Trwałe Ślady - Wolna Polska
Transkrypt
Trwałe Ślady - Wolna Polska
”Świadom jestem faktu, że treść tej książki wywoła liczne burze i chęć zemsty. Mimo tych obaw, podjąłem decyzję, by nie zabierać ze sobą do grobu tego wierzchołka góry lodowej. Mam podstawy, by twierdzić, że problemy PRL-u i III Rzeczypospolitej są celowo i starannie zasłonięte przed Narodem, przez wiele formacji politycznych różnych barw i ideologii, a szczególnie przez Żydów, licznie ulokowanych na różnych szczeblach władzy. Wierzę, że z czasem i sprawdzeniu wielu tu opisanych spraw, historia i historycy, a także politycy przyznają mi rację”. ”(…) 4 stycznia 1972 roku w Warszawie zebrał się Centralny Komitet Żydów w Polsce. Mam wykaz nazwisk i tematy tam omawiane. Chodzi o to, żeby polską gospodarkę uzależnić i firm i finansjery żydowskiej w taki sposób, by po kilku latach Żydzi mieli decydujący wpływ na to, co się dzieje w Polsce. Wtedy, gdy otrzymałem te materiały nie byłem jeszcze politykiem ogarniającym swą wiedzą tę dziedzinę życia i polityki i dlatego nie zwróciłem większej uwagi na te sprawy. Jeśli poruszano temat Żydów, uważałem, że to Polacy “przeginają” niepotrzebnie temat. Absorbowały mnie sprawy związków zawodowych, problemy budownictwa i praca mojej brygady. Dlatego nie analizowałem informacji otrzymanej od przyjaciela i nie przywiązywałem dużej wagi do tego tematu. Ten jednak dał mi kolejną notatkę, z której wynikało, że 4 marca 1972 roku ponownie zwołano Centralny Komitet Żydów w Polsce. W czasie tego spotkania zajmowano się osobami narodowości polskiej, zajmującymi kluczowe stanowiska w administracji państwowej, partyjnej i wojskowej. Najogólniej rzecz biorąc Żydzi podzielili ludzi sprawujących władzę na swoich i obcych. Postanowiono odsuwać od władzy i z życia społecznego ludzi nieżyczliwych Żydom. Nadal jednak dość chłodno odnosiłem się to tych wiadomości. Poważnie zainteresowałem się sprawą dopiero po otrzymaniu kolejnej informacji mówiącej o nadzwyczajnym posiedzeniu prezydium Centralnego Komitetu Żydów, w dniu 11 czerwca 1978 roku, w którym zasiadały osoby, które jednocześnie pełniły wysokie funkcje w polskim rządzie i w Biurze Politycznym PZPR. Rozpatrywano tam sprawę podwyżek cen na artykuły żywnościowe, w tym mięsne aż o 80%. W czasie obrad tego żydowskiego prezydium padły tam słowa: “Trzeba potrząsnąć drzewem, żeby spadły zepsute owoce”. Tymi “zepsutymi owocami”, które chciano strząsnąć z drzewa mieli być Gierek i Jaroszewicz. Wytypowane zostały zakłady, w których dojdzie do rozruchów, a więc będzie to “Ursus” i radomski “Walter” oraz “Naftoremont”. Oszołomiony tą informacją z początku nie mogłem uwierzyć, że możliwe jest takie manipulowanie załogami robotniczymi. Jednak po dwóch dniach słyszę w Sejmie jak Premier Jaroszewicz mówi: Mięso i jego przetwory zdrożeją o 69%, a drób o 300%, oraz, że towarzysz Pierwszy Sekretarz Edward Gierek popiera te podwyżki. Następnego dnia po wystąpieniu Premiera Jaroszewicza, tj. 25 czerwca dochodzi do fali strajków i protestów w Radomiu, Ursusie i Płocku. 26 czerwca odbywa się telekonferencja Edwarda Gierka z Pierwszymi Sekretarzami Komitetów Wojewódzkich PZPR. Gierek mówi: Uważam, że w ciągu dnia jutrzejszego i w poniedziałek muszą odbyć się we wszystkich miastach wojewódzkich masowe wiece. Nawet po sto tysięcy ludzi, muszą to być ludzie dobrani. W oparciu o dobrany materiał muszą towarzysze powiedzieć, że nie popierają metod chuligańskich i narzuconej woli niewielkich grup. Towarzysze, jest to potrzebne jak słońce, jak woda, jak powietrze. Jeśli tego nie zrobicie to będę musiał się zastanowić”. W trakcie pełnienia funkcji szefa Komisji oraz członka Biura Politycznego, generał zaproponował mi przewodniczenie polskiej delegacji na Zjazd Partii w Kampuczy. Ze względu na zdobycie nowego doświadczenia i poznania tego egzotycznego kraju, chętnie się zgodziłem. Po powrocie poszedłem do niego, by zdać mu relację z tej wizyty, a on przywitał mnie pochwałą: Wiem, że przyjęto wasze wystąpienie bardzo dobrze i dużo rozmawialiście z Pierwszym Sekretarzem i członkami ich Biura Politycznego. Następnie zapytał mnie: Co ciekawego zauważyliście w ich życiu działalności? Zwięźle i konkretnie przedstawiłem generałowi przebieg całego Zjazdu, oraz tematy poruszane w czasie naszych rozmów. - Czy już wszystko, spytał, innych uwag nie macie? - Mam, ale wolałbym ich nie przedstawiać, bo nie chcę was towarzyszu zdenerwować. - Mimo to, proszę powiedzcie mi, o co chodzi, bo nie lubię niedomówień. - Oni, towarzyszu generale, cieszą się z faktu, że są inną rasą niż my Europejczycy i, że nikt z Europy nie może wmieszać się w ich władzę. - A konkretnie, o kogo im chodzi? - Konkretnie o Żydów. Oni bardzo dokładnie wiedzą, co Żydzi robili w ZSRR będąc w NKWD i kto to był Beria. Znają też nazwiska naszych Żydów w Polsce i tych, co w Ameryce doszli do fortun i władzy. I z tego są szczęśliwi, że ich ten rak, jak sami mówili, nie toczy. Jaruzelski pomyślał chwilę i odrzekł: - To nieprawda, że nie mają swojego raka. U nich tym rakiem są Wietnamczycy i oni mogą się w ich rasę wmieszać. A w ogóle, rozumując jak wy, towarzyszu Siwak, doszlibyśmy do podważenia przyjaźni między narodami. A przecież chodzi nam po dobre stosunki i przyjaźń między narodami. - Towarzyszu generale (przerwałem niegrzecznie), dlatego nie chciałem wam o tym mówić, ale skoro już o tym mowa, to uważam, że dobre stosunki między narodami to sprawa, o którą warto i trzeba walczyć i umacniać te stosunki. Natomiast sprawa, nazwijmy to mniejszości narodowej, i to takiej, która wcale pięknie się nie zapisała w naszej historii, to jeszcze inny problem. Dlatego proszę was, poprzestańmy na tym, co już zostało powiedziane. Ta rozmowa umocniła generała w przekonaniu, że jestem źle do Żydów nastawiony, sam tolerował ich, a często nawet głośno mówił, że Żydzi są inteligentniejsi od Polaków. O tym, że tak sądził, świadczyć może sprawa Urbana, któremu powierzył funkcję Rzecznika Prasowego rządu”. Mój kolega z MSW, stwierdził tak: “Wielu generałów, którzy chcieli awansować, dało namówić się na żony Żydówki, bo one były gwarancją, że będą lojalni. Mój przyjaciel, generał Wacław Czyżewski, wyjaśnił mi tę sprawę tak: Kiedy skończyłem studia i awansowałem, to wezwano mnie do kadr i mówią – Towarzyszu generale, zapowiadacie się na dobrego dowódcę i jest przed wami duża przyszłość, ale musicie rozwieść się z żoną, a my wam damy inną – nie Polkę. Oczywiście, że odmówiłem, bo po pierwsze, mieliśmy już troje dzieci, a po drugie, sam sobie żonę wybrałem i nie pozwolę, by ktoś mi dyktował w tych sprawach. Oczywiście, że to zważyło na moich awansach. Byliśmy z Moczarem przyjaciółmi i wszystko o sobie wiedzieliśmy – mówił generał Czyżewski. Przecież całą okupację dowodziliśmy partyzantką na Lubelszczyźnie i tajemnic przed sobą nie mieliśmy. I ten głupi Mietek uległ im i rozszedł się z żoną Polką. Przez całe życie tego gorzko żałował i zmądrzał dopiero przed śmiercią, gdy stwierdził: Pochowajcie mnie między Polakami na Porytowych Wzgórzach”. Rozdział XXII książki Albina Siwaka pt: „Trwałe Ślady”. A gdyby pan Wieteska prowadził taki dialog ze społeczeństwem, jak pisał w Trybunie w dniu swego wyboru na szefa warszawskiej organizacji, to z tego dialogu dowiedziałby się, że w województwie, w którym szefuje SLD jest kilkaset tysięcy emerytów i rencistów, którzy przez dwa lata otrzymują tyle, ile pan Wieteska za jeden miesiąc. I gdzie tu dialog głodnego z sytym? Małą książeczkę, broszurę napisałem w 1981 roku, w roku IX Nadzwyczajnego Zjazdu Partii, a jednocześnie w okresie najsilniejszego umocnienia się „Solidarności” i odchodzenia z partii ludzi, którzy jej opuszczać nie powinni. Oto wstęp do tej książeczki: „Ja, robotnik budowlany, zwracam się do was robotnicy w całym kraju, byśmy nie pozwolili sobą manipulować nikomu. Toczy się bardzo złożona i chytra walka, właśnie o klasę robotniczą i o klasę chłopską /…/. Zwracam się do was w sprawie zwracania legitymacji. Dlaczego zwracacie legitymacje partyjne wy, którzy macie czyste ręce i sumienia? Robotnicy, którzy powinniście rozliczyć złodziei. Wy chcecie odejść, bo nie możecie znieść myśli, że jesteście w jednej partii z ludźmi, którzy zawiedli was. To nie wy powinniście z tej partii odchodzić, a wszyscy ci, co partii użyli do własnych, brudnych spraw. A wy ich powinniście wyrzucić!”. Jakże pasują te słowa również do obecnej sytuacji. Z partii wtedy także odchodzili dobrzy, uczciwi ludzie, bo widząc zło w partii woleli od tego zła odejść. W tym okresie „Solidarność” miała podobno 10 milionów członków. A dziś? Ze źródeł solidarnościowych wynika, że około miliona, a składki płaci podobno połowa tego. Można postawić to samo pytanie, które ja zadałem w 1981 roku robotnikom – członkom PZPR. Dlaczego właśnie wy odchodzicie? Wy, sól i kręgosłup „Solidarności”? Odpowiedź otrzymujemy od ludzi, którzy w 1980 roku i później gorąco wierzył i w ideały „Solidarności”, a teraz przekonali się, że niewiele lub wcale nie zrealizowano z tego, co wtedy, tam w Gdańsku sami głosili. Widzimy, że nie my robotnicy mamy wpływ na to, co dzieje się w Polsce. Po naszych plecach do władz weszli ludzie mający inne cele i że są to ludzie noszący w swych sercach nienawiść do Polski i Polaków, ale sprytnie przykrywają ją miłym, aczkolwiek sztucznym uśmiechem. Tak mówią dziś zawiedzeni i rozgoryczeni Polacy, którzy zawierzyli swym przywódcom i doradcom, którzy podobno byli namaszczeni do pełnienia wysokich funkcji we władzach. Czyż nie tak samo było przez całe dziesięciolecia w PZPR? Czy robotnicy, na których opierała się siła partii i którzy byli szkieletem i fundamentem partii, mieli coś do powiedzenia w tych najżywotniejszych sprawach Polski? Nie, oni niewiele mieli dopowiedzenia w najważniejszych sprawach kraju. Za nich decydowało grono osób, którym jak ojciec w testamencie dano wieczną władzę i monopol na wiedzę. W widoczny sposób odchodzili od zasad i statutu partii. Wykorzystywali swe wysokie funkcje, by urządzić siebie i swoich najbliższych. Takich ludzi było dość sporo, podobnie zresztą jak obecnie w „Solidarności”. A tym, którzy nie chcieli dołożyć ręki i nagiąć się do różnych brudnych spraw, wtedy i dzisiaj przypina się łatę „nie nasz”. Cóż mogli wtedy zrobić ci „nie nasi” i co teraz mogą zrobić ci współcześni „nie nasi”? Wtedy nawet nie mogli głośno mówić, że nie podoba się im i nie chcą uczestniczyć w tym brudnym interesie. Mogli zamanifestować swoje niezadowolenie i rzucić legitymacje, i to zrobiło dość dużo osób. Co mogą dziś zrobić ci, co widzą zło w działalności swych kolegów? Dziś mogą głośno protestować i nawet są tacy, co to robią, ale i teraz koledzy natychmiast dorobią im opinię, że przeszli na stronę „komuchów”. Niestety, u nas zapanowała moda, że każdą, choćby najbardziej słuszną krytykę, traktuje się jak osobisty atak, na który trzeba odpowiedzieć odwetem. Gdy 16 lutego 2000 roku w Pałacu Staszica odbyła się oficjalna promocja moich wspomnień z Libii pt. „Od łopaty do dyplomaty”, nie znalazł się nikt, kto wyrażałby się negatywnie o moim pisaniu i dopiero kilka miesięcy później spotkałem się z krytyką. Do głosów krytyki, zawsze przywiązywałem dużą uwagę. Rozsądna krytyka jest twórcza i wręcz niezbędna, ale pod warunkiem, że krytykowany urząd lub człowiek, chce tych krytycznych głosów słuchać i wyciągać z nich wnioski. Krytyczne głosy moich czytelników, dotyczyły różnych elementów wspomnianej książki i do żadnego z tych czytelników nie czułem pretensji, żalu czy złości. Był tylko jeden głos, z którym nie zgadzałem się, ponieważ czytelnik zarzucał mi, że piszę, gdyż chcę być sławny i że, mimo iż mój czas się skończył, ja rzekomo nadal chcę zaistnieć. Nie zgadzam się z tą opinią, bo uważam, iż jest wobec mnie fałszywa i nie ma w niej niczego wspólnego z prawdą. Dlaczego więc napisałem tamtą książkę? Dlaczego napisałem także tę książkę pt. „Trwale ślady”? Od chwili, gdy rozpocząłem swą aktywną działalność związkową i później polityczną, starałem się nie być biernym wobec otaczającej mnie rzeczywistości. Chciałem mieć prawo głośnego wypowiadania swojego zdania i własnych opinii na wiele spraw. Jeśli człowiek żyje aktywnie, obserwuje i uczestniczy we wszystkim, co się wokół niego dzieje i stara się wyciągać z tego wnioski, to wówczas nie sposób milczeć i nie podzielić się tym ze swoimi przyjaciółmi i współtowarzyszami pracy j i działalności. W burzliwym 1981 roku odbył się IX Nadzwyczajny Zjazd Partii. Polska lewica j wierzyła, że najwyższy organ władzy politycznej, wówczas Zjazd rządzącej partii,! zdoła wypracować program, który zaakceptuje cały naród, członkowie partii i bezpartyjni. Również ja nie byłem wyjątkiem i wierzyłem w taką możliwość, mimo, że prywalnie od członka Biura Politycznego, pierwszego sekretarza Białorusi, Maszerowa wiedziałem, że wśród członków ich Biura dojrzewa myśl, że tego ustroju dalej nie należy umacniać. Doszli oni do wniosku, że przy tej gospodarce nie da się wypracować należytego poziomu życia ludzi i wcześniej czy później może dojść do rozruchów i siłowego obalenia tej władzy. To oczywiście było wielką tajemnicą części ich władzy, ale te koncepcje przenikały również do Polski. Również u nas byli ludzie, którzy nie mieli już serca do dalszego powtarzania, że ten ustrój jest najlepszym ustrojem na świecie. My, lewica, zdawaliśmy sobie sprawę, że ta myśl drąży tę skałę bardzo mocno, jak krople wody spadające na kamień i z czasem może ona rozsadzić wszystko to, co do tej pory uznawane było za fundamentalne i nienaruszalne. I u nas też byli ludzie, którzy mówili, że „tak dalej być nie może”, ale nie mówili jednocześnie tak, jak ludzie „Solidarności”, że odrzucimy wszystko i na gruzach zbudujemy nową Polskę, ale uważali, że nie wolno wyrzucać na śmietnik, również tego wszystkiego, co było dobre. Nie wolno powtarzać, że socjalizm miał tylko same złe strony, bo przecież obok zła, były też dobre strony. Nawet sam papież Polak (polskojęzyczny zdrajca Polaków/admin) zdenerwował przywódców z Zachodu, gdy powiedział. Cytuję: „W socjalizmie były liczne ziarna prawdy. Była opieka nad biednymi, mieszkania dla nich, oświata i służba zdrowia za darmo. A przede wszystko praca dla każdego, czego w obecnym ustroju nie ma”. A więc naszym zdaniem, należało to co dobre zachować, a wszystko co złe odrzucić. Ale takich rozwiązań bali się i w Rosji i u nas. Na to trzeba było odwagi i czasu, a tego drugiego wtedy już nie było. Opozycja robiła wszystko, żeby zdobyć władzę, a my żeby jej na razie nie oddać. Przecież żyją jeszcze ci członkowie naszego Biura Politycznego, którzy na własne uszy słyszeli jak Gorbaczow, będąc jeszcze Pierwszym Sekretarzem, mówił: „Powinniście porozumieć się z opozycją i dopuścić ją do okrągłego stołu i do władzy”. Mówi to do nas Polaków w Polsce, gdy w prawie całej Polsce były już strajki. Skoro to mówił, to znaczy, że wiedział, co mówi, po co i do kogo. Świadczyło to o tym, że Maszerow prawdę mówił, że u nich są takie ciche rozmowy i myślą o tym. Te fakty dowodzą niezbicie, kto i kiedy urodził koncepcję okrągłego stołu. W tym czasie, ja jeszcze głęboko wierzyłem i właśnie w tej broszurce pisałem o tym, że wszyscy ludzie pracy, bez względu na przynależność partyjną i związkową, powinni tworzyć program odnowy partii i związków. Po prostu Program Odnowy Polski, ale na fundamentach socjalizmu, dlatego, żeby zachować jego dorobek, który jest ludziom niezbędny i dobry. Szczególnie zwracałem się do delegatów IX Zjazdu, gdyż ich uważałem za drożdże i zaczyn tej sprawy. Ale na Zjeździe ta część delegatów, która należała do „Solidarności”, co innego miała już w głowie. Ich cele były inne. Intuicyjnie wyczuwałem, a było to poparte notatkami Kiszczaka, ze głowę i mózg „Solidarności” stanowią nie Polacy. W strukturach „Solidarności” mieliśmy wtedy ogromną ilość konfidentów i każdy człowiek z jej kierownictwa był bardzo dobrze przebadany, włącznie z jego pochodzeniem. I mnie, jak powiedział prezydent Kwaśniewski, niewiele brakowało, abym wstąpił do „Solidarności”. Tylko, że ja, w odróżnieniu do całej masy mych kolegów robotników, dobrze wiedziałem, kto tworzy człon „Solidarności” i że wykorzystają robotnika Wałęsę, by uderzyć w podstawy konstytucyjne systemu socjalistycznego, Wiedziałem, że ta niepolska „Solidarność” zburzy to, co gwarantowała Konstytucja PRL-u, z jednej strony obowiązki państwa ludowego, a z drugiej prawa wszystkich Zagwarantowany obowiązek zatrudnienia, obowiązek Państwa zagwarantowania zdobyczy, takich jak bezpłatne leczenie, dostęp do bezpłatnej nauki, mieszkania dla każdej rodziny, warunków do wypoczynku i godnych świadczeń emerytalnych. Dziś, po dwudziestu latach od tamtych wydarzeń, nie mam satysfakcji, że dokładnie przewidziałem dzisiejszą rzeczywistość. W ciągu całej powojennej historii państwo polskie nie było w tak złej sytuacji, jak jest obecnie. Odbywa się złodziejska wyprzedaż polskiego majątku narodowego w obce ręce. Zakłady produkcyjne. które zawsze, nawet w krajach wysoko rozwiniętych i kapitalistycznych, pozostają w ręku państwa, na przykład zakłady zbrojeniowe, w dzisiejszej Polsce, są sprzedawane pod płaszczykiem walki z pozostałościami komunizmu. Pod hasłem restrukturyzacji sił zbrojnych trwa proces zmniejszania liczebności Wojska Polskiego do poziomu poniżej norm uznawanych w świecie za odpowiednie do liczebności naszego narodu. Wobec wzrostu przestępczości, jakiego nie notowano w Polsce od czasu odzyskania niepodległości bytu państwowego w 1918 roku, Polacy nie czują się bezpieczni. Podejmowane przez nielicznych parlamentarzystów próby określenia ponad partyjnych zagadnień, które należałoby traktować dziś jako obronę polskiej „racji stanu” oraz „interesu narodowego” są traktowane jako nieistotne, a inicjatorów tego ponad partyjnego porozumienia z powodu ich właściwego podejścia do patriotyzmu, ośmiesza się i nie dopuszcza do pełnienia funkcji publicznych i państwowych. Całe moje życie wiązało mnie z lewicą, bo ta z założenia ukierunkowana byta na walkę o sprawiedliwość społeczną. Sam na własnej skórze odczułem nienawiść ludzi, którzy z lewicą wiązali się nie z pobudek ideowych, ale tylko z chęci osiągania profitów, jakie daje władza. Przykłady działania takich ludzi opisałem w rozdziale mówiącym o działalności Komisji Skarg i Interwencji przy KC PZPR oraz w rozdziale „Stare kadry, stare metody”. Odczułem też nienawiść ludzi prawicy, którzy nie byli zdolni obiektywnie ocenić mojej pracy, a nienawidzili mnie tylko dlatego, że byłem człowiekiem lewicy. Jest to bardzo bolesne, bo etymologicznie człowiek prawicy powinien być człowiekiem prawym, a więc sprawiedliwie oceniać drugiego człowieka, nie na podstawie jego poglądów, ale na podstawie tego, kim jest i jak postępuje. Postępowanie tych ludzi, którzy z reguły przyznają się do wiary katolickiej, jest niezgodne z zasadami tej wiary, albowiem jest łamaniem jednego z kanonów tej wiary: „Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego”. Ludzie prawi, obojętnie czy są ludźmi prawicy, czy lewicy potrafią przestrzegać tej zasady, bo wiedzą, że odstępstwo od niej prowadzi jedynie do niepotrzebnych i szkodliwych podziałów w narodzie. A przecież, gdybyśmy my, Polacy, wzajemnie się akceptowali i szanowali, to nic nie stałoby na przeszkodzie, abyśmy razem realizowali wspólne dobro Narodu. Sam Jezus Chrystus nie raz gorszył faryzeuszów, gdy dawał przykłady takiego postępowania np. ucztując z celnikami. Czy my Polacy musimy zachowywać się jak faryzeusze, którzy siebie tylko uważają za sprawiedliwych, a wszystkich pozostałych rodaków z pogardą osądzają? Również historia jest świadkiem, że Polska miała wielu wspaniałych synów, którzy mając przekonania lewicowe byli wzorowymi katolikami. Wystarczy dobrze przeczytać Katechizm Kościoła Katolickiego, by zauważyć, że nie ma sprzeczności między wiarą w Boga, a przekonaniami politycznymi. Obecnie jestem w SLD i miałem okazję być na wielu zjazdach, kongresach i spotkaniach. I z przerażeniem zauważyłem, że na nich rej wodzą tacy ludzie jak Jerzy Wiatr, Stanisław Wroński, Jan Wieteska i inni im podobni, którzy nie powinni być w tej lewicy. Ci ludzie zawsze traktowali partię jako falę nośną do koryta władzy. To tych ludzi miałem na myśli pisząc list otwarty do Millera. Niestety i tu się zawiodłem, bo efekty tej walki są mizerne. Tak Leszek Miller, jak i prezydium SLD, pozostawili mój list bez odpowiedzi. Na łamach prasy, pani profesor Maria Szyszkowska, pośrednio odpowiedziała na mój list w ten sposób, cytuję: „W istocie mam poczucie pewnej śmieszności swoich działań. Byłam przekonana, że osoby, których postępowanie zostało negatywnie ocenione przez Komisję Etyki nie znajdą się na listach wyborczych w 2001 roku. Fakt, że stało się inaczej, był dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem, bardzo przykrym. Wyznam, że mam w tej chwili poważny dylemat wewnętrzny. Bo nie rozumiem, po co partia powołuje Komisję Etyki, jeśli osoby ocenione bardzo źle przez tę komisję otrzymują poparcie partii w wyborach.” Pani Maria Szyszkowska jest profesorem filozofem oraz Przewodniczącą Komisji Etyki Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a jej wypowiedź dotyczy znanych działaczy SLD. Kto wobec tego w Polsce, może być dziś wiarygodnym adresatem apeli, postulatów i refleksji społecznych, czy wręcz przestróg narodowych? Adam Mickiewicz pisał: Nasz naród jak lawa, Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi, Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi Ten wielki wieszcz narodowy, adresował ten apel do braci Polaków, a szczególnie do młodej generacji naszego Narodu. Dzisiejsza walka o Polskę i byt Narodu Polskiego, według mnie, jest jeszcze trudniejsza niż była przez ostatnie dziesięciolecia, a nawet wieki. Bowiem w przeszłości, kryterium wyboru było klarowne. Skoro Polska była w niewoli, polską racją stanu i interesem narodowym, było uchronienie Narodu przed wynarodowieniem i odzyskanie niepodległości. Dziś mówi się, że III Rzeczpospolita odzyskała wreszcie wolność. Ale, o jaką wolność chodzi i dla kogo ona jest? Czy chodzi o pełną wolność, tzn. polityczną, ekonomiczną, kulturalną, religijną itd.? Czy te różne odmiany wolności służą całemu Narodowi, czy tylko wybrańcom? Co na początku XXI wieku robi się z tą „wolną III Rzeczpospolitą”? elity polityczne, które do tej pory, nie raczyły zapytać własny Naród o zgode czy Polska ma stać się członkiem ponadnarodowego systemu politycznego Europejskiej, próbują na siłę wprowadzić naszą Ojczyznę w ten do końca układ. W tak niezwykle ważnej, o przełomowym znaczeniu dla naszej ( sprawie, nie pozwala się Polakom samym o sobie decydować. W czasie, gdy emeryci nie mają na leki, matki na wykarmienie swych dzieci, pod dyktando Brukseli polska władza przeznacza astronomiczne pieniądze na propagandę pro-europejską. 95% programów telewizyjnych przesycone jest nachalną propagandą w szkołach, samorządach i w każdej sferze życia publicznego, odbywa się pranie polskich mózgów. A tymczasem, ta przyszłość, którą nam gotują niesie wiele niewiadomych i wiele zagrożeń. Dopiero teraz SLD wprawdzie wspomina o referendum, ale zaraz (wstąpienie do Unii Europejskiej jest jedyną i najlepszą drogą rozwoju Polski) propaguję się Unię, a jednocześnie nie wyjaśnia się Narodowi, co niesie ze wejście do Unii Europejskiej, jakie koszty już teraz ponosimy i jakie z te zagrożenia. A przedsmak tego Naród coraz bardziej odczuwa na własnej skórze. Według mnie, największym zagrożeniem jest pomijanie całkowitym milczeniem kwestii uregulowania równowagi pomiędzy dwoma graniczącymi potęgami: Rosją i Niemcami. Od wieków, gdy Polska była na tyle potężna, by jako państwo buforowe utrzymać się w stanie tej równowagi, to zawsze byt to okres dobry dla rozwoju kraju. Ilekroć Polska równowagę tę traciła, a tak jest niestety dzisiaj, wówczas Niemcy i Rosja dogadywały się ponad nami, nie pytając nas o zdanie. Jak uczy wielowiekowe doświadczenie, zawsze był to okres dla Polski zły i najczęściej kończył się tragicznie. Jeśli ktoś przeciwny temu rozumowaniu zarzuci mi, że myślę po staremu i że stare czasy już minęły, to każdemu takiemu „przed szkodą” i „po szkodzie głupiemu Polakowi” daję do przemyślenia przykład, tak rzadko pozytywnie ocenianego Władysława Gomułki. Gdy w latach sześćdziesiątych, w związku z postępującą normalizacją stosunków między Związkiem Radzieckim, a Republiką Federalną Niemiec, Nikita Chruszczow uznał, że najwyższym wyrazem tej normalizacji będzie mianowanie ambasadorem ZSRR w Bonn swego zięcia Adżubeja. który był redaktorem naczelnym „Izwiestii” /Prawdy/, wówczas polski przywódca wywołał burzę. Wystosował ostry protest, gdyż uznał, że dogadywanie się Moskwy i Bonn bez udziału Warszawy godzi w polską rację stanu i polski interes narodowy. I ten wielki przywódca wielkiego mocarstwa uznał, że musi ustąpić Gomułce. Zrozumiał rację Polski i nie chciał stracić w Polsce sojusznika. Do zacieśniania niemal rodzinnych stosunków, pomiędzy ZSRR i RFN nie doszło. Pytam się więc, czy od 1989 roku, w „wolnej Polsce” znalazł się choć jeden taki przywódca? Dlaczego nikt, z oficjalnie sprawujących władzę w Polsce, nie raczy głośno powiedzieć, co jego zdaniem, w obecnym okresie historycznym jest polską racją stanu i polskim interesem narodowym? Nie jest trudno zmienić sojusznika nie jest też trudno znaleźć sojusznika nowego, ale trudniej jest zdobyć się na odwage i umieć wobec tego sojusznika walczyć o własną tożsamość narodową i obronić tę tożsamość. Na to jednak, żaden z ludzi obecnej elity władzy, zdobyć się nie może, nie potrafi lub po prostu nie chce. Myślę, że o te sprawy, które są najważniejsze dla każdego uczciwego Polaka walczyć będzie już nie moje pokolenie. Wszystkie te problemy spadną na barki młodych dziś jeszcze Polaków. Dlatego też ja, robotnik budowlany, działacz związkowy i partyjny, pracownik dyplomacji, zwracam dziś z apelem do młodych Polaków: Młodzi! Polki i Polacy! Ojczyzna nasza stoi przed wyzwaniem początku XXI wieku. Tym wyzwaniem jest proces integracji Polski z Unią Europejską. Proces ten jest zagrożenie dla polskiej tożsamości narodowej poprzez utratę autonomiczści naszego państwa, do której dojść może w przypadku trwałej utraty równowagi politycznej pomiędzy dwoma ościennymi potęgami – Rosją i Niemcami. Jeśli negatywne poczynania nie zostaną w Polsce zahamowane i odwrócone, to wówczas przyszłe pokolenia Polaków będą musiały odzyskiwać wolność z bronią w ręku. Takiego scenariusza obawiam się najbardziej, kiedy z trwogą obserwuję polską scenę polityczną i zabiegi polskich elit politycznych. I dlatego właśnie dla was napisałem „Trwałe ślady”. Młodzi Polacy, uczcie się historii własnego narodu, abyście jak najlepiej poznali najżywotniejsze dla własnego narodu potrzeby. Abyście nauczyli się, jak najtrafniej określać najlepsze dla naszego Narodu i Państwa sposoby i możliwości zapewnienia dobrej i spokojnej przyszłości własnych dzieci i przyszłych pokoleń. Wierze:, że jeśli nie pozwolicie odejść w niepamięć historii własnych przodków, to Polska trwać będzie w rodzinie Narodów Europy, bogata tożsamością własnego Narodu. Jestem z lewicy i czuję jak człowiek lewicy, ale przekonany jestem, że musi narodzić się nowa lewica, uczciwa i patriotyczna. Lewica patriotyczna, nie lewica kosmopolityczna. Lewica wolna od przywar, wad i grzechów lewicy mojego pokolenia, Lewica oczyszczona z łajdaków i karierowiczów. Wierzę, że taka lewica w imię dobra Narodu, to jest szerokich mas biednego i średniozamożnego społeczeństwa polskiego, potrafi wyprowadzić naszą Ojczyznę z grożących obecnie i przyszłości niebezpieczeństw. Myślę, że są tacy historycy, którzy historię traktują uczciwie i posługując się prawdą, nie tworzą wyimaginowanej historii pod zapotrzebowanie kolejnych elit. Wierzę, że spokojnie przeanalizują, przemyślą i napiszą prawdę, że okres PRL-u nie był czasem straconym. To nieprawda, że wszystko to, co z tego okresu pochodziło, było złe, jak często mówią niektórzy nawiedzeni prawicowcy. Wyobraźmy sobie przez chwilę, co by to było, gdyby po drugiej wojnie światowej. władzę w Polsce przejęła prawica. Wówczas Stalin, czyli Związek Radziecki, zająłby Polskę, tak jak zajął nasze wschodnie ziemie. Nikt z Zachodu złego słowa nie powiedziałby mu i nie stanął w obronie Polski. Już dużo wcześniej, nie pytając Polaków o zdanie, Zachód ułożył się ze Stalinem i oficjalnie zaakceptował jego pozycję podziału. Gdyby władzę w Polsce przejęła prawica, to ZSRR byłby zainteresowany, żeby państwo polskie było słabe i małe, a historycy dobrze wiedzą dlaczego. Na zachodzie, Polska miałaby granice po staremu i byłaby wtedy nie państwem, ale księstwem kadłubkowym. Są na to dokumenty, że nasi zachodni przyjaciele, bez sprzeciwu zaakceptowali wschodnią granicę i wcale nie walczyli o posunięcie Polski na zachód. Prawda jest taka, że to Stalin wymusił na zachodnich przywódcach, obecną zachodnią granicę Polski. A ze względów militarnych. Tego, co zabrali nam na wschodzie, nigdy nie bylibyśmy w stanie im odebrać. Ale to nie wszystko. Jeszcze w latach 1981 -1986, gdy byłem członkiem Biura Politycznego, usłyszałem z ust marszałka Kulikowa wręcz nieprawdopodobną historię, w którą wtedy nie uwierzyłem i nikomu z tego ani słowa nie powiedziałem. Bałem się, że ci, którym bym to opowiedział, potraktowaliby mnie jak chorego umysłowo, a i bez tego dorabiano mi niesamowite historie. Rok później, będąc na wczasach na Krymie w Związku Radzieckim, usłyszałem tę samą historię, ale w innym towarzystwie. Na tych samych wczasach, przebywał z nami ówczesny ambasador ZSRR w USA Dobrynin. Miesiąc wspólnego pobytu, to dość długo na zdobycie zaufania, a liczne wycieczki, plażowanie i długie kolacje, zbliżały ludzi. Jednego dnia Marian Woźniak, który wtedy był pierwszym sekretarz Warszawy i członkiem Biura Politycznego, wyciągnął mnie na ryby w towarzystwie Dobrynina. Po dwóch godzinach łowienia, odszukał nas i dołączył generał Tadeusz Dziekan, wtedy pracownik KC PZPR. Kiedy panowie wypili pół litra pszenicznej, to rozmowa zeszła na okres wybuchu wojny w 1939 roku. W pewnym momencie Dobrynin zaczął nam mówić to samo, co rok wcześniej, podczas kolacji w Gdańsku, powiedział mi Kulików. Tak Kulików, jak i Dobrynin mówili o dowodach na to, że Związek Radziecki miał w sztabie Hitlera dwoje swoich ludzi. Jeden był Szwajcarem, a drugi Niemcem. Na tego typu ludzi, Rosjanie nigdy nie żałowali złota i dolarów, bo uważali, że byli oni więcej warci, niż kilka dobrych dywizji wojska. Wiktor Kulików i Dobrynin podkreślali, że wojny wygrywa ten, kto ma lepiej i wyżej umieszczonych szpiegów. Z opowiadania obu Rosjan wynikało jasno, że Kreml posiada wiedzę, iż na długo przed wybuchem wojny, Anglicy prowadzili liczne rozmowy z rządem Hitlera, w których sugerowali ratowanie pokoju w Europie kosztem Polski. Według wywiadu radzieckiego, Anglikom przyświecał tylko jeden cel, a mianowicie umocnienie swoich imperialnych celów kosztem Polski. Przy okazji, chcieli też umocnić swoją pozycją w Europie. Mówiąc jasno, rozmawiano o takim samym pakcie jak Ribbentrop zawarł z Mołotowem. Różnica polegała na tym, że Stalinowi udało się, a Anglikom nie. W miejscowości Hosum w Szlezwik-Holsztynie, w pobliżu granicy duńsko-niemieckiej, w posiadłości Birgera Dahlerusa, w sierpniu 1939 roku, doszło do spotkania z Hermanem Goeringiem, generałem Bodensohatzem, Sekretarzem Stanu Kornerem i Radcą Ministerialnym Gertnerem. Generał Bodenschatz, 30 lipca 1939 roku, towarzyszył Goebbelsowi podczas jego wizyty w Warszawie i stal na czele misji, która przybyła do Gdańska w celu dokonania dyskretnej inspekcji i oceny fortyfikacji granicznych. Niemcy chcieli dobrze wiedzieć, jakie trudności napotkają ich oddziały, w pierwszym okresie zaatakowania Polski. Już wtedy w Szelzwiku-Holsztynie, Anglicy proponowali zwołanie konferencji czterech mocarstw w monachijskiej obsadzie, oczywiście z wyłączeniem Polski. W całkowitej dyskrecji przed ministrem Józefem Beckiem, zastanawiano się, jak usunąć przeszkodę pod tytułem „Polska”. Od lata 1939 roku do lata 1941 roku, odbyło się kilka spotkań na szczycie, na których Anglicy i Niemcy omawiali sprawy polskie, ale o sprawie niepodległości Polski, w ogóle nie było mowy. Sprawę tę starannie ukrywano przed rządem Polski w Londynie, a szczególnie przed generałem Sikorskim. Według relacji naszych radzieckich rozmówców, kiedy dowiedział się o tej sprawie Sikorski, to szykował się do męskiej rozmowy z lordem Halifaksem, ale zanim do niej doszło, Sikorski zginął w katastrofie na Gibraltarze. Radzieccy szpiedzy stwierdzali, że w ścisłym otoczeniu Sikorskiego był zamachowiec. O tym fakcie dobrze wiedziało kilka osób. Według Dobrynina, na podstawie faktów, można śmiało stwierdzić, że polskie sprawy omawiane były jeszcze przed Jałtą, Ku rozczarowaniu Brytyjczyków, Hitler nie okazał zainteresowania propozycjom Anglików, gdyż pod naciskiem Goeringa stwierdził: „Po co mamy dzielić się Polską z Brytyjczykami, jak całą sami weźmiemy?”. On wtedy już wiedział, że sam całą Polskę zdobędzie. Kolejną propozycję spotkania w sprawie Polski, w dniu 5 września 1939 roku, złożyły Hitlerowi Włochy, Anglia i Francja. Oficjalnym celem spotkania miało być omówienie postanowień wersalskich, które są przyczyną poważnych napięć w Europie. Szczyty angielskiej władzy widząc bezskuteczność zabiegów swoich przedstawicieli w sprawie Polski zdecydowały, że na te rozmowy pojedzie sam lord Halifax. Tenże Anglik powiedział na tym spotkaniu, że: „Doszliśmy do przekonania, iż pięćdziesięcioletni pokój światowy można by oprzeć na następujących fundamentach: Niemcy są panującą siłą na kontynencie europejskim, ze szczególnymi w południowowschodniej Europie prawami”.„ Sam Dirksen, który udał się w tajnej misji do Berlina, był zaskoczony i rozczarowany brakiem zainteresowania Hitlera i Ribbentropa tym tematem. Zastępca Ribbentropa, Ernst von Wejzaecker sporządził własnoręcznie taką notatkę: „Gdybyśmy tylko chcieli, to w sprawie podziału Polski moglibyśmy podjąć z Brytyjczykami rozmowy i układy”.„ Taka jest obiektywna prawda, mówił Dobrynin i kiedyś zostaną odtajnione archiwa brytyjskie i niemieckie. A wymowa tych faktów jest aż nazbyt czytelna, by nie zauważyć, że Brytyjczykom chodziło o taki sam układ, jaki w sprawie Polski zawarł Stalin z Hitlerem, podpisany przez Ribbentropa i Mołotowa. Nie mylili się Kulików i Dobrynin, gdy mówili, że fakty te i tak wyjdą na jaw. Coraz częściej w Niemczech i Anglii spotkać można na ten temat publikacje książkowe. Szczególnie niemieccy autorzy opublikowali liczne fotokopie protokołów z rozmów i dokumentów. Anglicy, jakby wstydząc się tej części własnej historii trochę piszą, ale raczej ostrożnie. Hitler uważał, że nie ma potrzeby kontynuowania rozmów z Anglikami, gdyż sam, bez ich pomocy zdobędzie wszystko. Z ich zachowania wysunął jednak wnioski i oświadczył, jak pisze Ernst von Waizaecker, że „Brytyjczycy nawet palcem niekiwną, gdy napadniemy na Polskę”. Jak wspomniałem, na zachodzie ukazało się już sporo publikacji na ten temat, ale widać, że obecnej formacji w Polsce niezbyt zależy na polskich tłumaczeniach, tak ważnych dla Polski spraw. Myślę, że najtrafniejszą ocenę tych zdarzeń zawarli sami Niemcy w swych dokumentach, cytuję: „Tak się ułożyły losy Polski, że dwie żywotne dla narodowego bytowania decyzje zawdzięczają Polacy dwóm dyktatorom: Arogancji Hitlera, bo zignorował fiasko monachijskich zabiegów i propozycji Brytyjczyków wobec Polski. A Stalinowi granice na Odrze i Nysie” Gdy wybuchła wojna w 1939 roku, państwa zachodnie dały niepodważalne dowody, że chociaż usta miały pełne zapewnień o gwarancji dla Polski i chociaż miały z Polską zawarte traktaty to, gdy Hitler napadł na Polskę, to żadne z nich nie stanęło w obronie Polski. I dziś jest podobnie, bo nikt na Zachodzie nie chciałby za Polskę, ani ginąć, ani nawet palca skaleczyć. Ktoś w tym miejscu powie mi, że przecież są traktaty pokojowe, które Polska podpisała, aby zagwarantować sobie pokój i bezpieczeństwo. A ja, na podstawie faktów historycznych twierdzę, że w przeszłości podpisywano mnóstwo traktatów i gwarancji pokojowych, ale tylko po to, żeby lepiej przygotować się do wojny i napaść z zaskoczenia. Przesadzam? A więc kilka faktów: Polacy zamieszkujący Ziemie Odzyskane nie posiadają prawa własności, są tylko wieczystymi użytkownikami nieruchomości. Według zapisów w księgach wieczystych, właścicielami są Niemcy. 13-go października 2000 roku, w czasie dyskusji w Sejmie nad ustawą uwłaszczeniową, ówczesny Minister Spraw Zagranicznych – Władysław Bartoszewski powiedział: „ (…) jeśli właściciele na ziemiach zachodnich czują się zagrożeni, to jest to ich subiektywne odczucie. (…) nie istnieje bowiem zagrożenie, ani co do integralności granic Polski, ani co do własności Polaków, regulowanych polskim prawem. (…) Zagrożenie naszych granic mogloby się logicznie łączyć z zagrożeniem dla własności, ale suwerenność Polski nad całym obszarem naszego państwa jest chroniona normami prawa międzynarodowego „. czyżby wypowiadając te słowa pan „profesor” Bartoszewski zapomniał jak brzmi odnośny zapis w „Traktacie o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy” zawartym między Polską, a Niemcami w dniu 17 czerwca 1991 roku? Punkt piąty tego traktatu brzmi: „Obie strony oświadczają zgodnie: niniejszy Traktat nie zajmuje się sprawą obywatelstwa i sprawami majątkowymi”. Podczas tej samej debaty sejmowej, na której uspokajał Polaków minister Bartoszewski, Waldemar Pawlak wprost zapytał: „Dlaczego prezydent Aleksander Kwaśniewski i solidarnościowy rząd nie chcą nadać Polakom prawa własności”. Niestety, ani prezydent, ani nikt z rządu, nie raczyli udzielić odpowiedzi w tan ważnej kwestii. W takim razie może rzeczywiście obawy, co do przyszłości tych ziem po wejściu Polski do UE są przesadzone? Odpowiedzi na to pytanie udzielają sami Niemcy. Oto 24 maja 1998 roku, minister Klaus Kinkiel udzielając wywiadu dla Frankfurter Algemeine Sonntagszeitung powiedział: „Sprawa majątku wypędzonych nie powinna być łączona z rozmowami o rozszerzeniu Unii. Kwestia prawna jest dla rządu federalnego jednoznaczna. Sprawy majątkowe stanowią problem bilateralny i są nadal otwarte”. Wypowiedź ta była jakoby preludium do Rezolucji, jaką trzy dni po tym wywiadzie przyjął Bundestag (Parlament) Republiki Federalnej Niemiec: „Niemiecki Budestag apeluje do rządu federalnego, aby aktywnie kontynuował swą niezmienną politykę w stosunku do Niemców wypędzonych z ojczyzny, przesiedleńców i mniejszości niemieckiej na Wschodzie, i aby nadal skutecznie reprezentował uzasadnione interesy tych grup”. (…) „Niemiecki Bundestag podziela pogląd rządu federalnego -oraz wszystkich poprzednich rządów federalnych – który wypędzenie Niemców z ich odziedziczonych ojczyzn w związku z zakończeniem II wojny światowej zawsze traktował jako wielką niesprawiedliwość i jako sprzeczne z prawem międzynarodowym”. Co oznacza sformułowanie „sprzeczne z prawem międzynarodowym” 6 lipca 1998 roku wyjaśnił Kanclerz Niemiec – „orędownik pojednania polsko-niemieckiego” – Helmut Kohl: „Członkostwo w UE oznacza również przyjęcie jej prawodawstwa”. Kropkę nad „i” postawił rzecznik rządu federalnego, który na pytanie o roszczenia wysiedlonych wobec Polski, oficjalnie oświadczył: „Rząd niemiecki traktuje sprawę jako otwartą”. Minęły cztery lata, zmieniły się rządy, a sprawa własności Ziem Zachodnich , nadal nie została rozwiązana. Kolejne rządy i prezydent Kwaśniewski jako priorytet uznały wejście Polski do Unii Europejskiej. Czyżby nie chcąc drażnić naszych zachodnich sąsiadów unikają definitywnego rozwiązania kwestii suwerenności Polski i nienaruszalności jej granic? Wobec takiej uległości, a wręcz podkładania się polskich przywódców, nikogo nie może dziwić coraz większe rozzuchwalenie w swoich roszczeniach strony niemieckiej. 22 i 23 czerwca 2002 roku Polskie Radio i TV, we wszystkich dziennikach poinformowały, że w Niemczech coraz większą rolę odgrywają ci, którzy otwarcie domagają się anulowania dekretów, na mocy których po zakończeniu II-giej wojny światowej z Polski wysiedlono ludność niemiecką. Niemcy z naciskiem podkreślają, że chcą wrócić na swoją ziemię! Myślę, że powyższe fakty wystarczą by przekonać tych, którzy dotąd uważali, że przesadzam w swych obawach. Wątpliwa to jednak satysfakcja z przekonania kogokolwiek, jeśli nadal mam poważne obawy. Chciałbym wiedzieć, kto zagwarantuje Polakom, że Żydzi i pół-Polacy oraz cała zgraja Żydofilów, któregoś dnia, w imieniu Narodu, nie zmieni zdania i nie uchyli tych dekretów?! Wróćmy jednak do przerwanego wątku i dywagacji na temat możliwych scenariuszy w powojennej Polsce. Na podstawie przedstawionych faktów możemy przypuszczać, co by było gdyby w powojennej Polsce władzę objęła prawica. Spróbujmy jednak dalej podrążyć ten temat i pomyśleć jeszcze o innym rozwiązaniu. Gdyby wtedy władzę wzięli kapitaliści i nie byłoby socjalizmu, to co by to oznaczało dla zwykłych, a szczególnie biednych ludzi? Kto na przykład rozwiązałby kwestię mieszkaniową po wojnie? A przecież międzynarodowe statystyki zapisały, że jeśli idzie o substancję mieszkaniową, to Polska była aż 48 razy więcej zniszczona niż Francja. Najlepszą jednak odpowiedź udzieliło nam Polakom dwanaście lat transformacji w Polsce. Mamy kapitalizm, a jeszcze dziesięć lat temu mieliśmy ogromny potencjał budowlany, przemysł i kadry. Nie było tak jak po wojnie, gołe ręce, gorące serca i zapał do pracy. Przez dziesięć lat tego nowego, kapitalistycznego ustroju, zbudowano tyle mieszkań Polakom, co w czasach Gierka zbudowano przez jeden rok. W dodatku duży procent z tych nowo zbudowanych mieszkań stoi puste, gdyż ludzie nie posiadają tylu pieniędzy, by je kupić. . A w tym samym czasie, w mieszkaniach, które dzisiejsi dziadkowie otrzymali od Polski Ludowej, często jak śledzie mieszkają trójpokoleniowe rodziny. Mówią, że mają jeszcze szczęście, bo wielu im podobnych zostało już wyrzuconych na kapitalistyczny bruk. Wyobraźmy sobie teraz, ilu byłoby obecnie bezdomnych, gdyby nie te mieszkania z okresu PRL-u i gdyby nie wyciąganie wtedy z „bieda chałup” obecnych mieszczuchów. Czy ktoś zaprzeczy, że gdyby nie mieszkania wybudowane w Polsce Ludowej, to dziś problem oczekujących na mieszkania byłby o wiele bardziej tragiczny? Szansę na komunalne mieszkanie mają obecnie tylko nieliczni, ponieważ pieniądze podatnika nie idą na autostrady, mieszkania, służbę zdrowia czy oświatę, ale w zdecydowanej większości na pensje tych nowych kapitalistów, o których, jak pisała prasa, trafnie powiedział Przewodniczący „Solidarności”, Marian Krzaklewski: „Teraz kurwa my!…”. (My to znaczy, – kto? My Polacy! Czy my Żydzi – panie „Krzaklewski”?). Na całym świecie, a więc również w Polsce, naturalnym pragnieniem ludzi jest taki ustrój, który gwarantowałby system sprawiedliwości społecznej. Żeby nie byto w nim aż takich biegunów biedy i bogactwa. To jest przyczyna, że ludzie żyjący w państwach, gdzie brakuje sprawiedliwego podziału dóbr, tak chętnie popierają wszelkie przemiany ustrojowe, które przynajmniej dają nadzieję na to, że nowa władza będzie bardziej uczciwa i sprawiedliwa. Dlatego właśnie, wszelkie rewolucyjne hasła były witane jako dobre i swoje, gdyż w swoich programach zawsze głosiły sprawiedliwość społeczną. I zawsze z taką rewolucją, z takim nowym ruchem! i na plecach takiej nadziei zabierali się ludzie, którzy w takich okazjach widzieli falę nośną, która wyniesie ich do władzy i pieniędzy. Ci obłudnicy do perfekcji opanowali znajomość haseł, które są miłe masom, a gdy masy im zaufały i dały im władzę, to szybko umacniali się na swych posadach i zapominając o hasłach troszczyli się tylko o własne płace i przywileje. Na całym świecie nie maleje ta masa ludzi tęskniących za sprawiedliwym ustrojem, za życiem i pracą, za poczuciem bezpieczeństwa socjalnego. Ludzie i cale narody wciąż wierzą głęboko, że nawet najgorsze zło przemija, że co jakiś czas padają niesprawiedliwe ustroje, nawet te, które wydawało się, że są tak bardzo mocnej iż sanie do obalenia. Powstają nowe, aczkolwiek nie zawsze lepsze od poprzedniejszego, bo wszystko zależy od ludzi, którzy są przy władzy. Nie ma idealnych ustrojów! i nawet twórcy obecnego kapitalizmu sami przyznają, że ich kapitalizm nie jest doskonały, ale zaraz dodają, że na razie lepszego nikt nie wymyślił. Ale nie do końca mówią prawdę, bo nie wspominają, że ten kapitalizm z końca XX wieku zmodyfikowali i unowocześnili właśnie pod wpływem zmian dokonanych w świecie, w wyniku Rewolucji Październikowej i zdobyczy bloku byłych państw demokracji ludowej. Prawo wyborcze dla kobiet, dla Murzynów, Mulatów i Azjatów większość państw kapitalistycznych ustanowiła dopiero między pierwszą, a drugą wojną światową. Niemała część tych praw, jako wartości ogólnoludzkie i niepodważalne, zostały uznane przez kapitalizm dopiero wiele lat po drugiej wojnie światowej. Jeśli nawet uznać, że na razie nikt lepszego systemu od kapitalizmu nie wymyślił, to wcale nie znaczy to, że nie trzeba o tym myśleć. Warto w tym miejscu zauważyć, że w trakcie tych poszukiwań trzeba zwrócić uwagę na to, co stanowi fundament kapitalizmu i socjalizmu. Mówiąc skrótowo, kapitalizm, jak sama nazwa wskazuje, szczególną uwagę zwraca na pojęcie kapitału, który jest najwyższą wartością. W socjalizmie natomiast jest „socjal”, co oznacza bezpieczeństwo socjalne konkretnego człowieka. A więc z jednej strony „kapitał” – rzecz, a z drugiej człowiek – osoba. Wsłuchując się w głosy narodów świata, a szczególnie ludzi młodych, możemy dowiedzieć się, czego lęka się zdecydowana większość ludności świata i czego oczekuje od sterników polityki światowej. Coraz głośniejsze słychać głosy, że ludzie nie chcą żyć w ciągłym strachu, dość mają biedy i poczucia zagrożenia. Z nadzieją oczekują systemu, który zagwarantuje, że bez względu na to, czy jesteś bogaty, czy biedny, nikt nie będzie mógł tobą pomiatać jak śmieciem. A świat dzisiejszy daje liczne dowody, że nie tylko pojedynczy ludzie lub grupy ludzi, ale cale narody są pogardzane za swą biedę przez resztę świata. W sercach tych ludzi narasta gniewna fala, z której rodzi się bunt upokarzanych przez małe garstki ludzi, którzy rządzą światem i zagarniają dla siebie wszystkie dobra. Nawet taki autorytet jak Papież mówi o obowiązku dzielenia się z tymi biednymi, z których wyzysku i pracy żyją rządzący. Ale i na ten głos są głusi i nadal romadzą bogactwa, tyranizują świat i z obojętnością przyglądają się, że miliony ludzi umiera z głodu i nędzy. Trzecim rozwiązaniem może być droga, którą poszły Chiny. To, co obecnie dzieje się w Chinach napawa strachem kapitalistycznych sterników. Wielu oburzy się i powie, że jest to egzotyka, o której nie można mówić pozytywnie. A jednak obserwując wieloletnią ewolucję i stały rozwój poziomu życia w Chinach trzeba przyznać, że właśnie takie rezultaty odpowiadają tęsknotom wielu partii i wielu narodów. Nie dziwię się, że młodzi ludzie powielają i przekazują z rąk do rąk skrót referatu premiera Chin o wytycznych na lata 20012005. Obserwując historię narodów, nie trudno zauważyć pewną prawidłowość. Otóż tak dziwnie układają się losy narodów, że tam, gdzie jakaś mniejszość narodowa nachalnie sięga po władzę i po dobra wypracowane przez naród, którego jest gościem, a jednocześnie gardzi tym narodem, to wcześniej niż później naród powie dość tego. Daliśmy wam gościnę, a wy w ten sposób się odpłacacie? Takich u siebie nie chcemy! A w starciu z tym gniewem narodu, nikt nie wygra, a już z pewnością nie ci, przeciwko którym ten gniew się skieruje. Na nic się zdadzą przygotowane zabezpieczenia. To nic, że mają władzę i prawo przez siebie ustanowione. Tego prawa i tej władzy zagniewany naród nie uszanuje, bo nie dla jego dobra zostały ustanowione. A więc ta siła władzy mniejszości jest złudna, bo wystarczy iskra, by całe systemy padały i nie tak zabezpieczone, a cóż dopiero mniejszość przeciwko większości. Co jeden wymyśli i zrobi, to inny jest w stanie wymyślić, jak to obalić i obali. Ten nowy system, który stworzą nowi ludzie nie musi być kopią z historii, czy być zabarwiony na czerwono lub niebiesko. To może być barwa bardzo narodowa. oparta na chrześcijańskiej tradycji. Przecież nie raz Jan Paweł II wspomina o systemie gospodarki rynkowej opartej na zasadzie solidaryzmu społecznego. Jakże bliskie jest to i patriotom z lewicy, jak i z prawicy. A takie myśli dojrzewają na świecie, a szczególnie wśród młodych ludzi. Coraz więcej jest na ten temat w prasie światowej, mimo, że bardzo nie podoba się to możnowładcom rządzącym tym światem. Wiele sław naukowych popiera te poglądy i sprzyja tej myśli. Dziś problemem numer jeden w Polsce i na świecie są dwa problemy: Dach nad głową i praca. Tymczasem w Polsce wyrzuca się rodziny na bruk i jak niedawno podała telewizja, z tego powodu zanotowano już 5,5 tysiąca samobójstw, a można spodziewać się, że będzie jeszcze gorzej, gdy w życie wejdzie ustawa o uwolnieniu czynszów. Oznaczać to będzie, że tak jak w XIX wieku właściciel będzie dyktował dowolny czynsz i jeśli lokatora nie będzie stać na zapłacenie, to będzie miał prawo wyrzucić go na bruk. Kto wymyśla takie prawo, które skierowane jest przeciwko narodowi? Komu na tym może zależeć, żeby Polacy nie mieli dachu nad głową i stali się wygnańcami we własnej Ojczyźnie? A przecież codziennie w Polsce nadal dzieją się te tragedie. Ja sam, będąc tego roku na Mazurach, zetknąłem się z tragicznym skutkiem tej potworności, gdy młoda matka z półroczną córeczką rzuciła się pod pociąg. Pisałem o tym w jednym z wcześniejszych rozdziałów. I tu chcę przypomnieć elitom rządzącym, że w Polsce nawet przedwojenny kapitalizm nie był tak nieludzki i jeśli spełniony był chociaż jeden z dwóch przypadków, to nie wolno było eksmitować z mieszkania. Pierwszy to fakt, że wszyscy w tej rodzinie są bezrobotni, mimo, że starają się o pracę. I drugi, jeśli określono, że ta rodzina ma biedę absolutną i to nie z jej powodu, ale braku pracy. W Polsce, gdzie podobno prowadzi się prorodzinną politykę, tych ograniczeń nie wprowadzono, mimo, że coraz więcej ludzi pozostaje bez pracy. To jest gorzej niż średniowiecze. Obecnie poza Polską, we wszystkich krajach kapitalistycznych wszyscy ludzie bezrobotni są objęci tzw. minimum socjalnym, z którego całkiem przyzwoicie można nie tylko wyżyć, ale opłacić mieszkanie i utrzymać samochód. To tylko w Polsce mógł się pojawić taki dziwoląg będący owocem twórczości prawicy, tzw. „Kuroniówka”. Jest to jałmużna, która nie wystarczy na godne przeżycie, ale skutecznie upodli. A i ta jałmużna jest ograniczona w czasie, bo kiedy już wystarczająco upokorzy się nieszczęśnika, to wtedy nie daje się nic i pozostawia się jego i jego rodzinę własnemu losowi. Dla poprawienia nastroju rządzących statystyki obejmują tylko tych, którzy „mają prawo do kuroniówki”. Zaiste, jest to najdziksza forma kapitalizmu, jaką udało się wcielić w życie u progu Trzeciego Milenium. Coś takiego mogli wymyślić tylko ludzie, którzy śmiertelnie nienawidzą Polaków i pragną ich zguby. Nie jest to jednak wynik głupoty elity władzy w Polsce. Jest to przemyślana forma eksterminacji części społeczeństwa, któremu w normalnych warunkach należałyby się godziwe renty i emerytury, na które zresztą sami sobie ciężko przez cale życie zapracowali. Ale, po co płacić? Można tak ustawić ceny lekarstw i usług medycznych, tak pogmatwać w służbie zdrowia, żeby biedny emeryt prędzej umarł, niż zrozumiał, o co tu chodzi. A może to tylko przypadkowa zbieżność z wizjami świata rysowanymi przez światową masonerię? Przecież oni nie kryją swoich poglądów mówiących, że światu nie potrzebna jest tak duża liczba ludzi. Trzeba ich leczyć, nakarmić, dać im mieszkania i pracę. Trzeciej wojny światowej nie wywołają, bo technologie zabijania są już tak rozwinietę, że może nie być ani zwycięzców, ani pokonanych. Lokalne wojenki są dobre, bo trochę ludzi wyginie, a i zyski z produkcji zbrojeniowej są nie małe. Należy j więc, stworzyć takie warunki, w których duża część ludności świata, nie tylko Polski, została wciągnięta w pułapkę światowych finansów, z których nie ma wyjścia. To głównie ekonomia stała się orężem światowej masonerii w masowej eksterminacji wielu narodów świata. Już dawno bowiem postanowili, że wystarczy 50% tej ludzkości, która obecnie zamieszkuje ziemię. W grudniu każdego roku czcimy pamięć tych, co oddali swe życie za wolną i sprawiedliwą Polskę. To dobrze, że o nich pamiętamy. Źle jest jednak, że ta rocznica staje się okazją do dzielenia na swoich i obcych, na porządnych Polaków i nieporządnych. Że znajdują się tacy, którzy pamięć o tych poległych traktują instrumentalnie i wykorzystuj ą jako oręż do walki, do bezczeszczenia pamięci tych złych i uświęcania tych dobrych. Dobrze, że pamiętamy o masakrach robotników z okresu PRL-u, bo ta pamięć jest jak bolesna przestroga, nad którą trzeba się zadumać i zastanowić. Źle się jednak dzieje, gdy jednocześnie zaciera się milczeniem, omija rocznice i udaje, że nic się nie zdarzyło i nikt nie złożył ofiary z życia w naszej polskiej państwowości w okresie np. II Rzeczpospolitej. Są mogiły, na których nikt nie składa nawet skromnego kwiatka i są poległ i, za których w żadnym kościele nie odprawia się Mszy Świętej, chociaż i oni oddali swoje życie, oddali za te same ideały. W tym miejscu chciałbym i o nich przypomnieć, chociaż te daty i fakty są dostępne dla każdego Polaka, który uda się do archiwów akt dawnych i nowych. Oto 21 listopada 1918 roku w kopalni „Saturn” w Czeladzi, zastrzelono 5 górników, a w majątku Kozłowo, powiat Płock, zastrzelono 8 robotników rolnych. W listopadzie 1923 roku, na fali postulatów socjalnych miały miejsce krwawe wydarzenia krakowskie. Zabito wtedy 18 cywilów i 14 żołnierzy, a rannych od kuł było aż 200 osób. W Borysławiu zastrzelono 3 robotników, a w Tarnowie 5. 9 lutego 1926 roku, w Kaliszu zastrzelono 9 bezrobotnych domagających się pracy. W okresie od 21 czerwca do 9 lipca 1932 roku, w powiecie Lesko dochodzi do starć chłopów z wojskiem i policją, w których od kuł ginie aż 90 osób, a ponad 100 osób otrzymuje wyroki więzienia. W połowie 1933 roku, władze sanacyjne usiłowały przeprowadzić pacyfikację wsi w powiatach: Ropczyce, Rzeszów, Łańcut. Zabito wtedy 40 chłopów i ciężko raniono ponad 400. 20 i 21 marca 1936 roku, w okolicach krakowskiego Barbakanu, policja zabiła 8 osób i raniła 25.16 kwietnia 1937 roku, pod Racławicami, z okazji rocznicy bitwy zebrało się 12 tysięcy chłopów. Rozpędzając tę uroczystość, policja zabiła 3 chłopów. 15 sierpnia 1937 roku, podczas manifestacji w Małopolsce, gdzie chłopi domagali się demokratyzacji ustroju i uczciwych wyborów, od kuł policji ginie 41 chłopów. Wielką historyczną wymowę ma ofiara Polaków poległych w czasie bratobójczych walk, podczas antykonstytucyjnego zamachu stanu, w dniach 12 i 14 maja 1926 roku. Różnie oceniany przez historyków zamach, co do następstw, ma jednak jednakową ocenę. Jak piszą historycy, dał on początek faktycznej dyktaturze w Polsce, z jej fatalnymi dla kraju skutkami. A zginęło w tym zamachu 379 Polaków. W moim odczuciu, ofiary krwi Polaków, nie można mierzyć różnymi miarami, bo wszyscy byli synami tej samej Ojczyzny. A już na pewno, te ofiary, nie mogą być wykorzystywane do wzajemnego obrzucania się przekręconymi pod doraźne potrzeby faktami. My, którzy dzięki nim żyjemy, musimy jednakowo czcić pamiętać wszystkich! zabitych Polaków, bo wszyscy oni byli naszymi braćmi, tej samej Ojczyzny Matki. Nie może to być jeden z tematów tabu. Ta pamięć ma wyrażać należną poległymi Polakom dziejową sprawiedliwość. Przerzucanie się tymi faktami /ofiarami tamtych lat/ przez lewicę i prawicę, a także niezrozumiały brak porozumienia w podejściu do żywotnych interesów Polski, nasuwa Narodowi odpowiedź, którzy rzeczywiście są lewicą, a którzy prawicą. Oceniając jednych i drugich po owocach ich pracy, tylko jedno można stwierdzić: Ani prawica nie jest prawicą, ani lewica nie jest lewicą. Albin Siwak - Bez strachu - WSPOMNIENIA STARE I NOWE - czyli jak ujarzmiano Polskę i Polaków. Recenzent Prof. dr hab. Andrzej Jezierski Redaktor Barbara Białecka by Albin Siwak 2009 Wydanie II tom I ISBN 978-83-930071-0-3(całość) ISBN 978-83-930071-l-0(toml) Nakładem Autora Uwagi Autora do wydania II Żeby podjąć walkę z zagrożeniami jakie nas Polaków czekają, należy dobrze poznać przyczyny, sposoby i ludzi, którzy za wszelką cenę próbują ujarzmić Polskę i Polaków. A tę walkę o Niepodległą Polskę musi podjąć cały Naród, gdyż już w tej chwili Polska nie jest niepodległa i nie jest niezależna! Międzynarodowe żydostwo przy pomocy otumanionych Polaków już dokonało i cały czas dokonuje ubezwłasnowolnienia nas Polaków. Walkę o Niepodległą Polskę należy podjąć w trybie pokojowym wykorzystując wszystkie istniejące narzędzia, istniejące w obecnym systemie politycznym. Takie możliwości i szanse są, ale zależą one przede wszystkim od poziomu wiedzy, od naszej znajomości faktów historycznych oraz od naszej wiedzy - o tym, kto i dlaczego dzień po dniu uzależnia Ojczyznę Polaków - Polskę, a także polską rację stanu od międzynarodowej mafii żydowskiej, która w celu zdobycia zaufania i okłamywania Polaków przyoblekła się w maskę przyjaźni i pomocy. Książkę jaką Państwo mają napisałem w celu przedstawienia prawdy i niezniekształconych faktów, które obecnie pomijane są w imię tak zwanej poprawności politycznej, tej prawdy mówiącej o zabiegach żydowskich jakie robili w XX wieku, żeby zdobyć władzę nad światem ujarzmiając stopniowo poszczególne kraje oszukańczymi hasłami demokracji. Ujarzmiali bezwzględnie i krwawo zwłaszcza kraje chrześcijańskie, takie jak np. Rosję i Polskę. W XXI wieku żydowskie dążenia zmierzające do opanowania świata nie uległy zmianie ani na jotę, dlatego również ta prawda, którą opisuję stanie się pomocna do rozszyfrowania ich celów, do których w sposób bezwzględny dążą obecnie, tj. w XXI wieku. Albin Siwak ALBIN SIWAK o sobie Urodziłem się 27.1.1933 roku w Wołominie. Ojciec Józef był mistrzem budowlanym, matka gospodyni domowa Czesława z domu Mielczarek. W 1935 roku rodzice przeprowadzili się na Pragę, gdzie mieszkaliśmy do 1945 roku. W 1944 na Pradze, podczas ucieczki ze strefy ostrzeliwanej przez Niemców, granat rozerwał się przed moją głową raniąc mnie ciężko i okaleczając na całe życie. Straciłem jedno oko, trzy palce u prawej ręki, a odłamek tkwiący w oku lewym, spowodował, że nie widziałem całkowicie ponad rok. Po operacji w radzieckim szpitalu wojskowym, usunięto ten odłamek i to pozwoliło mi odzyskać wzrok w jednym oku. W 1945 roku w czasie działań wojennych nasz dom został zburzony przez Niemców, co zmusiło rodziców do szukania innego mieszkania. Od 1945 roku mieszkam w Rembertowie, Sześć klas szkoły podstawowej skończyłem na Grochowie, siódmą, jako pełnoletni dla dorosłych w Warszawie. W 1945 roku ojciec mój jako członek PPS otrzymał stanowisko wójta na Ziemiach Odzyskanych w gminie Lutry, w pow. Reszelskim. Wyjechałem razem z ojcem i przebywałem tam do 1950 roku. W 1950 roku wróciłem do matki i siostry Lucyny do Rembertowa i zacząłem pracować w budownictwie M.D.M. Tak nazywało się przedsiębiorstwo budowlane, które budowało właśnie centrum Warszawy i „Marszałkowską Dzielnicę Mieszkaniową". Miałem wtedy 17 lat i naprawdę kochałem Warszawę i praca przy odbudowie Stolicy była moją pasją. Później pracowałem, jako brygadzista przy odbudowie Starówki i w wielu innych miejscach w Warszawie i na Pradze. W sumie w budownictwie przepracowałem zawodowo 31 lat i te lata uważam za najszczęśliwsze lata mojego życia. Od 1950 roku byłem społecznym działaczem związków zawodowych i poczynając od „męża zaufania" na budowie, przez 31 lat przeszedłem wszystkie stanowiska w Związkach Zawodowych, aż do wiceprzewodniczącego Zarządu Głównego Związku Zawodowego (ZZ) Budowlanych w 1979 roku. Wszystkie te funkcje pełniłem społecznie, pracując zawodowe na budowach jako brygadzista. W 1979 roku Kongres Związków Zawodowych wybrał mnie na członka Światowej Federacji Związków Zawodowych. W 1968 roku wstąpiłem do PZPR, z której po niecałym roku zostałem usunięty, za głoszenie prawdy o warunkach życia Polaków w Polsce. W 1969 roku przywrócono mi ponownie członkostwo w partii. Pełniłem społecznie funkcje pierwszego sekretarza w Kombinacie Wschód w Zakładzie Montażowym. Przez jedenaście lat pełniłem również funkcję Przewodniczącego Komisji Mieszkaniowej. W partii byłem członkiem Plenum Komitetu Warszawskiego, następnie członkiem Egzekutywy Warszawskiej. W 1979 r. zostałem wybrany na z-cę członka KC PZPR, a w roku 1981 zostałem członkiem KC PZPR i członkiem Biura Politycznego KC PZPR W latach 1981-1986 pełniłem funkcję przewodniczącego Komisji Skarg i Interwencji w KC PZPR i równolegle funkcję wiceprzewodniczącego Zarządu Głównego ZZ Budowlanych będąc jednocześnie członkiem Światowej Federacji Związków Zawodowych. O mojej 5-cio letniej pracy w Komisji Skarg i Interwencji w KC tak napisano w dokumentach X Zjazdu PZPR; początek cytatu: „Komisja Skarg i Interwencji w KC, za okres pięciu lat przyjęła i załatwiła sześć i pół miliona spraw z całego kraju. Z tego sam przewodniczący przyjął osobiście siedem tysięcy sześćset osób. Spraw, które zostały załatwione pozytywnie dla ludzi, było 68%. Większość z tych spraw była załatwiana w Komisjach Wojewódzkich, do KC trafiały sprawy, których w województwie nie załatwiono. " W 1986 skierowano mnie na placówkę dyplomatyczną do Libii, gdzie pełniłem funkcję ministra - radcy ambasady PRL w Trypolisie. Tam właśnie w 1987 roku zostałem wybrany przewodniczącym komitetu ds. trwałego upamiętnienia Polaków poległych w II wojnie światowej w obronie Tobruku i okolicznych miejscach. Na Cmentarzy Wojennym żołnierzy polskich w Tobruku postawiono 5 tablic odlanych w Polsce, które zawierały nazwiska ponad 100 poległych tam żołnierzy Wojska Polskiego. W 1990 roku zostałem odwołany z tego stanowiska i wróciłem do Polski. W 1990 roku miałem pełne czterdzieści lat pracy i zgodnie z ustawą sejmową przeszedłem na emeryturę. Po rozwiązaniu PZPR, byłem członkiem SLD, z którego to wyrzucono mnie za kadencji L. Millera i z jego inspiracji. Po roku próbowano zwrócić mi legitymację partyjną wraz z przeprosinami, ale odmówiłem. Za prace w budownictwie warszawskim otrzymałem następujące odznaczenia. •Brązowy Krzyż Zasługi w 1957 r., •Srebrny Krzyż Zasługi w 1969 r., •Złoty Krzyż Zasługi w 1974 r., •Krzyż Kawalerski w 1980 r., •Krzyż Oficerski w 1984 r. •Złota Syrenka za Odbudowę Stolicy 1971 r., •Medal za Wychowanie Młodzieży w 1980r., • Medale Międzynarodowe Związkowe. • Tytuł Człowieka Roku w 1979 roku oraz liczne medale resortowe. • W 1987 r. Rada Ochrony Pomników nadała mi Medal Złoty „Za Obronę Miejsc Pamięci Narodowej". Będąc na emeryturze napisałem i opublikowałem książki: 1. Od łopaty do dyplomaty, T. I, wyd. Toruń, 2000 r. 2. Od łopaty do dyplomaty, T. II, wyd. Zakład Poligraficzny „Libella", 2003 r. 3.Rozdarte życie. Warszawa, wyd.„Projekt", 2000. 4.Trwałe ślady „ Żywe kamienie „, wyd. Toruń, 2002. 5.Bez strachu, T. I, wyd. Printed by Europą 2008 r. 6.Historie niewiarygodnie prawdziwe, wyd. Regionalista, Olsztyn 2009 r. Książki wydaję z własnych funduszy i emerytury, którą pobieram w wysokości 1864 zł. z dodatkiem pielęgnacyjnym który przysługuje osobom po ukończeniu 75 roku życia. W październiku 2004 roku ówczesny marszałek Sejmu RP Marek Borowski (Berman) zaproponował mi wydanie książki Trwałe ślady w ilości 50. tysięcy egzemplarzy i 2. zł od sztuki, ale pod warunkiem, że usunę z niej wszystkie niekorzystne opisy o Żydach (o obywatelach polskich pochodzenia żydowskiego). Odmówiłem. Bardziej szczegółowo opisałem tę sprawę w rozdziale pt. W sejmie i w życiu. (str. 284) Wśród setek listów i dedykacji od czytelników moich książek są słowa podziękowania za to, że udało mi się ocalić od zapomnienia liczne fakty, decyzje i zdarzenia, które tworzą historię Polski, dzięki którym prawda - mimo ukrywania jej - ujrzy światło dzienne i dotrze do ludzi, że w każdym polskim domu powinna być moja książka. Spośród wielu setek listów i dedykacji wybrałem jedną, napisaną przez pana Józefa Wiśniewskiego w książce jego autorstwa pt. „Po różach, ale boso". Jakże trafnie ocenił on, nie wiedząc, że liczni czytelnicy, a wśród nich arcybiskup Ignacy Tokarczuk i ksiądz Józef Kluz oceniali tak samo to, co piszę. Czytając książki Albina Siwaka, doznaje się przedziwnego uczucia podziwu dla człowieka, który rozumiał potrzebę opisania tego, co robił, w czym uczestniczył i co o tym myślał. Napisać świat, który by schlebiał oczekiwaniom jest łatwiej niż opisać ten, który jest. Napisać prawdę i to wystarczy, by ci nie uwierzono. Mamy tego świadomość. Ale czy można inaczej? Tobie mój Przyjacielu, w podziwie za piękną postawę. Józef Wiśniewski Wszystkim moim przyjaciołom dziękuję z całego serca za umożliwienie mi dotarcia i skorzystania z zapisów kronik historycznych, encyklopedii i książek oraz wycinków z prasy światowej i polskiej. Dziękuję również osobom, które rejestrowały wybrane audycje telewizyjne oraz radiowe i przekazywały mi w celu wykorzystania w tej książce. Albin Siwak Rozdział I Szanowny Czytelniku! Większość łudzi, otwierając nową książkę, pomija przedmowę. Uważają, że czytanie wstępu to strata czasu, bo i tak z książki dowiedzą się, co autor chciał czytelnikowi przekazać. Myślę jednak, że jeśli idzie o tę właśnie książkę, przedmowa jest w niej najważniejsza i wyjaśnia, dlaczego w ogóle została ona napisana. Pokazuje, jakie argumenty i zdarzenia, jakie decyzje różnych ludzi i formacji politycznych stały się przyczyną napisania tej książki. A jest tych wydarzeń bardzo dużo i szkodą dla ludzi, szczególnie dla młodych pokoleń, byłoby gdyby nie poznali historii, w dodatku niezbyt odległej. Uważny czytelnik powie, że autor nie powinien zajmować się historią, że są od tego ludzie z tytularni: doktorzy nauk, profesorowie, historycy. Teoretycznie tak. Oni właśnie powinni zająć się historią i obiektywnie, bez naginania faktów dla potrzeb jednego czy drugiego ustroju, pisać tę historię i przekazywać młodzieży. Ale tak nie jest. Każda formacja polityczna ma swoich historyków i oni, na potrzeby tej formacji, napiszą taką historię, która danym politykom odpowiada. W dodatku ponad tymi formacjami politycznymi są pracujący dla nich ludzie, którzy pilnują, by tak kształtować historię, żeby ich ideologia, racja stanu, bohaterowie i hasła znalazły się na sztandarach. W oparciu o moje liczne spotkania z ludźmi, organizowane przez różne kluby, związki i domy kultury, śmiało mogę powiedzieć: całe pokolenia młodych Polaków nie znają historii swego kraju. I nie dlatego, że nie chcieli się jej nauczyć lub nie posiadają odpowiedniego wykształcenia. Chcieli się uczyć, mają wykształcenie, często tytuły naukowe, ale od zakończenia II wojny światowej do tej pory żadne szkoły, ani uczelnie wyższe nie uczyły i nie uczą prawdziwej, rzetelnej historii. Zdarza się, że w domach dziadkowie mówią o tej historii i przekazują ją wnukom, ale to rzadkość. To wyjątkowi ludzie, którzy zapamiętali fakty i potrafią je przekazać. Zdarza się, że spotykam ludzi, którzy różnymi sposobami i drogami zdobyli dobrą historyczną literaturę, posiadają prawdziwą wiedzę o ostatnim stuleciu, ale jest ich mało i są za tę wiedzę tępieni. Moje życie było bardzo bogate w wydarzenia i decyzje, gdy znajdowałem się na wysokich szczeblach władzy. Znałem wielu ludzi, do których zwykły człowiek nie mial dostępu. Sposób życia i prostolinijność oraz szczerość potrafiły mi ich zjednać. Pozyskiwałem ich zaufanie i mogłem prowadzić z nimi szczere rozmowy. A był to czas, gdy również najwyżsi rangą działacze bali się mówić prawdę. Dziś mógłbym nie pisać o wielu z nich, gdyż moi przeciwnicy zaraz dorobią do tego historię, że była to zdrada i że przyznawanie się do tych znajomości to hańba, bo to byli nasi najeźdźcy i ciemiężyciele. Ale i oni właśnie, gdy zaufali mi i gdy szczerze rozmawialiśmy, to mówili: „Nam, Rosjanom jest przykro, że oceniacie nas tak źle. To nie my nadaliśmy rewolucji te hasła i nie my ustanowiliśmy prawa i represje. Jesteśmy tak jak wy Słowianami i powinniśmy żyć w zgodzie". Ale to nie Słowianie zrobili rewolucję i nie Słowianie milionami mordują Rosjan. W gułagach i na zsyłkach Żydzi nie siedzą. Oni nas wsadzają i wydają wyroki. Gdy mówiłem, że sam widziałem Rosjan w NKWD i nie sami Żydzi są odpowiedzialni za te represje, odpowiadali mi: „Tak, masz rację. Zawsze znajdą się ludzie, którzy dla kariery zdecydują się na współpracę. Ale czy wy, Polacy, w czasie okupacji hitlerowskiej nie mieliście zdrajców na służbie u Niemców? Było ich wiele tysięcy, bo po wojnie dokładnie ich liczono. A jak carska Rosja wami rządziła i okupowała wasz kraj to nie było wielu tysięcy zdrajców, którzy pracowali dla cara? Nawet wasi biskupi, po odzyskaniu niepodległości, byli sądzeni za zdradę, a nawet wykonywano na nich wyroki śmierci. Sami Żydzi dzielili się na tych co idą do gazu i tych, co ich dozorowali i bili. Przykładem jest getto łódzkie, gdzie policja była formacją żydowską. W każdym narodzie byli zdrajcy i zawsze będą. U nas, Rosjan, też byli w czasie wojny zdrajcy, mimo że w każdej chwili groziła im śmierć z rąk partyzantów. A w czasie, gdy władzę zdobyli Żydzi, to zdrajcy nie tylko niczego się nie obawiali, ale to oni ferowali wyroki śmierci i żyli jak władcy niezagrożeni, a odwrotnie: nagradzani". „Myślisz, że nie chciałbym żyć w kraju, gdzie sami sobą rządzimy?" - mówił mi wiele razy Maszerow. Podobne rozmowy prowadziłem z marszałkiem Kulikowem i Piotrem Kostikowem. Trzeba by robić teraz nową, rosyjską rewolucję i obalić rządy Żydów, mówili, ale zaraz dodawali: „To obecnie niemożliwe, czuwają nad tym dobrze, mają we wszystkich strukturach władzy swoich ludzi, za samą taką rozmowę stracisz głowę". „Przecież - mówił Maszerow - w czasie rewolucji państwa zachodnie, a szczególnie USA, miały dobrą wiedzę kto robi u nas rewolucję. Prezydent USA Woodrow Wilson powiedział w swoim orędziu w 1919 roku, że rewolucja w Rosji to czysto żydowska rewolucja. Opanują całą władzę i zemszczą się na cerkwi rosyjskiej oraz inteligencji". I tak właśnie się stało. Ja, Albin Siwak, mam ważne powody, żeby nie zabrać do grobu tego, co wiem i co usłyszałem od wielu mądrych ludzi pełniących różne funkcje partyjne i wojskowe. Wiem, że czytelnik może to potraktować, za chwalenie się znajomościami i układami, ale ja nie zabiegałem o te znajomości i układy. Wiem, że moi przeciwnicy wykorzystają to, żeby zrobić ze mnie zdrajcę i osobę zhańbioną takimi znajomościami. Przecież mógłbym o tym nie pisać, nie ściągać na swą głowę słów pogardy, ale uważam, że należy dać świadectwo prawdzie. Jeśli tacy ludzie jak ja nie napiszą, to napiszą to inni, pod dyktando Żydów. Ważne powody, które skłaniają mnie, by o tym napisać, to przede wszystkim fakt, że mało jest ludzi lub nie ma ich wcale, którzy by swą wiedzę posiadali od ludzi wiarygodnych. A przecież ojciec mój nie miał powodów, by kłamać, gdy wiele razy opowiadał mi o różnych ważnych wydarzeniach. Jego dwaj rodzeni bracia też nie. Wierzę im, gdyż potwierdziły to inne źródła. Ojciec mój służył dwadzieścia jeden lat w carskiej armii. Jego bracia też (jeden dziewiętnaście, drugi szesnaście). Służyli przed, w czasie i po rewolucji. Byli świadkami wielu wydarzeń historycznych, które były i są przekręcane na potrzeby różnej maści polityków i formacji politycznych. Ponadto życie i moja funkcja pozwoliły mi poznać wielu Polaków, których rodziców car zesłał z Polski na Sybir, a ich dzieci później były rozwożone po całym Związku Radzieckim, zgodnie z potrzebami gospodarki i wojska. Ludzie ci przeżyli wiele tragedii i byli świadkami wielu zbrodni, a także ludobójstwa. Obok nich likwidowano tak zwanych wrogów Związku Radzieckiego, podciągając pod ten zarzut inteligencję rosyjską i każdego, kto miał odwagę mówić prawdę. Piszę to jako Polak i patriota. Nie mogę obojętnie patrzeć jak Żydzi przekręcają historię Polski Ludowej, ustroju, który sami stworzyli i w którym rządzili, sądzili i skazywali na śmierć. Jak z katów robią ofiary, jak z katów robią zasłużonych i prawych obywateli, kryształowych i uczciwych. A tak nie było, ani w czasie rewolucji październikowej, ani przez cały czas do śmierci Stalina. To nie tysiące Rosjan zostało zesłanych na ciężkie roboty, to miliony, jak obecnie szacują Rosjanie. W Polsce też nie chodzi o tysiące. Sama wschodnia Polska, czyli Kresy, to setki tysięcy Polaków wywiezionych w głąb Rosji. Okres Polski Ludowej to również czas zbrodni na polskich patriotach. Nawet samego Gomułkę uwięzili i szykowali mu proces o zdradę. A ilu przyjaciół Gomułki siedziało, ilu miało zasądzone wyroki śmierci. Cóż więc mówić o zwykłym akowcu. Dziś nagłaśnia się to, a polscy działacze partii prawicowych naśladują i pochlebiając żydowskim kolegom mówią: „To komuna mordowała naszych ludzi". Nie zająkną się, że sędziowie i kaci to byli Żydzi. MSW było całkowicie w ich rękach. Teraz odwraca się kota ogonem. Tak samo jest z mordowaniem Żydów w czasie wojny. Ileż to artykułów dotyczyło tego, że to Polacy i polskie obozy, i że to właśnie tam ginęli Żydzi. Tomasz Gros opisał w „Sąsiadach", że to Polacy wymordowali Żydów w Jedwabnem. A jeszcze przecież żyją świadkowie. Cóż będzie, gdy ich zabraknie? Okaże się, że to Polska wywołała II wojnę światową, że Polacy mordowali Żydów. Nie można patrzeć i milczeć, jak dobrze rozmieszczeni Żydzi znajdujący się w różnych formacjach politycznych i zajmujący odpowiedzialne stanowiska robią wszystko, żeby skłócić polskie społeczeństwo. I to im się dobrze, udaje. Żadna formacja polityczna, żadna ekipa rządząca, jakie do tej pory znajdowały się u władzy nawet nie próbowała budować zgody narodowej. Cały ich wysiłek idzie na to, żeby skłócić polskie społeczeństwo, żeby podzielić i poustawiać Polaków po różnych stronach barykady politycznej. Wiedzą dobrze, że takim skłóconym i podzielonym społeczeństwem łatwo jest rządzić. I ten fakt jest bardzo groźny, bo sytuacja w Polsce wymaga już od bardzo dawna zgody narodowej. Żydzi po mistrzowsku doprowadzili do tego, że w społeczeństwie brak jest instynktu samozachowawczego. Całymi latami wtłaczają do głów Polaków takie filmy i wiadomości, żeby otumanić społeczeństwo. Proszę tylko pomyśleć, jak nagłaśnia się wiele razy na wszystkich kanałach parady gejów i lesbijek. Idą w tych pochodach przywódcy partyjni i popierają manifestacje i żądania „kochających inaczej". Głośno jest na ulicy w sprawie nienarodzonych, a w Sejmie inne ustawy są mniej ważne niż ta. Na potwierdzenie tego, co piszę: Polskie Radio Program I, w dniu 5 maja 2007 roku o godzinie 9.00 w wiadomościach nadaje apel do posłów i polityków. „Połączcie swe siły i nie patrzcie na podziały polityczne. Sprawa jest najpilniejsza i najbardziej potrzebna w Polsce." O co chodzi? Oto do sądu wpłynęło 170 spraw o odzyskanie majątków. Są to spadkobiercy Niemców, którzy do II wojny światowej byli właścicielami tych gospodarstw, ale nie osiedlają się na nich, tylko je sprzedają i to nie Polakom, za duże pieniądze. Przypominam, mówi dziennikarz, że już ponad tysiąc gospodarstw spadkobiercy ci odzyskali i sprzedali na Warmii i Mazurach, ale naszym posłom, jak wielu ludzi mówi, ta sprawa jest obojętna. Mają oni własne, pilniejsze problemy. Problemy sprowadzające się do tego jak unurzać przeciwnika w błocie i skompromitować go w oczach ludzi, jak odebrać emerytury komuchom z MSW. Ale komu je odbiorą, jeśli propozycja ich przejdzie w Sejmie? Odbiorą nielicznym Polakom, którzy zostali w Polsce, bo 90% oprawców bierze wysokie emerytury, siedzi w Izraelu i śmieje się z tych zabiegów. Śmieją się, bo nasi przywódcy nie zrobią krzywdy swym braciom rozrzuconym po Zachodzie. Odebrać oczywiście należy, ale oprawcom i katom Polaków, a nie nielicznym uczciwym ludziom, bo tacy też tam pracowali. Wolińska, Michnik oraz cała masa funkcjonariuszy SB wiedzą, że mają w Polsce dobrą obronę, a na państwo Izrael nikt ręki nie podniesie. Nasza polska prasa pisała, że Żydzi zażądali 15% wartości tego, co utracili, a nasi przywódcy oświadczyli, że należy im się nie 15%, a 50% wartości utraconych majątków. Trybunał w Brukseli 2 i 3 maja 2007 roku nagłaśnia, że upomina rząd polski, który łamie prawa człowieka, bo nie pozwolił manifestować gejom i lesbijkom. Ale o najważniejszej dla Polaków sprawie cicho. Żaden polityk, żadna grupa społeczna nie wyszła na ulicę, żeby wymusić na Sejmie i rządzie uregulowanie własności na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Polska telewizja pokazała w marcu 2007 roku, że tysiąc polskich rodzin na Mazurach zostaje wyrzuconych z gospodarstw rolnych. Co tragedia polskich rodzin obchodzi Żydów i ich popleczników? NIC. Ale tu nasuwa się pytanie, czy polskie społeczeństwo całkiem zgłupiało? Idą na ulice w sprawach, w których porządny człowiek spaliłby się ze wstydu, a w sprawach wagi państwowej nie reagują. Tak właśnie prowadzi się barany na rzeź. Każdy polski rząd ma obowiązek budować zgodę narodową, a celowo tego nie robi. Taka jest brutalna prawda. I w tym miejscu mam prawo i obowiązek bić na alarm, pisać o tym, że to właśnie Żydzi nie szanują polskiego narodu. Wiedzą, że można Polakami manipulować, bo jesteśmy naiwnym narodem, i robią to po mistrzowsku. Dowodem na to co piszę są fakty: Potomkowie Żydów cały czas odzyskują dawne domy, chociaż odbudowali je Polacy. Ile razy będą żądać odszkodowań? A polscy dziennikarze prześcigają się, pisząc jak bardzo pilna to sprawa, że trzeba szybko wynagrodzić straty Żydom. O Polakach, którzy zostawili swoje mienie i domy za Bugiem nie napiszą ani słowa, że może trzeba by wynagrodzić tę stratę. Tu muszę z podziwem odnieść się do kunsztu i pomysłowości Żydów. Oni to potrafią zrobić doskonale. To jest jak dobrze rozpisana partytura dla orkiestry. Nikt nie gra dla siebie. Wszyscy w tej samej sprawie, chociaż każdy w innej części świata. Wywołają taką presję, żeby załatwić sprawę po swojej myśli. A polscy dziennikarze występują w tej haniebnej sprawie po stronie Żydów. Nie bronią Polaków i ojczyzny. To jest tragiczne. Często w mediach pojawiają się artykuły i filmy dokumentalne o Piłsudskim. Polska prawica lubi posłużyć się osobą Piłsudskiego. Cytuję go, jak również papieża Polaka. To uwiarygodnia w oczach społeczeństwa takiego polityka, który szafuje słowami tych osób. Żaden polityk nie zacytował i nie zacytuje słów marszałka Piłsudskiego, gdy przyjechał do Wilna po tym jak zajął je gen. Żeligowski. A mówił wtedy: „Gdy zajechałem do Wilna, parę dni po zajęciu go przez generała Żeligowskiego, widziałem ja i moi oficerowie, jak w całym mieście ludzie płakali ze wzruszenia i radości, oddawali żołnierzom cokolwiek mieli do zjedzenia. Pokazano mi kilkaset osób zabitych i nie pochowanych. Były dzieci i kobiety, starcy i żołnierze. To Żydzi strzelali z ukrycia i zabijali Polaków. Żydzi byli tu warstwą rządzącą, skazywali na śmierć i na wywózkę na Wschód Polaków. I to też ludność pamiętała. Teraz z ogromną trudnością polskie wojsko musi bronić Żydów przed samosądem i zemstą Polaków. Musiałem uspokajać ludność i żołnierzy, żeby nie doszło do samosądu". Ta notatka znajduje się w książce pt. „Sejm i Senat w 1922 i 1927 roku", której autorami są T. W. Rzepeccy, wydanej w Poznaniu w 1927 roku BEZ STRACHU – Generał Zygmunt Berling TOM I – CZĘŚĆ XII, Rozdział XI Albin Siwak Jako siedemnastoletni chłopak wróciłem z Mazur do Warszawy z marzeniem odbudowy stolicy. Moim drugim pragnieniem było zostać wojskowym. Ale inwalidztwo całkowicie wykluczało wojsko, o którym mogłem rzeczywiście tylko marzyć. Godzinami patrzyłem na równo maszerujących żołnierzy i oficerów. Rembertów, gdzie do dziś mieszkam, to nie tylko poligony i strzelnice, ale przede wszystkim uczelnie wojskowe, czyli kuźnia kadry oficerskiej. I chociaż co jakiś czas z powodów politycznych zmieniano nazwy tych uczelni, to najważniejsza zasada była i jest ta sama: wojsko, musi dobrze strzelać, prowadzić pojazdy itd., nieustannie się uczyć, bo przecież co pewien czas wchodzą nowe technologie, nowe uzbrojenie, ale wojsko to przede wszystkim ludzie których nauczono pięknie chodzić krokiem marszowym. To naprawdę było coś pięknego, gdy pluton czy kompania, a czasami cały pułk, dokonywał zwrotów w marszu i przed komendą “stój” przybijał w ziemię butami, aż ptactwo z pobliskich drzew uciekało spłoszone hukiem uderzeń zelówek o beton. Przyglądając się wówczas żołnierzom, którzy zapewne, żeby tak chodzić wylali morze potu, myślałem o tym, żeby w czasach pokoju nauczyć mężczyzn porządnie chodzić. Przykro nieraz patrzeć, jak mężczyzna dwudziesto – czy trzydziestoletni nie umie iść jak należy ulicą, powinno się każdego brać na takie przeszkolenie. Ale to były marzenia, zupełnie nie przystające do rzeczywistości. Nigdy nie pomyślałbym jednak o tym, że w swoim życiu poznam tylu wojskowych i to tak wysokiej rangi. A to, że będą przede mną stawać na baczność i salutować, absolutnie nie przychodziło mi do głowy. Tymczasem każdy służbowy lot samolotem, w kraju czy za granicę, miał to do siebie, że nim weszło się na pokład to dowódca – przeważnie generał, ale niekiedy pułkownik – składali członkowi biura meldunek o sprawności maszyny i celu lotu. Gdy zostałem członkiem Komitetu Centralnego to zdarzało się i to dość często, że zapraszano nas na różne ćwiczenia i pokazy sprawności naszego wojska. Właśnie w takich okolicznościach poznałem generała Berlinga. Rano pojechałem na lotnisko wojskowe, skąd mieliśmy lecieć do Szczecina-Dąbia na zakończenie ćwiczeń. Obok mnie stała grupa generałów, z którymi się przywitałem. Za chwilę doszedł generał Władysław Hermaszewski, rodzony brat polskiego kosmonauty i zameldował generałowi Siwickiemu, że samolot jest gotów do startu. W czasie lotu generał Berling, siedzący parę foteli przede mną, zaczął się rozglądać, aż po chwili wstał i podszedł do miejsca, gdzie siedziałem z generałem Czyżewskim. Podał nam rękę na przywitanie i spytał, czy może obok usiąść. - “Tak, siadaj” – odpowiedział Czyżewski – “To towarzysz Siwak” – przedstawił mnie Berlingowi. - “A tak, tak wiem” – powiedział Berling – “Podziwiam was, że nie boicie się tej sfory wrednych ludzi. Uważnie czytam wasze wystąpienia” – dodał Berling. “Czemuś od nich odszedł?” – spytał Czyżewski Berlinga, na co tamten odpowiedział: - “Za dużo tam cebuli”. - “Co ty mówisz? Cebuli nie jadają, perfumują się i co ty tam czujesz?” – drąży Czyżewski. - “Wacek, ja ci powiem tak. Żeby trzy razy dziennie brali prysznic i obleli się butelką francuskich perfum, to i tak Żyd z nich wyjdzie. Dlatego nie mogę z nimi siedzieć, rozumiesz?” – dodał Berling. - “Czy nie boisz się tak mówić?” – zastanawiał się Czyżewski. - “A co oni mogą mi jeszcze zrobić. Co chcieli to już zrobili. Zabić mnie chyba się boją” – dodał. Na platformie, z której oglądaliśmy wystawione pułki i przemarsz wojska, generał Berling trzymał się z nami. Tak samo w kasynie i w drodze powrotnej do Warszawy. Gdy po odejściu Berlinga, żegnałem się z Czyżewskim, ten stwierdził: - “Traf chciał, że rzeczywiście w tej grupie generałów, gdzie usiadł Berling, byli generałowie w większości pochodzenia żydowskiego”. Później widywałem Berlinga wiele razy, czy to w loży honorowej w Sali Kongresowej na różnych uroczystościach państwowych, czy w pochodach pierwszomajowych na trybunie. Zawsze zamieniałem z nim parę zdań i miałem wrażenie, że chętnie ze mną rozmawia. Raz byliśmy obaj wśród zaproszonych gości podczas wręczania awansów na wyższe stopnie generalskie i wtedy Berling spytał się mnie, czy ja zdaję sobie sprawę z tego, że jak na razie to ludzie, którzy mają odwagę źle mówić o Żydach, nie wygrają tej batalii. Mówię mu, że tak. - “Ale ja, krytykując często kogoś, nie wiedziałem, że on jest akurat Żydem – tłumaczę Po prostu denerwował mnie sposób, w jaki ten człowiek podchodził do racji stanu. Później dopiero od przyjaciół dowiedziałem się, że ten krytykowany przeze mnie człowiek to Żyd. Ale moim celem wcale nie było krytykowanie Żyda, tylko towarzysza partyjnego który swoimi decyzjami działał na szkodę Polsce. - ”Przecież na gębie nie mają gwiazdy Dawida i ja nie rozróżniam, kto Żyd, a kto Polak” – odpowiedziałem Berlingowi. - “To źle – stwierdził general – Poruszacie się po omacku, a wtedy łatwo samemu sobie nabić guza”. Wyjął wizytówkę i powiedział: - “Tu jest mój telefon i adres. Zadzwońcie kiedyś i wpadnijcie do mnie do domu”. Po paru dniach zadzwoniłem i zgodził się tego samego dnia mnie przyjąć. W domu generała olbrzymi pokój pełen był książek i pamiątek z wojny, cały stół i biurko zajęte przez arkusze papieru zapisane ręcznie. A gdy zauważył, że ciekawie oglądam te zapisane arkusze – powiedział: - “kończę i przerabiam to, co napisałem”. Usiedliśmy przy stole i żona generała, pani Maria, przyniosła herbatę. Berling trzymał filiżankę w ręku i długo mi się uważnie przyglądał. Gdy odezwał się, nie mówił mi “towarzyszu”, jak do tej pory. - “Panie Albinie, zaprzestań pan wojny z Żydami, bo oni tak to odczytują – powiedział – Pan, strzelając, jak sam mi o tym powiedział, nie wie nawet, że trafia w Żyda. Ale oni są święcie przekonani, że pan doskonale wie, kim oni są i robi to celowo. Tej wojny z nimi nikt z Polaków nie wygra, a ten problem, musi dojrzeć jak owoc nim spadnie z drzewa. ONI sami, bardzo pośpiesznie pracują, a przez swoją chytrość i pewność pracują na nowy holokaust, który wcale nie w Polsce wybuchnie. Szkoda pana, bo jeśli zechcą – a widać już, że chcą – to zniszczą pana. Pół Polski uwierzy w wersję, którą o panu puszczą, a panu nie starczy życia, żeby się z tego szamba wygrzebać. Po to poprosiłem pana na tą rozmowę. Ja swoje już przeszedłem i znam ich metody i sposoby niszczenia ludzi” – powiedział Berling. Siedzieliśmy jeszcze z pół godziny, ale generał już mało mówił. Byłem przekonany, że on ma rację, że toczę walkę bez perspektywy, bez cienia szansy, że ktoś publicznie przyzna mi rację, nie mówiąc już o zwycięstwie. Kolejna uroczystość, jaka miała miejsce w Sali Kongresowej, odbywała się już bez generała Berlinga. Na jego pogrzebie tych najważniejszych osób, dzierżących władzę, oczywiście nie było, bo uważali go za swego wroga. Wszak do wrogów na pogrzeby się nie chodzi, tylko wysyła sobie wiernych, żeby zobaczyli, czy rzeczywiście zakopali go porządnie i nie wstanie. Upłynęło trochę czasu i gdy byłem już członkiem biura politycznego i przewodniczącym Komisji Skarg i Interwencji, przyszła do mnie pani Maria, wdowa po generale Berlingu z synem Januszem. - “Panie Albinie, zaczęła swą sprawę – jak pan wie, mieszkamy w budynku dla wojskowych. Przysłali pismo, że mamy z synem opuścić ten lokal, ale dają nam nowe mieszkanie. Tyle że syn ma żonę i dwoje dzieci, a ja chciałabym mieć osobno malutkie mieszkanie. Pomóż pan nam, prosimy” – błagała wdowa. Zawsze, kiedy sprawa dotyczyła generałów, zasięgałem rady czy tylko informowałem o sprawie generała Jaruzelskiego, który z reguły kazał taką sprawę załatwiać pozytywnie. I tym razem tak zrobiłem. Generał Jaruzelski obarczył mnie przy tej okazji dodatkowym zadaniem: - “Sprawę trzeba oczywiście załatwić tak, jak oni sobie życzą, ale można by od razu załatwić i drugi problem. Berling od paru lat pisał pamiętnik, możemy się tylko domyślać, co tam było. Dobrze, żeby ten pamiętnik nie dostał się w niepowołane ręce. Spróbujcie tak załatwić, żebyście pożyczyli ten pamiętnik” – polecił mi generał. Szczerze mówiąc to ja sam miałem od dawna chęć dowiedzieć się, co general napisał. Sprawę mieszkaniową oczywiście załatwiłem tak, jak chciała jego rodzina, ale na temat pamiętnika nie miałem odwagi napomknąć. Czułem, że jak tylko pożyczą mi ten pamiętnik to od ręki będę go musiał oddać Jaruzelskiemu. Nie mógłbym tego zataić, bo przecież generał mógłby się dowiedzieć, że pożyczyłem pamiętnik i nie przekazałem w jego ręce. Myśl o tym, by przejrzeć notatki Berlinga nie opuszczała mnie jednak i cały czas myślałem o tym jak by je pozyskać do przeczytania. Sprawę ułatwiły mi pewne zdarzenia. Jednego dnia, gdy odjeżdżaliśmy samochodem spod Komitetu Centralnego, bo miałem jechać do Lublina na konferencję wojewódzką, w tym momencie przyszła pani Maria z kwiatami, aby mi podziękować. Mówię, że nie zabiorę tych kwiatów ze sobą, bo zwiędną i szkoda ich tylko. - “Ale odwiedzę panią w tym nowym mieszkaniu” – powiedziałem. Kazałem później oficerowi umówić się na tę wizytę, ale zaznaczyłem, żeby i syn był z nią wtedy w mieszkaniu. Gdy zajechałem z kierowcą i oficerem na miejsce, oboje już na mnie czekali. Zależało mi, by być podczas rozmowy bez świadków, więc wcześniej przeprosiłem kierowcę i oficera. Nigdy nie stosowałem takiej metody, żeby tych, co ze mną pracują wypraszać, gdy się spotykam prywatnie, chyba że druga strona sobie tego nie życzyła, wtedy tak. Zostaliśmy więc sami i zaczęliśmy rozmawiać jak im się żyje osobno. Zaczęli oboje mi dziękować i dawali do zrozumienia, że chcieliby jakoś wynagrodzić tak dobrze załatwioną sprawę. - “Pani Mario – mówię, pani mąż zapracował nawet na lepsze. Szedł na ratunek Warszawie, a właściwie ludności Warszawy, przekroczył Wisłę. Dał z siebie wszystko, narażając się w Moskwie”. W tym momencie pani Maria powie-działa: - “Gdyby pan wiedział, jakie mąż miał plany, co chciał zrobić, przekraczając Wisłę. Ale to, co planował nie pasowało Berii i Stalinowi do ich koncepcji politycznych. On chciał za wszelką cenę uratować te trzysta tysięcy młodych ludzi, którzy walczyli bądź przebywali wtedy w Warszawie”. - “Pani Mario, największą dla mnie nagrodą byłoby przeczytanie pamiętników męża. Czy moglibyście państwo mi je pożyczyć na tydzień?” – zapytałem. Ale nie odpowiedzieli ani tak, ani nie. - “Niech pan zadzwoni do nas za tydzień” – zaproponowali. Nie zdawałem sobie sprawy, w jak poważne kłopoty wchodzę przez te pamiętniki. Za tydzień, na posiedzeniu Biura Jaruzelski mówi: - “Myślałem, że uda się przy okazji towarzyszowi Siwakowi zdobyć te pamiętniki Berlinga. Trzeba je koniecznie od nich uzyskać, zaproponować za nie dużą cenę i kupić. Jeśli nie uda się ich wykupić to innym sposobem, ale trzeba je od nich zabrać”. I dalej mówił Jaruzelski o Berlingu: - “mógł w nich nieprzychylnie napisać o Związku Radzieckim za to, że go zdjęto z funkcji dowodzenia frontem nad Wisłą. Prawdopodobnie o wielu polskich generałach napisał źle, bo nie krył się z tym w rozmowach. Gdyby to ukazało się na Zachodzie, mielibyśmy duże nieprzyjemności z tego powodu. W tej sytuacji to zadanie powierzam Kiszczakowi i on musi znaleźć sposób, by je od nich dostać”. Zostało to przez Biuro Polityczne zaakceptowane, w tej sytuacji doszedłem do wniosku że nie uda mi się przeczytać tych pamiętników. Ale mądre przysłowie mówi, że jak coś ma wisieć to nie utonie. Tak też było i z tą sprawą. Mój oficer ochrony zameldował mi, że pani Maria dzwoniła już kilka razy, gdy nie było mnie w biurze. I rzeczywiście wtedy ciężko było mnie złapać w Warszawie. Jeden dzień w tygodniu poświęcałem w gmachu KC na przyjęcia ludzi, z reguły było to wtedy od ósmej rano do 23 w nocy, kolejny poświęcałem na sprawy związków zawodowych w biurze na Mokotowskiej, też do późna w nocy. Trzeci dzień to z reguły zaplanowane konferencje wojewódzkie w kraju, gdzie być musiałem, a pozostałe trzy dni upływały na spotkaniach z załogami różnych zakładów pracy. Ale na wizycie u pani Marii bardzo mi zależało, więc od ręki poprosiłem sekretarkę o połączenie. - “Panie Albinie – mówiła pani Maria – mąż wynajmował mały letni domek na Mazurach od przyjaciela. My z synem i dziećmi jedziemy tam na sobotę i niedzielę. Zapraszamy pana w ten cudowny zakątek nad jezioro”. Podała mi adres i wyjaśniła, jak tam dojechać. Zakątek okazał się dobrze ukryty w kompleksie pojezierza Iławskiego. W miejscowości Sarnówek kończyła się droga i dalej dojechałem już gruntową chłopską drogą do kilku drewnianych domków nad jeziorem. Ludzie wskazali mi, do którego z nich przyjeżdża czasami pani Maria z synem i wnukami. Po przywitaniu generałowa mówi do mnie: “Ja widziałam, jak bardzo pan nabrał chęci przeczytać pamiętniki męża. Pożyczyć ich panu nie możemy ale tu proszę bardzo, niech pan sobie czyta. Mieliśmy wizytę od ministra Kiszczaka i chciano je kupić, ale syn się nie zgodził. Pomyślałam, że to znaczy, iż MSW podjęło zgodnie z decyzją Biura próbę pozyskania i zabezpieczenia tych pamiętników. Jak się im to nie udało teraz, to wymyślą coś innego, żeby je posiąść. Panie Albinie, na stryszku mąż miał swój pokoik. Tam spokojnie może pan sobie czytać pamiętniki, ale proszę nie wynosić ich z domu” – zapowiedziała. Czytałem już parę godzin i pani Maria przyniosła kanapki i herbatę. - “Wie pan – zaczęła mówić – mąż ukochał to miejsce, ale nie mógł tu kupić działki, bo tereny te są włączone w park narodowy. Te kilka domków to ziemia chłopska, oni tu mieli stodoły na siano, bo wkoło piękne łąki. No ale gdy na miejscu owych stodół pobudowali te domki, zrobił się wielki krzyk. Tyle że pobudowali je ludzie wpływowi i dali sobie radę, żeby nie rozebrano ich domków. To piękne jezioro z licznymi zatoczkami i wysepkami ciągnie się od Iławy daleko na północ i nazywa się Jeziorak. Jutro syn przewiezie pana motorówką i sam się pan przekona, jak tu cudownie”. Ale nie popłynąłem, bo zależało mi na przeczytaniu całości pamiętników Berlinga. Następny dzień czytałem do wieczora. Odpisałem sobie sporo ważniejszych wspomnień z życia generała, a było ono tyleż ciekawe, co i trudne. Berling znalazł się w Moskwie w Zarządzie Głównym Związku Patriotów Polskich, w którym tylko on był Polakiem oraz Aleksander Zawadzki i Bogdan Sokorski. Reszta to byli Żydzi, którzy utworzyli już nowy polski rząd, chociaż Polska była jeszcze pod okupacją Niemców. Aresztowano Berlingowi żonę, która w jednym z gułagów na wschodzie zmarła z głodu i zimna. Znałem przecież własnoręcznie napisane pamiętniki W. Gomułki. One porażały faktami które później A. Werblan wyczyścił, żeby nie kompromitowały Żydów. Ale tu wyzierała tragedia ludzi i kraju. Berling nie mógł otwartym tekstem mówić ani do oficerów z Katynia, Kozielska, Starobielska, Ostaszkowa, Korowa, ani do swych żołnierzy nad Oką, gdzie tworzył pierwszą dywizję WP. W sercu i głowie nosił plan, jak pomóc ojczyźnie. W tym czasie wśród Polaków, którzy znaleźli się w Związku Radzieckim, był najwyższym rangą wojskowym. Gdy miał te rozmowy pod Moskwą, to wówczas nie znał prawdy, że już część oficerów polskich nie żyje, Rosjanie nie pałali miłością do polskich oficerów, tym bardziej do generałów, ale dobrze wiedzieli, jaką przeszłość miał Berling, jakie ma poglądy polityczne, a w tej chwili potrzebny im był człowiek, który po opuszczeniu armii Andersa mógłby tworzyć polską armię na terenie Związku Radzieckiego. Berling opisuje, jakie miał kłopoty, gdy został już członkiem Związku Patriotów Polskich w Moskwie. Z obrzydzeniem opisuje ludzi, którzy stworzyli ten związek. Wanda Wasilewska oraz Berman też nie mieli do niego zaufania, wyrabiali u Stalina złą opinię o Berlingu. - ”Stalin – jak pisał w pamiętnikach Berling – zdawał sobie sprawę, że nie ma żadnego wyboru, jeśli idzie o postawienie na czele Wojska Polskiego Polaka, któremu by zaufali Polacy zgłaszający się do wojska. Owszem byli w Związku Patriotów Polskich w Moskwie Polacy, ale tylko dwóch plus Berling, pozostali ludzie w związku to Żydzi. Bogdan Sokorski nie nadawał się na dowódcę armii, a Aleksander Zawadzki stawiał dopiero pierwsze kroki w wojsku i też do roli szefa pierwszej armii nie miał kwalifikacji”. Stalin z dwojga złego wybrał mniejsze zło, czyli Polaków. Jak mocno podkreśla to we wspomnieniach generał Berling, Związek Patriotów Polskich w ogóle nie widział w swoich planach Polski jako państwa, ale jako siedemnastą republikę. Na naradach często padały tam znane Polakom określenia typu: - “na h.. nam Polska”. Stalin, z tylko jemu znanych powodów, takich propozycji nie przyjmował, a nawet irytowały go te wnioski. Sokorski i Zawadzki zgadzali się z pomysłami Berlinga, by tworzyć polską armię, ale tylko wtedy gdy byli sami, a już na naradach w związku nie pisnęli ani słowem, żeby poprzeć koncepcję Berlinga. - “I tak już było – pisał Berling – z każdą sprawą. Przyznawali mi obaj rację tylko, gdy byliśmy sami. Wiele trudnych rozmów odbyłem ze Stalinem, nim go przekonałem o konieczności powołania do życia Pierwszej Dywizji Polskiej. I tu doczytałem się czegoś, w co nie mogłem uwierzyć, że miało to miejsce” – notował generał. Wiele lat później po tym jak przeczytałem pamiętniki Berlinga, byłem na Krymie na urlopie. Przebywali tam również na urlopach radzieccy dygnitarze, w rozmowie z którymi usłyszałem taką oto wersję związaną dokładnie z sytuacją opisaną przez Berlinga. W rozmowie tej, uczestniczyłem wówczas nie tylko ja, ale i Marian Woźniak oraz generał Dziekan. Otóż, general Berling po wielu rozmowach ze Stalinem przekonał go, że można by wcielić do polskiej armii polskich oficerów będących w radzieckiej niewoli. Mowa tu o tych, którzy już zostali zamordowani w Katyniu i Miednoje. Wtedy kadry oficerskiej nowo tworzona armia polska w ogóle nie miała, tylko nieliczni byli ci, co mieli jakąś wiedzę i praktykę wojskową, a nawet wielu nie umiało czytać i pisać. Strona radziecka też nie dysponowała aż tyloma oficerami, żeby nam przekazać, poza tym chodziło o to, by nową polską armią dowodzili Polacy. Tak więc na Krymie w rozmowie, w której brali też udział Dobrynin i Kulikow, Berling dostał od Stalina zgodę na spotkanie się z polskimi oficerami i żołnierzami, którzy byli przetrzymywani w obozie pod Moskwą. Stalin obwarował to jednak swoimi warunkami, mianowicie wszyscy, którzy zechcieliby wstąpić do nowej armii polskiej, musieliby – każdy indywidualnie – złożyć przysięgę słowną i na piśmie jako dokument lojalności wobec władzy radzieckiej. Berling, ucieszony, zaraz pojechał na spotkanie do Polaków, ale nie był sam, bo Stalin rozkazał mu zabrać Wasilewską i opiekę radzieckiej bezpieki. W pamiętniku Berling w tragicznych słowach opisuje, jak przebiegało to spotkanie. Gdy polscy oficerowie dowiedzieli się, kto do nich przyjechał to w ogóle nie chcieli wyjść z baraków na plac, gdzie miało się odbyć spotkanie. Dopiero rozkaz radzieckich dowódców tego obozu zmusił Polaków do wyjścia. Nie dali jednak dojść Berlingowi do słowa, nie milkły też gwizdy i okrzyki “zdrajca”. Kilka razy Wanda Wasilewska kazała Berlingowi wycofać się i odjechać. Sama poszła do baraku dowództwa radzieckiego i nie wychodzili więcej, bo jej też naubliżali i to nie przebierając w słowach. - ”Długo nie dawali mi – pisze Berling – bym mógł coś powiedzieć. Gdy się stopniowo uciszyło, zacząłem mówić, że najważniejszą rzeczą jest ocalić życie. Czas ma to do siebie, że goi bolesne sprawy. Nie mogłem przecież – pisze Berling – krzyknąć: Byłem otoczony kilkudziesięcioma funkcjonariuszami bezpieki i wiedziałem, po co oni tu przyjechali. Więc musiałem mówić, że teraz najważniejsze to pokonać wojska hitlerowskie i wyzwolić Polskę, że można to robić, ale razem z Armią Czerwoną. Liczyłem, że zrozumieją moje intencje, że domyślą się, o co mi chodzi. Niestety nie stało się tak. Zaczęli śpiewać coraz głośniej ! Powstań, Polsko, skrusz kajdany, dziś twój triumf, albo zgon!. Znów zaczęli krzyczeć: Zdrajca!! Tylko siedmiu oficerów wyraziło zgodę na warunki, jakie postawiłem – pisał Berling. Musieliśmy dostać większą ochronę, żeby nas nie ukamienowali, bo zaczęli rzucać kamieniami. Wściekła Wasilewska krzyczała na mnie: Było mi ciężko na sercu. Nie moglem się pogodzić z myślą, że oto być mo-że sami na siebie wydali wyrok, bo nie miałem wątpliwości, jak sprawę tę przedstawi Stalinowi Wasilewska. Ona, która nie tylko nie popierała inicjatywy stworzenia tu w Rosji polskiej armii, ale w ogóle razem ze swoim Związkiem Patriotów Polskich nie chciała, żeby po wojnie powstało państwo polskie” – zanotował Berling. Dodam w tym miejscu od siebie, że to stryjek późniejszego marszałka Polskiego Sejmu, będący wówczas w Związku Patriotów Polskich, mówił: - “na h.. nam Polska!”. Jego syn nosi oczywiście polskie nazwisko i też jest patriotą. Wracając do pamiętnika, Berling bardzo się obawiał reakcji Stalina na to, co zaszło w obozie. Przecież nie sam sprawował władzę, a wespół z ludźmi, którzy Polskę nazywali “bękartern”, z ludźmi żyjącymi nienawiścią do Polaków. Owszem, ci ludzie chcą Polski, ale jako republiki, gdzie porządek i spokój zapewniałaby Armia Czerwona a oni sprawowali by władzę i realizowali polecenia płynące z Moskwy. Ktoś, kto czytając to powie: - “Człowieku, a czy nie było tak, że właśnie w Polsce realizowano polecenia z Moskwy?” – będzie miał tylko częściową rację. Bo rzeczywiście trzeba było realizować główne kierunki polityki, dotyczące wszystkiego co było związane z obronnością, czyli polską armią, ukierunkowywano politykę zagraniczną, trzeba było trzymać się podziału zadań, co który kraj ma produkować i laczego, żeby uzupełniać zapotrzebowanie innych krajów socjalistycznych. Ale reszta – i to wcale niemało – była w polskich rękach. Przypomnę tu czytelnikom, że właśnie w tym czasie w Polsce Ludowej wybudowano najwięcej kościołów, rzemiosło prywatne i ogrodnictwo wtedy kwitło. Niedowiarkom proponuję przeczytać roczniki statystyczne, żeby się przekonali o prawdzie. W tym okresie jedynie Polska nie skolektywizowała rolnictwa, wszyscy pierwsi sekretarze KC mówili, że polskie rolnictwo będzie rodzinne, dziedziczone po rodzicach. Siedziałem na tym poddaszu i plan Berlinga wyłaniał mi się bardzo jasno. On myślał, że przekona polskich oficerów, że między wierszami wyczytają jakoś jego intencje – chciał nie tylko ich uratować, ale liczył, że dyskretnie będą mieli wpływ na swych podwładnych. Nie chodziło mu o to, żeby – jak oskarżała go Wasilewska – ”odwrócić broń na ruskich”. – “Tylko głupi robi sobie wroga na granicach swego państwa” – podkreślał. Liczył na to, że w powojennej Polsce nie musi być tak jak planował Związek Patriotów w Moskwie, że trzeba będzie wypracować formę współżycia z sąsiadami, nie tracąc nic z tego, co narodowe i polskie. Liczył, że uratowani oficerowie spuszczą z tonu i zrozumieją, że nie należy rzucać życia na stos jak śpiewali, ale chronić je, bo jest to dobro narodowe. jeśli polec za Ojczyznę to nie bezmyślnie, z fantazją, po polsku, ale w ostateczności. Berling pisał o tym, że ten śpiew głęboko go raził, bo nie wolno nikomu ryzykować i rzucać na szalę byt Polski. Minęło dziesiątki lat i w prasie z dnia 6-7 stycznia 2007 roku wyczytałem, jak polski profesor, doktor habilitowany Andrzej Romanowski pisze: - “Powstań Polsko, skrusz kajdany, dziś twój triumf albo zgon. Te słowa – pisze Andrzej Romanowski – obrażają mnie. Obrażają najgłębsze moje uczucia, mój zmysł moralny. Sama myśl o tym, że Polska może skonać jest zbrodnią. Wolno – pisze dalej profesor – oddać każdemu majątek, przynieść życie w ofierze, ale bytu Polski ryzykować nie wolno. Jej przyszłości ryzykować nie wolno ani jednostce, ani zbiorowości, czy organizacji jakichkolwiek ani nawet całemu pokoleniu. Bo Polska nie jest własnością tego czy innego Polaka, tego czy innego obozu politycznego. Człowiek, który ryzykuje byt narodu jest, jak gracz, który siada do zielonego stołu z cudzymi pieniędzmi”. Słowa te pisze nie jak jakiś komuch – jak nazywają ludzi PRLu – ale jak człowiek, który miał odwagę PRL krytykować i wskazywać na tragiczne jego błędy. Dziś między innymi tematami, słusznie zwraca uwagę na szaleństwo rządzących którzy – jak widać – zasiadają do tej gry nie tylko z cudzymi pieniędzmi, ale w ogóle bez nich, mając pełną gębę frazesów, że czynią to dla dobra Polski. Pisze dalej Berling, że Stalin po tym fakcie nie chciał już rozmawiać na ten temat. - “Myślę – pisze Berling – że Wasilewska jednak go przekonała co do przyszłości losów polskich oficerów. My obecnie wiemy, że ich wymordowano. Jestem pewien, że szalę, żeby wymordować oficerów przechylila Wasilewska – pisał generał. Ona, jak pisało wielu autorów, była jakiś czas kochanką Stalina, ale i Beria przyjmował ją wielokrotnie na swej daczy, co nawet Sokorski napisał w swojej książce. Jeśli tak rzeczywiście było, to bardzo prawdopodobne, że ona tą kroplę przelała. W pamiętnikach general Berling nawiązuje do Piotra Jaroszewicza, do jego relacji mówiącej jak Polaków przewożono w głąb Rosji, gdy ZSRR, z racji układu Ribbentrop-Mołotow zajęli polskie tereny. Jest to relacja wstrząsająca. Jaroszewicz był nauczycielem języka polskiego na terenie zajętym właśnie przez ZSRR. - “Zimą w wagonach bydlęcych, bez ogrzewania i posiłku wieźli nas wiele dni na wschód, ludzie załatwiali się w słomę tam, gdzie leżeli. Pierwsze nie wytrzymywały mrozu dzieci. Nawet pochować ich nie dawano, zabierali martwe dzieci i na naszych oczach rzucali bok toru kolejowego w śnieg. Widać, że nie były pierwsze, ze śniegu sterczały rączki lub część ciała już tam leżących od dawna. Umieszczono nas w barakach, trzeba było je jakoś ocieplić i ogrzać. Jeść dawali raz na dobę. Piotrowi zmarła żona i tam ją pochował. Umierało dużo ludzi, bo nikt się nie troszczył, że ktoś choruje, że umierają też nie – wspominał Jaroszewicz. Jako, że znał rosyjski bardzo dobrze to Rosja-nie z tych robót zabrali go i przewieźli do Moskwy. “Gdy tworzyliśmy pierwszą dywizję, pisze Berling, Jaroszewicza przy-wieźli Rosjanie. Podobał mi się, był skromny i uczciwy, bardzo pracowity. Nie szczędził czasu, żeby nauczyć żołnierzy czytać i pisać. Z tej racji, że górował nad innymi swym wykształceniem, został oficerem i tak zaczęła się jego woj-skowa kariera”. Generał Berling, opisuje też zjawisko nie znane wcześniej w polskim wojsku, a mianowicie komisarzy przy dowódcach wojskowych. Przyznaje, że to utrudniało dowodzenie i podejmowanie szybkich decyzji na froncie. Z reguły komisarzami byli Żydzi, co jeszcze bardziej zaogniało sytuację. No, ale w Moskwie Beria musiał być pewien, co dzieje się wśród wojska i od tego nie było ratunku. Wiele stron zapisał w swym pamiętniku generał Berling o awansach ludzi pochodzenia żydowskiego. Odnotowywał jak szybko i wysoko awansowali na wyższe stopnie, nie mając ani wykształcenia, ani praktyki. Czytając te fragmenty, zrozumiałem, dlaczego tak chciano pozyskać jego pamiętnik. Szczególnie zaciekawiła mnie końcowa część jego wspomnień. Otóż Berling po nieudanej próbie uratowania polskich oficerów podjął drugą, jeszcze bardziej ryzykowną, za którą zapłacił utratą funkcji dowodzenia polską armią nad Wisłą. On wyraźnie pisał, że w Warszawie tych, którzy walczą w powstaniu i tych, którzy nie walczą jest około trzystu tysięcy ludzi, dodajmy młodych i zdecydowanych. Jego planem było uratowanie tych ludzi. Wiedział, że w Związku Patriotów Polskich w Moskwie mówiło się o tym jak namówią Stalina – bo Berii nie musieli, gdyż był to ich człowiek – żeby tych Polaków usunąć z drogi do władzy w Polsce. Berling pisze, że nie ma na to dowodów, ale ma pewność, że właśnie ONI byli sprężyną do decyzji zatrzymania frontu na Wiśle i pozwolenia Hitlerowi na całkowite wymordowanie tej jakże cennej części narodu polskiego. Żywi psuli cały plan koncepcji rządzenia Polską. Berling nie ukrywa w swoich pamiętnikach, że spodziewał się, że i jego wykończą. Plany patriotów pokrzyżował Gomułka, tworząc rząd, partię i Komitet Centralny w Lublinie, ale zgodził się przyjąć ich część do swego rządu, zresztą sami się pościągali do Polski. I Berling, i Gomułka pisali, że: - ”bardzo żałują, że odwiedli Stalina od jego decyzji, by wysłać wtedy wszystkich Żydów przebywających w Związku Radzieckim na Wyspy Sołowieckie”. Stalin również czuł z ich strony zagrożenie i nie pomylił się z tymi przeczuciami. Dziś można z perspektywy czasu postawić pytanie: - czy gdyby udało się Berlingowi przekonać pozostałych oficerów i żołnierzy polskich i ocalić od wymordowania trzysta tysięcy młodych ludzi w Warszawie, to czy Stalin po wojnie zdecydowałby się ich pozbyć lub zamknąć, czy też oni mieliby wpływ na losy Polski? Wracając do pamiętnika generała Berlinga. Po przeczytaniu go chciałem się upewnić, co na ten temat znajduje się w archiwach w Komitecie Centralnym? Członkom Biura Politycznego wolno było czytać te dokumenty, ale musieliśmy pisać oświadczenia, w jakim celu chcemy poznać ich treść i podpisywać w tym oświadczeniu, że zachowamy tajemnicę. Znalazłem zapis, który pokrywał się z tym, co opisał w pamiętniku Berling. Różnica polegała na tym, że zapisy w archiwach sporządzali pracownicy Jakuba Bermana, a konkretnie L. Brystigerowa, więc oni te same sprawy zanotowali nieco inaczej. Jedynie treść depeszy Berlinga do Stalina jest wierna. Otóż Berling, gdy front doszedł do Wisły i zatrzymał się tam na parę miesięcy, widział sam, ale i miał notatki od oficerów Wojska Polskiego, że na już wyzwolonych terenach Urząd Bezpieczeństwa – który prawie w całości był obsadzony Żydami – masowo aresztuje, torturuje w więzieniach i bez wyroków sądowych rozstrzeliwuje ludzi. Aresztowanymi byli przeważnie ludzie wykształceni i ci, którzy oficjalnie źle mówili o nowej władzy. Berling pisał, że: - ”są to duże ilości ludzi i jak dalej tak pójdzie, to wymordują większą część polskiego narodu”. Nie mógł patrzeć na to obojętnie, a na jego uwagi nie reagowali, więc zdecydował się i wysłał depeszę do Stalina: - “Błagam Was, towarzyszu Stalin, pomóżcie Polsce. Trzeba wyrwać z rąk międzynarodowych bandytów trockistów w Urzędzie Bezpieczeństwa władzę. Jeśli dalej będą mieć władzę, taką jak mają to wymordują Polaków”. O tej depeszy wiedział tylko Drobner, ale niezwłocznie powiedział o niej Bermanowi. Wtedy Żydzi naradzili się i Radkiewicz zaproponował deportację Berlinga na wschód lub wydanie zgody na jego likwidację. Berman i Radkiewicz depeszowali w tej sprawie nie do Stalina, a do Berii, ale ten mimo swej ogromnej władzy uznał, że należy przekonsultować tę kwestię ze Stalinem. Stalin nie wyraził jednak zgody ani na deportację, ani na likwidację Berlinga. I takie dokumenty znalazły się w polskich archiwach, które osobiście czytałem. Stalin kazał wezwać Berlinga do Moskwy, nie przyjął go już osobiście, a zlecił załatwienie tej sprawy Bułganinowi. Ten prosto z mostu powiedział: - “Wrócić do Polski na razie nie możecie i to jest w waszym interesie. Będziecie studiować, na Akademii Woroszyłowa. Był czas i okazja, żeby do tego nie doszło, ale wy sami i Gomułka odwiedliście Stalina od jego decyzji”. 4 października 1944 r. Berling został oficjalnie zdjęty z dowódcy armii Wojska Polskiego. Jak odnotowano w dokumentach decyzję tę podjęto pod naciskiem Komitetu Organizacyjnego Żydów Polskich, bo utworzony ZPP przekształcili już w Polsce w ten właśnie Komitet. Współcześni historycy powinni przeczytać te dokumenty znajdujące się w kraju, a na pewno są takie same w Moskwie, i odpowiedzieć na pytania: - Czy generała Berlinga zdjęto z dowódcy I Armii Wojska Polskiego z powodu przekroczenia Wisły i pomocy Powstaniu Warszawskiemu? - Czy za depesze do Stalina, bo polskojęzyczne, ale nie polskie środki przekazu wyrabiały u Polaków pogląd, że to Stalin zarządził, żeby Niemcy zdążyli wymordować w Warszawie polską inteligencję. A może to bardziej Żydom zależało na tym, żeby zginęli oni z rąk Niemców, a wtedy oni będą mieli czyste sumienie i mniej pracy? Wspomnę jeszcze, że Zydzi w archiwach KC i MSW mieli dokument, w którym Stalin wydał rozkaz generałowi Żukowowi (ale nie marszałkowi), żeby powołać zespół w Ministerstwie Obrony i Ministerstwie Spraw Zagranicznych, sporządzić razem listę Żydów polskich i deportować ich na wyspy Sołowieckie. Taki sam był w archiwach w Moskwie, gdyż dokładną jego treść przekazał mi Maszerow, członek Biura Politycznego KC KPZR. Na tej liście znaleźli się między innymi: A. Lampe, J. Berman, H. Minc, I. W. Groszowie, L. Brystigerowa, E. Ochab, E. Sammerstein, R. Zambrowski, B. Drobner, J. Bo-rejsza, E. Szyr, L. Szenwald, M. Waszkowski, M. Węgrowski, M. Mietkowski, E. Werfel, Z. Modzelewski. W sumie ponad sześćdziesiąt osób. Jakże boleśnie i gorzko zapłacili za swoje ocalenie Berlingowi, a później Gomułce. Obaj w swoich pamiętnikach napisali, że - ”przywieźli do Polski jadowitą żmiję, która pokąsała ich boleśnie, a chciała śmiertelnie”. W dokumentach archiwalnych wyczytałem jeszcze coś ciekawego. Otóż w 1943 roku, po śmierci Lampego, Jakub Berman przyjął po nim wszystkie sprawy, łącznie z tym, że potajemnie z Berią utworzyli w łonie Z.P.P., tajny komitet i już w Polsce nazwali go Komitetem Organizacyjnym Żydów Polskich. Ukrywając to przed Stalinem, nawiązali ścisły kontakt i umowę z Federacją Żydów Polskich w USA. Na czele tej organizacji stał Josek Tannenbaum, zaciekły wróg Związku Radzieckiego i komunizmu. Radziecki wywiad twierdził, że odsuwanie Żydów na Kremlu od władzy spowodowane było nie tylko tym, że izraelski Mosad podpisał umowę z CIA, ale i te właśnie fakty były ponoć znane Stalinowi. Na koniec generał Berling pisał, że: - ”działacze Z.P.P. w Moskwie podjęli bardzo silne działania, żeby nie dopuścić do utworzenia I Armii Polskiej w Związku Radzieckim. W tej sprawie Wanda Wasilewska i Alfred Lampe oraz Jakub Berman i kilku innych członków tego związku odbyli rozmowy z Berią, a następnie z Mołotowem i Malenkowem. Pisali też do Kaganowicza, zastępcy Berii. Jakub Berman napisał z kolei specjalne pismo do Stalina, uzasadniając, że nie należy tworzyć polskiego wojska”. Z dokumentów wynika jednak, że Stalin odpisał Bermanowi: - “Dowódcą polskiej armii będzie Berling. Wodzem musi być Polak i to rdzenny i taki, co zna wojsko i wojsko jego. Człowiek znany w Polsce, oficer myślący po polsku, bo inaczej nic z tego nie będzie. Ja Polaków znam i wiem, na co ich stać. To decyzja nieodwołalna”. Myślę, że Stalin znał Polaków, przecież – co można wyczytać w jego życiorysie, ale i on sam nie ukrywał tego faktu – jego dziadek ze strony ojca był Polakiem. Gdyby Berii udało się przechwycić władzę po śmierci Stalina, sprawy potoczyłyby się zapewne jeszcze inaczej. Ale Rosjanie czuwali już nad tym dobrze, bo Beria, zaraz po śmierci Stalina został aresztowany i stracony, zlikwidowano całkowicie oficerów politycznych w wojsku, ograniczono awanse Żydom i szczególnie znanych oprawców pociągnięto do odpowiedzialności. - “Zaraz po tym – pisał Berling – polscy Żydzi przestraszyli się i zaczęli wyjeżdżać. Dalekosiężne plany Żydów upadły i teraz trzeba z uporem pracować, by zdobyć całkowicie władzę. I to się im udaje dzięki zaślepieniu Słowian fałszem i obłudą”. Tak pisał generał Zygmunt Berling, odważny Polak, patriota, którego Żydzi przy pomocy Polaków chcieli wdeptać w ziemię. Ale gdyby nie jego upór i przyzwolenie Stalina, to tysiące Polaków wywiezionych do ZSRR zginęłoby w kopalniach, lasach i na budowach. W 1986 r. zapoznałem się z notatkami z archiwum akt tajnych dotyczących generała Z. Berlinga. Przypadek sprawił, że po powrocie z Libii w lutym 1990 roku poszedłem do gmachu KC po swoje dokumenty potrzebne mi do emerytury. W archiwum leżał na podłodze stos ściśle tajnych dokumentów, które ładowano do worków i wywożono do zakładów papierniczych do Konstancina-Jeziornej w celu zmielenia ich. Zobaczyłem, że są to skargi oficerów Wojska Polskiego skierowane do Komisji Zjazdowej z datą 1960 i późniejsze. A do mnie, do Komisji Skarg przychodzili także wojskowi skarżąc się, że Komisja Zjazdowa w ogóle im nie odpowiedziała. Pamiętam jak osobiście wnosiłem ten problem na posiedzenie biura politycznego, ale odpowiadano mi, że na skargi skierowane do Komisji Zjazdowej minionego Zjazdu odpowiedzieć może wyłącznie Komisja Zjazdowa przyszłego Zjazdu. Z tych skarg wyzierała rozpacz i tragedia ludzi, którzy podjęli walkę ze złem w wojsku. Pisali, jak awansuje się ludzi bez kwalifikacji i wykształcenia, jak niszczy się zdolnych oficerów tylko za to, że podejmowali tę walkę. Podawali setki przykładów zdrady i korupcji, wywożenia tajemnic techniki wojskowej na zachód. Zamiast odpowiedzi ci uczciwi wojskowi byli usuwani z wojska lub nie awansowani. I wtedy przypomniało mi się co mówił do Kostikoiva członek pierwszego – bo jeszcze przy Leninie – biura politycznego Rosji Radzieckiej. Że; u nich, też była Komisja Kontroli, ale lepiej było do niej nie pisać, bo piszący skargę ginął bez śladu. Przypomniały mi się słowa generała Z. Berlinga jak to Lampe głosił w Z.P.P. - “Na h? nam Polska i Polska Armia”. A dziś ich potomkowie, różnej maści działacze i funkcjonariusze tych ludzi uznają, że owszem Polska im potrzebna, bo w niej dorwali się do koryta i do władzy przy pomocy ogłupiałych Polaków. *** Zygmunt Berling (1896-1980) – polski wojskowy, polityk, generał Ludowego Wojska Polskiego oraz jeden z współtwórców 1. Armii Wojska Polskiego i Wojska Polskiego w ZSRS. Urodził się w Limanowej 27 kwietnia 1896 roku. Jeszcze przed wybuchem wojny udało się mu zdać egzamin dojrzałości. W szkole średniej zaangażował się w działalność niepodległościową, służył w Związku Strzeleckim. W czasie I wojny światowej, śladem innych mieszkańców Galicji, trafił do armii austriackiej i wreszcie Legionów Polskich, w których walczył od września 1914 roku. Służbę legionową zainaugurował najpierw w 2., a następnie w 4. pułku piechoty legionów. W sierpniu 1915 roku, po ukończeniu szkoleń dla oficerów, uzyskał stopień chorążego. Następnie awansował w listopadzie 1916 roku i został mianowany podporucznikiem. Po kryzysie przysięgowym nie został internowany, wszedł natomiast w skład Polskiego Korpusu Posiłkowego. Po wojnie zdecydował się na ozostanie w wojsku. Swą karierę rozpoczął od stanowiska dowódcy kompanii 4. pułku piechoty. Awansował do stopnia porucznika. W krótkim czasie rozpoczął edukację na studiach prawniczych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ukończył również kurs w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie. Warto podkreślić, iż w okresie wojny polskobolszewickiej walczył w obronie Lwowa, gdzie odznaczył się bitnością i męstwem. Dowództwo doceniło jego zaangażowanie, nadając mu Srebrny Krzyż Orderu Virtuti Militari. W 1923 roku awansował do stopnia majora. Służył w 15. Dywizji Piechoty w V Dowództwie Okręgu Korpusu Kraków. W latach 1923-25 kształcił się w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Po przewrocie majowym opowiedział się po stronie Piłsudskiego, co umożliwiło mu dalszą karierę w Wojsku Polskim. W 1930 roku był już podpułkownikiem, a następnie pełnił służbę w 6. pułku piechoty oraz 4. pułku piechoty. W lipcu 1939 roku zwolniony ze służby czynnej. Przyczyną była sprawa rozwodowa. Komisja orzekająca w jego sprawie stwierdziła, iż dopuścił się zachowania niegodnego z honorem oficera. Przed wojną pracował jeszcze w Państwowym Instytucie Rozrachunkowym. Podczas kampanii wrześniowej nie był zaangażowany, siedział we własnym domu, w Wilnie. Wprawdzie upominał się o przydział, jednakże jego byli zwierzchnicy byli nieubłagani. Gdy tereny wileńskie zajęła Armia Czerwona, Berling został aresztowany przez NKWD. Więziono go w Starobielsku, a potem w Moskwie. Zdecydował się na współpracę z Sowietami, co niewątpliwie uratowało mu życie. Być może podzieliłby los swoich kolegów pomordowanych w Katyniu. Obok kilkunastu innych oficerów Berling stał się jednym z ludzi Związku Radzieckiego. Po podpisaniu układu Sikorski-Majski został szefem sztabu 5. Dywizji Piechoty, wstępując tym samym do formowanej armii gen. Władysława Andersa. Po ewakuacji Armii Polskiej do Iranu Berling nie podporządkował się dowództwu i pozostał na terenie ZSRS, za co zaocznie skazano go na śmierć za zdezerterowanie. Teraz mógł bez przeszkód rozpocząć współpracę z prokomunistycznymi organizacjami polskimi. Nawiązał kontakt ze Związkiem Patriotów Polskich. M.in. za jego sprawą rozpoczęto tworzenie Wojska Polskiego na terenie ZSRS w 1943 roku. W maju został dowódcą 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, którą następnie przekształcono w 1. Armię Wojska Polskiego. Został awansowany do stopnia generała. 1. Dywizją kierował m.in. podczas bitwy pod Lenino. Pierwsza batalia Polaków skończyła się katastrofą. Winą za niepowodzenie obarczano Berlinga, który w zły sposób szafował siłami swoich żołnierzy. W marcu 1944 roku został dowódcą 1. Armii Wojska Polskiego. Później, wraz z Armią Czerwoną wkroczył w granice Rzeczpospolitej. Gdy dowódcy radzieccy odmówili pomocy walczącym powstańcom warszawskim, Berling samowolnie zorganizował desant na Czerniakowie, za co pozbawiono go stanowiska. Akt ten był niewątpliwie patriotyczną manifestacją Berlinga, który z Pragi obserwował wykrwawianie się stolicy. Niestety, pomoc nie była wydatna, a żołnierze Berlinga po raz kolejny zostali zdziesiątkowani. To chyba przesądziło o losie niepokornego generała. 30 września 1944 roku Józef Stalin osobiście odwołał Polaka z pełnionego stanowiska. Taką przynajmniej wersję przedstawiał w swoich wspomnieniach Berling. Niewykluczone jest jednak, iż cała sprawa miała otoczkę polityczną, a generał stawał się groźnym konkurentem innych działaczy komunistycznych. Tak czy inaczej, skończyło to jego wojenną karierę wojskową. Do 1947 roku przebywał w ZSRS i kształcił się na Akademii Wojskowej Sztabu Generalnego Radzieckich Sił Zbrojnych w Moskwie. Starał się interweniować u Stalina w sprawie prześladowanych żołnierzy Armii Krajowej. Po wojnie pracował jeszcze jako komendant Akademii Sztabu Generalnego w Warszawie, gdzie powrócił w lutym 1947 roku. W 1953 roku wycofał się poza scenę polityczną i rozpoczął pracę cywilną. Pełnił szereg funkcji – w latach 1953-1956 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Państwowych Gospodarstw Rolnych, 1956-1957 podsekretarzem stanu w Ministerstwie Rolnictwa, w latach 1957-1970 zajmował stanowisko wiceministra leśnictwa – Inspektora Generalnego Łowiectwa. Zmarł 11 lipca 1980 roku i został pochowany na Powązkach w Warszawie Rozdział XIV O tym, kto jest Żydem, rozstrzygam ja Tak wielokrotnie mówił Hitler do Goebbelsa i Himmlera, a Hennecke Kardel opisał to w książce „Hitler założycielem Izraela”. Hitler wymyślił też tytuł honorowego aryjczyka i często go używał w stosunku do swego otoczenia, w którym przecież było dużo Żydów i pół Żydów i tych na 3/4 Żydów. Wymyślił też Hitler tezę, którą głosił wśród bliskich, że żydowscy mieszańcy są inteligentniejsi, niż rodowici i pełnej krwi Niemcy. W swoich pamiętnikach, osobisty lekarz Hitlera – Morell, potwierdził tę wielokrotną wypowiedź Hitlera. Gdy dziś analizuje się pochodzenie elit III Rzeszy, a robi to wiele literatów, pisarzy i polityków, to co rusz natrafia się w ścisłym kierownictwie, obok Hitlera, na osoby żydowskiego pochodzenia, bądź pół żydowskiego lub ćwierć żydowskiego oraz dużo takich, co przez fakt małżeństwa byli spokrewnieni z żydowskimi rodzinami. Niemiecki wykładowca akademicki pisze i mówi: „Sam Adolf Hitler był w 1/4 Żydem, wnukiem Żyda Frankenberga.” W politycznej drużynie Hitlera było dużo ludzi mających domieszkę krwi żydowskiej. Również ci, a może właśnie ci, co zajmowali się eksterminacją Żydów. Takim mieszańcem był, generał SS Erich von dem Bach-Zalewski, znany Polakom dowódca wojsk niemieckich zwalczających polskie Powstanie Warszawskie w 1944 r., a także generał SS gaulajter Odilo Globocnik, generał SS Friedrich Wilhelm Krugier. Ten ostatni wysłał setki tysięcy Żydów do komór gazowych (uwaga, mit holo-komór został obalony przez wielu niezależnych historyków z całego świata, niewgłębionym w tą jakże “kosztowną” tajemnicę odsyłam pod: http://www.polskawalczaca.com/viewtopic.php?f=1&t=3/admin) , a żonę miał Żydówkę. Wiara Hitlera, że jest wysłańcem Wszechmocnego, była przyczyną wojny i milionów ofiar. To widoczne i zrozumiałe jest już w„Mein Kampf”, gdzie powtarzał często: „Wierzę, że działam dziś zgodnie z zamiarem Wszechmocnego Stwórcy. Walcząc z Żydami, wypełniam wolę Pana”. A trzeba wiedzieć, że ta dwutomowa księga wpłynęła na losy świata. Od 1933 roku sędziowie i prokuratorzy interpretowali pojęcia Hitlera jako prawo. Dzieło Hitlera było w elementarzach, a nowożeńcy otrzymywali je w dniu ślubu. Jak to więc było z tym Holocaustem, skoro w ścisłym kierownictwie III Rzeszy Niemieckiej było aż gęsto od Żydów, a pomimo to tak okrutnie postępowali ze swymi rodakami. Dlaczego z taką wściekłością tępili Żydów? Hitler po zajęciu Austrii, chcąc zatrzeć ślady swego żydowskiego rodowodu, rozkazał zniszczyć całkowicie cmentarz, na którym jego przodkowie byli pochowani. Nie mogło nigdzie figurować, na żadnym nagrobku, nazwisko Hitler. Pod pozorem, że teren zajmuje się pod poligon, wojskowe spychacze zrównały cmentarz do zera. Dziś dostępne są archiwa i prace wielu profesorów historyków i polityków. Są liczne książki, szczegółowo opisujące, kto kim był naprawdę. Na liście najbliższych współpracowników Hitlera figuruj ą takie nazwiska i stanowiska: Juliusz Estreicher, gauleiter Frankonii Joseph Goebells, min. propagandy III Rzeszy Hans Frank, Generalny Gubernator w okupowanej Polsce Reinhard Heydrich, szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Adolf Eichmann, ostateczny likwidator Żydów Alfred Rosenberg, szef Urzędu ds. Zagranicznych, członek NSDAP Odilo Globocnik, dowódca „Akcji Reinhard”, czyli zagłady Żydów Wilhelm Kubę, gauleiter i gubernator Białorusi Ernst Putzi, Hanffstaengel, szef prasy zagranicznej Erhard Milch, feldmarszałek, zarazem szef uzbrojenia Luftwaffe. Max Naumann, szef Związku Nacjonalistów Narodowo -Niemieckich. To nie jest pełna lista Żydów w najwyższych władzach niemieckiej III Rzeszy. Kochanka Hitlera była pół Żydówką i osobisty lekarz Morell – pełnym Żydem, co sam zresztą, będąc w niewoli u Amerykanów wyznał. Kuzyni Ewy Braun, po wojnie oficjalnie mówili, że są Żydami i Ewa też była Żydówką. O tym jak ulegali urokowi Hitlera i jego perspektywicznym planom, niech świadczą takie fakty. Norwescy uczeni byli tak zachwyceni badaniami rasy ludzkiej i jej czystości, że przetłumaczyli na język norweski „Protokół Mędrców Syjonu”. Rasistą i faszystą został nawet wielki pisarz, laureat Nagrody Nobla, Knut Hamsun. A minister wojny Yidkun Quisling zachwycony władzą Hitlera założył partię faszystowską „Nasjonal Samling”, która w programie miała taki sam faszystowski zamysł wymordowania wszystkich Żydów. Po inwazji Hitlera na Norwegię Quisling poszedł na pełną współpracę z Hitlerem. Nazwisko Quisling było synonimem kolaboracjonisty w całej Europie. Prawie cały naród norweski kolaborował z Niemcami. W archiwach do dziś można znaleźć i dowiedzieć się z prasy z lat 1940-44, że: Norweskie dziewczęta i kobiety zamężne za zgodą mężów zachodziły w ciąże z niemieckimi żołnierzami, uważając Niemców za najlepszą rasę na Ziemi. Mieć dziecko z niemieckim żołnierzem, to był powód do dumy i zdjęć w prasie oraz artykułów chwalących taką decyzję. Tak wtedy rozumiano nowy porządek na świecie, którego Hitler był autorem. Sami Norwegowie podają, że z tego zachwytu niemiecką kulturą i polityką urodziło się 60 000 dzieci. Wieczną hańbą okryła się Norwegia, gdy dobrowolnie, ochotniczo powołano w niej do życia dywizję Waffen SS Yiking. Ich numery to 5 i 11. Ile zbrodni w Europie popełniły te dywizje, przy ilu egzekucjach uczestniczyli żołnierze norwescy, to tylko archiwa wiedzą. Po wojnie Norwegowie robili wszystko, żeby usunąć w cień tę historię. Skalę kolaboracji Norwegów najlepiej obrazuje fakt, że zaraz po wojnie osądzono za tę kolaborację aż 50 000 osób. Niby nie dużo, ale jeśli weźmie się pod uwagę, że Norwegowie liczyli wtedy 2 miliony 973 tysiące ludzi – to dużo. A sam Quisling wraz z 24 członkami rządu zawiśli na szubienicy. Ale tak czy inaczej, chory amok opanował w tym czasie Norwegię, czego obecnie bardzo się wstydzą. Myślę, że można to śmiało powiedzieć, że Norwegia była świętsza od papieża. Bo problem żydowski rozwiązali sami, bez Hitlera, żeby mu się przypodobać. Zrobili to z własnej inicjatywy i własnymi siłami. I co ważne, nie było w ich rządzie Żydów czy pół Żydów jak u Hitlera. W 1940 roku wprowadzili specjalne dokumenty, tak zwane markowane. Zagrabiono Żydom w stu procentach majątki i konta bankowe. Żydzi, którzy uciekali z Niemiec w 1937 do 1940 i przyjechali do Norwegii zostali wyłapani jak dzika zwierzyna i zamknięci w obozach koncentracyjnych, a następnie zlikwidowani. Łapanką Żydów kierował dowódca norweskiej policji, generał Karl A. Marthisen. Po wojnie okazało się, że tylko 10 Żydów ocalało w Norwegii. Obecnie, jak można to zobaczyć w Internecie, Żydów w Norwegii jest l 500 osób. Amerykańsko-żydowska organizacja Anti-Defamation League w swym portalu informuje, że Norwegia w latach 2001- 2003 była widownią największych od 1945 roku wybryków antysemickich. Pobito dzieci żydowskie i dorosłych Żydów. Wiec ja, Albin Siwak, odpowiadam pani doktor Całej specjalistce od historii z Instytutu Historii Żydów. Ta historia z dwoma dywizjami SS Viking chyba nie jest chwalebna. To wymordowanie Żydów przez ludność norweską tez chyba nie. To, że aż 24 członków rządu Norwegii powieszono, chyba też nie zasługuje na chwalebność. A już jako Polak przypomnę, że Norwegowie wraz z królem szwedzkim napadli na Polskę w 1655 roku. A króla szwedzkiego Gustawa z XVII wieku – za jego ówczesne wyczyny w Polsce – można porównać z Hitlerem. Więc jak wygląda Polska, w której jako jedynej w Europie Niemcy wprowadzili karę śmierci za ukrywanie Żydów, i w której Niemcy zabili ponad 150 000 Polek, Polaków i ich dzieci za ukrywanie Żydów. Czy dalej wielce uczona pani A. Cała będzie twierdzić, że Polacy są winni śmierci 3,5 miliona Żydów? Jest wiele publikacji książkowych i prasowych. Jest udokumentowanych dużo wypowiedzi polityków z całego świata. Ze wszystkich tych materiałów jasno wynika, że w niemieckiej armii było 19 generałów pochodzenia żydowskiego. Że w wojsku, w Niemieckim Wehrmachcie służyło ponad 50 000 Żydów (150 000 według Bryana Marka Rigga, amerykańskiego żyda, z uwzględnieniem mischlingów – pół Żydów i ćwierć Żydów/admin) . Świat posiada już takie dokumenty. Skoro pani doktor od historii twierdzi, że Żydzi ginęli w osamotnieniu, to można się spytać dlaczego? Dlaczego ci generałowie i żołnierze nie stanęli w obronie swych rodaków? Mieli przecież broń wręku. Dlaczego wyżej opisani dygnitarze Hitlera, Żydzi nie bronili swych rodaków? Jest tylko jedna odpowiedź, mianowicie taka, że: Bogaci Żydzi, którzy wyjechali z Niemiec i bogaci Żydzi z Ameryki wstydzili się biedaków Żydów w Europie i nawet dali Hitlerowi dużo pieniędzy, by on ten wg nich żydowski motłoch – jak mówili – zlikwidował, bo przynosi wstyd Żydom. I ta prawda coraz bardziej wychodzi na światło dzienne, czego Żydzi się panicznie boją. BEZ STRACHU Rozdział XV Rusłanowa Taka jest PRAWDZIWA HISTORIA KOMUNISTYCZNEJ Rosji… Albin Siwak W 1989 roku pracowałem jako radca ambasady polskiej w Trypolisie w Libii. Mogłem poruszać się po całym obszarze Libii, co zresztą robiłem, odwiedzając licznych rozrzuconych tam Polaków, nie mogłem natomiast przyjeżdżać do Polski, wtedy, kiedy chciałem i samemu wyznaczać sobie termin urlopu. Według specjalnej uchwały biura politycznego, członkowie Komitetu Centralnego mogli przyjeżdżać na posiedzenia KC wyłącznie z Europy, rzekomo, z Afryki były już za duże koszty podróży. Koledzy mówili mi jednak że uchwałę tę wymyślono i wprowadzono w życie wyłącznie z mojego powodu. Mimo że byłem w Libii, byłem przecież nadal członkiem Komitetu Centralnego i bano się, że zabierając głos, mogę pokrzyżować plany najwyższej trójce, to jest – Jaruzelskiemu, Siwickiemu i Kiszczakowi. Od paru lat wiedziałem, że nastąpi zmiana ustroju, gdyż informacje, jakie otrzymywałem zawsze były prawdziwe. Więc i tą, że Polska jako pierwsza w bloku socjalistycznym rozpocznie proces zmiany ustroju, traktowałem poważnie i wierzyłem w to. Do dziś żyją moi koledzy, którzy tuż przed odlotem do Libii przyszli mnie pżegnać. Wtedy bez ogródek powiedziałem im, że wyjeżdżam z Polski socjalistycznej, ale jak wrócę, będzie tu już panował zdziczały, bandycki kapitalizm. Wszyscy wtedy głęboko zaprotestowali. - „Więc Wam powiem, że ta lawina już ruszyła i w Polsce nie ma już ludzi, żeby ją zatrzymać” – powiedziałem. Na te słowa też oznajmili, że się mylę. Następnego dnia odlatywałem. Przechodziłem specjalnym przejściem, a w salonce VIP zebrało się ponad sto odważnych osób, mówię odważnych, bo dokładnie odnotowano kto przyszedł mnie pożegnać. I tu powtórzyłem to samo zdanie: - „Zobaczymy się w kapitalizmie, a nie socjalizmie”. Wcale nie dodałem otuchy znajomym, gdyż wielu z nich wiedziało, że jeśli tak mówię, to w oparciu o dobrą wiedzę. Ja z kolei byłem pewien że jeszcze dziś ci co trzeba otrzymają notatkę z tego co mówiłem. Dowodem, że tak się stało jest fakt, że byłem jedynym członkiem KC, dla którego specjalnie wymyślono uchwałę, o której wspomniałem. Owszem, byli przede mną członkowie KC w Libii, ale wtedy mogli się jeszcze swobodnie poruszać do kraju. Równolegle byli też członkowie nieomal we wszystkich krajach naszego bloku, ale do nich ta uchwała się nie stosowała. Szkoda więc, że tylko mnie dotyczyły te obostrzenia, bo byłem zdecydowany również na zmianę tego co było na coś lepszego. Cały duży zespól ludzi pracował nad tym w końcowej fazie ustroju, ale nasze plany zakładały jako kanon, że kopalnie, huty, koleje, żegluga morska i banki zostaną w rękach państwa, reszta będzie z kolei sprywatyzowana po uprzednim tzw. remanencie całego majątku. Tymczasem wielu moich kolegów dogadało się już z ludźmi Solidarności i ustalili co i jak podzielą między siebie. Wielu z nich przychodziło już wcześniej do mnie i mówiło: - „Albin, czemuś ty taki głupi. Chodź do nas, a nie będziesz żałował. I tak rozdrapią to wszystko, jeśli my nie weźmiemy w porę”. Oficjalnie wieszali psy na działaczach Solidarności, nieoficjalnie – spotykali się i przy wódce robili plany jak przejąć konkretne zakłady. Kiedy moi towarzysze i ich koledzy z Solidarności zorientowali się, że ja odmawiam wchodzenia w taki układ, to po roku 1989 uknuli, że wszyscy mądrzy i inteligentni, którzy ze mną trzymali, teraz się mnie wstydzą i unikają. Dziennikarzom, z powodu mojej wojny z ich szefem St. Bratkowskim, było to na rękę, więc umacniano społeczeństwo w przekonaniu, że odcięli się ode mnie i to słusznie, bo byłem najbardziej twardym betonem wśród betonu. Dlaczego taką formę walki ze mną wybrali, opisuję w innych rozdziałach. Wracam jednak do roku 1989. Moja żona i dzieci otrzymywały urlop co roku, ale nigdy razem ze mną. Z początku nie mogłem zrozumieć dlaczego, dopiero mój przyjaciel z MSW, gdy przyjechał do mnie wyjaśnił mi dwie sprawy. - „Dają ci, Albin co roku służbowy samochód jak jesteś na urlopie?” – pyta. - „Tak, dają”. - „A zastanawiasz się, co ty wozisz w tym samochodzie i z kim rozmawiasz? Jutro - mówi przyjaciel – przyjadę do ciebie z kolegą i zobaczymy co ty wozisz w tym samochodzie”. Następnego dnia ustawili w mieszkaniu aparaturę i przyjaciel zaproponował, że pojedziemy na spacer. Odjechaliśmy kilka kilometrów i w tym czasie rozmawialiśmy o wielu sprawach. - „Myślę, że wystarczy. Jedziemy do domu” - mówi. A tam kolega przyjaciela puścił nam przez głośnik wszystko to, co obaj rozmawialiśmy. - „Nie będziemy usuwać z samochodu tego, co tam włożyli. Ale ty musisz wiedzieć z kim rozmawiasz i co mówisz. A przede wszystkim, fakty świadczą za tym, że chcą cię złapać z jakąś dziewczyną. Uważają, że skoro jesteś sam, bez żony, a dom stoi pusty to musi to nastąpić”. Poradzili mi co zrobić z tą aparaturą w samochodzie i telefonie w domu. Dali mi magnetofon i wspólnie napisaliśmy piosenkę, nagraliśmy ją i teraz puszczałem ją w samochodzie, a piosenka była wulgarna i określała tych, co podsłuchują takimi epitetami, że sam się dziwiłem, że mogłem coś takiego zaśpiewać. No, ale spędziłem trzydzieści kilka lat na budowie to „łacina” była mi dobrze znana. Pewnego dnia dzwoni ktoś do mnie, kładę słuchawkę na podłodze obok magnetofonu i puszczam swój utwór, wreszcie człowiek po drugiej stronie nie wytrzymuje i krzyczy do mnie: - „Panie, wystarczy, że w samochodzie godzinami słucham kto ja jestem i komu służę, a pan w domu to samo. Daj mi pan popracować i żyć. To moja praca i nie obrzydzaj mi pan jej”. Od tamtej pory przestałem więc nadawać swój utwór, ale żadnych rozmów też nie było. I właśnie w 1989 roku, będąc na urlopie w Polsce, spotkałem znajomego. Od pierwszego słowa zaczął mi opowiadać, że jadą z żoną na wycieczkę do Związku Radzieckiego. - „A co ty teraz robisz?” – spytał mnie. - „Nic, mam jeszcze badania na choroby tropikalne i amebę, a potem wracam do Libii”. - „To może byś z nami pojechał na tę wycieczkę?” - proponuje. - „Nie pojadę, bo nie mam złotówek to raz, a po drugie mam tylko tydzień czasu”. - „Tydzień to starczy – zaczął się cieszyć mój przyjaciel – a złotówki my mamy i za ciebie zapłacimy”. No i prawie że siłą mnie na tę wycieczkę zabrali, ale nie żałuję, bo spotkałem w Moskwie osobę, o której dużo słyszałem, ale nigdy osobiście nie spotkałem. Pierwszego dnia pobytu w Moskwie zdecydowałem, że nie pójdę ze znajomymi do muzeum na Kremlu, gdyż znam go na pamięć, tylko zostanę w hotelu. - „Nigdy tego nie zobaczycie jako wycieczka, gdyż te najważniejsze sale i eksponaty nie są udostępniane i ani Rosjanie, ani wycieczki zagraniczne nie oglądają tego, co pokazują gościom z bratnich partii. Zobaczyć jednak warto i to co pokazują, idźcie koniecznie” mówię im. Gdy po śniadaniu znajomi pojechali na cały dzień, ja zacząłem dzwonić do kilku osób, które przez pięć lat jako członek biura politycznego blisko poznałem. Nie miałem żadnego planu ani wybranej osoby, zdając się na to, kto z nich będzie w domu i kto zechce się ze mną spotkać. Gdyby były to lata panowania Berii, dzwonienie z hotelu do np. marszałka Kulikowa czy Kostikowa wywołałoby natychmiast alarm, zaraz miałbym pod drzwiami opiekę, która by już oka ze mnie nie spuściła dopóki byłem na ich terenie. Ale to był rok 1989, w Polsce następują radykalne zmiany, u nich uciekają Żydzi, wyżsi oficerowie KGB i NKWD, w pośpiechu do Izraela i na zachód. Beria nie żyje, a na Łubiance – mateczniku żydowskiej władzy – popłoch po tym, co zrobił marszałek Żukow. Więc i telefonami moimi nie było się komu zainteresować. Okazało się jednak, że marszałek Kulikow jest akurat na Krymie w ośrodku rządowym „Jużny”, a Kostikow wyjechał gdzieś na ryby, nie mówiąc nawet żonie gdzie. Kolejnego miałem w notesie zapisanego Aleksego Meresjewa, byłego pilota myśliwca z czasów wojny. Napisano o nim książkę pod tytułem „Opowieść o prawdziwym człowieku”. Został strącony poza linią frontu na terenie zajętym przez Niemców, miał zmiażdżone obie nogi do kolan i w takim stanie w zimie czołgał się kilka dni do swoich do linii frontu. Wyleczył się, ale obie nogi miał amputowane. Mimo to do końca wojny latał ponownie jako pilot myśliwca na specjalnie dla niego skonstruowanym myśliwcu. Poznaliśmy się w wyniku pewnych zdarzeń, co opisałem to już w „TrwałychŚladach”. Przyznam się, że czytając o nim książkę myślałem, że napisano ją w celach propagandy i że, naprawdę tak nie było, ale mogłem sam dotknąć jego protez i sprawdzić. Aleksy okazał się człowiekiem bardzo miłym i przy późniejszych wizytach w Moskwie odwiedziłem go dwa razy. A ponieważ zawsze mnie zapraszał to spróbowałem i teraz zadzwonić. Okazało się, że jest i prosi mnie, żebym zaraz przyjechał, nawet wysłał po mnie swój samochód. Nie widzieliśmy się parę lat, ponieważ ja byłem w Libii. On już powinien być na emeryturze lub jako inwalida wojenny odpoczywać, ale był człowiekiem-historią, człowiekiem-symbolem, o którym zrobiono dwa filmy fabularne, więc reprezentował weteranów, których po wojnie było bardzo dużo. Przywitał mnie bardzo ciepło i, pokazując ręką przedstawił mi starszą panią mówiąc krótko, bez imienia – Rusłanowa. Z początku nie poznałem tej pani i nie skojarzyłem jej z główną sprawą, jaka miała miejsce za czasów Berii. W Rosji jest wiele takich samych nazwisk i to uśpiło moją uwagę. Kojarzyłem natomiast, że musi być osobą zasłużoną, skoro jest u Meresjewa. Tu pierwszy lepszy weteran nie mógł być i tak swobodnie się zachowywać. Zaczęliśmy rozmawiać i ja opowiadam, że jestem z przyjaciółmi prywatnie na wycieczce, a że znajomi Rosjanie mówili, że jak tylko będę w Moskwie, żebym do nich zadzwonił, więc dzwoniłem, ale marszałek Kulikow odpoczywa na Krymie, a inni się porozjeżdżali. Na dźwięk nazwiska Kulikow starsza pani zareagowała natychmiast: - „Wy znacie się z marszałkiem?” – pyta. Mówię że tak. - „Dobrze się znacie?” – spytała znów. - „Myślę, że dość dobrze, na tyle, że mogę powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi”. - „A chcecie z nim rozmawiać?” – spytała ponownie. - „Chcę, ale nie mam takich możliwości”. - „Zaraz będziecie z Wiktorem rozmawiać” – powiedziała. Podeszła do biurka i powiedziała do mikrofonu: - „Połączcie nas z Jużnym na Krymie, z marszałkiem Kulikowem”. Za chwilę kobiecy głos mówił: - „Marszałek jest na plaży, podajcie swój numer, a my oddzwonimy”. Rzeczywiście, za kilka minut tubalny głos marszałka grzmiał w głośniku. - „Wiktor, tu Rusłanowa, jestem u Aloszy w biurze, a do niego przyjechał Polak, który mówi, że jesteście przyjaciółmi, jego nazwisko – Siwak”. - „Oczywiście, że to mój przyjaciel” – mówił marszałek i zaczął mnie pozdrawiać i witać. - „A co ty robisz w Moskwie?” - spytał mnie. Mówię, że jestem przejazdem z przyjaciółmi i jedziemy jutro na Krym. - „No to świetnie! – mówił marszałek - bo ja jestem w „Jużnym”, to znany ośrodek rządowy. A kiedy dokładnie i gdzie przyjeżdżasz?” – pyta. - „Jutro lądujemy o dziesiątej na lotnisku w Symferapolu”. - „Dobrze, będzie mój samochód i zabierze ciebie z przyjaciółmi do mnie do „Jużnego”. - „Ale oni mają wykupiony hotel w Jałcie na pięć dni” – mówię. - „Nie szkodzi, będą z tobą – zadecydował sam – więc do zobaczenia!” – zakończył rozmowę ze mną i poprosił do mikrofonu Rusłanową. „Ty też przyleć z nimi koniecznie!” – powiedział i wyłączył się, głośno pstrykając wyłącznikiem. - „Ot i masz, nie spytał się, czy chcę lub czy mogę, tylko mówi «ty też masz przylecieć», jakbym była jego oficerem do dyspozycji” – mówiła Rusłanowa. Ale od ręki zaczęła załatwiać na ten sam lot dwa miejsca przez telefon. Mówię jej, że mam bilet i przyjaciele też. - „Przecież nie polecę bez męża, bo mnie zruga Kulikow” – odpowiedziała. Następnego dnia na lotnisku w Moskwie Rusłanowa zaczęła mnie szukać na sali odlotów. Słyszę jak obsługa lotniska zwraca się do jej męża, mówią do niego towarzyszu generale, mimo że jest w cywilnym ubraniu. A w Symferopolu tuż przy schodach samolotu stała wojskowa limuzyna, do której wsadzono całą naszą piątkę i pojechaliśmy znanymi mi drogami na „Jużny”. Przed wejściem do administracji stał marszałek i kilku jego oficerów. Uściskał mnie i mówi: - „Twoi przyjaciele są moimi przyjaciółmi i będą z tobą przez te dni, a moi przyjaciele są twoimi przyjaciółmi”. Od tego momentu jedliśmy razem i odbywaliśmy długie spacery nad morzem. Wieczorem w jego apartamencie przyjął nas troje, to znaczy mnie z Rusłanową i jej mężem. I tu dopiero zorientowałem się, kim jest Rusłanowa. - „Ja opowiem ci, jaką tragiczną ona ma przeszłość – zaczął Kulikow – ona sama nie lubi mówić o tym, przez co przeszła. A przeżyła tak jak tysiące kobiet rosyjskich piekło na ziemi”. - „Wiktor – zaczęła protestować Rusłanowa – a kogo to interesuje cośmy przeżyli, to już historia i lepiej do niej nie wracać”. Ale marszałek był innego zdania. - „Jego to interesuje. A w ogóle to świat powinien wiedzieć, jakie mieliśmy życie i kto je nam tak ułożył. Nalej po kieliszku! ”- zwrócił się do męża Rusłanowej. - ”Za to, żeby nasze kobiety nie były więcej upadlane i gwałcone”. Szybko wypił i postawił kieliszek. - „Ona – pokazuje na Rusłanową – to bohater Związku Radzieckiego. Sam Żukow osobiście dekorował ją medalem zwycięstwa. Nie za to ilu zabiła faszystów, bo nie zabiła żadnego, ale za to ile wiary i męstwa każdego wieczoru wlewała w serca żołnierzy tuż przy linii frontu. Ona cudownie śpiewała, śpiewała tak, że zahartowani żołnierze płakali, słuchając jej słów. Napełniała ich wiarą w zwycięstwo i siłą do walki z wrogiem. Co wieczór zwożono tłumy żołnierzy z okopów na jej koncerty. Tak było przez całą wojnę, że szła za frontem ze swoimi pieśniami i wiele razy była ostrzelana na scenie przez niemieckie samoloty lub artylerię, ale nigdy nie rezygnowała ze śpiewania. Żołnierze zdejmowali ze swoich piersi odznaczenia i dawali jej w dowód podziękowania, gdyż nic innego wtedy nie mieli. Osobiście przyjmował ją sam Stalin i też dziękował. I przez tę znajomość ze Stalinem spotkał ją okrutny los. Otóż, jeszcze przed wybuchem wojny ona zainteresowała się losem tysięcy dziewcząt z domów arystokracji rosyjskiej i bogatych Rosjan. Minister spraw wewnętrznych wydał oficjalny dekret, który rozplakatowano na ulicach miast w Rosji, mówiący, że córki zgładzonych rodziców mają obowiązek zgłosić się do odpowiednich urzędów w celu „socjalizacji”. Obowiązek ten nałożono na dziewczęta od 16 do 20 roku życia, starsze nie nadawały się na „socjalizację”. Całą tę operację Bromsztein powierzył swojej znajomej, Żydówce Aleksandrze Kołłątaj. Ona była prekursorką emancypacji tych dziewcząt, która polegała na uprawianiu orgii seksualnych. W wielkim, dobrze pilnowanym gmachu Jekaterymburga przebywało kilka tysięcy dziewcząt zwiezionych z całej Rosji. Ta Żydówka Kołłątaj, przydzielała poszczególnym ministrom i dowódcom wojskowym dziewczęta wraz z pismem ile ich jest i w jakim są wieku. Rusłanowa posiadała te pisma, gdyż do niej zgłaszali się o ratunek krewni tych dziewcząt. Oporne dziewczęta były gwałcone przez żołnierzy – często kilkudziesięciu – na stole, a ich ręce i nogi były przywiązane. Następnie wywożono je i topiono w rzece Kubań i Karasuń. W Piotrogradzie taki sam dom prowadziła żona Łuczarskiego. Rusłanowa posiadała od lekarzy, którzy mogli tam wejść, dokumenty stwierdzające, że na 1100 dziewcząt do szesnastego roku życia, bo takie tam przebywały, 80% było zarażonych chorobami wenerycznymi, a na 500 do piętnastego roku życia wszystkie, według lekarzy, były zdeflorowane. Ale do napaści Niemiec na Związek Radziecki Rusłanowa nie miała na Kremlu żadnych znajomości lub ludzi będących przy władzy, była jeszcze mało znaną piosenkarką, na którą władza nie zwracała uwagi. Dlatego nie nagłaśniała tragedii tych dziewcząt, potem całą wojnę była pochłonięta śpiewaniem, więc nie zwróciła na siebie uwagi Berii i jego służb… Natomiast po wojnie była zapraszana m.in. do Stalina i jego otoczenia i tam śpiewała. Po wojnie, dotarli do niej ludzie, którzy mówili jej, że nawet na ulicy tajniacy aresztują ładną dziewczynę i przetrzymują pod Moskwą w celu przygotowania dla Berii i jego przyjaciół. Często z różnych zespołów pieśni i tańca wyciągano dziewczęta, jako wrogów ludu i aresztowano, one też służyły temu samemu celowi. Kiedy Rusłanowa zebrała wystarczająco dużo dowodów, że łapie się dziewczęta jak zwierzęta i zmusza do seksu, przekazała to wszystko Stalinowi. Stalin miał swój negatywny pogląd do Żydów, ale po tym wydarzeniu zmienił swój stosunek do Żydów i był im wyraźnie nieżyczliwy, likwidował ich ze swego otoczenia bądź awansował, ale daleko od Kremla. Było to też związane z powstaniem państwa Izrael, i oficjalnym podpisaniem umowy o współpracy Izraelskiego Mosadu i amerykańskiej CIA . Stalin przeląkł się poważnie, że ci co są na Kremlu mogą przekazywać Izraelowi, a ten Amerykanom co się u niego dzieje. Tak więc zginął Zinoniew, Kamieniew, Bucharin, Kirów, Tuchaczewski, Rykow, Rakowski, Piątakow. Nie darował Trockiemu – ludzie Stalina szukali go wiele lat, aż dopadli i brutalnie zarąbali motyką. Beria i jego ludzie szybko zorientowali się co się dzieje i zaczęli energicznie usuwać ludzi, którzy według nich mieli wpływ na Stalina. Oczywiście Rusłanowa jako pierwsza została posądzona o zdradę Związku Radzieckiego i otrzymała dożywocie w łagrach. Nie pomogło to, że jej mąż był generałem ani że Stalin parę razy pytał się Berii, czy aby się nie pomylili, skazując Rusłanową. Tak więc bohaterka wojny z Niemcami teraz była więźniem, była wrogiem narodu, bo zainteresowała się orgiami Berii i jego ludźmi i rozmawiała o tym ze Stalinem. - ”Polej jeszcze” – zwrócił się marszałek do męża Rusłanowej – bo jak o tym mówię to wnętrzności mi się trzęsą”. No i nikt nie mógł wpłynąć na decyzje Berii, nawet Żukow zwracał się do niego z pismem i prośbą, by ponownie przejrzeli sprawę Rusłanowej. Ale Beria odpowiadał, że są niezbite dowody na wrogą działalność Rusłanowej. W tym samym czasie aresztowano i zesłano na katorgę wiele żon działaczy najwyższego szczebla, między innymi żonę Kalinina, który piastował wysoką funkcję na Kremlu. Żony wielu generałów siedziały w gułagach, a ich mężowie byli bezradni, by je uratować. Przecież Piotrowi Jaroszewiczowi pierwszą żonę też aresztowali w Związku Radzieckim i zmarła w gułagu na Wschodzie. Prośby generała Berlinga nie pomogły, bo uznali, że jest wrogiem ludu. Koniecznie trzeba było coś w tej sprawie zrobić, gdyż nikt nie znał dnia ani godziny, kiedy pod zarzutem wroga narodu mogli zamknąć i zabić albo wsadzić do łagrów na Dalekim Wschodzie. Żukow miał opinię największego antysemity w Związku Radzieckim. Jego od dawna Żydzi chcieli zlikwidować, ale Żukow miał za sobą całą Armię Czerwoną, a ta była dwunastokrotnie większa od armii Berii. Żukowa wojsko kochało, a Berii jego podwładni się bali. Dlatego też Żukow uchował się długo, bo był przebiegły. Nawet sam Goebels w swoich pamiętnikach napisał, że gdyby Związek Radziecki nie miał takiego stratega jak Żukow to wojna miałaby inny przebieg. Druga sprawa – mówił marszałek Kulikow – jest to, że Stalin zrozumiał, że nie zna się na strategii wojennej i oddał dowodzenie w ręce Żukowa, co dla armii okazało się sukcesem, a Hitler do ostatniej chwili był zdania, że sam jest wybitnym dowódcą. Ale wracając do Żukowa – kontynuował marszałek. Żukow słusznie uznał, że najlepszą formą obrony jest atak. I do tego ataku na Berię dobrze się przygotował. Jeszcze za życia Stalina w 1952 r. na posiedzeniu biura politycznego, którego on i jego zastępca byli członkami, podjął niezbędne kroki. Zwrócił się do Stalina z prośbą o zgodę a ćwiczenia kilku dywizji pod Moskwą i częściowo w samej Moskwie. Na co Stalin odpowiedział: «Jesteś przecież głównodowodzącym i nikt nie musi wydawać ci zgody, po prostu zrób, jeżeli uważasz, że trzeba». Ale Żukow i tu był przebiegły. «Wolę mieć tę zgodę na papierze – poprosił – to wy towarzyszu Stalin jesteście w Armii Czerwonej najwyższy rangą i macie stopień generalissimusa i ja wam podlegam». I Stalin podpisał tę zgodę w obecności całego biura politycznego. Wywiad Żukowa znał plany i zamiary NKWD, a także osobiste Berii i Kaganowicza. Żukow postanowił uprzedzić atak na siebie swoim atakiem na Berię. Po śmierci Stalina w marcu 1953 r. postanowił wykorzystać wcześniej daną mu zgodę na manewry przez Stalina, w połowie marca 1953 r. Żukow wezwał do siebie wszystkich dowódców tej grupy armii, którzy mieli brać udział w manewrach w mieście i poza miastem. Wcześniej Żukow przeprowadził potajemnie rozmowy z większością zaufanych członków biura politycznego i przygotował ich do wydarzeń, mieli przy sobie jak nigdy dotąd broń osobistą. W dniu posiedzenia biura politycznego wezwani dowódcy jednostek pojawili się na godzinę przed posiedzeniem biura. Gdy wjeżdżaliśmy za bramę ministerstwa obrony to już skóra cierpła, gdyż w bramie leżały worki z piaskiem, a na stanowiskach karabiny maszynowe. Na dachach wszędzie rozmieszczeni byli żołnierze, jak również i na klatce schodowej i to wszyscy w hełmach i z bagnetem na broni. To wyglądało na coś bardzo poważnego. Do zebranych na sali dowódców przyszedł Żukow i powiedział: «wezwałem was bez komisarzy politycznych, ponieważ komisarze to nie Rosjanie. Dziś macie wykonać moje rozkazy, które otrzymacie za chwilę w kopertach. Za niewykonanie karzę rozstrzelać! Za złe wykonanie rozstrzela was Beria ze swoimi zbirami, bo jak się operacja nie uda to nikt nie przeżyje włącznie ze mną. Macie niecałą godzinę do rozpoczęcia. Główny ciężar tego zadania biorę na siebie z marszałkiem Wasilewskim. Ten kto będzie zajmował Łubiankę niech pamięta, że tam Rosjanie nie pracują i musi wiedzieć co zrobić, zajmując ten gmach» – opowiadał marszałek Kulikow. Przyznam się, że mróz chodził mi po plecach jak słuchałem Kulikowa. Od Maszerowa znałem częściowo tę historię, ale teraz dopiero w szczegółach usłyszałem od uczestnika tej akcji jak naprawdę było. Parę lat później po tej rozmowie miałem okazję spotkać na Krymie ludzi, którzy potwierdzili tę sprawę. I dalej: - ”Żukow przyszedł na posiedzenie biura politycznego razem z Wasilewskim. Beria i Kaganowicz siedzieli dokładnie naprzeciw nich po drugiej stronie stołu. Ale, między Berią a Kaganowiczem był mały biały stolik, a na nim biały aparat telefoniczny bez tarczy, wystarczyło podnieść słuchawkę i odzywał się oficer dyżurny na Łubiance. Chodziło o to, żeby żaden z nich nie zdążył podnieść tej słuchawki. W tym celu Wasilewski podniósł rękę i przeprosił, mówiąc, że zostawił termos po tamtej stronie stołu na szafce i chce go wziąć przed rozpoczęciem biura. Gdy podszedł do szafki, szarpnął za kabel od tego białego aparatu, ale obaj – tak Beria, jak i Kaganowicz – zorientowali się i chcieli sięgnąć po broń. Żukow trzymał już broń skierowaną wprost na nich, więc obaj podnieśli ręce i rozbrojono ich. BEZ STRACHU Rozdział XV Rusłanowa Taka jest PRAWDZIWA HISTORIA KOMUNISTYCZNEJ Rosji… Albin Siwak Ciag dalszy …Oczywiście, cały czas krzyczeli, że za chwilę będą tu ich ludzie i wszyscy zostaną aresztowani, ale w tej samej chwili wjechały czołgi i piechota wbiegła na dziedziniec Łubianki. Błyskawicznie zajęto cały gmach, a tych co próbowali użyć broni zabijano na miejscu. Jeszcze w trzech miejscach w Moskwie były rozlokowane oddziały NKWD, ale i te też zostały szybko rozbrojone, a ludzie aresztowani. Natomiast na Kremlu, do Berii strzelali wszyscy członkowie biura, taka była umowa, że nie jeden go likwiduje, ale wszyscy. Kaganowicz na rozprawie sądowej był autentyczny, a Beria dawno już nie żył, tylko dobrano dobrego aktora, który musiał go w sądzie zastąpić. Od tego momentu Żydzi zrozumieli, że nie tylko nie udało im się opanować Rosjan, ale trzeba uciekać i ratować życie, bo Rosjanie dojdą do prawdy i ujawnią kto wymordował tam miliony. No muszę jeszcze wypić, bo zaschło mi od tego mówienia w gardle” – rzekł marszałek Kulikow. Wypił i stawiając kieliszek powiedział: - „Poproś jutro Rusłanową to ci opowie o swoich dziesięciu latach w łagrach. To co ona tam widziała i przeżyła trudno jest zrozumieć i pojąć” – zakończył Kulikow. Rusłanową ułaskawiono po śmierci Berii, tak jak i inne siedzące tam kobiety. Siedzieliśmy na dużym balkonie z widokiem na Morze Czarne. Gwiazdy i księżyc odbijały się w wodzie, która tego wieczoru była spokojna. - ”Boże, jaki piękny jest świat, a jakie piekło ludzie potrafią zrobić innym na tym pięknym świecie – powiedziała Rusłanowa. Jeśli chcesz, to jutro w wieczór przyjdź tu to opowiem ci co przeżyłam. Widzę że marszałek traktuje cię jak dobrego przyjaciela, więc i ja tak samo muszę zrobić”. Następnego dnia wieczorem Kulikow mówi tak: - „Ja z jej mężem pójdziemy do kolegów generałów. A wiesz dlaczego? Bo to co ona ci powie to my po pierwsze znamy, a po drugie ona przy nas kolejny raz będzie się krępować mówić o tych sprawach. To co oni robili naszym kobietom, to ohydne bandyckie metody. Ale niech ona sama ci powie o tym”. Gdy zjedliśmy kolację Rusłanowa, zwracając się do mnie powiedziała: - „To straszna historia i nie wiem, czy powinieneś ją znać”. Zauważyłem, że już wczoraj, gdy marszałek Kulikow opowiadał mi jej historię i zlikwidowanie Berii, to ona, zwracając się do mnie mówiła mi nie na „wy”, jak zwyczajowo to mówią, ale na „ty”. Udawałem, że nie zauważyłem tej zmiany. Znam wielu Rosjan i wiedziałem, że bez względu na funkcję, jaką by nie pełnili, lubili do innych mówić na „ty”. - „Bardzo bym chciał znać waszą historię i jeśli czujecie się na siłach to proszę powiedzieć mi wszystko” – odparłem. - ”Dobrze. Przyjdź za godzinę na nasz balkon”. Ten balkon to była ogromna wnęka jak duży pokój, gdzie mieścił się stół i fotele, z góry rozciągał się cudowny widok na morze. Na stole stał już samowar i Rusłanowa nalała dwie filiżanki herbaty. - ”Samowar ma swój urok i tradycję rosyjską. Zobaczysz, jaką ja zrobię dobrą herbatę” – mówi. Rzeczywiście długo trwało to parzenie, ale piłem jedną filiżankę za drugą, tak mi smakowała. Usiadła na fotelu i nakryła nogi kocem. - „Tu dni są gorące, ale noce chłodne i wilgotne, a ja choruję na nogi i ręce. To pamiątka po latach łagrów. Nieraz wrzucano nas do dołu z zimną wodą i nakrywano deskami na całą noc. Teraz wychodzi mi to wszystko. Nie będę ci opowiadać jak nas sądzono. Bo to nie sąd był, ani obrony nie dopuścili, ani oskarżonym nie dali mówić. Po prostu wprowadzano nas po kilka kobiet na salę. Stojąc słuchałyśmy oskarżenia – które jak się później zorientowałam, prokurator odczytywał wszystkim oskarżonym takie samo – że jesteśmy zdrajcami swej ojczyzny i współpracujemy z wrogami Związku Radzieckiego, za co grozi z paragrafu takiego to i takiego surowa kara – dożywocie w łagrach. Żadnej z nas nie dali powiedzieć ani słowa. Sędzia, stary Żyd, walił młotkiem w blat stołu i krzyczał: - „To i tak łagodna kara. Powinniście być powieszone, ale lituję się nad kobietami i daję dożywocie. Wyprowadzić! – krzyczał – i dawać następne”. Kolejne pięć kobiet, zapłakanych i przestraszonych, stało już na korytarzu pod opieką funkcjonariuszy NKWD. Prosto z sądu zabrano nas na pociąg do bydlęcych wagonów i kilka dni jechałyśmy bez sanitariatów i gorącego posiłku. Później w gułagu dowiedziałam się, że ten transport kobiet to miał wielkie szczęście, bo był w porze letniej. Kobiety będące tu już wcześniej mówiły jak to wyglądało podczas mrozów i ile ich wówczas nie dojechało. Moją grupę, złożoną z kobiet w wieku 40-50 lat, umieszczono w jednym dużym baraku. Na piętrowych łóżkach umieścili nas czterysta kobiet, pośrodku stał długi stół z desek i trzy paleniska do ogrzewania w czasie zimy. Na terenie dwudziestu hektarów było nas cztery tysiące kobiet. Obóz był podzielony na trzy strefy: pierwsza to murowane białe domy dla wojska i ich dowódców, druga to miejsce, gdzie kobiety pracowały i trzecia strefa to baraki, gdzie przebywałyśmy. Wszystko to poprzegradzane wysokim parkanem z drutu kolczastego i wieżyczkami dla wartowników. W pierwszej strefie, gdzie mieszkali żołnierze i oficerowie, był tak zwany hotel z łaźnią i pokojami dla gości”. Przerwałem jej i zapytałem: - „Jaki hotel i jacy goście w łagrach?”. - „Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Otóż w obozie ponad połowa kobiet to były młode dziewczęta często bardzo ładne. Z tych dziewcząt co sobota oficer wybierał ponad połowę dla gości. One musiały się kąpać i czysto ubrać, były nakarmione lepiej niż my. Ja zastałam tam taką sytuację, że dziewczęta chętnie szły na te zabawy. Dlaczego? Bo jeśli zaszła w ciążę, zwalniano ją z pracy aż urodziła. Wiele z nich miało poskracane wyroki i puszczano je do domu. Także one nie upierały się, a szły chętnie. Tak było trzy lata, aż raz zjechała jakaś komisja i zaczęła sprawdzać dlaczego tak dużo dziewcząt wypuszcza się na wolność. «Przecież to nie słonice i nie noszą ciąży parę lat» – mówili. Była duża awantura, wskutek czego komendant i zastępca zostali zabrani. Nie można już było mówić, że przywieziono dziewczyny w ciąży, ale zarządzenie, że kobietę w ciąży należy zwolnić z pracy, a jak ma mały wyrok, na przykład dziesięć lat, to puszczać na wolność. Utrzymano to zarządzenie, gdyż cały czas napływały nowe transporty do obozu i przywożono także dziewczyny w ciąży. Nie sposób jest całkowicie wyeliminować seksu tam, gdzie na odludziu jest parę tysięcy kobiet i dziewcząt oraz kilkaset mężczyzn, żołnierzy i oficerów. Oni tu służyli bez żon i możliwości kontaktu z kobietami poza obozem, bo w okolicy w ogóle nie było ludzi. Mimo zmiany komendanta obozu to w soboty znów zaczęli przyjeżdżać goście, ale teraz po cichu i specjalną bramą, żeby nie rzucało się w oczy. Przeważnie byli to funkcjonariusze NKWD z miast odległych po kilkaset kilometrów i przeważnie Żydzi. Dziewczyny, które zachodziły z nimi w ciążę, przysięgały, że nie będą chować tych dzieci, gdyż to żydowskie. Ilość dziewcząt, które chodziły na te imprezy była w stosunku do przebywających w obozie bardzo mała, a na wolność chciało wyjść dużo. Jak zwykle potrzeba jest matką wynalazków – ”lekarka, też więźniarka, mówi, że można zajść w ciążę bez stosunku z chłopem, ale potrzebne jest nasienie od mężczyzny. «Musicie załatwiać żołnierzy ustami i nasienie z ust przekładać do strzykawki. Następnie ta co jest w okresie zajścia w ciążę wprowadza strzykawką bez igły to nasienie. Takim nasieniem ze strzykawki można zapłodnić wiele kobiet, trzeba tylko trochę wpuszczać do pochwy». Nosiły więc dziewczyny puste strzykawki i spragnionym żołnierzom robiły to ustami, chroniąc spermę do strzykawki. No i minął rok, a tu prawie połowa dziewczyn w ciąży. Nowa afera i znów zmiana kierownictwa obozu, ale z dziećmi trzeba było puścić na wolność” – mówiła Rusłanowa. Te więźniarki to nie były córki arystokracji czy burżujów, to dzieci ludzi, często z robotniczych rodzin. Wystarczało, żeby dziewczyna powiedziała coś nieżyczliwie o władzy lub nie brała udziału w organizacji młodzieżowej. Nie stosowała się do zaleceń i nie ujawniała rodziców, którzy byli w opozycji do partii, to już brali taką dziewczynę (chłopaka tak samo) i miała wyrok. - „Pracowałam w baraku, gdzie szyliśmy futrzane czapki wojskowe i rękawice. Przywieziono nową grupę dziewcząt. Część z nich skierowano do naszego baraku w celu nauczenia ich szycia. Jak zwykle w pierwszych dniach praca tym dziewczętom szła źle. A kierownik baraku chciał mieć dużo dobrze uszytych czapek i rękawic. Obejrzał pracę pracującej obok mnie dziewczyny i uderzył ją tą czapką w twarz. A gdy dziewczyna pochyliła się, by podnieść tę czapkę to kopnął ją w piersi. Chciałam podnieść dziewczynę, bo nie wstawała, ale jak się nad nią pochyliłam to mnie też kopnął, aż upadłam. Wywleczono nas obie przed barak i wrzucono do dołu z wodą. Nakryto deskami i tak całą noc stałyśmy po kolana w zimnej wodzie. Rano bez posiłku zapędzono nas do pracy”. - „Jak zepsujesz materiał to znów pójdziesz do dołu” – krzyczał na dziewczynę kierownik. I zepsuła znów, mimo że jej podpowiadałam jak to robić. Wyprowadził ją znów przed barak, tam gdzie był dół z wodą i kazał się jej rozebrać do naga. Dziewczyna była ładnie zbudowana. W tych ubraniach więźniarek to nie widać było urody, gdyż drelichy były ohydne. Teraz, gdy stała nago, widać było jaką jest piękną dziewczyną. Obszedł ją dookoła a następnie kazał się jej ubrać, zabrał ją do swojego pomieszczenia i zasłonił okno. Było pewne, że zechce z nią uprawiać seks, przecież tu było na porządku dziennym, że jak naszła któregoś chęć brano dziewczynę i robił to. Tym razem było inaczej, najpierw był rumor i krzyk, potem otworzyły się drzwi i wyleciała z nich naga dziewczyna. Zatrzymała się na chwilę i wypluła coś na ziemię. Za chwilę wybiegł ten kierownik, trzymając się jedną ręką za nos i z rewolwerem w drugiej. Strzelił dwa razy w plecy dziewczyny i ta upadła na ziemię. On poleciał do budynku administracji, a po chwili biegiem wezwali naszą lekarkę. Okazało się, że dziewczyna odgryzła mu nos. Później też były wypadki że dopiero co przywiezione dziewczyny nie chciały dobrowolnie się poddawać, wybierały opór, mimo że wiedziały, że tej wojny tu nie wygrają. Za parę dni nowy kierownik, chodząc po sali i przyglądając się jak pracujemy, zatrzymał się przy nowej dziewczynie, która zdjęła bluzę i widać jej było prawie całe piersi. Wsadził rękojeść nahajki, którą bił więźniarki między jej piersi. Dziewczyna wyrwała tę nahajkę i rzuciła na podłogę. Wtedy złapał ją za włosy i zawlókł do tego samego kantorka co jego poprzednik tą którą zabił. Parę minut była cisza, więc myślałyśmy, że dziewczyna się poddała, aż tu nagle wychodzi z tego kantorka i trzyma jego broń w ręku. Odeszła parę kroków i wsadziła sobie lufę rewolweru w swoje usta, głuchy strzał i głowa rozleciała się w kawałki. A kierownik, który zaprowadził ją do swojego kantorka miał wbite w pierś nożyczki i leżał zabity. Całkiem inaczej reagowały więc dziewczyny dopiero co przywiezione, a inaczej te, co siedziały tu już kilka lat. Znów nowy kierownik. Ale ten jakiś dziwak, interesują go starsze kobiety. Podszedł do mojego stanowiska pracy i pyta: - „To ty tak podobno pięknie śpiewałaś na froncie?” Mówię, że ja. - „To chodź, zaśpiewasz mi w kantorku”. Musiałam iść. - „Zdejmij tę bluzę i rozpuść włosy!” – rozkazał. Zrobiłam to. - „Teraz coś zaśpiewaj!”. Zaśpiewałam piosenkę z frontu ‘Ciemna jest noc’. Gdy skończyłam, on mówi tak: - „Moi koledzy nie uwierzą, że miałem z tobą stosunek i miałem jak chciałem”. Otworzył szufladę i wyjął aparat fotograficzny, zadzwonił do kogoś i po chwili wszedł żołnierz, którego zaczął uczyć jak zrobić zdjęcie. «A ty się rozbieraj!» – rozkazał. Ale ja nie chciałam, to zaczął mnie bić i zdzierać ze mnie ubranie. Zleciały się koleżanki z całej sali i zaczęły mnie bronić. - „Co to, bunt?” – pyta kierownik. Wyjął broń i zaczął strzelać w sufit. Na odgłos strzałów zlecieli się żołnierze, ale dziewczyny mówią: - „On chce zgwałcić Rusłanową, a my ją bronimy. W drugim baraku są te, co siedzą parę lat i one same namawiają, żeby je pokochać”. W ten sposób obroniły mnie przed gwałtem, ale kierownik wsadził mnie do dołu z wodą za nieposłuszeństwo. Rano nie miałam siły, żeby wyjść z tego dołu, musieli mnie wyciągnąć. Rzeczywiście pomysł lekarki jak zajść w ciążę zaowocował, bo gołym okiem było widać dziewczyny z brzuchami. Ponownie komisja, ale teraz biorą na przesłuchanie więźniarki. Te umówiły się, że wszystkie są gwałcone, żadna nie przyznała się że idzie dobrowolnie lub że robi to ustami i wykorzystuje spermę. Nie mogli przeboleć, że taką ilość trzeba wypuścić na wolność, na pewno były też upomnienia i nagany za taki stan rzeczy. Kierownictwo w Moskwie wściekało się, że tyle dziewczyn zamiast pracować idzie za darmo na wolność, bo warunków, żeby tu mogły żyć matki z dziećmi nie było. Przysłano więc grupę funkcjonariuszy, którzy mieli za zadanie przyjrzeć się tej sprawie i zapobiec zachodzeniu w ciążę. Bo to, czy są dziewczyny gwałcone czy nie, ich nie obchodziło, im zależało tylko na tym, żeby nie zachodziły w ciążę. Mój kierownik nie odpuścił mi i znów kazał iść do kantorka, ale nie posłuchałam go. Dołu mi nie dał, tylko napisał raport, że jestem krnąbrna i nie słucham poleceń, wobec czego prosi dyrektora obozu, żeby mnie oddać do innego o zaostrzonym rygorze i ciężkiej pracy. No i wywieźli mnie kilkaset kilometrów dalej w obszary leśne. Kobiety w tym obozie wycinały młode sosny o grubości dwudziestu centymetrów, cięły je ręczną piłą na stemple do kopalni. Wyprowadzono nas rano z silną eskortą, wartownicy mieli wyłącznie pepesze i strzelali do każdej, jeśli się oddaliła sto metrów od miejsca pracy. Każda para kobiet musiała zerżnąć i oczyścić siekierą sto sztuk stempli w ciągu dnia. Nadzorujący nas żołnierze NKWD odprowadzali upatrzoną kobietę w krzaki i ta nie miała nic na swoją obronę, bo mógł jej nie zaliczyć urobku, a od tego było pożywienie – nie wypracowałaś to masz połowę jedzenia. Tu bogiem i carem był żołnierz, a odwołania od jego decyzji nie było. W nowym transporcie przywieźli matki z dorosłymi córkami, więc i pracowały parami – matki z córkami. Jednego dnia obok mnie matka z córką ścinały drzewa, kiedy wartownik podszedł i mówi do córki: - „Chodź ze mną, a ty stara obcinaj gałęzie siekierą” – zwrócił się do matki. Popychając pepeszą, wprowadził dziewczynę w krzaki. Matka zapytała nas, po co on ją tam wziął. – „Jak to, nie wiesz?” – pytamy. - „Nie wiem, dopiero co nas przywieźli tutaj”. - „On ją tam zgwałci, głupia babo” – powiedziała moja współwięźniarka. Kobieta napluła sobie w obie dłonie, wzięła siekierę i poszła w te krzaki. Zastała ich, jak żołnierz leżał na jej córce, a automat wisiał na krzaku. - „Ach, ty łotrze!” – krzyczała i siekierą uderzyła żołnierza w głowę, który nawet nie widział jak go zabija. Rozebraną córkę prowadziła za rękę do stanowiska pracy. Widząc, że biegną do niej żołnierze, zawróciła i wzięła z krzaka pepeszę. Musiała umieć się nią posługiwać, bo naciągnęła sprężynę spustową i położyła się za paroma zwalonymi drzewami. Biegło do niej czterech żołnierzy i pewnie nie przypuszczali, że kobieta ma broń, myśląc zapewne, że ze strachu się ukryła. Gdy byli piętnaście metrów przed nią, ona wystawiła lufę pepeszy i krzyknęła: - „Wy sługusy żydowskie, myślicie, że nie ma na was kary?” – i puściła długą serię, którą skosiła całą czwórkę. Inni zrozumieli, że mają kłopot, otoczyli ją i czołgając się zbliżali się. Ona strzelała, ale w pepeszy był tylko ten jeden magazynek. Kiedy żołnierze zrozumieli, że kobieta nie ma już amunicji, rzucili się na nią i skrępowali ręce do tyłu. Następnego dnia na podwórku odbył się sąd i obie kobiety, matkę i córkę skazano na powieszenie. Pod szubienicą starsza kobieta krzyknęła: - «Niech żyje Rosja! Śmierć Żydom!» Natychmiast wsadzono jej szmatę w usta, żeby nie mogła więcej krzyczeć. Żołnierz założył im obu sznury, a oficer kopnął ławkę, na której stały. Ale ten wypadek spowodował, że konwojenci bali się teraz w lesie zabierać kobiety w krzaki. Robili to, ale ubezpieczali się bardzo, stawiając zawsze kolegę do pilnowania tych, co zostały z siekierami w ręku. Mijał mi ósmy rok katorgi. Nie doręczano nam listów. Nie było lekarza a przecież w tych warunkach kobiety chorowały i umierały, powiększał się tylko z każdym rokiem cmentarz obok obozu i malała nadzieja na wolność. Liczyłam że przyjaciele i mąż uzyskają zgodę na złagodzenie mi kary, ale nic takiego nie następowało. Najgorsze jest to, że ja i te wszystkie dziewczęta, zarówno w pierwszym, jak i w drugim obozie byłyśmy niewinne. Żadna z nas nie zabiła, nie okradła, nie zdradziła partii ani ojczyzny, a miałyśmy każda dożywocie albo kilkadziesiąt lat obozu pracy. Wystarczyło znaleźć się w sytuacji, którą zbiry Berii mogły wykorzystać i już byłaś wrogiem ludu i ustroju. Tak minęło mi dziesięć lat. Aż jednego dnia dziewczyna, która sama chodziła do starszyzny na noce – mówi mi: - ”Wiesz co Rusłanowa w Moskwie to musiało się coś stać. Bo starszyzna mówi, że pakują się wszyscy oficerowie NKWD i wyjeżdżają. A nowych nie dają. I rzeczywiście, nie przestrzegano, czy ktoś wyrobił normę, ale dawano jeść normalnie. Nie odprowadzali w krzaki na siłę, a wieczorem zapraszali do siebie, dając za usługę lepsze jedzenie. Jednego dnia pracujemy na polance leśnej, a tu ląduje helikopter. - «Boże, czy ja śnię, czy może już nie żyję?» – zadawałam sobie pytanie, bo widzę jak idzie mój mąż w mundurze generała i ma broń przy pasie. Z nim dwaj wojskowi, ale go nie prowadzą pod bronią tylko rozmawiają. On mnie nie poznał. Dziesięć lat w tych warunkach to dużo i to ubranie jeszcze. Wszystkie, ile nas było, stanęłyśmy i patrzymy na nich. Oni podeszli do grupy kobiet i pytali: - «Rusłanowa żyje między wami?». Pilnujący nas żołnierz podleciał do nich i salutując krzyczał: - «To ta, towarzyszu generale» i pokazał na mnie. A mnie nogi wrosły w ziemię i straciłam głos. Mój mąż szedł do mnie, a ja straciłam przytomność, ocknęłam się dopiero w helikopterze. Tak zakończyła się kara za niewinność moją i moich koleżanek ”- zakończyła swą historię. Ja z Rusłanową rozmawiałem w 1989 r. Minęło wiele lat nim zacząłem pisać te wspomnienia i teraz w 2007 roku w lipcu polska telewizja w programie I nadała wieloodcinkowy serial pod tytułem „Moskiewska Saga”. Widzowie mogli sami zobaczyć jak o każdej porze dnia i nocy wyprowadzano młode dziewczyny do oficerów w celu zabawiania się z nimi. Żołnierze, którzy czekali na zewnątrz, aż oficer się zadowoli, gdy odprowadzali dziewczyny do baraków – zmuszali je na śniegu i mrozie do seksu z nimi. Jeśli któraś z odmawiała – strzelali i mówili, że była to próba ucieczki. tom II Rozdział XIX Prawdą po oczach Dobrze, że ostatnio wielu naukowcow poświeca swój czas i wysiłek służąc ogółowi swą wiedzą. Sytuacja w Polsce jest taka, że tak w okresie PRL, jak i obecnie, nikt publicznie nie mówił o historii Żydów, o tym do czego ten naród jest zdolny, jaką ma przeszłość i do czego dąży. Jakimi sposobami dochodzą do władzy i pieniedzy. Ostatnio, jak zaznaczyłem, jest coraz wiecej broszur, pism i ulotek wyjaśniających role Żydow na świecie i w Polsce.Ale przede wszystkim bardzo dobrze, że coraz wiecej ludzi odważnych z niezbedną, solidną wiedzą, i że ci ludzie publicznie zabieraja głos. Tak jak w domu przyjaźni zorganizowano w sali kinowej niezwykłe cenną prelekcje na temat, jak powstały pierwsze fortuny po tzw. transformacji ustrojowej w Polsce w 1989 roku. Kto i gdzie i jakimi sposobami okradł cały Naród Polski. Tak i teraz, we wrześniu 2009 roku, zorganizowano podobną prelekcje, tylko że czasowo dłuższą od tej pierwszej. Tym razem, nie tylko, że pojechałem wcześniej, żeby zdobyć miejsce siedzące, ale zabezpieczyłem sie w dobry dyktafon. Już sam tytuł prelekcji mówił sam za siebie: „Żydzi, władza i pieniadze”. Czyli, że to co własnie jest bogiem dla Żydow i to o co walczą od paru tysiecy lat, żeby posiąść w pełni, a złośliwy los ciągle płata im figle i nie pozwala. Obecnie po licznych błędach, zabrali sie nie tylko ostro za ten temat, ale uruchomili swe siły i pieniądze na całym świecie, licząc, żerzcą na kolana wszystkich goi, a szczególnie wyznawców chrześcijańskiej wiary – Słowian- wyznających porządek łaciński i chcą sobie podporządkować – wywołując kryzys finansowy na świecie.. Takie zadanie jest pierwszym etapem drogi, jaką Żydzi sobie nakreślili. I znów sala kinowa pękała w szwach. Ludzie przynosili krzesełka i stoliki, żeby tej długiej prelekcji wysłuchać. Żeby później dobrze odtworzyć zacząłęm, tak jak zauważyłem u wielu osób na tej sali, ustawiać swój dyktafon jak najbliżej mównicy. W domu później kilka razy przesłuchałem co prelegent mówił. I chociaż niektóre kwestie już znałem, a nawet opisałem to doszedłem do wniosku, że treść tej prelekcji jest bardzo ważna i nie należy nic z niej pomijać, chociaż była to treść już cześciowo znana. Mówca zaczął od tego, że Żydzi w zdecydowanej większości są naprawde przekonani i wierzą w to, że sa narodem wybranym przez Boga i stąd wynika to ich wywyższanie się przed innymi narodami i rasami oraz okazywanie im swojej pogardy. Źródeł tej postawy należy doszukiwać sie u Żydow w odpowiednich sformułowaniach Talmudu, który ostatecznie został opracowany około 500 roku naszej ery. O tym, jak głeboko Talmud wycisnął swoje piętno na psychice, także współczesnych Żydow, oświadczam. in. wystąpienia ich działaczy oraz publikacje ukazujące sie w prasie i różnych opracowaniach. I tak Nahum Goldman, były przewodniczący Światowego Kongresu Żydów w Brukseli w 1966 roku powiedział: „Nasza struktura jako narodu, nasza historia była zawsze jedyną w swoim rodzaju, dlatego jesteśmy upoważnieni do specyficznych praw, nawet wtedy, gdy nie stosują sie one do innych grup. Żydowski naród nie był nigdy taki jak inne narody. Był on zawsze jedyny w swoim rodzaju. Jesteśmy czymś wiecej, niż narodem, niż religią i cywilizacją, jesteśmy tym wszystkim razem i dlatego nie ma drugiego narodu jak ten” W podreczniku dla szkoły średniej wydanym w Tel-Avivie stwierdza sie, że: Żydzi to elita ludzkości. Mogą oni posiadać niewolnikow. Niewolnicy nie mogą być Żydami”. A w ksiażce p.t. „Safer Hakorazy” zatwierdzonej przez Izraelskie Ministerstwo Oświaty czytamy: „Naród Izraela jest narodem wybranym spośród innych, zarówno na rasę, jak i na wychowanie. Rasowo naród izraelski jest najlepszy, ponieważ powstal w drodze selekcji najlepszych cech wszystkich pokoleń. Izrael jest dla innych tym, czym serce dla organów ciała ludzkiego”. Żyd Rabin Mordechaj Piron w paschalnym numerze „Ediot Achronot” w 1975 roku pisze: ” Ze wszystkich narodów zamieszkujących kulę ziemską, jedynie Judejczycy obdarzeni zostali osobliwymi cechami biologicznymi i fizycznymi, ktore pozwalają im zbliżyc sie do najwyższego stopnia osiagnieć ludzkości. Podobny cudowny fakt, czyni ten naród ośrodkiem ducha i kultury, pozwala wywierac ogromny wpływ na losy, postęp i byt całego narodu ludzkiego”. Żydów wyróżniają osobliwe cechy narodu, ale pojmuja je wyłacznie w sensie pozytywnym. Milczą natomiast, o cechach rzeczywiście ich wyróżniających spośród innych narodów, ale wyróżniając ich w sensie negatywnym. Niektóre z tych cech, o których bedzie mowa wystepują i u innych narodów, ale nie w tak skoncentrowanej i w tak intensywnej skali, jak ma to miejsce u Żydow. To właśnie te negatywne cechy Żydów powodowały i powoduja nadal niechęć, a nawet wrogość do nich u narodów, wśród których żyją. Klamstwem jest mniemanie Żydow, że ciesza sie „najwyższym szacunkiem innych narodów”. Do tych cech negatywnych, tak wyraźnie wyróżniających należa przede wszystkim wymienione juz poczucie wyższości nad wszystkimi narodami świata i rasami, wynikające z talmudycznego wyznania, iż stanowią naród wybrany przez Boga. Okazywana wyzywająca pycha, nieukrywana pogarda i nienawiść do innych narodów i ras. Nieprzerwane demonstrowanie nieuzasadnionych pretensji i głebokiego żalu do innych narodów. Szowinizm i zapiekły rasizm. Nadmierne uczulenie na wszelkie nawet najbłahsze, krytyczne uwagi pod ich adresem, stąd każdy, kto to uczyni, uważany jest przez nich za antysemitę. Niepohamowa pazerność w dążeniu do bogactwa, żądza pieniądza przesłania im wszystko, stąd uciekanie sie do szachrajstwa, oszsutwa, nieposkromionego lichwiarstwa w ich działąlnosci handlowej i finansowej. Niepowstrzymana chytrość i przewrotność, notoryczna skłonność do kłamstwa, nawet u elity umysłowej. Niustanna walka z kosciołem chrześcijańskim i to od czasów powstania kościoła, po dzień dzisiejszy. Uparte i nieustępliwe dążenie do zapewnienia sobie władzy nad światem. Stąd nieprzerwane propagowanie przez środki masowego przekazu, ktore maja w swych rękach, konieczniści utworzenia rządu światowego, ktorego namiastką jest juz istniejąca Unia Europejska, ONZ, Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Od wieków głeboko jest zakorzeniony wsród Żydów szowinizm i rasizm , który ujawnił się ostanio w wystąpieniu głownego rabina Rzymu – Elio Toafta i rabina Shalame Bohbouta, po watykańskim akcie skruchy, jak okreśłono w naszej prasie oficjalne przeproszenie Żydów przez stolice Apostolską. Papiez Jan Paweł II w toku sympozjum dotyczącego „Korzeni antyjudaizmu w środowisku chrześcijańskim” oswiadczył, ze „antysemityzm nie ma żadnego uzasadnienia i jest ze wszech miar godny potępienia”. Żydzi, co prawda, uznali to za pozytywny gest, ale on nie w pełni ich usatysfakcjonował i oczekuja, że Watykan powinieni iść dalej w tym przepraszaniu. Główny Rabin Rzymu Elio Toaff przyznał, że pierwsi chrześcijanie byli prześladowani przez Żydów. To jednak tych Żydó broni i usprawiedliwia, twierdzi, że judeochrześcijanie głosili herezje w łonie żydowskiego narodu. I że Żydzi słusznie postępowali według prawa żydowskiego Talmudu przeciw chrześcijanom. Chrześcijanie – mówił rabin- przedstawiali naród żydowski jakoby zabił Chrystusa. To nie Żydzi zabili Chrystusa, mówi i rabin Shaloma Bohbouth. Chrystus po to się urodził, żeby go zabić, za to, że nie służył Żydom. Rabin, milczeniem pomija jak widać całkiem rzeczywiste źródła niechęci i nienawiści do Chrystusa. A Chrystus tępił zachowanie Żydow za ich przewrotny, spekulacyjny, zuchwały i lichwiarski sposób postepowania wśród narodów, w ktorych oni żyli. Rabin Shaloma Bohbouth mówił tak jakby w ogóle nie wiedział o rzeczywistych powodach i przyczynach śmierci Chrystusa. Powiada rabin dalej tak. Należy usunąć źródło zła, to znaczy wiarę chcrześcijan w to, że Żydzi zabili Chrystusa. Wtedy dopiero powstaną przesłanki do skutecznego dialogu między chcrześcijaństwem a judaizmem. I tu musze przerwać zapisywanie z taśmy. Przecież Żydzi na całym świecie przypuścili atak na Krzyż Chrystusa. Ma to miejsce w Ameryce i ma to miejsce w Polsce. ‘Nasi’ biskupi pochodzenia żydowskiego zgodzili sie na pobudowanie takiej Drogi Krzyzowej w miejscowości Radziechowach koło Żywca, w którą wmontowano mnóstwo znaków i symboli żydowsko-masońskich. A imienia Jezus na 13 stacjach, ani razu się tam nie wymienia. I biegiem polecieli poświecić. pomimo że dopiero w ostanim dniu przed jej wyświeceniem w dniu 12 września 2009 r. zamontowano monumenty brakujących stacji. Widać celowe było to opóźnienie, aby nie zdążono ocenic umieszczonej w nich masońskiej symboliki. Też w ostaniej chwili , dodatkowo wprowadzono na każdej stacji stylizowane krzyżyki, ale znów wydziwione z masońską symboliką oraz zlikwidowano w scenie zwiastowania NMP datę 955 roku o jawnie bluźnierczej wymowie. Natomiast szósty palec w postaci pazura na dłoni Maryi pozostał. Zdziwienie budzi pismo Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski z dnia 1 lipca 2009r., znak; SEP-3.1.2-6 będące odpowiedzia na podobną petycje jak ta skierowana do biskpa T.Rakoczego (o czym pisalem powyżej), ale przesłaną do Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp Józefa Michalika. Z rozbrajającą szczerością czytamy tam w drugim akapicie: „Niestety, ks Abp. Przewodniaczący w podstawowej sprawie nie jest kompetentny. Proszę jednak nie ustawać w dociekaniach i różnorodnych konfrontacjach, dla dobra wiary przyszłych pokoleń”. Koniec pisma ktore pozostawiam bez komentarza ‘Ale jeżeli tak to może ‘nasi’ biskupi wyjaśnią wreszcie wiernym, co on-ten pazur- ma oznaczac i co symbolizować. A mozę do tzw. dopuszczalna wizja ‘artysty’, na wzór tej z Gdańska, gdzie na Krzyżu powieszono genitalia męskie- bezczeszcząc chrześcijańskie uczuci awiary i miłości! Widac ‘nasi’ biskupi realizują własnie myśl rabina Shaloma Bahboutha i próbują usuwać (często skutecznie) tę przeszkode jaką jest KRZYŻ i imię Chrystusa-Boga Człowieka. Wracam jednak do zapisu z dyktafonu ze spotkania. Żydzi twierdzą że aby doszło do zgody miedzy judaizmem a chrześcijaństwem, to Kościół Katolicki MUSI spełnić trzy nastepujące postulaty: 1. Zrezygnować w sposób jasno zdeklarowany z jakichkolwiek form nawracania Żydów 2. Dokonać dekanonizacji tych świetych katolickich którzy w opinii Żydów związani byli z tradycją antysemicką 3. Przywrócić judaizm potomkom hiszpańskich marranów. Chodzi o Żydów, ktorzy w XV wieku za radą księcia żydowskiego z Konstantynopola przyjeli chrzest w Hiszpani, Francji i Portugalii. Lecz w głebi duszy, według rabinów, zostali Żydami. Żadanie, aby również w Polsce przywrócić świadomosć żydowską jest żadanie fanatycznorasistowskim. I tu znamienny fakt. Żydzi w światowej diasporze walczą zaciekle z przejawami nacjonalizmu i rasizmu. A za niw świecie nie chcą tego samego dostrzec u siebie we własnym narodzie. Odnośnie zaś nieodpartego dążenia Żydów do panowania nad światem należy nadmienić, że tego rodzaju dążenia i marzenia pojawiają sie co jakiś czas, od zarania naszej cywilizacji. I z założenia zawsze stanowiły żydowski zbrodniczy cel. Potwierdziły to wszystkie znane nam reżimy, a szczególnie ten w Związku Radzieckim . Niewiele lat minęło od jego upadku, a świat poddawany jest nowym uszczęśliwającym zabiegom ze strony światowego żydostwa. Unia Europejska i Światowa Rada Żydowską przekonane, że nie uda sie im opanowac świata w ramach globalizacji przy obecnych sześciu miliardach ludzi żyjących na świecie, odbywają różne narady nad sposobem zniszczenia pięciu miliardów ludzi na świecie. Wielu największych i najbogatszych Żydow pracuje od wielu lat głosząc liberalizm i libertnizm, jako jedną z wielu metod, aby narody się same wyniszczały. To wyniszczenie już sie rozpoczęło . Jest to wyniszczenie ekonomiczne, ideologiczne i polityczne. I jest to bardzo ważny pierwszsy etap wyniszczenia ludzi. Zbrojny konflikt- jako drugi etap tej wojny- byłby sie już dawno rozpoczął, gdyby Zydzi mieli pewnosc, że utrzymaja kontrolę nad jego przebiegiem. Dlatego odkładaja tę sprawę, a czekaja przygotowywując grunt pod III wojne światową- światowa apokalipse. Na razie wywołują wojny lokalne bo są one im niezbedne. Zydzi z powodu ich przewrotnego zachowania się, przewrotności, wyrachowania, szachrajstwa, kłamstwa i lichwy byli znienawidzeni już od 3000 lat przez narody w ktorych żyli. Przedstawiciele tych narodó wyrażali o nich najgorsze sądy i opinie. I tak: Hekatus a Abdery na 300 lat przed naszą era wytykał Żydom objawiony przez nich wstret do innych narodów Cyceron, Seneka, Kwintylian Tacyt i Juwenalis pogardzali nimi i wyrażali sie o nich jako o zbrodniczym plemieniu. Podobne opinie wyrazali o nich Rzymianie. Marek Aureliusz, cesarz i filozof wyrażał obrzydzenie do śmierdzących i wrzeszczących Żydów. Krol polski Kazimierz, zwany przez Żydow wielki nazwał Żydow prawdziwym nieprzyjacielem naszej wiary chrześcijańskiej. Zauważy że cel żydowskiej przewrotności do tego zmierza, aby dobra i majętności chrześcijan uszczuplać i wydrzeć całkowicie. Pomimo to w Średniowieczu Polska otworzyła swe granice dla wypedzanej przez wszystkie kraje ówczesnej Europy ciżby żydowskiej, ktora była zakałą w kazdym państwie. Dopiero po wypedzeniu żydostwa z krajow na Zachodzie, nastąpiła tam epoka tzw. Odrodzenia. W Polsce natomiast przyjecie Zydow spowodowało regresje gospodarczy , rozbiory i utrate nipodległości na 123 lata. W średniowieczu w tym zażydzeniu Polski zasłużł sie zwłąszcza, syn króla Władysława Niezłomnego (nazwanego pogardliwie przez żydostwo Łokietkiem, ktory to przydomek przylgnął do niego na stałe) – Kazimierz ‘Wielki’ i jego nałożnica żydowska Estera. M.in. w latach 1363-67 rozszerzył na Krolestwo i Ruś przywileje dla Żydów zawarte w tzw. Traktacie Kaliskim ktore zezwalałm.in. na lichwe pod zastaw nieruchomości, oraz oddały oskarżenia przeciwko Żydom żlożone tylko przez chrześcijan, bez potwierdzenia ich przez innego Zyda! (jak to przeczytałem to przypomnial mi sie temat z tego blogu o Budowniczym III Wielkim ? Zastał drewnianą, zostawił murowaną. [slogan naukowy] http://uleszka.uprowadzenia.cba.pl/webacja/warownie/kazimierz.htm / BladyMamut) -Król Władysław Jagiełło w Statucie Krakowskim stwierdził, że przewrotna perfidia żydowska zawsze była i jest przeciwna i wroga dla chrześcijan i nie tylko co do wiary, ale i do ciała, ale najsilniej zmierza do rozdrapywania posiadłosci i przywłaszczania dla Żydow majętności. Dziś Żydzi rozkradaja majątek Narodu Polskiego i wszyscy to widzą w codziennym życiu. Oczywiscie ta grabież odbywa sie rzekomo w majestacie prawa i na granicy prawa. Prawa te Żydzi sami ustanawiaja przy pomocy Polaków, ktorzy za dane im stanowiska i szanse na duże pieniadze akceptuja te prawa. Wystarczy posluchać i popatrzeć na parlament Polski, na rząd Polski, na urząd prezydenta Polski. Kto tam sprawuje władze i w czyim interesie. – Jakub Przyłuski w swoich statutach z 1553 roku przyrównał Żydów do „morowego powietrza”, nazywajać ich „zawodowymi nieprzyjaciółmi Polski, religii i Chrystusa”. Bluźniercami, oszustami i fałszerzami pieniędzy, psami zgłodniałymi. -Tadeusz Czacki w swej „Rozprawie o Żydach i Karaibach ” podaje że Mikołaj Rej domagał się, aby chrześcijanie „wyplenili Żydów, bo oni ich wyplenią”. -Sędzia lubelski Sebastian Klonowicz, poeta i satyryk w swym dziele pod tytułem” Victoria Deoriam” pisał o Żydach nastepująco: „Żyd lichwą ciaży wielkim miastom, dziwnymi siłami dobija się podłego zysku. Przed wszystkim handluje wodą, handluje powietrzem, handluje pokojem, frymarczy sprzedajnym prawem. A wszedzie, gdzie sie z handlem wciśnie, przymili się panującym, aby zarzucić sieci zwykłego sobie obłowu”‘ -Sebastian Sleszkowski, lekarz i sekretarz króla Zygmunta III Wazy w swej pracy pod tytułem: „Odkrycie zdrad, złośliwych ceremonii, tajemnych rad, praktyk, szkodliwych zamysłow żydowskich” – przedstawił Zyda lekarza ktory ” łupi swoich pacjentów z majętności i zdrowia, gdyż truje chorych gojów i bierze jeszcze za te zbrodnie” zapłatę. -Marcin Luter w pracy pod tytułem Żydzi i kłamstwo”, napisanej w 1543 stwierdził: „Żydzi to wierutni kłamcy i pijawki krwiozercze. Oto kłamliwymi objaśnieniami sfałszowali i przekręcili całe Pismo Swiete. Pelni wszelkiej złosci i skąpstwa, zawiści i nienawiści wsrod siebie zieją przekleństwem wzgledem nas. Są tak bardzo zaślepieni, iż nie tylko praktykują lichwe wśród innowierców, ale uczą, że lichwa jest prawem im nadana, że sam Bóg przez usta Mojżesza nakazał im uprawiać lichwę. Nie ma pod słońcem chciwszego narodu jak Żydzi. Nawet gdy mysla o nowym Mesjaszu, na ktorego czekaja z utesknieniem, to myślą, że ten nowy Mesjasz zabierze złoto i srebro wszystkim narodom, a im da”/ I o tym uczą swoje dzieci i wpajaja im tę ‘prawde’ . Zydzi sa ciężarem nieznośnym naszym. Narzekaja na nas, że ich gnębimy i uciskamy, a przeciez mogą, jeśłi by chcieli opuścić to miejsce męki. Ale oni tego nie zrobią, bo tu im najlepiej. Tak naiwnego narodu jak Polacy nie ma na świecie. Nie my Polacy, uciskamy Zydów, a Zydzi nas. to w naszym własnym kraju kradną nam owoce naszej pracy, życzą nam w swych modlitwach do Boga nieszcześcia. -Giordano Bruno tak mówi o Żydach „Żydzi sa rasą działającą na podobieństwo dżumy (w 1589roku). Są jak cholera i zaraza. Zasługuja na całkowite wytępienie ich. Są narodem niegodziwym o skłonnościach najpodlejszych z podłych i najbrudniejszych z brudnych. -Johan Gottlieb Fichte w 1814 roku pisał, że prawie we wszsytkich krajach europejskich rozszerza sie potężne wrogie państwo, ktore wojuje stale z innymi państwami i uciska okrutnie obywateli. Państwem tym jest żydostwo. -Emmanuel Kant w 1804 roku w swojej „antropologii” stwierdził że : „Żyjacy pomiedzy nami Żydi, dzieki swojemu lichwiarskiemu, najdawniejszych czasów w nich tkwiacemu , stali sie najsłynniejszymi oszustami, sobie tylko samym tę światową famę oszustów zawdzięczając. Zdawałoby sie trudnym do pojecia, iż moze istnieć narod, składający sie z samych kupców, ktorzy wciskajać sie pomiedzy inne narody, nie mysli i nie zabiega o pozyskiwanie wśród nich czci obywatelskiej, ale jedynie, jak dany naród nie żydowski obłupić, wyzyskac a nie stracic z pozyskanych praw obywatelskich”. -Poeta i myśliciel Wolfgang Goethe (1832) mówił o Żydach tak „Naród izraelski nie był nigdy wiele wart, co im ich wodzowie, sędziowiei prorocy tysiackrotnie wypominali, posiada on bardzo mało cnót, natomiast wszystkie wady innych narodów. Cóż można powiedzieć o takim narodzie, który w swej wielowiekowej wędrówce znaczy tylko ślady wojen, zepsucia i wyzysku innych narodów? Nikt też się dziwić nie może, że nie mamy do Żydów zaufania, i że uważamy za obowiazek strzec naszej kultury od skażeniajej przez nich”. -Cesarzowa austriacka Maria Teresa wyraziła się o Żydach nastepująco: „Nie znam w państwie gorszej zarazy od Żydów z powodu ich oszustwa, przewrotności, lichwy i wyzysku. Wprowadzają ludzi w nędze i wykonują wszelkie podłości, ktorymiby sie inni uczciwi brzydzili” -T.M. Voltaire w 1788 roku, zwany ksieciem francuskiego oświecenia pisał: „Mały narodek żydowski ośmiela sie okazywać nieprzejdnana nienawiść do wszystkich ludów, jest zawsze zabobonny, zawsze pożądliwy cudzych dóbr, czołobitny w nieszczęściu i bardzo zuchwały w szcześciu! ” -Napoleon Bonaparte w 1821 roku, w wystapieniu w Radzie Państwa 6.04.1806 powiedział: „Prawo powinno wszędzie wkroczyc, gdzie dobrobytowi grozi żydowska ruina. Państwo nie moze na to spokojnie patrzeć, gdy naród godny pogardy niszczy dwa departamenty Francji. Musimy uznac Żydów nie tylko za odmienną sektę, lecz traktować ich jako wyjątkowych szkodników naszego państwa. Dla narodu francuskiego byłoby to wielkie upokorzenie, gdyby Francuzi dostali sie pod rządy Żydów, Żydów , którzy są najagorszym plemieniem na świecie. Sa oni rozbojnikami wszechczasów, istnymi sępami i krukami”. I tu znowu musze przerwac przepisywanie tej taśmy. Tenże Napoleon Bonaparte chyba ‘przewraca sie w grobie’ na wiadomość, że prezydentem rancji jest węgierski Żyd Nikoals Sarkozy i jak później w „konia” zrobiła cały naród francuski Cecila Sarkozy. Była juz trzy miesiące z kandydatem na prezydenta po rozwodzie, a Żydzi francuscy znali Francuzów, że nie lubia na najwyższych stanowiskach rozwodników. Więc jak pisze brytyjski „The Sun” sanhedryn francuski zaprosil pania Cecylie Sarkozy i zaproponowal, że jesli bedzie towarzyszyc w kampanii wyborczej b. mężowi , trzymac bedzie go za rękę i uśmiechać sie, to oni na jej osobiste konto wpłacą 4 miliony euro. Całą kampaniepani Sarkozy robiła ładny uśmiech, a na drugi dzień po wyborach , Sarkozy wygrał, pani Cecylia zwołała konferencje dziennikarzy i powiedziała: „jestem juz trzy miesiace po rozwodzie z panem Sarkozy” i odeszła. Biedny Napoleon Bonaparte nie tylko przewraca sie w grobie z wrażenia, ale chyba by zrobił coś gorszego, gdyby usłyszał jak nowy pan prezydent Francji oświadczył, że wszyscy ci, co maja złe zamiary w stosunku do Izraela niech liczą sie z siłami militarnymi Francji i na pierwszą wizyte zagraniczną poleciał do Izraela, żeby to, co powiedział podkreslić. Bardzo negatywną opinie o Żydach wystawili znani niemieccy myśliciele i politycy. Herder, Menzel, Wahrmund, Weber, Suter i Moldke. -Herder mowił:”Tak zawany naród żydowski jest od wieków, a może i nawet od początku jego powstania pasożytem na pniach innym narodów”. (http://www.aferyprawa.eu/Artykuly/BIOLOGICZNY-ZYD-czyli-pasozyt-ludzkosci-3560/ BladyMamut) -Wolfgang Meznel pisał: „Żydzi wysysają tak samo jak pijawki chrześcijanina, aby siebie utuczyc”‘ -Profesor Wahrmund glosił na uczelniach niemieckich: „Właściwym Bogiem Żydow jest pieniadz – albo złoty cielec”. -Karol juliusz Weber pisał w wielu artykułach i ksiażkach: „Żydowstwo to banda kupczyków, lichwiarzy i oszustów. Zasługuje jedynie na wyniszczenie”. -Suter zaś pisał w rozprawach o Żydach: „Żydzi sa tak potrzebni w jakimkolwiek kraju, jak myszy grasujące w spichlerzu, a mole w ubraniach” -Hrabia Moldke, znany teoretyk w armii niemieckiej oświadczył: „Żydzi nigdy nie uważali krzywoprzysiestwa za chcrześcijaninem za grzech. Mogli ci sami Żydzi, i to bardzo często miało miejsce, że przysiegali w naszym wojsku i ci sami przysiegali u wroga w jego armii. A podczas wojny w 1812 roku byli szpiegami w obu armiach, brali pieniadze tak u nas jak i u wroga, zdradzali obie strony”. Z polskich wielkich myślicieli i wielkich teoretykow i filozofów krytykowali Żydów: Misanowicz, Staszic, Kraszewski, Orzeszkowa, Prus… -Misanowiczpisał: Żyd z natury swojeje chcrześcijaństwu nienawistny, z obyczajów i strojów obmierzły, z czynow w społeczeństwie życ niegodny, nie wart jest żeby go polska ziemia karmiła, ze społeczeństwa wykluczony być musi”. Stanisław Staszic w 1826 roku pisał: „Kiedy Żydów jak zaraze niszczącą postęp cywilizcji narodow wypędzono z Hiszpanii, z Francji i Niemiec oraz innch krajow Europy pod karą śmierci, jako wyjętych spod wszelkiego prawa nie wpuszczano do Rosji. Na ten czas sami Polacy otwarli im wszystkie drzwi, czyli granice państwa, dali przytułek i wiekszą swobode niż rodowitym polskim mieszczanom i rolnikom. W zamian za to przybyły lud żydowski, znajdujac wśród nas gościnność, nawet wiekszą od niektorych klas narodowych swobody, naszej goscinności, ludzkosći i naszego ludu prostoty za złe uważając, rozpuścił sie jeszcze wiecej u nas na wszystkie zdrożności, na użycie wszsytkich środków zniszczenia w gościnnym narodzie; przemyslu kupiectwa, fabryk i rękodzieł”. Żydzi zdaniem Staszica , wyniszczaja polskich włościan, pozbawiaja ich wszelkiego dobytku, są szkodnikami rolnictwa . Rozpijany przez Żydów, dzierżawiacych karczmy, nieszczęśliwy włościanin ostani snopek z gumna, ostanie ciele z obory wyprowadza, a gospodyni ostania kure, ostania garść mąki z komory do Żydó wywłóczy. Zatem dwa prawa wzgledem Żydów sa potrzebne. Pierwsze. Aby żaden Żyd w Polsce nie mógł szykowac trunków. Drugie. Aby Żydzi w miastach, równie jako i innych religii mieszkańcypodlegali całkowice magistratowii urzędnikowi, ani osobnej gminy, osobnej starszyznyani kahału. Stanisław Staszic w „Pamiętniku warszawskim” z 1816 roku pisał: ” DO przyczyn wielkich nieszcześć Narodu Polskiego należa Żydzi. Po całej Polsce rozsypani, wszedzie ze wym duchem wyłaczności z naszym ludem pomieszani, tylko zaplugawiaja cały kraj i zamieniają go w kraj żydowski. Wystawiając tym samym w świecie na wzgardę i pośmiewisko Polskę.” -Jozef Igancy Kraszewski w powieści pod tytułem „Żyd” w 1866 roku podaje, iż: ” Bogaci Żydzi w wywołaniu powstania styczniowego byli żywotnie zainteresowani. Potwierdzeniem tego jest przytoczony przez niego oto taki fakt. Żydzi głośńo mówili: “w powietrzu czuć proch, ale to nic złego, skorzystamy z dobrej okazji. Zamiast bawić sie w patriotyzm, myślmy przed wszsytkim o sobie i o żydowskim interesie. Chłop polski nie lubi nas, Żydów wiemy o tym, ale chłop polski jest głupi, my Żydzi nie boimy sie go. O szlachtę głownie nam idzie, aby ją zdemoralizować. Wmiesza sie ona przez sam fakt honoru o awanturę, pojdzie do lasu, na krwawe pole, za co ją rząd carski ukarze , zniszczy, wytępi, wydusi, wywłąszczy, wtedy droga dla nas będzie otwarta. My Żydzi pamietajmy. W każdym narodzie musi sie wydobyć ponad masy jakaś inteligencja i rodzaj arystokracji. My Żydzi jeteśmy materiałem gotowym, my zawładniemy krajem , a panujemy już przez giełdy i przez prase na całym świecie i w Polsce. Ale naszym właściwym królestwem , naszą stolicą, naszym Jeruzalem będzie Polska. To my będziemy jej arystokracją, my będziemy rządzić i to na zawsze. Bo nie pozwolimy Polakom podnieść się z tego upadku.” -Eliza Orzeszkowa w ksiażce pod tytułem „O Żydach i kwestii żydoswkiej” w 1882 roku stwierdziłą, że „w psychice Żydów wystepuja trzy nastepujace wady. Szachrajstwo w każdej sprawie, pycha i arogancja, która rozśmiesza, a jeszcze bardziej oburza ora odrębność, wyrażąjąca sie w mowie, stroju i w fanatyzmie religijnym.” -Bolesłąw Prus pisał w „Kronice z 1889 roku” „Żadnej kwestii, sprawy czy problemu nie sosób dotknąć bez wywołania ataku na Polaków. Wszsytko wolno ktytykować, nawet pewniki matematyczne, ze wszystkiego mozńa żartowaćm, tylko Żydow trzeba głaskac z włosemi to jeszcze bardzo delikatna ręką w aksamitnej rękawicy.” -Podobnie pisał Prus w ” Kurierze codziennym” numer 315 z 1889 roku. „Dziwna rzecz! Od kilku lat z gryzącym sarkazmem odzywam sie w książkach, o szlachcie, o naszych kupcach, o niemickich przemysłowcach, a przeciez nikt z tych panów nie oskarżył mnie o złość, o roszerzanie nienawiści. Lecz gdy pierwszy raz potrąciłem o stanowisko Żydów – zaraz mi wojne zrobiono” tom II Rozdział XXX. Jak mucha do słonia Dziwiłem się z początku, gdy byłem członkiem biura politycznego, że wszystkie delegacje z państw Europy zachodniej, a szczególnie Anglii i Stanów Zjednoczonych, jak przyjeżdżają do Polski służbowo lub prywatnie, to w pierwszym rzędzie oddają hołd i składają wieńce i kwiaty pod pomnikiem warszawskiego getta. Jak mieli dobry humor to w drugiej kolejności składali też kwiaty pod pomnikiem polskiego Powstania Warszawskiego. Szybko przyjaciele uświadomili mnie, że ten pomnik poświęcony polskiemu Powstaniu Warszawskiemu jest mniej ważny dla tych zachodnich delegatów i osób piastujących najwyższe urzędy na zachodzie. Natomiast pomnik związany z historią getta warszawskiego jest na zachodzie tak przedstawiany, opisany, malowany, że kłuje każdego w oczy jacy to byli Żydzi bohaterscy i jak walczyli z Niemcami. Nawet „nasze” polskie władze, te rządowe i partyjne natychmiast wyznaczały członków biura politycznego lub wicepremierów lub samego premiera by towarzyszył takim zachodnim delegacjom i razem z nimi składali te wieńce lub kwiaty. Byłem jedynym członkiem biura politycznego, którego nigdy nie wydelegowano do takich uroczystości. Znali moje poglądy na ten temat, gdyż nie raz podkreślałem, że walka w getcie warszawskim to mały epizod w porównaniu z polskim Powstaniem Warszawskim. To, że mała grupa młodych Żydów podjęła decyzję, że wolą zginąć w walce niż dać się wypędzić do krematorium to fakt. To, że walczyli bohatersko, też jest faktem. Nikt mądry nie podważa faktów, że ci młodzi, postępowi Żydzi walczyli i zginęli bohatersko. Tylko że walka w getcie ma się tak do powstania warszawskiego jak mucha do słonia. Wystarczy wziąć do ręki encyklopedię, a tam pisze, że Niemcy użyli do stłumienia i likwidacji warszawskiego getta, Wehrmacht, policję i oddziały SS. Razem 2000 żołnierzy. W czasie tego powstania w getcie zginęło 7 000 Żydów, 6 000 Żydów spaliło się w getcie żywcem, nie biorąc udziału w walce. Dowodzący całością operacji w getcie, niemiecki generał SS J. Stroop powiedział: „Na początku powstania w getcie polscy bandyci przez pięć dni pomagali Żydom. I zabili ponad dwustu naszych żołnierzy”. Ubolewał gen. Stroop nad tym faktem i stwierdził, że gdy Polacy opuścili getto to Żydzi w całym swym powstaniu zabili zaledwie 27 żołnierzy niemieckich i ukraińskich. Z wielu publikacji światowych, w tym niemieckich i polskich wynika, że do walki w getcie rzystąpiło około 500 młodych Żydów, że drugie tyle było chętnych do walki ale nie miało broni. Dopiero gdy padali zabici Żydzi to ci czekający brali ich broń i walczyli. Nic nie ujmując bohaterom warszawskiego getta, bo śmierć to jest śmierć i czy to będzie Żyd czy Polak, należy się takim ludziom szacunek za ich odwagę i poświęcenie. Ale trzeba zachować właściwe proporcje w każdej sprawie, a w takiej, gdzie ginęli ludzie szczególnie. W chwili rozpoczęcia polskiego Powstania Warszawskiego nasi powstańcy również mieli mało broni. Tylko 10% powstańców miało broń. I to broń lekką i strzelecką. Trzeba było broń zdobywać na Niemcach i to miało miejsce. Zrzuty z samolotów były niecelne i 90% zrzutów spadało na teren zajęty przez Niemców. Ale do tłumienia tego – niezauważanego przez świat zachodni za przyczyną Żydów – polskiego Powstania Warszawskiego, Niemcy musieli użyć, jak podają encyklopedie i dokumenty w archiwach – cały warszawski garnizon. Z frontu ściągnięto 15 000 żołnierzy i całą niemiecką policję (Schupo) i całe SS. Wydzielono oddziały dziewiątej armii niemieckiej i razem sił niemieckich było 50 000 żołnierzy, w tym artyleria, lotnictwo i broń pancerna. I jak podają niemieckie źródła i polskie archiwa, to ofiar było po obu stronach tyle, że nie można ich porównywać z ofiarami z getta. Samych polskich powstańców zginęło 18 000 a 25 000 odniosło rany. Polskiej ludności cywilnej Warszawy (mężczyzn, kobiet i dzieci) Niemcy bestialsko wymordowali 150 000 – 200 000. W czasie tylko pierwszych 5 dni powstania, na warszawskiej Woli, Niemcy w masowych egzekucjach na ulicach, zamordowali 40 000 Polaków, w tym kobiety, dzieci i starców, a po kapitulacji Powstania Warszawskiego, wypędzono z Warszawy pozostałą polską ludność cywilną, a Warszawa była w sposób zbrodniczy niszczona, systematycznie wyburzana. Niszczono dom po domu.. Straty niemieckie nie wynosiły jak w walce w żydowskim getcie 27 żołnierzy + ponad 200 zabitych przez Polaków w pierwszych dniach walk. Niemcy stracili 10 000 żołnierzy zabitych i 7 000 zaginionych, których uznano też za zabitych oraz mieli 9 000 rannych, czyli że Niemcy stracili łącznie 26 000 ludzi; w tym 17 000 żołnierzy zabitych w walce z polskimi Powstańcami Warszawskimi i zaginionymi okresie od l sierpnia 1944 do 2 października 1944 tj. do czasu kapitulacji. Ale już w okresie PRL zażydzone polskie władze i filosemici zrobili wszystko, by przypodobać się Żydom w Stanach Zjednoczonych i w Izraelu, dlatego zryw zbrojny garstki Żydów urósł do miana „powstania w getcie warszawskim”. Dlatego pod ich pomnik prowadzone były delegacje zagraniczne. Ponadto po wojnie polscy powstańcy, w stolicy Polski Warszawie długo nie mieli pomnika!!! – Żydom z getta postawiono pomnik już w pierwszych latach po II wojnie światowej. Żydowski mieszaniec Obama w otoczeniu polskojęzycznych Chazarów pod pomnikiem bohaterów getta w Warszawie Polskie ofiary zawsze musiały poczekać aż ZBoWiD coś zorganizuje i położy jakiś wieniec. Tak samo z tymi uroczystościami pod tymi dwoma pomnikami. Pod żydowskim robi się to z wielką pompą. Muszą liczni mężowie stanu ze świata przemawiać i gloryfikować bohaterstwo Żydów. Polaków wciąż pomijano. Dobrze, że jeszcze trochę żyje polskich weteranów z tamtych czasów i oni pamiętają i robią te święta na miarę swych sił i środków. Bo wygląda na to, że polskim władzom nie leży na sercu ofiara polskiej krwi i czyny bohaterskie. Jeśli już biorą udział to tak zmanipuluj ą te uroczystości, żeby ugrać jak najwięcej punktów dla swojej politycznej formacji na takim święcie. Ale za to – angażując Polaków i Polskie Wojsko – pchają swoje żydowskie nosy tam, gdzie Polska nie powinna ingerować w sprawy innych krajów. Jak przykro i głupio oglądać amerykański film, który nim go zdjęli był przez trzy doby w Internecie i można było usłyszeć co Amerykanie myślą o polskich oszołomach i o tych co obecnie w Polsce mają władze. To nie moje wymysły Siwaka i nie Polaków w Polsce, a ludzi na najwyższych stanowiskach w Ameryce. Ten bardzo duży materiał został poświęcony prezydentowi Obamie. Jego polityce i obietnicom, dzięki którym wygrał wybory w USA. Prezydent Obama zostawił po Bushu w swojej administracji sekretarza obrony R. Gatesa. Tenże Gates w filmie o prezydencie Obamie mówi dużo. Oto jego wypowiedź, która jest jednocześnie oceną sytuacji w Europie i polityków z krajów europejskich. Cytuję. „Wynikiem polityki nieustannego mącenia przy rosyjskich granicach przy pomocy tych faszystowskich lizusów – agentów i M.F i NATO, jak Juszczenko na Ukrainie czy Sakaszwili w Gruzji, lub bliźniaków w Polsce czy różnorodnych typów na Litwie, Łotwie lub Estonii. Jesteśmy związani z tymi gangsterami i jeśli oni rozpoczną wojnę to przerodzi się ona natychmiast w termojądrową III wojnę światową”. Koniec cytatu. I dalej tenże Gates mówi tak, cytuję. „Kaczyński występując z Gruzji stwierdził publicznie, że jesteśmy tu po to, aby podjąć walkę. Elity w Polsce, a szczególnie te z pałacu prezydenckiego marzyły i marzą o tym, aby wyprowadzić wojska NATO na Moskwę, bo świadczy o tym wypowiedź prezydenta Kaczyńskiego”, stwierdził R. Gates. Tyle sekretarz obrony USA, pan R. Gates. Wypowiedź jego, i to w filmie publicznie eksponowanym daje ocenę prowadzonej w Polsce polityki pana prezydenta. A jego zachowanie się, i to wielokrotne w Gruzji potwierdza jedno, a mianowicie to, że R. Gates ma rację, że Żydzi rządząc obecnie Polską robią wszystko aby skłócić Polskę z Rosją. Świadczy o tym samym wizyta obecnego „polskiego” ministra spraw zagranicznych 5 i 6 XI w USA. Jak podają agencje międzynarodowe poleciał tam błagać o tarczę, bo podobno zagraża nam Rosja. A Amerykanie, administracja Obamy, ‘olały’ tę wizytę. Nie było komu tego polskiego ministra przyjąć. Pani Clinton poleciała do Egiptu, bo sprawy żydowskie są dla Ameryki ważniejsze niż polskie. W czasie kampanii wyborczej w USA kandydat na prezydenta obiecywał, że Amerykanie wycofaj ą się z Iraku w ciągu szesnastu miesięcy. Ze w sześć miesięcy po wyborach nasze (amerykańskie) wojska powrócą do Ameryki. Prawda w tej chwili jest całkiem inna. Pod koniec 2009 roku Ameryka wysyła kolejne 30 000 swoich żołnierzy do Afganistanu, mimo że prezydent Obama w tym filmie mówi: „Jak tylko zostanę prezydentem to żołnierze zaraz wrócą do domu”. A jak został prezydentem to mówi: „Sprawy Iraku nie rozwiążemy militarnie, nigdy nie było na to szans”. Wycofanie teraz byłoby niemądre z naszego punktu widzenia. Obecny bilans tej wojny w 2009 roku, l milion zabitych Irakijczyków i 5 tysięcy Amerykanów i ciągle ta lista strat się powiększa. Dwight Eisenhower, prezydent Stanów ostrzegał Amerykanów i świat. Mówił tak. Kompleks militarno-przemysłowy i korporacje bankowe przejmą władzę w USA, a następnie nad światem. Wtedy wielu uważało, że bredzi. Zaledwie trzy lata po odejściu Eisenhowera jego słowa zaczęły się sprawdzać. Władza nad pieniędzmi została zabrana ludziom i oddana przez Kongres w Federal Reserve Act. I obecnie Federal Reserve Act stoi ponad prawem, ponad Kongresem i prezydentem. Dziś przytomni Amerykanie mówią i żądają nacjonalizacji tej Federal Reserve Act i żądają przeprowadzenia kontroli by sprawdzić kto okradł Amerykę. I wiążą ściśle tę sprawę z zabójstwem Johna Kennedy’ego i powiadają, ze dla odwrócenia uwagi opinii publicznej środki przekazu w Ameryce pokazywały i mówiły różne wersje zabójstwa Kennedy’ego, ale wszystkie do tej pory były fałszywe. Otóż prezydent Kennedy odkrył całą prawdę do czego prowadzi ta polityka finansjery żydowskiej. Miał dużo autentycznych na to dowodów i świadków. W rezultacie podjął niesłychanie ważną decyzję. Podpisał dekret wykonawczy numer 11.110. rozpoczął proces obalania władzy Rezerwy Federalnej. Dążył do prawdziwych reform i odzyskania praw przez obywateli USA, którzy powinni sprawować władzę – przez swoje wybieralne komisje – nad Rezerwą Federalną. Widział i wierzył, że oligarchowie z Rezerwy Federalnej przejmą władzę nad Ameryką i zrobią to samo w Europie – jak się ich nie powstrzyma. I tak obecnie w niezależnej od Żydów prasie amerykańskiej można przeczytać, że John Kennedy próbował bandziorom i gangsterom odebrać władzę. Ale oni znali zagrożenie i przyśpieszyli decyzję o likwidacji Kennedy’ego. Obecnie w tejże niezależnej prasie można przeczytać. Kennedy był ostatnim rzeczywistym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jak amerykański naród poradzi sobie z narzuconą przez Żydów niewolą ekonomiczną i uzależnieniem od ludzi z Federal Reserve Act, trudno dziś prorokować. My, Polacy mamy też z ich powodu niemało kłopotów. I należy sądzić, że będzie ich coraz więcej i coraz bardziej bolesnych dla ludzi, którzy rozumieją co to jest polska racja stanu. Jeszcze raz wrócę do tematu jak Żydzi sprytnie i przewrotnie wykorzystują naszą wiarę. Ponieważ prowadzą na całym świecie zmasowany atak na osobę Jezusa i Krzyż, to uknuli, że Jezus Chrystus nie jest jedynym Zbawicielem Świata. Według nich judaizm daje dziś zbawienie równoważne kościołowi katolickiemu. I to Kościół Katolicki się powinien judaizować, a nie judaizm chrystianizować. I takie poglądy nie są szeptane po kątach gdzieś przez Żydów. Takie poglądy głosi oficjalnie biskup Bronisław Dembowski, włocławski pasterz kościoła katolickiego. I jest to opublikowane w deklaracji soborowej „Nostra aetate” zatwierdzonej oficjalnie przez Episkopat Polski. (Sobór Watykański II) Nowe Tłumaczenie, Pallotinum, str. 329 i 330. Jak mocni są Żydzi w Kościele Katolickim niech świadczy fakt, że to biskupi pochodzenia żydowskiego zaproponowali sprzedaż Watykanu w czasie Soboru Watykańskiego II. Dobrze, że natychmiast była mocna riposta innych biskupów, którzy powiedzieli, ze Kościół Katolicki się składa z ludzi, jacy są na świecie. A oszołomów nigdy nie brakowało, więc i są między nami. Nic też dziwnego, że Polacy i polonusi, w których imieniu dr hab. inż. Andrzeja Flaga zaprasza księdza profesora Czesława Bartnika do «… członkostwa w Komitecie Sympozjum związanym z problemami Pomnika i Centrum” – (pomnika Chrystusa Króla i Centrum Polonii) nie wzięli pod uwagę, że zażydzenie w polskim kościele jest faktem, na które to zaproszenie tenże profesor odpisał m. in. tak: że „Wyraża zgodę na członkostwo w Komitecie, ale zwraca uwagę, że organizatorzy nie wzięli pod uwagę konkretnej sytuacji w administracji kościoła polskiego, który w dużej mierze jest opanowany przez tak zwane nowe prądy. Jest to lobby żydowskie, które zabiega i czyni starania, żeby jeśli nie każdy, to przynajmniej co drugi biskup miał poglądy judeochrześcijańskie lub filosemickie. Nawet biskupowi – Polakowi napisał „…trudno się z takiej wychylić.” I dalej napisał tak: „Sytuację tę dobrze obrazuje fakt, że stanowisko ambasadora przy Watykanie objęła (Żydówka), pani Hanna Suchocka, no i że z okazji Jubileuszu 2000 roku na obiad do Papieża było poproszonych (z Polski) tylko troje ludzi z lobby żydowskiego, a pominięci zostali reprezentanci rolników, robotników i inteligencji polskiej.” A biskupi Żydzi „…są mianowani na diecezje patriotyczne, w tym celu żeby ten patriotyzm stłumić”. W punkcie 5 listu czytamy takie oto słowa: „Idea <Centrum Jedności Polonii> jest uważana przez katolewicę i ludzi sprzyjających Unii Wolności za <polski nacjonalizm>.Judeochrześcijanie, łącznie z grupą biskupów z ich poręki, uważają Polaków za nacjonalistów w ogóle, a tym bardziej są przeciwni łączeniu Kościoła i Chrystusa z Polskością. Jeden jest <prawdziwy> naród na świecie, to jest żydowski, tylko on ma posłannictwo Boże, inne narody mają z woli Opatrzności odgrywać rolę jedynie tła i tworzywa dla posłannictwa narodu żydowskiego.” Koniec cytatu. Tak m. in. pisał ksiądz profesor Czesław Bartnikprof. dr inż. Andrzejowi Fladze. Na końcu w tzw. post sciptum (PS) tego listu ks. prof. Cz. Bartnik zamieścił znamienne zdanie, charakteryzujące obecną sytuację Kościoła Katolickiego w Polsce. „Z czasem może nastanie biskup w pełni katolicki.” To – jak wynika z kontekstu całego listu – wówczas znikną problemy z postawieniem ‘Pomnika Chrystusa Króla Zbawiciela Świata i Centrum Jedności Polonii w Tarnowie na Górze św. Marcina’ – lub gdzie indziej. (Źródło. Cz. Bartnik, Gorycz proroctwa, Polska a Unia Europejska, Lublin 2003, str. 82-84) Ale jak może być inaczej, niż opisuje ks. prof. Cz. Bartnik skoro „nasi” niektórzy „polscy” biskupi rozmawiają z polskimi Komitetami Patriotycznymi przy pomocy Gazety Wyborczej Michnika. Takie przykłady opisałem wcześniej. A Michnik – Szechter redaktor naczelny Gazety Wyborczej – tak o sobie oficjalnie mówi: „Jestem Żydem z natury i Polakiem z wyboru”. Ale jego rodacy nie wykazują ochoty do ujawniania swoich nazwisk. Jak by to brzmiało, arcybiskup Tadeusz Gottzman a nie Gocłowski. Trudno też wytłumaczyć te łamańce myślowe Aarona Szechtera-Michnika. Czy jest to proces ewolucji opracowany przez Żyda Darwina, przebiegający na drodze uczłowieczania wybranej małpy w Żydów i tylko ich dotyczący. Czy też niespotykany wybryk natury, który ukształtował, na skutek zdegenerowanych małpich przodków w jednej człeko-podobnej istocie dwie niby różne i odrębne narodowości i dwie przeciwstawne osobowości o skłonnościach zbrodniarza i niezwykle tolerancyjnej ofiary. Darwin dowodził, że ludzie pochodzą od małpy. Być może obserwował swoich żydowskich rodaków o zwierzęcych skłonnościach i takie nasunęły mu się skojarzenia. Można wszystko udowadniać, ale że na Żydzie może wyrosnąć Polak, to tego i Darwin nie przewidział. Żydom dobrze jest w kraju słowiańskim, gdzie ludzie są bardzo długo naiwni, dopiero jak Słowianina zabiją to ci wpadają we wściekłość. Więc żydostwo dozuje zaciskanie tej pętli tak, żeby Słowianie nie wpadli w złość i nie patrząc na skutki nie zrobili żydostwu pogromów. Pięknie scharakteryzował naszą ojczyznę Polskę – angielski profesor historii, gdy odpowiedział na pytanie jednego z uczestników towarzyskiego spotkania w British-Polish Society pod koniec 1941 roku. Widać, że z odległości można więcej zauważyć niż będąc u siebie w kraju Pytanie brzmiało – dlaczego jest wielbicielem polskiej historii? Profesor ów powiedział tak:]- ]Tadeusz Modelski, Byłem szefem wywiadu u naczelnego wodza. Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2009, Str. 283/284 „Kocham historię waszego kraju i bardzo ją szanuje, albowiem w tysiącletniej historii nie mieliście w swojej kulturze: szafotów, toporów, gilotyn, egzekucji, tortur lub też wynaturzonych zachowań ludzkich.Nie wiecie, co oznaczała wieża Tower, Bastylia, «camera obscura» lub też rosyjskie fortece i więzienia. Nawet nie macie pojęcia, jaki horror miał miejsce w czasie hiszpańskich i rzymskich inkwizycji, albowiem w Polsce prawo zatwierdzone w 1552 i 1562 roku zabraniało tego rodzaju zachowań. Nie znacie również hipokryzji purytanizmu Cromwella i jego przymusowej «piety religijnej», u was nigdy nie miało miejsca prześladowanie ludzi nauki, palenie ksiąg naukowych. Jedną z waszych podstawowych wartości była tolerancja religijna. W waszym prawie nigdy nie było takiego absurdu jak: «cuius regio eius religio», tzw. błędów Augsburga z 1555 roku, praw westfalskich z 1648 roku; swobody indywidualne były najświętsze w waszej Republice. Wasze granice były zawsze gościnnie otwarte dla wszystkich prześladowanych w ich własnych krajach. W waszym kraju nigdy nie miały miejsca żadne polowania na czarownice, które były niczym innym jak owocem psychopatii czasów średniowiecznych, w naszym kraju nawet Cromwell był w nie zaangażowany. W Europie Zachodniej w dziesiątkach małych księstw niemieckich wielu tzw. «wysoko urodzonych» książąt żyło przede wszystkim z rabunku na drogach. W waszym kraju mężowie nigdy nie porzucali żon, jak to miało miejsce u nas na skutek oszukańczych oskarżeń, kiedy po torturach biedne żony przyznawały się do wyimaginowanych przestępstw. W Europie Zachodniej we wczesnym średniowieczu za owe wyimaginowane przestępstwa kobiety były palone lub też głodzone na śmierć. Wszystko co tu wymieniłem, nie miało miejsca w waszym kraju, a więcej, w ostatnich latach, kiedy wasze dzieci bawiły się spokojnie w sielskich wsiach, nasze dzieci pracowały w kopalniach od 4 nad ranem, przyprowadzane do nich przez ich płaczące matki, albo też czyściły kominy. Ci zaś, którzy protestowali i występowali przeciwko takiemu traktowaniu, byli karani przez obłąkanych sędziów śmiercią lub deportacją do kolonii. To dopiero prawo o kopalnictwie (Mining Act) z 1842 roku, ustanowione przez wielkiego humanistę lorda Shaftesbury, zabroniło kobietom oraz chłopcom poniżej lat 10 pracy podziemnej w kopalniach. Dlatego też chylę czoła przed waszym narodem, szczególnie teraz, kiedy jesteście w opresji «odious apparatus» faszystów. Pozostawieni sami sobie przez waszych przyjaciół w Europie w obliczu brutalnej agresji; kiedy jako pierwsi l września 1939 roku heroicznie stawiliście czoła machinie wojennej, filozofii obłędu. Dlatego też chcę wznieść toast za Wasz szczególny naród i kraj! „Niech żyje Polska!” Nic tu nie można dodać. Są to słowa rzetelnej prawdy wypowiedziane przez uczciwego człowieka i naukowca. Dlatego należałoby tu postawić proste, ale bardzo ważne pytanie, wiedząc, że Żydzi prowadzili od wieków wrogą politykę przeciwko Polsce – to świat wie. Ale dlaczego wielu Polaków za parę judaszowych srebrników jest po stronie Żydów i robią wszystko, żeby otumanić swój naród i pomóc Żydom ujarzmić Polskę. Kieruję to pytanie do tych wszystkich dziennikarzy i pseudo polityków, którzy nie wiedzą gdzie, dlaczego i po co żyją. Dla tych dziennikarzy idiotów proponuję obejrzenie fotografii z pogrzebu Piłsudskiego na Wawelu. Dlaczego to Hitler po zajęciu Krakowa przez Niemców w 1939 roku nakazał pełnić wartę honorową przy trumnie Piłsudskiego. Tu nawet idiota może sobie sam odpowiedzieć. Jest wiele publikacji, z których możemy dowiedzieć się, jak Żydzi robią wokół swego narodu opinię, że są narodem wybranym i jedynym w swoim rodzaju. Za najmocniejszy argument w tej sprawie uznali, że skoro na świecie dotychczas nagrodę Nobla otrzymało 791 osób, a w tym aż 167 osób, czyli jedna piąta to Żydzi – to ten fakt świadczy niezbicie o wyższości Żydów nad innymi narodami. I tak by było, gdyby te nagrody Nobla były przyznawane uczciwie i za konkretne osiągnięcia w dziedzinach, jakie się nagradza. Ale uczeni świata piszą, że ponad połowa tych żydowskich nagród Nobla idzie do Żydów gdyż nie tylko, że nobilituje to naród żydowski i robi opinię na świecie, że nie ma takiego narodu, który by tyle osiągnął na polu nauki co Żydzi. A poza tym są to duże pieniądze i wzbogacają Żydów. Chyba tak jest, że ponieważ Żydzi łożą duże pieniądze na fundacje Nobla, to stąd takie werdykty. Politycy i historycy dają liczne przykłady jak zaskakują decyzje komitetu noblowskiego. Chociażby ostatnia, przyznana z góry pokojowa nagroda prezydentowi Obamie. W Ameryce mówi się, że to za to, że nie tylko nie wycofał swoich wojsk z Iraku jak obiecał, ale zwiększa ilość żołnierzy, a o to Izraelowi chodzi. Po przyznaniu nagrody literackiej Żydówce Szymborskiej prasa światowa pisała: „Jest to wyraźny gest w stronę Żydów, gdyż pani Szymborska nie ma osiągnięć na skalę Nobla”.. Starsi Polacy pamiętają, jak za czasów PRL wyjechał z Polski Ben Gurion, późniejszy minister obrony Izraela. Jakie podjął decyzje zajęcia ziemi Syrii i Libanu drogą wojenną. Ile milionów Libańczyków i Palestyńczyków wygnał z ich ziemi i musieli udać się na emigrację, na której do dziś przebywają w różnych krajach, bo Izrael wrócić im nie pozwala. I ten Żyd dostaje nagrodę pokojową Nobla. Uczeni na świecie alarmują, że ta nagroda stała się narzędziem politycznym w walce z tymi, co mają inne poglądy i inne ustroje w swoich krajach. I znów jako przykład podają Wałęsę i jego nagrodę Nobla. Piszą, i słusznie, że system władzy w ZSRR już się sam walił po zamachu Żukowa na Berię i Kaganowicza. Że po rozbrojeniu dywizji NKWD – Żydzi uciekali ze Związku Radzieckiego w takim tempie i ilości, że trudno ich było przewieźć tam gdzie chcieli. Ale Wałęsie dorobili historię, w którą on sam uwierzył i powtarza, że to dzięki niemu armia Czerwona opuściła Polskę i NRD. Wielu polityków i historyków pisze, że owszem Żydzi mają osiągnięcia w paru dziedzinach i trzeba przyznać im te osiągnięcia. Ale nie w takiej skali jak sami o sobie głoszą, a nierzadko za opłatą filosemici im pomagają oszukać opinię publiczną, aby umocnić Żydów w tym kłamstwie… tom III (fragment 1) Albin Siwak ma niejedno do opowiedzenia i dlatego z chęcią zamieszczamy poniższy tekst, za nadesłanie którego dziękujemy p. PiotrX. Jutro kolejny fragment – admin. „Jezuita” Okazało się, że jest to ksiądz doktor, profesor nauk teologicznych. Starszy już człowiek bardzo inteligentny, w każdym zdaniu, które mówił wyczuwało się ogromną wiedzę. Coraz bardziej podobał mi się ze swoją wiedzą i szczerością oraz precyzyjną oceną kierownictwa Kościoła. Mówił, że część i to niemała tych „ojców Kościoła” walczy z imieniem Jezus i Maryja. Że uprawiają politykę masonerii światowej, będąc zresztą też masonami. – Proszę zauważyć – mówił Jezuita – że oto kościół, który w czasach PRL był zainteresowany walką z ustrojem, dawał schronienie, opiekę, paczki i płacił kary na kolegium za tych, co nalepiali plakaty, kościół, który śmiało włączał się w krytykę polityki PRL, ten sam Kościół dzisiaj stoi na straży polityki tego ustroju, w którym przecież nie Polacy rządzą. Pacyfikuje księży patriotów za ich kazania patriotyczne. Karze ich przenoszeniem na biedne parafie, nie awansuje takich księży. To terror. A najbardziej ruchliwi, i pełno ich w telewizji i polityce, są księża biskupi Żydzi. Oni nadają ton całej hierarchii kościelnej, a kto ich nie słucha i nie wykonuje ich poleceń, ma źle w kościele. I to jest ta zasadnicza różnica między tym, co działo się w PRL, a dziś. Dziś nasi arcybiskupi są zainteresowani utrzymaniem władzy przez Żydów. Nie łudźmy się, to nie Polacy rządzą Polską. Według mnie więcej wolności i autonomii miała Polska Ludowa, chociaż też wtedy rządzili Żydzi. Dziś wszystkie decyzje są z Brukseli. Nawet takie śmieszne: jak długi ma być ogórek i ile mleka ma dać krowa. Wtedy za czasów PRL to strategiczne sprawy, jak armia jej ilość i uzbrojenie, ekonomia, np. co który kraj ma produkować, polityka zagraniczna to były obszary, gdzie Moskwa miała swe wpływy i wiedzę na ten temat. Ale reszta, nawet jak było to głupie, to było polskie, bo to tu zapadały decyzje, w Polsce. A dziś każda nawet najdrobniejsza sprawa musi być rozstrzygana w Brukseli. To jest tak absurdalne, że byłoby śmieszne, gdyby nie miało wpływu na nasze polskie problemy- ale ma ! Z każdą godzina rozmowy przekonywałem się, że mam do czynienia człowiekiem nie tylko wielkiej wiedzy, ale z patriotą. Byt przy tym dobrym psychologiem. Obserwując mnie uważnie powiedział: - Widzę, że jest pan przygnębiony. Co to za sprawy? Ten sam ciężar niesiony dla dwóch będzie lżejszy dla pana, proszę mówić. - O czym tu mówić proszę księdza? Jest źle. Nawet bardzo źle. Z każdym miesiącem Żydzi zaciskają coraz mocniej pętlę na szyi polskiej. A ludzie tumanieni ich propagandą już nawet nie idą na sznurku do rzeźni jak rany. Idą już sami bez sznurka! Wiedza Polaków, do czego zmierza żydowska masoneria, w tym Żydzi w Polsce, jest żadna. Polacy są nawet bezbronni w dyskusji ze sforą antypolskich kundli. Po prostu mało, za mało, Polaków interesuje się tak przeszłością, tym, co Żydzi zrobili złego Polsce, jak i tym, co i jak robią obecnie. - Tak, to prawda – zauważył Jezuita. – Przecież ja spowiadam i słucham ludzi. Często to właśnie też mówią. Ma pan rację, że poziom wiedzy tej o polskiej racji stanu jest bardzo niski. Zadbały o to wszystkie formacje polityczne, żeby zrobić wodę z mózgu naszej młodzieży. A żydowscy ministrowie czuwają nad tym, żeby żaden podręcznik historii nie przedstawiał prawdy historycznej. To misterna pajęcza robota, robiona przez nich i polskich pomocników konsekwentnie. Ale popatrz pan, panie Siwak, świat został tak urządzony, że co jedni wymyślą i wprowadza w życie, to drudzy wymyślą jak obalić. Co prawda nie zawsze to zmiany na lepsze, ale obalają i wprowadzają swoje rządy. I ten też minie. Z naszej już długiej rozmowy wyciągam taki wniosek – mówił dalej ksiądz. – Ma pan sporą wiedzę historyczną, więc nie będę tu przytaczał całych historycznych wypadków z przeszłości, lecz powiem hasłowo, bo obaj będziemy wiedzieć, o co tu chodzi. Odkąd ludzie nauczyli się pisać to wiemy sporo o przeszłości. Wiemy, że był taki Czyngis-han, że zawojował pół świata i wtedy myślano, że nie ma na niego siły. A padł. Wiemy o Rzymianach jak daleko zajęli Afrykę, Anglię, Europę. I że też wtedy nikt nie myślał, że padną. A padli. Był też taki Aleksander Wielki. Kraje miał u swych stóp i też nie myślano, że upadnie. A padł. A chociażby Hitler, gdy parł na wschód. Też była opinia, że tej armii nikt nie pokona. I to pokonali, te elitarne formacje SS żołnierze Stalina, o których złośliwi mówili i mówią, że szli w łapciach a karabiny mieli na sznurkach. I ci generałowie z elitarnych uczelni niemieckich oraz ich formacje o rzekomo wielkiej kulturze przegrali wojnę. A generałowie, synowie biednych rosyjskich chłopów, wygrali. Przecież Żuków, któremu podlegały wszystkie armie radzieckie był synem chłopa! To oni zatknęli w Berlinie swój sztandar, a nie Hitler w Moskwie. A chociażby to, co na własnej skórze przeżyliśmy, czyli okres PRL i zasięg władzy radzieckiej. W tym czasie państwa zachodnie bały się drażnić Stalina i ulegały mu wielokrotnie. I też wtedy nikt by nie uwierzył, że ten ustrój sam od środka będzie się rozpadał. Bo Wałęsa twierdząc, że to on obalił komunizm, to może te bujdy wmawiać takim jak on sam. Gdyby Związek Radziecki nie rozlatywał się od środka to i dziesięciu Wałęsów by nie pomogło. Tym przykładem posługujemy się często, również z ambony. Bo proszę sobie wyobrazić, że i Jezuici są różni. Na przykład pana książki jedni czytają po kilka razy, a inni nie chcą ich wziąć do rąk. Tak są przekonani, że pan, to człowiek tępy, ciemny i mściwy. A my tymczasem właśnie fragment pańskiej książki podajemy, jako najbardziej wiarygodny przykład działania woli Bożej, która dokonała się w obecnym pokoleniu. A na pana zmartwienie chcę panu powiedzieć, że padnie ta formacja tak, jak padały o wiele silniejsze. - Zaskoczył mnie ksiądz mówiąc, że posługujecie się przykładem z mojej książki. Cóż to za przykład? - Ano ten o przeorze zakonu Kapucynów. O tym jak pan budował sklepienie łukowe w ich kaplicy i nocnych rozmowach z przeorem. Miał rację Jezuita mówiąc mi o tym fakcie. Pisząc tę historie zastanawiałem się, czy tylko wspomnieć o tym fakcie, czy też opisać wszystko ze szczegółami. Dla tych, co posiadają moje książki będzie to ma historia. Ale dla tych, co będą posiadać tylko tę książkę będzie to wartościowe i pouczające. I jeśli nie opiszę tego szczegółowo, to czytelnicy zrozumieją, jakim fragmentem z mojej książki posługują się Jezuici. I jak ważne były te nocne rozmowy w klasztorze w Siemiatyczach. Zacząć muszę jednak od bardzo dawnych wypadków, jakie miały miejsce w Krakowie, otóż w latach 1934-1937 żył w Krakowie bandyta o przezwisku „Kizior”. Ten Kizior dał się we znaki tak policji, jak i ludności. Kradł, gwałcił, kaleczył ludzi, terroryzując ich nożem. Jak siedział to był spokój. Jak go wypuścili to na nowo to samo robił. W 1937 roku spacerowało małżeństwo po moście nad Wisłą, podziwiając Wawel w blasku słońca. Szli chodnikiem po jednej stronie mostu, a ten Kizior szedł po drugiej stronie jezdni. W pewnym momencie na środku mostu ten człowiek zaczął włazić wyżej na konstrukcję mostu i szykował się do skoku w Wisłę. Spacerujący ludzie, domyślając się, że to samobójca zaczęli biec do niego. Ale nie zdążyli. Widzieli i słyszeli jak głośno zwracał się on do Boga. Podniósł ręce w górę i wołał: „Boże, jeśli Możesz przebacz mi moje grzechy. Błagam cie o to!” Przeżegnał się i skoczył. Ciało wydobyto i okazało się, że to słynny Kizior. Wszyscy księża w I Krakowie odmówili katolickiego pochówku. Nawet na cmentarz nie chcieli wpuścić ciała. Wiec leży ciało i śmierdzi, a rodzina nie wie, co z nim zrobić. I Po paru dniach zgłosił się do nich ksiądz i powiada. Przywieźcie go do mnie, do kościoła pod Krakowem. Odprawił mszę i pochował na cmentarzu. Na drugi dzień wezwał tego księdza biskup i powiada: - I cos ty narobił? Teraz musisz zdjąć sutannę. Nie wolno ci było tego pogrzebu robić. Mamy przecież prawa, co wolno a co nie. - A kto te prawa ustalał? – spytał ksiądz biskupa. - Jak to kto? Nasi biskupi i kardynałowie. - A może się mylili w tych sprawach? – spytał ksiądz. - Nie dyskutuj ze mną w ten sposób – zaznaczył biskup. Ale ksiądz uparcie kontynuował sprawę: - Księże biskupie, obaj głosimy ludności o nieskończonym miłosierdziu Boga. Czy ksiądz wierzy w to, co głosi? - Pewnie, że wierzę – mówi biskup. - Obaj też, jako kapłani głosimy nowy Testament. A tam pisze tak: Chrystus ukrzyżowany wiszący na krzyżu miał obok dwóch łotrów, też ukrzyżowanych. Jeden z nich złorzeczył i mówił: „Jak jesteś synem Boga, to zejdź z tego krzyża i pomóż nam.” Ale ten drugi mówi tak: „On niewinnie cierpi i umiera. A my obaj zasłużyliśmy przez swoje uczynki na taką śmierć.” I zwrócił się do Chrystusa mówiąc: „Panie wspomnij o mnie jak już tam będziesz.” Chrystus odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam ci, jeszcze dziś będziesz ze mną w niebie.” Głosimy to księże biskupie czy nie? – spytał proboszcz. - Tak, głosimy – odparł biskup. - Czy gdzieś Chrystus mówił i jest jakiś ślad, że my kapłani mamy być sędziami? - No nie – mówił biskup. - Więc żeby uwierzył ksiądz biskup, że Bóg odpuścił mu jego grzechy, gdy o to prosił jak skakał do Wisły, to Bóg musi księdzu biskupowi dać odpowiedź na piśmie i to jeszcze z pieczęcią? Jeśli Chrystus w jednej minucie przebacza i mówi do łotra „jeszcze dziś ze mną będziesz w niebie”, to też księdzu nie wystarcza? I tu proboszcz zabił ćwieka biskupowi, bo ten powiada: -Ty masz rację! Ja o tym, co tu mówisz napiszę do Rzymu. Odpowiedź przyszła, ale taka pokrętna. W Rzymie zgadzają się, że miłosierdzie Boskie jest nieskończenie dobre dla każdego, kto się ukorzy i żałuje za grzechy. I to, że Chrystus tak powiedział umierając też potwierdzili. Ale czy ksiądz proboszcz zrobił dobrze czy źle chowając zmarłego Kiziora, to już na ten temat nie było. - Moim zdaniem mówił biskup oni cię nie zdegradowali, możesz dalej być proboszczem. Ale ksiądz proboszcz powiedział: – Będą patrzeć bracia księża na mnie jak na odszczepieńca od wiary. Więc rezygnuję ja sam. Idę do zakonu. I ja w latach 1963-64 poznałem tego człowieka w klasztorze w Siemiatyczach. A że jestem gadatliwy to przeor, bo ten ksiądz został przeorem, miał z kim pogadać. Pomijam tu kwestię mojego pracownika z budowy, którego żona aż sześć razy rodziła dzieci i one umierały w parę tygodni po urodzeniu. To inna i oddzielna historia, w która włączył się właśnie przeor i wyszło tak jak on mówił, ze urodzi siódme i będzie żyło. I żyje do dziś. Opisałem to wcześniej. I ten przeor nocami rozmawiał ze mną na różne tematy. I raz powiada tak - Nie może być tak, że wiele milionów ludzi w tym ustroju boi się śmierci. Konkretnie faktu, że mają między sobą a Bogiem nieuregulowaną sprawę. Nie mogą ci ludzie odchodzić z tego życia w strachu. A tak się dzieje. Przecież tu do nas, po cichu przyjeżdżają ludzie władzy i spowiadają się w tajemnicy przed kolegami. A jak powiedziałem dotyczy to olbrzymiej ilości ludzi, bo Związek Radziecki zajął przecież wiele krajów i narzucił w nich swoje prawa. Jestem zdania – mówił przeor – że jeszcze za życia tego pokolenia runie ten ustrój. Więc ja tłumaczyłem przeorowi, że to niemożliwe gdyż Układ Warszawski jest potęgą. Związek Radziecki ma aż pięciomilionową armię. Polska pół miliona, Węgry, Bułgaria, Czechy i NRD drugie pół miliona. Że zachód na każdym kroku ustępuje Związkowi Radzieckiemu. Był wtedy 1964 rok, jak prowadziliśmy zażartą dyskusję. A on mówi, że nie takie potęgi w historii padały, że wszyscy ci, co podejmują wojnę z krzyżem i Bogiem, to padną, bo szatan ma tylko chwilowe sukcesy. Ksiądz Jezuita zgadzał się z opinią przeora i tłumaczył mi z przekonaniem: - I ci dzisiejsi ludzie w rządzie, którzy dla fortuny wyrzekli się Boga i pomagają Żydom ujarzmiać swe narody, bo nie dotyczy to tylko Polski, będą pokonani przez ten krzyż. Żeby można było podnieść naród, to on musi wpierw upaść. I my obecnie padamy. Ale niech pan mi uwierzy. Odkąd ludzie na świecie nauczyli się pisać. To jasno jest napisane, że Żydzi na świecie robili liczne próby zagarnięcia władzy. Robili to podle, po bandycku i wrednie. Mordowali cesarzy i królów. Podstawiali im swoje córki i żony za kochanki. Nie cofali się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Przecież oni czekają na swego mesjasza. Chrystusa uznali za buntownika i zabili. Bo z ich wiedzy, którą to ich rabinowie naciągają pod potrzeby Izraela wynika, że mesjasz przyjdzie, jak Żydzi będą mieli władzę na ziemi. Rabini nie napisali, jaką władzę: komunistyczną czy kapitalistyczną czy też coś innego wymyślą, ale władzę muszą mieć, bo to warunek przyjścia mesjasza. Więc ja nie umiem panu powiedzieć, w jaki to sposób padnie to królestwo zła. Ale tak jak ten przeor w Siemiatyczach panu mówił, że padnie i padło. Tak i to też padnie. I ja za to ręczę. Mówi pan, że społeczeństwo jest otumanione i nie ma wiedzy, co się dzieje. To prawda. Ale czy nie pomyślał pan, że może coś się zdarzyć, co całkowicie odmieni w jednym dniu sposób widzenia rzeczywistości na świecie i w Polsce? Że nie głupi wymyślali przysłowia? A jedno z nich mówi, że jak Bóg dopuści to i z kija popuści. Że nie ma dla Pana Boga rzeczy niemożliwych? I ludzie, o których pan mówi, że ich nie obchodzą losy Polski w jednej chwili z powodu wydarzeń zmienią swoje zapatrywania. To, co ten przeor w Siemiatyczach panu mówił, że bóg nie pozwoli odejść z tego życia ludziom bez uporządkowania swoich spraw, to się stało wbrew potędze ówczesnego ustroju. Tak, że i dziś u nas może się wydarzyć coś, co pociągnie za sobą lawinę wydarzeń i to nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Mogą i na pewno będą takie wydarzenia, które w jednej chwili otworzą ludziom oczy i zmienią całkowicie ich poglądy. Ci sami ludziej o których pan tu mówi, że wszystko im jedno, kto rządzi Polską, byleby miel mieszkanie, pracę i pieniądze, mogą widzieć więcej i rozumieć całkiem inaczej. Święty Łukasz w Ewangelii pisze, a i w wielu innych miejscach Biblii jest napisane podobnie, że będą patrzeć, ale nie będą widzieć, będą, słuchać, ale nie zrozumieją, będą postrzegać, ale nie dostrzegać. Chyba; żyjemy akurat w tym przedziale czasu, o którym pisze święty Łukasz i Biblia.– zakończył Jezuita. Po chwili dodał: - Czytając pana książki upewniłem się, że posiada pan dobre rozeznanie, kto w wojsku był Żydem. Czy to dlatego, że mieszka pan od dziecka wśród wojskowych? - Nie. Nie dlatego. Wojskowi na ogół nie chcą mówić o zwierzchnikach. Po prostu się boją. Moja wiedza tylko w części oparta jest o ludzi z wojska. Źródłem są dokumenty, jakie udało mi się uratować tuż przed wywiezieniem ich do zmielenia w Jeziornej. Dzięki przyjacielowi, który pilnował gmachu KC i sam mi je przywiózł do domu. To z nich niezbicie wynika, kto kim był w wojsku. - Bo widzi pan, my, Jezuici, od czasu zakończenia wojny w 1945 dokumentujemy rzetelnie, kto kim jest w polskim kościele. I to od seminarium aż do końca życia sprawdzanego. Mamy dokładne rozeznanie, ilu duchownych w kościele polskim jest Żydami. - A czy mógłbym skorzystać z waszych dokumentów? - Tak. Ale taką decyzję może podjąć wyłącznie przeor. Zapraszamy pana do nas. Jest gdzie spać, bo mamy hotel dla pielęgniarek. Jest i kuchnia ze stołówką, tak, że bez obawy. A zresztą pana przyjaciel w Świętej Lipce też pana chciałby gościć. Byłem bardzo zadowolony z jego wizyty. Jakoś tchnął we mnie nowego ducha, dał siłę do pisania i dyskusji z ludźmi. Miał rację oceniając, że jestem jak powiedział „podłamany”. Ale ilu takich duchownych jest w Polsce, skoro sam mówi, że to duchowni wpuścili szatana do Kościoła i dbają, żeby dobrze mu było w Kościele? Sam mówi, że i Jezuici są podzieleni i nie można z nimi szczerze i o wszystkim mówić… Przyjąłem zaproszenie księży Jezuitów głównie dlatego, że mam wiele wspomnień związanych Świętą Lipką. Nie chcieli mnie puścić do przyjaciela, więc nocowałem u nich. Zauważyłem, że niektórzy Jezuici trzymali się ode mnie z daleka. Gdyby mogli, to pewnie mocno pokropiliby. mnie święconą wodą i patrzyli czy wyskakuje ze mnie diabeł, czy też trzeba jeszcze mocniej kropić. Ale zdecydowana większość chętnie mnie słuchała i zadawała dużo pytań. Przeor natomiast nie chciał od razu pokazać mi, jakie oni mają dokumenty. Oglądałem w jego obecności kilka roczników bardzo dobrze opracowanych, z których wynikało, że nie zdajemy sobie sprawy, jak głęboko żydowskie wpływy, jak ich ludzie zajmują stanowiska biskupów i arcybiskupów, jak szybko awansują w Kościele, w porównaniu do polskich duchownych. - Chcę, żeby pan – mówił przeor – przyjechał jeszcze raz, a nawet więcej razy do nas. I wtedy obejrzy pan te dokumenty. Na pierwszą wizytę wystarczy. Rano przeor zaproponował mi obejrzenie gospodarstwa i wspólne słuchanie muzyki organowej. Boże jak ten czas przeleciał! Ileż to lat minęło od czasu, gdy z kolegami z Luter przyjechaliśmy tutaj na rowerach i siedziałem na tym stopniu ołtarza, patrząc na ruchome postaci świętych… W 1945 roku miałem dwanaście lat. Dziś prawie osiemdziesiąt. Wielu kolegów już zmarło. A na podwórku piliśmy wodę zimna ze studni z żurawiem… Tu się pobili moi koledzy, gdyż zabugowiec powiedział, że jego tata też wymyślił jak czerpać lekko wodę, a chłopak z Wyszkowa odpowiedział mu, że za Bugiem to zaledwie umieli zrobić cepy. A na tej górze, gdzie drogi się rozchodzą, zabrali nam bandyci rowery i jeszcze o mało nas nie zabili… Nie mogłem otrząsnąć się ze wspomnień. Słuchał tego mojego gadania przeor i powiedział: - Jesteśmy całe życie w podróży. Jedni wybrali właściwą drogę do celu, a inni fałszywą. I tak idziemy do swego kresu tej podróży. Pewien jestem, że pan nie pomylił dróg i jest na tej właściwej. Mam dla pana niespodziankę na koniec. Proszę iść za mną. Zeszliśmy do podziemia i tu pokazał mi kryptę z prochami tego zakonnika, co mojemu przyjacielowi Jankowi i Oli dawał ślub. - Żył ponad sto lat – mówił przeor. – I był właśnie taki, jak go pan opisał w swojej książce. Odważny i mądry. Uczył ludzi jak żyć i nie robić krzywdy bliźnim. Czasami czytamy opis ślubu, jaki odbył się tu w pana obecności. I o tym, jaką straszną śmiercią z rąk bandytów zginął tu Janek. Ale i o tym jak właśnie ten Jezuita zaświadczał przy trumnie Janka, że Ola to żona, bo on osobiście dał im ten ślub. Jak powstrzymał zemstę tłumu nad rodzicami Oli, których synowie byli bandytami, mówiąc: - A kto z was jest bez winy i grzechu niech rzuca kamieniami w jej rodziców. Oni przecież nie chcieli mieć synów bandytów. Odprowadził mnie do samochodu i robiąc znak krzyża powtórzył: - Nie zbaczaj pan z tej drogi. Ona prowadzi do dobrego celu. I powiedział to, czego nigdy nie zapomnę: - Będziemy się modlić za pana, gdyż to Bóg dał panu wszystko, co potrzebne do pisania prawdy. Nie pierwszy to kapłan, który tak mówi. Ksiądz Józef Kluż z Korczyny, który przez wiele lat już pisze do mnie listy, napisał: „Odprawiam za pana mszę świętą i piszę, którego dnia i o której godzinie”. Ale to szczególny człowiek i kapłan. Jego listy tchną patriotyzmem i troską o ojczyznę (…) tom III (fragment 2) - A jak rzetelnie doradcy pana prezydenta doradzili, komu przypiąć najwyższe polskie odznaczenie Orła Białego? Tak samo! Zadecydowali, że zasłużyli na to odznaczenie wyłącznie Żydzi, tacy jak Bielecki, Michnik, Hal i Orszulik. Czy są w tej grupie Polacy? Oczywiście, że tak. Wszyscy oni są „Polakami” pochodzenia żydowskiego. I wszyscy oni podobno się przysłużyli Polsce i Polakom i zasłużyli na Orła Białego. Parę dni temu oglądałem program na TV24. Traf chciał, że o panu, panie Siwak, była między innymi mowa. Oto w Urugwaju odbywał się kilkudniowy kongres Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej (USOPAL). Jest to największa organizacja Polonii Ameryki Południowej. Wielki Polak, Jan Kobylański, prezes ww. organizacji zaprosił nieomal z całego świata delegatów na ten kongres. Oczywiście z Polski przyjechała liczna delegacja osób, w tym nawet posłowie. I tam na tym kongresie z pana powodu był incydent, doszło do ostrej wymiany zdań między Ryszardem Benderem a generałem Janem Grudniewskim, a w kłótnię włączył się jeden z posłów. Czy pan to oglądał? - Nie. Nie oglądałem, gdyż byłem kilka dni poza domem i nie miałem możliwości oglądania telewizji w ogóle. - To muszę panu powiedzieć, o co poszło. Otóż generał Grudniewski chciał wręczyć książki, które pan napisał, Janowi Kobylańskiemu. Czy pan takie książki dedykował prezesowi Kobylańskiemu? - Tak. Przed wyjazdem generał Grudniewski zwrócił się do mnie z prośbą, żebym napisał na swoich książkach dedykację dla prezesa Kobylańskiego, bo właśnie wybiera się do Urugwaju na ten kongres i chce wręczyć prezesowi moje książki. I ja to zrobiłem. - Więc teraz powiem panu, o co tam poszło w tym Urugwaju, na kongresie. W momencie, gdy generał Grudniewski wręczał pana książki Kobylańskiemu, pan Ryszard Bender ostro zaprotestował. Krzyczał do Grudniewskiego: „Jak pan śmie dawać tak znanemu Polakowi, jakim jest prezes Kobylański, takie świństwa i kłamstwa. Zabierz pan tę szmirę komucha betona i oddaj pan jemu.” Na co jeden z delegatów zwrócił się do Bendera z pytaniem: „A pan, panie Bender, przeczytał chociaż te Siwaka książki?” Na to Bender: „Ja takiego świństwa nie wezmę nawet do rąk.” „To skąd pan wie, że w tych książkach jest szmira i kłamstwo skoro pan nie czytał?” „Bo przyjaciele mi powiedzieli, co tam jest napisane. A zresztą, co mądrego i ciekawego mógł napisać taki ciemniak, jak Siwak? Przecież jemu jak był w KC a później w biurze politycznym to przemówienia pisali inni i podsuwali mu, by wystąpił z tym.” „A widział pan panie Bender, że inni mu pisali?” „No nie, ale znajomi widzieli.” „Otóż panie Bender. Mój przyjaciel był członkiem KC. Siedział obok Siwaka i nigdy, gdy szedł Siwak wygłosić przemówienie, to nic nie miał napisane. On mówił, jak wtedy to określano, z kapelusza. Pan, panie Bender, jest znanym Polakożercą i nie dziwię się, że napadł pan na książki Siwaka. Bo Siwak ujawnia w nich wasze zbrodnie, matactwa i zatuszowania. Ale najważniejsze tu i w tej chwili jest następujące pytanie. Czy pan prezes Jan Kobylański prosił i chce otrzymać te książki?” I tu proszę sobie wyobrazić, że prezes przytaknął, że tak, chce otrzymać i wziął je. Jak pan wie, panie Siwak, my Jezuici od czasu zakończenia II wojny światowej do dziś prowadzimy dokładną kontrolę i spis narodowości osób duchownych, ale naszą kontrole interesują też ludzie pracujący na uczelniach związanych z kościołem, takich jak Uniwersytet Katolicki w Lublinie takim. I choćby nie wiem jak profesor Bender kręcił i bronił się, to i tak jego pierwsze nazwisko i imię mówi o nim wszystko. Ten pan nazywał się Fajwisch Berenstrin. Ciekawe tylko, kto i w jaki sposób dał zaproszenie panu Benderowi na kongres, gdzie o Żydach mówiono pełnym tekstem, bez owijania w bawełnę. Jak widać piąta kolumna działa dobrze. Nie dziw się pan, panie Albinie, że za wszelką cenę Żydzi docierają ze swoją propagandą wszędzie. Przecież Polonia jest bardzo liczna w tych właśnie krajach i dlatego toczy się tam wojna o pozyskanie dusz, czyli ludzi do swej polityki. Mamy liczne przykłady, że Żydzi potrafią zniszczyć człowieka, jeśli ten człowiek ujawnia prawdę o nich. Już kilku polskich księży w ten sposób zostało w Ameryce zniszczonych, i to niestety przy pomocy Polaków, którzy uwierzyli w kłamstwa Żydów o księżach. Oni nie przebierają w środkach, gdy chodzi o walkę z kościołem i ludźmi kościoła. A dodatkowo sytuację utrudnia fakt, że Żydzi obsadzili swymi ludźmi dużą część stanowisk w kościele. Ja, panie Siwak, nie jestem wrogiem Żydów i tego, że oni w kościele zajmują coraz więcej kierowniczych stanowisk też nie. Ale przeraża mnie fakt, że oni uprawiają w kościele katolickim religię i politykę Izraela. Sięgając do źródeł naszej religii doszlibyśmy do Matki Jezusa oraz Jezusa i jego apostołów. Większość z nich przecież była Żydami. Mówię, że większość, gdyż rodowody kilku apostołów nie były żydowskie. A więc nie w narodowości jest sedno sprawy, a w sprawowaniu służby Bogu i ludziom. Pan przedstawił na temat Żydów najlepszą opinię, jaką znam. To nie pana opinia, a pana Tadeusza Bednarczyka, z którym się pan przyjaźnił i od którego otrzymał pan dużo dokumentów i dużą wiedzę. To był wyjątkowy człowiek i świadek tamtych czasów. Nikt nie posiadał takiej wiedzy jak on na temat getta warszawskiego i Żydów. I pan cytuje jego słowa. Na pytanie czy są uczciwi Żydzi, którzy holocaust, getto, żydowskich zdrajców całą gehennę wojny oceniają rzetelnie i zgodnie z faktami i wydarzeniami on panu odpowiedział: „Jeden na tysiąc.” To tacy, co mają odwagę mówić i pisać prawdę. Duży procent Żydów boi się ujawnić, co naprawdę myślą, bo lżej się żyje idąc „z prądem”, razem ze społecznością żydowską niż kierując się przeciwko niej. I to wyjaśnia wszystko. Ja, panie Albinie, czytam całą prasę, jaka jest w Polsce. Uważam, że trzeba znać różne punkty widzenia i mieć swoje zdanie. Ale zadziwia mnie i irytuje pewna publikacja oraz reakcja, a właściwie brak reakcji, na jej treść. Oto w tekście pod tytułem „Rasistowska ADL nagradza kardynała Dziwisza” piszą tak: „Metropolita Krakowski kardynał Dziwisz odebrał 27 maja w Krakowie Międzyreligijną Nagrodę im. Kardynała Bea Augusta, ustanowioną przez syjonistyczną masońską organizację Liga Przeciwko Zniesławieniu.” Anti-Defamation League (ADL) jest to skrajnie antykatolicka organizacja żydowska, której celem jest judaizacja społeczeństw chrześcijańskich, podważanie, negowanie faktów i głoszenie fałszu religijnego, osłabianie wiary katolickiej i w sumie przeciąganie wiernych z kościoła do synagogi. I jeśli jest prawdą to, co piszą, to uważam, że kościół sprzedaje się, a wraz z sobą wiernych. Czyli, jak już panu powiedziałem, nasi purpuraci świadomie i celowo wpuścili szatana do kościoła i biorą jeszcze za to nagrody. Postawiłem tu znak zapytania jak pan widzi: „jeśli to prawda”. Ale obawiam się, że to prawda. Bo jeśli ukazała się taka notatka o kardynale Dziwiszu, to należało temu zaprzeczyć, powiedzieć, że to kłamstwo. Jeśli się milczy, to może to oznaczać, że jest to prawda, a jeśli się zaprzeczy, to kto wie jak zareaguje redakcja, która to napisała. Może ma więcej dowodów? - Szanowny księże – zwróciłem się do Jezuity – korzystając z tego, że mam okazję porozmawiać z osobą, która ma tytuły profesorskie i tak utytułowaną, z osobą, która studiowała i zajmuje się psychologią, historią i teologią, chciałbym z księdzem podzielić się swoimi wątpliwościami i usłyszeć księdza opinię o pewnych wydarzeniach teoriach znanych ludzi na ten temat. Bo przyznam się, że nie umiem sam sobie wyjaśnić pewnych zdarzeń, jakie przeżyłem. A chcę podkreślić, że te osoby, które tu wymienię, cenię bardzo wysoko i po prostu myślę, że nie dorosłem, nie osiągnąłem takiego poziomu wiedzy, doświadczenia i talentu widzenia spraw i wydarzeń jak one. - Jeśli to jest dla pana takie ważne, to proponuję, żebyśmy po kolacji usiedli w ustronnym miejscu i tylko temu tematowi poświęcili czas. Rzeczywiście, teraz nie mogliśmy dłużej rozmawiać, bo już szedł do nas młody ksiądz i zapraszał na kolację. W refektarzu stał długi stół i po obu stronach długie ławy. Usługują tam młodzi Jezuici, stawiając na stole wielkie wazy z zupą i wielkie misy z ziemniakami oraz warzywami. Oczywiście najpierw modlitwa. (…) Zdziwiłem się, że tak żartobliwie mówią o jednym ze świętych, na co ksiądz profesor odpowiedział: - Jestem pewien, że albo dobry Bóg przymknie oko na tylu i takich świętych, ilu mu narobiliśmy tu na ziemi, albo tak jak my w sejmie powoła komisje weryfikacyjną i ta sprawdzi czy aby nie przesadzamy z ilością i jakością tych świętych. Po kolacji zaprowadził mnie na mały balkon, taką wnękę przy jednym z pokojów, mówiąc: - Tu często rozmyślam, czytam, a czasami piszę. Nie każde miejsce jest dobre dla człowieka. Są miejsca gdzie człowiek źle się czuje i miejsca tchnące spokojem, gdzie umysł jasno pracuje. To jest związane tak z ciekami wodnymi, jak i z siatką geofizyczną. Ale przyjrzyj się pan dobrze, tu na tej desce podłogowej wypalił ślad żelazkiem ten sam stary Jezuita, o którym pan pisał. On mieszkał w tej celi obok i często tu przesiadywał. Żelazko za jego czasów było na rozżarzone węgle, więc ślad jest szeroki i duży… A teraz powiedz mi pan, co za problem masz, że chcesz mojej rady? - Otóż drogi księże, los tak sprawił, że wiele lat temu, w sanatorium, poznałem księdza Józefa Kluza z parafii Wielkie Oczy. To parafia-sanktuarium na pograniczu Polski z Ukrainą. Traf chciał, że siedzieliśmy w sanatorium przy jednym stole. I ten ksiądz poprosił mnie, żebym podarował swoje książki z dedykacją arcybiskupowi Ignacemu Tokarczukowi. Moja wiedza o arcybiskupie była wtedy taka, że wiedziałem, że bandy ukraińskie wymordowały mu braci i bliskich w ohydny sposób. On sam za czasów PRL był odważny i śmiało mówił, co widzi złego w ustroju. Budował wtedy dużo kościołów. Urodził się w rodzinie wiejskiej i znał biedę zacofanych wsi. Przede wszystkim jest Polakiem i patriotą i wie, co to racja stanu Polski i kto zagraża nam Polakom. I tu muszę powiedzieć, że Orzeł Biały, jakiego otrzymał niedawno arcybiskup Tokarczuk nie wstydzi się być na jego piersi. (Nie tak jak w przypadku całej plejady Żydów, jacy otrzymali to odznaczenie.) Od wielu lat piszemy do siebie listy i są one dla mnie bardzo cenne. Myślę, że co najmniej jeden z nich umieszczę w swej następnej książce… No i właśnie tenże arcybiskup napisał do mnie list, w którym podzielił się ze mną uwagami na temat katastrofy smoleńskiej. Abstrahując całkowicie od licznych teorii, kto i dlaczego przyczynił się do tej katastrofy, bo w ogóle pomysłu, że to zamach nie bierze pod uwagę, wkracza w obszar opatrzności Bożej. Ale dla mnie najważniejsze w Jego liście oraz w liście od mieszkającego w Stanach Zjednoczonych generała brygady Juliana Starosteckiego (który nigdy nie poznał arcybiskupa I. Tokarczuka) i w liście mojego przyjaciela Zenona z południa Polski jest to, że ci trzej ludzie, co nigdy się nie widzieli, nie pisali do siebie i nigdy nie wymieniali poglądów, napisali dokładnie to samo. Otóż arcybiskup I. Tokarczuk pisze tak: „Każdy kapłan, każdy, kto otrzymuje świecenia kapłańskie i nakłada na siebie sutannę, bez względu czy dojdzie do bycia papieżem, czy zostanie całe życie proboszczem gdzieś na parafii, składa Bogu przysięgę. A ta przysięga zawiera takie słowa: „Posługiwał się będę wyłącznie prawdą, chociażbym miał cierpieć lub był za prawdę zabity, jak Jezus Chrystus, który umarł na krzyżu za prawdę.” Czyli, że prawda w posłudze bogu i ludziom tu jest na pierwszym miejscu. A co robią ci, co lecą z prezydentem samolotem do Katynia? Przecież oni doskonale znają treść wystąpienia prezydenta. Nie raz go słuchali. Sami mają napisane podobne wystąpienia w tym samym duchu. Czyli, że lecą legitymizować, potwierdzać, straszne kłamstwo.” Powtórzą to za panem prezydentem, tam gdzie leżą ci pomordowani. A jest tych duchownych cywilnych i wojskowych aż dziesięciu w samolocie, w tym aż siedmiu pochodzenia żydowskiego. Prawda by nakazywała tym duchownym powiedzie, że leżą tu nasi ojcowie i bracia zamordowani przez NKWD, które składało się aż w 84 % z Żydów. Że połowa z tych 84% to byli polscy Żydzi. Że kierownictwo, to w Moskwie, to Beria i Kaganowicz – Żydzi. Że w tej samej ziemi leży czterdzieści pięć tysięcy oficerów radzieckiej armii. I dokonali tego ci sami zbrodniarze, co zamordowali Polaków. Bo podsuwali fałszywe dane Stalinowi, że ci radzieccy, to wrogowie narodu i należy ich zlikwidować. Ale im przez usta nie przejdzie prawda. Oni, jak pani doktor Alina Cała, odwracają kota ogonem, mówiąc, że to Rosja Radziecka, że to ustrój komunistyczny ich zamordował. A ustrój to kto wymyślił? Może te ciemne masy rosyjskie wpadły na pomysł wymordowania swych braci i synów? To może religijne chłopstwo zamordowało tak polskich, jak radzieckich, czyli swoich, rosyjskich oficerów? To się kupy nie trzyma, to ohydne kłamstwo i kiedyś pęknie ogniwo tego przez Żydów wymyślonego łańcucha i posypie się prawda jak lawina… Wracam jednak do tych listów trzech listów. Arcybiskup Tokarczuk pisze: „Kłamstwo tak straszne, jak to o Katyniu, o tylu pomordowanych woła o pomstę do nieba. Kłamstwo osób duchownych, którzy Bogu przysięgali prawdę, to nie to samo kłamstwo, co pijaczka po (po balandze czy pod budką z piwem. Trzeba znać wagę tych kłamstw. A oni zatracili ocenę tej sytuacji. To nie te same proporcje i nie taka sama kara za kłamstwa. Krew i ofiary pomordowanych dotarty do Boga. A on mówił. Karę zostawcie mnie. I zdecydował, że pora przeciąć te kłamstwa. I jak zawsze przy takich sprawach ucierpieli i zginęli też niewinni ludzie w tym samolocie. Ale im Bóg to wynagrodzi. Zapłacą za te kłamstwa ci, co z urzędu powinni stać na straży prawdy. Im dłużej nasi księża będą posługiwać się kłamstwem, tym gorzej dla nich osobiście. Bóg wybacza grzechy, ale ocenia inaczej winę tych, co mu przysięgali wierność i prawdę, a inaczej ludzi, którzy nie są świadomi tego, co czynią. I takie reguły są zapisane tak w nowym testamencie, jak i w wielu proroctwach. Ja w tej katastrofie widzę palec Boży.” – kończy swój list arcybiskup Tokarczuk, człowiek, który obecnie liczy sobie 94 lata. Generała Juliana Starosteckiego poznałem w 2010 roku. Przyleciał ze Stanów do Warszawy, do syna. Przeczytał u syna moje książki i zadzwonił do mnie z pytaniem czy może przyjechać do mnie na rozmowę. Ucieszyłem się bardzo, że będę miał okazję z tak zacnym człowiekiem porozmawiać. Przecież to bohater spod Monte Casino i spod Bolonii. Odznaczany Krzyżem Walecznych i Virtuti Militari oraz wieloma angielskimi odznaczeniami. Jest znanym i cenionym konstruktorem rakiet Patriot. Za czasów prezydentury Kwaśniewskiego przyrzeczono mu, że zgodnie z jego wolą Polska otrzyma jego rakiety. Ale zamiast Polski otrzymał je, i to szybko, Izrael. Przegadaliśmy u mnie wiele godzin na różne tematy i żegnając się generał powiedział: „Ja do pana napiszę list. Mam ciekawe tematy, które pan wykorzysta w swoich książkach.” Ale gdy wrócił do Stanów, to się rozchorował. Pisał leżąc na łóżku. A że to było prawie po katastrofie smoleńskiej, to odniósł się do tego tematu. „Nie wnikam – pisał – kto i ile zawinił w tej katastrofie. To sprawy dla biegłych i specjalistów. Chociaż jak to w Polsce bywa, nawet, jeśli już specjaliści wydadzą swa ocenę i stwierdzą jak to było i kto zawinił, to i tak jeszcze przez dziesiątki lat Polacy będą mieli każdy swoją wersję i nie uwierzą w ocenę ekspertów i prokuratorów. To typowe dla Polaków. Ja natomiast pragnę zwrócić pana uwagę na bardzo ważny aspekt tej katastrofy. Otóż Bóg pytał się Kaina: Gdzie jest twój brat Abel? Nie wiem – mówił Kain – Nie jestem stróżem brata mego. Na co Bóg odpowiedział: Krew jego woła o karę dla ciebie. I takich przypadków przeszłe tysiąclecia opisują więcej. Czyli że Bóg wie, kto morduje innych i mówi o niechybnej karze za tę śmierć zadaną komuś. A tu w samolocie leci dziesięciu duchownych i świadomi kłamstwa lecą też kłamać, chociaż Bogu złożyli uroczystą przysięgę mówienia prawdy. Ja mam tu w stanach kuzyna księdza. I on mi mówi tak: Ci księża, co lecieli to swe dusze dawno sprzedali diabłu. Jak oni mogli potwierdzać kłamstwa Żydów, którzy za wszelka cenę chcą tę zbrodnię zwalić na Rosjan? Oni Rosjan mordowali milionami na wszystkie sposoby. I Bóg uderzył w swoje niewierne sługi, gdyż krew pomordowanych w Katyniu i głos o karę za zbrodnie dotarł do Boga.” I trzeci mój przyjaciel, Zenon z południa Polski, który prosił, żeby nazwiska jego nie wymieniać też pisząc do mnie i to wielokrotnie, napisał, co myśli o katastrofie smoleńskiej: „Ponieważ jestem człowiekiem wierzącym to nie tylko modlę się w sprawie naszej ojczyzny, ale płacę, ażeby księża odprawiali msze święte w intencji ojczyzny.” (Żeby nie było wątpliwości przysłał mi pisemne potwierdzenia z klasztoru na Jasnej Górze w Częstochowie.) I dalej napisał: „Dokąd to dobry Bóg miał patrzeć na łotrostwa naszych duchownych? Mogą mnie i innych czarować i oszukiwać, co robią chętnie. Ale nie pana Boga! Jak oni mogli, ludzie świadomi, bo wykształceni, kłamać jawnie w oczy narodowi i Bogu? Nie da się już ukryć prawdy, kto to zrobił. Przecież to nie tylko Katyń. To kilka dziesięcioleci mordowania ludzi. Najwięcej zamordowali w Rosji. Ale i Polska poniosła straszliwe ofiary z ich rąk. Jestem pewien, że wcześniej czy później, ale za swoje liczne zbrodnie zapłacą. Żal tylko, że udaje się im spacyfikować księży Polaków. Że przestraszeni księża milczą na ten temat.” Mógłbym tu, proszę księdza, przytoczyć słowa bardzo wielu znanych mi osób, jak i tych poznanych listownie, którzy gorąco proszą Pana Boga o pomoc w uwolnieniu się od Żydostwa. Ludzie głęboko wierzą, że w tej bardzo skomplikowanej sytuacji tylko siła nadprzyrodzona, czyli moc Boża może nas uwolnić od tej zarazy. - A pan, panie Siwak, co myśli w tej sprawie? – spytał mnie Jezuita. - Ja uważam, że trzeba pracować nad tą częścią społeczeństwa, której wszystko jedno, kto nami rządzi. Zbyt długo Polacy byli pozbawieni prawdziwej wiedzy o Polsce i świecie. Kilka pokoleń Polaków nie wie tego, co powinni, stąd też i taka reakcja na różne zjawiska. Poza tym świadomie zniszczono duże zakłady pracy, gdzie pracownicy mogli się organizować i protestować. Ale i fakt, że trzy miliony młodych mężczyzn wyjechało z Polski na zachód szukać pracy, też ma ogromne znaczenie. To akurat ludzie mający żony i dzieci, i tacy są zdolni do walki o swój byt. Obecnie, jak ksiądz pewnie wie, otworzono granice na zachód i zachęca się Polaków do pracy w Niemczech i nie tylko. To akurat jest na rękę rządzącym, gdyż łatwiej bez tych prężnych, młodych ludzi jest rządzić pozostałymi. W sumie myślę, że niezbędne jest dotarcie do jak największej liczby Polaków. To ważne. A wierzę w to, co ksiądz mi powiedział w naszej pierwszej rozmowie u mnie w domu, w to, że będą się dziać takie wydarzenia na świecie i w Polsce, że w ciągu paru dni zmieni się sposób myślenia milionów ludzi. Przecież to ksiądz mi powiedział, że Bóg wzbudzi w ludziach wolę walki o prawdę, o niezawisłą ojczyznę wolną od Żydów i ich popleczników. A więc prośby, by Pan Bóg nam dopomógł uważam za słuszne. Natomiast uświadomienie ludzi, dotarcie do zagubionych w tej polityce jest niezbędne. Wielkie zadanie stoi przed organizacjami patriotycznymi, które muszą zacząć od tego, że ujawnią prawdę o naszej polskiej sytuacji. Na dzień dzisiejszy widzę zagrożenie dla sprawy polskiej w nas samych. Otóż jeżdżę i biorę udział w licznych zebraniach i wyciągam z nich jeden bardzo ważny wniosek: szefowie tych partyjek, związków, stowarzyszeń, którzy je organizują mają jedną i tę samą cechę. Ci prezesi i szefowie nie chcą się jednoczyć w jedną wielką i skuteczną organizację. Każdy z nich uważa, że jeśli już mieliby się połączyć z innymi organizacjami, to właśnie on powinien być szefem tej nowej, zjednoczonej organizacji. Ten przerost ambicji to choroba większości naszych przywódców, która uniemożliwia im podjęcie jedynie słusznej decyzji o zjednoczeniu Polaków pod jednym sztandarem, w walce o tę samą Polskę, o której wszyscy tylko mówią. Odnoszę takie wrażenie, że część tych przywódców jest zaprzedana naszym wrogom. Że wprowadzają na zebrania swoich popleczników, którzy natychmiast reagują sprzeciwem na słowa „pojednanie”, „zjednoczenie”, „stworzenie jednej rdzennie polskiej partii”. - Ma pan racje panie Albinie. Jest to problem. Ale do czasu. My Polacy odznaczamy się tym, iż długo nie chcemy nic widzieć, wierzyć w zagrożenie. Dlatego też zawsze udaje się naszym wrogom przejąć nad nami władzę. Ale w końcu przychodzi taki moment, że Polacy przecierają oczy i rzucają się na swych ciemiężycieli. Płacą wtedy za zbyt późne obudzenie się cenę największą. A moglibyśmy to zrobić wcześniej, mądrzej, bez ofiar. Ale już tak nas chyba ukształtował Bóg, że się tym wyróżniamy wśród narodów świata. A co do tych trzech osób, o których pan mówił, to prawda, że przysięgamy Bogu posługiwanie się prawdą. Rzecz tylko w tym, że obecnie na całym świecie część duchownych służbę Bogu, czyli kapłaństwo, traktuje jedynie, jako dobry zawód. Mówię tu jedynie o części duchownych. Uważam, że mimo działań złych ludzi w kościele, nadal mamy dużo dobrych kapłanów i patriotów. Cała problem w tym, że na obecną chwilę oni się boją podjąć walkę o kościół Chrystusowy. Pracują tak, żeby jak najlepiej, z pożytkiem dla wiernych, wypełniać służbę Bogu w obecnych warunkach. Natomiast nie dziwię się, że cała trójka pana znajomych czy też przyjaciół zareagowała prawie identycznie. Bo ten, kto naszą wiarę wyznaje prawidłowo i zna reguły i warunki pracy kapłańskiej, to nie mógłby inaczej zareagować niż pana znajomi. To tak z powszechnie znaną regułą matematyczna, że dwa razy dwa to cztery. I tutaj, tak jak w matematyce, też nie da się inaczej kombinować, bo to jest zasada. Przysięga kapłańska jest prosta, jasna i nie pozwala na inną interpretację. My katolicy wierzący w Boga mówimy w jednym z przykazań: nie zabijaj. To znaczy nikogo nie zabijaj. A Żydzi tu widzą furtkę. Jeśli napadnie na twoją żonę, córkę, dom, to masz prawo go zabić. A w oczach Boga to jest zabójstwo, grzech. Należy tego, co napada na twój dom obezwładnić i oddać pod sąd, który ma prawo wymierzyć karę. Ja znam życie i działalność arcybiskupa Ignacego Tokarczuka. To wielki Polak i patriota. Odważny i prawy człowiek. Prawidłowo i uczciwie napisał panu o katastrofie smoleńskiej. Dodam od siebie, że mamy zaprzyjaźnione osoby w kancelarii pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, które wyznały nam pod przysięgą, że co sobotę zapalano tam menorę. Że matka panów Kaczyńskich jest Żydówką. Ale, jak już panu powiedziałem, nie to jest straszne, że ktoś jest Żydem, ale to, że wypełnia ich wolę i prowadzi ich politykę, która nic nie ma wspólnego z polską racją stanu. My tu też mamy w zakonie Żydów. Ale oni co do joty wypełniają reguły zakonu i są Polakami z przekonania i potępiają żydowskie zbrodnie i fałsz. Czytałem też panie Albinie parę lat temu o panu Julianie Starosteckim. Też wielki Polak i patriota. Ale sam pan widzi jak go oszukali! Obiecali człowiekowi, że jego ojczyzna, Polska otrzyma te antyrakiety, a dali Żydom w Izraelu. Ten fakt świadczy o tym, kto rządzi Ameryką. Ale i tam idą przewartościowania. Byłem w ubiegłym roku w Ameryce, bo tam też są Jezuici. I tam ludność kolorowa coraz głośniej mówi o fakcie, jak powstały astronomiczne fortuny Rockefellerów i całej plejady bardzo bogatych Żydów. Że te fortuny zaczęły się od handlu żywym towarem, że łapano czarną ludność jak zwierzęta i dostarczano tu do niewolniczej pracy. I że to jest sprawa Żydów. I drugi temat. Mimo opanowania telewizji, radia oraz prasy przez Żydów, coraz więcej jest pism, w których rdzenna ludność Ameryki domaga się żeby ci, co podjudzają do wojen z Arabami sami się wzięli za tę wojnę. Piszą: „ Nie powinniśmy my, Amerykanie, dawać naszych synów, by w interesie Izraela ginęli, byli kalekami bądź umysłowo chorymi po takiej wojnie.” Ale jest też temat, który łączy kolorowych i białych Amerykanów. Wszyscy oni pytają, kto doprowadził do takiego finansowego kryzysu w Ameryce. Coraz mocniej Amerykanie domagają się prawdy na ten temat. Nie wykluczałbym, że to w siedlisku zażydzenia, czyli w Ameryce, może dojść do zrzucenia żydowskiego jarzma. Dawno już zrobiło się ciemno, a księżyc w pełni odbijał się w wodzie gładkiego jak tafla szkła jeziora. Dobrej nocy panie Albinie. Jutro też jest dzień i na pewno porozmawiamy – powiedział ksiądz, podając mi rękę – Niech Bóg czuwa nad panem. Cieszę się, że tamtego dnia nic mi nie przeszkodziło i mogłem odebrać telefon od przeora. Dzięki temu mogłem poznać ojców Jezuitów i tak wiele się od nich dowiedzieć. tom III (fragment 3) Pożyteczni idioci Najpierw pan Aleksander Nowak napisał do mnie list. Następnie przyjechał na rozmowę. Już wcześniej znałem książki i inne teksty pana Nowaka i jestem przekonany, że jeśli tak myśli i działa jak pisze, to jest to człowiek, którego nie trzeba uczyć, co to racja stanu i patriotyzm. Odwrotnie. To od niego można się wiele nauczyć i dowiedzieć prawdy. A że działa w celu zjednoczenia Polaków w jedną organizację – to bardzo dobrze! Od tego należy zacząć przeciwstawianie się zdrajcom i oszustom politycznym. Ktoś musi Polakom pokazać prawdziwą twarz tak Żydów, jak i Polaków działających na zgubę Polski. I czy to będzie pan Nowak, czy były poseł Jankowski czy też inni polscy patrioci, to należy im pomóc. W takiej sprawie należy brać czynny udział. List pana Nowaka był dla mnie potwierdzeniem, że nie myliłem się, co do oceny zajść na uczelniach w Polsce w 1968 roku. (Znałem ten temat bezpośrednio od Wł. Gomułki z czasów, gdy jeździłem go odwiedzać, kiedy dożywał swych dni na emeryturze w Konstancinie.) Pan Aleksander Nowak pisze tak: „Użył pan w swojej książce powiedzenia Lenina, jakże trafnego do mojej sytuacji i tysięcy studentów, wśród których i ja byłem na uniwersytecie w tych latach. Otóż Lenin mówił i pisał, że żadna rewolucja nikomu by się nie udała, gdyby przywódcy tych rewolucji nie mieli pod ręką tysięcy pożytecznych idiotów. Takich idiotów, co to poprą każdą myśl czy sprawę, choć ona w przyszłości przeciw nim się obróci. Ale oni zawsze są i zawsze wierzą w hasła i politykę sprytnych przywódców. Rewolucja październikowa nie udałaby się w Rosji carskiej, jeśli by nie było całych mas idiotów niezbędnych dla wprowadzenia nowej polityki. Ale oni byli.” Pan Nowak pisze, że gdy zaczęły się rozruchy i manifestacje na Uniwersytecie Warszawskim to i on brał w nich udział, choć jego najbliższa rodzina prosiła go, by tego nie robił. Mówili mu, że to nie o sztukę Dejmka chodzi. „Dziady” zostały pokazane tylko po to, ażeby rozpocząć protest. Były listkiem figowym, przykrywką dla innej bardzo ważnej sprawy. – Przeczytaj – mówili mu kuzyni i rodzice – co wy macie napisane na transparentach. Wasze hasła nie dotyczą sztuki Dejmka. Wszystkie napisy są w innym celu! I to była prawda – pisze dziś pan Nowak – Ale wtedy ja i tysiące studentów uwierzyliśmy naszym przywódcom, a nie rodzicom czy kuzynom. Tymczasem okazało się, że cała liczna grupa pod kierownictwem A. Michnika skierowała protest wyraźnie w jednym celu. Wszystkie napisy brzmiały: „Przyjąć do biura politycznego Zambrowskiego!”, „Zambrowski członkiem biura politycznego!”, itd. w tym samym duchu. Wtedy nikt z nas – pisze pan Nowak – nie wiedział, jakiego przekrętu dokonywała grupa żydowskich studentów i polskich przekupionych młodych ludzi na uczelniach całej Polski. Byliśmy pewni, że walczymy o słuszną sprawę. Że ten Zambrowski gwarantuje polskiej młodzieży więcej wolności słowa i swobód na uczelniach. Że jeśli on będzie w tym biurze, to nam będzie się lepiej żyło i uczyło, że nasza przyszłość będzie lepsza… Tak interpretowano te napisy i hasła. Wtedy nikt z nas nie przypuszczał, nie wiedział, nie wierzył swoim bliskim mówiącym, że oto pleciemy mocny bat na samych siebie i na cały naród polski. A studenci żydowscy zagrzewali do manifestacji mówiąc: „Kneblują nam usta. Chcemy wolności, którą zagwarantuje nam Zambrowski. Żądamy zgody na wydawnictwa studenckie, gdzie moglibyśmy pisać o swoich problemach.” Obecnie – pisze pan Nowak – moi koledzy i koleżanki z tamtych lat wstydzą się naiwności i łatwowierności, z jaką przyjmowali te hasła. Dziś mamy uczucie, że byliśmy naiwni jak dzieci. Bo z perspektywy czasu, jaki upłynął zdążyliśmy zorientować się, dlaczego tak manipulowano młodzieżą. Niezaprzeczalnym owodem tej manipulacji są stare kroniki filmowe, zdjęcia prasowe i reportaże filmowe. Rzeczywiście wszystkie tamte hasła i napisy miały tylko jeden cel – przywrócić Zambrowskiego do biura politycznego. A jaki był powód, że Żydzi tak zdecydowanie zareagowali na jego usunięcie? Otóż, R. Zambrowski był członkiem biura politycznego za czasów Gomułki. I był to najmocniejszy filar żydowski w tym czasie. Osoba, która kształtowała i nadawała pożądany przez Żydów kierunek polityce prożydowskiej w Polsce. Ale problem polegał na tym, że Zambrowski wprowadzał w życie coraz to nowe kontrowersyjne uchwały w biurze politycznym i one były wykładnią prawa lub wpływały na decyzje o dużej wadze politycznej. I Gomułka miał z tym duży problem. Na przykład z relacji Gomułki i z dokumentów archiwalnych wynikało, że na posiedzeniu biura politycznego Zambrowski stawia następujący wniosek: - Ponieważ AK w czasie okupacji hitlerowskiej współpracowało z gestapo, to należy wszystkich „akowców” zamknąć i zrobić im procesy karne za zdradę. Oczywiście powinni zostać skazani na śmierć. Na to Gomułka odpowiada: - Tak nie można mówić. AK nie współpracowało z gestapo, jako AK, tylko byli zdrajcy, wtyczki do AK gestapowskie. Dowodów na współpracę AK i gestapo nie było i nie ma, więc nie róbcie tego. Bo tak myśląc jak wy, to ja powinienem powiedzieć, że cały PPR to zdrajcy, ponieważ mnie wydał dla gestapo członek naszej partii PPR-u o pseudonimie „Faja”. I nie tylko on jeden zdradził. Było wielu zdrajców w PPR. I nie wolno nam mówić, że PPR to zdrajcy, tak samo jak nie wolno mówić, że AK to zdrajcy. „Akowcy” są naszymi przeciwnikami politycznymi i to jest faktem. Ale nie współpracowali z gestapo. W związku z tą sprawą doszło do wymiany ostrych słów między Gomułką a Zambrowskim, co jest w protokołach archiwalnych z posiedzenia biura politycznego. Następnie Zambrowski, jako wsparcie w postaci świadka przyprowadził na posiedzenie biura dowódcę partyzanckiej grupy żydowskiej – Kasmana. (Takie rzeczy się wtedy praktykowało i można było wprowadzić na posiedzenie biura kogoś, kto zdawał relację i świadczył o faktach.) Na kolejnym posiedzeniu Zambrowski mówił tak: -Wnioskuję, by na podstawie decyzji biura politycznego aresztować wszystkich ziemian obszarników i kułaków. Jest to grupa ludności, która niej rokuje na resocjalizację. Oni nigdy nie poprą ustroju Polski Ludowej. Odwrotnie. Organizują się skrycie, zbierają broń i amunicję. A to po to, żebw siłą obalić ustrój ludowy. Należy ich aresztować, osądzić surowo i przykładnie, żeby nie znaleźli się naśladowcy. I tu też Gomułka zareagował ostro: - Tak nie wolno mówić. Nie ma dowodów, że zbierają broń i będą walczyć z nami. Owszem to ludzie niezadowoleni z naszego ustroju, ale strzelać do nas nie mają zamiaru. I uprzedzam, nie zróbcie jakiejś prowokacji w tej sprawie. Te incydenty były nagminne ze strony Zambrowskiego. Doszło do tego, że Gomułka nie mógł już pracować z Zambrowskim. Sprawę postawił na plenum KC i w głosowaniu członkowie biura poparli Gomułkę. Plenum usunęło Zambrowskiego ze składu biura politycznego. Ale Żydzi wpadli w panikę. Zaczęły się narady Żydów i obmyślanie jak Zambrowskiego z powrotem przywrócić do biura. On bowiem w tym czasie był wśród Żydów uważany za jednego z ich najważniejszych i najmądrzejszych przedstawicieli. Tak więc zapadła decyzja, że przywrócić Zambrowskiego można przez masowe manifestacje studentów w miastach polskich. Sprytnie wymyślono intrygę ze sztuką Dejmka pt. „Dziady”, ale taki naprawdę chodziło o przywrócenie Zambrowskiego do władzy. Jak starsi ludzie pewnie jeszcze pamiętają, manifestujący nosili transparenty z napisami w stylu: „Przywrócić Zambrowskiego do biura”. Gomułka tymczasem coraz bardziej bał się tych manifestacji. Donoszono mu, że Żydzi przenikają do zakładów pracy i tam próbują zwerbować ludzi do masowych protestów. Niewiele mu już brakowało, żeby ulec i z powrotem przyjąć Zambrowskiego w skład biura politycznego. Ale okazało się, że przypadki odgrywają czasem dużą rolę nie tylko w życiu ludzi, ale i w historii polityki państwa. W tym czasie z wizytą w Polsce był pierwszy sekretarz KG KPZR N. Chruszczow. I on zapytał Gomułkę: - Co to za bałagan masz na uczelniach? (Należy przypuszczać, że Chruszczow znał dobrze całą sprawę gdyż służby radzieckie w Polsce działały dobrze i znały wszystkie problemy.) I wtedy dopiero Gomułka dowiedział się, co jest naprawdę przyczyną tych zamieszek i manifestacji. Chruszczow powiedział do Gomułki tak: - Ty wezwij tego Zambrowskiego na rozmowę i powiedz mu krótko, że ja się nie zgadzam, żeby on był członkiem waszego biura. A jak będzie miał jakieś argumenty na swoją obronę, to mu powiedz, że każę w prasie radzieckiej napisać, kto on taki i co zrobił u nas w czasie wojny, a on już będzie wiedział, o co chodzi. Gomułka zrobił tak, jak kazał mu Chruszczow, ale Zambrowski zaczął się stawiać, że oto on ma olbrzymie poparcie wśród studentów, a i wśród ludzi pracujących też, więc nie będzie rezygnował z wejścia z powrotem do biura. I wtedy Chruszczow opowiedział Gomułce, o co chodzi z Zambrowskim. Jak Niemcy byli pod Moskwą – mówił Chruszczow – to całymi siłami, całym transportem, jaki posiadaliśmy, wywoziliśmy całe fabryki za Ural. To był gigantyczny wysiłek całego narodu. Dzień i noc jechały za Ural pociągi z urządzeniami fabrycznymi. I w takich transportach oficerowie NKWD, Żydzi, umieszczali swoje kufry. Te kufry to nie były jak zwykłe skrzynie z maszynami. To były stare kufry, jakie na dworach i pałacach zastępowały kiedyś szafy. To duże, ozdobne, okute misternie blachą i żelazem wielkie skrzynie z wiekiem. A te kufry były pełne dóbr zrabowanych w pałacach, dworach, cerkwiach, a nawet muzeach. Były to dla narodu radzieckiego bezcenne rzeczy, zabytki. W tym czasie Stalin oddał dowodzenie wszystkimi armiami Zukowowi i ten miał wielką władzę, a obawiając się o swoje życie stworzył w podległej mu armii dobry wywiad wojskowy. I żołnierze z wywiadu zainteresowali się tymi kuframi. Nadzorowali przecież te transporty za Ural. Żuków zameldował o tej sprawie Stalinowi. Podjęli obaj decyzję o aresztowaniu tych oficerów NKWD i rozstrzelaniu oraz o ogłoszeniu, kogo i za co się rozstrzeliwuje. W tej grupie dwustu oficerów był Żyd Zambrowski. Musieli Beria i Kaganowicz wiązać z nim jakieś plany, bo uprosili Stalina o ułaskawienie Zambrowskiego. Wszyscy pozostali w liczbie 199 osób zostali publicznie rozstrzelani. Znając od Chruszczowa tę historię Gomułka powiedział, że każe ją opisać w polskiej prasie, jeśli się Zambrowski nie wycofa. No i Zambrowski wycofał się. Ale Gomułka zmienił taktykę co do studentów. Użył robotników z zakładu pracy, milicji i wojska do siłowego zdławienia rozruchów. Poszły w ruch pałki, areszt i relegowanie ze studiów. Został wprowadzony obowiązek służby wojskowej, czego do wcześniej nie było. Jednym słowem polscy studenci, którzy dali się wciągnąć i oszukać prowokatorom żydowskim nie zdawali sobie nawet sprawy, co ich poparcie dla Zambrowskiego spowoduje. Gdyby wtedy Michnikowi i jego ludziom zamiar udał się i Zambrowski wrócił do biura, to dopiero polałaby się krew polskich patriotów, a więzienia zapełniliby „kułacy” i „akowcy”. Na szczęście dzięki interwencji Chruszczowa sprawa spaliła na panewce. Choć może nie całkiem. O dziwo, Żydzi, którzy spowodowali te rozruchy nie ponoszą konsekwencji. Polacy tak. I to surowe, bo nawet są wydalani z uczelni. Tymczasem A. Michnik, jako student, otrzymuje paszport, co było na owe czasy wyjątkiem. Jedzie do krajów zachodnich, gdzie przyjmują go znani wtedy politycy żydowscy. Objeżdża na koszt tych, co go zaprosili kilka krajów… W Michnika inwestują Żydzi z Ameryki. Widzą, że mimo młodego wieku to dobry materiał na przywódcę żydowskiego w Polsce. Minie sporo lat, grupa Michnika okrzepnie i nabierze wprawy jak omotać Polaków. I gdy tylko pojawi się okazja, to oni, a nie Polacy tworzą z Polaków Solidarność i sami kreują się jej doradcami. Gdyby dziś tym stoczniowcom, których otumanili Żydzi pokazać filmy i reportaże ukazujące, co i jak mówili żydowscy doradcy, to niewątpliwie przeklinaliby i pluli na nich. Ale polskiemu patriocie kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu nie uwierzyli, gdy prosił i upominał: - Nie twórzcie związku z Żydami, nie przyjmujcie ich, jako doradców, bo oszukają was i pozbawią pracy. I co? Ano to, że jak zwykle „mądry Polak po szkodzie”. Uwierzyli dopiero jak Żydzi sprzedali ich stocznię, a oni zostali bez pracy. Historia się powtarza, zatacza koło – wraca. I dziś spróbujcie wyjaśnić rolę Żydów w Polsce polskiej młodzieży. Większość młodych ludzi twierdzi, że są inteligentni, dobrzy w handlu i polityce. Dopóki ta polska młodzież nie stanie przed ścianą zwaną komornik i nie znajdzie się na bruku, to nie uwierzy nawet w fakty. Obecnie w USA (jak podaje polska telewizja) jest prawie pięć milionów rodzin wyrzuconych z domów, które kupiły za kredyt udzielony im w banku. A przepisy w USA są takie, że gdy przestaniesz płacić za dom raty, to odbierze go bank. Od lat znane są w Ameryce manipulacje pracodawcy i prezesa banku. Że istnieją ciche umowy między nimi, ażeby spłacającego raty za dom w banku pozbawić pracy. I wtedy zgodnie z prawem bank zabiera ten dom, jako zabezpieczenie udzielonego kredytu. W Polsce też już są takie przypadki. Na razie mało, ale niedługo będzie cała fala tych problemów. Dziwna choroba ogarnęła dużą część polskiego społeczeństwa. Coś w rodzaju ćmiej ślepoty. Ćma, gdy widzi ogień, to poleci w ten ogień i spali się. A część polskiego społeczeństwa pójdzie i zagłosuje na Nelly Rokitę, Niemkę, która zachowuje się jak bazarówka, a na polityce zna się jak świnia na perłach. Mimo to, ktoś na nią głosował, znana jest liczba tych, co w Nelly widzą człowieka godnego bycia polskim posłem. Właśnie ci ludzie pozwalają jej ośmieszać polski sejm. tom III (fragment 4) Dżamahirijja czy kapitalizm? Od wielu miesięcy cała społeczność świata z zapartym tchem śledzi sytuację w Libii i dyskutuje o jej rozwoju. Nawet ci, którzy w rzeczywistości nic nie wiedzą o Libii piszą artykuły do prasy i zabierają głos w telewizji czy radiu. A wszystko po to, żeby przypodobać się zachodowi i Żydom. Po to, by znaleźć się w kręgu ludzi, na których kto trzeba zwróci uwagę i odnotuje, że to „nasz człowiek”, „nam życzliwy”. Prześcigają się więc w opisywaniu i przedstawianiu Kaddafiego z najgorszej strony, przypisując mu – jak ostatnio donosiła prasa i TV – ludobójstwo. Wiele osób pyta mnie: „Pan tam był cztery lata i poznał dobrze Libię i ludzi. O co naprawdę w tej wojnie chodzi? Kto ma rację, a kto jest winien tylu ofiarom tej wojny? Dlaczego jak państwa zachodnie strzelają i bombardują to nazywają to walką o wolność i demokrację, a jak Kaddafi atakuje i strzela to jest to ludobójstwo?” Zdawałoby się, że odpowiedź na proste pytanie powinna również być prosta. A jednak odpowiedź jest trudna i złożona, tak jak trudne i skomplikowane są społeczeństwa, które składają się z wielu plemion, wielu rodowych zasad i praw. (My w Polsce na szczęście nie mamy piętnastu plemion, jak na przykład w Kenii. Jest u nas zaledwie Śląsk i Pomorze, a sami widzimy, jakie od stuleci do dziś są z tym problemy i jakie ciągoty mają politycy i ich sponsorzy z zagranicy, żeby podzielić Polskę na autonomiczne regiony. A podobno nasza europejska kultura jest na wyższym poziomie niż ludności w Afryce! Więc sobie teraz wyobraźmy o ile łatwiej jest poróżnić plemiona w Afryce niż nas tu w Europie. A mimo to my też dajemy się podzielić – na razie na różne punkty widzenia. Ale przecież ci, co już inaczej widzą Polskę będą naciskać i używać chwytów poniżej pasa byleby ich pomysł podziału Polski doszedł do skutku.) Więc sprawa pierwsza. Zawsze i w każdym państwie było i jest tak jak w rodzinie wielodzietnej. Najbardziej kochani rodzice to tacy, co nic nie mają do podziału między swoje dzieci. Ale są rodzice, którzy dorobili się czegoś w ciągu swojego życia i posiadają na przykład domek, a los dał im liczne potomstwo – na przykład pięcioro dzieci. Załóżmy, że ten mały domek zapisali w spadku jednemu ze swych dzieci, z którym mają zamiar „dożywać swoich dni”. I tu „zaczynają się schody”, bo bardzo rzadko zdarza się, że pozostała czwórka dzieci akceptuje to, co rodzice zrobili. Jedni tylko narzekają, że to nieuczciwe. Inni oddają sprawę do sądu, by obalić wolę swoich rodziców i odebrać rodzeństwu spadek, ale zdarza się, że i fizycznie likwiduje się osobę, która według pozostałych niesłusznie zagarnęła to, co im się należało… W państwach wieloplemiennych zawsze było tak, że plemię bliższe rządzącym zawsze miało najlepiej. Pozostałe plemiona oczywiście narzekały (ciszej lub głośniej), ale często zdarzało się też, że siłą wymuszały dla siebie przywileje i dobra materialne. Żeby mieć jasny obraz sytuacji Libii należy cofnąć się w czasie i poznać choćby powierzchownie historię tego kraju. Miałem to szczęście, że w 1986 roku, gdy objąłem w ambasadzie funkcję ministra-radcy, zastałem w Trypolisie i w Benghazi oraz innych dużych miastach wielu lekarzy, którzy przyjechali do Libii jeszcze za czasów monarchii (za panowania króla Idrisa). Niektórzy z nich – mieszkając w Libii po 10 i więcej lat – nauczyli się dobrze języka, znaleźli tu wielu autentycznych przyjaciół i poznali libijskie plemiona oraz ich zwyczaje i prawa. To od nich dowiedziałem się najwięcej o mieszkańcach Libii, bo nie z każdym Libijczykiem można było tak otwarcie na te tematy rozmawiać. Ustrój był zacofany i oparty właśnie o prawa plemienne. A więc i kary były wymierzane wg zasad plemiennych. Libijczycy inaczej pojmowali dobre obyczaje niż my w Europie i inaczej karali za nieprzestrzeganie prawa. Na przykład dziewczynek nie posyłano do szkoły – „bo i po co?” Przyszła żona (jedna z wielu żon Araba) ma po prostu rodzić jak najwięcej dzieci. Do tej roli musi ją przygotować matka. Małej dziewczynce wycinano też łechtaczkę uważając, że nie powinna ona czuć potrzeby seksu. Gdy dziewczyna dorastała wychodziła za mąż nie widząc swego przyszłego męża. Była po prostu kupowana jak owca czy koza. Poza dom mogła wychodzić rzadko i nigdy sama. Jeśli idzie o chłopców, to niewielu uczęszczało do szkoły. Wyłącznie dzieci bogatych przywódców plemion. Zwykły libijski rolnik był karany śmiercią, jeśli przy nim znaleźli więcej niż pięć dinarów, bo nie miał prawa posiadać takiej sumy. Jeśli posiadał to według prawa ukradł. (Takie plemiona jak Tuaregowie utrzymywali się przez setki lat wyłącznie z napadania na karawany. Handel żywym towarem był jeszcze nawet za Kaddafiego. Karane to było śmiercią, ale potajemnie handlowano nadal – szczególnie dziewczętami.) Jeśli idzie o prawo to zamiast kodeksu w sądzie obowiązywał Koran. Czyli oko za oko, ząb za ząb, głowa za głowę. Kaddafi z grupą młodych oficerów dokonał przewrotu. Znacjonalizował ujęcia ropy. Ustrój, jaki zaprowadził, nazwał Dżamahirijją, co podobno znaczy „władza ludu”. To ludowładztwo ma bardzo proste i czytelne zasady. Ludzi do władzy wybiera się najpierw w małych okręgach, następnie już w baladijjach czyli odpowiednikach naszych województw (dodać tu należy, że ich województwo może być wielkości połowy Polski), a następnie władzę sprawuje wybrany w ten sposób Kongres Ludowy. (Kaddafi, jako historyczny przywódca nigdy nie był poddawany wyborom, bo i żadnej funkcji czy stanowiska oficjalnego nie miał i nie ma. Jest po prostu przywódcą rewolucji w Libii.) Czy w wyborach mogło dochodzić do fałszowania wyników głosowania? Nigdy o niczym takim nie słyszeliśmy, ale im wyższa była ranga wyborów, tym więcej informacji było dostępnych wyłącznie dla delegatów (a ich uprzedzano wcześniej o konieczności zachowania tajemnicy). Teoretycznie mogło to mieć miejsce, jednak znawcy tematu w korpusie dyplomatycznym mówili, że nie było takiej potrzeby, gdyż zwykle wcześniej ustalano przydatność poszczególnych osób do pełnienia konkretnych stanowisk i te osoby popierano oficjalnie. Żeby odróżnić libijski system polityczny od systemów krajów socjalistycznych i kapitalistycznych wymyślono, że ministrów u nich nie będzie. (Odpowiednikiem ministrów byli tam sekretarze resortu bądź przewodniczący resortu). Najważniejszą jednak sprawą był zdaniem Kongresu zakres świadczeń socjalnych dla obywateli Libii. Uważam, że warto się z tym tematem zapoznać, ponieważ jestem przekonany, że tak wysokich świadczeń nie było w żadnym innym kraju na świecie. Libijscy przywódcy sami bowiem zadeklarowali, w jaki sposób będą żyć i jakie prawa będą u nich surowo przestrzegane, jakie przywileje dostanie ludność i kto zapłaci za te wszystkie przywileje. Najpierw proponuję zapoznać się z wywiadem, jaki włoski reporter przeprowadził z byłym ambasadorem Rosji w Libii. Dziennikarz pyta: - Jest pan od kilku lat ambasadorem w Libii. Czy Kaddafi to krwiożerczy dyktator i należy go surowo ukarać? Ambasador Włodimir Chamow odpowiada: - O jakim ucisku pan mówi? Czy pan wie, że każdy Libijczyk bez względu na to, z jakiego plemienia pochodzi otrzymuje kredyt na budowę domu? Bez odsetek. Taki kredyt banki dają na dwadzieścia lat. A jeśli ma dużo dzieci (a przeważnie ma), to może prosić o całkowite umorzenie tej pożyczki. Więc pan, jako dziennikarz, człowiek światły, niech mi powie zna pan inny kraj, który tak swoim obywatelom idzie na rękę? - Przyznam się – mówi dziennikarz – że nie znam takiego kraju. Litr benzyny kosztuje około 10 centów. Jeśli chodzi o jedzenie to do każdego artykułu rząd dopłaca. (Jeśli artykuł kosztuje 10 dinarów – rząd dopłaca 9 dinarów.) A nowy jeep KIA z Korei Południowej kosztuje 7500 dolarów… Ale to nie wszystko. W Libii każda rodzina otrzymuje rocznie pomoc od państwa – 1 000 dolarów. Jeśli ktoś jest bezrobotny to otrzymuje 730 dolarów miesięcznie. Pensja pielęgniarki w szpitalu (bez względu czy jest to Libijka czy cudzoziemka) wynosi 1 000 dolarów miesięcznie. Na każdego noworodka rodzice otrzymują jednorazowo 7 000 dolarów. A po zawarciu małżeństwa każda młoda para otrzymuje od państwa 64 000 dolarów na zakup domu lub mieszkania. Jeśli Libijczyk chce założyć własną działalność to państwo (jako jednorazową pomoc) daje mu bezzwrotnie 20 000 dolarów. Jest surowy zakaz wprowadzania wysokich podatków i ceł. Edukacja od najmłodszych lat aż do ukończenia studiów (również zagranicznych) jest darmowa. Tak samo służba zdrowia – całkowicie bezpłatna, a opłata za leki symboliczna. Są specjalne sieci sklepów dla rodzin wielodzietnych. Zdarza się i to często, że mając zgodnie z prawem cztery żony, Libijczyk może mieć około pięćdziesięciorga dzieci. I dla takich rodzin opłata w tych sklepach jest symboliczna. Mogą one również korzystać z aptek z darmowymi lekami. Nie ma opłat za czynsz. - Proszę mi powiedzieć czy pan, jako dziennikarz, zna kraj gdzie nie ma opłat za czynsz? - Nie, nie znam. Chyba, że w dżungli, gdzie mieszkają w szałasach. - A zna pan kraj gdzie nie płaci się za energię elektryczną? - Co?! Też nie. W Libii obowiązuje zakaz sprzedawania alkoholu. Jest też zakaz usług w zakresie nieruchomości. (Czyli nie wolno pobierać opłat z tego tytułu.) A jeśli zechce Libijczyk kupić samochód to państwo płaci 50% ceny. (Pracownik wojska i milicji ma ulgę aż 65%.) Paliwo jest tańsze od zwykłej pitnej wody. Zysk z ropy idzie na podniesienie standardu życia. Libia ma 143 tony złota i duże depozyty w wielu bankach świata. Kaddafi wybudował największy rurociąg świata, który pompuje słodka wodę z podziemnych złóż na pograniczu Libii i Sudanu. Doprowadził ten rurociąg do Benghazi (pionowo z południa na północ) i od Benghazi dalej wzdłuż morza, aż do Trypolisu. Gdy zachodni specjaliści obliczyli koszt wybudowania tego rurociągu, to okazało się, że jest trzykrotnie wyższy niż koszt budowy podmorskiego kanału z Anglii do Europy. Rurociąg – to mało powiedziane! To tunel, przez który (gdyby nie stacje pomp) można by było jechać samochodem. Nazywano tę budowlę ósmym cudem świata, a pozyskana dzięki niej woda dała Libii stabilną gospodarkę i niezależność ekonomiczną. - Ja panu powiem, o co tu chodzi, w tej tzw. wojnie. W 2010 roku Kaddafi złożył w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ wniosek o śledztwo w sprawie okoliczności ataku USA i NATO na Irak oraz o postawienie przed sądem winnych masowych zbrodni. Przedłożył też projekt rezolucji w sprawie odszkodowań byłych państw kolonialnych dla byłych kolonii (za I eksploatację ludzi i surowców z tych krajów). Zachodnia propaganda demonizuje Muammara Kaddafiego, jako i patologicznego tyrana i nieprzejednanego wroga demokratycznych aspiracji I Libijczyków. To nie jest prawda! Istnieją pewne mechanizmy powszechnej! kontroli i demokracji w Libii. Wybierane są rady obywatelskie i społeczności I samorządowe gminy. A wszystko to bez nomenklatury partyjnej (takiej jak| na przykład jak my mieliśmy w ZSRR). Jest społeczeństwo, które wygląda na komunistyczne (chociaż Kaddafi z komuną nigdy nie miał i nie ma nici wspólnego). - Czy dlatego Libię mają demonizować i atakować stare mocarstwa imperialistyczne? - Proszę niech pan zobaczy, co Sigizmund Mironin -dziennikarz, taki jak pan, piszący w prasie oświatowej – napisał w artykule pt. „Dlaczego bombarduje się Libię?” Cytuję: „Libia, która uważana jest za dyktaturę wojskową Kaddafiego, jest rzeczywiście najbardziej demokratycznym państwem na świecie. W 1977 roku Libia została ogłoszona najwyższą formą demokracji, w której tradycyjne instytucje rządowe są zniesione, a cała władza należy bezpośrednio do ludzi, przez komitety i Kongresy Ludowe. Państwo jest podzielone na wiele wspólnot, które są samodzielnie kierowanymi mini-państwami w państwie. Z pełną władzą w swoim okręgu, łącznie z podziałem środków budżetowych. A ostatnio Kaddafi ogłosił jeszcze bardziej demokratyczną formę – czyli dystrybucję dochodów z budżetu państwa wśród obywateli. Według Kadafiego to eliminuje korupcję i pasożytniczą biurokrację.” - Czy jeszcze coś więcej chce pan usłyszeć o Libii? – spytał ambasador dziennikarza. - Nie. To całkowicie wystarcza. Myślę, że każdy czytelnik po przeczytaniu tego wywiadu ma już wyrobiony własny pogląd na temat Libii. Ale ja chciałbym jeszcze dodać coś od siebie. W odróżnieniu od pozostałych krajów, które się ostatnio zbuntowały i przez które przeszła fala gniewu narodów (krajów takich jak Jemen, Tunezja, Algier czy Egipt) Libia nie buntuje się z powodu nędzy i głodu. W czasie, gdy pracowałem w tamtejszej ambasadzie Libijczyk otrzymywał od państwa kompletnie zabudowaną farmę: piękny umeblowany dom z ujęciem deszczówki, zbiornikiem gdzie ona się gromadziła i filtrami do wody, ciągnik, całe obejście, jakie jest niezbędne do gospodarowania, a to wszystko ogrodzone wysokim murem, (bo nikt nie może podglądać Arabowi żony). I to za darmo! I na dodatek w początkowych latach pilnował tego Araba żołnierz, bo ten Arab wolał życie na pustyni, pod namiotem niż w tym nowym domu. I taki Arab otrzymywał też dużo ziemi. Ale nie pracował na niej. On jechał do biednej Tunezji i zwoził całą tunezyjską rodzinę. Budował im domek obok siebie i oni cały okrągły rok ciężko pracowali, a Arab leżał i palił nargillę (fajkę wodną). A więc ręczę za to, że bunt w Libii nie wybuchł z biedy. Nie z braku demokracji. Nie z braku opieki państwa nad rodziną. Ten bunt ma nazwę „najlepsza ropa świata”. Libia, jako jedyne państwo posiada ujęcie tzw. lekkiej ropy w baladijji Kufra. Z takiej ropy robi się paliwa lotnicze i rakietowe. Państwa zachodnie od lat zerkają zazdrośnie na tę ropę. A powód zawsze się znajdzie. Jak mówiono po drugiej wojnie światowej: Dajcie nam człowieka, a my już dopasujemy do niego odpowiedni paragraf. Jest to tym łatwiejsze, że Kaddafi nie jest aniołem. Bo i wszyscy Arabowie to nie anioły. Choćby tylko w dziedzinie sprawiedliwości przepisów prawnych, sądownictwa, umiejętności przebaczania czy darowania komuś winy. Sam wielokrotnie widziałem, że jeśli skazywali kogoś na śmierć, to nie tylko on ją ponosił. Ginęła cała rodzina skazanego włącznie z dziećmi i starcami. Jakby tego było mało niszczono się do zera jego dom i parkan. (Sam opisywałem jak będąc członkiem korpusu dyplomatycznego musiałem wraz z innymi dyplomatami oglądać wykonywanie wyroków śmierci na ludziach uznanych za zdrajców.) Arabowie, którzy z jednej strony są niesłychanie życzliwi, bezinteresowni i chętni do pomocy potrafią też zabić człowieka z byle powodu. Zwłaszcza, jeśli ktoś nie przestrzega ich zwyczajów i praw. Zawsze będę pamiętał jedną z takich historii. Pracując w Libii przyjechałem kiedyś na urlop do Polski i spotkałem się z dawnym kolegą z pracy. Ten człowiek zwrócił się do mnie z prośbą, żebym jego synowi załatwił pracę w Libii. Nie był to żaden problem, bo akurat fachowców tam ciągle brakowało, więc chłopak pojechał pracować do Libii. Po przyjeździe oczywiście przeszedł przeszkolenie jak wolno się w tym kraju zachowywać a czego nie wolno robić. Niestety, zlekceważył to. Wybrał się z kolegami na suk, czyli na targ. Przed nimi szła Arabka cała zakryta zasłoną, tak, że widać jej było tylko oko. I ten chłopak mówi do swoich kolegów: „Zobaczę, jaką ma twarz.” Podszedł i zdjął jej z głowy tę zasłonę. A wtedy mąż tej Arabki, który szedł tuż za nią, wbił chłopakowi w plecy cały bagnet. Pakowałem go w trumnę i do samolotu… Pracownicy ambasady musieli też być obecni na rozprawach, kiedy sądzony był Polak. Dziwne to były rozprawy. Na przykład akt oskarżenia stwierdzał, że Polak jechał prawym pasem jezdni (sześciopasmowej), której oba pozostałe pasy w tym kierunku były puste. I w tył samochodu tego Polaka uderzył Arab, ginąc na miejscu. I choć na całym świecie prawo mówi, że wina jest po stronie tego, co wjechał w tył pojazdu przed sobą, w Libii jest inaczej. Werdykt był taki: „Winien jest tej śmierci Polak, bo gdyby nie podpisał umowy o pracę w Libii i fizycznie go tu nie było to Arab by w niego nie wjechał i nie zabił się.” Jak w takiej sytuacji racjonalnie dyskutować z sędziami? Niektóre decyzje władz lub policji są tak piramidalnie głupie, że normalny człowiek na świecie nie uwierzy w nie. Na przykład zatrzymuje cię policjant i mówi, że przekroczyłeś szybkość. - A gdzie jest znak ograniczenia szybkości?- pytasz policjanta. - Znaku, co prawda nie ma, ale na tej ulicy nie wolno szybko, a ty jechałeś setką. - A gdzie jest jakiś pomiar tej prędkości? Radar? - A radar? Radar to ja mam w oczach i oceniłem, że jechałeś setką. To, że u nich nie sposób jechać setką po mieście, bo samochód bez przerwy ociera się o drugi samochód okazuje się nie ważne. Ważne, że „jechałeś setką”. I teraz dopiero kierowca doznaje szoku, bo pan policjant za przewinienie aresztuje… auto. Do domu trzeba wracać pieszo. - A jak Arab Araba zabije siekierą? To co wtedy? Aresztujecie tę siekierę? -pytasz policjanta. - Nie. Ten, co zabił szybko pójdzie sam na policję i poprosi, żebyśmy go dobrze zamknęli i pilnowali. - Dlaczego pójdzie sam? – pytasz policjanta. - Bo jak nie zdąży dojść na policję, a rodzina zabitego się dowie, że to on jest zabójcą to go na miejscu zabiją. - I co? Znów ten, co zabił leci na policję? – pytasz policjanta. - Nie on już nie leci, bo miał prawo zabić tego, co mu członka rodziny zabił. Można by tu przytaczać setki podobnych przykładów. Wszystkie te sprawy łączy to samo – sąd nie sądzi na podstawie kodeksu (karnego czy cywilnego), ale na podstawie Koranu. Sprawiedliwość wymierza się wg własnych, lokalnych praw i zwyczajów. U nich jest na przykład tak, że jeśli Arab poznał pracującą w Libii na kontrakcie pielęgniarkę i ona mu się spodobała to starał się ją przekonać, by została jego kochanką. A jeśli miał sporo złota, to miał argumenty, które często wystarczały do przekonania tej pani. I jeśli taki Arab przespał się z tą panią, to uważał ją już za swoją własność. Każdy, kto do niej się zbliżył musiał zginąć… Innym przykładem arabskiej mentalności jest historia, którą opowiedział mi znajomy lekarz pracujący w szpitalu w Benghazi. Cały personel szpitala j stanowili Polacy. Kiedyś przywieziono do nich ciężarną kobietę. Okazało się, że była panną, co jest hańbą dla rodziny. Wiedzieliśmy, że bracia jej chcą ją zabić. Ojciec też. – opowiadał mój znajomy. – Pilnowano jej cały czas. Urodziła chłopca i tego samego dnia odwiedziła ją cała rodzina, ale widać było, że wszyscy są bardzo źli. Dlatego przez cały czas był w pokoju pielęgniarz, Polak. Niestety, pracował u nas od niedawna i jeszcze nie znał arabskiego. Po wyjściu rodziny pielęgniarz poszedł do toalety. Gdy wrócił oboje matka i dziecko już nie żyli. Udusiły ich kobiety z tej Sali, którym zleciła to zabójstwo rodzina zamordowanej. Wszyscy Arabowie uznali to za naturalne. W ogóle nikt nie robił dochodzenia ani sprawy. Dlaczego o tym wszystkim opowiadam? Bo żeby zrozumieć mentalność arabską trzeba zrozumieć, że na to jak postępuje Arab największy wpływ ma religia i zasady jego plemienia. Jak mówiłem już wcześniej w Libii, jak w rodzinie, są animozje i odmienne punkty widzenia. Istnieje tam kilka dużych i silnych klanów i kilka pomniejszych. Te silne umieją podporządkować sobie te mniejsze i wtedy mają liczebną przewagę. Obecnie już wiadomo, że amerykanie poprzez własne kanały popchnęli do buntu przeciwko Kaddafiemu niektóre klany, obiecując im w zamian władzę. Ale tak naprawdę chodzi o libijską ropę, na której za wszelką cenę chcą położyć rękę amerykańskie korporacje paliwowe. Dla nich kilkadziesiąt milionów na skorumpowanie, uzbrojenie i płace to „mały pikuś” (jak obecnie się mówi). Bo w perspektywie są nie miliony, ale miliardy zysku. Mimo przekupstwa krajom zachodnim trudno było znaleźć potrzebną ilość buntowników pośród samych Libijczyków. Trzeba było sięgnąć po przeszkolonych w tym celu najemników. Ten, kto był w Libii widząc teraz w telewizji twarze buntowników pozna od razu, że to nie Libijczycy. Bez tego wsparcia zachodu, który dostarczył buntownikom broń i ludzi, rebelianci nic by nie wskórali. Przedstawię teraz Państwu prawdziwą sytuację w Libii, a Państwo oceńcie ją sami. Przez całe lata nasze media pokazywały nam, że Kaddafi uzbroił cały naród libijski. Robiono złośliwe filmy i reportaże i dorabiano nich swoje teorie. A prawda jest taka, że po nalocie samolotów na zatokę Syrta i Trypolis w 1986 roku Kaddafi podjął decyzję, iż każdy dorosły Libijczyk (bez względu na płeć) musi mieć w domu broń i amunicję. Po to, żeby mogli się bronić, gdyby Amerykanie znów zaatakowali. W ten sposób parę milionów sztuk broni dostało się w ręce zwykłych Libijczyków. Co tydzień libijska telewizja pokazywała jak oficerowie wojskowi szkolą z obsługi tej broni ludność cywilną. Pomyślmy jak bardzo przywódca kraju musi być pewny swego narodu, żeby dać każdemu obywatelowi do ręki broń. Przecież ciemiężeni zwróciliby tę broń przeciwko ciemiężcy. Przecież żadna armia nie pokona całego narodu. A tymczasem nikt nigdy nie skierował tej broni przeciwko Kaddafiemu. Nawet teraz w czasie tego buntu Kaddafi ogłosił (a telewizje światowe to rozpowszechniły), że dozbraja ludność cywilną, żeby miała więcej tej broni. W tej sytuacji należy zadać proste pytanie: Skoro Kaddafi jest ludobójcą i zabija własny naród to, dlaczego ten naród tak podobno ciemiężony nie strzela do Kaddafiego? Coś tu nie pasuje do wersji rozpowszechnianej przez propagandę zachodnią. Przecież gdyby Kaddafi był takim ludobójcą to zostałaby przy nim garstka ludzi. A on wciąż ma poparcie u ludności kraju i całej armii. Więc jakie są naprawdę powody zachodniej interwencji? Pomijając szczególne powody Wielkiej Brytanii i Francji przyjrzyjmy się Stanom Zjednoczonym. Mironin ma rację, że najważniejszym powodem i bezpośrednim ich napaści na Libię jest potrzeba załatania własnej dziury budżetowej. Niewiele osób czyta prasę światową, a tam piszą, że przed marcem 2011 roku Japonia była jednym z głównych nabywców amerykańskich papierów wartościowych, w szczególności obligacji skarbowych. Nagromadziła tych aktywów za kwotę ponad 880 miliardów dolarów. Ale trzęsienie ziemi, tsunami i awarie jądrowe w Fukushima 1 szacowane są na około 300 miliardów dolarów. I teraz stało się naturalne, że Japonia musi sięgnąć po te rezerwy. Musi, bo sytuacja zmusza ją do tego kroku. A tymczasem Żydzi manipulując rezerwą walutową doprowadzili USA do kryzysu finansowego. Dlatego politycy amerykańscy najpierw prosili Japonię, by nie sięgała po te zasoby, a następnie widząc, że to posunięcie jest jednak nieuniknione zaczęli szukać sposobu by załatać tę dziurę. I doszli do wniosku, że w tej sytuacji można to zrobić tylko przy pomocy produkujących ropę krajów arabskich, Rosji i Chin. To wiąże się z nowym skokiem światowych cen ropy naftowej i odpowiednio z popytem dolara. Amerykanie chcą to osiągnąć dzięki interwencji sił międzynarodowych w Libii w ramach mandatu ONZ. Nie trzeba być politykiem, żeby zrozumieć intencje innych przywódców państw zachodnich. Na przykład pan Sarkozy, prezydent Francji, składając swą pierwszą wizytę w Izraelu oświadczył: „Każdy naruszający interesy Izraela musi wiedzieć, że będzie miał do czynienia z potęgą militarną Francji.” Deklaracja jasna i czytelna. A Libia to odwieczny wróg Izraela. Może wiec uda mu się upiec aż dwie pieczenie przy jednym ogniu. Dlatego tak pali się i rwie do wojny z Libią, tym bardziej, że zrobi to na koszt Francuzów i ich rękami. Oczywiście dysponując takimi armiami i taką techniką, jaką posiada zachód, wcześniej czy później buntownicy mogą dopaść Kadafiego, tak jak Amerykanie dopadli ben Ladena. Tylko jak to się ma do amerykańskich haseł o poszanowaniu suwerenności innego państwa i prawach człowieka? Oczywiście rabini amerykańscy szybko dorobią teorie do swoich potrzeb. Już obecnie świat pyta, czego tak bardzo bali się Amerykanie, że w taki sposób zabili ben Ladena. Czy to może dlatego, że na rozprawie sądowej mogło się wyjaśnić, kto tak naprawdę zniszczył obie wieże 11 września? Tak samo było z Katyniem. Udało się zwalić te zbrodnie na ustrój komunistyczny i na Stalina. O żydowskim NKWD, Berii i Kaganowiczu cisza. Ba! Jeszcze udało się z tego skorzystać i wmówić światu, że tam w Katyniu też ginęli Żydzi. Z wieżami, co prawda już im się to uda (gdyż Żydzi nie przyszli tego dnia do pracy i jest na to dowód), ale niestety ciągle może im się udać przekonanie opinii społecznej, że interwencja w Libii została przeprowadzona w obronie libijskiego narodu przed tyranem. Czytelnym dowodem na zastosowanie polityki agresji w stosunku do Libii jest przykład Syrii. Codziennie w Syrii od ciężkiej broni padają zabici i ranni w ilościach o wiele większych niż w Libii. Używa się czołgów i wozów opancerzonych. Grozi się prezydentowi Syrii i zapowiada wobec jego przywódców sankcje karne. Ale żadne państwo nie chce użyć siły w stosunku do Syrii. Bo po co? Syria nie ma tej najlepszej ropy świata. A Libia ma i zachód kupuje ją poprzez pośredników. A można przecież samemu ją mieć. Więc pod pozorem walki o wolność i demokrację należy Libię podbić i przejąć władzę poprzez swoich ludzi. A świat patrzy, czyta, widzi w TV i słucha w radio, że jeśli to Kadafi strzela, to mamy do czynienia z ludobójstwem i zbrodnią, ale kiedy zachodnie państwa co noc z okrętów wystrzeliwują dziesiątki rakiet „Tomahawk” (pociski półtonowe o wielkiej sile rażenia), kiedy bombowce zrzucają setki bomb na miasta, gdzie są tysiące ludzi, to jest to „walka o wolność”, chociaż ofiar jest wielokrotnie więcej niż tych zabitych przez karabiny Kadafiego. Zadowolony minister spraw zagranicznych Polski mówi: „Tak. Polska dostarczyła broń libijskim powstańcom. A zachód tysiące instruktorów i oficerów.” A starzy i mądrzy Libijczycy mówią: „Rewolucję to naród libijski dopiero zrobi – po zagarnięciu władzy przez zachód. Bo nie będzie już tych socjalnych przywilejów, jakie naród posiada. Będzie wzorem zachodu wolny rynek: masz pieniądze to kupisz i żyjesz, nie masz to umieraj. Obecnie to nie rewolucja, to napaść obcych państw w celu zajęcia Libii.” I wreszcie nadszedł upragniony dzień dla wielkich korporacji paliwowych. Kaddafi zabity! Od paru dni pani Clinton mówiła, że musi zostać zabity dla dobra ludzi. Wyznaczono wysokość nagrody za żywego i za zabitego. Okazało się, że Kaddafi nie uciekł za granicę, jak wielokrotnie mówiono. Do końca był w Syrcie ze swoimi żołnierzami. I gdy kolumna samochodów opuszczała Syrtę, to ostrzelały tę kolumnę helikoptery. Tak przynajmniej podało TV24. Kaddafi został ranny, a następnie dobity. I tu pojawia trudność z ustaleniem, kto go dobił. Pierwszego dnia i w pierwszych godzinach świętowania śmierci Kaddafiego jego przeciwnicy głośno się chwalili, że to oni go zabili a następnie ciągali ciało za samochodem. Tak czy inaczej na śmierci Kaddafiego się nie skończyło, gdyż Kaddafi miał również swoich zwolenników i to wcale nie mało. Całe południe Libii popierało go. Na południu są liczne plemiona wojowniczych Tuaregów i Berberów. Oni popierali Kaddafiego i sposób, w jaki go wykończono im się nie podoba. Już demonstrują swoje niezadowolenie. Po prostu nawet w oczach tych Libijczyków, którzy byli przeciwnikami Kaddafiego, popełniono ohydne morderstwo, zamiast doprowadzić do uczciwego procesu i wymierzenia kary. Znając trochę Libijczyków zaryzykuję stwierdzenie, że największy ich bohater narodowy, to przywódca dwudziestodwuletniej wojny partyzanckiej z armią Mussoliniego. Jego śmierć była skutkiem zdrady. Omar Muchtar, bo o nim mowa, jest osobą, która ma pomniki i swoją podobiznę na libijskich dinarach, choć jak wiadomo religia muzułmańska zabrania tworzenia rzeźb i portretów. Myślę, że Kaddafi się też doczeka podobnej chwały. Tym bardziej, że przywileje socjalne stanowiące normę dla Libijczyków były solą w oku Amerykanów. Nie podobało im się, że rząd może tyle dać ludziom w tak podobno podłym kraju, podczas gdy w Ameryce nigdy tego nie było. I dlatego teraz mądrzy i obiektywni politycy na świecie mówią, że w Libii to dopiero może być prawdziwa rewolucja, kiedy naród zorientuje się, że mu odebrano wiele przywilejów socjalnych. Nie będzie też łatwo odebrać broń ludności cywilnej. Za Kaddafiego ludzie mieli w każdym domu po parę sztuk broni. (Nasz minister spraw zagranicznych sam mówił publicznie, że Polska dała broń Libijczykom, by pozbyli się Kaddafiego.) Zagrają interesy plemienne. Libijskie plemiona będą chciały mieć swoich ludzi we władzach. Zauważą i policzą, że ropę za pół darmo biorą zachodnie korporacje, co nie leży w interesie Libii, a korporacje nadal będą chciały brać tej ropy dużo i tanio. Amerykanie wprowadzą też Libijczykom kulturę zachodnią z alkoholem i pornografią. A tymczasem to spora część Libijczyków, nie tylko tych ortodoksyjnych, nie zaakceptuje tej zachodniej kultury i zwyczajów. Jestem pewien, że rozegranie tej sprawy w taki sposób, jak to miało miejsce, jest najgorszym z możliwych rozwiązań. Że przysporzy Kaddafiemu tylko chwały i zwolenników. Aniołem to on nie był. I każdy Europejczyk patrząc na sytuacje w Libii dostrzegał jego silną rękę. Ale czy w innych krajach afrykańskich nie ma dyktatur z większą bieda i większa ilością ofiar? Są. Są tak biedne kraje, że my Polacy nie mamy nawet pojęcia, ile osób codziennie umiera tam z głodu, zwłaszcza dzieci. Czyżby zachodnie rządy raptem stały się tak czułe na ludzką biedę i dyktaturę? Jeśli tak, jest mnóstwo takich krajów w Afryce, gdzie Amerykanie mogli pokazać światu swoje dobre serce i pomóc. Ale właśnie w tych straszliwie biednych krajach i przy straszliwych ofiarach represji rządów, gdzie śmiało można stwierdzić, że codziennie giną mordowani tam ludzie, Amerykanie nie czuli potrzeby interwencji. Bo po co tam dawać broń, instruktorów, armię wywiadu? Po co angażować potężną flotę międzynarodową i lotnictwo? Po co korumpować władze i wydawać miliony dolarów? Tylko po to, żeby zdobyć gówno biednego Afrykanina? tom III (fragment 5) "Generał Patton i kongresmen Patton" Są filmy fabularne, są kroniki z czasów drugiej wojny światowej, jest dużo artykułów w prasie, są książki, które opisują życie i walkę generała Pattona. Jednym słowem jest mnóstwo materiału, który przekonał opinię publiczną, że generał zginął w tragicznym wypadku samochodowym. Oficjalna wersja, na podstawie, której utrwalono taki pogląd na całym świecie, jest taka, że dziewiątego grudnia 1945 roku w godzinach popołudniowych generał Patton jechał z adiutantem i kierowcą dość szeroką dwupasmową drogą służbowym cadillakiem. Była to niedziela i na drodze ruch był bardzo mały. Generał obserwował krajobraz przez szybę samochodu. Pogoda była ładna i widoczność dobra. Rozmawiał z adiutantem o różnych sprawach i nagle zauważyli, że z naprzeciwka jedzie wojskowa ciężarówka. Jechała swoim pasem i dopiero pięć, sześć metrów przed wozem generała dokonała raptownego skrętu, przecinając drogę maszynie generała. Kierowca generała zdążył jeszcze wcisnąć ostro hamulec i skręcić w bok, by uniknąć zderzenia, ale manewr się nie udał i cadillac generała uderzył w ciężarówkę. I jak z protokołu wynika, Patton uderzył się w głowę i doznał licznych obrażeń. Z otwartych ran ciekła krew. Przestał ruszać palcami, co nasuwało podejrzenie, że coś się stało z kręgosłupem. Nie mógł oddychać i mówić, więc natychmiast wezwano ambulans, który przewiózł generała do szpitala. W Heidelbergu w szpitalu natychmiast położono generała na stół operacyjny. Po skomplikowanej i trudnej operacji generał dość długo był w stanie krytycznym. Wielokrotnie tracił przytomność. Po trzech miesiącach jednak zaczął dochodzić do siebie i wyraźnie, z dnia na dzień, widać było zmiany na lepsze. Lekarze mówili, że to niemal cud. Żołnierze i oficerowie, którymi dowodził odetchnęli z ulgą, wierząc, że wróci do nich jako ich dowódca. Generał zaczął samodzielnie chodzić. Żartował i śmiał się. Ubierał się w mundur i żądał od lekarzy formalnego wypisania go ze szpitala. Lekarze na wszelki wypadek jeszcze kilka dni go przetrzymali i już mieli pozwolić mu na powrót do jego dywizji. Dzień przed wyjściem ze szpitala generała odwiedził kolega z wojska. Spacerowali obaj po parku przyszpitalnym i generał czuł się dobrze, myślami będąc już ze swymi żołnierzami. A w nocy dostał gorączki i mimo prób ratunku nad ranem zmarł. Nikt z personelu nie odnotował nazwiska tego oficera, który odwiedził generała. Nie można było sprawdzić, kto to faktycznie był. Na domiar złego nie pozwolono zrobić sekcji zwłok. Wydano kategoryczny zakaz pod groźbą sankcji karnych. Ciało zresztą zabrano tego samego dnia. Lekarz, mimo że nie pozwolono mu zrobić sekcji zwłok, podejrzewał, że chory zmarł otruty. By to sprawdzić uciskano klatkę piersiową i oceniono powietrze, wydychane z płuc przy pomocy ucisku klatki. Lekarz i jego koledzy stwierdzili, że tak powietrze jak i zewnętrzny wygląd ciała daje możliwość stwierdzenia, że został użyty czysty cyjanek, który stosuje się przy zaniku pracy serca. Ten środek, wyprodukowany w Czechosłowacji, jest lekiem. Ale zastosowany u generała musiał spowodować śmierć. Nikt nigdy nie wyjaśnił, kto i dlaczego mógł to zrobić. Nie wyjaśniono też, z jakiego powodu zabroniono sekcji zwłok generała. Wszystkie raporty, notatki i protokoły dotyczące śmierci generała zaginęły. Nie przeprowadzono oględzin samochodu, nie mogli go rzeczoznawcy obejrzeć, a świadków żołnierzy poprzenoszono w inne części świata. Można, co prawda przyjąć tezę, że to agenci ZSRR spowodowali ten wypadek i otruli generała. Ale tylko rząd miał możliwość zakazania sekcji zwłok i zniszczenia dokumentów związanych z wypadkiem oraz ukrycia świadków. Generał zresztą był już uprzedzony, że swoi go zlikwidują ze względu na jego poglądy i cele. Mówił to swoim podwładnym, gdy już wyszedł z trzech wypadków samochodowych. Parę dni po zabraniu ciała generała Pattona, jedna z gazet zamieściła zdjęcie Donovana, współtwórcy CIA i zastępcy szefa CIA. Była to wtedy główna agencja wywiadowcza w USA. I lekarze rozpoznali z gazety, że to ten właśnie człowiek odwiedził generała Pattona w ostatnim dniu jego życia. Ale szybko wyciszono tę wiadomość, gdyż przyjechało dwóch oficerów wywiadu i oświadczyło lekarzom, że jeśli będą rozpowszechniać to kłamstwo czeka ich proces. Donovan tego dnia, według oficerów, był w Stanach i nie mógł być w Niemczech. Tak więc i ten wątek został zdecydowanie ucięty. Wiadomo było, że Donovan był osobistym informatorem prezydenta Roosvelta i on najbardziej poufne sprawy referował prezydentowi osobiście. Donovan napisał kilka książek będąc na emeryturze. Jedna z nich to "Cel Patton". Jeśli Donovan nie zabił Pattona, to, kogo miał na myśli pisząc: "Otrzymałem to zadanie z góry. I wielu ludzi ucieszyło się z tak rozwiązanego problemu." Zastanówmy się - piszą politycy kto konkretnie się ucieszył z tak rozwiązanego problemu. Bo w tym czasie były dwie realne władze. Jedna to biały dom i formalny zwierzchnik sil zbrojnych, czyli prezydent. I druga to realna władza - bankierzy. Patton był wielkim, wściekłym wrogiem ZSRR. Nieustannie doprowadzał do spięć i konfliktów z ZSRR i z tego powodu były ciągłe noty dyplomatyczne i liczne protesty strony radzieckiej. Jego dalsze poczynania mogły stanowić zarzewie starcia zbrojnego pomiędzy USA a ZSRR, a nawet przejść w regularną wojnę. A taki scenariusz nie odpowiadał wtedy bankierom, a nawet prezydentowi. W tym czasie korporacje, te największe, w Stanach i na świecie szykowały się do sfinalizowania tego wielkiego projektu, jaki powstał u Żydów w USA. W tym czasie robiono dużo, by pozyskać akceptację Stalina dla tego przedsięwzięcia. Po pierwszej wojnie światowej upadło imperium osmańskie i ponownie wyizolowane zostało terytorium Palestyny. A w wyniku drugiej wojny światowej przybyły na ziemie palestyńskie rzesze żydowskich emigrantów. Gdy Niemcy hitlerowskie padły i zniknęły, a Wielka Brytania i Francja z trudem podnosiły się z powojennej straty ludzi, sprzętu oraz substancji mieszkaniowej, to Żydzi amerykańscy wykorzystali siłę swoich pieniędzy i wspomagali przygotowania do powstania państwa Izrael. Związek Radziecki w tym czasie pozyskiwał tajemnice bomby atomowej od Żydów Rozenbergów. Działo się zatem tak, że dwa państwa, dwa mocarstwa wychodzące od odmiennych przesłanek, doszły po raz pierwszy od bardzo długiego czasu do porozumienia w założenia Izraela. I gdyby w tym czasie pozwolono Pattonowi na decydowanie i wciąganie Stanów Zjednoczonych do nowej wojny, to marzenia Żydów o swoim państwie by się nie mogły spełnić. Generał Patton biorąc do niewoli Niemców zostawiał im mundury i kazał oficerom dowodzić swymi żołnierzami. Mówił do Niemców, co ich napawało nadzieją, że zaraz tuż po wojnie rozpocznie się wojna ze związkiem Radzieckim. Więc oddawali mu się w niewolę nawet ci, co na innych odcinkach frontu walczyli. Nie karał swoich żołnierzy za hasła i okrzyki przeciw ZSRR. Jednym słowem sami Amerykanie mieli z nim duży kłopot, a bankierzy Żydzi szczególny, gdyż bali się, że jego wybryki wojenne storpedują z trudem osiągnięte porozumienie między USA a ZSRR. Do dziś jednak jest tajemnicą, kto i dlaczego generała Pattona otruł. Jest i następna śmierć. Lawrance Patton Mc Donald, bratanek generała Pattona. Jego śmierć również do dzisiaj nie została wyjaśniona. Pierwszego września 1983 roku obrona powietrzna kraju na Sachalinie zobaczyła duży obiekt, którego radary nie umiały zidentyfikować. Wiadomo było, że to duży samolot. A Związek Radziecki na tym terenie miał dużo instalacji wojskowych. Strefa ta była szczególnie chroniona ze względu na usytuowanie tu radarów i wyrzutni rakiet. Nic dziwnego, że zapadła decyzja wysłania dwóch myśliwców SU15 w kierunku intruza. Po kilkuminutowej obserwacji piloci myśliwców nadali do swej bazy, że kapitan tego samolotu nie reaguje na radiowe sygnały ani na znaki, że ma zawrócić z tego kursu. Samolot pasażerski Boeing 747 Koreańskich Linii Lotniczych dalej naruszał przestrzeń powietrzną ZSRR. Jeden z pilotów myśliwca poprosił bazę o instrukcje. Dowództwo ochrony powietrznej tego odcinka wydało rozkaz: "zestrzelić". I tego dnia cały świat obiegła wiadomość, że został strącony samolot pasażerski z 269 pasażerami. To wydarzenie było jedną z najbardziej wstrząsających wiadomości w czasie tzw. zimnej wojny. Zaczęły się korowody i protesty. Strona amerykańska zaraz wydała oświadczenie, które obiegło cały świat, informujące, że we wczesnych godzinach rannych należący do Koreańczyków i lecący z Anchorage na Alasce Boeing 747 lot nr 007 przez pomyłkę wleciał w radziecką strefę powietrzną nad Kamczatką i Sachalinem. Jak Amerykanie wyjaśniali stało się tak dlatego, że samolot miał awarię sprzętu pokładowego, nie zaś na skutek celowych działań. Nikt nie mógł przewidzieć i powstrzymać rozwoju wypadków. W rezultacie KAL 007 został przez obronę radziecką zestrzelony i żadna z lecących osób nie przeżyła upadku. Uznano to za haniebny przejaw przemocy wobec niewinnych osób. Prezydent Regan potępił ten czyn i uznał za brutalny atak, który siły międzynarodowe muszą ostro potępić. Tymczasem strona radziecka oświadczyła, że Boeing 747 wtargnął w ich przestrzeń powietrzną, realizując misję szpiegowską i chciał rozpoznać instalacje militarne na Kamczatce i Sachalinie i dlatego ich lotnictwo nie miało innego wyjścia jak zestrzelenie intruza. Bezpieczeństwo kraju wymagało takiej decyzji - odpisywali Rosjanie Amerykanom. Był to wymuszony akt obrony, według wojskowych radzieckich. Od tej tragedii minęło ponad 20 lat, a dyskusje na świecie trwają nadal. Do najbardziej wstrząsającej wersji zdarzeń należy ta, którą oficerowie Mosadu zdobyli, jako supertajną informację w ZSRR w 1992 roku: Że po trafieniu rakietami powietrze-powietrze KAL 007 nie wybuchł i nie spadł. Kontynuował swój lot przez kolejne dwanaście minut i ostatecznie wylądował przymusowo na Sachalinie. Władze radzieckie dokonały selekcji pasażerów wysyłając część z nich do Moskwy a część do więzienia na wyspie Wrangla. Skąd koreańska telewizja zdobyła materiały na ten temat do dziś nie wiadomo, ale faktem było, że w wyemitowanym przez nią programie podano podobny przebieg wypadków. Tego samego dnia Korean Broadcasting System opublikował poufny trzydziestostronicowy dokument CIA stwierdzający, że załodze Boeinga 747 po trafieniu go przez radziecki myśliwiec udało się wylądować i większość pasażerów przeżyła, tylko, że ślad po nich zaginął. Wśród lecących tym samolotem pasażerów znajdował się wyjątkowy człowiek. Kongresmen Lawernce Patton. Obaj Pattonowie mieli podobne poglądy na kilka spraw. Po pierwsze byli wrogami idei Nowego Porządku Świata. Nie zgadzali się na niszczenie suwerennych państw. Zarówno jeden jak i drugi byli obdarzeni wielką charyzmą i ich przemówienia popierały już dziesiątki tysięcy Amerykanów. Czyli byli obaj przeciwni idei wielkich rodzin żydowskich, a tych w tym czasie było w USA kilkadziesiąt i trzymały w swym ręku wszystkie banki, prasę, radio i telewizję. Cały prawie przemysł był też w ich rękach. Ponadto Lawrence Patton kandydował na prezydenta, a tego już Żydzi nie mogli mu przepuścić. Po katastrofie KAL 747 pastor, kuzyn Pattonów, powiedział: "Najbardziej poruszyło mnie to, że zestrzelenie przez ZSRR KAL 747 doprowadziło do śmierci dwustu sześćdziesięciu dziewięciu osób. Gdy tymczasem chodziło o to, żeby zabić Lawrence Pattona." Czyli tak w sprawie śmierci generała Pattona jak i Lawrence Pattona obwiniano Związek Radziecki, gdyż obaj Pattonowie byli wrogami związku Radzieckiego i o tym głośno mówili. Ale największą swą nienawiść kierowali obaj przeciwko światowej finansjerze żydowskiej. W listopadzie 1975 roku kongresmen Lawrence Patton napisał we wprowadzeniu do książki pod tytułem "The Rockefeller file" autorstwa Garyego Allena: "Posiadanie coraz większego majątku w korporacjach żydowskich nie gasi żądzy chciwości. Wręcz przeciwnie, wielu z nich wykorzystuje swe pieniądze do zdobycia jeszcze większej władzy, tak potężnej, że dawni tyrani i despoci nie śmieli o niej nawet marzyć. Chodzi o kontrolę nad całym światem, a nie tylko nad globalną własnością, lecz również nad wszystkimi żyjącymi ludźmi. Najpierw przez sto lat John Rockefeller nadużywając władzy za pomocą nieetycznych metod ustanowił monopol i imperium Standard Oil. Rockefellerowie bardzo ostrożnie, ale cały czas skutecznie realizują swój plan wykorzystania siły ekonomicznej w celu zdobycia pełni władzy politycznej. Najpierw zamierzają przejąć kontrolę nad Ameryką, by następnie sprawować ją nad całym światem. Czy to, co mówię stanowi teorię spiskową? Tak. Jak najbardziej. Taki spisek istnieje. Jest to zły ponadnarodowy występny plan przygotowywany od dawna przez kilkadziesiąt rodów najbogatszych Żydów. I my Amerykanie musimy nie dopuścić do realizacji ich chorego planu. Podpisał. Lawrence Mc Donald Patton Kongres USA listopad 1975 r." Problem Lawrence Pattona stał się jeszcze bardziej palący, gdy Patton kandydował na prezydenta i w jednym ze swoich wystąpień skupił się na planach zdobycia przez bankierów kontroli nad światem. Miliony ludzi wtedy usłyszało słowa klujące w uszy Żydów. Amerykanie uważali obu Pattonów za bardzo odważnych i porządnych ludzi. Kandydując na prezydenta, Patton miał największe poparcie spośród kandydatów. Opinia była taka, że gdyby nie śmierć, to byłby na pewno prezydentem Stanów Zjednoczonych. Ale padł wtedy strach na Żydów. Zaczęli działać, nie żałując pieniędzy na likwidację Pattona. Obdarzony charyzmą, waleczny, w świadomości ludzi będący spadkobiercą cech generała, był popierany przez rdzennych Amerykanów oraz wyższych oficerów armii amerykańskiej, którzy publicznie mu przysięgali wiernie służyć, bo to służba dla Ameryki i jej ludu. Była to, co dzień większa grupa narodu amerykańskiego, która nigdy by nie zaakceptowała programu bankierów i szefów korporacji. Żydzi widząc zagrożenie musieli powstrzymać rozwój spraw, dla nich bardzo niekorzystny. Jak to zrobić? Ano tak, żeby winę poniósł ktoś inny. Dziś powoli ujawniane są tajemnice obu Pattonów. Dużą rolę odgrywa w tym procesie Internet. Nic więc dziwnego, że Światowy Związek Żydów już kilkakrotnie żądał zakazu rozpowszechniania w Internecie wiadomości o roli Żydów i ich planach. Ale tak kongres i prezydent Obama stwierdzili, że choć technicznie jest to do wykonalne, to jednak jest niezgodne z konstytucją Stanów Zjednoczonych, która mówi o wolności słowa. Nie pierwszy już raz w swojej historii Żydzi popełnili takie zbrodnie, sprytnie pozorując, że to zrobił całkiem ktoś inny. Zapominają, że w sądownictwie na całym świecie jest święta zasada, że najpierw, jeśli kogoś zabito, to najpierw się ustala, kto z tej śmierci ma największą korzyść! A ze śmierci obu Pattonów wyłącznie Żydzi odnieśli ogromne korzyści. Ale tak jak w przypadku wielu innych zbrodni przez nich popełnionych, istotne fakty są zakłamywane przez media, które oni mają w swym ręku. Przecież już dziś wiadomo, dlaczego zginął prezydent Kennedy. Bo podjął kroki w celu wyjaśnienia, kto dysponuje rezerwą finansową, kto bez kontroli drukuje miliardy dolarów. Świat dowiedział się też, kto i w jaki sposób zniszczył obie wieże 11.09. Wiemy już także o tym, że Irak nie miał rakiet, o jakie go posądzano. A zresztą za samo posiadanie groźniej broni nie karze się państwa i nie zabija masowo ludności! Gdyby tak było, to Izrael pierwszy za swoje kilkaset głowic nuklearnych powinien odpowiedzieć. Ale o sprawiedliwych karach dziś chyba nie ma mowy. Weźmy przykład Libii. Kadafi to ludobójca i zbrodniarz, bo jego wojsko strzela do rebeliantów. A gdy siły NATO używają helikopterów i samolotów, które sieją śmierć, to nie jest ludobójstwem. Bo rzekomo walczy się o wolność ludu Libii, by ją uratować przed tyrania Kadafiego. Jeśli jednak Kadafi byłby takim tyranem, jak twierdzą media, to już dawno ludność sama by go zabiła, gdyż w Libii każdy dorosły człowiek (kobiety też) posiada w domu kałasznikowa i amunicję. Nigdy nie zapomnę jak doradcy powstającej w latach osiemdziesiątych Solidarności krzyczeli, że w PRL jest cenzura, żeby ludność polska nie wiedziała, co się dzieje na świecie. Cenzura rzeczywiście była. A obecnie? Czy nasze media informują nas o sytuacji w kraju i na świecie? Wystarczy włączyć kablową telewizję i nastawić na kanały zachodnie z angielskim językiem: Protesty, jakie narastają obecnie w Ameryce codziennie obejmują więcej miast i więcej ludzi w nich bierze udział. Ale najważniejsze jest to, co wykrzykują ci rozgniewani Amerykanie i co wypisują na swoich transparentach. Okrzyki i napisy dotyczą garstki ludzi w Ameryce, którzy zagarnęli i nadal zagarniają w sposób bezprawny dorobek całego społeczeństwa. Społeczeństwa, które zderzyło się z sytuacją, do której doprowadziły działania bankierów i szefów wielkich korporacji i uświadomiło sobie, że z dnia na dzień przybywa bezrobotnych (obecnie 15 milionów ludzi bez pracy), że ludzie nie mają pieniędzy na życie. Tymczasem mała garstka najbogatszych skorumpowała władzę i zagarnia zachłannie niemal cały dochód narodu a unika płacenia należnego podatku. Nawet bardzo ostrożny Z. Brzeziński 15 X w TV 24 mówił: "W Stanach jest wielka korupcja na wszystkich szczeblach władzy. To niedopuszczalne, żeby te wielkie korporacje płaciły tyle symbolicznego podatku, co moja sekretarka." A oni dzięki swym prawników, doradcom i powiązaniom polityczno-biznesowym sprytnie unikają płacenia tych podatków. Kiedyś mawiało się, że w życiu są tylko dwie pewne rzeczy: śmierć i podatki. Dziś można powiedzieć, że tylko śmierć jest pewna. Bo jeśli się jest bogatym, to podatków można uniknąć. "W Szwecji - mówi dalej Brzeziński -ci, co zarabiają najwięcej, to płacą 90% podatku. I tam naród ma socjalne sprawy na najwyższym poziomie. A u nas ułamek procenta, a nie procenty, odprowadza się do kasy państwa. A od państwa pozyskuje się kontrakty i umowy na miliardowe sumy, nie płacąc za nie podatków." A przecież wiadomo, kto to jest Brzeziński: nigdy nie kalał żydowskiego gniazda, gdyż sam z niego pochodzi. Musi być bardzo źle, jeśli tak mówi! Dziś już coraz śmielej wychodzą z cienia i ujawniają swe cele wielkie rody Żydów, tych najbogatszych, co kierują losami świata. Od nich zależy gdzie i kiedy wybuchnie nowa wojna. (Oczywiście będzie to wojna "o wolność i demokrację" i nasi chłopcy polecą tam walczyć o tę "wolność".) Kapitalizm, jak wykazały całe wieki, a ostatnie lata szczególnie, jest tak skonstruowany, że ma służyć wyłącznie kapitalistom i to tym najbogatszym. Naród ma pracować dla ich interesów i pozwoli się temu narodowi żyć tylko na takim poziomie, żeby mieć z niego pożytek. Przecież natura ludzka nie zmieniła się od tysięcy. Chciwość i chęć kontrolowania innych nie zmieniły się od zarania ludzkości i nie zmienią się do końca świata. Ewoluuje tylko forma. Od panowania kapitalizmu handlowego, poprzez przemysłowy, finansowy, monopolistyczny (włączając w to dzisiejszą demokrację). Niewielka grupa ludzi na świecie rządzi większością społeczeństwa. Istota systemu pozostaje nienaruszona, przekształceniu ulegają jedynie metody. Wszyscy oligarchowie wcześniej dobrze widoczni i znani bezpośrednio obecnie ukryli się za kulisami i są reprezentowani przez nowo powstały gigantyczny system fundacji, który stał się w krajach zachodnich integralną częścią władzy. I systemem tym kierują wciąż ci sami ludzie. Są to wielkie żydowskie rody. (?) *** "Piekło" Tę historię znam od dawna, bo już od lat osiemdziesiątych, gdy jeździłem, jako członek biura politycznego i viceprzewodniczący zarządu głównego budowlanych do naszych budowlańców na kontraktach w ZSRR. Ale jest to historia tak okrutna i tak przerażająca, że bardzo długo nie mogłem w nią uwierzyć, a kiedy mnie już przekonano, że to prawda, to bałem się ją opisać. Nie pisałem o niej w pierwszym ani drugim tomie "Bez strachu", bo sądziłem, że nikt z normalnych ludzi czytając tę historię nie uwierzy w nią i przez nią stracę wiarygodność. Historia jest bowiem tak nieprawdopodobna, że człowieka, który mi ją opowiedział, a następnie zawiózł miejsce, gdzie się wydarzyła, uznałem za chorego umysłowo. Dwa | lata po tym, jak mi ją opowiedział, spotkałem innego człowieka, który to potwierdził i ponownie pojechał ze mną w to okropne miejsce. A pod koniec mej pięcioletniej kadencji w biurze politycznym zapytałem o te wydarzenia Kostikowa (czytelnicy moich poprzednich książek wiedzą kto to był Piotr Kostikow m.in. z rozdziału "Matka"), z którym byliśmy bardzo zżyci i mieliśmy do siebie zaufanie. I on potwierdził, że ta historia jest znana na Kremlu, choć nikt głośno o tym nie rozmawia, zwłaszcza z ludźmi, którym nie ufa. Dla mnie ta historia rozpoczęła się od wielkiego wesela. Opisywałem ten fakt już wcześniej: trzydziestu naszych kawalerów, pracujących pod Wielkimi Łukami i pod Nowo-Połoskiem, poślubiło jednego dnia aż trzydzieści panien. Ponieważ wydarzenie to było bardzo głośne, pisała o nim prasa polska i radziecka, to generalna dyrekcja postanowiła urządzić weselisko na terenie i na koszt firmy. Nie będę opisywał tego wesela, gdyż już wcześniej o nim pisałem. Zaznaczę jednak, że z Moskwy na to wesele przyjechali nasz ambasador Kociołek i Piotr Kostikow, który reprezentował władzę radziecką. Mnie też zaprosili, gdyż byłem ich częstym gościem. Starym zwyczajem panny młode zaprosiły do tańca gości. Mnie poprosiła panna, która ładnie, czysto mówiła po polsku. Pytam: -Tak mówić nauczył cię twój chłopak, Polak? - O nie. Ja od dziecka mówię po polsku, bo tata to Polak. O ten pod oknem -pokazała mi swego ojca, który obserwował nas i chyba się domyślił, że o nim rozmawiamy, bo pomachał ręką. Odprowadziłem ją do narzeczonego i w tym momencie jej ojciec podszedł do mnie. Przedstawił się i powiada: -Jestem Polak i nazywam się Ostrowski Kazimierz. Ale ponieważ umówiliśmy się z Kostikowem, że pójdziemy na długi spacer bo chcemy sobie bez świadków pogadać, to ochrona nie pozwoliła temu Ostrowskiemu porozmawiać ze mną. Wesele trwało do rana, ale my z Kostikowem po parogodzinnym spacerze poszliśmy spać. Rano obudził mnie hałas na korytarzu i głośna rozmowa. Zrozumiałem z niej, że ma oficer, Andrzej czarny nie chce wpuścić kogoś do mojego pokoju. Ta kłótni zakończyła się tym, że Andrzej ostro powiedział: - Jak pan nie odejdzie spod drzwi, to zakuję pana w kajdanki i do radzieckiej milicji. I to już wystarczyło, bo kłótnia ucichła. Pytam się przy śniadaniu, kto to i czego chciał ode mnie (To były czasy, że jako przewodniczący kom Skarg i Wniosków oraz biura interwencji, na każdym kroku byłem zaczepiany i przy każdej okazji ktoś wręczał mi pisemną skargę albo prośbę. Nawet na kontraktach w ZSRR Polacy sprytnie wykorzystywali moje wizyty i wręczali mi różne prośby, szczególnie o mieszkania.) Oficer odpowiedział że ten człowiek to ojciec jednej z panien młodych, Polak ożeniony dawno temu z Rosjanką. -I on chciał was zaprosić do siebie, jak Polak Polaka, bo właśnie córkę wydał też za Polaka. Kostikow, który dużo rozumiał po polsku, odezwał się tak: - Ja na twoim miejscu poszedłbym na chwilę do nich. I dodał: - Ty wiesz, oni będą opowiadać o tym innym i będą dumni, że odwiedził ich członek biura politycznego. Zrób ludziom tę przyjemność. W dodatku ten, co cię zaprasza, to Polak. Więc nie było rady i trzeba było jechać do tego Polaka. Oficer wyszedł, żeby dowiedzieć się, gdzie teraz jest ten Polak lub gdzie mieszka. Jak wrócił, to był zły. - Wiecie gdzie on mieszka? - Nie wiem. - On nie mieszka w Wielkich Łukach, a w Nowo-Sokolnikach, blisko Wielkidj Łuków, gdzieś w miasteczku. - No to co? - wtrącił się Kostikow. - Weź moją ochronę i moje auto i jedź. Okazało się, że człowiek jeszcze nie zdążył wrócić do domu. Ale jego żona i młodzi natychmiast zastawili stół i ugościli nas. Gdy dotarł gospodarz, ta ochrona już zdążyła ze trzy kolejki wypić i było dosyć głośno. Nie mógł człowiek uwierzyć własnym oczom! - To dlaczego chciałeś mi założyć kajdanki i oddać milicji? - pytał mojegao oficera. Chciałem sprawdzić czy naprawdę ci zależy, by zaprosić do siebie towarzysza Siwaka. - Ot cholera! Jaki chytry lis! Nie mogliśmy długo zostać, bo auto mogło być potrzebne Kostikowowi, więc pożegnaliśmy się i wychodzimy, a tu pod domem tłum ludzi. Kilku rznie na harmoszkach, inni śpiewają i tańczą. Ojciec młodej przecisnął się do mnie przez ten tłum i mówi: - Panie, ja mam bardzo ważną sprawę. Chcę panu coś powiedzieć. Jak to zrobić? Mówię mu, że za trzy miesiące będzie polskie święto i ja przyjadę do Polaków, na bazę, z odznaczeniami, bo będę ich dekorował. Wtedy wygospodaruje się trochę czasu. I tak było. Gdy ponownie przyjechałem, to pojechaliśmy do Ostrowskiego. Mówię do oficera ochrony: - Ja z nim wyjdę do ogródka na rozmowę, ale tak, że wy będziecie nas widzieli. On coś mi chce powiedzieć. Gdy siedzieliśmy w ogródku on mówi tak: - Jak powiem panu, o co chodzi, to uzna mnie pan za wariata, ale ja nie jestem chory umysłowo. Mój rodzony brat był księdzem katolickim w Wielkich Łukach, a ja miałem wtedy 15 lat. Było to już po rewolucji w 1918 roku. W mieście było NKWD i to liczne, złożone z 19 Żydów. Ich dowódcą był Abraham Sztejn, a jego zastępcą Icek Koperman. Oni zebrali razem, tu w mieście, 45 osób. Byli to polscy księża, ruscy popi, polscy zakonnicy i zakonnice? Jak brali brata mego księdza, to i mnie zabrali. Władowali nas na ciężarowe samochody i zawieźli właśnie tu niedaleko, do Nowo-Sokolników, do smolarni. Byłem tu dwa razy po smołę z ludźmi, którzy kupowali tę smołę na dach naszej plebanii. Znałem tu wszystkie zakamarki i dlatego może żyję. Otóż ta smolarnia jest na małej górze, w lesie. Wkoło są bagna i tylko jest jedna droga do tej smolarni od strony szosy. Jak nas tam zawieźli, to kazali, żebyśmy się rozebrali do naga. Kto się upierał, to bili kolbami karabinów. Zamknęli nas w dużej szopie gdzie były puste beczki na smołę. Było ich dużo, tych beczek, i były nieduże. Wszyscy byliśmy razem, mężczyźni i kobiety. I wtedy ruski pop powiedział: - Oni nas utopią w smole, bo ja słyszałem, że przywożą tu ludzi i tak robią. Później spojrzał na mnie i powiedział: - Ty możesz się uratować z tego piekła. Właź do beczki, a ja zabiję mocno dekiel. Od tego momentu w szopie zapanował strach, kobiety zaczęły szlochać, a przerażeni księża zaczęli patrzeć przez szpary, co Żydzi robią i czy to prawda, co pop powiedział. Rzeczywiście palili pod trzema wielkimi kadziami ogień. Ja, od chwili, gdy wszedłem do beczki, już tego nie widziałem. Brat mój podszedł do tej beczki, co w niej siedziałem i powiedział: - Ale jak ty z tej beczki wyjdziesz? Na to pop powiedział tak: - Jest jeszcze jedna zakonnica małej tuszy i ona też wejdzie w taką beczkę. Ona go uwolni z tej beczki. Rzeczywiście chudziutka, niemłoda już kobieta zmieściła się w jedna z beczek i pop założył dekiel. Mimo, że siedziałem w beczce, czułem rozgrzewaną smołę. Księża uspokajali pozostałych i zaczęto się głośno modlić. Trwało to około pół godziny, do czasu jak enkawudziści otworzył drzwi i złapali pierwsze trzy osoby. Wlekli je do tych kadzi, gdzie rozgotowali smołę. Przerażające krzyki trwały dopóki męczeni nie stracili przytomności. Ponieważ kadzie nie mieściły więcej niż jedną osobę, to bosakiem wyjmowano pomordowanych i z szopy ciągnięto następne trzy osoby. Liczyłem - mówił Ostrowski - ludzi na obu samochodach. Było nas czterdzieści siedem osób. Trzy godziny trwało mordowanie, z okrzykami typu: "Macie piekło, którym straszycie wiernych. Zobaczcie jak to wygląda". Gdy już wszystkich pomordowali, to sprawdzili dobrze szopę. Do beczek nie zaglądali, bo uznali, że człowiek się w żadnej nie zmieści. Zaraz za smolarnia było duże bagno, zaczęli więc ciągnąć po ziemi ciała i wrzucać je do tego bagna. Gdy już pod wieczór ucichło i oni odjechali, to zakonnica wyszła a swej beczki i uwolniła mnie z mojej. Nie mogłem w ogóle wyjść z tej beczki. I siły nie miałem i wszystko mi zdrętwiało. Dopiero ta zakonnica wyciąg mnie i rozprostowałem się. Poza tą szopą leżało na stosie dużo ubrań, ale one były popalone. Wygrzebała z tej kupy palących się szmat to, ca nadawało się, ażeby się trochę przykryć i wzięła mnie za rękę, ad poszedłem za nią. Całą noc szliśmy, przeważnie lasami, by nad ranem zapukać do małej chatki na końcu wioski. Okazało się, że miała tu brata Szybko nakarmiono nas i odziano, a następnie w lesie, w dobrze ukryta małej ziemiance, spędziliśmy dwa miesiące. Ona została później przyjęta przez jakiś zakon, a ja zgłosiłem się do pracy w kołchozie pod innym nazwiskiem. W tym czasie wałęsały się "całe stada" bezdomnych dzieci i młodzieży. Rodzice zostali zabici w czasie rewolucji, a dzieci wędrowały po całej Rosji i rabowały wszystko, a szczególnie jedzenie. Doszło do tego, że wojsko goniło jak szarańczę te tabuny młodzieży i strzelało zabijając ich. Ja powiedziałem, że jestem sierotą (co zresztą było prawdą) i szukam pracy. Przydzielono mnie do wielkiej obory, jako pomocnika oborowej. Tu wśród krów miałem ciepło i mleka do syta. Tak przeżyłem w tej oborze pięć lal Cały czas myślałem o zamordowanym bracie księdzu. Wyprosiłem u przewodniczącego kołchozu tydzień urlopu i pojechałem do Nowo- Sokolnik. Plebanię zamieniono tam na siedzibę partii, a kościół spalono. Poszedłem do tej smołami, a tam paleniska murowane jeszcze były. Kotły ktoś ukradł. Miejsca, gdzie z karp odzyskiwano smołę, też już nie było. Ludność zabrała cegłę z tych palenisk. Odszukałem bagno, gdzie powrzucano ciała pomordowanych. Wybrałem długą gałąź z boczną odnogą i zrobiłem taki niby hak. Namacałem coś i zacząłem wyciągać. Było to ciało kobiety. O dziwo, przez kilka lat nie zgniło. Nie wiem czy to upaplanie w smole, czy ten torf, jaki był w bagnie, czy też inne czynniki zadziałały, ale ciała nie zgniły. Wiedziałem, że brat był jednym z ostatnich, gdyż do ostatka mimo nagości pełnił rolę kapłana i szykował (podobnie jak inni księża oraz pop) tych ludzi na śmierć. Więc leżeć powinien na wierzchu tych ciał. Ale to czterdzieści pięć osób, a wszyscy oblepieni gorącą wtedy smołą. Nawet w ustach mieli smołę. Rozglądałem się, bo gdyby na przykład pracownicy NKWD tu wpadli, to ja też znalazłbym się w tym bagnie, tylko że z kulą w głowie. Brat był dużym mężczyzną i miałem nadzieję, że jeślibym trafił na jego ciało, to na pewno bym rozpoznał. Po szosie przejechało kilka samochodów, ale się nie zatrzymywały. Zacząłem ponownie szukać tym drągiem zrobionym z gałęzi, gdy nagle jeden z tych samochodów skręcił w drogę do smolarni. Czasu już nie było, żeby coś wymyślić, a droga jest tylko ta jedna, którą ten samochód właśnie jechał. Nie namyślając się skoczyłem w to bagno i zanurzając się cały na twarz naciągnąłem kępę zielska, jakie tu rosło na powierzchni. Czterej ludzie w mundurach z oznakami wojsk wewnętrznych zaczęli oglądać ciało kobiety, którą wyciągnąłem. Byłem zaledwie kilka metrów od nich, mając tę kępę roślin na głowie. Ale mogłem patrzeć przez to zielsko i słuchać, co oni mówią. Kopiąc ciało odwrócili je i stwierdzili, że to była kobieta. - Dawaj - zawołał jeden - wrzucim ją do tego bagna! Wygląda na to, że ktoś ją wyciągnął. Trzeba zameldować Sztejnowi, że ktoś tu grzebie. Lepiej, żeby czuwał nad tym, bo to jego robota. Ciało wrzucili, a raczej zepchnęli, z powrotem w bagno. Gdy zniknęli na szosie, to ja wygrzebałem się z tego błota. W dzień strach było szukać. A w nocy też strach. Przecież ja miałem dopiero dziewiętnaście lat. Nasłuchałem się dużo o strachach i potępionych duszach i teraz w głowie mi to siedziało. Ale myśl, żeby brata wydobyć z tego bagna była silna. Gdy ponownie pojechałem tam któregoś dnia, to zobaczyłem, że ktoś postawił tam duży prawosławny krzyż z napisem: "Dla pomordowanych księży, popów i zakonnic". To znaczy, że wśród ludzi byli tacy, co pamiętali ten ohydny mord, a nawet mieli odwagę postawić ten krzyż. Ale długo nie postał ten krzyż, następnego dnia przyjechali ludzie Sztejna , wykopali go i zabrali? Mieszkałem tam wtedy u rodziny rosyjskiej, w pobliżu byłej plebanii, ale oni mnie nie kojarzyli z bratem księdzem i nie poznawali. Musiałem jednak wrócić do swojego kołchozu, bo pięć wolnych dni, jakie dostałem, minęło szybko. W domu, gdzie mieszkałem przez te kilka dni, mieli córkę, która mi się podobała. Dwa lata później postanowiłem więc tam pojechać i zobaczyć czy czasem nie wyszła za mąż. Była panną, więc wżeniłem się w rosyjską rodzinę i żyję tu do dziś. Cieszę się, że moja córka wyszła za Polaka i cieszę się, że pan mnie ponownie odwiedził. A ci pomordowani spoczywają tam w bagnie i ludność ukradkiem pali tam świeczki i stawia krzyże. Myśl, żeby brata wydobyć, a i innych, minęła mi. Niech tam wszyscy spoczywają w pokoju. Pan Bóg, jak mówią, jest nierychliwy, ale sprawiedliwy. Sztajn i Koperman jechali tą szosą, z której zjeżdża się na boczną drogę do smolarni. To były czasy, kiedy większość mężczyzn służyła w wojsku. Dlatego do ciężkich robót zatrudniano kobiety. I właśnie na tej szosie, która była jeszcze za cara wybrukowana kamieniami teraz władza radziecka postanowiła wylać asfalt. W końcu to droga nie była jaka, bo prowadzi z Leningradu przez Nowgorod, Psków, Witebsk, a w Orszy rozgałęzia się i leci na Brześć i na Kijów. I tu, w pobliżu właśnie tej smolarni w Nowo-Sokolnikach, wydarzył się tragiczny wypadek drogowy. Kierowca jechał odkrytym wojskowym samochodem, a z tyłu siedzieli Abraham Sztajn i Icek Koperman. Obaj byli już wysokiej rangi oficerami wtedy. A technika wylewania asfaltu była wtedy prymitywna. Konie ciągnęły odkryty kocioł w którym gotował się asfalt. Cały czas podkładano szczapy na ogień, aż asfalt był rzadki i dał się wylać do taczek. Kolejka kobiet podjeżdżali z taczkami niedostosowanymi do gorącego asfaltu. No i często ta drewniane taczki zapalały się. Robota jednak szła. Kolejka kobiet podjeżdżała pod ten kocioł i wracała po ułożonych deskach do mężczyzn, którzy na kolanach równali ten asfalt. Odlany był spory już odcinek tej szosy i kilka kobiet pchało taczki z parującym asfaltem, gdy zza zakrętu bardzo szybko wjechał na ten odlany już kawałek samochód wiozący Sztejna i Kopermana i uderzył przodem w wóz konny, naładowany szczapami na ogień, po czym odbił się i wyrżnął w kocioł, w którym gotowała się ta smoła. Kocioł od uderzenia spadł z zawieszenia, na którym był umocowany i cała zawartość kotła teraz płynęła spokojnie, dymiąc i parując, prosto na leżących na jezdni obu enkawudzistów. Kierowca jak piłka przeleciał przez jezdnię i wpadł do rowu. Zerwał się i zaczął krzyczeć: - Wyciągnijcie ich z tego asfaltu! Ale kobiety stały i żadna nie zareagowała. - Strzelać będę! - krzyczał kierowca i wymachiwał rewolwerem. - A czego ty ich nie wyciągasz? - spytała jedna z kobiet. - Bo się poparzę o gorący asfalt. - A my to co? Z żelaza? My się nie poparzymy? Tymczasem obaj oficerowie rzucali się na tej coraz grubszej warstwie gorącego asfaltu, aż po paru minutach ucichli. Aresztowano kierownika robót i majstra. Zamknęli też kierowcę, któremu nic się nie stało. Do dziś ludność mówi o tym wydarzeniu, że to Pan Bóg ukarał ich za tak ohydny mord. I to w tym samym miejscu, tuż obok miejsca tej zbrodni. Ja obrobiłem duży głaz i wykułem na nim napis o tej zbrodni. Ale przyjechali z Wielkich Łuków i zepchnęli go w bagno, gdzie leżą pomordowani.