Czytaj online

Transkrypt

Czytaj online
FRONDA
PISMO
POŚWIĘCONE
Nr 25/26
Rok 2001 od narodzenia Chrystusa
3,SMO32ĝ:,ĉ&21(
FRONDA
Nr 25/26
ZESPÓŁ
Waldemar Bieniak,Nikodem Bończa-Tomaszewski, Natalia Budzyńska,
Marek Jan Chodakiewicz, Paweł Filipiak, Piotr Frączyk-Smoczyński, Mariusz Gajda,
Grzegorz Górny (redaktor naczelny), Marek Horodniczy, Robert Jankowski,
Aleksander Kopiński, Estera Lobkowicz, Filip Memches, Maciej Piwowarczuk,
Sonia Szostakiewicz, Rafał Tichy, Wojciech Wencel, Jan Zieliński.
OPRACOWANIE GRAFICZNE I PROJEKT OKADKI
Jan Zieliński
Czasopismo zostato wydane przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
ADRES REDAKCJI
skr. poczt. 65, 00-968 Warszawa 45
tel/fax 622 39 88
[email protected]
www.fronda.pl
© Fronda Sp. z o.o.
DRUK
Apostolicum, 05-091 Ząbki, ul. Wilcza 8
SPRZEDAŻ HURTOWA
Grupa MAT RAS, tek: (022) 631 94 31, 631 94 3 2 , 631 94 33
PODZIĘKOWANIA
Zbigniew Bieniak, Robert Biskup, Piotr Burkacki, Rafał Dzięciołowski, Tadeusz Grzesik,
ks. Zenon Hanas SAC, Janusz Jakubowski, Zbigniew Jaros, Michał Jeżewski, Zbigniew Kozak,
Jarosław Mytych, Krzysztof Pluta, Andrzej Przewoźnik, Jacek Rybak, Marek Różycki,
Paweł Skorowski, Attila Szalai, Wiesław Turzański
Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmiany tytuiów.
Materiałów niezamówionych nie odsyłamy.
ISSN 1231-6474
S
P
I
S
R
Z
E
C
Z
Y
E R Y K DOSTATNI
Alfabet PRL
Alfabet III RP
7
REMIGIUSZ O K R A S K A
Od Woltera do fuhrera
8
ERNST W E I S S K O P F
Od Johannesa Jensena do Dario Fo
36
JAROSŁAW TOMASIEWICZ
Brunatna Europa
39
TOMASZ JAWOROWSKI
Brunatno-różowi
58
MAGDALENA GÓRSKA
Piękna i bestia
70
M A R I A N SZCZEPANOWSKI
Nur fur Nichtraucher
Z I M A 2001
76
3
ROBERT CIESZKOWSKI
Niemcy kontra reszta świata
MAREK KONOPKO
Czy Karl Popper był wrogiem
„społeczeństwa otwartego"?
MICHAŁ KLIZMA
Z pamiętniczka czeladnika podejrzeń
100
DOMINIK CHMIELEWSKI
Anty Droga
104
RAFAŁ J. PORZEZIŃSKI
Stos %
120
SERGIUSZ 0.
Pedagogika szatana
132
AMADEUSZ BIELECKI
Harry Ezotter PIOTR WOJCIECH PĘZIŃSKI
Pokemony Demony
WITOLD WILCZYŃSKI
Czekając na ultrahegemona
158
TOMAS MOLNAR
Pałac, Kościół i społeczeństwo cywilne
166
SZCZEPAN TWARDOCH
Metafizyka walki
182
ALBIN DREWNIAK
4
Straszny sen Andrzeja Myślnika
188
HTO flEJIATb ?
200
FRONDA
25/26
PIOTR SKÓRZYŃSKI
Najkrótsza historia prozy XX wieku
203
PRZEMYSŁAW DULĘBA
Rimbaud i Claudel - dwie nieskończoności
258
IWAN BUNIN
Poezje
268
WOJCIECH WENCEL
Przepis na arcydzieło
274
SZYMON BABUCHOWSKI
Starzy poeci
282
• IMPRIMATUR
MARCIN BĄK
* Gnostyckie korzenie antysemityzmu
287
FILIP MEMCHES
* „Pożyteczni idioci" Hitlera
298
MICHAŁ CALLINA
* Limonow bez winy i wstydu
304
ALEKSANDER BOCIANOWSKI
* Meteory na Meteorach
310
WOJCIECH MUSZYŃSKI
Konspiracyjna prasa narodowa
a sprawa żydowska
314
SEBASTIAN BOJEMSKI
Sprawiedliwi wśród narodowców Polski
ZIMA-200 1
328
5
KASZA I ŚRUBOKRĘT
342
LIST ZZA GROBU
350
PAWEŁ VI
O szatanie i walce duchowej
371
E R Y K DOSTATNI
6
07 zgłoś się. Rok 2045.
378
Poczta
Księgarnie
Noty o autorach
Indeks ksiąg polecanych
379
386
387
391
Eryk Dostatni
ALFABET PRL
AL, BHP, CRZZ, DOKP, EKG, FJN,
CKKFiS, H 2 S 0 4 , IBL, JJS, KC,
LOK, ŁKS, MO, NRD, ORMO.
PZPR, RWPG, SZSP, TKKŚ, UB,
WRON, ZSMP
ALFABET III RP
ambient, big brother, compact
disc, design, e-mail, fax, geant,
high, image, jeans, know how,
laptop, media markt, new age,
ok, public relations, remake, soft
ware, techno party, uno, viagra,
weekend, xenna, yahoo,zen
ZI M A - 2 0 0 1
7
Detlev J.K. Peukert stawia kluczową
dla rozpoznania charakteru hitlerow­
skiego ludobójstwa tezę, iż „Hadamar
poprzedzał Auschwitz". Hadamar to
miasto w Hesji, w którym funkcjono­
wał ośrodek leczenia chorych psychicz­
nie, gdzie w latach 1940-1941 dokonano masowej
zagłady pacjentów. Jednak Hadamar nie spadł z nieba
- dokonana w nim zbrodnia była możliwa tylko i wy­
łącznie na skutek wieloletnich przemian mentalnych
i teoretycznych, jakie zachodziły w kręgach niemiec­
kich (i nie tylko) naukowców i elit społecznych. Prze­
miany te zaczęły się na długo przed nastaniem III Rze­
szy. To liberalna i demokratyczna Republika Weimarska
stała się glebą, na której bujnie rozkwitały takie ten­
dencje. To właśnie owa nowoczesność i „postęp" wy­
generowały z siebie fundament ludobójstwa.
OD WOLTERA
DO...
FUHRERA
REMIGIUSZ
OKRASKA
Kilkadziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej m a m y do czynienia
z p o w s z e c h n y m p r z e k o n a n i e m , że n a r o d o w y socjalizm posiadał c h a r a k t e r re­
akcyjny, był zwrócony przeciw z d o b y c z o m n o w o c z e s n e g o i cywilizowanego
świata. W ujęciu dominującej historiografii i politologii s t a n o w i ć miał on ir8
FRONDA
25/26
racjonalną, na w s k r o ś barbarzyńską rewoltę przeciw i d e a ł o m h u m a n i z m u ,
dobiegające z dalekiej przeszłości echo p l e m i e n n e j nienawiści. Dla marksi­
s t ó w był kolejną fazą rozwoju kapitalizmu, jego i n t e g r a l n ą częścią mającą
u m o c n i ć p a n o w a n i e posiadaczy ś r o d k ó w produkcji n a d p r o l e t a r i a t e m . Znaj­
dujący się w kryzysie kapitalizm sięgał po w ł a s n o r ę c z n i e u p r z e d n i o wyrugo­
w a n e metody, wartości i postawy, by w t e n s p o s ó b rozwiązać narastające
sprzeczności po własnej myśli, neutralizując przy okazji najgroźniejszego
przeciwnika, czyli z o r g a n i z o w a n ą klasę robotniczą. Z kolei dla liberałów fa­
szyzm nie jest integralną częścią k a p i t a l i z m u i towarzyszących mu w świecie
z a c h o d n i m form organizacji społecznej i m e t o d s p r a w o w a n i a władzy. Jest
czymś zgoła przeciwnym: p r ó b ą n a w r o t u do świata, który - zdawałoby się odszedł na zawsze, r e t r o s p e k t y w n ą utopią, z w r o t e m ku b e z p i e c z n e m u , ła­
t w o p o j m o w a l n e m u i s t a t y c z n e m u światu d a w n y c h wartości, jasnych hierar­
chii, surowych, lecz prostych zasad itp. Jest to oczywiście p r ó b a skazana
w dłuższej perspektywie na n i e p o w o d z e n i e , gdyż zakładając linearny bieg
dziejów, nie s p o s ó b na t r w a ł e wrócić do barbarzyństwa. M o ż n a jedynie, d o ­
konując zniszczeń i straszliwych z b r o d n i , z a h a m o w a ć na jakiś czas p o s t ę p .
Faszyzm nie ma szans na t r w a ł e zwycięstwo, j e d n a k w j a k i m ś sensie wpisa­
ny jest w logikę rozwoju - to reakcja wciąż istniejących p o d s k ó r n i e „ciem­
nych sił" spod znaku p l e m i e n n o ś c i , etniczności, f u n d a m e n t a l i z m u i nietole­
rancji. Z a d a n i e m „obozu p o s t ę p u " jest więc ciągła uwaga i n e u t r a l i z o w a n i e
w zarodku p r ó b erupcji pozostałości d a w n y c h wieków.
O tym, jak p o w s z e c h n e i t r w a ł e jest takie p o j m o w a n i e istoty n a z i z m u
świadczy najlepiej określanie go m i a n e m siły „skrajnie prawicowej", „reak­
cyjnej" czy „tradycjonalistycznej". Gdy w telewizyjnych w i a d o m o ś c i a c h p o ­
kazują w y r o s t k ó w kolportujących gadżety z H i t l e r e m , w t e d y d o w i a d u j e m y
się, że neonaziści to w ł a ś n i e „skrajna prawica". Taka n o m e n k l a t u r a wskazu­
j e j e d n o z n a c z n i e n a p o w s z e c h n e r o z u m i e n i e n a r o d o w e g o socjalizmu: n a
p e w n o nie jest lewicowy, b o w i e m to skrajna prawica, na p e w n o też nie ma nic
w s p ó l n e g o z liberalizmem, gdyż - jak to prawica ma w zwyczaju - odwołuje
się do wartości zgoła o d m i e n n y c h niż on, s t a r o d a w n y c h .
Tymczasem kwestia nie jest bynajmniej tak p r o s t a i j e d n o z n a c z n a . N a r o ­
dowy socjalizm, choć kojarzony z w a r t o ś c i a m i prawicowymi 1 i zachowawczy­
mi, r ó w n i e dobrze mógłby zostać określony m i a n e m „skrajnie p o s t ę p o w e ­
go" 2 . Co więcej, wydaje się, że w rzeczywistości niewiele w s p ó l n e g o m i a ł on
ZIMA
2001
9
z myślą tradycjonalistyczną, bliższy był n a t o m i a s t n i e w s p ó ł m i e r n i e o b u wer­
sjom p o s t a w „ p o s t ę p o w y c h " , czyli liberalizmowi i socjalizmowi. C h o ć nie
s p o s ó b oczekiwać, iż c h ę t n i e przyznają się o n e do ideologicznych i praktycz­
nych paraleli, coraz częściej pojawiają się głosy wskazujące na fakt, że n a r o ­
dowy socjalizm był na w s k r o ś nowoczesny. Miałby on z a t e m być nie jakimś
irracjonalnym p o w r o t e m do zamierzchłej przeszłości 3 , lecz e k s t r e m a l n y m ,
d o p r o w a d z o n y m do skrajności z a s t o s o w a n i e m zdobyczy - i n t e l e k t u a l n y c h
i technologicznych - epoki r o z u m u . P a n o w i e w b r u n a t n y c h m u n d u r a c h
i czapkach z t r u p i ą główką mieliby s t a n o w i ć a w a n g a r d ę p o s t ę p u , wcielając
dynamicznie w życie to, co ich bardziej o s t r o ż n i koledzy umieszczali w dość
odległych czasowo p l a n a c h lub praktykowali na niewielką skalę w obawie
przed głosem nie d o ś ć jeszcze nowoczesnej opinii publicznej.
Taki w n i o s e k byłby t r u d n y do z a a k c e p t o w a n i a przez środowiska, k t ó r e
kształtują dzisiejszy klimat i n t e l e k t u a l n y i wzorce k u l t u r o w e . Nie należy się
z a t e m dziwić, że refleksja nad n o w o c z e s n y m obliczem n a z i z m u jest znacznie
u t r u d n i o n a . Godzi o n a b o w i e m w interesy p i e w c ó w nowoczesności: lewicy
i liberałów. W Polsce pierwszą - nie licząc a r t y k u ł ó w czy f r a g m e n t ó w prac na
inny t e m a t - p o w a ż n ą p r ó b ą dyskusji o t a k i m c h a r a k t e r z e n a r o d o w e g o socja­
lizmu stała się praca zbiorowa „Nazizm, Trzecia Rzesza a procesy m o d e r n i ­
zacji" pod redakcją profesora H u b e r t a O r ł o w s k i e g o . Składa się o n a z p o n a d
d w u d z i e s t u r o z p r a w niemieckich n a u k o w c ó w i publicystów, którzy spierają
się o „ n o w o c z e s n o ś ć " r u c h u i p a ń s t w a nazistowskiego. Nie są to wyłącznie
głosy popierające tezę o n o w o c z e s n y m obliczu n a r o d o w e g o socjalizmu; zna­
leźć tu m o ż e m y także i stanowiska przeciwne. J e d n a k a r g u m e n t y p o d n o s z o ­
ne przez zwolenników tezy o n o w o c z e s n o ś c i wydają się daleko bardziej prze­
konujące niż głosy ich adwersarzy 4 . N a w e t ci z nich, którzy kwestionują tezę
mówiącą, iż n a z i z m był nagłym i ś w i a d o m y m skokiem w p r z ó d (rewolucją),
na ogół, poza bodaj c z t e r e m a przypadkami, nie zaprzeczają, iż był on przy­
najmniej kontynuacją (choćby m i m o w o l n ą ) wcześniejszych, z n a n y c h z Repu­
bliki Weimarskiej, nowoczesnych t r e n d ó w . Nie był z a t e m z w r o t e m ku prze­
szłości i w a r t o ś c i o m sprzed wieków, n a w e t jeśli sami n a r o d o w i socjaliści
wykorzystywali d a w n ą symbolikę i „reakcyjną" frazeologię. I s t o t ę t e g o p o ­
glądu d o b r z e oddają słowa prof. O r ł o w s k i e g o : „ r u c h nazistowski wraz z je­
go t w o r e m , czyli Trzecią Rzeszą, bywa coraz częściej i n t e r p r e t o w a n y jako
j e d n a z możliwych opcji p r o c e s u modernizacji, jako j a n u s o w a s t r o n a realiza10
FRONDA 25/26
cji racjonalizmu okcydentalnego, przenikającego E u r o p ę od d w u , trzech stu­
leci. Wraz z Endlósung, a więc l u d o b ó j s t w e m ! N a z i z m i Trzecia Rzesza to nie
żaden ' p o w r ó t ' do b a r b a r z y ń s t w a czy też s p r z e n i e w i e r z e n i e się racjonalnym
p a r a m e t r o m procesu europejskiej modernizacji, ale tego a l t e r n a t y w n a m o ż ­
liwość, tyle że arcymroczna". Większość u c z e s t n i k ó w dyskusji nie ma wąt­
pliwości co do j e d n e g o : że w taki lub inny s p o s ó b n a z i z m byt nowoczesny.
Rozbieżności pojawiają się przy w s p o m n i a n e j j u ż kwestii jego rewolucyjności bądź k o n t y n u o w a n i a , oraz wtedy, gdy powstaje pytanie, czy stanowił na­
t u r a l n ą eskalację t r e n d ó w nowoczesności, czy też jedyne w s w o i m rodzaju
ich w y n a t u r z e n i e .
Warto przyjrzeć się bardziej szczegółowo tym r o z w a ż a n i o m , k o n c e n t r u ­
jąc się na obrazie r u c h u i p a ń s t w a hitlerowskiego, jaki wyłania się z r o z p r a w
przygotowanych przez badaczy uważających, że mieliśmy w ó w c z a s do czy­
nienia z taką bądź i n n ą wersją n o w o c z e s n o ś c i .
Ciemna strona postępu
Kwestią, którą m u s i m y wyjaśnić na wstępie, jest wartościowanie pojęcia
modernizacja. Wielu krytyków tezy o nowoczesnym charakterze nazizmu,
twierdziło, iż nie m o ż e być o czymś takim mowy, gdyż modernizacja to t e r m i n
ZIMA 2001
oznaczający przemiany na lepsze. Z a r z u t t e n jest celnie odpierany przez stro­
nę przeciwną wskazaniem, że jest to zabieg karkołomny: „ d o b r o " i „ z ł o " to po­
jęcia nieostre, a to, co zdaniem jednych, jest zdobyczą pozytywną, w opinii in­
nych m o ż e być u z n a n e za stratę i porażkę. N a w e t jeśli przyjmiemy - co budzi
spore wątpliwości - że niektóre z a s p e k t ó w modernizacji (m.in. demokratyza­
cja, mobilność przestrzenna, wzrost zakresu możliwości awansu społecznego,
powszechność praw człowieka i swobód obywatelskich)
istotnie m o ż e m y
uznać za wskazujące zawsze i wszędzie na zjawiska pozytywne, z n a n e są licz­
ne przykłady krajów, w których mieliśmy niewątpliwie do czynienia z procesa­
mi modernizacyjnymi, lecz równocześnie d o k o n a ł o się to na drodze centraliza­
cji władzy, ograniczania swobód obywatelskich i w p r o w a d z e n i a zupełnie
innych rozwiązań niż znane są z krajów o gospodarce wolnorynkowej i syste­
mie demokratycznym. Najbardziej d o b i t n y m przykładem związków nowocze­
sności z totalitaryzmem, t e r r o r e m i ł a m a n i e m swobód obywatelskich, jest sy­
tuacja jaka miała miejsce w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Nikt nie zakwestionuje faktu, że p o d rządami Lenina i Stalina dokonał się
ogromny skok cywilizacyjny społeczeństwa radzieckiego. Zlikwidowano lub
znacznie ograniczono dotychczasowe bariery społeczne, w dużej mierze wyeli­
m i n o w a n o tradycje kulturowe „społeczeństwa zamkniętego", uniezależniono
awans społeczny od miejsca w tradycyjnych hierarchiach pochodzenia i przy­
należności warstwowej, z a p r o w a d z o n o n o w e porządki w dziedzinie sprawo­
wania władzy i prawodawstwa, zmobilizowano miliony ludzi do aktywności
politycznej, wyrwano niemal całe społeczeństwo z „organicznych" u k ł a d ó w
kulturowych i religijnych, d o k o n a n o industrializacji i urbanizacji itp. Podobnie
było również w innych krajach: niewątpliwa modernizacja Turcji d o k o n a n a
przez Mustafę Kemala Paszę, zwanego Atatiirkiem, również nie m i a ł a wiele
wspólnego z demokratyzacją, prawami człowieka i s w o b o d a m i obywatelskimi.
Przeciwnie - towarzyszyły jej terror, p r z e m o c i o p a r t a na przymusie inżyniera
społeczna na o g r o m n ą skalę. A czyż obdarzany przez Zachód etykietkami „ter­
rorysty" i „dyktatora" M u a m m a r al-Kaddafi nie dokonał w Libii daleko posu­
niętej modernizacji? Nie tylko uprzemysłowił cały kraj, ale i ograniczył znacz­
nie rolę tradycji religijnych i w ł a d z ę islamskich d u c h o w n y c h ,
dokonał
niespotykanej w wielu p a ń s t w a c h m u z u ł m a ń s k i c h emancypacji kobiet, u m o ż ­
liwił ludziom z nizin społecznych awans, o jakim ich przodkowie n a w e t nie
śmieli marzyć. Tego rodzaju przykładów m o ż n a znaleźć więcej - j e d n a k te trzy
12
FRONDA 25/26
w zupełności wystarczą do obalenia tezy, że modernizacja zawsze niesie ze so­
bą to, co powszechnie uważa się dzisiaj za d o b r e i wartościowe.
Dlatego też nie stosuje się do n a z i s t ó w zasada, że skoro sięgnęli po ter­
ror, łamali p r a w a człowieka i ograniczali s w o b o d y obywatelskie, nie m o g ą
być uznani za m o d e r n i z a t o r ó w . Teza ta jest t y m bardziej n i e z r o z u m i a ł a , gdy
u ś w i a d o m i m y sobie, że już na starcie o g r o m n y c h p r o c e s ó w modernizacyj­
nych mieliśmy do czynienia z r ó ż n o r a k i m i f o r m a m i p r z e m o c y i p r z y m u s u .
Wystarczy w s p o m n i e ć o towarzyszących rewolucji francuskiej j a k o b i ń s k i m
terrorze i ludobójstwie w Wandei, czy też o rewolucji p r z e m y s ł o w e j , k t ó r a
obfitowała w przypadki z m u s z a n i a c h ł o p ó w do o p u s z c z a n i a swych wiosek
i podjęcia de facto niewolniczej pracy w t w o r z o n y c h fabrykach. Dlaczegóż za­
t e m naziści zachowujący się p o d o b n i e jak wielu p r z e d n i m i i po nich, nie
mieliby zasługiwać na m i a n o m o d e r n i z a t o r ó w ?
Zbrodnie w majestacie nowoczesności
G ł ó w n y m a r g u m e n t e m na rzecz tezy o n a r o d o w y m socjalizmie jako od­
ruchu barbarzyństwa, jest n a z i s t o w s k a teoria i praktyka ludobójstwa, o p a r t a
na rasizmie i a n t y s e m i t y z m i e . Z d a n i e m konwencjonalnych analityków zjawi­
ska, postawy te były zaprzeczeniem zdobyczy racjonalizmu oraz p o w r o t e m
do czasów c i e m n o t y i z a b o b o n u . Ideały n o w o c z e s n o ś c i z a s t ą p i o n o p l e m i e n ­
nymi i n s t y n k t a m i , tyle że w z m o c n i o n y m i zdobyczami technologicznymi
wieków pary i żelaza. A n t y s e m i t y z m h i t l e r o w c ó w w e d ł u g niektórych był p o ­
c h o d n ą r z e k o m e g o chrześcijańskiego a n t y s e m i t y z m u , który przez wieki d o ­
m i n o w a ł na Starym Kontynencie. To chrześcijanie mieli wedle tej i n t e r p r e t a ­
cji
wytyczyć
drogę,
na
której
końcu
znajdowało
się
krematorium
w Auschwitz. W omawianej pracy m a m y j e d n a k kilka tekstów, k t ó r e dosko­
nale opisują na w s k r o ś n o w o c z e s n y c h a r a k t e r r a s i z m u i a n t y s e m i t y z m u oraz
ich zbieżność z dominującymi w epoce współczesnej p o g l ą d a m i na istotę
człowieka. Tezę o „ p o s t ę p o w y m " c h a r a k t e r z e h o l o k a u s t u głosił j u ż przed kilZ1MA 2001
13
k o m a laty Z y g m u n t B a u m a n w głośnej książce „ N o w o c z e s n o ś ć i zagłada"
(Warszawa 1992), który w kolejowych r a m p a c h Treblinki i D a c h a u widział
przede wszystkim „ n o r m a l n ą "
konsekwencję n o w o c z e s n e j
racjonalizacji,
a p o g e u m biurokratyzacji i kontroli ( p e w n e p o d o b n e wątki m o ż n a odnaleźć
już w „Dialektyce O ś w i e c e n i a " A d o r n o i H o r k h e i m e r a ) . J e d n a k B a u m a n nie
do końca przezwyciężył s c h e m a t y m y ś l o w e panujące w d o t y c h c z a s o w y m
oglądzie zjawiska. Autorzy t e k s t ó w zebranych w t o m i e wskazują znacznie
precyzyjniej na istotę p r o b l e m u ludobójstwa i dyskryminacji rasowej.
U p o d s t a w tych zbrodni leżały zdobycze współczesnych n a u k przyrodni­
czych i humanistycznych, u f u n d o w a n e w oparciu o ich wnioski ideologie spo­
łeczne oraz koncepcje polityczne n a z n a c z o n e fascynacją dla homogenizacji
kulturowej i etnicznej w celu stworzenia nowoczesnej w s p ó l n o t y n a r o d o w e j .
U korzeni nazistowskiego ludobójstwa leżał nie „tradycyjny chrześcijański
a n t y s e m i t y z m " (taki zarzut był od początku bezzasadny, zważywszy, że milio­
ny ofiar hitleryzmu nie miały żydowskiego p o c h o d z e n i a - jak z a t e m w y t ł u m a ­
czyć wpływami chrześcijaństwa n p . eksterminację Słowian czy Cyganów?),
lecz XIX-wieczne nauki biologiczne. W t e d y to rozpoczęły się dyskusje o ra­
sach, wartościowanie grup ludzi w oparciu o kryteria genetyczne, projekty
„ulepszenia" rodzaju ludzkiego poprzez eliminację lub uniemożliwienie roz­
mnażania (sterylizacja, aborcja) j e d n o s t k o m „ n i e p e ł n o w a r t o ś c i o w y m " . Do te­
go doszła wkrótce zwulgaryzowana wersja ewolucjonizmu Darwina, k t ó r a
przybrała postać d a r w i n i z m u społecznego (stało się to w wiktoriańskiej An­
glii, jednym z najnowocześniejszych wówczas krajów świata), w myśl której
„zwycięzcy biorą wszystko", przegranymi zaś nie należy się specjalnie przej­
mować, gdyż z p u n k t u widzenia doskonalenia zbiorowości czy ogólnego „po­
s t ę p u " nie są wiele warci. Jak pisze Rainer Z i t e l m a n n w p o m i e s z c z o n y m w t o ­
mie tekście „Narodowy socjalizm i m o d e r n a . Bilans t y m c z a s o w y " : „Jednym
z konstytutywnych e l e m e n t ó w ideologii narodowosocjalistycznej był darwinizm społeczny, r o z u m i a n y jako k o n s e k w e n t n e przeniesienie wiedzy nauko­
wej (biologicznej) na s p o ł e c z e ń s t w o " . Tego rodzaju teorie szybko stały się p o ­
pularne,
wypełniając
lukę,
jaka pojawiła
się
w
wyniku
odwrotu
od
tradycyjnych wierzeń w miarę p r o c e s ó w sekularyzacyjnych. Mity biologizmu
znalazły wielu a d e p t ó w w kręgach n a u k o w c ó w parających się n a u k a m i h u m a ­
nistycznymi: socjologią, pedagogiką itp.
P o d o b n e tendencje pojawiły się
w wielu krajach Europy, a Anglia i Francja wyprzedziły N i e m c ó w w takich d o 14
FRONDA 25/26
ciekaniach. J e d n a k i nad R e n e m zadomowiły się o n e szybko - na d ł u g o przed
zdobyciem popularności przez n a r o d o w y c h socjalistów. Z a r ó w n o przed wy­
b u c h e m I wojny światowej, jak i w latach Republiki Weimarskiej, niemieccy
uczeni i politycy różnych opcji żywo interesowali się p r o b l e m a t y k ą osiągnięć
nauk biologicznych i ich z a s t o s o w a n i e m do s t e r o w a n i a p r o c e s a m i społeczny­
mi, p o d o b n e próby miały miejsce w wielu krajach tzw. cywilizowanego świa­
ta, a dyskusje o eliminacji „niepełnowartościowych", eugenice i „higienie ra­
sowej" toczyły się w ś r ó d najbardziej szacownych uczonych owego okresu.
Joachim Radtkau w artykule „ N a r o d o w y socjalizm i modernizacja" pisze:
„Czy jednak ideologiczne jądro n a z i z m u , fantom uszlachetniania rasy aryj­
skiej, nie było skrajnie nienaukowe, wręcz a n t y n a u k o w e ? Nie p o w i n n i ś m y
jednak wychodzić od tego, co dzisiaj r o z u m i e m y przez n a u k ę i n a u k o w o ś ć .
Eugenika, n a u k a o ulepszaniu ludzkiego genotypu, cieszyła się w latach d w u ­
dziestych wysokim u z n a n i e m n a u k o w y m . I to nie tylko w Niemczech, ale
w wielu krajach, i w żadnym wypadku jedynie w ś r ó d z w o l e n n i k ó w skrajnej
ZIMA-2001
15
prawicy, ale po części n a w e t na lewicy politycznej. Ideologia nazistowska le­
żała najwyraźniej znacznie bardziej, niż chciano to przyznawać po 1945 roku,
na linii tego, co u z n a w a n e było kiedyś za p o s t ę p naukowy."
Podobnie było z wcielaniem w życie praktycznych rozwiązań - r ó ż n e eks­
p e r y m e n t y w p o d b u d o w a n e j t a k i m i t e o r i a m i psychiatrii, genetyce, pedagogi­
ce itp. miały miejsce w wielu o ś r o d k a c h badawczych i placówkach publicz­
nych. Gdy w 1997 roku Szwecją w s t r z ą s n ę ł a w i a d o m o ś ć o p r z e p r o w a d z a n e j
przez kilka dziesięcioleci p r z y m u s o w e j sterylizacji p o n a d 60 tysięcy chorych
i upośledzonych psychicznie, p r z y p o m n i a n o sobie, iż takie p o m y s ł y pojawi­
ły się już na początku lat 20-tych, kiedy to p o w s t a ł Statens Institut For Rasbiologi przy uniwersytecie w Uppsali. Dyskusja jaka przetoczyła się w ó w c z a s
przypomniała, iż z w o l e n n i k a m i p r z y m u s o w e j sterylizacji „ n i e p e ł n o w a r t o ściowych" byli m.in. prezydenci USA T h e o d o r e Roosevelt i W o o d r o w Wil­
son, słynna feministka, założycielka Planet Parenthood (organizacja na rzecz
tzw. ś w i a d o m e g o macierzyństwa) M a r g a r e t Sanger, czy z n a n y brytyjski pi­
sarz Herbert G. Wells. Michael Prinz s t w i e r d z a w tekście „Kilka u w a g do naj­
nowszej debaty wokół modernizacji i n a r o d o w e g o socjalizmu", iż „debaty na
t e m a t odizolowania i sterylizacji o s ó b u m y s ł o w o chorych nie s t a n o w i ł y spe­
cyfiki czasów narodowosocjalistycznych. W Wielkiej Brytanii na przykład by­
ły o n e na początku lat trzydziestych t r a k t o w a n e na tyle p o w a ż n i e , że d o p r o ­
wadziły do p o w o ł a n i a komisji badawczej p a r l a m e n t u w e s t m i n s t e r s k i e g o . "
A to tylko wierzchołek góry lodowej - n o w e g o , lepszego człowieka i z ł o ż o n e
z takich j e d n o s t e k zbiorowości chcieli stworzyć p o w a ż a n i do dzisiaj n a u k o w ­
cy, moraliści, politycy, społecznicy i filantropi. Jak zauważa Rainer Z i t e l m a n n
w przywołanej już rozprawie: „Idee ' h o d o w l i ' forsowane przez przedstawi­
cieli higieny rasowej n a z n a c z o n e były o p t y m i z m e m wyrastającym z wiary
w p o s t ę p . W e d ł u g nich p o s t ę p ludzkiej filogenezy zależał od przyjęcia przez
s p o ł e c z e ń s t w o zasady selekcji. Ich w y o b r a ż e n i a o ' z d r o w i u n a r o d u ' zbiegały
się z tendencjami w medycynie i psychiatrii, zarysowującymi się j u ż na d ł u ­
go przed p o w s t a n i e m Trzeciej Rzeszy."
Jak wyglądał proces k o n s t r u o w a n i a teoretycznego m o d e l u „życia bezwar­
tościowego" i p o d e j m o w a n i a praktycznych k r o k ó w z tego wynikających, opi­
suje w o m a w i a n y m t o m i e p r z e d e wszystkim Detlev J.K. Peukert w d w ó c h
szkicach: „Codzienność i barbarzyństwo. O n o r m a l n o ś c i Trzeciej Rzeszy"
i „Geneza 'rozwiązania o s t a t e c z n e g o ' w y p r o w a d z o n a z d u c h a n a u k i " . Autor
16
FRONDA 25/26
ten stawia kluczową dla r o z p o z n a n i a charakteru hitlerowskiego ludobójstwa
tezę, iż „ H a d a m a r poprzedzał Auschwitz". H a d a m a r to m i a s t o w Hesji, w któ­
rym funkcjonował ośrodek leczenia chorych psychicznie, gdzie w latach 19401941 d o k o n a n o masowej zagłady pacjentów. J e d n a k H a d a m a r nie spadł z nie­
ba - d o k o n a n a w n i m zbrodnia była możliwa tylko i wyłącznie na skutek
wieloletnich p r z e m i a n m e n t a l n y c h i teoretycznych, jakie zachodziły w krę­
gach niemieckich (i nie tylko) n a u k o w c ó w i elit społecznych. Przemiany te za­
częły się na d ł u g o przed n a s t a n i e m III Rzeszy. To liberalna i d e m o k r a t y c z n a
Republika Weimarska stała się glebą, na której bujnie rozkwitały takie ten­
dencje. To właśnie owa nowoczesność i „ p o s t ę p " wygenerowały z siebie fun­
d a m e n t ludobójstwa. Sięgając do s e d n a p r o b l e m u Peukert pisze w pierwszym
z wymienionych tekstów, iż „w c e n t r u m p o s t ę p u społecznego, w n a u k a c h h u ­
manistycznych i w ś r ó d r e f o r m a t o r ó w społecznych rozwija się i s t o t n a i mają­
ca p o w a ż n e n a s t ę p s t w a dyskursywna sprzeczność: jeśli wszystkim przyznane
ma być błogosławieństwo edukacji, to co zrobić z tymi, których nie m o ż n a
wychować? Jeśli wszyscy, poprzez zabezpieczenia socjalne, mają mieć zagwa­
r a n t o w a n e n o r m a l n e życie, to co zrobić z tymi, którzy nie m o g ą lub nie chcą
dopasować się do społecznych s t a n d a r d ó w normalności? Jeśli medycyna, po
swoich wielkich praktycznych sukcesach w dziedzinie higieny i zwalczania
epidemii, przystąpiła do dzieła utrzymywania wszystkich ludzi w zdrowiu, to
co zrobić z nieuleczalnie chorymi? Jeśli u l e p s z o n e w y c h o w a n i e prowadzić ma
Z I M A 2001
17
do resocjalizacji przestępców, to co czynić z n i e p o p r a w n y m i recydywistami?
Z medycyny i b a d a ń biologicznych n a d p r o c e s a m i dziedziczenia wychodziły
w tym samym czasie wieści, które uskrzydlały takie nieco b e z r a d n e dyskusje
prowadzące do wykluczania ze społeczeństwa. Wierzono, że trafiono na ślad
dziedziczenia zatwardziałej niepoprawności i o d s t ę p s t w od n o r m a l n o ś c i (...)
W takim przypadku nie byłyby o n e w p r a w d z i e uleczalne u dotkniętej n i m i
jednostki. Jednak reszta ludzkości mogłaby zostać od nich uwolniona, gdyby
udało się całkowicie ująć, wyeliminować i odgrodzić od świata tę biologicznie
zdefiniowaną
populację,
będącą nosicielem zakłó­
cenia, tak aby nie m o g ł a
przekazać
swoich
cech
dziedzicznych n a s t ę p n y m
generacjom i w t e n spo­
sób
obciążyć
snych
swoimi
oraz
współcze­
zagrozić im
nienormalnymi
c e c h a m i . " Tak o t o ,
na
drodze wykluczenia „gor­
szych", p o s t ę p o w i teore­
tycy i praktycy zamierzali
zaprowadzić p o w s z e c h n ą szczęśliwość i wyeliminować bolączki trapiące ludz­
kość przez setki i tysiące lat.
Peukert opisuje etapy tego p r o c e s u . Zaczęło się od o g r o m n y c h s u k c e s ó w
n a u k medycznych, czyli p o w s t r z y m a n i a e p i d e m i i wielu dotychczas groźnych
chorób. Na p r z e ł o m i e XIX i XX wieku wytworzyło się w ś r o d o w i s k a c h lekar­
skich, naukowych, w ś r ó d o s ó b publicznych i zwykłych obywateli, przekona­
nie o o g r o m n y m potencjale medycyny w dziedzinie eliminacji c h o r ó b zbiera­
jących dotychczas obfite ż n i w o . Ten o p t y m i z m był d o d a t k o w o w z m a c n i a n y
obietnicami psychologów i pedagogów, którzy na w z ó r swoich kolegów le­
czących ciało, mieli w k r ó t c e poradzić sobie z c h o r o b a m i u m y s ł u i psychiki.
Wskazywali oni, co było novum, na s p o ł e c z n e i biologiczne przyczyny c h o r ó b
i zachowań dewiacyjnych - t e n p a r a d y g m a t o p a n o w a ł w ó w c z a s na wiele lat
teorię i praktykę psychiatryczną. J e d n o c z e ś n i e p o s t ę p o w a ł p r o c e s przejmo­
wania przez p a ń s t w o odpowiedzialności za opiekę n a d chorymi, p o s z k o d o 18
FRONDA 25/26
wanymi w wyniku wypadków, oraz starcami. W ł ą c z o n o ich w s y s t e m polity­
ki społecznej, zaś w celu w y p e ł n i a n i a tych z a d a ń p o w s t a ł a liczna w a r s t w a
profesjonalistów. Mieliśmy z a t e m do czynienia ze spójnym k o m p l e k s e m teo­
rii i wskazań praktycznych, oraz placówek i p e r s o n e l u wdrażających je w ży­
cie. P o m ó c miał on w rozwiązaniu „kwestii s p o ł e c z n e j " , czyli wyeliminowa­
niu wielu dotychczasowych patologii.
Tymczasem r o z b u d z o n e apetyty i o p t y m i z m natrafiły na p r z e s z k o d ę
w postaci niewielkich s u k c e s ó w praktycznych oraz niewystarczających środ­
ków. Tym n i e p o w o d z e n i o m towarzyszyła s p o ł e c z n a presja - o g r o m n y w z r o s t
prestiżu n a u k społecznych zobowiązywał do szybkiej o d p o w i e d z i na palące
problemy. A liczba p r o b l e m ó w stale wzrastała: to, co kiedyś było u w a ż a n e za
n o r m a l n ą przypadłość, teraz p o s t r z e g a n o jako przeszkodę, „ c i e m n ą s t r o n ę "
egzystencji. Było to n a s t ę p s t w o osiągnięć medycyny, p r z e d e w s z y s t k i m ogra­
niczenia śmiertelności n i e m o w l ą t i ludzi w ś r e d n i m wieku (na s k u t e k czego
doświadczenie śmierci stało się czymś znacznie r z a d s z y m niż wiek wcze­
śniej), oraz p r o p a g a n d y profilaktycznej - p r o p a g o w a n i e higieny osobistej
przygotowało g r u n t p o d kult m ł o d e g o i s p r a w n e g o ciała. Kult m ł o d o ś c i zwią­
zany był z p o s t ę p e m t e c h n i c z n y m : mniejsze znaczenie m i a ł teraz a u t o r y t e t
towarzyszący wiekowi, większe - umiejętności adaptacji do n o w y c h w a r u n ­
ków; do tego d o s z e d ł wpływ p r z e m i a n demograficznych ( m o d e l rodziny
z mniejszą liczbą dzieci oznaczał większe możliwości d b a n i a o k o n k r e t n e
dziecko). J e d n a k sukcesy były często iluzoryczne: starość, śmierć, cierpienie
i choroby zostały co p r a w d a z e p c h n i ę t e na m a r g i n e s , ale w ł a ś n i e dlatego tym
dotkliwsze było zetknięcie się z n i m i , konstatacja, że w t y m na p o z ó r ideal­
n y m świecie istnieją p o w a ż n e przypadłości. W d o d a t k u zaś w m i a r ę p o s t ę ­
p ó w sekularyzacji straciły na znaczeniu religijne u z a s a d n i e n i a s e n s u takich
faktów, jak cierpienie, starość czy śmierć, zostawiając człowieka b e z b r o n ­
nym. N i e m a l b e z b r o n n y m , bo wszak była nauka, od której o c z e k i w a n o j u ż
nie tyle odpowiedzi na pytania o sens tych zjawisk, lecz - zgodnie z d u c h e m
czasu - ich w y e l i m i n o w a n i a lub przynajmniej z n a c z n e g o ograniczenia. Jed­
nak nauka, nie mogąc - co oczywiste - w y e l i m i n o w a ć śmierci, której trwa­
nie przypominał każdy indywidualny zgon, nie potrafiła zasypać o g r o m n e j
przepaści, jaka widniała między m i r a ż a m i i zdobyczami p o s t ę p u , a wciąż ży­
w o t n y m i n i e e l i m i n o w a l n y m i przypadłościami. W t y m m o m e n c i e d o k o n a ł się
ów b r z e m i e n n y w skutkach proces, który legł u p o d s t a w ludobójstwa.
Z1MA-200 1
19
O t ó ż naukowcy stanęli p r z e d m u r e m nieprzezwyciężalnych p r o c e s ó w
i zjawisk. Choroby, wynaturzenia, patologie i ś m i e r ć - wciąż trwały. Okaza­
ło się, iż nie m o ż n a ich wyeliminować z jednostkowej biografii. Z n a l e z i o n o
jednak drogę wyjścia z p u ł a p k i , d o k o n a ł o się, jak pisze Peukert, „rozdwoje­
nie p o d m i o t u n a u k h u m a n i s t y c z n y c h , jego podział na przemijające ciało jed­
n o s t k o w e i potencjalnie wieczne ciało n a r o d o w e " . Przy czym „wyłącznie to
drugie, ze swym m a t e r i a l n y m s u b s t r a t e m wieczności, k o d e m dziedzicznym,
m o ż e zapewnić nieprzemijający t r i u m f n a u k i " . N a u k o w c y i wspierający ich
politycy nie nabrali - w obliczu e w i d e n t n e g o fiaska śmiałych p l a n ó w skromności i u m i a r u , lecz jedynie dokonali przeniesienia m a r z e ń i obietnic
z p o z i o m u j e d n o s t k o w e g o na kolektywny. To, czego nie s p o s ó b było osiągnąć
w odniesieniu do wszystkich j e d n o s t e k z o s o b n a , m o ż n a było osiągnąć - tak
sądzono - w oparciu o n a r ó d . N i e ś m i e r t e l n o ś ć n a r o d o w e j wspólnoty, jej
zdrowie i stabilną kondycję, m o ż n a było uzyskać wyłącznie w j e d e n s p o s ó b :
wykluczając wszystkich mącących nieskazitelny w i z e r u n e k .
Cel miał uświęcać środki: e l i m i n o w a n o wszak wyłącznie „bezwartościo­
wych", w dodatku zaś czyniono to w imię „dobra w s p ó l n o t y n a r o d o w e j " .
Hans-Walter S c h m u h l w szkicu „ Z r e f o r m o w a n a psychiatria a m a s o w a zagła­
d a " dobrze oddał istotę tego zjawiska: „W c e n t r u m działania psychiatryczne­
go nie znajdował się już cierpiący człowiek, ale p o n a d j e d n o s t k o w a s t r u k t u r a
społeczna: p a ń s t w o , naród, lud. Psychiatrom w y d a w a ł o się, że w interesie ra­
cji stanu całkowicie u z a s a d n i o n e jest p o d d a w a n i e poszczególnych o s ó b szko­
dliwym dla zdrowia i zagrażającym życiu p r o c e d u r o m . Zaznacza się tu już
p e w n a cezura koncepcyjna, która p o t e m m o g ł a legitymować zagładę pacjen­
tów." I tak oto, na gruncie nowoczesności i p o s t ę p u , s t w o r z o n o teoretyczne
uzasadnienie ludobójstwa tych wszystkich, którzy z jakiegoś p o w o d u nie pa­
sowali do wzorca idealnego obywatela. Stąd już droga do p r z y m u s o w e j euta­
nazji, sterylizacji i eksterminacji „ n i e p e l n o w a r t o ś c i o w y c h " nie była daleka.
Początkowo byli to ci, których „nieprzystawalność" najbardziej rzucała się
w oczy, czyli chorzy psychicznie (w tym w ł a ś n i e sensie „ H a d a m a r p o p r z e d z a
Auschwitz") i upośledzeni, n a s t ę p n i e przyszedł czas na wszystkich „innych":
Żydów (w tym przypadku resztki z a d a w n i o n e g o a n t y s e m i t y z m u w z b o g a c o n o
o popularne już od połowy XIX wieku rozważania o bardziej wartościowych
„ludach aryjskich", spiskowe teorie i wnioski, jakie z osiągnięć n a u k biolo­
gicznych wyciągali różnej maści specjaliści od „teorii r a s o w y c h " ) , Cyganów,
20
FRONDA 25/26
n a r o d ó w słowiańskich, niepełnosprawnych, homoseksualistów, czy zwykłych
Niemców, którzy w taki czy inny s p o s ó b odbiegali od przyjętego wzorca.
Z g o d n i e z efektem „śnieżnej kuli",
im bardziej p o s t ę p o w a ł proces, tym
więcej było takich, którzy specjali­
s t o m od zdrowia n a r o d u wydawali
się podejrzani - wszak r o z b u d o w a n y
aparat dbający o „zdrowie w s p ó l n o t y
n a r o d o w e j " m u s i a ł wciąż i wciąż uza­
sadniać swoje dalsze t r w a n i e . Ten­
dencje te w z m o g ł y się znacznie na
skutek wojny i związanych z nią n i e d o b o r ó w ś r o d k ó w oraz terroru, który nie­
jako automatycznie generował „aspołecznych", czyli wszystkich tych, którzy
nie potrafili lub nie chcieli p o d d a ć się zaostrzającym się rygorom.
Hitlerowskie bestialstwo było zwieńczeniem wieloletniego procesu „po­
s t ę p u " w dziedzinie n a u k biologicznych i społecznych. Z przytaczanych przez
Peukerta informacji wynika, że analogiczne do nazistowskiej praktyki pomy­
sły „ostatecznego rozwiązania" „kwestii społecznej", czyli wyeliminowania
wszystkich skaz na ciele narodowej w s p ó l n o t y pojawiły się w demokratycz­
nych i nowoczesnych Niemczech p r z e d dojściem n a z i s t ó w do władzy: „Już
w ostatnich latach Republiki Weimarskiej n o w y p a r a d y g m a t selekcjonowania
osób 'pełnowartościowych' i oddzielania 'bezwartościowych' zastąpił dotych­
czasowy, polegający na o b e j m o w a n i u wszystkich opieką pedagogiczną, udzie­
laniu pomocy i korygowaniu". Naziści nie musieli niczego wymyślać, po pro­
stu
sięgnęli
do
swoich
rasowych
teorii,
również
ufundowanych
na
darwinizmie społecznym i dochodzących do analogicznych wniosków. Cały
system medyczny i n a u k o w y był przygotowany na tego rodzaju rozwiązania,
i to nie tylko w Niemczech. Peukert pisze: „Postęp w n a u k a c h h u m a n i s t y c z ­
nych i w polityce społecznej miał wymiar międzynarodowy; m i ę d z y n a r o d o w e
były też związane z n i m t r e n d y do s a m o u p e ł n o m o c n i a n i a się n a u k h u m a n i ­
stycznych i profesji społecznych. Również rasizm w swojej najbardziej archa­
icznej, rasowo-antropologicznej oraz nowoczesnej, rasowo-higienicznej i eugenicznej
formie uzyskał rangę m i ę d z y n a r o d o w ą . " Na specyfikę sytuacji
niemieckiej złożyły się dwa czynniki: kryzys gospodarczy lat
i związane z n i m nastroje frustracji i w y m ó g
Z I M A 2001
finansowych
1928-1933
oszczędności
21
w dziedzinie opieki nad u m y s ł o w o chorymi i u p o ś l e d z o n y m i (wówczas nastą­
piło przyspieszenie zbrodniczych tendencji), oraz swego rodzaju „odwaga"
nazistów w dziedzinie wcielania w życie tego, co w innych krajach nie wyszło
poza sferę e k s p e r y m e n t ó w (radykalizacja ś r o d k ó w i celów s p o w o d o w a n a by­
ła tyleż d o k t r y n ą nazizmu, co specyfiką sytuacji wojennej, kiedy to procesy
eksterminacyjne nabrały t e m p a i zasięgu, przeradzając się w m a s o w e ludobój­
stwo „niepełnowartościowych" - dopiero po w y b u c h u wojny zabijanie, nie
zaś n p . sterylizacja, stało się m e t o d ą p o w s z e c h n i e s t o s o w a n ą ) . J e d n a k n a z i z m
i jego ludobójcze praktyki nie powstały w p r ó ż n i . C h o ć niewątpliwa jest w i n a
narodowych socjalistów i to na nich w ł a ś n i e spoczywa odpowiedzialność za
p o p e ł n i o n e zbrodnie, należy pamiętać, że ich poczynania były tylko zwieńcze­
n i e m procesów dokonujących się od wielu lat. Procesów, k t ó r y m przyświeca­
ły jak najbardziej „ p o s t ę p o w e " i „ h u m a n i t a r n e " cele: wyeliminowanie c h o r ó b
i patologii, oddalenie w czasie i przestrzeni doświadczenia śmierci. Przywoła­
ny już S c h m u h l zauważa: „W w a r u n k a c h władzy r e ż i m u narodowosocjalistycznego ostatecznie zniknął m o m e n t emancypacyjny r u c h u reformatorskie­
go (który już w latach dwudziestych b a r d z o stracił na z n a c z e n i u ) . Na plan
pierwszy wkroczyły n a t o m i a s t tendencje represyjne psychiatrycznego proce­
su modernizacyjnego, które ujawniły się też już w latach dwudziestych",
[podkr.
moje - R.O.] Trafnie ów splot między n o w o c z e s n ą i „ p o s t ę p o w ą " n a u k ą a lu­
dobójstwem nazistów oddał Peukert pisząc, iż „u kresu utopijnej ucieczki
przed granicznym doświadczeniem śmierci stało nieograniczone zabijanie" taki właśnie był tragiczny koniec „ p o s t ę p o w y c h " urojeń i uzurpacji, tak
w praktyce wyglądał „nowy wspaniały świat".
Z d a n i e m Detleva Peukerta i kilku innych autorów, ś r o d o w i s k a m i , k t ó r e
w najbardziej zdecydowany s p o s ó b przeciwstawiły się z a r ó w n o hitlerow­
skim, jak i wcześniejszym, „ d e m o k r a t y c z n y m " p r ó b o m dzielenia ludzi na
„ p e ł n o w a r t o ś c i o w y c h " i tych, którzy nie zasługiwali na wynikające stąd d o ­
brodziejstwa, nie byli żadni h u m a n i t a r y ś c i liberalni i lewicowi, lecz chrześci­
janie, zwłaszcza zaś katolicy. N i e s p o s ó b się t e m u dziwić - uczeni o liberal­
nej i lewicowej proweniencji przez dziesiątki lat torowali d r o g ę r a s o w y m
t e o r i o m i p o d o b n i e jak naziści należeli do „ o b o z u p o s t ę p u " . D o p i e r o gdy ci
ostatni stworzyli całą m a c h i n ę eliminacji „bezwartościowych", n a s t ą p i ł o
p r z e b u d z e n i e - n a w e t j e d n a k i w t e d y n i e p e ł n e , jeśli p r z y p o m n i m y sobie
o amerykańskich, szwajcarskich i szwedzkich praktykach eugenicznych, m a 22
FRONDA 25/26
jących miejsce wiele lat po u p a d k u h i t l e r o w s k i e g o r e ż i m u . Ci, którzy rzeczy­
wiście należeli do o b o z u tradycji, byli a n t y n a z i s t a m i w p e ł n y m t e g o słowa
znaczeniu: zanim jeszcze sami naziści stali się znaczącą siłą polityczną kato­
licy potępiali praktyki d o p r o w a d z o n e później przez n a z i s t ó w do skrajności.
N a t o m i a s t liberałowie i lewicowcy szli przez wiele lat w tym s a m y m kierun­
ku co naziści, przygotowując g r u n t p o d ich ludobójczą praktykę. Prof. O r ł o w ­
ski cytuje Michaela Schwartza, który stwierdza: „Akceptacja 'eutanazji' w sensie u ś m i e r c a n i a nieuleczalnie chorych bez ich zgody, a n a w e t w b r e w
ich zgodzie - to kwestia n a s t ę p s t w n o w o c z e s n e g o myślenia i społecznej m o ­
dernizacji. G ł o s z o n a z a t e m była głównie
przez rzeczników kulturalnej n o w o c z e s n o ­
ści
(Modernitat)
przeciwko moralnie-świa-
t o p o g l ą d o w y m tradycjonalistom."
Nie samą zbrodnią człowiek żyje
Nie
sądźmy
jednak,
że
nowoczesność
w Niemczech to wyłącznie ludobójcze prak­
tyki.
Przyjrzyjmy się także, jak „ p o s t ę p "
i unowocześnienie dokonywały się w innych dziedzinach życia społecznego
i kultury III Rzeszy. W takich, w których nazistowski wpływ na przebieg wyda­
rzeń zapewne spotka się z u z n a n i e m „bojowników z C i e m n o g r o d e m " , na któ­
rym to polu Hitler i jego drużyna mieli wszak spore zasługi. Pod rządami nazi­
stów dokonały się o g r o m n e przeobrażenia społeczne i systemowe, typowe dla
procesów modernizacyjnych. Wśród a u t o r ó w tekstów zebranych w t o m i e toczy
się dyskusja o kwestii zasadniczej: czy narodowi socjaliści świadomie i celowo
zaplanowali i pokierowali procesami modernizacyjnymi, dokonując „skoku do
przodu" (nazizm jako ruch rewolucyjny), czy też jedynie kontynuowali rozpo­
częte już w Republice Weimarskiej procesy (nazizm jako jedna z możliwych
dróg kontynuacji), niekiedy nawet w b r e w swoim pierwotnym zamiarom (ar­
chaiczne cele mogły być osiągnięte wyłącznie nowoczesnymi środkami - trud­
no jednak uznać taką teorię za coś więcej niż tylko dialektyczną żonglerkę). Dla
nas jednak ten spór między zwolennikami „rewolucji" i „kontynuacji" jest dru­
gorzędny, gdyż niezależnie od skali przeobrażeń i samoświadomości ich realiza­
torów, faktem pozostaje w świetle przytoczonych w książce informacji, iż ów
ZIMA-2001
23
„postęp" w III Rzeszy się dokonał, zatem nie sposób uznać, iż była ona pań­
stwem tradycjonalistycznym.
A przeobrażenia s p o ł e c z n e i k u l t u r o w e były p o d rządami Hitlera daleko
p o s u n i ę t e . Przede w s z y s t k i m nastąpiła dalsza industrializacja i urbanizacja
kraju. Przybywało p r a c o w n i k ó w najemnych w wielkich p r z e d s i ę b i o r s t w a c h ,
a jednocześnie malała liczba samodzielnych z a k ł a d ó w rzemieślniczych. Z m a ­
lał o d s e t e k m i e s z k a ń c ó w wsi i prowincji, rozrastały się d u ż e miasta, n a s t ę ­
powała migracja ludności do o ś r o d k ó w przemysłowych. Stale w z r a s t a ł o za­
t r u d n i e n i e kobiet i p o s t ę p o w a ł a ich emancypacja,
m i m o nazistowskiej
propagandy o „wartościach r o d z i n n y c h " (ale to nic n o w e g o , w s z a k wielo­
krotnie m a m y do czynienia z sytuacją, gdy teoria sobie, a życie sobie).
W b r e w p o w s z e c h n y m sądom, antyemancypacyjne poglądy n a z i s t ó w nie były jedynymi, gdyż o b o k nich wystę­
powali w łonie N S D A P tacy, których
Leila R u p p określa m i a n e m „nazi­
stowskich f e m i n i s t ó w " .
Organizacje
dla m ł o d y c h dziewcząt,
zwłaszcza
Bund D e u t s c h e r Madei, p r o p a g o w a ł y
wzorce p o s t ę p o w a n i a przedstawicie­
lek płci pięknej daleko odbiegające
od
dominujących
w
środowiskach
tradycyjnych. Z biegiem lat silnie zaznaczyło się też zjawisko feminizacji
NSDAP, do którego w s t ę p o w a ł o wciąż więcej i więcej kobiet, wyrównując
wcześniejsze dysproporcje. J o s e p h G o e b b e l s oznajmiał co n a s t ę p u j e : „Jeśli
nienowocześni, reakcyjni ludzie wyjaśniają dzisiaj, że kobieta nie nadaje się
do biur, u r z ę d ó w i z a k ł a d ó w opieki społecznej, p o n i e w a ż wcześniej nie pra­
cowała, to taki wywód oparty jest na błędzie. Przecież wcześniej nie istniały
ani biura, ani zakłady opieki społecznej w dzisiejszym z n a c z e n i u " . Prawda,
że logiczne? A jakie p o s t ę p o w e !
D a w n e s t r u k t u r y i formy organizacyjne traciły na znaczeniu. Los taki
spotkał instytucje wyznaniowe: zaznaczył się dalszy w z r o s t tendencji sekularyzacyjnych, przejawiający się p r z e d e w s z y s t k i m we wzrastającej liczbie o s ó b
porzucających
dotychczasową przynależność do
Kościołów:
katolickiego
i protestanckich. Naziści dokonali też od d a w n a p o s t u l o w a n e j przez libera­
ł ó w i socjaldemokratów likwidacji szkolnictwa w y z n a n i o w e g o i zastąpienia
24
FRONDA 25/26
go szkołami p o w s z e c h n y m i , m i m o o p o r u ś r o d o w i s k katolickich. Walter Laqueur, amerykańsko-żydowski liberalny historyk w swej książce „Faszyzm.
Wczoraj, dziś, j u t r o " (wyd. polskie Warszawa 1998) s t w i e r d z a lapidarnie:
„ N i e k t ó r e z e s t a n d a r d ó w n o w o c z e s n o ś c i w p r o w a d z o n y c h przez n a z i s t ó w
obowiązują do dziś, jak na przykład zakaz istnienia w N i e m c z e c h szkół wy­
znaniowych". W b r e w r o z p o w s z e c h n i o n y m p r z e k o n a n i o m o „ p r a g e r m a ń skiej" fiksacji Hitlera, w rzeczywistości był on t y p o w y m p r o d u k t e m epoki se­
kularyzacji.
Rainer
Zitelmann
w
przywoływanym już
szkicu
zauważa:
„Krytyka religii Hitlera wypływa z tradycji d z i e w i ę t n a s t o w i e c z n e g o pozyty­
w i z m u i m a t e r i a l i z m u . Hitler wciąż podkreślał, że w k o ń c u n a u k a zwycięży
i przezwycięży religię. W tym kontekście powoływał się n a w e t wyraźnie na
rozmowy Fryderyka II z W o l t e r e m . " Z n a k o m i c i e t e n o g r o m n y rozziew mię­
dzy
światopoglądem
tradycjonali-
stycznym a n o w o m o d n y m i koncep­
cjami narodowych socjalistów o d d a l
niemiecki
pisarz
Ernst
Wiechert
w swej p a r a d o k u m e n t a l n e j powieści
„Dzieci J e r o m i n ó w "
Olsztyn
1972),
rozmowę
urzędnika
(wyd.
kiedy
lokalnego
polskie
relacjonował
nazistowskiego
Maschlanki
z
wiejskim
starcem Daidą: „Maschlanka u k r a d k i e m załamuje ręce. Są wybory i głosowa­
nia ludowe, ale wieś nie wybiera ani nie głosuje. - M y ś m y już wybrali, p a n i e
nauczycielu - m ó w i d o b r o d u s z n i e Daida, otwierając tabakierkę z kory brzo­
zowej. - Wybraliśmy sobie k o c h a n e g o p a n a Bożyczka, a jego nie p o t r z e b a co
roku wybierać. J e m u jeden raz wystarczy."
Oprócz środowisk kościelnych zaatakowano istniejące hierarchie społeczne
na prowincji i związane z nimi osoby cieszące się autorytetem miejscowej lud­
ności. Nie oszczędzono tradycyjnych stylów życia i ich nośników. H e r m a n n
Rauschning w swej „Rewolucji nihilizmu" (wyd. polskie Warszawa 1996) pisał:
„Nadęta gloryfikacja rodzin z wielką liczbą dzieci to kulisy, za którymi dokonu­
je się całkowite rozprzężenie sił moralnych i duchowych życia rodzinnego. W tej
dziedzinie narodowy socjalizm doprowadza do końca tendencje rozkładowe zrodzone
w XIX stuleciu, podobnie jak doprowadza do końca proletaryzację i 'umasowienie' naro­
du" [podkr. moje - R.O.]. W ramach centralizacji p a ń s t w a d o k o n a n o likwidacji
Z I M A 2001
25
wielu kulturowych odrębności regionalnych, będących przeszkodą dla procesów
modernizacji. Organizacje polityczne reżimu w wielu aspektach przypominały
„pragmatyczne" struktury typowe dla dzisiejszych p a ń s t w wysokorozwiniętych,
gdzie od rzeczywistej zbieżności ideowej między przekonaniami członków a ofi­
cjalną doktryną ważniejsze są osobiste korzyści. H a n s M o m m s e n w szkicu
„Narodowy socjalizm jako pozorowana modernizacja" pisze: „Udział aktyw­
nych antysemitów ledwie przekraczał
20 procent ogólnej liczby członków par­
tii [NSDAP - R.O.], a wielu zwolenni­
ków z dystansem spoglądało na sedno
nazistowskiego światopoglądu".
Nastąpił znaczny w z r o s t możliwości
a w a n s u społecznego na skutek przeła­
m a n i a wielu barier w a r s t w o w y c h i sta­
nowych.
W armii
(którą,
nawiasem
mówiąc, również u n o w o c z e ś n i o n o , li­
kwidując jej sporą niezależność i pod­
dając „cywilnej
kontroli"),
urzędach
państwowych, w szkołach i na uniwer­
sytetach pojawiło się wiele o s ó b ze śro­
dowisk, k t ó r e dotychczas miały znacz­
nie o g r a n i c z o n e możliwości u d z i a ł u
w strukturach władzy, zdobywaniu wiedzy, kariery zawodowej itp. Niższe
i uboższe warstwy mieszczaństwa zasiliły biurokrację, organizacje wojskowe
i porządkowe. Większe były możliwości a w a n s u dla osób, k t ó r e dawniej mi­
mo chęci i zdolności stawały p r z e d barierą dziedziczenia stanowisk i posad,
monopolistycznej ochrony przywilejów i o p a n o w a n i a d a n e g o u k ł a d u przez
struktury r o d o w e i s t a n o w e . Dla młodzieży z uboższych w a r s t w społecznych
stworzono możliwości nauki, a n a w e t w p r o w a d z o n o p e w n e g o rodzaju „akcję
afirmatywną", zalecając kierownictwu szkól elitarnych szczególnie troskliwe
i wyrozumiałe t r a k t o w a n i e w y c h o w a n k ó w gorzej sytuowanych.
Naziści, zgodnie z t r e n d a m i epoki, zadbali też o los robotników. Co praw­
da po przezwyciężeniu kryzysu gospodarczego ich płace nie wzrosły w porów­
naniu z latami Republiki Weimarskiej, nastąpiła j e d n a k egalitaryzacja kon­
sumpcji
26
(relatywne
potanienie
wielu
produktów),
zmalało
znacznie
FRONDA 25/26
bezrobocie, rozwinięto system zabezpieczeń socjalnych. W łonie Niemieckie­
go F r o n t u Pracy - DAF p o w s t a ł plan p o w s z e c h n y c h ubezpieczeń i p a ń s t w o ­
wych gwarancji emerytalnych, a jeśli chodzi o szeroko zakrojone wizje na czas
po zakończeniu działań wojennych, m o ż e m y m ó w i ć wręcz o „robotniczym ra­
ju", czy też - jak pisze biograf przywódcy DAF Roberta Leya, Ronald Smelser
- „totalnym państwie d o b r o b y t u " . D o w a r t o ś c i o w a n o p r o p a g a n d o w o - co nie
jest bez znaczenia w przypadku niższych w a r s t w s p o ł e c z e ń s t w a - klasę robot­
niczą, przełamując na trwałe negatywne stereotypy jej dotyczące. R o b o t n i k o m
oferowano nie tylko p o p r a w ę sytuacji materialnej, ale i d b a n o o d o s t ę p do
dóbr kultury, organizując koncerty w fabrykach, wycieczki do m u z e ó w i te­
atrów. Wiele przywilejów d o s t ę p n y c h dotychczas warstwie urzędniczej (wy­
nagrodzenia za dni świąteczne, korzystne regulacje urlopowe) p r z y z n a n o te­
raz robotnikom, w dużej mierze niwelując przepaść między tymi w a r s t w a m i .
Michael Prinz w tekście „Kilka uwag do najnowszej debaty wokół m o d e r n i z a ­
cji i n a r o d o w e g o socjalizmu" zauważa: „Badania nad z a k ł a d o w ą polityką so­
cjalną wykazały, że znaczna część przedsiębiorców bądź to z własnej inicjaty­
wy, bądź też ze względu na bezpośredni nacisk reżimu, a częściowo także jako
pośredni efekt określonych, charakterystycznych dla Trzeciej Rzeszy struktur,
dokonała zmiany stylu w t r a k t o w a n i u w s p ó l n o t y robotniczej. Nie chodziło
przy tym o demokratyzację, ale o zniwelowanie wyraźnych różnic społecznych
w traktowaniu r o b o t n i k ó w i ich miejsca w ś r ó d załogi." Organizacja Kraft
durch Freude (Siła Przez Radość) dbała o godny wypoczynek klasy robotniczej,
m.in. organizując tanie wyjazdy na wczasy w odległe miejsca.
Z „kwestią s p o ł e c z n ą " wiązał się p r o g r a m t a n i e g o b u d o w n i c t w a wieloro­
dzinnego, który nie został zrealizowany z braku czasu. M i m o zamknięcia
Bauhausu, niemieccy architekci owego o k r e s u stworzyli wiele n o w o c z e s n y c h
projektów, z których część została wcielona w życie w Republice Federalnej
Niemiec. I n n ą inwestycją o n o w o c z e s n y m c h a r a k t e r z e był p r o g r a m b u d o w y
a u t o s t r a d (wbrew częstym t w i e r d z e n i o m nie m i a ł p o d t e k s t u militarnego,
gdyż wielu wojskowych p r o t e s t o w a ł o przeciw t a k i m inwestycjom), p r ó b o ­
w a n o u p o w s z e c h n i ć volkswagena, czyli s a m o c h ó d dla l u d u , tani, p o w s z e c h n i e
d o s t ę p n y i mający umożliwić m i l i o n o m N i e m c ó w p o k o n y w a n i e olbrzymich
przestrzeni. Hitler m i m o „archaicznych" a k c e n t ó w zawartych w jego m o ­
wach, był m i ł o ś n i k i e m p o s t ę p u t e c h n i c z n e g o . Uosabiał raczej typ t e c h n o k r a ­
ty niż zapatrzonego w przeszłość m a n i a k a próbującego odwrócić bieg cywi= I M A - 2 0 01
27
lizacji. Popierał r o z b u d o w ę przemysłu, z a p a t r z o n y był w osiągnięcia gospo­
darki amerykańskiej, był także p r z e k o n a n y o konieczności stałego w z r o s t u
gospodarczego i wynikającego z niego p o d n o s z e n i a s t a n d a r d u życiowego. Zit e l m a n n w artykule „Totalitarna s t r o n a m o d e r n y " k o n s t a t u j e : „Hitler nie kie­
rował się w ż a d n y m razie w s t e c z n ą wizją ś r e d n i o w i e c z n e g o p o r z ą d k u spo­
łecznego. Jego w z o r c e m były p o d w i e l o m a w z g l ę d a m i Stany Z j e d n o c z o n e .
Chociaż odrzucał kapitalistyczny s y s t e m gospodarczy i p o r z ą d e k d e m o k r a ­
tyczny USA, j e d n a k podziwiał tamtejszy p o z i o m rozwoju t e c h n i c z n o - p r z e mysłowego, który p r z e d s t a w i a ł często jako wzorzec dla N i e m i e c . " M i m o
pewnych a k c e n t ó w krytyki technologii pojawiających się w o p i n i a c h o s ó b
z kierownictwa Rzeszy, z d e c y d o w a n a większość n a z i s t ó w o p o w i a d a ł a się za
rozwojem technicznym, a s a m Fiihrer faworyzował t e c h n i k ó w i inżynierów.
Tylko częściowo da się to wytłumaczyć p r z y g o t o w a n i a m i do wojny, gdyż
równie często innowacje nie miały wiele w s p ó l n e g o z militaryzacją, a n a w e t
dokonywały się w b r e w jej i n t e r e s o m .
Przyzwyczajeni d o s t e r e o t y p o w e g o o b r a z u h i t l e r o w s k i e g o r e ż i m u m o g ą
sądzić, iż poza h e r o i c z n ą w swej w y m o w i e „ n i e z d e g e n e r o w a n ą " sztuką,
przeciętni N i e m c y nie mieli żadnych innych rozrywek. Tymczasem cytowany
już L a ą u e u r pisze co następuje: „Aż do w y b u c h u wojny niemieckie magazy­
ny p o ś w i ę c o n e radiu d r u k o w a ł y p r o g r a m y zagranicznych radiostacji. Takie
zachodnie bestsellery jak ' P r z e m i n ę ł o z w i a t r e m ' oraz książki Pearl Buck
miały p o d o b n i e szeroki krąg czytelników w N i e m c z e c h , jak w Stanach Zjed­
noczonych. T h o m a s Wolfe cieszył się p r a w d o p o d o b n i e w Trzeciej Rzeszy
większą p o p u l a r n o ś c i ą i u z n a n i e m niż we w ł a s n y m kraju. Przeboje 1937 ro­
ku wskazują, że m ł o d z i N i e m c y marzyli o Hawajach, o wyspach m ó r z p o ł u ­
dniowych, o Pinien von Argentinien (...), o Kubie, San Francisco... (...) Filmy,
które powstały w nazistowskich N i e m c z e c h były - z b a r d z o nielicznymi wy­
jątkami - apolityczne, a s p o ś r ó d filmów zagranicznych p o k a z y w a n o n i e m a l
wyłącznie produkcje hollywoodzkie, od It Happened One Night i Broadway Melody, do ' P r z e m i n ę ł o z w i a t r e m ' i 'San Francisco'. N i e z g o d n o ś ć praktyki arty­
stycznej z oficjalną linią nazistowskiej polityki kulturalnej jest być m o ż e naj­
bardziej oczywista w m u z y c e tanecznej. Z a s a d n i c z o jazzu nie u z n a w a n o ze
względu na 'niższość rasową' jego t w ó r c ó w ( . . . ) . Ale dziwnie d u ż o czasu
upłynęło, z a n i m naziści dowiedzieli się, że Benny G o o d m a n nie jest aryjczykiem, i nie dostrzegali, iż Django R e i n h a r d to Cygan. C z o ł o w e brytyjskie
28
FRONDA 25/26
i n i e k t ó r e amerykańskie orkiestry jazzowe k o n c e r t o w a ł y w Berlinie i w H a m ­
b u r g u aż do wybuchu wojny. Oficjalnie nie grały jazzu, lecz swing."
Niezbyt przychylnie nastawieni do teorii modernizacji III Rzeszy Horst Matzerath i Heinrich Yolkmann piszą w artykule „Teoria modernizacji a narodowy
socjalizm": „Również na płaszczyźnie politycznej k o n t y n u o w a n e były tenden­
cje, formalnie odpowiadające modelowi modernizacji: wzmocnienie centrali­
zmu, wzrost wydatków państwa, przyrost biurokracji, mobilizacja polityczna."
Ostatni z e l e m e n t ó w tej wyliczanki, mobilizacja polityczna, jest również istot­
nym składnikiem nowoczesności III Rzeszy. Gdy dzisiaj utożsamia się postęp
z demokratyzacją, należy pamiętać, że w wielu niewątpliwie modernizujących
się społeczeństwach demokratyzację zastąpiły inne formy zaangażowania milio­
n ó w obywateli w procesy polityczne. Tak było w latach panowania Hitlera, gdy
dobrowolnie i z entuzjazmem wielu N i e m c ó w po raz pierwszy w życiu zaczęło
się angażować w rzeczywistość polityczną swojego kraju. Bynajmniej to nie ter­
ror i przemoc stanowiły o sile reżimu i poparciu obywateli. Jak słusznie zauwaZIMA-2001
29
ża Michael Prinz w rozprawie „Narodowy socjalizm - ' b r u n a t n a rewolucja'?":
„bazą narodowego socjalizmu nie były tylko poczucie obowiązku i posłuszeń­
stwo w warunkach stanu wyjątkowego, ani też jedynie dopasowanie się, opor­
tunizm czy zwykły strach. Narodowy socjalizm nie zaszedłby tak daleko - za­
równo w swoich osiągnięciach zewnętrznych, jak i w swym destruktywizmie gdyby nie obudził zarazem zachwytu, r o z m a c h u i gotowości do bezwarunkowe­
go zaangażowania." Zmiany te były bardzo daleko posunięte, wymierzone
w mniejszym lub większym stopniu w niemal wszystkie elementy dawnego po­
rządku. Jak trafnie zauważył Rauschning: „Ze starego ładu nic nie zostanie
przeniesione do nowego - ani armia, ani Kościół, ani system majątkowy, ani du­
chowe pierwiastki ustrojowe. Wobec wszechogarniającego charakteru tego pro­
cesu zniszczenia, łatwo m o ż n a go pomylić z inną m e t o d ą niszczenia starych
ustrojów, do jakiej przyzwyczaił nas bolszewizm."
P o d s u m o w u j e tę sytuację T h o m a s Nipperdey, który w artykule „ P r o b l e m
modernizacji w N i e m c z e c h " pisze: „(...) oddziaływania [ n a z i z m u - R.O.]
miały charakter modernizacyjny. Świat w N i e m c z e c h stał się po 1933 roku
bardziej wielkomiejski i uprzemysłowiony, a nie zaściankowy. Było mniej
o s ó b samodzielnie pracujących, pracę p o d e j m o w a ł o więcej kobiet. Instytucje
i siły związane z niemiecką tradycją były zwalczane, osłabiane, rozwiązywa­
ne. Tak było z federalizmem, s y s t e m e m sprawiedliwości, e k s p e r t a m i , u n i ­
wersytetami, kościołami. D a w n e elity były wypierane. Ich nadzieje na utrzy­
m a n i e się przy władzy dzięki koalicji z H i t l e r e m okazały się iluzją. De facto
odeszły w 1933 roku i to było rzeczywiście wydarzenie rewolucyjne, rewolucyjno-modernizacyjne. Faszyzm d o k o n a ł z n i w e l o w a n i a i egalizacji s p o ł e ­
czeństwa niemieckiego, chociaż faszyści nie propagowali r ó w n o ś c i ludzi,
obywateli ani też nie znosili s p o ł e c z e ń s t w a klasowego. M o b i l n o ś ć s p o ł e c z n a
rosła. Praktyka dnia codziennego, volkswagen i Wehrmacht dla robiących karie­
rę, p o w s z e c h n e p a ń s t w o w e organizacje m ł o d z i e ż o w e i i n n e p r z y m u s o w e or­
ganizacje m a s o w e - wszystko to rozwijało n o w ą ś w i a d o m o ś ć . G e n e r o w a ł o
też przekonanie o równych szansach, k t ó r e realnie z m i e n i a ł o hierarchiczną
s t r u k t u r ę społeczeństwa. N a s t ą p i ł a ' b r u n a t n a rewolucja', s k i e r o w a n a prze­
ciwko burżuazji i p r z e d k a p i t a l i s t y c z n e m u e s t a b l i s h m e n t o w i , kawałek jakobinizmu, który nie m o ż e być z i n t e r p r e t o w a n y jedynie jako m a s k a r a d a " . I to
miał być t e n reakcyjny, zwrócony ku przeszłości reżim? W o l n e żarty!
Spośród wymienionych przez Jensa Albera w artykule „Narodowy socjalizm
30
FRONDA 25/26
a modernizacja" czterech wymiarów rozwoju społecznego, wszystkie dokonały
się pod panowaniem nazistów, a w każdym razie nie zostały przez nich powstrzy­
mane. Miał bowiem miejsce rozwój gospodarczy (uprzemysłowienie i wzrost do­
chodu na mieszkańca), rozwój polityczny (rosnąca ingerencja ze strony państwa
oraz poszerzony dostęp do pozycji elitarnych i zwiększająca się partycypacja - ty­
le że zmieniła się forma tegoż), zmiana struktury społecznej (zerwanie tradycyj­
nych więzów i przypisanych ról, na skutek rozwoju miast, ekspansji oświatowej,
rozwoju sieci komunikacyjnej i ustalanie statusu społecznego w oparciu o kryte­
ria osiągnięć, nie zaś kryteria statusu) i rozwój kulturalny (racjonalizacja, seku­
laryzacja i zastępowanie orientacji partykularnych uniwersalnymi - tutaj z pew­
nymi zastrzeżeniami, dotyczącymi grup osób i wartości wykluczonych ze
względów ideologicznych; niemniej jednak niemal każdy system społeczno-poli­
tyczny pewne grupy i wartości wyklucza, choć niekoniecznie w tak brutalny spo­
sób, jak czynili to naziści). Wynika z tego jednoznacznie, że narodowy socjalizm
był częścią nowoczesności, jej nieodrodnym dzieckiem.
Jedyny skuteczny antynazizm
Nie oznacza to oczywiście w ż a d n y m wypadku relatywizacji z b r o d n i
i o k r u c i e ń s t w n a z i z m u oraz nie zwalnia nikogo z odpowiedzialności za nie.
Pozwala j e d n a k widzieć je we właściwym kontekście - kontekście nowocze­
sności, wielu tzw. zdobyczy cywilizacyjnych i „ p o s t ę p u " . Oczywiście, taka
perspektywa oglądu n a z i z m u i jego z b r o d n i będzie nie w s m a k wielu o s o b o m
i środowiskom, zwłaszcza tym, k t ó r e są gorącymi o r ę d o w n i k a m i tejże n o w o ­
czesności. Stawia ich b o w i e m p r z e d niezwykle t r u d n y m p y t a n i e m : co n a m
po nowoczesności, gdy j e d n ą ze s t r o n tego m e d a l u s t a n o w i lekceważenie
człowieczego życia, p r z e m o c i ludobójstwo? Skoro n o w o c z e s n o ś ć generuje
terror i szaleństwo, to przecież nie s p o s ó b twierdzić, że ta s a m a nowocze­
sność m o ż e być l e k a r s t w e m na takie bolączki. Jak pokazuje przykład nie tyl­
ko nazizmu, ale i innych r ó w n i e bestialskich rozwiązań towarzyszących m o ­
dernizacji, zjawiska takie są n i e o d ł ą c z n ą częścią n o w o c z e s n o ś c i . O d p o w i e d ź
z a p e w n e b r z m i a ł a będzie tak: w s z a k nie cała n o w o c z e s n o ś ć to z b r o d n i e
i przemoc, m n ó s t w o w niej pozytywnych zdobyczy - i wystarczy sięgać wy­
łącznie po nie, wciąż czuwając, by druga, „ c i e m n a " s t r o n a m o d e r n y nie zdą­
żyła ukazać n a m p o n o w n i e swego oblicza. Zapytajmy jednak, czy jest to
=IMA-200
3
w ogóle możliwe. Czy da się wziąć z tej m o n e t y tylko awers, nie biorąc jed­
nocześnie rewersu? Czyż nie lepiej i bezpieczniej odrzucić całą m o n e t ę ?
Oczywiście nie w sensie d o s ł o w n y m , bo od wielu w y n a l a z k ó w czy zdobyczy
nowoczesności nie m a już z a p e w n e o d w r o t u (choćby o d i n s t r u m e n t a r i u m
technologicznego) - lecz w sensie rewizji wielu obecnie dominujących war­
tości, postaw, w z o r c ó w kulturowych i rozwiązań systemowych. Czyż naj­
pewniejszym zabezpieczeniem p r z e d o b ł ę d e m nie byłoby p r z y p a d k i e m się­
gnięcie do takich rozwiązań i wartości, k t ó r e nie są skażone d u c h e m
moderny, przywrócenie im dawnej świetności, restauracja d a w n e g o porząd­
ku w nowych realiach kulturowych i technologicznych? O d p o w i e d ź wydaje
się twierdząca, zwłaszcza gdy u ś w i a d o m i m y sobie, że wiele s k o m p r o m i t o w a ­
nych, zdawałoby się, na zawsze, p o m y s ł ó w z a r s e n a ł u n o w o c z e s n e g o , nazi­
stowskiego szaleństwa, p o w r a c a dzisiaj p o n o w n i e . Powraca p o d i n n ą posta­
cią. Już nie w imię „ d o b r a w s p ó l n o t y n a r o d o w e j " , lecz w i m i ę „wolności
osobistej", „emancypacji", „ u m o ż l i w i e n i a nauce rozwiązania bolączek ludz­
kości", „polepszenia kondycji e k o n o m i c z n e j " itp. Powraca eutanazja, powra­
ca eugenika skryta za manipulacjami genetycznymi, p o w r a c a segregacja na
p e ł n o - i bezwartościowych skrywana za p r o j e k t a m i „ s p o ł e c z e ń s t w a formuły
20:80", za „żelaznymi r e g u ł a m i " rynku, za n i e p r z e r w a n y m p o t o k i e m sloga­
n ó w o konieczności rozwoju nauki, technologii i gospodarki.
Takie wnioski nie są oczywiście mile w i d z i a n e w świecie, w k t ó r y m tra­
dycjonalizm przedstawiany jest jako największe zagrożenie wartości h u m a ­
nistycznych, pokoju, s w o b ó d obywatelskich etc. Czający się na zdobycze n o ­
woczesności
„fundamentaliści"
są
rzekomo
ideowymi
spadkobiercami
nazistów i - co za tym idzie - gdyby dać im zbyt wielkie pole do p o p i s u d o ­
prowadziliby do równie tragicznych w y d a r z e ń jak tamci. U z n a n i e n a r o d o w e ­
go socjalizmu za dziecko n o w o c z e s n o ś c i byłoby o b a l e n i e m centralnych d o ­
gmatów
stojących
na
straży
(po)nowoczesnego
ładu
kulturowego,
politycznego i m o r a l n e g o . Oznaczałoby daleko idące p r z e w a r t o ś c i o w a n i a
w całym dotychczasowym opisie dziejów n o w o ż y t n y c h . Przede w s z y s t k i m
oznaczałoby też s f o r m u ł o w a n i e w n i o s k u burzącego dzisiejszą hierarchię
wartości: że to tradycjonalizm i towarzyszące mu p o s t a w y są najlepszą
o c h r o n ą przed s z a l e ń s t w e m n a z i z m u i p o d o b n y c h j e m u z w y r o d n i e ń . To nie
liberalizm i myśl lewicowa stanowić miałyby z a p o r ę przed rozprzestrzenia­
n i e m się barbarzyństwa i szaleństwa, gdyż są n a z n a c z o n e tymi s a m y m i przy32
FRONDA 25/26
padłościami, co nazizm i tak s a m o jak on p o d a t n e na uległość w o b e c nieelim i n o w a l n e g o pierwiastka zła w człowieczym c h a r a k t e r z e . Rehabilitacja tra­
dycjonalizmu oznaczałaby całkowity p r z e w r ó t w dziedzinie wartości uzna­
wanych za g o d n e i s ł u s z n e oraz tych, k t ó r e należałoby zwalczać w imię ładu
społecznego i t r w a n i a zbiorowości ludzkich w dobrej kondycji. O k i e ł z n a ć
szaleństwo znaczyłoby położyć kres p i ę t n o w a n i u „ f u n d a m e n t a l i z m u " rozu­
m i a n e g o jako w i e r n o ś ć wielowiekowym, p o tylekroć s p r a w d z o n y m w a r t o ­
ściom i p o s t a w o m , w z a m i a n zaś krytykę tych wartości i postaw, k t ó r y m h o ł ­
duje „obóz p o s t ę p u " w jego wszelakich wcieleniach ideowych.
Dlatego też pytania o nazizm i jego n o w o c z e s n e oblicze oraz wynikające
stąd wnioski stają się nad wyraz zasadne właśnie dzisiaj. Bo właśnie dzisiaj,
teraz i tutaj, potrzebny jest n a m antynazizm. Nie spod znaku naiwnych i cwa­
nych młodzieniaszków, inżynierii społecznej, grantów od p o p u l a r n y c h funda­
cji, sensacyjnych doniesień telewizyjnych, politycznych gierek i oderwanych
od rzeczywistości podstarzałych ciałem, lecz wiecznie m ł o d y c h d u c h e m
ZIMA-2001
33
„bojowników o prawa człowieka" z t y t u ł a m i profesorskimi. Potrzebny jest
n a m antynazizm sięgający korzeni nazizmu, czyli m o d e r n y i jej zwyrodnień.
Potrzebny jest n a m antynazizm wartości sięgających poza epokę n o w o ż y t n ą .
Antynazizm dekalogu i prawa n a t u r a l n e g o , tradycji i z d r o w e g o c h ł o p s k i e g o
rozsądku, pokory i szacunku w o b e c Stwórcy i Jego dzieła. W p r z e c i w n y m wy­
padku z n ó w grozi n a m terror, p r z e m o c i zagłada - choć t y m r a z e m przybiera­
jące być m o ż e znacznie bardziej przyjemną dla oka i u c h a p o s t a ć niż mały facecik z wąsikiem i zaciśniętymi w gniewie u s t a m i .
REMIGIUSZ OKRASKA
„NAZIZM, TRZECIA RZESZA A PROCESY MODERNIZACJI",
WYBÓR I OPRACOWANIE HUBERT ORŁOWSKI, TŁUMACZYŁA MARIA TOMCZAK,
TOM ÓSMY „POZNAŃSKIEJ BIBLIOTEKI NIEMIECKIEJ",
WYDAWNICTWO POZNAŃSKIE, POZNAŃ 2000, SS. 687
PRZYPISY
1 Pisząc „ p r a w i c o w e " m a m ś w i a d o m o ś ć p e w n e g o u p r o s z c z e n i a , gdyż wiele z dzisiejszych ś r o d o ­
wisk o k r e ś l a n y c h t y m m i a n e m n i e w i e l e w s p ó l n e g o m a z p o s t a w ą o j a k ą t u c h o d z i . U p r o s z c z e ­
n i e t o j e s t t y m bardziej mylące, ż e p e w n e postawy, j a k i e m a m y n a u w a d z e ( n p . k r y t y k a sekula­
ryzacji i jej n a s t ę p s t w ) s p o r a d y c z n i e w y s t ę p o w a ł y w ł o n i e i n n y c h opcji p o l i t y c z n y c h : na lewicy,
w formacjach c e n t r o w y c h ( l i b e r a ł o w i e czy l u d o w c y ) . U ż y w a m y t e r m i n u p r a w i c a w ł a ś n i e z e
w z g l ę d u n a p r z y p i s a n i e n a z i z m o w i etykietki „skrajnej p r a w i c y " , c h o ć t e r m i n e m w ł a ś c i w i e od­
dającym s e n s n a s z y c h z a m y s ł ó w jest t r a d y c j o n a l i z m . O n w ł a ś n i e w s k a z u j e n a „ n i e n o w o c z e s n e "
w a r t o ś c i b ę d ą c e z a p r z e c z e n i e m n a r o d o w e g o socjalizmu: religijność, o r g a n i c z n e ujęcie s p o ł e ­
c z e ń s t w a (a raczej - w s p ó l n o t y ) , w i e r n o ś ć t r a d y c j o m k u l t u r o w y m i d z i e d z i c t w u p r z o d k ó w , n i e ­
c h ę ć d o p o c h o p n y c h i d a l e k o p o s u n i ę t y c h p r z e o b r a ż e ń , p o s t r z e g a n i e r z e c z y w i s t o ś c i bardziej
p r z e z p r y z m a t d u c h a niż m a t e r i i , p o w i ą z a n i e w ł a s n o ś c i z partycypacją w d o b r u w s p ó l n y m , wol­
ność s k o r e l o w a n a z o d p o w i e d z i a l n o ś c i ą etc.
2
C z ę ś c i o w o oddaje to n a w e t j e g o n a z w a , w której n a r o d o w i t o w a r z y s z y w ł a ś n i e socjalizm. W a r t o
przy t y m z a u w a ż y ć , ż e t o z e s t a w i e n i e n i e tylko w s k a z u j e n a p r z y n a j m n i e j c z ę ś c i o w ą „ p o s t ę p o ­
w o ś ć " n a z i z m u (nowoczesny socjalizm p l u s r z e k o m o s t a r o d a w n y n a r ó d ) , ale n a „ p o s t ę p o w o ś ć "
całkowitą, gdy u ś w i a d o m i m y sobie, że n a r ó d w r o z u m i e n i u n a z i s t o w s k i m czy w s p ó ł c z e s n y m
jest t y p o w o nowoczesnym k o n s t r u k t e m , n i e m a j ą c y m wiele w s p ó l n e g o n p . z e ś r e d n i o w i e c z n y m
p o j m o w a n i e m z b i o r o w o ś c i e t n i c z n y c h i t e r y t o r i a l n y c h . N a r ó d t a k p o j m o w a n y j e s t j a k najbar­
dziej „zdobyczą p o s t ę p u " , d o ś ć w s p o m n i e ć , ż e h a s ł e m u ż y w a n y m c z ę s t o k r o ć p o d c z a s R e w o l u ­
cji Francuskiej było z a w o ł a n i e „Precz z K r ó l e m , n i e c h żyje N a r ó d ! " .
3
Na taki jego c h a r a k t e r wskazywali n i e k t ó r z y publicyści p r a w i c o w i , w i d z ą c w n i m p o w r ó t nie do
c z a s ó w b e z p o ś r e d n i o s p r z e d n a s t a n i a n o w o ż y t n o ś c i , lecz d o p r z e d c h r z e ś c i j a ń s k i e g o b a r b a r z y ń ­
stwa. W Polsce t e z y t e g o rodzaju r o z p r o p a g o w a ł C e z a r y M i c h a l s k i ( p s e u d o n i m M a r e k Tabor)
w eseju „ E z o t e r y c z n e ź r ó d ł a n a z i z m u " ( w t e g o ż „ P o w r ó t c z ł o w i e k a b e z w ł a ś c i w o ś c i " , W a r s z a w a
1 9 9 7 ) . J e g o z d a n i e m , n a z i z m był r u c h e m c z e r p i ą c y m obficie z tradycji p o g a ń s k i c h , p r z e p o j o n y m
o d w o ł a n i a m i d o e z o t e r y c z n y c h p r a k t y k nawiązujących d o s t a r o g e r m a ń s k i e j p l e m i e n n o ś c i . N a
daleko posuniętą nietrafność takich w n i o s k ó w wskazał Tomasz Gabiś w d w ó c h polemicznych
34
FRONDA 25/26
a r t y k u ł a c h : „ N a z i z m , czyli g e r m a ń s k i N e w Age u w ł a d z y " (Nowe Państwo nr 7 / 1 9 9 8 ) i „ H i t l e r
j a k o m a c z u g a " (Nowe Państwo n r 2 6 / 1 9 9 8 ) . N i e a d e k w a t n o ś ć w n i o s k ó w M i c h a l s k i e g o p o t w i e r ­
dza w p e w n e j m i e r z e d o k o n a n y p r z e z S t a n i s ł a w a P o t r z e b o w s k i e g o o p i s polityki h i t l e r o w c ó w
wobec niemieckich środowisk neopogańskich,
naznaczonej p r z e ś l a d o w a n i a m i „tradycjonali­
s t ó w " s p o d z n a k u W o t a n a (S. P o t r z e b o w s k i - „ R u c h y n e o p o g a ń s k i e w N i e m c z e c h a w ł a d z e III
R z e s z y " , Nomos - kwartalnik religioznawczy nr 2 4 / 2 5 ,
1 9 9 8 / 1 9 9 9 ) o r a z wiele i n n y c h a n a l i z wska­
zujących n a i n s t r u m e n t a l n e i n i e k o n s e k w e n t n e t r a k t o w a n i e t e g o r o d z a j u ś w i a t o p o g l ą d u p r z e z
n a z i s t ó w ( n p . F.-W. H a a c k , „ N e o p o g a n i z m w N i e m c z e c h . P o w r ó t W o t a n a - religia k r w i , r a s y
i z i e m i " , K r a k ó w 1 9 9 9 ) . P a r a d o k s a l n i e , z a r ó w n o G a b i ś , zdający się o p o w i a d a ć za t e z ą o n o w o ­
c z e s n y m i „ p o s t ę p o w y m " ( t e c h n o k r a t y c z n y m ) c h a r a k t e r z e n a r o d o w e g o s o c j a l i z m u , j a k i Mi­
chalski wskazujący n a p e w n ą rolę o d w o ł a ń d o p o g a ń s t w a i p r a k t y k e z o t e r y c z n y c h , m a j ą rację.
G a b i ś d l a t e g o , że „ e z o t e r y c z n e ź r ó d ł a n a z i z m u " były - m ó w i ą c o b r a z o w o - n i e z b y t obfite i żad­
n a w i ę k s z a r z e k a z n i c h n i e p o w s t a ł a , a s a m r e ż i m m i a ł c h a r a k t e r n a w s k r o ś n o w o c z e s n y . Mi­
chalski d l a t e g o , ż e p o g a ń s k o - e z o t e r y c z n e e l e m e n t y w y s t ę p o w a ł y w p r a k t y c e n a r o d o w y c h socja­
l i s t ó w (najbardziej w i d o c z n e j e s t to w przyjęciu s w a s t y k i za s y m b o l r u c h u i r e ż i m u ) . Tyle tylko,
ż e Michalski nie d o s t r z e g a , i ż ó w e z o t e r y z m był j a k najbardziej n o w o c z e s n y . N a z i ś c i n i e n a w i ą ­
zywali d o żywej tradycji, k t ó r a p r z e t r w a ł a tysiące lat, lecz d o d z i e w i ę t n a s t o w i e c z n e j m o d y kul­
t u r o w e j , łączącej m . i n . z a i n t e r e s o w a n i a p o g a ń s t w e m z „ n a u k o w y m i " u s t a l e n i a m i o c h a r a k t e r z e
r a s i s t o w s k i m , fantazjami r ó ż n y c h w y k o l e j e ń c ó w i d o w o l n i e t w o r z o n y m i t e o r i a m i , k t ó r e n a w e t
n i e brały p o d u w a g ę d o c i e k a ń h i s t o r y k ó w czy a r c h e o l o g ó w d o t y c z ą c y c h z a m i e r z c h ł e j p r z e s z ł o ­
ści. Ten „ e z o t e r y z m " n a z i z m u był n a w s k r o ś n o w o c z e s n y - t a k s a m o j a k dzisiaj n o w o c z e s n y ,
a nie t r a d y c j o n a l i s t y c z n y jest N e w Age, k t ó r y r ó w n i e ż n i e m a nic w s p ó l n e g o z u s t a l e n i a m i n a ­
u k o w c ó w czy j a k ą k o l w i e k ż y w ą tradycją. N i e był o n p r z y t y m n i e m i e c k ą specyfiką - p o w s t a ł w e
Francji i Wielkiej Brytanii i s t a m t ą d p r z e n i k n ą ł do n i e m i e c k i c h k r ę g ó w m i e s z c z a ń s k i c h w p o l o ­
w i e XIX w i e k u . N a w e t j e d n a k j a k o t y p o w y p r o d u k t n o w o c z e s n e g o , z s e k u l a r y z o w a n e g o ś w i a t a
n i e m i a ł w i e l k i e g o w p ł y w u na r o z w ó j sytuacji w III R z e s z y - i t u t a j rację ma n i e w ą t p l i w i e Ga­
biś.
4
Z j e d n y m w s z a k ż e , acz z n a m i e n n y m wyjątkiem, j a k i m j e s t r o z p r a w a D a n a D i n e r a „Racjonaliza­
cja i m e t o d a . O n o w e j p r ó b i e w y j a ś n i e n i a ' r o z w i ą z a n i a o s t a t e c z n e g o ' " . D i n e r w s k a z u j e p r z e k o ­
nywująco na n i e d o r z e c z n o ś ć t e z - p o s t a w i o n y c h p r z e z i n n y c h b a d a c z y - o z a g ł a d z i e l u d n o ś c i ży­
dowskiej
w
wyniku
li
tylko
ekonomicznie
warunkowanej
racjonalizacji
procesów
g o s p o d a r c z y c h . H o l o c a u s t u n i e d a się wyjaśnić p r z y p o m o c y o d w o ł a ń d o m o d e r n i z a c j i w d z i e ­
d z i n i e g o s p o d a r k i , c h o ć da się to z r o b i ć - na co z w r ó c i m y u w a g ę - w s k a z u j ą c na nowoczesny c h a ­
r a k t e r h i t l e r o w s k i e g o r a s i z m u i a n t y s e m i t y z m u : gdy o d r z u c i m y m o c n o w ą t p l i w ą t e z ę o j e g o
„wyjątkowości", t z n . p o r ó w n a m y n i e m i e c k i e l u d o b ó j s t w o Ż y d ó w (oraz, o c z y m c o r a z rzadziej
się p a m i ę t a , Cyganów, n a r o d ó w s ł o w i a ń s k i c h etc.) z m a s o w y m i m o r d a m i całych g r u p e t n i c z ­
n y c h i n a r o d o w o ś c i o w y c h w Z S R R czy m a s a k r ą O r m i a n z rąk Turków, k t ó r e to w y d a r z e n i a r ó w ­
n i e ż w p i s u j ą się w s c h e m a t m o d e r n i z a c y j n y .
ZIMA-2001
35
O HANNE D
-O
SA
JENSENA
DODARIO
F
O
ERNST
WEISSKOPF
Kiedy w 1997 roku D a r i o Fo został l a u r e a t e m literackiej N a g r o d y Nobla,
wielu pisarzy i publicystów nie p o s i a d a ł o się z o b u r z e n i a - przecież w czasie
wojny Fo walczył w o d d z i a ł a c h najbardziej fanatycznych faszystów, jako
ochotniczy skoczek s p a d o c h r o n o w y w republice Salo M u s s o l i n i e g o , n a t o ­
miast po wojnie stał się piewcą k o m u n i z m u , czego n i e z m i e n i ł o n a w e t ujaw­
nienie zbrodni t e g o s y s t e m u . Czy j e d n a k m a s e n s o b u r z a n i e się n a w e r d y k t
K o m i t e t u Noblowskiego? Cofnijmy się o p o n a d p ó ł wieku...
Rok 1944 s t a n o w i ł a p o g e u m ludobójstwa, jakiego na Ż y d a c h d o k o n a l i
niemieccy naziści. „ O s t a t e c z n e r o z w i ą z a n i e " kwestii żydowskiej m i a ł o , we­
dług hitlerowców, solidną p o d b u d o w ę n a u k o w ą - była nią „ n a u k a " o wyż­
szości rasy nordyckiej n a d żydowską. Pod k o n i e c tegoż roku j u r o r z y z Aka­
demii
Szwedzkiej
ogłosili
laureatem Nagrody Nobla duńskiego pisarza
J o h a n n e s a Yilhelma J e n s e n a - piewcę rasowej wyższości l u d ó w nordyckich.
36
FRONDA 25/26
Jensen zadebiutował jako powieściopisarz w roku
1896
u t w o r e m zatytułowanym „Duńczycy". W tej autobiograficznej
powieści opisał swoje odejście od chrześcijaństwa. P o w o d e m
porzucenia religii było zauroczenie teorią Darwina. Z czasem
stał się zwolennikiem d a r w i n i z m u społecznego, czyli poglądu, że w życiu spo­
łecznym na przetrwanie zasługują jedynie j e d n o s t k i lub n a r o d y najsilniejsze
i najlepiej przystosowujące się do zmieniających warunków. W t y m wyborze
utwierdzały go studia medyczne, zwłaszcza zaś b a d a n i e aberracji psychicz­
nych. Pisarz opowiadał się za p r o w a d z e n i e m przez p a ń s t w o aktywnej polity­
ki eugenicznej, mającej na celu wyeliminowanie ze społeczeństwa o s ó b niepełnowartościowych, n p . przez p r z y m u s o w ą sterylizację.
W 1901 roku J e n s e n napisał swój p r o g r a m o w y manifest
z a t y t u ł o w a n y „Gotycki r e n e s a n s " . Pod w p ł y w e m idei Nie­
t z s c h e g o i D a r w i n a odrzucał wizję świata o p a r t e g o na m e ­
tafizyce i sztuce, k t ó r e m u przeciwstawiał z m e c h a n i z o w a n y
świat techniki i n a u k i . Jego z d a n i e m , rozwój technologii
i wiedzy p o w i n i e n rozwiązać wszystkie bo­
lączki ludzkości. Za jedynych p r a w d z i w y c h
nosicieli n o w o c z e s n o ś c i i p o s t ę p u u w a ż a ł
ludzi aktywnych, praktycznych, p e ł n y c h witalności i p o m y s ł o w o ś c i , a tych
o d n a j d o w a ł jedynie w ś r ó d G o t ó w
(stąd t y t u ł „Gotycki r e n e s a n s " ) .
Do tej wyróżnionej rasy J e n s e n
zaliczał
Niemców,
Anglosasów
i Skandynawów.
Jego kolejne utwory, n p . zbiór esejów „ N o w y świat", przepojone były za­
chwytami n a d osiągnięciami współczesnej techniki, a z a r a z e m głosiły wyż­
szość rasową Gotów. J e n s e n zafascynowany był też twórczością Kiplinga - kiplingowskie
opisy walki
o przeżycie m i ę d z y z w i e r z ę t a m i
w dżungli przenosił na relacje społeczne.
Swoje opus magnum, dzieło życia, k t ó r e m u zawdzięczał
zresztą przyznanie Nagrody Nobla, J e n s e n pisał aż p r z e z
czternaście lat. Jego s z e ś c i o t o m o w y cykl powieściowy „ D ł u g a
p o d r ó ż " to wielki fresk historyczny p o ś w i ę c o n y zwycięskieZIMA-200 I
37
mu
pochodowi
ludów
nordyc­
kich przez dzieje ludzkości. Za­
czyna się od wynalezienia ognia
przez p o m y s ł o w y c h Gotów; na­
stępnie o p i s a n a jest walka l u d ó w
nordyckich
z
posuwającym
się
z północy l o d o w c e m - podczas
gdy i n n e p l e m i o n a uciekły przed z i m n e m na p o ł u d n i e , tylko Goci, najdziel­
niejsi z dzielnych, najbardziej wytrwali, zdolni p r z e t r w a ć w e k s t r e m a l n y c h
warunkach, nie przelękli się lodowca i zostali, by toczyć b o h a t e r s k ą walkę
z żywiołem... W t e n sposób od czasów prehistorycznych aż do n o w o ż y t n o ś c i
snuje się opowieść o rasie władców, odkrywców i geniuszy. O s t a t n i t o m p t .
„Christofer C o l u m b u s " przedstawia odkrycie Ameryki przez Kolumba, który
w e d ł u g J e n s e n a nie był wcale p o c h o d z e n i a włoskiego, lecz nordyckiego.
Jeżeli już raz z b r o d n i e n a z i z m u n i e uczuliły c z ł o n k ó w K o m i t e t u N o blowskiego na zachłyśnięcie się twórczością piewcy nordyckiej wyższości
rasowej,
zbrodnie
to
dlaczego
komunizmu
później
miały
uczulić ich na zachwyty nad en­
tuzjastą walki klas? Tym bardziej,
że z a r ó w n o wówczas jak i dziś
panował w Szwecji
klimat p o ­
w s z e c h n e g o przyzwolenia dla po­
stępowej
inżynierii
społecznej.
ERNST WEISSKOPF
38
FRONDA
25/26
Ideologię „Nowego Ładu Europejskiego" przedstawia­
ła książka „Zdradzony socjalizm" (w latach 1941-43
ukazał się milion jej egzemplarzy!). Jej autor Karl I. Al­
brecht pisał, że „Wehrmacht niemieckiego ludu, nie­
mieckich robotników i chłopów" wspólnie z towarzy­
szami broni z całej Europy „walczy o dobrą sprawę,
o socjalizm przeciw bolszewizmowi!" Owocem zwycię­
stwa tej wojny będzie „świat prawdziwej socjalistycz­
nej wspólnoty narodów w Europie i w całym świecie".
BRU
NATNA
EURO
PA
JAROSŁAW
„Jesteśmy
Nasz kraj,
może
TOMASIEWICZ
bardziej zainteresowani Europą
nasz lud,
z
Dlatego
wprowadzania
niezgody
i
niż
inne
kraje...
nasza kultura i nasza gospodarka wyrastają
musimy
destrukcji
ogólnoeuropejskich
przeciwstawiać się
do
europejskiej
warunków.
wszelkim
rodziny
próbom
narodów".
Adolf Hitler, 1937
Mitteleuropa
Faszyzm powszechnie kojarzony jest z nacjonalizmem, choć w rzeczywisto­
ści jego rdzeniem jest imperializm. Nazizm wyrasta! z gleby bismarckowskich
ZIMA
200 1
39
tradycji imperialistycznych, przejmując koncepcje polityki zagranicznej Drugiej
Rzeszy. Sięgają o n e roku 1800, kiedy to J o h a n n Fichte wydal pracę Der geschlossene Handelsstaat (Zamknięte p a ń s t w o handlowe), proponując w niej stworzenie
z Niemiec „autarkicznego" tj. samowystarczalnego gospodarczo organizmu p o ­
litycznego w naturalnych granicach. Idea ta, rozwijana przez ludzi takich jak
Friedrich List („Narodowy system ekonomii politycznej", 1841) czy Paul de Lagarde (1850), propagowana przez Związek Wszechniemiecki (Alldeutscher Verband), na początku XX w. skonkretyzowała się w postaci dwóch komplementar­
nych idei: koncepcji Wielkiego Obszaru Gospodarczego i doktryny geopolityki.
Idea Grossraumwirtschaft
(Gospodarki Wielkiego O b s z a r u )
zasadzała się
na stworzeniu bloku samowystarczalnego e k o n o m i c z n i e , a więc na określe­
niu wielkości obszaru w e d ł u g k r y t e r i u m opłacalności autarkii i powiększa­
niu go w różnych strefach geograficznych w celu u r o z m a i c e n i a produkcji. Ta­
kie t e r y t o r i u m m u s i a ł o mieć o d p o w i e d n i potencjał p r z e s t r z e n n y (własne
zasoby n a t u r a l n e i źródła energii, korzystne w a r u n k i komunikacyjne) i de­
mograficzny (dużą siłę nabywczą ludności, nadwyżkę rąk do pracy), wysoki
poziom techniki, wreszcie centralny obszar wiodący (Kernland) dla zapewnie­
nia jednolitego kierownictwa gospodarczego. Granice takiego o b s z a r u spró­
bował zakreślić Friedrich N a u m a n n pisząc w 1915 r. pracę Mitteleuropa, we­
dle której t e r e n y od M o r z a P ó ł n o c n e g o i Bałtyku do Alp, Adriatyku
i p o ł u d n i o w e g o krańca Równiny Naddunajskiej tworzyły geograficzną jed­
ność. „Ten obszar - pisał - należy rozpatrywać jako całość, jako wielkie brat­
nie p a ń s t w o , jako sojusz obronny, jako e k o n o m i c z n y okręg." U z u p e ł n i e n i e m
tej „Europy Środkowej" miały być (oprócz rzecz j a s n a z a m o r s k i c h kolonii)
także Bałkany, Turcja i Bliski Wschód; N a u m a n n przewidywał też rozszerze­
nie tego obszaru n a E u r o p ę W s c h o d n i ą p o Kaukaz.
Klęska Rzeszy w I wojnie światowej bynajmniej nie zmniejszyła niemiec­
kich a p e t y t ó w - n p . w m a r c u 1931 r. Carl D u i s b e r g z IG Farben m ó w i ł o „za­
m k n i ę t y m bloku gospodarczym od Bordeaux do Sofii" p o d p r z e w o d n i c t w e m
Niemiec. Także Hitler to aprobował, polemizując z domagającym się autarkii
Strasserem: „Jesteśmy uzależnieni od i m p o r t u wszystkich ważnych surow­
ców i nie mniej uzależnieni od e k s p o r t u p r o d u k t ó w p r z e m y s ł o w y c h . (...) na­
szym z a d a n i e m jest wziąć w swe ręce organizację całego świata, tak aby każ­
dy kraj p r o d u k o w a ł to, co dla niego najbardziej o d p o w i e d n i e ; to białej rasie,
rasie nordyckiej, przypadła w udziale realizacja t e g o gigantycznego p l a n u " .
40
FRONDA 25/26
Na początku 1934 r. miał powiedzieć: „Nie m o ż e m y ograniczać swoich ce­
lów do r a m narodowych, jak Bismarck. Będziemy p a n o w a ć n a d E u r o p ą albo
jako n a r ó d r o z p a d n i e m y się", przy czym wyjaśniał: „ N i e chodzi o to, by stwo­
rzyć jakąś taką m i n i a t u r k ę spokojnej P a n e u r o p y z N i e m c a m i p o ś r o d k u jako
d o b r y m wujkiem..."
Naukowe uzasadnienie ekonomicznej ekspansji Niemiec dawała geopolity­
ka - dyscyplina rozpatrująca p a ń s t w o jako organizm geograficzny (zjawisko
w przestrzeni) i biologiczny. Jej prekursorami byli niemiecki uczony Friedrich
Ratzel (1844-1904) i szwedzki prawnik Rudolf Kjellen (1864-1922), ale rozwi­
niętą formę nadał doktrynie prof. Karl Haushofer, od 1919 r. prowadzący na
uniwersytecie w Monachium cykl wykładów o geopolityce. Z d a n i e m geopolityków zmiany granic nie powinny naruszać naturalnych linii oddzielających róż­
ne obszary geograficzne, natomiast granice polityczne w tym obrębie były dla
nich czymś względnym i płynnym, z a s a d y współżycia ograniczające możliwość
zmiany terytorium kwestionowali oni jako sztuczne. Rudolf Hess, „człowiek
n u m e r dwa" w NSDAP zaczynał jako asystent Haushofera, nic więc dziwnego,
że naziści zaadaptowali geopolitykę jako „narodowosocjalistyczne stanowisko
wobec narodu i przestrzeni, wobec
państwa i jego bytu".
Nazizm dodał kolejne piętro
do tej konstrukcji, formułując pió­
rem swego „ n a d w o r n e g o j u r y s t y "
Carla
Schmitta
teorię
Grossrau-
mordnung (Ładu Wielkiego Obsza­
ru) w dziedzinie prawa międzyna­
rodowego.
W kwietniu
1939
r.
przedstawił on plan zorganizowa­
nia przestrzeni
amerykańskiej
świata na w z ó r
doktryny M o n r o -
ego. Jego zdaniem w polityce mię­
dzynarodowej
być
nie
podmiotem
państwa,
ale
mają
„wielkie
przestrzenie", z których każda ma
swego h e g e m o n a w postaci pań­
stwa
najsilniejszego,
Z1MA2001
ograniczają41
cego s u w e r e n n o ś ć p a ń s t w o w ą pozostałych. Postulował oparcie bloków na he­
gemonii rasowej i jednolitym światopoglądzie oraz redukcję p r a w a międzyna­
rodowego; twierdził, że istotne znaczenie mają granice m i ę d z y blokami a nie
p a ń s t w a m i (Hitler uzupełniał to ideą likwidacji mniejszych p a ń s t w : „Czasy
małych p a ń s t e w e k już m i n ę ł y " ) . P r a w n o m i ę d z y n a r o d o w e koncepcje Schmitta znalazły swe odzwierciedlenie w u k ł a d a c h o podziale stref w p ł y w ó w z W ł o ­
chami, ZSRR i Japonią. Ich echa m o ż n a było też usłyszeć w wywiadzie, jakie­
go Hitler udzielił w czerwcu
1940 r.
a m e r y k a ń s k i e m u dziennikarzowi
Wiegandowi: oznajmił w n i m , że III Rzesza nie będzie tolerowała m i e s z a n i a
się jakiegokolwiek p a ń s t w a pozaeuropejskiego w sprawy, które leżą w nie­
mieckiej strefie wpływów. E u r o p a należy do Europejczyków, tak s a m o jak
Ameryka do Amerykanów.
Opierając się na w i e l k o n i e m i e c k i m dziedzictwie n a r o d o w y socjalizm
u d o w a d n i a ł swój na w s k r o ś szowinistyczny charakter. W p r z e m ó w i e n i u wy­
głoszonym w g r u d n i u 1919 r. Hitler u z n a ł za w r o g ó w N i e m i e c a b s o l u t n i e
wszystkie p a ń s t w a . Ale już pisząc Mein Kampf szukał potencjalnych sojuszni­
ków, za których u z n a ł Wielką Brytanię i - o dziwo! - n i e g e r m a ń s k i e Włochy.
P o m i m o swego r a s i z m u Hitler zawierał p r z y m i e r z a kierując się w z g l ę d a m i
czysto pragmatycznymi, co jeszcze dobitniej u d o w o d n i ł zawierając alianse
z J a p o n i ą czy Rosją. Z n a l a z ł o to j e d n a k swoje u z a s a d n i e n i e w wyborze stra­
tegii. W II t o m i e Mein Kampf Hitler pisał: „ Z a t r z y m u j e m y odwieczny p o c h ó d
G e r m a n ó w na p o ł u d n i e i zachód E u r o p y i zwracamy w z r o k ku krajom na
wschodzie", zaś w Zweites Buch p o s t a w i ł k r o p k ę n a d „ i " : „nie ma ofiary, k t ó ­
ra byłaby zbyt wielka dla zdobycia przychylności Anglii".
Hitler pozostał j e d n a k szowinistą. L a t e m 1932 r. m ó w i ł : „Nigdy nie przy­
z n a m i n n y m n a r o d o m takich samych praw, jakie p o s i a d a ć będzie n a r ó d nie­
miecki. N a s z y m z a d a n i e m jest p o d p o r z ą d k o w a n i e sobie innych narodów,
a nie udzielanie im przywilejów. Tylko my j e s t e ś m y p o w o ł a n i do t w o r z e n i a
nowej warstwy p a n ó w . " Ale ideologia n a z i s t o w s k a coraz częściej odwoływa­
ła się do pojęcia Europy. M a r t i n Heidegger w artykule „ N a r o d o w y socjalizm
jako opiekun
europejskiego b y t u "
(1935)
przeciwstawiał
Europę
Rosji
i Ameryce, k t ó r e - „patrząc metafizycznie" - są tak s a m o materialistyczne.
Ważniejsza była j e d n a k książka Das Reich und die Krankheit Europas, n a p i s a n a
w 1938 r. przez stypendystę Fundacji Rockefellera (!) C h r i s t o p h a Stedinga;
wywarła o n a wielkie w r a ż e n i e na Heydrichu, który polecił ją H i m m l e r o w i .
42
FRONDA 25/26
Steding głosił, że semityzacja zagraża całej Europie, w o b e c czego p r z e d
N i e m c a m i stoi heroiczna misja ocalenia E u r o p y od c h a o s u i u s t a n o w i e n i e
n o w e g o ł a d u . Odwołując się do m o d e l u ś r e d n i o w i e c z n e g o Świętego Cesar­
stwa Rzymskiego N a r o d u Niemieckiego pisał: „wyższe historyczne p r a w o
N i e m i e c leży w fakcie, że przywracanie zdrowia politycznej organizacji Mitteleuropy n i e u c h r o n n i e pociąga za sobą odkrycie E u r o p y jako całości".
Antikomintern
Oprócz realnej czy wyimaginowanej w s p ó l n o t y i n t e r e s ó w bazą w s p ó ł p r a ­
cy Hitlera z innymi n a r o d a m i była też d o k t r y n a l n a w s p ó l n o t a europejskich
faszystów. W s p ó l n ą płaszczyznę tworzył p r z e d e w s z y s t k i m a n t y k o m u n i z m
i n t e r p r e t o w a n y w kategoriach rasowych. Ideolog n a z i z m u Alfred R o s e n b e r g
pisał n p . : „Bolszewizm oznacza b u n t m o n g o l o i d ó w przeciwko n o r d y c k i m
formom kultury, jest ż ą d a n i e m stepu,
oznacza p r ó b ę zrzucenia E u r o p y
w przepaść".
Tu jednak palma pierwszeństwa z pewnością należała się W ł o c h o m . Włoski
faszyzm, stworzony przez dysyden­
tów z lewicy, prawicowych nacjona­
listów i zafascynowanych nowocze­
snością
futurystów,
w
większym
stopniu odwoływał się do imperial­
nej idei starożytnego Rzymu niż do
liberalno-masońskich
rodowego
tradycji
Risorgimento.
na­
Mussolini
w październiku 1930 r. mówił: „fa­
szyzm jako idea, doktryna i realiza­
cja jest uniwersalny: włoski w swo­
ich
poszczególnych
powszechny
w
instytucjach,
swoim
duchu";
w marcu 1934 r. Duce ogłosił, że
faszyzm
ze
zjawiska
włoskiego
przekształcił się w uniwersalne.
Był to fakt. We Francji redago­
w a n e przez p o e t ę R o b e r t a BrasilZIMA200 1
43
lacha p i s m o Je suis partout głosząc u n i w e r s a l i z m d o k t r y n y faszystowskiej sta­
ło się „czymś w rodzaju oficjalnego o r g a n u faszyzmu m i ę d z y n a r o d o w e g o " .
W obozach organizowanych w imię p o j e d n a n i a dla m ł o d z i e ż y francuskiej
i niemieckiej uczestniczyła od 1932 r. r ó w n i e ż francuska m ł o d z i e ż prawico­
wa - z a r ó w n o faszyści jak konserwatyści - znajdując w s p ó l n y język z człon­
kami Hitlerjugend (Jerzy Eisler opisuje: „Starzy nacjonaliści francuscy patrzy­
li z podejrzliwością na tych m ł o d y c h obywateli ś w i a t a " ) . Faszyzm pociągał
jednak nie tylko p r a w i c o w c ó w uważających, że „lepszy Hitler niż Stalin", ale
też liberałów („radykałów") jak Bergery, socjalistów jak Deat czy k o m u n i ­
s t ó w jak Doriot.
W 1928 r. Asvero Gravelli założył miesięcznik Anti-Europa z p o d t y t u ł e m
„organ faszyzmu u n i w e r s a l n e g o " , n a ł a m a c h k t ó r e g o wzywał d o t w o r z e n i a
międzynarodówki faszystowskiej. M o ż n a t a m było przeczytać: „Faszyzm jest
antyeuropejski, p o n i e w a ż w s p ó ł c z e s n a E u r o p a (...), wciąż jest częściowo p o d
wpływem nieśmiertelnych zasad (Rewolucji Francuskiej - J . T . ) , podczas gdy
liczne e l e m e n t y ludności widzą w Moskwie s w e g o p r z e w o d n i k a . W o b e c ta­
kiej Europy, faszyzm jest antyeuropejski. Antyeuropejskość faszyzmu jest
(...) tymczasową pozycją historyczną, k t ó r a z o s t a n i e p o r z u c o n a gdy faszyzm
p o m o ż e Europie odzyskać r ó w n o w a g ę idei i d u c h a , w a r u n e k w s t ę p n y nowej
roli Europy w świecie."
W listopadzie 1932 r., w 10-lecie m a r s z u na Rzym, z inicjatywy Mussoliniego odbył się wielki zjazd p o ś w i ę c o n y jedności Europy, a w lipcu 1933 r.
powstały Komitety Akcji na rzecz U n i w e r s a l n o ś c i Rzymu (Comitati d'azione
per l'universalita di Roma). Wreszcie w g r u d n i u 1934 m i a ł miejsce w s z e c h e u ropejski zjazd faszystów w M o n t r e a u x , w k t ó r y m wzięli udział delegaci
z Francji, Norwegii, Irlandii, Szwajcarii, Belgii, Danii, Holandii, Szwecji, Por­
tugalii, Hiszpanii, Litwy, R u m u n i i , Grecji, Austrii, Polski i Węgier. Z w r a c a
uwagę nieobecność reprezentacji NSDAP; p r a w d o p o d o b n i e to sprawiło, że
kongres zdystansował się od p r o g r a m o w e g o a n t y s e m i t y z m u („Zjazd ogłasza,
że p r o b l e m żydowski nie m o ż e się przekształcić w p o w s z e c h n ą k a m p a n i ę
nienawiści przeciw Ż y d o m " ) . U t w o r z o n o z inicjatywy k o n g r e s u Komisję Ko­
ordynacyjną Faszyzmu U n i w e r s a l n e g o (Comissione di Coordinamento per 1'Intesa del Fascismo Universale), organizacje m ł o d z i e ż o w e Światowy Związek U n i ­
wersytecki na rzecz N o w e g o Ładu
Nouveau)
44
i Europa Giovane
(Union Universitaire Mondiale pour l'Ordre
(cel: w z m o c n i e n i e poczucia przynależności do
FRONDA 25/26
„wielkiej cywilizacji Z a c h o d u , w istocie swej grecko-rzymskiej, katolickiej,
faszystowskiej")
oraz p i s m o Antibolscevismo.
Rychło j e d n a k faszyści włoscy zostali z d y s t a n s o w a n i przez n i e m i e c k i c h
nacjonalsocjalistów. W 1933 r. z połączenia r ó ż n y c h niemieckich organizacji
antykomunistycznych p o w s t a ł p o d auspicjami M i n i s t e r s t w a Propagandy Antikomintern, który w odpowiedzi na k o m u n i s t y c z n e h a s ł o „frontu l u d o w e g o "
wezwał do połączenia się wszystkich a n t y k o m u n i s t ó w . W latach 1934-1940
działała też M i ę d z y n a r o d o w a W s p ó l n o t a Pracy Nacjonalistów (Internationale
Arbeitsgemeinschaft der Nationalisten)
H a n s a Kellera. Z kolei przywódca Hitler­
jugend Baldur von Schirach planował u t w o r z e n i e m i ę d z y n a r o d o w e j faszy­
stowskiej organizacji m ł o d z i e ż o w e j .
Crossraumwirtschaft
Ekspansja e k o n o m i c z n a Trzeciej Rzeszy wyprzedzała działania militarne.
Najlepiej widać było to na Bałkanach, systematycznie uzależnianych przez
kapitał niemiecki. Wypieraniu firm francuskich i angielskich towarzyszyła
k a m p a n i a p r o p a g a n d o w a głoszą­
ca, że o b e c n o ś ć N i e m c ó w na tych
terenach przyczyni się do u z d r o ­
wienia
miejscowej
gospodarki
i otworzy w N i e m c z e c h c h ł o n n y
rynek zbytu na miejscowe pro­
dukty rolne.
Przytoczmy j e d e n
przykład: koncern IG Farben naj­
pierw zachęcał bałkańskich rolni­
ków do uprawy roślin oleistych
zamiast zbóż (skupując je po ko­
rzystnych cenach), a po uzależ­
nieniu znacznej części rolnictwa
dokonał w 1937 r. drastycznej ob­
niżki dotychczasowych cen sku­
pu. Po 1938 r. N i e m c y kontrolo­
wali gospodarkę nie tylko Austrii
i Czech, ale też krajów formalnie
Z I M A 2001
45
niepodległych, zgadzających się na rozwój tylko tych gałęzi p r z e m y s ł u , k t ó ­
re były p o t r z e b n e III Rzeszy.
Wydawać się to m o ż e sprzeczne z h i t l e r o w s k i m i d e a ł e m gospodarczej
autarkii. Skoro j e d n a k N i e m c y nie m o g ł y być samowystarczalne, a do s a m o ­
wystarczalności dążyły - j e d y n y m wyjściem była a u t a r k i a w skali k o n t y n e n ­
tu. W e r n e r Daitz, kierownik U r z ę d u Polityki Zagranicznej NSDAP, j u ż
w 1936 r. planował s t w o r z e n i e „ a n t y k o m u n i s t y c z n e g o bloku g o s p o d a r c z e g o "
- kierowanego przez N i e m c y europejskiego p o r o z u m i e n i a p r z e m y s ł u , rolnic­
twa i h a n d l u . Świat w jego wizji m i a ł być podzielony na trzy strefy: Wielka
Europa z Afryką p o d h e g e m o n i ą Niemiec, Azja W s c h o d n i a z Australią p o d
h e g e m o n i ą Japonii i obie Ameryki p o d h e g e m o n i ą USA.
Wojna dała okazję realizacji t e g o p r o g r a m u . W lipcu 1940 r. m i n i s t e r go­
spodarki
F u n k przedstawił dyrektywy:
szeroka kooperacja e k o n o m i c z n a
i p l a n o w a n i e produkcji na długie okresy, stabilizacja k u r s ó w w y m i a n y walut,
wymiana doświadczeń, racjonalny podział pracy, u p r o s z c z e n i e w y m i a n y t o ­
warowej, oparcie s y s t e m u p ł a t n i c z e g o n a m a r c e , k o n t r o l a m i ę d z y p a ń s t w o ­
wego o b r o t u t o w a r o w e g o i polityki gospodarczej oraz finansowej krajów eu­
ropejskich.
specjalistów,
W
ślad
za
tym
opanowanie
idą p o r o z u m i e n i a k a r t e l o w e ,
kapitałowe
najważniejszych
kierowanie
przedsiębiorstw.
Niemcy wykorzystując okupację starały się w z m o c n i ć s w e pozycje e k o n o ­
miczne. Przedstawiciele niemieckiego górnictwa domagali się s t w o r z e n i a za­
chodnioeuropejskiego syndykatu węglowego, także IG Farben chciało kartelizacji w swej branży. N i e m i e c k i e h u t n i c t w o sprzeciwiało się rozwojowi h u t
we francuskiej Lotaryngii, p o d o b n e p o s t u l a t y zgłaszał p r z e m y s ł optyczny.
W Rzeszy tworzyło się rezerwy k o s z t e m krajów o k u p o w a n y c h .
Pojawiły się plany europejskiej unii celnej i w a l u t o w e j - E u r o p a s t a n o w i ć
ma zwarty obszar gospodarczy, z m a r k ą jako w a l u t ą i j e d n o l i t ą polityką go­
spodarczą; p l a n o w a n i e u s u n i e w p ł y w z m i e n n y c h k o n i u n k t u r i z a p e w n i sta­
bilność gospodarki; p a ń s t w o wydaje dyrektywy a realizuje je g o s p o d a r k a pry­
watna; E u r o p a będzie s a m o w y s t a r c z a l n a gospodarczo, zaś Berlin s t a n i e się
c e n t r u m h a n d l u europejskiego. Kernland s t a n o w i ć b ę d ą - oprócz Rzeszy - te­
rytoria Polski, Czechosłowacji, Belgii, Holandii, Luksemburga, Alzacji i Lo­
taryngii; d y s k u t o w a n y był akces Danii, Szwecji, Grecji... G o s p o d a r k i p a ń s t w
europejskich u p o d o b n i ą się do niemieckiej i b ę d ą się wzajemnie u z u p e ł n i a ć .
Niemcy i Europa Z a c h o d n i a mają z a r e z e r w o w a n ą produkcję d ó b r pierwszej
46
FRONDA 25/26
potrzeby. Zakupy na potrzeby europejskie b ę d ą d o k o n y w a n e centralnie.
Koordynacja gospodarki w o k u p o w a n e j E u r o p i e zyskiwała u z a s a d n i e n i e
teoretyczne. G. Jensch w 1940 r. teoretyzował: „niemiecka p r z e s t r z e ń życio­
wa m u s i stanowić obszar o d p o w i e d n i o rozległy i o d p o w i e d n i o do r o z b u d o ­
wy gospodarczej różnorodny, aby umożliwić żyjącym na n i m g r u p o m ludz­
kim d o s t a t e c z n ą produkcję, n o w o c z e s n y podział pracy, wystarczającą ilość
dóbr i w y m i a n ę kapitału, tzn. o d p o w i e d n i e w XX w. u t r z y m a n i e stopy życio­
wej oraz niezależność od gospodarczej polityki wielkich p o t e n t a t ó w surow­
cowych i innych p r z e s t r z e n i życiowych". H a n s S. V. H e i s t e r na ł a m a c h mie­
sięcznika
NSDAP
Nationalsozialistische
Monatsschriften
(lipiec
1941)
podkreślał, że N o w y Ład ma na celu zabezpieczenie p o m y ś l n o ś c i nie tylko
samych Niemiec: „(...) w obrębie wspólnej p r z e s t r z e n i życiowej europejskiej
rodziny ludów, w s p ó ł p r a c a n a r o d o w y c h g o s p o d a r e k w E u r o p i e opartej na
przyjaźni i p a r t n e r s t w i e będzie p i e l ę g n o w a n a dla w s p ó l n e g o d o b r a wszyst­
kich zainteresowanych, tak jak będzie d a w a ł o się to pogodzić z z a c h o w a n i e m
ich tożsamości i niezależności". R o s e n b e r g wieścił dobrodziejstwa płynące
z e k o n o m i c z n e g o p o d p o r z ą d k o w a n i a Wielkiej Rzeszy: h o n o r o w i m a ł y c h kra­
j ó w nie ubliży, jeżeli u c i e k n ą p o d
opiekuńcze
skrzydła
wielkiego
narodu.
Dyskusje
w
pewien
sposób
p o d s u m o w a ł o sympozjum nauko­
we, jakie miało miejsce na p o ­
czątku 1942 r. w Berlinie. Ekspert
gospodarczy N S D A P H. H u n k e
w referacie zatytułowanym Europaische
pejska
Wirtschaftsgemeinschaft
Wspólnota
(Euro­
Gospodarcza)
stwierdził, że ruch nazistowski dą­
ży do stworzenia w Europie wspól­
nej przestrzeni życiowej „jednej ro­
dziny narodów", jednolitej „pod
względem krwi i kultury", dzięki
czemu walka między narodami na
kontynencie ograniczy się do sfery
ZIMA-2001
47
duchowej. Ze względu na naturalny podział na narody wyższe i niższe rolę kie­
rowniczą odgrywać będą Aryjczycy, ale m i m o uprzywilejowania Niemiec E W G
będzie dobrodziejstwem także dla podbitych ludów. H u n k e przypominał, że
w wyniku zjednoczenia wszystkich niemieckich plemion powstały Prusy, z któ­
rych wyrosła Rzesza. Można więc wierzyć - mówił - że w obecnych czasach
w podobny sposób m o ż e się ukształtować n o w a europejska wspólnota gospo­
darcza pod sztandarami narodowego socjalizmu.
O
Europe contrę les patries
Hasła te z e n t u z j a z m e m podchwycili kolaboranci w całej E u r o p i e . Ze­
pchnięci na pozycje wasala N i e m i e c nie mogli odwoływać się do tradycyjne­
go nacjonalizmu, musieli więc znaleźć sobie i n n e ideologiczne u z a s a d n i e n i e
współpracy z Trzecią Rzeszą.
Pionierem faszystowskiego p a n e u r o p e i z m u był Sir O s w a l d Mosley. Lider
brytyjskich faszystów już w 1936 r. nakreślił na ł a m a c h Fascist Ouarterly wi­
zję Europy pokojowej i zjednoczonej przez faszyzm, p r o p o n u j ą c „ u n i ę e u r o ­
pejską z b u d o w a n ą na f u n d a m e n c i e sprawiedliwości i ekonomicznej rzeczy­
wistości". W tej Europie nie było wszakże miejsca dla Rosji - Mosley pisał
0 niej: „Nie s z u k a m y wojny z ż a d n y m n a r o d e m , lecz do Rosji m ó w i m y : 'Rę­
ce precz od Europy! Wracaj na wschód, gdzie przynależysz!'" Na f u n d a m e n ­
cie w s p ó l n o t y interesów, ucieleśniającej się w Bloku C z t e r e c h M o c a r s t w fa­
szystowskich,
miał
być
ustanowiony
1 światowego obywatelstwa".
„najwyższy
Mosley podkreślał
ideał
narodowego
„ u n i w e r s a l i z m faszyzmu
i n a z i z m u " kończąc patetycznie: „Walczymy nie tylko o ocalenie ziemi, k t ó r ą
kochamy, walczymy również o Pokój dla Ludzkości!"
W czasie wojny l a b o r a t o r i u m nowej ideologii stała się Francja, gdzie p o ­
jawiło się h a s ł o „O czystą Francję w zjednoczonej E u r o p i e " . Znaleźć tu m o ż ­
na było fanatycznych germanofili, którzy - jak n p . A l p h o n s e hr. de C h a t e a u briant - głosili: „Niemcy wiedzą, czego chce Francja. Wiedzą to n a w e t lepiej
niż sama Francja." Albo jeszcze dobitniej: „Poza w s z y s t k i m cóż to jest Fran­
cja? Jest to kraj Franków. Kim byli Frankowie? N i e m c a m i . W gruncie rzeczy
słowo Francja jest s y n o n i m e m słowa N i e m c y " ( Q u e n a u ) .
Ale byli też ludzie tacy jak Pierre Drieu La Rochelle. Ten u z d o l n i o n y pi­
sarz, a u t o r takich publikacji jak Lejeune Europem (1927) czy EEurope contrę les
48
FRONDA
25/26
patries (1931), nigdy nie byi germanofilem. Pisa! o sobie: „Jestem faszystą,
ponieważ zmierzyłem p o s t ę p dekadencji Europy. (...) nie aprobując wtrąca­
nia się obcych i m p e r i ó w w sprawy n a s z e g o k o n t y n e n t u , takich jak Stany
Zjednoczone czy Rosja, nie z n a l a z ł e m i n n e g o r a t u n k u niż Hitler i h i t l e r y z m . "
Nacjonalizm był dla niego a n a c h r o n i c z n y m dziedzicem XIX-wiecznego m a ­
terializmu. Podziwiał Hitlera jako „europejskiego socjalistę", w 1940 r. zo­
stał we Francji, by uczestniczyć w b u d o w i e „zjednoczonej i socjalistycznej
E u r o p y " . W obliczu klęski wyznał: „Tak, j e s t e m zdrajcą. Byłem w p o r o z u ­
mieniu z w r o g i e m . " I dalej wyjaśniał: „ N i e j e s t e m zwyczajnym p a t r i o t ą , nie
jestem zakutym nacjonalistą. J e s t e m internacjonalistą. N i e j e s t e m tylko
Francuzem, j e s t e m Europejczykiem."
P o d o b n ą orientację r e p r e z e n t o w a l i
Marcel Deat, Marc Augier czy Pierre Laval. Nieraz krytykowali oni n a z i z m ja­
ko zbyt niemiecki i nie dość uniwersalny. Laval m ó w i ł do Hitlera: „Chcecie
wygrać wojnę, by stworzyć ład europejski, z a m i a s t tak zorganizować Euro­
pę, by wygrać wojnę".
Francuscy kolaboranci znajdowali oparcie w O t t o n i e Abetzu, ambasadorze
Rzeszy w Paryżu. Ten były funkcjonariusz Hitlerjugend, uprzednio związany
z jeune Europę (Liga Zwolenników
Stanów Zjednoczonych
Europy),
należał do najgorętszych zwolenni­
ków współpracy niemiecko-francuskiej. Być m o ż e j e m u to zawdzię­
czano, że nazistowska propaganda
wycofała się z twierdzenia o „żydowsko-murzyńskiej
Francji". Na
pewno koneksje Abetza w świecie
literackim Francji umożliwiły nazi­
stom utworzenie w październiku
1941 r. Europejskiego Związku Pi­
sarzy (z udziałem m.in. norweskie­
go noblisty Knuta H a m s u n a ) . Zbli­
żeniu
kulturalnemu
narodów
Europy służyć miało pismo Das
Neue Europa
(utworzone jesienią
1941 r.), a także plany stworzenia
Z I M A 2001
49
europejskiej unii radiowej, swego rodzaju p o n a d p a ń s t w o w e g o radia europej­
skiego pod niemiecką dominacją.
Ideologię „ N o w e g o Ładu E u r o p e j s k i e g o " p r z e d s t a w i a ł a książka „Zdra­
dzony socjalizm" (w latach 1941-43 ukazał się milion jej e g z e m p l a r z y ! ) . Jej
a u t o r Karl I. Albrecht pisał, że „Wehrmacht n i e m i e c k i e g o ludu, n i e m i e c k i c h
r o b o t n i k ó w i c h ł o p ó w " w s p ó l n i e z t o w a r z y s z a m i b r o n i z całej E u r o p y „wal­
czy o d o b r ą sprawę, o socjalizm przeciw b o l s z e w i z m o w i ! " O w o c e m zwycię­
stwa tej wojny będzie „świat prawdziwej socjalistycznej w s p ó l n o t y n a r o d ó w
w Europie i w całym świecie".
Germanische Reich Deutscher Nation
P o d s t a w o w ą płaszczyzną w s p ó ł p r a c y m i ę d z y n a r o d a m i był j e d n a k ra­
sizm. W e d ł u g wytycznych N S D A P z 1940 r. asymilacja m i a ł a objąć ludy nor­
dyckie, Estończyków i Łotyszy, w mniejszym s t o p n i u F r a n c u z ó w (tylko
m i e s z k a ń c ó w N o r m a n d i i , Pikardii i Artois), w ogóle zaś n i e n a d a w a ł y się do
niej narody radzieckie i bałkańskie łącznie z W ę g r a m i . O ile ludy r o m a ń s k i e
u z n a n o za „ p o k r e w n e r a s o w o " , o tyle s ł o w i a ń s k i e miały być „ r a s o w o o b c e " .
Ich losem p o w i n n a być eksterminacja, w y p ę d z e n i e za Ural lub s t a t u s niewol­
ników. W s p ó l n y m w r o g i e m wszystkich n a r o d ó w aryjskich (ba, ludzkości ca­
łej!) byli Żydzi - „wizerunek s z a t a n a " .
Hitler deklarował się jako „nacjonalista oceniający ludzkość przez pry­
z m a t rasy". Jego były w s p ó ł p r a c o w n i k H e r m a n n R a u s c h n i n g przypisywał
mu jeszcze bardziej radykalne wyznanie: „Pojęcie n a r o d u s t a ł o się pojęciem
p u s t y m . (...) N a r ó d to p o m o c n i c z y ś r o d e k demokracji i liberalizmu. M u s i m y
zlikwidować to fałszywe pojęcie i zastąpić go n i e zużytym jeszcze politycznie
pojęciem rasy. (...) Pod pojęciem rasy n a r o d o w y socjalizm p r z e p r o w a d z i
swoją rewolucję aż po s t w o r z e n i e n o w e g o p o r z ą d k u świata. (...) W k a ż d y m
narodzie, (...), d o k o n a się proces r o z k ł a d u i p r z e w a r s t w i e n i a . A k t y w n a część
narodów, wojownicza, nordycka, p o n o w n i e wysforuje się na czoło, stając się
e l e m e n t e m panującym n a d k r a m a r z a m i i pacyfistami, (...). A p e w n e g o d n i a
zawrzemy sojusz z n o w y m i l u d ź m i w Anglii, Francji, A m e r y c e . (...) Niewie­
le wówczas zostanie z o b i e g o w e g o nacjonalizmu, t a k ż e u N i e m c ó w . Pojawi
się n a t o m i a s t z r o z u m i e n i e p o m i ę d z y m ó w i ą c y m i r ó ż n y m i językami członka­
mi tej samej szlachetnej rasy p a n ó w . "
50
FRONDA 25/26
F a k t e m jest, że polityka Trzeciej Rzeszy coraz mocniej a k c e n t o w a ł a ger­
m a ń s k ą w s p ó l n o t ę losów i interesów. R o s e n b e r g w lipcu 1940 r. p r z e m a w i a ł :
„Los tak chciał, że Rzesza N i e m i e c k a wzięła p o d swoją opiekę cale teryto­
rium, z którego kiedyś wywędrowaly g e r m a ń s k i e p l e m i o n a . (...) Rysuje się
więc j e d y n a dla wszystkich g e r m a ń s k i c h p l e m i o n
życiowa konieczność:
stworzenie na zewnątrz j e d n o l i t e g o politycznie i g o s p o d a r c z o frontu, gwa­
rantującego im ład i porządek." Heydrich w październiku 1942 r. głosił, że
narody g e r m a ń s k i e - w o d r ó ż n i e n i u od p o z o s t a ł y c h - mają być t r a k t o w a n e
twardo, ale sprawiedliwie i po ludzku. Miały o n e dostąpić przywileju z n i e m ­
czenia, uczestnicząc wraz z N i e m c a m i w podboju i kolonizacji w s c h o d u .
Co ciekawe, rekrutację do SS rozpoczęto wśród n a r o d ó w germańskich wcze­
śniej niż wśród Niemców etnicznych (wlksdeutschów): w Skandynawii rozkaz
o utworzeniu skandynawskiej chorągwi SS Nordland wydano w dwa tygodnie po
zajęciu Danii, nieco później powstała niderlandzka jednostka Westland. Podkre­
ślić trzeba, że werbunek prowadzono w momencie, gdy Rzesza nie odczuwała
jeszcze braku żołnierza. Żołnierze Waffen-SS p o c h o d z e n i a g e r m a ń s k i e g o mie­
li w przyszłości stać się n o w ą elitą w swych krajach, mieli być nosicielami idei
jedności
świata
germańskiego.
Obywateli Holandii, Danii i N o r ­
wegii pozyskiwano też do osad­
nictwa na terenach wschodnich,
czemu służyć miała organizacja
Ostwerk Ukrainę. H i m m l e r jeszcze
w czerwcu 1944 r. m ó w i ł o zasie­
dleniu Europy Wschodniej przez
30 m i l i o n ó w k o l o n i s t ó w p o c h o ­
dzenia
germańskiego
z
innych
grup etnicznych i narodów. Zwień­
czeniem germańskiej solidarności
miało być obywatelstwo Rzeszy wiosną 1941 r. Komisarz Rzeszy
w Holandii Seyss-Inąuart, poparty
przez Himmlera, zaproponował do­
puszczenie podwójnej „przynależ­
ności państwowej".
ZIMA-2001
51
Czołowym propagatorem p a n g e r m a n i z m u był Reichsfuhrer SS Heinrich Him­
mler. Oskarżany o sympatie wobec nazizmu historyk David Irving napisał: „To
nie kto inny, a Himmler był najwytrwalszym propagatorem nowego, europej­
skiego ducha. W dywizji pancernej SS Wiking młodzi ludzie ze Skandynawii
i Holandii walczyli na Kaukazie ramię w ramię z kwiatem niemieckiej młodzie­
ży." Reichsfuhrer nakłaniał do traktowania rekrutów z Norwegii i Holandii ze zro­
zumieniem i delikatnością. Uważał on, że jednym z jego najważniejszych zadań
jest „przyciągnięcie i włączenie l u d ó w germańskich". Marzył o czasach, „kiedy
wielka Rzesza Niemiecka stanie się Rzeszą Germańską, (...) Rzesza Germańsko-Gocka sięgnie Uralu". Snuł dalekosiężne plany: „Niemcy liczą w zasadzie 85 do
90 milionów ludzi. Jeśli włączymy do Rzeszy ludy germańskie - a Fiihrer tego
pragnie - oznacza to wzrost o 30 milionów ludzi o germańskiej krwi, co stano­
wi rdzeń Europy - dokładnie tak s a m o jak 90 milionów N i e m c ó w stanowi rdzeń
germańskiej Rzeszy - a więc w przyszłości w północnej części Europy będzie ist­
niało zrzeszenie około 250, 300, 400 milionów ludzi, co oznacza sprawowanie
kontroli nad kontynentem, reprezentację praw białej, nordyckiej rasy na tej pla­
necie. Kwestia pozyskania ludów germańskich, które już teraz są głęboko zaan­
gażowane w tę wojnę (...) - m u s i m y się t e m u poświęcić na zawsze."
H i m m l e r cały czas m i a ł nadzieję na p o r o z u m i e n i e z Anglikami i Amery­
k a n a m i przeciwko Rosji. L a t e m 1942 r. wyjaśniał: „ m a m y do czynienia z kon­
fliktem między E u r o p ą a Azją. M a m y do czynienia z konfliktem m i ę d z y ger­
m a ń s k ą Rzeszą a p o d l u d ź m i . " Rosja to forpoczta Azji, za Rosją stoją h o r d y
Azjatów, których bolszewicy szkolili i zbroili z z a m i a r e m r z u c e n i a ich na Eu­
ropę. To sprawiło, że t e n najbardziej ortodoksyjny nazista wytrwale szukał
p o r o z u m i e n i a z Z a c h o d e m przeciw ZSRR: pierwszy projekt pojawił się j u ż
latem 1942 r.; na początku 1943 r. SS nawiązała w Szwajcarii k o n t a k t y z re­
z y d e n t e m wywiadu a m e r y k a ń s k i e g o D u l l e s e m ; jeszcze w styczniu 1945 r.
miały miejsce r o z m o w y przedstawiciela H i m m l e r a , gen. Wolffa z aliantami.
Sprawiły one, że Hitler u z n a ł H i m m l e r a za zdrajcę i w s w y m t e s t a m e n c i e p o ­
litycznym u s u n ą ł go z partii.
Festung Europas
H i m m l e r pozdstawał z a r a z e m najbardziej b e z k o m p r o m i s o w y w s t o s u n ­
ku do Słowian. O ile Goebbels j u ż w g r u d n i u 1941 r. wycofał się z p r o p a g a n 52
FRONDA 25/26
dy o podludziach, o tyle H i m m l e r jeszcze w 1943 r. p o d t r z y m y w a ł t e n nazi­
stowski d o g m a t . Wojenna rzeczywistość była j e d n a k n i e u b ł a g a n a .
Peter
Gosztony w książce „ C u d z o z i e m s k i e wojska H i t l e r a " pisał o z m i a n i e s t o s u n ­
ku Hitlera do innych n a r o d ó w - od bezmiernej pychy w 1941 r. po szukanie
w ś r ó d nich rezerw w 1943 r. Już w 1942 r. z o r i e n t o w a n o się, że silami sa­
mych N i e m c ó w nie p r z e p r o w a d z i się szeroko zakrojonych p l a n ó w osiedleń­
czych, r o z s z e r z o n o więc akcję germanizacyjną: do rasy germańskiej zaliczo­
no
Walonów,
zaakceptowano
nawet
absurdalną
teorię
o
germańskim
p o c h o d z e n i u elity chorwackiej.
Wobec z a ł a m a n i a się wojny błyskawicznej Wehrmacht naciskał na z m i a n ę
polityki wschodniej. Z i m ą 1942/43 m a r s z a ł e k von Kiichler zażądał r e k r u t a ­
cji c u d z o z i e m c ó w i w styczniu 1943 r. Hitler zgodził się na p o w o ł a n i e legio­
n ó w łotewskiego i litewskiego, w l u t y m - na dywizję m u z u ł m a ń s k ą , w i o s n ą
- na ukraińską... Nordyckie p o c h o d z e n i e s t a ł o się mniej ważne, zaczęto pod­
kreślać p o k r e w i e ń s t w o krwi w E u r o p i e s p o w o d o w a n e w przeszłości przez
germańskie w ę d r ó w k i ludów. H i m m l e r m u s i a ł ustąpić: „Każdy środek, któ­
ry (...) prowadzi do tego, że zamiast N i e m c a u m i e r a Rosjanin, jest właści­
wy".
W
latach
1940-1944
po
stronie Rzeszy walczyło 125.000
o c h o t n i k ó w z zachodniej Europy,
a 200.000 ze wschodniej i p o ł u ­
dniowej. Liczba ta w z r o s ł a gwał­
t o w n i e p o d koniec wojny. Cze­
sław Madajczyk ocenia liczebność
sił
cudzoziemskich
w
połowie
1944 r. na 3 miliony (w tym p o ­
nad
800.000
obywateli
ZSRR).
Swoje jednostki w szeregach sił
Rzeszy mieli
Hiszpanie
(Division
Azul), Francuzi (Legion des Volontaires Francais), Holendrzy, Flamandowie, Walonowie, N o r w e g o w i e ,
Duńczycy, Włosi, Węgrzy, R u m u ­
ni, Bułgarzy, Albańczycy, Bośnia­
cy ( „ m u z u ł m a ń s c y G e r m a n i e " ) ,
ZIMA-2001
53
Chorwaci, Serbowie, Łotysze, Estończycy, Litwini, Ukraińcy, Kozacy, Biało­
rusini (Białoruska S a m o o b r o n a Krajowa), Rosjanie (Rosyjska A r m i a Wyzwo­
leńcza), Tatarzy, mieszkańcy Kaukazu i Azji Środkowej, a n a w e t Indii... Rzu­
ca się w oczy brak Polaków - w o b e c nich Hitler odrzucał wszelką m o ż l i w o ś ć
współpracy. Zakaz w e r b o w a n i a Polaków został uchylony w październiku
1944 r. - zgłosiło się j e d n a k tylko 3 0 0 ludzi.
Rekrutacja c u d z o z i e m c ó w pociągała za sobą konieczność z m i a n y s t o s u n ­
ku do nich. W styczniu 1943 r. Sztab Generalny opracował m e m o r a n d u m p o ­
stulując liberalizację polityki i u z n a n i e wszystkich walczących z bolszewiz m e m Rosjan za p e ł n o p r a w n y c h Europejczyków. O liberalizację polityki
wystąpili też Seyss-Inąuart (postulował p r z y z n a n i e na w s c h o d z i e s a m o r z ą d u
i własności prywatnej) i Quisling ( p r o p o n o w a ł u t w o r z y ć m a r i o n e t k o w y rząd
na wzór chiński). Z m i a n a k u r s u p o p i e r a n a była przez Goebbelsa, Rosenberga, m i n i s t r ó w Speera i Schwerina von Krosingka, R a s c h a z Banku D r e z d e ń ­
skiego i Daitza z NSDAP. W l u t y m 1943 r. G o e b b e l s przedłożył Fuhrerowi
projekt skierowanej do m i e s z k a ń c ó w Z S R R tzw. Proklamacji Wschodniej,
w k t ó r y m czytamy m.in.: „Walczcie dalej wraz z n a m i przeciw z n i e n a w i d z o ­
n e m u bolszewizmowi, k r w a w e m u Stalinowi i jego żydowskiej klice, walcz­
cie o w o l n o ś ć osoby, w o l n o ś ć religii i w o l n o ś ć s u m i e n i a , o zniesienie pracy
niewolniczej, o własność, (...), o sprawiedliwość społeczną, (...) o wszystko,
co zabrał w a m b o l s z e w i z m " . Hitler p r z e k o n a n y był jednak, że wojna zosta­
nie wygrana wyłącznie n i e m i e c k i m i siłami.
Na nic zdały się też naciski włoskiego sojusznika. Bastianini, pełniący od
lutego 1943 r. obowiązki m i n i s t r a s p r a w zagranicznych Italii, z a p r o p o n o w a ł
ogłoszenie przez p a ń s t w a Osi „Karty Europejskiej" prezentującej ich cele p o ­
lityczne - niejako faszystowską o d p o w i e d ź na „Kartę Atlantycką" aliantów.
Niemcy nie chcieli sobie j e d n a k wiązać rąk n i e r e a l n y m i o b i e t n i c a m i : wierzy­
li, że są w stanie p o k o n a ć wroga, a z a r a z e m byli p r z e k o n a n i o konieczności
ograniczenia s u w e r e n n o ś c i p a ń s t w w imię b e z p i e c z e ń s t w a k o n t y n e n t u . „Si­
ła i tylko siła jest m e t o d ą , k t ó r ą należy stosować, ażeby i m p o n o w a ć E u r o p i e "
- o t o ich stanowisko.
Z m i e n i ł się j e d n a k t o n propagandy. G o e b b e l s określił n o w e wytyczne: „ 1 .
Wszystkie siły Europy, w t y m n a r o d y w s c h o d u , należy włączyć w walkę z ży­
d o w s k i m b o l s z e w i z m e m ; (...) 4. N o w e g o ładu nie należy p r z e d s t a w i a ć tak,
iż wynika z tego t r w a ł e zniewolenie jako cel w ł a d z niemieckich..." Na konfe54
FRONDA 25/26
rencji prasowej dla dziennikarzy zagranicznych w m a r c u 1943 r. G o e b b e l s
u z n a ! „twarde m e t o d y " za przejściowe. Obiecał, że N o w y Ład o p a r t y będzie
na dobrowolności, a poszczególne n a r o d y b ę d ą m o g ł y wybrać w ł a s n y s y s t e m
polityczny (nawet d e m o k r a t y c z n y ) . Rezerwował j e d n a k dla m o c a r s t w Osi
„prawo o c h r o n y i n t e r e s ó w mniejszych n a r o d ó w europejskich". N a w e t H i m ­
mler w 1944 r. m ó w i ł już i n n y m językiem: „Teraźniejszość wymaga, aby każ­
dy oficer SS, bez względu na n a r o d o w o ś ć (...) troszczył się o Lebensraum dla
całej rodziny n a r o d ó w g e r m a ń s k i c h . (...) Połączenie wszystkich tych n a r o ­
d ó w w j e d n ą wielką r o d z i n ę jest dziś najważniejszym z a d a n i e m . Jest przy
tym rzeczą n a t u r a l n ą , że n a r ó d niemiecki, jako największy i najsilniejszy,
m u s i objąć rolę przywódcy. Ale o w o zjednoczenie m u s i nastąpić na zasadzie
równości (...). Później r o d z i n a (...) będzie m u s i a ł a podjąć misję włączenia
wszystkich n a r o d ó w r o m a ń s k i c h , a n a s t ę p n i e słowiańskich, a l b o w i e m i o n e
należą do białej rasy. Tylko przez zjednoczenie całej białej rasy da się u c h r o ­
nić zachodnią k u l t u r ę p r z e d z a g r o ż e n i e m ze s t r o n y rasy żółtej..."
Wojna określana była jako „europejska krucjata przeciw bolszewizmowi".
Za rosyjskimi dywizjami widać „terror, upiór głodu, ogarniającego miliony lu­
dzi, obraz pełnej anarchizacji Euro­
py". Niemieccy żołnierze bronić
mieli europejskiej kultury i cywili­
zacji, zagrożonej przez „czerwone
hordy z azjatyckich stepów". Gło­
szone były takie hasła jak „Między­
narodowy bolszewizm walczy z p o ­
kojową
Europą"
czy
„Europa
zwycięży z Niemcami lub utonie
w bolszewickim chaosie". W paź­
dzierniku
1944 r.
Hitler powie­
dział: „Wojna, którą (...) prowadzę,
jest wojną o godność Europejczy­
ków".
Wtórował
mu
jeszcze
w 1945 r. Mussolini: „Siła 300 mi­
lionów
wych
Europejczyków,
Europejczyków,
prawdzi­
ponieważ
nie zaliczam jako Europejczyków
ZIMA-2001
55
ludności Bałkanów i pewnych obszarów Rosji, a n a w e t tej znad Wisły: material­
na i duchowa siła do zmobilizowania przeciw wrogim siłom Azji i Ameryki".
Im bliższa była klęska, tym silniej r o z b r z m i e w a ł y wszecheuropejskie t o ­
ny. O p r a c o w a n y 3 kwietnia 1945 r. w Berlinie d o k u m e n t „Ruch na rzecz wol­
ności N i e m i e c " w zakresie polityki zagranicznej wysuwał m.in. żądania „(...)
5. Związek europejski na zasadzie federacji. (...) 8. Europejski sąd arbitrażo­
wy. (...) 12. E k o n o m i c z n e zjednoczenie E u r o p y " .
Hitler kaputt
Po śmierci Hitlera władzę n a d resztkami Rzeszy przejął admirał Karl
Dónitz. Mając do wyboru szukanie p o r o z u m i e n i a z Rosjanami (ku czemu
skłaniał się Goebbels) lub z Anglosasami, skłaniał się ku linii r e p r e z e n t o w a ­
nej wcześniej przez H i m m l e r a . Gauleiter Bremy Wegener (najwyższy komisarz
obrony Rzeszy dla obszaru północnych Niemiec) już p o d koniec kwietnia pro­
ponował, by rozpocząć pertraktacje z Z a c h o d e m i rzucić wszystkie siły prze­
ciw ZSRR. Tego s a m e g o chciał D ó n i t z obwieszczając w odezwie do n a r o d u
1 maja 1945 r.: „Przejmuję d o w ó d z t w o (...) z p r a g n i e n i e m k o n t y n u o w a n i a
walki przeciw bolszewikom dopóty, dopóki (...) setki tysięcy rodzin z nie­
mieckiego w s c h o d u nie z o s t a n ą u r a t o w a n e p r z e d z n i e w o l e n i e m i zagładą.
Muszę prowadzić walkę przeciwko Anglikom i A m e r y k a n o m dopóty, dopóki
będą mi oni przeszkadzać w p r o w a d z e n i u walki przeciwko bolszewikom."
Najbliższym w s p ó ł p r a c o w n i k i e m D ó n i t z a (pełniącym obowiązki kancle­
rza) był dotychczasowy m i n i s t e r finansów Lutz hr. Schwerin von Krosigk.
Ten absolwent u n i w e r s y t e t ó w w Lozannie i Oxfordzie, stypendysta fundacji
Cecila Rhodesa, członek zakonu joannitów, p r z e ł o ż o n y d o m u misyjnego
Klasztor G r o b u Świętego był k o n s e r w a t y s t ą i p a n e u r o p e i s t ą . Wielbił Stresem a n n a , który „przełamał w sobie nacjonalizm i stal się Europejczykiem
z p r z e k o n a n i a " oraz Lavala - „jednego z pierwszych Europejczyków". Nie
poczuwał się do winy za n i e d a w n ą przeszłość: „Cztery lata N i e m c y w boha­
terskiej walce (...) tworzyły b a s t i o n E u r o p y i t y m s a m y m świata przeciwko
c z e r w o n e m u zalewowi". Z a r a z e m jednak o konferencji założycielskiej O N Z
mówił: „Również i my wierzymy, że m u s i nadejść taki p o r z ą d e k świata, k t ó ­
ry nie tylko będzie m ó g ł zapobiegać przyszłym w o j n o m , ale i we właściwym
czasie zlikwidować ogniska pożaru, z których wyrastają ź r ó d ł a wojny". 7 m a 56
FRONDA
25/26
ja Schwerin von Krosigk wygłosił p r z e m ó w i e n i e , w k t ó r y m zaakcentował
przynależność n a r o d u n i e m i e c k i e g o d o „europejskiej
rodziny n a r o d ó w " .
D ó n i t z podkreślał, że „jego pogląd w polityce zagranicznej, że N i e m c y nale­
żą do zachodniej Europy, pokrywał się z m o i m i p o g l ą d a m i " .
Nie był w tym o s a m o t n i o n y . Dr Stellrecht, szef sztabu Rosenberga, wy­
stąpił z m e m o r i a ł e m „W sprawie orientacji wschodniej l u b z a c h o d n i e j " .
Uznając, że trzeba przyłączyć się do którejś ze s t r o n w ś r ó d zwycięzców, p o ­
stulował nadal zjednoczenie n a r o d ó w g e r m a ń s k i c h - t y m r a z e m j e d n a k p o d
k i e r u n k i e m Wielkiej Brytanii.
JAROSŁAW TOMASIEWICZ
ZIMA-2001
57
Według żydowskich historyków Scotta Lively i Kevina
Abramsa, homoseksualistami lub biseksualistami byli
m.in.: wódz Hitlerjugend Baldur von Schirach, General­
ny Gubernator Hans Frank, adiutant Hitlera Wilhelm
Bruckner, szofer Hitlera Emile Maurice, Julius Streicher,
Walther Funk, Hermann Goering i Reinhard Heydrich.
BRUNATN
-RÓŻ WI
TOMASZ
JAWOROWSKI
Idziesz do
kobiet? Nie zapomnij
bicza!
Fryderyk Nietzsche
W p a m i ę t n e j komedii „Blues Brothers" fuhrer a m e r y k a ń s k i c h nazistów, pi­
kujący s a m o c h o d e m ku n i e u c h r o n n e j śmierci, dowiaduje się od swego naj­
wierniejszego p r e t o r i a n i n a : „Adolfie, zawsze ciebie k o c h a ł e m ! " Aluzja do
h o m o s e k s u a l n y c h s k ł o n n o ś c i faszystów m o g ł a b y się wydawać p r z y k ł a d e m
a b s u r d a l n e g o „angielskiego h u m o r u " w stylu M o n t y P y t h o n a . Mogłaby gdyby nie fakt, że z a i n s p i r o w a ł o ją życie.
W 1977 r. g r u p a u m u n d u r o w a n y c h c z ł o n k ó w American Nazi Party p o d wo­
dzą Franka Collina p r z e m a s z e r o w a ł a prowokacyjnie ulicami Skokie, żydow­
skiego przedmieścia Chicago. D w a lata później Collin z o s t a ł a r e s z t o w a n y za
utrzymywanie k o n t a k t ó w seksualnych z c h ł o p c a m i w wieku 10-14 lat i ska­
zany na siedem lat więzienia.
Z a p e w n e to p r z y p a d k o w a zbieżność. C z a r n e owce - naziści - zdarzają się
n a w e t w najbardziej szacownych środowiskach, takich jak geje. Ba, kiedy ta­
kich p r z y p a d k ó w odnajdujemy więcej!
Kilka lat wcześniej Russell Veh, były c z ł o n e k National Socialist White People's Party, założył National Socialist League - organizację o jawnie h o m o s e k 58
FRONDA
25/26
sualnym charakterze. P r o k l a m o w a ł a o n a swą „determinację w p o s z u k i w a n i u
seksualnej, społecznej i politycznej w o l n o ś c i " . C z ł o n k ó w w e r b o w a ł a nie tyl­
ko za p o ś r e d n i c t w e m własnej gazety „The N.S. Mobilizer", ale też ogłoszenia­
mi w gejowskim magazynie „The Advocate".
W N i e m c z e c h w tym s a m y m czasie m ł o d y c h fanów Hitlera zorganizował
w Aktionsfront der Nationalsozialisten (ANS) Michael Kiihnen - były oficer Bun­
deswehry, h o m o s e k s u a l i s t a . Z m a r ł w więzieniu na AIDS, p r z e d t e m j e d n a k na­
pisał tekst o więzi łączącej h o m o s e k s u a l i z m i faszyzm. J e g o z d a n i e m faszyzm
opiera się na miłości towarzyszy,
których w z a j e m n e s t o s u n k i s e k s u a l n e
wzmacniają jedność grupy.
Przywódcą brytyjskiego National Front na początku lat 80-tych był M a r t i n
Guy Allan W e b s t e r - h o m o s e k s u a l i s t a , obsadzający p o n o ć partyjne s t a n o w i ­
ska swymi kochankami.
Najsłynniejszym był wszakże przypadek Yukio Mishimy. Ten neoklasycystyczny pisarz (zresztą jeden z najwybitniejszych twórców japońskich) był za­
razem fanatycznym nacjonalistą. Dawał t e m u wyraz z a r ó w n o w swej twórczo­
ści - w sztukach
takich jak „Dziesięciodniowa c h r y z a n t e m a "
czy „Mój
przyjaciel Hitler" - jak i w życiu publicznym, zakładając paramilitarne Stowa­
rzyszenie Tarcz (Tate-no-kai). Angielska wersja nazwy - Shields Society - nie­
przypadkowo niosła skojarzenia z SS, co podkreślał sam Mishima. Pisał: „Mo­
ja lojalność dla cesarza jest nieodwzajemnioną, samobójczą, s u r o w ą miłością,
bardzo p o d o b n ą do jakiejś formy t e r r o r y z m u " . Przesłaniu t e m u był wierny aż
do ostatecznej konsekwencji - 25 listopada 1970 r. na oczach kilku tysięcy żoł­
nierzy popełnił tradycyjne seppuku protestując przeciw poniżeniu monarchii.
Z a r a z e m M i s h i m a był narcyzem, uwielbiającym oglądać w l u s t r z e swe
u k s z t a ł t o w a n e na siłowni ciało. Był s a d o m a s o c h i s t ą , portretującym się w p o ­
zie św. Sebastiana. Pisał: „ M a m obsesję m o r d u , chcę widzieć c z e r w o n ą krew.
Pisarz tworzy r o m a n s e , gdy ma n i e p o w o d z e n i a erotyczne. Ja zacząłem pisać
powieści, by nie skończyć jako skazany na karę śmierci". Był gejem. J o h n Nat h a n w s p o m i n a ł : „Największą j e d n a k n i e s p o d z i a n k ę sprawił s w o i m nieskrę­
p o w a n y m h o m o s e k s u a l i z m e m . Jak twierdzi Mogi, regularnie s p r o w a d z a ł d o
h o t e l u s i e d e m n a s t o l e t n i c h chłopców, z tych, co w ł ó c z ą się po p a r k a c h " .
N o b u k o Albery wyjaśniała s k ł o n n o ś ć M i s h i m y do mężczyzn odwołując się
do alegorii XVI-wiecznego samuraja: „Kobieta prosiłaby go, by został w do­
mu i u m a r ł na macie do spania, a to byłoby sprzeczne z jego Męską Drogą".
ZIMA-200]
59
Kto widział choćby film „ Z a d a n i e specjalne" z Sylvestrem Stallone, zro­
z u m i e to bez t r u d u . D u s z n a atmosfera leather bars ma wiele w s p ó l n e g o z at­
mosferą skinowskich koncertów: skórzane kurtki, stylizowane na nazistow­
skie czapki, m u s k u l a r n e torsy, zapach p o t u , p o d s k ó r n a albo i o t w a r t a agresja,
sadyzm i mizoginia... Izabela Filipiak opisywała kiedyś w „bruLionie" N o w y
Jork: „W tutejszym środowisku gay panuje silny kult czysto m ę s k i c h wyglą­
dów,
poglądów
i
zainteresowań.
Wcześniej było jeszcze mocniej, ide­
a ł e m wielu był d o b r z e z b u d o w a n y
mężczyzna
w
skórzanej
czapeczce
i kamizelce założonej na gołe ciało.
Tym
zniewieściałym,
tym,
którzy
chcą być 'jak kobiety', nie p o w o d z i
się w r u c h u za d o b r z e . Czują się dys­
kryminowani."
O g ł o s z e n i a w a m e r y k a ń s k i m maga­
zynie gejowskim „The Advocate" uka­
zują k u l t u r ę gejów p e ł n ą p r z e m o c y
i
machismo,
szystowskimi
zafascynowaną
parafa-
akcesoriami,
przesy­
coną rasistowskimi uprzedzeniami geje
szukają
białych
partnerów
(choć m o ż e wynikać to z faktu, że
wśród
Afroamerykanów
wyjątkowo
silna jest homofobia)... J e d e n z najohydniej szych w o s t a t n i c h latach se­
ryjnych zabójców w USA (który gwałcił, m o r d o w a ł i zjadał swoje ofiary) był
nie tylko h o m o s e k s u a l i s t ą , ale i rasistą... W internecie ukazują się ogłosze­
nia w stylu: „Only for Aryan White Gay interested in the SS, Nazi, Skinhead Men's
movement"... Na 16-tym Annual Gay and Lesbian Film Festival w San Francisco
w lipcu 1992 r. p r e z e n t o w a n y był film "Daddy and the Muscle Academy" Iippio
Pohjala, którego b o h a t e r Tom jest h o m o s e k s u a l n y m faszystą... Gejowskie pi­
s m o „Oriflamme" propaguje p o w r ó t do feudalizmu...
Może więc rację ma antyfaszystowski kwartalnik "Nigdy Więcej", k t ó r y
związkom h o m o s e k s u a l i z m u z faszyzmem poświęciło j e d e n ze swych n u m e 60
FRONDA 25/26
rów? Znajdujemy w n i m tezę, że faszyzm z jego k u l t e m męskości, z nieusta­
jąca agresją, jest w gruncie rzeczy s t ł u m i o n y m h o m o s e k s u a l i z m e m . Czyta­
my: „Dla człowieka n i e p e w n e g o swej seksualności e k s p o n o w a n i e homofobii,
a czasem n a w e t s t o s o w a n i e p r z e m o c y w o b e c innych gejów odgrywa rolę samouspokojenia. To często wygodna ucieczka p r z e d p y t a n i e m o to, kim na­
p r a w d ę jest." Podawane są przykłady: ludzie o niewyżytych h o m o s e k s u a l ­
nych skłonnościach lgną do grup m ł o d y c h , krzepkich, spoufalonych ze s o b ą
mężczyzn.
Może zażyłość w takich grupach w n a t u r a l n y s p o s ó b p r o w a d z i do h o m o ­
seksualizmu? U m b e r t o Eco p r ó b o w a ł wyjaśnić s o d o m i ę templariuszy: „Pę­
dzili życie marynarskie, całe miesiące na p u s t y n i . Przebywasz w d o m u dia­
bła, nocą u k ł a d a s z się do s n u z k i m ś , z k i m jadłeś z jednej misy, czujesz
chłód, pragnienie, strach i chciałbyś do mamy. Cóż robisz? - M ę s k a miłość,
legion tebański..."
W s p o m n i a n y „legion t e b a ń s k i " , z w a n y też „ ś w i ę t y m h u f c e m " opisał Plutarch: m i a ł o go tworzyć 150 p a r m ę s k i c h kochanków. I nie był to perwersyj­
ny wyjątek. W słynnej armii spartańskiej d w u n a s t o l e t n i rekruci byli powie­
rzani k o c h a n k o m w y b r a n y m s p o ś r ó d najlepszych d o r o s ł y c h wojowników.
Plutarch opisuje też k r e t e ń s k i rytuał, w k t ó r y m m ł o d z i żołnierze byli przez
dwa miesiące wykorzystywani seksualnie przez kolegów z a n i m otrzymali
oręż. Pete Carol w książce „Liber K a o s " wyjaśniał: „ H o m o s e k s u a l i z m nie jest
u b o c z n y m efektem koszarowego życia w ś r ó d elitarnych samobójczych j e d n o ­
stek uderzeniowych. To h o m o s e k s u a l i z m w p i e r w s z y m rzędzie tworzy elitar­
ne samobójcze j e d n o s t k i u d e r z e n i o w e . "
Pete Carol to a u t o r związany Paneuropejskim Bractwem Wiedzy BAELDER. Pod imieniem germańskiego boga słońca kryje się okultystyczne stowa­
rzyszenie, którego członkostwo zarezerwowane jest dla mężczyzn. Wśród
swych źródeł inspiracji wymieniają tradycję „telemiczną, wiccańską, szamanistyczną, odyniczną, sataniczną, faustiańską, runiczną, hermetyczną, masońską,
celtycką e t c " , ale spod tego e k u m e n i z m u wyziera satanizm. W artykule „Sata­
nizm i rasa" głosili: „Satanizm r o z u m i e archetypiczny symbol Szatana jako ar­
chetyp ewolucyjnej zmiany na lepsze". W d o d a t k u ma on wyraźnie rasistow­
skie zabarwienie - to rasa aryjska u t o ż s a m i a n a jest z „boską rasą Lucyfera".
Baelder stworzył własną historiozofię, którą otwiera „złoty wiek": Lemuria,
Thule, Atlantyda, arktyczna Hyperborea (utożsamiana z Albionem), następnie
Z1MA-2001
61
historyczne ery kamienia, brązu i żelaza, wreszcie czasy greckie i rzymskie. Po­
t e m nadszedł upadek: chrześcijaństwo, kapitalizm, k o m u n i z m - wszystko to
symptomy rozkładu, przerywane przez Juliana Apostatę, wikingów, Medyceuszy i III Rzeszę. Obecnie jednak zaczyna się nowy eon, którego znakami są n o ­
we imperia (Japonia i Unia Europejska), rozwój regionalizmu, duchowość N e w
Age. Baelder wieszczy, że „europejski nacjonalizm p l e m i e n n y " i „pogańskie od­
rodzenie" zbudują rasowe I m p e r i u m Zachodu, które dokona podboju u k ł a d u
słonecznego i stworzy Homo Galacticus...
Aktywność Baeldera m o ż e b u d z i ć podziw: m a g i c z n e Fraternity oj the Jarls
oj Baelder, polityczny The European Realist & Regionalist Movement, m ł o d z i e ż o ­
wa (wzorowana na Wanderwgel) Europe-Jugend, E o n i c z n e Inicjatywy: Jomsburg
Foundation, The European Library, Albion Pilgrimage, w y d a w n i c t w o Coxland Press,
wytwórnia płytowa, doroczny O b ó z E u r o p a .
A nade wszystko Spartans League czyli New Spartans Sports Club, który ofe­
ruje szereg kursów: Gymnos („seria t r e n i n g ó w s p o r t o w y c h : czujność, witalność, koordynacja"), Kouros ( „ b u d o w a ciała, wygląd fizyczny, higiena... Aryj­
ska uprzejmość i czystość"), Spartanus („etos militarny i kody m a g i c z n e
w aryjskim dziedzictwie... t r e n i n g s z t u k walki"), Children oj the Sun („histo­
ria europejskiego sportu, wojskowości, edukacji fizycznej i m ę s k i c h związ­
k ó w " ) , Manhunt („wyjazdy p o d n a m i o t y łączące medytację, praktyki magicz­
ne,
szkolenie
wojskowe
i
survival")...
Sport
to
sposób
na
stworzenie
Nietzscheańskiego nadczłowieka. „Wola Mocy o z n a c z a fizyczne dążenie
i osiąganie, poszukiwanie, jak Z a r a t u s t r a , w sobie s a m y m najwyższych wy­
ników, jakie m o ż e s z osiągnąć jako o s o b n i k swej rasy. (...) To stworzyło sztur­
m o w c ó w Trzeciej Rzeszy, r e n e s a n s o w ą Florencję, a w a n t u r n i c z y c h wikingów,
m ę s k ą godność i p i ę k n o s p a r t a ń s k i e g o p a ń s t w a m i l i t a r n e g o . "
I jeszcze j e d e n kurs: Runie Body Art - „ o p a r t a na starożytnych t e u t o ń s k i c h
zasadach... gimnastyka s e k s u a l n a " . Baelder nie ukrywa swoich sympatii dla
h o m o s e k s u a l i z m u , wszystkie jego publikacje p r z e s y c o n e s ą d u c h e m h o m o erotycznym.
W z o r e m dla Baeldera jest Thule Gessellschajt - p r e n a z i s t o w s k i e s e k r e t n e
bractwo okultystyczne. Thule p o w s t a ł o 21 g r u d n i a 1917 r. jako bawarska lo­
ża Z a k o n u Germanów, który skupiał u c z n i ó w okultysty i rasisty Jorga Lanza
von Liebenfels. Lanz, przez W i l h e l m a D a i m a (Der Mann der Hitler die Ideen
gab, 1958) n a z w a n y ojcem n a z i z m u , był z a r a z e m h o m o s e k s u a l i s t ą wydalo62
FRONDA 25/26
nym za n i e m o r a l n o ś ć z z a k o n u cy­
stersów. Lanz nienawidził kobiet, pi­
sał: „dusza kobiety ma w sobie coś
przedludzkiego, coś d e m o n i c z n e g o ,
coś tajemniczego". Twierdził, że czy­
stość
rasową Aryjczyków
ściły
rozwiązłe
kobiety
zanieczy­
kopulując
z niższymi rasami, dlatego p o s t u l o ­
wał ich izolację w specjalnych klasz­
torach,
gdzie
odwiedzane
byłyby
przez mężczyzn w celach prokreacyj­
nych. N a k r e ś l o n y przez Lanza obraz
N o w e g o Templariusza (tak nazwał
swój zakon) p r z y p o m i n a obraz ideal­
nego kochanka - mężczyzny o „złoci­
stych włosach, błękitnych lub szaroniebieskich oczach, różowej skórze, wydłużonej czaszce i szczupłej twarzy,
owalnych, przystających uszach, wąskim, p r o s t y m nosie, proporcjonalnych
ustach, zdrowych białych zębach, pełnych policzkach, regularnie z b u d o w a ­
nym, w y s o k i m ciele, s m u k ł y c h d ł o n i a c h i s t o p a c h " .
Thule było jednym z nielicznych stowarzyszeń ezoterycznych, k t ó r e m u uda­
ło się odegrać polityczną rolę. Z jego robotniczej przybudówki (której zebrania,
notabene, odbywały się w gejowskim barze „Bratwurstgloeckl") wyrosła Deutsche
Arbeiterpartei, niebawem przekształcona w NSDAP Sformowany przez thulistów korpus ochotniczy obalił w 1919 r. bawarską republikę radziecką. Najsłyn­
niejszym spośród freikorpsów był wszakże korpus Gerharda Rossbacha. To Rossbach, wstąpiwszy do NSDAP wywarł największy wpływ na formowanie SA.
Robert Waite, autor monografii korpusów ochotniczych, pisze: „Poza Ehrhardtem, Gerhard Rossbach, sadysta, morderca i homoseksualista, był najbardziej
uwielbianym bohaterem nacjonalistycznej młodzieży niemieckiej". Pederastą
był też adiutant Rossbacha, E d m u n d Heines, człowiek o „dziewczęcej twarzy
i ciele drwala", który lubił nie tylko strzelać ofiarom w twarz z Waltera kał. 7,65
- ale też organizować homoseksualne orgie w swojej jednostce.
Czyż m o ż e nas wobec tego dziwić szczególna, h o m o e r o t y c z n a atmosfera
panująca w SA? O dowódcy Sturmabteilungen Ernście R o e h m i e napisał William
ZIMA
2001
63
Shirer w swym klasycznym dziele „The Rise and Fali of the Third Reich" że „jak
wielu wczesnych nazistów był
homoseksualistą".
Roehm,
wprowadzony
w m ę s k ą miłość przez Rossbacha, swym a d i u t a n t e m uczynił Heinesa. W Od­
działach Szturmowych o obsadzie stanowisk decydował specyficzny rodzaj n e ­
potyzmu, oparty na kwalifikacjach seksualnych. Spośród trzynastu d o w ó d c ó w
okręgów SA wszyscy p o n o ć byli geja­
mi... H o m o s e k s u a l n ą orientację wy­
znawali też niektórzy zagraniczni so­
jusznicy hitlerowców, n p . założyciele
Anglo-German Fellowship Guy Francis
de Money Burgess i kpt. J o h n Robert
M a c n a m a r a czy Francuzi E d o u a r d
Pfeiffer i Jacąues Doriot.
N i e m o r a l n e praktyki bojówkarzy by­
ły n i e j e d n o k r o t n i e wykorzystywane
przez p r o p a g a n d ę antynazistowską,
n p . prasa socjaldemokratyczna o p u ­
blikowała k o m p r o m i t u j ą c e listy Roehma.
Marksista
Wilhelm
w „Psychologii m a s o w e j
Reich
faszyzmu"
u j m o w a ł p r o b l e m teoretycznie pi­
sząc m i n . : „ R o s e n b e r g i Bliiher roz­
poznają p a ń s t w o wyłącznie jako p a ń ­
stwo
męskie,
zorganizowane
na
bazie h o m o s e k s u a l n e j " . Hitler tolerował to do m o m e n t u , gdy polityczne a m ­
bicje R o e h m a i socjalne frustracje s z t u r m o w c ó w nie stały się dla niego nie­
bezpieczne. Wykorzystał h o m o s e k s u a l i z m jako p r e t e k s t do rozprawy z SA
w czasie osławionej „nocy długich n o ż y " .
Do głosu doszedł Himmler, reprezentujący „frakcję h e t e r o s e k s u a l n ą "
w NSDAP, zdecydowanie przeciwny h o m o s e k s u a l i z m o w i z p o w o d u jego
szkodliwego wpływu na prokreację. Ale żydowscy historycy Scott Lively i Kevin Abrams, a u t o r z y książki "The Pink Swastika: Homosexuality in the Nazi Par­
ty" uważają, że a n t y h o m o s e k s u a l n a retoryka n a z i s t ó w m i a ł a na celu ukrycie
własnych skłonności, a osławiony paragraf 175 k.k. był przez H i t l e r a i n s t r u ­
m e n t a l n i e wykorzystywany do zwalczania p r z e c i w n i k ó w politycznych. Jego
64
FRONDA 25/26
zaostrzenie w 1935 r. (kryminalizacja wszystkich z a c h o w a ń o inklinacjach
h o m o s e k s u a l n y c h ) była s k i e r o w a n a p r z e d e w s z y s t k i m przeciw klerowi kato­
lickiemu, u w a ż a n e m u przez H i m m l e r a za „ m ę s k i e stowarzyszenie erotycz­
n e " . H o m o s e k s u a l i z m p o z o s t a ł zaś p r o b l e m e m NSDAP. W e w n ę t r z n e spra­
wozdanie Hitlerjugend p o d a w a ł o , że s p o ś r ó d p o p e ł n i o n y c h w p i e r w s z y m
półroczu 1940 r. 10.958 p r z e s t ę p s t w najbardziej r o z p o w s z e c h n i o n a była kra­
dzież (5.985), i h o m o s e k s u a l i z m ( 9 0 1 ) . D w a lata później a n t y h o m o s e k s u a l ny paragraf 175 został złagodzony: d o p i e r o czwarte n a r u s z e n i e p r a w a kara­
ne
m i a ł o być w i ę z i e n i e m
lub
obozem.
D l a t e g o też
Kevin A b r a m s -
ortodoksyjny Żyd - sprzeciwia się ostro tezie o „Holocauście homoseksuali­
stów". Powołując się na Joan Ringelheim z amerykańskiego M u z e u m Holocau­
stu ocenia liczbę h o m o s e k s u a l i s t ó w w obozach na 5-15 tysięcy i podkreśla, że
m i m o niewielkiej liczebności byli oni nieproporcjonalnie liczni w ś r ó d kapo.
Lively i A b r a m s zwracają uwagę, że n p . G u s t a f G r u n d g e n s , choć był zna­
n y m homoseksualistą, został przez Goeringa m i a n o w a n y d y r e k t o r e m pań­
s t w o w e g o t e a t r u Rzeszy. Ich z d a n i e m h o m o s e k s u a l i s t a m i l u b biseksualistami byli: w ó d z Hitlerjugend Baldur von Schirach, G e n e r a l n y G u b e r n a t o r H a n s
Frank, a d i u t a n t Hitlera W i l h e l m Bruckner, szofer H i t l e r a Emile Maurice, Julius Streicher, Walther Funk, H e r m a n n Goering, R e i n h a r d Heydrich. Pederastą był też E r n s t v o m R a t h - wysoki rangą oficer SA, k t ó r y został wysłany na
placówkę dyplomatyczną d o Paryża. Utrzymywał t a m h o m o s e k s u a l n e sto­
sunki z 17-letnim p o l s k i m Ż y d e m H e r s z e l e m G r y n s z p a n e m , przez k t ó r e g o
został zabity, gdy nie spełnił jego p r o ś b y dotyczącej rodziców. Śmierć v o m
R a t h a była sygnałem do o s ł a w i o n e g o p o g r o m u Kristallnacht.
Ale czy w a r t o o tym mówić? Czy w a r t o wyciągać takie szczegóły życia
prywatnego na forum publiczne? Czy mają o n e znaczenie dla z r o z u m i e n i a
wydarzeń politycznych? Lively i A b r a m s twierdzą, że tak. Posuwają się wręcz
do stwierdzenia, że H o l o c a u s t Ż y d ó w był konsekwencją n e o p o g a n i z m u ,
a p o ś r e d n i o h o m o s e k s u a l i z m u - pederaści dążą do zniszczenia cywilizacji judeochrześcijańskiej z p o w o d u jej h e t e r o s e k s u a l n e j etyki.
R o e h m uważał h o m o s e k s u a l i z m za f u n d a m e n t n o w e g o ładu. Nie był
w tym odosobniony. Explicite wyłożył tą teorię Benedict Friedlander (18661908) w pracy „Renaissance des Eros Uranios" (1904): „Pozytywnym celem jest
odrodzenie helleńskiego rycerstwa i u z n a n i e go przez społeczeństwo. Przez
miłość rycerską r o z u m i e m y w szczególności ścisłą przyjaźń, a jeszcze bardziej
ZIMA-200 1
65
więź między mężczyznami w r ó ż n y m wieku". Trzydzieści lat później jego p o ­
glądy powtórzył Kurt H i l d e b r a n d t w książce „Norm Entartung Verfall". Friedlandera i H i l d e b r a n d t r e p r e z e n t o w a l i j e d n ą z d w ó c h frakcji r u c h u h o m o s e k ­
sualnego, tzw. maskulinistów. Ich organizacją była Gemeinschaft der Eigenen
(Wspólnota Wyjątkowych) u t w o r z o n a w 1902 r. przez pedofila i a n t y s e m i t ę
Adolfa Branda. Po I wojnie światowej c z ł o n e k Thule H a n s K a h n e r t prze­
kształcił W s p ó l n o t ę w Bund fiir Menschenrecht (Związek Praw C z ł o w i e k a ) .
Bund dla u z a s a d n i e n i a swej orientacji seksualnej p o w o ł y w a ł się na Eddę, by
u d o w o d n i ć jej t e u t o ń s k i e a nie o r i e n t a l n e ź r ó d ł o . W okresie międzywojen­
n y m stał się największą organizacją gejowską. Przetrwać m i a ł - p o m i m o ant y h o m o s e k s u a l n e g o u s t a w o d a w s t w a - aż do 1940 r.
Ci wyznawcy czysto m ę s k i c h wartości, na ogół mizogini, często pedofile,
nieraz sadyści, chcieli odtworzyć m i l i t a r n e obyczaje k u l t u r pogańskich,
zwłaszcza greckiej. Co mieli na myśli? B e n e d e t t o Bravo w swej „Historii Gre­
k ó w " opisuje: „Społeczność G r e k ó w jest społecznością mężczyzn. Kobiety są
wykluczone z życia publicznego, w życiu p r y w a t n y m obie płcie mają swoje
o d r ę b n e sfery. (...) Arystokrata m ó g ł w p e ł n i przyzywać i skierować s w e
uczucia tylko ku przedstawicielowi własnej grupy, człowiekowi j e m u r ó w n e ­
m u . (...) H o m o s e k s u a l i z m jest niewątpliwie p o c h o d n ą pozycji k o b i e t " . I jesz­
cze j e d n o : „Wśród h o m o s e k s u a l n y c h związków z p e w n o ś c i ą d o m i n o w a ł y re­
lacje, w których j e d n ą ze s t r o n był człowiek w p e ł n i dojrzały, a d r u g ą
chłopiec kilkunastoletni, dojrzewający, jeszcze p r z e d p r o g i e m dzielącym go
od dorosłego życia". Z taką obyczajowością d o s k o n a l e k o r e s p o n d u j e p o s t u ­
lat zniesienia rodziny, p r z e d s t a w i o n y przez P l a t o n a w jego „ P a ń s t w i e " pierwszym historycznie projekcie p a ń s t w a t o t a l i t a r n e g o .
Bezpośrednie źródła filozofii maskulinistycznej wypływały j e d n a k z tzw.
George-Kreis, który u f o r m o w a ł się w o k ó ł p o e t y Stefana G e o r g e ' a (1868-1933)
jako „elitarny związek ludzi o p a r t y na pięknie i sile". Elitaryzm został zapo­
życzony od Nietzschego, który inspirował też p o g a ń s k i e b a c h a n a l i a urządza­
ne przez georgistów ku czci Dionizosa. Krąg szukał Wodza, który „ p o p r o w a ­
dzi przez b u r z ę i t r w o ż n e sygnały j u t r z e n k i swoją w i e r n ą g r o m a d ę do kuźni
p r z e b u d z o n e g o j u t r a i stworzy N o w e P a ń s t w o " . W 1902 r. G e o r g e wyznaczył
na Wodza 15-letniego M a x i m i n a (Maximiliana K r o n e n b e r g a ) , k t ó r y m i a ł
uosabiać h a r m o n i ę p i ę k n e g o ciała i zalet d u s z y - plany te p o k r z y ż o w a ł a jed­
nak rychła śmierć m ł o d e g o przyjaciela. Charakterystyczny dla George-Kreis
66
FRONDA 25/26
byt biologiczny kult m ł o d o ś c i - idea,
że tylko m ł o d z i e ż m o ż e
świat.
Ten
zmienić
wysublimowany
wyraz
podskórnej pedofilii został przejęty
przez Baldura von Schiracha (a już
po II wojnie - za p o ś r e d n i c t w e m
Herberta M a r c u s e ' a - przez ultralewicę). Nie trzeba chyba dodawać, że
krąg George'a łączył też p a n g e r m a ń ski nacjonalizm - swastyka na tytu­
łowej stronie w y d a w a n e g o od 1891
r. „Blatterfur die Kunst" nie była jego
jedyną oznaką. George z entuzja­
z m e m witał wybuch I wojny świato­
wej, która uczynić m i a ł a z Rzeszy
m o c a r s t w o sięgające od M o r z a Pół­
n o c n e g o po Sycylię. To w okopach narodzić się m i a ł N o w y Człowiek - praw­
dziwy mężczyzna - heroiczny wojownik.
Z George-Kreis związany był z a r ó w n o znany n a m już H i l d e b r a n d t (dla któ­
rego masy s ą „ p r o d u k t e m n i e p o h a m o w a n e g o p o s t ę p u , b e z p r a w n e g o h u m a ­
nitaryzmu, pasywnej wolności") jak i związany z m ł o d z i e ż o w ą s u b k u l t u r ą
Wandervógel Ludwig Klages. Wandervbgel (Ptaki W ę d r o w n e ) to s p o n t a n i c z n y
ruch męskiej młodzieży, zainicjowany w początkach XX w. p o d h a s ł e m p o ­
w r o t u do Natury. C h o ć bliski t e m u , co dziś nazwalibyśmy „głęboką ekolo­
gią" (tworzenie wiejskich k o m u n , z d r o w e żywienie, medycyna n a t u r a l n a , in­
spiracja
filozofią
Wschodu,
fascynacja
ludami
pierwotnymi
takimi
jak
Indianie, ba - n a w e t jogging i n a t u r y z m ! ) , miał z a r a z e m c h a r a k t e r wybitnie
nacjonalistyczny. To od P t a k ó w W ę d r o w n y c h n a z i z m przejął z a r ó w n o p o ­
zdrowienie u n i e s i o n ą ręką jak i tytuł Fiihrera. Ruch Wandervógel m i a ł też wy­
raźnie h o m o e r o t y c z n y p o d t e k s t .
Teoretykiem r u c h u był H a n s Bliiher, a u t o r m.in. takich książek jak „Nie­
mieckie ' W ę d r o w n e p t a k i ' jako f e n o m e n e r o t y c z n y " (1912) czy „Rodzina
i związek mężczyzn". Głosił w nich teorię o istnieniu d w ó c h współ występują­
cych form erotyzmu - heteroseksualnej (której o w o c e m jest rodzina) i h o m o ­
seksualnej, pchającej mężczyzn do tworzenia Mdnnerbund (związków m ę s k i c h ) .
Z1MA-200I
67
W ł a ś n i e związki mężczyzn miały być p o d s t a w ą organizacji
społecznej.
Bluher r o z u m i a ł p a ń s t w o jako Bund, w k t ó r y m Eros dostarcza nowej elity
o w e m u związkowi n a r o d u . Nie ukrywał też, że p a ń s t w o będzie hierarchicz­
n e : „wódz nie potrzebuje n a r o d u , żeby być w o d z e m , lecz za to n a r ó d tylko
poprzez w o d z a staje się n a r o d e m " .
Kobiety spełniać miały w tym s p o ł e c z e ń s t w i e rolę d r u g o r z ę d n ą , służeb­
ną czy po p r o s t u r o z p ł o d o w ą . Z a n t y f e m i n i z m e m łączył się a n t y s e m i t y z m .
Przywoływany był w tym kontekście O t t o Weininger - Żyd-odszczepieniec,
wedle którego p o d s t a w o w ą zasadą w s z e c h ś w i a t a jest d y c h o t o m i a m i ę d z y
mężczyzną i kobietą, Żydzi zaś reprezentują cechy kobiece a więc gorsze.
Bluher twierdził, że Żydzi są nosicielami kobiecych wartości i p r o m u j ą h e t e ­
roseksualną rodzinę, gdyż po zniszczeniu p a ń s t w a żydowskiego tylko rodzi­
na zapewnia p r z e t r w a n i e ich p l e m i e n i u . Tymczasem jego z d a n i e m idealny
mężczyzna jest h o m o s e k s u a l i s t ą - d o p i e r o u w o l n i e n i e od ograniczeń narzu­
conych przez etykę skieruje jego energię w sferę k o s m o s u i metafizyki.
Dziś prace Bluhera wydaje francuski (choć ukazujący się też po portugalsku) „Gaie France Magazine". Leży
p r z e d e m n ą j e d e n z n u m e r ó w tego
periodyku:
lśniąca,
kolorowa
okładka, w środku 82 s t r o n y kre­
d o w e g o papieru. Na o k ł a d c e ślicz­
na, dziewczęca buzia jakiegoś m a ­
łolata, w e w n ą t r z m n ó s t w o zdjęć
n a s t o l a t k ó w : p ó ł r o z e b r a n y c h i zu­
p e ł n i e nagich, kokietujących nie­
ś m i a ł y m i spojrzeniami i d u m n i e
eksponujących n a b r z m i a ł e penisy.
W i d z i m y też niezliczonych macho
o m u s k u l a r n y c h t o r s a c h - to żoł­
nierze, robotnicy. D u c h „prawdzi­
w e g o mężczyzny", zdobywcy, w o ­
j o w n i k a u n o s i się nad całością.
Tematyka
podobna
do
innych
p i s m gejowskich - walka z h o m o fobią, z AIDS, prezentacja Kolum68
FRONDA 25/26
bii jako „ e l d o r a d o " (dla pederastów, rzecz j a s n a ) . Znajdujemy tu j e d n a k też
wiele a r t y k u ł ó w poświęconych historii, filozofii, polityce. Znajdujemy n p .
teksty o E t r u s k a c h i t e m p l a r i u s z a c h , p r z y p o m n i e n i e postaci George'a, wy­
wiad z Alainem de Benoist - c z o ł o w y m t e o r e t y k i e m n e o p o g a ń s k i e j tzw. N o ­
wej Prawicy. Ale p r z e d e w s z y s t k i m znajdujemy tu k l i m a t męskiej przyjaźni
i przygody.
„Chłopcze, c h o d ź z n a m i ! Zakosztujesz n a s z e g o b r a t e r s t w a . "
TOMASZ JAWOROWSKI
ZIMA-2001
69
Aby zmienić społeczną opinię o nieślubnym macie­
rzyństwie, w 1939 roku minister Rzeszy Lammers wy­
dał orzeczenie, że urodzenie przez urzędniczkę pań­
stwową pozamałżeńskiego dziecka nie może być
powodem podjęcia wobec niej kroków dyscyplinar­
nych. Ponieważ zaś perspektywa ciężkiej pracy zwią­
zanej z liczną rodziną działała hamująco na przyrost
naturalny, tygodnik SS „Das schwarze Korps" wszczął
kampanię na rzecz równości praw i obowiązków
w małżeństwie, ilustrowaną fotografiami mężów
pchających wózki i taszczących torby z zakupami.
PIĘKNA,
I BESTIA
M A C D A L E N A
G Ó R S K A
N a z i z m był antyfeministyczny. Ta sprawa nie podlega dyskusji. Antyfeministyczna była z a r ó w n o jego teoria jak i praktyka. P o d s t a w ą nazistowskiego
podejścia do kwestii kobiecej był d o g m a t o naturalnej nierówności płci. Dla
Hitlera emancypacja kobiet była s y m p t o m e m degeneracji kulturalnej. J u ż
w styczniu 1921 roku N S D A P podjęła decyzję o odsunięciu kobiet od wszyst­
kich stanowisk kierowniczych w partii. Zaraz po przejęciu władzy z w o l n i o n o
z pracy z a m ę ż n e lekarki i urzędniczki, zmniejszono liczbę nauczycielek, u n i e ­
możliwiono k o b i e t o m piastowanie stanowisk sędziów i prokuratorów. Zabro­
n i o n o n a w e t wybierać kobiety do s ą d ó w przysięgłych, p o n i e w a ż „nie potrafią
one myśleć logicznie i r o z u m o w a ć obiektywnie, i kierują się wyłącznie uczu­
ciem".
A j e d n a k kobiety kochały F u h r e r a ! Podczas wielkich oficjalnych i m p r e z III
Rzeszy żeńska część t ł u m u często w p a d a ł a w rodzaj histerii, znanej jako ,",pra70
FRONDA 25/26
gnienie k o n t a k t u " (Kontaktsuch) - nie dający się o p a n o w a ć popęd, by d o t k n ą ć
Fuehrera. R a u s c h n i n g n o t o w a ł , że w czasie m a s o w y c h w i e c ó w słuchaczki
„wbijały w Hitlera n i e p r z y t o m n y wzrok, jakby w religijnej ekstazie". Pod ko­
niec wojny raczej kobiety niż mężczyźni s k ł o n n e były do poświęcenia wła­
snych istnień, byle tylko nie żyć w świecie, w k t ó r y m zabraknie Ftihrera.
W czym m o ż e leżeć przyczyna? Maria C i e c h o m s k a w książce „Od matriar­
chatu do f e m i n i z m u " p r ó b o w a ł a szukać odpowiedzi: „To, co m o ż e n i e k t ó r e
kobiety przyciągać do neofaszyzmu, to swoiste dowartościowanie macierzyń­
stwa, stylizowanego na p i e r w o t n ą siłę kobiet (paradoksalnie neofaszyzm spo­
tyka się w tym p u n k c i e z niektórymi b a r d z o skrajnymi o d ł a m a m i f e m i n i z m u ) .
Pewną rolę m o ż e odgrywać także p r o p a g o w a n y przez neofaszystów autorytar­
ny system społeczny, który, ograniczając znacznie s w o b o d ę i n d y w i d u u m ,
chroni je zarazem p r z e d w y z w a n i a m i i w y m a g a n i a m i coraz to bardziej złożo­
nej rzeczywistości. I n n y m w a ż n y m e l e m e n t e m mogącym pozyskiwać zwolen­
niczki jest l a n s o w a n a przez neofaszystów w r o g o ś ć do cudzoziemców: stosun­
kowo ł a t w o znajduje o n a o d z e w u kobiet, k t ó r e miały złe doświadczenia
z mężczyznami pochodzącymi z innych kultur." W k o ń c u j e d n a k odnajduje
przyczynę w... skłonności kobiet (mniejsza o to - „ n a t u r a l n e j " czy nie) do ule­
głości w o b e c m o c n y c h mężczyzn. „Kwestia atrakcyjności światopoglądu n e o ­
faszystowskiego dla kobiet jest j e d n a k na razie b a r d z o słabo zbadana: droga
wiodąca od akceptacji własnej podrzędności do akceptacji faszyzmu jest na
ogół długa i skomplikowana, prowokując raczej do p y t a ń niż do gotowych od­
powiedzi. W i a d o m o już j e d n a k z całą pewnością, że ideologia faszystowska oprócz tego, iż pozwala m ę ż c z y z n o m śnić ich w ł a s n e sny o p o t ę d z e - pozwa­
la także (przynajmniej niektórym) k o b i e t o m marzyć o męskiej opiece i obro­
nie oraz o udziale w symbolicznej i materialnej władzy silniejszego. N a w e t je­
żeli ceną ma być bezdyskusyjne u z n a n i e jego dominacji."
Ale czy tylko o to chodzi? Gdy uważniej przyjrzymy się p r o b l e m o w i kobie­
c e m u w Trzeciej Rzeszy, zaskoczy n a s faktyczna emancypacja kobiet, jaka
wówczas się dokonała. Logika forsownej modernizacji, wynikająca w p r o s t
z istoty s y s t e m u totalitarnego, takie p r z e m i a n y w y m u s z a ł a . By p o d n i e ś ć wy­
dajność ekstensywnej gospodarki trzeba było wciąż zwiększać z a t r u d n i e n i e
a wojna wysysająca mężczyzn na front dała ku t e m u d o d a t k o w y i m p u l s . Ri­
chard G r u n b e r g e r („Historia społeczna Trzeciej Rzeszy") pisze o „zasadniczej
sprzeczności w e w n ę t r z n e j " n a z i z m u w kwestii kobiecej: „te, k t ó r y m naziZ1MA-2001
71
stowska retoryka wyznaczyła miejsce w kuchni i pokoju dziecinnym, osta­
tecznie stanowiły w czasie wojny trzy piąte niemieckiej siły roboczej".
Już w 1939 roku kobiety stanowiły 33 p r o c e n t ogółu zatrudnionych,
w tym prawie 7 m i l i o n ó w pracownic biurowych i fabrycznych. W całym
przemyśle stanowiły o n e 23 p r o c e n t personelu, ale w p e w n y c h gałęziach, na
przykład w przemyśle odzieżowym i tekstylnym - o d p o w i e d n i o dwie trze­
cie i nieco p o n a d p o ł o w ę . N a w e t w zakładach m e t a l o w y c h co ó s m y pracow­
nik był kobietą. W administracji kobiety zajmowały dwie piąte stanowisk.
W h a n d l u i rolnictwie stanowiły blisko trzy piąte wszystkich z a t r u d n i o n y c h .
Z a p o t r z e b o w a n i e na p r a c ę k o b i e c ą s p r a w i ł o , że w ł a d z e - acz n i e c h ę t ­
nie i z o p o r a m i , w b r e w g ł o s z o n y m p r z e z siebie s l o g a n o m - m u s i a ł y u ł a ­
twiać a k t y w n o ś ć z a w o d o w ą kobiet. N p . w 1 9 3 7 r o k u r z ą d z n i ó s ł k l a u z u ­
lę
uzależniającą
przyznanie
pożyczki
małżeńskiej
od
wycofania
się
k a n d y d a t k i z rynku pracy. R e a l n ą p o m o c w p r a c a c h d o m o w y c h d a w a ł a
wielu m a t k o m instytucja „ r o k u s ł u ż b y " dla dziewcząt, o r g a n i z o w a n a
p r z e z takie p r z y b u d ó w k i partyjne j a k „ M a t k a i D z i e c k o " l u b N a r o d o w o socjalistyczna Liga Kobiet. S t w o r z o n o t e ż specjalną organizację Reichsb u n d D e u t s c h e r Familie, k t ó r a m i a ł a zająć się p o w s z e c h n y m i p r o b l e m a ­
mi rodzinnymi.
Szczególną rolę o d e g r a ł t u wydział kobiecy N i e m i e c k i e g o F r o n t u Pra­
cy (DAF), k t ó r y walczył o z r ó w n a n i e z a r o b k ó w i i n n y c h ś w i a d c z e ń dla
kobiet. C h o ć batalia ta n i e z a k o ń c z y ł a się s u k c e s e m , to i t a k z a r o b k i ko­
biet rosły n i e c o szybciej niż z a r o b k i m ę ż c z y z n : 18 p r o c e n t w l a t a c h 1 9 3 5 1938 (mężczyźni: 16,5 p r o c e n t ) . F r o n t Pracy a p e l o w a ł d o p r a c o d a w c ó w ,
b y choć n a ś w i ę t a dali s w y m s ł u ż ą c y m d ł u ż s z e w y c h o d n e . Mając n a u w a ­
d z e z m ę c z o n e nogi l i s t o n o s z e k D A F zażądał o d właścicieli d o m ó w , b y n a
p a r t e r z e instalowali w s p ó l n e skrzynki p o c z t o w e dla w s z y s t k i c h l o k a t o ­
rów. Rząd z a b r o n i ł z a t r u d n i a n i a k o b i e t p r z y n o s z e n i u c i ę ż a r ó w więk­
szych niż 15 kilogramów. N i e k t ó r z y „ d o w ó d c y p r z e d s i ę b i o r s t w " p o z o s t a ­
wiali
kobietom
zamężnym
(stanowiącym
w
1942
roku
40
procent
żeńskiej siły roboczej) s w o b o d n y w y b ó r zmiany, b ą d ź t e ż pozwalali im
p r a c o w a ć pięć ( z a m i a s t sześciu) d n i w t y g o d n i u . A n t y f e m i n i s t y c z n e n a ­
stroje w h a l a c h fabrycznych s k ł o n i ł y F r o n t do podjęcia wielkiej akcji p r z e ­
ciwko m ę s k i m p r z e s ą d o m w p r z e m y ś l e . „ N i e m o ż n a w y m a g a ć o d ludzi,
by w pracy dawali z siebie wszystko, jeśli j e d n o c z e ś n i e czują o n i , że ich
72
FRONDA 25/26
działalność, ba, s a m a ich o b e c n o ś ć j e s t n i e p o ż ą d a n a " - s t w i e r d z a ł a p u ­
blikacja Wydziału Kobiecego N i e m i e c k i e g o F r o n t u Pracy w „ F r a u am
Werk".
W ł a d z e starały się też d o k o n a ć rewolucji obyczajowej w społeczeń­
stwie niemieckim. C e l e m n a d r z ę d n y m była oczywiście jak najwyższa roz­
rodczość. Podjęto więc walkę z tradycyjną etyką seksualną, k t ó r ą u z n a n o za
uprzywilejowującą mężczyznę (jaskrawym p r z y k ł a d e m takich przywilejów
m i a ł a być dwoistość n o r m obyczajowych). I tak np., by zmienić społeczną
opinię o n i e ś l u b n y m macierzyństwie, w 1939 roku m i n i s t e r Rzeszy Lamm e r s wydał orzeczenie, że u r o d z e n i e przez urzędniczkę p a ń s t w o w ą pozamałżeńskiego dziecka nie m o ż e być p o w o d e m podjęcia w o b e c niej k r o k ó w
dyscyplinarnych. Ponieważ zaś p e r s p e k t y w a ciężkiej pracy związanej z licz­
ną rodziną działała hamująco na przyrost naturalny, tygodnik SS „ D a s
schwarze Korps" wszczął k a m p a n i ę na rzecz równości p r a w i obowiązków
w małżeństwie, ilustrowaną fotografiami m ę ż ó w pchających wózki i tasz­
czących torby z zakupami.
Taranem tej „rewolucji w n i e m i e c k i m d o m u " była Narodowosocjalistyczna Liga Kobiet - trzecia co do wielkości organizacja w III Rzeszy. C h o ć
Liga była tylko n i e s a m o d z i e l n ą p r z y b u d ó w k ą androcentrycznej NSDAR to
żywe były w niej nastroje wojującego feminizmu (czołową ich wyrazicielką była Sophie Rogge-Berne). O p u b l i k o w a n y w 1934 roku t o m p o d tytu­
ł e m „ D e u t s c h e Frauen an Adolf H i t l e r " (Kobiety niemieckie Adolfowi Hi­
tlerowi)
faktycznie
wyrażał
protest
kobiet
przeciw
męskiemu
szowinizmowi. „Dzisiaj wychowuje się mężczyzn nie do, ale przeciwko
m a ł ż e ń s t w u . Grupuje się ich w Vereine albo Kameradschaftsheime. M a ł ż o n k o ­
wie coraz mniej mają w s p ó l n e g o ze sobą i coraz mniejszy wpływ na dzie­
ci. Kobieta staje się coraz bardziej i bardziej samotna... Widzimy, jak nasze
córki dorastają bezmyślnie i bez poczucia celu, żyjąc jedynie k r u c h ą nadzie­
ją na m ę ż a i dzieci. Jeśli to się nie u d a - ich życie będzie z m a r n o w a n e . . .
Syn, n a w e t najmłodszy, szydzi sobie z m a t k i . U w a ż a ją za swą n a t u r a l n ą
służącą, a kobiety w ogóle - za p o w o l n e narzędzie realizacji jego celów
i marzeń."
Ale aspiracje nazistowskich feministek nie ograniczały się do szczęśli­
wej r o d z i n y J e d n a z nich pisała: „Było zawsze g ł ó w n y m artykułem naszej
wiary, że miejsce kobiety jest w d o m u ; p o n i e w a ż j e d n a k n a s z y m d o m e m są
ZIMA200 1
73
całe Niemcy, m u s i m y służyć im t a m , gdzie
m o ż e m y to zrobić najle­
piej." Przewodniczą­
ca
żeńskiej
Narodowosocjalistycznej
sekcji
Organizacji
Nauczycieli d o m a g a ł a się prawa jednakowego
przygotowania intelektualnego mężczyzn i kobiet: „pożałowania godny jest fakt,
że w środowisku nauczycielskim rozgorzała wojna płci. Kobiety uczące w szko­
łach mają prawo nie tylko do egzystencji, ale i do m o ż l i w i e najlepszego przy­
g o t o w a n i a - jako nauczycielki i jako m a t k i . " Ich o r ę ż e m stała się t e ż nazi­
stowska idea rozdziału
sfer k o m p e t e n c j i
wedle
płci.
„Lekarki
mogą
przynosić p o m o c i ulgę z m ę c z o n y m m a t k o m i dostarczać psychicznego wspar­
cia dojrzewającym dziewczętom. Nauczycielki najlepiej poinformują dorastają­
ce dziewczęta w tak delikatnych kwestiach jak biologia i dziedziczność.
W dziedzinie p r a w a kobiety okażą się najbardziej k o m p e t e n t n e w sprawach
dotyczących dzieci, p r o b l e m ó w małżeńskich, r o z w o d ó w etc. Kobiety w n a u c e
i gospodarce m o g ą być z a t r u d n i o n e w p l a n o w a n i u konsumpcji i życia rodzin­
nego, w projektowaniu miast i polityce mieszkaniowej."
G r u n b e r g e r n a p i s a ł : „Liga Kobiet s p o t ę g o w a ł a jeszcze p a r a d o k s y sytu­
acji kobiet w Trzeciej Rzeszy - mobilizując do p o l i t y c z n y c h z a d a ń i s t o t y ofi­
cjalnie o k r e ś l a n e jako s u b p o l i t y c z n e i wpajając w i e d z ę d o m o w ą t y m , k t ó r e
coraz mniej m i a ł y czasu na w ł a s n y d o m . (...) Tak o t o a n t y f e m i n i s t y c z n y re­
żim h i t l e r o w s k i z d o ł a ł włączyć w d z i a ł a l n o ś ć p u b l i c z n ą z n a c z n i e więcej ko­
biet, niż uczyniło t o p a ń s t w o w e i m a r s k i e , k t ó r e p i e r w s z e d a ł o i m p r z e c i e ż
prawa wyborcze."
Nazistowskie feministki nie były w swej walce z u p e ł n i e o s a m o t n i o n e .
Znajdowały z r o z u m i e n i e u wielu wysoko nieraz p o s t a w i o n y c h towarzyszy
partyjnych. Goebbels bronił n p . przed „ o b s k u r a n t y z m e m " n o w a t o r s k i c h tren­
d ó w w kobiecej m o d z i e : „ N o s z e n i e s p o d n i przez kobiety nie p o w i n n o być
sprawą publicznych dyskusji. Zwłaszcza w zimniejszej p o r z e roku m o g ą o n e
śmiało chodzić w spodniach, nawet, jeśli nie p o d o b a to się tu i ówdzie Partii:
trzeba wyplenić zarazę bigoterii. Niech żyją M e t r o p o l i Scala!"
Jeszcze dobitniejsze było stanowisko H i m m l e r a . Przemawiając w 1937 ro­
ku do generałów SS powiedział m i n . : „Poniżanie kobiety jest p o s t a w ą typo­
wo chrześcijańską i w naszej epoce - n a w e t jeśli j e s t e ś m y n a r o d o w y m i socja-
74
FRONDA 25/26
listami - przejęliśmy to dziedzictwo m e n t a l n e . Także niektórzy niezachwiani
w swoich poglądach p o g a n i e przejęli to dziedzictwo. Z n a m wielu towarzyszy
partyjnych, którzy czując się zobowiązani do m a n i f e s t o w a n i a swego zdecydo­
w a n i a i męskości, zachowują się wulgarnie i brutalnie w s t o s u n k u do kobiet.
M a m y tendencję do wykluczania w m i a r ę możliwości kobiet z naszych świąt
i ceremonii, a później skarżymy się, że kobiety pozostają w i e r n e Kościołowi,
albo że nie są w stu p r o c e n t a c h p r z e k o n a n e do N a r o d o w e g o Socjalizmu. N i e
mają prawa skarżyć się ci, którzy traktują kobiety jako istoty drugiej kategorii
i trzymają je z dala od naszego w e w n ę t r z n e g o życia d u c h o w e g o . N i e t r z e b a się
z a t e m dziwić, że o n e nie są do t e g o życia d u c h o w e g o p r z e k o n a n e . M u s i m y do­
strzec wyraźnie, że ruch, światopogląd narodowosocjalistyczny, n i e m o ż e
przetrwać bez kobiet, p o n i e w a ż mężczyźni dostrzegają rzeczy jedynie na spo­
sób świadomy, rozumiejąc je, podczas gdy kobieta pojmuje je s w o i m sercem.
Kler wie doskonale, dlaczego spalił pięć czy sześć tysięcy kobiet. W ł a ś n i e dla­
tego, że o n e w s p o s ó b uczuciowy i intuicyjny uchwyciły się p i e r w o t n e j n a u k i
i doktryny. Uczucia i instynkt n i e pozwoliły im się od niej odwrócić. Tymcza­
s e m mężczyzna w s p o s ó b logiczny i odpowiadający jego inteligencji przerzu­
cał karabin z r a m i e n i a na ramię; zmieniał obóz i wiarę."
N a u k o w e uzasadnienie t y m p o g l ą d o m n a d a w a ł holenderski profesor H e r ­
m a n Wirth, który na początku lat 20-tych przedstawił teorię „boskiej m a t k i
wszechrzeczy" i p r a g e r m a ń s k i e g o m a t r i a r c h a t u . Wirth, członek N S D A P od
1925 roku, był p r o t e g o w a n y m H i m m l e r a , który założył dla niego Fundację
Ahnenerbe.
...I jeszcze raz C i e c h o m s k a : „ N a ile ideologia u g r u p o w a ń n e o f a s z y s t o w ­
skich m a s z a n s ę p r z e m ó w i ć d o kobiet? Ich u d z i a ł w tych p a r t i a c h j e s t
niewielki, a wiele rzeczy m u s i je o d s t r ę c z a ć . C e l e b r o w a n i e k u l t u m ę s k o ś c i
i siły, g o t o w o ś ć do użycia p r z e m o c y , a t a k ż e p o d s k ó r n a a t m o s f e r a h o m o ­
s e k s u a l n a - w s z y s t k o to n i e m o ż e być d l a k o b i e t zbyt atrakcyjne. J e s t jed­
n a k j a s n e , że liczba c z ł o n k i ń p o w o l i , lecz stale w z r a s t a . M o ż l i w e , że kobie­
ty sympatyzujące z n e o f a s z y z m e m , n i e wybijając się na p i e r w s z y p l a n ,
t w o r z ą raczej cichą r e z e r w ę p a r t i i , działając j e d y n i e w r a m a c h najbliższego
o t o c z e n i a i w ł a s n e j r o d z i n y : rozsiewając t a m p o g l ą d y faszystowskie i p o ­
pierając s w o i c h ' b o h a t e r ó w ' z d a l e k a . "
MAGDALENA GÓRSKA
ZIMA-2001
75
NUR
FUR
NICHTRAUCHER
(tylko
dla
niepalących)
MARIAN SZCZ E PAN OWS K I
Pierwszym krajem na świecie, w k t ó r y m r o z p o c z ę t o i n t e n s y w n ą k a m p a n i ę
a n t y n i k o t y n o w ą oraz p r o m o c j ę z d r o w e g o s p o s o b u odżywiania się byia Trze­
cia Rzesza. Tak wynika z opublikowanej w ł a ś n i e w S t a n a c h Z j e d n o c z o n y c h
książki a m e r y k a ń s k i e g o historyka R o b e r t a P r o c t o r a p t . „Walka n a z i s t ó w
z c h o r o b a m i n o w o t w o r o w y m i " . J u ż kilkanaście lat t e m u , w 1988 roku,
w swej pierwszej pracy z a t y t u ł o w a n e j „Higiena rasowa: m e d y c y n a Trzeciej
Rzeszy", wydanej przez U n i w e r s y t e t Harvarda, n a u k o w i e c t e n zwrócił uwa­
gę, że p a ń s t w o hitlerowskie jako p i e r w s z e na świecie zaczęło p r o p a g o w a ć
z d r o w ą żywność. Badając d o r o b e k n i e m i e c k i c h specjalistów od medycyny
Proctor doszedł do interesujących wniosków. O t ó ż p o w s z e c h n i e u w a ż a się,
że związek między p a l e n i e m p a p i e r o s ó w a z a c h o r o w a n i a m i na raka p ł u c zo­
stał zauważony po raz pierwszy p r z e z n a u k o w c ó w angielskich i a m e r y k a ń ­
skich w latach 50-tych. Tymczasem istnienie takiej zależności było przyjmo­
w a n e jak oczywistość przez m e d y c y n ę Trzeciej Rzeszy. Okazuje się, że to
w ł a ś n i e w hitlerowskich N i e m c z e c h już w latach 30-tych o d k r y t o rakotwór­
cze właściwości p r o m i e n i r e n t g e n o w s k i c h , a z b e s t u , pyłu k w a r c o w e g o czy
w ł a ś n i e tytoniu.
Za odkryciami tymi szła agresywna profilaktyka. Książka Proctora zawie­
ra wiele reprodukcji nazistowskich p l a k a t ó w antynikotynowych, n p . ilustracja
z hitlerowskiego czasopisma „Auf d e r W a c h t " z 1941 roku p r z e d s t a w i a esesmański b u t kopiący z całej siły papierosa, fajkę i cygaro. P a ń s t w o t o t a l i t a r n e
zaangażowało się w walkę z nikotyną na d ł u g o przed p a ń s t w a m i d e m o k r a ­
tycznymi. W p r o w a d z o n o zakaz palenia w wielu miejscach publicznych, ogra76
FRONDA
25/26
niczono poważnie reklamę w y r o b ó w tytoniowych, roz­
poczęto k a m p a n i ę u ś w i a d a m i a n i a ludzi o szkodliwości
nikotyny, s t w o r z o n o o ś r o d e k naukowy, k t ó r e m u poleco­
no opracowanie nowych rodzajów papierosów, zawierających mniejszą ilość
substancji szkodliwych dla zdrowia. K a m p a n i a n i k o t y n o w a p o s u n ę ł a się t a k
daleko, że k a r a n o n a w e t k i e r o w c ó w samochodów, jeśli znajdowali się „ p o d
w p ł y w e m " nikotyny. Minister zdrowia Trzeciej Rzeszy L e o n a r d o C o n t i prze­
strzegał, że przywiązanie do tytoniu m o ż e mieć zgubny w p ł y w na lojalność
obywateli wobec państwa, a w j e d n y m w nazistowskich czasopism pojawiło
się wręcz sformułowanie o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii palaczy".
W całą tą k a m p a n i ę - i w ogóle w p r o m o c j ę z d r o w e g o stylu życia - zaan­
gażowany był osobiście Adolf Hitler. Sam nie palił, nie pił alkoholu, był (po­
d o b n i e jak Lenin i Mussolini) w e g e t a r i a n i n e m i to s a m o zalecał s w o j e m u na­
rodowi.
Nic
więc
dziwnego,
że
hitlerowska
maszyna
propagandowa
p r o m o w a ł a zdrowy styl życia - u m i a r w piciu i j e d z e n i u , d u ż o wypoczynku
na świeżym p o w i e t r z u oraz ćwiczenia r u c h o w e . Z alkoholi t o l e r o w a n o jedy­
nie piwo, jako najmniej szkodliwy, a z a r a z e m tradycyjnie niemiecki alkohol.
O zdrowej żywności nie z a p o m n i a n o także p o d c z a s wojny. W obozie kon­
centracyjnym w D a c h a u więźniowie wyrabiali n a t u r a l n y m i ó d , zaś e s e s m a n i
szybko przejęli kontrolę n a d e u r o p e j s k i m r y n k i e m w ó d m i n e r a l n y c h . Szko­
dliwy w p ł y w różnych substancji na ludzki o r g a n i z m badał n a t o m i a s t w Au­
schwitz dr Mengele.
MARIAN SZCZEPANOWSKI
W catej Biblii tylko o jednym miejscu napisano, że
znajduje się w nim „tron szatana". W Apokalipsie św.
Jana Pergamon jest określony jako miejsce, „gdzie jest
tron szatana", „tam, gdzie mieszka szatan" (Ap 2,13).
Chodziło o wielki ołtarz helleńskiej świątyni wzniesio­
ny w latach 180-160 przed Chrystusem przez króla Eumenesa II. Budowla ta została odkryta pod koniec XIX
wieku przez niemieckiego archeologa Humanna, po­
tem przewieziona do Niemiec i zrekonstruowana. Tron
szatana stanął w 1930 r. w Berlinie.
NIEMCY KONTRA
RESZTA ŚWIATA
(wariacje pangermańskie)
ROBERT
CIESZKOWSKI
„Tak jak człowiek jest istotą najwyższą, tak Niemca można by nazwać najdoskonalszym
egzemplarzem rodzaju ludzkiego, gdyż łączy on w sobie wszystkie charakterystyczne przy­
mioty, talenty i cnoty wszystkich krajów (...) Jesteśmy tak sumienni, pracowici i zręczni
jak Chińczycy; posiadamy angielską rzetelność i dokładność, (...) francuską biegłość i wytworność w każdym rzemiośle (...). Muzykę i wszystkie sztuki piękne rozumiemy lepiej
niż Włosi. (...) Jesteśmy ludem rolników i pasterzy, darzącym miłością przyrodę i kulty­
wującym patriarchalne uczucia na podobieństwo dawnych Polaków i Węgrów. (...) W wę­
drówkach znajdujemy upodobanie nie mniejsze niż Tatarzy i Kirgizi. (...) W umiłowaniu
wiedzy i wszełkich innych rzeczy wykazujemy żydowsko-talmudyczną pomysłowość
i umiejętność tworzenia kategorii, żydowską szorstkość, odporność, żydowską zawiść
i skłonność do osobistych animozji."
Bogumił Goltz („Die Deutschen: Etnographische Studie", Berlin 1860)
78
FRONDA
25/26
Niemcy - Rosja
Rosjanom brak e l e m e n t u fallicznego, twierdził niemiecki p o e t a Stefan George. Jego zdaniem, są oni z n a t u r y n a r o d e m receptywnym, przyjmującym,
biorącym i sami z siebie nie są zdolni do s t w o r z e n i a własnej formy społecz­
nej czy politycznej. Dlatego potrzebują „ z a p ł o d n i e n i a " czyli ingerencji owe­
go e l e m e n t u fallicznego, który w n i e s i e do ich kultury coś oryginalnego
i twórczego. Po M o n g o ł a c h s t r o n ą a k t y w n ą w Rosji zaczęli być Niemcy.
G e r m a n i e „zapładniali" w s c h o d n i ą Słowiańszczyznę j u ż w średniowie­
czu: Waregowie oddziaływali silnie na Ruś Kijowską, a Z a k o n Krzyżacki
i Związek Hanzeatycki na Księstwo N o w o g r o d z k i e . M o m e n t szczytowania
przypadł j e d n a k na o k r e s Piotra I, od czasów k t ó r e g o N i e m c y na blisko d w a
wieki stali się czynnikiem d o m i n u j ą c y m w carskiej administracji. To oni
stworzyli imperialną biurokrację oraz swoiste „ p a ń s t w o w p a ń s t w i e " , j a k i m
była tajna policja czyli O c h r a n a - dzieło niemieckiego hrabiego, a z a r a z e m
rosyjskiego generała, Benkendorfa. Sięgnęli n a w e t po t r o n rosyjski - u r o d z o ­
na w Szczecinie caryca Katarzyna II była s t u p r o c e n t o w ą N i e m k ą .
Narodziny filozofii rosyjskiej zaczynają się w XIX wieku. Z o s t a ł a o n a „za­
p ł o d n i o n a " przez n i e m i e c k ą myśl idealistyczną, zwłaszcza Hegla, Fichtego,
ZIMA-200]
79
H e r d e r a czy Schellinga, który wieszczy} rychle nadejście ery słowiańskiej.
Słowianofilstwo, k t ó r e z c z a s e m s t a ł o się ideologią panującą w Rosji, było
w rzeczywistości p r z e n i e s i e n i e m r o m a n t y c z n y c h idei n i e m i e c k i c h na g r u n t
rosyjski. O w o n a r o d n i c t w o to nic i n n e g o jak Volkala Russe. Z kolei w XX stu­
leciu przez o k r e s p o n a d 70 lat oficjalną ideologią w Rosji był p o w s t a ł y
w Niemczech marksizm.
Kanclerz II Rzeszy O t t o von Bismarck dzielił n a r o d y na m ę s k i e i żeńskie.
Do tych pierwszych zaliczał m.in. n a r o d y g e r m a ń s k i e , do drugich - słowiań­
skie i celtyckie. Twierdził on, że bez N i e m c ó w Rosjanie sami nie są w s t a n i e
niczego osiągnąć.
Do podobnej klasyfikacji przychylał się rosyjski filozof Mikołaj Bierdiajew,
który w swej książce pt. „ D u s z a Rosji" pisał: „ G e r m a ń s k i świat czuje żeńskość
rasy słowiańskiej i sądzi, że p o w i n i e n zawładnąć tą r a s ą i jej t e r y t o r i u m , że
tylko on zdolny jest uczynić tę ziemię k u l t u r a l n ą " . W e d ł u g niego, cała rosyj­
ska historia, a zwłaszcza „okres p e t e r s b u r s k i " (od Piotra I do Mikołaja II) sta­
ły pod znakiem z e w n ę t r z n e g o wpływu m ę s k i e g o pierwiastka g e r m a ń s k i e g o .
„Religijność rosyjska - to religijność żeńska, religijność kolektywistycznego,
biologicznego ciepła, przeżywanego jako ciepło m i s t y c z n e " . Tymczasem zasa­
da m ę s k a niesie w sobie indywidualizm i formę, jest personalistyczna i a n t r o pocentryczna. Tego brakuje religijności rosyjskiej, k t ó r a oscylując między
anielskością a zwierzęcością, traciła e l e m e n t p o ś r e d n i - ludzki.
Z d a n i e m w s p ó ł c z e s n e g o publicysty niemieckiego, r e d a k t o r a n a c z e l n e g o
Staatsbriefe, Hansa-Dietera Sandera, z a p ł a d n i a n i e i d e o w e i k u l t u r o w e Rosji
było dla niej konieczne i d o b r o c z y n n e , j e d n a k a n a r c h i s t y c z n a d u s z a rosyjska
zawsze się przeciw t e m u b u n t o w a ł a . Dlatego s t o s u n e k Rosjan d o N i e m c ó w
określić m o ż n a jako m i ł o s n o - n i e n a w i s t n y (die Hassliebe). W e d ł u g Bierdiaje­
wa w y t ł u m a c z e n i e tej ambiwalencji jest p r o s t e : rosyjska kobiecość z a m i a s t
m ę ż a opatrznościowego, o k t ó r y m marzyła, d o s t a w a ł a niemieckiego stupaję
i biurokratę.
Niemcy - Ameryka
Jeden z najwybitniejszych w s p ó ł c z e s n y c h n e o h e g l i s t ó w J u l i u s O b e r l e i c h e r
napisał n i e d a w n o , że N i e m c y z a m i a s t za h o l o c a u s t p o w i n n i p r z e p r a s z a ć za
stworzenie S t a n ó w Zjednoczonych Ameryki. Przytoczył przy t y m wiele da80
FRONDA 25/26
nych świadczących o tym, że liczba k o l o n i s t ó w niemieckich na k o n t y n e n c i e
p ó ł n o c n o a m e r y k a ń s k i m wcale nie u s t ę p o w a ł a liczbie k o l o n i s t ó w brytyj­
skich. Okazuje się, że literackie kreacje Karola Maya, k t ó r y głównych westmanów Dzikiego Z a c h o d u , n p . Old S h a t t e r h a n d a czy O l d F i r e h a n d a , przedsta­
wiał jako Niemców, nie były wcale p o z b a w i o n e podstaw. Niemieccy osadnicy
zdominowali wiele s t a n ó w w USA, takich jak n p . M i n n e s o t a , W i s c o n s i n czy
Północna Dakota, której stolica n i e p r z y p a d k o w o nazywa się Bismarck.
To uchodźcy z N i e m i e c zbudowali a m e r y k a ń s k ą p o t ę g ę n u k l e a r n ą (ucie­
kinierzy p r z e d p r z e ś l a d o w a n i a m i hitlerowców) i k o s m i c z n ą (uczeni hitle­
rowscy zbiegli przed Sowietami na czele z von B r a u n e m - k i e r o w n i k i e m p r o ­
jektów V-l
i V-2 w Trzeciej Rzeszy oraz d y r e k t o r e m p r o g r a m u Apollo
w USA).
Rewolucja seksualna, która w y b u c h ł a w latach 60-tych w S t a n a c h Zjed­
noczonych, okazała się b o m b ą z o p ó ź n i o n y m z a p ł o n e m , p o d ł o ż o n ą 40 lat
wcześniej w Niemczech, w okresie Republiki Weimarskiej. To w ó w c z a s dzia­
łający w Berlinie psychoanalityk W i l h e l m Reich rzucił h a s ł o „rewolucji
seksualnej". O tym, że nie była to w t e d y tylko czcza g a d a n i n a przekonuje
fakt, że to nie w Ameryce lat 60-tych, lecz w N i e m c z e c h lat 20-tych p o w s t a ­
ły pierwsze n o w o c z e s n e kluby gejowskie. Tak swój pobyt w Berlinie w roku
1928
w s p o m i n a ł A l e k s a n d e r Wat:
„Dekadencja,
dekadencja,
rozpusta
Babilonu. (...) jakiś n o c n y lokal pederastów. Pierwszy raz to w i d z i a ł e m .
Niektórzy przebrani, m a l o w a n e twarze. Ich t a ń c e m o n o t o n n e , tańczyli jak
automaty. Tani blichtr l a m p i o n ó w tej sali i niesłychany s m u t e k , dramatyczność; za serce ściskał t e n s m u t e k . Te pary, m ę s k i e p r o s t y t u t k i , tańczyły jak
automaty."
ZIMA 200 1
81
Wśród współczesnych p o l i t o l o g ó w u t a r ł a się teza, że po II wojnie świa­
towej p e ł n ą parą ruszyła amerykanizacja s p o ł e c z e ń s t w a niemieckiego, której
w swych p o g a d a n k a c h radiowych w 1945 r. d o m a g a ł się T h o m a s M a n n . Fa­
scynacja m o d e l e m a m e r y k a ń s k i m d a w a ł a się o d c z u ć j u ż znacznie wcześniej
(Klopstock i Pestalozzi sławili a m e r y k a ń s k ą rewolucję i myśl wolnościową,
zaś Richard Wagner przyszłość muzyki wiązał z r o z w o j e m s p o ł e c z e ń s t w a
amerykańskiego), j e d n a k d o p i e r o p o wojnie Amerykanie, występując w o b e c
N i e m c ó w najpierw jako zwycięski o k u p a n t a n a s t ę p n i e jako życzliwy p r o t e k ­
tor, zdołali zaszczepić im swój własny s y s t e m wartości oraz styl życia.
O d m i e n n e g o zdania jest a m e r y k a ń s k i filozof polityki Allan Bloom, który
uważa, że po II wojnie światowej większy wpływ wywarły N i e m c y na A m e ­
rykę niż na o d w r ó t . Był to co p r a w d a wpływ dyskretniejszy, lecz z a r a z e m bar­
dziej p r z e m o ż n y - w o d r ó ż n i e n i u b o w i e m od a m e r y k a ń s k i e g o w p ł y w u na
Niemcy, który miał c h a r a k t e r m a s o w y (przejawiał się głównie na p o z i o m i e
kultury masowej), niemiecka k u l t u r a najsilniej oddziaływała na a m e r y k a ń ­
skie elity. Bloom zauważył b o w i e m , że to n i e m i e c k a myśl h u m a n i s t y c z n a
z d o m i n o w a ł a całkowicie życie i n t e l e k t u a l n e na u n i w e r s y t e t a c h w USA.
Głównymi p u n k t a m i odniesienia w ś r o d o w i s k a c h akademickich stali się:
w filozofii - N i e t z s c h e i Heidegger, w socjologii - Weber, w psychologii Freud, w teologii - Rahner. F u r o r ę w Stanach zrobiła w y p r o m o w a n a przez
„szkolę frankfurcką" tzw. Krytyczna Teoria, k t ó r ą r o z p r o p a g o w a ł przeniesio­
ny z N i e m i e c do USA I n s t y t u t Badań Społecznych (Horkheimer, A d o r n o ,
Fromm, Marcuse).
Bloom: „Po wojnie, gdy A m e r y k a p o s y ł a ł a m ł o d z i e ż y wszystkich krajów
niebieskie dżinsy - w tej konkretnej formie realizował się d e m o k r a t y c z n y
uniwersalizm, który podziałał wyzwalająco na wiele zniewolonych n a r o d ó w
- s a m a s p r o w a d z a ł a niemieckiej produkcji odkrycia d u c h o w e , co p o d w a ż a ł o
sens amerykanizacji świata, której się podjęliśmy, przekonani, że to, co ofe­
rujemy jest d o b r e i z g o d n e z p r a w a m i człowieka. N a s z krajobraz intelektual­
ny został p r z e b u d o w a n y przez myślicieli n i e m i e c k i c h jeszcze g r u n t o w n i e j
niż nasz krajobraz urbanistyczny przez niemieckich a r c h i t e k t ó w . "
W o d r ó ż n i e n i u od filozofii greckiej czy francuskiej, k t ó r e w s w y m zamy­
śle pozostawały uniwersalistyczne, p o h e g l o w s k a filozofia n i e m i e c k a była ści­
śle związana z h i s t o r y z m e m i nie dążyła do wyzwolenia się z ograniczeń wła­
snej kultury, lecz do głębszego w niej zakorzenienia. Jeśli d o d a m y do t e g o
82
FRONDA 25/26
p r o g r a m o w y irracjonalizm i d e p r e c j o n o w a n i e roli r o z u m u u Freuda, względ­
ność wszelkich wartości u Webera, o b o j ę t n o ś ć na d o b r o i zło u N i e t z s c h e g o
czy antyracjonalizm i antyliberalizm Heideggera,
z r o z u m i e m y dlaczego
Bloom uważał myśl niemiecką za wyjątkowo destrukcyjną dla amerykańskiej
humanistyki.
Jak w i a d o m o , koncepcje obowiązujące w ś r ó d elity z c z a s e m spływają na
całe s p o ł e c z e ń s t w o . Nic więc dziwnego, że „ t e c h n i c z n a t e r m i n o l o g i a socjo­
logiczna Maxa W e b e r a weszła do c o d z i e n n e g o języka Ameryki", zaś „ n o w y
amerykański styl życia stał się d i s n e y l a n d o w ą wersją Republiki Weimarskiej
dla całej r o d z i n y " . Amerykańscy reżyserzy w swych filmach science fiction za­
częli sięgać do wizji przyszłości z filmów Fritza Langa z lat 20-tych; Louis
A r m s t r o n g wyśpiewując swój wielki szlagier „Mack t h e Knife" wykorzystał
głośny song „Mackie M e s s e r " Bertolta Brechta i Kurta Weilla; wielką furorę
wśród młodzieży zrobiło p o w i e d z e n i e stay loose
(„wyluzuj
się")
będące
w istocie p r z e k ł a d e m Heideggerowskiego Gelassenheit. P r z y k ł a d ó w m o ż n a
mnożyć więcej, zaś działalność niektórych a m e r y k a ń s k i c h t w ó r c ó w to nic in­
nego jak popularyzacja idei ich niemieckich, bardziej wyrafinowanych, o d p o ­
wiedników, n p . Mary M c C a r t h y to taka a m e r y k a ń s k a (czytaj: z b a n a l i z o w a n a )
H a n n a h Arendt, a David R i e s m a n to kieszonkowy Erich F r o m m . Bloom za­
uważał, że większość A m e r y k a n ó w nigdy nie usłyszałaby o Edypie, gdyby nie
zetknęła się z t e o r i a m i Freuda; swoje w i a d o m o ś c i o starożytności grecko-rzymskiej, j u d a i z m i e i chrześcijaństwie czerpie b o w i e m dzięki p o ś r e d n i k o m
niemieckim.
Czy w o b e c t e g o w t y m kontekście amerykanizację N i e m i e c n a z w a ć m o ż ­
na jakąś z m u t o w a c i a ł ą regermanizacją?
Przywołajmy następujący obrazek: o t o w 1968 r. strajkujący s t u d e n c i
w Berlinie słuchają piosenki D o o r s ó w „The E n d " . Słuchają śpiewu J i m a M o r risona:
— Father?
— Yes, sone.
— I want kill you... Mother, I want fuck you!!!
M o r r i s o n wyjaśniał, że p i o s e n k a przywołuje m i t Edypa. On s a m z o w y m
m i t e m zetknął się za p o ś r e d n i c t w e m N i e t z s c h e g o , czytając „ N a r o d z i n y
tragedii".
ZIMA-2001
83
Niemcy - Grecja
Grecką s t a r o ż y t n o ś ć odkrył dla
nowożytności
prowincjonalny
nauczyciel z Brandenburgii, Johann Joachim Winckelmann.
W
swych
nych w
refleksjach,
spisa­
1775 r., p r z e d s t a w i ł
współczesnym
grecki
ideał
p i ę k n a jako w z ó r d o n a ś l a d o ­
w a n i a i wezwał N i e m c ó w do
stworzenia
własnej
Hellady.
Grecki m o d e l funkcjonowania
polis w z b u d z a ł p o d z i w i był na­
t c h n i e n i e m dla Schillera i H e ­
gla. W swej „Sztuce i rewolu­
cji" Richard Wagner pisał, że
Grecy stworzyli ideał „piękne­
go i silnego, w o l n e g o człowie­
ka". Dla kilku pokoleń niemiec­
kich r o m a n t y k ó w i idealistów
starożytna Hellada
s t a ł a się
p o d s t a w o w y m p u n k t e m odniesienia, a w niektórych przypadkach, jak n p .
Hólderlina, ucieczką od teraźniejszości.
Od czasów oświecenia język niemiecki stał się obowiązującym w świecie
n a u k o w y m językiem filologii klasycznej. N i k t też dokładniej od niemieckich
uczonych nie potrafił zgłębiać tajemnic antyku. W s p o m n i j m y tylko odkryw­
cę starożytnej Troi J o h a n n a Schliemanna, badacza dziejów religii Adolfa v o n
Harnacka czy historyka i n o b l i s t ę T h e o d o r a M o m m s e n a . Filologia klasyczna
stała się j e d n y m z f u n d a m e n t ó w k a n o n u niemieckiego wykształcenia. Taką
specjalizację na uniwersytecie w Lipsku wybrał m ł o d y Fryderyk N i e t z s c h e .
W j e d n y m ze swoich wczesnych esejów pt. „Vom N u t z e n u n d Nachteil d e r
Historie fur das L e b e n " zaatakował swoich akademickich wykładowców, że
są karłami nauczającymi o gigantach; chociaż owi profesorowie wiedzieli
wszystko o H o m e r z e , Sofoklesie czy Platonie, to j e d n a k w życiu o s o b i s t y m
84
FRONDA 25/26
byli n u d n i , pozbawieni fantazji i apatyczni. N i e t z s c h e , m i m o swojego gwał­
t o w n e g o ataku na historyzm, nie odrzucił j e d n a k d o r o b k u filologii klasycz­
nej, lecz z i n t e r p r e t o w a ł ją na n o w o . Najważniejsze kategorie swojego syste­
mu
myślowego,
jak
np.
podział
na k u l t u r ę
apollińską
i
dionizyjską,
zaczerpnął przecież ze starożytnej Grecji. P o d o b n i e p o s t ę p o w a l i inni „mi­
strzowie podejrzeń", n p . Freud, dla k t ó r e g o p o s t a ć Edypa s t a ł a się w z o r c e m
jednostki c h o r o b o w e j .
Już G o e t h e , który s a m był wielkim hellenofilem, dostrzegał nierealność
niemieckiej Hellady. W jego „Fauście", w k t ó r y m roi się od starogreckich p o ­
staci (Anaksagoras, Tales, c e n t a u r C h i r o n ) i p l e n e r ó w (górny Penejos, skały
Morza Egejskiego, pałac w Sparcie), tytułowy b o h a t e r spotyka się z H e l e n ą
Trojańską - personifikacją najdoskonalszego p i ę k n a antyku. O s t a t n i e kwestie
trzeciego a k t u drugiej części d r a m a t u Faust i Helena, zjednoczeni myślami,
wypowiadają wspólnie - aż do m o m e n t u , gdy o n a n i e s p o d z i e w a n i e rozwie­
wa się niczym obłok. Kiedy H e l e n a okazuje się zjawą s p r e p a r o w a n ą przez
Mefistofelesa, staje się jasne, że helleńskość m o ż e być u w i e d z e n i e m d e m o ­
nicznym. W pracach niemieckich „ m i s t r z ó w p o d e j r z e ń " helleńskość jeszcze
bardziej o d e r w a ł a się od swego antycznego p i e r w o w z o r u , stając się wręcz
g o e t h e a ń s k ą fantasmagorią.
Z a i n t e r e s o w a n i e N i e m c ó w helleńskością nie ograniczało się jedynie do
kultury. Kiedy w 1832 r. Grecja po blisko czterech wiekach niewoli tureckiej
zdobyła niepodległość, jej pierwszym k r ó l e m został książę bawarski O t t o n .
Pierwszym p r e m i e r e m został Bawar, a przez cztery lata m i n i s t r a m i byli wy­
łącznie Niemcy. O t t o został co p r a w d a obalony w 1862 r., ale jego miejsce
zajął książę d u ń s k i , k t ó r e g o ż o n a Zofia była s i o s t r ą n i e m i e c k i e g o cesarza
Wilhelma II. Wpływy jej oraz orientacji proniemieckiej były tak silne, że po
wybuchu I wojny światowej Grecja o p o w i e d z i a ł a się po s t r o n i e Berlina
i Wiednia.
Kiedy n o w o ż y t n e N i e m c y silnie oddziaływały politycznie na Grecję, sta­
rożytni
Hellenowie
nadal wywierali
w p ł y w na n o w o ż y t n y c h
Niemców.
W XIX wieku na w z ó r starogrecki w całych N i e m c z e c h zaczęły p o w s t a w a ć
„związki m ę s k i e " , tzw. Mannerbundy. Miały o n e c h a r a k t e r sportowy, jak n p .
i n s p i r o w a n e k u l t e m olimpijskim t o w a r z y s t w a g i m n a s t y c z n e Friedricha Lu­
dwiga Jahna, lub też artystyczno-erotyczny, jak n p . krąg poetycki Stefana
George szukający n a t c h n i e n i a w szkole ateńskiej. G ł ó w n i ideologowie tego
ZIMA-2001
85
n u r t u twierdzili nawet, że z b i o r o w o ś ć mężczyzn jest j e d y n ą dźwignią cywili­
zacyjną i jedynym prawdziwie t w ó r c z y m ś r o d o w i s k i e m , za w z ó r zaś p o d a w a ­
li a k a d e m i ę p l a t o ń s k ą i g e r m a ń s k i e zakony rycerskie.
M a r t i n Heidegger uważał, że d w a jedyne n a r o d y metafizyczne w historii
świata to - Grecy i Niemcy. Jego z d a n i e m , tylko p o w r ó t do nieskażonych p o ­
czątków filozofii, głównie presokratyków, zwłaszcza zaś do Heraklita i Parmenidesa,
może
zapobiec
cywilizacyjnej
zapaści
współczesnego
świata.
O w e g o p o w r o t u są w stanie d o k o n a ć jedynie Niemcy, którzy m u s z ą j e d n a k
odrzucić całe dzieje myśli europejskiej, znajdujące się p o m i ę d z y n i m i a sta­
rożytnymi Grekami, zwłaszcza zaś p o ś r e d n i c t w o cywilizacji r o m a ń s k i e j .
Na t e m a t duchowej jedności G r e k ó w i N i e m c ó w pisał też Adolf Hitler
w „Mein Kampf": „W walce, k t ó r a dziś potęguje się, idzie o o g r o m n e cele:
kultura, która łączy w sobie tysiąclecia i zawiera w sobie w s p ó l n o ś ć tego, co
niemieckie, i tego, co greckie - walczy o swój byt". Co z n a m i e n n e , na pyta­
nie Leona Degrelle, dowódcy Dywizji SS Walonia, za kogo się uważa, Hitler
odpowiedział krótko: „Jestem G r e k i e m " . W e d ł u g w a l o ń s k i e g o wodza, kanc­
lerz Trzeciej Rzeszy widział się w roli strażnika nieskażonych tradycji staro­
żytnej Hellady. P r z y p o m i n a się d r a m a t G o e t h e g o , w k t ó r y m F a u s t m ó w i :
Korynckich Zatok oraz httnu,
Germanie, ty mi strzeż i chroń.
Achaję tobie zaś górzystą
Powierzam, Gocie, ty jej broń.
Hitler, w o d r ó ż n i e n i u od G o e t h e g o , n a j p r a w d o p o d o b n i e j nie d o s t r z e g a ł
w spreparowanej helleńskości u w i e d z e n i a d e m o n i c z n e g o .
Warto w s p o m n i e ć jeszcze j e d n ą scenę z „ F a u s t a " - zaślubiny H o m u n k u lusa z Galateą. H o m u n k u l u s był s z t u c z n y m człowiekiem, w y p r o d u k o w a n y m
w l a b o r a t o r i u m profesora Wagnera. Ten o s t a t n i , p o s t a ć a u t e n t y c z n a , współ­
czesny G o e t h e m u c h e m i k z W i i r z b u r g a utrzymywał, że przez p r o c e s krysta­
lizacji jest możliwe s t w o r z e n i e s z t u c z n e g o człowieka. Z a ś l u b i n y o w e g o t w o ­
ru (golema? cyborga? klona?) z m i t y c z n ą Galateą - to sojusz niemieckości
i helleńskości, n o w o c z e s n o ś c i i archaiczności, z a a w a n s o w a n y c h technologii
i najdawniejszych wierzeń.
86
FRONDA 25/26
P S . W całej Biblii tylko o j e d n y m miejscu n a p i s a n o , że znajduje się w n i m
„tron s z a t a n a " . W Apokalipsie św. J a n a P e r g a m o n jest o k r e ś l o n y jako miej­
sce, „gdzie jest t r o n szatana", „ t a m , gdzie m i e s z k a s z a t a n " (Ap 2,13). C h o ­
dziło o wielki ołtarz helleńskiej świątyni w z n i e s i o n y w latach 180-160 p r z e d
C h r y s t u s e m przez króla E u m e n e s a II. Budowla ta z o s t a ł a o d k r y t a p o d koniec
XIX wieku przez niemieckiego archeologa H u m a n n a , p o t e m p r z e w i e z i o n a
do Niemiec i z r e k o n s t r u o w a n a . Tron s z a t a n a stanął w 1930 r. w Berlinie.
Niemcy - Żydzi
Niemiecki historyk H e l m u t Plessner n a z w a ł N i e m c ó w „ s p ó ź n i o n y m n a r o ­
d e m " , ponieważ jako n o w o ż y t n y n a r ó d ukształtowali się znacznie później niż
n p . Anglicy, Hiszpanie czy Francuzi. W p o r ó w n a n i u z i n n y m i krajami póź­
niej też objawili się jako europejska p o t ę g a - wcześniej odgrywali raczej ro­
lę peryferium w c e n t r u m k o n t y n e n t u . W z r o s t znaczenia N i e m i e c p o d każ­
dym względem - politycznym, militarnym, gospodarczym, k u l t u r a l n y m nastąpił d o p i e r o pod koniec XVIII wieku i trwał przez całe XIX stulecie.
Zbiegło to się w czasie z żydowską emancypacją, tzw. Haskalą, zapoczątko­
w a n ą przez M o s e s a M e n d e l s s o h n a - Mojżesza syna M e n d l a .
To zasymiliowani Żydzi w ogromnej mierze zbudowali potęgę XIX-wiecznych
Niemiec. Byli w ś r ó d nich wielcy przedsiębiorcy i bankierzy, jak Rotschild czy
Bleichroeder, przedstawiciele liberalnej burżuazji, jak J o h a n n Jacoby czy
Leopold S o n n e m a n n , założyciel Frankfurter Allgemeine Zeitung, a także socjaliści
ZIMA-2001
87
i komuniści, jak Lassalle czy Marks. Politycy żydowskiego p o c h o d z e n i a odgry­
wali jeszcze w a ż n ą rolę na początku XX wieku, n p . H u g o Preiss, a u t o r kon­
stytucji Republiki Weimarskiej czy Walter R a t h e n a u , szef dyplomacji N i e m i e c
po I wojnie światowej. Znacznie większą rolę mieli odegrać j e d n a k nie polity­
cy, lecz naukowcy, z których w y m i e ń m y trzech zaledwie noblistów: Alberta
Einsteina, Maxa Borna i Fritza Habera. Ten o s t a t n i o t r z y m a ! w 1918 r. N a g r o ­
dę Nobla za wynalezienie n a w o z ó w sztucznych. W k r ó t c e po ceremonii wy­
szło na jaw, że Haber, kierownik wydziału w M i n i s t e r s t w i e Wojny, był rów­
nież wynalazcą zastosowanej przez N i e m c ó w podczas I wojny światowej
broni chemicznej, w tym gazu bojowego - iperytu. Sam osobiście wyruszył na
front niemiecko-rosyjski, gdzie p o d B o l i m o w e m m i a ł o miejsce drugie w hi­
storii (po Ypres) użycie gazów podczas walki. W 1915 r. ż o n a Habera, Clara
Immerwahr, zagroziła m u , że jeśli nie zaprzestanie e k s p e r y m e n t ó w z b r o n i ą
chemiczną, wówczas o n a p o p e ł n i samobójstwo. N a u k o w i e c p o z o s t a ł głuchy
na te ostrzeżenia, a Clara skończyła ze sobą.
Ciekawe są dalsze losy Habera, który do k o ń c a życia czuł się p a t r i o t ą nie­
mieckim. Kiedy Hitler d o s z e d ł do władzy, H a b e r przesłał mu z Bazylei p r o ­
pozycję w y p r o d u k o w a n i a b r o n i chemicznej, zdolnej zniszczyć i n n e a r m i e eu­
ropejskie. O d p o w i e d ź kanclerza była r ó w n i e krótka, co bezwzględna: od
Żydów nie p o t r z e b u j e m y niczego. H a b e r nie wytrzymał tej odpowiedzi, pę­
kło mu serce. Rok później Albert E i n s t e i n napisał o n i m : „On był tragedią
niemieckich Żydów, tragedią wzgardzonej m i ł o ś c i " .
Inaczej przez Hitlera p o t r a k t o w a n y został n a t o m i a s t feldmarszałek Luftwaffe Ferdinand Milch, p r a w a ręka Góringa. Kiedy na m i a s t a n i e m i e c k i e spa­
dły pierwsze alianckie bomby, u s ł u ż n y H i m m l e r d o n i ó s ł Hitlerowi, że to wi­
na Milcha, który jest Ż y d e m (grób rodziców Milcha m o ż n a oglądać do dziś
na c m e n t a r z u ż y d o w s k i m przy ul. Ślężnej we W r o c ł a w i u ) . Kanclerz o d p o ­
wiedział wówczas szefowi SS: „O tym, k t o jest Ż y d e m , decyduję ja".
Pisząc o znaczeniu Ż y d ó w w historii Niemiec, Albert E i n s t e i n w s p o m i ­
nał o „populacji nie większej niż liczba m i e s z k a ń c ó w m i a s t a średniej wielko­
ści, która j e d n a k m i m o p r z e s ą d ó w i wielu p r z e s z k ó d o d n i o s ł a sukces dzięki
supremacji pradawnej tradycji k u l t u r a l n e j " . Austriacki pisarz żydowskiego
p o c h o d z e n i a J o s e p h R o t h w tekście „ A u t o da fe d u c h a " z 1933 r. stwierdził
n a t o m i a s t w p r o s t : to my, Żydzi, daliśmy N i e m c o m n o w o c z e s n ą d u s z ę .
Niemcy i n t e l i g e n t n e to w rzeczywistości N i e m c y żydowskie. W N i e m c z e c h
88
FRONDA 25/26
tylko „niemieccy Żydzi okazywali z a i n t e r e s o w a n i e książką, t e a t r e m , m u z e ­
ami, m u z y k ą " . Podczas gdy „aryjscy" pisarze niemieccy byli na ogól regional­
ni i prowincjonalni, to żydowscy pisarze wprowadzili do l i t e r a t u r y n i e m i e c ­
kiej t e m a t y k ę uniwersalną.
Z d a n i e m Rotha, dzieje s t o s u n k ó w żydowsko-niemieckich o d c z a s ó w
oświecenia t o h i s t o r i a n a r o d u świeckich kapłanów, który p r ó b o w a ł w p r o w a ­
dzić do krainy d u c h a n a r ó d księgowych, kaprali i sklepikarzy. Niestety, księ­
gowi, kaprale i sklepikarze z b u n t o w a l i się przeciw d u c h o w o ś c i i p o d n i e ś l i
b u n t w imię przyziemności, zaś owych kapłanów, k t ó r y m zawdzięczali swo­
ją świetność, po p r o s t u wyrżnęli.
W t y m miejscu p r z y p o m i n a się najsłynniejszy niewątpliwie f r a g m e n t
z d z i e n n i k ó w wojennych Viktora Klemperera, w k t ó r y c h t e n żydowski uczo­
ny pisze z myślą o „ s t u p r o c e n t o w y c h Aryjczykach" i „prawdziwych N i e m ­
cach": to nie wy, ale my j e s t e ś m y p r a w d z i w y m i N i e m c a m i , wy jesteście u z u r ­
p a t o r a m i ! Nic więc d z i w n e g o , że kiedy n i e d a w n o z a p y t a n o n i e m i e c k i e g o
pisarza Waltera Jensa, co myśli o w s p ó ł c z e s n y c h N i e m c z e c h , o d p o w i e d z i a ł :
„Niemcy?... Ten kraj zginął r a z e m ze s w o i m i ż y d o w s k i m i o b y w a t e l a m i w Sobiborze i w Treblince".
ROBERT CIESZKOWSKI
ZIMA-2001
89
Demokracja-telekracja
Wolność! Po co wam wolność?!
Macie
przecież
telewizję!
Kazik Staszewski
(...) najbardziej drażliwy problem demokracji - jeśli w każdym człowieku tkwi
mędrzec i idiota, ten kto schlebia idiocie, zwycięża.
Czestaw Miłosz
(...) Gdyby tak było, to do diabła z demokracją!
Karl Popper
Najbardziej r e p r e z e n t a t y w n i dziś ideologowie „ s p o ł e c z e ń s t w a o t w a r t e ­
g o " nie przerobili chyba d o ś ć d o k ł a d n i e ostatniej lekcji swojego m i s t r z a Kar90
FRONDA
25/26
la Poppera, ciągle b o w i e m zagrożenia dla demokracji upatrują w u c z n i a c h
Arystotelesa i Platona, w z w o l e n n i k a c h metafizyki czy etyki a b s o l u t n e j . Tym­
czasem w j e d n y m ze swoich o s t a t n i c h t e k s t ó w p r z e d śmiercią a u t o r dzieła
„Społeczeństwo o t w a r t e i jego w r o g o w i e " pisał: „Telewizja p o s i a d a w r a m a c h
demokracji zbyt wielką władzę. Ż a d n a demokracja nie przetrwa, jeżeli nie
położy się kresu tej wszechwładzy." Dlaczego? Ponieważ „demokracja pole­
ga na p o d d a n i u władzy politycznej określonej kontroli. Stanowi to jej i s t o t ę .
W demokracji nie p o w i n n a istnieć ż a d n a nie k o n t r o l o w a n a w ł a d z a politycz­
na. Telewizja stała się w naszych czasach kolosalną władzą, być m o ż e naj­
większą ze wszystkich, tak jakby zastąpiła głos Boga." Dlatego też r a t u n e k
m o ż e być tylko jeden: „demokracja nie będzie m o g ł a istnieć, jeżeli telewizji
nie p o d d a się kontroli..."
Gdyby z taką propozycją wyskoczył Pat B u c h a n a n czy chociażby Irving
Kristol lub N o r m a n Podhoretz, spotkaliby się z należytą o d p r a w ą ideologów
„społeczeństwa o t w a r t e g o " , którzy zakrzyczeliby ich, że są w r o g a m i d e m o ­
kracji, p o n i e w a ż narzucają rozwiązania t o t a l i t a r n e . Ponieważ j e d n a k p r o p o ­
zycja n a ł o ż e n i a kagańca m e d i o m e l e k t r o n i c z n y m p a d ł a ze s t r o n y Karla Pop­
p e r a - który na d o d a t e k postuluje to w i m i ę o b r o n y demokracji! - wokół jego
apelu zapadła cisza.
P u n k t e m wyjścia dla r o z w a ż a ń P o p p e r a stał się esej a m e r y k a ń s k i e g o psy­
chologa J o h n a C o n d r y ' e g o n a t e m a t współczesnej telewizji z a t y t u ł o w a n y
„Złodziejka czasu, n i e w i e r n a s ł u ż e b n i c a " i zamieszczony w 1993 roku na ła­
mach czasopisma America's Childhood.
Condry skoncentrował
się p r z e d e
wszystkim na odpowiedzi na pytanie, jak telewizja oddziałuje na dzisiejszą
młodzież w USA - i d o s z e d ł do kilku ciekawych w n i o s k ó w :
1. Jeszcze do połowy XX wieku większość dzieci spędza­
ła czas głównie w swoich rodzinach, wsiach czy lokalnych
wspólnotach,
obserwując codzienną aktywność d o r o ­
słych i przyswajając sobie w t e n sposób postawy oraz
zdolności, dzięki którym mogły później znaleźć swoje
miejsce w świecie dorosłych. Dzisiaj przeciętne amery­
kańskie dziecko spędza przed telewizorem lub k o m p u t e ­
r e m 40 godzin tygodniowo, zaś z kolegami lub rodziną
tylko 32 godziny w tygodniu. W coraz większym s t o p n i u
jego n a t u r a l n y m środowiskiem oraz p o d s t a w o w y m źróZIMA
2001
91
d ł e m wiedzy o świecie stają się media, a nie najbliżsi. Po­
nieważ dzieci oglądają telewizję zupełnie inaczej niż do­
rośli - o n e przede wszystkim chcą lepiej zrozumieć świat,
aby wiedzieć, jakie miejsce w n i m zająć - dlatego przekaz
medialny ma dla nich walor formacyjny. Tymczasem tele­
wizja dostarcza im wypaczony obraz rzeczywistości. („Je­
żeli deformacja rzeczywistości p o m a g a zatrzymać uwagę
widza, to nikt nie w a h a się jej deformować.") Brakuje n p .
jakiegokolwiek związku między bogactwem a pracą - bo­
gactwo przedstawiane jest jako klucz do szczęścia, ale jest
kompletnie w y a b s t r a h o w a n e od pracy, która t r a k t o w a n a
jak przekleństwo nie istnieje niemal na szklanym ekranie.
2. Ponieważ dzieci nie potrafią r o z u m o w a ć dedukcyjnie,
ani odkrywać ukrytych treści, dlatego najczęściej sceny
p r z e m o c y odbierają w kategoriach „silniejszy ma rację".
P r z e m o c zaś jest n i e o d ł ą c z n y m s k ł a d n i k i e m p r o g r a m ó w
dziecięcych - n i e d a w n e b a d a n i a wykazały, że o ile w au­
dycjach dla dorosłych pojawia się przeciętnie pięć a k t ó w
a k t ó w p r z e m o c y w ciągu godziny, o tyle w p r o g r a m a c h
dla dzieci jest ich w t a k i m s a m y m czasie o k o ł o d w u d z i e ­
stu pięciu. Nic więc dziwnego, że im częściej dzieci
oglądają telewizję, tym bardziej są agresywne i mniej
uwrażliwione n a p r z e m o c .
3. Już w szóstym roku życia 90 p r o c e n t a m e r y k a ń s k i c h
dzieci ma nawyk oglądania telewizji. Przeważnie są o n e
widzami
filmów
a n i m o w a n y c h , w których o k r e ś l o n e
efekty dźwiękowe pomagają u t r z y m a ć u w a g ę małola­
tów. C z ę s t e oglądanie t e g o typu produkcji p o w o d u j e , że
z czasem dzieci nie są w s t a n i e skupić dłużej swojej
uwagi
na
przekazie
pozbawionym
efektów dźwięko­
wych i szybkich cięć m o n t a ż o w y c h , zwiastujących n a g ł e
zwroty akcji. Po t a k i m t r e n i n g u z m y s ł ó w z m i e n i a się ro­
dzaj percepcji - nic więc dziwnego, że n a m i ę t n i widzo­
wie k r e s k ó w e k już jako osoby d o r o s ł e mają d u ż e k ł o p o ­
ty z koncentracją przy l e k t u r z e n a w e t nie tyle t r a k t a t u
92
F R O N D A 25/26
filozoficznego, co p o p u l a r y z a t o r s k i e g o
eseju.
Nie
są
zdolne do długofalowego wysiłku u m y s ł o w e g o .
4. Badania socjologiczne p r z e p r o w a d z o n e w ś r ó d w i d z ó w
seriali wykazały, że posługują się oni j e d n o c z e ś n i e dwo­
m a różnymi s y s t e m a m i wartości. O c e n a m o r a l n a d a n e g o
czynu zależy p r z e d e w s z y s t k i m od tego, k t o ów czyn p o ­
pełnia. Jeśli zabójstwa czy kradzieży dokonuje bohater,
z k t ó r y m widz sympatyzuje, wówczas p o s t ę p o w a n i e to
jest w pełni akceptowane. Jeśli zaś takiego s a m e g o czy­
nu d o k o n a o s o b a nie ciesząca się sympatią widza, w t e d y
występek zakwalifikowany jest jako niemoralny. Co cie­
kawe, badania wykazały, że p o d o b n i e reagują nie tylko
nieletni widzowie, lecz również dorośli.
5. Wszystkie k a m p a n i e antynarkotykowe, jakie miały
miejsce w amerykańskiej telewizji, p o n i o s ł y klęskę. Półm i n u t o w e spoty r e k l a m o w e okazały się fiaskiem p r z e d e
w s z y s t k i m z p o w o d u k o n t e k s t u , w j a k i m funkcjonowa­
ły. Badania Cynthii Scheibe, T i m a C h r i s t e n s e n a i J o h n a
C o n d r y ' e g o wykazały, że w ciągu 36 godzin oglądania
telewizji widz n a t k n i e się na 149 p r z e s ł a ń odnoszących
się do narkotyków, przy czym 121 z nich (czyli 81,2 p r o ­
cent) będzie życzliwych, a tylko 22 (czyli 14,8 p r o c e n t )
nieżyczliwe. Na j e d e n obraz telewizyjny mówiący: „zre­
zygnujcie z n a r k o t y k u " , sześć powiada: „chcesz się wyluzować? źle się czujesz? spróbuj zażyć".
6. Prawdziwą plagą n a r o d o w ą w USA jest otyłość. Bada­
nia wykazały większą pasywność fizyczną i o s ł a b i e n i e
m e t a b o l i z m u w ś r ó d dzieci n a d m i e r n i e oglądających te­
lewizję. Tym bardziej, że częste reklamy p r o d u k t ó w spo­
żywczych zachęcały ich do w z m o ż o n e j konsumpcji.
C o n d r y wymienia jeszcze szereg innych destrukcyjnych cech TV i konsta­
tuje, że „telewizja nie m o ż e być pożytecznym ź r ó d ł e m informacji dla dzieci,
a raczej, iż m o ż e być wręcz niebezpieczna. Idee, k t ó r e p r o m u j e , są fałszywe,
nierealistyczne, nie p r e z e n t u j e ż a d n e g o spójnego s y s t e m u wartości, a s y s t e m
wartości, jaki proponuje, służy jedynie k o n s u m p c j i . " A m e r y k a ń s k i psycholog
7.IMA.200 1
93
poprzestaje jedynie na opisie negatywnych s k u t k ó w telewizji na socjalizację
młodzieży, nie p r z e d s t a w i a j e d n a k żadnych ś r o d k ó w zaradczych, te zaś, k t ó re n i e ś m i a ł o sugeruje, m o ż n a sprowadzić do prostej konstatacji, że „jakoś
trzeba się nauczyć z tym żyć".
W o d r ó ż n i e n i u od niego Karl P o p p e r z a p r o p o n o w a ł podjęcie zdecydowa­
nych ś r o d k ó w zaradczych. Austriacki myśliciel był w latach
1918-1937
wychowawcą dzieci w W i e d n i u (i bliskim w s p ó ł p r a c o w n i k i e m Alfreda Adle­
ra), toteż kwestie pedagogiki b a r d z o leżały mu na sercu. W telewizji d o s t r z e ­
gał „szkołę g w a ł t u " , przed k t ó r ą chciał u c h r o n i ć dzieci. Sprawa ta przejmo­
wała go osobiście i
t r a k t o w a ł ją b a r d z o p o w a ż n i e . Jak pisał
Gustaw
Herling-Grudziński: „Pod koniec życia 'zła nauczycielka telewizja' zaprząta­
ła ciągle jego myśli, budziła w n i m niepokój graniczący z obsesją i p a n i k ą " .
Popper wiedział b o w i e m , że demokracja, aby p r z e t r w a ć , m u s i być zakorze­
niona nie tylko w p r o c e d u r a c h , lecz również w m e n t a l n o ś c i , zaś telewizja
skutecznie p o d m y w a ó w światopoglądowy f u n d a m e n t .
Dość symptomatyczna jest przytoczona przez Poppera jego r o z m o w a z niemieckimi producentami
telewizyjnymi. „W trakcie naszych r o z m ó w powie­
dzieli mi rzeczy przerażające, które im wydawały
się naturalne i poza dyskusją. 'Musimy dawać lu­
dziom to, czego oczekują', mówili, na przykład, tak
jakby m o ż n a było wiedzieć, czego ludzie chcą,
opierając się po prostu na statystykach oglądalności. Wszystko, czego m o ż n a się na tej podstawie dowiedzieć, to jakie są preferen­
cje widzów w odniesieniu do programów, które im są proponowane. Cyfry te nie
mogą n a m powiedzieć, co moglibyśmy lub powinniśmy im oferować, zaś dyrek­
tor stacji telewizyjnej nie wie, jakie byłyby zachowania widzów w stosunku do
innych propozycji. W gruncie rzeczy uważał on, że wybór jest możliwy jedynie
spośród tego, co i tak jest prezentowane w telewizji, i że nie ma innej możliwo­
ści. Przeprowadziliśmy zaiste niewiarygodną dyskusję. Uważał on mianowicie,
że jego poglądy są zgodne z 'zasadami demokracji' i sądził, iż należy się kierować
jedyną zrozumiałą dla niego zasadą, a mianowicie tym, 'co jest popularne'. Otóż
nic w demokracji nie usprawiedliwia tezy tego dyrektora stacji telewizyjnej, dla
którego produkowanie coraz marniejszych p r o g r a m ó w odpowiada zasadom de­
mokracji, 'gdyż ludzie tego chcą'. Gdyby tak było, to do diabła z demokracją!"
94
FRONDA 25/26
Być m o ż e j e d n a k demokrację, o k t ó r ą c h o d z i ł o Popperowi, rzeczywiście
diabli wzięli. Za takie poglądy m o ż n a dziś b o w i e m zostać m i a n o w a n y m w r o ­
giem „ s p o ł e c z e ń s t w a o t w a r t e g o " . Wydaje się zresztą, że obecnie m a m y do
czynienia nie tyle z demokracją, co raczej z telekracją. System d e m o k r a t y c z ­
ny opierał się na założeniu, że obywatele kierując się s w o i m r o z u m e m b ę d ą
w stanie wybrać spomiędzy różnych ofert politycznych tą, k t ó r a będzie dla
nich najbardziej korzystna. Tymczasem dzisiaj g ł ó w n y m p o ś r e d n i k i e m , przy
pomocy którego o w e oferty trafiają do ludzi, jest telewizja. O n a zaś r e d u k u ­
je i zniekształca ów przekaz, odwołując się przy t y m głównie do ludzkich na­
strojów i emocji, a nie do refleksji. W efekcie k a m p a n i e wyborcze, wypłuka­
ne
z debat programowych,
przypominają akcje p r o m o c y j n o - r e k l a m o w e ,
gdzie o skuteczności decyduje strategia m a r k e t i n g o w a , a nie rzeczywista wa­
ga p r o g r a m o w a danej propozycji. W t e n s p o s ó b telewizja n a r z u c i ł a d e m o k r a ­
cji swoje w a r u n k i gry, k t ó r e wcale nie mają c h a r a k t e r u d e m o k r a t y c z n e g o .
Na marginesie: słusznie zauważył swego czasu Rafał A. Ziemkiewicz, że
w o b e c n y m systemie telekratycznym najwybitniejszy z p r e z y d e n t ó w USA
A b r a h a m Lincoln nie miałby najmniejszych szans w wyborach, p o n i e w a ż
z wyglądu zbytnio p r z y p o m i n a ł Koziołka Matołka, a to dyskwalifikowałoby
go k o m p l e t n i e w oczach wyborców/telewidzów.
O tym, że „czwarta władza" staje się pierwszą, prze­
konują historie ostatnich zamachów stanu. Dzisiaj
odpowiednikami Bastylii czy Pałacu Zimowego sta­
ją się wieże telewizyjne. Tak było w Bukareszcie
w 1989, w Wilnie w 1991 czy w Moskwie w 1993
roku. Podczas szczytu O N Z w listopadzie 2000 ro­
ku w N o w y m Jorku szef C N N Ted Turner dostał
więcej czasu na swoje przemówienie niż każdy
z przywódców krajów z całego świata, Clintona czy Putina nie wyłączając. Jest
też faktem, że „czwarta władza", jak zauważył słusznie Popper, znajduje się po­
za demokratyczną kontrolą - jej decydenci nie są wybierani w wolnych wybo­
rach, nie są rozliczani przez elektorat i nie mogą być odwołani przez zdecydowa­
nie wyrażoną wolę większości obywateli. Sami zaś zdobywają taki wpływ, że
swoim m e c h a n i z m o m funkcjonowania podporządkowują reguły demokracji.
Telewizja nie została s t w o r z o n a dla socjalizacji, j e d n a k ż e nolens volens peł­
ni tą funkcję. Kształtuje o n a odbiorcę zgodnie z wizją n a t u r y ludzkiej, jaką
7.IMA 2 0 0 1
95
przyjmuje i lansuje. W wyobrażeniach telewizyjnych decydentów m a m y jed­
nak do czynienia nie ze ś w i a d o m y m obywatelem, lecz - jak pisze - Marcin Król
- z „człowiekiem dość głupim, patrzącym na świat wyłącznie z materialnego
p u n k t u widzenia, czasem również s k ł o n n y m do możliwie najtańszych wzru­
szeń. Ów przeciętny odbiorca p o n a d t o lubi, gdy ktoś kogoś kopie lub kogoś ko­
pią, a on p o t e m zabija. Ów przeciętny odbiorca wytrzymuje trzy m i n u t y p o ­
ważnej wypowiedzi i oczekuje, że będzie n i e u s t a n n i e otrzymywał z telewizji
n o w ą strawę dla swojej ledwie istniejącej wyobraźni. Nie dysponuje zdolnością
porównywania fikcji z rzeczywistością, ma ograniczone poczucie h u m o r u ,
trzeba mu podpowiedzieć, kiedy p a d a dowcip, i wreszcie jest politycznie indyferentny. Jest to p o n u r a i z g r u n t u negatywna wizja ludzkiej natury."
Argumenty, jakich używają Karl P o p p e r czy Marcin Król krytykując tele­
wizję, zbliżają ich do stanowiska z a j m o w a n e g o w tej kwestii przez chrześci­
jańskich konserwatystów, którzy w m e d i a c h p r z e d s t a w i a n i są przecież często
jako wrogowie „ s p o ł e c z e ń s t w a o t w a r t e g o " . Interesującą refleksję na t e n te­
m a t rozwinął zwłaszcza j e d e n z największych a u t o r y t e t ó w we w s p ó ł c z e s n y m
prawosławiu rosyjskim - a r c h i m a n d r y t a Rafaił.
Homo medium
Nastąpi czas,
kiedy do mieszkań wtargną czarci w postaci niewielkiego pu­
dełka,
a ich rogi będą sterczały na dachu.
z proroctwa św. Kosmasa Etolosa z XVIII w.
Prawdziwy post
gramów
to
rezygnacja ze wszystkich grzechów,
telewizyjnych,
waszych
dlatego że są
rodzin; po
one
wielkim
to
rezygnacja z pro­
niebezpieczeństwem
dla
ich zakończeniu nie jesteście zdolni do modlitwy.
z objawień w Medjugorje
O ile Karl Popper ostrzegał przed rujnującym wpływem telewizji na świado­
mość obywatelską i etos demokratyczny, o tyle archimandryta Rafaił zajmuje się
jej negatywnym oddziaływaniem na sferę d u c h o w ą człowieka. Zauważa on, że
telewizor zajął w dzisiejszych mieszkaniach to uprzywilejowane miejsce, jakie
w najdawniejszych czasach przeznaczone było dla d o m o w e g o ogniska, a później
dla stołu, wokół którego zbierali się po skończonym dniu pracy wszyscy do96
FRONDA 25/26
mównicy. O ile jednak ognisko czy stół integrowały rodzinę i wzmacniały wza­
j e m n e więzi, o tyle telewizor sprawia, że kontakty międzyosobowe zanikają na
rzecz jednostronnego przekazu ze szklanego ekranu.
„Będąc s k r o m n y m ś r o d k i e m informacji, z m o n o p o l i z o w a ł on i zunifiko­
wał nasze d u c h o w e życie", z d u m i e w a się Rafaił, zauważając, że telewizor
w rosyjskich mieszkaniach znajduje się często w t y m kącie pokoju, gdzie nie­
gdyś wisiał d o m o w y ołtarzyk z i k o n a m i . Starożytni Grecy mówili o d u c h u
domu
(Dajmon,
Genius),
narzucającym człowiekowi
swoje myśli,
rosyjscy
chłopi wierzyli z kolei w domowego, skrzata, męczącego m i e s z k a ń c ó w nocny­
mi k o s z m a r a m i . Dziś tę rolę przejął telewizor.
Biblia ostrzega:
„Nie wpuszczaj
wielu do swego d o m u ! " Tymcza­
sem, jak pisze archimandryta, „te­
lewizor wyrwał drzwi naszego do­
mu i przewalają się przez niego
t ł u m y ludzi oraz przybyszy z in­
nych planet. Przychodzą bez stuka­
nia i pytania, kowboje i gangsterzy,
ludzie, z którymi nie chcielibyśmy
mieć nic wspólnego. D o m stał się
pokojem przejściowym."
Telewizor stworzył n o w y typ człowieka - homo medium. Charakteryzując
d u c h o w o ś ć owego o s o b n i k a Rafaił odwołuje się do d o ś w i a d c z e ń m i s t r z ó w
życia w e w n ę t r z n e g o : „Człowiek myśli za p o ś r e d n i c t w e m słów, nic więc
dziwnego, że patrystyka określa człowieka m i a n e m istoty słownej. Telewizja
uczy myśleć w y o b r a ż e n i a m i zmysłowymi, rozwija r o z p r o s z e n i e i przewrażli­
wienie. D u s z a staje się r o z e m o c j o n o w a n a i histeryczna. Telewizja jest kon­
centracją n a m i ę t n o ś c i ; n a m i ę t n o ś c i nierozdzielne są od emocjonalnych obra­
zów. Walka ascetyczna z n a m i ę t n o ś c i a m i to oczyszczenie d u s z y z fantazji
i wyobrażeń. N a m i ę t n o ś ć przyobleka się w formę p o n ę t n y c h obrazów. Tele­
wizja dostarcza naszej emocjonalności wiele form i osłabia i n t e l e k t u a l n e si­
ły człowieka. R o z u m p o w i n i e n b o w i e m ćwiczyć, poszukiwać, p o k o n y w a ć
przeszkody, tak jak atleta trenuje swoje m u s k u ł y . "
Antyczni filozofowie mawiali: „Człowiek jest tym, co je". Chodziło im przy
tym o strawę duchową, a nie materialną. To, kim dany człowiek jest, zależy od
ZIMA-2001
97
tego, co czyta, z kim się zadaje, do czego dąży. Telewizor proponuje tą s a m ą
strawę milionom widzów. W t e n s p o s ó b ludzie tracą swoje niepowtarzalne ob­
licza, ponieważ zaczynają się coraz bardziej u p o d a b n i a ć do siebie, a właściwie
do owego m o d e l u człowieka, o k t ó r y m w s p o m i n a ł cytowany już Marcin Król.
Zbyt częste przebywanie p r z e d t e l e w i z o r e m u t r u d n i a później nie tylko
skupienie się na poważniejszej lekturze, o czym pisał Condry, lecz r ó w n i e ż
na modlitwie. Aktywne życie d u c h o w e w y m a g a rozważania, z a t o p i e n i a się
w myślach, koncentracji uwagi, skupienia się na niewielu, lecz najbardziej
istotnych kwestiach. Tymczasem telewizja wyrabia z widzach p o d ś w i a d o m e
dążenie do zmiany w r a ż e ń oraz u t r a t ę kontroli n a d sferą sensoryczną. Bom­
b a r d o w a n a wciąż n o w y m i w r a ż e n i a m i d u s z a ludzka nie jest w stanie skon­
c e n t r o w a ć się na modlitwie. M o d l i t w a zaś jest c e n t r u m życia w e w n ę t r z n e g o
i bez niej usycha wszelka wiara i d u c h o w o ś ć . Jak o d n a l e ź ć Boga w świecie,
w którym telewizja - jak pisze Karl P o p p e r - „zastąpiła głos Boga"?
N i e p r z y p a d k o w o a r c h i m a n d r y t a Rafaił p o r ó w n u j e agresję telewizji na
d u c h o w e życie dzisiejszych s p o ł e c z e ń s t w do r o z p r z e s t r z e n i a n i a się p i a s k ó w
Sahary. Pustynia rozszerza się na skutek w y g o d n i c t w a człowieka, który spro­
wadził w te rejony Afryki kozy. Te r o z m n o ż y ł y się szybko i niczym szarańcza
opustoszyły o g r o m n e połacie k o n t y n e n t u . Ziemię, p o z b a w i o n ą wyjedzonej
przez kozy trawy, u n o s i ł wiatr, pozostawiając b e z p ł o d n e k a m i e n i e . Obgryzio98
FRONDA 25/26
ne z kory d r z e w a usychały, p o w o d u j ą c w y m i e r a n i e oaz. „Jeśli p u s t y n i a Saha­
ra p o s u w a się z szybkością pięciu k i l o m e t r ó w w ciągu roku - kończy swój
tekst a r c h i m a n d r y t a Rafaił - to telewizja w t r i u m f a l n y m m a r s z u kroczy po
całej planecie, wysuszając o s t a t n i e ź r ó d ł a i s t r u m y k i , b r u d z ą c i zadeptując
o s t a t n i e oazy d u c h o w o ś c i . W k r ó t c e (...) człowiek p o z o s t a n i e w świecie, jak
w pustyni, obojętnej w o b e c wszystkiego i obcej dla w s z y s t k i c h . "
MAREK KONOPKO
John Condry. Karl Popper. Marcin Król „Telewizja. Zagrożenie dla demokracji". Wydawnictwo Sic!
Warszawa 1996;
Archimandrit Rafaił. Protojerej Aleksandr Szargunow. Cieorgij Szewkunow „Prawosławnaja cerkow' ob ekstrasiensach. NLO, tieliecielitieliach i okkultnych jawlieniach", Izdatielstwo „Daniłowskij Błagowiestnik", Moskwa 1 9 9 7 .
ZIMA-2001
99
Z
patniętniczka
czeladnika
podejrzeń
MICHAŁ
KLIZMA
Mój kochany p a m i ę t n i c z k u ! Czy j e s t e ś w s t a n i e wyobrazić sobie uczucie,
że k t o ś dokonuje inwazji na Twój mózg, że n a s t ę p u j e b r u t a l n e w t a r g n i ę c i e
w Twoją p o d ś w i a d o m o ś ć , a Ty poddajesz się - jak powiedziałby p o e t a Wencel
- „jak łatwa kobieta albo cielę w lesie"? Mój drogi, takiego w ł a ś n i e uczucia
d o z n a ł e m oglądając film „Harry Angel". Mickey Rourke, grający w n i m głów­
ną rolę schizofrenicznego detektywa, gwałci w finałowej scenie swoją w ł a s n ą
córkę w rytm u d e r z e ń bębnów, k t ó r e za o k n e m obskurnej sypialni towarzy­
szą o b r z ę d o m voo doo. U d e r z e n i a b ę b n ó w są coraz szybsze, ruchy frykcyjne
detektywa również, tańczący Murzyni wpadają w t r a n s , m o n t a ż y s t a też, klat­
ki przyspieszają, migają, Murzyni, sypialnia, taniec, seks, krew, ryt, rzęch, co­
raz szybciej, szybciej, szybciej... jak szczytowanie p r z e d o r g a z m e m , jak kul­
minacja przed ekstazą. Z a n i m twarz dziewczyny wykrzywi grymas bólu,
a e k r a n zaleje k r e w zarżniętego koguta, łapię się na tym, że tracę k o n t r o l ę
nad d ź w i ę k i e m i o b r a z e m . N i e j e s t e m j u ż b e z s t r o n n y m w i d z e m , który c h ł o d 100
FRONDA
25/26
n y m o k i e m o b s e r w a t o r a przygląda się akcji, nie u l e g a m też ł a t w y m e m o c j o m
pozwalając się łaskawie wzruszyć. Nie panuję j u ż n a d sytuacją - zaczynam
być opanowywany. O d c z u w a m to jako z a m a c h i nagle d o ś w i a d c z a m , że wol­
ność działa tylko w j e d n ą s t r o n ę - jest w o l n o ś ć zapamiętywania, ale nie ma
wolności z a p o m i n a n i a .
Jak wiesz, mój kochany pamiętniczku, s p o r o w i e d z i a ł e m o wpływie prze­
kazu filmowego na p o d ś w i a d o m o ś ć . Myślałem, że w i e d z a o t y m i m p r e g n u ­
je. P a m i ę t a m , ż e n i e k t ó r e f i l m y , n p . „ U r o d z o n y c h m o r d e r c ó w "
01iviera Stone'a, o g l ą d a ł e m z ciekawością badacza, analizując od­
działywanie obrazu na psychikę widza bardziej teoretycznie niż
praktycznie, p o n i e w a ż b y ł e m pewny, że ś w i a d o m o ś ć istnienia
m e c h a n i z m ó w wtłaczania uczyni m n i e n a ń o d p o r n y m . N i e z n a m y j e d n a k
swoich granic, mój p a m i ę t n i c z k u .
Nie wiem, czy p r z y p o m i n a s z sobie, że n o s i ł e m się z myślą n a p i s a n i a szki­
cu o dobrym przesłaniu, jakie wynika ze złych filmów - przy czym słów „do­
b r y " i „ z ł y " u ż y w a m nie w znaczeniu estetycznym, a m o r a l n y m . Po raz
pierwszy myśl ta przyszła mi do głowy, kiedy p e w i e n mój znajomy, po obej­
rzeniu „Gorzkich g o d ó w " R o m a n a Polańskiego, stwierdził, że jest to najbar­
dziej p r o r o d z i n n y film, jaki widział w życiu. Polański p r z e d s t a w i ł chory
związek dwojga ludzi, opierający się na eskalowaniu d o z n a ń e m o ­
cjonalnych, zwłaszcza seksualnych, co d o p r o w a d z i ł o do infantylizacji, zezwierzęcenia, a w końcu do k o m p l e t n e j destrukcji łączą­
cych ich więzi, co znalazło swój finał w wystrzeleniu u k o c h a n e m u
kuli p r o s t o w łeb. I n n e g o mojego znajomego z kolei, człowieka
niewierzącego, kiedy oglądał scenę orgii w filmie Stanleya Kubricka „Oczy
szeroko z a m k n i ę t e " , przeszedł dreszcz przerażenia, gdyż z r o u m i a ł nagle, że
piekło istnieje - i to jest w ł a ś n i e wejście do piekła.
Być może w czasach, gdy na ekranach ludzie mordują się m a s o w o bez mru­
gnięcia okiem, gdy zbrodnia budzi w nich tyle rozterek co rozdeptanie robaka,
a pojęcia „wyrzutów sumienia" nie pamiętają nawet najstarsi mieszkańcy - poka­
zanie zła realnego, takim jakim jest, ze wszystkimi konsekwencjami, może przy­
nieść pozytywny wstrząs.
Film „Zły p o r u c z n i k " , jak p a m i ę t a s z , s k ł o n n y b y ł e m u z n a ć za dzieło głę­
boko ewangelizacyjne, m i m o zawartych w n i m scen gwałtu na zakonnicy,
świętokradztwa w kościele czy o s t r e g o d a w a n i a sobie w żyłę przez n a r k o m a ZIMA
2001
101
nów. W e d ł u g m n i e reżyser Abel Ferrara z a s t o s o w a ł m e t o d ę
Dostojewskiego - jak najdroższego „ k u p o w a n i a " swojej wia­
ry przez danie jej p r z e c i w n i k o m możliwie największej liczby
argumentów, aby jego t r i u m f n a d n i m i był na k o ń c u pełniej­
szy. Dostojewski wyciągnął k r a ń c o w e w n i o s k i z faktu, że
C h r y s t u s był Bogiem, który pozwolił, aby Go bito, p o n i ż a n o ,
o p l u w a n o , a wreszcie u ś m i e r c o n o . Pisarz m ó w i ł , że jego wia­
ra nie jest dziecinna, gdyż przeszła przez ognisty piec zwąt­
pienia. Jak m a m y doświadczyć zbawienia przez Boga, jeśli wcześniej nie d o ­
świadczyliśmy, że Go zabiliśmy?
Mój drogi pamiętniczku, to ryzykowna metoda. Nie wiem, czy pamiętasz
przypadek Jean-Paula. Gdy Nietzsche nie ogłosił jeszcze oficjalnie „śmierci Bo­
ga", ale wyrok czuło się już w powietrzu, Jean-Paul napisał „Mowę wypowiedzia­
ną przez umarłego Chrystusa ze szczytu kosmicznego gmachu o tym, że nie ma
Boga". Owa wstrząsająca mowa, będąca przerażającą wizją absolutnej nicości
metafizycznej, była fragmentem powieści pt. „Siebenkas" i zo­
stała w niej umieszczona jako koszmarny sen bohatera, który po
przebudzeniu odnajduje się w świecie Bożego ładu i obietnicy
zmartwychwstania. W swoim dziele „O Niemczech" z 1810 ro­
ku pani de Stael zamieściła ową m o w ę wyrwaną z kontekstu, bez adnotacji, że
chodzi o koszmar zakończony szczęśliwym przebudzeniem. Na nic zdały się pro­
testy Jean-Paula. Od tej pory „Mowa..." stała się jego najsłynniejszym u t w o ­
r e m (nie mającym wiele w s p ó l n e g o z całą jego p o z o s t a ł ą i ra­
czej z a p o m n i a n ą s p u ś c i z n ą literacką), a on s a m a w a n s o w a ł
niemal na „Jana Chrzciciela" zwiastującego przyjście Nietzsche­
go. Jean-Paul pragnął, aby jego tekst był groźnym ostrzeżeniem
przed niebezpieczeństwem oddalenia się od Boga. Pisał: „Gdyby kiedykolwiek
moje serce stało się nieszczęśliwe i martwe, że zostałyby w n i m zniszczone
wszystkie uczucia, które potwierdzają istnienie Boga, wówczas
ten tekst wstrząsnąłby mną, uzdrowił m n i e i przywróciłby mi
znów zdolność do uczuć." W b r e w intencjom pisarza jego m o w a
pobudzała raczej krytyczne umysły XIX wieku do odkrywania
przerażającej otchłani nicości, czyhającej u kresu każdego istnienia. M o w a ta po­
budziła Nervala do włożenia w usta Chrystusowi strasznych słów: „Nie ma Bo­
ga na ołtarzu, na którym jestem ofiarą".
102
FRONDA 25/26
Myślę sobie, mój drogi p a m i ę t n i c z k u , że z n i e k t ó r y m i w s p ó ł c z e s n y m i re­
żyserami jest o d w r o t n i e niż z J e a n - P a u l e m - że pasują do nich raczej s ł o w a
g o e t h e a ń s k i e g o F a u s t a o sile, k t ó r a p r a g n ą c zła czyni d o b r o . C h r y s t u s zapo­
wiadał, że m u s z ą przyjść zgorszenia, lecz ostrzegał, że biada tym, przez k t ó ­
rych te zgorszenia przychodzą. Jest jakąś niepojętą dla n a s a l c h e m i c z n ą ta­
j e m n i c ą p r o w i d e n c j o n a l n e p r z e m i e n i a n i e ludzkiego zla w d o b r o . Co n i e
m o ż e być j e d n a k dla nas ż a d n y m u s p r a w i e d l i w i e n i e m .
Podczas owej finałowej sceny „ H a r r y Angel" intuicyjnie w y c z u w a ł e m , że
stało się coś złego, co wykracza poza r a m y filmu. Później d o w i e d z i a ł e m się,
że podczas kręcenia owej sceny d o s z ł o do p r a w d z i w e g o g w a ł t u . M ł o d a ak­
torka żaliła się, że została p r z e d k a m e r a m i bez swojej zgody w y k o r z y s t a n a
seksualnie. Opowiadała, jak czuje się wykorzystana i u p o d l o n a . Jej grymas
nie był udawany.
MICHAŁ KLIZMA
ZIMA-2001
103
Prawdziwa walka jest walką na śmierć i życie. Mistrz
karate Kenji Tokitsu mówił: „Kiedy chodzi o śmierć lub
życie, szansę zwycięstwa ma ten, kto gotów jest
umrzeć. Kiedy człowiek się boi, nie może odpowiednio
reagować."
ANTY DROGA
DOMINIK
CHMIELEWSKI
Nie ma j e d n e g o s ł u p a z o g ł o s z e n i a m i w całej Polsce, na k t ó r y m c h o ć raz
nie zawisło ogłoszenie o naborze, zapisach czy otwarciu nowej szkoły Kara­
te, Kung Fu czy Aikido. W s c h o d n i e s z t u k i walki, chociaż nie t a k p o p u l a r n e jak
w p o ł o w i e lat 80-tych za s p r a w ą t r i u m f a l n e g o wejścia s m o k a - Bruce'a Lee
na ekrany kin, nadal pozostają j e d n ą z głównych form fizycznej aktywności
104
FRONDA 25/26
dzieci, młodzieży i dorosłych. Sale t r e n i n g o w e zapełniają się r o k rocznie
m ł o d y m i naśladowcami mistrzów, przy nie małej p o m o c y mediów, filmu,
prasy, gier k o m p u t e r o w y c h . Rośnie liczba grup, w których m ł o d z i e ż p o d
okiem m i s t r z a poznaje techniki walk. To z a i n t e r e s o w a n i e j e s t żywe na całym
świecie. D a l e k o w s c h o d n i m i s t r z o w i e walk są podziwiani, wzbudzają za­
chwyt i pragnienie pójścia tajemniczą i n i e z n a n ą drogą w o j o w n i k a W s c h o d u .
Jest to s p o w o d o w a n e brutalizacją w s p ó ł c z e s n e g o świata, r o s n ą c y m poczu­
ciem bezradności, zagrożenia, strachu. J e d n o c z e ś n i e p o p u l a r n o ś c i w s c h o d ­
nich s z t u k walki ( n i e należy mylić s z t u k ze s p o r t a m i walki) towarzyszy wiel­
ka
ekspansja
nowych
ruchów
religijnych,
filozofii
neognostycznych
promujących światopogląd o p a r t y na panteistycznych i m o n i s t y c z n y c h reli­
giach W s c h o d u , połączonych z o k u l t y z m e m i e z o t e r y z m e m z a c h o d n i m . Sta­
n o w i ą o n e niezwykle wielkie zagrożenie dla chrześcijaństwa, atakują bo­
w i e m w s a m o serce Objawienia Bożego zawartego w Piśmie Świętym. Czy
w s c h o d n i e sztuki walki są d u c h o w y m z a g r o ż e n i e m dla m ł o d e g o pokolenia
Polaków?
Sztuka dla walki
Umiejętność walki o p a r t a jest na w k o d o w a n y m w n a t u r ę istoty żywej in­
stynkcie o b r o n n y m . Już człowiek p i e r w o t n y wykorzystywał p r y m i t y w n e
umiejętności walki w celu zdobycia pożywienia i o c h r o n y p r z e d z w i e r z ę t a m i .
Początki
wschodnich
sztuk
walki
sięgają
starożytnych
cywilizacji
Indii
i C h i n . Historia Indii z o k r e s u p r z e d C h r y s t u s e m to n i e u s t a n n e konflikty
i walki o władzę. Sprzyjało to p o w s t a w a n i u różnych form i narzędzi walki.
Z czasem wyłoniła się kasta w o j o w n i k ó w Kshatriya, k t ó r a kultywując sztuki
wojenne szybko stała się g r u p ą mającą największy prestiż i w ł a d z ę . Kasta
Kshatriya była powiązana z b u d d y z m e m . Najstarsze w z m i a n k i o h i n d u s k i c h
walkach bez b r o n i znajdują się w Sutrach z w c z e s n e g o i s t n i e n i a b u d d y z m u .
Jest t a m opisana walka m i ę d z y księciem N a u d a , p r z y r o d n i m b r a t e m Buddy,
a Devadattą, który był najprawdopodobniej z a z d r o s n y m k u z y n e m Buddy.
Początki chińskich s z t u k walki wiążą się z legendą, k t ó r a m ó w i o poje­
dynku między Ż ó ł t y m C e s a r z e m a b o g i e m wojny Chiyou. Mieli oni walczyć
między sobą o p a n o w a n i e n a d ś w i a t e m . Szczególnie dynamiczny o k r e s roz­
woju chińskich s z t u k walki rozpoczął się, kiedy 2 8 . p a t r i a r c h a b u d d y z m u , inZ1MA-200 1
105
dyjski m n i c h B o d h i d h a r m a , przybył do buddyjskiego klasztoru Shaolin.
O b o k medytacji w b e z r u c h u nazywanej czan (po j a p o ń s k u zeń), d o d a ł obo­
wiązkową d y n a m i c z n ą formę medytacji - uczył walczyć. Niezwykle i n t e n ­
sywny t r e n i n g dał m n i c h o m buddyjskim n i e s p o t y k a n e efekty w skuteczności
bojowej. W XII wieku klasztory buddyjskie i taoistyczne zaczęły ze sobą wal­
czyć w celu zabezpieczenia swoich i n t e r e s ó w politycznych i gospodarczych.
Mnisi z k l a s z t o r ó w taoistycznych stworzyli styl walki o p a r t y na wykorzysty­
waniu jing - esencji życia, qi - energii w e w n ę t r z n e j i shen - d u c h a w połącze­
niu z o d w z o r o w a n i e m r u c h ó w zwierząt. Kładli nacisk na p o k o n y w a n i e sil­
nych i gwałtownych t e c h n i k Shaolin,
technikami miękkimi,
zwinnymi
i zachowującymi w e w n ę t r z n ą energię qi. Walcząc m i ę d z y sobą, m n i s i pozna­
wali wzajemnie swoje style walki, czego efektem było w z a j e m n e u z u p e ł n i e ­
nie i w y m i a n a m e t o d , t e c h n i k i strategii walki.
Z czasem style te p o d ogólną n a z w ą Kung Fu Wu Shu zaczęły rozprzestrze­
niać się na cały Daleki Wschód, gdzie mieszając się z i n n y m i o d m i a n a m i
walk tworzyły systemy n p . na O k i n a w i e - karate, w Japonii - jujitsu i aikido,
w Korei - tae kwon do.
Dziś najbardziej r e p r e z e n t a t y w n y m i j a p o ń s k i m i s z t u k a m i walki są: kara­
te, kenjitsu, aikido.
106
FRONDA 25/26
Światopogląd
W mgnieniu oka skontroluj wrogi umysł i poprowadź go zgodnie ze swą wolą prosto, w bok lub w dowolnym kierunku. Wejdź głęboko, tak mentalnie jak fizycznie,
przekształć swe ciało w prawdziwy miecz i pokonaj przeciwnika
(...). By zadać prze­
ciwnikowi niszczący cios, trzeba poznać zasady rządzące niebem i ziemią; umysł i cia­
ło muszą łączyć się z Najwyższym, a równowaga pomiędzy tym, co widoczne, a tym,
co zakryte, musi być niezachwiana. Niebo, ziemia, człowiek łączyć się muszą w jedną
zespoloną siłę.
Morihei Ueshiba, założyciel stylu aikido
Najważniejszym pojęciem dla każdej wschodniej sztuki walki jest
Qi - energia w e w n ę t r z n a , d u c h o w a m o c . Światopogląd o p a r t y na wizji ener­
getyki świata s t a n o w i f u n d a m e n t i o d n i e s i e n i e nie tylko dla chińskich, ale
i japońskich s z t u k walki. M i s t r z o w i e W s c h o d u nie znają r o z r ó ż n i e n i a m i ę d z y
m a t e r i ą a energią - j e d n o pojęcie opisuje r ó w n o c z e ś n i e byt i proces, co sku­
tecznie uniemożliwia ścisłe definiowanie pojęć oraz procesów, czy to w sen­
sie logiki klasycznej, czy też p o p r a w n o ś c i m e t o d o l o g i c z n e j . C h i ń s k i e g o pi­
s m a się nie czyta, chiński alfabet się ogląda. D l a t e g o chińskie s ł o w a są
obrazkami i sztuka ich w i e r n e g o t ł u m a c z e n i a polega na u n i k a n i u i n t e r p r e t a ­
cji tekstu. Stąd tak często ludzie W s c h o d u używają analogii lub znaczenio­
wych opozycji.
Wszystko ma istnieć dzięki przepływowi energii m i ę d z y d w i e m a wielki­
mi siłami yin i yang, k t ó r e są fazami wiecznego i cyklicznego r u c h u przyrody.
Wszystko jest z m i e n n e i s t w a r z a n e n i e u s t a n n i e od początku. Siła yin jest de­
strukcyjna i osłabiająca, zaś yang buduje i w z m a c n i a . W z a j e m n e oddziaływa­
nie tych sił jest i n n e w czasie, a i n n e w p r z e s t r z e n i . W czasie - s t o p n i o w o
tracąc swoje n a t ę ż e n i e p r z e c h o d z ą j e d n a w drugą, w p r z e s t r z e n i - w s p ó ł i s t ­
nieją. Siły yin i yang uzupełniają się, pozostają w z g l ę d e m siebie w h a r m o n i i ,
a ich układ m o ż n a opisać jako stan w z a j e m n e g o p o b u d z a n i a i h a m o w a n i a .
Tym wzajemnym o d d z i a ł y w a n i e m jest Tao - niedefiniowalny, wieczny i nie­
z m i e n n y proces świata.
Energię Qi krążącą w świecie uczeni chińscy dzielą na trzy rodzaje: Nie­
biańską Qi, Z i e m s k ą Qi oraz Ludzką Qi. N i e b i a ń s k a Qi jest energią dociera­
jącą do ziemi b e z p o ś r e d n i o z k o s m o s u , w c h ł a n i a siłę yang b e z p o ś r e d n i o z p o ZIMA 200 I
107
wietrzą. Z i e m s k a i Niebiańska Qi w p ł y w a na Ludzką Qi, a człowiek, by być
szczęśliwym, m u s i p o z o s t a w a ć w zgodzie z cyklami przyrody oraz u n i k a ć jej
negatywnych wpływów. M o ż n a to osiągnąć jedynie przez rozwój Ludzkiej Qi.
Człowiek jest s k o m p l i k o w a n y m s t a n e m energetycznym, s t r u m i e n i e m
energii przepływającej między N i e b e m a Ziemią. N i e b i a ń s k ą Qi o c h a r a k t e ­
rystyce yang człowiek p o b i e r a oddychając, n a t o m i a s t Z i e m s k ą Qi o c h a r a k t e ­
rystyce yin z pożywienia. Gdy obie te energie są z r ó w n o w a ż o n e , człowiek jest
zdrowy; gdy r ó w n o w a g a zostaje zachwiana, człowiek zaczyna c h o r o w a ć .
Energia Qi płynie w człowieku w wielu m i l i o n a c h k a n a ł ó w na p o w i e r z c h n i
i wewnątrz ciała i tworzy n o w e jakości energetyczne, energię u m y s ł u - Yi
i energię d u c h a - Shen.
Umiejętność e m a n o w a n i a energii Qi jest w ł a ś n i e przyczyną niejedno­
krotnie szokującej skuteczności w o j o w n i k ó w W s c h o d u .
Aby atak był skuteczny, trzeba przejść specjalne przeszkolenie zwane Jing.
Jest o n o istotą ogromnej siły i skutecznych u d e r z e ń . M o ż n a ją określić jako
ukrytą energię, k t ó r ą posiadają siły przyrody i p r z e d m i o t y m a r t w e . Energia
Jing jest w nich ukryta, dopóki nie z o s t a n ą w z b u d z o n e ze s t a n u spoczynku.
Jing polega na połączeniu akcji u m y s ł u z siłą fizyczną mięśni. Daje to możli­
wość p r z e p r o w a d z e n i a skutecznej akcji technicznej. Z a s t o s o w a n i e energii we­
wnętrznej w walce jest j e d n ą z najbardziej zaawansowanych technik.
Filozofia walki
W czasie treningu ćwiczący powinien wyobrazić sobie, że jest na polu bitwy. Umysł
musi wejść w wyobrażenie jak najbardziej realistycznej sytuacji śmiertelnego pojedyn­
ku. Ćwiczący musi wyobrazić sobie otaczających przeciwników, których celem jest za­
bicie go i jeśli nie chce być zabity, musi sam zabić.
Anko Itosu, mistrz karate z Okinawy
W s c h o d n i e sztuki walki w p o p u l a r n y m o d b i o r z e w i d z i a n e są często jako
b r u t a l n e systemy bojowe. Przede w s z y s t k i m dlatego, że w b e z p o ś r e d n i m
kontakcie uwidacznia się ich najbardziej z e w n ę t r z n y a s p e k t - walka wręcz.
J e d n a k to tylko wierzchołek góry lodowej. Tym, co najważniejsze a niewi­
doczne, są ćwiczenia u m y s ł u kształtujące psychikę i d u c h a . D r o g a doskona­
lenia się to d u c h o w e r o z u m i e n i e s z t u k walki, jej jedności z otaczającym
108
FRONDA 25/26
Wszechświatem. Mistrzowie sztuki walki całkowicie zjednoczeni ze Wszech­
światem są nie do pokonania, p o n i e w a ż atak skierowany w ich s t r o n ę jest
atakiem we Wszechświat, a Wszechświata nie da się p o k o n a ć . U m y s ł kształ­
t o w a n y jest w e d ł u g filozofii Tao i Zen. Kroczenie drogą Tao w s z t u k a c h walki
przejawia się w d o s k o n a ł y m o p a n o w a n i u t r z e c h zasad. Z a s a d a zaniechania
uczy, że należy się p o w s t r z y m y w a ć p r z e d p o c h o p n y m i r u c h a m i zakłócający­
mi n a t u r a l n y rytm ciała. Z a s a d a przyjmowania n a p o m i n a , że t r z e b a u w o l n i ć
umysł od spraw błahych, z a p o m n i e ć o własnej osobie, stać się jak najbardziej
p o d a t n y m na przyjmowanie b o d ź c ó w zewnętrznych, co pozwoli odkryć in­
tencje przeciwnika. Z a s a d a s p o n t a n i c z n o ś c i s p r o w a d z a się do połączenia od­
r u c h ó w p o d ś w i a d o m y c h ze ś w i a d o m y m i . Aby u k s z t a ł t o w a ć u m y s ł Tao a d e p t
sztuki walki m u s i w szczególny s p o s ó b s k o n c e n t r o w a ć się na e l e m e n c i e wo­
dy, bo, jak pisał XI-wieczny m ę d r z e c w s c h o d u N a n Yeo: „(...) w o d a jest u s t ę ­
pliwa, ale wszystko zwycięża. (...) Poddaje się przeszkodzie, bo ż a d n a siła nie
m o ż e jej zatrzymać w d r o d z e do m o r z a . Zwycięża ustępując, nigdy nie ata­
kuje w s p o s ó b ogólnie znany, ale zawsze wygrywa o s t a t e c z n ą bitwę. Stając
się jak woda, m ę d r z e c wyróżnia się p o k o r ą i obiera za zasadę b i e r n o ś ć - dzia­
ła przez nie działanie i podbija świat."
O ile style walki z k l a s z t o r ó w taoistycznych kształtują u m y s ł w e d ł u g dro­
gi Tao, o tyle style buddyjskie z klasztoru Shaolin i style j a p o ń s k i e w szcze­
gólny s p o s ó b koncentrują się na filozofii Zen. O b i e te filozofie k s z t a ł t o w a n i a
u m y s ł u w wielu współczesnych stylach walki t r a k t o w a n e są jako j e d n a dro­
ga doskonalenia się.
Zen prowadzi do wyzwolenia d u c h a i ciała w wyniku specyficznego dzia­
łania. Ma być o n o s p o n t a n i c z n e i bezrefleksyjne. Zen jest w y z w o l e n i e m od
ZIMA-2001
109
d u a l i z m u działania i myślenia, myśli b o w i e m tak s a m o jak działa. N i e j e s t to
jednak a n t y i n t e l e k t u a l n a negacja myślenia. C h o d z i o działanie na d o w o l n y m
poziomie fizyczno-duchowym, ale bez r ó w n o c z e s n e g o wysiłku, żeby to dzia­
łanie o b s e r w o w a ć czy k o n t r o l o w a ć z zewnątrz. Zen uczy, że zjednoczenie d u ­
cha i ciała dokonuje się wtedy, gdy człowiek wyzbyty z emocji, p r a g n i e ń , od­
czuwania w ł a s n e g o „ja", całkowicie skupiony na „tu i t e r a z " osiąga s t a n
pustki, nie myślenia. Gdy człowiek zaczyna rozmyślać, b u d o w a ć pojęcia, za­
traca się w n i m p i e r w o t n a ś w i a d o m o ś ć . N a u c z a n i e Zenu polega na s t a w i a n i u
ucznia w o b e c problemów, k t ó r e ma rozstrzygnąć bez chwili z a s t a n o w i e n i a .
Musi otworzyć się n a p i e r w o t n ą , s p o n t a n i c z n ą myśl. W t e d y jego o d p o w i e d z i
b ę d ą błyskawiczne i b e z b ł ę d n e . M o ż n a to uzyskać p r z e z rozbijanie kategorii
pojęciowych. Język Zenu jest o d w r ó c e n i e m logiki filozoficznej po to, by nie
określać niczego, niczego nie definiować, tylko patrzeć, bez o s ą d u i i n t e r p r e ­
tacji. Gdy u m y s ł osiąga s t a n całkowitego zjednoczenia, pojawia się we­
w n ę t r z n a m o c Qi. Jest to m o c , po której r o z b u d z e n i u człowiek staje się pa­
n e m swojego życia. Z mocy tej wyrasta wiele nadzwyczajnych sił, zdolności
p a r a n o r m a l n e i okultystyczne. Na w y s o k i m s t o p n i u z a a w a n s o w a n i a w sztu­
kach walki pojawiają się o n e s p o n t a n i c z n i e . Na początku ćwiczenie tych
technik ma zrelaksować i uspokoić ciało i u m y s ł . P o t e m pojawiają się i n n e
cele: w z m a c n i a n i e ciała i u m y s ł u , k i e r o w a n i e energią, energetyczne zjedno­
czenie z w s z e c h ś w i a t e m , leczenie energiami, p r z e c z u w a n i e niebezpieczeń­
stwa, p o z n a w a n i e myśli innych, o p a n o w a n i e czasu i p r z e s t r z e n i , p a n o w a n i e
nad żywiołami natury, oświecenie.
Ważnym z a g a d n i e n i e m w k s z t a ł t o w a n i u u m y s ł u w o j o w n i k a na d r o d z e
Tao i Zen jest pojęcie Tan Den. Jest o n o f u n d a m e n t a l n e dla wszystkich daleko­
w s c h o d n i c h s z t u k walki. Tan Den to c e n t r u m u m y s ł o w y c h i fizycznych sił
człowieka, z którego e m a n u j e p o t ę ż n a m o c . Tan Den jest u m i e s z c z o n y w pod­
brzuszu, blisko miejsca, gdzie znajduje się ogólny ś r o d e k ciężkości ciała. J e s t
to pojęcie, k t ó r e ma głęboki sens i w y m o w ę psychologiczno-filozoficzną.
Wszystkie techniki w s c h o d n i c h s z t u k walki wyzwalane są z c e n t r u m Tan
Den, którego u ś w i a d o m i e n i e sobie i o p a n o w a n i e staje się j e d n y m z p o d s t a ­
wowych celów t r e n i n g u u m y s ł o w e g o . D o p i e r o w t e d y m o ż n a odkryć j e d n o ś ć
z wszechświatem, z jego e n e r g i a m i i osiągnąć m a k s y m a l n ą s k u t e c z n o ś ć
w walce. Jest to t e n s t a n u m y s ł u , który w Zen nazywany jest satori (oświece­
nie), w taoizmie - Tao, w b u d d y z m i e - Nirwana, a w h i n d u i z m i e - samandhi.
110
FRONDA 25/26
J e d n y m z głównych celów n a u k i w s c h o d n i c h s z t u k walki zawsze była
umiejętność zabijania, p o m i m o kładzenia nacisku przez m i s t r z ó w na filozo­
fię pokoju i nieagresji. Przez wiele set lat s t a c z a n o walki, których koniec ob­
wieszczała śmierć j e d n e g o lub o b u przeciwników. Prawdziwa walka była wal­
ką na śmierć i życie. Mistrz karate Kenji Tokitsu m ó w i ł : „Kiedy chodzi
o śmierć lub życie, szansę zwycięstwa ma ten, k t o g o t ó w jest u m r z e ć . Kiedy
człowiek się boi, nie m o ż e o d p o w i e d n i o reagować."
Trzeba dążyć do stanu, kiedy życie i śmierć są tylko pojęciami. W t e d y
przestaje istnieć a n t a g o n i z m w o b e c przeciwnika, nie ma uczucia s t r a c h u czy
nienawiści. Mistrz M a s u t a t s u O y a m a twierdził, że „gdy sztuki walki nie m a ­
ją rywali na śmierć i życie, degradują się i stają się czymś w rodzaju tańca;
w sali treningowej, z a m i a s t rzeczywistej siły, zaczyna rządzić polityka". Osta­
tecznym celem rozwoju u m y s ł u w sztukach walki jest k o n t r o l a u m y s ł u prze­
ciwnika, zawładnięcie jego wolą, p e w n o ś c i ą siebie i d u c h e m walki. J e d n y m
z ważniejszych a s p e k t ó w rozwijania siły u m y s ł u w sztukach walki jest tre­
ning kata, czyli specjalnych kombinacji służących do walki z kilkoma prze­
ciwnikami. Przez t r e n i n g kata poznaje się strategię walki, z a s t o s o w a n i e tech­
nik z m a k s y m a l n ą ś m i e r t e l n ą skutecznością oraz u m i e j ę t n o ś ć k o n t r o l o w a n i a
i eksplozji całej energii psychicznej i fizycznej w k i e r u n k u przeciwnika. Nie­
zwykle w a ż n y m jest n a s t a w i e n i e m e n t a l n e . Starzy m i s t r z o w i e uczą, by kata
wykonywać bez odpoczynku. Po kilkudziesięciu p o w t ó r z e n i a c h jest się j u ż
bardzo z m ę c z o n y m , nie m o ż n a s k o n c e n t r o w a ć się na ruchach. W tym sta­
d i u m zaczyna się d o p i e r o właściwy trening, który z m i e n i a psychikę i świa­
d o m o ś ć ćwiczącego. Gdy ćwiczy się w dalszym ciągu, d o c h o d z i się do s t a n u
transowego, gdzie u m y s ł przestaje odbierać b o d ź c e z zewnątrz, w c h o d z i
ZIMA-200 1
111
w s t a n p u s t k i , wyzbytego z myśli s t a n u wyzwolenia. N i e ma żadnych uczuć,
emocji. Ciało wykonuje ruchy a u t o m a t y c z n i e , szybko i precyzyjnie, świado­
m o ś ć zostaje wyłączona. U m y s ł osiąga j e d n o ś ć d u c h a i ciała, j e d n o ś ć z ener­
gią Wszechświata.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze j e d e n e l e m e n t wyszkolenia i przygotowa­
nia u m y s ł u do walki. Chodzi o specjalnie szkolony wrzask - Kiai; głośny, ostry
i gardłowy. Jest on połączony z a t a k i e m lub k o n t r a t a k i e m i p r z y p o m i n a skok
zwierzęcia na u p a t r z o n ą zdobycz. Jest to skok z z a m i a r e m o s t a t e c z n e g o p o k o ­
nania przeciwnika. Kiai służy w tym skoku wyłączeniu świadomości i wszel­
kich barier tkwiących w umyśle w trakcie wykonywania techniki śmiertelnej.
Jest to skok, którego z a d a n i e m jest zabić. Atak wykonywany jest z maksymal­
ną skutecznością, z całkowitym wykorzystaniem sił fizycznych i psychicznych.
Jeśli atak z Kiai nie u d a się, atakujący zdecydowany jest zginąć.
Agresja
W twych myślach musi być zawsze obecny twój przeciwnik, kiedy siedzisz, wsta­
jesz, lub idziesz, czy unosisz rękę. Gdybyś chciał użyć w walce ciosu karate, musisz być
pewien, że cios ten będzie ciosem ostatecznym. Jeżeli masz jakiekolwiek wątpliwości,
będziesz tym, który przegra.
Mistrz G. Funakoshi
Ważnym z a g a d n i e n i e m w o m a w i a n i u p s y c h i c z n o - d u c h o w e g o t r e n i n g u
we w s c h o d n i c h sztukach walki jest p r o b l e m agresji, często n i e k o n t r o l o w a n e j
i b a r d z o niebezpiecznej. Przygotowanie do realnej walki na ulicy o p a r t e jest,
w większym lub mniejszym s t o p n i u , na t e c h n i k a c h wyzwalających agresję,
złość, nienawiść, p o n i e w a ż d e t e r m i n a c j a u broniącego się m u s i być o wiele
większa niż u napastnika, żeby miał s z a n s ę tę często b a r d z o b r u t a l n ą walkę
wygrać. Agresja nieodłącznie towarzyszy t r e n i n g o w i w s c h o d n i c h s z t u k wal­
ki. Dążąc do s t a n u p u s t k i , bezrefleksyjności, kiedy ś w i a d o m o ś ć jest wyłączo­
na, równocześnie wyzwala się emocje całkowicie destrukcyjne i niebezpiecz­
ne dla psychiki.
D o b r z e ilustruje to
scena z t r e n i n g u p r o w a d z o n e g o przez
„guru"
w s c h o d n i c h sztuk walki, Bruce'a Lee. O p o w i a d a D a n Lee, u c z e ń Bruce'a:
„Bruce Lee trzymał tarczę t r e n i n g o w ą w ręku, a ja k o p a ł e m z całych sił, ale
112
FRONDA 25/26
Bruce nie był zadowolony. 'Ty tylko udajesz - powiedział. - Myśl o czymś,
czego nienawidzisz'. Zacząłem p o n o w n i e kopać, ale r e z u l t a t był taki s a m .
W końcu Bruce p o d s z e d ł do m n i e i uderzył m n i e w twarz. Na chwilę zapo­
m n i a ł e m , że to Bruce Lee i wściekły r z u c i ł e m się na niego, z a ś m i a ł się: - 'To
jest właśnie to, czego od ciebie ż ą d a m ' . "
Agresja nie jest tylko efektem u b o c z n y m t r e n i n g u , ale w pierwszych la­
tach jest wręcz n i e o d z o w n y m w a r u n k i e m skuteczności s t o s o w a n i a t e c h n i k
w walce.
Japońscy m i s t r z o w i e karate m ó w i ą : „Karate nigdy nie atakuje p i e r w s z e "
i jest to zgodne z rzeczywistością. Każdą akcję zaczyna się od r u c h u o b r o n ­
nego, ale zaraz po n i m następuje kontratak, który ma na celu w y e l i m i n o w a ć
ZIMA-200 1
113
przeciwnika z walki. Wybiera się miejsca, w k t ó r e u d e r z e n i e b ę d z i e najbole­
śniejsze, najbardziej niszczące. Z c z a s e m p r z e c i w n i k i e m staje się każdy czło­
wiek. Tomasz Kruszewski, były m i s t r z karate, był i n s t r u k t o r e m i kierowni­
k i e m sekcji karate: „Walka toczyła się b a r d z o szybko, każdy cios m ó g ł
zadecydować o zdrowiu m o i m lub przeciwnika. N i e c z u ł e m bólu, gdy zwy­
ciężałem, z a m i e n i a ł e m się w m a s z y n ę , w y b i e r a ł e m miejsca, w k t ó r e u d e r z e ­
nia sprawiałyby najbardziej dotkliwy ból. N a s y c e n i e s t r a c h e m przeciwnika
m i a ł o w sobie coś p o t w o r n e g o , n a p a w a ł e m się n i m . Po p i e r w s z y m starciu
było j u ż w i a d o m o czy walka jest wygrana."
Dwie drogi
Lecz byli także fałszywi prorocy między ludem, jak i wśród was będą fałszywi na­
uczyciele, którzy wprowadzać będą zgubne nauki i zapierać się Pana, który ich odku­
pił sprowadzając na siebie rychłą zgubę. I wielu pójdzie za ich rozwiązłością, o droga
prawdy będzie przez nich pohańbiona. Z chciwości wykorzystywać was będą przez
zmyślone opowieści, lecz wyrok potępienia od dawna na nich zapadł.
2 List św. Piotra 2, 1-3
Wschodnie sztuki walki są niewątpliwie j e d n ą z najlepszych propozycji
w s z e c h s t r o n n e g o d o s k o n a l e n i a d u c h a i ciała. S t w o r z o n e przez m n i c h ó w i dla
m n i c h ó w w klasztorach buddyjskich i taoistycznych,
są j e d n a k p r z e d e
wszystkim kwintesencją i najszybszą drogą do oświecenia w religiach Dale­
kiego W s c h o d u . Z a r ó w n o b u d d y z m jak i t a o i z m stanowiące f u n d a m e n t
w s c h o d n i c h s z t u k walki są religiami p a n t e i s t y c z n y m i i m o n i s t y c z n y m i , od­
rzucającymi p o d s t a w o w e p r a w d y wiary chrześcijańskiej. J e d e n z najwięk­
szych z a c h o d n i c h m i s t r z ó w Zen Rosi Philip Kapleau podkreśla, że „ n a d r o ­
dze Zen t r z e b a odrzucić Boga z e w n ę t r z n e g o w o b e c świata, P i s m o Święte,
w które t r z e b a ślepo wierzyć, wiarę w i n d y w i d u a l n ą d u s z ę , (...) pozbyć się
złudzenia, że cudza ofiara m o ż e z m a z a ć czyjś grzech, a n a s z e zbawienie m o ­
że za nas osiągnąć zbawiciel".
O s t a t e c z n y m celem praktyki Zen jest osiągnięcie zbawienia na ziemi, wła­
snym wysiłkiem, a nie dzięki łasce Bożej. Uzyskanie oświecenia zależy od
szybkości zrywania, w m i a r ę swego zaawansowania, z r ó ż n y m i „złudzenia­
m i " . Stają się o n e coraz bardziej wyraźne wraz z r o z b u d z e n i e m w sobie ener114
FRONDA 25/26
gii wewnętrznej Qi otwierającej na n o w y rodzaj świadomości. Osiągając w t e n
sposób coraz bardziej oświecony u m y s ł odkrywa się, że takie pojęcia jak Bóg-Stwórca, Osoba, Ojciec, n i e ś m i e r t e l n a dusza, są złudzeniami, i aby osiągnąć
najwyższy stan świadomości, należy je wyrzucić z u m y s ł u i unicestwić.
Profesor filozofii buddyjskiej na Uniwersytecie O t a n i w Kioto, D a i s e t z
Teitaro Suzuki uważa, że „w chrześcijaństwie j e s t e ś m y chyba zbyt ś w i a d o m i
obecności Boga, choć mówimy, że w n i m żyjemy, p o r u s z a m y się i jesteśmy.
Zen chce, żeby n a w e t t e n o s t a t n i ślad ś w i a d o m o ś c i Boga uległ, o ile to m o ż ­
liwe, zatarciu (...). Zen dąży do absolutnej wolności, n a w e t wolności od Bo­
ga". Również w t a o i z m i e o d r z u c a się pojęcie Boga chrześcijańskiego. Tao to
skomplikowany s t a n energetyczny utrzymujący r ó w n o w a g ę dzięki d w ó m si­
ł o m Yin i Yang. „Bogiem" jest tutaj wszechogarniająca b e z o s o b o w a energia
Qi. Aby doskonalić się we w s c h o d n i c h s z t u k a c h walki, t r z e b a przyjąć m o n i styczny i panteistyczny światopogląd w s p o s ó b bardziej lub mniej świadomy,
ponieważ m i s t r z o w i e W s c h o d u są p r z e k o n a n i , że p r a k t y k a walki bez filozo­
fii buddyjskiej i taoistycznej nie istnieje. J u ż w starożytnych C h i n a c h statycz­
ne pozycje yogi zostały zastąpione d y n a m i c z n y m i pozycjami walki, j e d n a k re­
ligijna rola tych s z t u k była m e t o d y c z n i e k o n t y n u o w a n a w celu osiągnięcia
ZIMA-200I
1(5
duchowej
perfekcji.
Ruchy
w
walkach
W s c h o d u mają g ł ę b o k o filozoficzne ź r ó d ł o
i w t e n s p o s ó b wiążą a d e p t a z filozofią.
I s t o t ą s z t u k walki jest ich d u c h o w y wy­
miar. C h i ń s k i e i j a p o ń s k i e sztuki walki są
a s p e k t e m fizycznym w s c h o d n i c h filozo­
fii, b r a m ą do d u c h o w e g o oświecenia, for­
m ą modlitwy.
Tomasz Kruszewski: „Medytacja m i a ł a p r o ­
wadzić d o b r u t a l n e g o u n i c e s t w i a n i a w ł a s n e ­
go 'ja', własnej d u s z y i w ł a s n e g o s u m i e n i a ,
a wszystko po to, by zjednoczyć się z o t o c z e n i e m .
Nie m ó w i o n o n a m o zabijaniu s u m i e n i a , ale o harcie
ducha, bo nie technika, ale c h a r a k t e r decydował o zwycięstwie
nad przeciwnikiem. Bezwzględność, k t ó r a m i a ł a miejsce p o d c z a s walki ro­
dziła się podczas medytacji. Cały czas budził się we m n i e n i e p o k ó j . "
W s c h o d n i e sztuki walki n i o s ą za sobą nie tylko o k r e ś l o n y światopogląd,
ale też pewien s y s t e m wartości etyczno-moralnych o p a r t y na b u d d y z m i e ,
taoizmie i konfucjanizmie, jakże różny w relacji do etyki chrześcijańskiej.
D o s k o n a ł o ś ć e t y c z n o - m o r a l n a w wielkich religiach i filozofiach W s c h o d u p o ­
lega na całkowitym pozbyciu się niewiedzy, wyjściu p o z a k o n t e k s t d o b r a
i zła, Boga i szatana. M o r a l n o ś ć W s c h o d u wypływa z doświadczenia K o s m o ­
su w jego nietrwałości i niesubstancjalności. M o r a l n o ś ć i etyka dla b u d d y s t y
i taoisty nie są w a r t o ś c i a m i najwyższymi, a to dlatego, że człowiek jako oso­
bowe „ja" nie jest wartością najwyższą, jest jedynie z ł o ż o n y m s t r u m i e n i e m
energii kosmicznej Qi, jest z e s p o ł e m czynników nietrwałych, p o z b a w i o n y c h
p o d m i o t o w o ś c i , przenikniętych cierpieniem. O s o b a w r o z u m i e n i u religii i fi­
lozofii Dalekiego W s c h o d u jest iluzją, z której chcąc się wyrwać, t r z e b a d o ­
prowadzić do zaniku świadomości o s o b o w e j . Krocząc d r o g ą Tao i d e a ł e m jest,
gdy pierwiastki Yin i Yang są w r ó w n o w a d z e , dlatego trenujący sztuki walki
nie p o w i n i e n być ani zbyt dobry, ani zbyt zły. C z ł o w i e k za d o b r y jest bez­
bronny, pozwala się wykorzystywać, myśląc o d o b r u innych z a p o m i n a o swo­
im w ł a s n y m . Człowiek p o w i n i e n u m i e ć na siłę o d p o w i e d z i e ć siłą.
Jednocześnie na p o z i o m i e życia c o d z i e n n e g o w s c h o d n i e sztuki walki p r o ­
mują wartości u n i w e r s a l n e dla w y z n a w c ó w każdej religii: s z a c u n e k i p o s ł u -
116
FRONDA 25/26
s z e ń s t w o dla starszych, s z a c u n e k dla rodziców i autorytetów, s k r o m n o ś ć .
Należy zaznaczyć, że w historii w s c h o d n i c h s z t u k walki pojawiali się mi­
strzowie,
którzy w szczególny s p o s ó b p r o p a g o w a l i w s w o i m n a u c z a n i u
aspekt etyczno-moralny, uważając go za najważniejszą część drogi d o s k o n a ­
lenia się w sztukach walki. Poszukiwanie h a r m o n i i ze W s z e c h ś w i a t e m i dru­
gim człowiekiem u w a ż a n e jest przez starych m i s t r z ó w za priorytetowy
aspekt t r e n i n g u . Dzisiaj jednak, w epoce kryzysu wartości, na całym świecie
obserwuje się wyraźne u t y l i t a r n e podejście do w s c h o d n i c h s z t u k walki, cha­
rakteryzujące się o d r z u c e n i e m ich wartości moralno-etycznych. Powstaje
wiele szkół walki, k t ó r e koncentrują się tylko na u m i e j ę t n o ś c i „bicia się"
i przemocy, ciesząc się wielką p o p u l a r n o ś c i ą i zdobywając coraz większą d o ­
minację. Jest to szczególnie niebezpieczne, gdy w e ź m i e się p o d uwagę, że
większość ćwiczących to dzieci i m ł o d z i e ż niedojrzała jeszcze emocjonalnie
i duchowo.
Ważnym i niepokojącym a s p e k t e m w s c h o d n i c h s z t u k walki jest „ubó­
stwienie" energii Qi. Na Zachodzie o w e energie w kręgach ezoterycznych na­
zywane są okultystycznymi, czyli tajemnymi, ze względu na to, że efekt ich
działania m o ż n a zaobserwować, ale nie m o ż n a u d o w o d n i ć ich istnienia na­
ukowo. Wyzwalanie energii kosmicznych i psychicznych, otwierając się na n o ­
wy rodzaj świadomości panteistycznej, stanowi istotę każdej sztuki walki Da­
lekiego W s c h o d u . Z a a w a n s o w a n i e w otwieraniu się na jej działanie powoduje
ujawnianie się w umyśle zdolności parapsychicznych, które, z p u n k t u widze­
nia chrześcijańskiego, m o g ą stać się b e z p o ś r e d n i ą możliwością ingerencji sił
demonicznych. Moce te potrafią się świetnie m a s k o w a ć za e w e n t u a l n y m i si­
łami natury, co potwierdza praktyka egzorcystów i duszpasterzy wszystkich
wyznań chrześcijańskich z całego świata. Ostrzegają oni, że na p i e r w s z y m
miejscu w ś r ó d wszystkich zniewoleń d e m o n i c z n y c h jest w c h o d z e n i e w świat
okultyzmu - u b ó s t w i e n i e energii n i e w i a d o m e g o p o c h o d z e n i a .
O k u l t y z m jest kontynuacją grzechu p i e r w o r o d n e g o , k t ó r y był n i e p o s ł u ­
s z e ń s t w e m p o ł ą c z o n y m z p r a g n i e n i e m p r z e b ó s t w i e n i a s a m e g o siebie. Szcze­
gólnie niebezpieczny w t y m przypadku jest styl Aikido, k t ó r e g o założyciel
Morihei Ueshiba wyraźnie przyznawał, że jego sztuka walki została mu ob­
jawiona przez d u c h y z głębi ziemi i jest efektem k o n t a k t u z siłami nadprzy­
r o d z o n y m i . Twierdził, że jego b ó s t w o o p i e k u ń c z e A m e - o n o - m u r o k o m o jest
z r o d z o n e i u k s z t a ł t o w a n e przez króla smoków, j a k i m jest wielki s m o k RyoZIMA-2001
117
O. Ueshiba podkreślał, że każdy r u c h Aikido, który został mu objawiony, ma
swój własny dźwięk, niczym mantra i jest w y r a z e m funkcji i zasady działania
takiego lub innego b ó s t w a . D e m o n s t r o w a n y r u c h wyraża r ó w n i e ż cześć jego
b ó s t w o m opiekuńczym.
Istnieje jeszcze i n n a s t r o n a „ u b ó s t w i e n i a " energii rozwijanych na d r o d z e
d o oświecenia w e w s c h o d n i c h s z t u k a c h walki. Medytacja w s c h o d n i a u n i e ­
możliwia praktykę m o d l i t w y chrześcijańskiej. Wynika to z b a r d z o gwałtow­
nych rozproszeń, których przyczyną są tkwiące w umyśle, n i e u s t a n n i e uka­
zujące
się w świadomości
sceny z treningów,
p e ł n e b r u t a l n y c h walk,
śmiertelnych technik, o o g r o m n y m n a t ę ż e n i u agresji.
Witold Kirmiel, były p r e z e s i dyrektor techniczny Polskiej Fundacji Aiki­
do: „(...) walka m o ż e stwarzać blokadę dla D u c h a Świętego, ja s a m przeży­
w a ł e m k o s z m a r n e sny, odcięte głowy, ręce, pojawiały się postacie, k t ó r e
z n a m poprzez s t u d i o w a n i e s z t u k walki, to Strażnicy Progu - demony, wystę­
pujące w świątyniach buddyjskich, japońskich; samuraje poświęcają się tym
istotom, a o n e mają ich w z m a c n i a ć i strzec. M i a ł e m przeczucie, że Strażnicy
Progu chcą m n i e unicestwić. D e m o n y były wściekłe, p r a g n ę ł y mojej śmier­
ci." P o n a d t o u t r z y m y w a n y s t a n Zanshin, czyli s t a n u m y s ł u g o t o w e g o do sto­
czenia w każdej chwili śmiertelnej walki, powoduje, iż każdy n a p o t k a n y czło­
wiek uważany jest za potencjalnego wroga.
Tomasz Kruszewski: „Zacząłem p a t r z e ć n a znajomych, p r z e c h o d n i ó w n a
ulicy, jak na potencjalnych rywali. Moi bliscy dziwili się mojej n a d p o b u d l i ­
wości, moje oczy zmieniły się tak, że ludzie bali się na m n i e p a t r z e ć . Byłem
praktykującym katolikiem i wiedziałem, że te mechanizmy, k t ó r e wyzwalają
we m n i e treningi, są złe i stoją w sprzeczności z d o k t r y n ą Kościoła. W trak­
cie walki i p r z e d walką tzw. p u s t y u m y s ł nie pozwalał mi na ż a d n ą refleksję,
nie z a s t a n a w i a ł e m się, czy to wróg, czy bliźni. Po walce sytuacja wyglądała
zupełnie inaczej, rodziły się w y r z u t y s u m i e n i a . "
Zdobywanie mocy we w s c h o d n i c h s z t u k a c h walki, dzięki r o z b u d z e n i u
energii w e w n ę t r z n e j Qi, ma d o p r o w a d z i ć w ostateczności do n o w e g o s t a n u
świadomości „ o ś w i e c o n e g o " , który wyzwolił się z wszelkich dualizmów, za­
kazów i złudzeń, odkrywając, że ćwiczący jest p a n e m swojego życia.
Celem wschodnich sztuk walki jest osiągnięcie całkowitej pewności siebie.
„Twoja prawdziwa siła zależy tylko od ciebie - m ó w i mistrz karate M a s u t a t s u
Oyama - rozwijając energię Qi, przekształcisz swoje w n ę t r z e ciała w broń,
118
FRONDA 25/26
sprawisz wzrost cudownej siły, przy użyciu której nic nie jest niemożliwe." Na
tym poziomie sztuka walki daje spokój i ufność w zdolność k o n t r o l o w a n i a wła­
snego życia. Większość m i s t r z ó w W s c h o d u kroczy drogą zdobywania całkowi­
tej pewności siebie, pokładając w sobie całe zaufanie, wierząc w swoje nieogra­
niczone możliwości. A jest to już całkowitym zaprzeczeniem duchowej drogi
chrześcijanina, drogi Ewangelii Jezusa Chrystusa. Ojcowie pustyni mówili, że
na tym polega całkowite zwycięstwo szatana: człowiek p a d a ofiarą własnych
złudzeń - j e s t e m doskonały, j e s t e m p a n e m siebie i swojego życia. Tu b a r d z o
wyraźnie widać, jak te dwie drogi doskonalenia się, na najwyższym s t o p n i u
wtajemniczenia, radykalnie różnią się od siebie. Pierwsza droga zmierza do
całkowitej pewności siebie i pełnej kontroli n a d w ł a s n y m życiem, druga do
dziecięcego zaufania Bogu i całkowitego powierzenia Mu swojego życia. W tej
perspektywie propagowanie idei h a r m o n i i i światowego pokoju przez t r e n o ­
wanie wschodnich sztuk walki jest dalekie od otwierania się na prawdziwy Po­
kój Serca, który jest d a r e m Boga dla każdego o d d a n e g o Mu i ufającego.
W n i o s e k m o ż e być j e d e n : idea pokoju, k t ó r ą żyją m i s t r z o w i e i ich u c z n i o ­
wie, jest tylko i n n ą formą idei wojny.
DOMINIK CHMIELEWSKI
WSPÓŁPRACA: AGNIESZKA PORZEZIŃSKA
POWYŻSZY TEKST POWSTAŁ W RAMACH PROJEKTU
„WIDZIALNE I NIEWIDZIALNE" WWW.WIDZIALNE.PL
ZIMA-200 1
119
Potem poczuł ogień w brzuchu, zaczął tańczyć, wy­
krzykując imię Jezus. Wywracał meble, stół i wszystko,
co było pod ręką. Trwało to prawie dwie godziny.
Wreszcie upadł całkowicie wyczerpany, leżał jak mar­
twy. Obolały, zmęczony i wyczerpany wstał. Miał wi­
zję światła, które wypełniło go całego. Wypowiedział
tylko osiem słów.
STOs %
RAFAŁ
j.
PORZEZINSKI
Cala historia zaczęła się w Zielonej G ó r z e . D w u n a s t l e t n i W i t e k Kirmiel
był dzieckiem niezwykle wrażliwym. Bolało go ludzkie cierpienie, b u l w e r s o ­
wała p r z e m o c . P o s t a n o w i ł przeciwstawić się jej, lecz n i e z pozycji b e z b r o n ­
nego i n a i w n e g o nastolatka, ale z pozycji siły.
Wybrał judo. Po 2 latach u z n a ł je za zbyt p r y m i t y w n e i nieefektywne. Pod
koniec lat 60-tych rozpoczął t r e n i n g i karate kyokushin, t r e n o w a ł wytrwale, ca-
120
FRONDA 25/26
ły czas czując p o w o ł a n i e do tego, by nieść p o m o c słabszym. W 1975 roku na
j e d n y m z t u r n i e j ó w d o z n a ł p o w a ż n e j kontuzji kolana, wił się z bólu, p o t e m
utykał. Diagnoza lekarzy była j e d n o z n a c z n a : koniec t r e n i n g ó w - nie ma p o ­
w r o t u do Budo (sztuki walki). To był dla niego koniec świata, stracił r a d o ś ć
życia i nadzieję na z o s t a n i e m i s t r z e m w s c h o d n i c h s z t u k walki. N i e stracił
j e d n a k z a i n t e r e s o w a n i a filozofią W s c h o d u . Zaczął czytać l i t e r a t u r ę specjali­
styczną, pragnął doświadczyć sił n a d n a t u r a l n y c h , zetknął się z jogą, z buddy­
z m e m t y b e t a ń s k i m . Cztery lata po kontuzji n a d a r z y ł a się okazja, by z t y m
p o z n a w a n y m przez książki ś w i a t e m s p o t k a ć się t w a r z ą w t w a r z . W i t o l d usły­
szał o j a p o ń s k i m mistrzu, który w ł a ś n i e przyjechał do Polski. Mistrz Iczi Mu­
ra (6 dan Aikido, 6 dan Iaido) z wielkiego świata w s c h o d n i c h s z t u k walki p r o ­
wadził spotkania, szukając przy okazji przyszłych a d e p t ó w Aikido w Polsce.
Kirmiel chodził na spotkania, był zafascynowany. Iczi M u r a , przekazując wie­
dzę ezoteryczną, m ó w i ł o ekologii i pokoju związanym z filozofią Aikido, p r e ­
zentował sztukę o d d y c h a n i a i leczenia. W 1980 roku, o c z a r o w a n y wykłada­
mi, Witek odważył się prosić m i s t r z a o u z d r o w i e n i e kolana. Iczi M u r a
położył ręce na chorej n o d z e , o d m ó w i ł g ł o ś n o buddyjską mantrę i „zdjął" c h o ­
robę z nogi chłopca, tak jak inni zdejmują buty, bez najmniejszego wysiłku.
Ból nigdy już nie wrócił, kontuzja nigdy się nie o d n o w i ł a , a w y d a r z e n i e to
związało W i t o l d a Kirmiela z Aikido na n a s t ę p n e 15 lat.
Odrzucaj natomiast światowe i babskie baśnie! Sam zaś ćwicz się w pobożno­
ści! Bo ćwiczenie cielesne nie na wiele się przyda; pobożność zaś przydatna jest
do wszystkiego, mając zapewnienie życia obecnego i tego, które ma nadejść.
( l T m 4, 7-8)
Witek szybko stał się jednym z najpilniejszych u c z n i ó w m i s t r z a Iczi Mury.
Wyjechał doskonalić swe umiejętności do Uppsali w Szwecji. W 1986 roku był
w pierwszej piątce polskich instruktorów, którzy odbierali z rąk mistrza czar­
ne pasy (1 dan). Ćwiczył coraz więcej i coraz intensywniej. N i e było dnia bez
Aikido, także bez Iaido - walka o s t r y m m i e c z e m samurajskim stała się jego pa­
sją. Odwiedzał wiele klubów Aikido w całej Europie. Poszukiwał prawdy w fi­
lozofii założyciela Aikido, mistrza Morihei Ueshiby. Zgłębiał b u d d y z m Zen, m e ­
dytował, poznawał Tao i I-ching, interesowała go mantra i misogi; wszystko to
wydawało mu się wspaniałą, logiczną konsekwencją filozofii Aikido.
ZIMA-200 I
121
Mniej więcej tym czasie d o s z ł a do niego niezwykła w i a d o m o ś ć ze Szwe­
cji. Jego mistrz, uzdrowiciel i niedościgniony wzór, Iczi M u r a , porzucił Aiki­
do i laido, zniszczył samurajskie miecze, rozwiązał grupy, k t ó r e p r o w a d z i ł .
Stopień m i s t r z o w s k i Iczi M u r y w tym czasie był niezwykle wysoki, jego wta­
jemniczenie i wyszkolenie, t e c h n i k a i d u c h o w o ś ć stawiały go na r ó w n i z naj­
większymi m i s t r z a m i świata. Dla wielu jego u c z n i ó w to odejście s t a ł o się
osobistym d r a m a t e m , stracili przewodnika, cel p r z e s t a ł być oczywisty. Kirmiel nie mógł pogodzić się z „dezercją" Iczi Mury. P r ó b o w a ł o t r z y m a ć drogą
telefoniczną jakieś d o d a t k o w e informacje o s w o i m m i s t r z u ; bezskutecznie.
Rozpoczął p r y w a t n e śledztwo w celu u s t a l e n i a motywów, jakie p o w o d o w a ł y
Japończykiem. Niestety, napotykał na z m o w ę milczenia innych m i s t r z ó w
w Szwecji. Ślad po m i s t r z u Iczi M u r a przepadł, nikt nie wiedział gdzie jest,
co się z n i m stało. Ze s t r z ę p k ó w informacji wynikało, że m i s t r z zniknął na
zawsze ze świata Budo, zmienił imię i przyjął chrzest.
Witold Kirmiel rozpoczął p o s z u k i w a n i a n o w e g o m i s t r z a . N i e szukał d ł u ­
go, był przecież świetnie wyszkolony. We Francji ćwiczył u m i s t r z a Tissier,
122
FRONDA 25/26
potem u
innych
dziesięciu)
(w s u m i e
japońskich
mi­
s t r z ó w (od 6 dan wzwyż) we
Francji i Belgii. W 1988 roku
wyjechał na siedem miesięcy
do Bostonu, do m i s t r z a Mitsunari
Kanai
(8
8
Iaido)
Stał
dan
uczniem-synem,
dan Aikido
się
czyli
jego
uczide-
shi. Z jego rąk odbierał kolejne
tytuły mistrzowskie. W 1989
roku powrócił do Polski ze
s t o p n i e m wtajemniczenia (3
dan)
Iaido
pierwszą
i Aikido.
Założył
prywatną
szkołę
Aikido w Polsce, został preze­
s e m i d y r e k t o r e m technicz­
n y m Polskiej
Fundacji Aiki-
do-AIKIKAI. N a d a l zgłębiał
filozofię W s c h o d u i m e d y t o ­
wał, rozpoczął praktykę Huny
i białej magii. Poznawał tajni­
ki sztuki walki m i e c z e m samurajskim, był m i s t r z e m Ia­
ido.
Trenował pięć różnych
systemów
walki
mieczem.
Między a d e p t a m i panuje zgo­
da, że techniki te szczególnie
zmieniają psychikę. Wpływają na wszystkie sfery życia, są w stanie zmienić
najwrażliwszego człowieka w d u m n e g o i p o z b a w i o n e g o u c z u ć wojownika.
P o d o b n e owoce rodziła d r u g a życiowa pasja W i t o l d a - Aikido. W ś r ó d cere­
m o n i a ł ó w tej filozofii jest, między innymi, praktyka oczyszczenia się z w i n
(misogi), podczas której adepci śpiewają do b ó s t w mantrując, medytując i d o ­
skonaląc się w walce. Wszystko po to, aby o w ł a s n y c h siłach stać się człowie­
kiem doskonałym, p r z e b u d z o n y m i o ś w i e c o n y m .
ZIMA-2001
123
Ten, kto odkryje sekret aikido, posiada
wszechświat w sobie i może powiedzieć:
ja jestem wszechświatem. Dlatego kiedy
wróg stara się walczyć ze mną, stawia
czoła całemu wszechświatowi,
musi zniszczyć jego harmonię.
(Morihei Ueshiba)
Filozofia Aikido to zlepek różnych w s c h o d n i c h n a u k tajemnych, opartych
na żywiołach świata, mających głęboki związek z b u d d y z m e m , s z i n t o i z m e m
i omoto-kyo. Wszystkie sztuki walki W s c h o d u mają swoje k o r z e n i e w religiach
pogańskich. D o b r y i skuteczny t r e n i n g m i s t r z a s z t u k walki to 4 do 5 godzin
dziennie. Poprzez medytację, prędzej czy później, adepci zaczynają o d c z u w a ć
jakąś p o t ę ż n ą siłę, k t ó r a płynie spoza nich. P o d o b n i e było z Kirmielem,
otrzymał siłę n a d p r z y r o d z o n ą , potrafił s a m o i s t n i e p o d n o s i ć i o b n i ż a ć ciśnie­
nie krwi, u m i a ł walczyć z c z t e r e m a u z b r o j o n y m i p r z e c i w n i k a m i naraz, p o t r a ­
fił s k o n c e n t r o w a ć się do t e g o stopnia, że trzy silne osoby nie m o g ł y o d e r w a ć
go od ziemi. J e d n o c z e ś n i e stracił pokój, uczucie współczucia, p r z e b a c z e n i a
i miłości. Pytania dotyczące s p r a w n a p r a w d ę istotnych, s e n s u i celu życia,
cierpienia, zbawienia, p o z o s t a w a ł y w r a m a c h s y s t e m u filozofii w s c h o d n i c h
bez odpowiedzi. Mistrz Aikido i Iaido był tak n a p r a w d ę m a ł y m , z a g u b i o n y m
chłopcem, o b d a r z o n y m wielką, ale c u d z ą m o c ą .
Pierwsza Prywatna Szkoła Aikido w Polsce rozwijała się wyśmienicie,
Kirmiel p l a n o w a ł otworzyć kolejne Szkoły w Warszawie, Bydgoszczy, Świno­
ujściu. W tym czasie wziął ślub. Ż o n a szybko p o z n a ł a jego lęki, w y c z u w a ł a
rozdrażnienie i niestałość, prosiła, by szukał oparcia w Kościele, by w s ł u c h a ł
się w Ewangelie. J e z u s ze swoją historią, u k r z y ż o w a n i e m , p o s t a w ą baranka,
był zaprzeczeniem i d e a ł ó w kodeksu samurajów, w k t ó r y m nie ma grzechu,
d o b r a ani zła. J e z u s C h r y s t u s , z p e r s p e k t y w y założyciela Aikido M o r i h e i
Ueshiby, był najmniej atrakcyjnym ze wszystkich proroków. N i e potrafił się
bronić, więc nie m ó g ł być bogiem; m ó g ł jedynie b u d z i ć współczucie. Posta­
wa C h r y s t u s a była całkowitym zaprzeczenie wszystkiego, co Kirmiel przyj­
m o w a ł latami przez filozofię W s c h o d u . C h r y s t u s o w a p o k o r a była dla n i e g o
odpychająca, J e z u s zaś jawił się jako anty-idol. Mistrz, który tak ł a t w o dał się
124
FRONDA 25/26
pokonać, nie mógł być m i s t r z e m . Wybór między n a u k ą J e z u s a C h r y s t u s a ,
która prowadzi na śmierć,
a d r o g ą n i e p o k o n a n e g o wojownika, m i s t r z a
Ueshiby, wydawał się być prosty.
Dwa miliony ludzi na całym świecie u p r a w i a Aikido często nie wiedząc,
że twórca tej sztuki walki przeżył w 1925 roku spotkanie, k t ó r e opisał w t e n
sposób: „Nagle ziemia zadrżała, złoty o p a r wytrysnął z niej i p o c h ł o n ą ł m n i e .
Poczułem się p r z e m i e n i o n y w z ł o t ą p o s t a ć . Nagle z r o z u m i a ł e m n a t u r ę stwo­
rzenia." Ueshiba został całkowicie zelektryzowany i o w ł a d n i ę t y przez o w ą
wizję. Po tym widzeniu uważał siebie za wcielenie g n i e w n e g o b ó s t w a wojen­
nego Tajikara-ono-mikoto, czyli d e m o n a , j e d n e g o z z a s t ę p ó w Lucyfera, wy­
gnanych z nieba po walce z M i c h a ł e m A r c h a n i o ł e m .
Nie każdemu duchowi wierzcie,
lecz badajcie duchy czy są od Boga.
(U 4,1)
Morihei Ueshiba (1883-1969) był wojownikiem, samurajem, s z a m a n e m
i kapłanem shinto. Był przekonany, że jego b ó s t w a opiekuńcze: A m e - n o - m u rokomo i Tajikara-ono-mikoto zechciały mu złożyć wizytę, że zawładnęły n i m
w czterdziestym roku życia. Jak s a m w s p o m i n a , został całkowicie o w ł a d n i ę t y
przez wizję rozbijającą umysł w drzazgi, ale po otrząśnięciu się z szoku
stwierdził u siebie n a d l u d z k ą siłę. U e s h i b a wielokrotnie mówił, że została mu
objawiona sztuka walki, tzw. sztuka boskiego ładu wszechświata, będąca
efektem jego k o n t a k t u z n a d p r z y r o d z o n y m i silami, d u c h a m i z głębi ziemi.
Twierdził jednocześnie, że jego b ó s t w o opiekuńcze A m e - n o - m u r o k o m o jest
zrodzone i u k s z t a ł t o w a n e przez króla smoków, s m o k a Ryu-O. To jest piekło źródło p o n a d n a t u r a l n e j mocy ojca Aikido tkwi głęboko w okultyzmie.
Niech nie znajdzie się u ciebie taki, który przeprowadza swego syna, czy
swoją córkę przez ogień, ani wróżbita, ani wieszczbiarz, ani guślarz, ani
czarodziej, ani zaklinacz, ani wywoływacz duchów, ani znachor, ani wzywa­
jący zmarłych; gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni, i z po­
wodu tych obrzydliwości Pan, Bóg twój wypędza ich przed tobą. Bądź bez
skazy przed Panem Bogiem twoim.
(Pwt 18, 10-13)
ZIMA2001
125
Do końca życia nikt nie pokonał Ueshiby. M i m o że ważył
zaledwie 60 kilo przy 150 cm wzrostu, siedmiu silnych
mężczyzn nie było w stanie przesunąć go nawet o mili­
metr. W jednej chwili był w stanie rzucić o ziemię na­
w e t d w u n a s t u przeciwników. J e d n y m palcem
przytrzymywał na podłodze trzech silnych męż­
czyzn. Ludzie, którzy go znali, mówili:
„Ueshiba często uśmiechał się, ale kiedy
wykonywał ćwiczenia z kijem lub z mieczem, nie
był już istotą ludzką, lecz i n s t r u m e n t e m wielkiego
ducha Aiki (Ame-no-murakomo). Jego oczy miotały
błyskawice, energia promieniowała z jego ciała, wszystko
zamierało w bezruchu." Jednak w dniu swej śmierci zniewo­
lony mistrz przyznał, że jest dopiero na samym początku drogi.
Nie w i a d o m o , czy to zdanie, czy m o ż e m o d l i t w a , k t ó r ą każdego d n i a Ma­
ria Kirmiel o d m a w i a ł a w intencji n a w r ó c e n i a męża, sprawiła, że Witold zgo­
dził się pójść na rekolekcje ewangelisty Billa G r a h a m a . 21 m a r c a 1993 roku,
w czwartym d n i u rekolekcji, o k o ł o godziny 21.00, Witold usłyszał o tym, jak
J e z u s C h r y s t u s powiedział d o N i k o d e m a , ż e m u s i n a r o d z i ć się n a n o w o . N i e
wiedział, jak r o z u m i e ć te słowa, ale wiedział, że są s k i e r o w a n e do niego. Wy­
szedł do p r z o d u i powiedział: „ M o d l i ł e m się z b u d d y s t a m i , z w y z n a w c a m i
różnych religii, s z u k a ł e m Boga i nie znalazłem, ale jeżeli J e z u s C h r y s t u s ,
wchodząc do m e g o serca, jest w stanie uczynić coś wyjątkowego, j e s t e m go­
t ó w zrezygnować z wszystkiego, co m a m i pójść za N i m " . Kirmiel stanął
pewnie, m o c n o i p o w t a r z a ł : „Jezu, weź moje życie, o d m i e ń je. Bądź m o i m
P a n e m " . Wówczas jakaś niezwykła siła weszła w niego, p o c z u ł m o c , nie p o ­
przez s a k r a m e n t , spowiedź, medytację, ale dzięki swojej decyzji. Od t e g o
dnia ktoś niewidzialny kierował jego k r o k a m i . C z u ł czyjąś świętą o b e c n o ś ć
w klubie, na ulicy, w d o m u , ku s w e m u z a ż e n o w a n i u , n a w e t w łazience. Z o ­
na zauważyła w n i m o g r o m n ą z m i a n ę , był spokojniejszy i pogodniejszy.
Kluby p r o s p e r o w a ł y b a r d z o dobrze, p r o w a d z i ł nadal szkolenia Aikido,
uczył policję i brygady antyterrorystyczne, m i a ł sławę, czuł się spełniony.
Wiedział, że rodzi się w n i m jakiś n o w y n i e z n a n y spokój. Kilka d n i po reko­
lekcjach, na początku maja, poczuł, że jego k u d ł a t y d u c h nie daje mu spoko­
ju. Wziął j e d e n ze swoich samurajskich mieczy i ruszył na wielogodzinny t r e 126
FRONDA 25/26
ning. Biegł w las, coraz głębiej i głębiej, ścinał drzewa, używając najbardziej
wyrafinowanych t e c h n i k walki m i e c z e m . Skakał z miejsca na miejsce, wyda­
wał okrzyki, był jak w t r a n s i e przez blisko trzy godziny. Wreszcie u p a d ł bez
sił i zaczął krzyczeć do Boga, błagając o p o m o c : „Panie, zrób coś w m o i m ży­
ciu. Z r ó b coś tak, bym nie miał cienia wątpliwości, że j e s t e ś m o i m P a n e m . "
Wiedział, że nie ma w sercu spokoju, czuł o g r o m n e w e w n ę t r z n e rozdarcie,
konflikt. Trwała walka o W i t o l d a Kirmiela.
Przeto wyjdźcie spośród nich, mówi
Pan, i nie tykajcie tego co nieczyste,
a ja was przyjmę.
(2Kor 6,17)
Kilka dni później, 17 maja, t u ż p r z e d wyjściem na trening, nagle o czwar­
tej po p o ł u d n i u , p o w i e t r z e w m i e s z k a n i u Kirmielów s t a ł o się gęste. W i t o l d
poczuł w d o m u czyjąś fizyczną o b e c n o ś ć . Z a w o ł a ł żonę. Oboje czuli, że
w mieszkaniu dzieje się coś dziwnego. Jakaś, na w p ó ł widzialna siła, zbliża­
ła się do niego. Ten dzień miał na zawsze z m i e n i ć jego życie. Nagle p o c z u ł
m o c n y cios w żołądek, u p a d ł na kolana i zaczął m o d l i ć się i m p u l s y w n i e ,
w s p o s ó b całkowicie spontaniczny, m o d l i ł się g ł o ś n o r ó ż n y m i językami, języ­
kami, których nigdy nie słyszał i nie znał. Wiedział, że chwali Boga i wiedział
również, że dzieje się to p o z a n i m . Był ś w i a d o m , ale po raz pierwszy w życiu
nie miał kontroli n a d s w o i m ciałem. Całe fragmenty Biblii wypływały z nie­
go jak p o t o k i . Chwalił Boga w językach afrykańskich, niezidentyfikowanych
i po polsku, cytując długie w e r s e t y P i s m a Świętego. C h o ć wiedział, że dzie­
je się jakieś wielkie d o b r o , usiłował to p o w s t r z y m a ć , ale n i e m ó g ł . Kilkakrot­
nie wylewał w o d ę na głowę, b e z s k u t e c z n e , r ę k a m i u s i ł o w a ł p o w s t r z y m a ć
swój język, ale t e n wyrywał się i dalej chwalił Boga. N i e wiedział, jak się za­
chować, był o t o c z o n y jakąś d z i w n ą mgłą, jego ciało jakby n i e istniało, n i e
czuł go. P o t e m poczuł ogień w b r z u c h u , zaczął tańczyć, wykrzykując imię Je­
zus. Wywracał meble, stół i wszystko, co było p o d ręką. Trwało to p r a w i e
dwie godziny. Wreszcie u p a d ł całkowicie wyczerpany, leżał jak martwy. O b o ­
lały, zmęczony i wyczerpany w s t a ł . Miał wizję światła, k t ó r e w y p e ł n i ł o go ca­
łego. Wypowiedział tylko o s i e m słów:
ZIMA-200]
127
J e z u s
mnie,
C h r y s t u s
p o k o n a ł
p o w o ł a ł
mnie,
o d d z i e l i ł
mnie.
Tego dnia Biblia stała się dla niego realna. W y d a r z e n i e sprzed d w ó c h ty­
sięcy lat, o p i s a n e w Dziejach Apostolskich, s t a ł o się jego u d z i a ł e m . Bóg zstą­
pił i d o t k n ą ł go. Przez trzy d n i nie m ó g ł pracować, wydał dyrektywy w klu­
bie i w d o m u zastanawiał się n a d tym, co zaszło. Co jakiś czas d u c h wracał,
przychodził jak wiatr, wypełniał go ś p i e w e m i m o d l i t w ą , p o t e m o d c h o d z i ł .
Serce samuraj skie p ę k ł o na tysiąc kawałków. O b u d z i ł a się w n i m litość, m i ­
łość, współczucie, nadzieja.
A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach
naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany.
(Rz 5,5)
Czwartego dnia, p o powrocie d o klubu, Witold o d p r o g u rozpoczął zmia­
ny. Zerwał zdjęcie Ueshiby, p r z e d k t ó r y m kłaniali się uczniowie, zabronił od­
dawać cześć m i e c z o m i s y m b o l o m . P r ó b o w a ł z m i e n i ć zasady S z t u k Walki
Wschodu, by przystawały do chrześcijańskiego d u c h a . Po s i e d e m n a s t u latach
zgłębiania sztuk walki zaczął zastanawiać się, dokąd zmierzał. Czuł przera­
żenie. Chciał p o z n a ć J e z u s a jak przyjaciela, nie p o t r z e b o w a ł wiedzy o N i m ,
ale Jego wskazówek. Z o r i e n t o w a ł się, że n a u k i m i s t r z ó w są s p r z e c z n e
z chrześcijaństwem. Wielu jego u c z n i ó w było zgorszonych, j e d e n z i n s t r u k ­
t o r ó w odszedł. P o m i m o to klub działał p r ę ż n i e - n o w i członkowie, wywiady
w prasie, kolejne propozycje założenia n o w y c h o ś r o d k ó w Aikido z całej Pol­
ski. Witold w d u c h u dziękował Bogu, że błogosławi m u , że p o z w a l a utrzy­
m a ć rodzinę z pracy w klubie. Ale w e w n ę t r z n y głos o d p o w i a d a ł n a t y c h m i a s t :
„To nie jest ode M n i e ! Moją wolą jest, byś porzucił klub i p o s z e d ł za M n ą . "
Tak się stało. Witold z a m k n ą ł klub, zrzekł się t y t u ł ó w organizacji, w t y m
tytułu prezydenta Polskiej Federacji Aikido i jej d y r e k t o r a t e c h n i c z n e g o . Te­
go s a m e g o d n i a o t r z y m a ł telefon z Tubingen z z a p r o s z e n i e m na k u r s biblij­
ny. Wyjechał na niego wraz z żoną. Całkowicie o d d a ł się C h r y s t u s o w i , za­
m k n ą ł klub, wyjechał z kraju, zaczął głosić Ewangelię w N i e m c z e c h . J e d n a k
wciąż nie był całkowicie spokojny, nie m ó g ł spać, śniły mu się demony, ucię­
te nogi, ręce, głowy. To wszystko, co przez 17 lat było c o d z i e n n y m pokar-
128
FRONDA 25/26
m e m dla m i s t r z a Aikido
i Iaido,
u p o m i n a ł o się
o jego d u s z ę . D e m o n mścił
się na n i m za p r ó b ę ucieczki,
starał się go zastraszyć.
Wizje
okrucieństwa, postacie strażników
progów, d e m o n ó w ze świątyń b u d ­
dyjskich, świątyń Shaolin, często przy­
p o m i n a ł y mu o sobie, nie tylko we śnie.
Kirmiel p o s z e d ł d o swego d u c h o w e g o opie­
kuna. Był zagubiony, ale wiedział, że r a t u n e k
jest tylko w Jezusie. Usłyszał od p a s t o r a , że są
jeszcze rzeczy, k t ó r e wiążą go z jego przeszłością.
C h o d z i ł o nie tylko o miecze, setki książek o walkach
W s c h o d u , o dyplomy i certyfikaty z Japonii, ale także
o realną więź zawiązaną p o m i ę d z y n i m a b ó s t w a m i opiekuńczymi, d e m o n a ­
mi jego mistrzów. Każdy z kolejnych m i s t r z ó w j a p o ń s k i c h p o w i e r z a ł go swo­
j e m u uczniowi, jakby oddając go w o c h r o n ę , a praktycznie w n i e w o l ę d e m o ­
n ó w walki, wojny, śmierci, samobójstwa.
Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, nad śnieg wybieleją; choćby czer­
wone jak purpura, staną się jak wełna.
(Iz 1, 18)
Witold rozpoczął trzydniowy p o s t w intencji całkowitego z e r w a n i a tych
chorych relacji. Po poście, wraz z p a s t o r e m , przystąpił do m o d l i t w y o uwol­
nienie, wiedział, że m u s i o d d a ć się Bogu w s t o %, a nie w 99, jak do tej p o ­
ry. Podczas modlitwy, po z a p r o s z e n i u D u c h a Świętego, w y z n a n i u grzechów,
D u c h dał Witoldowi światło na relacje i wpływy, jakie wywarł s z a t a n w jego
życiu. Z p r z e r a ż e n i e m zobaczył w jak wielkim u z a l e ż n i e n i u p o z o s t a w a ł . Z o ­
baczył, że bycie s y n e m - u c z n i e m m i s t r z a Sensei Kanai naznaczyło go pieczę­
cią o d d a n i a d e m o n o w i . Z p e ł n ą żarliwością u z n a ł za grzech wszystkie lata
treningów. Przez dwie godziny wyrzekał się kolejnych duchów. O w e s t w o r y
wychodziły z g ł o ś n y m krzykiem, krzykiem słyszalnym nie tylko p r z e z Kirmiela, lecz także przez pastora, krzykiem, który r o z b r z m i e w a ł jeszcze na
ZIMA-200 1
129
d ł u ż s z ą chwile po ich wyjściu. Na k o l a n a c h W i t o l d wyrzeka! się więzi z de­
m o n a m i związanymi z kolejnymi m i s t r z a m i . Wyszedł z niego d u c h śmierci,
nienawiści, d u c h samobójstwa. M o d l i t w a t r w a ł a p o n a d dwie godziny. W i t o l d
wyrzekł się wszystkiego i został u w o l n i o n y od sił d e m o n i c z n y c h .
Po tej m o d l i t w i e ruszył do Polski. Z e b r a ł wszystkie rzeczy, k t ó r e wiązały
go z przeszłością - miecze, noże, książki, k i m o n a , w s p a n i a ł e certyfikaty m i ­
strzowskie z Japonii, licencje - i położył je s t o s . N a s t ę p n i e wszystko spalił.
W t e d y odzyskał p e ł n y spokój. Witold Kirmiel m i e s z k a dziś w S t a n a c h Zjed­
noczonych, w małej wiosce w Teksasie. Robi t o , co chciał robić, gdy m i a ł 12
lat - p o m a g a l u d z i o m . O p o w i a d a im o Jezusie.
RAFAŁ J. PORZEZIŃSKI
LIST WITOLDA KIRMIELA DO AIKIDOKÓW MOŻNA PRZECZYTAĆ
NA STRONIE INTERNETOWEJ: WWW.WIDZ1ALNE.PL.
130
FRONDA
25/26
Wiara w reinkarnację sprawiła, że przestałem w ogóle
przejmować się cierpieniem bliźnich, ponieważ byłem
przekonany, że tragedie i niedole ludzkie są wynikiem
grzechów z poprzedniego życia. Obojętność i znieczu­
lica opanowały moje serce. Uzasadniałem moje postę­
powanie wiarą w to, iż jeżeli pomógłbym człowiekowi
w kłopotach, to w następnym życiu i tak będzie mu­
siał spłacić swój „dług". Nie pomagając mu przyspie­
szam proces oczyszczenia duszy, czyli dokonuję dobre­
go uczynku. Czy to jest miłość?
PEDAGOGIKA
SZATANA
SERGIUSZ
0.
J e s t e m p r z y k ł a d e m człowieka, k t ó r y p r z e z p i e r w s z e 21 lat swojego życia
był wychowywany wedle z a m i a r ó w diabła. N i e będąc ochrzczony, w wieku
sześciu lat zauważyłem, że m o i rodzice zmieniają kolor ciała. P a m i ę t a m jak
132
FRONDA
25/26
p o d s z e d ł e m do mojego ojca i z a p y t a ł e m : „Tatuś, dlaczego j e s t e ś p o m a r a ń c z o ­
wy? A teraz dlaczego jesteś b ł ę k i t n y ? " Mój ojciec b a r d z o się m a r t w i ł . Podej­
rzewał, że j e s t e m chory psychicznie. Moje pytanie wynikało z faktu, że zaczą­
łem widzieć aurę (inaczej: Tumo, Prana, Ci lub Ki), k t ó r a z m i e n i a swoje
zabarwienie w zależności od sytuacji psychofizycznej człowieka. N i e z r o z u ­
miany przez otoczenie (nie tylko rodziców, także przez kolegów) z a m k n ą ł e m
się w sobie i p o p a d ł e m b a r d z o szybko w k o m p l e k s wyższości. Dlaczego? Po­
nieważ s t o p n i o w o doskonaląc zdolności parapsychiczne m o g ł e m wiedzieć
i widzieć u innych to, co dla nich samych było nie d o s t r z e g a l n e . S k u p i ł e m się
na głosie w umyśle, który i n s t r u o w a ł m n i e , w jaki s p o s ó b rozwijać te u m i e ­
jętności do entej potęgi.
Głos ten gwarantował, że, w ostateczności, osiągnę miłość i radość, której
tak b a r d z o mi brakowało. Była to forma przyswajania wiedzy, k t ó r a powoli,
subtelnie, przeistaczała się w żądzę władzy. Im b y ł e m starszy, tym częściej
zamykałem się w pokoju na długie godziny i p r a k t y k o w a ł e m medytację b u d ­
dyjską o p a r t ą na asanach (system jogi). Uczyłem się od tajemniczego głosu
technik oddychania, p a n o w a n i a n a d ciałem, aby w ostateczności rozwinąć
tzw. m o c e siddhi (nazwa h i n d u s k a określająca m o c e n a d l u d z k i e osiągane
przez techniki medytacji O r i e n t u ) . Tym g ł o s e m wydawał się być Bóg...
ILUSION
Dzień w dzień s t a w a ł e m się coraz większym potworem, aby w wieku 15 lat
osiągnąć m o c czytania w myślach, bioenergoterapii, techniki zabijania na od­
ległość, techniki a u t o h i p n o z y i inne, o których nie ma s e n s u w s p o m i n a ć .
Największą wygraną s z a t a n a było to, iż wadliwie i n t e r p r e t o w a ł e m pojęcie
dobra i zła. Byłem wychowywany w p r z e k o n a n i u , że świat jest relatywny,
a prawa n i m rządzące z m i e n n e . U w a ż a ł e m , że dla j e d n e g o człowieka słusz­
ne jest picie wódki, dla drugiego nieograniczony seks, a dla jeszcze i n n e g o
post i modlitwa. Każdy ma swoje potrzeby i ma p r a w o je zaspakajać - póki
Z I M A 2001
133
inni nie widzą... i się nie gorszą? Wiara w reinkarnację sprawiła, że przesta­
ł e m w ogóle przejmować się cierpieniem bliźnich, p o n i e w a ż b y ł e m przeko­
nany, że tragedie i niedole ludzkie są w y n i k i e m g r z e c h ó w z p o p r z e d n i e g o ży­
cia. O b o j ę t n o ś ć i znieczulica o p a n o w a ł y moje serce. U z a s a d n i a ł e m moje
p o s t ę p o w a n i e wiarą w to, iż jeżeli p o m ó g ł b y m człowiekowi w k ł o p o t a c h , to
w n a s t ę p n y m życiu i tak będzie m u s i a ł spłacić swój „ d ł u g " . N i e pomagając
mu przyspieszam proces oczyszczenia duszy, czyli dokonuję d o b r e g o uczyn­
ku. Czy to jest miłość?
W wieku 16 lat d o k o n a ł e m kolejnego wyboru, który jeszcze bardziej p o ­
głębił moją depresję. Jako buddysta, czyli o s o b a wierząca, że o s t a t e c z n y m
szczęściem i celem jest o d e r w a n i e się od rzeczywistości i osiągnięcie s t a n u
pustki myślowej, p o r z u c i ł e m tę drogę i zacząłem czcić m o c e zła (które niby
miały się równoważyć z m o c a m i d o b r a ) . Dlaczego? Ponieważ zło d a w a ł o mi
upragnioną, n a t y c h m i a s t o w ą satysfakcję - władzy i prestiżu. O n e zaś zastępo­
wały w m o i m c h o r y m sercu brak akceptacji ze s t r o n y ludzi m n i e otaczających.
Potrafiłem leczyć w spektakularny s p o s ó b choroby nieuleczalne w medycynie
konwencjonalnej. Potrafiłem z r o z u m i e ć p o t r z e b y emocjonalne i uczuciowe
ludzi poprzez wysoko rozwiniętą e m p a t i ę . Praktykowałem okultyzm pośred­
ni (kartomancję, spirytyzm, ezoterykę), o d d a w a n i e czci szatanowi, nie będąc
tego świadomym. Posiadałem możliwości, których prawdziwy Bóg nie chciał
mi dać. Szatan zadbał, aby stało się inaczej! Pogrążałem się coraz bardziej
w paraliżującym s m u t k u , który zżerał m n i e od środka. Im więcej dokonywa­
łem czynności magicznych, t y m silniej zaciskała się pętla na m o i m gardle.
REDEMPTOR
Któregoś dnia p o p a t r z y ł e m na siebie w lustrze. Byłem blady, moje oczy
wyglądały jak szparki, ręce drżały jak u alkoholika, a moja t w a r z wyrażała
p r z e d ś m i e r t n e wyczerpanie o r g a n i z m u . Przerażający w i d o k osiemdziesięcio­
latka zmiótł moją d o t y c h c z a s o w ą wiarę w potęgę. Ja jej t a k n a p r a w d ę nigdy
J34
FRONDA 25/26
nie m i a ł e m ! Ciekły mi łzy z p o d p u c h n i ę t y c h oczu i po raz pierwszy w życiu
ośmieliłem się przyznać, że - u m i e r a m . P a d ł e m w t e d y na kolana i powiedzia­
ł e m Bogu, że jeżeli istnieje to niech się odezwie, niech mi p o m o ż e , niech
m n i e ratuje. Pierwszy raz w życiu n a b r a ł e m odwagi, aby się przyznać do te­
go, że j e s t e m nieszczęśliwy - wyczerpany n e r w o w o i psychicznie. Szatan wy­
ssał ze m n i e o s t a t n i e siły, wszystko, co było we m n i e - i m u s i a ł e m się do te­
go przyznać. Ja! Ja - t e n wielki m a g w s z e c h c z a s ó w - j e s t e m nikim...
Ale Bóg t e m u zaprzeczył. Powiedział, że m n i e kocha: „Nie lękaj się, tak
długo cierpiałeś. Pomogę ci, ale nie zrobię tego jeżeli sam tego nie zapragniesz
całym swoim sercem." Powiedziałem: „Tak! Tak! Tak! Wygrałeś. D o p o m ó ż mi
Boże!" Bóg przemówił: „Tak długo czekałem na twoje p o k o r n e słowa. Nie lę­
kaj się, p o m o c już nadeszła, lecz owoce jej zobaczysz później. Szukaj Mnie, a ja
będę szukał ciebie." Poznałem wtedy pierwszy dar D u c h a Świętego - nadzie­
ję, która sprawiła, że odkryłem tak bardzo dla m n i e nieznany pokój.
Po odrzuceniu okultyzmu, s z u k a ł e m „boga dobroci". Problem polegał na
tym, iż wychowany w systemach i m e n t a l n o ś c i orientalnej (do d w u d z i e s t e g o
roku życia bez jakiejkolwiek wiedzy o chrześcijaństwie) p o s z u k i w a ł e m Boga,
który jednocześnie głosiłby d o g m a t o reinkarnacji. Do chwili nawrócenia nie
przyszło mi do głowy, że to Jezus C h r y s t u s jest tym Miłosierdziem, k t ó r e uca­
łowało me s c h o r o w a n e serce. Natrafiłem wówczas na ruch hare krsna.
ROSARIO
Członkowie tego r u c h u twierdzili, że Bóg jest miłością, a reinkarnacja
formą czyśćca. Z a a n g a ż o w a ł e m się b a r d z o p o w a ż n i e . C h c i a ł e m całym cia­
łem, sercem i u m y s ł e m być pobożny. U m a r t w i a ł e m się, pościłem, przestrze­
gałem zasady m o d l i t w i rytuałów, aż „do b ó l u " . M a n t r o w a ł e m dzień w dzień
po dwie godziny powtarzając i m i o n a boga. C h c i a ł e m być d o b r y m człowie­
kiem, zdolnym do żalu, miłosierdzia i szczerości. Byłem przekonany, że bro­
nię i wierzę w p r a w d z i w e g o Boga. Nie w y o b r a ż a ł e m sobie innej drogi życia.
Z I M A 2001
135
W ostateczności, p o d w p ł y w e m mojego guru-maharaji, o d r z u c i ł e m i wyrze­
k ł e m się wszystkiego, pozostawiając mieszkanie, rezygnując ze s t u d i ó w
i m a ł ż e ń s t w a . Pragnąłem szczerym s e r c e m o d p o k u t o w a ć grzechy... Z j a d ł e m
coś, u m y ł e m się, s p a k o w a ł e m pięć c i u c h ó w i p a r ę gaci i w p r o w a d z i ł e m się
do świątyni jako nowicjusz kandydujący na k a p ł a n a .
Moje odejście wywarło wielki szok i n i e z r o z u m i e n i e ze s t r o n y rodziny.
Tego dnia nagle wszyscy ocknęli się. Ruch hare krsna jest na liście najniebez­
pieczniejszych sekt w Polsce.
Jako o s o b a świecka b a r d z o często uczęszczałem do świątyni, aby się m o ­
dlić. Wtedy, p e w n e g o zwykłego dnia, bóg objawił mi się i p r z e m ó w i ł : „Jesteś
wielce pobożny, osiągnąłeś wielką świętość. W n a g r o d ę o b d a r z ę cię d a r e m
uzdrawiania, ale p o d j e d n y m w a r u n k i e m : będziesz t r z e m a uczuciami, który­
mi j e s t e m . " W a m o k u emocji n i e m y ś l a ł e m d ł u g o . Cóż, j e s t e m święty!
W końcu od r a n a do wieczora s ł u ż ę z wielką pokorą. Przyjąłem propozycję
bez większego n a m y s ł u . Po tym z d a r z e n i u leczyłem ludzi b i o e n e r g o t e r a p i ą .
Jak to się stało, że nie zauważyłem, iż h i s t o r i a lubi się p o w t a r z a ć ?
A n n a (moja n i e d o s z ł a żona) p r z e r a ż o n a sytuacją z r o z u m i a ł a , j a k bardzo,
p o m i m o szczerości, o b i e g a ł e m od Prawdy. M o d l i ł a się we łzach odmawiając
codziennie j e d n ą cząstkę różańca. Trwało to trzy tygodnie. P r ó b o w a ł a bez­
skutecznie zaprowadzić m n i e do e k s p e r t ó w od sekt i socjotechnik, aby m n i e
„obudzili". W końcu, któregoś d n i a podczas modlitwy, p ę k ł jej różaniec
i w sercu usłyszała głos, który ją u s p o k o i ł i zachęcił do p o n o w n e j p r ó b y spo­
tkania się ze m n ą . Zrobiła t o . Pojechała do m n i e z z a ł o ż e n i e m , że to o s t a t n i
raz. Gdy weszła do pokoju, b y ł e m n a s t a w i o n y do niej b a r d z o w r o g o . M i a ł e m
wrażenia klaustrofobiczne. Tym nie mniej z a u w a ż y ł e m coś n i e s ł y c h a n e g o .
Dziewczyna m i a ł a otoczkę auryczną, lecz ś w i a t ł o to nie oddziaływało na m o ­
je zmysły tak, jak w przypadku energii Ci. P o c z u ł e m przenikającą, lecz nie
zniewalającą siłę, k t ó r a sprawiła, że z a p r a g n ą ł e m p o s ł u c h a ć , co ma mi do
powiedzenia. A n n a p r z e d s t a w i ł a propozycję, a b y m spotkał się z p e w n ą o s o ­
bą (zakonnicą d o m i n i k a n k ą ) tylko j e d e n raz. Po tym s p o t k a n i u , jeżeli b ę d ę
chciał, już nigdy więcej nie będzie m n i e nawiedzać i starać się m n i e n a m ó ­
wić na p o z n a n i e innych „bardziej prawdziwych religii świata". Z g o d z i ł e m
się. P o s z e d ł e m n a s p o t k a n i e d o s k o n a l e p r z y g o t o w a n y teologicznie. Z n a ł e m
p i s m o święte h i n d u s k i e (Bhagavad-Gita) p r a w i e na p a m i ę ć . Byłem p r z e k o n a ­
ny, że spotkanie to tylko utwierdzi m n i e w wierze, bo przecież co m o ż e wie-
136
FRONDA 25/26
dzieć jakaś t a m zakonnica o tak wzniosłej filozofii i kulturze, jaką jest wedyzm. U w a ż a ł e m , że chrześcijanie to pomyleńcy, którzy bazują na wypaczo­
n y m p i ś m i e na skutek nieprawidłowych t ł u m a c z e ń i p r y w a t n y c h i n t e r p r e t a ­
cji tekstu. Co najważniejsze - negują d o g m a t reinkarnacji!
METANOIA
Znam twoje czyny,
że ani zimny, ani gorący nie jesteś.
Obyś był zimny albo gorący!
A tak, skoro jesteś letni
I ani gorący, ani zimny,
Chcę cię wyrzucić z mych ust.
Apokalipsa św. Jana 3,15-16
Nigdy nie b y ł e m letni. Cała moja n ę d z a była o t o c z o n a żarliwym p o s t a n o ­
w i e n i e m odnalezienia odpowiedzi na pytanie dotyczące s e n s u życia. Błądze­
nie j e d n a k sprawiło, że b y ł e m jak zgnilizna - gorąca zgnilizna... P o t r a k t o w a ­
ł e m spotkanie b a r d z o poważnie, myśląc, że będzie to d o b r a okazja, aby
zweryfikować w ł a s n ą w i e d z ę i s ł u s z n o ś ć doktryny, której b r o n i ł e m . Faktycz­
nie b a r d z o m n i e zaintrygowało, co takiego chrześcijanie w i d z ą w Jezusie, że
nie dostrzegają „ p i ę k n a " mojego boga (Krsny). R o z m o w a była spokojna. Wy­
mienialiśmy poglądy i sposoby p a t r z e n i a na życie, z a r ó w n o p r z e d jak i po
śmierci. R o z m a w i a ł e m z nią z wielką przyjemnością. O k a z a ł o się, że była
w Indiach czternaście lat. Pracowała t a m jako pielęgniarka. Wreszcie n a p o ­
t k a ł e m człowieka, który m ó w i ł m o i m językiem ( m a m n a myśli m i a n o w n i c t w o teologiczne P u r a n ó w i W e d ) . D o s k o n a l e r o z u m i a ł a zasady życia i etykie­
ty rangi społecznej, k t ó r ą r e p r e z e n t o w a ł e m (kasta ksatriów - w o j o w n i k ó w ) .
Szczery i starający się obiektywnie rozważyć tezę zakonnicy, że j e s t e m
ZIMA-200 1
137
ofiarą sekty, nie m o g ł e m zaprzeczyć jej twardej logice, k t ó r a ukazała mi
p r a w d ę o reinkarnacji, b a ł w o c h w a l s t w i e i k u l t u r z e wedyjskiej. Tego d n i a za­
d a ł e m najważniejsze pytanie mojego życia: „Jezu, czy to Ty, Panie, któryś
p r z e m ó w i ł do m e g o serca, gdy na p r o g u s a m o b ó j s t w a b ł a g a ł e m o p r a w d ę ? "
Czyż chwila n a w r ó c e n i a nie jest piękna?
RATIO ET FIDES
Pozwolę sobie przedstawić najważniejsze tezy i antytezy, k t ó r e poruszy­
liśmy z siostrą Michaelą Pawlik p o d c z a s r o z m o w y :
1. Wiara w reinkarnację polega na tym, że d u s z a i ciało są j e d n y m i t y m
samym. Każda d u s z a w s w o i m cyklu „życia-śmierci" bierze początek od py­
łu, przechodząc przez najniższe s t w o r z e n i a jak trawa, insekty, zwierzęta,
kończąc na najwyższym s t o p n i u ewolucji - czyli człowieku. O z n a c z a to
w praktyce, że wierzący w reinkarnacje oceniają p o z i o m d u c h o w o ś c i danej
istoty żywej na p o d s t a w i e p o z i o m u ewolucji biologicznej.
2. W ś r ó d ludzi wyróżnia się cztery kasty: Sudra, Vasya, Ksatrya, Bramin.
Ludzie z kast wyższych są u w a ż a n i za ludzi bardziej oświeconych d u c h o w o
(lepsza karma, czyli bilans s k u t k ó w z p o p r z e d n i c h i s t n i e ń ) . Sudrowie są naj­
niższą kastą, bramini najwyższą.
3. Świadomość, którą posiadamy, determinuje rzeczywisty p o z i o m naszej
duchowości. Jeżeli ktoś jest pijakiem, to nie jest wart więcej niż zwierzę. W na­
stępnym życiu nie dostanie przez p r a w o n a t u r y ciała ludzkiego lecz n p . psa.
4. Od Sudrów nie wymaga się p o s t a w moralnych, ponieważ są to dusze,
które po raz pierwszy przyjęły ciało ludzkie. Ich świadomość (czyli d u c h o ­
wość) nie jest wystarczająco wysoka, aby zrozumieć m o r a l n o ś ć czy etykietę
kast wyższych. Sudra m o ż e defekować na środku salonu i nikogo to nie zdziwi.
Wiara w reinkarnację jest formą rasizmu
13g
FRONDA 25/26
5. Sudrom zabrania się kształcić w szkołach i na s t u d i a c h . T ł u m a c z y się to
tzw. dharmą, czyli obowiązkami m o r a l n y m i danej kasty. Ich dharmą jest słu­
żenie niewolniczo c z ł o n k o m kast wyższych.
6. Bramini mają najwięcej przywilejów. Są bezkarni.
Każde niesprawiedliwe p o t r a k t o w a n i e członka
niższej kasty ze strony bramina jest t r a k t o ­
w a n e jako laska i możliwość oczyszcze­
nia się z tzw. złej karmy. Nadużycia
są szczególnie częste w sferze sek­
sualnej.
7. Emanacja energii człowieka
z wyższej kasty (czyli jego obec­
ność)
powoduje
duchowe
(czyli
oczyszczenie
uświęcenie)
człowieka z niższej kasty. Stąd
hindusi składają pokłony swoim
zwierzchnikom dotykając choćby
ich butów. Traktują to jako łaskę.
8. Bramini
(czyli
mistrzowie
d u c h o w n i - gurumaharajowie)
są nie­
omylni i są jedynymi o s o b a m i mogący­
mi p o p r o w a d z i ć człowieka do uświęcenia
Bez guru p o s t ę p d u c h o w y jest niemożliwy.
Definiowanie zła i dobra poprzez wiarę w reinkarnację jest skandaliczną socjotechniką, mającą na celu utrzymanie władzy i dóbr materialnych przez elity społeczne.
9. Wiara w reinkarnację polega na założeniu, że to s a m człowiek d r o g ą
ewolucji (cyklu życia-śmierci) staje się b o g i e m . W postaci boskiej jest w sta­
nie tworzyć i wpływać na świat materialny.
10. Hindusi nie wierzą w zbawienie w sensie chrześcijańskim, ponieważ bo­
gowie (ciosane bożki), do których się modlą, są obecnościami zaawansowanych
dusz.
1 1 . Bóg czy też pół-bóg jest d u s z ą „zrealizowaną", czyli u w o l n i o n ą od
przywiązania do z m y s ł ó w i świata m a t e r i a l n e g o .
ZIMA.2001
139
Wiara w reinkarnację (w hinduizmie) jest tak naprawdę ateizmem, czyli nie jest
religią, jak sieją potocznie nazywa.
12. Tylko bramini są wtajemniczani w praktyki i techniki „jogi mistycznej".
13. Mistyka w sensie o r i e n t a l n y m (szczególnie w h i n d u i z m i e ! ) o z n a c z a
rozwijanie mocy parapsychologicznych - siddhi. Do najpopularniejszych na­
leży: u m i e j ę t n o ś ć lewitacji, empatii, bioenergoterapii, materializacji obiek­
tów, telekinezy, autohipnozy, h i p n o z y zbiorowej i indywidualnej.
14. Siddhi to najwyższa forma świadomości, czyli d u c h o w o ś c i .
15. Siddhi służą t e m u , by e p a t o w a ć i k o n t r o l o w a ć r e s z t ę s p o ł e c z e ń s t w a
przez ślepą ufność.
Mistyka orientalna jest okultyzmem,
a nie pracą nad swoimi ułomnościami
(tak
jak to jest w chrześcijaństwie).
16. Sekty n e o h i n d u i s t y c z n e i neobuddyjskie nie przekazują całej wiedzy
związanej z p r a w d a m i wiary (wiedza t a j e m n a ) , lecz segregują ludzi i wtajem­
niczają tylko wybranych.
17. Sekty n e o h i n d u i s t y c z n e wprowadzają e l e m e n t y p r a w d wiary chrześci­
jańskiej, aby zatuszować manipulacje i u ł o m n o ś c i ludzkie elit d u c h o w n y c h .
Różaniec jest najskuteczniejszą bronią przeciw szatanowi.
CZAS EGZORCYZMÓW
Po przyjęciu s a k r a m e n t ó w d o b r o w o l n i e i ś w i a d o m i e b y ł e m egzorcyzmowany. Jezus C h r y s t u s pokazał mi w ó w c z a s moją n ę d z ę . Pokazał mi, że t y m i
t r z e m a uczuciami, k t ó r y m i miał być Krsna były nienawiść, zazdrość i pycha a największa z nich to pycha.
140
FRONDA 25/26
Błogosławione niech będzie Święte i Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi
Panny, Matki Bożej. Kłaniamy Ci się Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż
Twój święty odkupił świat. Najświętsze Serce Jezusa, zmiłuj się nad nami. Błogosła­
wione niech będzie święte i Niepokalane Poczęcie Najświętszej. Amen.
SERGIUSZ O.
ZIMA-200 I
141
Młody czytelnik przechodzi okultystyczną edukację,
gdyż wszystko, co jest pokazane w tej książce - przede
wszystkim relacje międzyludzkie - jest nieprawdziwe,
rzeczywista jest tylko magia.
Harry Ezotter
AMADEUSZ
BIELECKI
„...Glizdogon podniósł jakiś kamień, ukazując pod n i m coś wstrętnego, ośli­
zgłego i ślepego - ale to było o wiele, wiele gorsze. To coś miało kształt jakby sku­
lonego dziecka, tyle że Harry nigdy nie widział czegoś tak do dziecka niepodob­
nego. Było bezwłose, jakby pokryte łuskami, ciemne, czerwono-czarne. Miało
cienkie, wiotkie rączki i nóżki, i płaską twarz - żadne ludzkie dziecko na świecie
nie mogło mieć takiej twarzy - twarz przypominającą łeb węża, z płonącymi czer­
wonymi oczkami. (...) Wyciągnął przed siebie prawą rękę - rękę z brakującym
palcem. Zacisnął m o c n o palce lewej ręki na rękojeści noża i uniósł ją. Harry zro­
zumiał, co Glizdogon ma zamiar zrobić na sekundę przed tym, gdyby to się sta­
ło - zacisnął m o c n o powieki, ale nie mógł nie usłyszeć krzyku, który rozdarł noc,
krzyku, który przeszył mu ciało, jakby i on otrzymał cios n o ż e m . (...) Kiedy na­
pełnił fiolkę, odwrócił się i powlókł chwiejnym krokiem w stronę kotła. Wlał do
środka krew Harry'ego. (...) Glizdogon osunął się na kolana obok kotła, a p o t e m
zachwiał się i upadł na ziemię, tuląc do piersi krwawiący kikut prawej ręki, dy­
sząc i łkając. (...) C h u d a postać wystąpiła z kotła, wpatrując się w Harry'ego...
a Harry wpatrywał się w tę twarz, która od trzech lat nawiedzała go w sennych
142
FRONDA 25/26
koszmarach. Bielsza od nagiej czaszki, z wielkimi, szkarłatnymi oczami i n o s e m
płaskim jak u węża, ze szparkami zamiast nozdrzy..."
Z a c y t o w a n e fragmenty nie s t a n o w i ą w y b o r u ze scenariuszy filmów Ro­
m a n a Polańskiego, który publicznie g o d z i n a m i potrafi o p o w i a d a ć o swojej
fascynacji d i a b ł e m i o k u l t y z m e m . P o c h o d z ą o n e z czwartego t o m u przygód
H a r r y ' e g o Pottera, którego ekranizacji n i e s t e t y nie p o d e j m i e się n a s z r o d a k
- sądząc po filmografii wydawałby się najlepszą p a r t i ą do tego, j e d n a k ż e je­
go u m y s ł w o s t a t n i m czasie p o c h ł a n i a r o z r a c h u n e k z H o l o c a u s t e m i p o l s k i m
a n t y s e m i t y z m e m . Od kilku miesięcy jest już u s t a l o n e , że najnowszy t o m
opowieści a u t o r s t w a J o a n n ę Rowling p r z e n i e s i e n a ekrany kin s a m Steven
Spielberg, który w przeciwieństwie do Polańskiego r o z r a c h u n e k z polsko-niemiecko-żydowską przeszłością ma j u ż za sobą - teraz czeka go p o z n a n i e
Ciemnego.
N i e m a l każde dziecko zna przygody H a r r y ' e g o Pottera. P o t t e r o m a n i a za­
w ł a d n ę ł a u m y s ł a m i przedszkolaków, podstawówkowiczów, gimnazjalistów.
Niewielu z rodziców zdaje sobie sprawę z tego, co na d o b r e w y p e ł n i a świa­
d o m o ś ć i czas ich pociech.
Do tej pory wyszły cztery z s i e d m i u z a p o w i a d a n y c h t o m ó w opisujących
przygody m ł o d e g o czarnoksiężnika. Sprzedały się o n e w łącznym n a k ł a d z i e
p o n a d stu dziesięciu m i l i o n ó w egzemplarzy. W Polsce s u m a ta przekroczyła
ZIMA-200 1
143
milion, a o s t a t n i o w y d a n ą czwartą część opowieści w ciągu p i e r w s z e g o d n i a
dystrybucji kupiło p o n a d s t o tysięcy o s ó b .
G ł ó w n y m b o h a t e r e m sagi jest Harry Potter. Od samego początku zjednuje
on sobie sympatię i współczucie u czytelników, b o w i e m gdy miał j e d e n roczek,
zły czarnoksiężnik Lord Vordemort w y m o r d o w a ł rodziców H a r r y ' e g o (rów­
nież czarnoksiężników). Osierocony, zostaje a d o p t o w a n y przez wujka i ciotkę
z Londynu, dla których krewny nie jest bynajmniej d a r e m z nieba. Opiekuno­
wie bez przerwy na niego warczą lub krzy­
czą, nie pozwalają mu się bawić, cią­
gle go także karcą. Jego tragiczne
życie zmienia się, gdy w jedenaste
urodziny odkrywa w sobie umiejętności ma­
giczne - „Kiedyś ciotka Petunia wściekła się na niego, bo wrócił od fryzjera,
wyglądając tak, jakby w ogóle u niego nie był, więc złapała nożyce k u c h e n n e
i obcięła mu włosy t u ż przy głowie, pozostawiając tylko grzyw­
kę, »żeby przykryć tę o k r o p n ą bliznę [Harry miał na twa­
rzy bliznę, która była pamiątką po z a m o r d o w a n i u rodzi­
ców, była to jedyna rzecz jaką lubił i tolerował w s w o i m
wyglądzie - przyp. AB]«. Dudley [syn wujostwa]
pękał ze śmiechu na jego widok, a Harry
spędził
b e z s e n n ą noc,
wyobrażając
sobie, co się będzie działo w szkole.
Następnego ranka stwierdził jednak,
że włosy całkowicie mu odrosły, jakby
ciotka Petunia wcale ich nie obcinała. Za karę
przesiedział przez tydzień w komórce, chociaż próbował im wytłumaczyć, że
nie potrafi wyjaśnić, w jaki sposób tak odrosły szybko."
Przykład t e n b a r d z o d o b r z e ilustruje relację m i ę d z y H a r r y m a wujo­
stwem: podopieczny jest karany za to, c z e m u nie jest w i n i e n (przecież fry­
zjer go obciął, a nie on sam, oraz w o p i s y w a n y m d r u g i m przypadku włosy
odrosły mu bez jego własnej ingerencji i w s p o s ó b dla n i e g o s a m e g o nie zro­
zumiały); to, co jest dla niego ważne, w ż a d e n s p o s ó b nie jest t o l e r o w a n e
przez o p i e k u n ó w (blizna); dla w u j o s t w a s t a n o w i głównie p o w ó d do zmar­
twień, a w d o d a t k u p o p r z e z ich z a c h o w a n i e n a r a ż a się na drwiny i szykany
w szkole. Z taką sytuacją H a r r y ' e g o u t o ż s a m i a się z a p e w n e większość m ł o -
144
FRONDA 25/26
dych
czytelników,
szkoły w
czapce,
szaliku
gdyż nieraz przyjście
do
bądź
k t ó r ą kazali
założyć rodzice, m o ż e spotkać
się z w y ś m i a n i e m w ś r ó d bardziej p o s t ę p o w y c h kole­
gów, czy też koleżanek - „ I n n y m r a z e m ciotka P e t u n i a p r ó b o ­
wała go z m u s i ć do w ł o ż e n i a o h y d n e g o s t a r e g o s w e t r a (brązowego z p o m a ­
rańczowymi p o m p o n i k a m i ) . I m ostrzej się zabierała d o w ł o ż e n i a m u g o
przez głowę, t y m bardziej sweter się kurczył, aż w k o ń c u p a s o w a ł z n a k o m i ­
cie na lalkę, ale z pewnością, nie na H a r r y ' e g o . Ciotka P e t u n i a uznała, że m u ­
siał skurczyć się w p r a n i u i t y m r a z e m , ku jego uldze,
Harry nie został ukarany."
Tak więc na początku b o h a t e r książek Rowling zjednu­
je sobie litość, a przez to s y m p a t i ę w ś r ó d czytelników, by kil­
kadziesiąt s t r o n dalej j u ż być całkowicie przez nich zrozumiany.
Pewnego d n i a drzwi d o m u p a ń s t w a D u r s l e y ' ó w przekracza R u b e u s Hagrid, Strażnik kluczy i Gajowy w Hogwarcie. H a r r y dowiaduje się od niego,
że jest czarodziejem, jego o p i e k u n o w i e są n a t o m i a s t M u g o l a m i (czyli tymi,
którzy nie wierzą w magię), a H o g w a r t to szkoła dla przyszłych czarnoksięż­
ników, do której nasz j e d e n a s t o l a t e k został w ł a ś n i e przyjęty.
W tym m o m e n c i e , wraz z uczęszczaniem do szkoły H o g w a r t , Harry roz­
poczyna swą krucjatę przeciwko złu. J e g o życiowym c e l e m staje się całkowi­
te zniszczenie Lorda Vordemorta. Czy mu się to u d a ? Będziemy mieli okazję
przekonać się o tym d o p i e r o w o s t a t n i m , s i ó d m y m t o m i e .
Sprawnie opisany świat z pogranicza dzieciństwa i ma­
gii przyciąga miliony młodych czytelników na całym
świecie. Przez kolejne setki stron śledzą oni odwieczną
walkę dobra ze złem. I to jest największy a t u t z przypisy­
wanych autorce przygód Harry'ego - m o r a l n a edukacja. W do­
datku nie trzeba przypominać, jak wielką wartość stanowi s a m o czytanie, tym
bardziej gdy ze wszech stron jesteśmy atakowani przez nierzeczywisty świat
gier komputerowych oraz intensywny, brutalny i pełny p o d t e k s t ó w seksualnych
przekaz telewizyjny. W dodatku - co ma szczególne znaczenie przy postępują­
cej atomizacji i odczuwalnym upadku m o r a l n y m społeczeństw - w krainie cza­
rodziejów przyjaźń, wierność oraz uczciwość stoją na pierwszym miejscu.
ZIMA-200 I
145
W y m i e n i o n e powyżej zalety lektury przygód H a r r y ' e g o P o t t e r a sprawia­
ją, że dorośli w większości p r z y p a d k ó w nie p r o t e s t u j ą i, tak jak nauczyciele,
zalecają czytanie książek J o a n n ę Rowling s w o i m p o d o p i e c z n y m .
Przy dokładnej lekturze to wszystko okazuje się m i t e m . W najlepszym
wypadku istniejącym tylko ze względu na p o t r z e b y m a r k e t i n g o w e . W najgor­
szym, s t w o r z o n y m dla przyciągnięcia w s t r o n ę o k u l t y z m u m i l i o n ó w m ł o ­
dych dusz.
Dzięki przygodom H a r r y ' e g o P o t t e r a ich a u t o r k a stała się j e d n ą z najbo­
gatszych m i e s z k a n e k Wysp Brytyjskich. J o a n n ę Rowling jest r o z w ó d k ą sa­
m o t n i e wychowującą s i e d m i o l e t n i ą córkę. W r o z m o w i e p r z e p r o w a d z o n e j
z d z i e n n i k a r z e m BBC, w październiku 1999 roku, a u t o r k a wypowiedziała się
tymi o t o s ł o w a m i : „W tej książce są w ł a ś n i e takie rzeczy, p o n i e w a ż p o d j ę ł a m
ś w i a d o m ą decyzję, zaraz od s a m e g o początku, że b ę d ę pisać o k i m ś złym
i nie b ę d ę o t y m k ł a m a ć . " W t a k i m razie jakie są rzeczy w tej książce i k t o
jest w niej zły?
Harry p o d o b n o ma walczyć ze złem, ale okazuje się, że walczy jedynie
z Lordem Voldemortem. Oczywiście zabójca rodziców naszego b o h a t e r a nie
jest postacią pozytywną - p o d o b n i e zresztą jak Mugole, ale t r u d n o stwierdzić,
by zagrażał on światu. Nie wiemy, w jaki s p o s ó b szkodzi innym, tak s a m o jak
nie wiemy, w jaki s p o s ó b l u d z i o m zagraża czarna magia. J e d n y m s ł o w e m bra1 4£
FRONDA 25/26
kuje opisu zła na świecie tłumaczącego krucjatę przeciwko Lordowi Voldem o r t o w i . I m o ż e dlatego Harry Potter n i e zamierza ratować nikogo poza so­
bą samym, jego motywacja do walki kieruje się raczej chęcią zemsty niż obro­
ną dobra. Mści się r ó w n i e ż na najbliższych,
tj.
rodzinie Dursley'ów,
a dokładniej na ciotce Marge, k t ó r a jest u k a z a n a jako przypadek szczególnie
beznadziejnego i głupiego Mugola - „Przez chwilę w y d a w a ł o się, że zabrakło
jej słów, że rozdyma ja t r u d n a do opisania wściekłość (...) Jej wielka, czerwo­
na twarz zaczęła p u c h n ą ć , oczy wylazły z orbit, u s t a zacisnęły się tak, że nie
mogła n a w e t pisnąć... W następnej sekundzie kilka guzików jej t w e e d o w e g o
żakietu wystrzeliło w powietrze i roztrzaskało się o ściany... N a d ę ł a się jak ol­
brzymi balon, brzuch jej wysadziło na wierzch, a każdy z palców s p u c h ł jak
salami..." Wydawałoby się, że opis powyższy, poprzez występujący w n i m hu­
mor, nie jest niczym poważnym, ale tak by się tylko wydawało, bo przecież za
groteską przepełniającą tę scenę kryje się fakt p o d n i e s i e n i a ręki na bliskiego
krewnego, o d r z u c e n i e a u t o r y t e t u osoby starszej, z a n e g o w a n i e r o d z i n y
P a r t n e r e m d y r e k t o r a szkoły c z a r ó w Albusa D u m b l e d o r e jest Nicolas Flamel. Jak D u m b l e d o r e jest fikcją, tak Flamel istniał n a p r a w d ę - był czterna­
stowiecznym alchemikiem, który odkrył Eliksir Życia (po szersze informacje:
Jacąues Sadoul, Alchemists and Gold, N e w York 1970). U Rowling czytamy:
„Popchnęła [ H e r m o n i a - koleżanka ze szkoły H o g w a r t ] ku n i m księgę, a Har­
ry i Ron przeczytali: Najważniejszym celem starożytnej sztuki alchemii jest stworze­
nie Kamienia Filozofów, legendarnej substancji posiadającej zdumiewającą moc. Ka­
mień ów zamienia każdy metal w najczystsze złoto. Wytwarza też Eliksir Życia, który
daje nieśmiertelność temu, kto go wypije. Kamień Filozofów pojawia się w wielu do­
niesieniach historycznych, ale jedyny Kamień, który istnieje do dziś, jest w posiadaniu
pana Nicolasa Flamela, wybitnego alchemika i miłośnika opery. Pan Flamel, który
w ubiegłym roku obchodził swoje sześćset sześćdziesiąte piąte urodziny, prowadzi spo­
kojne życie w hrabstwie Devon, razem ze swoją żoną Perenellą (sześćset pięćdziesiąt
osiem lat)." Tajemnica Kamienia Filozofów i Eliksiru Życia nie jest j e d y n ą ta­
jemnicą, k t ó r ą zgłębiają przyszłe w i e d ź m y i czarnoksiężnicy Pod kierownic­
t w e m D u m b l e d o r a m ł o d z i adepci szkoły H o g w a r t s poznają sekrety n u m e r o ­
logii, chiromancji, w r ó ż e n i a z kryształowej kuli, z p ł o m i e n i , z fusów,
ziołolecznictwa, jasnowidzenia. Kolejne t o m y p e ł n e są przytoczonych zaklęć
i magicznych formuł oraz wskazówek, kiedy je s t o s o w a ć - „Weźcie sobie fi­
liżanki z półki i podejdźcie do m n i e , żebym m o g ł a je n a p e ł n i ć . Usiądźcie
ZIMA-200]
147
i wypijcie herbatę, tak żeby zostały s a m e fusy, a n a s t ę p n i e lewą ręką trzykrot­
nie zakręćcie filiżanką, p o s t a w c i e ją na spodeczku d n e m do góry, tak żeby
wyciekła resztka p ł y n u . . . " Na kolejnych s t r o n a c h znajdują się rady, w jaki
s p o s ó b i n t e r p r e t o w a ć u ł o ż e n i e fusów.
To prawda, Kajko i Kokosz też udali się do szkoły c z a r o w n i c i p r a w d ą jest,
że czytelnik towarzysząc im p o p r z e z l e k t u r ę k o m i k s u J a n u s z a C h r i s t y p o z n a ­
je tajniki latania na m i o t l e i umożliwiające to zaklęcia. J e d n a k nigdy n i e p o ­
znamy formuły maści, k t ó r ą n a l e ż a ł o n a s m a r o w a ć pojazd, na k t ó r y m chcie­
libyśmy się wznieść, a poza t y m w świecie przygód Kajko i Kokoszą j a s n o jest
powiedziane, co jest dobre, a co złe, oraz w jaki s p o s ó b zagrażają n a s z y m bo­
h a t e r o m Zbójcerze, przez co w i a d o m o , że wszystkiego, czego n a u c z ą się na­
si b o h a t e r o w i e , będzie wykorzystane w dobrej woli - to jest przeciwko w o ­
jownikom Hegemona.
Z a m i a s t gloryfikacji przyjaźni i uczciwości znajdziemy w książkach J o a n ­
nę Rowling a p o t e o z ę e g o i z m u i k ł a m s t w a . Harry Potter, który staje się wzo­
r e m dla m i l i o n ó w czytelników, nigdy n i e daje p r e z e n t ó w s w o i m k o l e g o m
i koleżankom (sam oczywiście dostaje), zbyt d u ż ą u w a g ę zwracając na pie­
niądze. W d o d a t k u uczniowie oszukują swoich nauczycieli, co jest dla nich
prędzej p o w o d e m d o d u m y niż w y r z u t ó w s u m i e n i a . M o ż n a powiedzieć, ż e
p o d o b n e zachowanie towarzyszy b o h a t e r o m powieści „Szatan z siódmej kla­
sy", tylko że im - w przeciwieństwie do s a m e g o H a r r y ' e g o i jego szkolnych
kolegów - po każdym n o w y m dowcipie w y m i e r z o n y m w o b e c nauczyciela
w uczniach pozostaje uczucie skruchy.
Książka o przygodach H a r r y ' e g o P o t t e r a w ż a d e n s p o s ó b n i e przyczyni
się do w z r o s t u czytelnictwa innych pozycji niż a u t o r s t w a J o a n n ę Rowling. Ję­
zyk tej s i e d m i o t o m o w e j sagi to w rzeczywistości język gier k o m p u t e r o w y c h
i telewizji. Wydarzenie goni tu wydarzenie, b r a k opisów, m a m y za to wiele
błyskotliwych dialogów. Wiele sytuacji jest opisanych w przerysowany, gro­
teskowy sposób, co w żaden s p o s ó b n i e jest p r ó b ą o p i s u rzeczywistości, czy
choćby jej fragmentu. Z gier k o m p u t e r o w y c h został zaczerpnięty s c h e m a t nie
wyszło - spróbuj jeszcze raz, a l b o w i e m w świecie H a r r y ' e g o m o ż n a zawsze cof­
nąć zaklęcie, które źle zadziałało; d o d a t k o w o J o a n n ę Rowling n i e s t r o n i od
brutalnych scen.
Tak więc czytanie przygód H a r r y ' e g o P o t t e r a nie rozwija u dzieci wy­
obraźni oraz nie uczy myślenia, lecz przygotowuje je na przyszły k o n t a k t z ję-
148
FRONDA 25/26
zykiem kultury masowej, praktycznie go legitymizując. A u t o r k a n i e oczeku­
je od swych czytelników refleksji n a d lekturą, o d n i e s i e n i a się do tego, co się
czyta; zależy jej jedynie na emocjach, k t ó r e usypiają czujność i s u m i e n i a m ł o ­
dych czytelników. W t e n s p o s ó b w d z i e r a się do ich serc i u m y s ł ó w okultyzm,
egoizm, brak szacunku dla a u t o r y t e t ó w i wiele innych złych rzeczy, gdyż
świat książek J o a n n ę Rowling jest po p r o s t u zły.
Świat t e n zdaje się być w y w r ó c o n y m do góry n o g a m i . Poprzez l i t e r a t u r ę
kultury masowej n a j m ł o d s z e pokolenie, będące najmniej c z u ł y m jej odbior­
cą, w o s t a t n i c h pięciu latach z o s t a ł o silnie zainfekowane przez treści niebez­
pieczne i, na d o b r ą sprawę, dla m ł o d y c h czytelników n i e z r o z u m i a ł e . To, co
w y d a w a ł o się, że jest d o b r e dla dzieci (z jednej s t r o n y czytanie, a z drugiej
d o b r a zabawa) okazuje się czynnikiem, który m i a ł uśpić rodzicielską t r o s k ę
i uwagę. W ten s p o s ó b w y c h o w a n i e m i k s z t a ł t o w a n i e m m i l i o n o w e j rzeszy
dzieci zajął się nie byle k t o . Młody czytelnik p r z e c h o d z i okultystyczną edu­
kację, gdyż wszystko, co jest p o k a z a n e w tej książce - p r z e d e w s z y s t k i m re­
lacje międzyludzkie - jest n i e p r a w d z i w e , rzeczywista jest tylko magia.
AMADEUSZ BIELECKI
Z I M A 2001
149
Mamy do czynienia z zabawką, pasją, hobby... - jak­
kolwiek by to nazwać - o charakterze totalnym. Per­
manentne i niemal wszechobecne bombardowanie
świadomości dzieci Pokemonami, planowe i przepro­
wadzane z premedytacją rozbudzanie potrzeby, a na­
wet nałogu posiadania i kompletowania daje taki
efekt, że zbieranie Pokemonów staje się nie tyle przy­
jemnością, co wręcz koniecznością.
POKEMONY
DEMONY
PIOTR
WOJCIECH
PĘZINSKI
P a m i ę t a m d o k ł a d n i e dzień, kiedy mój j e d e n a s t o l e t n i syn na moje stan­
d a r d o w e : „jak t a m w szkole?" - z a m i a s t o d p o w i e d z i e ć (równie s t a n d a r d o ­
w o ) : „ d o b r z e " albo: „nic takiego, d o s t a ł e m czwórkę z m a t m y " - opowiedział
mi o śmiesznych stworkach, k t ó r e zbierają jego koledzy z klasy. „Jak oni m o ­
gą się czymś t a k i m interesować? To takie d z i e c i n n e " - stwierdził, u p r z e d z a ­
jąc niejako mój k o m e n t a r z . Nie w i e m , czy rzeczywiście tak uważał, czy też
150
FRONDA 25/26
powiedział tak, bo chciał mi zrobić przyjemność. F a k t e m jest, że jego słowa
upewniły m n i e , że jest m ą d r y m c h ł o p c e m , który nie m a r n u j e czasu na głu­
poty. Nie m i n ę ł y j e d n a k d w a tygodnie i - co zobaczyłem? Moje r o z s ą d n e
dziecko trzyma w ręku talię kart i cielęcym w z r o k i e m gapi się na kolorowe
zwierzątka... Nie byłem zachwycony, ale p o s t a n o w i ł e m nie robić afery, prze­
czekać, zobaczyć, co będzie dalej. Mój syn od d ł u ż s z e g o czasu narzekał na
brak przyjaciela. W s p ó l n a zabawa z i n n y m i dziećmi - t ł u m a c z y ł e m sobie otworzy przed n i m płaszczyznę k o n t a k t u z r ó w i e ś n i k a m i .
I tak przez wąską, u c h y l o n ą nie bez o b a w furtkę, pokemony, właściwie
nieproszone, w e p c h n ę ł y się do życia naszej rodziny. W k r ó t c e okazały się bar­
dzo kłopotliwym gościem.
Dozwolone do lat czternastu
Nazwa Pokemony to połączenie d w ó c h słów: pocket monsters (kieszonkowe
potwory). Stworzył je, początkowo na potrzeby gry w i d e o o tej samej nazwie,
japoński grafik Satoshi Tajiri. Z czasem potworki opanowały przemysł zabawkarski, docierając także do spożywczego. Specjaliści od marketingu zauważyli,
że artykuły z nadrukami P o k e m o n ó w sprzedają się znacznie lepiej niż te z po­
dobizną poczciwego Kaczora Donalda czy Myszki Miki. W postaci pluszowego
ni to króliczka, ni to misia, k t ó r y m zawalone są s u p e r m a r k e t y czy sklepy z za­
bawkami, Pokemony wyglądają niegroźnie i pociesznie. Także jako karty do
gry, czy też trójwymiarowe kapsle, które dzieci m o g ą znaleźć w paczkach
z chipsami, nie budzą obaw dorosłych. W każdym razie nie od razu. Wystar­
czy jednak obejrzeć w telewizji kreskówkę z ich udziałem, by zorientować się,
że stworki, u t r z y m a n e w stylistyce dziecinnej przytulania, nie są wcale takie
milusie. Kreskówek o Pokemonach, emitowanych na a n t e n i e Polsatu, człowiek
dorosły właściwie nie ma szans obejrzeć. To, czym interesuje się ich dziecko,
jest dla rodziców całkowitą abstrakcją. Ale o to właśnie chodzi. Dni i godziny
emisji są tak ustawione (od poniedziałku do piątku, o godzinie 15.15), żeby
dziecko, po przyjściu ze szkoły, ale jeszcze przed p o w r o t e m rodziców, m o g ł o ,
nie niepokojone przez nikogo, nasiąkać w spokoju p o k e m o n o w y m i treściami.
Kreskówka pokazuje przygody dziesięcioletniego chłopca Asha, który ra­
zem z małym, żółtym Pikachu wędruje przez świat, napotykając po d r o d z e na
i n n e p i k a c h u p o d o b n e stworki. Efekt tych spotkań jest za każdym r a z e m t e n
ZIMA-2001
151
sam -
bitwa.
Pokemony
potrafią
w ciągu jednej chwili stać się agre­
sywnym,
z d o l n y m do b e z w z l ę d n e g o
ataku wojownikiem. Na ekranie te­
lewizora walczą ze sobą nie tylko
korzystając z magicznych zdolno­
ści, ale też z brutalnych m e t o d za­
pożyczonych
wprost
ze
świata
zwierząt, takich jak gryzienie, drapa­
nie,
hipnotyzowanie
wzro­
kiem, chłostanie, roztrzaski­
wanie,
paraliżowanie
itp.
Ash
i Pikachu wychodzą ze starcia
zawsze zwycięsko i oswajają
p o k o n a n e m o n s t r a , pozyskując
je do kolejnych walk przeciwko n o ­
wym przeciwnikom. Prymitywna fabuła, nieciekawa s t r o n a graficzna, a jed­
nak w jakiś przedziwny sposób p o k e m o n y o p a n o w a ł y dziecięcą wyobraźnię.
Historia choroby
Pikachu, Charizard, Jigglypuff, Kangaskhan... mój syn bardzo szybko przy­
swoił sobie wszystkie obco brzmiące nazwy stworków. Wkrótce, ku mojemu
zdumieniu, nową zabawą zainteresował się drugi mały d o m o w n i k - jego trzylet­
nia siostra. Z wielkim zapałem wypytywała brata, jakie są imiona poszczegól­
nych zwierzątek i pociesznie próbowała je wymówić. Z czasem kart zaczęło
w d o m u przybywać. Każde swoje kieszonkowe syn przeznaczał na n o w ą talię.
Z wyrazem tryumfu przynosił nowe opakowanie, z którego wyłuskiwał jakiś po­
jedynczy bardzo rzadki, a więc cenny egzemplarz. Zasilał on rozrastającą się ko­
lekcję, a powtarzające się karty stały się obiektem wymiany. Wkrótce cały świat
dziecka, a pośrednio także i mój, zaczął kręcić się wokół Pokemonów. Podsuwa­
nie mi pod nos nowych obrazków ("zobacz, tato, podoba ci się?"),wizyty spra­
gnionych wymiany kart kolegów, konflikty z nauczycielami zabraniającymi przy­
noszenia kart do szkoły, próby przemycania ich z d o m u do szkoły i na odwrót,
niepunktualność, niesłowność, drobne kłamstwa... Lista wykroczeń jest długa.
152
FRONDA 25/26
Najprostszym rozwiązaniem p r o b l e m u w y d a w a ł o się z a b r o n i ć dziecku
k u p o w a n i a n o w y c h kart, ale o k a z a ł o się to trudniejsze niż p r z y p u s z c z a ł e m .
Każdy rodzic, który znalazł się w p o d o b n e j sytuacji, wie o czym m o w a . Bła­
galne spojrzenia dziecka, obietnice, że „ t o j u ż n a p r a w d ę o s t a t n i a taliai", że
już „nigdy więceji", argumenty, że przecież „ t o nic złegoi", że „wszyscy zbie­
rają P o k e m o n y i mają d u ż o więcej niż jai", sprawiały, że t r a c i ł e m p e w n o ś ć
siebie. Jeśli chodzi o t e n o s t a t n i a r g u m e n t , nie m o g ł e m nie przyznać mu ra­
cji. Będąc z wizytą u znajomych, z a a n g a ż o w a n y c h katolików, ludzi „z zasadamii ±, zauważyłem, że ich jedynak p o s i a d a p o k e m o n o w y c h s t w o r k ó w rzeczy­
wiście n i e p r z e b r a n e m u l t u m . Kolekcja mojego syna u s t ę p o w a ł a jej nie tylko
ilością, ale i jakością. Z n a c z n a część kart mojego dziecka, jak się okazało, by­
ła „ p o d r o b i o n a i " , k u p i o n a na bazarze, a więc „ b e z w a r t o ś c i o w a " . K r ó t k o m ó ­
wiąc, zbiór mojego dziecka m i a ł się tak do zbioru jego kolegi, jak zasoby Ga­
lerii Porczyńskich do z a s o b ó w R i j k s m u s e u m w A m s t e r d a m i e .
„Może ja rzeczywiście p r z e s a d z a m i " , „przecież nie m o g ę być dla dziecka
taki o k r u t n y " - m y ś l a ł e m . G o d z i ł e m się n a i w n i e na k u p n o kolejnych poke­
m o n ó w i... j u ż w tej samej sekundzie, widząc n i e p r a w d o p o d o b n y w y b u c h ra­
dości dziecka, wiedziałem, że p o p e ł n i ł e m błąd. Jeśli zabawka staje się obiek­
t e m aż tak wielkich pragnień, p r z e s ł a n i a dziecku wszystko i n n e , to znaczy,
że taką zabawką bawić się o n o nie p o w i n n o . Światełko a l a r m o w e z a p a l o n e
było w m o i m u m y ś l e już d a w n o , a m i m o to nie b a r d z o w i e d z i a ł e m , jak m a m
postąpić. Kategorycznie zabronić, czy też zbagatelizować p r o b l e m i czekać aż
s a m u m r z e śmiercią n a t u r a l n ą ? Ż a d n a z m e t o d nie przynosiła r e z u l t a t u . Tra­
ciłem wpływ na dziecko, ale też na siebie. Byłem sfrustrowany, c z u ł e m , że
sytuacja zaczyna wymykać się s p o d kontroli.
Ciemna strona Pokemona
J o h n Paul Jackson w książce „Handel d u s z a m i naszych dzieci" wskazuje, że
gry takie jak: Pokemon, Digimon, Magie, a także niektóre książki, filmy i pro­
gramy telewizyjne fantasy i science fiction są niczym innym, jak wciąganiem dzie­
ci w ciemną sferę rzeczy nadnaturalnych, rodzajem praktyk okultystycznych,
uczeniem n e o p o g a n i z m u i wartości tzw. N e w Age. Istota gry w Pokemony za­
sadza się, dowodzi autor, na szintoizmie, systemie wierzeń r o d e m z Japonii,
włączonych do b u d d y z m u japońskiego na początku VI wieku. Polega on główZ1MA-2001
153
nie na o d d a w a n i u czci n a t u r z e - ich poszczegól­
n y m e l e m e n t o m , takim jak ziemia, słońce, woda,
drzewa, skały. Są o n e personifikowane i czczo­
ne, mają moc, za k t ó r ą kryją się bogowie.
Jackson pisze: „W szintoizmie kami (du­
chy) są wzywane poprzez zamawianie i muzy­
kę. Z a m a w i a n i e to rodzaj autohipnozy, która
otwiera przed d e m o n a m i drzwi do duszy oso­
by. W Pokemonie gracze są zachęcani, by powta­
rzali i m i o n a swoich Pokemonów. Niektóre Po­
k e m o n y również powtarzają stale to s a m o albo
śpiewają piosenki, żeby zahipnotyzować lub
uśpić swoje ofiary. W szintoizmie wierzy się,
że duchy pomagają zwalczać złe duchy. W Japo­
nii organizowane są festiwale ku ich czci, gdyż
uważa się, że zjednując je sobie, m o ż n a ochronić
się przed złem. Jednak mając za sobą doświadczenie w uwalnianiu setek ludzi,
wiem, że ochrona przed złymi d u c h a m i możliwa jest jedynie przez imię Jezu­
sa, nie przez oddawanie czci czy zjednywanie sobie złych duchów. Jeśli jakiś
duch u s u w a innego ducha, następuje tylko w y m i a n a słabszego d u c h a na moc­
niejszego. Słabszy d e m o n ustępuje mocniejszemu. (...) Uważam, że Pokemon,
tak s a m o jak inne p o d o b n e gry, otwiera drzwi dla demonów, które m o g ą kie­
rować ataki zarówno w stronę tych, którzy się niczego nie spodziewają, jak
i tych, którzy świadomie otwierają się na c i e m n ą s t r o n ę . "
Wyobraźnia a rzeczywistość
Nie znam się na duchach i przyznam szczerze, nie bardzo m a m o c h o t ę się
na nich znać. Sprawy związane z m r o c z n ą s t r o n ą duchowej rzeczywistości bu­
dzą we m n i e uczucie niepewności i lęku, i jak sądzę, jest to reakcja prawidło­
wa. Byłoby jednak naiwnością sądzić, że taki sam niepokój i lęk nie zrodzi się
w dziecku po zetknięciu z p o k e m o n o w y m światem czarów, tajemnych mocy,
mrocznych energii, ścierających się p o t w o r ó w i d e m o n ó w (Jackson opisuje
przypadki dzieci, które dręczyły z tego p o w o d u n o c n e koszmary i wykazywały
skłonność do niepohamowanej agresji). To, że Pokemony są oferowane jako
154
FRONDA 25/26
zabawka, a więc, coś co ze swojej istoty jest akcepto­
w a n e i ogólnie dostępne, sprawia, że stają się o n e
szczególnie niebezpieczne. Ktoś m o ż e powiedzieć, że
to tylko kolorowe rysunki, abstrakcja. O w s z e m ,
tylko, że p r o b l e m polega na tym, iż dziecko nie
potrafi odróżnić rzeczywistości od świata wyobraźni.
Zlo, przemoc, agresja, w jakiej bądź formie i p o d jakim
bądź szyldem by się znajdowało, zawsze w swojej istocie
pozostaje tym s a m y m złem. Jako gra czy zabawa przenika
do świadomości dziecka wolniej i bardziej niepostrze­
żenie niż gdyby to miało miejsce na skutek realnych, z ży­
cia wziętych przeżyć - ale jednak!
Nie wiem, czy moje dziecko i jego koledzy ulegli
magii złych mocy, czy zrozumieli s e n s skreślonych na kar­
tach i kapslach znaków, anglojęzycznych s ł ó w i zaklęć.
Wydaje mi się, że nie. Kontakt z kartami, kapslami, pluszakami ryzyko takie z sobą oczywiście niesie, j e d n a k w tej
mutacji p o k e m o n o w e g o szaleństwa, tym, co dzieci zaj­
muje najbardziej, jest, jak mi się zdaje, zbieractwo. Dzieci doskonale orientu­
ją się, które „okazy" są najrzadsze i najcenniejsze. Wymieniają się z zapałem,
kupują, sprzedają... Na rynku do nabycia są specjalne albumy, w których moż­
na „kolekcję" przechowywać. Gdy osłabła m o d a na karty, pojawiły się kapsle.
Oprócz zbierania, m o ż n a też w nie grać, uprawiać rodzaj hazardu, połączone­
go z e l e m e n t a m i zręcznościowymi. Nie da się j e d n a k powiedzieć o tym, że
jest to miła i bezpieczna zabawa.
Skazani na Pokemony?
Jak sięgam pamięcią do czasów, kiedy s a m byłem nastolatkiem, wciąż p o ­
jawiały się różne mody, niemal wszystkie dzieci coś zbierały, coś kolekcjono­
wały. Mogły to być: nalepki z p u d e ł e k do zapałek, znaczki, serwetki, pocztów­
ki, czasopisma s a m o c h o d o w e , komiksy, zdjęcia k u l t u r y s t ó w itp. Nie było to
specjalnie rozwijające zajęcie, ale bez wątpienia o n i e b o bezpieczniejsze od
Pokemonów. Dlaczego? Bo ł a t w o było zacząć, ale, co najważniejsze, ł a t w o by­
ło skończyć. J e d n e g o roku grało się w kapsle, zbierało historyjki o b r a z k o w e
Z I M A 2001
155
z g u m do żucia, kręciło na p o d w ó r k u hula-hop, s t u k a ł o tiki-tiki, z i m ą zbiera­
ło nalepki po piwie... Po p e w n y m czasie u l u b i o n a zabawka, czy „kolekcjai",
przy okazji robienia przedświątecznych porządków, lądowała w koszu na
śmieci, a w najlepszym wypadku była w y n o s z o n a do piwnicy. Bez żalu, bez
rozdzierających scen rozpaczy, bez histerii. Dlaczego p o d o b n e reakcje towa­
rzyszą niemal zawsze próbie pozbawienia dziecka P o k e m o n ó w ?
O d p o w i e d ź jest prosta. Ponieważ m a m y do czynienia z zabawką, pasją,
hobby... - jakkolwiek by to n a z w a ć - o c h a r a k t e r z e totalnym. I to w ł a ś n i e uru­
chamia, tak zdumiewające i n i e p o ż ą d a n e z a c h o w a n i a naszych dzieci. Perma­
n e n t n e i niemal w s z e c h o b e c n e b o m b a r d o w a n i e ich ś w i a d o m o ś c i P o k e m o n a ­
mi, p l a n o w e i p r z e p r o w a d z a n e z p r e m e d y t a c j ą r o z b u d z a n i e potrzeby,
a n a w e t n a ł o g u posiadania i k o m p l e t o w a n i a daje taki efekt, że zbieranie Po­
k e m o n ó w staje się nie tyle przyjemnością, co wręcz koniecznością. Gdy wszy­
scy w o k o ł o robią to s a m o , rozmawiają o t y m s a m y m , interesują się tym sa­
m y m - w y ł a m a n i e się ze s c h e m a t u jest niezwykle t r u d n e . W przypadku
dzieci
(wiadomo, jak b a r d z o potrzebujących akceptacji grupy) - ś m i e m
twierdzić - że wręcz n i e m o ż l i w e . W ś r ó d r ó ż n o r o d n o ś c i dziecko jest bez­
pieczne. Jest w stanie wypracować swój styl i odnaleźć w ś r ó d r ó w i e ś n i k ó w
swoje miejsce. W środowisku, gdzie p o w s z e c h n a jest jedna, tak silna n o r m a
zachowań i z a i n t e r e s o w a ń , dziecko pragnące zachować o d r ę b n o ś ć skazane
jest albo na izolację, albo na o d r z u c e n i e .
M o ż n a powiedzieć, ż e P o k e m o n y t o j u ż nie jest m o d a . M a m y t u d o czy­
nienia ze zjawiskiem ocierającym się o coś przypominającego z b i o r o w ą psy­
chozę, ś w i a d o m i e wywoływaną i p o d s y c a n ą przez ż ą d n e zysków firmy. Poke­
mony to przede
wszystkim
biznes.
Hasłem
przewodnim
raz p o
raz
przewijającym się w kreskówce o P o k e m o n a c h jest: „ m u s i s z m i e ć je wszyst­
kie". Dlaczego jednak, aby dorobić się miliardów, firmy te p o d s u w a j ą u m y ­
słom to, co jest złe, d r a p i e ż n e , nienasycone...? O d p o w i e d ź m o ż e być tylko
j e d n a - bo to się b a r d z o d o b r z e sprzedaje. Dlatego m o ż n a być p e w n y m , że po
P o k e m o n a c h przemysł „ r o z r y w k o w y " nie o d p u ś c i i z n ó w będzie p r ó b o w a ł
zafundować n a m jakieś n o w e , o d p o w i e d n i o s t y m u l o w a n e z b i o r o w e szaleń­
stwo. N a p e w n o będzie o n o o p a r t e n a p o d o b n y m , c o P o k e m o n y schemacie,
tyle że w o d m i e n i o n e j , m o ż e jeszcze bardziej „atrakcyjnej" formie. Czy m o ż ­
na się przed tym jakoś chronić, czy m o ż n a u s t r z e c tych, którzy są na takie
działania najmniej o d p o r n i - n a s z e dzieci?
156
FRONDA 25/26
Pokonamy Pokemony!
N i e jest to łatwe, ale nie ma i n n e g o wyjścia. Rolą m a t k i i ojca jest c h r o ­
nić swoje p o t o m s t w o przed z a g r o ż e n i a m i i n i e b e z p i e c z e ń s t w a m i , a z d o ­
świadczenia w i e m , że dzieci, n a w e t jeśli ich p o c z ą t k o w ą reakcją jest b u n t , to
jednak p o d ś w i a d o m i e tę rolę rodziców akceptują, a n a w e t t e g o oczekują. Da­
je im to poczucie bezpieczeństwa. Jeśli w danej sytuacji ojciec l u b m a t k a n i e
interweniuje, to dziecko odbiera to jako sygnał, że nie ma zagrożenia. N a s z
sprzeciw i zakaz będzie j e d n a k tylko w t e d y skuteczny, gdy dziecko b ę d z i e
m i a ł o do nas zaufanie. Na zaufanie j e d n a k t r z e b a zapracować, s a m y m i zaka­
zami z b u d o w a ć się go nie da.
Nie ulega wątpliwości, że n a s z e dziecko, na kolejnych e t a p a c h swojego
dojrzewania, a później d o r o s ł e g o życia, będzie spotykać się z i n n y m i , często­
kroć większymi niż r ó ż n e destrukcyjne gry i zabawy z a g r o ż e n i a m i . P o k e m o ­
ny m o ż n a więc p o t r a k t o w a ć jako p r z e d s m a k niebezpieczeństw, k t ó r e czeka­
ją dziecko, a wyzwalanie się z ich w p ł y w u jako rodzaj t r e n i n g u na przyszłość.
A jak się skończyła moja p r y w a t n a przygoda z P o k e m o n a m i ? Pewnego dnia
dojrzałem do decyzji, z którą n o s i ł e m się od d a w n a i ze spokojem p o p r o s i ł e m
syna o oddanie wszystkich kart. Powędrowały na śmietnik, co, ku m o j e m u
zdziwieniu, dziecko przyjęło ze spokojem. Najwyraźniej o n o również było już
zmęczone całym tym szaleństwem. C z a s e m jeszcze gdzieś na dnie jego kiesze­
ni błąka się jakiś kapsel, ale nie ma już tej mocy, co dawniej. Gdy tuż przed u r o ­
dzinami dziecka zażartowałem, że kupię mu w prezencie... wielkiego pluszo­
wego Pokemona, zrobił o b r a ż o n ą m i n ę i powiedział: „kiepski żart, t a t o " .
PIOTR WOJCIECH PĘZIŃSKI
ZIMA-2001
157
W ciągu ostatnich 400 lat status hegemona osiągnęły
tylko trzy państwa: Niderlandy w XVI wieku, Wielka
Brytania w XIX wieku oraz Stany Zjednoczone Ameryki
w wieku XX.
CZEKAJĄC NA
ULTRAHEGEMONA
WITOLD
WILCZYŃSKI
Pojawienie się hegemonii
Żeby z r o z u m i eć procesy decydujące o rozwoju ś w i a t o w e g o s y s t e m u poli­
tyczno-gospodarczego, historycy starali się uchwycić p e w i e n p o r z ą d e k w na­
stępstwie p o z o r n i e przypadkowych wydarzeń. Jedni odkrywali cykliczność
w p o w s t a w a n i u i u p a d k u kolejnych cywilizacji, podczas gdy inni ujmowali
rozwój ludzkości w kategoriach następujących po sobie formacji społecznych.
W krajach zachodnich dość r o z p o w s z e c h n i o n a jest koncepcja tzw. długich cy­
klów p o w s t a w a n i a i u p a d k u mocarstw. Z geograficznego p u n k t u widzenia
najbardziej interesujące są próby interpretacji historii nowożytnej, jako że to
wydarzenia
ostatnich
stuleci
wywarły
największe
piętno
na
krajobrazie
współczesnym i na obecnej a r c h i t e k t u r z e polityczno-gospodarczej świata.
N o w e spojrzenie na o s t a t n i e cztery wieki historii i na d r a m a t y c z n e uwa­
r u n k o w a n i a obecnego p r z e ł o m u tysiącleci, znajdujemy w twórczości j e d n e g o
z najbardziej znanych a u t o r ó w p o d r ę c z n i k ó w z zakresu geografii politycznej,
158
FRONDA
25/26
Petera Taylora z Uniwersytetu L o u g h b o r o u g h (Anglia). Jego o s t a t n i a praca
0 dobrze wyrażającym zawartość tytule The Way the Modern World Works, za­
wiera jednocześnie scenariusze rozwoju sytuacji w przyszłości. Chociaż Tay­
lor nie ignoruje koncepcji z zakresu filozofii polityki, s f o r m u ł o w a n y c h p o d
wpływem m a r k s i z m u (m.in. A n t o n i o Gramsciego), jego praca stanowi p r z e d e
wszystkim rozwinięcie teorii długich cyklów Jerzego Modelskiego oraz kon­
cepcji p r z e m i a n systemu światowego I m m a n u e l a Wallersteina.
Z geograficznego p u n k t u widzenia g ł ó w n y m w ą t k i e m nowożytnej histo­
rii nie są p r z e m i a n y formacji społecznych ani pojawianie się i u p a d e k m o ­
carstw. Era n o w o ż y t n a to okres, w k t ó r y m w kręgu cywilizacji zachodniej,
wyłaniającej się z feudalizmu, pojawiła się całkowicie n o w a jakość decydują­
ca o charakterze s t o s u n k ó w m i ę d z y n a r o d o w y c h . Jakość tę Taylor określił
m i a n e m h e g e m o n i i . W ciągu o s t a t n i c h 4 0 0 lat s t a t u s h e g e m o n a osiągnęły
tylko trzy p a ń s t w a : N i d e r l a n d y w XVI wieku, Wielka Brytania w XIX wieku
oraz Stany Zjednoczone Ameryki w wieku XX. Widać już, że h e g e m o n i a
w ujęciu Taylora to nie to s a m o , co m o c a r s t w o u Modelskiego. Co więc róż­
ni m o c a r s t w a h e g e m o n i c z n e od m o c a r s t w „zwykłych", do jakich historycy
zaliczają XVI-wieczną H i s z p a n i ę i XVIII-wieczną Francję, a także N i e m c y
przed I wojną ś w i a t o w ą i ZSRR po jej z a k o ń c z e n i u . Jak się okazuje, mocar­
stwa h e g e m o n i c z n e różniły się jakościowo od innych m o c a r s t w i to zarów­
no, jeśli chodzi o sposoby osiągania dominacji, w a r u n k i jej osiągania, jak
1 okoliczności towarzyszące u p a d k o w i .
W opinii Taylora w a r u n k i e m osiągnięcia dominacji w skali światowej był
„wynalazek" strategii akumulacji kapitału. Rozwój m o c a r s t w i i m p e r i ó w
w epokach poprzedzających erę n o w o ż y t n ą Taylor przeciwstawił procesowi
ekspansji p a ń s t w hegemonicznych. O ile m o c a r s t w a dążyły do powiększania
swoich terytoriów środkami polityczno-militarnymi („prymitywna" forma
ekspansji), o tyle osiągnięcie h e g e m o n i i światowej odbywało się głównie za
p o m o c ą środków polityczno-ekonomicznych. P a ń s t w a h e g e m o n i c z n e nie dą­
żyły do p r z e s u w a n i a granic, ale raczej do stabilizowania sytuacji politycznej.
Zamiast u s u w a ć swoich potencjalnych przeciwników, starały się podtrzymy­
wać rywalizację. H e g e m o n e m m o g ł o być tylko m o c a r s t w o przodujące w naj­
ważniejszych dziedzinach życia i propagujące innowacje, udostępniając je
innym. H e g e m o n i a jest więc czymś znacznie więcej niż tylko e k o n o m i c z n o -polityczną potęgą. Z a m i a s t w y m u s z a ć u s t ę p s t w a na swoich przeciwnikach,
ZIMA-2001
159
hegemon proponuje nowe rozwiązania całemu światu, pełniąc także rolę lide­
ra kulturowego. Agresję militarną zastępuje ekspansja ekonomiczna, realizo­
wana za pomocą polityki „otwartych drzwi". Dlatego takie potęgi jak Hiszpa­
nia w XVI wieku, Francja w XVIII wieku, ZSRR ani Niemcy w czasach nam
bliższych, nie uzyskały statusu hegemonów. Na poprawność koncepcji Taylo­
ra zdaje się wskazywać szczegółowa analiza politycznych, ekonomiczno-technologicznych oraz społeczno-kulturowych cech państw hegemonicznych.
Aspekt polityczny
Najbardziej rzucającą się w oczy ideologiczno-polityczną cechą hegemonów w czasach ich najwięk­
szego rozkwitu było samo rozumienie państwa.
Prawdopodobnie po raz pierwszy w dziejach ludz­
kości Holendrzy w XVII wieku (a po nich Brytyj­
czycy i Amerykanie) wprowadzili w czyn koncep­
cję, zgodnie z którą celem państwa jest służyć
społeczeństwu, odwracając o 180 stopni utrwaloną tradycję, w której powin­
nością społeczeństwa była służba państwu. Podkreślić także trzeba rolę trzech
hegemonów jako promotorów światowego pokoju i idei wolności. Każdy
z nich reprezentował koncepcję polityczną, przeciwstawną w stosunku do mo­
deli rozpowszechnionych we współczesnym im świecie. Podobnie jak republikanizm Zjednoczonych Prowincji Niderlandów wyróżniał pierwszego hegemo­
na na tle zdominowanej przez absolutyzm XVII-wiecznej Europy, tak
XIX-wieczny brytyjski parlamentaryzm stanowił przeciwstawienie despoty­
zmu władców azjatyckich. Analogicznie, antynomią amerykańskiej demokracji
był ekspansywny komunistyczny totalitaryzm, wywodzący się z ZSRR. Wspól­
ną cechą wszystkich trzech hegemonów, oprócz przytoczonych analogii, jest
polityczny pragmatyzm. Głoszone idee wolnościowe nie przeszkadzały m.in.
Holendrom paktować z absolutystyczną Francją przeciw Hiszpanii. To samo
odnosi się do Brytyjczyków, którzy pokonali Francję dzięki przymierzu zawar­
temu z Rosją. Od reguły tej nie odszedł również ostatni hegemon, Stany Zjed­
noczone, zawierając sojusz z ZSRR wymierzony przeciwko Niemcom, lub po­
pierając antykomunistyczne dyktatury w latach „zimnej wojny". Każdy
z hegemonów posiadał ponadto cechy zupełnie wyjątkowe, nie spotykane
1gQ
FRONDA
25/26
w innych państwach. Wyjątkowość Zjednoczonych Prowincji w XVII wieku
polegała na republikańskim ustroju i politycznej decentralizacji. Wielką Bryta­
nię XIX wieku różniła od innych królestw ewolucja systemu p a r l a m e n t a r n e g o .
Adaptując stare instytucje do nowych zadań, Brytyjczycy stworzyli m o n a r c h i ę
konstytucyjną, co pozwoliło im uniknąć r u c h ó w rewolucyjnych Wiosny Lu­
dów. Z kolei Stany Zjednoczone, m.in. dzięki rozwojowi klasy średniej, do któ­
rej awansowała większość społeczeństwa, nie musiały ponosić kosztów zwią­
zanych
z programami
socjalnymi,
realizowanymi
od
czasów Wielkiego
Kryzysu w państwach europejskich p o d silną presją ze strony potężniejących
związków zawodowych wspieranych przez lewicowe partie polityczne.
Aspekt ekonomiczno-technologiczny
Z uwagi na osiągnięcia techniczne i e k o n o ­
miczne, społeczeństwa p a ń s t w h e g e m o n i c z n y c h
stanowią dla reszty świata p r z e d m i o t p o d z i w u
i zazdrości. Są t r a k t o w a n e jako jedyne, dla których
nie istnieją rzeczy niemożliwe (can-do-societies, we­
dług terminologii Taylora). XVII-wieczni Holen­
drzy wprawili świat w z d u m i e n i e swoimi dziełami
w dziedzinie pozyskiwania ziemi uprawnej ( b u d o w a p o l d e r ó w z użyciem wia­
traków do p o m p o w a n i a wody), b u d o w y statków, nawigacji (Gerhard K r e m e r
czyli Mercator), kartografii (Ortelius), tkactwa, produkcji porcelany itd. Jak
wynika m.in. z literackich relacji Jana Kochanowskiego, b o g a t a i silna Polska
pełniła przede wszystkim rolę dostawcy s u r o w c ó w na niderlandzki rynek.
Pod koniec XVIII wieku, kiedy sukcesy H o l e n d r ó w ulegały z a p o m n i e n i u ,
Brytyjczycy szykowali światu kolejny wielki p r z e ł o m , zwany p o w s z e c h n i e re­
wolucją przemysłową. Najpierw Ryszard Arkwright s k o n s t r u o w a ł m a s z y n ę
przędzalniczą (spinning Jenny), co pozwoliło na tanie i m a s o w e wytwarzanie
tkanin, a n a s t ę p n i e firma Boulton & Watt u r u c h o m i ł a p r o t o t y p ulepszonej
maszyny parowej (1776), która uniezależniła ludzkość od siły wiatrów, rzek
i różnorakich kaprysów natury. W z r o s t potęgi wiktoriańskiej Anglii był moż­
liwy
głównie
dzięki
wykorzystaniu
zdobyczy
rewolucji
przemysłowej.
XX-wiecznym o d p o w i e d n i k i e m dawnych osiągnięć H o l e n d r ó w i Brytyjczyków
są amerykańskie sukcesy w dziedzinie podboju przestrzeni kosmicznej.
ZIMA2001
161
Oprócz osiągnięć technologicznych, p a ń s t w a h e g e m o n i c z n e dbały też
o ich u p o w s z e c h n i a n i e . Angielskiemu i francuskiemu m e r k a n t y l i z m o w i
w XVII wieku Holendrzy przeciwstawili ideę mare liberum H u g o n a G r o t i u s a .
Polityka laissez faire s f o r m u ł o w a n a przez Szkota A d a m a S m i t h a służyła do
przełamywania niemieckiego p r o t e k c j o n i z m u i ograniczeń amerykańskiej
polityki celnej przez Wielką Brytanię w XIX wieku. XX-wieczna idea walnej
przedsiębiorczości s t a n o w i ł a z kolei p r z e c i w i e ń s t w o z a r ó w n o sowieckiego
socjalizmu, jak i „ukrytego p r o t e k c j o n i z m u " j a p o ń s k i e g o .
Aspekt społeczno-kulturowy
Państwa hegemoniczne przodowały w świecie nie
tylko w dziedzinie polityki, gospodarki i poziomu
techniki. P o n a d t o , s p o ł e c z e ń s t w a tych p a ń s t w
stanowiły wzorce nowoczesności i „obrazy przy­
szłości" dla reszty świata. Każda epoka historyczna
posiada utrwalone w świadomości społecznej ste­
reotypy nowoczesności, oparte na cechach krajobra­
zów i społeczeństw stojących na najwyższym poziomie rozwoju. W XVII wieku,
kiedy każdy rok przynosił n o w e odkrycia geograficzne, dające p a ń s t w o m per­
spektywę nowych zdobyczy, a ludziom szansę przygody i wzbogacenia się, „ob­
razem przyszłości" i wzorcem nowoczesności był pełen statków amsterdamski
port z lasem masztów. Trzeba pamiętać, że w połowie XVII wieku co drugi okręt
pływający po morzach świata miał na maszcie flagę Zjednoczonych Prowincji. Po
dwustu latach, w okresie rewolucji przemysłowej, symbolem potęgi i nowocze­
sności był najeżony fabrycznymi kominami Manchester. Dzisiaj Manchester opi­
sywany jest jako jeden z ośrodków tradycyjnego przemysłu, mało wydajnego,
przynoszącego mierne rezultaty ekonomiczne i powodującego duże ilości pro­
duktów ubocznych w postaci zanieczyszczeń. Takie miasto dzisiaj nie jest już dla
nikogo przedmiotem marzeń ani celem migracji. Dzisiejszy symbol nowoczesno­
ści to krajobraz przedmieść Los Angeles lub San Francisco, z charakterystycz­
nym labiryntem dróg i osiedlami d o m ó w jednorodzinnych, opasanymi wężownicami wielopoziomowych autostrad. Jak wiadomo, to właśnie Kalifornia należy
dzisiaj do najlepiej prosperujących krajów, a jej gospodarka znana jest z najwyż­
szego na świecie poziomu zaawansowania technologicznego.
162
FRONDA 25/26
Społeczeństwa, które osiągnęły h e g e m o n i ę ekonomiczno-polityczną, były
też twórcami wzorców kulturowych i modeli nowoczesności akceptowanych
w całym świecie. Symbolem sukcesu kulturalnego XVII-wiecznych Niderlan­
d ó w jest rozwój n o w e g o stylu w malarstwie. Wiktoriańska Anglia dała światu
nowy rodzaj twórczości literackiej, jaką jest powieść. „Wizytówką" wpółczesnej Ameryki jest n a t o m i a s t kinematografia, która pełni rolę upowszechniania
„amerykańskiego stylu życia" w całym świecie („cocacolaryzacja").
Upadek
N i e u c h r o n n o ś ć u p a d k u m o c a r s t w h e g e m o n i c z n y c h wynika z samej ich
natury, jako p r o p a g a t o r ó w gospodarczego liberalizmu, k t ó r y jest przez i n n e
p a ń s t w a p r z e j m o w a n y i rozwijany. Polityka „ o t w a r t y c h drzwi", forsowana
przez dłuższy okres, p r o w a d z i ł a we wszystkich trzech p r z y p a d k a c h do uzy­
skania przewagi innych p a ń s t w w poszczególnych dziedzinach wytwórczości
i opanowywania rynku h e g e m o n ó w przez kapitał obcy. Zwykle towarzyszyła
t e m u coraz szersza kontestacja w z o r c ó w k u l t u r o w y c h r e p r e z e n t o w a n y c h
przez h e g e m o n a . Taylor p o d k r e ś l a znaczenie czynnika tkwiącego w m e n t a l ­
ności s p o ł e c z e ń s t w p a ń s t w h e g e m o n i c z n y c h . Tak zwany p o s t h e g e m o n i c z n y
uraz sprawiał, że zamiast korzystać z n a g r o m a d z o n e g o b o g a c t w a w celu dal­
szej ekspansji, h e g e m o n i starali się r e s t a u r o w a ć u t r a c o n ą pozycję p o p r z e z re­
zygnację z głoszonych wcześniej zasad liberalizmu (vide polityka rządu USA
w latach 90-tych w o b e c ekspansji gospodarczej J a p o n i i ) . Pierwsze oznaki
utraty h e g e m o n i i osłabiają, w e d ł u g Taylora, z d o l n o ś ć do realistycznej oceny
sytuacji, wpędzając h e g e m o n ó w w polityczną cul de sac.
Spojrzenie w przyszłość
Najbardziej interesujące z geograficznego p u n k t u widzenia są możliwe od­
powiedzi na pytanie o przyszłość światowego systemu polityczno-gospodar­
czego. Taylor rozwiewa nadzieje na o d b u d o w ę przez Stany Zjednoczone ich
pozycji sprzed 40 lat. Rozpad ZSRR stanowił eliminację j e d n e g o z możliwych
kandydatów na h e g e m o n a . Szans na h e g e m o n i ę nie daje też Taylor Japonii,
głównie z racji skali i przyczyn kulturowych. USA były o s t a t n i m h e g e m o n e m ,
a tym, co ma nastąpić po ich upadku, jest u l t r a h e g e m o n i a - sytuacja, w której
Z1MA-200 1
163
żadne p a ń s t w o nie osiągnie dominacji, a o a r c h i t e k t u r z e polityczno-gospodarczej świata decydować b ę d ą m i ę d z y n a r o d o w e korporacje i instytucje fi­
n a n s o w e . Rola p a ń s t w zostanie z r e d u k o w a n a , a najważniejszymi p u n k t a m i
na m a p i e b ę d ą wielkie m i a s t a - ośrodki ś w i a t o w e g o k a p i t a l i z m u (Nowy Jork,
Londyn, Tokio, Paryż, Los Angeles, Sao Paulo, Singapur) oraz okręgi przemy­
słu wysokiej techniki. Przejście od h e g e m o n i i p a ń s t w do u l t r a h e g e m o n i i
o ś r o d k ó w światowych i technopolii nie będzie p r o c e s e m ł a t w y m . Taylor
przewiduje kryzys (world impasse), przedstawiając s p o ł e c z n o - k u l t u r o w e im­
plikacje tego p r z e ł o m u . Wskazuje on n a w e t n i e u c h r o n n o ś ć u p a d k u nie tylko
k o n s u m e r y z m u (przypisywanego Ameryce, ale nie w i a d o m o dlaczego nie
Europie), ale kapitalizmu jako p o d s t a w y rozwoju gospodarczego, wskazując
na konieczności związane z ograniczonością z i e m s k i c h zasobów. Najbardziej
p r a w d o p o d o b n y scenariusz rozwoju świata to, w e d ł u g Taylora, eko-faszystowska wizja biologa G a r r e t t a H a r d i n a . N i e wydaje się o n a sprzeczna z kon­
cepcją u l t r a h e g e m o n i i . Jako alternatywę Taylor przytacza utopijny m o d e l
„głęboko ekologiczny", wymagający radykalnych i głębokich z m i a n w świa­
domości społecznej.
Oceny aktualnej sytuacji i p r o p o n o w a n e scenariusze rozwoju świata sta­
n o w i ą najbardziej
kontrowersyjną i
intrygującą część p o g l ą d ó w Taylora.
M o ż n a wykazać, że p o p e ł n i ł on w kilku kwestiach n i e k o n s e k w e n c j e oraz p o ­
minął n i e k t ó r e w a ż n e sprawy k o ń c a XX wieku. Po pierwsze, nie wiemy, jaki
rodzaj ekonomii zastąpi kapitalizm krytykowany za niszczenie przyrody. Ra­
dykalne ruchy ekologiczne nie sformułowały dotychczas żadnej spójnej alter­
natywy, jeśli wykluczyć z b a n k r u t o w a n e formy socjalizmu. Po drugie, nie
znajdujemy w książce odpowiedzi na pytanie, czy redukcji roli p a ń s t w na are­
nie międzynarodowej towarzyszyć ma p o d o b n a tendencja w polityce we­
wnętrznej, czy też, w myśl lewicowych ideologów, u m i ę d z y n a r o d o w i e n i e
i kosmopolityzm p o ł ą c z o n e z o s t a n ą ze w z r o s t e m e t a t y z m u . Po trzecie wresz­
cie, Taylor najwyraźniej u n i k a o d n i e s i e ń do kwestii demokracji. Zdaje się on
nie dostrzegać coraz częściej o s t a t n i o krytykowanych w a d t e g o „bożyszcza
XX wieku", opierając swoje projekcje na ekstrapolacji tendencji d ł u g o o k r e ­
sowych. M o ż n a przypuszczać, że p o m i n i ę c i e w k o ń c o w y c h rozdziałach p o d ­
stawowej cechy o s t a t n i e g o ś w i a t o w e g o h e g e m o n a wynikało z konieczności
zachowania political correctness. Czytelnik m o ż e o d n i e ś ć wrażenie, że w s p ó ł ­
czesny „ d e m o k r a t y c z n y socjalizm", feminizm i radykalny r u c h „ekologicz-
164
FRONDA 25/26
n y " , k t ó r e jakże często fałszywie oceniają s t o s u n e k człowieka do świata, j u ż
wygrały batalię w sferze polityki i całej kultury. Tymczasem m o ż e się n a w e t
okazać, że p r o p o n o w a n e przez Taylora e k o - s c e n a r i u s z e b ę d ą j e d y n i e m a ł o
znaczącymi szczegółami wielkiego p r o c e s u , który opisał S t a n i s ł a w Cat Mac­
kiewicz w książce „Herezje i P r a w d y " :
„W p o r z ą d k u h i s t o r y c z n y m leży s t o p n i o w e r o z s z e r z a n i e się władzy: naj­
pierw możnowładcy, p o t e m szlachta, p o t e m m i e s z c z a ń s t w o , p o t e m wszyscy.
Potem, jak w Rzymie, przychodzi kryzys, d y k t a t u r a , barbaria zalewa kraj
i wszystko zaczyna się od początku."
WITOLD WILCZYŃSKI
ZIMA-200 1
165
Nie odbyło się żadne oficjalne przekazanie władzy ze
strony państwa i Kościoła na rzecz społeczeństwa cy­
wilnego - a właściwie to odbył się taki obrzęd - trud­
no zaprzeczyć - kiedy ścięto Karola I, a następnie Lu­
dwika XVI.
PAŁAC, KOŚCIÓŁ
I SPOŁECZEŃSTWO
CYWILNE
TOMAS
MOLNAR
N a t e m a t wczesnej organizacji z a c h o d n i e g o s p o ł e c z e ń s t w a politycznego
istnieją z grubsza rzecz biorąc dwie n o w o c z e s n e t e o r i e . O b y d w i e b ł ą d z ą po
o m a c k u w m r o k a c h prehistorii, ale obie są do przyjęcia i pasują do tego, co
już wiemy w oparciu o racjonalne p r z e s ł a n k i . W e d l e jednej z h i p o t e z we
„wczesnych e p o k a c h " funkcje króla i arcykapłana n i e były r o z d z i e l o n e : król
(bądź wódz p l e m i e n i a itd.) był p o s t a c i ą całkowicie sakralną, stykającą się
b e z p o ś r e d n i o z boskością l u b z p a n t e o n e m bogów, a n a w e t s a m był czasami
czczony jako bóg. J e s t wiele śladów takiego s t a n u rzeczy czy też sytuacji
w a n n a ł a c h ludzkości, od C h i n po wybrzeże h i n d u s k i e g o M a l a b a r u i do sy­
tuacji I n k ó w w s t a r o ż y t n y m Peru. D r u g ą h i p o t e z ę w kołach n a u k o w y c h
przyjmuje się mniej c h ę t n i e , ale s t o p n i o w o zyskuje o n a zwolenników. Wysu­
nął ją w naszym stuleciu Georges D u m e z i l , który przy p o m o c y i n d o e u r o p e j skich odkryć archeologicznych, zabytków językowych i p o d a ń p r a g n ą ł u d o ­
wodnić, że s t r u k t u r a polityczna dzisiejszych n a r o d ó w europejskich, kiedy
stanowiły o n e „jedno p l e m i ę , " była trójdzielna: król i klasa wojowników, kla­
sa k a p ł a n ó w oraz klasa rzemieślników-chłopów-kupców, co dziś n a z y w a m y
s p o ł e c z e ń s t w e m cywilnym. Ale jeśli n a w e t przyjmiemy p i e r w s z ą teorię, to
166
FRONDA
25/26
i wówczas zabytki historyczne sugerują, że funkcje królewska i k a p ł a ń s k a
musiały rozdzielić się bardzo wcześnie (Egipt, M e z o p o t a m i a , H e l l a d a ) . Przy­
pomnijmy sobie, że obydwaj - król i arcykapłan - byli p o n a d m i a r ę obarcze­
ni zadaniami w społeczeństwie, w k t ó r y m ź r ó d ł e m władzy i jej j e d y n y m de­
pozytariuszem był a u t o r y t e t królewski, k a p ł a n ó w zaś, z trzech co najmniej
powodów, t r a k t o w a n o niezwykle p o w a ż n i e : dzięki swojej wiedzy ( a s t r o n o ­
mia, system irygacyjny) i s p r a w o w a n i u o b r z ę d ó w to oni g w a r a n t o w a l i prze­
trwanie w s p ó l n o t y i pokój z bogami, oni służyli jako urzędnicy i kanceliści
na dworze królewskim, w tym s a m y m c h a r a k t e r z e wreszcie ściągali podatki,
strzegli magazynów, kontrolowali zapasy żywności, projektowali b u d y n k i
publiczne i p o m n i k i .
Trójdzielny podział na funcje materialne, wojskowe i d u c h o w e istniał we
wszystkich częściach świata w ciągu całej znanej historii ludzkości i jest cen­
nym d o w o d e m na to, że s t r u k t u r a ta obowiązywała również w plemionach indoeuropejskich, a także poza o b s z a r e m Środko­
wego Wschodu.
N i e przeczą i s t n i e n i u
owej
podstawowej struktury rozmaite i n n e warianty:
w ó d z plemienia i szaman, faraon i w a r s t w a ka­
płanów, rzymscy konsulowie i kolegia kapłań­
skie, królowie hebrajscy i lewici oraz oczywiście
królowie chrześcijańscy bądź cesarze i Kościół
katolicki. Nie jest celem tego artykułu o m a w i a n i e
wszystkich tych o d m i a n z p u n k t u widzenia wza­
jemnych relacji - zależności bądź r ó w n o r z ę d n o ści - głównych bohaterów, jakkolwiek analiza ta­
ka w jakimś
innym
tekście
byłaby niezwykle
pożyteczna.
Ważne jest
natomiast, żeby krótko naszkicować tutaj funkcję owego trzeciego, wykonują­
cego p o d r z ę d n e profesje stanu, jak zwykło się określać chłopów, rzemieślni­
ków, górników, żeglarzy, sklepikarzy, poganiaczy karawan, pasterzy, h u r t o w n i ­
ków, bankierów. Jeśli króla wraz z w a r s t w ą wojowników i kastę k a p ł a n ó w
zawsze w ciągu historii u w a ż a n o za dwie o d r ę b n e instytucje, to w s p o m n i a n y
przed chwilą stan trzeci nigdy nie był za taki uznany, nigdy nie przypisywano
mu jakiejś wewnętrznej spójności czy funkcji, poza tym, że to był to „sektor
usług". Bez niego ustałoby życie całego społeczeństwa, a m i m o to nigdy nie
u z n a n o go za p o d m i o t mający p r a w o do odrębności i dysponujący politycznym
Z I M A 2001
167
znaczeniem. Ilekroć ów sektor u s ł u g bądź cywilne społeczeństwo - czy choć­
by jego część - czyniło próbę, żeby zorganizować się w k o h e r e n t n ą całość,
w grupę nacisku, która uświadamia sobie i pragnie realizować w ł a s n e intere­
sy, natychmiast dwie pozostałe instytucje czy klasy społeczne przeciwko nie­
mu występowały, albo przynajmniej oznajmiały m u , że jest od nich zależne,
i że to one mają władzę oraz autorytet.
Ale sytuacja w ż a d n y m razie nie była statyczna. O w ą trójdzielną s t r u k t u ­
rę cechował d y n a m i z m , p o d w z g l ę d e m politycznym i i n t e l e k t u a l n y m s t a n o ­
wiła ona przygotowanie do nadejścia świata z a c h o d n i e g o . To, co przedstawi­
liśmy powyżej, o d n o s i się nie tylko do Z a c h o d u , lecz i do innych r e g i o n ó w
z wyjątkiem i m p e r i ó w ś r o d k o w o - w s c h o d n i c h , p l e m i o n afrykańskich, preko­
lumbijskiej Ameryki i s t e p ó w azjatyckich. Tam s y s t e m trójpodziału był
sztywny i taki p o z o s t a ł ,
z w ł a s z c z a jeśli
chodzi
o „trzeci s t a n " , o s p o ł e c z e ń s t w o cywilne. To skłania
do wniosku, że mobilność s p o ł e c z e ń s t w pre-zachodnich i zachodnich, szczególnie zaś chrześcijańskich,
była tym, co u m o ż l i w i ł o pałacowi k r ó l e w s k i e m u ,
Kościołowi i cywilnemu s p o ł e c z e ń s t w u , jako głów­
n y m a k t o r o m , o d e g r a n i e przypisanej im roli i stwo­
rzenie historii w z a c h o d n i m znaczeniu t e g o słowa.
Przesłanki takiego rozwoju znajdujemy w oczywi­
stych konfliktach między k r ó l e m i p a p i e ż e m , między
w ł a d z ą świecką i d u c h o w n ą . P o d o b n y rozdźwięk
m o ż n a zaobserwować we wczesnych stadiach rozwoju kilku n a r o d ó w z in­
nych regionów, jakkolwiek m a m y n a t o jedynie p o ś r e d n i e dowody. J e d n y m
z nich jest na przykład pojawienie się w k r ó l e s t w a c h hebrajskich o b o k lewi­
t ó w także proroków, którzy nigdy nie przestali krytykować obyczajów i poli­
tyki władców. W preklasycznym okresie Hellady ówczesny król, basileus,
z n ó w jest wyposażony w funkcję k a p ł a ń s k ą ( m a p r a w o składać ofiary). O sa­
mej formie przejęcia władzy w i e m y niewiele. Dzięki t e m u j e d n a k t e n , k t o
sprawował w ł a d z ę polityczną, z a p e w n e tyrannos, skupiał w swoich rękach
pełnię władzy i jedynie jej o k r u c h y p o z o s t a w i a ł s t a n o w i k a p ł a ń s k i e m u . Po
p e w n y m czasie r ó w n i e ż w Rzymie o d d z i e l o n o od funkcji politycznej funkcję
pontifexa maximusa, ażeby n a s t ę p n i e , w czasach cesarstwa, p o n o w n i e p e ł n i ł tę
godność religijną najjaśniejszy boski Cezar.
Igg
FRONDA 25/26
Mówiliśmy o r o z ł a m i e między k r ó l e m i s t a n e m k a p ł a ń s k i m , oraz widzie­
liśmy, jak to się u k ł a d a ł o w Judei, Helladzie i w Rzymie. Tymczasem na przy­
kład w Egipcie - przynajmniej n o m i n a l n i e - kapłani pozostali p o d d a n y m i fa­
raona do końca długiej i pełnej konfliktów historii t e g o kraju. R o z ł a m stał się
faktem i został zdefiniowany, kiedy J e z u s C h r y s t u s wyrzekł słowa: Oddajcie
Cezarowi, co cesarskie, a Bogu, co boskie. Węzeł gordyjski został w t e n spo­
sób przecięty i m o ż n a uznać, że n o w o c z e s n ą historię zapoczątkowały te wła­
śnie słowa. Jest również oczywiste, że s ł o w a te miały sens nie tylko religij­
ny, lecz oznaczały z a r a z e m rozwiązanie p r o b l e m u politycznego, o d k ł a d a n e g o
przez p r a w o w i t ą w ł a d z ę od d a w n a . N i e ulega wątpliwości, że w ł a d z ę zawsze
się sakralizuje, ale istnieje zasadnicza i o g r o m n a różnica m i ę d z y władzą, k t ó ­
ra o b o k wpływu na interesy i ś w i a d o m o ś ć obywateli sprawuje r ó w n o c z e ś n i e
rząd dusz, a tą, która ma do t e g o k o n k u r e n t ó w , k t ó r a m u s i się liczyć z insty­
tucją r ó w n ą jej władzą. (Później zobaczymy, jaką o d p o w i e d ź na t e n nie­
z m i e n n y dylemat Z a c h o d u , d y l e m a t p o d z i a ł u władzy, daje liberalizm, a jaką
systemy t o t a l i t a r n e ) .
„Postaci b o h a t e r ó w " stoją na scenie - poddajmy teraz analizie ich wzajem­
ne relacje w dziejach zachodniego chrześcijaństwa. Słowa C h r y s t u s a nie dały
praktycznej wskazówki, jak rozstrzygnąć kwestię „kto będzie rządził?". Konstantyński sojusz p a ń s t w a i Kościoła n a s u n ą ł n o w e wątpliwości. Czy Kościół
powinien być wdzięczny i p o w i n i e n się p o d p o r z ą d k o w a ć problematycznej
koncepcji tych cesarzy, którzy chcą postawić i m p e r i u m na nogi poprzez d o z o ­
wanie mu żywotnej i dynamicznej religii? Czy też ma na n o w o określić swo­
je stosunki z p a ń s t w e m , jak to usiłował zrobić papież Gelazjusz, stosując dok­
trynę dwóch mieczy? I n t e r p r e t o w a ł ją w t e n sposób, że sfera d u c h o w a
i świecka, władza papieska i cesarska to dwie o d r ę b n e , ale współpracujące
dziedziny, jednocześnie - powołując się na odpowiedzialność papieża za zba­
wienie duszy cesarza - sformułował pogląd o papieskiej supremacji. Biskup
Mediolanu Ambroży, już na sto lat p r z e d jej ogłoszeniem, zastosował tę dok­
trynę w praktyce, kiedy to przeciwstawił się cesarzowi Teodozjuszowi i zaka­
zał mu w s t ę p u do kościoła z p o w o d u m a s o w e g o m o r d u w Thessalonikach.
Ambroży, Gelazjusz i sprawujący po n i m u r z ą d papieski biskupi z m u s z e ­
ni byli wytrwale b r o n i ć niezależności Kościoła w o b e c nigdy nie przemijającej
skłonności p a ń s t w a do ingerencji w jego k o m p e t e n c j e . (Szczególnie wyraź­
nie widać to było tysiąc lat później, w trakcie reformacji). Również CesarZIMA-200 1
169
stwo W s c h o d n i o r z y m s k i e m i a ł o p o w o d y do skarg na Kościół, k t ó r e g o liczni
czołowi przedstawiciele nie byli s k ł o n n i u z n a ć politycznych i n t e r e s ó w i m p e ­
rium, osaczonego przez d w a ś m i e r t e l n e n i e b e z p i e c z e ń s t w a : p l e m i o n a ger­
m a ń s k i e i ekspansywny islam. W roku 800 p r z y w r ó c o n o na p e w i e n czas rów­
n o w a g ę w d u c h u rozwiązań Gelazjusza. Wówczas, używając terminologii
politycznej, pojawił się na scenie n o w y a k t o r - Frankowie. Papież ograniczył
swoją zależność od rezydującego w K o n s t a n t y n o p o l u cesarza w taki s p o s ó b ,
że w noc Bożego N a r o d z e n i a k o r o n o w a ł w Rzymie Karola Wielkiego, r ó w n o ­
cześnie j e d n a k zasiał ziarno n o w y c h konfliktów m i ę d z y Kościołem i e u r o p e j ­
skimi władcami, konfliktów, k t ó r e ciągnęły się aż do p a n o w a n i a N a p o l e o n a ,
a n a w e t w gruncie rzeczy do naszych czasów.
Nie miejsce tu na u b o l e w a n i e z p o w o d u owych konfliktów. Trzeba n a t o ­
miast podkreślić, że w s p ó ł p r a c a m i ę d z y Kościołem i p a ń s t w e m była m i m o
wszystko k o n t y n u o w a n a , p o n i e w a ż ich w s p ó l n e interesy były co najmniej
tak s a m o ważne, jak istniejące m i ę d z y n i m i konflikty, k t ó r e często prowadzi­
ły do utarczek, a nierzadko i wojen. Słowa C h r y s t u s a m o ż n a było i n t e r p r e t o ­
wać na różne sposoby, a p a ń s t w o też m i a ł o a r g u m e n t y : p o n i e w a ż jest insty­
tucją znacznie starszą niż Kościół, swoją w ł a d z ę wywodzi b e z p o ś r e d n i o od
Boga (nauki św. Pawła), w n a r o d z i e zaś m o ż e istnieć tylko j e d n a w ł a d z a . Po­
czynając od wieku XI królowie i cesarze coraz chętniej słuchali swoich praw­
ników, których o p a r t a na prawie r z y m s k i m ( p o g a ń s k i m ) n a u k a sięgała ko­
rzeniami głębiej niż p r a w o kościelne. O n i d y s p o n o w a l i a r g u m e n t a m i n a
rzecz świeckiej władzy króla, w y m i e r z o n y m i w tezy papieża i biskupów.
( Z d a n i e m niektórych h i s t o r y k ó w owi k o n t y n u a t o r z y p r a w a rzymskiego p o ­
łożyli podwaliny p o d takie, o p a r ę w i e k ó w późniejsze, zjawiska jak r z y m s k a
orientacja h u m a n i z m u i pociąg r e n e s a n s u do p o g a ń s t w a ) . Należy j e d n a k
podkreślić, że te konflikty nie przeszkodziły współpracy, p o n i e w a ż z a r ó w n o
Kościół jak i p a ń s t w o p o t r z e b o w a ł y n a d e wszystko w s p ó l n e g o frontu do wal­
ki z n i e m o r a l n y m p o s t ę p o w a n i e m wiernych, b r a k i e m dyscypliny obywateli
i n i e d o s t a t k i e m c n ó t obywatelskich, czyli ze zwykłymi, p o w s z e d n i m i s k ł o n ­
nościami każdego człowieka w każdej epoce.
M ó w i m y tu o s p o ł e c z e ń s t w i e cywilnym. M a ł o oględnie m o ż n a by stwier­
dzić, że tak jak dla osobistości kościelnych i u r z ę d n i k ó w p a ń s t w o w y c h p o k u ­
sę stanowił bliski d o s t ę p do władzy i płynące stąd możliwości nadużyć, to
członków s p o ł e c z e ń s t w a cywilnego wystawiała na p r ó b ę ich c o d z i e n n a dzia-
170
FRONDA 25/26
łalność. Nie tylko instytucje świeckie i kościelne, lecz r ó w n i e ż p o s p o l i t e
transakcje, po których m o ż n a spodziewać się korzyści m a t e r i a l n y c h i pienię­
dzy, stwarzają do nadużyć pole o g r o m n e . Uciekając się do u p r o s z c z o n e g o
sformułowania m o ż n a powiedzieć, że p a ń s t w o i Kościół nigdy nie ufały
wszystkim tym s p o n t a n i c z n y m d z i a ł a n i o m na rynku, p o g m a t w a n y m miliar­
d o w y m i n t e r e s o m , zachłanności, okazjom do niemoral­
nego postępowania. W każdej epoce byliśmy przychylni
zwierzchnictwu tych instytucji nad s p o ł e c z e ń s t w e m cy­
wilnym, również obecnie, kiedy czytamy papieskie en­
cykliki. Ponadto Kościół i p a ń s t w o miały j a s n o określo­
ne
ramy
i
struktury,
tymczasem
społeczeństwo
cywilne zgodnie ze swoją n a t u r ą nigdy nie m o g ł o być
p o s t r z e g a n e jako instytucja, a jego dążenia zawsze wy­
kraczały poza zakreślone wcześniej granice. W świecie
tradycjonalistycznym, k t ó r e g o nie objął w p ł y w Z a c h o ­
du, nie d o p u s z c z o n o do przekroczenia tych barier, dla­
tego s p o ł e c z e ń s t w o cywilne p o z o s t a ł o t a m zależne od woli i z a m i a r ó w o b u
tych instytucji. Na Zachodzie p a ń s t w o i Kościół pozwoliły na z n a c z n ą nieza­
leżność i s w o b o d ę działania s p o ł e c z e ń s t w a cywilnego, s t o p n i o w o na coraz
większą, co m o ż n a prześledzić na przykładzie h a n d l u , który z s e z o n o w y c h
rynków w pierwszej p o ł o w i e średniowiecza zaopatrywanych przez k u p c ó w
żydowskich i syryjskich rozwinął się, poczynając od wieku XI w h a n d e l na
wielką skalę p r o w a d z o n y przez flamandzkie i w ł o s k i e m i a s t a p o r t o w e , An­
twerpię, Wenecję i G e n u ę .
Nie trzeba dodawać, że członkowie s p o ł e c z e ń s t w a cywilnego byli takimi
samymi szczerymi (bądź o b ł u d n y m i ) chrześcijanami i t a k i m i s a m y m i lojal­
nymi obywatelami, jak członkowie d w ó c h rządzących instytucji. I jedynie d o ­
w o d e m uniwersalności Kościoła i p a ń s t w a jest fakt, że obydwa współdziała­
ły w t w o r z e n i u takich instytucji „obywatelskich" jak cechy czy korporacje,
bez względu na to, czy c h o d z i ł o o r z e m i o s ł o czy o ś w i a t ę . Rzeźnicy, piekarze
i wytwórcy świeczników wraz ze swoimi k a p ł a n a m i należeli do tej samej or­
ganizacji religijnej co paryskie, oksfordzkie czy bolońskie korporacje z w a n e
u n i w e r s y t e t a m i . P a ń s t w o i Kościół zaznaczały swoją obecność, zależnie od
okoliczności łagodnie lub s u r o w o , w ż a d n y m zaś razie despotycznie, na ży­
ciu z a w o d o w y m obywateli, tworząc w t e n s p o s ó b p e w n ą r ó w n o w a g ę . Dzisiaj
ZIMA-200 1
171
nad b r a k i e m tej równowagi m o ż e m y ubolewać, n a w e t jeśli w i d z i m y jej licz­
ne wady.
Faktem jest, że między wiekiem XI a XV, p o t e m zaś w jeszcze większym
stopniu, jesteśmy świadkami takiego rozwoju społeczeństwa cywilnego, jaki
w innych cywilizacjach byłby nie do pomyślenia. W z r o s t t e n m i e r z o n y jest je­
go coraz większym r o z c z ł o n k o w a n i e m i oczywiście jego siłą. Społeczeństwo
cywilne bardzo sprytnie wykorzystało konflikty między Kościołem i pań­
s t w e m . Na ogół t r z y m a ł o s t r o n ę króla, który walczył przeciwko w r o g i m
mieszczaństwu feudalnym p a n o m i przeciwko pełniącym tę s a m ą rolę bisku­
p o m . Królewscy prawnicy, wiernie strzegący jego władzy, wywodzili się prze­
ważnie ze s t a n u mieszczańskiego. A z a t e m urzędnicy
królewskiej administracji - gdzie to tylko było możliwe
- u t r u d n i a l i szlachcie d o s t ę p do władzy. Rosnąca p o t ę ­
ga m i e s z c z a ń s t w a n a w e t dziś widoczna jest w architek­
turze każdego starego europejskiego miasta. O b o k cu­
downych kościołów praskich, florenckich, genewskich
i innych spotykamy w s p a n i a ł e ratusze, p r y w a t n e pała­
ce k u p c ó w (w Brukseli, Florencji, Brugii, Frankfurcie),
które stanowiły konkurencję dla z a m k ó w znanych ro­
d ó w szlacheckich, dla feudalnych twierdz, a n a w e t dla
królewskich i biskupich rezydencji. To, co powiedzieli­
śmy o budownictwie, dotyczy całej dziedziny, k t ó r ą nazywamy s z t u k ą miesz­
czańską bądź sztuką trzeciego s t a n u . Mieszczanin na każdym p o l u stawał do
współzawodnictwa z człowiekiem d w o r u : tak s a m o kazał się p o r t r e t o w a ć , ku­
pował relikwie, trzymał w sakiewce drogie kamienie, posiadał k o s z t o w n e m o ­
dlitewniki, finansował p e ł n e przepychu pogrzeby.
To jedynie z e w n ę t r z n e oznaki jego siły i rosnącego a u t o r y t e t u , a chodzi­
ło o n i e p o r ó w n a n i e więcej. Niesłychanie r o z b u d o w a n a sieć h a n d l u , przemy­
słu i b a n k ó w w z m a c n i a ł a polityczne wpływy mieszczan. Pożyczali o n i pienią­
dze dworowi p a p i e s k i e m u i cesarskiemu, finansowali wielkie z a m o r s k i e
wyprawy, mieli do dyspozycji całą flotę, co p o z w a l a ł o im na realizację takich,
przynoszących krociowe zyski, przedsięwzięć. Zakładali klasztory, s p o n s o r o ­
wali wydawanie książek, mieli swój udział w n o w y c h r u c h a c h religijnych,
w wojnach i wyprawach krzyżowych przeciwko T u r k o m . D y s p o n o w a l i n a w e t
czymś w rodzaju ideologii. Ta n a r o d z i ł a się w XIV wieku - nie jest n i e p o d z i a n -
172
FRONDA 25/26
ką, że s t a ł o się to w czasie, gdy Kościół p r z e c h o d z i ł serię kryzysów w n a s t ę p ­
stwie walk, jakie toczył przeciwko rosnącej w siłę władzy królewskiej. I kie­
dy w końcu król okazał się w tych walkach zwycięzcą, w a r s t w ę m i e s z c z a ń s k ą
znajdujemy u jego boku. Idee Marsyliusza z Padwy, k t ó r e g o z p o w o d z e n i e m
m o ż e m y uznać za ucznia Williama O c k h a m a , filozofa nominalisty, były jesz­
cze u b r a n e w retorykę religii i doktryny, ale w t a m t e j epoce, w p o ł o w i e XIV
wieku, brzmiały zuchwale rewolucyjnie w tym, co m ó w i ł y na t e m a t władzy
mieszczaństwa. Z p u n k t u w i d z e n i a i n t e r e s ó w mieszczan, przyniosły korzy­
ści o g r o m n e , choć na razie t e o r e t y c z n e : udział m i e s z c z a n w radach, u m o c ­
nienie władzy cesarskiej k o s z t e m kościelnej, s p r o w a d z e n i e roli p a p i e ż a do
roli urzędnika! D o k t r y n a Gelazjusza z o s t a ł a p r a w i e z u p e ł n i e z a p o m n i a n a .
* * *
Ideologia społeczeństwa cywilnego była w ó w c z a s daleka od wykrystalizo­
wania, p o w i n n i ś m y j e d n a k w tym miejscu o m ó w i ć decydującą rolę, jaka przy­
padła jej do odegrania we wspólnocie p a ń s t w europejskich, zjednoczonych
jeszcze, przynajmniej n o m i n a l n i e , w wierze chrześcijańskiej. Po raz pierwszy
doszło do tego w wieku XVI-XVII. Jest oczywiste, że z a r ó w n o Kościół jak
i p a ń s t w o miały „ideologię"dobrze wyartykułowaną i d o p r a c o w a n ą w szcze­
gółach. W przypadku Kościoła była to przecież chrześcijańska d o g m a t y k a
i zbiór doktryn, wspaniała konstrukcja p r a w a kościelnego i etyki, k t ó r a w c h ł o ­
nęła to, co najlepsze z helleńskiej filozofii i rzymskiego prawa. Nie ma potrze­
by mówić o tym tutaj szczegółowo. Podobnie p a ń s t w o , k t ó r e m o g ł o się
oprzeć na prawie r z y m s k i m i prawie n a t u r a l n y m , na dawnych obyczajach ple­
miennych i dawnej filozofii. Po szczegóły z n ó w sięgnijmy do obszernej litera­
tury p r z e d m i o t u - sztuki kierowania p a ń s t w e m , prawa, polityki finansowej
i „mądrości n a r o d ó w " . Burżuazja s t a n ę ł a w o b e c niewygodnej sytuacji polega­
jącej na tym, że nie m o g ł a się o d w o ł a ć do własnej teorii politycznej, nie była
w stanie wesprzeć w t e n s p o s ó b swojej władzy ani interesów. Polityczne filo­
zofie minionych epok prześlizgiwały się po obcych sobie p r o b l e m a c h , p o m i ­
jały takie tematy jak s t o s u n e k p a ń s t w a i Kościoła. Polityka Arystotelesa zaczy­
na
się
od
kwestii
gospodarstwa
domowego,
ale
w znamienny
sposób
stwierdza tylko tę prawdę, że życie m i a s t a - p a ń s t w a podlega z u p e ł n i e i n n y m
r e g u ł o m i wymaga przemyślenia. N a w e t ó w c z e s n a literatura polityczna nie
ZIMA-2001
173
przejmowała się interesami mieszczan. Z a m i a s t tego Machiavelli, Jean Bodin
i angielscy prawnicy dywagowali, w jaki s p o s ó b n o w y Książę ma objąć s t a n o ­
wisko przywódcy pewnej dobrze zorganizowanej wspólnoty. Interesy miesz­
czańskie brała p o d uwagę jedynie taka literatura, której twórcy wyrażali swo­
je myśli w sposób pośredni, zawoalowany, ukryci w k o s t i u m i e h u m a n i s t y .
Jedynie p r o t e s t a n t y z m stworzył literaturę polityczną, w której otwarcie
przedstawiano interesy i ideologiczną s t r u k t u r ę społeczeństwa cywilnego, ale
nawet t a m od rozważań filozoficznych należy oddzielić część, k t ó r a jest o w ą
n o w ą d o k t r y n ą polityczną - jak w przypadku H o b b e s a i Spinozy.
Biorąc to wszystko p o d u w a g ę i p a t r z ą c w s t e c z m o ż e m y stwierdzić, że
s p o ł e c z e ń s t w o cywilne p o t r z e b o w a ł o własnej ideologii. Była mu o n a nie­
zbędna, żeby po pierwsze o b u d z i ł a się w n i m ś w i a d o m o ś ć , po drugie żeby
m o g ł o stać się r ó w n e s w o i m o d w i e c z n y m k o n k u r e n t o m , p a ń s t w u i Kościo­
łowi, a w końcu żeby stworzyło w ł a s n ą - o czym w tej epoce, rzecz jasna, na­
wet nie śniło - h e g e m o n i ę . A z a t e m o s t a t n i e cztery stulecia rysują się jako
okres s t o p n i o w e g o b u d o w a n i a politycznej h e g e m o n i i s p o ł e c z e ń s t w a cywil­
nego, jako historyczny początek. P o w i e d z m y jasno, n o w o c z e s n a h i s t o r i a to
dzieje u m a c n i a n i a się h e g e m o n i c z n e j pozycji s p o ł e c z e ń s t w a cywilnego w ł o ­
nie zachodnich nacji.
To, co tu uprawiamy, nie jest identyczne z tym, co R a n k ę u w a ż a ł za hi­
storiografię: „opowiedzieć to, co się n a p r a w d ę z d a r z y ł o " . N i e m o ż e m y sobie
więcej rościć pretensji, że j e s t e ś m y w p o s i a d a n i u wszystkich p a r a m e t r ó w
wydarzeń. C o d z i e n n i e powstają n o w e dyscypliny, k t ó r e stają się n a u k a m i p o ­
mocniczymi w s t u d i o w a n i u historii: archeologia, antropologia, b a d a n i a n a d
m i t a m i , wierzeniami, archaicznymi r z e m i o s ł a m i itd. To, co tu proponujemy,
to p e w n a hipoteza: wydaje się, że z d o b ę d z i e m y n o w ą m o ż l i w o ś ć r o z u m i e n i a
teraźniejszości, jeśli u p o r z ą d k u j e m y zjawiska w p e w i e n określony s p o s ó b .
Uwzględnienie trójpodziału s p o ł e c z e ń s t w a - co zalecała filozofia helleńska pozwala uchwycić te zjawiska, czyni je racjonalnymi i wiarygodnymi. Oczy­
wiście są i tacy, którzy atakują tę h i p o t e z ę u s a m y c h p o d s t a w . Na przykład
a n t r o p o l o g Pierre Clastres, który badał tubylców w Brazylii, stwierdził, że to
plemię
(według naszej terminologii „ s p o ł e c z e ń s t w o cywilne")
decyduje
o wspólnych sprawach, to jego decyzje obligują w o d z a i to o n o posyła do
walki wojowników, którzy w ż a d n y m razie nie t w o r z ą o d r ę b n e j w a r s t w y i nie
zależą od w o d z a (wedle naszych kategorii „ k r ó l a " ) . N i e t r z e b a dodawać, jak
174
FRONDA 25/26
bardzo t e n opis jest sprzeczny na przykład z tym, co znajdujemy na t e m a t
owych s t o s u n k ó w w Iliadzie.
Uczyliśmy się od Marksa, lecz i od myślicieli p r z e d M a r k s e m , że jeżeli ja­
kaś klasa społeczna posiądzie s a m o ś w i a d o m o ś ć , u ś w i a d o m i sobie swoje in­
teresy, swoją w e w n ę t r z n ą solidarność i swoją siłę, to wszczyna walkę prze­
ciwko i n n y m klasom, k t ó r e - z jej p u n k t u w i d z e n i a - h a m u j ą jej rozwój.
Marks znalazł na p e w n y m etapie związek m i ę d z y s a m o ś w i a d o m o ś c i ą klasy
a s y s t e m e m gospodarczym. Jakkolwiek jest to e l e m e n t d y n a m i k i społecznej,
t o stanowi wyłącznie j e d e n p u n k t widzenia. N a s z y m z d a n i e m , samoświado­
m o ś ć tej potężnej j e d n o s t k i jak s p o ł e c z e ń s t w o cy­
wilne, kształtuje się p o d w p ł y w e m wielu czynników.
Są nimi literatura, reakcje psychologiczne, n p . u p o ­
korzenia d o z n a n e od wyższych klas, p r a g n i e n i e na­
śladowania ich (mimesis), parcie gospodarki do wła­
dzy i jeszcze wiele innych. Jest w k a ż d y m razie
p o ś r ó d tych czynników zawiść i złość, d ł u g a tradycja
podległości.
Dla s p o ł e c z e ń s t w a c y w i l n e g o b y ł o
oczywiste, że jako własny sukces i znak swojego
przyszłego p a n o w a n i a interpretuje takie, stanowiące
wstrząs dla całej epoki historycznej, wydarzenia, jak
s p o w o d o w a n y przez reformację r o z ł a m Kościoła, k r u c h o ś ć władzy p o c h o ­
dzącej z „bożego n a d a n i a " i, w końcu, choć nie na końcu, t r i u m f n a u k i i prze­
mysłu. Nie było świadomej decyzji o z m i a n i e przebiegu historii, p o n i e w a ż
ludzie w swojej m a s i e są p r z e d e w s z y s t k i m k o n s e r w a t y w n i i nie b a r d z o ak­
ceptują rzeczy sprzeczne ze s w o i m i zwyczajami oraz s p o s o b e m myślenia. By­
ły raczej sygnały, że czasy się zmieniają, sygnały, k t ó r e w k o ń c u przybrały
kształt filozofii i okazały się wyjątkowo m o c n y m t a r a n e m w s z t u r m i e na p o ­
tężnych rywali - p a ń s t w o i Kościół. A o t o kilka s p o ś r ó d owych sygnałów: je­
śli przyjąć, że Bóg jest związany p r a w a m i s t w i e r d z o n y m i przez n a u k ę , to na
p e w n o tak s a m o jest z k r ó l e m i z każdą i n n ą władzą; skoro Biblia jest histo­
rią zawierającą jedynie n a u k i m o r a l n e (Spinoza), to dlaczego sądzi się, że obyczajne s p o ł e c z e ń s t w o nie m o ż e istnieć bez religii, gdy t y m c z a s e m odkryte
n i e d a w n o ludy p r o w a d z ą n o r m a l n e życie bez Kościoła, czy będzie to w cywi­
lizowanych Chinach czy w puszczy brazylijskiej? (W tym spostrzeżeniu tkwił
błąd, ponieważ wszystkie ludy mają swoją religię, tylko religie te w r ó ż n y m
ZIMA2001
175
stopniu odbiegają od chrześcijaństwa). Skoro istnieją takie o g r o m n e różnice
między sposobami zorganizowania bytu wspólnoty, to dlaczego nie szukamy
„człowieka naturalnego", szlachetnego dzikiego człowieka, który na p e w n o jest
cnotliwy, ponieważ cywilizacja i instytucje jeszcze go nie zepsuły? Innymi sło­
wy: czy m o ż n a zbudować nowy świat bez królów i szlachciców, bez kapłanów
i religijnych autorytetów, opierając go na prostych mieszczańskich cnotach?
Były w ś r ó d owych sygnałów takie, k t ó r e utwierdziły s p o ł e c z e ń s t w o cy­
wilne w zaufaniu do s a m e g o siebie, i k t ó r e filozofów, takich jak Mandeville,
Monteskiusz, A d a m S m i t h i wielu innych w XVII wieku, z d o p i n g o w a ł y do
u s y s t e m a t y z o w a n i a tych myśli. To oni stali się czołowymi ideologami n o w o ­
czesności, oni uzasadniali wiarę w p o s t ę p i mieli jego ś w i a d o m ą wizję, oni
głosili, że s p o ł e c z e ń s t w o cywilne wyemancypuje
się, zrzuci kajdany, w jakie jego n a t u r a l n y dyna­
m i z m zakuły dwie pasożytnicze instytucje. G ł ó w n ą
myślą, p a l i w e m n a p ę d o w y m m a c h i n y społecznej
było zwycięstwo n a d Kościołem i p a ń s t w e m , ich
zneutralizowanie
(radykałowie
mówili
nawet
o u s u n i ę c i u ) p o p r z e z ich rozdzielenie. Używając
późniejszego sformułowania, c h o d z i ł o o to, żeby
położyć kres „sojuszowi t r o n u z o ł t a r z e m " .
S p o ł e c z e ń s t w o cywilne p o p r z e z politykę i kon­
k r e t n e działanie zaczęło realizować to, co filozofowie burżuazji zawarli w teorii. Nie w drodze spisku: h i s t o r i a nie jest serią spi­
sków. Jest nią jedynie w oczach tych, którzy są zbyt leniwi, żeby myśleć,
którzy nie kwapią się przyjąć do w i a d o m o ś c i , że to splot t e o r e t y c z n e g o my­
ślenia i praktycznego działania jest tym, dzięki c z e m u ludzkość w p r a w i a
w ruch historię. W skrócie: hugenoci, wolnomyśliciele, neo-epikurejscy m a ­
terialiści itd. wcale nie musieli m i ę d z y s o b ą zawierać umowy, żeby p o r o z u ­
mieć się co do tego, że stary ster zbutwiał. N o w i moraliści - a w ś r ó d nich
najważniejszy, wyrosły na h u g e n o c k i c h teoriach Mandeville - pisali o tym,
jak to prywatne grzechy obracają się w pożyteczne dla ogółu z a c h o w a n i a spo­
łeczne. M o n t e s k i u s z i Kant uważali, że burżuazyjny p r z e m y s ł neguje istnie­
nie władzy królewskiej i że traktujące t r z e ź w o sprawy finansowe, n a s t a w i o ­
ne antywojennie republiki burżuazyjne to organizmy, k t ó r e zapewnią, ład
społeczny w p a ń s t w i e i pokój między n a r o d a m i . A d a m Smith, p e ł e n o b a w
176
FRONDA 25/26
z p o w o d u gospodarczej konkurencji, k t ó r ą przewidział i teoretycznie a p r o b o ­
wał, wygłaszał kazania o p o t r z e b i e u c z u ć m o r a l n y c h i o roli w e w n ę t r z n e g o
cenzora w walce z n i e u m i a r k o w a n i e m . Mówiący o społecznej n a t u r z e czło­
wieka, odrzucający z a r ó w n o n a u k i klasyczne jak i chrześcijańskie T h o m a s
H o b b e s , który swoją filozofię oparł na s t r a c h u człowieka p r z e d jego towarzy­
szami, pragnął takiego ładu społecznego, który byłby o p a r t y na u m o w i e spo­
łecznej właścicieli i g w a r a n t o w a n y przez religię króla, bez względu na to, czy
byłaby to religia S t u a r t ó w czy Cromwella. Pierre Bayle, Spinoza, Locke, Les­
sing wierzyli w „religię n a t u r a l n ą " , bez dogmatów, liturgii i m i t u , będącą od­
p o w i e d n i k i e m wiary, k t ó r ą podzielać m o ż e cała ludzkość, jakiegoś w y z n a n i a
racjonalnego.
Tyle o owej w o l n o rodzącej się doktrynie, k t ó r ą n a z w a l i ś m y „ideologią
burżuazyjną", a k t ó r ą myśliciele, propagandyści, politycy, b a r d z o często księ­
ża - rzecznicy n o w e g o ładu - r e a s u m o w a l i , systematyzowali i popierali. ( N a
marginesie pozwolę sobie zauważyć, że jeśli chodzi o skład o w e g o g r e m i u m ,
to niewiele się on różnił od rzeczników najnowszego ładu m o r a l n e g o ) . Tym­
czasem w y d a w a ł o się, że wydarzenia p o t w i e r d z ą to, co głosili teoretycy.
W czasie d y k t a t u r y 01ivera C r o m w e l l a w latach 1640-1660, n a s t ę p n i e zaś za
Robespierre'a, d w a wieki t e m u , n i e o m a l każda zmiana, jaka się dokonywała,
przynosiła korzyść m i e s z c z a ń s t w u , klasie finansowej i p r z e m y s ł o w e j . Ponie­
waż w o b u przypadkach skończyło się restauracją m o n a r c h i i , nie były to peł­
ne zwycięstwa. A jednak, za C r o m w e l l a w Anglii, p o t e m zaś za N a p o l e o n a
we Francji żądania burżuazji skonsolidowały się, a jej poglądy z a p a n o w a ł y na
takich obszarach jak s t r u k t u r a gospodarki, działalność h a n d l o w a i przemy­
słowa, oświata, reformy polityczne i rozdział religii - przynajmniej wyrażo­
ny w doktrynie - od p a ń s t w a i od najważniejszych sfer życia s p o ł e c z e ń s t w a
cywilnego. Bez niewygodnego, lecz n i e z b ę d n e g o sojusznika, bez religii, pań­
stwo zaczęło dryfować, częściowo z p o w o d u swojej z u p e ł n e j desakralizacji,
częściowo zaś dlatego, że znalazło się w sytuacji p r z y m u s u decyzyjnego jednakże bez a u t o r y t e t u czy władzy - w o b e c jak dziś m ó w i m y : sekt, a co my
nazwaliśmy ideologią zastępującą religię. Jego niewygodny, acz n i e z b ę d n y
sojusznik, Kościół, bez władzy p a ń s t w o w e j , zszedł jedynie do p o z i o m u gru­
py nacisku w łonie s p o ł e c z e ń s t w a cywilnego, i nie o b r o n i ł się p r z e d n o w y m
h e g e m o n e m , p o n i e w a ż on też p o d p i s a ł „ u m o w ę s p o ł e c z n ą " r a z e m z niezli­
czonymi innymi g r u p a m i i n t e r e s u .
ZIMA-2001
177
M a m y z a t e m p r a w o stwierdzić w p o d s u m o w a n i u , że s p o ł e c z e ń s t w o cy­
wilne osiągnęło u p r a g n i o n y od w i e k ó w (jeśli nie wręcz historyczny) cel, ja­
kim było z n e u t r a l i z o w a n i e d w ó c h wielkich rywali i uczyniło osią w s p ó l n o t y
państwowej w ł a s n ą ideologię, liberalizm i/lub socjalizm (albo jakąś ich k o m ­
binację). Rozdział Kościoła od p a ń s t w a stał się prawdziwym cywilnym dogma­
tem w konstrukcji, jaką stworzyły u m o w a s p o ł e c z n a i cywilna religia. Zwłasz­
cza konserwatyści - czyż j e d n a k różnią się oni od mówiących t o , co wypada,
liberałów i o b r o ń c ó w status quo dopóty, d o p ó k i jest to dla nich wygodne? skarżą się z p o w o d u władzy p a ń s t w o w e j . Chcieliby­
śmy j e d n a k wiedzieć, czy te liczne, g o d n e p o ż a ł o w a ­
nia zjawiska jak aborcja, w y c h o w a n i e seksualne, uży­
w a n i e narkotyków, p r z e m o c s e k s u a l n a itd. - nie są
p r o d u k t a m i i obsesjami cywilnego s p o ł e c z e ń s t w a ,
k t ó r e p a ń s t w o , p o d presją, kodyfikuje? Jak pisał Lo­
renz von Stein: „Pierwsza p r a k t y c z n a realizacja wpły­
wu, jaki kapitał ( s p o ł e c z e ń s t w o cywilne) wywiera na
organy p a ń s t w a , polega na t w o r z e n i u instytucji, dzię­
k i k t ó r y m s p o ł e c z e ń s t w o kontroluje p a ń s t w o , jest t o
izba r e p r e z e n t a n t ó w . " N i e m o ż e m y przy t y m nie d o strzegąc faktu, że cokolwiek p a ń s t w o w p r o w a d z a w życie na m o c y ustawy,
robi to p o d presją s p o ł e c z e ń s t w a cywilnego.
Kościół jest, rzecz jasna, k o n t r o l o w a n y jeszcze surowiej. W naszych cza­
sach w s p ó ł z a w o d n i c t w o między p a ń s t w e m a s p o ł e c z e ń s t w e m cywilnym nie
zakończyło się jeszcze decydującym zwycięstwem żadnej ze stron. To, co wi­
dzimy, jest w rzeczywistości jakąś formą w s p ó ł z a w o d n i c t w a i w s p ó ł p r a c y
między o r g a n a m i p a ń s t w a i p ó ł p r y w a t n y m i instytucjami oraz organizacjami
cywilnego s p o ł e c z e ń s t w a - p o d o b n ą do tej, jaka istniała m i ę d z y p a ń s t w e m
i Kościołem w średniowieczu. N i e ma j e d n a k takiej rywalizacji m i ę d z y spo­
ł e c z e ń s t w e m cywilnym i Kościołem. Ten o s t a t n i delikatnie, acz zdecydowa­
nie n a p o m n i a n o , że jest organizacją pasożytniczą, instytucją z r o d z o n ą z m i ­
tu, że istnieją i n n e mity, od etycznego h u m a n i z m u do psychoanalizy, od
komunikacji międzygalaktycznej po sekty, k t ó r e zajmą jego miejsce. Kościół
zachowuje się s t o s o w n i e do owej milczącej instrukcji i s t o p n i o w o zaczyna
r e s p e k t o w a ć p r a w o mimikry: o p o w i a d a się za p l u r a l i z m e m religijnym, ogra­
nicza swoją działalność misjonarską, wycofuje się z dziedziny wychowania,
178
FRONDA 25/26
demokratyzuje się, jego członkowie zaczynają n o s i ć cywilne u b r a n i a i stają
się w t e n s p o s ó b nie do o d r ó ż n i e n i a od tych, którzy wykonują zawody wła­
ściwe s p o ł e c z e ń s t w u cywilnemu.
Podkreślmy, że ani p a ń s t w o ani Kościół nie przejęły ideologii społeczeń­
stwa cywilnego, jego wyglądu, m e n t a l n o ś c i i s p o s o b u u b i e r a n i a się w r a m a c h
jakiegoś o k r e ś l o n e g o c e r e m o n i a ł u . Szczególnie w a ż n a jest s p r a w a u b i o r u , bo
ludzie w każdej epoce naśladują m o d ę i jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny,
c h ę t n i e stosują się do niepisanych nakazów. D l a t e g o nie jest p r z y p a d k i e m , że
wraz z u m o c n i e n i e m się h e g e m o n i i s p o ł e c z e ń s t w a cywilnego głowy państw,
m o n a r c h ó w nie wykluczając, zrezygnowały z m u n d u r u wojskowego, k t ó r y
jest z e w n ę t r z n ą o z n a k ą przynależności do klasy wojowników, i r ó w n i e ż na
oficjalnych p o r t r e t a c h pojawiają się w cywilnych u b r a n i a c h . W tej dziedzinie
poszli w ich ślady również przywódcy bolszewiccy, którzy zdjęli k o m b i n e z o n
i czapkę i zaczęli nosić g o t o w e g a r n i t u r y i krawaty. Jako o s t a t n i przystosowa­
li się do tej m o d y h i e r a r c h o w i e Kościoła rzymskokatolickiego, po t y m jak
Rzym oficjalnie podpisał „ u m o w ę s p o ł e c z n ą " w trakcie o b r a d i w d o k u m e n ­
tach II Soboru Watykańskiego. W p o w s z e c h n e j opinii są to akty symbolicz­
ne, jakkolwiek symbole te odbijają jedynie głębsze zmiany, jakie zaszły w re­
lacji między funkcją i zasadą lojalności.
Jak już w s p o m i n a l i ś m y wyżej, nie o d b y ł o się ż a d n e oficjalne p r z e k a z a n i e
władzy ze s t r o n y p a ń s t w a i Kościoła na rzecz s p o ł e c z e ń s t w a cywilnego a właściwie to odbył się taki o b r z ę d - t r u d n o zaprzeczyć - kiedy ścięto Karo­
la I, a n a s t ę p n i e Ludwika XVI. Ze s t r o n y s p o ł e c z e ń s t w a cywilnego też nie by­
ło żadnej uroczystej deklaracji o przejęciu władzy i s u w e r e n n o ś c i . To, co się
stało, to fakt, że s p o ł e c z e ń s t w o cywilne po swojej wielowiekowej, tysiąclet­
niej obecności w historii wybrało - jako najlepiej w y p o s a ż o n y a r s e n a ł - libe­
ralizm, aby przy jego p o m o c y toczyć potyczki, i wygrało wojnę. To wcale nie
znaczy, że s p o ł e c z e ń s t w o cywilne m u s i a ł o wybrać tylko i wyłącznie libera­
lizm - m o g ą się zdarzyć i n n e wybory w przyszłości lub na innych o b s z a r a c h
geograficznych. Nie ulega w s z a k ż e wątpliwości, że epoce historycznej wy­
znaczonej przez o s t a t n i e cztery stulecia w E u r o p i e Północnej i Z a c h o d n i e j ,
a także w Stanach Zjednoczonych, zwycięską ideologią, zasadą organizującą
cywilne s p o ł e c z e ń s t w o i n o w o c z e s n ą w s p ó l n o t ę , okazał się liberalizm.
Ale przyszłość jest w gruncie rzeczy n i e w i a d o m a . M o ż e się ł a t w o zda­
rzyć, że tak typowa na Z a c h o d z i e sytuacja trójpodziału - p a ń s t w o , Kościół
ZIMA-2001
179
i s p o ł e c z e ń s t w o cywilne - zaowocuje n o w y m p r z e ł o m e m i w ł a d z ę z d o b ę d z i e
kiedyś j e d e n z tych aktorów, którzy ją utracili. W y r a z e m sztywnego s t a n o w i ­
ska ideologicznego jest sytuacja, kiedy ten, k t o w ł a ś n i e znajduje się u wła­
dzy, sądzi, że wraz z jego zwycięstwem nastał u k ł a d wieczny i niezmienny.
Cała zachodnia historia dowodzi, że tak nie jest. W naszych czasach wielu
a u t o r ó w (Fukuyama, Novak, George Gilder) lubi trak­
tować jako d o g m a t obecny s t a n rzeczy i buduje per­
spektywiczne p r o g r a m y na t y m - ich z d a n i e m - jedy­
n y m m o ż l i w y m założeniu, że liberalizm b ę d z i e się
u m a c n i a ł i trwale z d o m i n u j e świat, rola p a ń s t w a zo­
stanie z m i n i m a l i z o w a n a , a Kościół na zawsze sprowa­
dzony d o wymiaru prywatności. M o ż e m y tylko p o w i e ­
dzieć, że nic z t e g o nie jest p e w n e .
Nasz wiek rzeczywiście był ś w i a d k i e m gigantycznych
wysiłków ze s t r o n y walczącego liberalnego społeczeń­
s t w a i jego ideologii. Przedsięwzięcie m a r k s i s t o w s k i e
da się z i n t e r p r e t o w a ć następująco: p a ń s t w o i Kościół p r ó b o w a ł y odzyskać
władzę, jaką miały, z a n i m nastał liberalizm, ale n i e dla siebie, lecz dla n o w e ­
go bytu politycznego, dla Partii. Partia rzeczywiście z a a n e k t o w a ł a całą wła­
dzę p a ń s t w o w ą , p o d o b n i e jak w ł a d z ę Kościoła, ale nie w d a w n y m religijnym
kształcie, lecz jako ideologię. W partii totalitarnej - p o d k r e ś l a m t e n n o w y
aspekt - odrodził się w p e w n y m sensie „sojusz t r o n u z o ł t a r z e m " , jakkol­
wiek w karykaturalnej formie. Wynika z tego logicznie, że trzeci e l e m e n t ,
s p o ł e c z e ń s t w o cywilne r ó w n i e ż skarlało, s t a ł o się swoją w ł a s n ą k a r y k a t u r ą
i n a w e t tę karykaturę p o ł k n ę ł a w s z e c h m o c n a Partia. P o w t ó r z ę : w s z e c h m o c ­
na, albowiem posiadła w ł a d z ę wszystkich tych trzech instytucji.
Przeciwstawiająca się marksistowskiej ideologia liberalna usiłuje odzy­
skać całe s p o ł e c z e ń s t w o cywilne, a w konsekwencji zmarginalizować p a ń ­
s t w o i Kościół. Nie tylko zmarginalizować, lecz - b ą d ź m y precyzyjni - po ka­
wałku p o ł k n ą ć . P a ń s t w o staje się wyłącznie g o s p o d a r c z y m a g e n t e m o w e g o
ekspansywnego i g ł o d n e g o władzy cywilnego społeczeństwa, Kościół n a t o ­
miast jest z miejsca upominany, ilekroć zabiera głos w kwestiach etycznych,
dotyczących takich s p r a w jak rodzina, wychowanie, aborcja, e t o s publiczny,
o ile nie zgadza się to z w ł a s n ą religią/ideologią s p o ł e c z e ń s t w a cywilnego.
Marksizm i liberalizm okupują więc p o d o b n e obszary w charakterystycz­
no
FRONDA 25/26
nym dla Z a c h o d u trójdzielnym s y s t e m i e powiązań i sieci instytucji. O b y d w a
wyrażają dążenia d o h e g e m o n i i h o d o w a n e n a osłabionych s t r u k t u r a c h p a ń ­
stwowych i kościelnych, oba p r a g n ą zająć cały t e n obszar i zjednoczyć go p o d
p a n o w a n i e m własnej filozofii i polityki. Ich w s p ó l n ą cechą jest r ó w n i e ż fakt,
że to się o s t a t e c z n i e ż a d n e m u z nich n i e uda. Na Z a c h o d z i e typowy jest plu­
ralizm władzy zinstytucjonalizowanej, a to z a p o w i a d a funkcjonalne zróżni­
cowanie i rotację h e g e m o n a . R ó w n o w a g a p a ń s t w a , Kościoła i s p o ł e c z e ń s t w a
cywilnego byłaby idealna, gdyby to nie był p a r a d y g m a t n i e p r z e k ł a d a l n y na ję­
zyk rzeczywistości. Paradygmaty są j e d n a k pożyteczne: s ł u ż ą j a k o p a p i e r e k
lakmusowy. Ludziom, przynajmniej l u d z i o m na Z a c h o d z i e , p o t r z e b n e jest
życie p o d d a n e władzy, dyscyplinie i lojalności, co zwykliśmy łączyć z p a ń ­
stwem, r ó w n i e ż m o r a l n e drogowskazy i ograniczenia, co łączymy z religią
i instytucją Kościoła, wreszcie szeroki obszar dla zawierania transakcji m a t e ­
rialnych i intelektualnych, o co troszczy się s p o ł e c z e ń s t w o cywilne: n i e tylko
0 pracę m a n u a l n ą bądź m e c h a n i c z n ą , lecz r ó w n i e ż o wychowanie, prasę, sto­
warzyszenia, dyskusje p u b l i c z n e itp. C z ł o w i e k nie m o ż e s a m sobie dać pra­
wa, ale m o ż e mu je dać p a ń s t w o ; nie m o ż e być a u t o n o m i c z n y m o r a l n i e p o ­
za religią; nie m o ż e zorganizować pracy ani innej działalności bez p o m o c y
1 akceptacji s p o ł e c z e ń s t w a cywilnego.
Mówiąc krótko, j e d n o s t k a nie jest taka silna i niezależna, jak głosi to li­
beralizm, w s p ó l n o t a zaś nie jest taka o d w a ż n a i przewidująca, jak twierdzi
marksizm. Paradygmat, który tu omówiliśmy, wskazuje na h i s t o r y c z n ą rów­
nowagę, ale również na ryzyko, jakie kryje w sobie h e g e m o n i a któregokol­
wiek z czynników.
TOMAS MOLNAR
1994
PRZEKŁAD: ELŻBIETA CYCIELSKA
Z I M A 200 1
181
Czyż okrzyk Gotfryda de Bouillon na murach Jerozoli­
my „Bóg tak chce!" nie brzmi jak „Bóg tak chce, bo ja
tak chcę!"?
METAFIZYKA
WALKI*
SZCZEPAN
TWARDOCH
„(...) Należało się spiesznie przygotować, zamieniwszy więc z bratem Othonem kilka szybkich zdań, nałożyłem starą wypróbowaną kurtkę myśliwską,
(...) O broń natomiast było w Pustelni Rucianej trudno, jedynie nad komin­
kiem wisiała flinta, jakiej używa się do polowania na kaczki, łecz ze skróco­
ną lufą. (...) Był to jedyny przedmiot w naszym domu, który mogliśmy na­
zwać bronią; wziąłem ją zatem. (...) ojciec Lampros zalecił mi zabrać broń ja­
ko znak wolności i wrogości - podobnie jak chcąc okazać przyjaźń przychodzi
się z kwiatami. Dobry rapier, który nosiłem służąc u Mauretańczyków, wisiał
w domu ojcowskim, daleko na północy; lecz nigdy nie wziąłbym go na taką
wyprawę. Błyszczał w błasku słońca, w gorączce szarż, gdy ziemia drży pod
uderzeniami kopyt, a pierś rozsadza wspaniałe uczucie. Dobywałem go pod­
czas lekkiego, rozkołysanego galopu, kiedy to broń dźwięczy z początku cicho,
później coraz mocniej, a oko wybiera już przeciwnika we wrogim szwadronie.
Ufałem mu także w tych momentach wałki, gdy w zamieszaniu przemierza się
galopem rozległą przestrzeń i widzi już wiele pustych siodeł. Niejeden cios
Jg2
FRONDA
25/26
opadał wtedy na gardy frankońskich rapierów lub na ka
błąki szkockich szabel - ale były i takie, kiedy dłoń czu­
ła miękki opór odsłoniętego ciała, gdzie klinga ścinała życie.
Lecz wszyscy ci przeciwnicy, nawet wolni synowie plemion barbarzyńskich,
byli szlachetnymi mężami, którzy dla ojczyzny wystawiali pierś przeciw żela­
zu, i za zdrowie każdego z nich moglibyśmy wznieść kielich podczas uczty, jak
czyni się to na cześć braci. Dzielni tego świata wyznaczają granice wołności,
a broń, dobywana niegdyś przeciw nim, nie może być użyta przeciw katom
i ich pachołkom.(...) "
Ernst Jiineer, „Na Marmurowych Skałach"
tłum. Wojciech Kunicki
Rapier jest s y m b o l e m . S y m b o l e m d u m n e g o , s z l a c h e t n e g o i w o l n e g o du­
cha, który nie w a h a się o d d a ć życia za sprawy, k t ó r e dla „szarych l u d z i " na
p e w n o nie są t e g o w a r t e . Jako k o n s e r w a t y w n e m u czcicielowi średniowiecz­
nego Ładu, r e n e s a n s o w a pycha kawalera czy d w o r z a n i ­
na w i n n a mi się wydawać obrzydliwą. Większą pod­
n i e t ą dla mojej
duszy p o w i n i e n być
skromny,
średniowieczny miecz, na k t ó r e g o głowicy o p i e r a
czoło modlący się rycerz.
A j e d n a k jest coś porywającego w tej pogańskiej w swo­
jej istocie szlachetności, k t ó r a dla g ł u p s t w a p o ś w i ę c a
najcenniejszy d a r człowieka, życie. Kawaler, wyzywający
za b ł a h ą obrazę lepszego od siebie szermierza, wykazuje
pogardę dla śmierci, która, w e d ł u g C h e s t e r t o n a , o d r ó ż n i a b o h a t e r a o d s a m o ­
bójcy, który z kolei nie śmiercią gardzi, lecz życiem. R e n e s a n s wyzwolił i p o ­
zwolił rozkwitnąć s t ł u m i o n e m u i skuteczniej z w a l c z a n e m u w czasach Śre­
dniowiecza p o g a ń s t w u .
Przychodzi na myśl Yukio M i s h i m a , wzywający do o d r o d z e n i a rycerskich,
japońskich cnót, kiedy n a brak o d z e w u n a jego wezwania, p r z e p e ł n i o n y p o ­
gardą i o d r a z ą dla otaczającej go Japonii lat siedemdziesiątych, Japonii ciuła­
czy, k u p c ó w i robotników, rozcina sobie trzewia.
Broń przy boku mężczyzny nadawała mu wymiar metafizyczny, odrywała go
od świata, wskazywała na brak zakorzenienia w doczesności, na rzeczy, które cen­
niejsze są od życia własnego i cudzego, odrywała od małości, zgiętych karków.
ZIMA-2001
183
Broń przy b o k u t c h ó r z a z a m i e n i a ł a strach nie­
o p a n o w a n y w p o d ł o ś ć , cichą i t ł a m s z o n ą mści­
wość p r z e m i e n i a ł a w o k r u c i e ń s t w o ,
z małego
człowieka czyniła m a ł e g o łajdaka.
Tchórz chętniej zresztą wybrałby chyba sztylet, truciznę,
s c h o w a n y p o d p a c h ą pistolet, czy radiotelefon, przez któ­
ry wiedzie się „swoich c h ł o p c ó w " do s z t u r m u .
Racjonalnie analizując sprawę, należałoby cieszyć się, że zasto­
sowanie przemocy do rozwiązywania konfliktów wydatnie
się na
przestrzeni o s t a t n i c h d w u s t u lat zmniejszyło. A j e d n a k m a m wrażenie, że tyl­
ko zepchnięto ją do obszarów poza obyczajem, poza cywilizację. Nie m o ż n a
już walczyć z ludźmi - m o ż n a unicestwiać potwory. W dawnych czasach wy­
chwalano w pieśniach rycerskość kawalera, który d w o r n i e t r a k t o w a ł swego
wroga na kilka chwil przed walką z n i m . Dzisiejsi p o k o n a n i m u s z ą d o z n a ć
jeszcze upokorzenia - po o s t a t e c z n y m ciosie w szczękę wpaść do wody, rozsmarować twarzą t o r t lub b ł o t n i s t ą kałużę - czy, w innej skali, okazać się p o ­
tworami w ludzkiej skórze, gdyż, aby zwycięstwo było m o r a l n i e akceptowal­
ne, pokonany nie m o ż e być godzien m i a n a człowieka. A jeżeli jest godzien,
a trzeba go pokonać - wystarczy kłamać, byle d ł u g o i g ł o ś n o w myśl prostej
i skutecznej, z górą dwieście lat j u ż liczącej koncepcji Woltera, który, o ironio!,
niszczył stary ład, ciągle stosując do siebie jego zalecenia, jakby zdając sobie
sprawę z degenerującej mocy n o w e g o porządku m o r a l n e g o , jak Freud, z oba­
wy przed deprawacją zabraniający swojej żonie uczęszczania na jego wykłady.
Walka, kiedyś prosta, j a s n a i s z l a c h e t n a (oczywiście w s w y m w y m i a r z e
symbolicznym, idealnym - jako cel, do k t ó r e g o się dąży, nie rzeczywistość)
dziś występuje m o ż e nie rzadziej niż ongiś, lecz n i e o d m i e n n i e łączy się
z k ł a m s t w e m , p o n i ż e n i e m , destrukcją nie tylko fizyczną, ale p r z e d e wszyst­
kim d u c h o w ą . Musi mieć wymiar manichejski, ostateczny. O r m u z d m u s i p o ­
konywać A r y m a n a - nie walczą ze sobą r ó w n e p o g a ń s k i e bożki, lecz dwie si­
ły. Oczywiście k o n k r e t n e wcielenie tych sił u z a l e ż n i o n e jest od aktualnej
m o d y - O r m u z d m o ż e być b o h a t e r s k i m szeryfem strzelającym do Indian, co
c u d o w n i e opisuje Eco, albo m o ż e być liberalną ironistką h e r o i c z n i e tropiącą
faszystów. Ważne, żeby miał swojego A r y m a n a .
Umierający w bolesnej agonii, dławiący się krwią, czy też zalany treścią
swoich trzewi XVI-wieczny szlachcic w swej porażce nie znajduje p o n i ż e n i a
184
FRONDA 25/26
- jego śmierć jest n a t u r a l n a i godna; n a w e t jeżeli u m i e r a z t w a r z ą wgniecio­
ną w b ł o t o kopytami wrogiej kawalerii, m o ż e być pewien, że, jak pisze
Jiinger, jego wrogowie „na jego cześć w z n i o s ą kielich p o d c z a s uczty, jak czy­
ni się to na cześć braci", p o d o b n i e , jak on uczyniłby świętując swoje zwycię­
stwo.
Pokonany dziś, m o ż e liczyć najwyżej na tak zwany „uczciwy p r o c e s " z d o ­
m n i e m a n i e m niewinności. Oczywiście d o m n i e m a n i e m , graniczącym z pew­
nością, niewinności zwycięzców.
N i e t z s c h e m ó w i : „twierdzicie, że d o b r a s p r a w a u s p r a w i e d l i w i a wojnę;
a ja w a m m ó w i ę : d o b r a wojna usprawiedliwia k a ż d ą s p r a w ę " .
Zdaję sobie sprawę, że wykrzyczana powyżej metafizyka walki (pozwolę
sobie o d r o b i n ę na wyrost użyć t e g o p r e t e n s j o n a l n e g o nieco t y t u ł u ) stoi w sa­
mej swojej istocie w zasadniczej sprzeczności z i s t o t ą chrześcijaństwa. Tysiąc
lat wtłaczania pogańskiej pychy w gorset chrześcijańskich cnót, za ciasny
może, ale za to ratujący przed z g u b i e n i e m duszy, nie d a ł o rady zgnieść p o ­
gańskiej substancji.
Oczywiście chrześcijaństwo s a m o polega na walce - n i e bez p o w o d u Pi­
s m o p r z e p e ł n i o n e jest militarnymi m e t a f o r a m i . Chrześcijanin j e d n a k swoją
wojnę toczy w sobie - walcząc z o s o b o w y m Lucyferem,
przedstawicielem
nieosobowego
Braku
Dobra,
walczy
o granice swojego w e w n ę t r z n e g o Civitas Dei. Chrześcijań­
s t w o nie potrzebuje oczywiście w s p ó ł c z e s n e g o m a n i c h e ­
i z m u - niewiele angażując się w walkę doczesną, analizuje ją
w myśl Tomaszowej moralnej arytmetyki większego i mniejszego zła. Nie
podnieca się walką, nie uświęca jej. N a w e t św. Bernard z Clairvaux, odsądza­
ny dziś od czci i wiary, wychowując świeckiego, korzystającego z uciech ży­
cia rycerza na miles christi ulega z u p e ł n i e tej a r y t m e t y c e - n i e chce walki dla
samej walki, walka jest święta, o ile b r o n i się wiary. Jest n a r z ę d z i e m . I to na­
rzędziem ciągle pozostającym w kwalifikacji zła koniecznego.
A jednak, czyż okrzyk Gotfryda de Bouillon na m u r a c h Jerozolimy „Bóg
tak c h c e ! " nie brzmi jak „Bóg tak chce, bo ja tak c h c ę ! " ? C h r z e ś c i j a ń s t w o nie
o d n i o s ł o sukcesu w walce z p o g a ń s k ą metafizyką walki. Bywały okresy kie­
dy zostawała s t ł u m i o n a , bywały, że kwitła, jak w wiekach XVI i XVII.
„La Jouwncel", o p o w i e ś ć o J e a n i e de Bueil, k a p i t a n i e walczącym p o d
s z t a n d a r a m i J o a n n y D'Arc m ó w i : „Wojna jest rzeczą radosną... W czasie wojZ I M A 2001
185
ny rodzi się wzajemna miiość. Kiedy w ł a s n ą sprawę u w a ż a się za d o b r ą i kie­
dy widzi się jak w ł a s n a k r e w w s p a n i a l e walczy, łzy cisną się do oczu. Szcze­
re i p o b o ż n e serca napełniają się słodyczą, gdy widzi się
swego przyjaciela, który tak dzielnie n a r a ż a w ł a s n e cia­
ło, aby d o t r z y m a ć i wypełnić przykazania n a s z e g o
stwórcy. I chce się w t e d y żyć z n i m i u m i e r a ć , i za spra­
wą miłości nie opuścić go nigdy. Stąd rodzi się takie uniesie­
nie, że nikt, k t o tego nie doświadczył, nie m ó g ł b y powiedzieć, jak
wielkie jest to d o b r o . Czy myślicie, że ktoś, k t o tak postępuje, bałby się
śmierci? W ż a d n y m wypadku, bo jest tak pobudzony, tak uniesiony, że s a m
nie w i e m gdzie się znajduje. Zaiste, nie zna on lęku p r z e d niczym."
Czyż nie sprzeciwia się to moralnej arytmetyce? Przecież wyraźnie woj­
na jest tutaj d o b r e m s a m y m w sobie, nie zaś m n i e j s z y m złem, do d o b r e g o
prowadzącym. Czy „La Jowencel" nie wyraża piękniej tego, co swoją frazą jak
śmignięcia b a t e m wyraził N i e t z s c h e ?
Nie
można
jednak
traktować
chrześcijaństwa
niepoważ­
nie. Stawka jest zbyt wy­
soka na taką grę. Tam,
gdzie
chodzi
o
zba­
wienie duszy, nie p o ­
winno
się
balanso­
wać na krawędzi.
Czy m o ż l i w a jest syn­
teza?
Chyba nie.
Skąd więc ta dzika zazdrość,
ta nostalgiczna melancholia, k t ó r a
kwitnie we m n i e , kiedy odczytuję s e n s pogań­
skiej rycerskości z okruchów, jakie p o z o s t a ł y n a m po t a m t y c h czasach? Kon­
templacja t r z y m a n e g o w ręce rapiera, od której rozpoczął się bieg m o i c h my­
śli,
napięcie w spojrzeniach postaci
na rycinach w starych
traktatach
szermierczych, n a m a l o w a n y przez Velazqueza w „ P o d d a n i u Bredy" przyja­
cielski gest zwycięskiego A m b r o g i o de Spinoli w o b e c p o k o n a n e g o J u s t y n a de
N a s s a u składają się jak kawałki witraża w przyciągającą z m a g n e t y c z n ą siłą
186
FRONDA 25/26
całość, sklejaną przez jakąś intuicję, która, jeżeli m n i e o k ł a m u j e , to czyni to
tak wybornie, że nie m o g ę jej n i e wierzyć.
Skoro synteza jest niemożliwa, m o ż e n i e c h chrześcijaństwo i p o g a ń s k a
metafizyka walki b ę d ą d w o m a czynnikami, pchającymi n a s , Europejczyków,
ku Bogu? Pogańska szlachetność jako siła, n i e pozwalająca się upodlić, znisz­
czyć, złamać, jako energia, zaś chrześcijaństwo będące k i e ł z n e m , n i e pozwa­
lającym rozwinąć się szalonej autodestrukcji?
Nie wiem. Pozostaje t o dla m n i e p y t a n i e m o t w a r t y m .
SZCZEPAN TWARDOCH
PRZYPIS
*
P o z w o l ę zabezpieczyć się n i e c o p r z e d d w o m a z a r z u t a m i , z j a k i m i s p o t k a j ą się p e w n i e p o w y ż s z e
r o z w a ż a n i a , o ile znajdzie się jakiś czytelnik na tyle z a i n t e r e s o w a n y , aby z t a k ą krytyką wystąpić.
P o p i e r w s z e , w y s t ą p i ć m o ż e z a r z u t , ż e p r z e d s t a w i a n a p r z e z m n i e p o w y ż e j wizja konfliktu
w z a m i e r z c h ł y c h c z a s a c h j e s t w y i d e a l i z o w a n y m k o n s t r u k t e m , p o d c z a s , gdy r z e c z y w i s t o ś ć m i a ­
ła się z g o t a inaczej. Oczywiście, t r u d n o się z t y m n i e zgodzić. Tylko w a r i a t m ó g ł b y t w i e r d z i ć , że
wszyscy rycerze byli w z o r a m i w s z e l k i c h c n ó t . J e s t t o j e d n a k z a r z u t nietrafiony, gdyż m n i e n i e
i n t e r e s u j e p r a k t y c z n a realizacja i d e a ł u , lecz s a m ideał - w s e n s i e c e l u . I n t e r e s u j e m n i e d z i e l o n a
p r z e z ludzi k u l t u r a m y ś l o w a , z e s t a w s y m b o l i i w a r t o ś c i , n i e ich realizacja.
D r u g i m z a r z u t e m , jaki p r z y c h o d z i
mi do g ł o w y j e s t e r a z m i a ń s k i e Bellum dulce inexpertis.
Najlepszym k o n t r a r g u m e n t e m jest tutaj odesłanie do m o t t a tych rozważań. A u t o r „ M a r m u r o ­
wych s k a ł " d o ś w i a d c z y ł d w ó c h n a j s t r a s z n i e j s z y c h c h y b a w h i s t o r i i w o j e n .
ZIMA-2001
187
Straszny s e n
Andrzeja M y ś l n i k a
ALBIN
DREWNIAK
Motto 1:
Czwartek
Spotkanie z Grossem w „Książnicy Podlaskiej". Nauczony doświadczeniem
Izy Cywińskiej, którą w Białymstoku patriotycznie nastawieni mieszkańcy
o mało nie rozszarpali za „Bożą Podszewkę", zaproponowałem „Pograniczu",
że będę „tiełochronitielem" Grossa. „Ochotnikiem-tiełochronitiełem", jak by
powiedział prof. Strzembosz.
Żarty żartami, a tu na pół godziny przed czasem zjawia się zorganizowa­
na grupka obywateli (kraciaste marynary, kolorowe krawaty, złote zęby, za­
bójcze baki i grzywki) i rozmieszcza się chytrze po całej sali. Jak się później
okazuje, są to przedstawiciele Ku Klux Kłanu z Jedwabnego, czyli Komitetu
Obrony Dobrego Imienia Jedwabnego, o którym senator Czuba Zawsze Dzie­
wica powiedziała, że jest Komitetem Obrony Dobrego Imienia Polski, i siadają
w różnych kątach, żeby sprawiać wrażenie, że słuszny gniew ludu ziemi łom­
żyńskiej okazać przyjechało ich nie kilkunastu, ale kilkudziesięciu.
(...)
Niedziela
W Radyju odprawiają sabat dwie wdowy po Bolku Piaseckim (ulubionym ka­
toliku gen. Sierowa), obecnie przytulane przez ojca Tadeusza (najzdolniejsze­
go ucznia mistrza radia wszech czasów dr. Goebbelsa): prof. Bender i prof. No­
wak. Kto im wręczał te profesury z antysemityzmu? Lechu?
Tadeusz Slobodzianek „Historia się skończyła", „Gazeta Wyborcza" 28.09.2001.
Motto 2 :
Tekst Tadeusza Słobodzianka poświęcony reakcjom towarzyszącym książce Ja­
na Tomasza Grossa „Sąsiedzi" wywołał wiele burzliwych opinii. Publikujemy
oświadczenie Rady Etyki Mediów (...):
W odpowiedzi na list z dnia 13 października 2001 r. osób zaniepokojo­
nych tonacją i językiem artykułu Tadeusza Słobodzianka opublikowanego
w „Gazecie Wyborczej" z dnia 28 września 2001 r. pt. „Historia się skończyZIMA-2001
189
ła" Rada Etyki Mediów stwierdza, iż autor naruszył zasadę szacunku i tole­
rancji zapisaną w Karcie Etycznej Mediów. Ironiczny dystans, jaki zdaje się
on mieć wobec wymienionych w artykule osób, nie upoważnia w żadnym przy­
padku do używania obraźliwych porównań, tym bardziej zaś zwrotu, który
w takim kontekście obraża uczucia religijne wielu czytelników.
Z wyrazami poważania Rada Etyki Mediów, przewodnicząca Magdalena Bajer.
List do „Gazety Wyborczej" 24.10.2001.
Motto 3:
Jak łatwo zauważyć, tekst Tadeusza Słobodzianka, który wywołał tak skrajne
reakcje, nie był zwykłym dziennikarskim artykułem, w którym autor według
Karty Etycznej Mediów powinien „przedstawiać rzeczywistość niezależnie od
swoich poglądów", dbając o to, by nie naruszyć niczyjego dobrego imienia,
i stawiając czytelnika w sytuacji komfortowej. Jest rodzaj tekstów - należą do
nich także felietony - które nie licząc się z regułami politycznej poprawności,
mają czytelnika z tej komfortowej sytuacji wytrącić. Pamfletowi zarzucać, że
jest pamfletem? Słobodzianek w bezceremonialny sposób przypomniał niektóre
reakcje na książkę Grossa, pokazując, ile rozmaitych autorytetów publicznych
zaangażowało się w osłabienie wymowy tej książki demaskującej zbrodnię
sprzed 57 lat. Autor dał temu wyraz w tekście napisanym w formie osobiste­
go dziennika. Nie miał to być tekst grzeczny, przeciwnie, miał być niegrzeczny,
nawet oburzający, ponieważ był szczerym zapisem oburzenia. To oburzenie wy­
wołały w autorze niektóre media, które w słowach pełnych słodyczy potrafią
szerzyć łęk i nienawiść, potrafią też szkalować dobrych Polaków, ale jakoś ni­
gdy nie podpadają pod ocenę Rady Etyki Mediów, ponieważ nie używają nie­
przyzwoitych wyrazów i nie „obrażają uczuć religijnych".
Czy Słobodzianek obraził te uczucia, ironicznie i kolokwialnie używając
określenia „Zawsze Dziewica"? To z pewnością nie było delikatne ani poprawne,
ani ładne, ale nie sądzę, aby autor „Proroka liii" był osobistym wrogiem Matki
Bożej, choć nie można wykluczyć, że jest wrogiem mediów, w których ów tytuł
tak często jest wymieniany, a konkretnie Radia Maryja. W tekście Słobodzianka
190
FRONDA
25/26
są inne zdania, które mogą budzić niepokój: „W Jedwabnem polscy katolicy mor­
dowali polskich Żydów" oraz „Zło w sutannach". Zdania brutalne, u niektórych
czytelników wywołujące złe skojarzenia. Ale czy w tym kontekście są to zdania
nieprawdziwe? Pozwoliliśmy autorowi wyrazić te myśli na łamach „Gazety" po
wszystkich dyskusjach, jakie przetoczyły się wokół sprawy Jedwabnego. Czy Ra­
da Etyki Mediów odmówiłaby Słobodziankowi takiego prawa?
Tadeusz Sobolewski, odpowiedź redakcji na list Rady Etyki Mediów,
„Gazeta Wyborcza" 24.10.2001.
Motto 4:
/ tylko martwimy się: czy nasz kraj będzie przypominał „archaiczną wspólno­
tę kaszubskiej wioski?
Andrzej Zagozda, „Stronniczy przegląd prasy. Długi ale smaczny",
„Gazeta Wyborcza" 26.07.1999.
Motto 5:
Dziwnie mielą młyny polskiej historii. [...] Wypromowały także dziwaczny
konglomerat partii radykalnego populizmu lewicowo-prawicowego, który mó­
wi językiem wrogości Europie, tęsknoty za karą śmierci i strachu przed loża­
mi masońskimi w kwaterze głównej NATO. Ich obecność w Sejmie będzie dla
wielu jak zgrzyt żelaza po szkle, ale inni zauważą, że lepiej widzieć ich w ła­
wach poselskich niż wśród organizatorów blokad na drogach i awantur na ulicach. Ludzie przywiązani do tradycji KOR-u i „Solidarności" muszą odczu­
wać gorycz szczególną. Przegrali nie tylko ze swym wieloletnim przeciwni­
kiem, ale w dodatku wypchnęli ich ze sceny ludzie sprytnego marketingu bądź
też organizatorzy festiwali antyeuropejskiej demagogii. Jestem przekonany, że
bez Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka w parłamencie polska po­
lityka będzie gorsza jakościowo i uboższa moralnie.
Adam Michnik, „Polskie młyny", „Gazeta Wyborcza" 24.09.2001.
ZIMA-2001
191
W
redakcji Wyborowej w r z a ł o . Dziennikarze od s a m e g o r a n a prześci­
gali się w k o m e n t o w a n i u i n t e r n e t o w y c h serwisów agencji informa­
cyjnych. Przez uchylone o k n o w p a d a ł żwawy, w r z e ś n i o w y wietrzyk i coraz
odważniej
t a r m o s i ł p o z o s t a w i o n e bez opieki papiery.
Mało brakowało,
a zwiałby n a w e t kurz z k o m p u t e r a Haliny Leciwo, k t ó r a już od d w ó c h go­
dzin, jak s z p u n t w beczce, tkwiła za d r z w i a m i g a b i n e t u szefa. G w a r toczo­
nych p o d n i e s i o n y m g ł o s e m r o z m ó w mieszał się z z a p a c h e m rozlanej na ko­
rytarzu kawy i d y m e m d o c h o d z ą c y m tu aż z palarni. Napięcie było tak
wielkie, że nikt - m o ż e z wyjątkiem M i r o n a Szepta - nie zauważył w c h o d z ą ­
cej do redakcji postaci. Postać m i a ł a na sobie d ż i n s o w y u n i f o r m i sprawiała
wrażenie z d e n e r w o w a n e j . Ponieważ nie m u s i a ł a zdejmować płaszcza, p r o s t o
od drzwi p o m a s z e r o w a ł a do g a b i n e t u szefa.
Komunikat
- Cholera! - przywitał gościa w z b u r z o n y głos Andrzeja Myślnika, redak­
tora naczelnego Wyborowej. - M ó w i ł e m ci, chłopie, jak nie my ich, no to oni
nas. Siadaj i słuchaj.
Joachim Korek p o d r a p a ł się po piersi, jedynie w d w ó c h trzecich pokrytej
d ż i n s o w ą koszulą, i sięgnął do kieszeni po papierosy. W i a d o m o ś ć , k t ó r a od
rana elektryzowała dziennikarzy Wyborowej, s p a d ł a na niego w b a r d z o złym
m o m e n c i e . Wczoraj, podczas tradycyjnej p o g a w ę d k i w gabinecie Andrzeja,
wypił j e d n a k t r o c h ę za d u ż o i dzisiejszy r a n e k przywitał go gigantycznym ka­
cem. N a w e t p a n i w kiosku, k t ó r a od lat p o d a w a ł a mu o dziewiątej Panadol,
paczkę Popularnych i egzemplarz Wyborowej, zaniepokoiła się jego s t a n e m .
- Oj, panie Joachimie, chrypi p a n dziś jak s m o k . Co się stało?
Mężczyzna nie odpowiedział. Tym r a z e m wcale nie było mu do ś m i e c h u .
- Gdybyż chodziło tylko o kaca... - pomyślał i p r z y p o m n i a ł sobie pierwszy
tego dnia k o m u n i k a t zaprzyjaźnionego Radia Omega:
"W godzinach rannych nasi lokalni reporterzy zaobserwowali w okolicy
N o w e g o Sącza grupy mężczyzn w ludowych strojach góralskich, gromadzące
192
FRONDA
25/26
się w lasach i maszerujące w kierunku p ó ł n o c n y m . Miejscowa policja nie za­
reagowała na te informacje, przekazane jej przez naszych p r a c o w n i k ó w oraz
dziennikarzy Gazety Wyborowej. Tymczasem do grupy górali z N o w e g o Sącza
szybko dołączyła p o d o b n a grupa z Z a k o p a n e g o . Istnieje u z a s a d n i o n e podej­
rzenie, że maszerujący górale są uzbrojeni. Jednocześnie zarejestrowano
w z m o ż o n ą aktywność ludzi na północy kraju. O godzinie czwartej zorganizo­
w a n e grupy mężczyzn zaczęły zbierać się p o d kościołami parafialnymi.
O czwartej trzydzieści z a o b s e r w o w a n o starsze i m ł o d s z e kobiety w białych
koszulach i długich spódnicach, donoszące do parafii kosze p e ł n e suchego
p r o w i a n t u . Wokół krzątały się także dzieci, n a w e t te z u p e ł n i e m a ł e . Tymcza­
s e m księża wychodzili przed plebanie i błogosławili wiernych. Przed godziną
piątą zapalono świece i w wielu kaszubskich kościołach i kaplicach odbyły się
tajemnicze nabożeństwa. W k r ó t c e mężczyźni, pożegnawszy się z r o d z i n a m i ,
pomaszerowali na rynek w Kartuzach. W chwili, kiedy przekazujemy te infor­
macje, Urząd O c h r o n y Państwa czyni rozpaczliwe starania o wyjaśnienie całej
sytuacji. Niestety, z a r ó w n o Episkopat, jak i księża w parafiach odmawiają ja­
kichkolwiek komentarzy. - To znak, że nie da się z b u d o w a ć niczego p o z a
prawdą, poza s u m i e n i e m w ł a s n e g o n a r o d u - z u ś m i e c h e m p o d s u m o w a ł wy­
darzenia jeden z biskupów, zastrzegając sobie j e d n a k a n o n i m o w o ś ć " .
Dziennik poranny
Tak. Po wysłuchaniu takich informacji Joachim Korek nie m ó g ł czuć się do­
brze. Kiedy więc znalazł się w gabinecie Myślnika, przede wszystkim poczuł
dojmujący ból głowy, który wzmógł się jeszcze p o d w p ł y w e m obrazu pantofli
Haliny Leciwo, z którymi jej stopy toczyły właśnie ż m u d n y pojedynek.
- Z o s t a w te Popularne. Weź mojego Gitane'a - p o c z ę s t o w a ł Korka redak­
tor naczelny, k t ó r e m u m ó w i e n i e od lat s p r a w i a ł o słyszalną t r u d n o ś ć . Męż­
czyźni zapalili i rozpoczęli ożywioną w y m i a n ę zdań.
- Stary - przekonywał Myślnik. - Za m a ł o m a m y ludzi w t e r e n i e . Za m a ­
ło się starają... Przecież jak ja robię wywiad z Dalajlamą, to k t o ś to m ó g ł b y
j e d n a k spopularyzować, no nie? J a s n e , że to się zaczyna od Warszawy, gdzie
n a s każdy czyta, ale trzeba też działać w C i e m n o g r o d z i e . A jak t e g o nie m a ,
to są takie skutki jak dzisiaj... Islamizacja Polski, stary. F u n d a m e n t a l n y fun­
damentalizm.
Z1MA-2001
193
- Ale nie przesądzajmy - zachrypiał Korek. - M o ż e to są j e d n a k goście od
Lepena. Bo m n i e się wydaje...
- Chłopie - przerwał Myślnik - to nie są lepenowcy! To są Kaszubi i góra­
le! Pół godziny t e m u d o s t a ł e m wiadomość, że spacyfikowali c z ł o n k ó w „Samo­
sądu" we Wrocławiu. Lepenowcy wysypywali zboże na tory, a ci ich otoczyli
i kazali im pozbierać wszystko co do j e d n e g o ziarenka. Później goście na ko­
lanach przepraszali za „obrazę chleba" i musieli o d m a w i a ć jakiś różaniec...
W fabrykach udajemy smutnych rewolucjonistów
- Powiem ci - kontynuował Myślnik - nie po to od kilku miesięcy sztucz­
nie utrzymuję Tygodnik Elitarny, który przynosi straty, żebym miał tak skończyć.
Kościół w Polsce jest zacofany w całości, a nie w części. Dzięki n a s z e m u tygo­
dnikowi u d a ł o się go podzielić na „ z a m k n i ę t y " i „ o t w a r t y " . Jednolitej struktu­
rze przeciwstawiliśmy piętnastu „użytecznych idiotów". W t e n s p o s ó b wszel­
kie
różnice
wewnątrz
Kościoła
-
dotąd
tłumaczone
ekstrawagancją
pojedynczych biskupów - zaczęły być czytane ideologicznie. I - co najważniej­
sze - kupili to sami katolicy. Zaczęli atakować „kościół o t w a r t y " , który prze­
cież - wiemy o tym obaj - nie istnieje. Wykonaliśmy p o t ę ż n ą pracę. Marnowa­
łem k o l u m n ę w Wyborowej na akcję uświadamiającą. Robert Playerek świetnie
to rozgrywał pod szyldem chrześcijańskiej mądrości. I co? Wszystko ma teraz
pójść na marne? Nie było wsparcia, stary... Nie było wsparcia w terenie!
Joachim Korek n e r w o w o p o d r a p a ł się po piersi, ale nie zdążył o d p o w i e ­
dzieć. W drzwiach gabinetu stanął M i r o n Szept i p o s p i e s z n i e włączył radio.
W p o m i e s z c z e n i u rozległ się ciepły głos lektorki Radia Omega:
"...tymczasem grupy z Kaszub i Podhala, w s p o m a g a n e pojedynczymi od­
działami z Gdańska, Krakowa i Białegostoku, niebezpiecznie zbliżają się do
Warszawy. N i o s ą kościelne sztandary, śpiewają liturgiczne pieśni. W wielu
miastach dokonali rewizji kiosków, z których wyrzucili na ulice kilogramy
pism erotycznych, kaset video oraz część p i s m kobiecych i młodzieżowych.
Pod wzniesionymi w t e n sposób stosami p o d ł o ż o n o ogień. O b e c n i e stosy p ł o ­
ną na całej trasie p r z e m a r s z u . Ze szczególnym o k r u c i e ń s t w e m ludzie niszczą
tygodniki Niedobry i Veto m a ł ż e ń s t w a Urbachów. P r z e k ł u w a n e bądź p a l o n e są
także prezerwatywy. Za godzinę p o c h ó d m o ż e osiągnąć rogatki stolicy..."
W gabinecie z a p a n o w a ł a przeraźliwa cisza.
194
FRONDA 25/26
- No to, kurka, m a s z swoich l e p e n o w c ó w - zaklął siarczyście, acz nie bez
k ł o p o t ó w Andrzej Myślnik, przerywając o g ó l n e milczenie.
Ja wiem, że to niesłuszne
- Dobra, nie ma na co czekać. Trzeba ruszyć wojsko - zachrypiał J o a c h i m
Korek, wykręcając n u m e r wicepremiera, który - choć n o m i n a l n i e o d p o w i a d a ł
tylko za e k o n o m i ę - trzymał w garści cały „niekomunistyczny rząd". Po dwu­
dziestu m i n u t a c h Miron Szept zauważył sunące ulicą pierwsze d w a czołgi.
Wszyscy zgromadzili się w o k n a c h redakcji. Co m ł o d s z e dziennikarki zaczęły
tupać, podskakiwać i piszczeć z radości, a dziewczyny z d o d a t k u Czerwone pod­
wiązki chciały się n a w e t składać na kwiaty i prezerwatywy dla żołnierzy.
- Zaraz, zaraz - odezwał się Andrzej Myślnik, po czym w d r a p a ł się na
najbliższe biurko, wyciągnął d ł o ń p r z e d siebie, u n i ó s ł nieco b r o d ę i w eksta­
tycznym uniesieniu, k t ó r e jakimś c u d e m p o z w o l i ł o mu wyzbyć się jąkania,
ZIMA-2001
T95
przemówił: „Paliliśmy papierosy i k ł a m l i w e gazety,/ paliliśmy papierosy,
choć zatruwały nasze ciała,/ paliliśmy gazety, bo z a t r u w a ł y n a s z e umysły,/
czytaliśmy konstytucję i deklarację p r a w / i n a p r a w d ę nie wiedzieliśmy, że
prawa człowieka/ m o g ą okazać się s p r z e c z n e / z p r a w a m i obywatela// i na­
p r a w d ę nie wiedzieliśmy, że tyle w o z ó w bojowych m o ż n a skierować prze­
ciwko b e z b r o n n y m , / przeciwko n a m , którzy byliśmy jeszcze d z i e ć m i / zbroj­
nymi jedynie w idee, o których u c z o n o n a s w szkołach/ i których w tych
samych szkołach n a s o d u c z a n o , / i n a p r a w d ę nie wiedzieliśmy,/ że m o ż n a je
wszystkie przekreślić/ bezlitosną szarżą sytej przemocy,/ z w i e l o k r o t n i o n y m
kłamstwem".
Korekta twarzy
Za o k n e m s t a ł o j u ż kilkanaście czołgów u s t a w i o n y c h w tyralierę. Ż o ł n i e ­
rze czaili się na rogatkach, cierpliwie wypatrując najeźdźców. Wreszcie do
widocznego z okien redakcji kiosku dobiegło kilkudziesięciu mężczyzn w gó­
ralskich, śląskich i kaszubskich strojach ludowych. Stos m a g a z y n ó w erotycz­
nych, p i s m kobiecych, Veto i Wyborowej objął zwinny, fioletowo-brunatny p ł o ­
m i e ń . Gazety, r z u c o n e na bruk, p o d d a ł y się działaniu t e g o s a m e g o wiatru,
który wcześniej zmagał się z k u r z e m na k o m p u t e r z e Haliny Leciwo. Męż­
czyźni nie palili papierosów, w d ł o n i a c h trzymali za to różańce i ciupagi.
Andrzej Myślinik p o s t a n o w i ł dłużej nie zwlekać. Szeroko otworzył o k n o
i z całych sił krzyknął w s t r o n ę d o w ó d c y k o m p a n i i :
- Strzelać!
- Urra, u r r a ! - zawtórowali mu pozostali dziennikarze. - N i e ma toleran­
cji dla w r o g ó w tolerancji!
N a w e t dyżurny satyryk Wyborowej, M a t e u s z Pomidor, ze s t r a c h u wciśnię­
ty w kąt redakcji, euforycznie pokiwał głową. Myślnik odwrócił się od o k n a
i szepnął: - Nareszcie... N a s z a r o m a n t y c z n a rewolucja dobiega końca. Po je­
go zmęczonej twarzy p o p ł y n ę ł y dwie, wielkie jak ziarenka grochu, łzy.
Zasadnicze trudności
Strzały j e d n a k nie padały. Przedłużająca się cisza zaniepokoiła dziennika­
rzy, którzy z n ó w stanęli w o k n a c h . Gdyby na k t ó r y m ś z przeciwległych d r z e w
196
FRONDA 25/26
znalazł się w owej chwili jakiś fotoamator, m ó g ł b y zarejestrować, jak oblicza
ludzi r o z u m n y c h zwolna gubią u ś m i e c h i napełniają się p r z e r a ż e n i e m .
Tyraliera czołgów r o z s t ę p o w a ł a się. D o w ó d c a k o m p a n i i stał o t o c z o n y
grupą górali i gorączkowo gestykulował. Inni żołnierze podchodzili do kobiet
z koszami p e ł n y m i chleba i częstowali się. Wielu klękało p r z e d księżmi jak­
by chciało się wyspowiadać. N i e k t ó r z y płakali, żegnali się z n a k i e m krzyża
i intonowali pieśni maryjne. Kapłani kładli im d ł o n i e na głowy, jakby ich b ł o ­
gosławiąc. Wreszcie wszyscy żołnierze wmieszali się w t ł u m . W i w a t o m i ser­
decznym u ś c i s k o m nie było końca.
- Co robić, Andrzeju? - zapytał M i r o n Szept, ale n a c z e l n e g o Wyborowej
nie było już w ś r ó d dziennikarzy. Specjalna, s e k r e t n a w i n d a wiozła go w dół,
na tyły b u d y n k u redakcji.
Po wyjściu z windy Andrzej Myślnik zdążył zrobić tylko kilka k r o k ó w
w s t r o n ę przeciwległych drzwi, gdy te nagle otworzyły się i s t a n ę ł o w nich
kilku Kaszubów.
Pęd pogoni, pęd ucieczki
Myślnik błyskawicznie odwrócił się na pięcie i ruszył do windy, j e d n a k
drogę zagrodził mu stary, gruby góral z ciupagą. Na chwilę obaj zamarli
w b e z r u c h u . Po kilku s e k u n d a c h Myślnik rzucił się w p r a w o - do schodów.
Góral był szybszy, więc Myślnik się wycofał. Jeszcze j e d n a p r ó b a - t y m r a z e m
ZIMA-2001
197
w lewo. Góral z n ó w wykazał niebywałą czujność. I tak gonili się jeszcze
przez m o m e n t : ilekroć Myślnik zaczynał gdzieś biec, był t a m j u ż góral - ta­
rasował drogę i nic nie było m o ż n a na to poradzić.
Wreszcie r e d a k t o r Wyborowej zatrzymał się i rozpaczliwie zawołał:
- Czy brakowało w a m czego, góralu?
- Prawdy, panocku! J e n o prawdy Bożej - odrzekł góral z godnością. Wsędzie jeno ta eutanazja, aborcja, baloniki na drucika i inne bezeceństwa, Decyzja
należy do ciebie, głupie plakaty, a wy to jesce w tej swojej gazecie chwalicie. Są­
du nie było nad k o m u n i s t a m i . Pses to do dzisiaj w polityce m o r a l n o ś ć upada...
Wiedział Myślnik, że w t e n s p o s ó b nic nie wskóra, więc p o s t a n o w i ł zmie­
nić taktykę.
- Ależ, góralu. Ja w swojej gazecie także górali promuję...
- Niby jakich, p a n o c k u ?
- No choćby księdza Tischnera...
- Ha! Ha! H a ! - zaśmiał się szczerze góral. Z T i s c h n e r a taki góral, jak
193
FRONDA 25/26
z Grassa Kaszeba! Buchnęli ś m i e c h e m Kaszubi za plecami Myślnika. Światło
z jarzeniówki OSRAM z a m i g o t a ł o n a d jego głową. Poczuł, że to j u ż koniec,
pochylił głowę i ruszył na górala. I w t e d y z u p e ł n i e niespodziewanie...
Sztuczne oddychanie
Obudził się we w ł a s n y m łóżku z rozsadzającym b ó l e m głowy, zlany zim­
nym p o t e m . Na stoliku dzwonił telefon. Myślnik wstał, p o d r e p t a ł w tę stro­
nę i p o d n i ó s ł słuchawkę.
- I jak po wczorajszym? - zapytał z m ę c z o n y m g ł o s e m J o a c h i m Korek.
- Daj spokój, stary. Więcej tyle nie piję - o d p a r ł Andrzej Myślnik, spoglą­
dając przez o k n o na n i e r u c h o m e wierzchołki drzew.
ALBIN DREWNIAK
A u t o r j e s t felietonistą-pamflecistą, k t ó r y „ n i e licząc się z r e g u ł a m i politycznej p o p r a w n o ś c i " , pi­
sze t e k s t y „ n i e g r z e c z n e , n a w e t o b u r z a j ą c e " , k t ó r e „mają c z y t e l n i k a z k o m f o r t o w e j sytuacji wy­
t r ą c i ć " . Powyższy u t w ó r z o s t a ł w s i e r p n i u 1999 r o k u o d r z u c o n y p r z e z redakcję „ N o w e g o Pań­
s t w a " . W tekście w y k o r z y s t a n o d e d y k o w a n y A d a m o w i M i c h n i k o w i w i e r s z Ryszarda K r y n i c k i e g o
/ naprawdę nie wiedzieliśmy (z t o m u Nasze życie rośnie,
ZIMA-200 1
1978).
199
Po tym, jak n i e u s t r a s z o n a Bożena U m i ń s k a z d e m a s k o w a ł a na l a m a c h
„Res Publiki N o w e j " Stefana Ż e r o m s k i e g o jako p r e k u r s o r a H o l o c a u s t u a je­
go „ P r z e d w i o ś n i e " p r z e d s t a w i ł a n i e m a l jako i n s t r u k t a ż dla o b s ł u g i k o m ó r
gazowych - p o s t a n o w i l i ś m y w niniejszej rubryce t r o p i ć wszelkie ślady anty­
s e m i t y z m u w literaturze polskiej. Po A n t o n i m S ł o n i m s k i m , A d a m i e Mickie­
wiczu, Jerzym S t e m p o w s k i m i innych teraz n a d s z e d ł czas na o d s ł o n i ę c i e
prawdziwego oblicza Bolesława Prusa.
W swej sztandarowej powieści „Lalka" p r z e d s t a w i a on r o z m o w ę Żyda
S z u m a n a z Polakiem W o k u l s k i m :
— Proszę... Dobra myśl - mówił z ironią Szaman. - I jeszcze, ażeby cię lepiej oce­
nili, pozwól im wziąć na dyrektora Szlangbauma. On ich urządzi!... tak jak mnie...
Genialna rasa te Zydki, ale cóż to za łajdaki!...
— No, no, no...
— Tylkoż ty ich nie broń przede mną - zawołał gniewnie
Szuman - boja ich nie tylko znam, ale i odczuwam... Dałbym gardło, że już w tej
chwili Szlangbaum kopie pod tobą doły w owej spółce i jestem pewny, że się tam wkrę­
ci, bo jakżeby polska szlachta mogła obejść się bez Zyda...
— Widzę, że nie lubisz Szlangbauma?
— Owszem,
nawet podziwiam go
i chciałbym naśladować,
ale nie potrafię!
A właśnie teraz zaczyna się budzić we mnie instynkt przodków: skłonność do geszefciarstwa... O naturo! Jakżebym chciał mieć z milion rubli, ażeby zrobić drugi milion,
trzeci... i stać się młodszym bratem Rotszylda. Tymczasem nawet Szlangbaum wypro­
wadza mnie w pole... Tak długo kręciłem się w waszym świecie, żem w końcu utracił
najcenniejsze przymioty mojej rasy... Ale to wielka rasa: oni świat zdobędą, i nawet
nie rozumem, tylko szachrajstwem i bezczelnością...
200
FRONDA 25/26
W dialogu t y m Prus p o r u s z y ł wątki c h a r a k t e r y s t y c z n e dla m e n t a l n o ś c i
antysemickiej - p r z e k o n a n i e , że w n a t u r z e Ż y d ó w leży s k ł o n n o ś ć do oszuki­
w a n i a oraz chęć p a n o w a n i a n a d ś w i a t e m . W dalszym ciągu r o z m o w y Szum a n n a m a w i a Wokulskiego do w s p ó ł p r a c y z Ż y d a m i , aby obalić stary porzą­
dek. Wokulski pyta:
— A jak zagryziecie owych wielkich panów, to co?...
— Z konieczności połączymy się z waszym ludem, będziemy jego inteligencją, któ­
rej dziś nie posiada... Nauczymy go naszej filozofii, naszej polity­
ki, naszej ekonomii i z pewnością lepiej wyjdzie na nas
aniżeli na swoich dotychczasowych przewodnikach...
W t y m fragmencie ujawnia się z kolei
złowieszcza wizja „ ż y d o k o m u n y " , k t ó r a
ma zająć miejsce wytępionej przez sie­
bie polskiej elity i objąć z a m i a s t niej
„rząd d u s z " . Przed wyjściem od Wo­
kulskiego S z u m a n , który n a m a w i a ł go
n a o d s p r z e d a n i e Ż y d o m spółki, m ó w i
jeszcze:
— Rób jak chcesz - rzekł biorąc za kapelusz.
- Faktem jest jednak, że jeżeli ty wyjdziesz ze swojej
spółki, to ona wpadnie w ręce Szlangbauma i całej zgrai
parszywych Zydziaków.
Tymczasem gdybyś został,
mógłbyś tam
wprowadzić ludzi uczciwych i przyzwoitych, którzy mają niewiele wad, a wszystkie
żydowskie
stosunki.
— Tak czy owak, spółkę opanują Żydzi.
— Ale bez twojej pomocy zrobią to Żydzi chederowi, a z tobą zrobiliby uniwersy­
teccy.
— Czy to nie wszystko jedno! - odparł Wokulski wzruszając ramionami.
— Me wszystko. Nas z nimi łączy rasa i wspólne położenie, ale dzielą poglądy.
My mamy naukę, oni Talmud, my rozum, oni spryt; my jesteśmy trochę kosmopolici,
oni partykularyści,
którzy
nie widzą dalej poza swoją synagogę
i gminę.
Gdy
chodzi o wspólnych nieprzyjaciół, są wybornymi sprzymierzeńcami, ale gdy o postęp
ZIMA-2001
201
judaizmu... wówczas są dla nas nieznośnym ciężarem! Dlatego w interesie cywilizacji
leży, ażeby kierunek spraw był w naszych rękach. Tamci mogą tylko zaplugawić świat
chałatami i cebulą, ale nie posunąć go naprzód...
Po jego wyjściu Wokulski pomyślał sobie: „zanosi się na walkę m i ę d z y
Żydami postępowymi i zacofanymi o naszą skórę, a ja m a m brać w niej udział
jako sprzymierzeniec tych albo t a m t y c h " .
To już jest wizja t o t a l n e g o spisku żydowskiego, wizja sytuacji, w której
każdy wybór jest j e d n o c z e ś n i e w y b o r e m przeciwko Ż y d o m i za Żydami, p o ­
nieważ tak n a p r a w d ę Żydzi rządzą światem, a wszelkie konflikty są jedynie
k ł ó t n i a m i w wielkiej żydowskiej rodzinie, zaś s t a w k ą jakiejkolwiek walki jest
tylko to, k t ó r a frakcja żydowska przejmie w ł a d z ę .
Już s a m zacytowany powyżej dialog klasyfikuje „Lalkę", o b o k „Mein
Kampf i „ P r o t o k o ł ó w m ę d r c ó w Syjonu", do klasyki światowej literatury an­
tysemickiej. Fakt, że p o w i e ś ć ta nadal jest szkolną l e k t u r ą p o t w i e r d z a tylko
p o w s z e c h n i e z n a n y fakt, że j e s t e ś m y krajem nieuleczalnie a n t y s e m i c k i m .
202
FRONDA 25/26
Milan Kundera napisał: „Duch powieści to duch złożo­
ności. Każda powieść mówi do swojego czytelnika:
'Rzeczy są bardziej skomplikowane niż ci się wydaje'."
NAJKRÓTSZA
HISTORIA
PROZY
W
I
E
K
U
PIOTR SKORZYNSKI
i
Literatura obrazuje d o ś w i a d c z e n i e ludzkie.
W XX wieku d o m i n u j ą c y m d o ś w i a d c z e n i e m było d o ś w i a d c z e n i e ciała.
Wiek XX był b o w i e m z jednej strony w i e k i e m tortur, l u d o b ó j s t w a i wid­
ma a t o m o w e j zagłady, z drugiej zaś w i e k i e m rewolucji seksualnej.
Literatura, jak cała sztuka, szuka i n t e n s y w n o ś c i w r a ż e ń - a d o z n a n i a cia­
ła są zwykle u d z i a ł e m m ł o d o ś c i . Stąd l i t e r a t u r a d w u d z i e s t o w i e c z n a to w du­
żej m i e r z e opis d o ś w i a d c z e ń p o k w i t a n i a i dojrzewania; pierwszych u n i e s i e ń ,
pierwszych tragedii, pierwszych rezygnacji.
ZIMA 2001
203
A p o n i e w a ż ludzkość odkryła za przyczyną t o t a l i z m u i techniki, iż z cia­
ł e m m o ż n a robić wszystko - przy k o ń c u t e g o stulecia znikły wszelkie grani­
ce wytyczane dawniej t e m u , co n a d a l po francusku nazywa się belles lettres,
a c o m y spolszczamy n a beletrystykę, c o j e d n a k znaczy d o s ł o w n i e l i t e r a ­
turę
piękną.
To, że przymiotnik
To, że przymiotnik „piękna" zaniknął w języku zawodowców od literatury,
nie jest oczywiście przypadkiem. Jest to tylko j e d n o z wielu słów, które jakby
niepostrzeżenie wypadły ze słownika używanego przez literatów i krytyków,
a ich lista m o ż e n a m niczym w soczewce ukazać ewolucję klimatu estetyczno-obyczajowego. Tak więc niezwykle rzadko, a jeśli już to zwykle w znaczeniu
ironicznym, tak w „poważnych" czy „ambitnych" powieściach, jak w krytycz­
nych opracowaniach spotkamy dziś słowa: „ h a r m o n i a " , „dobroć", „dojrzałość",
„rzetelność", „powaga", „prawość", „szlachetność", „serce", „wzniosłość", „su­
mienie", „etyka", „wzruszenie", „łzy", a n a w e t „szczęście". Większość pisarzy
XX wieku uznało je za niebezpieczną kosmetykę brutalnych i brudnych intere­
sów oraz żądzy władzy, które leżą u p o d s t a w mniej czy bardziej krwawych kon­
fliktów raz po raz rozdzierających zarówno indywidualną wrażliwość, jak i tkan­
kę społeczną. Toteż zamiast tych t e r m i n ó w weszło w p o w s z e c h n e użycie
słownictwo nazywane wcześniej koszarowym czy rynsztokowym.
Nie stało się to oczywiście p r z y p a d k i e m . Ponieważ wielu pisarzy b r a ł o
udział jako żołnierze lub oficerowie w jednej z wielu wojen t e g o stulecia, wy­
nieśli z nich doświadczenia gorączkowego używania życia, szoku b i t e w n e g o ,
bólu i śmierci kolegów. W istocie m o ż n a z a s a d n i e twierdzić, że bardziej od
Freuda czy antybiotyków i ś r o d k ó w antykoncepcyjnych, do p o w s t a n i a nowej
obyczajowości obejmującej dziś n i e m a l cały glob, przyczyniła się a t m o s f e r a
lazaretów, latryn i przyfrontowych burdeli, k t ó r a dla w y r w a n y c h z gimna­
zjów czy m a ł y c h m i a s t e c z e k c h ł o p c ó w s t a ł a się o b r a z e m życia bez falbanek
i parawanów.
Bitwy d w u d z i e s t o w i e c z n y c h wojen były j e d n a k - tak jak życie cywilne
w drugiej p o ł o w i e wieku - z d o m i n o w a n e przez t e c h n i k ę . Wojna więc - nie­
gdyś sprawdzian męskiej odwagi i przebiegłości - u k a z a ł a się, p o p r z e z pry-
204
FRONDA 25/26
z m a t literatury, jako konfrontacja ciała i walącej się n a ń lawiny ognia i żela­
za. W p o w s z e c h n e j świadomości, k s z t a ł t o w a n e j przez książki i p o w s t a ł e na
ich p o d s t a w i e filmy, nie ma j u ż w zasadzie postaci s z l a c h e t n e g o wojownika,
k t ó r a przez tysiące lat była w z o r e m dla m ł o d y c h ludzi. P r z e m o c najbardziej
jawna, w y r a ż o n a w zgiełku oręża, z o s t a ł a n i e o d w o ł a l n i e p o t ę p i o n a i s k a z a n a
na literaturę (a więc i scenariusze) „klasy B".
Nie
d o k o n a ł o
się
ideałów religijnego
to
czy
j e d n a k
laickiego
przez
z w y c i ę s t w o
h u m a n i z m u . P o ta­
kich pisarzach jak H e m i n g w a y czy R e m a r ą u e , którzy do k o ń c a p r ó b o w a l i
ocalić wiarę w ludzkość i to, co niejasno n a z w a n o człowieczeństwem - przyszli
młodsi, tacy jak J a m e s J o n e s czy N o r m a n Mailer, k t ó r z y z wojennej t r a u m y
„furii i z a m ę t u " wynieśli psychiczne rany, owocujące wszechobejmującym
n i h i l i z m e m . Wcześniej było to t a k ż e d o ś w i a d c z e n i e F e r d y n a n d a C e l i n e ' a pisarza, który swój wielki t a l e n t o d d a ł w s ł u ż b ę Hitlerowi i stał się propagandystą n a z i s t o w s k i m . Jego kolega z okopów, H e n r i Barbusse, z tych sa­
mych p o w o d ó w wybrał Lenina.
Przypadek ich obu wskazuje n a m na n a s t ę p n ą cechę literatury dwudziesto­
wiecznej - jej silną ideologizację. Polski eseista Paweł Hertz pisał w 1958 roku:
O pozycji pisarza decyduje przede wszystkim jego autorytet moralny. Nigdy może
sztuka tak bardzo się nie utożsamiała z moralnością jak właśnie w naszej epoce.
W wieku XX wielu pisarzy z o s t a ł o w e z w a n y c h do z a a n g a ż o w a n i a się p o ­
litycznego i wielu - a w o l n o chyba powiedzieć: wyjątkowo wielu - na to we­
zwanie o d p o w i e d z i a ł o . Jak zwykle bywa, ilość k o m b a t a n t ó w w z r a s t a po wy­
granej wojnie i na końcu tego stulecia m o ż e m y z a o b s e r w o w a ć , że każdy
niemal pisarz z ambicjami stara się dać czytelnikowi do z r o z u m i e n i a , n a w e t
opisując h i s t o r i ę r o m a n s u , iż jest po s t r o n i e biednych, p o k r z y w d z o n y c h
i przeciw w s z e l k i e m u uciskowi - w co w ł ą c z o n o dziś t a k ż e „ u c i s k " obycza­
jowy. W p r z e m ó w i e n i u n o b l o w s k i m G i i n t h e r Grass, człowiek osobistej szla­
chetności, nie czuł nic niewłaściwego w p o r ó w n a n i u swoich s p o r ó w poli­
tycznych z n i e m i e c k i m i c h a d e k a m i do losu pisarzy zsyłanych na Syberię.
W t y m przykładzie widzimy j e d n a k jak w soczewce o g r o m n e ryzyko wią­
żące się z o w y m u p o l i t y c z n i e n i e m . Po p i ó r o sięgają b o w i e m ludzie o wrażliZIMA-200 1
205
wości większej niż przeciętna, którzy głębiej - na r ó w n i radośniej i boleśniej
- odczuwają wszystkie sprawy t e g o świata.
realna
Realna w ł a d z a p a r ę razy przypadła literatom, ale C h a t e a u b r i a n d i Lamartine, którzy byli o b d a r z e n i p r a w d z i w y m t a l e n t e m , przepadli na tej arenie, zaś
ci, którzy się na niej d o b r z e zapisali, a m i a n o w i c i e Disraeli i Churchill, wcze­
śnie zdali sobie sprawę, że ich próby literackie nie przyniosą im u z n a n i a . Pi­
sarz czy p o e t a p r z e s a d z a i uogólnia s u b i e k t y w n e doświadczenia, bo t a k a jest
specyfika jego p o w o ł a n i a . Nie p o w i n i e n z a t e m rozstrzygać zawiłych s p r a w
publicznych, gdyż zwykle nie ma cierpliwości, a często także i przygotowa­
nia, by je d o b r z e poznać. ( U p t o n Sinclair i Vargas Llosa byliby tu m o ż e wy­
jątkiem; cóż, gdy nie potrafili p r z e k o n a ć do siebie wyborców.)
Niestety, pisarz posiada dar układania słów, a od czasu sofistów starożyt­
nych talent ten jest ceniony przez polityków. Dlatego j e d n a k powinien ograni­
czać się do pisania przemówień dla popieranego przez siebie działacza. Inaczej
łatwo m o ż e zostać wpisany na listę pisarzy wypowiadających kompromitujące,
a często piramidalne bzdury na t e m a t y publiczne - a lista ta jest tak długa
w XX wieku, że sama tylko mogłaby wypełnić stronice tego szkicu...
Działo się tak dlatego, że literatura w XX wieku była przez wielu intelektuali­
stów uznana za ten duchowy element, który wypełni pustkę po nieodwołalnie, ich
zdaniem, przestarzałej religii. Witkacy z sarkazem a Sartre z entuzjazmem prze­
widywali, że literaci staną się substytutem kapłanów. Nie da się ukryć, że wielu
poetom i pisarzom rola ta bardzo przypadła do gustu. Cokolwiek jednak dałoby
się powiedzieć o ich intencjach, ich rola wyczerpała się w zasadzie z upadkiem ko­
munizmu; jako, że zło, które pozostało, ma już charakter, by tak powiedzieć, zwy­
czajny, czyli odwieczny. Szatan, którego arcydziełem był totalizm (i niesamowita
toksyczność tego systemu), został spętany i działa obecnie za pomocą starych,
chciałoby się rzec oklepanych sposobów: chciwości, pożądliwości, pychy itd. N o ­
we są oczywiście środki techniczne, ale w końcu narkotyki nie są groźniejsze od
upojenia zapachem krwi czy sadyzmu, które odnajdujemy na kartach historii.
Wiek XIX zapisał się w historii także jako okres, kiedy pisarze b r o ­
nili biednych i wzywali do wolności. Dziś bieda i ucisk są ilościowo r ó w n i e
206
FRONDA 25/26
wielkie w odniesieniu do całej ludzkości, ale praktycznie znikły w ś r ó d
p o t o m k ó w tych, którzy sto i więcej lat t e m u czytali o w e u t w o r y i apele.
Świat Balzaka, Hugo, D a u d e t a , Dickensa, Thackereya byl w gruncie rzeczy
światem wszystkich ich czytelników - a tyczy się to w d u ż y m s t o p n i u także
pisarzy rosyjskich.
O ile w wieku XIX pisarze i poeci starali się wyrażać p o t r z e b y l u d u , o ty­
le w XX stuleciu, kiedy ów lud p r z e m i e n i ł się na Z a c h o d z i e w klasę średnią,
zazwyczaj p r e z e n t u j ą p o g a r d ę dla jego tradycyjnych
(„drobnomieszczań-
skich") wartości. S a m o s ł o w o „ a w a n g a r d a " p r z e s t a ł o zresztą cokolwiek zna­
czyć, skoro zamiast z biedującymi na p o d d a s z a c h r e w o l u c j o n i s t a m i kojarzy
się raczej z właścicielem wielkiego z a m k u Picassem czy siwowłosymi laure­
a t a m i najróżniejszych - także p a ń s t w o w y c h (!) - n a g r ó d .
Co to ma j e d n a k w s p ó l n e g o z literaturą? O t ó ż ma, p o n i e w a ż niezwykle
i s t o t n ą kwestią było w XX wieku tzw. z a m ó w i e n i e s p o ł e c z n e . Bardzo wielu
krytyków i sporo pisarzy u w a ż a ł o za coś nieledwie a m o r a l n e g o pisanie dla
samej przyjemności n a p i s a n i a d o b r e g o u t w o r u . M o ż n a było - szczególnie
w latach 1920-1970 - często przeczytać lub usłyszeć, że pisarz w i n i e n na
wzór C o n r a d a „wymierzać sprawiedliwość w i d z i a l n e m u ś w i a t u " .
Lecz Conrada tylko chronologicznie m o ż n a uznać za pisarza XX-wiecznego.
Sprawy h o n o r u , wierności, odwagi, k t ó r e go najbardziej zajmowały, zostały
b o w i e m po 1918, a zwłaszcza po 1956 roku, b a r d z o z d e z a w u o w a n e . Idea oj­
czyzny zdawała się b a r d z o wielu czymś, co u t o p i o n o w b ł o t a c h Verdun, zaś
idea rewolucji p i ę k n ą orchideą, k t ó r ą b e z p o w r o t n i e ścięły m r o z y Kołymy.
(Dlaczego
jednak
trzeba
było
czekać
z
tym
otrzeźwieniem
aż
do
XX Zjazdu KPZR jest t e m a t e m na inny esej.)
Ale wspominając C o n r a d a , w i n n i ś m y z a r a z e m w s p o m n i e ć takich h u m a ­
n i s t ó w jak R o m a i n Rolland, E r n e s t H e m i n g w a y czy Albert C a m u s . Ich wizja
człowieka zasadzała się na a u t o n o m i i j e d n o s t k i opartej na wierze w k u l t u r ę
europejską, która spełniła się w Deklaracji Praw Człowieka, Trybunale Ha­
skim oraz idei b r a t e r s t w a uciemiężonych. Ta o s t a t n i a - w e d l e nich - znala­
zła swój wyraz w m i ę d z y n a r o d o w y m r u c h u socjalistycznym.
Tymczasem II wojna ś w i a t o w a niewiele p o z o s t a w i ł a z tych szlache­
tnych wizji. O t o jak ujął to b o h a t e r „Edukacji europejskiej" R o m a i n a Gary'ego (1945):
ZIMA-2001
207
Europa miała zawsze najlepsze i najładniejsze uniwersytety na świecie.
(...) Ale
jest i inna edukacja europejska, której lekcje obecnie pobieramy: plutony egzekucyjne,
niewolnictwo, tortury, przemoc - destrukcja wszystkiego, co czyni życie pięknym.
(...)
Mamy w Europie najstarsze katedry, największe biblioteki, najstarsze uniwersyte­
ty.
Ostatecznie jednak wszystko czego ta sławetna edukacja europejska uczy to jak
znajdować odwagę i możliwe do przyjęcia powody, ażeby zabić człowieka, który nic
wam nie zrobił...'
W 1946 roku pisarz, który przeszedł przez Oświęcim, Tadeusz Borowski,
napisał negując p o ś r e d n i o większość tradycji k u l t u r a l n e j :
Me ma piękna, jeśli w nim leży krzywda człowieka. Nie ma prawdy, która tę
krzywdę pomija. Nie ma dobra, które na nią pozwala.
H o r r o r masowej śmierci zaczął się jednak, t r z e b a p r z y p o m n i e ć , p o d
Ypres w 1915 roku, kiedy to po raz pierwszy u z n a n o gaz za ś r o d e k do m a s o ­
wego zabijania ludzi. Między r o k i e m 1921, gdy zakończyła się wojna d o m o ­
wa w Rosji, a wojną abisyńską w 1935 roku m i n ę ł o ledwie 14 lat n a d e r
względnego pokoju: w 1929 zaczęła się b o w i e m sowiecka „wojna" przeciw
c h ł o p o m , zaś w 1933 roku n a z i s t o w s k a „wojna" przeciw Ż y d o m . 2
T r u d n o o w y m i e r z a n i e tego, co „ n i e l u d z k i e " . J e d n a k w a r t o sobie uprzy­
tomnić, że groza, k t ó r a miała towarzyszyć o d t ą d ludzkości, z o s t a ł a wyrażo­
na n a t y c h m i a s t po 1918 roku - a najdobitniejszą p o s t a ć znalazła, jak sądzę,
w powieściach Ericha R e m a r q u e ' a . Jego b o h a t e r Paul B a u m e r myśli na wi­
dok setek straszliwie pokaleczonych mężczyzn w p o l o w y m lazarecie:
Jakże pozbawione sensu jest wszystko, co kiedykolwiek zostało napisane,
ne, pomyślane - jeśli coś podobnego jest możliwe.
uczynio­
Widocznie wszystko było skłamane
i puste, jeśli kultura wielu tysięcy lat nie zdołała temu zapobiec.
właśnie w takim szpitalu
W ł a ś n i e w t a k i m szpitalu (po drugiej s t r o n i e f r o n t u ) , do k t ó r e g o przy­
dzielono m ł o d e g o lekarza A n d r Bretona, n a r o d z i ł się - p o d w p ł y w e m takich
208
FRONDA 25/26
samych myśli - surrealizm: niechciane p o k ł o s i e m a t e r i a l i z m u , k t ó r y z a p a n o ­
wał niepodzielnie już nie tylko w n a u c e , ale w ślad za nią t a k ż e w k u l t u r z e .
II
Nihilizm w jego najgroźniejszej, bo najbardziej toksycznej postaci to twór­
czość a u t o r ó w walczących od początku wieku z - coraz bardziej mityczną burżuazją. Rzecz w tym bowiem, iż socjalizm a p o t e m k o m u n i z m został przez
o g r o m n ą liczbę
dyna
l i t e r a t ó w d w u d z i e s t o w i e c z n y c h p r z e d s t a w i o n y jako j e ­
nadzieja
ś w i a t a . W swojej wielkiej spowiedzi „Mój wiek",
Aleksander Wat tak t ł u m a c z y swoją „konwersję", k t ó r a s t a ł a się u d z i a ł e m
wielu lewicowo n a s t a w i o n y c h i n t e l e k t u a l i s t ó w i pisarzy:
W „Lucyferze bezrobotnym", który pisałem w 1925 roku, są sądy właściwie zu­
pełnie trzeźwe o komunizmie. „Komunizm rozbił się o atom duszy". Zebrałem tam
konfrontację wszystkich podstawowych idei ludzkości.
To znaczy moralności,
a nawet religii. Kompromitowanie samego pojęcia osobowości.
miłości,
Zakwestionowanie
w ogóle wszystkiego. Nic. Kropka. Nihil.
Miłosz: - Wiesz, wydaje mi się, że podobnie było w Niemczech Weimarskich. Lu­
dzie zaczynali od sarkazmu, nihilizmu, a później zbliżali się do komunizmu. Historia
Brechta.
Wat: - A Aragon? Właściwie, to jest bardzo typowe. (...) Właściwie moja złośli­
wość ówczesna, jakaś straszna,
zacięta złośliwość, polegała na
tym intelektualnym
chuligaństwie. Polegała na tym, że wszystkie zewnętrzne kształty były utrzymane, ale
wewnątrz wszystko było wyżarte. I okazało się, że ja tego wytrzymać nie mogłem. Za­
mknąłem wobec tego oczy.
Wszystkie swoje przemyślenia,
wszystko zamknąłem na
klucz. A klucz wrzuciłem do otchłani, do Wisły. I rzuciłem się w tę jedyną wiarę, któ­
ra istniała wtedy.'
„Piękne dzielnice" Louisa Aragona są być m o ż e najlepszym opisem tej potę­
pianej „cywilizacji mieszczańskiej" (przymiotnik miał być w tym wyrażeniu epi­
tetem). Jest to obraz Francji tuż przed I wojną światową. Postacie portretowane
przez autora myślą jedynie o pieniądzach i kopulacji - niektórzy, najbardziej wy­
rachowani, dołączają do tego jeszcze intrygi polityczne. Trudno tu o jakieś wyższe
uczucia: to (poza paroma wyjątkami) kłębowisko żmij, dżungla, gdzie mężczyźni
ZIMA-2001
209
żenią się dla pieniędzy, rodzeństwa ledwie ukrywają wzajemną obojętność lub
niechęć, piękne dziewczyny z całym okrucieństwem manipulują mężczyznami,
zaś ci poniewierają innymi kobietami, jeśli te są od nich zależne. Aragon, który
pochodził z burżuazyjnej rodziny, obserwator nadwrażliwy, lecz uważny, z pew­
nością przyczernił obraz tak opiewanej przez cudzoziemców „słodkiej Francji" jednak powieść ta jest po prostu zbyt dobrze napisana, by była owocem kłamstwa:
wiemy zresztą z jego wspomnień, że sam nie widział dla siebie miejsca w ojczyź­
nie i w chwili samobójczego nastroju powierzył swoje życie rzutowi monety.
Ale o t o w środku tego gorzkiego jak p i o ł u n opisu cynicznego, r o z p u s t n e ­
go Paryża (a także niewiele odbiegającej od stolicy prowincji)... o t w i e r a się
niebo i spływają chóry anielskie. To d e m o n s t r a c j e robotników, p r o w a d z o n e
przez socjalistów! Kończy się drwina, u r y w a się ironia i sarkazm, n i k n i e
gdzieś pisarski dystans; nie wierząc o c z o m czytamy:
W tłumie, który śpiewał, Armand słucha melodyjnych słów. Nie może oderwać
oczu od małej dziewczynki w sukience od pierwszej komunii. Zawładnęła nim siła wy­
mykająca się jego kontroli. (...)
Ten okrzyk streszcza doskonale pokojową wolę ludu Francji i jego n a m i ę t ­
ne pragnienie, by żyć i zwyciężyć ciemiężycieli, siewców burzy, których lęka
się nie mniej niż jego galijscy przodkowie b ó s t w władających p i o r u n a m i . (...)
I śpiewa. Pieśń, której prawie nie zna, p i e ś ń o b a r c z o n ą legendą, p i e ś ń
wywołującą na czoło s z l a c h e t n ą czerwień m ł o d e j krwi...
jak młody burżuj
Jak m ł o d y burżuj m o ż e śpiewać r o b o t n i c z ą pieśń, skoro p r z e d t e m nie
miał nigdy okazji jej poznać? Nie w i a d o m o , ale też nie ma to znaczenia - bo
nagle znaleźliśmy się w świecie baśni.
Wrócimy do niej, ma się r o z u m i e ć , na zakończenie:
... i znajdzie się we Francji, tej rzeczy umęczonej, wielkiej i bijącej jak serce, któ­
rą teraz będzie miał prawo nazywać jej prawdziwym imieniem, we Francji zbyt często
210
FRONDA 25/26
mylonej z tą fortecą naprawdę obcą, która nią włada, z fortecą pięknych dzielnic, po
których Armand błąkał się przymierając głodem, w której rządzą uzurpatorzy, w któ­
rej kłamstwo jest panem i podszywa się pod barwy dawnych nędzarzy, co zdobyli Bastylię, a czyni to, by zasłonić machinacje międzynarodowych banków...
I tak dalej, i tak dalej...
Ci „ u z u r p a t o r z y " p o c h o d z ą z wolnych wyborów, zaś Bastylię zdobywali
też rzemieślnicy i ówcześni inteligenci, których n o w y bóg Aragona, czyli Sta­
lin, zagnałby do łagrów - ale wszystko to są drobiazgi, b o w i e m przenieśli­
śmy się do Rzeczywistości Wyższej: rzeczywistości n a d r e a l n e g o m a r z e n i a .
Nadrealizm w a r t jest chwili refleksji, choć oddziałał na literaturę p o ś r e d ­
nio, głównie jako d e s t r u k t o r i p r z e m y t n i k mikstury, k t ó r a d o p i e r o na począt­
ku XXI wieku zdobywa szerokie u z n a n i e w y d a w c ó w i krytyków: p a n s e k s u alizmu p o ł ą c z o n e g o z o k u l t y z m e m . (Dla kogoś z a m i ł o w a n e g o w klasyfikacji
a d e k w a t n e być m o ż e wyda się p o r ó w n a n i e go do baroku. Barok to sztuka
przesilenia i p o z o r u . W jego z e w n ę t r z n e j obfitości dojrzewa ideał czystej
ułudy: manieryzm.)
Ale te etykietki m o g ą służyć jedynie jako znaki k i e r u n k o w e . Nie p o w i n ­
niśmy zapominać, że s u r r e a l i z m był p r z e d e w s z y s t k i m p o k ł o s i e m d a d a i z m u .
Przez 70 lat te wygłupy - tak oni sami je traktowali - odciętej w Z u r y c h u
podczas I wojny światowej grupki m ł o d y c h ludzi stały się nieoficjalną n o r m ą
światowej kultury: ich negacja znaczenia czegokolwiek, co s p o ł e c z n e oraz
odrzucenie z a r ó w n o logiki jak i historii były „ b a r a s z k o w a n i e m w narcy­
zmie", jak to określił historyk M o d r i s Eksteins. 4 N i e sprzeciwiali się wojnie,
a jedynie nie chcieli opowiedzieć się po żadnej ze s t r o n . Głęboka, d z i e c i n n a
radość, jaką czerpali z wszelkiej destrukcji, sprawiała, że czerpali z niej p o ­
k r ę t n ą satysfakcję: „wojna to nasz d o m publiczny", ogłosił H u g o Bali.
D a d a i z m i s u r r e a l i z m ogłosiły p o b r a t y m s t w o awangardy artystycznej
i politycznej. Jego kodyfikatorem i p r o p a g a t o r e m okazał się k o m u n i s t y c z n y
krytyk literacki Walter Benjamin. W eseju z 1937 roku zwraca u w a g ę na uży­
teczność tej pierwszej dla wszystkich, którzy z g o d n i e z w e z w a n i e m „Mani­
festu K o m u n i s t y c z n e g o " pragną „wysadzić w p o w i e t r z e cały g m a c h społe­
czeństwa".
Pisząc o niekonsekwencjach
„tego
lewicowomieszczańskiego
s t a n o w i s k a " u b o l e w a n a d „nieuleczalnym s p r z ę ż e n i e m politycznej praktyki
Z I M A 2110 I
211
z idealistyczną m o r a l n o ś c i ą " . N i e m n i e j podkreśla, że n i h i l i z m literacki m o ż e
zaowocować n i e z b ę d n y m dla rewolucji n i h i l i z m e m m o r a l n y m .
Jeśli się jednak zdecydować na otworzenie tej romantycznej atrapy, zawsze znajdzie
się w niej coś pożytecznego. Znajdzie się mianowicie kult zła (...). W tym przekonaniu
czytelnik natknąwszy się u Bretona na scenariusz jakiegoś dreszczowca, którego akcja
obraca się wokół hańbienia dzieci, cofnie się być może o kilka dziesięcioleci wstecz.
W dekadzie 1865-1875 kilku anarchistów nie wiedząc wzajemnie o swoim istnieniu,
pracowało nad piekielnymi maszynami. A co zdumiewające, niezależnie od siebie nasta­
wili ich zegary dokładnie na tę samą godzinę: czterdzieści łat później w jednej chwiłi
eksplodowały w Europie zachodniej pisma Dostojewskiego, Rimbauda i Lautreamonta.
Gwoli dokładności można by z dorobku Dostojewskiego przytoczyć ten fragment, który
w rzeczywistości został opublikowany dopiero około roku 1915: Spowiedź Stawrogina
z „Biesów". Rozdział ten, pozostający w jak najściślejszym związku z trzecią z „Pieśni
Maldorora" zawiera usprawiedliwienie zła —uwydatniające pewne motywy surreali­
zmu mocniej niż to się udało komukolwiek z jego dzisiejszych rzeczników. Stawrogin
bowiem to surrealista avant la lettre. Nikt nie rozumiał tak dobrze jak on do jakiego
stopnia naiwna jest opinia kołtunerii: ponieważ dobro (...) jest inspirowane przez Bo­
ga, zło natomiast wywodzi się całkowicie z naszej spontaniczności, w nim jesteśmy sa­
modzielni, w każdym calu zdani na siebie. Nikt tak jak on nie dopatrywał się inspira­
cji w najpodlejszym postępowaniu - i akurat w nim. Nikczemność uważał za coś
zdeterminowanego na samym początku, zaleconego, jeśli nie zadanego nam, tak jak
burżuazyjny idealista rozumiał cnotę - zarówno w nas samych, jak w biegu dziejów.
komunistyczny
Komunistyczny (czy komunizujący) krytyk p r z e d s t a w i a n a m więc n o w ą
wersję czarnej mszy, gdzie aby zadowolić - na chwilę - M o l o c h a t r z e b a mu
złożyć ofiarę z najbardziej n i e w i n n y c h . N i e było więc niczym nielogicznym,
że dwaj francuscy surrealiści, A r a g o n i Eluard, zgłosili się w 1931 r o k u na
służbę do Z d a n o w a . Ani też, że Celinę i P o u n d wychwalali h o l o c a u s t .
Franz Kafka nie był w o k o p a c h ani w obozach, j e d n a k jako pierwszy d o ­
strzegł treść tego stulecia: kiedy stwierdził, że to Alfons de Sade jest p r a w -
212
FRONDA
25/26
dziwym p a t r o n e m XX wieku. Był to właściwie i m m o r a l i z m N i e t z s c h e g o , ale
już bez jego p o d s z y t e g o u r a z ą s e n t y m e n t a l i z m u .
J e d e n z towarzyszy r u c h u , J e a n P a u l h a n , stwierdził w 1938 roku, że sur­
realistyczna a w a n g a r d a w istocie stała się n i e ś w i a d o m ą siebie - ariegardą:
Kiedy widzę jak wielu autorów szuka dziś z zapałem wzniosłości w rzeczach pod­
łych (...) zadaję sobie pytanie, czy nasza literatura w tej części, która wydaje się nam
(...) najbardziej agresywna - nie zwróciła się całkowicie ku przeszłości i czy to wła­
śnie nie Sade o tym zdecydował.
N a s u w a to p r z y p o m n i e n i e błyskotliwej analizy C a m u s a z „Człowieka
zbuntowanego":
Sade bez wątpienia cierpiał i umarł po to, by ożywić wyobraźnię literackich ka­
wiarni i artystycznych dzielnic. Ale to jeszcze nie wszystko. Sukces Sade'a w naszej
epoce tłumaczy się tym, że jego marzenie jest zgodne z odczuciem współczesnym: żą­
danie totalnej wolności i dehumanizacja dokonywana na zimno przez inteligencję. Re­
dukując człowieka do przedmiotu doświadczenia (...) Sade opiewał społeczności tota­
litarne w imię oszalałej wolności.
5
Po o s t a t n i m zdaniu „Pięknych dzielnic" Aragon podaje k r ó t k ą informację:
Skończone 10 czerwca 1936 roku na pokładzie „Feliksa Dzierżyńskiego".
Statek t e n dowiózł go w r a z z jego wielkim t a l e n t e m do całkowitego odda­
nia się na usługi p r o p a g a n d y sowieckiej. 6 Aragon jednak, jak wiemy, n i e był
s m u t n y m wyjątkiem. Pisarz o r ó w n y m mu talencie i o n i e b o większym inte­
lekcie, George Orwell, niemal w t y m s a m y m czasie pogrążony był w p o d o b ­
nej desperacji. W noweli „Aspidrista" opisuje swego alter ego, który pracuje
jako ekspedient w l o n d y ń s k i m antykwariacie, d a r e m n i e próbuje zdobyć ko­
chającą go platonicznie dziewczynę - i w końcu wydobywa z siebie wyznanie:
Nagle zamarzyła mu się na tym bezchmurnym niebie eskadra bombowców; której
bomby obróciłyby w perzynę nie tyłko tę ulicę, ale i całe jego bezsensowne życie.
ZIMA-2001
213
Eskadry p a r ę lat później rzeczywiście przybyły - tak to w magiczny spo­
sób pisarze stają się niekiedy j a s n o w i d z a m i - ale Orwell odnalazł j u ż w t e d y
sens swego niezwykłego życia.
jeszcze
Jeszcze niezwyklejsza przyszłość czekała dzieło m ł o d o z m a r ł e g o pisarza
niejasnych i m r o c z n y c h książek Franza Kafki. W 1917 roku o p u b l i k o w a ł
„Proces": opowiadanie, w k t ó r y m p r z e ś l a d o w a n y przez tajemniczą w ł a d z ę
b o h a t e r próbuje się dowiedzieć, o co jest o s k a r ż o n y i k t o go sądzi... nie n e ­
gując j e d n a k p r a w o m o c n o ś c i tej instancji. W k o ń c u ulega jej wyrokowi i p o ­
zwala się zabić - do końca nie wiedząc za co.
Początkowo o d c z y t a n o to jako obraz kondycji ludzkiej w obliczu milczą­
cego i o k r u t n e g o Boga. Ale w 20 lat później w całym Z S R R odbyły się p r o ­
cesy bliźniaczo p o d o b n e do o p i s a n e g o przez Kafkę - i w t e d y p r z y p i s a n o mu
cechy wizjonera. 7
III
Specyficznym a w e r s e m „Pięknych dzielnic" jest powieść „ C h ł o p c y " , star­
sza o 30 lat i n a p i s a n a przez pisarza o b i e g u n o w o o d m i e n n y c h poglądach p o ­
litycznych: H e n r i de M o n t h e r l a n t a . O p o w i a d a o tej samej epoce, oglądanej
przez b a r d z o p o d o b n e g o chłopca - tyle, że z bogatej burżuazji katolickiej
i c h o w a n e g o w „ p o s t ę p o w y m " kolegium p r o w a d z o n y m przez księży. Najkró­
cej mówiąc jest to opowieść o „edukacji s e n t y m e n t a l n e j " b o h a t e r a : w t y m
wypadku h o m o s e k s u a l n e j (co nie przeszkadza mu p o t e m z a i n t e r e s o w a ć się
p e w n ą dziewczyną, włącznie z p l a n a m i m a t r y m o n i a l n y m i ) . H i s t o r i a uczucia
do m ł o d s z e g o ucznia - prawie platonicznego, o p i s a n e g o z najbardziej p o r u ­
szającym liryzmem - jest j e d n ą z najbardziej wzruszających opowieści m i ł o ­
snych dwudziestowiecznej literatury.
Tak n a p r a w d ę j e d n a k najważniejsza jest t u , p o z o r n i e d r u g o p l a n o w a , p o ­
stać księdza, g ł ó w n e g o wychowawcy, który jest nie tylko (bardzo dyskret­
nym) pederastą, ale też całkowitym ateistą.
214
FRONDA 25/26
Według niego dotyczyło to jednej trzeciej księży. (...) Zdrowi byli tylko ci, co jak
on nie wierzyli nigdy... (...) Katolicyzm był religią śmieszną, która nie ostawała się
kwadransowi zastanowienia.
(...)
Sumienie księdza de Pradts było spokojne. Moral­
ność społeczna, na ile ją znał, była kłamstwem. Chłopcy żyli w kłamstwie, bo katoli­
cyzm był kłamstwem.
Powieściowy ksiądz, s a m z a i n t e r e s o w a n y u k o c h a n y m m ł o d e g o Albana
( M o n t h e r l a n t nie kryje zresztą autobiograficznego t ł a tej opowieści) odseparowuje ich od siebie - i n i e u c h r o n n i e niszczy t e n związek. Tak więc przez ca­
łą niemal powieść obcujemy z postacią odrażającą. Odpychająca o b ł u d a pa­
nuje bez przerwy, ale swe a p o g e u m osiąga podczas wielkoczwartkowej mszy,
obsługiwanej przez najbardziej zepsutych i z a k ł a m a n y c h u c z n i ó w 8 - kiedy to
ksiądz przełożony, jedyny n a p r a w d ę wierzący w ś r ó d g r o n a wychowawców,
podejmuje decyzję radykalnej odnowy. To j e d n a k p o d w a ż a p r e s t i ż p r z e w o d ­
niczącego rady u c z n i ó w (najbardziej cynicznego w całej szkole), k t ó r e g o ojciec-finansista po części utrzymuje całe kolegium. Skutek jest łatwy do prze­
widzenia: arcybiskup powołuje n o w e g r o n o nauczycieli, a dotychczasowi
księża zostają zesłani na prowincję.
Powieści demaskujących o b ł u d ę religii było tak wiele, że nie s p o s ó b ich
zliczyć. U M o n t h e r l a n t a ciekawe jest j e d n a k coś z u p e ł n i e o d w r o t n e g o : o t ó ż
twierdzi on, że były to najlepsze lata w jego życiu! A przecież s a m przyzna­
wał się do agnostycyzmu i zakończył życie s a m o b ó j s t w e m w wieku 76 lat.
Czy chodzi więc o retrospekcję swego m ł o d z i e ń c z e g o uczucia?
Nie tylko. Sam M o n t h e r l a n t (dodajmy dla p o r z ą d k u : j e d e n z nielicznych
francuskich pisarzy XX wieku przyznających się do prawicy) nazywał tę, pi­
saną z p r z e r w a m i 40 lat, powieść - „książką religijną".
Skąd to zadziwiające określenie?
M o ż n a byłoby powiedzieć, że chodzi o księdza-prefekta, jakby żywcem
wziętego z książek Bernanosa, który s a m tylko, o b o k m ł o d z i u t k i e g o b o h a t e ­
ra, wierzy w całą tę „farsę". On to wyzwolił w s w o i m u c z n i u - w końcu, nie­
u c h r o n n i e , w y r z u c o n y m - najlepsze, najhojniejsze uczucia, „z k t ó r y m i nigdy
już, przez cale swoje życie, nie zetknął się ani u innych, ani u siebie". Tyle,
że ani u żadnej z b o h a t e r ó w powieści, ani u n a r r a t o r a - a u t o r a , t e n bogobojny
d u c h o w n y nie cieszy się specjalnym s z a c u n k i e m - bo też dla nich to tylko
„naiwniak". Jego „konkursy c n o t y " i r ó ż n e „ o d n o w y d u c h o w e " są t r a k t o w a Z1MA-200 1
215
ne p o w a ż n i e tylko, jak się zdaje, przez m ł o d e g o (autobiograficznego) b o h a ­
tera - do czasu, gdy t e n zwraca u w a g ę s w e m u m i s t r z o w i , że w zasadzie n i k t
nie przestrzega tych zarządzeń... Wtedy, p o d n a c i s k i e m swego zastępcy, pre­
fekt wyrzuca c h ł o p a k a ze szkoły.
jeszcze
N i e m a l d o p r z e d o s t a t n i e j s t r o n y książka t a jest wielkim h y m n e m n a
cześć b e z r o z u m n e j , zmysłowej czy n i e s p e ł n i o n e j miłości: przy czym m i ł o ś ć
ta jest w t y m środowisku (w istocie w s p ó ł r z ą d z ą c y m Francją, gdyż chodzi tu
o warstwy najbogatsze) n i e m a l bez wyjątku a n o r m a l n a : księdza do chłopców,
c h ł o p c ó w do siebie nawzajem, m a t k i do syna, syna do matki... J e d n a k dla au­
tora liczy się tylko t e n wewnętrzny, jedynie w p o ł o w i e erotyczny ogień, dzię­
ki k t ó r e m u w ogóle daje się żyć w t y m świecie konwencji, pozorów, chciwo­
ści i pogardy dla u b ó s t w a . Tak n a p r a w d ę b o w i e m , pisze j u ż przy k o ń c u , gdy
„ c h ł o p c y " ruszają na c z t e r o l e t n i e rzeź wystarczyło przeczytać wzmianki, jakie zamieszczano po ich śmierci,
by stwierdzić
jak mało byli - a wraz z nimi wszyscy chłopcy i mężczyźni, ponieważ „urządzono" ich
w podobny sposób - rozumiani i kochani.
M o n t h e r l a n t - o c h o t n i k o d z n a c z o n y w czasie I wojny światowej, niele­
galny m a t a d o r w Hiszpanii, piewca odwagi i a u t e n t y z m u - p o w i n i e n , wyda­
wałoby się, pogardzać księdzem-ateistą. Tymczasem czytelnika spotyka za­
skoczenie: p o d koniec ksiądz
(choć j u ż z m ę c z o n y życiem) j e d n a się
z Bogiem. Autor wydaje się całkowicie usprawiedliwiać jego drogę:
Chłopcy byli jednością jego życia; oni i jego dla nich uczucie. Oczywiście jego ży­
cie było istnieniem bardzo świeckim i można mu było zarzucić wszystko, co zarzucił
mu przełożony owego pamiętnego marca 1913 roku. A jednak to te dzieciaki podtrzy­
mywały go, jak korki na morzu, na powierzchni życia - a wśród nich były takie, któ­
rych nikt nie kochał lepiej niż on; ani czasami nie kochał w ogóle. Pomagał chłopcom
materialnie i moralnie, prowadził ich, budził w nich zaufanie do samych siebie, pod­
trzymywał ich swoją wolą - ich tak skłonnych do bezwolnego poddania się. Uczynił
ich dzieciństwo bardziej szczęśliwym. „Moja natura nie skłaniała mnie do kochania ro-
216
FRONDA 25/26
dzaju ludzkiego. Ale mogłem go kochać dzięki nim".
Pisarz kończył tę książkę zmagając się z postępującą ś l e p o t ą i przeczu­
ciem bliskiej śmierci; m o ż e dlatego nie wypowiedział do k o ń c a swojej myśli;
zresztą żaden a u t o r nie ma przecież takiego obowiązku. W istocie chciał p o ­
wiedzieć rzecz tyleż prostą, co t r u d n ą do przyjęcia: nie chcecie o b ł u d y miesz­
czańskiego chrześcijaństwa, śmieszy w a s spowiedź i s a k r a m e n t pokuty, kpi­
cie z n a i w n e g o księdza, który wierzy w Ewangelię?
A więc będziecie mieć okopy, gaz i ludobójstwo. Tu n i k t nie będzie
was oszukiwał; t u nie będzie t e m a t u d o kpin; t u będziecie m i e ć a u t e n t y z m
do woli.'
W tym, co m o ż n a n a z w a ć k l i m a t e m d u c h o w y m epoki, pojęcie h o n o r u za­
stąpiono ideą solidarności. Ale p o n i e w a ż zabrakło n a r o d u , p o t e m klasy ro­
botniczej, a w końcu, jak u t r z y m u j ą p o s t m o d e r n i ś c i , rodziny - w o b e c kogo
właściwie owa solidarność m i a ł a się objawiać? Co do odwagi zaś, to w wa­
r u n k a c h zwycięskiej demokracji m i e r z o n o ją jedynie s t o p n i e m w y s t ę p o w a n i a
przeciw d a w n y m r y g o r o m religijno-obyczajowym, k t ó r e s a m i „bojownicy"
uważali za d a w n o z m u r s z a ł e .
W końcu zaś pytanie najważniejsze: w imię jakiego s y s t e m u wartości pi­
sarz miał wydawać
sądy?
Najmodniejszy pisarz
epoki
międzywojennej,
A n d r e Gide, napisał przecież j u ż w 1913 roku:
Ludzie zacni przejmują mnie grozą.
Ta pogarda dla „wartości burżuazyjnych" wyznacza też p o s t a w ę , a n a w e t
swego
rodzaju
quasi-filozofię, j e d n e g o
z
najwybitniejszych
dramaturgów
francuskich t e g o stulecia, J e a n a G e n e t a . W y c h o w a n e k poprawczaka, krymi­
nalista, zaprzysięgły p e d e r a s t a uciekający się w razie p o t r z e b y do zarabiania
prostytucją, G e n e t opublikował w 1949 r o k u „ D z i e n n i k złodzieja". Różne,
zwykle odrażające m o m e n t y swego życia opisuje w n i m p o d n i o s ł y m języ­
kiem literatów dworskich Ludwika XIV - co daje n i e s a m o w i t e w r a ż e n i e ab­
solutnej nierzeczywistości tych tak dojmująco przyziemnych przygód.
To pozwala mu zresztą zaprzeczać sobie n a w e t w t y m s a m y m zdaniu; ale
czytelnik, o s z o ł o m i o n y jego k u n s z t o w n y m i o k r e s a m i g o d n y m i B o s s u e t a czy
ZIMA-2001
217
Gibbona, po p r o s t u przestaje w p e w n y m m o m e n c i e zważać na logikę tych
dziwacznych wywodów...
Powiedziałem wyżej, że wytworność jest mym jedynym kryterium wyboru takiego
czy innego postępku. Wybierając zdradę, nie popadam wcale w sprzeczność ze sobą.
Zdrada może być gestem pięknym, pełnym nerwowej siły i gracji. Porzucam stanowczo
ideę próżnej szlachetności w imię harmonijnej formy, piękności lepiej ukrytej, prawie
niewidzialnej...
jeszcze
I tak dalej. T r u d n o oprzeć się w r a ż e n i u , że G e n e t po p r o s t u ś w i e t n i e się
bawi swoją parodią. 1 0 W i a d o m o , że j u ż po zyskaniu rozgłosu nie skończył by­
najmniej z p o p r z e d n i m i nawykami: g o s p o d a r z e literackich przyjęć (którzy
p r z e d t e m wspólnie nakłonili P r e z y d e n t a Republiki d o d a r o w a n i a m u wyro­
ku dożywocia) z góry musieli się pogodzić z tym, że r ó ż n y c h cennych drobia­
zgów już po jego wyjściu nie zobaczą...
J e d n a k Sartre p o t r a k t o w a ł tę ironiczną spowiedź ze ś m i e r t e l n ą powa­
gą - i w o g r o m n y m eseju-książce „Święty G e n e t " zrobił zeń kolejną b o m b a r d ę przeciw s w e m u r ó w n i e
śmiertelnemu,
c o m i t y c z n e m u wrogowi:
burżuazji."
IV
G ł ó w n y m o d n o ś n i k i e m literatury d w u d z i e s t o w i e c z n e j była rozwijająca
się w oszałamiającym t e m p i e psychologia.
Psycholodzy zwrócili się głównie ku dzieciństwu: najpierw pacjentów,
a p o t e m w ogóle ludzi. Było to na r ó w n i odkrywcze, co przygnębiające - d o ­
wiedzieliśmy się, jak wiele m o ż e m y dać dzieciom, ale z a r a z e m jak wiele do
tej pory im o d b i e r a n o . C h o ć zdarzały się książki takie jak „Zabić d r o z d a " Lee
Harpers (ogromny sukces z a r ó w n o u krytyków, jak u czytelników), to prze­
cież - w swojej zasadniczej zgodzie na świat i miłość, k t ó r a na k o ń c u zwycię­
ża - były o n e wyjątkiem.
218
FRONDA 25/26
Jest to los twórcy, tak wnikliwie zanalizowany przez F r e u d a i M a n n a : d o ­
brze i głęboko piszą zwykle ci, którzy próbują w t e n s p o s ó b odreagować,
„wypłakać" d a w n e rany. Dotyczy to szczególnie okresu, kiedy najwięcej od­
czuwali i byli najbardziej b e z b r o n n i - czyli dzieciństwa.
Jednak takie realistyczne, gorzkie, a c z a s e m rozdzierające książki z ł a t w o
zrozumiałych p o w o d ó w cieszą się mniejszą p o p u l a r n o ś c i ą . Najlepsza bodaj
pisarka a m e r y k a ń s k a tego wieku, Mary McCarthy, „ W s p o m n i e n i a m i z lat ka­
tolickiej m ł o d o ś c i " przyciągnęła u w a g ę tylko d r o b n e j części czytelników jej
arcydzieła pt. „ G r u p a " . A ilu krytyków, n i e m ó w i ą c j u ż o czytelnikach, wie
o istnieniu znakomitej pisarki Marie-Claire Blais i jej w s p a n i a ł y m , na p o ł y
poetycznym, na poły n a t u r a l i s t y c z n y m opisie s u r o w e g o życia c h ł o p ó w fran­
cuskiej Kanady z lat 30-tych?
D o s t r z e g a m y to u wielu pisarzy, ale p r z e d e w s z y s t k i m u Goldinga - prze­
konanie, które w związku z „ D z i e n n i k i e m " G e n e t a J a n P r o k o p określił jako
tezę, iż
prawdziwe człowieczeństwo zasadza się nie na zgodności ze z góry danym przez
zbiorowość czy tradycję kulturową systemem wartości ludzkich, ale na dotarciu do kre­
sów egzystencji: owych sytuacji granicznych umożliwiających sprawdzenie, co w nas
jest autentycznie własne, a co jest teatralnym kostiumem...
Cóż z tego, skoro wiek XX dał n a m p o z n a ć w dosycie owych granicznych
sytuacji - i nie wynikło z owego doświadczenia nic, czego byśmy nie wiedzie­
li wcześniej: a mianowicie prawdy, że z jakichś, nieznanych psychologii powo­
dów, jedni stają się bohaterami, a inni ulegają wobec najsłabszego nacisku.
Psychologia przenika najpełniej m o ż e twórczość największego twórcy
włoskiego tego stulecia, Luigi Pirandellego. Życie nie ma s a m o i s t n e g o sen­
su; jeśli je przypadkiem w n i m znajdujemy, to w każdej chwili m o ż e on n a m
być odebrany, bez względu na wysiłki, jakie czynimy. Żeby jakoś żyć, m u s i ­
my przymóc się do społecznych konwencji: dlatego Pirandello pozwolił, by
o ż e n i o n o go z córką wspólnika jego ojca, nigdy n i e b u n t o w a ł się przeciw Ko­
ściołowi, choć też nigdy n i e zdradził się z s z a c u n k i e m dla tej instytucji,
a wreszcie wstąpił w 1924 roku do partii faszystowskiej: po p r o s t u dlatego,
że wydawała mu się (wobec zupełnej impotencji m o n a r c h i i ) najłagodniejszą
ZIMA-2001
219
- w swojej włoskiej, całkiej różnej od niemieckiej, wersji - formą dyktatury,
jaką wedle niego trzeba narzucić a m o r a l n y m o d u r o d z e n i a m a s o m .
Pirandello jest być m o ż e najlepszym p r z y k ł a d e m na p r z e n i k a n i e się w XX
wieku literatury i - próbującej stać się n a u k ą - psychologii. Jego z d o l n o ś ć introspekcji, sięgania w głąb u m y s ł u postaci, aby za m o m e n t pokazać jej uwa­
r u n k o w a n i a społeczno-towarzyskie - mogłyby posłużyć za kilka p o d r ę c z n i ­
ków psychologicznych.
Jawa, jak wszyscy się zgadzamy, jest ważniejsza od s n u - bo w t e d y zara­
biamy, jemy i r o z m n a ż a m y się. Ale w w y m i a r z e psychicznym, m ó w i Piran­
dello, jest być m o ż e na o d w r ó t : być m o ż e n a s z e p r a w d z i w e życie to sny. Być
m o ż e - d o p o w i e d z m y - tylko ich przebłyski p a m i ę t a m y . Jeśli życie mierzyć
intensywnością przeżyć - a tak przecież m i e r z ą je artyści - to w ł a ś n i e sny
i m a r z e n i a są dla wielu wrażliwych ludzi życiem „ p r a w d z i w y m " (pełniej­
szym), a cała reszta to konieczności biologiczne... od których n a u k a zresztą
zaczęła już n a s uwalniać.
Małym arcydziełkiem jest na przykład nowela „Rzeczywistość s n u " ,
w k t ó r y m p r z y t ł u m i o n a przez purytańskie w y c h o w a n i e z m y s ł o w o ś ć b o h a t e r ­
ki przejawia się w pozornej antypatii do mężczyzn... aby w y b u c h n ą ć nagle
w eksplozywnie seksualnym śnie. Pamiętajmy, że jest to nowela z roku 1907,
kiedy teorie Freuda nie były jeszcze z n a n e poza krajami niemieckojęzycznymi:
ach!
Ach! Zerwała się ze snu rozdygotana, zgnębiona, drżąca, pełna wstrętu i przerażenia.
Spojrzała na męża, który leżał obok nieświadomy niczego, i ten wstręt, jaki czuła
do siebie, zmienił się nagle w obrzydzenie do niego, jak gdyby on był przyczyną tej hań­
by, której rozkosz i zgrozę czuła jeszcze we wszystkich członkach, on, on przez głupi
upór przyjmowania tych swoich kolegów w swoim domu.
Otóż to. Zdradziła go we śnie, zdradziła i nie czuła wyrzutów sumienia, nie, czu­
ła tylko nienawiść do siebie za to, że została pokonana - i nienawiść do niego także,
że przez sześć łat małżeństwa nigdy nie potrafił rozbudzić w niej tego, co teraz odczu­
ła we śnie za sprawą innego mężczyzny.
(...)
220
FRONDA 25/26
Kiedy cała w spazmach skręcała się na fotelu, palcami zgiętymi jak szpony drapiąc
ramiona i piersi, wydała nagle straszny okrzyk i runęła na ziemię w przerażają­
cym ataku nerwów, w istnym napadzie szaleństwa. Obaj mężczyźni rzucili się do sy­
pialni - i przez chwilę stali jak osłupiali patrząc jak skomląc i wyjąc, zwijała się lu­
bieżnie domagając się od przyjaciela męża tych samych pieszczot, których doznała od
niego we śnie.
(...) Kiedy jej mąż stanął przed nią z ponurą miną i zażądał wytłumaczenia z te­
go, co się z stało, odepchnęła go i z zaciśniętymi zębami, z niszczycielską rozkoszą rzu­
ciła mu w twarz wyznanie zdrady. Nie oszczędziła mu żadnego szczegółu, ani poca­
łunku w głąb ust, ani pieszczoty piersi, ani... (...) Dla tamtego nie była to zdrada, ale
jeżeli o nią chodzi, to wszystko było i pozostało rzeczywistością tu, w jej ciełe, które
doznało rozkoszy.
Czyja to wina?
W istocie pisarz - laureat n a g r o d y Nobla, a u t o r p r a w i e 2 5 0 o p o w i a d a ń ,
siedmiu powieści, p a r u t o m i k ó w poezji oraz z n a k o m i t y c h s z t u k t e a t r a l n y c h
- m ó w i n a m : wydaje się w a m , że skoro wymyśliliście n a u k i h u m a n i s t y c z n e ,
skoro na kilku tysiącach uczelni kształcicie na tych wydziałach m i l i o n y stu­
d e n t ó w i skoro macie też d o k t o r ó w , d o c e n t ó w i p r o f e s o r ó w tychże n a u k , to
wiecie już coś o n a t u r z e ludzkiej.
Ale p r a w d a jest taka, że n i e wiecie nic. Że nic się n i e z m i e n i ł o od c z a s ó w
a u t o r ó w starożytnych: tyle, że i m i o n a b o g ó w zostały dziś z a s t ą p i o n e p r z e z
n a u k o w o brzmiące terminy.
Że, jak kończy swoją książkę M o n t h e r l a n t , każdy z n a s „ m a w sobie coś
niezgłębialnego. Jak ty i ja, Czytelniku."
Albo jak sformułował to Milan Kundera:
Duch powieści to duch złożoności. Każda powieść mówi do swojego czytelnika:
„Rzeczy są bardziej skomplikowane niż ci się wydaje".
V
Zwróćmy uwagę jak wielu pisarzy w naszej epoce koncentruje się na opisie złych
instynktów w człowieku i jak bezlitośnie go ocenia. Lecz jeśli odmalowują oni ludzkość
w najczarniejszych kolorach a serce ludzkie uznają za „pełne nieczystości", według
ZIMA-2001
221
wyrażenia Pascala, to nie dlatego, iż obarczają ją winą za tą sytuację. Ich radykalny pe­
symizm bierze się po części stąd, że potępiają na równi stworzenie i Stwórcę. Wynika to
przede wszystkim z tego, że - zgodnie z generalnym założeniem absurdalności - świado­
mość ludzka jest przez nich pojmowana jako bezładne nagromadzenie wrażeń, myśli,
projektów, które nie układają się nigdy w żaden stały układ. Na początku XX wieku wy­
rażano powszechnie
(przynajmniej wśród intelektualistów) postulat „bycia autentycz­
nym", „bycia sobą". Nie minęło pół wieku, gdy zwątpiono w to, by można go było speł­
nić,
i zaczęto deklarować, że człowiek „jest tylko sumą swoich czynów",
serią
niezależnych zjawisk ( u n e serie arbitraire de p h e n o m e n e s ) , która „egzystuje" lecz
nie „jest", lub, co wykłada się na to samo, „jest" dopiero wtedy, gdy umrze.
Tak pisał
Tak pisa! Pierre C u r r i e r w Pages commentees d'enteurs contemporaires.
Georges B e r n a n o s , wielki pisarz i z b u n t o w a n y człowiek, m o ż e najlepiej
opisał t e n m o m e n t , gdy j e d n o s t k a - w t y m w y p a d k u ksiądz, k t ó r y stracił wia­
rę - nagle odkrywa swoją n i e a u t e n t y c z n o ś ć :
Przez tajemniczy wyłom cała przeszłość spłynęła jak woda i pod niezmiennym
i niewzruszonym wzrokiem świadomości pozostały jedynie gesty równie płonne jak sny,
pozostało uporządkowane,
uregulowane życie,
zbudowane podług urojonego świata.
To, co innym wydawało się jego egzystencją, jego prawdziwą osobowością, zrodzone
było z okoliczności i pozostawało równie jak one złudne i nietrwałe: powtarzanie tych
samych czynności na przestrzeni lat zdołało zaledwie ukształtować cień, nadać uroje­
niu cechy rzeczywistości. (...)
Odnajdywał w tej chwili siebie jako kogoś, kto nigdy nie egzystował.
Wraz ze s p a d k i e m znaczenia m a r k s i z m u autorzy, a w dużej części t a k ż e
ich czytelnicy, nie szukali już o d p o w i e d z i na zawiłości losu w wielkich p r o ­
cesach historycznych, lecz kierowali u w a g ę na analizę najdrobniejszych od­
cieni relacji międzyludzkich.
Im głębiej j e d n a k sięgała ta analiza, t y m t r u d n i e j b y ł o uchwycić t o , co
w psychologii n a z y w a n o osobowością, a w l i t e r a t u r z e c h a r a k t e r y s t y k ą b o h a ­
tera. W powieści „Wilk s t e p o w y " z 1922 roku H e r m a n n H e s s e p r z e d s t a w i a
222
FRONDA
25/26
go jako p o s t a ć o kilkudziesięciu twarzach. P o d o b n y t o k myślenia odnajduje­
my u Luigi Pirandellego, a p o t e m u setek ich następców. Człowiek to k t o ś
rozrywany sprzecznymi i m p u l s a m i i d o m a g a n i e się od niego konsekwencji
jest naiwnością - o t o g e n e r a l n e p r z e s i a n i e tej literatury.
J e d n a k d o p r o w a d z i ł o to najpierw G o m b r o w i c z a (który nie znał jeszcze
wtedy pokrewnej jego myśleniu filozofii S a r t r e ' a ) , a p o t e m innych pisarzy
tzw. awangardy - pojęcie to w ł a ś n i e wtedy p r z e s t a w a ł o cokolwiek znaczyć do nihilistycznego w istocie przeświadczenia, że psychika człowieka przypo­
m i n a karczoch lub cebulę: składa się na nią szereg nabytych o d r u c h ó w i na­
wyków, które w toku d o s t a t e c z n i e głębokiej samoanalizy m u s z ą na k o ń c u
odsłonić nicość. Pierwszy szkic - jeszcze nie u o g ó l n i o n y na r e s z t ę ludzi - ta­
kiej postaci znajdujemy w nieukończonej powieści R o b e r t a Musila (zm.
1942) pt. „Człowiek bez właściwości".
Ale jak pisać powieści z b o h a t e r e m , k t ó r e g o w istocie nie m a ?
Oczywiście nie da się - chyba, że z a m i e n i m y ją w zapis narastającego sza­
leństwa, jak w ostatniej książce G o m b r o w i c z a „ K o s m o s " .
Ateizm n i e t z s c h e a ń s k o - d a r w i n o w s k i m o ż e m i e ć co p r a w d a s t r o n ę błazeńską; przecież w ł a ś n i e D a r w i n wywiódł sztukę od zabawy.
P o s t m o d e r n i z m to s p e ł n i e n i e tej tezy: homo sapiens, który s a m siebie prze­
mienia w „zagubione o g n i w o " .
Tomasz M a n n w eseju „Sztuka p o w i e ś c i " z 1939 roku napisał na t e m a t
postawy pisarza:
«
potrzebne jest mu spojrzenie promiennie jasne i pogodne, obejmujące całokształt
rzeczy - spojrzenie sztuki, czyli absolutnej swobody, spokoju i rzeczywistości nie za­
mąconej
żadnym
moralizatorstwem.
Kiedy szyderca prześwietla historię lub kulturę, czyni to zawsze z freu­
dowskiego p u n k t u widzenia. N i e p r z e ś c i g n i o n y m p r z y k ł a d e m jest t u h i s t o r i a
Kościoła naszkicowana przez E m m a n u e l a Roidisa w jego fantastycznej bio­
grafii legendarnej papieżycy Joanny. Wszystkie o s t r e jak brzytwa d r w i n y
sprowadzają się po p r o s t u do wykazania zwierzęcości człowieka, zaś jako
m o t t o mógłby on umieścić cytowany przez siebie bon mot C h a m f o r t a : „ m i ­
łość to zetknięcie się d w ó c h n a s k ó r k ó w " .
ZIMA-200 1
223
O ś w i e c e n i e głosiło p r z e k o n a n i e - k u l t y w o w a n e i w z m a c n i a n e aż do dzi­
siaj - o h a r m o n i i m i ę d z y i n s t y n k t a m i a r o z u m e m . W p e r s p e k t y w i e tej Apol­
lo i Dionizos jawią się n i e m a l jak Kastor i Polluks. Fałsz mitologiczny od­
zwierciedla tutaj fałsz psychologiczny. Jest to infantylna p r ó b a o m i n i ę c i a
wielkiego d r a m a t u życia, i nie p r z y p a d k i e m G o m b r o w i c z łączy sferę eroty­
z m u ze sferą niedojrzałości i n i e p e ł n i . Grecy nie mylili E r o s a z D i o n i z o s e m ,
a Dionizosa z Priapem.
Ale człowiek pojęty jako „zwierzę z p r e t e n s j a m i " m o ż e być k o n c e p t e m
z a b a w n y m tylko dla h i p o t e t y c z n y c h Kosmitów, n i e z d o l n y c h do e m p a t i i z na­
szym g a t u n k i e m . . . albo dla diabła.
O tym m.in. pisał H e n r i Bergson w s w o i m s t u d i u m o ś m i e c h u :
zdaje się
Zdaje się, że komizm uderza nas jedynie wtedy, gdy trafia na spokojną, nieporuszoną powierzchnię duszy.
Obojętność jest przyrodzonym mu środowiskiem. Zaś naj­
większym wrogiem śmiechu jest wzruszenie.
(...) W społeczności czystych intelektów
najprawdopodobniej już by nie płakano, lecz może jeszcze dałoby się usłyszeć śmiech natomiast dusze zatopione w zmysłowości, dostrojone do wielogłosu życia, gdzie każ­
de zdarzenie jest zwielokrotnione współbrzmieniem uczucia, po prostu nie znałyby ani
nie rozumiały śmiechu. Spróbujmy na chwilę przejąć się żywo tym wszystkim, co się
wkoło nas mówi i dzieje, współdziałajmy w wyobraźni z tymi, co działają, współczuj­
my z tymi, co czują, pozwólmy naszej sympatii zatoczyć krąg jak najszerszy. A wów­
czas jak pod dotknięciem czarodziejskiej różdżki,
najblahsze rzeczy nabiorą wagi
i wszystko powlecze się surowym kolorytem. Spróbujmy wyłączyć się teraz i spojrzeć
na życie jak na widowisko - ileż dramatów przemieni się wtedy w komedię! (...)
Uczucia, których dojrzewaniem pokierowaliśmy, namiętności, których wylęganiu
dopomagaliśmy walnie, czyny, nad którymi zastanawialiśmy się długo i od których
zdołaliśmy się powstrzymać albo któreśmy spełnili, to wszystko wreszcie co od nas po­
chodzi i co do nas przynależy - tylko to nadaje życiu ton poważny, niekiedy zaś nawet
tragiczny. Cała powaga życia wypływa z naszej wolności.
Czego trzeba, żeby to w s z y s t k o przekształcić w k o m e d i ę ? Trzeba sobie
wyobrazić, że p o z o r n a w o l n o ś ć skrywa p o d s o b ą grę s z n u r k ó w i że na t y m
padole wszyscy jesteśmy, jak m ó w i Sullly P r o u d h o m m e :
224
FRONDA
25/26
...uniżonymi
marionetkami,
których nić jest w rękach Konieczności.
Marksizm i freudyzm, nauczając nas o zasadniczym d e t e r m i n i z m i e na­
szego losu, k s z t a ł t o w a n e g o przez w a r u n k i s p o ł e c z n e i niezwyciężone p o p ę ­
dy, redukuje n a s właśnie do takich kukiełek. G. B. Shaw, W e d e k i n d , Joyce,
France czy M a u g h a m przedstawiają człowieka jako k o r e k na w z b u r z o n y c h fa­
lach pożądania. N i e u c h r o n n i e nadaje to rys komiczny l u d z k i m p o c z y n a n i o m
- tak znakomicie wyzyskany w Polsce przez Witkacego, a w Anglii przez Ivy
C o m p t o n - B u r n e t t : córkę w i k t o r i a ń s k i c h ziemian, w powieściach której dra­
maty i tragedie k o m u n i k o w a n e są z a i n t e r e s o w a n y m z o s c h ł ą rzeczowością
i cierpkim h u m o r e m , jakbyśmy czytali opis życia dziwnych m r ó w e k p i ó r a en­
t o m o l o g a o satyrycznym zacięciu.
Wszyscy protagoniści ukrywają swoje
uczucia za podwójnymi i potrójnymi m a s k a m i - i gdyby czytelnik nie u ś m i e ­
chał się podczas lektury, m u s i a ł b y o d c z u ć „litość i t r w o g ę " , by zacytować
sławne słowa Arystotelesa. P o d o b n ą t e c h n i k ę zastosuje nieco później Ione­
sco, gdy w „Łysej śpiewaczce" każe p r z e m a w i a ć p o s t a c i o m zdaniami ze sta­
rego p r z e w o d n i k a turystycznego.
Śmiech jest odprężający.
Ale o d p r ę ż o n y ł u k nie wypuści strzały.
W ł a ś n i e dlatego, jak sądzę, Oscar W i l d e wyznał kiedyś, że „ h u m o r to tyl­
ko grzeczna forma rozpaczy". 1 2
Najlepiej tę p o s t a w ę prezentuje t w ó r c z o ś ć M i l a n a Kundery - i jego zacie­
kły atak na s a m o pojęcie tragedii. Nie ma b o w i e m na nią miejsca w świecie
p o s t m o d e r n i s t y c z n y m : bo nie ma w n i m miejsca na u c z u c i a . "
Czy j e d n a k rzeczywiście m a m y tu do czynienia ze zjawiskiem oryginal­
nym? Wydaje się, że wszystkie i s t o t n e cechy p o s t m o d e r n i z m u odnajdujemy
w książkach lekceważonego przez h i s t o r y k ó w literatury, niezwykle popular­
nego w latach 20-tych i 30-tych D i n a Segre: lepiej z n a n e g o p o d b e z p r e t e n ­
sjonalnym p s e u d o n i m e m Pitigrilli. W istocie jego d r w i n a z „ m i e s z c z a ń s k i e j "
obyczajowości ma w sobie a u t e n t y c z n y h u m o r , k t ó r e g o nie odnajdujemy
w p o n u r y c h jak mglista noc powieściach dzisiejszych p o s t m o d e r n i s t ó w . . . Być
m o ż e dlatego, że w przeciwieństwie do nich pozwala też sobie na sceny peł­
ne głębokiego, n a w e t jeśli nieco zbyt „literackiego" liryzmu. Jego b o h a t e r o m
ZIMA-2001
225
b o w i e m zdarza się wierzyć w m i ł o ś ć - to s ł o w o zaś jest dla w s p ó ł c z e s n y c h
p o s t m o d e r n i s t ó w , jak w i a d o m o , najsurowiej zakazane.
Jest to, jak widać, d o b r e w y t ł u m a c z e n i e jałowości dzisiejszej „ a m b i t n e j "
literatury. Materializm b o w i e m zakłada d e t e r m i n i z m , k t ó r y nie uznaje wol­
nej woli. Wszystkie czyny człowieka są tylko o d g r y w a n i e m s c e n a r i u s z a napi­
sanego przez innych.
J e s t e ś m y kukiełkami, które m o g ą jedynie śmiać się ze z ł u d z e ń w ł a s n y c h
i cudzych.
VI
W tym miejscu trzeba przypomnieć, że słowo „powieść" to w językach za­
chodnioeuropejskich h o m o n i m „ r o m a n s u " . To o s i e m n a s t o w i e c z n e pochodze­
nie ujawniło się w XIX wieku w postaci m e l o d r a m a t u , który zadecydował
o nieporównywalnej z niczym popularności powieści jako gatunku i t o w a r u
(którą dopiero telewizja zdołała pomniejszyć). Wiąże się to naturalnie z rewo­
lucją obyczajową, jaka była p o k ł o s i e m I wojny światowej. O g r o m n a poczytność
„Przeminęło z w i a t r e m " to skutek zerwania przez autorkę k o s t i u m ó w z nagiej,
darwinowskiej „siły życia", opiewanej przez G. B. Shawa, Ezrę P o u n d a czy Karen Blixen. Nie liczy się nic poza życiem i użyciem - do tego m o ż n a sprowa­
dzić „filozofię" takich światowych bestsellerów, jak „Śniadanie u Tiffany'ego"
czy „Witaj s m u t k u " . Z n a m i e n n e jak bardzo „Wielki G a t s b y " Scotta Fitzgeralda
- powieść przy całym talencie pisarskim w y d u m a n a - przewyższył p o p u l a r n o ­
ścią o niebo głębszą n a s t ę p n ą jego książkę „Czuła jest n o c " .
jednak
J e d n a k literatura w swojej najwyższej, najwybitniejszej postaci to docie­
ranie t a m , gdzie psychologia ledwie o ś m i e l a się spojrzeć w obawie p r z e d
c h a o s e m uczuć, w jakie n i e u c h r o n n i e m u s i się pogrążyć.
T r u d n o przecenić w tym kontekście nazwisko Davida H e r b e r t a Lawrence'a. Siła i odwaga, z jaką w latach 20-tych pisał o seksie - z r e a l i z m e m
i uczuciem, za to bez joyce'owskich, beznadziejnie zapętlonych f a n t a s m a g o 226
FRONDA 25/26
rii - zyskała mu sławę, k t ó r a w p e w n y m sensie go skrzywdziła. Pamiętając
b o w i e m o jego n i e z ł o m n y m i n i e u l ę k ł y m realizmie w tych wciąż jeszcze wte­
dy drażliwych rejonach - krytyka pozwoliła z e p c h n ą ć w cień jego niezwykły
kunszt czysto literacki: niezwykłą finezję, z jaką opisuje uczucia zwykłych lu­
dzi. Być m o ż e , w przeciwieństwie do Pirandellego, d a ł o b y się wykryć jakieś
wpływy freudowskie w jego m a ł y m arcydziele p t . „Pruski oficer". Opisuje
w n i m sadyzm p r u s k i e g o kapitana, j a k i m t e n b r o n i się p o d ś w i a d o m i e p r z e d
p o p ę d e m do swego o r d y n a n s a (który, z m a l t r e t o w a n y fizycznie i psychicznie,
w końcu go zabija). Rzecz w tym, iż w o w y m 2 0 - s t r o n i c o w y m o p o w i a d a n i u
n a p i s a n y m w 1913 roku, da się odnaleźć całą n i e m a l t e o r i ę W i l h e l m a Reicha
o „ s t ł u m i e n i u g e n i t a l n y m " jako praprzyczynie wszelkich p o s t a w agresyw­
nych: teorii, która została o g ł o s z o n a d o p i e r o p o d koniec lat 30-tych.
Dla Irvinga H o w e ' a kluczowym s ł o w e m w ocenie literatury II p o ł o w y
wieku jest nihilizm. D o s t r z e g a on go p r z e d e w s z y s t k i m w nieokrzesanej m e ta-twórczości H e n r y Millera (który przyznawał, że w dużej m i e r z e zapisuje
po p r o s t u koleje swego życia, nie dbając o to, by n a d a ć im jakąś literacką
strukturę).
W książce uważanej przez wielu za największe arcydzieło XX wieku, czy­
li w „Ulissesie", k t ó r e g o akcja dzieje się w 1904 roku, seksualizm p o k a z a n y
jest jako o s n o w a przenikająca t k a n k ę całego ludzkiego życia. Wszystkie prak­
tycznie myśli b o h a t e r ó w kierują się o s t a t e c z n i e w tę s t r o n ę , zaś sławny Epi­
zod XV w niezwykle wyrafinowanej artystycznie formie zawiera opisy lub
aluzje do wszystkich chyba dewiacji, jakie u d a ł o się wymyśleć ludzkości.
Paradoksalnie taką wizję życia podziela pisarz znajdujący się na d r u g i m
w s t o s u n k u do Joyce'a biegunie: Georges B e r n a n o s . J e g o powieściowi „świę­
ci" w pełni zgadzają się z F r e u d e m (nic o n i m z r e s z t ą zwykle nie wiedząc):
seks to najpotężniejsza z m a t e r i a l n y c h sił władających człowiekiem.
Właściwie co my wiemy o obłędzie? Co wiemy o jego tajnym związku z rozwiązło­
ścią? Rozwiązłość jest tajemniczą raną w łonie rodzaju ludzkiego - w samym źródle
życia. Mieszać ze sobą rozwiązłość, do której jest zdolny człowiek, z pragnieniem, któ­
re zbliża do siebie dwie płcie, to tak jakby dawać jedną nazwę nowotworowi i organo­
wi, który ten pożera... (...) ...upokorzenie pierwszego doświadczenia, prawie z ko­
nieczności śmiesznego!
ZIMA-2001
227
(...) Powtarzam, że nie mamy większego pojęcia o obłędzie niż o rozwią­
złości i społeczeństwo broni się przed jednym i drugim, nie bardzo się do tego przy­
znając,
z takim samym skrytym lękiem,
z takim samym tajnym wstydem
i pra­
wie za pomocą tych samych środków... Czyżby obłęd i rozwiązłość były tym samym?
Ale te głębokie, teologiczne już n i e m a l rozważania są z u p e ł n i e obce Mil­
lerowi. Jego nihilizm jest n i h i l i z m e m dziecka ulicy, k t ó r e nie r o z u m i e dlacze­
go ma porzucać przyjemności ciała dla sublimacji n a r z u c a n y c h mu przez spo­
łeczeństwo - to wielkomiejski Dobry Dzikus R o u s s e a u .
August Strindberg z całą swoją ekstatyczną g w a ł t o w n o ś c i ą wydaje się na
swój s p o s ó b uczciwy i p e ł e n dobrych intencji w p o r ó w n a n i u z m ł o d y m Alberto Moravią, a u t o r e m napisanej w 1934 roku powieści „ O b o j ę t n i " . Przypo­
mnijmy myśli b o h a t e r k i , córki m a t k i utrzymywanej przez k o c h a n k a i w ł a ś n i e
zdecydowanej p o d jego n a c i s k i e m na związanie się z n i m :
Także
ten
haniebny zbieg okoliczności,
ta rywalizacja z
matką dogadzała jej.
Wszystko powinno być sprośne, brudne, bez miłości czy choćby sympatii, powinno na­
pełniać
ponurą
świadomością
upadku.
„Stworzyć
sytuację
skandaliczną,
nie
do
wytrzymania (...)- myślała - znaleźć się na dnie." Trzymała głowę spuszczoną, a gdy
podniosła w pewnej chwili oczy, zobaczyła swoje odbicie w lustrzanych drzwiach
szafy i sama nie wiedząc dlaczego zaczęła drżeć całym ciałem; miała ochotę płakać
i modlić się...
Atmosfera tej książki w niczym nie odbiega od „Pięknych dzielnic" - ale
nie ma tu zbawczego p r o l e t a r i a t u . Bezwolna, osuwająca się w n ę d z ę r o d z i n a
jest na łasce kochanka m a t k i ; a jej syn sprzedaje mu w k o ń c u w ł a s n ą siostrę.
J e d n a k nie jest to opis m a r g i n e s u społecznego, a mediolańskiej rodziny
mieszczańskiej.
Ta d e b i u t a n c k a książka Moravii (którą m u s i a ł wydać za w ł a s n e pieniądze,
b o w i e m u z n a n a została za zbyt n i e m o r a l n ą przez wydawców) zyskała swo­
iste odbicie w jego ostatniej, wydanej już p o ś m i e r t n i e powieści z 1991 roku
pt. „Kobieta leopard". Jest to książka, k t ó r a w roku d e b i u t u Moravii została­
by z a p e w n e zakwalifikowana jako pornografia. Jej g ł ó w n y m t e m a t e m jest hi­
storia m ł o d e j dziewczyny, k t ó r a za p o m o c ą n i e c o d z i e n n y c h - dawniej napi228
FRONDA
25/26
sano by: perwersyjnych - praktyk seksualnych p o d p o r z ą d k o w u j e sobie u n i ­
wersyteckiego wykładowcę.
Należy zaznaczyć w tym miejscu, że erotyka była głównym t e m a t e m obfitej
twórczości Moravii (parę razy wysuwanego do Nagrody N o b l a ) . Trudno znaleźć
drugiego dwudziestowiecznego pisarza, który odmalował w palecie tak bogatej,
zdobnej we wszelkie odcienie, zmysłowo-uczuciowe stosunki między mężczy­
zną a kobietą. Toteż godne uwagi jest, że na końcu swej drogi twórczej przed­
stawia związek, w którym - co jest sugerowane już przez tytuł - nie pozostało
nic specyficznie ludzkiego.
A wtedy nagle, ze świadomością, że dokonuje zaskakującego odkrycia, Lorenzo
zdał sobie sprawę, że on miał orgazm, ona zaś nie. (...) Sposób, w jaki Nora uprawia­
ła miłość, odpowiadał jej postawie psychicznej: na objawy uczucia ze strony Lorenza
reagowała bowiem obojętnie: nieruchomiała, a zdarzało się, że okazywała niezadowo­
lenie a nawet wstręt.
Nora
N o r a p o p e w n y m czasie p r o p o n u j e m ę ż o w i „banalny mieszczański czwo­
r o k ą t " - po czym grozi odejściem. Końcowy dialog jest m o ż e najlepszym
świadectwem „ p o s t n o w o c z e s n e j " obyczajowości: przynajmniej w l i t e r a t u r z e :
— Czy jesteś jego kochanką?
— Nie mam nic więcej do powiedzenia.
— A co jemu odpowiedziałaś?
— To są sprawy, które dotyczą tylko jego i mnie.
(...)
— Chciałbym się jeszcze czegoś dowiedzieć.
— Czego?
— Czy kochałaś się z Cołlim?
— Co cię to obchodzi? Co by to zmieniło, gdybym się z nim kochała? Czyż nie je­
stem gotowa kochać się z tobą zawsze, kiedy tylko masz na to ochotę?
ZIMA-2001
229
Jak widać, żona nie uważa, by jej p o z a m a ł ż e ń s k i e s t o s u n k i p o w i n n y i n t e ­
resować męża, on zaś godzi się na tę zadziwiającą a r g u m e n t a c j ę - k t ó r a oczy­
wiście w y m a g a redefinicji p o w s z e c h n i e przyjętego znaczenia m a ł ż e ń s t w a .
Czym stała się w ogóle ta instytucja p o d koniec XX wieku jest p y t a n i e m
dla socjologów; m o ż n a j e d n a k chyba powiedzieć, że zgodnie z p r o g n o z ą Ber­
t r a n d a Russella z 1930 roku zaczyna się na naszych oczach przekształcać
w poliandrię. (Data ta nie wydaje się p r z y p a d k o w a - w t y m s a m y m r o k u
zresztą Freud został oficjalnie n o b i l i t o w a n y wielką n a g r o d ą im. G o e t h e g o
m i a s t a Frankfurtu, zaś wydziały m e d y c z n e uczelni a m e r y k a ń s k i c h w p r o w a ­
dziły psychoanalizę jako p r z e d m i o t obowiązkowy.) 1 4
O t ó ż seksualność nie jest ł a t w o pogodzić z m a c i e r z y ń s t w e m - a bez m a t ­
ki jako ośrodka integrującego r o d z i n ę o t r z y m u j e m y tylko luźny związek o s ó b
mieszkających r a z e m i pomagających sobie (przynajmniej do czasu) finanso­
wo. Bez rodziny jako k o m ó r k i s p o ł e c z e ń s t w a cywilizacja m i e s z c z a ń s k a roz­
kłada się. U d o w o d n i ł a to historia 30 lat zasiłków społecznych dla s a m o t n y c h
m a t e k m u r z y ń s k i c h w USA: czarni mężczyźni wiedząc, że nie b ę d ą mogli le­
galnie zdobyć d o c h o d ó w przewyższających p o m o c rządową, od d a w n a zrezy­
gnowali z roli ojców.
tzw. postępowa
Tzw. p o s t ę p o w a l i t e r a t u r a co najmniej od czasu I b s e n a p o t ę p i a ł a „nie­
w o l n i c t w o " kobiet. Jak zawsze jednak, u ł a t w i a n o tu sobie a r g u m e n t a c j ę
uogólnieniami: tyczyły się o n e głównie - c h o ć M a u p a s s a n t m ó g ł b y wiele p o ­
wiedzieć na t e m a t , k t o n a p r a w d ę rządzi w m i e s z c z a ń s k i m m a ł ż e ń s t w i e burżuazji. Ani arystokracja, gdzie rodzice nie zajmowali się dziećmi, ani lud,
gdzie dzieci od m a ł e g o miały przydzielone zajęcia, nie miały tych proble­
mów. Zawsze kobieta a m b i t n a i dysponująca m i n i m u m ś r o d k ó w potrafiła
p o d p o r z ą d k o w a ć sobie mężczyznę - jeśli uważała, że rzecz j e s t w a r t a zacho­
du. Najlepszym p r z y k ł a d e m jest tu o w i a n a legendą m u z a N i e t z s c h e g o , Rilkego i Freuda, Lou Salome; s a m a zresztą z p o w o d z e n i e m praktykująca jako
psychoanalityczka. Karen Blixen, k t ó r a swoje życie t r a k t o w a ł a jak glinę do
ulepienia, napisała w eseju „ N o w o c z e s n e m a ł ż e ń s t w a i i n n e r o z w a ż a n i a "
o podziale kobiet na „ m a t k i " i „ k u r t y z a n y " :
230
FRONDA 25/26
Taki układ wydaje się chyba najbardziej uporządkowany, nawet dla samych ko­
biet, gdyż przeważnie miały możliwość wyboru, zależnie od skłonności, pomiędzy rolą
korzystającej z uciech - albo niańki. I trzeba zauważyć, że gdyby mężczyźni mieli
odrobinę zdrowego rozsądku, wówczas dołożyliby wszelkich starań, aby ten stan za­
chować.
Karen Blixen z p e w n o ś c i ą nie jest, m i m o swego k u n s z t u pisarskiego, pa­
t r o n k ą feminizmu: n o w e g o i zyskującego na sile n u r t u literackiego, jaki wy­
łonił się w o s t a t n i m ćwierćwieczu stulecia. T r u d n o za n i ą u z n a ć także Simo­
ne de Beauvoir, m i m o iż s a m a do t e g o t y t u ł u p r e t e n d o w a ł a : jej książki
poświęcone „kwestii kobiecej" to dzieła raczej działaczki niż pisarki. Wyda­
je się, że najciekawszą z t e g o p u n k t u w i d z e n i a pisarką jest Doris Lessing.
W o p o w i a d a n i u z 1962 roku pt. „Pokój nr 19" p r z e d s t a w i a n o r m a l n ą m a t k ę
i żonę kochającego i p r a c o w i t e g o m ę ż a . Ich n i e m a l w z o r o w a r o d z i n a stop­
n i o w o j e d n a k b u d z i w niej uczucie w e w n ę t r z n e j p u s t k i . A u t o r k a w sugestyw­
ny s p o s ó b przekazuje n a m obraz kobiety, k t ó r a choć nie wyróżnia się nad­
zwyczajnymi t a l e n t a m i , to j e d n a k dojmująco czuje, że jej r o d z i n n a rola jest
tylko p e w n ą społeczną maską, coraz bardziej jej ciążącą. Ż e b y uzyskać p a r ę
godzin s a m o t n o ś c i , wynajmuje pokój w t a n i m h o t e l u , gdzie s p ę d z a czas po
p r o s t u patrząc przez o k n o l u b w sufit. Gdy zaniepokojony m ą ż odnajduje jej
azyl za p o m o c ą p r y w a t n e g o detektywa, o n a nie wiedząc, jak w y t ł u m a c z y ć
mu swój stan, wybiera s a m o b ó j s t w o .
Wybitna ranga artystyczna tego opowiadania ma jednak feralny, z punktu widzenia
feminizmu, szkopuł: w rzeczywistości bowiem płeć jest tu sprawą drugorzędną. Takie
same lub podobne opowiadanie można by bowiem napisać o jej mężu, gdyby poczuł
się obco w roli wzorowego małżonka - i, jak wiemy, sporo takich utworów powstało.
(„Krótki szczęśliwy dzień Franciszka Macombera" Hemingwaya należy do najlepszych
i najbardziej znanych.)
z pewnością
Z p e w n o ś c i ą płciowość jest r ó w n i e w a ż n a dla n a s z e g o życia co pozycja
społeczna - ale b u d o w a n i e na niej całego r o z b u d o w a n e g o ś w i a t o p o g l ą d u jest
równie r o z u m n e , co czynienie a b s o l u t u z d o c h o d ó w . Koncept walki płci nie
ZIMA-200 1
231
objaśnia świata lepiej niż idea walki klas. O tym, jak d o k ł a d n i e feminizm p o ­
wtórzył drogę m a r k s i z m u , m o ż n a się dowiedzieć z groteskowej opowieści
Margaret A t w o o d pt. „Kocie o k o " (1994), w której opisuje, jak p r o w a d z o n ą
przez kanadyjskie intelektualistki walkę z opresją m ę ż c z y z n szybko zastąpi­
ła jeszcze bardziej bezwględna wojna najróżniejszych o d m i a n feministek
między sobą. Bohaterka, niegdyś żarliwa bojowniczka, teraz wyznaje:
Unikam tych kobiet, zwłaszcza w grupie. Żyję w strachu, że albo wstawią mnie
na pomnik albo spalą na stosie. (...) Chcą mnie poprawiać. Jakim prawem mówią mi
co mam myśleć? Nie, nie jestem Kobietą przez duże K - i niech mnie diabli porwą, je­
śli pozwolę się im tak urobić.
VII
prawdziwa
Prawdziwa proza, g o d n a w z r u s z e n i a i refleksji - l u b choćby spokojnego
u ś m i e c h u - nie potrzebuje specyfikującego p r z y m i o t n i k a . W ł a ś n i e kobiety-pisarki to u d o w o d n i ł y ; gdyby taki d o w ó d był k o m u k o l w i e k potrzebny.
W a m b i t n e j , chwalonej i nagrodzonej książce feministki J o a n Brady p t . „Teo­
ria w o j n y " (1993) czytamy:
Zycie nie ma znaczenia, celu i sensu. Nie rządzi nim żadna logika ani boski plan.
Taka jest prawda, ale zdrowi wolą o niej nie wiedzieć. Kłopot z ludźmi cierpiącymi na
depresję polega na tym, że to oni mają rację.
Takie myśli - cokolwiek teolodzy i filozofowie mogliby na n i e o d p o w i e ­
dzieć - n a s u w a ł y się p i s a r z o m od czasu Sofoklesa... i n i e s p o s ó b pojąć, co też
miałoby być w nich specyficznie kobiecego.
Inna pisarka, z niejasnych p o w o d ó w w y r ó ż n i a n a przez feministki, Virginia Woolf, pisała:
Siła twórcza mężczyzn różni się jednak ogromnie od siły twórczej kobiet. Trudno
więc nie dojść do wniosku, że po stokroć szkoda byłoby ją powstrzymywać albo zmar232
FRONDA 25/26
nować, jest bowiem dorobkiem całych stuleci najsurowszej dyscypliny i nie ma nic, co
mogłoby zająć jej miejsce. Po stokroć byłaby szkoda, gdyby kobiety zaczęły pisać jak
mężczyźni (...). Czy wykształcenie nie powinno podkreśłać i umacniać raczej różnic niż
podobieństw?
A przecież p e r s p e k t y w a kobieca mogłaby stać się ź r ó d ł e m o d n o w y lite­
rackiej - mielibyśmy p r a w o spodziewać się, że t e n bliźniaczy a z a r a z e m tak
różny rodzaj istot r o z u m n y c h ukaże n a m rzeczy, k t ó r y c h mężczyźni nie d o ­
strzegli... a m o ż e stłumili.
Wrażliwość kobieca - jeśli pozwolić sobie na tak szeroki (i tak zawodny)
ogólnik - wyrażała się oczywiście także w literaturze, i takie n a z w i s k a jak
Mary McCarthy, Jean Stafford, M a r g e u r i t t e D u r a s czy Marie Claire Blais wy­
kazują każdemu, że precyzyjny r y s u n e k psychologiczny postaci, z d o l n o ś ć cie­
n i o w a n i a nastrojów, a z a r a z e m realizm w kwestiach biologii, tak w a ż n y c h
dla kobiecego organizmu, to przymioty, jakich o g r o m n a większość l i t e r a t ó w
m o ż e tylko zazdrościć t y m w y b i t n y m p i s a r k o m .
J e d n a k feminizm z g o d n ą m a r k s i s t ó w d o g m a t y k ą przeinacza zwykle nie­
wygodną przeszłość. Z książek feministek d o w i a d u j e m y się, że samorealiza­
cja z a w o d o w a i twórcza kobiet zaczęła się w zasadzie d o p i e r o w latach 50tych. To oczywiście b z d u r a ,
podyktowana względami
ideologicznymi.
Wybitne i d o c e n i o n e od razu pisarki tworzyły b o w i e m od początku stulecia.
Problem w tym, że bynajmniej nie były „ p o s t ę p o w e " w dzisiejszym r o z u m i e ­
niu tego słowa. N o r w e ż k a Sigrid U n d s e t (laureatka N o b l a ) wkroczyła t r i u m ­
falnie do literatury s w o i m e u r o p e j s k i m b e s t s e l l e r e m „ J e n n y " . Rzecz jasna,
nie ma t a m rozważań o technice osiągania o r g a z m u , ale za to jest p r o s t e
i głębokie pytanie o cenę miłości: o to ile w a r t o i t r z e b a zapłacić za dążenie
d o prawdziwego spełnienia.
Język z 1904 roku sprawia dziś w r a ż e n i e m e l o d r a m a t y c z n e g o , ale to tyl­
ko konwencja. Ważne jest czy kobiety (i ludzie w ogóle) gotowi są na ryzyko
s a m o t n o ś c i w dążeniu do czegoś większego niż p r o s t a wegetacja, czy też bę­
dą po p r o s t u płynąć z p r ą d e m . Ż a d n a z najbardziej u t y t u ł o w a n y c h feministek
nie będzie w a r t a n a w e t pięciu m i n u t n a s z e g o czasu, jeśli n i e potrafi przynaj­
mniej rozważyć t e g o pytania. I z a s t a n o w i ć się n a d t y m p o r t r e t e m owej tytu­
łowej „sufrażystki m i m o woli":
ZIMA-2001
233
Cesca pozwalała się całować i pieścić to temu, to innemu mężczyźnie i było to dla
niej zgoła obojętne. Wszystko to tylko drażniło jej skórę i wargi. Nawet Hans Her­
mann, którego przecież kochała, nie potrafił rozgrzać jej zimnej, bladej krwi.
Jenny była inna. Krew jej była czerwona i gorąca, a rozkosz, której pragnęła, win­
na być ognista, żarliwa, trawiąca do głębi, a jednak niepokalanie czysta i jasna. Bę­
dzie wierna i stała wobec mężczyzny, któremu się odda ale musi on wiedzieć, jak za­
garnąć ją zupełnie i niepodzielnie, jak zdobyć jej ciało i duszę... (...) Nie, nie chciała
być lekkomyślna.
Jenny poddaje
J e n n y poddaje się w końcu n a m i ę t n o ś c i słabszego od niej m ę ż c z y z n y i przegrywa. D o p i e r o po jej s a m o b ó j s t w i e przyjaciel-malarz, jedyny g o d n y jej
mężczyzna, odkrywa, że ją kochał. Dla dzisiejszej m e n t a l n o ś c i to s m u t n y
skutek s k r ę p o w a n i a obyczajów. J e d n a k pisarka uważała, że tragedia jej b o h a ­
terki wzięła się z jej słabości i ze zbyt wielkich oczekiwań z a r a z e m . Przypo­
mnijmy, że U n d s e t , w y c h o w a n a jako p r o t e s t a n t k a , po kryzysie wiary p r z e ­
szła na katolicyzm - i w reszcie swej bogatej twórczości d a w a ł a t e m u
świadectwo.
J e d n a k ciekawszy jest przypadek m ł o d s z e j od niej od sześć lat (ur. w 1888
roku) K a t h e r i n e Mansfield. Jej t w ó r c z o ś ć e m a n u j e kobiecością jak chyba żad­
na i n n a tego stulecia - ale j e d n o c z e ś n i e jest ś w i a d e c t w e m niezwykłego m ę ­
stwa w z m a g a n i u się z chorobą, k t ó r a w k o ń c u p o k o n a ł a jej o r g a n i z m w 35
roku życia. Przejmujący „ D z i e n n i k " , jaki zostawiła, daje n a m ś w i a d e c t w o jej
równoległego - d u c h o w e g o i artystycznego, rozwoju - swoje arcydzieło
„Garden P a r t y " ukończyła na p a r ę miesięcy p r z e d śmiercią.
Chciałabym w istocie zrobić wiele rzeczy ale o ile ich nie zrobię, nie będę się martwić...
Uczciwość ( dlaczego?) jest jedyną rzeczą, która wydaje się cenniejsza od życia, miłości,
śmierci, od wszystkiego. Ona jedna pozostanie. O wy, którzy przyjdziecie po mnie, czy uwie­
rzycie temu? Jedyna rzecz, którą warto posiąść, to praw da. Jest bardziej przejmująca od
miłości, bardziej radosna i bardziej roznamiętniająca. Nie zawiedzie nigdy, gdy wszystko in­
ne zawodzi. Ja w każdym razie, poświęcę resztę mego życia prawdzie i tylko prawdzie.
234
FRONDA 25/26
(...)
Znów piękny dzień.
(...) Późny wieczór jest jednak tą chwilą, wybraną między
wszystkimi: wówczas mając przed oczami to nieziemskie piękno, nietrudno zdać sobie
sprawę, jak daleka czeka nas droga. Trzeba napisać coś, co byłoby godne tego wscho­
dzącego księżyca i tego bladego światła. Trzeba być tak prostym, jak byłoby się pro­
stym w obliczu Boga. (...)
Trzeba się uczyć i wprawiać w zapominaniu o sobie.
Pytanie za tysiąc dolarów: c z e m u w ś r ó d p a n t e o n u feministek n i e ma tej
m o ż e najlepszej (z czysto literackiego p u n k t u widzenia) pisarki?
Czyżby feminizm był nie do p o g o d z e n i a z chrześcijaństwem? Czyżby był
po p r o s t u jeszcze j e d n ą - o s t a t n i ą ? - formą m a t e r i a l i z m u ? Czy też m a m y tu
do czynienia z p o w r o t e m do starożytnych religii m a t r i a r c h a l n y c h i k u l t ó w
płodności... a w tej nowej a z a r a z e m prastarej k u l t u r z e liczą się tylko prze­
wagi darwinowskie: pieniądze i u r o d a . Mężczyźni r e d u k o w a n i są do roli za­
radnych samców, zaś kobiety - przeżywające ich przeciętnie o 12 lat - wybie­
rają ich sobie zgodnie z a k t u a l n ą potrzebą; lub po p r o s t u z najnowszą m o d ą .
interesujący
Interesujący jest zamęt, w jaki w o b e c t e g o n o w e g o k l i m a t u p o p a d ł a du­
ża część męskiej krytyki; a jeszcze bardziej literatów. Poczytny i d o b r y pisarz,
jakim był Irving Shaw, p o c z u ł się z m u s z o n y w 1960 roku w powieści „ D w a
tygodnie w i n n y m m i e ś c i e " do z a p r e z e n t o w a n i a pięknej dziewczyny - k t ó r a
w p o s z u k i w a n i u o d p o w i e d n i e g o m ę ż a wędruje przez łóżka, łamiąc po dro­
dze serca - jako... skrzywdzonej przez swoją u r o d ę !
J e d n a k o ile b o h a t e r tej książki odzyskuje na k o ń c u k o n t r o l ę n a d s w o i m
życiem, o tyle w powieści „ C h l e b na w o d y p ł y n ą c e " z 1981 roku p r o t a g o n i sta-nauczyciel odkrywa, że przez większość życia był o s z u k i w a n y przez ż o n ę
i dzieci, którzy uważają go, wraz z jego z a s a d a m i m o r a l n y m i , za a n a c h r o n i c z ­
nego marzyciela. M i m o wysiłków i p o ś w i ę c e ń p a t r z y na zbliżającą się s t a r o ś ć
faktycznie opuszczony i zagubiony w obliczu rewolucji kontrkultury, k t ó r a
p o c h ł o n ę ł a jego rodzinę.
ZIMA-2001
235
Jak większość ludzi mojej generacji czuję się bezsilny i spoglądam w przyszłość
z cyniczną rezygnacją
— brzmi j e d n o z o s t a t n i c h zdań.
J o h n Ballard, k t ó r e g o nieskrywane - a p r a w d ę m ó w i ą c raczej e k s p o n o ­
w a n e - rany z dzieciństwa uczyniły swego rodzaju n e u r o t y c z n y m r e z o n a n ­
s e m współczesności, opublikował w 1994 roku p o w i e ś ć „W p o ś p i e c h u do ra­
ju":
feministyczną
dystopię.
Na
dziewiczej
lecz
położonej
blisko
francuskiego poligonu a t o m o w e g o , wyspie instaluje się g r u p a biologów, eko­
logów i z w o l e n n i k ó w „ a l t e r n a t y w n e g o stylu życia", k i e r o w a n a przez d e s p o ­
tyczną d o k t o r Barbarę. Jak w p r a w d z i w y m h o r r o r z e pisarz o d s ł a n i a n a m
s t o p n i o w o jej prawdziwy charakter: jest to połączenie psychicznego s a d y z m u
z najbardziej obłąkaną formą f e m i n i z m u . Jej p r a w d z i w ą misją n i e jest, jak się
okazuje, walka z francuskim p r o g r a m e m n u k l e a r n y m ani o c h r o n a albatro­
sów. Kiedy bohater, m ł o d y chłopak, o d w a ż a się, by wyjawić jej, iż podejrze­
wa ją o zabicie „ z b y t e c z n e g o " dziecka innej m i e s z k a n k i wyspy - w o d p o w i e ­
dzi słyszy wyznanie n o w e g o t o t a l i t a r y z m u :
kobiety
Kobiety! Same się udomowiłyśmy. Aleja wiem, że jesteśmy bardziej nieokiełznane
niż
można sądzić. Jesteśmy
odważne,
owładnięte
namiętnościami...
okrutne i używać przemocy, nawet bardziej niż mężczyźni.
Potrafimy
być
(...) Mężczyzn jest za du­
żo. W dzisiejszych czasach po prostu nie potrzebujemy ich tylu. Obecnie najpoważniej­
szym problemem świata nie jest niedobór wielorybów czy pand,
lecz nadmiar męż­
czyzn. Ich czas przeminął. I przeminęły czasy nauki, czasy rozumu. Może przyszłość
należy do magii... a to my, kobiety, potrafimy nią władać. Oczywiście zawsze będzie­
my potrzebowały kilku mężczyzn, dosłownie kilku, ale mnie interesują wyłącznie ko­
biety. Chcę, żeby na tej wyspie powstał rezerwat, w którym kobiety mogłyby ujawnić
wszystkie swoje zagrożone moce: wewnętrzny żar, wściekłość i okrucieństwo...
Te typowe dla Ballarda s a d o m o s a c h i s t y c z n e obsesje (powieść zawiera kil­
ka scen n a w e t dziś szokujących) spełniają się w finale, gdy całkowicie zdo-
236
FRONDA 25/26
m i n o w a n y przez d e m o n i c z n ą d o k t o r b o h a t e r c h r o n i ją p r z e d policją, k t ó r a
w końcu wszczyna śledztwo.
N a t u r a l n i e m o ż n a powiedzieć, że p r y w a t n e d e m o n y ścigające pisarza nie
są ś w i a d e c t w e m zasługującym na u o g ó l n i a n i e . J e d n a k literatura m a s o w a ,
gdzie autorzy idą po p r o s t u z „ d u c h e m czasu", m o ż e być ilustracją p e w n y c h
- czasem podskórnych - tendencji. Treścią powieści „ C z e k o l a d a " J o a n n ę H a r ­
ris z 1999 roku jest pobyt b o h a t e r k i , kobiety o p e w n y c h „czarodziejskich"
zdolnościach, w e francuskim miasteczku, k t ó r e pragnie n a t c h n ą ć „ s w o b o d ą
i pogodą", zaś cel ten w y m a g a wygnania zeń p r o b o s z c z a i zepchnięcia na
margines nielicznych katolików, jacy t a m się uchowali. A u t o r k a książki
przedstawia chrześcijaństwo jako z ł o w r o g ą siłę... której z p o w o d z e n i e m
przeciwstawia się szerząca seksualną s w o b o d ę i kult przyjemności nieco ta­
jemnicza (bo dziedzicząca swe d z i w n e w ł a s n o ś c i po m a t c e ) n a r r a t o r k a .
Kiedy chrześcijaństwo zostaje wreszcie w y g n a n e z nawiedzonej przez nią
miejscowości, czuje ona, że jej misja jest s p e ł n i o n a - i o d c h o d z i ku n a s t ę p ­
n e m u , p o d o b n e m u zapewne, z a d a n i u . Wydana w wielkich n a k ł a d a c h , p o ­
wieść ta p r z e d s t a w i a n a jest przez w y d a w c ó w jako n o r m a l n a i g o d n a jak naj­
szerszej
lektury pozycja nie
tylko
kobiecej
literatury. Jej
nagrodzona
O s k a r e m ekranizacja nie w z b u d z i ł a innych ocen niż te, że to „zabawna, lek­
ka opowieść".
Jestem szczęśliwy tylko wtedy, kiedy widzę wokół siebie okaleczonych samców
— napisał na końcu swego „ D z i e n n i k a " G e n e t . To zdanie ma tyle s a m o
sensu, co p o z o s t a ł e u o g ó l n i e n i a w tym n a d e r szczególnym dziele - czy nie
wyraża j e d n a k na swój tragifarsowy s p o s ó b tego, co przydarzyło się mężczy­
z n o m w XX wieku? Czy nie pasuje do s a d e ' y z m u , który różni profesorzy h u ­
manistyki każą s t u d i o w a ć s w o i m s t u d e n t o m ?
I czy przypadkiem - nie odbija u c z u ć najbardziej bojowych feministek?
VIII
Tak więc na końcu stulecia w r a c a m y do jego początku: p r z e s ł a n i a dzieł
Shawa, France'a, Schnitzlera, Wedekinda, D.H.Lawrence'a i Joyce'a. Być m o ­
że zresztą należałoby zwrócić się jeszcze dalej, do twórcy pierwszych prawZIMA-2001
237
dziwie n o w o c z e s n y c h p o w i e ś c i :
Stendhala.
Godna przypomnienia jest
zwłaszcza p o c h w a ł a Balzaka, który u z n a ł „Pustelnię p a r m e ń s k ą " za „najpięk­
niejszą książkę, jaka ukazała się od 50 lat. Gdyby Machiavelli n a p i s a ł p o ­
wieść, to właśnie taką."
W tej dziwnej apologii Balzakowi c h o d z i ł o o realizm: o splot najróżniej­
szych uczuć, łącznie z rezygnacją h r a b i e g o Mosca, k t ó r y jakiś czas c h r o n i mi­
łość dwojga różnych w i e k i e m b o h a t e r ó w .
Dziś j e d n a k łagodny i ciepły w s u m i e sceptycyzm S t e n d h a l a - k t ó r y s a m
gorąco wierzył w m i ł o ś ć i dawał t e m u wyraz w o p o w i a d a n i a c h i w a u t o b i o ­
grafii - zamienił się w filozofię t o t a l n e g o relatywizmu, k t ó r y w praktyce
t r u d n o o d r ó ż n i ć o d p o s p o l i t e g o cynizmu.
Alvin Toffler w 1979 roku pisał:
Milionom ludzi coraz bardziej zatruwa życie powiększający się legion różnych zbo­
czeńców,
dziwaków,
nawiedzonych mistyków i psychopatów,
których aspołeczne za­
chowania znajdują aprobatę w prasie i telewizji. Upiększa się obłęd i gloryfikuje pa­
cjentów
„kukułczego gniazda".
Autorzy
bestsellerów głoszą,
że
szaleństwo
to
mit,
a w Berkeley powstało pismo literackie poświęcone idei, że „S z a ł e ń s t w o,
Geniusz
im
i
więc
Świętość
nadać
to
są
niemal
samo
miano
tym
i
samym,
podnieść
ich
winniśmy
p r e s t i ż".
nietzscheanizm
N i e t z s c h e a n i z m oddziałuje na dzisiejszą p r o z ę w s p o s ó b podskórny, ale
dojmujący. Estetyczne podejście do życia s t a ł o się, zgodnie ze s w o i m i grec­
kim ź r ó d ł o s ł o w e m , afirmacją zmysłowości - najpierw n a t u r a l n e j , a w k o ń c u
stuleciu także w jej najbardziej w y n a t u r z o n y c h formach.
Isaac Bashevis Singer powiedział kiedyś w wywiadzie:
Uważam, że obecnie w literaturze panuje tendencja do zniekształcania porządku
rzeczy: nie próbuje się tworzyć wielkiej sztuki,
ale być „oryginalnym" poprzez znie­
kształcenie. Zniekształcenie i oryginalność stały się synonimami, podczas gdy w istocie
są to bardzo odległe pojęcia.
238
FRONDA 25/26
Co też było j e d n ą z przyczyn tzw. kryzysu powieści, t e m a t u gorąco dys­
k u t o w a n e g o w latach 1960-1980. Krytycy, a t a k ż e n i e k t ó r z y autorzy, d o w o ­
dzili, że świat stał się zbyt skomplikowany, a rzeczywistość zbyt złożona, by
d a ł o się ją opisać za p o m o c ą tradycyjnej narracji. Powieść „ n o w o f a l o w a " by­
ła albo m o n o l o g i e m w e w n ę t r z n y m ciągnącym się bez p r z e r w y przez całą
książkę, albo też drobiazgowym, ściśle b e h a w i o r a l n y m o p i s e m wszystkich
szczegółów, których w a ż n o ś ć m u s i a ł ocenić s a m czytelnik.
Toteż pisarze tego n u r t u starali się unikać wszelkich ogólników, uważa­
jąc za swoją p o w i n n o ś ć p r z e d e w s z y s t k i m jak najdokładniejszy o p i s rzeczy­
wistości. M o ż n a to zauważyć zwłaszcza w l i t e r a t u r a c h krajów, k t ó r e przegra­
ły II wojnę światową,
to znaczy z a r ó w n o N i e m i e c i krajów z n i m i
sprzymierzonych, jak też Czechosłowacji oraz Polski, a w pewnej m i e r z e Ju­
gosławii - choć w tych o s t a t n i c h krajach, n a t u r a l n i e , wielką rolę odgrywała
cenzura, k t ó r ą taka t e c h n i k a powieściowa p o m a g a ł a omijać. L i t e r a t u r a stała
się t a m zapisem mikrorzeczywistości, d r o b i a z g o w ą rejestracją najbardziej
trywialnych odczuć i czynności b o h a t e r ó w . Widać to t a k ż e w N o w e j Fali
francuskiej z początku lat 60-tych... ale n i e zaprzecza to powyższej u w a d z e ,
jako że Francja nigdy politycznie nie p o d n i o s ł a się z klęski 1940 roku.
Jak łatwo się domyśleć, było to uciążliwe w czytaniu i w gruncie rzeczy nie
dawało pisarzowi możliwości wyrażenia swoich myśli i uczuć. Ponieważ coraz
mniej osób miało cierpliwość czytać te eksperymenty, a krytycy po pierwszym
entuzjazmie ochłodli - N o w a Fala zanikła mniej więcej w połowie lat 70-tych.
Okazało się, że o g r o m n a większość pisarzy preferuje tradycyjne techniki, zaś
czytelnicy w ogóle żadnego kryzysu nie zauważyli; po p r o s t u czytali jak dawniej
książki napisane tradycyjnie. Kryzys przechodziło środowisko tzw. awangardy.
I n n e wyjście to k o n s t r u o w a n i e coraz to bardziej w y s z u k a n y c h r e b u s ó w li­
terackich, w których celował zwłaszcza Argentyńczyk Julio Cortazar. Było
n i e u n i k n i o n e , że p o m i m o całej wirtuozerii pisarza - najlepiej z a p r e z e n t o w a ­
nej w powieści „Gra w klasy" z 1963 r o k u - m u s i a ł y o n e w k o ń c u z n u d z i ć
n a w e t najbardziej wytrwałych czytelników. 1 5
Kiedy wreszcie fala o p a d ł a - z o s t a ł a i d e o w a p u s t y n i a p o d n a z w ą p o s t m o ­
dernizmu.
Czym jest p o s t m o d e r n i z m ? Wielu krytyków u w a ż a go za d w u d z i e s t o ­
wieczną postać baroku, co jest bez w ą t p i e n i a s ł u s z n e , o ile d o d a się od razu
ZIMA-2001
239
m a n i e r y z m . Charakterystyczna dla tej prozy oniryczność jest o w o c e m total­
nego zwątpienia w jakikolwiek dający się wyśledzić sens j u ż nie tylko h i s t o ­
rii, ale s a m e g o życia. Najbardziej p o c z y t n y m p i s a r z e m t e g o n u r t u jest J o h n
Fowles. Jego bohaterzy są właściwie p o s t a c i a m i ze s n u - przy czym zdarza
się, że a u t o r s a m siebie w p r o w a d z a na scenę; choćby fabuła działa się w wie­
ku XIX. I tak jak we śnie, k o n t r a p u n k t y c z n y m i d o m i n a n t a m i są tu seks i lęk.
Po klęsce socjalizmu poczucie, że nie ma sprawy wartej o d d a n i a za n i ą ży­
cia, stało się w ś r ó d inteligencji twórczej p o w s z e c h n e . O b e c n y pacyfizm
„ p o s t m o d e r n i s t y c z n y " o p i e r a się na filozofii ogólnego relatywizmu: nie war­
to brać udziału w wojnie, bo w zasadzie - m ó w i ą n a m pisarze p o s t m o d e r n i ­
z m u - nie w a r t o brać udziału w niczym, p o z a p r z y g o d a m i seksualnymi.
Wydaje się, że d o b r ą charakterystykę p o s t m o d e r n i z m u znaleźć m o ż n a
już u C h e s t e r t o n a :
Rozpacz nowoczesnej filozofii bierze się stąd, że ta filozofia w istocie nie wierzy,
by we wszechświecie byl jakiś sens; nie może więc mieć nadziei na żaden romans; jej
romanse są pozbawione intrygi. W krainie anarchii nie ma nadziei na przygodę. (...)
Można opowiedzieć wspaniałą historię o przygodach bohatera pośród smoków - ale nie
sposób opowiedzieć zajmującej historii o przygodach smoka wśród smoków.
P r z e m o c została p o t ę p i o n a we wszelkich formach - ale króluje w „roz­
rywce", zaś w k u l t u r z e wyższej o d s ł a n i a się w nieskrywanej fascynacji, jaką
żywi dla niej Ballard, F u e n t e s czy Mailer.
Trzeba sobie
Trzeba sobie u ś w i a d o m i ć zadziwiający s t a n rzeczy, z j a k i m m a m y do czy­
nienia. Co roku na całym świecie wydaje się setki książek psychologicznych
o potrzebie miłości i życzliwości w s t o s u n k a c h rodzinnych, a także między­
ludzkich. Obowiązującą w całym w o l n y m świecie - a n o m i n a l n i e także w Ro­
sji - ideologią jest d o k t r y n a Praw Człowieka, a oficjalną i n a u c z a n ą w szko­
łach p o s t a w ą h u m a n i z m .
A j e d n a k o g r o m n a większość twórców, ze s c e n a r z y s t a m i h o l l y w o o d z k i m i
n a czele, m a n a m d o przekazania z u p e ł n i e i n n e p r z e s ł a n i e . Głosi o n o , ż e
240
FRONDA 25/26
świat jest p i e k ł e m , zaś p r a w d ę o n i m znają jedynie n a r k o m a n i , p r o s t y t u t k i ,
bandyci i n i e o d m i e n n i e cyniczni funkcjonariusze s ł u ż b specjalnych. Najła­
godniejszą formą tej filozofii była n i e z m i e r n i e poczytna swego czasu książka
Williama W h a r t o n a , w której największym m ę d r c e m jest obłąkany c h ł o p a k .
Świat jest p o z b a w i o n y m stałych wartości c h a o s e m - o t o w największym
skrócie „filozofia" obecnej, tak „wyższej" literatury.
P o s t m o d e r n i z m m o ż n a u z n a ć za oficjalną filozofię świata tzw. kultury.
Świata, w k t ó r y m półki w księgarniach uginają się od książek analizujących
po raz setny b o m b a s t y c z n e klątwy i łkania N i e t z s c h e g o , a Sade jest u z n a n y m
filozofem s t u d i o w a n y m z całą p o w a g ą przez zoilów akademickich. W tychże
księgarniach zresztą najdłuższe półki zajmowane są przez wszelkiego typy
h o r r o r y i thrillery.
Powszechny relatywizm, który przyświeca tej (pod) kulturze, m o ż e swo­
je korzenie odnaleźć w deklaracji Sade'a:
Cnota... nie należy bowiem do wartości bezwzględnych, jest jedynie sposobem po­
stępowania, który zmienia się w zależności od klimatu. Jakże cnota - która wszak
zwalcza namiętności - może występować w naturze? A jeśli w niej nie występuje - to
jakże może być dobra?
Markiz u z n a w a n y jest po p r o s t u za t e g o myśliciela, który m i a ł o d w a g ę
doprowadzić m a t e r i a l i z m do jego logicznego końca.
Ciekawe, że już na początku lat 70-tych niektórzy d a w n i p r o m o t o r z y re­
wolucji obyczajowej, jak n p . Anais Nin, zorientowali się d o k ą d p r o w a d z i o w a
rysująca się w t e d y wyraźnie tendencja (co nie przełożyło się zresztą na u z n a ­
nie własnej za to w s p ó ł o d p o w i e d z i a l n o ś c i ) . W t y t u ł o w y m eseju ze zbioru
„Przyszłość powieści" stwierdziła ona, iż ewolucja l i t e r a t u r y idzie w zdecy­
dowanie złym k i e r u n k u .
W prozie współczesnej dostrzegam bowiem niepokojący nadmiar karykatury i parodii.
Kiedy jest jej zbyt wiele, zabija apetyt na życie i niszczy wartości prozy. Uprawianie
kultu
brzydoty wykracza znacznie poza pogodzenie się z faktem
istnienia brzydo­
ty, podobnie jak znajdowanie przyjemności w okrucieństwie różni się zasadniczo od dostrze­
gania okrucieństwa na świecie. Obsesja brzydoty zawiera się bezpośrednio w wizji świata
pisarza, toteż kiedy zatraca on własną perspektywę i umiar, przyczynia się tym samym do
7.IMA-200 1
241
pomnażania brzydoty. Typem człowieka, którego mściwość, bunt i złość obracają się prze­
ciwko społeczeństwu, jest przestępca; moim zdaniem niektórzy pisarze postępują podobnie.
A k a d e m i c k a nobilitacja s a d e ' y z m u ilustruje całkowity c h a o s myślowy p o ­
ważnej części inteligencji na p r o g u XXI wieku.
Odsyła nas to do diagnozy Octavio Paza z t o m u esejów pt. „Prąd przemien­
n y " . Twierdzi o n (na p o d s t a w i e doświadczeń surrealistów), ż e
czeństwie
i
naprawdę
b r a t e r s t w a
nie
ateistycznym
mają
pojęcia
w społe­
miłości
sensu.
to
To de Sade chciał pokazać jakie byłyby relacje międzyludzkie w społeczeństwie rze­
czywiście bezbożnym: archetypem republiki ludzi prawdziwie wolnych jest jego Stowa­
rzyszenie Przyjaciół Zbrodni. Wierzyć w społeczeństwo bez Boga, rządzące się przyro­
dzoną harmonią - sen, jaki nam się przytrafia - to jakby powtarzać zakład Pascala,
tyle że w sensie odwrotnym. Bardziej niż paradoks byłby to tylko akt rozpaczy...
W ostatniej książce Ballarda p t . „Kokainowe n o c e " (1996) j e d n a z głów­
nych postaci, psychiatra, p r z e d s t a w i a wizję przyszłości:
Nasze rządy mają doprowadzić do przyszłości bez pracy... Stworzymy społeczeństwa od­
poczynku na wzór tego, które widział pan w kurortach na wybrzeżu. (...) Istnieje jeden pro­
blem. Jak pobudzić ludzi, dać im poczucie wspólnoty? Świat leżący do góry brzuchem byłby
bezbronny wobec każdego pomysłowego grabieżcy. Religie wymagają ogromnego wysiłku wo­
li i wyobraźni, na który bardzo trudno się zdobyć z głową ociężałą od środków nasennych.
Pozostaje tylko jedna rzecz, która może pobudzić ludzi, zagrozić im i zmusić do wspólnego
działania: przestępczość i wykroczenia. Prowokujące nas i zaspokajające nasze potrzeby sil­
nych emocji. To one pobudzają system nerwowy, stępiony przez wypoczynek i bezruch.
Scenerią powieści jest taki w ł a ś n i e k u r o r t , gdzie kuracjusze „wyzbyli się
luksusu s k r u p u ł ó w " , zaś p r z e s t ę p s t w a p o p e ł n i a n e są bez m o t y w u , ot tak, dla
dreszczu; na w z ó r Lafcadia Vluiki z „ L o c h ó w W a t y k a n u " A n d r e G i d e ' a .
Nowoczesny - a m o ż e „ p o - n o w o c z e s n y " - h u m a n i z m p r e z e n t u j ą n a t o -
242
FRONDA
25/26
miast pisarze tacy jak Szwed Stig Claesson („zawsze uwrażliwiony na p r o ­
blemy s p o ł e c z n e " , jak pisze p e w i e n krytyk), który w chwalonej powieści „Po
liściach p a l m o w y c h i r ó ż a c h " z 1975 r o k u jako przykład prawdziwej dobroci
swego wrażliwego b o h a t e r a podaje... m o r d e r s t w o staruszki, k t ó r ą przez ty­
dzień z niewyjaśnionych w k o ń c u p o w o d ó w nie odwiedził n i k t z opieki spo­
łecznej. Nie w i e m y nawet, czy o n a cierpi: po p r o s t u b o h a t e r nie m o ż e znieść
myśli o jej - tymczasowej w każdym razie - s a m o t n o ś c i .
Warto przy tym zwrócić uwagę na pewien szczegół: prorok z powieści Ballarda nie upiera się przy przestępstwach; zgadza się na wykroczenia. Cokolwiek
powiedzieć o rozpaczy i nihilizmie Nietzschego, to jego desperacja miała p e w n ą
głębię, a klątwy rozmach. Ale jego „późnych w n u k o m " wystarczają drobne kra­
dzieże w domach towarowych. Czynią to nie z głodu, oczywiście, ale ponieważ
chcą zaznaczyć, że są odważni i p o n a d światem burżujów. Tak zachowują się przynajmniej w młodości - bohaterzy Ballarda, tak prezentuje n a m bohaterkę
(dziedziczkę fortuny) swego „Maga" J o h n Fowles, tak demonstruje swoją nieza­
leżność Holly Golightly, bohaterka „Śniadania u Tiffany'ego". (A także p o d o b n a
do niej w pewnej mierze bohaterka powieści Liii Palmer 1 6 „Dzika kaczka").
Bohater „Zbójców" Schillera m u s i a ł n a p a d a ć n a p o d r ó ż n y c h ; b o h a t e r o m
w s p ó ł c z e s n y m wystarcza zwinąć coś ze sklepu („takie w y ł o ż o n e na wierzch
po p r o s t u s a m e się p r o s z ą " - t ł u m a c z y m ł o d a m i l i o n e r k a u Fowlesa). Czy to
d o w ó d na łagodnienie obyczajów, czy na zanik s p e r m a t o z o i d ó w ; r z e k o m o
odkryty przez jakiegoś biologa u populacji Z a c h o d u ?
Ale przecież cała n o w o ż y t n a literatura spod znaku b u n t u bierze się z „Wy­
z n a ń " Rousseau - w nich zaś j e d n y m z najważniejszych e p i z o d ó w jest nie­
szczęsna batystowa chusteczka u k r a d z i o n a przez m ł o d e g o lokaja Jacąuesa...
Dodajmy wreszcie uwagę poczynioną 40 lat t e m u przez Aleksandra Wata:
Wiele
bied
naszej
intelektualnej
cywilizacji,
naszych
intelektualistów,
pochodzi
stąd, że przestało się czytać na głos. Olbrzymi procent literatury odpadłby, gdyby autor
czytał zawsze na głos. Po prostu wstyd by mu było, kłamstwo byłoby zbyt oczywiste.
Kiedy człowiek czyta tylko oczyma, wszelkie kłamstwa mogą przejść niepostrzeżenie.
Rozróżnienie p r a w d o p o d o b i e ń s t w a od fantazji zanika: wszystko zyskuje
wygodną etykietkę o n i r y z m u . Ma to też konsekwencje logiczne. W twórczoZIMA-200]
243
ści Ballarda, który zaczynał jako a u t o r science fiction, wraca obraz o p u s t o s z a ­
łego miasta: jest to w s p o m n i e n i e z Szanghaju z roku 1940, gdy rodzice ucie­
kający p r z e d Japończykami zgubili go w t ł u m i e , a on w ę d r o w a ł p o t e m s a m o t ­
nie przez willową dzielnicę europejską. (Wojnę spędził w j a p o ń s k i m obozie.)
W j e d n y m z o p o w i a d a ń nakreśli później obraz Ziemi, na której e p i d e m i a
i z m i a n a k l i m a t u wyniszczyły ludzkość, pozostawiając kąpiące się s w o b o d n i e
w europejskich rzekach krokodyle; przy czym opis ich igraszek u t r z y m a n y
jest w tonacji sielanki.
Ale powstaje pytanie formalne - k t o właściwie ogląda te sceny? Czyżby
jakiś bóg krokodyli?
Podobny pęd do autodestrukcji p r e z e n t u j e Milan Kundera. W r o z m o w i e
z Christianem Salmonem mówi:
w moim opowiadaniu
W moim opowiadaniu „Walc pożegnalny" pojawia się pytanie: czy człowiek godzien
jest życia na Ziemi, czy nie należy „oswobodzićglobu spod szponów człowieka"?'7
IX
Poza wyjątkami w rodzaju M o n t h e r l a n t a , Jorge L. Borgesa czy J o h n a Braine'a, literaci XX wieku należą do świata lewicy - t o t e ż jej klęska jest ich klę­
ską. Cala mitologia b u n t u , k t ó r ą żywiła się od czasu r o m a n t y z m u tzw. lite­
r a t u r a zaangażowana,
straciła swój p r z e d m i o t apologii... od czasu gdy
robotnicy od lat 60-tych zaczęli głosować p r z e w a ż n i e na prawicę, zaś od lat
90-tych zaczęli - najpierw w USA - zanikać jako klasa.
Co p r a w d a pojawili się n o w i p o t e n t a c i , a Benjamin Barber u w a ż a ich na­
wet za n o w e wcielenie o g r o m n y c h m o n o p o l i z początku XX wieku:
Szef „Disneya" nie jest Rockefellerem, Bill Gates to nie Vanderbilt, zaś Steven
Spielberg to nie Carnegie - ale tylko dlatego, że Eisner, Gates i Spielberg są znacznie
potężniejsi.
244
FRONDA 25/26
Ale scenarzysta hollywoodzki wstępujący na w o j e n n ą ścieżkę przeciw
Spielbergowi, czy publicysta demaskujący k ł a m s t w a Politycznej Poprawności
p r o d u k o w a n e przez k o n c e r n Disneya - nie m o g ą liczyć, jak d a w n i intelektu­
aliści, na solidarność kolegów. Wręcz przeciwnie, z o s t a n ą n a t y c h m i a s t na­
p i ę t n o w a n i jako wstecznicy i m o g ą co najwyżej liczyć na p o s a d ę na jakiejś
prowincjonalnej uczelni. Hipokryzja, k t ó r ą lewica u z n a w a ł a zawsze za swo­
jego g ł ó w n e g o wroga, nigdy nie t r i u m f o w a ł a tak b e z w s t y d n i e jak dzisiaj: kie­
dy większość partii lewicowych pozbyła się d a w n y c h ideologii i realizuje
d a w n ą politykę c e n t r o w ą (lub wręcz prawicową, jak brytyjscy labourzyści).
O ile j e d n a k politycy musieli się p r z y s t o s o w a ć i, jak gdyby nigdy nic, bez
bicia się w pierś, p r z e s u n ę l i się po p r o s t u wszyscy o k r o k (lub dwa) na pra­
wo - o tyle intelektualiści nie uznali s w e g o b ł ę d u za świadectwo, że są omyl­
ni tak s a m o jak pozostali przedstawiciele g a t u n k u homo sapiens.
Uznali t o jedynie z a dowód, ż e n i k t
nie
n i e ma r a c j i ; bo p r a w d a
istnieje.
A dokładniej: jest tylko subiektywna. Świat, oświadczają ci pisarze, jest
nie do zrozumienia.
Co n a s t ę p n i e owocuje kolejnym s ą d e m : świat jest nie do opisania. I na­
wet nie w a r t o się starać.
W „Zestawie do ś m i e r c i " S u s a n Sontag z 1969 r o k u - książce jeszcze
dziś chwalonej przez niektórych - a u t o r k a nie tylko w r a m a c h j e d n e g o aka­
pitu zmienia osoby, z trzeciej na p i e r w s z ą i o d w r o t n i e , ale także czasy, k t ó r e
bez ż a d n e g o u z a s a d n i e n i a z teraźniejszego zmieniają się w przeszły i z p o ­
w r o t e m . D o p i e r o w p o s ł o w i u wydawca, a raczej występujący w jego i m i e n i u
krytyk, wyjaśnia, że a u t o r k a wybrała tę nie tyle formę, co deformację dlate­
go, że fabuła tej powieści, k t ó r a obejmuje p o n a d rok, tak n a p r a w d ę mieści
się w p a r u s e k u n d a c h majaczeń umierającego b o h a t e r a .
Autorka oferuje n a m tu fabułę bez sensu, akcję bez kulminacji i literatu­
rę świadomie p o z b a w i o n ą literackości. Kto - spytajmy b r u t a l n i e - ma to czy­
tać, poza jej kolegami ?
Dlatego pod koniec stulecia tzw. literatura wyższa staje się l i t e r a t u r ą
d w o r s k ą : w tym sensie, ż e powstaje dzięki m e c e n a t o w i u n i w e r s y t e t ó w
czy najróżniejszych fundacji. Powoduje to siłą rzeczy samoizolację - a p o z o ­
stała po dawnych lewicowych s y m p a t i a c h p o g a r d a dla „burżuazji" czyli, jak
n p . w Stanach, dla 80 p r o c e n t społeczeństwa, n i e u c h r o n n i e dodaje tu quasiZIMA-2001
245
ideowego uzasadnienia. Już w 1978 roku enfant terrible literatury a m e r y k a ń ­
skiej Gore Vidal wyrażał sarkastyczne z d u m i e n i e :
Początkowo myślałem, że John Gardner żartuje. Nie miałem racji. On naprawdę my­
śli, że głównym nurtem światowej kultury jest amerykański uniwersytet i że pisarz two­
rzący poza tym ciepłym grajdołkiem padnie ofiarą dawnego cynizmu i zatwardziałości
serca. (...) Jeśli jednak to prawda co mówi, że większość amerykańskich pisarzy wykła­
da dziś na uczelniach, wówczas rzeczywiście skończyła się era literatury, i odtąd będzie­
my mieli wyłącznie książki pisane przez wykładowców jako materiał do ich wykładów.
Bez wątpienia w a ż n y m czynnikiem była k o n t r k u l t u r a lat 60-tych, która,
oswojona przez Hollywood, stała się w latach 90-tych po p r o s t u m a s o w y m
h e d o n i z m e m . Dziś jednak, gdy d a w n i „ s a m o t n i n o n k o n f o r m i ś c i " w rodzaju
Kerouaca czy Dylana dorobili się licznych biografii, z ich legendy nie z o s t a ł o
w praktyce nic: wiemy, że obrali po p r o s t u własną, i c z ę s t o s k u t e c z n ą - choć
głównie w s k u t e k n i e p r a w d o p o d o b n e g o bogactwa, jakie p o d koniec lat 50tych zaczęło być charakterystyczne dla USA - d r o g ę do s ł a w n e g o A m e r y k a ń ­
skiego Sukcesu. R z e k o m a solidarność owych „rewolucyjnych" l i t e r a t ó w by­
ła tylko pozą. Kerouac zapisał w s w o i m d z i e n n i k u 17 k w i e t n i a 1948 roku:
byłem kłamcą
Byłem kłamcą i słabeuszem udając, że przyjaźnię się z tymi ludźmi - Ginsbergiem,
(...)
Burroughsem,
a nawet moim najlepszym przyjacielem Dawidem Krammerem -
podczas gdy przez cały czas wiedziałem, że wszyscy nawzajem się nie lubimy i tylko
na okrągło wykrzywiamy twarze w tej podłej, głupiej komedii.
Człowiek musi pogo­
dzić się ze swoimi granicami - albo skazać na wieczne kłamstwo.
Niestety, bardzo wielu młodych naśladowców owych „bojowników z hipo­
kryzją" wybrało to drugie: każdy, k t o zna literackie koterie, m o ż e to potwierdzić.
W latach 80-tych okazało się, że czytelnicy b a r d z o c h ę t n i e sięgają po n o ­
wy rodzaj literatury, k t ó r a m i e s z a p r a w d ę z fikcją: była to p r z e d e w s z y s t k i m
246
FRONDA 25/26
political fiction. Swój sukces zawdzięczała telewizji, dzięki której ogólnoświa­
t o w e kwestie polityczne stały się c o d z i e n n ą s t r a w ą m a s . Political fiction obie­
cywała czytelnikowi w p r o w a d z i ć go za kulisy wielkiej polityki, pokazać mu
wielkich tego świata od s t r o n y najbardziej prywatnej i nieraz ambarasującej:
s ł o w e m uprawiała p l o t k a r s t w o , ale p o p a r t e , jak u Forsythe'a, a n a w e t de Villiersa - obaj byli związani przez jakiś czas ze s ł u ż b a m i specjalnymi - rzetel­
ną faktografią.
Tymczasem j e d n a k powieść sensacyjna w dużej m i e r z e zagubiła walor tak
istotny dla Conan-Doyle'a, Dashiella H a m m e t t a i R a y m o n d a C h a n d l e r a , czy­
li jej trzech największych m i s t r z ó w : opis walki o p r a w d ę i sprawiedliwość.
Zwłaszcza powieść szpiegowska zaczęła wieść p r y m w d o w o d z e n i u całkowi­
tej relatywności p o s t a w i czynów ludzkich. J o h n Le C a r r e i najlepszy chyba
w tej dziedzinie Len D e i g h t o n niezwykle sugestywnie przedstawiają zachod­
nie (a p r z e d e wszystkim brytyjskie) tajne służby jako zbiorowisko idiotów,
leni lub cyników. J e d n a z postaci w głośnej trylogii D e i g h t o n a m ó w i na koń­
cu do b o h a t e r a :
— Rozmawiałem z nimi wszystkimi.
To stado palantów, Bernard. Zawsze miałem
ci za złe, że mówisz takie rzeczy, ale teraz wszystko odwołuję.
Wielki sukces komercyjny Villiersa i jego n a ś l a d o w c ó w z a i n t e r e s o w a ł też
n a t u r a l n i e p r o d u c e n t ó w filmowych. Mniej więcej od t e g o m o m e n t u wytwo­
rzyła się sytuacja b a r d z o korzystna dla poczytnych pisarzy: m o g ą oni m i e ć
b o w i e m pewność, że ich sukces rynkowy z o s t a n i e w i e l o k r o t n i e p o m n o ż o n y
przez sprzedaż p r a w do scenariusza.
Niestety: pieniądze k o r u m p u j ą . Dla Hollywood, a jeszcze bardziej p r o d u ­
c e n t ó w telewizyjnych, recepta na sukces była p r o s t a : p r z e m o c , seks i jako de­
ser o d r o b i n a „lirycznej m g i e ł k i " . Zaczęło to n i e u c h r o n n i e działać w d r u g ą
s t r o n ę : pisarze uznali, że jest to najprostsza lub j e d y n a droga do sukcesu.
Dawniej n a z w a n o by ich „ p i s m a k a m i " , dziś j e d n a k są to często absolwenci
prestiżowych uczelni dysponujący szczegółową w i e d z ą z dziedzin, k t ó r e opi­
sują. Granice g a t u n k ó w rozmyły się; najszybciej w m a t e r i i obyczajów. Wyso­
ko ceniony przez większość krytyków J o h n Ballard w każdej ze swych mrocz­
nych powieści u m i e s z c z a co najmniej kilka scen rodzaju „ h a r d - p o r n o " .
Oczywiście nikt z r e c e n z e n t ó w nie u w a ż a t e g o za g o d n e nagany. 1 8
ZIMA-2001
247
Cywilizacja obrazkowa stawia p r z e d literaturą dwojakiego rodzaju wyzwa­
nia. Po pierwsze, pisarze zdają sobie sprawę, że k o n k u r o w a ć z filmem p o d
względem popularności m o g ą tylko wtedy, jeśli akcja ich dzieł będzie o d p o ­
wiednio wartka i atrakcyjna. Po drugie, zaczynają w s k u t e k tego myśleć od ra­
zu o ekranizacji swego u t w o r u - a więc z góry uznają p o d r z ę d n o ś ć literatury.
można powiedzieć
M o ż n a powiedzieć, że t e n p r o b l e m pojawił się od razu, wraz z pojawie­
n i e m się kina. Roger M a r t i n du Gard w roku 1913 aferę Dreyfusa w powie­
ści „Jean Barois" opisał tylko za p o m o c ą dialogów czyli w formie scenopisu.
Z kolei p i s a n a przez blisko trzydzieści lat „ R o d z i n a T h i b a u l t " to p r z e p a s t n a
tetralogia zawierająca drobiazgowy opis czynności i d r g a ń d u s z y p a r u b o h a ­
t e r ó w w ciągu kluczowych dla współczesnej Francji lat 1912-1914, k t ó r e
przyciągnęły u w a g ę tylu francuskich pisarzy. W o g r o m n e j p r z e d m o w i e Al­
bert C a m u s przekonuje nas d o w a l o r ó w t e g o u w i e ń c z o n e g o N o b l e m dzieła.
Cóż, gdy nikt p o z a r o m a n i s t a m i i e m e r y t a m i po p r o s t u nie ma dziś czasu na
lekturę tych p o n a d d w ó c h tysięcy stron... Co nie neguje faktu, iż w w a d z e ,
jaką pisarz przypisuje zmysłowości, odnajdujemy n a s z ą obyczajowość, choć
oczywiście w k o s t i u m i e belle epoąue.'9 M a m y tu na r ó w n i platoniczną, jak
„szaloną" miłość, której zapętlenia zadziwić m u s z ą m ł o d y c h czytelników.
C a m u s przyznaje zresztą, że secesyjność tej powieści m o ż e drażnić: dziś, je­
śli m o ż e m y czegoś p o g r a t u l o w a ć n a s z y m czasom, to przynajmniej p r o s t o t y
w podejściu do „tych s p r a w " . Ale o t o w najnowszych p o d r ę c z n i k a c h ars
amandi autorzy p r o p o n u j ą w y m y ś l n e sposoby... u t r u d n i a n i a sobie zbliżenia
i wynajdywania sztucznych p r z e s z k ó d !
I n t e n s y w n o ś ć b o w i e m - co d o p i e r o dziś t r z e b a p r z y p o m i n a ć - nie ozna­
cza przecież łatwości. Ład i h a r m o n i a nie m u s z ą być t o ż s a m e z p r o s t o t ą w jej
p o t o c z n y m r o z u m i e n i u . Kiedy na początku stulecia wielu pisarzy opisywało
swoich bohaterów, jak p r z e ł a m u j ą w porywie n a m i ę t n o ś c i w i k t o r i a ń s k i e
ograniczenia (żeby przywołać choćby z n a k o m i t e o p o w i a d a n i e „ C i e r ń " D. H.
Lawrence'a), to dziś m o ż n a tylko p o c z u ć zazdrość w o b e c siły tych u n i e s i e ń .
Pisząc o w ą p r z e d m o w ę w a p o g e u m Z i m n e j Wojny, w 1955 roku, C a m u s
ubolewa, że dziedzictwo Dostojewskiego z e p c h n ę ł o całkiem w cień spuści-
248
FRONDA 25/26
znę Tołstoja - i wyraża nadzieję, że epika tołstojowska z m a r t w y c h w s t a n i e
w dziele n i e z n a n e g o jeszcze twórcy.
Czy to wielkie dzieło będzie możliwe w obecnym stanie podziału ludzkos'ci na dwie
cywilizacje - to rzecz wątpliwa. Ale nic nie przeszkadza ufać, że te dwa społeczeństwa
-jeśli się nie wyniszczą w powszechnym samobójstwie - zapłodnią się wzajemnie...
Jak do tej pory nadzieja C a m u s a p o z o s t a ł a n i e s p e ł n i o n a .
Dlaczego?
Najprostsza o d p o w i e d ź brzmi, że na naszej planecie istnieje dziś wiele
światów - i sprawy nurtujące najbogatszy z nich tylko sztucznie m o g ą być
przykładane do biedniejszych. W jednej z o s t a t n i c h powieści Philip R o t h ka­
że n a r r a t o r o w i okazać s z a c u n e k s w e m u b r a t u dentyście, opisując jako świa­
dectwo jego „porządnej zwyczajności" inplantację n o w y c h z ę b ó w 55-letniemu robotnikowi,
„by t e n nie m u s i a ł się wstydzić p r z e d swoją m ł o d ą
przyjaciółką".
Rzecz w tym, że dla 99 p r o c e n t ludności świata taki zabieg jest ekstrawa­
ganckim luksusem. 2 0
ale życie
Ale życie 99 p r o c e n t ludzi - i trzeba to podkreślić - w zasadzie w ogóle
nie jest o p i s a n e . Kolorowy świat Kalifornii, p r z e s t ę p c y N o w e g o J o r k u (od­
m a l o w a n i na m o d ł ę d a w n y c h feudalów), r o m a n s e klas wyższych w A n t i b e s
- to jest t e m a t y k a 90 p r o c e n t literackiej czy pseudoliterackiej produkcji lu­
dzi, którzy w m o m e n c i e s z a l e ń s t w a p o s t a n o w i l i żyć z pióra. D r a m a t y Boli­
wii, Islandii, Estonii czy Tajlandii nie przedostają się dziś do tej m a s o w e j
„klasy turystycznej", by zapożyczyć wyrażenia linii lotniczych. Sto lat t e m u
tragedie i k o m e d i e arystokracji, burżuazji i l u d u były zasadniczo te s a m e we
wszystkich częściach świata, t o t e ż pisarze brazylijscy, norwescy czy polscy
(Reymont) mogli liczyć na czytelników zagranicznych. Ale k t ó r y z a c h o d n i
wydawca podejmie dziś ryzyko w y d a n i a pisarza kazachskiego czy paragwaj­
skiego? Kto opisuje życie jednej trzeciej ludności świata zamieszkującej ChiZIMA-2001
249
ny i Indie? Jakie szanse na znalezienie t ł u m a c z a ma d r a m a t u r g bułgarski czy
scenarzysta pakistański?
X
Nietzsche, Marks i Freud z trzech s t r o n podkopali k u l t u r ę „burżuazyjną";
ale owoce ich teorii d o p i e r o w XX stuleciu m o g ł y objawić się w p e ł n i . Egzystencjalizm, który się z nich wyłonił, ustąpił miejsca s t r u k t u r a l i z m o w i ; t e n
zaś ostatecznej kapitulacji r o z u m u , jaką jest p o s t m o d e r n i z m . Gdyby s p r ó b o ­
wać sprowadzić t e kierunki d o w s p ó l n e g o m i a n o w n i k a , mają n a m o n e d o
przekazania, że w o l n o ś ć j e d n o s t k i jest z ł u d z e n i e m : n a s z los to tylko wypad­
kowa sił, k t ó r e zaczęły działać na d ł u g o p r z e d n a s z y m u r o d z e n i e m i k t ó r y m
na p r ó ż n o próbujemy się sprzeciwić. U Kafki, Sartre'a, Becketta, n a w e t (w
pewnej mierze) u Maxa Frischa - świat jest p r z e d s t a w i o n y na s p o s ó b staro­
żytny, gdzie ludzie są tylko p r z e d m i o t a m i Losu lub zabawkami bogów.
może najbardziej
Może najbardziej przekonującą egzemplifikacją tego przekonania, przede
wszystkim przez niesamowitą kondensację zdarzeń, jest autobiograficzna po­
wieść Conrada Detreza z 1978 roku „Ziele do spalenia". Na 230 stronach ma­
my tu bowiem opisane 26 lat na które składa się: dzieciństwo na flamandzkiej
wsi; powołanie kapłańskie i studia na sławnym katolickim uniwersytecie w Louvain; wyjazd do Brazylii i organizowanie chrześcijańskich związków zawodo­
wych, prześladowanych wtedy (1961 rok) przez wszystkie strony; seks ze star­
szymi kobietami; p o t e m z przyjacielem; p o t e m n a m i ę t n y związek z dziewczyną,
która wciąga bohatera do komunistów; p o t e m zamachy terrorystyczne; ukrywa­
nie się; d a r e m n e poszukiwanie ukochanej; uwięzienie; tortury; deportację do
Paryża; niekończące się dyskusje z goszystami (którzy o Trzecim Świecie wiedzą
lepiej zza biurka); na pół groteskowy opis Maja '68 - a w końcu... wykluczenie
z partii komunistycznej, co dla bohatera oznacza ostateczną klęskę.
Iluż t o m ó w potrzebowaliby d a w n i pisarze, by opisać to wszystko?
W o s t a t n i c h zdaniach narrator, który w r a c a na k o ń c u do rodzinnej wio­
ski, p o d s u m o w u j e swoją zdumiewającą biografię:
250
FRONDA
25/2
W domu panowała cisza. W półmroku mogłem do wołi sycić się widokiem ustawio­
nych wokół mnie roślin, patrzeć na żółknące czubki liści, przyglądać się purpurowo-różowym dzwoneczkom fuksji... Widok tej roślinności działał na mnie kojąco. Za parę dni
miałem zacząć dwudziesty ósmy rok życia. Moje ciało zdążyło już zaznać w życiu wszel­
kich ciosów, wszelkich pieszczot, wszelkich pragnień. Moja dusza liczyła sobie dziewięciokrotnie więcej. Utraciła racje, dla których żyła, które niosły ją niekiedy bardzo wyso­
ko i bardzo daleko; czuła się już znużona. (...) Teraz i ona wiedziała już, że Bóg umarł,
że rewolucja pożera własne dzieci, że miłość jest niemożliwa. Za prawo do odejścia za­
płaciła najwyższą cenę. Pozostawała przyjaźń roślin, miłych dla oka, dla nozdrzy, dla te­
go ciała, które mogło nareszcie, jak wtedy gdy było dzieckiem, zasnąć w spokoju.
Pisarz zmarł w 48 roku życia - k t ó r e w istocie, w pewnej przynajmniej
mierze, odzwierciedliło konwulsje jego epoki.
Czy j e d n a k zawarło w sobie jakieś przesłanie?
„Zasnąć w spokoju" to z w r o t używany przy pogrzebach. Ktoś, k t o u m a r ł
psychicznie w wieku 26 lat, p o s z e d ł złą drogą - lub też nie potrafił jej zrozu­
mieć; choć w p o r ó w n a n i u do żywych t r u p ó w Ballarda, m o ż n a n a t u r a l n i e
uznać go za człowieka s p e ł n i o n e g o .
Czyżby t o j e d n a k było p r z e s ł a n i e literatury X X wieku: w y b ó r
dzy d e g e n e r a c j ą
mię­
a b e z r o z u m n y m b ł ą k a n i e m się na oślep?
chodzi o pytanie
Chodzi o pytanie zasadnicze: czy l i t e r a t u r a jest rzeczywiście w s t a n i e
nadać kształt całej absurdalnej, b e z s e n s o w n e j i bezkształtnej p o t w o r n o ś c i te­
go, co wydarzyło się w wieku XX?
Historycy - przynajmniej ci najuczciwsi, jak F u r e t czy C o u r t o i s - wyzna­
ją szczerze, iż skala okrucieństwa, jaka objawiła się w tym stuleciu, o b d a r z o ­
n y m na początku tyloma nadziejami, przekracza możliwości u m y s ł u szuka­
jącego racjonalnych przyczyn. 2 1
Wielu pisarzy s t a r a ł o się opisać wszystkie te o d m i a n y piekła, jakie ludzie
XX wieku sobie gotowali. Ale to, że także ateiści używają p o w s z e c h n i e tego
słowa na określenie m a s o w e g o h o r r o r u d w u d z i e s t o w i e c z n y c h wojen i totaZIMA-200 1
251
lizmów - wskazuje, że i oni n i e ś w i a d o m i e jedyne w y t ł u m a c z e n i e znajdują
w odwiecznym przekazie o p i e r w o t n y m skażeniu ludzkiej natury.
Wioski pisarz Elio Vittorini w książce „Ludzie czy n i e ? " z 1947 roku,
w której starał się wyrazić d o ś w i a d c z e n i a II wojny światowej, p o c z u ł się
z m u s z o n y do przyznania, że nie potrafi ogarnąć ich i n t e l e k t u a l n i e :
Myślimy tylko o skrzywdzonych. O ludziach. O człowieku.
Gdziekolwiek dzieje się krzywda, stajemy zaraz po stronie skrzywdzonego i mówi
my, że jest człowiekiem. Krew? Oto człowiek. Łzy? Oto człowiek.
A kimże jest ten, który skrzywdził innego człowieka?
Nigdy nie myślimy, że i on także jest człowiekiem. Kim innym mógłby być? Czyż­
by wilkiem?
widzimy więc
Widzimy więc, że „ c z ł o w i e c z e ń s t w o " nic nie znaczy. Że w g a t u n k u ludz­
kim, m i m o a n a t o m i c z n e g o m i a n o w n i k a , więcej jest tego, co dzieli jego
członków od siebie, niż tego, co łączy. 22
Wspólnym mianownikiem jest tylko biologia. Kultura zaś, r o z u m i a n a antro­
pologicznie, udowadnia n a m jedynie, że choć ludzie literatury m o g ą mieć po­
dobną wrażliwość, to doświadczenia tak wybitnych i czułych na wszelkie obja­
wy „człowieczeństwa" pisarzy jak David Herbert Lawrence, J o h n Steinbeck,
Warłam Szałamow, Aldous Huxley czy J e r o m e D. Salinger - niestety, nie przy­
stają do siebie. Jeśli jest to autoportret homo sapiens, to n a m a l o w a n y w manierze
kubistycznej, w którym każda z części istnieje o s o b n o . Nierówność jest czymś
oczywistym, zaś stosunki międzyludzkie to tylko d o m e n a niekończącej się wal­
ki o „porządek dziobania". Co wyjaśnia dlaczego tylu pisarzy w XX wieku - na­
wet Saint-Exupery („Cytadela") - przeszło przez okres fascynacji totalizmem.
Literatura, t e n niezwykły s p o s ó b na k o m u n i k o w a n i e się ludzi, ogranicza
się tym s a m y m jedynie do opisu ich s a m o t n o ś c i . „Żyjemy tak jak śnimy, sa­
m o t n i e " - myśli n a r r a t o r „Jądra c i e m n o ś c i " C o n r a d a : opowiadania, k t ó r e wy­
w a r ł o wielki wpływ na wielu pisarzy.
252
FRONDA 25/26
Ale s a m o t n o ś ć uchodzi za los najgorszy, jaki m o ż e s p o t k a ć człowieka.
W o s t a t n i m t o m i e „Kwartetu aleksandryjskiego" - dzieła p o c z y t n e g o
w latach 50-tych - Lawrence Durrel w k ł a d a w u s t a jednej z postaci, pisarza,
zdanie: „Zostaliśmy w y c h o w a n i do życia w cywilizacji opartej na w a r t o ­
ściach, ale żyjemy w świecie o p a r t y m na n a m i ę t n o ś c i a c h . " M o ż n a powie­
dzieć, w ślad za Paulem J o h n s o n e m i A l l a n e m B l o o m e m , że w t e n s p o s ó b
wypełnił się w końcu t e s t a m e n t J e a n a J a c q u e s a R o u s s e a u .
Rzecz w tym, że n a m i ę t n o ś c i m o g ą n a s zespolić tylko na chwilę - w isto­
cie wszystko w takim świecie jest chwilowe.
Narzucającą się p o k u s ą w tej sytuacji jest t r a k t o w a n i e życia jako farsy lub
groteski. Ponieważ cywilizacja agnostyczna nie zna s e n s u życia i n n e g o niż
epikureizm, więc ból m o ż n a zmniejszyć po p r o s t u przez u p r z e d m i o t o w i e n i e
ludzi: przez sprowadzenie b o h a t e r ó w do funkcji kukiełek. O ile dawniej przy
tym a u t o r mógł mieć nadzieję na osiągnięcie w t e n s p o s ó b sukcesu u czytel­
ników raczej niż u krytyki - o tyle w obecnej atmosferze także recenzenci
traktować go będą przychylniej. Z n a m i e n n e są tu losy j e d n e g o z najważniej­
szych pisarzy anglosaskich Aldousa Huxleya. Jego h u m o r y s t y c z n e opowiada­
nia i krótkie powieści cieszyły się o g r o m n y m u z n a n i e m krytyków. Gdy j e d n a k
zdecydował się na p o t r a k t o w a n i e swych postaci serio, jego akcje na giełdzie
literackiej zaczęły zniżkować. Huxley, p o t o m e k znanej rodziny n a u k o w c ó w
i humanistów, był m o ż e największym e r u d y t ą w ś r ó d dwudziestowiecznych
prozaików, toteż jego pisarska, a p o n i e k ą d i o s o b i s t a droga od komedii do mi­
stycyzmu jest godna uwagi. W różnych k o m p e n d i a c h i p r z e w o d n i k a c h po li­
teraturze t r a k t o w a n a jest j e d n a k jako dziwaczny e w e n e m e n t .
u zarania
U zarania naszej cywilizacji Perykles powiedział: „Szczęście to w o l n o ś ć a wolność to odwaga." N i e s a m o w i t e sukcesy t o t a l i z m ó w w XX wieku wzię­
ły się także, a m o ż e p r z e d e w s z y s t k i m stąd, że odwoływały się w ł a ś n i e do
odwagi. Lenin, Hitler i Stalin zdołali wyzwolić w zwykłych na p o z ó r ludziach
n i e p r a w d o p o d o b n e pokłady energii i wytrwałości. Nie jest więc przypad­
kiem, że dwaj o s t a t n i zostali, na w z ó r w ł a d c ó w antycznych, deifikowani za
życia.
ZIMA-2001
253
Jest zastanawiające jak wielu t w ó r c ó w XX wieku m ó w i ł o o bogach; tak
jakby powrócili do Myken i Aten. O bogach niepojętych pisał Heidegger,
o bogach tchórzliwych i o k r u t n y c h C a m u s .
Interesuje mnie Syzyf, gdy schodzi na równinę, w siad za kamieniem. Twarz, która cier­
pi tak blisko kamieni, sama jest już kamieniem. (...) W każdej z owych chwil, kiedy ze szczy­
tu idzie ku kryjówkom bogów, jest ponad swoim losem. Jest silniejszy niż jego kamień. (...)
I kiedy, tak jak on, człowiek a b s u r d a l n y zgłębi swoją udrękę, z a m i l k n ą
bogowie.
jakby
Jakby nigdy n i e było Dobrej Nowiny... a te m i t y i baśnie ważyły więcej niż
dwa tysiące lat żywej historii chrześcijaństwa.
Vargas Llosa zwierzył się, że kiedy był g o t ó w do samobójstwa, życie ura­
t o w a ł a mu lektura „ M a d a m e Bovary": ś w i a d e c t w o g e n i u s z u ludzkiego. Lite­
r a t u r a m o ż e pełnić wiele funkcji. Ale nie m o ż e p e ł n i ć funkcji religii. M o ż e je­
dynie na nią wskazać: jeśli zawiodą wszystkie i n n e o d p o w i e d z i o s e n s
naszego istnienia.
Pisarz m o ż e o d s ł o n i ć wszystko - i wszystko nazwać. J e s t w s t a n i e zerwać
m a s k ę z twarzy każdego boga... i tu w ł a ś n i e s ł o w o „ o d w a g a " odzyskuje swój
sens prawdziwy, zawłaszczony przez laickie p a r o d i e religii. Tych jednak, k t ó ­
rzy sądzą, że m o g ą to s a m o zrobić z chrześcijaństwem, czeka to s a m o zasko­
czenie, co Rzymian, gdy zerwali z a s ł o n ę ze Świętego Przybytku świątyni je­
rozolimskiej - i przekonali się, że Bóg Ż y d ó w n i e ma posągu.
Może więc właściwsze będzie na koniec zacytowanie dedykacji, jaką Saint-Exupery - przez b a r d z o wielu u w a ż a n y za u o s o b i e n i e XX-wiecznego h u ­
m a n i z m u - wpisał na swojej pierwszej książce „ N o c n y l o t " s w e m u d a w n e ­
mu szefowi bazy lotniczej, k t ó r y posłużył mu za p i e r w o w z ó r b o h a t e r a :
Panu Didierowi Daurat, twórcy nowej cywilizacji, w której ludzie mogą czuć się
lepszymi niż są.
254
FRONDA 25/26
Czy nie jest to jedyna lekcja, jakiej udzieliła n a m literatura XX wieku i zarazem jedyna d o s t ę p n a n a m o d p o w i e d ź na pytanie o sens naszej egzysten­
cji? Cywilizacja wyznacza jej m a t e r i a l n e warunki, a człowiek mając lepsze (ła­
twiejsze i bogatsze w możliwości) życie — o r a z , jak sformułowali to pisarze
wiktoriańscy, udając lepszego niż jest - sam, być m o ż e , stanie się lepszy.
Zaś literatura, w b r e w o b a w o m w y r a ż a n y m tak często, z p e w n o ś c i ą bę­
dzie mu w t y m towarzyszyć.
PIOTR SKÓRZYŃSKI
przypisy
PRZYPISY
1
J e s z c z e bardziej g o r z k i e są na t e n s a m t e m a t refleksje C u r z i o M a l a p a r t e g o z j e g o s t a w n e g o
w s w o i m czasie d z i e ł a „ K a p u t t " : o tyle m n i e j c e n n e j e d n a k , że p i s a n e p r z e z c z ł o w i e k a , k t ó r y
p r z e z d ł u g i czas służył p i ó r e m faszyzmowi, zrywając z n i m d o p i e r o p o j e g o klęsce.
2
J e d n a k w ś w i a d o m o ś c i p o w s z e c h n e j n i e z a p i s a ł a się g r o z a j a p o ń s k i e j okupacji C h i n , a p r z e d e
w s z y s t k i m n i e o p i s a n e g o o k r u c i e ń s t w a , z j a k i m w ciągu t r z e c h d n i w y m o r d o w a n o w 1 9 3 8 r o ­
ku 2 0 0 tysięcy m i e s z k a ń c ó w N a n k i n u : tyle s a m o co w H i r o s z i m i e .
3
N i e t z s c h e pisał o „ d i a b e l s k o s c i " swojego „ n a d c z l o w i e k a " . W i s t o c i e j e d n a k j e g o t y r a d y n i c z y m
w s e n s i e m o r a l n y m n i e r ó ż n i ł y się od k o m u n i z m u . Por. W a t : „Wiesz, c a ł a b i e d a m o j e g o życia
jest w tym, że c e n t r a l n y m i w m o i m życiu stały się w ł a ś n i e d o ś w i a d c z e n i a z k o m u n i z m e m . To
był związek d e m o n i c z n y i kiedy s i a d a m y p r z y tej m a s z y n i e to j e s t t a k j a k gdybyś ty o d p r a w i a ł
n a d e m n ą egzorcyzmy. T o j e s t w ł a ś n i e t a d e m o n i a . T o s ą diabły."
4
5
W książce „ Ś w i ę t o wiosny. W i e l k a W o j n a i n a r o d z i n y n o w o c z e s n o ś c i " .
W istocie m a r k i z o w i (tzn. istocie, k t ó r a z a w ł a d n ę ł a j e g o u m y s ł e m ) c h o d z i o z n i s z c z e n i e świa­
ta: do w ś c i e k ł o ś c i d o p r o w a d z a go s a m o i s t n i e n i e . „Mam wstręt do natury... Chciałbym przeszkodzić
jej planom,
pokrzyżować jej
w przestrzeni,
zniszczyć to,
ruchy,
zatrzymać koło gwiazd,
co jej służy...
wstrząsnąć ciałami niebieskimi unoszącymi się
Moglibyśmy może zaatakować słońce,
odebrać je światu albo nim
świat podpalić, to d o p i e r o byłaby z b r o d n i a . . . "
6
J a k o r e d a k t o r „ H u m a n i t e " o b r z u c a ł p r z e z w y z w i s k a m i r o b o t n i k ó w Berlina ( 1 9 5 3 ) , B u d a p e s z ­
tu ( 1 9 5 6 ) i G d a ń s k a ( 1 9 7 0 ) j a k o „ e l e m e n t y reakcyjne, idące na p a s k u W a s z y n g t o n u i Wall
S t r e e t " . A tych, k t ó r z y m ó w i l i o G u ł a g u , t r a k t o w a ł j a k z a p o w i e t r z o n y c h .
7
To n i e było w s m a k k o m u n i s t o m i w 1946 r. francuski t y g o d n i k k o m u n i s t y c z n y „ U A c t i o n " o g ł o ­
sił w ś r ó d c z y t e l n i k ó w a n k i e t ę , czy j e g o książki należy spalić. Trzeba b o w i e m d a ć o d p ó r r o z k ł a ­
dowej robocie, j a k ą czynią w ś r ó d inteligencji zarażając ją p e s y m i z m e m - c h o ć p r z e c i e ż s ł o ń c e
Stalina o ś w i e t l a d r o g ę całej ludzkości. O d z e w był j e d n o m y ś l n y : „ S p a l i ć ! " . D o p i e r o n a s a m y m
k o ń c u k t o ś z a u w a ż y ł , że spalili je j u ż h i t l e r o w c y i p o z o s t a ł o j e d y n i e w y d a n i e szwajcarskie -
ZIMA-2001
255
a t a m S t a l i n o w i jeszcze n i e u d a ł o się d o t r z e ć . Redakcja u z n a ł a s u r o w y r e a l i z m tej o d p o w i e d z i
i na t y m a n k i e t ę z a k o ń c z o n o .
8
G ł ó w n y m i n i s t r a n t siusia d o m s z a l n e g o w i n a , w r z u c a swój krzyżyk d o w y c h o d k a , a n a j e g o
miejsca z a w i e s z a klucz do ubikacji.
9
W i e m y z i n n y c h ź r ó d e ł , że d a r w i n i z m s p o ł e c z n y byt n a j p o p u l a r n i e j s z ą i d e ą w y z n a w a n ą w Szta­
bie G e n e r a l n y m II Rzeszy.
10 J e g o p a s t i s z p o b r z m i e w a z r e s z t ą n i e k i e d y p r a w d z i w y m i o d c z u c i a m i - to d r u g a , r z a d k o się p o ­
jawiająca w a r s t w a : „Wielkie byto m o j e o s ł u p i e n i e , gdy s p o s t r z e g ł e m jak b a r d z o r o z p o w s z e c h ­
n i o n a jest kradzież. N a g l e p o c z u ł e m się p o g r ą ż o n y w b a n a l e . "
1 1 W p e w n y m s e n s i e z a w ó d złodzieja j e s t p o d o b n y d o p r o s t y t u c j i : j e s t t o o d w a g a k o g o ś , k t o czu­
j e się z d r a d z o n y p r z e z r o d z i n ę l u b s p o ł e c z e ń s t w o , n i e m a j e d n a k wystarczającej siły psychicz­
nej, by walczyć z n i m o t w a r c i e . ( W e d ł u g p s y c h i a t r ó w k l e p t o m a n i a j e s t p r ó b ą k o m p e n s a c j i p o ­
czucia o d r z u c e n i a p r z e z rodziców.)
12 Por. Bergson: „Być m o ż e j e d n a k lepiej b ę d z i e n i e z a g ł ę b i a ć się z a n a d t o w te sprawy. N i e z b y t
p o c h l e b n e dla siebie rzeczy b y ś m y t a m wykryli. Zobaczylibyśmy, ż e m o m e n t o d p r ę ż e n i a czy
ekspansji jest tylko w s t ę p e m d o ś m i e c h u , ż e wybuchający ś m i e c h e m p o w r a c a n a t y c h m i a s t d o
siebie, m n i e j lub bardziej d u m n i e afirmuje siebie i najchętniej w i d z i a ł b y w o s o b i e d r u g i e g o m a ­
r i o n e t k ę , której s z n u r k i t r z y m a w s w y m ręku. W tej z a r o z u m i a ł o ś c i szybko r o z r ó ż n i l i b y ś m y
n i e c o e g o i z m u oraz, za n i m , coś o wiele m n i e j s p o n t a n i c z n e g o i bardziej g o r z k i e g o : j a k b y r o ­
dzący się d o p i e r o p e s y m i z m , k t ó r y u t w i e r d z a się coraz bardziej i m bardziej w y r o z u m o w a n y
staje się nasz ś m i e c h . "
1 3 K u n d e r a d o p r o w a d z a m a t e r i a l i z m d o o s t a t e c z n y c h k o n s e k w e n c j i : w j e g o świecie n i e m a m i e j ­
sca na nic p o z a h e d o n i z m e m . D l a t e g o t e ż t r u d n o się o p r z e ć - p r z y całej j e g o i n t e l e k t u a l n e j wir­
t u o z e r i i - przytłaczającego u c z u c i a p o w i e r z c h o w n o ś c i i b e z s e n s o w n o ś c i j e g o o b r a z u życia. I n a ­
rzucającej się z a r a z e m refleksji B a u d e l a i r e ' a : „ Ś m i e c h j e s t s a t a n i c z n y " .
14 Z a b a w n y p a s s u s z c z o ł o b i t n e j s k ą d i n ą d w o b e c b o h a t e r a książki „Kobiety F r e u d a " J. F o r r e s t e r a
i L. A p p i g n a n e s i daje w y o b r a ż e n i e o „ n a u k o w o ś c i " n o w e g o k i e r u n k u : „Ta ł a t w o w i e r n o ś ć i na­
i w n o ś ć F r e u d a - wg. J o n e s a t a k c h a r a k t e r y s t y c z n e dla n i e g o i j e d n o c z e ś n i e s t a n o w i ą c e n i e z b ę d ­
ny w a r u n e k rozwoju p s y c h o a n a l i z y - n i e z m i e n n i e t o w a r z y s z y ł y życzliwej u w a d z e , z j a k ą F r e u d
p o d c h o d z i ł d o najbardziej n i e d o s t ę p n e g o g a t u n k u p a c j e n t ó w : p a r a n o i c z e k . J e g o c i e k a w o ś ć n i e
była przy t y m k r ę p o w a n a o c z e k i w a n i a m i n a p o p r a w ę . . . "
1 5 E k s p e r y m e n t y t e n i e u c h r o n n i e d o s z ł y a ż d o z u p e ł n e g o d z i w a c t w a , j a k i m była tzw. „ l i t e r a t u r a
p r o f e s o r s k a " ( R o b e r t Escarpit, U m b e r t o Eco, L a u r a M a n c i n e l ł i ) . T e m a n i e r y s t y c z n e p o p i s y e r u ­
dycji sa z z a ł o ż e n i a w y p a t r o s z o n e z wszelkiej treści; j e d y n a w m i a r ę u d a n a p o w i e ś ć t e g o n u r ­
tu, czyli „Imię r ó ż y " , t o z r ę c z n i e u k r y t y plagiat. T r u d n o się dziwić, ż e m a n i e r a t a szybko zga­
sła n a t u r a l n ą śmiercią... p o d o b n i e jak tzw. G r u p a O u l i p o z Italo C a ł v i n o na czele, której
ambicją było „ s t w o r z e n i e m o d e l u l i t e r a t u r y c a ł k o w c i e s z t u c z n e j (...) p o j m o w a n e j j a k o s y s t e m
kombinatoryjny."
(Anna Wasilewska)
16 Z n a n e j a k t o r k i .
1 7 N i e w i e m , czy byłby z a c h w y c o n y gdyby w i e d z i a ł , ż e p o d o b n e m a r z e n i a w y r a ż a ł j u ż b o h a t e r
„ K o k a i n y " Pitigrillego, z 1 9 3 4 r.: „Życie, jakaż to s t r a s z n a rzecz w i d z i e ć ludzi... Jak p i ę k n e m o ­
głoby być życie, gdyby n i e było l u d z i ! W i d z i e ć p t a k i r o z m n a ż a j ą c e się w z u p e ł n e j s w o b o d z i e ,
lasy r o s n ą c e w m i a s t a c h , t r a w ę n a k a w i a r n i a n y c h t a r a s a c h , k u r y z n o s z ą c e jajka n a o ł t a r z a c h
o p u s z c z o n y c h katedr, grzyby n a p e r g a m i n a c h bibliotek... Ach, n a r e s z c i e k o n i e m o g ł y b y s p o k o j ­
n i e u g a n i a ć się po p a r k a c h i p o ż e r a ć fiołki!"
18 Pod k o n i e c stulecia z a n i k ł a n a w e t p i o s e n k a liryczna.
256
FRONDA 25/26
1 9 C h o ć z a r a z e m p i s a r z m a o d w a g ę c a ł k i e m r e a l i s t y c z n e g o o p i s u w y m o d l o n e g o p r z e z p a s t o r a ska­
zanej j u ż p r z e z lekarzy g ł ó w n e j b o h a t e r k i .
20 W Rosji r o b o t n i k r z a d k o d o ż y w a w i e k u 55 lat, t r u d n o w i ę c dziwić się, że R o t h - „ j e d e n z naj­
wybitniejszych pisarzy a m e r y k a ń s k i c h " , jak g o n a z w a ł o p e w n e p o l s k i e w y d a w n i c t w o , „ o p i s u ­
jący z g o r z k i m r e a l i z m e m s p o ł e c z e ń s t w o a m e r y k a ń s k i e " - u z n a n y by t a m z o s t a ł za p i s a r z a
science-fiction.
2 1 N i e m i e c k i e m u wysiłkowi m i l i t a r n e m u j e d y n i e z a s z k o d z i ł a Z a g ł a d a Ż y d ó w - p o d o b n i e jak sta­
l i n o w s k a „czystka p e r m a m e n t n a " d o p r o w a d z i ł a d o t a k w i e l k i e g o z a p ó ż n i e n i a w t e c h n i c e mili­
t a r n e j , że G o r b a c z o w z d e c y d o w a ł się w 1 9 8 6 r. na „ r a d y k a l n ą p r z e b u d o w ę " : czyli w istocie
„pełzającą k o n t r r e w o l u c j ę " . N i e d a się w o b u p r z y p a d k a c h o d n a l e ź ć „ r a c j o n a l n y c h i n t e r e s ó w "
tej częściowej apokalipsy.
22 Co n a s u w a wątpliwości co do o b o w i ą z u j ą c e g o na u c z e n i a c h i w m e d i a c h d a r w n i z m u j a k o
Wszechteorii. C z e m u ż to bowiem ludzie wychowani w p o d o b n y c h w a r u n k a c h klimatycznych
i s p o ł e c z n y c h t a k b a r d z o się od siebie r ó ż n i ą ?
zima
ZIMA-200 1
257
Czytając biografię Claudela i porównując ją z życiem
„mistyka w stanie dzikim", tatwo możemy dostrzec
różnicę między poetami. Przy Rimbaudzie, owym
„Statku pijanym", autor „Atłasowego trzewiczka" wy­
gląda jak pancernik. A jednak właśnie jemu przypisu­
je decydujący wpływ na swoją twórczość i życie du­
chowe. W dzień Bożego Narodzenia 1886 roku
osiemnastoletni Claudel, poruszony mistycznymi wer­
sami „Iluminacji" i „Sezonu w piekle", słuchając „Magnificat" w trakcie nieszporów w Notre-Dame, posta­
nawia stać się prawdziwym chrześcijaninem.
Rimbaud i Claudel
dwie
nieskończoności
P R Z E M Y S Ł A W
D U L Ę B A
Na ostatniej fotografii z Abisynii A r t u r R i m b a u d stoi p o d d r z e w e m t r o ­
pikalnym w białym,
pomiętym
ubraniu,
ostrzyżony na krótko,
wychudły,
zszarzały. Przypomina bardziej z m ę c z o n e g o r o b o t n i k a niż a m b i t n e g o kupca,
p o d r ó ż n i k a i odkrywcę. Przy obietnicach, k t ó r e złożył w trakcie swej gwał-
258
FRONDA
25/26
townej młodości, wygląda raczej m i z e r n i e : „Powrócę z żelaznymi m i ę ś n i a m i ,
ogorzały z wściekłym o k i e m : sądząc po mojej masce, zaliczą m n i e do m o c ­
nej rasy. Będę miał złoto, b ę d ę g n u ś n y i b r u t a l n y " (wszystkie cytaty z „Sezo­
nu w piekle" i „Iluminacji" w przekładzie A r t u r a Międzyrzeckiego). Z ł o t a też
się nie dorobił. Z korespondencji z r o d z i n ą wynika, że cały czas był na d o ­
robku, ciągle obiecywał, że przyśle jakąś poważniejszą s u m ę , ale nigdy n i e
d o c h o d z i ł o t o d o skutku.
Czy tak b a r d z o się pomylił? O t ó ż wystarczy spojrzeć na n a s t ę p n ą s t r o n ę
„Sezonu w piekle", aby znaleźć coś, co b r z m i jak s p e ł n i o n a p r z e p o w i e d n i a :
„Od najwcześniejszego dzieciństwa wielbiłem n i e z ł o m n e g o galernika, za
k t ó r y m zamykają się więzienia: o d w i e d z a ł e m o b e r ż e i p o d n a j ę t e pokoje, k t ó ­
re mógłby uświęcać s w o i m p o b y t e m , o g l ą d a ł e m p o p r z e z jego myśli b ł ę k i t n e
n i e b o i kwitnące prace wsi, t r o p i ł e m po m i a s t a c h jego losy. Miał większą m o c
niż święty, więcej z d r o w e g o rozsądku niż p o d r ó ż n i k - i siebie, siebie j e d n e ­
go! za świadka swojej chwały i r o z u m u " .
Przez dziurkę od klucza
Z relacji świadków wiemy, że R i m b a u d zachowywał się jak k o m p l e t n y
prostak. Ponoć w r o z m o w i e chwalił się tym, że wszystkie powieści, jakie
miał, zużył na torby i opakowania. U w a ż a n o go za ł o b u z a i wariata. Wydaje
się, że ucieczka R i m b a u d a od cywilizacji - z e r w a n i e z twórczością tak bły­
skotliwą i tak k r ó t k ą - była k o n s e k w e n t n ą d r o g ą rozwoju poetyckiego. D w a
p o e m a t y p r o z ą tego n i e s p e ł n a d w u d z i e s t o l e t n i e g o Ardeńczyka t o w y k ł a d n i a
nowej literatury, szczytowe osiągnięcie epoki. D o c h o d z ą c do p e w n e g o p u n k ­
tu, odstawiając całą ó w c z e s n ą l i t e r a t u r ę do l a m u s a , n i e m ó g ł uczynić nic wię­
cej. Wszelki kolejny krok w y k o n a n y na tej d r o d z e byłby k r o k i e m w p r z e p a ś ć .
Aby przeskoczyć tę przepaść, R i m b a u d p o s t a n o w i ł zaprzeczyć s w e m u ży­
ciowemu p o w o ł a n i u , k t ó r y m była poezja. Ta s w o i s t a cisza, t e n brak, ta p u s t ­
ka pokazuje i m ó w i znacznie więcej niż wszystkie jego wiersze, jest jego naj­
większym dziełem, jakiego nigdy wcześniej i nigdy później n i e u d a ł o się
stworzyć ż a d n e m u poecie. W jego korespondencji z t e g o o k r e s u n i e znajdzie­
my żadnej w z m i a n k i o czymkolwiek, co m i a ł o b y związek ze sztuką, n a w e t je­
go lektury to wyłącznie p o d r ę c z n i k i t e c h n i c z n e . Zestawiając to z m ł o d z i e ń ­
czymi ambicjami o przywództwie w a w a n g a r d o w e j rebelii, d o c h o d z i m y do
ZIMA-200 1
259
olbrzymiego p a r a d o k s u . R i m b a u d s w o i m n i e p r a w d o p o d o b n y m życiorysem
złamał kark logice.
Ten uparty gimnazjalista z Charleville w Ardenach, który n i e u s t a n n i e pra­
cował, aby stać się g e n i u s z e m „rozświetlającym wszystkie drogi życia, sztuki
i religii", już jako piętnastolatek zadziwiał nauczycieli łacińskimi p o e m a t a m i ,
a jako s i e d e m n a s t o l a t e k wprawił w zachwyt ó w c z e s n ą p a r n a s i s t o w s k ą elitę
Paryża. Kiedy w 1883 roku Paul Verlaine d r u k o w a ł jego o s t a t n i e utwory, nikt
nie przypuszczał, że ich a u t o r zajmuje się h a n d l e m gdzieś w n i e d o s t ę p n y c h
rejonach Abisynii. Gdy dogorywał w szpitalnym łóżku, z a m p u t o w a n ą nogą,
jego siostra, która opiekowała się n i m przez o s t a t n i e dni, spytała: „Dlaczego
przestałeś pisać? Bo przecież mówią, żeś dawniej pisywał b a r d z o p i ę k n e rze­
czy". Odpowiedział jej: „Wiem to dobrze, lecz dalej pisać nie m o g ł e m , bo b y m
zwariował". Po czym dodał: „A poza tym to było z ł e " .
P o z o s t a n i e archaicznym w z o r e m
dla wszystkich k o n t e s t a t o r ó w z krę­
gów m ł o d y c h , rewolucyjnych awan­
gard. „Dzieci R i m a b u d a i b o m b y a t o ­
m o w e j " - m ó w i się o p o k o l e n i u 1968
roku, z k t ó r e g o wywodzi się reżyser­
ka najgłośniejszego filmu o R i m b a u ­
dzie, Agnieszka H o l l a n d . Poeta uka­
zany w jej „ C a ł k o w i t y m z a ć m i e n i u "
głównie w roli k o c h a n k a Verlaine'a
zdaje się ucieleśniać ideały współcze­
snej rewolucji seksualnej.
Nic w tym zresztą przypadkowego, zważywszy, że w ł a ś n i e w o k ó ł idei re­
wolucyjnych oscylowały pierwsze poważniejsze fascynacje m ł o d e g o poety.
Był świadkiem K o m u n y Paryskiej i żywił wielką s y m p a t i ę dla rebelii godzą­
cej w ustrój III Cesarstwa. Napisał kilka utworów, k t ó r e ś m i a ł o m o ż e m y
uznać za bluźniercze, między i n n y m i „Venus A n a d y o m e n e " z o b s c e n a m i na
miarę Rafała Wojaczka. Skandale wywoływane w p a r y s k i m ś r o d o w i s k u arty­
stycznym oraz przypuszczalny r o m a n s z Verlaine'em dopełniają t e n obraz
Rimbauda-anarchisty, ale to w i d o k przez dziurkę od klucza, bo kiedy o t w o ­
rzy się drzwi obite m o d n y m i m a s k a m i b u n t o w n i c z e g o c h a r a k t e r u , m o ż n a
dostrzec coś więcej niż jałowy w formie p r o m e t e i z m .
260
FRONDA 25/26
Anioł Pychy
Novalis określił Barucha Spinozę m i a n e m „pijanego Bogiem". Ten epitet moż­
na z p o w o d z e n i e m zastosować także w przypadku R i m b a u d a . Młody p o e t a
był b o w i e m nie tylko bezmyślnym hultajem. Pragnienie ucieczki spod n a d z o ­
ru surowej m a t k i i w r o d z o n a g w a ł t o w n o ś ć wpisały go w sagę „kaskaderów
poezji", ale nie stłumiły pragnienia doświadczeń p o n a d z m y s ł o w y c h , p o t r z e b y
piękna ukrytego we wszystkich niewytłumaczalnych aspektach życia.
Jego utwory zdradzają fascynację n i e s k r ę p o w a n y m r o z r z u t e m materii po­
etyckiej, która jednak u k ł a d a się w bardzo logiczną i przemyślaną całość. To,
co może wydawać się m i m o w o l n ą piosenką, przypadkowym i daleko swobod­
nym stwierdzeniem, jest w istocie m i s t e r n y m ciągiem błyskotliwych asocjacji.
W „listach jasnowidza" z 13 i 15 maja 1871 roku, będących manifestem tych
poczynań, R i m b a u d pisze: „Chcę być p o e t ą i pracuję n a d tym, aby stać się ja­
snowidzem. (...) Idzie o to, by dojść do n i e w i a d o m e g o poprzez rozprężenie
wszystkich zmysłów". M o ż e m y śmiało uznać, że jako pierwszy w literaturze
wyraził czysty żywioł poetycki, niczym nie skrępowany p o t o k zdań. „Ilumina­
cje" są przykładem tak śmiałego rozwiązania formalnego d ł u g o przed „stru­
m i e n i e m świadomości" Joyce'a czy „czystą formą" Witkacego. Groza i cudow­
ność mieszają się, nadając tym p o e m a t o m prozą z a w r o t n e t e m p o obrazowania
połączone z językiem zawiłym i k u n s z t o w n y m aż do przesady, wyrażającym
hipostazę d u c h o w e g o n o n k o n f o r m i z m u . P o s ł u ż e n i e się t a k i m językiem, ob­
ranie takiej p o s t a w y z r a d y k a l i z m e m w ł a ś c i w y m w s z e l k i m p o c z y n a n i o m
Rimbauda, z a p r o w a d z i ł o p o e t ę d o p r z e d s i o n k a mistyki.
Ciekawą interpretację u t w o r ó w R i m b a u d a p r z e d s t a w i ł n a r o k p r z e d wy­
b u c h e m II wojny światowej, w o p u b l i k o w a n y m w „Verbum" eseju „Katolicki
sens d r a m a t u R i m b a u d a " , Jan Kott: „Walka (...) o p e ł n ą w o l n o ś ć d u c h a koń­
czy d e m o n i c z n e doświadczenie R i m b a u d a . H e r m e t y c z n o ś ć jego języka jest tu
tylko koniecznym w a r u n k i e m u s i ł o w a ń p r z e ł a m a n i a słów, aby wyrazić nie­
wyrażalne. Wiersz p r z e m i e n i ł się w t e c h n i k ę czarnej magii, w diabelskie za­
klęcie odwróconej formuły inkantoryjnej. E k s p e r y m e n t r i m b a u d o w s k i m u ­
siał zakończyć się tragicznie, istnieje granica czystej wizyjności, znają ją
wszyscy poeci, przy ciągłym o d d a l a n i u się od realności n a d c h o d z i chwila,
kiedy zatraca się wszelka wrażliwość wyrażania kształtu, barwy czy wzrusze­
nia, następuje kres - granica."
ZIMA-2001
261
Przyszły zagorzały marksista oparł się na pracy krytycznej Daniela Ropsa
Rimbaud - Le dramę Spirituel, w której główną myślą jest „przekonanie, że o kato­
licyzmie Rimbauda świadczy chrześcijański sens jego dramatu, świadectwo, któ­
re dał w swoich utworach prawdzie. D r a m a t Rimbauda ma być powtórzeniem
b u n t u Anioła Pychy, duchową przygodą potwierdzającą to, co stanowi istotę
doktryny katolickiej - dogmat upadku i odkupienia" („Verbum" 1938 nr 2 ) .
Mistyk w stanie dzikim
Artystą, na którego R i m b a u d wywarł b a r d z o d u ż e wrażenie, a n a w e t przy­
czynił się do jego katolickiej konwersji, był Paul Claudel, o s t a t n i symbolista,
wybitny d r a m a t u r g i poeta, p o s t a ć w Polsce m a ł o znana, co jest t y m bardziej
zaskakujące, że wiele razy dał się p o z n a ć jako przyjaciel n a s z e g o kraju.
W s w o i m dzienniku Claudel pisze: „Spotkanie z R i m b a u d e m , k t ó r e razi­
ło m n i e jak p i o r u n , wywołało we m n i e w s t r z ą s k o m p l e t n y i s t a ł o się p o ś r e d ­
nią przyczyną mojego nawrócenia. (...) Przez kilka lat nie p r z e s t a w a ł e m czy­
tać i przemyśliwać R i m b a u d a , który t y m s p o s o b e m wywarł głęboki w p ł y w na
mój charakter: pragnienie ucieczki, p o d r ó ż y e t c " . Claudel jest a u t o r e m ory­
ginalnej charakterystyki m ł o d e g o poety. W p r z e d m o w i e do jego dzieł z 1912
roku czytamy: „ A r t u r R i m b a u d był m i s t y k i e m w s t a n i e dzikim, z a g u b i o n y m
źródłem, k t ó r e wytryska z żyznej gleby. Jego życie to n i e p o r o z u m i e n i e , da­
r e m n a p r ó b a ucieczki p r z e d głosem, który go u p o m i n a i przywołuje, a k t ó r e ­
go nie chce rozpoznać, aż d o p i e r o okaleczony, z obciętą nogą, na łóżku szpi­
talnym w Marsylii poznaje p r a w d ę ! " . Zwłaszcza stwierdzenie „mistyk w sta­
nie d z i k i m " s t a ł o się p r z e d m i o t e m wielu ożywionych dyskusji, o t o b o w i e m
pojawiło się w twórczości radykalnego anarchisty, „jasnowidza", k t ó r y pra­
gnął rozprężenia wszystkich z m y s ł ó w i pędził żywot, jakiego pozazdrościć
mogłoby wielu współczesnych skandalistów.
Claudel pierwszy raz zetknął się z poezją R i m b a u d a w wieku o s i e m n a s t u
lat. Gdy pisał p r z e d m o w ę do wydania jego dzieł, był już dojrzałym mężczyzną,
u z n a n y m d r a m a t u r g i e m i poetą, jednak głęboka fascynacja tą literaturą nie
przestała być żywa. Teraz miał okazję zbadać życiorys genialnego Ardeńczyka.
R i m b a u d nigdy nie angażował
rodziny w swoje przygody literackie,
wręcz przeciwnie - n i k t z k r e w n y c h nie znał d o k ł a d n i e ich przebiegu. Po
śmierci A r t u r a zaskoczeni jego r o s n ą c ą sławą bliscy zaczęli więc zagłębiać się
262
FRONDA
25/26
w jego wiersze, gdzie napotkali bluźnierstwa i słowa, których zrozumienie
przekraczało ich skromne wykształce­
nie. Postanowiono zająć się dorob­
kiem Artura i pominąć wszystko to, co
wydawało się nieodpowiednie. Dzia­
łalnością edytorską zajęła się siostra
Izabela, której gorliwość w łagodzeniu
wizerunku artysty szybko doprowadzi­
ła do całkowitej utraty wiarygodności.
Nie dowierzano między innymi relacji
o śmierci Artura. Izabela, która opie­
kowała się nim na łożu śmierci, twierdziła, że umarł po katolicku. Taką wer­
sję wydarzeń przedstawiła też Claudelowi, który odwiedził ją w lipcu 1912
roku. Pokazała mu również list wysłany przez nią do matki tuż przed śmier­
cią brata, szczegółowo opisujący jego zachowanie się. List ten możemy zna­
leźć w dzienniku Claudela.
Z pewnością zafascynowanego rewolucją francuską Rimbauda trudno za­
liczać do twórców chrześcijańskich. Autor „Sezonu w piekle" sam często
wspominał, że chrzest skrępował ukryte w nim siły pogaństwa, którym od­
dawał cześć. Wielokrotnie dawał też dowody swojej fascynacji siłą przyrody
prowadzącą do panteistycznej koncepcji ubóstwienia całego świata. Szcze­
gólny sentyment żywił do bogini Wenus, będącej patronką płodności i eroty­
ki. Jego postawa przypomina dokonania innego surrealisty, Luisa Bunuela,
którego filmy cechuje obsesyjny antyklerykalizm, skłonność do balansowa­
nia na linii bluźnierstwa i nałóg szokowania w bardzo wymyślny sposób, jed­
nak nakręcony przez niego „Nazarin" został uznany za szczególnie warto­
ściowy i wpisany na listę dzieł polecanych przez Watykan.
Nie możemy uznać twórczości Rimbauda za przepełnioną wiarą, jednak
opisywane przez niego doświadczenia są bardzo głęboko osadzone w rzeczy­
wistości, z jaką borykają się ludzie pogłębiający swoją duchowość. „Sezon
w piekle" nawiązuje do „Nocy ciemnej" świętego Jana od Krzyża, dzieląc
z nią ogromną szczerość w poznaniu samego siebie, przekazywanie gorzkiej
prawdy o krachu ludzkich możliwości w walce ze złem, często ukrytym we
własnych pragnieniach. Rimbaud z niespotykaną dotąd siłą wyrazu obnażył
ZIMA-2001
263
ludzką niestałość, przekazał swoje doświadczenie p r a g n i e n i a sacrum i zagu­
bienie na d r o d z e do Boga.
Oczywiście, poeta chętnie przywołuje tradycje pogańskie, uważając się za
p o t o m k a barbarzyńskich mieszkańców Francji. O w y m barbarzyństwem, które
jest jedną z form ucieczki od cywilizacji, próbuje posługiwać się jako narzę­
dziem p o m o c n y m w poznawaniu panteistycznej duchowości świata. Ostatecz­
nie dochodzi jednak do wniosku, że jest to niemożliwe, b o w i e m świat chrze­
ścijański, w którym się wychował, nie przystaje do fantasmagorii dzieci rewo­
lucji. „Pożegnanie" z „Sezonu w piekle" kończy się w y ś m i a n i e m „ k ł a m s t w
dawnych miłości" i otwarciem się na „posiadanie prawdy na duszy i ciele".
Rimbaud często snuje rozważania o możliwości urzeczywistnienia postawy
ewangelicznej. Zazwyczaj przybierają one formę konfesyjną, jak w przypadku
wewnętrznej dyskusji o wolności, kiedy poeta dochodzi do wniosku, że wolność
da się osiągnąć tylko poprzez dobrowolne ograniczenie. Niezaspokojone pra­
gnienie poznania Boga, które u innych powoduje cynizm i niczym nie dający się
opanować wybuch ironii, zaprowadziło Rimbauda do postawy dystansu wobec
siebie. Siła tej zmiany odebrała mu
to, czego wcześniej uporczywie się
trzymał - przeświadczenie własne­
go geniuszu. Za grzechy młodości
narzucił sobie dobrowolną pokutę:
ucieczkę ze świata iluzji piętrzo­
nych cywilizacją na pustynię twar­
dej walki o byt.
Interpretacja Claudela spotkała
się z d u ż ą krytyką. Wielu polemi­
s t o m takie spojrzenie na Rimbau­
da wydało się po p r o s t u niepraw­
dziwe i tendencyjne. M ó w i o n o n a w e t o spisku, jaki Claudel miał zawiązać z ro­
dziną poety w celu „ochrzczenia" niepokornego „mistyka w stanie dzikim".
Nikt nie zastanawiał się nad tym, że R i m b a u d przeszedł p u s t y n n y czyściec.
Jeszcze nikt tak d o b i t n i e jak a u t o r „Statku pijanego" nie postawił pytania
o sens poezji w ogóle. Swoją n i e u s t a n n ą p o g o n i ą za znalezieniem prawdzi­
wego szczęścia oddalił się od wszystkich. Z d u s z n e j atmosfery prowincjonal­
nego miasteczka rozpoczął krucjatę, k t ó r a m i a ł a go zaprowadzić na szczyty
2J4
FRONDA 25/26
ówczesnego p a r n a s u . Wytrwale m i t o l o g i z o w a ł świat, nadając r z e c z o m p o ­
znanym kolejne znaczenia.
Najsilniejszym m i t e m stała się wielka przygoda. Z a p r z ą t a ł a go najbar­
dziej, w p e w n y m m o m e n c i e zastąpiła n a w e t poezję. Obrazy W s c h o d u maja­
czą w jego poezji jako wizje wspaniałej przyszłości, wizje oczyszczenia, wej­
ścia w wymiar innej egzystencji, wreszcie - p o z n a n i a Boga.
Większość polskich t ł u m a c z y i krytyków R i m b a u d a omijała klucz do in­
terpretacji jego dzieł, jaki p o d s u n ą ł Claudel. Ważyk, Międzyrzecki, Tuwim
czy Iwaszkiewicz, którzy weszli w r o m a n s z k o m u n i z m e m i których drażnił
katolicyzm Claudela, banalizowali jego sugestie, uważając je za n i e i s t o t n e
i p r z e s a d z o n e . Podobnie było we Francji.
Bez wątpienia Rimbaud nie był „grzecznym chłopcem", na jakiego chciała go
wykreować jego siostra, nie był też jednak rewolucjonistą i łamiącym wszelkie
konwenanse anarchistą, choć w tej roli widzi go większość. Wydaje się, że naj­
bliżej zrozumienia istoty twórczości młodego Ardeńczyka jest Claudel, kiedy pi­
sze, że ten wrażliwy chłopiec pokazał, na ile zdaje się pycha przeświadczenia
o własnej wyjątkowości, wyzwolenie spod wszelkich zasad moralnych i podda­
nie się najbardziej mrocznej stronie swojej osobowości. Prowadzi to wszystko do
„całkowitego zaćmienia", które można opuścić tylko przez „sezon w piekle", za
którym są „iluminacje" - „rozjaśniające wszystkie drogi życia, sztuki i religii".
Paradoksy wiary
Czytając biografię Claudela i porównując ją z życiem „mistyka w stanie dzi­
kim", ł a t w o m o ż e m y dostrzec różnicę m i ę d z y p o e t a m i . Przy R i m b a u d z i e ,
Z I M A 2001
265
owym „Statku pijanym", a u t o r „Atłasowego trzewiczka" wygląda jak pancer­
nik. Absolwent wydziału p r a w a i n a u k politycznych, d ł u g o l e t n i dyplomata,
a m b a s a d o r Francji w Stanach Zjednoczonych, C h i n a c h , Japonii, Danii, Bel­
gii, wysoki u r z ę d n i k państwowy, egzegeta i apologeta (liczne k o m e n t a r z e do
Psalmów i innych ksiąg biblijnych, opisy dzieł sztuki sakralnej, medytacje),
szacowny senior r o z r o ś n i ę t e g o rodu, rysuje się przy bezczelnym Ardeńczyku
niczym m o n u m e n t . A j e d n a k to R i m b a u d o w i przypisuje Claudel decydujący
wpływ na swoją twórczość i życie d u c h o w e . W dzień Bożego N a r o d z e n i a
1886 roku o s i e m n a s t o l e t n i pisarz, p o r u s z o n y mistycznymi w e r s a m i „Ilumi­
nacji" i „Sezonu w piekle", słuchając „Magnificat" w trakcie n i e s z p o r ó w
w N o t r e - D a m e , p o s t a n a w i a stać się p r a w d z i w y m chrześcijaninem.
Potężny dorobek literacki Claudela przesiąknięty jest dogłębnie chrześcijań­
skim d u c h e m . Nawet zewnętrznie jego wiersze przypominają wersety biblijne.
Dramaturgia koncentruje się wokół największych tajemnic poznania Boga, od­
kupienia i życia w świętości, czerpiąc obficie z symboliki katolickiej liturgii.
Claudel, rasowy symbolista, sam stał się p e w n e g o rodzaju symbolem literatury
chrześcijańskiej i dość licznego grona konwertytów (między innymi Max Jacob,
Charles Peguy Gilbert Keith Chesterton) osadzonych na mocnych fundamen­
tach modlitwy i sakramentów. Taka podstawa wystarczała do wypełniania p o ­
stulatów Rimbauda, dotyczących stwarzania „nowych światów". Autor „Atła­
sowego trzewiczka" nie potrzebował swojej Abisynii, wszelkie sprzeczności wy­
rastające na artystycznej drodze łagodziły w n i m paradoksy wiary. Miał tego głę­
boką świadomość, kiedy pisał: „Siła chrystianizmu polega przede wszystkim na
tym, że jest on zasadą sprzeczności. Jego wymagania, pozornie n a d m i e r n e i nie­
rozsądne, w rzeczywistości są jedynymi żądaniami naprawdę na miarę naszych
sił i naszego r o z u m u " („Możliwości teatru", Warszawa 1971).
Dla Claudela określenie „katolicki", dobitniej niż dla innych, oznacza „po­
wszechny", „totalny", „całkowity". Jego postawa artystyczna w niczym nie kore­
sponduje z wulgarnie rozumianym konserwatyzmem. W p r o w a d z a n e formalne
innowacje w poezji (charakterystyczna wersyfikacja, proza poetycka) i w drama­
cie (teatr przestrzenny, poprawianie już wystawionych sztuk, a nawet pisanie ich
na nowo) dowodzą, że zwrócenie się w stronę tradycji w sferze aksjologicznej nie
wyklucza formalnego rozwoju estetyki. Najważniejszy jest jednak Bóg, który na­
daje sens sztuce i rzeczywistości. Najprościej wyjaśnia to Claudel w szkicu „Re­
ligia i poezja": „Oczywiście, bez ogólnej koncepcji ziemi i nieba m o ż n a pisać bar-
266
FRONDA 25/26
dzo ładne wiersze, cyzelować delikatne dzieła sztuki, konstruować bibeloty bar­
dzo osobliwe i interesujące. Ale moim zdaniem taka pogańska poezja zawsze jest
w jakiś sposób zacieśniona i skrępowana. Rimbaud zrozumiał to za późno. Po­
został po nim fascynujący opis dochodzenia do tej prawdy."
W wielu europejskich, tradycyjnych opowieściach i legendach występuje
motyw wyjątkowości najmłodszego z rodzeństwa, które potrafi zrobić to, co
innym się nie udaje. Relacje między starszym a młodszym bratem przebiegają
na osi konfliktu, ale i na bardzo ważnej osi porozumienia, służącej przekazy­
waniu doświadczeń. I działa to w obie strony: czasem to młodszy brat uczy
starszego. Czytając Claudela i Rimbauda, można zaobserwować taką właśnie
relację. Osiemnastoletni Claudel potraktował doświadczenie „mistyka w sta­
nie dzikim" jako wspaniałą inspirację, ale i jako przestrogę. Lektura „Sezonu
w piekle" pozwoliła mu wkroczyć w okres tworzenia wielkiej „mszy dla ludzi".
PRZEMYSŁAW DULĘBA
ZIMA-200 1
267
POEZJE
IWAN
BUNIN
Vladimir Nabokoy uważał go za najwybitniejszego poetę ro­
syjskiego w XX wieku. Był piewcą ginącej Rosji ziemiańskiej
i patriarchalnej wsi rosyjskiej. Przerażał go triumfalny pochód
cywilizacji przemysłowej z jej zasadą maksymalizacji zysku.
Znany jako wróg kapitalizmu, okazał się jeszcze większym wro­
giem komunizmu. Nie chciał opuszczać ojczyzny - przebywał
w Odessie do ostatniej chwili stacjonowania tam „białej" armii.
Nurty fatalistyczne, obecne w jego twórczości, od tamtej pory po­
jawiały się coraz częściej. Był pierwszym emigrantem wyróżnio­
nym Nagrodą Nobla. Zmarł pracując nad biografią Czechowa,
z którym przyjaźnił się w młodości.
Kadzielnica
W górach Sycylii jest klasztor ukryty;
Przez ciemną nawę, wyszczerbione płyty,
Wchodzę w ruiny, do których mnie wziął
Pastuch, i widzę tam nagi priestoł,
A przed nim, w pyle, lśnąca, niby złota,
Wieki nie znając kadzidła ni knota
Śpi kadzielnica; Poczerniała stal
Wewnątrz od węgli, co kiedyś, przed laty...
Ty, serce, pełne ognia, aromatu,
Pamiętaj o niej. Do końca się spal.
268
FRONDA
25/26
J e s t w l e s i e źródło, c z y s t e , n i e z m ą c o n e . . .
Jest w lesie źródło, czyste, niezmącone,
Szemrzące; nad nim niestrudzenie trwa
Stary krzyż zdobny w łubianą ikonę,
Tuż obok cebrzyk z brzozowego drwa.
Nie lubię twojej, o Rusi, nieśmiałej,
Żebraczej nędzy, choć ma tysiąc lat.
Lecz ten krzyż stary, lecz ten cebrzyk biały...
Skromny, najdroższy, bo ojczysty, ślad.
Saturn
Porozsiewane ogniste nasiona
Rosną w przestrzeni, której granic brak.
Wobec gwiazd milknie dusza zadziwiona:
Jak pojąć wieczne dzieło Stwórcy, jak? .
Lecz przed północą gdzieś na nieba skraju
Wschodzi trup Saturn - i jak ołów lśni...
Dzieła Twe, Panie, litości nie znają
I wieszczą straszne dni.
ZIMA-200 I
269
Sabaoth
Pamiętam arkad cień, kamieni chłód,
W środku światełko i lśniącą atłasu
Czerwień w obiciu starych carskich wrót,
Gdzie złoty błyszczał mur ikonostasu.
Pamiętam granat kopuły, gdzie Bóg,
Z rozpostartymi rękoma na boki,
Mając pod sobą biedny, ciemny tłum,
Wśród gwiazd panował spowitych w obłoki.
Był wieczór, marzec, błękit migał w tle
Z wąziutkich okien w kopule przebitych,
Martwo dźwięczały starodawne słowa.
Wiosenny odblask znaczył śliskie płyty,
A tam, nade mną, groźna, siwa głowa
Wśród gwiazd płynęła gasnących we mgle.
270
FRONDA
25/26
Sirocco
Huk burzy za górami i grzmot fal dalekich,
Ich głuchy o północy wracający śpiew,
Granie świerszczy, co zmrużyć nie daje powieki,
I mętny blask księżyca wśród konarów drzew.
Jak fosfor pod nogami migocą świetliki,
Łódź nurza się w odmętach posrebrzanych fal...
Pan pomiędzy nas zstąpił i w zachwycie dzikim
Cna świat przed siebie, w sobie tylko znaną dal.
P o ł u d n i o w y skwar, ł a n y t o pszenicy, t o żyta...
Południowy skwar, łany to pszenicy, to żyta,
Błękit, łąki i kwiaty wśród chat...
Syna marnotrawnego Pan, gdy przyjdzie czas, spyta:
„Byłeś szczęśliw za ziemskich swych lat?"
Nic nie będę pamiętał, w sercu tylko zachowam
Polne dróżki wśród łanów (gdzież im było do szos?) Pod kolana Co chwycę i nie rzeknę ni słowa,
Od łez w gardle uwięźnie mi głos.
ZIMA 200 I
271
Ikonka
Ikonkę, czarną deszczułeczkę,
Wyorał z tłustej ziemi pług...
Kto kiedyś palił przed nią świeczki,
Kto miłość w sercu sycić mógł?
Któż swej modlitwy niebogatej
Słowami ją oświetlał, któż?
Kto ją ze swojej wyniósł chaty
W step, w te szumiące łany zbóż,
I, pokłoniwszy się gorącym
Wiatrom, kto palik w ziemię wbił,
Stawiając w polu ręką drżącą
Ubogi symbol bożych sił?
272
FRONDA
25/26
Świt
Wysoko wzeszedt i hen bieleje
Księżyc na nieba pobladłym tle.
Mrok nocy chowa się już we mgle.
Z dolin zielonym porankiem wieje.
Wieje młodzieńczą radością z pól,
A dzwon kościelny, jak śpiew srebrzysty,
Niedzielę brzmieniem oznajmia czystym...
Rozpal się jaśniej, kolejny dniu!
Na czystym, słońce, zaświeć błękicie,
Ukaż swój zwykły blask, zwykły żar,
Głoś ludziom wszystkich stanów i wiar.
Że dniem radości jest całe życie!
IWAN BUNIN
PRZEŁOŻYŁ MACIEJ FROŃSKI
ZIMA-2001
273
Należy tworzyć rzeczy wielkie - jak Fra Angelico - bez­
wiednie i - jak święty Tomasz w swojej Summie - wi­
dzieć w nich jedynie słomę, która zostanie spalona
w dniu ostatecznym. To bardzo trudne, niemal niewy­
konalne - zwłaszcza po całych wiekach nowożytności,
która „uwolniła" artystów od ideału „dobrego robotni­
ka" i nakazała im wielbić sztukę pozbawioną duchowej
substancji i siebie samych jako mistyków bez Boga.
Przepis
a
n
arcydzieło
WOJCIECH
WENCEL
Za wstydliwe z a n i e d b a n i e należy u z n a ć fakt, że należący do p a n t e o n u filozo­
fów europejskich w s p ó ł t w ó r c a p e r s o n a l i z m u , J a c ą u e s Maritain, był d o t ą d
w naszym kraju z n a n y g ł ó w n i e z encyklopedii, e w e n t u a l n i e w y d a ń francu­
sko- i angielskojęzycznych. „Sztuka i m ą d r o ś ć " , j e d n a z najważniejszych
książek eseistycznych XX wieku, w y d a n a została w Polsce tylko raz, w 1930
roku (w przekładzie K. K. G ó r s k i c h ) , co aż do dzisiaj czyniło z niej pozycję
praktycznie n i e d o s t ę p n ą dla polskiego czytelnika. Miejmy nadzieję, że n o w y
przekład pozwoli spotkać się z myślą M a r i t a i n a szerszej publiczności literac274
FRONDA
25/26
kiej, a także tym a r t y s t o m i krytykom, którzy zdecydują o kształcie naszej
kultury w najbliższych dziesięcioleciach.
Trzeba b o w i e m przyznać, że wiek miniony, zwłaszcza w swojej drugiej
części, był stuleciem histerii intelektualistów, którzy najpierw bez większego
oporu dali się uwieść Hitlerowi i Stalinowi ( t e m u d r u g i e m u w nieporówny­
walnie liczniejszej grupie), a n a s t ę p n i e - aby zrelatywizować w ł a s n ą w i n ę postanowili wtrącić literaturę w „ognisty piec zwątpienia". N a s z świat stał się
naraz niesłychanie skomplikowany i nie było w n i m już nic p e w n e g o . „Bóg
u m a r ł " - powtarzali za N i e t z s c h e m literaci. Po etapie ich marksistowskiej ak­
tywności nadszedł czas, w k t ó r y m wytwory swoich u m y s ł ó w m a s o w o prze­
nosili na obraz świata. Nic dziwnego, że rzeczywistość wydała im się „ s n e m
wariata". Stali i z p r z e r a ż e n i e m patrzyli na swoje d u c h o w e wnętrzności, nie
chcąc wiedzieć, że za tym m u r e m z e g o t y z m u nadal świeci słońce, p a d a śnieg
albo wieje wiatr; dzieci biegną do szkoły, dziewczyna na n a b r z e ż u odprowa­
dza wzrokiem biały statek, a ludzie w więzieniach cierpią n a p r a w d ę .
U g r u n t o w a n i u takich p o s t a w sprzyjał trwający co najmniej od czasów
Oświecenia proces awangardyzacji sztuki. „Potrząsając nowości k w i a t e m " ,
dwudziestowieczni artyści mniejszej rangi mogli bez o b a w odrzucić ideały
piękna, h a r m o n i i i prawdy, k t ó r e decydują o wielkości sztuki przedoświeceniowej. Co nie oznacza, że p r o p a g o w a n e przez nich kryteria n o w a t o r s t w a ,
„ a u t e n t y z m u " i zdolności wywoływania skandalu, m i a ł y jakieś znaczenie dla
największych dzieł XX wieku.
Pochwała scholastyki
„Musimy zapytać metafizyków starożytnych, co myśleli oni o Pięknie. N a s t ę p ­
nie należy wyjść na spotkanie Sztuki i zobaczyć, co wynika z połączenia tych
dwóch krańców. Taki sposób, chociaż w p r o w a d z a n a s jakby w rozterkę, przy­
nosi przynajmniej pożyteczną naukę, dzięki n i e m u b o w i e m wyczuwamy błąd
'estetyki' filozofów nowożytnych, którzy widząc w sztuce tylko sztuki p i ę k n e
i traktując o pięknie tylko w związku ze sztuką, narażają się na wypaczenie p o ­
jęcia Sztuki i Piękna z a r a z e m " - pisze Maritain w pierwszych fragmentach
swego dzieła, które ma dwa wymiary: jest fascynującym w y k ł a d e m historii
i teorii sztuki, niezbędnym w ogólnym wykształceniu h u m a n i s t y c z n y m , a tak­
że manifestem duchowym, nie mającym konkurencji w ubiegłym stuleciu.
ZIMA-2001
275
P o d s t a w ą tego wykładu są p i s m a scholastyków i D o k t o r ó w Kościoła. Jak
podkreśla autor, nie stworzyli oni specjalnego t r a k t a t u filozofii sztuki, bo­
w i e m nie wydzielali tego zagadnienia z zakresu logiki i teologii, m o ż n a jed­
nak złożyć w całość fragmenty ich rozpraw. Pisząc o pięknie jako o blasku
formy i j e d n y m z i m i o n Boga, Marita­
in sięga więc do świętego Tomasza
i świętego Augustyna. P o d o b n i e jak
dla nich, p i ę k n o jest dla niego „klu­
czem tajemnicy", b u d z ą c y m t ę s k n o t ę
do lepszego świata. W swoich rozwa­
żaniach często cofa się zresztą jeszcze
dalej, przywołując - dla p o r ó w n a n i a „Poetykę" Artystotelesa czy „List do
Pizonów"
Horacego.
Perspektywa,
którą wyznacza, dotyczy oczywiście wyłącznie wielkich dzieł, mających wła­
sne cele, prawa i wartości, k t ó r y m tworzący w z a m k n i ę t y m świecie artysta
z miłością oddaje swą ludzką siłę i inteligencję. Ale kto, o p r ó c z n o w o ż y t n y c h
barbarzyńców, zadowala się „dziełami m a ł y m i " ?
Maritain nie tworzy kolejnej awangardowej poetyki, nie stara się wypro­
m o w a ć jakiegoś k o n k r e t n e g o s p o s o b u wersyfikacji czy narracji. Prawidła,
które podaje, są przebiegającymi w samej n a t u r z e twórczości „ d r o g a m i
wzniosłymi i u k r y t y m i " , „stałymi u s p o s o b i e n i a m i " , k t ó r e rewolucja n o w o ­
żytna zastąpiła d o s t ę p n y m dla wszystkich w a r s z t a t e m artystycznym. W t e n
sposób sztuki p i ę k n e - d o w o d z i francuski filozof - stały się łatwe. M o g ą
uprawiać je osoby p o z b a w i o n e w e w n ę t r z n e j siły.
Sztuka jako cnota
Tymczasem w a r u n k i e m wielkiej sztuki pozostaje cnota. Pomiędzy dziełem
a duszą artysty lub rzemieślnika m u s i istnieć rodzaj w s p ó l n o t y i proporcji in­
tymnej, zgodnie z zasadą, że „jakim k t o jest, takie dzieła wykonuje". I choć
artysta postępuje często w b r e w swej sztuce, sztuka nie myli się nigdy, gdyż jej
zadaniem jest oddać w doskonały s p o s ó b pełnię ludzkiego doświadczenia,
także rzeczywistość grzechu. W tym sensie jeżeli twórca „jest gwałtowny i za­
zdrosny, grzeszy jako człowiek, lecz nie grzeszy jako artysta". J e d y n y m r a t u n 276
FRONDA 25/26
kiem przed popadnięciem w duchowo-artystyczny konflikt, jaki wiąże się
z tym rozróżnieniem, jest dla niego pokora stawiająca go raczej w pozycji rze­
mieślnika niż artysty i paradoksalnie - z dzisiejszego p u n k t u widzenia - pod­
nosząca jego silę i swobodę. Trafnie pisze Maritain o Średniowieczu: „Tworzo­
no wtedy piękniejsze rzeczy niż teraz, n a t o m i a s t mniej uwielbiano siebie. (...)
Renesans mial podnieść artystę i zrobić z niego najnieszczęśliwszego z ludzi
- w tym s a m y m czasie, gdy świat stawał się dla niego mniej d o g o d n y m dla
mieszkania - odkrywając mu jego w ł a s n ą wielkość i wypuszczając na niego
o k r u t n ą Piękność. Piękność tę dotąd Wiara utrzymywała w zaczarowaniu
i wiodła p o s ł u s z n ą za sobą, p r o w a d z o n ą na nici przez Dziewicę".
Należy więc tworzyć rzeczy wielkie - jak Fra Angelico - bezwiednie i - jak świę­
ty Tomasz w swojej Summie - widzieć w nich jedynie słomę, która zostanie spalo­
na w dniu ostatecznym. To bardzo trudne, niemal niewykonalne - zwłaszcza po ca­
łych wiekach nowożytności, która „uwolniła" artystów od ideału „dobrego
robotnika" i nakazała im wielbić sztukę pozbawioną duchowej substancji i siebie
samych jako mistyków bez Boga. Warto jednak podjąć to wyzwanie, pamiętając, że
jeżeli sztuka dowartościowuje szaleństwo, mąci
duszę, zamiast - jak u Arystotelesa - oczyszczać
żądze; jeżeli stara się podobać, zdradza i kłamie.
Uznając sens odnowień sztuki, Maritain - podob­
nie jak Eliot - zastrzega od razu, że „tradycja i kar­
ność są prawdziwymi żywicielkami oryginalno­
ści",
a
„przyspieszenie
gorączkowe,
które
indywidualizm współczesny (ze swoją manią rewolucji w miernocie) narzuca ko­
lejno formom w sztuce, szkołom poronionym, m o d o m dziecinnym, jest oznaką
wielkiej nędzy intelektualnej i społecznej". Dobra to rada dla dzisiejszych poetów,
którzy często zachowują się tak, jakby od nich zaczynała się historia poezji.
Pierwszy list do artystów
Dzieła dawnych mistrzów powinny być jednak nie tyle materiałem do kopiowa­
nia, ile p u n k t e m oparcia dla współczesnego artysty, którego prawdziwym zada­
niem jest kontynuacja dzielą Boga jako stwórcy świata. Bardzo podobnie ujmuje
to Jan Paweł II w opublikowanym u progu nowego tysiąclecia i szeroko komento­
wanym „Liście do artystów", w którym wzywa adresatów do tworzenia arcydzieł
ZIMA-2001
277
ilustrujących „tajemniczą jedność rzeczy". Analogie są tak czytelne i głębokie, że
pozwalają uznać „Sztukę i mądrość" za intelektualny fundament papieskiego po­
słania. Oto kilka przykładów: „Odkąd [artysta] pracuje dla piękna, jest on na dro­
dze, wiodącej do Boga dusze prawe, odkrywającej im rzeczy niewidoczne poprzez
widoczne" (Maritain), „Aby głosić orędzie, które powierzył mu Chrystus, Kościół
potrzebuje sztuki. Musi bowiem sprawiać, aby rzeczywistość duchowa, niewi­
dzialna, Boża, stawała się postrzegalna, a nawet w miarę możliwości pociągająca.
Musi zatem wyrażać w zrozumiałych formułach to, co samo w sobie jest niewy­
rażalne" (Jan Paweł II); „Dzieło zamierzone jest materialne i zamknięte w pew­
nym rodzaju, lecz jeśli jest piękne, należy do królestwa ducha i pogrążone jest
w transcendencji i w nieskończoności bytu" (Marita­
in), „Piękno jest kluczem tajemnicy i wezwaniem
transcendencji" 0an Paweł II); „Jest on [artysta] jak­
by towarzyszem Boga w tworzeniu pięknych rzeczy"
(Maritain), „Stwórca łaskawie użycza artyście iskry
swej transcendentnej mądrości i powołuje go do
udziału w swej stwórczej mocy" 0an Paweł II).
W epoce regresu sztuki, która „wyzionęła du­
cha", papież - za Maritainem - pisze o „duchowo­
ści służby artystycznej", integralnie traktując osobę twórcy i jego dzieło.
Twórczość jest, według niego, świadectwem rozwoju duchowego. To nawią­
zanie do tradycji myślenia o kulturze jest bardzo ważne, zwłaszcza w kontek­
ście współczesnych głosów, nawołujących chrześcijan do porzucenia twór­
czości i wyjścia na ulice z Ewangelią w dłoni. Jan Paweł II zdaje sobie sprawę,
że kulturę buduje się przez całe stulecia i nie da się jej zastąpić entuzjazmem
tłumu, kilkoma słusznymi hasłami i głośną muzyką. Wbrew pozorom to kul­
tura wysoka jest najbardziej trwałym nośnikiem Ewangelii. Stąd w „Liście do
artystów" tak wiele szacunku dla przeszłości - świadomość, że sztuka bez
Ewangelii przestałaby istnieć, ale bez sztuki ograniczony byłby zasięg Pisma
Świętego.
U brzegów żywych wód
Wcale nie oznacza to jednak, że należy podporządkować sztukę ewangeliza­
cji, zwłaszcza w jej potocznym rozumieniu: jako perswazji ideologicznej. Pa278
FRONDA
25/26
pież nieprzypadkowo m ó w i o „epifaniach p i ę k n a " , a nie o p r o p a g o w a n i u
wartości chrześcijańskich. Decyduje się na taki wybór, p o n i e w a ż r o z u m i e , że
wielka s z t u k a z definicji jest n a t u r a l n y m d z i e ł e m w y o b r a ź n i . Kto tworzy na
z a m ó w i e n i e - wszystko j e d n o : w sprawie słusznej czy n i e - skazuje swoje
dzieło na los wyborczej ulotki. I z n o w u p o d o b n e p r z e k o n a n i e znajdujemy
u Maritaina, kiedy dowodzi, że „każda teza, czy wtedy, kiedy p r e t e n d u j e do
wykładu, czy wtedy, kiedy p r e t e n d u j e do w y w o ł a n i a wzruszenia, jest dla
sztuki w k ł a d e m obcym, a więc zanieczyszczeniem. [...] z d r a d z a o n a kalkula­
cję, rozdwojenie między inteligencją artysty a wrażliwością jego zmysłów,
które s t o s o w n i e do w y m a g a ń sztuki m u s z ą być p o ł ą c z o n e " . N a w e t jeśli za­
m i a r e m twórcy jest d o w i e d z e n i e „ o d p o w i e d n i o ś c i
d o g m a t u chrześcijańskiego" czy m o r a l n e z b u d o w a ­
nie bliźnich.
Miarą z a r ó w n o „Sztuki i m ą d r o ś c i " , jak i „Listu
do a r t y s t ó w " nie są prace p r o p a g a n d o w e . Aby zre­
alizować ideał jedności p i ę k n a i dobra, p o t r z e b a ar­
tystycznego geniuszu, który przekracza dzisiejszy,
bezsensowny podział
na
sztukę
chrześcijańską
i sztukę w ogóle. Jak trafnie z a u w a ż a Maritain, tej
pierwszej nie m o ż n a założyć, n i e m o ż n a nauczyć się w żadnej szkole: „Mówi
się s z t u k a chrześcijańska lub s z t u k a chrześcijanina, jak się m ó w i s z t u k a psz­
czoły lub sztuka człowieka. Jest to s z t u k a ludzkości o d k u p i o n e j . J e s t o n a za­
szczepiona w duszy chrześcijańskiej u b r z e g ó w żywych wód, p o d n i e b e m
cnót teologicznych, w ś r ó d t c h n i e n i a s i e d m i u d a r ó w D u c h a Św. Jest rzeczą
naturalną, iż przynosi o n a o w o c e chrześcijańskie". Dodajmy od razu: u tego,
k t o nie oddziela w sobie artysty od chrześcijanina. N i e było chyba w XX wie­
ku żarliwszej i bardziej przekonującej apologii w o l n o ś c i artystycznej, n i e m a ­
jącej j e d n a k o w o ż nic w s p ó l n e g o z u s t a l e n i a m i czcicieli w ł a s n e g o pępka.
Wolność jest w a r u n k i e m przyjęcia łaski, a więc p o c h o d z ą c e g o od Boga
natchnienia. Wielka s z t u k a zawsze spełnia się b o w i e m w relacji Boga i czło­
wieka, której s e d n e m jest miłość. D l a t e g o M a r i t a i n pisze, że „ D z i e ł o chrze­
ścijańskie wymaga, aby artysta jako człowiek był świętym. W y m a g a o n o , aby
był objęty miłością. M o ż e robić wtedy, co chce. [...] Artysta podlega w swej
linii sztuki p e w n e g o rodzaju ascetyzmowi, k t ó r y m o ż e w y m a g a ć b o h a t e r ­
skich ofiar. [...] Trzeba, aby artysta przemyśliwał noce, by się oczyszczał bez
ZIMA-2001
279
ustanku, aby opuszczał d o b r o w o l n i e dziedziny urodzajne dla dziedzin bez­
p ł o d n y c h i pełnych n i e b e z p i e c z e ń s t w a . "
Odwaga i lament
Czy pragnienie b u d o w a n i a kultury przyszłości z dzieł wielkich, pomagają­
cych człowiekowi żyć we w s p ó ł c z e s n y m świecie piękniej, wzniosłej i m ą ­
drzej, a j e d n o c z e ś n i e nie tracących swej artystycznej s u w e r e n n o ś c i , m o ż e być
niebezpieczne? Na p e w n o tak. Wiążą się z n i m niezliczone pokusy, bo t r u d ­
no dziś myśleć o sobie tak, jak myśleli o sobie b u d o w n i c z o w i e k a t e d r czy Fra
A n g e l i c e Jednak, jak przekonuje Maritain: „Nie trzeba tedy m ó w i ć , iż sztu­
ka chrześcijańska jest niemożliwą. Mówcie, iż s z t u k a ta jest t r u d n ą , p o d w ó j ­
nie t r u d n ą , lub nawet, że jej t r u d n o ś ć p o d n i e s i o n a jest do k w a d r a t u , a to dla­
tego, iż jest t r u d n o być artystą i b a r d z o t r u d n o być chrześcijaninem; dlatego,
iż całkowita t r u d n o ś ć nie jest po p r o s t u s u m ą , lecz w y n i k i e m tych d w ó c h
trudności, p o m n o ż o n y c h j e d n a przez drugą, p o n i e w a ż chodzi o u z g o d n i e n i e
dwóch absolutów. Mówcie, iż t r u d n o ś ć staje się krwawą, kiedy cała e p o k a ży­
je w o d d a l e n i u od C h r y s t u s a , p o n i e w a ż artysta jest b a r d z o zależny od d u c h a
czasu. Lecz, czy kiedy b r a k ł o odwagi na z i e m i ? " .
Lamentując n a d zmierzchającym światem, często sugerujemy się zjawi­
skami m a s o w y m i , lekceważąc to, co pojedyncze. A przecież nigdy w dziejach
liczba wielkich a r t y s t ó w tworzących w jednej epoce i w jednej k u l t u r z e nie
przekraczała liczby palców u jednej ręki. I dziś w p i s a n y w książkę M a r i t a i n a
ideał sztuki p a t r o n u j e twórczości takich polskich artystów, jak C z e s ł a w Mi­
łosz, Jerzy Nowosielski czy Wojciech Kilar. Jeśli d o d a m y do t e g o nieżyjących
już p o e t ó w europejskich XX wieku: M a n d e l s z t a m a , Eliota, Brodskiego, Her­
berta, czy geniusza a r c h i t e k t u r y A n t o n i o Gaudiego, w s p ó ł c z e s n y p a r n a s wy­
da się całkiem tłoczny. N u r t t e n zauważał również a u t o r „Sztuki i m ą d r o ś c i " ,
choć słusznie przestrzegał p r z e d wydzielaniem go z granic sztuki współcze­
snej, a jego r e n e s a n s wiązał z nadzieją na o g ó l n e o d n o w i e n i e sztuki i świę­
tości w świecie. Czy dziś j e s t e ś m y bliżej czy dalej tej o d n o w y ?
Z a p e w n e każdy w s p ó ł c z e s n y artysta p o w i n i e n n a t o pytanie o d p o w i e ­
dzieć w e w ł a s n y m s u m i e n i u , j e d n a k biorąc p o d u w a g ę często p o w t a r z a n e
dziś twierdzenie, że XXI wiek będzie s t u l e c i e m religijnym albo nie będzie go
wcale, trzeba wierzyć, że artyści przyszłości o d t w o r z ą ciągłość m i ę d z y arcy-
280
FRONDA 25/26
dziełami H o m e r a , Wergiliusza, D a n t e g o , Sępa-Szarzyńskiego, Mickiewicza,
Rilkego - a w ł a s n y m czasem. Od Średniowiecza tylko k u l t u r a chrześcijańska
potrafi wytwarzać arcydzieła. Sztuka drugiej p o ł o w y XX wieku, k t ó r ą obo­
wiązywały ideały niepewności, ironii, c y n i z m u i melancholii, nie pozostawi­
ła po sobie ani j e d n e g o dzieła, k t ó r e m i a ł o b y szanse p r z e t r w a ć wieki. Jeśli
więc twórcy i odbiorcy sztuki nadal b ę d ą szli d r o g ą t ł u m n i e uczęszczaną
w ubiegłym stuleciu, ż a d n e u t w o r y nie b ę d ą się cieszyć d ł u g o t r w a ł y m p o w o ­
dzeniem, p o n i e w a ż p r o g r a m o w ą cechą sztuki p o z o s t a n i e karłowatość, a jej
odbioru - niepamięć. Jeżeli j e d n a k wybiorą chrześcijaństwo, znajdą przyjem­
ność p o w r o t ó w do dawnych arcydzieł i zaczną tworzyć kolejne.
Drzwi tajemnicy
Znaczenie nowej edycji „Sztuki i m ą d r o ś c i " , u z u p e ł n i o n e j z n a k o m i t y m i
Dialogami, jest t r u d n e do przecenienia. Na p e w n o nie jest to l e k t u r a dla kon­
serwatywnych ideologów, którzy ze s t r a c h u lub n i e m o c y zatrzymują się na
płaszczyźnie refleksji społecznej. J u ż raczej dla a r t y s t ó w i o d b i o r c ó w sztuki,
ujmujących świat w s p o s ó b bogatszy niż za p o m o c ą pojęć „prawica-lewica".
C h e s t e r t o n , Eliot i Belloc dali n a m a r g u m e n t y pozwalające b r o n i ć p o r z ą d k u
świata przed barbarzyńcami. Ż a d e n z nich nie w s z e d ł j e d n a k w rzeczywi­
stość sztuki tak głęboko, jak Maritain. Uprawiali szermierkę zamiast odda­
wać się kontemplacji. Walczyli z p r z e s ą d a m i , gdy on - z a s ł u c h a n y w głosy
scholastyków - otwierał drzwi tajemnicy.
WOJCIECH WENCEL
Powyższy t e k s t j e s t p r z e d m o w ą d o książki J a c ą u e s a M a r i t a i n a „ S z t u k a i m ą d r o ś ć " , k t ó r a w k r ó t ­
ce u k a ż e się w „Bibliotece F r o n d y "
ZIMA-200 1
281
Dlaczego „wieńce" rymują się z „młodzieńcem"?
Podejrzewam, że korzenie tego rymu tkwią gdzieś
w romantyzmie, ale to jeszcze niewiele wyjaśnia. Musi
istnieć jakaś tajemnicza więź między „chłopcem" a
„starcem", która dla pierwszego jest niejasnym
przeczuciem śmierci, zaś dla drugiego - tęsknotą za
niewinnością.
Starzy
SZYMON
poeci
BABUCHOWSKI
Lubię czytać wiersze starych p o e t ó w . To m o ż e t r o c h ę dziwne, bo j e s t e m
raczej młody. Tak się j e d n a k jakoś dzieje, że najbardziej wzruszają m n i e w
literaturze teksty, k t ó r e a u t o r z y piszą p o d koniec życia - kiedy poruszają się
na granicy światów. Utwory, w k t ó r y c h czuć j u ż p o w i e w I n n e g o .
Kwiaty naręcza kwiatów przyniesione z ogrodu
Kwiaty nabiegłe barwą pąsowe fioletowe sine
Odjęte pszczołom trwonią swoje aromaty
W woskowej ciszy pokoju na granicy zimy
Komu te hojne dary nazbyt hojne komu
Omdlewające ciało zamieć spadające płatki
Niebo przeszyte bielą wapienną ciszą domu
Mgły się snują po polach Odpływają statki
Z a c z ą ł e m od Z b i g n i e w a H e r b e r t a , bo to mój u l u b i o n y p o e t a . I od
„Epilogu b u r z y " , bo to o s t a t n i zbiór. Myślę, że m o ż n a przyjąć taki klucz do
twórczości pisarza: czytać go od końca. Albo od początku. Początek i koniec
zawierają w sobie ziarna całości, jak t e n b u k i e t oglądany z p e r s p e k t y w y łóżka
282
FRONDA
25/26
chorego,
który
jest
skondensowanym
życiem
i
zapowiedzią
nowej
rzeczywistości, jak tkanina z wiersza zamykającego t o m , jak dwie krople
toczące się po twarzy na początku i na k o ń c u . . .
Kupiłem „Epilog burzy", gdy tylko się ukazał i p o c h ł a n i a ł e m go już w
autobusie. Niewiele wtedy r o z u m i a ł e m poza tym, że to pożegnanie, że trzeba
się pojednać i „przywołać Baranka". Niektóre utwory wydawały mi się (i to
wrażenie trwa do dzisiaj) nie wykończone, widziałem, że m a m do czynienia z
najbardziej chyba nierównym t o m i k i e m Herberta. Ale pośród tych ostatnich,
wypowiadanych drżącym, urywanym głosem zdań, były frazy olśniewająco
piękne, jak na przykład ta:
dlaczego
życie moje nie było jak kręgi na wodzie
obudzonym
w
nieskończonych głębiach
początkiem który rośnie
układa się w słoje stopnie fałdy
by skonać spokojnie
u twoich nieodgadnionych kolan
Żal, że nie wszystko było tak, jak być p o w i n n o , niepokój o s t a t n i c h d n i .
Któż z n a s m o ż e j e d n a k powiedzieć jak C h r y s t u s : „Wykonało się"? Nie
j e s t e ś m y doskonali. I nie w sobie p o k ł a d a m y nadzieję. Wiedział o t y m
Herbert,
kiedy,
parafrazując
Kochanowskiego,
pisał
o
niezasłużonych,
„nazbyt hojnych d a r a c h " .
*
Podróże kształcą, zwłaszcza podróże komunikacją miejską. A najciekawsze
rzeczy dzieją się zawsze na przystankach. Przekonałem się o tym ostatnio, siedząc
na przystanku w niezbyt pięknym mieście Sosnowcu i czytając takie słowa:
Więc najważniejsze było
tło,
ogarniające i przenikliwe,
oddane i ciche
jak Bądź wola Twoja.
ZIMA 200 I
283
To ono prześwitywało przez nas
krzątających się na pierwszym planie,
podświetlało nasze czyste intencje.
Ono z nami i przez nas
oddychało szeroko
jak przypływ i odpływ,
obecne i nieobecne,
żywe i martwe.
Przez skrzyżowanie m k n ę ł y s a m o c h o d y - było g ł o ś n o , jak to w mieście.
Zapadał wieczór i robiło się nieco c h ł o d n i e j . P o c z u ł e m się nagle częścią t e g o
krajobrazu, „fałdą, zmarszczką, d r e s z c z e m wielkiego t ł a " , i b y ł e m wdzięczny
poecie, że choć na chwilę wyzwolił m n i e z m y ś l e n i a o sobie.
Poeta nazywa się Z b i g n i e w J a n k o w s k i i ma 70 lat. Tomik, w y d a n y w 2 0 0 1
roku w Bibliotece „Toposu", nosi tytuł „Wielkie t ł o " i, p o d o b n i e jak „Epilog
burzy", jest książką o o d c h o d z e n i u . Ale cóż to za o d c h o d z e n i e ! D a w n o n i e
czytałem tak m o c n e g o świadectwa człowieka p o g o d z o n e g o z Bogiem, d a w n o
nie słyszałem wierszy wyrażających tak silną t ę s k n o t ę za N i m :
Dziękuję, że tak mnie ku Tobie
spokojnie ubywa, jakby we mnie
przybywało
Ciebie, jakbyśmy
tonęli razem,
mój Boże - razem
do wspólnego Siebie.
Nadjeżdża autobus. C h o w a m wiersze do plecaka, by wrócić do nich w d o m u .
7 na nic mi klasyczne wieńce
Wcale mi nie jest w nich do twarzy
O gdybym mógł być tym młodzieńcem
Co szuka szczęścia na cmentarzu
J.M. Rymkiewicz, S e n t y m e n t a l n y wierszyk m a r c a
284
FRONDA 25/26
Dlaczego „wieńce" rymują się z „ m ł o d z i e ń c e m " ? Podejrzewam, że
korzenie tego r y m u tkwią gdzieś w r o m a n t y z m i e , ale to jeszcze niewiele
wyjaśnia.
Musi istnieć jakaś tajemnicza więź między „ c h ł o p c e m " a
„ s t a r c e m " , k t ó r a dla pierwszego jest niejasnym p r z e c z u c i e m śmierci, zaś dla
drugiego - t ę s k n o t ą za niewinnością.
Miesiąc jak królik wśród obłoków hyca
W cieniu nie widać cmentarnego wieńca
Boję się zawsze tego tam księżyca
Który przyjść może w postaci młodzieńca
Przyjdź i siądź przy mnie tutaj na grobowcu
Posłuchaj słów mych to będzie niedługo
Rozbiegły się Plejady po niebie jak owce
Łabądź odleciał w przestrzeń gwiezdną smugą
Ty - nie zostawiaj mnie tutaj samego
Gdy odlatują gwiazdy i bogowie
Posłuchaj słowa prostego mojego
Bo już nikt inny tak tobie nie powie
J. Iwaszkiewicz, M a p a p o g o d y
Nie zostawiajmy p o e t ó w s a m y m i . N i e opuszczajmy starych poetów. O n i
nas, młodych, potrzebują. My ich także.
N a p i s a ł e m kiedyś, a raczej n a p i s a ł mi się (jednym ciągiem, właściwie bez
poprawek, nagle i nie w i a d o m o skąd), taki wiersz:
Poszli w głąb lasu Ku nieskończoności
Trzymając się za ręce szli ścieżką skrzydlatą
Przeszli przez horyzont i znikli nam z oczu
Więc je zamykamy i trwamy w tym marszu
ZIMA-200I
285
A Oni idą dalej Oni nas prowadzą
W stronę słabego światła w końcu korytarza
Echo przynosi głosy szczątki dawnych rozmów
Tulimy strzępy ubrań Odkurzamy obrazy
Nieco później n a t k n ą ł e m się na inny wiersz, Czesława Miłosza:
Słuchaj, może usłyszysz, młodziku. Południe.
Świerszcze grają tak samo jak dla nas wiek temu.
Obłok przesuwa się, biegnie jego cień
I rzeka błyszczy. Twoja nagość, echo
Mowy tobie nieznanej, tutaj, w powietrzu,
Słowa nasze do ciebie, łagodny, niewinny,
Wnuku najeźdźców. Nie wiesz, jak to było,
Nie szukasz dawnej wiary i nadziei,
Mijasz płyty strzaskane z ułomkiem imienia,
Ale ta woda w słońcu, zapach ajeru,
Wspólna i nam i tobie ekstaza, poznanie,
Jednają nas. Ty znajdziesz na nowo
Świętości, które chcieli wygonić na zawsze.
Powraca i odradza się to, niewidzialne,
Słabe, adorujące, wstydliwe, bez nazwy,
Ale nieulęknione. Po naszej rozpaczy
Twoja krew najgorętsza, młode oczy chciwe.
Następco. Nam już wolno lecieć coraz dalej.
Jeszcze słuchaj. Echo. Cicho. Coraz ciszej.
Więc s ł u c h a m , lekko zdziwiony. S t a r a m się być w i e r n y m , iść. Za n i m i .
SZYMON BABUCHOWSKI
286
FRONDA
25/26
„Struktury gnostyckiego myślenia" funkcjo­
nowały w kulturze Europy od czasów średnio­
wiecznych zarówno pod postacią określonych
systemów filozoficznych, jak też w formie nie­
których kierunków w sztuce. Brumlik wymienia
wiele wybitnych postaci z czasów nowożytnych, których
światopogląd opierał się na gnostyckich podstawach Ciordano Bruno („święty" wolnomyślicieli), Fichte,
Marks, Wagner, Schopenhauer, Freud (!), Jung - wszyscy
byli systemowymi antysemitami. Antysemityzm ich nie
miał najczęściej emocjonalnego, osobistego podłoża, lecz
był wynikiem żelaznej konsekwencji w rozwijaniu gno­
styckiego światopoglądu.
Gnostyckie
korzenie
antysemityzmu
MARCIN
BĄK
O s t a t n i s z t u r m przewyższał p o d w z g l ę d e m zaciekłości wszystkie p o ­
p r z e d n i e . Przeciwko w y g ł o d z o n y m k a t a r s k i m o b r o ń c o m M o n s e g u r ruszyli
nie tylko rekrutujący się z b r e t o ń s k i c h c h ł o p ó w piechurzy, u b r a n i w g r u b e
w a t o w a n e kurtki i osłaniający się wielkimi tarczami, ale t a k ż e ciężkozbrojni
rycerze króla Francji na czele swoich pocztów. Katarowie walczyli z rozpacz­
liwą o d w a g ą i m ę s t w e m , o jakich śpiewali p r o w a n s a l s c y trubadurzy. N i e
mieli jednak żadnych szans. W k a ż d ą tarczę o b r o ń c y godziły trzy m i e c z e
krzyżowców; w o d p o w i e d z i na każdy w y p u s z c z o n y z kuszy b e ł t n a d l a t y w a ł o
ZIMA-2001
287
sześć pocisków wystrzelonych przez najemnych g e n u e ń s k i c h kuszników. Po
z ł a m a n i u zbrojnego o p o r u nastąpiła eksterminacja l u d n o ś c i cywilnej. Z t ł u ­
m u j e ń c ó w w y ł u s k a n o p r z y w ó d c ó w d u c h o w y c h sekty, łatwych d o r o z p o z n a ­
nia po czarnych szatach, a o d n a l e z i o n e heretyckie księgi stały się natych­
m i a s t strawą dla ognia.
Tak zakończył się w Roku P a ń s k i m 1246 o s t a t n i e t a p niszczenia przez so­
jusz „ t r o n u i o ł t a r z a " najlepiej zorganizowanej na t e r e n i e Europy, niechrze­
ścijańskiej grupy religijnej, mającej za p o d s t a w ę światopoglądu j e d n ą z form
gnozy. Dla licznych europejskich myślicieli epoki po H o l o k a u ś c i e wydarze­
nie t o antycypowało tak n a p r a w d ę Oświęcim. W e d ł u g z w o l e n n i k ó w
obarczania chrześcijaństwa w i n ą za zagładę Żydów, zniszczenie
kultury katarskiej oraz m a s a k r y w o b o z a c h zagłady były
przejawami d o k ł a d n i e tej samej, m r o c z n e j siły drzemiącej
p o n o ć w wyznawcach C h r y s t u s a . N i e m i e c k i filozof Mi­
cha Brumlik, p o t o m e k żydowskich u c i e k i n i e r ó w spod
narodowosocjalistycznego
młota,
stawia
jednak
w książce „ G n o s t y c y " p r o b l e m europejskiego antyse­
m i t y z m u w zgoła o d m i e n n y m świetle.
Polski znawca gnozy ks. W i n c e n t y Myszor rozwi­
jając myśl d z i e w i ę t n a s t o w i e c z n e g o badacza gnozy Hilgenfelda napisał, że p r z e d labiryntem starożytnych h e r e ­
zji znajdują się labirynty starożytnych herezjologów i n o ­
wożytnych teorii.' P o m i ę d z y t r z e m a g ł ó w n y m i s z k o ł a m i ba­
daczy gnozy: h i s t o r y k a m i d o g m a t u , h i s t o r y k a m i religii i feno­
m e n o l o g a m i religii nie ma n a w e t zgody co do jednakowej defini­
cji zjawiska, poza dość o g ó l n i k o w y m s t w i e r d z e n i e m , że g n o z a to „dą­
żenie do zbawienia przez w i e d z ę " . M i c h a Brumlik n i e ogranicza pojęcia gnostycyzmu wyłącznie do sekt powstających od II wieku po C h r y s t u s i e jak czy­
ni to wielu badaczy i nie skupia się na samych z e w n ę t r z n y c h przejawach zja­
wiska. Jego wieloletnie s t u d i a nad g n o z ą miały za zadanie dotarcie do samej
istoty tego f e n o m e n u , a przy okazji pozwoliły „wpaść na t r o p czegoś, co mia­
ło się okazać, w b r e w wszelkim wyjaśnieniom materialistycznym, s t a ł y m m o ­
tywem leżącym u p o d ł o ż a historii Z a c h o d u i towarzyszącej jej wrogości do
Żydów." 2 Brumlik p o s t r z e g a gnozę jako występujące na o b s z a r z e k u l t u r y za­
chodniej (choć z dającym się stwierdzić w p ł y w e m p o c h o d z ą c y m z o b s z a r u
288
FRONDA 25/26
Iranu i w mniejszym s t o p n i u Indii) zjawisko towarzyszące rozwojowi religii
opartych n a wierze w e W s z e c h m o c n e g o Stwórcę Świata. C z y m j e s t j e d n a k
s a m a gnoza?
Od n i e p a m i ę t n y c h czasów ludzie wrażliwi, s k ł o n n i do refleksji i posiada­
jący rozwinięty zmysł obserwacji, stawali w o b e c n a u k i o Bogu, k t ó r y jest d o ­
brym Stwórcą, p o s i a d a w s z e c h w i e d z ę i w s z e c h m o c . Ten d o g m a t kłócił się
z wynikami ich życiowych obserwacji. Dlaczego t e n świat, r z e k o m o dobry,
zaskakuje co chwila p r z y k ł a d a m i c h a o s u i n i e u p o r z ą d k o w a n i a ? Dlaczego
w tym d o b r y m świecie n i e k t ó r e istoty, aby przeżyć, m u s z ą p o ż e r a ć inne?
Dlaczego między l u d ź m i jest tyle fałszu, o b ł u d y i nienawiści? Dlaczego cier­
pimy z p o w o d u nieodwzajemnionej miłości? Dlaczego w ogóle cierpimy?
Dlaczego w końcu W s z e c h m o c n y i Wszechwiedzący Stwórca d o p r o w a d z i ł do
takiego s t a n u i jeszcze u z n a ł go za dobry, jak s t w i e r d z a a u t o r Księgi Rodza­
ju? Tak stawiane pytania m o g ą d o p r o w a d z i ć do radykalnego zaprzeczenia
wszystkiemu, co ma do p o w i e d z e n i a o d o b r y m Bogu Biblia, łącznie z o d r z u ­
ceniem wiary w jakikolwiek pozytywny p o r z ą d e k świata. Na t y m nie k o ń c z ą
się j e d n a k problemy. Skoro b o w i e m u z n a m y świat za nie będący d z i e ł e m d o ­
brego Stwórcy, rodzi się od razu pytanie: „Skąd w t a k i m razie w t y m złym
świecie pojawia się co jakiś czas to co ludzie uznają za d o b r o ? Nie m o ż e m i e ć
o n o przecież ś w i a t o w e g o p o c h o d z e n i a . " To w ł a ś n i e te straszliwe dylematy,
będące u d z i a ł e m wrażliwych ludzi, leżą u p o d s t a w y f e n o m e n u gnozy. Zda­
niem Brumlika o w e „gnostyckie s t r u k t u r y m y ś l e n i a " są ważniejsze niż swo­
ista sztafeta historyczna gnostycyzmu, k t ó r a towarzyszy historii świata za­
c h o d n i e g o w postaci coraz to innych sekt, r u c h ó w religijnych i ideologii. Au­
tor utrzymuje,
że pytania egzystencjalne
s t a w i a n e przez g n o s t y k ó w są
z grubsza takie s a m e we wszystkich e p o k a c h i jest ich w gruncie rzeczy kil­
kanaście. N a t o m i a s t odpowiedzi, jakich udziela gnoza, jest wielka ilość, bo
wielka jest ilość gnostycyzmów. N i e k t ó r e z nich mogą p r o w a d z i ć do nieopi­
sanych p o t w o r n o ś c i w skali światowej. „I za k a ż d y m r a z e m kulminacyjnym
p u n k t e m krytyki czy też o b r o n y myślenia gnostyckiego jest zajęcie stanowi­
ska w o b e c idei racjonalnego Stwórcy świata, bądź p r o c e s u stwarzania. O w ą
wiarę w racjonalnego Stwórcę świata przypisuje się p r z e d e w s z y s t k i m juda­
izmowi, w s k u t e k czego gnostycy z żelazną konsekwencją upatrywali w juda­
izmie swego g ł ó w n e g o przeciwnika i najgorszego w r o g a - j u d a i z m w p e ł n i
zresztą odwzajemniał tę wrogość, tyle tylko, że nigdy nie zajmowała w n i m
ZIMA-200 1
289
ona r ó w n i e centralnego miejsca, jak w gnostycyzmie.'" Jak na ironię wszyst­
ko wskazuje na to, że początków gnozy należy szukać w obrębie j u d a i z m u .
Gnostycym nie narodził się z d a n i e m Brumlika w II wieku chrześcijań­
stwa, kiedy powstały pierwsze szkoły i pierwsze teksty nauczycieli gnostyckich, traktowanych jako chrześcijańscy odszczepieńcy. A u t o r dostrzega p o ­
czątki tego p r ą d u myślowego j u ż w IV wieku p r z e d C h r y s t u s e m , za czasów
Drugiej Świątyni, kiedy to o s t a t e c z n i e u k s z t a ł t o w a ł a się Tora. J u d a i z m został
d o k ł a d n i e oczyszczony z naleciałości politeizmu, a w n a u c z a n i u religijnym
centralne miejsce zajął obraz jedynego Boga, stwórcy Świata - J a h w e . Świat
jest w e d ł u g Tory dobry, a w ł a d a n i m sprawiedliwy i m i ł o s i e r n y Pan Z a s t ę ­
pów. J e d n a k nie wszyscy myśliciele żydowscy byli s k ł o n n i z a a k c e p t o w a ć t e n
obraz. Stawiane przez nich pytania o przyczynę zła w świecie, o sens cierpie­
nia i o sens ludzkiego życia znalazły swój wyraz w literaturze mądrościowej,
z będącą jej najwybitniejszym osiągnięciem Księgą H i o b a na czele. J e d n y m
z głównych w ą t k ó w tej literatury był p r o b l e m teodycei, usprawiedliwienia
Boga ze wszelkich rys, jakie z d a n i e m a u t o r ó w ksiąg m ą d r o ś c i o w y c h pojawia­
ły się na obrazie d o s k o n a ł e g o stworzenia. Tendencje żydowskie, zwiastujące
dojrzałą gnozę czasów chrześcijańskich, znajdowały sobie miejsce na obrze­
żach ortodoksyjnego j u d a i z m u . Sekty esseńczyków, aleksandryjskich tera­
peutów, sekty chrzcielne z Palestyny były t e r e n e m p o d a t n y m do u p r a w i a n i a
gnostycyzujących spekulacji. Szczególną u w a g ę w koncepcji Brumlika zwró­
ciła wiara m i e s z k a ń c ó w Samarii. Ludzie ci, będący p o t o m k a m i Ż y d ó w i nie-Żydów, czuli się u p o ś l e d z o n ą g r u p ą pod w z g l ę d e m z a r ó w n o s p o ł e c z n y m jak
i religijnym. Przez m i e s z k a ń c ó w J u d e i u w a ż a n i za p o g a n i nieczystych, s a m i
siebie traktowali jako jedynych p r a w o w i e r n y c h w y z n a w c ó w d o b r e g o Boga.
Szczególnie silny był w ś r ó d nich mesjanizm. Uznawali z Biblii wyłącznie To­
rę, ale ich interpretacja t e k s t u daleko odbiegała od ortodoksji jerozolimskiej.
Myśl o tym, że Jahwe, Bóg Stwórca i Bóg Ż y d ó w nie m o ż e być tak n a p r a w d ę
w s z e c h m o c n y m i d o b r y m p a d a ł a na szczególnie p o d a t n y g r u n t . Towarzyszy­
ła jej nadzieja, że gdzieś wysoko jest jakieś inne, p r a w d z i w e n i e b o , gdzie
przebywa z u p e ł n i e Inny, n a p r a w d ę m i ł o s i e r n y Bóg. Ta myśl będzie n u r t o w a ­
ła gnostyków przez wszystkie wieki. Z Samarią związana jest p o s t a ć Szymo­
na Maga, z n a n e g o z N o w e g o T e s t a m e n t u czarnoksiężnika, k t ó r e g o później­
sza tradycja kościelna uczyniła ojcem wszelkich herezji. N a u c z a n i e Szymona,
jakie z n a m y z relacji św. I r e n e u s z a z Lyonu, zawierało j u ż wiele e l e m e n t ó w
290
FRONDA 25/26
klasycznej gnozy. Bóg Ojciec nie m ó g ł być dla S z y m o n a t w ó r c ą t e g o z e p s u t e ­
go świata. Aby wyjaśnić, jak d o s z ł o do t e g o tragicznego n i e p o r o z u m i e n i a ,
gnostycym Szymona posiłkował się m o t y w a m i zaczerpniętymi z h e t e r o d o k syjnego j u d a i z m u , s y s t e m u filozoficznego Filona z Aleksandrii oraz duali­
stycznej mitologii irańskiej. Prawdziwy, N i e n a z w a n y Bóg S z y m o n a jest cał­
kowicie różny od Boga Biblii. D z i e ł e m o w e g o I n n e g o Boga była E n n o i a , myśl
boża, k t ó r a zstępując w niższe p o z i o m y zrodziła i n n e istoty n a t u r y d u c h o ­
wej. D o p i e r o ci aniołowie utworzyli m a t e r i a l n y świat i zapałali żądzą władzy.
Uwięzili E n n o i ę w materii, a sami ogłosili się jedynymi s t w ó r c a m i i wład­
cami świata. Rządzili źle. Jak widać więc J a h w e , Bóg Ż y d ó w był dla Szy­
m o n a tylko j e d n y m z u z u r p a t o r ó w , a jego zakazy i nakazy p r z e j a w e m
tyranii. Boska E n n o i a m o ż e zostać u w o l n i o n a z m a t e r i a l n e g o świata
przez p r a w d z i w e g o mesjasza, w y s ł a n e g o z tą misją od Boga. W r a z
z nią u w o l n i e n i u z m a t e r i a l n y c h p ę t podlegać b ę d ą n i e k t ó r z y ludzie,
pochodzący p o d o b n i e jak E n n o i a z P r a w d z i w e g o N i e b a . J a k relacjo­
nuje św. Ireneusz, Szymon uczynił s a m e g o siebie mesjaszem, zaś za
Ennoię u z n a ł p r o s t y t u t k ę i m i e n i e m H e l e n a .
G n o z a II wieku, rozwijająca się w s t a ł y m dyskursie z chrześcijań­
stwem, zawierała z d a n i e m Brumlika wszystkie zalążki swoich później­
szych form. Karmiła się obficie spekulacjami filozoficznymi pogańskiej
Grecji, przyswajała religijne tradycje bliskiego W s c h o d u , i n t e r p r e t o w a ł a po
swojemu Biblię. Bardzo ciekawy wydaje się s t o s u n e k gnozy do chrześcijań­
stwa. Tu rysuje się p e w n a niekonsekwencja w r o z u m o w a n i u a u t o r a . W jed­
nym miejscu chrześcijaństwo zostaje w p r o s t u z n a n e za formę gnozy 4 , w in­
nym z n o w u d o s t r z e g a n e są zasadnicze różnice: „Chrześcijaństwo i gnoza
różnią się tym, że dla chrześcijaństwa p r z e p a ś ć ta [ p o m i ę d z y Bogiem a czło­
wiekiem - przyp. aut.] jest j u ż zasypana przez płynącą z wiary ufność w ofia­
rę, jaką złożył z s a m e g o siebie Bóg, p o d c z a s gdy w gnozie miejsce tej ufno­
ści zajmuje poznawcza, kosmologiczna spekulacja. Tam, gdzie chrześcijań­
s t w o zadowala się wyjaśnieniem samej historii m ę k i Jezusa, gnoza chce p o ­
n a d t o wiedzieć, na jakiej zasadzie i dlaczego w ogóle m u s i a ł o dojść do tej hi­
storii, i - p r z e d e w s z y s t k i m - co ludzie m o g ą zrobić dla cierpiącego Boga.". 5
Chrześcijaństwo od gnostycyzmu różni r ó w n i e ż s t o s u n e k do religii m o j ­
żeszowej. Przez dwadzieścia w i e k ó w żywa była w ś r ó d w y z n a w c ó w C h r y s t u ­
sa, p o m i m o najróżniejszych przejawów a n t y s e m i t y z m u , ś w i a d o m o ś ć wyraZIMA-200 1
291
żona przez św. Pawła, że Izrael nadal pozostaje l u d e m w y b r a n y m Boga i p o d
koniec wieków nastąpi jego p e ł n e n a w r ó c e n i e . Gnostycym n a t o m i a s t w p r o ­
wadził do swego m i t u nie dające się niczym załatać pęknięcie p o m i ę d z y Sta­
rym i N o w y m Przymierzem.
D o s k o n a ł y m p r z y k ł a d e m gnozy, k t ó r a rodzi antyjudaizm, jest z d a n i e m
Brumlika u k s z t a ł t o w a n y w II wieku s y s t e m Marcjona. Ów bogaty a r m a t o r
z Synopy u z n a ł całe s t w o r z e n i e za k o m p l e t n i e złe, w konsekwencji zły m u ­
siał być również jego Stwórca. Stary T e s t a m e n t , a w szczególności Tora, zo­
stają przez Marcjona u t o ż s a m i o n e ze s p i s e m złych n o r m , n a r z u c o n y c h p o d ­
stępem przez tyrana-demiurga, który z m u s i ł ludzi do uległości. D o p i e r o
C h r y s t u s pokazał wybranym, jak m o ż n a osiągnąć p r a w d z i w e zbawienie.
Marcjon był przekonany, że J e z u s z N a z a r e t u z całą p e w n o ś c i ą nie był wcie­
lonym S ł o w e m Boga Biblii hebrajskiej i nie został przez t e g o Boga wskrze­
szony z martwych. C h r y s t u s wskrzesił s a m siebie, dając t y m s a m y m przy­
kład dla n a s t ę p n y c h pokoleń gnostyków. Z b a w i e n i e m o ż e być osiągnięte
dzięki w ł a s n y m wysiłkom, C h r y s t u s jest b o s k i m e o n e m p o c h o d z ą c y m o d
292
FRONDA
25/26
prawdziwego Boga, a p r z e k a z a n a przez N i e g o wiedza (gnosisl) pozwoli kolej­
nym wybranym podążyć Jego ścieżką. O p r ó c z o d r z u c e n i a Biblii hebrajskiej
w całości, Marcjon d o k o n a ł jeszcze kilku p o p r a w e k w Ewangelii Św. Łukasza
(jedynej, jaką z n a ł ) . Opuścił mianowicie, jak relacjonuje Epifaniusz z Salaminy, fragmenty tekstu dotyczące poczęcia Zbawiciela i wstąpienia w ciało. Być
m o ż e nie mógł znieść faktu, że Zbawiciel urodził się j e d n a k jako żydowskie
dziecko?
Po Marcjonie p o w s t a w a ł y w II i III wieku kolejne systemy gnostyc­
kie, które starały się o d p o w i e d z i e ć na pytanie o przyczynę u p a d k u boskich
dusz w świat s t w o r z o n y przez złego d e m i u r g a oraz o s p o s o b y w y d o s t a n i a się
z niego. Możliwości, jakie daje gnoza, jest praktycznie nieograniczona ilość.
D o m i n a n t ą w f e n o m e n i e gnozy pozostaje obraz walki „ s y n ó w ś w i a t ł a " z „sy­
n a m i c i e m n o ś c i " . Zły jest świat, jego Stwórca, ciało, seks, m a ł ż e ń s t w o , p ł o ­
dzenie dzieci. „Synami c i e m n o ś c i " bywali w gnostyckich s y s t e m a c h źli anio­
łowie, ale r ó w n i e d o b r z e m o g ł y za nich być u z n a n e ziemskie s t r u k t u r y wła­
dzy: rzymska administracja, Kościół katolicki, Żydzi (wypełniający z a w a r t ą
w Torze „wolę d e m i u r g a " i całkowicie mu p o d p o r z ą d k o w a n i ) . Recept na wy­
zwolenie z u p a d ł e g o świata d a w a ł a gnoza wiele. Ze szczególną obsesją ata­
kowany byl przez gnostyków seks i prokreacja jako w s p ó ł u d z i a ł w p l u g a w y m
dziele d e m i u r g a . Rodziło to z jednej s t r o n y szkoły skrajnej ascezy, dążącej do
ostatecznego przezwyciężenia z m y s ł o w e g o ciała przez jego wyniszczanie;
z drugiej m a k s y m a l n i e rozpasany libertynizm seksualny, r ó w n i e ż mający na
celu przezwyciężenie cielesnych i n s t y n k t ó w p o p r z e z całkowite o d d a n i e się
im (koncepcja ta nieodparcie kojarzy się ze s t a r y m h a s ł e m polskich alkoho­
lików: „Alkohol to twój wróg, a więc lej go w m o r d ę ! " )
Istnieje m i t gorąco p r o p a g o w a n y przez ludzi uważających się za współ­
czesnych a d e p t ó w gnozy, mówiący o łagodnych i b e z b r o n n y c h gnostykach,
tępionych n i e m i ł o s i e r n i e przez wszystkie wieki. W e d ł u g Jerzego Prokopiuka, 6 ta b e z r a d n o ś ć w o b e c opresyjngo świata, w p o ł ą c z e n i u z n i e z d o l n o ś c i ą do
stworzenia w ł a s n y c h s t r u k t u r przemocy, jest najlepszym p a p i e r k i e m lakmu­
sowym prawdziwości gnozy - przewodniczki boskich b y t ó w d u c h o w y c h za­
błąkanych w skazanym na zagładę świecie materii. Micha Brumlik p o d w a ż a
ten mit analizując dzieje sekt paulicjan, b o g o m i ł ó w i katarów. G n o s t y c y m
u k s z t a ł t o w a n y w A r m e n i i i z n a n y jako s e k t a paulicjan dotyczył p r z e d e
wszystkim zawodowych żołnierzy, którzy w r a z z r o d z i n a m i tworzyli zaZ1MA-2001
293
m k n i ę t e społeczności o s a d n i k ó w wojskowych,
u m i e s z c z a n y c h w niebez­
piecznych rejonach pogranicza Bizancjum (VII w i e k ) . Paulicjanie wierzyli, że
świat m a t e r i a l n y to dzieło złego demiurga, a oni są s ł u g a m i p r a w d z i w e g o
Boga, j e d n a k ich działalność była na w s k r o ś światowa. Walczyli z Persami,
Arabami, Słowianami, a gdy cesarz u s i ł o w a ł przywrócić siłą ortodoksję również z a r m i ą bizantyjską. Walkę „zasady ś w i a t ł a " z „zasadą c i e m n o ś c i "
postrzegali w kontekście jak najbardziej realnych bojów ziemskich. Byli d o ­
brymi wojownikami i umieli trzymać miecze.
W średniowieczu na t e r e n i e zajętych przez Słowian B a ł k a n ó w bujnie roz­
wijały się w s p ó l n o t y kolejnej religii inspirowanej g n o s t y c y z m e m - b o g o m i łów. Przez pewien czas b o g o m i ł o w i e b a r d z o silnie oddziaływali na życie du­
c h o w e i polityczne Bułgarii, gdzie cieszyli się n a w e t opieką i p o p a r c i e m d o ­
mu panującego oraz wyższego d u c h o w i e ń s t w a (!). Misjonarze sekty, „dosko­
nali", rozprzestrzeniali swoją d o k t r y n ę z d u ż y m i s u k c e s a m i w ś r ó d l u d ó w
słowiańskich
(ostatnie ślady wiary bogomilskiej istniały na Rusi jeszcze
w XVI w i e k u ) . Największe wpływy zdobyli w ś r ó d m i e s z k a ń c ó w Bośni, skłó­
conych z p r a w o s ł a w n y m Bizancjum i zagrożonych p r z e z katolickie Węgry.
Wiara b o g o m i ł ó w p o c z ą t k o w o m i a ł a c h a r a k t e r wybitnie ludowy, w k r ó t c e
j e d n a k dołączać do niej zaczęli d u c h o w n i , szlachta i książęta. C h o ć „ d o s k o ­
nali" głosili oczywiście gnostycki d u a l i z m i p o g a r d ę dla świata, to o k a z a ł o
się, że potrafią doskonale radzić sobie w w a r u n k a c h ś r e d n i o w i e c z n e g o feudalizmu. Na t e r e n a c h , gdzie sekta m i a ł a p r z e w a g ę liczebną, szczególnie jeśli
należeli do niej lokalni władcy, dość szybko d o c h o d z i ł o do przejawów prze­
śladowań mniejszości p r a w o s ł a w n e j i katolickiej.
W centralnej Europie najsilniej r o z w i n ę ł a się religia katarska, będąca
swoistą o d m i a n ą wiary bogomiłów. Chociaż Katarowie zachowywali gno­
stycki dualizm w podejściu do świata s t w o r z o n e g o , to j e d n a k ich s t o s u n e k
do Starego T e s t a m e n t u i Ż y d ó w nie był tak j e d n o z n a c z n i e n e g a t y w n y Brumlik stwierdza, że byli p o d t y m w z g l ę d e m raczej wyjątkiem w ś r ó d in­
nych gnostyków. Jak j e d n a k kształtowałby się t e n s t o s u n e k w przyszłości,
gdyby religii katarskiej nie położyła k r e s u katolicka krucjata - nie w i a d o m o .
Ocena średniowiecznych herezji o p o d ł o ż u gnostyckim d o k o n a n a p r z e z Mi­
chę Brumlika jest dość j e d n o z n a c z n a : „Przypadek paulicjan świadczy o tym,
że również gnostyckie, heretyckie Kościoły m o g ł y być w zasadzie r ó w n i e nietolerancyjne i bojownicze jak chrześcijaństwo ortodoksyjne. Próba wyjaśnie-
294
FRONDA 25/26
nia, że j e d n a religia niesie ze sobą w ł a d z ę i p r z e m o c , a i n n a nie, p o p r z e z od­
woływanie się do opozycji między z w r ó c e n i e m ku światu a o d r z u c a n i e m go,
jest n i e u c h r o n n i e skazana na n i e p o w o d z e n i e , jak t e g o j e d n o z n a c z n i e d o w o ­
dzi przykład paulicjan. Okoliczność, że sekty gnostyckie - jako czynnik od­
grywający o k r e ś l o n ą historyczną rolę, p o d p o r z ą d k o w a n ą o g ó l n e m u p r o c e s o ­
wi dziejowemu - z reguły padały też jego ofiarą, bądź też stawały się ofiarą
zwycięskiego Kościoła p a ń s t w o w e g o , tak s a m o nie m o ż e być k r y t e r i u m
prawdziwości ich doktryny, jak z drugiej s t r o n y prawdziwości w y z n a n i a wia­
ry z w r ó c o n e g o ku światu nie m o ż n a mierzyć w e d ł u g tego, czy z reguły jego
instytucje stały po s t r o n i e historycznych zwycięzców. P o w i n i e n m i e ć to na
u w a d z e każdy, k t o chce się zająć h i s t o r i ą kacerzy dojrzałego ś r e d n i o w i e c z a katarów." 7
„Struktury gnostyckiego myślenia" funkcjonowały w k u l t u r z e E u r o p y od
czasów średniowiecznych z a r ó w n o p o d postacią określonych s y s t e m ó w filo­
zoficznych, jak też w formie niektórych k i e r u n k ó w w sztuce. Brumlik wy­
m i e n i a wiele wybitnych postaci z czasów n o w o ż y t n y c h , których światopo71MA200I
295
gląd opieraj się na gnostyckich p o d s t a w a c h - G i o r d a n o B r u n o („święty" wol­
nomyślicieli), Fichte, Marks, Wagner, Schopenhauer, F r e u d (!), J u n g - wszy­
scy byli s y s t e m o w y m i a n t y s e m i t a m i . A n t y s e m i t y z m ich nie m i a ł najczęściej
emocjonalnego, osobistego podłoża, lecz był w y n i k i e m żelaznej k o n s e k w e n ­
cji w rozwijaniu gnostyckiego światopoglądu. To t ł u m a c z y p o z o r n y p a r a d o k s
w y s t ę p o w a n i a dużej liczby „gnostycko myślących" a n t y s e m i t ó w p o c h o d z e ­
nia żydowskiego; oni po p r o s t u przezwyciężyli - we w ł a s n y m m n i e m a n i u ziemski,
negatywny pierwiastek
związany z
żydowskim
pochodzeniem.
„Wiara w t o ż s a m o ś ć Boga i ludzkiej duszy, o p o w i a d a n i e się za k o g n i t y w n ą
wiedzą o zbawieniu oraz mity o w z n o s z e n i u się i u p a d a n i u d u s z - wszystko
to, jak widzieliśmy, nie charakteryzuje jeszcze w wystarczający s p o s ó b my­
ślenia gnostyckiego. W prawie wszystkich jego szkołach i n u r t a c h pojawiała
się jako kolejny k o n s t y t u t y w n y e l e m e n t krytyka, ba, o d r z u c e n i e s t w o r z e n i a
i boga stwórcy, materii, cielesności i zmysłowości, czyli tego, co zawsze sym­
bolizowali Żydzi i ich Bóg." 8
Szczególna rola w ewolucji g n o s t y c y z m u przypadła, w e d ł u g Brumlika,
A r t u r o w i S c h o p e n h a u e r o w i . Niemiecki myśliciel był tym, k t ó r y o s t a t e c z n i e
oddzielił gnozę od myśli o transcendencji i osadził ją w m a t e r i a l n y m świecie
- jedynym, w jakim jego z d a n i e m przyszło l u d z i o m żyć. Z a c h o w a n y został
gnostycki d u a l i z m i negatywny s t o s u n e k do materii, lecz t e r a z ludzie, by się
wyzwolić, nie mogli już szukać wybawienia w I n n y m Niebie, u I n n e g o Boga.
Cały XIX, a zwłaszcza nieszczęśliwy wiek XX, zostały n a z n a c z o n e straszli­
wym p i ę t n e m gnostyckich p r ó b b u d o w y k r ó l e s t w a „nie z t e g o ś w i a t a " w t y m
właśnie świecie. Pełnię swojego antysemickiego i niszczycielskiego c h a r a k t e ­
ru gnostycym przejawił w I p o ł o w i e XX wieku: „ D o p i e r o w połączeniu n o ­
wożytnej, nowoczesnej, noszącej p r o t e s t a n c k i e p i ę t n o filozofii wolnej pod­
m i o t o w o ś c i z wczesnosocjalistycznymi m o t y w a m i wybawienia od gospodar­
ki finansowej u Fichtego, Wagnera, J u n g a i H e i d e g g e r a dziedzictwo gnostyckie wyzwala swoją destrukcyjną siłę. W idei zbawienia p o p r z e z zniszczenie,
w idei z m i e r z c h u bogów, k t ó r a m o c e techniki, intelektu, p r a w a i pieniądza
kondensuje w obrazie 'Żyda', a n a s t ę p n i e unicestwia, kształtuje się p r o g r a m
potrzebujący jeszcze tylko z d e c y d o w a n e g o zbawiciela, który by go w s p o s ó b
d o s ł o w n y zrealizował". 9 Gnostycki zbawiciel - n i e d o s z ł y m a l a r z - rozpoczął
dzieło zbawiania od p r z e m ó w i e ń w pewnej monachijskiej piwiarni, by po la­
tach przystąpić d o b u d o w y k r e m a t o r i ó w .
296
FRONDA 25/26
Po przeczytaniu książki Michy Brumlika t r u d n o jest nie zadać sobie pyta­
nia: Czy w epoce po O ś w i ę c i m i u m o ż n a jeszcze w ogóle nazywać siebie gnostykiem?
MARCIN BĄK
Micha Brumlik „Gnostycy. Marzenie o s a m o z b a w i e n i u człowieka",
W y d a w n i c t w o U r a e u s . Gdynia 1 9 9 9 .
PRZYPISY:
1 Z w p r o w a d z e n i a do „ G n o z y " Gillesa Q u i s p e l a . I n s t y t u t W y d a w n i c z y PAX W a r s z a w a 1988, s. 11
2
Micha Brumlik „Gnostycy. M a r z e n i e o s a m o z b a w i e n i u c z ł o w i e k a " , W y d a w n i c t w o U r e u s , Gdy­
nia 1999. s.9
3
t a m ż e , s. 19
4 t a m ż e , s.47
5 t a m ż e , s.41
6
Pogląd taki z o s t a ł w y r a ż o n y c h o c i a ż b y w o p u b l i k o w a n y m p r z e z w y d a w n i c t w o S E M P E R z b i o r z e
w y k ł a d ó w „ N u r t y c h r z e ś c i j a ń s t w a " , W a r s z a w a 1 9 9 5 , s.41-44
7 Micha Brumlik, s. 146
8 t a m ż e , s.24I
9
t a m ż e , s.298
ZIMA-200 I
297
Zabarwiony resentymentem negatywny
stosunek do nowoczesności, skłaniał zapew­
ne twórców ariozofii do tropienia winowaj­
ców, którzy mogliby spełnić rolę kozłów
ofiarnych. Ariozofowie węszyli w instytucji Kościoła
„żydowski", „masoński" spisek. Kiedy odrzucali
„skostniałą", instytucjonalną religijność i zabierali się
za mediumizm lub wróżbiarstwo, to antycypowali
tym samym, modny wśród współczesnych penetratorów „autentycznej" duchowości, newage'owy antyklerykalizm.
Pożyteczni idioci
HITLERA
FILIP
Dowód dwudziesty
(...):
MEMCHES
Oprócz filozofii absurdu wymyśliłem
także
wszystkie te filozofie, których pobożnie nauczacie - na moją korzyść - dzieci
w waszych szkołach. Nie będę ich wyłiczał, bo mogę zostać posądzony o recy­
towanie lekcji.
Rzecz jasna, wszystkie wychodzą z tego samego założenia, że ja nie istnie­
ję i że nie mogę istnieć. Czy to nie śmieszne? Niedużo brakuje, żeby zaczęły
rozumować dokładnie tak jak ja.
Andre Frossard „36 dowodów na istnienie diabla"
Każda zwycięska rewolucja społeczna kończy się prędzej czy później star­
ciem „ideologów" z „ p r a g m a t y k a m i " . Aby zwycięski obóz zachował władzę,
górą m u s z ą być „pragmatycy". Nie od dziś b o w i e m w i a d o m o , że p o d s t a w ą
298
FRONDA
25/26
s y s t e m ó w porewolucyjnych jest
fałszywa,
utopijna
koncepcja
człowieka
i ludzkiej zbiorowości, stanowiąca zaprzeczenie jakiegokolwiek r e a l i z m u fi­
lozoficznego, politycznego bądź e k o n o m i c z n e g o . W t e g o typu p r z y p a d k a c h
dokonuje się e k s p e r y m e n t ó w na żywym o r g a n i z m i e - zamyka się społeczeń­
stwo w klatce ideologii. Walka z rzeczywistością s p o ł e c z n ą nie m o ż e j e d n a k
trwać d ł u g o . M e c h a n i z m y o b r o n n e ujarzmianej n a t u r y dają znać
o sobie. Dlatego część k o m u n i s t ó w w krajach, w których rządzi­
li, p o r z u c a ł a swoje p i e r w o t n e przekonania, d o s t o s o w u j ą c praktykę s p r a w o w a n i a władzy do r ó ż n o r a k i c h lokalnych, n a t u r a l n y c h u w a r u n k o ­
wań. „Pragmatycy" eliminowali „ideologów", jak - nie przymierzając - Stalin
Trockiego. Przynosiło to najczęściej p o ż ą d a n y przez „ p r a g m a t y k ó w " efekt:
ustrój „świetlanej przyszłości" zaczynał funkcjonować zgodnie z w y m o g a m i
realpolitik, oczywiście w jej patologicznym, schizofrenicznym w y d a n i u . (Ist­
nieje także pogląd, iż wszystkie rewolucje są u swego zarania d z i e ł e m „prag­
m a t y k ó w " , czyli na przykład specsłużb, a w y w r o t o w e ideologie - doskonały­
mi fasadami. P o z o s t a w m y j e d n a k tę k a r k o ł o m n ą h i p o t e z ę w n a w i a s i e ) .
W N i e m c z e c h w roku 1933 nie d o s z ł o do żadnej rewolucji. N a r o d o w i so­
cjaliści wygrali wybory p a r l a m e n t a r n e i t y m s a m y m otrzymali p e ł n e p r a w o
tworzenia gabinetu. J e d n a k zmiany, jakie wiązały się z objęciem przez Adol­
fa Hitlera u r z ę d u kanclerskiego, m i a ł y w istocie c h a r a k t e r rewolucyjny.
NSDAP była partią radykałów marzących o z u p e ł n i e n o w y m porządku, k t ó ­
ry zerwie z dotychczasową n i e m i e c k ą p a ń s t w o w o ś c i ą . I tu także d o s z ł o do
konfliktu „ideologów" z „ p r a g m a t y k a m i " . To z a p e w n e t r i u m f tych o s t a t n i c h
sprawił, że Trzecia Rzesza p o z o s t a ł a p o d w i e l o m a w z g l ę d a m i zwykłym p a ń ­
stwem, z d o b r o d z i e j s t w e m i n w e n t a r z a przyjmującym r o z m a i t e zdobycze n o ­
woczesnego kapitalizmu (choć będący socjalkapitalistyczną hybrydą ustrój
gospodarczy zawierał w sobie p r z e d e w s z y s t k i m e l e m e n t y etatystyczne),
i u d a ł o się jej - w p r a w d z i e w wielce d r a m a t y c z n y c h okolicznościach, ale jed­
nak - p r z e t r w a ć aż do roku 1945. W p r z e c i w n y m razie, znacząca większość
n a r o d u nie zniosła by fanaberii jakichś dziwaków, którzy w kółko coś bełko­
czą o o d r o d z e n i u rasy aryjskiej, a nie mają gotowej recepty na wyjście z za­
paści ekonomicznej, będącej s p a d k i e m po Republice Weimarskiej.
Bohaterami książki brytyjskiego historyka, N i c h o l a s a Goodricka-Clarke'a
są w ł a ś n i e „ideolodzy", a ściślej rzecz ujmując j e d n a z ich „frakcji". M o ż n a
zadać sobie pytanie: Czy w a r t o się zajmować o s o b n i k a m i , których działal7.1MA-2001
299
ność oraz teorie nie miały w gruncie rzeczy jakiegoś znaczącego w p ł y w u na
politykę nazistów? O s t a t e c z n i e byli to ekscentrycy, przez a p a r a t N S D A P po
p r o s t u tolerowani, a n a w e t - od p e w n e g o m o m e n t u - zwalczani. Jeśli w z b u ­
dzali z a i n t e r e s o w a n i e niedużej części partyjnych dygnitarzy, to wybiórczo.
Ariozofowie - bo tak określa a u t o r o w ą „frakcję" - pozostawali tak n a p r a w ­
dę na marginesie życia publicznego. G ł o s z o n e przez n i c h koncepcje do pew­
nego s t o p n i a pokrywały się z odczuciami s p o ł e c z e ń s t w a oraz p r o g r a m e m na­
rodowego
socjalizmu.
Chodzi
tu
szczególnie
o
idee
imperialne
czy
szowinistyczne. T r u d n o j e d n a k dostrzec, aby ariozofia przybrała cechy r u c h u
m a s o w e g o . N i e m c y w epoce Trzeciej Rzeszy nie stali się nagle n a r o d e m okultystów. N S D A P konfesyjnie p o z o s t a ł a u g r u p o w a n i e m pluralistycznym. N a l e ­
żeli do niej p r o t e s t a n c i i katolicy (ich z a a n g a ż o w a n i e w n a z i z m m u s i a ł o pew­
nie w konsekwencji p r o w a d z i ć do o d d a l a n i a się od chrześcijaństwa, o ile nie
do całkowitej apostazji), osoby religijnie indyferentne i ateiści, wreszcie
członkowie i sympatycy rozmaitych volkistowsko-ezoterycznych lóż.
A j e d n a k w a r t o się nieco przyjrzeć koneksjom ariozofii z n a z i z m e m . Sta­
n o w i ł a o n a b o w i e m j e d e n z i n g r e d i e n t ó w narodowo-socjalistycznego r u c h u ,
lecz nie decydowało bynajmniej o t y m jej okultystyczne oblicze. Ten p r o d u k t
parareligijnej szarlatanerii oferował b o w i e m przy okazji p e w n ą wizję świata,
przyswajalną r ó w n i e ż w kręgach świec­
kich,
„ p r a g m a t y c z n y c h " nacjonalistów,
którzy z obojętnością odnosili się do za­
gadnień d u c h o w y c h , a z r o z b a w i e n i e m
reagowali n a s a m dźwięk słowa „magia". Ariozofia narodziła się u schyłku XIX stulecia w Austro-Węgrzech, skąd
wkrótce przywędrowała do N i e m i e c . U swych źródeł wiązała się o n a z wyro­
słym na glebie romantycznej mitologii v o l k i z m e m . Po klęsce w wojnie z Pru­
sami, austriacki volkizm był w y r a z e m o b a w ludności niemieckiej co do jej
przyszłego s t a t u s u w granicach m o n a r c h i i Habsburgów. Ariozofowie kryty­
kowali wszelkie liberalne t r e n d y polityczne, religijne, k u l t u r o w e , atakowali
dominujący wówczas p a r a d y g m a t mieszczański. N o w o c z e s n a cywilizacja ja­
wiła im się jako efekt degeneracji Z a c h o d u , a w i n ą za u p a d e k , obarczali
głównie Ż y d ó w - rzekomych nosicieli tendencji materialistycznych, d e m o ­
kratycznych i egalitarnych. Ariozofię p r z e n i k a ł a t ę s k n o t a za mitycznym, ger­
m a ń s k i m Z ł o t y m Wiekiem, w k t ó r y m m i a ł a p o n o ć p a n o w a ć b o h a t e r s k a ary-
300
FRONDA 25/26
stokracja, pielęgnująca archaiczną, nie s k a ż o n ą późniejszymi „ s e m i c k i m i "
naleciałościami, d u c h o w o ś ć . Ariozofowie byli p r z e k o n a n i , iż p r o c e s d e g e n e ­
racji dokonał się na skutek mieszania się rasy nordyckiej z r a s a m i niższymi.
Uważali oni, że chrześcijaństwo uległo wypaczeniu, gdyż m i a n o z n i e g o
uczynić rodzaj s e n t y m e n t a l n e g o a l t r u i z m u , zgodnie z k t ó r y m wszyscy ludzie
są równi, a z a t e m człowiek p o w i n i e n kochać s w e g o bliźniego nie zważając na
jakiekolwiek różnice rasowe. Z d a n i e m czołowego ariozofa, Joerga Lanza v o n
Liebenfelsa u p a d e k E u r o p y nastąpił w „ k o s m i c z n y m t y g o d n i u " , w latach
1210-1920, a z w i e ń c z e n i e m procesu jej r o z k ł a d u okazał się t r i u m f bolszewi­
k ó w w Rosji.
Krytyczna o c e n a nowożytności, szczególnie je­
śli chodzi o desakralizację kultury i w ogóle
przestrzeni publicznej, nie była w drugiej p o ­
łowie XIX wieku i pierwszych d w ó c h deka­
dach XX, specjalnością wyłącznie pangerm a ń s k i c h volkistów oraz reszty ś r o d o w i s k
wyrosłych n a p n i u r o m a n t y c z n e g o b u n t u
przeciwko
modernizacji
s p o ł e c z e ń s t w za­
chodnich. Z a m i a s t j e d n a k szukać ukojenia
w retrospektywnych m r z o n k a c h n o w e g o p o ­
gaństwa, a rozwiązania w „prawicowej" gnozie
politycznej, tacy myśliciele jak G. K. C h e s t e r t o n , Hillaire Belloc i inni chrześcijańscy apologeci odwoływali się do
wielopokoleniowego doświadczenia Kościoła p o w s z e c h n e g o . Kościół przez
stulecia m u s i a ł się zmagać z r o z m a i t y m i kryzysami cywilizacyjnymi i wycho­
dził z tych p r ó b zwycięsko. Ariozofowie poszli ścieżką p r z e c i w n ą i chyba też
dlatego, że ulegli afektowi, przed k t ó r y m ostrzegał ich późniejszy faworyt
n a r o d o w y c h socjalistów, Friedrich N i e t z s c h e . R e s e n t y m e n t s t a n o w i siłę na­
p ę d o w ą idei i r u c h ó w k o n t e s t a t o r s k i c h , także żywiących się nostalgią za
dawnym, u t r a c o n y m ł a d e m . Z a b a r w i o n y r e s e n t y m e n t e m n e g a t y w n y stosu­
nek do nowoczesności, skłaniał z a p e w n e t w ó r c ó w ariozofii do t r o p i e n i a wi­
nowajców, którzy mogliby spełnić rolę k o z ł ó w ofiarnych. Ariozofowie węszy­
li w instytucji Kościoła „żydowski", „ m a s o ń s k i " spisek. Kiedy odrzucali
„skostniałą", instytucjonalną religijność i zabierali się za m e d i u m i z m lub
wróżbiarstwo, t o antycypowali t y m s a m y m , m o d n y w ś r ó d w s p ó ł c z e s n y c h
7IMA-200 1
301
p e n e t r a t o r ó w „ a u t e n t y c z n e j " d u c h o w o ś c i , n e w a g e ' o w y antyklerykalizm. Gdy
pisarze i myśliciele chrześcijańscy twierdzili, iż r a t u n k i e m dla ludzi Z a c h o d u
jest zwrócenie się w s t r o n ę Krzyża i m o d l i t w a , piewcy aryjskiego „ h e r o i z m u "
oddawali się kultowi d e m o n ó w , studiowali mitologię n o r d y c k ą - j e d n o c z e ­
śnie ją karykaturyzując - i nawoływali do rewolty, k t ó r a m i a ł a zburzyć deka­
dencki, mieszczański świat, aby na jego gruzach z b u d o w a ć arystokratyczne,
czyste r a s o w o i m p e r i u m . Nazistowscy „ p r a g m a t y c y " z H i t l e r e m na czele szy­
dzili sobie z ariozofów, aczkolwiek wydaje się, że traktowali ich jako „poży­
tecznych i d i o t ó w " , którzy rozbudzali w części s p o ł e c z e ń s t w a n i e m i e c k i e g o
m a r z e n i a o tysiącletniej Trzeciej Rzeszy. Z a m i a s t p o w a ż n i e z a i n w e s t o w a ć
w rozwój „wiedzy t a j e m n e j " - założenie i u t r z y m y w a n i e przy SS ze ś r o d k ó w
publicznych ezoterycznego i n s t y t u t u A h n e n e r b e nie było znaczącym przed­
sięwzięciem - narodowo-socjalistyczny e s t a b l i s h m e n t p o s t a w i ł j e d n a k na
bardziej konwencjonalne dyscypliny n a u k o w e , chociażby na eugenikę.
Ariozofowie nie odeszli z u p e ł n i e w przeszłość. Chociaż zmienili swą na­
zwę i już nie gloryfikują t e u t o ń s k i e j siły, ani nie w s p o m i n a j ą nic o koniecz­
ności rasowego o d r o d z e n i a - p o d n o s z e n i e tych kwestii z o s t a ł o p o n a d p ó ł
wieku t e m u s k o m p r o m i t o w a n e - to n a d a l pozostają o k u l t y s t a m i i p r a g n ą
uszczęśliwić świat. Niegdyś nadzieję pokładali w nazizmie, dzisiaj pokładają
ją w d e m o l i b e r a l n y m globalizmie. A „ p o 11 w r z e ś n i a " p o p y t na r ó ż n y c h ezoteryków i ich a d e p t ó w m o ż e w z r o s n ą ć jeszcze bardziej. N i e jest chyba tajem­
nicą, iż bój z talibami to pierwszy e t a p decydującej rozgrywki, w której m a ­
ją być p o k o n a n i wszyscy w r o g o w i e ś w i a t o w e g o „ s p o ł e c z e ń s t w a o t w a r t e g o " .
Okazuje się, że największym z a g r o ż e n i e m dla pokoju m i ę d z y n a r o d a m i są re­
ligijne „ f u n d a m e n t a l i z m y " i „fanatyzmy". Opór, jaki „ d o g m a t y c z n e " , „ a u t o ­
r y t a r n e " religie m o n o t e i s t y c z n e stawiają p r o j e k t o m „seksedukacji" czy „rów­
nouprawnienia
kobiet"
w
krajach,
których
niedojrzali
politycznie
mieszkańcy są za b a r d z o przywiązani do w ł a s n y c h tradycji oraz lokalnych
zwyczajów, i d o p i e r o uczą się liberalnej demokracji, nakazuje z a s t a n o w i ć się
nad rozstrzygnięciem tego p r o b l e m u . W przyszłości nie ma miejsca dla zbio­
rowości potępiających „wolność w y b o r u " co do takich spraw, jak aborcja i eu­
tanazja. W zmarginalizowaniu (ugłaskaniu?) „represyjnych", „ o b s k u r a n c kich",
„judeo-chrześcijańskich"
religii,
przydać
się
mogą
newage'owi
„mistrzowie rozwoju d u c h o w e g o " - stojący „ p o n a d d o b r e m i z ł e m " prze­
wodnicy w p o s t m o d e r n i s t y c z n y c h P o d r ó ż a c h na W s c h ó d . L u d z i o m przyzwy-
302
FRONDA 25/26
czajonym do przeżyć religijnych albo w y g ł o d n i a ł y m sacrum p o t r z e b n e będzie
coś w z a m i a n . Ale „ p r a g m a t y c y " pamiętają, iż p o s z u k i w a c z e m o c n y c h wra­
żeń mają s k ł o n n o ś ć do g r o m a d z e n i a się w jakieś sekty l u b i n n e „ideologicz­
n e " organizacje, k t ó r e funkcjonując p o z a kontrolą, m o g ą s p o w o d o w a ć wiele
n i e p o t r z e b n y c h kłopotów. D l a t e g o n a s t ę p c y n a z i s t o w s k i c h ariozofów b ę d ą
musieli pozostać uwiązani na smyczy. Gdyby m i a ł o stać się inaczej, przesta­
liby robić za „pożytecznych i d i o t ó w " .
FILIP MEMCHES
Nicholas Coodrick-Clarke „Okultystyczne ź r ó d ł a n a z i z m u " . D o m W y d a w n i c z y Bellona,
Warszawa 2 0 0 1
ZIMA 200 1
303
Zdaniem Limonowa, naczelną zasadą po­
lityki państwa winno być to, co się nazy­
wa instynktem agresji: „Najlepszą obroną
przed cudzą nienawiścią jest - męstwo.
I czujność. Trzeba mieć czołgi i głowice jądrowe, żeby
narodu bali się sąsiedzi."
LIMO
NOW
bez
winy
i
wstydu
MICHAŁ
CALLINA
Chyba po raz pierwszy zdarzyło mi się czytać monografię pisarza, k t ó r e g o
żadna książka nie została p r z e t ł u m a c z o n a na język polski. N i e znający rosyj­
skiego potencjalni czytelnicy mieli do dyspozycji tylko kilka, głównie zresztą
publicystycznych, t e k s t ó w L i m o n o w a ( „ F r o n d a " nr 2-3/1994) oraz fragment
obscenicznej raczej powieści Palacz (Kat) w „Literaturze na świecie"
(nr
4/1992). Tymczasem L i m o n o w m a n a swym koncie kilkanaście t o m ó w prozy
(powieści, opowiadań, esejów politycznych) i kilka z b i o r ó w poezji, t ł u m a c z o ­
nych na wiele języków. Na przykład powieść Eto ja - Ediczka, k t ó r a przyniosła
mu sławę, p r z e ł o ż o n o na 36 języków, ale nie na polski. Co p r a w d a od d o b r z e
poinformowanej właścicielki s t r a g a n u z rosyjską l i t e r a t u r ą na s t o ł e c z n y m Sta­
dionie X-lecia d o w i e d z i a ł e m się, że w Rosji a p o g e u m p o p u l a r n o ś c i L i m o n o w
ma już za sobą, m i m o to wydaje się, że t ł u m a c z e n i a L i m o n o w a na polski by­
łyby pożądane, bo jego twórczość to w a ż n e zjawisko k u l t u r a l n e i ideologicz-
304
FRONDA 25/26
ne w dzisiejszej Rosji. A o tej tematyce nie za wiele u nas w i a d o m o . Moskiew­
scy korespondenci polskich m e d i ó w z reguły koncentrują się na kremlowskich przepychankach personalnych, czasem m ó w i ą o wojnie w Czeczenii al­
bo o ofiarach m r o z u . Krajowe badania na t e m a t Rosji są często na b a r d z o wy­
sokim poziomie, czego d o w o d e m m o ż e być choćby d o r o b e k profesora Lucja­
na Suchanka. To w ogóle tytan rusycystyki, a u t o r m.in. prac o Sołżenicynie,
Zinowiewie, Turgieniewie, Czaadajewie i literaturze staroruskiej. Tyle tylko,
że jego prace, n a w e t o współczesnych pisarzach, nie mogąc przebić się do m e ­
diów, znane są jedynie w ą s k i e m u gronu specjalistów.
B o h a t e r e m ostatniej biografii prof. S u c h a n k a jest w ł a ś n i e L i m o n o w u r o d z o n y w 1943 roku E d u a r d Sawienko (nazwisko z m i e n i ł później) to syn
oficera N K W D , wychowany na proletariackim, czy m o ż e lepiej powiedzieć
l u m p e n p r o l e t a r i a c k i m , p r z e d m i e ś c i u Charkowa, a b s o l w e n t dziesięciolatki
i absolutny self made man literacki. Po debiucie p i s a r s k i m w C h a r k o w i e prze­
niósł się do Moskwy i t a m związał się z j e d n ą z nieformalnych g r u p poetyc­
kich, tzw. Lianozowską Szkolą. S u c h a n e k zauważa, że j u ż we wczesnych
wierszach i p o e m a t a c h , pisanych na p r z e ł o m i e lat 60-tych i 70-tych, m o ż n a
dostrzec wątki, k t ó r e się b ę d ą później w twórczości L i m o n o w a przewijać. To
przede wszystkim e r o t y z m traktowany, by tak rzec, m o ż l i w i e najszerzej. Są
t a m akcenty eurazjatyckie, jak choćby o r d a Dżyngis C h a n a , u k a z a n a „jako si­
ła pozytywna, twórcza, budująca n o w e " - ocenia S u c h a n e k . Kolejny taki waż­
ny wątek to apologia siły, armii i żołnierza rosyjskiego.
W 1974 roku Limonow, po o d m o w i e w s p ó ł p r a c y z KGB, w y e m i g r o w a ł do
USA, gdzie w 1979 roku wydał, do p e w n e g o s t o p n i a autobiograficzną, p o ­
wieść Eto ja - Ediczka. Na ogół d o b r z e przyjęli ją zagraniczni krytycy, dla któ­
rych była rosyjską egzemplifikacją t r e n d u , o k r e ś l a n e g o jako dirty realism, na­
t o m i a s t rosyjska emigracja oceniała ją z reguły źle lub b a r d z o źle. To zresztą
nic dziwnego. Choćby z tej powieści widać, że L i m o n o w nie cenił ani sowiec­
kich dysydentów, ani większości e m i g r a n t ó w . Ci o s t a t n i odpłacali mu - trze­
ba podkreślić - a b s o l u t n i e b e z p o d s t a w n y m i p o m ó w i e n i a m i o w s p ó ł p r a c ę
z KGB. S u c h a n e k słusznie cytuje pogląd krytyka, zestawiający L i m o n o w a
z M a r k i e m Hłaską i Jerzym Kosińskim:
„Odrzuciwszy m o d e l zachodni, pisarze polscy nie rzucili się do zbierania
o d p a d k ó w starego, lecz zamknęli się we w ł a s n y m świecie... N a t o m i a s t Limo­
n o w a i jego b o h a t e r a Z a c h ó d wystraszył do t e g o stopnia, że zapragnęli kryZIMA-2001
305
jówki, m o c n e g o i z n a n e g o porządku. I Ediczka, w b r e w
swym d u m n y m s ł o w o m , wrócił d o p o s z u k i w a ń p o ­
rządku t a m ,
gdzie on zawsze był - w artykułach
w s t ę p n y c h gazety Izwiestia, a jego twórca, zaliczający
się do awangardy... d o k o n a ł wielkiego odkrycia: świat
jest takim, j a k i m opisuje go literatura socrealistycz­
n a . " To w a ż n a o c e n a i dotyczy także innych emigracyj­
nych prac pisarza, p r z e d e w s z y s t k i m tzw. trylogii ro­
syjskiej, a zwłaszcza jej pierwszej części pt. U nas była
Wielikaja Epocha
(Mieliśmy Wielką Epokę), wydanej
w Paryżu w 1982 roku. To także powieść do p e w n e g o s t o p n i a autobiograficz­
na; p o r t r e t postaci - syna p r z e r z u c a n e g o z miejsca na miejsce oficera
N K W D , i czasu - lat 1947-50 z ekskursami w przeszłość i przyszłość.
Charakterystyczne, że Wielka Epoka L i m o n o w pisze w ł a ś n i e tak, wielki­
mi literami, a w powieści nie w s p o m i n a o dość t y p o w y m zjawisku doby sta­
linizmu, jakim był p o w s z e c h n y terror. Nastrój książki, ideowy p a t o s i prze­
konanie autora, że dla zwykłych ludzi „Wielka E p o k a " nie była o k r e s e m cier­
pień i tragedii sprawiły, że dla wielu pisarzy wydających w tamizdacie i samizdacie L i m o n o w stał się p o g r o b o w c e m socrealizmu. Sam a u t o r t ł u m a c z y to we
wstępie do powieści nieco inaczej; „Zarzucają 'Wielkiej E p o c e ' wielką ilość
krwi i trupów. Cóż, j e d n e epoki przypominają tragedie, i n n e o p e r e t k i . " Wy­
d a n a rok później w Paryżu d r u g a część rosyjskiej trylogii Podrostok Sawienko
(Wyrostek Sawienko) toczy się w roku 1958. Tam j u ż nie ma apologii rzeczy­
wistości sowieckiej, bo - jak sądzi L i m o n o w - czasy C h r u s z c z o w a nie sprzy­
jały p o s t a w o m heroicznym. N o w y przywódca - inaczej niż Stalin - nie p o t r a ­
fił p a n o w a ć nad i m p e r i u m , a ideologia przegrywała z rzeczywistością.
N a w i a s e m mówiąc to b a r d z o ciekawe jak d w u d z i e s t o l e t n i pobyt w A m e ­
ryce i Francji wpłynął na rosyjskiego pisarza; indywidualista dojrzał politycz­
nie i zaczął łaskawszym o k i e m patrzeć na stalinizm. Bez znajomości tej ewo­
lucji nie jest, m o i m z d a n i e m , możliwe z r o z u m i e n i e publicystyki L i m o n o w a
i jego działań politycznych w Rosji Jelcyna i P u t i n a .
Będące konsekwencją tych p r z e m y ś l e ń zdecydowanie n e g a t y w n e oceny
Gorbaczowowskiej pierestrojki i r z ą d ó w Jelcyna L i m o n o w zawarł w, obejmu­
jącej okres od sierpnia 1991 do listopada 1992 roku, pracy Ubijstwo czasowogo (Zabójstwo strażnika), wydanej w Moskwie w 1993 roku. Postać t y t u ł o 306
FRONDA 25/26
wa to m a r s z a ł e k ZSRR Siergiej Achromiejew, który p o ­
pełnił s a m o b ó j s t w o po n i e u d a n y m p u c z u z sierpnia
1991 roku. L i m o n o w z b u d o w a ł swój esej na tej p o ­
dwójnie symbolicznej metaforze. Jak pisze: „Pierwszy
ciąg symboliczności: m a r s z a ł e k Achromiejew to p o d l e
zabity Strażnik naszej Ojczyzny. Symbolizuje on A r m i ę
- naszego obrońcę... Drugi ciąg symboliczności: w ob­
razie Strażnika widzę także Rosję, p o w o ł a n ą do tego,
by być Strażnikiem p r z e s t r z e n i eurazjatyckich."
W tym ujęciu naczelną zasadą polityki p a ń s t w a
w i n n o być, tak na wszelki wypadek, to, co się nazywa i n s t y n k t e m agresji:
„Najlepszą o b r o n ą przed c u d z ą nienawiścią jest - m ę s t w o . I czujność. Trzeba
mieć czołgi i głowice jądrowe, żeby n a r o d u bali się sąsiedzi."
Przyszłą Rosję L i m o n o w widzi jako silne, scentralizowane p a ń s t w o w gra­
nicach cywilizacji rosyjskiej. A skoro, w e d ł u g pisarza, „ k t o u w a ż a rosyjski ję­
zyk i rosyjską kulturę za swoje, a historię rosyjskiego p a ń s t w a za swoją histo­
rię, ten jest Rosjaninem", oznacza to, że nacjonalizm L i m o n o w a nie jest eks­
kluzywny etnicznie ani rasowo. W sferze polityki zagranicznej pisarz p o s t u ­
luje odejście od e u r o p o c e n t r y z m u i „zwrot ku Azji". Wydaje mi się, że te wła­
śnie wątki „Zabójstwa strażnika" (bo oczywiście nie afirmacja Lorenzowskiego instynktu agresji) zbliżają L i m o n o w a do autorów, którzy piszą o kulturze
czy cywilizacji prawosławnej jako rdzeniu n a r o d u rosyjskiego. A trzeba pa­
miętać, że takie sądy głosi nie tylko Aleksander Sołżenicyn, ale i p r z e w o d n i ­
czący Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej Giennadij Ziuganow.
Tę interesującą rzecz próbuje na przykładzie U k r a i n y i działających t a m
Cerkwi p r a w o s ł a w n y c h wyjaśnić prof. W ł o d z i m i e r z Pawluczuk, a u t o r znako­
mitej pracy „Ukraina. Polityka i m i s t y k a " ( „ N o m o s " , Kraków 1998). Z b a d a ń
socjologicznych z przeprowadzonych w 1994 roku wynika, że 11 proc. prawo­
sławnych orientacji moskiewskiej i 8 proc. kijowskiej to niewierzący (sic!),
zaś o d p o w i e d n i o 38 proc. i 36 proc. deklaruje się jako „ n i e z d e c y d o w a n i " .
Takie zwroty, jak „ p r a w o s ł a w n y a t e i s t a " czy „ p r a w o s ł a w n y niereligijny"
to oczywiście pojęciowe absurdy. Pawluczuk wyjaśnia to następująco: „Pra­
wosławie nie jest tylko religią, ale także t y p e m k u l t u r y i j ą d r e m określonej,
odrębnej cywilizacji. Bytowoje chrystijanstwo - tak niektórzy myśliciele rosyj­
scy określają prawosławie. Chrześcijaństwo, k t ó r e g o i s t o t a nie jest w d o g m a 7.IMA2001
307
cie wiary, ale w bycie: w zwyczajach, w życiowych preferencjach i w a r t o ­
ściach, w s p o s o b a c h o d c z u w a n i a sensu, w c h a r a k t e r z e wspólnoty, w krajo­
brazie, w s t o s u n k u do przyrody, do świata, do poezji, w sposobie bycia... Ma­
my tu do czynienia po p r o s t u z i n n y m t y p e m relacji m i ę d z y religią i kultu­
rą... Większość dziejów ludzkości z n a m i o n u j e j e d n o ś ć religii i kultury... Au­
t o n o m i a religii w o b e c e t n o s u i polityki jest w y n a l a z k i e m cywilizacji Z a c h o ­
du i poza nią nigdzie nie występuje." Dodaje on, że m i a r o d a j n e b a d a n i a so­
cjologiczne w Rosji p r z y n o s z ą p o d o b n e rezultaty. Pawluczuk s ł u s z n i e sądzi,
że rosyjskie p r a w o s ł a w i e było p o d w a l i n ą idei eurazjatyckiej, zaś w praktyce
politycznej te d w a byty bywają wręcz łączone.
Tego w ł a ś n i e zabrakło mi w monografii Suchanka; wyjaśnienia, jak ate­
ista L i m o n o w (pisarz za takiego się deklaruje w jednej ze swoich powieści)
m o ż e być j e d n o c z e ś n i e prawosławny... w sensie cywilizacyjnym. Jako „pra­
wosławny a t e i s t a " p r z e d s t a w i a się n p . białoruski p r e z y d e n t Aleksander Łukaszenka. W Polsce ludzie się z t e g o śmieją, ale w jego kraju jest to i s t o t n a
deklaracja polityczna, z której wynikają w a ż n e konsekwencje, n p . ścisła
współpraca z Rosją.
Wracając j e d n a k do Limonowa; jego kolejna w a r t a uwagi praca publicy­
styczna, w y d a n a w Moskwie w 1994 roku n o s i ł a tytuł Limonow protiw Zyrinowskogo i t r a k t o w a ł a o współpracy oraz rozejściu się o b u działaczy. Sucha­
n e k ma rację, że owa książka to z n a k o m i t y m a t e r i a ł dla badacza historii Ro­
sji wczesnych lat 90-tych. L i m o n o w pokazuje od p o d s z e w k i jak to wygląda­
ło; r ó ż n e cele polityczne i w ich efekcie k ł ó t n i e , animozje czysto p e r s o n a l n e
i n i e d o w ł a d organizacyjny. Najgorsi chyba byli „bojarzy" - d a w n i działacze
KPZR, którzy nie zdołali „załapać się" do ekipy Jelcyna. Ci n i e mieli pojęcia
jak zorganizować wiec, a jak już go zwołali, to n p . z a p o m n i e l i o t u b i e z gło­
śnikiem dla mówców...
L e k t u r a Limonowa protiw Żyrinowskogo jest jeszcze
o tyle ciekawa, że w o d z ó w opozycji antyjelcynowskiej z w c z e s n y c h lat 90tych cechuje p e w n e p o d o b i e ń s t w o do działaczy polskiej prawicy. (Tu kłania
się tekst Witolda Paska „Dlaczego polska prawica jest do d...?" z „ F r o n d y " nr
2-3/1994, który zresztą n a b i e r a coraz to n o w y c h znaczeń.)
L i m o n o w utrzymuje, ż e Żyrinowski został o d r z u c o n y przez w o d z ó w
opozycji a n t y s y s t e m o w e j . T r a k t o w a n o go raczej n i e c h ę t n i e ; gdy j u ż został za­
p r o s z o n y na wspólny wiec czy d e m o n s t r a c j ę , to n i e m ó g ł p r z e m a w i a ć , a je­
śli już d o p u s z c z o n o go do głosu, to w trakcie jego m o w y i n n i w o d z o w i e
308
FRONDA 25/26
uśmiechali się złośliwie. G ł ó w n y m t e g o p o w o d e m były cechy o s o b o w o ś c i o ­
we Żyrinowskiego, ale chyba także i t o , że ukrywał swoje żydowskie p o c h o ­
dzenie. W efekcie znalazł sobie na tyle m o ż n y c h s p o n s o r ó w (malcziki-bankircziki), że jego L i b e r a l n o - D e m o k r a t y c z n a Partia Rosji z d o ł a ł a wejść do D u m y
i stała się e l e m e n t e m s y s t e m u władzy. Oczywiście działaczy LDPR n i e ma
w ż a d n y m c e n t r u m decyzyjnym, ale t w i e r d z e n i e , że w Rosji D u m a jest od
d u m a n i a nie c a ł k i e m o d p o w i a d a prawdzie, b o przecież zawsze m o ż n a t a m t o
i o w o załatwić. N a w i a s e m mówiąc, p o d o b n y s p o s ó b w n i k n i ę c i a do s y s t e m u
władzy obrał k o m u n i s t a Ziuganow, tylko nieco p ó ź n i e j . Inni w o d z o w i e o p o ­
zycji p o z a s y s t e m o w e j popadają w niebyt polityczny. Rząd starał się jak m ó g ł ,
by im to ułatwić, p r z e d e w s z y s t k i m za p o m o c ą r o z m a i t y c h tricków, jak dele­
galizacje partii i u n i e w a ż n i a n i e ich list wyborczych. W k o ń c u przecież i s a m
lider Partii Nacjonal-Bolszewickiej L i m o n o w w k w i e t n i u 2 0 0 1 roku trafił
(bez sądu) do lefortowskiego więzienia i został o s k a r ż o n y o t e r r o r y z m .
S u c h a n e k kończy swą, porywającą chwilami, książkę w y p o w i e d z i ą Niko­
łaja D o ł g o p o ł o w a , a u t o r a j e d n e g o z w y w i a d ó w z L i m o n o w e m : „ E d u a r d , nie­
p o t r z e b n i e zająłeś się polityką. N a p r a w d ę n i e p o t r z e b n i e . . . Ty j e s t e ś Ediczką.
Trzeba było p o z o s t a w a ć p i s a r z e m . " N i e w i e m , czy to b y ł o m o ż l i w e . Ale chy­
b a j e d n a k nie, t o nie t e n t e m p e r a m e n t . . .
MICHAŁ CALLINA
•
Lucjan S u c h a n e k . „Parias i Heros. Twórczość E d u a r d a L i m o n o w a " .
W y d a w n i c t w o Uniwersytetu Jagiellońskiego,
ZIMA2001
Kraków 2 0 0 1 .
309
Przewodnik Provatakisa zachęca, by prze­
stać być turystą, a zacząć być pątnikiem, by
przemieszczaniu się w przestrzeni towarzy­
szyła również podróż duchowa, byśmy na no­
wo odkryli to, że nie jesteśmy na nieboskłonie stałymi
gwiazdami, lecz tylko przelotnymi meteorami.
METEORY
NA
METEORACH
ALEKSANDER
BOCIANOWSKI
M a r t w i się Z y g m u n t Kubiak, że bedekery dziś n i e te s a m e co niegdyś. Ża­
li się w „Brewiarzu Europejczyka", że p r z e d laty kilkudziesięciu p r z e w o d n i ­
ki dla p o d r ó ż n i k ó w nie dość, że były pojemniejsze, to jeszcze zawierały m n ó ­
s t w o ciekawych wieści z różnych dziedzin: a to r o z p r a w y o h i s t o r i i oraz
sztuce, a to zarys gramatyki miejscowego języka, a to rady dotyczące p ó r ro­
ku, to z n ó w praktyczne informacje, czego s p o d z i e w a ć się od żebraków, cze­
go od sklepikarzy, a czego od opowiadaczy b a ś n i . W z o r e m owych p r z e w o d ­
ników była seria wydawnicza z a ł o ż o n a w XIX wieku w Lipsku p r z e z Karla
Baedekera, biorąca od jego i m i e n i a p o c z ą t e k i późniejszą z a s ł u ż o n ą sławę.
Dzisiejsze p s e u d o - b e d e k e r y skrojone są na m i a r ę współczesnych tury­
stów, o których H e r b e r t w „Barbarzyńcy w o g r o d z i e " pisał, iż „filmują każdy
kawałek m u r u , który wskazuje objaśniacz, i p o s ł u s z n i e wpadają w ekstazę d o ­
tykając kamieni sprzed kilku wieków. N i e mają z u p e ł n i e czasu na oglądanie,
tak bardzo pochłonięci są fabrykowaniem kopii. W ł o c h y zobaczą wtedy, gdy
b ę d ą u siebie, kolorowe, r u c h o m e obrazy, k t ó r e nie b ę d ą w niczym odpowia­
dały rzeczywistości. N i k t j u ż nie ma o c h o t y s t u d i o w a ć rzeczy b e z p o ś r e d n i o .
Mechaniczne oko n i e z m o r d o w a n i e płodzi cienkie jak b ł o n a w z r u s z e n i a . "
310
FRONDA
25/26
Widziałem takich turystów niedawno w Ermitażu.
Grupa Japończyków podchodziła od obrazu do obrazu,
nie spoglądając jednak zupełnie na płótna, lecz nad pod­
pisy pod nimi. Potem odszukiwali w swoich przewodni­
kach nazwy owych obrazów i zakreślali je kółkiem na
znak, że zostały „zaliczone".
A jednak natknąłem się niedawno na przewodnik,
które wzbudził wielkie moje zdumienie, tak bardzo róż­
nił się od kolorowej sieczki zalegającej biura podróży czy działy turystyczne
księgarń. Theocharis M. Provatakis, zachęcając podróżników do odwiedzenia
greckich klasztorów zwanych Meteorami, koncentruje się głównie na życiu
duchowym mnichów. Rozważa różne stany monastycznej kontemplacji, pi­
sze o pokucie i oczyszczeniu serca. Oto fragment poświęcony modlitwie:
„Mnich prawosławny skupia swoją uwagę stale na Bogu, w którym widzi bez­
graniczną miłość i ofiarę poświęcenia na krzyżu dla zbawienia rodzaju ludzkiego.
Właśnie z tego powodu modlitwy jego rozpoczynają się od próśb. Modlitwa prze­
błagalna, pełna troski i lęku, jest przygotowaniem do właściwej 'duchowej modli­
twy'. Można to określić jako stopniowe postępowanie ku Bogu, poszukiwanie Go.
Stopniowo, w miarę jak dusza osiąga skupienie, prośby zanikają, a Stwórca wyda­
je się odpowiadać, ukazując swą dobroć i opatrzność we wszystkim co otacza lu­
dzi. Mnich całkowicie ufa woli Bożej, może więc zrezygnować z próśb. Ten stan
jest nazywany 'czystą modlitwą'. Wspinając się po kolejnych stopniach wtajemni­
czenia mnich w zgodzie z wolą Bożą próbuje osiągnąć ten stan. Właśnie wtedy
porzuca sferę natury, rezygnując z wszelkiej aktywności, jedynie duch działa, mi­
mo że modlitwy ustają. Jest to doskonały spokój, całkowite ukojenie. Mnisi osią­
gają stan duchowego uniesienia, stan ekstazy, która objawia się utratą poczucia
rzeczywistości, tak iż nie wiedzą, czy znajdują się jeszcze w świecie doczesnym,
czy w tym, który nadejdzie. Nie należą już wtedy do siebie, ale wyłącznie do Bo­
ga i nie kierują się własną wolą, lecz kieruje nimi Duch Święty. Aby to osiągnąć,
modlitwa musi być nieprzerwana, nieustająca jak oddech lub bicie serca."
Jakże tonacja tego opisu odbiega od tego, co znaleźć możemy w polskich
przewodnikach turystycznych. Oto np. Jan Alfred Szczepański w swym bedekerze tak kreśli portret mnichów z Meteorów: „obsługują turystów i oprowadza­
ją ich po stylowych zabytkach. Nie gardzą nawet napiwkami. Są obrotni, spryt­
ni, a zarazem ambitni i wrażliwi: nie dla siebie biorą mamonę, dla klasztorów."
ZIMA-2001
311
Będąc na Meteorach p r z e k o n a ł e m się, że rację ma raczej Provatakis niż
Szczepański. M n i c h ó w prawie w ogóle nie było widać, niemal nie wychodzili
ze swoich cel, od czasu do czasu któryś z nich przemykał między zwiedzający­
mi, szybko znikając za klauzurą. Za to dzikie h o r d y cywilizowanych t u r y s t ó w
dotykały wszystkiego, czego nie w o l n o dotykać, fotografowały wszystko, cze­
go zabroniono fotografować, wciskały się wszędzie, gdzie był zakaz w s t ę p u :
forsowały carskie w r o t a i s z t u r m o w a ł y klauzurę. Jedyne, co wiedzieli o Mete­
orach, to fakt, że kręcono tu filmy z J a m e s e m B o n d e m i Indianą J o n e s e m . Gdy­
by Kawafis żył dzisiaj, powinien napisać „Czekając na t u r y s t ó w " .
Wracając do przewodnika Provatakisa: wyjątkowość jego polega nie na ilości
zapisanego papieru - tego nie jest wiele - ale na zwięzłości opisu i zagęszczeniu
treści. Autor nawiązuje w tym do kronik greckich, lapidarnych acz bogatych
w sensy, które pasjami lubił czytywać Kawafis, i które wywarły tak przemożny
wpływ na jego styl. Gdyby zresztą przewodnik Provatakisa poddać niewielkim
retuszom, zastosować wesyfikację poetycką i m o ż e gdzieniegdzie dorzucić bra­
kujące słowo, otrzymalibyśmy frazę niemal kawafisjańską. Weźmy pierwszy
z brzegu przykład - oto wiersz wydestylowany z opisu klasztoru św. Stefana:
Bratanek
znamienitego Joannisa
dobroczyńcy naszego,
Vladislavosa,
który oprócz posiadłości
w Rumunii zostawił nam drzazgę z Krzyża
Pańskiego,
Vornikos Dragoumaris
przybył tu z orszakiem i na poduszce
z czerwonego aksamitu podarował głowę
oprawioną w złoty relikwiarz świętego
Charalambosa
Do tej chwili jakże dla nas podniosłej wrócił
w innej chwili również podniosłej cztery
wieki później biskup Stagi,
zwanej po turecku Kalambaka, czcigodny Paisos,
gdy erygował na naszej górze katolikon świętego
Charalambosa, w którego przedsionku
na inskrypcji umieścił modlitwę,
by jego dusza nie została
zapomniana w Dniu Sądu Ostatecznego.
312
FRONDA 25/26
Meteory są jakby a r c h i t e k t o n i c z n y m p o t w i e r d z e n i e m teologicznej praw­
dy, że łaska buduje na n a t u r z e . K a m i e n n e klasztory z b u d o w a n e na szczytach
skał, pnących się p i o n o w o niczym maczugi Herkulesa, wyglądają n i e m a l jak
ich p r z e d ł u ż e n i e , h a r m o n i j n i e k o m p o n u j ą c się ze skalnym o t o c z e n i e m . Bu­
downiczowie bizantyjscy czerpali niewątpliwie ze w z o r ó w starożytnych Gre­
ków, dla których a r c h i t e k t u r a była p r z e d ł u ż e n i e m natury, jak choćby w przy­
padku owych k o l u m n a d świątyń, przypominających r ó w n e szeregi d r z e w e k
w gajach oliwnych, p o ś r o d k u których te świątynie się wznosiły.
W samych klasztorach największe wrażenie robią freski Teofana Kreteńczyka (1500-1559), uważanego za najwybitniejszego przedstawiciela kreteńskiej szkoły malarskiej, z której wywodził się również artysta, jaki miał prze­
kroczyć kanony owej
szkoły, D o m i n i k o s T h e o t o k o p u l o s ,
znany światu p o d p r z y d o m k i e m El Greco. Oglądając freski
Teofana, m i m o woli na u s t a ciśnie się wiersz:
toczą się owoce aureol
z pestkami głów uśmiechniętych
pełne ich kosze u stóp szafotu
to jest męczeństwo świętych
Przewodnik Provatakisa zachęca, by przestać być turystą,
a zacząć być pątnikiem, by przemieszczaniu się w przestrze­
ni towarzyszyła również p o d r ó ż d u c h o w a , byśmy na n o w o
odkryli to, że nie
jesteśmy
na
nie­
b o s k ł o n i e stałymi
gwiazdami,
tylko
lecz
przelotnymi
meteorami.
A L E K S A N D E R BOCIANOWSKI
Theocharis M. Prcwatakis „Meteory", Wydaw­
nictwo Michalis Toumbis, Ateny, bez daty.
ZIMA
2001
313
Manifestowany w wielu wydawnictwach sprzeciw pol­
skich narodowców wobec zbrodni miał wymiar moralny
- potępiano niemieckie ludobójstwo, postawę litew­
skich i ukraińskich oddziałów ochotniczych wchodzą­
cych w skład załóg obozów zagłady, a także ludzi wyko­
rzystujących tragedię ukrywających się Żydów do
szantażu i ciągnięcia z tego procederu zysków - tzw.
1
„szmalcowników".
Konspiracyjna
prasa narodowa
a sprawa żydowska
WOJCIECH
MUSZYŃSKI
Wśród h i s t o r y k ó w b a r d z o r o z p o w s z e c h n i o n a jest o p i n i a o „antyżydowskiej
kampanii propagandowej" w prasie N a r o d o w y c h Sił Zbrojnych. D o w o d e m p o ­
twierdzającym t w i e r d z e n i a t e g o rodzaju m i a ł a być publicystyka p o d z i e m n e ­
go p i s m a „Szaniec". Dr Paweł Szapiro z Ż y d o w s k i e g o I n s t y t u t u Historyczne­
g o przedstawił n a w e t w ł a s n e obliczenia mające u d o w o d n i ć , ż e n a ł a m a c h
tego p i s m a p r o w a d z o n o k a m p a n i ę nienawiści w o b e c mniejszości żydow­
skiej. W treści 129 p r z e a n a l i z o w a n y c h n u m e r ó w „Szańca" o d n a l a z ł on p o ­
nad 150 artykułów, n o t a t e k i informacji, k t ó r y c h treść klasyfikował j a k o a n ­
tysemickie. 2 W e d ł u g p r z e p r o w a d z o n e j kwerendy, w 140 n u m e r a c h „Szańca" 3
znajduje się 76 t e k s t ó w i w z m i a n e k dotyczących Żydów. Większość m a t e r i a ­
łów o w y m o w i e negatywnej dotyczyła związków Ż y d ó w z r u c h e m k o m u n i ­
stycznym lub ich w s p ó ł p r a c y z sowieckim a p a r a t e m okupacyjnym na Kre­
sach
Wschodnich.
Blisko
połowa
tekstów
dotyczyła
tragedii
ludności
żydowskiej m o r d o w a n e j przez N i e m c ó w .
314
FRONDA 25/26
Działalność N a r o d o w y c h Sił Zbrojnych jest j e d n y m z najbardziej z m i t o logizowanych fragmentów najnowszej historii Polski. M i m o u p a d k u k o m u ­
n i z m u , oskarżenie o a n t y s e m i t y z m s t a w i a n e N a r o d o w y m Siłom Z b r o j n y m
jest w dalszym ciągu powielane przez h i s t o r y k ó w i publicystów o p o s t k o m u ­
nistycznej i liberalnej proweniencji. U t r z y m u j ą oni, że N S Z p r o w a d z ą c anty­
semicką p r o p a g a n d ę w p o d z i e m n e j prasie są w s p ó ł o d p o w i e d z i a l n e za zagła­
dę
polskich
Żydów.
Wśród
wielu
publikacji
tego
rodzaju
m o ż n a jako
przykład wymienić artykuł prof. Jerzego Tomaszewskiego, który określił sta­
nowisko N S Z w o b e c Żydów jako „pełne nienawiści i pogardy, którą można zna­
leźć w wydawnictwach źródłowych,
zwłaszcza prezentujących publicystykę tzw.
obozu
narodowego." Stwierdził on też, że jakkolwiek w d o k u m e n t a c h N S Z d y s t a n s o ­
w a n o się od niemieckich z b r o d n i , „dostrzec można cichą satysfakcję z wymordo­
wania narodu żydowskiego".4 Jeszcze dalej p o s u n ą ł się publicysta Dawid War­
szawski,
który
na
łamach
„Gazety
Wyborczej"
nazwał
NSZ
„zbrojnym
5
i morderczym ramieniem polskiego faszyzmu" . Stawianie tego rodzaju znaku rów­
ności między z b r o d n i a m i n i e m i e c k i m i i r z e k o m o a n t y s e m i c k i m s t a n o w i ­
skiem N S Z jest manipulacją i m o r a l n y m n a d u ż y c i e m . Tak o t o m e r y t o r y c z n ą
dyskusję historyczną z d o m i n o w a ł y emocje. Czas podejść do t e m a t u dziejów
N S Z racjonalnie, a p o m ó w i e n i a zastąpić a r g u m e n t a m i .
Zmiana postawy
N a r o d o w e Siły Zbrojne, li­
czące o k o ł o 80 tys. żołnierzy,
były j e d n ą z kilku organizacji
p o d z i e m n y c h polskiego obo­
zu
narodowego
prowadzą­
cych działalność w okresie
okupacji
niemieckiej.
NSZ
powstały we w r z e ś n i u 1942 roku z połączenia kilkudziesięciu s t r u k t u r pod­
ziemnych. Największymi z nich były Związek Jaszczurczy (ZJ) i część N a r o ­
dowej Organizacji Wojskowej
(NOW-Armia N a r o d o w a ) sprzeciwiająca się
scaleniu z A r m i ą Krajową. Organizacje te p o z o s t a w a ł y w politycznej dyspo­
zycji O b o z u N a r o d o w o - R a d y k a l n e g o (podczas wojny występującego p o d na­
zwą G r u p a „Szańca") i S t r o n n i c t w a N a r o d o w e g o (tzw. SN-"Wielka P o l s k a " ) .
ZIMA'2001
315
W s p ó ł p r a c a polityczna Grupy „Szańca" i SN z a o w o c o w a ł a u t w o r z e n i e m
w 1943 roku Tymczasowej N a r o d o w e j Rady Politycznej - j e d n o l i t e g o kierow­
nictwa politycznego zaplecza N S Z .
Przedwojenna działalność SN i O N R , w szczególności a k t y w n e popiera­
nie bojkotu e k o n o m i c z n e g o żydowskich sklepów, stały się dla n i e k t ó r y c h hi­
storyków p o d s t a w ą do t w i e r d z e ń o antysemickiej ideologii N S Z . W rzeczy­
wistości p o w y b u c h u wojny m o ż n a zauważyć z m i a n ę
antyżydowskiego
dotychczas s t a n o w i s k a narodowców. 6 U w i d o c z n i ł o się to m.in. w y r a ź n y m
o g r a n i c z e n i e m n i e c h ę t n y c h Ż y d o m publikacji p r o p a g a n d o w y c h . J e d n ą
z przyczyn tego p r z e ł o m u były niemieckie p r z e ś l a d o w a n i a , k t ó r e d o t k n ę ł y
ludność żydowską i d o p r o w a d z i ł y do n i e m a l całkowitej jej zagłady. Sami na­
rodowcy wspominając w ó w c z a s swą p r z e d w o j e n n ą działalność, odrzucali su­
gestie o jej r a s i s t o w s k i m p o d ł o ż u ideologicznym.
„W Polsce było zagadnienie żydowskie, ale nie było antysemityzmu w tej formie
o jakiej się [obecnie] bezustannie mówi. W Polsce sprawa żydowska była zagadnie­
niem cyfry, a nie zagadnieniem nienawiści. W chwili obecnej, w chwili dla narodu ży­
dowskiego jednej z najtrudniejszych,
uwidacznia się pewna prawda,
która burzy ten
wielki mit o polskim antysemityzmie, budowany przez dziesiątki lat i z taką straszli­
wą dla Polski krzywdą. (...) We wszystkich krajach Europy znalazł sobie Hitler wspól­
ników, w jednej tylko Polsce, pomimo skrzętnych zabiegów, nie znalazł ich. Najbar­
dziej
radykalne
ugrupowanie,
odłamy
protestują
słowami
swoich
ani jedno najmniejsze stowarzyszenie,
pism
tajnych.
Ani
jedno
w najmniejszej mierze nie poszło
na akcje antyżydowską. "7
Podstawą oskarżeń N S Z o
archiwalne m a t e r i a ł y p r a s o w e .
antysemityzm
są
Wykorzystujący je
selektywnie
dobrane
historycy z a p o m i n a j ą
jednak, że pisma, na k t ó r e się p o w o ł u j ą („Szaniec", „Wielka Polska" czy
„Praca i Walka") nie były o r g a n a m i N S Z , lecz była to p r a s a organizacji
politycznych zaplecza politycznego N S Z . To, że ukazywały się w niej s p o ­
radycznie teksty nieprzychylne Ż y d o m , n i e m o ż e być d o w o d e m świadczą­
cym przeciwko NSZ, p o n i e w a ż n i e miały o n e n a t o ż a d n e g o w p ł y w u .
A b s u r d o s k a r ż a n i a N S Z n a p o d s t a w i e publikacji „ S z a ń c a " m o ż n a p o r ó w ­
nać do krytykowania Armii Krajowej w oparciu o publikacje S t r o n n i c ­
t w a Pracy czy PPS, k t ó r e r ó w n i e ż w s p ó ł t w o r z y ł y w czasie wojny podzie­
mie polityczne związane z AK, lecz AK n i e m i a ł a ż a d n e g o w p ł y w u na ich
wydawnictwa.
316
FRONDA 25/26
Informacje o Zagładzie
Nadużyciem
nie,
że
jest
prasa
twierdze­
narodowa
w okresie okupacji r e p r e z e n ­
towała
wyłącznie
postawę
antysemicką. Prasa ta p o t ę ­
piała
niemieckie
stwo,
dystansowała
ludobój­
się
od
szerzonej przez o k u p a n t a p r o p a g a n d y antysemickiej. N a r o d o w c y odcięli się
od jakiejkolwiek współpracy z o k u p a n t e m w jego antysemickiej polityce. Su­
gestie tego typu o d r z u c o n o , z a n i m jeszcze okazało się, że celem N i e m c ó w
jest fizyczna eksterminacja ludności żydowskiej. Świadczy o tym zamieszczony w „Szańcu" z m a r c a 1941 roku „Komunikat w sprawie zaciągu do 'Straży Obo­
zowej' baraków żydowskich", w k t ó r y m s t w i e r d z a n o z naciskiem, ze wszelka
p o m o c udzielana o k u p a n t o w i w t w o r z e n i u tej formacji będzie u w a ż a n a za
zdradę narodową 8 . Był to gest wyraźnie pro-żydowski, tym bardziej godny
podkreślenia, że pochodził od u g r u p o w a n i a będącego konspiracyjną konty­
nuacją O N R .
Najwięcej informacji o tragicznym losie ludności żydowskiej
znaleźć
m o ż n a w prasie p o d z i e m i a n a r o d o w e g o z 1942 roku, tj. w a p o g e u m niemiec­
kiej akcji zagłady. W „ S z a ń c u " z 12 m a r c a 1942 r w ś r ó d informacji z kraju
o p i s a n o wypadek rozstrzelania 32 Polaków i ok. 3 0 0 Ż y d ó w w o d w e t za wy­
konanie przez p o d z i e m i e wyroku na n i e m i e c k i m ż a n d a r m i e w O s t r o w c u pod
Lubartowem. 9 W n a s t ę p n y c h miesiącach „Szaniec" przyniósł więcej szczegó­
łów o tragicznej sytuacji Żydów:
„Ekscesy antyżydowskie w G.G.
[Generalnej
G u b e r n i ] przybierają stopniowo
równie drastyczne formy, jak na sąsiednich ziemiach wschodnich. W Mielcu dokonano
formalnej rzezi Żydów. Wysiedlono wszystkich Żydów z Zielonki, Radzymina (...). Pę­
dzono ich gromadą do ghetta w Warszawie, tych którzy oddalili się od grupy zabijano
na miejscu, przy czem trupy leżały na szosie przez kilka dni."
10
W maju 1942 roku o p u b l i k o w a n o m a t e r i a ł zawierający opis pierwszej li­
kwidacji d u ż e g o getta na ziemiach polskich mieszczącego się w Lublinie.
„Na początku kwietnia Niemcy przeprowadzili całkowitą likwidację ghetta.
W Lu­
blinie znajdowało się ostatnio ok. 45000 Żydów. Na miejscu przy pomocy ochotniZIMA2001
317
czych oddziałów bolszewickich (byłych jeńców) zamordo­
wano około 1000, w tern kobiety i dzieci. 5000 zostało
umieszczonych
na przedmieściu
Majdan
Tatarski
(...).
Resztę wywieziono w nieznanych kierunkach głównie na
Kresy Wschodnie.(...) ok. 3
tys. zabrano do Trawnik
i umieszczono w hali nieczynnej cukrowni. Stamtąd kilka
dni potem wywieziono pociągami ok. 2000 trupów, podob­
no otrutych Żydów przy próbie nowych gazów bojowych.""
Miesiąc później „Szaniec" pisał: „Mordowanie Żydów rozszerza się stale. Po­
za obozem w Bełżcu, z którego nikt nie wraca, jest już drugi podobny obóz koło Przemyślan. We Lwowie, miejscem gdzie przeprowadzano masowe egzekucje Żydów, były
Krzywczyce, poza rogatką łyczakowską."
12
Bierność m a s żydowskich w o b e c zagłady s p o w o d o w a ł a , ż e w y b u c h p o ­
w s t a n i a w getcie w a r s z a w s k i m i o p ó r r e s z t e k Ż y d ó w ocalałych w innych mia­
stach, były o d n o t o w y w a n e przez część prasy n a r o d o w e j z p e w n y m zdziwie­
n i e m , a n a w e t z n i e d o w i e r z a n i e m , czy r z e c z y w i ś c i e to Ż y d z i byli
inspiratorami obrony.
„Od dwóch tygodni w Warszawie powstał nowy front - getto żydowskie broni się!
Wywożeni w kilkutysięcznych partiach i traceni masowo żydzi nareszcie doszli do prze­
konania, że lepiej zginąć w walce z bronią w ręku, niż czekać swojej kolejki, jak barany
w rzeźni. Przecież od dwu lat jesteśmy świadkami tego niesłychanego widowiska. Wie­
dząc dobrze co czeka ich współrodaków, gminy żydowskie na polecenie niemieckie ukła­
dały spisy ludności żydowskiej do transportu na... łono Abrahama (...) Milicja żydow­
ska z wielką gorliwością pilnowała, by wszyscy nieszczęśnicy stawili się i by nikt nie
uciekł. Ta sama milicja, po spełnieniu swych zadań, szła potulnie na miejsce stracenia, by
tam podzielić los swoich ziomków." W tych tragicznych chwilach społeczeństwo żydow­
skie ujawniło jakąś niesłychaną tępotę, rezygnację i zupełny brak poczucia solidarności
narodowej. Każdy żyd wypychał drugiego na śmierć, licząc na to, że coś się zdarzy. Tym­
czasem niech inni idą na rzeź.""
W prasie n a r o d o w e j pojawiały się spekulacje i podej­
rzenia, że zryw t e n wzniecili k o m u n i s t y c z n i dywersanci lub ukrywający się w getcie dezerterzy nie­
mieccy.
Dotychczasowe
zachowanie
się
ludności
żydowskiej n i e d a w a ł o b o w i e m p o d s t a w do wiary, że
zdobędzie się o n a na tak h e r o i c z n ą p o s t a w ę . Prasa
318
FRONDA
25/26
narodowa wyrażała jednak podziw dla powstańców,
którzy skutecznym oporem skompromitowali „nie­
zwyciężony", zdawało się, niemiecki Wehrmacht,
i żal, że Żydzi tak późno stanęli w obronie swego ży­
cia i honoru. 15 W czasie gdy trwało jeszcze powstanie
w Getcie Warszawskim, w „Szańcu" ukazał się arty­
kuł zatytułowany „Likwidacja Ghetta w Warszawie".
Opisywał on sytuację broniących getta Żydów i bestialskie metody, stosowa­
ne przez Niemców przy pacyfikowaniu ludności tej dzielnicy.16 Budziło to
sympatię i współczucie dla Żydów prowadzących beznadziejną walkę
z Niemcami.
Nie zabrakło jednak niechętnych Żydom opinii, których autorzy przypo­
minali, że walka powstańców z Niemcami nie wynikała z uczuć patriotycz­
nych wobec Polski i nie miała związku ze sprawą polską. Wyrażali oni nato­
miast przekonanie, że była to jedynie reakcja na oczywiste dla każdego
dążenie Niemców do całkowitego wymordowania ludności żydowskiej. Pod­
kreślając, że Żydzi prowadzą z Niemcami wojnę „na własny rachunek", przy­
pominano o ich kolaboracji z okupantem sowieckim na kresach wschodnich
i kontaktach z podziemiem komunistycznym. W 1944 roku w pierwszą rocz­
nicę walk w warszawskiej dzielnicy żydowskiej, publicyści związani z ru­
chem narodowym wyrażali współczucie wobec losu ludności żydowskiej
i tragicznego zrywu powstańców getta, podkreślali jednak, że walka Żydów
nie wynikała z polskiego patriotyzmu:
„Me zgadzamy się (...) gdy nazywa się obronę ghetta warszawskiego - walką
0 Polskę, ponieważ Żydzi tamci walczyli nie o Polskę, lecz jedynie o swoje życie, a sto­
sunek ich do Polski, Narodu Polskiego i sprawy polskiej był na ogół ujemny, co jest nam
wszystkim doskonale znane.""
Zrównanie z ziemią getta warszawskiego uważano powszechnie za symbo­
liczne zakończenie procesu Zagłady. W społeczeństwie
polskim dominował pogląd, że ludność żydowska zo­
stała przez Niemców całkowicie wymordowana. Jed­
nak prasa podziemia narodowego przez cały rok 1943
1 pierwszą połowę 1944 informowała o kontynuowa­
nym przez okupanta ludobójstwie, którego doświad­
czała ocalała część narodu żydowskiego. W terenowej
ZIMA
2001
319
prasie związanej z N S Z o d n o t o w y w a n o n a w e t pojedyncze zabójstwa Żydów.
Przykładem tego może być fragment z siedleckiego „ P r z e ł o m u " :
„(...) w lesie Kupiętyna gm. [gmina] Sabnie, pow. [powiat] Sokołów Podlaski,
żandarmi niemieccy przywieźli 5 ludzi, rozstrzelali i zakopali. Dwaj z wyżej wymie­
nionych - z wyglądu żydzi, pozostali - prawdopodobnie Polacy."1"
W j e d n y m z t e k s t ó w p o d a w a n o m . i n . szczegóły likwidacji p o z o s t a ł y c h
przy życiu m i e s z k a ń c ó w gett na Śląsku.
„Likwidacja żydów. Los ludności żydowskiej na Śląsku ostatecznie się dopełnił.
Getta uległy likwidacji, żydzi pozostali straceni.
W ciągu sierpnia przeprowadzono
całkowitą likwidację getta na terenie Zagłębia Dąbrowskiego i to w Sosnowcu, Będzi­
nie i Dąbrowie Górniczej. W jakiś czas potem zlikwidowano getto w Chrzanowie. Ak­
cję tę przeprowadzono z niesłychanym bestialstwem. Transporty żydów skierowano na
stracenie do obozu oświęcimskiego."
19
W artykułach o p u b l i k o w a n y c h w t y m okresie na ł a m a c h p i s m związa­
nych z N S Z m o ż n a d o s t r z e c fakt, że m i m o wcześniejszych p r z e j a w ó w nie­
chęci w o b e c Żydów, o b s e r w o w a n a t r a g e d i a Ż y d ó w n i e była publikującym
w nich d z i e n n i k a r z o m obojętna. C y t o w a n y niżej tekst artykułu z „Wielkiej
Polski" świadczy o g ł ę b o k i m w s t r z ą s i e jaki w y w o ł a ł a u a u t o r a m a r t y r o l o g i a
ludności żydowskiej.
„Tragedia żydowska dobiega końca. I tak nieliczne ghetta ulegają szybkiej likwi­
dacji. W dn. 3 i 4 IX, (...), zostało całkowicie zlikwidowaneghetto w Tarnowie (5 tys.
krawców).
Żydów
tamtejszych
wywieziono
do
obozu
kaźni
w
Bełżcu.
Również
3 i 4IX. zlikwidowano całkowicie żydowski obóz pracy w Bochni (8 tys. ludzi). Trans­
porty żydów odeszły do Oświęcimia. 3 XI. rozpoczęto likwidację żydowskiego obozu
pracy w Płaszowie (8 tys. ludzi) - akcja trwała kilka dni, przy czym część żydów zbie­
gła w czasie transportu samochodami. (...) Ghetto białostockie, likwidowane od 15
VIII spłonęło, żydzi stawiali przez miesiąc opór na wzór Warszawy. Wileńskie ghetto
ulega również likwidacji."
20
W i e l o k r o t n i e i n f o r m o w a n o o losie, jaki spotykał Ż y d ó w w o b o z a c h k o n ­
centracyjnych, n p . w biuletynie „Polska Informacja P r a s o w a " w y d a w a n y m
przez G r u p ę „Szańca" a l a r m o w a n o :
„Żydzi wywożeni są codziennie masowo, pociągami towarowymi do Majdanka.
Tylko niewielka ilość żydów zdołała uciec z transportów. Żydzi doskonałe zdają sobie
sprawę z tego, co czeka ich w obozie, jednak tylko niewielu woli śmierć z ręki konwo­
jenta niż śmierć w komorze gazowej.""
320
FRONDA
25/26
„W Oświęcimiu - pisał dziennikarz „Wielkiej Polski" - w bloku nr 10 zain­
stalowano ekspozyturę berlińskiego instytutu higieny, gdzie przeprowadza się doświad­
czenia w dziedzinie kastracji,
sterylizacji i sztucznego zapłodnienia na 200 żydach
22
i 25 żydówkach."
Potępienie zbrodniarzy
Cytowane
wyżej
fragmenty
świadczą o tym, że w s t o s u n ­
ku n a r o d o w c ó w do ludności
żydowskiej
doczna
z
nastąpiła
zmiana
wi­
-
zerwano
przedwojennym
bezkom­
promisowym
antysemity­
z m e m . Widać n a w e t emocjonalne z a a n g a ż o w a n i e się n a r o d o w c ó w p o s t r o n i e
prześladowanych i m o r d o w a n y c h Żydów. Prasa n a r o d o w a d e m a s k o w a ł a m e ­
tody, którymi posługiwali się Niemcy, aby r o z b u d z a ć w ludności polskiej nie­
nawiść do Żydów. P r z y k ł a d e m t e g o była n o t a t k a z „Szańca" p o d i r o n i c z n y m
t y t u ł e m „Obrońcy chrześcijaństwa":
„W okresie likwidacji drobnych ghett w okręgu łódzkim Niemcy stosowali zawsze
taki ceremoniał: zamykano Żydów na dwie doby w kościele miejscowym, a po ich wy­
wiezieniu pozostawiono splugawiony kościół otworem do obejrzenia ludności polskiej. "23
Narodowcy zdawali sobie sprawę, iż wobec potęgi Niemców, są skazani na
rolę biernych obserwatorów. Wiedzieli, że nie są w stanie p o m ó c całej ludności
żydowskiej lub doprowadzić do zmiany jej sytuacji. Uznawali też, że bardziej
aktywna p o m o c Ż y d o m - i tak zdana na niepowodzenia - spowoduje represje
i śmierć dużej liczby Polaków. Pisał o tym Szczepan Runiewicz w broszurze
„Awiatyzacja Świata", której wydanie sfinansowała K o m e n d a G ł ó w n ą N S Z :
„Żydzi w Polsce zostali w potworny sposób wymordowani przez Niemców, zosta­
ło ich co najwyżej 15 proc. cyfry przedwojennej. Przeciw straszliwej rzezi, jaką w per­
fidny i przemyślany sposób wykonywali oprawcy hitlerowscy do spółki z Ukraińcami,
Litwinami i Łotyszami, wzdragała się dusza każdego Polaka. Cóż jednak myśmy mo­
gli im poradzić i czy mieliśmy szansę obronienia Żydów? Każdy, kto zna ogrom terro­
ru niemieckiego w stosunku do Polaków, wie, że było to fizyczną niemożliwością. Ze
ilość ofiar polskich, pomordowanych dotychczas i mogących jeszcze być pomordowany­
mi, jest niewiele mniejsza od liczby zgładzonych Żydów."
ZIMA-200 1
24
321
Manifestowany w wielu w y d a w n i c t w a c h sprzeciw polskich n a r o d o w c ó w
wobec zbrodni miat wymiar m o r a l n y - p o t ę p i a n o niemieckie ludobójstwo,
postawę litewskich i u k r a i ń s k i c h o d d z i a ł ó w ochotniczych wchodzących
w skład załóg o b o z ó w zagłady, a także ludzi wykorzystujących tragedię ukry­
wających się Żydów do szantażu i ciągnięcia z tego p r o c e d e r u zysków - tzw.
„szmalcowników". 2 5
Powitanie bolszewików
Można
niektórym
publika­
cjom zarzucić, że powielano
s c h e m a t y dotyczące Żydów,
które
nie
przystawały
okupacyjnej
do
rzeczywistości.
Jednak w p o r ó w n a n i u z okre­
s e m przedwojennym, n a w e t
w materiałach ideologicznych, zaszła z m i a n a w podejściu do mniejszości ży­
dowskiej. Chociaż przed wojną a n t y s e m i t y z m był składnikiem p r o g r a m u obo­
zu narodowego, podczas okupacji stanowisko to rzadko s t a r a n o się ekspono­
wać czytelnikom. Część m a t e r i a ł ó w dotyczących ideologii obozu n a r o d o w e g o
nie była jednak wolna od pewnej dozy a n t y s e m i t y z m u . N i e wszyscy działacze
podziemia n a r o d o w e g o zweryfikowali swoje antysemickie poglądy, lecz nie
miało to wpływu na liczne fakty niesienia p o m o c y Ż y d o m . Stanowisko to od­
zwierciedlał fragment artykułu z j e d n e g o z p i s m Stronnictwa N a r o d o w e g o :
„Na żydów można i trzeba patrzeć z całym należytym obiektywizmem, można i trzeba - widzieć w nich wrogów naszej kultury, naszej samodzielności gospodarczej,
naszego w pełni samodzielnego życia - a jednocześnie współczuć niedoli bezbronnych,
dławionych
w
komorach
gazowych
współwyznawców, potem rękami
Treblinki,
wymordowanych
bestialsko
rękami
Ukraińców czy Łotyszów."
Publikacje o zabarwieniu a n t y ż y d o w s k i m ukazywały się zwłaszcza na p o ­
czątku wojny (w latach 1940-1941), gdy p r z e ś l a d o w a n i a Ż y d ó w nie miały
jeszcze ludobójczego w y m i a r u . Sporadycznie m o ż n a je znaleźć w później­
szych wydawnictwach.
Przeglądając publicystykę p o d z i e m i a n a r o d o w e g o
m o ż n a dojść do wniosku, że wraz z n a s i l a n i e m się n i e m i e c k i c h szykan i p o ­
s t ę p ó w procesu wyniszczania Żydów, ukazywało się coraz mniej t e g o rodza322
FRONDA 25/26
j u tekstów. Generalnie publikacje n i e c h ę t n e Ż y d o m m o ż n a podzielić n a d w a
rodzaje: pojawiające się z rzadka tezy z a r s e n a ł u przedwojennej retoryki an­
tyżydowskiej, dotyczące żydowskich spisków, m a s o n e r i i itp., oraz opisy ko­
laboracji ludności żydowskiej z o k u p a n t e m sowieckim w latach 1939-1941
i udział części Ż y d ó w w r u c h u k o m u n i s t y c z n y m .
Doświadczenia sowieckiej okupacji na Kresach W s c h o d n i c h Rzeczpo­
spolitej dostarczyły n a r o d o w c o m wielu a r g u m e n t ó w , potwierdzających p o ­
p u l a r n o ś ć jaką cieszyły się h a s ł a k o m u n i s t y c z n e w społeczności żydowskiej.
P r z y p o m i n a n o liczne fakty r a d o s n e g o p o w i t a n i a wkraczającej do Polski Ar­
mii Czerwonej z g o t o w a n e g o przez Żydów: stawianie b r a m triumfalnych, ra­
dość z jaką wręczali ż o ł n i e r z o m sowieckim kwiaty i śpiewali „Międzynaro­
d ó w k ę " . J e d e n z p r z y k ł a d ó w nieprzyjaznego Polakom z a c h o w a n i a się Ż y d ó w
opisywał „Szaniec":
„(...) młody szajgec lwowski (...), który w dniu wkroczenia bołszewików do Lwo­
wa tak sobie podrwiwał z Polaków: „No i co, gdzie teraz wasza Polska? Chcieliście
Polski bez Żydów, teraz będziecie mieli Żydów bez Polski!".26
W niektórych artykułach t w i e r d z o n o , że Żydzi nie tylko witali, ale p o m a ­
gali o d d z i a ł o m sowieckim zajmować ziemie polskie. Łączono ich także z ter­
r o r e m , który spotykał l u d n o ś ć polską na Kresach. W n i o s k i takie wyciągnął
a u t o r artykułu z 29 n u m e r u „Walki" z 18 lipca 1 9 4 1 .
„Na
'białe niedźwiedzie' pierwsi zostali zesłani ci,
co przed wojną czymkolwiek
narazili się Żydom, następnie ziemianie, którzy nie zdążyli zbiec, urzędnicy, członko­
wie organizacji, gajowi i podejrzani politycznie. (...) Wśród władzy i urzędów przy­
gniatającą przewagę mają Żydzi, według zdania naszego rozmówcy w 90-ciu proc.
Reszta urzędów i godności przypadła w 9-ciu proc. kryminałnym typom i mętom spo­
łecznym, w 1-ym proc. komunistom ideowym, Polakom. (...)
W latach 1943/44 pojawiały się także informacje o udziale Ż y d ó w w ban­
dach rabunkowych, k t ó r e w okresie okupacji były plagą polskiej prowincji.
I tak n p . w tygodniku „Wielka Polska" z k w i e t n i a 1943 roku, w ś r ó d informa­
cji z t e r e n u , w s p o m n i a n o o udziale Ż y d ó w w b a n d a c h r a b u n k o w y c h związa­
nych z p o d z i e m i e m k o m u n i s t y c z n y m .
„Na terenie świętokrzyskiego działają bandy rabunkowe Lebiody oraz Lepierza, ta
ostatnia ma w swoim gronie spadochroniarzy bolszewickich i żydów. Oprócz tego są
bandy czysto żydowskie,
te są najbardziej bezwzględne w rabunku. Banda Lepierza,
poza rabunkiem dopuszczała się gwałtu na kobietach."
ZIMA-200 I
27
323
W w y d a w a n y m na Kielecczyźnie p i ś m i e N S Z „Szczerbiec" p o d a w a n o
k o n k r e t n y przykład bandyckiej działalności tego rodzaju grup:
„W pocie czoła pracujący szary obywatel-Polak może i pamiętać będzie wyrostka
żydowskiego
(...) jako członka
komunistycznych
band
Gwardii czy Armii Ludowej
skrycie mordującego ubiegłej zimy znienawidzonych Polaków w Drzewicy, a bez prze­
rwy na Polesiu i Wołyniu.(...)"ls
Artykuł t e n opisuje wypadki, k t ó r e miały miejsce w miasteczku Drzewi­
ca na Radomszczyźnie, gdzie 22 stycznia 1944 roku oddział AL „Lwy" d o w o ­
dzony przez Izraela Ajzenmana (vel Juliana Kaniewskiego), rekrutujący się
z Żydów, z a m o r d o w a ł 7 Polaków. 2 9
Status cudzoziemców
W
publikacjach
programo­
wych u g r u p o w a ń narodowych
deklarowano, że rozwiązanie
problemu
dowych
mniejszości naro­
należy odłożyć n a
okres powojenny Dotyczyło
to także realizacji głównego
postulatu narodowców - programu o d b u d o w y Polski jako p a ń s t w a narodowe­
go. Z dużym krytycyzmem o d n o s z o n o się do enuncjacji czynników rządowych
o przyszłej Polsce jako państwie wielonarodowym. Jedynym akceptowanym
przez narodowców rozwiązaniem, które pozwoliłoby u s u n ą ć Żydów z ziem pol­
skich, było przeprowadzenie planowej emigracji Żydów. Do czasu wyjazdu mie­
li oni otrzymać status cudzoziemców, bez prawa odbywania służby wojskowej,
pełnienia urzędów państwowych, samorządowych i obywatelskich.
„Pomimo tych wszystkich ograniczeń - deklarował prof. Karol Stojanowski
w broszurze „Przyszła Polska P a ń s t w e m N a r o d o w y m " - jakie Żydom będziemy
zmuszeni w celu usunięcia ich z kraju narzucić, będą oni pozostawać pod opieką praw
państwowych, tak, aby ich nikt nie mógł krzywdzić i znęcać się nad nimi."30
Programowi emigracyjnemu Ż y d ó w po wojnie p o ś w i ę c o n o także nieco
miejsca
w
broszurze
stanowiącej
nieoficjalną
deklarację
ideową
Grupy
„Szańca" pt. „Jaką chcemy mieć Polskę?".
324
FRONDA 25/26
„Ponieważ wszyscy Polacy uznają Żydów za czynnik zupełnie zbędny i wysoce
szkodliwy w organizmie narodowym, więc - usuną ich. Po ludzku, bez zaciekłości i ra­
sowej nienawiści
- zmusimy
(...). Nie zamierzamy Żydów masowo mordować lub morzyć głodem
ich po prostu
do
opuszczenia
naszego
kraju, jako
ełement,
na przeszkodzie do rozwoju naszego Narodu i państwa, [podkreśl,
stojący
w oryg.]"31
Z d e c y d o w a n e stawianie żądania u s u n i ę c i a Ż y d ó w z Polski należy t ł u m a ­
czyć tym, iż n a r o d o w c y nie zdawali sobie sprawy, jak o g r o m n e m u wyniszcze­
niu ulegała l u d n o ś ć żydowska pod okupacją niemiecką. D o p i e r o d r u g a p o ł o ­
wa
roku
1943
uświadomiła
większości
narodowców,
że
Żydzi
zostali
ostatecznie w y m o r d o w a n i przez N i e m c ó w i p o w t ó r z e n i e się sytuacji sprzed
wojny nie jest możliwe. Na niekorzyść n a r o d o w c ó w świadczy fakt, że n i e k t ó ­
re n i e c h ę t n e Ż y d o m m a t e r i a ł y ukazywały się w t a k ż e w d n i a c h Zagłady. N a ­
leży podkreślić, że ich liczba, w m a s i e r ó ż n e g o rodzaju wydawnictw, gazetek
i ulotek, była znikoma. Nie m o ż n a j e d n a k s t o s o w a ć o d p o w i e d z i a l n o ś c i zbio­
rowej i obciążać w i n ą za t e g o rodzaju fakty całego o b o z u n a r o d o w e g o .
WOJCIECH MUSZYŃSKI
PRZYPISY:
1
„ P r a c a i Walka", 6 ( 2 3 ) , 1 5 . 0 3 . 1 9 4 4 .
2
Paweł Szapiro, P r a s a k o n s p i r a c y j n a j a k o ź r ó d ł o d o d z i e j ó w s t o s u n k ó w p o l s k o - ż y d o w s k i c h
w latach II w o j n y ś w i a t o w e j - u w a g i , p y t a n i a , p r o p o z y c j e b a d a w c z e , Biuletyn Ż y d o w s k i e g o In­
s t y t u t u H i s t o r y c z n e g o , 2-4 ( 1 4 7 - 1 4 8 ) , W a r s z a w a 1 9 8 8 , s 2 0 6 .
3
K w e r e n d a o b e j m o w a ł a zbiory: C e n t r a l n e g o A r c h i w u m M S W ( W a r s z a w a ) , A r c h i w u m A k t N o ­
wych ( W a r s z a w a ) , A r c h i w u m P a ń s t w o w e g o w Lublinie, Biblioteki N a r o d o w e j ( W a r s z a w a ) ,
Biblioteki U n i w e r s y t e t u W a r s z a w s k i e g o ( W a r s z a w a ) , A r c h i w u m R u c h u L u d o w e g o (Warsza­
w a ) , I n s t y t u t u Józefa P i ł s u d s k i e g o ( N o w y J o r k ) , p r y w a t n e L e s z k a Ż e b r o w s k i e g o ( W a r s z a w a ) ,
Mirosława Orlińskiego (Poznań).
4
Jerzy T o m a s z e w s k i , P o r t r e t własny. D w i e l e g e n d y N a r o d o w y c h Sił Z b r o j n y c h , Polityka, nr 12
5
Dawid Warszawski, R a c h u n e k zbrodni, r a c h u n e k s u m i e n i a , „Gazeta Wyborcza", nr 6 1 , 13-
(1977), 25.03.1995.
ZIMA
2001
325
14.03.1993. Nie tylko D. Warszawski używa m o c n y słów, aby opisać N S Z . Epitety i ideologiczne
sądy dotyczące N S Z stały się n o r m a przy okazji dyskusji o tej formacji. O t o tylko n i e k t ó r e przy­
kłady: Jako skrajna prawica p o n o s z ą o d p o w i e d z i a l n o ś ć za a n t y s e m i t y z m . [Andrzej Paczkowski w:
N S Z - proces poszlakowy, „Gazeta Wyborcza" 24-25.04.1993 r.]; W czasie wojny m i m o różnic
politycznych obowiązywał w s p ó l n y k o d e k s h o n o r o w y , k t ó r e g o d w i e p o d s t a w o w e zasady głosiły:
nie w o l n o utrzymywać k o n t a k t ó w z N i e m c a m i , nie w o l n o strzelać do jakichkolwiek polskich od­
działów. N S Z ł a m a ł te zasady [Andrzej Friszke, t a m ż e ] , Historycy izraelscy u d o k u m e n t o w a l i 119
w y p a d k ó w z a m o r d o w a n i a przez N S Z w czasie wojny j e d n e g o lub więcej Ż y d ó w [Szymon Rudnic­
ki, t a m ż e ] ; Akcja „pociągowa", p r o w a d z o n a w głównej m i e r z e przez oddziały N S Z , polegająca na
rozstrzeliwaniu r e p a t r i a n t ó w żydowskich wyciągniętych z t r a n s p o r t ó w p o c h ł o n ę ł a ok. 2 0 0 ofiar
[Józef Adelson, t a m ż e ] ; nie s p o s ó b z r o z u m i e ć m o t y w ó w p o s t ę p o w a n i a w ł a d z w okresie 1945-53
bez lektury o p i s ó w ekshumacji z w ł o k alowców, z a m o r d o w a n y c h w 1944 r. przez N S Z na Kielecczyźnie [ W ł o d z i m i e r z Borodziej, t a m ż e ] ; Witając się z człowiekiem, k t ó r y był w N S Z , nigdy n i e
w i e m , k o m u podaję rękę [Aleksander M a ł a c h o w s k i , C z e k a n i e n a p r a w d ę , „Gazeta W y b o r c z a "
2 8 . 0 5 . 1 9 9 3 r.]; U d o k u m e n t o w a n e s ą liczne przypadki m o r d ó w p o p e ł n i o n y c h przez N S Z n a Ży­
dach przed w y z w o l e n i e m , po w y z w o l e n i u zaś N S Z nie z m i e n i ł y p r o g r a m u , ani n i e złożyły b r o n i .
O d p o w i e d z i a l n o ś ć N S Z - choć n i e tylko N S Z - za m o r d y na Ż y d a c h u z n a ć m o ż n a za rzecz oczy­
w i s t ą [Dawid Warszawski vel K o n s t a n t y Gebert, R a c h u n e k z b r o d n i , r a c h u n e k s u m i e n i a , „Gazeta
Wyborcza" 13-14.03.1993 r.]; (...) specyfika polskiej sytuacji p r z e ł o m u wojny i pokoju polegała
na tym, iż wszelkie racje uległy relatywizacji. N i e jest to r ó w n o z n a c z n e z u s p r a w i e d l i w i e n i e m
o p r a w c ó w z UB czy N S Z - o w c ó w mordujących b e z b r o n n y c h Ż y d ó w i „ c z e r w o n y c h " [Krystyna
Kersten N a r o d z i n y s y s t e m u władzy, W a r s z a w a 1985 r.]. Co ciekawe, używając takich s f o r m u ł o ­
w a ń historycy i publicyści nie negują faktu, że h i s t o r i a N S Z wciąż n i e została z b a d a n a .
6
Wiele p o t w i e r d z a j ą c y c h t o , s p i s a n y c h „ n a g o r ą c o " , ś w i a d e c t w o p r z y c h y l n y c h Ż y d o m p o s t a ­
wach narodowców zawiera praca żydowskiego historyka E m a n u e l a Ringenbluma, „Dziennik
G h e t t a Warszawskiego", Warszawa 1983, patrz strony: 43, 5 1 , 80, 101, 159. Przemianę tę po­
t w i e r d z a j ą t a k ż e w s p ó ł c z e ś n i lewicowi i liberalni h i s t o r y c y : „ S t r o n n i c t w o N a r o d o w e , O N R ABC, O N R - F a l a n g a , k t ó r e były g ł ó w n y m i n o s i c i e l a m i a n t y s e m i t y z m u , były z a r a z e m a n t y n i e m i e c k i e i po w r z e ś n i u 1 9 3 9 r. z n a l a z ł y się w ś r ó d sił o r g a n i z u j ą c y c h w a l k ę z o k u p a n t e m . (...)
T r u d n o j e d n a k n i e w s p o m n i e ć , że, inaczej niż w w i e l u krajach p o l s c y a n t y s e m i c i n i e p o s u n ę l i
się do u d z i a ł u w m a s o w y c h z b r o d n i a c h a n t y ż y d o w s k i c h , a n i e k i e d y n a w e t p o m a g a l i Ż y d o m .
P o s t a w y a n t y s e m i c k i e , m i m o ż e w y s t ę p o w a ł y w Polsce P o d z i e m n e j , m i a ł y j e d n a k t e n d e n c j ę
s p a d k o w ą . Wątki te były rzadziej niż p r z e d w o j n ą e k s p l o a t o w a n e w p r o p a g a n d z i e , a s z e r e g
ś r o d o w i s k d o t y c h c z a s n e g a t y w n i e u s t o s u n k o w a n y c h d o Żydów, w e s z ł o n a d r o g ę rewizji swe­
g o s t a n o w i s k a . H o l o c a u s t (zagląda Ż y d ó w e u r o p e j s k i c h ) w p ł y w a ł o t r z e ź w i a j ą c o n a w e t n a w i e ­
l u tych, k t ó r z y p r z e d w o j n ą ulegli p r o p a g a n d z i e a n t y s e m i c k i e j . " W . Borodziej, A . C h m i e l a r z ,
A. Friszke, A.K. K u n e r t , Polska P o d z i e m n a 1 9 3 9 - 1 9 4 5 , W a r s z a w a 1 9 9 1 , ss. 1 9 0 - 1 9 1 .
7
„Sprawy N a r o d u " , nr 8/9, luty-maj 1 9 4 4 .
8
„ S z a n i e c " , nr 8 ( 5 7 ) , 1-15.03.1941.
9
„Orgia m o r d u " , „ S z a n i e c " , nr 6 ( 8 0 ) , 1 2 . 0 3 . 1 9 4 2
10
„Szaniec", nr 8(82), 15.04.1942.
11
„ S z a n i e c " , nr 9 ( 8 3 ) , 1.05.1942. P o d o b n y t e k s t dotyczący tych w y d a r z e ń u k a z a ł się w „ P l a c ó w ­
c e " ( n r 1 0 [ 4 1 ] ) , p i ś m i e G r u p y „ S z a ń c a " p r z e z n a c z o n y m dla l u d n o ś c i wiejskiej.
12
„ S z a n i e c " , nr 1 2 ( 8 6 ) , 1 5 . 0 6 . 1 9 4 2 .
13
W „ S z a ń c u " nr 4 ( 9 5 ) , 1 5 . 0 2 . 1 9 4 3 i n f o r m o w a n o , że w i ę k s z o ś ć d o z o r c ó w - k a p o w o b o z i e na
326
FRONDA 25/26
Majdanku to policjanci ż y d o w s c y z w a r s z a w s k i e g o getta.
14
15
„Wielka Polska", nr 19, 5 . 0 5 . 1 9 4 3 .
„Wielka Polska", nr 19, 5 . 0 5 . 1 9 4 3 . W y c h o d z ą c y w Siedlcach „ P r z e ł o m " , nr 4, 2 2 . 0 4 . 1 9 4 3 , in­
formację o w y b u c h u p o w s t a n i a w getcie o p a t r z y ł l a k o n i c z n y m k o m e n t a r z e m : „ N i e c o za p ó ź ­
n o wzięliście się d o o b r o n y S y n o w i e I z r a e l a . "
16
„ S z a n i e c " , nr 8 ( 9 9 ) , 3. 0 5 . 1943
17
„ N a r o d o w a Agencja P r a s o w a " , n r 4 , 3 0 . 0 5 . 1 9 4 4 .
18
„Przełom", nr 11, 7.10.1943.
19
„Biuletyn C e n t r a l n y " , nr 17, p r a w d o p o d o b n i e z 1 9 4 3 r. A A N sygn. R 5 6 0 , s. 119.
20
„Likwidacja o s t a t n i c h g e t t " , „Wielka P o l s k a " , n r 4 1 , 2 0 . 1 0 . 1 9 4 3 .
21
„Polska Informacja P r a s o w a " , 1 4 . 0 5 . 1 9 4 3 .
22
„Wielka P o l s k a " , 1 9 . 0 6 . 1 9 4 3 r.
23
„Szaniec", nr 2(93), 16.01.1943
24
Szczepan Runiewicz, Awiatyzacja Ś w i a t a i jej w p ł y w na p o d s t a w y strategii, polityki i g o s p o ­
d a r s t w a , W y d a w n i c t w o „Technika w G o s p o d a r c e N a r o d u " , W a r s z a w a 1 9 4 3 [właściwie: 1 9 4 4 ] ,
s 80-81.
25
„Praca i Walka", 6 ( 2 3 ) , 1 5 . 0 3 . 1 9 4 4 .
26
„ S z a n i e c " , 1 (92), 1.01.1943
27
„Wielka Polska", n r 18, 2 0 . 0 4 . 1 9 4 3 .
28
„Szczerbiec - P i s m o O b o z u N a r o d o w e g o " , 3 1 . 0 1 . 1 9 4 4 .
29
M a r e k J . C h o d a k i e w i c z , P i o t r G o n t a r c z y k , Leszek Ż e b r o w s k i , Tajne O b l i c z e . D o k u m e n t y PPR,
GL/AL., t. II, W a r s z a w a 1997, s 124.
30
L.Podolski [Karol S t o j a n o w s k i ] , Przyszła P o l s k a - P a ń s t w e m N a r o d o w y m , W a r s z a w a 1 9 4 0
( o k ł a d k a ochr. H e n r y k Sienkiewicz, Q u o Vadis, t o m I , zeszyt I , w y d a n i e p o p u l a r n e , L w ó w
1934) s. 6 3 .
31
Bracia Budzisze, [ F r a n c i s z e k Kotulecki , T a d e u s z D z i e d z i c k i ] ; J a k ą c h c e m y m i e ć Polskę?; War­
szawa 1 9 4 1 , s. 7-8.
ZIMA-200 I
327
Żyd Feliks Pisarewski-Parry został uwolniony z Pawia­
ka przez oddział dywersyjny NSZ okręgu Warszawa-Miasto kpt. Piotra Zacharewicza „Zawadzkiego"
i wszedł w skład tej grupy. Członkostwo w NSZ wywar­
ło na nim wielkie wrażenie. Wspominał: „ja, przeciw­
nik ONR (...) stałem się oficerem NSZ na względnie wy­
sokim szczeblu!" Dzięki NSZ-owskim kontaktom został
nawet skierowany na zabieg doszycia napletka.
SPRAWIEDLIWI
WŚRÓD
NARODOWCÓW
POLSKI
SEBASTIAN
BOJEMSKI
Znając s t o s u n e k do Ż y d ó w zaplecza politycznego N S Z nie s p o s ó b nie za­
dać sobie pytania: jak wyglądały relacje poszczególnymi N S Z - o w c a m i a Ży­
dami? Czym i n n y m b o w i e m są koncepcje polityczne O N R i SN oraz abstrak­
cyjny s t o s u n e k do Ż y d ó w jako zbiorowości, a czym i n n y m są o s o b i s t e
kontakty działaczy politycznych i żołnierzy N S Z z Ż y d a m i p o d c z a s okupacji.
W artykule nie zajmujemy się zaszłościami p r z e d w o j e n n y m i , choć bywało,
że odbiegały o n e od s t e r e o t y p o w y c h w y o b r a ż e ń . C h c e m y pokazać, że rów­
nież NSZ-owcy byli „sprawiedliwymi w ś r ó d n a r o d ó w ś w i a t a " i zmącić nie­
k t ó r y m h i s t o r y k o m negatywny obraz tej organizacji.
D o tej p o r y n i e p r z e p r o w a d z o n o właściwie b a d a ń n a t e m a t s t o s u n k u
328
FRONDA
25/26
N S Z do Żydów w wymiarze praktycznym. M i m o to przy każdej możliwej
okazji w y p o w i a d a n e są sądy aż nazbyt kategoryczne o w s p ó ł u d z i a l e oddzia­
łów N S Z w eksterminacji Żydów. W publikacjach żydowskich h i s t o r y k ó w ta­
ka opinia jest p o w s z e c h n a . W Polsce pojawia się przy okazji publicznych dys­
kusji o N S Z .
Przykładem nierzetelności jest publikacja Israela G u t m a n a i S h m u e l a
Krakowskiego Unequal victims. Poles and Jews During World War Two, w której
autorzy zarzucają p o l s k i e m u p o d z i e m i u 120 m o r d e r s t w n a Żydach. J e d n a k
z 26 k o n k r e t n y c h w y d a r z e ń tylko j e d n o (sid) jest przypisane N S Z . Po bliż­
szej analizie okazuje się, również na p o d s t a w i e żydowskich d o k u m e n t ó w
z lat powojennych, że i ta z b r o d n i a nie była d z i e ł e m N S Z , tylko N i e m c ó w . '
Z kolei Reuben Ainsztein pisze j u ż o tysiącach Ż y d ó w oraz ukrywających ich
Polaków, którzy zginęli z rąk o d d z i a ł ó w N S Z . W ś r ó d r z e k o m y c h p r z y k ł a d ó w
zbrodniczej działalności NSZ-owskiej p a r t y z a n t k i Ainsztein przytoczył m.in.
starcia zbrojne z N S Z k o m u n i s t y c z n e j grupy Gwardii Ludowej „ L w y " im. Lu­
dwika Waryńskiego d o w o d z o n e j przez Izraela A j z e n m a n a (vel Juliana Ka­
niewskiego) „Julka", „ C h y t r e g o " . „It was this action that resulted in the murder
of thousands of hiding Jews (...) and scores of Poles who had shown humanity towards
Jews (...)". Autor opisuje r z e k o m e skutki w y d a n i a przez d o w ó d c ę N S Z , pik.
Ignacego Oziewicza „ C z e s ł a w a " rozkazu Akcja Specjalna nr 1, k t ó r y dotyczył
likwidacji
bandytyzmu
oraz
zdobywania
środków
na p r o w a d z e n i e
wal­
ki. 2 Rzecz w tym, że żydowski oddział „Lwy", na czele k t ó r e g o stał p r z e d w o ­
j e n n y kryminalista, był odpowiedzialny za wiele z b r o d n i d o k o n a n y c h na Po­
lakach. Ta działalność była e l e m e n t e m czyszczenia terenu z reakcji. Tak więc nie
była to grupa żydowska, lecz g r u p a k o m u n i s t y c z n a uprawiająca b a n d y t y z m . 3
W 50 rocznicę w y b u c h u P o w s t a n i a Warszawskiego Michał Cichy, dzien­
nikarz Gazety Wyborczej, recenzując w s p o m n i e n i a Calela P r e c h o d n i k a - ży­
dowskiego k o l a b o r a n t a napisał, że żydowski policjant z getta „przetrwał na­
wet
Powstanie
Warszawskie,
kiedy
AK
i
NSZ
wytłukły
mnóstwo
niedobitków
z getta. "* Swoją teorię p o p a r ł w artykule Polacy - Żydzi: czarne karty Powstania,
pisząc m.in., że N S Z w y m o r d o w a ł na ul. Długiej 25 kilkudziesięciu Żydów. 5
P o d s t a w ą do oskarżenia było s t w i e r d z e n i e B e r n a r d a M a r k a w książce Walka
i zagłada warszawskiego getta (Warszawa 1959), jakoby „Oddział NSZ ze Stare­
go Miasta zamordował na Długiej 25 grupę 30 Żydów,
którzy przechowywali się
(sic!) przez cały czas wojny i teraz wyszłi po raz pierwszy na wolność po to, by ich
ZIMA-2001
329
zlikwidowały kule NSZ-owców. " 6 M a r k p o w o ł y w a ł się na w s p o m n i e n i a G u s t a wy Wilner, Tadeusza Sarneckiego, Barabry T e m k i n - B e r m a n o w e j . Rzecz
w tym, że ani w znajdującej się w Bibliotece N a r o d o w e j relacji Tadeusza Sar­
neckiego, ani w n i e d a w n o wydanych p a m i ę t n i k a c h Barbary Temkin-Berma­
nowej nie ma takich informacji. 7 A relacja W i l n e r jest nieosiągalna.
Pamiętniki Temkin-Bermanowej zostały w y d a n e na p o d s t a w i e fotokopii
rękopisu znajdującego się w a r c h i w u m kibucu Beit L o h a m e i H a g e t a o t . We­
d ł u g wydawców, w m a s z y n o p i s i e s p o r z ą d z o n y m b e z p o ś r e d n i o po wojnie
znajdują się liczne ślady autocenzury. Dr Icchak (Henryk) Rubin w s w o i m
o p u b l i k o w a n y m w 1988 roku o p r a c o w a n i u o getcie w Łodzi stwierdził
wręcz,
że
„człowiek jednak
instynktownie
szuka
winowajców
swoich
nieszczęść
i w tych poszukiwaniach dąży do uogólnień, uzupełniając z fantazji szczegóły znane
z własnych przeżyć. W zeznaniach więc i wspomnieniach dominuje tendencja do da­
wania całościowego obrazu stosunków w getcie. Na charakter i treść tych opracowań
w decydującej mierze wpłynęła epoka, w której były pisane, czyli te same siły politycz­
ne, które ustaliły charakter i kierunek badań naukowych. Funkcjonariusze Komitetów
Żydowskich
mianowani przez
partię
komunistyczną,
którzy
zbierali
te
zeznania,
wskazywali piszącym, kto jest winien i na co zasługuje. Toteż wszystkie niemal zezna­
nia zawierają jednakowe oceny i są stereotypowe w sposobie pisania i w treści. Robią
wrażenie podyktowanych. Piszący chcieli się przypodobać organizatorom zbierania ze­
znań, a bardzo często po prostu bali się pisać inaczej, niż tamci sugerowali.""
W a r c h i w u m Żydowskiego I n s t y t u t u H i s t o r y c z n e g o także znajdują się
tego typu relacje. Przy tej okazji w a r t o przytoczyć s ł o w a a m e r y k a ń s k i e g o hi­
storyka J o h n a A r m s t r o n g a : „Zapytałem pracownika Archiwum ŻIH, dlaczego tak
jest. Dał mi do zrozumienia, że w okresie komunistycznym nastąpiły czystki i popra­
wianie relacji. Fakt, że tak było, nie podważa użyteczności zespołu, ale podkreślam, że
należy z wyjątkową ostrożnością do niego podchodzić. "5
Tymczasem Sarnecki d w a razy w y m i e n i a N S Z - o w c ó w w swoich zapi­
skach:
Rozdział 19: „Kwatera Prasowa Armii Krajowej - Odcinek Warszawa-Północ. je­
steśmy tu zgromadzeni wszyscy dziennikarze Starego Miasta bez różnicy politycznych
przekonań i przynależności partyjnej.
[Informacja o obecności przedstawicielki
„Głosu Warszawy" i Armii Ludowej] (...) jestem przekonany, że nie wyłączając
dziennikarzy Narodowych Sił Zbrojnych, myślimy teraz wszyscy o jednym: ścianie, ja­
ką wytworzyła tradycja historyczna, świadome zabiegi polityczne i temperament naro-
330
FRONDA 25/26
dowy między większością społeczeństwa, a tymi, którzy przez swoje zbliżenie ze związ­
kiem radzieckim oraz działalność na wschodzie urastają nagle z wypadkami wojenny­
mi do roli decydującego czynnika z największymi szansami na przyszłość. (...)"
Rozdział 22: [Konferencja d z i e n n i k a r s k a w lokalu D e p a r t a m e n t u Infor­
macji DR, r o z m o w a na t e m a t s e n s u w y b u c h u P o w s t a n i a ] „Więc co robić?-pa­
dło pytanie.
— Kapitulować! - wyrwała się odpowiedź kilku naraz osobom. Kapitulować de­
monstracyjnie, aby rzucić w twarz światu nasze straszliwe oskarżenie, że bezsilność
w niesieniu nam pomocy jest dla nas bolesnym i niezasłużonym zawodem.
— Niezasłużonym zawodem? - ktoś wątpił.
— A tak! - odparował teraz przedstawicieł Narodowych Sił Zbrojnych. - Przele­
wamy krew na polach Francji, Belgii i Włoch, a jakiej możemy oczekiwać zapłaty,
prócz wykrętnego oświadczenia, że jest za dałeko, zbyt niebezpiecznie i ryzykownie
nieść nam pomoc. Czy żołnierz polski walcząc pod Cassino nie kładzie tam swego ży­
cia, czy wobec tego nie należy się i dla nas trochę ofiar z krwi aliantów?
—
Skoro pomoc nie nadejdzie, lub skoro nadejdzie zbyt późno, nie lepiej jednak
kapitulować? - pytam.
Kapitulanci niechaj idą do Niemców z białymi szmatami na drągach od szczotek woła znów dziennikarz NSZ.
(...)"10
B e z p o d s t a w n e oskarżenia p o w o d u j ą w ś r ó d k o m b a t a n t ó w N S Z o d r u c h y
p r o t e s t u . W książce Na skibach świata autor, W i k t o r R o m a n Skiba, w czasie
okupacji noszący p s e u d o n i m „Jacek W o l a ń s k i " k o m e n d a n t Powiatu Prusz­
ków O k r ę g u N S Z Warszawa-Miasto, d e k l a r o w a ł : „Na terenie okręgu, w którym
w czasie całej okupacji się znajdowałem, stanowczo to zaznaczam, nie zetknąłem się
ZIMA-2001
331
z ani jednym wypadkiem działalności NSZ-tu, któraby miała być skierowana przeciw­
ko Żydom, ani z jednym przejawem rzekomego antysemityzmu NSZ-tu. Pójdę więc da­
lej (...). Wiatach 1943 i 1944, w moim trzypokojowym mieszkaniu znalazł schronie­
nie wraz ze swą żoną i synkiem Żyd, mecenas Antoni L. znany mi jeszcze z lat
szkolnych. Po wojnie L. zajął wysokie stanowisko w administracji państwowej."11 Po­
dobne reakcje miały miejsce w Polsce podczas dyskusji o NSZ prowadzonej
w „Gazecie Wyborczej" w latach 1992 i 1993. Jednym z bardziej emocjonal­
nych fragmentów był list Jerzego Kozarzewskiego, w którym autor pisał:
„Zaliczenie mnie, członka organizacji niepodległościowej do grona oprawców polskich
Żydów, traktuję jako zniewagę."12 To stwierdzenie nabiera szczególnego wy­
dźwięku wobec tego, że Kozarzewski został w tzw. Polsce Ludowej skazany
na karę śmierci za działalność niepodległościową. Wówczas uratował mu ży­
cie Julian Tuwim.
Obecnie jest już za późno na przeprowadzenie badań nad relacjami mię­
dzy narodowcami a Żydami podczas wojny. Większość działaczy NSZ nie
przeżyła sowieckiej okupacji, która zakończyła się w 1989 r. Przez ponad 50
lat trwała nagonka na członków tej organizacji. Zarzucano im najbardziej ha­
niebne czyny. Po pięćdziesięciu latach wiadomo już, że np. za likwidację Lu­
dwika Widerszala, Marcelego Handlesmana oraz Jerzego Makowieckiego
z Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK odpowiada kontrwy­
wiad AK. Do niedawna jednak powszechnie obwiniano za likwidację tej prokomunistycznej grupy właśnie NSZ. W tej sprawie autorytatywnie wypowie­
działa się nawet prof. Krystyna Kersten: „Dziś już [w 1993 r.!] wiemy, że
obarczanie NSZ winą za zamordowanie małżeństwa Makowieckich i Ludwika Wider­
szala było nieuzasadnione.""
332
FRONDA 25/26
Obarczanie N S Z w i n ą za z b r o d n i e na Żydach było m o ż l i w e m.in. dzięki
prowokacjom, jakie miały miejsce p o d c z a s okupacji. R ó ż n e grupy bandyckie
podszywały się pod organizacje niepodległościowe, aby w t e n s p o s ó b łatwiej
uprawiać swój proceder. J e d n a z takich b a n d podszywając się p o d „Egzeku­
tywę N a r o d o w y c h Sił Zbrojnych" wysłała 13 w r z e ś n i a 1943 r. do dozorcy d o ­
mu przy ul. D a n i ł o w s k i e g o 32 w Warszawie list następującej treści:
„Zawiadamiamy, że w domu Pana [dozorcy - S.B.] mieszka na parterze (wybi­
te szyby) żydówka, do której przychodzi 2 żydów, jak również na I-ym piętrze miesz­
ka żydówka, która nawet słabo mówi po polsku. Ponieważ Bielany muszą być oczysz­
czone z elementu żydowskiego, wzywamy Pana do usunięcia tych osób w przeciągu
7-miu dni (licząc od daty wysłania listu), gdyż w przeciwnym razie zostanie wykona­
ny wyrok, a Pan zostanie pociągnięty do odpowiedzialności (włącznie do utraty ży­
cia). "14
Informacja ta została p r z e k a z a n a przez wywiad w a r s z a w s k i c h N S Z do
Komendy O k r ę g u N S Z W a r s z a w a - M i a s t o . Wywiad rozpoczął ś l e d z t w o
w wyniku k t ó r e g o ustalił, że żadni Żydzi w t y m d o m u n i e ukrywali się, a ca­
la sprawa m i a ł a c h a r a k t e r kryminalny. O w s z y s t k i m z a w i a d o m i o n o c e n t r a l ę
NSZ. Ostatecznie, ówczesny zastępca szefa sztabu N S Z p p ł k . Albin Walenty
Rak „Lesiński" z a p r o p o n o w a ł , aby „powiadomićgospodarza domu, że N.S.Z. żad­
nego listu do niego nie wysyłał, lecz ktoś podszywa się pod dobre imię NSZ."15
Nie m o ż n a stwierdzić, jaki p r o c e n t w gaju Yad V a s h e m s t a n o w i ą drzew­
ka p o s a d z o n e polskim nacjonalistom. Nie musieli się przecież ujawniać
u k r y w a n y m swojego światopoglądu. O b e c n i e najlepszym ź r ó d ł e m do p o s z u ­
kiwań Sprawiedliwych w ś r ó d N a r o d ó w Świata N S Z - o w c ó w są a k t a s p r a w są­
dowych. Tam w załącznikach m o ż n a znaleźć „ ś w i a d e c t w a m o r a l n o ś c i " wy­
stawiane przez Żydów. Te p o s z u k i w a n i a m o g ą być j e d n a k m o z o l n e , b o w i e m
p r o c e s ó w przeciwko działaczom n a r o d o w y m było w tzw. Polsce Ludowej kil­
kadziesiąt tysięcy. Prawda jest j e d n a k s t o p n i o w o o d k r y w a n a niejako „przy
okazji". W ł a ś n i e „przy okazji" z książki M a r k a J a n a C h o d a k i e w i c z a Narodowe
Siły Zbrojne - „Ząb". Przeciw dwu wrogom d o w i a d u j e m y się, że n p . na t e r e n i e
kraśnickiego u N S Z - o w s k i c h r o d z i n u k r y w a ł o się wielu Żydów. Na d w ó c h
zaledwie s t r o n a c h Chodakiewicz informuje o 15 r o d z i n a c h wspierających
Żydów. 1 6 P o d o b n e informacje znajdują się w p a m i ę t n i k a c h . W ł a d y s ł a w Mar­
cinkowski „Jaxa", „Szymkiewicz" - k o m e n d a n t g ł ó w n y Związku Jaszczurczego, później zastępca d o w ó d c y Brygady Świętokrzyskiej w s p o m i n a , że w jego
ZIMA-2001
333
fabryce pracował Zyd.
17
P o d o b n i e W ł a d y s ł a w Kołaciński „Zbik", k t ó r e g o ro­
dzina u r a t o w a ł a od śmierci kilkoro Żydów. 1 8
Ani SN i O N R , ani N S Z nie p r o w a d z i ł y oficjalnej akcji p o m o c y Ż y d o m .
J e d n a k w tych instytucjach oficjalnych p a ń s t w a p o d z i e m n e g o , w których
działacze n a r o d o w i odgrywali znaczącą rolę, dawali ś w i a d e c t w o z a c h o w a n i a
godności w obliczu zbrodniczej polityki n i e m i e c k i e g o o k u p a n t a . W 1940 r.
warszawskie przedstawicielstwo
adwokackie,
w skład k t ó r e g o wchodzili
działacze n a r o d o w i : Jan N o w o d w o r s k i , Leon N o w o d w o r s k i , Leopold Żaryn,
Bolesław Bielawski, Jerzy Czerwiński, Jerzy Czarkowski o d m ó w i ł o p o p a r c i a
niemieckiej propozycji wykreślenia z list adwokackich Żydów. W w a r u n k a c h
okupacyjnych symboliczny o d r u c h m o r a l n e g o p r o t e s t u w o b e c p r z e ś l a d o w a ń
Żydów
kosztował
życie
Jerzego
Czerwińskiego i J e r z e g o Bielawskie­
go,
z a m o r d o w a n y c h w Auschwitz.
Rok później Tajna Rada Adwokacka
w Warszawie, w której działał Wi­
told Bayer, j e d e n z najwyższych ran­
gą
ówczesnych
polityków
tajnego
O N R , w s p i e r a ł a m a t e r i a l n i e kolegów-Żydów.
m.in.
Z p o m o c y skorzystali
Stanisław
Łazarowicz
oraz
Wacław Zylber. Podobnej p o m o c y doświadczyli adwokaci-Żydzi od Tajnej
Sląsko-Krakowskiej Rady Adwokackiej. Tam z kolei znajdował się k i e r o w n i k
O N R Okręgu Krakowskiego, dr Juliusz Sas-Wisłocki, k t ó r y wspierał akcję
p o m o c y Ż y d o m . Rada utrzymywała k o n t a k t z dr Józefem S t e i n b e r g i e m z Or­
ganizacji Charytatywnej Ż y d ó w „ C e n t o s " . Żydzi mogli liczyć ze s t r o n y pol­
skich a d w o k a t ó w m.in. na b e z p ł a t n e p r o w a d z e n i e s p r a w przez nich przyję­
tych oraz przechowywanie wartościowych rzeczy. 1 9
A n t o n i Mokrzycki, p r e z e s Stowarzyszenia Stomatologów, c z ł o n e k SN
wraz ze swoimi synami, którzy byli c z ł o n k a m i O N R , zostali a r e s z t o w a n i
i rozstrzelani za ukrywanie Żydów. 2 0 Ciekawe, czy u k r y w a n i Żydzi to byli ich
przedwojenni konkurenci w zawodzie?
W b r e w u t a r t y m s t e r e o t y p o m wielu działaczy r u c h u n a r o d o w e g o oraz
żołnierzy N S Z n i o s ł o p o m o c Ż y d o m . Taka p o s t a w a wiązała się z sytuacją,
334
FRONDA 25/26
w jakiej znaleźli się Żydzi p o d okupacją niemiecką. W y r a z e m owej p o s t a w y
są słowa dr Franciszka Kowalskiego z Z a k o p a n e g o : „Przed wojną bytem antyse­
mitą. Dopiero bestialstwo Hitlera w stosunku do Żydów odmieniło mnie. Nie wyobra­
żałem sobie, że człowiek może osiągnąć takie dno upadku jak Niemcy."2' Najbardziej
z n a n y m p r z y k ł a d e m takiej p r z e m i a n y jest przypadek J a n a Mosdorfa, który
będąc w i ę ź n i e m Auschwitz ofiarnie niósł p o m o c ż y d o w s k i m współwięź­
n i o m . J e d e n z nich, Wolf Gliksman, w s p o m i n a ł : „ (...) Jan Mosdorf niejednokrot­
nie ryzykował życie, przenosząc moje listy do krewnej znajdującej się w obozie kobie­
cym w Brzezince (...) pracował w Birkenau i często przynosił mi warzywa a czasem
kromkę chleba lub coś do ubrania." W opinii historyka Philipa F r i e d m a n a : „W
obozie Mosdorf zmienił swój stosunek do Żydów. Niektóre z otrzymanych od przyja­
ciół
paczek
żywnościowych
rozdzielał
między Żydów. Pracując w biurze obozo­
wym kilkakrotnie ostrzegał Żydów o gro­
żącej im selekcji do gazu. "21 W związku
z tą d z i a ł a l n o ś c i ą o r a z u d z i a ł e m
w konspiracji obozowej M o s d o r f zo­
stał zadenuncjowany i rozstrzelany.
Mosdorf nie był j e d y n y m działaczem
p r z e d w o j e n n e g o O N R , który ryzy­
kował życie pomagając Ż y d o m .
Równie przemilczana i chwalebna jest działalność dr Felicjana Lotha,
przedwojennego ONR-owca, p o t e m w konspiracji narodowej, a po wojnie naj­
prawdopodobniej członka Komitetu Wykonawczego Organizacji W e w n ę t r z ­
nej O N R , który jako lekarz więzienny na w a r s z a w s k i m Pawiaku niósł p o m o c
żydowskim więźniom. W książce Anki Grupińskiej Ciągle po kole. Rozmowy
z żołnierzami getta warszawskiego,
łączniczka Żydowskiej
Organizacji Bojowej
Adina Blady Szwaj gier tak w s p o m i n a ł a dr Lotha: „(...) Felek Loth zapisał się
piękną kartą. Prawie całą wojnę siedział na Pawiaku. A my doskonałe wiedzieliśmy, jak
on się zachowywał. (...) Felek, więzień-lekarz, nigdy Żyda nie rozpoznał. (...) Ojciec
jego, profesor Loth, był zwierzęcym antysemitą przed wojną (...). 7 ci ludzie, rodzice Fel­
ka, ukrywali Żydów w swoim domu."2i Podobnie jak ks. Stanisław Trzeciak i ks.
Marceli Godlewski - obaj związani z r u c h e m n a r o d o w y m .
Edward Marcin Kemnitz, k i e r o w n i k polityczny O N R n a obszar woje­
w ó d z t w a warszawskiego, wraz z ojcem ukrywali g r u p ę Ż y d ó w w wielkich
ZIMA-2001
335
stogach siana na t e r e n i e w ł a s n e g o majątku. Co więcej, r o d z i n a R o s e n t h a l ó w
i Leon Herzbeg otrzymali od nich d o k u m e n t y w y r o b i o n e na fałszywe nazwi­
ska. Kemnitzowie zaangażowali się również w d o f i n a n s o w a n i e działalności
Rady Pomocy Ż y d o m „ Ż e g o t a " oraz wspierali finansowo Ż y d ó w w warszaw­
skim gettcie. W swoich w s p o m n i e n i a c h K e m n i t z napisał: „Na początku roku
1943, przed powstaniem w gettcie - poproszono mnie o przewiezienie skrzynek z bro­
nią i amunicją naszą furmanką fabryczną w pobliże getta, na ul. Elektoralną - z prze­
znaczeniem dla bojowców Żydów. (...) Pośredniczyłem również w dwóch transakcjach
zakupu broni dla getta (...)."2Ą K e m n i t z został w y r ó ż n i o n y m e d a l e m Sprawiedli­
wy wśród narodów Świata w 1983 roku.
W akcję r a t o w a n i a Ż y d ó w z gett włączyli się, na apel Zofii Kossak-Szczuckiej, także współpracujący z N S Z i N O W harcerze z Hufców Polskich. Dzię­
ki ich p o m o c y z o s t a ł o u r a t o w a n y c h wiele żydowskich dzieci, z których część
znalazła się w d r u ż y n a c h HR
Również m ł o d s i członkowie O N R p o d e j m o w a l i takie inicjatywy, n p . Sła­
w o m i r Modzelewski ps. „Lanc", p o d c h o r ą ż y z warszawskich N S Z oraz czło­
nek przedwojennych G r u p Szkolnych O N R wraz z m a t k ą przechowywali Ży­
dów. O tej działalności koledzy „Lanca" dowiedzieli się d o p i e r o po jego
śmierci w 1998 r., znajdując w jego m i e s z k a n i u m e d a l i d y p l o m I n s t y t u t u Yad
Vashem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Rodzinę żydowską przechowywali także Witold i N a t a l i a Borowscy. On działacz Młodzieży Wielkiej Polski i S t r o n n i c t w a N a r o d o w e g o , żołnierz N S Z
i redaktor p i s m a „Wielka Polska", o n a - k o m e n d a n t k a PWSK w warszawskiej
Dzielnicy nr l. 2 5
Poza p o m o c ą świadczoną ukrywającym się, Żydzi znajdowali bezpieczne
miejsce w oddziałach N S Z . W P o w s t a n i u W a r s z a w s k i m ocaleni w i ę ź n i o w i e
obozu przy ul. Gęsiej na warszawskiej Woli stanowili grupy p o m o c n i c z e Bry­
gady Dyspozycyjnej Z m o t o r y z o w a n e j na Starym Mieście. W z g r u p o w a n i u
„Gozdawa" w drużynie sierż. p o d c h . N S Z Tadeusza N i e z a b i t o w s k i e g o „Lubi­
cza" walczył Jerzy Żmidrygier-Konopka „ P o r ę b a " - syn profesora Zdzisława
Żmidrygiera-Konopki z U n i w e r s y t e t u Warszawskiego. „ P o r ę b a " brał udział
w wielu akcjach, m.in. w zdobywaniu Państwowej W y t w ó r n i Papierów War­
tościowych, w ataku na D w o r z e c G d a ń s k i oraz w zdobyciu działka przeciw­
lotniczego na pl. Teatralnym. Z o s t a ł o d z n a c z o n y o r d e r e m Virtuti Militari
oraz Krzyżem Walecznych. Poległ 25 sierpnia w r u i n a c h Banku Polskiego.
336
FRONDA 25/26
Żydzi znajdujący się w oddziałach N S Z często zajmowali o d p o w i e d z i a l n e
funkcje. Kpt. Born-Bornstein wywodzący się ze skrajnie lewicowej Polskiej
Armii Ludowej objął funkcję szefa służby sanitarnej p o w s t a ń c z e g o zgrupo­
wania „Chrobry I I " . „Długo mnie jeszcze prześladował NSZ. W roku 1945 dr Wiesenfeld (Ciosnowski), laryngolog, ulica Ben Jehuda 100, oraz pielęgniarka Kowalska
wspólnie podpisali i złożyli świadomie fałszywe doniesienie
[ dopisać UB], jakobym
należał do NSZ-tu (...)" - pisał we w s p o m n i e n i a c h Born-Bornstein. 2 6
Na odcinku p r o p a g a n d y n a s ł u c h zagranicznych stacji radiowych dla
O N R o w s k i e g o „Szańca" p r o w a d z i ł a Zofia L i p m a n n . Tę s a m ą funkcję w re­
dakcji „Żołnierza Starego M i a s t a " p e ł n i ł a p o d c z a s P o w s t a n i a Karolina Stefa­
nia Marek "Stefa". W tejże redakcji o r d y n a n s e m był Żyd „ A d a m " ( N N ) .
Feliks Pisarewski-Parry uwolniony z Pawiaka przez oddział dywersyjny
N S Z okręgu Warszawa-Miasto kpt.
Piotra Zacharewicza „ Z a w a d z k i e g o "
wszedł w skład tej grupy. Parry bral udział w akcjach oddziału, wyrabianiu fał­
szywych d o k u m e n t ó w oraz p l a n o w a n i u odbicia w i ę ź n i ó w z Pawiaka. M i m o że
Parry miał przed wojną znajomych w O N R , c z ł o n k o s t w o w N S Z wywarło na
n i m wielkie wrażenie: „ja, przeciwnik ONR (...) stałem się oficerem NSZ-u na
względnie wysokim szczeblu!"27 Dzięki N S Z - o w s k i m k o n t a k t o m został on skie­
rowany na zabieg doszycia napletka. Co więcej, był świadkiem p o m o c y udzie­
lanej innym Ż y d o m przez żołnierzy N S Z : „Jakiegoś późnowiosennego dnia zapu­
kał
ktoś do
naszych
drzwi.
(...)
W drzwiach
stał żydowski chłopiec.
Brudny,
przemoczony, głodny. Obaj z Piotrem [kpt. „ Z a w a d z k i m " ] mieliśmy mokre oczy i chy­
ba serca.
ZIMA-2001
Chłopczyk pokazał kartkę z poleceniem do polskiej rodziny zamieszkałej
337
w okolicy Filtrowej.
Wykąpaliśmy go, nakarmiliśmy, a następnie Piotr skomunikował
się z państwem Traczykami, tak bowiem brzmiało nazwisko tych odważnych ludzi."28
W słynnej Brygadzie Świętokrzyskiej znaleźli również się strz. „ A n t o n i "
(NN), strz. „Fryc" ( N N ) . W trakcie walk z Niemcami Brygada rozbiła obóz kon­
centracyjny w Holiszowie (filia KL Flossenburg) i uwolniła więzione t a m kobie­
ty. Sytuacja była niezwy­
kle tragiczna. Gdyby nie
szybka decyzja dowódcy
Brygady ppłk Antoniego
Dąbrowskiego
„Bohu-
na", więźniarki zostały­
by
żywcem
NSZ-owcy
około
spalone.
uwolnili
tysiąca
kobiet,
w tym liczne Żydówki.
To wydarzenie pozostałoby nieznane, gdyby nie artykuł ppłk. „Bohuna" pt. Polish
partisan leader recalls liberating Holiszow w „The Jewish Voice" 29 .
Po wojnie z wdzięczności za ocalenie niektórzy Żydzi starali się p o m a g a ć
uwięzionym N S Z - o w c o m . T r u d n o ocenić, jaki p r o c e n t ocalonych przez n a r o ­
d o w c ó w odwdzięczał się w t e n s p o s ó b . Ze w z g l ę d u na a n t y s e m i c k i e k o n o t a ­
cje N S Z i n a r o d o w c ó w oraz i s t o t n ą rolę, jaką w aparacie b e z p i e c z e ń s t w a od­
grywali Żydzi, świadectwa o s ó b tej n a r o d o w o ś c i były niezwykle c e n n e .
Dzięki p o m o c y Ż y d ó w u r a t o w a n y c h w P o w s t a n i u z warszawskiej „Gęsiówki" został zwolniony z więzienia p p ł k Z y g m u n t Reliszko „Kołodziejski", in­
spektor O b s z a r u Z a c h o d n i e g o NZW. M o ż n a sądzić, że oświadczenie Anieli
Steinsbergowej, w k t ó r y m napisała, iż O N R - o w i e c O s t r o m ę c k i ukrywał jej
bratanicę, także w p ł y n ę ł o na wymiar kary: „Dowiedziawszy się, że Mirosław
Ostromęcki skazany został na karę śmierci, poczuwam się do obowiązku podania do
wiadomości Obywatela Prezydenta
[Bolesława Bieruta]
Mirosława Ostromęckiego poznałam na jesieni r.
następującej okoliczności:
1944 we Włochach pod Warszawą.
Udzielił on wówczas pomocy i schronienia mojej bratanicy Julii Berli, wiedząc o tym,
że jest pochodzenia żydowskiego. Uczynił to bezinteresownie. Wiadomo mi, że w tym
samym czasie pomagał również innym Żydom
tych faktów przed sądem,
[sic!]. Zgłosiłam gotowość zeznania
nie zostałam jednak powołana."30
Wypadków w s t a w i a n i a się Ż y d ó w za ukrywającymi ich p o d c z a s wojny
338
FRONDA 25/26
n a r o d o w c a m i było więcej. W trakcie śledztwa przeciwko J e r z e m u Regulskie­
mu, działaczowi O N R i NSZ, obecnie profesorowi i b y ł e m u r e p r e z e n t a n t o w i
Polski w Strasburgu, N a t a n Karwasser oświadczył: „W czasie okupacji, kiedy się
ukrywałem przed zbirami niemieckimi,
bywałem w Zarybiu u państwa Regulskich,
którzy w miarę możliwości okazywali mi pomoc i robili wszelkie możłiwe ułatwienia,
ażeby mi pomóc przetrwać."3I A przecież ojciec J e r z e g o Regulskiego, J a n u s z za­
siadała w kierowniczych kręgach O N R . Reszta rodziny: m a t k a - H a l i n a i sio­
stra H a n n a również były z a a n g a ż o w a n e w N S Z . Julian Tuwim osobiście in­
t e r w e n i o w a ł u Bolesława Bieruta w sprawie skazanego na ś m i e r ć J e r z e g o
Kozarzewskiego „Konrada", kuriera z Brygady Świętokrzyskiej, oraz Mirosła­
wa O s t r o m ę c k i e g o . Julian Kamiński również w i e l o k r o t n i e w s t a w i a ł się za
skazanym towarzyszami b r o n i z N S Z . Ks. prof. Szczepan Sobalkowski ps.
„Andrzej Bobola", kapelan O k r ę g u Kieleckiego, przez całą okupację ukrywał
i opiekował się m a ł ż e ń s t w e m W a l t e r ó w z Wielunia. W związku z t y m otrzy­
mał od k o m u n i s t y c z n e g o sądu łagodniejszy wyrok. 3 2
W sprawie przeciwko K l e m e n s o w i Jędrzejczykowi (proces c z ł o n k ó w Ko­
m e n d y O k r ę g u N S Z Częstochowsko-Śląskiego) w sentencji wyroku znalazło
się zdanie: „Pomagał... żydom, których ukrywał a następnie wystawiał im fałszywe
dowody."33 Lejbko G o l d m a n i Izaak Halber zeznali, że por. W ł a d y s ł a w Wyczółkowski ps. „Sęp", a d i u t a n t K o m e n d a n t a O k r ę g u N S Z Podlasie, przechowy­
wał Żydów i ich rzeczy. Dostarczał fałszywe d o k u m e n t y . W efekcie m.in. tych
zeznań oskarżeni zostali u n i e w i n n i e n i . 3 4 W i k t o r R o m a n Skiba uciekając
z kraju otrzymał p o m o c z rąk Żyda u k r y w a n e g o w latach okupacji niemiec­
kiej, który z wdzięczności chciał p o m ó c Skibie w znalezieniu dobrej pracy:
„W czasie wojny Antek, dawny kolega szkolny pochodzenia żydowskiego, na dwa la­
ta zamieszkał u Jacka [ a u t o r a ] , nie wychodząc przez ten czas z domu. Teraz był
członkiem
PPR-u
i
dyrektorem jednego z
największych
Zjednoczeń Przemysłowych
w kraju. Spotkanie było pełne euforii ze strony Antka. "3i
Ź r ó d ł a archiwalne nie dają p o d s t a w do twierdzeń, że w czasie wojny na
lamach prasy n a r o d o w e j p r o w a d z o n o jakąś „ a n t y s e m i c k ą k a m p a n i ę " l u b
p o d ż e g a n o w niej do nienawiści rasowej. Ś w i a d o m y m n a d u ż y c i e m jest też
pisanie o poparciu lub milczącym przyzwoleniu polskich u g r u p o w a ń n a r o d o ­
wych dla p r z e p r o w a d z a n e j przez N i e m c ó w zagłady Ż y d ó w na ziemiach pol­
skich. N i k t nie kwestionuje faktu p r o w a d z e n i a przez oddziały N S Z likwidaZIMA-2001
339
cji g r u p k o m u n i s t y c z n y c h i r a b u n k o w y c h , w których mogli znajdować się Ży­
dzi. J e d n a k b a n d y t y z m nie ma rasy, n a r o d o w o ś c i , ani wyznania. To, co jest
j e d n a k niezwykle interesujące, to m o t y w y j a k i m i kierowali się polscy nacjo­
naliści niosąc p o m o c s w o i m politycznym p r z e c i w n i k o m . O d p o w i e d ź n a t o
pytanie wydaje się być j e d n a k p r o s t a . Polski nacjonalizm, w o d r ó ż n i e n i u od
niemieckiego, przesiąknięty był katolicyzmem, co p o w o d o w a ł o uwrażliwie­
nie na los pokrzywdzonych. Jak d u ż e było to uwrażliwienie, widać w słyn­
nym Apelu Zofii Kossak-Szczuckiej, której serce kazało nieść p o m o c eksterminowanym Żydom.
SEBASTIAN BOJEMSKI
PRZYPISY:
1
Z o b . Israel G u t m a n , S h m u e l K r a k o w s k i Uneąual victims. Poles and Jews During World War Two
N e w York 1986, s . 2 1 7 . W e d ł u g ż y d o w s k i c h h i s t o r y k ó w w e w s i Z a k r z ó w e k m i a i m i e j s c e m o r d
na k i l k u n a s t u Ż y d a c h . J e g o s p r a w c a m i mieli być j a k o b y N S Z - o w c y . J e d n a k z p o w o j e n n y c h r e ­
lacji ocalałych Ż y d ó w (AP Lublin, o. Kraśnik, z e s p . 4, sygn. 3 2 0 ) w y n i k a , że m o r d u d o p u ś c i l i
się Niemcy.
2
R e u b e n A i n s z t e i n Jewish resistance in Nazi - occupied Eastern Europę L o n d y n 1 9 7 4 , 1 . 1 , s. 4 0 6 - 4 0 7 .
3
P o wojnie J u l i a n A j z e n m a n r ó w n i e ż m i a ł s p r a w ę k r y m i n a l n ą p r z e d W o j s k o w y m S ą d e m Rejo­
n o w y m w W a r s z a w i e . O d z i a ł a l n o ś c i „ p a r t y z a n c k i e j " GL-AL. szerzej w w y b o r z e d o k u m e n t ó w
a u t o r s t w a M a r k a J . C h o d a k i e w i c z a , P i o t r a G o n t a r c z y k a , Leszka Ż e b r o w s k i e g o Tajne oblicze GLAL. i PPR W a r s z a w a 1 9 9 7 - 1 9 9 9 t. I-III.
4
Michał Cichy Wspomnienia umarłego [w:] Gazeta Wyborcza 15 g r u d n i a 1 9 9 3 r.
5
Gazeta Wyborcza 2 9 - 3 0 s t y c z n i a 1 9 9 4 r.
6
B e r n a r d M a r k Walka i zagląda warszawskiego getta W a r s z a w a 1959, s. 4 6 8 .
7
Basia T e m k i n - B e r m a n o w a Dziennik z podziemia o p r a ć . A n k a G r u p i ń s k a i Paweł S z a p i r o Warsza­
wa 2000.
8
Icchak ( H e n r y k )
R u b i n , Żydzi w Łodzi pod niemiecką okupacją,
(London: Kontra,
1939-1945
1988), s. 38 [za:] M a r e k J. C h o d a k i e w i c z Kłopoty z kuracją szokową: wstrząsnąć sumieniami, czy
wstrząsnąć nauką?
9
M a r e k J.
mnps
Chodakiewicz
Kłopoty z kuracją szokową:
wstrząsnąć sumieniami,
czy wstrząsnąć nauką?
mnps
10
T a d e u s z Sarnecki ps. „ J a n u s z K o r w i n " , działacz S t r o n n i c t w a D e m o k r a t ó w Polskich. B N m f
11
W i k t o r R. Skiba Na skibach świata L o n d y n 1979, s. 5 2 .
12
Jerzy K o z a r z e w s k i W imię pojednania [w:] Gazeta Wyborcza 26 m a r c a 1 9 9 3 r.
58194 - wspomnienia z Powstania Warszawskiego.
13
Oblicza prawdy. Z prof. Krystyną Kerstenową rozmawia Anna Baniewicz
[w:]
Rzeczpospolita d o d a t e k
Plus - Minus.
14
A A N m a t e r i a ł y n i e u p o r z ą d k o w a n e organizacji p o d z i e m n y c h .
15
Ibidem.
16
Z o b . M a r e k J. C h o d a k i e w i c z Narodowe Siły Zbrojne. „Ząb". Przeciw dwu wrogom W a r s z a w a 1 9 9 9 ,
340
FRONDA 25/26
s. 117-118.
17
Z o b . W ł a d y s ł a w M a r c i n k o w s k i „ J a x a " Wspomnienia 1934-1945 W a r s z a w a 1 9 9 8 , s. 1 0 8 - 1 0 9 .
18
W ł a d y s ł a w „ Ż b i k " - Kołaciński Miedzy młotem a swastyką W a r s z a w a 1990, s. 2 3 4 - 2 3 5 .
19
W i t o l d Bayer Samorząd adwokacki w dobie wałki z okupacją hitlerowską [w:] Pałestra 1968 nr 1 1 , s.
35-57.
20
21
R u t a Pragier, Żydzi czy Polacy W a r s z a w a 1 9 9 2 r.,s. 8 0 - 8 1
Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939-1945 o p r a ć . W ł a d y s ł a w B a r t o s z e w s k i i Z o ­
f i a L e w i n ó w n a K r a k ó w 1969, s . 9 2 .
22
P h . F r i e d m a n , T h e i r B r o t h e r s K e e p e r s , H o l o k a u s t Library, N e w York 1 9 7 8 , s . 1 1 4 .
23
A n k a G r u p i ń s k a Ciągle po kole. Rozmowy z żołnierzami getta warszawskiego W a r s z a w a 2 0 0 0 ,
s.
185.
24
E d w a r d M a r c i n K e m n i t z Wspomnienia z pracy politycznej i społecznej w latach 1923-1956 L o n d y n
25
W i e s ł a w C h r z a n o w s k i Pół wieku polityki, czyli rzecz o obronie czynnej W a r s z a w a 1 9 9 7 , s. 8 8 .
1 9 8 3 , s. 7 4 .
26
R o m a n B o r n - B o r s t e i n Powstanie Warszawskie. Wspomnienia L o n d y n 1 9 8 8 , s. 7 7 .
27
Feliks P i s a r e w s k i - P a r r y Orły i reszki W a r s z a w a 1 9 8 4 , s. 6 5 .
28
T a m ż e , s. 8 4 - 8 5 .
29
J u n e 19, 1986, p a g e 14.
30
Akta sprawy Mirosława O s t r o m ę c k i e g o i towarzyszy.
31
A k t a s p r a w y A n t o n i e g o S y m o n o w i c z a i 13 s t u d e n t ó w z N S Z .
32
Akta sprawy Szczepana Sobalkowskiego.
33
A k t a s p r a w y K l e m e n s a Jędrzejczyka.
34
A k t a s p r a w y S t a n i s ł a w a J u r c z a k a i towarzyszy.
35
W i k t o r R. Skiba Na skibach świata L o n d y n 1 9 7 9 , s. 2 4 - 2 5 .
ZIMA-2001
341
KASZA I ŚRUBOKRĘT
Transcendentny teatr Leszka M.
Jak się pan zapewnia domyśla, nie jestem wierzący. Chociaż kiedyś by­
łem. Nie wierzę, że istnieje najwyższa istota, która mnie kontroluje i przed
którą mam być odpowiedzialny. Czuję się odpowiedzialny przed tymi, którzy
mi zaufali [...] Nie czuję się w żadnym sensie bezkarny, bo wiem, że wszyst­
kie kroki, które czynię, wszystkie działania, które podejmuję, są oceniane
i kontrolowane. W sensie metafizycznym? Rzadko się nad tym zastanawiam,
mówiąc szczerze.
Jestem przekonany, że ludzie w kosmosie nie są osamotnieni, że są inne
światy, inne życia, inne cywilizacje. Prawdopodobnie nigdy się z nimi nie ze­
tkniemy. Zresztą gdybyśmy się zetknęli, miałoby to dla ludzi nieobliczalne
konsekwencje. Ale trudno mi przed taką realną transcendencją czuć się od­
powiedzialnym. Raczej myślę o tym w kategoriach, czegoś zupełnie abstrak­
cyjnego, niezbadanego.
Można się lękać Boga i odpowiedzialności przed Bogiem i nie bać się odpo­
wiedzialności przed ludźmi, przed społeczeństwem. U mnie to nie występuje.
342
FRONDA
25/26
Z d a r z a mi się marzyć o p o s i a d a n i u m o c y n a d p r z y r o d z o n e j [...] Ż e b y m
miał większy - niż m a m - w p ł y w na rzeczy, na sytuacje, na ludzi, żebym był
bardziej przekonywający. Nigdy nie s p o t k a ł e m się z j a k i m ś d o w o d e m na ist­
nienie cudów.
Polityka to teatr, niech p a n n i e wymaga, b y m bił aktorów.
Leszek Miller w rozmowie z Piotrem Najsztubem;
VIVA!. nr 22 ( 1 2 3 ) . 22.10.2001
Murzyna wytropić łatwiej
Gdziekolwiek się r u s z y ł e m , u w a ż n i e na m n i e p a t r z o n o . Stare kobiety ba­
ły się, że u k r a d n ę im portfel. Raz j e d n a s t a r u s z k a b a ł a się wsiąść do windy,
bo ja b y ł e m w środku. [...]
Na testach w j e d n y m klubie p o s t a n o w i ł e m pójść na mecz tej drużyny. By­
łem jedynym czarnoskórym na trybunach. Siedziałem tuż przy wyjściu i ze 20
osób obrażało mnie, rzucało we m n i e p u s z k a m i z piwem, p l u ł o na m n i e . Kie­
dy indziej na ulicy jacyś ludzie pokazywali mi gesty, jakie wykonują małpy. [...]
Gdy chodziłem po ulicach z Beatą, ludzie na p e w n o sobie myśleli: „co t e n
Murzyn robi z taką piękną polską dziewczyną?" Bardzo m n i e to d e n e r w o w a ł o .
Dlaczego, czyż nie j e s t e m człowiekiem? Ale tak s a m o traktuje się w Polsce Ży­
dów. Tylko że ich nie m o ż n a rozpoznać na ulicy.
Emmanuel Olisadebe w wywiadzie udzielonym dla greckiego wydania
„Maxa"; przedruk „Gazeta Wyborcza". 26 października 2001
Neototalitaryzm ante portas!
To będzie b a r d z o t r u d n y Sejm, w m o i m p r z e k o n a n i u . Ponieważ m a m y nie
tylko groźną S a m o o b r o n ę , dziwaczną Ligę Polskich Rodzin, ale n e o t o t a l i t a r ne P a ń s t w o i Sprawiedliwość.
— Czy pan nie przesadził trochę z tym neototalitaryzmem?
— J e d e n z c z ł o n k ó w k i e r o w n i c t w a tej partii ogłosił kilka lat t e m u m a n i ­
fest neototalitarny, w k t ó r y m chciał całą w ł a d z ę przekazać ekipie czterystu
osób. I tylko ta g r u p a m i a ł a decydować o życiu wszystkich Polaków. Tak na
wzór Wielkiej Rady Faszystowskiej. Poza tym, bracia Kaczyńscy uważają, że
cierpienie ludzi jest najwyższym d o b r e m . Tak n i e m o ż e być. W cywilizacji
europejskiej istnieją w y p r a c o w a n e już w a r u n k i więzienia ludzi. Tym c z a s e m
oni uważają, że w i ę ź n i ó w należy t o r t u r o w a ć . (...)
ZIMA-2001
343
- A Lepper nie będzie gorszy od braci Kaczyńskich?
- Jaki będzie Lepper, nie w i a d o m o . To n i e jest przecież s a m o r o d e k . Ktoś
go ulepił, wykształcił. Przecież p a m i ę t a m y go jako d z i k o l u d a jeszcze sprzed
paru lat. A dzisiaj jest w y t r a w n y m graczem politycznym. I m o i m z d a n i e m ,
on będzie zmierzał do p o p r a w i e n i a losu chłopów. A g r u p a PiS będzie dążyła
do w p r o w a d z e n i a w Polsce u s t r o j u n e o t o t a l i t a r n e g o .
Aleksander Małachowski w rozmowie z Ryszardą Wojciechowską
„Zlikwidować republikę kolesiów", „Dziennik Bałtycki" 2 8 . 0 9 . 2 0 0 1 .
Czyżby jakaś insynuacja?
Po wyborach 4 czerwca 1989 roku, gdy formował się rząd Tadeusza Ma­
zowieckiego, „ k t o ś z tych l u d z i " z SB odwiedził Maleszkę. P r o p o n o w a ł mu
wyjazd do Moskwy w roli k o r e s p o n d e n t a .
— Może było tak - spekuluje. - Esbecy czuli, że zbliża się weryfikacja
i wyrzucą ich z pracy. M o ż e szukali dla siebie alibi, że umieszczają szpiegów
dla nowej władzy.
W
rządzie
Mazowieckiego
ministrem
spraw
wewnętrznych
został
Krzysztof Kozłowski z Krakowa.
Jerzy Morawski ,,'Ketman' - człowiek bez własnej twarzy",
„Rzeczpospolita" 17-18.11.2001.
Obrona Maleszki
Dawni koledzy Maleszki z SKS doszli do p r a w d y zaczynając od przypad­
kowej lektury esbeckiego d o k u m e n t u . W p r z e k o n a n i u całej reszty świata,
w tym również k i e r o w n i c t w a „Wyborczej", że ich podejrzenia są prawdziwe,
p o m o g ł o szczere p r z y z n a n i e się s a m e g o b o h a t e r a w y d a r z e ń . Co j e d n a k , gdy­
by takiego przyznania zabrakło? Gdyby Maleszka szedł w zaparte, przystąpił
do k o n t r a t a k u , u z n a ł się za szkalowanego? Czy o s k a r ż e n i a n i e zostałyby od­
rzucone jako n i e p o t w i e r d z o n e , n a w e t i po o t w a r c i u a r c h i w u m I P N , no bo
przecież skoro „esbeckie m a t e r i a ł y n i e są ż a d n y m d o w o d e m " . . .
Ze taki scenariusz nie był niemożliwy, dowodzi gorliwa, o g ł o s z o n a j u ż za­
wczasu o b r o n a Maleszki przez byłego szefa M S W Krzysztofa Kozłowskiego.
Piotr Zaremba „Szkielety wychodzą z szaf", „Rzeczpospolita" 2 1 . 1 1 . 2 0 0 1 .
344
FRONDA
25/26
Blokada europedałów?
Wczoraj
Międzynarodowe
Stowarzyszenie
Gejów
i
Lesbijek
(ILGA)
p r z e d s t a w i ł o P a r l a m e n t o w i E u r o p e j s k i e m u r a p o r t o dyskryminacji h o m o ­
seksualistów w Polsce i innych krajach kandydujących do Unii Europejskiej.
W Brukseli i wszystkich unijnych stolicach p a n u j e w tej sprawie wielkie wy­
czulenie i z p e w n o ś c i ą opinia ILGA nie przysporzy Polsce sojuszników w sta­
raniach o przystąpienie do Unii. M a m j e d n a k w r a ż e n i e , że f o r m u ł o w a n i e za­
r z u t ó w typu „atmosfera b a r d z o i n t e n s y w n e g o ucisku, mającego k o r z e n i e
w tradycji k o n s e r w a t y w n e g o k a t o l i c y z m u " l u b w y p o m i n a n i e n i e m ą d r y c h
wypowiedzi Lecha Wałęsy czy p r y m a s a G l e m p a nie służy i n t e r e s o w i pol­
skich gejów. Bo prowadzi do w n i o s k ó w po p r o s t u n i e p r a w d z i w y c h i histe­
rycznych, k t ó r e h o m o f o b i ą próbują t ł u m a c z y ć całe zło świata.
„Polska p i e k ł e m dla gejów" tytułują swoje d e p e s z e agencje p r a s o w e , na
co odpowiadają g w a ł t o w n e okrzyki na i n t e r n e t o w y c h czatach: „ e u r o p e d a ł y
blokują n a m drogę d o U E " . Tymczasem, będąc h o m o s e k s u a l i s t ą , m o ż n a żyć
w Polsce godnie i twórczo, cieszyć się z a u f a n i e m przyjaciół i w s p ó ł p r a c o w ­
ników, kochać szczęśliwie i m i e ć p e ł n e poczucie b e z p i e c z e ń s t w a .
W i e m to d o b r z e . Bo s a m t e g o d o ś w i a d c z a m .
Maciej Nowak „W Polsce da się być homoseksualistą",
„Gazeta Wyborcza" 2 9 . 0 6 . 2 0 0 1 .
Piekło dla gejów?
W „Gazecie" z 29 czerwca znalazł się k o m e n t a r z Macieja N o w a k a nawią­
zujący do r a p o r t u o sytuacji gejów w krajach kandydujących do Unii E u r o ­
pejskiej. N o w a k pisze: „Będąc h o m o s e k s u a l i s t ą , m o ż n a żyć w Polsce godnie
i twórczo, cieszyć się u z n a n i e m przyjaciół i w s p ó ł p r a c o w n i k ó w , kochać
szczęśliwie i m i e ć p e ł n e poczucie b e z p i e c z e ń s t w a . W i e m to d o b r z e . Bo s a m
tego d o ś w i a d c z a m . "
Chylę czoła przed Maciejem N o w a k i e m za p u b l i c z n e ujawnienie. I zga­
d z a m się, że Polska nie jest „ p i e k ł e m dla gejów" - z p e w n o ś c i ą n i e t a k i m jak
Iran, Afganistan, Arabia Saudyjska czy R u m u n i a . Ale nie jest też rajem i da­
leko n a m do p o z i o m u tolerancji krajów z a c h o d n i c h .
W Polsce da się być h o m o s e k s u a l i s t ą , żyć godnie, cieszyć się zaufaniem...
Jeśli ma się tyle szczęścia co p a n N o w a k - m i e s z k a się w wielkim, pozwala­
jącym zachować a n o n i m o w o ś ć mieście i pracuje w wyjątkowo tolerancyjnej
ZIMA 2001
345
firmie (albo jak ja w redakcji gejowskiego miesięcznika). N i e potrafię j u ż żyć
w ukryciu, p e w n i e dlatego nie w y o b r a ż a m sobie m i e s z k a n i a w m a ł y m m i e ­
ście czy miasteczku. Nie bez p o w o d u geje z Sieradza, C i e c h a n o w a , Przedbo­
rza, R a d o m s k a czy Polanicy uciekają do Warszawy, Krakowa, Trójmiasta czy
Katowic. Ci, którzy zostają w s w o i m miasteczku, najczęściej nie m o g ą „żyć
godnie, kochać szczęśliwie i mieć p e ł n e poczucie bezpieczeństwa". Nie mają
poczucia bezpieczeństwa, a zamiast szczęśliwego kochania są w y m u s z o n e
przez środowisko małżeństwa, u d a w a n i e heteroseksualizmu albo znoszenie
obelg, poniżania, zaszczucia. Obraz przedstawiony w raporcie m ó w i o takiej
Polsce, nie o luksusowym świecie gejów w wielkich miastach. W Polsce da się
być homoseksualistą. Jeśli tylko ma się wystarczająco d u ż o szczęścia i odwagi.
Sekretarz kapituły Tęczowego Lauru, Krzysztof Carwatowski, „Czy na pewno
'w Polsce da się być homoseksualistą?", „Gazeta Wyborcza" 3.07.2001.
Jedyny ratunek dla cywilizacji
P r z y p o m i n a m u w a g ę Michela Foucaulta: myśleć o h o m o s e k s u a l i z m i e nie
jako o formie pożądania, ale jako o p r z e d m i o c i e p o ż ą d a n i a h o m o s e k s u a l i z m
jest j e d n y m z b a r d z o nielicznych miejsc w kulturze, z których m o ż n a wyjść
ku zmianie kształtu organizacji społecznej. Bożena Keff ma rację - j u ż tylko
geje m o g ą nas u r a t o w a ć . Dodajmy dla jasności (za k t ó r ą p o w i n n i ś m y doce­
nić Kingę D u n i n ) : tylko o d m i e ń c y m o g ą ocalić „ n a s z ą p o l s k ą r o d z i n ę " , bo
ujawniają jej p r z e m o c i z a k ł a m a n i e (brzydkie przywary, o których na salo­
nach u Księcia Dydo m ó w i ć przecież nie w y p a d a ) . S t a n o w i m y nadzieję,
ujawniając zaskakująco bliski związek rodziny z „cywilizacją śmierci", na
k t ó r ą miała być a n t i d o t u m .
Tomasz Basiuk „Pamiętnik odmieńca", „Bez Dogmatu" nr 49, lato 2001
Jeszcze jedna chce ratować cywilizację
No cóż, różnie bywa. Są d o b r e i złe związki. Lepsi i gorsi rodzice. I nie
ma to większego związku z orientacją seksualną. T r u d n o mi więc pojąć, dla­
czego niektórzy uważają za skandal, że d z i e w i ę c i o m i e s i ę c z n e m u n i e m o w l ę ­
ciu matkują dwie lesbijki - j e d n a ze świeżo p o ś l u b i o n y c h h o l e n d e r s k i c h par.
A trzynaścioro dzieci z bieszczadzkiej wsi, b r u d n y c h i głodnych, obdzierają­
cych ze skóry królika, to co to jest? Święty porządek? To ja j u ż w o l ę skandal.
Dlaczego miłość, wzajemny s z a c u n e k i opieka n a d k o c h a n y m i u p r a g n i o 34£
FRONDA 25/26
n y m dzieckiem p o c z ę t y m z e s z t u c z n e g o z a p ł o d n i e n i a mają d o p r o w a d z i ć d o
jakichś strasznych skutków? Czy n a p r a w d ę z t e g o p o w o d u zagraża n a m nie­
wyobrażalna katastrofa? U p a d n i e k u l t u r a europejska? W s z y s t k o to jest nie­
wyobrażalne jedynie dla ludzi żywiących u p r z e d z e n i a do bliźnich tylko z te­
go p o w o d u , że n i e są h e t e r o s e k s u a l n i .
W Polsce h o m o f o b i ą jest p o w s z e c h n a i występuje w d w ó c h o d m i a n a c h :
konserwatywnej i liberalnej. O k o n s e r w a t y w n e j nie ma co się rozpisywać,
ciekawszy jest ten drugi g a t u n e k . H o m o f o b liberalny jest b a r d z o tolerancyj­
ny, m o ż e więc zgodzić się, aby oni, skoro są dorośli i n i k o m u nie szkodzą, r o ­
bili w czterech ścianach swojego mieszkania, co chcą. (Byleby się n i e afiszo­
wali).
Oni m o g ą n a w e t m i e ć p e w n e prawa,
p o w i e d z m y s p a d k o w e , ale
adopcja? Za nic! Bo dziecko m u s i m i e ć m a m u s i ę i t a t u s i a . Co z tego, że wie­
le dzieci nie m a , albo ma takich, że n i e c h ręka b o s k a b r o n i .
(...)
Lesbijki i geje to n i e oni, tylko my. I nie ma ż a d n e g o p o w o d u , aby, jako
kategoria, budzili w n a s jakieś szczególne emocje, p o z a u c z u c i e m solidarno­
ści z l u d ź m i d y s k r y m i n o w a n y m i . Jednych, prywatnie, b ę d z i e m y lubili, in­
nych - nie. N i e ma też żadnych powodów, by n i e mieli m i e ć tych samych co
wszyscy - łącznie z toksycznymi idiotami - p r a w do zawarcia związku m a ł ­
żeńskiego i wychowywania dzieci. Cywilizacja e u r o p e j s k a z p e w n o ś c i ą na
tym nie ucierpi, a najwyżej zyska. Przecież jej f u n d a m e n t e m jest przykazanie:
„Kochaj bliźniego swego jak siebie s a m e g o " .
Kinga Dunin „Louis i George", „Wysokie obcasy" 12.05.2001
Gay tikun olam
P i s m o o nazwie „Bridges" ma też p o d t y t u ł - „A J o u r n a l for J e w i s h Feminists and O u r F r i e n d s " . (...)
N a d r z ę d n ą misją p i s m a było i jest s t w o r z e n i e forum dla żydowskiego fe­
m i n i z m u , działalności na rzecz sprawiedliwości społecznej, kreatywności ko­
biet żydowskich oraz p o g l ą d ó w pochodzących spoza głównych n u r t ó w życia
żydowskiego. Do w s p ó ł p r a c y zapraszani są także " m ę ż c z y ź n i oraz nieżydowskie feministki, których działalność jest szczególnie interesująca dla żydow­
skiego f e m i n i z m u " . Szczególnie mile w i d z i a n e są teksty n a d e s ł a n e przez
" Ż y d ó w sefardyjskich czy orientalnych, niebiałych, starych i m ł o d y c h , lesbij­
ki, n i e p e ł n o s p r a w n y c h , a t a k ż e przedstawicieli klasy robotniczej i u b o g i c h
ZIMA2001
347
Ż y d ó w " . P i s m o o d r z u c a n a t o m i a s t m a t e r i a ł y o w y m o w i e "antyżydowskiej,
seksistowskiej,
rasistowskiej".
Zespól wydający „Bridges" stara się połączyć w i e r n o ś ć t a k i m ż y d o w s k i m
w a r t o ś c i o m , jak sprawiedliwość i tikun olam ( n a p r a w a świata) z d o r o b k i e m
r u c h ó w feministycznych, lesbijskich i gejowskich oraz p r a g n i e p o ś r e d n i c z y ć
w nawiązywaniu i p o g ł ę b i a n i u k o n t a k t ó w m i ę d z y poszczególnymi g r u p a m i .
„'Bridges', czyli 'Mosty'", „Midrasz" nr 9 ( 5 3 ) , wrzesień 2001
Nowa Halacha
Począwszy od mniej więcej trzydziestu lat r e f o r m o w a n e i rekonstrukcjonistyczne o d ł a m y j u d a i z m u , zwłaszcza w Wielkiej Brytanii i S t a n a c h Zjedno­
czonych, działają stale na rzecz p o s z e r z e n i a p r z e s t r z e n i życiowej dla lesbijek
i gejów - rzecz jasna, chodzi tu o tych, którzy czują się Ż y d a m i nie tylko
przez s a m fakt u r o d z e n i a , ale też z w y b o r u czy p r z e k o n a n i a (przynależności
religijnej czy kulturowej). Istnieje coraz więcej synagog, na k t ó r y c h czele sto­
ją - jako rabini i rabinki - z d e k l a r o w a n i h o m o s e k s u a l i ś c i i lesbijki. U n i o n of
American H e b r e w C o n g r e g a t i o n s przyjęła do swego zrzeszenia cztery gejowsko-lesbijskie synagogi. Bodajże j e d n a (tylko) uczelnia rabiniczna przyjmuje
jawnie gejów i lesbijki na studia. (...)
Tora i halachiści nie dopuszczali istnienia trwałych, opartych na miłości
związków homoseksualnych i lesbijskich, n a t o m i a s t współczesne autorytety
liberalne m ó w i ą życzliwie tylko o tych, którzy pozostają w takich związkach.
Ich wyrozumiale i kochające r a m i o n a obejmują wyłącznie osoby żyjące w ta­
kich quasi-małżeństwach i akceptują c e n n e w j u d a i z m i e wartości p r o r o d z i n n e .
A k t o kocha tych, którzy lubią z m i e n i a ć p a r t n e r ó w ? Z a p e w n e n i k t się n a d
t y m nie zastanawia - wydaje się, że w d o b i e AIDS p r o m i s k u i t y z m zanika.
Bella Szwarcman-Czarnota „'Obrzydliwość' czy 'pobłądzenie'",
„Midrasz" nr 9 ( 5 3 ) , wrzesień 2001
Na World Trade Center spadła bomba demograficzna
Z a c h o d n i e demokracje p o w i n n y zacząć przygotowywać szpitale psychia­
tryczne dla m u z u ł m a ń s k i c h fundamentalistów, z a m i a s t ich zabijać. Z p e w n o ­
ścią m o ż n a u nich stwierdzić kliniczne objawy p a r a n o i , a p o w s z e c h n a świa­
domość
ich
schorzenia
nie
byłaby
wielką
inspiracją
dla
przyszłych
k a n d y d a t ó w n a męczenników.
348
FRONDA
25/26
J u ż całkiem n i e d ł u g o świat będzie się m u s i a ł zmierzyć z p r a w d z i w ą przy­
czyną napięć - n i e r ó w n o m i e r n y m r o z ł o ż e n i e m p r z y r o s t u n a t u r a l n e g o . Naj­
groźniejszą formą agresji wynikającej z wysokiej liczby u r o d z i n jest z m i a n a
proporcji ludności w ś r ó d istniejących kultur. W większości krajów p o ł o ż o ­
nych w okolicach r ó w n i k a panuje nędza, będąca efektem p r z e l u d n i e n i a . Je­
dyną m ą d r ą reakcją na taki s t a n byłaby p o m o c finansowa dla krajów pragną­
cych p o w s t r z y m a ć swój przyrost naturalny.
M o ż e m y u n i k n ą ć wielkich tragedii, jeśli b ę d z i e m y działać szybko i użyje­
my środków,
którymi
dysponujemy.
W przeciwnym
razie
s t a n i e m y się
świadkami n i e s k o ń c z o n e g o cierpienia.
Nauczyciel Karma Kagyu - jednej ze szkół buddyzmu tybetańskiego,
lama Ole Nydahl, „Możemy uniknąć wielkich tragedii", „Rzeczpospolita", 29.09.2001
ZIMA-2001
349
Czy mnie styszysz? Tutaj pijemy nienawiść jak wodę.
Nienawidzimy siebie nawzajem.
List zza grobu
Koperta, w której poniższy tekst trafił do naszej redakcji, została po drodze poważnie
uszkodzona, przez co jej nadawca pozostał niezidentyfikowany. Zawierała ona opa­
trzone uwagami doktora teologii, o. Bernhardina Krempela tłumaczenie broszury za­
tytułowanej „List zza grobu" wydanej przez wydawnictwo Graficas Armando Brasi­
lio, mieszczące się w Rio de Janeiro, przy rua Julia Lopes, 16. Wydanie to posiada na
stronie redakcyjnej „Imprimatur dla oryginału w języku niemieckim: Brief aus dem Jenseits: Treves, 9.11.1953. NA/54" oraz kościelną aprobatę dla broszury: „Taubate-Est.
De Sao Paulo- 2.11.1955". Zawierało ono treść listu znalezionego wśród zapisków
pewnej zmarłej zakonnicy, relacjonującej wydarzenia z życia swej przyjaciółki, które
to wydarzenia zostały później potwierdzone jako historyczne fakty. Kuria Diecezjalna
w Trewirze (Niemcy) uznała opublikowanie owego listu za wysoce pożyteczne i po­
uczające. Ojciec Krempel wydał tekst oddzielnie, opatrując go przypisami, udowadnia­
jącymi zgodność listu z nauką katolicką. Przedrukowujemy go poniżej. Dodatek, za­
wierający teologiczne wyjaśnienia dotyczące piekła, zdecydowaliśmy się pominąć.
350
FRONDA
25/26
Informacja wstępna
Wśród zapisków pozostawionych przez młodą kobietę,
klasztorze jako zakonnica,
znaleziono
która zmarła w pewnym
następujące zeznanie:
Miałam przyjaciółkę. To znaczy, byłyśmy sobie wzajemnie bliskie jako przyja­
ciółki i koleżanki w biurze M.
Później, kiedy Ani wyszła za mąż, nigdy jej już nie widziałam. Od czasu
kiedy się poznałyśmy, wytworzyła się między n a m i więź, będąca w gruncie rze­
czy raczej życzliwością niż przyjaźnią.
Z tego p o w o d u za bardzo nie t ę s k n i ł a m za nią, kiedy po zawarciu m a ł ż e ń ­
stwa przeprowadziła się do eleganckiej dzielnicy willowej, daleko od mojego
domu.
Kiedy jesienią 1937 roku spędzałam wakacje n a d Jeziorem Garda, moja
matka napisała do m n i e w połowie września: „Wyobraź sobie, że Ani N. zmar­
ła. Straciła życie w wypadku s a m o c h o d o w y m . Wczoraj p o c h o w a n o ją na cmen­
tarzu w W."
Ta wiadomość m n ą wstrząsnęła. Wiedziałam, że Ani nigdy nie była należy­
cie religijna. Czy była przygotowana, gdy Bóg ją nagle wezwał? N a s t ę p n e g o
ranka uczestniczyłam we Mszy Św., k t ó r a była za nią odprawiana w kaplicy
pensjonatu, gdzie mieszkałam. Modliłam się żarliwie o jej wieczny spoczynek
i w tej samej intencji ofiarowałam K o m u n i ę św.
Lecz cały dzień czułam się chora i to uczucie choroby coraz bardziej nara­
stało w ciągu dnia.
Tamtej nocy spalam niespokojnie. O b u d z i ł a m się nagle słysząc coś, co
brzmiało jakby trzaśniecie drzwiami mojej sypialni. Zapaliłam światło. Zegar
obok łóżka wskazywał dziesięć m i n u t po północy; j e d n a k nic nie zauważyłam.
Nie było żadnego hałasu z wyjątkiem s z u m u fal Jeziora Garda rozbijających się
m o n o t o n n i e o m u r ogrodu w pobliżu pensjonatu. Nie słyszałam wcale wiatru.
Budząc się o d n i o s ł a m j e d n a k wrażenie, że oprócz trzaśnięcia drzwiami dał
się słyszeć jakby jakiś dźwięk. Brzmiał on jak wiatr, który zwykle słyszałam
w m o i m d a w n y m biurze, gdzie mój kierownik, kiedy miał zły humor, rzucał mi
na biurko listy od natrętów.
Sprawdziłam czy jest już czas, że p o w i n n a m wstać. Ach! To nic oprócz
wybryku mojej wyobraźni w y w o ł a n e g o w i a d o m o ś c i ą o jej śmierci.
ZIMA-2001
351
O d w r ó c i ł a m się, o d m ó w i ł a m kilka „Ojcze N a s z " za d u s z e zmarłych i za­
snęłam znowu.
Śniłam wtedy, że o b u d z i ł a m się o 6.00 rano, aby pójść do kaplicy w pen­
sjonacie. Kiedy o t w o r z y ł a m drzwi sypialni, n a d e p n ę ł a m na p a k u n e k , który
zawierał kartki jakiegoś listu. P o d n i o s ł a m je i r o z p o z n a ł a m p i s m o Ani,
a okrzyk był moją pierwszą reakcją.
Drżąc, t r z y m a ł a m kartki w d ł o n i a c h . Przyznaję, że b y ł a m tak wstrząśnię­
ta, iż nie m o g ł a m n a w e t o d m ó w i ć „Ojcze N a s z " . Prawie się d u s i ł a m . N i e m o ­
głam nic lepszego zrobić niż wyjść na zewnątrz. Spięłam więc p o s p i e s z n i e
włosy, włożyłam list do kieszeni i szybko w y s z ł a m z b u d y n k u .
Gdy byłam już na zewnątrz, w s p i ę ł a m się na wzgórza idąc b a r d z o k r ę t ą
ścieżką i mijając oliwki, d r z e w a l a u r o w e oraz posiadłości willowe, z dala od
powszechnie znanej drogi „ G a r d e s a n a " .
Ranek wstał promieniście. W i n n e d n i m i a ł a m zwyczaj zatrzymywać się
po każdych stu krokach, o c z a r o w a n a w s p a n i a ł y m w i d o k i e m , który mi ofero­
wały jezioro i dostojnie p i ę k n a Wyspa Garda. Delikatny błękit w o d y orzeź­
wiał m n i e ; i jak dziecko patrzy podziwiając swojego dziadka, tak ja p a t r z y ł a m
z p o d z i w e m m ł o d e g o człowieka na t a m t ą szarą G ó r ę Baldo, k t ó r a wyrastała
po drugiej stronie jeziora, wznosząc się od 64 m n a d p o z i o m e m m o r z a do
wysokości 2 2 0 0 m e t r ó w .
Dzisiaj nie m i a ł a m oczu dla tego wszystkiego. Idąc przez k w a d r a n s , p o ­
zwoliłam sobie m a c h i n a l n i e usiąść n a d brzegiem opierając się o d w a cypry­
sy, gdzie dzień wcześniej czytałam z wielką przyjemnością „ P a n n ę Teresę".
Po raz pierwszy widziałam w cyprysach symbol śmierci, rzecz, na k t ó r ą nie
zwracałam większej uwagi na p o ł u d n i u , gdzie tak często się je spotyka.
Wyciągnęłam list. Brakowało podpisu. J e d n a k bez najmniejszej wątpliwo­
ści było to p i s m o Ani. Bez spiralnego dużego „ S " i tego francuskiego „T", któ­
re zwykle irytowały p a n a G.
Styl nie był jej. Nie był taki, jak było to w jej zwyczaju. O n a dobrze wiedzia­
ła, jak rozmawiać i śmiać się z tymi niebieskimi oczami i wdzięcznym n o s e m .
352
FRONDA
25/26
Tylko kiedy rozmawialiśmy o sprawach religijnych, stawała się zgryźliwa
i w p a d a ł a w t e n nieuprzejmy t o n jak w t y m liście. (Teraz s a m a w e s z ł a m
w ten podekscytowany ton.)
Oto on:
List zza grobu od Ani V.
Słowo w słowo, tak jak go czytałam we śnie:
Klaro! Nie m ó d l się za m n i e ! J e s t e m p o t ę p i o n a . Jeśli Ci to m ó w i ę i jeże­
li podaję Ci szczegółowe informacje dotyczące p e w n y c h okoliczności m o j e g o
potępienia, nie myśl, że czynię to z przyjaźni. Tutaj nikogo już więcej nie ko­
chamy. Wykonuję to jako „część tej Siły, k t ó r ą zawsze chce zła, a zawsze czy­
ni d o b r o " .
Prawdę mówiąc, chciałabym również Ciebie widzieć tu, gdzie p o z o s t a n ę
na zawsze. 1
Nie bądź zaskoczona moją intencją. Tutaj wszyscy myślimy w t e n s a m
sposób. N a s z a wola skamieniała w złu - w tym, co wy nazywacie z ł e m . Na­
wet jeżeli czynimy coś „ d o b r e g o " , jak ja teraz otwierając Ci oczy na t e m a t
piekła, nie robimy tego z d o b r ą intencją. 2
Pamiętasz jeszcze:
Minęły 4 lata od czasu jak się p o z n a ł y ś m y w M. Miałaś 23 lata i już p ó ł
roku pracowałaś w biurze, kiedy t a m przyszłam.
Wiele razy wybawiałaś m n i e z k ł o p o t ó w ; często d a w a ł a ś mi d o b r ą r a d ę .
Ale czym jest to, co nazywa się „ d o b r e m " !
Chwaliłam w t e d y twoją „ d o b r o c z y n n o ś ć " . To śmieszne... Twoja p o m o c
wypływała z czystej ostentacji, jak ja już wcześniej p o d e j r z e w a ł a m .
Tutaj nie rozpoznajemy d o b r a w n i k i m !
Z n a ł a ś moją m ł o d o ś ć . Teraz wypełnię p e w n e luki.
ZIMA-2001
353
Według planów moich rodziców nie m i a ł a m nigdy istnieć. Byli oni beztro­
scy przyczyniając się do mojego nieszczęsnego poczęcia.
Moje siostry miały już 15 i 14 lat, kiedy przyszłam na świat.
Chciałabym się nigdy nie narodzić! Chciałabym m ó c się unicestwić i uciec
od tych mąk! Byłoby to nieporównywalną przyjemnością, gdybym m o g ł a prze­
stać istnieć tak, jak ubranie spalone na popiół przestaje istnieć. 3 Lecz koniecz­
ne jest, abym istniała; jest konieczne, żebym była taką jaką siebie uczyniłam,
z całym złem, jakie tkwiło we m n i e na końcu mojego życia.
Kiedy moi rodzice, jeszcze samotni, przeprowadzili się ze wsi do miasta,
utracili kontakt z Kościołem.
Tak było lepiej.
Utrzymywali oni przyjacielskie stosunki z osobami, które porzuciły Reli­
gię. Spotykali się na tańcach i skończyło się na tym, że „musieli" się pół roku
później pobrać.
Podczas ślubu tylko kilka kropel w o d y święconej spadło na nich, właściwie
tylko po to, aby przyciągnąć moją m a t k ę na niedzielną Mszę kilka razy w roku.
O n a nigdy nie nauczyła m n i e p r a w i d ł o w o się modlić. Wyczerpywała
wszystkie swoje siły w troskach dnia codziennego, nawet wtedy, gdy sytuacja
nie była zła.
Słowa takie jak modlitwa, Msza, w o d a święcona, kościół, piszę jedynie
z głębokim w s t r ę t e m i nieporównywalną odrazą. Głęboko nienawidzę tych,
którzy uczęszczają do kościoła, z a r ó w n o ludzi jak i w ogóle rzeczy z n i m zwią­
zanych.
Wszystko powraca,
aby nas dręczyć.
Każde
zrozumienie otrzymane
w chwili śmierci, każde w s p o m n i e n i e z życia, które znamy, przemienia się
w palący płomień. 4
I wszystkie te w s p o m n i e n i a ukazują n a m s m u t n ą stronę tych łask, które
odrzuciliśmy. Jak nas to dręczy! Nie jemy, nie śpimy, ani nie chodzimy na wła­
snych nogach. D u c h o w o przykuci, my potępieńcy przyglądamy się przerażeni
n a s z e m u niedoskonałemu życiu, wyjąc i zgrzytając zębami, dręczeni i wypeł­
nieni nienawiścią.
Czy m n i e słyszysz? Tutaj pijemy nienawiść jak w o d ę . Nienawidzimy siebie
nawzajem. 5
Chcę, abyś zrozumiała, że bardziej niż cokolwiek n i e n a w i d z i m y Boga.
Tamci błogosławieni w niebie p o w i n n i Go kochać, p o n i e w a ż stale Go wi-
354
FRONDA 25/26
dzą w Jego najbardziej majestatycznym pięknie. To czyni ich szczęśliwymi
nie do opisania. My to wiemy, a ta w i e d z a n a s rozwściecza. 6
Ludzie na ziemi, którzy poznają Boga p o p r z e z Jego s t w o r z e n i a i Jego O b ­
jawienie, m o g ą Go kochać, ale nie są z m u s z e n i , aby tak czynić.
Wierzący - m ó w i ę to z wściekłością - który k o n t e m p l u j e i rozmyśla
o U k r z y ż o w a n y m C h r y s t u s i e będzie Go kochał.
Lecz dusza, do której zbliża się Bóg jako straszny Mściciel i Sędzia, p o ­
nieważ został przez nią odrzucony, nienawidzi Go tak, jak my Go nienawi­
dzimy. 7 Nienawidzi Go całą silą swej złej woli. N i e n a w i d z i Go wiecznie, ze
względu na fakt, że zakończyła swoje ziemskie życie odrzucając Boga. I ta
p r z e w r o t n a wola nigdy nie będzie cofnięta, ani my jej nigdy nie cofniemy.
Czy pojmujesz teraz, dlaczego p i e k ł o p o w i n n o być wieczne? Ponieważ
nasza zatwardziałość nigdy nie topnieje, nigdy się nie kończy.
Zmuszając się, m u s z ę dodać, że Bóg jest nadal miłosierny w o b e c Ciebie.
Powiedziałam „ z m u s z a m się". Powód jest taki: p o m i m o , że piszę t e n list, nie
jest możliwe, abym kłamała, chociaż chciałabym. Piszę na tym papierze wie­
le informacji sprzecznych z moją wolą.
Również p o t o k obelg, który chciałabym wyrzucić z siebie, m u s z ę połknąć.
Bóg był dla was miłosierny nie pozwalając naszej woli, aby s p o w o d o w a ł a
to wszystkie zło, które pragnęlibyśmy uczynić. Gdyby n a m pozwolił, zwięk­
szylibyśmy niezmiernie naszą w i n ę i karę. Pozwolił n a m u m r z e ć przedwcze­
śnie - tak jak to stało się ze m n ą - lub wprowadził łagodzące okoliczności.
N a w e t teraz On jest m i ł o s i e r n y i nie z m u s z a nas, abyśmy się do N i e g o
zbliżali, z a t e m pozostajemy w tej odległej części piekła, k t ó r a zmniejsza na­
sze męki. 8
Każdy krok bliżej Boga przyniósłby mi większe cierpienia niż ty byś od­
czuwała chodząc t u ż przy ogniu.
Byłaś przestraszona, kiedy p e w n e g o razu powiedziałam Ci, gdy spacerowa­
łyśmy, co ojciec powiedział mi na kilka dni przed moją Pierwszą K o m u n i ą św.
„Troszcz się o to, m a l e ń k a Ani, że dostajesz p i ę k n ą sukienkę, r e s z t a nie
jest niczym i n n y m jak tylko o s z u s t w e m . "
Prawie się zawstydziłam z p o w o d u twojego zaskoczenia. Teraz się z t e g o
śmieję. Najlepszą częścią tego o s z u s t w a było p o z w o l e n i e na przystąpienie do
ZIMA-2001
355
Komunii tylko dzieciom w wieku lat 12. Do t e g o czasu j u ż właściwie zdąży­
łam posiąść przyjemności tego świata i Religię u m i e ś c i ł a m na końcu, za t y m
wszystkim, tak więc nigdy nie t r a k t o w a ł a m K o m u n i i p o w a ż n i e .
N o w y zwyczaj pozwalający dzieciom na przyjmowanie K o m u n i i w wieku
7 lat rozwściecza n a s . S t a r a m y się znaleźć wszystkie m o ż l i w e sposoby unik­
nięcia tego, starając się p r z e k o n a ć ludzi, że aby udzielać dziecku K o m u n i i p o ­
w i n n o o n o mieć z r o z u m i e n i e . Jest konieczne, aby p o p e ł n i ł y p r z e d t e m jakieś
grzechy ś m i e r t e l n e . „Biały" Bóg będzie mniej szkodliwy, niż kiedy jest przyj­
m o w a n y z wiarą, nadzieją i miłością, o w o c a m i C h r z t u - pluję na to wszyst­
ko - jeszcze tak żywymi w sercu dziecka.
Pamiętasz, że już m i a ł a m t e n s a m pogląd na ziemi?
Wracając do mojego ojca. Jak Ci o p o w i a d a ł a m , on tak b a r d z o kłócił się z m o ­
ją matką, że b a r d z o w s t y d z i ł a m się tego. Ach! Co to jest wstyd? Ś m i e s z n a
rzecz! Dla n a s wszystko to jest obojętne.
Moi rodzice nigdy dłużej nie spali w tej samej sypialni. Ja s p a ł a m z m a t ­
ką, a mój ojciec w sypialni obok naszej, gdzie m ó g ł w c h o d z i ć o dowolnej go­
dzinie w nocy. Pil d u ż o i wydawał wszystkie n a s z e dochody. Moje siostry by­
ły służącymi i p o t r z e b o w a ł y swoich pieniędzy, więc moja m a t k a zaczęła
pracować. W o s t a t n i m roku jej gorzkiego życia ojciec bił ją wiele razy, p o n i e ­
waż nie dawała mu pieniędzy. Dla m n i e był zawsze b a r d z o dobry. P e w n e g o
dnia, o p o w i a d a ł a m Ci to wszystko, a Ty byłaś z g o r s z o n a m o i m k a p r y s e m co Cię nie gorszyło we m n i e ? Pewnego d n i a z w r ó c i ł a m d w u k r o t n i e n o w e bu­
ty, ponieważ ich kształt nie był wystarczająco nowoczesny. 9
Tej nocy, w której apopleksja ugodziła ś m i e r t e l n i e mojego ojca, wydarzy­
ło się coś, o czym nigdy Ci nie m ó w i ł a m , p o n i e w a ż o b a w i a ł a m się n a g a n y
z twojej strony. Dziś p o w i n n a ś to wiedzieć. Jest to p a m i ę t n y fakt, p o n i e w a ż
był to pierwszy raz, kiedy m o i o k r u t n i kaci d u c h o w i się ujawnili.
Spałam w sypialni m a t k i . Jej regularny o d d e c h oznaczał głęboki sen.
356
FRONDA 25/26
Nagle usłyszałam kogoś wypowiadającego moje imię. Głos całkowicie
nieznany m r u c z a ł : „Co się stanie, jeśli twój ojciec u m r z e ? "
Nie k o c h a ł a m już więcej mojego ojca od czasu, kiedy zaczął znęcać się
nad m a t k ą . W zasadzie ja już nikogo nie k o c h a ł a m : przyczepiałam się tylko
do kogoś, kto był jeszcze dla m n i e dobry. Miłość bez n a t u r a l n e g o celu istnie­
je tylko w duszach, które żyją w stanie łaski. A ja w n i m nie b y ł a m .
O p o w i e d z i a ł a m tak t e m u t a j e m n i c z e m u pytającemu:
„Na p e w n o nie u m r z e . "
Po krótkiej przerwie usłyszałam to s a m o d o b r z e z r o z u m i a ł e pytanie, nie
martwiąc się, aby wiedzieć, skąd o n o p o c h o d z i .
„Bynajmniej! On nie u m i e r a ! " - p o m y ś l a ł a m bezczelnie.
Po raz trzeci z o s t a ł a m zapytana: „ C o się stanie, jeśli twój ojciec u m r z e ? "
Nagle błysnęło w m o i m umyśle, jak mój ojciec często wracał do d o m u pi­
jany, złorzecząc m a t c e i jak zawstydzał n a s w o b e c sąsiadów i przyjaciół!
W t e d y krzyknęłam z zawziętością:
„Tak, to jest to, na co zasługuje! M a m nadzieję, że u m i e r a ! "
Potem wszystko ucichło.
N a s t ę p n e g o ranka, kiedy m a t k a p o s z ł a pościelić łóżko ojca, zastała drzwi
z a m k n i ę t e . Około p o ł u d n i a o t w a r t o je siłą. Ojca z n a l e z i o n o w p ó ł u b r a n e g o
na łóżku - m a r t w e g o , bez życia. P r a w d o p o d o b n i e , szukając piwa na strychu,
przeziębił się. C h o r o w a ł przez długi czas. (Czy Bóg uzależniłby swoją decyzję od
woli dziecka, któremu ten człowiek okazywał dobroć, aby podarować mu więcej czasu
i dać szansę nawrócenia?)
Marta K. i ty nakłoniłyście m n i e , abym wstąpiła do „Stowarzyszenia M ł o ­
dych Kobiet". Nigdy Ci nie m ó w i ł a m , że t r a k t o w a ł a m instrukcje tych d w ó c h
dyrektorek, Pań X., z u p e ł n i e rozrywkowo. U w a ż a ł a m te zabawy za b a r d z o
wesołe. Jak już wiesz, b a r d z o szybko zajęłam w n i m w a ż n ą pozycję. To mi
pochlebiało. Również wszystkie te wycieczki zadowalały m n i e , m i m o że cza­
sami kończyły się pójściem do Spowiedzi i K o m u n i i . Właściwie nie m i a ł a m
ZIMA 200 1
357
nic do wyznania. Myśli i uczucia nie nachodziły m n i e wtedy. Do rzeczy gor­
szych nie byłam jeszcze dojrzała.
U p o m n i a ł a ś m n i e p e w n e g o dnia: „Ani, jeżeli nie będziesz się więcej m o ­
dlić, to będziesz s t r a c o n a " . Rzeczywiście m o d l i ł a m się b a r d z o m a ł o ; było to
zawsze przeciwko mojej woli.
Miałaś niewątpliwie powód, aby to powiedzieć. Wszyscy ci, którzy p ł o n ą
w piekle, nie modlili się, albo nie modlili się wystarczająco. M o d l i t w a jest
pierwszym
krokiem w kierunku
Boga.
Z a w s z e jest decydująca.
Przede
wszystkim m o d l i t w a do Tej, Która jest M a t k ą C h r y s t u s a , Której I m i e n i a nie
zezwala się n a m wymawiać. N a b o ż e ń s t w o do Niej odciąga niezliczone d u s z e
od diabła; dusze, których grzechy n i e o m y l n i e w e p c h n ę ł y b y ich w jego ręce.
Z wściekłością piszę, będąc z m u s z o n ą do tego: m o d l i t w a jest najłatwiej­
szą rzeczą, k t ó r ą m o ż n a robić na ziemi. Prawdę mówiąc, jest to najłatwiejsza
droga, jaką dał n a m On do zbawienia.
Tym, którzy m o d l ą się stale, Bóg daje ciągle po t r o c h u tak wiele światła
i umocnienia, że n a w e t tonący grzesznik m o ż e być przez m o d l i t w ę ostatecz­
nie wyciągnięty, n a w e t jeśli zanurzył się w błocie po szyję.
W o s t a t n i c h latach mojego życia z u p e ł n i e się nie m o d l i ł a m ; w t e n spo­
sób byłam p o z b a w i o n a łask, bez których n i k t się nie m o ż e zbawić.
Tutaj już nikt nie otrzymuje żadnej łaski. N a w e t jeżeli byśmy ją otrzyma­
li, odrzucilibyśmy ją z nienawiścią. Wszystkie w a h a n i a z i e m s k i e g o życia
skończyły się i są poza n a m i .
W z i e m s k i m życiu człowiek m o ż e przechodzić ze s t a n u grzechu do sta­
nu łaski. Ze s t a n u łaski m o ż n a p o p a ś ć w s t a n grzechu. C z ę s t o u p a d a ł a m
przez słabość; rzadko przez z a m i e r z o n ą złość. Wraz ze śmiercią ta niestałość,
„ t a k " lub „ n i e " , u p a d a n i e i p o w s t a w a n i e , kończy się. Wraz ze śmiercią każ­
dy przechodzi w swój s t a n końcowy, stały i nieodwracalny.
Kiedy ktoś się starzeje, jego skoki stają się coraz słabsze. To prawda, że
aż do śmierci m o ż n a nawrócić się do Boga lub odwrócić się od N i e g o . Jed35g
FRONDA 25/26
nak w chwili śmierci człowiek decyduje o s t a t n i m p o r u s z e n i e m swojej woli
mechanicznie, w t e n s a m s p o s ó b w jaki był przyzwyczajony w s w o i m życiu.
D o b r e lub złe przyzwyczajenie staje się d r u g ą n a t u r ą . O n o ciągnie go za
sobą w ostatniej chwili. W t e n s p o s ó b r ó w n i e ż ja b y ł a m ciągnięta. Ż y ł a m ca­
łe lata z dala od Boga. K o n s e k w e n t n i e , podczas o s t a t n i e g o w e z w a n i a ze stro­
ny łaski, podjęłam decyzję przeciw Bogu. N i e dlatego, że p o p e ł n i e n i e tak
wielu grzechów było dla m n i e z g u b n e , ale dlatego, iż nie chciałam się już p o ­
prawić.
P o n a d t o , irytowałaś m n i e upominając, a b y m uczęszczała n a kazania
i czytała p o b o ż n e książki. T ł u m a c z y ł a m się zawsze b r a k i e m czasu. Czy mia­
łam zwiększyć jeszcze bardziej moją w e w n ę t r z n ą n i e p e w n o ś ć robiąc takie
rzeczy?
Kiedy d o t a r ł a m d o tego krytycznego p u n k t u , k r ó t k o p r z e d m o i m o p u s z ­
czeniem „Stowarzyszenia Młodych Kobiet", byłoby m i już b a r d z o t r u d n o
prowadzić i n n e życie. Stawiając czoła m o j e m u n a w r ó c e n i u nie dostrzegałaś,
że został wzniesiony mur. Wyobrażałaś sobie, że moje n a w r ó c e n i e będzie ta­
kie łatwe, kiedy powiedziałaś do m n i e : „Więc d o b r z e się wyspowiadaj,
a wszystko będzie w p o r z ą d k u " .
Podejrzewałam, że to, co powiedziałaś, było p r a w d ą . Lecz świat, diabeł
i ciało już m n i e trzymały w swoich s z p o n a c h .
Nigdy nie wierzyłam w działalność szatana. Teraz przyznaję, że d e m o n
m o c n o wpływa n a taką osobę, k t ó r ą b y ł a m w t e d y 1 0
Tylko wiele m o d l i t w innych ludzi i m o i c h własnych, wraz z u m a r t w i e n i a ­
mi i cierpieniami, odciągnęłoby m n i e od diabła.
I to m o g ł o b y być tylko z r o b i o n e powoli. Niewiele jest o s ó b o p ę t a n y c h
cieleśnie; j e d n a k ż e jest wielu ludzi, którzy są o p ę t a n i w e w n ę t r z n i e . D e m o n
nie m o ż e posiąść wolnej woli tych, którzy poddają się jego w p ł y w o w i . Jed­
n a k za karę za prawie całkowite o d s t ę p s t w o jakiejś osoby od Boga, On ze­
zwala, aby ta o s o b a była o p a n o w a n a przez „ Z ł e g o " .
Ja również nienawidzę d e m o n a . Niemniej jednak, lubię go, p o n i e w a ż on
i jego pomocnicy, te u p a d ł e anioły, które u p a d ł y z n i m na początku czasu, usi­
łują was zwieść. Istnieją tysiące d e m o n ó w . Wędrują o n e po świecie, niezliczo­
na ich liczba, jak roje m u c h poza najmniejszym p o d e j r z e n i e m ich obecności.
My potępieńcy nie m a m y pozwolenia, aby w a s kusić; to m o g ą czynić tyl­
ko u p a d ł e duchy. 1 1
ZIMA-2001
359
Nasze m ę k i rzeczywiście zwiększają się za każdym razem, kiedy o n e
przynoszą jakąś d u s z ę do piekła. Lecz czym to jest w o b e c nienawiści! 1 2
N a w e t jeżeli c h o d z i ł a m k r ę t y m i drogami, Bóg podążał za m n ą . Przygoto­
wywałam d o s t ę p dla łaski p o p r z e z n a t u r a l n e prace d o b r o c z y n n e , k t ó r e dzię­
ki skłonności mojej n a t u r y nierzadko w y k o n y w a ł a m .
Czasami Bóg przyciągnął m n i e do kościoła. Tam o d c z u w a ł a m p e w n ą t ę ­
s k n o t ę . Kiedy o p i e k o w a ł a m się moją c h o r ą matką, p o m i m o pracy w b i u r z e
w ciągu dnia, co n a p r a w d ę było dla m n i e p o ś w i ę c e n i e m , w t e d y o d c z u w a ł a m
bardzo m o c n o to przyciąganie w k i e r u n k u Boga.
Pewnego razu - było to w szpitalnej kaplicy, gdzie m i a ł a ś zwyczaj zabie­
rać m n i e podczas godzinnej przerwy w p o ł u d n i e - byłam p o d t a k i m wraże­
niem, że znalazłam się o krok od mojego n a w r ó c e n i a . P ł a k a ł a m .
Wtedy jednak przyjemności świata zatopiły łaskę jak powódź. Ciernie zadu­
siły pszenicę. Z wyjaśnieniem, że Religia to sentymentalizm, zgodnie z tym, co
zawsze m ó w i o n o w biurze, również tę łaskę wyrzuciłam, tak jak inne, pod stół.
Pewnego d n i a u p o m n i a ł a ś m n i e , p o n i e w a ż z a m i a s t uklęknąć w kościele,
pośpiesznie s k i n ę ł a m głową. U z n a ł a ś to za l e n i s t w o i nigdy nie podejrzewa­
łaś, że już w t e d y nie wierzyłam w O b e c n o ś ć C h r y s t u s a w t y m S a k r a m e n c i e .
Teraz w To wierzę, j e d n a k tylko n a t u r a l n i e , tak jak k t o ś wierzy w b u r z ę , k t ó ­
rej oznaki i skutki m o ż e dostrzec.
W t a m t y m przejściowym okresie z n a l a z ł a m religię. Ta u o g ó l n i o n a o p i n i a
w biurze była dla m n i e b a r d z o wygodna, p o n i e w a ż m ó w i ł a , że po śmierci d u ­
sza wraca na ziemię jako i n n a istota, a ta reinkarnacja nie ma końca.
W ten s p o s ó b w y e l i m i n o w a ł a m niepokojący p r o b l e m t a m t e g o świata, że
nie był już dłużej kłopotliwą sprawą.
Dlaczego nie p r z y p o m n i a ł a ś mi przypowieści o bogaczu, k t ó r e g o narra­
tor, Chrystus, wysłał do piekła n a t y c h m i a s t po śmierci, a innego, Łazarza, do
raju? Lecz co byś tym osiągnęła? Nic więcej p o n a d to, co m o g ł a ś zrobić swo­
imi świętoszkowatymi s ł o w a m i .
Krok po kroku, znalazłam boga, boga wystarczająco o d d a l o n e g o o d e
mnie, że nie m i a ł a m żadnych zobowiązań w o b e c niego. Byłam o d p o w i e d n i o
przygotowana, aby zwrócić się w o l ą i bez z m i a n y wyznania, ku panteistyczn e m u bogu albo n a w e t zostać zadufaną w sobie deistką.
Tamten „bóg" nie miał nieba, aby m n i e nagrodzić, ani piekła, żeby m n i e stra­
szyć. Pozostawiłam go w spokoju. Oto, na czym polegała moja cześć dla niego.
3gQ
FRONDA 25/26
Łatwo się wierzy w to, co się kocha. Z biegiem lat, w t e n s p o s ó b , przeko­
n a ł a m s a m ą siebie do tej mojej religii. Ż y ł a m z n i ą dobrze, nie będąc przez
nią niepokojona.
J e d y n ą rzeczą, która m o g ł a b y z ł a m a ć jej kark, był głęboki d ł u g o t r w a ł y
ból. Lecz to cierpienie nie n a d e s z ł o . Czy r o z u m i e s z , że „kogo Bóg kocha, te­
go karze"?
Był piękny lipcowy dzień, kiedy „Stowarzyszenie Młodych Kobiet" zorga­
nizowało wycieczkę do A. Rzeczywiście b a r d z o l u b i ł a m wycieczki, ale nie te
świętoszkowate kobiety, k t ó r e również brały w nich udział.
Inny obraz, o d m i e n n y od M.B. Łaskawej z A., od n i e d a w n a pojawił się na
ołtarzu mojego serca. Stał na n i m elegancki M a x N. z d o m u h a n d l o w e g o .
Krótko p r z e d t e m rozmawialiśmy przy kilku okazjach. Tym r a z e m zaprosił
m n i e na wycieczkę w s a m ą niedzielę. Ta, z k t ó r ą miał zwyczaj chodzić, była
w szpitalu.
Oczywiście, on zauważył, że m i a ł a m oczy u t k w i o n e w niego. Lecz w t e d y
jeszcze nie m y ś l a ł a m o wyjściu za niego za mąż. Był czarujący; j e d n a k za bar­
dzo lubił przebywać w ś r ó d wielu różnych m ł o d y c h kobiet. Aż d o t ą d zawsze
chciałam mężczyzny, do którego m o g ł a b y m należeć wyłącznie jako j e d y n a
kobieta. Z a c h o w y w a ł a m więc p e w i e n d y s t a n s .
(To prawda. Pomimo całej swojej religijnej obojętności, Ani miała w sobie coś szla­
chetnego. Zdumiewa mnie, że „uczciwe" osoby mogą również trafić do piekła, jeżeli są
one w ten sposób nieuczciwe wobec Boga.)
W czasie wycieczki M a x skierował całą swoją u p r z e j m o ś ć na m n i e . Na
p e w n o nie prowadziliśmy r o z m o w y w stylu t a m t y c h „ n a w i e d z o n y c h " , jak
czyniły to wszystkie z was.
N a s t ę p n e g o dnia w biurze zbeształaś m n i e , że nie p o j e c h a ł a m z t o b ą do
A. W t e d y o p o w i e d z i a ł a m Ci o mojej swawolnej niedzieli.
Twoje pierwsze pytanie b r z m i a ł o : „Czy poszłaś na M s z ę ? " Szalona! Jak
m o g ł a m uczestniczyć we Mszy, skoro p o s t a n o w i l i ś m y rozstać się o szóstej?
ZIMA2001
Czy nadal pamiętasz jak się r o z g n i e w a ł a m i o d r z e k ł a m : „ D o b r y Bóg nie jest
m a ł o s t k o w y jak wasi księżulkowie"? Teraz j e s t e m zobowiązana Ci wyznać,
że p o m i m o Swojej Nieskończonej Dobroci, Bóg traktuje wszystko znacznie
poważniej niż księża.
Po tym pierwszym spacerze z M a x e m przyszłam tylko jeszcze raz na wa­
sze spotkanie. W uroczystościach Bożego N a r o d z e n i a p e w n e rzeczy m n i e p o ­
ciągały. Lecz w e w n ę t r z n i e byłam już od was o d s e p a r o w a n a .
Kino, t a ń c e i wycieczki n a s t ę p o w a ł y po sobie. Czasami Max i ja kłócili­
śmy się, ale wiedziałam co robić, aby zawsze zostawał ze m n ą .
Byłam w bardzo niezręcznej sytuacji, kiedy rywalka wyszła ze szpitala.
Była wściekła. Jej gniew był na moją korzyść. P o z o s t a w a ł a m spokojna, co wy­
warło wielkie wrażenie na Maxie i w k o ń c u z m u s i ł o go do wybrania m n i e .
Wiedziałam, jak ją oczernić i odstawić na boczny tor. M ó w i ł a m spokoj­
nie, z e w n ę t r z n i e będąc obiektywna, ale w e w n ę t r z n i e w y r z u c a ł a m jad. Takie
uczucia i insynuacje p r o w a d z ą b a r d z o szybko do piekła. Są o n e diaboliczne,
w prawdziwym znaczeniu tego słowa.
Dlaczego Ci to mówię? Aby udowodnić, że byłam ostatecznie wolna od Boga.
Aby odłączyć się od Boga, nie było konieczne, żebyśmy Max i ja zaznajomi­
li się „zbyt blisko". Zrozumiałam, że straciłabym wiele w jego oczach, gdybym
mu uległa przed czasem. Z tego p o w o d u wycofałam się i o d m ó w i ł a m .
N a p r a w d ę byłam gotowa zrobić cokolwiek, co u w a ż a ł a m za użyteczne.
Zależało mi na tym, aby zdobyć Maxa. Z tego p o w o d u n a p r a w d ę nic m n i e nie
powstrzymywało. Rozkochiwaliśmy się s t o p n i o w o , p o n i e w a ż oboje mieli­
śmy wspaniałe umiejętności, k t ó r e mogliśmy wzajemnie doceniać. Ja byłam
u t a l e n t o w a n a i s t a ł a m się zdolną rozmówczynią. W t e n s p o s ó b d o s z ł a m do
p u n k t u , gdzie t r z y m a ł a m Maxa w swoich rękach, p r z e k o n a n a , że byłam jedy­
ną, która go posiadała przynajmniej na kilka miesięcy p r z e d ś l u b e m .
O t o na czym polegało moje o d s t ę p s t w o od Boga: uczyniłam s t w o r z e n i e
m o i m bogiem. W pewnych rzeczach m o ż n a ł a t w o zauważyć, jak p o m i ę d z y
osobami o d m i e n n e j płci miłość jest s p r o w a d z a n a do materii. To staje się cza­
r e m osoby, jej ż ą d ł e m i jej trucizną. „Uwielbienie", jakie m i a ł a m dla Maxa,
stało się dla m n i e żywą religią.
362
FRONDA
25/26
To było wtedy, podczas przerwy obiadowej w biurze, kiedy tak o b ł u d n i e
biegłam do kościoła, do księżulków, do odklepywania Różańca i innych bez­
użytecznych bzdur.
Próbowałaś, mniej lub bardziej inteligentnie, u m o c n i ć to wszystko, za­
p e w n e nie podejrzewając, że dla m n i e w o s t a t e c z n y m r o z r a c h u n k u był to
sposób na uciszenie mojego sumienia, k t ó r e sprzeciwiało się t e m u wszyst­
kiemu, za czym p o d ą ż a ł a m - nadal Go p o t r z e b o w a ł a m - aby usprawiedliwić
moje o d s t ę p s t w o racjonalnie.
W głębi duszy b y ł a m z b u n t o w a n a przeciw Bogu. Ty tego nie dostrzega­
łaś. Zawsze wierzyłaś, że byłam nadal Katoliczką. Ja r ó w n i e ż chciałam być za
taką u w a ż a n a i n a w e t u d z i e l a ł a m wsparcia finansowego n a s z e m u kościoło­
wi. Myślałam, że takie „zabezpieczenie" nie zaszkodziłoby.
P o m i m o twojej p e w n o ś c i co do udzielanych odpowiedzi, zawsze myśla­
łam sobie, że nie m o ż e s z mieć racji. Wobec naszej napiętej znajomości, ból
naszego rozstania był niewielki, kiedy moje m a ł ż e ń s t w o n a s rozdzieliło.
Przed ś l u b e m p o s z ł a m do Spowiedzi i przyjęłam K o m u n i ę jeszcze raz. By­
ła to zwykła formalność. Mój mąż myślał w t e n s a m sposób. Zresztą, dlacze­
go nie m i a ł a m ich wypełnić? Dopełniliśmy ich tak jak innych formalności.
Wy to nazywacie „ n i e g o d n y m " . Lecz po tej „ n i e g o d n e j " K o m u n i i m i a ł a m
większy spokój sumienia. To była o s t a t n i a K o m u n i a .
Nasze życie małżeńskie było w zasadzie harmonijne. Mieliśmy te s a m e opi­
nie na prawie wszystkie tematy. Również w tej: nie chcieliśmy mieć ciężaru p o ­
siadania dzieci. Wewnętrznie mój mąż pragnął mieć jedno, naturalnie nie wię­
cej. Lecz w końcu u d a ł o mi się ten pomysł odsunąć. Bardziej lubiłam stroje,
ładne meble, babskie herbatki, jazdę s a m o c h o d e m i i n n e p o d o b n e rozrywki.
To był rok ziemskich przyjemności pomiędzy ślubem a moją nagłą śmiercią.
Każdej niedzieli wybieraliśmy się na przejażdżkę s a m o c h o d o w ą lub odwie­
dzaliśmy krewnych mojego m ę ż a - wtedy wstydziłam się krewnych mojej mat­
ki. Lecz ci od mojego męża, pływali tak jak my na powierzchni egzystencji.
J e d n a k w e w n ę t r z n i e nigdy n i e czuliśmy się szczęśliwi. Z a w s z e coś m n i e
w duszy gryzło. Chciałam, żeby ze śmiercią, k t ó r a niewątpliwie m i a ł a na­
dejść za długi czas, wszystko się skończyło.
Kiedy byłam m a ł ą dziewczynką, słyszałam raz na kazaniu, że Bóg wyna­
gradza d o b r e czyny, k t ó r e jakaś o s o b a d o k o n a ł a . Jeżeli nie m o ż e ich nagro­
dzić w t a m t y m świecie, to n a g r a d z a je na ziemi.
ZIMA-2001
363
N i e s p o d z i e w a n i e o t r z y m a ł a m s p a d e k (od ciotki L o t e ) . Mój m ą ż był zado­
wolony widząc, jak jego płaca znacznie w z r o s ł a . W t e n s p o s ó b m o g ł a m bar­
dzo przyozdobić nasz n o w y d o m .
Moja religia była w ostatecznej agonii, jak oddalające się m i g o t a n i e d n i a
w zapadającym z m i e r z c h u . Bary i kawiarnie w mieście oraz restauracje, gdzie
w s t ę p o w a l i ś m y podczas naszych podróży, nie zbliżały n a s do Boga.
Wszyscy ci, którzy je odwiedzali, żyli jak my - w c h o d z ą c i wychodząc, wy­
chodząc i wchodząc.
Odwiedzając p e w n ą s ł y n n ą k a t e d r ę podczas wakacji, zachwycaliśmy się
tylko artystycznymi w a l o r a m i dzieł sztuki. Wiedziałam, jak z n e u t r a l i z o w a ć
t e n religijny powiew, który z niej e m a n o w a ł od czasów średniowiecza, p o ­
przez o ś m i e s z a n i e go przy każdej s p o s o b n o ś c i podczas wizyty. Tak więc kry­
tykowałam zakonnika, który n a s oprowadzał, za t o , że był nieco b r u d n y i głu­
pi. Krytykowałam h a n d e l mnichów, którzy wytwarzali i sprzedawali likier,
oraz wieczne bicie d z w o n ó w wzywające wszystkich do kościoła, gdzie tylko
m ó w i ł o się o pieniądzach.
W ten sposób, za każdym razem, kiedy łaska p u k a ł a do m o i c h drzwi, ja
ją o d r z u c a ł a m .
Szczególnie wylewałam swój zły h u m o r na wszystko, co dotyczyło sta­
rych p r z e d s t a w i e ń piekła, jak było o n o p o k a z a n e w książkach, na c m e n t a ­
rzach i innych miejscach, gdzie widać d e m o n y smażące d u s z e w piekle,
w czerwonym i żółtym ogniu, i ich towarzyszy z d ł u g i m i o g o n a m i p r z y n o ­
szącymi im coraz więcej ofiar.
Klaro, piekło m o ż e być p r z e d s t a w i a n e źle, ale nigdy z przesadą.
P o n a d t o , zawsze się b a ł a m ognia piekielnego. Czy p a m i ę t a s z , jak w roz­
m o w i e o tym p o d s t a w i ł a m Ci p o d n o s z a p a l o n ą zapałkę i p o w i e d z i a ł a m do
Ciebie: „ O t o jak on c u c h n i e ! "
Z d m u c h n ę ł a ś tę zapałkę b a r d z o szybko. Tutaj nikt nie m o ż e t e g o ognia
zgasić. Powiem Tobie więcej: ogień, o k t ó r y m m ó w i Biblia, nie oznacza u d r ę k
364
FRONDA 25/26
sumienia. Ogień oznacza ogień. M u s i m y r o z u m i e ć d o s ł o w n i e to, co Pan Je­
zus powiedział: „Idźcie precz o d e m n i e przeklęci w ogień wieczny przygoto­
wany dla w a s " . D o s ł o w n i e !
Ktoś zapyta: „Jak d u c h m o ż e doświadczać m a t e r i a l n e g o o g n i a ? "
A jak m o ż e cierpieć twoja d u s z a na ziemi, gdy twój palec jest t r z y m a n y
w płomieniu?
Twoja d u s z a również nie plonie, ale jaki ból m u s i znosić cały człowiek!
Podobnie tutaj, j e s t e ś m y przywiązani do ognia całym n a s z y m j e s t e s t w e m
i naszymi zdolnościami. N a s z e d u s z e zostały p o z b a w i o n e swojej n a t u r a l n e j
lotności, nie m o ż e m y myśleć ani chcieć tego, czego chcemy. 1 3
Nie staraj się wyjaśniać tej tajemnicy sprzecznej z p r a w a m i materii; ogień
piekielny płonie nie spalając.
N a s z a największa m ę k a polega na tym, że wiemy, iż nigdy nie zobaczymy
Boga.
Jak wielką jest dla nas torturą, że na ziemi byliśmy na to obojętni! Gdy nóż
leży na stole, nie robi na nikim wrażenia. Możesz widzieć ostrze, ale go nie czu­
jesz. Lecz nóż wchodzi w twoje ciało, a Ty krzyczysz z bólu.
Teraz odczuwamy utratę Boga, zanim Go jeszcze zobaczyliśmy. 14
Dusze nie cierpią równo. Im bardziej były frywolne, złośliwe, zdecydowane
w popełnianiu grzechów, tym bardziej boli ich utrata Boga i tym większą tortu­
rę odczuwają.
Potępieni Katolicy cierpią bardziej niż przedstawiciele innych wyznań, ponie­
waż otrzymali oni zasadniczo więcej światła i więcej łask i ich nie wykorzystali.
Ci, którzy wiedzieli więcej, cierpią więcej niż ci, którzy mieli mniej wiedzy.
Ci, którzy grzeszyli ze złości, cierpią więcej od tych, co upadli przez słabość.
Nikt nie cierpi bardziej niż na to zasługuje. O c h ! Jak b a r d z o bym chcia­
ła, żeby nie była to prawda, a b y m m i a ł a p o w ó d do nienawiści!
Powiedziałaś do m n i e p e w n e g o dnia: „ N i k t nie trafia do piekła nie wie­
dząc o tym, że t a m idzie". To było objawione p e w n e m u ś w i ę t e m u . Ś m i a ł a m
ZIMA2001
355
się z tego. Niemniej jednak, u k r y w a ł a m za tym myśl: „W t a k i m przypadku
nadejdzie o d p o w i e d n i czas na moje n a w r ó c e n i e " . O t o w jaki s p o s ó b myśla­
łam w skrytości.
To, co powiedziałaś, zdarza się n a p r a w d ę . Przed m o i m n a g ł y m k o ń c e m
nie wiedziałam, jakie jest piekło. Ż a d n a i s t o t a ludzka nie wie. Lecz dokład­
nie wiedziałam to: Jeżeli u m r ę , pójdę do wieczności jak ktoś, k t o z b u n t o w a ł
się przeciw Bogu. Będę m u s i a ł a p o n i e ś ć konsekwencje.
Jak już oświadczyłam, nie zawróciłam, lecz p o d ą ż a ł a m nadal w t y m sa­
m y m kierunku, ciągnięta przez przyzwyczajenie, jak ci ludzie, którzy działa­
ją tym bardziej regularnie i w łatwiejszy do p r z e w i d z e n i a s p o s ó b , im bardziej
się starzeją.
Moja śmierć wydarzyła się w następujący s p o s ó b :
Około tydzień t e m u - m ó w i ę w e d ł u g w a s z e g o s p o s o b u liczenia, p o n i e ­
waż licząc w e d ł u g bólu, m o g ł a b y m już p ł o n ą ć w piekle od dziesięciu lat w niedzielę mój mąż i ja pojechaliśmy na wycieczkę, k t ó r a była dla m n i e
ostatnią.
Dzień wstał p r o m i e n n i e . C z u ł a m się świetnie, jak rzadko kiedy. J e d n a k
przebiegło m n i e złowieszcze przeczucie.
Nieoczekiwanie podczas p o w r o t u , mój mąż prowadzący s a m o c h ó d i ja
zostaliśmy oślepieni ś w i a t ł e m pojazdu, który jechał w p r z e c i w n y m k i e r u n k u
z d u ż ą prędkością. Mąż stracił p a n o w a n i e n a d s a m o c h o d e m .
„ J e z u ! " - krzyknęłam. Nie jako m o d l i t w ę , ale jako okrzyk. P o c z u ł a m za­
bijający ból s p o w o d o w a n y ściskaniem - była to d r o b n o s t k a w p o r ó w n a n i u
z obecnymi m ę k a m i . P o t e m straciłam p r z y t o m n o ś ć .
Dziwne! Tego s a m e g o ranka zrodził się we m n i e , w niewyjaśniony spo­
sób, pomysł, że m o g ł a b y m pójść na M s z ę raz jeszcze. Brzmiało to dla m n i e
jak błaganie s k i e r o w a n e do m n i e . J a s n o i zdecydowanie moje „ N i e " ucięło tę
myśl. M u s i a ł a m definitywnie skończyć z t y m p o m y s ł e m c h o d z e n i a na Mszę.
Biorę na siebie wszystkie konsekwencje tego. I teraz to p o d t r z y m u j ę .
366
FRONDA 25/26
Co stało się po mojej śmierci, już wiesz. Los mojego m ę ż a , mojej m a t k i ,
mojego ciała i pogrzebu, wszystko jest Ci z n a n e , n a w e t w d r o b n y c h szczegó­
łach, które ja z n a m dzięki n a t u r a l n e j intuicji, jaką wszyscy tu m a m y .
O wszystkim, co się dzieje na świecie, m a m y jedynie m ę t n ą w i e d z ę . Lecz
z n a m y dobrze to, co nas b e z p o ś r e d n i o dotyczy. W t e n s p o s ó b z n a m r ó w n i e ż
twoje o s t a t e c z n e p r z e z n a c z e n i e . "
Z b u d z i ł a m się z tej ciemności w m o m e n c i e mojej śmierci. W i d z i a ł a m sie­
bie o t o c z o n ą nagle przez oślepiające światło. Było to w t y m s a m y m miejscu,
gdzie leżało moje ciało. Działo się to p o d o b n i e jak na scenie w teatrze, gdy
nagle gaśnie światło; k u r t y n a jest g ł o ś n o r o z s u w a n a i ukazuje się oświetlo­
na scena: scena mojego życia.
Tak jak w lustrze widziałam moją d u s z ę . W i d z i a ł a m łaski, k t ó r e p o d e p t a ­
łam od czasów dzieciństwa, aż do mojego o s t a t n i e g o „ N i e " p o w i e d z i a n e g o
Bogu.
Miałam wrażenie, że j e s t e m zabójcą p o s t a w i o n y m przed t r y b u n a ł e m na­
przeciw swoich m a r t w y c h ofiar. Czy chciałam żałować? Nigdy! 1 6 Czy się
wstydziłam? Nigdy!
Jednak nie było możliwe nawet, abym p o z o s t a ł a w obecności Boga, k t ó ­
rego się w y p a r ł a m i o d r z u c i ł a m . Tylko j e d n a rzecz p o z o s t a ł a dla m n i e : ogień.
Podobnie jak Kain uciekł od ciała Abla, tak moja d u s z a rzuciła się daleko
od tego straszliwego widoku.
Był to sąd szczegółowy.
Niewidzialny Sędzia powiedział: „Precz o d e M n i e ! " . W t e d y moja d u s z a
została strącona, jak siarkowy cień, w miejsce wiecznych m ą k ! 1 7
ZIMA-200 1
367
Ostatnia informacja od Klary
Tak się kończy list o piekle od Ani. Ostatnie słowa były prawie nie do odczytania,
tak miały powykrzywiane litery. Kiedy skończyłam czytać ostatnie słowo, cały list za­
mienił się w popiół.
Co to jest, co tam słyszę? Pomiędzy twardym akcentem linijek, które przeczytałam
wyobraźnią, brzmiały słodkie dźwięki dzwonu. Obudziłam się nagle. Stwierdziłam, że
nadal leżałam w sypialni wypełnionej światłem wstającego poranka. Z kościoła para­
fialnego dotarło bicie dzwonów na modlitwę.
Czy to wszystko było snem?
Nigdy nie odczuwałam w Pozdrowieniu Anielskim tak wiele pociechy, jak po tym
śnie. Przerywając, odmówiłam trzy Zdrowaś Mario. Potem stało się dla mnie jasne:
musisz uciekać się Matki Najświętszej Naszego Pana, czcić Ją z miłością, jeżeli nie
chcesz, aby cię spotkał ten sam los, o jakim mi powiedziała - nawet jeżeli to było we
śnie - dusza, która nigdy nie zobaczy Boga.
Nadal przestraszona i drżąca przez tę nocną wizję, wstałam, ubrałam się szybko
i pospiesznie zbiegłam do domowej kaplicy.
Moje serce biło mocno i niespokojnie. Lokatorzy, którzy klęczeli blisko mnie, spo­
glądali na mnie podejrzliwie. Chyba myśleli, że jestem tak podekscytowana i zarumie­
niona, ponieważ biegłam po schodach.
Uprzejma pani z Budapesztu, bardzo cierpiąca, chuda jak dziecko, ledwie widocz­
na, ale jednak gorliwa w służbie Bogu i bardzo uduchowiona, powiedziała do mnie
później w ogrodzie: „Panienko, Nasz Pan nie chce, aby Mu służono tak szybko."
Jednak zauważyła wtedy, że coś mnie zdenerwowało i martwiło. I powiedziała
uprzejmie: „Niech nic nie wywołuje twojej obawy; znasz radę św. Teresy - niech nic cię
nie niepokoi. Wszystko przemija. Temu, kto posiada Boga, nic nie brakuje. Bóg sam
wystarczy."
Gdy wyszeptała te słowa, bez cienia tonu kaznodziei, wydawało mi się, że czyta
w mojej duszy.
„Bóg sam wystarczy". Tak, On wystarczy dla mnie na tym i na tamtym świecie.
Chcę więc Go posiadać codziennie, pomimo wszystkich poświęceń, które muszę nadal
czynić tu na ziemi, aby zwyciężyć. Nie chcę trafić do piekła.
368
FRONDA
25/26
PRZYPISY
1 Św. T o m a s z z A k w i n u , S u m m a T h e o l o g i c a (S. T h . ) S u p p l e m e n t u m (Suppl.) q. 9 8 , a. 4: „ P o t ę ­
p i e ń c y chcą, aby wszyscy d o b r z y byli p o t ę p i e n i " .
2 S. T h . S u p p l . q. 9 8 . a.. 1.: „W nich s a m o z d e t e r m i n o w a n e c h c e n i e j e s t z a w s z e c a ł k o w i c i e p r z e ­
wrotne".
3
S. T h . S u p p l . q. 9 8 , a.3, r. ib. ad 3: „ P o n i e w a ż n i e i s t n i e n i e u w a l n i a ich od życia w straszliwej ka­
rze, byłoby t o w i ę k s z y m d o b r e m dla p o t ę p i o n y c h niż ich n ę d z n e i s t n i e n i e . . . z t e g o p o w o d u pra­
g n ą oni nie i s t n i e ć " .
4
S. T h . S u p p l . q. 9 8 , a.7, r.: „ N i e ma n i c z e g o w p o t ę p i e ń c a c h , co n i e j e s t p r z e d m i o t e m i przyczy­
n ą s m u t k u . . . W t e n s p o s ó b kierują swoją u w a g ę n a z n a n e i m r z e c z y " .
5
S. T h . S u p p l . q. 9 8 , a.4, r.: „W p o t ę p i e ń c a c h p a n u j e c a ł k o w i t a n i e n a w i ś ć " .
6
S. T h . S u p p l . q. 9 8 , a.9, r.: „Przed d n i e m S ą d u O s t a t e c z n e g o p o t ę p i e ń c y w i e d z ą , że B ł o g o s ł a w i o ­
ny s p o t k a się z n i m i w n i e w y s ł o w i o n e j c h w a l e " .
7 S. T h . S u p p l . q. 9 8 , a.8, ad 1, ib ad 5, r.: „ P o t ę p i e ń c y r o z p o z n a j ą w Bogu tylko Kogoś, k t o k a r z e
i zagraża złu, k t ó r e chcieliby p o p e ł n i a ć . Ale p o n i e w a ż o n i r o z p o z n a j ą k a r ę j a k o efekt J e g o spra­
wiedliwości, n i e n a w i d z ą G o . "
8
S. T h . 1, q . 2 1 , a., ad 1.: „W p o t ę p i e n i u p o t ę p i e ń c ó w u j a w n i a się m i ł o s i e r d z i e Boga... p o n i e w a ż
karze ich m n i e j niż na to z a s ł u g u j ą " . - W i n n y m m i e j s c u ś w i ę t y D o k t o r Kościoła z a u w a ż a , że ta
s p r a w a dotyczy p r z e d e w s z y s t k i m tych, k t ó r z y byli w t y m życiu m i ł o s i e r n i d l a i n n y c h . (S. T h .
Suppl. q.99, a.5, ad 1.)
9
O p i s a n e szczegóły z życia ojca Ani i n a s t ę p n e w y d a r z e n i a są a u t e n t y c z n y m i f a k t a m i .
I O W p ł y w złych d u c h ó w j e s t zawarty w treści s a m y c h n a z w „ d e m o n " l u b „ d i a b e ł " . J a k o p o t w i e r d z e ­
nie jego i s t n i e n i a w y s t a r c z ą d w a f r a g m e n t y z P i s m a Św.: „Trzeźwi bądźcie i czuwajcie, bo p r z e ­
ciwnik wasz diabeł jak lew ryczący krąży szukając k o g o by p o ż r e ć " . (1 P 5,8) Ten ryk n i e dotyczy
s z a t a n a p o d n o s z ą c e g o a l a r m s w o i m i p o k u s a m i , ale żądzy, z j a k ą s t a r a się n a s z e p s u ć . Św. Pawet
pisze do Efezjan (6,11 n ) : „Obleczcie się w zbroję bożą, abyście mogli się o s t a ć w o b e c z a s a d z e k
diabelskich. A l b o w i e m t o c z y m y bój n i e p r z e c i w ciału i krwi, ale p r z e c i w k o k s i ą ż ę t o m i w ł a d z o m ,
p r z e c i w k o r z ą d c o m ś w i a t a tych c i e m n o ś c i , p r z e c i w k o d u c h o m n i k c z e m n y m n a n i e b i e " .
11 S. T h . S u p p l . q. 9 8 , a.6, ad 2: „ N i e jest z a d a n i e m c z ł o w i e k a p o t ę p i o n e g o p s u ć i kusić i n n y c h , ale
t o należy d o d e m o n ó w " .
12 S. T h . S u p p l . q. 9 8 , a.4, ad 3: „Wzrastająca liczba p o t ę p i e ń c ó w z w i ę k s z a j e s z c z e bardziej cierpie­
nia w s z y s t k i c h . Lecz w p e w i e n s p o s ó b są o n i t a k p e ł n i n i e n a w i ś c i i z a z d r o ś c i , że w o l ą cierpieć
bardziej z w i e l o m a niż m n i e j s a m o t n i e " .
ZIMA
2001
369
13 S. T h . S u p p l . q. 70, a. 3, r.: „ O g i e ń p i e k i e l n y d r ę c z y d u c h a p o p r z e z p o w s t r z y m y w a n i e go od czy­
n i e n i a tego, c o chce; n i e m o ż e o n d z i a ł a ć gdzie chce, b ą d ź tyle ile c h c e " .
14 „ O d d z i e l e n i e od Boga j e s t m ę k ą t a k w i e l k ą j a k B ó g " ( w y p o w i e d ź p r z y p i s y w a n a św. A u g u s t y n o ­
wi. Cf. H o u n d r y Bibliotheca C o n c i o n a t o r u m , W e n e c j a 1786, vol. 2, ad I n f e r n u s , par. 4, s. 4 2 7 )
15S. T h . Suppl. q. 9 8 , a. 3: „ D u s z e p o t ę p i o n y c h n i e m a j ą p e w n e g o p o z n a n i a szczegółów, ale m a j ą
tylko m g l i s t e p o z n a n i e o g ó l n e m a t e r i a l n e j n a t u r y . "
S. T h . Suppl. q. 9 8 , a. 4: „ P o p r z e z te ( w z b u d z a n e ) myśli, d u s z e te m o g ą tylko p o z n a ć szczegó­
ły, k t ó r e są z d o l n e p o z n a ć , b ą d ź p r z e z ich charakter, b ą d ź w c z e ś n i e j s z ą n a u k ę l u b r o z k a z Boży."
16S. T h . Suppl. q.98, a. 2, r.: „Źli n i e żałują za grzechy, dla n i c h byłby to z ł o ś l i w y u c z y n e k . O n i ża­
łują tylko wtedy, gdy są k a r a n i b ó l e m za swoje grzechy."
17 „Jest p e w n e , że p i e k ł o jest j a k i m ś o k r e ś l o n y m m i e j s c e m . Lecz gdzie się to m i e j s c e znajduje, n i k t
nie wie."
Wieczność mąk piekielnych jest d o g m a t e m : z a p e w n e najstraszniejszym ze wszystkich. Ma
swoje ź r ó d ł a w P i ś m i e Św. Cf. M t . 2 5 , 4 1 i 46; 2 Tes. 1,9; J u d . 13; A p . 14,11 i 2 0 , 1 0 ; w s z y s t k i e
z n i c h są n i e p o d w a ż a l n y m i t e k s t a m i , w k t ó r y c h o k r e ś l e n i e w i e c z n y n i e m o ż e być z a s t ą p i o n e l u b
interpretowane przez „długotrwały".
Jeżeli n i e byłoby w ł a ś c i w e , aby z i l u s t r o w a ć t e n d o g m a t w k o n k r e t n y m p r z y p a d k u , P a n J e z u s
nie m u s i a ł b y korzystać w t y m celu z p r z y p o w i e ś c i o b o g a c z u i b i e d n y m Ł a z a r z u . To s a m o uczy­
n i ! t a m jak i t u t a j : o p i s a ł p i e k ł o i j a k m o ż n a do n i e g o trafić. N i e r o b i ł t e g o dla sensacji, ale z t e ­
g o s a m e g o p o w o d u , dla k t ó r e g o u k a z a ł a się t a publikacja.
Cel tej b r o s z u r y m o ż n a wyrazić w n a s t ę p u j ą c e j r a d z i e : „ P o z w ó l n a m zejść do p i e k ł a , gdy jesz­
cze j e s t e ś m y żywi, a b y ś m y d o n i e g o n i e trafili, kiedy u m r z e m y . " T a r a d a s k i e r o w a n a d o każdej
o s o b y jest parafrazą P s a l m u 5 4 : „ D e s c e n d a n t i n i n f e r n u m v i v e n t e s , videlicet, n e d e s c e n d a n t m o r i e n t e s " , k t ó r ą z n a j d u j e m y w pracy ( b ł ę d n i e ) p r z y p i s y w a n e j Św. B e r n a r d o w i (Patr. Lat. M i g n ę
vol. 184, Col. 314, b ) .
Niewinność staje się twierdzą. Dziecko jest silniejsze
od nas wobec diabła, ponieważ jest niewinne.
O SZATANIE
I WALCE
DUCHOWEJ
PAWEŁ
VI
W p a d ł e m na pomysł, by poruszyć dziś b a r d z o dziwny t e m a t , który j e d n a k
mieści się w r a m a c h n a u k wygłaszanych na tych d u s z p a s t e r s k i c h audiencjach.
O czym m ó w i m y ? M ó w i m y o p o t r z e b a c h Kościoła. A j e d n ą z p o t r z e b ,
k t ó r a zatrzymuje dzisiejszego r a n k a moją uwagę, jest ta d z i w n a i t r u d n a
o b r o n a . Ta myśl o o b r o n i e prześladuje m n i e . Przeciwko k o m u ? Św. Paweł
m ó w i , że m u s i m y walczyć. Wiedzieliśmy o tym; ale przeciwko k o m u ? Wiele
razy m ó w i ł on, że m u s i m y walczyć i to walczyć jak ż o ł n i e r z e . N i e m u s i m y
walczyć przeciwko r z e c z o m widzialnym, przeciwko ciału i krwi. M a m y sto­
czyć walkę, k t ó r ą ja n a z y w a m „walką w c i e m n o ś c i " . M u s i m y walczyć prze­
ciwko d u c h o m , k t ó r e wdzierają się w a t m o s f e r ę n a s z e g o życia. I n n y m i sło­
wy, m u s i m y walczyć przeciwko s z a t a n o w i . N i e myśli się j u ż o t y m . Ja
n a t o m i a s t chciałbym przynajmniej t y m r a z e m przywołać myśl dotyczącą te­
go s t r a s z n e g o i n i e u n i k n i o n e g o t e m a t u . M a m y do czynienia z w a l k ą przeciw­
ko t e m u n i e w i d z i a l n e m u nieprzyjacielowi, k t ó r y z a t r u w a n a s z e życie i p r z e d
k t ó r y m m u s i m y się bronić.
Dlaczego nie m ó w i się już o tym? N i e m ó w i się o tym, bo nie ma widzial­
n e g o doświadczenia. Te rzeczy, których się n i e widzi, u w a ż a się za nie istnie­
jące. N a t o m i a s t walczymy ze z ł e m . Ale co to jest zło? Z ł o jest n i e d o s t a t k i e m ,
jest p e w n y m b r a k i e m . Ktoś jest chory, b r a k m u zdrowia, k o m u ś i n n e m u bra­
kuje pieniędzy i źle się czuje. I t a k dalej.
Tutaj j e d n a k rzeczy mają się inaczej. I to dlatego rzecz staje się przerażaZIMA-2001
371
jąca: nie jest już o n a n i e d o s t a t k i e m , brakiem, w o b e c k t ó r e g o stajemy, z ł e m
polegającym na braku skuteczności. Staje p r z e d n a m i zło skuteczne; zło ist­
niejące; zło, które jest osobą; zło, k t ó r e g o nie m o ż e m y j u ż kwalifikować jako
degradację dobra. M a m y tutaj do czynienia z a b s o l u t n ą afirmacją zła. Przera­
ża nas to i p o w i n n i ś m y się tego bać.
Ten, k t o nie uznaje istnienia tej przerażającej rzeczywistości, wychodzi
poza ramy biblijnego i kościelnego nauczania. Jest to rzeczywistość tajemni­
cza. A jeżeli ktoś m ó w i : „Ja o tym nie myślę", to znaczy, że: „Ty nie myślisz
z Ewangelią". Dlaczego? Dlatego, że Ewangelia p e ł n a jest, p o w i e d z i a ł b y m
n a w e t zapełniona, obecnością szatana. I jeżeli chcę w a s w p r o w a d z i ć w kli­
m a t Ewangelii, w jej atmosferę, psychologię, m e n t a l n o ś ć ewangeliczną, m u ­
szę przynajmniej odczuwać tę tajemniczą o b e c n o ś ć . W p r z e c i w n y m razie nie
z d o ł a m jej uchwycić. Nie chcę s n u ć fantazji ani popychać ludzi do zabobo­
nów, ale rzeczywistość taka istnieje. A Ewangelia m ó w i n a m o niej, p o w t a ­
rzam, na wielu, wielu s t r o n a c h . O t o z a t e m znaczenie, jakie przyjmuje p o ­
uczenie o zlu dla naszej właściwej chrześcijańskiej koncepcji świata, życia,
zbawienia.
To znaczenie było n a m u k a z y w a n e najpierw przez s a m e g o C h r y s t u s a .
I ileż to razy! Najpierw, w r a m a c h historii ewangelicznej, na początku swego
życia publicznego Pan zechciał stoczyć bitwę, wypowiadając ją. Doświadczył
wtedy tych trzech słynnych p o k u s . Jest to j e d n a z najbardziej tajemniczych
stron Ewangelii, ale jakże bogata w znaczenie. Trzy pokusy C h r y s t u s a , na te­
m a t których wielki powieściopisarz Dostojewski w s w o i m arcydziele prze­
prowadza, m o ż n a by rzec, katechezę.
Co chce n a m powiedzieć C h r y s t u s , spotykający się z g ł o d e m ? W tej p o ­
kusie zawarty jest cały w s p ó ł c z e s n y m a t e r i a l i z m . C h r y s t u s spotyka się na­
stępnie z p o k u s ą d u c h o w ą : „Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w d ó ł !
Jest b o w i e m n a p i s a n e : A n i o ł o m s w o i m rozkażę o Tobie, żeby Cię strzegli".
O t o d u c h o w a z a r o z u m i a ł o ś ć . A później pycha: „Tobie d a m p o t ę g ę i wspania­
łość tego świata, jeśli u p a d n i e s z i o d d a s z mi p o k ł o n " .
A Jezus odrzuca te pokusy: „Idź precz, s z a t a n i e ! " Później przybywają
aniołowie, by Go karmić i towarzyszyć M u . N a p r a w d ę jest n a d czym się za­
dziwić. Również s a m a egzegeza t e g o ewangelicznego f r a g m e n t u jest z d u m i e ­
wająca. A jak nie w s p o m n i e ć o tym, że C h r y s t u s t r z y k r o t n i e złego d u c h a de­
finiuje? W jaki sposób? O d n o s z ą c się do s z a t a n a jako swojego przeciwnika,
372
FRONDA 25/26
nazywa go: „Królem tego świata". Istnieje p e w n a książka w języku angiel­
skim, która nazywa go: „Władcą świata".
Kim jest władca świata? J e z u s m ó w i : „Królem świata jest d i a b e ł " . Wszy­
scy znajdujemy się pod ukrytym p a n o w a n i e m , k t ó r e n a s nęka, kusi, czyni n a s
chorymi, n i e p e w n y m i , złymi, itp. N a s t ę p n i e , jeśli przyjrzycie się wielu sce­
n o m ewangelicznym, to zauważycie: o p ę t a n y tu, inny o p ę t a n y t a m , a J e z u s
uzdrawia tego, u z d r a w i a t a m t e g o , itd.
Kolej na św. Pawła. Ten, ponieważ jego n a u k a jest jakby e c h e m Ewangelii,
nazywa szatana na jednej ze stron Drugiego Listu do Koryntian „bogiem tego
świata". Kto mógłby kiedyś pomyśleć, by określić go m i a n e m przysługującym
najwyższemu Bytowi, Bogu? Mogliśmy, na u s t a c h apostoła, odnaleźć t e n ty­
tuł przyporządkowany do szatana: „bóg tego świata". N a s t ę p n i e Św. Paweł
jest tym, który ostrzega nas, o czym w a m m ó w i ł e m wcześniej, że p o w i n n i ś m y
walczyć także z d u c h a m i , nie wiedząc gdzie są, jakie są, itp. A n a s t ę p n i e uczy
nas, jakiej terapii p o w i n n i ś m y użyć, jakiej obrony, również w o b e c tego rodza­
ju nieprzyjaciół. Nie m ó w i ę o innych autorach, aby nie przedłużać, ale na­
prawdę m o ż e m y znaleźć ich w całej literaturze chrześcijańskiej.
A w liturgii, czyż nie znajdujecie we wszystkich m o m e n t a c h odniesienia
do złego ducha? W e ź m y pod uwagę chrzest: s k r ó c o n o teraz egzorcyzm
chrzcielny - nie wiem, czy była to rzecz dość realistyczna i trafna - ale nie za­
pomniano o nim.
C h r z e s t jest p i e r w s z y m a k t e m Bożej O p a t r z n o ś c i , p o p r z e z który Bóg od­
dala tego ś m i e r t e l n e g o nieprzyjaciela,
będącego również nieprzyjacielem
człowieka, szatana. Dlaczego? Dlatego, że od u p a d k u A d a m a , zaraz na p o ­
czątku (na s a m y m początku, z a n i m pojawił się człowiek, s z a t a n był g ł ó w n ą
postacią) szatan zdobył p e w n ą w ł a d z ę n a d człowiekiem, s p o d której tylko
odkupienie C h r y s t u s a m o ż e n a s wyzwolić. Jest to historia, k t ó r a wciąż trwa,
ponieważ grzech p i e r w o r o d n y jest dziedzictwem, k t ó r e się szerzy nie przez
winę czy przypadek, ale k t ó r e nabywa się przez n a r o d z e n i e .
Bycie n a r o d z o n y m i oznacza bycie bardziej w r a m i o n a c h s z a t a n a niż w ra­
m i o n a c h Boga. C h r z e s t wybawia z tej niewoli, czyni n a s w o l n y m i i dziećmi
Bożymi. Z a t e m szatan jest nieprzyjacielem n u m e r j e d e n .
Jakie jest jego dzieło? Jest to dzieło kuszenia, wykorzystywanie n a s sa­
mych przeciwko n a m s a m y m . Jest on wrogiem, kusicielem w najwyższym
stopniu.
ZIMA-2001
373
W i e m y więc, że t e n c i e m n y i niepokojący byt istnieje n a p r a w d ę , oraz że
ze zdradziecką przebiegłością wciąż działa. J e s t u k r y t y m w r o g i e m , który sie­
je błędy, niepowodzenia, u p a d k i , degradacje w historii ludzkiej. Trzeba
w s p o m n i e ć - to również jest czysta Ewangelia - przypowieść ukazującą
chwasty zasiane w zbożu. Robotnicy polowi, rolnicy, dziwili się: „Ale k t o za­
siał zło na świecie?" Właściciel pola, który jest figurą Boga, o d p o w i a d a : Inimicus homo hoc fecit - „nieprzyjaciel człowieka to uczynił".
Zlo rozsiane po świecie ma swoje źródło osobowe i zamierzone. To Bóg to­
leruje, więcej, prawie że broni takiej sytuacji: „Nie wyrywajcie chwastów, abyście
wyrywając chwasty nie wyrwali również ziarna. Przyjdzie dzień, ostatni dzień,
w którym dokonane zostanie rozdzielenie, a sąd ten będzie nieodwołalny."
Ewangelia nazywa szatana również „zabójcą już od początku", nazywa go
„ojcem k ł a m s t w a " . Jest p o d s t ę p n ą i zdradziecką i s t o t ą zastawiającą p u ł a p k i ,
zmierzając d o zachwiania m o r a l n ą r ó w n o w a g ą człowieka. O n jest perfidnym
i przebiegłym czarodziejem, który u m i e w k r a d a ć się w psychikę każdego. Po­
trafi znaleźć o t w a r t e drzwi, przez k t ó r e w c h o d z i : przez zmysły, fantazję, p o ­
żądanie, które dzisiaj nazywają b o d ź c e m , czyż nie? Znajduje o t w a r t e drzwi
w utopijnej logice i n i e u p o r z ą d k o w a n y c h s t o s u n k a c h społecznych: przez złe
towarzystwo, złe widzenie świata. W k r a d a się w n a s z e działania, aby w p r o ­
wadzić t a m o d s t ę p s t w a , na p o z ó r z g o d n e ze s t r u k t u r a m i fizycznymi lub psy­
chicznymi i i n s t y n k t o w n y m i , głębokimi i pobudzającymi n a s z ą o s o b o w o ś ć ,
a w rzeczywistości tak b a r d z o niszczące (oto jest p o d s t ę p p o k u s y ) . Wykorzy­
stuje naszą tkankę, aby p r z e n i k n ą ć do naszej psychiki.
To byłoby tyle na t e m a t s z a t a n a i wpływu, jaki m o ż e on m i e ć na pojedyn­
cze osoby, jak również na wspólnoty, na całe s p o ł e c z e ń s t w o lub wydarzenia.
Byłby to bardzo w a ż n y rozdział doktryny katolickiej do p r z e s t u d i o w a n i a na
nowo, p o n i e w a ż dzisiaj nie jest on zbytnio studiowany. N i e k t ó r z y sądzą, że
m o ż n a znaleźć w s t u d i a c h psychoanalitycznych lub psychiatrycznych albo
(zwłaszcza w Ameryce) w seansach spirytystycznych prawie r e k o m p e n s a t ę
umożliwiającą zdefiniowanie czegokolwiek z tej tajemnicy diabla. Lękają się
niektórzy, że m o ż n a popaść - inni n a t o m i a s t okazują się wolni od u p r z e d z e ń
- w stare teorie m a n i c h e i z m u , mające p o d w ó j n ą zasadę: Bóg albo diabeł, al­
bo też w straszne dywagacje fantastyczne i p r z e s ą d n e .
To łatwe, prawda. Dzisiaj woli się raczej pokazywać siebie silnymi, wol­
nymi od przesądów, p o z o w a ć na realistów, na ludzi k o n k r e t n y c h . R ó w n o c z e -
374
FRONDA 25/26
śnie daje się wiarę wielu n i e u z a s a d n i o n y m p r z e s ą d o m m a g i c z n y m i l u d o ­
wym z a b o b o n o m : biada liczbie 13, biada, jeśli zrobisz coś takiego a takiego.
Niby dlaczego wierzy się w te w y m y ś l o n e rzeczy, ma się skrupuły, p r z e s t r z e ­
ga ich przesadnie, narażając się na śmiech. A kiedy Pan m ó w i : „popatrzcie,
że jest coś z u p e ł n i e i n n e g o ! " - nie wierzy się.
Nasza doktryna, kiedy chcemy m ó w i ć o diable, staje się n i e p e w n a , ale
kiedy chcemy m ó w i ć o n a s kuszonych przez diabła, w t e d y staje się bardziej
niż pewna. N a s z a ciekawość p o b u d z o n a jest p e w n o ś c i ą r ó ż n o r a k i e g o istnie­
nia. To również w a ż n e : nie istnieje tylko j e d e n diabeł. Pamiętacie o o p ę t a n y m
z Gerazy: „Jakie jest twoje i m i ę ? " „ N a z y w a m się Legion", co oznacza armia.
Armia diabłów zaatakowała tego nieszczęśnika, k t ó r e g o C h r y s t u s wyzwolił.
Złe duchy weszły w wielkie s t a d o świń i rzuciły się w jezioro G e n e z a r e t , ku
wielkiej rozpaczy biednych h o d o w c ó w i m i ł o ś n i k ó w tych zwierząt.
Odpowiedzieć sobie trzeba teraz na d w a pytania. Pierwsze t o : „Czy są
znaki? Czy są znaki, i jakie, obecności diabelskiej?" A drugie pytanie: „Jakie
są środki o b r o n y p r z e d tak p o d s t ę p n y m n i e b e z p i e c z e ń s t w e m ? " M o ż n a by
0 tym d ł u g o rozprawiać, ale p o s ł u ż ę się s k r ó t e m .
O d p o w i e d ź na pierwsze pytanie wymaga wielkiej o s t r o ż n o ś c i . Jakie są
znaki? N a w e t jeśli znaki obecności s z a t a n a wydają się n i e k t ó r y m , także spo­
śród Ojców - na przykład Tertulianowi, z u p e ł n i e przekonujące: „To oczywi­
ste, że to d i a b e ł ! " , to nie jest to takie ł a t w e do stwierdzenia. Szczęśliwy on,
że posiadał tak bystre o k o ! My n a t o m i a s t m o ż e m y przypuszczać, że m a m y do
czynienia ze z g u b n ą działalnością diabla t a m , gdzie negacja Boga staje się
zdecydowana. Tam jest nieprzyjaciel, p o n i e w a ż my j e s t e ś m y p r o w a d z e n i ku
Bogu, a spotykamy się z negacją radykalną, ostrą, t r u d n ą i s k r u p u l a t n ą , jak
to tylko jest możliwe. Negacja radykalna. Czy słyszeliście o śmierci Boga?
Kto mógłby wymyślić p o d o b n ą rzecz?
Tam, gdzie k ł a m s t w o jawi się o b ł u d n y m i silnym w o b e c e w i d e n t n e j
prawdy, gdzie brakuje miłości, gdzie o n a wygasła, gdzie jest egoizm z i m n y
1 o k r u t n y - za tym m u s i stać nacisk diabła. Także t a m , gdzie imię J e z u s a jest
k w e s t i o n o w a n e z nienawiścią ś w i a d o m ą i h a r d ą . Św. Paweł m ó w i : „Kto n e ­
guje J e z u s a C h r y s t u s a anatema sit (niech będzie p o t ę p i o n y ) " . P o t ę p i e n i e od­
nosi się do nieprzyjaciela, który stoi za negującym człowiekiem. Tam, gdzie
duch Ewangelii jest fałszowany i zaprzeczany, i gdzie o s t a t n i e s ł o w o należy
do rozpaczy, t a m jest zwycięstwo diabla.
ZIMA-2001
375
Ta diagnoza, k t ó r ą o ś m i e l a m y się teraz zgłębiać i potwierdzić, jest zbyt
rozległa i t r u d n a . Nie p o z b a w i o n a jest j e d n a k d r a m a t y c z n e g o zainteresowa­
nia, k t ó r e m u również literatura w s p ó ł c z e s n a poświęciła s ł a w n e strony. Ist­
nieje o b s z e r n a literatura na t e m a t diabła, s t w o r z o n a przez wielkich pisarzy,
wielkich autorów. Niektórzy sięgali po p i ó r o dla wystawiania go, a inni na­
t o m i a s t dla z d e m a s k o w a n i a diabła w jego postaci najbardziej zawoalowanej,
najgłębszej.
J e d n y m z autorów, który wiele o t y m mówił, z wielką mądrością, i w t y m
przedmiocie stał się j e d n y m z pierwszych t w ó r c ó w naszych czasów, jest Bern a n o s . Czy słyszeliście kiedyś o n i m ? Napisał Souls le soleil de Satan (Pod słoń­
cem szatana) i wiele innych książek, k t ó r e m ó w i ą w ł a ś n i e o fenomenologii
szatana w duszach, o tym, jak u m i e rozpraszać i rozbijać. To znaczy, że nie
jest to t e m a t z pogranicza s n ó w i m a r z e ń , lub należący do rozkosznych hi­
storii czy do fantazji. W s p o m n i a n i a u t o r z y próbują wychwycić na palecie
ludzkiej psychologii jakieś ślady diabla, złego d u c h a .
My wiemy, pisze ewangelista św. Jan, że p o c h o d z i m y od Boga, tak, ale też
wiemy, że cały świat totus in maligno positus est, p o d d a n y jest władzy zła, Z ł e ­
go: to jest osoba. I to jest to, co m o ż n a powiedzieć na t e m a t pierwszego py­
tania: jak odróżnić?
Vigilate et orate ut non intretis in tentationem (Czuwajcie i módlcie się, aby­
ście nie poddali się pokusie). Drugie pytanie b r z m i : Jaka jest przed n i m obro­
na? Jaką o b r o n ę m o g ę zastosować, aby u c h r o n i ć moją duszę, moją nieskazi­
telność,
przed
zakusami
szatana?
Odpowiedź
jest
łatwiejsza
do
sformułowania, choć pozostaje t r u d n a do realizacji. M o ż e m y powiedzieć tak:
to wszystko, co broni nas od grzechu, o c h r a n i a n a s s a m o przez się od niewi­
dzialnego wroga.
Łaska jest o s t a t e c z n ą o b r o n ą . O t o widzimy, jak b a r d z o obecnie zaniedby­
w a n e jest p r z y s t ę p o w a n i e d o s a k r a m e n t ó w , zwłaszcza d o s a k r a m e n t u poku­
ty. To wielkie n i e b e z p i e c z e ń s t w o , p o n i e w a ż z tego p o w o d u brakuje n a m wy­
starczającej
laski
do
przeszkodzenia
najeźdźcy,
który
nas
napada.
Niewinność. N i e w i n n o ś ć staje się twierdzą. Dziecko jest silniejsze od n a s
wobec diabła, p o n i e w a ż jest n i e w i n n e . Każdy pamięta, jak b a r d z o pedagogia
apostolska posługiwała się symboliką żołnierskiego uzbrojenia dla ukazania
cnót, które m o g ą uczynić chrześcijanina n i e p o k o n a n y m .
Św. Paweł opisuje całe uzbrojenie rzymskie: n o ś h e ł m zbawienia, n o ś
375
FRONDA 25/26
pancerz, noś miecz, itd. Ponieważ osłony, czyniące mocnymi, są wielorakie.
A chrześcijanin, aby być czujnym i silnym i aby walczyć, musi odwołać się do
jakiegoś specjalnego ćwiczenia ascetycznego, które pomoże mu oddalić nie­
które ataki szatańskie. Tego również uczy nas Jezus mówiący do apostołów,
którzy nie zdołali wypędzić złego ducha: „Cóż, tego diabła trzeba wypędzić
modlitwą i postem".
Oto środki, dzięki którym można odnieść zwycięstwo w wielu potycz­
kach z szatanem. Apostoł ponadto podpowiada mistrzowską linię obrony:
„Nie pozwól się zwyciężyć złu", ale stawaj się coraz lepszym. „Zwyciężaj zło
dobrem".
Zatem, ze świadomością obecnych przeciwności, w jakich dusze, Kościół,
świat się znajdują, starajmy się nadać głębszego znaczenia i skuteczności
zwyczajnemu wezwaniu z naszej głównej modlitwy: „Ojcze nasz, wybaw nas
od złego!" A temu przyda się nasze apostolskie błogosławieństwo.
PAWEŁ VI
POWYŻSZE P R Z E M Ó W I E N I E ZOSTAŁO WYGŁOSZONE PODCZAS
AUDIENCJI GENERALNEJ PAPIEŻA 15 LISTOPADA 1 9 7 2 R O K U W R Z Y M I E .
POST
MODLITWA
JAŁMUŻNA
ZIMA
2001
377
07 ZGŁOŚ SIĘ
ROK 2 0 4 5
ERYK
DOSTATNI
N a s z radiowóz miai już wracać z p a t r o l u do bazy, gdy
p r z e z radio d o s t a l i ś m y z centrali informację:
— M a m y sygnał o nielegalnej w y t w ó r n i .
— Gdzie? — z a p y t a ł e m .
— Przy Bulwarze Retingera. Pod t r z y n a s t y m .
— Najciemniej jest p o d l a t a r n i ą — p o m y ś l a ł e m .
Nielegalna w y t w ó r n i a znajdowała się w s a m y m
centrum Zakopanego.
Kilka ulic dalej
stały j u ż z a p a r k o w a n e d w a
mikrobusy
brygady
naciągnęli
na
specjalnej.
głowy
czarne
Komandosi
kominiarki
i
odbezpieczyli karabiny.
Akcja była błyskawiczna. Kiedy w s z e d ł e m do
mieszkania, p r z e s t ę p c y leżeli o b e z w ł a d n i e n i
na podłodze,
z przyłożonymi
do karków
lufami karabinów. Na stole leżały d o w o d y ich
winy. P o d n i o s ł e m je do n o s a i p o w ą c h a ł e m —
nie ulegało wątpliwości: t o w a r był zakazany.
W i e c z o r e m , gdy g r a ł e m u siebie na k o m p u t e r z e ,
E m a n u e l a z a w o ł a ł a m n i e d o g o ś c i n n e g o pokoju:
—
Chodź
szybko,
pokazują
w
telewizji
waszą
akcję.
P o z n a ł e m w n ę t r z e lokalu. G ł o s spikerki i n f o r m o w a ł :
— Za produkcję oscypków s p r a w c o m grozi kara do
10 lat więzienia.
378
FRONDA 25/26
POCZTA
SPÓR O x. TISO
którą x. Tiso ponosi moralną i polityczną
Sympatie czy antypatie na ogól nie są
odpowiedzialność.
dobrymi drogowskazami w formułowa­
Niestety Pan Aleksandrowicz, chcąc
niu ocen czy sądów historycznych. Po­
udowodnić swe radykalne tezy, oparł się
twierdzenie tej oczywistej prawdy można
tylko przeczuciach i przypuszczeniach,
znaleźć analizując list Pana Mariana
wspartych
Aleksandrowicza, zamieszczony na la­
przemówień x. Tisy. Tymczasem przy­
mach 23/24 numeru „Frondy". Ów list
puszczenia to trochę za mało, by wyrażać
jest polemiką ze sformułowaniami, jakie
tak zdecydowane opinie. Materiał fakto­
cytatami
z
antysemickich
zawarł w swej bardzo dobrej zresztą pra­
graficzny zaprezentowany w liście nie za­
cy „Żydzi i Polacy 1918-1955. Współist-
wiera żadnych informacji, z których by
nienie-zaglada-komunizm" dr Marek J.
wynikało, że rząd Słowacji posiadał jakie­
Chodakiewicz w odniesieniu do prezy­
kolwiek dane o zamiarach dokonania
denta Słowacji, x. Jozefa Tiso. Zdaniem
prze hitlerowców masowej likwidacji Ży­
Pana Aleksandrowicza zawarte w książce
dów. Potwierdza on jedynie fakt odpo­
opinie są próbą zanegowania współodpo­
wiedzialności x. Tiso za zorganizowanie
wiedzialności słowackiego przywódcy za
deportacji ludności żydowskiego pocho­
zbrodnie wojenne, popełnione na słowac­
dzenia, czego - co warto nadmienić - nikt
kich Żydach w czasie wojny przez hitle­
nie kwestionuje. Wiadomo dziś, że krok
rowców.
autorytatywnie
ten stal się prologiem późniejszej tragedii
uznał, że prezydent Tiso wiedział o losie,
społeczności słowackich Żydów. Dlacze­
jaki miat stać się udziałem społeczności
go zatem do niego doszło? Aby odpowie­
słowackich Żydów, stąd też - wedle niego
dzieć na to pytanie, trzeba zrozumieć, jak
- decyzja władz słowackich o ich maso­
dalece tzw. problem żydowski zdetermi­
wej deportacji, podjęta wiosną 1942 ro­
nował działalność polityczną zarówno
ku, była de facto decyzją zbrodniczą, za
partii ludackiej, jak i samego x. Tisy.
ZIMA-2001
Autor
listu
379
Żydzi postrzegani byli przez przywód­
wpływu środowisk żydowskich na politykę
cę HSLS jako element zdecydowanie wrogi
wewnętrzną państwa. Miano tego dokonać
słowackiej państwowości. Ów negatywny
za pomocą ograniczenia praw Żydów
stosunek do tej grupy etnicznej wynikał
i wspierania ich emigracji. Oczywiście
z różnych przyczyn. Pewien wpływ na
w ujęciu radykalnych formacji politycznych
ukształtowanie się tych poglądów odegrał
rzeczywista rola Żydów była starannie wy­
tradycyjny stereotyp antysemicki (mający
olbrzymiana i demonizowana, choć należy
także podłoże religijne), upatrujący w Ży­
z drugiej strony dodać, że ich wpływy rze­
dach poważne niebezpieczeństwo i przypi­
czywiście nie były małe. Partia ludacka,
sujący im wszelkie negatywne cechy. Inną
będąca formacją eklektyczną, skupiającą
ważną kwestią były głębokie sprzeczności,
zarówno elementy narodowo-konserwa­
istniejące na płaszczyźnie gospodarczej po­
tywne jak i narodowo-radykalne, w natu­
między Słowakami a Żydami. Duży udział
ralny sposób chciała, w obliczu pojawiają­
osób pochodzenia żydowskiego w życiu
cej się w czasie wojny okazji, dokonać
gospodarczym państwa, którego funda­
ekspulsji Żydów poza terytorium Słowacji.
mentem byta ideologia nacjonalistyczna,
Nie zastanawiano się tak naprawdę, jaki bę­
wzmagał międzyetniczny konflikt. Dodat­
dzie ich los, a twierdzenie jakoby wiedzia­
kowo postawy antysemickie wzmacniała
no, iż zostaną poddani eksterminacji, nie
odrębność
znajduje nigdzie żadnego potwierdzenia.
religijno-obyczajowa
Żydów
oraz ich udział w partii komunistycznej.
Sugestie Pana Aleksadrowicza o rzeko­
W momencie wybuchu wojny Żydów po­
mej wiedzy na ten temat np. admirała Mi-
strzegano jako grupę etniczną będącą po­
klosa Horthyego są pozbawione podstaw.
tencjalnie zarzewiem opozycji wobec reżi­
Admirał po prostu prowadził zupełnie inną
mu ludackiego. Te wszystkie czynniki,
politykę: po pierwsze jego niechęć wobec
a także naciski niemieckie przyczyniły do
Żydów była z pewnością mniejsza; po dru­
podjęcia decyzji o deportacji. Naturalnie
gie pozycja, jaką posiadał na Węgrzech, by­
nie sposób nie przyznać, że x. Tiso,
ła znacznie silniejsza niż x. Tisy na Słowa­
wyrażając na nią zgodę, uległ antysemic­
cji (który rywalizował ze wspieraną po
kiej obsesji. Jednak warto pamiętać, że
cichu przez Niemców grupą radykałów
tego typu poglądy były w okresie między­
Macha i Tuki), dlatego też regent mógł so­
wojnia charakterystyczne dla całej środko­
bie pozwolić na politykę bardziej umiarko­
woeuropejskiej nacjonalistycznej prawicy.
waną. Admirał Horthy miał także większą
Ugrupowania
narodowo-konserwatywne
swobodę wewnętrzną, bowiem Węgry nie
i _ w większym stopniu - narodowo-rady-
były (przynajmniej do marca 1944 roku)
kalne propagowały koncepcje zmniejszenia
uzależnione od Niemiec w takim stopniu
380
FRONDA 25/26
jak Słowacja, której istnienie było możliwe
mityzm z hitlerowskimi poczynaniami
dzięki poparciu ze strony III Rzeszy.
eksterminacyjnymi.
Deportacja części ludności obcego po­
Rozpoczęty wiosną 1942 roku proces
chodzenia, choć może wydawać się wedle
masowych wywózek ludności żydowskiej
dzisiejszych kryteriów posunięciem bar­
do obozów koncentracyjnych budził od po­
dzo brutalnym, była środkiem często sto­
czątku zdecydowane protesty w krajach ko­
sowanym w czasie wojny i po jej zakończe­
alicji antyhitlerowskiej oraz w państwach
niu przez obie strony konfliktu. Podobnie
neutralnych. Wynikały one jednak nie tyle
wyglądała sytuacja z masowymi represja­
z troski o życie tych ludzi, ale wiązały się ze
mi skierowanymi przeciw większym lub
sprzeciwem wobec praktyki represjonowa­
mniejszym grupom etnicznym. Wojna
nia całych grup za ich rasowe czy etniczne
tworzyła swoisty klimat dla podejmowa­
pochodzenie. Nikt wtedy nie przypuszczał,
nia radykalnych decyzji politycznych, i tak
że obozy koncentracyjne staną się miejsca­
też stało się w przypadku Słowacji. Z dru­
mi masowej kaźni ludności żydowskiej. In­
giej strony przywołując historyczny kon­
formacje o postępowaniu jednostek SS i po­
tekst antyżydowskich represji, nie należy
licji na wschodzie w 1941 roku i ich udział
zapominać, że deportacja większości Ży­
w masowych egzekucjach Żydów w jakiejś
dów, a nie tylko tych niepożądanych sta­
mierze z pewnością docierały do Bratysła­
nowiła przejaw absurdalnej paranoi. Skoro
wy, lecz nie sposób było wówczas dociec,
obawiano się ewentualnej nielojalności tej
jaka była skala zbrodni, bowiem oddziały
grupy etnicznej, można było przecież in­
słowackie - od których te wiadomości
ternować jej członków w obozach interno­
ewentualnie mogły pochodzić - służyły tyl­
wania - takie właśnie środki zastosowała
ko na niewielkim południowym odcinku
administracja prezydenta Roosevelta np.
frontu. Łatwo dzisiaj - posiadając olbrzy­
wobec Amerykanów japońskiego pocho­
mią wiedzę na temat tego, co się później
dzenia po ataku na Pearl Harbor.
stało - wydawać jednoznaczne i bezapela­
Nawet deportacja nie musiała wcale
cyjne oskarżenia. Niestety ci, którzy działa­
oznaczać fizycznej likwidacji. Podobnie
li w czasie, gdy owe wydarzenia się rozgry­
jak antysemicki afekt - oparty na religij­
wały, nie mieli możliwości dokładnego
nych czy politycznych, a nie rasistow­
zorientowania się w ostatecznych zamia­
skich korzeniach - nie musiał prowadzić
rach niemieckich, przynajmniej do pewne­
(i w większości przypadków nie prowa­
go momentu. Wieści o tym, co naprawdę
dził) do mordu i zbrodni. Szkoda, że tego
działo się w hitlerowskich obozach koncen­
faktu nie raczył zauważyć Pan Aleksadro-
tracyjnych, zaczęły docierać do szerszej opi­
wicz, próbując zrównać tisowski antyse­
nii publicznej na przełomie lat 1942/43 (pi-
ZIMA
2001
381
sząc o opinii publicznej, mam na myśli tak­
chce, czy też nie, ostateczną decyzję o jej
że przywódców państw sojuszniczych III
wstrzymaniu podjął nie Watykan, lecz x.
Rzeszy, bowiem nie ma informacji, z któ­
Tiso (deportacji uniknęło 20 tysięcy Ży­
rych wynikałoby, iż Niemcy przed rozpo­
dów na terytorium Słowacji - Niemcy wy­
częciem akcji eksterminacyjnej poinformo­
wieźli ich do obozów koncentracyjnych do­
wali o niej swoich sojuszników). Trzeba też
piero w październiku
przyjąć do wiadomości fakt, iż III Rzesza
stłumieniu tzw. powstania słowackiego).
byia w czasie ostatniej wojny sojusznikiem
Gdyby x. Tiso, jak domniemywa Pan Alek­
1944 roku, po
Słowacji, trudno więc potępiać ludackie eli­
sandrowicz, był świadomie zaangażowany
ty polityczne za głęboki sceptycyzm, z ja­
w działania na rzecz eksterminacji słowac­
kim przyjmowały wiadomości na temat
kich Żydów, nie przerywałby akcji deporta­
zbrodni popełnionych na Żydach przez
cyjnej, starając się ekspediować jak naj­
Niemców. Płynęły one głownie z państw
większą ilość Żydów bez względu na
koalicji antyhitlerowskiej czy też środowisk
naciski Watykanu, którym zresztą wielo­
ruchu oporu (nieco później od osób będą­
krotnie się przeciwstawiał. Po drugie, bę­
cych przedstawicielami państw neutral­
dąc zainteresowanym fizyczną likwidacją
nych, także nie zawsze przychylnych pań­
Żydów, nie stałby się inicjatorem powsta­
stwom Osi). Ówcześni decydenci słowaccy
nia systemu tzw. licencji - stworzenie go
do pewnego momentu mieli słuszne prawo
było wyrazem niezgody x. Tisy na skon­
że zarzuty formułowane
struowanie w oparciu o kryteria rasowe,
przez aliantów przeciw Niemcom są częścią
a nie religijne tzw. kodeksu żydowskiego
podejrzewać,
skierowanej
(kancelaria prezydencka sformułowała
przeciw państwom Osi. Można naturalnie
wiele krytycznych uwag wobec tego doku­
stawiać x. Tisie zarzut, iż nie interesował
mentu, choć oficjalnie x. Tiso przeciw nie­
kampanii
propagandowej,
się losem słowackich Żydów i będzie on
mu nie protestował). Owe licencje unie­
w znaczniej mierze uzasadniony, choć nale­
możliwiały odebranie Żydom niektórych
ży pamiętać o tym, że prezydent był po pro­
praw obywatelskich i chroniły przed de­
stu zainteresowany w emigracji Żydów po­
portacjami. Warto też przypomnieć, że -
za obszar terytorialny Słowacji.
jak wynika z danych przedstawionych
Jeżeli chodzi o decyzję dotyczącą zaha­
przez dr Ivana Kameneca (autora wydanej
mowania deportacji, to nie ulega wątpli­
niedawno w Polsce pierwszej obiektywnej
wości, że wpływ na jej wydanie miaty mo­
biografii x. Tiso pt. „Tragedia polityka, księ­
nity i naciski ze strony Watykanu, o czym
dza, człowieka. Jozef Tiso 1887-1947"),
zresztą przypomina autor listu do „Fron­
prezydent Słowacji podpisał około tysiąca
dy". Czy jednak Pan Aleksandrowicz tego
takich licencji, co zapewniało ochronę oko-
382
FRONDA 25/26
lo 5-6 tysiącom osób (słowacki historyk Jo­
seph Mikuś podaje nawet, iż prezydenc­
kich licencji było aż 9.964). Dobrze by by­
MODLITWA POPRAWNA
EKUMENICZNIE
ło, gdyby Pan Aleksandrowicz zapoznał się
Jestem w trakcie redagowania kolej­
z tymi informacjami, zamiast ferować sta­
nego numeru pisma parafialnego „Pokój
nowcze i zarazem nieprawdziwe opinie
i Dobro". Nie zawracałbym głów szanow­
w tej materii.
nego gremium, gdyby nie pewien być mo­
Na koniec pragnę wyrazić nadzieję, że
że dla kogoś mało istotny „szczegół".
historycy - w przeciwieństwie do Pana
Oto jedną z propozycji do numeru
Aleksandrowicza - bez względu na swe
wielkanocnego jest Nowenna do Miłosier­
osobiste sympatie czy antypatie wobec ta­
dzia Bożego, jaką św. Siostrze Faustynie
kich czy innych polityków, prowadząc nad
Pan Jezus nakazał spisać i odprawiać od
nimi badania będą starali posługiwać się
Wielkiego Piątku do Niedzieli Miłosier­
obowiązującymi zasadami warsztatu na­
dzia. Moja żona, przepisując dziś tekst
ukowego a nie przypuszczeniami i pół­
Nowenny z xerówki przekazanej nam
prawdami. Mitologizowanie postaci histo­
przez Xiędza Opiekuna pisma, przerwała
rycznych jest szkodliwe - tak samo jak ich
na jej dniu piątym. Gdy przed chwilą
bezdyskusyjne dezawuowanie. Jeśli chodzi
chciałem kontynuować pisanie po wyjściu
zaś o ocenę postaci x. Tiso, to można mimo
żony, natknąłem się na słowa:
wszystko uznać, iż zapisał on pozytywną
kartę w historii Słowacji z lat 1939-1945.
Dzis sprowadź Mi dusze
Naturalnie ten pozytywny osąd nie oznacza
BRACI
ODŁĄCZONYCH...
akceptacji wszystkich (a więc także i tych
błędnych) decyzji politycznych, które stały
którzy to BRACIA ODŁĄCZENI pojawia­
się udziałem słowackiego prezydenta.
ją się jeszcze dwukrotnie, co zwróciło
Arkadiusz
Karbowiak
moją uwagę. Postanowiłem zajrzeć więc
do źródła, do „Dzienniczka s. Faustyny".
(ur.1968) jest absolwentem polito­
Oczywiście najszybszy sposób szukania
logii Uniwersytetu Wrocławskiego. Od 1998
to „Indeks rzeczowy", ale tam, mimo
Autor
roku jest członkiem redakcji kwartalnika post-
siedmiu odnośników od hasła „Nowen­
konserwatywnego
na", właściwego jej tekstu nie znalazłem.
„Stańczyk".
takie w „Myśli Połskiej",
serwatyście".
w
Opolu
Stanisława
ZIMA-200!
Jest
Klubu
„Kon­
Zdziwiony takim obrotem sprawy sięgną­
działającego
łem po modlitewnik „Modlę się słowami
„Arcanach",
prezesem
Myśli
Publikował
Konserwatywnej
Cata-Mackiewicza.
im.
s. Faustyny" i tam odnalazłem słowa:
Dzis sprowadź Mi dusze
383
HERETYKÓW
i
ODSZCZEPIEŃCÓW
Tobie". Jak wiemy modlitwę zreformowa­
no w duchu... (?) i mamy dziś modlić się
którzy to HERETYCY i ODSZCZEPIEŃ-
za bliżej niesprecyzowanych „NIEPRZY­
CY równie konsekwentnie pojawiają się
JACIÓŁ KOŚCIOŁA ŚWIĘTEGO". A św.
jeszcze dwukrotnie. Przecierając moje za­
Maksymilian dołożył tę modlitwę właśnie
siane wątpliwościami oczy, pomyślałem,
z powodu oglądanych masonów obnoszą­
ze może to wydawca (Apostolicum) byt
cych pod Bazyliką Piotrowa w 1917 roku
tak (już w 1998 r.!) „niepoprawny eku­
- sztandary lucyfera depczącego św. Mi­
menicznie". Sięgnąłem więc ponownie
chała Archanioła, co jak wiemy, było bez­
po „Dzienniczek", znając już z modlitew­
pośrednim powodem powstania MILICJI
nika odnośnik do Dz. 1218, ujrzeć, iż...
NIEPOKALANEJ (dziś RYCERSTWA).
Xięża Marianie wydający w 1993 roku III
Pozdrawiam:
wydanie, są równie „nieekumeniczni":
Dziś sprowadź Mi dusze
HERETYKÓW
i
ODSZCZEPIEŃCÓW
M.Z.
POLACY W AFGANISTANIE
Niech schowa się Nostradamus!
którzy to HERETYCY i ODSZCZEPIEŃ-
Nasz wieszcz Kornel Makuszyński
CY znów pojawiają się jeszcze dwukrotnie!
odpowiedział już w 30-tych latach XX
(...)
wieku na pytanie, czy Polacy pojadą do
Faktem jest, że zarówno mój Modli­
Afganistanu!
tewnik jak i Dzienniczek mają w tytule
jeszcze: „BŁOGOSŁAWIONA s. Fausty­
na", są więc wydane przed kanonizacją.
Z „Przygód Koziołka Matołka" (Księ­
ga I, str. 22-23):
Atoli gdzieś przecież już wydano „po­
prawną" wersję z BRAĆMI ODŁĄCZO­
Nadszedł ktoś, a kozioł pyta:
NYMI, skoro na xero od Proboszcza wid­
„Gdzie ja jestem, dobry panie?"
nieją właśnie oni!
Tamten grzecznie mu odpowie:
Przypomina to troszkę historię z mo­
„Jesteś pan w Afganistanie!"
dlitwą, jaką odmawiał Św. Maksymilian
po każdym „O Maryjo bez grzechu poczę­
„Koniec ze mną!" - myśli kozioł,
ta, módl się za nami, którzy się do Ciebie
„Bo już moja dola taka!"
uciekamy" dodawał: „i za wszystkimi,
Wtem przypadkiem,
którzy
Stalowego
się
do
Ciebie
nie
uciekają,
ujrzał
gdzieś pod
niebem,
ptaka.
a zwłaszcza za MASONAMI i poleconymi
384
FRONDA 25/26
Własnym oczom nie dowierza:
symistyczną, występuje tu z jednej strony
„Czy gorączkę mam, czym chory?"
przerażenie podmiotu a także obraz „sta­
Przecie na aeroplanie
lowego ptaka" znanego ze złowróżbnych
Polskie widać stąd kolory!"
centurii mistrza de Notre Dame.
Aeroplan usiadł pięknie,
atakiem bakteriologicznym, a zaraz po
Bardzo blisko, o stajanie.
nim wizję podobną do tych z przepowied­
Kozioł biegnie, woła, płacze:
ni Wernyhory. Najwyraźniej jest tu poda­
„Ratuj mnie pan, kapitanie!"
na odpowiedź na nurtujące nas pytanie
3. Dalej mamy postawę lęku przed
„wejdą, czy nie wejdą?".
Lotnik zaś, zdumiony wielce,
4. Przepowiednia umiejętności pol­
Oczom wierzyć swym nie może!
skich pilotów, którzy pomimo straszliwe­
Śmieje się i tak powiada:
go ukształtowania terenu (Afganistan to
„Skąd tu wziąłeś się, niebożę?"
kraj zupełnie górzysty), potrafią osadzić
Gdy mu kozioł odpowiedział,
nie o stajanie (według Haura „staj", miara
jak wędruje nadaremno,
rodzima, ma 120 kroków czyli 625 stóp).
samolot (uwaga, nie helikopter!) precyzyj­
Ulitował się kapitan
l powiada: „Siadaj ze mną!"
5-6. Dobre serce polskiego lotnika
nakazuje mu okazać zainteresowanie na­
wet koziołkowi. Uśmiech symbolizuje tu
Frunął w górę ptak stalowy,
Leciał, leciał w zachód krwawy,
pewność siebie i odwagę.
7. „Zachód krwawy" zapowiada nie­
A po kilku dniach niebieskich
stety wojnę globalną, która nie ominie
Zdrowo przybył do Warszawy.
naszego kontynentu. Na szczęście ostat­
nie zdanie cytowanego fragmentu „Księgi
Interpretacja poszczególnych
I", każe nam wierzyć, że polska koza od­
zwrotek:
porna jest na środkowo-azjatyckie wyna­
1. W pierwszej zwrotce widzimy, że
lazki. Pozwala też na spokój - nasza sto­
Afgańczycy na dźwięk polskiej mowy zacho­
lica stać będzie!
wywać się będą uprzejmie i udzielać rzetel­
prof.
Eugenia Pacanowska-Lernejska
nych odpowiedzi na zadawane pytania.
2. Druga zwrotka jest najbardziej pe­
ZIMA-200 1
385
KSIĘGARNIE
w których można nabyć książki
Biblioteki Frondy i kwartalnik „Fronda":
Bydgoszcz
Poznań
Księgarnia św. Hieronima, PI.
Drukarnia i Księgarnia Św. Wojciecha,
Kościeleckich 7
PI. Wolności 1
Gdańsk
Księgarnia "Kapitałka", ul. Mielżyńskiego
Księgarnia Wydawnictwa Archidiecezji
27/29
Gdańskiej "Stella Maris", ul.
Księgarnia Wydawnictwa "W drodze", ul.
Warzywnicza 1
Półwiejska 13
Katowice
Rzeszów
Księgarnia "Wolne Słowo", ul. 3 maja 31
Fundacja "Nowe Zycie" - Księgarnia
Kielce
Chrześcijańsko - Patriotyczna "Antyk",
Księgarz s.c, ul Sienkiewicza 30
Al. Piłsudskiego 8-10
Kraków
Szczecin
Księgarnia "Naszego Dziennika", ul.
Księgarnia "Scriptum", ul. Mazurska 26
Starowiślna 49
Księgarnia "Post Scriptum", PI. Żołnierza
Księgarnia Wydawnictwa "WAM", ul.
Polskiego 18
Kopernika 26
Warszawa
Księgarnia PAT "Logos", ul.
Księgarnia "Dobra Książka", ul.
Franciszkańska 1
Mazowiecka 3/5
Lublin
Główna Księgarnia Naukowa im. B. Prusa,
Księgarnia Fundacji Rozwoju KUL, Al.
ul. Krakowskie Przedmieście 7
Racławickie 14
Księgarnia Uniwersytecka "Liber", ul.
Łódź
Krakowskie Przedmieście 24
Łódzka Księgarnia Niezależna, ul.
Księgarnia Poświęcona Fronda, ul.
Piotrkowska 102
Tamka 45
Opole
Wrocław
Księgarnia Wydawnictwa "WAM", ul.
Pod Patronatem Księgarnia
Czaplaka 1
"Ossolineum", Rynek 6
386
FRONDA
25/26
NOTY O AUTORACH
S Z Y M O N B A B U C H O W S K I ( 1 9 7 7 ) p o e t a w y r ó ż n i o n y w III edycji
Konkursu Poetyckiego im. x. Józefa Baki, w s p ó ł p r a c o w n i k m a g a z y n u
„ R u a H " . Studiuje polonistykę na Uniwersytecie Śląskim. Mieszka w
Katowicach.
M A R C I N BĄK ( 1 9 7 0 ) a b s o l w e n t Wydziału D z i e n n i k a r s t w a i N a u k
Politycznych U n i w e r s y t e t u Warszawskiego, pracuje w Fundacji „PolskoNiemieckie Pojednanie". Mieszka w Warszawie.
A M A D E U S Z BIELECKI ( 1 9 7 0 ) statysta filmowy. Statystował m . i n . w
„Liście Schindlera" i „Pianiście". Mieszka w Warszawie.
ALEKSANDER BOCIANOWSKI
(1972)
p r z e w o d n i k turystyczny.
Mieszka p o d Krakowem.
SEBASTIAN BOJEMSKI ( 1 9 7 4 ) historyk, a b s o l w e n t U n i w e r s y t e t u
Warszawskiego, zajmuje się b a d a n i e m P o w s t a n i a Warszawskiego oraz N S Z
na terenie stolicy. Mieszka w Warszawie.
IWAN B U N I N ( 1 8 7 0 - 1 9 1 5 ) rosyjski p o e t a i pisarz, laureat literackiej
Nagrody N o b l a (1933), po rewolucji bolszewickiej e m i g r a n t polityczny
[więcej informacji w e w n ą t r z n u m e r u ] .
ZIMA-2001
387
DOMINIK CHMIELEWSKI ( 1 9 7 3 ) byty dyrektor techniczny ds. karate
oraz byty szef wyszkolenia kanhon (III dan) w Polskim Związku s z t u k Walki
w Bydgoszczy, obecnie kleryk salezjański. Mieszka w Lądzie n a d Wartą.
ROBERT CIESZKOWSKI ( 1 9 7 2 ) g e r m a n i s t a . Mieszka w Łodzi.
ALBIN D R E W N I A K ( 1 9 7 2 ) felietonista-pamflecista, założyciel i o p i e k u n
kapeli disco-polo w Pętkowicach p o d W e j h e r o w e m .
ERYK DOSTATNI ( 1 9 7 9 ) poeta. Mieszka w Warszawie.
PRZEMYSŁAW D U L Ę B A ( 1 9 8 0 ) s t u d e n t archeologii n a Uniwersytecie
Warszawskim, skaut. Mieszka w Skarżysku-Kamiennej.
MICHAŁ GALLINA ( 1 9 6 4 ) historyk. Mieszka w O t w o c k u .
M A G D A L E N A GÓRSKA ( 1 9 7 7 ) działa w Katolickim Stowarzyszeniu
Młodzieży. Mieszka w Katowicach.
T O M A S Z JAWOROWSKI ( 1 9 7 2 ) s t y p e n d y s t a O h i o State University.
MICHAŁ KLIZMA ( 1 9 6 9 ) polonista. Mieszka w Warszawie.
MAREK K O N O P K O ( 1 9 6 7 ) nauczyciel polonistyki. Mieszka we
Wrocławiu.
FILIP
MEMCHES
(1969)
publicysta,
ghostwriter,
psycholog
w
stanie
spoczynku. Mieszka na w a r s z a w s k i m Ż o l i b o r z u .
T O M A S M O L N A R ( 1 9 2 1 ) węgierski filozof i historyk idei. A u t o r p o n a d
40 książek, m.in. „ U t o p i a — o d w i e c z n a herezja", „Zwierzę polityczne",
„Autorytet i jego wrogowie", „Bliźniacze siły: polityka i s a c r u m " . Mieszka
w N o w y m Jorku.
388
FRONDA 25/26
WOJCIECH
MUSZYŃSKI
(1972)
historyk,
absolwent
Uniwersytetu
Warszawskiego, badacz dziejów N a r o d o w y c h Sil Zbrojnych, a u t o r książki „O
Wielką
Polskę
—
Propaganda
zaplecza
politycznego
Narodowych
Sil
Zbrojnych 1 9 3 9 - 1 9 4 5 " ( 2 0 0 0 ) . Mieszka w Warszawie.
S E R G I U S Z O. ( 1 9 7 6 ) fizjoterapeuta. Mieszka w Warszawie.
REMIGIUSZ OKRASKA ( 1 9 7 6 ) publicysta, a u t o r książki „W kręgu
O d y n a i Trygława", wydawca biuletynu e t n o p l u r a l i s t y c z n e g o
„ Z a K O R Z E N I E n i e " , r e d a k t o r działu kultury w „Czasie G ó r n o ś l ą s k i m " ,
s t u d e n t socjologii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Mieszka w
Zawierciu.
PAWEŁ VI ( 1 8 9 7 - 1 9 7 8 ) właściwie: Giovanni Battista M o n t i n i , papież w
latach 1963-1978.
PIOTR WOJCIECH PĘZIŃSKI ( 1 9 6 5 ) pracuje w m i ę d z y n a r o d o w y m
koncernie prasowym, głowa rodziny. Mieszka w Warszawie.
RAFAŁ J. P O R Z E Z I Ń S K I ( 1 9 7 3 ) niegdyś frontman z e s p o ł u r o c k o w e g o
„19:30", w s p ó ł a u t o r p r o g r a m u radiowego i telewizyjnego „Widzialne i
niewidzialne", codziennie w godzinach 6.00-9.00 p r o w a d z i audycję „Kto
r a n o wstaje" (96,5 M h z — na M a z o w s z u ) . Mieszka w Warszawie.
PIOTR SKÓRZYŃSKI ( 1 9 5 2 ) eseista, powieściopisarz, p o e t a . Mieszka w
Warszawie.
M A R I A N S Z C Z E P A N O W S K I ( 1 9 7 5 ) historyk. Mieszka w Szczecinie.
JAROSŁAW T O M A S I E W I C Z ( 1 9 6 2 ) politolog, publicysta, d o k t o r a n t
U n i w e r s y t e t u Śląskiego, a u t o r książek „Terroryzm na tle p r z e m o c y
politycznej" i „ N o w e idee dla Nowej Ery". Mieszka na Śląsku.
ZIMA2001
389
SZCZEPAN TWARDOCH
(1979)
s t u d e n t Międzywydziałowych
Indywidualnych S t u d i ó w H u m a n i s t y c z n y c h na Uniwersytecie Śląskim w
Katowicach. Mieszka w Pilchowicach kolo Gliwic.
E R N S T WEISSKOPF ( 1 9 6 7 ) krytyk literacki. Mieszka w Berlinie.
WOJCIECH W E N C E L ( 1 9 7 2 ) p o e t a , eseista, laureat N a g r o d y im.
Kościelskich, r e d a k t o r tygodnika „ N o w e P a ń s t w o " , wiceprzewodniczący
Rady Programowej TVP S.A. A u t o r książek poetyckich „Wiersze", „ O d a na
dzień św. Cecylii", „Oda chorej d u s z y " i t o m u szkiców „Zamieszkać w
k a t e d r z e " . Mieszka w G d a ń s k u - M a t a r n i .
W I T O L D WILCZYŃSKI ( 1 9 5 7 ) k i e r o w n i k Z a k ł a d u Geografii
Regionalnej Akademii Świętokrzyskiej. Mieszka w Kielcach.
390
FRONDA 25/26
Indeks ksiąg polecanych
Z a m ó w i e n i a m o ż n a składać:
• telefonicznie - 022 8281379
• przez internet - e-mail
• listownie, pod adres:
Fronda Sp. z o.o.,
00-355 Warszawa, ul. Tamka 45
Do wartości zamówienia należy doliczyć 6 zł kosztów przesyłki.
Wysyłka gratis przy zamówieniach pow. 49 zł.
„Okultystyczne ź r ó d ł a n a z i z m u " Nicholas Goodrick - Ciarkę,
Dom Wydawniczy Bellona 2 0 0 1 . 3 5 8 s.. 32 zł
„Książka brytyjskiego historyka Nicholasa Goodricka - Clarke'a, może nieco rozczaro­
wać tych, którzy spodziewają się po niej jakichś sensacyjnych wątków, z których mia­
łoby rzekomo wynikać, że Hitler 1 jego kompani byli adeptami wiedzy tajemnej I czyni­
li z niej użytek w praktyce politycznej. Praca ta jest raczej solidnym studium z dziedzi­
ny historii idei, prezentującym ruch okultystyczny uwikłany w dzieje Trzeciej Rzeszy" z recenzji Filipa Memchesa.
„ P o w r ó t człowieka bez właściwości" Cezary Michalski,
Biblioteka Debaty 1996, 354 s., 13 zł
Jedna z najważniejszych książek pokolenia młodych konserwatystów. Zawiera między
innymi esej Ezoteryczne źródła nazizmu.
ZIMA-2001
391
„ A u s c h w i t z . M e d y c y n a III Rzeszy i j e j o f i a r y " Ernst K l e e ,
Wydawnictwo Universitas 2 0 0 1 , 506 s., 51 zf
„Na podstawie nieznanych dotychczas dokumentów Ernst Klee odkrywa historię katów
w białych fartuchach, lekarzy, którzy swoim pacjentom, jeńcom wojennym, więźniom
obozów koncentracyjnych wyznaczali rolę królików doświadczalnych. Ich zleceniodaw­
cami były znane w świecie firmy, instytuty uniwersyteckie, a przede wszystkim Wehr­
macht. Klee opisuje rolę lekarzy obozowych, po raz pierwszy publikuje ich listę - wie­
lu z nich po wojnie nadal pracowało w zawodzie"
„ M e n g e l e . Polowanie na a n i o ł a śmierci" Cerald L. Posner, J o h n Ware,
Wydawnictwo Universitas 2 0 0 0 , 4 1 8 s.. 30 zł
„Dr Josef Mengele, osławiony nazistowski zbrodniarz wojenny, odpowiedzialny za wy­
słanie tysięcy osób do komór gazowych Auschwitz i za okrutne eksperymenty na set­
kach więźniów, zniknął po drugiej wojnie światowej. W 1985 jego szczątki ekshumo­
wano w Ameryce Południowej. (...) Autorzy dowodzą, że Mengele korzystał z pomocy
rozległej siatki ludzi, którym zawdzięczał paszporty, schronienie i pieniądze, którzy po­
mogli mu w zmyleniu pościgu. Autorzy pokazują, że zarówno Niemcy Zachodnie jak
i Izrael co najmniej dwukrotnie mieli okazję go schwytać"
„ B o ż y s z c z a . W s p o m n i e n i a z celi ś m i e r c i " Adolf E i c h m a n n ,
Wydawnictwo EJB 2 0 0 1 . 21 6 s.. 34 zł
„Bożyszcza to wspomnienia, które stanowią wyjątkowy dokument czasu. Zostały napi­
sane przez Adolfa Eichmanna w celi śmierci izraelskiego więzienia w Jerozolimie."
„UFO w p e r s p e k t y w i e chrześcijańskiej" - p r a c a z b i o r o w a ,
Biblioteka Frondy 2 0 0 1 , 96 s., 7 zł
Zbiór czterech artykułów, poświęconych problematyce UFO. O. Serafin Rose , arcybi­
skup Chryzostom z Etny, Grzegorz Kiwka i Bohdan Koroluk uzupełniają racjonalną in­
terpretację tego zjawiska, która wyklucza fizyczne istnienie przybyszów z kosmosu,
o interpretację teologiczną, upatrującą w Niezidentyfikowanych Obiektach Latających
rzeczywistości duchowej zupełnie innego rodzaju...
392
FRONDA
25/26
„ W l a b i r y n c i e s c j e n t o l o g i i " N o r b e r t Potthoff,
Wydawnictwo Videograf II 2 0 0 1 , 2 7 2 s.. 25 zł
„Do jakich czynów jest zdolna scjentologia, czego się dopuszcza wobec ludzi, którzy tak
jak ja zapisali się niegdyś na niewinnie wyglądające kursy samodoskonalenia? Wskutek
czego wykształcony mężczyzna jest w stanie zaaprobować takie niedorzeczności? Jak
inteligentny człowiek może pozwolić, aby bez słowa sprzeciwu przekształcić siebie
w bezwolne narzędzie?"
„ O k u l t y z m , m a g i a , d e m o n o l o g i a " O . A l e k s a n d e r P o s a c k i SJ,
Wydawnictwo „ m " 1998, 172 s., 15 zł
„Książka jest podstawowym wprowadzeniem w tematykę okultyzmu, magii i demono­
logii. Składa się z dwóch części: systematycznego ukazania chrześcijańskiej nauki wo­
bec tego typu zjawisk, autorstwa o. Aleksandra Posackiego oraz Noty duszpasterskiej
biskupów włoskich."
„ N i e b e z p i e c z e ń s t w a o k u l t y z m u " O . A l e k s a n d e r P o s a c k i SJ,
Wydawnicwa ,.m" 1997, 206 s., 15 zł
„Książka jest zapisem audycji radiowych pt. 'Rozeznanie niechrześcijańskich postaw
nadawanych' w Radiu Watykańskim w latach 1 9 9 1 - 1 9 9 3 . Był to jeden z pierwszych
głosów w przemieniającej się Polsce poruszających tematykę okultyzmu, zagrożeń du­
chowych płynących także z działania rozmaitych sekt, głównie o charakterze okulty­
stycznym, bazujących na światopoglądzie New Age."
„ D l a c z e g o n i e M e t o d a Silvy" O . A l e k s a n d e r P o s a c k i SJ,
Media List 2 0 0 0 , 108 s., 7 zł
„Autor, o. Aleksander Posacki, jezuita, doktor nauk filozoficznych, znawca nowych ru­
chów religijnych (szczególnie tych wywodzących się z ideologii New Age) analizuje pi­
sma samego Jose Silvy, a także jego zwolenników. Ukazuje przy tym nadużycia intelek­
tualne zwolenników samokontroli umysłu jak również podstawowe różnice między Si­
lva Mind Control a duchowością chrześcijańską."
ZIMA-2001
393
„Kościół a s p i r y t y z m " P i o t r J o r d a n Śliwiński O F M C a p , ks. A n d r z e j Z w o l i ń s k i ,
H e n r y k Cisowski O F M C a p , A d a m R e g i e w i c z ,
Wydawnictwo „ m " 2 0 0 1 , 2 7 8 s., 14 zł
„Któż z nas nie słyszał przynajmniej o wirujących stolikach, szokujących głosach z zaświa­
tów, o mediach, które w transie zapisywały sterty kartek bądź malowały obrazy? (...) Ni­
niejsza książka ma być pomocą w zaznajomieniu się z tym zjawiskiem i jego chrześcijańską
oceną. Książkę zamyka dokument Konfederacji Biskupów Emilii Romanii Kościół a życie po­
zagrobowe, który nie tylko prezentuje katolicką ocenę spirytyzmu, ale wskazuje, jakie kon­
kretne działania duszpasterskie powinny być odpowiedzią chrześcijanina."
„Wróżby, czary, o p ę t a n i e " J a c e k Salij OP,
Wydawnictwo „W drodze" 2 0 0 0 , 124 s., 10 zł
„Czy wolno wierzyć w sny? Strachy wielkie i małe. Cuda prawdziwe i fałszywe. Opęta­
nie przez szatana. Egzorcyzmy"
„ N i e d a j c i e się u w i e ś ć r ó ż n y m i o b c y m n a u k o m " s . M i c h a e l a P a w l i k OP,
Fundacja Pomocy Antyk 2 0 0 1 , 192 s., 19 zł
Siostra Michaela Pawlik spędziła wiele lat w Indiach pracując z ludźmi z najniższych
warstw społeczeństwa. Studiowała na Uniwersytecie Karnatak w Dharwas, gdzie do­
głębnie poznała kulturę Indii. Praktyczną i teoretyczną wiedzę tam uzyskaną wykorzy­
stuje od początku lat 80. w pracy badawczej nad sektami inspirowanymi myślą
wschodnią (różne odmiany New Age). Tematem książki jest manipulacja poglądami re­
ligijnymi stosowana w wielu sektach.
„Zakładnicy d i a b ł a " Malachi Martin,
Wydawnictwo Exter 1993, 506 s.. 15 zł
„Wstrząsający obraz zmagań egzorcystów z uosobionym złem. Psychologiczne portrety
osób opętanych i ich wybawców. Przypadki, wobec których współczesna medycyna
opuściła ręce. Wszystko to w formie udokumentowanych relacji, przy których film Eg­
zorcysta staje się dziecinną bajką."
394
FRONDA
25/26
„Droga donikąd. Hare Kriszna" Lotta Danielson,
Wydawnictwo W A M 1997, 120 s., 10 zł
„Książka opowiada o czterech latach z życia Lotty, kiedy była członkiem ruchu Hare
Kriszna. Opisywane wydarzenia są autentyczne. W niektórych wypadkach zmieniono
imiona i sytuacje. Wisznupada występuje jednakże pod swoim rzeczywistym imieniem
w sekcie. To samo dotyczy także pozostałych guru wymienionych w książce."
„ N a z a c h ó d o d G a n g e s u " ks. A n d r z e j Z w o l i ń s k i ,
Wydawnictwo W A M 1998, 3 7 8 s., 20 zł
„Książka 'Na zachód od Gangesu' podejmuje tematykę trzech wielkich religii wschodu:
islamu, buddyzmu i hinduizmu oraz sekt wyrosłych na ich gruncie, uwrażliwia na spo­
soby przenikania mentalności i cywilizacji azjatyckiej do Europy i świata."
„Dzieci w s e k t a c h " H a y a t El M o u n t a c i r ,
Wydawnictwo WAM 2 0 0 0 , 260 s., 27 zł
„Praca ma charakter faktograficzno-dziennnikarski, zwraca uwagę na przemilczane dotych­
czas fakty. Podkreśla związek między rozmaitymi formami destrukcji człowieka, szczególnie
dzieci, a światopoglądami czy ideologią rozmaitych sekt. Należy więc wejść w polemikę
z tymi światopoglądami, które uprzyczynowują pewne postawy etyczne lub nieetyczne. Pa­
tologia sekty destrukcyjnej (...) jest precyzyjnie określona strukturą przyjętej uprzednio ide­
ologii, światopoglądu czy wierzenia, którego badanie i ocena polega na innych zasadach
niż badanie patologii psychologicznej i społecznej jakiejś określonej grupy czy organizacji."
„ Q u o v a d i s N o w a Ero? N e w A g e w P o l s c e " H a n n a K a r a ś ,
Wydawnictwo Księży Marianów 1999, 372 s., 22 zł
„Największy kłopot z 'Erą Wodnika' polega na nieokreśloności i poplątaniu wszystkich
składających się na nią zjawisk. Niuejdżowe wariactwa pienią się bujnie, udając a to po­
żyteczną wiedzę zdrowotną, a to niewinne zabawy, a to jeszcze coś - zawsze jest w tym
swoisty kamuflaż i próba funkcjonowania w plątaninie kultury masowej. Książka Han­
ny Karaś bardzo pomaga przejrzeć te sztuczki i zobaczyć sprawy tak, jak się w istocie
mają" - z recenzji Rafała Ziemkiewicza.
ZIMA-2001
395
„Telewizja. Z a g r o ż e n i e d l a d e m o k r a c j i " J o h n C o n d r y , Karl P o p p e r ,
p o s ł o w i e M a r c i n Król,
Wydawnictwo Sic! 1996. 78 s..
„Amerykański psycholog John Condry, teoretyk społeczeństwa otwartego Karl Popper
i polski politolog Marcin Król spotykają się w dyskusji nad rolą telewizji w życiu społe­
czeństw demokratycznych. Trzy punkty widzenia, trzy stanowiska, trzy propozycje wo­
bec zagrożenia, jakie telewizja stanowi dla demokracji."
„Poszukiwacze prawdy. W o l n o m u l a r s t w o i j e g o tradycja" Maciej B. Stępień,
Towarzystwo Naukowe KUL 2 0 0 0 , 2 6 8 s., 22 zł
„Maciej B. Stępień, ur. 1973, jest pracownikiem naukowym Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego i doktorantem na wydziale Teologii KUL. Studia magisterskie ukończył
w 1999 r. Rok później - podyplomowe studia dziennikarskie w Instytucie Dziennikar­
stwa im. M. Wańkowicza w Lublinie. Od ośmiu lat w kręgu jego zainteresowań nauko­
wych znajdują się dzieje tradycji ezoterycznych i stowarzyszeń inicjacyjnych Zachodu."
„ H a n d e l d u s z a m i n a s z y c h d z i e c i . S t u d i u m o P o k e m o n i e . " J o h n Paul J a c k s o n ,
Wydawnictwo Aetos 2 0 0 1 , 114 s., 14 zł
„Duch tego wieku omamia i zwodzi nasze dzieci. Niektóre z nich nieświadomie znalazły się
w sferze ciemności. Czy nasi synowie i córki wypełnią zadanie, jakie Bóg wyznaczył im na
ten czas, czy może staną się straconym pokoleniem? Ktoś musi powstać i bić na alarm."
396
FRONDA
25/26
Nikodem Bończa-Tomaszewski
Demokratyczna geneza nacjonalizmu
Rok w y d . 2 0 0 1 , 2 5 2 s.
Historyk młodego pokolenia o d k r y w a demokratyczne
źródła polskiego nacjonalizmu. Ukazanie postępowego,
lewicowego i antyklerykalnego oblicza ruchu narodowego
przełomu XIX/XX w i e k u . Ostra krytyka mitów naszej naro­
dowej i antynarodowej historiografii. Rekonstrukcja ide­
ologii anty-liberalnego d e m o k r a t y z m u . Totalna rewizja in­
telektualnej historii Polski czasów najnowszych.
22.50 zł
ZIMA-2001
Zamówienia można składać:
• telefonicznie - 0 2 2 8 2 8 1 3 7 9 • przez internet - e-mail
• listownie, pod adres: Fronda Sp. z o.o., 00-355 Warszawa, ul. Tamka 45
397
Jerzy Braun
Kultura Jutra czyli Nowe Oświecenie
Rok wyd. 2 0 0 1 , 358 s.
Jerzy Braun (1901 - 1975) - filozof, poeta, dramaturg, pu­
blicysta, w okresie międzywojennym założyciel i redaktor
naczelny „Gazety Literackiej" oraz czasopisma „Zet", pod­
czas okupacji hitlerowskiej założyciel i prezes konspiracyjnej
organizacji „Unia" oraz redaktor naczelny konspiracyjnego
pisma „Kultura Jutra", ostatni przewodniczący Rady Jedno­
ści Narodowej, oraz ostatni Delegat Rządu RP na kraj, autor
„Testamentu Polski Walczącej", po II wojnie światowej
redaktor opozycyjnego wobec komunistów „Tygodnika War­
szawskiego", w latach 1 9 4 8 - 1 9 5 6 więzień reżimu komuni­
stycznego, od roku 1965 na emigracji w Rzymie. „Kultura
Jutra czyli Nowe Oświecenie" - to po raz pierwszy publiko­
wany wybór publicystyki Jerzego Brauna z lat 1 9 3 2 - 1 9 4 8 .
22.50 zł
39g
FRONDA
Zamówienia można składać:
• telefonicznie - 0 2 2 8 2 8 1 3 7 9 • przez internet - e-mail
• listownie, pod adres: Fronda Sp. z o.o., 00-355 Warszawa, ul. Tamka 45
25/26
Jacques Maritain
Sztuka i mądrość
Rok wyd. 2 0 0 1 . 166 s.
„Znaczenie nowej edycji Sztuki i mądrości, uzupełnionej
znakomitymi Dialogami, jest trudne do przecenienia. Na
pewno nie jest to lektura dla konserwatywnych ideologów,
którzy ze strachu lub niemocy zatrzymują się na płaszczyź­
nie refleksji społecznej. Już raczej dla artystów i odbiorców
sztuki, ujmujących świat w sposób bogatszy niż za pomo­
cą pojęć 'prawica - lewica'. Chesterton, Eliot, Belloc dali
nam argumenty pozwalające bronić porządku świata
przed barbarzyńcami. Żaden z nich nie wszedł jednak
w rzeczywistość sztuki tak głęboko, jak Maritain. Uprawia­
li szermierkę zamiast oddawać się kontemplacji. Walczyli
z przesądami, gdy on - zasłuchany w głosy scholastyków otwierał drzwi tajemnicy" - ze wstępu Wojciecha Wencla.
14.40 zł
ZIMA 2001
Zamówienia można składać:
• telefonicznie - 0 2 2 8 2 8 1 3 7 9 • przez internet - e-mail
• listownie, pod adres: Fronda Sp. z o.o., 00-355 Warszawa, ul. Tamka 45
399
Marian Zdziechowski
Węgry i dookoła Węgier
Rok w y d . 2 0 0 1 , 2 4 8 s.
Tom zawiera trzy książki opublikowane przez M a r i a n a
Zdziechowskiego w okresie m i ę d z y w o j e n n y m : „Tragedia
Węgier a polityka p o l s k a " ( 1 9 2 0 ) , „Węgry i dookoła
Węgier" ( 1 9 3 3 ) oraz „Węgry i Polska na przełomie histo­
rii" ( 1 9 3 7 ) . Z twórczości tej w y ł a n i a się obraz rektora Uni­
wersytetu Stefana Batorego w Wilnie jako najbardziej kon­
sekwentnego hungarofila w II RP, piszącego o d u c h o w y m
powinowactwie i w s p ó l n y m etosie cywilizacyjnym Pola­
ków i Węgier.
18.50 zł
400
FRONDA
Zamówienia można składać:
• telefonicznie - 0 2 2 8 2 8 1 3 7 9 • przez internet - e-mail
• listownie, pod adres: Fronda Sp. z o.o., 0 0 - 3 5 5 Warszawa, ul. Tamka 45
25/26

Podobne dokumenty