Przeczytaj fragment książki

Transkrypt

Przeczytaj fragment książki
rozdział 1
niezwyciężona miłość
Teraz więc pozostaje wiara, nadzieja, miłość, te trzy:
lecz z nich największa jest miłość (I Kor. 13,13).
W ręku trzymałem zaproszenie na ich ślub. Znajdowało się w pliku katalogów, reklam, rachunków i korespondencji, która przychodzi do nas dwa
razy w tygodniu. Zwykle pospiesznie przerzucam większość listów i przeglądam resztę, ustalając kolejność odpowiedzi. Jednak kiedy otworzyłem
ich zaproszenie, zapomniałem o moich zasadach.
Zaproszenie to było wyjątkowe, choć raczej proste. Czarna czcionka widniała na zwykłym białym brystolu i wyglądało na to, że zostało ono zrobione w domu na komputerze. Ale w tym zaproszeniu było coś wyjątkowego,
co przysłoniło brak wyszukanego papieru i stylowego wzoru.
Moją uwagę zwróciło zdjęcie Jonathana Davida i Alecii. On był wysoki,
przystojny i dobrze zbudowany. Ona była szczupła i miała falowane, ciemne włosy do pasa. W tle znajdował się płot i jodły pokryte śniegiem, ale oni
najwyraźniej nie zwracali uwagi na zimno i padający śnieg. Jonathan David
trzymał Alecię na rękach, a ona przytulała się do niego, splatając ręce wokół jego szyi. Nie ulegało wątpliwości, że dwudziestojednoletni Jonathan
David i dziewiętnastoletnia Alecia tworzyli piękną parę. Sally i ja znaliśmy
rodzinę Alecii od wielu lat i widzieliśmy, jak zmienia się ze ślicznej małej
dziewczynki w atrakcyjną młodą kobietę.
Moje oczy zatrzymały się na zaproszeniu. Zwróciłem uwagę nie tylko na
ich wygląd zewnętrzny, ale także na coś nieuchwytnego, a zarazem bardzo
prawdziwego. Oni byli w sobie bardzo zakochani! Ich twarze promieniały
miłością, a w ich uśmiechach i oczach był blask, który mówił znacznie więcej niż słowa. Nie był to rodzaj maski, którą można założyć, aby dobrze
wyjść na zdjęciu. Nie było też w nich niczego sztucznego lub pozornego.
Ich miłość była prawdziwa, słodka i świeża. To była ich teraźniejsza rzeczywistość. Nigdy wcześniej ich serca nie odczuwały takiej więzi i żadne z nich
nie chciało, aby to uczucie wygasło.
Kilka dni później zadzwonił telefon.
– Panie Hohnberger, mówi Alecia. Chcielibyśmy, aby udzielił nam pan
lekcji przedmałżeńskich. Nasi rodzice uważają, że nam się to przyda. Czy
mógłby pan nam pomóc?
– Alecio, będzie mi bardzo miło spędzać z wami czas, ale chciałbym najpierw o coś cię zapytać.
– O co chodzi? – zapytała trochę podejrzliwie.
– Czy dzwonisz po to, aby zadowolić rodziców, czy też naprawdę jesteście tym zainteresowani?
Zachichotała.
– Tak właściwie to jedno i drugie.
– Dobrze. Jakie porady chcielibyście usłyszeć? Możemy zbadać zgodność
waszych charakterów albo porozmawiać o narzeczeństwie, albo...
– Nie – wtrąciła. – Nie potrzebujemy o tym rozmawiać. Nasz ślub odbędzie się za mniej niż trzy miesiące. Po prostu chcemy wiedzieć, jak dbać
o nasze małżeństwo.
Wyczuwałem jej niewypowiedziane błaganie: „Proszę, nie niszcz naszych
pięknych marzeń”.
Ustaliliśmy datę ich wizyty.
– Napiszcie pytania, które się wam nasuwają, gdy myślicie o małżeństwie. Porozmawiamy o nich, kiedy przyjedziecie – zasugerowałem.
Rozmowa
Czułem podekscytowanie, kiedy wchodzili przez tylne drzwi naszego
domu, trzymając się za ręce. To były te same błyszczące oczy i rozpromie10
nione uśmiechy, które przykuły moją uwagę do ich zaproszenia. Można
powiedzieć, że ich podekscytowanie było niemal zaraźliwe. Łączące ich
uczucie było takie świeże, czyste i takie oczywiste! Wiecie, co mam na myśli, pisząc o podekscytowaniu, prawda? Wzajemna fascynacja między nimi
sprawiała, że nigdy wcześniej nie czuli tak mocno, że żyją. Dla nich wszystko wydawało się możliwe! Mount Everest byłby jedynie małą przeszkodą
dla ich miłości! To uczucie było dla nich źródłem energii i radości.
Jonathan David i Alecia niemal unosili się nad ziemią. Byli tak bardzo zakochani w sobie, że wydawało się, iż nie mają ani jednej troski! Pozwoliłem
im wybrać miejsce, na którym chcieli usiąść. Oczywiście wybrali sofę, na
której ona mogła przytulić się do niego, a on objąć ją ramieniem. Obawiałem się, że ich umysły nie będą w stanie prowadzić poważnej dyskusji. Bardzo często podekscytowanie i „motyle w brzuchu” zaślepiają i przesłaniają
rzeczywistość życia oraz sytuację związku. Zastanawiałem się, czy przygotowane przez nich pytania zaprowadzą nas do poważnych tematów. Już
wkrótce mieli mnie pozytywnie zaskoczyć.
Pierwsze pytanie
Po krótkiej wymianie zdań na temat trudności w podjeżdżaniu zaśnieżoną drogą do naszego domu, nawiązałem do celu naszego spotkania.
– Jakie pytania chcielibyście mi dzisiaj zadać?
Jonathan David chrząknął, spojrzał na kartkę papieru, a potem na mnie
i, nieco się rumieniąc, rozpoczął:
– Panie Hohnberger, czy te „motyle” odlecą? My tak bardzo się kochamy. Czy to musi się skończyć? Wszyscy mówią, że tak będzie. W przypadku
wielu par tak właśnie jest. Większość małżeństw, które poznaliśmy, oprócz
waszego, wygląda tak, jakby nie były już w sobie zakochane. Znamy niewiele małżeństw, czy to w Kościele czy poza nim, które są szczęśliwe i tętnią życiem, a chcielibyśmy, żeby w naszym przypadku tak właśnie było.
Byłem zaskoczony ich pytaniem i spostrzeżeniami na temat stanu większości małżeństw. Naprawdę mieli rację!
Willard Harley we wstępie do książki His Needs, Her Needs (Jego potrzeby,
jej potrzeby) zwraca uwagę na to, że wskaźnik rozwodów wśród wszystkich
grup społeczeństwa amerykańskiego wzrósł od 1960 roku z 10 procent do
11
około 50 procent w 1980, a odsetek samotnych osób wzrósł z 6,5 procent
w 1960 roku do 20 procent. Wskaźnik rozwodów ustabilizował się nieco
w 1980 roku, ale odsetek singli nadal wzrastał, aż osiągnął pułap około
30 procent, gdyż coraz mniej osób decyduje się zaangażować w związek
z jednym partnerem na całe życie1.
Jednak J.D. i Alecia pochodzili z konserwatywnych, chrześcijańskich rodzin z wysokimi standardami, więc na pewno będą odporni na tego rodzaju tendencje, prawda? Niestety, tak nie jest. Według badań przeprowadzonych przez Barna Research Group „prawdopodobieństwo rozwodu wśród
wierzących chrześcijan i niechrześcijan jest podobne”2 – „Osoby wierzące
(...) w kwestii rozwodów mieściły się w średniej krajowej”3.
Jakby tego było mało, jedynie niewielki procent par decydujących się pozostać razem jest zadowolony z małżeństwa. Kilka lat temu Ann Landers
ogłosiła wyniki nieoficjalnej ankiety, którą przeprowadziła wśród swoich
czytelników. Jej pytanie „Czy ożeniłbyś się/wyszłabyś za mąż za tę samą
osobę, gdybyś mógł/mogła zrobić to jeszcze raz?” wywołało lawinę odpowiedzi. Szokujące jest to, że aż 70 procent osób odpowiedziało, iż nie poślubiłoby tej samej osoby4.
To samo pytanie zadano w badaniu portalu sondażowego AOL i magazynu Woman’s Day. 36 procent czytelniczek odpowiedziało „Nie”, 20 procent
odpowiadających stwierdziło, iż nie są pewne, a jedynie 44 procent odpowiedziało „Tak”5. Przywołane wyniki pozostają w zgodzie z tym, co Sally
i ja zaobserwowaliśmy, rozmawiając z setkami par w Ameryce Północnej
i Południowej, w Europie i na Południowym Pacyfiku. Tylko nieliczne małżeństwa, które spotkaliśmy, można scharakteryzować jako rzeczywiście
szczęśliwe.
To, co zaobserwowali Jonathan David i Alecia, wpisuje się w statystyki,
ale nie powinno tak być. A już na pewno nie w Kościele Chrystusa! Małżeństwa chrześcijan powinny dawać przykład światu. „A teraz pozostaje wiara,
nadzieja, miłość” (I Kor. 13, 13). Nasza wiara i nadzieja powinny rozbudzać
dynamiczną miłość, która wyraźnie różni się od tej, jaka jest na świecie,
a nasze małżeństwa powinny być wizytówką takiej miłości. Jeśli tak nie
jest, to może nasza wiara i nadzieja w żyjącego Zbawiciela jest wyłącznie
formą, cotygodniowym rytuałem lub zwyczajną racjonalną akceptacją.
12
Spojrzałem w oczy tych młodych ludzi. Wyrażały wiarę, nadzieję i miłość,
a zarazem wątpliwość. Wierzyli, że Bóg przeznaczył małżeństwo do tego,
by było niekończącą się historią miłosną. Mieli nadzieję, że będą mogli doświadczyć tego, co jest Bożym zamiarem dla nich – nieustannie rozwijającej się miłości. Zadawali sobie pytanie, czy Bóg mógłby coś zrobić w tym
względzie w ich życiu.
– Tak – odpowiedziałem na ich pierwsze pytanie – te „motyle”, które teraz odczuwacie, prawdopodobnie z czasem nie będą tak bardzo odczuwalne, ale to nie musi oznaczać końca miłości. Może to być początek głębszej,
ukierunkowanej miłości, która, jeśli będzie pielęgnowana, stanie się jeszcze silniejszym uczuciem niż to, którego doświadczacie obecnie.
Doktor Pat Love opisała cztery etapy miłości7. Zrozumienie ich jest bardzo pomocne, ponieważ ukazują one wzloty i upadki oddanej miłości.
1. Zauroczenie
To właśnie jest etap, który nazywam „motylami w brzuchu” – etap, na którym między kobietą a mężczyzną zaczyna się pojawiać chemia. I rzeczywiście
wszystko opiera się tu na chemii! Przyciąganie pomiędzy kobietą a mężczyzną
sprawia, że ich ciała produkują „eliksir miłości” składający się z substancji chemicznych, które mają potężny wpływ na ich mózg. Michael Liebowitz, psychiatra prowadzący badania naukowe w New York State Psychiatric Institute, wyjaśnia, że, jeśli mamy kontakt z osobą, która wydaje się nam bardzo atrakcyjna, nasz mózg nasącza się „eliksirem miłości”, który składa się z fenetylaminy
i kilku innych pobudzających neuroprzekaźników i który zawiera m.in. dopaminę i norepinefrynę. Fenetylamina, znana jako „molekuła miłości”, wchodzi
w reakcję z dopaminą i norepinefryną, wywołując niezwykłe skutki uboczne.
Do symptomów należą m.in. zachwycająco pozytywne nastawienie, wzrost
poziomu energii, zmniejszona potrzeba snu i utrata apetytu. Zwiększona koncentracja dopaminy w mózgu wywołuje euforię. Norepinefryna, pochodna dopaminy, jest związana głównie ze wspaniałym nastrojem, nadmierną energią
i innymi reakcjami pobudzenia.
Brzmi znajomo? Każdy z nas zna kogoś, kto był kimś bardzo zauroczony. Silny i cichy mężczyzna staje się wylewny i troskliwy. Kobieta, która
spędza swój wolny czas szyjąc, nagle zaczyna odkrywać korzyści z przebywania poza domem. Wyznawca skrupulatności i sztywnego planu dnia za13
czyna spędzać swój wolny czas, spacerując przy świetle księżyca długo po
godzinie, o której zwykle kładzie się spać. Łatwo przeoczają nawet rażące
wady swoich ukochanych, optymistycznie wierząc, że są w stanie pokonać
wszelkie trudności, jakie mogą się pojawić.
Jednakże w końcu podwyższony poziom substancji chemicznych zanika,
a wraz z nim przysłowiowe „motyle”. Para wkracza w kolejny etap związku.
2. Post-zachwyt
Co za nieromantyczne słowo! Ta faza może być nieco niepokojąca, zwłaszcza jeśli ma miejsce tuż po ślubie. Kiedy efekty „eliksiru miłości” nie są już
odczuwalne, obydwoje partnerzy wracają do dawnych przyzwyczajeń. Silny
i cichy mężczyzna mówi mniej, kobieta lubiąca siedzący tryb życia traci swoje zamiłowanie do spacerów po lesie, a dobrze zorganizowana osoba wraca
do dawnego stylu życia. Każdy z nich uświadamia sobie potrzebę nadrobienia zaległości w obowiązkach, które zaniedbał, kiedy był zakochany.
W większości przypadków przejście do tej fazy następuje po dłuższym
czasie. Drobne zwyczaje tej drugiej osoby, które kiedyś uważali za ujmujące, teraz zaczynają ich denerwować. Różnice w upodobaniach, potrzebach
i pomysłach zaczynają być bardziej wyraziste. Kiedyś byli gotowi dawać
bez granic, a teraz nie zawsze chcą to robić, ponieważ czują, iż nie otrzymują wystarczająco dużo w zamian. Wcześniej rozmowa nie wymagała od
nich wysiłku, a teraz w ich domach częściej panuje cisza. Czują większą potrzebę przestrzeni i czasu dla siebie. Najgorsze jest to, że do ich związku
zaczyna się zakradać zwątpienie.
W takim momencie wiele osób stwierdza, że popełnili wielki błąd. Rozwijają więc skrzydła i odlatują. Inni akceptują zaistniałe zmiany i próbują
dostosować się do obecnych warunków. W przypadku moim i Sally okres
ten nazwałbym „etapem wygody” – ja traktowałem małżeństwo jak coś,
co sprawiało, że moje życie było bardziej komfortowe, a ona, nie protestując, dostosowała się do tego. Na szczęście Bóg nas obudził i pomógł nam
przejść do kolejnych dwóch etapów, które nazywam „celową miłością”.
3. Odkrywanie
Sally i ja bardzo wiele w sobie odkrywaliśmy podczas pierwszych miesięcy naszego „czasu huśtania”. Co to oznacza? Kiedy opuściliśmy przedmieścia Appleton w stanie Wisconsin i przeprowadziliśmy się w góry Montany,
14
zdecydowałem, że moim największym priorytetem będzie odkrywanie na
nowo serca mojej żony. Tak więc każdego dnia w południe siadywaliśmy
przed domem na huśtawce, którą zrobił nasz syn, i rozmawialiśmy, naprawdę rozmawialiśmy. Kiedy Sally zaczęła się otwierać, wiele w niej odkryłem, a ona we mnie.
Ważne jest, aby pary odkrywały, jakie są ich zalety, wady oraz potrzeby.
Bez motyli i różowych okularów widzimy siebie nawzajem bardziej realistycznie. Każde z was wysnuło o tej drugiej osobie różne przypuszczenia
i obydwoje macie oczekiwania względem siebie, o których trzeba sobie
powiedzieć i je przemyśleć. Myślę tu również o określeniu takich ról jak
wynoszenie śmieci lub wypisywanie czeków. Mężowie i żony muszą nauczyć się, jak efektywnie okazywać sobie miłość i kontynuować budowanie zaufania opartego na obustronnym poświęceniu. To prowadzi do nieprzemijającego etapu miłości, który jest najtrwalszym rodzajem więzi.
4. Głęboka więź
Głęboka więź łączy w sobie to co najlepsze w „motylach” z podróżą pełną
odkryć. Na tym etapie para buduje prawdziwą przyjaźń z sobą nawzajem,
pracując razem nad tym, by ich dom był bezpiecznym schronieniem oraz
zapewniając sobie wsparcie. Jest to proces budowania związku, który wytrzymuje próbę czasu i okazuje się jeszcze bardziej satysfakcjonujący niż
„uniesienia” okresu zauroczenia.
Niedawno spotkałem pewną parę. Obwisła, pomarszczona i bezkształtna to przymiotniki szczerze opisujące twarz i ciało osiemdziesięcioletniej
Evelyn. Jednak kiedy George na nią patrzył, nie ulegało wątpliwości, że był
nią oczarowany. W jego oczach żadna dwudziestolatka nie dorastała jej do
pięt. Kiedyś zastanawiałem się nad tym, jak to jest możliwe, ale dziś już to
wiem. Głębokie więzi, jakie łączyły tych dwoje starszych ludzi, powstały
dzięki wspólnie przebytej drodze prowadzącej przez ciężkie próby życia
oraz wzloty i upadki, które zaowocowały bezcennym skarbem niemającym sobie równych.
O krok od rozstania
Kiedy opowiadałem o tych czterech etapach w małżeństwie, Alecia wyglądała na zmartwioną.
15
– Panie Hohnberger, czy każda para małżeńska musi dojść do momentu,
kiedy będą o krok od rozstania, zanim sytuacja się poprawi?
– Oczywiście nie! – zapewniłem. – Jeśli obydwoje każdego dnia zastosujecie dwie proste zasady i będziecie chcieli ponieść konsekwencje z tym
związane, dzień waszego ślubu może stać się początkiem prawdziwej
miłości, a nie początkiem jej końca. Z pewnością będziecie mieli gorsze
chwile w waszym związku, ale jeżeli każde z was będzie konsekwentne
w stosowaniu tych dwóch zasad, przetrzymacie burze i rozwiniecie głęboką więź, która będzie jeszcze bardziej satysfakcjonująca niż to uczucie,
którego doświadczacie teraz.
Gdybyście tylko mogli zobaczyć, jak ich zmartwione twarze zajaśniały,
kiedy zrozumieli, że ich małżeństwo może być wyjątkiem od normy powszechnie panującej wśród małżeństw, zarówno w Kościele, jak i poza nim.
Teraz do ich wiary dołączyła nowa nadzieja na to, że ich miłość może być
inna, że może przetrwać trudności i jeszcze bardziej się rozwinąć. Oczywiście chcieli się dowiedzieć, o jakich zasadach wspomniałem. Powiedziałem
im o nich i już wkrótce podzielę się nimi i z wami, jednak najpierw chcę
przedstawić wam dwie inne pary.
Niedobrani
Nigdy nie zrozumiem, dlaczego się pobrali. Nigdy nie widziałem bardziej
niedobranego małżeństwa niż to Stana i Susan. Kłócili się codziennie. Nieustannie sprzeczali się o wartości i styl życia.
Susan była religijna, zaś Stan nie widział sensu w przebywaniu z tłumem faryzejskich, skoncentrowanych na zasadach hipokrytów, z którymi spędzała
czas Susan. Ona była entuzjastką zdrowego stylu życia, a on uwielbiał śmieciowe jedzenie. Ona dbała o wygląd, a on uważał, że garnitur to ubranie, które przedsiębiorca pogrzebowy zakłada na zmarłych, szykując ich do trumny.
Ona była sumienna i konserwatywna, regularnie uczęszczała do kościoła
i wierzyła Biblii, a on lubił pornografię, filmy z Hollywood i sporty wyczynowe. Ona skrupulatnie uczyła swoje dzieci w domu, a on wolałby wysłać je do
szkoły publicznej i pozwolić, żeby nauczyciele się nimi zajęli.
Ponadto Stan spędzał cały wolny czas przed telewizorem i komputerem.
16
– Mam spędzać czas z rodziną? – drwił. – Zapomnij! Będę robił to, na co
mam ochotę. Ty wychowaj dzieci, a ja będę was utrzymywać.
Był arogancki, zdecydowany i uparty. Susan naprawdę się starała. Zaciągała go na spotkania w kościele, jednak on z nich wychodził i wracał do
domu, zostawiając ją samą, tak iż musiała dojechać na własną rękę.
Pewnego dnia otrzymałem telefon.
– Jim, potrzebuję twojej pomocy – błagał zaniepokojony Stan. – Susan
mnie zostawiła i zabrała dzieci ze sobą. Opróżniła konto bankowe i wyprowadziła się do innego stanu. Nie chce ze mną rozmawiać i złożyła pozew
o rozwód. Jej rodzina mnie nienawidzi i chce, żeby mnie rzuciła. Większość
członków jej Kościoła ją popiera, oprócz kilku osób, które uważają ją za
fanatyczkę. Jej prawnik mówi, że mam dwie opcje: rozwieść się lub porozmawiać z tobą. Czy mógłbyś mi pomóc?
Zrobiłem chwilę przerwy, w której zaniosłem cichą prośbę do Boga.
– I tak, i nie. Tak, mogę wam pomóc, jeśli obydwoje zgodzicie się robić
dwie rzeczy przez dziewięćdziesiąt dni. Jeśli tego nie zrobicie, nie będzie
dla was nadziei. Wasze małżeństwo pójdzie tą samą drogą, którą podążają
inne rozbite związki.
– Zrobię cokolwiek będzie trzeba – głos Stana łamał się, a on sam zaczął
płakać. – Nie mogę znieść myśli, że mógłbym stracić moją rodzinę!
Trudno było mi uwierzyć w to, co usłyszałem. Już od dłuższego czasu było
to dla mnie oczywiste, że Susan i Stan uparcie zdążają w kierunku rozwodu. Czy tego nie widział? Musiałem go o to zapytać.
– Stan, dlaczego tak długo czekałeś, zanim zdecydowałeś się naprawić
swoje małżeństwo?
A on wykrztusił z siebie:
– Nigdy nie myślałem, że Susan mnie zostawi i zabierze dzieci oraz nasze
oszczędności. To chyba mnie obudziło.
Mówił dalej, znów łkając:
– Jim, powiedz mi, co to są za czynności, które uratują moje małżeństwo?
– Podzielę się nimi, kiedy będziecie we dwoje. Czy możecie zaaranżować
konferencję telefoniczną w tym tygodniu?
Obydwoje zadzwonili. On z ich pustego domu, a ona z domu swoich rodziców. Co to była za rozmowa! Stan przeszedł od postawy agresywnej do
17
uniżonej, a desperacka determinacja Susan zmieniła się w przekorę. On
chciał, żeby ona wróciła, jednak ona już podjęła decyzję. On ze łzami błagał ją o kolejną szansę i był gotowy zrobić wszystko, wprowadzić każdą
zmianę, aby tylko zgodziła się wrócić do domu.
– Zapomnij o tym! – powiedziała ostro Susan. – Nie zdecyduję się na kolejną próbę, jeśli nie będę miała dowodów na to, że się zmieniasz! Pozbądź
się telewizji, internetu i przestań jeść byle co. Zacznij chodzić do kościoła
i czytać Biblię, a wtedy się nad tym zastanowię.
Tego już było za wiele dla Stana. Jego postawa szybko zmieniła się z uniżonej w agresywną i znów rzucili się sobie do gardeł.
Natychmiast im przerwałem.
– Słuchajcie, jeśli chcecie udać się na rozprawę rozwodową, to ja się rozłączę, a wy możecie dalej się kłócić. Ale jeśli chcecie dać szansę waszemu
małżeństwu, obydwoje musicie chcieć słuchać i spróbować inaczej się do
siebie odnosić. Zdecydujcie, czego chcecie.
Cisza.
Najpierw odezwał się Stan.
– Przepraszam, Jim. Jestem gotowy posłuchać.
– A ty, Susan? – zapytałem.
Westchnęła.
– Dobrze, zaczynaj.
Podzieliłem się z nimi podstawowym planem na dziewięćdziesiąt dni
i po wielu łzach i próbach oporu, obydwoje zgodzili się spróbować – ale
tylko na dziewięćdziesiąt dni. Stan był gotowy zrobić wszystko, ponieważ wiedział, że nie ma wyjścia. Susan stwierdziła, że nie ma zbyt wiele
do stracenia, jeśli odłoży rozwód na dziewięćdziesiąt dni. Poza tym była
możliwość, jakkolwiek bardzo mała, że mogłoby się udać. Postanowiła,
że zaryzykuje.
Obydwoje wzięli udział w programie i rzeczywiście się starali. Mieli wiele potknięć i, jak dziecko uczące się chodzić, musieli podnosić się po licznych upadkach. Stare przyzwyczajenia konkurowały z nowymi zasadami.
Frustracje i zniechęcenia przekładane były zwycięstwami. Wzloty i upadki
sprawiły, że czuli się jak na kolejce górskiej w wesołym miasteczku. Jednakże nie poddali się.
18
Dzwonili do mnie co tydzień i zdawali relację z postępów. Zachęcałem
ich, wskazując, że Bóg nie zwraca uwagi na to, ile razy upadają, ale ile razy
się podnoszą. Bóg rozumie ten proces i widzi nas takimi, jakimi będziemy
na końcu. Zachęcałem ich, by wytrwali w tych dwóch Bożych zasadach.
– Nie zniechęcajcie się. Możecie nauczyć się nowego sposobu myślenia
i reagowania.
I tak się stało!
Po dziewięćdziesięciu dniach poprosiłem ich, żeby podzielili się swoim
doświadczeniem na jednym z naszych spotkań namiotowych, w którym
planowali uczestniczyć. Kiedy weszli na podium, trudno było nie zauważyć
ich przemiany. Zamiast denerwować się na siebie, wydawali się być opanowani i spokojni, nawet szczęśliwi!
Stan i Susan ze łzami opowiadali o tym, co było przedtem, a co jest teraz.
Kiedy skończyli, zapytałem:
– Stan, w skali od jeden do dziesięciu, uważając dziesiątkę za najlepszą
ocenę, jakie jest teraz twoje małżeństwo?
– Dwanaście! Nie mogę w to uwierzyć!
Stan uśmiechnął się promiennie od ucha do ucha.
Następnie skierowałem swoje pytanie do Susan. Stan obejmował ją ramieniem, a ona promieniała jak panna młoda w dniu ślubu.
– Jak oceniłabyś swoje małżeństwo?
– Jest lepiej niż podczas naszego miesiąca miodowego. Nie wierzyłam, że
wszystko może się ułożyć w tak krótkim czasie. Jestem taka szczęśliwa!
Podczas tych dziewięćdziesięciu dni Stan i Susan odkryli to, co może odkryć każda para. Boże rozwiązania są skuteczne! Są to proste zasady, a ich
zastosowanie daje bardzo pozytywne rezultaty. Nie tylko rozwiązują one
problemy małżeńskie, ale także budują głębokie więzi! To jest ten rodzaj
miłości, który sprawia, że oczy lśnią, a serce bije szybciej. Te dwie zasady
pomogły Stanowi i Susan i pomogą również wam. Najpierw jednak pozwólcie, że opowiem wam historię Billa i Barbary.
Rozwód i kolejne małżeństwo
Na początku małżeństwa Billowi i jego pierwszej żonie dobrze się układało. Mieli wzloty i upadki, ale zawsze udawało im się przebrnąć przez
19
problemy, które się pojawiały. Do czasu, w którym Bill zaczął uczęszczać
na spotkania ewangelizacyjne. Nigdy nie był religijny, ale współpracownik,
którego szanował, namówił go na uczestnictwo w pierwszym wykładzie
seminarium o proroctwach. Informacje tam przedstawione zainteresowały go bardziej niż cokolwiek innego. Zakochał się w Biblii i zrozumiałych
prawdach, które były w niej zawarte. Pojął niesamowitą dokładność proroctw Księgi Daniela i Objawienia, a także rozpoznał, w jakim czasie żyjemy. Był zafascynowany, przejęty i czuł się zainspirowany!
Próbował nakłonić swoją żonę, aby mu towarzyszyła, ale ona nie była
zainteresowana. Zawiedziony Bill chodził na spotkania sam, pięć dni
w tygodniu przez cztery tygodnie i każdego wieczoru wracał bardzo rozentuzjazmowany. Był podekscytowany tym, czego się nauczył, i chciał, aby
jego żona podzielała jego zdanie. Ona się opierała, a on naciskał. Kłócili się
i chodzili spać niepogodzeni. Bill „okładał Biblią” swoją żonę, ona stała się
zimna i obrażona, a ich związek zaczął się rozpadać.
Jak widzicie, Bill nawrócił się na fakty biblijne, ale jego serce nie było
jeszcze nawrócone na Jezusa. Nowo nabyta wiedza sprawiła, że poczuł się
moralnie lepszy od swojej żony, co nie zdobyło jej serca – ani dla niego, ani
dla Boga. Z czasem Bill przestał pić, tańczyć i chodzić na imprezy, ona zaś
nadal to robiła. Po pewnym czasie on został ochrzczony i przyłączył się do
Kościoła, który prowadził seminarium. Natomiast jego żona nadal prowadziła stary styl życia, aż do dnia ich rozwodu.
Bill zaczął marzyć o kobiecie, która kochałaby Biblię i jej nauki tak jak on.
W końcu przeprowadził się do innego stanu i znalazł to, co uważał za Bożą
odpowiedź na jego głębokie pragnienie – Barbarę.
Barbara otrzymała religijne wychowanie i należała do Kościoła, który
nazywała „Kościołem ostatków”. Wcześniej wyszła za mąż za mężczyznę
również należącego do tego Kościoła, ale za zamkniętymi drzwiami ich
małżeństwo stawało się zimne i bolesne. Mimo że jej mąż był poważanym
członkiem zboru i udzielał lekcji biblijnych, w domu był egocentryczny,
wymagający i znęcał się fizycznie nad nią i ich dziećmi, kiedy coś nie było
po jego myśli. Mieli trójkę dzieci, ale Barbara właściwie wychowywała je
samotnie. Ich małżeństwo zakończyło się wraz z jego drugim romansem.
Barbara była zraniona i samotna. Zaczęła marzyć o mężczyźnie, który byłby dla niej prawdziwym towarzyszem.
20
Wtedy pojawił się w jej życiu Bill. Nie miał swoich dzieci i wkrótce stał się
drugim ojcem dla jej dzieci. Nie upłynęło zbyt wiele czasu, a Barbara zauważyła, że pustka, którą wcześniej odczuwała, zaczynała się wypełniać.
Zawsze chciała mieć męża, który bawiłby się z jej dziećmi, zabierałby je
na wycieczki i byłby dla nich wzorem w sprawach religijnych. Bill widział
w Barbarze kobietę, która wierzy tak jak on, chodzi do kościoła i jest zaangażowana w ewangelizację. Po sześciu miesiącach pobrali się. Obydwoje
wierzyli, że Bóg odpowiedział na ich modlitwy i potrzeby, a nawet na kilka
pragnień.
Podczas miesiąca miodowego życie wydawało się być cudowne! Ich małżeństwo było „niebiańskie” aż do czasu, kiedy wrócili do domu i wszystko
zaczęło się walić. Problemem były dzieci. Barbara pobłażała im i za bardzo je rozpieszczała. Bill zauważył to jeszcze przed ślubem, ale założył, że
będzie jej „księciem w lśniącej zbroi” i wyratuje ją z kłopotów z niezdyscyplinowanymi domownikami. Oczywiście uważał się za zrównoważonego
w kwestii rodzicielstwa, ale w rzeczywistości był silnym i upartym rygorystą.
Dzieci buntowały się przeciwko jego rządom, oczekiwaniom i karom za
niedostosowanie się do nich, a Barbara była po ich stronie. Zwróciły więc
matkę przeciwko jej nowemu mężowi, a on narzekał, że nie okazywano
mu szacunku. Odnosił wrażenie, że dzieci rozstawiały wszystkich po kątach i że nie może tolerować takiej samowolki.
W ciągu kilku tygodni ich sielanka zamieniła się w nieustanne kłótnie,
które źle rokowały na przyszłość. Obydwoje upierali się przy swoich racjach i nie brali pod uwagę innych rozwiązań. Trwało to kilka lat, a kiedy
dzieci wyprowadziły się z domu, Barbara zaangażowała się w związek
z innym mężczyzną.
Mniej więcej w tym czasie Sally i ja zostaliśmy zaproszeni do zboru, którego członkami byli Bill i Barbara, aby poprowadzić serię spotkań o chodzeniu
z Bogiem i odnowie małżeństwa. Kiedy przemawiałem, zauważyłem Billa na
widowni. Słuchał uważnie. Chwilami zdawało mi się, że widziałem łzy w jego
oczach. Przechylał się do przodu, chował twarz w dłoniach i wpatrywał się w
podłogę. Było oczywiste, że to, co mówiłem, głęboko go poruszyło. Zaczynał sobie uświadamiać, co stracił i jak wiele go to kosztowało.
Później podszedł do mnie i powiedział to, co leżało mu na sercu.
21
– Co mogę zrobić? Barbara nie chce się pogodzić. Przestała chodzić do
kościoła i spotyka się z innym mężczyzną. Wygląda na to, że nie ma już
nadziei!
Współczułem Billowi.
– Rzeczywiście wydaje się, że wszystko działa na twoją niekorzyść – przyznałem. – Ale jeśli zastosujesz dwie podstawowe zasady ewangelii, możliwe, że na nowo zdobędziesz serce swojej żony. Nie mogę ci niczego zagwarantować, ponieważ jesteśmy istotami wolnymi i nawet Bóg nie był
w stanie poruszyć serca Lucyfera.
Bill słuchał zamyślony, a potem podjął decyzję.
– Jim, nie mam nic do stracenia i tak wiele do zyskania. Przez całe chrześcijańskie życie zaniedbywałem te proste zasady, myśląc, że moja „prawość” sprawiła, że jestem sprawiedliwy. Zapłaciłem za to bardzo wysoką
cenę. Zawiodłem w pierwszym małżeństwie i nie chcę, aby to samo stało
się i z tym! Zrobię to!
Bill kontaktował się ze mną każdego tygodnia. Starannie stosował te zasady w swoim życiu. Tak jak Stan i Susan, upadał i musiał znowu się podnosić. Jeździł swoistą kolejką górską uczuciowych wzlotów i upadków. Wytrwał i nie poddał się, ale jego wysiłki zdawały się nie mieć żadnego wpływu na Barbarę. Cały czas była dla niego zimna, a jednocześnie zakochana
w innym mężczyźnie. Minęło trzydzieści, sześćdziesiąt i w końcu dziewięćdziesiąt dni.
– Co u ciebie słychać? – zapytałem podczas jednej z naszych rozmów telefonicznych. – Minęło już dziewięćdziesiąt dni i nadal nie ma widocznych
skutków twoich wysiłków. Co teraz zrobisz?
Bill bez wahania odpowiedział:
– Będę kontynuował. Będę to robił dla dobra mojego charakteru i dla Boga.
Odzyskanie Barbary jest dla mnie nadal niezwykle ważne, ale to już nie jest
moja główna motywacja. Chcę chodzić z Bogiem i chcę być taki jak On!
Minęło kolejnych dziewięćdziesiąt dni i nagle, z jakiegoś nieznanego powodu, związek Barbary z tamtym mężczyzną rozpadł się. Ona sama stała
się trochę bardziej otwarta na Billa i ujrzała go w innym świetle. Z czasem
jej nadzieja ożywiła się, ale nadal była ostrożna. Podobał jej się nowy Bill,
ale nie wierzyła, że to potrwa długo. Wątpiła jak Tomasz.
22
Bill na nią nie naciskał. Chciał być taki jak Chrystus bez względu na to,
czy miał coś otrzymać dla siebie, czy nie. Barbara nie potrafiła oprzeć się
jego nowemu zachowaniu. Niemalże wbrew jej woli bariery zaczęły znikać
i wkrótce spostrzegła, że znowu jest zakochana.
Ta skłócona, niedobrana para odkryła prawdziwą miłość, ponieważ Boże
rozwiązania są skuteczne. Jeśli tylko zastosujemy te dwie zasady, rozpadające się małżeństwo może stać się niebiańskim małżeństwem. Wniosą one świeży oddech życia do zastygłego związku i dodadzą zapału do
budowania wspaniałego małżeństwa. Mogą być zastosowane zarówno
w małżeństwach, które właśnie obchodziły swoją pięćdziesiątą rocznicę, jak
i w tych, które właśnie mają swój miesiąc miodowy.
Zasady te odpowiadają na pytanie Stana i Susan: „Czy nasza miłość może
się odnowić?”. Są pocieszeniem dla rozpaczającego Billa, pytającego: „Czy
mogę na nowo zdobyć serce mojej żony?”. Są także odpowiedzią na pytanie
dwojga młodych ludzi, zadane niegdyś w moim salonie w pewien śnieżny,
listopadowy dzień: „W jaki sposób możemy ciągle być w sobie zakochani?”.
Wspomniane zasady zostały zalecone przez Tego, który uformował Adama z prochu ziemi, tchnął w jego nozdrza dech życia, a następnie – specjalnie dla niego – uformował towarzyszkę z jego żebra. Możecie zaufać tym
zasadom, ponieważ ja sam ich nie wymyśliłem! To Bóg jest tym, który je
wymyślił. On nas stworzył i On wie, w jaki sposób funkcjonujemy.
Zastosowanie tych zasad przez was sprawi, że w waszym małżeństwie
wzrośnie poczucie bezpieczeństwa będące podstawą, dzięki której małżeństwo przetrwa. Badania wykazały, że bezpieczeństwo jest najważniejszym kluczem do trwałej, nieustającej miłości między małżonkami. Jest
ono ważniejsze niż doskonale opanowana sztuka komunikacji i innego rodzaju umiejętności w związku. Kiedy będziecie czuć się bezpieczni, będziecie trzymać się razem7.
Jezus podsumował te dwie zasady takimi słowami: „Będziesz miłował
Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej
myśli swojej. To jest największe i pierwsze przykazanie. A drugie podobne temu: Będziesz miłował współmałżonka swego jak siebie samego. Na
tych dwóch przykazaniach opierają się wszystkie rozwiązania dla każdego
problemu małżeńskiego” (Mat. 22, 37–40, parafraza własna).
23
Czy myślicie, że to zbyt proste? Czy jesteście sceptyczni? Możliwe, że
uważacie, iż wasze kłopoty w małżeństwie są zbyt skomplikowane. Jakoś
tak się dzieje, że każdy z nas uważa, iż jest jedyny w swoim rodzaju. Jednakże Bóg przeznaczył małżeństwo do tego, aby funkcjonowało w pewien
określony sposób. Jeśli dzieje się inaczej, możemy na tysiąc jeden sposobów konstatować, dlaczego jest źle, ale głównym problemem zawsze
będzie to samo – odejście od Bożego planu. Wówczas rozwiązaniem jest
powrót do niego. Gdy tak robimy, wszystko wraca do normy!
Czy jesteście gotowi na wyzwanie?
Podejmijcie je, a z pewnością na nowo doświadczycie niezwyciężonej
miłości!
Pytania:
1. Czy wy i wasi współmałżonkowie powiedzielibyście, że jesteście obecnie zakochani, chcecie być zakochani czy też że nie jesteście już zakochani?
2. Czy wasze dzieci chciałyby być w takim związku małżeńskim jak wasz?
3. Jakiego rodzaju miłość tworzy wasza wiara i nadzieja?
4. Wymieńcie cztery fazy miłości. W której fazie znajduje się obecnie wasze małżeństwo?
5. Czy poprzestaliście na tym, co nie jest dla was najlepsze? Czy poddaliście się? Czy czynnie poszukujecie rozwiązań?
6.Czy będziecie czekać aż do momentu, w którym będziecie o krok od
rozwodu, zanim zaczniecie pracować nad poprawą waszych relacji?
7. Czy wasze małżeństwo jest bliskie rozpadu i czy chcecie zastosować
te dwie zasady, które w końcu coś zmienią?
8. Jeśli nadal jesteście w sobie zakochani, czy zastosujecie te zasady, aby
zbudować większe bezpieczeństwo w waszym związku?
9.Czy chcecie zastosować te zasady, mimo że wasz partner nie chce
tego samego, co wy?
24

Podobne dokumenty