magda pietrucha album rodzinny - Akademia Pedagogiki Specjalnej

Transkrypt

magda pietrucha album rodzinny - Akademia Pedagogiki Specjalnej
INSTYTUT EDUKACJI ARTYSTYCZNEJ
WYDZIAŁU NAUK PEDAGOGICZNYCH
AKADEMII PEDAGOGIKI SPECJALNEJ
IM. MARII GRZEGORZEWSKIEJ W WARSZAWIE
serdecznie zaprasza na otwarcie wystawy
grafiki i malarstwa
MAGDA PIETRUCHA
ALBUM RODZINNY
laureatka nagrody Rektora APS za najlepszy dyplom
magisterski w 2014 roku
we czwartek, 12.11.2015, o godz. 13.30
Oglądam akwatinty z cyklu Pryzmat – myślę (sobie) niezobowiązująco, że w
patrzeniu staję się coraz większym egoistą. Widzę coraz słabiej, ten proces jest z
każdą chwilą bardziej męczący, mniej zapamiętuję, a jeszcze gorzej jest z samym
rozumieniem. Istnieję sam dla siebie w tej miłej, własnej niedoskonałości.
Oglądam różne portrety autorstwa Magdy Pietruchy – szczególnie dobrze
odnajduję się w ich rozmyciu. I wiem, że nie chodzi tu o sama technikę ani materię,
nie dotyczy to również stałości ani płynności. Najbliższe byłoby to czemuś
gazowemu, lepiej – lotnemu, chociaż też nie do końca. Dzięki temu mogę zobaczyć
ludzi, w tym też siebie, jakimi byli wiele lat temu oraz jacy będą w odległej
przyszłości. Rozpiętość możliwości jest chyba niewyobrażalna, ale porusza się wciąż
w ramach prawdopodobieństwa. Jest to jak zobaczenie z oddali czyjegoś konturu i
poczucie pewności, że zna się tę osobę. Może dzieje się tak za sprawą postury,
może dzięki sposobowi poruszania się, kolorowi lub przez coś nienazwanego. Ta
ostatnia opcja podoba mi się najbardziej. Magda Pietrucha musiała zdawać sobie
sprawę ze złożoności tego procesu, bo sięgnęła po zjawisko rozszczepienia światła.
Jej pryzmat to specyficzny dyptyk – moment, w którym światło (my) wpada w jakąś
bryłę (życie?) i chwila wyjścia z niej (śmierć). To nie są więc tylko dwa portrety tego
samego, ale graniczne punkty pozornie niewiele różniące się między sobą. Artystka
więc każe widzowi poruszać się między tymi dwiema płaszczyznami oraz szukać.
I wydaje się, przynajmniej mi w tym momencie, że im wszystko jest bardziej,
rozproszone, rozmyte, tym w jakiś sposób bardziej realne i prawdopodobne, a jeśli
ktoś woli – prawdziwe. Wystarczy naprawdę stanąć przed lustrem i przyjrzeć się
swojej kopii, by zauważyć rozpad odbywający się bez przerwy. Wystarczy odejść od
lustra, by uspokoić się i nie myśleć o tym, a jednocześnie ukrywać się za pewną
umownością fizyczną.
Ale co jednak jeśli błędnie porządkuję punkty krańcowe? Nie wiem przecież,
w którą stronę zmienia się ludzka twarz – od szczegółu do ogółu, od konkretu do
umowności, a może jeszcze w zupełnie inny sposób? Jakikolwiek ten proces by nie
był, jedno jest pewne – nawet jeśli kiedyś byliśmy czymś, po wejściu w pryzmat
staliśmy się niczym i nadal niczym jesteśmy. Resztę nietrudno sobie dopowiedzieć,
bo po wyjściu z pryzmatu światło rozprasza się dalej, w nieskończoność, aż
całkowicie straci na znaczeniu i odsunie się od jakiegokolwiek istnienia. Dwa Wielkie
Wybuchy, które musi przejść, o tym świadczą – drugi jest już dużo cichszy i
praktycznie bez znaczenia.
Magda Pietrucha w Pryzmacie i innych swoich portretach jest artystką
okrutną, bo przedstawia te procesy, o których nikt nie chce myśleć na co dzień. Jest
też artystką delikatną, bo nie dopowiada tego, co najbardziej okrutne. Być może
dzieje się tak, ponieważ znalazła w czymś ukojenie.
Być może tym ukojeniem jest Natura.
tekst: Paweł Orzeł
pisarz, redaktor naczelny kwartalnika „eleWator”
Galeria APS przy ul. Szczęśliwickiej 40 w Warszawie
(wystawa czynna 12-26.11.2015)