spis treśœci - e
Transkrypt
spis treśœci - e
NR 50/14 GRUDNIA 2014 Polska Polska MORALNOŚĆ POLITYCZNA Polska PIENIĄDZE POLITYKÓW IKONA PRL Czy Radosław Sikorski przejechał swoim autem w sprawach służbowych dziesiątki tysięcy kilometrów? korski ma wielkopańskie maniery i lubi, by go obsługiwać. Nie do wyobrażenia jest, że robi dziesiątki tysięcy kilometrów rocznie własnym samochodem, w dodatku w celach służbowych! W piątek po południu poprosiliśmy marszałka o komentarz. Wysłaliśmy szczegółowe pytania, m.in. o to, dokąd jeździł. Rzeczniczka Sikorskiego Małgorzata Wawrowska przysłała nam jedynie bardzo krótką i lakoniczną odpowiedź: „Radosław Sikorski zawsze oddzielał działalność poselską od funkcji ministerialnej. Nigdy nie używał samochodów służbowych, będących w gestii MSZ, do celów poselskich”. Na pytanie, jak udało mu się wyjeździć dziesiątki tysięcy kilometrów, odpowiedzi nie było. Co ciekawe, Sikorski od kilku tygodni jest pierwszym sprawiedliwym, który zajmuje się sprawami posłów łamiących zasady korzystania z sejmowych pieniędzy przy okazji zagranicznych wyjazdów. W listopadzie na specjalnej konferencji mówił o konieczności odzyskania zaufania przez posłów po aferze madryckiej i zapowiadał przygotowanie specjalnego audytu o nadużyciach. W ubiegłym tygodniu Sikorski znów wystąpił w tej sprawie. – Audyt jest gotowy. Wynika z niego, że w sześciu przypadkach miały miejsce błahe, nawet nie naruszenia, tylko sprawy do wyjaśnienia. W przypadkach trzech osób są to sprawy trochę poważniejsze. Szef Kancelarii Sejmu zwrócił się do posłów o wyjaśnienia i dopiero po wyjaśnieniach zdecyduje, jak się do nich odnieść – tłumaczył Sikorski. Powstaje pytanie, czy sam marszałek nie powinien jaśniej wytłumaczyć się z pobranych z Sejmu pieniędzy. Amerykański naukowiec twierdzi, że odkrył tajemnicę wojny między Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim. W dodatku znalazł sposób, jak ją zakończyć. JOANNA APELSKA GRZEGORZ LEWICKI Spory społeczne i polityczne da się złagodzić. Trzeba tylko zrozumieć, że konserwatysta i liberał myślą inaczej Prawica i lewica operują innymi systemami wartości. Połowa fundamentów moralności jest wspólna obu grupom, a połowa - właściwa tyko prawicy. Aby zyskać wyborców centrowych lewica musi szanować fundamenty, w które wierzy prawica. Z kolei prawica musi wyraźniej podkreślać fundamenty, na które stawia lewica. Pan marszałek samochodzik MINISTER SPRAW SAMOCHODOWYCH Sprawa dotyczy okresu od 2007 r. do września 2014 r., gdy Sikorski pełnił funkcję szefa polskiej dyplomacji. Ta posada wiąże się z całodobową opieką Biura Ochrony Rządu i możliwością jeżdżenia rządową limuzyną. Mimo to co najmniej od 2009 r. (od tego czasu są ujawniane oświadczenia) Sikorski wykorzystuje publiczne środki na podróże prywatnym autem. Z a cz y n a ł n i e ś m i a ł o. W 2 0 0 9 r. z kasy Sejmu pobrał 1245 zł, ale już rok To ciekawe, bo Sikorski nawet w dworze Chobielin bywa obsługiwany przez BOR, czego dowiodły zdjęcia z funkcjonariuszami dowożącymi mu tam pizzę. – Czasami Sikorski rezygnował z ochrony, ale sporadycznie. Najczęściej na lotnisku, gdy wsiadał do samolotu, by wybrać się prywatnie za granicę. W kraju zdarzało się to rzadko – mówi nam borowiec. Drugi oficer BOR: – Nie jest tajemnicą, że Si- Radosław Sikorski ocenia uczciwość posłów, ale sam powinien się wytłumaczyć. Chodzi o dziesiątki tysięcy złotych zwrotu kosztów za używanie prywatnego auta do celów służbowych. PRAWICA LEWICA później kwota urosła do ponad 21 tys. zł. W 2011 r. było już 26,5 tys. zł, w 2012 r. pobrał 19,1 tys. zł. W zeszłym roku wyszło skromniej, bo niecałe 10 tys. zł. Łatwo wyliczyć, że w owym 2011 r. Radosław Sikorski przyjechał swoim samochodem w celach służbowych… 32 tys. km! Wynik imponujący jak na osobę, która większość czasu spędza w Warszawie pod opieką BOR lub w delegacjach zagranicznych. Wyliczyliśmy, że musiałby w każdy weekend przejeżdżać prawie 600 km i w każde święto 300 km. W celach służbowych i własnym autem Sikorski w ciągu pięciu lat przemierzył dystans odpowiadający dwóm okrążeniom kuli ziemskiej! Tak przynajmniej wynika z jego rozliczeń. AGNIESZKA BURZYŃSKA, MICHAŁ MAJEWSKI Troska Do wyborców zarówno prawicy, jak i lewicy, trafia język współczucia i troski o jednostkę. Troska prawicowa dotyczy częściej członków własnej społeczności, a lewicowa jest bardziej uniwersalna. Sprawiedliwość Wszystkim zależy na sprawiedliwości. W ujęciu prawicowym bardziej jednak liczy się sprawiedliwość proporcjonalna do wkładu jednostki, a w ujęciu lewicowym – równość. Wolność Lojalność Autorytet Świętość Prawica i lewica wierzą w wolność od ucisku. Lewica ma tendencję do podkreślania wolności także uniwersalnej, prawica zaś jest bardziej „zaściankowa”, afirmując wolność własnej wspólnoty. Lewica jest wobec tego ideału sceptyczna, bo lojalność wobec jednych oznacza wykluczanie drugich. Z kolei według prawicy lojalność zapewnia spoistość grupy i sukcesy w rywalizacji grupowej. Obcy liberałom – bo utożsamiają go z hierarchią i wykluczeniem jednych przez drugich. Z kolei według konserwatystów to hierarchia i autorytety tworzą prawdziwą wspólnotę. Według lewicy świętość czegokolwiek jest zła, bo tworzy tabu. Z kolei według prawicy świętość praktyk czy symboli daje życiu wyższy sens i gwarantuje symboliczną spoistość grupy. a każdy przejechany kilometr własnym samochodem poseł dostaje z Sejmu 83 grosze. Stawka spora, bo jak łatwo wyliczyć, za stukilometrową trasę do kieszeni wpadają 83 zł. Oczywiście w dokumentacji trzeba zaznaczyć, że podróże były służbowe, nikt tego jednak nie sprawdza. Wiadomo, że od lat korzystają z tego ochoczo posłowie, w tym ministrowie, którzy są parlamentarzystami. Ale chyba najdziwniejszy jest przypadek obecnego marszałka Sejmu i byłego szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Z MANIERY HRABIEGO Z przywileju, który opisaliśmy na przykładzie trzech polityków, poszczególni posłowie korzystają w różnym zakresie. Jedni biorą z Sejmu po kilka tysięcy złotych, drudzy – kilkanaście, jeszcze inni zbliżają się do stawek maksymalnych, czyli do neumannowych 35 tys. zł rocznie. Posłów jednak nieco łatwiej usprawiedliwić. Po pierwsze, mają więcej czasu od ministrów i mniej przywilejów (w terenie posługują się najczęściej swoimi autami), po drugie, praca poselska polega również na jeżdżeniu po okręgach wyborczych. Trudno jednak znaleźć usprawiedliwienie dla zapracowanych w Warszawie ministrów, a szczególnie Radosława Sikorskiego, który jako szef MSZ dysponował funkcjonariuszami BOR. Wypłaty dla byłego szefa dyplomacji wyglądają jeszcze dziwniej w zestawieniu z innymi najważniejszymi postaciami w państwie ochranianymi przez BOR. Poseł Grzegorz Schetyna jako wicepremier i szef MSWiA w 2009 r. nie wziął ani złotówki. Podobnie Waldemar Pawlak, który również pełnił obowiązki wicepremiera i ministra gospodarki. Jacek Rostowski nie brał z tego samego tytułu ani grosza nie tylko jako wicepremier, lecz także jako minister. Z przywileju, jako marszałek Sejmu, nie korzystała Ewa Kopacz, podobnie ministrowie sportu Mirosław Drzewiecki i Joanna Mucha. Taka sama sytuacja była z wicepremierem Januszem Piechocińskim i byłym szefem rządu Donaldem Tuskiem. Oni również nie brali z Sejmu ani grosza za używanie swoich aut do celów służbowych. Hansa Klossa kochała cała Polska. W sprawie Stanisława Mikulskiego zdania do dzisiaj są podzielone. OLGA WASILEWSKA LICZNIK NA DRUCZKU Jak w praktyce wygląda pozyskiwanie pieniędzy z Sejmu za przejechane kilometry? Spytaliśmy o to doświadczonego posła i prawnika Ryszarda Kalisza. – Wypełnia się druczek. Trzeba podać numer rejestracyjny auta. I zadeklarować, ile służbowo przejechało się kilometrów. Ja tam wpisuję również aktualny stan licznika. Taki druczek wypełniam raz w miesiącu. – Czy posłowie mogą przekazać swój przywilej na przykład pracownikom swego biura? – Absolutnie nie. Takie podróże wiążą się wyłącznie z wykonywaniem mandatu poselskiego. I to jest wyraźnie napisane w sejmowych dokumentach. Z całym szacunkiem, ale pracownicy biur poselskich nie sprawują mandatów poselskich – mówi nam Kalisz. Q AGNIESZKA BURZYŃSKA dziennikarka [email protected] @BurzynskaAga MICHAŁ MAJEWSKI szef działu Śledczego Stanisław Mikulski jako kapitan Kloss. Klatka z filmu pokolorowana na potrzeby ówczesnej prasy [email protected] @MajewskiMichal O statnia Wigilia była trudna. – Zdawał sobie sprawę, że być może zostało mu niewiele czasu. Nie robił już planów na przyszłość. Chciał celebrować każdą chwilę z nami. Dzieliliśmy się opłatkiem, a potem bardzo intensywnie się przytulaliśmy. Przytulaliśmy się i mieliśmy nadzieję, że za rok znów się spotkamy – wspomina zeszłoroczne święta siostrzenica Stanisława Mikulskiego, Karolina Góralska. Rozmawiamy wieczorem. W domu trwają przygotowania do pogrzebu, a w Sejmie na głowę aktora sypią się gromy. Trwa spór, czy aktor zasługuje, by posłowie uczcili jego pamięć minutą ciszy. – Zaangażowanie polityczne na rzecz komunistycznego reżimu go dyskwalifikuje – krzyczą posłowie Prawa i Sprawiedliwości. w szóstym odcinku. Po emisji pierwszej części telewizja zapowiedziała, że za miesiąc zostanie nadany ostatni odcinek przygód kapitana Klossa. Redakcję zalały protesty płynące z całego kraju. Grożono nawet blokadą wejścia do telewizji, jeśli Hans Kloss umrze. Nie mógł umrzeć. W latach 70. OBOP przeprowadził badania oglądalności serialu i okazało się, że wynosi ona ponad 91 proc. „Stawkę większą niż życie” pokazywano nie tylko w Polsce, ale też w Rosji, na Ukrainie, Białorusi czy w Mongolii. W latach 60. i 70. podobizna Mikulskiego była wszędzie. Nawet na odwrocie popularnych wówczas kieszonkowych lusterek. Sam aktor opowiadał, że czasem opadały mu ręce, kiedy kolejna spotkana na ulicy osoba krzyczała: „O, J-23! A mundur gdzie?”. Zawsze odpowiadał: „W pralni, proszę pana”. ZE SLAMSÓW NA SZCZYT STO LAT. STO SZTYLETÓW Bałuty to robotnicza dzielnica Łodzi o wyjątkowo złej sławie. Jest 1949 r. Do liceum numer 8 wkracza reżyser Leonard Buczkowski wraz z ekipą. Szuka aktorów do najnowszego filmu. Zaprasza na przesłuchanie spotkanego na korytarzu chłopca. – Na przesłuchanie szedłem jak gwiazda. Wyobrażałem sobie, że na mnie czekają. Owszem, czekali. Ale nie tylko na mnie. Chyba z 200 chłopaków z całej Łodzi szukało szczęścia w branży filmowej – wspominał po latach chłopak z licealnego korytarza Stanisław Mikulski. Kiedy zobaczył, że nie jest jedynym chętnym do obiecanej, jak sądził, roli, uniósł się honorem i ruszył do wyjścia. Ktoś go jednak zatrzymał i zaprowadził na plan. – Tego dnia złapałem bakcyla aktorstwa – przyznawał po latach artysta. W filmie Buczkowskiego „Pierwszy start” zagrał Franka Mazura, junaka z organizacji Służba Polsce. Już wtedy wystąpił w mundurze, ale popularność przyniosła mu dopiero rola Polaka w niemieckim mundurze. Wizerunek Hansa Klossa, agenta J-23, przylgnął do niego na całe życie. W zamyśle autorów serialu bohater „Stawki większej niż życie” miał zginąć Mikulski grał w filmach i teatrze. Stał się idolem nie tylko widowni, ale i ówczesnej władzy. „Nasze środowisko w tamtych czasach było przez władzę hołubione. Myśmy mieli jak u pana Boga za piecem. Wszyscy, całe środowisko wyciągało ręce ku górze”, napisał aktor w autobiografii wydanej w 2012 r. Bez ogródek mówił o przywilejach, którymi rozpieszczano aktorów, i o tym, że oni chętnie z tego korzystali. Na początku lat 70. w czasie wywiadu zażartował: „W mieszkaniu brakuje już miejsca na lampy, które zbieram”. Niedługo potem odebrał telefon. „Dzwonię z polecenia ministra Jaruzelskiego” – usłyszał. Chociaż zapewnił, że z brakiem miejsca to był tylko żart, wkrótce dostał zawiadomienie, że przydzielono mu mieszkanie. 70 mkw. w centrum Warszawy, przy Chmielnej. Przyszły lata 80., zamieszki, aresztowania. Generał Jaruzelski ogłasza stan wojenny. Środowisko artystyczne rozpoczyna bojkot Polskiego Radia i Telewizji, ośrodków uznanych za tubę propagandową władzy. Bojkot początkowo był odruchem jednostek. Z czasem stał się sprawą honoru i niepisanym prawem. Tych, którzy je łamali, uznawano za kolaborantów. Nie powstawały nowe filmy. Z telewizji zniknęły znane i lubiane przez widzów twarze. Twarz Mikulskiego nie zniknęła. Aktor występował, przyjmował zaproszenia do telewizji. Artyści bojkotujący telewizję i ci, którzy ich popierali, rozpoczęli bojkot Mikulskiego. Nadchodzi trudny czas. Widownia Teatru Polskiego zagłusza jego kwestie burzą ostentacyjnych oklasków. Na samochodzie regularnie ktoś maluje mu wielkie czerwone gwiazdy. Odwracają się od niego dawni ko- Mikulskiemu opadały ręce, kiedy kolejna osoba na ulicy krzyczała: „O, J-23! A mundur gdzie?”. Zawsze odpowiadał: „W pralni” 13 20 12 Polska Cała sprawa nie dotyczy tylko Sikorskiego. Imponujące pieniądze na służbowe przejazdy własnym autem pobiera z Sejmu minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. On oczywiście, podobnie jak Sikorski, dysponuje służbową limuzyną z kierowcą. Co ciekawe, gdy szef resortu zdrowia był zwykłym posłem (i nie dysponował ministerialnym autem), brał z Sejmu zaledwie 6 tys. zł. To było w 2009 r. Gdy został ministrem, tylko w 2012 r. pobrał 27 tys. zł. To by oznaczało, że w sprawach służbowych własnym autem minister przejeżdża w każdy weekend po 600 km i w każde święto 300 km. Zapytaliśmy Arłukowicza, jak mu się udaje robić tyle kilometrów swoim autem w sprawach służbowych. Wciąż czekamy na odpowiedź. KOPACZ, TUSK, SCHETYNA NIE BIORĄ Aktor wyklęty Z oświadczeń Neumanna wynika, że własnym autem służbowo przejechał tyle, że mógłby pięć razy okrążyć Ziemię Mózg lewicy, mózg prawicy – Amerykański naukowiec twierdzi, że odkrył tajemnicę wojny między Tuskiem a Kaczyńskim. I sposób, jak ją zakończyć Pan marszałek samochodzik – Radosław Sikorski otrzymał z Sejmu prawie 80 tys. zł za używanie prywatnego auta do celów służbowych 20 Polska GARNITURY I MANIERY 21 14 grudnia 2014 | wprost Kultura TATIANA KOLESNYCZENKO Faceci z klasą SUPERFACECI Łukasz Kielban podaje się za pierwszego historyka męskości w Polsce. – Badałem życie polskich oficerów w okresie międzywojennym. Oni wówczas ucieleśniali sobą rodzaj supermężczyzn. Prawdziwi dżentelmeni, wyznający zasady honoru, a przy tym zawsze eleganccy i zadbani – mówi. – Potem były wojna, komunizm, bieda, ojciec wiecznie nieobecny w domu. Ciągłość międzypokoleniowa została przerwana, mężczyźni przestali rozmawiać z synami. A szkoda, bo przez to straciliśmy źródło informacji o męskich sekretach, które kiedyś przekazywało się z pokolenia na pokolenie – dodaje. Jego zdaniem wyraźnie widać, że Polakom brakuje wzorców i informacji. Bo jak inaczej można wytłumaczyć gwałtowny wzrost popularności poradników i blogów o męskiej elegancji i dobrych manierach? Sam Kielban uznał, że wiele rytuałów z lat 20. można przenieść do współczesnego życia. Swoje doświadczenia krok po ZDJĘCIA: 123RF Polscy mężczyźni rezygnują z chłopięcej swobody. Wraca moda na klasyczną elegancję. Jest szansa, że wkrótce do stroju uda się dopasować maniery. Jesteśmy znurzeni kultem wiecznej młodości i nie chcemy już być chłopcami. Teraz modna staje się dojrzałość PAULINA SOCHA-JAKUBOWSKA KRAWACIARZE Z WYBORU 51 Faceci z klasą – Polacy rezygnują z chłopięcej swobody. Wraca moda na klasyczną elegancję. Jest szansa, że do stroju uda się dopasować maniery welina Kopic od kilkunastu lat pracuje jako dziennikarka. Prowadziła wiele programów telewizyjnych, regularnie pokazuje się na wizji. Zajmowała się tematyką medyczną, opisywała życie gwiazd. Zawsze świetnie ubrana, z perfekcyjnym makijażem. Dla wielu: piękna pani z telewizji. Właściwie nie sposób było zauważyć, że 50 proc. ciała dziennikarki pokrywają plamy. – Bielactwo postępuje, ale tempo zmian jest różne i zależy od stresu oraz ogólnej formy i odporności organizmu. Jesienią i zimą jest zdecydowanie lepiej, bo kontrast między plamami a zdrową skórą jest nieduży. Latem jestem zupełnie łaciata, bo skóra zdrowa, mimo filtrów, się opala – mówi Ewelina. Pracując w telewizji, wielokrotnie słyszała, że „widzowie nie lubią oglądać ludzi z defektami”. A nawet że „ta pani jest nieładna, więc jej nie pokazujmy”. Przez lata więc swoją chorobę ukrywała. Sztukę tuszowania łatek, jak nazywa odbarwienia, opanowała do perfekcji. Do tego stopnia, że wielu znajomych nawet nie zdawało sobie sprawy z jej choroby. Aż do teraz. Ewelina postanowiła bowiem założyć portal poświęcony takim jak ona. I fundację, która wspierałaby kobiety w podobnym położeniu jak ona. Te nieidealne, które chcą być szczęśliwe. I przede wszystkim móc być sobą. – Nie chcemy, żeby nam mówiono, że nie możemy czuć się atrakcyjnie, bo atrakcyjne są panie, które się nieludzko odchudziły. Albo tłuszcz z brzucha zmienił położenie i nagle wypchał im biust lub usta. To, co lansują media, idzie w zadziwiającą stronę. Cały świat żyje czyimś tyłkiem, komentuje to, czy on wygląda lepiej w spodniach, czy w spódnicy. Ja się z tego śmieję, bo tylko taki użytek można zrobić z takich informacji. Jednak doskonale wiem, że wygląd ma piekielnie duże znaczenie – przyznaje. Sama przekonała się o tym, gdy pierwszy raz wrzuciła do sieci zdjęcie w koszulce E Zaczęło się w 2009 r. – Pracowałem wtedy jako scenarzysta. Wiązało się to z tym, że odwiedzałem mnóstwo imprez, premier, spotkań. Wtedy jako 30-latek poczułem potrzebę, by posiadać w swojej garderobie jakieś dorosłe ubranie – mówi Macaroni Tomato, rzadziej kojarzony jako Wojciech Szarski, bloger i ojciec założyciel polskiego ruchu bespoke, czyli szycia na miarę. – Wchodziłem do różnych sklepów, ale nie znajdywałem na półkach nic, co by zadowalało moje poczucie estetyki. Zacząłem zgłębiać temat i odkryłem, że na świecie niezwykle popularne jest krawiectwo miarowe. Co więcej, mężczyźni z USA czy Szwecji przyjeżdżają do Polski, aby tu zamówić garnitur na miarę. Było to coś w rodzaju podziemia, dostępnego wyłącznie dla dyplomatów, o którym Polacy nic nie wiedzieli – wspomina. Garnitur był 50 50 Plastikowe piękności wychodzą z mody, a bardziej od sztucznego biustu zaczyna się liczyć naturalność. Polacy mają dość lukrowanej i nieosiągalnej rzeczywistości idealnych ludzi. kroku zaczął opisywać na blogu „Czas gentlemanów”, który w ciągu kilku lat trafił na listę najbardziej wpływowych w polskim internecie. Miesięcznie stronę Kielbana odwiedza ponad 100 tys. użytkowników. O czym pisze? Jak idealnie wyprasować koszulę, wypastować buty na wysoki połysk, dobrać odpowiedni zegarek. Absolutnym hitem była instrukcja golenia się na mokro i brzytwą. Teraz największe wzięcie ma poradnik dla brodaczy. Kielbanowi nie podoba się modne dziś określenie drwaloseksualizm. – Wiele osób myśli, że brodacze po prostu pozwalają swoim brodom rosnąć i nic z nimi nie robią. Porównują nas do ludzi z lasu. Elegancki mężczyzna musi umieć zadbać o swój zarost. Mycie, czesanie i strzyżenie to podstawa. Warto też sięgnąć po wosk do wąsów i olejek lub balsam do brody – tłumaczy. – Opisuję, jak żyć w zgodzie ze sobą i być mężczyzną z klasą. To zarówno element slow life, jak i nowoczesnej wizji męskości – opowiada Kielban. – Był moment, w którym zgubiliśmy definicję prawdziwego faceta, dużo mówiło się o rzekomym kryzysie męskości. Teraz wyraźnie widać, że polscy mężczyźni dojrzeli. Jesteśmy znużeni kultem wiecznej młodości i nie chcemy już być chłopcami. Teraz coraz modniejsza staje się dojrzałość, którą wyrażamy przez elegancję – tłumaczy. ZDJĘCIA: RAFAŁ SIDERSKI Ł Ewelina Kopic jest dziennikarką. Od kilkunastu lat choruje na bielactwo 60 60 z krótkim rękawem. Pokazała swoje przedramiona. – Od razu pojawiły się komentarze, że to „akt odwagi”. Przecież to absurdalne. Tak samo, jak chore jest nazywanie aktem odwagi zdjęcia gwiazdy bez makijażu – podkreśla. PLASTIKOWY ŚWIAT – Każda rewolucja jest absurdalna. Przerysowana, przesadzona i pociąga za sobą ofiary. Jeśli dzięki zdjęciom bez makijażu, na których pokazujemy się trochę nagie, wyrażamy swój sprzeciw wobec ideałów lansowanych na rozkładówkach kolorowych pism, to ja to kupuję – mówi psycholog Maria Rotkiel. To, że publikacja zdjęcia gwiazdy bez make-upu urasta do rangi wydarzenia miesiąca, psycholożkę w zasadzie cieszy. – Moim zdaniem ta przesada równoważy dużo gorszą przesadę polegającą na kulcie wyglądu dalekiego od naturalności. Maria Rotkiel przyznaje też, że z ogromną sympatią śledzi kobiety, które mają odwagę mówić o swoich niedoskonałościach. – Mam nadzieję, że to zjawisko będzie coraz bardziej zauważalne – dodaje. Bo w ostatnich latach rzeczywiście przyzwyczailiśmy się do widoku idealnych piękności, z gładkim ciałem, świetnymi proporcjami, ubranych w ciuchy od najlepszych projektantów. I zapragnęłyśmy być takie jak one. By przypadkiem nie narazić się na krytykę, nie skupiać uwagi na swoich brakach, nie zostać wyśmianym przez kogoś, kto uważa, że kobieta powinna być tak perfekcyjna jak bohaterka z okładki kolorowego pisma. Wszystko, co inne, oryginalne, nienormatywne, czy po prostu naturalne, wciąż nas szokuje. W imię zasady, że boimy się nieznanego. Na szczęście promotorek naturalności, takich jak Ewelina, jest więcej. Kobiety, które do niedawna uchodziły za nieatrakcyjne, czy wręcz brzydkie – bo oszpecone bliznami po operacjach, ponadprogramowymi kilogramami, łysiejące czy cierpiące na inne objawiające się na ciele schorzenia – coraz częściej ośmielają się pokazywać. Tylko w ostatnich miesiącach na świecie pojawiło się kilka inicjatyw, które udowadniają, że bardziej od sztucznego biustu zaczyna się liczyć naturalność. W Polsce także. Przykład: książka Doroty Wellman „Ja nie mogę być modelką?!”, w której dziennikarka mówi, że kobiecości nie mierzy się w kilogramach i centymetrach, trafiła na listę bestsellerów. Portal Dobrze Być Sobą założony przez Kopic już musiał zostać przeniesiony na większy serwer. Pierwszy nie wytrzymał obciążenia. Jak podkreśla Maria Rotkiel, propagowanie filozofii szacunku do siebie i ciała, jakkolwiek ono wygląda i jakikolwiek ma rozmiar, jest bardzo ważne. – Każdy projekt, który odczarowuje kult idealności i burzy mit perfekcyjnego ciała, jest na wagę złota – mówi Rotkiel. PĘKNIĘTE ŻYCIE Asia do niedawna mówiła o sobie, że jest wybrakowanym egzemplarzem. Że w zasadzie jej termin przydatności do spożycia się skończył. Mówiła, że ma odruch wymiotny, gdy patrzy na swoje odbicie w lustrze. Ma 37 lat. Jest matką syna i córki. Rodziła po trzydziestce. Właśnie tym tłumaczy swoje poszatkowane rozstępami ciało. – Gdybym zaszła w ciążę 10 lat wcześniej, skóra byłaby jędrniejsza – mówi, pokazując fałd z brzucha rzeczywiście oszpeconego bliznami. Kobieta przez ostatnie lata na plażę ubierała coś na kształt burkini, czyli kostiumu, w którym chodzą muzułmanki. – Byłam okutana od stóp po szyję, nie wyobrażałam sobie, że ktokolwiek mógł choćby zerknąć na moje melonowe ciało – dodaje. Porównania z melonem używa specjalnie. – Bo skórka tego owocu jest popękana jak moja – tłumaczy. Mąż Asi zapewnia, że rozstępy mu nie przeszkadzają, że nawet ich nie widzi. Gdy Żeby zaszły zmiany w naszym postrzeganiu jakiejkolwiek inności, brzydoty czy starości – potrzebne są zmiany w wychowaniu dzieci 14 grudnia 2014 | wprost 61 Brzydka ona – Plastikowe piękności wychodzą z mody, a bardziej od sztucznego biustu zaczyna się liczyć naturalność. Polacy mają dość idealnych ludzi 4 Skaner 22 Informatyk nieortodoksyjny – tajemniczy człowiek z PKW w twoim telefonie 24 Mojżesz lewicy – powrót Olejniczaka 30 Miliony płynące na Mauritius – wizowi pośrednicy 32 Radomski odlot – lotnisko uziemione Pełne bieżące wydanie „Wprost” pobierz na swojego iPhone’a, iPada (App Store) oraz na urządzenia z systemem Android (Google Play) 38 Od pielgrzymki wolałem Jarocin – rozmowa z Krzysztofem Ziemcem 42 Brudne interesy – globalny śmietnik 54 Bankruci po cudzych błędach – uzdrowić system 47 14 grudnia 2014 | wprost Aktor wyklęty – Hansa Klossa kochała cała Polska. W sprawie Stanisława Mikulskiego zdania do dzisiaj są podzielone 46 POWRÓT NATURALNOŚCI Brzydka ona ukasz Kielban nosi długą brodę, ale zamiast kraciastej koszuli „na drwala” wkłada szyty na miarę garnitur. – Wizyta u krawca była jednym z najciekawszych doświadczeń w moim życiu – mówi. Według niego właśnie trwa cicha rewolucja męskości, która wciąga i metroseksualnych chłopców, i drwalobrodaczy. Jeszcze kilka lat temu garnitur zakładano tylko na studniówki, wesela czy pogrzeby. Teraz coraz chętniej po klasyczne marynarki sięgają 20-, 30-latkowie. I nie dlatego, że muszą. Chcą wyglądać elegancko i męsko, jak na filmie. A kiedy wkładają dopasowane garnitury, czują się zobligowani do bycia dżentelmenami. 46 TYMAŃSKI O BUNCIE I SHOW-BIZNESIE Głupek może więcej Nie lubię, jak robi się z automatu z buntowników bohaterów. Jeśli masz rodzinę, zdrowie i idziesz się naparzać, jesteś idiotą Łatwo się wytyka błędy innym, ale każdy ma coś za uszami. Kiedy przyglądasz się światu uważnie, dostrzegasz w nim własną twarz. „Polskie gówno” to my, a nie oni – mówi Tymon Tymański, muzyk. Rozmawiał KRZYSZTOF KWIATKOWSKI Tymon jest jednym z bohaterów dokumentu „Totart, czyli odzyskiwanie rozumu” Bartosza Paducha, gdzie w historii trójmiejskiej grupy artystycznej przełomu lat 80. i 90. odbijają się trudy naszej transformacji. „Polskie gówno” Grzegorza Jankowskiego – film, do którego muzyk napisał scenariusz i w którym zagrał głównego bohatera – to bezkompromisowa satyra na współczesność. Oba obrazy układają się w opowieść o kontestatorach i show-biznesie ostatnich trzech dekad. Lubi pan, jak nazywa się pana sowizdrzałem? Taką gębę mi dorabiają. Nie wszystko, co robię, ma charakter komiczny, ale nie mam z tym problemu. Głupek może powiedzieć więcej. Wyniosłem to przeświadczenie z nauk moich mistrzów: Witolda Gombrowicza i Franka Zappy. Powagą nie wygra się ze światem. Łatwiej odbić jego obraz w krzywym zwierciadle. Zamiast walczyć z systemem wykrzywić matrix. Dzięki temu mam alibi. Kiedy palnę coś w radiu albo obsmaruję kogoś ważnego z mediów, kwitują: „A, to tylko Tymański”. Więc drwię dalej. Nigdy nie ma pan poczucia, że przegina? Miewam i nie wiem, jak długo radio, w którym pracuję, będzie to znosić. Ale czy można działać inaczej? Ja kocham jechać na przegince, to mój styl. The Beatles, Zappa, Captain Beefheart czy choćby Monty Python zrobili sztukę z przeginania pały. Tytuł filmu „Polskie gówno” też jest przegięciem. „To nie przejdzie” – słyszałem od ludzi. Artyści kochają drażnić, szukają granic. Jeśli robią to w jakimś istotnym celu, budującym i katartycznym – ma to sens. W swoich filmach przegina Wojtek Smarzowski, przegina Czesław Mozil, kiedy śpiewa „Nienawidzę Polski”. Oczywiście kochamy Polskę, ale przecież wielu z nas rozumie, co on chce przez to powiedzieć. Moje granice ustanawiają empatia i krztyna zdrowego rozsądku. Staram się nie przywalać tym, którzy mają gorszy status i nie mogą się obronić, staram się też przeginać tak, żeby nie mieć na karku prokuratury. Kiedy pod koniec lat 80. działał pan w artystycznej grupie Totart, prowokacja była chyba trudniejsza niż dzisiaj? Oczywiście. Jak się wychodziło prowokować, lądowało się na dołku albo dostawało bęcki od ZOMO. Wtedy funkcjonowała ideologiczna triada: Kościół, partia, Solidarność. A poza nią – wyrzutkowie społeczni. Totart, Major Frydrych z jego Pomarańczową Alternatywą, Wolność i Pokój, Ruch Społeczeństwa Alternatywnego i wielu innych bezimiennych świrów tamtej epoki. Dość późno się na to załapałem. Jak miałem 13 lat, nie mogłem przecież chodzić pod stocznię, bo matka zabraniała. W 1981 r. byłem za młody, żeby rzucać kamieniami. Później bałem się, że stracę oko. Mój kumpel, wspaniały poeta Antek Kozłowski, został tak pobity, że dziś ma z tego tytułu rentę. Nie uśmiechało mi się, żeby zostać ofiarą tamtego chujowego systemu. A jak dojrzałem do rewolty, zdałem na Uniwersytet Gdański, rzutem na taśmę załapując się na podróż z Totartem i strajk w 1988 r. W sumie ostatni pociąg buntu w PRL. Po co pan do niego wsiadł? Miałem dość własnej samotności, artystycznego odizolowania. Chciałem wziąć udział w sprzeciwie społecznym. Szczęśliwie jeszcze przed upadkiem PRL napisałem numer „Berlin” – historię Armii Czerwonej widzianej z perspektywy Hłaski. I ten kawałek został ocenzurowany. Dostałem też wpierdol od milicji. Tu pojawia się wątek komiczny, bo swoją spektakularną ścieżkę zdrowia przeżyłem nie jako dysydent, lecz jako lechista, ale wybryki naćpanego amfetaminą ZOMO robiły wrażenie tak czy owak. Powiedzmy sobie szczerze: manifestacje wtedy to nie była wielka rzecz. Nie lubię, jak się z au- 102 tomatu z wszystkich buntowników świata robi bohaterów. Jeśli masz rodzinę, zdrowie i idziesz się bić, jesteś idiotą. Życie jest zbyt cenne, żeby naparzać się z milicją. Nie masz prawa go narażać dla siwych głupców. Co innego przesiedzieć lata w pierdlu za swoje ideały. To szanuję znacznie bardziej, to zgadza mi się z ideologią ahinsy, czyli nieranienia innych. Wychował się pan wśród gdańskich blokowisk. Ale wspomina pan, że wokół było mnóstwo kolorowych ptaków, ludzi, którzy chcieli „wyrzygać się na tę szarość”. Zawsze są freaki. Dzisiaj też, tylko ich nie widać, bo każdy koncentruje się na sobie. Jestem wdzięczny freakom z mojej młodości, że pokazali mi inne myślenie o świecie. Mój brat Roman, fotografik Krzyś Główczyk, Krzyś Honchera, Włodek Urbanowicz, Paweł „Koñjo” Konnak, Zbyszek Sajnóg. Oni podrzucali mi rzadkie książki, ambitną muzykę, z nimi zaliczałem DKF-y. Jestem im winien wdzięczność za poważną artystyczną edukację, powinienem im postawić pomnik z czekolady na osiedlu. To Włodek powiedział mi, że dzieje się coś takiego jak Totart. Zobaczyłem ich po raz pierwszy podczas happeningu w szpitalu psychiatrycznym w gdańskim Srebrzysku. Właśnie tam, żeby zbratać się z kolegami, frykcyjnie sponiewierałem skrzydlate godło PRL. Totartowcy to od razu kupili. Zbyszek Sajnóg, nasz niepisany, choć piśmienny guru, zaczął namawiać, żebym do nich dołączył. Pytam: „Po co?”. „Bo jesteśmy ariergardą narodowej kultury. Pilnujemy, żeby nikt jej nie wyrżnął w dupę”. Nie do końca załapałem, ale jakoś mi się to wszystko spodobało. W ten sposób zostałem happenerem, którym nolens volens jestem do dzisiaj. Totart miał szokować, być obrazoburczy. Poczuł pan oddech świeżości? Może nie tworzyliśmy rzeczy wielkich, ruch miał charakter chaotyczny i dość juwenilny, ale była w nas siła. Inspirowaliśmy się nawzajem, często zaskakując samych siebie. Ale naszą niekłamaną gwiazdą był Mesjago – Zbyszek Sajnóg. Większość fanów poezji zna go ze słabego wiersza „Flupy z pizdy”, co nie jest fair. Zbyszek napisał trzy genialne, nieopublikowane tomiki: „Sonety totalne”, „Repolucja” i „Reisepsychose”, które rozłożyły mnie na łopatki. Robiliśmy, co uważaliśmy za słuszne: total art. Dzisiaj Paweł „Koñjo” Konnak z Krzysiem Skibą dostają medale, a Narodowe Centrum Kultury wydaje o nas książki, bo uznaje nasze szaleństwa za walkę z systemem. Wolność przyszła do was jako szok. Także o tym jest film „Totart...”. ZDJĘCIA: MARCIN KALIŃSKI 12 ARŁUKOWICZ ZDROWO JEŹDZI! ZDJĘCIA: W CO WIERZY PRAWICA I LEWICA ZDJĘCIA: aczęło się na sejmowym basenie. Marzena Wróbel, znana z radykalnie prawicowych poglądów była posłanka PiS (obecnie niezależna), poszła popływać po ciężkim dniu pracy w parlamencie. W tym samym czasie obok na bieżni w siłowni ćwiczył Robert Biedroń, poseł antyklerykalnego Twojego Ruchu, pierwszy otwarty gej w polskim parlamencie. Miał już chyba 10 km w nogach i zamierzał się odświeżyć w basenie. – Byłam pełna podziwu dla jego kondycji i samozaparcia. Pomyślałam jednak, że mu zaimponuję i pokażę, jak pływam. Bo ja umiem pływać bez zatrzymywania się nawet przez dwie godziny – opowiada Wróbel. – Podziwiała moje zdolności biegacza, a ja jej zdolności pływaczki – wspomina Robert Biedroń. – To nas bardzo zbliżyło – opowiada świeżo upieczony prezydent Słupska. Zaczęło się więc od niezobowiązującej rozmowy, a potem okazało się, że parlamentarzyści mają podobne upodobania sportowe. – Oboje uwielbiamy przyrodę, lubimy też jeździć na rowerze. Okazało się, że Robert Biedroń jest ciepłym i miłym człowiekiem – wspomina Marzena Wróbel. Zastrzega, że w kwestii poglądów nadal dzieli ich prawie wszystko. – Czasami jak powie coś ideologicznego, to jest mnie w stanie rozpalić do czerwoności. Ale kiedy z nim rozmawiam o normalnych, codziennych sprawach, okazuje się, że to uroczy człowiek – opowiada. Takie zachowanie w polskim Sejmie to w tej kadencji absolutny wyjątek. Smutną normą jest wzajemna niechęć, wręcz wrogość między osobami z różnych partii i obozów politycznych. Jej symbolem stały się medialne występy Stefana Niesiołowskiego, podczas których niewybrednie bluzga on na prezesa PiS, albo wypowiedzi Antoniego Z NEUMANN W DRODZE NA KSIĘŻYC Prawdziwym rządowym rekordzistą jest zastępca Arłukowicza Sławomir Neumann. Jest też bardzo konsekwentny. W 2009 r. deklarował przejazdy za 35 103 zł 60 gr. Rok później za 35 103 zł 60 gr. W 2011 r. za 35 103 zł 60 gr. W 2012 za 35 103 zł 60 gr. I tak samo w 2013 r. – 35 103 zł 60 gr. Wygląda zatem, jakby rok w rok przemierzał tę samą trasę z dokładnością do jednego metra! Neumann został wiceministrem zdrowia w połowie 2012 r., ale jak widać, nic to nie zmieniło w intensywności jego przejazdów, choć dysponuje przecież resortową limuzyną. Dodajmy, że poprzednik Neumanna, Jakub Szulcwziął z kasy Sejmu w 2011 r. mniej o 33 tys. zł. Neumann (nie znalazł czasu na rozmowę z nami), jak wynika z sejmowego oświadczenia, ma bmw 520 i hondę jazz. Ile kilometrów można przejechać tymi samochodami za roczną kwotę 35 103 zł 60 gr? Policzyliśmy. Gdyby wziąć pod uwagę tylko koszty paliwa, byłoby to 64 tys. km. A to oznacza, że wiceminister zdrowia w sprawach służbowych swoim prywatnym autem przez pięć lat mógł okrążyć Ziemię osiem razy albo prawie dotrzeć na Księżyc. Według tego, co zadeklarował w oświadczeniach Neumann, okrążeń Ziemi było tylko pięć, czyli jedno na rok. Jedna rundka wokół globu to 40 tys. km. ZDJĘCIA: EAST NEWS Mózg lewicy, mózg prawicy Reżyser Bartek Paduch włożył kij w mrowisko. Między dziesięciu-piętnastu skłóconych kumpli, którzy mają inne punkty widzenia i inne punkty siedzenia. Zadziałało jak katharsis. Nie każdy z nas poradził sobie z nowymi czasami. Sajnóg odszedł do sekty Niebo trefnego guru Bogdana Kacmajora – tak straciliśmy starszego brata i kaowca, naszego ukochanego Tolka Banana. Paweł „Koñjo” Konnak pierwszy wszedł w show-biznes i zaczął prowadzić program w telewizji, oddając się za zupę na dziesiątkach imprez. Łatwo było nam go 14 grudnia 2014 | wprost 102 Głupek może więcej – Kiedy przyglądasz się światu, dostrzegasz w nim własną twarz. „Polskie gówno” to my, a nie oni – mówi Tymon Tymański, muzyk 79 Nadeszła era smoka – Chiny biją USA 82 Szpiedzy atakują – wojna wywiadów 86 Raj utracony – niewolnicy w Szwajcarii 88 Bursztynowy zawrót głowy – polski jantar 90 Nowości małe i duże – motoryzacja 96 Adaś uratowany – rozmowa z prof. Januszem H. Skalskim 100 Uzależnieni od zdrowia – ortoreksja: wszystko jest toksyczne 106 Kalejdoskop kulturalny 114 Bomba tygodnia 64 Artysta w kolejce – rozmowa PROJEKT OKŁADKI: STUDIO „WPROST” ZDJĘCIA: ADAM TUCHLIŃSKI/ZEIT/FORUM, RAFAŁ SIDERSKI z Markiem Piekarczykiem 70 Tirówka w mundurze – morderstwo prostytutek 103 Felieton 36 Michał Witkowski