spis treśœci - e

Transkrypt

spis treśœci - e
NR 50/14 GRUDNIA 2014
Polska
Polska
MORALNOŚĆ POLITYCZNA
Polska
PIENIĄDZE POLITYKÓW
IKONA PRL
Czy Radosław Sikorski przejechał swoim
autem w sprawach służbowych dziesiątki tysięcy kilometrów?
korski ma wielkopańskie maniery i lubi,
by go obsługiwać. Nie do wyobrażenia
jest, że robi dziesiątki tysięcy kilometrów
rocznie własnym samochodem, w dodatku
w celach służbowych!
W piątek po południu poprosiliśmy
marszałka o komentarz. Wysłaliśmy
szczegółowe pytania, m.in. o to, dokąd
jeździł. Rzeczniczka Sikorskiego Małgorzata Wawrowska przysłała nam jedynie
bardzo krótką i lakoniczną odpowiedź:
„Radosław Sikorski zawsze oddzielał działalność poselską od funkcji ministerialnej.
Nigdy nie używał samochodów służbowych, będących w gestii MSZ, do celów
poselskich”. Na pytanie, jak udało mu się
wyjeździć dziesiątki tysięcy kilometrów,
odpowiedzi nie było.
Co ciekawe, Sikorski od kilku tygodni
jest pierwszym sprawiedliwym, który
zajmuje się sprawami posłów łamiących
zasady korzystania z sejmowych pieniędzy
przy okazji zagranicznych wyjazdów. W listopadzie na specjalnej konferencji mówił
o konieczności odzyskania zaufania przez
posłów po aferze madryckiej i zapowiadał
przygotowanie specjalnego audytu o nadużyciach. W ubiegłym tygodniu Sikorski
znów wystąpił w tej sprawie. – Audyt jest
gotowy. Wynika z niego, że w sześciu przypadkach miały miejsce błahe, nawet nie
naruszenia, tylko sprawy do wyjaśnienia.
W przypadkach trzech osób są to sprawy
trochę poważniejsze. Szef Kancelarii Sejmu zwrócił się do posłów o wyjaśnienia
i dopiero po wyjaśnieniach zdecyduje, jak
się do nich odnieść – tłumaczył Sikorski.
Powstaje pytanie, czy sam marszałek nie
powinien jaśniej wytłumaczyć się z pobranych z Sejmu pieniędzy.
Amerykański naukowiec twierdzi, że odkrył
tajemnicę wojny między Donaldem Tuskiem
a Jarosławem Kaczyńskim. W dodatku
znalazł sposób, jak ją zakończyć.
JOANNA APELSKA
GRZEGORZ LEWICKI
Spory społeczne
i polityczne da się
złagodzić. Trzeba
tylko zrozumieć,
że konserwatysta
i liberał myślą inaczej
Prawica i lewica
operują innymi
systemami
wartości. Połowa
fundamentów
moralności jest
wspólna obu
grupom, a połowa
- właściwa tyko
prawicy. Aby
zyskać wyborców
centrowych lewica
musi szanować
fundamenty, w które
wierzy prawica.
Z kolei prawica
musi wyraźniej
podkreślać
fundamenty, na
które stawia lewica.
Pan marszałek
samochodzik
MINISTER SPRAW SAMOCHODOWYCH
Sprawa dotyczy okresu od 2007 r.
do września 2014 r., gdy Sikorski pełnił
funkcję szefa polskiej dyplomacji. Ta posada wiąże się z całodobową opieką Biura
Ochrony Rządu i możliwością jeżdżenia
rządową limuzyną. Mimo to co najmniej
od 2009 r. (od tego czasu są ujawniane
oświadczenia) Sikorski wykorzystuje
publiczne środki na podróże prywatnym
autem.
Z a cz y n a ł n i e ś m i a ł o. W 2 0 0 9 r.
z kasy Sejmu pobrał 1245 zł, ale już rok
To ciekawe, bo Sikorski nawet w dworze
Chobielin bywa obsługiwany przez BOR,
czego dowiodły zdjęcia z funkcjonariuszami dowożącymi mu tam pizzę.
– Czasami Sikorski rezygnował z ochrony, ale sporadycznie. Najczęściej na lotnisku, gdy wsiadał do samolotu, by wybrać
się prywatnie za granicę. W kraju zdarzało
się to rzadko – mówi nam borowiec. Drugi
oficer BOR: – Nie jest tajemnicą, że Si-
Radosław Sikorski ocenia uczciwość posłów, ale sam
powinien się wytłumaczyć. Chodzi o dziesiątki tysięcy
złotych zwrotu kosztów za używanie prywatnego auta
do celów służbowych.
PRAWICA
LEWICA
później kwota urosła do ponad 21 tys. zł.
W 2011 r. było już 26,5 tys. zł, w 2012 r.
pobrał 19,1 tys. zł. W zeszłym roku wyszło
skromniej, bo niecałe 10 tys. zł.
Łatwo wyliczyć, że w owym 2011 r.
Radosław Sikorski przyjechał swoim
samochodem w celach służbowych…
32 tys. km! Wynik imponujący jak na
osobę, która większość czasu spędza
w Warszawie pod opieką BOR lub w delegacjach zagranicznych. Wyliczyliśmy, że
musiałby w każdy weekend przejeżdżać
prawie 600 km i w każde święto 300 km.
W celach służbowych i własnym autem
Sikorski w ciągu pięciu lat przemierzył
dystans odpowiadający dwóm okrążeniom
kuli ziemskiej! Tak przynajmniej wynika
z jego rozliczeń.
AGNIESZKA BURZYŃSKA, MICHAŁ MAJEWSKI
Troska
Do wyborców zarówno prawicy, jak
i lewicy, trafia język
współczucia
i troski o jednostkę.
Troska prawicowa
dotyczy częściej
członków własnej
społeczności, a lewicowa jest bardziej
uniwersalna.
Sprawiedliwość
Wszystkim zależy
na sprawiedliwości.
W ujęciu prawicowym bardziej
jednak liczy się
sprawiedliwość
proporcjonalna
do wkładu jednostki,
a w ujęciu lewicowym – równość.
Wolność
Lojalność
Autorytet
Świętość
Prawica i lewica
wierzą w wolność
od ucisku. Lewica
ma tendencję
do podkreślania
wolności także uniwersalnej, prawica
zaś jest bardziej
„zaściankowa”,
afirmując wolność
własnej wspólnoty.
Lewica jest wobec
tego ideału sceptyczna, bo lojalność
wobec jednych
oznacza wykluczanie drugich. Z kolei
według prawicy
lojalność zapewnia
spoistość grupy
i sukcesy w rywalizacji grupowej.
Obcy liberałom – bo
utożsamiają go
z hierarchią i wykluczeniem jednych
przez drugich.
Z kolei według konserwatystów to hierarchia i autorytety
tworzą prawdziwą
wspólnotę.
Według lewicy świętość czegokolwiek
jest zła, bo tworzy
tabu. Z kolei według
prawicy świętość
praktyk czy symboli
daje życiu wyższy
sens i gwarantuje
symboliczną spoistość grupy.
a każdy przejechany kilometr
własnym samochodem poseł dostaje z Sejmu 83 grosze. Stawka
spora, bo jak łatwo wyliczyć, za
stukilometrową trasę do kieszeni
wpadają 83 zł. Oczywiście w dokumentacji
trzeba zaznaczyć, że podróże były służbowe,
nikt tego jednak nie sprawdza. Wiadomo, że
od lat korzystają z tego ochoczo posłowie,
w tym ministrowie, którzy są parlamentarzystami. Ale chyba najdziwniejszy jest
przypadek obecnego marszałka Sejmu
i byłego szefa MSZ Radosława Sikorskiego.
Z
MANIERY HRABIEGO
Z przywileju, który opisaliśmy na przykładzie trzech polityków, poszczególni
posłowie korzystają w różnym zakresie.
Jedni biorą z Sejmu po kilka tysięcy złotych,
drudzy – kilkanaście, jeszcze inni zbliżają
się do stawek maksymalnych, czyli do
neumannowych 35 tys. zł rocznie. Posłów
jednak nieco łatwiej usprawiedliwić. Po
pierwsze, mają więcej czasu od ministrów
i mniej przywilejów (w terenie posługują
się najczęściej swoimi autami), po drugie,
praca poselska polega również na jeżdżeniu
po okręgach wyborczych.
Trudno jednak znaleźć usprawiedliwienie dla zapracowanych w Warszawie ministrów, a szczególnie Radosława Sikorskiego,
który jako szef MSZ dysponował funkcjonariuszami BOR. Wypłaty dla byłego
szefa dyplomacji wyglądają jeszcze dziwniej
w zestawieniu z innymi najważniejszymi
postaciami w państwie ochranianymi
przez BOR. Poseł Grzegorz Schetyna jako
wicepremier i szef MSWiA w 2009 r. nie
wziął ani złotówki. Podobnie Waldemar
Pawlak, który również pełnił obowiązki
wicepremiera i ministra gospodarki. Jacek
Rostowski nie brał z tego samego tytułu
ani grosza nie tylko jako wicepremier, lecz
także jako minister. Z przywileju, jako marszałek Sejmu, nie korzystała Ewa Kopacz,
podobnie ministrowie sportu Mirosław
Drzewiecki i Joanna Mucha. Taka sama
sytuacja była z wicepremierem Januszem
Piechocińskim i byłym szefem rządu
Donaldem Tuskiem. Oni również nie brali
z Sejmu ani grosza za używanie swoich aut
do celów służbowych.
Hansa Klossa kochała cała
Polska. W sprawie Stanisława
Mikulskiego zdania do dzisiaj
są podzielone.
OLGA WASILEWSKA
LICZNIK NA DRUCZKU
Jak w praktyce wygląda pozyskiwanie pieniędzy z Sejmu za przejechane kilometry?
Spytaliśmy o to doświadczonego posła
i prawnika Ryszarda Kalisza.
– Wypełnia się druczek. Trzeba podać
numer rejestracyjny auta. I zadeklarować,
ile służbowo przejechało się kilometrów. Ja
tam wpisuję również aktualny stan licznika.
Taki druczek wypełniam raz w miesiącu.
– Czy posłowie mogą przekazać swój
przywilej na przykład pracownikom swego
biura?
– Absolutnie nie. Takie podróże wiążą
się wyłącznie z wykonywaniem mandatu
poselskiego. I to jest wyraźnie napisane
w sejmowych dokumentach. Z całym szacunkiem, ale pracownicy biur poselskich
nie sprawują mandatów poselskich – mówi
nam Kalisz. Q
AGNIESZKA
BURZYŃSKA
dziennikarka
[email protected]
@BurzynskaAga
MICHAŁ MAJEWSKI
szef działu Śledczego
Stanisław
Mikulski jako
kapitan Kloss. Klatka
z filmu pokolorowana
na potrzeby
ówczesnej prasy
[email protected]
@MajewskiMichal
O
statnia Wigilia była trudna.
– Zdawał sobie sprawę, że
być może zostało mu niewiele
czasu. Nie robił już planów na
przyszłość. Chciał celebrować każdą chwilę z nami. Dzieliliśmy się
opłatkiem, a potem bardzo intensywnie się
przytulaliśmy. Przytulaliśmy się i mieliśmy
nadzieję, że za rok znów się spotkamy
– wspomina zeszłoroczne święta siostrzenica
Stanisława Mikulskiego, Karolina Góralska.
Rozmawiamy wieczorem. W domu trwają
przygotowania do pogrzebu, a w Sejmie na
głowę aktora sypią się gromy.
Trwa spór, czy aktor zasługuje, by
posłowie uczcili jego pamięć minutą ciszy. – Zaangażowanie polityczne na rzecz
komunistycznego reżimu go dyskwalifikuje
– krzyczą posłowie Prawa i Sprawiedliwości.
w szóstym odcinku. Po emisji pierwszej
części telewizja zapowiedziała, że za miesiąc
zostanie nadany ostatni odcinek przygód
kapitana Klossa. Redakcję zalały protesty
płynące z całego kraju. Grożono nawet
blokadą wejścia do telewizji, jeśli Hans Kloss
umrze. Nie mógł umrzeć. W latach 70. OBOP
przeprowadził badania oglądalności serialu
i okazało się, że wynosi ona ponad 91 proc.
„Stawkę większą niż życie” pokazywano nie
tylko w Polsce, ale też w Rosji, na Ukrainie,
Białorusi czy w Mongolii. W latach 60.
i 70. podobizna Mikulskiego była wszędzie.
Nawet na odwrocie popularnych wówczas
kieszonkowych lusterek. Sam aktor opowiadał, że czasem opadały mu ręce, kiedy kolejna
spotkana na ulicy osoba krzyczała: „O, J-23!
A mundur gdzie?”. Zawsze odpowiadał:
„W pralni, proszę pana”.
ZE SLAMSÓW NA SZCZYT
STO LAT. STO SZTYLETÓW
Bałuty to robotnicza dzielnica Łodzi o wyjątkowo złej sławie. Jest 1949 r. Do liceum numer 8 wkracza reżyser Leonard Buczkowski
wraz z ekipą. Szuka aktorów do najnowszego
filmu. Zaprasza na przesłuchanie spotkanego
na korytarzu chłopca. – Na przesłuchanie
szedłem jak gwiazda. Wyobrażałem sobie,
że na mnie czekają. Owszem, czekali. Ale
nie tylko na mnie. Chyba z 200 chłopaków
z całej Łodzi szukało szczęścia w branży
filmowej – wspominał po latach chłopak
z licealnego korytarza Stanisław Mikulski.
Kiedy zobaczył, że nie jest jedynym chętnym do obiecanej, jak sądził, roli, uniósł się
honorem i ruszył do wyjścia. Ktoś go jednak
zatrzymał i zaprowadził na plan. – Tego dnia
złapałem bakcyla aktorstwa – przyznawał
po latach artysta.
W filmie Buczkowskiego „Pierwszy start”
zagrał Franka Mazura, junaka z organizacji
Służba Polsce. Już wtedy wystąpił w mundurze, ale popularność przyniosła mu dopiero
rola Polaka w niemieckim mundurze. Wizerunek Hansa Klossa, agenta J-23, przylgnął
do niego na całe życie.
W zamyśle autorów serialu bohater
„Stawki większej niż życie” miał zginąć
Mikulski grał w filmach i teatrze. Stał się
idolem nie tylko widowni, ale i ówczesnej
władzy. „Nasze środowisko w tamtych czasach było przez władzę hołubione. Myśmy
mieli jak u pana Boga za piecem. Wszyscy,
całe środowisko wyciągało ręce ku górze”,
napisał aktor w autobiografii wydanej
w 2012 r. Bez ogródek mówił o przywilejach,
którymi rozpieszczano aktorów, i o tym, że
oni chętnie z tego korzystali. Na początku lat
70. w czasie wywiadu zażartował: „W mieszkaniu brakuje już miejsca na lampy, które
zbieram”. Niedługo potem odebrał telefon.
„Dzwonię z polecenia ministra Jaruzelskiego” – usłyszał. Chociaż zapewnił, że
z brakiem miejsca to był tylko żart, wkrótce
dostał zawiadomienie, że przydzielono mu
mieszkanie. 70 mkw. w centrum Warszawy,
przy Chmielnej.
Przyszły lata 80., zamieszki, aresztowania.
Generał Jaruzelski ogłasza stan wojenny.
Środowisko artystyczne rozpoczyna bojkot Polskiego Radia i Telewizji, ośrodków
uznanych za tubę propagandową władzy.
Bojkot początkowo był odruchem jednostek.
Z czasem stał się sprawą honoru i niepisanym
prawem. Tych, którzy je łamali, uznawano
za kolaborantów. Nie powstawały nowe
filmy. Z telewizji zniknęły znane i lubiane
przez widzów twarze. Twarz Mikulskiego
nie zniknęła. Aktor występował, przyjmował
zaproszenia do telewizji. Artyści bojkotujący
telewizję i ci, którzy ich popierali, rozpoczęli
bojkot Mikulskiego.
Nadchodzi trudny czas. Widownia Teatru Polskiego zagłusza jego kwestie burzą
ostentacyjnych oklasków. Na samochodzie
regularnie ktoś maluje mu wielkie czerwone
gwiazdy. Odwracają się od niego dawni ko-
Mikulskiemu opadały
ręce, kiedy kolejna
osoba na ulicy
krzyczała: „O, J-23! A
mundur gdzie?”. Zawsze
odpowiadał: „W pralni”
13
20
12
Polska
Cała sprawa nie dotyczy tylko Sikorskiego. Imponujące pieniądze na służbowe
przejazdy własnym autem pobiera z Sejmu
minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. On
oczywiście, podobnie jak Sikorski, dysponuje służbową limuzyną z kierowcą.
Co ciekawe, gdy szef resortu zdrowia był
zwykłym posłem (i nie dysponował ministerialnym autem), brał z Sejmu zaledwie
6 tys. zł. To było w 2009 r. Gdy został
ministrem, tylko w 2012 r. pobrał 27 tys. zł.
To by oznaczało, że w sprawach służbowych własnym autem minister przejeżdża
w każdy weekend po 600 km i w każde
święto 300 km. Zapytaliśmy Arłukowicza,
jak mu się udaje robić tyle kilometrów
swoim autem w sprawach służbowych.
Wciąż czekamy na odpowiedź.
KOPACZ, TUSK, SCHETYNA NIE BIORĄ
Aktor
wyklęty
Z oświadczeń
Neumanna wynika,
że własnym autem
służbowo przejechał
tyle, że mógłby pięć
razy okrążyć Ziemię
Mózg lewicy, mózg prawicy
– Amerykański naukowiec twierdzi, że
odkrył tajemnicę wojny między Tuskiem
a Kaczyńskim. I sposób, jak ją zakończyć
Pan marszałek samochodzik
– Radosław Sikorski otrzymał z Sejmu
prawie 80 tys. zł za używanie prywatnego
auta do celów służbowych
20
Polska
GARNITURY I MANIERY
21
14 grudnia 2014 | wprost
Kultura
TATIANA KOLESNYCZENKO
Faceci
z klasą
SUPERFACECI
Łukasz Kielban podaje się za pierwszego
historyka męskości w Polsce. – Badałem
życie polskich oficerów w okresie międzywojennym. Oni wówczas ucieleśniali
sobą rodzaj supermężczyzn. Prawdziwi
dżentelmeni, wyznający zasady honoru,
a przy tym zawsze eleganccy i zadbani
– mówi. – Potem były wojna, komunizm,
bieda, ojciec wiecznie nieobecny w domu.
Ciągłość międzypokoleniowa została
przerwana, mężczyźni przestali rozmawiać
z synami. A szkoda, bo przez to straciliśmy
źródło informacji o męskich sekretach,
które kiedyś przekazywało się z pokolenia
na pokolenie – dodaje.
Jego zdaniem wyraźnie widać, że Polakom brakuje wzorców i informacji. Bo jak
inaczej można wytłumaczyć gwałtowny
wzrost popularności poradników i blogów
o męskiej elegancji i dobrych manierach?
Sam Kielban uznał, że wiele rytuałów
z lat 20. można przenieść do współczesnego życia. Swoje doświadczenia krok po
ZDJĘCIA: 123RF
Polscy mężczyźni
rezygnują z chłopięcej
swobody. Wraca
moda na klasyczną
elegancję. Jest
szansa, że wkrótce
do stroju uda się
dopasować maniery.
Jesteśmy znurzeni
kultem wiecznej
młodości i nie chcemy
już być chłopcami.
Teraz modna staje się
dojrzałość
PAULINA SOCHA-JAKUBOWSKA
KRAWACIARZE Z WYBORU
51
Faceci z klasą – Polacy rezygnują
z chłopięcej swobody. Wraca moda na
klasyczną elegancję. Jest szansa, że do
stroju uda się dopasować maniery
welina Kopic od kilkunastu
lat pracuje jako dziennikarka.
Prowadziła wiele programów
telewizyjnych, regularnie pokazuje się na wizji. Zajmowała
się tematyką medyczną, opisywała życie
gwiazd. Zawsze świetnie ubrana, z perfekcyjnym makijażem. Dla wielu: piękna
pani z telewizji.
Właściwie nie sposób było zauważyć,
że 50 proc. ciała dziennikarki pokrywają
plamy. – Bielactwo postępuje, ale tempo
zmian jest różne i zależy od stresu oraz
ogólnej formy i odporności organizmu.
Jesienią i zimą jest zdecydowanie lepiej,
bo kontrast między plamami a zdrową skórą
jest nieduży. Latem jestem zupełnie łaciata,
bo skóra zdrowa, mimo filtrów, się opala
– mówi Ewelina. Pracując w telewizji, wielokrotnie słyszała, że „widzowie nie lubią
oglądać ludzi z defektami”. A nawet że „ta
pani jest nieładna, więc jej nie pokazujmy”.
Przez lata więc swoją chorobę ukrywała.
Sztukę tuszowania łatek, jak nazywa
odbarwienia, opanowała do perfekcji. Do
tego stopnia, że wielu znajomych nawet nie
zdawało sobie sprawy z jej choroby. Aż do
teraz. Ewelina postanowiła bowiem założyć
portal poświęcony takim jak ona. I fundację,
która wspierałaby kobiety w podobnym położeniu jak ona. Te nieidealne, które chcą być
szczęśliwe. I przede wszystkim móc być sobą. – Nie chcemy, żeby nam mówiono, że nie
możemy czuć się atrakcyjnie, bo atrakcyjne
są panie, które się nieludzko odchudziły.
Albo tłuszcz z brzucha zmienił położenie
i nagle wypchał im biust lub usta. To, co
lansują media, idzie w zadziwiającą stronę.
Cały świat żyje czyimś tyłkiem, komentuje
to, czy on wygląda lepiej w spodniach, czy
w spódnicy. Ja się z tego śmieję, bo tylko taki
użytek można zrobić z takich informacji.
Jednak doskonale wiem, że wygląd ma
piekielnie duże znaczenie – przyznaje.
Sama przekonała się o tym, gdy pierwszy
raz wrzuciła do sieci zdjęcie w koszulce
E
Zaczęło się w 2009 r. – Pracowałem
wtedy jako scenarzysta. Wiązało się to
z tym, że odwiedzałem mnóstwo imprez,
premier, spotkań. Wtedy jako 30-latek
poczułem potrzebę, by posiadać w swojej
garderobie jakieś dorosłe ubranie – mówi
Macaroni Tomato, rzadziej kojarzony jako
Wojciech Szarski, bloger i ojciec założyciel
polskiego ruchu bespoke, czyli szycia na
miarę. – Wchodziłem do różnych sklepów,
ale nie znajdywałem na półkach nic, co
by zadowalało moje poczucie estetyki.
Zacząłem zgłębiać temat i odkryłem, że
na świecie niezwykle popularne jest krawiectwo miarowe. Co więcej, mężczyźni
z USA czy Szwecji przyjeżdżają do Polski,
aby tu zamówić garnitur na miarę. Było to
coś w rodzaju podziemia, dostępnego wyłącznie dla dyplomatów, o którym Polacy
nic nie wiedzieli – wspomina. Garnitur był
50
50
Plastikowe piękności wychodzą z mody, a bardziej od
sztucznego biustu zaczyna się liczyć naturalność.
Polacy mają dość lukrowanej i nieosiągalnej
rzeczywistości idealnych ludzi.
kroku zaczął opisywać na blogu „Czas
gentlemanów”, który w ciągu kilku lat trafił
na listę najbardziej wpływowych w polskim
internecie. Miesięcznie stronę Kielbana
odwiedza ponad 100 tys. użytkowników.
O czym pisze? Jak idealnie wyprasować koszulę, wypastować buty na wysoki połysk,
dobrać odpowiedni zegarek. Absolutnym
hitem była instrukcja golenia się na mokro
i brzytwą. Teraz największe wzięcie ma
poradnik dla brodaczy. Kielbanowi nie
podoba się modne dziś określenie drwaloseksualizm. – Wiele osób myśli, że brodacze po prostu pozwalają swoim brodom
rosnąć i nic z nimi nie robią. Porównują
nas do ludzi z lasu. Elegancki mężczyzna
musi umieć zadbać o swój zarost. Mycie,
czesanie i strzyżenie to podstawa. Warto
też sięgnąć po wosk do wąsów i olejek lub
balsam do brody – tłumaczy.
– Opisuję, jak żyć w zgodzie ze sobą
i być mężczyzną z klasą. To zarówno
element slow life, jak i nowoczesnej wizji męskości – opowiada Kielban. – Był
moment, w którym zgubiliśmy definicję
prawdziwego faceta, dużo mówiło się o rzekomym kryzysie męskości. Teraz wyraźnie
widać, że polscy mężczyźni dojrzeli. Jesteśmy znużeni kultem wiecznej młodości
i nie chcemy już być chłopcami. Teraz
coraz modniejsza staje się dojrzałość, którą
wyrażamy przez elegancję – tłumaczy.
ZDJĘCIA: RAFAŁ SIDERSKI
Ł
Ewelina Kopic
jest dziennikarką.
Od kilkunastu lat
choruje na bielactwo
60
60
z krótkim rękawem. Pokazała swoje przedramiona. – Od razu pojawiły się komentarze,
że to „akt odwagi”. Przecież to absurdalne.
Tak samo, jak chore jest nazywanie aktem
odwagi zdjęcia gwiazdy bez makijażu
– podkreśla.
PLASTIKOWY ŚWIAT
– Każda rewolucja jest absurdalna.
Przerysowana, przesadzona i pociąga za
sobą ofiary. Jeśli dzięki zdjęciom bez makijażu, na których pokazujemy się trochę
nagie, wyrażamy swój sprzeciw wobec
ideałów lansowanych na rozkładówkach
kolorowych pism, to ja to kupuję – mówi
psycholog Maria Rotkiel. To, że publikacja
zdjęcia gwiazdy bez make-upu urasta do
rangi wydarzenia miesiąca, psycholożkę
w zasadzie cieszy. – Moim zdaniem ta
przesada równoważy dużo gorszą przesadę
polegającą na kulcie wyglądu dalekiego od
naturalności.
Maria Rotkiel przyznaje też, że z ogromną sympatią śledzi kobiety, które mają odwagę mówić o swoich niedoskonałościach.
– Mam nadzieję, że to zjawisko będzie coraz
bardziej zauważalne – dodaje.
Bo w ostatnich latach rzeczywiście
przyzwyczailiśmy się do widoku idealnych
piękności, z gładkim ciałem, świetnymi
proporcjami, ubranych w ciuchy od najlepszych projektantów. I zapragnęłyśmy być
takie jak one. By przypadkiem nie narazić
się na krytykę, nie skupiać uwagi na swoich
brakach, nie zostać wyśmianym przez kogoś, kto uważa, że kobieta powinna być tak
perfekcyjna jak bohaterka z okładki kolorowego pisma. Wszystko, co inne, oryginalne,
nienormatywne, czy po prostu naturalne,
wciąż nas szokuje. W imię zasady, że boimy
się nieznanego.
Na szczęście promotorek naturalności,
takich jak Ewelina, jest więcej. Kobiety, które
do niedawna uchodziły za nieatrakcyjne, czy
wręcz brzydkie – bo oszpecone bliznami
po operacjach, ponadprogramowymi kilogramami, łysiejące czy cierpiące na inne
objawiające się na ciele schorzenia – coraz
częściej ośmielają się pokazywać. Tylko
w ostatnich miesiącach na świecie pojawiło
się kilka inicjatyw, które udowadniają, że
bardziej od sztucznego biustu zaczyna się
liczyć naturalność. W Polsce także. Przykład:
książka Doroty Wellman „Ja nie mogę być
modelką?!”, w której dziennikarka mówi,
że kobiecości nie mierzy się w kilogramach
i centymetrach, trafiła na listę bestsellerów.
Portal Dobrze Być Sobą założony przez
Kopic już musiał zostać przeniesiony na
większy serwer. Pierwszy nie wytrzymał
obciążenia.
Jak podkreśla Maria Rotkiel, propagowanie filozofii szacunku do siebie i ciała,
jakkolwiek ono wygląda i jakikolwiek
ma rozmiar, jest bardzo ważne. – Każdy
projekt, który odczarowuje kult idealności
i burzy mit perfekcyjnego ciała, jest na wagę
złota – mówi Rotkiel.
PĘKNIĘTE ŻYCIE
Asia do niedawna mówiła o sobie, że jest
wybrakowanym egzemplarzem. Że w zasadzie jej termin przydatności do spożycia się
skończył. Mówiła, że ma odruch wymiotny,
gdy patrzy na swoje odbicie w lustrze.
Ma 37 lat. Jest matką syna i córki. Rodziła po trzydziestce. Właśnie tym tłumaczy
swoje poszatkowane rozstępami ciało.
– Gdybym zaszła w ciążę 10 lat wcześniej,
skóra byłaby jędrniejsza – mówi, pokazując
fałd z brzucha rzeczywiście oszpeconego
bliznami. Kobieta przez ostatnie lata na
plażę ubierała coś na kształt burkini, czyli
kostiumu, w którym chodzą muzułmanki.
– Byłam okutana od stóp po szyję, nie
wyobrażałam sobie, że ktokolwiek mógł
choćby zerknąć na moje melonowe ciało
– dodaje. Porównania z melonem używa
specjalnie. – Bo skórka tego owocu jest
popękana jak moja – tłumaczy.
Mąż Asi zapewnia, że rozstępy mu nie
przeszkadzają, że nawet ich nie widzi. Gdy
Żeby zaszły zmiany w naszym postrzeganiu
jakiejkolwiek inności, brzydoty czy starości
– potrzebne są zmiany w wychowaniu dzieci
14 grudnia 2014 | wprost
61
Brzydka ona – Plastikowe piękności
wychodzą z mody, a bardziej od sztucznego
biustu zaczyna się liczyć naturalność. Polacy
mają dość idealnych ludzi
4 Skaner
22 Informatyk nieortodoksyjny
– tajemniczy człowiek z PKW
w twoim telefonie
24 Mojżesz lewicy – powrót
Olejniczaka
30 Miliony płynące
na Mauritius – wizowi
pośrednicy
32 Radomski odlot – lotnisko
uziemione
Pełne bieżące
wydanie „Wprost”
pobierz na swojego
iPhone’a, iPada
(App Store)
oraz na urządzenia
z systemem
Android
(Google Play)
38 Od pielgrzymki wolałem
Jarocin – rozmowa
z Krzysztofem Ziemcem
42 Brudne interesy – globalny
śmietnik
54 Bankruci po cudzych
błędach – uzdrowić system
47
14 grudnia 2014 | wprost
Aktor wyklęty – Hansa Klossa
kochała cała Polska. W sprawie Stanisława
Mikulskiego zdania do dzisiaj są podzielone
46
POWRÓT NATURALNOŚCI
Brzydka ona
ukasz Kielban nosi długą brodę,
ale zamiast kraciastej koszuli
„na drwala” wkłada szyty
na miarę garnitur. – Wizyta
u krawca była jednym z najciekawszych doświadczeń w moim życiu
– mówi. Według niego właśnie trwa cicha
rewolucja męskości, która wciąga i metroseksualnych chłopców, i drwalobrodaczy.
Jeszcze kilka lat temu garnitur zakładano
tylko na studniówki, wesela czy pogrzeby.
Teraz coraz chętniej po klasyczne marynarki sięgają 20-, 30-latkowie. I nie dlatego, że
muszą. Chcą wyglądać elegancko i męsko,
jak na filmie. A kiedy wkładają dopasowane
garnitury, czują się zobligowani do bycia
dżentelmenami.
46
TYMAŃSKI O BUNCIE I SHOW-BIZNESIE
Głupek może więcej
Nie lubię, jak robi
się z automatu
z buntowników
bohaterów. Jeśli
masz rodzinę,
zdrowie i idziesz się
naparzać, jesteś
idiotą
Łatwo się wytyka błędy innym, ale każdy ma coś za uszami. Kiedy
przyglądasz się światu uważnie, dostrzegasz w nim własną twarz.
„Polskie gówno” to my, a nie oni – mówi Tymon Tymański, muzyk.
Rozmawiał
KRZYSZTOF KWIATKOWSKI
Tymon jest jednym z bohaterów dokumentu
„Totart, czyli odzyskiwanie rozumu” Bartosza
Paducha, gdzie w historii trójmiejskiej grupy
artystycznej przełomu lat 80. i 90. odbijają się
trudy naszej transformacji. „Polskie gówno”
Grzegorza Jankowskiego – film, do którego
muzyk napisał scenariusz i w którym zagrał
głównego bohatera – to bezkompromisowa
satyra na współczesność. Oba obrazy układają
się w opowieść o kontestatorach i show-biznesie ostatnich trzech dekad.
Lubi pan, jak nazywa się pana sowizdrzałem?
Taką gębę mi dorabiają. Nie wszystko, co
robię, ma charakter komiczny, ale nie mam
z tym problemu. Głupek może powiedzieć
więcej. Wyniosłem to przeświadczenie
z nauk moich mistrzów: Witolda Gombrowicza i Franka Zappy. Powagą nie wygra
się ze światem. Łatwiej odbić jego obraz
w krzywym zwierciadle. Zamiast walczyć
z systemem wykrzywić matrix. Dzięki
temu mam alibi. Kiedy palnę coś w radiu
albo obsmaruję kogoś ważnego z mediów,
kwitują: „A, to tylko Tymański”. Więc
drwię dalej.
Nigdy nie ma pan poczucia, że przegina?
Miewam i nie wiem, jak długo radio,
w którym pracuję, będzie to znosić. Ale czy
można działać inaczej? Ja kocham jechać
na przegince, to mój styl. The Beatles,
Zappa, Captain Beefheart czy choćby
Monty Python zrobili sztukę z przeginania
pały. Tytuł filmu „Polskie gówno” też jest
przegięciem. „To nie przejdzie” – słyszałem od ludzi. Artyści kochają drażnić,
szukają granic. Jeśli robią to w jakimś
istotnym celu, budującym i katartycznym
– ma to sens. W swoich filmach przegina
Wojtek Smarzowski, przegina Czesław
Mozil, kiedy śpiewa „Nienawidzę Polski”.
Oczywiście kochamy Polskę, ale przecież
wielu z nas rozumie, co on chce przez to
powiedzieć. Moje granice ustanawiają empatia i krztyna zdrowego rozsądku. Staram
się nie przywalać tym, którzy mają gorszy
status i nie mogą się obronić, staram się
też przeginać tak, żeby nie mieć na karku
prokuratury.
Kiedy pod koniec lat 80. działał pan
w artystycznej grupie Totart, prowokacja była chyba trudniejsza niż dzisiaj?
Oczywiście. Jak się wychodziło prowokować, lądowało się na dołku albo dostawało
bęcki od ZOMO. Wtedy funkcjonowała
ideologiczna triada: Kościół, partia,
Solidarność. A poza nią – wyrzutkowie
społeczni. Totart, Major Frydrych z jego
Pomarańczową Alternatywą, Wolność
i Pokój, Ruch Społeczeństwa Alternatywnego i wielu innych bezimiennych
świrów tamtej epoki. Dość późno się na to
załapałem. Jak miałem 13 lat, nie mogłem
przecież chodzić pod stocznię, bo matka
zabraniała. W 1981 r. byłem za młody, żeby
rzucać kamieniami. Później bałem się, że
stracę oko. Mój kumpel, wspaniały poeta
Antek Kozłowski, został tak pobity, że dziś
ma z tego tytułu rentę. Nie uśmiechało mi
się, żeby zostać ofiarą tamtego chujowego
systemu. A jak dojrzałem do rewolty, zdałem na Uniwersytet Gdański, rzutem na
taśmę załapując się na podróż z Totartem
i strajk w 1988 r. W sumie ostatni pociąg
buntu w PRL.
Po co pan do niego wsiadł?
Miałem dość własnej samotności, artystycznego odizolowania. Chciałem
wziąć udział w sprzeciwie społecznym.
Szczęśliwie jeszcze przed upadkiem
PRL napisałem numer „Berlin” – historię
Armii Czerwonej widzianej z perspektywy
Hłaski. I ten kawałek został ocenzurowany. Dostałem też wpierdol od milicji.
Tu pojawia się wątek komiczny, bo swoją
spektakularną ścieżkę zdrowia przeżyłem
nie jako dysydent, lecz jako lechista, ale
wybryki naćpanego amfetaminą ZOMO
robiły wrażenie tak czy owak. Powiedzmy
sobie szczerze: manifestacje wtedy to nie
była wielka rzecz. Nie lubię, jak się z au-
102
tomatu z wszystkich buntowników świata
robi bohaterów. Jeśli masz rodzinę, zdrowie i idziesz się bić, jesteś idiotą. Życie jest
zbyt cenne, żeby naparzać się z milicją. Nie
masz prawa go narażać dla siwych głupców. Co innego przesiedzieć lata w pierdlu
za swoje ideały. To szanuję znacznie bardziej, to zgadza mi się z ideologią ahinsy,
czyli nieranienia innych.
Wychował się pan wśród gdańskich
blokowisk. Ale wspomina pan, że wokół
było mnóstwo kolorowych ptaków,
ludzi, którzy chcieli „wyrzygać się na tę
szarość”.
Zawsze są freaki. Dzisiaj też, tylko ich nie
widać, bo każdy koncentruje się na sobie.
Jestem wdzięczny freakom z mojej młodości, że pokazali mi inne myślenie o świecie.
Mój brat Roman, fotografik Krzyś Główczyk, Krzyś Honchera, Włodek Urbanowicz, Paweł „Koñjo” Konnak, Zbyszek
Sajnóg. Oni podrzucali mi rzadkie książki,
ambitną muzykę, z nimi zaliczałem DKF-y.
Jestem im winien wdzięczność za poważną
artystyczną edukację, powinienem im
postawić pomnik z czekolady na osiedlu.
To Włodek powiedział mi, że dzieje się coś
takiego jak Totart. Zobaczyłem ich po raz
pierwszy podczas happeningu w szpitalu
psychiatrycznym w gdańskim Srebrzysku.
Właśnie tam, żeby zbratać się z kolegami,
frykcyjnie sponiewierałem skrzydlate
godło PRL. Totartowcy to od razu kupili.
Zbyszek Sajnóg, nasz niepisany, choć
piśmienny guru, zaczął namawiać, żebym
do nich dołączył. Pytam: „Po co?”. „Bo
jesteśmy ariergardą narodowej kultury.
Pilnujemy, żeby nikt jej nie wyrżnął w dupę”. Nie do końca załapałem, ale jakoś mi
się to wszystko spodobało. W ten sposób
zostałem happenerem, którym nolens
volens jestem do dzisiaj.
Totart miał szokować, być obrazoburczy. Poczuł pan oddech świeżości?
Może nie tworzyliśmy rzeczy wielkich,
ruch miał charakter chaotyczny i dość
juwenilny, ale była w nas siła. Inspirowaliśmy się nawzajem, często zaskakując
samych siebie. Ale naszą niekłamaną
gwiazdą był Mesjago – Zbyszek Sajnóg.
Większość fanów poezji zna go ze słabego
wiersza „Flupy z pizdy”, co nie jest fair.
Zbyszek napisał trzy genialne, nieopublikowane tomiki: „Sonety totalne”, „Repolucja” i „Reisepsychose”, które rozłożyły
mnie na łopatki. Robiliśmy, co uważaliśmy
za słuszne: total art. Dzisiaj Paweł „Koñjo”
Konnak z Krzysiem Skibą dostają medale,
a Narodowe Centrum Kultury wydaje
o nas książki, bo uznaje nasze szaleństwa
za walkę z systemem.
Wolność przyszła do was jako szok.
Także o tym jest film „Totart...”.
ZDJĘCIA: MARCIN KALIŃSKI
12
ARŁUKOWICZ ZDROWO JEŹDZI!
ZDJĘCIA:
W CO WIERZY
PRAWICA
I LEWICA
ZDJĘCIA:
aczęło się na sejmowym basenie.
Marzena Wróbel, znana z radykalnie prawicowych poglądów
była posłanka PiS (obecnie
niezależna), poszła popływać po
ciężkim dniu pracy w parlamencie. W tym
samym czasie obok na bieżni w siłowni ćwiczył Robert Biedroń, poseł antyklerykalnego
Twojego Ruchu, pierwszy otwarty gej
w polskim parlamencie. Miał już chyba
10 km w nogach i zamierzał się odświeżyć
w basenie. – Byłam pełna podziwu dla jego
kondycji i samozaparcia. Pomyślałam jednak,
że mu zaimponuję i pokażę, jak pływam. Bo ja
umiem pływać bez zatrzymywania się nawet
przez dwie godziny – opowiada Wróbel.
– Podziwiała moje zdolności biegacza, a ja
jej zdolności pływaczki – wspomina Robert
Biedroń. – To nas bardzo zbliżyło – opowiada świeżo upieczony prezydent Słupska.
Zaczęło się więc od niezobowiązującej
rozmowy, a potem okazało się, że parlamentarzyści mają podobne upodobania
sportowe. – Oboje uwielbiamy przyrodę,
lubimy też jeździć na rowerze. Okazało się,
że Robert Biedroń jest ciepłym i miłym
człowiekiem – wspomina Marzena Wróbel.
Zastrzega, że w kwestii poglądów nadal dzieli
ich prawie wszystko. – Czasami jak powie coś
ideologicznego, to jest mnie w stanie rozpalić
do czerwoności. Ale kiedy z nim rozmawiam
o normalnych, codziennych sprawach, okazuje się, że to uroczy człowiek – opowiada.
Takie zachowanie w polskim Sejmie to
w tej kadencji absolutny wyjątek. Smutną
normą jest wzajemna niechęć, wręcz wrogość
między osobami z różnych partii i obozów
politycznych. Jej symbolem stały się medialne występy Stefana Niesiołowskiego,
podczas których niewybrednie bluzga on
na prezesa PiS, albo wypowiedzi Antoniego
Z
NEUMANN W DRODZE NA KSIĘŻYC
Prawdziwym rządowym rekordzistą jest
zastępca Arłukowicza Sławomir Neumann.
Jest też bardzo konsekwentny. W 2009 r.
deklarował przejazdy za 35 103 zł 60 gr. Rok
później za 35 103 zł 60 gr. W 2011 r. za 35 103
zł 60 gr. W 2012 za 35 103 zł 60 gr. I tak
samo w 2013 r. – 35 103 zł 60 gr. Wygląda
zatem, jakby rok w rok przemierzał tę samą
trasę z dokładnością do jednego metra!
Neumann został wiceministrem zdrowia
w połowie 2012 r., ale jak widać, nic to nie
zmieniło w intensywności jego przejazdów,
choć dysponuje przecież resortową limuzyną. Dodajmy, że poprzednik Neumanna,
Jakub Szulcwziął z kasy Sejmu w 2011 r.
mniej o 33 tys. zł. Neumann (nie znalazł
czasu na rozmowę z nami), jak wynika
z sejmowego oświadczenia, ma bmw 520
i hondę jazz. Ile kilometrów można przejechać tymi samochodami za roczną kwotę
35 103 zł 60 gr? Policzyliśmy. Gdyby wziąć
pod uwagę tylko koszty paliwa, byłoby to
64 tys. km. A to oznacza, że wiceminister
zdrowia w sprawach służbowych swoim
prywatnym autem przez pięć lat mógł
okrążyć Ziemię osiem razy albo prawie
dotrzeć na Księżyc.
Według tego, co zadeklarował w oświadczeniach Neumann, okrążeń Ziemi było
tylko pięć, czyli jedno na rok. Jedna rundka
wokół globu to 40 tys. km.
ZDJĘCIA: EAST NEWS
Mózg lewicy,
mózg prawicy
Reżyser Bartek Paduch włożył kij w mrowisko. Między dziesięciu-piętnastu
skłóconych kumpli, którzy mają inne
punkty widzenia i inne punkty siedzenia.
Zadziałało jak katharsis. Nie każdy z nas
poradził sobie z nowymi czasami. Sajnóg
odszedł do sekty Niebo trefnego guru Bogdana Kacmajora – tak straciliśmy starszego
brata i kaowca, naszego ukochanego Tolka
Banana. Paweł „Koñjo” Konnak pierwszy
wszedł w show-biznes i zaczął prowadzić
program w telewizji, oddając się za zupę na
dziesiątkach imprez. Łatwo było nam go
14 grudnia 2014 | wprost
102
Głupek może więcej – Kiedy
przyglądasz się światu, dostrzegasz w nim
własną twarz. „Polskie gówno” to my, a nie
oni – mówi Tymon Tymański, muzyk
79 Nadeszła era smoka – Chiny
biją USA
82 Szpiedzy atakują – wojna
wywiadów
86 Raj utracony – niewolnicy
w Szwajcarii
88 Bursztynowy zawrót głowy
– polski jantar
90 Nowości małe i duże
– motoryzacja
96 Adaś uratowany – rozmowa
z prof. Januszem H. Skalskim
100 Uzależnieni od zdrowia
– ortoreksja: wszystko jest
toksyczne
106 Kalejdoskop kulturalny
114 Bomba tygodnia
64 Artysta w kolejce – rozmowa
PROJEKT OKŁADKI:
STUDIO „WPROST”
ZDJĘCIA: ADAM
TUCHLIŃSKI/ZEIT/FORUM,
RAFAŁ SIDERSKI
z Markiem Piekarczykiem
70 Tirówka w mundurze
– morderstwo prostytutek
103
Felieton
36 Michał Witkowski

Podobne dokumenty