Co mówi

Transkrypt

Co mówi
CO MÓWI LĘK
Maria Fijewska
Katalog obiektów, które mogą budzić w ludziach lęk, podobny do zagrożenia
życia, ma olbrzymią ilość pozycji. Wiele osób boi się psów, węży, pająków, krwi, „zarazków”,
latania samolotem, samodzielnych podróży, przebywania w małych, zamkniętych
pomieszczeniach albo w dużych, anonimowych skupiskach ludzkich. Inni z kolei boją
się szpitali, brudu, spotkań towarzyskich, wystąpień publicznych, bycia samemu
w domu, separacji (nawet chwilowej) z określoną bliską osobą. Spora grupa osób boi się też
określonego rodzaju własnych myśli, zwykle takich, które ich zdaniem świadczą, że
są złymi lub nienormalnymi osobami. Istnieją też tacy, którzy doznają poczucia
śmiertelnego, ostatecznego zagrożenia, wraz z wszelkimi adekwatnymi do tego fizycznymi
objawami – bez żadnej widomej przyczyny, nagle, nieoczekiwanie, w trakcie zwykłego dnia.
Taka jest więc prawda: nawigując przez życie, od czasu do czasu, jedni z nas
częściej, prawie stale, drudzy rzadziej ale nie nigdy, dostajemy – w postaci irracjonalnego
gwałtownego lęku – wiadomość: Twoje istnienie jest zagrożone! Nasi przyjaciele mówią
„Co ty?! Przecież to tylko pies, pająk, samolot, chwilowa rozłąka, nic strasznego!”, gdzieś
w środku część naszego „ja” zgadza się z nimi, ale jakiś głos (też nasz, wewnętrzny)
odpowiada „Zagraża ci coś, wobec czego będziesz całkowicie bezradny”.
Lęk to nadmierny, irracjonalny strach, nieadekwatnie intensywny w zestawieniu
z przyczyną, która go wywołuje.
Ci, którzy doświadczyli kiedyś lęku (czyli wszyscy, z tym, że niektórzy go wypierają)
zgodzą się pewnie z obserwacją, że jest w tym uczuciu pewna charakterystyczna
jakość, szczególny odcień czy smak tego uczucia, nieobecny w niczym innym. Otóż w lęku
w przeciwieństwie do strachu zawarta jest pewna nieskończoność, coś „bez dna”, coś „nie
do obrony”. Niby mamy tylko wygłosić krótką mowę do stu dwudziestu osób, a czujemy się
na krawędzi istnienia, a przewidujemy upadek w przepaść i że „to będzie straszne”.
Jak zauważył amerykański terapeuta Arnold Lazarus, aby zrozumieć objawy lękowe
do wszystkich sytuacji budzących nasz lęk trzeba dopisać „i to będzie straszne”. Pająk
przejdzie po mojej ręce – i to będzie straszne. Zobaczę, jak strzykawka napełnia się moją
krwią – i to będzie straszne. Zapomnę, co chciałam powiedzieć w trakcie prezentacji, będę
stała niemo – i to będzie straszne. Będę sama w windzie, z której przez czas jazdy nie będę
się mogła wydostać – i to będzie straszne.
Teraz jesteśmy już na dobrej drodze. Możemy (samych siebie, czy tego kogoś, kto
czuje lęk i kogo chcemy zrozumieć) spytać „Co będzie w tym strasznego? Jaki ta sytuacja
ma dla ciebie sens? Który element, jaki sens tej sytuacji powoduje, że będzie to straszne?”
Doświadczenie terapeutyczne wskazuje, że zwykle sens ten, odsłaniający się we
wnikliwej rozmowie, sprowadza się do sytuacji samotności (w związku z opuszczeniem albo
odrzuceniem) i bezradności (w związku z zagrożeniem wobec którego nasze kompetencje są
zbyt małe, a pomoc niemożliwa lub nie nadchodzi). Bezpośrednie przyczyny lęku są więc
symbolami tych sytuacji bazowych, są ich obserwowalnymi, łatwiejszymi do dopuszczenia do
świadomości - kostiumami.
Tak więc sensem przerażenia na myśl o wpełzającym pod koszulę wężu może być
lęk w sytuacji pełnej bezradności wobec czegoś, co jest nie do wytrzymania, od czego
1
chcielibyśmy uciec, a co jest tak bliskie że nikt nie zdoła nas uratować - jesteśmy sami
wobec czegoś skrajnie niebezpiecznego, co nas całkowicie obezwładnia.
Obawa przed widokiem krwi może mieć różne znaczenie – np. takie: krew, coś, co
przed chwilą było istotą mojego organizmu – staje się zimną, czerwoną cieczą
w probówce. Wskazuje to, że cały mój organizm składa się z martwych substancji, które na
razie tworzą żywe ciało, ale kiedyś zdekomponują się, tracąc udział w życiu. Patrząc na
własną, stygnącą w probówce krew, dotykam procesu śmierci, wobec której odczuwam
bezradność. W innej wersji: Moja krew zdegradowana do substancji chemicznej mówi mi
o tym, że wszystko, co mnie otacza to tylko martwe substancje, a ja, z moją ukrytą wśród
nieożywionej natury duszą, jestem sama i samotna.
Nagłe zapomnienie tekstu przemowy oznaczać może sytuację, w której patrzący
ludzie, moje otoczenie, zawiedzie się na mnie. Wyśmieją mnie, a może odwrócą się
plecami, w każdym razie odtrącą, nie przyjmę. Zostanę sama, opuszczona, ale
i odrzucona, niegodna.
Samotność, opuszczenie, bezradność wobec ostatecznego niebezpieczeństwa to nic
innego, jak elementy przewidywanego przez nas procesu umierania, przełożone na znany
nam świat relacji międzyludzkich.
Dekodując znaczenie lęku dochodzimy więc do jego specyficznej jakości – jak
się wydaje w każdym doświadczeniu lęku zawarty jest pierwiastek zagrożenia
najsilniejszego, najprawdziwszego i najbardziej podstawowego – śmierci.
Paul Tillich, teolog i filozof, w książce „Męstwo bycia”* pisze, że „lęk w swej nagości
jest zawsze lękiem dotyczącym ostatecznego niebytu (…), w lęku dotyczącym jakiejś
specjalnej sytuacji zawiera się lęk dotyczący ludzkiej sytuacji jako takiej. U podstaw każdego
strachu tkwi lęk przed niemożnością zachowania swojego bytu – to jest właśnie element
wywołujący strach” (str.45) I dalej: „Nie da się usunąć podstawowego lęku: lęku
skończonego bytu przed groźbą niebytu. Należy on do samej egzystencji” (str. 46). Jednak
wytrzymanie tego „nagiego lęku” – mówi dalej Tillich – jest niemożliwe „dłużej niż przez
mgnienie”, dlatego ludzie mają tendencję do zamieniania lęku w strach przed czymś
konkretnym, dopinania uczucia do realnego obiektu, oswajając w ten sposób swoją zbyt
przerażająca sytuację w świecie.
Jednak, jak wszyscy obserwujemy, mimo tożsamej dla wszystkich sytuacji
egzystencjalnej, jedni z nas doznają lęku sporadycznie, inni natomiast chronicznie. Tillich
tłumaczy występowanie takiego patologicznego lęku „poziomem samoafirmacji”.
Przekładając to na kategorie psychologiczne można by powiedzieć, że im bardziej człowiek
gotów jest do akceptacji samego siebie takim, jaki jest, im bardziej jest w stanie objąć
świadomością całość swego doświadczenia, tym bardziej prawdopodobne, że zdoła
skontenerować również swój lęk egzystencjalny i nie będzie musiał wyrażać go za pomocą
symbolicznego przebrania czyli tego, co psycholog nazywa objawami.
Idźmy dalej w naszych dociekaniach. Co decyduje o tym, że jedni odważnie
przyznają się do siebie, a inni czują konieczność wyrzeczenia się przynajmniej jakiejś części
swojego „ja”?
Jak się wydaje, czynnikiem decydującym dla samoakceptacji jest akceptacja
nas, jako jednostek ludzkich, ze wszystkimi naszymi zaletami i wadami, przez przynajmniej
jedną znaczącą osobę. Im bardziej zostaliśmy przyjęci jako my przez naszych
*
Paul Tillich, Męstwo bycia, Robis, Poznań 1994
2
rodziców, krewnych czy kogokolwiek, kto nam towarzyszył w życiu, tym bardziej będziemy
pewni naszego prawa do istnienia i ufni, że więź ze światem jest mocna i trwała. Jeżeli
jednak nasze doświadczenie, co najmniej w jakiejś mierze, nasycone było odrzuceniem lub
opuszczeniem, gotowi będziemy rezygnować z siebie, żeby tylko zabezpieczyć sobie
stabilną więź i wsparcie. Fałszujemy więc swoje reakcje, udajemy, że czujemy co innego, niż
czujemy i uważamy inaczej, niż uważamy, chcemy czegoś innego, niż chcemy. Aby obronić
więź, tworzymy fałszywą rzeczywistość, jednak prawda stale daje znać o sobie, pobudzając
wciąż nasz lęk przed opuszczeniem, odrzuceniem, samotnością, czyli tym, co dla dziecka
jest synonimem niebytu, śmierci.
Paul Foxman, specjalista od zaburzeń lękowych i autor książki „Dancing with
Fear” , analizując znaczenie lęku w aspekcie duchowym pisze, że lęk sygnalizuje nam, że
jesteśmy na niewłaściwej drodze życia, że zgubiliśmy właściwy szlak. Dzieje się
tak, ponieważ doświadczanie stanów lękowych zwykle mówi, że nie zaspokajamy naszych
głębokich pragnień, że rozminęliśmy się sami ze sobą. Jeśli jestem w zgodzie ze
sobą, podążam drogą zgodną z moim najgłębszym pragnieniem, realizuję mój
potencjał, wówczas doświadczam poczucia sensu, mam chęć do życia, jestem pełna
energii, doznaję wdzięczności wobec Boga i ludzi. Jeśli tracę kontakt ze sobą, robię
rzeczy, które nie są zgodne z moim głębokim pragnieniem, robię nie to, do czego jestem
przeznaczona – często płacę cenę pogorszonego samopoczucia fizycznego, doznaję pustki
i lęku.
†
Tak więc lęk, choć często przyczepiany do fałszywego obiektu, jest prawdziwym
i ważnym doświadczeniem człowieka. Przypomina mu o grozie niebytu, której sprostać
może tylko osoba pozostająca w zgodzie ze sobą i swoim przeznaczeniem. Lęk jest
sygnałem alarmowym, który oznacza: „Skoryguj swój kierunek. Zszedłeś z Twojej prawdziwej
drogi”.
Tekst został opublikowany w czasopiśmie „Życie Duchowe” nr 67/2011 r.
†
Paul Foxman, Dancing with Fear, Jason Aronson Inc, Northvale, 1996.
3