wstęp, który ostatecznie nie został włączony do książki.

Transkrypt

wstęp, który ostatecznie nie został włączony do książki.
Planeta Kolonistów – dwa lata przed zasiedleniem.
- Pani, Królowa cię wzywa – odebrała przekaz nadbiegającego strażnika.
Podążyła za nim, pozostawiając swoich towarzyszy i przerywając trening. Ostatnie tygodnie nie
były zbyt dobre. Królowa czuła się coraz gorzej i wszystko wskazywało na to, iż niedługo odejdzie
z tego świata, a musiała kogoś wybrać na swoje miejsce. Niestety, wraz z tym, jak pogarszało się jej
zdrowie, pogarszały się nastroje w ich kilkudziesięciotysięcznej społeczności.
Ba en Kheper jeszcze raz spojrzała na przepiękny las, przeciągnęła się i śmiało ruszyła
korytarzem w głąb ziemi, do jaskini tronowej. Tuneli prowadzących pod ziemię, do złóż, było tylko
kilka i wszystkie pilnie strzeżone przez doborowych wojowników, których liczba zawsze wynosiła dwa
tysiące. Ochrona złóż była ich zadaniem i powodem przebywania na tej planecie.
Pomyślała o kilku miliardach lat poświęconych temu zadaniu i to w imię czego? W imię starej
legendy, że władca Gwiezdnego Królestwa powróci, a oni razem z nim wyruszą, by odzyskać to
zostało odebrane…
Ta śmieszna myśl rozbawiła ją. Osobiście dawno rzuciłaby to życie, ale jaką mieli alternatywę?
Nie mogli stąd odlecieć nie znając celu. Pozostawała również przysięga życia, a tej nie wolno było
złamać. Dawny władca ocalił ich, a oni poprzysięgli chronić jego ród. Było to jednak coś więcej,
stanowili kiedyś cześć tego potężnego królestwa. Ba en Kheper doskonale rozumiała i czuła, dzięki
projekcji wspomnień, że wszystkie rasy żyły wówczas jak w symbiozie. Wiedziała też, że wielu innych
zapłaciło życiem, by oni mogli przetrwać i ukryć się, aż do czasu. Bała się tylko, jak większość jej
towarzyszy, że czas ten nigdy nie nadejdzie, że coś nie zadziałało.
Przerwała dalsze rozmyślania oczarowana, jak zwykle kiedy tu bywała, ogromną mocą płynącą
od dziwnego minerału osadzonego w ścianach. Ta niesamowita moc… dzięki niej mogli przemieścić
całą planetę do tej gwiazdy, co zapewniło im kilka miliardów lat stabilizacji, bo choć nie mogli opuścić
tego rejonu kosmosu, właśnie ze względu na powierzone im zadanie, to musieli zmienić gwiazdę,
gdyż poprzednia skończyła już swoje życie. Nikt tylko nie wiedział, jak to się stało.
Na końcu centralnej jaskini znajdowało się podium z którego przemawiała ich królowa. Minęła
je wchodząc w wąskie przejście prowadzące do jej prywatnych pomieszczeń.
- Wzywałaś mnie pani – przesłała pytanie.
- Tak, podejdź dziecko – odebrała przesłanie, a potem królowa Vimbai uśmiechnęła się na
powitanie.
- Nie przerywaj mi i o nic nie pytaj. Decyzje zostały podjęte… - przekazała królowa odsyłając
jednocześnie strażnika.
- Jakie decy… - zaczęła przekaz myślowy.
- Prosiłam – królowa mruknęła, a potem kontynuowała: - Niedługo odejdę, czuję to. Wszystko
zostało już przekazane, ale jest coś, co musisz wiedzieć i coś, co chcę przekazać tylko tobie. Chodź za
mną.
Nie oglądając się, ruszyła, ku przerażeniu Ba en Kheper, prosto w skałę! Zaskoczona,
przyglądała się jak królowa powoli w nią wnika… Ruszyła, ale nie mogła się zdobyć na to, by uczynić to
samo. Dopiero na wyraźne zawołanie królowej zamknęła oczy i ruszyła.
To, co poczuła wewnątrz pomieszczenie zaparło jej dech w piersiach. Jej wzrok szybko
przestawił się do widzenia nocnego.
- Stań obok mnie.
Wykonała polecenie, a potem królował złączyła swój umysł z jej przekazując wspomnienia…
…
Ogromna, przepiękna sala tronowa z unoszącym się tronem… Walczące Invisivariusy u boku
Króla Eleazora i jego doborowej gwardii oraz najeźdźcy pod wodzą zdrajcy! Zaatakowała, nie to nie
była ona, to Invisivarius, którego wspomnienia jej przekazywano. Mimo niesamowitej szybkości zdołał
tylko rozharatać twarz zdrajcy, a potem odrzuciła go potężna siła, ale Król Eleazor ją – tego
Invisivariusa osłonił, a potem odpowiedział takim uderzeniem mocy, że wokół nich pozostała tylko
niewielka sterta gruzów – cały pałac rozleciał się jak domek z kart. Wiedzieli jednak, że to zapewne
i tak nie zabiło zdrajcy. Wsiedli do przygotowanego pojazdu i odlecieli.
…
Ogromna uroczystość, plany, tysiące poddanych i… tak wszechobecny strach, ból i żal, że
poczuła jak zjeżyły się jej wszystkie włoski na ciele. Potem, po raz ostatni odśpiewano hymn
gwiezdnego królestwa i zrozumiała… zrozumiała dla „czego” warto żyć!
…
To już ta planeta. Przerażenie, ogromna rosnąca gwiazda… zagłada, a potem wskazówki i inne
wspomnienie, które mogły pomóc. Wybrała jedno, zaczerpnęła mocy, nie to nie ona, to… Królowa
Vimbai przemieściła ich planetę!
Ciężko oddychając spojrzała na królową.
- Dlaczego ja? –zapytała przerażona, bo powoli zaczynała rozumieć.
- Przecież już wiesz… wybrałam cię. – I jest jeszcze coś, on się zbliża i choć nie dane mi będzie
tego doczekać, to wiem, że nasze przeznaczenie tak czy inaczej się wypełni. Musisz być silna.
Potem wyszły z ukrytej części jaskini. Widziała, jak królowa słabnie, choć starała się tego nie
okazywać.
- Pospiesz się, czuję jak opuszczają mnie siły. Nie mówiłam ci, ale Aresus chce przejąć władzę.
Popatrzyła na królową starając się ukryć przerażenie, kiedy zorientowała się co to znaczy.
- Musisz zebrać siły i stoczyć rytualna walkę – odebrała przekaz królowej.
- Tego nikt nie praktykował, od kiedy…
- Od kiedy opuściliśmy nasz świat – królowa dokończyła za nią.
- Nie mam szans – przesłała myśli do królowej.
- Przeanalizowałam wszystkie możliwości, wybacz, że ci to mówię, ale zadbałam o twoje
przygotowanie – odebrała przekaz jej przypadkowych nauczycieli, dziwnych zdarzeń.
Ba en Kepher popatrzyła z podziwem na królową. Jej barwa powoli przestawała oddawać
kolory otoczenia, a to oznaczało…
- Opuść jaskinie, biegiem – odebrała ostatni rozkaz i ruszyła biegiem. Z oczu kapały jej łzy…
*
Znalazła się na powierzchni. Był już późny wieczorem i nie była już tą samą Ba en Kheper. Teraz
rozumiała dlaczego, teraz znała i pamiętała tysiące wspomnień. Zadrżała na myśl, co by się stało,
gdyby któraś lub któryś z władców zginął nie przekazując tej wiedzy. Czuła jeszcze zamęt w głowie –
skutek projekcji do jej struktur biologicznych tak dużej ilości informacji.
Odskoczyła gwałtownie.
- Ba, co się dzieje? – zapytał zaskoczony Simvi, jej najlepszy przyjaciel.
- Królowa dzisiaj odejdzie – przekazała mu ze smutkiem. – Zbierz naszych, będzie ciężko.
Mówiąc naszych, miała na myśli ich grupkę, której nieformalnie przewodziła.
- Naprawdę, skąd wiesz? – zapytał zaskoczony.
- Pokazała mi wszystko, nasze umysły się zjednoczyły… czułam jak ona i jestem pewna,
że odejdzie. Wiesz, to się naprawdę wie…
- Zaraz, na Najwyższą Moc! – przekazał przerażony. Zobaczyła zrozumienie na jego twarzy.
- Wybrała cię! – poczuła burzliwe emocje wplecione w przekaz. - Chyba się nie zgodziłaś?
- Tak to rozegrała, że kiedy się zorientowałam, było już za późno by się wycofać.
Widziała i czuła jego strach. Nie pomagał jej w ten sposób.
- Idź już… - przekazała lekko trącając go w bok.
*
Tak jak powiedziała SImvi’emu, niedługo później ogłoszono śmierć królowej. Mianowanie
następcy zaplanowano już na poranek następnego dnia po jej odejściu. Widocznie Aresus sądził, że
w ten sposób usankcjonuje swoją pozycję i zdobędzie wiedzę na której mu zależało. Nikt nie wiedział
jak się to odbywa, ale wszyscy byli świadomi, że królowe lub królowie posiadają ogromną wiedzę.
Wszyscy sądzili, że to mianowanie na to stanowisko związane jest z pozyskaniem tej wiedzy. Ba en
Kheper wiedziała już, że tak nie jest. Pogodzona z przeznaczeniem, ruszyła w stronę polany zebrań.
- Simvi, już czas. Zróbcie, jak zaplanowaliśmy.
Przyglądała się jak odchodzi, rozprężyła mięśnie i ruszyła powoli ku przeznaczeniu. Simvi zrobił
więcej, niż się spodziewała. Dostrzegała co jakiś czas przemykające wśród gęstwiny cienie – musiał
zebrał prawie wszystkich w promieniu kilku mil. Poruszała się powoli, dając im czas na zajęcie
ustalonej pozycji. Za chwilę rozpocznie się wschód gwiazdy.
*
- Jako prawowity następca… - odebrał przekaz Aresusa.
- I jesteś gotowy potwierdzić to w rytualnym starciu – przerwała mu dumnie wkraczając na
polanę i tym samym wyzywając do walki. – To mnie wybrała królowa przed śmiercią i to mnie
będziesz służył.
- Wyzywasz mnie? – odebrała jego przekaz, ale nie było to pytanie, Aresus już szykował się do
starcia przybierając barwy otoczenia i stając się prawie niewidocznym. Postąpiła podobnie.
Kiedy wojownicy przybierali barwy otoczenia, prawie nie można ich było zauważyć. Kamuflaż
mieli wpisany w geny, więc nie musieli tego kontrolować. Jedynie przy bardzo szybkich ruchach
można było zauważyć jakby ślad cienia.
Zaatakował pierwszy, skacząc i zadając cios. Był tak szybki, że ledwie zdołała uskoczyć
- rozerwał jej bok. Na szczęście rozcięcie nie było głębokie, ale teraz łatwiej będzie mu ją zobaczyć.
Przez chwilę krążyli wokół siebie – dostrzegając przeciwnika po drobnych fluktuacjach otoczenia.
Mimo, że był silniejszy, to ona była szybsza. Udało jej się odeprzeć kilka groźnych ataków, a nawet
zrobić mu kilka drobnych ran. Zaczynała jednak odczuwać pierwszą ranę i jej ruchy stawały się coraz
wolniejsze. Jeszcze chwila i będzie po niej.
Znowu zaatakował, a ona spóźniła się o ułamek chwili – krwawiła z kolejnego rozcięcia.
Dostrzegła pierwsze promienie gwiazdy na skraju łąki.
- Teraz – wysłała przekaz do swoich ludzi zajmując pozycję i przybierając intensywnie białą
barwę - kolor zarezerwowany dla królowej.
Wiedziała, że to go rozproszy, ale jeszcze większym zaskoczeniem było dla niego oślepiające
światło wschodzącej gwiazdy, które pojawiło się za jej plecami, gdy ogromna liczba obserwatorów
opuściła pobliskie drzewa odsłaniając gwiazdę. Chwilę, gdy został oślepiony wykorzystała powalając
go i rozcinając gardło, na tyle jednak płytko, by nie zginął, ale tak by wiedział, że został pokonany.
Potem odskoczyła czekając na to, co się wydarzy.
- Dlaczego ? – zapytał powoli podnosząc się.
- Nigdy żaden z nas nie zginął z ręki brata, przynajmniej ona tego nie pamiętała – wzmocniła
przekaz, by wszyscy zgromadzeni mogli ją odebrać.
- Przekazała ci wspomnienia! – usłyszała przerażonego Aresusa. – Myśleliśmy, że…
- Tak, przekazała – odparła.
- Jeśli byś zginęła… - wyczuła jego przerażenie w przekazie, zaczynał rozumieć co to oznaczało
dla ich gatunku.
- To musiało tak się odbyć – odparła i zatoczyła się lekko, czując czyjeś wsparcie. To Simvi był
przy niej.
- Nie powinnaś Pani tak ryzykować – usłyszała starego przyjaciela i nauczyciel. – Co z nim
zrobimy… królowo?
Wszyscy czekali w milczeniu na jej decyzję.
- Wstań Aresusie. Chroń mnie, jak chroniłeś poprzednią królową – powiedziała ku zaskoczeniu
obecnych. Zrobiła tak jak to zaplanowały, teraz już nikt nie podważy jej władzy i choć było to bardzo
ryzykowne – udało się.
Czuła, że musi się zająć ranami, ale pozostało jeszcze jedno.
- Wzywam wszystkich z całej planety do stawienia się i wypełnienia naszej przysięgi!
Wiedziała, że wywoła burzę, ale zamęt jaki zapanował w komunikacji był tak wielki, że ledwie
zdołała osłonić swój umysł.
- Zabierz mnie stąd – poprosiła Simvi’ego.

Podobne dokumenty