kwartalnik - Cracovia Leopolis

Transkrypt

kwartalnik - Cracovia Leopolis
ISSN 1234–86000
$
Ojciec Adam genera³em WP ¨ Œluby Jana Kazimierza
– 350 lat ¨ P. Krasny o Wysokiej Drodze ¨ Rozmowa
z Profesorem ¯akim ¨ O koœciele œw. El¿biety ¨ O ¿aglowcu „Lwów” i lwowskich szybowcach ¨ ¯ycie towarzyskie artystycznej braci ¨ S³ownik: lwowskie pomniki
i uczelnie akademickie ¨ Sylwetki ¨ Kronika ¨ Listy
"$
KWARTALNIK
R E D A K C J I
O D
S £ O W O
LEOPOLIS UBIQUE PRAESENS
Wielka Sobota. W ten dzieñ mieszkañcy Krakowa (i nie tylko) chodz¹ po koœcio³ach,
by uklêkn¹æ i pomodliæ siê przed Bo¿ym Grobem. Wielu z nich – a krakowscy lwowiacy
z zasady – odwiedzaj¹ tutejszy koœció³ bernardyñski u stóp Wawelu, by na nowo podziwiaæ
olbrzymie p³ótno Tadeusza Popiela (7x10 m, patrz CL 3/01) – Golgotê, bêd¹ce t³em Grobu
Chrustusa. Wra¿enie jest zawsze ogromne i szkoda, ¿e ma³o kto z dzisiejszych krakusów
wie, sk¹d im siê wzi¹³ ten nie maj¹cy sobie równych Bo¿ych Grobów – ani w Krakowie,
ani w jakimkolwiek mieœcie tego kraju. ¯e zosta³ tu przywieziony po II wojnie od lwowskich
Bernardynów.
Patrzenie na ow¹ Golgotê zawsze wzbudza we mnie szczególne refleksje. Ju¿ samo
to s³owo jak¿e przylega do mêczeñstwa, którego dozna³o nasze Miasto oraz setki innych
miast i wiosek naszej Ziemi, gdy wieki historii, dorobku kultury i tradycji oraz milionów
ludzkich losów zosta³y jednym poci¹gniêciem trzech piór przekreœlone. Tu na myœl przychodzi inny – ale podobny w swej wymowie, wczeœniejszy o pó³ tysi¹ca lat – dramat jednej
ze stolic staro¿ytnej i œredniowiecznej Europy, miasta wspania³ej kultury – Konstantynopola, Drugiego Rzymu, który w 1453 roku zosta³ zdobyty przez tureckich najeŸdŸców,
a jego dorobek materialny i duchowy zmia¿d¿ony.
By³ i Lwów budowanym przez wieki oœrodkiem kultury – naszej zachodniej, ³aciñskiej
– nie w skali ca³ej Europy oczywiœcie, ale i nie tylko lokalnym. Plasowa³ siê wœród czterech
duchowych stolic naszego kraju, obok Krakowa, Warszawy i Wilna. Rodzi³ siê na ziemi
prapolskiej, a po trzyipó³wiekowym epizodzie ruskim i mimo nieustannych zagro¿eñ zewnêtrznych rozwija³ siê chwalebnie w wiekach œrednich i nowo¿ytnych w duchu ³aciñskim,
œci¹gaj¹c twórców architektury i sztuki z zachodniej Europy, z Wroc³awia i Krakowa*.
W stuleciu XIX, w czasie ponadwiekowej niewoli i ucisku, promieniowa³ polsk¹ kultur¹
i mi³oœci¹ Matki-Ojczyzny, zasila³ powstania i chroni³ ich bohaterów, dawa³ szanse twórcom
polskiej nauki i lteratury. U progu naszego ju¿, XX wieku – tak niedawno minionego – obj¹³
niepodzielnie prym, przygotowuj¹c realne podstawy do ukszta³towania siê Polski Odrodzonej.
A kiedy od tamtego odrodzenia minê³o lat dwadzieœcia i przez œwiat przetoczy³a siê
najstraszniejsza z wojen, Lwów sta³ siê jej ofiar¹ jedn¹ z najboleœniejszych. Jego wielowiekowy dorobek cywilizacyjny i kulturalny uleg³ zniszczeniu lub zrabowaniu. Wszystko, co
by³o œwiadectwem tamtej chwa³y, rozproszy³o siê i z czasem wymyka siê ju¿ œwiadomoœci
narodu.
Pozostali jednak ludzie – choæ nie wszyscy – i duch. Lwowianie umo¿liwili w miarê
sprawne otwarcie uniwersytetów i politechnik w kilkunastu miastach (Krakowa nie wy³¹czaj¹c), zak³adów przemys³owych, szeroko pojêtych oœrodków kultury. Jakaœ czêœæ –
spoœród jeñców i wywiezionych, którzy mieli szczêœcie prze¿yæ – nie wróci³a do kraju
i w sposób godny podjê³a pracê w zachodniej Europie, w obu Amerykach, w po³udniowej
Afryce, Australii. Przede wszystkim jednak nie zapomnijmy tych, którzy zostali w naszej
wspólnej Ma³ej OjczyŸnie, we Lwowie, Stanis³awowie, Tarnopolu, w Drohobyczu, Samborze i Moœciskach, na Wo³yniu, w wielu miasteczkach i wsiach. Prze¿yli swoj¹ Golgotê,
wytrwali. Wiêc myœlmy o nich... wiêcej: pomagajmy przetrwaæ z³y czas.
Ktoœ napisa³ takie piêkne i prawdziwe s³owa:
*
W tym numerze o tym dr Piotr Krasny.
Na I stronie ok³adki: pomnik A. Mickiewicza w Tarnopolu, na skwerze poœrodku ul. Mickiewicza,
centralnej ulicy miasta. W g³êbi koœció³ parafialny .
Felieton
9
WSPOMINAM LEMA
kwietniu po¿egnaliœmy na cmentarzu Salwatorskim Stanis³awa Lema. Przyszliœmy wszyscy, którzy zachwycaliœmy siê jego twórczoœci¹ i chcieli mu oddaæ tê ostatni¹
przys³ugê, jak¹ jest z³o¿enie do grobu. Pisarze, gdy odchodz¹, zostawiaj¹ po sobie swój
¿yciowy dorobek, i myœlê, ¿e jeszcze wiele pokoleñ zachowa w pamiêci jego twórczoœæ.
Co do mnie, nie zachwycam siê tym, co sta³o siê najwiêkszym dzie³em Lema – jego science
fiction. Po prostu jest to rodzaj literatury, którego nie rozumiem. Natomiast wspominam
zawsze spotkania z Lemem w Zakopanem, w domu wypoczynkowym ZLP. Przyje¿d¿a³am
tam przez wiele lat poza sezonem, w paŸdzierniku, i w tym te¿ miesi¹cu spotyka³am Lema.
Ale o ile ja spêdza³am czas na górskich wycieczkach, to on ca³ymi dniami, zamkniêty
w swoim pokoju, pisa³. Jego dzieñ zaczyna³ siê o szóstej rano, a koñczy³ póŸnym wieczorem.
Ca³y czas rozlega³ siê w jego pokoju stukot maszyny do pisania. Przerywa³ pracê na krótkie
chwile w czasie posi³ków i wtedy udawa³o siê z nim porozmawiaæ.
By³ to cz³owiek niezwykle skromny i ¿yczliwy ludziom. I natychmiast wyczuwa³o siê
w nim swojaka: po prostu lwowiaka. Lwów, jego miasto dzieciñstwa, to by³y w jego ¿yciu
najlepsze czasy. Wspomina³ ulice, którymi chodzi³, ludzi, których zna³. A przede wszystkim niezapomnian¹ atmosferê miasta. Pokpiwa³ sobie od czasu do czasu z mieszkañców
krakowskiego grodu, ale nigdy nie by³o to z³oœliwe. Koncepcje lewicowe uznawa³ za
bzdurne i nigdy nie traktowa³ ich powa¿nie.
Gdybym chcia³a scharakteryzowaæ jego postawê wobec œwiata, nazwa³abym j¹ postaw¹ mêdrca, który spokojnie przygl¹da siê szaleñstwu œwiata i nie prowadzi wojny z jego
b³êdami, uznaj¹c je za normalny sk³adnik ¿ycia. Stoj¹c na cmentarzu, spogl¹da³am na
rozci¹gaj¹cy siê przede mn¹ odleg³y horyzont i myœla³am, ¿e jest to widok, który by³
i pozosta³ na zawsze widokiem zmar³ego pisarza.
Barbara Cza³czyñska
LEOPOLIS UBIQUE PRAESENS – Lwów wszêdzie obecny
Lwów jest wszêdzie i zawsze. Wszêdzie – bo nie ma zak¹tka na naszym
globie, do którego by nie dotarli Lwowiacy i nie zaznaczyli tam swojej obecnoœci.
Zawsze – bo trudno znaleŸæ takie wydarzenie na œwiecie, w którym by Lwowiacy
nie przynieœli chluby Polsce i swojemu Miastu.
Niezwyk³e by³y losy Lwowiaków, których los rozrzuci³ po œwiecie. Mo¿na ich
– albo œlady po nich – odszukaæ na wszystkich kontynentach. Gdziekolwiek
i kiedykolwiek siê znaleŸli, wykazali, ¿e Miasto, z którego wyszli, by³o miejscem
niepospolitym.
1
GRATULUJEMY OJCZE GENERALE!
NADESZ£A WRESZCIE D£UGO OCZEKIWANA, WSPANIA£A WIADOMOŒÆ:
OJCIEC ADAM STUDZIÑSKI, DOMINIKANIN,
BOHATER SPOD MONTE CASSINO, KAWALER ORDERU VIRTUTI MILITARI,
ZOSTA£ MIANOWANY GENERA£EM WP.
Ojciec Adam Franciszek Studziñski urodzi³ siê w r. 1911 w Strzemieniu k. ¯ó³kwi. Studia teologiczne ukoñczy³ we Lwowie, po œwiêceniach pracowa³ w Czortkowie. Po wybuchu wojny 1939 r. przedosta³ siê na po³udnie Europy, by wst¹piæ
do Wojska Polskiego. Bra³ udzia³ w kampanii w³oskiej i jako kapelan niós³ kap³añsk¹ pos³ugê ¿o³nierzom w bitwie pod Monte Cassino. Po powrocie do Polski osiad³
w klasztorze dominikañskim w Krakowie, ukoñczy³ studia konserwatorskie na
ASP, zajmuje siê badaniem i konserwacj¹ architektury i dzie³ sztuki krakowskiego
klasztoru (w tym wielu uratowanych z klasztorów wschodnioma³opolskich).
Jest kapelanem kombatantów, harcerzy i legionistów, a ta¿e spo³ecznoœci
TMLiKPW w Krakowie.
Starania o stopieñ generalski dla o. Adama, zg³aszane przez liczne œrodowiska, trwa³y wiele lat. Nie jest zapewne przypadkiem, ¿e znalaz³y wreszcie szczêœliwy fina³ w³aœnie teraz. Dziêkujemy za to Opatrznoœci.
OJCZE ADAMIE! SK£ADAMY GRATULACJE I SERDECZNE ¯YCZENIA
ZDROWIA I SI£ ORAZ ZAWSZE TEJ SAMEJ ENERGII DO DZIA£ANIA. PROSIMY
O DALSZ¥ OPIEKÊ DUCHOW¥ NAD NAMI.
Towarzystwo Mi³oœników Lwowa i Kresów Po³udniowo-Wschodnich
oraz Redakcja CRACOVIA-LEOPOLIS
2
Andrzej Chlipalski
Wiadomo: 1 kwietnia Polska prze¿ywa³a rocznicê Œlubów Jana Kazimierza.
Swoje przyrzeczenie – w obliczu szwedzkiego „potopu” w 1656 roku, w wolnym
wtedy Lwowie – z³o¿y³ Król w Katedrze
³aciñskiej przed Cudownym Obrazem
Matki Bo¿ej £askawej. Obwo³a³ J¹ zarazem – w³aœnie tam, we Lwowie – Królow¹ Korony Polskiej1.
Polska prze¿ywa³a – ale czy wszyscy
Polacy? Czy œwiadomie? Zauwa¿yliœmy
przecie¿, ¿e wiêkszoœæ wa¿niejszych polskich mediów – prasa, radio, telewizja – nie
rozpieszcza³y nas wiadomoœciami na ten
temat. Ani przed, ani po. Wypada³oby siê
zastanowiæ, gdzie le¿y przyczyna ignorowania ze strony redaktorów (naczelnych?) takiego wydarzenia, b¹dŸ co b¹dŸ wa¿nego
dla narodu zarówno w planie historycznym,
jak i wspó³czesnym2.
* * *
Na dwa dni przed uroczystoœci¹ z Krakowa – podobnie jak z innych miast: Warszawy, Wroc³awia, Lublina – wyruszy³ autokar pe³en lwowiaków i nielwowiaków, starszych, œrednich i m³odzie¿y. Wœród tych
ostatnich by³a grupa ch³opaków z krakowskiego „Soko³a” na czele z druhem Andrzejem Paw³owskim, prezesem „Soko³a-Macierzy-Lwów” (z siedzib¹ w Krakowie). Nazajutrz osoby nieznaj¹ce jeszcze Lwowa zwiedza³y miasto, jego zabytki oraz cmentarze
£yczakowski i Obroñców Lwowa.
Sobota 1 kwietnia by³a dniem historycznej uroczystoœci w Katedrze lwowskiej.
Wczeœniej dostaliœmy zaproszenia (niestety zaledwie dla po³owy uczestników) na
mszê œw. oraz koncertowe wykonanie w Katedrze Oratorium Œluby Jana Kazimierza,
monumentalnego dzie³a znanego kompozytora lwowskiego prze³omu XIX/XX w. – Mieczys³awa So³tysa3. Na s. 6 zamieszczamy
objaœnienie tego dzie³a, napisane przez
wnuczkê twórcy (która jest muzykologiem).
Wiêkszoœæ wiêc chêtnych do Katedry siê
nie dosta³a. Nie ustawiono teleekranów, jak
ogólnie siê spodziewano, a ulice wokó³
œwi¹tyni by³y rozkopane (w³aœnie teraz wykonywane s¹ nowe nawierzchnie, z wyj¹tkiem placyku za Katedr¹). Mi³o nam by³o
spotkaæ w Katedrze ks. infu³ata Jerzego
Bry³ê, do niedawna proboszcza salwatorskiego w Krakowie.
O godz. 15 do Katedry wszed³ – przyby³y specjalnie na lwowsk¹ uroczystoœæ – Prezydent RP Lech Kaczyñski z Ma³¿onk¹
i œwit¹. Zebrani – zarówno miejscowi Polacy, jak i przybyli, przywitali Go oklaskami.
Wczeœniej, wprost z lotniska, uda³ siê na
£yczaków i z³o¿y³ wieñce na Cmentarzu
Obroñców Lwowa oraz – jak wymaga tego
protokó³ dyplomatyczny – na kwaterze
Strzelców Siczowych4.
Mszê œw. koncelebrowan¹ odprawi³ ks.
kardyna³ Marian Jaworski wraz z grup¹ biskupów metropolii lwowskiej. Wyg³osi³ te¿
polsko-ukraiñskie kazanie5.
Po skoñczonej mszy w g³ównej nawie
(przed prezbiterium) zasiad³a orkiestra i chór
Filharmonii Lwowskiej pod dyrekcj¹ Jurija
£uciwa (zaprzyjaŸnionego z wieloma muzykami polskimi), z udzia³em cz³onków Capellae Cracoviensis oraz paru miejscowych zespo³ów. W trakcie III czêœci Oratorium Zbigniew Chrzanowski odczyta³ bardzo piêknie tekst Œlubów.
Po zakoñczeniu koncertu Prezydent
opuœci³ Katedrê, udaj¹c siê na lotnisko. Towarzyszy³a mu grupa kilkunastu przedstawicieli spo³ecznoœci polskiej – zaproszonych przez konsula generalnego amb. Wies³awa Osuchowskiego, organizatora ca³ej
uroczystoœci – do udzia³u w krótkim spotkaniu i po¿egnaniu Prezydenta. O wypowiedŸ w imieniu lwowskich Polaków poproszono Pani¹ Janinê Zamojsk¹. Jej s³owa
skierowane do L. Kaczyñskiego zamieszczamy na s. 7.
Wieczorem tego samego dnia Pan Konsul zaprosi³ elitê spo³ecznoœci polskiej Lwowa i innych miast Ma³opolski Wschodniej
oraz wielu przyby³ych z RP na spotkanie
w „Domu Uczonych” przy ul. Mickiewicza
(czyli po prostu w naszym Kasynie Narodo-
3
c.d. na s. 6
WE LWOWIE PO 350 LATACH
ŒLUBY JANA KAZIMIERZA (1895)
to pierwsze tak obszerne oratorium polskiego
kompozytora i dyrygenta Mieczys³awa So³tysa
(1863–1929). Utwór zosta³ napisany do tekstów
Seweryny Duchiñskiej (1816–1905), u Ÿróde³
których le¿¹ znane fakty historyczne z XVII wieku – cudowna obrona Czêstochowy i Œluby Jana
Kazimierza w Katedrze Lwowskiej.
Utwór sk³ada siê z trzech czêœci i ma charakter klasycznego oratorium, które przejawia
siê zw³aszcza w sk³adzie wykonawców (chór,
soliœci, orkiestra) i znacz¹cej roli melorecytacji
oraz wykorzystaniu recytatora. W oratorium
czêœæ I pe³ni rolê prologu, II to istota utworu,
a III czêœæ stanowi rozbudowany fina³. Prawykonanie oratorium odby³o siê we Lwowie w 1895
roku, a nastêpne w innych miastach Polski i za
granic¹ (np. w Berlinie w 1912 r.).
TreϾ Oratorium
Czêœæ I – 1656 r. Rzeczpospolita prze¿ywa
najazd Szwedów. Diabelski chór cieszy siê z na-
wym, zwanym popularnie Koñskim). By³a
œwietna okazja do ciekawych i sympatycznych rozmów z przedstawicielami polskich
organizacji, radia i prasy, artystów, literatów,
nauczycieli polskich szkó³.
* * *
Nastêpnego dnia, 2 kwietnia (niedziela),
obchodzono we Lwowie pierwsz¹ rocznicê
œmierci Ojca Œwiêtego Jana Paw³a II. Wieczorn¹ mszê œw. odprawi³ i homiliê wyg³osi³
równie¿ kard. M. Jaworski. W tym dniu nie
by³o zaproszeñ, wnêtrze Katedry – w przeciwieñstwie do dnia poprzednego – by³o wiêc
przepe³nione. Liturgii towarzyszy³o odegranie przez Capellê Cracoviensis pod dyrekcj¹ Stanis³awa Ga³oñskiego6 Mszy Koronacyjnej Mozarta.
Tego samego dnia przed po³udniem pisz¹cy
te s³owa by³ obecny na mszy œw. w koœciele œw.
Marii Magdaleny. Œwi¹tynia by³a pe³na, du¿o dzieci i m³odzie¿y. Mszê odprawia³ ks. Józef Wo³czañski, koncelebransem by³ m³ody ksi¹dz z Warszawy (nazwiska nie znamy), który wyg³osi³ pe³n¹
szczególnego uroku i ciep³a homiliê – tak¹, jakich
nam potrzeba we Lwowie najbardziej. Obu Ksiê¿om i ks. Biskupowi Leonowi (w tym dniu nieobecnemu w swej parafii) – serdecznie dziêkujemy7.
Czêœæ uczestników uda³a siê autokarem na
zwiedzanie ¯ó³kwi.
6
dejœcia upadku Polski. Anio³ Stró¿ pociesza
naród, który straci³ wiarê, daj¹c mu nadziejê na
zwyciêstwo i wolnoœæ.
Czêœæ II – Jasna Góra. Król przybywa na
Jasn¹ Górê. Zebrany naród œpiewa hymn na
czeϾ Bogurodzicy. Kobiety, dzieci, rycerze
i wszyscy obecni prosz¹ Matkê Bosk¹ o ratunek. U podnó¿a Góry, gdzie mieœci siê obóz
najeŸdŸców, komendant wojsk szwedzkich
Mueller nawo³uje swoich ¿o³nierzy do z³amania
oporu Polaków. Na Górze rycerze namawiaj¹
wszystkich o powstanie do obrony, a ksi¹dz
Kordecki przekonuje, ¿e zdrada jest gorsza od
œmierci. Rycerze i ksiê¿a modl¹ siê i prosz¹
o cud. Nagle na niebie w blasku têczowych promieni pojawia siê postaæ Matki Boskiej. Szwedzi ze strachu rzucaj¹ siê do ucieczki.
Czêœæ III – Œluby Królewskie. Podczas trwania mszy œw. król Jan Kazimierz oddaje ca³y
naród Rzeczypospolitej pod opiekê Matki Boskiej i przysiêga byæ dobrym w³adc¹ dla swoich
poddanych.
Lwów opuœciliœmy wieczorem. Podró¿ do
Krakowa trwa³a 14 godzin, w tym s z e œ æ
godzin na przejœciu granicznym w Szeginiach/Medyce. Ale i tak by³o piêknie i wzruszaj¹co.
1
2
3
4
5
Na s. 4–5 przedstawiamy treœæ Œlubu królewskiego, zawart¹ w charakterystycznej formie
ramy obrazu MB £askawej. To ³adne ujêcie
przejêliœmy z otrzymanego we Lwowie folderku. Nie wiemy, kto jest autorem, ale bardzo
nam siê pomys³ graficzny spodoba³.
Trudno sobie wyobraziæ, by wszyscy redaktorzy
g³ównych pism krajowych z w ³ a s n e j p i l n o œ c i postanowili zignorowaæ to wielkie wydarzenie (ograniczaj¹c siê do lakonicznych
notatek).
¯yciorys Mieczys³awa So³tysa zamieœciliœmy
w CL 1/01.
Przed przybyciem Prezydenta wydarzy³ siê incydent, znany zapewne z niektórych mediów: dyrektor cmentarza Hawryszkiewicz nie chcia³ otworzyæ bramy, któr¹ Goœcie mieli wchodziæ. Dedykujemy mi³oœnikom koloru pomarañczowego.
W przeddzieñ mszy biskup Buczek rozda³ kilku osobom teksty do przeczytania w czasie
liturgii – w jêzyku ukraiñskim (na polskiej, narodowej uroczystoœci!). Osoby te na w³asn¹
odpowiedzialnoœæ przet³umaczy³y je na polski
i tak zosta³y przez nie odczytane. Wyj¹tkiem
by³a jedna osoba, która tekst odczyta³a po ukra-
Sokoli krakowscy przed rozpoczêciem
mszy œw.
WYPOWIED PANI JANINY ZAMOJSKIEJ
NA LOTNISKU LWOWSKIM
Harcerze z Rzeszowa w czasie
mszy œw.
Panie Prezydencie!
W imieniu Polaków – którzy tu zostaliœmy i jesteœmy – pragnê podziêkowaæ Panu
za ³askawe przybycie do naszego Miasta
w dniu œwiêta Matki Bo¿ej £askawej, Œlicznej Gwiazdy Miasta Lwowa i Królowej Korony Polskiej, za wspóln¹ z nami modlitwê
przed Jej obrazem w Katedrze lwowskiej.
Wizyta ta jest wielkim darem Pana Prezydnta dla nas. Zale¿a³o nam ogromnie na
odwiedzinach Prezydenta Rzeczypospolitej
w Mieœcie Lwowie i naszej Katedrze z okazji 350. rocznicy Œlubów króla polskiego
Jana Kazimierza. Dziêki staraniom naszego konsula generalnego Pana Wies³awa
Osuchowskiego, Ambasadora RP, mogliœmy prze¿yæ tê niezwyk³¹ uroczystoœæ, za
co serdecznie dziêkujemy Panu Konsulowi.
Dziêkujemy równie¿ Panu Prezydentowi za wszystkie Jego starania zmierzaj¹ce ku naprawie Rzeczypospolitej, która
ma powróciæ do rangi pañstwa o kulturze
i cywilizacji ³aciñskiej, chrzeœcijañskiej, bo
one kszta³towa³y nasze dzieje, a naród
ma uznaæ wartoœæ praworz¹dnoœci, bo
dura lex sed lex i umi³owaæ prawdê, bo
amicus Plato, sed magis amica veritas
– w stosunkach miêdzynarodowych tak¿e. Ze zrozumieniem, sercem i modlitw¹
jesteœmy z Panem, Panie Prezydencie,
i ¿yczymy pomocy Bo¿ej w dzia³aniu.
Prezydent Kaczyñski i kard.
Jaworski w czasie Oratorium
7
Na koniec Pani Janina Zamojska zwróci³a siê do Prezydenta Kaczyñskiego
z proœb¹ o pomoc w sprawie oddania na
w³asnoœæ dla rzymskich katolików we Lwowie koœcio³a œw. Marii Magdaleny, który
dziœ jedynie mog¹ w y n a j m o w a æ na
niedzielne msze. Pomimo dekretów kolejnych prezydentów Ukrainy w kwestii
zwrotu œwi¹tyni i obiektów sakralnych ich
w³aœcicielom, a tak¿e kilkuletnich starañ
parafii MM licz¹cej 800 wiernych, wysi³ki
pozostaj¹ bezskuteczne.
Z. Chrzanowski wyg³asza tekst Œlubów
królewskich. Po lewej dyrygent J. £uciw
6
iñsku – na osobist¹ proœbê kard. Jaworskiego. Soko³ów w galowych mundurach ks. Buczek nie dopuœci³ przed g³ówny o³tarz.
O Capellae Cracoviensis pisaliœmy w CL 3/02.
Ze smutkiem trzeba poinformowaæ, ¿e w koœciele œw. Antoniego jêzyk polski odchodzi na bok.
7
Msza w rocznicê œmierci Jana Paw³a II
(niedziela wieczorem). Za o³tarzem
kard. Jaworski z koncelebransami
Jerzy Stankiewicz
Byliœmy
tak¿e
Koncert w czasie niedzielnej mszy œw.,
dyryguje St. Ga³oñski
Mieszany Chór Mariañski w katedrze
we Lwowie inaugurowa³ uroczystoœci
350-lecia Œlubów Króla Jana Kazimierza
Spotknie sobotnie w Kasynie Narodowym. Od lewej: dyr. £. Kowalska (Szko³a 24), p. J. Zamojska, pp. Tarnawieckie
Ks. J. Wo³czañski odprawia mszê œw.
u œw. Marii Magdaleny (niedziela rano)
W styczniowym szarym œwicie spod
Koœcio³a Misjonarzy NMP z Lourdes, od
ponad siedemdziesiêciu lat siedziby krakowskiego Chóru Mariañskiego, wyruszy³y dwa
autokary kieruj¹c siê na wschód. Tê pielgrzymkê zainicjowa³, da³ ideê i wszystko
nale¿ycie przygotowa³ dobry duch Chóru
Mariañskiego, pan Maciej Wojciechowski.
Gdy opuszczaliœmy uœpione jeszcze miasto, zaintonowane przez dyrygenta Jana
Rybarskiego Kiedy ranne wstaj¹ zorze przejêli chórzyœci, z miejsca nadaj¹c ton ca³ej
podró¿y. Jedziemy do Lwowa, aby w katedrze ³aciñskiej otworzyæ uroczystoœci rocznicy Œlubów Kazimierzowskich – jedynego
w swoim rodzaju wydarzenia w historii Europy chrzeœcijañskiej, zawierzenia narodu
i kraju Najœwiêtszej Matce Boskiej, co nast¹pi³o 1 kwietnia 1656 r. Od tego dnia Królowa Niebios sta³a siê Królow¹ Polski.
Piêkny przejazd przez Bieszczady, czarna nawierzchnia szosy, oœnie¿one szczyty
i dalekie po³oniny, s³oñce zupe³nie marcowe. Uprzywilejowany i przygotowany pismami przejazd przez granicê w Kroœcienku
bieszczadzkim niespodziewanie natrafia na
opór materii. Szeœædziesi¹t polskich paszportów w rêku ukraiñskiego oficera stra¿y
granicznej, w miejscu gdzie przejazd grupowy autokarami nie jest przyjêty, nastrêcza powa¿ne trudnoœci. Po dwóch godzinach zwrot ostemplowanych paszportów,
mo¿emy jechaæ. Ale to falstart, jeszcze nale¿y za³atwiæ ukraiñskie ubezpieczenie, przynajmniej dla piêciu osób!
Po drugiej stronie granicy Smolnica,
wje¿d¿amy wprost na Chyrów, stamt¹d
wszêdzie ju¿ blisko. Zbaczamy z trasy
w lewo, do s³ynnego Dobromila. Choæ jeden
8
rzut oka na tê cudown¹ kolebkê renesansowego sklepienia, wype³nionego kasetonami, jakiego nie ma nigdzie, nawet w Pu³tusku. Niestety nie jest nam dane, spóŸniliœmy siê. Ksi¹dz nie móg³ czekaæ z otwarciem koœcio³a. Duchowni s¹ tak bardzo
zapracowani na wschodnich placówkach,
trzeba to zrozumieæ.
Wracamy i teraz prosto przez Sambor
do Drohobycza – drog¹ wê¿sz¹, oœnie¿on¹
i z koleinami. Drohobycz, to tajemne ci¹gle
miasto Bruno Schulza, jest pierwszym etapem podró¿y. Najpierw gor¹cy obiad przygotowany przez goœcinnego ks. proboszcza
W³adys³awa Grymskiego, a potem szybko
do fary. To jedna z trzech najwspanialszych
gotyckich katedr na kresach, wraz z katedrami we Lwowie i Kamieñcu Podolskim, w obu
Chór Mariañski ju¿ œpiewa³! Fundacja króla
W³adys³awa Jagie³³y pod wezwaniem Wniebowziêcia NMP, œw. Krzy¿a i œw. Bart³omieja, to ostatnie wezwanie przyjê³o siê najszerzej. Uroczysty koncert po mszy œw. o 17.00.
Chórzyœci wyst¹pi¹ w strojach koncertowych, tylko gdzie siê przebraæ? Wype³niony
wiernymi koœció³, w¹ska zakrystia, gdzie
przygotowuj¹ siê ksiê¿a. Wiêc panie –
w autokarze, a panowie – na koœcielnym
chórze. Po zdjêciu wierzchniego ubrania dopiero mo¿na odczuæ, ¿e na chórze i we wnêtrzu fary temperatura jest bliska zeru. Chwilê oczekiwania lepiej spêdziæ na zewn¹trz
pod murem koœcio³a z nakryt¹ g³ow¹ ani¿eli
wewn¹trz koœcio³a. Ale có¿ to dla chórzystów zaprawionych do ka¿dej sytuacji.
Z powrotem p³aszcze i kurtki i tylko wystaj¹ce muszki u panów i kolorowe szaty pañ
zaznaczaj¹ uroczyst¹ atmosferê.
Koncert otwiera wprowadzenie pisz¹cego te s³owa. Podkreœlam, ¿e jestem szczególnie do tego upowa¿niony, bowiem po raz
pierwszy Drohobycz odwiedzi³em ju¿ jedenaœcie lat temu. Mówiê o misji chóru, o jego
dzia³alnoœci i osi¹gniêciach, o Drohobyczu
i Krakowie. Oba miasta maj¹ ulicê Floriañsk¹, na której w Drohobyczu zamieszkiwa³
czarodziej s³owa – Bruno Schulz. W obu
miastach jest rynek, przy którym skoœnie stoi
gotycki koœció³; rynek w Drohobyczu jest
niestety zniszczony przez wielk¹ halê handlow¹ wystawion¹ w czasach komunizmu.
Ale najsilniej nasze miasta ³¹czy postaæ Jerzego z Drohobycza, którego monumentalny pomnik wystawiony zosta³ nie tak dawno
od po³udniowej strony fary. W drugiej po³owie XV w. studiowa³ on w Alma Mater Cracoviensis i uzyska³ stopieñ magistra. Nastêpnie uda³ siê do Bolonii, gdzie zg³êbia³
astronomiê, matematykê i medycynê i otrzyma³ doktorat, a w kilka lat póŸniej obrany
zosta³ rektorem boloñskiej wszechnicy.
Kolêda p³ynie za kolêd¹. Piêknie intonowane, w klasycznej interpretacji formy, prowadzenia g³osów i ka¿dego jej szczegó³u.
Szczególna atmosfera, któr¹ stwarza dyrygent Jan Rybarski, zaanga¿owania po obu
stronach. Dyscypliny i oddania ze strony chórzystów; skupienia i prawie modlitewnej atmosfery wœród s³uchaj¹cych. Celne, trafne
i czêsto dowcipne s³owa jego dopowiedzi
i dialogu ze s³uchaczami. Trzeba naprawdê
byæ obdarzonym charyzm¹, by tak natchn¹æ
chórzystów i oczarowaæ publicznoœæ. Moment rozluŸnienia, wspólny œpiew ca³ego koœcio³a. Dojmuj¹cego ch³odu nikt nie czuje.
Po koncercie w zakrystii – furszet, czyli
ma³y bankiet, butenbrody, czyli kanapki,
i gor¹ca herbata. Jest z nami wicemarsza³ek Senatu RP prof. Ryszard Legutko, konsul ze Lwowa Ryszard Klemm, s¹ przedstawiciele rodzin polskich z Drohobycza, którzy zgotowali nam tak wspania³e przyjêcie.
Jest W³odzimierz Grabowski, muzykolog wyk³adaj¹cy na miejscowym uniwersytecie pedagogicznym i w œredniej szkole muzycznej. Napisze sprawozdanie z koncertu do
prasy ukraiñskiej. Serdecznoœæ, goœcinnoœæ,
szacunek dla tych, co z kraju, odwzajemniony po wielokroæ naszym rozmi³owaniem
tego, co ocala³o, co polskie i kresowe.
Wieczór we Lwowie. Wje¿d¿amy przed
Hotelem George’a na piêknie odnowiony placyk pod pomnikiem Mickiewicza. Na termometrze œrednio, ale powiewy wiatru obni¿aj¹ temperaturê. Przejmuj¹cy zi¹b, pozostaje tylko siê kryæ. Za rogiem placu katedralnego wytworna lwowska cukiernia na
Starojewrejskiej*, stylizowana na czasy
przedwojenne, czynna do 22.00. Mieszkamy u rodzin cz³onków chóru katedralnego.
Wzorowy rozdzia³ miejsc i organizacja zarz¹du lwowskiego chóru i jego dyrygenta,
organisty katedralnego pana Bronis³awa
Pacana.
Nazajutrz niedziela. Przed uroczyst¹
msz¹ œw. wyruszamy na spacer przez Rynek, ulic¹ Krakowsk¹, do Katedry Ormiañskiej, by jeszcze raz spojrzeæ na mozaiki
9
Chór Mariañski œpiewa w Katedrze lwowskiej
Józefa Mehoffera i suche freski Jana Henryka Rosena (zm. w 1982 r.), które wynios³y
go a¿ do Castel Gandolfo. Cudowna harmonia przestrzeni architektonicznej i dekoracji naœciennych. Niedoœcig³a akustyka,
wspomagana specjaln¹ konstrukcj¹ kopu³y,
akustyka, któr¹ wyczuwa siê szepcz¹c i spaceruj¹c po wnêtrzu tej szczególnej œwi¹tyni.
A gdyby zorganizowaæ tu koncert polskiej
muzyki sakralnej?
Po drugiej stronie Rynku, w katedrze
polskiej, uroczysta liturgia z okazji setnej
rocznicy œmierci S³ugi Bo¿ej Matki Marii od
Krzy¿a, sprawowana przez ks. kardyna³a
metropolitê Mariana Jaworskiego w asyœcie
ks. biskupa Mariana Buczka. Obecny jest
wicemarsza³ek Senatu RP prof. Ryszard Legutko, pod którego patronatem honorowym
odbywamy tê pielgrzymkê, oraz Wies³aw
Osuchowski, konsul generalny RP we Lwowie. Atmosfera podnios³a, s³owa ks. metropolity, œpiew Chóru Katedralnego.
Nasz koncert otwiera goœcinne s³owo
mgr Joanny Pacan, lwowianki, absolwentki
muzykologii i doktorantki UJ. Wywodzi siê
z rodziny stale zamieszka³ej we Lwowie, jak
i zreszt¹ ona sama, a studia ukoñczy³a
w Krakowie. Takie polskie losy ju¿ nie dziwi¹, a po prostu ogromnie ciesz¹. Joanna
Pacan wita dyrygenta i cz³onków chóru, przybli¿aj¹c ich pracê i dzia³alnoœæ. Niestety
bardzo krótko, obowi¹zuje dyscyplina czasowa. Po koncercie chóru krakowskiego wyst¹pi orkiestra dêta z Przemyœla, a po po³udniu inny chór. Katedra lwowska jest przecie¿ tym miejscem szczególnie nobilituj¹cym. Nasz koncert piêkny, bardzo polski,
10
dociera do ka¿dego serca.
Sypi¹ siê kolêdy kompozytorów lwowskich: Stanis³awa
Niewiadomskiego, Andrzeja
Nikodemowicza, Micha³a WoŸnego, który ze Lwowa zasiad³
przy organach katedry wawelskiej. Atmosfera gor¹ca, oklaski nie milkn¹. W drugim rzêdzie znakomity lwowski dyrygent profesor Jurij £uciw.
Obecni ksiê¿a, siostry zakonne, rodziny polskie i ukraiñskie.
Na koniec chwila koncentracji
i wybucha tonem najwy¿szego dostojeñstwa Bogurodzica,
Bogiem chwalena dziewica...
Wielka Boga-Cz³owieka Rodzicielko
i Panno Najœwiêtsza! Ja, Jan Kazimierz,
z ³aski Syna Twego, Króla królów i Pana mego,
i z Twego mi³osierdzia król, pad³szy do stóp
Twoich najœwiêtszych – Ciebie za Patronkê
moj¹ i za Królowê Pañstw moich dzisiaj obieram. I siebie i moje królestwo polskie... Twej
osobliwszej opiece i obronie polecam i o Tw¹
pomoc i mi³osierdzie... pokornie b³agam.
Tak przysiêga³ we Lwowie król Jan Kazimierz w czasach potopu szwedzkiego.
W 300. rocznicê tego œlubowania ks. kardyna³ Stefan Wyszyñski, wydalony w 1956 r.
do Komañczy, stworzy³ nowy tekst Œlubów
Narodu, który sta³ siê podstaw¹ ponownego œlubowania na Jasnej Górze, powtórzonego w ka¿dej polskiej parafii. W 350. rocznicê odnowienia Œlubów Kazimierzowskich
uroczystoœci odbêd¹ siê w Katedrze Lwowskiej 1 kwietnia 2006 r. W tym dniu zabrzmi
te¿ najwiêksze dzie³o muzyczne opiewaj¹ce to wydarzenie – oratorium Œluby Jana
Kazimierza, skomponowane w 1895 r. przez
Mieczys³awa So³tysa, patrona lwowskiej
szko³y kompozytorskiej. Oratorium bêdzie
wznowione po latach z inicjatywy dyrektora
Stanis³awa Ga³oñskiego i wykonane przez
zespo³y Capelli Cracoviensis wraz z po³¹czonymi chórami lwowskimi pod batut¹ profesora Jurija £uciwa.
Pozosta³o siê przebraæ, spakowaæ, przebiæ przez niema³y t³umek otaczaj¹cy nasze
autokary zaparkowane pod katedr¹. Sprzedawcy zachêcaj¹ do kupna pami¹tek, przewodników, kartek i p³yt z lwowskim repertuarem, ci¹gle trudno osi¹galnym w kraju.
Barwna, powszechnie znana postaæ cz³owie-
APEL
ka-orkiestry, dm¹cego w tr¹bkê i wygrywaj¹cego jednoczeœnie na akordeonie patriotyczne melodie. Rozgl¹dam siê, ale z ¿alem nie
dostrzegam tym razem zawsze tu obecnej,
odwiecznej postaci polskiego kombatanta,
zawsze „urzêduj¹cego” pod katedr¹ lub
Cmentarzem £yczakowskim. Gotowy do
pokazania swoich „papierów” z legitymacj¹
¿o³nierza armii polskiej w Palestynie, dumny z przychodz¹cej regularnie renty rz¹du
polskiego, a za ka¿dy ofiarowany grosz nie
pozostaj¹cy nigdy d³u¿nym, wrêczaj¹c choæ
najskromniejsz¹ pami¹tkê ze Lwowa (przechowujê do dzisiaj otrzyman¹ pisankê).
Do granicy ze Lwowa tylko 80 km. Ostatni etap o zmroku przed nami, trzeba najpierw przejechaæ Gródek Jagielloñski i S¹dow¹ Wiszniê. To Moœciska, 10-tysiêczne
miasteczko, co trzeci mieszkaniec uwa¿a
siê za Polaka. Trzy odremontowane koœcio³y i polska szko³a têtni¹ ¿yciem. Ponownie
zaczyna doskwieraæ ch³ód. Czeka nas msza
œw. i po niej ostatni koncert w koœciele OO.
Redemptorystów. Z homilii dowiadujemy siê,
jak ogromnie ta ziemia cierpia³a, w dodatku
dzisiaj niewyobra¿alnie biedna. W historiê
regionu i Moœcisk wprowadza nas mieszka-
niec miasteczka Andrzej Kuc, nasz przewodnik. Nie ma tu praktycznie nikogo z ludnoœci przedwojennej. Wywiezieni zostali
wszyscy. Polacy, którzy tu nastali po 1945 r.,
œci¹gali z ca³ej Rosji, zwalniani z obozów.
Przeszli gehennê dziejów, zanim tu pod
now¹ granic¹ polsk¹, choæ z drugiej jej strony, rozpoczêli ¿ycie na nowo. Tragiczn¹ histori¹ ¿ycia swoich najbli¿szych zaœwiadcza te fakty p. Stanis³aw Kuc z Krakowa,
uczestnik naszej pielgrzymki.
Ostatni koncert w Moœciskach, wype³niony koœció³, gor¹ca atmosfera spragnionych tej karmy s³uchaczy. Rozbrzmiewaj¹
najpiêkniejsze kolêdy z tym wiêkszym zapa³em, ¿e to ostatnie tegoroczne kolêdowanie. Przedstawicielka œrodowiska polskiego
wysuwa siê z kwiatami dla dyrygenta: nie!
jeszcze nie koniec koncertu, proszê siadaæ!
Jeszcze kolêdy innych narodów i wieñcz¹ce, wspólnie wyœpiewane Bóg siê rodzi...
Misja wype³niona. W sercach wiêcej otuchy i radoœci. W naszych tak¿e. Ruszamy
do Szegini i Medyki, do Krakowa przecie¿
tak niedaleko.
*
Chodzi o ul. Boimów.
Stowarzyszenie Odnowienia Koœcio³a w £opatynie z siedzib¹ w Wójcicach 137b
48-385 OTMUCHÓW, tel. 077-43-14-276
Drodzy Kresowianie i Sympatycy Kresów Wschodnich!
Na Kresach Wschodnich pozosta³o wiele zabytków kultury polskiej, w tym liczne obiekty sakralne. Obiekty te by³y dewastowane w czasie II wojny œwiatowej i po jej zakoñczeniu. W latach
90., po rozpadzie ZSRR, nasta³a mo¿liwoœæ ratowania wielu pami¹tek narodowych. Nasze Stowarzyszenie od szeregu lat troszczy siê o dalsze przetrwanie zabytków polskich w £opatynie i jego
okolicy (wojew. tarnopolskie). Razem z garstk¹ mieszkaj¹cych tam Polaków i ludzi dobrej woli
wiele uczyniliœmy, aby odbudowaæ ³opatyñski koœció³, który stanowi œwiatow¹ wartoœæ zabytkow¹.
Przechodzi³ on ró¿ne koleje losu, ale Opatrznoœæ Boska nie dopuœci³a do jego zniszczenia. W 1920
roku nie zdo³a³o ruszyæ z posad œwi¹tyni 38 armatnich kul Budionnego. Koœció³ przetrwa³ niemal
50-letni okres sowieckiego niszczenia. Polacy mieszkaj¹cy w £opatynie oraz przesiedleni do Wójcic
i innych miejscowoœci uczynili wszystko, aby œwi¹tynia ta nadal s³u¿y³a wiernym.
Koœció³ ³opatyñski nadal wymaga remontu i konserwacji. Dokonaliœmy ostatnio odwodnienia terenu
przy koœciele, a w okresie letnim podejmiemy wielkie zadanie konserwacji malowide³ Stanis³awa Stroiñskiego. Anga¿ujemy do tych prac Wy¿sz¹ Szko³ê w Nysie – Wydzia³ Konserwacji Zabytków. Potrzebne s¹ znaczne kwoty na zakup materia³ów w postaci farb itp. Bêd¹ du¿e wydatki zwi¹zane z utrzymaniem studentów, którzy maj¹ wykonywaæ prace konserwatorskie w ramach bezp³atnych praktyk.
Zwracamy siê do wszystkich Kresowian i Sympatyków Kresów o dobrowolne datki na odnowienie ³opatyñskiego koœcio³a. Ta narodowa pami¹tka dziêki wspólnej pracy bêdzie s³u¿yæ tak¿e
nastêpnym pokoleniom wiernych. Jesteœmy przekonani, ¿e nasza proœba zostanie zrozumiana,
a zabytkowa œwi¹tynia bêdzie nadal wspania³ym Domem Matki Boskiej £opatyñskiej, która darzy
wiernych swoimi ³askami. Serdecznie dziêkujemy wszystkim ofiarodawcom.
Przewodnicz¹cy Stowarzyszenia Odnowienia Koœcio³a w £opatynie
Jan Cichewicz
Nr rachunku odbiorcy: 54 8872 1026 0031 5090 2000 0010
11
Micha³ Parczewski
PRZEDMURZE LÊDZIAÑSKIE
czyli o Polaków pochodzeniu
Powstanie i konsolidacja pañstwa
pierwszych Piastów pozwoli³y na uformowanie siê nowej wielkiej s³owiañskiej
wspólnoty etnicznej, której cz³onkowie
czêœciowo dobrowolnie, czêœciowo pod
przymusem przyjêli nazwê Polaków, zaœ
dla swojego kraju zaakceptowali miano
Polski. Obydwie nazwy upowszechni³y
siê w œwiecie i funkcjonuj¹ do tej pory.
C
zêœæ bliskich s¹siadów wy³ama³a siê jednak z tej regu³y. Dlaczego Wêgrzy nazywaj¹ Polaków Lengyel, a Litwini Lenkas? Dlaczego œredniowieczna Ruœ pos³ugiwa³a siê
form¹ Lachowie? Znamy wprawdzie od
dawna czêœciow¹ odpowiedŸ na te pytania,
ale osnuty wokó³ nich spór naukowy wcale
nie stygnie.
Otó¿ roztrz¹saj¹c problem pochodzenia
nietypowych etnonimów okreœlaj¹cych Polaków, stajemy wobec kwestii znacznie donioœlejszych: jak przebiega³a najdawniejsza granica pomiêdzy wschodni¹ i zachodni¹ S³owiañszczyzn¹? Kiedy i dlaczego dosz³o do tak brzemiennego w skutkach
podzia³u?
Znaczna czêœæ przyczyn i okolicznoœci
rozpadu œwiata pó³nocnych S³owian na dwa
skrzyd³a wci¹¿ pozostaje w g³êbokim cieniu, na pewno wiêcej wiemy o koñcowych
rezultatach niegdysiejszego dramatu dziejowego. Czy studia nad terminologi¹ etniczn¹ mog¹ rzuciæ nieco œwiat³a na to, co skryte pod nawarstwieniami ostatniego tysi¹clecia? Spróbujmy najpierw znaleŸæ w³aœciw¹
perspektywê dla oceny wartoœci poznawczej
„dziwnych” nazw Polski i Polaków.
M
owa ludzka pozostaje jedyn¹ w swoim
rodzaju skarbnic¹ tysiêcy ¿ywych reliktów
przesz³oœci. Mi³oœnika studiów nad odleg³ymi dziejami fascynuj¹ utrwalone we wspó³czesnych jêzykach – niczym owady w zastyg³ych kroplach bursztynu – nazwy ludów
dawno ju¿ nieistniej¹cych.
12
Jak dzisiejsze narody europejskie zdobywa³y swoje miana – te w³asne oraz te
nadane im przez innych? Okolicznoœci przydarza³y siê ró¿ne: obcy podbój, odziedziczenie nomenklatury po dawniejszych
mieszkañcach tego samego terytorium,
poszerzenie (czêsto w œlad za ekspansj¹
zbrojn¹) partykularnego imienia szczepowego na wiêksz¹ ca³oœæ, zbiorowe przezwisko. Wiemy ju¿, ¿e nieraz s¹siedzi zakonserwowali w swoim jêzyku okreœlenie
ca³kiem odmienne ni¿ etnonim rodzimy.
Przyk³adów mo¿na podaæ sporo, tutaj ograniczmy siê do wskazania kilku, a ka¿dy
z nich jest na swój sposób niezwyk³y.
Przodkowie Francuzów s¹siadowali
w III–VIII w. od wschodu z germañskim plemieniem Alamanów: dziœ wszyscy Niemcy
to po francusku Allemands. Sami Francuzi
wziêli swoj¹ nazwê od germañskich Franków, zdobywców dawnej Galii w V–VI w.
Tak¿e Bu³garzy, lud stepowy pochodzenia
tureckiego o pierwotnej genezie azjatyckiej
(blisko spokrewniony z Hunami), zawojowa³
pod koniec VII w. S³owian znad dolnego
Dunaju, a po up³ywie nie wiêcej ni¿ dwóch
stuleci rozp³yn¹³ siê we wschodnioba³kañskim morzu s³owiañskim, pozostawiaj¹c po
sobie na wieczn¹ pami¹tkê swój najwa¿niejszy identyfikator etniczny.
W IX–XI w. czêœæ Ba³tów, która w dalszym rozwoju mia³a staæ siê £otyszami, graniczy³a ze s³owiañskim plemieniem Krywiczów. Trwa³y œlad pozosta³ do dzisiaj: miano Krews przesz³o na £otwie na póŸniejszych Rosjan.
Pod koniec X i w XI stuleciu dokona³a
siê zadziwiaj¹ca transplantacja nazwy Rusów w œrodowisko s³owiañskie, rozci¹gniête pomiêdzy jeziorem £adoga a stepami nadczarnomorskimi. „Dawcy” tego okreœlenia
byli Skandynawami, pochodz¹cymi g³ównie
z dzisiejszej Szwecji, którzy w IX–X w. przejawiali ogromn¹ aktywnoœæ gospodarcz¹
i militarn¹ na obszarach wschodnioeuropejskich, a ich wk³ad w powstanie i rozkwit ki-
O
d legendy wróæmy do faktów. Doœæ typowy mechanizm zadzia³a³ nad górn¹ £ab¹
i We³taw¹, gdzie jedno z plemion s³owiañskich narzuci³o w IX–X w. zwierzchnoœæ oraz
miano innym ugrupowaniom i st¹d swój rodowód czerpi¹ Czesi. Do chwili obecnej
Niemcy znaj¹ ich jednak jako Böhmen, co
stanowi dziedzictwo ³aciñskiej nazwy krainy
miêdzy Rudawami i Sudetami a Dunajem:
Boiohaemum (Bohemia). ród³os³ów tego
z kolei pojêcia siêga IV–I w. p.n.e., gdy na
terenie dzisiejszych Czech siedzia³ celtycki
lud Bojów. ¯eby sprawê do reszty skomplikowaæ, dodajmy, ¿e wspó³czeœni Bawarzy
równie¿ wywodz¹ swoj¹ godnoœæ od owych
ca³kiem niegermañskich Bojów. To nadzwyczaj trwa³e prahistoryczne imiê plemienne
nie utraci³o jeszcze do niedawna swojego
uroku, skoro dziewiêtnastowieczni badacze
wysunêli karko³omn¹ tezê o celtycko-Bojowym pochodzeniu karpackich Bojków, pobratymców i s¹siadów £emków na wschodzie.
Dodajmy na marginesie, ¿e wielki historyk
œredniowieczny Jan D³ugosz mia³ co do nazwy
Bohemia odmienn¹, ca³kiem zreszt¹ nietrafn¹
koncepcjê. Jego zdaniem kraina ta dot¹d czesk¹
siê nazywa, lubo w ³aciñskim jêzyku, który s³owiañskiego brzmienia wyraziæ nale¿ycie nie móg³,
rzeczona jest Bohemia, przeto i¿ S³awianie Boga
po swojemu Bohem nazywaj¹1. Dzisiaj musimy
ten wywód okreœliæ jako typowy przyk³ad naiwnoœci tzw. etymologii ludowej.
P
o tym wszystkim trudno siê dziwiæ, ¿e
i we w³asnej nazwie Polaków kryje siê ¿ywa
skamielina: jeszcze w pierwszej po³owie
X w. Polanie tworzyli jedno z wiêkszych plemion w dorzeczu Odry i Wis³y. Gdyby nie
korzystny w³aœnie dla nich los historyczny
(czyli racjonalnie wykorzystany potencja³
ekonomiczny i wojskowy oraz dogodne po³o¿enie geopolityczne), to zapewne realizowalibyœmy teraz swoje narodowe interesy
jako wspólnota Goplan, Œlê¿an, Lêdzian lub
– przed czym Perun ze Swarogiem szczêœliwie nas uchowali, przynajmniej co do nomenklatury – Dziadoszan albo nawet G³upiog³owców.
W oczach pisz¹cych po ³acinie s¹siadów z zachodu ju¿ od prze³omu X i XI w.
stawaliœmy siê Polakami (Poloni), a nasz
kraj Poloni¹. Proces zewnêtrznej (jak i wewnêtrznej) identyfikacji Polaków dopiero siê
jednak zaczyna³.
Dzisiaj jesteœmy wiêc nimi wskutek swoistego przypadku historycznego, a œciœlej –
efektu gry si³ plemiennych przed ponad tysi¹cleciem. Budzi to ca³kiem usprawiedliwion¹ ochotê do uruchomienia wyobraŸni
i odpowiedzenia na parê niekonwencjonalnych pytañ.
P
ierwsz¹ z narzucaj¹cych siê kwestii – dlaczego powsta³o tylko pojedyncze, a nie dwa
lub wiêcej „pañstw polskich” – na tym miejscu sobie darujmy. Wcale zreszt¹ nie jest
13
1. Rozmieszczenie etnonimu Polaków urobionego od Lêdzian (Litwa, Ruœ, Wo³oszczyzna, Wêgry) na tle przypuszczalnego zasiêgu Lêdzian w X w. (obszar zakreskowany).
B – Bug, D – Dniestr, H – Horyñ, S – San
jowskiej potêgi pañstwowej trudno przeceniæ. W ten sposób Rosjanie i Bia³orusini, a do czasów
niedawnych równie¿ Ukraiñcy (to
etnonim stosunkowo œwie¿y, zast¹pi³ Rusinów), kontynuuj¹ poniek¹d dziedzictwo wczesnoœredniowiecznych Rusów normañskich.
Czternastowieczna legenda
o Lechu, Czechu i Rusie niezupe³nie wiêc oddaje rzeczywistoœæ:
w dobie rozprzestrzeniania siê
S³owian (V–VII w.) biologiczni
przodkowie trzeciego z braci byli
czystej krwi Germanami znad pó³nocnych wybrze¿y Ba³tyku. Do
tego najstarszy historyczny Lech, poleg³y
w boju w roku 805, mia³ niew¹tpliwy zaszczyt
odegraæ w teatrze dziejów rolê ksiêcia... czeskiego. Jego polski imiennik jest niestety
najpewniej wytworem fantazji póŸnoœredniowiecznych (XIV-wiecznych) dziejopisów.
2. Rozmieszczenie siedzib s³owiañskich na tle miêdzyrzecza Wis³y i Dniepru w VIII–X w.
w œwietle znalezisk archeologicznych. 1 – obszary zasiedlone; 2 – strefa leœnostepowa;
3 – step; 4 – bagna; 5 – góry powy¿ej 500 m npm (wg opracowañ ró¿nych autorów)
ono takie absurdalnie, na jakie byæ mo¿e
wygl¹da. Pozostañmy natomiast przy równie frapuj¹cym problemie: kto jeszcze oprócz
Polan mia³ tê jedyn¹ szansê zakonserwowania pamiêci o sobie w nazwie w³asnej
jednego z ca³kiem sympatycznych narodów
œrodkowoeuropejskich?
Spoœród ró¿nych mo¿liwoœci nazewniczo-pañstwowotwórczych s¹ przes³anki do
wskazania na Lêdzian. W jakimœ sensie
zarejestrowa³y to ludy usadowione za nasz¹ œcian¹ wschodni¹ i po³udniowo-wschodni¹. Jêzykoznawcy zgadzaj¹ siê co do tego,
¿e zarówno ruskie okreœlenie Lachowie, jak
i litewskie Lenkas stanowi¹ nieco przetworzon¹ nazwê Lêdzian-Lêchów. W kwestii wêgierskiego Lengyen (czytaj: Lendien), zast¹pionego póŸniej przez Lengyel, komentarz jest w³aœciwie zbyteczny, gdy¿ podobieñstwo ka¿dy musi uznaæ za oczywiste
[patrz mapka 1].
Lêdzianie byli z pewnoœci¹ ludem licznym, prê¿nym i zasobnym w ziemiê, je¿eli
ich pozycja i si³a (bo chyba nie tylko samo
usytuowanie na peryferiach kszta³tuj¹cego
siê polskiego masywu etnicznego) wywar³a
a¿ tak silne wra¿enie na naszych s¹siadach
wschodnich i po³udniowo-wschodnich.
To zastanawiaj¹ce, ale ¿aden z powsta³ych w Polsce œredniowiecznej dokumentów,
¿adna zapisana przez póŸniejszych kroni-
14
karzy tradycja nawet nie wspomina o plemieniu Lêdzian. Bezpoœrednio dowiadujemy siê o nich z dwóch zaledwie Ÿróde³ obcych.
Tak zwany Geograf Bawarski w po³owie
IX w. wymienia spor¹ liczbê 98 grodów, którymi mieli w³adaæ Lendizi. W dziele O zarz¹dzaniu imperium, powsta³ym w po³owie
nastêpnego stulecia, cesarz bizantyjski
Konstantyn Porfirogeneta podaje garœæ kapitalnych doniesieñ na temat Lêdzian. Dowiadujemy siê, ¿e zamieszkiwali teren obejmuj¹cy fragment sieci wodnej Dniepru, ¿e
ich siedziby s¹siadowa³y z koczowiskami
nomadzkich Pieczyngów – krain¹ Iabdiertim (która ponadto mia³a stycznoœæ z dziedzinami Drewlan, Uliczów oraz innych S³owian), ¿e wreszcie posiadali status sojuszników albo – jak w innej wzmiance – trybutariuszy (tj. poddanych) Rusów kijowskich.
Ponadto wszystko wskazuje na to, ¿e
w Powieœci dorocznej, zredagowanej ostatecznie z pocz¹tkiem XII w., pod zniekszta³con¹ ju¿ nazw¹ „Lachów” wystêpuj¹ Lêdzianie. Zamieszczony tam zwiêz³y zapis informuje, ¿e w roku 981 ksi¹¿ê kijowski W³odzimierz poszed³ (...) ku Lachom i zaj¹³ grody
ich, Przemyœl, Czerwieñ i inne grody, które
s¹ i do dziœ dnia pod Rusi¹2.
Z przytoczonych danych wy³ania siê doœæ
oczywista konkluzja: w X w. siedziby Lê-
3. Mapa etniczna miêdzyrzecza Wis³y i Dniepru oko³o po³owy X w. 1 – plemiona s³owiañskie i Ruœ;
2 – nazwy okrêgów pieczyñskich; 3 – plemiê s³owiañskie o nieznanej nazwie; 4 – strefa leœnostepowa; 5 – step; 6 – bagna; 7 – góry powy¿ej 500 m npm.
dzian obejmowa³y przynajmniej dorzecze
Sanu oraz górnego i œrodkowego Bugu,
a tak¿e jak¹œ znacz¹c¹ partiê zlewiska Prypeci.
Wniosek ten jest niezmiernie trudny do
pogodzenia z innym, bardzo sk¹din¹d zagmatwanym przekazem Powieœci dorocznej,
zgodnie z którym w dobie plemiennej Dulebowie (...) mieszkali nad Bugiem, gdzie dziœ
(zapewne w pocz¹tkach XII w.) Wo³ynianie.
Parê ustêpów wczeœniej dowiadujemy siê
natomiast, ¿e ten sam teren zajmowali Bu¿anie, poniewa¿ siedzieli nad Bugiem, póŸniej zaœ Wo³ynianie3.
K
im zatem byli w X wieku rdzenni mieszkañcy ziem pomiêdzy Wieprzem, Sanem,
górnym Dniestrem i Horyniem? Czy racjê
mia³ „urodzony w purpurze” Bizantyjczyk, czy
pisz¹cy w nastêpnym stuleciu kronikarz kijowski?
Zagadka ta ma moc magnetyczn¹ i od
czasów Joachima Lelewela przyci¹ga uwagê najwybitniejszych mediewistów oraz s³owianoznawców polskich, rosyjskich i ukraiñskich, ale te¿ czeskich czy wêgierskich4.
D³ugoletni spór nie da³ wprawdzie jakiegoœ
ostatecznego rozstrzygniêcia, ale przybli¿y³
ocenê wiarygodnoœci Ÿróde³, z której czerpiemy podstawy naszej wiedzy.
Uwa¿am, ¿e racja jest jednak po stronie
œwiat³ego cesarza-intelektualisty. Za Porfirogenet¹ przemawia nie tylko wyj¹tkowa rze-
telnoœæ innych jego przekazów, odnosz¹cych
siê do Europy Wschodniej (relacjonowa³ przy
tym fakty sobie wspó³czesne), ale równie¿
zdumiewaj¹co wierna forma zapisu nazwy
Lêdzian: Lendzaninoi i Lendzeninoi. Dane
Konstantyna na temat zachodniej peryferii
krêgu wp³ywów ruskich w X wieku z pewnoœci¹ zas³uguj¹ na wiêksze zaufanie ni¿ enigmatyczne i niejasne sformu³owania kijowskiego latopisu, dotycz¹ce dziwnej, plemiennej „sekwencji nadbu¿añskiej”.
K
lucz do odtworzenia przebiegu wschodniej granicy Lêdzian le¿y w identyfikacji tajemniczej krainy Iabdiertim, zamieszkiwanej
w po³owie X wieku przez jeden z dzikich
i agresywnych szczepów nomadzkich. I w³aœnie owe z³owrogie „walory” Pieczyngów
daj¹ szansê na uchwycenie zasiêgu terytorium Iabdiertim. Je¿eli w X wieku panoszyli
siê tam budz¹cy trwogê koczownicy, to osiad³a ludnoœæ s³owiañska z pewnoœci¹ omija³a takie miejsca z daleka!
I rzeczywiœcie, niedoskona³a jeszcze
wprawdzie archeologiczna mapa rozmieszczenia plemiennego osadnictwa s³owiañskiego pomiêdzy Wis³¹, Karpatami i Dnieprem ukazuje ca³kiem rozleg³¹ przestrzeñ
niezasiedlon¹. Dostrzegamy j¹ w pó³nocnych partiach Wy¿yny Podolskiej i Naddnieprzañskiej, po obydwu stronach wielkiego
dzia³u wodnego, który rozgranicza dorzecze Dniepru od zlewiska Dniestru i Bohu.
15
Obszar ten tworzy odnogê strefy leœnostepowej, wysuniêt¹ daleko ku pó³nocnemu
zachodowi niczym groŸny palec orientalnego satrapy. To peryferyjna cz¹stka euroazjatyckiego Wielkiego Stepu, naturalnego od
tysi¹cleci œrodowiska koczowników [patrz
mapka 2].
Wiemy na pewno, ¿e w X wieku ten
w³aœnie teren s¹siadowa³ od pó³nocy z domenami Drewlan, a od po³udnia najprawdopodobniej z Uliczami. Dla Lêdzian pozosta³aby zachodnia i pó³nocno-zachodnia otulina „jêzora” leœnostepowego: górne dorzecza Dniestru, Bugu oraz Styru, a zapewne
równie¿ i Horynia [patrz mapka 3].
Trudno zaprzeczyæ, i¿ fakty archeologiczne doskonale koresponduj¹ z informacjami
Konstantyna Porfirogenety!
Odmawiamy zatem racji bytu mitycznym
latopisowym Dulebom nadbu¿añskim. Plemienna ojczyzna Lêdzian (Lêchów-Lachów)
obejmowa³a bardzo okaza³¹ po³aæ ziemi na
styku dorzeczy Wis³y, Dniepru i Dniestru.
Zapewne dopiero w X wieku los obsadzi³
wspólnotê lêdziañsk¹ w roli krótkotrwa³ego
wschodniego „przedmurza” dla integruj¹cego siê polskiego bloku etnicznego. Potem
zosta³a po niej tylko nazwa, która dzisiaj
wiêcej znaczy dla Wêgrów, Litwinów i Ukraiñców ni¿ dla wspó³czesnych Polaków.
1
2
3
4
Przek³ad K. Mecherzyñskiego
Przek³ad F. Sielickiego
Przek³ad F. Sielickiego
W ostatnim pó³wieczu szczególny wk³ad do
duskusji na ten temat wnieœli m.in. H. Paszkiewicz, A.N. Nasonow, H. £owmiañski,
T. Lehr-Sp³awiñski, S.M. Kuczyñski, G. Labuda, J. Isajewycz, T. Wasilewski, J. Nalepa
i ostatnio W. Makarski.
Powy¿szy tekst zosta³ wczeœniej opublikowany w czasopiœmie „Archeologia ¿ywa” nr 4 (5)
1997, s. 27–31, i za zgod¹ Autora wykorzystany
w naszym kwartalniku.
Autor jest profesorem Uniwesytetu Jagielloñskiego w Instytucie Archeologii. O przyczynach i okolicznoœciach rozpadu pó³nocnej S³owiañszczyzny
pisa³ szerzej w ksi¹¿ce: Pocz¹tki kszta³towania siê
polsko-ruskiej rubie¿y etnicznej w Karpatach. U Ÿróde³ rozpadu S³owiañszczyzny na od³am wschodni
i zachodni, Kraków 1991. Por. tak¿e artyku³ M.
Parczewskiego: Problem Lêdzian a kszta³towanie
siê polsko-ruskiej rubie¿y etnicznej (Civitas Schinesghe cum pertinentiis, Toruñ 2003).
16
Piotr Krasny
MIÊDZY
NORYMBERG¥
A MORZEM
CZARNYM
O ROLI „WYSOKIEJ DROGI”
W KSZTA£TOWANIU KULTURY
ARTYSTYCZNEJ LWOWA
I WOJEWÓDZTWA
M
ieszkañcy œredniowiecznej i nowo¿ytnej Europy wytwarzali wiêzi spo³eczne
przede wszystkim na obszarze „ma³ego
s¹siedztwa”, skupionego wokó³ wiêkszego
miasta, w którym spotykali siê nieustannie przy okazji jarmarków, s¹dów lub
wykonywania podstawowych czynnoœci
urzêdowych. Poczucie wiêzi pañstwowej,
a tym bardziej narodowej by³o odczuwane znacznie s³abiej, poniewa¿ nie mog³o
byæ podsycane takimi osobistymi kontaktami. Nieco inaczej mia³y siê jednak sprawy w „ma³ych s¹siedztwach”, nanizanych
na wielkie szlaki handlowe, które spaja³y
te obszary z g³ównymi miastami pañstwa,
a czasem tak¿e z wielkimi metropoliami
zagranicznymi. Podró¿ni, przemieszczaj¹cy siê po owych drogach, przynosili informacje z dalekiego œwiata oraz rozpowszechniali nowe idee, wzorce postaw
i mody. Mieszkañcy miast po³o¿onych przy
szlakach handlowych dbali o wygl¹d swoich osad, chc¹c nie tylko „popisaæ” siê
przez licznymi goœæmi, ale tak¿e zachêciæ ich do wspólnego prowadzenia interesów. Szlachta zdawa³a sobie sprawê, ¿e
rezydencje po³o¿one przy wa¿nych traktach s¹ czêœciej ogl¹dane, a wiec lepiej
ukazuj¹ jej presti¿, tote¿ stara³a siê szczególnie o dostosowanie ich form do aktualnych mód artystycznych.
Ekonomiczn¹ podstaw¹ takich przedsiêwziêæ by³y zyski czerpane z handlu,
rozwijaj¹cego siê wzd³u¿ g³ównych dróg,
a zwi¹zane nie tylko z bezpoœredni¹ wymian¹ handlow¹, ale tak¿e z zabezpie-
czeniem potrzeb aprowizacyjnych podró¿nych. Bogacili siê wiêc nie tylko kupcy i rzemieœlnicy, ale tak¿e ziemianie, a nawet ch³opi, którzy mogli liczyæ na ³atwy zbyt produktów rolnych. Nie mo¿na te¿ przemilczeæ, ¿e
wzd³u¿ wa¿nych szlaków handlowych rozwija³y siê nieraz dzia³ania wojenne, ale korzyœci odnoszone w okresie pokoju przewy¿sza³y wielokrotnie straty powodowane
przez najeŸdŸców. Osobom zamieszka³ym
wzd³u¿ traktów handlowych doœæ obce by³y
wiêc uczucia ksenofobiczne. Przybysze
kojarzyli siê im raczej z mo¿liwoœci¹ zysku
i ciekawego kontaktu ni¿ z zagro¿eniem.
N
ajwa¿niejszym traktem przebiegaj¹cym
przez po³udniowo-wschodnie ziemie Królestwa Polskiego by³a Hoche Strasse – Wysoka Droga, ³¹cz¹ca Norymbergê oraz inne
wielkie miasta Cesarstwa Niemieckiego
(Rzeszy) poprzez Wroc³aw, Kraków, Lwów
i Kamieniec Podolski z wybrze¿em Morza
Czarnego (jej „nastêpczyni¹” jest wiêc dzisiejsza droga krajowa nr 4). W okresie wojen turecko-weneckich w XVI i XVII wieku,
utrudniaj¹cych prowadzenie handlu na Morzu Œródziemnym, szlak ten sta³ siê jedn¹
z najwa¿niejszych dróg tranzytowych, s³u¿¹cych handlowi Europy zachodniej z Le-
wantem. Ruch wielkiej masy osób, odbywaj¹cy siê po tym szlaku, musia³ rzecz jasna
wp³yn¹æ na o¿ywienie ekonomiczne i intelektualne s¹siednich obszarów.
Na terenie Ma³opolski Wysoka Droga
przechodzi³a przez Kraków, Tarnów, a nastêpnie – przez Rzeszów, £añcut, Przeworsk, Jaros³aw, Radymno, Przemyœl,
Moœciska, Gródek Jagielloñski i Lwów,
wp³ywaj¹c bardzo zdecydowanie na wzrost
presti¿u tych miast. Jaros³aw, Przemyœl i Moœciska sta³y siê wa¿nymi oœrodkami handlowymi, w których odbywa³y siê wielkie, wielotygodniowe jarmarki, wzbogacaj¹ce miejscowych kupców i rzemieœlników. Rzeszów
i £añcut zosta³y wybrane na g³ówne miasta
rezydencjonalne potê¿nych magnackich
rodów: Ligêzów (póŸniej Lubomirskich) oraz
Stadnickich (a nastêpnie Lubomirskich i Potockich). Radymno sta³o siê siedzib¹ biskupów przemyskich, którzy przebywali w nim
z regu³y czêœciej i chêtniej ni¿ na dworze
przy swojej katedrze. Lwów sta³ siê jednym
z najznaczniejszych w Rzeczypospolitej
oœrodków handlowych, politycznych, naukowych i koœcielnych. Warto równie¿ zauwa¿yæ, ¿e w³aœnie wzd³u¿ Wysokiej Drogi rozwija³y siê najwa¿niejsze sankturia w po³udniowo-wschodniej czêœci Królestwa Pol-
Prebieg
Wysokiej
Drogi
naniesiony
na mapê
wspó³czesn¹
17
skiego (bernardyni w Rzeszowie, jezuici
w Jaros³awiu, dominikanie i franciszkanie
w Przemyœlu, dominikanie we Lwowie), które ju¿ w XVIII wieku mog³y chlubiæ siê koronowanymi wizerunkami Matki Boskiej.
Oœrodki pielgrzymkowe po³o¿one bardziej
na uboczu (dominikanie w Borku Starym,
koœció³ farny w Rudkach) traci³y zaœ czêsto
na znaczeniu, a do koronacji cudownych
obrazów dosz³o w nich dopiero w okresie
gwa³townego o¿ywienia ¿ycia religijnego
w Galicji na prze³omie XIX i XX wieku.
Zasobnoœæ i presti¿ miast i sanktuariów
usytuowanych wzd³u¿ Wysokiej Drogi znajdowa³y wielokrotnie wyraz w wa¿kich przedsiêwziêciach budowlanych i artystycznych.
Nie sposób tu rozwodziæ siê nad okaza³oœci¹ i monumentalizmem zabudowy Lwowa, ale warto podkreœliæ, ¿e Przemyœl i Jaros³aw by³y jednymi z nielicznych miast
w Rzeczypospolitej, w których zabudowie
wewn¹trz murów dominowa³y murowane
wielopiêtrowe kamienice. Zamki w Rzeszowie i w £añcucie, zaliczane do najokazalszych siedzib magnackich w Rzeczypospolitej, by³y poddawane nieustannym rozbudowom w celu dostosowania ich wygl¹du
do aktualnych europejskich mód. Wszystkie wymienione wy¿ej oœrodki pielgrzymkowe s³ynê³y zaœ nie tylko dokonuj¹cymi siê
w nich cudami, ale tak¿e wspania³oœci¹ œwi¹tyñ i ich wyposa¿enia.
W
ysoka Droga „wnosi³a” do Malopolski
i na s¹siednie obszary nie tylko œrodki na
wa¿kie przedsiêwziêcia artystyczne, ale tak¿e „sprowadza³a” czêsto artystów, zapewniaj¹cych wysoki poziom ich realizacji. Katedra we Lwowie i czêœæ umocnieñ tego miasta zosta³a wzniesiona przez budowniczych
przyby³ych za Œl¹ska. Mistrzowie, którzy
odegrali kluczow¹ rolê w ukszta³towaniu
oblicza rzeŸby lwowskiej w XVI i XVII wieku,
Andrzej Bemer, Hanusz Scholz i Jan Pfister, pochodzili z Wroc³awia i tam ukszta³towali charakter swojej sztuki. Rozwi¹zania
stylistyczne Tomasza Huttera, który zdominowa³ snycerkê Lwowa i województwa pod
koniec pierwszej po³owy wieku XVIII, œwiadczy, ¿e artysta ów wywodzi³ siê z pewnoœci¹
z krajów Rzeszy, a niemal na pewno przebywa³ przez d³u¿szy czas na obszarze Bawarii lub Szwabii. Wœród reprezentantów
znakomitej lwowskiej szko³y rokokowej prze-
18
wa¿ali tak¿e przybysze z Cesarstwa Niemieckiego (Fesingerowie, Jan Jerzy Pinsel),
którzy mogli przyjechaæ do Rzeczypospolitej poprzez Œl¹sk.
Przede wszystkim nale¿y jednak zwróciæ uwagê na bliskie zwi¹zki sztuki Lwowa
i Krakowa, które ujawni³y siê ju¿ w okresie
œredniowiecza, a przybra³y na sile w okresie
nowo¿ytnym. Problem nie jest jak dot¹d
przebadany odpowiednio do swojej rangi,
ale wiemy na przyk³ad, ¿e pomiêdzy Lwowem i Krakowem obracali siê liczni rzeŸbiarze w okresie póŸnego renesansu, a na
pocz¹tku XVII wieku silny wp³yw na sztukê
tamtego województwa wywarli naœladowcy
Baltazara Fontany.
Trzeba te¿ odnotowaæ, ¿e wielu artystów
i warsztatów artystycznych przemieszcza³o
siê wzd³u¿ Wysokiej Drogi, znacz¹c swój
szlak wybitnymi dzie³ami. Tak dzia³o siê
w przypadku warsztatu budowlanego, który
oko³o roku 1620 wzniós³ koœció³ bernardynów w Rzeszowie, œwi¹tyniê benedyktynek
w Jaros³awiu i okaza³¹ kaplicê pa³acow¹
w podprzemyskim Krasiczynie. Dzie³a Jana
Pfistera znajduj¹ siê we Lwowie, Tarnowie
i najpewniej w Rzeszowie, a Tomasza Huttera – w Tarnowie, Rzeszowie, £añcucie,
Jaros³awiu, Przemyœlu i Lwowie. Byæ mo¿e
nie by³o wiêc dzie³em przypadku, ze artysta
ten prowadzi³ swój warsztat w Jaros³awiu,
który by³ – jak pamiêtamy – jednym z wa¿niejszych oœrodków handlowych Wysokiej
Drogi, po³o¿onym mniej wiêcej poœrodku
jej odcinka przebiegaj¹cego przez tamte
ziemie.
Badania historyczno-artystyczne dowodz¹ wiêc, ¿e w okresie staropolskim Wysoka Droga odegra³a kluczow¹ rolê w kszta³towaniu kultury Ma³opolski i ziem s¹siednich, spajaj¹c ten obszar silnie i trwale
z Europ¹ Zachodni¹ oraz zapewniaj¹c mu
nieustanny transfer zachodnioeuropejskich
idei artystycznych. Nie czujê siê kompetentny, aby wskazywaæ paralelne zjawiska
w innych sferach ¿ycia kulturalnego, choæ
wydaje mi siê, ¿e badania nad tymi problemami by³yby bardzo owocne. Wiêcej uwagi
warto poœwiêciæ tak¿e roli Wysokiej Drogi
jako gospodarczej, kulturalnej i artystycznej
osi, spajaj¹cej Lwów z Krakowem.
Tê ostatni¹ kwestiê warto zaakcentowaæ
szczególnie silnie na ³amach czasopisma
zatytu³owanego „Cracovia – Leopolis”.
Z profesorem
Andrzejem
¯akim
historykiem i archeologiem,
rozmawia Janusz M. Paluch
Panie profesorze, pojawia siê pan i znika!
Kiedy zaczyna³em studia, pañska ksi¹¿ka „Archeologia Ma³opolski wczesnoœredniowiecznej”, która ledwie siê ukaza³a, poddawana by³a
przez znawców przedmiotu wnikliwej analizie.
Pana ju¿ w Krakowie nie by³o. Od tamtego
czasu minê³o jakieœ trzydzieœci lat. Ja ju¿ zapomnia³em o archeologii – pan siê pojawia!
Rzeczywiœcie d³ugo przebywa³em poza
Krajem. A ksi¹¿ka, taka gruba ceg³a, ukaza³a siê w 1974 r. To by³a rozprawa – jak
wiele innych w moim ¿yciu – pisana poœpiesznie, czêœciowo ju¿ na emigracji. Pojecha³em do Szwajcarii, gdzie moja ¿ona
od paru ju¿ lat mieszka³a, a ja, w Krakowie
i w Karpatach, tkwi³em w pracach archeologicznych. W koñcu wyjecha³em z Polski, nie
bez bólu, ale i bez ¿alu. Na emigracji mog³em bardziej rozwin¹æ innego rodzaju dzia-
³alnoœæ. Przede wszystkim wiêcej podró¿owa³em naukowo! Chocia¿ pracuj¹c jeszcze
na Wawelu podró¿owa³em trochê. W latach
50. by³em w Chinach. To by³ ewenement
wyjechaæ poza granice Polski. Ale Chiny by³y
wtedy dobrze widziane w PRL-u, wiêc puszczono mnie. Pozna³em tam Pei Wen Czunga, wspó³autora wykopalisk sinantropa pekiñskiego, i zwiedzi³em dziesi¹tki stanowisk
i zabytków archeologicznych.
Do Krakowa przyby³ pan jednak z Kresów.
No tak... Urodzi³em siê w Œwirzu, na
styku województwa tarnopolskiego z lwowskim. Pochodzê z rodziny nauczycielskiej.
Moi rodzice lubili swój zawód. Zw³aszcza
ojciec, który oprócz tego aktywnie uczestniczy³ w ¿yciu spo³ecznym i do pewnego stopnia politycznym. Mam tu na myœli m.in. organizacjê „Strzelca”, która na Kresach mia³a szczególne znaczenie. Przewodzi³ jej
w skali krajowej Tadeusz ¯eñczykowski, wybitny i szlachetny cz³owiek, po wojnie œwiatowej prawa rêka Jana Nowaka-Jeziorañskiego w Radiu Wolna Europa. Uczêszcza³em do gimnazjum w Przemyœlanach, okres
okupacji niemieckiej spêdzi³em w Œwirzu,
w konspiracji AK-owskiej. Z tamtego czasu
zapad³a mi w pamiêæ œmieræ ksiêdza Kwiatkowskiego, który zosta³ uprowadzony i zamordowany przez Ukraiñców. Jednak jakiejœ
wiêkszej akcji antypolskiej w naszym miasteczku nie pamiêtam. Œwirz prawie w 90%
by³ polski. Trzyma³ siê mocno, chocia¿ wokó³ pali³y siê wsie. Jesieni¹ w 1944 r. znalaz³em siê – z czêœci¹ rodziny – w Jêdrzejowie i tam po krótkim pobycie w niemieckim
obozie przyfrontowym doczeka³em siê koñca wojny i podjêcia studiów na odradzaj¹cym siê Uniwersytecie Jagielloñskim.
Sk¹d u pana profesora zainteresowania
archeologi¹? Przecie¿ z wykszta³cenia jest pan
historykiem!
Tak, to prawda. To objawi³o siê ju¿
w Œwirzu. Niewy¿yte ambicje ujawnienia zabytków rodzinnych stron spowodowa³y, ¿e zacz¹³em pisaæ historiê Œwirza. Pocz¹wszy od
koœcio³a i zamku. Zamek, wspania³y czworobok z basztami naro¿nymi, by³ przed 1939 r.
w posiadaniu Ireny z Lamezanów Komorowskiej i Tadeusza Bora-Komorowskiego. Ojciec pani Komorowskiej, genera³ Lamezan,
spolonizowany pó³-Austriak, pó³-Francuz,
utrzymywa³ bliski kontakt z moim ojcem.
Zamek by³ ju¿ przed wojn¹ miejscem przy-
19
ci¹gaj¹cym turystów. A my byliœmy z niego
bardzo dumni! Oczywiœcie nie identyfikowa³em siê mocno z tym miejscem, ale bawi³em
siê w znawcê jego dziejów. No i koœció³ renesansowy, jednonawowy, pw. Trójcy œw.
i Wniebowziêcia Matki Boskiej, z póŸniejszym
wystrojem wnêtrza, z plafonami, tarczami herbowymi, oczywiœcie g³ównie Œwirskich. Ju¿
z koñcem XV w. byli w³aœcicielami zamku
i miasta. Odrysowywa³em z mozo³em te zabytki i obfotografowywa³em je aparacikiem
„Kodak-baby” za ówczesne 12 z³otych!
Móg³ pan bywaæ na zamku?
Mój ojciec zna³ dobrze genera³a i córkê,
pani¹ Komorowsk¹. Ona przychodzi³a do
szko³y, na koniec roku zawsze fundowa³a
dzieciom s³odycze. Pan Komorowski rzadko bywa³ w Œwirzu. Najczêœciej przebywa³
w Trembowli lub w Grudzi¹dzu, gdzie sta³
jego pu³k, ja zaœ opuœci³em Œwirz w 1935 r.,
wraz z rodzicami przenosz¹c siê do Przemyœlan. Po wojnie w 1945 r. zapisa³em siê
na historiê na Uniwersytecie Jagielloñskim.
I moja praca magisterska dotyczy³a w³aœnie
historii Œwirza! Promotorem by³ prof. Józef
Widajewicz, ongiœ profesor poznañskiego
uniwersytetu.
A archeologia?
To przede wszystkim praktyka. Oczywiœcie na historii wyk³adali równie¿ archeolodzy, dr Rudolf Jamka czy prof. Stefan Nosek. W³aœciwie to by³ czas, kiedy bêd¹c historykiem nie mo¿na by³o umkn¹æ pracom
wykopaliskowym. 1945 rok, wojna dopiero
siê skoñczy³a – a ju¿ archeolodzy grzebali
w zrujnowanym Wroc³awiu. I jako student
uczestniczy³em tam w wykopaliskach. Przez
to zwi¹za³em siê z krakowskim Muzeum Archeologicznym, mieszcz¹cym siê wtedy po
czêœci przy ul. S³awkowskiej, po czêœci przy
œw. Jana. Dyrektorem by³ wówczas doc.
Tadeusz Reyman – wspania³a postaæ, jak¿e skromny cz³owiek. Uczestniczy³em w jego
badaniach w Igo³omi, Zofipolu i Tropiszowie. On jeszcze przed wojn¹ odkrywa³ tam
s³ynne piece garncarskie. Zabra³ wtedy mnie
i Buratyñskiego. Pocz¹tkowo doœæ biernie
do tych badañ podchodzi³em. Badaliœmy
stanowiska neolityczne, m.in. kultury ceramiki wstêgowej-rytej. Ale zaczê³o mnie to
wci¹gaæ, zaczê³o mi siê podobaæ. Postanowi³em coœ wiêcej zdzia³aæ w tym zakresie.
Wtedy do pisania zachêci³ mnie prof. Stefan
Nosek. W 1949 r. obroni³em doktorat, które-
20
go tematem by³y „Pocz¹tki kultury ³u¿yckiej
w dorzeczu górnej Wis³y”. Moim promotorem by³ w³aœnie prof. Stefan Nosek, który
pracowa³ wówczas w Lublinie. By³ to m¹dry,
inteligentny i wysoce operatywny cz³owiek,
interesuj¹cy siê wieloma p³aszczyznami
i aspektami prahistorii. A kultur¹ ³u¿yck¹ zainteresowa³em siê wówczas z tego wzglêdu, ¿e za Lehrem-Sp³awiñskim – z którym
dane mi by³o kontaktowaæ siê w tamtym
czasie – uchodzi³a ta kultura za pras³owiañsk¹. Jednak bardziej – sam nie wiem dlaczego – poci¹ga³ mnie okres wczesnego
œredniowiecza. Mo¿e dlatego, ¿e to jednak
bli¿ej historii? Zaczê³y siê te¿ pierwsze prace na Wawelu, raczej porz¹dkowe i organizowane przez historyków sztuki. Pieczê nad
tymi pracami mia³ wówczas dr Gabriel Leñczyk i ja. Leñczyk równolegle prowadzi³
badania na grodzisku w Tyñcu. Gdy dosz³o
wówczas do kontrowersji z historykami sztuki, Leñczyk rozsta³ siê z Wawelem i skupi³
na badaniach w Tyñcu, wi¹¿¹c siê œciœle
z Muzeum Archeologicznym. Wtedy, od
1950 r., obj¹³em samodzielny nadzór nad
badaniami archeologicznymi na Wawelu.
Bardzo siê tym przej¹³em. Zdaje pan sobie
sprawê, jaka to odpowiedzialnoœæ prowadziæ badania archeologiczne na takim jak
Wawel, wa¿nym dla dziejów Polski, stanowisku! Ale to przecie¿ nie wszystko! By³ rok
1951, kiedy w miejscowoœci Wietrzno-Bóbrka w Karpatach, gdzie prowadzi³em wykopaliska, zrodzi³a siê tzw. Karpacka Ekspedycja Archeologiczna. Uczestniczyli w niej
znakomici póŸniej badacze, jak Zollówna,
Kazimierz God³owski, Jerzy Potocki, Jan
Machnik, Zenon WoŸniak. By³ wœród nich
tak¿e, póŸniejszy profesor Politechniki Warszawskiej, Witold Szolginia!
Ale przecie¿ Szolginia nie by³ archeologiem!
On by³ wtedy studentem architektury i pracowa³ jako robotnik fizyczny, opowiadaj¹c jak¿e barwnie o swych wojennych przygodach.
Prowadziliœmy tam badania ratownicze na
grodzisku. Po nas mia³y siê zjawiæ ekipy geologiczne w poszukiwaniu ropy naftowej.
Opowiadano wœród studentów, z du¿ym
podziwem, anegdotê o prof. Kazimierzu God³owskim, który w czasie badañ powierzchniowych w Karpatach przekroczy³ kordon, czyli
sowieck¹ granicê.
Tak, to prawda. Oczywiœcie natychmiast
zosta³ zatrzymany, odtransportowany do
Lwowa na przes³uchania. Mo¿e wygl¹da³o
to anegdotycznie z perspektywy czasu. Ale
wtedy nie by³o to takie œmieszne! Nielegalne przekroczenie granicy! Ja niewiele o tym
wiem, na szczêœcie nie uczestniczy³em
w tych badaniach!
Ile lat poœwiêci³ pan na badania archeologiczne w Karpatach?
Co najmniej kilkanaœcie sezonów, rok po
roku, tam spêdza³em.
Jedne z wa¿niejszych pana prac badawczych mia³y jednak miejsce w Przemyœlu. Czy
nale¿y je wi¹zaæ z Karpack¹ Ekspedycj¹ Archeologiczn¹?
Nie. To raczej efekt prac prowadzonych
na wawelskim wzgórzu. To by³y szalone lata
50., lata badañ nad pocz¹tkami pañstwa
polskiego. Zacz¹³em w³aœciwie od stwierdzenia, ¿e zamek przemyski nie by³ nigdy
badany. My w Krakowie przekopujemy wzgórze wawelskie, a w Przemyœlu nic siê nie
robi! A przecie¿, wyobra¿a³em sobie, musi
byæ to szczególne miejsce w dziejach Polski. Do tego dochodzi³y relacje spraw polsko-ruskich. To mnie bardzo zdopingowa³o
i poch³onê³o, w okresie wakacyjnym podj¹³em wykopaliska na zamku przemyskim.
Niestety trafi³em tam na lokalnych poddanych prof. Jamki, z którym siê nie kochaliœmy. To dziwna rzecz... Ja nie mia³em ¿adnych powodów do antagonizmów, ale poniewa¿ sympatyzowa³em z prof. Noskiem,
a Nosek i Jamka siê absolutnie nie znosili,
to wystarczy³o. Przecie¿ miêdzy nimi dochodzi³o do jakichœ s¹dów honorowych! I to
spad³o na mnie! A mnie przecie¿ to nic a nic
nie obchodzi³o! W Przemyœlu by³ wówczas
Antoni Kunysz, który by³ mocno, bardzo
mocno ustawiony politycznie – równie¿
w Rzeszowie. Prof. Jamka nie by³ wrogo do
mnie nastawiony, ale wspiera³ jednak swego ucznia – Kunysza. Kiedy wiêc znalaz³em
siê na przemyskim zamku, to œwie¿o upieczonemu magistrowi bardzo siê to nie podoba³o. Wtedy siê zaczê³y utrudnienia. Nawet niszczono mi wykopy! Ale mimo wszystko doprowadzi³em prace do koñca.
To znaczy?
Odkopa³em relikty wczesnopiastowskiej
architektury: palatium po³¹czone z rotund¹.
Zak³ada³em, ¿e musz¹ siê one znajdowaæ
na zamkowej górze. Nie pomyli³em siê.
W koñcu tam by³a siedziba ksiêstwa, gdzie
siedzieli polscy ksi¹¿êta!
W jednym ze swych tekstów pisa³ pan o problemach etnicznych po³udniowo-wschodniej
Polski. Jak to wygl¹da w œwietle obecnych
pana pogl¹dów?
Oczywiœcie granic sensu stricte nie da
siê tam chyba nigdy wytyczyæ. Jest jednak
oczywiste, zgodne ze Ÿród³ami historycznymi i archeologicznymi, ¿e Przemyœl pocz¹tków XI w. by³ grodem polskim. Ale bywa³ te¿
póŸniej ruski. To tak historycznie trzeba ujmowaæ. Byli kiedyœ u mnie dziennikarze
z ukraiñskiego – ukazuj¹cego siê w Polsce
od czasów PRL-u – „Naszego S³owa”, które
lansuje tezê, ¿e ca³e terytorium na wschód
od Rzeszowa obejmowa³ ¿ywio³ ruski.
W Przemyœlu nie stwierdzi³em ruskich skorup naczyñ. Tymczasem niektórzy Ukraiñcy
do dzisiaj podejrzewaj¹, ¿e „¯aki odkry³ cerkiew rusk¹ na zamku i j¹ zasypa³”. No, rzeczywiœcie, po skoñczeniu badañ, wykopy siê
zasypuje. O tych konfabulacjach opowiada³
mi tamtejszy archeolog mgr Andrzej Koperski. Teraz wracam do tych badañ, do zespo³owego opracowania materia³ów, które od
lat szeœædziesi¹tych czekaj¹ na mnie w Przemyœlu i na Wawelu. Wysz³a tam nie tylko
architektura, która jest architektur¹ typowo
wczesnopolsk¹. Ale i Ÿród³a pisane potwierdzaj¹ moje domniemania oparte na materiale archeologicznym. A mówi¹ o tym, ¿e
Mieszko II z ¿on¹ Rychez¹ (wy³owi³em to
i opublikowa³em) odebrali Przemyœl w czasie wyprawy Chrobrego na Kijów w 1018 r.
Mieszko II dotar³ do Przemyœla przypuszczalnie na zlecenie ojca, pod¹¿aj¹c z Krakowa, natomiast Boles³aw Chrobry szed³ na
Kijów drog¹ wo³yñsk¹, na W³odzimierz, nad
Bug i dalej na wschód. Jeszcze podczas
planowania wyprawy musia³ synowi zleciæ:
„Ty idŸ do Przemyœla! I zajmij go!” Chrobry
poszed³ na Kijów, nagrabi³ skarbów i pomkn¹³
z tym do Wielkopolski. Co wiêcej, wyszpera³em, ¿e Mieszko II przyby³ do Przemyœla nie
sam, a z Rychez¹. Ona fundowa³a w Przemyœlu œwi¹tynie, które siê nie zachowa³y, ale
zachowa³y siê ich wezwania – Urszuli i Gereona. To s¹ fakty, o których siê raczej nie
pisa³o! Oprócz tego s¹dzê, ¿e odkopane przeze mnie mury nie s¹ wzniesione przez Chrobrego, lecz przez Mieszka II. Ma³o tego, podejrzewam, ¿e noga Boles³awa Chrobrego
nigdy nie stanê³a w Przemyœlu. Ale oczywiœcie za jego czasów i z jego polecenia Przemyœl zosta³ zajêty i sta³ siê polskim miastem.
21
Pojawia³y siê onegdaj koncepcje, które
dopuszcza³y równolegle z chrystianizacj¹
Polski z zachodu – chrystianizacjê wschodniego rytu, m.in. w Przemyœlu. Czy to mo¿liwe?
Ja nie widzê tego. Nie ma na potwierdzenie takiej tezy ani w Ÿród³ach pisanych,
ani materialnych dowodów. Nie ma na ceramice ¿adnych ozdób, które mog³yby wskazywaæ na obecnoœæ wp³ywów wschodnich.
Nie ma te¿ ¿adnych monet. Trochê inna
sytuacja mog³a siê wytworzyæ w dorzeczu
Bugu, na terenie Lubelszczyzny. Tam Ruœ
wdar³a siê bardziej. Ale tu, nad Sanem, trzymali siê nasi.
Panie profesorze, kiedy pan wyjecha³
z Polski, myœla³em, ¿e zerwa³ pan z archeologi¹. Dlatego te¿, kiedy dowiedzia³em siê
o pañskich andyjskich ekspedycjach archeologicznych, by³em pe³en podziwu, a z drugiej
strony zastanawia³em siê, dlaczego kultury
indiañskie? Choæ przecie¿ – pomyœla³em sobie – od pañskich badañ w Czorsztynie i Niedzicy do kultur inkaskich nie jest tak daleko!
Nie, z archeologi¹ nigdy nie zerwa³em.
Tak jak mówi³em, w Szwajcarii czeka³a na
mnie ¿ona.
Czy za tym wyjazdem kry³ siê tylko ten
powód?
O, œwietnie! Lubiê takie otwarte pytania!
Oficjalnie z³o¿y³em pismo o roczny urlop.
Prof. Szablowski, ówczesny dyrektor wawelskich zbiorów, by³ bardzo niezadowolony.
Przecie¿ odpowiada³em za prowadzenie
bardzo powa¿nych wykopalisk. Mia³em
wspania³¹ ekipê – Stanis³aw Kozie³, Józef
Ni¿nik, Zoll-Adamikowa i wielu innych. Tak
wiêc wielka szczerba w zwi¹zku z moim
wyjazdem nie powstawa³a. A poza tym, proszê pana, ja wybra³em jednak wolnoœæ.
A wyjazdy w Andy... To mo¿na t³umaczyæ
tylko moim niespokojnym duchem. Rzeczywiœcie, trochê tam wêdrowa³em. Ale ¿eby
prowadziæ tam wykopaliska, nie zawsze trzeba mieæ du¿e pieni¹dze. Jestem dumny, ¿e
mia³em suwerenny udzia³ w wykopaliskach
w Andach i na Wyspie Wielkanocnej. Mo¿e
choæ odrobinê uda³o mi siê pchn¹æ wiedzê
o prehistorii Ameryki Po³udniowej do przodu. Zajmowa³em siê tam przede wszystkim
badaniem pozosta³oœci osiedli przedkolumbijskich i rytów na murach domostw kamiennych. Na przyk³ad wœród rysunków bardzo
czêsto pojawia³a siê tam literka „u”, w ró¿nych konfiguracjach. Analiza tego symbolu
22
w ró¿nych miejscach i o ró¿nych kszta³tach
doprowadzi³a do wniosku, ¿e jest to symbol
twarzy ludzkiej.
Ze Szwajcari¹, Ameryk¹ Po³udniow¹ i archeologi¹ kojarzy siê mi nazwisko Ericha von
Dänikena...
Oj tak! Kiedy, przebywaj¹c w Szwajcarii,
postanowi³em wybraæ siê na Wyspê Wielkanocn¹, w ksiêgarni akurat natkn¹³em siê
na jego œwie¿¹ ksi¹¿kê. Przeczyta³em j¹
przed wyjazdem. Bo¿e œwiêty, co on tam
napisa³ i nabredzi³! Mia³em okazjê do konfrontacji natychmiastowej! Ile¿ on tym pisaniem szkód w nauce uczyni³! Ale zawsze
wraca³em myœlami do Krakowa, na Wawel.
A nawet do tego – jak¿e czasowo odleg³ego
– Œwirza! Ca³y czas utrzymywa³em kontakt
ze Œwirzem, a to dziêki moim kochanym
rodakom, choæby pani Romie Machowskiej
– kole¿ance ze szko³y, rodaczce z Przemyœlan. Kiedy tylko dowiedzia³em siê, ¿e
w koœciele odkopano p³ytê kamienn¹ z napisem – proszê uwa¿aæ – „w obcym jêzyku”... Oczywiœcie po ³acinie! Dziêki pomocy
ks. dra Józefa Wo³czañskiego i analizie wykonanych przez niego zdjêæ, mog³em stwierdziæ, ¿e jest to p³yta nagrobkowa Gabriela
Œwirskiego z koñca XVI lub XVII w. Odkry³em kiedyœ, ¿e pewien Gabriel z rodu Œwirskich – zamiast byæ hreczkosiejem w Œwirzu
i Kimirzu – zaj¹³ siê Wergiliuszem i zrobi³
wolny przek³ad pewnych partii jego dzie³a.
P³yta znalaz³a siê w koœciele dziêki interwencji ks. Józefa Wo³czañskiego.
Panie profesorze, w koñcu jednak zawita³
pan do domu, do Krakowa. Jakie ma pan plany?
No có¿... By³em na emigracji z koniecznoœci. Czekaliœmy na cud, ¿e Polska inna
powstanie. Kiedy powsta³a, nie od razu dano
nam paszporty. Czekaliœmy 5 lat! Pierwszy
raz odwiedzi³em Polskê w 1994 r. Przyjêto
mnie bardzo mi³o. A plany? Du¿o mniej pracujê. Wydam jednak w tym roku ksi¹¿kê
o Œwirzu œredniowiecznym, napisan¹ przed
laty, a tak¿e wybieram siê do Œwirza, nieco
póŸniej zaœ do Ameryki Po³udniowej. No,
jakie staruszek mo¿e mieæ plany? Pan wie,
ile ja mam lat?
Nie da³bym panu wiêcej ni¿ 60!
Cha cha cha! Jestem wdziêczny za ten
komplement! Niemcy i Szwajcarzy powiedzieliby: „danke für die Blumen!”
Serdecznie dziêkujê panu profesorowi za
rozmowê.
Henryka Kramarz
LWOWSKA ŒWIÊTA EL¯BIETA
Czy wzorowana na katedrze wiedeñskiej?1
Neogotycki koœció³ œw. El¿biety we
Lwowie od czasu swego powstania
(1903–1907) do koñca II Rzeczypospolitej uchodzi³ za wizytówkê architektoniczn¹ miasta. Zbudowany zosta³ u zbiegu
ulic Gródeckiej i Leona Sapiehy, na dawnym placu Solarni (póŸniej pl. Arcybiskupa Józefa Bilczewskiego).
Z
aprojektowa³ go architekt Teodor Talowski (1857–1910), urodzony w Zassowie,
wykszta³cony w Wiedniu (1875–1877) pod
protektoratem Karla Koeniga oraz we Lwowie (1877–1881) pod kierunkiem Juliana Zachariewicza. Po studiach mieszka³ w Krakowie i pracowa³ w tamtejszej Szkole Techniczno-Przemys³owej. W 1901 r. przeprowadzi³ siê do swego miasta akademickiego,
czyli do Lwowa, gdzie podj¹³ pracê na Politechnice jako profesor rysunku odrêcznego
oraz architektury œredniowiecza.
W 1903 r. we Lwowie og³oszono konkurs na budowê nowego koœcio³a pod wezwaniem œw. El¿biety. Talowski przyst¹pi³ do
tego¿ konkursu i wygra³ go. By³ ju¿ wówczas znanym architektem, kreatorem licznych pomys³ów o du¿ej wartoœci u¿ytkowej
i artystycznej, mia³ za sob¹ plany budowy
oko³o 70 koœcio³ów i kaplic w Galicji, a tak¿e
projekty mauzoleów i kamienic w Krakowie
oraz wielu willi, dworków, wiaduktów.
Regulamin konkursu wymaga³ miêdzy
innymi, by budowla sakralna, której projekt
nale¿a³o przygotowaæ, mog³a pomieœciæ
2200 osób, ³¹cznie z miejscami siedz¹cymi,
których mia³o byæ 500. Zaprogramowano trzy
wejœcia do koœcio³a (jedno g³ówne i dwa
boczne). Do projektu nale¿a³o do³¹czyæ
kosztorys, stosuj¹c siê do wymogu, by ca³kowity koszt budowy nie przewy¿sza³ kwoty
700 000 koron (350 000 z³ reñskich). Pod
wzglêdem cech architektonicznych rygorystycznie ¿yczono sobie, by by³y one transformacj¹ albo stylu romañskiego (tzw. przejœciowego), albo wczesnogotyckiego z surowej („niewyprawionej”) ceg³y. Organizatorzy
konkursu uwa¿ali, ¿e „architektura œredniowieczna, w szczególnoœci gotycka, odpowiada najlepiej tradycjom koœcio³a, duchowi
wiary i nastrojowi modlitwy”2.
Nowy koœció³ mia³ stan¹æ na najwy¿ej
po³o¿onym terenie dzielnicy Gródeckiej,
w pobli¿u Dworca G³ównego, bêd¹cego wa¿nym wêz³em komunikacyjnym miêdzy Galicj¹ wschodni¹ a ck Monarchi¹. Miejsce
to zaliczano do pasa rozgraniczaj¹cego
P R O ΠB A
Kto móg³by podaæ informacjê o miejscu pochówky na którymœ z cmentarzy we Lwowie
(mo¿e £yczakowskim?) GUSTAWA LETTNERA zmar³ego we Lwowie w 1890 r.?
G. Lettner by³ leœnikiem, w latach 1872–90 pe³ni³ funkcjê krajowego inspektora lasów w Galicji. Zaliczany jest do pionierów ochrony przyrody na ziemiach polskich,
równie¿ w Tatrach. Wiele na ten temat publikowa³ w lwowskim periodyku „Sylwan”,
a tak¿e w „Gazecie Lwowskiej” w 1889 r.
Ewentualne wiadomoœci prosimy przekazywaæ na adres:
Wojciech Wilczek, 34-500 Zakopane, Droga na Bystre 18a
e-mail: [email protected]
23
Koœció³ œw. El¿biety we Lwowie
tejszej dzielnicy koœcio³a œw.
Antoniego. Przejawia³o siê to np.
w lubianym programie radiowym
okresu miêdzywojennego pt. Weso³a lwowska fala z g³ównymi bohaterami Szczepciem i Toñciem.
T
Europê pó³nocno-œrodkow¹ od po³udniowo-wschodniej, czyli do tzw. „dzia³u wodnego”,
oddzielaj¹cego dwa zlewiska rzeczne –
Ba³tyku i Morza Czarnego. ¯artowano, ¿e
jeœli kropla deszczu spadnie na dach koœcio³a œw. El¿biety od strony pó³nocnej, to
sp³ynie przez Bug do Ba³tyku, a jeœli od strony po³udniowej, to poprzez Dniestr do Morza Czarnego.
Teodor Talowski zapragn¹³, aby Lwów,
„miasto wie¿ dumnych”, wzbogaci³o i udostojni³o swoj¹ panoramê zachodni¹ koœcio³em przypominaj¹cym stylowo wiedeñski
„Stephansdom”. Apologetyczny stosunek
lwowian do Habsburgów spowodowa³ tak¿e, ¿e dla nowej œwi¹tyni wybrano wezwanie œw. El¿biety, patronki ¿ony cesarza Franciszka Józefa. Ze wzglêdu na podobieñstwo
kszta³tów wielu lwowiaków nazywa³o na co
dzieñ nowy koœció³ „Stephanskirche”, o czym
pisze np. Jerzy Janicki w swych pe³nych
sentymentu refleksjach wspomnieniowych3.
PóŸniejsi mieszkañcy tamtejszej parafii
z upodobaniem wybierali dla swoich synów
imiê Stefan-Szczepan. „Szczepcio” sta³ siê
na Gródeckiem tak popularny jak „Toñcio”
na £yczakowie – od znajduj¹cego siê w tam-
24
alowski mia³ doœwiadczenie
w projektowaniu budowli neogotyckich i ceniony by³ jako znawca
historyzmu. Jego dzie³em by³y np.
koœcio³y w Bóbrce, Wrocance,
£añcucie, Je¿owej, Dobrzechowie, Suchej, czy te¿ kaplica w Nowym S¹czu. Zw³aszcza Je¿owa
i Bóbrka podobne by³y pod wzglêdem koncepcji architektonicznej
do koœcio³a œw. El¿biety we Lwowie. Talowski dziêki swemu talentowi, fantazji i wykszta³ceniu
wypracowa³ w³asny styl z pogranicza historyzmu oraz rodz¹cego siê modernizmu i secesji.
Wiêkszoœæ jego dzie³ mieœci³a
siê jednak w konwencji historyzmu, nieraz oryginalnego, czasem eklektycznie wzbogaconego.
Neostyle dominowa³y w ogóle w budownictwie galicyjskim do wybuchu I wojny œwiatowej. Historyzm Talowskiego uwa¿ano za
pe³en tajemniczoœci, malowniczoœci i ekspresji. Zwiêkszon¹ sugestywnoœæ osi¹ga³ architekt stosuj¹c np. kontrasty (klasyczn¹
harmoniê miesza³ z asymetri¹). By sprostaæ
gustom lwowian, stara³ siê poszukiwaæ oryginalnych, nowatorskich rozwi¹zañ, a jednoczeœnie korzystaæ z dawnych wzorców.
Powi¹zania Lwowa z kultur¹ niemieck¹
siêga³y œredniowiecza. Dziêwiêtnastowieczny historyzm i neostyle p³ynê³y nad Pe³tew
poprzez Wiedeñ. Na upodobania estetyczne mieszkañców oddzia³ywali przybysze
z Austrii, nieraz rodzinnie powi¹zani z Polakami, a tak¿e m³odzie¿ studiuj¹ca w Wiedniu, czêsto zauroczona buduj¹cym siê tam
Ringiem.
Na konkurs og³oszony we Lwowie nades³ano ogó³em 19 prac podpisanych god³ami. Talowski przedstawi³ cztery propozycje. Ze szczególnym uznaniem spotka³y siê
trzy spoœród nich, które twórca zatytu³owa³:
„Ars”, „Si Deus nobiscum” oraz „Trio”. Wygra³ ten pierwszy projekt. Nie by³a to oczywiœcie dok³adna kopia ani pomniejszony
Katedra œw. Stefana w Wiedniu
wariant Stephansdomu. Monumentalna budowla wiedeñska sta³a siê
dla Talowskiego inspiracj¹ twórcz¹
w pracy, budz¹cym inwencjê obiektem wielowiekowego, powszechnego podziwu. Wybór tego¿ wzorca
poczytywany by³ równie¿ za uk³on
w kierunku stolicy pañstwa, które
da³o Galicji autonomiê, czyli o wiele lepsze warunki bytu narodowego ni¿ te, jakie mia³y pozosta³e ziemie polskie w okresie rozbiorowym.
Talowski nie by³ naœladowc¹ orygina³u, lecz podpatrywa³ fenomen
jego piêkna, ukazuj¹c go we w³asny sposób. Lwowska „œw. El¿bieta” sta³a siê ostatnim wielkim dzie³em Mistrza. Realizacji projektu ju¿
nie doczeka³, gdy¿ zmar³ 1 maja
1910 roku.
K
oœció³ œw. El¿biety ma wnêtrze
trzynawowe z poprzecznym transeptem oraz nieco wyd³u¿one prezbiterium w kszta³cie wieloboku. Od
strony zachodniej wznosz¹ siê
dwie symetryczne wie¿e zakoñczone ostros³upowo. S¹ one nieco cofniête
w stosunku do ryzalitu wejœciowego. Trzecia, wy¿sza, zwieñczona równie¿ ostros³upowym he³mem, usytuowana zosta³a w naro¿niku pó³nocno-wschodnim.
Kszta³t, sposób operowania przestrzeni¹, ceglana struktura murów przypominaj¹
do dziœ masyw i koronkow¹ architekturê
katedry wiedeñskiej. Wykoñczenie rzeŸbiarskie by³o równie¿ stylizowane, ale przy
o b e c n y c h pracach remontowych zosta³o u s u n i ê t e (podkr. red.). Stoj¹c przed
fasad¹ koœcio³a œw. El¿biety zauwa¿a siê
szczególnie wyraŸnie urok fantazji kompozycyjnej przypominaj¹cej bliŸniacze wie¿e
archikatedry wiedeñskiej, zwane Wie¿ami
Pogan (Heideturmen), które wraz z Bram¹
Olbrzymów (Riesentor) s¹ pozosta³oœci¹
póŸnoromañskiej przesz³oœci Wiednia i stanowi¹ element harmonijnie wkomponowany w gotyck¹ ca³oœæ, budowan¹ od XII do
XV wieku. Wie¿a pó³nocna katedry œw. Stefana jest niedokoñczona. Budowy jej zaprzestano w 1511 roku. Historycy do dziœ zastanawiaj¹ siê, czy przyczyny tego tkwi³y
w sferze finansowej, czy te¿ w starzeniu siê
gotyku, który w XVI wieku sta³ siê ju¿ nie-
modny. Historyzm m³odoeuropejski odkry³
na nowo jego piêkno. O Talowskim mówiono, ¿e by³ architektem-poet¹, który odnowi³
romanizm i gotyk, jak równie¿ ¿e w swych
„przekszta³ceniach” nawi¹zywa³ czêsto do
wzorców wiedeñskich. Mog³a to byæ tak¿e
forma zamanifestowania sympatii austrofilskich, prowokowana przez dokonuj¹c¹ siê
polaryzacjê pogl¹dów i postaw ró¿nych
orientacji politycznych. Taka motywacja nie
u³atwi³aby jednak Talowskiemu wygrania
konkursu, gdy¿ w endeckim Lwowie dominowa³y tendencje s³owianofilskie, nie by³a
wiêc podyktowana koniunktur¹ ideologiczn¹. Oceniaj¹cy plon konkursu Lucjan Baecker, chocia¿ pochwala³ Talowskiego za polot, wdziêk kreacji, doskona³oœæ proporcji
oraz artystyczn¹ finezjê, z wyrzutem ubolewa³, ¿e architekt nie znalaz³ jakiegoœ bardziej rodzimego obiektu inspiracji.
Entuzjaœci historyzmu byli usatysfakcjonowani. Esteci, którzy nie lubili tych tendencji w sztuce, traktowali wynios³y neogotyk
koœcio³a œw. El¿biety jak gdyby z pob³a¿aniem. Lwowianie oraz podró¿ni przybywaj¹cy do stolicy kraju kochali go. Trzy smuk³e, z daleka widoczne wie¿e, które wros³y
25
w panoramê miasta, spe³nia³y dla nich rolê
punktu orientacyjnego. Przejawia³o siê to
we wspomnieniach oraz w pieœniach ¿o³nierskich, zw³aszcza z czasów I wojny
œwiatowej. Gdy np. w 1914 r. regiment
z³o¿ony z samych lwowiaków (Infanterie
Regiment numero dreisig) wyrusza³ na
front, ¿o³nierze, nie widz¹c ju¿ z oddalenia swego miasta, dostrzegali tylko na horyzoncie zarysy jego el¿bietañskich wie¿.
Têsknotê wyrazili w spontanicznie u³o¿onej pieœni z dwuwierszem: „Z dala widaæ ju¿ niestety wie¿e koœcio³a El¿biety”.
Pieœñ ta sta³a siê póŸniej marsyliank¹
Lwowa.
II
wojna œwiatowa nie oszczêdzi³a architektury wiedeñskiej. Zniszczy³ j¹
w 50% trwaj¹cy trzy doby po¿ar w kwietniu 1945 roku. Podobnie lwowski koœció³
œw. El¿biety uleg³ dewastacji w czasach
komunistycznych. Jego pusty szkielet
z powybijanymi witra¿ami, planowo
uszkodzonymi wie¿ami i dachami, odstrasza³ turystów, którym w tym czasie udawa³o siê go ogl¹daæ tylko z zewn¹trz.
W wyniku podjêtych po wojnie prac rekonstrukcyjnych katedra wiedeñska odzyska³a swoj¹ œwietnoœæ. Równie¿ koœció³ œw. El¿biety poddano restauracji po
upadku w³adzy sowieckiej.
Obecnie sta³ siê on cerkwi¹ ukraiñskokatolick¹ pod wezwaniem œw. Olgi,
a plac, na którym siê znajduje, niegdyœ
J. Bilczewskiego, nosi nazwê Kropiwnickoho. Chocia¿ restauratorzy ukraiñscy nie
przywi¹zuj¹ wagi do neogotyckiego wystroju œwi¹tyni, nadal urzeka ona sympatyków historyzmu dostojeñstwem i piêknem.
1
2
3
26
Artyku³ ten wys³a³am w 1996 r. do kierowniczki Fundacji Stypendialnej „Janineum”
w Wiedniu po sugestii z jej strony opublikowania go tam¿e w prasie polonijnej lub
w t³umaczeniu na j. niemiecki. Nie otrzyma³am jednak mimo monitów ¿adnej odpowiedzi, czy artyku³ odebrano, czy zosta³ opublikowany i w jakim wydawnictwie.
£. Baecker, Konkurs na koœció³ œw. El¿biety
we Lwowie. Czasopismo Techniczne Lwowskie, R. XXI, 1903 r., nr 12 z 25 czerwca,
s.165.
J. Janicki, Ni ma jak Lwów..., Warszawa
1990, s. 12.
¯ycie
towarzyskie
artystycznej
braci (1)
Anna Piwowarska
Poni¿szy tekst jest fragmentem pracy
magisterskiej (rozdzia³ IV pt. ¯ycie towarzyskie ludzi nauki, kultury i sztuki), opracowanej w Instytucie Historii UJ w Krakowie. Na proœbê redakcji Autorka dokona³a
skrótów.
Autorka dedykuje artyku³ promotorowi
pracy magisterskiej dr. hab. Krzysztofowi
Œlusarkowi.
Lwów by³ zawsze miastem wyj¹tkowym. Jako stolica kraju* sta³ siê centrum ¿ycia literackiego, artystycznego
i naukowego. Wiele znanych i cenionych
ludzi mieszka³o lub chocia¿ tam goœci³o. Dziennikarze, poeci, malarze, aktorzy spotykali siê w miejscach pracy –
redakcjach, teatrze, salach wyk³adowych. To miejsca obowi¹zkowe! A co
zrobiæ z reszt¹ wolnego dnia? Nale¿y siê
przecie¿ chwila relaksu i odpoczynku.
Gdzie najmilej p³ynie czas? Oczywiœcie
w kawiarniach! Lokale pe³ne papierosowego dymu, ró¿norakich trunków, nowinek z czterech stron œwiata, wrzawy
i œmiechu – to miejsca kochane przez
ludzi nauki, kultury i sztuki.
W
e Lwowie kawiarñ nie brakowa³o.
Z biegiem czasu najlepsze lokale mia³y sta³ych bywalców, staj¹c siê miejscami, w których kwit³o ¿ycie towarzyskie. W kawiarnianych mrokach, ¿y³a ca³a grupa ludzi, tworz¹c charakter i specjaln¹ publicznoœæ ¿¹dn¹ nowin (...), spragnionych plotek wielkiego
miasta i ¿ycia, a przede wszystkim ¿ycia
b³yskotliwego na falach drgaj¹cego œwiat³a, w arabeskach dymu, wœród nawo³ywañ
kelnerów. S¹ dziennikarze, którzy swe artyku³y tworz¹ w kawiarniach. (...) sta³a siê
wiêc kawiarnia prawie spo³eczn¹ instytucj¹,
miejscem dla schadzek ludzkich i dyskusji,
czasem tak¿e wielkim targowiskiem, gdzie
dochodz¹ do skutku wielkie interesy** (...).
Przyk³adem literackiego cygana by³ Stanis³aw Womela1: Typowy cygan literacki, niewiele wymaga³ od ¿ycia, mieœci³ swe rozleg³e horyzonty myœlowe w granicach trójk¹ta, którego naro¿a stanowi³y: redakcje, teatr, kawiarnie. Znany humorysta lwowski –
Jan Lam2, w otoczeniu swych kolegów –
Liberata Zaj¹czkowskiego3 i Adama Zagórskiego4, urz¹dza³ sobie maratony knajpowe. Ca³ymi dniami i nocami pi³ po sklepach
winnych (...), a gdy ju¿ gwa³tem trzeba by³o
napisaæ felieton, szed³ do domu i na kilka
godzin siê zamyka³. Tak swojego stryja Jana
Lama opisa³ Stanis³aw Lam w oparciu o opowiadanie swego ojca. Spa³ podobno w dzieñ,
a wieczorem jad³ œniadanie i szed³ na miasto, obiady spo¿ywa³ w restauracji o dwunastej w nocy, kolacjê dopiero nad ranem.
Pi³ s¹¿niœcie, a miêdzy posi³kami pracowa³.
Kawiarnie to wa¿ne miejsca dla ka¿dego, kto lubi zawieraæ nowe przyjaŸnie, za³atwia interesy i szuka odpoczynku po trudach
dnia codziennego. To miejsca magiczne,
w których artyœci mimo braku ciszy tworzyli
wielkie dzie³a i popadaj¹c w zadumê opowiadali o swoich rodzinnych korzeniach.
Znany z tego by³ Micha³ Rolle5, zastêpca
Adama Krechowieckiego6, redaktora „Gazety Lwowskiej”, a jednoczeœnie przyjaciel
Alfreda Wysockiego7. Urodzony w Kamieñcu Podolskim, czêsto podczas radosnych
i beztroskich spotkañ kawiarnianych pogr¹¿a³ siê w myœlach nad sw¹ „ma³¹ ojczyzn¹”.
Serce zostawi³ w Kamieñcu i nic dziwnego,
¿e gdy w weso³ym towarzystwie restauracyjnych kompanów zamyœli³ siê na chwilê,
ci z wyrozumia³oœci¹ kiwaj¹c g³owami stwierdzali: Micha³ znowu jest w Kamieñcu.
J
akie kawiarnie kusi³y i zaprasza³y do Lwowa? Najpierw poznajmy lokal Sznajdra
u zbiegu dwóch ulic: Akademickiej i Chor¹¿czyzny. Ca³a elita lwowskiego œwiata literackiego, artystycznego i naukowego tam
bywa³a. Tu têtni³o ¿ycie m³odopolskich artystów. Kraków mia³ Jamê Michalika – Lwów
kawiarniê Sznajdra. Goœcili tam profesorowie, np. Edward Porêbowicz8. W tym niezwyk³ym klimacie powstawa³y najwiêksze
dzie³a Jana Kasprowicza9 od Gin¹cemu
œwiatu (1901) do Mojej pieœni wieczornej.
U Sznajdra mo¿na by³o spotkaæ malarzy –
W³adys³awa Jarockiego, Kazimierza Sichulskiego i Fryderyka Pautscha10, Jana Galla11
– znakomitego muzyka i twórcê trzystu pieœni (choæ jego sta³¹ przystani¹ by³ lokal
u Naftu³y) oraz kompozytora Stanis³aw Niewiadomskiego12. Sznajder mia³ dobr¹ markê, wiêc mo¿na by³o skorzystaæ z jego goœcinnoœci (...) uwa¿nie nale¿a³o przemkn¹æ
miêdzy stolikami pij¹cych czarn¹ kawê lub
graj¹cych w domino. Na du¿ym stole, jak
tradycja nakazywa³a, zastawia³ w³aœciciel
pe³ne szklanki, posi³ki, które nale¿a³o konsumowaæ w locie bez zatrzymania siê. (...)
Sam lokal przedstawia³ naœladownictwo rozmaitych kafehausów. Du¿o gazet, bilard, k¹t
do kart, najwiêcej zaœ sk³êbionego dymu
papierosowego. Pracownicy umys³owi tracili
tu czas na politykowaniu, przelewaniu z pró¿nego w pró¿ne i kwêkaniu na biedê (...). Niekiedy wciœniêty za stó³ Jan Styka13 (...). Osobny stó³ zajmowa³ Damazy Kotowski14, Jan
Pop³awski15, redaktor „Przegl¹du Wszechpolskiego” (...). Do grona entuzjastów gry w domino nale¿a³ Ludwik Solski16, który wspólnie
z Janem Kasprowiczem i wieloma przyjació³mi bywa³ tam popo³udniami. Tak w swych
wspomnieniach wizyty i doborowe towarzystwo u Sznajdra opisywa³ Ludwik Solski: Bywa³em w kawiarni Sznajdra. Spotyka³em tam
Kasprowicza, znakomitych krytyków Stanis³awa Womelê i Ostapa Ortwina17, pisarzy –
Kornela Makuszyñskiego18, muzyka Jana
Galla, malarzy – dwóch Stanis³awów – Dêbickiego19 i Reychana20 i wielu innych
wybitnych ludzi, nie
licz¹c naszej gromady aktorskiej.
Czasem skromnie zab³¹ka³ siê
tam m³odziutki,
doskonale ju¿
wówczas zapowiadaj¹cy siê
liryk – Leopold
Staff21. Mia³ w
tym czasie oko³o
dwudziestu piêciu
lat, studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza za sob¹, przyjaŸñ Jana Kasprowicza.
27
Wojciech Dzieduszycki
w póŸnych latach ¿ycia
G
ra w domino by³a ulubion¹ rozrywk¹ ca³ej
redakcji „S³owa Polskiego”. Jej zawsze wiernym reprezentantem by³ Zygmunt Wasilewski22. Do „klubu dominikanów” – jak ¿artobliwie okreœlano graczy w domino – nale¿eli
pisarz Kornel Makuszyñski i prof. Marcin
Ernst23. Jak ka¿da gra i ta niewinna zabawa
ma to do siebie, ¿e wytwarza na³óg. Nikt
z nas o godzinie pi¹tej nie móg³ siê opêdziæ
pokusie, ¿eby nie wpaœæ do Sznajdra, i przykro by³o, gdy wszystkie trzy partie przy trzech
stolikach by³y obsadzone. (...). Najstarszym
„dominikaninem” by³ Jan Pop³awski, najchêtniej grywaj¹cy z Janem Kasprowiczem (...).
Pop³awski, który gra³ z szatañskim rozmys³em, bi³ „lekkomyœlnego” Kasprowicza, któremu „licho wie co chodzi³o po g³owie” (...),
wiêc Pop³awski raz po raz wpada³ w pasjê,
a czego ten biedny Kasprowicz siê nas³ucha³! Ten zaœ posuniêcia zdobi³ najrozmaitszymi przygadywankami kujawskimi, góralskimi (...). Ten m³odopolski artysta tak ukocha³ sobie Lwów, ¿e pozosta³ w nim ponad
trzydzieœci lat. W tym czasie Kasprowicz zajmowa³ siê dziennikarstwem, publicystyk¹
spo³eczn¹ i teatraln¹. Pracowa³ w redakcji
„Kuriera Lwowskiego” (1889–1901), a potem w redakcji „S³owa Polskiego” (1902–
1906). Tworzy³ poezjê i pracowa³ naukowo.
W 1904 r. doktoryzowa³ siê na Uniwersytecie Lwowskim, aby w 1909 r. obj¹æ na wspomnianym Uniwersytecie katedrê literatury
porównawczej. Lwowianie kochali i bardzo
cenili poetê, ka¿dy zabiega³ o jego towarzystwo. On nasz (...) poeta, znany nam z obcowania, z anegdot, z wizerunku (... ), poeta, który jest koœæ z koœci, krew z krwi,
duch z ducha naszym
cz³owiekiem... Zg³êbiaj¹c biografiê poety
mo¿na zauwa¿yæ, ¿e
oprócz mi³oœci do poezji mia³ jeszcze inne
namiêtnoœci. Lubi³ spotkania kole¿eñsko-przyjacielskie w lwowskich
knajpkach i winiarniach.
Da³ siê tak¿e poznaæ
jako na³ogowy gracz
w domino. Janowi Kasprowiczowi i Janowi
Pop³awskiemu tajniki
tej gry przybli¿y³ Ernest
28
£uniñski24 (...) i tak w trójkê zabawialiœmy
siê godzinami po ¿mudach i trudach dnia.
Czasem utworzy³a siê ko³o nas galeria chciwie œledz¹cych przebieg gry, rzucaj¹ca dowcipne uwagi i rady, a¿ trzês³o siê od œmiechu. Dooko³a graczy siadali „kibice”, by³o to
towarzystwo ludzi intelektu. „Kibice” mieli
w wiêkszoœci tytu³y doktorskie, np. Tadeusz
Sobolewski25, (...), astronom Marcin Ernst,
Alfred Wysocki. (...). Obserwuj¹c Kasprowicza podczas gry, Kazimierz Sichulski wykona³ jego podobiznê, dok³adnie eksponuj¹c
twarz poety. Kasper by³ jak ¿ywy. Twarz
skupiona, brwi groŸnie œci¹gniête, czo³o
w zmarszczkach – twarz wodza decyduj¹cego o losach bitwy! Kornel Makuszyñski,
pracownik redakcji „S³owa Polskiego” wspólnie z dramaturgiem Janem Augustem Kisielewskim26, te¿ czêsto goœci³ u Sznajdra.
Stanis³aw Przybyszewski27 podczas wizyty
we Lwowie w 1899 r. z okazji odczytu, jaki
mia³ wyg³osiæ na temat Metamuzyki Chopina, zawita³ u Sznajdra. W kawiarni Przybyszewski jakby siê ockn¹³. Tu dopiero by³
w swojej atmosferze. Rozgawêdzi³ siê i roztkliwi³ na dobre. Wszystkie te tkliwoœci zwrócone by³y do Kasprowicza, u którego siê
zatrzyma³ w imiê starej przyjaŸni.
Z
azwyczaj grê w tej kawiarni koñczono
o siódmej wieczorem, potem towarzystwo
przenosi³a siê do innego lokalu, przewa¿nie
do restauracji w hotelu George’a. Na swoim
sta³ym miejscu zasiada³ Jan Kasprowicz,
który rozgl¹daj¹c siê pyta³: A gdzie jest Staffi¹tko? (tak pieszczotliwie nazywano Leopolda Staffa). Je¿eli go nie by³o, przyjaciele
udawali siê do jego domu (przy ul. Skarbkowskiej). Staff siedzia³ zwykle nad jak¹œ
ksi¹¿k¹, przeciêtnemu œmiertelnikowi nieznan¹ i nie chcia³o mu siê przerwaæ lektury.
Bêdzie znowu pijatyka – narzeka³, ale wiedzieliœmy z góry, ¿e nie oprze siê naszej
proœbie, bo Kasprowicza, który by³ od niego
o osiemnaœcie lat starszy, po prostu uwielbia³. Tak o m³odym Leopoldzie Staffie pisa³
Stanis³aw Lam: Kiedy odezwa³ siê po raz
pierwszy u wstêpu stulecia, dla Lwowa by³o
to zdarzenie wielkie. Od d³ugiego bowiem
czasu nie urodzi³ siê ¿aden poeta, który by
tak wstêpnym bojem zdoby³ wszystko: rozg³os, czytelników, teatr i krytykê.
Kawiarnie to tak¿e miejsca, w których
mo¿na by³o spotkaæ lwowskich profesorów
Ludwik i Irena Solscy.
Rysunek Stanis³awa Wyspiañskiego
9
Ci¹g dalszy w nastêpnym numerze
10
ANNA PIWOWARSKA, ur. 1981 w Brzesku.. Studia historyczne na UJ, ukoñczone 2005. Tematem pracy magisterskiej by³o ¯ycie towarzyskie
Lwowa w okresie autonomii galicyjskiej.
PRZYPISY
* Galicji-Lodomerii
** Kursyw¹ wyró¿niono cytaty.
1 Stanis³aw Womela, krytyk, recenzent teatralny.
2 Jan Lam (1838–1886), ur. w Stanis³awowie.
Lwowski dziennikarz i powieœciopisarz, autor
m.in. arcydzie³a prozy ironicznej Wielki œwiat
Capowic. Spoczywa na cm. £yczakowskim.
3 Liberat Zaj¹czkowski, krytyk literacki i teatralny.
4 Adam Zagórski (1884–1930), krytyk literacki
i teatralny, pisa³ felietony dla „Kuriera Lwowskiego”.
5 Micha³ Rolle (1865–1932), ur. w Kamieñcu Podolskim, syn pisarza Józefa Antoniego Rollego. Lwowski dziennikarz, historyk, literat. Spoczywa na cm. £yczakowskim.
6 Adam Krechowiecki (1850–1919). ur. na Wo³yniu.. Powieœciopisarz, publicysta, redaktor
„Gazety Lwowskiej”; historyk literatury. Spoczywa na cm. £yczakowskim.
7 Alfred Wysocki (1873–1959), od 1900 przez
kilkanaœcie lat pracownik Namiestnictwa i publicysta we Lwowie, dyplomata, senator II RP;
autor wspomnieñ.
8 Edward Porêbowicz (1862–1937), rodem
z Warszawy; romanista, t³umacz, poeta. Od
11
12
13
14
15
16
17
18
19
1897 we Lwowie, profesor i rektor Uniwersytetu. Spoczywa na cm. £yczakowskim.
Jan Kasprowicz (1860–1926), rodem z Kujaw.
Poeta, t³umacz, krytyk literacki i teatralny;
w latach 1889–1923 profesor literatury porównawczej na Uniwersytecie Lwowskim, rektor.
Potem w Poroninie.
W³adys³aw Jarocki (1879–1965), Kazimierz Sichulski (1879–1942), Fryderyk Pautsch (1877–
–1950). Malarze, stanowili tzw. „trójkê huculsk¹” – patrz CL 3/97, s. 47.
Jan Gall (1856–1912), ur. w Warszawie. Muzyk, kompozytor (g³ównie pieœni). Od 1897 we
Lwowie. Spoczywa na cm. £yczakowskim.
Stanis³aw Niewiadomski (1857–1936), ur.
w Soposzynie k. ¯ó³kwi; do 1919 we Lwowie,
potem w Warszawie. Kompozytor (g³ównie
pieœni), pedagog, krytyk muzyczny. Spoczywa na cm. £yczakowskim.
Jan Styka (1858–1925), ur. we Lwowie. Malarz historyczny i portrecista, wspó³twórca
Panoramy Rac³awickiej i in.
Damazy Kotowski (ok.1860 – po 1929), malarz. ¯y³ i dzia³a³ w Krakowie i Lwowie.
Jan Pop³awski (1854–1908), publicysta, wspó³twórca Narodowej Demokracji. 1896–1906
we Lwowie, wspó³pracownik pism lwowskich
i warszawskich.
Ludwik Solski (w³. Sosnowski, 1855–1954),
aktor. 1900–1905 we Lwowie, gra³ i re¿yserowa³, potem wielokrotnie na goœcinnych wystêpach. Wraz z ¿on¹ Iren¹ wystawi³ rodzinny
grobowiec na cm. £yczakowskim (istniej¹cy).
Ostap Ortwin (w³. Oskar Katzenellenbogen,
1876–1942), ur. w T³umaczu. Wybitny krytyk
literacki we Lwowie.
Kornel Makuszyñski (1884–1953), ur. w Stryju. Poeta, powieœciopisarz, felietonista we
Lwowie, od 1918 w Warszawie, po II wojnie
w Zakopanem.
Stanis³aw Dêbicki (1866–1924). Malarz – patrz
CL 3/97, s. 46.
29
Dokoñczenie na s. 35
w towarzystwie studentów. Tak¹ formê zajêæ lubi³ Wojciech Dzieduszycki28, od 1896 r. profesor estetyki
Uniwersytetu Lwowskiego. Zarówno
u Sznajdra, jak i w pokoju hotelowym u George’a mia³y miejsce jego
seminaria akademickie. Uczestnicy
seminarium zajmowali miejsca woko³o du¿ego sto³u, hotelowy s³u¿¹cy
lub kawiarniany kelner podawa³ im
fundowane przez profesora napoje
– herbatê lub kawê i odpowiednie
do tego przek¹ski, zwyk³e po prostu
bu³eczki – no i rozpoczyna³ siê zazwyczaj kilkugodzinny dyskurs na
tematy filozoficzne i estetyczne. Gdy
dzia³o siê to we wspomnianej kawiarni, to
po zakoñczeniu takiego niekonwencjonalnego seminarium jego studenccy uczestnicy gremialnie odprowadzali ubóstwianego
profesora do hotelu.
POEZJA
Anna Irena Hryniewiecka-Smolana
Jadwiga Sibiga
Miasto moje
Wiosna niedaleko
Miasto moje
kamienne
o stu wie¿ach
niebo b³êkitne.
Spójrz na niebo, ma kolor b³êkitu,
ju¿ z po³udnia powracaj¹ ptaki,
œwiat siê stroi w zieleñ i kwiaty,
bo ju¿ wiosna niedaleko.
Miasto moje
zielone
gdzie
dni m³odoœci mej
kwit³y.
Spróbuj oczy przymkn¹æ na chwilê
i myœlami przenieœæ siê do Lwowa,
ujrzysz wiosnê, która nam siê œni³a,
taka lwowska, bajecznie kolorowa.
Bo tam inaczej s³oñce grzeje
i przebiœniegi kwitn¹ najwczeœniej,
ju¿ Pohulanka siê zieleni
i tak wiosennie w ca³ym Mieœcie.
Ju¿ nie te same twe domy
inni mieszkaj¹ w nich ludzie
i ja ju¿ nie ta sama
codzennie inna siê budzê.
Kupisz mi fio³ki na placu Antoniego,
taki ma³y bukiet pachn¹cy,
£yczakowsk¹ pójdziemy obok siebie,
a przed nami Miasto w s³oñcu.
Zostaniesz
w moim wspomnieniu
takie jak w mej m³odoœci
gdy deszcz siê s³oñcem przeplata³
a czarne smutki radoœci¹.
Zrobisz zdjêcie przy pomniku
na pami¹tkê tego spotkania,
pójdziemy do Parku Stryjskiego,
by odnale¿æ nasze marzenia.
Miasto moje
kamienne
utopione na zawsze
wie¿ami w obcym niebie
miasto
mojej m³odoœci
têskniê do ciebie.
Kiedy oczy otworzysz przypadkiem,
œwiat ci siê wyda smutny i szary,
to nic, ¿e Lwów jest tak daleko,
tam nasze serca pozosta³y.
1969 r.
ANNA IRENA HRYNIEWIECKA-SMOLANA, ur.
1921 we Lwowie. Patrz notka biograficzna w CL
3/2000.
30
Spórz na niebo, ma kolor b³êkitu,
ju¿ z po³udnia ptaki powracaj¹,
œwiat siê stroi w zieleñ i kwiaty,
bo ju¿ wiosna nadchodzi z nadziej¹.
Bo ju¿ wiosna...
Tadeusz Petrowicz
ORMIAÑSKA
FUNDACJA
TOROSIEWICZA
Historia fundacji zaczê³a siê na dwa
lata przed jej utworzeniem, tzn. w roku
1863, kiedy to znany we Lwowie filantrop, doktor medycyny Józef Torosiewicz
sfinansowa³ opiekê i naukê kilkunastu
ch³opcom w ochronce Towarzystwa œw.
Wincentego we Lwowie. Duchowym opiekunem tych ch³opców by³ ks. Kajetan
Kajetanowicz, który w pierwszych latach
swojego kap³añstwa by³ ja³mu¿nikiem
Lwowa, pracuj¹c w ró¿nych ówczesnych
instytucjach dobroczynnych tego miasta,
a ca³¹ swoj¹ póŸniejsz¹ dzia³alnoœæ poœwiêci³ wy³¹cznie wychowaniu m³odzie¿y.
Wspomnienie
K
si¹dz Kajetanowicz by³ kap³anem, który posiada³ pe³ne zaufanie doktora Torosie-
wicza, w zwi¹zku z czym i za jego namow¹,
jeszcze za ¿ycia, Torosiewicz przekaza³ ca³y
swój maj¹tek na utworzenie fundacji zwanej Zak³adem Naukowym im. Józefa Torosiewicza. Akt fundacji zosta³ podpisany we
Lwowie dnia 9 lutego 1865 r., ale regulamin
zak³adu, nosz¹cy oryginalny tytu³ Ustawy
zak³adu naukowego imienia Torosiewicza,
opracowano i podpisano ju¿ w marcu 1864 r.
(zawiera 15 punktów). Podpisali go jako
œwiadkowie: ks. Kajetan Kajetanowicz, dr
Jan Czaykowski, adwokat krajowy, i Dominik Prawda-Jakubowicz, radca wy¿szego
trybuna³u.
Dokument ten jest opatrzony czerwon¹ okr¹g³¹ ³¹kow¹ pieczêci¹ i znajdowa³ siê wraz z innymi
dokumentami w moim posiadaniu dziêki ostatniemu dyrektorowi Zak³adu, mgr. Zbigniewowi Boberowi, który dokumenty te uratowa³ od zniszczenia.
Dokument ten odda³em Z. Boberowi po napisaniu
ksi¹¿ki. Fundator tak siê przywi¹za³ do m³odzie¿y,
¿e w ostatnich latach swojego ¿ycia (zmar³
w 1869 r.) tylko wœród niej przebywa³ i mawia³, ¿e
dziêki niej czuje siê naprawdê szczêœliwy.
Zapis fundacji obejmowa³ kamienicê przy
ul. Skarbkowskiej 21 (dawniej Ormiañska
Ni¿sza 101), specjalnie na ten cel kupion¹
od Krzysztofa i Katarzyny Bar¹czów, oraz
kwotê oko³o 180 tys. z³otych waluty austriackiej w papierach wartoœciowych, co w owych
czasach by³o pokaŸnym maj¹tkiem. Opiekê
nad zak³adem fundator powierzy³ Kapitule
Ormiañskiej, zaœ kierownictwo mia³ pe³niæ
przez ni¹ wyznaczony ksi¹dz obrz¹dku ormiañskiego. Akt fundacji zawiera 20 paragrafów uzupe³nionych w dniu 10 czerwca
1865 r. zastrze¿eniem nieograniczonego
zarz¹du realnoœci¹ przy ul. Ormiañskiej Ni¿szej 101 a¿ do œmierci fundatora. Pod podpisem Józefa Torosiewicza i œwiadków Jana
Czaykowskiego i drugim nieczytelnym widnieje klauzula stwierdzaj¹ca, ¿e Kapitu³a
Ormiañska we Lwowie prawa i obowi¹zki na
ni¹ na³o¿one przyjmuje. Na koñcu dwa podpisy: Grzegorz Micha³ [Szymonowicz] – arcybiskup lwowski obrz¹dku ormiañskiego i ks.
infu³at Kajetan Marmarosz – szambelan Jego
Œwi¹tobliwoœci, proboszcz Kapitu³y i Koœcio³a obrz¹dku ormiañskiego lwowskiego, z pieczêciami arcybiskupa i proboszcza.
Ksi¹dz Kajetan Kajetanowicz poœwiêci³
50 lat swojego ¿ycia zak³adowi, bêd¹c jego
kierownikiem. By³ surowy zarówno dla siebie, jak i dla wychowanków, ale w swej pracy zawsze kierowa³ siê sercem.
Dowodem mo¿e byæ fakt, ¿e bêd¹c na wycieczce w Wieliczce w roku 1866 przygarn¹³ i zaj¹³
siê wychowaniem biednego ch³opca, sieroty, którego spotka³ pas¹cego byd³o. Ch³opak opowiada³
ksiêdzu, ¿e ma w domu wystrugany z drewna
korpus Pana Jezusa, a na pastwisku struga³ w³aœnie krzy¿ do tej figury. Ch³opakiem tym by³ Tomasz Dykas, urodzony w 1850 r. Po trzech latach
pobytu w zak³adzie, otoczony opiek¹ kszta³ci³ siê
pod kierunkiem g³uchoniemego instruktora rzeŸby Jaskólskiego – autora nagrobka J. Torosiewicza na Cmentarzu £yczakowskim. Potem Dykas
wraz ze swoim instruktorem zosta³ wys³any na
koszt fundacji do Monachium, gdzie rozpocz¹³
studia. Nastêpnie kszta³ci³ siê w Wiedniu i w Krakowie. Karierê artystyczn¹ rozpocz¹³ ju¿ w roku
1876, wystawiaj¹c w Krakowie swoje prace.
W latach 1881 i 1895 otrzyma³ nagrody za projekt
pomnika Mickiewicza. Mieszka³ i tworzy³ we Lwowie, gdzie wykona³ wiele portretów, grobowców,
kilka figur marmurowych i p³askorzeŸbê Niesienie krzy¿a dla katedry rzymskokatolickie], kilka
rzeŸb dla katedry ormiañskiej, pomniki Mickiewicza dla Przemyœla, Tarnopola i Z³oczowa. Tomasz
Dykas by³ w owym czasie znanym i cenionym
artyst¹, a karierê sw¹ zawdziêcza³ ksiêdzu Kajetanowiczowi.
31
APEL
Jakkolwiek wol¹ fundatora by³o wychowywanie m³odzie¿y obrz¹dku ormiañskiego,
to jednak dostêp do zak³adu mia³a równie¿
m³odzie¿ obrz¹dku ³aciñskiego, o czym
œwiadczy fakt, ¿e jednym z pierwszych wychowanków tej instytucji by³ arcybiskup
lwowski ks. Boles³aw Twardowski. Po œmierci ksiêdza infu³ata Kajetanowicza kolejnymi
kierownikami fundacji byli ksi¹dz pra³at Dawidowicz, ksi¹dz kanonik Dionizy Kajetanowicz, misjonarz Królikowski i paru innych
ksiê¿y. W czasie pierwszej wojny œwiatowej
zak³ad by³ zamkniêty, a po wojnie okaza³o
siê, ¿e ca³y zapis dr. Torosiewicza zdewaluowa³ siê, tak ¿e pozosta³a jedynie œmieszna
suma kilku tysiêcy z³otych, niepozwalaj¹ca
na prowadzenie tej po¿ytecznej instytucji.
W tym tragicznym dla zak³adu czasie
znalaz³ siê jednak cz³owiek o wielkim sercu
i du¿ych zdolnoœciach organizacyjnych, który
powo³a³ z gruzów zupe³nie nowy zak³ad. Tym
cz³owiekiem by³ Leopold Fleischman, który
za spraw¹ ks. bpa Bandurskiego obj¹³ kierownictwo zak³adu. W tym czasie pod protektoratem ks. arcybiskupa dr. Józefa Teodorowicza powsta³ komitet pañ z pani¹
baronow¹ Jorkaszow¹, Stefani¹ Czaykowsk¹, Jadwig¹ Zgórsk¹ i innymi na czele, który
stworzy³ nowe warunki do dalszej egzystencji zak³adu, a sam arcybiskup niejednokrotnie ratowa³ zachwian¹ równowagê bud¿etow¹ tej placówki z w³asnej szkatu³y.
Arcybiskup Teodorowicz oddelegowa³ w r.
1922 jako swego zastêpcê i przedstawiciela Kurii na terenie zak³adu ks. Leona Isakowicza.
Po œmierci Leopolda Fleischmana nast¹pi³ nowy kryzys, ale zak³adem zaj¹³ siê
profesor D¹browski, który dziêki swej pracy
wychowawczej i organizacyjnej podtrzyma³
tradycje fundacji. W roku 1929 dyrektorem
zak³adu by³ profesor Kajetan Janowicz. Stan
konta zak³adowego fundacji Torosiewicza
wynosi³ na dzieñ 1 lipca 1932 r. 29 tys. z³.
Dodaæ nale¿y, ¿e fundusz ten mia³ sta³¹
tendencjê zwy¿kow¹, gdy¿ datki ró¿nych
osób prywatnych, jak te¿ licznie organizowane imprezy, z których dochód przeznaczano na zak³ad, wynosi³y w jednym tylko
1932 r. ponad 8700 z³, co równa³o siê prawie
po³owie op³at wnoszonych przez wychowanków. Kolejnym kierownikiem zak³adu zosta³
uczeñ Leopolda Fleischmana, Zieliñski.
Kiedy w roku 1936 trafi³em do zak³adu,
dyrektorem by³ mgr Zbigniew Bober, polonista Gimnazjum Kupieckiego przy pl. Strzeleckim, zajmuj¹cy mieszkanie s³u¿bowe
w kamienicy przy ul. Skarbkowskiej 23.
Poniewa¿ dzisiaj takich zak³adów ju¿ nie
ma, myœlê, ¿e warto szerzej opisaæ organizacjê tej ciekawej i bardzo po¿ytecznej placówki, która w czasie swojego istnienia
umo¿liwi³a naukê wielu pokoleniom m³odych
Polaków pochodzenia ormiañskiego. I nie
tylko, poniewa¿ wychowankami zak³adu byli
równie¿ ch³opcy niepochodz¹cy z rodzin ormiañskich.
K
amienica przy ul. Skarbkowskiej 21 mia³a trzy kondygnacje i niewielkie podwórze
zamkniête z dwóch stron przyleg³ymi kamienicami oraz murem od strony placu Strzeleckiego. Pod tym murem sta³a solidna altana; dziêki niej niektórzy starsi wychowankowie wymykali siê niepostrze¿enie do
miasta.
Podwórko by³o jedynym wybiegiem. Gra³o siê
tu w siatkówkê, kiczki, palanta i pi³kê no¿n¹,
a zim¹ zamienialiœmy nasz wybieg w piêkne lodowisko. Osobn¹ atrakcjê stanowi³o polowanie
na szczury, wypuszczane przez podnoszenie kraty
œciekowej z kana³ów przy pomocy linki z pierwszego piêtra. Kiedy stado dorodnych gryzoni
wydosta³o siê na podwórko, manipuluj¹cy krat¹
wychowanek zamyka³ j¹ i wtedy dopiero zaczyna³a siê zabawa. Trwa³o to jednak krótko, bo
zwabiony ha³asem prefekt rozpêdza³ myœliwych,
jako ¿e tego rodzaju zabawy by³y zabronione.
W czasie nalotów na Lwów lub dzia³añ wojennych w 1944 r. zosta³ zbombardowany sierociniec
przy ul. Paulinów na £yczakowie. Oko³o 80 dzieci zosta³o p o d o b n o dla bezpieczeñstwa przewiezionych przez Czerwony Krzy¿ w okolice Skolego. Wœród dzieci tych znajdowa³a siê m.in.
3-letnia dziewczynka Antonina Nowicka. Rodzina utraci³a wtedy z ni¹ kontakt.
Czy ktoœ wie, co sta³o siê z tymi dzieæmi? Mo¿e ktoœ zna losy Antoniny Nowickiej? Jej rodzina
¿yje w Stanach Zjednoczonych i ci¹gle ma nadziejê na jej odnalezienie.
Ewentualne informacje prosimy kierowaæ na adres:
Lucyna Leœ, 31-523 Kraków, ul. Moniuszki 13/40, tel. 0-504 044 794
32
Parter. Tu królowa³y trzy siostry zakonne (s³u¿ebniczki), zajmuj¹ce swoje mieszkania na parterze. Jedna z nich mia³a powierzon¹ swej pieczy kuchniê i salê jadaln¹
oraz kierowa³a prac¹ brzydkich jak ciemna
noc pomocnic kuchennych. Sama siostra
by³a ostra, ma³omówna i najmniej lubiana
przez wychowanków, bo i jedzenie przez jej
dzia³ produkowane by³o raczej ma³o urozmaicone, ale mo¿e to nawet nie by³o jej win¹,
tylko ¿e nikt z nas wtedy nie zastanawia³ siê
nad tym.
Druga siostra by³a przeciwieñstwem
pierwszej, rumiana, pogodna i przyjacielska,
mia³a w opiece bieliznê wychowanków, co
tydzieñ wydawa³a czyst¹ i zabiera³a brudn¹, zawsze mo¿na siê by³o z ni¹ dogadaæ,
by³a lubiana i cieszy³a siê pe³nym zaufaniem
swoich podopiecznych. Trzecia, najstarsza
z sióstr, by³a prze³o¿on¹, czuwa³a nad ca³oœci¹ tego, co dzia³o siê na parterze i w magazynie. Ceniliœmy i szanowaliœmy j¹, by³a
wyroczni¹ we wszystkich sporach, jakie
czasem siê zdarza³y.
Na pierwszym piêtrze mieœci³a siê olbrzymia sala (uczelnia), w której ka¿dy mia³ swój
stolik i tu w oznaczonych godzinach odbywa³a siê nauka w³asna m³odszych wychowanków (do IV klasy gimnazjum). W drugiej
czêœci sali sta³y: stó³ ping-pongowy, bilard,
fortepian i stoliki do ró¿nych gier i zabaw
oraz szafy biblioteczne. Osobne pomieszczenie mieœci³o kaplicê, w której odbywa³y
siê poranne i wieczorne, bardzo krótkie modlitwy z udzia³em ksiêdza Bodzia Agopsowicza, który jako absolwent Zak³adu mia³
w dyskretnej opiece wychowanków z tej racji,
¿e zajmowa³ pokoik na terenie bursy. Ksi¹dz
by³ bardzo lubiany, gra³ z nami w pi³kê no¿n¹, grywa³ na fortepianie Pannê Agnieszkê,
pomaga³ s³abszym w nauce i by³ naszym
obroñc¹ przed groŸnym prefektem Gruzinem Leonem Cotadze, zajmuj¹cym pokój
przyleg³y do sali zwanej uczelni¹. On by³
równie¿ wychowankiem Zak³adu i za pokój
dzielony z drugim prefektem, wikt i opierunek zajmowa³ siê utrzymaniem w ryzach
wszystkich niesfornych, u¿ywaj¹c do tego
celu solidnej trzciny. Pamiêtam, ¿e najbardziej obrywali od Cotadzego Kicio Jakubowicz i Wiesio Zahaczewski. Prefekt studiowa³ na Politechnice, a pasjonowa³ siê szybownictwem i pilota¿em. Przed sam¹ wojn¹
otrzyma³ uprawnienia pilota.
Starsi wychowankowie Zak³adu, a wiêc
licealiœci, zajmowali na pierwszym piêtrze
sypialniê i salê do nauki, byli traktowani
zupe³nie inaczej ni¿ ich m³odsi koledzy, nie
obowi¹zywa³y ich ¿adne rygory poza cisz¹
i godzinami posi³ków. Mogli swobodnie wychodziæ do miasta, co jednak nie znaczy, ¿e
wolno im by³o odstêpowaæ od ogólnie przyjêtego regulaminu.
Za pokojami licealistów, ju¿ w nastêpnej kamienicy (nr 23), do której prowadzi³
korytarz, mieœci³ siê pokój przyjêæ. Tu mo¿na by³o przyjmowaæ znajomych, krewnych
lub kolegów i tu równie¿ niektórzy z wychowanków uczyli siê z korepetytorami, co
raczej nale¿a³o do rzadkoœci. Pokój spe³nia³ równie¿ rolê poczekalni dla tych, którzy mieli coœ do za³atwienia u dyrektora
Zak³adu, przyjmuj¹cego interesantów
w obszernym gabinecie w oznaczonych godzinach.
D
yrektor mgr Zbigniew Bober by³ cz³owiekiem bardzo powa¿nym, cieszy³ siê ol-
brzymim autorytetem wychowanków, jako ¿e
mia³ nad nimi najwy¿sz¹ w³adzê. Co tydzieñ
w niedzielê po obiedzie rozlicza³ wszystkie
nasze grzechy, o których by³ na bie¿¹co
informowany przez prefektów, mia³ zawsze
krótkie umoralniaj¹ce przemówienia i pogadanki, po których wydawa³ indywidualne
przepustki na wyjœcie do miasta, do krewnych lub znajomych. Ci, którzy coœ przeskrobali lub mieli z³e wyniki w nauce, nie
dostawali przepustek. By³o to bardzo dotkliw¹ kar¹.
Drugie piêtro mieœci³o trzy pokoje sypialne, sanitaria, pokoik siostry bieliŸniarki, ma³¹
izolatkê dla chorych oraz wejœcie na strych.
Tu mo¿na by³o przebywaæ jedynie od wieczornej do rannej modlitwy, czego œciœle
przestrzegano. Ka¿da sypialnia mia³a swego seniora, odpowiedzialnego przed prefektami za porz¹dek na salach. Do obowi¹zków seniorów nale¿a³o dbanie o estetyczny
wygl¹d pomieszczeñ sypialnych, ³ó¿ka musia³y byæ zaœcielone pod kant, ubrania z³o¿one w kostki, buty wyczyszczone i postawione na bacznoœæ. Poza tym senior ogl¹da³ swoim podopiecznym szyje, uszy i nogi.
Biedny by³ ten delikwent, który czymœ narazi³ siê seniorowi. W³adza seniora równa³a
siê w³adzy kaprala w wojsku i lepiej by³o nie
ryzykowaæ.
33
Nagrobek J. Torosiewicza i ks. K. Kajetanowicza na cmentarzu £yczakowskim
O
d lat ustalony
rygor wychowa³ ca³e
pokolenia tych, którzy przeszli przez
Zak³ad, a ¿e porz¹dek pomyœlany by³
w najdrobniejszych
szczegó³ach, wiêc
wszystko krêci³o siê
jak w najlepszym
szwajcarskim zegarku.
Dzieñ powszedni zaczyna³ siê
dzwonkiem, punktualnie o godz. 6. Natychmiast po dzwonku
s³ychaæ by³o szybkie kroki Cotadzego, dudni¹ce po schodach. Ch³opcy zrywali siê
i gnali do umywalni. Na mycie siê, ubranie
i pos³anie ³ó¿ek by³o przeznaczone 30 minut. Nastêpny dzwonek oznacza³ modlitwê
w kaplicy, po której do godz. 7 nale¿a³o przygotowaæ ksi¹¿ki, zeszyty i powtórzyæ niektóre lekcje. Trzeci dzwonek, punktualnie
o godz. 7, oznacza³ œniadanie, na które t³umnie schodzi³o siê do olbrzymiej jadalni urz¹dzonej skromnie, z trzema sto³ami ustawionymi w podkowê i wygodnymi, ciê¿kimi ³awkami.
Na œrodku sali sta³ stó³ z krzes³ami dla w³adzy, a wiêc prefektów i ksiêdza Bodzia Agopsowicza, do których czasami przysiada³ siê dyrektor. Ka¿dy stó³ mia³ co tydzieñ zmieniaj¹cych siê
dy¿urnych, pobieraj¹cych posi³ki przez okienko
w kuchni. Na œniadanie dostawaliœmy s³odzon¹
kawê zbo¿ow¹ z mlekiem w dzbankach, chleb
postny w dowolnej iloœci oraz drugie œniadanie
zawiniête w œniadaniowy papier. Najczêœciej by³
to chleb z mas³em, czasem z marmolad¹ lub ze
skwarkami, a z rzadka z wêdlin¹. Ka¿dy posi³ek
poprzedza³a i koñczy³a krótka modlitwa. Po œniadaniu m³odzie¿ rozchodzi³a siê do swoich szkó³,
a ci, którzy nie mieli w tym dniu zajêæ, mogli wolny
czas wykorzystaæ wed³ug swojego uznania.
Czwarty dzwonek, o godzinie 14, zaprasza³ na obiad. Dy¿urni roznosili dymi¹ce
talerze z zup¹ i drugim daniem oraz koszyki
z chlebem. Nikt nie grymasi³; kto by³ g³odny,
móg³ dostaæ repetê, komu obiad nie smakowa³, móg³ nie jeœæ i nikt siê tym nie przejmowa³. Do dziœ pamiêtam zdumienie mamy
niewierz¹cej w³asnym oczom, ¿e jej rozgrymaszony Tadzio w czasie pierwszych odwiedzin w domu zmiata z talerzy wszystko,
34
czego dawniej tkn¹æ nie chcia³. Oj, dobra to
by³a szko³a, twarda, ale chyba nikomu nie
zaszkodzi³a.
Po obiedzie by³ czas wolny, spêdzaliœmy
go na grach i zabawach, po czym od godziny 14.45 do 17 obowi¹zywa³a cisza, podczas której ka¿dy przy swoim stoliku odrabia³ lekcje, czyta³ lektury – jednym s³owem
obowi¹zywa³a indywidualna nauka. Przy katedrze uczy³ siê równie¿ prefekt Cotadze lub
drugi prefekt, którym za moich czasów by³
student medycyny Piotrowicz, oraz S³awek
Bilikowski, czuwaj¹cy równie¿ nad stanem
sanitarnym Zak³adu. Wraz z godzin¹ 17 zaczyna³ siê gwar i zabawy, w tym czasie za
zgod¹ prefekta mo¿na by³o za³atwiaæ drobne i niezbêdne sprawunki w mieœcie.
Pi¹ty dzwonek o godzinie 19 oznajmia³
kolacjê, ale co podawano na kolacjê – dzisiaj ju¿ nie pamiêtam, na pewno by³y to
potrawy proste, niewyszukane i w iloœci zaspokajaj¹cej nasze wilcze apetyty.
Po kolacji, do godz. 21.30, by³ czas przeznaczony na naukê, ale ju¿ nie obowi¹zywa³ rygor siedzenia przy w³asnym stoliku,
mo¿na by³o uczyæ siê wspólnie. Starsi przygotowywali m³odszych, s³abszych kolegów,
szczególnie ci z podstawówki i pierwszych
klas gimnazjalnych mieli wyznaczonych
swoich opiekunów, maj¹cych obowi¹zek
pomagania im w nauce i opiekowania siê
nimi. W ten sposób nikt nie móg³ byæ nieprzygotowany do zajêæ w szkole na dzieñ
nastêpny. Zwyczaj ten przestrzegany od lat
sprawia³, ¿e m³odzie¿ by³a z sob¹ bardzo
z¿yta i stanowi³a zespó³ wzajemnie sobie
pomagaj¹cy.
O godzinie 21.30 zbieraliœmy siê na wieczornej modlitwie, potem by³o mycie, czyszczenie butów i odzie¿y, s³anie ³ó¿ek, seniorzy dokonywali swoich obowi¹zkowych przegl¹dów i o godzinie 22 gaszono œwiat³a, co
oznacza³o ciszê nocn¹.
W niedziele i œwiêta spa³o siê o pó³ godziny d³u¿ej, cisza obowi¹zywa³a miêdzy 10
a 12. Œniadania by³y z kakao i bu³kami
z mas³em, o 12 obiad z trzech dañ, potem
trochê nauki, ale ju¿ bez obowi¹zkowej ciszy w godzinach 14–15. O 15 na salê wkracza³ dyrektor Zbigniew Bober w asyœcie prefektów, czasem ks. Bodzia, i – jak ju¿ pisa³em – podsumowywa³ miniony tydzieñ, kara³, rozgrzesza³, upomina³, na koniec dawa³
przepustki.
Lata spêdzone w Zak³adzie – wszyscy
jego wychowankowie – wspominamy zawsze ciep³o i dzisiaj mo¿na tylko ¿a³owaæ,
¿e takie placówki ju¿ nie istniej¹, bo prosperuj¹ce obecnie internaty i bursy nie s¹ ju¿
w pe³ni zak³adami wychowawczymi. Ten,
w którym uczy³y siê ca³e pokolenia m³odych
Ormian, wychowywa³ m³odzie¿, uczy³ j¹
punktualnoœci, kole¿eñstwa i solidarnoœci.
Dzieci ormiañskie dostawa³y siê do Zak³adu bez trudnoœci, biedniejsze otrzymywa³y stypendia, ale dzieci nieormiañskiego pochodzenia musia³y czekaæ na wolne
miejsca.
W czasie, kiedy przebywa³em w Zak³adzie, pozna³em kilkunastu ch³opców pochodzenia ormiañskiego: S³awka Bilikowskiego, Stanis³awa Bohosiewicza, Stanis³awa
Donigiewicza, Stanis³awa Dawidowicza,
Krzysztofa Jakubowicza, Józefa Moszoro,
Bronis³awa Manugiewicza, trzech Mazurkiewiczów: Zachariasza, Emila i Erwina, Józefa Nikosiewicza (Niunka), dwóch Nikosiewiczów z £yœca: Józefa i Krzysztofa, dwóch
Petrowiczów: Stefana i Dominika, Romaszkanów – Grzegorza i Bogdana, Leszka Tumanowicza i jego brata, którego imienia nie
pamiêtam. Razem z nami w Zak³adzie byli
Kondratiew i Iwanow – Rosjanie, Leon Cotadze – Gruzin, Marian Stepan – Tatar, Karol
Olszewski – urodzony i wychowany w Hiszpanii, by³ równie¿ ch³opak wychowany
w Jugos³awii i wielu innych, nieormiañskiego pochodzenia. Ogó³em w Zak³adzie liczba wychowanków wynosi³a 45 osób. Razem
tworzyliœmy jedn¹ wielk¹ rodzinê, co przedstawia³o na pewno licz¹c¹ siê wartoœæ wychowawcz¹ tej grupy m³odzie¿y.
dokoñczenie ze s. 29
ster dla Galicji, profesor Uniwersytetu Lwowskiego.
Autorka korzysta³a z nastêpuj¹cej literatury:
K. Ch³êdowski, Pamiêtniki. Galicja 1843–1880
(Kraków 1957)
Z. Dêbicki, Iskry w popio³ach... cz. II. Grzechy
m³odoœci (Poznañ 1931)
U. Jakubowska, Lwów na prze³omie XIX i XX wieku... (Warszawa 1991)
J. Janicki, Ca³y Lwów na mój g³ów (Warszawa
1993)
F. Jaworski, Lwów stary i wczorajszy... (Lwów
1911)
A. Kasprowicz-Jarocka, Córki mówi¹... (Warszawa 1966)
S. Lam, ¯ycie wœród wielu (Warszawa 1968)
E. £uniñski, Ze wspomnieñ o Kasprowiczu [w:]
Wspomnienia o Janie Kasprowiczu (Warszawa 1967)
T. Niesio³owski, Wspomnienia (Kraków 1956)
M. Opa³ek, O Lwowie mojej m³odoœci... (Wroc³aw
1987)
K. Schleyen, Lwowskie gawêdy (Londyn 1967)
L. Solski, Wspomnienia 1893–1954 (Kraków
1956)
W. Szolginia, Tamten Lwów, t. VIII. Arcylwowianie (Wroc³aw1997)
Z. Wasilewski, Od romantyków do Kasprowicza...
(Lwów 1907)
S. Wasylewski, Lwów, Seria Cuda Polski, t. VI.
(Poznañ 1931)
S. Wasylewski, Czterdzieœci lat powodzenia...
(Wroc³aw 1959)
A. Wysocki, Sprzed pó³ wieku (Kraków 1958)
20
21
22
23
24
25
26
27
28
Stanis³aw Reychan (1858–1919), ur. we Lwowie, cz³onek kilkupokoleniowego rodu malarzy lwowskich. Rysownik, malarz i pedagog.
Leopold Staff (1878–1957), ur. we Lwowie.
Poeta-skamandryta, filozof, t³umacz. Od
I wojny w Warszawie.
Zygmunt Wasilewski (1865–1948), publicysta,
dzia³acz polityczny, krytyk literacki, 1902–15
redaktor „S³owa Polskiego”.
Marcin Ernst (1869–1930), rodem z Warszawy, od 1901 we Lwowie, profesor astronomii
na Uniwersytecie. Jego synem by³ Jan Ernst,
twórca Chóru Eryana we Lwowie, po II wojnie
profesor geografii na UMCS, autor wspomnieñ..
Ernest £uniñski (1868–1931), rodem z Krakowa. Historyk, pedagog. literat, publicysta.
1905–10 we Lwowie i Stanis³awowie, potem
w Warszawie.
Tadeusz Sobolewski, urzêdnik prokuratorii
skarbu.
Jan August Kisielewski (1876–1918), dramatopisarz. Zwi¹zany z Krakowem, potem z Warszaw¹, przebywa³ we Lwowie czasowo ok.
1905–06 r. jako recenzent teatralny.
Stanis³aw Przybyszewski (1868–1927), prozaik, dramaturg, eseista.
Wojciech Dzieduszycki (1845–1909), ur. i w³.
maj¹tku Jezupol w Stanis³awowskiem, pose³
do Sejmu galicyjskiego, jeden z przywódców
konserwatystów wschodniogalicyjskich, mini-
35
Adam Trojanowski
W przedwojennym Lwowie by³o 12
polskich mêskich gimnazjów pañstwowych i tylko dwa ¿eñskie. Tego dziwnego stanu rzeczy nie zmienia³ fakt, ¿e równoczeœnie istnia³y ¿eñskie gimnazja prywatne, albowiem by³y tak¿e takowe dla
ch³opców. Niewykluczone, ¿e prywatne
gimnazja ¿eñskie – jak „Strza³kowska”,
Olgi Filippi lub Sacré Coeur – obejmowa³y nawet wiêcej dziewcz¹t ni¿ te dla ch³opców, jednak bilans iloœciowy wypada³
nadal niekorzystnie dla dziewcz¹t. Jak
uzasadniæ taki stan rzeczy, potwierdzany wyraŸnie przez Rocznik Statystyczny
z 1938 roku? Czy¿by wœród pewnych,
a dosyæ licznych krêgów lwowskiego
spo³eczeñstwa pokutowa³ stary, jeszcze
galicyjski, zwyczaj ukoronowania edukacji dziewczêcej znajomoœci¹ jêzyka francuskiego, gry na fortepianie, a potem
buzia w ciup i czekanie na mê¿a? A mo¿e
wrêcz walka o mê¿a, tylko co wtedy
z tym ciupem?
Tego stanu rzeczy nie zmienia³ równie¿ fakt istnienia we Lwowie takich szkó³
œrednich dla dziewcz¹t, które przygotowywa³y je praktycznie do zawodu, jak np.
„Handlówka” przy Placu Strzeleckim,
bilans by³ bowiem niwelowany liczn¹,
mêsk¹ „Przemys³ówk¹” przy ul. Snopkowskiej. Nale¿y przyznaæ przy okazji, ¿e
szko³y te, aczkolwiek na wysokim poziomie, nie cieszy³y siê uznaniem w naszym
mieœcie. Czy¿ lepiej by³o czekaæ na mê¿a
ni¿ uczêszczaæ do zawodówki?
covi¹” w Krakowie, jaka trwa do dziœ. Jakieœ
szczególne wydanie panów i dziadów
w spódniczkach. W gruncie rzeczy o prymat
ten walczy³y nie tyle wspomniane gimnazja,
ile œcieraj¹ce siê opinie spo³eczne.
Moja siostra Krystyna* rozpoczê³a swoj¹ lwowsk¹ edukacjê w Szkole Æwiczeñ przy
Seminarium Nauczycielskim i kontynuowa³a j¹ w³aœnie w Gimnazjum Asnyka. Powsta³o
ono w wyniku reformy w latach trzydziestych
oraz przejœcia szkolnictwa œredniego na 4
lata gimnazjum i 2 lata liceum.
Szko³a ta mieœci³a siê pierwotnie w du¿ym, ponurym, zbudowanym z czerwonej
ceg³y budynku u wylotu ul. Ochronek w ul.
Sakramentek. W po³owie lat 30. przeniesiono tê ju¿ inaczej zorganizowan¹ szko³ê do
potê¿nego, czteropiêtrowego gmachu prywatnej szko³y œredniej o nazwie ¯eñski
Zak³ad Naukowy Zofii Strza³kowskiej. Znajdowa³ siê on przy po³udniowej stronie ul.
Zielonej – nazwanej póŸniej ul. gen. T. Rozwadowskiego – i by³ tylko czêœciowo wykorzystywany dla celów Gimnazjum im. Asnyka. Otacza³ go du¿y, wysokopienny ogród
pe³en sympatycznych alejek. Teren ten graniczy³ od strony wschodniej z cich¹ uliczk¹
Oficersk¹, na odcinku gdzie znajdowa³y siê
obiekty gospodarcze firmy spedycyjnej Ludwika Zawadzkiego. Zajmowa³y je czerwone wozy meblowe oraz stajnie dla roboczych
perszeronów. Za nimi zaczyna³ siê cienisty
park, a w nim osamotniony pa³acyk Szeptyckich. Zapleczem swym teren ten s¹siadowa³ z szeregowo ustawionymi w ogrodach
willami oficerskimi. Z prawej strony, nieco
dalej, znajdowa³a siê du¿a szko³a powszechna im. Marii Konopnickiej.
Gimnazjum prowadzi³a w³adcz¹ rêk¹
dyrektorka, nosz¹ca tytu³ prze³o¿onej, dr
Maria Cheliñska. Dysponowa³a zgranym
zespo³em pedagogów, nosz¹cych czêœciowo tytu³y doktorskie. Poziom Gimnazjum by³
na pewno wysoki. Umi³owan¹ przez dziewczêta by³a opiekunka klasy Z. Balówna.
wie wspomniane na pocz¹tku szko³y
œrednie to Gimnazjum im. Królowej Jadwigi
przy ul. Potockiego oraz im. A. Asnyka, pierwotnie przy ul. Sakramentek. Latami trwa³a
niepisana konkurencja o trudny do udowodnienia prymat jednej z tych szkó³. By³a to
uparta walka – niczym pomiêdzy „Pogoni¹”
i „Czarnymi” we Lwowie lub „Wis³¹” i „Cra-
Panienki gimnazjalistki, zgodnie z obowi¹zuj¹cymi przepisami, by³y ubrane w mundurki koloru granatowego, z bia³ymi ko³nierzykami. Wyjœciowo obowi¹zywa³ granatowy beret z okr¹g³¹, blaszan¹ odznak¹, przedstawiaj¹c¹ otwart¹ ksiêgê
wiedzy oraz kaganek oœwiaty. Na ch³odne dni
obowi¹zywa³ granatowy p³aszcz, siêgaj¹cy doœæ
znacznie poza kolana. Buciki musia³y byæ w zasadzie na p³askim obcasie, aczkolwiek w klasach
KOLE¯ANKI
MOJEJ SIOSTRY
Wspomnienie
Retrospekcja nostalgiczna
D
36
D
ziewczêta odwiedza³y siê nawzajem
w domach rodzicielskich, tworz¹c ma³e grupki, radosne, rozeœmiane, plotkuj¹ce nieszkodliwie o ch³opcach, nieco o modzie, a przede
wszystkim o filmach oraz artystach z tej
bran¿y. Z du¿¹ pasj¹ zbiera³y wycinane
z czasopism podobizny aktorek, rzadziej aktorów, a szczególnym osi¹gniêciem by³o
zdobycie tzw. fotosów, czyli zdjêæ wystawianych jako reklama w witrynach kinowych.
Posiadanie takiego fotosu, np. z Jeanette
Mac Donald, by³o du¿ym osi¹gniêciem zbieractwa. Ja osobiœcie wola³em Joan Crawford, ale jej podobizn nie zbiera³em.
Do kina chodzi³o siê rzadko, ze wzglêdu
na wysok¹ cenê biletów w kinach dopuszczonych dla m³odzieŸy. Do takich kin nale¿a³a „Europa”, „Palace” lub „Cassino”. Za
tzw. miejsce rezerwowe, najlepsze, trzeba
by³o zap³aciæ ponad 3 z³. a by³o to wtedy
du¿o. Kieszonkowe, jakim m³odzi ludzie
wtedy dysponowali, by³o ma³e i w ¿adnym
wypadku nie umo¿liwia³o zakupu biletu. Byli
na „garnuszku” rodziców, którzy i tak mieli
znaczne wydatki zwi¹zane z edukacj¹
i wychowaniem.
Wzajemne zwi¹zki przyjacielskie dziewcz¹t wzmaga³y siê przez powtarzany bodaj
dwukrotnie w ci¹gu roku wyjazd na tzw.
osiedle w Starym Samborze. Przebywa³y
tam oko³o 2 tygodni, ucz¹c siê wprawdzie,
ale w warunkach odprê¿enia dziêki spacerom, wycieczkom oraz zabawom sportowym.
Szczególnymi prze¿yciami, tak¿e kilkakrotnie w ci¹gu roku, by³y wieczorki taneczne
z udzia³em zapraszanych przez nie ch³opców. Dziewczêta mog³y siê wówczas natañczyæ wed³ug zasad przekazywanych im na
lekcjach tañca przez pana Burkego oraz nauczyæ siê godnych kontaktów z ró¿nymi
partnerami, a ci zaœ og³ady i elegancji.
Wszystko to odbywa³o siê oczywiœcie pod
bacznym okiem grona nauczycielskiego oraz
niektórych rodziców.
W ci¹gu kilku lat mia³em mo¿noœæ obserwowaæ zespó³ zgranych kole¿anek, jaki
otacza³ moj¹ siostrê, i pamiêæ o nich zachowa³em do dzisiaj. Ich wzajemne stosunki
kszta³towa³y siê w przyjacielskiej atmosferze i przekracza³y z latami mury szkolne,
przeradza³y siê w prawdziwie trwa³e przyjaŸnie.
N
ajbli¿sz¹ przyjació³k¹ siostry by³a Irena
Pilcerówna. Drobna, ³adna, o bujnej fryzu-
Krystyna Trojanowska (z prawej)
i Irena Pilcerówna, Poronin 1937
wy¿szych pojawia³y siê czasem tak¿e na tzw. pó³s³upku. Cienkie poñczochy by³y zabronione i obowi¹zywa³y tzw. „fildekosowe”. W sumie skromnoœæ, ale tak¿e swoista elegancja. Obowi¹zkowa
tarcza noszona na lewym ramieniu mia³a niebieskie t³o oraz numer 574. Mimo ograniczeñ w zakresie ubierania, a tak¿e ostrych wymagañ co do
zachowania, dziewczêta prezentowa³y siê urodziwie, m³odzieñczo i sympatycznie. ¯adne szminki,
puder lub perfum. Naturalna cera, czasem niestety pryszczata, ale ponad wszystko górowa³a
¿ywio³owa dziewczêcoœæ, bez komórki, trawki
i pigu³ki antykoncepcyjnej.
37
rze – by³a jedynaczk¹, ale nigdy nie wykazywa³a z tego powodu negatywnych cech
charakteru.Tak¹ pozosta³a do póŸnych lat,
prze¿ywszy moj¹ siostrê. By³a wzorow¹
uczenic¹, bardzo dobrze u³o¿on¹, weso³¹,
ale i powœci¹gliw¹, zachowuj¹c¹ zawsze
trzeŸw¹ ocenê sytuacji. Pewien znawca
urody niewieœciej mówi³ do niej: ty jesteœ
piêkny kobiet, bo Irena rzeczywiœcie nie by³a
wtedy jeszcze kobiet¹,ale w³aœnie „kobietem” w pe³nym rozkwicie. Mieszka³a wraz
z rodzicami w blokach PKO przy ul.J.Pi³sudskiego, siêgaj¹cych zapleczem gdzieœ
na ty³y ul. Kochanowskiego. W 1939 r. jeden z tych wysokich bloków trafi³a niemiecka bomba, a pod jego gruzami zginê³o wiele
osób. Ze zgroz¹ ogl¹da³em rozprute od góry
a¿ do piwnic mieszkania, ukazuj¹ce swoje
codzienne wnêtrza ze zwisaj¹cymi meblami oraz œciany z rozwieszonym na nich
wyposa¿eniem. Ten straszliwy widok uzmys³awia³ przera¿aj¹co, co mog³o ka¿dego
z mieszkañców miasta wtedy spotkaæ.
A spotka³o faktycznie w ci¹gu dwudziestu
kolejnych dni oblê¿enia Lwowa.
Ojciec Ireny, pan Zygmunt, by³ pracownikiem
bankowym, zawsze uœmiechniêtym zawodowo,
z min¹ ukazuj¹c¹ zadowolenie z osi¹gniêtego stanu bycia oraz posiadania. Mama, tak¿e drobna
jak córka, by³a na co dzieñ niezwykle zadbana,
a fryzura jej budzi³a zawsze podziw. Z rodzin¹
Pilcerów mieszka³a tak¿e babcia, czesko-niemieckiego pochodzenia, która do swojego umi³owanego pieska, wydaj¹cego swoiste dŸwiêki, zwraca³a siê napominaj¹co: ne fuczidlo!
Irena by³a tak dalece zwi¹zana z moj¹
siostr¹ i ca³¹ nasz¹ rodzin¹, ¿e dwa razy
z rzêdu spêdzi³a razem z nami ca³e przedwojenne wakacje, a to w 1937 r. w Poroninie oraz w 1938 r. w Osielcu. Trwa³y one
dwa miesi¹ce, a zamieszkiwaliœmy wtedy
ka¿dorazowo, wraz z krakowskimi Dziadkami, w wynajêtych wieloizbowych budynkach
drewnianych, budowanych specjalnie dla
tych celów przez tamtejszych górali. Na
wakacje jecha³a z nami tak¿e s³u¿¹ca Dziadków, która zajmowa³a siê wy¿ywieniem oraz
sprawami gospodarczymi. Na tak¹ wyprawê zabieraliœmy oprócz podrêcznych baga¿y dwa du¿e kosze wiklinowe z poœciel¹ oraz
garnkami i sprzêtem gospodarczym.
Fakt, ¿e Irena by³a wysy³ana przez swoich rodziców na dwa d³ugie wspólne pobyty
z nami, œwiadczy³ o ich zaufaniu do warun-
38
ków, jakie jej moja rodzina zapewnia³a. Takie rozwi¹zanie wakacji sprawia³o szczególn¹ radoœæ i zadowolenie mojej siostrze.
Wprawdzie wojna rozdzieli³a nasze rodziny, jednak w ci¹gu lat 40. Irena pojawi³a
siê u nas w Krakowie i odnowi³a dawne,
pe³ne zaufania kontakty. W pewnym momencie zerwa³a ze swoim lwowskim jeszcze
narzeczonym, póŸniejszym znanym na Œl¹sku architektem i wysz³a po kryjomu za m¹¿
za jego brata, który pojawi³ siê niespodziewanie z wygnania u bolszewików. Œlub
ich odby³ siê cicho, a wesele, tak¿e niezbyt
g³oœne, mia³o miejsce z wykorzystaniem
mieszkania mojej Babci. Stosunki miêdzy
dwoma braæmi u³o¿y³y siê, mimo niezwyk³ego wydarzenia, bardzo dobrze dla wszystkich zainteresowanych. Irena mieszka w Katowicach wraz ze swoj¹ jedyn¹ córk¹. Jej
przyjaŸñ z moj¹ siostr¹ przetrwa³a d³ugie
lata, aczkolwiek kontakty osobiste z ni¹
zaczê³y z wiekiem s³abn¹æ.
D
rug¹ serdeczn¹ kole¿ank¹ mojej siostry by³a Alina Pra¿mowska. Ojciec jej W³adys³aw, organizator legionowej kawalerii, wystêpowa³ pod pseudonimem Belina. W latach 1918–1920 by³ w randze pu³kownika
dowódc¹ brygady kawalerii, a w latach póŸniejszych poœwiêci³ siê pracy w administracji pañstwowej. W po³owie lat 30. by³ wojewod¹ lwowskim, a nieco wczeœniej prezydentem miasta Krakowa. Po rezygnacji ojca
z funkcji wojewody, spowodowanej stanem
zdrowia, Alina powróci³a z rodzin¹ do Krakowa i mieszka³a na m³odym jeszcze wtedy
osiedlu willowym Cichy K¹cik. Ojciec Aliny
zmar³ w 1938 r. w Wenecji i jest pochowany
na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. We
Lwowie Alina mieszka³a z rodzicami w budynku Urzêdu Wojewódzkiego przy ul. Czarnieckiego, zwanej dawniej Wa³ami Gubernatorskimi, i tam odwiedza³a j¹ moja siostra. Alina mia³a trzech braci. Zbigniew, po
ukoñczeniu podchor¹¿ówki przy Centrum
Wyszkolenia Kawalerii w Grudzi¹dzu, obj¹³
s³u¿bê garnizonow¹ w jednym z warszawskich pu³ków konnicy. Jeszcze przed wojn¹
zgin¹³ tragicznie. Janusz zgin¹³ podczas
wojny jako lotnik na Zachodzie. Leszek,
lwowski kadet, zaanga¿owany w krajowym
podziemiu, przedosta³ siê do Wojska Polskiego na Zachodzie. Po wojnie wyemigrowa³ do Kanady, tam o¿eni³ siê i doczeka³
Krystyna Trojanowska w drugiej kolumnie, druga od góry
wielu dzieci. Zawodowo
zwi¹za³ siê tam ze œwiatow¹
firm¹ General Motors. Ca³a
rodzina Pra¿mowskich stanowi³a wzór przyzwoitoœci
i pozosta³a wierna patriotycznej tradycji ojca, Beliny.
Mimo wrêcz historycznej
pozycji ojca Alina by³a zawsze dziewczyn¹ skromn¹,
¿yczliw¹ kole¿ank¹ i nigdy
siê wobec innych nie wywy¿sza³a. Przez d³ugie lata
by³a znanym, szanowanym
i lubianym stomatologiem
dla pracowników Urzêdu
Miasta Krakowa. By³a zawsze osob¹ z klas¹ i tak¹
pozostaje przy swoim mê¿u,
jako pani Angelus.
S
iostra moja by³a blisko
zwi¹zana kole¿eñsko tak¿e
z Irk¹ ¯mudziñsk¹. Dziewczyna ta by³a wybitnie weso³a, wrêcz ¿ywio³owa i pe³na m³odzieñczych pomys³ów. Nie przeszkadza³o jej
to byæ dobr¹ uczennic¹, chocia¿ ze specyficznym temperamentem.
Mieszka³a
wraz a matk¹ w okolicy ul.
Murarskiej i tam spotyka³y siê dziewczyny
w swym przyjacielskim krêgu. Rodzinnie, bodaj¿e przez matkê, by³a bardzo blisko zwi¹zana z gen. Boles³awem Wieniaw¹ D³ugoszowskim. Spotyka³a siê z nim rok rocznie
w jego maj¹tku rodzinnym w Bobowej ko³o
Biecza. Wieniawa – bo tak by³ powszechnie
dostrzegany, by³ z zawodu lekarzem. Los
zwi¹za³ go za m³odu ze Zwi¹zkiem Strzeleckim, a potem Legionami. By³ ulubieñcem
Marsza³ka Pi³sudskiego, przy którym by³ do
jego œmierci adiutantem generalnym. W latach 1930–38 by³ dowódc¹ 2. Warszawskiej
Brygady Kawalerii, a w latach 1938–40 ambasadorem RP w Rzymie. By³ cz³owiekiem
nadzwyczajnej inteligencji, b³yskotliwym,
pe³nym kawaleryjskiej fantazji. Udziela³ siê
aktywnie w warszawskich krêgach artystycznych – z Tuwimem, S³onimskim i Hemarem,
bywa³ czêstym goœciem w kabarecie „Qui
pro Quo”, gdzie korzystano z licznych tekstów wymienionych poetów. Mimo swego
niekonwencjonalnego nieraz zachowania
w 1939 r. zosta³ przez ustêpuj¹cego prezydenta Moœcickiego wyznaczony na jego
nastêpcê. Zaprotestowa³a Francja. Podczas
wojny przebywa³ w Nowym Jorku. Zgnêbiony psychicznie przez wrogów politycznych,
pope³ni³ tam samobójstwo w 1942 roku.
Z
szeregiem innych kole¿anek mojej siostry by³em przez lata dosyæ zwi¹zany, st¹d
mogê o kilku z nich jeszcze dzisiaj nieco
opowiedzieæ. Niezwykle dobrze zapamiêta³em Zuzê Progulsk¹, zamieszka³¹ wówczas
wraz z rodzin¹ przy ul. Asnyka. Jej ojciec,
dr Stanis³aw Proguiski, pediatra i profesor
na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jana
Kazimierza, zosta³ w lipcu 1941 r. zamordowany wraz z synem Andrzejem przez Niemców, w licznej grupie profesorów Iwowskich
oraz ich rodzin, na Wzgórzach Wuleckich.
Dalsze losy Zuzy nie s¹ mi znane. By³a to
dziewczyna szczególnej urody oraz osobi-
39
Helena ¯o³nierzowa
stego czaru, poprzez frapuj¹cy b³ysk
oczu i nieopuszczaj¹cy j¹ humor. Tryska³a wrêcz radoœci¹ ¿ycia, której udziela³a najbli¿szemu otoczeniu.
Podobnej urody, energii oraz sposobu bycia by³a ciemnow³osa Luœka Zborowska, ukazuj¹ca w uœmiechu szczególnie bia³e zêby. „Szparkowate” oczy
odziedziczy³a po swojej matce, „bia³ej”
Rosjance. St¹d zapewne ten temperament.
Trudno nie wspomnieæ tu Lilki Kozietulskiej. By³a wysok¹, szczup³¹ blondynk¹ z bujnymi w³osami, opadaj¹cymi jej
³obuzersko na czo³o. Pozornie powa¿na, by³a pe³na niecodziennych pomys³ów,
którymi zabawia³a w dobrym stylu swoje
szkolne otoczenie. Ojciec jej by³ bodaj¿e nauczycielem œpiewu i prowadzi³ chór
szkolny. I jak nie wspomnieæ przy okazji
Anki Chrobak, o szczególnej urodzie,
z imponuj¹c¹ kaskad¹ ciemnych w³osów,
opadaj¹cych jej nisko na kark.
Tych dziewcz¹t by³o w klasie ponad
czterdzieœci, by³o wiêc kim siê m³odzieñczo zainteresowaæ. Wszystkie by³y dobrze u³o¿one i mimo ¿e by³y dorastaj¹cymi panienkami, z budz¹cymi siê
niepokoj¹cymi uczuciami, nigdy nie spowodowa³y skandalizuj¹cych sytuacji, zachowuj¹c zawsze takt oraz dziewczêc¹
godnoœæ, a równoczeœnie m³odzieñcz¹
radoœæ ¿ycia i werwê.
Lwowskie Dziewczyny z „Asnyka”!
Dziêki Warn za dar m³odoœci, urodê oraz
czar i wdziêk, przekazywane naszemu
Miastu ku jego trwa³ej ozdobie i pamiêci.
*
40
Po mê¿u Pillerowa.
Po przeczytaniu apelu w sprawie opracowania „Indeksu Wschodnich Ma³opolan” postanowi³am do³o¿yæ cegie³kê do
tego dzie³a.
R
odzina moja mieszka³a „od zawsze” we
wsi Obydów, powiat Kamionka Strumi³³owa,
województwo tarnopolskie. Wyjechaliœmy
z rodzinnego domu w kwietniu 1944 r. Mia³am wtedy 23 lata. Pamiêtam du¿o, chocia¿
czas zaciera szczegó³y, no i wiek dzia³a na
niekorzyœæ. Prócz pamiêci bêdê korzystaæ
z monografii prof. Bronis³awa Faliñskiego
Powiat Kamionka Strumi³³owa, wydanej
w roku 1935 staraniem Towarzystwa Rozwoju Ziem Wschodnich w Kamionce Strumi³³owej.
Wspomnienie
PS. Po wkroczeniu bolszewików do Lwowa Gimnazjum Asnyka przesta³o dzia³aæ pod
sw¹ dotychczasow¹ nazw¹. Zamieniono je na
sowieck¹ „dziesiêciolatkê”, nadano charakter
koedukacyjny, a przy tej okazji przeniesiono
czêœæ m³odzie¿y do innych szkó³, wprowadzaj¹c na jej miejsce zupe³nie nowych
uczniów. Pewna grupa dziewcz¹t zosta³a przeniesiona do Urszulanek przy ul. œw. Jacka,
czyli ówczesnej Szko³y Œredniej nr 28. Tam
kole¿ankami mojej siostry by³y miêdzy innymi
N. Marciniszyn, El¿ka Litwiniszyn, Krystyna
Staffa, Zoœka Weissówna, z ch³opców zaœ –
mój przyby³y z VIII Gimnazjum kolega Antek
Dorozik.
MOJA MA£A
OJCZYZNA
Profesor Faliñski by³ wyk³adowc¹ historii
w naszym gimnazjum. W listopadzie 1939 zosta³
aresztowany przez NKWD i ju¿ nigdy nie wróci³.
Tej listopadowej nocy aresztowano te¿ prof. dra
Jana Poznañskiego – by³ego pos³a ze Stronnictwa Ludowego, prof. Jana Choinê, by³ego burmistrza dra Jana Bryka, sêdziego Franciszka Korzelskiego, in¿yniera-geodetê Lindego, lekarza powiatowego dra Kazimierza Wiewiórskiego, policjanta Buczyñskiego, pracownika s¹du Micha³a
£echniuka, so³tysa £anów Karola Sk³adnika. Ich
rodziny wywieziono w lutym 1940 do Kazachstanu. Czêœæ z nich wróci³a po wojnie do Polski,
czêœæ wyjecha³a z ZSRR na Zachód. Z aresztowanych mê¿czyzn prze¿y³ tylko dr Wiewiórski,
M. £echniuk i in¿ynier Linde.
Powiat Kamionka Strumi³³owa obejmowa³ 64 wsie (so³ectwa) i – oprócz Kamionki
– dwa miasteczka: Busk i Dobrotwór. Ludnoœæ na tych terenach by³a mieszana.
W miastach i niektórych wsiach by³a wiêkszoœæ Polaków, ale w wielu wsiach wiêkszoœæ stanowili Rusini, w latach 30. okreœlani jako Ukraiñcy.
Powiat kamionecki nale¿a³ do województwa tarnopolskiego, chocia¿ do Tarnopola
jecha³o siê przez Lwów z przesiadk¹ i odleg³oœæ by³a dwa razy wiêksza. Nazwa wsi
Obydów wystêpuje ju¿ w roku 1695. Osada
powsta³a w miejscu wytrzebionych lasów,
przysió³ek Zbroñce le¿a³ w lesie. Przed drug¹ wojn¹ œwiatow¹ wieœ mia³a 140 numerów, 750 mieszkañców, w tym 8 rodzin ukraiñskich (ok. 40 osób). Wieœ mia³a szko³ê,
kaplicê, dom gminny. W szkole mieszka³ jej
kierownik. W pierwszej klasie uczy³a mnie
pani Józkowowa, której m¹¿ by³ kierownikiem szko³y. W 1928 roku przeszli na emeryturê i wyjechali do w³asnego domu w Brodach. PóŸniej, a¿ do wysiedlenia, kierownikiem szko³y by³a Stefania Kromer-Kruczkowska, a nauczycielem jej m¹¿, mgr historii
Karol Kruczkowski.
Od pi¹tej klasy chodzi³am, tak jak i moje
rodzeñstwo, do szko³y w Kamionce Strumi³³owej (ok. 4 km). Do gimnazjum te¿ chodziliœmy w Kamionce, ale wtedy ojciec kupi³
ma³y domek w mieœcie i mieliœmy do szko³y
blisko. W tym czasie ma³o dzieci wiejskich
po czwartej klasie kontynuowa³o naukê
w mieœcie. Wiêkszoœæ m³odzie¿y uczy³a siê
rzemios³a u majstrów, dzieci ¿ydowskie
pomaga³y rodzicom w sklepach. Do gimnazjum uczêszcza³o z Obydowa w okresie
miêdzywojennym 10 osób, z tym ¿e nie
wszyscy dobrnêli do matury – nie tyle z braku
zdolnoœci, co z powodu kosztów (taksa za
semestr wynosi³a 110 z³).
W gimnazjum kamioneckim zaraz po I wojnie
œwiatowej zdali maturê: ks. dr Micha³ Bia³ow¹s,
dr wet. Stanis³aw Smoliñski, major Józef Jazienicki, Karol Rêkas – brat mojej matki (studiowa³
potem w Wiedniu). W latach trzydziestych maturê
zdali: Micha³ Œlepecki, Bronis³aw Œlepecki, Stanis³aw Mazur, Józef Rêkas.
Ojciec Wenanty Katarzyniec, którego proces
beatyfikacyjny trwa, rodem te¿ z Obydowa, koñczy³ seminarium nauczycielskie we Lwowie przed
I wojn¹ œwiatow¹. Mój wujek Stanis³aw Rêkas
koñczy³ seminarium nauczycielskie w Samborze.
W 1915 roku zgin¹³ na froncie w Karpatach. Seminarium w ¯ó³kwi skoñczy³a w okresie miêdzywojennym Stanis³awa Zbroniec – uczy³a potem
we wsi Gruszka ko³o Kamionki, zmar³a w 1935
roku w wieku 25 lat. By³am pierwsz¹ dziewczyn¹
z Obydowa, która zda³a maturê w Kamionce Strumi³owej.
Oto zapamiêtane nazwiska profesorów
naszego gimnazjum i liceum: dyrektor Franciszek Skórski, filozof; prof. dr Jan Poznañski, polonista; prof. Romuald Chymiakowski, polonista; prof. Zofia Czerwidowa, polo-
nistka; prof. Bronis³aw Faliñski, historyk;
ks. prof. dr Jan Kutowski, religia, historia staro¿ytna, ³acina; prof. dr Chaim Rosenthal,
³acina, historia staro¿ytna, jêzyk francuski;
prof. dr Ewa Fischbein, matematyka; prof.
Jan Soki³, fizyka, chemia; prof. Adam Jarema, biologia; prof. Zofia Orkisz, geografia;
prof. Teodor Bachmann, jêzyk niemiecki;
prof. Jan Guzik, jêzyk niemiecki; prof. Zofia
Borecka, wychowanie fizyczne. Wiêkszoœæ
nauczycieli mia³a wszechstronn¹ wiedzê
i bardzo du¿o wymaga³a.
P
rzedstawiê teraz nazwiska rodzin mieszkañców Obydowa, które siê czêœciej lub
rzadziej powtarza³y.
Rodziny rzymskokatolickie: Mazur, Œlepecki, Demski, Rêkas, Radziwiñski, Bia³ow¹s, Denys, Kaliszczak, Zbroniec, Mroczkowski, Rudyk, Jazienicki, Nawacki, Semenowicz, Staniszewski, Skalik, Œwi¹tek, Kêdzia, Jakobsze, Sidelnik, Junik, Choina,
Jasku³a, Kawecki, Smoliñski, Kruczkiewicz,
Katarzyniec, Koprowski, £abaj, Ptasznik.
Rodziny grekokatolickie: Tenetiuk, Hrycyna, Macoszyñski, Demczyna, Greniuch,
Zakremski, £ysko – czterej ostatni mieli ¿ony
Polki, ich dzieci by³y czêsto chrzczone
w koœciele rzymskokatolickim.
W 1997 roku zmar³ w Jaros³awiu w wieku 98 lat najstarszy cz³owiek z Obydowa,
Jan Mazur. By³ on ¿yw¹ encyklopedi¹ zdarzeñ z I wojny œwiatowej, starych obyczajów
i pokrewieñstwa miêdzy rodzinami. Rodzina mojego ojca – Mazurowie – mia³a nr
domu 4, a numeracja sz³a zgodnie z osiedleniem. Mazurów by³o 10 rodzin, ale moich
krewnych tylko 4 z nich. Wszystkie wywodzi³y siê z jednego pnia, lecz siê z czasem
oddala³y. Rêkasowie – rodzina mojej matki
– mieli nr domu 9. Tak wiêc obie nale¿a³y do
pierwszych osadników na prze³omie XVII
i XVIII wieku. Podobno Rêkasowie przybyli
z Sandomierskiego, a Mazurowie z Mazowsza. Kuzynem mojej matki by³ ksi¹dz doktor
Micha³ Rêkas, twórca Apostolstwa Chorych.
Obydów wyda³ czterech kap³anów:
dwóch braci Micha³a i Kazimierza Bia³ow¹sów, ich kuzyna ks. Zygmunta Bia³ow¹sa
i ojca Wenantego Katarzyñca.
Najwiêcej by³ych mieszkañców Obydowa i Kamionki osiedli³o siê po II wojnie œwiatowej w okolicach Wroc³awia, O³awy, Legnicy i w Jaros³awiu. ¯yje jeszcze wiele osób
41
APEL
Archiwum
urodzonych w Obydowie lub w Kamionce,
ale coraz mniej tych, którzy ten teren
i tamtych ludzi pamiêtaj¹. A gdy zabraknie
œwiadków tamtych czasów i miejsc, to
i pamiêæ u naszych potomków zaniknie. Niech¿e wiêc te najbli¿sze 2–3 pokolenia naszych nastêpców pamiêtaj¹, sk¹d siê wywodz¹ – z jakich ziem i rodzin.
Po opuszczeniu Obydowa rodzice moi,
Filomena i Stanis³aw, osiedlili siê w Jaros³awiu, chc¹c byæ bli¿ej domu. Byli pewni, ¿e
tam powróc¹. Spoczywaj¹ na cmentarzu
w Jaros³awiu. Siostra i brat zostali te¿
w Jaros³awiu. Drugi brat mieszka³ we Wroc³awiu, tu skoñczy³ studia i pracowa³, obecnie mieszka w Opolu.
Ja ukoñczy³am studia we Wroc³awiu,
pracowa³am na Akademii Rolniczej jako lektor jêzyka niemieckiego. M¹¿ mój Jan ¯o³nierz wywodzi³ siê te¿ ze Wschodu. By³
absolwentem prawa Uniwersytu Lwowskiego. Zmar³ w roku 1988. Troje naszych dzieci
ukoñczy³o studia we Wroc³awiu i tu pracuj¹.
Mam czworo wnuków, dwie wnuczki s¹ ju¿
studentkami Uniwersytetu Wroc³awskiego.
HELENA ¯O£NIERZOWA, z domu Mazur, ur.
1921 w Obydowie. Po ekspatriacji w Jaros³awiu.
Ukoñczy³a studia filologiczne na Uniwersytecie
Wroc³awskim. Mieszka we Wroc³awiu, by³a lektorem jêz. niemieckiego na Akademii Rolniczej.
Cmentarze i twórcy
Niezapomniany Jerzy Waldorff w swym
artykule w „Polityce” 18/99 przypomnia³
swoj¹ zas³ugê za³o¿enia 25 lat wczeœniej
Spo³ecznego Komitetu Opieki nad Starymi Pow¹zkami. W artykule tym – przy okazji
– wymieni³ nazwiska wybitnych pisarzy,
spoczywaj¹cych na tym cmentarzu: Prus,
Berent, Leœmian, D¹browska, S t a f f, P ar a n d o w s k i, W i e r z y ñ s k i, Reymont,
H e r b e r t. Zauwa¿my, ¿e z tych dziewiêciu twórców (wyliczonych mo¿e na chybi³-trafi³, co tym bardziej znamienne) czterej to lwowianie (œciœlej: wschodni ma³opolanie).
Wœród najwybitniejszych autorów pomników
wymieni³ Waldorff Stanis³awa Ostrowskiego.
O tym rzeŸbiarzu patrz Archiwum – Osiemdziesi¹t lat temu w CL 4/05.
Jestem doktorantk¹ w Klinice Okulistycznej Akademii Medycznej we Wroc³awiu,
gdzie piszê pracê pod opiek¹ naukow¹ prof. dr hab. Hanny Ni¿ankowskiej. Tytu³ pracy:
OKULISTYKA UNIWERSYTECKA WE LWOWIE W LATACH 1898–1939.
Poszukujê wszelkich informacji i materia³ów na podany temat. W szczególnoœci
wa¿ne s¹ dla mnie informacje dotycz¹ce:
– programów nauczania;
– l e k a r z y: Emanuela Macheka, Adama Bednarskiego, Janiny Mikuliñskiej, Wiktora Reissa, Stanis³awa Markowskiego, Jerzego Ho³odyñskiego, Albina Musia³a, Juliusza Draka, Franciszka Naroga, Jerzego Grzêdzielskiego, Kazimierza Budzanowskiego, Janiny Stasiñskiej, Marii Seidler-Dowbuszowej, Jacka Szmyta, Adama Szulis³awskiego, Tadeusza Krwawicza, Jana de Lapierre’a;
– g m a c h ó w.
Wa¿ne s¹ dla mnie wszelkie informacje, materia³y naukowe, archiwalne (równie¿
z archiwów rodzinnych).
Wszystkich Pañstwa, którzy mogliby mi pomóc wskazówkami lub informacjami,
proszê o kontakt, za co z góry dziêkujê.
ANNA PACAN, ul. Sarbinowska 15/16, 54-320 Wroc³aw, tel. kom. 0-503-681-812
42
9
przep³yn¹³ 17 423 mile morskie. Ukoronowaniem by³a szkoleniowa
podro¿ do Brazylii, kiedy to 13
sierpnia 1923 r. jako pierwszy statek pod polsk¹ bander¹ „Lwów”
przekroczy³ równik.
Kim by³ kapitan Tadeusz Bonifacy Zió³kowski?
Urodzi³ siê 4 czerwca
1886 r. w miejscowoœci Wiskitno w powiecie bydgoskim.
Od 1896 r. mieszka³ wraz
z rodzin¹ w Bydgoszczy,
ucz¹c siê w pañstwowej
szkole miejskiej. Po otrzymaniu promocji do klasy trzeciej
postanowi³ spróbowaæ szczêPoni¿ej
prezentujemy
œcia w zawodzie marynarza.
wspomnienie o kapitanie
15 maja 1902 zaci¹ga siê
pierwszego polskiego ¿ajako ch³opiec okrêtowy
glowca szkoleniowego
na niemiecki ¿aglowiec
„Lwów” Tadeuszu Zió³szkolny „Grosskowskim. Tekst zoherzogin Elisabeth”.
sta³ oparty na arCiê¿ka, przesz³o
tykule Ryszarda
dwuletnia s³u¿ba na
Mielczarka, „Mo¿aglowcach da³a
rze” 12/1977.
mu doskona³¹ znai jego Kapitan Tadeusz Ziókowski
jomoϾ morskiego
4 marca 1921
(1886–1940)
rzemios³a, a równoroku porucznik
marynarki, a potem kapitan ¿eglugi wiel- leg³a nauka zakoñczona pañstwowym egzakiej Tadeusz Zió³kowski, cz³owiek o wiel- minem sprawi³a, ¿e ju¿ w 1907 r. jako III oficer
kim doœwiadczeniu w p³ywaniu na ¿a- obs³ugiwa³ liniê œródziemnomorsk¹ na parowglowcach, zosta³ wezwany przez Polskie cu niemieckim „Frascati”. Po kursie kapitañDowództwo Si³ Morskich do Warszawy, skim w Szkole Nawigacyjnej w Hamburgu
¿eby pos³u¿yæ rad¹ przy zakupie jednost- 7 lutego 1910 r. z³o¿y³ egzamin i otrzyma³ stoki dla potrzeb organizowanego szkolnic- pieñ kapitana ¿eglugi wielkiej. Jako poddany
twa morskiego. Kilka tygodni póŸniej, niemiecki odbywa³ s³u¿bê wojskow¹ w maryw kwietniu, wyjecha³ do Holandii, gdzie narce wojennej. W 1914 r. otrzyma³ uprawnieobj¹³ dowództwo pierwszego ¿aglowca nia radiotelegrafisty i rozpocz¹³ s³u¿bê na linii
¿eglugowej Hamburg-Ameryka Po³udniowa.
szkolnego „Lwów”.
Wybuch I wojny œwiatowej zasta³ go na
Macierzystym portem okrêtu sta³ siê
Gdañsk. Kolebka nawigatorów – jak po la- morzu. Zmobilizowany, otrzyma³ przydzia³
tach nazwali „Lwów” absolwenci Szko³y Mor- na kr¹¿ownik „Kronprinz Wilhelm”, którym
skiej w Tczewie – pod koniec sierpnia w 1915 r. zawin¹³ do Nowego Jorku. Tu in1921 r. wyszed³ w swój pierwszy szkolenio- ternowany, okres niewoli wykorzysta³ na
wy rejs po Ba³tyku. Podczas 41-dniowego naukê jêzyka angielskiego.
Po wojnie wróci³ do Bydgoszczy i w sierprejsu raz tylko wp³yn¹³ do portu (by³o to 4
wrzeœnia) – „Lwów” stan¹³ wtedy na redzie niu 1920 r. zosta³ powo³any do s³u¿by czyngdyñskiego portu, gdzie uroczyœcie poœwiê- nej w Dowództwie Wybrze¿a Morskiego. Po
wielu latach s³u¿by u obcych nareszczie
cono statek i polsk¹ banderê.
W latach 1922–23 ¿aglowiec „Lwów” pod móg³ swoj¹ praktyczn¹ wiedzê o morzu przekomend¹ kapitana Zió³kowskiego szkoli³ kazywaæ na polskim statku szkolnym. Tak
marynarzy polskich na dalekich morzach. zaczê³a siê jego opisana wy¿ej paroletnia
W ci¹gu 352 dni spêdzonych w podró¿ach przygoda z ¿aglowcem „Lwów”.
W bie¿¹cym roku przypada 80. rocznica powstania miasta Gdyni. Z tej
okazji Rada Miasta zamierza zorganizowaæ wiele imprez. Przypomniano o wielkim wk³adzie spo³eczeñstwa i w³adz Lwowa w budowê i rozwój miasta Gdyni.
W poprzednim numerze zamieœciliœmy apel Klubu
TMLiKPW w Gdyni o nadsy³anie materia³ów (kserokopii) pisemnych i fotograficznych, zwi¹zanych z powstaniem Gdyni i polskiej
floty w latach 1920.
¯AGLOWIEC LWÓW
43
Po zakoñczeniu dzia³alnoœci na statku szkoleniowym zosta³ Zió³kowski skierowany na odpowiedzialne stanowisko
wicekomandora pilotów portu gdañskiego. By³ drugim z kolei Polakiem zatrudnionym na eksponowanym stanowisku we
w³adzach portowych Wolnego Miasta.
Równie¿ tutaj, na gdañskiej placówce,
kontynuowa³ kpt. Zió³kowski rozpoczêt¹
jeszcze na „Lwowie” dzia³alnoœæ na rzecz
wychowania morskiego spo³eczeñstwa
polskiego. Popularyzowa³ sport ¿eglarski
wœród m³odzie¿y harcerskiej i akademickiej, tworzy³ Polski Klub Morski, nadal
czynnie uprawia³ ¿eglarstwo, doprowadzi³
do udzia³u polskiej ekipy ¿eglarskiej
w Igrzyskach Olimpijskich w 1936 r.
Zbli¿a³a siê wojna. Kapitan Zió³kowski jako dowódca pilotów zosta³
zatrzymany przez w³adze gdañskie
rankiem 25 sierpnia ’39 roku za odmowê wprowadzenia do portu pancernika „Schleswig-Holstein”. Aresztowany i przes³uchiwany, opuszcza
wiêzienie za wstawiennictwem swego zastêpcy Nordmana. Przeniesiony na teren koszar w Nowym Porcie,
odmawia przejœcia na stronê niemieck¹. Tym samym los jego, podobnie
jak i aresztowanych w tym czasie dzia³aczy Polonii Gdañskiej, zostaje przes¹dzony. Pracowa³ jeszcze na Westerplatte przy porz¹dkowaniu terenu
po walkach, potem w gospodarstwie
bauerowskim na ¯u³awach, sk¹d pochodzi³a ostatnia od niego wiadomoœæ
przekazana rodzinie.
Kiedy stanê³y pierwsze baraki
obozu koncentracyjnego Stutthof
(dziœ Sztutowo), kpt. Zió³kowski znalaz³ siê w nim, przydzielony do karnej kompanii. Nale¿eli do niej ci spoœród Polaków gdañskich, których
okupant hitlerowski najbardziej siê
obawia³. Zginêli wszyscy podczas
egzekucji w Wielki Pi¹tek 22 marca
1940 roku.
Imiê kapitana Tadeusza Zió³kowskiego nosi statek zbudowany
w stoczni gdyñskiej, jedno z nadbrze¿y portu gdañskiego oraz szko³a podstawowa w Gdañsku. Corocznie odbywaj¹ siê regaty o memoria³ komandora Zió³kowskiego.
Barbara Szumska
44
Tadeusz Chlipalski
SZYBOWCE
WE LWOWIE
Przed paru laty (CL 2/97 i 2/2000) zamieœciliœmy artyku³y in¿. Adama Skarbiñskiego o polskim – lwowsko-bielskim szybownictwie. Ostatnio znaleŸliœmy wywiad udzielony jednej z górnoœl¹skich gazet (brak jej tytu³u, rok 1988) przez
Tadeusza Chlipalskiego (1904–1997), em. profesora Politechnik Œl¹skiej i Krakowskiej, który
tutaj ze skrótami przedstawiamy. Rozmowê przeprowadzi³ Tadeusz Malinowski. [...]
– Ju¿ w latach studenckich zainteresowa³ siê
Pan lotnictwem. Czy mo¿na prosiæ o kilka informacji na ten temat?
– Bêd¹c studentem Politechniki Lwowskiej
pomaga³em budowaæ szybowce Wac³awowi
Czerwiñskiemu. Powstawa³y one w trudnych warunkach warsztatowych w zajezdni tramwajowej
we Lwowie. By³y to lata 1925–26. Dopiero
w 1932 – kiedy ukoñczy³em kurs szybowcowy
kategorii A i B w Czerwonym Kamieniu – zwi¹za³em siê silniej z lotnictwem. W 1934 uzyska³em kategoriê C pilota szybowcowego w Bezmiechowej.
– Pracuj¹c w Bielsku zorganizowa³ Pan jesieni¹ 1933 ko³o szybowcowe oraz zainicjowa³
z pocz¹tkiem 1934 budowê szybowca szkolnego CWJ Skaut.
– Tereny górzyste ko³o Bielska zachêci³y mnie
do zorganizowania oœrodka szybowcowego,
a w dalszej kolejnoœci warsztatu buduj¹cego szybowce. Do urzeczywistnienia moich zamierzeñ
zachêci³ mnie mój przyjaciel in¿. Wac³aw Czerwiñski [...] i zaprosi³ do warsztatów lwowskich,
w których zapozna³em siê z technologi¹ budowy
szybowców. [...] Po zebraniu oko³o 10 tysiêcy
z³otych za³o¿y³em i zarejestrowa³em spó³kê z o.o.
pod nazw¹ Œl¹skie Warsztaty Szybowcowe
w Bielsku. [...] Otwarcie nast¹pi³o w 1935; kierownikiem tych warsztatów by³em do 1938, po czym
przenios³em siê do [rodzinnego] Lwowa. [...]
– Pana dzia³alnoœæ w Lwowskich Warsztatach Lotniczych [LWL] by³a – jak s¹dzê – nie
mniej ciekawa ni¿ w Bielsku?
– Na pewno. W po³owie 1938 zosta³em zaproszony przez dyrekcjê Podlaskiej Wytwórni
T. Chlipalski (z ¿on¹ i synem) na szybowcu w Goleszowie
Samolotów [PWS], której fili¹ by³y LWL we
Lwowie przy ul. Niemcewicza. Warsztaty zatrudnia³y 130 pracowników, w tym 16 osób
obs³ugi techniczno-administracyjnej. Obj¹³em podobne stanowisko jak w Bielsku. [...]
We Lwowie mia³em ciekaw¹ pracê; projekty
przysz³oœciowe LWL bardzo zachêca³y do
dzia³ania.
– Czy pamiêta Pan szybowce produkowane w LWL?
– Oczywiœcie. Produkowaliœmy szybowce
konstrukcji in¿. Wac³awa Czerwiñskiego: Delfiny, PWS-101, PWS-102, Salamandry i ¯aby.
[... dalej mowa o najnowszym szybowcu
PWS-103, wykonanym w 1 egzemplarzu]
– Jaki los spotka³ plany szybowców produkowanych w LWL we Lwowie? [w chwili
wybuchu wojny]
– Plany szybowców wyczynowych PWS
osobiœcie zapakowa³em we Lwowie do du¿ej skrzyni przed opuszczeniem LWL i nastêpnie zakopa³em w ogrodzie rodziny in¿.
Wielkoszewskiego, znajduj¹cym siê ko³o
Buczacza. S¹dziliœmy, ¿e wkrótce wrócimy
i wtedy plany siê przydadz¹. Szybowiec mia³
byæ produkowany, poniewa¿ próby w locie
potwierdzi³y jego dobre osi¹gi.
– W maju [1939] rozegrane zosta³y Miêdzynarodowe Zawody Szybowcowe ISTUS.
Czy Pan pomaga³ przy ich organizacji?
– Tak. W LWL naprawialiœmy szybowce
pilotów bior¹cych udzia³ w zawodach, w tym
tak¿e szybowiec B-38 konstrukcji in¿. Micha³a Blaichera. Z okazji zawodów opracowa³em katalog szybowców produkowanych
w LWL. Katalog ten (zdjêcia, rysunki i opis
techniczny) wydany zosta³ we Lwowie.
– Czy do inicjatyw konstruktorów lwowskich mo¿na jeszcze coœ dopowiedzieæ?
– Poza wspomnianym ju¿ PWS-103 trzeba wspomnieæ o ciekawym projekcie motoszybowca ITSM. Prace nad t¹ konstrukcj¹
rozpoczêto wiosn¹ 1939. Warto dodaæ, ¿e
w uzgodnieniu z dyrekcj¹ PWS [...] rozpoczêliœmy poszukiwanie miejsca na rozbudowê LWL w zwi¹zku z zamierzon¹ produkcj¹ ma³ego samolotu sportowego, skonstruowanego w PWS przez in¿. Antoniego Zagórskiego.
– Gdzie Pan przebywa³ w okresie II wojny
œwiatowej?
– Pracowa³em w Wielkiej Brytanii. Wspólnie z in¿ynierami Z. Cio³koszem i J. Truszkowskim zorganizowa³em warsztat lotniczy.
By³a to polska spó³ka z o.o. Produkowaliœmy czêœci lotnicze. M.in. wyspecjalizowaliœmy siê w produkcji podwozia ogonowego
dla Spitfire’a. Wytwarzaliœmy je w du¿ych
iloœciach. [...] W 1947 wróci³em do Polski.
[...]
4 marca 2006 r. odszed³ niespodziewanie
œp.
STANIS£AW MITRASZEWSKI
1 9 3 3 – 2 0 0 6
b. dyrektor Zak³adu dla Ociemnia³ych
w Laskach k. Warszawy, b. prezes
Federacji Organizacji Kresowych,
wybitny i oddany dzia³acz
na rzecz Polaków na Wschodzie.
Urodzi³ siê w 1933 r. w Samborze,
zmar³ w Warszawie, pochowany
na Cmentarzu Pow¹zkowskim.
Ze smutkiem ¿egna Go
Krakowski Oddzia³ TMLiKPW
oraz Redakcja „Cracovia–Leopolis”.
W nastêpnym numerze zamieœcimy szersze
wspomnienie o Panu Stanis³awie,
naszym niezapomnianym Przyjacielu,
Czytelniku i Autorze.
45
Walerian Paw³owski
JERZY
P
W kwietniu
tego roku przypada 10. rocznica
œmierci Jerzego
Habeli, in¿yniera
i muzykologa,
a przede wszystkim niezapomnianego lwowiaka,
którego wspomina przyjaciel. Habela by³ wspó³autorem – od strony muzycznej –
najwa¿niejszej
dot¹d ksiêgi piosenek lwowskich,
w której stronê
tekstow¹ opracowa³a Zofia Kurzowa (te¿ od paru
lat nie¿yj¹ca).
oznaliœmy siê – zaraz...kiedy to by³o?
Chyba w czterdziestym dziewi¹tym roku.Jesieni¹. Przyby³ do nas z pocz¹tkiem nowego roku akademickiego. Do nas, to znaczy
do krakowskiej Pañstwowej Wy¿szej Szko³y Muzycznej, przemianowanej póŸniej na
Akademiê Muzyczn¹. Pamiêtam go dok³adnie – siedzia³ przy pierwszym stoliku po
prawej stronie, blisko drzwi. Wysoki, szczup³y, niespokojny, wewnêtrznie rozwibrowany, uwa¿nie przys³uchiwa³ siê temu, co ma
do powiedzenia prowadz¹ca wyk³ad pani
doktor. Tematem by³a akustyka. Nowy kolega bacznie obserwowa³ wyk³adowczyniê
przez szk³a okularów, jego twarz przybiera³a zaœ wyraŸnie sceptyczny wyraz. Kilkakrotnie prosi³ o g³os i prostowa³ nieœcis³oœci
wyg³aszane przez pani¹ profesor, której zaszczyt prowadzenia wyk³adów akurat z zakresu akustyki przypad³ w udziale tylko dlatego, ¿e ¿aden Inny pedagog podj¹æ siê ich
nie chcia³. Intrygowa³ nas ten nowy przybysz. Nas – to znaczy tych „z pierwszego
rzutu”, którzy ju¿ we wrzeœniu czterdziestego pi¹tego roku przekroczyliœmy progi uczelni. Nie wiedzieliœmy o nim nic. Ani sk¹d przyby³, ani jak¹ wybra³ sobie specjalizacjê,
a jedno pytanie szczególnie nie dawa³o nam
spokoju: jak to siê dzieje, ¿e ten m³ody mê¿czyzna zna siê tak doskonale na zagadnieniach z dziedziny akustyki, sk¹d czerpie wie-
46
dzê, pozwalaj¹c¹ mu na dyskusje – doœæ
zreszt¹ jednostronne – z pani¹ doktor.
W jakiœ czas potem okaza³o siê, zreszt¹ najzupe³niej przypadkowo, ¿e nowy kolega
przybywaj¹c do Krakowa, mia³ w kieszeni
dyplom magistra in¿yniera, uzyskany na Politechnice Lwowskiej z nostryfikacj¹ na Politechnice Œl¹skiej.
Sk¹d przywêdrowa³? Ta zagadka by³a naj³atwiejsza do rozwi¹zania. Wystarczy³o, ¿e powiedzia³ kilka zdañ tym cudownym, niemo¿liwym do podrobienia dialektem, a ju¿ by³o jasne „z kim mamy okolicznoœæ”. Z prawdziwym,
rdzennym, rodowitym Iwowiakiem (nie, nie
Iwowianinem, tylko w³aœnie Iwowiakiem).
Do tego to nazwisko! Najbardziej muzyczne z muzycznych: HA-BE-LA. Co sylaba – to dŸwiêk... Jakie to ³atwe do zaszyfrowania w nutowym zapisie, tak jak o dwieœcie piêædziesi¹t lat wczeœniejszej litery BA-C-H. A trzy sylaby sk³adaj¹ce siê na
nazwisko Jurka, schodzi³y w dó³ skali pó³tonami, tworz¹c motyw, jak¿e sposobny do
polifonicznego opracowania.
P
owiedzia³em: „Jurka”? Tak – bo zaakceptowaliœmy go b³yskawicznie, przechodz¹c z oficjalnego „kolegi” na poufa³e, serdeczne „ty”. Odp³aca³ nam równie¿ przyjaŸni¹, tylko o swojej przesz³oœci mówiæ nie
chcia³. Dopiero kilka lat póŸniej dowiedzia³em siê, jaka ona by³a. Dzia³o siê to w Szczecinie, gdzie zadomowi³em siê w Filharmonii
jako dyrygent, a Jerzy pojawia³ siê od czasu
do czasu, odwiedzaj¹c brata, wysokiej klasy internistê i równie znakomitego organizatora, piastuj¹cego stanowisko dyrektora
Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im.
Marii Curie-Sk³odowskiej. Do dziœ kr¹¿¹ po
Szczecinie legendy na temat przedsiêbiorczoœci, zaradnoœci i si³y przebicia doktora
Mariana Habeli, i to w najtrudniejszym okresie. Ale to ju¿ inna historia.
Siedzimy sobie z Jurkiem, wygodnie
rozparci na miêkkiej kanapie, w zacisznej
willi pana doktora, ukrytej wœród wysokich
drzew Pogodna, rozmawiamy o minionych,
dawnych latach „krakowskich”, dyskutujemy
na temat interpretacji muzyki naszych ulubionych kompozytorów (idolem Jerzego by³
nieodmiennie Beethoven), gdy nagle mój
rozmówca, patrz¹c mi prosto w oczy mówi:
– Powiedz mi, ale tak ca³kiem szczerze, jak
to by³o, kiedy nagle pojawi³em siê wœród
was, z¿ytych ze sob¹ od lat dziewczyn
i ch³opców. By³em przecie¿ kimœ obcym,
przybyszem z innej planety. Niczego o mnie
nie wiedzieliœcie prócz tego, ¿e przywêdrowa³em ze Wschodu – no bo tego ukryæ siê
nie da³o, ale nic wiêcej. A przecie¿ mog³em
byæ „wtyczk¹”, kimœ z „bezpieki”, agentem
lub czymœ w tym rodzaju. Nie przypuszczaliœcie tego? Tylko mów prawdê!
– Chcesz wiedzieæ? Wiêc ci powiem –
ani przez chwilê nie podejrzewaliœmy czegoœ takiego.To po prostu do ciebie nie przystawa³o. A my mieliœmy swoj¹ intuicjê, swój
„nos”. Jedyne czego nie wiedzieliœmy, to to,
co robi³eœ w czasie wojny i po niej.
– Co robi³em?
Jerzy siê zaduma³ przez chwilê, a potem
pop³ynê³a opowieœæ o lwowskim AK, o kolejnych przemiennych okupacjach i wreszcie o pobycie w sowieckich ³agrach. Czy
mam to opisywaæ? Kiedy Jurek po raz ostatni
by³ u brata i jego ma³¿onki (có¿ za przemi³a
pani!), zwierzy³ mi siê, ¿e zbiera materia³y
do ksi¹¿ki, której treœci¹ bêdzie przypomnienie przedwojennych piosenek lwowskich. Ale
pomys³! Myœleæ o takich rzeczach w czasach, gdy smutnym panom na brzmienie s³owa „Lwów” pistolety same siê w kieszeniach
odbezpiecza³y. A jednak...
Nie ma ju¿ Jurka. Jak strasznie trudno
jest siê z t¹ myœl¹ pogodziæ. Nie us³yszê ju¿
nigdy ani jego charakterystycznego zaraŸliwego œmiechu – a œmiaæ siê lubi³ i to
bardzo – ani historyjek, opowiadanych najmilsz¹ ze wszystkich, lwowsk¹ gwar¹. Zosta³a mi tylko imponuj¹ca rozmiarami ksi¹¿ka, napisana wspólnie z prof. Zofi¹ Kurzow¹, a traktuj¹ca o Lwowskich piosenkach
ulicznych, kabaretowych i okolicznoœciowych, zosta³y cztery pierwsze tomy Encyklopedii muzycznej, powsta³ej przy ogromnym wk³adzie pracy przyjaciela, i zosta³
skromny, a jak¿e w latach piêædziesi¹tych
potrzebny S³owniczek muzyczny, jego pierwsza powojenna drukowana praca.
Pierwsza drukowana praca... A ile ich
zostawi³, w ilu miastach wtajemnicza³ m³odzie¿ w muzyczne misteria, ile (i jakich!)
wyg³asza³ prelekcji, ile z myœl¹ o m³odej
i najm³odszej generacji skomponowa³ piosenek. Ale o tym ju¿ inni mówili, mówi¹ i mówiæ bêd¹. Mnie pozosta³o serdeczne, ciep³e
wspomnienie. O Jerzym Habeli, Lwowiaku.
Walerian Paw³owski
S£OWNIK
GEOGRAFICZNO-HISTORYCZNY
LWÓW – POMNIKI, FIGURY, RZEBY
RZEBY NA RYNKU
STUDNIA DIANY (przy zbiegu ulic Ruskiej i Serbskiej)
STUDNIA NEPTUNA (przy zbiegu ul. Halickiej
i pl. Kapitulnego)
STUDNIA AMFITRYTY (przy zbiegu ulic Krakowskiej i Trybunalskiej)
STUDNIA ADONISA (przy zbiegu ulic Dominikañskiej i Grodzickich) 1783, rzeŸbarze H. Witwer i A. Schimser
LWY PRZED RATUSZEM. Pierwotny, pojedynczy lew spod starego ratusza (tzw. lorencowiczowski, 1591, rzeŸbiarz A. Bemer) zosta³
w 1874 r. przeniesiony na Wysoki Zamek. Kolejne, z ok. po³owy XIX w., dotrwa³y do lat po
II wojnie, usuniête, zast¹pione nowymi.
Na wielu kamienicach na Rynku i innych ulicach Starego Miasta zachowa³y siê rzeŸby i p³askorzeŸby, kariatydy balkonów, kartusze herbowe itp. z XV–XIX w.
POMNIKI NA ULICACH, PLACACH
i W PARKACH
MATKA BOSKA (pl. Mariacki, na studni z fontann¹) Fundacja Badenich, dawniej na œrodku
placu, przed 1905 r. przesuniêta na skraj
Wa³ów Hetmañskich
Œw. JAN Z DUKLI (pl. Bernardyñski, na kolumnie
przed koœcio³em Bernardynów) 1649, rzeŸba
usuniêta po II wojnie
HETMAN STANIS£AW JAB£ONOWSKI (pl. Trybunalski, przed koœcio³em Jezuitów) 1695,
pierwotnie na Wa³ach Hetmañskich, od 1932
na pl. Trybunalskim, po II wojnie zaginiony
JAN III SOBIESKI (ul. Kurkowa, przed pa³acykiem Bractwa Kurkowego) Koniec XVIII w.,
obecnie nieistniej¹cy
JAN III SOBIESKI (Wa³y Hetmañskie, przy zbiegu ul. Kiliñskiego i Kopernika) 1897, rzeŸbiarz
Tadeusz Bar¹cz; wywieziony po II wojnie, najpierw w Wilanowie, obecnie w Gdañsku
47
SYLWETKI
Przedstawione poni¿ej sylwetki dwóch
znakomitych lekarzy lwowskich minionej
epoki zosta³y oparte na referatach prof. dra
med. J. Zierskiego, mieszkaj¹cego dziœ
w Berlinie, a kiedyœ – we Lwowie – przy
ulicach Sykstuskiej i Jakuba Strzemiê. Materia³y te przys³a³ do Krakowa p. Stanis³aw
Szybalski z USA. Skróty obu biogramów
sporz¹dzi³a œp. Irena Suchanek.
Les³aw Wêgrzynowski
Urodzi³ siê w Rohatynie w rodzinie lekarskiej w 1885 roku. By³ siostrzeñcem wybitnego lwowskiego internisty, prof. Antoniego Gluziñskiego. Ze strony matki by³ równie¿ spokrewniony ze znan¹ rodzin¹ aktorsk¹ Leszczyñskich oraz spowinowacony
z Kornelem Makuszyñskim (którego ¿ona
by³a Gluziñska z domu).
W czasie studiów medycznych we Lwowie – ukoñczonych w wieku lat 25 – bra³
udzia³ w pracach studenckich kó³ niepodleg³oœciowych o orientacji narodowo-demokratycznej, jak „Bratniak” i „Ogniwo”. Pozna³
wtedy i zaprzyjaŸni³ siê z póŸniejszym komendantem Obrony Lwowa Czes³awem M¹czyñskim.
Po studiach rozpocz¹ pracê w Klinice
Chorób Wewnêtrznych UJK, odby³ te¿ sta¿
zagraniczny w Niemczech. O¿eni³ siê ze
Stell¹ Starkel ze znanej rodziny lwowskiej
(by³a póŸniej ciotk¹ pisarza Stanis³awa Wasylewskiego).
W przededniu I wojny œwiatowej nale¿a³
Wêgrzynowski do PKW (Polskie Kadry Wojskowe pod kierownictwem M¹czyñskiego, we
wspó³dzia³aniu z POW kpt. de Laveaux) oraz
PKP (Polski Korpus Posi³kowy). W walkach
z Ukraiñcami by³ szefem sanitarnym strony
polskiej a¿ do czasu nadejœcia odsieczy
Karaszewicza-Tokarzewskiego.
W czasie trwania walk we Lwowie by³y czynne dwa szpitale: nr 1 – wczeœniej rezerwowy szpital austriacki – w gmachu Politechniki oraz nr 2
w barakach obok Domu Inwalidów na Kleparowie. Pierwszy mia³ oddzia³y chirurgii, interny, oku-
48
listyki, laryngologii, chorób zakaŸnych i stomatologii oraz 3 filie – le¿eli tam jeszcze ranni ¿o³nierze z armii austriackiej, ze wszystkich krajów rozpadaj¹cej siê ck monarchii; ponadto mieœci³ magazyny sanitarne, kolumnê transportow¹ oraz
bazê lotnych patroli sanitarnych. Drugi szpital mia³
trzy oddzia³y: chirurgii, zakaŸny i skórno-wenerologiczny. Listopad 1918 r. to w dodatku okres grasuj¹cej we Lwowie grypy hiszpanki. W pomocy
sanitarnej zaanga¿owana by³a spo³ecznoœæ Lwowa – studenci medycyny, pomocnicze s³u¿by
kobiece i PCK. W czêœci miasta zajêtej przez
Ukraiñców dzia³a³a Polska S³u¿ba Sanitarna.
M¹czyñski nazwa³ wtedy Wêgrzynowskiego
twórc¹, niestrudzonym organizatorem i kierownikiem s³u¿by zdrowia. Warto dodaæ na marginesie, ¿e cztery lata wczeœniej zaprzyjaŸniony z Wêgrzynowskim Jan Kasprowicz poprosi³ go o odwiedzenie osadzonego w wiêzieniu w Nowym
Targu chorego Lenina (!). Wêgrzynowski czasowo przebywa³ wtedy na Podhalu.
W 1920 r. powróci³ na stanowisko szefa
sanitarnego Armii Ochotniczej, która stawia³a czo³o konarmii Budionnego, zagra¿aj¹cej Lwowowi. Po demobilizacji powróci³ do asystentury w klinice, a niebawem
obj¹³ stanowisko sekundariusza w oddziale
chorób wewnêtrznych Szpitala Powszechnego we Lwowie. Jego specjalnoœci¹ sta³a
siê walka z gruŸlic¹, ówczeœnie olbrzymi
problem zdrowotny i spo³eczny. Zorganizowa³ sanatorium przeciwgruŸlicze w Ho³osku oraz poradniê przeciwgruŸlicz¹ przy
ul. Lindleya. Za³o¿y³ i redagowa³ „Ruch
PrzeciwgruŸliczy”. Zosta³ delegatem do
miêdzynarodowych organizacji, walcz¹cych
z t¹ groŸn¹ wtedy chorob¹.
Po wybuchu II wojny zosta³ zmobilizowany i wszed³ do Obywatelskiej Stra¿y Bezpieczeñstwa, stworzonej jako pomoc dla
policji. Po wejœciu do Lwowa sowietów zosta³ aresztowany, jednak – gdy okaza³o siê,
¿e w 1914 r. by³ wraczem Lenina – zwolniony. Jego wszyscy wspó³wiêŸniowie zginêli
w Katyniu.
Przez okres okupacji sowieckiej prowadzi³ Wêgrzynowski nadal poradnie, a tak¿e
filiê Instytutu GruŸlicy z Kijowa. Po wejœciu
Niemców w czerwcu 1941 r. wyjecha³ do
Warszawy i tam w³¹czy³ siê do konspiracji.
Dziêki wieloletnim kontaktom z PCK zosta³
dyrektorem sanatorium przeciwgruŸliczego
w Œwidrze. W czasie Powstania by³ szefem
sanitarnym I Obwodu-Œródmieœcie, jako
„Bartosz”.
Po 1945 r. znalaz³ siê Wêgrzynowski w Zakopanem i uruchomi³ tam sanatorium PCK. Nieco
póŸniej zosta³ dyrektorem zespo³ów sanatoryjnych
– kolejno – w Bukowcu k. Kowar i w Obornikach
Œl¹skich. W 1951 r. powo³ano go na stanowisko
kierownika Kliniki Ftyzjatrycznej AM we Wroc³awiu, któr¹ prowadzi³ przez dwa lata. Za³o¿y³ tam
te¿ Spo³eczny Komitet Walki z GruŸlic¹.
Zmar³ w 1956 roku. Nazwisko Les³awa
Wêgrzynowskiego zapisa³o siê chlubnie
w historii ftyzjatrii polskiej.
Aleksander Domaszewicz
Urodzi³ siê w 1887 roku w starej rodzinie
lwowskiej. Jego dziad, te¿ Aleksander, by³
w³aœcicielem cegielni w Snopkowie pod
Lwowem, gdzie produkowano szeroko u¿ywan¹ ceg³ê pod nazw¹ Lauda (Domaszewicze pochodzili z litewskiego zaœcianka).
Studia medyczne odby³ we Lwowie, tam
te¿ uzyska³ stopieñ doktora. W latach 1913–
–19 by³ asystentem w Klinice Chorób Nerwowych i Umys³owych UJK, kierowanej przez
prof. Henryka Halbana. W czasie I wojny
wst¹pi³ do Legionów, zosta³ komendantem
szpitala polowego I Brygady i osobistym
lekarzem J. Pi³sudskiego. W listopadzie
1918 r. bra³ udzia³ w Obronie Lwowa i zosta³ dowódc¹ reduty przy ul. Kraszewskiego 5, naprzeciw gmachu ówczesnego Sejmu Galicyjskiego (potem UJK). W 1920 r.
walczy³ jako dowódca I Batalionu Ma³opolskiej Armii Ochotniczej przeciw konarmii
Budionnego – zosta³ ranny w bitwie pod
Zadwórzem. Kampaniê polsko-sowieck¹
zakoñczy³ w randze pu³kownika, kawalera
Virtuti Militari.
W 1922 r. zosta³ Domaszewicz prymariuszem oddzia³u neurologiczno-psychiatrycznego Szpitala Pañstwowego we Lwowie.
Jednak obserwacje i doœwiadczenia wojenne skierowa³y jego zainteresowania w kierunku chirurgii uk³adu nerwowego – powstaj¹cej dopiero neurochirurgii. Zrazu by³ samoukiem, potem uczy³ siê neurochirurgii w Wiedniu i Pary¿u (1929). Sta¿e te zaowocowa³y
zaprojektowaniem i wybudowaniem oddzia³u neurochirurgicznego, w po³¹czeniu z oddzia³em neurologii. By³ to zaledwie kilku³ó¿kowy – lecz pierwszy tego typu oddzia³
w Polsce; w Warszawie oddzia³ taki powsta³
dopiero w 1936 roku. Mimo tego pierwszeñ-
ALEKSANDER FREDRO (pl. Akademicki) 1897,
rzeŸbiarz Leonard Marconi; wywieziony po
II wojnie, obecnie na Rynku we Wroc³awiu
AGENOR GO£UCHOWSKI (ul. Marsza³kowska,
ko³o Uniwersytetu) 1901, rzeŸbiarz Cyprian
Godebski, wywieziony po II wojnie i zaginiony
ADAM MICKIEWICZ (pl. Mariacki) 1905, rzeŸbiarz Antoni Popiel
KORNEL UJEJSKI (ul. Akademicka, przed Kasynem Miejskim) 1910, rzeŸbiarz A. Popiel;
wywieziony po II wojnie, obecnie w Szczecinie
FRANCISZEK SMOLKA (placyk u zbiegu ulic
Koœciuszki i Mickiewicza) 1917, rzeŸbiarz Tadeusz B³otnicki; po II wojnie zaginiony
JAN KILIÑSKI (Park Stryjski) 1895, rzeŸbiarz
Julian Markowski
BARTOSZ G£OWACKI (Park £yczakowski, przy
ul. £yczakowskiej) 1895, rzeŸbiarz J. Markowski
TEOFIL WIŒNIOWSKI i JÓZEF KAPUŒCIÑSKI
(Kleparów, Góra Stracenia) 1895, obelisk,
rzeŸbiarz J. Markowski
RZEBY, FIGURY, NAGROBKI
W MIEŒCIE I NA CMENTARZACH
LEWKI – dawne konsole ze starej wie¿y Ratusza
(ul. Kopernika, poni¿ej koœcio³a œw. £azarza)
1619, rzeŸbiarz B. Dickembosch, ustawione
po bokach studzienki po 1826 r.
LEWKI – dawne konsole jw. (Wysoki Zamek)
1619, rzeŸbiarz B. Dickembosch, 1845 ustawione ko³o groty przy kawiarni
LEWEK (Wysoki Zamek) XVI w., ustawiony1874
FIGURA MATKI BOSKIEJ ŒNIE¯NEJ (przy koœciele MB Œnie¿nej, pl. Krakowski) 1766, rzeŸbiarz J.J. Pinsel
FIGURA œw. JANA NEPOMUCENA (przy koœciele œw. Miko³aja, ul. œw. Miko³aja) 1796, przeniesiona z mostu na Pe³twi
FIGURA œw. JANA NEPOMUCENA (przed koœcio³em œw. Anny, przy zbiegu ulic Gródeckiej
i Janowskiej) 1810
FIGURA MATKI BOSKIEJ (przed koœcio³em œw.
Antoniego, na schodach przy ul. £yczakowskiej) XVIII w.
KOLUMNA œw. KRZYSZTOFA (przy katedrze
ormiañskiej) 1726
GOLGOTA (grota w podwórzu katedry ormiañskiej) po³. XVIII w.
KAMIEÑ na pami¹tkê Bitwy Wiedeñskiej (park
Wysokiego Zamku od strony Zniesienia) 1883
KAMIEÑ na pami¹tkê bitwy z Tatarami 1675 r.
(Wysoki Zamek) 1883
49
stwa i mimo ¿e Domaszewicz by³ senatorem, nie zdo³a³ zyskaæ wiêkszego poparcia.
Nie uda³o mu siê niestety stworzyæ szko³y
i wychowaæ uczniów. Wiêcej szczêœcia mieli
profesorowie J. Choróbski i A. Kunicki w Warszawie, jednak wszyscy trzej uwa¿ani s¹ za
pionierów neurochirurgii w Polsce.
Po wejœciu sowietów do Lwowa Domaszewicz zosta³ aresztowany i osadzony
w wiêzieniu przy ul. £¹ckiego, zosta³ jednak
zwolniony na skutek interwencji. Po wejœciu
Niemców przeniós³ siê do Warszawy, gdzie
obj¹³ ordynaturê na neurologii szpitala na
Pradze. W tym samym roku 1941 zosta³
aresztowany i osadzony na Pawiaku, a potem na £¹ckiego we Lwowie. Dziêki wysokiej protekcji zwolniono go i uda³o mu siê
wróciæ do Warszawy na dawne stanowisko.
W czasie Powstania 1944 r. dzia³a³ jako
neurochirurg w Szpitalu Przemienienia.
Tarnopolanka
WSPOMNIENIE O ŒP. IRENIE BERG
Kiedy myœlimy o kimœ zostaj¹c bez niego
Z ¿a³obnej karty
ks. Jan Twardowski
Irena Berg pochodzi³a z polskiej rodziny
wojskowej. Ojciec Leopold Berg, major kawalerii, urodzi³ siê w 1894 r.
w Falkenstein (Szczerzec) pod
Lwowem. Ukoñczy³ gimnazjum
i Szko³ê Kursów Handlowych
we Lwowie. W 1914 r. powo³any zosta³ do armii austriackiej
i na froncie by³ trzykrotnie ranny. S³u¿bê w armii austriackiej
zakoñczy³ w 1918 r., po czym
wst¹pi³ ochotniczo do 7. pu³ku
u³anów i ju¿ w grudniu 1918 r.
zosta³ skierowany na front ukraiñski. W roku 1920 wraz ze
swym pu³kiem u³anów walczy³
na froncie bolszewickim, za co zosta³ odznaczony Krzy¿em Virtuti Militari. W 1920 r.
przeszed³ do Korpusu Ochrony Pogranicza
na Wo³yniu. Tam, w Szumsku k. Krzemieñca, 5 kwietnia 1928 r. przysz³a na œwiat jego
córka Irena. W 1931 r. Leopold Berg zosta³
odkomenderowany do Centrum Wyszkole-
50
Po wojnie krótko prowadzi³ Klinikê Neurologii UW, by³ dziekanem wydzia³u lekarskiego. Niestety zmar³ w 1948 r.
Na koniec anegdota, któr¹ przytacza Jerzy
Janicki w ksi¹¿ce Towarzystwo Weteranów. Oto
w 1947 r. przyjecha³ do Warszawy na œwiêto 22
lipca ¿yj¹cy jeszcze marsza³ek Budionny. Domaszewicz by³ na przyjêciu z przypiêtym orderem
Virtuti Militari z 1920 r. Zauwa¿y³ to Budionny
i zagadn¹³ Domaszewicza:
– O, wy wojennyj! Do giermañca strielali?
– Nie – odpar³ spokojnie Domaszewicz – Do
was, ale niestety niecelnie. Pod Zadwórzem.
Na to Budionny:
– Nu widitie – a my tiepier druzja!
Aleksander Domaszewicz – lwowianin,
¿o³nierz, lekarz i jeden z pionierów neurochirurgii w Polsce, nie ma dot¹d pe³nego opracowania biograficznego, na jakie zas³uguje.
nia Kawalerii w Grudzi¹dzu. By³ to dla Ireny
i jej m³odszej siostry Zuzanny szczêœliwy
okres dzieciñstwa. W domu czêstymi goœæmi byli oficerowie, którzy wkrótce mieli zostaæ bohaterami kampanii wrzeœniowej.
Pod koniec sierpnia 1939 wraz z 27.
pu³kiem u³anów major Berg wyruszy³ na wojnê, by nigdy z niej nie powróciæ. Ostatni raz
kontaktowa³ siê z rodzin¹ ok. 10 wrzeœnia,
prosz¹c ¿onê Mariê, aby wyjecha³a z Grudzi¹dza na Wo³yñ. Jak po latach poszukiwañ (w 1990 r.) dowiedzia³a siê córka Irena, ojciec
dosta³ siê do niewoli sowieckiej,
by³ wiêziony w Starobielsku
i zosta³ rozstrzelany w Charkowie w 1940 r. („Lista Katyñska”
poz. 170).
Z wielkim trudem matka
i córki dotar³y do Nieœwie¿a, ale
nie czu³y siê tam bezpieczne.
Sowieci zabrali im przywiezione z Grudzi¹dza rzeczy i dokumenty, przez pewien czas ukrywa³y siê w jakimœ bia³oruskim domu, op³acaj¹c z³otem swój pobyt i to, ¿eby ich nie
wydano Rosjanom. Dopiero pod koniec paŸdziernika dotar³y do Szumska, gdzie dziadek Ireny by³ lekarzem ziemskim. Tu te¿ nie
by³o bezpiecznie. W lutym 1940 r. wywo¿ono do Archangielska rodziny osadników.
Jak wspomina³a p. Irena: 13 kwietnia 1940
roku przysz³a kolej na nas. Nie pozwolono
nam niczego ze sob¹ zabraæ, w³adze sowieckie wyj¹tkowo wrogo usposobione by³y do
rodzin polskich oficerów. Przez dwa tygodnie
w zakratowanych wagonach towarowych jecha³yœmy z setkami rodzin w nieznane. Jedyne po¿ywienie stanowi³a raz dziennie podawana nibyzupa z kawa³kiem chleba. Celem naszej podró¿y by³ ko³choz „Siewiernaja
Zwiezda” w Siewierno-Kazachskoj Ob³asti.
Pracowa³yœmy w polu od œwitu do póŸnego wieczora, mieszka³yœmy w ziemiankach, warunki by³y bardzo ciê¿kie, wszystkie malutkie dzieci umar³y. W ko³chozie
przebywa³yœmy przez rok, kiedy w 1941
roku wybuch³a wojna niemiecko-sowiecka.
Wszystkich Polaków przewieziono do Amankaragaju, niedaleko Kokczetawy... na budowê linii kolejowej, mia³a ona s³u¿yæ do transportu wêgla dowo¿onego do europejskiej
czêœci Zwi¹zku z Karagandy. I tu warunki
pobytu by³y niezwykle ciê¿kie, mieszkaliœmy w barakach-ziemiankach, dzieci 12–
–14-letnie pracowa³y w „brygadach ma³oletnich”, praca trwa³a dwanaœcie godzin
dziennie, jedzenie ogranicza³o siê do kawa³ka chleba.
W 1942 roku trochê siê poprawi³o, otrzyma³yœmy informacjê, ¿e w Buzu³uku formuje siê Wojsko Polskie. Matka moja napisa³a
list do gen. W³adys³awa Andersa, którego
zna³a osobiœcie, prosi³a o umo¿liwienie nam
wyjazdu do Buzu³uku. Doœæ szybko przysz³a odpowiedŸ, genera³ bardzo serdecznie
nas zaprasza³. Niestety, tu¿ przed wyjazdem najpierw matka, potem ja zapad³yœmy
na tyfus, a kiedy powróci³yœmy do zdrowia
i si³, wojska ju¿ nie by³o, zosta³o wyprowadzone do Iranu. Sytuacja nasza uleg³a pogorszeniu, by³yœmy szykanowane, na ka¿dym kroku podkreœlano, ¿e jesteœmy „wrogami sowieckiego narodu”...
Kiedy dobieg³a koñca ta straszna wojna, wydawa³o siê ¿e najgorsze za nami,
zaczê³yœmy z matk¹ zastanawiaæ siê, jak¹
marszrutê wybraæ w powrotnej drodze do
wymarzonej ojczyzny. Zdecydowa³yœmy, ¿e
najpierw pojedziemy do dziadka na Wo³yniu, a potem dalej do Polski. Wszystkich,
którzy zadeklarowali powrót do kraju, przewieziono w okolice Charkowa, do sowchozu, pracowa³yœmy przy ró¿nych robotach rolnych, ale nie by³o ju¿ g³odu.
POMNIKI I FIGURY NAGROBNE zachowane na
cmentarzach £yczakowskim i Obroñców Lwowa oraz Janowskim. Pocz. XIX – po³. XX w.
RzeŸbiarze: H. Witwer, A., J. i L. Schimserowie, A.i H. Perierowie, L. Marconi, P. Filippi,
C. Godebski, T. Bar¹cz, J. Markowski, K. i S.
Ostrowscy, J. Naborczyk, T. B³otnicki, L. Drexlerówna i inni.
POMNIKI I FIGURY NAGROBNE niezachowane
na zniesionych cmentarzach Stryjskim, Gródeckim, na Paparówce, ¿ydowskich i in. XVIII–
–XX w.
RZEBY I P£ASKORZEBY zachowane na reprezentacyjnych gmachach: Teatrze Wielkim,
Uniwersytecie, Politechnice, Kasynie Narodowym, Dworcu G³ównym, œwi¹tyniach, urzêdach, bankach, kamienicach i willach. Pocz.
XIX – po³. XX w.
Jadwiga Cieczkiewicz (uzup. AC)
LWÓW – UCZELNIE AKADEMICKIE
UNIWERSYTET im. króla JANA KAZIMIERZA
W 1658 r. na zjeŸdzie generalnym polskiej
prowincji jezuickiej wystosowano proœbê do genera³a zakonu w Rzymie o otwarcie akademii we
Lwowie. Równoczeœnie rada miejska miasta
wys³a³a list do króla Jana Kazimierza ... aby na
ozdobê majestatu Rzeczypospolitej nowa akademia we Lwowie stanê³a. Sejmik w S¹dowej
Wiszni wy³oni³ specjaln¹ delegacjê, aby poprzeæ
tê sprawê na sejmie w 1661 r.
Lwowskie Kolegium Jezuickie, które mia³o byæ
baz¹ projektowanej akademii, znajdowa³o siê wówczas w rozkwicie i posiada³o dwa wydzia³y: teologiczny i filozoficzny. Idei powo³ania nowej uczelni
sprzeciwia³a siê Akademia Krakowska, pragn¹ca
zachowaæ pierwszeñstwo. Utrudnia³a wszelkimi
sposobami powo³anie akademii we Lwowie, powo³uj¹c siê m.in. na konstytucjê uchwalon¹ na
sejmie w 1633 r., wykluczaj¹c¹ powstawanie równorzêdnych jej zak³adów naukowych.
W styczniu 1661 roku król Jan Kazimierz
w czasie wizyty w krakowskim klasztorze Jezuitów podpisa³ dyplom erekcyjny Akademii Lwowskiej. Stwierdzi³ tam, ¿e Akademii ma byæ udzielony tytu³ Uniwersytetu.
W 1758 r. król August III Sas potwierdzi³ fundacjê Akademii lwowskiej jako dwuwydzia³owej
wy¿szej uczelni (teologia i filozofia). Rok póŸniej,
w 1759 r. papie¿ Klemens XIII zatwierdzi³ powstanie tej Akademii, a jej uroczyste otwarcie
odby³o siê 11 grudnia tego samego roku. Akademia mieœci³a siê w gmachu Kolegium Jezuickie-
51
52
we Lwowie odby³a siê uroczystoœæ jego wrêczenia. Tak¹ refleksj¹ dzieli³a siê na d³ugo
przed tym wydarzeniem: Tak rzadko odczuwamy szczêœcie w chwili, kiedy ono nam towarzyszy. Dopiero kiedy przeminie, spogl¹damy wstecz i wtedy, zdumieni, dostrzegamy jak bardzo byliœmy szczêœliwi. To przemo¿ne uczucie by³o udzia³em wszystkich
Sybiraków, a potem pozostawa³a œwiadomoœæ wiernoœci swojej drodze ¿yciowej, która dawa³a tê niezwyk³¹ si³ê, tak potrzebn¹ do
przetrwania. Ale jest przecie¿ granica cierpienia, poza ni¹ ju¿ nie ma radoœci, ale nigdy
nie umiera nadzieja, nawet taka niewielka,
na to, ¿e wróci siê do Polski, chocia¿ na
chwilê, do tej najpiêkniejszej i najœwiêtszej
Ojczyzny.
I wróci³a Irena jeszcze „na chwilê” do
Ojczyzny. Trwa³a ta chwila od 6 do 12 listopada 2005. 9 listopada spotkali siê z ni¹
tarnopolanie krakowscy. Jak zwykle rozmowa toczy³a siê wokó³ spraw Polaków w Tarnopolu, ale te¿ pytaliœmy œp. Irenê, jakie s¹
jej plany w zwi¹zku z otrzymanym obywatelstwem. Chcia³abym umrzeæ w Polsce –
powiedzia³a. Niestety, Bóg chcia³ inaczej.
Umar³a 25 listopada 2005 w Tarnopolu,
a pochowana zosta³a w rodzinnym Szumsku, obok swej matki. Miejsce to sama wskaza³a, porz¹dkuj¹c w paŸdzierniku groby rodzinne przed 1 listopada.
A nam có¿ pozosta³o – tylko modlitwa
i pamiêæ o tak wspania³ym Cz³owieku, jakim
by³a œp. Irena Berg.
Anna Madej
LES£AW HAWLING
(1925–2006)
By³ wspó³za³o¿ycielem oraz d³ugoletnim
i wielce zas³u¿onym prezesem katowickiego oddzia³u Tow. Mi³oœników Lwowa i Kresów PW, a tak¿e wieloletnim cz³onkiem Zarz¹du G³ównego Towarzystwa. Zmar³ 30
stycznia tego roku.
Urodzi³ siê we Lwowie w rodzinie o g³êbokich tradycjach patriotycznych. Ojciec,
Zygmunt, by³ legionist¹, uczestnikiem walk
o niepodleg³oœæ Ojczyzny w latach 1914–20.
Do wybuchu II wojny Leszek ukoñczy³ prywatn¹ szko³ê powszechn¹ Braci Szkolnych
przy ul. Lelewela i jeszcze dwie klasy w XI
Gimnazjum przy ul. Szymonowiczów. Pod-
Z ¿a³obnej karty
W grudniu 1945 roku dotar³yœmy na
Wo³yñ do dziadka. Nie mia³yœmy pojêcia
o tym, jak wrogo miejscowi Ukraiñcy byli
nastawieni do Polaków, a nas uwa¿ano za
„Sowietów” tak¿e, bo przyjecha³yœmy z g³êbi Rosji. Prze¿y³yœmy koszmar, codziennie
ociera³yœmy siê o mordy i rzezie, pierwszy
presji wydarzeñ nie wytrzyma³ dziadek, ciê¿ko zachorowa³, o natychmiastowym wyjeŸdzie nie by³o mowy. Trzeba by³o czekaæ,
z Polski dochodzi³y do nas wiadomoœci, ¿e
w³adza ludowa wyda³a wojnê przedwojennym oficerom i ich rodzinom, nie do rzadkoœci nale¿¹ zsy³ki na Sybir. W Polsce nie
mia³yœmy ¿adnej rodziny, nasze korzenie
by³y tu na Kresach Wschodnich.
I tak Irena Berg pozosta³a na swojej ziemi ojczystej. W 1950 z wyró¿nieniem ukoñczy³a szko³ê œredni¹ w Szumsku, w tym
samym roku przymusowo wydano jej paszport sowiecki. Wyjecha³a na studia medyczne do Lwowa, a po ich ukoñczeniu, w 1956
roku, skierowano j¹ do pracy w Tarnopolu,
gdzie przez 35 lat pracowa³a jako lekarz
rentgenolog w wojewódzkim szpitalu przeciwgruŸliczym.
Gdy w 1989 roku zak³adano w Tarnopolu Towarzystwo Kultury Polskiej, Irena Berg
czynnie w³¹czy³a siê w jego dzia³alnoœæ. Gdy
tylko pos³ysza³a na ulicy kogoœ mówi¹cego
po polsku, podchodzi³a, opowiada³a o Towarzystwie, wrêcz do niego zaprowadza³a.
Pracowa³a bezinteresownie i z pe³nym poœwiêceniem przez 15 lat. To ona zorganizowa³a i prowadzi³a bibliotekê. To ona zebra³a
grupê starszych pañ, które regularnie porz¹dkowa³y polskie groby na cmentarzu tarnopolskim i to do niej zg³aszali siê Polacy
przyje¿d¿aj¹cy z kraju, a nie mog¹cy odnaleŸæ grobów swoich bliskich. Jeszcze
w czasie ostatniej wycieczki tarnopolan we
wrzeœniu 2005 by³a nasz¹ przewodniczk¹
po cmentarzu. Bez niej nie odby³a siê ¿adna uroczystoœæ czy wa¿ne spotkanie z goœæmi z RP. Ona te¿ zajmowa³a siê rozdzielaniem pomocy z Polski, wiedzia³a, kto jej
najbardziej potrzebuje. By³a wielkim autorytetem nie tylko dla Polaków w Tarnopolu,
ale i tarnopolan w Polsce. Nie darmo rokrocznie zapraszali j¹ na swoje zjazdy. Uczciwie i rzetelnie przedstawia³a problemy Towarzystwa. W³aœciwie ¿y³a Towarzystwem.
W 2005 r. Prezydent RP nada³ Irenie Berg
polskie obywatelstwo. 25 lipca w konsulacie
czas okupacji niemieckiej wraz ze starszym
bratem Mieczys³awem
uczêszcza³ na tajne komplety, zakoñczone matur¹. Jednoczeœnie obaj
w³¹czyli siê w dzia³alnoœæ
konspiracyjn¹ AK.
Po ponownym wkroczeniu wojsk sowieckich do
Lwowa w 1944 r. pracowa³
na budowie. W 1945 r. rozpocz¹³ studia na Wydziale
Architektury Politechniki Lwowskiej, a po ekspatriacji w 1946 r. kontynuowa³ je na Politechnice
Wroc³awskiej. Po ukoñczeniu studiów w 1951 r.
podj¹³ pracê zawodow¹: w latach 1951–60 w Zjednoczeniu Przemys³u Metali Nie¿elaznych, a od
1960 a¿ do emerytury w Biurze Projektów PMN
„Bipromet”. Awansowa³ od projektanta do kierownika Dzia³u Budowlanego i kierownika Zespo³u
Rzeczoznawców. Bra³ udzia³ w projektowaniu wa¿nych obiektów przemys³owych w kraju (Lubiñskie
Zag³êbie Miedziowe) i za granic¹ (Indie).
Jako prezes Oddzia³u TMLiKPW nieprzerwanie od 1991 r. oraz jako cz³onek ZG
bardzo zas³u¿y³ siê swoj¹ dzia³alnoœci¹ na
rzecz œrodowiska polskiego we Lwowie i Ma³opolsce Wschodniej. Odznaczono Go za to
Z³ot¹ Odznak¹ Towarzystwa i Krzy¿em Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. By³
wielkim mi³oœnikiem Miasta swego pochodzenia, st¹d mocno anga¿owa³ siê w sprawy lwowskie – pomoc¹ materialn¹ dla Polaków, dla polskich szkó³ i przedszkoli, organizacj¹ kolonii dla dzieci, ratowaniem grobów na lwowskich cmentarzach.
Pozosta³ wierny tradycji patriotycznej
i swoim doœwiadczeniom konspiracyjnym.
Z wielkim zaanga¿ownaniem przewodzi³
spo³ecznoœci Kresowian w obchodach œwi¹t
pañstwowych i w mszach œw. za dusze poleg³ych i pomordowanych na Wschodzie.
Œciœle wspó³pracowa³ ze œrodowiskiem
Obszaru Lwowskiego i Kresów Wschodnich
Œwiatowego Zwi¹zku ¯o³nierzy AK w Katowicach. Anga¿owa³ siê w fundowanie tablic
pami¹tkowych dokumentuj¹cych walkê
i martyrologiê Polaków na Kresach, a wczeœniej na rzecz budowy pomnika Marsza³ka
Pi³sudskiego w Katowicach.
Dzia³a³ w Stowarzyszeniu Architektów RP,
a tak¿e w Stow. In¿ynierów i Techników Hutnictwa.
Przewodniczy³ Zespo³owi ds. Ochrony Zabytków
go przy koœciele Jezuitów (przy póŸniejszym placu Trybunalskim). Profesorami tej uczelni byli
wtedy m.in. orientalista Tadeusz Krusiñski, heraldyk Kasper Niesiecki oraz Grzegorz Piramowicz, póŸniejszy sekretarz Komisji Edukacji Narodowej. Wœród uczniów byli: Jan S. Jab³onowski, Ignacy Krasicki, Franciszek Karpiñski.
Kasata zakonu Jezuitów w 1773 r. (wkrótce
po I rozbiorze w 1772 r.) przekszta³ci³a Akademiê
lwowsk¹ w szko³ê œredni¹, ale rz¹d austriacki
potrzebowa³ wykszta³conych urzêdników do zarz¹dzania now¹ prowincj¹ w monarchii habsburskiej. W 1784 r. cesarz Józef II podpisa³ dyplom
fundacyjny uniwersytetu Józefiñskiego, który
w tym roku rozpocz¹³ dzia³alnoœæ. Zajmuj¹c
gmach Kolegium Jezuickiego na urzêdy gubernialne, uniwersytet ulokowano w budynku klasztornym i koœciele skasowanego zakonu Trynitarzy przy ul. Krakowskiej. Pierwszym rektorem
zosta³ biskup przemyski ks. Wac³aw Belañski,
jêzykiem wyk³adowym by³a ³acina. Uczelnia sk³ada³a siê 4 wydzia³ów: Filozoficznego, Prawnego,
Medycznego i Teologicznego. Po III rozbiorze
Polski (1795) Austrii przypad³ obszar obejmuj¹cy
tak¿e Kraków. W 1805 r. przeniesiono Uniwersytet lwowski do Krakowa, a we Lwowie powsta³o
Liceum, które by³o instytucj¹ poœredni¹ miêdzy
szko³¹ œredni¹ a uniwersytetem. W 1817 r. Liceum lwowskie przekszta³cono ponownie w uniwersytet, a powtórny akt fundacyjny wystawi³ cesarz Franciszek I. Zabrak³o jednak wydzia³u lekarskiego, a wydzia³ filozoficzny sta³ siê kursem
wstêpnym do innych wydzia³ów. W istocie wiêc
Uniwersytet sprowadza³ siê do wydzia³ów prawa
i teologii i podporz¹dkowany by³ ca³kowicie w³adzy administracyjnej.
Po upadku Powstania Listopadowego Uniwersytet lwowski, mimo zaostrzenia kursu politycznego, prowadzi³ dzia³alnoœæ na niezmienionych
zasadach organizacyjnych i programowych. Profesorowie Polacy nale¿eli do wyj¹tków, jak np.
Franciszek Stroñski, kieruj¹cy katedr¹ filozofii.
Jedynie na wydziale prawa Polacy doϾ licznie
zajmowali stanowiska adiunktów, wœród nich Florian Ziemia³kowski i Franciszek Smolka (odebrano im jednak tytu³y doktorów za dzia³alnoœæ konspiracyjn¹).
Wiosna Ludów 1848 r. stworzy³a mo¿liwoœæ
polonizacji Uniwersytetu Lwowskiego. Ju¿ niebawem, w kwietniu tego roku, Uniwersytet otrzyma³ prawo nauczania w jêz. polskim., jednak na
krótko, bo po kilku miesi¹cach austriackie w³adze wojskowe przesz³y do kontrakcji. 2 listopada
gen. Hammerstein zbombardowa³ centrum Lwo-
53
Hutniczych – ta dzia³alnoœæ zosta³a wysoko oceniona, czego wyrazem by³y odznaczenia, a¿ po
Odznakê Honorow¹ NOT.
Œmieræ Les³awa Hawlinga sta³a siê dla
spo³ecznoœci kresowej – nie tylko w Katowicach – wielk¹ strat¹. ¯egnano Go z wielkim
¿alem, bo niezale¿nie od swych dokonañ
cieszy³ siê sympati¹ jako cz³owiek kole¿eñski, ¿yczliwy, niekonfliktowy, religijny. Pochowano Go na cmentarzu komunalnym, a mszê
œw. i ceremonie przy grobie odprawi³ ks. prof.
Józef Krêtosz, znany historyk Koœcio³a. Przyby³y delegacje TMLiKPW z szeregu miast.
Z TAMTEJ
STRONY
ŒWIETNA (?)
WSPÓ£PRACA
W lutym przeczytaliœmy w prasie („Dziennik Polski” 44/06) taki oto tytu³: Dom dla
Polonii. Lwowskie w³adze popieraj¹ starania mniejszoœci polskiej. No, nareszcie
– pomyœleliœmy. Czytamy dalej: Gubernator
obwodu lwowskiego Petro Olijnyk zadeklarowa³ poparcie dla starañ Polonii o otwarcie
Domu Polskiego we Lwowie. I jeszcze dalej: Sprawê mog³oby rozwi¹zaæ odkupienie
przez polski rz¹d zabytkowej kamienicy
nale¿¹cej przed wojn¹ do Polskiego Towarzystwa Katolickiego, w której mieœci siê
teraz teatr wojskowy. No œwietnie, ten dawny Dom Katolicki przy ul. Gródeckiej (w ostatnich latach nieraz odbywa³y siê tam polskie
imprezy, m.in. uroczystoϾ na 180-lecie
szko³y œw. Marii Magdaleny w 1996 r.).
Potem pan Petro Olijnyk mówi jeszcze
o œwietnie rozwijaj¹cej siê wspó³pracy polsko-ukraiñskiej, i ¿e robimy co mo¿emy, by
jak najlepiej zaspokoiæ potrzeby polskiej
mniejszoœci...
A na koñcu czytamy: Ostateczne rozwi¹zanie kwestii Domu Polskiego we Lwowie zale¿y, w ocenie gubernatora Olijnyka,
od dalszych decyzji strony polskiej – Ukra-
54
By³ artyst¹: satysfakcjê dawa³o Mu malowanie. Fascynowa³y Go krajobrazy morskie, nale¿a³ do stowarzyszenia malarzy
marynistów. Swymi obrazami obdarowywa³
przyjació³.
Leszek by³ przede wszystkim porz¹dnym
cz³owiekiem, w starym, dobrym lwowskim
stylu. Czeœæ Jego pamiêci.
Opracowano na podstawie wspomnienia,
nades³anego przez Oddzia³ TMLiKPW w Katowicach.
iñcy oczekuj¹ na zwrot budynku w Przemyœlu, w którym przed wojn¹ mieœci³ siê Ukraiñski Dom Ludowy, i u³atwienia w ruchu granicznym, ale tak¿e od decyzji w³adz wojskowych.
A wiêc – uczmy siê, jak siê po przyjacielsku rozmawia: jak im o d d a m y w Przemyœlu, to oni nam s p r z e d a d z ¹ we Lwowie. Logiczne, prawda?
* * *
Nied³ugo trzeba by³o czekaæ na dalszy
ci¹g sprawy. W niespe³na tydzieñ póŸniej
w tej samej gazecie (60/06) czytamy tytu³:
Dom nie dla Polonii. Konsul RP oburzony zachowaniem ukraiñskich w³adz. Okazuje siê, ¿e zaprotestowa³ dyrektor teatru
i nacjonaliœci, wiêc p. Petro Olijnyk wycofa³
siê. A swoj¹ drog¹ – wierz¹c bez reszty
w tzw. spiskow¹ teoriê dziejów – nie mamy
w¹tpliwoœci, ¿e od razu by³o wiadome, i¿
Domu Katolickiego nie oddadz¹, tylko gubernator musia³ siê popisaæ niezwyk³¹ trosk¹ o lwowskich Polaków. Wobec rz¹du RP
i wszystkich Polaków.
Jakiœ ukraiñski politolog uwa¿a, ¿e szanse rozwi¹zania problemu DP pojawi¹ siê
jakoby, gdy w wyborach na mera Lwowa
wygra Andrij Sadowyj, natomiast ponowne
zwyciêstwo Wasyla Kujbidy (by³ ju¿ dwa razy
merem, a po nim Buniak – ten od odbudowy
Wysokiego Zamku), znowu przekreœli sprawê. Tu nie mamy oczywiœcie w¹tpliwoœci.
Równie¿ i te, czy p. Sadowyj bêdzie a¿ tak
niezale¿ny.
Ukoronowaniem farsy jest list prezydenta Juszczenki (!), który przywióz³ niespodziewanie ambasador Ukrainy do prezydenta
Przemyœla. Wielki przyjaciel Polski Wiktor
Juszczenko p r z y p o m i n a o oczekiwaniach strony ukraiñskiej w kwestii z w r o t u
Ukraiñcom przedwojennego Ludowego
Domu Ukraiñskiego. Prezydent Przemyœla
stan¹³ na wysokoœci zadania i odpowiedzia³
ambasadorowi to, co nale¿a³o.
Widzimy jeszcze jedno wyjœcie: o z w r o t
budynku na ul. Gródeckiej – dawnego Domu
Katolickiego – powinien siê upomnieæ nasz
Koœció³, przedwojenny w³aœciciel.
Wczeœniejsz¹ informacjê na temat Domu Polskiego we Lwowie zamieœciliœmy w CL 1/06, s. 48.
LWOWSKI
UNIWERSYTET
TRZECIEGO WIEKU
Powsta³ w lipcu 1994 roku z imicjatywy
pani dyrektor Mokotowskiego Uniwersytetu
Trzeciego Wieku w Warszawie prof. Zofii
Iwanickiej – jako filia MUTW, cz³onka Miêdzynarodowego Stowarzyszenia UTW – AIUTA.
G³ównym celem dzia³alnoœci naszego UTW
jest stworzenie dla starszych osób – jego s³uchaczy – wspólnoty ludzi zjednoczonych
wzajemn¹ ¿yczliwoœci¹ i chêci¹ pomocy bliŸnim, d¹¿¹cych do pog³êbienia wiedzy i dóbr
kultury, ku radoœci w³asnej i po¿ytkowi spo³ecznoœci polskiej we Lwowie.
Lwowski Uniwersytet TW dzia³a przy
Towarzystwie Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej jako organizacja spo³eczna, œciœle zwi¹zana zarówno z TKWZL, jak i Federacj¹
Organizacji Polskich nU. oraz innymi organizacjami sprzyjaj¹cymi odrodzeniu i rozwojowi kultury polskiej we Lwowie. Lwowski UTW
wa (z cytadeli), a budynki uczelni zosta³y powa¿nie zniszczone. Ogromne straty ponios³a biblioteka. Zajêcia zosta³y wznowione dopiero w 1851 r.
Uniwersytet zosta³ pomieszczony w budynkach
dawnego konwiktu wychowawczego dla m³odzie¿y szlacheckiej przy ul. œw. Miko³aja.
Uniwersytet uzyska³ autonomiê, ale pozosta³
pod œcis³ym nadzorem w³adz wiedeñskich. Wydzia³ Filozoficzny przesta³ byæ przygotowawczym,
podjê³o tam wyk³ady kilku Polaków, jak Jacek
£obarzewski (za³o¿yciel uniwersyteckiego ogrodu botanicznego), Antoni Ma³ecki, Wojciech
Urbañski; na Wydziale Prawa – Wojciech Fangor
i Józef Zielonacki. Profesorowie austriacko-niemieccy byli nieprzychylni Polakom, a sto³eczny
charakter Lwowa w Galicji sprawi³, i¿ starania
o polonizacjê tej uczelni toczy³y siê we Lwowie
d³u¿ej i bardziej dramatycznie ni¿ w Krakowie.
Ciê¿ar walki o spolszczenie Uniwersytetu spad³
na namiestnika Agenora Go³uchowskiego, Sejm
Krajowy i poszczególnych profesorów. Nie sprzyja³y te¿ pe³nemu spolszczeniu uczelni stosunki
narodowoœciowe w Galicji – w 1862 r. w³adze
powo³a³y kilka katedr na Wydziale Prawa z ukraiñskim jêzykiem wyk³adowym. Go³uchowski zaproponowa³ przyznanie takich katedr tak¿e Polakom, jednak nie dopuœcili do tego profesorowie
niemieckojêzyczni. Walki o polskoœæ uczelni jednak nie przerwano, ale zasadnicze zmiany rozpoczê³y siê w latach 60., gdy aktualna sta³a siê autonomia Galicji. Dekret cesarza Franciszka Józefa
z 4 lipca 1871 przyniós³ zniesienie niemieckiego
jêzyka wyk³adowego, ale dopiero po kilku latach –
niemieckiego jêzyka urzêdowego. W 1872 r. rektorem uczelni wybrano Polaka, Antoniego Ma³eckiego. Przywrócenie Wydzia³u Lekarskiego przewleka³ rz¹d austriacki a¿ do 1894 r.
Od lat 70 XIX wieku datuje siê wszechstronny
rozkwit Uniwersytetu Lwowskiego, oparty o znakomit¹ polsk¹ kadrê profesorów i prowadzone
przez nich studia. Pomimo swych osi¹gniêæ i rangi
– by³ czwartym co do wielkoœci uniwersytetem
w monarchii austro-wêgierskiej (po wiedeñskim,
praskim i budapeszteñskim) – boryka³ siê z trudnoœciami materialnymi, poniewa¿ w bud¿ecie
szkó³ wy¿szych Austrii by³ na przedostatnim miejscu. Budynek przy ul. œw. Miko³aja od dawna nie
odpowiada³ potrzebom uczelni, a du¿ym osi¹gniêciem by³o wzniesienie w 1905 r. budynku biblioteki uniwersyteckiej. Na prze³omie XIX/XX w.
bujnie rozwinê³o siê ideowo-patriotyczne ¿ycie
m³odzie¿y studenckiej.
Pod koniec XIX w. niektóre wydzia³y na Uniwersytecie Lwowskim mog³y ju¿ rywalizowaæ
Chór „Lutnia” przy UTW we Lwowie
55
jest pierwszym takim uniwersytetem na Kresach Po³udniowo-Wschodnich.
Obecnie zrzesza ponad 230
osób w wieku 56–96 lat.
Przy UTW dzia³a chór
„Lutnia”. Jego za³o¿ycielem
w 1995 r. i kierownikiem –
pierwotnie przy Klubie Myœli Katolickiej, a od 1996 r.
przy UTW – by³ p. Igor Iwanow. Do chóru zg³osi³o siê 40 osób, a jego
repertuar sk³ada³ siê w du¿ej czêœci z piosenek lwowskich, których muzykê – do s³ów
Krystyny Angielskiej – komponowa³ pan Igor,
a tak¿e ze starych szlagierów i kolêd.
W po³owie 1996 r. z przyczyn obiektywnych,
chór zaprzesta³ dzia³alnoœci. Powsta³ na nowo
w 1999 r. z inicjatywy p. Henryki Harazdy,
ówczesnej prezeski lwowskiego UTW. Akompaniamentem i uk³adem na g³osy zajmuj¹ siê
teraz panie Adela Jacyno – akompaniatorka,
oraz Maria So³omko – dyrygentka chóru.
Pierwszy wystêp chóru w obecnym sk³adzie odby³ siê 3 maja 1999 r. w Pa³acu Kultury
we Lwowie. Potem œpiewa³ m.in. w czasie
uroczystej mszy œw. na cmentarzu w Zadwórzu w 80. rocznicê bitwy, podczas wycieczek
na mszach w koœcio³ach w Dukli i Przemyœlu,
kilka razy w roku œpiewa³ w koœciele œw. Antoniego, a ostatnio u œw. Marii Magdaleny. Chór
wystêpuje te¿ z koncertami kolêd i z okazji
œwi¹t pañstwowych, a tak¿e na inauguracji
i zakoñczeniu roku akademickiego przed s³uchaczami lwowskiego UTW.
W 2002 r. chór „Lutnia” wzi¹³ udzia³
w IV Festiwalu Kultury Polskiej na Ukrainie,
a w I Festiwalu Kultury Mniejszoœci Narodowych otrzyma³ Dyplom Ministerstwa Kultury
Ukrainy. W 2005 r. œpiewa³ wspólnie z chórem „Echo” w teatrze Skarbka z okazji Œwiêta Polonii, wystêpowa³ te¿ z okazji Dni Lwowa pod Ratuszem, na akademii 11 Listopada w szkole nr 10 oraz na ods³oniêciu pomnika w Hucie Pieniackiej.
Obecnie chór ma w repertuarze 35 pieœni patriotycznych, ludowych, okolicznoœciowych i ¿artobliwych oraz 28 pieœni religijnych
i 27 kolêd.
Od paŸdziernika 2003 r. przy lwowskim
UTW dzia³a grupa plastyczna, która powsta³a równie¿ z inicjatywy dyrektorki Mokotowskiego UTW prof. Zofii Iwanickiej.
Zofia Kosidor – prezes UTW, Lwów
56
SZKO£A PLASTYCZNA
„WRZOS”
Od listopada 2003 r. dzia³a we Lwowie
Szko³a Plastyczna „Wrzos”, za³o¿ona przez
p. Mieczys³awa Ma³awskiego, prezesa Lwowskiego Towarzystwa Mi³oœników Sztuk Piêknych „W³asna Strzecha”, z inicjatywy p. Marii
Grzegockiej. Pedagogiem jest p. Irena Strilciw, docent Akademii Sztuk Piêknych we
Lwowie. Szko³a liczy 15 osób (doros³ych).
Zajêcia odbywaj¹ siê 2–3 razy w miesi¹cu –
dot¹d by³o ich 62, ponadto dwa plenery na
terenie Lwowa oraz coroczne plenery w Drohiczynie. Uczestnicy szko³y aktywnie odbywaj¹ zajêcia, odwiedzaj¹ wystawy plastyków
miejscowych i zagranicznych. Edukacjê
w zakresie historii sztuki zyskuj¹ z referatów
i odczytów, które sami opracowuj¹. Niektóre
z referatów przedstawiano równie¿ na posiedzeniach LUTW.
Odby³y siê 3 wystawy indywidualne: pp.
E. Tajner, M. Grzegockiej i L. Bagrij. Wystawy zbiorowe urz¹dzane s¹ corocznie na
zakoñczenie roku akademickiego w lokalu
Towarzystwa (gdzie odbywaj¹ siê zajêcia),
a z okazji X-lecia LUTW zaprezentowano
ekspozycjê w miejskiej galerii.
Maria Grzegocka
staroœcina grupy seniorów SP „Wrzos”, Lwów
Ewa Tajner i jej wystawa
Zofia Kosidor
POLACY
z POLAKAMI
STOWARZYSZENIE
„LEKARZE NADZIEI”
PROMUJE ZDROWY STYL ¯YCIA WŒRÓD M£ODZIE¯Y
POLSKICH SZKÓ£ NA KRESACH WSCHODNICH
W poprzednim numerze zamieœciliœmy
notatkê o grudniowym wyjeŸdzie ekipy Stowarzyszenia „Lekarze Nadziei” z Krakowa
na teren Ma³opolski Wschodniej. Obecnie
szerzej omawia tê misjê kierownik ekipy
(i prezes SLN) prof. dr Zbigniew Ch³ap.
W statucie Stowarzyszenia „Lekarze
Nadziei”, pozarz¹dowej organizacji humanitarnej po¿ytku publicznego, zapisano, ¿e jednym z celów Stowarzyszenia jest realizacja
programów profilaktyki i ochrony zdrowia ludnoœci, a szczególnie promocja zdrowia wœród
dzieci i m³odzie¿y – nb. nie tylko w Polsce,
ale tak¿e poza jej obecnymi granicami.
W zwi¹zku z powy¿szym co roku nasze
ekipy medyczne wyje¿d¿aj¹ do ró¿nych
szkó³ polskich rozrzuconych na wielkich
obszarach Kresów Wschodnich. W ostatnich latach odwiedziliœmy wiele szkó³ Bukowiny pó³nocnej – okolic Czerniowiec oraz
Bukowiny po³udniowej – regionu Suczawy,
a w grudniu 2005 roku na trasie naszej misji
znalaz³y siê szko³y w Moœciskach, Strzelczysakch, Lwowie i Drohobyczu*.
Mamy ustalony program takich misji
medycznych:
n
n
n
nasi lekarze, za zgod¹ dyrekcji szko³y i rodziców, przeprowadzaj¹ badania i konsultacje
lekarskie ogólne i specjalistyczne, np. ortopedyczne, psychologiczno-psychiatryczne
i inne,
nasi pedagodzy, instruktorzy higieny szkolnej, nawi¹zuj¹ bezpoœrednie rozmowy z m³odzie¿¹, nauczycielami i ewent. rodzicami nt.
promocji zdrowia, higieny osobistej, czêsto
w formie krótkich prelekcji,
nasi wolontariusze, studenci medycyny, przekazuj¹ ka¿dej szkole w pe³ni wyposa¿one
apteczki szkolne, sprzêt sportowy i rehabilitacyjny, œrodki higieny osobistej, w tym obowi¹zkowo: szczoteczki i pastê do zêbów, a na „pocieszenie” wyroby czekoladowe ¿yczliwie podarowane dzieciom przez krakowski „Wawel”.
z dyscyplinami naukowymi na Uniwersytecie Jagielloñskim: na filozofii we Lwowie œwietne studia historyczne prowadzili Ksawery Liske, Ludwik
Finkel, Tadeusz Wojciechowski, Szymon Askenazy; w zakresie filologii polskiej Wilhelm Bruchnalski, Roman Pilat, Józef Kallenbach, Jan Kasprowicz, a filologii klasycznej Ludwik Æwikliñski,
Bronis³aw Kruczkiewicz, Tadeusz Sinko. Na polu
filozofii dzia³alnoœæ naukowa i pedagogiczna
Kazimierza Twardowskiego uformowa³a szko³ê,
z której czerpa³y potem wszystkie uniwersytety II
Rzeczypospolitej. W ró¿nych dyscyplinach nauk
przyrodniczych: zoolog Benedykt Dybowski, Józef Nusbaum-Hilarowicz, botanik Marian Raciborski, fizyk Marian Smoluchowski, geograf Eugeniusz Romer. Na Wydziale Prawa wyk³adali
wybitni uczeni: Leon Biliñski, Oswald Balzer,
W³adys³aw Abraham, Leon Piniñski, ekonomiœci
Stanis³aw G³¹biñski i Stanis³aw Grabski. Lwowsk¹ medycynê reprezentowali Ludwik Rydygier,
Antoni Gluziñski, Leon Popielski, Emanuel Machek, Stanis³aw B¹dzyñski.
Od 1901 r. na Uniwersytecie Lwowskim mia³y
miejsce wyst¹pienia studentów ukraiñskich, ¿adaj¹cych przekszta³cenia uczelni w dwujêzyczn¹,
mimo ¿e prawa Ukraiñców do osobnych, równoleg³ych z polskimi niektórych katedr oraz jêzyka wyk³adowego i egzaminacyjnego ukraiñskiego by³y
respektowane. Komplikuj¹ca siê sytuacja miêdzynarodowa przed 1914 r. wygasi³a te zatargi.
I wojna spowodowa³a czêœciowe rozproszenie siê kadry profesorskiej. Uniwersytet przerwa³
swoj¹ dzia³alnoœæ, gdy Lwów zajêli Rosjanie.
Podjêta zosta³a na nowo, gdy do miasta powrócili Austriacy.
Po odzyskaniu przez Polskê niepodleg³oœci
siedzib¹ Uniwersytetu – który otrzyma³ imiê swego fundatora, króla Jana Kazimierza – sta³ siê
obszerny i monumentalny gmach dotychczasowego galicyjskiego Sejmu Krajowego. Inauguracja odby³a siê 25 X 1919 r., ale normalna praca
naukowo-dydaktyczna rozpoczê³a siê dopiero
w nastêpnym roku, na skutek zagro¿enia Lwowa
walkami z Ukraiñcami i wojn¹ z Rosj¹ bolszewick¹ oraz udzia³u w nich zarówno studentów, jak
i wyk³adowców (1918–20).
Uniwersytet Jana Kazimierza mia³ pocz¹tkowo 4 wydzia³y: Teologiczny, Prawa, Filozoficzny
i Lekarski. Wydzia³ Filozoficzny podzielono
w 1924 r. na Matematyczno-Przyrodniczy i Humanistyczny. W okresie II RP uczelnia prze¿y³a
swój najintensywniejszy w historii rozwój naukowy. Z UJK wysz³y pokolenia znakomitych uczonych polskiej i œwiatowej s³awy.
57
Badanie dzieci
Prof. Zbigniew Ch³ap w trakcie
wyk³adu w Moœciskach
Zwykle, jeœli czas pozwala, badamy równie¿ doros³ych mieszkañców, zw³aszcza na
wsiach polskich, gdzie spotyka siê bardzo
wielu ludzi starych, schorowanych, potrzebuj¹cych pomocy. Wzruszaj¹ce jest, ¿e ludzie ci zachowali jêzyk polski, chêtnie rozmawiaj¹, a ¿egnaj¹c siê z nami dziêkuj¹ nie
tylko za zaopatrzenie ich w leki, ale i za
nadziejê, ¿e nie zostan¹ sami.
W ramach ostatniej naszej misji w grudniu 2005 roku zosta³a przygotowana konferencja pt. „Szko³a i zdrowie”, któr¹ zorganizowaliœmy wspólnie z Federacj¹ Polskich
Organizacji na Ukrainie (prezes p. Emilia
Chmielowa) w polskiej szkole w Moœciskach
(dyrektor Teresa Teterycz). Konferencja by³a
przeznaczona dla nauczycieli, wychowawców, lekarzy, pracowników ochrony zdrowia
zarówno polskich, jak i ukraiñskich. Pe³nego poparcia udzieli³y lokalne w³adze, szczególnie mer miasta Moœcisk.
Tematyka konferencji dotyczy³a niezwykle wa¿nego obecnie problemu, tj. promocji
zdrowia i zdrowego stylu ¿ycia m³odzie¿y
szkolnej, który nb. poruszaliœmy ju¿ w 2003
roku w Czerniowcach w czasie konferencji
na tamtejszym Uniwersytecie.
W pierwszej czêœci wyg³oszonych zosta³o 7 referatów, obejmuj¹cych takie zagadnienia jak:
potrzeba powszechnej mobilizacji spo³eczeñstwa: rodziców, nauczycieli, wychowawców, w³adz i administracji –
celem ochrony zdrowia m³odego pokolenia nara¿onego obecnie na szereg
patogennych czynników wspó³czesnej
cywilizacji,
l za³o¿enia organizacyjne przy tworzeniu
tzw. „szkó³ promuj¹cych zdrowie”,
l instrukta¿ dla higienistów szkolnych, którzy powinni zajmowaæ siê promocj¹ zdrowego styl ¿ycia,
l zapobieganie infekcjom wieku szkolnego.
l
W drugiej czêœci konferencji – raczej o
charakterze seminaryjnym – zosta³y poruszone problemy tzw. „dzieci trudnych” ze
specjalistycznym wyk³adem nt. dzieci autystycznych.
Bardzo mi³ym akcentem konferencji by³y
œwietnie przygotowane wystêpy zespo³ów
tanecznych i recytacje m³odzie¿y, poruszaj¹ce do g³êbi swoj¹ patriotyczn¹ wymow¹.
Konferencja zgromadzi³a ponad 140
uczestników przyby³ych nawet z odleg³ych
okolic kraju, wzbudzi³a du¿e zainteresowanie, czego dowodem by³a o¿ywiona dyskusja i postanowienie kontynuowania tego
rodzaju spotkañ i wymiany doœwiadczeñ.
Wydaje siê, ¿e konferencja dobrze wpisa³a siê w tak potrzebny dialog polskiego
i ukraiñskiego spo³eczeñstwa, próbuj¹cego
rozwi¹zywaæ podobne problemy wychowawcze i zdrowotne m³odzie¿y.
Natomiast nie tylko organizatorzy konferencji z przykroœci¹ zanotowali fakt, ¿e nie
zjawi³ siê na konferencji nikt z przedstawicieli polskich placówek, np. z niedalekiego
przecie¿ konsulatu. Nie by³o nawet zwyczajowo nadsy³anych wyrazów zainteresowania czy pozdrowieñ...
Stowarzyszenie „Lekarze Nadziei” ma
zamiar kontynuowaæ i poszerzaæ akcje promocji zdrowia i zdrowego stylu ¿ycia wœród
m³odego pokolenia Polaków tak w kraju, jak
i poza jego dzisiejszymi granicami w przeœwiadczeniu, ¿e perspektywicznie jest to
najwa¿niejsze zadanie zabezpieczenia biologicznego bytu spo³eczeñstwa.
prof. dr Zbigniew Ch³ap
*
58
Misja zosta³a wsparta przez Stowarzyszenie
„Wspólnota Polska” (dotacja).
W Krakowie
i dalej
ASYMETRIA TOTALNA
Poni¿sz¹ relacjê otrzymaliœmy z Rzeszowa. O sprawach tych – w oparciu o krakowsk¹ prasê – piszemy tak¿e w rubryce „Naszym zdaniem”.
W Przemyœlu zamieszkuje piêæ razy
mniej Ukraiñców ni¿ Polaków we Lwowie.
W okresie III RP zwrócono mniejszoœci ukraiñskiej kilkanaœcie obiektów i dzia³ek budowlanych, w tym:
l gmach liceum;
l pa³ac biskupów greckokatolickich, który nie
stanowi³ w³asnoœci ukraiñskiej, lecz by³
przez kuriê u¿ytkowany. Od II wojny by³o
tam muzeum i obecnie pañstwo polskie
musi wyasygnowaæ kilkanaœcie milionów
z³otych na budowê nowej siedziby dla
Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej;
l cztery wielomieszkaniowe kamienice,
m.in. przy Rynku 12, ul. Basztowej 13
i in., a przed komisj¹ maj¹tkow¹ toczy
siê postêpowanie o zwrot kolejnych nieruchomoœci.
Obecnie strona ukraiñska, wspierana
przez najwy¿sze w³adze Ukrainy, naciska
na prezydenta Przemyœla o szybki zwrot tzw.
Domu Ukraiñskiego, a ostatnio ambasador
Ukrainy dorêczy³ list prez. Juszczenki
w sprawie budowy Narodnego Domu Ukrainy. Dotychczas prezydent Przemyœla zajmowa³ racjonalne stanowisko – zgodne z logik¹ – ¿e miasto przeka¿e obiekt, pod warunkiem ¿e w³adze Lwowa zapewni¹ tamtejszym Polakom odpowiednie pomieszczenia
na Dom Polski. O spe³nienie tego postulatu
Polacy zabiegaj¹ bez skutku od lat. Zwróæmy uwagê, ¿e we Lwowie s¹ liczne obiekty
wzniesione niegdyœ z polskich œrodków spo³ecznych – np. „Sokó³” przy ul. £yczakowskiej – które stanowi¹ wszak w³asnoœæ
wspó³czesnych Polaków we Lwowie jako
Na Wydziale Teologicznym do najznakomitszych profesorów nale¿eli ksiê¿a Jan Stepa, Alojzy Klawek, Józef Umiñski, Szczepan Szydelski,
Adam Gerstman; na Wydziale Prawa – oprócz
wczeœniej wymienionych: Ludwik Ehrlich, Karol
Stefko, Roman Longchamps de Berier, Przemys³aw D¹bkowski; na Wydziale Lekarskim: Rudolf
Weigl, Józef Markowski, Roman Rencki, Jakub
Parnas, Tadeusz Ostrowski, Witold Nowicki,
Adam Bednarski; na Wydziale Humanistycznym
– oprócz wczeœniej wymienionych: filozofowie
Kazimierz Ajdukiewicz i Roman Ingarden, historycy Stanis³aw Zakrzewski, Aleksander Semkowicz, Kazimierz Bujak, Adam Szel¹gowski, Stanis³aw £empicki, historycy sztuki W³adys³aw Podlacha i Mieczys³aw Gêbarowicz, filolodzy klasyczni
Jerzy Kowalski i Ryszard Gansiniec, romanista
Edward Porêbowicz, jêzykoznawca Jerzy Kury³owicz, archeolodzy i etnolodzy Jan Czekanowski, Edmund Bulanda, Tadeusz Sulimirski, poloniœci – poza wczeœniej wymienionymi: Antoni Ma³ecki, Juliusz Kleiner, Edward Kucharski; na
Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym: matematycy Stefan Banach – twórca „lwowskiej szko³y matematycznej”, Hugo Steinhaus, Stanis³aw
Róziewicz, Eustachy ¯yliñski, fizycy Stanis³aw
Loria, Szczepan Szczeniowski, przyrodnicy
– oprócz wczeœniej wymienionych: Kazimierz
Sembrat, Stanis³aw Kulczyñski, geografowie
August Zierhoffer, Henryk Arctowski, Józef Zwierzycki, Jan Samsonowicz, Julian Tokarski.
Wybuch II wojny œwiatowej zakoñczy³ tragicznie kilkuwiekowe dzieje Uniwersytetu Lwowskiego, którego ostatnim wcieleniem by³ UJK. Czêœæ
profesorów i pracowników naukowych w czasie
kolejnych okupacji straci³a ¿ycie lub zosta³a deprtowana. Po zakoñczeniu wojny profesorowie
lwowscy zasilili wszystkie dawne i nowe uniwersytety krajowe, nie wy³¹czaj¹c krakowskiego,
a tak¿e wiele zagranicznych.
Danuta Nespiak
Na temat miasta Lwowa znalaz³y siê w numerach CL nastêpuj¹ce has³a:
Po³o¿enie i system wodny
1/01
Rozwój i ustrój
1/2000
Dzielnice
S/99, 4/99, 1/01
Parki i plantacje miejskie
4/03
Cmentarze
4/03
Pomniki
2/06
Uczelnie akademickie
1. Uniwersytet JK
2/06
59
spadkobierców budowniczych tych obiektów.
Wg europejskich standardów prawa, obowi¹zek zwrotu takich obiektów jest bezdyskusyjny. Kiedy Warszawa – przy swej trudnej do zrozumienia ustêpliwoœci – gotowa
by³a kupiæ za 1 milion dolarów prawie zrujnowany teatr wojskowy przy ul. Gródeckiej
(plus remont szacowany na 2 mln USD),
natychmiast podniesiono cenê na 2,5 mln
USD, a nastêpnie w ogóle zablokowano
sam¹ mo¿liwoœæ sprzedania tego obiektu
stronie polskiej (piszemy o tym na s. 54).
Je¿eli prezydent Przemyœla ugnie siê
i odda Dom Ukraiñski bezwarunkowo, szansa na uzyskanie Domu Polskiego we Lwowie bêdzie stracona.
Od chwili powstania samostijnej Ukrainy w³adze Lwowa nie zwróci³y mniejszoœci
polskiej ¿ a d n e g o o b i e k t u. To samo
jest na terenie ca³ej tzw. zachodniej Ukrainy
(czyli Ma³opolski Wschodniej). Domy Polskie w kilku mniejszych miastach powsta³y
w skromnych domkach zakupionych przez
„Wspólnotê Polsk¹”. Podobn¹ politykê od
lat prowadz¹ Ukraiñcy w sprawach dotycz¹cych zwrotu koœcio³ów, np. w Tarnopolu
i Brodach (gdzie w koñcu zdecydowano siê
– nie bez trudnoœci – na budowê nowych
œwi¹tyñ), w Komarnie, Chyrowie, Czortkowie
(wczeœniej – lwowskie koœcio³y œw. El¿biety,
Bernardynów, Dominikanów, œw. Marii Magdaleny). Za odprawianie mszy u œw. MM
w³adze pobieraj¹ niema³e czynsze (pisa³a
o tym „Gazeta Lwowska). Polska natomiast
wydaje ogromne œrodki na odbudowê i konserwacjê cerkwi, przekazywane grekokatolikom z a d a r m o.
Jedyny c z ê œ c i o w o odzyskany we
Lwowie obiekt to – n a ¿ y c z e n i e W a t y k a n u – pa³ac arcybiskupi, lecz bez koœcio³a i klasztoru.
Zwi¹zek Ukraiñców w RP korzysta ze
sta³ych dotacji rz¹dowych na dzia³alnoœæ
zwi¹zkow¹, artystyczn¹, wydawanie prasy
(np. „Nasze S³owo” z materia³ami antypolskimi). W ubieg³ych latach przekazano im
du¿e i wartoœciowe obiekty, np. w Krakowie
(jeden z najpiêkniejszych zabytkowych pa³aców przy ul. Kanoniczej), w Warszawie,
Szczecinie, a tak¿e lokale, m.in. w Rzeszowie za symboliczn¹ z³otówkê. Natomiast
prasa lwowska (GL) poinformowa³a, ¿e rz¹d
ukraiñski przeznacza na polsk¹ mniejszoœæ
0,8 kop. na osobê.
60
Uwidoczniona w powy¿szym zestawieniu faktów asymetria domaga siê natychmiastowego dzia³ania ze strony w³adz polskich i uzdrowienia sytuacji.
DZIÊKCZYNIENIE
ZA KANONIZACJÊ
KS. GORAZDOWSKIEGO
W koœciele oo. Karmelitów w Krakowie
przy ul. Rakowickiej zosta³a 19 marca odprawiona msza œw. dziêkczynna za kanonizacjê Zygmunta Gorazdowskiego –
lwowskiego ksiêdza ubogich. Mszy œw. koncelebrowanej przewodniczy³ ks. kardyna³
Marian Jaworski, przy udziale ks. kard. Mariana Dziwisza i ojców karmelitów. Siostry
józefitki zadba³y o piêkn¹ oprawê uroczystoœci. Chór sióstr œpiewa³ pieœni poœwiêcone Osobie Œwiêtego. Zaproszeni goœcie –
ksiê¿a, lekarze, dziewczyna uzdrowiona za
wstawiennictwem œw. Zygmunta, rodzina –
potomkowie Gorazdowskich, spotkali siê na
posi³ku w sali parafialnej przy ul. Bandurskiego, a spotkanie uœwietnili dwaj kardyna³owie – Jaworski i Dziwisz.
Marta Walczewska
Msza u Karmelitów w Krakowie.
W œrodku kardyna³owie S. Dziwisz i M. Jaworski
Notatki
u Nowym dyrektorem oddzia³u Instytutu
Pamiêci Narodowej w Krakowie – na miejsce Janusza Kurtyki, który zosta³ szefem
IPN w Warszawie – mianowano prof. Ry-
szarda Terleckiego, d³ugoletniego pracownika i wicedyrektora tego oddzia³u. Krakowski „Dziennik Polski” zamieœci³ w nr. 5/05
obszern¹ rozmowê z nim.
R. Terlecki jest historykiem, wczeœniej interesowa³ siê tak¿e problematyk¹ Lwowa i Ziem
Wschodnich. Publikowa³ artyku³y na te tematy,
wyda³ m.in. jeden z pierwszych po prze³omie przewodników (wraz z J.T. Nowakiem i S. Srok¹, 1993)
pt. Historyczny Lwów. Jest synem Olgierda, nie¿yj¹cego ju¿ krakowskiego publicysty lat powojennych, rodem z Jaworowa.
u 11 Listopada ’05 odby³a siê w Czarnej
Bieszczadzkiej k. Ustrzyk Dolnych uroczystoœæ ods³oniêcia pomnika pomordowanych przez Ukraiñców w latach 40.
w SokalszczyŸnie. Jak wiadomo, w Ustrzykach i okolicach zostali w roku 1951 osadzeni wysiedleñcy z obszarów zabranych
Polsce w ramach tzw. akcji HT-51 (patrz CL
S/01, s. 54 i 4/01, s. 38) – z Sokala (z jego
czêœci po prawej stronie Bugu), Warê¿a,
Uhnowa, Be³za, Krystynopola itd. Z kolei,
jak pamiêtamy, rejon Ustrzyk Dolnych by³
wtedy opustosza³y, bo najpierw zabrany
w 1945 r. przez sowietów, a w 1951 r. oddany PRL-owi w zamian za bardziej im odpowiadaj¹c¹ Sokalszczyznê. (wêgiel!).
Jak siê dowiedzieliœmy – niepiêkn¹ rolê odegra³ w sprawie ods³oniêcia pomnika miejscowy
proboszcz, który uroczystoœæ zignorowa³, a tablice
poleci³ usun¹æ. Rozgoryczy³o to miejscow¹ ludnoœæ, w wiêkszoœci ekspatriantów z Sokalszczyzny. Coœ nam to przypomina – mo¿e kiedyœ trzeba
bêdzie powo³aæ kolejn¹ komisjê „Pamiêæ i Troska”?
u W Krakowie w po³owie lutego zmar³ Stanis³aw P³aza, emerytowanu profesor zw. UJ,
b. kierownik Katedry Historii Prawa Polskiego. Urodzi³ siê w okolicach Zborowa w wojew. tarnopolskim. By³ wraz z rodzin¹ wywieziony na nieludzk¹ ziemiê. Studia prawnicze ukoñczy³ na UJ w Krakowie.
u Firma „Direct Fly” uruchamia w Polsce
tanie linie lotnicze, m.in. do Lwowa z Rzeszowa oraz z £odzi do Kijowa). Maj¹ to byæ
loty czarterowe, ale realizowane cyklicznie
(nie bardzo rozumiemy, na czym to polega).
Do dyspozycji bêd¹ samoloty o 43 miejscach.
Karol Odrycki
KULTURA
NAUKA
D¥B I LAUR
W grudniu–styczniu by³a czynna w krakowskim Muzeum Narodowym niezwyk³a
wystawa. Zatytu³owana D¹b i Laur – Wieñce poœwiêcone Adamowi Mickiewiczowi,
przedstawia³a kilkaset pami¹tek z powtórnego pogrzebu Adama Mickiewicza, którego szcz¹tki zosta³y w r. 1890 przewiezione
z Pary¿a do Krakowa i z³o¿one w krypcie
Katedry Wawelskiej. Na ekspozycjê sk³ada³y siê: co najmniej setka symbolicznych wieñców z liœci laurowych i dêbowych z szarfami, medale, medaliony i medaliki, rzeŸby
i p³askorzeŸby, obrazy, ryciny, klepsydry
i nekrologi, dokumenty oraz inne jeszcze
przedmioty, upamiêtniaj¹ce tamto narodowe wydarzenie. Pewna czêœæ tych przedmiotów by³a zwi¹zana równie¿ ze stuleciem
urodzin Mickiewicza w 1898 r.
Wœród lwowskich gazet by³y: „Kurier
Lwowski”, „Wiek M³ody” (1898), „Szczutek”.
Najwa¿niejsze i najciekawsze by³y pierwsze z wy¿ej wymienionych. Wœród wieñców,
wykonanych g³ównie z wyt³aczanej srebrnej
blachy, niektóre s¹ oryginalnymi dzie³ami
sztuki, natomiast szarfy i napisy na nich sta³y
siê dokumentami ogromnej popularnoœci
Wieszcza na wszystkich ziemiach polskich,
a tak¿e wœród Polaków za granic¹. Dla nas
najbardziej satysfakcjonuj¹ce by³o to, ¿e
du¿a czêœæ wieñców pochodzi³a ze Lwowa
i innych miast ówczesnej Galicji – Ma³opolski Wschodniej, i nale¿a³y do najpiêkniejszych (na co zwraca³a uwagê zwiedzaj¹cym przewodniczka).
Szczególnie rzucaj¹cy siê w oczy, bo najbogatszy i najbardziej oryginalny, i dlatego umieszczony na honorowym miejscu – na wprost wejœcia na salê ekspozycji – by³ wieniec od Miasta
Lwowa. Przedstawia³ p³askorzeŸbiony profil Poety otoczony liœæmi laurowymi, wœród nich zaœ
cztery herby: Polski u góry, Lwowa u do³u oraz
Litwy i Rusi po bokach*.
Swoje wieñce przys³a³y miasta: Tarnopol, Stanis³awów, Z³oczów, Stryj, Bóbrka, Zaleszczyki,
61
Monasterzyska, Busk, gmina Trembowla, Prusy
w pow. lwowskim, Pleskowce w pow. tarnopolskim.
Ponadto ze Lwowa: s³uchacze Uniwesytetu,
Politechniki, Szko³y Lasowej, Krajowej Szko³y
Leœnictwa, Szko³y Weterynaryjnej, profesorowie
i s³uchacze Akademii Rolniczej w Dublanach;
Towarzystwa Politechniczne i Pedagogiczne, Towarzystwo Nauczycieli Szkó³ Wy¿szych**, Czytelnia Akademicka, artyœci Teatru Lwowskiego,
m³odzie¿ Szkó³ Œrednich, „Sokó³”, Zrzeszenie
M³odzie¿y Handlowej, Lwowska Izba Handlowo-Przemys³owa, Rêkodzielnicy Król. Miasta Lwowa, Robotnicy lwowscy, Lwowski Zbór Izraelicki.
Bardzo wiele wieñców przyby³o z Wilna i Wileñszczyzny, z Nowogródka, od Polaków z Litwy,
z Ziemi Che³mskiej, a dalej od Polaków z Bukowiny, z Carogrodu (tak! nie ze Stambu³u), z Petersburga, z Bu³garii i jeszcze dalsze, których nie
zdo³aliœmy wynotowaæ. Nie wymieniamy tu oczywiœcie wielu wieñców z Krakowa, Warszawy i in-
nych miast, miasteczek, wsi, regionów centralnej
Polski.
Do nabycia by³ gruby katalog (autorstwa
Moniki Paœ, wyd. Muzeum Narodowe w Krakowie, 2005), jednak zbyt drogi jak na nasze kieszenie. A szkoda!
Egon Leopolski
*
Warto podaæ twórców tego wieñca: architekt
W³adys³aw Halicki, rzeŸbiarz Julian Makowski,
br¹zownik Jan Wypasek, œlusarz Jan Daschek,
odlewnik G. Schapira, z³otnik Józef Badowski,
galwanoplastyk Henryk Rosenbusch, dekorator (realizacja) Wojciech Frueauff.
** M.in. ko³a w Brze¿anach, Brodach, Buczaczu,
Ko³omyi, Stanis³awowie, Tarnopolu i Z³oczowie, a ponadto z miast w Galicji-Ma³opolsce
Zachodniej. Nazwy tych miast by³y wyt³oczone na listkach wieñca wykonanego przez znanego z³otnika lwowskiego Jana Wojtycha.
POTOMEK LWOWSKIEJ
RODZINY DOKTOREM
H.C. W KRAKOWIE
Senat krakowskiej Akademii GórniczoHutniczej (AGH) nada³ tytu³ doktora h.c.
profesorowi dr. Romanowi Teisseyre z Instytutu Geofizyki PAN w Warszawie. Uroczystoœæ promocji odby³a siê w Krakowie
w grudniu 2004 r., a laudacjê z tej okazji
wyg³osi³ prof. dr Jerzy Kowalczuk*.
Oto pocz¹tek wyst¹pienia laudatora (ze skrótami):
[...] Charakteryzuj¹c osi¹gniêcia Pana
Profesora, nie mo¿na pomin¹æ szczegó³ów
z Jego ¿ycia osobistego, które ukszta³towa³y w decyduj¹cym stopniu postawê ¿yciow¹, a w konsekwencji i styl pracy zawodowej Romana Teisseyre’a.
Radoœæ wyg³aszania tej laudacji ma
swoje uzasadnienie tak¿e w fakcie, który
wyp³ywa z mojej znajomoœci z Profesorem:
blisko 60 lat temu dwaj m³odzieñcy [...] spotkali siê pe³ni optymizmu w nadziei, ¿e ucz¹c
siê rzemios³a geofizycznego, znajd¹ w tej
dziedzinie nauki swoj¹ przysz³oœæ i cel ¿yciowy. Byliœmy wtedy obserwatorami badañ
geofizycznych na terytorium Dolnego Œl¹ska w zespole prof. Henryka Orkisza**, pro-
62
wadz¹cego z ramienia Pañstwowego Instytutu Geologicznego badania magnetyczne
w rejonie K³odzka. [...]
Nie obêdzie siê jednak bez siêgniêcia
do jeszcze bardziej odleg³ej historii [...].
Myœlê, ¿e naukowe zainteresowania Profesora swój pocz¹tek maj¹ we wczesnej m³odoœci i niema³y wp³yw mia³y tradycje wyniesione z domu rodzinnego. [Opowiedziane
przez prof. Kowalczuka dzieje rodziny Teisseyre’ów przedstawiamy obok, w ramce]
Teisseyre’owie znaleŸli siê potem w Krakowie, nastêpnie we Wroc³awiu, w koñcu
wrócili do Warszawy. Roman ukoñczy³ studia na Uniwersytecie Warszawskim, tam
doktoryzowa³ siê (1959) i uzyska³ habilita-
Pozwólcie Pañstwo, ¿e cofnê siê do roku
1789, tj. do koñca XVIII wieku i pocz¹tku Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
By³ to rok tragiczny dla praprapradziada dzisiejszego Doktora h.c. Wtedy to Louis de Teisseyre, przedstawiciel starej francuskiej rodziny
arystokratycznej, 35-letni kapitan gwardii króla
Francji Ludwika XVI, straci³ ¿ycie w zawierusze
tamtego czasu. Jego ¿ona Marie Bonal de Ganges uratowa³a ¿ycie swoje i syna, Louisa Stanis³awa, ucieczk¹, kieruj¹c siê z Francji na wschód.
Wyemigrowali wraz z wielk¹ fal¹ uchodŸców do
Wiednia, a dalej do Krakowa, gdzie prawdopodobnie oko³o 1795 r. osiedlili siê na sta³e.
Louis Stanis³aw de Teisseyre ukoñczy³ studia na Uniwersytecie Jagielloñskim i otrzyma³
tytu³ „magister scholarum” jêzyka francuskiego.
Zawód nauczyciela sta³ siê Ÿród³em jego utrzymania. Za³o¿y³ rodzinê [...]. W poszukiwaniu zarobku na utrzymanie coraz liczniejszej rodziny
Louis Stanis³aw wêdrowa³ po Galicji, ucz¹c jêzyka francuskiego – w Krakowie, Wieliczce, Tarnowie, Nowym S¹czu i w Brodach, gdzie w r. 1837
dosta³ pañstwow¹ posadê profesora w Szkole
Realnej. Zmar³ w Brodach w r. 1841. [...]
Henryk de Teisseyre, syn Louisa Stanis³awa, na pewno czu³ siê ju¿ w pe³ni Polakiem.
Urodzony w Wieliczce, studia podj¹³ na Politechnice Lwowskiej (wtedy: Akademii Technicznej) jako jeden z pierwszych studentów tej uczelni; by³ studentem Wydzia³u In¿ynierii Budowy
Dróg ¯elaznych. Projektowa³ potem m.in. liniê
kolejow¹ Lwów–Tarnów. Zachowa³ siê w pamiêci
lwowian wiadukt kolejowy „Teisseyra” w tym
mieœcie. Henryk Teisseyre za³o¿y³ rodzinê, bior¹c za ¿onê Juliê Belina Wêgiersk¹. Jednym
z ich dzieci by³ Karol Wawrzyniec de Teisseyre,
o którym w murach tej Uczelni nie sposób nie
wspomnieæ trochê szerzej.
Karol Wawrzyniec, urodzony w r. 1864, po
nauce w ck Gimnazjum im. Franciszka Józefa
we Lwowie*** œwiadectwo dojrza³oœci otrzyma³
w Tarnopolu, z wyró¿niaj¹c¹ siê ocen¹ w przedmiotach przyrodniczych. Maj¹c 19 lat, rozpo-
cjê (1961). Zwi¹za³ siê z Uniwersytetem
Warszawskim – Katedr¹ Geofizyki oraz Instytutem Fizyki Teoretycznej, póŸniej z Instytutem Geofizyki PAN. Zorganizowa³ tam
Zak³ad Sejsmologii, póŸniej Zak³ad Dynamiki Wnêtrza Ziemi i by³ jego dyrektorem.
Prof. Kowalczuk opowiedzia³ na koniec
swego wyst¹pienia, ¿e oryginalny dorobek
naukowy Profesora jest imponuj¹co olbrzymi: obejmuje ponad 250 opublikowanych
prac i stale siê powiêksza. Wymieni³ naj-
cz¹³ studia na ck Uniwersytecie Wiedeñskim
i prawie jednoczeœnie w Akademii Górniczej
w Leoben. [...]
Wawrzyniec (tak wystêpuje Karol Wawrzyniec w polskiej literaturze) zajmowa³ szereg stanowisk w instytucjach naukowych geologicznych
i w r. 1882 wyda³ pierwsz¹ sw¹ rozprawê naukow¹ nak³adem Wszechnicy Jagielloñskiej.
Uzdolniony, pracowity i wszechstronnie wykszta³cony, szybko zdoby³ uznanie i stopnie naukowe: doktorat na Uniwersytecie Wiedeñskim, habilitacjê na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Lwowskiego. Nazwisko Wawrzyñca Teisseyre’a, jako nauczyciela matematyki, historii
naturalnej i kaligrafii, pojawia siê w Wy¿szej
Szkole Realnej we Lwowie. Ta Szko³a Realna,
po szeregu przekszta³ceñ, sta³a siê szko³¹-matk¹ dla XI Gimnazjum we Lwowie.
Wawrzyniec Teisseyre nieprzerwanie kontynuowa³ prace naukowe, m.in. na stanowisku
geologa naftowego w Rumunii. Na sta³e powróci³ do Lwowa w 1910 r., gdzie zosta³ zaanga¿owany jako profesor nadzwyczajny Uniwersytetu
Lwowskiego, a w latach miêdzywojennych rozpocz¹³ wieloletni¹ pracê naukowo-dydaktyczn¹
na Politechnice Lwowskiej. W r. 1925 zosta³ tam
profesorem zwyczajnym i kierownikiem Katedry
Geologii i Paleontologii.
¯onaty z Janin¹ Polityñsk¹, mia³ piêciu synów: Jerzego (mechanik), Henryka (geolog), Kazimierza (prawnik, ojciec Romana), Stanis³awa
(artysta malarz) i Andrzeja (mechanik-konstruktor), którzy ukoñczyli uczelnie lwowskie, a po II
wojnie œwiatowej czterech z nich zosta³o profesorami polskich uczelni.
Profesor Roman Teisseyre urodzi³ siê we
Lwowie w r.1929. Jego rodzice wraz z dzieæmi
przenieœli siê do Warszawy w 1935 r. i tam mieszkali do wybuchu Powstania Warszawskiego.
Piêtnastoletni Roman bra³ udzia³ w powstaniu
[...], przed powstaniem by³ cz³onkiem tajnego
harcerstwa – Szarych Szeregów. Ojciec Romana – Kazimierz i brat – Mieczys³aw, walcz¹c
w powstaniu, zostali ciê¿ko ranni.
wa¿niejsze osi¹gniêcia naukowe Romana
Teisseyre w zakresie fizyki wnêtrza ziemi,
sejsmologii, geodynamiki, termodynamiki
procesu deformacji i niszczenia ska³, z polem elektromagnetycznym itd.
* O prof. J. Kowalczuku – patrz CL 1/99, s. 10.
** O prof. H. Orkiszu – patrz jw., s. 9.
** Gimnazjum im. Franciszka Józefa we Lwowie
to w latach miêdzywojennych III Gimnazjum
im. S. Batorego przy ul. Batorego.
63
Kronika
u Kilkakrotnie pisaliœmy swego czasu
o s³ynnej zakopiañskiej szkole artystycznej, która przed ponad stu laty i w latach
miêdzywojennych nazywa³a siê Szko³¹ Przemys³u Drzewnego, po II wojnie Liceum Sztuk
Plastycznych, a potocznie Szko³¹ Kenara,
zaœ dziœ, po kolejnej reformie, stanowi Zespó³ Sztuk Plastycznych. O szkole tej pisaliœmy dlatego, ¿e pracowa³o tam w ci¹gu lat
– zw³aszcza po II wojnie (ale i dawniej) –
wielu ludzi pochodz¹cych z Ma³opolski
Wschodniej.
W tym roku Szko³a obchodzi swoje 130-lecie. Z tej okazji urz¹dzono w styczniu
w Krakowie wystawê, która – jak poda³a
prasa – bêdzie niebawem równie¿ eksponowana we Lwowie.
u W lutym otwarto w Klubie „Kazimierz”
Œródmiejskiego Oœrodka Kultury w Krakowie wystawê fotograficzn¹, zatytu³owan¹
oryginalnie: Polska bez-kresna, Kresy bezpolskie. Autork¹ fotografii z wêdrówek z aparatem po Ma³opolsce Wschodniej jest Ma³gorzata Lalicka (rodem z Ma³opolski œrodkowej, absolwentka UJ i uniwersytetu jezuickiego w Bostonie). Jej zdjêcia przedstawiaj¹
wspania³y dorobek kultury polskiej na zabranych nam ziemiach po³udniowo-wschodnich, z drugiej – dramat jej niszczenia: œwietnoœæ i upadek polskoœci na dzisiejszej Ukrainie – jak napisa³a w folderze wystawy.
Wernisa¿ zgromadzi³ wielu krakowian,
a w mowie na otwarcie nasi przedstawiciele
zostali mi³o powitani. W czêœci artystycznej
czytano wiersze i prozê o Lwowie.
Autorka obieca³a nam materia³ ze zdjêciami do
Cracovia–Leopolis.
u W czasie robót remontowych przy nawierzchni jezdni na Rynku lwowskim odkryto resztki drewnianego wodoci¹gu, oceniane na XVI–XVII wiek, co obecny kierownik miejskiego urzêdu ochrony œrodowiska,
Andrij Lewyk oceni³ jako œwiadectwo, i¿
mieszkañcy Lwowa j u ¿ w t a m t y c h
c z a s a c h korzystali z wodoci¹gu. Przypomnijmy wiêc, co mówi³ w swych przedwojennych audycjach radiowych na temat
lwowskich wodoci¹gów i w ksi¹¿ce Lwów nieznany Jan Gieryñski (Lwów 1938) – tekst
ten zamieszczamy obok w ramce.
64
Rury o œrednicy ok. 20–26 cm wykonano z twardych gatunków drewna. Wg A.
Lewyka Istniej¹ poszlaki, ¿e na placu by³y
dwie studnie, a nieopodal staw, sk¹d mieszkañcy otrzymywali wodê (?). Lewyk stwierdza, ¿e prace na Rynku prowadzone s¹ pod
sta³ym nadzorem archeologów.
Roboty remontowe zosta³y w zimie
wstrzymane i mia³y byæ podjête na nowo
z wiosn¹. Tamtejsza prasa donios³a, ¿e –
wedle opinii architektów – w czasie dalszych
prac mog¹ byæ odkryte jeszcze ciekawsze
wykopaliska. Rynek by³ targowiskiem, mo¿na tam wiêc znaleŸæ wszystko, od zbroi po
z³ot¹ bi¿uteriê – zauwa¿y³ prezydent BF (?)
Andrij Saluk.
[...] Lwów mia³ wodoci¹gi z dawien
dawna. W pierwszej zachowanej miejskiej
ksiêdze rachunków spotykamy ju¿ wydatek na wodoci¹gi w 1404 r. Osobn¹ kasê
wodoci¹gow¹ za³o¿ono, po d³ugich staraniach, dopiero w 1665 r. „Dyrektor” wodoci¹gów zwa³ siê rurmistrzem [...]. Woda
doprowadzona by³a do stu kamienic, ale
rajcy i funkcjonariusze miejscy, a tak¿e
organista nie p³acili za wodê. Takich
„uprzywilejowanych” domów by³o oko³o
15. Jednorazowe doprowadzenie wody
kosztowa³o 21 z³ i 28 gr, a op³ata roczna
od kamienicy 1 z³. Op³atê tê, zwan¹ rurnem, œci¹gano przed Zielonymi Œwi¹tkami. Specjalne op³aty za wodê pobierano
od tych mieszczan, którzy trudnili siê browarnictwem i miodosytnictwem [...]
Wodoci¹g ówczesny by³ wzglêdnie
prymitywny. Drewnianymi, a potem ¿elaznymi rurami doprowadzano wodê ze
Ÿróde³ek bij¹cych u stóp wzgórz okalaj¹cych miasto. W miarê rozrastania siê
miasta woda ta nie wystarcza³a. Zaczê³o
siê poszukiwanie nowych Ÿróde³, a¿
wreszcie w 1896 r. postanowiono za³o¿yæ nowoczesny wodoci¹g. Dnia 9 marca 1901 r. oddano uroczyœcie do u¿ytku
nowy wodoci¹g. W czasie uroczystoœci
otwarcia trysnê³y z otwartych hydrantów
na pl. Mariackim pierwszy raz s³upy wody
na wysokoœæ kilku piêter. [...]
Jan Gieryñski, Lwów nieznany
(Lwów 1938)
u Staraniem NSZZ „Solidarnoœæ” i Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”
odby³a siê z koñcem stycznia ’06 w Krakowie konferencja pt. Sytuacja na Kresach
Wschodnich. Lata 1943–1944. Aktualny
stan badañ. Referaty wyg³osili: prof. Edward
Prus z Uniwersytetu Œl¹skiego oraz mgr
Krzysztof Nowakowski z IPN Kraków.
Bli¿sze informacje postaramy siê podaæ
po ewentualnym otrzymaniu materia³ów.
u Z pewnym opóŸnieniem opisujemy to
doroczne wydarzenie, ale nadmiar materia³u nie pozwala na podawanie wzystkiego
w swoim czasie. Przepraszamy.
Na krakowskim Rynku z okazji 6 sierpnia 2005 – rocznicy wymarszu I Kompanii
Kadrowej – kolejna Lekcja Œpiewania, prowadzona ju¿ po raz szesnasty przez Kazimierza Madeja, kierownika znanego w Krakowie kabaretu „Loch Camelot” (w piwnicy
przy ul. œw Tomasza). Przypomina siê tam
t³umnie zebranej publicznoœci – i uczy zarazem – utwory, które wspiera³y kolejne pokolenia Polaków w walce o wolnoœæ kraju,
o polskoœæ. Œpiewano dawne pieœni wojskowe, legionowe, u³añskie, powstañcze, ale
najbardziej wzruszaj¹c¹ chwil¹ – jak donios³a prasa – by³o wykonanie przez najm³odszego cz³onka Lochu Camelot pieœni Orl¹tko. Na Lekcji Œpiewania ’05 by³ obecny prezydent Ryszard Kaczorowski.
Nie jest zapewne przypadkiem, ¿e K.
Madej, pomys³odawca i organizator imprezy, jest lwowianinem z Zimnej Wody, który
na tê stronê przyby³ wiele lat po II wojnie.
Z ostatniej chwili
23 maja 2006 zmar³ w Warszawie
polski trener wszystkich czasów
KAZIMIERZ GÓRSKI
Urodzony w 1921 r. we Lwowie,
tam dorós³ i rozpocz¹³ sw¹ drogê
ku najwiêkszym triumfom
futbolu polskiego w latach 1970.
Lwowiakiem czu³ siê do koñca
Ksi¹¿ki
czasopisma
Nowe ksi¹¿ki
&
Bardzo wa¿ny dla historii Lwowa dokument zosta³ wydany przez Poznañskie
Towarzystwo Przyjació³ Nauk (Poznañ–
–Warszawa 2005): Album Civium Leopoliensium (Rejestr obywateli lwowskich). Jest
to spis przyjêæ do prawa miejskiego we Lwowie z lat 1388–1783, przygotowany do wydania przez Andrzeja Janaczka w dwóch
czêœciach: I tom stanowi przedruk wpisów
z prawie czterystu lat, II tom zawiera indeksy nazwisk i geograficzny.
Niestety doœæ wysoka cena tego cennego wydawnictwa nie pozwoli³a nam na jego zakupienie.
&
Do najwa¿niejszych wydawnictw ubieg³ego roku nale¿y obszerna praca (prawie
600 stron) ks. Józefa Wo³czañskiego:
Eksterminacja narodu polskiego i Koœcio³a rzymskokatolickiego przez ukraiñskich nacjonalistów w latach 1939–
–1945. Materia³y Ÿród³owe, cz. I (Kraków
2005, wydanie dofinansowane przez Radê
Ochrony Pamiêci WiM). Tom obejmuje ró¿nego rodzaju dokumenty, pisane na temat
wydarzeñ g³ównie na gor¹co przez ksiê¿y –
listy i notatki, relacje, wyst¹pienia, interwencje. S¹ to wrêcz podstawowe dokumenty
do badañ prawdy o ukraiñskim ludobójstwie.
&
Podobne znaczenie ma dwutomowe
dzie³o (w sumie kilka tysiêcy stron), opracowane przez dr Lucynê Kuliñsk¹: Dzieje
Komitetu Ziem Wschodnich na tle losów
ludnoœci polskich Kresów w latach 1943–
1947. Dokumenty i materia³y zgromadzone przez dzia³aczy i cz³onków KZW (Oficyna Wydawnicza „Abrys”, Kraków 2001,
wydanie dofinansowane przez Akademiê
Górniczo-Hutnicz¹). Autorka og³osi³a kolejne prace na ten temat, omawiane w CL
S/03 oraz 2/04.
&
Na razie tylko sygnalizujemy ukazanie
siê trzech ksi¹¿ek bardzo wa¿nych w ogó-
65
le, a dla nas w szczególnoœci, których powa¿ne omówienie wymaga profesjonalizmu.
Nie odwa¿ywszy siê przeto na analizowanie ogromnego materia³u bez przygotowania, zwróciliœmy siê o to do historyka, który
nam te ksi¹¿ki wskaza³. Jednak z przyczyn
obiektywnych nie mo¿e to nast¹piæ w tej
chwili – bêdziemy siê staraæ, by omówienia
te ukaza³y siê w tegorocznym ostatnim numerze, tradycyjnie poœwiêconym walkom
o niepodleg³oœæ, obronie narodowej, martyrologii. Oto ich tytu³y:
Stosunki polsko-ukraiñskie w latach
1939–2004. Praca zbiorowa pod redakcj¹
Bogumi³a Grotta (wyd. Muzeum Historii
Ruchu Ludowego, Warszawa 2004).
Wo³yñ i Ma³opolska Wschodnia 1943–
–1944. Praca zbiorowa pod redakcj¹ naukow¹ Czes³awa Partacza, Bogus³awa Polaka
i Waldemara Handke (Wydawnictwo Instytutu im. gen. Grota Roweckiego, Koszalin–
–Leszno 2004).
Przemiany narodowoœciowe w Galicji Wschodniej i na Wo³yniu w latach
1931–1948. Autor Grzegorz Hryciuk (Wydawnictwo Adam Marsza³ek, Toruñ 2005).
&
Przy Uniwersytecie Wroc³awskim dzia³a
doœæ oryginalna instytucja: Centrum Studiów
Niemieckich i Europejskich im. Willy Brandta, zorganizowana wspólnie z Niemcami (czy
w takim uk³adzie mo¿na byæ pewnym obiektywizmu?). Przedmiotem zainteresowania
tego Centrum okaza³y siê równie¿ polskie
zabrane Ziemie Wschodnie, a owocem tego
zainteresowania jest wydany ostatnio pod
redakcj¹ Stanis³awa Ciesielskiego zbiór
referatów pt. Kresy Wschodnie II Rzeczypospolitej. Przekszta³cenia struktury narodowoœciowej 1931–1948 (Wydawnictwo
Uniwersytetu Wroc³awskiego, 2006).
Ksi¹¿ka zawiera 7 opracowañ, w tym
pierwsze, wprowadzaj¹ce, dotyczy ca³ych
miêdzywojennych ziem wschodnich, dwie
Ma³opolski Wschodniej, jedna (œciœlej pó³tora!) Wo³ynia, pozosta³e trzy ziem pó³nocno-wschodnich. To pierwsze, S. Ciesielskiego
Kresy Wschodnie – dynamika przemian
narodowoœciowych, rejestruje fakty (procesy i liczby) z lat II wojny, bez ich komentowania.
Obie prace na temat Ma³opolski Wschodniej napisa³ Grzegorz Hryciuk: Zmiany ludnoœciowe i narodowoœciowe w Galicji
66
Wschodniej i na Wo³yniu w latach 1931–
–1939 oraz Przemiany ludnoœciowe w Galicji Wschodniej w latach 1939–1948. S¹ one
zapewne skrótem ksi¹¿ki Hryciuka, o której
mowa w poprzedniej notatce. Temat ten
zostanie wiêc omówiony w jednym z kolejnych numerów CL.
Chcemy zwróciæ uwagê, ¿e i tu oczywiœcie
unika siê nazwy M a ³ o p o l s k a W s c h o d n i a,
stosuj¹c uporczywie Galicjê Wschodni¹, choæ
wcale nie chodzi o czasy zaboru austriackiego.
Gdyby to natomiast dotyczy³o czasów przedrozbiorowych, to – ani chybi – u¿ywano by równie
uporczywie nazwy województwo ruskie. A przecie¿ nazwê Ma³opolska rozci¹gniêto na tê ziemiê
ju¿ w XVI wieku. Za ma³o naukowo? Czy mo¿e
dla Panów Historyków pojêcie g o d n o œ c i n a r o d o w e j to dŸwiêk pusty?
& Tu³acze dzieci, ksi¹¿ka Hanki Ordonówny, wspania³ej artystki i wspania³ego
cz³owieka, wysz³a po raz pierwszy jeszcze
na gor¹co, bo w 1948 r. w Bejrucie (wyda³
j¹ polski Instytut Literacki, który tam wtedy
jeszcze dzia³a³ – si³ami rodaków, wypuszczonych z bolszewickiego raju w ostatnich
latach wojny) – autorka podpisa³a siê wtedy
pseudonimem Weronika Hort. Wznowieñ
by³o zdaje siê kilka, ale do naszych r¹k
dotar³o najnowsze z 2005 roku (Wydawnictwo LTW, Dziekanów Leœny).
Autorka opowiada o dzieciach, które
znalaz³y siê na nieludzkiej ziemi same –
zabrane rodzinom jeszcze w Polsce
w 1940 r., albo odciête lub osierocone ju¿
po wywiezieniu. Przyk³adem tej pierwszej
sytuacji jest historia 10-letniego Krzysztofa
ze Lwowa, który ca³kiem przypadkowo znalaz³ siê w pobli¿u wywo¿onej obcej rodziny
i – pomimo wyjaœnieñ
i próœb – zosta³ wraz
z ni¹ zabrany.
Hanka
Ordonówna
znalaz³a siê w chwili wejœcia sowietów do Polski na
Ziemiach Wschodnich (jej
mê¿em by³ hr. Tyszkiewicz
z Wileñszczyzny). Zosta³a
aresztowana i wywieziona
do obozu w Uzbekistanie.
Po uk³adzie Sikorski–Majski w 1941 r. wypuszczono
j¹, a po dotarciu do armii
gen. Andersa podjê³a siê
ratowania polskich dzieci.
W ksi¹¿ce przedstawia autorka nies³ychanie dramatyczne losy tych dzieci, warunki, w jakich spêdzi³y rok lub dwa – tu³aj¹c
siê lub w sowieckich dietdomach i oczywiœcie nie ucz¹c siê, oraz jako konsekwencjê
– ich stan fizyczny, psychiczny, moralny.
Uda³o jej siê odnaleŸæ i zgromadziæ kilkaset
dzieci, a nastêpnie w 1942 r. ewakuowaæ je
przez Iran do Indii i Palestyny. Adaptacja do
nowych warunków, te¿ przecie¿ nienormalnych, przebiega³a równie – choæ inaczej –
dramatycznie. Dorastaj¹ce dzieci ¿y³y w ci¹g³ej niepewnoœci co do swojej sytuacji i przysz³oœci, nie umia³y siê znaleŸæ w otaczaj¹cej je rzeczywistoœci i coraz to innych warunkach.
Opowieœæ sk³ada siê z rozdzia³ów – jakby osobnych opowiadañ, nie ma wiêc mowy
o dok³adniejszej relacji na temat dalszych
losów jednostkowych czy grupowych nieszczêœliwych dzieci. Niemniej przedstawione urywki dramatów s¹ wstrz¹saj¹ce.
&
Dopiero teraz natknêliœmy siê na wydany przed kilku laty album o doœæ skomplikowanym tytule: Podró¿e po cmentarzach
Ukrainy – dawnej Ma³opolski Wschodniej,
tom I. Województwo Stanis³awowskie (wyd.
Oœrodek Ochrony Zabytków, Warszawa
1998), autorstwa dobrze nam znanego
z paru wydawnictw i licznych artyku³ów w
ró¿nych pismach Zbigniewa Hausera. Jest
to owoc inwentaryzacji resztek polskich
obiektów cmentarnych – grobowców, nagrobków, pomników i niewielu kaplic (mogi³
ziemnych oczywiœcie dawno nie ma) na starych cmentarzach miast, miasteczek i wsi.
Jest te¿ pewna liczba zdjêæ.
Materia³ to bezcenny, bo obiekty nagrobne gin¹ w tempie przera¿aj¹cym. W wykazach nie ma ju¿ kilku nagrobków, które sfotografowaliœmy w po³owie lat 90. (albo nie
zauwa¿y³ ich autor, co ma³o prawdopodobne). Przyk³adem: pomnik Rypsymy Zarugiewiczowej w Kutach lub Windakiewicza
w Kosowie.
Nak³ad rozszed³ siê prawie ca³kowicie,
ksi¹¿ka dostêpna jest jeszcze w niektórych
antykwariatach.
Warto zwróciæ uwagê, ¿e mamy do czynienia
z kolejn¹ s e r i ¹ wydawnictw dokumentuj¹cych
zabytki polskoœci, bo omawiany tom opisany jest
jako I, co oznacza, ¿e za nim pójd¹ kolejne. To
wspaniale!
&
Wydawnictwo Oœrodka „Wo³anie
z Wo³ynia” – to samo, które wydaje czasopismo o identycznym tytule – nabra³o ogromnego rozmachu. Wysz³o ju¿ ponad 40 tomików na ró¿ne tematy, ale tu omawiamy tom
39 – Powiat buczacki i jego zabytki, autorstwa Stanis³awa J. Kowalskiego. Tytu³em tym – nie po raz pierwszy zreszt¹ –
wychodzi Wydawnictwo, kierowane przez ks.
W.J. Kowalowa, poza Wo³yñ, staj¹c siê tym
samym godn¹ uznania ponadlokaln¹ placówk¹ kulturaln¹ Ziem Kresowych.
Ziemia Buczacka to wa¿ny region.
W granicach powiatu mieszcz¹ siê – poza
sto³ecznym Buczaczem – znane i wa¿ne
miejscowoœci historyczne, poczynaj¹c od Jaz³owca, poprzez Monasterzyska, Z³oty Potok, Koropiec, Koroœciatyn, Barysz, po wiele mniejszych, lecz wartych pamiêtania. Têdy
malowniczymi jarami p³yn¹ rzeki – od Dniestru pocz¹wszy (to po³udniowa granica powiatu), Z³ota Lipa, Koropiec, Strypa. Ziemiê
Buczack¹ przecina wa¿na linia kolejowa –
transwersalna, biegn¹ca pod Karpatami od
¯ywca po graniczny Husiatyn (przypominamy artyku³ w CL 3/05, s. 46).
Autor porusza chyba wszystkie aspekty
geografii, historii i kultury Buczacza i jego
Ziemi, jego ludnoœci, w tym wiele o Ormianach. Rozpiêtoœæ czasowa szeroka, ale na
pewno brakuje wiadomoœci o epoce najdawniejszej (w skali naszej czêœci Europy naturalnie) – o zachodnios³owiañskich Lêdzianach, którzy tê ziemiê zamieszkiwali, zanim
nap³ynêli tu Rusini, pchani na zachód przez
Mongo³ów. Nie jest oczywiœcie win¹ autora,
¿e w czasie gdy to pisa³, nasza wiedza na
ten temat by³a skromna albo ¿adna. Nie móg³
wiêc podkreœliæ, ¿e Podole nale¿a³o do ziem
p r a p o l s k i c h.
Wiele informacji o znakomitych zabytkach, z klejnotem architektury rokokowej,
najpiêkniejszym jej przyk³adem na ziemiach
polskich – buczackim ratuszem – na czele.
& Wydana przed piêcioma laty, tak¿e (podobnie jak ksi¹¿ka wy¿ej opisana) dopiero
teraz dotar³a do nas: Bazylika Metropolitalna obrz¹dku ³aciñskiego i kaplica Boimów we Lwowie. Jest to kolejny – po M.
Dzieduszyckim, M. Czubie i J. Petrusie –
opis Katedry £aciñskiej, opracowany przez
Jurija i Jadwigê Smirnow (wyd. „San Set,
Przemyœl 2001). W podtytule czytamy: Dzie67
je, architektura i stan
obecny – tu dodalibyœmy jeszcze s³owo wyposa¿enie (lub wystrój
wewnêtrzny), poniewa¿
w ksi¹¿eczce du¿o miejsca poœwiêcono oczywiœcie o³tarzom, malowid³om œciennym, obrazom, rzeŸbom, witra¿om,
tablicom pami¹tkowym
itd. W sumie praca nie
jest pomyœlana jako sensu stricto przewodnik po
œwi¹tyni, lecz popularnie ujêta monografia,
na pewno przydatna równie¿ dla bardziej
wnikliwych zwiedzaj¹cych.
Przypomnijmy, ¿e J. Smirnow wyda³ niedawno monografiê lwowskiej Katedry Ormiañskiej,
omawian¹ w CL 1/04, a tak¿e biografiê twórczyni
rzeŸby koœcielnej Jadwigi Horodyskiej (CL 4/05).
&
Ca³kiem niespodziewanym nabytkiem
w czasie styczniowego pobytu we Wroc³awiu sta³a siê skromniutko wydana (kserowany maszynopis) ksi¹¿eczka wspomnieñ
Zygmunta Kobaka, zatytu³owana Z Wysokim Zamkiem za pan brat (Wroc³aw 1993).
Jest to opowieœæ z przedwojennych czasów
dziecinnych i wczesnoch³opiêcych autora,
spêdzonych w rodzinnym domu po³o¿onym
za lwowsk¹ Gór¹ Piaskow¹, na stoku opadaj¹cym ku Zniesieniu. Parohektarowa posiad³oœæ, nazwana Helank¹, nale¿a³a podobno kiedyœ do pobliskiego klasztoru œw.
Wojciecha, pó¿niej znalaz³a siê kolejno w rêkach znanych lwowskich rodzin Zachariewiczów i Stromengerów, a w latach 1920.
naby³a j¹ rodzina autora. Ojciec by³ in¿ynierem w Borys³awiu, matka za³o¿y³a w Helance restauracyjkê z muzyk¹ i tañcami, kortami i huœtawkami. Przysz³y jednak czasy
œwiatowego kryzysu i w latach 30. Helankê
opuszczono. Zajê³y j¹ zakonnice, potem j¹
podzielono, a dziœ jest tam teren wojskowy.
Takie dzieje lwowskiego domu.
Wartoœci¹ ksi¹¿eczki jest niezwykle
barwny tok narracji, pe³en uroczej liryki, co
rzadko siê zdarza w podobnych wspomnieniach nieprofesjonalnych autorów. Z opowieœci bije autentyzm, ale podany z literack¹ sprawnoœci¹. Czytaliœmy to z ogromn¹
przyjemnoœci¹, a zarazem zaciekawieniem
losami ma³ego zak¹tka Lwowa.
68
& Fascynacja Kresami sprowokowa³a
Alfa (Alfonsa) Soczyñskiego do podjêcia
paroczêœciowego cyklu ksi¹¿ek, opisuj¹cych
drogê wêdrówki po utraconych przez nas
obszarach, od £otwy po Pokucie. W³aœnie
wyszed³ pierwszy tomik pt. Kresy. Przywracanie pamiêci (Wroc³aw 2006), a obejmuj¹cy (z grubsza) Lwów, Krzemieniec, Podole, Pokucie, Huculszczyznê i wszystko co
po drodze.
Autor omawia poszczególne miejscowoœci na przemierzanej trasie, ich historiê,
zabytki, krajobrazy, ludzi z nimi zwi¹zanych,
ciekawostki. Trudno jednak tê ksi¹¿kê potraktowaæ jako przewodnik. Raczej jako lekturê przed podejmowan¹ podró¿¹ lub dla
wzbogacenia wiedzy o tamtych niezwyk³ych
stronach.
PS Autor parokrotnie raczy nas w tekœcie obcymi nazwami typu Iwanofrankiwsk, Werchowyna itp. Czy nie wystarczy³oby tego – dla celów
praktycznych – podaæ tylko w odsy³aczu?
& W Wydawnictwie Biblioteka „Wiêzi”
(Warszawa 2005) ukaza³a siê ksi¹¿ka Szkice wspomnieñ, której autork¹ jest Karolina Lanckoroñska. Ksi¹¿ka jest zbiorem
szkiców wspomnieniowo-literackich, drukowanych na emigracji w latach 1957–69 oraz
w „Tygodniku Powszechnym” 1993–97
(wiêkszoœæ). Omawiana pozycja jest trzeci¹
i ostatni¹ (?) ksi¹¿k¹ pióra K. Lanckoroñskiej, a drug¹ wydan¹ ju¿ po jej œmierci. Dla
osób, które czyta³y Wspomnienia wojenne
(2001, omawiane w CL S/01), ta ksi¹¿eczka
jest doskona³ym uzupe³nieniem.
Tom zawiera mnóstwo ciekawych informacji o ludziach i sprawach z tzw. minionej
epoki. Autorka (1898–2002) prze¿y³a ca³y
wiek XX, a jej œrodowisko pochodzi³o
w wiêkszoœci z XIX wieku. Dlatego zna³a
lub by³a bezpoœrednim œwiadkiem wydarzeñ
i przemian politycznych, spo³ecznych, obyczajowych. Przez to, ¿e pochodzi³a z arystokracji, a w dodatku wysoko wykszta³conej, w krêgu jej znajdowali siê ludzie wybitni, piastuj¹cy wysokie pozycje, np. Andrzej
Potocki, Leon Piniñski, obaj Badeniowie,
Adam Stefan Sapieha, W³adys³aw Skrzyñski, Komorowscy...
Urodzona w Wiedniu i tam wykszta³cona, spêdza³a wakacje w rodzinnym maj¹tku
Rozdole w Ma³opolsce Wschodniej. Zna³a
wiêc dobrze sytuacjê Galicji. Oto kilka cyta-
tów dotycz¹cych prze³omu wieków XIX i XX:
Podczas ostatniego trzydziestolecia XIX w.,
dziêki zasadniczym zmianom konstytucyjnym w Austrii, otworzy³y siê bardzo du¿e
mo¿liwoœci dla rozwoju kultury w Galicji [...]
Dobrze przygotowana przez wymagaj¹ce
szko³y œrednie m³odzie¿ mia³a dostêp do
rozkwit³ych znów obu uniwersytetów, Jagielloñskiego i Lwowskiego [...] W³adza tej najwiêkszej prowincji Cesarstwa le¿a³a wy³¹cznie w rêkach polskich. Wybi³a siê w owych
latach grupa ludzi pochodzenia ziemiañskiego, która odegra³a najwa¿niejsze role tak
w zakresie nauki, jak i administracji. Byli wychowani w dobrobycie [...] wysy³ani czêsto
do obcych krajów [...] na d³u¿sze okresy studiów. Wyrobi³o to u nich poczucie do kultury
ogólnoeuropejskiej [...], a równoczeœnie obdarzeni byli zmys³em spo³ecznym i reprezentowali wysoki autorytet moralny.
Wœród rozdzia³ów dotycz¹cych II wojny
œwiatowej i czasów póŸniejszych, bardzo
ciekawe s¹ relacje ze spotkañ z kardyna³em A.S. Sapieh¹, z Iren¹ i Tadeuszem
Komorowskimi, a we W³oszech z ks. Walerianem Meysztowiczem i W. Skrzyñskim.
Teksty pisane s¹ stylem zwiêz³ym i rzeczowym, a równoczeœnie z du¿¹ ¿yczliwoœci¹ dla przedstawianych osób. O stosunku
do obu okupantów wojennych mo¿na wnioskowaæ tylko z niedomówieñ. Z kart ksi¹¿ki
wy³ania siê postaæ autorki, któr¹ cechuj¹:
si³a, powaga, prostota. Wydaje siê, ¿e wzoruj¹c siê na Klemensie Rudnickim, kierowa³a siê ide¹: ... byle do koñca nie zawieœæ,
honoru nie splamiæ, wiary nie zgubiæ...Tych
trzech rzeczy nikt nie jest w stanie mu odebraæ, te nale¿¹ wy³¹cznie do niego.
Ksi¹¿ka jest niewielka – 150 stron, 19
krótkich rozdzia³ów, 16 ilustracji. Przeczytaæ j¹ mo¿na jednym tchem i na pewno
(DTS)
warto.
&
W ostatnim czasie dotar³y do nas cztery ksi¹¿eczki o kap³anach ze wschodnioma³opolskim rodowodem.
Pierwsza z nich traktuje o ks. Stanis³awie Stoja³owskim (1845–1911), którego nazwisko – jako prekursora ruchu ludowego
w Galicji – by³o w czasach wczesnego PRL
wykorzystywane propagandowo. Jego postaæ popularyzowano – adresuj¹c do œrodowisk wiejskich – niemal jako ksiêdza patriotê.
Ostatnio przypomnia³a ks. Stoja³owskiego broszurka ks. Stanis³awa Pa³acha CSMA:
Ksi¹dz Stanis³aw Stoja³owski. Obroñca
Ludu Polskiego (Wydawnictwo Michalineum, Marki 1999).
Dowiadujemy siê, ¿e ów kontrowersyjny kap³an urodzi³ siê na podlwowskim Zniesieniu w zubo¿a³ej rodzinie szlacheckiej. Wst¹pi³ do zakonu jezuitów, gdzie zdoby³ wykszta³cenie i przygotowanie do stanu kap³añskiego. Po œwiêceniach,
w czasie pobytu studialnego w Belgii, zainteresowa³ siê Apostolstwem Modlitwy, które przeniós³
po powrocie do Polski. Idea ta poch³onê³a go bez
reszty i sk³oni³a do poœwiêcenia siê pracy spo³ecznej w celu podniesienia poziomu bytu i oœwiaty
wœród ludu. Po 12 latach opuœci³ zakon jezuitów
i podj¹³ pracê duszpastersk¹ w archidiecezji lwowskiej. Zosta³ wpierw wikariuszem w Gródku Jagielloñskim, potem przy koœciele MB Œnie¿nej we
Lwowie, a w koñcu proboszczem w Kulikowie.
Od roku 1875 – za poparciem arcybiskupa
lwowskiego – rozpocz¹³ wydawanie dwóch pisemek dla ludu polskiego: „Wieniec” o tematyce spo³ecznej i politycznej, oraz: Pszczó³ka”, poœwiêcona celom misyjnym i religijno-moralnym. Ta dzia³alnoœæ ks. Stoja³owskiego sprowokowa³a wielki
rozwój czasopiœmiennictwa ludowego w Galicji
i na Œl¹sku Cieszyñskim. Nastêpnie rozpocz¹³ wydawanie pism dla inteligencji: „Piast” i „Polska”,
oraz dla duchowieñstwa „Dzwon”. Za³o¿y³ Bractwo TrzeŸwoœci oraz kolejne pismo: „Gospodarz
Wiejski”. Zak³ada³ Kó³ka Rolnicze oraz zainspirowa³ powo³anie w Sejmie Galicyjskim klubu katolicko-ludowego, z którego narodzi³o siê Polskie
Stronnictwo Ludowe.
Dzia³alnoœæ ta jednak spotka³a siê z niechêci¹ konserwatystów, a sufragan lwowski bp Jan
Puzyna (póŸniejszy kardyna³ krakowski) – po wizytacji kanonicznej w Kulikowie – suspendowa³
ks. Stoja³owskiego pod zarzutem zaniedbywania
obowi¹zków duszpasterskich. Oskar¿ano
go o nadu¿ycia, œcigano za rzekomo niep³acone podatki, wielokrotnie przetrzymywano
w wiêzieniu. Zabraniano czytania jego pism.
Wypowiedzi ks.
Stoja³owskiego mia³y istotnie wydŸwiêk
radykalny, lecz nigdy
nie by³y niezgodne
z nauk¹ Koœcio³a. Za
nagonk¹ na ksiêdza
kry³a siê zapewne
69
obawa o zmiany spo³eczne, o wzrost znaczenia organizacji ludowych, dotychczas pozbawionych wp³ywu na ¿ycie polityczne.
Wysoko ceni³ ksiêdza Wincenty Witos.
Ks. Stoja³owski ¿y³ przez pó³ roku w ekskomunice. Wreszcie uda³ siê do Rzymu i po
z³o¿eniu wyjaœnieñ papie¿owi Leonowi XIII
zosta³ oczyszczony z zarzutów. Osiad³ wtedy w Bia³ej* i tam nadal dzia³a³, za³o¿y³ Towarzystwo Szkó³ Ludowych, nara¿aj¹c siê
tym razem nacjonalistom niemieckim.
Ostatnie lata spêdzi³ ks. Stoja³owski
w Krakowie, tu zmar³ pogodzony z Koœcio³em i spocz¹³ na cmentarzu Rakowickim.
*
Dziœ Bielsko-Bia³a.
&
W drugiej ksi¹¿eczce pt. Kochali m³odzie¿ – zginêli za wiarê znajdujemy ¿yciorys b³ogos³awionego W³adys³awa B³¹dziñskiego, opracowany przez ks. Edwarda
Datê* (wyd. Michalineum, Marki 1999).
Przysz³y kap³an urodzi³ siê w 1908 r. w Myœlatyczach k. Moœcisk, jako syn Jana, organisty
w miejscowym koœciele i zarazem rolnika. Poniewa¿ ojciec odumar³ go wczeœnie, matka (Magdalena z Matuszczaków) odda³a go do Zak³adu
Wychowawczego w Miejscu Piastowym, prowadzonym przez Towarzystwo „Powœci¹gliwoœæ
i Praca”. Stamt¹d zosta³ skierowany do gimnazjum w Pawlikowicach k. Wieliczki, gdzie przygotowywano do stanu duchownego. Tam te¿ zwi¹za³ siê ze Zgromadzeniem œw. Micha³a Archanio³a (Michalici).
Po maturze wst¹pi³ do Seminarium Duchownego w Przemyœlu, ukoñczy³ je w 1938 r. i otrzyma³ œwiêcenia kap³añskie. Powróci³ do Pawlikowic i podj¹³ pracê wychowawcz¹ w gimnazjum,
które sam ukoñczy³. Po wybuchu wojny rozpocz¹³ tajne nauczanie. Zosta³ jednak w kwietniu
’44 aresztowany przez Niemców i wywieziony do
obozu w Gross-Rosen. Praca w kamienio³omie
wyczerpa³a jego si³y. Przy przenoszeniu ciê¿kich
kamieni zas³ab³, a stra¿nik dobi³ go.
Ks. W³adys³aw B³¹dziñski pozostawi³ po
sobie opiniê wzorowego ksiêdza, doskona³ego wyk³adowcy i wychowawcy – w duchu
religijnym i patriotycznym. W obozie wykaza³ siê wielk¹ gorliwoœci¹ kap³añsk¹, sta³
siê tam autorytetem moralnym. Poniós³ mêczeñsk¹ œmieræ, jego szcz¹tki zosta³y prawdopodobnie spalone.
Po latach jego heroicznoœæ zosta³a uznana poprzez beatyfikacjê, dokonan¹ przez
Jana Paw³a II w 1999 r., wœród 108 mêczenników II wojny œwiatowej.
70
*
W tej samej ksi¹¿eczce omówiono drugiego
b³ogos³awionego michalitê, ofiarê niemieckiego terroru, ks. Wojciecha Nierychlewskiego,
rodem z Wielkopolski.
& Trzecia ksi¹¿eczka to: Wspomnienie
o zamordowanym ks.
Stanis³awie Szczepankiewiczu, proboszczu
Ihrowicy. ¯y³ i umar³
dla innych. Napisa³
Jan Bia³ow¹s (wyd.
„Polihymnia”, Lublin
2004). W sam¹ wigiliê
1944 r. Ihrowica – po³o¿ona 16 km na pó³noc od Tarnopola –
zosta³a
napadniêta
przez nacjonalistów
ukraiñskich – uœmiercono w okrutny sposób 89 osób, wœród nich
Ksiêdza, z matk¹, siostr¹ i bratem. Omawiana ksi¹¿ka stanowi uzupe³nienie ksi¹¿ki
tego samego autora (rodem z tej¿e wsi) pt.
Krwawa podolska wigilia w Ihrowicy 1944 r.
(wyd. 2003).
Ks. Stanis³aw ukoñczy³ studia teologiczne
i otrzyma³ œwiêcenia na UJK we Lwowie w 1932 r.
(autor nie podaje daty ani miejsca urodzenia –
jedynie to, ¿e jego ojciec pracowa³ jako woŸny
w S¹dzie Powiatowym w Radziechowie). Pierwsz¹ placówk¹ ks. Szczepankiewicza by³ Zborów
– pe³ni³ tam funkcjê wikarego, ale ju¿ w 1934 r.
zosta³ proboszczem w Ihrowicy.
Ksi¹dz mia³ – poza prac¹ duszpastersk¹ –
dwa zainteresowania: medycynê oraz dzia³alnoœæ
spo³eczn¹. Wiedzê medyczn¹ naby³ równolegle
do studiów na teologii. Doszed³ do wprawy w poradach lekarskich, a udziela³ ich bez wzglêdu na
narodowoœæ zg³aszaj¹cych siê o pomoc. Pasja
spo³ecznikowska objawi³a siê przede wszystkim
w za³o¿eniu w Ihrowicy Kasy Stefczyka oraz
wspó³udziale w za³o¿eniu m³yna dla dobra mieszkañców wsi. Jedno i drugie zyska³o mu wdziêcznoœæ i szacunek miejscowej ludnoœci.
Kiedy zaczê³a siê napaœæ na wieœ, ksi¹dz
uruchomi³ sygnaturkê na koœciele. Jej dŸwiêk
pozwoli³ na ucieczkê pewnej liczby Polaków
– w tym autora, m³odego ch³opca. Masakry
dokonali Ukraiñcy strzelaniem i r¹baniem
siekierami. Gdy nazajutrz rodziny grzeba³y
zamordowanych, zwrócono siê do ksiêdza
grekokatolickiego (o nazwisku Ha³aœ), by
przyszed³ i pomodli³ siê za ofiary – ale odmówi³.
Grób Ksiêdza w Ihrowicy jest zadbany
i czêsto nawiedzany przez ocala³ych wygnañców z Ihrowicy, rozrzuconych dziœ po
ca³ym obszarze RP.
&
Wreszcie czwarta ksi¹¿eczka dotyczy
postaci dobrze nam ju¿ znanej – S³ugi Bo¿ego Serafina Kaszuby, wydana przez Bibliotekê „Wo³anie z Wo³ynia”, tom 45. (Bia³y
Dunajec–Ostróg 2005): ¯ycie heroiczne
i myœl Ojca Serafina Kaszuby. Napisa³a j¹
jako pracê magistersk¹ na Wydziale Teologicznym im. Stefana Wyszyñskiego w Warszawie – Swiet³ana Pyza.
Ksi¹¿ka na czasie, bo przecie¿ toczy siê
proces beatyfikacyjny SB ojca Serafina.
Autorka ujmuje temat w trzech rozdzia³ach:
I. Sytuacja Koœcio³a rzymskokatolickiego na
Ukrainie w czasie rz¹dów komunistycznych,
II. O. Serafin Kaszuba – aposto³ porzuconych, III. Duchowa sylwetka SB o. Serafina
Kaszuby.
&
Jesteœmy pe³ni uznania dla dzia³alnoœci Oddzia³u Buczacz TMLiKPW we Wroc³awiu. Niedawno omawialiœmy bardzo wa¿n¹ dla dokumentowania polskoœci pracê pt.
Ostatni spoczynek Buczaczan (CL 3/05),
teraz otrzymaliœmy dalsze wydawnictwa.
Przede wszystkim jest to piêkny i znakomicie wydany album fotograficzny Monasterzyska wczoraj i dziœ, przygotowany
przez Zbigniewa ¯yromskiego (Wroc³aw
2004). Album zawiera ponad 200 rozmaitych ilustracji: reprodukcji starych fotografii
i widokówek, grafik, mapek, pieczêci i herbów, a tak¿e nowych zdjêæ miasteczka oraz
dzia³aj¹cych na jego rzecz ekspatriantów.
Najstarsze ilustracje to mapka z XVII w. oraz
litografia Bogusza Stêczyñskiego z XIX w. –
widok
Monasterzysk. Po nich ca³a
seria widoków z pocz¹tku XX w., ale
najwiêcej zdjêæ miasteczka i jego mieszkañców z lat miêdzywojennych i z lat
ostatnich. Widaæ, ¿e
miasto siê unowoczeœni³o, jednak wiele obiektów uleg³o
architektonicznej deformacji: przede wszystkim bogaty kiedyœ koœció³, pozbawiony
wspania³ych rzeŸb Pinsla, ca³kowicie zdeformowany, praktycznie nieistniej¹cy pa³ac.
Istotnym uzupe³nieniem albumu s¹ teksty Z. ¯yromskiego i Janiny Maskulanis
o historii Podola i miasta z kalendarium,
o mieszkañcach sprzed i po ekspatriacji.
&
Kolejnym wydawnictwem Buczaczan
jest tomik poetycki, zatytu³owany Buczaczanie pisz¹ wiersze, a zebra³ je W³adys³aw
Szklarz (Wroc³aw 2005).
W ksi¹¿ce (o ponad 200 stronach) znalaz³o siê przesz³o 120 wierszy, a niektóre
maj¹ rozmiary wrêcz wielostronicowych
poematów. Jakoœæ bardzo zró¿nicowana:
prawdziwa (nawet wielka) poezja i ca³kiem
amatorska, a pomiêdzy nimi sporo dobrych
wierszy. Co do formy: tradycyjna z rymami,
nawet sonety, ale sporo pisanych swobodnie. Poœród „wielkich”: Kornela Ujejskiego
(rodem z Beremian w powiecie buczackim)
– Skargi Jeremiego, czyli Chora³; Kazimierza Wierzyñskiego Litania Ziemi Lwowskiej
(autor nie buczaczanin, ale to o Jaz³owcu).
I dobrze ju¿ znany wiersz Mariana Zemana:
K³aniam siê Tobie, Ziemio Podolska... (czy
autor to buczaczanin? Szkoda, ¿e nie podano notek biograficznych – przecie¿ warto
coœ wiedzieæ o twórcach). S¹ te¿ utwory okazjonalne: Kazimierza Kulasa Na 80-lecie ks.
infu³ata Ludwika Rutyny, Kolêda na Bo¿e
Narodzenie itd. Du¿o o historii i ojczystych
miejscach: najwiêcej o Buczaczu, o Jaz³owcu, Monasterzyskach, o Strypie... Spodoba³
siê nam wiersz Marii Zamory:
PRZYWIECIE MI Z OJCZYZNY
PrzywieŸcie
zapach liœci na wiosnê,
kwiat ró¿any spod p³otka,
trochê piasku znad Strypy,
z Fedoru dwie stokrotki.
Niewiele pragnê, niewiele,
domu bia³ego zwyczaje,
te bzy pachn¹ce majem,
i sygnaturkê w niedziele.
Kroki na mostach Buczacza,
Trzech Wieszczy ducha z gimnazjum,
rozgwar m³odzie¿y, gdy razem,
w bramy koœcio³a wkracza.
Wszystko, co by³o w mieœcie –
przywieŸcie...
71
Ratusz?
Nie! Nie zabierajcie niczego,
bo przecie¿ to nie jest blisko.
Nie bierzcie nic z miasta mego,
Niech zostanie tam wszystko!
& Ca³kiem inny rodzaj literatury reprezentuje przek³ad z jêz. ukraiñskiego: Szemrany œwiatek starego Lwowa (Dom Wydawniczy „Bellona”, Warszawa 2006), autorstwa
Andrija Kozyckiego (a mo¿e Kozyckoho lub
Kozyckyja?) i Stepana Bilostockiego (te
same rozterki) – lepiej wiêc przywróciæ w³aœciw¹ formê: Andrzeja Kozickiego i Stefana Bia³ostockiego. T³umaczy³a na polski
Agata Buczko – do sprawy przek³adu powrócimy.
Ksi¹¿ka jest dobra, bo ciekawa i wcale
nie próbuje polskiego starego Lwowa przerabiaæ na jakiœ inny. S¹ to obrazki ¿ycia
miasta w ubieg³ych wiekach (po XIX) – ale
nie tego najbardziej nam znanego – eleganckiego, intelektualnego czy artystycznego,
lecz tego z drugiej strony medalu – plebejskiego, ubogiego i przestêpczego (jakie¿
miasto na œwiecie nie ma tej drugiej strony?). Mowa wiêc o krymina³ach i lochach,
policji i katach, o burdelach i prostytutkach,
o ¿ebrakach i naci¹gaczach, o knajpach,
pijaczynach, z³odziejaszkach i zabijakach,
o masonach i szpiegach oraz jeszcze o wielu
Wertuj¹c
wydawnictwa
Ostatnio sporo by³o w CL o Buczaczu.
I jeszcze pewien korespondent przys³a³ nam
dwa wypiski z Najnowszej Encyklopedii Powszechnej (Wydawnictwo Zielona Sowa,
Kraków 2005). Oto, co tam przeczytaliœmy:
Buczacz: miasto (14 tys. mieszk.
2002) na Ukrainie (obw. tarnopolski), nad
Stryp¹; prawa miejskie w XIV w.; w XVIII
w. potê¿na twierdza, od 1772 w zaborze
austr., 1919–39 w Polsce, od IX 1939 do
1991 w Ukraiñskiej SSR.
Niestety nie dowiedzieliœmy siê, co by³o
p r z e d 1772 rokiem. Nie w¹tpimy, ¿e ha-
72
innych sprawach krew w ¿y³ach mro¿¹cych.
Omawiane osoby nale¿¹ oczywiœcie do
ró¿nych narodowoœci. Wiêc wszystko w porz¹dku.
A przek³ad? T³umaczenie mo¿e byæ uznane
z grubsza za prawid³owe, ale co krok wychodz¹
jakieœ kwiatki. Ogólnie odnosi siê wra¿enie, ¿e
t³umaczka s³abo zna realia historyczne i lwowskie, a czego nie wie – t³umaczy ¿ywcem z ukraiñskiego (substrat ukraiñski?) lub dobiera s³owa
nie bardzo przystaj¹ce. Przyk³adem pierwsze s³owo tytu³u ksi¹¿ki: Szemrany... We Lwowie takie
s³owo nie by³o znane (sprawdziliœmy u Kurzowej),
to typowy warszawizm, rodem z Wiecha. Nazwiska i nazwy: nie Bazjuk, tylko Baziuk, nie Ho³owsko, lecz Ho³osko, nie Kalicza Góra, tylko Kalecza. Wiêzienie dla d³u¿ników to podobno szafliwka – w naszym ba³aku nie znane. Nie budynek,
D¹bczañskiego, lecz d o m (w tym znaczeniu
budynek to typowy rusycyzm).
Po naszemu nie burgraf, lecz burgrabia.
O cesarzu nie mo¿na mówiæ Jego Wysokoœæ, lecz
Jego Cesarska MoϾ, a Jego lub Jej WysokoϾ to
mo¿e byæ ktoœ z rodziny cesarskiej lub królewskiej, np. nastêpca tronu, siostra króla lub tp. A co
to jest metr elegancji (s. 38)? Zapewne z francuskiego maitre, ale po polsku tak siê nie mówi.
Raczej wzór albo arbiter...
Witold Szolginia nie by³ krakowskim architektem, lecz lwowsko-warszawskim.
Danuta Trylska-Siekañska (DTS),
Stanis³aw Sochaniewicz
s³o to by³o zrzynane z jakiejœ ukraiñskiej encyklopedii albo przewodnika. Nie napomkniêto nawet o zawartym w 1672 r. traktacie, moc¹ którego Turcja zajê³a czêœæ ziem
ukrainnych (st¹d owe pami¹tki tureckie w
Kamieñcu Podolskim), odebrane po kilkunastu latach. A g³ówne zabytki – jak przy
innych miastach? Polskie wydawnictwo wykaza³o tu brak odpowiedzialnoœci i ambicji.
Zajrzeliœmy do jeszcze innego has³a podobnego typu:
Brze¿any (Bere¿any): miasto (18 tys.
mieszk. 1991) na Ukrainie (obw. ¿ytomierski) nad rz. Z³ota Lipa; w po³. XIX w. zamek zamieniony na koszary i magazyny
wojsk., ob. w stanie ruiny; koœció³ farny,
po II wojnie œw. sala gimnastyczna, cerkiew ormiañska, cerkiew Œwiêtej Trójcy
(XVII w.), ratusz z 1811.
Wspania³e informacje: i ta o obwodzie
¿ y t o m i e r s k i m (ignoranci nie sprawdzili
nawet po³o¿enia!), i ta o zamku – jednym
z najwspanialszych dzie³ renesansu w Polsce (ze s³awnym koœcio³em zamkowym),
i ta o koœciele farnym – wszak póŸnogotyckim (ale nie pominiêto bli¿szej informacji
o cerkwi obrz¹dku wschodniego), i ta o ormiañskim koœciele, który nie nazywa siê
wcale cerkwi¹. Ciekawe, czy widzieli to specjaliœci od historii architektury i sztuki? Za
jedynie wa¿ne wiadomoœci o Brze¿anach
uznano takie, które dla h i s t o r y c z n e g o
z n a c z e n i a Brze¿an s¹ raczej marginalne (choæ s¹ to bolesne fakty). Wymieniono
ma³o istotny ratusz w Brze¿anach, natomiast
przy Buczaczu pominiêto jego najwa¿niejszy klejnot w skali ogólnopolskiej – rokokowy ratusz (a tak¿e inne zabytki). Jednym
s³owem daleko posuniêta niekompetencja
(a mo¿e po prostu swoista wybiórczoœæ?)
i dezinformacja na wielu planach.
Tu podejrzenie (niebezpodstawne): charakter uporczywie powtarzaj¹cych siê takich
w³aœnie „b³êdów” sugeruje staranne celowe
zamazywanie lub mieszanie historycznych
faktów. To nie wygl¹da tylko na ignorancjê.
Mo¿e ktoœ to narzuci³, a mo¿e „prywatna inicjatywa” osoby opracowuj¹cej? Wra¿enie
takie umacnia porównanie notek o zbrodniarzach niemieckich, np. Eichmannie, z notk¹
o nie mniejszym, a mo¿e jeszcze wiêkszym
zbrodniarzu – Banderze, bo tamten dzia³a³
na rozkaz Hitlera, a ten z w³asnej inicjatywy.
Nie ujawniono nazwisk osób, które to
opiniowa³y. A mo¿e nikt?
Wyj¹tkowy bubel. I drogi, bo bogato
wydany. Szkoda pieniêdzy na kupno.
Æ W „Rzeczypospolitej” 66/06 artyku³ J.
Matusza o Karcie Polaka dla rodaków
zamieszka³ych w pañstwie Ukraina. Sprawa nie nowa, ale staje siê tym bardziej istotna w zwi¹zku ze zbli¿aj¹cym siê wejœciem
Polski do uk³adu z Schengen, który spowoduje, ¿e Polacy zza wschodniej granicy, by
wjechaæ do RP, bêd¹ musieli wyrabiaæ drogie wizy. Prezeska Federacji Organizacji
Polskich nU. p. Emilia Chmielowa zwraca
uwagê, ¿e dla znacznej czêœci, zw³aszcza
osób starszych, kontakt z ojczystym krajem
bêdzie wtedy trudniejszy. Inny aspekt porusza p. W³adys³aw Strutyñski, prezes ZG Tow.
Kultury Polskiej w Czerniowcach: prace nad
Kart¹ wymagaj¹ ostro¿noœci i dyplomatycznego wyczucia. Karta da Polakom przede
wszystkim œwiêty spokój na granicy, przestan¹ z nas zdzieraæ pieni¹dze i traktowaæ
jak cudzoziemców. Ale w kategoriach politycznych taki dokument mo¿e zostaæ odebrany przez Ukraiñców jako nadanie nam –
obywatelom Ukrainy – specjalnych przywilejów. Dlatego te¿ nale¿y znaleŸæ dyplomatyczne rozwi¹zanie. Tak, ¿eby pomóc Polakom ze Wschodu i jednoczeœnie nie doprowadziæ do zadra¿nienia stosunków z Ukraiñcami. Wilk ma byæ syty i owca ca³a.
Artyku³ ma wydŸwiêk pozytywny, niestety
nadano mu brzydki tytu³: Polacy ze Wschodu znów
do ojczyzny po proœbie. Podejrzewamy, ¿e to
mo¿e ostatni wyczyn odchodz¹cego na szczêœcie redaktora naczelnego Grzegorza Gaudena,
który obj¹³ na czas pewien doskona³¹ niegdyœ
gazetê, redagowan¹ przez zmar³ego niedawno
œwietnego redaktora, £ukasiewicza. Ufamy, ¿e
nastêpny bêdzie bli¿szy postawie £ukasiewicza.
Z ostatniej chwili: Poniewa¿ G. Gauden nie
odchodzi z redakcji „Rzeczypospolitej”, a równoczeœnie pojawi³a siê w Polsce nowa ogólnopolska i bardzo dobra gazeta pt. „Dziennik” – mo¿emy ze spokojem zrezygnowaæ z tamtej, coraz
bardziej obcej nam ideowo.
Æ W swym cotygodniowym felietonie
w krakowskim „Dzienniku Polskim” (281/05)
W.A. Serczyk opisuje problem pewnej pani,
urodzonej w Zbara¿u w 1942 r., której
w PRL-owskim dowodzie osobistym wpisano (podobnie jak nam wszystkim): „Zbara¿
ZSRR”. [...] Zbara¿ i ZSRR? Tak po prostu,
jedno z drugim, do kupy razem? Miejsce,
jakie zapisa³o siê w historii bohaterskim
i skutecznym oporem obroñców przed Kozakami i ord¹ tatarsk¹ w 1649 r., potem
w niezapomniany sposób opiewanym na kartach Ogniem i mieczem przez Henryka Sienkiewicza? O tym w³aœnie Zbara¿u w Staro¿ytnej Polsce Micha³a Baliñskiego i Tymoteusza Lipiñskiego znajdziemy przecie¿ s³owa: Gniazdo rycerskiemi dzie³y s³awnego,
zamo¿nego i dobrze ojczyŸnie zas³u¿onego
domu ks. Zbaraskich, a na koniec, jak memento: Ruiny zamku œwiadcz¹ o dawnej jego
wspania³oœci i wiekami niespo¿ytej chwale
garstki rycerstwa. I teraz ni st¹d, ni zow¹d
„ZSRR”.
Kiedy ostatnio powsta³ problem nowego
dowodu osobistego, urzêdniczka uzna³a, ¿e
73
trzeba napisaæ identycznie, ze wzglêdu na
przynale¿noœæ pañstwow¹ owego miasta.
Ba, ale kiedy ta pani siê rodzi³a, to nie by³o
tam ani ZSRR, ani Polski, lecz niemiecki
„Reichskommisariat Ukraine”!
Có¿, takie bywaj¹ urzêdniczki. Ale tu
przypomnia³o siê nam zdanie (przytoczone
w poprzednim numerze CL) ks. bpa Trofimiaka z £ucka, który nam objawi³ ca³kiem
nowe spojrzenie nie tylko na historiê, ale
i na istotê œwiêtoœci. Kto zapomnia³, niech
siêgnie do poprzedniego numeru CL (1/06,
s. 52).
Æ Nie dziwi nas – bo przyzwyczailiœmy siê
– gdy dowiadujemy siê o a n t y p o l s k i e j
pisaninie w gazetach ukraiñskich, œciœlej
lwiwskich. Antypolskich – to nie znaczy przeciw pañstwu polskiemu ani ca³emu narodowi, lecz chyba gorzej – bo podlej: przeciw
ca³kiem bezbronnym lokalnym œrodowiskom
Polaków ¿yj¹cym po tamtej stronie ja³tañskiego kordonu, przeciw ich narodowym
wspólnotom, organizacjom, dzia³aczom,
a nawet nielicznym pozosta³ym koœcio³om,
gdzie zbieraj¹ siê Polacy.
Jak jednak oceniaæ, gdy taki w³aœnie
obrzydliwy materia³, dzia³aj¹cy na szkodê –
materialn¹ i moraln¹ – pognêbionej przez
ubieg³e dziesiêciolecia polskoœci, ukazuje siê
w piœmie krajowym? Oto w „Polityce” 11/05
zamieszczono artyku³ niejakiej Natalii Gañko
pt. Koœció³ niezgody, a wymierzony przeciw
polskiej wspólnocie, ubiegaj¹cej siê o zwrot
lwowskiego koœcio³a œw. Marii Magdaleny. Nie wiemy, kim jest Natalia Gañko (gdzie
j¹ znaleziono, i po co?), a czytaj¹c ten artyku³, podejrzewamy – mówi¹c delikatnie – o
negatywny stosunek do tzw. mniejszoœci
polskiej czy do Polaków w ogóle. Artyku³
utrzymany jest w tonie kpinki, a wzmacniaj¹
j¹ dobrane ilustracje i cytaty.
Nie wszyscy mo¿e Czytelnicy wiedz¹,
o co chodzi. Oto koœció³ œw. MM zosta³ we
wczesnych latach 60. zamieniony na salê
koncertow¹, bo posiada n a j l e p s z e
w ca³ym pañstwie Ukraina organy (nie zdo³ano ich zniszczyæ albo wynieœæ do sal koncertowych), a o ich klasie czytamy w artykule parokrotnie.
Chodzi wiêc w³aœnie o organy, i w tym
celu wyszydza siê spo³ecznoœæ polsk¹ we
Lwowie, która chce odzyskaæ k o œ c i ó ³.
Nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e celem artyku³u
74
w k r a j o w y m tygodniku jest wiêc oœmieszenie wobec opinii publicznej w RP starych babek (polskich oczywiœcie), które egzorcyzmami i z kiczowatymi figurkami staj¹
przeciw „wysokiej kulturze”.
Tak¹ niewybredn¹ drogê argumentowania wybieraj¹ sobie ukraiñscy nacjonaliœci.
Ich brzydki interes jesteœmy w stanie zrozumieæ, bo to i c h interes. Trudno jednak
zrozumieæ, dlaczego polskie czasopismo –
co prawda o komunistycznym rodowodzie –
pozwala sobie na publikacjê tak obrzydliwej
napaœci (tak: mniej czy bardziej zawoalowanej napaœci) na niedobitki polskoœci we
Lwowie.
Obywatelom redaktorom z „Polityki” pragniemy zwróciæ uwagê (mo¿e sami nie zauwa¿yli) na taki w³aœnie generalnie stosunek do Polaków w pañstwach ukraiñskim,
bia³oruskim i litewskim. I nie zdarza siê, by
w prasie tamtych pañstw mo¿na by³o wydrukowaæ jakiekolwiek materia³y poni¿aj¹ce ich mniejszoœci narodowe w RP.
Kim s¹ wiêc redaktorzy „Polityki”?
A Natalia Gañko?
Æ Najnowsze numery „Na Placówce”
(niezale¿ne pismo regionalne obozu niepodleg³oœciowego, nr 4/05 i 1/06) przynosz¹
jak zwykle sporo materia³u œwiadcz¹cego
o pamiêci o Ziemiach Wschodnich. W obu
przede wszystkim: Nasze Kresy – strona
poœwiêcona Kresom Wschodnim oderwanym od Polski w wyniku zbrodniczej napaœci s¹siadów i zdrady sojuszników. Winietka:
rysunek panoramiczny Lwowa, obok motto:
Gdziekolwiek nas ¿ycie zagna³o / T a m
czeka rodzinny nasz próg / Pó³ serca we
Lwowie zosta³o / Do Lwowa wrócimy, da
Bóg! Ni¿ej wiersze: w pierwszym z nich
Józefa Têczy (Dar³ówko), w drugim Rozmowa z ksiê¿ycem Mariana Hemara, przeniesiona z naszego kwartalnika (3/05), co
oczywiœcie lojalnie wyjaœniono.
Ponadto – w pierwszym o Karcie Polaka
dla Kresowian – redakcja silnie popiera premiera Marcinkiewicza, który powo³a³ specjalny zespó³ roboczy w celu opracowania
i wdro¿enia takiego dokumentu, który u³atwi³by im przyjazdy do Kraju, dostêp do szkó³
publicznych i opiekê medyczn¹ – jak dla
obywateli RP. W drugim du¿e og³oszenie na
s. 4 ok³adki o majowej wycieczce do Lwowa
i Krzemieñca.
Dobrze mieæ takich przyjació³ na Podhalu! Dziêkujemy.
Æ Jest takie czasopismo „Wios³o” – zapewne organ naszych kajakarzy. W numerze
2–3/05 ukaza³a siê tam relacja o sp³ywie
Dniestrem, napisana przez Celinê Mróz pt.
Prze³omy Dniestru, prze³omy historii. Rzecz
napisana sympatycznie i zachêcaj¹co, jednak zwraca uwagê zerowa orientacja autorki w sprawach geograficzno-historycznych
tamtych stron – niestety nie do koñca wyprostowana.
Ju¿ pierwsze s³owa artyku³u bulwersuj¹: Ze
zdziwieniem odkryliœmy, ¿e nad Dniestrem le¿y
Halicz, Zaleszczyki [!] i Chocim [!!], a w pobli¿u
znajduje siê Lwów [!!!], Stanis³awów i Kamieniec
Podolski. Z tak¹ rozbrajaj¹c¹ szczeroœci¹ spotykamy siê w relacji parokrotnie, jednak autorka
zrobi³a wysi³ek, by swoj¹ pokoleniow¹ ignorancjê
pokonaæ. Wziê³a siê wiêc nie tylko za Trylogiê,
ale i za Historiê Polski Jasienicy, odtwarzaj¹c
z niej dzieje Ksiêstwa Halickiego i przejêcia tych
ziem przez Kazimierza Wielkiego. Niestety wysi³ek ten nie móg³ byæ w pe³ni skuteczny, bo Jasienica pisa³ swoj¹ historiê przed kilkudziesiêciu laty,
a dziœ wiemy o wiele wiêcej, poniewa¿ zosta³a ju¿
szczêœliwie prze³amana d e z i n f o r m a c j a
o p r a r u s k o œ c i tamtego obszaru. Niestety
w szko³ach nikt jeszcze nie uczy o Lêdzianach
i o tym, ¿e Kazimierz Wielki ten kraj pra-Polaków
nie zdoby³, lecz dla Polski odebra³.
Autorka zachwyci³a siê krajobrazem
i zabytkami – poznawa³a je i opisa³a z pe³nym entuzjazmem. Podkreœla dobre nastawienie zwyk³ych ludzi i poczucie bezpieczeñstwa. By³o ich troje – p³ynêli kajakami od
Rozwadowa (rejon Miko³ajowa), po drodze
zwiedzali miasteczka i zamki: Halicz, Rakowiec, Zaleszczyki, Okopy œw. Trójcy, ¯waniec, Chocim, Kamieniec Podolski, a zakoñczyli w Mohylowie (ju¿ za Zbruczem).
Æ Pan Wojciech Wilczek z Zakopanego
przys³a³ nam niezwykle ciekawy i piêknie
wydany numer 4/05 czasopisma tatrzañskiego, zatytu³owanego „Tatry TPN”,
dotychczas zupe³nie nam nieznanego (na
nasze usprawiedliwienie – kwartalnik ten
wychodzi od niedawna. W numeracji ci¹g³ej to dopiero nr 14). Jest tam artyku³ p.
Wilczka zatytu³owany: £yczakowska Ksiêga Tatr. Na samym wstêpie wymienia najwa¿niejsze nekropolie polskie, na których
spoczywaj¹ wielcy mi³oœnicy Tatr: krakowska Ska³ka i Rakowice, Pow¹zki w Warszawie i £yczaków.
Czytamy wiêc liczne nazwiska pochowanych na £yczakowie literatów, malarzy
i rzeŸbiarzy, naukowców, którzy w swoim
¿yciu mieli taki czy inny zwi¹zek z Tatrami.
A wreszcie taterników, a wœród nich przede
wszystkim Romana Kordysa, inicjatora Karpackiego Towarzystwa Narciarzy (TPN).
Wœród naukowców czo³owe miejsca zajmuje Oswald Balzer, obroñca Morskiego Oka;
wœród literatów Seweryn Goszczyñski.
W sumie by³o ich wielu.
Autor artyku³u zwraca siê do nas z proœb¹ o ewentualne wskazanie dok³adnych
miejsc pochówku (nr pola) nastêpuj¹cych
osób: Andrzej Bronis³aw Grabowski, malarz;
ks. Eugeniusz Janota, taternik, autor przewodników; Zygmunt KoŸmiñski, zoolog
i hydrobiolog. W sposób szczególny Autor
zainteresowany jest miejscem spoczynku
Gustawa Lettnera – w tej sprawie zamieszczamy osobny apel.
Æ Przegl¹daj¹c wydawany w Krakowie
Tygodnik Rodzin Katolickich „ród³o” z okresu jesieñ 2004 – luty 2006 (i zapewne dalej), natrafia siê na cykl reporta¿y Marka
A. Koprowskiego z jego wêdrówek po terenach by³ego Zwi¹zku Sowieckiego. Autor
dotar³ do miejscowoœci, gdzie ¿yj¹ Polacy
lub ich potomkowie i gdzie dzia³aj¹ parafie
rzymskokatolickie. W swych relacjach pisze
o historii, o korzeniach tamtejszych mieszkañców i o wspó³czesnym ¿yciu wspólnoty.
Bardzo ciekawe.
Najwiêcej artyku³ów dotyczy terenów
nam najbli¿szych, tj. Wo³ynia i Podola, ale
jest i o Kazachstanie, Dalekim Wschodzie
i dalekiej Pó³nocy, o Irkucku, Moskwie i Petersburgu. W CL 1/05 pisaliœmy o ksi¹¿ce
tego¿ autora pt. Wo³ynia dzieñ dzisiejszy,
mo¿e wiêc bêdzie nastêpny tom? (DTS)
Æ Natrafiliœmy na nieznane nam dot¹d pisemko wydawane w Krakowie: „Cuda i ³aski
Bo¿e. Miesiêcznik rodzin katolickich”, które
swój nr 2/06 (26) poœwiêci³o postaci œw. abpa
Józefa Bilczewskiego. Ma³o tam stosunkowo o Lwowie (choæ pokazano zdjêcie pa³acu
arcybiskupiego), najwiêcej oczywiœcie o udokumentowanych cudach Œwiêtego z ostatnich czasów. Jednym z uzdrowionych by³
75
Marcin Gawlik z Wilamowic, który jako 5-letnie dziecko w 1995 r. uleg³ groŸnemu poparzeniu twarzy, gro¿¹cemu d³ugotrwa³ym leczeniem, martwic¹, przeszczepami i zniekszta³ceniem twarzy. Tymczasem ch³opiec –
wbrew opiniom wielu lekarzy – wyszed³ z tego
bez szwanku. Wyleczenie to uznano za cudowne, przypisuj¹c je modlitwom wznoszonym w Wilamowicach poprzez ich krajana,
ówczesnego kandydata do chwa³y o³tarza.
Przypadek ten – jako medycznie niewyt³umaczalny – zosta³ uznany za cud w procesie
beatyfikacyjnym Józefa Bilczewskiego.
W 2001 r. na zaproszenie ks. kard. Mariana Jaworskiego rodzina Gawlików z Marcinem uda³a siê do Lwowa na uroczystoœæ
beatyfikacji Józefa Bilczewskiego. Na za³¹czonym zdjêciu Ojciec œw. b³ogos³awi Marcina, w g³êbi kardyna³ Jaworski.
Æ W krakowskim „Dzienniku Polskim” 30/
06 znalaz³a siê rozmowa J. Ciosek z Iren¹
Delmar, aktork¹ Teatru Polskiego ZASP
w Londynie oraz prezesk¹ Zwi¹zku Artystów Scen Polskich za Granic¹. I. Delmar
opowiada o swoim ¿yciu i dzia³alnoœci artystycznej, a przy okazji wspomina:
[...] Teatr Polski zrodzi³ siê z teatralnych
grup ¿o³nierskich: tych z I Korpusu Wojska
Polskiego w Szkocji, Czo³ówki Lotniczej
prowadzonej przez Leopolda Skwierczyñskiego i L w o w s k i e j F a l i prowadzonej
przez Wiktora Budzyñskiego, pomys³odawcy Weso³ej Lwowskiej Fali ze s³ynnymi bohaterami Szczepciem i Toñciem. [...]
Nastêpnie, przypominaj¹c aktorów, na
pierwszych miejscach wymienia Zofiê Terne (z teatrzyków warszawskich) i zaraz
potem gwiazdy lwowskie W ³ a d ê M a jewsk¹ i Renatê Bogdañsk¹-And e r s o w ¹, a dalej m.in. Fryderyka Jarossego i in. G³ównym re¿yserem by³ oczywiœcie Marian Hemar, który przygotowa³ ponad 30 premier.
Æ W ci¹gu ostatnich miesiêcy „Nasz Dziennik” w swych sobotnio-niedzielnych numerach prezentuje sylwetki wybitnych lwowian XX wieku*, pisane przez Piotra Czartoryskiego-Szilera. Na Bo¿e Narodzenie ’05
by³ Marian Hemar – cz³owiek urzeczony polskoœci¹, w styczniu ’06 kolejno: Rudolf Weigl
– odkrywca szczepionki przeciwtyfusowej,
Stefan Banach – wybitny polski matematyk,
76
Kornel Ujejski – piewca narodowy, Wincenty Pol** – twórca „Mohorta”, w lutym: Witold
Szolginia – zakochany we Lwowie, Karolina
Lanckoroñska – wybitny mecenas kultury
polskiej, Henryk Arctowski – badacz krain
polarnych.
Cieszymy siê, ¿e ND przywraca w naszym narodzie œwiadomoœæ o lwowskoœci
tych wielkich Polaków. Bo rodacy zapominaj¹ o tym coraz bardziej.
*
Oczywiœcie chodzi o w s z y s t k i c h, którzy
byli zwi¹zani z Ma³opolsk¹ Wschodni¹.
** Tê postaæ dzielimy z Lublinem i Krakowem.
Æ W poprzednim numerze donosiliœmy, ¿e
krakowski „Dziennik Polski” drukuje co niedziela s³ownik – Kto jest kim w Krakowie
i wymieniliœmy osoby z naszego œrodowiska tam przedstawione. Oto kolejne (I, II
’06): Barbara Koœcik (cz³onek redakcji CL,
kierowniczka Klubu „Zau³ek”, gdzie spotykaj¹ siê co miesi¹c krakowscy lwowiacy);
Henryk Kleinrok (in¿ynier, tarnopolanin,
dzia³acz Ko³a Tarnopolan przy TMLiKPW
w Krakowie – niestety nie poinformowa³
o tym czytelników); Leszek Martini (dr in¿ynier, prezes Ko³a Samborzan, redaktor
rocznika); Barbara Cza³czyñska (pisarka,
d³ugoletnia prezeska KIK w Krakowie i niemal od pocz¹tku autorka felietonów w CL).
Æ W nrze 48 s „Dziennika Polskiego” ukaza³o siê ponadto obszerne wspomnienie
E. Owsiany o zmar³ej niedawno w Krakowie
dr med. Marii Leñczyk (1918–2005). Urodzi³a siê w Drohobyczu, szko³y skoñczy³a we
Lwowie (matura w Gimnazjum Królowej Jadwigi). Rozpoczê³a studia na wydziale Matematyczno-Przyrodniczym UJK, lecz zamierza³a przenieœæ siê na medycynê – niestety
wybuch³a II wojna. W obawie przed wywózk¹ rodzina w 1940 r. wyjecha³a ze Lwowa do
GG. Wraz z siostr¹ nale¿a³a do AK, uczestniczy³a w tajnym nauczaniu. Po wojnie ukoñczy³a studia medyczne w Krakowie, a w latach 50. wyjecha³a wraz z ekip¹ polskiego
szpitala wojskowego do Korei, by ratowaæ
ofiary wojny. Po powrocie pracowa³a przez
wiele lat na oddziale chirurgicznym krakowskiego Instytutu Onkologii, póŸniej w Klinice
Chirurgicznej AM. Wszêdzie tam zyska³a najlepsz¹ opiniê jako lekarz, operator i dydaktyk
obdarzony niezwyk³¹ charyzm¹.
W r. 1972 dr Leñczyk zosta³a zaproszona przez kardyna³a Wojty³ê do zespo³u lekarzy, który utworzy³ pierwsze w Polsce Hospicjum œw. £azarza dla terminalnie chorych,
g³ównie onkologicznych. Tam pracowa³a
przez szereg lat, do czasu gdy jej w³asny
stan zdrowia to umo¿liwia³. Kolejne parê lat
spêdzi³a u swej siostry Jadwigi Machnickiej
w Dobczycach. A zmar³a – w Hospicjum œw.
£azarza w Krakowie.
Æ Na wysokoœci zadania stanê³a „Gazeta
Krakowska” (z 23 XII ’05), drukuj¹c sprawiedliwy felieton red. R. Niemca, zwi¹zany
z t e g o r o c z n y m (2006 r.) jubileuszem
100-lecia s³ynnych krakowskich klubów,
„Cracovii” i „Wis³y”. Pisze pan Redaktor:
[...] Podchodz¹c z pe³n¹ atencj¹ do
wielkiej, okr¹g³ej rocznicy naszych klubów,
gwoli historycznej sprawiedliwoœci, nale¿y
uprzytomniæ wspó³czesnym, ¿e Cracovia
i Wis³a w chwili narodzin mia³y we Lwowie...
starsz¹ siostrê! W 1906 liczy³a prawie trzy
lata i funkcjonowa³a pod nazw¹ Czarnych,
a wylêg³a siê z utworzonego przez uczniów
I. Szko³y Realnej I. Lwowskiego Klubu Pi³ki
No¿nej – S³awy. Przez ca³e miêdzywojenne
dwudziestolecie w³aœnie ten pierwszoligowy klub za¿ywa³ zaszczytu pierworodnej organizacji w rodzinie polskiego futbolu. Po
poczdamskich decyzjach, w wyniku których
miasto Lwów pozosta³o poza granicami
Rzeczypospolitej, by³o grub¹ niepoprawnoœci¹ polityczn¹ oficjalne powo³ywanie siê na
to przodownictwo. Poniewa¿ ¿ycie pró¿ni nie
znosi, utar³a siê wiadoma konstelacja o Cracovii i Wiœle (uzurpatorskich, sztucznie postarzaj¹cych siê klubów nie liczê). Szykuj¹c
siê do dubeltowych uroczystoœci, my – krakowscy sympatycy sportu – nie mo¿emy
przejœæ obojêtnie wobec pamiêci o lwowskich klubowych pobratymcach, którym nie
dane by³o œwiêciæ [swojego] stulecia.
Niezwykle szlachetn¹ inicjatyw¹ w tym
kontekœcie popisa³o siê œrodowisko krakowskich AZS-iaków. Z inicjatywy jego Rady
Seniorów, dzia³aj¹cej pod przewodnictwem
prof. dr. hab. Andrzeja Pelczara, przywrócono nale¿ne miejsce w historycznym porz¹dku lwowskiemu Akademickiemu Zwi¹zku Sportowemu. Powsta³ on w 1906 r. jako
AZS M³odzie¿y Polskiej, a odtworzony
w 1922 r. w okresie II Rzeczypospolitej odgrywa³ czo³ow¹ rolê, nie tylko w sporcie aka-
demickim. Podczas œwi¹tecznego spotkania
krakowskich akademików-seniorów uczczono przypadaj¹c¹ niebawem stuletni¹ rocznicê lwowskiej inicjacji. Zebrani w auli Uniwersytetu Jagielloñskiego, w obecnoœci JM
Rektora prof. dr. hab. Karola Musio³a, wys³uchali referatów o genezie AZS, opartego
o studentów Uniwersytetu Jana Kazimierza
i Politechniki Lwowskiej, a tak¿e o jego najwa¿niejszych osi¹gniêciach sportowych i wychowawczych.
Wymiar moralny spotkania w istocie
sprowadzi³ siê do dobitnego podkreœlenia
prawdy historycznej. Tym cenniejsza jest
postawa krakowian, ¿e spontanicznie oddali ho³d i dali wyraz pierwszeñstwa AZS
Lwów, chocia¿ przez 60 lat za datê urodzin
AZS uchodzi³a inicjatywa z roku 1908 (oficjalne zatwierdzenie – 1909), zwi¹zana nie
tylko z naszym miastem, ale i gmachem
Collegium Novum. Symboliczne przypomnienie lwowskich korzeni spod znaku Gryfa
jest refleksj¹ inspiruj¹c¹ przysz³oroczne
obchody [tzn. w 2006 r. – przyp. red.].
Serdecznie dziêkujemy p. Redaktorowi
za te sprawiedliwe s³owa. Jak to mi³o wreszcie us³yszeæ prawdê!
Æ Przed niespe³na dwoma laty (CL 3/04)
omawialiœmy ksi¹¿kê R. Przybylskiego,
Krzemieniec. Opowieœæ o rozs¹dku zwyciê¿onych. Ksi¹¿ka ta by³a nominowana do
tegorocznej nagrody „Nike”, niestety przegra³a w konkurencji z ksi¹¿k¹ Gnój W. Kuczoka.
Coœ w tym jest, prawda?
Æ W codziennym kalendarium „Dziennika
Polskiego” (66/06) znaleŸliœmy nieoczekiwan¹ „kropkê nad i” do naszego omówienia
ksi¹¿ki wydanej przez zatroskanego mecenasa Widackiego na temat niebywa³ego
(jego zdaniem) analfabetyzmu przed wojn¹
na Kresach Wschodnich (patrz CL 1/06,
s. 66–68). Otó¿ w kalendarium pod dat¹
18 III 1927 czytamy, ¿e zakoñczy³y siê trwaj¹ce od pocz¹tku listopada kursy czytania
i pisania dla ¿o³nierzy analfabetów. W Krakowie ukoñczy³o je 1299 ¿o³nierzy. No
i bardzo dobrze, tak robiono co roku w ca³ej
Polsce.
Danuta Trylska-Siekañska (DTS),
Kazimierz Selda
77
Internet
Æ W internetowym Portalu Mi³oœników
Dawnego Szczecina (!) znaleŸliœmy informacjê o lwowskim pomniku Kornela Ujejskiego, który do tego miasta trafi³ w 1956,
po paru latach – od ekspatriacji – pobytu
w parku Wilanowskim w Warszawie.
W Szczecinie jest on najstarszym polskim
monumentem, stoi na skwerze przy pl. Zwyciêstwa, w pobli¿u Bramy Portowej. WyrzeŸbi³ go w 1901 r. Antoni Popiel, a we Lwowie
sta³ na ul. Akademickiej, na wprost Kasyna
Miejskiego.
Autor informacji pisze: Twórczoœæ i dzia³alnoœæ polskiego poety nie pasowa³a jednak do wzorów ideologicznych propagowanych przez PRL. Na fali popaŸdziernikowej
odwil¿y wyra¿ono wprawdzie zgodê na jego
Listy do redakcji
Nadszed³ do nas list z dalekiej Australii
od p. Kitaszewskiego, do którego dotar³y
numery CL z roku 2004. Lektura naszego
kwartalnika poruszy³a w nim nabrzmia³e
wspomnienia i ¿ale. Z bardzo d³ugiego listu
widaæ, jak uwa¿nie przez kilkadziesi¹t lat
œledzi wydarzenia polityczne, dotycz¹ce
Polski, a w szczególnoœci Ziem Wschodnich. Przytacza, kiedy i kto ze œwiatowych
decydentów w czasie II wojny œwiatowej
ustala³ nasze granice, kto próbowa³ oponowaæ Stalinowi (W. Brytania), a kto godzi³ siê
na warunki Stalina (USA). Sojusznika wrêcz
nazywa zdrajcami. Pan Kitaszewski pisze:
Zachód ba³ siê przeciwstawiæ Stalinowi, bo
Stalin mo¿e bêdzie chcia³ znowu dogadaæ siê
z Hitlerem lub zwlekaæ z dzia³aniem na froncie
i ciê¿ar wojny spadnie na nich. Sprawa rekompensaty za Ziemie Wsch.[odnie] na Zachodzie by³a
brana, ¿e to ekspansja Rosji na zachód, to Polsce daæ jak najmniej, najmniej skrzywdziæ Niemców. [...] daj¹c Polsce dalej na zachód, to ekspansja sowietów dalej na zachód, to aby zatrzymaæ sowieck¹ ekspansjê odmawiali Polsce, ale
nie stosowali tej zasady do Ziem Wschodnich.
78
postawienie w Szczecinie, ale zrobiono to
po cichu. W prasie zabrak³o zdjêæ i przemówieñ, które zazwyczaj takim historycznym
momentom towarzysz¹. Byæ mo¿e w³adze
obawia³y siê zbyt du¿ego zainteresowania
pomnikiem ze strony mieszkañców. Organizuj¹c publiczne ods³oniêcie, musiano siê
liczyæ z potrzeb¹ ujawnienia, sk¹d tak naprawdê przyby³ on do Szczecina. Wolano
wiêc nie ryzykowaæ i ostatecznie pomnik ods³oniêto na kilka dni przed Bo¿ym Narodzeniem, w chwili, w której wiêkszoœæ mieszkañców zaprz¹tniêta by³a przygotowaniami
do œwi¹t.
Przypomnijmy, ¿e Kornel Ujejski (1823–1897)
urodzi³ siê w Beremianach w Tarnopolskiem, zmar³
w Paw³owie k. Radziechowa. By³ autorem „Chora³u” – Z dymem po¿arów... (1847), który w okresie
zaborów pe³ni³ funkcjê naszego hymnu narodowego. Poeta spocz¹³ na cmentarzu w Paw³owie.
...muszê przyznaæ, ¿e Giedroyæ odniós³ sukces, bo przez te lata tak zwanej niepodleg³oœci
sporo przeczyta³em pism kresowych, ale nigdzie
nie znalaz³em ani s³owa, aby ¿¹daæ zwrotu Ziem
Wschodnich, ¿e te ziemie s¹ pod obcym zaborem [...] nasi sojusznicy bez zgody rz¹du polskiego oddali je Stalinowi.
W drugiej czêœci d³ugiego listu autor daje
przyk³ady taræ w ³onie emigracji australijskiej
o symbole, o herby na sztandarach lub na
œcianach w lokalach oraz o teksty intencji
mszalnych. Krytycznie ocenia czasopisma,
stowarzyszenia, wypowiedzi, dbanie o tzw.
poprawnoœæ polityczn¹, aby nie uraziæ Ukraiñców lub Litwinów. Polemizuje z tymi, którzy pogodzili siê ze stanem faktycznym,
a sam wierzy w „nierealne mrzonki” i marzy
o powrocie Ziem Wschodnich do Polski.
(Z listu nie wynikaj¹ ¿adne dane biograficzne autora, oprócz tego, ¿e jest ju¿
w powa¿nym wieku i bardzo uczuciowo zaanga¿owany w sprawy kresowe.)
Pañski list bardzo trafi³ nam do serca.
Bardzo dziêkujemy, ¿e wybra³ Pan nas jako
adresatów. List ten zapewne jeszcze wykorzystamy. Serdeczne pozdrowienia i ¿yczenia.
Wielk¹ i mi³¹ niespodziank¹ by³o dla nas
nadejœcie przesy³ki z Czerniowiec od p. Jadwigi Kuczabiñskiej, by³ej – przez trzy ka-
dencje – a dziœ honorowej prezeski Towarzystwa Kultury Polskiej w stolicy Bukowiny,
Czerniowcach. Pani¹ Jadwigê pamiêtamy
w Krakowie dobrze z jej parokrotnych tu pobytów na spotkaniach z Polakami zza
wschodniego kordonu. Pani Jadwiga napisa³a do nas tak:
Szanowna Redakcjo! Rzadko dociera do mnie
Wasz Kwartalnik. Lecz gdy ju¿ dotar³, czytam go po
kilkanaœcie razy, a potem przekazujê kole¿ankom.
Gdy siê spotkamy, dyskutujemy na temat przeczytanych artyku³ów. Tak du¿o jest wa¿nego, ciekawego i problemowego. Dla nas, ¿yj¹cych poza Krajem, Wasz kwartalnik jest jak dobry ³yk Ÿródlanej,
czystej wody, której nam tak brak w ¿yciu polonijnym w tym kraju. Du¿o dajecie tak nam potrzebnej
wiedzy, której my sami zdobyæ nie mo¿emy.
Dla mnie Lwów by³ i nadal jest miastem polskim. A w zwi¹zku z tym, ¿e moi przodkowie czêœciowo pochodzli ze Lwowa, pozwalam sobie
przekazaæ moje wiadomoœci i wspomnienia
o rodzinie. Myœlê, ¿e jest to nie tylko opowieœæ
rodzinna, równie¿ mo¿na odczuæ klimat ¿ycia Polaków na Bukowinie do I i II wojny i po wojnach,
jak równie¿ w dniach dzisiejszych. Nie jestem historykiem, ale mo¿e warto, ¿eby dzisiejsze pokolenie wiedzia³o, choæ w tak prostej formie, ¿e Polacy ¿yj¹ poza jej granicami, a osobliwie na Wschodzie. [...] Z ca³ego serca dziêkujê w imieniu tutejszych Czytelników i osobiœcie ca³emu Zespo³owi
Kwartalnika za œwiêt¹ sprawê, któr¹ Wasza prac¹ wykonujecie. I szczêœæ Wam Bo¿e!
Nades³ane przez Pani¹ Jadwigê opracowania to: „Historia Polaków na Bukowinie”, „Koœció³ rzymskokatolicki na Bukowinie”, „Górale czadeccy w krainie bukowiñskiej”, wspomnienia o zas³u¿onych Polakach
w Czerniowcach, a wreszcie wspomnienia
o w³asnej rodzinie, zwi¹zanej przez parêset
lat ze Lwowem. Te ostatnie wejd¹ oczywiœcie w sk³ad Archiwum Wschodnich Ma³opolan. Wszystkie nades³ane materia³y przeka¿emy z czasem do Instytutu Polskiego
Dziedzictwa Historii i Kultury Kresów
Wschodnich. Ale wczeœniej bêdziemy je
wykorzystywaæ w naszym kwartalniku.
Serdecznie dziêkujemy, Pani Jadwigo,
za materia³y i mi³e s³owa! Szczêœæ Bo¿e!
Niezwykle ciekaw¹ dla nas przesy³kê
otrzymaliœmy z Instytutu Wydawniczego
„Œwiedectwo” w Bydgoszczy. Redaktor Naczelny p. Stefan Pastuszewski pisze:
Z du¿¹ satysfakcj¹ zapoznaliœmy siê z 38 numerem „Cracovia–Leopolis”. To wspania³e, co ro-
bicie! Bardzo fachowe. Nas, jako Inflantczyków
zaciekawi³ tekst pt. Z Estonii w lwowskie Roztocze.
Tu ma³e sprostowania: 1. £otysze to nie tylko
Kurowie, ale przede wszystkim £atgalowie, Zemga³owie i Selowie; 2. Ba³tami s¹ równie¿ Litwini;
3. Dok³adniej: Estoñczycy i Finowie to najpierw
Ba³tofinowie, a póŸniej Ugrofinowie; 4. Po polsku
nie Rewal, ale Rewel, a po estoñsku Tallinn; 5.
Pó³nocna Estonia najpierw by³a w rêkach duñskich. S¹ to drobiazgi, ale faktograficzne.
Chcemy nawi¹zaæ wspó³pracê. Bardzo liczymy na kontakt z Jerzym Krusensternem. Czy
mo¿na prosiæ o jego adres tudzie¿ kserokopiê
inflanckiej czêœci pamiêtników Karola Krusensterna?
Do przesy³ki do³¹czono 10 numerów
czasopisma „Œwiat Inflant” – w podtytule:
„Pismo literacko-naukowe” – które wychodzi w Bydgoszczy ju¿ od trzech lat. Mowa
tam jednak nie tylko o Inflantach, ale te¿
o £otwie, Litwie i WileñszczyŸnie, a nawet
o Tatarach osiad³ych od wieków w naszych
pó³nocno-wschodnich regionach. To bardzo
ciekawe i p o w a ¿ n e czasopismo, jak zrozumieliœmy, jest organem Bractwa Inflanckiego, o którego istnieniu – jak i o piœmie –
nie mieliœmy pojêcia. Dziêkujemy i chêtnie
podejmiemy wspó³pracê, nawi¹zuj¹c równie¿ do idei Instytutu Polskiego Dziedzictwa
Historii i Kultury Kresów Wschodnich.
List z Warszawy od ks. Barbary Czartoryskiej. Czytamy m.in.:
Zamieszczaj¹ Pañstwo równie¿ legendy
i opowieœci dotycz¹ce naszych stron. Przysz³o mi
na myœl, ¿e mo¿e przydadz¹ siê dwa opowiadanie zamieszczone we wspomnieniach z dzieciñstwa mojej œp. Matki (niestety wspomnienia ograniczaj¹ siê do wczesnego dzieciñstwa). Jedno to
legenda o malarzu, którego obrazy wisia³y w koœciele w ¯urawnie (obawiam siê, ¿e sp³onê³y wraz
z koœcio³em). Nie znam Ÿród³a legendy. Drugie to
opowiadanie o Jaxie na podstawie akt s¹dowych
z Rohatyna. Wiem, ¿e interesuj¹cy siê XVII wiekiem historyk badaj¹cy akta s¹dowe w tym mieœcie mieszka³ jakiœ czas u mych rodziców, a mo¿e
dziadków, w ¯urawnie i opowiada³ o swych ciekawych znaleziskach. Niestety nie pamiêtam
(a mo¿e nigdy nie zna³am) jego nazwiska, ani
kiedy to by³o. Obie historie nie s¹ zmyœlone,
a jedynie literacko przekszta³cone przez moj¹ Matkê. Za³¹czam je.
Bardzo dziêkujemy, tak¿e za pochwa³ê
naszego kwartalnika. Oba teksty zamieœcimy
w nastêpnym numerze (bo ten ju¿ „kopiaty).
79
Archiwum
255 LAT TEMU
W STANIS£AWOWIE
Poeta Franciszek Karpiñski tak opisuje pogrzeb Józefa Potockiego, hetmana
wielkiego koronnego, na którym by³ obecny w Stanis³awowie:
Koœció³ ca³y adamaszkiem od wysokich
gzymsów a¿ do do³u wybity, gêsto lampami oliwnymi oœwiecony, mia³ ogromny
w œrodku katafalk, aksamitem ponsowym,
ze z³otymi frêdzlami, œwiat³em, portretem,
herbami, bogatymi znakami po wezg³owiach po³o¿onymi przyozdobiony. Od drzwi
koœcielnych a¿ do katafalku, na kroków
kilkadziesi¹t, posadzka z tarcic umyœlnie
dana, a¿eby bohaterowie wojskowi na koniach wpadaj¹c wiêcej ³oskotu czynili. ¯a³owa³em na krzywdê Bo¿¹, kiedy dla cz³owieka hetmana z Domu Bo¿ego stajniê zrobiono. Wje¿d¿ali w najwiêkszym koñskim
biegu wybrani rycerze po jednemu, i ten
z nich kruszy³ kopi¹ przy herbie bêd¹cym
u nóg trumny hetmañskiej, inny ³ama³ szpadê, inny rzuca³ pa³asz, inny strza³y, inszy
chor¹giew, inszy buñczuk, inszy sztandar.
Kiedy zaœ z³amawszy swoje narzêdzie przy
nogach trumny, spada³ z konia, niby ¿al po
swoim hetmanie udaj¹c, a dwom z tych
bohaterów nie uda³o siê wyradziæ skruszenia chor¹gwi i sztandaru, bo œwiece na
katafalku porozrzucali, ale uda³o siê spadnienie z koni, bo byli dobrze pijanymi.
(wg Magazyn GW 2/97. A. Osêka, Marnoœæ
paradna)
JÓZEF POTOCKI (1673–1751), wojewoda kolejno kijowski i poznañski, hetman w. koronny,
kasztelan krakowski. Zmar³ w Za³oŸcach, pochowany w kolegiacie stanis³awowskiej. Jego g³ówn¹ siedzib¹ by³ Stanis³awów, otacza³ go szczególn¹ opiek¹. Mia³ dobra w Stanis³awowskiem
i Tarnopolskiem, dzier¿y³ liczne starostwa. Ufundowa³ koœció³ i klasztor Jezuitów oraz klasztor
Trynitarzy w Stanis³awowie, koœció³ w Krotoszynie, koœció³ parafialny w Zbara¿u, cerkiew w Brodach, klasztor Dominikanów w Tarnopolu, wspó³fundowa³ koœció³ Dominikanów we Lwowie.
Niniejszy numer CRACOVIA-LEOPOLIS zosta³ wydany przy pomocy finansowej
Wydzia³u Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzêdu Miasta Krakowa.
Redakcja sk³ada serdeczne podziêkowanie w imieniu Czytelników, Autorów i w³asnym
Czasopismo Oddzia³u Krakowskiego
Towarzystwa Mi³oœników Lwowa i Kresów Po³udniowo-Wschodnich2
Redaguje zespó³: Andrzej Chlipalski (redaktor naczelny), Barbara Koœcik, Janusz M. Paluch
Rada Redakcyjna: Andrzej Chlipalski, Barbara Cza³czyñska, Ireneusz Kasprzysiak, Barbara Koœcik,
Romana Machowska, Janusz M. Paluch, Krystyna Stafiñska, Barbara Szumska, Maria Taszycka,
Danuta Trylska-Siekañska, Marta Walczewska
Adres redakcji: Towarzystwo Mi³oœników Lwowa i Kresów Po³udniowo-Wschodnich
31-111 Kraków, ul. Pi³sudskiego 27, e-mail: [email protected]
Informacje o prenumeracie: Romana Machowska, tel. (12) 637 13 21
Sk³ad i ³amanie: FALL, Kraków, tel. (12) 413 35 00, 294 15 28, e-mail: [email protected]
Druk: Poligrafia Kurii Prowincjalnej Zakonu Pijarów, 31-015 Kraków, ul. Pijarska 2
Nak³ad 750 egz.
Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji nades³anych materia³ów, a tak¿e wprowadzania œródtytu³ów. Artyku³ów niezamówionych redakcja nie zwraca.
Copyright by Towarzystwo Mi³oœników Lwowa i Kresów Po³udniowo-Wschodnich, Oddzia³ w Krakowie
BIBLIOTEKA „CRACOVIA–LEOPOLIS”
litania – przepe³nione s¹ tematyk¹ kresow¹. Te
trzy jednak stanowi¹ swoiste kamienie milowe
w twórczoœci Krzysztofa Ko³tuna.
Lwowski witra¿ jest dope³nieniem literackich
uniesieñ poety, który zauroczony piêknem niemal
bliŸniaczych miast, dzieli serce miêdzy Lwowem
i Krakowem. Nie³atwo by³o mu napisaæ wspó³czeœnie tom o Lwowie, pomijaj¹c Kraków. Ilu¿ tu
bowiem lwowiaków, kresowiaków, znalaz³o schronienie! Ile obrazów i figur koœcielnych, otoczonych specjaln¹ czci¹, trafi³o pod opiekuñcze dachy krakowskich œwi¹tyñ, znajduj¹c schronienie
po wojennej po¿odze...
Resztê doczyta Czytelnik, kiedy weŸmie do
rêki nasz najnowszy tomik. A potem wiersz po
wierszu – a¿ do ostatniego, tytu³owego, który tu
– dla zachêty – cytujemy:
LWOWSKI WITRA¯
Wydaliœmy kolejn¹ ksi¹¿eczkê, ju¿ szóst¹.
Tym razem – po raz pierwszy – s¹ to wiersze.
Wiersze poety, o którego twórczoœci wielokrotnie
pisaliœmy, przedstawiaj¹c coraz to nowe jego tomiki. We wstêpie do tego w³aœnie pisze Janusz
Paluch (cytujemy z niewielkimi skrótami):
Ka¿dy z nas ma ulubione miejsce czy miejsca, do których têskni, do których wraca... Jedni
trzymaj¹ je w tajemnicy, inni dziel¹ siê nimi z najbli¿szymi. Pisarze, poeci – jeœli ju¿ zdecyduj¹ siê
na ujawnienie tych miejsc – pokazuj¹ je swym
czytelnikom. O takim miejscu, jak¿e drogim sercu
Polaków, mówi¹ wiersze na kartach tej ksi¹¿ki.
Krzysztof Ko³tun – rocznik 1958 – jest poet¹
z Che³ma. Debiutowa³ ksi¹¿k¹ Powrót wydan¹
w Krakowie w 1984 r. I choæ nie zdecydowa³ siê
w Krakowie zamieszkaæ, to literacko (nale¿y do
oddzia³u krakowskiego Stowarzyszenia Pisarzy
Polskich) oraz edytorsko (Wydawnictwo Fall) zwi¹za³ siê niemal na sta³e z tym miastem.
Chc¹c jednym s³owem okreœliæ twórczoœæ
K. Ko³tuna, œmia³o mo¿na powiedzieæ, i¿ jest poet¹
k r e s o w y m. Piewc¹ tego, co tkwi w ka¿dym
z nas, w ka¿dym, kto choæ trochê wie, co znaczy
patriotyzm i myœlenie kategoriami historycznymi.
Zanim serce poety dojrza³o do stworzenia
ksi¹¿ki, któr¹ Czytelniku, trzymasz w rêkach –
Witra¿ lwowski – odda³ ho³d miastu z Ostr¹ Bram¹ w tomie Wileñska ³za czysta. Pochyli³ siê nad
ruinami wsi i koœcio³ów polskich, zapali³ na czeœæ
ich pamiêci znicz w Misterium z Wo³ynia, westchn¹³ w modlitwie w Psa³terzu z Porycka. Oczywiœcie jego inne tomiki poezji – choæby Kresowe
¿urawie, Kresowy wiœniowiersz czy Wo³yñska
Idê wzgórkami – drog¹
przez miasta kamienne,
mi³oœci ogrody.
Zachwycam siê, têsknie
patrz¹c w horyzont z wie¿ami.
Trudno byæ wszêdzie
– grzech nie byæ!
¯ycie jedno –
podarunek Bo¿y,
dzieliæ trzeba ka¿dego dnia,
rozdawaæ g³odnym
jak albertyñski chleb...
Wystarczy wszystkim,
którzy kochaj¹.
Przede mn¹ witra¿ –
okopcony p³acz¹cymi œwiecami
a œliczny...
Bia³e or³y fruwaj¹,
strz¹saj¹c py³ z lilii
naniesionych z odpustu
od Antoniego z £yczakowa.
Têskni¹cymi oczami
wysadzona korona
– Matki Bo¿ej £askawej.
Dzieci¹tko w kusej koszuli
z Krakowskiego Rynku.
Z³ote babciunie – klêczniki mi³oœci
obola³ymi nogami
przychodz¹ ciche
– Stra¿ Honorowa!
Patrzê wokó³ – ¿ycie
Lwowski Witra¿
podparty lwimi karkami
z cmentarza Or³¹t.
£zy i zachwyt.
Spis treœci
S³owo od redakcji
LEOPOLIS UBIQUE PRAESENS
II
Felieton
Barbara Cza³czyñska
WSPOMINAM LEMA
1
Andrzej Chlipalski
WE LWOWIE PO 350 LATACH
3
Jerzy Stankiewicz
BYLIŒMY TAK¯E
8
Micha³ Parczewski
PRZEDMURZE LÊDZIAÑSKIE
12
Piotr Krasny
MIÊDZY NORYMBERG¥
A MORZEM CZARNYM
16
Rozmowy
Janusz M. Paluch
ROZMOWA Z PROF. ANDRZEJEM ¯AKIM 19
Henryka Kramarz
LWOWSKA „ŒWIÊTA EL¯BIETA”...
23
Anna Piwowarska
¯YCIE TOWARZYSKIE ARTYSTYCZNEJ BRACI 26
Poezja
Anna I. Hryniewiecka-Smolana
MIASTO MOJE
Jadwiga Sibiga
WIOSNA NIEDALEKO
30
30
Walerian Paw³owski
JERZY
46
S³ownik geograficzno-historyczny
LWÓW – UCZELNIE AKADEMICKIE K
LWÓW – POMNIKI, FIGURY, RZE•BY
47
Sylwetki
Irena Suchanek
LES£AW WÊGRZYNOWSKI
ALEKSANDER DOMASZEWICZ
48
49
Z ¿a³obnej karty
Anna Madej
TARNOPOLANKA
LES£AW HAWLING
50
52
Z tamtej strony
ŒWIETNA WSPÓ£PRACA
Zofia Kosidor
LWOWSKI UNIWERSYTET
TRZECIEGO WIEKU
Maria Grzegocka
SZKO£A PLASTYCZNA „WRZOS”
56
Polacy z Polakami
Prof. Zbigniew Ch³ap
STOWARZYSZENIE „LEKARZE NADZIEI”
PROMUJE...
57
W Krakowie i dalej
ASYMETRIA TOTALNA
DZIÊKCZYNIENIE ZA KANONIZACJÊ...
NOTATKI
59
60
60
54
55
Wspomnienia
Tadeusz Petrowicz
ORMIAÑSKA FUNDACJA TOROSIEWICZA 31
Adam Trojanowski
KOLE¯ANKI MOJEJ SIOSTRY
36
Helena ¯o³nierzowa
MOJA MA£A OJCZYZNA
40
KulturaKNauka
Egon Leopolski
D¥B I LAUR
Jerzy Kowalczuk
POTOMEK LWOWSKIEJ RODZINY...
KRONIKA
62
64
Archiwum
CMENTARZE I TWÓRCY
Ksi¹¿ki K Czasopisma
NOWE KSI¥¯KI
WERTUJ¥C WYDAWNICTWA
INTERNET
65
72
78
LISTY
78
Archiwum
255 LAT TEMU W STANIS£AWOWIE
80
42
Barbara Szumska
¯AGLOWIEC „LWÓW” I JEGO KAPITAN 43
Tadeusz Chlipalski
SZYBOWCE WE LWOWIE
44
61

Podobne dokumenty