Z. Fronczek: Legendy i sensacje Lubelszczyzny (fragment).
Transkrypt
Z. Fronczek: Legendy i sensacje Lubelszczyzny (fragment).
Zbigniew Fronczek: Legendy i sensacje Lubelszczyzny i Podlasia, Norbertinum 1997. Dnia 30 czerwca 1794 roku w Paryżu została zgilotynowana dwudziestosześcioletnia kasztelanowa Rozalia Lubomirska. Pochodziła z możnego rodu Chodkiewiczów. W roku 1787 poślubiła Aleksandra Lubomirskiego, kasztelana kijowskiego, pułkownika (a niebawem generała wojsk napoleońskich), właściciela między innymi klucza opolskiego na Lubelszczyźnie. Kasztelan dla pięknej małżonki odrestaurował pałac w Opolu. Rozalia w nowym pałacu gościła sporadycznie. Kusił ją świat. Książę małżonek też nie był piecuchem. Kronikarze zanotowali, iż był człowiekiem zapamiętałej odwagi. Lubomirska latem 1793 wyruszyła na podbój Europy. Towarzyszył jej niewiele starszy Tadeusz Mostowski (1766-1842) kasztelan raciążski, działacz Sejmu Czteroletniego i powstania kościuszkowskiego, minister spraw wewnętrznych Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego, ale także krytyk literacki i wydawca. Rozalia była już matką czteroletniej Aleksandry. Filip Mazzei, agent króla Stanisława Augusta, baczny obserwator poczynań Polaków na obczyźnie, donosił zgorszony, że obecność maleńkiej córeczki nie przeszkadza matce prowadzić wielce swobodnego trybu życia. W czasie pobytu w Paryżu Lubomirska została aresztowana na rozkaz Rewolucyjnego Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego. Młodą księżnę sądzono za udział w spisku kontrrewolucyjnym. Trudno było wymyślić zarzut równie groteskowy. Kasztelanowa była osobą piękną, niezwykłego temperamentu, spragnioną życia i rozrywek. To nie polityka, knowania i przewroty wypełniały jej życie. Spisek, w który wplątano piękną Polkę, miał ponoć na celu uwolnienie nie lubianej francuskiej królowej Marii Antoniny. Ponadto zarzucano kasztelanowej lekceważące wyrażanie się o ludziach rewolucji. W jej prywatnej korespondencji doszukano się zdań wskazujących na brak szacunku do ludowych trybunów. […] Dowodem koronnym oskarżenia były wszak listy Lubomirskiej adresowane do madame J. Dubarry. […] Listy ocalały, wielokrotnie je przedrukowywano, oryginały pozostają w paryskich archiwach. Z ich lektury wynika, że jedynie współczuła królowej. Nic więcej. Towarzystwo zaś owej madame Dubarry można faktycznie uważać za niezbyt szczęśliwe czy trafne. Była znaną awanturnicą. Kilka pikantnych momentów jej biografii, choćby wyrzucenie z dworu wersalskiego, komentowano w całej Europie. Ale piękna Rozalia pijała kawę także w towarzystwie Goethego. […] Rodacy podjęli liczne próby uwolnienia kasztelanowej. Interweniował Franciszek Barss, Hipolit Błeszyński, Kazimierz Delaroche. Nie były to osoby przypadkowe […]. Ich memoriały składane do Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego pozostawały bez odpowiedzi, podobnie jak pismo samego Tadeusza Kościuszki. Lubomirska została uwięziona z córeczką Aleksandrą. Dziewczynkę uratował z więzienia z narażeniem własnego życia energiczny i odważny dyplomata Hipolit Błeszyński. Losy matki były burzliwe i tragiczne. Losy córki, która niebawem przybrała imię matki, także burzliwe, ale i romantyczne. W roku 1805 poślubiła dwudziestoletniego Wacława Seweryna Rzewuskiego. Takiego męża można było tylko zazdrościć. Był jedną z legend polskiego romantyzmu. To właśnie on, ów Farys, dostarczał tematów Mickiewiczowi i Słowackiemu. Pasjonował się orientalistyką, wyuczył się był arabskiego i tureckiego, tułał się niczym błędny rycerz po stepach Arabistanu pod imieniem emira Tadż-ul-Fehr, co biegli w znajomości języków wschodnich przetłumaczyli jako "wieniec u sławy". Farys za nic miał pałac w Opolu, zamieszkiwał u Kozaków w Sawraniu na Podolu. Ostatni raz widziano go w bitwie pod Daszowem w roku Pańskim 1831. Odziany we wschodnie szaty pomykał na białym koniu. Tam zaginął bez śladu. Rozalia z kilkorgiem dzieci przebywała w Opolu. Jakiś czas bawiła się pracami literackimi. Po francusku napisała romans Królowa Jadwiga. Do naszych czasów przetrwało zaledwie kilka egzemplarzy tej książeczki. Pałac, w którym zatrzymał się Stanisław August w czasie eskapady do Kaniowa, darowała w roku 1854 rządowi, wszystkie zaś zbiory przekazała miejscowym szkołom. Niebawem zmarła. Post Scriptum 1 Piękna kasztelanowa, przed wyjazdem do Paryża, chętnie bawiła w Warszawie, gdzie urodą i niespotykanym temperamentem oczarowała świat arystokratyczny i artystyczny. Była ozdobą salonów. Dostarczała tematów do plotek i sensacji: „Podczas Sejmu Wielkiego - pisze Kajetan Koźmian w swych Pamiętnikach - trzy najpiękniejsze kobiety Warszawy: Kossakowska, podskarbina koronna, z domu Sanguszkówna, Rozalia ks. Lubomirska i Julia Potocka, z domu Lubomirska, dobijały się o względy i serce księcia Józefa Poniatowskiego.” Dwie pierwsze, a więc Kossakowska i księżna Rozalia, w dniu imienin księcia Józefa przekupiły kamerdynera Pałacu pod Blachą i dostały się do sypialni książęcej. Przed przybyciem księcia jedna zdążyła się przebrać za Dianę, druga za Psyche. Mitologiczne kostiumy podkreślały niewieście wdzięki. Ale na nic się zdały owe kuse kreacje. Książę Pepi nie powracał sam. Wiódł do swej sypialni ulubioną aktorkę Sitańską. "Spotkanie dla obu stron było wielce nieprzyjemnem" - odnotował inny kronikarz K. Wł. Wójcicki. Z mężem Rozalia wymieniała bardzo czułe listy... Część tej korespondencji wystawiono na sprzedaż w czasie lubelskiej aukcji starodruków zorganizowanej przez antykwariat "Omega" w dniu 27 marca 1994 roku. Jedenaście listów tej pary małżeńskiej wyceniono na jeden milion sto tysięcy starych złotych. Post Scriptum 2 Tamtego dnia drzwi pałacu opolskiego rozwarły się z hukiem. Służba usłyszała przeraźliwy krzyk swej nieobecnej pani. Domyślano się najgorszego. Tak, stała się rzecz, której się obawiano, 1800 kilometrów na zachód, w Paryżu, Lubomirska zakończyła swój żywot. Przez całe XIX stulecie temat pięknej Polki nie znikał z krajowych gazet i powracał w rozmowach polityków. Już po wykonaniu wyroku Robespierre sprawę Lubomirskiej gorzko wypominał Franciszkowi Barssowi. Robespierre, przywódca Rewolucji, przewodniczący Komitetu Bezpieczeństwa, wskazywał na podejrzaną rolę Polaków w Paryżu oraz ich wrogość wobec rewolucji. Kasztelanowa odeszła z salonów, ale trafiła do legendy. Jej rysy zostały utrwalone przez artystów. Miniaturę przedstawiającą piękną Rozalię można obejrzeć w drugim tomie Dziejów malarstwa polskiego, zaś marmurowe popiersie znajduje się w Bibliotece Polskiej w Paryżu. Także w kościele parafialnym w Opolu przypomina o sobie piękna arystokratka. Jedną ze świętych namalowano z jej twarzą. Nie wszystkim parafianom pomysł artysty przypadł do gustu. Rozalia według opolan najmniej pasowała do roli świętej. Była wprawdzie męczennicą, czy może lepiej rzec: ofiarą terroru, lecz to przecie nie powód utrzymywał ten i ów w Opolu - aby wynosić ją na ołtarze. Piękny portret Lubomirskiej namalowany przez panią Vigee Lebrun znajdował się na zamku w Podhorcach na Ukrainie. Z wizerunkiem związana była piękna i mrożąca krew legenda. W rocznicę dnia, kiedy nóż gilotyny przeciął jej życie, miała występować z ram obrazu i spacerować po parku. Budowla legła w ruinach, obraz zaginął, legenda uległa zapomnieniu. Nie ma przekazów, czy nadal pojawia się upiór Lubomirskiej na zamku młynowskim, gdzie upłynęło jej dzieciństwo. Tamże, także w rocznicę zgonu, otwierały się z hukiem podwoje zamkowe i przez komnaty przesuwała się biała postać pozbawiona głowy. O spotkaniu z bezgłowym duchem donosił Adolf Dygasiński. Trochę przekornie, trochę lekceważąco. Może widmo nie zrobiło spodziewanego wrażenia, może nie było zbyt wyraźne? Lekceważenie było przedwczesne. Czołowy pisarz polskiego naturalizmu miał powtórną sposobność ujrzenia zjawy. Stało się to w opolskim parku. Spotkanie przypłacił kilkudniową chorobą. Tamtego lata był korepetytorem we dworze Kleniewskich w nie odległych Kluczkowicach. Odcinek z Opola do Kluczkowic można pokonywać pieszo. Relację z takiej eskapady pozostawił w swych książkach Edward Stachura, który często gościł w tych stronach. Przedreptał tę trasę także Dygasiński. Może w parku czatował na upiora, a może natknął się nań przypadkowo. Nie wiadomo. O niecodziennym zjawisku musiał wiedzieć z lokalnych opowieści. Już rok po zgonie kasztelanowej miano zauważyć na ścianie pałacu olbrzymi cień przypominający postać kobiecą po zbawioną głowy. W Opolu nikt nie miał wątpliwości ko go ów cień przypomina. Jeszcze dzisiaj, jak zapewniają opolanie, można ponoć natknąć się na bezgłowe widmo, kiedy bezszelestnie sunie alejkami.