Wrzesień 2015 - Miesięcznik Pomerania

Transkrypt

Wrzesień 2015 - Miesięcznik Pomerania
Kaszuby w pieśni
artystycznej
s. 57–59
Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji
oraz Samorządu Województwa Pomorskiego.
Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska
W NUMERZE:
W NUMERZE:
3 Zjôzd w òdjimkach
Òdj. Arkadiusz Wegner
Opowieść o losach Polski
43 Prekursor
KordaKowalskim rozmawiał Dariusz
ZKrzysztof
dr. Januszem
Majkowski
5 Od konnych omnibusów do Pesa Duo
9 Sławomir
Zanurzony
w kaszëbiznie
Lewandowski
Dariusz Majkòwsczi
Teatr
widokiem
118 To
cë Szekspirowski
béł ale szpòrt…z na
żokach! na gwiazdy
Grażyna
Antoniewicz
Róman Drzéżdżón
12 Zéńdzenia ù Méstra Jana. Jón Trepczik
10 w
Jubilatka
Politechnika
ùbecczich
zôpiskach do 1956 r. (dz. 4)
Marta
Słôwk Szagżdowicz
Fòrmella
14
1 w PRL-u
11 Hochsztapler
Kaszëbizna w nr
stolëcë
Stanisław
Salmonowicz
kg
16 Reminiscencje kaszubskie w malarstwie
Kaszubi
w Gdańsku.
Gdańsk stolicą Kaszub? –
12 prof.
Kazimierza
Ostrowskiego
raz jeszcze!Dorna
Małgorzata
Borzyszkowski
18 Józef
Z południa.
Świętowanie książki
17 Kazimierz
Działo sięOstrowski
w Gdańsku
18 Teresa
Swiãtowanié
ksążczi
Juńska-Subocz
Tłóm. Danuta Pioch
18 Kaszubi
Pòmión skòwrónka
Renata Gleinert
20
na Pomorzu–Zachodnim
Tómk
Fópka
na przestrzeni wieków (cz. 2)
20 Zygmunt
OżywiająSzultka
przeszłość
22 Marek
Szlachã
warszawieniô „Kaszëbsczich nótów”
Adamkowicz
Tomôsz Fópka
22 O
Brzôd
kònkùrsu
24
parafii
WygodaDrzéżdżona
i jej duszpasterzach (cz. 2)
Stanisłôw
Janke
Józef
Borzyszkowski
28
Zbigniew
(Binek)
Urbanowski
– zapomniany
23 tucholski
Na zdrowié
wejrowsczich
artysta
(cz. 2) szewców
rd
Maria Ollick
30
dziennikarze
wobec regionalnej
24 Pomorscy
Tacewnô pòzwa
„Grif ”. Wòjcech
Czedrowsczi
wspólnoty
i różnorodności
w papiorach
bezpieczi (dz. 2)
Andrzej
Hoja
Słôwk Fòrmella
31 Z drugiej ręki
26 Zapachy mieszane, czyli o Coco Chanel
Salmonowicz
32 Stanisław
Kaszëbsczi
dlô wszëtczich. Ùczba 46
Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch
28 Młodokaszuba, żołnierz, starosta (cz. 1)
34 Marian
SzkolnyHirsz
spacer
Marta Szagżdowicz
30 Na kùńc Eùropë i jesz dali…
NAJÔ
ZÙCZBA
Tomaszã Plichtã gôdô Dark Majkòwsczi
35
ò Wòjcechùkróm
Bùchhòlzu
32 Wspòmink
Ùczba 37. Kaszëbsczi
w 100. Drzéżdżón,
roczëznã Danuta Pioch
Róman
Kazimierz Jaruszewski, tłóm. DM
34 Terpy stworzyły Fryzów
Jacek Borkowicz
35 XIX-wieczny dworzec w nowej szacie
Sławomir Lewandowski
36
VIII
Zéńdzenié
I–VIII
Najô
Ùczba Borachów – Borzyszkowskich
z Piekła rodem
35 Józef
Jô jemBorzyszkowski
kòmédiantã
39 Ze
Spotkanie
rodu
Aubracht Prądzyńskich
Zbigniewã
Jankòwsczim
gôdô Stanisłôw Janke
Ryszard Prądziński
39 Listy
Dzień Edukacji, czyli po naszamu Uczby
40
Maria Pająkowska-Kensik
42 Zrozumieć Mazury. Sowiróg
39 Mirosława Möller
Waldemar Mierzwa
Szkoła
44 Wësziwk, kaszëbizna i wòjnowé przeżëca...
Red.
40 „Gdynia” w Holandii
Busler
46 Andrzej
„Chałupy
welcome to...”
Sławomir Lewandowski, tłóm. Hana Makùrôt
42 Żyją w niewygasłej pamięci
47 Kazimierz
WczasoweOstrowski
rekordy
Ryszard Struck
42 Ostatni
Żëją w niewëgasłi
pamiãcëpogańskiego Pomorza
48
skrawek wolnego
Tłóm.
Danuta Pioch
Jacek Borkowicz
49
Kociewia.
Chodzić jak w marzeji
44 ZBiég
za zdrowim
Maria Pająkowska-Kensik
Bògumiła Cërockô
49 Borowiacka sztuka ludowa i muzyka
Trzebiatowie
46 w
Wiérztą
żëcé pisóné
Maria Gielniak,
Ollick tłóm. Bòżena Ùgòwskô
Maya
50 Réza szpùrama ksãdza Heyczi
ZrozumiećJanka
Mazury. Pobożność
48 Stanisłôw
Waldemar
Mierzwa
51 Numeratór
rd
50 Z drugiej ręki
52 Lektury
51 Listy
54 Słonecznô òszalałosc
Lektury
53 Edita
Jankòwskô-Giermek, Marta Miszczak
56
Niemiecka
w stanie wskazującym?
57 Pamiętajmypiłka
o Żeromskim
– piewcy morza
Janusz
Kowalski
Jerzy Nacel
57 Dom w kaszubskiej pieśni
noc w Kucharską-Szefler
Kanadzie
59 ZPusta
Aleksandrą
i Witosławą
Aleksandra
Kurowska-Susdorf
Frankowską rozmawiała Bogumiła Cirocka
60
miónczi z wiatrã
62 Na
Klëka
Òdj. Arkadiusz Wegner
66 Klëka
X Konkurs „Moja pomorska rodzina”
61
Krzysztof Kowalkowski
67 Instrukcjô òbsłudżi abò nowô miotła
Po czim
pòznac artistã
67 Tómk
Fópka
Tómk
Fópka
68 Naju pëlckòwsczi jiwer z lesnym
68 Rómk
Drzéżdżónk
Pëlckòwsczi
meloman
Òbkłôdka
IV:
Mòje serakòjsczé miesące
Rómk Drzéżdżónk
Jarosłôw Kroplewsczi
POMERANIA
SÉWNIK 2015
POMERANIA
LËSTOPADNIK
2014
Od redaktora
Na okładce „Pomeranii” prezentujemy artystów, którym
zawdzięczamy dwupłytowy album „Kaszuby w pieśni artystycznej”. Warto zwrócić na niego uwagę z wielu względów, ale chciałbym przede wszystkim wspomnieć o niezwykłej dbałości o każdy element tego dzieła. Od strony
graficznej wszystko świetnie dopasowane: okładka, nadruk
na płytach, kartonik, w którym mieści się całość... Nie ma się
do czego „przyczepić”. Do tego książeczka z informacjami
o albumie oraz wykonawcach i teksty pieśni w trzech językach: kaszubskim, polskim i angielskim. Współpraca ze znakomitym reżyserem dźwięku Mariuszem Zaczkowskim zaowocowała tym, że każda
nuta brzmi jak należy. Nad kaszubszczyzną czuwał śp. prof. Jerzy Treder, co też
słychać na płytach. Jak dowiadujemy się z rozmowy z Aleksandrą Kucharską-Szefler
i Witosławą Frankowską (s. 57–59 tego numeru „Pomeranii”), sponsor strategiczny
wydania albumu Tadeusz Szefler powtarza, że „jeśli coś robić, to najlepiej jak się
da”. Niby oczywiste, nic odkrywczego, a jednak zastosowane w praktyce wywiera
imponujące wrażenie. Już teraz zapraszamy na uroczystą promocję albumu do
gdańskiego Ratusza Staromiejskiego 22 października o godzinie 18.
Człowiekiem, który całe życie stosuje się do przytoczonej powyżej zasady,
jest Janusz Kowalski – Kaszuba z wyboru i architekt-regionalista, który w sierpniu
ukończył 90 lat. Na łamach naszego miesięcznika wspomina swoje dzieciństwo
i młodość, tłumaczy, jak znalazł się w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim, i opowiada o podejmowanych przez siebie prekursorskich działaniach. Zapraszamy
do lektury, a panu Januszowi życzymy co najmniej 120 lat.
Dariusz Majkowski
PRENUMERATA
Pomerania z dostawą do domu!
ADRES REDAKCJI
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31
e-mail: [email protected]
REDAKTOR NACZELNY
Dariusz Majkowski
ZASTĘPCZYNI RED. NACZ.
Bogumiła Cirocka
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
(WSPÓŁPRACOWNICY)
Piotr Machola (redaktor techniczny)
Marika Jocz (Najô Ùczba)
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Edmund Szczesiak
(przewodniczący kolegium)
Andrzej Busler
Roman Drzeżdżon
Piotr Dziekanowski
Aleksander Gosk
Ewa Górska
Stanisław Janke
Wiktor Pepliński
Bogdan Wiśniewski
Tomasz Żuroch-Piechowski
TŁUMACZENIA
NA JĘZYK KASZUBSKI
Dariusz Majkowski
Hanna Makurat
Danuta Pioch
Bożena Ugowska
FOT. NA OKŁADCE
Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają
5% VAT.
Aby zamówić roczną prenumeratę, należy
• dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP,
ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres
• zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@
wp.pl
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można
składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze
w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora.
2
Bartosz Sójka
WYDAWCA
Zarząd Główny
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
DRUK
Wydawnictwo Bernardinum Sp. z o.o.
ul. Bpa Dominika 11
83-130 Pelplin
Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania i redagowania artykułów
oraz zmiany tytułów.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treść ogłoszeń i reklam.
Wszystkie materiały objęte są
prawem autorskim.
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
WËDARZENIA
Zjôzd w òdjimkach
Pòstãpny rôz tësące lëdzy przëjachało na rokroczné pòtkanié Kaszëbów.
Tim razã do pòspólny zôbawë rôcziła naju Réda. Najim Czëtińcóm
przëbôcziwómë ò tim wëdarzenim w pôrã òdjimkach i zachãcywómë
do òbezdrzeniô wiôldżi galerie fòtografiów na starnie www.kaszubi.pl.
... i na kòminë.
Zjôzd w Rédze je ju ôpen! Fanë na
masztë...
Chcemë le jic (i jachac)! Zjazdowé atrakcje czekają.
W Transcassubie përznã casno, tej kòżdô leżnosc
do wëprosceniô gnôtów je wôrt wëzwëskac.
Na zjazdach wôrt bëwac òd nômłodszich lat.
Òdj. A. Wegner
Chùtkò czëtôj i dôj mie zjazdową „Pòmeraniã” – gôdô przédnik
pòmòrsczégò sejmikù Jón Kleinszmidt
do marszôłka Mieczisława Struka.
Fot. W. Gwizdała
Prekursor
W sierpniu 90. urodziny obchodził dr Janusz Kowalski, architekt-regionalista, który pokochał Kaszuby. Już w latach 50. upominał się o utworzenie w Gdańsku uniwersytetu, przez kilkadziesiąt lat
nawoływał do odbudowy linii kolejowej z Wrzeszcza na Kokoszki. Inicjator Spływów Kajakowych
„Śladami Remusa”.
Współpracownik
„Pomeranii”
od latKowalski,
60. do dziś.
W sierpniu
90. urodziny obchodził
dr Janusz
architekt-regionalista, który
pokochał Kaszuby. Już w latach 50. upominał się o utworzenie w Gdańsku uniwersytetu, przez kilkadziesiąt lat nawoływał do odbudowy linii kolejowej z Wrzeszcza na Kokoszki. Inicjator Spływów Kajakowych „Śladami Remusa”. Współpracownik „Pomeranii” od lat 60. do dziś.
Fot. W. Gwizdała
Kat lat
ych
NASZE ROZMOWY
Jest rok 1925. W Zamościu ósmego
sierpnia rodzi się Janusz Kowalski...
To oczywiste, że pierwszego roku życia
się nie pamięta. Z późniejszych przekazów wiem, że wówczas mój ojciec
(prawnik-cywilista po Uniwersytecie Poznańskim) był sędzią w Sądzie Grodzkim
i w tym czasie uzyskał uprawnienia do
bycia adwokatem, ale poza Zamościem.
W 1926 ojciec przeniósł się do Hrubieszowa, gdzie jako adwokat dobrze zarabiał.
Tam 1/3 mieszkańców stanowili Polacy,
1/3 Ukraińcy i 1/3 Żydzi. Był tam, co prawda, jeszcze jeden adwokat, ale ojciec pochodził z chłopskiej rodziny, więc przez
chłopską klientelę był lepiej przyjmowany niż prawnik-szlachcic z sygnetem na
palcu. Ojciec szybko przejął też mniej
licznych klientów ukraińskich i żydowskich. Za zarobione pieniądze zbudował
dom z 10 mieszkaniami. Myślał, że jak się
zestarzeje, to z czynszu będzie miał na
utrzymanie, bo jako pracujący na własny
rachunek nie otrzymałby emerytury.
Kiedy w 1929 zaczął się kryzys, ten
plan diabli wzięli. Najpierw przyjechał
do nas najstarszy brat ojca Wawrzyniec,
który w kopalni w Klimontowie (dzisiejszej dzielnicy Sosnowca), prowadził
kantynę. Kopalnia zbankrutowała, więc
i kantyna była zbędna. Zajął mieszkanie
z żoną i czworgiem dzieci. Drugi brat
ojca Ludwik kupił tuż po wojnie, chyba
w 1921 r., w Poznaniu łaźnię, która nieźle
prosperowała. Ale i ona w 1929 r. upadła.
Więc i ten mój stryj do nas przyjechał.
Także jeden z braci matki Jarosław szukał u nas pomocy. W 1914 r. wstąpił do
legionów. Był utalentowany muzycznie,
grał na fagocie i na flecie. W wyniku kryzysu przysięgowego został internowany
w Szczypiornie koło Kalisza. Po wojnie
był kapelmistrzem orkiestry wojskowej
w Kutnie, którą kryzys zlikwidował. Zamieszkał u nas z żoną i dziećmi. Oprócz
mieszkania tata załatwił mu posadę kapelmistrza orkiestry strażackiej. Na koniec przyjechała jeszcze babcia z Janem,
najmłodszym bratem ojca.
Wszyscy moi stryjowie domagali
się od ojca także pieniędzy. Uważali, że
on jedyny z licznego rodzeństwa dostał
od ich ojca sporo pieniędzy, aby mógł
się wykształcić najpierw w gimnazjum
w Kielcach (ale maturę zdał w Toruniu),
a później na uniwersytecie w Poznaniu.
Więc niech teraz – jakby te pieniądze
POMERANIA SÉWNIK 2015
– oddaje. To nie było możliwe, bo także
klientelę ojca-adwokata poważnie przerzedził kryzys. Teraz, gdy potencjalni
klienci ojca spierali się na przykład o miedzę, to szli do księdza, do popa, do pastora lub do rabina. Decyzje tych tradycyjnych rozjemców oszczędzały stronom
sporu kosztów sądowych i adwokackich.
Moja matka tego nacisku ze strony swoich szwagrów nie wytrzymała. Rodzice
przenieśli się do Lubartowa.
Gdzie się zaczęła pańska edukacja?
Do szkoły powszechnej chodziłem najpierw w Hrubieszowie, a po roku w Lubartowie. Po jej ukończeniu rozpocząłem
naukę w gimnazjum biskupim w Lublinie. Do tej szkoły chodziłem tylko pół tygodnia. Ojciec zorientował się, że więcej
było tam modlitw niż nauki. Przeniósł
mnie do lubelskiego prywatnego gimnazjum im. Batorego. Na początku nie
udawało mu się znaleźć dla mnie stancji,
więc zamieszkałem u moich trzech braci
stryjecznych. Jak oni mieszkali! Nie mieli nawet stołu. Śniadania jadło się, stojąc
przy parapecie. Trudno się temu dziwić.
Tylko jeden z nich pracował, i to ze słabą
pensją. Pamiętam też, że ojciec przeszedł
ze mną drogę z ich mieszkania do szkoły
(to było 10–15 minut). Pokazywał, którędy mam iść, zaprowadził do mleczarni,
czyli odpowiednika dzisiejszego baru
mlecznego, tyle że ze znacznie mniejszym asortymentem, i wytłumaczył, że
jeśli się zgubię, to mam podejść do policjanta, tzw. stójkowego, który wskaże mi
drogę. Policjanci kiedyś byli przyjaciółmi
obywateli. Po jakimś czasie ojciec znalazł
mi stancję w Lublinie, ale rodzice i tak
chcieli, żebym chodził do szkoły w Lubartowie. W podobnej sytuacji był syn
burmistrza i dzieci kilku innych osób.
Tata, który pełnił wtedy funkcję radnego miejskiego, wspólnie z innymi ojcami założył Towarzystwo Szkoły Średniej,
a ono utworzyło 4-letnie gimnazjum.
Zatrudniło m.in. nauczycieli wcześniej
pracujących w 8-letnim gimnazjum (starego typu), które zbankrutowało pod
wpływem kryzysu. Skończyłem tam
przed wojną drugą klasę.
W czasie wojny brał pan udział w tajnych kompletach?
Nie od razu. Niemcy początkowo
zezwolili na istnienie tylko szkół
powszechnych. Wkrótce, chyba pod
wpływem klęsk na froncie wschodnim,
zostały dozwolone gimnazja i licea zawodowe. Wskrzeszono m.in. Lubelskie
Techniczne Zakłady Naukowe (taki zespół liceów technicznych), ale żeby móc
się tam uczyć, trzeba było mieć małą maturę, czyli 4 klasy gimnazjum. Ja mogłem
powiedzieć, że mam trzy (trzecią w tajnym nauczaniu, czym podczas wojny
lepiej było się nie chwalić). Na szczęście
stworzono roczny kurs dokształcający.
Po jego ukończeniu przyjęto mnie do
pierwszej klasy liceum LTZN. Do wyboru miałem liceum budowlane, chemiczne, mechaniczne, drogowe i elektryczne. Ojciec wiedział, że moim ulubionym
przedmiotem była geografia. Do dzisiaj
mam przedwojenny atlas szkolny Romera, jakiego nikt inny w klasie nie miał.
Powiedział wówczas: „Liceum ogólnokształcącego nie ma. Zostań budowlańcem”. Ojciec był pod wpływem kryzysu
z 1929 r. i tego, co dotknęło dużą część
rodziny. Jak twierdził, po wojnie – jeżeli
przeżyjemy – będzie konieczność budowania, więc warto zostać inżynierem
budowlanym. Dodam jeszcze, że liceum
budowlane w Lublinie było tak naprawdę liceum architektonicznym, ale nie
mogło się tak nazywać. Niektórzy nauczyciele LTZN przed wojną wykładali
w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
15 lipca 1944 r. zdałem maturę po 3 latach liceum budowlanego/architektonicznego. Tydzień później nastąpiła – jak
to się dzisiaj mówi – zmiana okupacji.
Tak to pan wówczas odbierał?
Wtedy się mówiło o wyzwoleniu, ale
ojciec chciał jak najszybciej uciec od
tego wyzwolenia. Przed wojną starał
się – będąc cywilistą – nie bronić złodziei, a teraz ci złodzieje znaleźli się na
stanowiskach, działali w PPR lub w PPS.
Gdy tylko pojawiła się taka możliwość,
wyjechał do Gdańska. Ale jeszcze przez
rok został na miejscu. To był rok, w którym trzeba było być bardzo ostrożnym.
W tym roku mój brat stryjeczny poszedł
do lasu i tam zginął. A jego starszy brat
trafił na 10 lat na Syberię.
Dla mnie pojawiła się możliwość pójścia na studia. Utworzono Politechnikę
Warszawską z tymczasową siedzibą
w Lublinie. Na wydział architektury tej
PW planowano przyjąć 200 studentów.
5
NASZE ROZMOWY
Zgłosiło się nas 170, wszyscy zostaliśmy
przyjęci bez egzaminu. Na drugim semestrze zostało nas 52, na trzeci semestr do
Warszawy przeszło nas 26. W stolicy zetknąłem się z hierarchicznym podziałem
studentów. Najważniejsi byli uczestnicy
powstania warszawskiego. Całą resztę
traktowali z góry, w ogóle się do nas nie
odzywali. Kolejne kategorie to pochodzący z dzielnic Warszawy nieobjętych
powstaniem, mieszkańcy terenów podwarszawskich oraz przybysze z reszty
Polski, czyli – jak mówili – wsiuny.
redaktorów tego pisma i wkrótce zostałem jego redaktorem technicznym, a potem też redaktorem działu architektury.
Opis historyczno-konserwatorski Bramy
Słupskiej w Sławnie opublikowałem wlaśnie w „Politechnice” w 1948 r. To był
mój debiut publikacyjny.
3-osobowym wykonać inwentaryzację
jakiegoś zabytku, pomierzyć go. Z dwoma kolegami zrobiliśmy pomiar portalu
zburzonego Dworu Artusa w Gdańsku
oraz gotyckiej Bramy Słupskiej w Sławnie,
gdzie mój brat stryjeczny był dyrektorem
banku. Do pomiarów dołącza się opis
histo-
W Warszawie zainteresował się pan
dziennikarstwem?
Miałem sympatię, która studiowała
w Wyższej Szkole Dziennikarskiej. Pisałem wspólnie z nią różne artykuły,
przeprowadzaliśmy wywiady. Dostawała za te teksty dobre stopnie. Wiele się
tam nauczyłem, ale straciłem rok moich
studiów. Po zajęciach na WA PW przy ul.
Lwowskiej szedłem na Rozbrat, gdzie
ona studiowała. Słuchałem wraz z nią
dziennikarskich wykładów, a następnie
odprowadzałem ją do domu na Powiślu.
Gdy wracałem do siebie, a mieszkałem
w Domu Akademickim przy placu Narutowicza (kto zna Warszawę, ten wie, jakie to są odległości), zostałem napadnięty – straciłem pieniądze, które dostałem
z domu na cały miesiąc. Wtedy zwróciłem się o pomoc do Krystyny Bierut, która też była studentką architektury.
Chodzi o córkę ówczesnego prezydenta
Polski Bolesława?
Tak. Byłem znany z tego, że robiłem na
studiach obszerne i wyraźnie pisane notatki z wykładów. Krystyna często przychodziła do mnie (zawsze z koleżanką)
i je odpisywała. Kiedy powiedziałem jej
o swoim problemie, obiecała, że mi pomoże. Dzięki niej i jej ojcu dostałem pracę
w drukarni przy ul. Piusa XI (wcześniej
i później Piękna, teraz znów Piusa, ale
inny numer), gdzie zajmowałem się korektą. Były to głównie plakaty, choć zdarzały się też różne broszury i czasopisma.
Po miesiącu dostałem z domu kolejne
pieniądze, ale i tak nie przestałem pracować w drukarni. Jest takie powiedzenie,
że gdy ktoś się przyklei do farby drukarskiej, to na całe życie. W tej drukarni
był od kwietnia 1947 r. drukowany miesięcznik „Politechnika”. Tam poznałem
6
To jest tematyka, którą zwykle zajmują się historycy sztuki. Jak doszło do
tego, że stał się pan autorem takiego
artykułu?
Jednym z przedmiotów na wydziale
architektury jest historia architektury
polskiej. Podczas praktyki wakacyjnej
z tego przedmiotu trzeba było w zespole
ryczno-konserwatorski, odpowiadający
na pytania, kiedy ten obiekt powstał, czy
są podobne, w jakich miastach itd. Setki studentów architektury robiło takie
opisy, ale to ja jako pierwszy zdecydowałem się na publikację, było to zatem
działanie prekursorskie. Kiedy analizuję
swoje życie, to dochodzę do wniosku,
że to prekursorstwo cały czas jest we
mnie obecne. A artykuł został później
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
NASZE ROZMOWY
zauważony m.in. przez ówczesnego dziekana Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej prof. Mariana Osińskiego.
Miałem wówczas ukończone 2 lata studiów i zdane prawie wszystkie przedmioty z trzeciego roku. Tu trzeba, dla
zrozumienia sytuacji, powiedzieć, a naA jak znalazł się pan w Gdańsku?
wet zaakcentować, że moje dotychczaW 1945 r. mój ojciec został mianowany sowe studiowanie odbywało się zgodnie
notariuszem w Gdańsku. Usiłowałem z programem przedwojennej Politechniwówczas zostać studentem architek- ki Warszawskiej. Natomiast studia w Potury w Politechnice Gdańskiej, ale litechnice Gdańskiej były prowadzone
nie było wystarczająco wielu studen- według programu z Politechniki Lwowtów (z przedwojennej Politechniki skiej. A różnice między tymi programaWarszawskiej, także ze Lwowskiej), mi były znaczne. Niektóre przedmioty,
dla których by można było utworzyć których uczyłem się w Warszawie, nie
II rok studiów. Wróciłem więc do Warwystępowały w reszawy.
alizowanym w PG
programie lwowskim, a równocześnie w Gdańsk u
były inne. Niektóre przedmioty
„warszawskie” mi
w Gdańsku zaliczono, na inne wykłady musiałem
uczęszczać, żeby
mieć zaliczony
trzeci rok.
Matka w tym czasie prowadziła
wypożyczalnię
książek, ale to
nie wystarczało
na utrzymanie.
Poszedłem więc
pracować na
rok do Gdańskich Technicznych Zakładów
Naukow ych.
Uczyłem tam
budownictwa
(to była de facto architektura). Zarobiłem
na utrzymanie, ale znów
straciłem
rok studiów.
Ukończyłem
je dopiero
Wewnętrzna strona tytułowa „Politechniki”
w 1952 roku.
pokazująca strukturę tego pisma i początek
Dyplom zrodebiutanckiego artykułu J. Kowalskiego.
biłem z regionalizacji
W 1948 mój ojciec ciężko (śmiertelnie) Lubelszczyzny. Zanim zostałem magizachorował. Moje przeniesienie się na strem inżynierem architektem, zostastudia w Gdańsku stało się konieczne. łem przyjęty jako zastępca asystenta
POMERANIA SÉWNIK 2015
do katedry budownictwa, ale szybko
zwolniło się miejsce w katedrze planowania krajowego i regionalnego, dokąd
się przeniosłem. Zrobiłem doktorat z regionalizacji Polski. Jeszcze nie używałem
sformułowania: struktura regionalna,
tylko regionalizacja, czyli podział. W Polsce cały czas się nie mówi „struktura
administracyjna”, ale „podział administracyjny”, tj. stosuje się nazewnictwo
centralistyczne.
Na Politechnice w Gdańsku były
wśród studentów podziały
podobne do tych z Warszawy?
Tak. Tu wykładali i studiowali profesorowie i studenci ze Lwowa i z Wilna, przesiedleńcy ze wschodniej Galicji, z innych
części międzywojennej Polski, w niewielkim procencie ludność miejscowa,
nazywana pogardliwie „autochtonami”
(Kaszubi, Kociewiacy, Polacy gdańscy).
W Warszawie miejscowi pogardzali przyjezdnymi, a w Gdańsku było na odwrót.
Dlaczego zaangażował się pan w walkę
o utworzenie Uniwersytetu Gdańskiego? Znów ujawniło się w panu prekursorstwo?
Do 1956 r. nie było takiej walki. Kadra
Wyższej Szkoły Pedagogicznej rozbudowywała swoją uczelnię, nie mówiąc ni
słowa o potrzebie powołania uniwersytetu. Po prostu siedzieli cicho, aby UB nie
zaczęła się interesować ich życiorysami,
niektórymi endeckimi. W większości
były to osoby pożyteczne, ale ze wzrokiem skierowanym głównie w stronę
KW PZPR. O czym partyjni dostojnicy
(nie mylić z odstojnikami) nie mówili,
o tym te baranki (tryki wytrzebione)
nawet by myśleć nie chciały. Natomiast
ja jako architekt-regionalista (planista
zagospodarowania przestrzennego regionów) wiedziałem, że brak dużego
uniwersytetu na północ od równoleżnika Poznania i Warszawy zubaża tę część
Polski. Wielu zdolnych ludzi wyjeżdżało
na studia do Torunia czy Poznania i nie
wracało. Dlatego w 1956 r. w piśmie
„Kontrasty”, redagowanym przez Izabellę Trojanowską, opublikowałem artykuł
„O uniwersytet w Gdańsku”. Pamiętam
słowa Lecha Bądkowskiego, który jeszcze
przed drukiem powiedział mi: „to będzie
pierwszy drukowany głos o potrzebie
utworzenia uniwersytetu”.
7
NASZE ROZMOWY
W 1956 brał pan aktywny udział w wydarzeniach październikowych. Walczył
pan o socjalizm z ludzką twarzą?
Od dziecka miałem lewicowe przekonania. Po październikowej odwilży zostałem członkiem partii, ale nie zrobiłem
tego dla osobistych korzyści. Nawet
o paszport z wizą za żelazną kurtynę
nigdy się nie starałem. Nigdy też z nikim nie ustalałem tego, o czym będę
publicznie mówił. Dlatego w różnych
organizacjach byłem zawsze najwyżej
wiceprezesem.
Kolejny raz okazał się pan prekursorem, walcząc o odbudowę linii kolejowej z Wrzeszcza na Kokoszki i dalej.
To prawda. Była to dla mnie ważna sprawa. Gdańsk, jako stolica Kaszub, jest naszym mózgiem i sercem. Potrzebujemy
jednak też aorty, głównej tętnicy, od
której dalej będą odchodzić poszczególne
mniejsze tętniczki. Taką aortę stanowiła,
istniejąca w latach 1914–45 linia kolejowa
z Gdańska do Kokoszek. Oczywiście moja
argumentacja była dla ówczesnych okupantów przysyłanych z Warszawy nie do
przyjęcia. Tadeusz Fiszbach powiedział mi
znacznie później, że miejscowi włodarze
zastanawiali się nad tym, ale – o dziwo
– socjalistyczne władze wolały tworzyć
inwestycyjne podstawy komunikacji indywidualnej, tj. postanowiły zbudować
obwodnicę Trójmiasta potrzebną dla tej
aglomeracji, a nie dla połączenia Gdańska,
stolicy Kaszub, z kaszubskimi powiatami.
Cieszę się, że w końcu linia z Wrzeszcza na Kokoszki, jako Pomorska Kolej
Metropolitalna, powstaje, ale zajęło to
dużo czasu. Nie mówiąc o tym, że dzisiejsze władze województwa próbowały
zawłaszczyć mój pomysł. Zwróciłem im
na to uwagę podczas zebrania Towarzystwa Urbanistów Polskich i teraz często
jestem zapraszany na różne uroczystości
związane z powstawaniem PKM.
W artykule „Ja – Kaszuba z wyboru”,
wydrukowanym w książce Ja – Regionalista, używa pan określenia „okupanci polscy chowu warszawsko-centralistycznego”. Przed chwilą też
wspomniał pan o okupantach. To nie
za mocne słowa? Może pan doprecyzować, kogo ma na myśli?
Moja odpowiedź będzie stała na dwóch
nogach. Po pierwsze, całe nasze społe-
8
czeństwo od niepamiętnych czasów po
dzień dzisiejszy składa się z niewolników i ich panów. Po drugie, nasi współcześni panowie, czyli kierownictwa partii, których niewolnikami są szeregowi
członkowie partii, ale także i obywatele
pozapartyjni, wmawiają nam, że istnieje
dychotomia, dwupodział na prawicę i lewicę. W określeniu doktryny państwowej
podział ten wydaje mi się niewystarczający. Ważniejszy jest moim zdaniem podział na regionalizm i centralizm. Centralizm widzimy dzisiaj na każdym kroku,
też we wspomnianych partiach, gdzie
rządzą jedynowładcy. Centralizm jest
także w przestrzeni, dlatego centraliści
z Warszawy ludzi spoza niej mają za nic,
a szczególnie takich, którzy mówią innym
językiem. Z kolei centraliści wojewódzcy
mają za nic tych z powiatów. Na naszym
terenie też to widzieliśmy i widzimy. Wielu nauczycieli, którzy przyszli po wojnie
na Kaszuby, biło dzieci za mówienie po
kaszubsku. A ilu było urzędników, z którymi nie dało się nic załatwić, jeśli się do
nich zwróciło po polsku, ale z akcentuacją
kaszubską? Pamiętam wiele takich sytuacji.
Ale czy można ich nazwać okupantami?
Oczywiście. Okupanci to ci, którzy są
właścicielami niewolników. Wśród tych
ostatnich jest gradacja, ale to nie zmienia
faktu, że są niewolnikami. Ci rządzący
z Warszawy i okolicy tam są u siebie, ale
na innych terenach to okupanci. Ktoś będąc w mniejszości, nie mając kwalifikacji
do tego, żeby rządzić, może panować tylko na podstawie siły. Taką siłą była kiedyś
armia radziecka w Polsce, a w tej chwili
jest nią bezwolność obywateli. Ludziom
się już niczego nie chce, dlatego tylko 50%
chodzi na wybory. To jest bierny opór.
Jak człowiek urodzony w Zamościu
trafił do Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego?
Było to przed stanem wojennym.
W sprawy kaszubskie angażowałem się
znacznie wcześniej, ale nie będąc z urodzenia Kaszubą, nie decydowałem się
na wstąpienie do ZKP. Ówczesna prezes
Izabella Trojanowska zakończyła moje
wahania (chyba wyczuwała je instynktownie) i stwierdziła, że nadszedł czas,
abym także organizacyjnie włączył się
do Zrzeszenia. Przyjęty zostałem bardzo
pozytywnie. Doświadczałem wielokrotnie życzliwości, choćby jako inicjator
i przez kilkanaście lat główny (wespół
z Edmundem Szczesiakiem) organizator Spływów Kajakowych „Śladami Remusa” czy jako autor wielu artykułów
w „Pomeranii”, których napisanie wymagało bezpośrednich kontaktów ze
środowiskami kaszubskimi. Dodam, że
w naszym miesięczniku też często byłem i jestem prekursorem. Przykładem
może być zapoczątkowany przez mnie
cykl o kaszubskich zespołach pieśni i tańca, który potem kontynuował Grzegorz
Schramke, czy informator regionalny,
w jakim umieszczałem m.in. terminy
i godziny mszy z kaszubską liturgią słowa oraz kaszubskich audycji radiowych.
Uważam, że prekursorskie są też artykuły sportowe, które ostatnio cyklicznie publikuję w „Pomeranii”. Takich artykułów,
dotyczących sportu, nie publikują pisma
i działy sportowe gazet.
Woli pan mówić o sobie Kaszuba z wyboru czy regionalista?
Zdecydowanie Ja – Kaszuba z wyboru. To, że byłem regionalistą (planistą
zagospodarowania przestrzennego
regionów), zanim zostałem Kaszubą
z wyboru, wiąże się z moim zawodem,
z byciem architektem, i z moją edukacją,
decyzjami z moich lat młodzieńczych,
które musiał podejmować mój ojciec,
a później wespół ze mną pod wpływem
różnych okoliczności, np. wielkiego
przedwojennego kryzysu czy II wojny
światowej. Mogę mówić o sobie Kaszuba z wyboru, tak jak Polakiem z wyboru
był np. największy polski etnograf Oskar
Kolberg pochodzący z niemieckiej rodziny. Dobrym przykładem jest też mój
kolega z lat przedszkolnych, późniejszy
profesor Wiktor Zin. Jego ojciec, stolarz
artystyczny, który robił m.in. meble dla
prezydenta RP, nazywał się Ziń i był grekokatolikiem narodowości ukraińskiej.
Prof. Zin był Polakiem z wyboru. Różnica
między nami jest taka, że on wszedł do
innego narodu wtedy, kiedy na terenie,
na którym mieszkał, tj. w Hrubieszowie,
ten naród był w przewadze, a ja wówczas, gdy Kaszubi byli wyraźnie na marginesie całej społeczności Rzeczypospolitej Polskiej.
Rozmawiał Dariusz Majkowski
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
Zanurzony
w kaszëbiznie
WËDARZENIA
Òb lato na Kaszëbach mòżna bëło wzyc ùdzél w dwùch nadzwëkòwëch wëdarzeniach: Latowi Szkòle Kaszëbsczégò Jãzëka (sczerowóny przédno dlô dozdrzeniałëch)
i Latowiszczu z kaszëbsczim jãzëkã (dlô dzecy). Jedno i drëdżé dało wiôldżi brzôd
i mést pòkôzało dobrą drogã na przińdnosc.
D A R I U S Z M A J KÒ W S C Z I
Na zaczątk czile zdaniów ò Latowi Szkòle. Warała òd 29
czerwińca do 13 lëpińca. Ji przédné zadanié to pòkazywanié
kùlturë a historie Kaszub. Ùczãstnicë mieszkelë w òkòlim
Szimbarka i Wieżëcë, w môlu, gdze jak gôdô pòchôdający
z tëch strón przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô
Łukôsz Grzãdzëcczi, kaszëbizna je czims nôtërnym, żëwim
i nie bùdzy niżódnégò zdzëwieniô. Tam téż òdbëwałë sã ùczbë
kaszëbsczégò jãzëka w dwùch karnach (przëdzelenié do
jednégò abò drëdżégò zanôlégało òd te, jak chto napisôł
pòczątkòwi test). Pò ùczbach wëjéżdżelë w rozmajité place,
chtërne òrganizatorzë mielë za wôżné dlô naji krôjnë, taczé,
jak: Mùzeùm – Kaszëbsczi Park Etnograficzny we Wdzydzach, Mùzeùm Słowińsczi Wsë w Klukach, zómk w Bëtowie, Mùzeùm Kaszëbsczi Ceramiczi Neclów w Chmielnie,
Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi
w Wejrowie. Niejedne z nëch môlów bëłë nieznóné nawetka ùczãstnikóm z Kaszub, a doch nie felowało lëdzy z bùtna
(z Krakòwa, Wrocławia, a nawetka ze słoweńsczi Ljubljanë).
Czejbësmë leno sedzelë w szkòłowi zalë i ùczëlë sã jãzëka
przez czëtanié i pisanié, to ta ùczba bëłabë za baro sëchô – gôdô
Môrcën Òdelsczi z Wrocławia. Wôrtné bëłë téż zéńdzenia
z dzysdniowima animatorama lëteracczégò i kùlturalnégò
żëcô na Kaszëbach. Latowô Szkòła miała bëc całownym zanurzenim, zagłãbienim sã w aùtenticzną kaszëbiznã. I mëszlã, że
to sã nama ùdało – pòdczorchiwô Ł. Grzãdzëcczi. Dokazã na
to niech mdze lëst M. Òdelsczégò, w jaczim òpisywô swòje
wrażenia òbczas Latowi Szkòłë Kaszëbsczégò Jãzëka. Rôczimë do lekturë (s. 40–41).
Drëdżé z tëch wëdarzeniów òdbëło sã w Stôri Hëce,
gdze òd 3 do 11 lëpińca dérowało „Latowiszcze z kaszëbsczim jãzëkã”. Dzecë miałë leżnosc do pòznaniô kaszëbiznë
i najich tradicjów. Szpacérowałë pò gminie Lëniô szlachama
kaszëbsczich dëchów, pòtikałë sã ze znónyma kaszëbsczima lëteratama i regionalistama a téż Kaszëbama z Kanadë.
Janusz Mamelsczi kôrbił jima ò czarownicach i pczołach,
Adóm Hébel rëchtowôł je do wiôldżégò wëstãpù na binie –
dzecë zagrałë „Klucz” na spòdlim dokazu Jaromirë Labùddë,
a Halina Klejsa ùczëła kaszëbsczich spiéwów. Rozmajitëch
wanogów, pòtkaniów i rozegracjów nie felowało niżódnégò
POMERANIA SÉWNIK 2015
Ùczãstnicë Latowi Szkòłë Kaszëbsczégò Jãzëka.
Òdj. ze zbiérów M. Òdelsczégò
dnia. Nôwôżniészim równak dobëcym tegò latowiszcza béł
kòntakt z rówienikama, co téż gôdają abò próbùją gadac pò
kaszëbskù. Dlô starszich, co chcą swòje dzôtczi ùczëc kaszëbiznë, je to stolemnô wôrtnota. Dzãka temù kùńczą sã pitania na ôrt: Dlôcze jô móm kôrbic jinaczi jak wszëtcë wkół?
Mòja córka, jakô bëła nômłodszą ùczãstniczką tëch kòloniów,
w pôrã dni czësto nôtërno przeszła na kaszëbsczi jãzëk. Òd te
czasu do starszich, młodszi sostrë czë drëszków z latowiszcza, z jaczima ju pôrã razy widzała sã w òstatnym czasu,
gôdô pò kaszëbskù. Jesmë mielë ò to starã òb szesc lat, a sygło pôrã dni z jinyma dzecama... Czejbë nié to, że terô czile
razy dzéń w dzéń spiéwie z sosterką „Kaszëbskô Królewô”
i „Kaszëbsczé jezora”, co mùszimë z białką „dlô dobra sprawë” cerplëwie strzëmiwac, rzekłbëm, że wëswanié córczi na
latowiszcze bëło nôlepszim, co jesmë mòglë zrobic.
Przeprôszóm za taczé familijné „wanodżi”, ale wiém,
że jistno mają òtaksowóné kòlonie téż jinszi starszi i dzecë.
Móm nôdzejã, że taczich ùdbów na zagłãbienié czë jinaczi
gôdającë: zanurzenié dzecy abò dozdrzeniałëch w kaszëbiznã
bãdze corôz wiãcy.
Winszowania za jich wëmëslenié i realizacjã dlô Ka­szëb­
skò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô (Latowô Szkòła Ka­szëbsczégò
Jãzëka) i Stowôrë Akademiô Głodnica wespół z Kaszëbską
Jednotą (Latowiszcze z kaszëbsczim jãzëkã). Òbëdwa projektë bëłë ùdëtkòwioné przez Minysterstwò Administracje
i Cyfrizacje.
9
PAGINA LEWA
Etnofilologiô to dobri czerënk dlô lëdzy,
co dopiérze chcą sã ùczëc kaszëbiznë, ale téż dlô tëch, co òd dzecka gô­­­­­­­­­­­
dają doma pò kaszëbskù. Wôżné je to,
że pòznac mòżna nié le jãzëk, ale téż
historiã czë geògrafiã Kaszëb. Mësz­lã
téż, że młodi, chtërny skùńczą etno­
filologiã, nie bãdą miec wiãkszégò
problemù z dostónim robòtë. Bãdą baro
dobrze przërëchtowóny chòcle do prô­
cë w szkòle jakò szkólny ka­szëb­sczégò
jãzëka.
Jack Czôpiewsczi
Dlô mie wôżnô je przede wszëtczim
ùczba jãzëka. Chcã rozmiec nié leno
gadac, ale i pisac. Na sztudiach móm
to zagwësnioné na nôwëższi rówiznie. Baro wôrtné są téż pòtkania
z ùtwórcama lëteraturë abò kùńsztu.
Nasze zajimniãca nie są leno w aùlach
i salach, ale dotikómë kaszëbsczi kùlturë
na żëwò. Bëlno sã téż czëjemë w swòjim
karnie. Czasã je midzë nama wiôlgô różnica wiekù, ale tegò sã nie czëje. Jesmë
10
ze sobą sparłãczony, pòtikómë sã nawetka w wòlnym czasu, pòmôgómë
sobie nawzójno. Wôrt sztudérowac ka­
szëbską etnofilogiã!
Brëgida Michalewicz
Na początku bałam się, że nie dam rady,
że porywam się z motyką na słońce.
Wcześniej nawet nie słyszałam kaszubszczyzny… A jednak ukończyłam pierwszy rok studiów z bardzo dobrymi wynikami! Wszystko to dzięki przychylnym
wykładowcom oraz studentom, z którymi miałam przyjemność się uczyć. Na
etnofilologii kaszubskiej nie ma „suchej
teorii”. Na zajęciach rozmawiamy po
kaszubsku (chociaż na początku roku
nie umiałam powiedzieć więcej niż „jo”).
Rozwijanie słownictwa, nauka wymowy
i gramatyki, o której również nie miałam pojęcia, sprawiały mi przyjemność
w obecności tylu wspaniałych ludzi.
Pomagają mi również organizowane
co najmniej raz w miesiącu spotkania
i wyjazdy związane z kulturą kaszubską.
Otworzyły mi się oczy na bogactwo tej
kultury. Czekam z utęsknieniem na ponowne spotkanie z ludźmi tworzącymi
wspaniałą, rodzinną atmosferę. Czekam
na kolejne pokłady wiedzy, którą mogę
wchłonąć. To prawda, że na etnofilologii
kaszubskiej jest nas niewielu, ale przecież nauka w takiej grupie jest znacznie
łatwiejsza. Wykładowcy uczą z indywidualnym podejściem do każdego
studenta, co sprawiło, że po pierwszym
roku wszyscy jesteśmy na niemal równym poziomie. Ja, która nigdy wcześniej
nie miałam styczności z kulturą i językiem kaszubskim, teraz mówię płynnie
i do tego poprawnie. I choć już jedne
studia skończyłam, to cieszę się, że
mogę studiować ten kierunek. To jedna
z lepszych decyzji w moim życiu.
Chciałabym, abyś i ty, drogi czytelniku, spróbował. Nieważne, czy jesteś
świeżo po maturze, czy masz 50 lat. Zasługujesz na wspaniałe doświadczenie,
jakim jest studiowanie na tym kierunku.
Daria Klucewicz
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
WËDARZENIA
To cë béł ale szpòrt…
na żokach!
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN
Nierôz biwô, że dwie jistné mësle krãcą sã w dwùch głowach, jaż kùreszce, przëtrôfkã, sã spòtikają. Tak bëło z ùdbą
na kaszëbsczi stand up. Mëslôł jem ò przezérkù taczich
kòmédiowëch mònologów ju pôrã lat temù, czedë jesz dzejôł
Kabaret FiF, mëslôł téż ò tim Adóm Hébel z wcyg dzejającégò
Kabaretu Kùńda. W 2014 rokù, òb jeséń, ma dwaji sã
zgôdelë a rzeklë „Kùńc mësleniô, mùsz sã wzyc za robòtã”.
Òrganizacyjno w zjiscenim ti ùdbë pòmôgelë nama stowôra
Kaszëbskô Jednota a Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë w Wejrowie.
Gôdczi a skecze
I Przezérk Stand up comedy, jaczi béł 19 czerwińca 2015 rokù,
òstôł pòzwóny Szpòrt na żokach. Kò ną rzeklënã znają na
Kaszëbach wszëtcë! Adóm z Patrikã Mùdlawã wzãlë sã za
zrëchtowanié artistny programë Przezérkù. Do wespółrobòtë
rôczëlë m.jin. Téater Zymk. W przerwach midzë wëstãpama
gadëszów, jaczich bëło 8 sztëk, prezeńtowelë òni skecze, jaczich przédną témą bëło wieselé.
Òpòwiôdajkòwie letkò ni mielë. Kò nicht nie wiedzôł,
czedë przińdze jegò czas na wëstãp, co baro pòdnôszało
jima cësnienié krwie. Nie wiedzelë téż, chtëż jejich òceniwô.
Pewno niechtërny sã domiszlalë, chto béł w jury, kò taczi
trzeji chłopi krącëlë sã pò zalë Restaùracji Campanula z malińczima hëftama a dërch co notérowelë. Gadësze mùszelë
téż, co je znanką standapòwëch wëstąpieniów, nawiązac
interakcjã z pùblëcznoscą. Nót je szczero rzec, że nié wszëtczima to sã ùdało. Gôdczi bëłë rozmajité, niejedne aùtorsczé
a nowòczasné, zôs niejedne baro òdtwórczé. Kòl niechtërnëch bëło widzec problem z bëlnym trzimanim mikrofónu.
Równak smiéchù to dało z kò­picą a jesz wicy. Pùblëcznosc
żëwò re­a­gò­wała, zãbòlącë sã a chichrającë, òsoblëwie smia
sã ze stôrëch a dobrze znónëch wiców (!), a nôdgrôdzającë
kôrbiôrzów stolemnyma brawama. Niżóden artista nie béł
wëgwizdóny ani òbrzëcony zgnitima tomatama.
Zgódny òbsąd
Wëstãpë gadëszów a Téatru Zymk warałë trzë gòdzënë. Tej
jury w składze Tomôsz Fópka z Kabaretu We Dwa Kònie, Pioter Cëskòwsczi z mùzycznégò karna Bliza (przódë Kabaret
FiF) a Róman Drzéżdżón (téż ze swiãti pamiãcy Kabaretu
FiF) szło sã naradzëc. Tuwò mùszi rzec, że bëlë òni nadzwëk
POMERANIA SÉWNIK 2015
zgódny. Pierszi môl bezgôdkòwò przëznelë Szëmónowi Hellandowi ze Starzëna. Nen téż dobéł w krëjamnym welowanim pùblëcznoscë nôdgrodã Żoka Dëtków. Na wełnianô żoka
nasztopónô bëła skòpicą mònétama w nominałach òd 1 grosza do 5 złotëch. Razã wëszło wicy jak 250 złotëch pòlsczich
a… 3 kaszëbsczé dëtczi.
Drëdżi plac werdiktã jury dobëła Sztefaniô Socha
z Chmiel­na, trzecy plac dostôł Tadéùsz Makòwsczi z Za­wò­
rów, a wëprzédnienia trafilë do Mareka Mùdlawa z Lëzëna
i Ró­mana Hinca z Kãbłowa. Òkróm tegò pamiątczi za ùdzél
dostelë Wòjcech Zielke ze Starzëna, Sławòmir Jankòwsczi
z Kãbłowa i Riszard Nalepka z Wejrowa.
Dobrzińcama Szpòrtu na żokach bëlë Pòwiatowé
Starostwò w Wejrowie, Galeria Niespodzianki w Wejrowie,
Sala Weselna Słowiczanka w Robôkòwie, Restaùracjô McDonald’s w Pùckù, Rafôł Szlas, Matéùsz Schmidt, Tomôsz Groth,
Artur Jabłońsczi ë Piotr Stanecczi PHU w Lëzënie.
Ùczãstnicë òkróm dëtkòwëch a rzeczowëch nôdgrodów
dostelë téż bédënczi wëstãpów w rozmajitëch môlach Kaszëb. Kò jidze ó to, żebë wcyg rozwijalë swòje taleńta a trenowelë na przińdny rok, czej mdze rëchtowóny II Przezérk
Stand up comedy Szpòrt na żokach.
Òdj. P. Cëskòwsczi
11
KASZËBI W PRL-U
Zéńdzenia
ù Méstra Jana.
Jón Trepczik
w ùbecczich
zôpiskach do 1956 r.
SŁÔWK FÒRMELLA*
Plan òperacjowëch pòdjimnotów
Jak napisôł jem w pòprzédnëch numrach najégò pismiona, òb lato 1954
r. Pòwiatowi Ùrząd Pùblicznégò
Bezpiekù (PÙPB) w Wejrowie zaczął
zajëmac sã sprawama kaszëbsczégò
separatizmù. Brzadã tegò zainteresowaniô béł zrëchtowóny w wëżi
nadczidniãtim ùrzãdze 17 gòdnika
1954 r. Plan òperacjowëch pòdjimnotów
do sprawë fig[ùrantów] Trepczik[a] Jana
i Labùdë [Aleksandra] (pòl. Plan operacyjnych przedsięwzięć do sprawy fig.[urantów]
Trepczyk[a] Jana i Labudy [Aleksandra]). Na
jegò zôczątkù ùsadzoné òstało krótczé
òbgôdanié òglowi sytuacje, z jaczégò
mòżemë sã wëdowiedzec rzeczów,
chtërne ju colemało wiémë. Jesz rôz bëło
tam napisóné, że w chëczach Jana Trepczika òdbiwają sã zetkania (w pòlsczim
òriginalnym teksce ùżëté òstało w òd­
niesenim do nich słowò schadzki), jaczich ùczãstnikama są ks. Francëszk
Grëcza, Féliks Marszôłkòwsczi i wiele
jinszich kaszëbsczich dzejarzów. W planie tim wspòmniony òstôł téż krëjamny
wiadłodôwôcz bezpieczi ò tacewnym mionie „Kos W[ojciech]”, chtëren
przënosziwôł ji wiadła ò dzejanim zrzeszińców. Z tegò, co ÙB wëdowiedzało
sã òd swòjégò nadczidniãtégò wëżi
wespółrobòtnika, wëchôdało, że lëdze,
co mają łączbã z Trepczikã, mają wrodżé òdniesenié do dzysdniowi jawernotë.
Òznôczało to, że nie widzało sã jima
to wszëtkò, co dzejało sã w „lëdowi”
12
Pòlsce i pòlitika ji wëszëznów (w tim
téż jich òdniesenié do Kaszëbów). Jedną
przëczëną nieùbëtkù ùrzãdu bezpiekù
bëło to, że jegò fónkcjonariuszowie nie
wiedzelë, pò co kaszëbsczi dzejarze
pòtikają sã ù Trepczika. Drëgą zôs bëła
łączba, jaką wedle Bruna Richerta mielë
òni z rewizjonisticznym òstrzódkã, jaczi
dzejôł tej w Zôpadnëch Niemcach.
Czej piszemë ò tim cządze najich
dzejów, mùszimë pamiãtac, że béł to
czas, czedë lëdze jesz bëlno pamiãtelë II
swiatową wòjnã. Wszëtczé krziwdë, jaczé
Pòlôchóm ë Kaszëbóm zrobilë tej Niemcë,
bëłë jesz dosc swiéżim wspòminkã. Temù
téż pòsądzenié jaczégòs człowieka ò
wespółrobòtã z nima òznôczałobë, że mô
òn łączbã z wrogama Pòlsczi i mògłobë
mù baro zaszkòdzëc. Jeżlë zôs chòdzy ò
„rewizjonizm”, jaczi wëstãpòwôł tedë
w niechtërnëch zôpadnoniemiecczich
strzodowiszczach, to òznôczôł òn w tim
czasu zgrôwã do nieùznôwaniô pòlsczi
zôpadny grańcë na Òdrze ë Łużëcczi
Nyse. Dlô „rewizjonistów” wcyg „wôżnô” bëła przedwòjnowô grańca pòlskò-niemieckô z 1937 rokù i nie ùznôwelë
òni za pòlsczé zemie Szląska, zemie
lubùsczi, Warmie i Mazur ë kùreszce
przëłączonëch pò wòjnie do Pòlsczi
òbéńdów dôwnégò Wòlnégò Miasta
Gduńska i Zôpadnégò Pòmòrzô. Temù
téż wedle wspòmnionégò wëżi Planu
òperacjowëch pòdjimnotów kaszëbsczi
dzejarze, co mielë łączbã z rewizjonisticznyma òstrzódkama, mòglë òstac
przez nie ùżëti do wrodżégò dzejaniô
procëm Lëdowi Pòlsce.
(dzél 4)
Szëkanié nowégò wiadłodôwôcza
Skòrno wedle ÙB mòżlëwé bëło, że
dzejnota Trepczika i Labùdë sczerowónô je procëm pòlsczémù państwù,
tej mùsz bëło ùwôżni przëzerac sã
jima, jich żëcémù ë wszëtczémù, co robią i co gôdają doma i w robòce. Tôklã
bezpieczi bëło równak to, że pòdług
nadczidniãtégò wëżi dokùmentu, ni
mia òna w gòdnikù 1954 r. taczich
wiadłodôwôczów, co bë bëlë w sztãdze
dotëgòwiwac dërch corôz to nowëch
bieżącëch wiadłów ò domòwim ë
warkòwim żëcym figùrantów. Jedurnym w tim czasu zdrzódłã wiédzë na
témã dzejaniégò Trepczika i Labùdë béł
dlô ùbówców „Kos-Wojciech”, to je B. Richert. Jegò krëchòwizną bëło dejade to,
że chòc bëlno znôł òn kaszëbsczich dzejarzów, tej równak przez to, że mieszkôł
w Warszawie, to je dalek òd Pòmòrzégò,
ni miôł mòżlëwòtë dawac bôczeniégò
na jich codniowé żëcé. Temù téż fónkcjonariuszowie krëjamnëch służbów
ùdbelë so, żebë wëzwëskac (przënômni na pòczątkù rozprôcowaniégò)
procëm Trepczikòwi i Labùdze nëch
swòjich wiadłodôwôczów, chtërny
ju òd jaczégòs czasu wespółrobilë
z wejrowsczim ùrzãdã bezpiekù.
Mielë òni tacewné miona: „Żeromski”, „Wokulski”, „Lajkonik” i „Szajkowska”. Wedle Planu òperacjowëch
pòdjimnotów robilë òni jakno szkólny
i pòchòdzëlë z Pòmòrzégò. Pierszą rzeczą, jaką mùszelë zrobic dlô ÙB, bëło
pòcwierdzenié wiadłów, chtërne bezpieka ùdosta przódë òd B. Richerta.
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
KASZËBI W PRL-U
Drëgą bëło wëdowiedzec sã czegòs
wicy ò rëchtowónëch ù Trepczika zéńdzeniach zrzeszińców i ò fòrmach jich
wrodżégò dzejaniô. Òkróm te ùbówcë
mielë swiądã, że ta „séc” krëjamnëch
wespółrobòtników, chtërnëch mòglë
w tim czasu ùżëc procëm figùrantóm,
mògła nie sygnąc do tegò, żebë bëlno
jich rozprôcowac. Temù téż ùdbelë so
òni, żebë nadczidniãti wëżi wiadłodôwôcze òdkôzelë ùrzãdowi bezpiekù,
z jaczima jinszima lëdzama Trepczik
ë Labùda pòtikają sã i trzimią łączbã.
Pózni z karna tëch lëdzy ùbówcë chcelë
wëapartnic òsobã, co òdwiedzywô Trepczika doma, pòchôdô z kaszëbsczégò
strzodowiszcza i zrzeszonô je z Méstrã
Janã ju òd przedwòjnowégò cządu.
Jak widzymë, ùbówcë mielë starã ò
to, żebë kandidat na nowégò wiadłodôwôcza béł człowiekã, chtërnémù bë
Trepczik wierził i z jaczim bë rôd gôdôł.
Na kùńcu człowiek nen miôł òstac
zachãcony (zwerbòwóny) do krëjamny
wespółrobòtë z wejrowsczim ùrzãdã
bezpiekù, gdze dotëgòwiwôłbë nowé
wiadła na témã tegò, co sã doma ù
Trepczika richtich dzeje. Człowiekã, jaczi wedle wspòmnionégò wëżi Planu
òperacjowëch pòdjimnotów òdpòwiôdôł
za to, żebë do gromicznika 1955 r.
zwerbòwac nowé „òsobòwé zdrzódło
wiadłów”, béł jeden z fónkcjonariuszów
wejrowsczi bezpieczi ppòr. A. Langa.
Drãgò je równak dzysô òd­pò­wiedzec
na pitanié, czë ùdało mù sã w tim czasu to zrobic. Przëczëną tegò je to, że
do najich czasów przewarôł leno dzél
wëtwòrzonëch przez ùrząd ë służbã
bezpiekù papiorów.
Rozmòwa z rewòlwerã na stole
Jeżlë chòdzy ò rapòrtë rëchtowóné
w 1955 r. przez krëjamnëch wes­pół­
robòtników ÙB, a chtërne tikałë sã personë J. Trepczika, to w aktach nalôzł jem
wiadło ò jednym z nich. Pòchôdôł òn z 27
łżëkwiata tegò rokù a jegò „aùtorã” béł
wiadłodôwôcz ò pseùdonimie „Szajkowska”. Mòżemë sã z niegò wëdowiedzec, że
Méster Jón krëjamno rozkòscérzôł w tim
czasu westrzód szkólnëch historiã kaszëbów. Mia to bëc ksążka napisónô w dëchù
kaszëbsczégò separatizmù, a ji aùtorã béł
nibë sóm Trepczik. Òkróm tegò wiémë,
że „Szajkowska”, co ùcza wierã w ti
sami szkòle, co rozprôcowiwóny przez
niã figùrant, òdkôza téż ùbówcóm, że
jedna ze szkólnëch (miono i nôzwëskò
ti białczi je w aktach) przëniosła tã
ksążkã do szkòłë i krëjamkò pòwiedza
„Szajkòwsczi”, że dosta jã prawie òd
Trepczika. Widzymë tej, że do ùrzãdu
bezpiekù dërch przëchôdałë wiadła,
co nibë miałë „pòcwierdzëwac” to, że
Méster Jón zajimô sã jakąs separatisticzną dzejnotą. Nie dało to krëjamnyma
służbama lëdowi Pòlsczi pòkù, bò krótkò
pò tim sprawą tą zainteresowa sã jich
warszawskô centrala, to je Kòmitet do
sprawów Pùblicznégò Bezpiekù, chtëren
pòwstôł w môlu zlëkwidowónégò
w gòdnikù 1954 r. Minysterstwa Pù­
blicz­négò Bezpiekù. Brzadã tegò zainteresowaniô personą Trepczika bëłë dwie
òperacjowé rozmòwë, jaczé mùszôł òn
òdbëc z przedstôwcama bezpieczi òb
lato 1955 r.
Pierszô z nich mia môl 15 lëpińca
tegò rokù. W archiwùm gduńsczégò partu Instititu Nôrodny Pamiãcë ùchò­wôł
sã do dzysô napisóny dzesãc dni pózni
Służbòwi zôpisk z òperacjowi rozmòwë
przeprowôdzony z Trepczikã Janã z Wejrowa (pòl. Notatka służbowa z przeprowadzonej rozmowy operacyjnej z Trepczykiem Janem z Wejherowa). Nigle równak
do ni zazdrzimë, wôrt przëbôczëc, co
ò tim zdarzenim napisôł sóm Méster
Jón. Jegò wspòmink, co tikô sã prawie
ti sprawë, nalezc jidze w ksążce Jana
Drzéżdżona pòd titlã Współczesna literatura kaszubska 1945–1980. Czëtómë
w nim: W lëpińcu 19561 rokù òstôł jem
wezwóny do Ùrzãdu Bezpiekù, gdze Wasta
Nowicczi w gromadze z jesz jednym panã
z Warszawë pòłożëlë przed sobą rewòlwer
na stole i kôzelë mie sã dolmaczëc z mòjégò
kaszëbsczégò dzejaniô. Z tegò przesłëchaniô zmerkôł jem, że zajimanie sã kaszëbską kùlturą, pisanié kaszëbsczich lëteracczich dokazów je dzejanim sczerowónym
procëm Pòlsce, procëm pòlsczi racje stanu,
wedle pòzdrzatkù przedstôwcë Przédnégò
Ùrzãdu Bezpiekù w Warszawie – zbrodnią2.
* Aùtor je starszim archiwistą w archiwalnym
dzélu gduńsczégò partu Institutu Nôrodny
Pamiãcë.
1
Jón Trepczik, czej pisôł swój wspò­mink,
zmilił sã ò rok. Zdarzenié to pò prôwdze
òdbëło sã w 1955 r.
2
Wëjimk z ksążczi Jana Drzéżdżona pòd
titlã Współczesna literatura kaszubska 1945–
–1980 ë wszëtczé wëzwëskónéw teksce cytatë
wzãté z pòlskòjãzëkòwëch zdrzódłowëch
tekstów skaszëbił Słôwk Fòrmella.
Wzory haftu znów w sprzedaży!
Fundacja Wydawnictwa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego wznowiła niezwykle popularną
teczkę Wzory Haftu Kaszubskiego Szkoła Żukowska. Od 2012 roku pozycja ta nie była już dostępna w sprzedaży.
Teczka zawiera 20 barwnych plansz formatu A3 oraz 20 odpowiednich matryc czarno-białych do kopiowania na płótno. Każda zawiera numerację kolorów użytych nici wg producentów
oraz praktyczne rady dotyczące techniki haftowania i przenoszenia wzoru na płótno.
Publikacja – w cenie 40 zł – do nabycia w księgarni internetowej www.kaszubskaksiazka.pl,
w Biurze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Gdańsku oraz w siedzibie gdańskiego oddziału
ZKP.
POMERANIA SÉWNIK 2015
13
GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH
Hochsztapler nr 1 w PRL-u
STANISŁAW SALMONOWICZ
Hochsztaplerami z niemiecka określano
w Europie tak zwane niebieskie ptaki:
zręcznych oszustów finansowych, szalbierzy udających kogoś innego, aferzystów. Dobry hochsztapler posiadał
spore umiejętności aktorskie, pewność
siebie, zdolność budzenia do siebie zaufania. Klasycznym jednorazowym
przykładem politycznego hochsztaplera, nieco komediowego, będzie zwykły
mieszkaniec Berlina, który przebrał się
w mundur kapitana (stąd określenie
„kapitan z Köpenick”) i wydawał polecenia miejscowym władzom: urzędnicy, widząc mundur kapitana, skwapliwie je wykonywali, o nic nie pytając.
Każda epoka rewolucji czy wojennego
zamętu rodzi rzesze hochsztaplerów.
Tak też było w Rosji w dobie wojny
domowej i pod rządami bolszewików.
Ilia Erenburg opisał Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca, z zawodu krawca,
który imał się w służbie nowej władzy różnych zawodów, do których
nie miał kompetencji. Z nieistniejącej
działalności hodowlanej (rozmnażania
królików) słał tak dobre sprawozdania
do Moskwy, że aż wysłano specjalną
komisję do zbadania jego sukcesów.
Kiedy komisja ustaliła, że niestety
hodowli nie ma (i nie było), Lejzorek
znów musiał szukać pracy, tym razem
w resorcie kultury.
14
Niedawno publikowana gruba
książka, raczej reportaż historyczny1,
przypomniała postać hochsztaplera
z PRL-u o ponurej sławie: Juliana Haraschina (1912–1984), znanego także jako
Polan-Haraschin, co było rezultatem
dołączenia do nazwiska rzekomego
pseudonimu rzekomego bohatera lat
okupacji niemieckiej. Pochodził z inteligenckiej rodziny krakowskiej. Ojciec był
cenionym nauczycielem, a stryj Leon zasłynął pod nazwiskiem Leona Wyrwicza
jako twórca satyrycznych spektaklów
jednego aktora. Bratanek niewątpliwie
odziedziczył zdolności aktorskie, jednakże wykorzystywał je nie na scenie,
lecz w życiu. Ważnym na przyszłość
faktem będzie wdzięczność wobec ojca
Haraschina jednego z jego ulubionych
uczniów – Michała Łyżwińskiego z ubogiej rodziny krakowskiej, potem oficera
Legionów Piłsudskiego, wreszcie generała o przybranym nazwisku Żymierski,
późniejszego Marszałka PRL-u. Bez niego
zapewne nie byłoby wielkiego hochsztaplera Haraschina.
Julian Haraschin był przystojnym
młodzieńcem, miał wielkie powodzenie u kobiet. Studiował z przerwami
prawo na UJ, dorywczo pracował i lubił
się bawić. Pierwsza życiowa „wpadka”
była poważna: uwiódł nieletnią, miał
sprawę karną, ale zręcznie się bronił
(czy go chroniono?) i został skazany łagodnie (wyrok z zawieszeniem wykonania kary). W dodatku uzyskał po jakimś
czasie, rzecz niebywała, dzięki pozytywnej opinii sądu łaskę Prezydenta RP,
która nie tylko karę orzeczoną uchyliła,
ale i stanowiła o zatarciu jej orzeczenia
„z wszelkich rejestrów sądowych”. Formalnie więc mógł oświadczać, że nigdy
nie był karany, pod rządami PRL-u czasami wspominał mgliście, że był represjonowany z przyczyn politycznych! Dzięki
krakowskim powiązaniom uzyskał pracę
w Dyrekcji Polskiej Poczty w Krakowie
i w 1939 r. był już referendarzem. Czuł
się jednak, jak pisze jego biograf, pokrzywdzony. Kiedy w związku z wojną
zmobilizowany został do poczty polowej, dostał się do niewoli niemieckiej.
I tu, można by powiedzieć, znikł skromny urzędnik pocztowy, narodził się późniejszy dygnitarz PRL-u. Trzy gwiazdki
rangi pocztowca Haraschin umieścił na
naramiennikach i został przez Niemców
przez pomyłkę uznany za kapitana i skierowany do oflagu. Dokumenty oficjalne
niemieckie „przyznające mu” stopień kapitana Haraschin z miejsca skwapliwie
chował, ale po jakimś czasie załatwił
reklamację poczty z Krakowa, dzięki
której zwolniony jako urzędnik cywilny
bez zbytniego hałasu wrócił do Krakowa
w sierpniu 1940 r. Wkrótce postarał się
o dobre stanowisko w niemieckiej dyrekcji transportowej w Generalnej Guberni,
być może podpisał volkslistę, ale dowodów na to nie mamy po latach. Miał za to
liczne, niekoniecznie legalne (na spółkę
z Niemcami) dochody i nigdy – co dziś
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH
wiadomo – w żadnej działalności konspiracyjnej nie brał udziału. W późniejszych
etapach jego mitologizowanego życiorysu walczył bohatersko w AK, współpracował z AL, a nawet sprokurował sobie
zaświadczenia, że współpracował z partyzantką słowacką w 1944 r. Miał z tego
tytułu jeden z licznych swoich orderów,
czy też sam go sobie nadał, dziś już trudno stwierdzić!
Mamy jednak rok 1945 i J. Haraschin
szuka pracy. W wojsku nigdy nie służył,
z Niemcami nigdy nie walczył. Ma jednak wiele atutów, które potrafi wykorzystać: wpływowa rodzina w Krakowie,
przyjaźń innej, też wpływowej rodziny
Macharskich, której Haraschin pomagał
w czasie okupacji, przyjaźnił się z późniejszym księdzem Franciszkiem, a ożenił się z jego siostrą Janiną. Mieszkali we
wspólnym mieszkaniu przez wiele lat.
Największym jednak atutem Haraschina będzie znajomość jego ojca z generałem Żymierskim, Naczelnym Dowódcą
LWP, człowiekiem „Moskwy”, niezwykle wpływowym w pierwszych latach
po wojnie. Ojciec wysłał syna z listem do
Żymierskiego. Tenże, bez dyskusji, przyjął, że J. Haraschin jest kapitanem Wojska
Polskiego, że ma dyplom magistra prawa, i uznał go za znakomitego kandydata do wojskowej służby sprawiedliwości.
Już 7 grudnia 1945 r. kapitan Haraschin rozpoczął pracę w Wojskowym
Sądzie Okręgowym w Krakowie. Jego
krwawej kariery sędziego, zwanego za
plecami „krwawym Julkiem”, nie sposób
opisać w felietonie. Skazywał, zgodnie
z instrukcjami, żołnierzy Armii Krajowej, młodzieżowych konspiratorów,
księży w procesach lat pięćdziesiątych.
Na podstawie archiwaliów szczegółowo
to zobrazował Krystian Brodacki. Sędzia
Haraschin za gorliwość szybko awansował, wkrótce był już podpułkownikiem,
zastępcą szefa WSO w Krakowie. Równocześnie nadal rozbudowywał swój
życiorys: na różne sposoby zdobywał
lub wręcz fałszował odpowiednie dokumenty. Wkrótce nosił liczne odznaczenia
za walkę z okupantem, w tym Virtuti
Militari, uzyskane rzekomo za służbę
w Armii Krajowej. Prawdopodobnie,
według autora biografii, w biurze Komisji Weryfikacyjnej AK w Warszawie
ukradł potrzebny formularz i sfałszował
po jego wypełnieniu podpis pułkownika
POMERANIA SÉWNIK 2015
„Radosława”. Wiadomo dziś, że również
łapówkami nie gardził i drogą protekcji świadczonych nie za darmo rozpoczął inną, nieprawdopodobną karierę
uczonego na Wydziale Prawa UJ. Byłem
wówczas pracownikiem tegoż Wydziału, bliżej Haraschina nie znałem, ale
choć wielu rzeczy najważniejszych się
wówczas nie wiedziało, jednak w gronie moich przyjaciół było jasne, że jest
to kombinator i postać wątpliwa. Haraschin uzyskał w niewyjaśnionych
okolicznościach doktorat, pomagał mu
w tym jeden z profesorów, którego syn
był oskarżony o udział w młodzieżowej
konspiracji i dzięki Haraschinowi wyszedł cało z opresji. Nowy pracownik
Wydziału wszędzie miał koneksje, był
działaczem PZPR, jedni się go bali, inni
wkrótce mu coś zawdzięczali. Taka to
była epoka. Kolejno zostawał zastępcą profesora, kierownikiem zakładu,
wreszcie prodziekanem Studium Zaocznego. Jako prodziekan z kilkoma
wspólnikami i dzięki licznym osobom
wprowadzanym w błąd bądź zdobywanym protekcjami, zorganizował intratny
proceder ułatwiania studiowania przedstawicielom elity PRL-u pilnie potrzebującym dyplomów. On je im załatwiał.
Oszukiwano, fałszowano dokumenty,
dopisywano nazwiska trudnych egzaminatorów. Jego pewność siebie rosła. Miał
przyjaciół w Krakowie i w Warszawie,
gdzie jego interesów pilnowała słynna
wiceminister Szkolnictwa Wyższego,
Eugenia Krassowska. To ona ratowała
go przed kolejną wpadką, gdy zapragnął formalnie awansować na profesora.
W tym celu trzeba było przeprowadzić
przewód habilitacyjny. Miał pełne poparcie PZPR na UJ, rozprawę o wojskowym
prawie karnym angielskim rzekomo sam
napisał, co o tyle było dziwne, że raczej
angielskiego nie znał. Według moich ówczesnych informacji rozprawę pisało aż
kilka osób, żadna z nich nie figurowała
na okładce. Wszystko było ukartowane,
ale profesor Adam Vetulani wystąpił ostro przeciw habilitacji, udowadniał, że
to będzie skandal naukowy. W ostrym
sporze na Radzie Wydziału przegrał:
w tajnym głosowaniu zwyciężyli konformiści, bodaj dwoma tylko głosami.
Kiedy jednak Senat UJ miał tę uchwałę
zatwierdzić, mój ówczesny profesor
Michał Patkaniowski, poparty przez
rektora Stefana Grzybowskiego, przeważyli wbrew partyjnym dygnitarzom
decyzję: uchwała Rady Wydziału Prawa
i Administracji UJ o nadaniu stopnia docenta Haraschinowi została uchylona.
Tenże jednak się nie załamał i z miejsca
złożył odwołanie, którego w Warszawie
dopilnowała Eugenia Krassowska, ponoć
bardzo blisko z nim związana. Ostatecznie docentem UJ został i wydawało się,
że z każdego punktu widzenia spoczywa
na laurach. Jak się jednak okazało później, o jedną aferę w życiu hochsztaplera było za dużo. W czerwcu 1962 r. SB
aresztowała w kraju i w Krakowie szereg
osób, na czele z Haraschinem, pod zarzutem udziału w wielkich aferach łapówkarskich. Na UJ władze PZPR usiłowały
sprawę wyciszyć, jednakże kilka osób
musiało odejść z pracy, a inne ukarano
dyscyplinarnie.
Sam Haraschin z kilkoma osobami
stanął przed sądem, który jednak wielu spraw nie wyjaśnił, a jego, w istocie
głównego oskarżonego, potraktował stosunkowo łagodnie. Orzeczona kara i tak
nie została w pełni wyegzekwowana,
ponieważ już jako więzień Julian Haraschin przeszedł na służbę SB. Dojrzano
wielki nowy interes w jego rodzinnych
i przyjacielskich powiązaniach z kurią
arcybiskupią w Krakowie: Służba Bezpieczeństwa nade wszystko obawiała
się Karola Wojtyły, więc agent w jego
otoczeniu był dla nich ważny. Tak oto
Haraschin wrócił do Krakowa w 1968 r.
i odtąd, aż do swej śmierci, był jak to
oceniano w raportach MSW, najlepszym
ich agentem w kołach kościelnych. Jego
szwagier był dla Haraschina źródłem informacji.
PRL była państwem totalitarnym,
państwem strachu, konformizmu, donosów i agentów. Na tym przykładzie
jednak widać, że czasem również rajem
dla hochsztaplerów, pod warunkiem, że
potrafią się w danym momencie właściwie ustawić. Jeżeli Haraschin był jednak
czas jakiś represjonowany, to używając
słynnej rosyjskiej formuły spopularyzowanej przez Gogola, nie dlatego, że brał
łapówki, ale dlatego, że „...nie wedle rangi brał”.
1
Por. Krystian Brodacki, Trzy twarze Juliana Haraschina, wyd. Arcana, Kraków 2015,
ss. 529(!).
15
SZTUKA
Reminiscencje
kaszubskie w malarstwie
prof. Kazimierza Ostrowskiego
M A Ł G O R Z ATA D O R N A
Wybierał tematy najprostsze, bo jak
mawiał, od najprostszych tematów
należy zaczynać i na nich kończyć.
Malował zatem po wielekroć pejzaż
z okolic Kartuz i Chmielna oraz sylwetki świątków i Chrystusów Frasobliwych. Utrwalał też pradawny archetyp
słońca, malowanego płasko, na planie
koncentrycznie zakomponowanych
okręgów. Malował żaglówki ze schematycznie potraktowanym trójkątem
żagli i wreszcie, sprowadzone do form
figur geometrycznych, typowe dla kaszubskiego pejzażu murowane kapliczki, kępy olch, piaszczyste drogi i pola,
pagórki, bryły niewielkich domostw
i kościołów, przywodzące na myśl (tak
lubiany przez Ostrowskiego) motyw katedry w Chartres. Posługiwał się zdecydowanym
w rysunku, niekiedy płynnym obrysem, kiedy indziej szkicowym konturem, czasami czarnym, sprawiającym,
że praca nabierała charakteru witrażu,
czasami – rozbielonym, szarawym lub
przechodzącym w żółcienie i ugry czy
świetliste czerwienie, oranże. Kolor
traktował szczególnie, odbierając mu
prawo tworzenia iluzji głębi czy perspektywy, nadawał mu raczej wymiar
symboliczny, oddzielając od zwyczajowo przypisanych mu znaczeń.
Atelier profesora Kazimierza
Ostrowskiego (nazywanego przez przyjaciół bez cienia poufałości, z niekłamanym szacunkiem, „Kacho”) mieściło się
16
przy ul. Abrahama 62 w Gdyni, niedaleko słynnej kawiarni Cyganeria.
Pamiętam swą pierwszą wizytę,
w 1986 roku, w pracowni malarza,
o którym w sopockim klubie SPATiF
opowiadano anegdoty i który (zapewne wbrew sobie) stał się wykreowanym przez grupę swych uczniów
„Mistrzem”. Sam wolał się nazywać
„Majstrem”, przypominając czasy, gdy
terminował w warsztacie ojca, wykonując napisy na murze, a po przeprowadzce do Gdyni w latach trzydziestych ubiegłego wieku – szyldy,
tabliczki z nazwami ulic, liternictwo
na burtach statków. A jednak właśnie
jako „Mistrz” został wykreowany na
namalowanym przez Kubę Bryzgalskiego portrecie, pochodzącym z prezentowanej w sopockim BWA w 1985 roku
wystawy pt. „Profesor i uczniowie”.
Malarz przedstawił pedagoga w nieco
karykaturalnej pozie, z marsową miną
Napoleona – zdobywcy. Szeroka, złota
rama podkreśla patos dominujących na
płótnie aksamitnych czerwieni i czerni.
Nareszcie (niestroniąca od uroczystych
panegiryków) krytyka mogła się czuć
usatysfakcjonowana.
„Kacho”, którego prace usiłowano
wpisać w jakiś schemat interpretacyjny, a ich twórcę traktować wyłącznie
jako ucznia Légera, zdawał się nie podzielać ani entuzjazmu publiczności,
ani krytyki. Zakłopotany, a może nawet zażenowany, Ostrowski pozostawał programowo na uboczu. Dla niego
najważniejsze były prace następców,
ich wrażliwość, intuicja, artystyczna
osobowość każdego z nich. Nie kształcił
w swej pracowni naśladowców, mimo
że jak mawiał: „Légera zrobić łatwo,
a później już powtarzać w nieskończoność”. Podobno korektę robił chętnie,
ale nie miał potrzeby wydawania wyroków, raczej podejmował rozmowę,
w przekonaniu, że zawód malarza jest
trudny, bolesny, że prowadzący pracownię nie ma prawa niczego narzucać.
Tak więc gdy latem 1986 roku wdrapałam się wreszcie na któreś tam piętro gdyńskiej kamienicy, targając wysłużonego grundiga i nie kryjąc dumy,
że mój magnetofon jest już kasetowy
(w latach osiemdziesiątych używano
jeszcze magnetofonów szpulowych,
„na taśmę”), bardzo liczyłam na długą,
barwną opowieść o Paryżu, o studiach
w pracowni Légera, o dyskusjach w paryskich kafejkach, o romansach z pięknymi modelkami. Zanim jednak udało
mi się uruchomić sprzęt, usłyszałam:
„Proszę nie włączać tej maszyny, chyba
że chce pani posłuchać jazzu”. Siedzieliśmy zatem w pracowni zagraconej
ponad miarę, z antresolą pełną rekwizytów i płócien, zagruntowanych desek
i kawałków równo przyciętej tektury,
książek i takich przedmiotów, jak hełmofon czołgisty, kask, gipsowe odlewy,
fragmenty postaci i popiersi, puszki
i słoje, w których przygotowywał farby
(z reguły gwasz, z domieszką wosku,
według własnej receptury).
– Chciałabym napisać poważny
tekst o początkach pana kariery – zaczęłam dosyć niezręcznie, pamiętając, że mój rozmówca nie należał do
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
SZTUKA
ulubieńców PRL-owskiej jeszcze wówczas władzy, że obecność jego w „Akademii”, zwanej do 1996 roku Państwową Wyższą Szkołą Sztuk Plastycznych
(co wyraźnie umniejszało jej status) –
nie była mile widziana.
– O początkach? Jak pani poprzewraca te teczki, możemy później pogadać.
Nazbierało się tego trochę przez ponad
trzydzieści lat…
Tak więc zostałam poddana pewnego rodzaju próbie. Myślę, że Ostrowski
nie ufał dziennikarzom, nie lubił wywiadów, nie zabiegał też o popularność.
Żył we własnym rytmie, podporządkowanym zmienności pór roku, co szczególnie widać było w jego kaszubskich
pejzażach, których zachowało się tak
niewiele. Rzadko bowiem malował na
płótnie, farb olejnych używał też niezbyt często, jego ukochaną, niezwykle
„ulotną” techniką był gwasz. W konsekwencji kompozycje, które tworzył,
okazywały się nietrwałe, nie znajdowały nabywców, nie przechowywano
ich w muzealnych kolekcjach, czasami
realizowano je w formie fresku lub
gobelinu, wyjątkiem okazuje się tutaj
tkanina dekoracyjna, tkana tradycyjną techniką tapiserii, zaprojektowana
przez profesora w 1992 roku dla Filharmonii w Bydgoszczy.
W czasie tamtej pierwszej wizyty
w gdyńskiej pracowni artysty musiałam przejrzeć sterty zakurzonych papierzysk, rysunków, projektów tkanin
i malarstwa ściennego, szkiców, w których z trudem rozpoznawałam fragmenty (już namalowanych) obrazów.
Kiedy już bardzo zmęczona po kilku
godzinach przeglądania tej chaotycznej „dokumentacji” myśli i poszukiwań
artysty, daleka od egzaltacji i zachwytów, zamykałam ostatnią teczkę, zrozumiałam kruchość i ulotność tego,
co profesor Ostrowski robił. Pożółkłe,
postrzępione papiery… Nie spotkałam
nikogo, kto w tak nonszalancki sposób
kwestionowałby wartość swych dzieł.
Nie udawał skromności – był skromny. Najtrwalsze okazały się kompozycje
malowane na płytach paździerzowych, na dykcie, na pozszywanych
kawałkach płótna. Specyficzny notatnik artysty malarza sporządzony
w pośpiechu, z emocją, przypominający barwną układankę, monumentalny,
POMERANIA SÉWNIK 2015
zgeometryzowany ornament… Wszystkie te prace cechował celowy brak głębi,
powstawały struktury niby domyślane,
wykalkulowane do końca, logiczne, jednak z jakimś piętnem chropowatości,
które niepokoi wyraźnym dysonansem,
ale i prowokuje do zastanowienia. Takie
też były kaszubskie pejzaże, w których
najważniejsze okazywały się barwy
dojrzałej oliwki i cała gama brązów,
przechodzących w ciepłe zielenie żółcieni, pejzaże, w których wyraźny, niekiedy drapieżny kontur oddzielał formy
płasko malowanych fragmentów architektury czy trójkąty rozpiętych żagli
od dekoracyjnie potraktowanej wody
i nieba.
Profesor Kazimierz Ostrowski bywał
częstym gościem w pracowni mojego
ojca, Romualda Bukowskiego, dyrektora
sopockiego BWA. Zawsze w zabawnych
spodniach na szelkach, czasem w nonszalancko przekrzywionym berecie,
nieco rubaszny, jednak także tajemniczy pan, przypominający nastroszonego ptaka ze „Sklepów cynamonowych”
Schulza. W naszym domu mówiło się
o nim „Kacho” i brzmiało w tym przezwisku chyba wszystko to, co można
przypisać człowiekowi przynależnemu powojennej artystycznej Bohemie.
Wreszcie komuś, kto emanował (podobnie jak jego obrazy) ciepłem i serdecznością właściwą twórcom, których dzieła
okazują się zupełnie bezinteresowne,
powstały bowiem z wielkiej życzliwości
wobec świata, z samej radości i esencji
życia, z prawdziwej pasji tworzenia. Kazimierz Ostrowski (1917–1999), profesor gdańskiej PWSSP, w l. 1981–1984 prodziekan Wydziału Malarstwa
i Grafiki tej uczelni. Zajmował się malarstwem, stosując często formę panneau, czyli traktując obraz jako element wpisujący
się w podziały architektoniczne budynku. Nie stronił od projektowania tkaniny artystycznej, mozaiki czy polichromii. Jego
prace cechowało nie tylko zamiłowanie do geometrii, dążenie do budowania logicznych, przemyślanych struktur kompozycyjnych, ale także charakteryzowała je czytelność i wyrafinowana prostota.
Był absolwentem pracowni malarstwa Artura Nacht-Samborskiego oraz Jacka Żuławskiego. W 1949 otrzymał stypendium
od rządu francuskiego na studia w Paryżu i przez trzy lata studiował pod kierunkiem Ferdynanda Légera. Tam też poznał
osiągnięcia europejskiej awangardy początków XX wieku i po powrocie do kraju w 1950 r. próbował stosować zdobytą
w Paryżu wiedzę.
Jego wczesne dzieła mimo oryginalnej, dekoracyjnej formy nie zyskały przychylności władz. Dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku jego malarstwo zaczęto pokazywać w salonach wystawienniczych.
Z Kaszubami związany był przede wszystkim w okresie pracy w gdańskiej PWSSP, w latach 1964–1987, kiedy to wraz z grupą
studentów bywał na plenerach w okolicach Kartuz i Chmielna.
Od 1950 r. zaprezentował swe prace na ok. 60 wystawach indywidualnych i na dziesiątkach wystaw zbiorowych, w tym
„Profesor i uczniowie” (BWA Sopot 1985 r.), oraz w ramach cyklu wystaw o charakterze ogólnopolskim Festiwal Sztuk Plastycznych „Porównania”. W trzecią rocznicę jego śmierci gdański oddział ZPAP ustanowił nagrodę jego imienia, przyznawaną za wybitne osiągnięcia w dziedzinie malarstwa.
R E K L A M A
45 zł
45 zł
45 zł
www.KaszubskaKsiążka.pl
zamówienia telefoniczne pod numerem 607904846
17
Z POŁUDNIA
Świętowanie książki
KAZIMIERZ OSTROWSKI
Schyłek lata nastraja melancholijnie, piękny czas się skończył
A wspominam o tym, ażeby sięgnąć do wydarzenia
i trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. Po urlopie zostały tyl- sprzed wakacji, mianowicie imprezy nazwanej Regionalne
ko wspomnienia i fotografie, które dawniej pracowicie opisane Forum Wydawnicze. Ideą tego przedsięwzięcia było dokowkładało się do grubych albumów, a dziś w epoce cyfrowej nanie przeglądu wszystkich tytułów książek i periodyków,
przenosi się całe ich setki do komputerów i nikt już nie ma cza- jakie w ostatnich piętnastu latach (2001–2015) ukazały się
su, albo i ochoty, do nich wrastaraniem instytucji i stowacać. Wszystko tak szybko się
rzyszeń w okręgu chojnickim.
zmienia, w ciągu jednego życia
(...) nasze miasteczka Publikuje się bowiem dużo,
świat przewraca się kilkakroć.
lecz niedostatek informacji
są oddalone o sto sprawia, że wiedza o regioTrzydzieści lat temu departament książki Ministerstwa Kulkilometrów od centrów nalnym piśmiennictwie jest
tury i Sztuki odmówił nam ponikła. Lokalne media ograGdańska czy Bydgoszczy, niczają się do lakonicznej
zwolenia na wydanie leksykonu
regionalnego. Deficytowy wówo promocji jakiejś
a przecież nie rezygnują wzmianki
czas papier na druk książki zgoksiążki (jeśli w ogóle zauwaz naukowych żą) i na tym się kończy. Orgadził się odstąpić dyrektor przetwórni „Las” w Brusach ze swej
Forum postanowili
i kulturalnych ambicji. nizatorzy
puli na etykiety i reklamy, lecz
więc ukazać całe bogactwo
nic to nie pomogło. Takie były
wydawniczego dorobku poczasy, o każdej publikacji decydowała Warszawa. Dodam jednak, łudniowo-zachodniej części Pomorza Gdańskiego.
że w latach 80. oddział ZKP był jedyną w Chojnicach organizacją,
Słowo „bogactwo” nie jest w tym wypadku przesadą. Do
która prowadziła (skromną, bo skromną) działalność edytorską. udziału w imprezie zgłosiło się bowiem 17 instytucji i orgaW tej dziedzinie też świat wywrócił się na rãbë, jak mawiała moja nizacji z Chojnic, Człuchowa, Czerska, Brus i Tucholi, które ramama. Dziś nikt prosić, ani nikt pozwalać nie musi.
zem wyeksponowały kilkaset (!) książek, albumów, tomików
Swiãtowanié ksążczi
Kùńczącé sã lato przënôszô melankòlije, snôżi cząd sã ju
skùńcził i je nót nawrócëc do szari jawernotë. Pò ùrlopie
pòòstałë leno wspòminczi i òdjimczi, jaczé przódë rãdo
òpisóné wkłôdało sã do pãkatëch albùmów, a dzysdnia
w cyfrowi érze przenôszô sã je całéma stama do kòmpùtrów
i nicht ju ni mô czasu, abò i chãcë, do nich nawracac. Wszëtkò
tak chùtkò sã zmieniwô, pòdczas jednégò żëcô swiat przewrôcô sã czile razy.
Trzëdzescë lat w tił departament ksążczi Minysterstwa
Kùlturë i Kùńsztu béł przékã i nie dozwòlił nóm wëdac
regionalnégò leksykònu. Papiór do drëkòwaniô ksążków,
chtërnégò wtenczas nie sygało, chcôł òdstąpic direktor
przetwórni „Las” w Brusach ze swòjégò dzéla na nôlinczi
i reklamë, leno nick to nie dało. Taczé bëłë czasë, ò kòżdi
pùblikacji rozsądzywa Warszawa. Dopòwiém równak, że
w latach 80. part KPZ béł jedną le w Chònicach stowôrą,
jakô sprôwia (prosté, bò prosté) editorsczé dzejanié. W tim
zôkrãżim téż swiat wëwrócył sã na rãbë, jak gôdiwa mòja
18
mëmka. Dzysdnia nicht prosëc, ani nicht zezwalac ni
mùszi.
A wdôrziwóm to, żebë sëgnąc do przëtrôfkù sprzed
wakacjów, hewòtno imprezë pòzwóny Regionalné Fòrum
Wëdôwiznowé. Przédną mëslą ti pòdjimiznë bëło zrobienié
przezérkù wszëtczich titelów ksążk i cządników, jaczé w slédnëch piãtnôsce latach (2001–2015) wëszłë za sprawą institucjów i stowôrów w chònicczim òbrëmienim. Bò pùblikùje sã
wiele, leno niedostónk infòrmacjów sprôwiô, że wiédzô ò
regionalny pismieniznie je słabô. Môleczné media òbchôdają
sã lakòniczną nadczidką ò promòcji jaczis ksążczi (jeżlë w całoscë zmerkają) i na tim kùńc. Òrganizatorzë Fòrum ùdbelë
so tej pòkazac całą bòkadnosc wëdôwiznowégò ùróbkù
pôłniowò-zôpadnégò dzéla Gduńsczégò Pòmòrzô.
Słowò „bòkadnosc” nie je w tim przëtrôfkù przesadą. Do bëtnictwa w impreze zgłosëło sã 17 institucjów
i òrganizacjów z Chònic, Człëchòwa, Czerska, Brusów
i Tëchòlë, jaczé do pòspòłu wëekspònowałë czileset (!)
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
Z PÔŁNIÉGÒ
poetyckich, przewodników, broszur i tytułów wydawnictw
ciągłych – czasopism popularno-naukowych. Prezentowane
publikacje mają oczywiście różny ciężar gatunkowy i wartość, nierówny poziom merytoryczny i edytorski, ale w swej
masie są świadectwem życia umysłowego pomorskiej prowincji, jak się okazuje, życia wcale nie gnuśnego. Zwróćmy
uwagę, że nasze miasteczka są oddalone o sto kilometrów od
centrów Gdańska czy Bydgoszczy, a przecież nie rezygnują
z naukowych i kulturalnych ambicji. Nierzadko zresztą publikacje powstają przy współpracy naukowców z ośrodków
akademickich.
Osób merytorycznie przygotowanych do pracy naukowej
jest w tzw. terenie coraz więcej, choćby w muzeach czy w Parku Narodowym, gdzie tworzy się specjalistyczne opracowania, są też nauczyciele z zaciekawieniem badawczym. Problemem natomiast dla większości lokalnych wydawców jest
brak pieniędzy; organizacje społeczne muszą każdą złotówkę
wyprosić od samorządów, wyżebrać od sponsorów czy dołożyć z własnych składek. Trzeba więc podziwiać aktywność
i dorobek m.in. Borowiackiego Towarzystwa Kultury w Tucholi czy Towarzystwa Miłośników Ziemi Człuchowskiej. Nie
zasypia także gruszek w popiele miejski oddział Zrzeszenia
Kaszubsko-Pomorskiego w Chojnicach. Na tle ogólnej biedy
jako krezusi jawią się edytorzy, których stać na wydawanie
pokaźnych dzieł, np. Lokalna Grupa Działania „Sandry Brdy”
(album A. Ortmann, Boże Męki powiatu chojnickiego, monografia Kosznajderia, red. J. Szwankowski), UM w Chojnicach
(wydawca szeregu monografii, w tym Dziejów Chojnic) czy
Muzeum Historyczno-Etnograficzne w Chojnicach (ostatnie
dzieło – Marcin Synak, Jan Paweł Łukowicz (1886 – 1957). Portret
myśliwego).
ksążków, albùmów, pòeticczich tómików, prowadników,
broszurów i titelów cągłëch wëdôwiznów – cządników
pòpùlarno-nôùkòwëch. To sã wié, że przedstôwióné
pùblikacje mają rozmajitą wôrtnotã i gatunkòwą cãżkòsc,
rozmajitą rówiznã meritoriczną i editorską, ale w swòji miazdrze są pòcwierdzenim môgòwëch mòżnotów pòmòrsczi
prowincji, jak sã pòkazywô, żëcégò wcale nié òspałégò.
Dôjmë bôczënk, że nasze miastka są bezmała sto kilométrów
òddaloné òd centrów Gduńska czë Bëdgòszczë, a równak nie
niechają nôùkòwëch i kùlturalnëch pòdjimiznów. Równak
co zamanówszë pùblikacje pòwstôwają przë wespółrobòce
nôùkòwców z akademicczich òstrzódków.
Lëdzy meritoricznie przëszëkòwónëch do nôùkòwi
robòtë je w tpzw. terenie corôz wicy, dôjmë na to w mùzeach
czë w Nôrodnym Parkù, dze pòwstôwają specjalisticzné
òbrobienia, są téż szkólny z zacekawienim do badérowaniô. Za to jiscënkã dlô wikszoscë môlowëch wëdôwców je
felënk dëtków; spòlëznowé òrganizacje mùszą kòżdégò
złotégò wëprosëc w samòrządzënach, prachrowac ù dobrzińców czë dołożëc z gwôsnëch składków. Je tedë nót
zdzëwòwac sã aktiwnoscą i ùróbkã m.jin. Bòrowiacczégò
Towarzëstwa Kùlturë w Tëchòlë czë Towarzëstwa Miłotników Zemi Człëchòwsczi. Nie òstôwiô téż leżnotë bez
POMERANIA SÉWNIK 2015
W tej beczce słodyczy jest także łyżka dziegciu. Większość
książek publikuje się bez recenzji wydawniczych (mniemam,
że z powodu niedostatku środków), skutkiem czego zdarzają
się pozycje trącące amatorszczyzną, niedopracowane, a nawet bałamutne i szkodliwe, które w ogóle ukazać się nie powinny. Ale czyż niedoróbki i buble nie wychodzą także pod
szyldem wydawnictw profesjonalnych?
Pomysłodawca imprezy, prezes Chojnickiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk Kazimierz Jaruszewski oraz dyrektor
MBP w Chojnicach Anna Lipińska obiecują organizowanie
Regionalnego Forum Wydawniczego co trzy lata. Może na
następnym „triennale książki” pokażą się również wydawcy,
których zabrakło w tym roku.
SPROSTOWANIE
Gorąco przepraszamy panią Annę Trepczyk, autorkę tek­
stu „Moda na haft kaszubski” opublikowanego w letnim
numerze „Pomeranii” (7–8/2015) na s. 61, za błędne przy­
pisa­nie jej artykułu innej osobie.
O „Modzie na haft kaszubski” napisała dla naszych
Czytelników Anna Trepczyk, tak, jak informujemy w spisie
treści na s. 1.
R E K L A M A
zwënédżi miesczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô
w Chònicach. Na pòspòdlim òglowi biédë jakno bògôcze
jawią sã wëdôwcowie, jaczi mògą wëdawac machtné
dokazë, np. Môlowé Karno Dzejaniô „Sandrë Brdë” (albùm A.
Òrtmann, Boże Męki powiatu chojnickiego, mònografiô Kosznajderia, red. J. Szwankòwsczi), ÙM w Chònicach (wëdôwca
wielnëch mònografiów, w tim Dzieje Chojnic) czë Mùzeùm Historiczno-Etnograficzné w Chònicach (slédny dokôz – Môrcën
Synak, Jan Paweł Łukowicz (1886–1957). Portret myśliwego).
W ti beczce miodnosców je téż łëżka dzekcu. Wikszosc
ksążków pùblikùje sã bez wëdôwiznowëch òbgôdënków
(domiszlóm sã, że z leżnoscë niesëdżi strzódków), temù téż
zdôrzają sã ùsôdzczi prawie amatorsczé, niedorobioné, a nawetka òchlëwé i szkòdlëwé, chtërne prôwdã rzekłszë bë ni
miałë wcale sã ùkazac. Ale czë rzeczë niedorobioné i bëlejactwa
nie wëchôdają téż pòd szildã profesjonalnëch wëdôwiznów?
Ùdbòdôwca imprezë, przédnik Chònicczégò Towarzëstwa
Drëchów Nôùków Kadzmiérz Jaruszewsczi z direktorką MBP
w Chònicach Aną Lëpińską mają przëmówioné szëkòwanié
Regionalnégò Fòrum Wëdôwiznowégò co trzë lata. Mòże òb
czas pòstãpnégò „triennale ksążczi” pòkôżą sã téż wëdôwcë,
jaczich zafelało latos.
Tłómaczëła Danuta Pioch
19
HISTORIA
Kaszubi
na Pomorzu Zachodnim
na przestrzeni wieków
Część 2: Pomorsko-polskie sąsiedztwo
i chrystianizacja Pomorza Zachodniego
Z YG M U N T S Z U LT K A
Książę państwa polskiego Mieszko I
(960–992) w latach 967–972 podbił Pomorze kaszubskie między dolną Odrą
a dolną Wisłą, a następnie w 991 r. poddał swój kraj, którego zachodnią granicę stanowiła Odra a północną Morze
Bałtyckie, pod protekcję Stolicy Apostolskiej. Wiele wskazuje na to, że poza jego
granicami znajdowały się wyspa i miasto Wolin. Szczupłość źródeł sprawia,
że nie jesteśmy w stanie dokładnie zarysować stosunków wewnętrznych na
Pomorzu. Pewne jest, że przytłaczającą
większość jego mieszkańców stanowili
pogańscy Kaszubi, obok których w strefie nadmorskiej zamieszkiwali nieliczni
Skandynawowie. Z zachodu graniczyli
oni z plemionami wieleckimi (lucickimi), z południa – z Polanami i Kujawianami, a ze wschodu z Kociewiakami
i Prusami.
Przełom X–XI w., w dużej mierze
pod wpływem oddziaływania państwa
Piastów, był okresem ożywienia, a następnie progresywnego rozwoju rolnictwa, rzemiosła i handlu, zwłaszcza ze
Skandynawią, pozostającymi w sprzężeniu zwrotnym ze wzrostem zaludnienia (sieci osadniczej) i zaczątkami
kształtowania się miast. Największymi
z nich były Szczecin i Kołobrzeg, który
z racji centralnego położenia i funkcji
20
państwowotwórczych w 1000 r. został stolicą biskupstwa obejmującego
swą jurysdykcją całe Pomorze. Wojny
niemiecko-polskie, trwające z przerwami w latach 1003–1018, oraz być może
nazbyt gorliwa działalność chrystianizacyjna pierwszego biskupa kołobrzeskiego Reinberna spowodowały, że biskupstwo przetrwało zaledwie do około
1006 r. Jego upadek pozostawał prawdopodobnie w związku z utratą zwierzchnictwa nad Pomorzem przez Piastów,
którego nie zdołał odzyskać Bolesław
Chrobry oraz Mieszko II (1025–1034)1.
Pomyślnemu rozwojowi społeczno-gospodarczemu Pomorza kaszubskiego towarzyszyły ważne wewnętrzne
przemiany ustrojowe. Ich istotą było
przekształcenie w drugiej połowie X w.
archaicznego ustroju plemiennego
w ustrój książęcy, lub lepiej – wieloksiążęcy, podobnie jak miało to wcześniej
miejsce wśród Słowian lewoodrzańskich. Nie wiemy, ile było kaszubskich
księstw plemiennych. Z XI w. znamy
tylko jednego historycznego księcia, noszącego imię po matce z rodu Piastów
– Siemomysła – ale nie znamy jego książęcego terytorium. Prawdopodobnie nie
było ono małe, skoro w 1046 r. występował na zjeździe w Merseburgu jako
równorzędny partner księcia Kazimierza Odnowiciela (1034–1058). Pozostawał z nim w sporze na tle trybutu, od
którego świadczenia został uwolniony
przez cesarza Henryka III (1039–1056).
Decyzja ta wzmocniła Pomorzan na
tyle, że kolejny władca polski książę
Bolesław Śmiały (1058–1079) musiał się
bronić przed ich najazdami2.
Rządy książąt Władysława Hermana (1079–1102) i Zbigniewa (1102–1107)
były kontynuacją polsko-pomorskich
niepokojów graniczno-politycznych.
Dopiero Bolesław Krzywousty (1102–
–1138) w 1109 r. zapoczątkował drugi
„piastowski podbój Pomorza”, zajmując
w 1121 r. całe Pomorze kaszubskie po
Szczecin, a w 1123 r. również Pomorze
lewoodrzańskie (lucickie). Władzę nad
obu częściami Pomorza zachował jednak ich dotychczasowy książę Warcisław I (1119–1135/36), który dał początek
dynastii Gryfitów, panującej do 1637 r.
Książę ten uznał zwierzchnictwo Bolesława Krzywoustego, któremu płacił
trybut i dostarczał posiłki na wyprawy wojenne. Książę polski z tytułu
zwierzchnictwa nad lucicką częścią
Pomorza płacił trybut cesarzowi. Stworzyło to szczególną sytuację prawną,
mającą poważne konsekwencje dla
przyszłości Pomorza Zachodniego, które zachowało autonomię w stosunku do
Polski. Książę Warcisław I zaprowadził
jednak w swym państwie polski system ustrojowo-prawny, wojskowy, podatkowy i sądowy, którego istotą było
zastąpienie systemu grodowego systemem kasztelańskim. Tym głębokim
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
HISTORIA
przemianom wewnętrznym towarzyszyło ukształtowanie się
kaszubsko-lucickiego możnowładztwa (elity politycznej)3.
Proces integracji księstwa kaszubsko-lucickiego z państwem
polskim pogłębiła chrystianizacja. Książę Bolesław Krzywousty
już w 1121 r. zabiegał o utworzenie dla zajętych terenów dwóch
biskupstw misyjnych, wchodzących w skład metropolii gnieźnieńskiej. W 1123 r. powołano biskupstwo lubuskie, natomiast dla
Pomorza miało być założone po jego chrystianizacji. Z inicjatywy
księcia polskiego i z poparciem Stolicy Apostolskiej oraz cesarza
Henryka V (1105–1125) w 1124 r. miała miejsce pierwsza wyprawa
misyjna biskupa bamberskiego Ottona (1102–1139), któremu towarzyszyli orszak zbrojny i polscy kapłani z kapelanem Bolesława
Krzywoustego na czele. Misja trwała pół roku i objęła kaszubską
część księstwa Warcisława I. Chrystianizacji części lucickiej dokonał również biskup bamberski cztery lata później z inicjatywy
ks. Warcisława I, przy poparciu cesarza i Stolicy Apostolskiej. Dla
schrystianizowanych ziem pomorskich biskupstwo utworzono
dopiero w 1140 r., pierwszym jego ordynariuszem został wspomniany kapelan Wojciech (1140–1160/62), zakonnik, doskonale
przygotowany do tej funkcji. Obejmowało ono obszar Księstwa
Pomorskiego, na wschodzie jego granicę formalnie stanowiła rzeka Łeba, faktycznie zaś Góra Chełmska4.
1
J. Widajewicz, Najdawniejszy piastowski podbój Pomorza, Slavia Occidentalis 10: 1932, s. 13 n.; K.R. Prokop, Biskupi zachodniopomorscy
Tekst antyfony brewiarza kamieńskiego o św. Faustynie,
(X–XX w.), Koszalin 2003, s. 19 n.; G. Labuda, Polska, Czechy, Niemcy
patronce diecezji pomorskiej. Antyfona rozpoczyna się
i Związek Wielecki w X wieku, w: Fragmenty Słowiańszczyzny Zachodniej,
od słów „O felix Cassubia”. Tekst publikowany: J. Petert. I, Poznań 1960, s. 247 n.; tenże, Studia nad początkami państwa polskiego, t. I, Poznań 1987, s. 428–435; tenże, O stosunkach prawno-politycznych
sohn, Das breviarum Caminense, Köln – Graz 1963, s. 60.
państwa polskiego z państwem niemieckim w X i XI wieku, Czasopismo
Oryginał w Preussische Staatsbibliothek PK Berlin. RePrawno-Historyczne 57: 2005, s. 327 n.; tenże, Stan dyskusji nad dokuprodukcja z wystawy: Z kaszubsko-słowiańskich i polskich
mentem Dagome iudex i państwem Schinesghe, w: Civitas Schinesghe cum
losów Pomorza Zachodniego. © ZKP Oddział w Szczecinie
pertinentiis, red. W. Chudziak, Toruń 2003, s. 9 n.; tenże, Historia Kaszubów w dziejach Pomorza, t. I. Czasy średniowieczne, Gdańsk 2006, s. 66 n.;
tenże, Dzieje polityczne (VI Civitas Schinesghe cum pertinentiis XII wiek);
ekspansja państwa polskiego na Pomorze (X Civitas Schinesghe cum pertinentiis XII wiek), w: Historia Pomorza, t. I, cz. 1, s. 303 n.
2
L. Leciejewicz, Tworzenie się pomorskiego państwa monarchicznego, w: Historia Pomorza, t. I, cz. 1, s. 302–303; tenże, Początki nadmorskich
miast na Pomorzu Zachodnim, Wrocław 1962, s. 35 n.; W. Duczko, Obecność skandynawska na Pomorzu, s. 31 n.; E. Rymar, Rodowód książąt
pomorskich, t. I, Szczecin 1995, s. 68 n.
3
B. Zientara, Polityczne i kościelne związki Pomorza Zachodniego z Polską za Bolesława Krzywoustego, Przegląd Historyczny 61: 1970,
2, s. 194 n.; K. Myśliński, Polska a Pomorze Zachodnie po śmierci Bolesława Krzywoustego, Roczniki Historyczne 17: 1948, s. 9 n., 129 n.;
B. Śliwiński, Pomorze w polityce i strukturze państwa wczesnopiastowskiego (X–XII w.), Kwartalnik Historyczny 107: 2000, 2, s. 5 n.; J. Spors,
O domniemanej jedności plemiennej i państwowej Pomorza we wczesnym średniowieczu, w: Społeczeństwo Polski średniowiecznej, t. VI, pod red.
S. Kuczyńskiego, Warszawa 1994, s. 23 n.; G. Labuda, Historia Kaszubów, s. 101 n.; J. Spors, Organizacja kasztelańska na Pomorzu Zachodnim
XII–XIII w., Słupsk 1991, s. 58 n.
4
Pomorze Zachodnie w żywotach Ottona, przetłum. J. Wikarjak, przedmowa G. Labuda, Warszawa 1979; K. Malczyński, Bolesław Krzywousty, wyd. 2, Wrocław 1975, s. 125 n.; K. Liman, Studia historyczno-literackie nad żywotami św. Ottona z Bambergu, Poznań 1966, s. 214;
J. Petersohn, Der südliche Ostseeraum im kirchlich-politischen Kräftespiel des Reichs, Polens und Dänemarks vom 10. bis 13. Jahrhundert, Köln –
Wien 1979, s. 211 n.; G. Labuda, Początki diecezjalnej organizacji kościelnej na Pomorzu i Kujawach w XI i XII wieku, Zapiski Historyczne 33:
1968, 4, s. 550 n.; tenże, Zamierzenia organizacji diecezjalnej na Pomorzu w roku 1123 (przed misją chrystianizacyjną) biskupa Ottona z Bambergu, w: Instantia est mater doctrinae. Księga jubileuszowa dedykowana Profesorowi Władysławowi Filipiakowi, Szczecin 2001, s. 327 n.; K. Ślaski,
Tworzenie się wspólnoty ustrojowej Pomorza Zachodniego z Polską, w: Historia Pomorza, t. I/2, s. 75–76; K.R. Prokop, Biskupi zachodniopomorscy
(X–XX w.), Koszalin 2003, s. 27 n.; E. Rymar, Biskupi – mnisi – reformatorzy. Studia z dziejów diecezji kamieńskiej, Szczecin 2002, s. 12–13;
W. Dziewulski, Biskup pomorski Wojciech, Zapiski Historyczne 23: 1957, 4, s. 7 n.
POMERANIA SÉWNIK 2015
21
MÙZYKA
Szlachã warszawieniô
„Kaszëbsczich nótów”
TOMÔSZ FÓPKA
We w tórk 25 zélnika w Wejro wie òstôł òficjalnô òtemkłi Szlach
Kaszëbsczich Nótów. Karno wanożników pòd przédnictwã prezydeńta gardu Krësztofa Hildebrandta przez dwie
a pół gòdzënë pòznôwało miasto przez
pòsobné lëtrë Kaszëbsczégò Abecadła.
Nótë wëkùmóné òstałë w kamiznie
a òstatnô „stacjô” ti òsoblëwi kaszëbsczi
drodżi bëła kòl Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë a Mùzyczi.
Na łôwce sôdł w żelazło zaklãti akòr­
dionista, chtërnémù za mòdło pòsłużił
Tadéùsz Dargacz, przédnik karna Koleczkowianie. Pò wcësniãcym jedny
knąpë instrumeńtu jidze ùczëc nagranié, jak Tadéùsz mówi ò pieskù, co mù
kòl nóg sedzy, a ò kance z piwã, co kòl
mùzykańta stoji. Drëgô knąpa je namienionô zażiwaniô tobaczi, a trzecô...
zapùszczô „Kaszëbsczé nótë”, co je
spiéwô a graje prawie Tadéùsz Dargacz.
Lëdzëska chãtno robią sobie z pòstacją
na łôwce z tószkã i kanką òdjimczi. Tak
téż i më, pòspół ze Stanisławã Janką
a Rómkã Drzéżdżona stanãlë. A na pół
parkù miona Aleksandra Majkòwsczégò
sã rozlégało: „To je krótczé, to je dłudżé...”
Nótë w spiéwnikach
Pòsobny dokôz z „ Nóta ma” do
Rómkòwégò zbiéru – tedë pòmëslôł jem
sobie. Róman Drzéżdżón òd lat zbiérô
rozsóné pò swiece „kaszëbsczé nótë”,
jaczich stolëmny dzél pòkôzôł ju na pôra
wëstôwkach1 a w ksążce2. A kùli je jesz
„Kaszëbsczich nótów” w spiéwnikach
22
Kòl „Dargaczowi łôwczi”. Òdj. Anna Kąkòl
a na platkach? Môta chãc na wanogã?
Nie mdze dwùch gòdzyn...
Ni ma za wiele spiéwników, dze
„Kaszëbsczé nótë” jidze pòtkac z tekstã
i na piãclëni. Mòże je tej nalezc schò­
wóné pòd titułã „Znaki kaszubskie”
w zbiérze Pieśni z Kaszub i Kociewia
Pawła Szefczi, wëdónym w 1979 rokù.
Są w drëdżim dzélu a trzecym parce
ksążczi Polska pieśń i muzyka ludowa
duetu Bielawsczi&Mioduchòwskô,
19 lat pózni, i w spiéwniczkù dlô
przedszkòlów Kaszëbsczi cëdowny
swiat Fópczi (2010). Ni ma jich za to ani
w ksążkach Pieśni z Kaszub Kirsteina
i Roppla z 1958 rokù i Kaszubski Śpiewnik Domowy Witosławë Frankòwsczi
(2014), ani w... Nótach kaszëbsczich
Eùgeniusza Prëczkòwsczégò
z 2008 rokù. Ten òstatny spiéwnik mô
pòdtitel „pòpùlarné piesnie”, a jedny z nôpòpùlarniészich – co jã czãsto
cëzyńcowie za kaszëbsczi himn bierzą
– ni mòże sã w nim dosznëkrowac. Zapitóny ò to redaktór wskôzywô nótë
„nótów”, ale w wersje òbrôzkòwi, na
òbkłôdce ksążczi i mówi, że to je tak
pòpùlarny dokôzk, że nótów „nótów”
nie je nót. Kò kòżdé dzeckò znaje jich
melodiã.
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
MÙZYKA
Mòże i znają, ale ze spiéwanim „Nótów” nijak nie je dobrze. Czej spiéwający docygnie do zlabializowónégò słowa
„chòjnë” – tej ju wiéta, przez jaczé „a” je
nen artista. Artista mdze kaszëbił, a artista – warszawił.
...a na platkach
Klasyczné a nordowé brzëmienié „nótów” z idealną wëmòwą „chòjnë”
przënôszô platka „Józef Roszman i Plesta”. Baro redotné i czësto kaszëbsczé
„chòjnë” są kòl Kaszëbów z Kanadë na
jich platce „Zeza wiôldżi wòdë... Kaszëbë”. Pëszné solo Vicka Dudalsczégò. Na magnetofónowi kasece „Nigdë
do zgùbë” z 1990 rokù są ju „chojny,
widłë gnojny”. Słëchającë pòsobnëch
kasetów i platków mómë baro czãsto
do czënieniô z tim samim błãdã. Pôrã
przikładów. Damroka Kwidzyńskô
spié­wie „chojnë” z bluesową szmaką
na platce Kòmpaniji Wãdzëbôków, co
jidze téż ùczëc i ùzdrzec w nece3, prosto
i czësto swiéżo ze Szklarsczi Pòrãbë. Te
same „chojnë” w wëkònanim Damroczi,
ale na jubileùszowim CD „Gdze mòja
chëcz” ùczëjemë w molowi tonacje.
Pòlsczé Radio z Warszawë wëdało seriã
„Mùzykã zdrzódłów” a pòstrzód platk
je jedna (nr 17) namienionô Kaszëbóm.
Nasz dokôz je tam òpisóny jakno „To
je krótczi, to je dłużi”. Z Warszawë
są pewno téż dzôtczi, co sepleniącopòlasząco jadą z „òznoco” do „chojny”.
Mòżna kùpic tã platkã w internetowim
krómie òd rãczi4. Pò zniżce leno 22
PLN. Nie jidze ju kùpic platczi wëdóny
przez Towarzëstwò Drëchów Gminë
Szemùd w 2004 rokù jakno „Biesiada
kaszubska”, ale „chojny” òstają jistné,
i to na dwùch stegnach płitë. Pòmali
a z wëstrzédnokaszëbska spiéwią
Chmielanie na platce „Nie zabôczta
bawic sã”. „Chòjnë” są kòl nich midzë
„chójnë” a „chôjnë”, ale żódno karno tak wdzãczno nie òddało rëczeniô
wòłu. Za to The Rozmish na CD „Go
Kaszëbë” bédëje „chójnë” pòdóné nisczim głosã Tatianë. Karno Kościerzyna
spiéwie „chojnë”, „widły” i „òznaczo”.
Pòdbëtowsczé karno Skład Kolonjalny
pòdôwô spiéwkã w baro cekawi aranżacji, ale téż z „warszawską” wëmòwą
„chojnë”. Snôżo a z dëchã i ptôszkã zrobia „Kaszubskie nuty” przédnô pòlskô
dżezmenka Kristina Stańkò, na platce
POMERANIA SÉWNIK 2015
Kaszëbsczé nótë w Celbòwie pòdług żłobiôrza Łukasza Dłudżégò ze Smólna.
Òdj. Róman Drzéżdżón
KASZËBSCZÉ NÓTË6
To je krótczé, to je dłudżé, to kaszëbskô stolëca
to są basë, to są skrzëpczi, to òznôczô Kaszëba.
Òznôczô Kaszëba, basë, skrzëpczi,
krótczé, dłudżé, to kaszëbskô stolëca.
To je ridel, to je ticz, to są chòjnë, widłë gnojné.
Chòjnë, widłë gnojné, ridel, ticz,
òznôczô Kaszëba, basë, skrzëpczi,
krótczé, dłudżé, to kaszëbskô stolëca.
To je prosté, to je krzëwé, to je slédné kòło wòzné.
Slédné kòło wòzné, prosté, krzëwé,
chòjnë, widłë gnojné, ridel, ticz,
òznôczô Kaszëba, basë, skrzëpczi,
krótczé, dłudżé, to kaszëbskô stolëca.
To są hôczi, to są ptôczi, to są prësczé pół torôczi.
Hôk, ptôk, półtorôk,
slédné kòło wòzné, prosté, krzëwé,
chòjnë, widłë gnojné, ridel, ticz,
òznôczô Kaszëba, basë, skrzëpczi,
krótczé, dłudżé, to kaszëbskô stolëca.
To je klëka, to je wół, to je całé, a to pół.
Całé, pół, klëka, wół,
hôk, ptôk, półtorôk,
slédné kòło wòzné, prosté, krzëwé,
chòjnë, widłë gnojné, ridel, ticz,
òznôczô Kaszëba, basë, skrzëpczi,
krótczé, dłudżé, to kaszëbskô stolëca.
To je môłé, a to wiôldżé, to są instrumenta wszelczé.
„Spik”. Leno te „chojnë”, „chojnë”... Je
kùreszce Glenn Meyer z karna Groovekojad, co barżi melorecytëje, jak spiéwô,
ale z amerikańską wëmòwą...
Są téż taczé wëkònania, dze abò
nicht nie spiéwô (zéwiszcze „Ka­szëb­
sczé nótë” w szląsczi Wikipedii5 i gi-
tarowô platka z bluesã: „Baltic wind –
meridional trip” Jarka Reglińsczégò),
abò nicht nie graje (zwãkòwô kôrtka
wëdónô przez Stowôrã Turisticzné
Kaszëbë z Kartuz). A Wa jak spiéwôta? Pò kaszëbskù
czë warszawskù?
1
M.jin. w Wejrowie: http://www.wejherowo.pl/aktualnosci/wernisaz-wystawy-kaszubskie-nuty-n3307.html i w Pùckù: http://muzeumpuck.pl/wernisaz-wystawy-to-je-krotcze-to-jedludze-wedrowki-szlakiem-obrazkowych-nut/
2
Drzeżdżon R., To je krótczé, to je dłudżé... Wędrówki szlakiem obrazkowych nut, Muzeum
Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, Wydawnictwo Zrzeszenia
Kaszubsko-Pomorskiego, Wejherowo – Gdańsk 2013
3
https://www.youtube.com/watch?v=KdoxCO1p9h8
4
http://sklep.polskieradio.pl/Products/9560-muzyka-zrodel-vol-17-kaszuby.aspx
5
https://szl.wikipedia.org/wiki/Kasz%C3% ABbscz%C3%A9_n%C3%B3t%C3%AB
6
Drzeżdżon R., „Kaszubskie nuty” ­pamiątka z Kaszub z błędami, w: Biuletyn Rady Języka
Kaszubskiego, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, Gdańsk 2009, s. 272–277.
23
100-LECIE KOŚCIOŁA PW. ŚW. JÓZEFA W WYGODZIE ŁĄCZYŃSKIEJ
O parafii Wygoda
i jej duszpasterzach
Część 2: Sylwetki proboszczów wygodzkich i ich dokonania
J Ó Z E F B O R Z Y S Z KO W S K I
Ks. Anastazy Sadowski
O pierwszym jegomościu, filomacie
brodnickim, można rzec budowniczym
parafii i kościoła, wiemy już sporo. Dodać wypada, iż jako działacz narodowy
zasłynął m.in. wydanym drukiem Kazaniem patriotycznym wygłoszonym 9
lipca 1919 roku z okazji Zmartwychwstania Polski w Kartuzach (Gdańsk 1919)
po podpisaniu traktatu wersalskiego.
Działał m.in. w Towarzystwie Czytelni
Ludowych i był członkiem Towarzystwa Naukowego w Toruniu. W dwudziestoleciu międzywojennym należał
do Bractwa Pomorskiego i był nadal
bardzo aktywny w działalności organizacji rolniczych i samorządu powiatowego. Współpracował blisko z przywódcą lokalnym endecji, ks. Bernardem
Łosińskim. Jako prezes Kółka Rolniczego oraz Banku Ludowego powstałego
w Wygodzie przed wojną, w wyniku
jego bankructwa w okresie wielkiego
kryzysu naraził się parafianom, którzy
potracili oszczędności. Unikając pogłębienia konfliktu, władze biskupie przeniosły go w 1935 r. do parafii Szynwałd
pod Grudziądzem. Tam na początku
wojny został aresztowany przez Niemców i 20 listopada 1939 r. zamordowany
w Klamrach pod Chełmnem1.
Przed mianowaniem nowego proboszcza parafią administrowali ks.
Feliks Klonowski (1908–1939), wikary
z Sierakowic (jako kapłan w Matarni
zamordowany w Sarnim Dworze k.
Egiertowa), oraz ks. Tadeusz Zapałowski
(1901–1939), wcześniej administrator
24
w Leśnie, później proboszcz w Sulęczynie, zamordowany 25 listopada 1939 r.
w Lasku Kaliskim k. Kartuz.
Ks. Zygmunt Poćwiardowski
Następcą ks. Sadowskiego został mianowany w 1936 r. ks. Zygmunt Poćwiardowski (1903–1977), dotychczasowy
wikariusz w parafii św. Jakuba i katecheta Gimnazjum im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Wśród jego uczniów był
m.in. Lech Bądkowski (1920–1984) – pisarz, żołnierz, polityk, jeden z twórców
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego,
rzecznik prasowy „Solidarności” i redaktor naczelny tygodnika „Samorządność”. Do końca życia z sympatią wspominał swojego katechetę, a i odwiedził
go nieraz na Wygodzie przy okazji pobytów w Łączyńskiej Hucie.
Ks. Zygmunt przetrwał w Wygodzie lata sanacji, tragicznej okupacji
niemieckiej i przeróżne doświadczenia PRL-u2. Tu też spoczął na zawsze
obok kościoła u stóp pomnika (dzieło
Ignacego Zelka)3, jaki z jego inicjatywy
ufundowała parafia w 50-lecie swego istnienia w 1952 r., pamięci swego
pierwszego proboszcza, ks. A. Sadowskiego. Centralną figurą tegoż pomnika
jest postać Dobrego Pasterza z Barankiem. Dobrym duszpasterzem był także
ks. Zygmunt, wspaniałym człowiekiem,
rozumiejącym ludzi, niosącym im pomoc nie tylko duchową, ale i materialną. Nie miał żyłki działacza, zwłaszcza
polityka, która nie była obca ks. Sadowskiemu. Dbał o kościół i parafian.
Będąc do końca użytkownikiem sporej
plebanki i gospodarzem wielu obiektów parafialnych, nie zabiegał o dobra
materialne4. Z przypisanych doń nieruchomości korzystali głównie ich
pracownicy i mieszkańcy, a proboszcz
często dokładał z własnej kieszeni do
gospodarstwa plebańskiego…
Szczególnie ciężkie lata okupacji
hitlerowskiej ks. Zygmunt przeżył jako
sublokator plebanii, w której zamieszkał przedstawiciel okupanta. Za życzliwą radą miejscowych Niemców przyjął
II grupę Niemieckiej Listy Narodowościowej (NLN) i zmienił swoje nazwisko
na Poker, co było warunkiem zachowania życia i możliwości dalszej pracy
wśród parafian. W ich pamięci pozostał
gorliwym duszpasterzem i Polakiem,
niosącym pomoc działającym w okolicy ludziom TOW „Gryf Pomorski”5. Po
wojnie, w PRL, z tytułu przynależności
do NLN przeżył niejedną – delikatnie
mówiąc – przykrość, jednak nigdy nie
stracił zaufania i życzliwości parafian.
Plebania wygodzka słynęła wtedy
z otwartości i gościnności, a wikariusze
jego, wśród których był przyszły bp elbląski ks. Andrzej Śliwiński, traktowali
go jak ojca – plebanię niemal jak dom
rodzinny6. Żałuję, że żaden z nich nie
spisał swoich wspomnień, mimo moich próśb i ich obietnic. Śp. ks. Edmund
Talaśka jako proboszcz w Starych Polaszkach wspominał, iż podczas kolędy
niejedna samotna niewiasta czy wdowa
czekała na wizytę ks. proboszcza, który
zwykle zostawiał u niej na stole zebrane datki, dzięki którym mogła przeżyć
do wiosny. Ks. kan. Henryka Bietzkego,
dziś seniora w Osowej, zdumiały natomiast więcej niż rodzinne zwyczaje
w plebanii wygodzkiej, a zwłaszcza dostępna dla wikariuszy bez ograniczeń
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
100-LECIE KOŚCIOŁA PW. ŚW. JÓZEFA W WYGODZIE ŁĄCZYŃSKIEJ
kasa, z której każdy mógł zabrać, ile
trzeba, byle tylko było z czego…7
Ks. Zygmunt Poćwiardowski i jego
ostatni wikariusz śp. ks. Bogdan Górski
z wielką życzliwością przyjęli zakorzenienie się w Łączyńskiej Hucie Klubu
Studenckiego „Pomorania”, wspierając
nas duchowo, zakupując zrzeszeniowe
wydawnictwa itp. Ks. Zygmunt poświęcił w 1976 r. naszą chatę oraz kapliczkę
św. Franciszka i Matki Boskiej Sianowskiej – pierwsze dzieło Franciszka Sychowskiego w parafii. Zmarł 30 maja
1977 r. w dniu, kiedy w Gołuniu miało
miejsce spotkanie z okazji 15-lecia Pomoranii, której przedstawiciele uczestniczyli w jego pogrzebie.
Ks. Stanisław Gackowski
Dobre relacje z plebanią środowiska
kaszubsko-pomorskiego spotykającego
się w Łączyńskiej Hucie rozwinęły się
za czasów proboszczowania ks. Stanisława Gackowskiego, dziś ks. prałata
seniora w Żukowie.
Ks. Stanisław urodził się w 1934 r.
w Chojnicach, gdzie ukończył gimnazjum i skąd poszedł na studia do Pelplina. Jako młody ksiądz, wyświęcony 24
grudnia 1957 r., wikariusz chmieleński
od 1 kwietnia 1958 r., poznał ks. prob.
Z. Poćwiardowskiego, który „przyjeżdżał na odpust Piotra i Pawła do
Chmielna bryczką w parę pięknych
koni. Dawał hojne »napiwki«; ludzie
mówili o nim, że on »nie kocha pieniędzy!«”8. Na Wygodzie ks. Stanisław
odwiedzał tamtejszych wikariuszy E.
Talaśkę i A. Śliwińskiego, zawsze gościnnie przyjmowany przez ks. proboszcza, także z kolegami w grupie uczestników spływów kajakowych.
Gdy zmarł ks. Z. Poćwiardowski,
ks. Stanisław był proboszczem w Wąpiersku koło Lidzbarka Welskiego. Bp
Bernard Czapliński zaproponował mu
przejście do Wygody. W czasie odbierania stosownego dekretu w przytomności ks. kanclerza A. Śliwińskiego
usłyszał odeń: „na proboszcza parafii
Wygoda i ja się zgłaszałem, i to na piśmie, ale jej nie otrzymałem”, co potwierdził ks. biskup dodając, iż ks. Andrzej do innych rzeczy powołany;
prorokując niejako jego biskupstwo.
Pierwszy rok pracy w Wygodzie ks.
Stanisław spędził sam. Jak wspomina:
POMERANIA SÉWNIK 2015
Ks. Stanisław Gackowski (z lewej) wśród dzieci komunijnych
w kaszubskich strojach z księdzem wikarym Czesławem Lasem, 1981 r.
Za ks. Stanisławem na wprost stoi Miłka Borzyszkowska
„Nie było katechetów, więc katechizowałem w czterech szkołach – w Kamienicy Szlacheckiej, Borzestowie, Lisich
Jamach i Łączynie. Inwentarz, konie,
krowy, sprzedała pani Wiktoria Poćwiardowska, a ziemie wydzierżawiłem p. Kazimierzowi Kwidzińskiemu
z Borzestowa, hodowcy owiec.
Po roku przyszedł do Wygody ks.
neoprezbiter Ryszard Wiśniewski rodem z Gdyni. On głównie przejął obowiązki katechezy. Z czasem doszła też
katechetka Magdalena Reclaw, która
prowadziła scholę dziecięcą.
Warunki do nauki nie były najlepsze, dlatego przystąpiliśmy do wybudowania trzech sal katechetycznych:
w Borzestowie u państwa Stankowskich, w Lisich Jamach u państwa Bałachowskich-Grzenkowiczów i w Kamienicy Szlacheckiej na wykupionej przez
parafię działce. Szkoła w Łączynie przestała istnieć. W Kamienicy Szl. w pierwsze piątki słuchaliśmy starsze i chore
osoby spowiedzi i celebrowaliśmy mszę
świętą. Po moim odejściu salkę tę przebudowano na kościół filialny”9.
Z dalszej relacji ks. Stanisława dowiadujemy się, że projektantem salek,
podwórza plebanii z pergolą przy budynkach gospodarczych, bramy cmentarnej i całego ogrodzenia cmentarza
był inż. Jerzy Bindulski z Koszalina. Figurę św. Franciszka z Asyżu z Wilkiem
z Gubio wyrzeźbił Andrzej Majchrzak
z Koszalina. Z kolei piękną figurę Matki Boskiej Wniebowziętej, postawioną
w miejscu ołtarza pierwotnej kaplicy,
ufundowaną ku pamięci ks. Józefa Szotowskiego, wyrzeźbił Franciszek Sychowski, autor kapliczek w Łączyńskiej
i Borzestowskiej Hucie. On również wykonał rzeźbę Chrystusa Zmartwychwstałego z kapliczki na cmentarzu,
ufundowanej przez Bolesława Dawidowskiego10. Wszystko to wzbogaciło
na trwałe krajobraz kulturowy Wygody. Życie codzienne parafii od święta
wzbogaciły też stroje kaszubskie dla
dzieci komunijnych, kaszubskie dożynki organizowane wspólnie z ZKP
w Łączyńskiej Hucie, Seminaria Pisarzy
Kaszubskich itp.
Ks. Stanisław prowadził też chór.
W starej organistówce, w urządzonej
kaplicy M.B. Anielskiej, ks. Franciszek
Grucza w 1983 r. odprawił pierwszą
mszę św. w języku kaszubskim! Podobnych pionierskich wydarzeń było więcej. Między innymi ufundowana przez
członków ZKP – poświęcona przy okazji kolejnego Seminarium Kaszubskiego
w Łączyńskiej Hucie – tablica z tekstem
w języku kaszubskim, umieszczona
25
100-LECIE KOŚCIOŁA PW. ŚW. JÓZEFA W WYGODZIE ŁĄCZYŃSKIEJ
energicznego następcę, zacnego ks.
prałata Ireneusza Bradtkego…
Od lewej: ks. Marian Kryszyk, ks. Konrad Kufel i ks. Czesław Las
na dożynkach w Łączyńskiej Hucie, 1988 r.
w kruchcie, upamiętniająca ks. dra i poetę Leona Heykego, wikariusza wygodzkiego w latach 1919–1920, wykonana
przez prof. Akademii Sztuk Pięknych
w Gdańsku Sławoja Ostrowskiego.
Organistówka wraz z jej budynkiem
gospodarczym, gdzie urządzono salę
kominkową, odgrywała wówczas ważną rolę miejsca rekolekcji kapłańskich
i młodzieży oraz innych grup z różnych
26
zakątków Pomorza i Polski. Tu ukrywał
się też jeden ze stoczniowców poszukiwanych w stanie wojennym przez
UB. Stoczniowcy naprawili później
stary wiatrak na sąsiadującym z plebanią wzgórzu. Zachowana „Kronika
Domu Rekolekcyjnego M.B. Anielskiej
w Wygodzie” stanowi cenny dokument
działania wzbogacającego także życie
parafii tamtych lat, nadzwyczajnych
obecności biskupów – B. Czaplińskiego,
Mariana Przykuckiego, Tadeusza Werno, ks. infułata Franciszka Janka, ks.
prałata Henryka Jankowskiego, ks. poety Antoniego Peplińskiego oraz wspaniałego ojca duchownego kleru diecezji
chełmińskiej, śp. ks. Jerzego Świnki,
jak i grup rekolekcyjnych niewiast, reprezentujących głównie środowisko
inteligencji Trójmiasta. Gośćmi w Wygodzie i Łączyńskiej Hucie były m.in.
dr Stanisława Grabska z Warszawy i dr
Aleksandra Gabrysiak z Elbląga.
Niestety, ks. bp Marian Przykucki
uznał, że ks. Stanisław Gackowski winien objąć większą parafię Żukowo, co
stało się w 1988 r., gdzie proboszczował
do 2009 i współtworzył nową rzeczywistość miasta i gminy w III RP oraz
od 1992 roku archidiecezji gdańskiej11.
Tam też nadal jest czynny w duszpasterstwie; wspomaga swego równie
Ks. Konrad Kufel
III RP na Wygodzie to lata proboszczowania śp. ks. Konrada Kufla (poprzednio
proboszcza w Żmijewie) i aktualnego
jegomościa ks. kan. Bogdana Drozdowskiego. Ks. Konrad pracował tu tylko kilka lat; złożony ciężką chorobą przeszedł
wcześniej na emeryturę, zamieszkując
początkowo w starej organistówce.
W pamięci parafian pozostał jako życzliwy ludziom duszpasterz, dobry kaznodzieja, kierownik budowy kościoła
filialnego w Kamienicy, kontynuujący
na miarę swoich możliwości tradycje
dobrej roboty i m.in. współpracy ze
Zrzeszeniem Kaszubsko-Pomorskim. Za
jego czasów znaczącym wydarzeniem
były pobyty w parafii i msze św. odprawiane w kościele wygodzkim oraz
kazania śp. ks. profesora Józefa Tischnera (1931–2000), filozofa, duszpasterza akademickiego, przyjaciela ojca św.
Jana Pawła II, kapelana „Solidarności”
i Związku Podhalan, przyjaciela Kaszubów12. Wydarzeniem również po trochu
parafialnym był zjazd zacnej rodziny
Kuflów w Wygodzie w 1992 r. upamiętniony okolicznościową publikacją…
Po krótkim okresie emeryckiego
pobytu na Wygodzie, wymagający codziennej opieki ks. Konrad przeniósł się
w 1996 r. do rodzinnego Świecia, gdzie
najbliżsi krewni – rodzeństwo i ich
dzieci – stworzyli dlań niemal komfortowe warunki na dalsze lata trudnego
życia przy postępującej chorobie. Radością jego ostatnich lat życia w Świeciu
były m.in. odwiedziny niejednej rodziny z parafii w Wygodzie. Podczas
pogrzebu, w którym uczestniczyła
delegacja z Wygody z ks. prob. B. Drozdowskim, Zmarłego pożegnał w imieniu parafii radny Hubert Lewna.
Ks. Bogdan Drozdowski
Aktualny proboszcz wygodzki, rodem
z Kościerzyny, przybył tu w 1994 r.
z młodej parafii w Kaliszu Kaszubskim,
zorganizowanej przez ks. Zygmunta Jutrzenkę-Trzebiatowskiego z Lipusza13.
Współpracując z częścią aktywnych
parafian i pomocnymi dlań władzami
trzech gmin, ks. Bogdan Drozdowski
przeprowadził m.in. remont kościoła
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
100-LECIE KOŚCIOŁA PW. ŚW. JÓZEFA W WYGODZIE ŁĄCZYŃSKIEJ
Wikariuszem w parafii Wygoda był m.in. późniejszy biskup ks. Andrzej Śliwiński
(dachy i malowanie wnętrza), doprowadził do uporządkowania otoczenia
i parkingu oraz zamontowania oświetleniego nocnego – iluminacji kościoła
itp. W świątyni pod chórem znalazły się
tablice pro memoria księży z familii Janków i ks. bpa A. Śliwińskiego. Częstym
gościem parafii był śp. ks. bp Jan Bernard Szlaga i jego najmłodszy sufragan,
ks. bp Wiesław Śmigiel, do dziś wyróżniający Wygodę. Innowacyjnym dokonaniem ks. Drozdowskiego jest patronat nad orkiestrą dętą, wzbogacającą
m.in. oprawy odpustów parafialnych,
zwłaszcza sierpniowego. Od lat sierpniowym odpustom M.B. Zielnej towarzyszą dożynki, których gwoździem
programu jest wielki festyn parafialny,
Figura Matki Boskiej Wniebowziętej,
wyrzeźbiona w 1982 r. przez F.
Sychowskiego. Na zdjęciu obok kapliczki
ks. kanonik Bogdan Drozdowski
stanowiący święto, jarmark i koncert,
ucztę dla ciała i ducha gospodarzy i letników. W AD 2015 ks. proboszcz, kanonik gremialny kapituły kolegiackiej
kartuskiej, ukończył 65 lat. Przed nim
dalsze lata duszpasterzowania i działania w parafii i dekanacie, gminach
i powiecie…
1
Zob. też J. Borzyszkowski, Kaszubsko-pomorscy duszpasterze – współtwórcy dziejów regionu, Gdańsk – Pelplin 2002, s. 296–297.
Postać ks. Z. Poćwiardowskiego spotykamy na kartach opracowań dot. walki władz PRL z Kościołem katolickim w diecezji chełmińskiej. W aktach IPN z niejednej informacji wynika, iż unikał on kontaktu z władzami, a także z prorządowym Caritasem, którego był formalnym członkiem.
3
I. Zelek jest autorem wielu rzeźb, m.in. we Wielu i w Pelplinie, a po wojnie także pomnika zamordowanego w Stutthofie ks. Alfonsa Mańkowskiego, ufundowanego w jego parafii w Lembargu koło Brodnicy.
4
Wygoda z tytułu imiennego przypisania plebańskiego gospodarstwa do ks. Z. Poćwiardowskiego uniknęła przejęcia ziemi kościelnej przez
państwo na podstawie dekretu o dobrach martwej ręki z 1950 r.
5
Zob. J. Borzyszkowski, TOW „Gryf Pomorski” i jego ludzie znad Jeziora Raduńskiego, „Pomerania” 1989, nr 12.
6
Zob. J. Borzyszkowski, Andrzej Śliwiński (1939–2008) – Kaszuba i kaszubolog, pierwszy biskup diecezji elbląskiej, „Acta Cassubiana”, t. XII,
s. 455–461. Ks. Franciszek Jank – przyjaciel ks. Zygmunta, w swoim opracowaniu Księża Diecezji Chełmińskiej, którzy przeżyli lata 1939–1945…
zanotował, iż obrońcą jego przed gestapo był Bernard Freyberg!
7
Rozmowa z ks. H. Bietzkem w Straszynie w 2014 r. na uroczystości jubileuszowej ks. prał. dra Bogdana Głodowskiego. (Wikariuszami ks. Z.
Poćwiardowskiego wg zestawienia ks. J. Dawidowskiego byli: Feliks Winiarski 1937; Edmund Talaśka 1957–1961; Andrzej Śliwiński 1961–1964;
Henryk Bietzke 1964–1967; Józef Kobiela 1967–1971; Bogdan Górski 1971–1977).
8
Wygodzkie wspominki i curriculum vitae ks. S. Gackowskiego w zbiorach autora.
9
Ibidem.
10
Franciszek Sychowski, uczeń Otylii Szczukowskiej z Wejherowa, absolwent ASP w Gdańsku, poprzez żonę Marię związany był z Franciszkańskim Ośrodkiem Duszpasterstwa Akademickiego w Katowicach, działającego pod opieką ks. prof. Gaudentego Kustusza, odwiedzającego przez
lata w ramach kaszubskich wanóg Wygodę i Łączyńską Hutę.
11
Na koncie żukowskich dokonań ks. Stanisława znajduje się m.in. renowacja ponorbertańskiej świątyni, reorganizacja Muzeum Parafialnego
i budowa – organizacja Katolickiej Szkoły Powszechnej oraz udział w powstaniu nowej parafii pw. Miłosierdzia Bożego, której proboszczem został
jego b. wygodzki wikariusz, dziś ks. kan. Czesław Las.
12
Zob. Pro memoria ks. Józef Tischner (1931–2000). Filozof szczęsnych darów, zebr. i oprac. J. Borzyszkowski, Gdańsk 2007 oraz J. Borzyszkowski,
Moi mistrzowie i przyjaciele, Gdańsk 2015, s. 97–519.
13
Zob. jego wspomnienia – Z. Jutrzenka-Trzebiatowski, Przez trudy do radości, Gdańsk 1999.
2
POMERANIA SÉWNIK 2015
27
POMORZANIE
Zbigniew (Binek) Urbanowski
– zapomniany tucholski artysta
(część 2)
MARIA OLLICK
Początek końca
Już w pierwszych dniach września
1939 r. mieszkańcy Tucholi przekonali
się, co to wojna. Powołana do życia organizacja Selbstschutz, w której skład
wchodzili miejscowi Niemcy, za swój
cel obrała wywarcie krwawej zemsty
za „prześladowania i krzywdy” doznane
przed wojną od ludności polskiej. Zaczęły
się aresztowania, szczególnie inteligencji i aktywnych społecznie obywateli
polskich. Aby uniknąć aresztowania,
Urbanowski ukrył się w Nadolnej Karczmie – Brdzie, skąd pochodziły dziewczęta służące w jego rodzinnym domu. Gdy
niebezpieczeństwo minęło, powrócił
do swojej pracowni. Kiedy wybuchła
wojna, właściciel firmy, jak się potem
okazało członek Selbstschutzu, dotychczas Paweł Ziehlke, natychmiast zmienił imię na Paul. Chcąc przypodobać się
nowym miejscowym władzom, posunął
się nawet do tego, że projekty Zbigniewa
Urbanowskiego, cenionego w środowisku, próbował przedstawiać jako swoje.
Jednak po namowie ojca Konstantyna
artysta kategorycznie zażądał od Ziehlkego, by zrezygnował z tych „praktyk”.
Tucholska niemiecka administracja
chętnie chwaliła się pracami Urbanowskiego, pomijając jednak jego nazwisko
i polską narodowość, przedstawiała go
jako „Urbana” albo „ein heimatlicher
Künstler” – „rodzimego artystę”. Podczas wizyty na Pomorzu grupa malarzy monachijskich odwiedzała również
Tucholę. Miejscowe władze pochwaliły
się dziełami artysty. Szczególne wrażenie na bawarskich malarzach wywarł
cykl pejzaży przedstawiających odcinek
Brdy. Z pracami tucholskiego twórcy
28
Rodzina Z. Urbanowskiego z organizatorkami wystawy – Justyną Więckiewicz (z lewej)
i Marią Ollick (z prawej). W środku dr Eugenia Szatkowska – siostrzenica artysty.
zapoznał się też przebywający w Tucholi minister Rzeszy Walter Funk. Wiosną
1944 r. w pracowni Urbanowskiego zjawił się gauleiter Pomorza Albert Forster
z asystą. W rozmowie z gauleiterem
artysta odmówił podpisania volkslisty.
Odpowiedź Forstera była kategoryczna
– „wysłać do obozu koncentracyjnego”.
Świadkiem spotkania Zbigniewa Urbanowskiego z Forsterem był jego przyjaciel Franciszek Wierzba. Na tę okoliczność zeznawał w gdańskim procesie
gauleitera Pomorza przed Najwyższym
Trybunałem Narodowym w 1948 r.
(stenogram zeznań w: Marian Podgóreczny, Albert Forster gauleiter i oskarżony,
Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1977,
s. 390–394). Po dwóch dniach tucholski
burmistrz i landrat ponownie nakłaniali
artystę, by podpisał niemiecką listę narodowościową w zamian za obietnicę
niewcielenia do niemieckiego wojska.
Urbanowski w końcu zmienił zdanie
i podpisał volkslistę. Zapewnienia okazały się pustosłowiem. Na początku
kwietnia 1944 r. został powołany do
służby wojskowej i po dwutygodniowym przeszkoleniu wysłany na front na
Słowację, a następnie na Węgry.
Frontowe życie Binka trwało krótko. Co do dalszych losów i śmierci artysty istnieją sprzeczne informacje.
Jedna z wersji zakłada, że zginął już
w kwietniu pod Debreczynem, w rejonie Hajdú-Bihar na wschodzie Węgier,
pod granicą z Rumunią. Argumentem
na jej rzecz była wiadomość o śmierci, prawdopodobnie na skutek strzału
w tył głowy, i przesłana rodzinie część
(mało istotnych) rzeczy osobistych. Druga wersja natomiast, którą podtrzymuje
rodzina, mówi o tym, że jako żołnierz
Wehrmachtu dostał się do niewoli i był
przetrzymywany w obozie „Czerwona
Gwiazda” pod Czelabińskiem w Związku Radzieckim. Po wojnie siostrę Janinę
(Podgórską) mieszkającą w Tucholi przy
ul. Nowodworskiego odwiedził mieszkaniec Tucholi (prawdopodobnie o nazwisku Wesołowski) zwolniony z obozu
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
POMORZANIE
w Czelabińsku, który przyniósł pozdrowienia od „Konstantego Wierzby”. Była
to dobra wiadomość – brat żyje, przecież
czasem używał pseudonimu „Wierzba”,
podpisując swoje prace. W rodzinie uważa się również (chociaż nie ma na to dowodu), że po zwolnieniu z niewoli dostał
się do Moskwy, gdzie pracował w teatrze
jako scenograf. Jak można przypuszczać
(takiego zdania jest rodzina), zmarł
w Związku Radzieckim śmiercią naturalną. Pewne jest jednak, że poszukiwanie przez krewnych śladów Binka
za pośrednictwem Międzynarodowego
Czerwonego Krzyża zakończyło się niepowodzeniem. W archiwum tucholskiej
parafii pw. Bożego Ciała znajduje się lista
tucholan poległych w latach 1942–1944,
spisana odręcznie ołówkiem chemicznym. Widnieje na niej 58 nazwisk. Pod
nr. 57 znajduje się nazwisko Zbigniewa
Urbanowskiego z adnotacją „rok 1944”.
Więcej szczegółów brak.
Zapomniany, choć obecny
Poza rodziną niewiele osób pamięta o artyście, mimo że w mieście wciąż można
znaleźć ślady jego talentu. W najnowszej
monografii Tucholi (2010) brak jakiejkolwiek noty na temat działalności Zbigniewa Wacława Urbanowskiego. Niewiedza doprowadziła do tego, że część
jego dorobku zaprzepaszczono. Wiele
prac zaginęło albo zostało bezmyślnie
zniszczonych. Przykładem może być
zwieńczenie wieży kościoła pw. Bożego Ciała w Tucholi w kształcie bandery
„Daru Pomorza” z gryfem, które zostało
umieszczone po usunięciu przez Niemców krzyża i czterech pinakli. Okupant
zatwierdził projekt, nie zdając sobie
sprawy z jego symboliki. Zwieńczenie
górowało nad budowlą przez pół wieku,
do momentu zamontowania obecnego, w kształcie krzyża. Banderę „Daru
Pomorza” oddano na złom. Kolejnym
przykładem symboliki polskości był także „Dar Pomorza” – motyw architektoniczny umieszczony na tzw. „kamienicy
pod żaglowcem” przy rynku. Szkoda, że
przy renowacji kamienicy zrezygnowano z tego elementu, który zarówno podkreślał pomorskość miasta oraz więź Tucholi z zakupionym przez społeczeństwo
w 1929 r. dla Szkoły Morskiej w Gdyni
trzymasztowym żaglowcem szkolnym, jak i przywoływał pamięć Matki
POMERANIA SÉWNIK 2015
Chrzestnej Marii Janta-Połczyńskiej,
żony ówczesnego ministra rolnictwa,
sprawczyni bandery żaglowca. Pozostały jednak pewne ślady twórczości Urbanowskiego w tucholskiej architekturze:
kominek w urzędzie miejskim, stylizowane elementy zdobnicze budynku
Komendy Powiatowej Policji w Tucholi –
owoc granatu, tulipan i rozeta nawiązujące do wzornictwa kaszubskiego, oraz
zdobienia tucholskiej kamienicy przy ul.
Świeckiej 41. Mijamy je codziennie, nie
zdając sobie sprawy z tego, że to właśnie
jego dzieła. Pozostałe prace – obrazy
olejne, ceramika, drzeworyty, fotografie, witraże – trafiły do rąk prywatnych,
a nieliczne (jako anonimowe) do zbiorów Muzeum Borów Tucholskich. Jeden
z obrazów olejnych, pejzaż Doliny Brdy,
zachował się w Urzędzie Miasta i Gminy
w Tucholi. W trakcie realizacji projektu
„A oni myślą, żem wszystek pomarł...”,
drogą wywiadów, docierały informacje
o pracach artysty rozsianych po kraju i za granicą (w Gdańsku, Poznaniu,
w Niemczech). Okazało się np., że w Świnoujściu, w salce katechetycznej parafii
pw. Gwiazdy Morza, znajduje się jego obraz olejny „Serce Pana Jezusa” o wymiarach 139 cm wysokości i 100 cm szerokości, w złoconych ramach z ornamentem
roślinnym.
Już w ramach obchodów 700-lecia
Tucholi (1987) nastąpiła pierwsza po
1945 r. próba przypomnienia artysty.
Jedna z wystaw w Muzeum w Witrynie poświęcona była sylwetce artysty
i jego pracom. Natomiast w wydanym
w 2004 r. przez Miejską Bibliotekę Publiczną słowniku biograficznym Wybitni, niepospolici, zasłużeni: znani i nieznani,
czasem zapomniani przedstawiciele regionu (autorstwa M. Ollick) znalazł się również krótki biogram artysty.
A ja powstanę jak Fenix z popiołu
i niech przemówi mój świat i okruchy rozsiane i zapomniane…
20 lutego 2015 r. w Tucholskim Ośrodku Kultury odbyło się otwarcie wystawy poświęconej twórczości Zbigniewa
Urbanowskiego, postaci ze wszech miar
zasługującej na przywrócenie należnej
jej pamięci. W dwóch salach wystawowych wyeksponowane zostały obrazy
olejne, akwarele, drzeworyty, fotografie
i ceramika. Były dokumenty dotyczące
działalności artystycznej, życia osobistego i rodzinnego oraz świadectwa
tragizmu okresu okupacji i śmierci twórcy. W otwarciu wystawy uczestniczyli członkowie rodziny zapomnianego
artysty, depozytariusze eksponatów,
Burmistrz Tucholi Tadeusz Kowalski,
dyrektor Tucholskiego Ośrodka Kultury
Piotr Mówiński oraz liczni sympatycy
i miłośnicy sztuki. Organizatorzy zadbali o wydanie okolicznościowej publikacji
– 54-stronicowego katalogu z próbą zinwentaryzowania ocalałych prac artysty.
Dobrze się stało, że po przeszło siedemdziesięciu latach od śmierci Zbigniewa Urbanowskiego udało się zgromadzić chociaż cząstkę tego, co w ciągu tak
krótkiego życia (żył 31 lat) wniósł on nie
tylko do naszego regionalnego dziedzictwa kulturowego, ale również do kultury narodowej (prace w Muzeum Narodowym w Krakowie, kolekcje prywatne
w kraju i za granicą). Otwarcia wystawy
dokonała znana i szanowana tucholska
lekarka dr Eugenia Szatkowska, siostrzenica Zbigniewa Urbanowskiego. Za inicjatywę przywrócenia pamięci o artyście
w imieniu rodziny podziękowała Ewa
Kaźmierska. Były wspomnienia (prezentacja multimedialna), koncert kameralny
i poczęstunek cocktailowy. Retrospektywną, nietypową wystawę o charakterze dokumentu, zaskakującą bogactwem
i wszechstronnością twórczości artysty,
przygotowało Borowiackie Towarzystwo
Kultury przy współudziale Tucholskiego
Ośrodka Kultury. Nad realizacją projektu
pracowało wiele osób, a pracami kierowały: Justyna Więckiewicz, artysta-plastyk Tucholskiego Ośrodka Kultury
i członkini Borowiackiego Towarzystwa
Kultury, oraz prezes towarzystwa Maria
Ollick. Zebrane i eksponowane na wystawie prace Zbigniewa (Binka) Urbanowskiego stały się kapitalnym materiałem
poglądowym, który został efektywnie
wykorzystany w ramach edukacji regionalnej podczas lekcji historii i plastyki.
Fot. ze zbiorów M. Ollick
Projekt „A oni myślą, żem wszystek pomarł…” dofinansowany został grantem z konkursu „Tu mieszkam,
tu zmieniam” ogłoszonego przez Bank Zachodni WBK
oraz wsparciem Gminy Tuchola w konkursie na zadanie
publiczne.
29
Pomorscy dziennikarze
wobec regionalnej
wspólnoty i różnorodności
ANDRZEJ HOJA
Pomorze to przestrzeń definiowana
przez Polaków, Niemców i Kaszubów
w różny sposób. Kulturowo niegdyś
o wiele bardziej spójna, dziś podzielona nie tylko granicą między państwo
polskie i niemieckie, ale i świadomością mieszkańców różnych jego części.
Bo pomorska różnorodność to nie tylko
przynależność do dwóch organizmów
państwowych, to także różnice w obrębie samego regionu oraz w dziedzictwie
i kulturze jego mieszkańców.
Chociaż od blisko 25 lat w poznanie
i zrozumienie pomorskich sąsiadów
z obu stron granicy angażują się szkoły,
instytucje państwowe i placówki naukowe, wciąż jednak, mimo wieloletniej
polsko-niemieckiej współpracy, Polacy
i Niemcy z Pomorza znają się w znikomym stopniu. Częstsze kontakty i informacje o sobie nawzajem pojawiają się
jedynie w obszarze przygranicznym.
Świadomość potencjału Pomorza jako całości staje się jednak coraz silniejsza. Aby
go w pełni wykorzystać, nie wystarcza
samo polsko-niemieckie zbliżenie – wymaga to poznania się Pomorzan i zrozumienia się w o wiele szerszym zakresie,
przy zaangażowaniu wszystkich pomorskich subregionów. Krokiem ku urzeczywistnieniu tego celu jest organizowany
przez Muzeum Pomorza z Greifs­waldu
(Pommersches Landesmuseum), we
współpracy ze Stowarzyszeniem Historyczno-Kulturalnym „Terra Incognita” z Chojny, polsko-niemiecki projekt:
„Pommern medial. Deutsche und polnische Journalisten auf der Suche nach der
gemeinsamen Verantwortung für ihre
Region/Pomorze w mediach. Pomorscy
dziennikarze w poszukiwaniu wspólnej
odpowiedzialności za region”.
30
Media, mimo że ich rola wydaje się
kluczowa w poznaniu się Pomorzan, były
dotychczas mało wykorzystywane w tym
celu przez pomorskie społeczeństwo.
Środki masowego przekazu mają ogromny wpływ na to, jak postrzegamy siebie
nawzajem i jak dobrze rozumiemy swoje
i innych problemy czy potrzeby. Bez ujrzenia szerszego, pomorskiego, transgranicznego kontekstu, oceny w mediach mogą
być uproszczone, jednostronne lub nieprawdziwe. Dlatego tak ważne jest to, by
przedstawiciele mediów z różnych części
Pomorza mieli okazję zrozumienia innych
obszarów i zamieszkujących je mieszkańców pod kątem problemów, z którymi
spotykają się u siebie. Celem projektu jest
zatem uwrażliwienie pomorskich mediów, a za ich pośrednictwem społeczeństwa Pomorza, na problemy i wyzwania,
przed którymi stoją różne części regionu,
a które dopiero w szerszym kontekście
i takiejż perspektywie mogą nabrać nowego znaczenia lub zostać przewartościowane.
Projekt przewiduje zorganizowanie
w dniach 14–18 września br. podróży studyjnej dla przedstawicieli mediów z Pomorza, zarówno z jego niemieckiej, jak
i polskiej części. 15 uczestników reprezentować będzie 5 pomorskich subregionów:
po niemieckiej stronie powiaty: Vorpommern-Rügen i Vorpommern-Greifswald,
a po stronie polskiej: Pomorze Zachodnie,
Pomorze Środkowe i Pomorze Gdańskie.
Każdy z subregionów reprezentować
będą dziennikarze radiowi, prasowi i fotoreporterzy. Odwiedzą oni miejsca, które staną się punktem wyjścia do dyskusji o problemach pomorskich regionów:
wspólnym dziedzictwie, historii, kulturze, turystyce, gospodarce, współpracy
transgranicznej czy przyszłości. Miejsca
te zlokalizowane będą we wszystkich
częściach Pomorza, z których pochodzą
uczestnicy – od Greifswaldu na zachodzie
aż po Gdańsk na wschodzie.
Grupę uczestników z Pomorza uzupełni zaproszony specjalnie do projektu
publicysta spoza regionu, podejmujący
w swoich publikacjach m.in. tematykę
wielokulturowości. Zadania tego podjęła
się reporterka Studia Dokumentu i Reportażu Polskiego Radia – Katarzyna Błaszczyk, która pochodząc ze Śląska, biegle
włada językiem niemieckim i polskim.
W rezultacie podczas dyskusji dziennikarze będą mieli okazję spojrzenia na
poruszane tematy nie tylko z bardzo różnych pomorskich perspektyw, ale i z zewnątrz.
Wynikiem podróży studyjnej, dyskusji i spotkań będzie kilkanaście artykułów
prasowych i reportaży, w tym fotoreportaży, publikowanych w najważniejszych
organach prasowych na Pomorzu (m.in.
w „Dzienniku Bałtyckim”, „Pomeranii”,
„Kurierze Szczecińskim”, „Nordkurierze”). Dodatkowo powstaną także polskie
i niemieckie reportaże radiowe dotyczące
tematyki poruszanej w trakcie projektu
(m.in. Radio Szczecin, Hörfunk NDR).
Efektami projektu będzie zacieśnienie się współpracy przedstawicieli mediów z różnych części Pomorza, w tym
mediów polskich i niemieckich – co
może skutkować lepszym zrozumieniem
innych pomorskich obszarów przez odbiorców tychże mediów, a tym samym
odegrać znaczącą rolę w kształtowaniu
się wspólnej pomorskiej świadomości
i odpowiedzialności.
Projekt jest współfinansowany przez
Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej.
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
Ò a-gro-tu-ri-sti-ce!
TTM, Gôdómë pò kaszëbskù, 25.06.2015
Na ekranie widzymë Wójta w mùcë,
sedzącégò na zeslu i czëtającégò gazétã.
Zgrużdżony wbiegiwô Bùlewka i głosno wòłô:
[Bùlewka] Wójce, wójce! (...)
Jô przëszedł w taczi sprawie: jô sã
prawie doznôł, że to nie dô ùdëtkòwieniô
dlô gbùrów.
[Wójt] Ale dlô jaczich gbùrów? Dlô
tëch żôrotnëch?
[Bùlewka] Nié, gòrzi.
[Wójt] Dlô tëch z nietipiczną chòwą?
[Bùlewka] Jesz gòrzi.
[Wójt] Dlô tëch, co mają jaczés wiôldżé pòla?
[Bùlewka] Jesz gòrzi.
[Wójt] Në to kòmù nie chcą dac?
[Bùlewka] Tą razą òni nie chcą dac
ùdëtkòwieniô dlô mie. Wójce, jô nie
wiém, jak to sã stało, më ò dzéń za
pòzdze wniosk złożëlë. I to nie przeszło.
Wójce, i jak më sã terô z białką dómë
radã? Czim ma dzecë nafùdrëjemë?
ùaaaaa [bleczi]. Në mòże żebë jô w gminie pòdwëżkã dostôł?
[Wójt] Në doch w gminie cebie dobrze płacą.
[Bùlewka] Baro dobrze, blós mało.
[Wójt] A co të mëslisz, że co jô zrobiã?
[pôrzkô w gazétã] (...) Jô sobie muszã òd
gãbë òdbierac, żebë na naji dwùch sygło.
Co të mëslisz, że jô pò pòlu nëkóm i sejã
te dëtczi a pòtemù je żniwiã?
[Bùlewka] Në nié... Ale co jô móm
z tim swòjim gbùrstwã zrobic?
[Wójt] Widzysz, gbùrzëzna sã zmieniwô. To, że twój ópa robił na gbùrstwie,
twój òjc, to nie znaczi, że të z tegò
bãdzesz miôł dobré dëtczi. Terô mùszi
bëc elasticzny. Terô gbùrzë stôwiają na
agroturistikã!
[Bùlewka] Akropolistikã?! To cos z Grecje je? Wójce, ale co më sã òd Greków
mòżemë naùczëc? Kò òni są bankrot!
[Wójt] AGROTURISTIKÃ jô gôdóm! Të
nie wiész, co to je?
[Bùlewka] Në kò Wójt wié, że jô pò
greckù nie gôdóm, a zresztą na ti mitologie jô sã téż tak strzédno znajã. Jô blos
wiém, że òni tam baro białczi ùwôżają,
bò tam nawet to nôwëższé bóstwò to je
dzeùs jaczis. I tej òna jakòs takô słabô je,
bò òna mô chërã wiedno, ale to pewno
cos òd głowë jidze, bò ji nawet z głowë
antena wërosła, to mùszało bòlëc.
[Wójt] Wiész të co, jak cebie dëtków
felëje, to të mòże bë napisôł ksążkã?
[Bùlewka] A ò czim?
[Wójt] Egipsczé cemnoscë jak tobaka
w rogù, të! Antena z głowë wërosła! Jak
jô cebie w łeb pãknã, to cebie gùczã na
łbie wërosce, të!
[Bùlewka] Tej Wójce, co jô móm zrobic? Ò co jidze z tim, żebë jô na cos tam
pòstawił?
[Wójt] Jô nie gôdóm nic ò żódny Grecje, le ò a-gro-tu-ri-sti-ce! Rozmiejesz
të? Të bierzesz letników z miasta, òni
przëjéżdżają na wies, sedzą kòl ce, të
robisz swòje, òni òbzérają, jak të robisz,
mòże cebie nawetka pòmògą w tim.
I tëlé! I jesz za to dëtczi płacą.
[Bùlewka] Tegò jô czësto nie rozmiejã,
kò nierôz wòdë ni ma, sztrómù ni ma,
wszãdze dalek, ni ma jak wëjachac, a òni
so tak przëjadą jak dò gòscyńca, jo?
[Wójt] Prawie nié do gòscyńca, blós
do ce. Wiész, matinka roda i dzôtczi,
i swiéżi lëft.
[Bùlewka] Matinka roda? Aaa, jak ta
mòja sąsôdka Roda wëléze ze swòjima
dzôtkama, to jakbë pszczołë z ùla.
[Wójt] Niewôżné, Bùlewka, słëchôj,
jak të chcesz, to gmina cebie charakter bùdinkù zmieni, blós tam... cedle
pòdpiszesz... a jeżlë të môsz tam mało
jizbów, to nawetkã nie darwôsz tegò
robic, tam blós nalézë jim jaczis plac do
spaniô i tëli.
[Bùlewka] Do spaniô? Aaa, to je to!
bò w tëch agroturistititikach òni mają te
spa. Aaa, to jidze ò to, że plac do spaniô!
To jô móm. Jaczés wërë to sã naléze, to
bãdą te spa, jo...
[Wójt] Në jesz jaczés atrakcje jima...
[Bùlewka] Ò prawie! Atrakcje. To
jô mògã jima wëbùdowac basen, lodowiszcze, kòrtë, bòjiszcze. Wszëtkò to
mòże bëc.
[Wójt] Jo. Jak dëtczi môsz, tej smiało!
[Bùlewka] Ale jak? A to jô z gminë nie
dostónã?
[Wójt] Niééé!
[Bùlewka] To jiné atrakcje... Tej mòże
to bùten sã jima zesel pòstawi i so mdą
sedzec.
[Wójt] Ale të mùszisz jima zagwësnic jakąs adrenalinã! Gdze të môsz
adrenalinã na zeslu? Że jakôs sprãżëna
tam w slôdk strzeli?!
[Bùlewka] Nié... në to mòże... Ò! Jô
wiém! To mòje dzecë wiedno lubią, jô
mùszã jima wiedno lemic za to. Jak òne
tak zjéżdżają pò tëch taczich rórach,
co są do wdmùchiwaniô sana na górã,
na szopã. I òne pò tim zjéżdżają i w to
sano sã ladëją. A terô jakbë jô tak pôrã
tëch rórów tak zeszwëcowôł (?), to bë
bëło taczé dłudżé, to bë bëła takô zjéżdżówka i òni bë tam zjéżdżëlë. I to bë
richtich fëjn bëło. A tej jesz zrobic taczi
szkòleniowi òstrzódk dlô strongmanów:
to jak żniwa sã zaczną, to òni mie tam
bãdą balotë ladowac – to taczé cwiczenia fizyczné bãdą. A jesz do tegò, jô móm
taką ùdbã, że na drëdżi rok, jak jô ju
ùżorgóm përznã dëtków z tegò, to jô ten
gnój z tegò wëwalã, tam sã kachle wëłożi i basen bądze. O! To je dobré! Genialné!
Wójce, Bóg zapłac wiele razy. Jô to jidã
realizowac!
[Wójt] Lelekòwò. Jakô wies, taczi rokefeler!
R E K L A M A
POMERANIA SÉWNIK 2015
31
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
ÙCZBA 46
Domòwé zwierzãta
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH
Zwiérz(ã) to pò pòlskù zwierz(ę). Domôcé zwierzãta to zwierzęta domowe. Doma mòże chòwac, tj. hodować, na
przëmiôr psë – psy, kòtë – koty, ptôchë – ptaki, ribczi – rybki. Są téż taczi, co mają gadzënë, tj. gady, abò òwadë
– owady.
Cwiczënk 1
Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk.
Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi.
(Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język
polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski).
– Witôjże drëchù! Jô czuł, że të so môsz psa kùpioné.
Jakô to je rasa?
– Bùdzyszterier.
– Co?
– To je pies z Hélsczégò Półòstrowù, a tam mają trzë rasë:
Bùdzyszterierë, Rottawailerë i Kònkelspaniele.
– Ha, ha, cebie to sã le wipczi trzimią! Pòwôżno sã pitajã.
– Na pòwôżno, to jô móm òd bracynë dostóné kòta
wszelejak do mie nastawionégò, tak że nigdë nie wiém,
co òn ze mną zrobi.
– Kòta? Z tegò, co jô pamiãtajã, to të miôł ribczi doma.
– Króm tegò móm jesz biôłé mëszë òstro biegającé,
mòr­­ską swinkã wnetk tak wiôlgą jak klôtka, kanarka, co
wësok lôtô, papùgã dichtich pòrosłą piórama, mëszôka
drist wchôdającégò na kòżdą zôwadã, trzë pajczi spò­kój­
no spiącé w dzéń a wãża sënącégo pòmalëczkù za kòżdą
szafã.
– Mògą òne sã ze sobą zgòdzëc?
– Ale jo, kò ne wszëtczé zwierzãta na ògle w klôtkach sedzą.
– Kòt téż?
– Nié, në cëż të! Kòt na dakù.
– Na dakù? Czemùż?
– Bò òn mô tósza strach.
– Równak të tósza môsz?
– Nié, jô nié, sąsôd, ale òn je za grańcã wëjachóny, a mie
prosył, żebë jô sã jegò psã zajimôł. Tak tej Tusy sedzy
kòl mie ju trzë lata a wachtëje, żebë kòt nick lëchégò
zwierzãtóm nie robił.
– Rozmiejã, że scyrz w bùdze bùten sedzy?
– Zgłëpiôł të! Doma na zófie leżi.
– Kòt na dakù, scyrz na zófie, mëszë, ptôchë, gadzëna
a pajczi w klôtkach. Fùl chëczë zwierzãtów, a dze je môl
dlô człowieka?
– Në cëż… jô mùszã w sklepie sedzec.
32
Cwiczënk 2
W ùczbie 45. bëło ò òdjistnikòwëch przëczasnikach, przëbôczë so nã wiédzã.
(W lekcji 45. była mowa o przysłówkach odrzeczownikowych, przypomnij sobie te wiadomości)
W ti ùczbie je gôdka ò przëczasnikach pòchôdającëch
òd znankòwników. Westrzód nich na ùwôgã zasługiwają taczé zortë:
* fòrmë òbòczné: zakùńczoné na -e abò -o: dokładnie/
dokładno, spòkójnie/spòkójno
* cekawé fòrmë bez wëgłosowégò -o: dalek, głãbòk,
szerok, wësok równoleżné z fòrmama zakùńczonyma
na -o
* nieznóné òglowòpòlsczémù jãzëkòwi abò jinaczi
brzmiącé w kaszëbiznie: barzo, czerzwiono, dopiérze,
pëszno, gwësno, chùtkò, òstro, zrazë, pòmalëczkù,
wszelejak, wnetk
* zapòżëczoné z niemiecczégò: dëcht, dichtich, drist,
fejn, frësz, karsz.
(W tej lekcji jest mowa o przysłówkach odprzymiotnikowych. Wśród nich na uwagę zasługują następujące
rodzaje:
* formy oboczne: zakończone na -e lub -o:
* ciekawe formy bez wygłosowego -o:
* nieznane językowi ogólnopolskiemu lub inaczej brzmią­
ce w kaszubszczyźnie:
* zapożyczone z języka niemieckiego).
Nalézë w słowarzu i zapiszë znaczenia wszëtczich przëczasników pòdónëch w ramce.
(Znajdź w słowniku i zapisz znaczenia wszystkich przysłówków użytych w ramce).
Pòdsztrëchnij wedle instrukcji przëczasniczi
ùżëté w teksce gôdczi (zapisóné grëbim drëkã):
* prostą linią fòrmë òbòczné: zakùńczoné na -e abò -o;
* falëstą linią fòrmë bez wëgłosowégò -o;
* przeriwóną linią nieznóné òglowòpòlsczémù jãzëkòwi
abò jinaczi brzmiącé w kaszëbiznie;
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
Ùłożë i zapiszë zdania z przëczasnikama, jaczé
są wëmienioné w ramce, a nie bëłë ùżëté
w gôdce.
(Ułóż i zapisz zdania z przysłówkami wymienionymi w ramce, a niewykorzystanymi w dialogu).
Cwiczënk 3
Przedolmaczë z kaszëbsczégò jãzëka na pòlsczi
rzeklënë, w jaczich wëstãpùją zwierzãta.
Spróbùj wëłożëc jejich znaczenia.
(Przetłumacz z języka kaszubskiego na polski powiedzenia, w których występują zwierzęta. Spróbuj wyjaśnić ich
znaczenia).
Gadac, jakbë sã psë żarłë.
Grëzc sã jak psë.
Pògniotłi, jakbë psu z gardła wëwlókł.
Szczekac jak pies na wiater.
Bëc cëszi kòta.
Znaje sã na tim jak kòt na mëdle.
Czôrny kòt wlôzł w piéck.
To të mòżesz jic kòtowi pòwiadac.
Ju kòt je w rowie.
Żëc jak pies z kòtã.
Zdrój: B. Sëchta, Słownik gwar kaszubskich na tle kultury ludowej.
Cwiczënk 4
Dôj bôczënk na słowa pòdsztrëchniãté w teksce
gôdczi. Jak ne czasniczi bë mògłë jinaczi brzmiec
w ti òsobie?
(Zwróć uwagę na słowa podkreślone w dialogu. Jak te
czasowniki by mogły brzmieć inaczej w tej osobie).
Czasniczi taczegò ôrtu (pitóm/pitajã, pamiãtóm/pa­
miãtajã) mòżemë w kaszëbiznie realizowac pòdwójno:
zakùńczoné w 1. i 2. òsobie na -óm, -ôsz abò na -ajã,
-ajesz (niescygnionô fòrma). Nen drëdżi spòsób je archaiczny i stosëją gò na nordowëch Kaszëbach. Reszta
Kaszëb mô nowszé mòdło òdmianë wedle kòniugacje
-óm, -ôsz.
Wôżnô infòrmacjô: niescygnionô fòrma na -ajã je
zachòwónô blós w 1. òs. pòj. lëczbë i w 3. òs. wielny
lëczbë: (jô) zamiôtajã, (òni) zamiôtają.
(Czasowniki takiego rodzaju możemy w języku kaszubskim realizować podwójnie: zakończone w 1. i 2. osobie
na -óm, -ôsz lub na -ajã, -ajesz (nieściągnięta forma).
Ten drugi sposób jest archaiczny i stosują go na północnych Kaszubach. Reszta Kaszub stosuje nowszy wzór
odmiany według koniugacji -óm, -ôsz.
POMERANIA SÉWNIK 2015
Ważna informacja: nieściągnięta forma na -ajã jest
zachowana tylko w 1. os. l. poj. i w 3. os. l. mn.: (jô)
zamiôtajã, (òni) zamiôtają).
Wëpiszë przikładë jinëch czasników, co mògą
bëc realizowóné jak te podóné wëżi.
(Zapisz przykłady innych czasowników, które
mogą być realizowane jak te podane wyżej).
Cwiczënk 5
Przełożë na pòlsczi jãzëk nôslédné zdania,
bôczë, że niejedne ze słów mògą miec rozmajité znaczenia, tedë podôj wszëtczé znaczenia
skrëté w zdaniach (przełóż na język polski następujące
zdania, zwróć uwagę, że niektóre słowa mogą mieć różne
znaczenia, zatem podaj wszystkie znaczenia ukryte
w zdaniach):
Scyrz w bùdze, a człowiek w sklepie?
Co të chòwiesz w chëczach?
Chòwanié ptôchów w chëczach je bùten szëkù, òne bë
miałë bëc bùten.
Cwiczënk 6
Òpiszë jeden dzéń z żëcégò psa abò kòta,
wëzwëskùjącë jak nôwicy pòdónëch niżi synonimów (opisz jeden dzień z życia psa lub kota,
wykorzystując jak najwięcej podanych niżej synonimów):
pies, piesk, scyrz, szczirz, tusk, tusy, tósz;
kòt, pùjk, mimi, mimiszk, mùjk, pùjôszk, micy, mick,
miaùczk, karwet, pajéżk, wapòch, mézjasz, pùnc, drapajk, zapiécoch, brużdżón, briżdżel.
SŁOWÔRZK
* pòdwójną linią zapòżëczoné z niemiecczégò.
(Podkreśl według instrukcji przysłówki użyte w dialogu,
zapisane grubym drukiem:
* prostą linią formy oboczne: zakończone na -e lub -o;
* falistą linią formy bez wygłosowego -o;
* przerywaną linią nieznane językowi ogólnopolskiemu
lub inaczej brzmiące w kaszubszczyźnie;
* pòdwójną linią zapożyczone z języka niemieckiego).
bùten – na zewnątrz, na dworze; dak – dach; mëszôk – chomik; równak – jednak; wachtowac – stróżować, pilnować;
wipczi – żarty; zófa – sofa, kanapa
R E K L A M A
UCZ SIĘ ONLINE
www.skarbnicakaszubska.pl
33
GDAŃSK MNIEJ ZNANY
Szkolny
spacer
Choć wędrujemy dziś ulicą Wałową,
jednak dawnych wałów ani fortyfikacji
tutaj nie odnajdziemy. Wałowa znajduje
się właściwie w centrum Gdańska, ale
sprawia wrażenie końca miasta, gdzie
nie sposób dotrzeć przypadkiem.
M A RTA S Z A G Ż D O W I C Z
Ku pamięci
Dziś interesuje nas teren posesji numer
21, czyli Szkolnego Schroniska Młodzieżowego. Wśród krzewów przed budynkiem odnajdziemy pokaźną tablicę upamiętniającą Polaków zajmujących się
działalnością oświatową, którzy zginęli
z rąk nazistów w czasie II wojny światowej. Co roku w Dzień Edukacji Narodowej
gromadzą się tu uczniowie gdańskich
szkół, by złożyć im hołd. Tablicę wykonano w 1984 roku, a napis na niej głosi:
„Bojownikom o polskie słowo i polską kulturę (…) Pamięć o nich nie zginie”. Każde
z wymienionych na tablicy 44 nazwisk
zasługuje na zatrzymanie się, ale niektóre szczególnie się zapisały na kartach
historii Wolnego Miasta Gdańska. Kazimierz Sołtysik, rozstrzelany w Piaśnicy
11 listopada 1939 roku, zginął za swoje
zaangażowanie przy tworzeniu szkolnictwa dla polskiej młodzieży. Mieszkał
w Gdańsku zaledwie 10 lat, ale spędził je
bardzo intensywnie. Uczył języka polskiego w Gimnazjum Polskim, prowadził koło
językowe, kierował uczniowską biblioteką. Wykładał też polskim żołnierzom
stacjonującym na Westerplatte. Od 1934
34
roku był dyrektorem polskiej szkoły średniej. Dziś jego imię nosi Szkoła Podstawowa nr 58 na gdańskich Siedlcach. Alfons
Żurek, nauczyciel wychowania fizycznego i harcerz, poniósł śmierć jeszcze przed
wybuchem wojny – został pobity przez
bojówkę hitlerowską. Był komendantem
II Hufca Harcerzy i zastępcą komendanta Gdańskiej Chorągwi Harcerzy. Został
zaatakowany, gdy szedł z harcerzami na
akademię 3 maja 1939 roku. By uniknąć
polskich manifestacji, władze Wolnego Miasta nie zgodziły się pochować go
w Gdańsku. Pogrzeb odbył się w Poznaniu.
Macierz Szkolna
Tablica nieprzypadkowo znajduje się
w tym miejscu. Na budynku schroniska
młodzieżowego zobaczyć można informację, że w latach 1928–1939 mieściła
się w nim polska szkoła podstawowa
Macierzy Szkolnej w Wolnym Mieście
Gdańsku. Gdańska Macierz Szkolna
działała od 1921 roku. Celem tej organizacji było zapewnić polskim dzieciom
dostęp do polskich szkół. Pierwsza taka
powstała w 1922 roku na dzisiejszej ulicy
Augustyńskiego 1, nazwanej tak po wojnie na cześć dyrektora Jana Augustyńskiego, który prowadził tu Gimnazjum
Polskie w latach 1925–1939. Macierz
troszczyła się również o najmłodszych,
tworząc tzw. ochronki. W 18 punktach
opiekowano się 700 polskimi dziećmi.
W 1926 roku otwarto Polskie Szkoły
Handlowe (zawodową i wyższą). W latach dwudziestych organizacji udało się
utworzyć w Wolnym Mieście Gdańsku
system szkolnictwa polskiego. Powstawały szkoły powszechne – również poza
granicami miasta, np. w Trąbkach Wielkich, Postołowie, Ełganowie. Nauczyciele
przyjeżdżali do Gdańska z całej Polski. Za
pracę tutaj otrzymywali podwójne wynagrodzenie. Choć szkoły podlegały Ministerstwu Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Rzeczypospolitej, to
jednak plan roku szkolnego był bliższy
niemieckiemu. W 1930 roku do Macierzy
należało dwa tysiące osób. Prócz nauki
organizowano także wyjazdy wakacyjne, kursy czy konferencje. Wielu działaczy
Macierzy zostało zamordowanych przez
nazistów. Zginął także jeden z inicjatorów
jej powstania Władysław Pniewski – polonista, znawca literatury regionalnej, który
redagował kaszubskie czasopismo „Gryf”.
Został rozstrzelany w Stutthofie w 1940
roku. Prócz miejsca na ulicy Wałowej Macierz Szkolną upamiętnia także ulica jej
imienia przy akademikach Uniwersytetu
Gdańskiego w Oliwie.
Fot. M.S.
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
ROCZËZNË / GOSPODARKA
Wspòmink
ò Wòjcechù Bùchhòlzu
w 100. roczëznã
Zasłużony chònicczi pedagóga, regionalista i òrganizatór pò­ùczë­në Wòjcech
Bùchhòlz ùro­dzył sã 23 łżëkwiata 1915 r.
w kò­cew­sczim Zblewie. Egzamin doz­drze­
niałotë zdôł w Gdini, a pózni sztôł­cył sã
w Dëchòwnym Seminarium w Pelplënie,
pòtemù – do wë­bùchniãcô wòjnë – na
Warszawsczim Ùniwersytece. Sôdzewi
kòncentracyjnëch lôgrów Stutthof i Münchenallach/Dachau, gdze bëłë zjiscywóné
brutalné mediczné eksperimentë.
1 rujana 1945 r. zaczął robic ja­
kno szkólny historie i łacëznë w Pań­
stwòwim Gimnazjum i Liceùm w Chò­
nicach. Warkòwą robòtã na zaczątkù
parłãcził z wëjôzdama do Tornia, gdze
na ÙMK skùńcził historiczné sztudia. W latach 1953–1975 béł direktorã
Òglowòsztôłcącégò Liceùm; môl ten
òd 1966 r. mô òbrzesziwającé miono
Chònicczich Filomatów. Znóny béł jakò
bëlny prôwca, erudita, ale téż człowiek mający starã ò wësoką niwiznã
nôùczaniô. Òkróm administracyjny
i pedagògòwi robòtë mòckò interesowôł sã nôùką, òsoblëwie mediewistiką;
je aùtorã m.jin. rozdzélu „Krzëżacczé
rządë” w pierszi mònografie chònicczégò
krézu (1971 r.) pòd redakcją prof.
Stanisława Gierszewsczégò. Krótkò
pò wòjnie (1947 r.) przë­r ë­c htowôł
pùblikacjã Chojnice w latach 1939–1945
– niedôwno znowionô je wôrtnym
zdrzódłã do pòznaniô niemiecczégò
teroru wedle pòlsczégò lëdztwa
w wòjnowim czasu. W 1964 r. òstôł
wëdrëkòwóny jegò referat Udział chojnickich filomatów w powstaniu styczniowym 1863/4 r. Òprôcowanié to je czãsto
wëzwëskiwóné w badérowaniach
nad dzejama filomacczi rësznotë na
Pòmòrzim w XIX wiekù.
Wòjcech Bùchhòlz angażowôł sã
téż w spòlëznowò-kùlturalną robòtã,
béł wespółzałóżcą chònicczégò partu Kaszëbsczégò Zrzeszeniô, rëszno
dzejôł w Chònicczim Kùlturalnym
Towarzëstwie. Jakno przedstôwca ChKT
òb czile lat wespółredagòwôł wëdôwóné
òd 1964 r. „Zeszyty Chojnickie”, béł m.jin.
przédnikã redakcyjnégò kòlegium.
Ùmarł 18 maja 1981 r. i òstôł pò­
chò­wóny na kòmùnalnym smãtôrzu.
Ùchwôlënkã Gardowi Radzëznë je
patronã jedny z chònicczich szaséjów.
Pòstacjã i zasłëdżi W. Bùchhòlza
przëbôczëlë w strëmiannikù nôleżnicë
Chònicczégò Towarzëstwa Drëchów
Nôùków (pòl. Chojnickie Towarzystwo
Przyjaciół Nauk) òbczas òglowégò zéńdzeniô Kòmisje Kùlturë i Spòrtu Gardowi Radzëznë.
Straszné, drãdżé do òpisaniô lô­
gro­wé przeżëca bez wątpieniô nad­
szarpnãłë psychiczną kònstrukcjã
młodégò jesz wnenczas człowieka.
Cãżkò nalezc sã w żëcym pò bëtnoscë
w swiece wôrtnotów wëwróconëch
na rãbë. Wiele ùczniów, wspòminającë
swòjégò licealnégò direktora i szkól­
négò, przëpòminô sytuacje, czedë
bùdzył òn jich ùwôżanié i równoczasno strach. Mielë w ùwôżanim jegò
wiédzã, spòsobnosc do zainteresowaniô
przedmiotã (np. łacëzną), ùlubienié historie. Rozmiôł egzekwòwac òbòwiązczi
òd pòdléżnëch mù szkólnëch, béł
wëmôgającym naùczëcélã. Òstôwô we
wdzãczny pamiãcë chòniczanów.
Kazimierz Jaruszewski, tłóm. DM
XIX-wieczny dworzec w nowej szacie
Zaniedbany dworzec kolejowy w Redzie,
leżący przy linii kolejowej 213 Reda –
Hel i nr 202 Gdańsk Główny – Stargard
Szczeciński, doczekał się remontu.
Podróżni jeszcze przed sezonem wakacyjnym mogli zobaczyć rezultat kilkumiesięcznych prac przy remoncie pochodzącego z drugiej połowy XIX wieku
dworca. Wpisany do rejestru zabytków
obiekt od lat czekał na przywrócenie
dawnej świetności.
POMERANIA SÉWNIK 2015
W ramach prac, które inwestor konsultował z konserwatorem zabytków, rozebrano parterową dobudówkę przylegająca do dworca oraz odtworzono ganek.
Wymieniono także stolarkę okienną,
odnowiono elewację, poddano konserwacji sztukaterię i elementy drewniane
oraz przebudowano schody zewnętrzne
od strony ulicy. Prace obejmowały również przeniesienie przyłącza wodociągowego, które znajdowało się w pawilonie
SKM przeznaczonym do rozbiórki. Po remoncie obecny system ogrzewania zostanie zmieniony na gazowy.
Remont zleciły Polskie Koleje Państwowe S.A., właściciel dworca. Koszt wszystkich prac wyniósł ponad 600 tys. zł.
Teraz nadszedł czas na modernizację
okolic dworca. Miasto Reda planuje tam
m.in. budowę parkingu dla aut i rowerów.
Sławomir Lewandowski
35
ZJAZDY RODZINNE
Uczestnicy zjazdu
VIII Zéńdzenié Borachów
– Borzyszkowskich z Piekła rodem
JÓZEF BORZYSZKOWSKI
„Pielgrzymka” do rodowej wsi
Rodzina Borzyszkowskich, po kaszubsku Bòrzëszków, Bòrachów, jest chyba
pionierem organizowania modnych
dziś zjazdów rodzinnych. Pierwsze
Zéńdzenié Borachów odbyło się ćwierć
wieku temu w Sulęczynie. Miejscem
spotkania był ośrodek szkoleniowy
Lasów Państwowych, zlokalizowany
w dawnym dworku Łaszewskich. Ten
zjazd trwał 3 dni, a w drugim jego
uczestnicy odbyli „pielgrzymkę” do
rodowej wsi Borzyszkowy, jadąc długą procesją samochodową przez wsie
i przysiółki od pokoleń zamieszkiwane
przez rodzinę. Były to m.in. Lipusz, Jabłuszko, Sominy, Lipnica, a wcześniej
Pyszno, gdzie miało miejsce spotkanie
z teatrem „Byle co” Joanny Ślebody i wystawioną przezeń sztuką Anny Łajming.
W Borzyszkowach duchowni z rodziny
wraz z ówczesnym gospodarzem parafii ks. Kazimierzem Raepkem odprawili
mszę św. w intencji żywych i umarłych. Na obu borzyszkowskich cmentarzach spoczywa wielu przedstawicieli
36
rodu, jego różnych gałęzi, zwłaszcza
Wyszków i Szadych, do dziś aktywnie
uczestniczących w życiu społecznym na
Gochach i Zaborach oraz w innych zakątkach Kaszub, Pomorza i Polski. Z Borzyszków wracaliśmy przez Piaszno, Tuchomie i Tuchomko, Bytów i Parchowo
do Sulęczyna, by następnego dnia po
niedzielnej sumie, odprawionej przez
ks. Antoniego Peplińskiego, a także niemal odpustowym obiedzie rozjechać się
do domów.
Dokumentem tegoż zjazdu jest
pierwszy tom rodzinnej serii pt. Borzyszkowy i Borzyszkowscy, zawierający
różne opracowania dotyczące dziejów
rodziny i wsi Borzyszkowy1. Przygotowanie na każdy zjazd kolejnego tomu
serii stało się swoistą tradycją, przejętą
m.in. przez Trzebiatowskich. Jednakże
specyfiką wydawnictw Borachów jest
to, że publikują (i piszą) prace nie tylko
o własnej rodzinie, ale też o miejscowościach, w których odbywają się zjazdy
i o związanych z nimi wybitnych postaciach, a przy tym sporo materiałów źródłowych, m.in. wspomnień.
Tomiki te wydane są pod firmą Zrzeszenia (oddział w Lipuszu) i Instytutu
Kaszubskiego. Sporo też w nich utworów z literatury kaszubsko-pomorskiej
dawnych mistrzów i współczesnych
twórców, nawiązujących do miejsc i ludzi związanych z rodziną.
Drugim elementem specyfiki zjazdów Borachów jest upamiętnianie
wybitnych Kaszubów – w postaci kapliczek przydrożnych i tablic w kościołach
i na domach, gdzie mieszkali. Między
innymi upamiętniono w samych Borzyszkowach dwóch najwybitniejszych
kapłanów tej parafii z XVIII wieku: ks.
Wojciecha Kleknera – budowniczego
kościołów w Brzeźnie Szlacheckim i Borzyszkach, oraz ks. Jana Gotfryda Borka
– historyka parafii i Kościoła w Prusach
Królewskich. W Sworach upamiętniono ks. Franciszka i jego braci malarzy
Drapiewskich, a w Kaliszu Kaszubskim
– Annę Łajming.
Domagamy się przywrócenia starej nazwy!
Zjazdy odbyły się w następujących latach: I w 1991 w Sulęczynie i Borzyszkowach, II w 1991 w Kamionce, III w 1993
w Lipnicy i Borzyszkowach, IV w 1994
w Pelplinie i Nowej Cerkwi, V w 1996
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
ZJAZDY RODZINNE
we Wdzydzach, VI w 1999 w Tuchomiu,
VII w 2004 w Bąku i VIII w 2015 także
w Bąku.
Od poprzedniego zjazdu minęło 11
lat. W tym czasie deklarujący się przez
lata jako gospodarze i organizatorzy
kolejnego zjazdu odbyli jeno własny
w gronie niejako kociewskim z kaszubskiego Grabowa rodem, zakorzenionego
również w Jabłuszku Dużym nad Jeziorem Wieckim, gdzie źródła Wdy – Czarnej Wody, łączącej Kaszuby i Kociewie.
Jednocześnie o spotkaniu w węższym
gronie, by bliżej się poznać, dumali też
Borzyszki z Piekła rodem, związani
również, zwłaszcza emocjonalnie, z Jabłuszkiem. Gromadziły nas przez minione lata głównie pogrzeby; latoś m.in.
na Oksywiu Bronka Borzyszkowskiego
z Gdyni, w młodości działacza klubu Pomorania, a potem oddziału gdyńskiego
ZKP. Uznaliśmy, że warto się ponownie
spotkać poza żałobnymi okazjami.
Chcieliśmy zorganizować ten zjazd
w samym Piekle – przysiółku Radunia, parafia i gmina Dziemiany. Tam
bowiem urodził się nasz dziadek Józef
i nasi ojcowie lub matki, dziś wszyscy
po tamtej stronie życia. Dziedzicem
Piekła jest dziś Jerzy, wnuk Franciszka
(brata Józefa), a syn Wiktora. Jerzy rozbudował samotne gospodarstwo do
całkiem pokaźnego przysiółka. Niestety, przed kilku laty gmina Dziemiany,
z inicjatywy śp. ks. prob. Józefa Empla,
przemianowała Piekło na Kalwarię! (?)
POMERANIA SÉWNIK 2015
Uznaliśmy, iż jest to przykład współczesnego barbarzyństwa, a przynajmniej
braku kultury. Stąd też domagamy się
przywrócenia starej nazwy, a dopóki
się to nie stanie, dopóty nie będziemy
się tam gromadzić. Z tego też powodu
tegoroczny zjazd Borzyszków z raduńskiego Piekła rodem odbył się ponownie
w Bąku, w zagrodzie Edwarda Borzyszkowskiego nad kanałem Czarnej Wody.
Jej gospodarz jest najstarszy z wnuków
raduńskiego Józefa i Pelagii z Hetmańskich, pochodzącej z Grzybowa. Warto
zaznaczyć, że Józef wżenił się do Grzybowa, lecz nie wytrzymawszy tam
roku, wrócił na ojcowiznę, gdzie zamieszkał z żoną w chacie robotniczej,
należącej teraz do nowego gospodarza
– brata Franciszka. Jako robotnik rolny
dorabiał drobnym rzemiosłem, kierując
swoich 5 synów również do tej działalności. Nigdy mu chyba nie zaśmiecał
głowy szlachecki rodowód. Stąd mocne
jest u tychże Borzyszków von z von!
A czołową dewizą jego synów było
powiedzenie: „dobra robota sama się
chwali”.
A tymczasem spotkaliśmy się
w Bąku...
VIII Zéńdzenié Borachów odbyło się zatem w Bąku 27 czerwca br. Zgromadziło ono około 150 osób, wśród których,
obok potomków Józefa i Franciszka
z Piekieł, znaleźli się następcy drugiego
karsińskiego Bolesława Borzyszkowskiego, rodem z Zamościa (m.in. wnuk
Mariusz, właściciel restauracji w Ścięgnicy, Kobylnicy) i Feliksa Borzyszkowskiego z Czerska – spokrewnieni przez
Trzcińskich z Piekielnikami.
Spotkanie rozpoczęło się mszą św.
koncelebrowaną przez ks. kan. Stanisława Borzyszkowskiego, proboszcza
i dziekana w Nowej Cerkwi k. Pelplina
(syna Jana z Jabłuszka – Niezabyszewa), ks. kan. Janusza Szczepaniaka, ojca
duchownego WSD w Szczecinie (syna
Eugenii z d. Borzyszkowskiej z Karsina) oraz zaprzyjaźnionego ks. prał.
Bogdana Głodowskiego z Gdańska.
Oprawę muzyczną liturgii zapewniła kapela rodzinna zaprzyjaźnionych
z Borachami, a niezawodnych Czarnowskich z Brus (ojca Władysława i syna
Marka) oraz duet skrzypcowy Szczepaniakówien (z domu) ze Szczecina.
Bezkonkurencyjne w oprawie tej mszy
świętej w katedrze pod sosnami były
ptaki, których śpiew towarzyszył naszej
muzyce i pieśni. Po mszy św. wykonano
wspólną fotografię. Następnie obejrzeliśmy minikoncert kabaretu „Koń Polski”
w wykonaniu szefa Leszka Malinowskiego i jego żony Marii – córki Edwarda, gospodarza zgromadzenia.
Ważnym punktem gromadzącym
zebranych było stoisko z książkami
Instytutu Kaszubskiego, prowadzone m.in. przez Rocha (lat 4) i Mirona
(lat 18) – wnuków Józefa z Gdańska,
którego trzeci wnuk Barnim był gospodarzem parkingu. Ich działalności
patronowała ciocia Adela Lipińska,
współgospodyni Muzeum Rolnictwa
w Lipuszu, sekretarz rady familijnej Borachów, której przewodniczy kościerski nadleśniczy Jerzy Borzyszkowski.
Największym zainteresowaniem cieszył się, oczywiście, tom VIII rodzinnej
serii, zatytułowany Borzyszkowy i Borzyszkowscy... z Piekła rodem, przygotowany przez Józefa Borzyszkowskiego,
wydany przez Instytut Kaszubski przy
wsparciu finansowym kilku członków
rodziny. Na jego zawartość składają
się: szkic biograficzny jubilata Edwarda
Borzyszkowskiego z Karsina-Bąka; materiały genealogiczne do sagi Borzyszków z Piekła rodem, oprac. przez Stanisława Borzyszkowskiego z Bytowa;
Pamiątkowa grafika A. Arendta
37
ZJAZDY RODZINNE
Seniorki – Stefania Serocka i Regina Kuczkowska z Jolą Borzyszkowską
z Tuchomka. Z tyłu Borzyszki z Piekła – Dziemian i Dużego Jabłuszka.
Fot. Wojciech Serocki
ks. Franciszka Podlaszewskiego „Zarys
historii parafii i kościoła w Dziemianach”, którego drobne fragmenty przed
laty publikowały „Kaszëbë”, a całość
przygotował do druku i wstępem (szkicem biograficznym ks. F. Podlaszewskiego) opatrzył J. Borzyszkowski; Tomasza
Rembalskiego „Szlachectwo w czasach
zaboru pruskiego na przykładzie Borzyszkowskich z powiatu kartuskiego”; spisy treści poprzednich tomów
serii „Borzyszkowy i Borzyszkowscy”.
W książce opublikowano także wiersze
Felicji Baski-Borzyszkowskiej i Sławiny
z Borzyszkowskich Kwidzińskiej. Jest
też wstęp i bogate w informacje zakończenie. Na okładce tomu znalazł się
obraz dawnych Piekieł śp. Franciszka
Drzewickiego, żonatego z Marią Borzyszkowską, kuzyna A. Łajming.
Honorowymi gośćmi zjazdu, obok
wójta Karsina Romana Brunkego i rodziny Czarnowskich, były Regina Kuczkowska lat 87 i Stefania Serocka lat 94,
wraz z synem Wojciechem i synową
Urszulą z Kozłowskich, dawnymi pomorańcami. (Byłych pomorańców było
tam więcej – m.in. z Borzyszków Ciechanowscy, Synakowie).
Czas między posiłkami wypełniony
był śpiewami, gawędami i wypominkami o tych, co odeszli. Głównym narratorem był Stanisław, rodzinny genealog.
Były też koncerty muzyczno-wokalne
poszczególnych grup rodzinnych, z których wyróżnić trzeba Szczecin, Lipusz-Papiernię i Tuchomko z Tuchomiem.
Ukoronowali je najmłodsi – przedszkolaki i uczniowie klas początkowych z inspiracji Rocha.
Wszyscy uczestnicy spotkania wyjechali z Bąka z pamiątkową grafiką
wykonaną przez Andrzeja Arendta
z Wejherowa oraz z zaproszeniem na
kolejne spotkanie Borzyszków z Piekła
rodem w samym Piekle, którego dziedzic Jerzy będzie za 2 lata obchodził
60. urodziny. Oby udało mu się, przy
wsparciu braci i siostry Marii, obywateli wsi i gminy Dziemiany, przywrócić dzisiejszej Kalwarii pierwotną nazwę „Piekło”, udokumentowaną m.in.
w monografii prof. Edwarda Brezy
Toponimia powiatu kościerskiego, a niedawno przywołaną przez Andrzeja
Chludzińskiego w artykule „Niebo, piekło i ich wysłannicy w nazewnictwie
pomorskim”, opublikowanym w tomie
Wielkie Pomorze. Wierzenia i religie, pod
red. Daniela Kalinowskiego (Gdańsk
– Słupsk 2015). Mam nadzieję, że to
swoiste wezwanie – wyzwanie dotrze
do aktualnych włodarzy gminy Dziemiany. Póki co pozostaje nam pamięć
o dawnych mieszkańcach raduńskiego piekła i o tych, którzy zeń wyszli
w świat, oraz o ich potomkach ciepło
wspominających dawne niełatwe, ale
również piękne czasy, a także z niepokojem przysłuchujących się narzekaniom współczesnych.
Fot. na s. 36–37 ze zbiorów Autora
1
Tom ten ukazał się również w poszerzonej wersji, obejmującej m.in. relację z „poprawin” pierwszego zjazdu, jakie z inicjatywy Józefa Szada-Borzyszkowskiego odbyły
się we wrześniu 1991 r. w przysiółku Kamionka, nad Brdą k. Swornegaci. Józef, organista sworzyński, opowiedział nam gadkę,
skąd wzięło się tyle gniazd rodowych Borachów położonych, podobnie jak Kamionka, nad brzegami Brdy. Puenta jej taka, że
Borachy „wykiwali” Purtka, który chciał ich
potopić, płynąc Brdą do najgłębszego jeziora
na trasie jej przepływu przez Pomorze.
R E K L A M A
NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP
W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ
38
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
ZJAZDY RODZINNE
Spotkanie rodu
Aubracht Prądzyńskich
Przed kościołem w Ugoszczy 6 czerwca 2015 r.
Herb Aubracht Prądzyńskich. Ambona
w kościele w Borzyszkowach z ok. 1738 roku
(na jez. Kłączno) przez rzekę Kłonecznicę
i jezioro Małe do miejscowości Hammer
Młyn i z powrotem do przystani w Kłącznie. Na Małym spływowicze zatrzymali
się przy pomoście zlokalizowanym przy
rodzinnym gospodarstwie należącym do
Mikołaja Prądzyńskiego (1842–1925) oraz
jego kolejnych potomków. Tego samego
dnia w godzinach wieczornych dokonano prezentacji wznowionego pierwszego wydania książki z 2009 roku pt.
Dzieje rodu Aubracht Prondzińskich z Płotów Dużych pochodzących z Prądzony autorstwa Gerarda i Grzegorza (Aubracht)
Prondzińskich z Bytowa. Autorzy tej publikacji przedstawili historię rodziny od
1366 roku i opowiedzieli o powiązaniach
z rodziną Prądzyńskich z Wielkopolski,
która została wymieniona w „Słowniku
Geograficznym Królestwa Polskiego”
w roku 1257.
Na sobotę 6 czerwca zaplanowano
główne uroczystości. Od rana chętni
wzięli udział w zawodach zorganizowanych na strzelnicy. O godzinie 15
Aubracht Prądzyńscy spotkali się na
mszy świętej w kościele w Ugoszczy, po
której na zewnątrz kościoła wykonano
pierwsze wspólne pamiątkowe zdjęcie. Następnie kawalkada samochodów
przejechała do ośrodka „Miechowice”.
Na miejscu przy użyciu drona nakręcono film dokumentujący zjazd oraz
wykonano serię pamiątkowych zdjęć.
Do godziny 4 rano dnia następnego
ucztowano, zapoznawano się z kopiami
historycznych dokumentów rodzinnych
i archiwalnymi zdjęciami, prowadzono
rozmowy, brano udział w grach zespołowych i konkursach oraz bawiono się
przy dziękach zespołu muzycznego.
Ostatni dzień zjazdu, tj. 7 czerwca,
rozpoczął się od udziału we mszy świętej w kościele w Borzyszkowach, którego jednym z fundatorów jest rodzina
Aubracht Prądzyńskich. Po mszy uczestnicy zjazdu mogli z bliska podziwiać
historyczny herb rodzinny umieszczony
na ambonie kościoła ok. roku 1738. Następnie zjazdowicze odwiedzili wybrane
miejscowości związane z historią rodziny: Prądzonę, Klewiska, Lipnicę, Płotowo
i Niezabyszewo.
W czasie zjazdu do kroniki rodzinnej wpisało się ponad 300 osób. Rada
rodziny zaproponowała, by kolejne zjazdy Prądzyńskich odbywały się zawsze
w dniach od Bożego Ciała do najbliższej
niedzieli po nim. W roku 2016 będzie to
26–29 maja.
Po wielu latach przerwy Prądzyńscy zorganizowali w tym roku zjazd rodzinny.
Pierwszy duży zjazd rodziny Prądzyńskich miał miejsce w czerwcu 1987 roku
w Prądzonie i został opisany w miesięczniku „Pomerania” (nr 9/1987). Od tego
czasu odbywały się mniejsze, liczne
rodzinne spotkania o charakterze lokalnym. W 2015 roku z pomysłu Ryszarda
(Aubracht) Prądzińskiego z Gdyni i Grzegorza (Aubracht) Prondzińskiego z Bytowa odbył się zjazd potomków Mikołaja
Prądzyńskiego (1842–1925) oraz przedstawicieli innych gałęzi rodu. Na miejsce
spotkania wybrano ośrodek kolonijno-wczasowy „Miechowice” koło Kłączna
(w gm. Studzienice).
Rodzinne święto rozpoczęło się 4
czerwca. Pierwszego dnia uczestnicy zjazdu wzięli udział we mszy świętej i procesji
Bożego Ciała w Ugoszczy, po której liczni
przedstawiciele rodziny udali się do zamku w Bytowie na wspólny obiad, a potem
zwiedzali miasto. Wieczorem zorganizowano wstępną prezentację historii rodziny z opisem drzewa genealogicznego
oraz udostępnieniem odpisów i kserokopii
aktów urodzenia, ślubów i zgonów od początku XVII wieku do czasów współczesnych. Na piątek 5 czerwca zaplanowano
spływ kajakowy od przystani w Kłącznie
POMERANIA SÉWNIK 2015
Ryszard Prądziński
Fot. ze zbiorów organizatorów zjazdu
39
Latnô Szkòła Kaszëbsczégò
Jãzëka ë Kùlturë 2015
13 lëpińca zakùńczëła sã Latnô Szkòła
Kaszëbsczégò Jãzëka ë Kùlturë, jaką pierszi rôz, w taczi fòrmie, zrëchtowóné miało Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. (...)
Ùczbë kaszëbsczégò jãzëka òdbiwałë
sã co dzéń przed pôłnim, przez 5 gòdzyn,
a pò pôłnim dlô ùczãstników, tj. dlô naji,
rëchtowóné bëłë zéńdzenia ze znónyma Kaszëbama (przëjachelë do nas: dr
Justina Pòmierskô, Zyta Górnô, Stanisłôw Janka, Pioter Dzekanowsczi, prof.
Jan Jerzi Strelaù, prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi, Wòjcech Mëszk i Paweł
Ruszkòwsczi) ë studijné rézë do môlów
kùlturowò wôżnëch dlô Kaszëbów.
Kòntakt z tima môlama béł baro wôżny dlô naji dlôte, że nie bëła to le nôùka
z ksążków i wëkładów, ale empiriczné
pòznôwanié regionu i lëdzy.
Pò przëwitanim jesmë napiselë test,
w chtërnym kòżdi pòkôzôł, jak znaje
jãzëk kaszëbsczi w pisënkù, a pòtemù
bëło sprôwdzoné, jak gò znaje w gôdce.
Òstelë jesmë pòdzelony na dwa karna
– barżi ë përzinkã mni zaawansowóné.
Westrzód ùczãstników nôczãscy bëlë
przińdny szkólny kaszëbsczégò jãzëka.
Wejle tak to przëszło, że w òbadwach
karnach bëlë téż ùczałi – jãzëkòznajôrzë
(téż jakno ùczãstnicë). Mòżna òdwôżëc sã na scwierdzenié, że kòżdégò dnia jãzëk kaszëbsczi
béł dlô naji corôz mni cëzy. Jesmë
pòznelë rozmajité pòwiedzóné przez
nają szkólną wastną Danutã Pioch
wëjimczi Żëcégò i przigód Remùsa i Ò
panu Czôrlińsczim co do Pùcka pò sécë jachôł, mdące jãzëkòwima ë żëcowima
skôrbama na Kaszëbach ë (nié leno) dlô
Kaszëbów, na przikłôd: „Chto kaszëbsczi
jãzëk znaje, ten òbjedze wszëtczé kraje” czë „Më trzimómë z Bògã” – frazã,
chtërną baro czãsto je widzec na
kaszëbsczich fanach, i kùreszce szerok znóny (na Kaszëbach) dokôz Jana
40
Trepczika „Zemia Rodnô” – tekst himnu
kaszëbsczégò młodëch lëdzy z Karna
Sztudérów Pòmòraniô. Jeżlë jidze ò na­
jich Szkólnëch (wastnô Danuta Pioch ë
wasta Janusz Mamelsczi), tej mùszi rzeknąc, że mielë wszëtkò na pòszëkù, a më
bëlë wiedno parôt do ùczbë. To bëło
taczé baro bëlné sparłãczenié. W pierszim dzélu wôrt wërazno wskazac, że
naji Szkólny mielë pòczëcé hùmòru –
rozmielë nié leno bëlno ùczëc, ale téż
òpòwiadac wëpczi, co bëło taczim didakticznym dofùlowanim. Pòznôwelë
jesmë rozmajité tematiczné òbrëmia,
ùczëlë sã jesmë ò kaszëbsczi gôdce
i òsoblëwëch kaszëbsczich zwãkach,
gôdelë jesmë ò rodzëznie, dodomie,
môlu zamieszkaniégò, warku ë zajimnotach, òdpòczinkù, kalãdôrzu,
ò rozegracjach do òbezdrzeniô w zdrzél­
nikù ë w jawernoce. Słowizna z infòr­
maticznégò òbrëmieniô (internetélc,
kluczplata) czë słowizna sparłãczonô
z wiodrã (prëczk, szlaga, łiskawica,
krãcëszk) nie je ju dlô naji krëjamnô.
Doznelë më sã, że farwny jãzëk
kaszëbsczi je fùl słowiznë òznôczający
zadzëwòwanié (Ala weter jo! Matizernoga! Mariczënë bùksë! Wejle!). Jesmë
bëlë czësto głodny, czej jesmë gôdalë
ò kaszëbsczim jestkù i môltëchach. Na
słowizna baro nama sã widzała. Mòżna,
kąsk szpôsowno, pòwiedzec, że nôùka
òb czas Latny Szkòłë dała dëbeltny brzôd,
leksykalny i kùlinarny, bò zwëskalë
jesmë wiãcy słowiznë i téż òskòmë na
jestkù, ò chtërnym jesmë gôdalë. Òkróm
tegò taczé zwrotë jãzëkòwé, jak: Bòże
przeżegnôj, Bòże pòmagôj ë Bóg zapłac, na wiedno zapamiãtómë. Jesmë sã
téż dowiedzelë, że czedës miast pëlów
lëdze lékarzëlë sã zelama (taczima, jak:
jaskùlczé òczkò, psy jãzëczk czy hermùs).
Ju w pierszi dzéń wszëtcë chãtny
pòszlë za Łukôszã Grzãdzëcczim, przéd­
nikã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, na Wieżëcã – Kaszëbsczi Òlimp.
Òb czas Latny Szkòłë më òdwiedzëlë
CEPR w Szimbarkù (ë spòtkalë sã tam
z Kaszëbama z Kanadë) i Mùzeùm –
Kaszëbsczi Park Etnograficzny we Wdzydzach (gdze më pòznelë romanticzną
historiã Tédora ë Izydorë Gùlgòwsczich
– załóżców tegò pierszégò na pòlsczi
zemi mùzeùm na swiéżim lëfce). Jesmë
téż zwiedzëlë Mùzeùm Słowińsczi Wsë
w Klukach, Mùzeùm Kaszëbsczi Ceramiczi Neclów w Chmielnie i téż Mùzeùm
Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë
ë Mùzyczi w Wejrowie. Na gwës ni
mòżna zabôczëc wizytë w Sanktuarium
Kaszëbsczi Królewi w Swiónowie, gdze
më mielë leżnosc do pòspólnégò zaspiewaniô piesni „Kaszëbskô Królewô”.
Òkrom tegò më mòglë òbezdrzec zómk
w Bëtowie ë w Stołpskù, a nawetka
kòscół w Smôłdzënie, chtëren je wôżnym môlã na Kaszëbach, bò tam prawie robił pastor Michôł Pòntanus, jaczi
(i jegò pòsobnicë) pòmógł w òbstojenim
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
LISTY
słowińsczi gwarë jaż do XX wiekù. Më
bëlë téż ùczãstnikama XVII Swiatowégò
Zjazdu Kaszëbów w Rédze i Kòscersczich
Tôrgów Ksążczi Kaszëbsczi i Pòmòrsczi
– Costerina 2015. 11 lëpińca bëłë nama
wrãczoné zaswiôdczenia ò ùkùńczenim
kùrsu kaszëbsczégò jãzëka, òb czas widzawiszcza „Scynanié kani”, a Latnô
Szkòła zakùńczëła sã, jak jem pisôł na
pòczątkù, 13 lëpińca.
Pòdrechòwùjącë, Latnô Szkòła
Kaszëbsczégò Jãzëka ë Kùlturë 2015 ë
kaszëbizna dôwô wiôldżé mòżlëwòscë.
Doswiôdczenié dwùch tidzeni z żëwim
jãzëkã ë kùlturą dało wiele ë ùgwë­
sniło wszëtczich ùczãstników, że
wstąpilë na pasowną stegnã. Jô
móm mëslów całi trëmąd, ale leno
tëch nôbarżi òptimistnëch i dobrëch.
Òddzãkòwanióm nie bëło kùńca. Më
wszëtcë mómë nôdzejã, że negò samégò
ôrtu Latnô Szkòła mdze w przindnoscë –
w 2016 rokù.
Wiedno bëlné ùdbë – wiedno Ka­
szëbë!
Dr Môrcën R. Òdelsczi
Kòmisjô Filologicznëch Nôùków PAN
(Òddzél we Wrocławiu)
Kaszubi w Gruzji
Dziecięcy zespół regionalny Jantarki ze
Szkoły Podstawowej w Mostach w gminie Kosakowo już po raz siódmy reprezentował swoją szkołę, gminę, a przede
wszystkim Kaszuby na Międzynarodowym Festiwalu Dziecięcych Zespołów
Regionalnych. W poprzednich latach
grupa z Mostów prezentowała swoje umiejętności na scenach m.in. Cypru, Hiszpanii i Włoch. W lipcu tego
roku jako jedyny polski zespół i jeden
z dwóch europejskich Jantarki miały
okazję wystąpić w Gruzji na festiwalu tańca i choreografii Kaukasus 2015
i pokazać na nim wiązankę tańców kaszubskich. Wszystkie grupy (a było ich
20, większość pochodziła z różnych regionów Azji) brały udział w koncertach
i paradach ulicznych, tworząc wielobarwny i różnokulturowy korowód.
Zespół Jantarki został zakwaterowany w małej i urokliwej miejscowości
Ureki nad Morzem Czarnym. W czasie
pobytu w Gruzji Jantarki odwiedziły Poti (a w nim przepiękną cerkiew),
POMERANIA SÉWNIK 2015
Zugdidi, Kobuleti, Ozurgeti oraz Batumi
– słynne z piosenki Filipinek: „Batumi,
herbaciane pola Batumi…”. Herbaciane
pola niestety już nie istnieją, ale Batumi
rozkwita, jest w nim ośmiokilometrowa
promenada, na której znajdują się m.in.
130-metrowa Wieża Alfabet (w ciągu
godziny obraca się o 360 stopni), koło
diabelskiego młyna, latarnia morska,
aleja palmowa oraz park nadmorski
z replikami budowli z całego świata,
oraz Park Botaniczny. Ten ostatni położony jest nad urwistym brzegiem
morza, w miejscu zwanym Zielonym
Przylądkiem. Rosną w nim tysiące egzotycznych gatunków roślin z niemal
wszystkich stref klimatycznych świata.. Można tu podziwiać las bambusowy, bananowce i magnolie drzewiaste,
a także drobną roślinkę „mimozę”, która po dotknięciu się zamyka.
Jednak największe wrażenie zrobił
na nas Teatr Państwowy, w którym
dzieci z Mostów miały okazję wystąpić podczas koncertu poświęconego
80. urodzinom znanego gruzińskiego
tancerza Jumbera Dundua. Ten wyjątkowy artysta (człowiek legenda) zauroczony kaszubskimi strojami i tańcem
odwiedził młodych Kaszubów w hotelu
w Ureki.
Tygodniowy pobyt w Gruzji pozwolił Jantarkom poznać wspaniałą,
choć tak różną od naszej, kulturę
mieszkańców Azji oraz pokazać światu
kulturę i tradycje Kaszub. Regionalne
kaszubskie stroje przyciągały uwagę
Gruzinów. Jednak udział w festiwalu Kaukasus 2015 okazał się nie tylko
okazją do promowania swojego regionu, był to również czas na zawieranie
nowych znajomości, nawiązanie przyjaźni z członkami innych zespołów.
Festiwalowym gościom poza ekspresyjnym tańcem gruzińskim i oryginalnymi dźwiękami gruzińskich pieśni
towarzyszyła też kuchnia gruzińska
– chaczapuri, chinkali, adżapsandali,
gruzińskie szaszłyki na „szpadach” czy
słodkie churchele i oczywiście przepyszne arbuzy.
Swoje podróże po świecie, w tym
wyjazd do Gruzji, Jantarki zawdzięczają m.in. opiekunkom zespołu i nauczycielkom języka kaszubskiego – Lucynie
Sorn i Aleksandrze Pająk­ – oraz dyrektorowi szkoły i menadżerowi zespołu
Annie Szymborskiej, a także wójtowi
Gminy Kosakowo Jerzemu Włudzikowi oraz Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskiemu Oddział Dębogórze-Kosakowo.
Sponsorami tegorocznego wyjazdu były
Fundacja PGNiG im. Ignacego Łukasiewicza i DV Deweloper z Kosakowa.
Anna Szymborska
41
ZROZUMIEĆ MAZURY
Sowiróg
WA L D E M A R M I E R Z WA
Wielki dąb, kilka rozłożystych lip, zdziczałe grusze, bzy i śnieguliczki, resztki
fundamentów, nasyp nad jeziorem,
do którego przybijały łodzie rybaków,
i uporządkowany niedawno cmentarzyk, to wszystko, co pozostało po
wsi Sowiróg w Puszczy Piskiej. Ernst
Wiechert (1887–1950), literacki piewca
Mazur, umieścił w niej akcję swojej najwybitniejszej powieści Dzieci Jerominów.
Wiechert urodził się w leśniczówce
w Piersławku nieopodal Piecek, stanowiącej służbowe mieszkanie jego ojca.
Dzieciństwo spędził wśród mazurskiego ludu, lasów i jezior. Nieobca była mu
puszczańska osada Sowiróg nad Jeziorem
Nidzkim, „położona pod 22 stopniem długości wschodniej oraz 53 i ½ stopnia szerokości północnej”, między Zamordejami,
gdzie autor bywał u wuja, a Jaśkowcem,
w którym urodził się ojciec. Tak o niej
w Dzieciach pisał: „O Sowirogu nie opowiadała jeszcze żadna kronika. Kroniki
nie mówią o zagubionych wsiach. Wśród
jezior i bagien owej wschodniej krainy
położone są te wsie z szarymi dachami
i ślepymi oknami, ze studniami z żurawiem i kilkoma dzikimi gruszami na
kamienistych miedzach. Otacza je wielki bór, wysklepia się nad nimi wysokie
niebo z ciężkimi chmurami, między rozpadającymi się płotami biegnie piaszczysta droga. Wychodzi z rozległych lasów
i znów wśród nich ginie. (…) Są tak małe,
że nazwy ich widnieją tylko na mapach,
których używa żołnierz podczas manewrów, a i to wcale nie jest pewne. Nazwy
te brzmią obco i smutnie, bywają to nawet dawne nazwy, lecz już poza granicą
powiatu nikt ich nie zna. Są niby mogiły
z czasów dawno zapomnianych wojen,
zapadłe, z zatartymi napisami”.
42
Założona w 1563 r. wieś Sowiróg
(literacki Eulenwinkel, niem. Sowirog,
od 1938 r. Loterswalde) liczyła pod koniec XIX w. 96 mieszkańców. W 1939 r.
było ich 169. Szkołę wybudowano na
przełomie XIX i XX w. z czerwonej cegły, w 1927 r. nauczyciel Beckhern miał
w niej 18 uczniów. W tej wsi o obco
brzmiącej nazwie, po której dzisiaj
rzeczywiście zostały już tylko zapadłe
mogiły z zatartymi napisami, żyli „od
zawsze”, niespiesznym życiem, zgodnie
z tradycją i pokornie przyjmując to, co
ofiarowywał im los, bohaterowie powieści Wiecherta. „Dzień rozpoczynał
się dla nich, gdy bladły gwiazdy, a kończył się, gdy znowu wschodziły nad
lasami. Pełen potu i znoju, nie dawał
im, poza samym życiem, niczego. (…).
Nigdy nikt spośród nich nie wyniósł
się nad resztę tak, aby dać nazwisku
znaczenie w okolicy lub prowincji. Od
dzieciństwa przypadła im czarna dola,
przebywali mroczną drogę życia. Czasami któryś zyskiwał rozgłos jako niebezpieczny kłusownik, rabuś ryb lub
złodziej drzewa. Lecz nazwisko takie
cichło za zakratowanymi oknami, sława przemijała wraz z życiem”.
Najważniejsze miejsce w mazurskiej
sadze Wiecherta przypadło ubogiej rodzinie węglarza Jeromina. Nazwisko
Jeromin, pochodzące od polskiego imienia Hieronim, było popularne na południowych Mazurach. Głównym bohaterem powieści jest najmłodsze dziecko
Jerominów, syn Jons Ehrenreich. Akcja
rozpoczyna się w 1904 r., gdy on ma
sześć lat. Wiechert przedstawia losy całej siódemki rodzeństwa, najważniejsze
dla powieści są dzieje Jonsa, który ukończy medycynę, by powrócić do rodzinnej wsi nieść pomoc najuboższym. Jak
zauważyła Magdalena Sacha w pracy
Topos Mazur jako raju utraconego w literaturze niemieckich Prus Wschodnich, „losy
społeczności wiejskiej wpisane są w tragiczne wydarzenia pierwszej połowy
XX w. – I wojnę światową, powojenną
biedę i inflację, plebiscyt, rządy narodowych socjalistów i wybuch II wojny”.
W ostatniej scenie powieści niemieckie
czołgi, „rogate bestie, które wynurzyły
się z morza”, jadą przez wieś w stronę
polskiej granicy, co zwiastuje początek
końca mazurskiego świata. W styczniu
1945 r. rosyjskie czołgi ten mazurski rozdział wschodniopruskiej krainy zaczęły
ostatecznie zamykać. Ostatnim mieszkańcem Sowirogu był Mazur Rydzewski, który nagabującym go o wyjazd do
Niemiec urzędnikom miał odpowiadać,
że nigdzie się nie ruszy, bo tu jest jego ojczyzna. Jak wspominał w 1974 r. w „Słowie na Warmii i Mazurach” Eugeniusz
Bielawski, nauczyciel i twórca Izby Regionalnej w Wejsunach, „odwiedzali go
przez jakiś czas krewni ze Spalin i Ukty.
A potem i po nim ślad zaginął. Gdy rozbierano ostatni dom w Sowirogu, znaleziono go martwego w jednej z piwnic”.
Ostatecznie wieś przestała istnieć
w 1949 r. Władze powiatowe nakazały
rozbiórkę wszystkich budynków i choć
„pracownicy administracji leśnej część
domów chcieli zatrzymać dla pracowników leśnych i ich rodzin”, jednak
urzędnicy gminni powiadomili ich, że
„komunalna władza powiatowa te domy
sprzedała”. Sowiróg podzielił w ten sposób los wielu innych rozszabrowanych
i opuszczonych puszczańskich wsi mazurskich, m.in. Wądołka, Piskorzewa,
Przerośli, Zagonu, Niedźwiedzia i Wilczego Bagna.
Niedawno pracownicy Nadleśnictwa
Pisz i wolontariusze uporządkowali sowiroski cmentarz, znajdujący się w głębi
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
ZROZUMIEĆ MAZURY
Puszczy, ok. pół km od zabudowań dawnej wioski. Wśród karp powalonych
drzew i pod rozłożystym dębem zachowało się ok. 20 nagrobków oraz sporo
mogił ziemnych. Czas zatarł większość
inskrypcji.
Dzieci Jerominów to powieść znakomita, pisana sercem przepełnionym
miłością do czasów bezpiecznej krainy
dzieciństwa. Obawiam się, że jej lektura
może stwarzać kłopot współczesnemu
czytelnikowi, wychowanemu na lakoniczności komiksu i esemesowej frazie.
Namawiam jednak, by po nią sięgnąć.
Nie da się bowiem zrozumieć Mazur bez
Wiecherta (także: Proste życie, Missa sine
domine i Pani Majorowa) oraz Lenza (Muzeum Ziemi Ojczystej).
Mistrzostwo osiąga Wiechert w opisach mazurskiej przyrody. Nie na piękno
i prawa natury chciał jednak zwrócić
uwagę swą sagą. Jak zauważyła Elżbieta
Konończuk, Mazury są dla niego miejscem zadomowienia duchowego dziedzictwa mieszkańców: „Bohaterowie
Wiecherta żyją w świecie, w którym
miarą wszelkiej wartości jest dziedzictwo, pamięć przodków i rytualnie odczytywana Biblia. Swój świat porządkują
na wzór mitów i opowieści biblijnych,
gdyż nazywają one to, co wieczne, trwałe i niezmienne”. To właśnie Biblia pozwala im zachować pierwotną prostotę
serca. Zagubiony w Puszczy Sowiróg był
dla jego mieszkańców centrum świata.
Zdaniem Magdaleny Sachy, wieś żyje wg
„cyklicznego, zamkniętego rytmu solarnego, ściśle związanego z życiem przyrody – siewem, wzrastaniem, żniwem,
obumieraniem i ponownym wzejściem”.
Współczesnemu czytelnikowi Sowiróg
jawić się może jako część świata przedindustrialnego, znam jednak wielu takich,
którzy wiele by dali za to, by się w takim właśnie świecie choć na jakiś czas
znaleźć.
W Polsce książka Wiecherta miała
dwa wydania (1972 i 1986), oba zawdzięczamy nieistniejącemu już olsztyńskiemu wydawnictwu „Pojezierze”.
Paradoksalnie, autor zapomniany już
w Niemczech, co było swego rodzaju
karą za niewygodną dla rodaków antyfaszystowską postawę, przeżywa w naszym kraju, bo rzecz moim zdaniem nie
dotyczy tylko mieszkańców Mazur
i Warmii, czytelniczy renesans. Wydanie
POMERANIA SÉWNIK 2015
Dzieci Jerominów przeszło wprawdzie
u nas początkowo bez echa, skutki były
jednak poważne. Na trzy pozwolę sobie
zwrócić tu uwagę.
Po pierwsze, Wiechert pisał o wsi
mazurskiej, która nie znała konfliktu
polsko-niemieckiego, co nie było zgodne
z ówczesną linią partii i musiało irytować posłusznych jej antyniemieckich
zapiewaczy. Wprawdzie jest rzeczą
oczywistą, że mieszkańcy Sowirogu,
choć znają niemiecki, na co dzień posługują się gwarą, ale w plebiscycie 1920 r.
tylko jeden głos padnie tu za Polską,
a właściwie, jak pisze Wiechert, „przeciw
ojczyźnie”.
Po drugie, głęboka religijność bohaterów sagi, ich oddanie Bogu, kierowanie się biblijnymi zasadami – musiały
szokować szermierzy antykościelnego
frontu ideologicznego w Polsce, a przecież Wiechert, podobnie jak bohaterowie jego książki, nie miał z katolicyzmem nic wspólnego. Ku zaskoczeniu
niektórych, protestanci jawili się jako
naprawdę groźni przeciwnicy na drodze do budowy ateistycznego społeczeństwa.
Po trzecie, wydanie powieści Wiecherta szczególnie mocno zabolało
naszych literatów. Henryk Panas, najbardziej znany wówczas olsztyński
pisarz uczciwie, choć eufemistycznie,
stwierdził, że dla wiechertowskich Dzieci „nie znajdujemy w naszej powojennej
literaturze właściwego odpowiednika”. Jak zauważył prof. Zbigniew Chojnowski w pracy Od biografii do recepcji,
„w zauroczeniu olsztyńskich literatów
światem Wiecherta skryło się poczucie twórczej porażki, uzmysłowienie
niemożności pełnego, artystycznie
oryginalnego i wiarygodnego wypowiedzenia się o skomplikowanej, nadal
podlegającej politycznemu tabu historii
i współczesności pogranicznego regionu”. Uważam, że Chojnowski był w swej
opinii zbyt łaskawy dla naszych literatów, bo Wiechert miał nad nimi jeszcze
jedną przewagę: był mistrzem słowa, oni
zaś jedynie jego wyrobnikami. W prozie
nie zmieniło się to do dzisiaj, w poezji
mistrzowsko dojrzał jedynie Erwin Kruk.
Mazurska proza nadal czeka na polskiego Wiecherta.
Dzieci Jerominów ukazały się w Niem­
czech w dwóch tomach (1945, 1947).
W „Posłowiu” Wiechert, zdruzgotany
wojną i jej konsekwencjami, także dla
mazurskiego ludu, nie mogąc przecież
przewidzieć fizycznej zagłady Sowirogu, konstatował, że „trzeci tom tej
książki ciężkimi i strasznymi literami
napisała historia i żadna twórczość literacka nie ma prawa opromieniać blaskiem tych okropności. Nie pozostaje
nam nic innego, jak tylko przyjąć z powrotem tych działających i cierpiących
do serca, z którego powstali. Piasek spoczywa na ich oczach i nie wiemy, jakie
Bóg jeszcze ma zamiary wobec tego piasku Sowirogu. Ale jedno przynajmniej
niech będzie ich udziałem: Odpoczynek
wszystkim uśpionym i pokój wszystkim
zmarłym”.
Niech spoczywają w spokoju.
Na puszczańskim cmentarzu mieszkańców wsi Sowiróg. Maj 2011 r.
Fot. Waldemar Mierzwa
43
WËDARZENIA
Wësziwk, kaszëbizna
i wòjnowé przeżëca...
Czekawi gòsce, filmë na témë wôżné dlô Pòmòrzô i fùl zala òbzérników. W lëpińcu
i zélnikù w gminie Żukòwò piąti rôz òdbéł sã Festiwal Kaszëbsczich Filmów.
Latosy Festiwal zaczął sã òd pòkôzaniô
filmów, jaczé prezentowałë lëdowé
ùtwórstwò. „Na Kaszëbach” z 1961 r.
wôrt bëło òbezdrzec chòcle dlôte, że
wëstãpòwałë w nim sostrë Jadwiga
i Zofiô Ptach – mésterczi wësziwkù
z Żukòwa. Na pòdobną témã béł drëdżi
film „Hafciarska tradycja Żukowa”
z 2015 r. Na zakùńczenié pierszégò dnia
ùczãstnicë zéńdzeniô òbezdrzelë jesz dokôz „Kaszubi w Kanadzie” i mielë leżnosc
pògadac z gòscama, chtërnyma bëlë prawie bòhaterowie tegò filmù, przedstôwcowie òntarijsczich Kaszëbów.
Nôwôżniészim pónktã drëdżégò
zéńdzeniô béł dokùmentalny film Magdalénë Kropidłowsczi „Izabella Trojanowska – kobieta o wielu obliczach”. Do
restaùracje Mùlk w Miszewkù przëjachało wiele lëdzy, co mielë leżnosc
pòznac tã znóną pòmòrską gazétniczkã.
Tak pò prôwdze to wszëtcë wcyg czëjemë
cësk ji dzejaniô. Doch wiele z tëch, co
z nią wespółrobilë, dzysô òdgriwô wôżné
role w pùblicznym żëcym i rozwiju kaszëbiznë – pòdczorchiwôł Eùgeniusz
Prëczkòwsczi, kòòrdinatór Festiwalu
i pòsobnik Trojanowsczi na stanowiszczu prowadzącégò telewizyjną
programã „Rodnô Zemia”. Swòje zéńdzenia z redaktorką wspòmina m.jin.
Katarzëna Czedrowskô-Zagòzdon: Bëła
jem sztudérką pòlonisticzi, czedë òstała
jem rôczonô do telewizyjnëch ùczbów
kaszëbsczégò. To bëła dlô mie wiôlgô
przigòda. Dzysô jem szkólną kaszëbsczégò
i wcyg wrôcóm do tëch chwilów. Swòjã
wiérztã dedikòwóną Trojanowsczi
wërecytowa pòétka Ida Czaja, jakô
przëznała, że redaktorka „Rodny Zemi”
mia wiôldżi cësk na ji ùtwórstwò i zainteresowanié kaszëbizną.
44
Trzecé zéńdzenié minãło pòd znakã
Güntera Grassa. Nôprzódka ùczãs­tnicë
Festiwalu mòglë òbezdrzec dzélëk
filmù Die Blechtrommel na spòdlim
romana tegò bëlnégò pisarza pòd
jistnym titlã (jaczégò tłómaczenié
ùkôzało sã pò pòlskù pt. Blaszany bębenek). Pózni òstôł zaprezentowóny
dokùment Bòżenë Òlechnowicz „Witamy w domu Herr Grass”. Jak gôdała
aùtorka filmù, jakô przëjachała na festiwalowé zéńdzenié, Jesmë towarzëlë
wizyce Grassa we Gduńskù rok pò dostanim przez niegò Nôdgrodë Nobla. Noblista béł baro swòbódny i nama żëczny.
Òsoblëwie sympaticzné są jegò gôdczi
z kaszëbsczima krewnyma, òn sóm
wërazno pòdczorchiwôł, że czëje sã przédno Kaszëbą.
Pòstãpny filmòwi wieczór minął
ùczãstnikóm festiwalu m.jin. pòd znakã
najégò miesãcznika. Òbezdrzelë wej
„50 lat »Pomeranii«” Tatianë Slowi. Na
zéńdzenim béł przédnik Redakcjowégò
Kòlegium, wielelatny przédny redaktor
pismiona Édmùnd Szczesôk, chtëren
òpòwiôdôł ò cządnikù „Pomerania”,
ale téż ò swòji nônowszi ksążce Rajska wyspa, w jaczi òpisywô kawle
mieszkańców Wiôldżégò Òstrowù na
jezorze Wdzydze. Tegò dnia òstôł jesz
pòkôzóny film „Kaszubska mowa”
z 1994 r. Jegò bòhaterkama są pierszé szkólné kaszëbsczégò w brusczim
KLO: Wanda Lew-Czedrowskô i Felicjô
Baska-Bòrzëszkòwskô i téż jiny lëdze,
jaczi mielë starã ò ùczbã kaszëbsczégò
w szkòłach. Na zôczątkù jesmë ni mielë
niżódnëch didakticznëch pòmòców,
ale wiele entuzjazmù. Młodzëzna téż
z wiôlgą chãcą zaczãła nôùkã domôcégò
jãzëka. Jem sã ùczëła wespół z ùczniama
– wspòmina W. Lew-Czedrowskô.
Nôwiãkszim mést wëdarzenim
latoségò Festiwalu bëło zéńdzenié
z Kadzmierzã Piechòwsczim, bòhaterã
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
WËDARZENIA
filmù „Uciekinier”. 96-latny gòsc òpò­
wiôdôł m.jin. ò swòjim ùcekniãcym
z lagru Auschwitz w òbleczenim
niemiecczégò òficérë, ò sw. Maksymilianie Marie Kòlbe, jaczégò mãczelstwò
widzôł na swòje òczë, i ò stalinowsczich
ùstëgòwaniach. Kadzmiérz Piechòwsczi
pòchòdzy z kaszëbsczi familie, jaczi
gniôzdã je wies Piechòjce pòd Kòscérzną.
Film ò jegò żëcym zrobił wiôldżé wrażenié na bëtnikach (a bëło jich kòl 170).
Pò jegò òbezdrzenim nie je pòtrzébny niżóden kòmentôrz – rzekł ks. prof. Wòjcech
Cëchòsz. Wëpôdô leno wërazëc wiôldżé
ùwôżanié dlô wastë Piechòwsczégò i redosc
z bëcégò w tim placu.
Na zakùńczenié całégò wëdarzeniô
òstôł pòkôzony film „Śniegi w żałobie”,
jaczi òpòwiôdô historiã marszu smiercë
z lagru Stutthof. Na zalë béł m.jin. jegò
reżiséra Wòjcech Kwapisz.
Festiwalowé dokazë bãdze mòżna
òbezdrzec téż w Gdini i Kòlbùdach,
a òrganizatorzë mëslą ò projekcjach
w jinëch môlach na Kaszëbach. Wôrt
tej-sej zazerac na starnã www.zkpbanino.pl, gdze bãdą sã pòjawiac infòrmacje
na tã témã.
Red.
Òdj. z archiwùm E. Prëczkòwsczégò
Òrganizatorama V Festiwalu Kaszëbsczich
Filmów bëlë: Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié Part w Baninie, Òstrzódk Kùlturë i Spòrtu
w Żukòwie, Restaùracjô Mùlk z Miszewka,
Prëczkòwscë Akademiô Kaszëbskô.
Wespółrobòta: Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié Part w Żukòwie, Kòła Wiesczich Gòs­
pòdëniów w Pãpòwie, Niestãpòwie, Tokarach
i Miszewie.
„Aby dużo młodzieży dać, trzeba dużo umieć”
W artykule zatytułowanym jak wyżej, zamieszczonym w numerze 6/2015 „Pomeranii” (na s. 38–39), omyłkowo podałem,
że jego bohater Leon Knut w 1960 r. otrzymał tytuł magistra fizyki, w tymże roku uzyskał on bowiem tytuł magistra
matematyki.
Korzystając ze sposobności, uzupełnię dane biograficzne podane w ww. artykule. Otóż we wrześniu 1990 r. Leon
Knut został skierowany przez biskupa ordynariusza diecezji chełmińskiej do nauczania religii w Zespole Szkół Budowlanych na podstawie misji kanonicznej do nauczania religii rzymskokatolickiej z 1951 r. Tę informację znalazł we własnoręcznie napisanym przez Leona życiorysie jego syn Krzysztof Knut.
POMERANIA SÉWNIK 2015
Jerzy Szmytka
45
GÒSPÒDARKA
„Chałupy welcome to...”
Zatropòwóné drodżi, wëfùlowóné wanożnikama banë, felënk môlów w hòtelach
i pensjónatach a zalëdzoné jaż do sztrądów pieglëszcza, pòprzedzelóné farwnyma parawanama. To òbrôzczi z latoségò feriowégò sezonu na wëbrzeżim,
chtëren z pòzdrzatkù turisticzi mòże ùznac za ùdóny. Jak co rokù je równak na co pònarzekac, gwësno w nôdzeji, że w przińdnym rokù mdze lepi.
Pòlsczé wëbrzeżé bez wątplëwòtów
pr zënôlégô do nôsnôżn iészic h
w Eùropie. Rozmajitosc rodë, bòkadnô
kùlturowô i historicznô spôdkòwizna
czë mòżlëwòta ùprôwianiô wòdnëch
spòrtów na snôdczich wòdach Pùcczi
Hôwindżi sprôwiają, że rok w rok
przëjeżdżiwają tuwò tësące turistów. Chòc wiodro nié wiedno nãcy,
równak naje wëbrzeżé przëcygô jak
magnés. Latos wëpòczink w nym
dzélu Bôłtu zastãpòwôł téż wëjazdë
w niegwësné i niebezpieczné partë
pôłniowi Eùropë czë nordowi Africzi.
Kùltura i òbëczaje Pòlôchów na ùrlopie
to baro òbjimnô téma, tak tej nie mdã
sã ji tikôł – òkróm jednégò, mòże dwùch
wątków, ale to za sztót. Jiną wôżną sprawą je to, jak prezentëją sã môlëznë, jaczé
żëją z turisticzi. Czë sygnie ùmôlowanié
w sąsedztwie mòrza abò hôwindżi? Wiele môlowëch samòrządzënowców wierã
tak mëszli, bò czej turista zaczinô szëkac
czegòs wicy nigle wòdë i piôskù, mòże
prosto sã negò nie doszëkac.
Słuńce, parawan i szituzë
Nipòcy z pòzdrzatkù na wiodro lëpińc
prô­wdac nie òdstrasziwôł turistów,
równak nie dôwôł téż òptimiznë, czej
sã mëslało ò drëdżim dzélu feriów. Colemało zëmniészi zélnik sprawił równak wiôlgą niespòdzónkã i przëwitôł
ùrlopòwników gòrączką. Ùtrzimiwającé
sã nad Pòlską i nad na­jim wòjewództwã
wësoczé ceplëznë szkòdzëłë wnet całi
gòspòdarce, òd energeticzi pò gbùrzëznã.
Ùpałë pòzytiwno zôs nacëskałë na
turistikã. Turisticzné môlëznë Pòmòrzô,
tak na Hélsczim Półòstrowie, jak téż
46
na zôpôd òd niegò bëłë baro zatłoczoné, a òsobë, co ni mògłë nalezc
noclegù, np. we Wiôldżi Wsë, mùszałë
szëkac dak ù nad głową chòcbë
w Pùckù, jaczi w nym sezonie w kùńcu
përznã przëszedł do se turisticzno.
Nad pòlsczim mòrzã mòże robic
wiele rzeczów. Òczëwidno, nôbarżi
pòpùlarné je òpôlanié sã na piôszczëtëch
pieglëszczach, chtërnëch w najim regionie prawie nie felëje. Nieòdłączną
latosą pòznaką pieglińca béł parawan. W domëslë mający òchraniac
przed wiatrã, chronił równoczasno
przed „wtikającyma sã” sąsadama.
Przë leżnoscë òkôzało sã, że pùbliczné
pieglëszcza mòże so prosto zarabczëc.
Sygło wstac wczas reno i za pòmòcą parawanu abò parawanów òdgrodzëc czile czë czilenôsce kwadratowëch métrów
pieglëszcza na swój ùżëtk. Na nen ôrt
pòwstôwałë stolëmné labirintë zesadzoné z farwnëch sztofów, a parawaning
wszedł na wiedno do feriowégò kanónu.
Równak nié całi dzéń człowiek
leżi òbkrążony parawanã. Czasã nót
je z niegò wińc, np. do szituza. I z nym
w niechtërnëch placach mòże bëc jiwer. Bò wej môlowé samòrządzënë
chãtno dzerżawią teren na pieglëszczu
gastronomicznym òbiektóm czë tzw.
piwnym ògródkóm. Le nie widzą òne
jinëch spòdlowëch brëkùnków pieglińców, np. pùnktów do przezeblakaniô
sã czë priszniców wcyg je baro môło
na najich pieglëszczach. Felëje téż taczich, jak bë sã słëchało, szituzów, bò
te môłé, przenosné i letkò smierdzącé
ni mògą bëc za taczé ùznóné. Jeżlë bez
pùnktu do przezeblakaniô i prisznica
dô sã jakòs przeżëc, to z fizjologicznym
brëkùnkã je ju përznã barżi drãgò. Ti, co
mają wzdrig do toi toia, rôd kòrzistają
z pònãtnoscë môlowëch dunów abò
lasów, co na gwës nie dodôwô rodze esteticznëch i pôchniączkòwëch
wôrtnotów. Përznã to dzywné, że turisticzné gminë na co dzéń tak chãtno
zwënégùjącé ùnijné dotacje ni mògą,
nie rozmieją abò nie chcą zainwestowac w plażową infrastrukturã,
chtërna zbëlniłabë kómfòrt turistów.
Ji ny m pr oblemã nad mòr sczic h
môlëznów je sztrasowi hańdel, jaczi sóm
w se nie je lëchi. Równak szpacérëjącë
głównyma szaséjama, np. Wiôldżi Wsë
czë Jastarni, mòże sã pòczëc jak na
òdpùsce. Niechtërny mògą nawetka
pòczëc sã, jakbë szpacérowelë Krupówkama – bò wej co czile métrów stoji bùda
z òscypkama, a jak sã bëlno pòszukô, to
i biôłégò miedwiédzka sã naléze. Òglowò
gôdającë, nad mòrzã mòże dostac do
kùpieniô wszëtkò to, czegò na co dzéń
nicht ni miôłbë chãcë kùpiwac. Témą na
dłëgszé rozwôżania je trzôsk, niepòrządk
czë prosto brëdota, jaką pòòstôwiają pò
se turiscë.
Baną czë aùtołã?
Wanoga na Hélsczi Półòstrów gwôsnym aùtołã w latnym sezonie mòże
sã zamienic w prôwdzëwą ùcemiãgã.
W tropie mòże stanąc ju cziledzesąt kilométrów przed célã – na òkrãżnicë Trójgardu. Dali dëcht nie je lepi, droga przez
Rëmiã i Rédã, a pòtemù wòjewódzkô
droga 216 rzôdkò czej biwô drogą bez
jiwrów... Ti barżi żorgòwny skrôcają so
rézã przez Kòsôkòwò abò Mrzeżëno. Ale
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
GÒSPÒDARKA / Z JASTARNI
w Pùckù i tak nót je wjachac na nadczidłą wòjewódzką drogã 216, chtërna
cygnie sã jaż do Hélu. Z jachanim nazôd nie je lepi. Jiną mòżlëwòtą mógłbë
bëc sztrekòwi transpòrt, bò wej banë
mają latã bòkadną przewòzową òfertã.
Niestetë, banë na linii Gdiniô – Hél ni
mają dobri òpinii midzë pasażérama
i nie chòdzy dëcht ò techniczny stón
pòdstôwiónëch składów (linie colemało
òbsłëgiwają mòderné sztrekòbùsë). Jakô
je tegò przëczëna? Wedle wanożników
przewòznik pòdstôwiô za krótczé składë,
stądka je tłok (òsoblëwò w weekendë).
Tuwò nót je równak stanąc w òbronie
kòlejë. Pò pierszé paramétrë nie­chtër­
nëch peronów nie dôwają mòżlëwòtë
pòdstôwianiô nieskùńczono dłudżich
składów, pò drëdżé nadczidłi tłok (ale
sztëczny) twòrzą colemało sami pasażérowie. Z najim wanożenim je
përznã jak z nadpòmkłima parawanama. Lubimë sã òddzeliwac. W banie
òdgrôdzómë sã kùferkama, kòłama
czë dzecnyma wòzykama. Widzec je to
bëlno z pòzdrzatkù peronu, z jaczégò
najim òczóm pòkazywają sã pùsté
rëmie w westrzódkù składu, a czej
òtmikają sã dwiérze, ni mòże weńc
do banë, bò lëdze pchają sã w przeńscym. Te pùsté rëmie to prawie stojącé
kùferczi, pùsté dzecné szpacérowé
wòzyczi (dzecë sedzą kòl starszich na
kòlanach) czë kòła, chtërnëch ni miałobë bëc w pasażérsczich przedzélach.
A sygnie kùferczi wsënąc pòd sedzëszcza (sztrekòbùsë mają pùstą rëmiã pòd
sedzëszczama) abò ùłożëc na pòlëcach.
Juwerno nót je zrobic ze szpacérowima wòzykama. Apartnô téma to kòła.
Z doswiôdczeniô wiém, że w latnym sezonie nôlepi òbmëszlëc tur na taczi ôrt,
cobë móc kòłã dojachac do môlu, jaczi je
célã drodżi, i z niegò móc jachac nazôd
na dwùch kółkach, bò nawetka kòłowé
wagónë colemało biwają zajimniãté
przez zwëczajnëch pasażérów. Nad mòrzã nie je lëchò, ale…
Nad pòlsczé mòrze i tak mdã jezdzył,
bò z pòlsczim wëbrzeżã nie je jesz tak
lëchò, jak z Zakòpónym, jaczé w mòjim
òdczëcym ju dôwno ùtracëło swòjã
juwernotã, a gòńba za dudkama je
tam nôwôżniészô. Mòżno bë sã równak namëszlëc – ne słowa czerëjã do
môlowëch włodarzów – czë nie bëłobë
wôrt w latnym sezonie ùcywilizowac
nadmòrsczé môlëznë. Jeżlë chcemë
kònkùrowac z kùrortama pôłniowi
Eùropë, to mùszi tuwò òbòwiązëwac jaczis szëk, mùszi fùnkcjonowac pasownô
plażowô infrastruktura. Nadmòrsczé
kùrortë mùszą téż bédowac turisce jaczés atrakcje na wëpôdk lëchégò wiodra.
Bùda z przëpiekłima kòłczama czë piwny
ògródk niemùszebno mdze zadowòlniwac
wszëtczich òdpòcziwającëch.
Sławomir Lewandowski,
tłómaczëła Hana Makùrôt
Òdj. S. Lewandowski
Wczasowe rekordy
RYS Z A R D ST RU C K
Tym, którzy przyjeżdżają na urlop do Jastarni od co najmniej 30 lat, przyznaje się
medale „Długoletnim wczasowiczom”.
Prawdopodobnie w każdej miejscowości
turystycznej można znaleźć takich urlopowiczów, którzy przyjeżdżają do niej od
kilku, kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu lat. Jednak to właśnie w Jastarni
postanowiono docenić wybór miejsca
wypoczynku, wybór ponawiany przez
nich z każdym rokiem. Pomysł takiego honorowania wczasowiczów, którzy nieodmiennie na miejsce swego wypoczynku wybierają jedną
z miejscowości gminy: Jastarnię, Juratę
lub Kuźnicę, narodził się jeszcze w ubiegłym wieku, mianowicie w 1999 roku.
Pierwsze wręczenie medali nastąpiło
rok później i wtedy właśnie jednorazowo przyznano największą ich liczbę, bo
aż osiemdziesiąt. Po tym pierwszym,
rekordowo licznym nadaniu przyszły
następne. Co prawda nigdy się już nie
POMERANIA SÉWNIK 2015
zdarzyła taka sytuacja, jak w 2000, ale
co roku odbywa się kilka uroczystości
nadania medalu.
Takie uroczystości mają podobne
scenariusze. Ale niektóre mają miejsce
podczas ważnych dla Jastarni wydarzeń,
jak Sobótka czy Dni Węgorza, wtedy nadania medali dodatkowo je uświetniają
i pokazują zebranym, że można tu przyjeżdżać przez długie lata. Inny rodzaj
uroczystości to te bardziej kameralne,
odbywające się w siedzibie Urzędu Miasta Jastarnia, kiedy to oprócz laureatów
obecni są tylko członkowie ich rodzin
oraz akurat tu wypoczywający znajomi. Takim spotkaniom towarzyszą
wspomnienia z pierwszych przyjazdów
do Jastarni. Jednak czas upływa wtedy
nie tylko na wspomnieniach, pojawiają się także propozycje działań, które
należałoby podjąć, aby uczynić każdą
z miejscowości gminnych jeszcze bardziej przyjazną turystom.
Niemal wszyscy laureaci dzięki
nadaniu im medalu czują jeszcze silniejszą więź z miejscowościami, gdzie
wypoczywają, co czasami skutkuje napisaniem książki o Jastarni lub powstaniem innego materiału promocyjnego.
Oczywiście, nikt tego od nich nie wymaga, po prostu sami chcą się odwdzięczyć
miastu, które wybrali na swój wakacyjny dom. To wy jesteście naszymi najlepszymi ambasadorami – często stwierdza
podczas takich uroczystości Tyberiusz
Narkowicz, burmistrz Jastarni.
Zarówno uczestniczenie w takich
uroczystościach, jak i obserwowanie ich
z boku jest wzruszającym przeżyciem.
Radość ludzi, że oto miasto, do którego
przyjeżdżają od lat, dostrzegło ten fakt i
ich uhonorowało, jest widoczna dla każdego. Jedna z laureatek powiedziała, że
swój medal ustawi na półce obok odznaczenia „Sprawiedliwy wśród narodów
świata” i na równi będzie je sobie ceniła.
Jak Państwo myślicie, jak długo można przyjeżdżać na wypoczynek do tego
samego miasta? Rekordzistka od 80 lat
przyjeżdża do Jastarni, a kolejna osoba
ma w tej dziedzinie staż tylko o 10 lat
krótszy.
47
Ostatni skrawek wolnego
pogańskiego Pomorza
JAC E K B O R KO W I C Z
Podróżni udający się na plaże Sassnitz
lub na historyczny przylądek Arkony,
wjeżdżając od strony Stralsundu, omijają miasteczko Garz. Prawda, nie ma ono
dostępu do morza, co na wyspie Rugii,
z jej niezwykle skomplikowaną linią
wybrzeża, wydaje się jakimś wynaturzeniem. Ale przecież i tu widać wały
potężnego słowiańskiego grodziska, zachowane w całości, a nie w połowie, jak
te arkońskie. Od niego zresztą pochodzi
nazwa miejscowości: Garz to zniemczony wariant Gardźca czyli Grodźca – jak
brzmiałoby imię miasta w standardowej polskiej wymowie.
To zapomniane dziś miejsce ma
swoją wielką historię. Zanim Rugię na
stałe podbili szerzyciele europejskiej
cywilizacji – chyba tak trzeba nazwać
zdobywców, którymi przecież nie byli
Niemcy, lecz Duńczycy – mieścił się tu
ważny ośrodek pogańskiej religijności.
Gardziec był miejscem kultu aż trzech
słowiańsko-pomorskich bóstw: Rugiewita, Porewita i Porenuta. Z analiz uczonych wynika, że właśnie tych bogów
plemienni Rugianie czcili najpierw, nim
jeszcze w niedalekiej Arkonie ustanowili kult Świętowita. Nowego boga ze
starymi łączyło pewne podobieństwo
ich wizerunków: wszyscy mieli po kilka
twarzy.
Pamiętnego 1168 roku, zaraz po zdobyciu Arkony, biskup Absalon skierował
swoje wojska ku Gardźcowi. Ten, pomny losu poprzedniczki, poddał się bez
48
walki. Biskup jako pierwszy uderzył siekierą drewniany, nadnaturalnej wielkości posąg Rugiewita. Duński kronikarz
Sakson Gramatyk, który był naocznym
świadkiem owych wydarzeń, zapamiętał, że w zakamarku pogańskiego tułuba uwiły gniazdo jaskółki. Padło na
ziemię razem z posągiem. Także figury
Porewita i Porenuta porąbali na sztuki
duńscy wojownicy.
Wewnątrz grodowych wałów, siedziby trójcy starych bogów, niemieccy
archeolodzy prowadzili wykopaliska,
natrafiając na drewniane resztki trzech
mniemanych świątyń.
I tutaj pojawia się zagadka. Islandzka Knytlinga Saga, czyli opowieść
o potomkach duńskiego króla Kanuta
powstała jeszcze przed zdobyciem Rugii, wzmiankuje o borgar Gardz. Borgar
– znaczy „grody”, nie pojedynczy gród.
W Gardźcu były więc co najmniej dwa,
tymczasem w miasteczku widać tylko
jeden. Drugi, a może i trzeci powinien
być gdzieś w pobliżu. Sakson podaje, że
do Gardźca, położonego na otoczonej
mokradłami kępie, wiódł wąski przesmyk, palisada jednego grodu musiała
więc blisko sąsiadować z następną. Jeśli główny gród był siedzibą aż trzech
świątyń, niewiele pozostawało w nim
miejsca dla ludzi. Ten domysł potwierdzają naukowcy – w czasie pokoju gród
nie był zamieszkały, natomiast podczas
wojny za ścianą wałów kryli się okoliczni
rolnicy. Według Saksona w całej osadzie
mogło znaleźć miejsce aż sześć tysięcy
osób. Wątpliwe, aby oni wszyscy mogli
się zmieścić w grodzie świątynnym.
Fot. Jost Jarwardt
GENIUS LOCI
Rozejrzyjmy się więc za drugim
grodziskiem. Niedaleko zachowanych
wałów widać średniowieczny kościółek. Świątynia, jakich wiele na niemieckim Pomorzu; zastanawia tylko
jej wezwanie: patronem kościoła jest
święty Piotr. Imię apostoła nadawano
w wiekach średnich – przynajmniej na
tych terenach – pierwszym ośrodkom
misjonarskim. Kościół, może kaplica pod jego wezwaniem istniał więc
w czasach następujących bezpośrednio po chrystianizacji Rugii. Na dużym
lądzie kościoły świętego Piotra fundowano w centrach osad świeżo nawróconych Słowian. Czy tak było również
w Gardźcu? Bardzo możliwe. Otoczona cmentarzykiem świątynia wygląda
dziś skromnie, jednak dawniej musiała stać na środku wzniesienia, być
może pozostałości dawnego grodziska.
Podobnie jak sąsiadująca z nią pastorówka – pobliska szosa zakręca w tym
miejscu łukiem, którego zarys dziwnie przypomina krzywiznę linii palisady. Jeśli domysł jest trafny, to mielibyśmy aż trzy grodziska w Gardźcu.
Chyba nikt jeszcze nie robił tam badań
archeo­logicznych.
Na Rugii jest więcej takich miejsc –
z niejasną, nieodgadnioną przeszłością.
Wyspa nie miała szczęścia do pisanej
historii. Ostatni skrawek wolnego
po­gańskiego Pomorza, uwieczniony
jedynie w zdawkowych wzmiankach
obcych kronikarzy, przepadł w niepamięci wieków. Dziś to, co na wyspie
jest do odkrycia, spokojnie spoczywa
pod ziemią.
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
Fot. Jost Jarwardt
Z KOCIEWIA / Z BORÓW
Chodzić jak w marzeji
MARIA
PA J Ą KO W S K A- K E N S I K
Znowu mam kłopot z wyborem, a właściwie ustaleniem tytułu dla swojego
powakacyjnego felietonu. Powinien intrygować, zachęcać do przeczytania, ale
też nawiązywać do głównej myśli. Myśli
są rozliczne, która główna?
W każdym dniu tyle się dzieje, również na moim Kociewiu. Polecam przynależność do grupy „uczestników w kulturze” , którzy nie znają (tj. nie używają)
słowa „nuda”. Nawet gdy coś wydaje
się monotonne, może zbyt rozciągnięte
w czasie, jest czas na refleksję, na myślenie równoległe, na twórczą pracę wyobraźni. Nie wszystko musi, nawet nie
powinno, być dynamiczne, spiętrzone,
kreatywne. Szczęśliwi, którzy nie muszą się śpieszyć, mogą smakować życie,
dostrzec odcienie piękna, dobra. No tak,
ale kochać – powinni się jednak śpieszyć,
zdaniem nie tylko poety...
W kulturze ludowej takie spowolnienie, wakacyjnie wymarzone, nie jest
wartością, jako że liczy się nade wszystko praca. Chodzić jak w marzeji (tak wymawiano) to zarzut, nagana, bo lato
to czas żniw, kiedyś bardzo znojnych!
Są jednak tacy, którzy na wspomnianą
marzeję, czyli słodki błogostan, mogą sobie pozwolić. Na przykład nie martwią
się (zbytnio!) dniem jutrzejszym według
zasady – Da Bóg dzień, da i radę. Cenna
ufność, którą wpajała mi mama. No tak,
ale ludzie są różni. Ten truizm po kociewsku brzmi: Só take i só take... właśnie
to powiedzenie – krótkie i celne – było ze
mną w te wakacje. Uniwersalne. W tak
zwartej wersji przekazała mi je pani sekretarz naszego starostwa, z którą wyprawiłam się do kociewskich Skarszew,
gdzie z rozmachem zorganizowano konkurs „Kociewski Skowrónek”.
Na radość uczestnictwa w kulturalnym wydarzeniu składało się i miejsce
związane z J. Wybickim, i nowe teksty „po
kociewsku” napisane przez nauczycielki.
Na dodatek także to, że świeckie starostwo bardzo angażuje się w przygotowanie V Kongresu Kociewskiego, aż boję
się przechwalić. Na przykład na początku
wakacji zebrano dyrektorów szkół ponadgimnazjalnych, by zachęcić do wzmożonej edukacji regionalnej i prezentacji
swojego dorobku w październikowych
„Plachandrach z uczbó”, podobne będą
zorganizowane też dla samorządowców,
i to na południu Pomorza, gdzie Kociewie
się zaczyna, czyli w Grucznie kojarzonym
szeroko z ks. Franciszkiem Kameckim
i z Festiwalem Smaku, już dziesiątym,
bogatym, podczas którego „regionalność” (w tym kociewskość) jest wartością
główną. W Roku Kongresowym Gruczno
doczekało się nowej, poszerzonej wersji
bedekera zasługującego na podziw. Tu
też „dopina się” wydanie książki Kociewie.
Ziemia i mowa.
Język mówiony, terytorialny, czyli
gwara również ma swoje życie, blaski
i cienie. Kiedyś fundament tożsamości
regionalnej, a dziś? Muzem Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim
zorganizowało debatę na temat badania
tożsamości. Prowadził ją senator Andrzej
Grzyb, którego działania na rzecz regionu trudno przecenić. W ważnym miejscu
ważna debata. Przy okazji można było
poznać badania regionu prowadzone na
Uniwersytecie Gdańskim i od południa
w Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego
w Bydgoszczy. Zaangażowanie młodych
jest bardzo obiecujące, by nie było tylko
tak, jak w tytule nowej książki Tadeusza Majewskiego Starsza pani pilnuje...
Jeszcze więcej mówi podtytuł tej książki
– „O Kociewiu niewygnanym z pamięci”. No tak, ale Só take i só take... Będzie
dobrze, póki tych, którym jest wszystko
jedno, będzie mniej. Ludzie jeszcze reagują, niekiedy wystarczy jedno ważne
słowo, o czym przekonałam się podczas
wyprawy m.in. do słonecznej Chorwacji.
Napis na mojej lnianej torbie: Kociewie,
łagodna kraina – wzbudzał ciekawość
lub dobre skojarzenia. I mogłam chodzić
jak w marzeji.
Borowiacka sztuka ludowa i muzyka w Trzebiatowie
MARIA OLLICK
Podczas imprezy folklorystycznej „Sąsiady” organizowanej przez Trzebiatowskie Towarzystwo Kultury zaprezentował się zespół Frantówki Bysławskie
oraz grupa borowiackich twórców. Zostaliśmy zaproszeni przez ośrodek kultury w Trzebiatowie. Była to okazja do
pokazania naszego dorobku kulturowego, dziedzictwa i współczesnego oblicza
kultury Borów Tucholskich. Impreza ta
od wielu lat odbywa się na przełomie
czerwca i lipca. Uczestnictwo Borowiaków w tym wielokulturowym święcie
POMERANIA SÉWNIK 2015
było wynikiem wcześniej nawiązanych
kontaktów artystycznych (wystawy H.
Kaczanowskiej i Z. Korytowskiego).
Trzebiatów (pow. gryficki, woj. zachodniopomorskie) to miasto z bogatą
i zawiłą historią, w której powojenny
okres spowodował zawirowania kulturowe i tożsamościowe. Mieszkańcy to
społeczność wielowyznaniowa, o wielu
korzeniach narodowościowych i etnicznych – polskich, ukraińskich, łemkowskich i niemieckich.
Różnorodność sztuki promującej
nasz region zainteresowała mieszkańców miasta i turystów. Stoisko odwiedził
również burmistrz Trzebiatowa. Występy Frantówek Bysławskich zachęciły publiczność nie tylko do wspólnego śpiewu, ale i do tańca. Były też warsztaty
twórcze w zakresie sztuki ludowej i malarstwa prowadzone wspólnie z miłośniczkami rękodzieła skupionymi wokół
ośrodka kultury w Trzebiatowie. Dały
one możliwość wzajemnego poznania
się i nawiązania bliższych kontaktów.
Wyjazd do Trzebiatowa zorganizowało Borowiackie Towarzystwo Kultury
wsparte dotacjami Gminy Tuchola i Powiatu Tucholskiego w ramach konkursów na zadania publiczne.
49
ROK KS. LÉÓNA HEYCZI
Réza szpùrama ksãdza Heyczi
Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenie ògłosëło 2015 Rokã Ksãdza Léóna Heyczi. Ju przez
pierszé miesące tegò rokù òdbëło sã wiele wëdarzeniów z tim sparłączonëch,
midze jinszima malarsczi plener, naùkòwô kònferencjô, wieczórnice, lëteracczé
i recytatorsczé kònkùrsë. A Pùbliczné Gimnazjum miona Kaszëbskò-Pòmòrsczich
Pisarzi w Lëzënie zòrganizérowało rézã szpùrama ks. Heyczi.
STA N I S Ł Ô W JA N K A
Lëzëno
Westrzódka rézowników bëlë m.jin.
lëzëńsczi pisarze Zbigórz Klotzka
i Féliks Sykòra, kòòrdinator nôùczi
kaszëbsczégò jãzëka w pòmòrsczim
wòjewództwie Józef Bòdio i jô jem béł.
W drogã rëgnãłë jaż trzë nafùlowóné,
w wikszim dzélu szkólnyma i gimnazjalistama, aùtobùsë. Przed wëjachanim
z Lëzëna karno młodëch złożëło
kwiatë (pòtemù wiązanczi bëłë téż
kładłé w Wigòdze i Kòscérznie) przed
przedwòjnowim pòmnikã „Powstańców i Wojaków”, na chtërnym z bòkù
są ùmieszczoné słowa Heyczi z wiérztu
„Kaszëbsczi swiat”
Tu je mòja mòc i chwała
Mégò serca swiãti dzél
W jegò służbie jô sã trawiã
Zdrzącë w jegò wiôldżi cél.
Wigòda
W ti wsë (w kartësczim krézu) ré­zow­
nicë òdwiedzëlë môlowi kòscół pòd
wezwanim swiãtégò Józefa, gdze
ùtwórca Kaszëbsczich spiéwów béł òd
20 strëmiannika 1919 rokù przez czile
miesãcy wikarim i gdze napisôł swój
bëlny wiérzt „Kaszëbskô”; w tim czasu prawie wrócył z I wòjnë swiatowi (eùropejsczi, jak tej gôdelë), służił
w prësczi armii jakò kapelón i dozérôcz
chòrëch. We wiérzce ò zblëżający sã
niepòdległoscë Kaszëbsczi i Pòmòrzô
napisôł midzë jinszima:
50
Pòd kòscrsczim pòmnikã ks. Heyczi ò patronie roku òpòwiôdô
ks. prałat Marión Szczepińsczi. Òdj. S. Janka
I jô rzekł: ò biédny kraju,
Wstaniże i rzeczë słowò!
Stôł sã cud, Kaszëbskô wstała
I zaczinô jic na nowò.
Prowadnikã pò wigòdzczim kòscele
i jegò historii béł probòszcz môlowi
parafii ksądz Bògdón Marión Drozdowsczi. Jô przëbôcził rézownikóm,
że w 1981 rokù, czej w Łątczińsczi
Hëce, w chëczë pòmòrańców, òdbiwałë
sã Zetkania Piszącëch pò Kaszëbskù,
òrganizérowóné przez Józwã Bò­rzësz­
kòwsczégò, w ti chëczë bëła zawiészonô
tôfla ùpamiãtniwającô ksãdza Léóna
Heykã. Pòdpiselë jã tedë zrzeszińcë,
pòécë i pisarze: ks. prałat Francëszk
Grëcza, Aleksander Labùda, Féliks
Marszôłkòwsczi i Jan Trepczik. Labùda
i Trepczik bëlë ùczniama Heyczi w Seminarium dlô Szkólnëch w Kòscérznie.
W 1987 rokù Méster Trepczik mie
rzekł do „Pòmeranii”, że czej ùcził sã
w Kòscérznie, ksądz Heyka „wiele pisôł,
a wid sã ù niegò pôlił do pózny nocë”.
W kòscele w Wigòdze dwie gimnazjalistczi wërecytowałë wiérztë Heyczi:
„Swiat kaszëbsczi” i „Zómk zapadłi”.
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
ROK KS. LÉÓNA HEYCZI / ZACHË ZE STÔRI SZAFË
Kòscérzna
W tim miesce më sã zatrzimelë przed
bùdinkã Pòwiatowi Zrzeszë Szkòłów
nr 2 m. Kòmisji Nôrodny Edukacji, gdze
mô sedzbã czile techników; direktorã ti
szkòłë je Tadéùsz Lëpsczi z Wiela, przódë
aùtor i nôleżnik redakcyjnégò kòlegium
„Pòmeranii”. Tuwò w latach 1920–1939
ks. dr. Léón Heyka béł prefektã, to je
szkólnym katechézë i przez jaczis czas
francësczégò jãzëka w Seminarium
dlô Szkólnëch Chłopów (Męskie Seminarium Nauczycielskie, do 1935 rokù),
a pózni Gimnazjum i Liceùm miona
Józefa Wëbicczégò. Òn tam béł wëchò­
wawcą przindnëch bëlnëch Kaszëbów
pisarzi, w tim ju przëwòłónëch Aleksandra Labùdë i Jana Trepczika, a téż Józefa
Cénôwë. W Kòscérznie pòwstałë wszëtczé
lëteracczé dokazë Heyczi: ksążka pòétickô
Kaszëbsczé spiéwë (1926), Podania kaszubskie (1931), szołobùłczi „Agùst Szlôga”
(1935) i „Katilina” (1936), i téż stolëmny
romanticzny pòémat „Dobrogòst i Miłosława” (1923–1939). Tuwò téż napisôł
czile nôùkòwëch dokazów z teòlogii,
przed wszëtczim do taczich pismionów,
jak „Miesięcznik Katechetyczny i Wychowawczy” i „Miesięcznik Diecezji Chełmińskiej”. Jesz przed I swiatową wòjną
òbronił we Wrocławiu (tedë: Breslau)
i òpùblikòwôł we Gduńskù swój dokôz
doktorsczi Die Moraltheologie der sieben
apokalyptischen Sendschreiben (Mòralnô
teòlogiô sétmë apòkalipticznëch lëstów
pòwszéchnëch). W Kòscérznie katechéta mieszkôł w jednym ze skrzidłów
bùdinkù szkòłë, a w aùlë seminarium
i gimnazjum òdprôwiôł co dzéń mszã
swiãtą; òn béł prekùrsorã przedsobòrowi
lëturgii eùcharisticzny – twarzą w stronã
wiérnëch.
W ti prawie aùlë, gdze sã ùchòwałë
jesz òriginalné trapë na pòdwëższenié,
chtërne pamiãtają 1866, czej pòwstało
tuwò Katolëcczé Seminarium dlô Szkólnéch, gimnazjaliscë z Lëzëna wëstawilë
trzëaktową szołobùłkã Heyczi „Agùst
Szlôga”. Pò widzawiszczu òdbëło sã
pòdsëmòwanié Pòwiatowégò Kònkùrsu
Pòétickò-Lëteracczégò pt. „Miłość,
przyjaźń dobro”, w chtërnym wzãła
ùdzél młodzëzna z 43 gimnazjalnëch
szkòłów pòmòrsczégò wòjewództwa.
I place w apartnëch ôrtach – proza,
pòézjô, dokazë w kaszëbsczim jãzëkù
– zwëskelë: Rozaliô Hòppa (pòl. Hoppe)
z Rédë, Paùlina Bronk z Miechùcëna i Juliô Domarus z Pomieczëna.
Wôrt je wspòmniec – gôdô Kristina
Lewna, szkólnô lëzëńsczégò gimnazjum i kaszëbskô pisarka – że gimnazjalnô młodzëzna òdwożno pisze na
cãżczé tematë, jaczima są miłosné pierszé
rozczarowania czë nié wiedno szczeré
drëszstwò. Ale ceszi mie, że z rokù na rok
przëbiwô młodëch piszącëch pò kaszëbskù.
Swiôdczi to ò tim, że mòwa starków, ta
pierszô niczim nieskażonô, jesz wcyg je
żëwô i co je wôżné: stôwô sã prioritetowô
w wëznawanim wiele wseczëców.
Z dôwnégò bùdinkù gimnazjum
ùczãs­tnicë wanodżi przeszlë do pa­ra­
fial­négò kòscoła pòd wezwanim Swiãti
Trójcë, gdze ks. Léón Heyka béł wikarim
przed I swiatową wòjną. „Z Kòscérznë
– napisôł pò pòlskù we wspòmnieniach
Heyka – jô òbjachôł przed eùropejską
wòjną swòjim aùtã kaszëbską òbéńdã,
a jô zwiedzôł wszëtczé czekawszé historiczné môle i zabëtczi, zbiérôł môlowé
bôjczi i òpòwiednie, rozmôwiôł tamò
z lëdzama na témã sprôw kaszëbskò-pòlsczich, òpòwiôdôł tam sam wëjimczi
z regionalnëch dzejów pòmòrsczich. Jô
tej béł w nôwikszim rozpãdze, ale wòjna
przerwała planë i rézë”.
Przed plebanią, gdze stoji pòmnik
Léóna Heyczi (w miesce je téż ùlëca
i spòdlecznô szkòła miona pòétë),
gòsce z Lëzëna wësłëchalë rozgôdczi
ks. prałata Mariana Szczepińsczégò ò
historii parafii i kùlce kòscersczi Matczi Bòsczi Królowi Rodzëznów.
Pòtemù direktor Mùzeùm Kòs­cer­
sczi Zemi Krësztof Jażdżewsczi zaprowadzył młodzëznã do sedzbë mùzeùm
(na kòscersczim rënkù), abë mògła
pòdzëwiac ekspòzycjã nôwôżniészich
przibiórów zrzeszonëch z tą kaszëbską
zemią, a téż òbezdrzec wëstawã
wdôrziwającą ksãdza Heykã.
Òddzãkòwanié rézowników òd­bëło
sã na kòscersczim rënkù, gdze je piãknô
fòntanna i pòmnik Remùsa. Tamò
i rëchli przëgriwało kaszëbsczé karno
mùzyczné Levino z Lãbòrka. Przë pôłnim ò ksãdzu Heyce rozpòwiôdôł prof.
Tadéùsz Linkner, mieszkańc Kòscérznë
i prôcownik Katédrë Historii Lëteraturë
na Gduńsczim Uniwersytece.
Rézownikóm nie sygło czasu, żebë
òdwiedzëc môl ùrodzeniô Heyczi,
Cérzniô kòl Bieszkòwic, ale jak zagwësniwô direktor Kazmiérz Bistroń,
na to jesz przińdze cząd w żëcym
szkòłë.
Numeratór
Numeratór, jak sama pòzwa nama ò tim gôdô, béł ùżiwóny do nabijaniô pasownëch numrów na rozmajitëch cedlach. Prawie nen pòchôdający z lat 30. XX stalata
brëkòwóny béł w pòdjimiznie Drukarnia Przemysłowa w Wejrowie. W latach 1931–
–1939 miéwcama ti drëkarnie bëlë bracynowie Aùgùst i Józef Czerwioncë.
W sétmëdzesątëch latach Józef sprzedôł numeratór wejrowsczémù mùzeùm. Chòc
mô òn wicy jak òsmëdzesąt lat, wcyg mòże jegò ùżëwac – kò przódë robioné bëłë
mocniészé zachë jak dzysô.
rd
POMERANIA SÉWNIK 2015
51
Lecëdła mëslów
Jaromira Labùdda jakno pòetka nie
spieszi sã z przedstôwianim swòjich
nowëch pòeticczich dokazów. Czej sã
pòznało ji rëchlészé wiérztë ze zbiérków Kôrba cëchòtë z 1986 rokù i Słowa
òbséwają zemiã z 1995 rokù, mógłbë
sã spòdzewac dokazów swiéżëch,
napisónëch przez pòetkã barżi dozdrzelałą, pòtrafiącą zajimająco wëpòwiedzec
egzystencjalną mëslã, a przë tim nie
wëzerac za zawòłónoscą sukcesu. Dejade to nastawienié leno w dzélu òstało
zjisconé. Nowëch fòrmów, chtërne bë
miałë wprowadzëc jakąs czësto nową
dlô Aùtórczi tematikã czë pòetikã
wëpòwiedzë, za wiele ni ma. Temù
przińdze pòprzestac na przëbôczenim
so wiérztów sprzed prawie trzëdzescë
abò dwadzesce lat i zdrëszëc sã z nowima ùmëslënkama, chtërne szlachùją za
dôwni napisónyma.
Hewò mómë wëdóny w 2014 rokù
zbiérk 100 wiérztów Jaromirë La­bù­
ddë, skłôdający sã ze sztërzech kóm­
pòzycyjnëch dzélëków: Na zberkù wiecznoscë, Kôrba cëchòtë, Słowa òbséwają
zemiã, Gladë i sztormë. Kòżden z nich mô
jistno taczé samò zestawienié tekstów.
Nôprzód je przedstawionô pòlskòjãzëcznô
wersjô w prozaiczny fòrmie, a pòtemù
kaszëbskòjãzëczny wiérztowóny zôpis
wëpòwiescë. Takô grafiô zdôwô sã
wskazëwac, że pò pòlskù òstała zapisónô przédnô deja dokazu, a dopiérkù
dali w jãzëkù kaszëbsczim Aùtórka
wëpòwiôdô swòjã artisticzną ùdbã.
W przedesłowiu do zbiérkù Labùdda
wëznôwô, że dwùjãzëcznosc wëdôwkù
mô pòmòc w jegò òdbiérze czëtińcowi, „chtëren nie znaje naszi mòwë”, nie
dopòwiôdô równak, czemù w pòlsczi
wersji òbniecha fòrmã wiérztowóną,
a leno akapitama òddzelëła to, co w domôcy lirice zawiarła w òsóbny sztrofie.
52
Ju leno òglowé przezdrzenié
kaszëbskòjãzëcznëch dokazów dozwôlô
scwierdzëc, że Pòetka zadba, żebë chòc
w pôrã placach zachòwac rimùjącé sã
akcentowé zestroje, a w pòstãpnëch
mòmentach mia starã, żebë w wersach ùtrzëmac równą lëczbã sylabów.
Prawie tã wersyfikacyjną òrganizacjã
pòmijô w wariantach pòlskòjãzëcznëch,
do czegò zresztą, jakno Aùtórka, mô
prawò, chòc mdącë zaprawioną lëteratką, mògła jinaczi wëzwëskac swòje
doswiôdczenié. Do te taczi ùkłôd zestawionëch ze sobą pò sąsedzkù pòlsczich
i kaszëbsczich tekstów ju pôrã razy
w kaszëbsczich wëdôwiznach béł zastosowóny, temù trzeba rzec procëm
przeswiôdczeniémù Aùtórczi, że Zwadë
dëszë mòji nie są pierszim zbiérkã pòezji
tegò ôrtu. Sygnie nadmienic chòcbë ò
lëteracczich bédënkach Jana Walkùsza
Jantarowi pôcerz / Jantarowy pacierz, Janusza Mamelsczégò Bursztynowy skarb
/ Jantarowi skôrb, Henrika Jerzégò Mùsë
Mój kaszubski świat / Mój kaszëbsczi
swiat, Gracjanë Pòtrëkùs Zderzenia albo
Mateùsza Mejera Zamkłô w słowach.
Pierszi dzélëk nônowszégò pòetic­
czégò ùmëslënkù Labùddë rozpòczinô
sã sztërzema wiérztama sparłãczonyma
aùtotematizmã. Tworzenie / Twòrzenié,
Dzieło / Dokôz, Niepisane / Niepisóné
oraz Pisz / Piszë to pòeticczé rozwôżania òdnôszającé sã do bënowëch
mòżnotów tacącëch sã w ùtwórcë
i do znaczeniô zamkłégò w słowie. To
wiérztë ò spòsobnoscë, jakô mòże sã
òbjawic w stolemny erupcji, leno że
czasã mòże blós łisknąc w maniącym
zasklenim i przëniesc ze sobą ledwò
òdczëcé prôwdë. Labùdda wësok sobie
wôżi òdpòwiedzalnotã pòetë-medium,
bez chtërnégò wëpòwiescë mògą przemawiac tak dobro i ùbëtnô snôżota, ale
zarô téż òmóna i krzëwô szpacëzna.
Pò taczi introdukcji Pòetka do lekturë
jesz rôz zamiescywô całi swój pierszi zbiérk wiérztów. Żebë w tim môlu zôs nie
pòwtarzac nëch òbsądów, jaczé ju bëłë
wërzekłé w latach òsmëdzesątëch, czedë
zbiérk béł wëdóny, wôrt je zgòdzëc sã
z dbą, że ta intelektualnô lirika w cekawi
i zajimający spòsób diagnozëje jeleżnosc
òpisywaniô niejawernotë swiata. Realnota z pierszégò zbiérkù Labùddë leno
tej-sej zdôwô sã miec wërazné òbrëmié,
a dosc czãsto ji grańce midzë nocą a dniã,
dobrim a lëchim, redotą i kòmùdą są rozmazóné. Wnenczas wôrtnotama, do jaczich Pòetka sã òdwòłiwô, są Matka, Òjc,
rodnô Mòwa, wzglãdã chtërnëch przejôwiô miłotã i wdzãcznotã, ale téż tczã
i cążący òbrzészk. Wiérztë zebróné w całosc pòzwóną paradoksã (Kôrba cëchòtë)
wcyg mają swòjã mòc, nick nie zestarzałë
sã w swòjim niedopòwiedzenim
i skrodzënie.
Jistno je téż z zawiartoscą drëdżégò
zbiérkù Labùddë. Słowa òbséwają zemiã
to fòrmë, jaczé w swòji ambicji przedstawieniô bòkadniészégò òbrazu swiata
wcyg mògą zajëmac i inspirowac. Pòezje
pòzebróné w tim dzélëkù są wiãcy retoriczné jak emòcjonalné, wiãcy miticzné
jak przedstôwnotowé. Piszącë je, Pòetka
pòstawiła przed sobą drãdżé zadanié.
Dô sã òdczëc chãc nalézeniô włôsnégò
apartnégò jãzëka dlô nazwaniô pòjãców
abò òglowégò pòchwatu. Zwãczi téż
kąsk bezzasadnô tendencjô do pisaniô/
kôrbieniô w fòrmie liricznégò „më”, leno
że nie je to òsoblëwie nôskwarnô technika. Nôbarżi przëcygającé (tak w czasach,
czedë bëłë wëdóné, jak we wiôldżim
dzélu téż i dzysô) są wiérztë bùdëjącé
cos na sztôłt miticznégò czasu, òsoblëwé
zdroje szëkù, bezpiekù i snôżotë. Taczé
dokazë, jak: Mamie / Mëmie, Dom / Chëcz,
Za oknem / Za òknem, Trwanie w chwili /
Chwilowanié, Wejrzenie czasu / Wezdrzenié czasu, Może wrócić / Mòże warcëc czy
Ziemia / Zemia są ôrtama wezdrzeniô
w głãbszé znaczenié bëcô, òdczuwanié
w òkamërgnienim wëższégò pòrządkù,
leno bënômni nié wszëtkò tak prosto i jawerno sã òbjôwiô. W latach
dzewiãcdzesątëch, czej në wiérztë bëłë
pùblikòwóné, mògłë òne rozskacac mitizacyjnym òbrëmiã i ùmiejãtno wplôtónym ònirizmã. Terô ti mòcë ju w nich
ni ma, równak dali są jasnym przikładã
lirików, dodôwającëch lecëdłów mëslóm,
ale nié w stateczny diskùrs klasycyzmù,
ani nié przez szôlałi òpisënk wëzbëti
rozëmòwaniô òmónë, leno barżi w swójny, elegancczi, specjalno nie­do­òkreslony
ôrt pòezjowaniô.
Dlô dzysdniowégò czëtińcë nôwôżniészi je part Gladë i sztormë, jaczi jak
jô ju napòmknął, môlama szlachùje za
wëjimkama znónyma ju z pierszich zbiérków. Mómë tej w krótczich fòrmach
zarzekłosc bëcym i zjawiszczama swiata, jak chòcbë w wiérztach Testament
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
LEKTURY
lata / Testameńt lata czë Nasza wyspa /
Naj’ òstrów. Dô sã téż natrafic na archetipiczné dzélëczi, przëbôcziwającé jakąs
na pół zabëtą brawãdã, wezmë na to
dokazë Wyścigi / Miónczi czë Inaczej / Jinaczi. Pòetka dzeli sã téż barżi òsobistima
wiérztama, jak Niepewność / Niegwësnota,
Nadziejo moja / Nôwiaro mòja czë Do jutra
/ Do witra…, w jaczich decydëje sã pisac
dosc szczero. Szkòda le, że Labùdda nie
òdwôżëła sã na wëzwëskanié taczich
fòrmów we wiãkszim dzélu, bò prawie
to bë dozwòlëło przeòrganizowac dôwną pòeticką strategiã i sã mni tacëc za
kònstrukcją liricznégò „më”, a zdzyrżëc
sã na indiwidualną òpòwiésc.
Slédny kómpòzycyjny part pò­etic­
czégò zbiérkù zawiérô taczé òsoblëwò
cekawò òdznacziwającé sã wiérztë, jak
Stworzenie Kaszub / Stwòrzenié Kaszëb,
Wyścigi / Miónczi, Pory roku / Cządë rokù.
Ne dokazë wskôzëją na ùdałé narzeszenié do znónëch mòtiwów kaszëbsczi
lë­t era­t urë z òbrazama pòczątków
wszech­­swiata, przedwiecznégò pò­rzą­d­
kù i... nieszkòdlëwégò demóna Òmóńca.
Roznôszô sã nad nima egzysten­cjalné
cepło, emòcjonalny bezpiek, redota
i przeswiôdczenié prowadny mądroscë. Na òsë letkòscë i dowòlnotë mòże
zaznaczëc jiné wiérztë z negò partu
ksążeczczi Labùddë. Móm tu na mëslë
fòrmë: Krzyż / Krziż i Drzewo moje /
Drzewò mòje, òdnôszającé sà do przeżiwaniô krëjamnotów sacrum. Aùtórka
ùderziwô w pateticzné tonë parłãczącé
mòtiwë rodë z chrzescëjańską topiką,
POMERANIA SÉWNIK 2015
co razã wëtwôrzô òdczëcé zamëszleniô
i pòdniosłoscë.
Na samim kùńcu nônowszégò
zbiérkù Pòetka zamiescëła Drugie życie
/ Drëdżé żëcé. To gwësno nie je sprawa przëtrôfkù i swiôdczi ò dejowim
przesłanim ti liriczi. Wiérzta napisónô
je w dëchù ùtwórstwa Òjca Pòetczi:
òdwòłiwô sã w nim do plemienia Subisławów, do Germanów, Lachów,
strzédnëch wieków i… Lëdowi Pòlsczi.
Równak dzys nót bë bëło so rozwôżëc,
czë w zmitizowónym mëslenim ò
Kaszëbach wszëstkò mô wcyg ne same
òdniesenia. Dlôcze, jak pisze Aùtórka,
„Dzys żdô òdpòjãcô Sobiesławów
plemiã”? Czë wskôzëje, że më wcyg jesz
żëjemë pòd prusczim czë socjalisticzno-partijnym panownictwã i ni mòżemë
zamanifestowac swòji kaszëbsczi
pòdmiotowòscë? Abò jak rozmiec
scwierdzenié: „Dosc bëło mãczelstwa
Germanów i Lachów”? Czë jidze ò to, że
mãczelnikama bëlë i Niemcë, i Pòlôszë,
na co wskôzëje logika przedstawionégò
zdania, czë mòże ò to, że òba te nôrodë
doprowadzëłë do mãczelstwa Kaszëbów? A kùreszce dôwającé do mëszleniô
pòeticczé zestawienié „Jak òd Wieków
Strzédnëch, tak w Pòlsce Lëdowi / Seroctwem strzód lëdów bëło naji bëcé”.
Czejbë jic turã logiczi ti wiérztë, doszłobë
sã do swiądë, że tësąc lat historii Kaszëb
i Kaszëbów to jeden cyg ùcemiãdżi
i bólu. Lékã na ból kaszëbsczégò niezjisceniô mia bë bëc òdmieniwającô sã
„niesmiertelnô dësza swiata”, dzãka
jaczi Kaszëbi zaczną nowé żëcé. Ten
ôrt wëzwëskaniô prometejsczégò mitu
nie wëzwãczôł dowiérno, nie zgrała sã
retorika i przeswiôdczenié pòsłaniznë.
Slédnô wiérzta cekawégò zbiérkù Jaromirë Labùddë, zgódno z ji włôsnyma słowama, òkôza sã „mrzónką”, dejade mòże
w przińdnoce przëniese òna bòkadniészé
rozeznanié swiata. Równak biôtczi zarejestrowóné przez Aùtórkã, grãdzącé
ji pòeticką dëszã, niesą wcyg nôdzejã
przińdnotë i chòc w pôrã placach dozwôlają rozwinąc lecëdła mëslów.
Daniél Kalinowsczi, tłóm. Bòżena Ùgòwskô
Jaromira Labùdda, Zwadë dëszë mòji, „Biblioteczka Gminë Wejrowò”, Gmina Wejrowò
i Pùblicznô Biblioteka Gminë Wejrowò m.
Aleksandra Labùdë w Bólszewie, 2015.
DZIAŁO SIĘ
we wrześniu
• 3 IX 1985 – w Gdańsku zmarł Jerzy Dziewicki,
były redaktor naczelny „Dziennika Bałtyckiego”
i „Głosu Wybrzeża”. Bliski przyjaciel Lecha Bądkowskiego, Franciszka Fenikowskiego, Róży Ostrowskiej i Izabelli Trojanowskiej, którzy współpracowali dzięki niemu z „Głosem Wybrzeża”.
Urodził się 3 stycznia 1918 w Wilnie i pochowany został na Cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku.
• 7 IX 1905 – w Garczu urodziła się Marta Bystroń, sklepowa, hafciarka, choreograf, założycielka Zespołu Pieśni i Tańca„Kaszuby” w Kartuzach, laureatka Medalu Stolema (1971). Zmarła
11 lutego 1996 w Kartuzach i tam została pochowana na starym cmentarzu obok kolegiaty.
• 10 IX 1905 – w Zbychowie urodził się ks. Jan
Józef Stryczek, biblista, kapelan AK, prof. Seminarium Duchownego w Pelplinie, po II wojnie
światowej prześladowany przez UB. Zmarł
17 lutego 1976 w Gdyni, pochowany został na
cmentarzu parafialnym w Pelplinie.
• 11 IX 1955 – w Lasach Piaśnickich odsłonięto
Pomnik Ofiar Piaśnicy. W pierwszych miesiącach po wybuchu II wojny światowej Niemcy
rozstrzelali tam ok. 12 tys. osób.
• 14 IX 1995 – fara wejherowska otrzymała
tytuł Kolegiaty. Pierwszym prepozytem Kapituły Kolegiackiej został ks. prałat Bogusław
Żurawski.
• 18 IX 1935 – w Owczarkach k. Grudziądza
zmarł Wiktor Kulerski, dziennikarz i wydawca,
poseł do parlamentu Rzeszy, senator RP, działacz ruchu ludowego, twórca, redaktor naczelny
i właściciel „Gazety Grudziądzkiej”. Kulerski urodził się 20 marca 1865 w Grucie k. Grudziądza,
pochowany został na cmentarzu komunalnym
w Grudziądzu.
• 19 IX 1885 – w Chełmnie urodził się ks. Wacław Wojciechowski, działacz młodokaszubski,
sekretarz redakcji „Gryfa”. Zmarł 28 czerwca
1937 w Toruniu i tam został pochowany na
cmentarzu garnizonowym.
• 22 IX 1925 – we Wdzydzach Kiszewskich
zmarł Izydor Gulgowski, nauczyciel, pisarz,
etnograf, twórca Muzeum Kaszubskiego we
Wdzydzach, co dało początek utworzeniu na
ziemiach polskich pierwszego muzeum na wolnym powietrzu (drugiego w Europie). Urodził
się 4 kwietnia 1874 w Iwicznie k. Starogardu
Gdańskiego, a pochowany został na terenie
obecnego Muzeum – Kaszubskiego Parku Etnograficznego we Wdzydzach.
Źródło: Feliks Sikora,
Kalendarium kaszubsko-pomorskie
53
PÒTKANIA DLÔ PISZĄCËCH PÒ KASZËBSKÙ
Słonecznô òszalałosc
Czerwińc. Pòczątk lata. Słoneczny, cepłi dzéń. Lëdzy nie je za wiele. Na ùrzmie, pò lewi
starnie, robi cãżczi sprzãt. Kòszałkòwò rëchtuje sã, żebë przëjimnąc nowëch gòscy.
Czëc leno las, maszinë i kôrbiónkã. Robimë zmianë na górce, na chtërny ùczą sã pùrgac
môłé dzecë. Chùdzy bëła kąsk za przidkô – dolmaczi nama miéwca spòrtowégò centrum
Ireneùsz Kòszałka. Je widzec, że jegò Kòszałkòwò òb lato nie spi.
E D I TA JA N KÒ W S KÔ -GIERMEK,
M A RTA M I S ZC Z A K
Kòszałkòwò – nôwikszi na Pòmòrzim
stok dlô pùrgôczów – òstrzódk
ùmôlowóny pòd ùrzmama górë Wieżëcë, nôwëższi na Kaszëbach i téż
w całi Strzódkòwòeùropejsczi Niżawie.
Historiô centrum Kòszałkòwò sygô
rokù 1970, czej òjc Ireneùsza – Józwa
Kòszałka – wënajął pierszą jizbã dlô
gòscy, chtërny chcelë òbôczëc snôżotã
môla. Pózni zrëchtowelë pierszą górkã
do pùrganiô i tak lëdze mòglë pòznac
òkòlé òb zëmã. Ùrmë lëdzy bëłë corôz
wikszé, a domôcy dëch Kaszëb rozcygôł sã nad môlã dzãka jegò miéwcóm
Kòszałkóm, dlôte mùszelë òni szëkòwac
nowé atrakcje – pòstãpné rzmë do
pùrganiô, kùlidżi a jestkù. Kaszëbi
i turiscë, chtërny terô nalézą sã tuwò
òb zëmã, znają ten môl baro dobrze.
Górczi zrëchtowóné dlô pùrgôczów
zachãcëwają do spãdzëwaniô czasu aktiwno. To môl nié blós dlô starszich, le téż dlô dzecy. Môłi pùrgôcze
mògą ùczëc sã w zëmòwëch szkółkach
a czëc sã bezpieczno kòl instruktorów
pùrganiô czë snowboardu. A co dali,
czej kùńczi sã zëmòwi czas?
Trikòłówce, zorbing a błãdzëszcza
Ju òd zymkù Kòszałkòwò przëgòtiwô
sã do pòstãpnégò zëmòwégò cządu,
ale téż òb lato na gòscy żdają wcyg
nowé atrakcje. Jak rzecze nama wasta
Kòszałka, centrum w Wieżëcë to dobri
môl na całi rok, nawetka jeżlë je lëché
wiodro, bò na niewiodro to nôlepszi je
54
ùsmiéch, a to dëcht spòrt dôwô nama
wiesołosc. W Wieżëcë aktiwno je przez
całi rok i to na wszelejaczi ôrt. Pòjôwiô
sã wiele nowëch ùdbów, apartno na
spòdlim górsczich spòrtów, bò jim wicy
môłëch a prostëch atrakcjów, tim wicy
bãdze mòżlëwòtë dlô starszich i młodszich,
cobë aktiwno spãdzëc czas i cobë nie bëło
jimrotë – dodôwô miéwca Kòszałkòwa.
Zôbawë na rzmach mòże zacząc, sedzącë na przëmiôr na trzëkòłówcach
– maszinach z Czech. Kòszałkòwò to jedurny môl w Pòlsce, dze mòżna na nich
zjachac z górczi. Gwësno cos, co mô trzë
kòła, je bezpieczniészé niżlebë miało
dwa – wëstrzódk cãżënë trzëkòłówców
je niżi, a slédny part maszinë mô òsóbné
scyganié. Co wicy, z górczi jedzemë
dzãka grawitacje, bez trzôskù mòtóra.
Mòżna czëc wiater we włosach i to
nié letczi, bò òbczas jachaniô chùtkòsc
sygô nawetka 60 km/h. Jiny bédënk
dlô chùtkòwcë to mountainboard – dél
z kòłama. Ten spòrt je dobri nawetka
dlô tëch, chtërny nigdë ni mielë òrãdzë
jezdzëc na délorolce (délokùlôkù) czë na
snowboardze. Naprôwdã ekstremalny je zorbing – stolëmnô kùgla. Mùszi
wlezc do ni bënë i sturlac sã z górczi.
Adrenalina rosce. Równak w taczim
tempie nié kòżden chce òdpòcziwac,
dlôte dlô zmarachòwónëch, chtërny
chcą naladowac akùmùlatorë, téż cos sã
naléze, na przëmiôr kònie. Ni mô Kaszëb
bez kòniów, wòzów czë briczków, a wkół
Kòszałkòwa je tegò wiele – pòdpòwiôdô
miéwca òstrzódka. Jeżlë kòmùs jimrotno na wòzu, tej mòże spróbòwac
jinëch atrakcjów i nie chòdzy tuwò ò
jazdã pòd wòzã. Nôlepszi na rozrëszanié dżiblënów zastałëch za biórowim
délã je nordic walking. Dlô chãtnëch są
tuwò szlachë nordic walking, trenérowie
na môlu, w òstrzódkù, czë bùten. Kòmù
lepi na dwùch kòłach (tj. na kòle) – naléze tuwò i sprzãt, i trasë, a jeżlë përznã
mù sã pòszczãscy, téż kamratów.
Amatoróm wòdnëch spòrtów atrakcje
zagwësni przëstań nad Òstrzëcczim
Jezorã, jakô je dosc krótkò òstrzódka.
Tuwò mòżna rëbaczëc a płëwac. A kòmù
mdze i tak za dalek, blëżi naléze môłi
stôw. Jeżlë wieczerzi jesz ni ma widzec,
a dzecë rozpichô energiô, tej żdają na
nie dmùchańce, skôcónczi, pajczënë,
błãdzëwiszcza. Starszim òstôwô tedë
ùbëtnô noc w jedny z noclegòwëch
jizbów. Kòszałkòwò to dobri môl
dlô głodnëch aktiwnotë a ùbëtkù.
Dlô kòżdégò je wiele słuńca, wiatru,
swiéżégò lëftu tak òb zëmã, jak i òb lato.
Kąsk pò kaszëbskù
Kòżdi, chto òkróm strawë dlô cała, jaką
naléze np. w karczmie Biôłi Misz abò
w Gawrze, chcôłbë téż nico dlô dëcha,
mdze rôd, bò je tuwò na co zdrzec – czej
pùdze na górkã spôlëc naddatk kaloriów,
gwësno zawiesy òkò na wëstawie malënków kartësczi artistczi Stenie Neubauer.
Nowòczasny kaszëbsczi design, cekawé
malowidła, metalplastika – to wôrt je
òbôczëc. Kòżden, chto naléze sã bënë, wòłô
„Jak ùdało sã wama zrobic taczé apartné
wëstrojenié jizbów?!” Kaszëbskô téma,
równak na jiny ôrt, jedurnô takô w Pòlsce –
dolmaczi wasta Ireneùsz. Òkróm wëstrojeniô mòżna tuwò nalezc téż jinszé regionalné detale. Kaszëbsczé elementë
są na przëmiôr jakno bédënk w menu
Biôłégò Misza, përznã kaszëbsczégò klimatu mòżna czëc, szmakùjącë klósków
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
PÒTKANIA DLÔ PISZĄCËCH PÒ KASZËBSKÙ
natkónëch krëpnicą, wpisónëch na lëstã
zwëkòwëch (pòl. tradycyjnych) produktów pòmòrsczégò wòjewództwa. Pò
prôwdze nôbarżi kaszëbsczi je sóm môl,
co pòdsztrëchiwô granié „pò kaszëbskù”
przez mùzyczné karno. Kaszëbską
mùzykã czëc je tuwò na prosbã gòscy,
bò nié kòżdi lëdô fòlklór. Centrum
Aktiwnégò Wëpòcziwaniô Kòszałkòwò
mòże bëc widzóné jakno wôżné dlô
Kaszëb przez sąsedztwò kaszëbsczich lasów czë jezorów, a téż krótkòsc znónégò
Centrum Edukacje i Promòcje Regionu
w Szimbarkù. Co je wôrt pòdsztrëchniãcô,
je to môl, w chtërnym czas spãdzëwają
i Kaszëbi, i lëdze z bùtna. A czej turistóm
sã tuwò ùwidzy, tej chãtno mdą wracac
na Kaszëbë. Niejedny mògą rzec, że w samim westrzódkù Kaszëb takô promòcjô
regionu to wcyg za mało, le Ireneùsz
Kòszałka barni sã tak: ni mòżemë bëc za
baro kaszëbsczi, bò dlô najich gòscy, chtërny
pòtikają sã z tim na co dzéń, to bëłobë jimrotné. Nawetka dlô taczégò, co je z Kartuz,
to ju nie je czekawé. Czej zaczãło grac ù naju
Radio Kaszëbë, lëdze pò dwùch gòdzënach
miele dosc. Jô sã jich pitôł: „wa, Kaszëbi, môta
tegò dosc?” I czuł jem „jo”. I jak to wëjasnic?
I widzã to tak, że môl zrobiony całi „pò
kaszëbskù” to za wiele.
Wszëtcë razã
Kòl Wieżëcë je rozmajitosc jak w stôri
kaszëbsczi brawãdze – jezora, górë,
wòdë, lasë, czile wiôldżich miast
i përznã bòrów – ò bôjce dosc gadac…
Takô pòstac Kaszëb je pò prôwdze
snôżô, le przë tim nié mni wëmôgającô.
To nie je taczi letczi sztëczk chleba! – gôdô
miéwca Kòszałkòwa. Chtos gôdô: kùpiã
piãc kòniów, dwa wòzë, bãdą atrakcje
i zarobiã. A jô mù òdpòwiôdóm: niech
rzekną ti, co mają. Pò prôwdze wëzdrzi to
dëcht jinaczi – dolmaczi wasta Kòszałka.
Lëdze przëjéżdżają z mëslą „pòjmë tuwò,
do Wieżëcë, bò je jezoro, mòże zjachac na
trzëkòłówcach abò pòjezdzëc na kòniu.
Ùwôżóm, że kòżdi, chtëren dzejô w turistnym warkù, mùszi scygac lëdzy jak nôbarżi do se, le téż do òkòlégò. Nicht z bùtna
nie mësli, czë mdze spôł ù Nowaka czë ù
Kòwalsczégò. Tuwò jedna atrakcjô rôczi na
drëgą, wszëtkò je zrzeszoné i ni mòże jiscëc
sã, że ù sąsôda je całi aùtokar gòscy. Jô sã
mùszã ceszëc, że òn jich tuwò scygnął, bò
òd niegò do mie je blós 100 métrów. Sygnie
leno miec starã, żebë turista chcôł zazdrzec
POMERANIA SÉWNIK 2015
Òdj. E. Jankòwskô-Giermek
i do mie. Wszëtcë w ti branżë zwëskają,
jeżlë zrëchtëjemë wielenã atrakcjów dlô
turistów. Ti, co tuwò przëjéżdżiwają, ju
terô wiedzą, że Kòszałkòwò to nié blós
zëma i że wiele dzeje sã téż òb lato – gôdô
z ùsmiéwkã wasta Ireneùsz. W jednoce
sëła. Nawetka nimò procëmnotów. Wespółdzejanié sprôwiô, że òkòlé je corôz
czekawszé, a to zwiksziwô wielenã turistów na Kaszëbach, a wicy turistów to
wikszé zwësczi dlô całégò regionu.
Przińdnota
W Kòszałkòwie môlu je fùl: je plac na
spòrtë i na szpòrtë, je zôbawòwi plachc,
a téż môl na nowé atrakcje, dlôte mòżna
planowac na przińdnotã. W pierszi rédze
jidze ò zlepszenié noclegów – dolmaczi
Kòszałka. Chcã zrobic téż taczé môłé
spa na ôrt rehabilitacje – to je masaże,
cwiczënczi, òglowò cos dlô cała i pòprawë
sprawnotë. W planach Kòszałkòwa je téż
basen dlô dzecy. Jim wicy atrakcjów,
tim lepi, bò dze pòjadą starszi z dzecama – tam, dze je zajimniãcé, nawetka
czej je niewiodro, a taczim czekawim
môlã mòże bëc basen – dodôwô. Równak
kòżdô inwesticjô, òkróm dobri ùdbë,
wëmôgô téż dëtków i robòtë. Dlôte baro
pòmòcné mògą bëc ùnijné dopłatë.
W planach miéwcë je téż kaszëbsczi
nórcëk – môl z kaszëbsczima nótama,
tobaką – tak, żebë pòkazac tuwòtészé
zwëczi. Felô blós dobrégò môla a ùdbë,
jak pòkazac rozmajitosc Kaszëb na czekawi ôrt. Jak pòdsztrëchiwô Kòszałka,
mùsz je wiedzec, co sã mô, rozmiec to
òdkrëc i bùsznic sã tim; jak tak zrobisz, tej
bãdzesz mni sã jiscył i bãdze cë wiele lepi.
Pòtkanié dlô piszącëch pò kaszëbskù,
jaczégò brzadã je ten tekst, òdbëło sã
w Kòlanie i òstało ùdëtkòwioné przez
Minysterstwò Administracje i Cyfrizacje.
55
SPORT – PIŁKA NOŻNA
Niemiecka piłka
w stanie wskazującym?
Polska (41. w rankingach) wygrała 11 października 2014 r. z Niemcami (lider rankingów) 2:0. W opiniach o tym meczu piłki nożnej głównie zastanawiano się nad tym,
dlaczego wygraliśmy. A przecież ważne jest także równorzędne pytanie: Dlaczego
Niemcy przegrali?
JA N U S Z KO WA L S K I
W winnej strefie Europy (Półwysep
Iberyjski, Francja oraz francuskojęzyczne części Belgii i Szwajcarii, Włochy
i Grecja) świętuje się winobrania, ale
przedmiotem świąt są grona winorośli, a w mniejszym stopniu wyciskane
(mówiąc prymitywnie) z nich wino. Ponadto są to święta tylko regionalne, np.
w szwajcarskim kantonie Neuchâtel we
wrześniu.
Na wschód od Odry i Nysy z przedłużeniem do wschodnich Alp, a na północy aż po kraniec Norwegii rozciąga
się europejska strefa wódczana. W niej
pije się równo w piątek i w świątek,
więc nie ma specjalnych świąt okowity
czy np. wiśniówki.
Oś piwna Europy prowadzi od Alp
przez Austrię, Niemcy (spożycie roczne
piwa na 1 mieszkańca ok. 148 litrów,
w tym w Bawarii ok. 240 litrów), a dalej przez Skandynawię aż po norweski
Svalbard. Czym dalej od tej osi, tym
spożywanie piwa jest mniejsze.
Alkohol osłabia kondycję fizyczną
i psychiczną go pijącego, co objawia się
także po dłuższym czasie od ostatniego
drinka czy kufla, tj. także gdy alkoholomierz wykazuje zero alkoholu w wydychanym powietrzu.
Głównymi surowcami, z których
wytwarza się piwo (pomijam szczegóły produkcji), są jęczmień i chmiel.
Różne odmiany chmielu uprawianego na obszarach o różnych klimatach
(zmieniających się z roku na rok) nadają co roku inny smak produkowanemu
piwu. Piwosze wyczuwają te różnice.
Wielu z nich co roku zmienia gatunek
piwa. Przełom września i października jest okresem degustacji różnych
piw. Wtedy w Niemczech (z centrum
w Monachium) urządza się od ponad
półtora wieku 16-dniowe szaleństwa
piwne kończące się w pierwszą niedzielę października, a nazwane Oktoberfest. Wówczas całe Niemcy, z wyjątkiem abstynenckich dziwaków, chodzą
chwiejnym krokiem.
Obserwatorzy meczu 11 X 2014 r.
widzieli, że niemieccy piłkarze biegali
wolniej niż zwykle, niecelnie podawali
piłkę, słabo strzelali, słowem zachowywali się jak muchy w smole. Nie dziw, że
z drużyną o takiej (chyba tylko chwilowej) kondycji nasi kopacze wygrali.
* * *
W czasach mojego dzieciństwa
nauczyciele byli kształceni do 1932 r.
w seminariach nauczycielskich, a później w 3-letnich liceach pedagogicznych. Pominę przemiany struktur
i nazw szkół/uczelni kształcących nauczycieli w PRL. Obecnie absolwenci
Akademii Wychowania Fizycznego
i Sportu otrzymują tytuły magistrów
wychowania fizycznego oraz turystyki. Asystenci AWFiS, żeby móc awansować, muszą obronić pracę doktorską,
a później uzyskać stopień doktora habilitowanego kultury fizycznej. Nie jest
łatwo sprecyzować tematy, których
opracowanie by kwalifikowało na kolejne stopnie naukowe.
To, co napisałem przed gwiazdkami,
jest hipotezą przyczyny przegranej niemieckich piłkarzy w meczu z polskimi.
Przejście od hipotezy do stwierdzenia
wymagałoby szerszego, niż można to
uczynić w krótkim artykule, prześledzenia wyników meczów piłkarskiej
reprezentacji Niemiec z reprezentacjami innych państw z podziałem na
mecze rozgrywane w różnych latach:
a) w okresie Oktoberfestu i tuż po nim
i b) w innych terminach.
Kto zrobi analogiczne zestawienia
wyników meczów drużyn niemieckich
klubów z drużynami zagranicznymi
i na podstawie tych zestawień potwierdzi lub obali moją hipotezę o wpływie
alkoholu na te wyniki, temu bez wątpienia należy się doktorat, nawet habilitowany, a jeżeli zrobi to dowcipnie, to
nawet tytuł doktora humoris causa.
Cëdowny skansen
Warô piątô edicjô kònkùrsu „7 nowëch cudów Pòlsczi”, jaczi òdbiwô
sã na stronach miesãcznika „National Geographic Traveler”. Latos
redakcjô nominowała téż Mùzeùm – Kaszëbsczi Etnograficzny
Park we Wdzydzach. Je to jedurny przedstôwca pòmòrsczégò
wòjewództwa w tim kònkùrsu. Rôczimë do welowaniô na naj snôżi
skansen – pierszé w Pòlsce mùzeùm na wòlnym lëfce.
56
Żebë to zrobic, mùsz je weńc na starnã www.7cudow.national-geographic.pl/nominacje i òddac swój głos do 22.09.2015.
Jeżlë dodómë do te czile zdaniów, w jaczich napiszemë, dlôcze
widzy sã nama wdzydzczé mùzeùm, wezniemë ùdzél w kònkùrsu
z nôdgrodama. Drobnotë nalézeta na pòdóny wëżi stronie.
Rôczimë do welowaniô!
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
Fot. A. M.
MUZYKA
Dom w kaszubskiej pieśni
Kaszuby w pieśni artystycznej / Kaszëbë w artisticzny piesnie / Kashubia in Art Song, wykonawcy:
Aleksandra Kucharska-Szefler (sopran), Witosława Frankowska (fortepian), Wojciech Winnicki
(tenor), Szymon Morus (skrzypce), realizacja, cyfrowa edycja i mastering nagrań: Studio MTS
Mariusz Zaczkowski, koncepcja albumu i wstęp: Witosława Frankowska, konsultacja językowa: prof. Jerzy Treder, przekłady: W. Frankowska, Edmund Kamiński, Jean Ward, projekt
graficzny albumu: Joanna Bogusz, zdjęcia: Bartosz Sójka. Nagrania zrealizowano w Studio S4,
Radio Gdańsk.
Pomerania: Niedawno ukazał się dwupłytowy album Kaszuby w pieśni artystycznej. Jak to się stało, że stworzyłyście – bo jak rozumiem, jest to wasze
wspólne przedsięwzięcie – ten album?
Aleksandra Kucharska-Szefler: W życie
wykładowców akademickich wpisany
POMERANIA SÉWNIK 2015
jest nieustający rozwój zawodowy, a co
za tym idzie, praca nad tworzeniem
dzieła artystycznego…
Witosława Frankowska: Nie umniejszając kwestii, że z wiekiem rodzi się
w nas potrzeba pewnych podsumowań…
AKS: Koncepcja albumu jest dziełem
Witki, ja wyraziłam tylko kilka życzeń
co do utworów, na których prezentacji
szczególnie mi zależało, m.in. Psalmu
128 w tłumaczeniu Szymona Krofeya,
do którego Witka skomponowała poruszającą muzykę. Praca nad płytą,
57
MUZYKA
choć czasochłonna, przysporzyła nam
wszystkim (w nagraniu uczestniczył
również tenor Wojciech Winnicki
i skrzypek Szymon Morus) wiele radości, w obliczu której sprawa przyszłej
habilitacji zeszła na dalszy plan. Znacznie ważniejsze stało się w miarę pełne
przedstawienie tytułowego zagadnienia. Doszło do tego, że wobec konieczności dokonania wyboru (jedna płyta
nie udźwignie 100 minut muzyki) nie
potrafiłyśmy zrezygnować z żadnej
pieśni, i zdecydowałyśmy się dograć
jeszcze część materiału na drugą płytę. Dzięki temu na pierwszej można
prześledzić ślady inspiracji kaszubską
pieśnią ludową, na drugiej zaś wsłuchać się w kwintesencję kaszubskości, czyli muzykę Jana Trepczyka, bez
której obraz pieśni artystycznej byłby
zdecydowanie niepełny.
Pomerania: Album, o którym mówimy,
znakomicie dopełnia Muzykę Kaszub.
Materiały encyklopedyczne (Gdańsk
2005) o materiał ilustracyjny, dźwiękowy. Miałaś zatem, Witko, jako redaktor, też swój interes w publikacji tego
dzieła...
WF: Naturalnie, i bynajmniej się tego
nie wypieram. Myślę, że udało się nam
całkiem zgrabnie zilustrować hasło:
„muzyka inspirowana folklorem kaszubskim” w odniesieniu do pieśni
solowej.
Pomerania: A jak przebiegała sama
praca nad płytą?
WF: Miałyśmy wiele szczęścia, współpracując ze znakomitym reżyserem
dźwięku, Mariuszem Zaczkowskim ze
Studia MTS, który dołożył wszelkich
starań, by należycie wybrzmiała każda
nuta, każda spółgłoska, by wszystkie
proporcje między głosem a instrumentem zostały zachowane. Nie kto inny,
tylko on podczas żmudnych godzin
w studiu umiał nas rozchmurzyć, rozbawić, ale i należycie zmotywować.
Ostateczny kształt płyty to w dużej
mierze jego zasługa.
Pomerania: Słyszałam, że płyta ma
swego mecenasa.
WF: Sponsorem strategicznym wydania albumu (uczelniane środki na habilitację mogły pokryć zaledwie skromną
58
część kosztów) został mąż Oli, Tadeusz
Szefler, który uznał, że i repertuar, i cały
nasz projekt jest tego wart. Zapamiętałam jego słowa, iż jedni budują domy,
inni udają się w podróż dokoła świata,
a domem Oli była zawsze muzyka i on
chciałby taki dom wraz z nią postawić.
Pomerania: Piękny przykład mecenatu, który nie tylko ukazuje wspaniałe
umiejętności Oli i waszą wspólną, prawie 25-letnią współpracę, ale przede
wszystkim wzbogaca kaszubską kulturę.
AKS: Tadeusz zawsze mówi, że jeśli
coś robić, to najlepiej jak się da. Miał
na myśli też stronę graficzną. Bardzo
długo nad nią myślałyśmy.
WF: Zważywszy na blisko stuletnią
rozpiętość materiału muzycznego,
szukałyśmy czegoś w rodzaju motywu
przewodniego łączącego świat, który
bezpowrotnie odszedł, z naszą XXI-wieczną rzeczywistością. Nie było łatwo. Osobą opatrznościową okazała się
młoda pianistka i graficzka w jednej
osobie, Joanna Bogusz. Po wysłuchaniu nagrań orzekła: „Płytę widzę jasno,
tak jak jasny jest sopran solistki”. Było
to dla mnie spore zaskoczenie, ponieważ jako jedną z najbardziej typowych
cech muzyki Kaszub postrzegałam zawsze lekką nutę melancholii (obecną
zwłaszcza w muzyce regionalnej). Miło
się czasem pomylić.
Pomerania: Jedną z wielu mocnych
stron tego albumu jest doskonała dykcja
śpiewaczki; przyznam się, że w przypadku muzyki poważnej rzadko zdarza
mi się rozumieć każde słowo. Początkowo zaskoczyło mnie, a potem zachwyciło zróżnicowane brzmienie kaszubszczyzny w poszczególnych utworach.
WF: Pamiętasz pieśń „Nie spiéwôj pùsti
nocë” do pięknych słów Alojzego Nagla?
Pojawia się w niej przesłanie „i barniã
wiôldżé karna słowiańsczich stôrëch
słów”. Nam też na tym zależało, by ocalić brzmienie kaszubskich słów w różnych dialektach. Oczywiście, nic by
z tego nie wyszło, gdyby nie ogromna,
wspaniała praca prof. Jerzego Tredera,
który do końca czuwał nad czystością
kaszubszczyzny historycznej (Psalm
128 do słów Krofeya), południowej
i literackiej. Wszystkie nagrania były
z Profesorem konsultowane, zdarzało
się, że znajdował jeszcze jakieś usterki,
które później przyszło nam w studiu
czyścić... To było prawdziwe cyzelatorstwo, ale ogromnie zależało nam na
oddaniu tych wszystkich niuansów
językowych, o które Profesor całe życie zabiegał. Chcieliśmy, by był z naszej
płyty, i przy okazji z nas także, zadowolony.
Pomerania: Dzięki temu, że zdecydowałaś się, Olu, na habilitację we Wrocławiu, kaszubska pieśń artystyczna
trafi także do tego miasta, a zatem nie
tylko mamy pomnik kaszubskiej pieśni
artystycznej, ale i jej promocję.
AKS: Mamy nadzieję, że trafi w ręce
tych, którym bliskie są Kaszuby i ich
kultura.
Pomerania: Opracowując układ tych
płyt, chyba nie mogłyście nie myśleć
o odbiorcy. Zakładam, że nie chodziło
tylko o recenzentów pracy habilitacyjnej. Jakiego adresata widziałyście?
AKS: Zauważyłam, że reakcja na poszczególne płyty jest różna. W zależności od tego, kto słucha, jedni wybierają
pierwszą, inni – drugą, i to zależy od
indywidualnych upodobań. Dla mnie
osobiście liczyła się reprezentatywność
utworów połączona z możliwością różnorodnej interpretacji.
Pomerania: Z jak dużego materiału korzystałyście i jaki jego procent znalazł
się na tej płycie?
WF: Twórczość pieśniarska Jana Michała Wieczorka została zaledwie zarysowana, podobny los spotkał pieśni
w opracowaniu Łucjana Kamieńskiego.
A jako że zależało nam na pokazaniu
nie tylko pieśni, ale i arii operowych,
zatem musiały się pojawić fragmenty
niewydanej opery Feliksa Nowowiejskiego „Kaszuby”. Wykorzystałyśmy
również mało znane, niezwykle barwne pod względem harmonicznym
opracowania utworów Jana Trepczyka
dokonane przez Władysława Walentynowicza. Obecność na płycie kołysanki
A w Reduni krwawô wòda zawdzięczamy jednemu ze słuchaczy „Spotkań
z muzyką Kaszub”, który po koncercie
„Kòlibiónka” podszedł do nas głęboko
poruszony kołysanką Tylewskiego. Jak
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
MUZYKA
się później okazało, był już wówczas
bardzo chory i zmarł po miesiącu,
zostawiając żonę i syna. Myślę, że on
najbardziej się wczytał w tragizm tego
utworu, wiedząc, że odchodzi.
Pomerania: W książeczce, która towarzyszy albumowi, podajecie teksty pieśni w 3 językach…
AKS: Nie wszyscy znają język kaszubski, poza tym w pieśniach, choć może
zabrzmi to dziwnie, najważniejszy
jest tekst, melodia ma znaczenie drugorzędne. Dlatego są tu tłumaczenia
z kaszubskiego na polski, ale i z polskiego na kaszubski – dla zachowania
trzech kolumn tekstowych.
WF: Największe wyzwanie transla­
torskie stanęło przed Jean Ward. Tłumaczyła z polskiego na angielski, ale słuchała pieśni po kaszubsku. Nucąc sobie,
dobierała właściwe słowa. W efekcie
powstał cudowny przekład. Wierz albo
nie wierz, ale Hej, mòrze, mòrze można
już śpiewać po angielsku!
AKS: Jeżeli mowa o promocji muzyki
kaszubskiej, to bez tłumaczeń na język
angielski płyta nie miałaby szansy trafić do tych wszystkich miejsc, w które
powinna. Podobnie bez opracowań
fortepianowych, które na użytek płyty
wykonała Witka.
WF: Nie przesadzajmy. Choć w większości korzystałyśmy z opracowań
rękopiśmiennych, jednak zasadniczy
zrąb nagranych utworów istnieje
w wersji kompletnej. Będąc zwolenniczką twórczej improwizacji, ciągle
nie mogę się zdecydować na ostateczną wersję pieśni Jana Trepczyka, choć
pewien krok w tej mierze chyba udało
się już zrobić?
AKS: Kiedy Witka ten materiał rzeczywiście opracuje i wyda, będzie to znaczący krok w promocji muzyki kaszubskiej, jako że wówczas utwory te będą
mogli wykonywać wszyscy.
Pomerania: Rozumiem, że album to
tylko część projektu. Czekamy zatem
na opracowania kaszubskich pieśni
artystycznych i na kolejne wasze muzyczne przedsięwzięcia.
Z A. Kucharską-Szefler i W. Frankowską
rozmawiała Bogumiła Cirocka
POMERANIA SÉWNIK 2015
Fot. Bartosz Sójka
ZAPROSZENIE
Na uroczystą promocję albumu „Kaszuby w pieśni artystycznej” zapraszamy
do gdańskiego Ratusza Staromiejskiego, miejsca, w którym odbył się pierwszy
wspólny koncert Aleksandry Kucharskiej-Szefler i Witosławy Frankowskiej.
Promocja będzie miała miejsce 22 października o godzinie 18.
59
Z NORDË
Na miónczi z wiatrã
W lëpińcu wiôlżińsczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô i Centrum Kùlturë, Promòcje i Spòrtu
we Wiôldżi Wsy zòrganizowelë w Chalëpach
Kaszëbsczé Bôtë Pòd Żôglama. Gwiôzdą rozegracje
bëła Nataliô Szroeder, ale tak pò prôwdze
nôwôżniészi bëlë marénowie i jich bëlné òkrãtë.
Òdj. A. Wegner
KLËKA
LËNIÔ. NA WDÔR PROF. LABÙDË
Òd 3 do 10 zélnika w Lëni òdbiwôł sã
malarsczi plener „Môle sparłãczoné
z żëcym i robòtą prof. Gerata Labùdë”.
Òrganizatorama bëlë: Pùblicznô Biblioteka Gminë Wejrowò i Gminowi Dodóm
Kùlturë w Lëni. Brzadã pleneru są òbrazë
przedstôwiającé samégò G. Labùdã i zrzeszoné z nim place: m.jin. chëcz na Kamiany Górze w Nowi Hëce, gdze sã ùrodzył,
lëzëńską Pòwszechną Szkòłã, bùdink
Ùniwersytetu Adama Mickiewicza
w Pòznanim, jaczégò béł rektorã, czë grób
na smãtôrzu w Lëzënie. W wëdarzenim
wzãło ùdzél 12 môlowëch artistów:
Macéj Tamkùn, Celina Szachòwskô,
Teréza Ellwart, Teréza Szczodrowskô,
Aleksandra Mazurkiewicz-Tiesler, Longina Wësockô, Alina Żëwickô, Brëgida
Sniateckô, Andrzéj Grabòwsczi, Ludwika Szefka (pòl. Szefke), Zdzysłôw
Karbòwiôk, Bronisłôw Melzer.
Chcemë dodac, że 2016 rok òstôł
ògłoszony przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé
Zrzeszenié rokã prof. Labùdë. Decyzjô
ta je sparłãczonô z 100. roczëzną tegò
wiôldżégò kaszëbsczégò ùczałégò, jaczi
ùrodzył sã 28 gòdnika 1916 rokù.
Red. na spòdlim tekstu M. Tamkùna
Prof. G. Labùda. Òbrôz M. Tamkùna
BËTOWÒ. ZÉŃDZENIÉ Z PROF. STRELAÙÃ
W klubie Jaś Kowalski bëtowsczi part
Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô,
Kaszëbsczi Institut i Gmina Bëtowò
zòrganizowałë pòtkanié z prof. Janã
Strelaùã. Ten jeden z nôbëlniészich
pòlsczich psychòlogów młodé lata
spãdzył prawie w Bëtowie, gdze m.jin.
chòdzył do strzédny szkòłë.
Zéńdzenié bëło sparłãczoné z pro­
mòcją ksążczi Poza czasem, jakô je wë­
wia­dã-rzéką z profesorã. Jan Strelaù
òpòwiôdô w ni ò swòjim żëcym, robòce
i zainteresowaniach. Na pòtkanié do
klubù Jaś Kowalski przëszło wiele bëtowianów, w tim drëchów profesora ze
szkòłowëch lat.
Red.
Òdj. K. Rolbiecczi
ÒSTRZËCE. LEGENDË ÒDCËSNIONÉ W KAMACH
Aleja Kaszëbsczich Legendów òstała
òtemkłô w Òstrzëcach. Jidący nią lëdze
mògą òbezdrzec kamiané graficzi,
jaczé są ilustracjama do znónëch na
Kaszëbach òpòwiedniów.
Òkróm tegò Gminowi Òstrzódk Kùl­
turë w Somòninie wëdôł pùblikacjã,
w chtërny nalazłë sã legendë w sztë­
rzech jãzëkòwëch wersjach. Ji aùtorã je
Róman Drzéżdżón. Je wiele wsów i miastów, gdze są dzysô aleje z òdcësnionyma
rãkama rozmajitëch gwiôzdów. Më
jesmë chcelë zrobic cos sparłãczonégò
z regionã, dlôte w Òstrzëcach turiscë bãdą
WWW.KASZUBI.PL
POMERANIA SÉWNIK 2015
mòglë pòznawac kaszëbsczé legendë –
pòdczorchiwô Marión Kòwalewsczi,
direktor somònińsczégò òstrzódka
kùlturë.
Red.
WIADOMOŚCI & KOMUNIKATY
61
KLËKA
TORUŃ. ZJAZD ZESPOŁU KOCIEWSKO-NADWIŚLAŃSKIEGO ZKP
Po raz pierwszy w tym mieście 27
czerwca br. miało miejsce spotkanie Zespołu Kociewsko-Nadwiślańskiego Rady
Naczelnej Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Dla przypomnienia jedyne dotąd
toruńskie obrady Rady Naczelnej ZKP
(wówczas z udziałem głównych władz
Zrzeszenia) odbyły się 5 grudnia 2009
roku, przy okazji odsłonięcia tablicy
poświęconej Lechowi Bądkowskiemu.
W tym roku do Torunia zjechali przedstawiciele oddziałów miejskich położonych wzdłuż Wisły – Tczewa, Grudziądza i Bydgoszczy. Oddział toruński
reprezentowali prezes Michał Targowski i wiceprezes Wojciech Szramowski.
Spotkanie rozpoczęło się zwiedzaniem
toruńskiego zespołu staromiejskiego, po
którym przybyłych oprowadziła członkini oddziału toruńskiego Hanna Giełdon-Szramowska. Następnie po przeniesieniu się działaczy do budynku Biblioteki
Uniwersyteckiej w Toruniu zaznajomili
się oni z bogatymi zbiorami Czytelni
Pomorzoznawczej, które w ciekawy
sposób przybliżyła kierownik Pracowni Pomorzoznawczej Urszula Zaborska.
Właściwe obrady Zespołu rozpoczęły
się w południe, a działalność poszczególnych oddziałów scharakteryzowali
– toruńskiego Michał Targowski, bydgoskiego prof. Maria Pająkowska-Kensik,
grudziądzkiego Jarosław Loewenau,
a tczewskiego Michał Kargul. Po żywej
dyskusji ustalono, że na następnym zebraniu Zespołu oddziały dokonają wyboru przedsięwzięcia, które będą wspólnie
realizować w roku 2016. Postulowano
także potrzebę zorganizowania warsztatów dla liderów oddziałów pozakaszubskich.
Wojciech Szramowski
Fot. W. Szramowski
RÉDA. SWIÉŻÉ WEZDRZENIÉ NA TRADICJÃ
Gardowi Dodóm Kùlturë w Rédze
zòrganizowôł Midzënôrodny Kònkùrs
Kaszëbsczégò Wizualnégò Kùńsztu Cas-
subia visuales. Béł to kònkùrs na artisticzny plakat z przetwòrzonym kaszëbsczim
mòdłã. Swòje dokazë przësłało 44 ùt­
wór­ców. Jury (dr Marta Flisykòwskô
z ASP we Gduńskù, Benita Grzenkòwicz-Ropela z MKPPiM w Wejrowie i Paùlina
Piotrowskô z Gar­dowégò Dodomù
Kùlturë w Ré­dze) przëznało Grand Prix
Magdalénie To­miak. W ùdokaznienim
czëtómë: „Projekt òdnôszô sã do mò­
tiwù ka­szëb­sczégò wësziwkù, równak
z wiôlgą wrazlëwòtą i ùwôżanim do
tradicje wprowôdzô nową jakòsc. (...)
Bez wątpieniô wôrt dac bôczenié na
całą graficzną kómpòzycjã, jakô òkróm
dobrégò warsztatu niese téż swiéżi,
pò­zytiwny, a przë tim òdwôżny prze­
kazënk”.
A hewò lësta zaòstałëch nô­dgro­
dzonëch: II môl – Karól Fòr­mela, III môl
– Joanna Kòłodzejczik, wëprzédnienia:
Damión Chrul, Agata Stachòwiak, Iwóna Gabrisz (pòl. Gabryś).
Wernisaż i wrãczenié nôdgrodów
òdbëłë sã 4 lëpińca, òbczas Zjazdu Ka­
szëbów, w rédzczim dodomie kùlturë.
Red.
MISZEWÒ. SPIÉWË MÉSTRA JANA
Kòl 30 ùczãstników wzãło ùdzél w latosym Wòjewódzczim Kònkùrsu m. Jana
Trepczika. Kòżdi z nich zaspiéwôł dwa
dokazë, w tim jeden napisóny przez patrona kònkùrsu. Niwizna bëła wërównónô. Prezentacje bëłë pò prôwdze dobré,
pòjawiło sã wiele spòsobnëch spiéwôków
– pòdczorchiwô przédnik jury Sławòmir
Bronk.
Dobiwcama òstelë: Miłosz Tetrëcz
i Daniél Radecczi-Mikùlicz w kategórie
62
klas 0–1, Martina Kòrczëńskô i Paweł Serkòwsczi w kategórie klas 2–3,
Magdaléna Malotka-Trzebiatowskô
i Nataliô Dembkòwskô w kategórie klas
4–6. Nôdgrodã za nôwiãkszą jãzëkòwą
pòprawnosc dostała Aleksandra Biłanicz, a za nôlepi zaspiéwóny dokôz Jana
Trepczika òstôł wëprzédniony duet Alicjô Szmùda i Patricjô Wùjec.
(ep)
Òdj. ze zbiérów E.P.
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
KLËKA
BOLSZEWO. GALERIA REGIONALNYCH OBRAZÓW
W BIBLIOTECE CYFROWEJ
Biblioteka Publiczna Gminy Wejherowo w Bolszewie w internecie – w Bałtyckiej Bibliotece Cyfrowej (www.bibliotekacyfrowa.eu) – upubliczniła
ponadpięcioletni dorobek regionalnych
artystów skupionych w działającym
przy bibliotece Kole Pasji Twórczych.
Mowa o obrazach, które powstały podczas licznych plenerów malarskich:
w Orlu, Górze i Lini. W większości były
one inspirowane klasyką literatury
kaszubskiej, m.in. powieściami Żëcé
i przigòdë Remùsa Aleksandra Majkowskiego i Twôrz Smętka Jana Drzeżdżona,
poematem „Dobrogòst i Miłosława” Leona Heykego, felietonami Gùczowégò
Macka (Aleksandra Labudy), powieściami Augustyna Necla. Jeden z plenerów nosił tytuł „Historia Kaszubów
w 16 odsłonach”. Powstały też portrety
wspomnianych kaszubskich literatów,
a także działaczy, m.in. Lecha Bądkowskiego i Antoniego Abrahama, do tego
obrazy z postaciami z kręgu mitologii
kaszubskiej, pejzażami, wydarzeniami
historycznymi i zabytkami.
Koło Pasji Twórczych istnieje od 2008
roku – mówi Janina Borchmann, dyrektor BPGW w Bolszewie. Należą do
niego nie tylko osoby malujące na płótnie, ale też rzeźbiące, wyszywające, fotografujące... Są wśród nich ludzie różnych
zawodów i w różnym wieku. Ich prace
zaprezentowaliśmy dotychczas na kilkudziesięciu wystawach. Powodzeniem cieszyły się obrazy namalowane na podstawie powieści „Życie i przygody Remusa” A.
Majkowskiego. Jeden z nich znalazł się nawet na okładce płyty z czytanym tekstem
wspomnianej powieści.
Nie tak dawno z kolei zaciekawienie
wzbudził poczet książąt pomorskich
pędzla (i według wyobraźni) Macieja
Tamkuna z Redy, przedstawiający m.in.
Świętopełka II Wielkiego, Mestwina,
Sambora i księżniczkę Damrokę.
Oglądający obrazy autorstwa malarzy tworzących przy BPGW w Bolszewie
znajdą również w Bałtyckiej Bibliotece
Cyfrowej dokładny ich opis z podaniem
autora, materiałów, na jakich zostały
wykonane, wymiarów i informacji, kiedy dane płótno powstało.
Iwona Joć-Adamkowicz
BANINO. KÒRUNACJÔ MÉSTRÓW WËSZIWKÙ
Béjata Bach z Banina i Patrik Szleja
z Môł­kòwa, dobiwcowie w Wòje­wódz­
czim Kònkùrsu Kaszëb­sczégò Wësziwkù
w Lëni, òstelë princeską i ksãcã Kaszub.
Je to brzôd ùdbë Dawida Szulësta,
chtëren ju czilenôsce lat temù zòr­ga­
nizowôł w Kanadze kònkùrs wëszi­wkù,
a jegò laùreatowie dostôwelë w nô­
dgrodã m.jin. ksążãcé title.
Banińsczi part Kaszëbskò-Pòmòr­
sczégò Zrzeszeniô przeniósł ten zwëk do
sebie. Gòscama pierszi przërëchtowóny
przez nen part dekòracje bëlë kanadijsczi
Kaszëbi z Dawidã Szulëstã. Prawie òn,
wespół z bùrméstrã Żukòwa Wòjcechã
Kankòwsczim, włożił na głowë dobiwców kòrunë.
Jesmë baro rôd, że mòżemë bëc swiôdkama historicznégò wëdarzeniô nadaniô
symbòlicznëch titlów princesczi i ksãca Kaszub. Chcemë tã nową tradicjã cygnac dali
w pòstãpnëch latach – pòdczorchiwała
Éwa Kòsznik, direktorka Spòdleczny
Szkòłë w Baninie, gdze òdbëła sã pierszô
kòrunacjô.
Red. na spòdlim tekstu ep
Òdj. M. Gòrlikòwsczi
GDUŃSK. WËSTÔWK NA SOŁDKÙ
Klub Chrzestnëch Matków Armatorów
Gduńsczégò Pòbrzegù na òkrãce-mùzeùm
Sołdek przërëchtowôł wëstôwk „Matczi
i òkrãtë” (pol. „Matki i statki”). Mòżna
òbezdrzec archiwalné filmë z chrztów,
POMERANIA SÉWNIK 2015
rozmajité dokùmeńtë, artikle z gazétów,
òdjimczi, lëstë i historie sparłãczoné z dzejaniama i żëcym chrzestnëch matków. Je
téż interaktiwny môl, gdze symbòliczno
mòżna rozbic bùdlã ò bórtã.
Wëstôwk bãdze òtemkłi do kùńca
rujana latoségò rokù.
Red.
63
KLËKA
WEJROWÒ. LËTERACCZÉ ZÉŃDZENIA W PARKÙ
Òb lato wejrowskô Miastowô Pù­bli­cznô
Biblioteka, wespół z Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pis­mieni­znë i Mùzyczi a téż
wëdôwizną Region òrganizowała lë­
teracczé strzodë. Pòt­ka­nia òdbëwałë sã
krótkò Latowi Biblioteczi w Pałacu Prze-
bendowsczich i Keyserlingków. Swòje
dokazë przedstôwielë: Janusz Mamelsczi,
Artur Jabłońsczi, Henrik Pòłchòwsczi,
Stanisłôw Janka, Édmùnd Szczesôk,
Róman Drzéżdżón i Eùgeniô Drawz.
Òkróm òbgôdczi ò swòjich ksążkach
aùtorzë diskùtowelë z ùczãstnikama
ò problemach i dobëcach kaszëbsczi
lëteraturë, a téż ò swòjich pisarsczich
i pòéticczich planach.
Red.
WDZYDZE. 42. JÔRMARK
Òd 18 do 19 lëpińca òdbiwôł sã 42.
Wdzydzczi Jôrmark. Latos w programie bëłë m.jin. wëstãpë taczich karnów, jak: Joryj Kłoc z Lwòwa, jaczé
grało mùzykã lirników i kòbzarzów
z czasów syczowégò kòzactwa, Zgagafari, chtërno prezentowało tradicyjné
słowiańsczé i skandinawsczé zwãczi,
a téż regionalnëch zespòłów z Kaszub,
Kòcewiô i Belgie.
Uczãstnicë Jôrmarkù mòglë téż
òbezdrzec pòkôzczi rozmajitëch rze­
miãsłów, warków i wiesczich zaj­im­­­­
niãców a do te pòszmakac re­gio­nal­
négò jestkù. Jak rok w rok òdbéł sã
téż kermasz dokazów artistów, rã­kò­
dokazników i rzemiãslników.
Red.
SŁËPSK. ÙROCZËSTÔ MSZÔ I ÒDDZÃKÒWANIÉ
Z PROBÒSZCZÃ
W kòscele sw. Jacka w Słëpskù 9 zélnika òstała òdprôwionô ùroczëstô mszô
z kaszëbską liturgią słowa. Taczé msze
są w tim miesce regùlarno òd 1990
rokù, a jich inicjatorã béł 25 lat temù
prof. Zygmùnt Szultka. Pierszą òdprawił
ks. Marión Miotk, pózni jezdzëlë tuwò
m.jin. ks. Henrik Cyrzan, ks. Alfónks
Fòrmela, ks. Władisłôw Szulist. Òd wiele lat kapelanã słëpsczich zrzeszeńców
je ks. Róman Skwiercz, chtëren béł
téż przédnym celebransã i kaznodzeją
òbczas zélnikòwi eùcharistie.
Òbczas mszë i pózni na zéńdzenim partu słëpsczi Kaszëbi dzãkòwelë
téż ksãdzu Janowi Giriatowiczowi,
wielelatnémù probòszczowi parafie sw. Jacka, chtëren latos przeszedł
na emeriturã. Jak pòdczorchiwają
zrzeszińcë, bez niegò i jegò żëcznotë dlô
ti inicjatiwë nie bëłobë mòżlëwé 25-lecé
kaszëbsczich mszów w miesce.
Red.
Òdj. DM
CHOJNICE. FORUM WYDAWNICZE
Z udziałem aż 17 instytucji i stowarzyszeń odbyło się I Regionalne Forum Wydawnicze. Organizatorami
przedsięwzięcia byli: Chojnickie Towarzystwo Przyjaciół Nauk i Miejska
Biblioteka Publiczna w Chojnicach.
Prelegenci w swoich wystąpieniach
przedstawili publikacje wydane
w XXI wieku i nakreślili swoje plany
64
wydawnicze. Bogatą ofertę publikacji
uczestnicy Forum zaprezentowali też
na przygotowanych stoiskach. Swoimi wydawnictwami pochwaliły się
m.in. Zaborskie Towarzystwo Naukowe, Stowarzyszenie Miłośników Ziemi
Czerskiej, Borowiackie Towarzystwo
Kultury i Towarzystwo Miłośników
Ziemi Człuchowskiej.
Gościem specjalnym Forum był prof.
Włodzimierz Jastrzębski, zaprzyjaźniony od lat ze środowiskiem chojnicko-tucholskim. Oprawę muzyczną Forum
przygotowała reprezentacja chojnickiego partu ZKP.
Kazimierz Jaruszewski
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
KLËKA
RËMIÔ. KASZËBSCZÉ LATO
W sóm dzéń pòczątkù lata (21 czerwińca) aùtokar òbwiózł pò strzédnëch
Kaszëbach przënôleżników rëmsczégò
partu i sympatików. Nôprzód ùczãst­
nicë rézë bëlë w Swiónowie na mszi
sw., chtërną òdprawił ks. prof. Jan Perszón. A pózni zwiedzëlë Kaszëbsczi Park
Miniaturów w Strëszi Bùdze, kòscół
we Wigòdze, kamianné krãdżi we
Wãsorach i zatrzimelë sã przë pòmnikù
na Złoti Górze.
Kòl setczi rëmianów, razã ze stanicą i banerã, wzãło ùdzél w lëpińcowim
XVII Swiatowim Zjezdze Kaszëbów
w Rédze. A ju 2 zélnika òdbéł sã nasz
rëmsczi, téż baro ùdóny, XXII Jôrmark
Kaszëbsczi w Starowiesczim Parkù.
Wëstąpiłë artisticzné karna kaszëbsczé
i pòlskòjãzëkòwé. Z nëch pierszich –
chór „Rëmianie” i skłôdóny przede
wszëtczim z młodzëznë Zespół Piesni
i Tuńca „Serakòjce”. Dredżi zôrt karnów
téż miôł kaszëbsczé akcentë – „Siebie
Warci” i „Półtora Gościa”, òba z Rëmi.
Pò pòlskù spiéwelë ze swòją mùzyką
„Mitra” z Trójgardu i Patrik Tumór ze
Szląska („gwiôzda”). Bëłë kònkùrsë,
granié w baszkã, kermasz, wëstôwka
gòłąbków. Kaszëbsczi Jôrmark nôleżi do nôwikszich latowëch imprezów
w Rëmi, a òrganizëje gò razã Miesczi
Dodóm Kùlturë i nasz part KaszëbskòPòmòrsczégò Zrzeszeniô.
Stało sã tradicją, że tidzéń pózn i w t i m sa m i m môlu c hãt ny
przënôleżnicë partu i téż sympaticë bawią sã na pòjôrmarkòwim zéńdzenim.
Je to ùdba, żebë sã barżi zintegrowac.
Taczi sóm cél mô tradicyjnô „zabawa
pòd blónama” pòd lasã przë kùńcu zélnika. Òrganizëje jã Kazmiérz Klawiter
i przédnik Ludwik Bach.
J.H.
Òdj. ze zbioru L.B.
WIERZCHÙCËNO. PRZEZÉRK REGIONALNËCH KARNÓW
Ju XVII rôz kaszëbsczé mùzyczné grëpë
pòtkałë sã na Kaszëbsczim Placu we
Wierzchùcënie. Ùdzél wzãło 8 karnów.
Przezérk, jaczi òdbéł sã 5 lëpińca, zaczął
sã mszą swiãtą w intencji karnów i jich
czerowników.
Kòmisjô w składze: Tomôsz Fópka, Regina Szczupaczińskô, Béjata
Dąbrowskô przëzna nôdgrodã Grand
Prix Redzanóm. I môl dobëła Kaszëbskô
Rodzëzna z Lëni, II Marëszczi z Céwic,
III Karno Lewino z Lãbòrga.
Przédnik Radzëznë Kaszëbsczich
Chùrów ùfùndowôł czelëch, jaczi
dostelë Redzanie. Téż to karno dobëło
nôdgrodã Waldemara Jaroszewicza,
przédnika Pòmòrsczégò Òkrãgù Civitas
Christiana, za promòwanié religijny
kaszëbsczi spiéwë.
Pùblicznosc bëlno sã bawiła,
a nôleżnicë karnów wëmieniwelë sã
doswiôdczeniama.
Jadwiga Kirkòwskô, tłom. DM
SUCHY DĄB – WDZYDZE. Z ŻUŁAW NA KASZUBY
W ramach projektu „Wiedza paszportem do przyszłości” uczniowie ZS w Suchym Dębie wyjechali do Wdzydz. Była
to nagroda za pracę w minionym roku
POMERANIA SÉWNIK 2015
szkolnym. Młodzi ludzie zwiedzali Muzeum – Park Etnograficzny we Wdzydzach. Można było uczestniczyć w lekcji kaszubskiego, lepić garnki, a także
poznać dawne gry i zabawy ludowe.
(...) Kaszubi, Kociewiacy i Żuławiacy to
mieszkańcy Pomorza, a ich dorobek wzbogaca naszą małą ojczyznę – tłumaczyła
uczestnikom wycieczki Aleksandra
Lewandowska, dyrektor ZS w Suchym
Dębie.
Kolejnym etapem wyjazdu były gry
i zabawy terenowe. Podchody i biegi terenowe dla starszych, a przygotowanie ogniska i poznawanie mieszkańców lasu dla
młodszych na długo pozostaną w naszej
pamięci – powiedział Michał Pawlak,
uczeń klasy 2 gimnazjum.
(...) „Wiedza paszportem do przyszłości” to program, który realizuje ZS
w Suchym Dębie. Jest on współfinansowany ze środków Unii Europejskiej.
Głównym organizatorem wyjazdu
była Magdalena Leśkiewicz. Uczniami
opiekowali się: Michał Albiński, Marzena
Gracek, Tomasz Jagielski, Sebastian Ptach,
Ewa Tarasiuk i Mariola Twardowska.
Tomasz Jagielski
Fot. z archiwum ZS w Suchym Dębie
65
KLËKA
WIELE. GRAND PRIX DLÔ ROSZMANA
W latosym Turniéru Lëdowëch Ga­
dëszów Kaszub i Kòcewiô wzãło ùdzél
29 ùczãstników. 8 i 9 zélnika biôtkòwelë
w trzech kategóriach. Nôdgrodã miona
Wicka Rogalë, namienioną dlô lëdzy
z bùtna Pòmòrsczi, dostała Sztefaniô
Bùda. Drëdżi plac zajãła Łucjô Czudec,
a trzecy – Rafôł Baran. Nôdgrodã miona Józefa Brusczégò za prezentacjã
pùblikòwóny gôdczi dobëła Genowefa
Czech, a na pòstãpnëch môlach bëlë:
Janusz Prëczkòwsczi i Karolëna Keler. Białczi zmieniłë sã placama
w pòstãpny kategórie – aùtorsczich
i niepùblikòwónëch gôdków (miona
Hieronima Derdowsczégò). Tu pierszô
bëła K. Keler, drëgô G. Czech, a na trzecym placu nalezlë sã Andżelika Kamińskô i Édmùnd Lewańczik. Andżelika
dosta téż nôdgrodã Pòmòrsczi Radzëznë
LZS we Gduńskù dlô nômłodszégò
ùczãstnika.
Przédną nôdgrodã jurorzë przë­
znelë latos Józefòwi Roszmanowi,
znónémù nordowémù gadëszowi,
aktorowi i spiéwôkòwi. Ùczãstników
Turniéru òbsądzywelë: Felicjô Baska-Bòrzëszkòwskô, Grégór Schramke
i Bòżena Ùgòwskô.
Red.
KROKOWA. PRACOWITE LATO
Wakacje 2015 roku to bardzo pracowity
okres dla Oddziału ZKP w Krokowej. 4
lipca liczna grupa naszych Zrzeszeńców
wzięła udział w zjeździe Kaszubów w Redzie, a 19 lipca nasi członkowie zorganizowali Kaszubski Festyn w Dębkach. Jego
celem było zaprezentowanie licznym
wczasowiczom i turystom wypoczywającym w Dębkach i najbliższej okolicy
naszego kaszubskiego folkloru – strojów,
pieśni, tańca i rękodzieła.
W tym roku mimo niezbyt przyjaznej aury wszyscy chętnie obejrzeli
występy zespołów: Bliza z Chłapowa,
Levino z Lęborka i Kaszëbskô Rodzëzna
z Lini. Ten ostatni zespół był szczególnie gorąco oklaskiwany. (...) Członkinie
naszego Oddziału serdecznie zapraszały do stoisk ze słodkimi wypiekami
i chlebem ze smalcem. Dużym wzięciem cieszyło się stoisko z rękodziełem
i pamiątkami z Kaszub oraz kolejny
raz prezentowaną książką Augustyna
Dominika Opowieści Dominika wydaną
z okazji setnej rocznicy urodzin autora. Dobrej zabawy nie zepsuł nawet
deszcz. Imprezę w Dębkach zakończyła
msza św. odprawiona w polowej kaplicy przez ks. Krzysztofa Stachowskiego
– proboszcza z Żarnowca.
2 sierpnia nasi członkowie włączyli
się w Jarmark Cysterski organizowany przez proboszcza i Radę Parafialną
Parafii pw. Zwiastowania Pana w Żarnowcu. Napis nad stoiskiem „Zrzeszenie
Kaszubsko-Pomorskie Oddział w Krokowej” znowu przyciągał wielu chętnych
do zakupu pamiątek z Kaszub.
Bożena Hartyn-Leszczyńska
GDAŃSK. W HOŁDZIE JANOWI SOBIESKIEMU
Działający w Gdańsku od 10 lat Trójmiejski Klub Kociewiaków na swoim spotkaniu 29 listopada 2014 roku podjął rezolucję, by za patrona Klubu obrać króla Jana
III Sobieskiego, który był przez niemal
30 lat starostą gniewskim na Kociewiu.
66
Zasłużył się wówczas wielce nie tylko dla
gniewskiego zamku, odbudowując go ze
zniszczeń, ale także dla Kociewia i jego
mieszkańców. Pamiętać należy również
o związkach Sobieskiego z Gdańskiem. Tu
król przyczynił się m.in. do postawienia
Kaplicy Królewskiej, był mecenasem Jana
Heweliusza i tu przyszedł na świat jego
syn Aleksander. Impulsem do przyjęcia
tego właśnie patrona była zbliżająca się
50. rocznica sprowadzenia pomnika Sobieskiego do Gdańska.
Odlany z brązu pomnik Jana III Sobieskiego stanął we Lwowie na Wałach
Hetmańskich w 1897 roku. Po II wojnie
światowej rozważano przerobienie Sobieskiego na Bohdana Chmielnickiego, ale
odstąpiono od tego. W końcu po 5 latach
pomnik został przywieziony do Polski
i stał od 1950 roku w Wilanowie, skąd
przywieziono go do Gdańska. W Gdańsku został uroczyście odsłonięty w trakcie Dni Gdańska 26 czerwca 1965 roku.
Dla upamiętnienia 50. rocznicy postawienia pomnika Jana III Sobieskiego
w Gdańsku przedstawiciele Trójmiejskiego Klubu Kociewiaków 26 czerwca 2015 roku uroczyście złożyli u stóp
swojego patrona wiązankę kwiatów.
Na szarfie napisali „Królowi Janowi III
Sobieskiemu w Gdańsku 1965–2015
Trójmiejscy Kociewiacy”.
Krzysztof Kowalkowski
Fot. z arch. Krzysztofa Kowalkowskiego
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
SËCHIM PÃKÃ ÙSZŁÉ
Instrukcjô òbsłudżi
abò nowô miotła
TÓMK FÓPKA
– Wezkôj mie to rozësadzë, jo? – pòprosza mòja białeczka, wietwiama pòchôdającyma ze zberkù łączi Antona Drzéwianégò
czej ju mia sokù z brzadu narobioné a chca statczi òmëc. z Miotłowi Hëtë. Mómë atestë, że rosłë òne tam jesz za Bòga Òjca,
Nibë letkô rzecz do zrobieniô, ale... Żódnégò dinksa do ò czim swiôdczą badérowania sétmheptidã piôskù zrobioné przez
przëcësnieniô. Ani òdkrãcëc, ani wëcygnąc. Nie jidze z mòcë. ùczałëch z Institutu Mùskòwégò Maklaniô z Mackòwni Wiôldżi.
Prosbów statk nie słëchô. „Òjcze nasz” téż nie pòmôgô. A biał- Cobë ùprawic miotłã, je nót nôprzodkã pòrechòwac pòsobné ji
dzéle a òbôczëc, czë jaczégò nie felëje pòdług spisënkù:
ka czekô...
Jidze to za pierszim razã włączëc zdrzélnik, radio,
Jeden miotłowi szlig, półtoramétrowi, bez sãków;
kómpùter? Wierã jo, tec kòżdi taczi statk mô knąpã z òglowò
Dwanôsce trzëdzescëcentimétrowëch bezlëstkòwëch
znóny m kòleczkã z górë
wietwiów;
sztriczkã przebòdłim, tamJeden, dwadzesce szesc cen(...) dzysdnia wikszosc towôrów
-sam òpisóną w anielsczim
timétrów
dłudżi, kòprowi drót.
je robionô w Chinach, temù
dialekce kaszëbsczégò jãzëka
Na
szlig
(nr 1) przëstąpic
pierszô instrukcjô je pewno
òbùtą
w
gùmòwą
skòrzniã nogą,
POWER, nie wiedzec czemù –
prawie w tim jãzëkù. Në tej
tak,
cobë
sã
nie
rëchôł.
Wëbrac
bez labializacje. Krãtë-wãtë sã
je nót to przedolmaczëc.
zmiarcészi (to je mni grëbi jak
zaczinają, ga w môl symbòlów,
Spòlszczëc a jesz lepi –
ten drëdżi) kùńc szliga (nr 1).
malënków sã pisze. W całoscë,
skaszëbic. A kùli më mómë
Czej kùńce sztila (nr 1) są równo
żlë jidze ò zesadzenié do grëpë
kaszëbsczich Chińczików abò
grëbé, tej wëbrac równo jaczi.
jaczégò SDB, to je statkù doma
chińsczich Kaszëbów? Wietewczi (nr 2) przecãtima
brëkòwnégò (pòl. AGD) –
produceńcë ùszczestlëwiwają
kùpiającëch rozmajitima instrukcjama. Chłopi colemało
nôprzódkã skrącywają statk, a czej co jesz òstónie, jaczé
szruwczi, rórczi a jiné – szukają za instrukcją. Czasã pò taczim zmóńtowanim w môl aùtomaticzny pralczi nalôżają cos
na sztôłt wòjskòwégò fligra. Białczi jinaczi. Tej-sej chùtczi zazdrzą na papiór, leno drãgò jima przëchòdzy òdszifrowac,
ò co jidze, bò... to chłopi mają napisóné. To jedno. Drëdżé:
dzysdnia wikszosc towôrów je robionô w Chinach, temù
pierszô instrukcjô je pewno prawie w tim jãzëkù. Në tej
je nót to przedolmaczëc. Spòlszczëc a jesz lepi – skaszëbic.
A kùli më mómë kaszëbsczich Chińczików abò chińsczich
Kaszëbów? Rzeknieta, że mòże przełożëc z chińsczégò na
anielsczi a tej na pòlsczi, a tej... Në jo, tëli że to mdze jak jigra
w „głëchi telefón” i zôs pò skòrzëstanim z instrukcje jaczégò
dinożarła zbùdëjemë.
– Jak żëc? – zapitôta. – Co robic? Òdpòwiém: pisac swòjã
instrukcjã. Dlô sebie. Pòd sebie. Òd sebie. Prosto, jak krowie na rowie, wëtłómaczta, ò co jidze. Tej cos prostégò na
pòczątk.
Instrukcjô òbsłudżi chróscany miotłë
Na samim zaczątkù firma nasza „Z brakù rakù” mùszi
mòckò pòdzãkòwac za kùpienié czësto swiéżo zrobiony miotłë
zortu „Lec ë pierz II”. Je to czësto kaszëbsczi statk, pòdług
aùtorsczi licencje, ze szligã leszczënowim a brzózkòwima
POMERANIA SÉWNIK 2015
kùnuszkama zesadzëc do se
a kąsk nima tak złożonyma lëft wëszmaksac, cobë sã mòcni do
grëpë zgrużdżałë. Wkół zmiarcészégò kùńca sztila (nr 1) ùłożëc
wietewczi (nr 2), leno tak, cobë dwa dzéle długòscë (kòl 20 cm)
wietewków (nr 2) wëkùkiwałë za zmiarcészi kùńc sztila (nr 1)
a sztil (nr 1) calëtinczi równo béł wietewkama (nr 2) òbstąpiony.
Wząc rozwinąc drót (nr 3), pamiãtającë, że robimë to rãkama, bò
jedna noga òbùtô w gùmòwą skòrzniã trzimie sztil (nr 1), a drëgą
sã pòdpiérómë przë robòce. Drótã (nr 3) robimë zôdzerzgã, co
nią scyskómë wietewczi (nr 2) ze sztilã (nr 1) krótkò kùnuszków
wietewków (nr 2) na sztilu (nr 1). Pò zacësniãcym drótu (nr 3) na
wietewkach (nr 2) wkół sztila (nr 1) stôwiómë miotłã na sztilu
(nr 1) wietwiama (nr 2) do górë a trzimiącë mòcniészą swòją rãką
miotłã w môlu zrobieniô zôdzerzdżi, òbkrãcywómë drót (nr 3)
wkół miotłë drëgą rãką. (Do tegò mòżna ju ne gùmòwé skòrznie
scygnąc). To, co òstónie z zawijónégò drótu (nr 3), zarzesziwómë
tak, cobë sã drót (nr 3) niepòtrzebno nie pińdlôł przë robòce.
Òbùwómë skòrznie, bë paradno wińc na òbòrã. Zamiôtómë wietwiama (nr 2) do dołu, sztil (nr 1) trzimiącë w rãkach. Òpasowac
przë tim mùszi na to, cobë sã sztilã (nr 1) òkã nie wëczidnąc a wietwiama (nr 2) za mòcno do zemi nie przëcëskac, cobë swòjich persczich diwanów nie skażëc. Miotłã mùszi zatacëc przed dzecama
a niespòsobnyma białkama z bardówką na brodze.
Do ùzdrzeniô w najim krómie a pamiãtôjta na przińdnosc:
Z naszą miotłą wszëtczé smiecë flot wëmiecesz!
67
Z BÙTNA
Naju pëlckòwsczi jiwer
z lesnym
RÓMK DRZÉŻDŻÓNK
Do najégò, chòc zataconégò na zbërkù swiata Pëlckòwa, rozmajité wiescë ze swiata dochôdają. Slédnym czasã Pòlôszë
jiwer mają, czë wziąć czë wziąść. A jenkù jo, żebë ti mackòwie
w lëdzczi mòwie gôdalë, to je pò pëlckòwskù, tej bë jiwrów
ni mielë, kò kòl naju mòże wząc a wzyc. Zôs niwczerô ze Szląska wiadło przëszło, że jaczis „złoti cuch” z drëdżi swiatowi
wòjnë je nalazłi. Lëdze kòchóny, cëż to sã nie dzeje! Nicht
gò jesz ni ma widzóné, a ju sãpë nad nim lôtają – a to Ruscë,
a to naju starszi bracynowie w wierze, a to skôrb państwa
na no złoto zãbë mô dłudżé. Żebë ti mackòwie wiedzelë, co
më w Pëlckòwie za skôrbë mómë. Chòcbë nen żôłti, wiôldżi
jantar, co gò na zôczątkù swiata grif nasz w jedno z jezorów
pëlckòwsczich wrzucył. Dzãka Bògù òni nie wiedzą, temù
më, jak dopiérze, pòkù mómë.
Chòc tak do kùńca to téż
nié, kò slédnym czasã z najim
lesnym më jiwer mómë. Jednégò
dnia, czej ma z brifką kòl mie
w chëczach sedzelë a naju
pëszny Pëlckòwiôczce, Andżelice Cëchòcczi, kibicowelë, w paradną jizbã wlôzł miedwiédz…
– Lesny!? To të?! Mariczënë
panie jo, co të jes taczi roztëti?
– krziknął ùrzasłi brif ka,
zdrzącë zadzëwòwóny na drëcha, chtërnégò ma dwaji ju
nômni dwa miesące ni mielë widzóné. Wiedno òn béł, gwës
òd negò pò lese za zwierzëną a kłusownikama nëkaniô, taczi fòrsz, mòże rzeknąc zmiarti, a to, co më dzysô ùzdrzelë,
wëzdrzało colemało za amerikańsczim grëbòlą fùtrowónym
donaldowima fritkama, hambùrgerama, czizbùrgerama czë
jinszim geneticzno mòdifikòwónym jestkù.
– Prôwdã, trochã mie w brzëch pòszło – krzëwò zasmiôł
sã do naju lesny.
– Trochã? Kò të chłopie wëzdrzisz jak jaczi stolemón, leno
nié w górã ce wzãło, ale na bòczi rozsadzëło.
Wëzdrzôł jem lëtoscëwie na brifkã a òpùcuszkù syknął do
niegò. Ten głupéra mùszi jesz lesnémù przëgadëwac!
– Dôj doch pòkù, mòże òn je chòri – szeptnął jem brifce
do ùcha.
Lesny to ùczuł a zaczął sã nama, jak jaczi szkòlôk, dolmaczëc:
– Nié, chòri jô nie jem. To bez ne cygaretë…
– Ach! Rozmiejã – przerwôł mù brifka. – W kùńcu jes
zmądrzôł a szmërgnął to gów… Jo, jo, czej chto pôlenié
szmërgnie, tegò wiedno rozsadzy.
– Tak do czësta to nié – lesny pòmaklôł sã niecerplëwò
pò ruchnach a z taszi zelony bluzë wëcygnął paczét cygaretów. Rozezdrzôł sã wkół, a czej dozdrzôł na stole leżącé krëché, cëkrowé kùszczi, chwôcył dwa a chcëwie je
zjôdł. Co jô gôdajã?! Zeżarł! Pôłkł je jednym hapsã. Pòtemù
z lubòscą wëcygnął cygaretã, pòdpôlił sztrëchólnicą a fëst
sã zacygnął.
Ma tak dwaji zdrzelë na niegò z òtemkłima gãbama, jaż
kùreszce brifka zawòłôł:
– To tak wëzdrzi to twòje szmërganié pôleniô!
– Chłopi, chòc wa dôjta mie pòkù. Sygnie, że mie białka
dërchã ò to kùrzenié gniece. Jô móm ji òbiecóné, że mni mdã
pôlił. To znaczi wiedno pò jedzenim so zakùrzã.
– Na twòja mia baro dobrą
ùdbã – pòchwôlił jem lesnégò
białkã.
– Białogłowskô filozofiô
mòże i dobrô, ale… terôzka
jém nômni dwadzesce razy na
dzéń.
– Tej dzëwù ni ma, że to cë
w brzëch szło – cziwnął głową
ze zrozmienim brifka, wëcygnął różk a zażił so fëst prizã. –
Wezkôj so lepi tobaczczi.
– Nié – lesny skrzëwił mùniã – jeden nikòtinowi nałóg
mie sygnie.
– A co z lasã? Z tegò, co jô pamiãtajã, të wiedno pò lese
biegôł? No sëté – pòkôzôł jem na napùchłi jak bãben brzëch
lesnégò – bë mùszało sã spôlëc.
– Jaczé bieganié? Terô jô jem szefã a dërchã w biórze nad
papiorama sedzã. Wa nie wiéta, kùliż jô móm robòtë z rozmajitëma cedlama. Czëtóm, jém, kùrzã, wëpisëjã, jém, kùrzã,
pòdpisëjã, jém, kùrzã, sztãplëjã, jém, kùrzã – tak dzysdnia
wëzdrzi robòta lesnégò. Na nëkanié pò lese czasu ni móm.
Do te jesz te nerwë, czë jô jesz robiã w państwòwim lese, czë
mòże ju w priwatnym – zajiscył sã lesny, tej chwôcył dwa
kùszczi, pôłkł je, wëcygnął z paczétë cygaretã a nerwòwò
zapôlił.
Terôzka ma z brifką dopiérze zrozmielë, jaczi wiôldżi jiwer z najim lesnym mómë. Kò òn abò nama pãknie, abò sã
zakùrzi, abò z nerwów z tegò swiata zéńdze.
Ach, lëdze, lëdze, tam dzes dalek w swiece, za najima wrëkama, wa głupé jiwrë môta. Ma dopiérze z brifką
w Pëlckòwie kłopòt mómë. Pòmòżëta! Piszta, zwòńta, mejlëjta, jakùż mómë lesnégò retac?
Pòmòżëta! Piszta,
zwòńta, mejlëjta,
jakùż mómë
lesnégò retac?
68
POMERANIA WRZESIEŃ 2015
Jarosłôw Kroplewsczi
Mòje serakòjsczé
miesące
Séwnik
Séwnik – pléwnik,
Żôłté pòla na bruno malëje.
Slédno seklë,
Dodóm zwiozlë,
Terô òrzą.
A më na smùg,
Na Kòlków górã
Z latawcoma
Na wełniawé blónë,
Na miónczi z òbczidnikã.
Pergamãtny papiór,
Dwie listwë
I hajdi!
Wiele dratwë sygnie.
Wëżi i wëżi,
Jaż sã ògón wãgòrzi.
Òdj. © adrenalinapura - fotolia.com
Taczégò ògòna
Sã ùwisëc
I ùzdrzec,
Jak szerok tu je widzec.

Podobne dokumenty