Styczeń 2013
Transkrypt
Styczeń 2013
CENA 5,00 ZŁ (w tym 5% VAT) NR 1 (461) STYCZEŃ 2013 MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 Rok Ks. Janusza Pasierba www.miesiecznikpomerania.pl Nie tylko kolegiata s. 11 Gdański regionalizm s. 6 Jubileusz „Pomeranii” s. 8, 14 Kaszëbsczé kalãdôrze s. 42 Pasierba s. 18 Zaczynamy rok ks. w numerze BEZPŁATNY DODATEK KASZUBSKOJĘZYCZNY Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego. W NUMERZE: 2 Od redaktora I–VIII Najô Ùczba 3 Listy 35 5 MŁODOKASZËBSKÔ ÙCZBA 6 Z drugiej ręki 7 Z dwutygodnika „Kaszëbë” 8 9 Łukôsz Grzãdzëcczi SZLAKIEM DAWNEJ PROMENADY Marta Szagżdowicz 36 W ORKIESTRACH DĘTYCH JEST WIELKA SIŁA Lucyna Konkol 37 RYBACY W FILMIE ÒSOBLËWI ROK, ÒSOBLËWÉ PLANË 38 SIELSKIE ŻYCIE PROWINCJUSZA SKRË WCYG PADAJĄ 38 ŻËCÉ NA BARABÓNACH 10 NÔÙKA KASZËBSCZÉGÒ W XXI STALATIM 40 CZYJ JEST NASZ GDAŃSK? 12 TO BYŁ DOBRY CZAS, ALE… 41 GDINIANIE W CHINACH 13 TYLKO STUDENTÓW BRAK… 42 MRËCZK 14 IZABELLA TROJANOWSKÔ – MÓJ PÒZDRZATK 43 BARAN ZA CZEROWNICĄ 15 TALENT I ŻËCÉ PÒSWIÃCA KASZËBÓM 44 ŚŁANTA, ŚŁANTA JI PO ŚŁANTACH! 17 ANDRZEJU – SPIJ W ÙBËTKÙ! 45 CO Z TIMA ÒWCAMA? 18 AMBASADOR POMORZA 47 SZMAKANIÉ ROZMAJITOSCË 20 AMBASADÓR PÒMÒRZÉGÒ 48 TAM, GDZIE KRES 22 POMORSKIE ANTYPODY 51 ÒSTÔWÔ W PAMIÃCË 25 MORSKIE CORSO (CZĘŚĆ 6) 52 Lektury 58 Klëka 27 ZAWSZE Z POLSKĄ W SERCU (CZĘŚĆ 1) 64 WYSPA WIECZNEGO NIESZCZĘŚCIA 66 Wiérztë. Łisk i Warmòwskô 31 BËŁO WSTID Ò TIM GADAC! Z Wandą i Władisławã Prangama gôdô Eùgeniusz Prëczkòwsczi 67 TUSK KÒCHÓNY 33 ÙCZBA 18. KASZËBSKÔ STOLËCA 68 WSZËTKÒWIÉDZÔ PËLCKÒWA 29 Red. Red. Matéùsz Bùllmann, Róman Drzéżdżón Natalia Zofia Czapiewska Z Natalią Zofią Czapiewską rozmawia Dariusz Majkowski Artur Jabłońsczi Eùgeniusz Prëczkòwsczi Red. Krzysztof Korda Tłom. Bòżena Ùgòwskô Andrzej Hoja Jacek Borkowicz Roman Robaczewski SZKIC DO PORTRETU MACIEJA KILARSKIEGO (CZĘŚĆ 2) Jolanta Justa Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch POMERANIA STËCZNIK 2013 Ryszard Struck Kazimierz Ostrowski Tłom. Ludmiła Gòłąbk Tomasz Żuroch-Piechowski Andrzéj Bùsler, tłom. Katarzëna Główczewskô rd Ana Glëszczëńskô Zyta Wejer Dariusz Majkòwsczi P.D. Lesław Furmaga Karolëna Serkòwskô Jerzy Samp Tómk Fópka Rómk Drzéżdżónk Od redaktora Małe ojczyzny wzbogacają ojczyznę wielką i wzbogacają też olbrzymią symfonię świata. Bylibyśmy w nim zagubieni, gdyby nie ten klucz, który zabieramy z domu. Tak mówił w 1989 r. ks. Janusz Stanisław Pasierb, którego Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie ogłosiło patronem roku 2013. Człowiek świetnie znający różne kraje, ich kulturę, zabytki, literaturę nigdy nie zapominał o tym, że bez pomorskich korzeni nie byłby sobą. Apelował, aby to, co pomorskie i kaszubskie, widzieć w kontekście ogólnoeuropejskim. Warto w tym roku przypominać sobie jego słowa. W „Pomeranii” na pewno w najbliższych numerach Pasierbowej myśli nie zabraknie. Dla naszego pisma ten rok będzie wyjątkowy. Mija 50 lat od czasu, kiedy ukazał się pierwszy numer „Biuletynu Zrzeszenia Kaszubskiego”, którego „Pomerania” jest kontynuatorką. Przez ten czas na naszych łamach pojawiło się wielu dziennikarzy, uczonych, literatów. Byli wśród nich m.in. Lech Bądkowski, Józef Borzyszkowski, Tadeusz Bolduan, Edward Breza, Bolesław Fac, Stanisław Janke, Wojciech Kiedrowski, Janusz Kowalski, Anna Łajming, Kazimierz Ostrowski, Maria Pająkowska, Wiktor Pepliński, Stanisław Pestka, Jan Piepka, Hanna Popowska-Taborska, Edmund Puzdrowski, Edmund Szczesiak, Jerzy Treder, Jan Trepczyk, Izabella Trojanowska i wielu innych. O tym, jak zamierzamy obchodzić tę rocznicę, szerzej piszemy na stronie 8, natomiast pierwszą widoczną – jubileuszową – zmianą, którą dostrzeżecie Państwo po otwarciu pisma, są kolorowe strony. Na razie jest ich zaledwie szesnaście, ale wierzymy, że z czasem ich przybędzie. Pierwszym prezentem z okazji zbliżającego się jubileuszu było dla nas zwiększone zainteresowanie z Państwa strony. Grudniowy numer rozszedł się jak ciepłe bułeczki. Z całego nakładu zostało w redakcji tylko 50 egzemplarzy na potrzeby naszego archiwum. W porównaniu z grudniem ubiegłego roku liczba naszych Czytelników zwiększyła się o ok. 50%. Dziękujemy! Dariusz Majkowski Zaprenumeruj nasze pismo na 2013 rok – otrzymasz ciekawą książkę. Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny sa cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2013 roku otrzymają jedną z atrakcyjnych książek. Listę pozycji do wyboru prezentujemy w tym numerze na stronie 8. Książki wyślemy we wrześniu 2013 roku. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 27 31, e-mail: [email protected] • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: [email protected] REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Danuta Pioch (Najô Ùczba) Karolina Serkowska (Klëka) Maciej Stanke (redaktor techniczny) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Wiktor Pepliński Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Katarzyna Główczewska Ludmiła Gołąbek Karolina Serkowska Bożena Ugowska Wolnoć Tomku w swoim domku... W Kaszubskim Parku Krajobrazowym chaos budowlany jest wyjątkowo widoczny. KPK to najbardziej „zabudowany” park z siedmiu wchodzących w skład Pomorskiego Zespołu Parków Krajobrazowych. Dlaczego? Z pewnością inwestorów przyciągają walory krajobrazowe tych terenów. Nie bez znaczenia jest też bliskie położenie aglomeracji gdańskiej i bardzo wysoki, w skali kraju, przyrost naturalny na tym obszarze. De gustibus non disputandum est? Od wieków dom symbolizował bezpieczeństwo i swobodę. Angielski odpowiednik tytułowego przysłowia, czyli My home is my castle, jeszcze dobitniej pokazuje, że własny dom jest dla nas swego rodzaju twierdzą, w której można się ukryć i gdzie nie trzeba zważać na ogólnie przyjęte w społeczeństwie normy. Rozpatrując dom wyłącznie jako budynek, możemy stwierdzić, że wolność ta jest wyrażana m.in. poprzez wybór projektu domu, koloru elewacji czy dachówek. Niestety, coraz częściej rezultatem tych – z pozoru w pełni osobistych – wyborów jest znaczna dewastacja krajobrazu, głównie pod względem wizualnym. Trudno dyskutować z czyimś poczuciem smaku, ale czy rzeczywiście gusta nie podlegają krytyce? Krajobraz kaszubskiej wsi poddawany jest ciągłej dewastacji już od kilkunastu lat. Popularne stały się krzykliwe kolory elewacji i dachówek. Można też zauważyć nadmierne rozczłonkowanie brył budynków i związane z tym wielokierunkowe łamanie dachów, wynoszenie piwnic ponad teren czy podwyższanie domów o kolejną kondygnację, przez co budynek zatraca swoje proporcje. Z łatwością można dostrzec tego typu dziwadła, przemierzając tzw. Drogę Kaszubską. Takie widoki szczególnie szokują, gdy obiekty są usytuowane z dala od zwartej zabudowy wsi, na terenach zielonych, bo wtedy znacznie bardziej rzucają się w oczy. Warto też zwrócić uwagę na gabaryty współczesnych domów. Czasami trudno uwierzyć, że są to domy jednorodzinne. Wybiórcza świadomość regionalna Poza dewastacją krajobrazu niepokojący jest też zanik tradycji budownictwa. Obiekty wznoszone są na podstawie typowych projektów opracowywanych w innych regionach i powszechnie stosowanych w całym kraju. Coraz częściej powstają domy o architekturze podmiejskiej, willowej, lub osiedla domków jednorodzinnych odbiegające od charakteru wsi kaszubskiej. Architekt Tadeusz Chrzanowski, pracujący przez wiele lat w zarządzie KPK, słusznie stwierdził (w poradniku Budujmy zachowując krajobraz), że „nie chodzi o budowanie kopii dawnego budownictwa. Chodzi o to, aby współczesne domy miały swój wdzięk i duszę, aby nie pogarszały walorów krajobrazowych, harmonizowały z otoczeniem i zachowaną dobrą zabudową”. Dlaczego tak się dzieje? Nie sposób wymienić jednej, głównej przyczyny. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na tożsamość regionalną, wciąż jeszcze nie do końca rozwiniętą u członków lokalnej społeczności. Możemy mówić o wybiórczej świadomości regionalnej – mieszkańcy głośno deklarują przywiązanie do języka kaszubskiego, folkloru, ale już do tradycji budownictwa – nie. Wpływ na to ma zapewne brak nagłośnienia tej tematyki w społeczeństwie. PROJEKT I WYKONANIE OKŁADKI Maciej Stanke WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 DRUK Grupa Plus Sp. z o.o. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania artykułów oraz zmiany tytułów. Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim, zgodną z obowiązującymi zasadami, odpowiadają autorzy i tłumacze. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. Fot. SK 2 POMERANIA STYCZEŃ 2013 POMERANIA STËCZNIK 2013 3 LISTY PÒDRECHÒWANIA Co gorsza, w szkołach nie mówi się najmłodszym o ważności dorobku kulturowego i o istocie dobrego zagospodarowania przestrzeni wokół nas. Nie wiadomo, czy uda się zmienić podejście obecnego pokolenia do tych zagadnień. Trzeba się więc postarać, aby przyszłe pokolenie było w pełni świadome swoich korzeni i miało poczucie estetyki. Młodokaszëbskô ùczba Decydują pieniądze? W związku z niezaprzeczalną atrakcyjnością tych terenów pojawia się też problem z inwestorami spoza regionu, których urzekły malownicze krajobrazy Kaszub i postanowili wybudować dom (domek letniskowy) na terenie parku. Najczęściej nie są zainteresowani dziedzictwem kulturowym obcej im małej ojczyzny. W konsekwencji tego powstające obiekty charakteryzują się nadmierną komplikacją formy i zbyt dużą ilością wzbogaceń, będących wyrazem ich zamożności, ale jednocześnie nieznajomości lokalnej tradycji. Rozpatrując problem budownictwa w KPK, należałoby też wziąć pod uwagę względy ekonomiczne, którymi kierują się firmy projektanckie i inwestorzy. Dlaczego mieszkańcy nie chcą budować w tradycyjnym stylu? Inwestorów odstraszają przede wszystkim droższe materiały budowlane i problem ze znalezieniem odpowiednich fachowców. Dodatkowe kłopoty pojawiają się przy wyborze projektu. Wciąż mało jest dostępnych gotowych projektów, a projekty indywidualne są dużo droższe. Lokalne biura projektanckie nie zajmują się projektowaniem takich domów, dlatego że nie ma na nie popytu. Powstaje błędne koło. Tak więc brak poczucia tożsamości regionalnej, to nie jedyna przyczyna tego chaosu. Nie buduję tylko dla siebie Nieefektywna polityka prawna to kolejny, najbardziej złożony, aspekt tego problemu. Od 2004 roku, czyli od czasu, kiedy Plan Ochrony Parku stracił ważność, zarząd parku nie sprawuje kontroli nad nowo powstającą zabudową. Teraz jego rola sprowadza się do opiniowania projektów zabudowy, ale jego sugestie i zalecenia i tak nie są prawomocne. Nie wszystkie też projekty trafiają do parku przed ich ostatecznym zatwierdzeniem. Zarząd parku nie ma zatem narzędzi prawnych, żeby skutecznie zapobiegać dewastacji krajobrazu. 4 Fot. SK Fot. SK O „być albo nie być” kaszubskiej społeczności rozstrzygać będą przede wszystkim dwie wartości: język i architektura – powiedział Brunon Synak podczas jednej z konferencji poświęconych tej tematyce. Najważniejsze jest to, żeby zrozumieć, że krajobraz jest „dobrem wspólnym”, więc inwestycja, której podejmuje się jeden człowiek, dotyczy wszystkich mieszkańców, bo wszyscy jesteśmy odbiorcami krajobrazu. Także turyści przyjeżdżający licznie każdego roku w te okolice. Mieszkańcom, w dużej części utrzymującym się z turystyki, powinno zależeć na tym, aby powstające obiekty budowlane dobrze komponowały się z przyrodą i swoją brzydotą nie przyćmiewały jej walorów – czyli tego, co przyciąga turystów. Trzeba zrobić wszystko, żeby widoczny w Kaszubskim Parku Krajobrazowym egoizm budowlany (buduję tylko dla siebie!) nie zapanował na dobre. W przeciwnym razie ucierpią wszyscy. Sławina Klimowicz POMERANIA STYCZEŃ 2013 Skùńcził sã rok 2012, chtëren w Zrzeszenim jesmë ògłosëlë Rokã Młodokaszëbów. Dlô wiele z nas, nôleżników i lubòtników KPZ, bëła to bëlnô leżnosc do òdkrëcô bògactwa, jaczé òstawilë pò sobie Młodokaszëbi, i sygniãcô do niegò. Bòkadnosc tëch dobrów òkôzała sã pòdskôcënkã, natchnienim do òrganizacji rozmajitëch pòdjimiznów. Drãgò je wëmienic wszëtczé wëdarzenia, chtërne bëłë sparłãczoné z Rokã Młodokaszëbów, jaczé ùdbałë so i zjiscëłë partë i klubë Zrzeszeniô, jinstitucje kùlturë i szkòłë. Mòżemë równak wspòmnąc chòcle niechtërne. Taczim wôżnym wëdarzenim bëło wëdanié czile pòpùlarizatorsczich pùblikacjów (np. Młodokaszubi. Szkice biograficzne, prôca przëszëkòwónô przez prof. J. Bòrzëszkòwsczégò i prof. C. Òbracht-Prondzyńsczégò, czë zebróné tekstë Jana Karnowsczégò wëdóné pt. Aleksander Majkowski. Wspomnienia – listy – uwagi. Bëłë téż sczerowóné do dzecy i młodzëznë kònkùrsë wiédzë ò Młodokaszëbach (np. w Kòscérznie abò w Przedkòwie), zrëchtowóné òstałë wëstôwczi pòswiãconé pòstacjóm i jinstitucjóm tegò Towarzëstwa, kònferencje i seminaria, jaczé òdnôszałë sã do programòwi mëslë i ùtwórstwa Młodokaszëbów (m.jin. w Chònicach i Gduńskù). Bëłë ùfùndowóné abò òdnowioné i òdkrëté tôfle na wdôr Młodokaszëbów (np. w Bëtowie). W lokalnëch i regionalnëch gazétach (taczich, jak „Dziennik Bałtycki” czë „Pomerania”) ùkazywałë sã artikle, chtërne przëbliżałë program Młodokaszëbów. XIV Zjôzd Kaszëbów òdbéł sã w Sopòce – miesce òsoblëwie sparłãczonym z dzejanim Towarzëstwa, bò tam w 1913 r. kòl dzysdniowi szas. Monte Cassino jegò nôleżnicë stwòrzëlë i prowadzëlë pierszé w historii Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczé. Samą roczëznã Towarzëstwa Młodokaszëbów – stolecé jegò ùsadzeniô – jesmë przëbôczëlë 22 zélnika ò 7 wieczór, pòtikającë sã w môlach sparłãczonëch z pòstacjama twòrzącyma na pòczątkù POMERANIA STËCZNIK 2013 Swiãcenié Rokù Młodokaszëbów w Chònicach. Òdj. Maciej Stanke XX w. tã òrganizacjã (m.jin. w Brusach, Bëtowie, Céwicach, Chònicach, Gduńskù, Kartuzach, Kòscérznie, Kòsôkòwie, Pelplënie, Piôsznicë, Sopòce, Strzelnie, Szpãgawskù, Sztutowie, Szëmôłdze, Tëchòlë, Wejrowie). Wiele z naju pòd cëskã tëch rozmajitëch ùdbów doszło w kùńcu do swiądë, że nie dô sã zrozmiec dzysdniowégò kaszëbsczégò regionalizmù bez pòznaniô ùróbkù i mëslë lëdzy, co twòrzëlë młodokaszëbską rësznotã. Ta młodokaszëbskô ùczba historii, w chtërny jesmë brelë ùdzél w 2012 r., sczerowała naje bôczenié na karno kaszëbsczich (pòmòrsczich) ksãdzów, prawników, doktorów i ekònomistów, jaczi przed I swiatową wòjną twòrzëlë, w cãżczich czasach, w Niemiecczim Cesarstwie, kaszëbską (pòmòrską) kùlturã. Je nadzwëkòwim zjawiszczã, że na przełómanim XIX i XX w. biédnô – nié blós ekònomiczno – kaszëbskô spòlëzna bëła w sztãdze wëtwòrzëc intelektualną regionalną elitã spòsobną do ambitnëch dzejaniów pòdjimónëch w rozmajitëch dzélach pùblicznégò żëcô. Przez swòjã òrganizacyjną robòtã i przez wërażanié sebie w artisticznym ùtwórstwie Młodo- kaszëbi òdkrëlë dlô eùropejsczi kùlturë kaszëbsczégò dëcha, przedstôwiając jegò bòkadnosc i mòżlëwòscë. Z młodokaszëbsczi ùczbë wëchôdô téż wôżnô swiąda, że ni mòże sã zamëkac w òbrëmienim wôrtnotów i dobrów wëprôcowónëch przez pòprzédné pòkòlenia. Ùszłota mòże bëc wôżnym zdrzódłã pòdskôcënków, wcyg żëwim i twórczim mòdłã, równak sama ze se nie je gwarancją przińdnotë. Ta òstatnô mùszi bëc dërch na nowò sztôłtowónô przez tëch, co twòrzą najã spòlëznã, przez nas. W ùróbkù Młodokaszëbów, tegò nôwôżniészégò w dzejach kaszëbsczi rësznotë pòkòleniô, wrosłé są równak taczé wôrtnotë, jak wiérnota tradicyjnym pòmòrsczim cnotóm, chtërne mògą rozëmno pòczerowac dejowima dzejaniama Kaszëbów-Pòmòrzónów i zrëszëc naje ùtwórczé spòlëznowé zaangażowanié. Te wôrtnotë twòrzą dzysô dëchòwą kaszëbską tożsamòsc. Prowadzą òne i zmòcniwają naji w drodze do wëzwaniów przińdnotë, téż w 2013 r. Łukôsz Grzãdzëcczi Przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô 5 Wyłowione z sieci poradnia.pwn.pl, 8.01.2007 Język czy gwara? Pytanie internauty: Czy język kaszubski jest dialektem, czy oddzielnym językiem? Docierają do mnie sprzeczne informacje na ten temat. Proszę o rozstrzygnięcie. Odpowiedź: Przystępuję do pisania odpowiedzi ze świadomością, że pytanie nie dotyczy poprawności językowej, lecz spraw nie do rozstrzygnięcia wyłącznie na gruncie językoznawstwa. Z góry więc zastrzegam, że zdania: „kaszubski jest (nie jest) językiem, bo tak odpowiedzieli w Poradni PWN” nie będą zdaniami rozstrzygającymi istniejące spory. Na gruncie prawnym sprawa jest oczywista, bo w Ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym z 6 stycznia 2005 r. napisano (w art. 19): 1. Za język regionalny w rozumieniu ustawy, zgodnie z Europejską Kartą Języków Regionalnych lub Mniejszościowych, uważa się język, który: 1) jest tradycyjnie używany na terytorium danego państwa przez jego obywateli, którzy stanowią grupę liczebnie mniejszą od reszty ludności tego państwa; 2) różni się od oficjalnego języka tego państwa; nie obejmuje to ani dialektów oficjalnego języka państwa, ani języków migrantów. 2. Językiem regionalnym w rozumieniu ustawy jest język kaszubski. Ustawowy zapis bynajmniej nie rozstrzygnął sporów, które od z górą stu lat toczone są w kręgach językoznawców, publicystów, socjologów, historyków, polityków i wielu zwykłych obywateli. Tzw. „kwestia kaszubska” w polskich kręgach językoznawczych nie wydaje się zamknięta. Kto chce się zapoznać z jej historią, niech sięgnie na przykład do ksią- 6 żek o języku: Kaszubszczyzna / Kaszëbizna, red. Edward Breza, Opole 2001, Język kaszubski. Poradnik encyklopedyczny, pod red. Jerzego Tredera, Gdańsk 2002, czy będącego za „dialektalnością” kaszubszczyzny Witolda Mańczaka O pochodzeniu i dialekcie Kaszubów, Gdańsk 2002 oraz do znakomitej rozprawy socjologicznej Cezarego Obracht-Prondzyńskiego Kaszubi: między dyskryminacją a regionalną podmiotowością, Gdańsk 2002. (...) Użyto już wielu argumentów językowych i pozajęzykowych, opartych na analizie faktów i demagogicznych. Nadal dla różnych ludzi mowa Kaszubów jest: 1) językiem (literackim z własnymi dialektami) – bo istnieje oryginalna literatura i przekłady m.in. Biblii, Kubusia Puchatka i bajek Kryłowa, prasa, radio i Kaszubska Wikipedia, 2) językiem regionalnym, 3) mikrojęzykiem literackim, 4) etnolektem, 5) językiem in statu nascendi, 6) regiolektem, 7) dialektem (języka polskiego), 8) gwarą. Podsumowując: niezadowalające są odpowiedzi typu: „jest i nie jest zarazem” lub „w Gdańsku jest, a w Krakowie nie”. Proponuję więc lekturę tekstu Aleksandra Labudy „Jãzëk czë gwara” (pol. Język czy gwara), napisanego po kaszubsku. [W cytowanym tekście był link do gadki Labudy]. Artur Czesak, IJP PAN, Kraków forum.mlingua.pl (styczeń – marzec 2012) Kaszubi„wybili się na oficjalność” annamackiewicz Hej, chciałam w tym wątku poruszyć kwestię języka kaszubskiego i poznać Wasze zdanie. Jak myślicie, czy warto się go uczyć? Czy to dobrze, że został oficjalnie uznany za język, podczas gdy śląski nadal jest gwarą? Czy tablice dwujęzyczne, które można spotkać na terenie Kaszub, to przesada? soussan Moim zdaniem absolutnie nie. Analogicznie w Walii również mamy dwujęzyczność, a walijski nie jest jakimś bardzo popularnym językiem. Ale są dwujęzyczne tablice itd. Myślę, że kaszubski, jak każdy mało znany, ale istniejący i posiadający długą tradycję język, zasługuje na kultywowanie i ochronę. ttova Nie wiem, czy „warto się go uczyć”, ja osobiście nie zamierzam ;) Ale dla językoznawców zapewne jest interesujący i widziałam podręczniki, więc na pewno uczyć się go da. A co do opi- nii – Kaszubi bardzo mi zaimponowali tym wybiciem się na oficjalność. I fajnie, że reszta Polski powoli się z tym godzi. Jesteśmy, jakby nie patrzeć, dużym krajem z piękną tradycją wielokulturowości i szkoda byłoby nadal na siłę promować homogeniczną wizję Polski, w której wszyscy wszędzie mówią jednym językiem i dokładnie tak samo. annamackiewicz Ja właśnie zaczynam się go uczyć, ale tak bardziej z ciekawości, a nie po to, aby go opanować, gdyż wydaje mi się to niemożliwe :) Kaszubskiego można się uczyć w szkołach oraz od tego roku ten język można studiować na Uniwersytecie Gdańskim. Ja mam takie wrażenie, że kaszubskim najbardziej interesują się zagraniczni językoznawcy – poznałam już 3 osoby z różnych stron świata, które badają ten język. W polskim środowisku wydaje mi się on jednak niedoceniany. Znam też kilka osób pochodzących ze Śląska, które nie mogą pogodzić się z tym, że kaszubski został uznany za język, a śląski nie. romapeperuda Rzeczywiście to trochę niesprawiedliwe, że kaszubski został uznany oficjalnie jako język, a tymczasem gwara śląska pozostaje nadal gwarą... ale gdyby śląski został uznany za język, z pewnością inne dialekty chciałyby również osiągnąć status języka. Z kolei znam bardzo dużo osób, które interesują się językami górno- i dolnołużyckimi. Zawsze bardziej pociąga nas to, czego możemy się dowiedzieć o innych krajach niż o własnym. EK2412 Osobiście nie znam kaszubskiego, chociaż gdy byłam mała, znalazłyśmy z siostrą w domu książkę Baśnie kaszubskie. Czytałyśmy je sobie z ciekawości. Z tego, co pamiętam, to częściowo dało się je zrozumieć, ale faktycznie język ten był trudny w odbiorze. Z tego, co pamiętam, bardzo różnił się od języka polskiego, więc chyba rzeczywiście trudno go nazwać jedynie gwarą. Moja siostra była kilka lat temu w wakacje na Kaszubach. Mówiła, że tym razem rozumiała jeszcze mniej niż kiedyś z tamtych baśni. :) Właściwie niczego nie rozumiała. Nie zajmowałam się nigdy językiem tego regionu, więc nie chcę się wypowiadać w kategoriach „na pewno”, itd. Wydaje mi się jednak, że nazwanie kaszubskiego osobnym językiem może wcale nie być przesadzone. paulina8901 Trudno mi jest się wypowiadać na ten temat, bo nie miałam POMERANIA STYCZEŃ 2013 zbyt dużej styczności z kaszubskim, ale chyba słysząc go, nie zrozumiałabym ani słowa. W gwarze jest czasem tak, że (znając język standardowy) coś tam zawsze zrozumiemy (chociaż śląski to też chyba byłby problem), więc chyba kaszubski zasłużył na [miano] „języka”. mtrend Rzeczywiście kaszubski ciężko zrozumieć, jeśli nie miało się nigdy z nim kontaktu :) W wielu miejscowościach na Kaszubach mieszkańcy w codziennych kontaktach między sobą porozumiewają się po kaszubsku. Natomiast do przyjezdnych (na szczęście) mówią po polsku. A dla tych, którzy nie mieli nigdy okazji posłuchać kaszubskiego, polecam Radio Kaszebe (można słuchać on-line) (http://www.radiokaszebe.pl/). Lecą tam również współczesne kaszubskie piosenki – nie tylko tradycyjne przyśpiewki :) zapytaj.onet.pl (31.10.2012 – 2.12.2012) Znacie kaszubski? Pochodzicie z Kaszub? Mo :]] Ja nie znam, uczę się od 3 lat w szkole, nic nie kumam. Pochodzę i mieszkam w stolicy Kaszub, ale nie czuję się kaszubianką i nie zadaję się z ludźmi mówiącymi po kaszubsku. Moje ulubione słowo to „jo” xD, a wasze? pandaaa Ja nie uczę się kaszubskiego, bo mieszkam na Śląsku, ale mam rodzinę na Kaszubach :) pink girlka Nie pochodzę z Kaszub, nie znam kaszubskiego, ale chyba w 1 klasie pani pokazywała nam tą piosenkę-elementarz kaszubski. kaszeba No jo, ja jistem z Kaszub, moga cie poduczyć, jestem wyżej Czerska. myszka 300 Mieszkam w Kartuzach – stolicy Kaszub, nie uczę się tego języka, nie rozumiem ludzi mówiących w tym języku, a szczególnie swojej babci (lol). Moje ulubione słowa, to buksy (spodnie), stryfle (skarpety) i jo (tego chyba nie muszę tłumaczyć xD RosarioOkotte Mnie kiedyś uczył Kaszubskiego kolega... Ale cholera zapomniało się. Ja ze Śląska. Konkretniej z Gliwic... Sorki, nie pomogę. Dixsa-san Ja jestem ze Śląska, więc znam jedynie gwarę śląską. misiulek kochany Ja jestem z Kaszub, umiem dobrze, jak masz jakieś kłopoty, to pisz. POMERANIA STËCZNIK 2013 Z dwutygodnika LISTY DO REDAKCJI Bë „Kaszëbë” Kaszëbom Redakcji ë „pismu” – jak nôwicy zamówień na „Kaszëbë”, bë pod każdą strzechą je czëtalë, bë o wszëtczim do Niej pisalë, bë wszëtcë Waji powôżalë! A wama, Wasce Redaktorze, wiele lëstów z ląde, morza ë cëdzych krajów! Wiele szczęsca dlô Waji ë wiele pocechë z „Kaszëbów”. A dlô czëtających naji ë Waji pismo – tëch pôrë postrówków slę jem, bë „Kaszëbë” je Kaszëbom przekôzale, ë lepszy Nowy Rok jima żëczële! Toczków Ksawer „Kaszëbë”, 1960, nr 2, s. 3 Szybciej budować (z rubryki Z Kaszub) W Kościerzynie, mieście liczącym 14 tys. mieszkańców, przychodzi na świat corocznie przeciętnie 800 niemowląt, związków małżeńskich zawiera się około 150. Nie dziwota, że w tej chwili 226 rodzin czeka na przydział mieszkania. (sp.) „Kaszëbë”, 1960, nr 4, s. 6 Dom czy walizka? (z rubryki Z Zaborów) W dniu 29 kwietnia 1959 roku kino objazdowe ostatni raz wyświetlało filmy w Kielnie. Od tego czasu, mimo interwencji Komitetu Gromadzkiego PZPR, mieszkańcy Kielna nie oglądali ani jednego filmu. Wielka świetlica, posiadająca doskonałą akustykę, „leży odłogiem”. Spodziewamy się, że w najbliższym czasie kino objazdowe zawita także do Kielna. Czersk jest starym, zabytkowym miasteczkiem, dobrze znanym z Zespołu Pieśni i Tańca „Kaszuby”. Troska niektórych mieszkańców o zabytkowy charakter miasta zdaje się za daleko sięgać. Tu i ówdzie spod cienkiej warstwy malatury frontowych ścian wyzierają różne niemieckie: „Goldwaren”, „Lederwaren”, „Blumengeschafty” itd., pamiętające chyba jeszcze czasy pruskie. Dom mieszkalny nie może być podobny do walizki, tym piękniejszej i cenniejszej, im więcej oblepionej etykietami różnych hoteli i miejscowości zagranicznych. (A.N.) „Kaszëbë”, 1960, nr 2, s. 4 (Zb.S.) „Kaszëbë”, 1960, nr 3, s. 4 Czekamy na kino (z rubryki Z Kaszub) Uroczy salon (z rubryki Z Kaszub) Jest jedna piękna sala w kościerskim ratuszu. Świeżo wymalowane ściany, boazerie, łukowe żyrandole, perski dywan i dębowe meble. Za przyjemność posiedzenia w tym pokoju śliczne kościerzanki płacą dozgonną wiernością. Tylko sala ślubów może tak wyglądać. (sp.) „Kaszëbë”, 1960, nr 4, s. 6 Wieś na końcu (z rubryki Z Kaszub) W Bytowie w ubiegłym roku plan zbiórki na szkoły Tysiąclecia został wykonany w 148 proc. Natomiast chłopi w powiecie wykonali plan zaledwie w 50 proc. Słabo, przyjaciele… Hugonoci w Słupsku (z rubryki Z Ziemi Słowińców) Kto wie, że na Pomorzu Zachodnim do niedawna była znaczna kolonia Hugonotów francuskich? Otóż po r. 1721, uchodząc przed prześladowaniami francuskimi, w Szczecinie a także na Ziemi Słowińców osiedliło się wiele rodzin francuskich. W Słupsku i okolicy rozpowszechniła się np. rodzina Bolduanów, pochodząca od generała francuskiego de Bolduan. Drugą, bardziej zniemczoną rodziną francuską byli Reimani w Klukach. Pierwsza rodzina na ziemi słupskiej przetrwała do r. 1945, natomiast Reimani mieszkają w Klukach do dnia dzisiejszego. (g) „Kaszëbë”, 1960, nr 4, s. 6 (g) „Kaszëbë”, 1960, nr 4, s. 6 7 50 LAT „POMERANII” UWAGA PRENUMERATORZY! Podobnie, jak w ubiegłym roku, także w tym nasi prenumeratorzy będą mogli otrzymać jedną książkę – tę, którą wybiorą z poniższej listy. Prosimy o wskazanie konkretnego tytułu do końca czerwca 2013 r.: • telefonicznie (nr 58 301 90 16), • mailowo ([email protected]) • za pośrednictwem poczty (Redakcja „Pomeranii”, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk). • Antologiô kaszëbsczi dramë. Spòd strzechë na binã • J. Borzyszkowski, C. Obracht-Prondzyński – Młodokaszubi. Szkice biograficzne • K. Ickiewicz – Kaszubi w Kanadzie • M. Kargul – Abyście w puszczach naszych szkód żadnych nie czynili… • J. Karnowski – Aleksander Majkowski. Wspomnienia – listy – uwagi • C. Obracht-Prondzyński – Zjednoczeni w idei. Pięćdziesiąt lat działalności Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego • 8 E. Pryczkowska, T. Wejer, D. Formela – W krôjnie Grifa. Téatrowé scenarniczi • To je słowò Bòżé. Lekcjonarz mszalny w języku kaszubskim • Literatura kaszubska. Materiały pokonferencyjne, pod red. Z. Zielonki NAJE NÔDGRODË Òsoblëwi rok, òsoblëwé planë Skrë wcyg padają Ju òd 50 lat „Pomerania” (na zôczątkù „Biuletyn Zrzeszenia Kaszubskiego”) rozkòscérzô miłotã do Pòmòrzô westrzód swòjich Czëtińców. Przódë nie bëło jich za wiele – „Biuletyn” wëchòdzył w nôkładze kòl 300 ekzemplarów, ale ju w 80. latach, czedë cządnik béł nômòcniészi, drëkòwónô nawetka do 4200 sztëk pismiona na miesąc. (…) Òrmùzd wëcygnął rãkã i spòd grobòwégò kamienia wëdobéł gôrsc prochù bòhaterów i sôł gò jak séwca seje zôrno na przëchòdné żniwa kù wschòdowi słuńca i zôchòdowi, kù nórtu i pôłniu. A proch szedł kù zemi, jak rôj gwiôzd, jak żôlącé skrë. A gdze spadła skra, tam wëtrisnął òdżin ze swiãti zemi i łącził sã z ògniã w płom. Aleksander Majkòwsczi, Żëcé i przigòdë Remùsa Jubileùszowi rok chcemë ùtczëc na rozmajiti ôrt. Zaczniemë òd tradicyjny ùroczëznë z leżnoscë wrãczeniô Skrów Òrmùzdowëch, na jaką ju terô serdeczno rôczimë wszëtczich lubòtników „Pomeranii”. Ò drobnotach tegò wëdarzeniô mdzemë infòrmòwac na stronie kaszubi.pl i w gromicznikòwim numrze najégò cządnika. Òb czas rokù jesz rôz pòtkómë sã z Czëtińcama òb czas ùroczëstégò nadaniô jedny z gduńsczich szaséjów miona wielelatnégò przédnégò redaktora „Pomeranii” Wòjcecha Czedrowsczégò. Ò nim, a téż ò czile jinëch zasłużonëch dlô najégò pismiona lëdzach, bãdzemë pisac w cządnikù. Na zôczątk bédëjemë tekstë ò pierszi redaktorce – Izabellë Trojanowsczi. Nie zabądzemë téż ò tëch, co nôdłëżi robilë dlô naji, jak Kristina Pùzdrowskô, chtërna jakno sekretéra redakcje abò zastãpca przédnégò redaktora pòswiãcyła „Pomeranii” 29 lat (1975–2003). Niewiele krodzy sparłãczony béł z najim cządnikã Stanisłôw Janke, nôleżnik redakcjowégò karna przez 25 lat (1980–2004). Nie chcemë w tëch wspòminkòwëch artiklach pisac historicznëch biogramów, ale przédno pòkazëwac lëdzy, jich miłotã do Pòmòrzô, codniową robòtã i to, jak òdbiérają jich ti, co mielë mòżlëwòtã z nima wespółrobic abò sã drëszëc. W nym jubileùszowim rokù chcemë téż wëdac ksążkã – w jedny pùblikacji zbierzemë 50 wôżnëch tekstów z „Pomeranii” z rozmajitëch lat. Bãdą to artikle, jaczé zmieniwałë Pòmòrzé abò kawle zwëczajnëch lëdzy, artikle, ò jaczich gôdało sã latama nié blós westrzód nôleżników Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Jeżlë równak nie chcemë, żebë na 50-lecym skùńczëło sã dzejanié najégò pismiona, brëkùjemë téż pòsobników tëch wiôldżich gazétników sprzed lat. Bãdzemë jich szukac òb czas dwùch latosëch zéńdzeniów dlô piszącëch pò kaszëbskù. Rôczimë na nie kòl 20 młodëch lëdzy, chtërny mają chãc zrobic cos dlô tatczëznë i rozwijac swój szëk do pisaniégò bëlnëch tekstów. A dlô tëch kąsk barżi ju zdrëszonëch z kaszëbsczim lëteracczim słowã rëchtëjemë z leżnoscë 50-lecô „Pomeranii” prozatorsczi kònkùrs. Na méstrów czekają dëtkòwé nôdgrodë i òtemkłi plac na jich tekstë w najim cządnikù. Jubileùsz bãdzemë téż mielë starã ùtczëc wëstôwkama i radiowima aùdicjama pòswiãconyma najémù cządnikòwi. Ò wszëtczim Czëtińcowie doznają sã z „Pomeranii”, stronë kaszubi.pl i rozmajitëch pòmòrsczich mediów. Jak je widzec, planë są bògaté, kò na 50 lat ni mòżna jinaczi… Red. POMERANIA STYCZEŃ 2013 Taczé skrë rok w rok Redakcjowé Kòlegium wespół z redakcją „Pomeranii” mô starã nalezc i ùczestnic. Wcyg dobri Òrmùzd seje na całim Pòmòrzim lëdzy, co rozmieją pòdskacëc w drëdżim człowiekù miłotã do tatczëznë, do robòtë, do pòswiãceniô swòjich talentów dlô jinëch. W 2012 rokù stojało przed nama nadzwëkòwò drãdżé zadanié, bò rozmajité òrganizacje i stowôrë zgłosyłë do Skrë Òrmùzdowi wnetka 20 kandidatów. I to prawie westrzód nich jesmë wëbrelë w demòkraticznym welowanim 6 dobiwców (a tak pò prôwdze 7, bò jedna Skra je latos dëbeltnô). Zafelało nama zgłoszeniów z bùtna Kaszub, ale dobrze wiémë, że i tam baro wiele je lëdzy, co mają so zasłużoné na nôdgrodã „Pomeranii”. Wszëtczich równak wëprzédnic w jednym rokù sã nie dô. Wierzimë, że latos tameczné partë Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i jiné môlowé òrganizacje zgłoszą nama wiele swòjich kandidatów i pôrã Skrów trafi na Kòcewié, na Żuławë, w Tëchòlsczé Bòrë… Do karna dobiwców òrmùzdowi nôdgrodë dołączają: Zbigórz Bëczkòwsczi – przédnik partu KPZ w Łãczëcach, chtëren wrócył w 2008 r. do dzejaniégò prawie dzãka wasce Bëczkòwsczémù. Òd 2010 r. mô òn starã ò wprowadzenié ùczbë kaszëbsczégò jãzëka do szkòłów – zaczął òd gminë Łãczëce, a pózni szedł na zôpôd. Latos m.jin. dzãka jegò robòce kaszëbizna docérô ju do szkòłów słëpsczégò krézu. Mô nagróné 4-jãzëkòwi film ò Kaszëbach: „Bëła, je, bãdze”. POMERANIA STËCZNIK 2013 Teréza Juńskô-Subòcz i Léna (pòl. Halina) Piekarek – nôleżniczczi partu KPZ we Gduńskù. Wastnô Teréza m.jin. òpisywô dzejanié kaszëbsczich pòspólnotów w stolëcë najégò regionu. Miała starã ò pòwstanié klubù KPZ w Matarni. Mô téż bëlné zasłëdżi dlô wprowadzeniô ùczbë kaszëbsczégò jãzëka w spòdleczny szkòle nr 82 w Klukòwie. Kaszëbską kùlturã rozkòscérzô téż w Dodomie Òpieczi Caritas w Òlëwie. Léna Piekarek òd 14 lat prowadzy Pòspólnotã Kaszëbów i Drëchów Kaszub przë kòscele NMP Różańcowi na gduńsczim Przëmòrzu. Òrganizëje wiele pielgrzimków i wanogów dlô Kaszëbów. Zawdzãcziwómë ji chòcle rézã do Wilna, òb czas chtërny kaszëbsczé tłomaczenié Pana Tadéùsza òstało zawiozłé do Mùzeùm m. Adama Mickewicza. Ana Miąskòwskô – nôleżniczka partu KPZ w Wiérzchùcënie. Òd 2001 òrganizëje Kònkùrs Kaszëbsczégò Wësziwkù dlô ùczniów spòdlecznëch szkòłów i gimnazjów. Rëchtëje téż pòkònkùrsowé wëstôwczi. Dzãka ji cãżczi robòce kònkùrs nen òbjimô nié leno Wiérzchùcëno i gminã Krokòwò, ale i wikszi dzél nordowëch Kaszub. Wastnô Miąskòwskô ùczi téż dzecë i młodzëznã kaszëbsczégò wësziwkù, mô starã przekazëwac wiédzã ò jegò historii. Paweł Nowak – ùdbòdôwôcz i artisticzny direktór Midzënôrodnégò Akòrdionowégò Festiwalu w Sëlëczënie, chtëren w 2012 òdbéł sã ju dzesąti rôz. Je wespółtwórcą kaszëbsczégò bicô rekòrdu w równoczasnym granim na akòrdionie òb czas Dnia Jednotë Ka- szëbów. Aùtór aùdicje „Jazz na akordeon”, chtërnã mòże słëchac w Radio Gdańsk, wespółtwórca kòscérsczégò mùzeùm akòrdionów, aùtór mùzyczi na platce z nôpiãkniészima kaszëbsczima bôjkama i łżónkama. Paweł Nowak je téż nôleżnikã wiele mùzycznëch projektów, np. Klezmoret, Milonga Baltica, Djangology. Elżbiéta Prëczkòwskô – nôleżniczka banińsczégò partu KPZ, szkólnô kaszëbsczégò jãzëka, pòétka, gazétniczka. Prowadzëła kaszëbsczi magazyn „Rodnô Zemia” w Telewizji Gdańsk, swòje dokazë pùblikòwała m.jin. w „Nordze”, „Stegnie”, „Pomeranii”. Je wespółaùtorką antologii kaszëbsczi dzecny pòézji Mësla dzecka. Latos, wespół z Dorotą Fòrmelą i Terézą Wejer, wëdała ksążkã z téatrowima scenarnikama W krôjnie Grifa. Wastnô Prëczkòwskô prowadzy téż fòlklorowé karno Mùlczi. Bòżena Ùgòwskô – nôleżniczka prezydium Radzëznë Kaszëbsczégò Jãzëka. Tłomaczi tekstë na kaszëbsczi, prowadzy kùrsë tegò jãzëka. Je wielelatną jurorką lëteracczégò kònkùrsu M. Strijewsczégò, a téż szkòłowëch i môlowëch kònkùrsów, m.jin. Rodny Mòwë i Czëtaniô Remùsa. Pòétka. Dzãka ji spòlëznowi robòce kaszëbsczégò jãzëka naùczëło sã wiele klerików z Wëższégò Dëchòwnégò Seminarium w Pelplënie, gdze prowadzy wëkładë i pòmôgô w dzejanim Klubù Sztudérów Kaszëbów Jutrzniô. Wszëtczim dobiwcóm winszëjemë! Red. 9 JÃZËK DLÔ KÒŻDÉGÒ JÃZËK DLÔ KÒŻDÉGÒ Nôùka kaszëbsczégò w XXI stalatim Dzysdnia ju rzôdkò ùczimë sã kaszëbsczégò jãzëka òd starszich. Zó to mòżemë sã gò ùczëc w szkòle – òd przedszkòlégò jaż pò wëższé ùczebnie. Kòmù jesz mało, mòże nacësnąc na knąpã pilota zdrzélnika, w jaczim naléze szkólnégò. Mòże téż kòmpùtrową mëszą pòsznëkrowac za ùczbama w jinternece. Kaszëbsczégò mòże sã ùczëc kòżden – nawetka zgnilc ë nen, chtërnémù felëje czasu. Mają ò to starã spiéwającô młodzëzna, Jeżik Trëker a nawetka Serb, co żëje na Kaszëbach. M AT É Ù S Z B Ù L L M A N N , RÓMAN DRZÉŻDŻÓN W jinternece to ùczbë szëkają chãtnëch Telewizyjné archiwa to dopiérze zôczątk tegò, co mòże nalezc w sécë. Na swòji jinternetowi starnie ùczbã prowadzy Tomôsz Fópka. Jegò jinicjatiwa zwie sã „Kaszëbsczé słówka jidą w główkã” ë pòlégô na codniowi pùblikacje słówków ze słowôrza Bernata Sëchtë. Do te je fòneticzny zapis, „Tómkòwi” przikłôd jegò ùżëcô w zdanim ë dolmaczënk na pòlsczi jãzëk. Ne ùczbë Tomôsz Fópka wstôwiô téż na pòpùlarnégò facebooka. Na 11 gòdnika pòjawiło so ju 116 partów nëch ùczbów, a mdze jich tëli, kùli sã dô – gôdô aùtór. Lëdze z taczi ùdbë są rôd i widzec to pò kôrbiónkach, jaczé pòjôwiają sã pò wstawienim pòsobnëch słowów. Tomôsz Fópka dostôwô téż wiele wiadłów na swój profil abò na mejla: Lëdze dzãkùją za nowé słowa. Proszą, żebë przesélac to na jich mejlowé kastczi. Nie jem w sztãdze. Temù pò nowim rokù na swòji starnie chcã ùprawic tzw. newsletter. Achtnienim ti robòtë je téż chòcle to, że tej-sej chtos „lajknie” jedno ze słówków. Kò mógł knypsnąc co jinégò. Pòstãpnym krokã mòże mdze wëdanié nëch ùczbów na platce abò w jaczim zesziwkù. Spiéwno a szpòrtowno Telewizje na Kaszëbach bédëją swòje programë na tak zwónëch platfòrmach kablowëch, do chtërnëch je dostãp w kòżdim môłim ë wiôldżim gardze a ju téż w niejedny wikszi wsë. Chcemë chòcbë wzyc telewizjã Teletronik (TVT) z Kôłpina kòl Kartuz. Bédëje òna program prowadzony przez Eùgeniusza Prëczkòwsczégò, gdze rodny mòwë ùczi sã… spiéwającë. Kòżden part programù pòzwónégò „Spiéwné Ùczbë” zaczinô sã – jak sã słëchô przë taczim titlu – òd kaszëbsczi spiéwë. Dlô nëch, co nie rozmieją pò kaszëbskù, są pòlsczé nôdpisë. Przez to ùczący sã pòznôwô nowé słówka a wié, jak zbùdowóné są zdania. Dali je gôdka młodëch aktorów a grósc doradów òd wastë Preczkòwsczégò. Sygnie le sadnąc wigódno w zeslu a wzérającë ë słëchającë, namikac kaszëbizną. Kąsk jinaczi wëzdrzi to w wejrowsczi Twòji Telewizje Mòrsczi (TTM). Tam młodi lëdze rëchtëją program „Gôdómë pò kaszëbskù”. Ju pò pôrã sekùndach je widzec, że jegò wôrtnotą je szpòrt. Wikszi dzél aùdicje to scenczi na rozmajité témë. Czãsto są to parodie nadôwónëch przez òglowòpòlsczé stacje programów ôrtu: „Rozmowy w toku”, „Surowi rodzice”. Pòstacëje, jaczé wëstãpùją w aùdicje, zwią sã m.jin. Witk Tobacznik czë Józef Parchatnik. Je téż nórcëk, w chtërnym ùczimë sã, jak czëtac ë pisac pò kaszëbskù, a téż gra- 10 maticzi. Nen dzél prowadzy „jãzëkòznajôrz” dr Jeżik Trëker. Drãdżé słowa ë zwrotë tłomaczoné są na pòlsczi jãzëk. Telewizyjné programë, chòc pò kablowi sécë nie wszãdze mògą duńc, mają dosc tëli òbzérników. Jak gôdają jich aùtorzë – je to widzec chòc w mejlach, co przëchôdają do redakcjów. Lëdzóm przede wszëtczim widzy sã to, że naju program je szpòrtowny – pòdsztréchiwô Adóm Hébel z TTM – a nas ceszi, że przë smiéchù mògą sã czegòs naùczëc. Nie felëje téż kriticzi. Nôwicy òbzérnikòw je procëm germanizmóm. Chcemë, żebë program béł jak nôbarżi prôwdzëwi, aùtenticzny. Dlôte ùżiwómë w nim jãzëka, jaczi na co dzéń czëjemë w najim òkòlim – òdpòwiôdô Hébel. Dlô tëch, co ni mają kòl se doma kablowëch telewizjów, nick straconégò. Archiwalné partë kaszëbsczich aùdicjów mòże nalezc w jinternece. Ùczbë nié le dlô swòjińców… Swòjã ùczbã na facebookù prowadzy badéra kaszëbsczégò jãzëka dr Duszan Pażdżersczi, jaczi pòchôdô z Serbie. Pra- POMERANIA STYCZEŃ 2013 POMERANIA STËCZNIK 2013 Òdjimczi z programù „Gôdómë pò kaszëbskù” w Twòji Mòrsczi Telewizji. wie dlô swòjich domôków wemëslił tã ùdbã i pòzwôł „Кашупска реч за данас” (Kaszëbsczé słowò na dzysô). Słówka, jaczé trôfiają na starnã, są wëbiéróné przë leżnoscë rëchtowaniô przez niegò kaszëbskò-serbsczégò słowôrza. Zaùwôżajã wszelejaczé jinteresującé wërazë baro pòdobné do serbsczich, a chtërnëch ni ma w pòlsczim; taczé, jaczé stanowią òglowòsłowiańską spùscëznã. Jô chcôł je pòkazac mòjim znajomim. Jak dodôwô badéra, mia to bëc barżi rozkòscérzanié jak ùczba, ale słówkama zajinteresowało sã dosc wiele lëdzy, tak Serbów, jak Kaszëbów i Pòlôchów, z czegò wëchôdają dosc bëlné kôrbiónczi. Na kùńc ùszłégò rokù béł nawetka ògłoszony kònkùrs na „kaszëbsczé słowò rokù”. Jinternaùcë mòglë wëbierac z nëch bédowónëch przez Duszana Pażdżersczégò. (Na czas pisaniô tegò artikla nie bëłë jesz znóné wëniczi.) Ùczba kaszëbsczégò wkół nas… Kaszëbsczi jãzëk, mòżna rzeknąc, że je ju wszãdze. Òkróm ùczbów, ò chtërnëch bëło wëżi, są téż jiné, „codniowé”. Kò corôz wicy słówków je wkół nas. Nalezc je mòże chòcbë na tôflach z pòzwama wsów a miast, w zachãcbach, w hańdlowëch ceńtrach, w jôdnëch kôrtach w gòspòdach a w wiele jinszich môlach. Kò przez bëtnosc kaszëbiznë w codniowim żëcym namikómë nią, kòdëjemë jã w pòdswiądze. Ùczimë sã ji… nié ùczącë sã. Ùczba kaszëbsczégò w sécë • Spiéwné Ùczbë: http://www.teletronik.tv • Gôdómë pò kaszëbskù: http://www.telewizjattm.pl • Kaszëbsczé słówka jidą w główkã: www.fopke.pl • Кашупска реч за данас: www.facebook.com/dusanvladislav.pazdjerski 11 45-LECIE TORUŃSKIEJ POMORANII 45-LECIE TORUŃSKIEJ POMORANII zorganizowanym przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie w Gdańsku 19 i 20 października. Czekamy na kolejne tego typu przedsięwzięcia, które mogą zaktywizować młode pokolenie. To był dobry czas, ale... Przez ostatni rok byliśmy bardzo aktywni, ale trzeba zaznaczyć, że to zasługa zaledwie siedmiu osób. Organizowaliśmy wycieczki po Pomorzu, spotkania filmowe, warsztaty, wystawę, uczestniczyliśmy w konferencjach i seminariach. Wyprawy nie tylko pomorskie Motywem przewodnim sześciu wycieczek byli mennonici i osadnicy olęderscy, szukaliśmy miejsc, w których pozostały po nich ślady. Jak się okazało, niektóre cmentarze, budynki czy kościoły były dobrze zachowane, jednak większość takich obiektów można było odnaleźć tylko dzięki znajomości starych map i wiedzy okolicznych mieszkańców. Dwie pierwsze wyprawy odbyły się pod koniec 2011 r. do Wielkiej i Małej Nieszawki, Cierpic i Przyłubia. Byli z nami m.in. członkowie Studenckiego Koła Naukowego Historyków Kościoła. Celem kolejnej wycieczki – na którą wybraliśmy się wiosną 2012 r. – był cmentarz mennonicko-ewangelicki w Silnie. Podczas czwartej dotarliśmy na Żuławy, gdzie w Stogach Malborskich znajduje się największy w Polsce cmentarz mennonicki. Kwietniowa wędrówka zaprowadziła pomorańców do miejscowości na prawym brzegu Wisły: Cegielnika, Czarnych Błot, Zarośli Cienkich, Gutowa i Pędzewa. Ostatnia wyprawa odbyła się pod koniec maja, a jej trasa prowadziła z Bydgoszczy Łęgnowo do Solca Kujawskiego. Jednym ze współorganizatorów tych wycieczek był Michał Piotr Wiśniewski, który prowadzi stronę poświęconą cmentarzom innowierczym w województwie kujawsko-pomorskim i uczestniczy w renowacji zapomnianych nekropolii. Bardzo mu dziękujemy za współpracę. Projekcje filmów, referaty, konferencje... Podczas spotkań naszego klubu oglądaliśmy filmy o tematyce pomorskiej: „Blaszany bębenek” w reż. V. Schlöndorffa, „Weiser” W. Marczewskiego oraz „Miasto z morza” A. Kotkowskiego. Ponieważ wszystkie te dzieła są ekranizacjami 12 Europejska Noc Muzeów 2012: „Idylla kaszubska” – wystawa zbiorów klubu. Fot. N.Z. Czapiewska książek, po projekcjach rozmawialiśmy m.in. o zależnościach między literaturą a filmem. „Miasto z morza” było także podstawą do dyskusji nad obrazem Kaszubów w kinematografii. Na jednym z zebrań nasz opiekun naukowy, ks. prof. dr hab. Jan Perszon wygłosił odczyt o tożsamości kulturowej Kaszubów, a na następnym członek klubu Paweł Becker zaprezentował współczesne metody badań genealogicznych dla pomorskich rodzin mieszczańskich. Podczas Dnia Jedności Kaszubów pomorańcy spotkali się z toruńskim oddziałem ZKP – w karczmie Damroka mieszczącej się w XIX-wiecznej kaszubskiej chacie. Uznaliśmy, że w nielicznym gronie warto łączyć swoje siły. Toruńskie pomoranki, organizatorki warsztatów hafciarskich, o czym za chwilę, nie mogły nie wziąć udziału w konferencji FolkJo, która odbyła się w połowie czerwca w Redzie, ponieważ mówiono na niej m.in. o wpływie dizajnu na uwspółcześnienie pojęcia folkloru i o tym, czy odejście od ludowego postrzegania kaszubskiego wzornictwa może się przyczynić do zmiany wizerunku Kaszub. Reprezentacja toruńskiej Pomoranii uczestniczyła ponadto w seminarium POMERANIA STYCZEŃ 2013 Warsztaty hafciarskie i wystawa Jedną z najważniejszych imprez dla toruńskich pomorańców był kwietniowy XII Festiwal Nauki i Sztuki, podczas którego zorganizowaliśmy 4-dniowe warsztaty haftu kaszubskiego pn. „Kaszubskie podróże po płótnie i dziurze”. Zajęcia odbywały się w Muzeum Etnograficznym w Toruniu, którego pracownikom bardzo dziękujemy za pomoc. W pierwszym dniu warsztatów gościliśmy hafciarkę z Kaszub Danutę Niechwiadowicz. Podczas warsztatów uczestnicy – dzieci, młodzież i dorośli – mogli sprawdzić swoje siły przy igle i nitce, zapoznać się z historią i kulturą Kaszub, lepić wzory haftu kaszubskiego z plasteliny oraz kolorować motywy kredkami. Z okazji tegorocznej Europejskiej Nocy Muzeów Pomorania przygotowała w toruńskim Muzeum Etnograficznym wystawę „Idylla po kaszubsku”. Zaprezentowano na niej miłosne motywy haftu kaszubskiego (w tym szybki kurs haftowania), etno-dizajn, zagadki kaszubskie, teksty kaszubskie o zabarwieniu miłosnym oraz wiele innych atrakcji, m.in. można było układać wzór kaszubski z drewnianych klocków, co jak się okazało, wcale nie było łatwe. Jesienno-zimowe spotkania, projekty, marzenia W listopadzie klub zorganizował dwie wycieczki po zapomnianych toruńskich cmentarzach, by upamiętnić tych, którzy na nich spoczywają. Na kolejnym spotkaniu z filmem obejrzeliśmy „Ostatnią Wieczerzę” w reżyserii Sylwestra Latkowskiego. Przed projekcją prezes klubu wygłosiła odczyt o powieści Pawła Huellego „Ostatnia wieczerza”, w której nie brakuje nawiązań do Pomorza i Kaszub. A w grudniu obchodziliśmy jubileusz toruńskiej Pomoranii. Jak widać z powyższego opisu, w roku 2012 zrobiliśmy sporo. Podczas tegorocznego Festiwalu Nauki i Sztuki planujemy zorganizowanie Pomorskiej Nocy Literackiej. Marzy nam się jeszcze mała publikacja... Natalia Zofia Czapiewska POMERANIA STËCZNIK 2013 Tylko studentów brak… 8 grudnia 2012 r. Klub Studentów Pomorania w Toruniu uroczyście świętował 45-lecie powstania. Początki klubu sięgają grudnia 1967 r., a wśród jego założycieli i pierwszych członków byli m.in. Szczepan Lewna, Janina Borzyszkowska, Tadeusz Lipski, Ryszard Tusk, Felicja Baska. Opiekunem KSP jest ks. prof. dr hab. Jan Perszon. Z obecną przewodniczącą Natalią Zofią Czapiewską rozmawiamy o dzisiejszej sytuacji toruńskich pomorańców. Jak wygląda kondycja KS Pomorania w Toruniu 45 lat po jego powstaniu? Niestety, nie jest najlepiej. Robimy co prawda sporo, ale wszyscy aktywni członkowie Klubu są już na V roku studiów. Jeśli nie uda się nam zainteresować działalnością Pomoranii studentów młodszych lat, to istnienie toruńskiego klubu stoi pod znakiem zapytania. Póki co jesteśmy dobrej myśli i działamy, choć jest nas tak niewielu. Ale w końcu nie ilość się liczy, tylko jakość… Obawiasz się zatem, że 50-lecia nie będzie już komu świętować? Trochę tak. Między innymi dlatego przygotowaliśmy te obchody już teraz. Nie wiemy, co będzie za kilka lat, a toruńska Pomorania w swojej historii już kilkakrotnie zawieszała działalność. Poza tym taka uroczystość to dla nas świetna okazja do promocji. Zrobiło się o nas głośniej na uniwersytecie, w mediach… Liczymy, że dzięki temu kilka osób zechce zapisać się do klubu. Co robicie, żeby zachęcić studentów do wstępowania w wasze szeregi? Staramy się organizować ciekawe zajęcia, spotkania, wycieczki. Poza tym promujemy się w internecie, np. na Facebooku, gdzie mamy swojego fanpage`a. Czy pomimo sporej odległości od Kaszub właśnie ten region jest w centrum waszych zainteresowań? Warsztaty haftu kaszubskiego. Fot. N.Z. Czapiewska Oczywiście. Język, kultura i tradycje kaszubskie są bardzo interesujące i ważne, ale jako że przebywamy w Toruniu, to właśnie tu jest nasz punkt wyjścia. Szukamy w tym mieście śladów po Bądkowskim, Derdowskim, Karnowskim. Podczas naszych wycieczek poznajemy nie tylko Kaszuby, ale całe wielkie Pomorze. Czujecie wsparcie ze strony miejscowego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego? Tak, staramy się ściśle z nim współpracować, ale dużą pomoc świadczy nam również Zarząd Główny ZKP, nasi rówieśnicy z gdańskiej Pomoranii, koła naukowe z Torunia, tutejsze Muzeum Etnograficzne oraz władze Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Tak więc wsparcia nie brakuje z różnych stron. Brakuje studentów chętnych do pracy w klubie. Rozmawiał Dariusz Majkowski 13 50 LAT Z „POMERANIĄ” – PIERSZÔ REDAKTORKA 50 LAT Z „POMERANIĄ” – PIERSZÔ REDAKTORKA Izabella Trojanowskô – mój pòzdrzatk ARTUR JABŁOŃSCZI Napiszë ò wastnie Izabellë Trojanowsczi – rzekł do mie przédny „Pòmeranie”. Të jã dobrze znôl, wa razã robia przez cziles lat – dopòwiedzôl na zachãtã. Jô sã zgòdzyl. Leno czej przëszlo do napisaniô tegò tu tekstu, zacząn jem sã mëslec, że nie je prôwdą, jiże jô znôl Trojanowską. Gwës znôl jã Lech Bądkòwsczi, dlô chtërnégò bëla Najukochańszą (społecznie), mòże Frãc Fenikòwsczi, co czul sã pòddónym naszej pani Księżnej, mést Bòles Fac, chtëren jak sóm napisôl, bél pilnym uczniem Izy. Nié jô. Jesz czilenôsce lat dowsladë, czej jem pisôl ò ni do drëdżégò numra „Zsziwka”, zarô pò ji smiercë w 1995 r., bél jem gwësny, że bëlo jinaczi. Terô jô dozdrzenil ë wiém, że to òna rozsądzëwala, chto ë jak blëze ni móg bëc. Dlôte to, co naskòblã ò wastnie Ize, bãdze leno mòjim ò ni pòzdrzatkã. Sama przez calé żëcô? Je takô lëfórka karna Wãdzëbôczi, co òni w ni spiéwają Òna sama szla… Skądka aùtór nëch slów znôl Izabellã Trojanowską, tegò jô ni mògã wiedzec. A mòże to dô wicy taczich niastów? Ale sama przez calé żëcô? Òdkądka jô bél pierszi rôz w ji mieszkanim przë Warińsczégò we Wrzeszczu, na mësla, z kim wastnô Iza dzelëla nômniészé redoscë ë nôskrëtszé smùtczi swòjégò żëcégò, nie dôwala mie spòkòju. Kò doch nié z kaszëbsczim òwczarkã, co gò nazwala Bùrą, ë nié z Joką, ji òstatnym szczërzã. Czlowiekòwi mòcnémù, mądrémù, dzyrzczémù, chtëren z cekawòscë swiata zrobil swòjã nôwikszą barń, nie sygnie pies. Zrzeszeniowi lëdze cos tã wiedzelë do gôdczi… Mlodi gazétnicë lubią znac prôwdã. Gôdają, że ni ma glupëch pëtaniów. Tej w kùńcu, sedzącë w zeslu w „paradnicë” mieszkaniô na Warińsczégò z peperkùszkã w rãce, spitôl jem sã: Mielë wë czedës chlopa? Trojanowskô nawetka nie òdstawila tasczi w kaszëbsczé kwiatë z Lubianë, leno zaczãna pòwiadac, że bëla krótkò z jednym, ale òn kòchôl górë ë nartë, a òna mòrze ë żôgle, tej weslala gò ze 14 swòją kòleżanką na górską wanogã ë bél spòkój rôz na wiedno. Òd te czasu nie jem gwës, czë ni ma glëpasëch pëtaniów. Czej bëlë mlodima, wiele krëjamno (?) kòchalo sã w Ize. Lechù napisôl dlô ni dokôz Bajka o Starym Wróblu, chtërny w maszinopisu dôl ji w darënkù z dedikacëją: Dar – w ostatecznej formie – w Chmielnie, dnia 16.9.51 r., jako przyczynek do autobiografii LB. Wòjcech Czedrowsczi, jak przëniósl nã lëteracką miniaturkã na zéńdzeniô redakcjowéhò karna „Zsziwka”, przed wëdanim drëdżégò numra, pùscyl do naji òkò, kôzôl czëtac ë pòkazowôl na dedikacjã, co jã nazwôl skrycie suchą. Wiele lat pòtemù, na zéńdzenim pò mszi, co kòżdégò rokù òdprôwiô za dëszã Trojanowsczi ksądz infùlat Wieslôw Laùer, bëla gôdka ò wëdanim tegò wszëtczégò, co je òstóné w spòsobie pò Izabellë. Ale tej zôs chtos, mòże redaktór E. Szczesôk, a mòże redaktorka E. Górskô z Fùnduszu Stipendialnégò I. Trojanowsczi, a mòże jesz chtos, ze spùszczoną glową napòmknąn blós, że jak wëdawac, tej jednakò wszëtczégò nié. Iza bëla doch blëzkò z J.D., a ne jich lëstë… To doch nie je do pùblikòwaniô. Lëdze mògą nie zrozmiôc. Wëmôgala òd drëdżich ë òd se Cos jã gònilo wcyg… spiéwają Wãdzëbôczi. To jo, to je ò ni. Chùtkò żëla. Bëlo ji wszãdze fùl, wszëtkò brëkòwala wiedzec, wszãdze wsadzëc swój pąkt. Lubila bëc z mlodima, żebë jich ùczëc, ale dëcht nié blós pò to. Òni dôwalë ji mòc do codniowi robòtë. Gònila jich czasã òd rëna do nocë pò calëch Kaszëbach ë gôdala: nôprzód Kaszëbë, nôprzód robòta, a czej sã òbrobita, tej pùdzeta na ùcechã. Czë w tim bëlo cos nadzwëczajnégò? Kò mòże nié, leno chto gôdôl, że wastna Iza bëla nadzwëczajnô? Wëmôgala òd drëdżich ë òd se. Blós taczi Kaszëbi są. Że nie bëla Kaszëbką? Z krwie ë gnôta nie bëla. Swiądã miala. Wikszą jak niejeden rodzony. Nie wiém, czë tak bëlo czedës téż, ale w ji òstatnëch latach bëla zarô nerwés, czej cos jã mialo òdcygac òd kaszëbsczi robòtë. Mier`zelo jã, czej më mlodi òbzéralë sã za dzéwczãtama abò czej Talent i żëcé pòswiãca Kaszëbóm chcelë jesmë sã ju żenic. Chòc jak bél mùsz, a czlowiek przëszedl do ni jak do czlowieka pògadac, przestôwala mùr`zëc sã ë pòmôgala wszëtczima swòjima mòcama. Wiele ë rozmajiti doznalë òd ni pòmòcë. Stôri gduńszczónie, Damroka Majkòwskô, Anna Łajming, Aleksander Labùda, Józef Cenôwa, Wladzia Wiszniewskô, Hana Òstrowskô ë ji sąsôdzë z Dzéwczi Górë. Mie dwa razë rëtala żëcô. Rôz, czej przëszlo sã dosc chùtkò żenic ë jô brëkòwôl robòtë, a drëdżi rôz, czej jô jachôl w lëstopadnikù na wanogã sztudérów do Petersbùrga. Czejbë nié ten prôwdzëwi kòżëch z òwczi skórë, co jô gò òd ni tej dostôl, mòże jô bë tã nawetka zamiôrzl… Skądka òna miala ne wszëtczé ruchna, chtërnyma òbdzélala pól Kaszëb? Do kùńca czuwala nad wszëtczim. A scenarnik do òstatny swòji „Rodny Zemi” pisala w bòlnicowim lóżkù. Robila to, co chcala robic Czë to czasã ne Wãdzëbôczi nie pisalë ò ni: Òna chcala cągle jic…Trojanowskô nie robila niczegò dlô gwôsny wigòdë. Robila to, co chcala robic. Mëslã, że prawie temù bëla wiedno pò dobri starnie. W 1956 w redakcëji pismiona „Kontrasty” ë czej pòwstôwalo Kaszëbsczé Zrzeszenié tã téż, w 1963 przë nôrodzenim cządnika „Pomerania”, w marcu 1968 pòd gduńsczim Żakã, w zélnikù 1980 z ekspertama Solidarnoscë, chtërny razã z Bądkòwsczim wëmikalë sã czasã ze Stocznie nad renã na kaszëbską prażnicã ù Trojanowsczi, w latach 1980–1983 jakno przédniczka Òglowégò Zarządu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, w 1990 w gduńsczi telewizje przë programie „Rodnô Zemia” ë na sztót jakno zastąpiôczka direktora TVG. Hôwele, taczi móm pòzdrzatk na wastnã Izã. Mògã jesz pòdac nôlepszą definicjã zjawiszcza pòd nazwanim Izabella Trojanowskô. Napisôl jã Bòleslôw Fac: „Solidarna z przyjaciółmi, gotowa do wsparcia zagrożonych, nie zważająca na własne bezpieczeństwo, ostrzegająca naiwnych przed popełnieniem głupstwa”. Artikel je napisóny w bëlacczi òdmianie kaszëbiznë. POMERANIA STYCZEŃ 2013 21 łżëkwiata 2013 rokù minie òsmënôsce lat òd smiercë Izabellë Trojanowsczi. Òb ten czas wërosło ju całé pòkòlenié mieszkańców naszi kaszëbsczi zemi, chtërny òna – jak je napisóné na ji grobie na gduńsczim Srebrziskù – pòswiãca swój talent i żëcé. EÙGENIUSZ PRËCZKÒWSCZI Pò tëli latach nie je ju letkò dokładno przëbôczëc so nawetka chwile, chtërne miałë wiôldżé wpłiw na pózniészé żëcé. Kò dlô mie to prawie wastnô Izabella bëła na zôczątkù mòji warkòwi drodżi gazétnika. To nôwicy ji ùdbë i pòdpòwiescë sprawiłë, że òdeszedł jem czësto òd inżinérny stegnë, a òddôł sã do kùńca gazétnictwù, przede wszëtczim telewizyjnémù. Przez to dërch mògã łączëc dzejanié dlô ùmiłowóny Tatczëznë z warkòwą robòtą. Najô przigòda z telewizyjnyma ùczbama Jak to sã zaczãło? Tu wôrt sygnąc pò wspòmóżkã. Mòże nią bëc np. wspòmink pt. „Lata mijają”, jaczi jô ògłosył krótkò pò pògrzebie Izabellë Trojanowsczi w drëdżim numrze pismiona „Zsziwk”. W tim numrze je zachòwónëch wiele drobnotów z ji żëcégò i robòtë (wiôlgô w tim zawdzãka jinszégò Stolema, Wòjcecha Czedrowsczégò), téż to, co dzejało sã na Dzéwczi Górze kòle Gôrcza, dze mia swòjã chëcz, w chtërny rôd òb lato biwała. W tim wspòminkù czëtómë: Tak bëło i pòd kùńc zélnika 90 rokù, czej jakno sztudéra pò drëdżim rokù Gduńsczi Pòlitechniczi zaszed jem tam, prowadzącë ùczãstników òbòzu adaptacyjnégò [òrganizowónégò przez Klub Sztudérów Pòmòraniô, chtërnégò przédnikã béł tedë Heronim Kùcharsczi z Czerska – EP]. Bëło to mòje pierszé zéńdzenié z Wastną Izą. [Tak pò prôwdze czile razy rëchli më sã ju widzelë, le na òficjalnëch zrzeszeniowëch ùroczëznach, a dopiérze na Dzéwczi Górze pierszi rôz doszło do gôdczi i wespółprôcë]. Przez głowã mie bë wnenczas nie przeszło, że bądze òno miało tak wiôldżé znaczenié dlô dalszégò mòjégò dzejaniô. Skòrno le skùńcził sã òficjalny dzél, POMERANIA STËCZNIK 2013 Wrãczenié stanicë partu KPZ we Gduńskù. Gòzdze wbijają, òd prawi: Feliks Bòrzëszkòwsczi, Édmùnd Kamińsczi, Kazmiérz Òstrowsczi, Izabella Trojanowskô, Bruno Synak. Do ksãdżi wpisywô sã Barbara Rezmer. Òdj. ze zbierów familii Prëczkòwsczich pòdczas chtërnégò Wastnô Iza òpòwiedza nóm ò Zrzeszenim Kaszëbskò-Pòmòrsczim, wzãła mie na stronã i wespół z drëchã Sztefanã Rambiertã przedstawia swòjã ùdbã robieniô lekcëjów kaszëbsczégò jãzëka w «Rodny Zemi», chtërny trzecé, mòże czwiôrté, wëdanié prawie co le sã ùkôzało. Pò naszi rozmòwie bëła gwësno zadowòlonô a jesz barżi, czej za pôrã niedzél ùdóno nagrelë jesmë, w studiu gduńsczi telewizji, pierszi dzélëk lekcëjów. Wëstąpia w nim téż Kasza Czedrowskô (Anka), chtërny kùńsztowny spòsób przińdzeniô do ti rolë zasługiwô na òsóbny wspòmink. Tak jem pisôł dëcht pò ji smiercë w 1995 rokù. Chcemë tej dzys dopòwiedzec, że drãgò bëło nalezc dzéwczã do tëch ùczbów. Próbë pòdjãté bëłë z czile dzewùsama – pamiãtóm, że jedno miało nôzwëskò Bòrzëszkòwskô – le równak nick z tegò nie wëchôdało, bò ze znajo- mòscą kaszëbsczégò bëło westrzód nich dëcht marno. Tekstë pisôł Eùgeniusz Gòłąbk – bëlny znajôrz kaszëbiznë. Razã z nim i Markã Cëbùlsczim – në i wastną Izą – bëłë te próbë prowadzoné. Kùreszce, czej jem miôł ju na tëli ùdostóné zaùfanié, jem zabédowôł, że sóm nalézã pasowné dzéwczã. Wnenczas bëła tradicjô jeżdżeniô pòmòrańców na zabawë do Rëmi. Prawie takô sã zbliżała. Jacha na niã téż Kasza Czedrowskô (córka znóny dzejôrczi Wandë). Sprawã ùczbów z bëlnym skùtkã jem ji przedstawił w tuńcu. Në i tak zaczãła sã mòja przigòda z telewizyjnyma ùczbama, chtërna dérowa w „Rodny Zemi” przez szesnôsce lat. Przewinãło sã przez te lekcje cziledzesąt młodëch lëdzy, w tim téż môłé dzôtczi, jaczé dzys dali prowadzą ùczbë kaszëbsczégò, le ju w TV Teletronik. 15 PÒŻEGNANIA 50 LAT Z „POMERANIĄ” – PIERSZÔ REDAKTORKA Pòspólnô robòta przë „Rodny Zemi” Òd te pierszégò zéńdzeniô mòje wespółdzejanié z wastną Izabellą bëło baro bòkadné. Tej-sej béł jem w ji chëczach we Wrzeszczu na Warińsczégò. Mieszkôł jem le kilométer dali w akademikù na Traùgùtta. Wiele razy më wespół ùkłôdelë tematë do pòsobnëch dzélëków „Rodny Zemi”. Ju w séwnikù pòjawiła sã w programie relacjô z głosnëch òżniwinów w Swiónowie, jaczé më młodi – jakno karno „Tatczëznë” – rëchtowelë. Pòtemù, w rujanie, béł téż materiał ò sami „Tatczëznie”. Béł to mój pierszi wëstãp w telewizji, jesz przed ùczbama, jaczé rëszëłë z pòczątkã lëstopadnika. Wastnô Iza czãsto téż robiła zéńdzenia w szerszim karnie, na chtërnëch téż biwelë Zbiszk Jankòwsczi, Gòłąbk, Cëbùlsczi, Kasza i pózniészi lektorzë ùczbów, jaczi dochôdelë z kòżdim rokã. Dzes na pòczątkù 1991 rokù do „Tatczëznë” doparłãcził Artur Jabłońsczi. Czej na zymkù tegò rokù Trojanowskô pòprosa mie, żebëm przëszedł czëtac tekstë lektorsczé w programie abò nalôzł kògòs do te, wskôzôł jem òd razu Artura, z chtërnym jô wnet zaszedł do ji chëczi. Tak zaczãła sã jegò droga przë „Rodny Zemi”. Przekôza nóm swòje doswiôdczenié, wiédzã i ùczbã Dwa lata pò pierszim z nią zéńdzenim zôs jem prowadzył òbóz, tą razą jakno przédnik Pòmòranii. I zôs jeden z jegò przëstónków béł na Dzéwczi Górze. Westrzód nômłodszich pòmòrańców bëła téż Ela Réter, chtërnã jô zabédowôł do ùczbów, bò tej bëłë ju w nich sztërë òsobë. Pisanié tekstów nôleżało ju tej do mie. Ela sã baro ùwidza wastnie Ize. Zaczãła jã brac na zdjãca. Pò nastãpnëch dwùch latach „Rodnô Zemia” pòkôza nasz slub, a na wieselim w Łątczënie ji redaktorka bawiła sã razã z małżeństwã swòjich dzénnikarsczich nastãpników. To przede wszëtczim w Elë Trojanowskô widza przińdną redaktorkã programù. Gwësno nie mësla, że stónie to sã tak flot. W „Zsziwkù” òsmënôsce lat temù jem pisôł tak: Pôrã dni przed latosyma Jastra- 16 E. Prëczkòwsczi przemôwiô nad trëmą Izabellë Trojanowsczi. Ceremòniã prowadzëlë: ks. infùłôt Wiesłôw Laùer, ks. prał. Mikòłôj Samp i ks. Waldemar Naczk. Òdj. ze zbierów familii Prëczkòwsczich ma òdwiedza nas w naszi nowi sedzbie we Wrzeszczu [më przez sédmë lat mieszkelë dzãka dzejôrzowi kaszëbsczémù, dr. Januszowi Kòwalsczémù, w jegò mieszkanim przë Grunwaldzczi 3]. Czej jem przëjachôł z mòji rëmsczi robòtë (przë szukanim chtërny mia téż swój ùdzél), Wastnô Iza mia ju òbezdrzóné mieszkanié i nie ùkriwa zadowòleniô z faktu, że mómë bezpieczny dak nad głową. Z ti miłi gòscënë òsta nama pò Ni wspaniałô i wôrtnô pamiątka – ceramicznô aùtosztatura Léóna Nécla. Jednakò malineszkô je ji wôrtnota w pòrównanim z doswiôdczenim, wiédzą i ùczbą, jaczé Wastnô Iza za żëcégò nóm przekôza. Za to mdzemë Ji wdzãczny na wiedno. Zgódné aktiwné dzejanié w gduńsczim parce KPZ Wspòmink pisóny béł pò smiercë Izabellë Trojanowsczi. Doticził leno dzénni- POMERANIA STYCZEŃ 2013 karsczégò wespółdzejaniô. Równak téż wiele robòtë bëło w spòlëznowi rësznoce. Na pòczątkù lat 90. Trojanowskô corôz barżi nie bëła rôd z dzejaniégò niechtërnëch przédników KPZ. Òsoblëwie na sercu leżôł ji part we Gduńskù, z chtërnym bëła zrzeszonô òd lat. W 1992 rokù bëłë wëbòrë. Jô prawie miôł zdóné przédnictwò w Pòmòranii. Tej zachãcywa mie, żebë wëstartowac w wëbòrach do zarządu gduńsczégò partu. Na przédnika przez ùstãpùjącé przédnictwò rëchtowónô bëła Alina Cenôwa. Izabella Trojanowskô równak chcała zmianë. Trzeba nadczidnąc, że òna ju wnenczas corôz lepi widza, że dzejanié w Zrzeszenim mùszi bëc òpiarté na drżéniu kaszëbsczim. Wiedza dobrze, że jãzëk je fùńdameńtã. Òficjalno przëznôwa rëcht młodim z „Tatczëznë”; i żlë chòdzy ò status jãzëka, i téż w sprawie refòrmë pisënkù. Temù zresztą tak baro dba, żebë w „Rodny Zemi” bëło corôz wicy kaszëbiznë, chòc sama doch nie rozmia gadac pò kaszëbskù. Tej ùdbała so zachãcëc Zbiszka Jankòwsczégò, żebë wëstartowôł na przédnika. Do kùńca ta kandidatura bëła trzimónô w krëjamnoce. Zbiszk równak, chòc béł dosc swiéżi wnenczas w dzejanim zrzeszeniowim, dobéł w wëbòrach. Wastnô Iza sama weszła do zarządu, a jô téż. Zbiszk zabédowôł Alinie Cenôwie fùnkcjã wiceprzédnika, co z pierwsza òna przëjãła, ale wnet òdstąpia czësto òd dzejaniô, tak że na przełómanim lat 1992/1993, na wniosk przédnika Zbiszka, jô stôł sã – wierã téż za namòwą wastny Izë – wiceprzédnikã partu we Gduńskù. Zaczãło sã pòspólné i zgódné aktiwné dzejanié. Bëłë snôżé zéńdzenia òpłatkòwé ù ks. Mikòłaja Sampa we Wrzeszczu, bëłë partowé zabawë, co wiedno kąsk dëtka dlô partu przëniosłë, bëłë baro rozwinioné tej Lëdowé Taleńtë, kùreszce bëło wprowôdzanié kaszëbiznë do liturgii Kòscoła we Gduńskù. To prawie tej – w maju 1993 – zaczãłë sã msze pò kaszëbskù w kaplëcë kòscoła sw. Jana, chtërne są tam do dzys. Òkróm sukcesów bëłë téż i trudné chwilë, jak ùmercé drëcha Marka Krankòwsczégò, në i w òstatnym rokù ti kadencji, wastny Izabellë. Mie przëszło jã żegnac na smãtôrzu w miono karna realizatorów „Rodny Zemi”, Zbiszk zrobił to jakno przédnik partu, a òd całi òrganizacji pòżegnôł jã ji przédnik Jan Wërowińsczi. POMERANIA STËCZNIK 2013 Andrzeju – spij w ùbëtkù! Zark przëkrëła czôrno-żôłtô fana, chtërna zeszła do grobù na wiedno. Żegnałë gò ùrmë lëdzy. Westrzód nich bëlë nôblëższi i dalszi krewny, sąsadze, drëszë i znajemny, różańcowé róże i nôleżnicë KPZ ze sztërzema stanicama. Niosłë je delegacje z Żukòwa, Kòlbùdów, Swiónowa i z Banina. Òdj. ze zbiorów E. Prëczkòwsczégò Andrzéj Krefta – nôleżnik zarządu partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Baninie – ùmarł niespòdzajno 6 gòdnika, dëcht pò snôżi ùroczëznie sparłãczony z promòcją platczi karna Młodzëzna, w chtërnym spiéwô jegò syn Patrik. Przez czile dni w chëczach Ùmarłégò béł òdmôwióny różańc. Na scanie dërch wisa czôrno-żôłtô fana i szal z nôpisã „Wiedno Kaszëbë”. Zrëchtowónô bëła téż piãknô pùstô noc zakùńczonô piesnią „Kaszëbskô Królewô”, chtërna òsta téż zaspiéwónô òb czas pògrzebòwi mszë, na jaczi òba czëtania i mòdlëtwë wiérnëch bëłë pò kaszëbskù. Pògrzebòwą mòwã wëgłosył Eùgeniusz Prëczkòwsczi, chtëren rzekł m.jin.: „Lubòtny Andrzeju! W taczi chwilë Twòje żëcé – tak niespòdzajno – dobiegło swòjégò kùńca, czej jesz w ùszach brzmiałë kaszëbsczé słowa miłosnëch piesni i historia Kaszëbów, jaczi wëjachelë dalek, za wiôlgą wòdã, i z baro daleka gôdają do nas: »Wiedno Kaszëbë«, chtërne tak głãbòk bëłë téż w twòjim sercu. Twòje òdińdzenié stôwô sã tej dlô nas symbòlã tëch wôrtoscy i téż testameńtã – zadanim nama òstawionym tu na zemi do czasu, czej sã znôwù spòtkómë na niebiesczich wiżawach. Niech Ce Matka Bòskô Niepòkalanie Pòczãtô i Królewô Kaszëb w Swiónowie wëprosy ù Bòga wieczné mieszkanié w niebie. Spij w ùbëtkù!”. red. 17 ROK KSIĘDZA JANUSZA STANISŁAWA PASIERBA ROK KSIĘDZA JANUSZA STANISŁAWA PASIERBA To ziemia Chrystusa… Janusz Stanisław Pasierb był człowiekiem niezwykle otwartym, odrzucającym nacjonalizmy i ksenofobie. Kochał zarówno Kociewie, jak i Kaszuby, czego nawet 20 lat po jego śmierci nie potrafią zrozumieć niektórzy regionaliści na Kociewiu, cenzurując jego niżej cytowaną wypowiedź (tzn. usuwając z niej nazwę regionu-sąsiada). Pasierb napisał przed laty: „Galilejska uroda Kociewia i Kaszub, lato na Kaszubach z cieniami białych masywnych obłoków, wędrujących po wzgórzach, nad polami z dojrzewającym żytem, nad jasnymi kartofliskami, nad ciemnymi lasami, jeziorami rozsypanymi jak rybie łuski, nad łubinami krzyczącymi z radości! Tylko Toskania może stanąć obok tej uśmiechniętej ziemi. I jak tu nie wierzyć, że jest to ziemia Chrystusa, który po niej chodził i został ukrzyżowany na Kalwarii Wejherowskiej, dokąd z pobożnym weselem szło się na Wniebowstąpienie z pielgrzymką z Redy. To oczywiste, że w Pucku obchodzi się odpust na św. Piotra i Pawła, bo Piotr z towarzyszami rybaczyli przecież na Zatoce (…), a Matka Boska mieszka w Swarzewie, dokąd pielgrzymowałem w deszczu na 8 września. Apostołowie zresztą to dwanaście wielkich głazów na plaży w stronę Rzucewa (…). Piękny kaszubski świat…” Bogdan Wiśniewski, długoletni prezes, a obecnie wiceprezes oddziału kociewskiego ZKP w Pelplinie, piewca Pasierba, w piśmie oddziałów kociewskich wnioskujących o nadanie rokowi 2013 miana Pasierba stwierdził w nawiązaniu do powyższego cytatu: „Takich wypowiedzi pełnych poetyckiego spojrzenia na świat i umiłowania pomorskiej ziemi, kultury, historii i tradycji znajdziemy u Pasierba bez liku. Świadczą one i jeszcze o tym, że był ks. Janusz St. Pasierb swoistym ambasadorem Pomorza, dostrzegającym jego niezwykłą i skomplikowaną historię, bogatą i różnorodną tradycję oraz znaczącą rolę w dziejach Polski i Europy”. Ambasador Pomorza K R Z Y S Z T O F KO R DA* Czym kierowała się Rada Naczelna Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, obierając patronem Pasierba? Po kaszubsku nie mówił, ale jak pokazał w swojej twórczości, miłość do małej ojczyzny można wyrazić, także nie znając tego języka. Potwierdza to Medal im. Bernarda Chrzanowskiego „Poruszył wiatr od morza”, który otrzymał od Kaszubów za „twórczość kształtującą duchowe oblicze Kaszub i Pomorza”. 18 Europa Środka w miniaturze Patron roku 2013 zachwycał się pomorskim genius loci, pisał: „Patrząc na Kaszuby, na Pomorze, na Gdańsk nie można nie dostrzec, że tutaj się zawarła jakaś tajemnica tej części globu. To jest jakby Europa Środkowa w miniaturze, Europa Środka. I w ogóle Europa, która POMERANIA STYCZEŃ 2013 POMERANIA STËCZNIK 2013 i dziś musi żyć nec temere, nec timide, pomiędzy kolosami”. Kim był Pasierb dla jemu współczesnych? Wybitny pisarz, historyk, poeta, eseista. Obecny w wielu ważnych momentach historii, np. na przerwanym wprowadzeniem stanu wojennego Kongresie Kultury Polskiej, a także na II Kongresie Kaszubskim w 1992 roku. Urodził się w 1929 roku w Lubawie (jego rodzice byli nauczycielami). Pięć lat później rodzina Pasierbów przeprowadza się do Tczewa. Po maturze w tutejszym liceum rozpoczął studia w seminarium w Pelplinie, ukończył je w 1952 roku. Wikarym był tylko w dwóch parafiach: w Grudziądzu i w Redzie. Jednak w jego twórczości przewinie się także wiele innych pomorskich miejscowości, które bliskie były jego sercu i które podziwiał. W 1957 roku obronił doktorat na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie na podstawie rozprawy o malarzu Hermanie Hanie. Następnie studiował archeologię, historię sztuki i patrologię w Rzymie (obronił doktorat z archeologii) i na Uniwersytecie Kantonalnym we Fryburgu (w Szwajcarii). Wiele podróżował, zwłaszcza po obu Amerykach, Afryce Północnej i Bliskim Wschodzie. Od 1963 był wykładowcą na ATK w Warszawie i w seminarium w Pelplinie. Habilitację uzyskał na Uniwersytecie Warszawskim. W 1972 nadano mu tytuł profesora nadzwyczajnego, a 10 lat później zwyczajnego. Był członkiem wielu polskich i zagranicznych organizacji kościelnych i świeckich, m.in. Komisji Episkopatu ds. Sztuki Kościelnej, Papieskiej Komisji Ochrony Dziedzictwa Artystycznego i Historii Kościoła, Komitetu Nauk o Sztuce Polskiej Akademii Nauk, oraz wielu, wielu innych. Niedobrze jest kochać abstrakcje Nagradzany był także przez swoich (o czym już wspomniałem) m.in. w 1989 roku Medalem Bernarda Chrzanowskiego „Poruszył wiatr od morza”. Nagrodę wręczał prezes ZKP Józef Borzyszkowski. Ksiądz Pasierb wypowiedział wówczas słowa nawiązujące do znaczenia małej ojczyzny: „Dziękuję za motywację tej nagrody, tego medalu, jaką odczytuję z wygłoszonego tu werdyktu Kapituły. Zrozumiałem, że o to chodziło, by to, co bliskie, znamionować tym, co uniwersalne. Żeby widzieć Kaszuby i Pomorze w kontekście już nie tylko polskim, ale i europejskim. Ale polskim przede wszystkim. Zbliżać to, co nasze i małe, ku temu, co wielkie, nie pozwalając temu, co małe, bezkształtnie się rozpłynąć. Małe ojczyzny uczą żyć w ojczyznach wielkich, w wielkiej ojczyźnie ludzi. Kto nie broni i nie rozwija tego, co bliskie – trudno uwierzyć, żeby był zdolny do wielkich uczuć w stosunku do tego, co wielkie i największe w życiu i na świecie. Chcąc uzyskać obywatelstwo Szwajcarii, trzeba najpierw zostać obywatelem jakiejś szwajcarskiej gminy. Wielka w tym jest mądrość. Niedobrze jest kochać abstrakcje. Skupiając się na tym, co bliskie i nieduże, mamy jakąś pewność, że starczy nam na to serca, że to jest miłość na naszą miarę. I mamy jeszcze jedną szansę, lekcję życia, wynikającą z faktu, że to, co niewielkie, co nie rozciąga się bez granic, musi rosnąć w głąb i wzwyż. Tak rozwijają się korzenie, tak wznoszą się ku niebu gałęzie i liście i jest w tym jakaś nadzieja na owoce”. Jak świętować rok Pasierba? Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie przewiduje wiele możliwości. Pasierb był księdzem, poetą, miłośnikiem sztuki, pisarzem, historykiem, kochał Kaszuby, Kociewie, Pomorze. Można popularyzować go na wiele sposobów. Pojawiły się propozycje uwrażliwienia młodych ludzi i zwrócenia ich uwagi 19 ROK KSIĘDZA JANUSZA STANISŁAWA PASIERBA na historię sztuki w specjalnym konkursie polegającym na sfotografowaniu zabytków z ich wsi czy miast, z najbliższej okolicy. Obecnie jest wiele możliwości poznawania w ten sposób historii sztuki. Z jednej strony następują bowiem rewitalizacje miast, przywracające blask budynkom publicznym, a z drugiej strony remontuje się prywatne budynki, wymienia zabytkowe okna, dociepla bloki i kamienice, przykrywając je styropianem bądź niszcząc zabytkowe elewacje. Uchwycić te zmiany i chronić zabytki może również młodzież, chcemy ją uwrażliwić na piękne detale, na sztukę, jakiej przykłady można znaleźć także blisko domu. W Pelplinie odbędzie się kolejny, już XVIII Pomorski Festiwal Poetycki im. Ks. Janusza St. Pasierba. Organizuje go Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych w Pelplinie, Liceum Ogólnokształcące im. ks. Janusza St. Pasierba i Miejski Ośrodek Kultury w Pelplinie. Zespół Szkół Ekonomicznych w Tczewie – kolejna szkoła imienia Pasierba – już zapowiedział opracowanie szlaku Pasierbowego, który można będzie poznać na przykład podczas wakacyjnych wędrówek. Będą mniejsze i większe wydarzenia. Samorząd Tczewa zobowiązał się do odnowienia tablicy w domu przy ulicy Lecha 5, w którym mieszkał ksiądz Pasierb. Zrzeszeńcy z Grodu Sambora marzą o zorganizowaniu koncertu organowego ku jego czci w XIII-wiecznej farze, w kościele, do którego podążał przed laty chłopiec z ulicy Lecha: Janusz Stanisław Pasierb. Chcemy promować twórczość Pasierba poprzez wystawę objazdową, która powinna trafić nie tylko do miejscowości z nim mniej lub bardziej związanych, takich jak: Tczew, Pelplin, Żarnowiec, Reda, Grudziądz, Kartuzy, Jastarnia, Gdańsk, Kamień Pomorski czy obecna w jego twórczości Tymawa nieopodal Gniewu. Będziemy o nim mówić podczas sesji popularnonaukowych oraz spotkań w oddziałach. Kreatywność Pomorzan nie zna granic, więc myślę, że zapowiada się wiele innowacyjnych, interesujących inicjatyw. *Autor jest wiceprezesem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego odpowiedzialnym za sprawy Kociewia. Fotografie ze zbiorów Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tczewie. 20 ROK KSÃDZA JANUSZA STANISŁAWA PASERBA Ambasadór Pòmòrzégò Co czerowało Radą Naczelną Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, że za patróna przëjãła Paserba? Pò kaszëbskù nie gôdôł, ale swòjim ùtwórstwã pòkôzôł, że miłotã do môłi tatczëznë mòże wërazëc nawetka bez znajomòscë ji jãzëka. Pòcwierdzenim na to je Medal m. Bernarda Chrzanowsczégò „Pòrësził wiater òd mòrza”, jaczi òtrzimôł òd Kaszëbów za „ùtwórstwò sztôłtëjącé dëchòwą skarniã Kaszëb i Pòmòrsczi”. K R Ë S Z T O F KÒ R DA* To zemia Christusa... Baro òtemkłi, òdrzucający wszelejaczé nacjonalizmë i ksenofòbie – taczim człowiekã béł Janusz Stanisłôw Paserb. Tak samò kòchôł Kòcewié, jak i Kaszëbë, czegò niechtërny regionalistowie na Kòcewim ni mògą zrozmiôc jesz 20 lat pò jegò smiercë, skòrno cenzurëją jegò wëpòwiésc, przëwòłóną niżi (co òznôczô, że wëcynają z ni pòzwã regionu-sąsada). Paserb wiele lat temù napisôł: „Galilejskô snôżota Kòcewiégò i Kaszëb, lato na Kaszëbach z céniama biôłëch, stolemnëch blónów, wanożącëch grzëpama, nad pòlama z dozdrzeliwającym żëtã, nad jasnyma bùlwiskama, nad cemnyma lasama, jezorama rozsëpónyma jak rëbié szëpë, nad lëpinama òd redotë krzikającyma! Leno Toskaniô mòże stanąc kòle ti ùsmiechniãti zemi. I jakże tu nie wierzëc, że je to zemia Christusa, chtëren chòdzył pò ni i òstôł ùkrziżowóny na Wejrowsczi Kalwarii, na chtërnã chòdzëło sã na Wniebòwstąpienié z pòbòżnym rozredanim z pielgrzimką z Rédë. Równo jawernym je to, że w Pùckù òbchôdóny je òdpùst sw. Piotra i Pawła, kò doch Pioter z drëchama rëbaczëlë na Hôwindze (...), a Matka Bòskô mieszkô w Swôrzewie, dokądka jô w deszczu piel- grzimòwôł na 8 séwnika. Zresztą apòstołowie to téż dwanôsce gromistëch kamów na pieglëszczu w stronã Rzucewa (...). Ùrzékający kaszëbsczi swiat...” Bògdón Wisniewsczi, wielelatny przédnik, a terô wiceprzédnik kòcewsczégò partu KPZ w Pelplënie, lubòtnik ùtwórstwa Paserba, w pismionie kòcewsczich partów, jaczé wëstąpiłë z ùdbą nadaniô 2013 rokòwi miona Paserba, scwierdzył, nawiązëjącë do pòwëższégò cytatu: „Taczich wëpòwiesców przefùlowónëch liricznym wezdrzenim na swiat i ùmiłowanim pòmòrsczi zemi, kùlturë, historii i tradicji skòpicą nalézemë ù Paserba. Nadto swiôdczą òne ò tim, że ks. Janusz St. Paserb béł òsoblëwim ambasadorã Pòmòrsczi, dostrzégającym ji niezwëczajną i pòmachtóną historiã, bòkadną i wieleôrtną tradicjã, a do te znaczeniowi cësk na dzeje Pòlsczi i Eùropë”. Miniatura Eùropë Westrzódka Patrón 2013 rokù béł òczarzony pòmòrsczim genius loci. Pisôł: „Zdrzącë na Kaszëbë, na Pòmòrzé, na Gduńsk, nie dô sã nie dozdrzec, że tu òsta zamkłô jakôs krëjamnota tegò dzéla zemsczi kùglë. To je jakbë Eùropa Westrzédnô w miniaturze, Eùropa Westrzódka. I w całoscë Eùropa, chtërna i dzysô mùszi żëc nec temere, nec timide, pòmidzë stolemama”. POMERANIA STYCZEŃ 2013 Kògùm Paserb béł dlô lëdzy jegò czasów? Nadzwëkòwi runita, historik, eseista, pòéta. Béł ùczãstnikã wielnëch wôżnëch mòmentów historii, na ten przikłôd Kòngresu Pòlsczi Kùlturë, przerwónégò wprowadzenim wòjnowégò stónu, jak téż w 1992 rokù II Kòngresu Kaszëbsczégò. Ùrodzył sã w rokù 1929 w Lubawie (òbòje rodzëce bëlë szkólnyma). Piãc lat pózni familiô Paserbów przecygła do Tczewa. Pò zdanim egzaminu dozdrzeniałotë w tamecznym liceùm, rozpòczął studia w seminarium w Pelplënie, a skùńcził je w 1952. Za wikarégò béł leno w dwóch parafiach: w Grëdządzu i w Rédze. Równak na stronach jegò ùtwórstwa pòjawiło sã wiele jinëch pòmòrsczich môlów, chtërne bëłë jemù òsoblëwò blisczé i na jaczé zdrzôł z ùwôżanim. W 1957 rokù òbronił doktorat na Akademii Katolëcczi Teòlogii (AKT) w Warszawie na spòdlim rozprawë ò malarzu Hermanie Hanie. Pòtemù sztudérowôł archeòlogiã, historiã kùńsztu i patrologiã w Rzimie (tu òbronił doktorat z archeòlogii) i na Kantonalnym Ùniwersytece we Fribùrgù (w Szwajcarii). Wiele rézowôł, òsoblëwie do òbëdwùch Amerików, Nordowi Africzi, na Blisczi Wschód. Òd 1963 rokù wëkłôdôł na AKT we Warszawie i w seminarium w Pelplënie. Na Warszawsczim Ùniwersytece dobéł habilitacjã. W 1972 rokù òstôł mù przëznóny titel profesora nadzwëczajnégò, a 10 lat pózni zwëczajnégò. Béł nôleżnikã wielnëch pòlsczich i zagranicznëch, kòscelnëch i swiecczich òrganizacjów, m.jin. Kòmisji Episkòpatu ds. Kòscelnégò Kùńsztu, Papiesczi Kòmisji Chrónieniô Artisticzny Spôdkòwiznë i Historii Kòscoła, Kòmitetu Pòùczënë ò Kùńszce Pòlsczi Akademii Pòùczënë, i wielnëch jinëch. Nie je dobrze bëc rozlubionym w abstrakcjach Nôdgrodama wëapartniwelë gò téż swòjińcowie (co jem ju nadczidnął), m.jin. w 1989 rokù Medalã Bernarda Chrzanowsczégò „Pòrësził wiater òd mòrza”. Nôdgrodã wrãcził przédnik KPZ Józef Bòrzëszkòwsczi. Ksądz Paserb wnenczas wëpòwiedzôł słowa nawlékającé do znaczeniô môłi òjczëznë: „Dzãkùjã za mòtiwacjã ti nôdgrodë, tegò medalu, jaką òdczëtiwóm z przëwòłónégò tu rozstrzëgnieniô Kapitułë. Jô zrozmiôł, że rozchòdzy sã ò to, cobë to, co blisczé, naznaczëwac tim, co ùniwersalné. Żebë Kaszëbë i Pòmòrzé widzec ju nié leno w pòlsczich jeleżnoscach, ale i eùropejsczich. Jednak POMERANIA STËCZNIK 2013 w pierszi rédze w pòlsczich. Przëbliżëwac to, co nasze i môłé, temù, co wiôldżé, nie dozwôlającë, bë to, co môłé, òstało bezsztôłtno znikwioné. Môłé òjczëznë ùczą żëc we wiôldżich òjczëznach, we wiôldżi òjczëznie lëdzy. Chto nie stoji ò to, co blisczé, i tegò nie rozwijô – cãżkò miec wiarã, że mdze w sztãdze skrzesac wiôldżé wseczëca w òdniesenim do tegò, co wiôldżé i nôwiãkszé w żëcym i na swiece. Chcącë ùdostac szwajcarsczé òbiwatelstwò, nôprzód nôleżi sã stac òbiwatelã jaczis szwajcarsczi gminë. W tim je wiôlgô mądrosc. Nie je dobrze bëc rozlubionym w abstrakcjach. Dôwającë bôczënk temù, co blisczé i môłé, mómë jakąs gwësnotã, że na to nama sygnie serca, że to je miłota na naje mòżlëwòscë. I mómë jesz jednã òrãdz, lekcjã żëcégò, chtërna zaswiôdcziwô ò prôwdze, że to, co nie je wiôldżé, co sã bezkùńcowò nie rozcygô, mùszi rosc w głąb i w górã. Tim spòsobã rozwijają sã kòrzenie, a do nieba wznôszają sã gałãze i lëstë i w tim je jakôs nôdzeja na brzôd”. Jak ùczestnic rok Paserba? Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié dopùszcziwô wiele mòżlëwòsców. Paserb béł ksãdzã, lirikã, lubòtnikã kùńsztu, pisôrzã, historikã, kòchôł Kaszëbë, Kòcewié, Pòmòrskã. Jegò mòże rozpòmiónowac na wiele spòsobów. Apartną ùdbą je specjalny kònkùrs, pòlégający na zrobienim òdjimków stôrodôwnotów z nôblëższégò òkòlégò miastów czë wsów, mdący zachãcbą adresowóną do młodëch lëdzy, z zamësłã, bë jich ùwrazlëwic i sczerowac jich bôczënk na historiã kùńsztu. Dzysdnia je wiele mòżlëwòtów pòznôwaniô taką drogą dzejów kùńsztu. Kò z jedny stronë prowadzoné są rewitalizacje miastów, doprowôdzô sã pùbliczné bùdinczi do jich pierszégò widzałégò wëzdrzatkù, a z drëdżi remòntowóné są priwatné bùdinczi, wëmieniwóné stôrodôwné òkna, òcepliwóné scanë bloków i mieszkaniowëch bùdacjów przez przëkrëcé jich sztuczną òbkładzëną abò zniszczenié dôwnégò bùtnowégò pòzdrzatkù. Młodzëzna mòże wëchwëcëc te pòzmianë i téż miec starã ò zaòstałoscë, chcemë jã ùwrazlëwic na snôżé drobnotë, na kùńszt, jaczégò przëkładë jidze nalezc w nôblëższim òbrëmim. W Pelplënie pòstãpny, ju XVIII rôz, òdbãdze sã Pòmòrsczi Pòéticczi Festiwal miona ks. Janusza St. Paserba. Je òn òr- Grób ks. J.S. Paserba na smãtôrzu w Pelplënie. Òdj. J. Cherek ganizowóny wëcmanim przez Zrzesz Wëżigimnazjowëch Szkòłów w Pelplënie, Òglowòsztôłcącé Liceùm miona ks. Janusza St. Paserba i Miesczi Òstrzódk Kùlturë w Pelplënie. Zrzesz Ekònomicznëch Szkòłów w Tczewie – pòstãpnô szkòła miona Paserba – ju zapòdała òpracowanié Paserbòwégò szlachù, chtëren mdze mòżna pòznac chòcbë òb czas latnëch wanogów. Wëdarzenia mdą mniészi i wiãkszi wôdżi. Tczewskô samòrządzëna zòbòwiąza sã do òdnowieniô tôflë na bùdinkù przë ùlëcë Lecha 5, w jaczim mieszkôł ks. Paserb. Zrzeszińcóm z gardu Sambòra roji sã ùtczenié pamiãcë ò nim przez zòrganizowanié òrganowégò kòncertu w XIII-wieczny farze, kòscele, do jaczégò lata temù maszerowôł knôp z szaségò Lecha: Janusz St. Paserb. Chcemë ùtwórstwò Paserba rozkòscérzac przez òbjazdowi wëstôwk, chtëren bë miôł trafic nié leno w môle mni czë barżi z nim sparłãczoné, taczé jak: Tczew, Pelplën, Żarnówc, Réda, Grëdządz, Kartuzë, Jastarniô, Gduńsk, Kamiéń Pòmòrsczi czë wzmiónkòwónô w jegò dokazach Tëmawa kòle Gniewù. Mdzemë rozprôwiac ò nim òb czas pòpùlarnonôùkòwëch sesjów i zéńdzeniôw w partach. Kreatiwnosc Pòmòrzôków je nieòdgadłô, tak tej jem dbë, że zapòwiôdô sã wiele innowacyjnëch, cekawëch inicjatiwów. Tłomaczenié Bòżena Ùgòwskô *Aùtór jest wiceprzédnikã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô òdpòwiôdającym za sprawë Kòcewiégò. 21 WIELKIE POMORZE WIELKIE POMORZE Pomorskie antypody ANDRZEJ HOJA* Gdy pewien prominentny działacz Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego zapytał, czy na Pomorzu Przednim są jeszcze autochtoni, a chodziło mu o niezgermanizowanych Słowian – na myśl przyszli mi tylko szczecinianie osiedlający się od niedawna w Löcknitz ze względu na korzystne ceny nieruchomości. Pomorze Przednie to terra incognita, o której mam wrażenie, można usłyszeć jedynie w kontekście niegdyś władającej tą ziemią dynastii Gryfitów, rozważań o wielkości Kaszub czy wsłuchując się w pieśń Jana Trepczyka „Zemia rodnô”. Ten dość osobliwy, a na pewno wybiórczy obraz niestety daleki jest od pomorskich realiów panujących nad brzegami Piany i Wkry. Greifswald obok Stralsundu jest największym miastem Pomorza Przedniego. Fot. ze zbiorów AH 22 POMERANIA STYCZEŃ 2013 Po drugiej stronie Odry Pomorze Przednie to obszar dawnego Księstwa Pomorskiego, położony po zachodniej stronie Odry. Stanowił historyczne dopełnienie Pomorza Tylnego, a więc wschodniej części obszaru księstwa. Historycznie swą genezę ma w podziałach państwa Gryfitów na część wołogoską i szczecińską, w pierwszej połowie XVI w. po śmierci Bogusława X. Wówczas granica między pomorskimi dzielnicami wyraźnie spoczęła na Odrze. Po wymarciu rodziny panującej w księstwie oraz zakończeniu wojny trzydziestoletniej w 1648 r. całe Pomorze Przednie trafia do Szwecji. Do 1815 r. obszar ten w całości zostaje przejęty przez Królestwo Prus i jako zachodnia część prowincji Pomorze przetrwa w takiej formie do końca drugiej wojny światowej. W wyniku postanowień konferencji poczdamskiej w 1945 r., Niemcy zamieszkujący ziemie na wschód od Odry mieli opuścić swoje domy i przenieść się setki kilometrów na zachód. Dla niemieckich Pomorzan dystans często był zdecydowanie mniejszy. Zdarzało się zatem, że np. mieszkańcy Świnoujścia nie opuszczali w ogóle wyspy Uznam, na której wschodnim krańcu leży to miasto, a jedynie przekraczali wyznaczoną tuż za miejskimi rogatkami granicę, by osiedlić się w Ahlbeck – pierwszej miejscowości po stronie niemieckiej. Podobnie wiele innych rodzin z dawnego Pomorza Tylnego nie opuściło tak naprawdę krainy, w której żyły od pokoleń. Przeniosły się jedynie do jej najbardziej na zachód wysuniętej części – na Pomorze Przednie, zaraz po wojnie przeludniając je niemalże trzykrotnie, w porównaniu ze stanem sprzed wybuchu konfliktu. Po wojnie przestrzeń Pomorza Przedniego wyrokiem władz Niemieckiej Republiki Demokratycznej połączono z Meklemburgią. Po 1952 r. podzielono zaś pomiędzy trzy nowo powołane okręgi administracyjne. I tak większość Pomorza Przedniego rozdarto pomiędzy okręgi Rostock i Neubrandenburg. Z premedytacją władze próbowały zatrzeć administracyjne, ale i kulturalne pomorskie dziedzictwo, które wbrew oficjalnej ideologii, wiązało się bezpośrednio z obszarem pozostającym na wschodzie, w granicach bratniej socjalistycznej republiki. Po czterdziestu latach skutkowało to zatarciem się powszechnej świadomości o granicach Pomorza, co przejawiało się POMERANIA STËCZNIK 2013 niejednokrotnie w określaniu, nawet w oficjalnych wystąpieniach (bardziej lub mniej świadomie), całych obszarów Pomorza Przedniego jako Meklemburgii. Po zjednoczeniu Niemiec w 1990 r. utworzono kraj związkowy Meklemburgia– Pomorze Przednie, ponownie przypominając o wypieranej przez lata pomorskiej pozostałości w granicach Niemiec. Teraźniejszość Dziś myśląc o Pomorzu Przednim, mówimy przede wszystkim o tej części Pomorza, która pozostaje w obrębie administracji niemieckiej. Stanowi je historyczne Pomorze Przednie, pomniejszone o skrawek ziemi na zachód od Odry, który od końca wojny należy do Polski (teren między Odrą a linią: Mescherin – Nowe Warpno). Zatem również Szczecin, historycznie leżąc na Pomorzu Przednim, pozostaje dziś odcięty od swojego dawnego administracyjnego zaplecza. W efekcie Pomorze Przednie nie ma do dziś stolicy czy wyraźnego centrum. Jest to z niewielkimi odchyleniami obszar dwóch powiatów wspomnianego już landu Meklemburgia–Pomorze Przednie. W sumie ten pomorski obszar szacować można na ok. 7000 km2 z liczbą ludności bliską 500 000 osób. Teren ten ma kształt wąskiego ok. 30-kilometrowego, biegnącego wzdłuż wybrzeża, pasa ziemi, rozciągającego się od ujścia rzeki Reknicy na zachodzie, aż do granicy z Polską na wschodzie. Dodatkowo w jego skład wchodzi kilka wysp, z dwiema największymi w całych Niemczech – Rugią oraz Uznamem. Podobnie jak cały land, Pomorze Przednie należy do najrzadziej zaludnionych obszarów Niemiec (mniej niż 70 osób na km2). Przez ostatnie dwie dekady z landu odpłynęło blisko 300 tys. mieszkańców. Miejscowości z jego pomorskiej części straciły przez ten czas około 20–30% ludzi. W ostatnim dziesięcioleciu jedynie w Greifswaldzie udało się przełamać tę tendencję. Jako jedyne miasto na Pomorzu Przednim odnotowało ono w ostatniej dekadzie minimalny wzrost liczby ludności. Jest to efekt wspierania rozwoju instytucji naukowych w Greifswaldzie, w tym jednego z najstarszych niemieckich uniwersytetów, a tym samym napływu kadry i studentów z innych części Niemiec. Uczelnia kusi kandydatów swoimi prestiżowymi fakultetami, jak medycyna czy biochemia, albo po prostu położeniem z dala od rodzinnego domu, co ułatwia otwarcie nowego rozdziału w życiu. Rzeczywiście Pomorze Przednie leży na uboczu całej reszty kraju, wciśnięte w jego północno-wschodni kąt. Robi wrażenie przestrzeni o wybitnie rolniczym charakterze. Odległości pomiędzy miejscowościami są spore, co daje poczucie wszechobecnej, otwartej przestrzeni. Pomorska natura René, pochodzący z Anklam – 13-tysięcznego miasteczka w samym środku niemieckiego Pomorza – próbując scharakteryzować miejscowe społeczeństwo, mówi: Jestem Pomorzaninem i jest to dla mnie ważne. Pomorzanie są trudni w obyciu. Zamknięci, małomówni, mało przyjacielscy. Trudni do „złamania”. Ale gdy się uda przełamać ich nieufność i zyskać zaufanie, zdobywa się przyjaciół na całe życie… Laura, pochodząca znad południowej granicy Pomorza Przedniego, zauważa: Pomorzanie nie przepadają za dalekimi podróżami, raczej wolą pozostawać blisko rodzinnego domu. Sama po studiach chciałaby wyjechać najdalej do Rostocku – największego miasta w landzie, aby tam realizować się w zawodzie nauczycielki. Stefan, który do Greifswaldu przybył z południa Niemiec, tak opisuje zastaną tu pomorską rzeczywistość: Denerwuje pomorska nieuprzejmość, zamknięcie i dystans. Ludzie są po prostu niemili i zimni. Szczególnie widzi się to po przyjeździe z innego regionu kraju, gdy wchodzi się do sklepu. Różnica w jakości obsługi jest kolosalna. Pomorze ogólnie nie ma dobrej opinii. Poproszony o wymienienie pozytywnych stron miejsca, w którym obecnie mieszka, wskazuje jedynie przyrodę. Lakoniczność tej odpowiedzi przy poprzedzającej ją liście pomorskich wad, wzmacnia jedynie to negatywne świadectwo. Niemniej natura jest czymś, co wyróżnia to miejsce. Wystarczy wspomnieć, że aż dwa z czternastu niemieckich parków narodowych zlokalizowane są właśnie na Pomorzu Przednim. Także inne przestrzenie chronione, ze względu na występowanie rzadkich gatunków zwierząt czy roślin, nie stanowią w regionie rzadkości. Nadmorskie piaski, kredowe klify Rugii czy dolina rzeki Piany to tylko niektóre miejsca stanowiące siedlisko niezwykłej fauny i flory oraz cel wycieczek miłośników przyrody. 23 WIELKIE POMORZE Kai, inny mieszkaniec Greifswaldu, który nie wyobraża sobie życia poza Pomorzem, na pytanie, dlaczego jest to dla niego takie oczywiste, odpowiada: Tu jest po prostu pięknie. W rankingu społeczeństwa najbardziej zadowolonego z życia Pomorze Przednie wraz z Meklemburgią zajęło w 2012 r. wysokie, bo czwarte miejsce wśród wszystkich 16 landów, za Hamburgiem, Saarą i Bawarią. Gdzie kryje się źródło tego pomorskiego optymizmu? Być może w liczbie słonecznych dni w roku – jednej z najwyższych w całych Niemczech Brunatne oblicze Pociąg jadący ze Stralsundu w kierunku Berlina. Dwóch nastolatków wsiada w Züssow, kilkanaście kilometrów na południowy zachód od Wolgast. Gdy pociąg zatrzymuje się na stacji w niecałe piętnaście minut później, jeden z chłopców rozgląda się, aby sprawdzić, dokąd dojechał. Gdy w końcu zauważa nazwę miasta na dworcowej tablicy, oznajmia koledze: Jesteśmy w Anklam, wiesz, tym nazistowskim miasteczku. Potem wkłada do uszu słuchawki i delektując się muzyką, dalej przemierza bezkresne pomorskie pola i łąki. W połowie sierpnia 2012 r. organ prasowy Narodowej Partii Niemiec (NPD) zorganizował festyn dla swoich sympatyków w Pasewalku – 40 km na zachód od Szczecina. Narodowa Partia Niemiec kojarzona jest ze środowiskami niemieckich neonazistów, którzy z powodu częstego odwoływania się do narodowo-socjalistycznej ideologii sprzed upadku III Rzeszy, powszechnie określani są po prostu nazistami. Fenomenem okazał się sprzeciw blisko 2000 osób, które w dniu festynu przybyły do miasta i wspólnie uczestniczyły w demokratycznej kontrdemonstracji, między innymi tworząc żywy łańcuch na odcinku kilku kilometrów. Był to pierwszy jak dotąd przykład tak zdecydowanej reakcji społecznej na zachowania neonazistów w tej części regionu. Na Pomorzu Przednim są takie miejsca, gdzie w wyborach samorządowych w 2011 r. na skrajną prawicę zagłosowało ponad 20% wyborców – to właśnie okolice Anklam czy Torgelow. We wsi Koblentz na południu regionu poparcie wynosiło ponad 30%. W dużym stopniu dzięki tym głosom w landtagu – lokalnym samorządzie – zasiadło 5 przedsta- 24 FENOMEN POMORSKOŚCI wicieli NPD. Pasewalk, gdzie w sierpniu manifestowały obie strony, to jedno z miejsc, w których skrajna prawica cieszy się znacznym poparciem. Jej przeciwnicy dotychczas woleli nie wyrażać swojego zdania, nauczeni doświadczeniem, że wiązało się to z szykanami lub zniszczonym mieniem przez „nieznanych sprawców”. Neonaziści swoją ideologię owocnie zaszczepiają w regionie o wysokim bezrobociu, w przestrzeni przygranicznej, narażonej na zwiększony współczynnik przestępczości ze strony obcokrajowców, oraz wśród osób, które nie odnalazły się w nowym systemie gospodarczo-politycznym po 1990 r. Propagują rasizm i podsycają nienawiść, które swoje ujście znajdują czasem w pobiciach postronnych osób bądź napadach na instytucje i ośrodki przeciwdziałające rozwojowi skrajnie prawicowej ideologii lub działające na rzecz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Oficjalne statystyki z ostatnich dwóch dekad wykazują na Pomorzu Przednim trzy pobicia ze skutkiem śmiertelnym z rąk neonazistów (w Saal, Ahlbeck i Greifswaldzie). Wymowne jest, że w meklemburskiej części landu nie odnotowano w tym czasie żadnego tego typu incydentu. Wyjątkowość? Czy istnieje coś na Pomorzu Przednim, co rzeczywiście odróżnia jego mieszkańców od osób z innych stron? Opowieść o pomorskiej wierności można usłyszeć i w wersji meklemburskiej. Podobnie z otwartą przestrzenią – jest to cecha wspólna z Meklemburgią, a także Brandenburgią. Neonaziści aktywni są nie tylko na Pomorzu – w lokalnym parlamencie Saksonii zasiada ich nawet o dwóch więcej niż w Meklemburgii– Pomorzu Przednim. Odpływ ludności na Zachód to cecha tożsama dla wszystkich „nowych” landów Niemiec. Pomorskość coraz bardziej ulega zatarciu. Coraz mniej dziwi tożsamość meklembursko-pomorska, deklarowana nie tylko przez młodych Pomorzan, ale i osoby starsze. Pomorze Przednie się wyludnia. Opuszczone domy, rozpadające się budynki gospodarcze, to nierzadki widok. Czasem nie widać skali procesu do momentu, gdy nie przejedzie się po zmroku przez pomorskie miasteczka i wsie. Ciemność w oknach wielu domów pozostaje świadectwem opuszczonej ojczyzny. Na pytanie, co władze landu robią, aby powstrzymać odpływ mieszkańców, często słyszy się, że nic. Ale Michael kończący w Greifswaldzie studia z dziedziny socjologii widzi to inaczej: Kto powiedział, że mniej ludzi oznacza gorzej? Nie wiemy, jakie to w perspektywie czasu przyniesie skutki. Mniejsza gęstość to więcej mieszkań, niższe ceny nieruchomości, łatwiejszy dostęp do usług. Tina, pochodząca z Meklemburgii, ale pracująca w Anklam, widzi w obecnej sytuacji potencjał: Pomorze Przednie ma szansę stać się idealnym miejscem dla osób chcących uciec od zgiełku i wyciszyć się. Tu życie płynie powoli i spokojnie. Jeśli ktoś kocha przestrzeń oraz naturę, to miejsce idealne dla niego. No i można bardzo tanio kupić dom – a to ważne, jeśli się myśli o osiedleniu na dłużej. Pomorze leży wprawdzie na uboczu, ale przecież jedynie niewiele ponad 2 godziny drogi samochodem czy pociągiem od Berlina. To niewątpliwa zaleta tego regionu. Bo to właśnie często orientacja na Berlin lub Hamburg wyznacza centra, dokąd emigrują Pomorzanie. Jeszcze bliżej położony jest Szczecin, który co prawda, mimo otwartej granicy, na razie nie oferuje zbyt wiele mieszkańcom zza niemieckiej miedzy. Ale kto wie, co przyniesie przyszłość – potencjał miasta jest spory, a plany ambitne. Pomorzu Przedniemu wyraźnie brakuje jego odciętej części, brakuje wielkomiejskiej stolicy, centrum i dziedzictwa po drugiej stronie Odry. Być może we wspólnej, transgranicznej, pomorskiej marce kryłaby się siła pozwalająca się przebić i stać się miejscem bardziej atrakcyjnym, a przynajmniej bardziej rozpoznawalnym wśród innych landów. Tylko że dziś, kiedy przekraczanie granicy nie stanowi problemu, mało kogo interesuje na Pomorzu Przednim ta druga, większa, niegdyś integralna część regionu. Bo nie tylko nasze wyobrażenie o zachodnim krańcu pomorskiej krainy jest słabe. Na Pomorzu Przednim świadomość tego, kto żyje nie tylko na drugim końcu Pomorza, ale też, co kryje się tuż za opustoszałym dzisiaj przejściem granicznym, jest niewiele większa. *Autor mieszka i pracuje w Greifswaldzie. POMERANIA STYCZEŃ 2013 Morskie corso (część 6) Od niepamiętnych czasów Morze Śródziemne jest wielką arterią, wzdłuż której przemieszczają się ludzie, towary, wynalazki oraz idee. To ono stworzyło cywilizację. J A C E K B O R KO W I C Z Ludy Morza, na czele z biblijnymi Filistynami, wyłoniły się z głębin prahistorii mniej więcej w tym samym czasie, gdy jasnowłosi i niebieskoocy Asuba i Kacuba zaczęli najeżdżać od północy stoki Kaukazu. Niewiele o nich wiemy, poza tym, że stały się śmiertelnym zagrożeniem dla Egiptu. Wspólnota zdobywców Uczeni podejrzewają, że miały one indoeuropejskie pochodzenie, lecz nie odważają się głosić tego z całą pewnością: języki, którymi Ludy Morza się posługiwały, wymarły. Pozostały po nich tylko skąpe i niewiele mówiące resztki inskrypcji. Pozostała też nazwa, która jest zresztą nowego pochodzenia – wymyślił ją dziewiętnastowieczny archeolog. Doskonale oddaje jednak ducha zdobywczej wspólnoty panującej nad basenem Morza Śródziemnego. Gdyby jakimś cudem ostatni reprezentanci tych morskich wojowników przetrwali do dziś, zapewne nie obraziliby się z powodu nadanego im zbiorowego miana. POMERANIA STËCZNIK 2013 Jako na Ludy Morza z pewnością patrzyli też na nich Egipcjanie. Oni sami bynajmniej za lud nadmorski się nie uważali. Ci twórcy starej, wspaniałej kultury nigdy nie byli urodzonymi żeglarzami. Choć panowali nad deltą Nilu, jednak nie uczynili z niej śródziemnomorskiej bazy wypadowej: ich właściwym terytorium zawsze była dolina rzeki. Mieszkali w poprzek, a nie wzdłuż osi wybrzeża. Cywilizacja littoralu Można, jak dawni Egipcjanie, przez wieki sąsiadować z morzem i jednocześnie wcale nie czuć się Pomorzaninem. O pomorskości decyduje bowiem nie tyle miejsce zamieszkania, ile uczestnictwo w kulturze, której krwioobiegiem jest morski akwen. Cały obszar Morza Śródziemnego od niepamiętnych czasów jest wielką arterią, po której ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód płyną statki, wiozące tam i z powrotem ludzi, towary, wynalazki, idee i utrwalające w ten sposób wartości cywilizacji śródziemnomorskiego Pomorza. Wokół tej magistrali, a raczej corso (pozostańmy przy śródziemnomorskich porównaniach) wyrosły z czasem „kamienice” poszczególnych kultur narodowych, jednak nikt nie wątpi w to, że należą one do wspólnego „miasta”. W krajach języków romańskich zwą je littoral albo costa: jego istotną cechą jest otwarcie na morze. Owa arteria ciągnie się od Gibraltaru aż po wschodnie wybrzeże Morza Czarnego. Przemytnicy z czarnomorskiej Turcji Późną jesienią 1995 roku razem z Wojtkiem Góreckim zabraliśmy się na pokład T. Niyazi Bartika. Statek miał turecką banderę, ale właściwie był jednostką piracką: szmuglował z abchaskiego Suchumi do Trapezuntu drewno kaukaskiego klonu i eukaliptusa oraz skradzione w Rosji BMW i mercedesy. Do tego przewoził, oczywiście nielegalnie, pokaźną gromadkę uchodźców ze zrujnowanej wojną Abchazji. Byli to Grecy Pontyjscy, którzy po kilku tysiącach lat obecności nad Morzem Czarnym postanowili wrócić, przez Stambuł, do greckiej macierzy. W takim to towarzystwie znalazło się dwóch polskich podróżników. Szybko nawiązaliśmy kontakt z załogą. Bosman Sardar, marynarz Bejtullah, maszynista Ali Osman, smarowacz Ilker: wszyscy pochodzili z portowych miast czarnomorskiej Turcji, mieli tureckie imiona i mówili 25 FENOMEN POMORSKOŚCI POMORSKIE HISTORIE Zawsze z Polską w sercu (część 1) Pochodzi z Owśnicy. Społecznik. W czasie wojny partyzant, więzień KL Stutthof i uciekinier z marszu śmierci. W PRL-u najpierw wójt Dziemian, a potem sołtys Trzebunia. A w każdym z tych okresów przede wszystkim gorący polski patriota. Stanisław Kostka – godny przedstawiciel wielkiego rodu. ROMAN ROBACZEWSKI Basen Morza Śródziemnego. Mapa z 1680 r. Źródło: www.antiquemaps-fair.com po turecku. Jednak na Turków bynajmniej nie wyglądali. Już raczej można ich było wziąć za zagubionych w XX wieku członków ekspedycji kapitana Cooka, a przynajmniej śmiało zatrudnić jako statystów w filmie „Piraci z Karaibów”. Byli krzyżówką ras, potomkami wielu pokoleń żyjących wyłącznie na morzu i z morza. Czuliby się u siebie w dowolnym porcie Morza Śródziemnego i reszty świata. T. Niyazi Bartik miał w godle dwa morskie koniki. Czarne suknie i czerwone wino Jednak kultura ludów morza nie ogranicza się do spraw związanych z żeglugą. Gdyby tak było, nazwalibyśmy ją po prostu „kulturą morską”. Tę zostawmy marynistom. Kultura typu pomorskiego sięga daleko w głąb lądu, w głąb mentalności 26 szczurów lądowych. I dopiero tam, na styku lądu i morza, rodzą się jej trwałe, powszechne wartości. W przypadku Morza Śródziemnego odnajdziemy jej wpływy wszędzie, gdzie ujrzeć można białe ściany domów i czarne suknie kobiet, gdzie panuje kult czerwonego wina i chropawego wielogłosowego śpiewu, gdzie spod subtropikalnej zieleni wyłaniają się zarysy prastarych dolmenów. Granicą tego Pomorza są przeważnie górskie łańcuchy, tworzące większą część obwodu basenów Morza Śródziemnego i Morza Czarnego. Na granicy Bizancjum i Persji Ruiny średniowiecznej twierdzy w Surami, znanej z legendy uwiecznionej w filmie Paradżanowa, wznoszą się na wododziale rzek Rioni i Kury. Pierwsza z nich wpada do Morza Czarnego, druga uchodzi do Morza Kaspijskiego. Sura- mi leży w samym środku Gruzji, jednak w subtelny, widoczny tylko dla wtajemniczonych sposób odgranicza dwa światy. Tutaj kończy się strefa wpływów greckiej mentalności i bizantyjskiej liturgii, a zaczynają kulturowe rubieże perskiego imperium. W miasteczku Surami czuje się już pierwsze powiewy wiatru wiejącego z głębokiej, stepowo-pustynnej Azji. Po zachodniej stronie tej granicy leży Abchazja, po wschodniej – gruzińska stolica Tbilisi. Kiedy pierwszy raz przejeżdżałem przez Surami, Gruzja i oddzielona od niej Abchazja znajdowały się jeszcze w stanie wojny. Stawką była niepodległość Abchazji, której – jak dotąd – nie chce uznać Tbilisi. Ale istota tego konfliktu leży głębiej. Wojna Gruzinów z Abchazami była w istocie kolejną odsłoną uniwersalnego, odwiecznego sporu pomorzan z mieszkańcami interioru. POMERANIA STYCZEŃ 2013 Kostkowie herbu Dąbrowa W kwietniu 2011 roku miałem okazję prezentować na łamach „Pomeranii” książkę o rodzie Kostków, który wsławił się w Polsce, także na Pomorzu, swoją postawą, wiernością Ojczyźnie i Kościołowi katolickiemu. Historycy, regionaliści, muzealnicy i archiwiści często odnajdują ślady działalności Kostków w dokumentach historycznych oraz w pomnikach i inskrypcjach umieszczonych w kościołach, zamkach i pałacach. Potęga rodu trwała do końca XVII wieku. Potomkowie, walcząc z zaborcami, ubożeli, tracili majątki i niestety także pamięć o wielkiej przeszłości rodu. Wprawdzie w niektórych domach przywoływano nazwisko i czyny mężów z rodowego pnia Kostków i tę dziwną powiastkę mówiącą, że „my też przecież z tych samych korzeni, co ci wielcy i ten największy – święty Stanisław Kostka”, jednak te opowieści przyjmowano tak samo, jak legendy o zapadłym zamku, o purtkach tłukących się po świecie na zgubę dusz ludzkich, o kraśniętach i stolemach. Nie przyjmowano szlachectwa ani do świadomości, ani do stylu życia. A jednak niemalże w każdej izbie zamieszkałej przez rodzinę Kostków, przystrojonej jedliną lub tatarakiem, mieszkali ludzie świadomi nie tyle swego pochodzenia, co swojej godności. Panoramę takich osób tworzących dzieje Polski nakreślił we wspomnianym wyżej dziele, zatytułowanym Kostkowie herbu Dąbrowa, Jerzy Antoni Kostka. Niemało kwerend dokonał autor. Wydawałoby się, że odnalazł rozkruszone i rozproszone przez czas ogniwa tej olbrzymiej rodziny. Okazało się jednak, że nie wszystkie okruchy wyszukał. Nie dotarł do jednego członu rodziny Stanisława Kostki z Kaszub (wywodzącego się POMERANIA STËCZNIK 2013 z odnogi Stanisława z Gostomia). Pominął i w opisie, i w drzewie genealogicznym córkę Stanisława – Bogumiłę. Brak tej osoby spowodował, że zainteresowałem się postacią jej ojca, człowieka wprawdzie uwzględnionego w przywołanym dziele, ale opisanego enigmatycznie, a wszak to człowiek zasłużony dla Kaszub. Ludzie z Trzebunia i Dziemian pamiętają go, mimo że minęło już 18 lat od jego śmierci. Przy czym jest to pamięć różnorodna. Dla jednych jawi się jako srogi, ale dobry nauczyciel, dla drugich jako przedstawiciel powojennego porządku. Inni pamiętają go jako sołtysa sołectwa Trzebuń i działacza społecznego. Jeszcze inni wspominają go jako bohatera, człowieka, któremu udało się uciec Niemcom podczas marszu śmierci z obozu w Stutthofie. Wielu zapamiętało Stanisława Kostkę jako człowieka dobrego, wrażliwego na biedę i krzywdę ludzką. Poznawanie świata Urodził się 22 października 1910 roku w Owśnicy, małej wsi kaszubskiej położonej wśród lasów. Na przełomie XIX i XX wieku w tej miejscowości było zaledwie 6 budynków mieszkalnych, w tym dwa gburskie i cztery zagrody chłopskie. Uboga, kamienista ziemia nie zapewniała przetrwania. Sytuację ratowały nieco łąki, dając siano dla bydła. Rodzinę wspomagał także bór, obdarzając jagodami i grzybami (zbieranymi także na sprzedaż – w Kościerzynie i Gdyni) i, z rzadka, drobną zwierzyną. Las także zapewniał ogrzanie izb, a dzięki szyszkom można było ugotować strawę. Pobliskie jeziora – Wielkie Długie i Wieprznickie – hojnie obdarzały rybami i rakami. W domu mówiono po kaszubsku. Ten język przez całe życie u Stanisława Kostki zawsze był w pogotowiu. Jeżeli nie potrafił czegoś wypowiedzieć po polsku, Stanisław Kostka w polskim mundurze. to łatwo nazywał w języku kaszubskim. Od zawsze chciał być nauczycielem, lubił pouczać innych. Wkrótce po wyzwoleniu, gdy nastała już wyczekiwana Polska i wreszcie można było swobodnie rozmawiać po polsku, poproszony przez dziadka, gdy reperowali dętkę rowerową, o podanie „gumelisung” kilkunastoletni Stanisław pouczył dziadka: „Teraz jest Polska i nie mówi się już po niemiecku, musisz poprosić po polsku: podaj klebemasse”. Chodził już wtedy do szkoły w Kornem. Poznawał świat, oswajał się z ludźmi. Po latach wspominał to dziwne uczucie, którego nie potrafił wówczas nazwać. Zauważył, że jest członkiem wspólnoty, dopiero się organizującej, ale mówiącej tym samym językiem – polskim, tak samo przeżywającej święta: Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania Pańskiego. To w tej małej szkole oprócz rachunków i pisania nieświadomie nasiąkał patriotyzmem. Gdy skończył 10 lat, rodzice podjęli się trudu wykształcenia Stasia i posłali 27 POMORSKIE HISTORIE PRZYWRACANIE DAWNEGO PIĘKNA Córki Stanisława Kostki – Stanisława i Eligia. go do progimnazjum w Kościerzynie, które wkrótce zostało przekształcone w gimnazjum. Początkowo rodzice opłacali skromną stancję. Wielkie to było obciążenie, ale i wielka nadzieja, że poprawi byt swój i rodziny. Nie dali rady, dlatego gdy tylko nieco podrósł, do szkoły zaczął chodzić pieszo, odmierzając codziennie odległość 18 km. W lecie boso, z zawieszonymi na sznurku butami, które ubierał dopiero przed miastem. Cudacznie wyglądały na nogach dorastającego chłopca, bo były to buty matczyne, którym ojciec zamienił damskie wąskie obcasy na szersze – męskie. W tamtych czasach prawie wszystkim było ciężko, jednak nasz bohater wyróżniał się bodajże największą biedą. W szkole czuł się jednak coraz lepiej. Jakże musiało mu być zatem przykro, gdy wezwany przez dyrektora J. Kontaka dowiedział się, że musi opuścić jej mury. Przyczyna według jego relacji była prosta. Nie uczestniczył w listopadowych rekolekcjach szkolnych, bo chciał odpocząć od codziennych wędrówek, które odbierały mu siły. Rodzenie się pasji twórczej i społecznikowskiej Chcąc nie chcąc, zajął się pracą w gospodarstwie ojca. Robił to, na co ojciec nie miał czasu, zajęty orką, sianiem, żniwami i hodowlą. Stanisław naprawiał drogi, niwelował podwórze, karczował las, sadził i szczepił drzewa, gromadził drewno na opał. W lecie na większą skalę 28 niż w czasie wakacji szkolnych zajął się zbieractwem grzybów i jagód, sprzedając je wędrownym handlarzom. Obcowanie z przyrodą wyzwoliło w nim wrażliwość na otaczający świat. To bogactwo duszy, serca znalazło swój upust w pisaniu wierszy, a także niewielkich utworów scenicznych. Jakąż radość sprawiły jemu, rodzinie i mieszkańcom tej małej Ojczyzny jego utwory, które ukazały się najpierw w „Gazecie Kościerskiej”, potem w „Gazecie Kartuskiej”. W wolnych chwilach zbierał legendy, baśnie, podania i powiastki. Widział siebie w roli regionalisty, etnografa, nieomalże następcy Glogera. Dużo czytał. Stał się na tyle znany i ceniony, że redakcja „Gazety Kartuskiej” zaproponowała mu napisanie monografii Skarszew. Ponoć ukończył ją w 1937 roku. Jak podaje w swoich wspomnieniach, nie ukazała się z powodu zbliżającej się wojny. W 1936 roku ożenił się z córką robotnika folwarcznego z Trzebunia – Heleną Zblewską. Rozpoczął nowy etap życia. Zamieszkał w Trzebuniu i prowadził z teściową sklep spożywczy. Początkowo miał więcej czasu, więc mógł spisywać zebrane legendy i podania oraz opisywać zwyczaje. W tym czasie dała znać o sobie pasja społecznikowska, którą ogarnięty był przez całe życie. W 1937 roku z Inspektoratu Szkolnego w Kościerzynie przywiózł 60 książek, duży, jak na owe czasy zbiór, który był zaczątkiem biblioteki wiejskiej w Trzebuniu. Wytrwanie w polskości Do kaszubskich wsi coraz częściej dochodziły pomruki zbliżającej się wojny. Jeszcze się łudzono, że jej nie będzie, że może uda się rozwiązać konflikt drogą pokojową. Ufano zawartym układom, wierzono, że zachodni sprzymierzeńcy przybędą z obiecaną pomocą... Już w pierwszych dniach września żołnierze niemieccy załomotali do drzwi domu Kostków. Dobrze zorganizowani i zmotoryzowani, początkowo trochę jakby zagubieni, rychło jednak wrodzy i bestialscy. Rozpoczęły się namowy, przymuszanie do zmiany nazwiska, do zapisywania się do narodu niemieckiego. Duża część ludności uległa raz złowrogim, raz przymilnym nagabywaniom. Byli i tacy, którzy się nie zdecydowali ani na zmianę nazwiska, ani na podpisanie listy narodowościowej. Drogo im przyszło za to zapłacić. Wkrótce spotkały ich represje. Wierny Polsce, która po latach zaborów jeszcze nie okrzepła, Stanisław Kostka nie przyjął wraz z rodziną listy niemieckiej. Wkrótce we własnym sklepie został subiektem. Mieszkańców Trzebunia wysiedlono, urządzając we wsi, podobnie jak w 34 okolicznych miejscowościach, poligon SS-Truppenübungsplatzes Westpreussen, których zadaniem była walka i wychwytywanie partyzantów żyjących w okolicznych rozległych lasach. Dla potrzeb jednostki SS w Dziemianach zbudowano 17 bloków koszarowych. Niektóre zachowały się do dziś. Dokończenie w następnym numerze. Fotografie ze zbiorów autora. Pomnik ku chwale żołnierzy polskich w Dziemianach. POMERANIA STYCZEŃ 2013 Szkic do portretu Macieja Kilarskiego (część 2) W 2012 roku minęła 90. rocznica urodzin tego wybitnego konserwatora zabytków, muzealnika, artysty, naukowca i badacza średniowiecznej architektury ceglanej, którego opus magnum stał się zamek w Malborku. JOLANTA JUSTA* Ćwiczył rękę w pociągu Dzięki uzdolnieniom malarskim inżynier Maciej Kilarski mógł samodzielnie tworzyć projekty ekspozycji muzealnych i rysować opisywane przez siebie zabytki. Uważał, że fotografia nie w pełni oddaje inwentaryzowany obiekt architektoniczny. Pozostawił po sobie kilkadziesiąt artykułów, dokumentacji historyczno-architektonicznych i rysunkowych. Wiele z nich dotyczyło malborskiego kościoła pw. Najświętszej Marii Panny, mozaikowej figury Madonny oraz kolekcji detalu architektonicznego, której był pieczołowitym opiekunem. Dzieło życia opisał w książce Odbudowa i konserwacja zespołu zamkowego w Malborku w latach 1945–2000 (wydanej pod redakcją Michała Woźniaka i Mariusza Mierzwińskiego w 2007 roku). Publikacja ta jest bogato udokumentowana i ilustrowana, także fotografiami wykonanymi przez autora. Została w niej ukazana odbudowa zamku w Malborku widziana oczami naocznego świadka. Pracując w Muzeum Zamkowym w Malborku i codziennie dojeżdżając do pracy, mniej czasu poświęcał Maciej twórczości artystycznej. Uważał jednak, że trzeba nieustannie ćwiczyć rękę. Dlatego często rysował nawet podczas podróży pociągiem z Oliwy do Malborka, na zmianę z pracą nad tłumaczeniami i prowadzeniem korespondencji. Zachowało się wiele szkiców portretowych wykonanych przez niego w pociągu. Były to postaci przypadkowych towarzyszy podróży, często zamyślonych czy wpatrzonych w okno jadącego pociągu. Dorobek artystyczny Macieja Kilar}skiego został pokazany w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku w 1969 roku na wy- POMERANIA STËCZNIK 2013 Maciej Kilarski z matką Wandą. Fot. z prywatnego archiwum rodziny Kilarskich stawie zatytułowanej „Rysunki i grafiki Macieja Kilarskiego. Zniszczone zabytki Gdańska”. Dwukrotnie zaprezentowany był też w malborskim Muzeum Zamkowym. Wystawę w 1972 roku opracowała kustosz Bogna Jakubowska. A retrospektywną już ekspozycję w roku 2004 przygotował dyrektor muzeum Mariusz Mierzwiński. W towarzyszącym jej bogatym katalogu, zatytułowanym Maciej Kilarski pochwała architektury (Malbork 2005), jego autor Mariusz Mierzwiński napisał: „Jego sztuka, odtwarzająca świat widzialny, nie ogranicza się wszelako wyłącznie do architektury. W równym stopniu interesował się człowiekiem, zarówno twórcą tych wszystkich wspaniałych dzieł, jak ich odbiorcą. Jego pochwała dawnej architektury to pochwała geniuszu jej inspiratorów, realizatorów i adresatów. Kilarski czynił to różnymi środkami wyrazu i za pomocą najrozmaitszych technik. Na ogół z bardzo dobrym rezultatem. Mimo to nie zdecydował się poświęcić sztuce”. Uwieczniał zabytki architektury, pejzaże i ludzi Prace Macieja Kilarskiego przechowywane są w zbiorach Muzeum Teatru w Warszawie, w zbiorach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, w Bibliotece Gdańskiej PAN oraz w największej, niedawno zapoczątkowanej, kolekcji jego dzieł w Muzeum Zamkowym w Malborku. W swojej twórczości podejmował on różnorodną tematykę, poczynając od zabytków architektury poprzez portrety ważnych osób ze świata kultury, uwiecznił na przykład aktora Ludwika Solskiego. Malował także pejzaże i krajobrazy otaczającej go przyrody, którą pokochał już w dzieciństwie, w czasie wędrówek z ojcem po ogrodzie dendrologicznym w Poznaniu. Zainteresowanie pięknem natury utrwalił w czasie obozów krajoznawczych, w których uczestniczył jako uczeń gimnazjum w Rydzynie. W jego twórczości artystycznej widoczna jest jego wrażliwość na otaczający świat, który utrwalony w obrazie przetrwa na dłużej. 29 PRZYWRACANIE DAWNEGO PIĘKNA Zatrzymany z cegłami w teczce Życie poświęcił pasji studiowania architektury i sztuki. Dzięki umiłowaniu historycznych pamiątek stał się legendą Malborka. Dowodzą tego słynne opowieści o panu inżynierze przewożącym cegły w teczce. Jeden z takich incydentów przysporzył mu nawet kłopotów z Milicją Obywatelską. Opowiadał o nim swoim przyjaciołom z cechującą go autoironią. Był rok 1947 lub 1948. Zafascynowany ruinami Starego Miasta w Gdańsku, Kilarski wkładał do teczki kilka zabytkowych cegieł z ruin kościoła św. Brygidy, kiedy zatrzymał go milicjant. Przedstawiciel władzy podejrzewał go o szaber, czyli kradzież starych cegieł na budowę własnego domu. Co zabawne, po latach – w roku 1966 – ten sam milicjant zrehabilitował się i uwolnił Macieja, kiedy ten został zatrzymany przez milicję jako obserwator antykościelnych wystąpień w dniu przyjazdu prymasa Stefana Wyszyńskiego do Gdańska z okazji tysiąclecia chrztu Polski. „Budowniczy” i obrońca malborskiego zamku Maciej Kilarski przepracował w muzeum w Malborku ponad 30 lat. W jego działaniach pojawiały się również trudne chwile, szczególnie kiedy w latach 60. i 70. XX wieku musiał bronić zamku przed niefortunnymi decyzjami ówczesnych władz. Przeciwstawił się m.in. umieszczeniu teatru letniego w fosie suchej, a następnie południowej, między Zamkiem Wysokim i Starym Miastem. Opisuje to Mieczysław Haftka w artykule „Troska Macieja Kilarskiego o zachowanie czystości substancji zabytkowej zamku malborskiego” (zamieszczonym w pracy Spotkania Malborskie im. Macieja Kilarskiego, cz.1–3, red. A. Dobry, Malbork 2010). Po przejściu na emeryturę, w roku 1991, Kilarski był członkiem Muzealnej Rady Konserwatorskiej i działał w Stowarzyszeniu Historyków Sztuki. Poświęcił się przygotowaniu opracowań naukowych i wystaw. Maciej Kilarski był wybitną postacią wśród polskich konserwatorów zabytków, znamienitym badaczem gotyckiej architektury oraz współautorem powojennej koncepcji odbudowy Malborka. Na równi z Krzyżakami i Conradem Steinbrechtem niemal na nowo wznosił twierdzę nad Nogatem po ogromnych zniszczeniach wojennych, zachowując najmniejsze zabytkowe detale. Jest fak- 30 WÒJNOWI KASZËBI tem, że własnymi rękami zbierał fragmenty dawnych budowli i przedmiotów, idąc przed spychaczem uprzątającym zamkową fosę. Jego troska o zachowanie zabytków dla przyszłych pokoleń nie miała sobie równych! Był orędownikiem współpracy polsko-niemieckiej w upowszechnianiu wiedzy o wspólnym dziedzictwie w trudnych pod tym względem latach 60. Wśród niemieckich uczonych upowszechniał ideę rekonstrukcji figury Madonny – patronki zakonu krzyżackiego, a zarazem symbolu religii i kultury chrześcijańskiej. Życzliwy dla innych i kochający życie tytan pracy Maciej Kilarski zmarł 28 września 2003 roku w Oliwie, został pochowany na miejscowym cmentarzu, pożegnany przez kolegę z gimnazjum w Rydzynie, prof. Zygmunta Świechowskiego. Bardzo ciepło (już pośmiertnie) wspominał go w artykule „Maciej Kilarski (1922–2003) architekt dr Antoni Osiński, syn prof. Mariana Osińskiego. Oto kilka jego słów charakteryzujących osobowość Kilarskiego: „Tytan pracy, perfekcjonista cyzelujący każde dzieło, zarywający noce oraz kolejne terminy, silna indywidualność, niepowtarzalny, jedyny. (…) Maciek był uczuciowcem, chłonął wszystkie przelotne bodźce, (…) każde przemijające piękno. (…) Był w przyjaźni niezastąpiony, cenił sobie – jak rzadko kto – relacje z drugim człowiekiem. Otwartość, zaciekawienie i chęć poznania z żywiołową akceptacją życia” („Gazeta Wyborcza”, 2003). Przyjaźń Macieja i Antoniego sięgała jeszcze czasów lwowskich, a kontynuowana była w Oliwie. Najlepiej oddaje ją bardzo osobisty list napisany przez Antoniego Osińskiego, udostępniony przez Rodzinę: „(...) Cisza późnego wieczoru. Nagle brzęk, szyba uderzona patykiem, albo nawet drobny przedmiot wrzucony przez otwarte okno. Chuligani?! Po kilku podobnych przypadkach nauczyliśmy się, Maćku, Twego przywitania. Czasem było to tylko lekkie uderzenie w okno pokoju, w którym siedzieliśmy. Zawsze niespodziewane, niekonwencjonalne, pełne humoru i prawdziwego uczucia. Zawsze Ty jedyny, niepowtarzalny. A Ty na ulicy spieszący do kolejki, prawie zawsze biegnący skrajem jezdni, z płaszczem czy z marynarką tylko narzuconymi na ramiona – Takim Cię widzę, Maćku!” Bëło wstid ò tim gadac! Z Wandą i Władisławã Prangama z Rëmi kôrbimë ò wòjnie w Normandii, familiowi tragedii i weńdzenim rusczégò wòjska na Kaszëbë. Wë jesce rocznik 1926, tej zôczątk wòjnë gwësno przëszedł na Was w szkòle… Malbork – zamek, widok z wieży Kleszej na most pomiędzy Zamkiem Średnim a Wysokim, 1962 r. Rysunek M. Kilarskiego, fot. B.L. Okońscy W codziennym życiu i codziennych kontaktach był ciepłym, życzliwym dla innych człowiekiem. Tak zapamiętałam Macieja Kilarskiego, pracując z nim w Muzeum Zamkowym w Malborku. Moje pierwsze spotkanie z nim miało miejsce w 1989 roku, kiedy jako asystent w Dziale Naukowo-Oświatowym przygotowywałam program zajęć edukacyjnych dla młodzieży. Wówczas pod kierunkiem inż. Kilarskiego studiowałam konstrukcję gotyckich sklepień i architekturę piwnic pod Pałacem Wielkich Mistrzów i Wielkim Refektarzem. Ponownie współpracowaliśmy w 2003 roku. Realizowaliśmy wtedy z IV LO im. T. Kościuszki w Krakowie projekt o tematyce archeologiczno-konserwatorskiej „Odkryte wykopalisko”, dla uczniów z niepełną sprawnością. To nasze ostatnie spotkanie miało miejsce w mieszkaniu państwa Kilarskich w Oliwie 13 sierpnia 2003 roku. Nagrany wówczas przez młodzież film jest jedynym dokumentem, w którym wybitny konserwator zabytków opowiada o swoim życiu i wielkiej pasji, którą była jego praca zawodowa. Maciej Kilarski dał się nam wówczas poznać także jako nauczyciel i wychowawca młodych. Służył im swoją wiedzą, imponował postawą i troską o zachowanie historycznego dziedzictwa kultury. Dzisiaj z dorobku zawodowego inż. Kilarskiego korzystają nowe pokolenia konserwatorów zabytków – za pośrednictwem jego bogatej spuścizny. *Autorka jest historykiem, edukatorem i kustoszem w Muzeum Zamkowym w Malborku. POMERANIA STYCZEŃ 2013 Władisłôw Pranga: Jô prawie miôł jic do òstatny klasë pòwszechny szkòłë. Do tegò nie doszło, bò pierszégò dnia séwnika 1939 rokù zaczãła sã wòjna. Ùczba miała bëc òd te czasu pò niemieckù. Szkólnô sã spita, jaczi jem rocznik. Jô pòwiedzôł, że 9 stëcznika bãdã miôł sztërnôsce lat, a òna na to, że móm jic dodóm, wiãcy nie przëchòdzëc, le do robòtë. Tak jô òstôł bez swiadectwa, nic jem nie dostôł. Pózni jô szedł robic jakò robòtnik lesny, z òjcã i bratã. W 1942 Forster dôł òdezwã, pòdług chtërny kòżdi miôł pòdpisac, że chce bëc Niemcã, a jak nié, tej béł ùznóny za nôgòrszégò wroga. Pamiãtôce ten czas? Jo. Całô wies stawiła sã do Wejrowa. Lëdze dostelë nôkôz, òni nie wiedzelë, pò co tam jidą. Jô miôł tej szesnôsce lat. Në i òjc za mie pòdpisôł tã trzecą grëpã – eingedeutsch. Jakbë nie pòdpisôł, tej bëło wiedzec – abò do Stutthofù, abò dze jindze bë gò wëwiozlë. W 1943 rokù, to pewno bëło w strëmiannikù, starszégò brata wzãlë do Wehrmachtu, a drëdżégò brata, chtëren béł rok młodszi, w 1944 téż wcygnãlë do niemiecczégò wòjska. A mie, pò tim jak jô w stëcznikù skùńcził òsmënôsce lat, 3 łżëkwiata 1944 tak samò wzãlë do Wehrmachtu. Jô béł pòwòłóny do Niemców, do miasta Hameln, tam bëło szkòlenié przez sztërnôsce dni. Pò nim zawiozlë nas do Francëji. Jesmë trafilë w òkòlé miasta Cherbourg. 7 czerwińca 1944 rokù zaczãła sã inwazjô w Normandii. Zarô nas wëwiozlë za miasto, òbsadzëlë przë pilowanim. Wieczorã nas prowadzëlë przez miasto, a béł nalot anielsczich fligrów, chtërne nas bómbardowałë. Më sã we sztërzech zebrelë, jô i jesz trzëch, w tim dwùch z Wejrowa, co téż bëlë w Wehrmachce. POMERANIA STËCZNIK 2013 Fot. EP To bëlë Kaszëbi? Jo! Jeden, to jô wiém dobrze, że to béł Kòszôłka z Wejrowa, ale ten òstôł zabiti. Bëło jesz dwùch – Szulc i drëdżi, chtërnégò przezwëska nie pamiãtóm. Òn béł przódë w pòlsczim wòjskù, a tej gò wzãlë do Wehrmachtu i òn nas wzął pòd swòjã òpiekã. Më doch bëlë młodi, ò wòjnie nick nie wiedzelë. Jesmë ùceklë dalek òd miasta. Tidzéń më czekelë, a jesc nie bëło co. Jak më szlë do gòspòdôrzów, tej òni nick ni mielë, Niemcë wszëtkò jima wzelë. I tak wëzdrzała waja wòjna w Normandii? Më jezdzëlë na kòłach na zwiadë. Pò tidzeniu më sã ùdbelë zgłosëc, bò chòc më mielë karabinë i ruchna, më mùszelë wëlezc na szasé, bò nie bëło co jesc. Amerikóni i Anglicë jesz nie nadchôdelë. Mielë jesmë nôdzejã, że kògòs spòtkómë. Më zatrzimelë jednëch i gôdelë: „Dze je taczi a taczi...? Më òstelë zbómbardéro- wóny, terô szukómë swòjich”. Òni blós rzeklë: „Biôjta dali a szëkôjta”. Dali béł taczi pùnkt zbiórczi, ale tam sedzało samò wòjskò. Më sã tam zatrzimelë. Za chwilã nadlecôł fliger, a òficéra rzekł: „Chcemë dac nogã, bò òni òbôczą, dze wòjskò je i nas zbómbardérëją”. Më ùceklë mòże sto métrów òd tegò placu, a òni ju zaczãlë bómbardérowac. Në, ale na szczescé më nalezlë jesz jeden pùnkt zbiórczi. Òni nas tam zawiozlë, òdżëwilë pôrã dni, a tej na front. Terô jô béł w tim niemiecczim wòjskù, midzë samima Niemcama.16 lëpińca më mielë bëc wëcopóny na òdpòczink. Le tej przëszedł rozkôz, żebë jic na patrol. Më szlë za pòtrzebą w rów kòl drodżi, a tam bëlë Amerikóni. Òni na nas zawrzeszczelë, żebë sã pòddac. A jak òni zaczãlë w nas strzelac, tak jô dostôł kùlą w kask. Kask sã na głowie òbrócył... jô wëskòcził na westrzódk szaséju, karabin rzucył i szedł do nich do przódkù. Tej òni òprzestelë do mie strzelac, a tëch tam mést zabilë. I jeden sã òdezwôł pò pòlskù: „Të jes Pòlôchã 31 WÒJNOWI KASZËBI czë Niemcã?”. Jô òdrzekł: „Pòlôchã”. Tej przëszedł do mie, a dali gôdôł pò pòlskù. Më wzãlë jesz pôrã Pòlôchów do pòlowégò szpëtala. To béł 1944 rok? Jo. Nas wzãlë na wëbrzeżé. Tam przëjachôł òkrãt, zapakòwelë nas i wzãlë do Anglii, do lagru. Tam më bëlë szkòlony przë procemlotniczi artilerii. W stëcznikù 1945 wëjachelë më òkrãtã do Francëji, dali baną do Belgii. Na pòczątkù gromicznika mie wzãlë do I Pùłkù Artilerii Mòtorowi generała Stanisława Maczka. Wë znelë Maczka? Jesce gò widzelë? Jo. Jak bëła jakô msza abò defilada, to më gò wiedno widzelë. Tej to ju bëło bliskò kùńca wòjnë? Jo. Pamiãtóm, jak przëjachałë te miotacze ògnia, wszëtkò wëpôlëłë na drëdżi stronie rzéczi Ren. Pózni przëjachelë saperzë, zakłôdelë mòstë i më jachelë na Niemcë. Niedalek Wilhelmshaven Niemcë sã zastanôwielë, co robic. Dwa czë trzë dni aliance delë jima czas, żebë sã pòddac i to miasto nie bëło zbómbardérowóné. Skùńczëła sã wòjna. Co òni z wama dali robilë? Nasz całi I Pùłk Artilerii Mòtorowi òstôł na òkùpacjã Niemców. Bëła służba, a jesz jinszé rzeczë, ale dlô mie nôwôżniészé bëło to, że jô mógł skùńczëc szkòłã pòwszechną. A pò ti szkòle jô szedł na kùrs pòdméstrów bùdowlanëch. 32 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH Jak Wë stądka sã dostelë nazôd do Pòlsczi? Nas zaladowelë w banã a tej przëwiozlë wagónama towarowima do Szczecëna. W Szczecënie më przëszlë kòntrolã, czë më ni mielë niżódny broni. Tej më sã dostelë na dalszą jazdã do Gdini. A z Wejrowa jô szedł do swòji wsë – Zbichòwa – piechti. Tam mieszkelë mòji starkòwie. Tragiczno wòjna skùńczëła sã dlô òjca Wastnë Wandë i jegò bracynów… Wanda Pranga: Naszégò tatã wzãlë na Hél, do wòjska. Ale że òn miôł suchòtë, tej béł wnet doma. Tedë szôłtës ze Zbichòwa przëjachôł z pòlicjantã na kòłach. Òni gò wzãlë na gminã, do Nowégò Dwòru, a tej do Wejrowa. A rzeklë, że bãdze wnet nazôd, ale òn ju nie przëszedł. Pózni më sã dowiedzelë, że òn je we Gduńskù i pùdze do Stutthofù. Mëma bëła rôz z paczétã jachónô, ale chto wié, czë òn gò dostôł. Òna jacha drëdżi rôz na Gwiôzdkã – tã paczkã òstawiła. Tata ùmarł w gromicznikù. Pòdobno òjc nie béł wcale jesz ùmarłi, ale ju widzelë, że to mdze kùńc, dochtór stwierdzył, że z niegò ju nic nie mdze i tej òni gò spôlëlë téż. A dlôcze tak pò prôwdze òjc trafił do Stutthofù? To bëła sztrôfa za mòjich strijków – jegò bracy, że òni nie szlë do wòjska, le w lasë, w bónkrë, rowë. Òni téż wszëtcë zdżinãlë. Narôz, w jednym dniu! Przeżił blós jeden strij, jaczi pòszedł do wòjska. Òn walcził na wòjnie, ale w kùńcu przëszedł dodóm zdrów. A tam ju bëło dosc wiele zabitëch? ÙCZBA 18 Z taczich wsów, jak Karczemczi, Chwaszczëno, Czelno, Szëmôłd – dze tam jaczi przëszedł na ùrlop, tej òni gò zarô bùńtowelë, temù w tim lese bëło jich dosc tëli. Wiele z nich zdżinãło. Kaszëbskô stolëca Pò wòjnie téż w tëch stronach nie bëło letkò. Przëszlë Ruscë… RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Òni gwôłcëlë wszëtczé białczi... Jezës, prawie na smierc wëkùńczoné bëłë jedne. Ale jô nick nie gôda, bò mie bëło wstid, jô bëła za młodô, ò tim sã lëchò gôdało... Dzysô mòże gadac. Ruscë zabilë mëmkã tegò, co mòjégò òjca wiózł na spôlenié. Jeden Rusk chcôł jegò sostrã, fëjn dzéwczã, wząc ze sobą. A ta matka mia le jednã córkã a knôpów sztërzech. Broniła to dzéwczã i zdżinãła. Wami na szczescé sã ùdało przeżëc tã straszlëwą wòjnã. Më sã chòwelë w kòpcach z bùlwama i wrëkama. Më tam wlezlë, lómpë ju tam leżałë, tej më chùtkò nawrzucelë tëch wrëków w ten plac, dze sã wëlôżało, i nas nie bëło widzec. Òni nie zazérelë do nas, ale më czëlë, że òni bliskò jidą, bò te kùlë z bùlwama i wrëkama stojałë dëcht przë drodze. Czej më chcelë wińc reno, tej tam béł nasz wùja z Chilonii i dôwôł mëmie znak, że më mòglë wëlezc. Tamti Ruscë dzes jezdzëlë, walczëlë, tej tak ju bëło jinaczi... Gôdôł Eùgeniusz Prëczkòwsczi POMERANIA STYCZEŃ 2013 Stolëca to pò pòlskù stolica, mòże téż rzec stoleczny gard – miasto stołeczne. Pòléte (polecenia): pòdsztrëchnij – podkreśl napiszë – napisz pòsłëchôj – posłuchaj przeczëtôj – przeczytaj Cwiczënk 1 Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk. Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi.(Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski). – Jaczé miasto je stolëcą Kaszëb? – Ha! Stolëców na Kaszëbach mómë bòkadosc. – Bòkadosc? – Móm cë rzec za régą? – Jo. – Kartuzë, Kòscérzna, Wejrowò, Pùck, Lãbórg, Bëtowò a Gduńsk. – Kò to je jaż sétmë miastów! Pò prôwdze kòżdé je stolëcą Kaszëb? – Je a nie je… – Cëż to znaczi „je a nie je”? – Jakbë cë to wëtłomaczëc… Ti kartësczi gôdają, że to jejich miasto je stolëcą ë kùńc! Zôs kòscérzôcë są procëm, kò stolecznym gardã je Kòscérzna! Pùcónie jesz bëlno nie wiedzą, czë leno są stolëcą nordowëch, czë całëch Kaszëb. Wejrowò na gwës stolëcą je dëchã, ale całã ju za baro nié. Bëtowsczim a lãbòrsczim lëdzóm je wszëtkò równo. Zôs gduńsczi bówcë protestëją, czej jejich miasto pòzéwô sã kaszëbską stolëcą, ale wiele Kaszëbów je dbë, że to prawie Gduńsk, czë chce czë nié, stolëcą Kaszëb je! – To cë je zapëzgloné! Nick z tegò nie rozmiejã! – Nie jiscë sã, jesz cë rzekã, że do nëch miast mùszimë jesz dodac pôrã môlów… – Co? Nie je ju tegò za wiele? – Stolëców nigdë dosc… Wezmë chòcbë Żukòwò… – Żukòwò, nen môłi a młodi gard? – Młodi gard, ale zwëk stôri, kò Żukòwò to stolëca kaszëbsczégò wësziwkù. Dali, wies Chmielno… – Wies téż? – Je wies co gòrszô òd miasta? Chmielno to stolëca kaszëbsczi ceramiczi. – Nie je to za wiele? – Wiele? Në jo, jô bë wnetk zabéł… Kò Wiele to stolëca kaszëbsczi gôdczi a gadëszów. POMERANIA STËCZNIK 2013 zaspiéwôj – zaśpiewaj zdrzë – patrz pòwtórzë – powtórz, powiedz Cwiczënk 2 Wëpiszë za régą pòzwë môlów, jaczé są wëmienioné w gôdce, a mògłëbë sã ùbiegac ò miono stolëcë Kaszëb. (Wypisz nazwy miejscowości wymienionych w dialogu, które mogłyby pretendować do miana stolicy Kaszub). Cwiczënk 3 W drëdżi rédze je gôdka ò jinëch môlach, co téż bë mògłë bëc stolëcą, chòc nié ju całëch Kaszëb. Pòdsztrëchnij jich pòzwë. Napiszë, czemù miałë bë bëc achtnioné. (Ponadto w dialogu mówi się o innych miejscowościach, które też by mogły być stolicą, chociaż już nie całych Kaszub. Podkreśl ich nazwy. Napisz, dlaczego by mogły zyskać uznanie). Cwiczënk 4 Młodopòlskô pòétka – Marila Wòlskô – napisa taką wiérztkã (młodopolska poetka – Maryla Wolska – napisała taki oto wierszyk): Siedem miast od dawna kłóci się ze sobą, które to z nich jest wszech Kaszub głową: Gdańsk – miasto liczne, Kartuzy – śliczne, święte Wejrowo, Lębork, Bytowo, cna Kościerzyna i Puck perzyna. Zestôwiającë pòzwë zapisóné w cwiczënkù 2 z tima z wiérztë, rzeczë, czë kaszëbizna mia cësk na pòlaszëznã Marilë Wòlsczi w tim dokazu. W jaczich słowach mòże to widzec? (Porównując nazwy wypisane w ćwiczeniu 2 z tymi z wiersza, powiedz, czy kaszubszczyzna wywarła wpływ na polszczyznę Maryli Wolskiej w tym utworze. Które słowa to obrazują?). 33 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH Cwiczënk 5 Pierszim z môlów wëmienionëch w gôdce są Kartuzë. W Kartuzach mieszkają kartëzóni, ale zôkònnicë, co założilë kartuzjã, to bëlë kartuzowie. W jinszim krewnym słowie mómë – kartësczi. (Pierwszą z wymienionych w dialogu miejscowości są Kartuzy. W Kartuzach mieszkają kartëzóni, ale zakonnicy, którzy założyli kartuzjã, to byli kartuzowie. W innym pokrewnym słowie mamy – kartësczi). Z zestôwkù krewnëch słów wëchôdô, że ë mieniô sã czasã z u, i tak mòże òbjasniwac pisënk „szwa”, tj. „ë”. Zresztą nie je to jedinô wëmiana, jaką jidze wëjasnic pisënk ë, nôleżi tu jesz dodac dwie jinszé: i, y. Ne wëmianë mògą zachòdzëc w kaszëbsczich krewnëch słowach, ale téż w juwerno brzmiącëch jich pòlsczich òdpòwiednikach. (Z zestawienia słów pokrewnych wynika, że ë czasami wymienia się na u, i tak można wyjaśniać pisownię „szwa”, tj. „ë”. Zresztą nie jest to jedyna wymiana, za pomocą której można wyjaśnić pisownię ë, należy tu jeszcze dodać dwie inne: i, y. Te wymiany mogą zachodzić w słowach pokrewnych oraz w podobnie brzmiących polskich odpowiednikach tych wyrazów). Przez wspòmnióné wëżi wëmianë próbùj wëjasnic pisënk czile słów z ë wzãtëch z gôdczi. Czë tak sã dô objasnic wikszi dzél pisënkù ë?(Za pomocą wspomnianych wyżej wymian spróbuj wyjaśnić pisownię kilku słów z ë wziętych z dialogu. Czy tak da się wyjaśnić większość przypadków zastosowania ë?). Cwiczënk 6 W słowie Wejrowò pòjawiła sã kaszëbskô znanka òmôwiónô w ùczbie 15. Jidze ò fakùltatiwny zwãk h, chtëren mòże bëc ùżiwóny w gôdce i na pismie, ale téż mòże gò òpùszczac (òsoblëwie, czej stoji na zaczątkù słowa). (W słowie Wejrowò pojawiła się kaszubska cecha omówiona w lekcji 15. Chodzi o fakultatywną głoskę h, której można używać w mowie i w piśmie, ale też można ją pominąć – szczególnie gdy znajduje się na początku słowa). GDAŃSK MNIEJ ZNANY Kaszëbskô wersjô pòzwë Lębork je przikładã na to, że kaszëbizna dążi do wërównaniô zwãcznoscë spółzwãkòwëch karnów (abò je ùzwãczniwô, abò ùbezzwãczniwô). (Kaszubska wersja nazwy Lębork jest przykładem na to, że kaszubszczyzna zmierza do wyrównywania dźwięczności grup spółgłoskowych – albo je udźwięcznia, albo ubezdźwięcznia). Szlakiem dawnej Promenady Òkreslë ôrt ùpòdobnieniô, jaczé zaszło w pòzwie Lãbórg. Czë je to ùzwãcznienié, czë ùbezzwãcznienié? (Określ rodzaj upodobnienia, jakie nastąpiło w nazwie Lãbórg. Czy mamy tu do czynienia z udźwięcznieniem, czy z ubezdźwięcznieniem?). Główna ulica w centrum Gdańska – 3 Maja – przed wojną zwana była Promenadą Północną. Mieszkańcy przychodzili tu na spacery. Idziemy więc ich śladem, odkrywając jej dawne i nowe oblicze. Cwiczënk 8 Cekawą pòzwą, z gramaticznégò pòzdrzatkù, je téż Bëtowò. (Ciekawą nazwą, z gramatycznego punktu widzenia, jest też Bëtowò). Pò kaszëbskù – (to) Bëtowò; pò pòlskù – (ten) Bytów. Mómë tuwò do ùczinkù ze zmianą gramaticznégò ôrtu (z chłopsczégò – w pòlaszëznie, na dzecny – w kaszëbiznie). Taczé zmianë zdôrzają sã dosc czãsto w zôkrãżim wszëtczich ôrtów. (Po kaszubsku – (to) Bëtowò; pò pòlskù (ten) Bytów. Mamy tu do czynienia ze zmianą rodzaju gramatycznego – z męskiego – w j. polskim, na nijaki – w j. kaszubskim). Wzbògacë ò czile przikładów zestôwk słów ze zmieniającyma sã ôrtama w kaszëbiznie i w pòlaszëznie (wzbogać o kilka przykładów zbiór słów, w których rodzaj gramatyczny w j. kaszubskim jest inny niż w j. polskim): (ta) céniô – (ten) cień. Cwiczënk 9 Nalézë ò kòżdim ze wspòmniónëch môlów czile wiadomòsców, ùłożë pò dwa zdania ò kòżdim z nich i zapiszë je pò kaszëbskù.(Znajdź o każdym ze wspomnianych miejsc kilka informacji, ułóż po dwa zdania o każdym z nich i zapisz te zdania po kaszubsku). Pòdôj czile przikładów słów z fakùltatiwnym h. Zapiszë je z h i bez niegò. (Podaj kilka przykładów słów z fakultatywnym h. Zapisz je z h i bez niego). W pòzwie Lãbórg téż wëstãpùją jinoscë w przërównanim z pòlsczim òdpòwiednikã. (W nazwie Lãbórg też występują różnice w porównaniu do polskiej wersji słowa). W òdmianie mómë (w odmianie mamy): 34 Lãbórg Lãbòrga Lãbòrgòwi Lãbòrg Lãbòrgã Lãbòrgù Lãbòrgù Burmistrz przypomniany Ulica 3 Maja zaczyna swój bieg przy skrzyżowaniu z aleją Armii Krajowej. Znajduje się tam węzeł drogowy, który w 2006 roku nazwany został imieniem Carla Groddecka. Żył w l. 1699–1774. Był burmistrzem i prezydentem Gdańska. W czasie panowania Augusta III Sasa i Stanisława Augusta Poniatowskiego trzykrotnie pełnił urząd burgrabi królewskiego. Bronił miasta przed Rosjanami podczas wojny siedmioletniej (1756–1763). Przez ostatnie lata życia pracował w kościołach i szkołach jako protokolant. Carl Groddeck mieszkał najpierw na ulicy Długiej, później na Piwnej, ale posiadał też dwór na Polankach. Być może zapadłby w niepamięć, gdyby nie Stowarzyszenie Rodziny von Groddeck – Groddeck. Wystąpiło ono z wnioskiem do Prezydenta Miasta o upamiętnienie ich przodka. Ale ród Groddecków to nie tylko historia Carla. Śladem ich obecności są też dwa odbudowane spichlerze przy ulicy Chmielnej – Mały i Wielki Groddeck. Ród związany był z Gdańskiem ponad 300 lat. Szczęśliwie zachowany Idąc w kierunku północnym, zwróćmy uwagę na prawą stronę ulicy. Zachowany szpaler drzew wskazuje, gdzie kiedyś wędrowali gdańszczanie. Promenada wznosiła się wtedy ponad fosą, dziś w dole biegną tory kolejowe. Widok pozostał, a od kwietnia 2013 roku będzie można podziwiać go z roweru. Wtedy otwarta ma zostać ścieżka, która poprowadzi aż do Alei Zwycięstwa. Na ulicy 3 Maja znajduje się budynek Powiatowego Urzędu Pracy. Powstał w drugiej połowie XIX wieku. Początkowo były to koszary 1. Wschodniopruskiego Batalionu Pionierów. Stacjonował on w Gdańsku już od 1820 roku. Batalion był jednostką wojsk Cwiczënk 7 Nz. R. Dw. Wn. Nrz. Ml. Wł. M A R TA S Z A G Ż D O W I C Z Lębork Lęborka Lęborkowi Lębork Lęborkiem Lęborku Lęborku POMERANIA STYCZEŃ 2013 POMERANIA STËCZNIK 2013 Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy. Fot. M.S. inżynieryjnych. W koszarach mieszkali saperzy, minerzy, pontonierzy. Po przeniesieniu Batalionu do Królewca budynek mieścił Szkołę Wojenną (Kriegsschule). Od 1893 roku do końca I wojny światowej przez uczelnię przewinęło się ponad 4500 żołnierzy. Jednym z nich był Erwin Rommel. Mimo że ukończył szkołę na średnim (durchschnittlich) poziomie, zasłynął jako Lis Pustyni – legendarny dowódca Afrika Korps. Wolny czas adepci Szkoły Wojennej spędzali na Górze Gradowej. W fosie Reduty, dziś zwanej Napoleońską urządzili kręgielnię i strzelnicę. W czasie Wolnego Miasta Gdańska w budynku mieściły się urzędy. Po 1945 roku tymczasowo ulokowała się w nim Miejska Rada Narodowa. Jest jednym z nielicznych gmachów, które przetrwały wojenną pożogę. Ku pamięci W końcowej części ulicy 3 Maja, przy kościele Bożego Ciała, znajduje się nietypowy pomnik. W pierwszej chwili wydaje się, że nie ma tam żadnego monumentu. Trafiliśmy na tak zwany Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy, który upamiętnia – jak mówią słowa wiersza – „Tych, co imion nie mają na grobie, a tylko Bóg wie, jak kto się zowie”. Przypomina o ludziach różnych wyznań, którzy pochowani byli na 27 nieistniejących już gdańskich nekropoliach. Pomnik-cmentarz wykonany został w 2002 roku na podstawie projektu Hanny Klementowskiej i Jacka Krenza. Centralną płytę otaczają drzewa, ale także pęknięte kolumny. Dookoła wkomponowano fragmenty zachowanych nagrobków. Co roku na Cmentarzu Nieistniejących Cmentarzy organizowane są ekumeniczne modlitwy za zmarłych. Choć nikt tu nie jest pochowany, jednak przy płycie płoną znicze, ludzie przynoszą kwiaty. Trudna historia ma tutaj swoje miejsce. Przywołana jest godnie i z szacunkiem. 35 Z NORDY Z NORDY W orkiestrach dętych jest wielka siła Muzyka i śpiew od zawsze towarzyszyły ludziom, a dla małej rybackiej miejscowości, jaką była Jastarnia, stanowiły też zapewne sposób na odreagowanie niebezpieczeństw czyhających na morzu oraz przeciwwagę dla mozolnej i ciężkiej pracy rybaków. L U C Y N A KO N KO L O pierwszych muzykantach, którzy stworzyli w Jastarni orkiestrę, wiemy niestety niewiele. Podobno swoje instrumenty przywieźli łodziami, z Gdańska, jeszcze przed pierwszą wojną światową. Wysiedli z łodzi i zaraz zaczęli grać. Na brzeg zatoki zbiegła się cała wieś i tak, muzykując, wracali do domów. O muzykowaniu naszych przodków już przed rokiem 1887 wspominał ks. Hieronim Gołębiewski w swoich Obrazkach rybackich. O istnieniu kapeli rybackiej pisał też Jerzy Bandrowski w książce zatytułowanej Na polskiej fali, wydanej w 1929 roku: „Bardzo lubią muzykę i tańce (…). Mają też własną kapelę rybacką, która doskonale przygrywa podczas zabaw i uroczystości”. Tamta orkiestra grała tylko ze słuchu, a pierwsi jej członkowie, których znamy z imienia i nazwiska, to Anastazy Pieper, Jakub Selin, Juliusz Kohnke, Paweł Kohnke, Emil Herrmann, Hipolit Konkel, Emil Konkel, Leon Lisakowski i Alojzy Konkel. Pierwszy kapelmistrz znający nuty Zespół grający jedynie ze słuchu przerodził się w bardziej profesjonalną orkiestrę dętą za sprawą Alojzego Konkela. Pierwszy kapelmistrz potrafił czytać nuty i tworzyć ich zapis. Mówi się, że Alojzy (powszechnie nazywany w Jastarni wujem Aloskiem) był muzycznym samoukiem, ale prawdopodobnie zetknął się z kimś, kto pokazał mu nuty. Niektórzy informatorzy sugerowali, że nut mógł go nauczyć miejscowy nauczyciel i organista Perszke. Wiemy również, że kontaktował się z dyrygentem krakowskiej młodzieżowej orkiestry, która od 1927 roku przebywała na wakacjach w Jastarni w ośrodku Regina Maris. Organizatorem tych pobytów był ks. Kuźnowicz z Krakowa, który każdego roku swoją młodzież wraz z orkiestrą pro- 36 Zdjęcie zrobiono po pierwszym oficjalnym występie z okazji 3 Maja, od lewej: Michał Selin, Leon Konkel, Eryk Konkel, Stanisław Konkel, Ryszard Netzel, Hubert Konke. wadził na odpust Matki Bożej Szkaplerznej do Swarzewa. Zachował się zeszyt nutowy z zapisem marszy i pieśni, z jednej strony dyrygenta z Krakowa, a z drugiej – Alojzego Konkela. Jak na tamte czasy i brak muzycznego wykształcenia, pierwszy kapelmistrz Jastarni posiadał niezwykłe umiejętności. Potrafił rozpisać nuty na poszczególne instrumenty, a nawet przerabiał je. Wiedział również, w jaki sposób ustawić orkiestrę, gdzie miał stać konkretny instrument, aby wszystko dobrze brzmiało. Zajmował się głównie muzyką Alojzy Konkel, syn Bernarda i Franciszki, urodził się w Jastarni 1 czerwca 1888 roku. Ożenił się z Franciszką (z domu Budzisz), z którą miał syna Jana, zmarłego jako dziecko. Dla Janka ojciec samodzielnie zrobił skrzypce. Alojzy Konkel z zawodu był stolarzem, ale ci, którzy go pamiętają, mówią, że zajmował się głównie muzyką. Orkiestra, nuty, gra na skrzypcach zajmowały mu bardzo dużo czasu. Próby orkiestry przeważnie odbywały się w domu jego siostry Matyldy i jej męża Emila Piotra, zwanego Pejtrem. W skład pierwszej orkiestry, którą Alojzy nauczył grać z nut, weszli: Eryk Konkel, Stanisław Konkel, Ryszard Netzel, Leon Konkel, Michał Selin, Hubert Konke i Andrzej Kohnke. W latach 20. i 30. w Jastarni kultywowano piękny zwyczaj – parafianie wraz z orkiestrą oczekiwali na dworcu kolejowym na gości z Helu, którzy w październiku przyjeżdżali na odpust tzw. węgorzowy. Taki muzykujący korowód prowadzono do kościoła, a następnie po uroczystościach odprowadzano helan na pociąg. Niektórzy jastarnianie jeszcze pamiętają Alojzego Konkela (zmarł w 1960 roku), niewysokiego człowieka, podpierającego się laską, zawsze odświętnie ubranego podczas występów orkiestry. Towarzyszył swojemu zespołowi jedynie podczas uroczystości kościelnych i państwowych, na wesela orkiestra chodziła bez swojego kapelmistrza. POMERANIA STYCZEŃ 2013 Podtrzymywanie i pielęgnowanie muzycznych tradycji Kontynuatorem dzieła Alojzego Konkela był Gerard Konkel, który przez kolejne lata prowadził orkiestrę. Urodził się w 1919 roku w rodzinie rybackiej i sam ten zawód uprawiał, ale oprócz tego miał artystyczną duszę. Był autorem wielu utworów muzycznych, przede wszystkim ukochanych marszów, oraz piosenek. Najbardziej znane jego utwory, to „Jem jô rëbôk” czy „Pieśń Jastarni”. Marsze, które stanowią najokazalszą część jego spuścizny artystycznej, do dziś ma w repertuarze jastarniańska orkiestra. Gerard Konkel zmarł w 1997 roku, a już dwa lata później znalazł się kolejny talent muzyczny, który pielęgnuje piękną tradycję muzykowania w Jastarni. Jest nim Kazimierz Budzisz (rocznik 1970). I tak jak dawniej, również dzisiaj orkiestra pełni ważną rolę kulturotwórczą, będąc obecną w życiu artystycznym Jastarni. Dzisiaj wszyscy jej członkowie znają nuty, a wielu z nich jest absolwentami szkół muzycznych, jednak w ich grze ciągle słychać echa przeszłości i ducha dawnych kapelmistrzów. Członkami orkiestry często bywają członkowie tych samych rodzin. Kiedyś grali dziadkowie, teraz synowie bądź wnuki, a zdarzało się i tak, że w zespole równocześnie grali przedstawiciele kilku pokoleń. Upamiętnienie przeszłości W listopadzie w Jastarni odsłonięto tablicę poświęconą pamięci Alojzego Konkela oraz zaprezentowano wystawę ukazującą historię orkiestry, której był pierwszym kapelmistrzem. Organizatorem uroczystości był miejscowy oddział ZKP. Wystawa wzbudziła duże zainteresowanie wśród mieszkańców Jastarni, przybyli na nią miłośnicy orkiestry, jej byli członkowie oraz rodziny muzyków. Wszyscy wysłuchali koncertu w wykonaniu współczesnej orkiestry, która zagrała w składzie: Jakub Klemensiewicz, Marek Meyer, Jakub Muża, Andrzej Biezuński, Krzysztof Bieżuński, Michał Bieżuński, Grzegorz Konkol, Wojciech Stachowicz, Patryk Szankin, Marian Gwardzik i Kazimierz Budzisz. Zaprezentowano również fragment filmu „Między dwiema latarniami” z lat 60. XX wieku, w którym zarejestrowano próbę orkiestry z jej ówczesnym dyrygentem Gerardem Konkelem oraz przemarsz grupy brzegiem morza i zatoki. POMERANIA STËCZNIK 2013 Rybacy w filmie Przed I wojną światową cała ludność Jastarni związana była z rybołówstwem. Obecnie rzadko się już zdarza, żeby przedstawiciele trzech kolejnych pokoleń byli rybakami, ale udało się znaleźć taką rodzinę. To familia Mużów, w której dziadek i ojciec byli rybakami, a dziś rybołówstwem zajmuje się wnuk. Fot. Maciej Stanke RY S Z A R D S T R U C K Przypadek Herberta, Edwarda i Pawła tak bardzo zainteresował filmowców, że postanowili nakręcić o nich film dokumentalny. Karolina Muza – absolwentka Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie – postanowiła uczynić ich bohaterami swojej pracy dyplomowej. Od pomysłu do realizacji nie było daleko. Zdjęcia rozpoczęły się w maju 2012 roku, a w październiku film, zatytułowany „Laskorn”, był już gotowy. Kilka miesięcy później, 7 i 8 grudnia, zaprezentowano go w Jastarni, tam, gdzie mieszkają jego bohaterowie. Karolina była scenarzystą i reżyserem dokumentu, a operatorem oraz montażystą – jej starszy kolega Marek Kramarczyk. Z fragmentami filmu dotyczącymi dziadka i ojca nie było żadnych kłopotów, ich opowieści nagrywano bowiem w ich domach. Trudniej było z częścią poświęconą Pawłowi, który jest czynnym rybakiem. Na każde wypłynięcie ekipy filmowej w morze wraz z rybakami trzeba było uzyskać zgodę Urzędu Morskiego w Gdyni. Ponadto należało zapewnić filmowcom dodatkowe środki bezpieczeństwa, na przykład kamizelki ratunkowe. Zgodę załatwiono, a środki bezpieczeństwa filmowcy zakupili sami. Film składa się z trzech części. Życie Herberta i Edwarda poznajemy dzięki ich wspomnieniom z czasów rybacze- nia. W trzeciej (najobszerniejszej i chyba najciekawszej) części, czyli dotyczącej Pawła, można było pokazać pracę współczesnych rybaków. Opowieści Herberta w większości dotyczą połowu łososi laskornem – siecią ciągnioną z brzegu przez kilkadziesiąt osób. Z kolei wspomnienia Edwarda przydają filmowi dramatyzmu, jego opowieść o zatonięciu kutra ściśniętego lodem zawiera mnóstwo szczegółów, co dowodzi, że chociaż od tego wydarzenia minęło kilkanaście lat, jednak on ciągle przeżywa tę sytuację na nowo. Dla każdego widza filmu także stało się jasne, że ci dwaj młodsi ogromnym szacunkiem darzą seniora rodu. W Jastarni na sali audytoryjnej gimnazjum odbyły się trzy emisje tego dokumentu. Publiczność liczyła nieco więcej niż sto osób. Tylko tyle, ponieważ w tym samym czasie w Jastarni odbywały się także inne ciekawe spotkania, np. władz miasta z mieszkańcami. Jednak już po pierwszym seansie pytano o płytę z filmem, tak więc zainteresowanie okazało się większe, niż można by sądzić po liczbie widzów. Tym zaś dokument bardzo się podobał, po zakończeniu poszczególnych seansów jego twórcy byli nagradzani gromkimi oklaskami. Reakcja publiczności jest dla mnie oczywiście ważna i było mi bardzo miło, lecz równie ważne było to, że moi bohaterowie wcześniej widzieli ten film i też im się spodobał – wyznała Karolina Muza, twórczyni „Laskorna”. 37 FELIETON FELIETON FELIETON FELIETON FELIETON FELIETON 38 kòzdrzejnym. Z Kòscérznë do Gdini dzéń w dzéń dojéżdżô kòl 1000 lëdzy, w tim mni wicy 400 pasażérów przëjéżdżającëch ze stronë Chòniców. Jeżlë ti òstatny stracą łączbã z Kòscérzną, a to mdze òznôczało téż zerwanié łączbë z doprowadzoną tuwò baną metropòlitalną, tej marné widoczi sã przed nią malëją. Nié leno zarząd dróg żelôznëch pòdchôdô do mie i do mòjëch współmieszkańców w ten spòsób, tak samò robią administratorzë szaséjów (ò czim jem tu ju niejeden rôz pisôł). Òd wnet dzesãc lat fónksnérëje związk samòrządów miast i gminów, przez jaczé przebiégô droga krajowô nr 22, tzw. berlinka, chtëren domôgô sã mòdernizacji ti 460-kilométrowi trasë ò midzenôrodnym znaczenim (Berlin – Kaliningrad). Dotëchczasowé efektë dzejaniô, przënômni w czãscë pòmòrsczi òbéńdë, są wicy jak skrómné; widoczną zwënégą je leno òbwòdnica Chòniców i pòłowiczné òkrążenié Człëchòwa. Nie je wiedzec, czej Starogard i Czersk dożdają sã wëprowadzeniô tranzytu pòza miasto i czej generalnô direkcjô ùznô, że je ju czas wëremòntowac dokładno 70 lat stôrą betonówkã, dostosowac jã do współczasnëch sztandardów. Drogówcowie, zaniedbiwając wôżné trasë kòmùnikacyjné, òdbiérają nama, mieszkańcóm pôłniowi czãscë Pòmòrzô, szansã na òżëwie- POMERANIA STYCZEŃ 2013 FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETON Jô miôł wiedno wiele ùwôżaniô dlô banowëch, ale terô zaszlë mie za skórã, bò za jich przëczëną jem sã pòczuł òbëwatelã drëdżi kategòrii. Nié pierszi rôz zresztą. Socjologiczny termin „wëkluczenié spòłeczné”, chtëren tikô sã pòjedincznëch lëdzy abò karnów i strzodowisków w rozmajiti spòsób skrziwdzonëch przez kawel, baro dobrze òddôwô téż sytuacjã niejednëch teritoriów abò miescowòscy. Fòtografie chònicczégò banófa (zdrzë „Pomerania” 9/2012) pòkazëją smãtny òbrôz môla, jaczi czedës tãtnił żëcym, a dzysô je baro pòdùpadłi, czegò symbòlicznym swiadectwã je slepô òczëna banowégò zégra na fasadze bùdinkù. Òd czedë towarowi transpòrt przeniósł sã na szaséje, szło z górczi, ale całowną degrengòladã sprawiło rozdrobnienié PKP na niezliczoné spółczi, z chtërnëch kòżdô szarpie do se. Hewò, prawie jesmë sã dowiedzelë, że pòłączenia midze niejednyma miastama (Chònice – Kòscérzna i Chònicë – Szczecynk w czãscë, a Czersk – Kòscérzna czësto) zdżinãłë z rozkładu jazdë cugów przez pòdwëżkã cen za kòrzëstanié ze sztreków! I tak doszlë jesmë do grańcë absurdu: jedna banowô spółka robi na psotã drëdżi, téż banowi! Zarząd banë likwidëje linie bòdôj wedle kriterium frekwencji pasażérów, co nié do kùńca sã zgôdzô, a do te je dzejanim krót- FELIETÓN FELIETON Żëcé na barabónach nié gòspòdarczé (chtëż zbùdëje fabrikã, do jaczi mdze cãżkò dojachac?), wëklucziwają nas z karna ùżëtkòwników aùtostradë A1, òsoblëwie ùtrudniwają dostãp do kùlturë – skòncentrowóny doch w Trójmiesce. Czë móm dali wëliczac przëczënë, dlô jaczich pò prôwdze jem gòrszim òbëwatelã? Pòkrziwdzony czëjã sã i złi, czej zdrzã, jak wielmiliardowé nôkładë są czerowóné na (niepiãkné to słowò) infrastrukturã drogòwą w metropòlii gduńsczi i ji òtoczenim, a w tim czasu bùrméster mòjégò miasta ze starostą mùszą żebrac ù marszôłka wòjewództwa ò milión czë półtora milióna złotëch na dofinansowanié kònieczny przebùdowë niebezpiecznégò skrziżowaniô dróg. Do Chòniców ze Gduńska je dalek. Z ti perspektiwë taczich drobnostków ni ma widzec. Chtos mie mòże rzecze, że jô sobie sóm jem winny, bò mieszkóm na krańcach regionu. Ale to nié tak miało bëc! W strategii rozwòju wòjewództwa pòmòrsczégò je napisóné, że Chònice raza z Człëchòwã mają stanowic pôłniowi biegùn spòłeczno-gòspòdarczi Gduńsczégò Pòmòrzô. Kòncepcjô rozwòju òpiartô na metropòliach téż òbiécëje, że wiôldżé, mòcné òstrzódczi miesczé bãdą promieniowałë jak słuńca na całé regionë. Timczasã zamiast zniwelowaniô różniców cywilizacyjnégò rozwòju, wszëtkò prowadzy do wëjałowieniô periferijnëch òbszarów. Në cëż, namienioné nóm je żëcé na barabónach, chòc jô pògòdzëc sã z tim nie chcã. Tłomaczenié Ludmiła Gòłąbk FELIETÓN FELIETON Wszystko prowadzi do wyjałowienia peryferyjnych obszarów. FELIETÓN FELIETON Zawsze darzyłem kolejarzy szacunkiem, ale teraz zaszli mi za skórę, bo za ich sprawą poczułem się obywatelem drugiej kategorii, nie pierwszy raz zresztą. Socjologiczny termin „wykluczenie społeczne”, który dotyczy pojedynczych ludzi bądź grup i środowisk w różny sposób skrzywdzonych przez los, znakomicie oddaje także sytuację niektórych terytoriów lub miejscowości. Fotografie chojnickiego dworca kolejowego (zob. „Pomerania” 9/2012) ukazują smętny obraz miejsca niegdyś tętniącego życiem, a dziś zdegradowanego do stopnia, którego miarą jest pusty oczodół po zegarze na frontonie budynku. Od kiedy transport towarowy przeniósł się na drogi, szło z górki, lecz całkowitą degrengoladę spowodowało rozczłonkowanie PKP na niezliczone spółki, z których każda szarpie dla siebie. Oto dowiedzieliśmy się, że połączenia między niektórymi miastami (Chojnice – Kościerzyna i Chojnice – Szczecinek częściowo, a Czersk – Kościerzyna zupełnie) znikły z rozkładu jaz- dy pociągów z powodu podwyżki opłat za korzystanie z torów! W ten sposób doszliśmy do granicy absurdu: jedna spółka kolejowa czyni na złość drugiej, też kolejowej! Kolej wyklucza mieszkańców miasteczek i wsi rzekomo według kryterium frekwencji pasażerów, co niezupełnie się zgadza, a przy tym jest działaniem krótkowzrocznym. Z Kościerzyny do Gdyni dzień w dzień dojeżdża około 1000 osób, w tym mniej więcej 400 pasażerów przyjeżdżających z kierunku Chojnic. Jeśli ci ostatni utracą połączenie z Kościerzyną, a to znaczy również w przyszłości z doprowadzoną tu koleją metropolitalną, to marne rysują się przed nią perspektywy. Nie tylko kolej traktuje mnie i moich współmieszkańców w ten sposób, tak samo postępują administratorzy dróg (o czym już tu niejednokrotnie pisałem). Od blisko dekady działa związek samorządów miast i gmin, przez które przebiega droga krajowa nr 22, tzw. berlinka, domagając się modernizacji tej 460-kilometrowej trasy o międzynarodowym znaczeniu (Berlin – Kaliningrad). Dotychczasowe efekty FELIETÓN FELIETON KAZIMIERZ OSTROWSKI FELIETÓN FELIETON Sielskie życie prowincjusza działalności, przynajmniej na odcinku pomorskim, są więcej niż skromne; widocznym sukcesem jest tylko obwodnica Chojnic i połowiczne okrążenie Człuchowa. Nie wiadomo, kiedy Starogard i Czersk doczekają się wyprowadzenia tranzytu poza miasta, kiedy generalna dyrekcja uzna, że już czas wyremontować liczącą dokładnie 70 lat betonówkę, dostosować ją do współczesnych standardów. Drogowcy, zaniedbując ważne szlaki komunikacyjne, pozbawiają nas, mieszkańców południowej części Pomorza, szansy na ożywienie gospodarcze (kto zbuduje fabrykę, do której trudno dojechać?), wykluczają nas z grona użytkowników autostrady A1, niesłychanie utrudniają dostęp do kultury – skoncentrowanej przecież w Trójmieście. Czy mam dalej wyliczać powody, dla których naprawdę jestem gorszym obywatelem? Pokrzywdzony czuję się i zły, gdy obserwuję miliardowe nakłady na (nieładne to słowo) infrastrukturę drogową w metropolii gdańskiej i jej otoczeniu, a równocześnie burmistrz mojego miasta ze starostą żebrać muszą u marszałka województwa o milion czy półtora miliona złotówek na dofinansowanie koniecznej przebudowy niebezpiecznego skrzyżowania ulic. Za daleko jest do Chojnic, z Gdańska takich drobiazgów nie widać. Powie mi ktoś, że sam sobie jestem winien, bo mieszkam na peryferiach regionu. Ale to nie tak miało być! W strategii rozwoju województwa pomorskiego jest napisane, że Chojnice wraz z Człuchowem mają stanowić południowy biegun społeczno-gospodarczy Pomorza Gdańskiego. Koncepcja rozwoju kraju oparta na metropoliach też obiecuje, że wielkie, silne ośrodki miejskie będą niczym słońca promieniować na całe regiony. Tymczasem zamiast do zniwelowania różnic cywilizacyjnego poziomu, wszystko prowadzi do wyjałowienia peryferyjnych obszarów. No cóż, takie jest nam pisane sielskie życie, choć ja pogodzić się z nim nie chcę. FELIETÓN Z PÔŁNIA 39 POMERANIA STËCZNIK 2013 Fot. Maciej Stanke FELIETÓN FELIETON Z POŁUDNIA FELIETON ZAPISKI RENEGATA EGZOTICZNÉ TOURNÉE FELIETON Czyj jest nasz Gdańsk? Gdinianie w Chinach FELIETON TOMASZ ŻUROCH-PIECHOWSKI FELIETON Mùzykańcë i tancôrze z Pòlsczi pòdbijają Chinë! W slédnym czasu zwënédżi w tim kraju miało òdniosłé karno Bayer Full, chtërnégò platczi sprzedają sã tam we wiôldżich nôkładach, a kòncertë przëcygają tësące słëchińców. Pò sławie disco polo przëszedł czas na prezentacje pòlsczégò i kaszëbsczégò fòlkloru. W dniach 15–28 lëstopadnika 2012 rokù Karno Piesni i Tuńca Gdiniô rozsłôwiało snôżotã Gdinie, Kaszub i Pòlsczi w wiele miastach nordowëch i pôłniowëch Chinów. FELIETON FELIETON FELIETON FELIETON FELIETON FELIETON FELIETON FELIETON FELIETON Po lekturze „Refleksji nad regionalizmem gdańskim” (w gru- wieża. Zaraz… jak to się nazywało? Wiem! Am Weichselmünde 4! dniowym numerze „Pomeranii”) przypomniała mi się rozmowa Sięgnąłem do ksiąg adresowych i okazało się, że pamięć babci z mojej świętej pamięci dziadkiem Wacławem Jakubem. Był on jest niezawodna, jak zwykle zresztą. Mąż ciotki Grety, Paul Sepp, trudnym rozmówcą, bo zwykle nie odpowiadał na pytania albo był szkutnikiem i rzeczywiście mieszkał w jednym z domków sprowadzał wszystko do żartu. Za to kiedy już powiedział coś Twierdzy Wisłoujście. serio, miało to swoją wagę. Jak wtedy, kiedy zapytałem go, dlaW Gdańsku, ledwie wystygłym od pożarów, urodziła się czego w Hamburgu on i inni żołnierze Polskich Sił Zbrojnych moja matka, nieopodal dawnego Kaschubischer Markt. We wracający do kraju dzielili się swoimi porcjami chleba z żebrzą- Wrzeszczu mieszkali po wojnie moi pradziadkowie, przy czym cymi dziećmi. Przecież to byli Niemcy! – czyniłem mu wyrzut. To pradziad Wacław Mikołaj, zanim w mundurze pruskiego żołniebyły dzieci – odparł dziadek. Dziś wiem, że miał rację. rza powędrował do Irkucka i z powrotem, pracował w stoczni Pytałem też Wacława Jakuba, który przez kilka lat ukrywał Ferdinanda Schichaua, oczywiście w Gdańsku. Spoczywa wraz się przed niemieckim wojskiem, około 1700 metrów od centrali z żoną na Srebrzysku. Także w Gdańsku urodziła się dwójka gdańskiego gestapo, co po wojnie stało się z jego kuzynem. Kurt moich dzieci, choć ja jestem gdańszczaninem ledwie od kilku lat. był, co prawda, kuzynem przyszywanym jako syn z pierwszeLudzi jak ja, z osobistym doświadczeniem gdańskości sięgo małżeństwa wuja Karla Probsta, mistrza piekarskiego z Ka- gającym poza rok 1945, spotkałem więcej, i to nie na kartach schubischer Markt, ale ten fakt literatury. Są wśród nich rodzibiologiczny nie miał dla relacji ny polskich pocztowców z Wolmiędzyludzkich żadnego znanego Miasta Gdańska, potomczenia. Pytam zatem: Dziadku, A co z nami, kowie sklepikarzy, a nawet co się po wojnie stało z twoim gdańskich policjantów. Myślę, Kaszubami z Gdańska, że jako pewna grupa mamy kuzynem Kurtem z Gdańska? A Wacław Jakub na to, zaciądla których kaszubskość prawo czuć się co najmniej niegając z kociewska, wypalił: Ponie ogranicza się do swojo, czytając, że dopiero trzelaki zamkneli go we więźyniu. cie pokolenie gdańszczan czuje ludowości? się ludźmi „stąd”. Zapewne ten We więzieniu, a za co, dziadku? – dopytuję. Bo łon był w partii! opis rzeczywistości zapropoNietrudno się domyślić, że chonowany przez Aleksandra Madziło o partię robotniczą, bynajsłowskiego, odnosi się do więkmniej nie polską i nie zjednoczoną. Dalsze losy dziadkowego szości dzisiejszych mieszkańców Gdańska, ale – na litość boską kuzyna nie są mi znane, wiem tylko, że opuścił rodzinny Dan- – większość, to nie wszyscy. zig, gdy ten na dobre stał się Gdańskiem. Czy Gdańsk jest stolicą Kaszub? Dla wielu gdańszczan, któMam wśród różnych papierzysk kilka fotografii z imprez rzy dopiero się tu ukorzeniają (mniejsza o to, w którym pokofamilijnych w nieistniejącej już kamienicy przy Kaschubischer leniu), związki te są nieoczywiste. „Nie, w Gdańsku nie jest mi Markt (została spalona przez Armię Czerwoną), gdzie przy jed- potrzebna kultura kaszubska, ja chcę ją chłonąć tam, gdzie jest nym stole siedzą Niemcy i Pomorzanie, czy jak by powiedział ona autentyczna. Uwielbiam wyjeżdżać do Kartuz, Sierakowic dziadek – Polaki. Najstarszą osobą na zdjęciach jest moja pra- czy Kościerzyny – mówi Ewa Kowalska – gdzie kaszubską kulprababka Monika Dombrowska z domu Kiedrowska, której mąż turę czuję w powietrzu, i wiem, że tam owa kaszubskość jest był synem powstańca styczniowego z okolic Pelplina. Jeśli do- najprawdziwsza. Kiedy chcę usłyszeć góralskie przyśpiewki, dać do tego, że mistrz piekarski Karl Probst z miłości do swojej jadę w Tatry, bo tam one brzmią najlepiej. Podobnie jest z kulżony przeszedł z luteranizmu na katolicyzm, ale nie rozumiał turą kaszubską”. A co z nami, Kaszubami z Gdańska, dla których słowa po polsku, robi się z tego niezły koktail. kaszubskość nie ogranicza się do ludowości? Mamy wracać do Wypada jeszcze wspomnieć niejaką Margarete Sepp z domu rezerwatu? Myślę, że nie takie były intencje autorki tych słów, Scharmach, przyrodnią siostrę mojej babci, która ma na imię ale jej postrzeganie kaszubskości w Gdańsku – jako czegoś obGertruda (jej rodzice w 1925 roku przezornie wybrali dla dziec- cego, zewnętrznego – nie jest przecież wyjątkiem. ka imię, które nie będzie przeszkadzało ani Polakom, ani NiemMoże nadszedł czas na to, by Dom Kaszubski przy Stragacom…). Niedawno zapytałem babcię, gdzie w Gdańsku odbywa- niarskiej, zamiast biurokratyczno-logistycznego centrum dowoło się wesele jej siostry. Wiesz, chłopcze, ja już nie pamiętam, jak dzenia, stał się rzeczywiście domem, który przekona nieprzekotam się jechało, ale to był taki dom, przy którym stała taka duża nanych, że my także jesteśmy u siebie? Nôpierszim pąktã ti trasë bëło miasto Foshan, gdze gdinianie ùsnôżalë swòjim wëstãpã ùroczësté òbchòdë Dniów Pòlsczi Kùlturë, jaczé òdbiwałë sã z ùdzélã Pòlsczi Ambasadë w Pekinie a téż Kònsulatu Generalnégò w Kantonie. Przez czilenôsce dniów tegò nad`zwëk jintensywnégò wëjôzdu Karno Piesni i Tuńca Gdiniô kòncertowało dzesãc razy. Nôwôżniészima pąktama tournée bëłë wëstãpë w Guilin (prowincjô Guangxi), Luizhou, Laibin a téż w Pòlsczi Ambasadze w Pekinie. Òkróm tradicyjnëch piesniów w jãzëkach kaszëbsczim i pòlsczim, gdinianie włączëlë do swòjégò repertuaru piesnie w chińsczim jãzëkù. Na specjalną żëczbã òrganizatorów zaspiéwalë w ny mòwie lëdową piesniã „Kukułecz- 40 POMERANIA STËCZNIK 2013 POMERANIA STYCZEŃ 2013 Òdj. z archiwùm karna Gdiniô. ANDRZÉJ BÙSLER ka kuka”, co pòtkało sã z òsoblëwim zajinteresowanim pùbliczi. Òkôzało sã, że pòlsczé fòlkloristiczné karna, chtërne kòncertëją w Chinach, bezmała wiedno są proszoné ò dołączenié do swòjégò repertuaru prawie ti piesnie, nôbarżi lubiany przez chińską pùblikã. Òb czas wiãkszoscë kòncertów w zalach bëłë nié dzesątczi czë setczi òbzérników, jak jesmë tegò zwëczajny w Pòlsce, leno tësące. Nôleżnicë karna Gdiniô pòdczorchiwają, że òstalë pëszno przëjãti przez chińską pùblikã a téż òrganizatorów we wszëtczich môlach, do chtërnëch bëlë przëjachóny. W chińsczim gazétnictwie a téż na henëtnëch internetowëch pòrtalach òpùblikòwóno dosc wiele relacjów z wëstãpów „egzoticznégò” karna z daleczi Pòlsczi. Co je czekawé, Chińczików òsoblëwò miôł zajinteresowóny kaszëb- sczi fòlklor i krëjamno brzmiącô pòzwa „Kaszëbë”. Chińsczim òrganizatoróm tournée gdinianie dëlë wiele regionalnëch, kaszëbsczich darënków. Nôwikszé zajinteresowanié wzbùdzëłë kaszëbsczé nótë na bëlnym pergamence. Jedna z chińsczich telewizyjnëch stacjów mia nagróné materiał z nôleżnikã karna – Frãcëszkã Gùrsczim, chtërny zaprezentowôł znóną kaszëbską wëliczankã. Gdinianie òkróm dôwaniô kòncertów mielë téż mòżlëwòsc òbezdrzeniô wiele czekawëch môlów, m.jin. chińsczégò mùru. Wszëtcë bëlë zadzëwòwóny rozwijã technologicznym i infrastrukturą chińsczich miastów, jaczé w wiele wëpôdkach wërazno przewëższiwają Pòlskã, ale téż bògaté państwa Zôpadny Eùropë. Czekawim doswiôdczenim dlô nôleżników 41 EGZOTICZNÉ TOURNÉE / ZACHË ZE STÔRI SZAFË karna bëło tej òbzéranié tradicyjnëch chińsczich wsów i zapòznanié sã z kùlturą kòl szescdzesąt etnicznëch spòlëznów zamieszkùjącëch ne môle. Tournée Karna Piesni i Tuńca Gdiniô w Chinach bëło pësznym achtniãcym jegò 60-latnégò dzejaniô i wiôldżim wëapartnienim dlô jegò nôleżników. Wëjôzd karna do Chinów nie béłbë mòżlëwi bez pòmòcë wiele firmów, òrganizacjów i priwatnëch òsobów. Przédnyma spònsorama rézë bëlë: Fùndacjô Pòlskô Miedz a téż Ùrząd Miasta Gdinie. Hònorowi patronat mielë òbjãti: Prezydent Miasta Gdinie Wòjcech Szczurek i Pòsłanka RP Teréza Hoppe. Wszëtczim, chtërny przëczënilë sã do tegò widzałégò achtniãcô 60-lecégò dzejaniô, Karno Piesni i Tuńca Gdiniô skłôdô serdeczné Bóg zapłac. Tłomaczenié Katarzëna Główczewskô MËSLË PLESTË Baran za czerownicą A N A G L Ë S Z C Z Ë Ń S KÔ Òdjimk pòchôdający z jednégò z chińsczich pòrtalów. Mrëczk I co tak rëczisz? Mëslisz pewno, że jes wiãkszi i tej cë je wiãcy wòlno? Jakbë jô miała wôgã taką jak të i do te jesz pò dak bëła wefùlowónô grëbima chójkama, tej jô bë mògła téż na wszëtczich wkół rëczec. A tak wej môsz – dostóniesz dwùma żółtima widama pò slépiach i mëslë so, co dëcht chcesz! A rëczec téż so mòżesz. Jô mdã tak dali jachała, jak jadã. Dodóm zdążã na gwës. W jednym sztëkù. Jô so mògã wdarzëc, cëż tam za mną pôrã métrów dowsladë je lóz. Sedzy so taczi jeden pón i miéwca wszëtczich szaséjów swiata i szkalëje, wëzwëskùjącë do te blós domôcą łacëznã. Wkół nick nie je widzec, bò sniegã sëpie, jakbë chto pie- Czej sã jegò pòcygnie za ògón, tej czëc je nisczi, bùrczący zwãk. Niechtërny gôdają „kòcyjamer”. Le nie je to niżóden mruczek – kòt. Je grëbi jak prósc, le swini dzeckò to téż nie je. Mô kóńsczi ògón, ale nie je to téż zgrzébiã. Òkróm pòzwë „mrëczk” gôdają na niegò rozmajice, chòcbë: brumtop, brzãczk, brumbas, bas. Czedës chòdzëlë z nim Trzeji Królowie, co przegriwelë so na nim do kòlãdów. Dzysdnia Królowie wicy wiôlgą biksą na dëtczi brząkają jak mrëczkã basëją. Przódë béł le dlô kolãdników a do dëchów straszeniô ùżiwóny, a terô mòże gò ùczëc a òbaczëc prawie w kòżdi kaszëbsczi kapelë. Chto chce na nim zagrac, mùszi pamiãtac ò wòdze. Bez wòdë na kóńsczi ògón pòlóny mrëczk nie zamrëczi. Do graniô nômili brëkùje troje lëdzy: jeden gò fëst trzimie, drëdżi nié za mòckò cygnie, trzecy rozëmno ze zbónka wòdã na niegò pòléwô. Niejedné miast kóńsczégò ògóna mają lińcuch abò to i to. Jesz tam-sam na Kaszëbach są kùńsztarze, chtërny rozmieją bëlnégò mrëczka zrobic, ale ne stôré, tradicyjné są do òbezdrzeniô w mùzeach. rd 42 rzënã miôł pòdzarté. Pòd kòłama – mój të Panie – pùrgówka bëlno jakąs bruną brëją zakrëtô. Piôskù, solë nigdze nie je widzec. Zëma mô gwës nëch òd drogów zôs niespòdzajno naszłé. Jak wiedno ò tim czasu. Pòdług kalãdôrza jesz kąsk czasu bë do te bëło. Tak to më nie mdzemë robic. I wej ju òpòcuszkù żdają na zymk. A ten dali rëczi. Terôzka ju pewno dozdrzôł, że jô chłopã nie jem. Në jo. Białka za czerownicą. I to w zëmie. W tim sztóce chłopi cziwają głowama i slą do se wiele gôdającé ùsmiéwczi. Nicht ju nick wiãcy nie rzeknie, a i tak wszëtcë wiedzą, ò co jidze. Jô bë prawie chcała wiedzec: ò co? Bò wej, czejbë nié jedna takô Wastna Berta Benz, tej chto wié, czejbë ta zabôwka na sztërzech kòłach ze szopë ji chłopa wëjachała... Zôczątk mòtorizacje, białczi sôdają za czerownicama i nicht sã temù nie dzywùje. Czas nëkô chùtkò dali i, wejle, narôz òne sã stałë (nié wszëtczé) „techniczno beztaleńtné”, a autół to nôlepszô zabôwka blós dlô chłopa (nié dlô kòżdégò). Cëż sã zmieniało? Jo, jo, jô wiém, że je cos taczégò, jak rozmajiti białczëny i chłopsczi ôrt pòzdrzatkù na swiat i to mô téż wierã cësk na to, jak më aùtołama jezdzymë. A chto rzekł, że ten białczëny sztil je lëchszi? Jeden chłop mie pòwiôdôł wej tak: „Ana, jô so jadã jak wiedno reno do robòtë. Fëjn szaséja, czësto nowô, bez ùniã kąsk ùdëtkòwiónô, trzë pasë w jedną i drëgą stronã. Narôz widzã, jak przede mną czadzy nowé BMW. 300 kòniów gwës òno mùszało miec. Za czerownicą Fot. www.fotolia.pl POMERANIA STYCZEŃ 2013 POMERANIA STËCZNIK 2013 43 MËSLË PLESTË / GADKI RÓZALIJI białka sedzy. To mùszało bëc tak kòl 130 kilométrów na gòdzënã, a òna miała gãbã wnet w aùtowi szpédżel wcësniąté i so slépia malowała. Za sztót jô widzã, jak ji autół ju prawie na mój sënie, a ta dali je czim jinszim zajãtô! Nick wòlni më przë tim nie jachalë. I chòc jô do niżódnëch mitczich knôpków nie nôleżã, tak tej jô béł ju dosc wërzasłi. Szkòda aùta! Jô tak skòknął z tegò ùrzasu, że mie zarô sztula chleba i gòlarka, co jô je w jedny rãce trzëmôł, wëpadłë. Tej jô chcôł jakòs kòlanama czerownicã òpanowac i wele móbilka, co jô jã miôł do ùcha remieniã przëcësniąté, wlecała mie prosto do tasczi z gòrącą kawą. A nã jô prawie midze nogama trzimôł. Mòżesz so wdarzëc, co bëło dali. Jô pòparzony, telefón mògã cësnąc w smiecë i do te jesz wôżnô kôrbiónka bëła przerwónô! I wszëtkò bez jednã babã za czerownicą!” A mòże sztil jeżdżeniô aùtã zanôlégô òd czegòs jinégò, jak blós le òd tegò, czë jesmë chłopsczégò czë białogłowsczégò ôrtu? Mòże zarô pierszégò dnia, czej më gãbë na wëlãgarnie rozdzérómë, ju je wiadomym, jak mdzemë na szaséjach pòstãpné kilométrë dobiwac? Pòdług datë ùrodzeniô. I tej zarô pò zdanim tëch wszëtczich egzaminów, kòżden nowi szoféra bë z pòsobnym dokùmeńtã dostôł ekstra tôflã z pasëjącym do niegò nôdpisã – baran, panna, rek. I to bë mùszôł zarô do przédny i slédny szibë w aùce przëkrãcëc. Nicht bë wiãcy nie rzekł „baba za czerownicą”, leno „Wzérôj, baran jedze! Òn sã na czerwionym widze na gwës nie zatrzimie”. I sã nie zatrzimie, bò baran taczi je. Nót bë bëło zrëchtowac do te zestôwk i wierã mòżna ju rozmajité taczé nalezc. Hewò tak bë to mògło wëzdrzec: Baran – to, że òn je baro nôparti, je widzec téż òb czas rézë aùtołã. Nie mdze sedzôł spòkójno za czerownicą, póczi wszëtcë na szaséjach nie mdą widzelë jegò slédnëch widów. Wiedno pierszi, wiedno na miónkach z czerwionym widã. Bògù dzãkã – rzôdkò przińdze mù wkarowac sã w jinszi aùtół. Bùla – nick i nicht na szaséji nie je w sztãdze gò znerwòwac. Nawetka drogòwi szôlińc czë ten z czëstégò przëpôdkù. Mòże i cos bë rzekł, jakbë chtos pò prôwdze wszëtczé przepisë łómôł. Ale za czim so nerwë psëc. Blizniãta – richtich szoféra z głową na swòjim placu. Wszëtkò bëlno zaplanëje, wërechùje. Wiedno mô pasë za- 44 GBÙRSCZÉ SPRAWË piãté. W gònitwë sã nie mdze bawic, a i tak zawdë je wszãdze na czas. Rek – autół to je dlô niegò prôwdzëwô zabôwka. Nie je wôżné, wiele lat òn je stôri – dodawac gazu, òstro hamòwac z piskã – to zawdë ceszi i zawdë je na to czas i plac. Lew – jak wiedno méster we wszëtczim. Tak wej i tuwò nie mdze chcôł zaòstac w tële. Lata lateczny mdze sã szkòlëc, bë pózni szoféróm z bòżi łasczi kòżdą felã wëpòmnąc. Panna – jakbë to szło, tej bë nôlepi nie sadała za czerownicą. Za czim robic fele? Jeżlë ju mùsz je gdzes jachac, tej ti, co sã wëbralë mët, mdą jesz barżi wërzasłi nigle òna. Wôga – ùbëtk przede wszëtczim. Òna nie brëkùje aùtoła, cobë so cësnienié pòdniesc. Jedze spòkójno i ùwôżno i mësli ò jinëch. Niech jadą – jô pòżdóm. Wdzãczny ùsmiéwk je dlô ni nôbëlniészą zôpłatą. Òsoblëwie òd nëch szoférów procëmnégò szlachù. Skòrpión – czësto jinaczi jak ù wôdżi. Szaséjô to je prôwdzëwi plac bitwë. Kòżdi aùtół i kòżden, co jidze piechti, to je cëzyńc, jaczégò trza znikwic a przënômni przechitrzëc. Wiedno mùszi bëc pierszi. I wiedno mô cos do gôdaniô. Dzecë lepi niech nie słëchają. Strzélc – jachac aùtołã? Jo! Blós nie dłëżi jak 15 minut. Dali to mù je ju za wiele. Jemù sã zarô przikrzi i zaczinô mëslec ò wszëtczim jinym, blós nié le ò tim, co mô. A lëdze wkół na niegò trąbią. Widzec òn mô na to namkłé. Kòzëróg – brëkùje aùtół leno do te, cobë bëc wiele chiżni tam, gdze mô bëc. Leno lepi mù w tim nie przeszkôdzac, bò to mòże sã lëchò skùńczëc. Nëczk – lëdô miec wiele lëdzy wkół sebie. Òsoblëwie, jak gdze jedze. To je dlô niegò bëlnô leżnota do kôrbiónczi. Òglowò jezdzy ùwôżno, leno jak je sóm, lepi mù włączëc radio. Przënômni nie zabôczi, gdze je i co robi. Rëbë – jich trza miec na szaséjach strach. Wszëtczé manéwrë robią w slédnym sztóce. Rozmieją jachac przez pół miasta z włączonyma migaczama, òb noc mie nick, tobie nick òslepiają dłudżima widama. I téż, czësto przez przëpôdk, jadą 50 kilométrów na gòdzënã za chùtkò. Mają nôbëlnieszé zbiorë sztrôfów za jazdã aùtołã. Tej sã tegò chùtkò naùczëc i w drogã! I jesz wszëtczim żëczã, jak nômni baranów na drogach w Nowim Rokù. Śłanta, śłanta ji po śłantach! Co z tima òwcama? Z Y TA W E J E R Czedës gôdało sã, że chto mô òwce, ten mô, co chce. Terô niejedny pòwiôdają, że chto mô òwce, ten je baran. I cos w tim je – taczé słowa rzekła mie wastnô Błaszkòwskô z Pòbłocô, czedë przë arbace jesmë żdelë na ji chłopa Janusza, z chtërnym razã chòwią kòl 120 pòmòrsczich òwców. O Jezusku Kochani, co żeś sia ano dicht niedawno łurodziył, co mnielim tyle łuciechi przi Twojim żłóbeczku, co sia naśpsiywelim kolandóf, a pot chójkó jile było różnych fejnych ciaćkóf dla gzubóf ji precjozóf, abo mófma fizmatantóf, dlo kożdygo, chto ano wew Boga wjerzi. Wszitke bylim ukóntantowane ji czekelim na Zylwestra. O Zylwestrze lepsi banda cicho, bo sia wida, co było robjóne, a bodaj łusz ras ło tim psisałóm, to niy banda dwa razi kazania prawjyć, bo żam nie je ksiódz dobrodziej. Ale co musza napsisać, to musza, jak tera po tych wszitkych utradijach je cicho. Cicho je tak, jak wew kościele na Podniesieniu, ji żebi niy to, że tera gadami „Ano do wjosni”, to bi człowiek sia mók richt poriczyć (czyt.: płakać). Nó, ale dni sia zrobjyłi coras to dłuższe, słóniszko zamanówszi wijrzi ji całó gambó sia śmieje, ji człowiek musi dali na puklu (czyt.: plecach) nieść tan swój krzyż. Nó wjyta, jak to mówjó: „Bez Boga ani do proga”, a toć Pan Jezusek sia po to narodziył, żebi go za nasze grzysziska ukrziżoweli. Tedi pómószma mu trocha ji choc za mała czańść naszych wjinóf nieśma swój krzyż. A teć zawdy nie je tak licho. Jak to mówjó: „Ras na wozie, ras pod wozam”, ji żicie sia kołam toczi. Tera póno bandzie lepsi, bo żam só wew Uniji Europejski. Widział to śłat! Łusz żam nie só Polakami, jano Europejcziki. Niechtórne gadajó, że śłat sia tera bodaj pszewalył do góri golaniami, a druge znófki prawjó, że bandzie póno wnetki kóniec śłata, tzn., że pszindzie ta paruzija (czi jak jó zwał?). Nó ale skórno tak, to eszcze musim łużić, co sia da! Żebim potamu nie żałoweli, na niy? Wjyta, jak to mówjó: „Móndri Polak po szkodzie”, a co dali mówjó, to mnie sia niy godzi psisać. Co mi bandzim wjele gadać! Pożijim, to łobaczim? Do usłiszania! Wasza Rózalija PS Lepsi bićta dobri miśli! Tekst w gwarze kociewskiej. Zachowano pisownię Autorki. POMERANIA STYCZEŃ 2013 D A R I U S Z M A J KÒ W S C Z I Cwiardô kaszëbskô rasa Pòmòrskô òwca to rasa, chtërny znanką je długô, grëbô abò strzédno grëbô wełna. Bëlno dopasowała sã do môlowëch warënków, nie zôwadzają ji nisczé temperaturë, nadzwëkòwò dobrze wëzwëskiwô nawetka nôgòrszé wédë. Je téż wëtrzëmałô na rozmajité chòroscë. Wëapartnic mòżemë dwa ji ôrtë: kaszëbsczi i kòszalëńsczi. Tëch kaszëbsczich w nôlepszim czasu (1985 r.) bëło nawetka 150 tësący. Dzysô pòmòrsczich òwców mómë kòl 6 tësący sztëk i są òne òbjimniãté òchroną. To òznôczô m.jin., że za kòżdą taką òwcã gbùr dostôwô 310 zł dopłatë z Eùropejsczi Ùnii. Dzãka temù ta rasa nie zdżinãła i nalôżają sã chãtny do ji chòwaniô. Westrzód nich są m.jin. Błaszkòwscë z Pòbłocô. Czej zaczãłë sã te dopłatë w 2004 r., jesmë mielë 40 òwców, ale leno 5 miało dobré papiorë, i te òstałë wpisóné jakò pòmòrsczé. Jesmë mùszelë wëkazac, że mają òne 75% krwi ti rasë. Jô mùszôł tej nôprzódka kùpic taczé òwce i na dzysô móm jich 120. Wiãcy nie je wôrt trzëmac, bò mùszimë pilowac limitów. Jak bãdze tëch zwierzãtów za wiele, to nie bãdą ju dżinącym gatënkã i skùńczą sã dopłatë – klarëje Janusz Błaszkòwsczi. Wełna, miãso i Arabòwie Familiô Błaszkòwsczich mia òwce òd 1957 r. Dłudżi czas szło na tim dobrze zarobic. Òd 1990 r. zaczął sã stolemny krizys. Rëchli dało sã ùtrzëmac òwce całi rok za samą wełnã, a sprzedóné jagniã to bëło cos ekstra. W 90. latach ekspòrt wełnë sã skùńcził. Nicht nie chcôł ji kùpiac. Jak ju sã nalezlë kùpcowie, to biwało tak, że pòłowã zapłatë jesmë dostôwelë nié w dëtkach, a w wełnianëch dekach abò pòdëszkach. A że ni mòże ti wełnë trzëmac za długò, tej człowiek sã gòdzył na wszëtkò – wspòminô baro lëché czasë Janusz Błaszkòwsczi. POMERANIA STËCZNIK 2013 J. Błaszkòwsczi z sënã. Terô płacą za kilo kòl 3 złotëch. To sygnie na strzëgôcza i transpòrt do skùpù w òkòlé Kòscérznë. Dlô lepszégò zòbrazkòwaniô: przed 1990 r. za kilo wełnë szło kùpic kòl 30 brótów chleba, dzysô 1,5. Z miãsa téż nie dô sã przeżëc. Czedës na tim mógł cos zarobic. Òsoblëwie, czej sã biło òwce, jaczé miałë 30–40 kilo, z chtërnëch miãso je nôlepszé. Równak terô je z tim kùńc, bò jô ni mògã ùrznąc doma niżódnégò zwierzãca, chòc móm skùńczony kùrs w tim czerënkù. Wëmòdżi sã dzysô baro òstré. Mùszã zapłacëc za przëjôzd weterinôrza przed ùbòjã i pò nim. Do te wszëtkò, co òstôwô pò zabicym òwcë, jidze terô do ùtilizacji. I za to téż mùszã zapłacëc. Pò prôwdze to nie je wôrt, a kliencë bë bëlë. Jak chto baro chce, tej wëséłóm terô do ùbòjni kòl Tëchlëna w òkòlim Serakòjc. Tam płacy sã 70 zł za zabicé – òpòwiôdô mój rozmòwnik. Jesz niedôwno òwce z Pòbłocô brelë téż Arabòwie. Terô, czedë Kònstitucyjny Tribunał scwierdzył w lëstopadnikù, że ritualny ùbój nie je zgódny z kònstitucją, to zdrzódło wzątków téż sã kùńczi. Z Arabama nie bëło problemù z zabijanim. Sygło wëprowadzëc òwce z chléwa, a òni je rznãlë pò swòjémù – dodôwô Błaszkòwsczi. Tej nadeszła Ùnia… W 90 rokù jesmë mëslelë, że przëchôdô 7 chùdëch lat. Òkôzało sã równak, że jaż 14. Dopiérze w 2004 r. pòjawiłë sã dopłatë z Eùropejsczi Ùnii i wnenczas niejedny hòdowcowie wrócëlë do pòmòrsczi òwcë. W tim czasu béł to ju zagrożony gatënk – czëjã òd pòbłocczégò gòspòdôrza. Za kòżdą òwcã mòżna bëło dostac dopłatã 300 zł. To pò prôwdze bëła wiôlgô pòmòc. Chùtkò pòwstôwałë nowé karna na całim Pòmòrzim. Òsmë lat temù 45 GBÙRSCZÉ SPRAWË W BËTOWSCZICH STRONACH zdôwało sã nama, że terô pùdze ju leno lepi. Wnetka òkôzało sã, że nie je równak tak dobrze. Pò pôrã latach wiele lëdzy dało so pòkù z chòwanim òwców, bò wszëtkò szło w górã, a dopłatë stojałë w placu. Dzysô dôwają blós 10 zł wiãcy jak wnenczas. A wiele jô dzysô kùpiã za te dëtczi paszë, paliwa czë witaminowëch dodôwków? W 2004 r. mòc tëch pieniãdzów bëła czësto jinszô – pòdczorchiwô Janusz Błaszkòwsczi. A Ùniô, czej dôwô dëtczi, tej téż wëmôgô. Wezmë na to, na kòżdé 30 òwców do krëcô, mùszi bëc jeden baran. Żebë sprawdzëc pòchòdzenié zwierzãtów, robi sã badérowania krwi. Smiejemë sã, że to je gòrzi jak ù lëdzy, bò człowiek czasã nie wié, kògò są dzecë, a tuwò wszëtkò je czôrno na biôłim. Jak cos nie graje, tedë mòżna stracëc dotacjã, tej kòżdi tegò pilëje. Jô na czas stanówczi – dopùszcziwaniô barana do òwców – dzélã karno na 4 grëpë plus młodzëzna na remònt stada. I tak pòdzeloné trzimie sã je w chléwie 1,5 miesąca – gôdô hòdowca z Pòbłocô. …a z nią papiorë Dzysdniowi gbùrzë wiele razy czëją sã zakòpóny w rozmajitëch dokùmeńtach. W przëtrôfkù miéwców òwczarniów nie je jinaczi. Czedës sygło miec doma hëft, w chtërnym człowiek mùszôł wpisac, czedë òwca sã òbagniła, wôżëło sã jagniã, a czej ju wszëtczé młodé bëłë na swiece, tej przëjéżdżelë ze Związkù Hòdowców Òwców, dôwelë kòlcziczi, wpisywelë wszëtkò w swój hëft, gdze mógł wszëtkò sprawdzëc. Terô Związk dali chce swòje, a Agencjô Restrukturizacji i Mòdernizacji Rolnictwa swòje. Kòżdé ùrodzenié trzeba zgłosëc. Jak jedna òwca ùrodzy dwa jagniãta, tej nie sygnie wpisac rôz dónëch òjca i matczi, wszëtkò òsóbno dlô kòżdégò młodégò. Brëkòwné je dëbeltné pismò. Pò prôwdze, dónëch ò òwcach mómë terô tëli, że lżi bë nama szło zrobic genealogiczné drzewò zwierzãtów jak naji familii – ze smiéchã klarëje Janusz Błaszkòwsczi. Jesz wicy je robòtë z papiorama, czedë òwca òstónie przedónô abò zdechnie, a w ten plac do stada hòdowca chce zgłosëc nową. Dokùmeńtë mùszą trafic do Agencji i do Związkù òb czas 7 dniów. Jak czëjã òd mòjich rozmòwników, nôlepi zrobic to samémù, bò pòcztą nie wiedno wszëtkò dochòdzy. Związk wëséłô papiorë do Institutu Zootechniczi w Balicach, jaczi zajimô sã „geneticznyma sprawama”, i dôwô (abò nié) zgòdã na to, żebë młodô 46 Szmakanié rozmajitoscë Kaszëbi, Ùkrajińcë, Niemcë, Pòlôszë z centrum i Kresów przëprawiony gôrscą jinëch etników – wedle taczégò mòdła historiô „ùwarzëła” dzysdniową spòlëznã zôpadnégò kraju Kaszub. Je to widzec na bëtowsczich stołach. òwca nalazła sã w karnie w môl zdechłi. Pò tim wszëtczim jesz rôz dokùmeńtë jidą do Agencji, żebë tam ùrzãdnicë mòglë to zapisac w swòjich papiorach. Zëma w òwczarni Stëcznik dlô Błaszkòwsczich nie je miesącã òdpòczinkù. Terô tak pò prôwdze je nôgòrszi czas, bò mùszimë zwierzãta pilowac téż nocama. A to dlôte, że sã zaczinają bagnic. Mómë to przestawioné, bò tradicyjno przëchôdôł na to czas w gromicznikù abò strëmiannikù. Terô równak lónëje to barżi, bò òwce są lepi òdchòwóné na Jastrë – przekònywô gòspòdôrz. Òkróm tegò hòdowcowie mùszą bëc przërëchtowóny na rozmajité kòntrole. Kòl Błaszkòwsczich òstatnô bëła pôrã tidzeniów temù. Sprôwdzają wszëtkò. Czë òwce są dobrze fùtrowóné, czë mają dosc métrów, dosc czëstégò lëftu. Żebë spełnic wszëtczé te warënczi, jesmë mùszelë pòstawic – na kredit – nową òwczarniã, bò stôrô nie sygła na te rozmajité wëmòdżi. Móm nôdzejã, że ùdô sã òbronic pòmòrsczé òwce, bò na Kaszëbach je to doch nié leno leżnosc do robieniô dëtków, ale téż dzél tradicji i kùlturë – kùńczi Janusz Błaszkòwsczi. Òdj. D.M. POMERANIA STYCZEŃ 2013 Ùdba, żebë napisac ksążkã ò rozmajitoscach kùlinarnëch bëtowsczi zemi ùrodzëła sã pò wëstawie ò kòrzeniach dzysdniowëch bëtowiónów, jaką w 2009 r. zrëchtowało Zôpadno-Kaszëbsczé Mùzeùm. Z Tomkã Semińsczim jesmë mëslelë, co zrobic, żebë pò ti wëstawie naszą wieleetnicznotã jesz rôz jakòs pòkazac. Tak më udbelë wząc sã za jestkù. Kò ù nas w Bëtowie sygnie przëzdrzec sã, co chto mô pòstawioné na stole, żebë zmerkac, skądka òn abò jegò starszi pòchòdzą. Tã naszą bòkadnosc szmaków chcelë më wstawic w apartną ksążkã – gôdô profesór Cezari Òbracht-Prądzyńsczi, jaczi do robòtë zgòdzył jesz fòtografika Kazmierza Rolbiecczégò a repòrtérów gazétë „Kurier Bytowski” Witeka Wãtoch-Rekòwsczégò i Silweka Piãtã. Za finanse wzął są bëtowsczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, a jakno wespółwëdôwca doszedł jesz Kaszëbsczi Institut. I tak projekt rëgnął. Òd kùchni do kùchni zaczãło sã pielgrzimòwanié. Òdjimczi, filmiczi, wëwiadë, pòdzéranié, në i na kùńc to nôwôżniészé – szmakanié. Lëdze bëlë baro òdemkłi. Cekawò pòkazywelë, jak sã co rëchtëje. Przë leżnoscë òpòwiôdelë ò wszëtczim wkół, co sã parłączi z taczim abò jinym môltëchã, a czasã ò se, swòji familie. Taczé òsobisté kawle dałë dobri wzér na rozmajitosc naszich bëtowsczich lëdzy – wspòminô W. Wãtoch-Rekòwsczi. Jô jednym razã trafił jem do bëtowsczégò doktora, chtëren pòchòdzy z Africzi, z Sudanu. Bez gôdkã z tim cekawim człowiekã zrozmiôł jem, że më w Eùropie ju zabëlë, co to je nie miec jestkù, że dlô wiele lëdzy najesc sã nie dô co dzéń. Czësto jinô ùdba wëklëła mie sã pò òdwiedzënach u bëtowióna, chtërnégò starcë przëcygnãlë do Bëtowa z jinégò dzéla Kaszub i wschòdnëch Kresów. Baro mie sã widzała stara tegò chłopa, żebë jegò dzecë mògłë szmakac z òbëdwùch tradicjów i sã jich ùczëłë – gôdô S. Piãta. Pierszim pòdrechòwanim jich robòtë bëła wieczerza w restaùracje Jaś Kowalski, jakô w czerwińcu wedle receptów òdwie- POMERANIA STËCZNIK 2013 29 czerwińca 2012 r. w restaùracje Jaś Kowalski co sztót na stół stôwialë jiné jestkù. Òdj. K. Rolbiecczi dzonëch bëtowiónów ùwarzëła jestkù. Dłudżi stół mało co bë nie trzasł òd ti rozmajitoscë: ùkrajińsczé warenyczi, bôrszcz, kaszëbskô rëbnô zupa, somińskô płotka w smiotanie, kresowé blinë, bùłgarskô gibanica z czeliszkã rakije, königsbersczé klopsë, szwajcarskô zapiekanka i jesz pôrã pòdôwków. Kòżdi, chto przëszedł, pòzmieniwôł sã w szmakózdrã na daleczich kùlinarnëch wãdrach. Në na ksążkã mùszelë më czekac jaż do kùńca rokù. 30 gòdnika w ti sami restaùracyjny salë zôs zeszlë sã aùtorzë, wëdôwcowie, bòhatérzë a gôrsc doszłëch, żebë jã òbezdrzec na promòcji. Chùtkò wëkùpilë przëniosłé ksążczi, tec wedle taczégò mòdła ò Bëtowie jesz nie piselë, a w naddôwkù wnet pòłowa starnów to farwné òdjimczi, na jaczich niejeden mógł sã nalezc. Ale to téż jedna òd nôlepszich pamiątków dlô lëdzy, chtërny zazérają w nasze stronë – chwôli bëtowsczi bùrméster Riszard Sylka. Mómë nôdzejã, że terô ta bòkadnosc mdze mia szerszi cësk na menu naszich restaùracjów – dodôwô C. Òbracht-Prądzyńsczi. Kò na bëtowsczé kulinarné wëstwôrzanié mòżna miec i taczi pòzdrzatk: Më Kaszëbi z jinëch strón brëkùjemë szlachùjącëch za tim projektów temù, żebë òd jiny stronë, barżi ze zrozmienim, przëzdrzec sã na lëdzy, co dzysdnia przëcygają mieszkac westrzód nas na Kaszëbach – dbô specjalno przëjachóny do Bëtowa na promòcjã szef kartësczi Lokalny Grëpë Rëbacczi Mark Biczkòwsczi. Jakbë na to nie zdrzec, wôrt sã doznac ò bëtowsczi kulinarny bòkadnoscë. Mòże w przindnoscë mdze òna bòkadnoscą całëch Kaszub? P.D. Wiãcy ò projekce ùdëtkòwionym przez LGR Pojezierze Bytowskie na starnie www.bytow4kultur.pl. Aùtorzë ksążczi „Losy różne, miejsce wspólne”: Cezary Òbracht-Prądzyńsczi, Macéj Hajger, Kazmiérz Rolbiecczi,Witold Cyba, Miłka Bòrzëszkòwskô-Szewczik, Witk Wãtoch-Rekòwsczi, Silwester Piãta. 47 Tam, gdzie kres... Wiktora po latach spotkałem w szpitalu. Z sercem miał kłopoty od dawna, ostatnio dopadło go jeszcze zapalenie płuc. Przyszedłem, gdy już się jako tako wykaraskał z choroby. Pół leżał, pół siedział na łóżku i usiłował czytać kolorowe czasopismo, w którym zauważyłem zdjęcie kadłuba kontenerowca na tle portowych dźwigów. Należał do starego pokolenia. L E S Ł AW F U R M A G A* Fot. Marco Michelini / www.sxc.hu MORSKIE OPOWIEŚCI MORSKIE OPOWIEŚCI Idź do Nawigarego, to ci pomoże My nie mamy idei, bo nasza idea to oszustwo, dlatego ja mam swojego świra i mi z tym dobrze – mawiał do mnie równo połowę wieku przedtem. A miał świra na punkcie wszystkiego, co morskie. Nie mógł się dostać do morskiej szkoły, bo był politycznie pyskaty i w odpowiednim urzędzie zapisane było w jego osobistej teczce, że towarzysza Stalina lekceważy, kawały godzące w generalissimusa opowiada, amerykanizm zasiewa... No to pracował u Uślizgły na żółtej łodzi, a potem na kutrze. Łowił ryby, a o morzu pisał wiersze. Nafukane były, pełne patosu, do niczego. Miał literacką antenę tylko jedną – odbiorczą, drugiej, nadawczej już nie miał. Odczuwał smaczek tonącego w słonej wodzie słońca, magię rodzącego się szkwału, mierność zbudowanego przez człowieka okrętu wobec potęgi stworzonego przez naturę morza, ale opisać już tego, mimo wielkich chęci, nie umiał. Podobnie jak do aktora grającego w serialu przyczepia się imię z tego serialu, tak do Wiktora przylgnęło przezwisko „Nawigare” (...). Nawigare to, Nawigare tamto, idź do Nawigarego, on ci wytłumaczy, daj Nawigaremu połówkę, to ci pomoże... Ludzie prości, rybacy, którzy przychodzili na kuter, nie wiedzieli, co znaczy owo wyniosłe i tajemnicze „Navigare necesse est, vivere non est necesse”, i długo nie wiedzieli też, że on nazywa się Błaszczykiewicz, a nie Nawigare... Życie biegło swoim okrętowym rytmem To było już na przemysłowych trawlerach rufowych, łowiliśmy pod Orknejami. Były to ostatnie tygodnie przed zejściem do kraju. Brzuch Barweny rozsadzała ryba, opasła dorodna kergulena. Wypełniony po brzegi zmrożonymi kartonami, zanurzony niemal do linii bezpieczeństwa statek dostojnie bujał się na martwej fali. Życie biegło swoim okrętowym rytmem. W maszynie wszystko kręciło się tak równo, że niemal stało w miejscu, w ładowniach zapełniano wolne dotychczas luki i przejścia, na pokładzie panował klar morski, na mostku padały krótkie komendy. Był przelot na bardziej ku biegunowi zbliżone łowisko. Nawigacją rządził I oficer Boguś Rakowski, dusza człowiek, ale rybak z bumagą i przenośnikiem w ręku. Wszystko miał zapisane oraz odpowiednio odmierzone i tego się trzymał. Broń Boże, gdy mu się coś pomyliło albo coś przeoczył, to była katastrofa. 48 POMERANIA STYCZEŃ 2013 POMERANIA STËCZNIK 2013 Wiktor był wtedy III oficerem, tyle że każdy wiedział, iż on w żeglowaniu ma farta. W nawigacji był asem. Jak szykował się ciężki przelot w nocy między górami lodowymi, stary niezależnie od tego, czyja była wachta, kazał budzić Wiktora, powiadał, że Nawigare ma niucha do lawirowania statkiem w skosach między icebergami i kiedy ma nos w mapach i lornetę pod ręką, to kapitan może się nawet zdrzemnąć. A stary na Barwenie miał kota na punkcie udoskonalenia szalupy. Powiadał, że od czasów Kolumba statki zmieniły się w pałace, tylko łodzie ratunkowe pozostały na nich jak kaczki na pokracznych żurawiach, odkryte, zawodne... średniowieczne. Godzinami też w czasie wolnym siedział w drugiej szalupie na sterburcie i udoskonalał w niej różne szczegóły. Mierzył, przymierzał, odmierzał, a potem w warsztacie u mechaników wykonywał cudeńka, w które tę swoją „prototypową” łódź wyposażał. Było tam stanowisko sygnałowych świec dymnych jego konstrukcji, słoneczna aparatura do oczyszczania wody morskiej, składana koja dla rannego... Tego nie przewidywała żadna procedura Tego dnia lekko sztormiło od Orknejow, na czubkach fal pokazała się biała piana, czasami zacinał skośny, kąśliwy deszczyk. Na mostku, jak już było powiedziane, rządził I oficer Boguś Rakowski. Stary siedział w swojej ukochanej szalupie i kombinował nad udoskonaleniem rury wydechowej silnika, tak żeby po wydłużeniu można ją było wykorzystać do suszenia przemoczonych sztormowych ubrań. Czegoś mu widocznie zabrakło, bo wygramolił się na skośny śliski brezent z zamiarem zejścia na pokład. No i nagle w niemal senny klimat przelotu wdarł się krzyk II kucharza Jacusia. Każdy, kto słyszał taki krzyk na pełnym, wzburzonym morzu, będzie owe trzy słowa i ton głosu, jaki je niósł, pamiętał na zawsze. CZŁOWIEK ZA BURTĄ!... AHHOJJ! CZŁOWIEK ZA BURTĄ! Byłem w kabinie armatorskiej, której bulaje wychodziły na windę kotwiczną i slip. Wyskoczyłem na pokład. Nie więcej jak dwieście metrów za statkiem z prawej burty miotała się na falach ludzka figurka w pomarańczowym norwesterze. Człowiek za burtą! To jest Stary! To kapitan! – darł się kucharz Jacuś. Na skrzydło mostka wyskoczył I oficer Boguś Rakowski. Widać było, że jest przerażony. Rzu- cana młodą, krótką falą pomarańczowa figurka malała i nikła w oczach, majacząc na tle wielkiej białej ściany iceberga. Boguś w tej chwili zapewne zrozumiał to, co i ja zrozumiałem. Starego wiatr znosił na iceberga, góra lodowa była niewielka, może jak siedem, a może jak dziesięć statków, leżała jednak prosto na kursie dryfu rozbitka. Gdy starego na nią zniesie – koniec! Nie da się podejść, by go podnieść z wody, bo statek roztrzaska się o lodowiec... Decydowały sekundy. Aby zawrócić i wejść między górę a rozbitka, było za mało czasu i za mało miejsca. Aby zawrócić i podejść do ratowanego od nawietrznej, też było zbyt mało czasu... Coś jednak należało zrobić i to natychmiast. Pierwszy oficer trzymał się kurczowo relingu i oddychał głęboko, to była sytuacja, jakiej nie przewidywała żadna procedura. Zbawienny w tej sytuacji manewr mógł wykonać sprawnie tylko kapitan, ale kapitan był za burtą. Od czasu pierwszego okrzyku minęła minuta i czterdzieści, może pięćdziesiąt sekund, ale zmieniło się bardzo wiele, statek znacznie oddalił się od kapitana, a kapitan przybliżył się do lodowej góry. W tej chwili w kąpielówkach, ze spodniami w ręce, na skrzydle mostka pojawił się Nawigare. Maszyny były już na całej wstecz, statek gwałtownie tracił szybkość. Panie pierwszy – Nawigare starał się mówić spokojnie – panie pierwszy, dwie szalupy na wodę, proponuję dwie szalupy na wodę, proszę o pozwolenie, ja na pierwszej, ja, Jacuś i jeszcze ze dwóch w norwesterach... I oficer milczał, pot wystąpił mu na czoło, ściskał drewnianą poręcz relingu, palce miał białe pod paznokciami. Kapitan był za burtą, dryfował na iceberga, a on dowodził statkiem, on dowodził akcją... Niezupełnie wiedział, co ma robić w tej wyjątkowo trudnej sytuacji. A Nawigare?... Nawigare to talent, to fenomen, ale to on, pierwszy oficer dowodzi akcją, a nie Nawigare... Ludzie, opinia, izba morska... rozgłos... Akcja pod Orknejami Maszyny stop! Dwie łodzie na wodę, akcją z szalup dowodzi Nawigare, to znaczy, to jest... dowodzi III oficer Błaszczykiewicz – poprawił swoją wychrypianą przytłumionym głosem komendę pierwszy. Ale Błaszczykiewicza już na skrzydle mostka nie było, klęczał na pokładzie i z takiej pozycji pospiesznie wciągał na grzbiet skafander norwestera. Przed tym rejsem jedynie właśnie na Barwenę trafiły wywalczone przez inspekcję 49 WËDARZENIA MORSKIE OPOWIEŚCI pracy norweskie ubrania roboczo-ratunkowe. Był to wielki skok w zakresie poprawy bezpieczeństwa dalekomorskich rybaków i marynarzy. Dotychczas nawet na łowiskach Antarktydy ludzie pracowali w kufajkach i filcowych butach. W skafandrze norwester na wielostopniowym mrozie z wichurą było ciepło i pracowało się w sposób nieskrępowany, a w przypadku wpadnięcia do lodowatej wody można było w niej przebywać nawet kilkanaście godzin. To stary z Barweny walczył o te ubrania i ściśle, zaczynając od siebie, przestrzegał, aby załoga je nosiła. Sam na swoją udoskonalaną szalupę też chodził zawsze w norwesterze, inaczej w lodowatej wodzie już od kilku minut by nie żył. W tej chwili zauważyłem, że na trzech szalupach pracują silniki. To Nawigare, zanim z portkami w ręce dotarł do pierwszego, zarządził uruchomienie wszystkich szalupowych silników; który pierwszy zapali, ten lepszy. On trzymał z Jacusiem z kambuza (a swoją drogą, ja do dzisiaj nie wiem, czy Jacuś to było imię, nazwisko czy też przezwisko chłopaka z okrętowej kuchni, który studiował matematykę i był pływackim ratownikiem jakiejś specjalnej klasy). Szalupy poszły na wodę, Barwena stała się jedynie bazą akcji. Na front walki o życie kapitana ruszyły szalupy, którymi dowodził Nawigare. (Ta akcja pod Orknejami, przebadana później dokładnie przez izbę morską, przeszła do historii ratownictwa, rok później w jakimś angielskim czasopiśmie morskim znalazłem jej opis). Minęło ledwie kilkanaście minut i obie szalupy dotknęły wody: uwolnione z zaczepów ruszyły w pogoń za dryfującym kapitanem. Może pół mili od Barweny w kipieli tkwił nieruchomo długi, wysoki na ze trzy piony statku lodowiec. Nie więcej jak kabel od niego utrzymywał się na wodzie między falami człowiek, i ze dwa kable od człowieka znajdowały się w tej chwili dwie pędzące w jego kierunku szalupy. Trwał sprinterski wyścig, szalupy musiały dotrzeć do człowieka, zanim ten zbliży się do iceberga... była taka szansa. Pierwsza szalupa znajdowała się już niedaleko od rozbitka, gdy nagle jakby podskoczyła do góry, zmieniła kurs i zaczęła kręcić się w miejscu jak bąk. Ludzie na Barwenie zamarli, statek małą naprzód także przybliżał się do rozbitka. Wpadli na growlera... – powiedział ktoś złowieszczo. Wpadli na odłamek góry i skrzywili ster, jasna cholera... – słychać było przekleństwa. Do uszkodzonej szalupy podeszła 50 szalupa sprawna, nie za blisko, aby dwie skaczące wysoko na falach obok siebie łodzie nie rozbiły się o swoje burty z trzaskiem. Ludzie na Barwenie niemal powłazili do okularów swoich lornet. Nawigare był na łodzi uszkodzonej, jego załoganci pochwycili rzutkę, na której przeciągnięto linkę z szelkami, i Nawigare skoczył w kipiel skotłowanej wody. Ciągnięty na takim holu szybko znalazł się na łodzi sprawnej. Niestety kapitana od góry lodowej dzieliły już tylko metry. Na szczęście wichura i fala dryfowały rozbitka na krawędź, na sam brzeg południowej ściany iceberga. Szczęściem było również to, że brzeg góry lodowej był tu płaski i łagodnie zanurzał się w kipieli. Kapitanowi nie groziło więc rozbicie o lodowiec przez rzucające nim fale. Ów niesamowity spektakl oglądała cała załoga, kto żyw stał na pokładzie Barweny i patrzył, patrzył, bo nic więcej zrobić nie mógł. Kapitan wylądował na tarasie lodowca i huśtał się na unoszącej go fali, ocierając o wysoką lodową ścianę. On i Nawigare wpadli widocznie jednocześnie na ten sam pomysł... kapitan musi się przesunąć na skraj południowej krawędzi lodowca i tam z niego zeskoczy. Nie mając już przed sobą lodowej ściany, podryfuje w przestrzeń oceanu, gdzie od zawietrznej swobodnie będzie go mogła podjąć sprawna szalupa. Tyle że było już po południu i zmrok zapadał szybko, trzeba było zdążyć przed zmrokiem... Plan był realny i po trzech godzinach od tego jedynego tak dramatycznego okrzyku na okręcie, kapitan pochwycił rzutkę z szelkami. Kilka minut po tym znalazł się na pokładzie łodzi, a godzinę później na swoim kapitańskim mostku. wtedy bardzo fajną, aktorkę z jakiegoś małego teatrzyku w Warszawie, Magda miała na imię. No i ta Magda wytłumaczyła Nawigaremu, na czym polega prawdziwa poezja. Wiktor miał pracodawcę w Ameryce, ale mieszkał w Polsce. Fortecę forda olbrzyma kupił i pamiętam, jak we troje z tą Magdą jeździliśmy po Polsce tym fordem olbrzymem, wycofując jego tomik poezji z księgarni. Uparł się, że zrywa z poezją, chociaż między Bogiem a prawdą, gorsze wierszydła można było wówczas i można dzisiaj nabyć w księgarniach w bardzo ładnej oprawie. Na tym spotkaniu, po latach, poszliśmy labiryntem korytarzy wejherowskiego wielkiego szpitala na dół do restauracji. Nawigare nie mógł iść, jechał na wózku. Gdy doczłapaliśmy do stolika, odetchnął i powiedział: Wiesz, ale to nieprawda, że życie nie jest konieczne. W różnych sytuacjach na morzu, niejeden raz biała pani szczerzyła do mnie zęby… Ale to było inaczej, mimo że była tuż-tuż, zawsze trzymała się z daleka. I mimo że tyle razy była przy mnie, dopiero przez swoje osiemdziesiąt pięć kalendarzy czuję, że to nie żeglowanie, a ona jest konieczna. Żeglujemy na azymut… tam, gdzie kres… za którym nie ma już nawet żeglowania… Żeglujemy na azymut… Po powrocie do kraju Nawigare zapytany na rozprawie izby morskiej, dlaczego polecił opuścić dwie szalupy, odparł, że ta druga miała być zapasowa, bo koło iceberga zauważył growlery. Stary wtedy dodał, że jakby tam przypadkiem były niedźwiedzie polarne, to Nawigare zabrałby na szalupę myśliwego, bo on zawsze przewiduje wszystko... Po roku czy dwóch, gdy się dla naszych zejmanów otworzyła droga na zachód, Wiktor trafił za szypra na kuter duński, a potem prysnął do Ameryki. Życie przepływał jako kapitan wielkich kontenerowców. Był bogaty, ktoś go podkusił, by wydał w Polsce za własne pieniądze tomik swoich wierszy. Dziewczynę miał *Autor jest mieszkańcem Gniewina. Urodził się 14 czerwca 1933 roku w Bychawie na Lubelszczyźnie. Ukończył Wydział Rybactwa Morskiego w Wyższej Szkole Rolniczej w Szczecinie. Wykładał w Wyższej Szkole Morskiej. Otrzymał wiele nagród literackich, m.in. Nagrodę i Wyróżnienie Przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji, Nagrodę Literacką im. Conrada Korzeniowskiego oraz Nagrodę Literacką „Złoty delfin”. Debiutował opowiadaniem „Pierwsza miłość starego” (1966). Opublikował m.in. następujące powieści: „Krab i Joanna”, „Lot Pingwina” (trylogia), „Między Cape Town i Casablancą”, „Żagle w tarczy”. Jest twórcą systemu dydaktycznego Kolorowa Ortografia – Ortofrajda oraz autorem słowników ortograficznych dla dzieci i młodzieży. To opowiadanie zdobyło pierwszą nagrodę w organizowanym przez Powiatową i Miejską Bibliotekę Publiczną w Wejherowie konkursie literackim „Powiew Weny” w kategorii proza dla autorów mających ponad 20 lat. Patronat medialny nad konkursem sprawowała „Pomerania”. Śródtytuły pochodzą od redakcji. POMERANIA STYCZEŃ 2013 Òstôwô w pamiãcë K A RO L Ë NA S E R KÒ W S KÔ (…) Wieczór mô sã ju kù zachòdowi. Czasã wieczór ju nie dô pòrénkù. Pón nie dôł pòrénkù. Lëdze pëtają – Nie bëło to Za wczas? Tak przodë pisôł Lew – Stolem – Bùdzëcel, chtërnégò ni ma ju westrzód nas, le nimò tegò wcyg òstôwô w pamiãcë. W slédną strzodã lëstopadnika 2012 r. òdbëła sã promòcjô ksążczi pòd titlã W hołdzie Wielkiemu Kaszubie. Wojciech Kiedrowski. Na ùroczëznã do Òstrzódka Kaszëbskò-Pòmòrsczi Kùlturë w Gdini zeszło sã wiele lëdzy, a westrzód nich familiô i drëchòwie wielelatnégò przédnégò redaktora cządnika „Pomerania”. Wieczór wzbògacony òstôł ò artisticzne elemeńtë w wëkònanim gazétniczczi Radia Gdańsk, Magdalénë Kropidłowsczi, chtërna czëta dokazë kaszëbsczégò Stolema i tekstë napisóné ò nim przez jinszich lëdzy. Deklamacje dofùlowiwałë zwãczi tibetańsczich misów, jaczé wëchòdzełë spòd rãków Stanisława Bùłë. Bliscë Wòjcecha Czedrowsczégò gòdelë ò jegò dzejnoce, starze ò kaszëbiznã, miłoce do regionu, a téż żëcowëch prioritetach. Jak pòwiedza jegò białka, Renata Czedrowskô, nôwôżniészô wiedno bëła dlô niegò familiô, le òkróm tegò mòcno angażowôł sã téż w sprawë kaszëbskò-pòmòrsczi rësznotë. Andrzéj Bùsler, redaktór ksążczi, wspòminôł, że z Wòjcechã Czedrowsczim planowelë zòrganizowac jesz jedną promòcjã. W tim môlu, gdze jesmë, béł jem ùmówiony z Wòjcechã Czedrowsczim na zrobienié promòcji ksążczi wëdóny przez jegò wëdowiznã, Òficynã Czëc. Bëła to pùblikacjô ò Gerace Labùdze, chtëren ùmarł w 2010 rokù. Wòjcech Czedrowsczi na ten zort chcôł ùczestnic wiôldżégò Kaszëbã, jaczim béł Labùda, zasłużony dlô Kaszub i Pòmòrzô. Czedë jesmë sã ùmôwialë na kùńc łżëkwiata 2011 rokù, jem czuł, że nie ùdô sã ti promòcji zjiscëc. Tak téż bëło, bò POMERANIA STËCZNIK 2013 Òdj. J. Ellwart Wòjcech òdszedł dwa tidzenie przed ùroczëstoscą – gôdôł wiceprzédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Part w Gdini. Tej pò pôrã miesącach przëszła mësl, żebë jistno ùpamiãtnic téż wiôldżégò Kaszëbã Wòjcecha Czedrowsczégò – dodôł. W gdińsczi biblotece wëdôwcã kaszëbsczich ksążków wspòminalë téż jegò drëchòwie, Édmùnd Szczesôk i Édmùnd Pùzdrowsczi. Òbaj òni Wòjcecha Czedrowsczégò zapamiãtelë jakno nieùdżibłégò człowieka. Nimò tegò, że w latach 80. béł czas tzw. „werifikacji gazétników”, Wòjcech jakno jediny dôł mie robòtã w „Pomeranii” – gôdôł Édmùnd Szczesôk. Wòjk pisôł na łamach miesãcznika, że pismiono mô pòdług niegò służëc kaszëbskò-pòmòrsczi rësznoce i prezentowac teòreticzné pòdwalinë, le mô téż bëc krótkò żëcô, krótkò człowieka. Za swòjã òdwôgã kaszëbsczi Stolem miôł téż wiôldżé jiwrë. Òd czasu jak założił Karno Sztudérów Kaszëbów Òrmùzd, zaczãlë sã nim wiãcy jinteresowac. Pòtemù, jak ju prowadzył cządnik „Pomerania”, w I pòłowie 70. lat założony òstôł jemù kòntrolno-òbzérczi aktownik. Prowadzonô bëła procëm niemù sprawa ò kriptonimie „Gryf” za, midzë jinszima, przedostôwanié pòliticznëch tresców czë pùblëczné głoszenié, że Kaszëbi są diskriminowóny. Òn béł prôwdzëwim redaktorã, chtëren sygnowôł to pismiono, a to znaczi, że nie żdôł na tëch, co zgłoszą sã do niegò z tekstã, le sóm zachãcywôł, promòwôł, pòmôgôł, służił jinym – zmerkôł Édmùnd Szczesôk. Chãc pòmòcë jinszim ù Wòjcecha Czedrowsczégò pòtwierdzył jegò drëch, Édmùnd Pùzdrowsczi. Dzãka niemù mielë jesmë wiele pòéticczich debiutów. Òpiekòwôł sã młodima ùtwórcama. Jegò wëdowiznowé dzejanié dało wiôldżi wkłôd w rozwij kaszëbsczi rësznotë – gôdôł pisôrz. Zéńdzony przëznelë, że kaszëbsczi Lew – Stolem – Bùdzëcel béł òsoblëwim człowiekã. Wôrt tej przëwòłac słowa Andrzeja Bùslera, òpisëjącé jegò cekawi charakter: Ti, chtërny znelë Wòjcecha, pamiãtają, że przë pierszim kòntakce béł dërny i czasã cwiardi w òsądzënkach. Równak pòd tima całowno ùdôwnyma znankama tacëło sã wiôldżé cepło i apartnô szpòrtownosc. 51 LEKTURY Tczewskie aptekarstwo do lat 50. XX wieku Z krótkiej, bo liczącej zaledwie 140 stron, monografii o aptekarstwie tczewskim dowiadujemy się, że „własnych aptek Tczew miał się doczekać dopiero pod koniec XVIII wieku”. W zestawieniu bractw cechowych w Tczewie z 1780 roku wymienia się dwóch mistrzów aptekarskich i jednego czeladnika. Jednym z nich był Jan Gotthilf Meyer, którego apteka mieściła się w rynku i mogła dotrwać do pierwszych lat XIX wieku, być może do roku 1804. Niemniej w tym samym roku pojawił się w Tczewie nowy aptekarz Johan Hildebrandt, który „zapoczątkował nowy i stały okres istnienia aptek w Tczewie”. Ciekawy fragment tej monografii to opis ustawodawstwa aptekarskiego, jakie obowiązywało w państwie pruskim. Dowiadujemy się z niego, że wszystkie apteki założone po 1811 roku (i przed 1894) zyskały miano aptek realnych, co w praktyce oznaczało wydanie koncesji przez władze danej rejencji. Po roku 1894 wydano nowe 52 zarządzenie o tzw. aptekach osobistych (koncesja osobista) – posiadacz takiej apteki nie miał już wpływu na wybór następcy, a jedynym dysponentem apteki było państwo. Apteka Johana Hildebrandta została nazwana „Pod Złotym Lwem”. Z dużą skrupulatnością Aleksander Drygas opisuje dalsze ciekawe losy kolejnych właścicieli tej apteki od czasu, kiedy w 1919 roku przejął ją polski aptekarz Kazimierz Nadolski, który prowadził ją do wybuchu II wojny światowej. Autor monografii wspomina również inną aptekę, powstałą około 1850, która od 1920 roku – z przerwą na czas okupacji niemieckiej – nosiła nazwę „Pod Białym Orłem”. W ciekawy sposób przedstawiono poczynania okupacyjnych władz niemieckich w odniesieniu do polskich aptek na Pomorzu Gdańskim oraz porządkowanie „krajobrazu po bitwie” wiosną 1945 roku. Końcowy rozdział przedstawia metody niszczenia aptekarstwa polskiego (zakończone jego znacjonalizowaniem 8 stycznia 1951 roku). Ten krótki opis aptekarstwa tczewskiego został przedstawiony w kontekście historycznym, co nadaje mu tym większą wagę. Jerzy Nacel Aleksander Drygas, Zarys dziejów aptekarstwa w Tczewie (do 1951 roku), Kociewski Kantor Edytorski, Tczew 2011. Życiorysy kaszubsko-pomorskiej inteligencji Zakończył się Rok Młodokaszubów. Pokazał on, jak duże i istotne były dokonania inteligencji młodokaszubskiej w ukształtowaniu nowoczesnego regionalizmu kaszubskiego. Rok Młodokaszubów zaowocował wieloma inicjatywami i wydarzeniami kulturalno-społecznymi. Na niwie wydawniczej niewątpliwie na pierwszym miejscu trzeba postawić znakomitą książkę profesorów Józefa Borzyszkowskiego i Cezarego Obracht-Prondzyńskiego pt. Młodokaszubi. Szkice biograficzne. 342-stronicowa publikacja składa się ze wstępu oraz dwóch uzupełniających się części. Jej cennym elementem jest ponadto dość obszerny i miarodajny wybór bibliografii podstawowej. We wstępie przywołano genezę uchwalenia Roku Młodokaszubów przez Radę Naczelną Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Autorzy zapoznają również czytelnika z podstawową faktografią historycznego Zjazdu Młodokaszubów, który miał miejsce w Gdańsku w dniach 20–21 czerwca 1912 roku. Wzięło w nim udział 60 osób, a obradom przewodniczył polski poseł do parlamentu niemieckiego Roman Janta-Połczyński. W pierwszej części książki nakreślono tło, okoliczności i znaczenie tego zjazdu, a za pomocą dwóch źródłowych aneksów czytelnik zostaje wprowadzony w jego klimat i poniekąd w przebieg. W części drugiej prezentowanego dzieła, można rzec: zasadniczej, mamy 33 szkice biograficzne działaczy i sympatyków ruchu młodokaszubskiego. Część pierwsza książki J. Borzyszkowskiego i C. Obracht-Prondzyńskiego, to przede wszystkim 10 źródłowych artykułów o tematyce młodokaszubskiej. Naturalnie głównym odniesieniem jest czasopismo „Gryf”, czyli „pismo dla spraw kaszubskich”. Jako pierwszy został zamieszczony artykuł Aleksandra Majkowskiego o istocie i roli ruchu młodokaszubskiego. W innym tekście przywódca młodokaszubów dzieli się refleksjami nad „przyszłością ruchu młodokaszubskiego”. Obok sześciu artykułów Majkowskiego na uwagę zasługują wypowiedzi POMERANIA STYCZEŃ 2013 Jana Karnowskiego, Franciszka Kręckiego i Wacława Wojciechowskiego. Szczególnie warto wyeksponować artykuł J. Karnowskiego na temat wcielania w życie idei młodokaszubskiej. Druga i główna część publikacji została zatytułowana „Szkice biograficzne”. Na 240 stronach, w układzie alfabetycznym ułatwiającym znalezienie danej postaci, zaprezentowano sylwetki 33 młodokaszubów. Wygodne dla czytelnika jest również to, że w spisie treści przy każdej osobie zapisano kilka najważniejszych faktów z nią związanych. Szkice są bardzo ciekawe, twórcze i intrygujące. Zaprezentowano w nich życie i dokonania takich ważnych postaci z Pomorza, z Kaszub, jak Aleksander Majkowski, Friedrich Lorentz, Roman Janta-Połczyński, Józef Wrycza, Jan Karnowski, ks. Leon Heyke, Franciszek Sędzicki, Teodora i Izydor Gulgowscy, ks. Władysław Łęga, Franciszek Kręcki, ks. Leon Miszewski. Poznajemy też wizerunki wielkich Polaków spoza Pomorza, którzy byli w tamtych czasach poniekąd promotorami idei i ruchu młodokaszubskiego, np. mecenasa i posła Bernarda Chrzanowskiego i księdza Kamila Kantaka. Czytając życiorysy pomorsko-kaszubskiej inteligencji (głównie księży, lekarzy, prawników i ekonomistów), możemy mieć poczucie satysfakcji i dumy. Ci nasi wybitni przodkowie studiowali bowiem na znakomitych uczelniach europejskich, przeważnie niemieckich, w Berlinie, Monachium, Wrocławiu, Gryfii, Monastyrze, Królewcu. Należy podkreślić, że wówczas studiowała nie tylko zamożna ziemiańska młodzież z Kaszub, z Pomorza, ale i uboższa – głównie dzięki pomocy stypendialnej Towarzystwa Pomocy Naukowej w Chełmnie. Wszyscy oni byli patriotami, wszyscy pracą i walką dążyli do niepodległości Polski. Nie wyobrażali sobie suwerennej Rzeczypospolitej bez Pomorza. Byli przekonani, że Kaszubi i ich kultura mogą przetrwać jedynie w łączności państwowej z Polską. Dlatego tak konsekwentnie głosili hasło: „co kaszubskie, to polskie”. Warto również zauważyć, że większość młodokaszubów nie tylko doczekała się niepodległości w postaci II Rzeczypospolitej, ale miała też okazję pracować w wolnej ojczyźnie i POMERANIA STËCZNIK 2013 jej służyć. A kiedy nadszedł rok 1939 i okupacja hitlerowska, niepokorni z Pomorza godnie i honorowo oddawali życie za ojczyznę, jak np. ks. Józef Czapiewski, dr Bernard Filarski, Franciszek Kręcki, Witold Kukowski, ks. Bolesław Piechowski, Michał Szuca, ks. Bernard Wiecki. W szkicach biograficznych odnajdujemy ogromne bogactwo wiedzy o dziejach Pomorza i obszarów pogranicza, nie tylko na przestrzeni XIX i XX wieku. Niejako przy okazji zwracają one uwagę na etos kaszubsko-pomorski oraz na wkład Pomorza w rozwój dużej ojczyzny, naszej wspólnej Polski. Czego zabrakło w książce pt. Młodokaszubi. Szkice biograficzne? Niewiele. Sami autorzy podzielili się kilkoma wątpliwościami. Trzeba je podzielić. A mianowicie szkoda, że zabrakło biografii takich postaci zasłużonych dla Kaszub i Pomorza, jak Ignacy Brejski lub Teofil Zegarski. Warto by także nakreślić sylwetki polskich posłów z ziemi kaszubskiej, obecnych na Zjeździe Młodokaszubów w Gdańsku, tj. dr Stefana Łaszewskiego, ks. Piotra Dunajskiego i ks. Bernarda Łosińskiego. Ale przecież może się tak stać w drugim, poszerzonym wydaniu. Wydaje mi się również, że warto by niektóre szkice biograficzne nieco wzbogacić faktograficznie. Mam tutaj szczególnie na uwadze sylwetkę księdza dr. Władysława Łęgi i dr. Bernarda Filarskiego. Naturalnie te nieliczne uwagi krytyczne w niczym nie umniejszają wartości tej bardzo potrzebnej książki. Józef Borzyszkowski i Cezary Obracht-Prondzyński zadali sobie dużo trudu, aby wzbogacić obchody Roku Młodokaszubów. Chwała im za to! Opracowali i opublikowali, podkreślmy: w dobrym czasie, znakomitą książkę, w której dostarczyli dużą porcję wiedzy i refleksji. Warto przy tym zauważyć, że ta rzetelna, fachowa i ugruntowana wiedza podawana jest w sposób odległy od mentorskiego tonu oraz poparta cennymi źródłami i wskazówkami bibliograficznymi, tak aby czytelnik samodzielnie mógł wyrobić sobie opinię na temat znaczenia ruchu młodokaszubskiego dla dziejów i kultury Kaszub oraz historii Pomorza. Serdecznie zachęcam do lektury najnowszej publikacji prof. J. Borzyszkowskiego i prof. C. Obracht-Prondzyńskiego. Są to bowiem szkice o naszych przodkach, gospodarzach Pomorza i twórcach uniwersalnej kultury kaszubsko-pomorskiej. W moim przekonaniu omawiana tutaj książka powinna trafić do każdego pomorskiego domu. W pierwszej kolejności powinna się stać lekturą naszej młodzieży. Uczy bowiem zarówno dobrego i nowoczesnego patriotyzmu, jak i szacunku dla sąsiadów. Jan Kulas J. Borzyszkowski, C. Obracht-Prondzyński, Młodokaszubi. Szkice biograficzne, Instytut Kaszubski i Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, Gdańsk 2012. Naukowo o Gochach W okresie I Rzeczypospolitej teren Gochów ukształtował się w trójkącie, którego południowy wierzchołek stanowiły Chojnice i Człuchów, a północną granicę wyznaczała linia Miastko – Bytów, z centrum w parafialnej wsi Borzyszkowy. Współcześnie południowokaszubski region Gochów zamyka się w zasadzie w granicach administracyjnych gminy Lipnica, obejmuje parafie: Borowy Młyn, Borzyszkowy, Brzeźno Szlacheckie, Lipnica i Zapceń. 53 LEKTURY W przeszłości obszar ten z powodu peryferyjnego położenia geograficznego i braku komunikacji pozostawał niemal hermetyczny. Żyjąca niejako w izolacji społeczność wytworzyła odrębną kulturę, posługiwała się językiem nieulegającym wpływom zewnętrznym, co znajduje odzwierciedlenie także w obecnym stadium rozwoju społecznego Gochów, pomimo skoku cywilizacyjnego po II wojnie światowej oraz dotknięcia skutkami globalizacji w ostatnich dziesięcioleciach. Ludność nadal jest w dużym stopniu kulturowo i etnicznie jednorodna. W większości posługuje się językiem kaszubskim, w dwóch lokalnych odmianach: gwarą borzyszkowską i niezabyszewsko-brzezińską. Te względy skłoniły Rafała Maliszewskiego do podjęcia naukowych badań socjologiczno-lingwistycznych wspólnoty Gochów. Owocem wnikliwych dociekań jest rozprawa doktorska, obroniona z wyróżnieniem w marcu 2011 r. na Uniwersytecie Gdańskim, w Instytucie Filologii Germańskiej, a obecnie wydana drukiem dzięki finansowemu wsparciu Urzędu Gminy w Lipnicy, Nadleśnictwa Osusznica oraz Starostwa Powiatowego w Bytowie. Promotorem pracy była prof. dr hab. Grażyna Łopuszańska-Kryszczuk. Rafał Maliszewski, chcąc znaleźć odpowiedź na zasadnicze pytanie, „Kim są Gochowie?”, prowadził badania roli języka kaszubskiego, jakim posługują się oni w życiu codziennym, a jednocześnie analizował, jaką wartość przedstawia dla nich ów rdzenny język, jako najistotniejszy nośnik kultury. Cele swych badań socjolingwistycznych zdefiniował następująco: „1. Poznanie i opis obecnego stanu tożsamości etnicznej i świadomości językowej Gochów (...); 2. Zbadanie, jaką funkcję pełni mowa Gochów w identyfikowaniu się z własnym kręgiem kulturowym; 3. Dokonanie opisu zewnętrznego (socjolingwistycznego), uwzględniającego funkcjonalność gwary borzyszkowskiej”. Podjęta przez autora tematyka badawcza wpisana jest w ogólny kontekst badań kaszuboznawczych, a szczególnie uwzględnia wyniki prowadzonych od XIX w. studiów językoznawczych oraz o wiele skromniejsze ustalenia socjologiczne, 54 LEKTURY wśród których na czoło wysuwa się dorobek Brunona Synaka, Marka Latoszka i Cezarego Obracht-Prondzyńskiego. W 16 miejscowościach na terenie gminy Lipnica autor pracy przeprowadził anonimowe badanie ankietowe, obejmując nim 85 osób. Nie wszyscy respondenci, szczególnie w starszym wieku, potrafili samodzielnie i wyczerpująco odpowiedzieć na pytania ankietowe, z tego też względu kwestionariusze zostały uznane za materiał wyjściowy, a cenne uzupełnienie i poszerzenie materiału badawczego stanowiły wywiady i nagrania, uzyskane także od 85 osób. Jak ujawnia autor, były to raczej rozmowy niż wywiady, prowadzone indywidualnie w domu rozmówcy, nieraz trwające kilka godzin. W trakcie swobodnej wymiany zdań, poprzez odpowiednie kierowanie rozmową, badający uzyskiwał pełne odpowiedzi na interesujące go kwestie. W przeprowadzaniu tych rozmów-wywiadów niezwykle sprzyjającą okoliczność stanowił fakt, że większość rozmówców była autorowi znana, dzięki czemu toczyły się w nieskrępowanej atmosferze, a wypowiedzi były szczere. Większość rozmów była prowadzona w języku kaszubskim (w zależności od woli informatora), co dodatkowo usuwało barierę nieufności; badający uznawany był za swojego i nie stanowiło problemu nagrywanie rozmów na dyktafon. Plonem rozmów jest ponad 26 godzin nagrań. Zasadniczą część pracy stanowią zagadnienia: „Rola kaszubszczyzny w budowaniu świadomości językowej na Gochach” oraz „Tożsamość a język Gochów”. Z przeprowadzonych pod tym kątem badań wynika, że kaszubska mowa jest najważniejszym spoiwem Gochów między sobą oraz z pozostałą ludnością Kaszub. Choć respondenci dostrzegają pewne różnice pomiędzy swoim językiem a innymi gwarami używanymi na Kaszubach, to jednak nie są one tak ostre, by decydowały o odrębnej identyfikacji etnicznej. Rzadko nazywają siebie Gochami, częściej Kaszëbami; nazwa Gochë zarezerwowana jest dla terytorium, na którym mieszkają. Wyróżnikiem Kaszubów jest język, zdaniem 44,7 proc. respondentów stanowi czynnik decydujący – nie można zaliczać się do Kaszubów, nie potrafiąc porozumiewać się w ich języku. W populacji dorosłych Gochów 68,2 proc. z łatwością posługuje się kaszubszczyzną na co dzień. 33 proc. stwierdziło, że łatwiej im komunikować się po kaszubsku aniżeli po polsku. Interesująco przedstawiają się subiektywne oceny stopnia znajomości rodzimego języka: 64,7 proc. wystawiło sobie ocenę bardzo dobrą, 15,3 proc. – dobrą (jako powód gorszej znajomości podają zaniechanie kaszubszczyzny w życiu rodzinnym), 13 proc. – dostateczną, 7 proc. – niedostateczną. Na kartach książki przytoczone są in extenso liczne wypowiedzi, prognozy i opinie rozmówców, w aneksie zaś próbki ludowej twórczości literackiej. Kaszubszczyzna cieszy się prestiżem, według większości respondentów jest „językiem” lub „mową”, bardzo rzadko nazywana jest „gwarą”. Przytoczone wyniki badań świadczą o żywotności języka kaszubskiego w pokoleniu dorosłych Gochów, a także o jego korzystniejszej sytuacji niż w innych subregionach Kaszub (w badaniach pominięto dzieci i młodzież, jest to bowiem osobny problem badawczy). Pozytywny obraz zawdzięcza, obok naturalnych czynników, takich jak tradycja i przekaz pokoleniowy, w niemałym stopniu także aktywności kulturowej, inspirowanej przez kaszubską inteligencję, lokalnych polityków i społeczników. Jednak, jak zauważa autor pracy, istnieje pewne niebezpieczeństwo skomercjalizowania kultury, zbanalizowania i ograniczenia do symbolicznych form, dlatego konieczna jest ciągła troska o jej rozwój, uwspółcześnienie i konkurencyjność względem innych ofert kulturowych. Szczęściem w gminie Lipnica są ludzie, którzy z powodzeniem to czynią; w książce autor podaje tego przykłady. Trudno przewidywać przyszłość kaszubszczyzny na Gochach. Zadecyduje o tym splot wielu czynników, do najistotniejszych należą zapewne działanie na rzecz jej ochrony i coraz efektywniejsze wprowadzanie do życia publicznego, edukacja oraz trwałość języka prymarnego w rodzinach. Na efekty szkolnej edukacji w zakresie języka i kultury kaszubskiej trzeba poczekać co najmniej kilka lat. Wielu badanych wyrażało oczekiwania wzglę- POMERANIA STYCZEŃ 2013 dem szkoły i zatroskanie, czy uformuje ona młode pokolenie w poszanowaniu dla tradycyjnych wartości, w tym również języka. Paradoksalnie jednak, przyjmując z aprobatą zadania szkoły na tym polu, sami siebie niejako zwalniają z obowiązku przekazywania kaszubskich wartości i etnicznego języka. Nie jest już rzadkością eliminowanie kaszubszczyzny z użytku domowego, co musi budzić zaniepokojenie. Omawiana tu praca wnikliwie opisuje znaczenie języka kaszubskiego w społeczności Gochów i uświadamia, że jest on fundamentem ich tożsamości. Jak długo tak będzie? Czy kaszubska tożsamość będzie się umacniać, czy osłabiać? Naukowy opis może być także wskazówką, w jakim kierunku powinny pójść praktyczne działania, aby następne pokolenia tak samo znały i szanowały mowę rodziców i dziadków. Dr Rafał Maliszewski (ur. 1978), filozof, językoznawca, kaszubolog, jest absolwentem filozofii teoretycznej KUL oraz Wyższej Szkoły Filozoficznej w Monachium, gdzie ukończył podyplomowe studia o specjalności pedagogika dorosłych. Dwukrotny stypendysta tej szkoły oraz uniwersytetu w Konstancji. Tłumacz dzieł z języka łacińskiego, autor licznych artykułów i felietonów w czasopismach naukowych i popularno-naukowych. Pochodzi z Borzyszków, gdzie nadal mieszka jego rodzina. Jest nauczycielem w Katolickim LO im. R. Traugutta w Chojnicach, które sam ukończył. Kazimierz Ostrowski Rafał Maliszewski, Język jako więź wewnątrzgrupowa we wspólnocie komunikatywnej Gochów, Wydawnictwo Hagard, Chojnice 2012. Nie tędy droga… Ilość dotąd opublikowanych przez Tomasza Fopkego tomików poetyckich, felietonów, płyt z muzyką oraz innych form artystycznych skłania do traktowania go jako autora doświadczonego. Tę pozycję potwierdza fakt, że tworzył on w rozlicznych formach gatunkowych, odznaczając się w tym dużą pomysłowością i namacalnymi POMERANIA STËCZNIK 2013 rezultatami w postaci pewnego typu popularności. Niemal wszystkie z nowych form zaproponowanych kaszubskiemu czytelnikowi przez Fopkego dobrze się przyjęły (zwłaszcza piosenki oraz erotyki), a tylko niektóre wywoływały niedowierzanie (haiku, religijne sms-y). Zrozumiałe jest więc, że po podaniu odbiorcom tak wielu różnorodnych utworów na nowe propozycje poetyckie Fopkego będzie się patrzeć jak na jakiś progres w stosunku do tego, co dotąd napisał. Można oczekiwać od niego twórczości dojrzalszej oraz ciekawszej, bo przecież nie zajmuje poziomu debiutantów. Najnowszy tomik poezji Fopkego Z drodżi opublikowany przez Wydawnictwo Region jest niestety artystycznym gestem zachowawczym. Piszę „niestety” z dwóch powodów: po pierwsze ze względu na umiejętności autora, których w tym zbiorku nie objawił, po drugie ze względu na tematykę i gatunki, które zasygnalizował, ale nie wyzyskał ich możliwości. Utwory nowego tomiku podzielone zostały na trzy części. Wanoga to cząstka poświęcona doświadczeniom podróży zwanej życiem. Z drodżi to rozdział z utworami pisanymi z perspektywy doświadczenia egzotyki. Wreszcie Kądka jic? zbudowany jest z kilku utworów-rozważań światopoglądowych. Całość zbiorku domyka autotematyczny Te- stameńt pisajka, który jest chyba najważniejszym ideowo utworem zestawu wierszy. Pierwsza część najnowszych utworów Fopkego ma w zamierzeniu autora być rejestracją najprostszych formalnie, pisanych mało metaforycznym językiem, wręcz hasłowo podawanych piosenek o Kaszubach. Znajdują się tutaj utwory dla zespołów rockowych, popowych oraz kabaretów, które opowiadają o Kaszubach jako najważniejszym i najpiękniejszym miejscu na ziemi. Wanoga jako tytuł tej części wierszy odnosi się do odkrycia (przypomnienia?), że w Żukowie, Gdyni, Gdańsku, czy też wielu wioskach Kaszub znajdują się walory niepowtarzalne i niebywałe w innych częściach świata. Utwory te można traktować jako wyraz lokalnego patriotyzmu, dumy i poczucia wartości. Same w sobie jako elementy kultury popularnej są bardzo dobrze zaprojektowane, mają odpowiednią oprawę muzyczną oraz posługują się wyrazistymi znakami sensu i wartościowania. Szkoda tylko, że w rozwoju literatury Fopkego nie są one żadnym krokiem naprzód, a jedynie dobrze, rzemieślniczo wykonaną pracą, którą podaje się ze sceny biesiadnej, muzycznej czy kabaretowej. Autor nieco zanadto zadowolił się zdobytą pozycją literacką i w hałasie wiwatów spod sceny nie zauważył nic złego. Druga część tomiku to pasmo niewyzyskanych okazji artystycznych. Rozdziałek Z drodżi genetycznie wywodząc się z wyjazdu autora nad Morze Czarne, mógł przynieść literaturze kaszubskiej nowe podniety, obrazy i terminy, dał zaś naskórkowe, skrótowe i niepogłębione zapiski przybrane w formę liryki. Wspòmink pierszi, Rómk-mùzykańt oraz Teskno to swoisty opis stacji w czasie podróży z północy na południowy wschód Europy. Owe wiersze są jednak tylko obrazami widzianymi przez szybę samochodu, nie zaś wnikliwszymi lub choćby zaskakującymi ujęciami obcej rzeczywistości. Poza tym nie ma tutaj nawet większej chęci zrozumienia inności, gdyż bagaż kulturowy, wspomnienia i tęsknota za swojakami na Kaszubach w takim akcie przeszkadzają. Kolejne utwory pisane już na Krymie są niczym ujęcia migawki, która co prawda 55 LEKTURY pozwoliła zrobić zdjęcia, lecz z racji pośpiechu, zmęczenia i braku wiedzy u fotografa nie przydała się przecież do wykonania wartościowego podpisu pod obrazkiem. W rezultacie więc mamy chaotyczne, trochę nastrojowe i fragmentarycznie przedstawiające rzeczywistość liryki, w których autor ani nie zdecydował się na rzetelne wejście w egzotyczną przestrzeń geograficzno-kulturową, ani we wnikliwe zajrzenie w głąb własnych emocji i przeżyć. A szkoda, bo już w wierszu Rómk-mùzykańt coś interesującego zaczęło się dziać. Już słychać – tak ciekawe w literaturze Fopkego – łączenie się słowa i muzyki. Zaczął znaczyć również pomysł zestawiania tego, co kaszubskie, i tego, co huculskie czy tatarskie. Brakło jednak czasu lub odwagi, by dalej rozwinąć ten motyw, ważki przecież dla każdego dociekającego swej tożsamości człowieka. I wreszcie trzecia część, która ma być w założeniu kompozycyjnym najpoważniejszą częścią tomiku poprzez swój wymiar religijny. Porażka artystyczna tej części polega na niejednolitości stylistycznej; trudno tutaj doszukać się zasadności umieszczenia tekstu pisanego w poetyce religijności szkolno-dydaktycznej obok liryku osobistego. Dramatycznie brzmi tytuł ostatniej cząstki tomiku Kądka jic?, jednakże odpowiedzi udzielane w wierszach tomiku dramatyzm eliminują, w zamian podając aż nadto znane formuły niemal katechizmowe. Jako najbardziej przekonujący liryk tej grupki tekstów przedstawia się Dôj mie Bòże, w którym odnajdziemy intymność, oryginalność i pokorę. Lecz tuż przed nim figuruje Trzë pôlce do grëpë – wiersz niby to rekolekcyjny, lecz napisany raczej dla rekolekcji trzyminutowych odbywanych pomiędzy zwiedzaniem ruin zamku Wenecjan a pałacem tatarskiego chana, nie zaś dla autentycznego wzrostu duchowego. Taka „turystyczna” duchowość nikogo nie wzbogaca, a tylko daje anegdotę do opowiadania przy ognisku… Po negatywnych notach dla ostatniego tomiku Tomasza Fopkego można by pomyśleć, że wszystko jest tutaj nietrafione. Choć trochę dwuznacznie to zabrzmi, jednakże warto zwrócić uwagę na stronę graficzną zbiorku. Oto bardzo trafnie w stosunku do 56 LEKTURY zawartej w całości propozycji autora idei wędrowania wygląda okładka. Prostota przedstawienia chleba, pomidora i kiełbasy leżących na pomiętym papierze śniadaniowym świetnie się prezentuje w swej kolorystyce i dobitności. Mamy wreszcie tomik poetycki z okładką niezaopatrzoną w kaszubskie pejzaże, zdjęcia Kaszubów w tradycyjnych kapotach czy wzory haftów. Kilka zdjęć wewnątrz tomiku także dobrze koresponduje z zawartymi obok nich wierszami. Szkoda tylko, że w tak idealny sposób, jak oprawa wizualna zbiorku nie zaistniała treść literacka. Testameńt pisajka przez usytuowanie w tomiku oraz przez rangę gatunkową ma być głosem podsumowującym, rodzajem cody, która zbiera emocje całego zbiorku w kilka fraz podanych w doniosłej tonacji. Częściowo się to Fopkemu udaje, pojawia się tutaj bowiem zarówno ton ironiczny (zwłaszcza w pierwszej strofie) jak i ton patetyczny (ostatnie trzy strofy). Owa „częściowość” efektu końcowego wiersza bierze się stąd, że po raz kolejny czytamy o zapominaniu rodnej mowy, cudzych obyczajach wypierających rodzime i o wrogich drwinach z Kaszubów. Zapoznajemy się z tym wszystkim niemal w identycznej poetyce, jak przed stu laty pisali młodokaszubi, a zmieniło się przecież w poezji bardzo wiele, o czym Fopke wie doskonale, stale szukając odpowiedniej dla siebie formy wyrazu we wcześniejszych tomikach. Oczywiście można powiedzieć, że budzenie czytelnika z obywatelsko-tożsamościowego letargu nie jest niczym nagannym i takie wiersze, jak Testameńt pisajka spełniają uniwersalne funkcje wskazywania czytającej po kaszubsku wspólnocie szlachetnych celów samorozwoju. Czy musi się to jednak odbywać w taki sposób, jakby literatura się zatrzymała na neoromantyzmie? Przecież jeśli Fopke pragnie być poetą moralizującym, to nie musi się ograniczać do konstrukcji myślowych rodem z Asnyka, a może przyjąć pozycję Różewicza, który mimo pozornego nihilizmu jest na wskroś artystą zaangażowanym w ocenę współczesności… Możliwości więc do opisania współczesnego świata Kaszubów jest wiele, lecz tomik Fopkego wskazuje na szlaki już przetarte. Szkoda, że tylko tyle… Daniel Kalinowski Tómk Fópka, Z drodżi, Wydawnictwo Region, Gdynia 2012. Przë arbace (òkã szkólny) Jón Natrzecy, tim razã wespół z Kazmierzã Rolbiecczim, jidze zôs kąsk dali. I mòżna rzeknąc, że znôwù mdze „cos do pòczëtaniégò” i „cos do òbezdrzeniô”. Przë arbace, bò wele prawie 40 strón kòmiksu sygnie, cobë blós jednã taskã dopic. Ò nã arbatã prawie w tim wszëtczim jidze i taczi je téż titel nônowszégò kaszëbszczégò fòtokòmiksu. Trzeba nadczidnąc – pierszégò na Kaszëbach. Ùtwórcą scenarnika je Jón Natrzecy – bëlno znóny ju z pôrã ùdónëch ksążkòwëch pòdjimiznów, w chtërnëch miôł starã weńc z kaszëbizną na kąsk jinszé jak donëchczas lëteracczé stegnë. Bëła ju kònwencjô science fiction w dokazu Nalazłé w Bëtowie (2008), kriminalnégò romana w Kòmùdze (2011) czë ùczba historie w kòmiksu Szczeniã Swiãców (2010), w chtërnym Natrzecy béł aùtorã tekstu. Arbata parłãczy w se kąsk fantasy i kriminalną kònwencjã, a wszëtkò to je zamkłé w fòrmie fòtokòmiksu. I tu je widzec prawie to nowé, czegò w naji lëteraturze jesz nie bëło. Òdjimniãca – kąsk techniczno òdjawernioné, kąsk przerësowóné – akùratno wespółrobią z tekstã, chòcle pisónégò słowa nie je wiele. Òbrazë są tuwò nôwôżniészé i twòrzą przédny strzódk kòmùnikacji z czëtińcã, przekazëją całą dramaturgiã dzejaniô. Ùdba wëzwëskaniô fòtografie sprôwiła téż, że bòhatérowie nie są sztëczny, daleczi i cëzy. Nawetka mòże sã niejednemù zdawac, że tëch lëdzy ju gdzes mô widzóné... Czë przez to całô fabùła nie je barżi wiarëwôrtnô? Aùtorowi òdjimków a téż graficznégò zrëchtowaniô – dosc dobrze znónémù fòtografòwi Kazmierzowi Rolbiecczémù – ùdało sã tak zestawic òbrôzczi i jiné graficzné elementë, że pòwsta klarownô i logicznô òbrazowò-tekstowô całosc. POMERANIA STYCZEŃ 2013 Akcjã fòtokòmiksu Jón Natrzecy ùmôlił w terôczasnym Bëtowie i jegò òkòlim, to je w Tëchómiu i Nôdalszich Pùstkach. A to mòże bëc wszãdze. Przédny bòhatéra – Dark – mô jiwer ze swòjim zdrowim, bò nijak ni mòże spac. Doktór kôże robic badérowanié krwi i żdac, co z tegò wińdze. Dark bierze pôrã dniów wòlnégò i jedze do mamë. Tam pòtikô wùjã – zelôrza, chtëren rozmieje mù w jegò niespanim dopòmòc. Knôp nie je gwësny, czë wùjowô arbata cos dô. Równak spi... Leno ten spik je jaczis apartny. Ti jistny nocë w Nôdalszich Pùstkach nalezlë cała starszégò chłopa i jegò córczi zdëszónëch w jich chëczë. Dzywné spanié Dareka, dzywné telefónë wùje, do te krëjamné smiercë w Bëtowie. Ò co w tim jidze? Akcjô rozwijô sã baro chùtkò i wcygô czëtińca do nédżi ju zapëzglónégò w rozmajité docygania. Wôrt jesz nadczidnąc, że ùsôdzca scenarnika rozmiôł w nã kriminalną dzysdniową POMERANIA STËCZNIK 2013 historëjã wpisac mòtiwë znóné z kaszëbsczi lëteraturë i lëdowi kùlturë. Tak wej Dark mdze téż biôtkòwôł sã z ùkôzkama i pòtkô na swòji stegnie królewiónkã. Jaczé je rozpëzglenié wëzgódczi? Chto zabijô na bëtowsczi zemi? Sóm Dark gôdô tak: Mòże to jaczé arbatkòwé wëstwôrzanié abò jô pò prôwdze jem chòri. Niech przińdny czëtińcë wedowiedzą sã sami. Arbata je na gwës wôrtnô przeczëtaniô i òbezdrzeniô. To cos na grańcë midze filmã a ksążką. Letczé i przëjemné. Òkróm tegò jãzëk bòhatérów nie je wëmëszlną, cëzo brzëmiącą, słowarzową kaszëbizną, le taką domôcą, codniową. Taką, jaką bez wiãkszich jiwrów zrozmieją téż ti, co dopiérze wchôdają na kaszëbsczé stegnë i chcą sã kaszëbsczégò ùczëc. Mëszlã tuwò ò młodzëznie a tëch kąsk starszich, dlô chtërnëch lżészi lëteraturë „do pòczetaniô” felëje. Szkólny mdą mielë téż pòstãpny bëlny dokôz do wëzwëskaniô na ùcz- bach kaszëbsczégò. Chtëż bë nie chcôł, cobë naje ùczbòwniczi i pòdôwoné w nich rozmajité tekstë miałë tak atrakcyjną dlô młodëch grafikã. Nie je to dzysdnia téż pò prôwdze nick nadzwëkòwégò – sygnie zazdrzec do nëch òd anielszczégò czë niemiecczégò jãzëka. Tam kòmiks jakno ôrt techniczi naùczaniô cëzëch jãzëków je widzec dosc czãsto. Ta fòrma w metodice je znónô i wôrt nią nôùkã ùbògacac. A dzecóm i młodzëznie to sã na gwës widzy. Jón Natrzecy i Kazmiérz Rolbiecczi wëchôdają procëm najim pòtrzébnotóm. Ùdba baro dobrô. Leno... to szmakô za wiãcy. Chcemë bëc dobri mëslë, że to zôczątk całi serie kaszëbsczich fòtokòmiksów. Tegò aùtoróm i czëtińcóm żëczã. Ana Glëszczëńskô J. Natrzecy, K. Rolbiecczi, Arbata, Bëtowò 2012. 57 KLËKA Jak uczyć patriotyzmu? Wieńce na grobie ks. Bolesława Domańskiego. Fot. Joanna Gil-Śleboda VII Zakrzewski Sejmik Młodzieży Polskiej pod hasłem „Jak godnie żyć dla Polski” odbył się w dniach 9–10 listopada 2012 r. w Domu Polskim w Zakrzewie. Jak w dzisiejszych czasach uczyć młodzież patriotyzmu i jednocześnie nie nudzić? Wydaje się, że dobry sposób znaleźli pracownicy Domu Polskiego w Zakrzewie z panią dyrektor Barbarą Matysek-Szopińską na czele. Od siedmiu lat organizują oni spotkania młodzieży z różnych regionów – głównie z Pomorza, Wielkopolski i ze Śląska – z miejscowości, którym nieobce są idee Rodła i 5 Prawd Polaków. Ponad 100-osobowa grupa młodzieży ze szkół podstawowych, gimnazjów i szkół średnich, podzielona na zespoły wiekowe, za każdym razem dyskutuje na sejmiku nad określonym przez organizatorów hasłem. Rezolucje sejmikowe przekazywane są parlamentarzystom, którzy uczestniczą w podsumowaniach i koncertach na zakończenie. W spotkaniach biorą udział głównie młodzi ludzie z małych ośrodków. W tym roku pracowali pod okiem moderatorów z KLO w Brusach: Marii Bruskiej i Felicji Baska-Borzyszkowskiej – grupa uczniów 58 szkół średnich, oraz Gabrieli Kloske – gimnazjaliści. Grupę najmłodszą – uczniów szkół podstawowych – prowadziły Ewa Stachowska z Domu Kultury w Miasteczku Krajeńskim i autorka artykułu z Dretynia. W tegorocznym sejmiku elementy kaszubskie przewijały się wyjątkowo wyraźnie. Obradom przewodniczyli, jako marszałkowie, uczniowie Kaszubskiego Liceum Ogólnokształcącego w Brusach: Daniel Żywicki i Ewa Nowicka. Zespół Pieśni i Tańca z Domu Polskiego w Zakrzewie Rodlanie wykonał brawurowo „Suitę kaszubską”. Wśród zaproszonych gości, jak co roku, nie zabrakło dwóch postaci: seniora Alfreda Tomki, uczestnika Kongresu Związku Polaków w Niemczech w Berlinie w 1938 r., i senatora Mieczysława Augustyna. Nie zabrakło także przedstawicieli rodu Kłopockich, w tym roku obchodzimy bowiem 80. rocznicę powstania Znaku Rodła stworzonego przez Janinę Kłopocką. Kierowany przez Henryka Szopińskiego zespół zakrzewskich seniorów Wrzosy wykonał pieśń „Kaszëbsczé jezora”. Ważną cechą sejmików zakrzewskich jest fakt, że podczas nich uczą się nie tylko młodzi ludzie, ale także ich opiekunowie, którzy spotykają się na swoich warsztatach. W tym roku prowadził je pisarz Jan Hyjek. W zajęciach warsztatowych uczestniczył również wójt Zakrzewa Henryk Dobrosielski. Organizatorzy dbają też o to, by młodzież miała okazję do zabawy lub spotkania się z ciekawym człowiekiem. W tym roku był to koncert zespołu Buggie Boys. Drugi dzień sejmiku rozpoczął się mszą świętą w miejscowym kościele i złożeniem kwiatów na grobie ks. patrona Bolesława Domańskiego i ks. Józefa Styp-Rekowskiego. Następnie po powitaniu w Domu Polskim przez Barbarę Matysek-Szopińską i krótkim koncercie pieśni patriotycznych w wykonaniu zakrzewskich seniorów z zespołu Wrzosy nastąpiła najważniejsza część sejmiku. Oprócz oficjalnych wystąpień władz gminy i powiatu oraz senatora Augustyna młodzież prezentowała wyniki zajęć warsztatowych oraz swoje umiejętności i pasje. Organizatorami VII Sejmiku Młodzieży Polskiej byli Dom Polski w Zakrzewie i Stowarzyszenie Strefa Kultury w Zakrzewie. Joanna Gil-Śleboda „Hanka sã żeni” na jubileùszu Bławatków cë, bawią sã dzecë tak z przedszkòlégò, jak i z liceùm. Brawóm i winszowanióm nie bëło kùńca. (ko), tłom. KS W Przedkòwie ò rësznoce Młodokaszëbów Dodôwkòwą ùcechą ùroczëstoscë béł pòkôzk pt. „Szlachama Młodokaszëbów”, òpiarti na materiałach Krësztofa Kòrdë z Òglowégò Zarządu KPZ. Apartné pòdzãkòwania nôleżą sã przédniczce przedkòwsczégò partu KPZ Jadwidze Héwelt i szkólnym zaangażowónym w przërëchtowanié tegò cekawégò i wôżnégò wëdarzeniô. szë Szkòłów w Łubianie, chtërna ùprzistãpniła zalã i gòscëła kartowników. Pioter Kwidzyńsczi, tłom. KS Kaszëbsczé kòlãdë na symfòniczną òrkestrã J.N., tłom. KS Turniér baszczi w Łubianie Bławatki swòjim spiéwã i tuńcã promùją Kaszëbë ju 20 lat. Òdj. Róman Kòrtas Chònicczé karno Bławatki tuńcëje ju 20 lat. W rujanie 1992 r. młodi nôleżnicë karna Kaszuby w Chònicach, Katarzëna Maliskô i Leszk Karasewicz, chcelë stwòrzëc òsóbné artisticzné karno. Pò dogôdanim sã z direkcją Spòdleczny Szkòłë nr 1 ùtwòrzëlë przë tim òstrzódkù dzecné karno piesni i tuńca, do chtërnégò przëjimóny bëlë ùczniowie ze wszëtczich chònicczich szkòłów. Załóżcowie czerëją karnã do dzys, a kapelã òd pòczątkù prowadzy Jerzi Zaremba. Przërëchtowaniégò kaszëbsczich ruchnów pilowa Téòdozjô Narloch. Karno Bławatki, bò takô òsta przëjãtô dlô niegò pòzwa, 24 lëstopadnika ùszłégò rokù ùroczësto òbchòdzëło 20-lecé swòji dzejnotë. Bëło to wiôldżé swiãto, téż tëch, co w zespòle spiéwelë i tuńcowelë w ùszłëch latach, i wszëtczich, chtërny pòznôwalë w nim kaszëbsczé tradicje, zwëczi, kùlturã. Historiô tëch dwadzesce lat nafùlowónô je wiele wëstãpama w Pòlsce i za grańcą (Francjô, Szpaniô, Italiô, Wãgrë, Turcjô, Biôłorus – nôbarżi zapamiãtelë trzëtidzeniowé tournée pò Eùropie w 1994 r.), wiele nôdgrodama i wëprzédnieniama na przezérkach i fòlkloristicznëch festiwalach (Chòjnie, Słëpsk, Bëtowò, Piaseczno i jin.). Swòjima kòncertama ùfarwniają trójné ùroczëstoscë w Chònicach, jich òkòlim i w swòji szkòle m. J. Ridzkòwsczégò, chtërna jima patronëje. Zwënédżi i dobëca, pamiątczi i kroniczi pòkôzóné òstałë na leżnoscowim pòkôzkù. Nôwôżniészim równak zdarzenim jubileùszu bëło przedstawienié pt. „Hanka sã żeni” na spòdlim dokazu na binã Bernata Sëchtë. W 1993 r. téż wëstôwioné bëło to widzawiszcze pòd òkã niezabôczony sp. Klarë Miszewsczi. Terôczasną jinscenizacjã wëreżëserowa Janina Kòsedowskô. Przedstawienié pòzwòlëło pòkazac aktorsczé talentë, le przede wszëtczim całi kùńszt Bławatków, w jaczich tuńcëją- POMERANIA STYCZEŃ 2013 W kònkùrsu wzãło ùdzél kòl 20 ùczniów. Òdj. z archiwùm szkòłë w Przedkòwie 27 lëstopadnika 2012 r. w Zrzeszë Wëżigimnazjowëch Szkòłów m. Witolda Pilecczégò w Przedkòwie skùńcził sã Gminny Kònkùrs Wiédzë ò Młodokaszëbach. Ùdbie patronowôł Òglowi Zarząd Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i part KPZ w Przedkòwie. Przed finałã kònkùrsu wëstąpił wiceprzédnik KPZ Tomôsz Fópka, chtëren baro farwno i cekawie gôdôł i spiéwôł ò Kaszëbach, prezentëjącë swój artisticzny ùróbk. Ten bezpòstrzédny kòntakt z młodzëzną pòzwòlił ji włączëc sã do parłãczny zabawë. Nastãpno Jerzi Nacel z zarządu gduńsczégò partu KPZ pòwiedzôł młodim lëdzóm ò dzejach Pòmòrzô òd czasów panowaniô pòmòrskò-kaszëbsczich ksążãtów jaż do dzysô. Dôł przë tim bôczënk na lata zarô przed założenim Towarzëstwa Młodokaszëbów w rokù 1912. Na kùńc prelekcji òdbéł sã krótczi quiz sparłãczony z ùdbą Rokù Młodokaszëbów. Nim doszło do finału kònkùrsu, młodzëzna zaprezentowa deklamacje wiérztów Jana Karnowsczégò, Léóna Heyczi i jinszich Młodokaszëbów. Dobiwcama kònkùrsu w kategòrii gimnazjum òstelë: Martina Leman (I plac), Róbert Wenta, Wérónika Płotka (II plac), Sylwiô Labùda (III plac) i Sylwiô Szreder (wëprzédnienié). W kategòrii wëżigimnazjowëch szkòłów nôlepszi bëlë: Katarzëna Wilczewskô (I plac), Ana Czedrowskô (II plac), Justina Òrzeszk (III plac), Justina Jasyńskô (wëprzédnienié). Wszëtcë finalëscë, jaczich bëło kòl 20 lëdzy, òstelë òbdarowóny ksążkama, platkama i jinszima pamiątkama. W parce z grantowim kònkùrsã KPZ spònsorama dzejaniô bëła ENERGA S.A. a téż PKO Bank Polski S.A. POMERANIA STËCZNIK 2013 W turnieru wzãło ùdzél 80 sztëk lëdzy. Òdj. PK W Zrzeszë Sztôłcenia w Łubianie 2 gòdnika 2012 r. òdbéł sã ju drëdżi turniér kaszëbsczi baszczi „O Niedźwiedzią Łapę”. W kònkùrsu brelë ùdzél mieszkańcowie gminë Kòscérzna i gòsce z całégò Pòmòrzô, razã 80 lëdzy. Westrzód 20 zgłoszonëch sztërëpersonowëch karnów trzë dostałë nôdgrodë. Nôlepszima òkôzałë sã karna Kmita Lębork, U rybaka Stężyca i Zamek Gniew. Wëprzédnioné òstałë téż Rodzina Bytów i WDK Ugoszcz. Z chłopów nôdgrodzony bëlë Jón Fòrmela, Kadzmiérz Kwidzyńsczi, Kadzmiérz Dąbrowsczi, a téż Sztefón Wirkùs, Gerat Miller, Tadéùsz Malek i Riszard Roda. Westrzód białków nôwiãcy pùnktów dobëłë Jiréna Kòzoł, Teréza Stanuch, Małgòrzata Pelowskô i Bògùmiła Bòrzëszkòwskô-Szadô. Nôlepszim graczã z gminë Kòscérzna òstôł Pioter Lubecczi. Nôdgrodë delë radny gminë Kòscérzna Pioter Kwidzyńsczi i przédnik Wdzydzczi Inicjatiwë Rozwiju Turisticzi Łukôsz Halbòth. Dobrégò przeprowadzeniô rozgriwków pilowôł Henrik Miotk z internetowi starnë pomorskisport.eu. Lubòtnicë kaszëbsczi baszczi, a je to corôz wiãkszé karno, pòwiedzelë, że jima baro sã widzy ùdba przeprowadzeniô tegò turnieru, i òbiecelë wząc ùdzél w nastãpnëch edicjach. II Turniej Kaszubskiej Baśki „O Niedźwiedzią Łapę” mógł sã òdbëc dzãka dëtkóm zwëskónym przez Wdzydzką Inicjatiwã Rozwiju Turisticzi z grantowégò projektu gminë Kòscérzna i dzãka Zrze- Òbkłôdka platczi z kaszëbsczima kòlãdama. Òdj. JB Z ùdzélã Kameralnégò Chóru Discantus i Kameralny Òrkestrë Progress 8 gòdnika 2012 r. we gduńsczim kòscele pw. sw. Barbarë bëła promòwónô platka „Gòdë na Kaszëbach”. Na platce je 14 dokazów, w tim 12 lëdowëch i regionalnëch kòlãdów w nowim wëdanim. Òpracowania piesni pòdjął sã Macéj Bòlewsczi. Dokazë wëkònôł Kameralny Chór Discantus pòd direkcją Sławòmira Bronka, przë akómpaniamence Kameralny Òrkestrë Progress prowadzony przez Szimòna Mòrusa. Ùdba nagraniô taczi platczi bëła ju pôrã lat przódë, le ji zjiscenié zaczãlë jesmë parłãczno z Macejã Bòlewsczim dopiérze łoni. Nowòsc projektu pòlégô na tim, że chùdzy te piesnie nigdë nie bëłë spiéwóné na taczi zort jak terô, z ùdzélã symfòniczny òrkestrë – wëjasnił Sławòmir Bronk, załóżca, artisticzny czerownik i dirigent chóru. Kameralny Chór Discantus pòwstôł w 2006 r. przë parafii Niepòkalanégò Pòczãcô NMP w Gòwidlënie (kartësczi kréz). Karno spiéwô przédno religijné i swiecczé piesnie terôczasnëch pòlsczich kómpòzytorów. Òsoblëwi bôczënk dôwô na ùtwórstwò zrzeszoné z kaszëbsczim regionã. W maju 2010 r. Discantus brôł ùdzél w prawëkònanim pierszégò Kaszëbsczégò Magnificat Michała Sławecczégò – dokazu na sopran, tenor solo, chór i òrkestrã, skómpònowónégò całowno do regionalnégò jãzëka. Ùsôdzk ten razã z kaszëbską 59 KLËKA KLËKA mszą na chór z òrganama, dedikòwóny chórowi Discantus, òstôł ùtrwalony na jegò premierowi platce „Mòja dësza wielbi Pana”. JB, tłom. KS Historia i las Na promocję przybyli m.in. znajomi i przyjaciele autora, prosząc o wpisy do książki. Fot. Waldemar Gwizdała W czwartkowy wieczór, 29 listopada ubiegłego roku, w gdańskim Ratuszu Staromiejskim odbyła się promocja książki Michała Kargula pt. Abyście w puszczach naszych szkód żadnych nie czynili... Gospodarka leśna w województwie pomorskim w latach 1565–1772. Spotkanie prowadziła redaktor Magdalena Kropidłowska. Laudację wygłosił Tomasz Rembalski z Uniwersytetu Gdańskiego. Choć, jak zauważył podczas przedstawiania autora i jego publikacji, tematyka społeczno-gospodarcza nie cieszy się ostatnio wielkim zainteresowaniem historyków, na promocję przybyło kilkadziesiąt osób zainteresowanych dziejami leśnictwa. Poza prezentacją osoby autora, historyka, którego książka powstała na podstawie jego rozprawy doktorskiej, społecznika i działacza regionalnego, T. Rembalski przedstawił także problemy, z jakimi musi się dziś mierzyć historyk gospodarki. Następnie głos zabrał autor, który opowiedział o okolicznościach powstania książki oraz zaprezentował najciekawsze jej wątki. Michał Kargul zwrócił uwagę na niedocenianie w historiografii zasług gospodarczo-administracyjnych z okresu Rzeczpospolitej szlacheckiej oraz na specyfikę gospodarki tego okresu. Po autorze, wprowadzając do dyskusji, wypowiadał się Widzimir Grus, prezes zarządu gdańskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Leśnego, który podkreślał wagę badań nad historią leśnictwa oraz znaczenie lasów w życiu codziennym tak dziś, jak w przeszłości. Prezes Grus powiedział też, że promowaną publikację można uznać za kontynuację badań zmarłego ponad dekadę temu profesora 60 Wacława Odyńca, oraz wyraził radość, że udało się doprowadzić do jej wydania. Do znaczenia badań historycznych dla leśnictwa nawiązał również nadleśniczy Janusz Mikoś, prezes gdańskiego oddziału Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Leśnictwa i Drzewnictwa. Zwrócił on uwagę na to, że są jeszcze liczne leśne tematy na Pomorzu, które czekają na swojego badacza. Na koniec promocji prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Łukasz Grzędzicki, a następnie sam autor podziękowali wszystkim instytucjom i osobom, które umożliwiły zmaterializowanie się tej książki – od środowiska pomorskich leśników, przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska w Gdańsku po Wydawnictwo ZKP. MK 3000 deklaracji kociewskich w spisie! nym podać identyfikację kaszubską mogły skorzystać z podpowiedzi słownika w formularzu spisowym, o tyle osoby chcące podkreślić swoją kociewską przynależność narodowościowo-etniczną musiały same wpisywać identyfikację. Pomimo tych utrudnień 3 tys. Kociewiaków zadeklarowało swoją przynależność kociewską, co trzeba uznać za istotny fakt. Akcję społeczną zachęcającą do podawania w spisie powszechnym z 2011 r. polskiej przynależności narodowościowej i przynależności do kociewskiej wspólnoty etnicznej na Kociewiu prowadziło środowisko kociewskich oddziałów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. W rezultacie tożsamość kociewska została zauważona w spisie powszechnym. Jego wyniki w części odzwierciedlają wielokulturowość naszego regionu. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w spisie powszechnym z 2011 r. dzięki możliwości zadeklarowania przynależności narodowo-etnicznych (których wybór był nieograniczony) zidentyfikowano ich w przekroju krajowym ok. 200. Były to zarówno deklaracje przynależności do grup narodowych i etnicznych, jak i etno-regionalnych, regionalnych, a nawet lokalnych. dzelą sã swòjima òdkrëcama z rówiennikama z jinëch regionów Pòlsczi, promùjącë swòją môłą tatczëznã – pòdczorchiwô Teréza Jaszewskô, chtërna razã z Justiną Ùszlińską òpiekòwa sã ùczãstnikama projektu. Gduńczónie nalezlë sã westrzód przeszło sto karnów z całi Pòlsczi, jaczé zgłosëłë sã do projektu „EtnoLog – zalogùj sã na lëdowò”. Ùdzél w „Etnoshow”, chtërno òdbëło sã 29 lëstopadnika 2012 r. w Państwòwim Etnograficznym Mùzeùm w Warszawie, mògło wząc blós 12 z nich. Na jimpreze ùczniowie przedstawilë kaszëbsczi òbrzãd scynaniô kani. Przë specjalno przërëchtowónym stojiszczu zòrganizowelë téż dodôwkòwé atrakcje, pòkazëjącë bòkadosc regionalnégò rzemiãsła, m.jin. wësziwkù, malënkù na szkle i żłobiznë. Béł téż tradicyjny młodzowi kùch. Ùczniowie zaprezentowelë òkróm tegò tuńc „Nasza nënka” i zaspiéwelë kaszëbsczi alfabet. Teréza Jaszewskô, tłom. KS Swiąteczné pòtkanié w Stargardze Oddział Kociewski ZKP w Tczewie Scynanié kani na Etnoshow Pòtkanié bëło leżnotą do integracji Kaszëbów ze Szczecëna i Stargardu. Òdj. Zdzysłôw Kòsykòwsczi Jak widać, rośnie świadomość Kociewiaków o swojej regionalnej przynależności. Po raz pierwszy Narodowy Spis Powszechny ukazał istnienie Kociewiaków. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, na terenie województwa pomorskiego 3 tysiące osób zadeklarowały w spisie powszechnym z 2011 r. tożsamość kociewską. Warto przypomnieć, że kształt formularza spisowego był niekorzystny dla miłośników regionalizmu kociewskiego. O ile osoby chcące w spisie powszech- Òb czas zajãców młodi lëdze bëlno sã téż ze sobą bawilë. Òdj. Teréza Jaszewskô Ùczniowie Spòdleczny Szkòłë nr 82 we Gduńskù òd séwnika do lëstopadnika ùszłégò rokù brelë ùdzél w projekce pòd titlã „EtnoLog – zalogùj sã na lëdowò”. Ùdbòdôwcą dzejaniô je Centrum Òbëwatelsczi Edukacji. W parce z wëdarzenim młodzëzna ze spòdlecznëch, gimnazjowëch i wëżigimnazjowëch szkòłów zjiscywô zadania, jaczich célã je òdkrëcé, badanié i ùsôdzkòwi przerôbianié swòji spôdkòwiznë za pòmòcą nowëch mediów. Skùtczi ti robòtë dzecë i młodzëzna pòkazëją szkòłowi i môlowi spòlëznie, a téż POMERANIA STYCZEŃ 2013 Kaszëbskô wilëjô w Stargardze Szczecyńsczim przeszła ju do historii. Pierszi rôz w gôscynnëch progach karczmë Spichlerz pòtkelë sã Kaszëbi ze Szczecëna i Stargardu. Westrzód sztërdzesce gòscy béł téż senatór RP – Sławòmir Preiss, chtëren razã z białką złożił pùblëczné òswiôdczenié chãcë wstąpieniô do Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Gòscy pòwitôł òrganizatór wilëji – przédnik stargardzczégò kòła Zdzysłôw Kòsykòwsczi i przédnik partu KPZ w Szczecënie – Riszard Stoltman. Ewanieliã sw. Łukasza przeczëtôł ks. Tomôsz Pieczińsczi, chtëren skłôdającë żëczbë, rôcził gòscy do pòdzeleniô sã hòstijką. Ewanieliô òdczëtónô bëła téż w kaszëbsczim jãzëkù. Kòlãdë i kaszëbsczé piesnie spiéwóné bëłë razã ze stargardzczim mùzycznym POMERANIA STËCZNIK 2013 karnã Hard-Dix. Niespòdzajnotą wieczoru béł wëstãp spiéwôczczi ze zdrëszonégò partnersczégò gardu Elmshorn – Anë Haentjens, chtërna spiéwała kòlãdë pò niemieckù. Na wilijnym stole bëło wiele kaszëbsczégò jestkù. Nie felowało na nim sledza i salôtków pò kaszëbskù, béł téż karp czë pierodżi. Wiele biesadników promòwało swój region w specjalnym turisticznym nórcëkù. Z.K., tłom. KS Adwentowé zwëczi w Strzelnicë Òdj. R. Tarnowsczi W Centrum Kaszëbsczi Kùlturë Strzelnica w Kòscérznie 11 gòdnika 2012 r. òdbëło sã pòtkanié, na jaczim pòkôzóné bëłë kaszëbsczé adwentowé zwëczi. Przë ti leżnoscë ùczãstnicë òbezdrzelë krótczé przedstawienié ò kaszëbsczich gwiôzdkach, przërëchtowóné przez ùczniów ze Zrzeszë Szkòłów z Wiôldżégò Pòdlesa pòd artisticznym czerënkã Jiwónë Kwidzyńsczi, szkólny kaszëbsczégò jãzëka i nôleżniczczi Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Part w Kòscérznie. Na zéńdzenim bëła miłô atmòsfera. Bëtnicë bëlno sã bawilë. Przëszëkowónëch òstało dlô nich wiele atrakcji, taczich jak wërôbianié masła, pieczenié kòłôczów, mielenié mączi, dzercé piór, robienié dankòwëch przëstrojeniów. Òrganizatorama pòtkaniô bëlë Centrum Kùlturë i Spòrtu w Kòscérznie i part KPZ w Kòscérznie. BJ, tłom. KS Méstrowie mòwë starków 5 gòdnika ùszłégò rokù rozpëzglony òstôł jubileùszowi, bò ju XX kònkùrs „Bë nie zabëc mòwë starków” m. Jana Drzéżdżona. Latosô edicjô òdbëła sã w Mechòwie, môlu, gdze 20 lat przódë pòchòwóny béł patrón wëdarzeniô. Jón Drzéżdżón je znóny nié blós jakno historik kaszëbsczi lëteraturë, le przede wszëtczim jakno prozajik Dzãka taczim kònkùrsóm dzecë na gwës nie zabôczą mòwë swòjich starszich. Òdj. R. Tarnowsczi i pòéta, aùtór romanów, zbiérów òpòwiôstków i ksążków dlô dzecy. Jegò twórczi ùróbk w kaszëbsczim jãzëkù stôł sã inspiracją dlô òrganizatorów kònkùrsu „Bë nie zabëc mòwë starków”. Wiele ùczãstników deklamòwało prawie jegò dokazë. Òkróm prezentacji wiérztów abò prozë znónëch kaszëbsczich ùtwórców, kòżdi, chto brôł ùdzél w kònkùrsu, stwòrził téż swój tekst, jaczi prezentowôł òbzérnikóm i jury. W pierszim wiekòwim karnie, klasów I–III, dobéł Jakùb Klebba ze Starzëna, drëdżi môl dosta Agata Léssnaù ze Swôrzewa, a trzecy Òlëwiô Òssowskô z Gniéżdżewa. Wëprzédnienia mielë Adóm Dettlaff z Krokòwa i Wiktor Mùdlaff ze Strzelna. Z drëdżi grëpë, w klasach IV–VI, nôlepi wëpôdł Kamil Léssnaù ze Swôrzewa, zarô pò nim béł Błażéj Białk ze Starzëna, a pòtemù Òlëwiô Klebba ze Starzëna. Wëprzédniony òstelë Agata Gappa ze Swôrzewa i Dominika Rozpãdowskô z Pilëców. W trzecym karnie, westrzód gimnazjalëstów, pierszi plac zajął Wòjcech Zelke ze Starzëna, drëdżi Agata Grenwald, a trzecy Rózela Głombiowskô z Wiôldżi Wsë. Wëprzédnienia trafiłë do Òlëwii Jaszke i Kamila Czurë. W kategòrii méstrów bëłë dwa pierszé môle, dostelë je Szimón Heland ze Starzëna i Krësztof Radtke z Pùcka. Nôdgroda miona Jana Drzéżdżona za nôlepszą gôdkã pòszła w rãce Wòjcecha Zelke, a nôdgroda za nôlepi napisóny tekst do Rózelë Głombiowsczi. Òrganizatorama miónków bëlë Mùzeùm Pùcczi Zemi m. F. Cenôwë, Òstrzódk Kùlturë, Spòrtu i Turisticzi w gminie Pùck i Krézowé Starostwò w Pùckù. Kònkùrs zòrganizowóny béł z dotacji Minysterstwa Administracji i Cyfrizacji. Medialny patronat nad wëdarzenim òbjął miesãcznik „Pomerania”. JB, tłom. KS 61 KLËKA KLËKA Dzejało sã we Gduńskù 15 lëstopadnika 2012 r. w gduńsczi Nowi Radnicë òdbëło sã pòtkanié pòdrechòwùjącé dwalatną dzejnotã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Part we Gduńskù. Tegò dnia przédnik Paweł Trawicczi przedstawił nôwôżniészé dzejania òrganizacji, do jaczich nôleżą midzë jinszima kònkùrs Lëdowé Taleńtë, Kaszëbsczi Artisticzny Plener, genealogiczny kònkùrs i zajãca prowadzoné w gduńsczich szkòłach, czëli ùczba kaszëbsczégò jãzëka i kùlturë. Zéńdzenié bëło téż leżnotą do przëbliżeniô wiédzë ò Młodokaszëbach w 100. roczëznã Założëcelsczégò Zjazdu we Gduńskù, pòdług programòwégò zéwiszcza „Co kaszëbsczé, to pòlsczé”. Piesnią „Jem Kaszëbą” F. Sãdzëcczégò, w wëkònanim A. Filipkòwsczégò zaczął sã artisticzny dzél, przërëchtowóny przez nôleżników przédnictwa i ùczniów szkòłë m. Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô z gduńsczégò Jasenia. W programie wëzwëskóné bëłë tekstë J. Karnowsczégò, L. Heyczi, F. Sãdzëcczégò, A. Majkòwsczégò, K. E. Malczewsczi i ks. płk. J. Wrëczë. Òb czas dwùch lat dzejnotë gduńsczégò partu KPZ bëłë téż jinszé wôżné wëdarzenia. 25 lëstopadnika 2012 r., w 14. roczëznã swòji dzejnotë Kaszëbi z Karna Mòrena zapòznelë sã z historią kaszëbsczich „drzëmalitów”. Przedstawilë jã Witosława Walder, praprawnuczka Agùstina Peplińsczégò i prawnuczka Francëszka Peplińsczegò, i Janusz Pawelczik, prawnuk Agùstina Pawelczika. Sztërë dnie pózni Spòdlecznô Szkòła nr 82 we Gduńskù-Klëkòwie dostała diplom za ùdzél w Etnoshow, szkòlny prezentacji lëdowi kùlturë w Państwòwim Etnograficznym Mùzeùm w Warszawie. A 2 gòdnika Kaszëbi z Karna Matarnia rôczëlë do se czerowniczkã Nôùkòwégò Dzéla Mùzeùm Stutthof, Elżbiétã Grot, chtërna cekawie przedstawiła leżnoscë i pòliticzné przedkłôdczi, jaczé doprowadzëłë do mòrdów na Pòmòrzim, a òsoblëwie w Piôsznicë. Teréza Juńskô-Subòcz, tłom. KS Dobrô ksążka, dobrô promòcjô... Ni móm wątplëwòsców, że téatralné scenarniczi, jaczé sã tuwò nalazłë, bãdą wëzwëskiwóné przez szkólnëch kaszëbsczégò jãzëka i rozmajité téatrë z całëch Kaszub. Ta ksążka je téż dowòdã na to, że 62 Na òdjimkù aùtorczi ksążczi z wiceprzédniczką KPZ Danutą Pioch. Òdj. DM Premiéra zapòznôł sã z broszurą przërëchtowóną przez sztudentów z leżnotë 50-lecô Pòmòranii. Òdj. GK mómë starã ju nié blós ò pasowny derżéń kaszëbsczich wëdowiznów, le téż ò promòcjã na dobri wiżawie, nowòczasną òbkłôdkã… To krok w dobrą starnã – chwôlił pùblikacjã prof. Daniél Kalinowsczi, znôwca kaszëbsczich dokazów na binã i aùtór wstãpù do W krôjnie grifa. Aùtorkama scenarników są Dorota Fòrmela, Elżbiéta Prëczkòwskô i Teréza Wejer. Ò wespółrobòtã przë pisanim ti ksążczi prosëła mie Lucyna Radzymińskô z bióra Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Miała jem ju doswiôdczenié w pisanim dokazów na binã, chtërne jem drëkòwa w „Stegnie” i jô pòmësla, że spróbùjã. Kòsztowało to wiele robòtë, le móm nôdzejã, że bëło wôrt. To mòże bëc bëlnô jinspiracjô dlô szkólnëch, chtërny chcą zrobic cos cekawégò, zajinteresowac dzecë kaszëbsczim jãzëkã – pòdczorchnãła T. Wejer. Òb czas promòcji, jakô òdbëła sã 27 lëstopadnika 2012 r. w Gminnym Òstrzódkù Kùlturë, Spòrtu i Rekreacji w Chmielnie, òbzérnikòwie mòglë przede wszëtczim widzec na binie dzéle dokazów zamkłëch w ksążce, w wëkònanim młodëch aktorów przërëchtowónëch przez aùtorczi. Ò wôrtnoscë i apartnym znaczenim promòwóny ksążczi gòdelë m.jin. prof. D. Kalinowsczi i przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Łukôsz Grzãdzëcczi, a wiceprzédniczka KPZ Danuta Pioch dzãkòwa aùtorkóm za jich zaangażowanié w robòtã w szkòle i za miłotã do kaszëbiznë, chtërna przekłôdô sã na wiele gòdzyn spãdzonëch przë pisanim scenarników i wëstôwianim jich na binach. Ksążka W krôjnie grifa òsta wëdónô dzãka dotacji Minysterstwa Administracji i Cyfrizacji. bã senatora Kadzmierza Kleinë gduńscy sztudence pòjachalë do stolëcë, gdze òstało jima zòrganizowóné zéńdzenié w Kancelarii Przédnika Radzëznë Minystrów. Pòmòrańcowie mielë gôdóné z premiérą ò 50. roczëznie pòwstaniô Pòmòranii i ò ji terôczasnëch nôleżnikach. Mòżna bëło téż zadawac pëtania, na przëmiar ò parłãcz Donalda Tuska z Lechã Bądkòwsczim, jaczi béł jednym z załóżców dosc znónégò dzysô na pòmòrsczich ùczbòwniach gduńsczégò karna Pòmòraniô. Donald Tusk miôł téż gôdóné ze sztudentama Gduńsczégò Ùniwersytetu ò kaszëbskò-pòmòrsczi rësznocë i ò przińdnoce kaszëbsczi kùlturë i jãzëka. Na kùńcu zéńdzeniô młodi lëdze dalë szefòwi pòlsczégò rządu broszurkã ò dzejanim Pòmòranii, a téż nônowszą pùblikacjã ò młodokaszëbach. Òbdarowóny rzekł, że je to jegò sztërdzescë dzewiątô ksążka prof. Bòrzëszkòwsczégò. Òkróm pòtkaniô sztudérowie mòglë kąsk zwiedzëc stolëcã, ji nôwôżniészé place, a téż òbaczëc jizbã Senatu. Prawie bëłë w ni plenarné òbradë, tej na sztót sztudence mòglë weńc do jizbë i pòsłëchac przemówieniów pòlitików. Red. Ù Przédnika Radzëznë Minystrów Nôleżnicë Karna Sztudérów Pòmòraniô spòtkalë sã 19 gòdnika 2012 r. z premiérą Donaldã Tuskã. Na specjalną rôcz- kg Zakùńczenié rokù z Młodokaszëbama ny profesorowie: Józef Bòrzëszkòwsczi i Cezari Òbracht-Prondzyńsczi. Wëdónô przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié i Kaszëbsczi Institut pùblikacjô je dobrim pòdrechòwanim rozmajitëch inicjatiwów i wëdarzeniów sparłãczonëch z kùńczącym sã Rokã Młodokaszëbów, jaczi òstôł ògłoszony przez KPZ. Pùbliczné pòkôzanié nowi ksążczi, jaczé òdbëło sã 13 gòdnika 2012 r., przëcygnãło dosc wiele lëdzy do Tawernë Mestwin we Gduńskù. Ta promòcjô, jak wspòmniôł przédnik KPZ Łukôsz Grzãdzëcczi, nie mdze jediną, mòżemë liczëc na pòstãpné spòtkania z aùtorama w rozmajitëch môlach na Kaszëbach i Pòmòrzim, tak jak to bëło z prôcą prof. Andrzeja Gąsorowsczégò pòswiãconą Grifòwi Pòmòrsczémù. Òb czas zéńdzeniô w Mestwinie bëtnicë mielë leżnosc pòsłëchac ùsôdzców ksążczi, a téż chwalący mòwë prof. Andrzeja Romanowa. Ksążka pòd titlã Młodokaszubi. Szkice biograficzne òstała pòswiãconô głównym przédnikóm Towarzëstwa Młodokaszëbów, jaczi dalë pòczątk nowszi kaszëbskò-pòmòrsczi rësznoce i robòce dlô Kaszub. Na zôczątkù XX stalata młodô inteligencjô bëła przédnikã w badérowanim Kaszub i Kaszëbów, a téż jinszim niżlë donëchczas pòzdrzatkù na kaszëbsczé sprawë. Jak pòwiedzôł jeden z ùtwórców ny pùblikacji, prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi, dzysdniowi Kaszëbi wcyg dodôwają przëpisë do Młodokaszëbów. Dlôte wôrt je wiedzec cos ò tëch, co bëlë załóżcama i nôleżnikama wspòmniónégò Towarzëstwa. W ksążce je przedstawionëch wiãcy niżlë 30 pòstacjów, co razã twòrzëłë òbrôz młodokaszëbsczi rësznotë. Jich biogramë pòkazywają rozmajité charakterë i stegnë przédników tegò „socjologicznégò fenomenu”. kg Wilia w Lëzënie ju za nama Na òdjimkù òd lewi: prof. Józef Bòrzëszkòwsczi, prof. Andrzéj Romanow, przédnik KPZ Łukôsz Grzãdzëcczi i prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi. Òdj. DM Na kùńcu rokù 2012 òstała wëdónô pùblikacjô, na jaką pewno wszëscë żdelë. Chòdzy tu ò ksążkã Młodokaszubi. Szkice biograficzne. Ji ùsôdzcama są znó- POMERANIA STYCZEŃ 2013 Lëzyńsczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô 15 gòdnika ùszłégò rokù narządzył zéńdzenié swòjich nôleżników, jak téż przëstojników. Pòdrechòwany òstôł kùńczący sã rok dzejnotë. Naczãlësmë 17 strëmiannika, czedë béł fejrowóny Dzéń Jednotë Kaszëbów. Z ti leżnoscë téater Zymk wëstawił szpëtôkel Jana Rómpsczégò „Jiwer Òstatnëch”, co szerok òdbiło sã pòmiónã. POMERANIA STËCZNIK 2013 W tim téż miesądzu, w grëpie z chórã Lutnia, z wielnym ùdzélã samòrządowëch dzejarzów, jesmë pòprowadzelë w rodny mòwie drogã krziżëwą. Łżëkwiat béł miesądzã pòdpisaniô w òbrëmienim Rokù Młodokaszëbów ùmòwë na zrëchtowanié wëstôwnëch tôflów. Ùdba ta bëła zjiscywónô wëcmanim z mùzeùm w Wejrowie. Dokôz nen pierszi rôz béł pòkôzóny na Zjezdze Kaszëbów w Sopòce. Òd czerwińca rësził cykel kaszëbsczich mszów, òdprôwiónëch co miesądz w parafie pw. sw. Wawrzińca. Òb czas dérowaniô Piechtny Kaszëbsczi Pielgrzimczi z Hélu na Jasną Górã w Lëzënie òdmôwióny béł różańc pò kaszëbskù. Zôs w lëstopadnikù we wszëtczich szkòłach naszi gminë mia môl mùltimedialnô historicznô prezentacjô z cyklu kaszëbsczich zôdëszków, zatitlowónô „Swiãtopôłk Wiôldżi i jegò spôdkòwizna”. Przińdny rok zapòwiôdô sã nié mni robòco. Sławòmir Klôsa, przédnik partu KPZ w Lëzënie Wilijné zéńdzenié z biskùpã Kaszëbi mielë leżnosc swiãtowac przedgòdowi czas razã z ks. biskùpã Riszardã Kasyną. Òdj. Dark Majkòwsczi 15 gòdnika 2012 r. w Kartuzach òdbëło sã swiąteczné pòtkanié zòrganizowóné przez môlowi part KPZ. Òkróm jegò nôleżników, w wëdarzenim wzãlë ùdzél wielny przedstôwcowie jinëch partów Zrzeszeniô z Kaszub, m.jin. z Kòscérznë, Dãbògòrzô, Bëtowa, Kôlbùdów, a téż kòcewsczégò partu KPZ z Pelplina. Na ùroczëznã przeszło kòl 240 lëdzy. Hònorowim gòscã zéńdzeniô béł ks. biskùp Riszard Kasyna. Przërëchtowania do rôczeniô ks. bpa do Kartuz zaczãłë sã ju pòd kùńc rujana. Biskùp przëjął nają rôczbã baro chãtno, tim barżi, że mô kaszëbsczé kòrzenie. Tej jesmë ùdbelë rôczëc téż familiã ks. biskùpa mieszkającą w Łapalëcach i Kôłpinie, żebë mógł pòczëc sã jak doma – gôdô przédnik kartësczégò partu KPZ Kadzmiérz Fòrmela. Biskùpa pelplińsczégò òd wszëtczich nôleżników Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô pòwitôł przédnik Òglowégò Zarządu KPZ Łukôsz Grzãdzëcczi. Jegò Ekscelencjô dostôł téż òd niegò dwajãzëkòwé, kaszëbskò-pòlsczé wëdanié Żëcô i przigód Remùsa Aleksandra Majkòwsczégò. Ks. biskùp wërazył wdzãcznosc za gòscënã na kaszëbsczi wilijny wieczerzë i złożił wszëtczim żëczbë z leżnotë zbliżającëch sã Gòdów. Kaszëbskô wilëjô ni mògłabë sã òdbëc bez kaszëbsczich kòlãdów. Ò mùzyczny dzél ùroczëznë zadbôł jistniejący òd 1946 r. Zespół Pieśni i Tańca Kaszuby z Kartuz. Òb czas pòtkaniô ò swójsczi gòdowi akceńt – wëstãp gwiżdżów – zadbała młodzëzna z I LO m. Heronima Derdowsczégò w Kartuzach. Òpracowanim tekstu i przërëchtowanim ùczniów do przedstawieniô zajãła sã Jolantô Czerwińskô, szkólnô kaszëbsczégò jãzëka w kartësczim liceùm. Wôrt dodac, że swiãto òdbëło sã w przeddzéń 56. roczëznë pòwstaniô kartësczégò partu KPZ. JB, tłom. KS Promòwac zasłużonëch W jizbie w kartësczim Centrum Kùlturë Kaszëbsczi Dwór, do jaczi przëchòdzy kòżdégò dnia, żebë robic spòleznowò, òpòwiôdôł ô karnie, chtërno prowadzy ju wiãcy niż piãcdzesąt lat. Francëszk Kwidzyńsczi, bò ò nim gôdka, béł bòhatérą jednégò z gòdnikòwëch pòtkaniów zòrganizowónëch przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié Part w Kartuzach, a téż Miastową i Krézową Pùblëczną Biblotekã m. J. Żurakòwsczégò w Kartuzach. Zéńdzenié bëło skùtkã ùdbë zrzeszeńców, abë promòwac zasłużonëch kartëzónów. Taczé dzejania są dobrim ùmëszlenim na to, bë mieszkańcowie naszégò gardu lepi pòznelë cekawëch lëdzy, chtërny żëją kòl nas i zajimają sã wôżnyma sprawama. Do nich na gwës nôleżi Kwidzyńsczi, czerownik Regionalnégò Karna Piesni i Tuńca Kaszuby z Kartuz – gôdają nôleżnicë kartësczégò KPZ. Regionalësta òpòwiedzôł téż zeszłim ò swòjich legòtkach i nôdzejach. Pòkôzôł wiele pamiątków z wëstãpów, diplomë, kroniczi. Wicebùrméster Kartuz Hana Pionk pòdczorchnãła wiôlgą starã czerownika Kaszubów ò to, co robi. Żebë pòkazëwac taczé „perełczi” Kartuz, planowóné są nastãpné zéndzenia. KS 63 MORSKIE OPOWIEŚCI MORSKIE OPOWIEŚCI Wyspa wiecznego nieszczęścia JERZY SAMP Pewien rybak z Półwyspu Helskiego pochodził ze znanego tamtejszego rodu Skwierczów. Był ostatnim z synów Jakuba, dlatego szybko poszło w niepamięć jego prawdziwe imię i na dobre przylgnęło do niego, jako że był najmłodszy w rodzinie, określenie Beniaminek. Gdy był chłopcem na tyle już dużym, by towarzyszyć starszym w pracy na morzu, nasłuchał się co niemiara opowieści o żyjących w otchłaniach różnych stworach i bestiach przypominających ludzi oraz o duszach tych, których Opatrzność skazała po śmierci na pokutę wśród fal. W końcu Beniaminek wyrósł na dzielnego rybaka Beniamina, który zapomniał o starych opowieściach. Wiedział, że liczyć trzeba przede wszystkim na siebie, na załogę pracującą z nim na kutrze, na wytrzymały sprzęt oraz odporne na sztormy żagle. Gdy zaś już się wzbogacił na morskim rzemiośle, pożegnał swoją maszoperię i przeniósł się na stałe do Gdańska. Tutejsi żeglarze niechętnie wysłuchiwali opowieści kaszubskich morzan o dziwnych przygodach bałtyckich rybaków, nieufnie spoglądali więc i na niego spod wielkich daszków swoich czarnych czapek. Jednak każdy z nich słyszał przecież choćby o Latającym Holendrze bądź innych zjawach oraz istotach, których istnienia żaden ze szczurów lądowych nawet nie podejrzewał. Owe zaś twory wyobraźni, jeśli w ogóle istniały, to strzegły zazdrośnie swoich tajemnic. Prawili o nich niestworzone historie głównie okoliczni rybacy, co dla kurażu poprawiali sobie humor w którejś z gdańskich tawern portowych, nim wyruszali na morze w poszukiwaniu ławic śledzia, dorsza, a jeszcze chętniej tłustych łososi. Bywało, że i Beniamin biorący udział w takich biesiadach dzielił się z szyprami i rybakami wiedzą zdobytą w okresie, gdy jako chłopiec towarzyszył starszym na pokładzie łodzi rybackich. Ten odważny i niewierzący w przesądy żeglarz często pracował dla gdańskich armatorów. Przewoził rozmaite surowce, ziarno zbóż i inne towary do krajów skandynawskich, skąd wracał z ładowniami wypełnionymi rudą żelaza, tudzież płytami z tamtejszych kamieniołomów. Był surowy i wymagający dla członków załóg, którymi dowodził. Interesy szły mu dobrze, aż do momentu gdy podczas któregoś z kolejnych rejsów spotkała go zupełnie nieprawdopodobna przygoda. Owego dnia na morzu panowały bardzo trudne warunki. Nie było wprawdzie sztormu, lecz nad Bałtykiem unosiły się gęste opary mgły. Urządzenia służące nawigacji jakby wypowiedziały posłuszeństwo dowódcy statku. Trudno było utrzymać właściwy kurs na Gdańsk. Przez mgłę nie zdołała się przebić smuga światła żadnej z morskich latarń brzegowych zwanych blizami. Szybko zaczęły zapadać nieprzeniknione ciemności. Błądząca po morzu załoga ujrzała jednak w pewnym momencie dziwną poświatę. Najmłodszy syn rybaka Skwiercza, nieodrywający od oka swojej kapitańskiej lunetki, nakazał więc kierować się załodze właśnie w tę stronę. Wiedząc, że tonący chwyta się nawet ostrza brzytwy, wziął to zjawisko za jedyną szansę ocalenia. Marynarze zaś nawet nie podejrzewali, że może to być pływająca, a więc ruchoma wyspa. I oto Beniamin przypomniał sobie nagle wszystko to, co usłyszał kiedyś jako chłopiec od doświadczonych rybaków na temat mitycznej wyspy skarbów i wiecznego życia. „To przecież tylko nieprawdziwe twory wybujałej wyobraźni przodków” – pomyślał sobie. Jednak poświata o seledynowej barwie przebijała się coraz bardziej przez gęstą jak mleko mgłę, a ich statek wyraźnie się do niej przybliżał. Marynarze tymczasem wzięli ruchomą wysepkę za prawdziwą wyspę i uradowali się, że będą mieli dokąd przycumować, by przeczekać złą aurę, a następnego dnia cało wrócą do gdańskiego portu. Znający dokładnie mapy Bałtyku Beniamin wiedział dobrze, że w tym miejscu nie ma żadnej prawdziwej wyspy. Wedle opowieści, które pozostały w jego pamięci, musiały to być splątane ze sobą okręty, statki i łodzie, które w przeszłości wraz z załogami pochłonął na zawsze Bałtyk. Ich załogi oraz pasażerowie, którzy stracili życie na morzu, zginęli „nagłą i niespodziewaną śmiercią”. Zatem żaden z tych nieszczęśników nie zdołał nawet pożegnać się z najbliższymi, ani też pojednać się z Bogiem. Kości ofiar pozostały wprawdzie gdzieś na dnie Bałtyku, jednak ich dusze muszą odtąd pokutować za popełnione za życia czyny. Topielcy, jak twierdzili starzy Kaszubi, przybrali postać morzkulców, niewiasty zaś panien wodnych, zwanych tu morzeczkami. Ludzie z lądu bali się, niczym złych duchów, spotkania z takimi istotami, których widma zupełnie przecież przypominały ludzkie ciała. Piękne topielice wabiły swymi wdziękami młodych mężczyzn po to, by ich potem zabrać do swego podwodnego królestwa. Potopieni rybacy, marynarze i żołnierze raz na jakiś czas wyciągali z dna resztki okrętów, kutrów i łodzi, łączyli je ze sobą na powierzchni morza za pomocą lin, łańcuchów kotwicznych oraz podartych sieci i tworzyli w ten sposób rodzaj wyspy. Ludzie naiwni i niedoświadczeni wierzyli, że jest to skrawek stałego lądu, rodzaj ziemi obiecanej mogącej przynieść ocalenie rozbitkom. Zachłanni zaś byli przekonani, że w ładowniach drewnianych wraków pełno jest klejnotów, złota, drogich kamieni, kryształów oraz pęka- tych beczek z winem. Byli nawet tacy, którzy napotkanie widmowej wyspy gotowi byli uznać za szczególny dar niebios i początek życia wiecznego w niewyobrażalnym morskim raju. Beniamin nie podejrzewał swoich marynarzy o to, że podobne opowieści są im bliskie. Żaden z tych twardych, dzielnych ludzi nigdy nie zdradził, że słyszał podobne przekazy. Ich przemiana stawała się tym głębsza, im bardziej gdański statek zbliżał się do seledynowej wyspy. W końcu wyraźnie już widać było las masztów, strzępów wielkich żagli, zniszczonych i obrośniętych wodorostami burt, dziobów i ruf. Wszystko to kołysało się na falach powiązane ze sobą grubymi linami, żelazem kotwicznych haków i bosakami. Najmniej zniszczony ze wszystkich okręt znajdował się w samym środku „wyspy”. Majestatycznie kołysała się tam na falach wielka hanzeatycka koga, jakby dopiero co z dna morza wydobyta. Kapitan Beniamin już się domyślał, co za chwilę spotka jego załogę, gdy ta tylko ujrzy siedzące rzędem na burtach i słodko śpiewające morskie panny – morzeczki. Gdy zobaczy wyciągnięte w ich stronę dłonie pełne złotych monet, pierścieni, pereł i korali. Gdy morzkulce zrzucą w ich stronę drabinki linowe, zapraszając przybyszów na widmową wyspę. O tym wszystkim przecież słyszał z ust doświadczonych kaszubskich rybaków jeszcze jako chłopiec. Nie sądził jednak, że to, co do tej pory brał za wymysł wyobraźni swych przodków, przyjdzie mu przeżyć na jawie. Zabronił więc marynarzom zbliżać się do pływającej wyspy. Pokusa okazała się jednak silniejsza od ich zdrowego rozsądku. Kilku najbardziej śmiałych mężczyzn, nie zważając na rozkazy kapitana, rzuciło się w nurty zimnego Bałtyku. Gdy zaś pozostałym ukazał się ich widok już na pokładach statków i w objęciach rozśpiewanych widm, ruszyli w ich ślady. Wszystko to przerażony Beniamin oglądał przez swą lunetkę. Sam zresztą w pewnym momencie zawahał się, czy nie pójść w ślady swojej załogi. Jednak rozsądek okazał się silniejszy. Z największym trudem, za pomocą wielkiego kołowrotu, wyciągnął z dna morza kotwicę i już gotów był opuścić to miejsce. Wówczas jednak ujrzał, jak wielka widmowa wyspa rozbrzmiewająca śpiewami oraz gwarem „szczęśliwców” wypychających kieszenie i bluzy klejnotami, zaczęła z wolna pogrążać się w morską otchłań. Radosny gwar jeszcze przed chwilą szczęśliwych marynarzy zastąpił teraz wielki krzyk przerażenia i szloch. Umilkły pieśni pięknych topielic, a z ust morzkulców dobiegał szyderczy chichot. Gdy już wszystko wchłonięte zostało przez morski żywioł, zapanowała przerażająca cisza. We mgle rozpłynęła się seledynowej barwy magiczna poświata. Powstała wielka fala, której spienione końce uderzyły o burtę gdańskiego żaglowca. Beniamin, widząc, że sam jeden nie zdoła ocalić swojego statku, zdążył tylko spuścić na falę niewielką szalupę. To ona, dwa drewniane wiosła oraz nieludzki wysiłek pozwoliły mu uratować życie. Reszta poszła na dno. Dotarł cało do Gdańska, jednakże nikt nie uwierzył w jego opowieść. Wiedząc, że nigdy nie odnajdzie grobu członków swojej załogi, ufundował przed śmiercią piękny model statku, którym dowodził. Na jego prośbę zawieszono go pod sklepieniem gdańskiego kościoła pod wezwaniem świętego Jakuba. Tradycyjnie była to świątynia tutejszych szyprów. Przy niej istniał marynarski szpital i przytułek. Był także niewielki cmentarz, miejsce pochówku tych, co odeszli na wieczną wachtę. Tam złożono do grobu ciało zmarłego w mieście nad Motławą kapitana Beniamina – jedynego człowieka, któremu los pozwolił na własne oczy ujrzeć widmową wyspę wiecznego nieszczęścia. Fot. Maciej Stanke 64 POMERANIA STYCZEŃ 2013 POMERANIA STËCZNIK 2013 65 SËCHIM PÃKÃ ÙSZŁÉ 1997 (Malëjã kòlibiónkã, 1999) (Trapë do nieba, 2006) 66 POMERANIA STYCZEŃ 2013 POMERANIA STËCZNIK 2013 FELIETÓN 67 FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN Tusk, tósz – pies; smùkac – głaskać; brawãda – gawęda; nipòcy – niegrzeczny; trus – królik; łajanié, czawòtanié, jazgòlenié, ùjôdanié, warczenié, mrëczenié, piszczenié, skòwëczenié, skòlenié – dźwięki wydawane przez psa; kùnowac, becowac, pieskòwac – odczuwać popęd płciowy; scyrz – zły pies; pòwstôł jak na psa – zbeształ; jachelë jak pies na psa – poniewierali; sã żarlë jak psë – kłócili się; nalôtelë sã jak głupi pies – nabiegali się, robiąc sprawunki. FELIETÓN Lepszi bëlny pies jak niebëlny człowiek! FELIETÓN Westrzód trzôskù zagłësziwającégò chlëch malińczi kùglë w rãce Wszëtkòmògącégò czëc je spiéwającëch na chwalbã naji cywilizacji Tima stegnama ju nicht nie chòdzy, nie rosce lëpin i macerzónka, w trôwie pò pas nicht nie brodzy i nie zaplôtô wiónków. Dzysô tu jidze szerokô droga i kwiatë roscą jiné. Klãkóm tu w môlu dôwny redotë le smiôc sã ju tak nie rozmiejã. Kamiany tu bezpiek ë cëchòsc kamnô łza spłiwô na marmùr zëmny. Czemù nen swiat tak sã òdmienił i je ju czësto jiny? Miast gôdczi leno môłczenié… Dzecny swiece bezjiscënëch dni tak baro do ce teskno mie dzys. FELIETÓN Corôz jich mni Éwa Warmòwskô Wspòmink SŁOWÔRZK (Stegna, 1991) Pôcorë bòżégò chùchù wërzezbioné z kamienia żëcô smùczemë łowiącë krëszinczi snôżotë W czôrnégò psa mòże wchadac diôbeł. Jedna białka mie òpòwiôda, że kòl Lewinka wëszedł ji na drogã w nocë wiôldżi, czôrny pies. Ùzdrza gò, czej przëzdrza sã w tilné zdrzadełkò swòjégò aùta... Majkòwsczi téż w „Remùsu...” pisôł ò czôrnym scërzu z mirôchòwsczich strón. Pisôł téż ò nipòcy Frëszë i wiérnym Gnioce. Z tëch prësczich czasów òstało nama pòwiedzenié „lôtac za wiejsczégò psa” – bëc szôłtësã we wsë. Biédny ten szôłtës... przeprôszóm – piesk, biédny... Czej grzmiało, trzeba bëło wënëkac psa z jizbë, bò piorën scygnie. A żebë òdnëkac nieszczescé òd familie, co mia zamieszkac w nowi chëczi, w fuńdamańtach chùtczi zakòpiwelë żiwcã psa... Lepszi bëlny pies jak niebëlny człowiek! Pies przez piersze swòje dwa lata żëcô robi 21 lëdzczich lat. Kòżdi nastãpny jegò rok to piãc lat człowieka. Lepi cknie i widzy, dobrze czëje. Je pòmòcny lëdzóm. Pitajã: czë jaczes jiné stwòrzenié tëli robi dlô człowieka? (Złostlëwi gôdają, że leno białka biwô lepszô...) Wezta chòc taczégò kòta. Przeprowadzy abò niewidzącégò przez drogã? Zaszczekô na brifkã? Nié! W jedny frantówce dlô dzecy stoji napisóné: „wy nie wiecie, a ja wiem, jak rozmawiać trzeba z psem”. Chto znaje gôdkã tëch drësznëch zwierzãtów, dogôdô sã z kòżdim. Socjolog, profesór Bruno Synak czedës òpòwiôdôł, jak jeden cëzyńc zagôdôł do dzecka w Pòlsce: – How are You? Dzeckò òdpòwiedzało: Haù! Haù! Wiéta, czemù pies sã nie zwrócy òb czas bieganiô? Bò mô wëwiészony jãzëk. Panajezësów Pies to Pòlarnô Gwiôzda. Bòdôj béł òn darënkã òd pasturków dlô môłégò Jezëska. Tej na Nowi Rok chcemë sobie żëczëc, cobë nicht na nas nie pòwstôł jak na psa, cobë drëdżi nie jachelë na nas jak pies na psa, cobë më sã nie żarlë jak psë, cobë më sã nie nalôtelë jak głupi pies i cobë gòsce nie łazëlë w chëcze, co pies zaszczekô. Haù! Haù! FELIETÓN Òdrzeknij mie Słowã szmërgnionym w rëmią Dze jes Lubòto zelonégò miãkù Të Chtërny biél cała Wëstrojonô kropelkama zmòklëznë Nozdra pamiãcë Szrëwòtno swidrëje Òdrzeknij mie Chòcbë le docz W spik mój wchôdôsz Patolącë sã nocą Czë pò to blós Bë bòlącé na dëszi Rozdrapac na nowò *** „Nicht nie smùcze w òkòlim... Nie czëje, czej skòli... Niekòchóny tószk...”. Tëli w terôczasny frantówce. Canis lupus familiaris, tósz, tusk czë prosto pies òstôwô wcyg tim nôwiérniészim drëchã człowieka. I je kòchóny. Czasã barżi niżlë lëdze... Pati, Kiler, Hitler, Bari, Tusy, Òdi, Bùlet, Fùksk, Bùrk, Roksy, Dingò, Reks, Diegò, Layla, Tuti, Pãkól, Kùba, Kenzo, Aza, Kama, Kaja, Zejla, Òksa, Bruno, Fùga, Fagòt, Abù i Pirat – taczé miona psów ùczuł jem, czej jem ò nie zapitôł czile lëdzy. I kòżdi mô jakąs historiã. Chòcle Diegò, ò jaczim môłi Jakùb ze Starzëna napisôł brawãdã i òpòwiedzôł jã w Mechòwie na kònkùrsu „Bë nie zabëc mòwë starków”. Abò Kiler, co sã òkôzôł pózni bëc Kilerką. Pati miała piãkny szczek, głãbòczi zwãk. Bùrk béł nipòcy i dësził trusë. Jegò wëpiti tłuszcz pòmógł bòdôj kòmùs na płëca. Dingò béł mòcny i wòzył dzecë na sónkach. Zejla bëła rasowô. A Kenzo béł yorkã i béł... słodczi. Kòżdi mòże pòzwac psa jak chce. I ta pòzwa téż wiele gôdô ò jegò miéwcë. Jidzesz drogą i czëjesz: – Hitler, dze të lejesz na no kòło?! Abò: Prałat do nodżi! Jô cë dóm za ną sëką cknąc! W jedny z pòlsczich kòmédiów – „Sztërdzestolatkù” – pies nazéwôł sã „Ugryź”... Colemało wëbiérómë cëzobrzëmiącé pòzwë. Czãsto decydëją téż ò tim dzecë. A pies mùszi z tim żëc... Jak bë wëzdrza naszô kùltura, czejbë nié pies? Ksądz Sëchta pòdôwô wiele przikładów z psã jakno głównym aktorã. Pies łaje, szczekô, wëje, czawroce, ùjôdô, warczi, mrëczi, jazgòli, piszczi, skòwëczi i skòli. Pëskati człowiek szczekô jak pies. Kôrmic psë to... rzëgac. Òd złégò człowieka pies nie weznie kawałka chleba. Chłop za białką lôtiwô jak pies. Czej chto ùmiérô, tej zdrzi do psa. Nienawidzec sã, to żëc jak pies z kaczką... (Cekawé, nié?). Żele chto z kògùms psë pôsô – to z szóstim przëkôzanim so nie radzy. Pewno kùnëje, becëje abò pieskùje... Dzéwczãta chùtkò sã òżenią, czej je pies kąsy. Knôpi, czej sëka. Lëchégò jedzeniô nawetk pies nie mdze żarł. Jakbë zaklnąc pò psowémù, to bë to szło: „Urnóm psu!” i „Ala psowé!”. Ale na psa jem to pòdôł? Pies widzy, czej smierc jidze pò człowieka i temù wëje. Widzy téż dëszã ùmiérającégò. I płacze. FELIETÓN Jerzi Łisk Òdrzeknij mie TÓMK FÓPKA FELIETÓN Stëcznik to miesąc, w chtërnym na swiat przëszlë: Éwa Warmòwskô (1959 r.) i Jerzi Łisk (1950 r.). Éwa Warmòwskô znónô je przédno jakò pòétka piszącô dokazë dlô dzecy. Swòje wiérztë òpùblikòwa midzë jinyma w zbiérkach: Trapë do nieba i A serce bije jedno… Jerzi Łisk zadebiutowôł pòétickò w 1980 r. wiérztą „Wieczórny zwón” wëdrëkòwóną w tomikù Lëdze gôdają. Wëdôł wiele zbiérków ze swòjima dokazama: Mój ògródk, Stegna, Sôł miłosc, Malëjã kòlibiónkã, Sztëczk sebie. Czëtińcóm bédëjemë pôrã wiérztów tëch aùtorów z antologii kaszëbsczi pòezji Skrë ùsôdzkòwi mòcë (wëdôwizna Region, 2010 r.). Tusk kòchóny FELIETÓN Łisk i Warmòwskô FELIETÓN WIÉRZTË FELIETÓN Z BÙTNA FELIETÓN Wszëtkòwiédzô Pëlckòwa FELIETÓN RÓMK DRZÉŻDŻÓNK FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN FELIETÓN Czemùż nen brifka nie przëjéżdżô? Ju dwa tidzenie a trzë dni jegò nie bëło. Nié, żebë jô tak baro za nim tesknił, to nié, ale to je dzywné. Dzéń w dzéń béł a w niedzelã dëbelt kòl mie sedzôł. Mòże je òbrażony? Ale ó co? Mòże białka mù nie pòzwôlô? Òd czedë òn sã za białką czerëje? Mòże dze wëjachôł? Òn? Kò to naju, zapadłé Pëlckòwò je całim jegò swiatã. Mòże je chòri? Regùlarno tobakã wcygô, tej niżódnô chëra jegò chwacëc ni mòże. Ni ma co, mùszã do niegò zańc. Dwa dni jem sã zabiérôł, żebë sã do niegò wëbrac, ale trzecégò dnia jô ju nie mùszôł, bò sóm przëlôzł. Nawetka na dwiérze nie zaklepôł, le sã wkarowôł jak do swòjégò. Legł na zófie (wiedno tak robi, czej mòckò ò czims rozmiszlô) a gôdô: – Môsz të jaczé słowò na „ã”? – Na „ã”? Pò pëlckòwskù? – Nié, pò antkòwskù! – rzekł z wëszczergą w głosu. – A za czim cë słowò na „ã”? – Brëkùjã. – Tej zazdrzi do słowôrza. – Jem zazérôł a nalôzł blós „ãgrest”. Ãgresta jô niechc. Òn je téż pòd „k” – krëzbùla, ale ti jô téż niechc. Mie jidze ò pòzwë lëdzy, wsów a miast. – Tej mòże miono Ãdris? – Ãdris? A znajesz jaczégò? – Kò të téż znajesz. Nen pita Ãdris z Pùstków. – Prôwda! Ale gôdôj, gôdôj dali – brifka wëcygnął z briftaszë laptopa. – Co ò nim wiész? Gôdôj flot! – Tëli co të, a nawetkã mni. – Mni wicy wiém… – brifka wëwalił jãzëk a jednym pôlcã klepôł w knąpë kluczplatë. – Jo, to mie sygnie. Móm pòstãpné hasło! Bóg cë wiele razy zapłac! – ju zaczął z zófë wstajac, czej jem gò nazôd w nią wcësnął. – Hòla, hòla, drëszkù! Jaczé pòstãpné hasło? Gôdôj mie tu zarô, cëż të kòmbinëjesz! – mùszôł jem òstro to rzec, kò nen sôdł nazôd. – To jesz krëjamnota. Nikòmù nick nie gôdôj, bò më w ni wszëtcë mdzemë… na tësąc dwasta piãcdzesąt jeden stronach. A terô z Ãdrisã na tësąc dwasta piãcdzesąt dwùch stronach. Më, co są, ti, co bëlë, a nawetka ti, co dopiérze mdą. Mdą naju wse, miasta, pùstczi a pùtawë. Mdą faktë, mitë a brawãdë… – brifka wstôł a bùszno rzekł: – Taczégò dokôzu jesz w Pëlckòwie nie bëło. Mdã pòzwóny Zëchtą XXI stalata! Ùzdrzisz le! – Ùzdrzã, ùzdrzã, le co? 68 – WSZËTKÒWIÉDZÃ PËLCKÒWA! – Wszëtkòwiédzã? – Matizernoga jo, z twòjim pëlckòwsczim je lëchò. Wszëtkòwiédzô to encyklopediô jinaczi. – Môsz të ale nowòtwór wëmëszloné! – Sóm jes nowòtwór. Nowé bëlné słowò! Jo, mùszã do swòjégò żëcopisu jesz to dopisac – a cëchò do se gôdającë, wpisôł w kòmpùtrze: – Ùtwórca nowëch słowów. – Ò se téż môsz hasło w ti twòji „Wszëtkòwiédzë”? – A jô nie jem Pëlckòwiôk? – Ale jo… Jô téż w ni mdã? – Pewno, że jo. – Kòle negò pitë Ãdrisa? – Kòle niegò nié. Kò blós òn je na lëtrã „ã”. – Pòkażë, co tã jesz môsz – brifka sztërk sã bronił, ale kùreszce sã òbdôł, a dôł mie laptopa w rãkã. – Le òpasôj, co të mie nic nie wëczëszczisz! Dwie niedzele drãdżi robòtë! – Të sã, drëchù, nie bòji, jô sã na tim znajã – nacësnął jem knąpã kùrsora a przëzérôł brifkòwą „Wszëtkòwiédzã”. Zatrzimôł jem sã na „g”. – Mie tu co felëje. – Cëż cë felëje? – Gduńska ni ma. Zabéł të ò naju stolëcë? – Gduńska ni ma a nie mdze! Zdrzi – brifka wëjął z taszë grëbą ksãgã „Encyklopedia Gdańska”. – Ò, nówka, z 2012 rokù. – Nówka, a ju do spôleniô. Czemùż? – spitôł, a zarô òdpòwiedzôł – bò pòd „p” Pëlckòwiôków ni ma! Jak Gduńsk nama, tak më Gduńskòwi! – Dôj pòkù, chłopie! – Co dôj pòkù? – wzął a szmërgnął ksãgã w piéck. – Òkò za òkò, ząb za ząb, hasło za hasło. Gduńska w mòji „Wszëtkòwiédzë Pëlckòwa” nie mdze a kùńc! Gduńska nie mdze, ale wszëtkò jinszé ò Pëlckòwie jo. Mòże jesz latos abò w przińdnym rokù. Chtëż to wié? Mòże jaczi minyster administracje i cyfrizacje? Òkò za òkò, ząb za ząb, hasło za hasło www.miesiecznikpomerania.pl/audio POMERANIA STYCZEŃ 2013 Edukacyjny dodôwk do „Pòmeranii” nr 1 (63) stëcznik 2013 Najô Ùczba Janusz Mamelsczi Pòwiôstka ò Mackù Snôżota Sniég spôdł jesz przed Gòdama i leżôł całi stëcznik, a bëło gò corôz to wiãcy, bò tej-sej jesz padało. Mróz téż fëst trzimôł i zapòwiôdałë sã dobré zëmòwé ferie. Jaż w pierszi dzéń feriów më sã dowiedzelë, że na całi tidzéń przëjéżdżają do nas Karolëna i Danka, nasze półsostrë. – Za czim te jesz sã do nas pchają? Ni mògą òne sedzec doma? – rzekł do mie Zbiszk. – Co òne cë przeszkôdzają? Z nima na gwës bãdze wieselni – jô mù òdrzekł. – Te dwie miastowé doch sã nie nadôwają na wies. Nie pamiãtôsz të, co z nima bëło òstatnym razã? – Mëslisz të? – jô òdrzekł. – Kò òbôczimë wnet. Z pòczątkù nick nie zapòwiôdało, żebë Zbiszk miôł miec prôwdã. Më sã wszëtcë razã fëjn zabôwielë, zjéżdżelë na sónkach i nartach, chòdzëlë na szrëce, cëskelë snieżónkama, lepilë snieżélce i biegelë pò sniegù. Bùten më bëlë òd rena do wieczora, a nawetka jesz wieczór nama sã chcało jic na sniég. To cë bëło! Czasã jesz tatk z nama jachôł na Wieżëcã, a czasã më sedzelë wieczór doma i grelë w rozmajité jigrë. Jaż rôz nama sã zachcało jachac do miasta do kina i do aquaparkù. Më ze Zbiszkã ju dôwno bëlë fertich, tatk téż ju aùtół miôł wëstawioné, a dzéwczãta jesz sã szpéglowałë. – Në, pòjtaże ju, bò më nie zdążimë – nerwòwôł sã tatk. – Co z waju wërosce? Czim wiãcy białka wzérô w zdrzadło, tim mni zazérô do kùchni! – Jesz sztócëk, jô doch mùszã sã ùczosac – gôda Karolëna. – Jô téż – piszcza Danuszka. Czas ùcékôł, a te dwie doch nie wëlôżałë z jizbë. – Môta wa ale dłudżi ògón! Tec më mómë zrobioną rezerwacjã! Mie ò to nie je, leno më jã mùszimë òdebrac pół gòdzënë chùtczi! Przez to waje pùcowanié më nie zdążimë! – szkalowôł tatk. – Zarô, zarô – wòłałë dzéwczãta. – Jesz përznã. Ale tegò nama bëło ju za wiele. Më wlezlë do nich do jizbë, a tam dwie so sedzałë przed toaletką i nakłôdałë na se rozmajité pòlepsziwôcze. – Jenë, dzéwczãta, abò wa jedzeta, abò nié! – nie wëtrzimôł tatk. – Jô ju jem wnet fertich, mòżemë jachac – òdrzekła Karolëna. Wëdanié ùdëtkòwioné przez Minystra Administracji i Cyfrizacji – Jô jesz nié! – zapiszcza Danka. Tej tatk sã na nie przëzdrzôł i rzekł: – Wa ju jesta dosc piãkné! – A chto je piãkniészi? – spita Danusza. – A bò jô wiém? – zastanôwiôł sã tatk. – Karolëna je starszô i òna ju wëzdrzi jak brutka – gôdôł tatk, ale jak widzôł, że Danuszce sã to nie widzało, tej òn zarô dodôł: – Ale za pôrã lat të bãdzesz takô snôżô jak òna. Danusza sã przezdrza na Karolënã, a òsoblëwie na ji përznã za wiôldżi nos, tej na swój dosc pòdobny do Karolënienégò, a tej ale òna sã rozrëcza. Chłopsczi rozëm, babsczé łzë. Òna rëcza tak serdeczno, że długò ji nie szło ùspòkòjic. Na òstatkù tatk zaczął na nie szkalowac, tej òne w kùńcu rësziłë do aùta. – Ale tak na mòjich nogach! – wrzeszczôł, leno wnet tegò gòrzkò pòżałowôł. Danusza przed samim aùtołã sã pòslëzgnã na sniegù i zwróca tak nieszczestlëwie, że répnã swòjim dosc Najô Ùczba ‒ numer 1 (63) dodôwk do „Pòmeranii” I Pòwiôstka ò Mackù wiôldżim nosã w próg aùtoła. Ala że! Miast do kina trzeba z nią bëło terô flot jachac do szpitala. Jak sã na placu pòkôzało, nos béł złómóny i trzeba bëło zrobic òperacjã. – Nie gôdôł jô – rzekł mie Zbiszk. – To doch bëło wiedzec, że to sã tak skùńczi. Danusza, chòc môłô, bëła jesz barżi pëskatô jak Karolëna. Jak przëszłë sostrë z doktorã, żebë jã wząc, òna do nich rzekła: – A mùszã jô miec ta òperacjã, co? – Mùszisz, dzeckò – òdrzekł doktór. – Jinaczi twój piãkny nosk bë béł grëbi i krzëwi. Gabë kózka nie skôkała, bë gùzëczka nie dostała. – A bãdã jô mia narkózã? – pita dali Danusza. – A tak nôlepi bë téż bëło – òdrzekł doktór. – Le zróbta to tak, żebë jô jesz òdeckła! – mądrowa sã Danusza. – To bë ju bëło to òstatné – ùspòkòjiwôł jã doktór. – Leno tak, żebë jô nic nie czëła, jak wa mie bãdzeta przë tim nosu grzebac! – Ju le ju! Bãdzemë sã starac. Le ni miéj strachù! – òbiécôł doktór. – A..., a... – zaczã Danusza. – Co të bë jesz chca wiedzec? – spitôł doktór. – A mòżeta mie tak zrobic, żebë ten nos béł përznã miészi? – Hmmm. Tegò jô cë òbiecac ni mògã, za to z te krzëwégò, złómónégò nosa më cë na gwës wëpòmòżemë. To wërazno Danuszã ùspòkòjało. Na szczescé òperacjô nie bëła długô i za pôrã gòdzyn Danusza przëchôda ju do se. – Mëma! – zastãka Danusza. – Co, Danuszkò? – òdrzekła cotka. – Jô ju jem pò òperacji? – Jo. – A narkóza ju nie dzałô? – dopitiwa sã Danuszka. – Mëszlã nié, bò të ju do nas gôdôsz. – A wszëtkò sã dobrze ùdało? – Doktór rzekł, że jo. A co? Cos cë je? II Najô Ùczba ‒ numer 1 (63) dodôwk do „Pòmeranii” – Mëmkò! Jô nick nie widzã! Òni mie ùszkòdzëlë wid! – wrzeszcza Danuszka, jaż më sã wszëtcë zlãklë. Ale cotka spòkójno rzekła: – Mie sã zdaje, że jakbë të chca widzec, tej të bë mùsza nôpierwi òdemknąc òczë. – To bë mògło bëc – òdrzekła Danusza i pòmału pòdniosła pòwieczi. – Terô të widzysz? – Jo, terô je wszëtkò widzã – ùcesza sã Danusza. – A môsz të tu jaczé zdrzadło? Jak Danusza bëła ju doma, òna sã nijak ni mògła doczekac, czedë ji zjimną òpatrënczi i czedë òna ùzdrzi swój nowi nos. Doch na òstatkù òna sã dożda, leno to nie béł dlô ni szczestlëwi òbrôz. Nos wcale nie béł miészi. Danusza stoja przed zdrzadłã i mùnia ji sã krzëwia. Na to wlazła do ni starka: – A co të sã tak przëzérôsz, co? Nos jak malowóny! – Z taczim wiôldżim nosã żóden knôp mie nie bãdze chcôł – jisca sã Danusza. – Dô Pón Bóg i na kamieniu, kòmù chce – rzekła starka. – Jak sã tak z bòkù przëzdrzec, tej të jes czëstô Dampska stôrô. – A chto to je Dampska stôrô? – To doch bëła twòja starka, nënka twòji nënczi. W tim ji nosu zakòchôł sã twój stark, ji chłop. Òn ò nim pòwiôdôł: nôpiãkniészi nos w całim krézu. – A skąd wë to wszëtkò wiéce, starkò? – Ho, ho! Czejbë jô mia taczi nos, to mòże jô bë bëła nënką twòji nënczi, a nié tatka! – Jakże to? Co wë gôdôce? Jô nic z tegò nie rozmiejã – gôda Danuszka. – To nick, pòzni zrozmiejesz – rzekła starka i wëszła z jizbë. A Danusza dali sã przezéra w zdrzadle, leno terô òna na swój nos wzéra czësto jinaczi: – Czëstô Dampska stôrô? Nôpiãkniészi nos w krézu? Mòże jo... Starszé klasë spòdleczny szkòłë i ùczniowie gimnazjum Alicjô Pioch Ùczba na wiesoło Céle ùczbë • • • • • czëtanié téatralnégò tekstu ze zrozmienim analiza tekstu i szukanié w nim swiądów sparłãczonëch z òbrôbióną tematiką zapòznanié z pòstacą Dila Sowizdrzała i spòsobã wëzwëskaniô tematu w kaszëbsczi kùlturze hùmòr słowa, sytuacji i pòstacë na spòdlim tekstu gromadzenié słowiznë sparłãczony z òmôwióną tematiką Metodë robòtë • • • robòta w karnach, prôca z dërżéniowima tekstama, internetã i słowarzama, kôrbiónka Didakticzné pòmòce • słowarze, przistãp do internetu, karta Kaszëb, plansza z wiadą ò Sowizdrzale, wëjimk tekstu „Nasza ùczba”. Cyg ùczbë 1. Przeczëtôj ùwôżno tekst. „Nasza ùczba”, òbrobia Dorota Fòrmela (wëjimk), W krôjnie Grifa, s. 251–253. Dzecë sedzą w łôwkach i czekają na szkólną. Ta wnet wchòdzy do klasë. Szkólna Dobri dzéń, dzôtczi kòchané. Dzecë Dobri dzéń! Szkólna Sadnijta, dzôtczi. Wa mia na dzys dowiedzec sã, z jaczich farwów skłôdô sã kaszëbsczi wësziwk? Òdemknijta waje zesziwczi. Pòkôżta, co wa tam napisa. Szkólna bierze zesziwk jednégò knôpa. Szkólna Rzeczë mie prôwdã, knôpie, chto òdrobił twòje zadanié? I Dzeckò Tatk. Szkólna Sóm? I Dzeckò Nié, jô mù pòmógł. Szkólna bierze zesziwk jinégò dzecka. Szkólna A co to je? Doch nié to wa mia robic! II Dzeckò Jô mëslôł, że më mielë napisac, jaczé më znajemë zwierzãta ze sztërzema nogama. Szkólna A cëż të napisôł? II Dzeckò Kóń, krowa, òwca… Szkólna …i? II Dzeckò …dwie kùrë. Doch jedna kùra i jedna kùra to… sztërë nodżi. Szkólna Aj, Antkù, Antkù… Jankù, pòkôż mie twój zesziwk. Jankù, Jankù, co të sã tak zamëslił? III Dzeckò Jô móm kłopòt. Mògã jô sã ò cos spëtac? Czemù rëbë nie gôdają? Szkólna Tegò të nie wiész? A të mòżesz gadac, czej môsz fùl gãbã wòdë? III Dzeckò Baro dzãkùjã, terô jô jem kąsk mądrzészi. Szkólna A dze je nasza Aneczka? IV Dzeckò Chòrô! Szkólna Tej chto pùdze zaniesc ji zesziwczi z lekcjama? Jo, ale dze òna mieszkô? IV Dzeckò Wej, szkólna znaje Afrikã, Amerikã i wszëtczé górë, drodżi, rzéczi, co są na swiece, a nie wié, dze Aneczka mieszkô! Szkólna Në, në, Frãckù, të mie lepi pòwiédz, czemù twòja ùsadzëtwa ò kòce je dëcht takô sama, jak twòjégò bracynë Janka? IV Dzeckò Në jo, bò to je nen sóm kòt. Szkólna Të za swòje cëgaństwa pùdzesz do piekła! Chto z waji, dzecë, chce jic do nieba? Dzecë sã zgłôszają, le jedno nié. V Dzeckò Nié, jô ni mògã! Mëmka mie rzekła, że jô móm chùtkò przińc dodóm. Nié, jô ni mògã jic do nieba! Najô Ùczba ‒ numer 1 (63) dodôwk do „Pòmeranii” III Starszé klasë spòdleczny szkòłë i ùczniowie gimnazjum 2. Jaczé ôrtë hùmòru wëzwëskiwónégò w lëteracczim dokazu znajesz? Òpòwiedzë, na czim pòlégô hùmòr w gôdce szkólny z Dzeckã I. 3. Dzeckò II mô wëpisac pòzwë zwierzãtów ze sztërzema nogama. Cos mù w tim zadanim sã nie ùdało. Za to Wama sã ùdô – pòdzelta sã na karna i przez trzë minutë piszta kaszëbsczé pòzwë sztërënożnëch zwierzãtów. Wëgriwô karno, jaczé wëpisze jich nôwicy. 4. Dzeckò III mô jiwer z môłczącyma rëbama. Wëjasnienié szkólny je taczé, jaczégò bë sã nie pòwstidzył sóm Sowizdrzôł. Przeczëtôj, kògùm béł Sowizdrzôł: Dil Sowizdrzôł (niem. Till Eulenspiegel) – pòstacjô psotélca i wipkarza, chtëren béł przedstôwcą lëdowi mądroscë i spòlëznowégò (colemało dosc cãżczégò) hùmòru, wëchôdającô z fòlkloru nordowëch Niemców. Sowizdrzôł béł wãdrownym rzemiãsnikã, co przë kòżdi robòce, jaką robił, wipkòwôł i ùdôwôł głëpérã. Jegò psotë òsoblëwie pòlégałë na robienim wszëtczégò baro dosłowno. Niemiecczé słowò Eulenspiegel mòże tłómaczëc jakno „sowié zwiercadło” (stôropòlsczé zdrzało, kasz. zdrzadło). I pò prôwdze nieòdstójnym atribùtã Sowizdrzała je szpédżel i sowa, chòc niejedny wëjasniwają, że miast „Eule” – „sowa” nôleżałobë tam widzec „ulen” – „wëtrzéc” i „spegel” – „zdrzadło” abò przësłowiowé „sztërë lëtrë”. To òstatné nalôżô mòcné pòcwierdzenié na kachlë z piécka w Dwòrze Artusa we Gduńskù, gdze Sowizdrzôł leżi z wëpiãtim gòłim slôdkã i przëzérô mù sã w szpéglu. Czej chto pierszi rôz przëjéżdżôł do Gduńska, to mieszczóni abò gduńsczi bówcë kôzelë mierzëc piéck wëcygniãtima remionama. Mierzący za kòżdim razã dotikôł gãbą kachlë, tedë bëła òglowô ùcecha, że przëbëczny „Krësztofa kùsznął”. - Na spòdlim przeczëtóny infòrmacji i przëstãpnëch jinszich zdrojów wiédzë rzeczë, co wiész ò: Sowizdrzale, gduńsczich bówkach, „kùsznienim Krësztofa”, wiôldżim kachlanym piéckù w Dwòrze Artusa. - Szukôj w słowarzu kaszëbsczim, co znaczi słowò „ùlëszpédżel”. Wëpiszë jegò synonimë. Czë widzysz sparłãczenié z pòznóną przed sztótã wiédzą? 5. Przëbôczë sã, jak Dzeckò IV prowadzy ze szkólną gôdkã ò geògrafny mądroscë. Napiszë czile zdaniów ò swòjim òkòlim z wëzwëskanim pòzwów môlów, rzéków, lasów, holmów… (w prôcë wëzwëskôj kartã Kaszëb). 6. Òpòwiédz ò tim, jak Frãck tłómaczi swòjã ùsadzëtwã ò kòce i ji juwernotã z prôcą bracynë. 7. Na czim pòlégò hùmòr w wëdanim Dzecka V? Czë widzysz w pòsobnëch gôdkach szlachòwnotã za Sowizdrzałowim wipkòwanim? 8. Ùczba je pòkôzónô wedle dbë „krzëwégò zdrzadła”. - synonimë słowa „zdrzadło”: szpégel / szpédżel, zwiercadło, slécëdło, przezérnik; - jiné znaczenié słowa „zdrzadło”: pòl. źrenica oka; synonimë: zdrzôl, zdrzél, zdrzelówka, pùpka, zdrzeniô, zdrzenica, zdrzik; - wërazë pòkrewné: zdrzec, przezdrzec sã, przezerac sã; szpéglowac sã (pòl. przeglądać się w lustrze), wëszpéglowac sã, wëszpéglowóny; - zdrobnienia: szpégelk/ szpédżelk; - frazeòlogòwé zdrëszënë: jak na szpéglu (pòl. bardzo ślisko), pòkazac cos w krzëwim zdrzadle, widzec jak w zdrzadle (dokładnie widzieć), pò drëdżi stronie szpégla (świat widziany inaczej, w lustrzanym odbiciu), zdrzec w kògò jak w szpégel (być w kogo zapatrzonym), sklënic sã jak szpédżel (błyszczeć jak lustro); - wierzenia: òstrzégają dzéwczãta przed dłudżim przezéranim sã w zdrzadle, bò pòkôże sã diôbeł; zasłôniają szpégle pò kògòs smiercë, żebë sã nie przezérôł; stłëkłé zdrzadło je znanką nieszczescégò. 9. Wëzwëskôj wëbróną słowiznã z pùnktu 8. w zdaniach. 10. Wëmëslë i zapiszë czile jinëch sytuacjów ze szkòłowëch ùczbów, w jaczich duńdze do głosu sowizdrzalsczé wipkòwanié. IV Najô Ùczba ‒ numer 1 (63) dodôwk do „Pòmeranii” Ùczniowie wëżigimnazjowëch szkòłów Ludmiła Gòłąbk Kaszëbi w dżinsach Céle ùczbë Ùczéń: • znaje pòzwë ruchnów, • rozmieje przëpisac te pòzwë do wëbrónëch malënków, • szukô wiadomòsców w rozmajitëch zdrzódłach, • prowadzy diskùsjã na zadóny temat, pòznôwô wiadomoscë sparłãczoné z wëmianama zwãków. Metodë robòtë • • • robòta z tekstama, słowarzama, internetã kôrbiónka cwiczënczi Didakticzné pòmòce • • • • • • tekst gôdczi malënczi przedstôwiającé rozmajité ruchna krzëżnô tãgódka słowarze przistãp do internetu zestôwk do dospòrządzeniô Cyg ùczbë 1. Zapoznôj sã z tekstã. Iwona Joć, Kaszubi w dżinsach, „Norda”, 23 łżëkwiata 2004 r. (tłóm. LG) Jaczi je òbrôz Kaszëbów w mediach? – Za baro fòlkloristiczny – to leno jeden z wniosków, jaczi można bëło wësënąc pò diskùsji zòrganizowóny przez nôleżników Klubù Studencczégò Pòmòrania w sedzbie KPZ we Gduńskù. (…) Z przedstawicelama regionalnëch mediów: Stanisławã Geppertã (strona internetowô www.zk-p.pl [dzysô: www. naszekaszuby.pl]), Eùgeniuszã Prëczkòwsczim (telewizyjny program „Rodnô zemia”) i Mariuszã Szmidką („Dziennik Bałtycki”) pòmòrańcowie rozmôwielë ò Kaszëbach i jãzëkù kaszëbsczim w mediach. – Za wiele je w mediach lëdowòscë – twierdzy Karól Rhode z Wejrowa, student pòlitologii na Gduńsczim Ùniwersytece. – Òdnôszô sã wrażenié, że wizytówką Kaszëb w mediach są lëdowé stroje, bùrczibas, diôbelsczé skrzëpice i tobaczenié. Tak mëszlą ò Kaszëbach midze jinszima mòji drëszë ze studiów. Niepòtrzébno w ten spòsób jilustrëje sã artikle w gazétach traktëjącé ò pòwôżnëch sprawach. Jaczi je związk midzë problemã dnt. nôrodnoscë kaszëbsczi a chłopã òdstrojonym òdswiãtno w strój lëdowi? Timczasã lëdze mieszkający na Kaszëbach czãsto nie wiedzą, że mają swòjã lëteraturã, że bëlë i są kaszëbsczi pisarze. – Czë to je lëchò, że Kaszëba òblokłi w kaszëbsczi strój tak pòkazëje swòjã apartnosc? – pitôł Eùgeniusz Prëczkòwsczi. – Nie gôdóm, że chcã za wszelką cenã pòdsztrichnąc w mòjim programie fòlklor. Ale w naszim regionie dzejô wicy jak sto regionalnëch karnów, wicy jak òsmedzesąt partów KPZ. To, że jich nôleżnicë przińdą np. na Zjôzd Kaszëbów òblokłi w stroje, nie je nôkazã. Òni zwëczajno chcą i kùńc. Wòjk Makùrôt z Klëkòwi Hëtë, student infòrmaticzi na Gduńsczi Pòlitechnice twierdzy, że barżi naturalno òd fòlkloru kaszëbsczégò wëzdrzi góralsczi. – Czej chtos w górach jidze szaséjama miasta abò wsë òblokłi w góralsczi strój, nie wëdôwô sã to niczim smiésznym – gôdôł. – A ù nas kaszëbsczi strój òd razu parłãczi sã z wëstãpama na binie. To je ta różnica. Czë nie lepi pòkazëwac w mediach normalné szaséje, normalno òblokłëch lëdzy – téż Kaszëbów? Problem taczégò òbrazu Kaszëbów w mediach próbòwôł wëjasnic Mariusz Szmidka, zastãpca przédnégò redaktora gazétë „Dziennik Bałtycki”. – Trzeba pamiãtac ò tim, że nigle ta normalnô kaszëbskòsc doszła do głosu, minãło wiele czasu – tłómacził – że jesz niedôwno bëcé Kaszëbą nie napełniwało bùchą. Òrganizëjąc rozmajité akcje medialné – dołączenié do gazétë dnt. słowôrzka pòlskò-kaszëbsczégò, platczi z kòlãdama i pastorałkama abò naklejków kaszëbsczich – mómë jasno pòstawiony cél: chcemë pòkazac żëwòtnosc kùlturë i na ògle całégò ruchù kaszëbsczégò, a téż aktualné problemë Kaszëb, m.jin. gòspòdarczé. A pùblikòwanié Kaszëbów òblokłëch w regionalné stroje abò nawetka zażiwającëch tobakã, mô na célu ùswiadomienié czëtińcóm etniczny òdrãbnoscë. (...) Za mało je timczasã w gazétach i telewizji, jak gôdają pòmòrańcowie, pòlemiczi ò aktualnëch kaszëbsczich sprawach. Nie braknie ji leno w internece, gdze kòżdi mòże zabrac głos, a chto nie chce sã ùjawnic, mòże òstac anonimòwi. – Twòrząc stronã internetową Zasobë Kaszëbskò-Pòmòrsczé, jô miôł nôdzejã na taczé diskùsje – rzekł Stanisłôw Geppert. – Zjiscëła sã. Dzysô strona je platfòrmą do pòlemiczi, do zadôwaniô trudnëch pitaniów i wërôżaniô swòjich òpiniów, niekònieczno pòliticzno pòprawnëch. Mëszlã, że lëdzóm lżi je wërażac swòje mëslë w ten spòsób. Krësztof Kòrda, prezes KS Pòmòrania i partu KPZ w Tczewie twierdzy, że media bë miałë pòkazëwac przede wszëtczim współczasné problemë regionu. – Pòwinno sã skùńczëc z pòkazywanim stereòtipòwégò fòlkloristicznégò òbrazu Kaszëb – gôdôł. – Wiele lëdzy nie wié ò rozwijającym sã tuwò współczasnym kùńszce, ò tim, że jistnieją karna rockòwé spiéwającé pò kaszëbskù abò klubë studencczé, taczé jak nasz. Trzeba wëpromòwac nowi stil bëcô Kaszëbą, pòkazac Kaszëbów w dżinsach, jak gôdô jeden z mòjich drëchów z Pòmòranii, Jack Fópka. Kaszëbi na co dzéń òblôkają sã jinaczi, kòrzëstają z òsygniãców cywilizacji. Kòl zwëczajnëch wiadomòsców z regionu i zapòwiesców jimprezów, pòwinien sã w mediach nalezc môl na pùblicystikã, sprawë problemòwé, dejowé. Wicy artiklów miało bë bëc pisónëch w jãzëkù kaszëbsczim. (…). Najô Ùczba ‒ numer 1 (63) dodôwk do „Pòmeranii” V Ùczniowie wëżigimnazjowëch szkòłów 2. Wëpòwiédz sã w sprawie dzysdniowëch kaszëbsczich mediów. - Jaczé media kaszëbsczé dzysô dzejają? - Co trzeba bë w nich ùdoskònalëc? - Czë dzysdniowé kaszëbsczé media zapòkòjiwają twòje pòtrzebë? - Czë problem, ò jaczim gôdô artikel, je dzysô aktualny? - Jak dzysô Kaszëbi pòkôzywają sebie? - Co to je fòlklor i czemù mòże òn służëc? - Rozwińta diskùsjã nt. „Kaszëbów w dżinsach”. 3. Zapoznôj sã ze słowizną sparłãczoną z ruchnama. Jaczé òbleczenia są na òbrôzkach? Òpòwiédz, ùżiwającë słów z ramczi: szlips, sznëpelnik, wãps, bótë, tenysówczi, bùksë, rëbôczczi, bótë na wësoczim hawsëcu, japònczi, kòszulka, dłudżi/ krótczi czitel, bezrãkôwk, kòszla, pasyk, dżinsë, kléd, tunika, taszka, sandałë, jaka, szorëm, kapelusz, liwk, brële 4. Rozrzeszë krzëżną tãgódkã. 5. Òdpòwiedzë na pëtania: - Co móm òbléc do szkòłë? - Co móm òbléc na spòrtowé zajãca? - Co móm òbléc na kùling? - Co móm òbléc na szpacérk? - Co móm òbléc do kòscoła? 6. Chtërno ze słów nie pasëje do pòòstałëch? ROST: nisczi, môłi, wësoczi, zrãczny BÙDOWA: zmiarti, chùdi, szpatny, drobny SKÓRA: òpôlonô, cemnô, bladô, spùdlałô TWÔRZ: piegòwatô, skrąconô, pòmôrlonô, pòdłużnô ÒCZË: sajowaté, krzëwé, wąsczé, piwné BRWIE: gãsté, cenczé, wąsczé, kwadratné NOS: òstri, piegòwati, krzëwi, masywny PÒDBRÓDK: pòdwójny, òkrãgłi, zadzarti, krzëwi LËPË: cenczé, pełné, dłudżé, grëbé WŁOSË: bladé, kruz, blond, cemné ÒBLECZENIA: czôrné, wëtatuowóné, elegancczé, wëplatowóné 7. Wstawi słowa z ramczi w pasowny plac zestôwka. Gramatika: Kòniugacjô -óm, -ôsz zeblakac, gôdóm, szëkac, pëtac, òblôkóm, zażiwóm, pitôsz, gadôj, pëtôj, szukôsz, szëkôj, zażiwôj, òbzerac, spiéwôsz, òbzéróm, spiéwóm, spiewôj, òblôkôsz, òbzérôsz, òblakôj, zeblôkóm, zeblakôj, zażëwac, gôdôsz 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. bluzka z krótczima rãkôwkama òbleczenié na stopë ruchno leno dlô białków noszą gò na głowie i chłopi, i białczi bùksë za kòlana bierzã w rãkã na szpacérk w deszczu przëdôwô sã na sznëpã niéelegancczé bùksë chłopi noszą gò na szëji rozpinóny swéter NIEÒZNACZNIK òblakac spiewac 1. ÒSOBA PÒJ. LËCZBË pitóm szukóm 2. ÒSOBA PÒJ. LËCZBË ROZKAZOWNIK zeblôkôsz zażiwôsz gadac òbzerôj 8. Dopełnij zdania pòdónyma czasnikama: PËTAC SZËKAC SPIEWAC ZEBLAKAC ÒBLAKAC Czemù të sã wcyg ò wszëtkò……………..? Czegò të tu………………….? Jak të piãknô………………..! Të sa tak………………, jakbë tu bëło gòrąco. Dopiérku të przëszedł, a ju të sã………....? Wskôza tikającô sã pisënkù W czasnikach kòniugacji -óm, -ôsz dochòdzy do wëmianë samòzwãków krótczich na dłudżé (e:é, a:ô, ë:i, ë:u). Fòrmë nieòznacznika i rozkazownika mają samòzwãczi krótczé (e, a, ë), a fòrmë òsobòwé mają w tim placu fòrmë dłëgszé (é, ô, i, u). Przëkłôd: spiewac, spiewôj, ale: spiéwóm, spiéwają… òblakac, òblakôj, ale: òblôkóm, òblôkô pëtac, pëtôj, ale: pitóm, pitô… szëkac, szëkôj, ale: szukóm VI Najô Ùczba ‒ numer 1 (63) dodôwk do „Pòmeranii” Zwëczi Jak w Nowi Rok słuńce swiécy, pùsté stodołë i sécë W kùńcu rokù nôleżi załatwic wszëtczé stôré sprawë. Nie je dobrze wchadac w Nowi Rok ze stôrima dłëgama, trzeba spłacëc pòżëczoné dëtczi, òddac rzeczë, naprawic krziwdë. Chëcze i òkòlé mùszą bëc sprzątnioné, nót je zacząc Nowi Rok w pòrządkù i w czëstoscë. Jaczi pierszi dzéń, taczé mdą postãpné – gôdô stôré wierzenié. Równak smiecy nie nôleżi wëmiatac bùten przez próg, bò tak bë mógł sã pòzbëc szczescégò. Młodzëzna lała wòsk, cënã, òłów na wòdã i òdczëtiwa z ùlónëch sztôłtów swòjã przińdnotã. Taczim wróżbóm służëła téż pôlonô kądzel abò cëskónô za se kòrka. Jinszim spòsobã wróżeniô bëło ùstawienié na talérzëkach rozmajitëch rzeczi i wëbiéranié z nich z zakrëtima òczama. Wëbranié klucza òznôczało gòspòdarzenié, piestrzenia – żeńbã, dëtków – bògactwò, mërtë – zôkón, wòdë – ùtoniãcé, zemie – smierc. Gòspòdarze dbelë, żebë zabezpieczëc sã przed złim, temù malowelë na kòminie wãglã trzë krziże. Jinszi kropilë swiãconą wòdą chòwã i bùdinczi. W sylwestrowi wieczór chòdzëlë przestrojińcë zwóny gwiżdżama. Òkróm Gwiżdża (nocnégò stróża) béł westrzód nich Stôri i Nowi Rok, reszta maszkarów bëła jak w gwiôzdkach (bez Gwiôzdora). W sadach zaklinelë brzadowé drzéwiãta na lepszi òbrodzôj, spiéwelë przë tim òbrzãdową piesniã „Jidrzné jabka…”. Białczi wëpiékałë òbrzãdowé casto zwóné „latkã” i dôwałë sztëczk kòżdémù z domôcëch do zjedzeniô. Gòspòdënie wkłôdałë sztëk chleba pòd zôgłówk, żebë wiedno bëło gò dosc. Ò dwanôsti w nocë lëdze robilë wiele trzôskù. Jego ôrt zanôlégôł òd czasów i mòżlëwòtów, pierwi strzélelë z batugów, bilë w zwònë i jinszé żelastwa, terô strzélają petardama. Taczé zachòwanié miało doprowadzëc do wëpãdzeniô razã ze Stôrim Rokã wszëtczich jegò nieszczesców i złëch mòców. Zarô po tim do robòtë przëstąpiwelë psotnicë, co starelë sã jak nôwicy nabrojic, przeniesc, przestawic co sã dô w jiny plac. Ni mógł sã za to na nich gòrzëc, bò taczi béł zwëczôj z dôwnëch czasów. W Nowi Rok dobrze je wczas wstac, gôdelë starszi, bò przez całi rok bãdze sã tej robòcym i pùnktualnym. Żebë miec jesz do tegò szczescé, wszëtcë żdelë w nowòroczny pòrénk na chłopa, nôlepi młodégò i z dëtkama. Czej ùzdrzelë jakno pierszą białkã, nie bëlë zadowòlony. Òd Nowégò Rokù przez sédem dni zdrzelë na wiodro i przepòwiôdelë pògòdã na pòstãpnëch sédem miesãcy. Wioderny pierszi dzéń rokù nie béł dobrim znakã, bò przepòwiôdôł nieòbrodzôj. Za to kòmùdny dzéń béł lepszim zwiastunã, tedë nicht sã nie gòrził na niedobré wiodro w Nowi Rok. Òbrzészkòwò nôleżało jic w Nowi Rok na mszã, bò „wszëtkò trzeba zacząc z Bògã”, a i „Pón Jezës béł tedë pierszi rôz w kòscele”. Pò pôłnim zaczinałë sã gòscënë, grë w kartë i pòspólné zabawë. Na przëmiar cekawą zabawą bëło „ùzéranié za nowòroczną gwiôzdą” (tj. zdrzenié za nią przez rãkôw, a z górë chtos timczasã wlôł wòdë i òbléwôł cekawsczégò. Wszëtczim w tim dniu nôleżało składac nowòroczné żëczbë. Pierwi robił to „Nowòroczny chłop” òblokłi w kòszlã i kòżëch, chòdzący òd chëczi do chëczi z żëczbama szczescégò. Wszëtcë mòcno wierzëlë, że „Nowi Rok jaczi, całi rok taczi”, tej starelë sã bëc wiesołi, miłi, a wëstrzégelë sã spiérków, gòrzu, jisceniô i płaczu. Òbrobienié Danuta Pioch. Pòspòdlé: Słowôrz ks. B. Sëchtë, L. Malicki, Rok obrzędowy na Kaszubach; J. Perszon, Godné zwëki. Karno „Gwiazdki” z Gimnazjum przë Zespòle Szkòłów w Gòwidlënie. Òdj. Ł. Richert Najô Ùczba ‒ numer 1 (63) dodôwk do „Pòmeranii” VII Gramatika Hana Makùrôt Proteticzné spółzwãczi Proteticzné spółzwãczi (protezë) to spółzwãczi, jaczé rozwiłë sã przed samòzwãkã w nôgłosu. Zjawiszcze protezów w kaszëbsczi lingwistice wparłãcziwô w se czile jãzëkòwëch procesów, w òsoblëwòscë: prejotacjã, przëdech, labializacjã, a téż òbjimô jiné przëmiarë proteticznëch spółzwãków. Proces prejotacji pòlégô na rozwicym sã w nôgłosowi pòzycji, colemało przed samòzwãkã i, rzadzy przed jinyma samòzwãkama, nieszlabizoùrobnégò półsamòzwãkù j. W lëteracczim kaszëbsczim jãzëkù prejotacjô je przirodnô leno dlô niewielnëch domôcëch kaszëbsczich słowów, nôczãscy glajda j pòkazywô sã przed samòzwãkã i, m.jin w leksemach.: jic, jich, jidżelnica, jiglëca, jiglëna, jiglëwié, jiglnik, jiglôrz, jigła, jigra, jigrac, jigrzëcznô, jigrzëska, jikro, jimac sã, jimadło, jimë, jimiã, jimòsc, jimòwnik, jimòwny, jimra, jimroch, jimrochòwati, jimroszka, jimrotac, jimrotny, jinaczëc sã, jinaczi, jindze, jiny, jiscëc sã, jistniec, jistnienié, jistny, jistota, jistewny, jistwa, jizba, jizbiszcze, jizbòwi, jizdebka, jizdebny, zajimac; miészi zasyg mô pòkazywanié sã półsamòzwãkù j w pòzycji przed samòzwãkama a, e, np. w słowach: jaż, jesz, w gwarach kaszëbsczich prejotacjã pòtikô sã téż w jinëch przëmiarach, np. w słowach Jadóm, Jéwa. Przëdech w kaszëbiznie pòlégô na rozwicym sã w nôgłosu słowa, przed samòzwãkã, zwãcznégò spółzwãkù h. Proteticzny spółzwãk h pòkazywô sã w lëteracczim kaszëbsczim jãzëkù m.jin. w nôslédnëch słowach: hòckac, hòpa, hòpkac. Czasã mómë do ùczinkù z wëstąpiwanim etimòlogicznégò spółzwãkù h, chòc w gwarach kaszëbsczich pòtikóné są fòrmë, w jaczich wëeliminowóny òstôł nen spółzwãk, np.: (h)arfa, (h)arfòwac, (h)armónika, (h)ermùs ‘skrzip pòlny; złi duch’, (H)Él, (h)élsczi. Nierôz w lëteracczim kaszëbsczim jãzëkù pòkazywają sã dwa wariantë słowa: halac – alac, harbata – arbata, harbatny – arbatny, heltka – eltka, tak tej przëdech je w nëch słowach marginalny. Jeżlë chòdzy ò proces labializacji, to nie mdze òn tuwò òsóbno òmówiony, bò òstôł òn òpisóny w apartnym artiklu drëkòwónym w „Naji Ùczbie” w lëstopadnikù 2011 rokù. Òkróm wëżi wëmienionëch przëmiarów proteticzné spółzwãczi pòkazywają sã téż w jinëch słowach, òsoblëwie czãsto mómë do ùczinkù z proteticznym spółzwãkã w, pòjôwiającym sã przed rozmajitima samòzwãkama, np. w leksemach: wieszczórka, wieszczerzëca, witro, witrznica, wôłtôrz. Kaszubskie Bajania to spòlëznowô kampaniô realizowónô przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié i Radio Gduńsk. Pòwsta òna z mëslą ò dzecach, żebë ju òd nômłodszich lat pòznôwałë kùlturową spôdkòwiznã Kaszub. Jednym z célów kampanii je pòdniesenié w spòlëznie swiądë tegò, jak wiôldżé znaczenié mô czëtanié dzecóm. wicy na Najô Ùczba – edukacyjny dodôwk do „Pòmeranii” VIII Najô Ùczba ‒ numer 1 (63) dodôwk do „Pòmeranii” Redakcjô: Danuta Pioch. Òbrôzczi: Joana Kòzlarskô. Stałô wespółrobòta: Róman Drzéżdżón, Hana Makùrôt, Janusz Mamelsczi.