Styczeń 2013

Transkrypt

Styczeń 2013
CENA 5,00 ZŁ (w tym 5% VAT)
NR 1 (461) STYCZEŃ 2013
MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY
ROK ZAŁOŻENIA 1963
Rok
Ks. Janusza Pasierba
www.miesiecznikpomerania.pl
Nie tylko kolegiata s. 11
Gdański
regionalizm
s. 6
Jubileusz
„Pomeranii”
s. 8, 14
Kaszëbsczé
kalãdôrze
s. 42 Pasierba s. 18
Zaczynamy
rok ks.
w numerze
BEZPŁATNY DODATEK KASZUBSKOJĘZYCZNY
Numer wydano dzięki dotacji
Ministra Administracji i Cyfryzacji
oraz Samorządu Województwa Pomorskiego.
W NUMERZE:
2
Od redaktora
I–VIII Najô Ùczba
3
Listy
35 5
MŁODOKASZËBSKÔ ÙCZBA
6
Z drugiej ręki
7
Z dwutygodnika „Kaszëbë”
8
9
Łukôsz Grzãdzëcczi
SZLAKIEM DAWNEJ PROMENADY
Marta Szagżdowicz
36 W ORKIESTRACH DĘTYCH JEST WIELKA SIŁA
Lucyna Konkol
37 RYBACY W FILMIE
ÒSOBLËWI ROK, ÒSOBLËWÉ PLANË
38 SIELSKIE ŻYCIE PROWINCJUSZA
SKRË WCYG PADAJĄ
38 ŻËCÉ NA BARABÓNACH
10 NÔÙKA KASZËBSCZÉGÒ W XXI STALATIM
40 CZYJ JEST NASZ GDAŃSK?
12 TO BYŁ DOBRY CZAS, ALE…
41 GDINIANIE W CHINACH
13 TYLKO STUDENTÓW BRAK…
42 MRËCZK
14 IZABELLA TROJANOWSKÔ – MÓJ PÒZDRZATK
43 BARAN ZA CZEROWNICĄ
15 TALENT I ŻËCÉ PÒSWIÃCA KASZËBÓM
44 ŚŁANTA, ŚŁANTA JI PO ŚŁANTACH!
17 ANDRZEJU – SPIJ W ÙBËTKÙ!
45 CO Z TIMA ÒWCAMA?
18 AMBASADOR POMORZA
47 SZMAKANIÉ ROZMAJITOSCË
20 AMBASADÓR PÒMÒRZÉGÒ
48 TAM, GDZIE KRES
22 POMORSKIE ANTYPODY
51 ÒSTÔWÔ W PAMIÃCË
25 MORSKIE CORSO (CZĘŚĆ 6)
52 Lektury
58 Klëka
27 ZAWSZE Z POLSKĄ W SERCU (CZĘŚĆ 1)
64 WYSPA WIECZNEGO NIESZCZĘŚCIA
66 Wiérztë. Łisk i Warmòwskô
31 BËŁO WSTID Ò TIM GADAC!
Z Wandą i Władisławã Prangama gôdô Eùgeniusz Prëczkòwsczi
67 TUSK KÒCHÓNY
33 ÙCZBA 18. KASZËBSKÔ STOLËCA
68 WSZËTKÒWIÉDZÔ PËLCKÒWA
29 Red.
Red.
Matéùsz Bùllmann, Róman Drzéżdżón
Natalia Zofia Czapiewska
Z Natalią Zofią Czapiewską rozmawia Dariusz Majkowski
Artur Jabłońsczi
Eùgeniusz Prëczkòwsczi
Red.
Krzysztof Korda
Tłom. Bòżena Ùgòwskô
Andrzej Hoja
Jacek Borkowicz
Roman Robaczewski
SZKIC DO PORTRETU MACIEJA KILARSKIEGO (CZĘŚĆ 2)
Jolanta Justa
Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch
POMERANIA STËCZNIK 2013
Ryszard Struck
Kazimierz Ostrowski
Tłom. Ludmiła Gòłąbk
Tomasz Żuroch-Piechowski
Andrzéj Bùsler, tłom. Katarzëna Główczewskô
rd
Ana Glëszczëńskô
Zyta Wejer
Dariusz Majkòwsczi
P.D.
Lesław Furmaga
Karolëna Serkòwskô
Jerzy Samp
Tómk Fópka
Rómk Drzéżdżónk
Od redaktora
Małe ojczyzny wzbogacają ojczyznę wielką
i wzbogacają też olbrzymią symfonię świata. Bylibyśmy w nim zagubieni, gdyby nie ten klucz, który zabieramy z domu.
Tak mówił w 1989 r. ks. Janusz Stanisław Pasierb,
którego Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie ogłosiło
patronem roku 2013. Człowiek świetnie znający
różne kraje, ich kulturę, zabytki, literaturę nigdy
nie zapominał o tym, że bez pomorskich korzeni
nie byłby sobą. Apelował, aby to, co pomorskie i kaszubskie, widzieć
w kontekście ogólnoeuropejskim. Warto w tym roku przypominać sobie jego słowa. W „Pomeranii” na pewno w najbliższych numerach Pasierbowej myśli nie zabraknie.
Dla naszego pisma ten rok będzie wyjątkowy. Mija 50 lat od czasu,
kiedy ukazał się pierwszy numer „Biuletynu Zrzeszenia Kaszubskiego”,
którego „Pomerania” jest kontynuatorką. Przez ten czas na naszych łamach pojawiło się wielu dziennikarzy, uczonych, literatów. Byli wśród
nich m.in. Lech Bądkowski, Józef Borzyszkowski, Tadeusz Bolduan,
Edward Breza, Bolesław Fac, Stanisław Janke, Wojciech Kiedrowski, Janusz Kowalski, Anna Łajming, Kazimierz Ostrowski, Maria Pająkowska,
Wiktor Pepliński, Stanisław Pestka, Jan Piepka, Hanna Popowska-Taborska, Edmund Puzdrowski, Edmund Szczesiak, Jerzy Treder, Jan Trepczyk, Izabella Trojanowska i wielu innych.
O tym, jak zamierzamy obchodzić tę rocznicę, szerzej piszemy na
stronie 8, natomiast pierwszą widoczną – jubileuszową – zmianą, którą
dostrzeżecie Państwo po otwarciu pisma, są kolorowe strony. Na razie
jest ich zaledwie szesnaście, ale wierzymy, że z czasem ich przybędzie.
Pierwszym prezentem z okazji zbliżającego się jubileuszu było dla
nas zwiększone zainteresowanie z Państwa strony. Grudniowy numer
rozszedł się jak ciepłe bułeczki. Z całego nakładu zostało w redakcji
tylko 50 egzemplarzy na potrzeby naszego archiwum. W porównaniu
z grudniem ubiegłego roku liczba naszych Czytelników zwiększyła się
o ok. 50%. Dziękujemy!
Dariusz Majkowski
Zaprenumeruj nasze pismo na 2013 rok – otrzymasz ciekawą książkę.
Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł.
Podane ceny sa cenami brutto i uwzględniają 5% VAT.
Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2013 roku otrzymają jedną z atrakcyjnych książek.
Listę pozycji do wyboru prezentujemy w tym numerze na stronie 8. Książki wyślemy we wrześniu 2013 roku.
Aby zamówić roczną prenumeratę, należy
• dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23,
80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres
• zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 27 31, e-mail: [email protected]
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie
www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected]
lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne
w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora.
ADRES REDAKCJI
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31
e-mail: [email protected]
REDAKTOR NACZELNY
Dariusz Majkowski
ZASTĘPCZYNI RED. NACZ.
Bogumiła Cirocka
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
(WSPÓŁPRACOWNICY)
Danuta Pioch (Najô Ùczba)
Karolina Serkowska (Klëka)
Maciej Stanke (redaktor techniczny)
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Edmund Szczesiak
(przewodniczący kolegium)
Andrzej Busler
Roman Drzeżdżon
Piotr Dziekanowski
Aleksander Gosk
Wiktor Pepliński
Tomasz Żuroch-Piechowski
TŁUMACZENIA
NA JĘZYK KASZUBSKI
Katarzyna Główczewska
Ludmiła Gołąbek
Karolina Serkowska
Bożena Ugowska
Wolnoć Tomku
w swoim domku...
W Kaszubskim Parku Krajobrazowym chaos budowlany jest wyjątkowo
widoczny. KPK to najbardziej „zabudowany” park z siedmiu wchodzących w skład
Pomorskiego Zespołu Parków Krajobrazowych. Dlaczego? Z pewnością inwestorów przyciągają walory krajobrazowe
tych terenów. Nie bez znaczenia jest też
bliskie położenie aglomeracji gdańskiej
i bardzo wysoki, w skali kraju, przyrost
naturalny na tym obszarze.
De gustibus non disputandum est?
Od wieków dom symbolizował bezpieczeństwo i swobodę. Angielski odpowiednik tytułowego przysłowia, czyli My
home is my castle, jeszcze dobitniej pokazuje, że własny dom jest dla nas swego
rodzaju twierdzą, w której można się
ukryć i gdzie nie trzeba zważać na ogólnie
przyjęte w społeczeństwie normy. Rozpatrując dom wyłącznie jako budynek, możemy stwierdzić, że wolność ta jest wyrażana m.in. poprzez wybór projektu domu,
koloru elewacji czy dachówek. Niestety,
coraz częściej rezultatem tych – z pozoru
w pełni osobistych – wyborów jest znaczna dewastacja krajobrazu, głównie pod
względem wizualnym. Trudno dyskutować z czyimś poczuciem smaku, ale czy
rzeczywiście gusta nie podlegają krytyce?
Krajobraz kaszubskiej wsi poddawany jest ciągłej dewastacji już od kilkunastu lat. Popularne stały się krzykliwe
kolory elewacji i dachówek. Można też
zauważyć nadmierne rozczłonkowanie
brył budynków i związane z tym wielokierunkowe łamanie dachów, wynoszenie
piwnic ponad teren czy podwyższanie
domów o kolejną kondygnację, przez co
budynek zatraca swoje proporcje. Z łatwością można dostrzec tego typu dziwadła, przemierzając tzw. Drogę Kaszubską.
Takie widoki szczególnie szokują, gdy
obiekty są usytuowane z dala od zwartej
zabudowy wsi, na terenach zielonych,
bo wtedy znacznie bardziej rzucają się
w oczy. Warto też zwrócić uwagę na gabaryty współczesnych domów. Czasami
trudno uwierzyć, że są to domy jednorodzinne.
Wybiórcza świadomość regionalna
Poza dewastacją krajobrazu niepokojący jest też zanik tradycji budownictwa.
Obiekty wznoszone są na podstawie typowych projektów opracowywanych w innych regionach i powszechnie stosowanych w całym kraju. Coraz częściej
powstają domy o architekturze podmiejskiej, willowej, lub osiedla domków
jednorodzinnych odbiegające od charakteru wsi kaszubskiej. Architekt Tadeusz
Chrzanowski, pracujący przez wiele lat
w zarządzie KPK, słusznie stwierdził
(w poradniku Budujmy zachowując krajobraz), że „nie chodzi o budowanie kopii
dawnego budownictwa. Chodzi o to, aby
współczesne domy miały swój wdzięk
i duszę, aby nie pogarszały walorów krajobrazowych, harmonizowały z otoczeniem i zachowaną dobrą zabudową”.
Dlaczego tak się dzieje? Nie sposób
wymienić jednej, głównej przyczyny.
Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na tożsamość regionalną, wciąż jeszcze nie do końca rozwiniętą u członków
lokalnej społeczności. Możemy mówić
o wybiórczej świadomości regionalnej
– mieszkańcy głośno deklarują przywiązanie do języka kaszubskiego, folkloru,
ale już do tradycji budownictwa – nie.
Wpływ na to ma zapewne brak nagłośnienia tej tematyki w społeczeństwie.
PROJEKT I WYKONANIE OKŁADKI
Maciej Stanke
WYDAWCA
Zarząd Główny
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
DRUK
Grupa Plus Sp. z o.o.
Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania artykułów oraz zmiany tytułów.
Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim, zgodną z obowiązującymi zasadami,
odpowiadają autorzy i tłumacze.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treść ogłoszeń i reklam.
Wszystkie materiały objęte są
prawem autorskim.
Fot. SK
2
POMERANIA STYCZEŃ 2013
POMERANIA STËCZNIK 2013
3
LISTY
PÒDRECHÒWANIA
Co gorsza, w szkołach nie mówi się najmłodszym o ważności dorobku kulturowego i o istocie dobrego zagospodarowania przestrzeni wokół nas. Nie wiadomo,
czy uda się zmienić podejście obecnego
pokolenia do tych zagadnień. Trzeba się
więc postarać, aby przyszłe pokolenie
było w pełni świadome swoich korzeni
i miało poczucie estetyki.
Młodokaszëbskô ùczba
Decydują pieniądze?
W związku z niezaprzeczalną atrakcyjnością tych terenów pojawia się też
problem z inwestorami spoza regionu,
których urzekły malownicze krajobrazy
Kaszub i postanowili wybudować dom
(domek letniskowy) na terenie parku.
Najczęściej nie są zainteresowani dziedzictwem kulturowym obcej im małej
ojczyzny. W konsekwencji tego powstające obiekty charakteryzują się nadmierną komplikacją formy i zbyt dużą ilością
wzbogaceń, będących wyrazem ich zamożności, ale jednocześnie nieznajomości
lokalnej tradycji.
Rozpatrując problem budownictwa
w KPK, należałoby też wziąć pod uwagę
względy ekonomiczne, którymi kierują się firmy projektanckie i inwestorzy.
Dlaczego mieszkańcy nie chcą budować
w tradycyjnym stylu? Inwestorów odstraszają przede wszystkim droższe materiały budowlane i problem ze znalezieniem
odpowiednich fachowców. Dodatkowe
kłopoty pojawiają się przy wyborze projektu. Wciąż mało jest dostępnych gotowych projektów, a projekty indywidualne
są dużo droższe. Lokalne biura projektanckie nie zajmują się projektowaniem
takich domów, dlatego że nie ma na nie
popytu. Powstaje błędne koło. Tak więc
brak poczucia tożsamości regionalnej, to
nie jedyna przyczyna tego chaosu.
Nie buduję tylko dla siebie
Nieefektywna polityka prawna to
kolejny, najbardziej złożony, aspekt tego
problemu. Od 2004 roku, czyli od czasu,
kiedy Plan Ochrony Parku stracił ważność, zarząd parku nie sprawuje kontroli
nad nowo powstającą zabudową. Teraz
jego rola sprowadza się do opiniowania
projektów zabudowy, ale jego sugestie
i zalecenia i tak nie są prawomocne. Nie
wszystkie też projekty trafiają do parku
przed ich ostatecznym zatwierdzeniem.
Zarząd parku nie ma zatem narzędzi
prawnych, żeby skutecznie zapobiegać
dewastacji krajobrazu.
4
Fot. SK
Fot. SK
O „być albo nie być” kaszubskiej społeczności rozstrzygać będą przede wszystkim dwie wartości: język i architektura
– powiedział Brunon Synak podczas
jednej z konferencji poświęconych tej
tematyce. Najważniejsze jest to, żeby
zrozumieć, że krajobraz jest „dobrem
wspólnym”, więc inwestycja, której podejmuje się jeden człowiek, dotyczy
wszystkich mieszkańców, bo wszyscy jesteśmy odbiorcami krajobrazu. Także turyści przyjeżdżający licznie każdego roku
w te okolice. Mieszkańcom, w dużej części
utrzymującym się z turystyki, powinno
zależeć na tym, aby powstające obiekty budowlane dobrze komponowały się
z przyrodą i swoją brzydotą nie przyćmiewały jej walorów – czyli tego, co przyciąga turystów. Trzeba zrobić wszystko, żeby widoczny w Kaszubskim Parku Krajobrazowym egoizm budowlany (buduję
tylko dla siebie!) nie zapanował na dobre.
W przeciwnym razie ucierpią wszyscy.
Sławina Klimowicz
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Skùńcził sã rok 2012, chtëren w Zrzeszenim jesmë ògłosëlë Rokã Młodokaszëbów. Dlô wiele z nas, nôleżników
i lubòtników KPZ, bëła to bëlnô leżnosc
do òdkrëcô bògactwa, jaczé òstawilë pò
sobie Młodokaszëbi, i sygniãcô do niegò. Bòkadnosc tëch dobrów òkôzała sã
pòdskôcënkã, natchnienim do òrganizacji rozmajitëch pòdjimiznów. Drãgò je
wëmienic wszëtczé wëdarzenia, chtërne
bëłë sparłãczoné z Rokã Młodokaszëbów,
jaczé ùdbałë so i zjiscëłë partë i klubë
Zrzeszeniô, jinstitucje kùlturë i szkòłë.
Mòżemë równak wspòmnąc chòcle niechtërne.
Taczim wôżnym wëdarzenim bëło
wëdanié czile pòpùlarizatorsczich pùblikacjów (np. Młodokaszubi. Szkice biograficzne, prôca przëszëkòwónô przez prof.
J. Bòrzëszkòwsczégò i prof. C. Òbracht-Prondzyńsczégò, czë zebróné tekstë Jana
Karnowsczégò wëdóné pt. Aleksander
Majkowski. Wspomnienia – listy – uwagi.
Bëłë téż sczerowóné do dzecy i młodzëznë
kònkùrsë wiédzë ò Młodokaszëbach
(np. w Kòscérznie abò w Przedkòwie),
zrëchtowóné òstałë wëstôwczi pòswiãconé pòstacjóm i jinstitucjóm tegò Towarzëstwa, kònferencje i seminaria, jaczé òdnôszałë sã do programòwi mëslë
i ùtwórstwa Młodokaszëbów (m.jin.
w Chònicach i Gduńskù). Bëłë ùfùndowóné abò òdnowioné i òdkrëté tôfle na wdôr
Młodokaszëbów (np. w Bëtowie). W lokalnëch i regionalnëch gazétach (taczich,
jak „Dziennik Bałtycki” czë „Pomerania”)
ùkazywałë sã artikle, chtërne przëbliżałë
program Młodokaszëbów.
XIV Zjôzd Kaszëbów òdbéł sã w Sopòce – miesce òsoblëwie sparłãczonym
z dzejanim Towarzëstwa, bò tam w 1913 r.
kòl dzysdniowi szas. Monte Cassino jegò
nôleżnicë stwòrzëlë i prowadzëlë pierszé
w historii Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczé.
Samą roczëznã Towarzëstwa Młodokaszëbów – stolecé jegò ùsadzeniô – jesmë przëbôczëlë 22 zélnika ò 7 wieczór,
pòtikającë sã w môlach sparłãczonëch
z pòstacjama twòrzącyma na pòczątkù
POMERANIA STËCZNIK 2013
Swiãcenié Rokù Młodokaszëbów w Chònicach. Òdj. Maciej Stanke
XX w. tã òrganizacjã (m.jin. w Brusach,
Bëtowie, Céwicach, Chònicach, Gduńskù, Kartuzach, Kòscérznie, Kòsôkòwie,
Pelplënie, Piôsznicë, Sopòce, Strzelnie,
Szpãgawskù, Sztutowie, Szëmôłdze,
Tëchòlë, Wejrowie). Wiele z naju pòd
cëskã tëch rozmajitëch ùdbów doszło
w kùńcu do swiądë, że nie dô sã zrozmiec
dzysdniowégò kaszëbsczégò regionalizmù bez pòznaniô ùróbkù i mëslë lëdzy,
co twòrzëlë młodokaszëbską rësznotã.
Ta młodokaszëbskô ùczba historii,
w chtërny jesmë brelë ùdzél w 2012 r.,
sczerowała naje bôczenié na karno kaszëbsczich (pòmòrsczich) ksãdzów, prawników, doktorów i ekònomistów, jaczi
przed I swiatową wòjną twòrzëlë, w cãżczich czasach, w Niemiecczim Cesarstwie,
kaszëbską (pòmòrską) kùlturã.
Je nadzwëkòwim zjawiszczã, że na
przełómanim XIX i XX w. biédnô – nié
blós ekònomiczno – kaszëbskô spòlëzna
bëła w sztãdze wëtwòrzëc intelektualną
regionalną elitã spòsobną do ambitnëch
dzejaniów pòdjimónëch w rozmajitëch
dzélach pùblicznégò żëcô. Przez swòjã
òrganizacyjną robòtã i przez wërażanié
sebie w artisticznym ùtwórstwie Młodo-
kaszëbi òdkrëlë dlô eùropejsczi kùlturë
kaszëbsczégò dëcha, przedstôwiając jegò
bòkadnosc i mòżlëwòscë.
Z młodokaszëbsczi ùczbë wëchôdô
téż wôżnô swiąda, że ni mòże sã zamëkac
w òbrëmienim wôrtnotów i dobrów
wëprôcowónëch przez pòprzédné pòkòlenia. Ùszłota mòże bëc wôżnym zdrzódłã
pòdskôcënków, wcyg żëwim i twórczim
mòdłã, równak sama ze se nie je gwarancją przińdnotë. Ta òstatnô mùszi bëc dërch
na nowò sztôłtowónô przez tëch, co twòrzą najã spòlëznã, przez nas. W ùróbkù
Młodokaszëbów, tegò nôwôżniészégò
w dzejach kaszëbsczi rësznotë pòkòleniô,
wrosłé są równak taczé wôrtnotë, jak wiérnota tradicyjnym pòmòrsczim cnotóm,
chtërne mògą rozëmno pòczerowac dejowima dzejaniama Kaszëbów-Pòmòrzónów i zrëszëc naje ùtwórczé spòlëznowé
zaangażowanié. Te wôrtnotë twòrzą dzysô dëchòwą kaszëbską tożsamòsc. Prowadzą òne i zmòcniwają naji w drodze do
wëzwaniów przińdnotë, téż w 2013 r.
Łukôsz Grzãdzëcczi
Przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô
5
Wyłowione z sieci
poradnia.pwn.pl, 8.01.2007
Język czy gwara?
Pytanie internauty: Czy język kaszubski jest dialektem, czy oddzielnym
językiem? Docierają do mnie sprzeczne
informacje na ten temat. Proszę o rozstrzygnięcie.
Odpowiedź: Przystępuję do pisania
odpowiedzi ze świadomością, że pytanie
nie dotyczy poprawności językowej, lecz
spraw nie do rozstrzygnięcia wyłącznie
na gruncie językoznawstwa. Z góry więc
zastrzegam, że zdania: „kaszubski jest (nie
jest) językiem, bo tak odpowiedzieli w Poradni PWN” nie będą zdaniami rozstrzygającymi istniejące spory.
Na gruncie prawnym sprawa jest oczywista, bo w Ustawie o mniejszościach
narodowych i etnicznych oraz o języku
regionalnym z 6 stycznia 2005 r. napisano
(w art. 19):
1. Za język regionalny w rozumieniu
ustawy, zgodnie z Europejską Kartą Języków Regionalnych lub Mniejszościowych,
uważa się język, który:
1) jest tradycyjnie używany na terytorium danego państwa przez jego obywateli, którzy stanowią grupę liczebnie
mniejszą od reszty ludności tego państwa;
2) różni się od oficjalnego języka tego
państwa; nie obejmuje to ani dialektów
oficjalnego języka państwa, ani języków
migrantów. 2. Językiem regionalnym w rozumieniu ustawy jest język kaszubski.
Ustawowy zapis bynajmniej nie rozstrzygnął sporów, które od z górą stu lat
toczone są w kręgach językoznawców,
publicystów, socjologów, historyków,
polityków i wielu zwykłych obywateli. Tzw. „kwestia kaszubska” w polskich
kręgach językoznawczych nie wydaje się
zamknięta. Kto chce się zapoznać z jej historią, niech sięgnie na przykład do ksią-
6
żek o języku: Kaszubszczyzna / Kaszëbizna, red. Edward Breza, Opole 2001, Język
kaszubski. Poradnik encyklopedyczny, pod
red. Jerzego Tredera, Gdańsk 2002, czy będącego za „dialektalnością” kaszubszczyzny Witolda Mańczaka O pochodzeniu
i dialekcie Kaszubów, Gdańsk 2002 oraz
do znakomitej rozprawy socjologicznej
Cezarego Obracht-Prondzyńskiego Kaszubi: między dyskryminacją a regionalną
podmiotowością, Gdańsk 2002.
(...) Użyto już wielu argumentów językowych i pozajęzykowych, opartych na
analizie faktów i demagogicznych. Nadal
dla różnych ludzi mowa Kaszubów jest:
1) językiem (literackim z własnymi dialektami) – bo istnieje oryginalna literatura i przekłady m.in. Biblii, Kubusia
Puchatka i bajek Kryłowa, prasa, radio
i Kaszubska Wikipedia, 2) językiem regionalnym, 3) mikrojęzykiem literackim,
4) etnolektem, 5) językiem in statu nascendi, 6) regiolektem, 7) dialektem (języka
polskiego), 8) gwarą.
Podsumowując: niezadowalające są
odpowiedzi typu: „jest i nie jest zarazem”
lub „w Gdańsku jest, a w Krakowie nie”.
Proponuję więc lekturę tekstu Aleksandra Labudy „Jãzëk czë gwara” (pol. Język
czy gwara), napisanego po kaszubsku.
[W cytowanym tekście był link do gadki
Labudy].
Artur Czesak, IJP PAN, Kraków
forum.mlingua.pl (styczeń – marzec 2012)
Kaszubi„wybili się na oficjalność”
annamackiewicz Hej, chciałam
w tym wątku poruszyć kwestię języka
kaszubskiego i poznać Wasze zdanie. Jak
myślicie, czy warto się go uczyć? Czy to
dobrze, że został oficjalnie uznany za język, podczas gdy śląski nadal jest gwarą?
Czy tablice dwujęzyczne, które można
spotkać na terenie Kaszub, to przesada?
soussan Moim zdaniem absolutnie
nie. Analogicznie w Walii również mamy
dwujęzyczność, a walijski nie jest jakimś
bardzo popularnym językiem. Ale są
dwujęzyczne tablice itd. Myślę, że kaszubski, jak każdy mało znany, ale istniejący
i posiadający długą tradycję język, zasługuje na kultywowanie i ochronę.
ttova Nie wiem, czy „warto się go
uczyć”, ja osobiście nie zamierzam ;) Ale
dla językoznawców zapewne jest interesujący i widziałam podręczniki, więc
na pewno uczyć się go da. A co do opi-
nii – Kaszubi bardzo mi zaimponowali
tym wybiciem się na oficjalność. I fajnie,
że reszta Polski powoli się z tym godzi.
Jesteśmy, jakby nie patrzeć, dużym krajem z piękną tradycją wielokulturowości
i szkoda byłoby nadal na siłę promować
homogeniczną wizję Polski, w której
wszyscy wszędzie mówią jednym językiem i dokładnie tak samo.
annamackiewicz Ja właśnie zaczynam się go uczyć, ale tak bardziej z ciekawości, a nie po to, aby go opanować, gdyż
wydaje mi się to niemożliwe :) Kaszubskiego można się uczyć w szkołach oraz
od tego roku ten język można studiować
na Uniwersytecie Gdańskim. Ja mam takie wrażenie, że kaszubskim najbardziej
interesują się zagraniczni językoznawcy
– poznałam już 3 osoby z różnych stron
świata, które badają ten język. W polskim
środowisku wydaje mi się on jednak niedoceniany. Znam też kilka osób pochodzących ze Śląska, które nie mogą pogodzić się z tym, że kaszubski został uznany
za język, a śląski nie.
romapeperuda Rzeczywiście to trochę niesprawiedliwe, że kaszubski został
uznany oficjalnie jako język, a tymczasem
gwara śląska pozostaje nadal gwarą...
ale gdyby śląski został uznany za język,
z pewnością inne dialekty chciałyby również osiągnąć status języka. Z kolei znam
bardzo dużo osób, które interesują się językami górno- i dolnołużyckimi. Zawsze
bardziej pociąga nas to, czego możemy się
dowiedzieć o innych krajach niż o własnym.
EK2412 Osobiście nie znam kaszubskiego, chociaż gdy byłam mała, znalazłyśmy z siostrą w domu książkę Baśnie
kaszubskie. Czytałyśmy je sobie z ciekawości. Z tego, co pamiętam, to częściowo dało się je zrozumieć, ale faktycznie
język ten był trudny w odbiorze. Z tego,
co pamiętam, bardzo różnił się od języka polskiego, więc chyba rzeczywiście
trudno go nazwać jedynie gwarą. Moja
siostra była kilka lat temu w wakacje na
Kaszubach. Mówiła, że tym razem rozumiała jeszcze mniej niż kiedyś z tamtych
baśni. :) Właściwie niczego nie rozumiała.
Nie zajmowałam się nigdy językiem tego
regionu, więc nie chcę się wypowiadać
w kategoriach „na pewno”, itd. Wydaje
mi się jednak, że nazwanie kaszubskiego
osobnym językiem może wcale nie być
przesadzone.
paulina8901 Trudno mi jest się wypowiadać na ten temat, bo nie miałam
POMERANIA STYCZEŃ 2013
zbyt dużej styczności z kaszubskim, ale
chyba słysząc go, nie zrozumiałabym ani
słowa. W gwarze jest czasem tak, że (znając język standardowy) coś tam zawsze
zrozumiemy (chociaż śląski to też chyba
byłby problem), więc chyba kaszubski zasłużył na [miano] „języka”.
mtrend Rzeczywiście kaszubski ciężko zrozumieć, jeśli nie miało się nigdy
z nim kontaktu :) W wielu miejscowościach na Kaszubach mieszkańcy w codziennych kontaktach między sobą porozumiewają się po kaszubsku. Natomiast
do przyjezdnych (na szczęście) mówią po
polsku.
A dla tych, którzy nie mieli nigdy
okazji posłuchać kaszubskiego, polecam
Radio Kaszebe (można słuchać on-line)
(http://www.radiokaszebe.pl/). Lecą tam
również współczesne kaszubskie piosenki
– nie tylko tradycyjne przyśpiewki :)
zapytaj.onet.pl (31.10.2012 – 2.12.2012)
Znacie kaszubski?
Pochodzicie z Kaszub?
Mo :]] Ja nie znam, uczę się od 3
lat w szkole, nic nie kumam. Pochodzę
i mieszkam w stolicy Kaszub, ale nie czuję
się kaszubianką i nie zadaję się z ludźmi
mówiącymi po kaszubsku. Moje ulubione
słowo to „jo” xD, a wasze?
pandaaa Ja nie uczę się kaszubskiego,
bo mieszkam na Śląsku, ale mam rodzinę
na Kaszubach :)
pink girlka Nie pochodzę z Kaszub,
nie znam kaszubskiego, ale chyba w 1 klasie pani pokazywała nam tą piosenkę-elementarz kaszubski.
kaszeba No jo, ja jistem z Kaszub,
moga cie poduczyć, jestem wyżej Czerska.
myszka 300 Mieszkam w Kartuzach
– stolicy Kaszub, nie uczę się tego języka,
nie rozumiem ludzi mówiących w tym
języku, a szczególnie swojej babci (lol).
Moje ulubione słowa, to buksy (spodnie),
stryfle (skarpety) i jo (tego chyba nie muszę tłumaczyć xD
RosarioOkotte Mnie kiedyś uczył
Kaszubskiego kolega... Ale cholera zapomniało się. Ja ze Śląska. Konkretniej z Gliwic... Sorki, nie pomogę.
Dixsa-san Ja jestem ze Śląska, więc
znam jedynie gwarę śląską.
misiulek kochany Ja jestem z Kaszub, umiem dobrze, jak masz jakieś kłopoty, to pisz.
POMERANIA STËCZNIK 2013
Z dwutygodnika
LISTY DO REDAKCJI
Bë „Kaszëbë” Kaszëbom
Redakcji ë „pismu” – jak nôwicy zamówień na „Kaszëbë”, bë pod każdą strzechą
je czëtalë, bë o wszëtczim do Niej pisalë, bë
wszëtcë Waji powôżalë!
A wama, Wasce Redaktorze, wiele lëstów
z ląde, morza ë cëdzych krajów! Wiele szczęsca dlô Waji ë wiele pocechë z „Kaszëbów”.
A dlô czëtających naji ë Waji pismo – tëch
pôrë postrówków slę jem, bë „Kaszëbë” je Kaszëbom przekôzale, ë lepszy Nowy Rok jima
żëczële!
Toczków Ksawer
„Kaszëbë”, 1960, nr 2, s. 3
Szybciej budować
(z rubryki Z Kaszub)
W Kościerzynie, mieście liczącym 14 tys.
mieszkańców, przychodzi na świat corocznie
przeciętnie 800 niemowląt, związków małżeńskich zawiera się około 150. Nie dziwota,
że w tej chwili 226 rodzin czeka na przydział
mieszkania.
(sp.)
„Kaszëbë”, 1960, nr 4, s. 6
Dom czy walizka?
(z rubryki Z Zaborów)
W dniu 29 kwietnia 1959 roku kino objazdowe ostatni raz wyświetlało filmy w Kielnie.
Od tego czasu, mimo interwencji Komitetu
Gromadzkiego PZPR, mieszkańcy Kielna nie
oglądali ani jednego filmu. Wielka świetlica,
posiadająca doskonałą akustykę, „leży odłogiem”. Spodziewamy się, że w najbliższym
czasie kino objazdowe zawita także do Kielna.
Czersk jest starym, zabytkowym miasteczkiem, dobrze znanym z Zespołu Pieśni i Tańca
„Kaszuby”. Troska niektórych mieszkańców
o zabytkowy charakter miasta zdaje się za daleko sięgać. Tu i ówdzie spod cienkiej warstwy
malatury frontowych ścian wyzierają różne
niemieckie: „Goldwaren”, „Lederwaren”, „Blumengeschafty” itd., pamiętające chyba jeszcze
czasy pruskie.
Dom mieszkalny nie może być podobny
do walizki, tym piękniejszej i cenniejszej, im
więcej oblepionej etykietami różnych hoteli
i miejscowości zagranicznych.
(A.N.)
„Kaszëbë”, 1960, nr 2, s. 4
(Zb.S.)
„Kaszëbë”, 1960, nr 3, s. 4
Czekamy na kino
(z rubryki Z Kaszub)
Uroczy salon
(z rubryki Z Kaszub)
Jest jedna piękna sala w kościerskim ratuszu. Świeżo wymalowane ściany, boazerie, łukowe żyrandole, perski dywan i dębowe meble.
Za przyjemność posiedzenia w tym pokoju śliczne kościerzanki płacą dozgonną wiernością. Tylko sala ślubów może tak wyglądać.
(sp.)
„Kaszëbë”, 1960, nr 4, s. 6
Wieś na końcu
(z rubryki Z Kaszub)
W Bytowie w ubiegłym roku plan zbiórki
na szkoły Tysiąclecia został wykonany w 148
proc. Natomiast chłopi w powiecie wykonali
plan zaledwie w 50 proc. Słabo, przyjaciele…
Hugonoci w Słupsku
(z rubryki Z Ziemi Słowińców)
Kto wie, że na Pomorzu Zachodnim do
niedawna była znaczna kolonia Hugonotów
francuskich? Otóż po r. 1721, uchodząc przed
prześladowaniami francuskimi, w Szczecinie
a także na Ziemi Słowińców osiedliło się wiele
rodzin francuskich. W Słupsku i okolicy rozpowszechniła się np. rodzina Bolduanów, pochodząca od generała francuskiego de Bolduan.
Drugą, bardziej zniemczoną rodziną francuską
byli Reimani w Klukach. Pierwsza rodzina na
ziemi słupskiej przetrwała do r. 1945, natomiast Reimani mieszkają w Klukach do dnia
dzisiejszego.
(g)
„Kaszëbë”, 1960, nr 4, s. 6
(g)
„Kaszëbë”, 1960, nr 4, s. 6
7
50 LAT „POMERANII”
UWAGA
PRENUMERATORZY!
Podobnie, jak w ubiegłym roku,
także w tym nasi prenumeratorzy
będą mogli otrzymać jedną książkę
– tę, którą wybiorą z poniższej listy.
Prosimy o wskazanie konkretnego
tytułu do końca czerwca 2013 r.:
• telefonicznie (nr 58 301 90 16),
• mailowo ([email protected])
• za pośrednictwem poczty
(Redakcja „Pomeranii”,
ul. Straganiarska 20–23,
80-837 Gdańsk).
•
Antologiô kaszëbsczi dramë. Spòd
strzechë na binã
•
J. Borzyszkowski, C. Obracht-Prondzyński – Młodokaszubi.
Szkice biograficzne
•
K. Ickiewicz – Kaszubi w Kanadzie
•
M. Kargul – Abyście w puszczach
naszych szkód żadnych nie czynili…
•
J. Karnowski – Aleksander Majkowski. Wspomnienia – listy – uwagi
•
C. Obracht-Prondzyński – Zjednoczeni w idei. Pięćdziesiąt lat działalności Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
•
8
E. Pryczkowska, T. Wejer, D. Formela – W krôjnie Grifa. Téatrowé
scenarniczi
•
To je słowò Bòżé. Lekcjonarz
mszalny w języku kaszubskim
•
Literatura kaszubska. Materiały
pokonferencyjne,
pod red. Z. Zielonki
NAJE NÔDGRODË
Òsoblëwi rok,
òsoblëwé planë
Skrë wcyg padają
Ju òd 50 lat „Pomerania” (na zôczątkù „Biuletyn Zrzeszenia Kaszubskiego”) rozkòscérzô miłotã do Pòmòrzô westrzód swòjich Czëtińców. Przódë nie bëło jich za wiele – „Biuletyn” wëchòdzył w nôkładze
kòl 300 ekzemplarów, ale ju w 80. latach, czedë cządnik béł nômòcniészi, drëkòwónô nawetka do 4200 sztëk pismiona na miesąc.
(…) Òrmùzd wëcygnął rãkã i spòd grobòwégò kamienia wëdobéł gôrsc prochù bòhaterów i sôł gò
jak séwca seje zôrno na przëchòdné żniwa kù wschòdowi słuńca i zôchòdowi, kù nórtu i pôłniu.
A proch szedł kù zemi, jak rôj gwiôzd, jak żôlącé skrë. A gdze spadła skra, tam wëtrisnął òdżin ze
swiãti zemi i łącził sã z ògniã w płom.
Aleksander Majkòwsczi, Żëcé i przigòdë Remùsa
Jubileùszowi rok chcemë ùtczëc na rozmajiti ôrt. Zaczniemë òd tradicyjny ùroczëznë z leżnoscë wrãczeniô Skrów Òrmùzdowëch, na jaką ju terô serdeczno
rôczimë wszëtczich lubòtników „Pomeranii”. Ò drobnotach tegò wëdarzeniô
mdzemë infòrmòwac na stronie kaszubi.pl
i w gromicznikòwim numrze najégò cządnika.
Òb czas rokù jesz rôz pòtkómë sã
z Czëtińcama òb czas ùroczëstégò nadaniô
jedny z gduńsczich szaséjów miona wielelatnégò przédnégò redaktora „Pomeranii”
Wòjcecha Czedrowsczégò.
Ò nim, a téż ò czile jinëch zasłużonëch
dlô najégò pismiona lëdzach, bãdzemë
pisac w cządnikù. Na zôczątk bédëjemë tekstë ò pierszi redaktorce – Izabellë
Trojanowsczi. Nie zabądzemë téż ò tëch,
co nôdłëżi robilë dlô naji, jak Kristina
Pùzdrowskô, chtërna jakno sekretéra redakcje abò zastãpca przédnégò redaktora
pòswiãcyła „Pomeranii” 29 lat (1975–2003).
Niewiele krodzy sparłãczony béł z najim
cządnikã Stanisłôw Janke, nôleżnik redakcjowégò karna przez 25 lat (1980–2004).
Nie chcemë w tëch wspòminkòwëch
artiklach pisac historicznëch biogramów,
ale przédno pòkazëwac lëdzy, jich miłotã
do Pòmòrzô, codniową robòtã i to, jak òdbiérają jich ti, co mielë mòżlëwòtã z nima
wespółrobic abò sã drëszëc.
W nym jubileùszowim rokù chcemë
téż wëdac ksążkã – w jedny pùblikacji
zbierzemë 50 wôżnëch tekstów z „Pomeranii” z rozmajitëch lat. Bãdą to artikle,
jaczé zmieniwałë Pòmòrzé abò kawle
zwëczajnëch lëdzy, artikle, ò jaczich gôdało sã latama nié blós westrzód nôleżników
Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô.
Jeżlë równak nie chcemë, żebë na
50-lecym skùńczëło sã dzejanié najégò
pismiona, brëkùjemë téż pòsobników tëch
wiôldżich gazétników sprzed lat. Bãdzemë
jich szukac òb czas dwùch latosëch zéńdzeniów dlô piszącëch pò kaszëbskù. Rôczimë
na nie kòl 20 młodëch lëdzy, chtërny mają
chãc zrobic cos dlô tatczëznë i rozwijac
swój szëk do pisaniégò bëlnëch tekstów.
A dlô tëch kąsk barżi ju zdrëszonëch
z kaszëbsczim lëteracczim słowã rëchtëjemë z leżnoscë 50-lecô „Pomeranii” prozatorsczi kònkùrs. Na méstrów czekają dëtkòwé nôdgrodë i òtemkłi plac na jich tekstë w najim cządnikù.
Jubileùsz bãdzemë téż mielë starã ùtczëc wëstôwkama i radiowima aùdicjama pòswiãconyma najémù cządnikòwi.
Ò wszëtczim Czëtińcowie doznają sã
z „Pomeranii”, stronë kaszubi.pl i rozmajitëch pòmòrsczich mediów.
Jak je widzec, planë są bògaté, kò na 50
lat ni mòżna jinaczi…
Red.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Taczé skrë rok w rok Redakcjowé
Kòlegium wespół z redakcją „Pomeranii”
mô starã nalezc i ùczestnic. Wcyg dobri
Òrmùzd seje na całim Pòmòrzim lëdzy,
co rozmieją pòdskacëc w drëdżim człowiekù miłotã do tatczëznë, do robòtë,
do pòswiãceniô swòjich talentów dlô
jinëch. W 2012 rokù stojało przed nama
nadzwëkòwò drãdżé zadanié, bò rozmajité òrganizacje i stowôrë zgłosyłë do
Skrë Òrmùzdowi wnetka 20 kandidatów.
I to prawie westrzód nich jesmë wëbrelë
w demòkraticznym welowanim 6 dobiwców (a tak pò prôwdze 7, bò jedna Skra
je latos dëbeltnô). Zafelało nama zgłoszeniów z bùtna Kaszub, ale dobrze wiémë,
że i tam baro wiele je lëdzy, co mają so
zasłużoné na nôdgrodã „Pomeranii”.
Wszëtczich równak wëprzédnic w jednym rokù sã nie dô. Wierzimë, że latos
tameczné partë Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô i jiné môlowé òrganizacje
zgłoszą nama wiele swòjich kandidatów
i pôrã Skrów trafi na Kòcewié, na Żuławë,
w Tëchòlsczé Bòrë…
Do karna dobiwców òrmùzdowi nôdgrodë dołączają:
Zbigórz Bëczkòwsczi
– przédnik partu KPZ w Łãczëcach, chtëren wrócył w 2008 r. do dzejaniégò prawie
dzãka wasce Bëczkòwsczémù. Òd 2010 r.
mô òn starã ò wprowadzenié ùczbë
kaszëbsczégò jãzëka do szkòłów – zaczął
òd gminë Łãczëce, a pózni szedł na zôpôd.
Latos m.jin. dzãka jegò robòce kaszëbizna
docérô ju do szkòłów słëpsczégò krézu.
Mô nagróné 4-jãzëkòwi film ò Kaszëbach:
„Bëła, je, bãdze”.
POMERANIA STËCZNIK 2013
Teréza Juńskô-Subòcz
i Léna (pòl. Halina) Piekarek
– nôleżniczczi partu KPZ we Gduńskù.
Wastnô Teréza m.jin. òpisywô dzejanié kaszëbsczich pòspólnotów w stolëcë najégò
regionu. Miała starã ò pòwstanié klubù
KPZ w Matarni. Mô téż bëlné zasłëdżi dlô
wprowadzeniô ùczbë kaszëbsczégò jãzëka
w spòdleczny szkòle nr 82 w Klukòwie. Kaszëbską kùlturã rozkòscérzô téż w Dodomie
Òpieczi Caritas w Òlëwie. Léna Piekarek
òd 14 lat prowadzy Pòspólnotã Kaszëbów
i Drëchów Kaszub przë kòscele NMP Różańcowi na gduńsczim Przëmòrzu. Òrganizëje wiele pielgrzimków i wanogów dlô
Kaszëbów. Zawdzãcziwómë ji chòcle rézã
do Wilna, òb czas chtërny kaszëbsczé tłomaczenié Pana Tadéùsza òstało zawiozłé do
Mùzeùm m. Adama Mickewicza.
Ana Miąskòwskô
– nôleżniczka partu KPZ w Wiérzchùcënie. Òd 2001 òrganizëje Kònkùrs
Kaszëbsczégò Wësziwkù dlô ùczniów
spòdlecznëch szkòłów i gimnazjów. Rëchtëje téż pòkònkùrsowé wëstôwczi. Dzãka
ji cãżczi robòce kònkùrs nen òbjimô nié
leno Wiérzchùcëno i gminã Krokòwò, ale
i wikszi dzél nordowëch Kaszub. Wastnô
Miąskòwskô ùczi téż dzecë i młodzëznã
kaszëbsczégò wësziwkù, mô starã przekazëwac wiédzã ò jegò historii.
Paweł Nowak
– ùdbòdôwôcz i artisticzny direktór Midzënôrodnégò Akòrdionowégò Festiwalu
w Sëlëczënie, chtëren w 2012 òdbéł sã ju
dzesąti rôz. Je wespółtwórcą kaszëbsczégò
bicô rekòrdu w równoczasnym granim
na akòrdionie òb czas Dnia Jednotë Ka-
szëbów. Aùtór aùdicje „Jazz na akordeon”,
chtërnã mòże słëchac w Radio Gdańsk,
wespółtwórca kòscérsczégò mùzeùm
akòrdionów, aùtór mùzyczi na platce z nôpiãkniészima kaszëbsczima bôjkama
i łżónkama. Paweł Nowak je téż nôleżnikã
wiele mùzycznëch projektów, np. Klezmoret, Milonga Baltica, Djangology.
Elżbiéta Prëczkòwskô
– nôleżniczka banińsczégò partu KPZ,
szkólnô kaszëbsczégò jãzëka, pòétka, gazétniczka. Prowadzëła kaszëbsczi magazyn
„Rodnô Zemia” w Telewizji Gdańsk, swòje
dokazë pùblikòwała m.jin. w „Nordze”,
„Stegnie”, „Pomeranii”. Je wespółaùtorką
antologii kaszëbsczi dzecny pòézji Mësla
dzecka. Latos, wespół z Dorotą Fòrmelą
i Terézą Wejer, wëdała ksążkã z téatrowima scenarnikama W krôjnie Grifa. Wastnô
Prëczkòwskô prowadzy téż fòlklorowé
karno Mùlczi.
Bòżena Ùgòwskô
– nôleżniczka prezydium Radzëznë Kaszëbsczégò Jãzëka. Tłomaczi tekstë na
kaszëbsczi, prowadzy kùrsë tegò jãzëka.
Je wielelatną jurorką lëteracczégò kònkùrsu M. Strijewsczégò, a téż szkòłowëch
i môlowëch kònkùrsów, m.jin. Rodny Mòwë i Czëtaniô Remùsa. Pòétka. Dzãka ji
spòlëznowi robòce kaszëbsczégò jãzëka
naùczëło sã wiele klerików z Wëższégò
Dëchòwnégò Seminarium w Pelplënie,
gdze prowadzy wëkładë i pòmôgô w dzejanim Klubù Sztudérów Kaszëbów Jutrzniô.
Wszëtczim dobiwcóm winszëjemë!
Red.
9
JÃZËK DLÔ KÒŻDÉGÒ
JÃZËK DLÔ KÒŻDÉGÒ
Nôùka kaszëbsczégò
w XXI stalatim
Dzysdnia ju rzôdkò ùczimë sã kaszëbsczégò jãzëka òd starszich. Zó to mòżemë sã gò ùczëc w szkòle
– òd przedszkòlégò jaż pò wëższé ùczebnie. Kòmù jesz mało, mòże nacësnąc na knąpã pilota zdrzélnika, w jaczim naléze szkólnégò. Mòże téż kòmpùtrową mëszą pòsznëkrowac za ùczbama w jinternece. Kaszëbsczégò mòże sã ùczëc kòżden – nawetka zgnilc ë nen, chtërnémù felëje czasu. Mają
ò to starã spiéwającô młodzëzna, Jeżik Trëker a nawetka Serb, co żëje na Kaszëbach.
M AT É Ù S Z B Ù L L M A N N ,
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN
W jinternece to ùczbë
szëkają chãtnëch
Telewizyjné archiwa to dopiérze
zôczątk tegò, co mòże nalezc w sécë. Na
swòji jinternetowi starnie ùczbã prowadzy Tomôsz Fópka. Jegò jinicjatiwa zwie
sã „Kaszëbsczé słówka jidą w główkã”
ë pòlégô na codniowi pùblikacje słówków
ze słowôrza Bernata Sëchtë. Do te je fòneticzny zapis, „Tómkòwi” przikłôd jegò
ùżëcô w zdanim ë dolmaczënk na pòlsczi
jãzëk. Ne ùczbë Tomôsz Fópka wstôwiô
téż na pòpùlarnégò facebooka.
Na 11 gòdnika pòjawiło so ju 116 partów nëch ùczbów, a mdze jich tëli, kùli
sã dô – gôdô aùtór. Lëdze z taczi ùdbë
są rôd i widzec to pò kôrbiónkach, jaczé
pòjôwiają sã pò wstawienim pòsobnëch
słowów. Tomôsz Fópka dostôwô téż wiele wiadłów na swój profil abò na mejla:
Lëdze dzãkùją za nowé słowa. Proszą, żebë
przesélac to na jich mejlowé kastczi. Nie
jem w sztãdze. Temù pò nowim rokù na
swòji starnie chcã ùprawic tzw. newsletter.
Achtnienim ti robòtë je téż chòcle to, że tej-sej chtos „lajknie” jedno ze słówków. Kò
mógł knypsnąc co jinégò.
Pòstãpnym krokã mòże mdze wëdanié nëch ùczbów na platce abò w jaczim
zesziwkù.
Spiéwno a szpòrtowno
Telewizje na Kaszëbach bédëją swòje
programë na tak zwónëch platfòrmach
kablowëch, do chtërnëch je dostãp w kòżdim môłim ë wiôldżim gardze a ju téż
w niejedny wikszi wsë.
Chcemë chòcbë wzyc telewizjã Teletronik (TVT) z Kôłpina kòl Kartuz. Bédëje
òna program prowadzony przez Eùgeniusza Prëczkòwsczégò, gdze rodny mòwë
ùczi sã… spiéwającë. Kòżden part programù pòzwónégò „Spiéwné Ùczbë” zaczinô
sã – jak sã słëchô przë taczim titlu – òd
kaszëbsczi spiéwë. Dlô nëch, co nie rozmieją pò kaszëbskù, są pòlsczé nôdpisë.
Przez to ùczący sã pòznôwô nowé słówka
a wié, jak zbùdowóné są zdania. Dali je
gôdka młodëch aktorów a grósc doradów òd wastë Preczkòwsczégò. Sygnie
le sadnąc wigódno w zeslu a wzérającë
ë słëchającë, namikac kaszëbizną.
Kąsk jinaczi wëzdrzi to w wejrowsczi Twòji Telewizje Mòrsczi (TTM). Tam
młodi lëdze rëchtëją program „Gôdómë
pò kaszëbskù”. Ju pò pôrã sekùndach je
widzec, że jegò wôrtnotą je szpòrt. Wikszi
dzél aùdicje to scenczi na rozmajité témë.
Czãsto są to parodie nadôwónëch przez
òglowòpòlsczé stacje programów ôrtu:
„Rozmowy w toku”, „Surowi rodzice”.
Pòstacëje, jaczé wëstãpùją w aùdicje, zwią
sã m.jin. Witk Tobacznik czë Józef Parchatnik. Je téż nórcëk, w chtërnym ùczimë sã,
jak czëtac ë pisac pò kaszëbskù, a téż gra-
10
maticzi. Nen dzél prowadzy „jãzëkòznajôrz” dr Jeżik Trëker. Drãdżé słowa ë zwrotë tłomaczoné są na pòlsczi jãzëk.
Telewizyjné programë, chòc pò kablowi sécë nie wszãdze mògą duńc, mają
dosc tëli òbzérników. Jak gôdają jich
aùtorzë – je to widzec chòc w mejlach, co
przëchôdają do redakcjów.
Lëdzóm przede wszëtczim widzy sã to,
że naju program je szpòrtowny – pòdsztréchiwô Adóm Hébel z TTM – a nas
ceszi, że przë smiéchù mògą sã czegòs naùczëc.
Nie felëje téż kriticzi. Nôwicy òbzérnikòw je procëm germanizmóm.
Chcemë, żebë program béł jak nôbarżi
prôwdzëwi, aùtenticzny. Dlôte ùżiwómë
w nim jãzëka, jaczi na co dzéń czëjemë
w najim òkòlim – òdpòwiôdô Hébel.
Dlô tëch, co ni mają kòl se doma kablowëch telewizjów, nick straconégò.
Archiwalné partë kaszëbsczich aùdicjów
mòże nalezc w jinternece.
Ùczbë nié le dlô swòjińców…
Swòjã ùczbã na facebookù prowadzy
badéra kaszëbsczégò jãzëka dr Duszan
Pażdżersczi, jaczi pòchôdô z Serbie. Pra-
POMERANIA STYCZEŃ 2013
POMERANIA STËCZNIK 2013
Òdjimczi z programù „Gôdómë pò kaszëbskù” w Twòji Mòrsczi Telewizji.
wie dlô swòjich domôków wemëslił tã
ùdbã i pòzwôł „Кашупска реч за данас”
(Kaszëbsczé słowò na dzysô). Słówka, jaczé trôfiają na starnã, są wëbiéróné przë
leżnoscë rëchtowaniô przez niegò kaszëbskò-serbsczégò słowôrza.
Zaùwôżajã wszelejaczé jinteresującé
wërazë baro pòdobné do serbsczich, a chtërnëch ni ma w pòlsczim; taczé, jaczé stanowią òglowòsłowiańską spùscëznã. Jô chcôł
je pòkazac mòjim znajomim.
Jak dodôwô badéra, mia to bëc barżi
rozkòscérzanié jak ùczba, ale słówkama
zajinteresowało sã dosc wiele lëdzy, tak
Serbów, jak Kaszëbów i Pòlôchów, z czegò wëchôdają dosc bëlné kôrbiónczi. Na
kùńc ùszłégò rokù béł nawetka ògłoszony kònkùrs na „kaszëbsczé słowò rokù”.
Jinternaùcë mòglë wëbierac z nëch bédowónëch przez Duszana Pażdżersczégò.
(Na czas pisaniô tegò artikla nie bëłë jesz
znóné wëniczi.)
Ùczba kaszëbsczégò wkół nas…
Kaszëbsczi jãzëk, mòżna rzeknąc, że je
ju wszãdze. Òkróm ùczbów, ò chtërnëch
bëło wëżi, są téż jiné, „codniowé”. Kò corôz wicy słówków je wkół nas. Nalezc je
mòże chòcbë na tôflach z pòzwama wsów
a miast, w zachãcbach, w hańdlowëch
ceńtrach, w jôdnëch kôrtach w gòspòdach
a w wiele jinszich môlach.
Kò przez bëtnosc kaszëbiznë w codniowim żëcym namikómë nią, kòdëjemë jã
w pòdswiądze. Ùczimë sã ji… nié ùczącë sã.
Ùczba kaszëbsczégò w sécë
• Spiéwné Ùczbë:
http://www.teletronik.tv
• Gôdómë pò kaszëbskù:
http://www.telewizjattm.pl
• Kaszëbsczé słówka jidą w główkã:
www.fopke.pl
• Кашупска реч за данас:
www.facebook.com/dusanvladislav.pazdjerski
11
45-LECIE TORUŃSKIEJ POMORANII
45-LECIE TORUŃSKIEJ POMORANII
zorganizowanym przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie w Gdańsku 19 i 20
października. Czekamy na kolejne tego
typu przedsięwzięcia, które mogą zaktywizować młode pokolenie.
To był dobry czas, ale...
Przez ostatni rok byliśmy bardzo aktywni, ale trzeba zaznaczyć, że to zasługa zaledwie siedmiu
osób. Organizowaliśmy wycieczki po Pomorzu, spotkania filmowe, warsztaty, wystawę, uczestniczyliśmy w konferencjach i seminariach.
Wyprawy nie tylko pomorskie
Motywem przewodnim sześciu wycieczek byli mennonici i osadnicy olęderscy, szukaliśmy miejsc, w których
pozostały po nich ślady. Jak się okazało,
niektóre cmentarze, budynki czy kościoły były dobrze zachowane, jednak
większość takich obiektów można było
odnaleźć tylko dzięki znajomości starych
map i wiedzy okolicznych mieszkańców.
Dwie pierwsze wyprawy odbyły się pod
koniec 2011 r. do Wielkiej i Małej Nieszawki, Cierpic i Przyłubia. Byli z nami
m.in. członkowie Studenckiego Koła Naukowego Historyków Kościoła. Celem
kolejnej wycieczki – na którą wybraliśmy się wiosną 2012 r. – był cmentarz
mennonicko-ewangelicki w Silnie. Podczas czwartej dotarliśmy na Żuławy,
gdzie w Stogach Malborskich znajduje
się największy w Polsce cmentarz mennonicki. Kwietniowa wędrówka zaprowadziła pomorańców do miejscowości
na prawym brzegu Wisły: Cegielnika,
Czarnych Błot, Zarośli Cienkich, Gutowa i Pędzewa. Ostatnia wyprawa odbyła
się pod koniec maja, a jej trasa prowadziła z Bydgoszczy Łęgnowo do Solca
Kujawskiego.
Jednym ze współorganizatorów tych
wycieczek był Michał Piotr Wiśniewski,
który prowadzi stronę poświęconą cmentarzom innowierczym w województwie
kujawsko-pomorskim i uczestniczy w renowacji zapomnianych nekropolii. Bardzo mu dziękujemy za współpracę.
Projekcje filmów, referaty,
konferencje...
Podczas spotkań naszego klubu oglądaliśmy filmy o tematyce pomorskiej:
„Blaszany bębenek” w reż. V. Schlöndorffa, „Weiser” W. Marczewskiego oraz „Miasto z morza” A. Kotkowskiego. Ponieważ
wszystkie te dzieła są ekranizacjami
12
Europejska Noc Muzeów 2012: „Idylla kaszubska” – wystawa zbiorów klubu. Fot. N.Z. Czapiewska
książek, po projekcjach rozmawialiśmy
m.in. o zależnościach między literaturą
a filmem. „Miasto z morza” było także
podstawą do dyskusji nad obrazem Kaszubów w kinematografii.
Na jednym z zebrań nasz opiekun
naukowy, ks. prof. dr hab. Jan Perszon
wygłosił odczyt o tożsamości kulturowej
Kaszubów, a na następnym członek klubu
Paweł Becker zaprezentował współczesne
metody badań genealogicznych dla pomorskich rodzin mieszczańskich.
Podczas Dnia Jedności Kaszubów
pomorańcy spotkali się z toruńskim oddziałem ZKP – w karczmie Damroka
mieszczącej się w XIX-wiecznej kaszubskiej chacie. Uznaliśmy, że w nielicznym
gronie warto łączyć swoje siły.
Toruńskie pomoranki, organizatorki
warsztatów hafciarskich, o czym za chwilę, nie mogły nie wziąć udziału w konferencji FolkJo, która odbyła się w połowie
czerwca w Redzie, ponieważ mówiono na
niej m.in. o wpływie dizajnu na uwspółcześnienie pojęcia folkloru i o tym, czy
odejście od ludowego postrzegania kaszubskiego wzornictwa może się przyczynić do zmiany wizerunku Kaszub.
Reprezentacja toruńskiej Pomoranii
uczestniczyła ponadto w seminarium
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Warsztaty hafciarskie i wystawa
Jedną z najważniejszych imprez dla
toruńskich pomorańców był kwietniowy
XII Festiwal Nauki i Sztuki, podczas którego zorganizowaliśmy 4-dniowe warsztaty haftu kaszubskiego pn. „Kaszubskie
podróże po płótnie i dziurze”. Zajęcia
odbywały się w Muzeum Etnograficznym w Toruniu, którego pracownikom
bardzo dziękujemy za pomoc. W pierwszym dniu warsztatów gościliśmy hafciarkę z Kaszub Danutę Niechwiadowicz.
Podczas warsztatów uczestnicy – dzieci,
młodzież i dorośli – mogli sprawdzić swoje siły przy igle i nitce, zapoznać się z historią i kulturą Kaszub, lepić wzory haftu
kaszubskiego z plasteliny oraz kolorować
motywy kredkami.
Z okazji tegorocznej Europejskiej
Nocy Muzeów Pomorania przygotowała
w toruńskim Muzeum Etnograficznym
wystawę „Idylla po kaszubsku”. Zaprezentowano na niej miłosne motywy
haftu kaszubskiego (w tym szybki kurs
haftowania), etno-dizajn, zagadki kaszubskie, teksty kaszubskie o zabarwieniu miłosnym oraz wiele innych atrakcji,
m.in. można było układać wzór kaszubski
z drewnianych klocków, co jak się okazało, wcale nie było łatwe.
Jesienno-zimowe spotkania,
projekty, marzenia
W listopadzie klub zorganizował dwie
wycieczki po zapomnianych toruńskich
cmentarzach, by upamiętnić tych, którzy
na nich spoczywają. Na kolejnym spotkaniu z filmem obejrzeliśmy „Ostatnią Wieczerzę” w reżyserii Sylwestra Latkowskiego. Przed projekcją prezes klubu wygłosiła odczyt o powieści Pawła Huellego
„Ostatnia wieczerza”, w której nie brakuje
nawiązań do Pomorza i Kaszub. A w grudniu obchodziliśmy jubileusz toruńskiej
Pomoranii.
Jak widać z powyższego opisu, w roku 2012 zrobiliśmy sporo.
Podczas tegorocznego Festiwalu Nauki i Sztuki planujemy zorganizowanie
Pomorskiej Nocy Literackiej. Marzy nam
się jeszcze mała publikacja...
Natalia Zofia Czapiewska
POMERANIA STËCZNIK 2013
Tylko studentów
brak…
8 grudnia 2012 r. Klub Studentów Pomorania w Toruniu uroczyście świętował 45-lecie powstania. Początki klubu sięgają grudnia
1967 r., a wśród jego założycieli i pierwszych członków byli m.in.
Szczepan Lewna, Janina Borzyszkowska, Tadeusz Lipski, Ryszard
Tusk, Felicja Baska. Opiekunem KSP jest ks. prof. dr hab. Jan Perszon. Z obecną przewodniczącą Natalią Zofią Czapiewską rozmawiamy o dzisiejszej sytuacji toruńskich pomorańców.
Jak wygląda kondycja KS Pomorania
w Toruniu 45 lat po jego powstaniu?
Niestety, nie jest najlepiej. Robimy co
prawda sporo, ale wszyscy aktywni
członkowie Klubu są już na V roku studiów. Jeśli nie uda się nam zainteresować
działalnością Pomoranii studentów młodszych lat, to istnienie toruńskiego klubu
stoi pod znakiem zapytania.
Póki co jesteśmy dobrej myśli i działamy,
choć jest nas tak niewielu. Ale w końcu
nie ilość się liczy, tylko jakość…
Obawiasz się zatem, że 50-lecia nie będzie już komu świętować?
Trochę tak. Między innymi dlatego przygotowaliśmy te obchody już teraz. Nie wiemy,
co będzie za kilka lat, a toruńska Pomorania
w swojej historii już kilkakrotnie zawieszała działalność. Poza tym taka uroczystość to
dla nas świetna okazja do promocji. Zrobiło
się o nas głośniej na uniwersytecie, w mediach… Liczymy, że dzięki temu kilka osób
zechce zapisać się do klubu.
Co robicie, żeby zachęcić studentów
do wstępowania w wasze szeregi?
Staramy się organizować ciekawe zajęcia,
spotkania, wycieczki. Poza tym promujemy się w internecie, np. na Facebooku,
gdzie mamy swojego fanpage`a.
Czy pomimo sporej odległości od Kaszub właśnie ten region jest w centrum waszych zainteresowań?
Warsztaty haftu kaszubskiego. Fot. N.Z. Czapiewska
Oczywiście. Język, kultura i tradycje kaszubskie są bardzo interesujące i ważne,
ale jako że przebywamy w Toruniu, to
właśnie tu jest nasz punkt wyjścia. Szukamy w tym mieście śladów po Bądkowskim, Derdowskim, Karnowskim. Podczas
naszych wycieczek poznajemy nie tylko
Kaszuby, ale całe wielkie Pomorze.
Czujecie wsparcie ze strony miejscowego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego?
Tak, staramy się ściśle z nim współpracować, ale dużą pomoc świadczy nam również Zarząd Główny ZKP, nasi rówieśnicy z gdańskiej Pomoranii, koła naukowe
z Torunia, tutejsze Muzeum Etnograficzne
oraz władze Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Tak więc wsparcia nie brakuje
z różnych stron. Brakuje studentów chętnych do pracy w klubie.
Rozmawiał Dariusz Majkowski
13
50 LAT Z „POMERANIĄ” – PIERSZÔ REDAKTORKA
50 LAT Z „POMERANIĄ” – PIERSZÔ REDAKTORKA
Izabella Trojanowskô
– mój pòzdrzatk
ARTUR JABŁOŃSCZI
Napiszë ò wastnie Izabellë Trojanowsczi
– rzekł do mie przédny „Pòmeranie”. Të jã
dobrze znôl, wa razã robia przez cziles lat
– dopòwiedzôl na zachãtã. Jô sã zgòdzyl.
Leno czej przëszlo do napisaniô tegò tu
tekstu, zacząn jem sã mëslec, że nie je
prôwdą, jiże jô znôl Trojanowską. Gwës
znôl jã Lech Bądkòwsczi, dlô chtërnégò
bëla Najukochańszą (społecznie), mòże Frãc
Fenikòwsczi, co czul sã pòddónym naszej
pani Księżnej, mést Bòles Fac, chtëren jak
sóm napisôl, bél pilnym uczniem Izy. Nié
jô. Jesz czilenôsce lat dowsladë, czej jem
pisôl ò ni do drëdżégò numra „Zsziwka”, zarô pò ji smiercë w 1995 r., bél jem
gwësny, że bëlo jinaczi. Terô jô dozdrzenil
ë wiém, że to òna rozsądzëwala, chto ë jak
blëze ni móg bëc. Dlôte to, co naskòblã
ò wastnie Ize, bãdze leno mòjim ò ni pòzdrzatkã.
Sama przez calé żëcô?
Je takô lëfórka karna Wãdzëbôczi, co
òni w ni spiéwają Òna sama szla… Skądka
aùtór nëch slów znôl Izabellã Trojanowską, tegò jô ni mògã wiedzec. A mòże to
dô wicy taczich niastów? Ale sama przez
calé żëcô? Òdkądka jô bél pierszi rôz w ji
mieszkanim przë Warińsczégò we Wrzeszczu, na mësla, z kim wastnô Iza dzelëla
nômniészé redoscë ë nôskrëtszé smùtczi
swòjégò żëcégò, nie dôwala mie spòkòju.
Kò doch nié z kaszëbsczim òwczarkã, co
gò nazwala Bùrą, ë nié z Joką, ji òstatnym szczërzã. Czlowiekòwi mòcnémù,
mądrémù, dzyrzczémù, chtëren z cekawòscë swiata zrobil swòjã nôwikszą barń,
nie sygnie pies. Zrzeszeniowi lëdze cos tã
wiedzelë do gôdczi… Mlodi gazétnicë lubią znac prôwdã. Gôdają, że ni ma glupëch
pëtaniów. Tej w kùńcu, sedzącë w zeslu
w „paradnicë” mieszkaniô na Warińsczégò
z peperkùszkã w rãce, spitôl jem sã: Mielë
wë czedës chlopa? Trojanowskô nawetka
nie òdstawila tasczi w kaszëbsczé kwiatë
z Lubianë, leno zaczãna pòwiadac, że bëla
krótkò z jednym, ale òn kòchôl górë ë nartë, a òna mòrze ë żôgle, tej weslala gò ze
14
swòją kòleżanką na górską wanogã ë bél
spòkój rôz na wiedno. Òd te czasu nie jem
gwës, czë ni ma glëpasëch pëtaniów.
Czej bëlë mlodima, wiele krëjamno (?)
kòchalo sã w Ize. Lechù napisôl dlô ni dokôz Bajka o Starym Wróblu, chtërny w maszinopisu dôl ji w darënkù z dedikacëją:
Dar – w ostatecznej formie – w Chmielnie,
dnia 16.9.51 r., jako przyczynek do autobiografii LB. Wòjcech Czedrowsczi, jak
przëniósl nã lëteracką miniaturkã na zéńdzeniô redakcjowéhò karna „Zsziwka”,
przed wëdanim drëdżégò numra, pùscyl
do naji òkò, kôzôl czëtac ë pòkazowôl na
dedikacjã, co jã nazwôl skrycie suchą. Wiele lat pòtemù, na zéńdzenim pò mszi, co
kòżdégò rokù òdprôwiô za dëszã Trojanowsczi ksądz infùlat Wieslôw Laùer, bëla
gôdka ò wëdanim tegò wszëtczégò, co je
òstóné w spòsobie pò Izabellë. Ale tej zôs
chtos, mòże redaktór E. Szczesôk, a mòże
redaktorka E. Górskô z Fùnduszu Stipendialnégò I. Trojanowsczi, a mòże jesz chtos,
ze spùszczoną glową napòmknąn blós, że
jak wëdawac, tej jednakò wszëtczégò nié.
Iza bëla doch blëzkò z J.D., a ne jich lëstë…
To doch nie je do pùblikòwaniô. Lëdze
mògą nie zrozmiôc.
Wëmôgala òd drëdżich ë òd se
Cos jã gònilo wcyg… spiéwają Wãdzëbôczi. To jo, to je ò ni. Chùtkò żëla. Bëlo ji
wszãdze fùl, wszëtkò brëkòwala wiedzec,
wszãdze wsadzëc swój pąkt. Lubila bëc
z mlodima, żebë jich ùczëc, ale dëcht nié
blós pò to. Òni dôwalë ji mòc do codniowi
robòtë. Gònila jich czasã òd rëna do nocë
pò calëch Kaszëbach ë gôdala: nôprzód Kaszëbë, nôprzód robòta, a czej sã òbrobita,
tej pùdzeta na ùcechã. Czë w tim bëlo cos
nadzwëczajnégò? Kò mòże nié, leno chto
gôdôl, że wastna Iza bëla nadzwëczajnô?
Wëmôgala òd drëdżich ë òd se. Blós taczi
Kaszëbi są. Że nie bëla Kaszëbką? Z krwie
ë gnôta nie bëla. Swiądã miala. Wikszą jak
niejeden rodzony. Nie wiém, czë tak bëlo
czedës téż, ale w ji òstatnëch latach bëla
zarô nerwés, czej cos jã mialo òdcygac òd
kaszëbsczi robòtë. Mier`zelo jã, czej më
mlodi òbzéralë sã za dzéwczãtama abò czej
Talent i żëcé pòswiãca
Kaszëbóm
chcelë jesmë sã ju żenic. Chòc jak bél mùsz,
a czlowiek przëszedl do ni jak do czlowieka pògadac, przestôwala mùr`zëc sã
ë pòmôgala wszëtczima swòjima mòcama.
Wiele ë rozmajiti doznalë òd ni pòmòcë.
Stôri gduńszczónie, Damroka Majkòwskô,
Anna Łajming, Aleksander Labùda, Józef
Cenôwa, Wladzia Wiszniewskô, Hana
Òstrowskô ë ji sąsôdzë z Dzéwczi Górë.
Mie dwa razë rëtala żëcô. Rôz, czej przëszlo
sã dosc chùtkò żenic ë jô brëkòwôl robòtë,
a drëdżi rôz, czej jô jachôl w lëstopadnikù na wanogã sztudérów do Petersbùrga.
Czejbë nié ten prôwdzëwi kòżëch z òwczi
skórë, co jô gò òd ni tej dostôl, mòże jô bë
tã nawetka zamiôrzl… Skądka òna miala
ne wszëtczé ruchna, chtërnyma òbdzélala
pól Kaszëb? Do kùńca czuwala nad wszëtczim. A scenarnik do òstatny swòji „Rodny
Zemi” pisala w bòlnicowim lóżkù.
Robila to, co chcala robic
Czë to czasã ne Wãdzëbôczi nie pisalë
ò ni: Òna chcala cągle jic…Trojanowskô
nie robila niczegò dlô gwôsny wigòdë.
Robila to, co chcala robic. Mëslã, że prawie temù bëla wiedno pò dobri starnie.
W 1956 w redakcëji pismiona „Kontrasty”
ë czej pòwstôwalo Kaszëbsczé Zrzeszenié
tã téż, w 1963 przë nôrodzenim cządnika
„Pomerania”, w marcu 1968 pòd gduńsczim Żakã, w zélnikù 1980 z ekspertama
Solidarnoscë, chtërny razã z Bądkòwsczim
wëmikalë sã czasã ze Stocznie nad renã na
kaszëbską prażnicã ù Trojanowsczi, w latach 1980–1983 jakno przédniczka Òglowégò Zarządu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô, w 1990 w gduńsczi telewizje
przë programie „Rodnô Zemia” ë na sztót
jakno zastąpiôczka direktora TVG.
Hôwele, taczi móm pòzdrzatk na wastnã Izã. Mògã jesz pòdac nôlepszą definicjã
zjawiszcza pòd nazwanim Izabella Trojanowskô. Napisôl jã Bòleslôw Fac: „Solidarna z przyjaciółmi, gotowa do wsparcia
zagrożonych, nie zważająca na własne bezpieczeństwo, ostrzegająca naiwnych przed
popełnieniem głupstwa”.
Artikel je napisóny
w bëlacczi òdmianie kaszëbiznë.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
21 łżëkwiata 2013 rokù minie òsmënôsce lat òd smiercë Izabellë Trojanowsczi. Òb ten czas wërosło
ju całé pòkòlenié mieszkańców naszi kaszëbsczi zemi, chtërny òna – jak je napisóné na ji grobie na
gduńsczim Srebrziskù – pòswiãca swój talent i żëcé.
EÙGENIUSZ PRËCZKÒWSCZI
Pò tëli latach nie je ju letkò dokładno
przëbôczëc so nawetka chwile, chtërne
miałë wiôldżé wpłiw na pózniészé żëcé.
Kò dlô mie to prawie wastnô Izabella bëła
na zôczątkù mòji warkòwi drodżi gazétnika. To nôwicy ji ùdbë i pòdpòwiescë sprawiłë, że òdeszedł jem czësto òd inżinérny
stegnë, a òddôł sã do kùńca gazétnictwù,
przede wszëtczim telewizyjnémù. Przez
to dërch mògã łączëc dzejanié dlô ùmiłowóny Tatczëznë z warkòwą robòtą.
Najô przigòda
z telewizyjnyma ùczbama
Jak to sã zaczãło? Tu wôrt sygnąc pò
wspòmóżkã. Mòże nią bëc np. wspòmink
pt. „Lata mijają”, jaczi jô ògłosył krótkò pò pògrzebie Izabellë Trojanowsczi
w drëdżim numrze pismiona „Zsziwk”.
W tim numrze je zachòwónëch wiele
drobnotów z ji żëcégò i robòtë (wiôlgô
w tim zawdzãka jinszégò Stolema, Wòjcecha Czedrowsczégò), téż to, co dzejało
sã na Dzéwczi Górze kòle Gôrcza, dze
mia swòjã chëcz, w chtërny rôd òb lato
biwała. W tim wspòminkù czëtómë: Tak
bëło i pòd kùńc zélnika 90 rokù, czej jakno sztudéra pò drëdżim rokù Gduńsczi
Pòlitechniczi zaszed jem tam, prowadzącë
ùczãstników òbòzu adaptacyjnégò [òrganizowónégò przez Klub Sztudérów
Pòmòraniô, chtërnégò przédnikã béł tedë
Heronim Kùcharsczi z Czerska – EP].
Bëło to mòje pierszé zéńdzenié z Wastną
Izą. [Tak pò prôwdze czile razy rëchli më
sã ju widzelë, le na òficjalnëch zrzeszeniowëch ùroczëznach, a dopiérze na Dzéwczi
Górze pierszi rôz doszło do gôdczi i wespółprôcë]. Przez głowã mie bë wnenczas
nie przeszło, że bądze òno miało tak wiôldżé znaczenié dlô dalszégò mòjégò dzejaniô. Skòrno le skùńcził sã òficjalny dzél,
POMERANIA STËCZNIK 2013
Wrãczenié stanicë partu KPZ we Gduńskù. Gòzdze wbijają, òd prawi: Feliks Bòrzëszkòwsczi,
Édmùnd Kamińsczi, Kazmiérz Òstrowsczi, Izabella Trojanowskô, Bruno Synak.
Do ksãdżi wpisywô sã Barbara Rezmer. Òdj. ze zbierów familii Prëczkòwsczich
pòdczas chtërnégò Wastnô Iza òpòwiedza
nóm ò Zrzeszenim Kaszëbskò-Pòmòrsczim,
wzãła mie na stronã i wespół z drëchã Sztefanã Rambiertã przedstawia swòjã ùdbã
robieniô lekcëjów kaszëbsczégò jãzëka
w «Rodny Zemi», chtërny trzecé, mòże
czwiôrté, wëdanié prawie co le sã ùkôzało.
Pò naszi rozmòwie bëła gwësno zadowòlonô a jesz barżi, czej za pôrã niedzél ùdóno
nagrelë jesmë, w studiu gduńsczi telewizji,
pierszi dzélëk lekcëjów. Wëstąpia w nim téż
Kasza Czedrowskô (Anka), chtërny kùńsztowny spòsób przińdzeniô do ti rolë zasługiwô na òsóbny wspòmink.
Tak jem pisôł dëcht pò ji smiercë
w 1995 rokù. Chcemë tej dzys dopòwiedzec, że drãgò bëło nalezc dzéwczã do
tëch ùczbów. Próbë pòdjãté bëłë z czile
dzewùsama – pamiãtóm, że jedno miało
nôzwëskò Bòrzëszkòwskô – le równak
nick z tegò nie wëchôdało, bò ze znajo-
mòscą kaszëbsczégò bëło westrzód nich
dëcht marno. Tekstë pisôł Eùgeniusz
Gòłąbk – bëlny znajôrz kaszëbiznë. Razã
z nim i Markã Cëbùlsczim – në i wastną
Izą – bëłë te próbë prowadzoné. Kùreszce,
czej jem miôł ju na tëli ùdostóné zaùfanié,
jem zabédowôł, że sóm nalézã pasowné
dzéwczã.
Wnenczas bëła tradicjô jeżdżeniô
pòmòrańców na zabawë do Rëmi. Prawie
takô sã zbliżała. Jacha na niã téż Kasza
Czedrowskô (córka znóny dzejôrczi Wandë). Sprawã ùczbów z bëlnym skùtkã jem
ji przedstawił w tuńcu. Në i tak zaczãła
sã mòja przigòda z telewizyjnyma ùczbama, chtërna dérowa w „Rodny Zemi”
przez szesnôsce lat. Przewinãło sã przez
te lekcje cziledzesąt młodëch lëdzy, w tim
téż môłé dzôtczi, jaczé dzys dali prowadzą
ùczbë kaszëbsczégò, le ju w TV Teletronik.
15
PÒŻEGNANIA
50 LAT Z „POMERANIĄ” – PIERSZÔ REDAKTORKA
Pòspólnô robòta przë „Rodny Zemi”
Òd te pierszégò zéńdzeniô mòje wespółdzejanié z wastną Izabellą bëło baro
bòkadné. Tej-sej béł jem w ji chëczach we
Wrzeszczu na Warińsczégò. Mieszkôł jem
le kilométer dali w akademikù na Traùgùtta. Wiele razy më wespół ùkłôdelë
tematë do pòsobnëch dzélëków „Rodny
Zemi”. Ju w séwnikù pòjawiła sã w programie relacjô z głosnëch òżniwinów
w Swiónowie, jaczé më młodi – jakno
karno „Tatczëznë” – rëchtowelë. Pòtemù,
w rujanie, béł téż materiał ò sami „Tatczëznie”. Béł to mój pierszi wëstãp w telewizji, jesz przed ùczbama, jaczé rëszëłë
z pòczątkã lëstopadnika.
Wastnô Iza czãsto téż robiła zéńdzenia
w szerszim karnie, na chtërnëch téż biwelë Zbiszk Jankòwsczi, Gòłąbk, Cëbùlsczi,
Kasza i pózniészi lektorzë ùczbów, jaczi
dochôdelë z kòżdim rokã. Dzes na pòczątkù 1991 rokù do „Tatczëznë” doparłãcził
Artur Jabłońsczi. Czej na zymkù tegò
rokù Trojanowskô pòprosa mie, żebëm
przëszedł czëtac tekstë lektorsczé w programie abò nalôzł kògòs do te, wskôzôł
jem òd razu Artura, z chtërnym jô wnet
zaszedł do ji chëczi. Tak zaczãła sã jegò
droga przë „Rodny Zemi”.
Przekôza nóm swòje doswiôdczenié,
wiédzã i ùczbã
Dwa lata pò pierszim z nią zéńdzenim
zôs jem prowadzył òbóz, tą razą jakno
przédnik Pòmòranii. I zôs jeden z jegò
przëstónków béł na Dzéwczi Górze. Westrzód nômłodszich pòmòrańców bëła téż
Ela Réter, chtërnã jô zabédowôł do ùczbów, bò tej bëłë ju w nich sztërë òsobë.
Pisanié tekstów nôleżało ju tej do mie.
Ela sã baro ùwidza wastnie Ize. Zaczãła
jã brac na zdjãca. Pò nastãpnëch dwùch
latach „Rodnô Zemia” pòkôza nasz slub,
a na wieselim w Łątczënie ji redaktorka bawiła sã razã z małżeństwã swòjich
dzénnikarsczich nastãpników. To przede
wszëtczim w Elë Trojanowskô widza
przińdną redaktorkã programù. Gwësno
nie mësla, że stónie to sã tak flot.
W „Zsziwkù” òsmënôsce lat temù jem
pisôł tak: Pôrã dni przed latosyma Jastra-
16
E. Prëczkòwsczi przemôwiô nad trëmą Izabellë Trojanowsczi. Ceremòniã prowadzëlë: ks. infùłôt Wiesłôw Laùer,
ks. prał. Mikòłôj Samp i ks. Waldemar Naczk. Òdj. ze zbierów familii Prëczkòwsczich
ma òdwiedza nas w naszi nowi sedzbie we
Wrzeszczu [më przez sédmë lat mieszkelë
dzãka dzejôrzowi kaszëbsczémù, dr. Januszowi Kòwalsczémù, w jegò mieszkanim
przë Grunwaldzczi 3]. Czej jem przëjachôł
z mòji rëmsczi robòtë (przë szukanim chtërny
mia téż swój ùdzél), Wastnô Iza mia ju òbezdrzóné mieszkanié i nie ùkriwa zadowòleniô
z faktu, że mómë bezpieczny dak nad głową.
Z ti miłi gòscënë òsta nama pò Ni wspaniałô
i wôrtnô pamiątka – ceramicznô aùtosztatura
Léóna Nécla. Jednakò malineszkô je ji wôrtnota w pòrównanim z doswiôdczenim, wiédzą
i ùczbą, jaczé Wastnô Iza za żëcégò nóm przekôza. Za to mdzemë Ji wdzãczny na wiedno.
Zgódné aktiwné dzejanié
w gduńsczim parce KPZ
Wspòmink pisóny béł pò smiercë Izabellë Trojanowsczi. Doticził leno dzénni-
POMERANIA STYCZEŃ 2013
karsczégò wespółdzejaniô. Równak téż
wiele robòtë bëło w spòlëznowi rësznoce.
Na pòczątkù lat 90. Trojanowskô corôz
barżi nie bëła rôd z dzejaniégò niechtërnëch przédników KPZ. Òsoblëwie na sercu leżôł ji part we Gduńskù, z chtërnym
bëła zrzeszonô òd lat. W 1992 rokù bëłë
wëbòrë. Jô prawie miôł zdóné przédnictwò w Pòmòranii. Tej zachãcywa mie,
żebë wëstartowac w wëbòrach do zarządu gduńsczégò partu. Na przédnika przez
ùstãpùjącé przédnictwò rëchtowónô bëła
Alina Cenôwa. Izabella Trojanowskô
równak chcała zmianë.
Trzeba nadczidnąc, że òna ju wnenczas corôz lepi widza, że dzejanié w Zrzeszenim mùszi bëc òpiarté na drżéniu
kaszëbsczim. Wiedza dobrze, że jãzëk
je fùńdameńtã. Òficjalno przëznôwa
rëcht młodim z „Tatczëznë”; i żlë chòdzy
ò status jãzëka, i téż w sprawie refòrmë pisënkù. Temù zresztą tak baro dba,
żebë w „Rodny Zemi” bëło corôz wicy
kaszëbiznë, chòc sama doch nie rozmia gadac pò kaszëbskù. Tej ùdbała so
zachãcëc Zbiszka Jankòwsczégò, żebë
wëstartowôł na przédnika. Do kùńca ta
kandidatura bëła trzimónô w krëjamnoce. Zbiszk równak, chòc béł dosc swiéżi
wnenczas w dzejanim zrzeszeniowim,
dobéł w wëbòrach. Wastnô Iza sama
weszła do zarządu, a jô téż. Zbiszk zabédowôł Alinie Cenôwie fùnkcjã wiceprzédnika, co z pierwsza òna przëjãła,
ale wnet òdstąpia czësto òd dzejaniô,
tak że na przełómanim lat 1992/1993,
na wniosk przédnika Zbiszka, jô stôł sã
– wierã téż za namòwą wastny Izë – wiceprzédnikã partu we Gduńskù.
Zaczãło sã pòspólné i zgódné aktiwné
dzejanié. Bëłë snôżé zéńdzenia òpłatkòwé
ù ks. Mikòłaja Sampa we Wrzeszczu, bëłë
partowé zabawë, co wiedno kąsk dëtka
dlô partu przëniosłë, bëłë baro rozwinioné
tej Lëdowé Taleńtë, kùreszce bëło wprowôdzanié kaszëbiznë do liturgii Kòscoła
we Gduńskù. To prawie tej – w maju
1993 – zaczãłë sã msze pò kaszëbskù
w kaplëcë kòscoła sw. Jana, chtërne są
tam do dzys.
Òkróm sukcesów bëłë téż i trudné
chwilë, jak ùmercé drëcha Marka Krankòwsczégò, në i w òstatnym rokù ti kadencji, wastny Izabellë.
Mie przëszło jã żegnac na smãtôrzu
w miono karna realizatorów „Rodny
Zemi”, Zbiszk zrobił to jakno przédnik
partu, a òd całi òrganizacji pòżegnôł jã ji
przédnik Jan Wërowińsczi.
POMERANIA STËCZNIK 2013
Andrzeju
– spij w ùbëtkù!
Zark przëkrëła czôrno-żôłtô fana, chtërna zeszła do grobù na
wiedno. Żegnałë gò ùrmë lëdzy. Westrzód nich bëlë nôblëższi i dalszi krewny, sąsadze, drëszë i znajemny, różańcowé róże i nôleżnicë KPZ ze sztërzema stanicama. Niosłë je delegacje z Żukòwa,
Kòlbùdów, Swiónowa i z Banina.
Òdj. ze zbiorów E. Prëczkòwsczégò
Andrzéj Krefta – nôleżnik zarządu
partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô
w Baninie – ùmarł niespòdzajno 6 gòdnika, dëcht pò snôżi ùroczëznie sparłãczony z promòcją platczi karna Młodzëzna,
w chtërnym spiéwô jegò syn Patrik. Przez
czile dni w chëczach Ùmarłégò béł òdmôwióny różańc. Na scanie dërch wisa
czôrno-żôłtô fana i szal z nôpisã „Wiedno
Kaszëbë”. Zrëchtowónô bëła téż piãknô
pùstô noc zakùńczonô piesnią „Kaszëbskô Królewô”, chtërna òsta téż zaspiéwónô òb czas pògrzebòwi mszë, na jaczi òba
czëtania i mòdlëtwë wiérnëch bëłë pò
kaszëbskù.
Pògrzebòwą mòwã wëgłosył Eùgeniusz Prëczkòwsczi, chtëren rzekł m.jin.:
„Lubòtny Andrzeju! W taczi chwilë Twòje żëcé – tak niespòdzajno – dobiegło
swòjégò kùńca, czej jesz w ùszach brzmiałë kaszëbsczé słowa miłosnëch piesni i historia Kaszëbów, jaczi wëjachelë dalek, za
wiôlgą wòdã, i z baro daleka gôdają do nas:
»Wiedno Kaszëbë«, chtërne tak głãbòk
bëłë téż w twòjim sercu. Twòje òdińdzenié
stôwô sã tej dlô nas symbòlã tëch wôrtoscy i téż testameńtã – zadanim nama
òstawionym tu na zemi do czasu, czej sã
znôwù spòtkómë na niebiesczich wiżawach. Niech Ce Matka Bòskô Niepòkalanie Pòczãtô i Królewô Kaszëb w Swiónowie wëprosy ù Bòga wieczné mieszkanié
w niebie. Spij w ùbëtkù!”.
red.
17
ROK KSIĘDZA JANUSZA STANISŁAWA PASIERBA
ROK KSIĘDZA JANUSZA STANISŁAWA PASIERBA
To ziemia Chrystusa…
Janusz Stanisław Pasierb był człowiekiem niezwykle otwartym, odrzucającym
nacjonalizmy i ksenofobie.
Kochał zarówno Kociewie, jak i Kaszuby, czego nawet 20 lat po jego śmierci
nie potrafią zrozumieć niektórzy regionaliści na Kociewiu, cenzurując jego niżej cytowaną wypowiedź (tzn. usuwając
z niej nazwę regionu-sąsiada). Pasierb
napisał przed laty: „Galilejska uroda
Kociewia i Kaszub, lato na Kaszubach
z cieniami białych masywnych obłoków,
wędrujących po wzgórzach, nad polami z dojrzewającym żytem, nad jasnymi kartofliskami, nad ciemnymi lasami,
jeziorami rozsypanymi jak rybie łuski,
nad łubinami krzyczącymi z radości!
Tylko Toskania może stanąć obok tej
uśmiechniętej ziemi. I jak tu nie wierzyć,
że jest to ziemia Chrystusa, który po niej
chodził i został ukrzyżowany na Kalwarii Wejherowskiej, dokąd z pobożnym
weselem szło się na Wniebowstąpienie
z pielgrzymką z Redy. To oczywiste, że
w Pucku obchodzi się odpust na św. Piotra i Pawła, bo Piotr z towarzyszami rybaczyli przecież na Zatoce (…), a Matka
Boska mieszka w Swarzewie, dokąd pielgrzymowałem w deszczu na 8 września.
Apostołowie zresztą to dwanaście wielkich głazów na plaży w stronę Rzucewa
(…). Piękny kaszubski świat…”
Bogdan Wiśniewski, długoletni prezes, a obecnie wiceprezes oddziału kociewskiego ZKP w Pelplinie, piewca Pasierba, w piśmie oddziałów kociewskich
wnioskujących o nadanie rokowi 2013
miana Pasierba stwierdził w nawiązaniu
do powyższego cytatu: „Takich wypowiedzi pełnych poetyckiego spojrzenia
na świat i umiłowania pomorskiej ziemi,
kultury, historii i tradycji znajdziemy
u Pasierba bez liku. Świadczą one i jeszcze
o tym, że był ks. Janusz St. Pasierb swoistym ambasadorem Pomorza, dostrzegającym jego niezwykłą i skomplikowaną
historię, bogatą i różnorodną tradycję
oraz znaczącą rolę w dziejach Polski i Europy”.
Ambasador
Pomorza
K R Z Y S Z T O F KO R DA*
Czym kierowała się Rada Naczelna Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego,
obierając patronem Pasierba? Po kaszubsku nie mówił, ale jak pokazał
w swojej twórczości, miłość do małej ojczyzny można wyrazić, także
nie znając tego języka. Potwierdza to Medal im. Bernarda Chrzanowskiego
„Poruszył wiatr od morza”, który otrzymał od Kaszubów za „twórczość
kształtującą duchowe oblicze Kaszub i Pomorza”.
18
Europa Środka w miniaturze
Patron roku 2013 zachwycał się pomorskim genius loci, pisał: „Patrząc na
Kaszuby, na Pomorze, na Gdańsk nie
można nie dostrzec, że tutaj się zawarła
jakaś tajemnica tej części globu. To jest
jakby Europa Środkowa w miniaturze,
Europa Środka. I w ogóle Europa, która
POMERANIA STYCZEŃ 2013
POMERANIA STËCZNIK 2013
i dziś musi żyć nec temere, nec timide, pomiędzy kolosami”.
Kim był Pasierb dla jemu współczesnych? Wybitny pisarz, historyk, poeta,
eseista. Obecny w wielu ważnych momentach historii, np. na przerwanym
wprowadzeniem stanu wojennego Kongresie Kultury Polskiej, a także na II Kongresie Kaszubskim w 1992 roku.
Urodził się w 1929 roku w Lubawie
(jego rodzice byli nauczycielami). Pięć lat
później rodzina Pasierbów przeprowadza
się do Tczewa. Po maturze w tutejszym
liceum rozpoczął studia w seminarium
w Pelplinie, ukończył je w 1952 roku.
Wikarym był tylko w dwóch parafiach:
w Grudziądzu i w Redzie. Jednak w jego
twórczości przewinie się także wiele innych pomorskich miejscowości, które
bliskie były jego sercu i które podziwiał.
W 1957 roku obronił doktorat na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie na
podstawie rozprawy o malarzu Hermanie
Hanie. Następnie studiował archeologię,
historię sztuki i patrologię w Rzymie
(obronił doktorat z archeologii) i na Uniwersytecie Kantonalnym we Fryburgu
(w Szwajcarii). Wiele podróżował, zwłaszcza po obu Amerykach, Afryce Północnej
i Bliskim Wschodzie. Od 1963 był wykładowcą na ATK w Warszawie i w seminarium w Pelplinie. Habilitację uzyskał
na Uniwersytecie Warszawskim. W 1972
nadano mu tytuł profesora nadzwyczajnego, a 10 lat później zwyczajnego. Był
członkiem wielu polskich i zagranicznych
organizacji kościelnych i świeckich, m.in.
Komisji Episkopatu ds. Sztuki Kościelnej,
Papieskiej Komisji Ochrony Dziedzictwa
Artystycznego i Historii Kościoła, Komitetu Nauk o Sztuce Polskiej Akademii
Nauk, oraz wielu, wielu innych.
Niedobrze jest kochać abstrakcje
Nagradzany był także przez swoich
(o czym już wspomniałem) m.in. w 1989
roku Medalem Bernarda Chrzanowskiego „Poruszył wiatr od morza”. Nagrodę
wręczał prezes ZKP Józef Borzyszkowski.
Ksiądz Pasierb wypowiedział wówczas
słowa nawiązujące do znaczenia małej
ojczyzny: „Dziękuję za motywację tej nagrody, tego medalu, jaką odczytuję z wygłoszonego tu werdyktu Kapituły. Zrozumiałem, że o to chodziło, by to, co bliskie,
znamionować tym, co uniwersalne. Żeby
widzieć Kaszuby i Pomorze w kontekście
już nie tylko polskim, ale i europejskim.
Ale polskim przede wszystkim. Zbliżać to,
co nasze i małe, ku temu, co wielkie, nie
pozwalając temu, co małe, bezkształtnie
się rozpłynąć.
Małe ojczyzny uczą żyć w ojczyznach
wielkich, w wielkiej ojczyźnie ludzi. Kto
nie broni i nie rozwija tego, co bliskie
– trudno uwierzyć, żeby był zdolny do
wielkich uczuć w stosunku do tego, co
wielkie i największe w życiu i na świecie.
Chcąc uzyskać obywatelstwo Szwajcarii,
trzeba najpierw zostać obywatelem jakiejś szwajcarskiej gminy. Wielka w tym
jest mądrość.
Niedobrze jest kochać abstrakcje.
Skupiając się na tym, co bliskie i nieduże,
mamy jakąś pewność, że starczy nam na
to serca, że to jest miłość na naszą miarę.
I mamy jeszcze jedną szansę, lekcję życia,
wynikającą z faktu, że to, co niewielkie,
co nie rozciąga się bez granic, musi rosnąć
w głąb i wzwyż. Tak rozwijają się korzenie, tak wznoszą się ku niebu gałęzie i liście i jest w tym jakaś nadzieja na owoce”.
Jak świętować rok Pasierba?
Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie
przewiduje wiele możliwości. Pasierb był
księdzem, poetą, miłośnikiem sztuki, pisarzem, historykiem, kochał Kaszuby, Kociewie, Pomorze. Można popularyzować
go na wiele sposobów.
Pojawiły się propozycje uwrażliwienia młodych ludzi i zwrócenia ich uwagi
19
ROK KSIĘDZA JANUSZA STANISŁAWA PASIERBA
na historię sztuki w specjalnym konkursie polegającym na sfotografowaniu zabytków z ich wsi czy miast, z najbliższej
okolicy. Obecnie jest wiele możliwości
poznawania w ten sposób historii sztuki.
Z jednej strony następują bowiem rewitalizacje miast, przywracające blask budynkom publicznym, a z drugiej strony remontuje się prywatne budynki, wymienia
zabytkowe okna, dociepla bloki i kamienice, przykrywając je styropianem bądź
niszcząc zabytkowe elewacje. Uchwycić
te zmiany i chronić zabytki może również młodzież, chcemy ją uwrażliwić na
piękne detale, na sztukę, jakiej przykłady
można znaleźć także blisko domu.
W Pelplinie odbędzie się kolejny, już
XVIII Pomorski Festiwal Poetycki im. Ks.
Janusza St. Pasierba. Organizuje go Zespół
Szkół Ponadgimnazjalnych w Pelplinie,
Liceum Ogólnokształcące im. ks. Janusza
St. Pasierba i Miejski Ośrodek Kultury
w Pelplinie. Zespół Szkół Ekonomicznych w Tczewie – kolejna szkoła imienia
Pasierba – już zapowiedział opracowanie
szlaku Pasierbowego, który można będzie
poznać na przykład podczas wakacyjnych
wędrówek.
Będą mniejsze i większe wydarzenia.
Samorząd Tczewa zobowiązał się do odnowienia tablicy w domu przy ulicy Lecha 5, w którym mieszkał ksiądz Pasierb.
Zrzeszeńcy z Grodu Sambora marzą
o zorganizowaniu koncertu organowego ku jego czci w XIII-wiecznej farze,
w kościele, do którego podążał przed laty
chłopiec z ulicy Lecha: Janusz Stanisław
Pasierb.
Chcemy promować twórczość Pasierba poprzez wystawę objazdową, która
powinna trafić nie tylko do miejscowości
z nim mniej lub bardziej związanych, takich jak: Tczew, Pelplin, Żarnowiec, Reda,
Grudziądz, Kartuzy, Jastarnia, Gdańsk,
Kamień Pomorski czy obecna w jego
twórczości Tymawa nieopodal Gniewu.
Będziemy o nim mówić podczas sesji popularnonaukowych oraz spotkań w oddziałach.
Kreatywność Pomorzan nie zna granic, więc myślę, że zapowiada się wiele
innowacyjnych, interesujących inicjatyw.
*Autor jest wiceprezesem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego odpowiedzialnym za sprawy
Kociewia.
Fotografie ze zbiorów Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tczewie.
20
ROK KSÃDZA JANUSZA STANISŁAWA PASERBA
Ambasadór
Pòmòrzégò
Co czerowało Radą Naczelną Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, że za patróna przëjãła Paserba? Pò kaszëbskù nie gôdôł, ale
swòjim ùtwórstwã pòkôzôł, że miłotã do môłi tatczëznë mòże
wërazëc nawetka bez znajomòscë ji jãzëka. Pòcwierdzenim na
to je Medal m. Bernarda Chrzanowsczégò „Pòrësził wiater òd
mòrza”, jaczi òtrzimôł òd Kaszëbów za „ùtwórstwò sztôłtëjącé
dëchòwą skarniã Kaszëb i Pòmòrsczi”.
K R Ë S Z T O F KÒ R DA*
To zemia Christusa...
Baro òtemkłi, òdrzucający wszelejaczé nacjonalizmë i ksenofòbie – taczim
człowiekã béł Janusz Stanisłôw Paserb.
Tak samò kòchôł Kòcewié, jak i Kaszëbë, czegò niechtërny regionalistowie
na Kòcewim ni mògą zrozmiôc jesz 20 lat
pò jegò smiercë, skòrno cenzurëją jegò
wëpòwiésc, przëwòłóną niżi (co òznôczô,
że wëcynają z ni pòzwã regionu-sąsada).
Paserb wiele lat temù napisôł: „Galilejskô
snôżota Kòcewiégò i Kaszëb, lato na Kaszëbach z céniama biôłëch, stolemnëch
blónów, wanożącëch grzëpama, nad pòlama z dozdrzeliwającym żëtã, nad jasnyma
bùlwiskama, nad cemnyma lasama, jezorama rozsëpónyma jak rëbié szëpë, nad
lëpinama òd redotë krzikającyma! Leno
Toskaniô mòże stanąc kòle ti ùsmiechniãti
zemi. I jakże tu nie wierzëc, że je to zemia
Christusa, chtëren chòdzył pò ni i òstôł
ùkrziżowóny na Wejrowsczi Kalwarii, na
chtërnã chòdzëło sã na Wniebòwstąpienié
z pòbòżnym rozredanim z pielgrzimką
z Rédë. Równo jawernym je to, że w Pùckù òbchôdóny je òdpùst sw. Piotra i Pawła, kò doch Pioter z drëchama rëbaczëlë na
Hôwindze (...), a Matka Bòskô mieszkô
w Swôrzewie, dokądka jô w deszczu piel-
grzimòwôł na 8 séwnika. Zresztą apòstołowie to téż dwanôsce gromistëch kamów na
pieglëszczu w stronã Rzucewa (...). Ùrzékający kaszëbsczi swiat...”
Bògdón Wisniewsczi, wielelatny
przédnik, a terô wiceprzédnik kòcewsczégò partu KPZ w Pelplënie, lubòtnik
ùtwórstwa Paserba, w pismionie kòcewsczich partów, jaczé wëstąpiłë z ùdbą
nadaniô 2013 rokòwi miona Paserba,
scwierdzył, nawiązëjącë do pòwëższégò
cytatu: „Taczich wëpòwiesców przefùlowónëch liricznym wezdrzenim na swiat
i ùmiłowanim pòmòrsczi zemi, kùlturë, historii i tradicji skòpicą nalézemë
ù Paserba. Nadto swiôdczą òne ò tim,
że ks. Janusz St. Paserb béł òsoblëwim
ambasadorã Pòmòrsczi, dostrzégającym
ji niezwëczajną i pòmachtóną historiã,
bòkadną i wieleôrtną tradicjã, a do te znaczeniowi cësk na dzeje Pòlsczi i Eùropë”.
Miniatura Eùropë Westrzódka
Patrón 2013 rokù béł òczarzony
pòmòrsczim genius loci. Pisôł: „Zdrzącë na
Kaszëbë, na Pòmòrzé, na Gduńsk, nie dô
sã nie dozdrzec, że tu òsta zamkłô jakôs
krëjamnota tegò dzéla zemsczi kùglë. To
je jakbë Eùropa Westrzédnô w miniaturze, Eùropa Westrzódka. I w całoscë Eùropa, chtërna i dzysô mùszi żëc nec temere,
nec timide, pòmidzë stolemama”.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Kògùm Paserb béł dlô lëdzy jegò czasów? Nadzwëkòwi runita, historik, eseista, pòéta. Béł ùczãstnikã wielnëch wôżnëch mòmentów historii, na ten przikłôd
Kòngresu Pòlsczi Kùlturë, przerwónégò
wprowadzenim wòjnowégò stónu, jak téż
w 1992 rokù II Kòngresu Kaszëbsczégò.
Ùrodzył sã w rokù 1929 w Lubawie
(òbòje rodzëce bëlë szkólnyma). Piãc lat
pózni familiô Paserbów przecygła do
Tczewa. Pò zdanim egzaminu dozdrzeniałotë w tamecznym liceùm, rozpòczął studia w seminarium w Pelplënie, a skùńcził
je w 1952. Za wikarégò béł leno w dwóch
parafiach: w Grëdządzu i w Rédze. Równak na stronach jegò ùtwórstwa pòjawiło
sã wiele jinëch pòmòrsczich môlów, chtërne bëłë jemù òsoblëwò blisczé i na jaczé
zdrzôł z ùwôżanim. W 1957 rokù òbronił
doktorat na Akademii Katolëcczi Teòlogii
(AKT) w Warszawie na spòdlim rozprawë ò malarzu Hermanie Hanie. Pòtemù
sztudérowôł archeòlogiã, historiã kùńsztu
i patrologiã w Rzimie (tu òbronił doktorat
z archeòlogii) i na Kantonalnym Ùniwersytece we Fribùrgù (w Szwajcarii). Wiele
rézowôł, òsoblëwie do òbëdwùch Amerików, Nordowi Africzi, na Blisczi Wschód.
Òd 1963 rokù wëkłôdôł na AKT we Warszawie i w seminarium w Pelplënie. Na
Warszawsczim Ùniwersytece dobéł habilitacjã. W 1972 rokù òstôł mù przëznóny
titel profesora nadzwëczajnégò, a 10 lat
pózni zwëczajnégò. Béł nôleżnikã wielnëch pòlsczich i zagranicznëch, kòscelnëch
i swiecczich òrganizacjów, m.jin. Kòmisji
Episkòpatu ds. Kòscelnégò Kùńsztu, Papiesczi Kòmisji Chrónieniô Artisticzny
Spôdkòwiznë i Historii Kòscoła, Kòmitetu Pòùczënë ò Kùńszce Pòlsczi Akademii
Pòùczënë, i wielnëch jinëch.
Nie je dobrze bëc rozlubionym
w abstrakcjach
Nôdgrodama wëapartniwelë gò téż
swòjińcowie (co jem ju nadczidnął), m.jin.
w 1989 rokù Medalã Bernarda Chrzanowsczégò „Pòrësził wiater òd mòrza”.
Nôdgrodã wrãcził przédnik KPZ Józef
Bòrzëszkòwsczi. Ksądz Paserb wnenczas wëpòwiedzôł słowa nawlékającé
do znaczeniô môłi òjczëznë: „Dzãkùjã
za mòtiwacjã ti nôdgrodë, tegò medalu,
jaką òdczëtiwóm z przëwòłónégò tu rozstrzëgnieniô Kapitułë. Jô zrozmiôł, że rozchòdzy sã ò to, cobë to, co blisczé, naznaczëwac tim, co ùniwersalné. Żebë Kaszëbë
i Pòmòrzé widzec ju nié leno w pòlsczich
jeleżnoscach, ale i eùropejsczich. Jednak
POMERANIA STËCZNIK 2013
w pierszi rédze w pòlsczich. Przëbliżëwac
to, co nasze i môłé, temù, co wiôldżé, nie
dozwôlającë, bë to, co môłé, òstało bezsztôłtno znikwioné.
Môłé òjczëznë ùczą żëc we wiôldżich
òjczëznach, we wiôldżi òjczëznie lëdzy.
Chto nie stoji ò to, co blisczé, i tegò nie rozwijô – cãżkò miec wiarã, że mdze
w sztãdze skrzesac wiôldżé wseczëca w òdniesenim do tegò, co wiôldżé i nôwiãkszé w żëcym i na swiece. Chcącë ùdostac
szwajcarsczé òbiwatelstwò, nôprzód nôleżi sã stac òbiwatelã jaczis szwajcarsczi
gminë. W tim je wiôlgô mądrosc.
Nie je dobrze bëc rozlubionym w abstrakcjach. Dôwającë bôczënk temù, co
blisczé i môłé, mómë jakąs gwësnotã, że
na to nama sygnie serca, że to je miłota
na naje mòżlëwòscë. I mómë jesz jednã
òrãdz, lekcjã żëcégò, chtërna zaswiôdcziwô ò prôwdze, że to, co nie je wiôldżé, co
sã bezkùńcowò nie rozcygô, mùszi rosc
w głąb i w górã. Tim spòsobã rozwijają sã
kòrzenie, a do nieba wznôszają sã gałãze
i lëstë i w tim je jakôs nôdzeja na brzôd”.
Jak ùczestnic rok Paserba?
Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié dopùszcziwô wiele mòżlëwòsców. Paserb
béł ksãdzã, lirikã, lubòtnikã kùńsztu, pisôrzã, historikã, kòchôł Kaszëbë, Kòcewié,
Pòmòrskã. Jegò mòże rozpòmiónowac na
wiele spòsobów.
Apartną ùdbą je specjalny kònkùrs,
pòlégający na zrobienim òdjimków
stôrodôwnotów z nôblëższégò òkòlégò
miastów czë wsów, mdący zachãcbą adresowóną do młodëch lëdzy, z zamësłã,
bë jich ùwrazlëwic i sczerowac jich
bôczënk na historiã kùńsztu. Dzysdnia
je wiele mòżlëwòtów pòznôwaniô taką
drogą dzejów kùńsztu. Kò z jedny stronë prowadzoné są rewitalizacje miastów,
doprowôdzô sã pùbliczné bùdinczi do
jich pierszégò widzałégò wëzdrzatkù,
a z drëdżi remòntowóné są priwatné
bùdinczi, wëmieniwóné stôrodôwné
òkna, òcepliwóné scanë bloków i mieszkaniowëch bùdacjów przez przëkrëcé
jich sztuczną òbkładzëną abò zniszczenié dôwnégò bùtnowégò pòzdrzatkù.
Młodzëzna mòże wëchwëcëc te pòzmianë i téż miec starã ò zaòstałoscë, chcemë jã ùwrazlëwic na snôżé drobnotë, na
kùńszt, jaczégò przëkładë jidze nalezc
w nôblëższim òbrëmim.
W Pelplënie pòstãpny, ju XVIII rôz,
òdbãdze sã Pòmòrsczi Pòéticczi Festiwal
miona ks. Janusza St. Paserba. Je òn òr-
Grób ks. J.S. Paserba na smãtôrzu w Pelplënie.
Òdj. J. Cherek
ganizowóny wëcmanim przez Zrzesz
Wëżigimnazjowëch Szkòłów w Pelplënie,
Òglowòsztôłcącé Liceùm miona ks. Janusza St. Paserba i Miesczi Òstrzódk Kùlturë w Pelplënie. Zrzesz Ekònomicznëch
Szkòłów w Tczewie – pòstãpnô szkòła
miona Paserba – ju zapòdała òpracowanié Paserbòwégò szlachù, chtëren mdze
mòżna pòznac chòcbë òb czas latnëch
wanogów.
Wëdarzenia mdą mniészi i wiãkszi
wôdżi. Tczewskô samòrządzëna zòbòwiąza sã do òdnowieniô tôflë na bùdinkù przë ùlëcë Lecha 5, w jaczim mieszkôł
ks. Paserb. Zrzeszińcóm z gardu Sambòra roji sã ùtczenié pamiãcë ò nim przez
zòrganizowanié òrganowégò kòncertu
w XIII-wieczny farze, kòscele, do jaczégò
lata temù maszerowôł knôp z szaségò Lecha: Janusz St. Paserb.
Chcemë ùtwórstwò Paserba rozkòscérzac przez òbjazdowi wëstôwk, chtëren
bë miôł trafic nié leno w môle mni czë barżi
z nim sparłãczoné, taczé jak: Tczew, Pelplën, Żarnówc, Réda, Grëdządz, Kartuzë,
Jastarniô, Gduńsk, Kamiéń Pòmòrsczi czë
wzmiónkòwónô w jegò dokazach Tëmawa
kòle Gniewù. Mdzemë rozprôwiac ò nim òb
czas pòpùlarnonôùkòwëch sesjów i zéńdzeniôw w partach.
Kreatiwnosc Pòmòrzôków je nieòdgadłô, tak tej jem dbë, że zapòwiôdô sã wiele
innowacyjnëch, cekawëch inicjatiwów.
Tłomaczenié Bòżena Ùgòwskô
*Aùtór jest wiceprzédnikã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô òdpòwiôdającym za sprawë
Kòcewiégò.
21
WIELKIE POMORZE
WIELKIE POMORZE
Pomorskie
antypody
ANDRZEJ HOJA*
Gdy pewien prominentny działacz Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego zapytał, czy na Pomorzu
Przednim są jeszcze autochtoni, a chodziło mu o niezgermanizowanych Słowian – na myśl przyszli
mi tylko szczecinianie osiedlający się od niedawna w Löcknitz ze względu na korzystne ceny nieruchomości. Pomorze Przednie to terra incognita, o której mam wrażenie, można usłyszeć jedynie
w kontekście niegdyś władającej tą ziemią dynastii Gryfitów, rozważań o wielkości Kaszub czy
wsłuchując się w pieśń Jana Trepczyka „Zemia rodnô”. Ten dość osobliwy, a na pewno wybiórczy
obraz niestety daleki jest od pomorskich realiów panujących nad brzegami Piany i Wkry.
Greifswald obok Stralsundu jest największym miastem
Pomorza Przedniego. Fot. ze zbiorów AH
22
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Po drugiej stronie Odry
Pomorze Przednie to obszar dawnego Księstwa Pomorskiego, położony
po zachodniej stronie Odry. Stanowił
historyczne dopełnienie Pomorza Tylnego, a więc wschodniej części obszaru
księstwa. Historycznie swą genezę ma
w podziałach państwa Gryfitów na część
wołogoską i szczecińską, w pierwszej połowie XVI w. po śmierci Bogusława X.
Wówczas granica między pomorskimi
dzielnicami wyraźnie spoczęła na Odrze.
Po wymarciu rodziny panującej w księstwie oraz zakończeniu wojny trzydziestoletniej w 1648 r. całe Pomorze Przednie
trafia do Szwecji. Do 1815 r. obszar ten
w całości zostaje przejęty przez Królestwo
Prus i jako zachodnia część prowincji Pomorze przetrwa w takiej formie do końca
drugiej wojny światowej.
W wyniku postanowień konferencji poczdamskiej w 1945 r., Niemcy zamieszkujący ziemie na wschód od Odry
mieli opuścić swoje domy i przenieść
się setki kilometrów na zachód. Dla niemieckich Pomorzan dystans często był
zdecydowanie mniejszy. Zdarzało się zatem, że np. mieszkańcy Świnoujścia nie
opuszczali w ogóle wyspy Uznam, na
której wschodnim krańcu leży to miasto,
a jedynie przekraczali wyznaczoną tuż za
miejskimi rogatkami granicę, by osiedlić
się w Ahlbeck – pierwszej miejscowości
po stronie niemieckiej. Podobnie wiele innych rodzin z dawnego Pomorza Tylnego
nie opuściło tak naprawdę krainy, w której żyły od pokoleń. Przeniosły się jedynie
do jej najbardziej na zachód wysuniętej
części – na Pomorze Przednie, zaraz po
wojnie przeludniając je niemalże trzykrotnie, w porównaniu ze stanem sprzed
wybuchu konfliktu.
Po wojnie przestrzeń Pomorza Przedniego wyrokiem władz Niemieckiej Republiki Demokratycznej połączono z Meklemburgią. Po 1952 r. podzielono zaś pomiędzy trzy nowo powołane okręgi administracyjne. I tak większość Pomorza
Przedniego rozdarto pomiędzy okręgi
Rostock i Neubrandenburg. Z premedytacją władze próbowały zatrzeć administracyjne, ale i kulturalne pomorskie
dziedzictwo, które wbrew oficjalnej ideologii, wiązało się bezpośrednio z obszarem pozostającym na wschodzie, w granicach bratniej socjalistycznej republiki.
Po czterdziestu latach skutkowało to zatarciem się powszechnej świadomości
o granicach Pomorza, co przejawiało się
POMERANIA STËCZNIK 2013
niejednokrotnie w określaniu, nawet
w oficjalnych wystąpieniach (bardziej
lub mniej świadomie), całych obszarów
Pomorza Przedniego jako Meklemburgii.
Po zjednoczeniu Niemiec w 1990 r. utworzono kraj związkowy Meklemburgia–
Pomorze Przednie, ponownie przypominając o wypieranej przez lata pomorskiej
pozostałości w granicach Niemiec.
Teraźniejszość
Dziś myśląc o Pomorzu Przednim,
mówimy przede wszystkim o tej części
Pomorza, która pozostaje w obrębie administracji niemieckiej. Stanowi je historyczne Pomorze Przednie, pomniejszone o skrawek ziemi na zachód od Odry,
który od końca wojny należy do Polski
(teren między Odrą a linią: Mescherin
– Nowe Warpno). Zatem również Szczecin, historycznie leżąc na Pomorzu Przednim, pozostaje dziś odcięty od swojego
dawnego administracyjnego zaplecza.
W efekcie Pomorze Przednie nie ma do
dziś stolicy czy wyraźnego centrum. Jest
to z niewielkimi odchyleniami obszar
dwóch powiatów wspomnianego już
landu Meklemburgia–Pomorze Przednie.
W sumie ten pomorski obszar szacować
można na ok. 7000 km2 z liczbą ludności
bliską 500 000 osób. Teren ten ma kształt
wąskiego ok. 30-kilometrowego, biegnącego wzdłuż wybrzeża, pasa ziemi,
rozciągającego się od ujścia rzeki Reknicy na zachodzie, aż do granicy z Polską
na wschodzie. Dodatkowo w jego skład
wchodzi kilka wysp, z dwiema największymi w całych Niemczech – Rugią oraz
Uznamem.
Podobnie jak cały land, Pomorze
Przednie należy do najrzadziej zaludnionych obszarów Niemiec (mniej niż 70
osób na km2). Przez ostatnie dwie dekady
z landu odpłynęło blisko 300 tys. mieszkańców. Miejscowości z jego pomorskiej części straciły przez ten czas około
20–30% ludzi. W ostatnim dziesięcioleciu
jedynie w Greifswaldzie udało się przełamać tę tendencję. Jako jedyne miasto
na Pomorzu Przednim odnotowało ono
w ostatniej dekadzie minimalny wzrost
liczby ludności. Jest to efekt wspierania
rozwoju instytucji naukowych w Greifswaldzie, w tym jednego z najstarszych
niemieckich uniwersytetów, a tym samym napływu kadry i studentów z innych
części Niemiec. Uczelnia kusi kandydatów
swoimi prestiżowymi fakultetami, jak
medycyna czy biochemia, albo po prostu
położeniem z dala od rodzinnego domu,
co ułatwia otwarcie nowego rozdziału
w życiu.
Rzeczywiście Pomorze Przednie leży
na uboczu całej reszty kraju, wciśnięte
w jego północno-wschodni kąt. Robi wrażenie przestrzeni o wybitnie rolniczym
charakterze. Odległości pomiędzy miejscowościami są spore, co daje poczucie
wszechobecnej, otwartej przestrzeni.
Pomorska natura
René, pochodzący z Anklam – 13-tysięcznego miasteczka w samym środku
niemieckiego Pomorza – próbując scharakteryzować miejscowe społeczeństwo,
mówi: Jestem Pomorzaninem i jest to dla
mnie ważne. Pomorzanie są trudni w obyciu. Zamknięci, małomówni, mało przyjacielscy. Trudni do „złamania”. Ale gdy
się uda przełamać ich nieufność i zyskać
zaufanie, zdobywa się przyjaciół na całe
życie…
Laura, pochodząca znad południowej
granicy Pomorza Przedniego, zauważa:
Pomorzanie nie przepadają za dalekimi
podróżami, raczej wolą pozostawać blisko rodzinnego domu. Sama po studiach
chciałaby wyjechać najdalej do Rostocku
– największego miasta w landzie, aby tam
realizować się w zawodzie nauczycielki.
Stefan, który do Greifswaldu przybył
z południa Niemiec, tak opisuje zastaną
tu pomorską rzeczywistość: Denerwuje
pomorska nieuprzejmość, zamknięcie i dystans. Ludzie są po prostu niemili i zimni.
Szczególnie widzi się to po przyjeździe
z innego regionu kraju, gdy wchodzi się do
sklepu. Różnica w jakości obsługi jest kolosalna. Pomorze ogólnie nie ma dobrej opinii.
Poproszony o wymienienie pozytywnych
stron miejsca, w którym obecnie mieszka,
wskazuje jedynie przyrodę. Lakoniczność
tej odpowiedzi przy poprzedzającej ją liście
pomorskich wad, wzmacnia jedynie to negatywne świadectwo.
Niemniej natura jest czymś, co wyróżnia to miejsce. Wystarczy wspomnieć,
że aż dwa z czternastu niemieckich parków narodowych zlokalizowane są właśnie na Pomorzu Przednim. Także inne
przestrzenie chronione, ze względu na
występowanie rzadkich gatunków zwierząt czy roślin, nie stanowią w regionie
rzadkości. Nadmorskie piaski, kredowe
klify Rugii czy dolina rzeki Piany to tylko
niektóre miejsca stanowiące siedlisko niezwykłej fauny i flory oraz cel wycieczek
miłośników przyrody.
23
WIELKIE POMORZE
Kai, inny mieszkaniec Greifswaldu,
który nie wyobraża sobie życia poza Pomorzem, na pytanie, dlaczego jest to dla
niego takie oczywiste, odpowiada: Tu jest
po prostu pięknie.
W rankingu społeczeństwa najbardziej zadowolonego z życia Pomorze
Przednie wraz z Meklemburgią zajęło
w 2012 r. wysokie, bo czwarte miejsce
wśród wszystkich 16 landów, za Hamburgiem, Saarą i Bawarią. Gdzie kryje się
źródło tego pomorskiego optymizmu?
Być może w liczbie słonecznych dni
w roku – jednej z najwyższych w całych
Niemczech
Brunatne oblicze
Pociąg jadący ze Stralsundu w kierunku Berlina. Dwóch nastolatków wsiada w Züssow, kilkanaście kilometrów
na południowy zachód od Wolgast. Gdy
pociąg zatrzymuje się na stacji w niecałe
piętnaście minut później, jeden z chłopców rozgląda się, aby sprawdzić, dokąd
dojechał. Gdy w końcu zauważa nazwę
miasta na dworcowej tablicy, oznajmia
koledze: Jesteśmy w Anklam, wiesz, tym
nazistowskim miasteczku. Potem wkłada
do uszu słuchawki i delektując się muzyką, dalej przemierza bezkresne pomorskie
pola i łąki.
W połowie sierpnia 2012 r. organ prasowy Narodowej Partii Niemiec (NPD)
zorganizował festyn dla swoich sympatyków w Pasewalku – 40 km na zachód
od Szczecina. Narodowa Partia Niemiec
kojarzona jest ze środowiskami niemieckich neonazistów, którzy z powodu częstego odwoływania się do narodowo-socjalistycznej ideologii sprzed upadku III
Rzeszy, powszechnie określani są po
prostu nazistami. Fenomenem okazał się
sprzeciw blisko 2000 osób, które w dniu
festynu przybyły do miasta i wspólnie
uczestniczyły w demokratycznej kontrdemonstracji, między innymi tworząc żywy
łańcuch na odcinku kilku kilometrów. Był
to pierwszy jak dotąd przykład tak zdecydowanej reakcji społecznej na zachowania neonazistów w tej części regionu.
Na Pomorzu Przednim są takie miejsca, gdzie w wyborach samorządowych
w 2011 r. na skrajną prawicę zagłosowało ponad 20% wyborców – to właśnie
okolice Anklam czy Torgelow. We wsi
Koblentz na południu regionu poparcie
wynosiło ponad 30%. W dużym stopniu
dzięki tym głosom w landtagu – lokalnym samorządzie – zasiadło 5 przedsta-
24
FENOMEN POMORSKOŚCI
wicieli NPD. Pasewalk, gdzie w sierpniu manifestowały obie strony, to jedno
z miejsc, w których skrajna prawica cieszy się znacznym poparciem. Jej przeciwnicy dotychczas woleli nie wyrażać
swojego zdania, nauczeni doświadczeniem, że wiązało się to z szykanami lub
zniszczonym mieniem przez „nieznanych
sprawców”.
Neonaziści swoją ideologię owocnie
zaszczepiają w regionie o wysokim bezrobociu, w przestrzeni przygranicznej,
narażonej na zwiększony współczynnik
przestępczości ze strony obcokrajowców,
oraz wśród osób, które nie odnalazły się
w nowym systemie gospodarczo-politycznym po 1990 r. Propagują rasizm
i podsycają nienawiść, które swoje ujście
znajdują czasem w pobiciach postronnych osób bądź napadach na instytucje
i ośrodki przeciwdziałające rozwojowi
skrajnie prawicowej ideologii lub działające na rzecz rozwoju społeczeństwa
obywatelskiego. Oficjalne statystyki
z ostatnich dwóch dekad wykazują na Pomorzu Przednim trzy pobicia ze skutkiem
śmiertelnym z rąk neonazistów (w Saal,
Ahlbeck i Greifswaldzie). Wymowne jest,
że w meklemburskiej części landu nie
odnotowano w tym czasie żadnego tego
typu incydentu.
Wyjątkowość?
Czy istnieje coś na Pomorzu Przednim, co rzeczywiście odróżnia jego
mieszkańców od osób z innych stron?
Opowieść o pomorskiej wierności można usłyszeć i w wersji meklemburskiej.
Podobnie z otwartą przestrzenią – jest
to cecha wspólna z Meklemburgią, a także Brandenburgią. Neonaziści aktywni
są nie tylko na Pomorzu – w lokalnym
parlamencie Saksonii zasiada ich nawet
o dwóch więcej niż w Meklemburgii–
Pomorzu Przednim. Odpływ ludności na
Zachód to cecha tożsama dla wszystkich
„nowych” landów Niemiec. Pomorskość
coraz bardziej ulega zatarciu. Coraz mniej
dziwi tożsamość meklembursko-pomorska, deklarowana nie tylko przez młodych
Pomorzan, ale i osoby starsze.
Pomorze Przednie się wyludnia. Opuszczone domy, rozpadające się budynki
gospodarcze, to nierzadki widok. Czasem
nie widać skali procesu do momentu,
gdy nie przejedzie się po zmroku przez
pomorskie miasteczka i wsie. Ciemność w oknach wielu domów pozostaje
świadectwem opuszczonej ojczyzny. Na
pytanie, co władze landu robią, aby powstrzymać odpływ mieszkańców, często
słyszy się, że nic. Ale Michael kończący
w Greifswaldzie studia z dziedziny socjologii widzi to inaczej: Kto powiedział, że
mniej ludzi oznacza gorzej? Nie wiemy,
jakie to w perspektywie czasu przyniesie
skutki. Mniejsza gęstość to więcej mieszkań, niższe ceny nieruchomości, łatwiejszy
dostęp do usług.
Tina, pochodząca z Meklemburgii,
ale pracująca w Anklam, widzi w obecnej sytuacji potencjał: Pomorze Przednie
ma szansę stać się idealnym miejscem dla
osób chcących uciec od zgiełku i wyciszyć
się. Tu życie płynie powoli i spokojnie. Jeśli
ktoś kocha przestrzeń oraz naturę, to miejsce idealne dla niego. No i można bardzo
tanio kupić dom – a to ważne, jeśli się myśli o osiedleniu na dłużej.
Pomorze leży wprawdzie na uboczu,
ale przecież jedynie niewiele ponad 2 godziny drogi samochodem czy pociągiem
od Berlina. To niewątpliwa zaleta tego regionu. Bo to właśnie często orientacja na
Berlin lub Hamburg wyznacza centra, dokąd emigrują Pomorzanie. Jeszcze bliżej
położony jest Szczecin, który co prawda,
mimo otwartej granicy, na razie nie oferuje zbyt wiele mieszkańcom zza niemieckiej miedzy. Ale kto wie, co przyniesie
przyszłość – potencjał miasta jest spory,
a plany ambitne. Pomorzu Przedniemu
wyraźnie brakuje jego odciętej części,
brakuje wielkomiejskiej stolicy, centrum
i dziedzictwa po drugiej stronie Odry.
Być może we wspólnej, transgranicznej,
pomorskiej marce kryłaby się siła pozwalająca się przebić i stać się miejscem
bardziej atrakcyjnym, a przynajmniej
bardziej rozpoznawalnym wśród innych
landów.
Tylko że dziś, kiedy przekraczanie
granicy nie stanowi problemu, mało
kogo interesuje na Pomorzu Przednim ta
druga, większa, niegdyś integralna część
regionu. Bo nie tylko nasze wyobrażenie
o zachodnim krańcu pomorskiej krainy
jest słabe. Na Pomorzu Przednim świadomość tego, kto żyje nie tylko na drugim
końcu Pomorza, ale też, co kryje się tuż za
opustoszałym dzisiaj przejściem granicznym, jest niewiele większa.
*Autor mieszka i pracuje w Greifswaldzie.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Morskie corso
(część 6)
Od niepamiętnych czasów Morze Śródziemne jest wielką arterią, wzdłuż której przemieszczają się
ludzie, towary, wynalazki oraz idee. To ono stworzyło cywilizację.
J A C E K B O R KO W I C Z
Ludy Morza, na czele z biblijnymi Filistynami, wyłoniły się z głębin prahistorii
mniej więcej w tym samym czasie, gdy
jasnowłosi i niebieskoocy Asuba i Kacuba
zaczęli najeżdżać od północy stoki Kaukazu. Niewiele o nich wiemy, poza tym,
że stały się śmiertelnym zagrożeniem dla
Egiptu.
Wspólnota zdobywców
Uczeni podejrzewają, że miały one
indoeuropejskie pochodzenie, lecz nie
odważają się głosić tego z całą pewnością: języki, którymi Ludy Morza się posługiwały, wymarły. Pozostały po nich
tylko skąpe i niewiele mówiące resztki
inskrypcji.
Pozostała też nazwa, która jest zresztą nowego pochodzenia – wymyślił ją
dziewiętnastowieczny archeolog. Doskonale oddaje jednak ducha zdobywczej wspólnoty panującej nad basenem
Morza Śródziemnego. Gdyby jakimś cudem ostatni reprezentanci tych morskich
wojowników przetrwali do dziś, zapewne
nie obraziliby się z powodu nadanego im
zbiorowego miana.
POMERANIA STËCZNIK 2013
Jako na Ludy Morza z pewnością
patrzyli też na nich Egipcjanie. Oni sami
bynajmniej za lud nadmorski się nie uważali. Ci twórcy starej, wspaniałej kultury
nigdy nie byli urodzonymi żeglarzami.
Choć panowali nad deltą Nilu, jednak nie
uczynili z niej śródziemnomorskiej bazy
wypadowej: ich właściwym terytorium
zawsze była dolina rzeki. Mieszkali w poprzek, a nie wzdłuż osi wybrzeża.
Cywilizacja littoralu
Można, jak dawni Egipcjanie, przez
wieki sąsiadować z morzem i jednocześnie wcale nie czuć się Pomorzaninem.
O pomorskości decyduje bowiem nie tyle
miejsce zamieszkania, ile uczestnictwo
w kulturze, której krwioobiegiem jest
morski akwen.
Cały obszar Morza Śródziemnego od
niepamiętnych czasów jest wielką arterią,
po której ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód płyną statki, wiozące tam
i z powrotem ludzi, towary, wynalazki,
idee i utrwalające w ten sposób wartości
cywilizacji śródziemnomorskiego Pomorza. Wokół tej magistrali, a raczej corso
(pozostańmy przy śródziemnomorskich
porównaniach) wyrosły z czasem „kamienice” poszczególnych kultur narodowych,
jednak nikt nie wątpi w to, że należą one
do wspólnego „miasta”. W krajach języków romańskich zwą je littoral albo costa:
jego istotną cechą jest otwarcie na morze.
Owa arteria ciągnie się od Gibraltaru aż
po wschodnie wybrzeże Morza Czarnego.
Przemytnicy
z czarnomorskiej Turcji
Późną jesienią 1995 roku razem
z Wojtkiem Góreckim zabraliśmy się na
pokład T. Niyazi Bartika. Statek miał turecką banderę, ale właściwie był jednostką piracką: szmuglował z abchaskiego
Suchumi do Trapezuntu drewno kaukaskiego klonu i eukaliptusa oraz skradzione w Rosji BMW i mercedesy. Do tego
przewoził, oczywiście nielegalnie, pokaźną gromadkę uchodźców ze zrujnowanej
wojną Abchazji. Byli to Grecy Pontyjscy,
którzy po kilku tysiącach lat obecności
nad Morzem Czarnym postanowili wrócić, przez Stambuł, do greckiej macierzy.
W takim to towarzystwie znalazło się
dwóch polskich podróżników. Szybko nawiązaliśmy kontakt z załogą. Bosman Sardar, marynarz Bejtullah, maszynista Ali
Osman, smarowacz Ilker: wszyscy pochodzili z portowych miast czarnomorskiej
Turcji, mieli tureckie imiona i mówili
25
FENOMEN POMORSKOŚCI
POMORSKIE HISTORIE
Zawsze z Polską w sercu
(część 1)
Pochodzi z Owśnicy. Społecznik. W czasie wojny partyzant, więzień KL Stutthof i uciekinier z marszu
śmierci. W PRL-u najpierw wójt Dziemian, a potem sołtys Trzebunia. A w każdym z tych okresów
przede wszystkim gorący polski patriota. Stanisław Kostka – godny przedstawiciel wielkiego rodu.
ROMAN ROBACZEWSKI
Basen Morza Śródziemnego. Mapa z 1680 r. Źródło: www.antiquemaps-fair.com
po turecku. Jednak na Turków bynajmniej nie wyglądali. Już raczej można ich
było wziąć za zagubionych w XX wieku
członków ekspedycji kapitana Cooka,
a przynajmniej śmiało zatrudnić jako
statystów w filmie „Piraci z Karaibów”.
Byli krzyżówką ras, potomkami wielu
pokoleń żyjących wyłącznie na morzu
i z morza. Czuliby się u siebie w dowolnym porcie Morza Śródziemnego i reszty
świata.
T. Niyazi Bartik miał w godle dwa morskie koniki.
Czarne suknie i czerwone wino
Jednak kultura ludów morza nie ogranicza się do spraw związanych z żeglugą. Gdyby tak było, nazwalibyśmy ją po
prostu „kulturą morską”. Tę zostawmy
marynistom.
Kultura typu pomorskiego sięga daleko w głąb lądu, w głąb mentalności
26
szczurów lądowych. I dopiero tam, na
styku lądu i morza, rodzą się jej trwałe, powszechne wartości. W przypadku
Morza Śródziemnego odnajdziemy jej
wpływy wszędzie, gdzie ujrzeć można
białe ściany domów i czarne suknie kobiet, gdzie panuje kult czerwonego wina
i chropawego wielogłosowego śpiewu,
gdzie spod subtropikalnej zieleni wyłaniają się zarysy prastarych dolmenów.
Granicą tego Pomorza są przeważnie
górskie łańcuchy, tworzące większą część
obwodu basenów Morza Śródziemnego
i Morza Czarnego.
Na granicy Bizancjum i Persji
Ruiny średniowiecznej twierdzy
w Surami, znanej z legendy uwiecznionej
w filmie Paradżanowa, wznoszą się na
wododziale rzek Rioni i Kury. Pierwsza
z nich wpada do Morza Czarnego, druga
uchodzi do Morza Kaspijskiego. Sura-
mi leży w samym środku Gruzji, jednak
w subtelny, widoczny tylko dla wtajemniczonych sposób odgranicza dwa światy.
Tutaj kończy się strefa wpływów greckiej
mentalności i bizantyjskiej liturgii, a zaczynają kulturowe rubieże perskiego imperium. W miasteczku Surami czuje się
już pierwsze powiewy wiatru wiejącego
z głębokiej, stepowo-pustynnej Azji.
Po zachodniej stronie tej granicy leży
Abchazja, po wschodniej – gruzińska stolica Tbilisi.
Kiedy pierwszy raz przejeżdżałem
przez Surami, Gruzja i oddzielona od niej
Abchazja znajdowały się jeszcze w stanie
wojny. Stawką była niepodległość Abchazji, której – jak dotąd – nie chce uznać
Tbilisi. Ale istota tego konfliktu leży głębiej. Wojna Gruzinów z Abchazami była
w istocie kolejną odsłoną uniwersalnego,
odwiecznego sporu pomorzan z mieszkańcami interioru.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Kostkowie herbu Dąbrowa
W kwietniu 2011 roku miałem okazję prezentować na łamach „Pomeranii”
książkę o rodzie Kostków, który wsławił
się w Polsce, także na Pomorzu, swoją
postawą, wiernością Ojczyźnie i Kościołowi katolickiemu. Historycy, regionaliści,
muzealnicy i archiwiści często odnajdują
ślady działalności Kostków w dokumentach historycznych oraz w pomnikach
i inskrypcjach umieszczonych w kościołach, zamkach i pałacach. Potęga rodu
trwała do końca XVII wieku. Potomkowie, walcząc z zaborcami, ubożeli, tracili
majątki i niestety także pamięć o wielkiej
przeszłości rodu. Wprawdzie w niektórych domach przywoływano nazwisko
i czyny mężów z rodowego pnia Kostków i tę dziwną powiastkę mówiącą, że
„my też przecież z tych samych korzeni,
co ci wielcy i ten największy – święty
Stanisław Kostka”, jednak te opowieści
przyjmowano tak samo, jak legendy o zapadłym zamku, o purtkach tłukących się
po świecie na zgubę dusz ludzkich, o kraśniętach i stolemach. Nie przyjmowano
szlachectwa ani do świadomości, ani do
stylu życia. A jednak niemalże w każdej
izbie zamieszkałej przez rodzinę Kostków, przystrojonej jedliną lub tatarakiem,
mieszkali ludzie świadomi nie tyle swego
pochodzenia, co swojej godności.
Panoramę takich osób tworzących
dzieje Polski nakreślił we wspomnianym
wyżej dziele, zatytułowanym Kostkowie
herbu Dąbrowa, Jerzy Antoni Kostka.
Niemało kwerend dokonał autor. Wydawałoby się, że odnalazł rozkruszone
i rozproszone przez czas ogniwa tej olbrzymiej rodziny. Okazało się jednak,
że nie wszystkie okruchy wyszukał. Nie
dotarł do jednego członu rodziny Stanisława Kostki z Kaszub (wywodzącego się
POMERANIA STËCZNIK 2013
z odnogi Stanisława z Gostomia). Pominął
i w opisie, i w drzewie genealogicznym
córkę Stanisława – Bogumiłę. Brak tej
osoby spowodował, że zainteresowałem
się postacią jej ojca, człowieka wprawdzie
uwzględnionego w przywołanym dziele,
ale opisanego enigmatycznie, a wszak to
człowiek zasłużony dla Kaszub. Ludzie
z Trzebunia i Dziemian pamiętają go,
mimo że minęło już 18 lat od jego śmierci.
Przy czym jest to pamięć różnorodna. Dla
jednych jawi się jako srogi, ale dobry nauczyciel, dla drugich jako przedstawiciel
powojennego porządku. Inni pamiętają
go jako sołtysa sołectwa Trzebuń i działacza społecznego. Jeszcze inni wspominają go jako bohatera, człowieka, któremu
udało się uciec Niemcom podczas marszu
śmierci z obozu w Stutthofie. Wielu zapamiętało Stanisława Kostkę jako człowieka
dobrego, wrażliwego na biedę i krzywdę
ludzką.
Poznawanie świata
Urodził się 22 października 1910 roku
w Owśnicy, małej wsi kaszubskiej położonej wśród lasów. Na przełomie XIX
i XX wieku w tej miejscowości było zaledwie 6 budynków mieszkalnych, w tym
dwa gburskie i cztery zagrody chłopskie.
Uboga, kamienista ziemia nie zapewniała
przetrwania. Sytuację ratowały nieco łąki,
dając siano dla bydła. Rodzinę wspomagał
także bór, obdarzając jagodami i grzybami
(zbieranymi także na sprzedaż – w Kościerzynie i Gdyni) i, z rzadka, drobną
zwierzyną. Las także zapewniał ogrzanie
izb, a dzięki szyszkom można było ugotować strawę. Pobliskie jeziora – Wielkie
Długie i Wieprznickie – hojnie obdarzały
rybami i rakami.
W domu mówiono po kaszubsku.
Ten język przez całe życie u Stanisława
Kostki zawsze był w pogotowiu. Jeżeli nie
potrafił czegoś wypowiedzieć po polsku,
Stanisław Kostka w polskim mundurze.
to łatwo nazywał w języku kaszubskim.
Od zawsze chciał być nauczycielem,
lubił pouczać innych. Wkrótce po wyzwoleniu, gdy nastała już wyczekiwana
Polska i wreszcie można było swobodnie
rozmawiać po polsku, poproszony przez
dziadka, gdy reperowali dętkę rowerową,
o podanie „gumelisung” kilkunastoletni
Stanisław pouczył dziadka: „Teraz jest
Polska i nie mówi się już po niemiecku,
musisz poprosić po polsku: podaj klebemasse”.
Chodził już wtedy do szkoły w Kornem. Poznawał świat, oswajał się z ludźmi. Po latach wspominał to dziwne uczucie, którego nie potrafił wówczas nazwać.
Zauważył, że jest członkiem wspólnoty,
dopiero się organizującej, ale mówiącej
tym samym językiem – polskim, tak samo przeżywającej święta: Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania Pańskiego. To
w tej małej szkole oprócz rachunków i pisania nieświadomie nasiąkał patriotyzmem. Gdy skończył 10 lat, rodzice podjęli się trudu wykształcenia Stasia i posłali
27
POMORSKIE HISTORIE
PRZYWRACANIE DAWNEGO PIĘKNA
Córki Stanisława Kostki – Stanisława i Eligia.
go do progimnazjum w Kościerzynie, które wkrótce zostało przekształcone w gimnazjum. Początkowo rodzice opłacali
skromną stancję. Wielkie to było obciążenie, ale i wielka nadzieja, że poprawi
byt swój i rodziny. Nie dali rady, dlatego
gdy tylko nieco podrósł, do szkoły zaczął
chodzić pieszo, odmierzając codziennie
odległość 18 km. W lecie boso, z zawieszonymi na sznurku butami, które ubierał
dopiero przed miastem. Cudacznie wyglądały na nogach dorastającego chłopca,
bo były to buty matczyne, którym ojciec
zamienił damskie wąskie obcasy na szersze – męskie.
W tamtych czasach prawie wszystkim
było ciężko, jednak nasz bohater wyróżniał
się bodajże największą biedą. W szkole
czuł się jednak coraz lepiej. Jakże musiało mu być zatem przykro, gdy wezwany
przez dyrektora J. Kontaka dowiedział się,
że musi opuścić jej mury. Przyczyna według jego relacji była prosta. Nie uczestniczył w listopadowych rekolekcjach szkolnych, bo chciał odpocząć od codziennych
wędrówek, które odbierały mu siły.
Rodzenie się pasji twórczej
i społecznikowskiej
Chcąc nie chcąc, zajął się pracą w gospodarstwie ojca. Robił to, na co ojciec
nie miał czasu, zajęty orką, sianiem, żniwami i hodowlą. Stanisław naprawiał
drogi, niwelował podwórze, karczował
las, sadził i szczepił drzewa, gromadził
drewno na opał. W lecie na większą skalę
28
niż w czasie wakacji szkolnych zajął się
zbieractwem grzybów i jagód, sprzedając
je wędrownym handlarzom.
Obcowanie z przyrodą wyzwoliło
w nim wrażliwość na otaczający świat.
To bogactwo duszy, serca znalazło swój
upust w pisaniu wierszy, a także niewielkich utworów scenicznych. Jakąż radość
sprawiły jemu, rodzinie i mieszkańcom
tej małej Ojczyzny jego utwory, które
ukazały się najpierw w „Gazecie Kościerskiej”, potem w „Gazecie Kartuskiej”.
W wolnych chwilach zbierał legendy, baśnie, podania i powiastki. Widział siebie
w roli regionalisty, etnografa, nieomalże
następcy Glogera. Dużo czytał. Stał się na
tyle znany i ceniony, że redakcja „Gazety
Kartuskiej” zaproponowała mu napisanie
monografii Skarszew. Ponoć ukończył ją
w 1937 roku. Jak podaje w swoich wspomnieniach, nie ukazała się z powodu zbliżającej się wojny.
W 1936 roku ożenił się z córką robotnika folwarcznego z Trzebunia – Heleną
Zblewską. Rozpoczął nowy etap życia.
Zamieszkał w Trzebuniu i prowadził
z teściową sklep spożywczy. Początkowo
miał więcej czasu, więc mógł spisywać
zebrane legendy i podania oraz opisywać
zwyczaje. W tym czasie dała znać o sobie pasja społecznikowska, którą ogarnięty był przez całe życie. W 1937 roku
z Inspektoratu Szkolnego w Kościerzynie
przywiózł 60 książek, duży, jak na owe
czasy zbiór, który był zaczątkiem biblioteki wiejskiej w Trzebuniu.
Wytrwanie w polskości
Do kaszubskich wsi coraz częściej
dochodziły pomruki zbliżającej się wojny. Jeszcze się łudzono, że jej nie będzie,
że może uda się rozwiązać konflikt drogą
pokojową. Ufano zawartym układom,
wierzono, że zachodni sprzymierzeńcy
przybędą z obiecaną pomocą...
Już w pierwszych dniach września
żołnierze niemieccy załomotali do drzwi
domu Kostków. Dobrze zorganizowani
i zmotoryzowani, początkowo trochę
jakby zagubieni, rychło jednak wrodzy
i bestialscy. Rozpoczęły się namowy,
przymuszanie do zmiany nazwiska, do
zapisywania się do narodu niemieckiego.
Duża część ludności uległa raz złowrogim,
raz przymilnym nagabywaniom. Byli
i tacy, którzy się nie zdecydowali ani na
zmianę nazwiska, ani na podpisanie listy
narodowościowej. Drogo im przyszło za
to zapłacić. Wkrótce spotkały ich represje.
Wierny Polsce, która po latach zaborów
jeszcze nie okrzepła, Stanisław Kostka nie
przyjął wraz z rodziną listy niemieckiej.
Wkrótce we własnym sklepie został subiektem.
Mieszkańców Trzebunia wysiedlono,
urządzając we wsi, podobnie jak w 34
okolicznych miejscowościach, poligon
SS-Truppenübungsplatzes Westpreussen,
których zadaniem była walka i wychwytywanie partyzantów żyjących w okolicznych rozległych lasach. Dla potrzeb
jednostki SS w Dziemianach zbudowano
17 bloków koszarowych. Niektóre zachowały się do dziś.
Dokończenie w następnym numerze.
Fotografie ze zbiorów autora.
Pomnik ku chwale żołnierzy polskich w Dziemianach.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Szkic do portretu
Macieja Kilarskiego (część 2)
W 2012 roku minęła 90. rocznica urodzin tego wybitnego konserwatora zabytków, muzealnika,
artysty, naukowca i badacza średniowiecznej architektury ceglanej, którego opus magnum stał się
zamek w Malborku.
JOLANTA JUSTA*
Ćwiczył rękę w pociągu
Dzięki uzdolnieniom malarskim inżynier Maciej Kilarski mógł samodzielnie
tworzyć projekty ekspozycji muzealnych
i rysować opisywane przez siebie zabytki.
Uważał, że fotografia nie w pełni oddaje
inwentaryzowany obiekt architektoniczny. Pozostawił po sobie kilkadziesiąt artykułów, dokumentacji historyczno-architektonicznych i rysunkowych. Wiele
z nich dotyczyło malborskiego kościoła
pw. Najświętszej Marii Panny, mozaikowej figury Madonny oraz kolekcji detalu
architektonicznego, której był pieczołowitym opiekunem.
Dzieło życia opisał w książce Odbudowa i konserwacja zespołu zamkowego
w Malborku w latach 1945–2000 (wydanej pod redakcją Michała Woźniaka
i Mariusza Mierzwińskiego w 2007 roku).
Publikacja ta jest bogato udokumentowana i ilustrowana, także fotografiami wykonanymi przez autora. Została w niej
ukazana odbudowa zamku w Malborku
widziana oczami naocznego świadka.
Pracując w Muzeum Zamkowym
w Malborku i codziennie dojeżdżając
do pracy, mniej czasu poświęcał Maciej
twórczości artystycznej. Uważał jednak,
że trzeba nieustannie ćwiczyć rękę. Dlatego często rysował nawet podczas podróży pociągiem z Oliwy do Malborka, na
zmianę z pracą nad tłumaczeniami i prowadzeniem korespondencji. Zachowało
się wiele szkiców portretowych wykonanych przez niego w pociągu. Były to postaci przypadkowych towarzyszy podróży, często zamyślonych czy wpatrzonych
w okno jadącego pociągu.
Dorobek artystyczny Macieja Kilar}skiego został pokazany w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku w 1969 roku na wy-
POMERANIA STËCZNIK 2013
Maciej Kilarski z matką Wandą. Fot. z prywatnego archiwum rodziny Kilarskich
stawie zatytułowanej „Rysunki i grafiki
Macieja Kilarskiego. Zniszczone zabytki
Gdańska”. Dwukrotnie zaprezentowany
był też w malborskim Muzeum Zamkowym. Wystawę w 1972 roku opracowała kustosz Bogna Jakubowska. A retrospektywną już ekspozycję w roku 2004
przygotował dyrektor muzeum Mariusz
Mierzwiński. W towarzyszącym jej bogatym katalogu, zatytułowanym Maciej
Kilarski pochwała architektury (Malbork
2005), jego autor Mariusz Mierzwiński
napisał: „Jego sztuka, odtwarzająca świat
widzialny, nie ogranicza się wszelako
wyłącznie do architektury. W równym
stopniu interesował się człowiekiem,
zarówno twórcą tych wszystkich wspaniałych dzieł, jak ich odbiorcą. Jego pochwała dawnej architektury to pochwała
geniuszu jej inspiratorów, realizatorów
i adresatów. Kilarski czynił to różnymi
środkami wyrazu i za pomocą najrozmaitszych technik. Na ogół z bardzo dobrym
rezultatem. Mimo to nie zdecydował się
poświęcić sztuce”.
Uwieczniał zabytki architektury,
pejzaże i ludzi
Prace Macieja Kilarskiego przechowywane są w zbiorach Muzeum Teatru
w Warszawie, w zbiorach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu,
w Bibliotece Gdańskiej PAN oraz w największej, niedawno zapoczątkowanej, kolekcji jego dzieł w Muzeum Zamkowym
w Malborku. W swojej twórczości podejmował on różnorodną tematykę, poczynając od zabytków architektury poprzez
portrety ważnych osób ze świata kultury,
uwiecznił na przykład aktora Ludwika Solskiego. Malował także pejzaże i krajobrazy
otaczającej go przyrody, którą pokochał
już w dzieciństwie, w czasie wędrówek
z ojcem po ogrodzie dendrologicznym
w Poznaniu. Zainteresowanie pięknem natury utrwalił w czasie obozów krajoznawczych, w których uczestniczył jako uczeń
gimnazjum w Rydzynie. W jego twórczości artystycznej widoczna jest jego wrażliwość na otaczający świat, który utrwalony
w obrazie przetrwa na dłużej.
29
PRZYWRACANIE DAWNEGO PIĘKNA
Zatrzymany z cegłami w teczce
Życie poświęcił pasji studiowania
architektury i sztuki. Dzięki umiłowaniu
historycznych pamiątek stał się legendą
Malborka. Dowodzą tego słynne opowieści o panu inżynierze przewożącym
cegły w teczce. Jeden z takich incydentów przysporzył mu nawet kłopotów
z Milicją Obywatelską. Opowiadał o nim
swoim przyjaciołom z cechującą go
autoironią. Był rok 1947 lub 1948. Zafascynowany ruinami Starego Miasta
w Gdańsku, Kilarski wkładał do teczki
kilka zabytkowych cegieł z ruin kościoła św. Brygidy, kiedy zatrzymał go milicjant. Przedstawiciel władzy podejrzewał
go o szaber, czyli kradzież starych cegieł
na budowę własnego domu. Co zabawne,
po latach – w roku 1966 – ten sam milicjant zrehabilitował się i uwolnił Macieja,
kiedy ten został zatrzymany przez milicję
jako obserwator antykościelnych wystąpień w dniu przyjazdu prymasa Stefana
Wyszyńskiego do Gdańska z okazji tysiąclecia chrztu Polski.
„Budowniczy” i obrońca
malborskiego zamku
Maciej Kilarski przepracował w muzeum w Malborku ponad 30 lat. W jego
działaniach pojawiały się również trudne
chwile, szczególnie kiedy w latach 60. i 70.
XX wieku musiał bronić zamku przed niefortunnymi decyzjami ówczesnych władz.
Przeciwstawił się m.in. umieszczeniu teatru letniego w fosie suchej, a następnie
południowej, między Zamkiem Wysokim
i Starym Miastem. Opisuje to Mieczysław
Haftka w artykule „Troska Macieja Kilarskiego o zachowanie czystości substancji
zabytkowej zamku malborskiego” (zamieszczonym w pracy Spotkania Malborskie im. Macieja Kilarskiego, cz.1–3, red.
A. Dobry, Malbork 2010). Po przejściu na
emeryturę, w roku 1991, Kilarski był członkiem Muzealnej Rady Konserwatorskiej
i działał w Stowarzyszeniu Historyków
Sztuki. Poświęcił się przygotowaniu opracowań naukowych i wystaw.
Maciej Kilarski był wybitną postacią
wśród polskich konserwatorów zabytków, znamienitym badaczem gotyckiej
architektury oraz współautorem powojennej koncepcji odbudowy Malborka.
Na równi z Krzyżakami i Conradem
Steinbrechtem niemal na nowo wznosił
twierdzę nad Nogatem po ogromnych
zniszczeniach wojennych, zachowując
najmniejsze zabytkowe detale. Jest fak-
30
WÒJNOWI KASZËBI
tem, że własnymi rękami zbierał fragmenty dawnych budowli i przedmiotów,
idąc przed spychaczem uprzątającym
zamkową fosę. Jego troska o zachowanie zabytków dla przyszłych pokoleń nie
miała sobie równych!
Był orędownikiem współpracy polsko-niemieckiej w upowszechnianiu wiedzy
o wspólnym dziedzictwie w trudnych
pod tym względem latach 60. Wśród niemieckich uczonych upowszechniał ideę
rekonstrukcji figury Madonny – patronki
zakonu krzyżackiego, a zarazem symbolu
religii i kultury chrześcijańskiej.
Życzliwy dla innych
i kochający życie tytan pracy
Maciej Kilarski zmarł 28 września
2003 roku w Oliwie, został pochowany
na miejscowym cmentarzu, pożegnany
przez kolegę z gimnazjum w Rydzynie,
prof. Zygmunta Świechowskiego.
Bardzo ciepło (już pośmiertnie) wspominał go w artykule „Maciej Kilarski
(1922–2003) architekt dr Antoni Osiński,
syn prof. Mariana Osińskiego. Oto kilka
jego słów charakteryzujących osobowość
Kilarskiego: „Tytan pracy, perfekcjonista
cyzelujący każde dzieło, zarywający noce
oraz kolejne terminy, silna indywidualność, niepowtarzalny, jedyny. (…) Maciek był uczuciowcem, chłonął wszystkie
przelotne bodźce, (…) każde przemijające
piękno. (…) Był w przyjaźni niezastąpiony,
cenił sobie – jak rzadko kto – relacje z drugim człowiekiem. Otwartość, zaciekawienie i chęć poznania z żywiołową akceptacją życia” („Gazeta Wyborcza”, 2003).
Przyjaźń Macieja i Antoniego sięgała
jeszcze czasów lwowskich, a kontynuowana była w Oliwie. Najlepiej oddaje ją bardzo osobisty list napisany przez Antoniego
Osińskiego, udostępniony przez Rodzinę:
„(...) Cisza późnego wieczoru. Nagle
brzęk, szyba uderzona patykiem, albo nawet drobny przedmiot wrzucony przez
otwarte okno. Chuligani?! Po kilku podobnych przypadkach nauczyliśmy się,
Maćku, Twego przywitania. Czasem było
to tylko lekkie uderzenie w okno pokoju,
w którym siedzieliśmy. Zawsze niespodziewane, niekonwencjonalne, pełne humoru i prawdziwego uczucia. Zawsze Ty
jedyny, niepowtarzalny.
A Ty na ulicy spieszący do kolejki,
prawie zawsze biegnący skrajem jezdni,
z płaszczem czy z marynarką tylko narzuconymi na ramiona – Takim Cię widzę,
Maćku!”
Bëło wstid ò tim gadac!
Z Wandą i Władisławã Prangama z Rëmi kôrbimë ò wòjnie w Normandii, familiowi tragedii i weńdzenim rusczégò wòjska na Kaszëbë.
Wë jesce rocznik 1926, tej zôczątk wòjnë gwësno przëszedł na Was w szkòle…
Malbork – zamek, widok z wieży Kleszej na most
pomiędzy Zamkiem Średnim a Wysokim, 1962 r.
Rysunek M. Kilarskiego, fot. B.L. Okońscy
W codziennym życiu i codziennych
kontaktach był ciepłym, życzliwym dla
innych człowiekiem. Tak zapamiętałam Macieja Kilarskiego, pracując z nim
w Muzeum Zamkowym w Malborku.
Moje pierwsze spotkanie z nim miało
miejsce w 1989 roku, kiedy jako asystent
w Dziale Naukowo-Oświatowym przygotowywałam program zajęć edukacyjnych
dla młodzieży. Wówczas pod kierunkiem
inż. Kilarskiego studiowałam konstrukcję
gotyckich sklepień i architekturę piwnic
pod Pałacem Wielkich Mistrzów i Wielkim Refektarzem.
Ponownie współpracowaliśmy w 2003
roku. Realizowaliśmy wtedy z IV LO
im. T. Kościuszki w Krakowie projekt
o tematyce archeologiczno-konserwatorskiej „Odkryte wykopalisko”, dla uczniów
z niepełną sprawnością. To nasze ostatnie
spotkanie miało miejsce w mieszkaniu
państwa Kilarskich w Oliwie 13 sierpnia
2003 roku. Nagrany wówczas przez młodzież film jest jedynym dokumentem,
w którym wybitny konserwator zabytków opowiada o swoim życiu i wielkiej
pasji, którą była jego praca zawodowa.
Maciej Kilarski dał się nam wówczas
poznać także jako nauczyciel i wychowawca młodych. Służył im swoją wiedzą,
imponował postawą i troską o zachowanie historycznego dziedzictwa kultury.
Dzisiaj z dorobku zawodowego inż. Kilarskiego korzystają nowe pokolenia konserwatorów zabytków – za pośrednictwem
jego bogatej spuścizny.
*Autorka jest historykiem, edukatorem i kustoszem w Muzeum Zamkowym w Malborku.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Władisłôw Pranga: Jô prawie miôł jic do
òstatny klasë pòwszechny szkòłë. Do tegò
nie doszło, bò pierszégò dnia séwnika
1939 rokù zaczãła sã wòjna. Ùczba miała bëc òd te czasu pò niemieckù. Szkólnô
sã spita, jaczi jem rocznik. Jô pòwiedzôł,
że 9 stëcznika bãdã miôł sztërnôsce lat,
a òna na to, że móm jic dodóm, wiãcy nie
przëchòdzëc, le do robòtë. Tak jô òstôł
bez swiadectwa, nic jem nie dostôł. Pózni
jô szedł robic jakò robòtnik lesny, z òjcã
i bratã.
W 1942 Forster dôł òdezwã, pòdług
chtërny kòżdi miôł pòdpisac, że chce
bëc Niemcã, a jak nié, tej béł ùznóny
za nôgòrszégò wroga. Pamiãtôce ten
czas?
Jo. Całô wies stawiła sã do Wejrowa.
Lëdze dostelë nôkôz, òni nie wiedzelë,
pò co tam jidą. Jô miôł tej szesnôsce lat.
Në i òjc za mie pòdpisôł tã trzecą grëpã
– eingedeutsch. Jakbë nie pòdpisôł, tej
bëło wiedzec – abò do Stutthofù, abò dze
jindze bë gò wëwiozlë. W 1943 rokù, to
pewno bëło w strëmiannikù, starszégò
brata wzãlë do Wehrmachtu, a drëdżégò
brata, chtëren béł rok młodszi, w 1944
téż wcygnãlë do niemiecczégò wòjska.
A mie, pò tim jak jô w stëcznikù skùńcził
òsmënôsce lat, 3 łżëkwiata 1944 tak samò
wzãlë do Wehrmachtu. Jô béł pòwòłóny
do Niemców, do miasta Hameln, tam bëło
szkòlenié przez sztërnôsce dni. Pò nim zawiozlë nas do Francëji.
Jesmë trafilë w òkòlé miasta Cherbourg.
7 czerwińca 1944 rokù zaczãła sã inwazjô
w Normandii. Zarô nas wëwiozlë za miasto, òbsadzëlë przë pilowanim. Wieczorã
nas prowadzëlë przez miasto, a béł nalot
anielsczich fligrów, chtërne nas bómbardowałë. Më sã we sztërzech zebrelë, jô
i jesz trzëch, w tim dwùch z Wejrowa, co
téż bëlë w Wehrmachce.
POMERANIA STËCZNIK 2013
Fot. EP
To bëlë Kaszëbi?
Jo! Jeden, to jô wiém dobrze, że to béł
Kòszôłka z Wejrowa, ale ten òstôł zabiti.
Bëło jesz dwùch – Szulc i drëdżi, chtërnégò przezwëska nie pamiãtóm. Òn béł
przódë w pòlsczim wòjskù, a tej gò wzãlë
do Wehrmachtu i òn nas wzął pòd swòjã
òpiekã. Më doch bëlë młodi, ò wòjnie nick
nie wiedzelë. Jesmë ùceklë dalek òd miasta. Tidzéń më czekelë, a jesc nie bëło co.
Jak më szlë do gòspòdôrzów, tej òni nick
ni mielë, Niemcë wszëtkò jima wzelë.
I tak wëzdrzała waja wòjna w Normandii?
Më jezdzëlë na kòłach na zwiadë. Pò tidzeniu më sã ùdbelë zgłosëc, bò chòc
më mielë karabinë i ruchna, më mùszelë wëlezc na szasé, bò nie bëło co jesc.
Amerikóni i Anglicë jesz nie nadchôdelë.
Mielë jesmë nôdzejã, że kògòs spòtkómë.
Më zatrzimelë jednëch i gôdelë: „Dze je
taczi a taczi...? Më òstelë zbómbardéro-
wóny, terô szukómë swòjich”. Òni blós
rzeklë: „Biôjta dali a szëkôjta”. Dali béł taczi pùnkt zbiórczi, ale tam sedzało samò
wòjskò. Më sã tam zatrzimelë. Za chwilã
nadlecôł fliger, a òficéra rzekł: „Chcemë
dac nogã, bò òni òbôczą, dze wòjskò je
i nas zbómbardérëją”. Më ùceklë mòże
sto métrów òd tegò placu, a òni ju zaczãlë
bómbardérowac. Në, ale na szczescé më
nalezlë jesz jeden pùnkt zbiórczi. Òni nas
tam zawiozlë, òdżëwilë pôrã dni, a tej na
front.
Terô jô béł w tim niemiecczim wòjskù,
midzë samima Niemcama.16 lëpińca më
mielë bëc wëcopóny na òdpòczink. Le tej
przëszedł rozkôz, żebë jic na patrol. Më
szlë za pòtrzebą w rów kòl drodżi, a tam
bëlë Amerikóni. Òni na nas zawrzeszczelë, żebë sã pòddac. A jak òni zaczãlë w nas
strzelac, tak jô dostôł kùlą w kask. Kask
sã na głowie òbrócył... jô wëskòcził na
westrzódk szaséju, karabin rzucył i szedł
do nich do przódkù. Tej òni òprzestelë do
mie strzelac, a tëch tam mést zabilë. I jeden sã òdezwôł pò pòlskù: „Të jes Pòlôchã
31
WÒJNOWI KASZËBI
czë Niemcã?”. Jô òdrzekł: „Pòlôchã”. Tej
przëszedł do mie, a dali gôdôł pò pòlskù.
Më wzãlë jesz pôrã Pòlôchów do pòlowégò szpëtala.
To béł 1944 rok?
Jo. Nas wzãlë na wëbrzeżé. Tam przëjachôł òkrãt, zapakòwelë nas i wzãlë do
Anglii, do lagru. Tam më bëlë szkòlony
przë procemlotniczi artilerii. W stëcznikù
1945 wëjachelë më òkrãtã do Francëji, dali
baną do Belgii. Na pòczątkù gromicznika
mie wzãlë do I Pùłkù Artilerii Mòtorowi
generała Stanisława Maczka.
Wë znelë Maczka? Jesce gò widzelë?
Jo. Jak bëła jakô msza abò defilada, to më
gò wiedno widzelë.
Tej to ju bëło bliskò kùńca wòjnë?
Jo. Pamiãtóm, jak przëjachałë te miotacze
ògnia, wszëtkò wëpôlëłë na drëdżi stronie rzéczi Ren. Pózni przëjachelë saperzë,
zakłôdelë mòstë i më jachelë na Niemcë.
Niedalek Wilhelmshaven Niemcë sã zastanôwielë, co robic. Dwa czë trzë dni
aliance delë jima czas, żebë sã pòddac i to
miasto nie bëło zbómbardérowóné. Skùńczëła sã wòjna.
Co òni z wama dali robilë?
Nasz całi I Pùłk Artilerii Mòtorowi òstôł
na òkùpacjã Niemców. Bëła służba, a jesz
jinszé rzeczë, ale dlô mie nôwôżniészé
bëło to, że jô mógł skùńczëc szkòłã pòwszechną. A pò ti szkòle jô szedł na kùrs
pòdméstrów bùdowlanëch.
32
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
Jak Wë stądka sã dostelë nazôd do
Pòlsczi?
Nas zaladowelë w banã a tej przëwiozlë
wagónama towarowima do Szczecëna.
W Szczecënie më przëszlë kòntrolã, czë
më ni mielë niżódny broni. Tej më sã dostelë na dalszą jazdã do Gdini. A z Wejrowa jô szedł do swòji wsë – Zbichòwa
– piechti. Tam mieszkelë mòji starkòwie.
Tragiczno wòjna skùńczëła sã dlô
òjca Wastnë Wandë i jegò bracynów…
Wanda Pranga: Naszégò tatã wzãlë na
Hél, do wòjska. Ale że òn miôł suchòtë, tej
béł wnet doma. Tedë szôłtës ze Zbichòwa
przëjachôł z pòlicjantã na kòłach. Òni gò
wzãlë na gminã, do Nowégò Dwòru, a tej
do Wejrowa. A rzeklë, że bãdze wnet nazôd, ale òn ju nie przëszedł. Pózni më sã
dowiedzelë, że òn je we Gduńskù i pùdze
do Stutthofù. Mëma bëła rôz z paczétã
jachónô, ale chto wié, czë òn gò dostôł.
Òna jacha drëdżi rôz na Gwiôzdkã – tã
paczkã òstawiła. Tata ùmarł w gromicznikù. Pòdobno òjc nie béł wcale jesz ùmarłi,
ale ju widzelë, że to mdze kùńc, dochtór
stwierdzył, że z niegò ju nic nie mdze i tej
òni gò spôlëlë téż.
A dlôcze tak pò prôwdze òjc trafił do
Stutthofù?
To bëła sztrôfa za mòjich strijków – jegò
bracy, że òni nie szlë do wòjska, le w lasë,
w bónkrë, rowë. Òni téż wszëtcë zdżinãlë.
Narôz, w jednym dniu! Przeżił blós jeden
strij, jaczi pòszedł do wòjska. Òn walcził
na wòjnie, ale w kùńcu przëszedł dodóm
zdrów.
A tam ju bëło dosc wiele zabitëch?
ÙCZBA 18
Z taczich wsów, jak Karczemczi, Chwaszczëno, Czelno, Szëmôłd – dze tam jaczi
przëszedł na ùrlop, tej òni gò zarô bùńtowelë, temù w tim lese bëło jich dosc tëli.
Wiele z nich zdżinãło.
Kaszëbskô stolëca
Pò wòjnie téż w tëch stronach nie
bëło letkò. Przëszlë Ruscë…
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH
Òni gwôłcëlë wszëtczé białczi... Jezës,
prawie na smierc wëkùńczoné bëłë jedne.
Ale jô nick nie gôda, bò mie bëło wstid,
jô bëła za młodô, ò tim sã lëchò gôdało...
Dzysô mòże gadac.
Ruscë zabilë mëmkã tegò, co mòjégò
òjca wiózł na spôlenié. Jeden Rusk chcôł
jegò sostrã, fëjn dzéwczã, wząc ze sobą.
A ta matka mia le jednã córkã a knôpów
sztërzech. Broniła to dzéwczã i zdżinãła.
Wami na szczescé sã ùdało przeżëc tã
straszlëwą wòjnã.
Më sã chòwelë w kòpcach z bùlwama
i wrëkama. Më tam wlezlë, lómpë ju tam
leżałë, tej më chùtkò nawrzucelë tëch
wrëków w ten plac, dze sã wëlôżało, i nas
nie bëło widzec. Òni nie zazérelë do nas,
ale më czëlë, że òni bliskò jidą, bò te kùlë
z bùlwama i wrëkama stojałë dëcht przë
drodze. Czej më chcelë wińc reno, tej tam
béł nasz wùja z Chilonii i dôwôł mëmie
znak, że më mòglë wëlezc. Tamti Ruscë
dzes jezdzëlë, walczëlë, tej tak ju bëło jinaczi...
Gôdôł Eùgeniusz Prëczkòwsczi
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Stolëca to pò pòlskù stolica, mòże téż rzec stoleczny gard – miasto stołeczne.
Pòléte (polecenia):
pòdsztrëchnij
– podkreśl
napiszë – napisz pòsłëchôj
– posłuchaj
przeczëtôj
– przeczytaj
Cwiczënk 1
Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk.
Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi.(Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język polski.
Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski).
– Jaczé miasto je stolëcą Kaszëb?
– Ha! Stolëców na Kaszëbach mómë bòkadosc.
– Bòkadosc?
– Móm cë rzec za régą?
– Jo.
– Kartuzë, Kòscérzna, Wejrowò, Pùck, Lãbórg, Bëtowò
a Gduńsk.
– Kò to je jaż sétmë miastów! Pò prôwdze kòżdé je stolëcą
Kaszëb?
– Je a nie je…
– Cëż to znaczi „je a nie je”?
– Jakbë cë to wëtłomaczëc… Ti kartësczi gôdają, że to jejich
miasto je stolëcą ë kùńc! Zôs kòscérzôcë są procëm, kò stolecznym gardã je Kòscérzna! Pùcónie jesz bëlno nie wiedzą,
czë leno są stolëcą nordowëch, czë całëch Kaszëb. Wejrowò
na gwës stolëcą je dëchã, ale całã ju za baro nié. Bëtowsczim a lãbòrsczim lëdzóm je wszëtkò równo. Zôs gduńsczi
bówcë protestëją, czej jejich miasto pòzéwô sã kaszëbską
stolëcą, ale wiele Kaszëbów je dbë, że to prawie Gduńsk,
czë chce czë nié, stolëcą Kaszëb je!
– To cë je zapëzgloné! Nick z tegò nie rozmiejã!
– Nie jiscë sã, jesz cë rzekã, że do nëch miast mùszimë jesz
dodac pôrã môlów…
– Co? Nie je ju tegò za wiele?
– Stolëców nigdë dosc… Wezmë chòcbë Żukòwò…
– Żukòwò, nen môłi a młodi gard?
– Młodi gard, ale zwëk stôri, kò Żukòwò to stolëca kaszëbsczégò wësziwkù. Dali, wies Chmielno…
– Wies téż?
– Je wies co gòrszô òd miasta? Chmielno to stolëca kaszëbsczi ceramiczi.
– Nie je to za wiele?
– Wiele? Në jo, jô bë wnetk zabéł… Kò Wiele to stolëca kaszëbsczi gôdczi a gadëszów.
POMERANIA STËCZNIK 2013
zaspiéwôj
– zaśpiewaj
zdrzë
– patrz
pòwtórzë
– powtórz, powiedz
Cwiczënk 2
Wëpiszë za régą pòzwë môlów, jaczé są wëmienioné w gôdce, a mògłëbë sã ùbiegac ò miono
stolëcë Kaszëb. (Wypisz nazwy miejscowości wymienionych w dialogu, które mogłyby pretendować do miana stolicy Kaszub).
Cwiczënk 3
W drëdżi rédze je gôdka ò jinëch môlach, co téż
bë mògłë bëc stolëcą, chòc nié ju całëch Kaszëb.
Pòdsztrëchnij jich pòzwë. Napiszë, czemù miałë
bë bëc achtnioné. (Ponadto w dialogu mówi się
o innych miejscowościach, które też by mogły
być stolicą, chociaż już nie całych Kaszub. Podkreśl ich nazwy. Napisz, dlaczego by mogły zyskać uznanie).
Cwiczënk 4
Młodopòlskô pòétka – Marila Wòlskô – napisa taką wiérztkã (młodopolska poetka – Maryla Wolska – napisała taki
oto wierszyk):
Siedem miast od dawna kłóci się ze sobą,
które to z nich jest wszech Kaszub głową:
Gdańsk – miasto liczne,
Kartuzy – śliczne,
święte Wejrowo,
Lębork, Bytowo,
cna Kościerzyna
i Puck perzyna.
Zestôwiającë pòzwë zapisóné w cwiczënkù 2
z tima z wiérztë, rzeczë, czë kaszëbizna mia cësk
na pòlaszëznã Marilë Wòlsczi w tim dokazu.
W jaczich słowach mòże to widzec? (Porównując
nazwy wypisane w ćwiczeniu 2 z tymi z wiersza, powiedz,
czy kaszubszczyzna wywarła wpływ na polszczyznę Maryli
Wolskiej w tym utworze. Które słowa to obrazują?).
33
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
Cwiczënk 5
Pierszim z môlów wëmienionëch w gôdce są Kartuzë.
W Kartuzach mieszkają kartëzóni, ale zôkònnicë, co założilë
kartuzjã, to bëlë kartuzowie. W jinszim krewnym słowie
mómë – kartësczi. (Pierwszą z wymienionych w dialogu
miejscowości są Kartuzy. W Kartuzach mieszkają kartëzóni,
ale zakonnicy, którzy założyli kartuzjã, to byli kartuzowie.
W innym pokrewnym słowie mamy – kartësczi).
Z zestôwkù krewnëch słów wëchôdô, że ë mieniô sã czasã
z u, i tak mòże òbjasniwac pisënk „szwa”, tj. „ë”. Zresztą nie
je to jedinô wëmiana, jaką jidze wëjasnic pisënk ë, nôleżi tu
jesz dodac dwie jinszé: i, y. Ne wëmianë mògą zachòdzëc
w kaszëbsczich krewnëch słowach, ale téż w juwerno brzmiącëch jich pòlsczich òdpòwiednikach. (Z zestawienia słów
pokrewnych wynika, że ë czasami wymienia się na u, i tak
można wyjaśniać pisownię „szwa”, tj. „ë”. Zresztą nie jest to
jedyna wymiana, za pomocą której można wyjaśnić pisownię
ë, należy tu jeszcze dodać dwie inne: i, y. Te wymiany
mogą zachodzić w słowach pokrewnych oraz w podobnie
brzmiących polskich odpowiednikach tych wyrazów).
Przez wspòmnióné wëżi wëmianë próbùj wëjasnic pisënk czile słów z ë wzãtëch z gôdczi.
Czë tak sã dô objasnic wikszi dzél pisënkù ë?(Za
pomocą wspomnianych wyżej wymian spróbuj wyjaśnić
pisownię kilku słów z ë wziętych z dialogu. Czy tak da się
wyjaśnić większość przypadków zastosowania ë?).
Cwiczënk 6
W słowie Wejrowò pòjawiła sã kaszëbskô znanka òmôwiónô w ùczbie 15. Jidze ò fakùltatiwny zwãk h, chtëren mòże
bëc ùżiwóny w gôdce i na pismie, ale téż mòże gò òpùszczac (òsoblëwie, czej stoji na zaczątkù słowa). (W słowie
Wejrowò pojawiła się kaszubska cecha omówiona w lekcji
15. Chodzi o fakultatywną głoskę h, której można używać
w mowie i w piśmie, ale też można ją pominąć – szczególnie
gdy znajduje się na początku słowa).
GDAŃSK MNIEJ ZNANY
Kaszëbskô wersjô pòzwë Lębork je przikładã na to, że kaszëbizna dążi do wërównaniô zwãcznoscë spółzwãkòwëch
karnów (abò je ùzwãczniwô, abò ùbezzwãczniwô). (Kaszubska wersja nazwy Lębork jest przykładem na to, że kaszubszczyzna zmierza do wyrównywania dźwięczności grup spółgłoskowych – albo je udźwięcznia, albo ubezdźwięcznia).
Szlakiem dawnej Promenady
Òkreslë ôrt ùpòdobnieniô, jaczé zaszło w pòzwie Lãbórg.
Czë je to ùzwãcznienié, czë ùbezzwãcznienié? (Określ rodzaj upodobnienia, jakie nastąpiło w nazwie Lãbórg. Czy
mamy tu do czynienia z udźwięcznieniem, czy z ubezdźwięcznieniem?).
Główna ulica w centrum Gdańska – 3 Maja – przed wojną zwana była Promenadą Północną. Mieszkańcy przychodzili tu na spacery. Idziemy więc ich śladem, odkrywając jej dawne i nowe oblicze.
Cwiczënk 8
Cekawą pòzwą, z gramaticznégò pòzdrzatkù, je téż Bëtowò.
(Ciekawą nazwą, z gramatycznego punktu widzenia, jest
też Bëtowò).
Pò kaszëbskù – (to) Bëtowò; pò pòlskù – (ten) Bytów.
Mómë tuwò do ùczinkù ze zmianą gramaticznégò ôrtu
(z chłopsczégò – w pòlaszëznie, na dzecny – w kaszëbiznie).
Taczé zmianë zdôrzają sã dosc czãsto w zôkrãżim wszëtczich
ôrtów.
(Po kaszubsku – (to) Bëtowò; pò pòlskù (ten) Bytów.
Mamy tu do czynienia ze zmianą rodzaju gramatycznego
– z męskiego – w j. polskim, na nijaki – w j. kaszubskim).
Wzbògacë ò czile przikładów zestôwk słów ze
zmieniającyma sã ôrtama w kaszëbiznie i w pòlaszëznie (wzbogać o kilka przykładów zbiór słów,
w których rodzaj gramatyczny w j. kaszubskim
jest inny niż w j. polskim): (ta) céniô – (ten) cień.
Cwiczënk 9
Nalézë ò kòżdim ze wspòmniónëch môlów czile wiadomòsców, ùłożë pò dwa zdania ò kòżdim z nich i zapiszë je pò
kaszëbskù.(Znajdź o każdym ze wspomnianych miejsc kilka
informacji, ułóż po dwa zdania o każdym z nich i zapisz te
zdania po kaszubsku).
Pòdôj czile przikładów słów z fakùltatiwnym h.
Zapiszë je z h i bez niegò. (Podaj kilka przykładów
słów z fakultatywnym h. Zapisz je z h i bez niego).
W pòzwie Lãbórg téż wëstãpùją jinoscë w przërównanim z pòlsczim òdpòwiednikã. (W nazwie Lãbórg też występują różnice w porównaniu do polskiej wersji słowa).
W òdmianie mómë (w odmianie mamy):
34
Lãbórg
Lãbòrga
Lãbòrgòwi
Lãbòrg
Lãbòrgã
Lãbòrgù
Lãbòrgù
Burmistrz przypomniany
Ulica 3 Maja zaczyna swój bieg przy
skrzyżowaniu z aleją Armii Krajowej.
Znajduje się tam węzeł drogowy, który
w 2006 roku nazwany został imieniem
Carla Groddecka. Żył w l. 1699–1774. Był
burmistrzem i prezydentem Gdańska.
W czasie panowania Augusta III Sasa
i Stanisława Augusta Poniatowskiego
trzykrotnie pełnił urząd burgrabi królewskiego. Bronił miasta przed Rosjanami
podczas wojny siedmioletniej (1756–1763).
Przez ostatnie lata życia pracował w kościołach i szkołach jako protokolant. Carl
Groddeck mieszkał najpierw na ulicy
Długiej, później na Piwnej, ale posiadał
też dwór na Polankach. Być może zapadłby w niepamięć, gdyby nie Stowarzyszenie Rodziny von Groddeck – Groddeck.
Wystąpiło ono z wnioskiem do Prezydenta Miasta o upamiętnienie ich przodka. Ale ród Groddecków to nie tylko historia Carla. Śladem ich obecności są też
dwa odbudowane spichlerze przy ulicy
Chmielnej – Mały i Wielki Groddeck. Ród
związany był z Gdańskiem ponad 300 lat.
Szczęśliwie zachowany
Idąc w kierunku północnym, zwróćmy uwagę na prawą stronę ulicy. Zachowany szpaler drzew wskazuje, gdzie kiedyś wędrowali gdańszczanie. Promenada wznosiła się wtedy ponad fosą, dziś
w dole biegną tory kolejowe. Widok pozostał, a od kwietnia 2013 roku będzie można podziwiać go z roweru. Wtedy otwarta ma zostać ścieżka, która poprowadzi
aż do Alei Zwycięstwa. Na ulicy 3 Maja znajduje się budynek Powiatowego
Urzędu Pracy. Powstał w drugiej połowie
XIX wieku. Początkowo były to koszary
1. Wschodniopruskiego Batalionu Pionierów. Stacjonował on w Gdańsku już od
1820 roku. Batalion był jednostką wojsk
Cwiczënk 7
Nz.
R.
Dw.
Wn.
Nrz.
Ml.
Wł.
M A R TA S Z A G Ż D O W I C Z
Lębork
Lęborka
Lęborkowi
Lębork
Lęborkiem
Lęborku
Lęborku
POMERANIA STYCZEŃ 2013
POMERANIA STËCZNIK 2013
Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy. Fot. M.S.
inżynieryjnych. W koszarach mieszkali
saperzy, minerzy, pontonierzy. Po przeniesieniu Batalionu do Królewca budynek
mieścił Szkołę Wojenną (Kriegsschule). Od
1893 roku do końca I wojny światowej
przez uczelnię przewinęło się ponad 4500
żołnierzy. Jednym z nich był Erwin Rommel. Mimo że ukończył szkołę na średnim
(durchschnittlich) poziomie, zasłynął jako
Lis Pustyni – legendarny dowódca Afrika
Korps. Wolny czas adepci Szkoły Wojennej spędzali na Górze Gradowej. W fosie
Reduty, dziś zwanej Napoleońską urządzili kręgielnię i strzelnicę. W czasie Wolnego Miasta Gdańska w budynku mieściły
się urzędy. Po 1945 roku tymczasowo ulokowała się w nim Miejska Rada Narodowa. Jest jednym z nielicznych gmachów,
które przetrwały wojenną pożogę.
Ku pamięci
W końcowej części ulicy 3 Maja,
przy kościele Bożego Ciała, znajduje się
nietypowy pomnik. W pierwszej chwili wydaje się, że nie ma tam żadnego
monumentu. Trafiliśmy na tak zwany
Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy,
który upamiętnia – jak mówią słowa
wiersza – „Tych, co imion nie mają na
grobie, a tylko Bóg wie, jak kto się zowie”.
Przypomina o ludziach różnych wyznań,
którzy pochowani byli na 27 nieistniejących już gdańskich nekropoliach. Pomnik-cmentarz wykonany został w 2002
roku na podstawie projektu Hanny Klementowskiej i Jacka Krenza. Centralną
płytę otaczają drzewa, ale także pęknięte
kolumny. Dookoła wkomponowano fragmenty zachowanych nagrobków. Co roku
na Cmentarzu Nieistniejących Cmentarzy
organizowane są ekumeniczne modlitwy
za zmarłych. Choć nikt tu nie jest pochowany, jednak przy płycie płoną znicze,
ludzie przynoszą kwiaty. Trudna historia
ma tutaj swoje miejsce. Przywołana jest
godnie i z szacunkiem.
35
Z NORDY
Z NORDY
W orkiestrach dętych
jest wielka siła
Muzyka i śpiew od zawsze towarzyszyły ludziom, a dla małej rybackiej miejscowości, jaką była Jastarnia, stanowiły też zapewne sposób na odreagowanie niebezpieczeństw czyhających na morzu
oraz przeciwwagę dla mozolnej i ciężkiej pracy rybaków.
L U C Y N A KO N KO L
O pierwszych muzykantach, którzy
stworzyli w Jastarni orkiestrę, wiemy niestety niewiele. Podobno swoje instrumenty przywieźli łodziami, z Gdańska, jeszcze
przed pierwszą wojną światową. Wysiedli
z łodzi i zaraz zaczęli grać. Na brzeg zatoki
zbiegła się cała wieś i tak, muzykując, wracali do domów.
O muzykowaniu naszych przodków
już przed rokiem 1887 wspominał ks. Hieronim Gołębiewski w swoich Obrazkach
rybackich. O istnieniu kapeli rybackiej pisał
też Jerzy Bandrowski w książce zatytułowanej Na polskiej fali, wydanej w 1929 roku:
„Bardzo lubią muzykę i tańce (…). Mają też
własną kapelę rybacką, która doskonale
przygrywa podczas zabaw i uroczystości”.
Tamta orkiestra grała tylko ze słuchu,
a pierwsi jej członkowie, których znamy
z imienia i nazwiska, to Anastazy Pieper,
Jakub Selin, Juliusz Kohnke, Paweł Kohnke, Emil Herrmann, Hipolit Konkel, Emil
Konkel, Leon Lisakowski i Alojzy Konkel.
Pierwszy kapelmistrz znający nuty
Zespół grający jedynie ze słuchu przerodził się w bardziej profesjonalną orkiestrę dętą za sprawą Alojzego Konkela.
Pierwszy kapelmistrz potrafił czytać nuty
i tworzyć ich zapis. Mówi się, że Alojzy
(powszechnie nazywany w Jastarni wujem
Aloskiem) był muzycznym samoukiem,
ale prawdopodobnie zetknął się z kimś,
kto pokazał mu nuty. Niektórzy informatorzy sugerowali, że nut mógł go nauczyć
miejscowy nauczyciel i organista Perszke. Wiemy również, że kontaktował się
z dyrygentem krakowskiej młodzieżowej
orkiestry, która od 1927 roku przebywała
na wakacjach w Jastarni w ośrodku Regina
Maris. Organizatorem tych pobytów był
ks. Kuźnowicz z Krakowa, który każdego
roku swoją młodzież wraz z orkiestrą pro-
36
Zdjęcie zrobiono po pierwszym oficjalnym występie z okazji 3 Maja, od lewej: Michał Selin, Leon Konkel, Eryk Konkel,
Stanisław Konkel, Ryszard Netzel, Hubert Konke.
wadził na odpust Matki Bożej Szkaplerznej
do Swarzewa. Zachował się zeszyt nutowy
z zapisem marszy i pieśni, z jednej strony
dyrygenta z Krakowa, a z drugiej – Alojzego Konkela.
Jak na tamte czasy i brak muzycznego wykształcenia, pierwszy kapelmistrz
Jastarni posiadał niezwykłe umiejętności.
Potrafił rozpisać nuty na poszczególne instrumenty, a nawet przerabiał je. Wiedział
również, w jaki sposób ustawić orkiestrę,
gdzie miał stać konkretny instrument, aby
wszystko dobrze brzmiało.
Zajmował się głównie muzyką
Alojzy Konkel, syn Bernarda i Franciszki, urodził się w Jastarni 1 czerwca
1888 roku. Ożenił się z Franciszką (z domu
Budzisz), z którą miał syna Jana, zmarłego
jako dziecko. Dla Janka ojciec samodzielnie
zrobił skrzypce.
Alojzy Konkel z zawodu był stolarzem,
ale ci, którzy go pamiętają, mówią, że zajmował się głównie muzyką. Orkiestra, nuty,
gra na skrzypcach zajmowały mu bardzo
dużo czasu. Próby orkiestry przeważnie
odbywały się w domu jego siostry Matyldy
i jej męża Emila Piotra, zwanego Pejtrem.
W skład pierwszej orkiestry, którą
Alojzy nauczył grać z nut, weszli: Eryk
Konkel, Stanisław Konkel, Ryszard Netzel,
Leon Konkel, Michał Selin, Hubert Konke
i Andrzej Kohnke.
W latach 20. i 30. w Jastarni kultywowano piękny zwyczaj – parafianie wraz
z orkiestrą oczekiwali na dworcu kolejowym na gości z Helu, którzy w październiku przyjeżdżali na odpust tzw. węgorzowy.
Taki muzykujący korowód prowadzono
do kościoła, a następnie po uroczystościach odprowadzano helan na pociąg.
Niektórzy jastarnianie jeszcze pamiętają Alojzego Konkela (zmarł w 1960 roku),
niewysokiego człowieka, podpierającego
się laską, zawsze odświętnie ubranego
podczas występów orkiestry. Towarzyszył swojemu zespołowi jedynie podczas
uroczystości kościelnych i państwowych,
na wesela orkiestra chodziła bez swojego
kapelmistrza.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Podtrzymywanie i pielęgnowanie
muzycznych tradycji
Kontynuatorem dzieła Alojzego Konkela był Gerard Konkel, który przez kolejne lata prowadził orkiestrę. Urodził się
w 1919 roku w rodzinie rybackiej i sam ten
zawód uprawiał, ale oprócz tego miał artystyczną duszę. Był autorem wielu utworów
muzycznych, przede wszystkim ukochanych marszów, oraz piosenek. Najbardziej
znane jego utwory, to „Jem jô rëbôk” czy
„Pieśń Jastarni”. Marsze, które stanowią
najokazalszą część jego spuścizny artystycznej, do dziś ma w repertuarze jastarniańska orkiestra.
Gerard Konkel zmarł w 1997 roku,
a już dwa lata później znalazł się kolejny
talent muzyczny, który pielęgnuje piękną
tradycję muzykowania w Jastarni. Jest
nim Kazimierz Budzisz (rocznik 1970).
I tak jak dawniej, również dzisiaj orkiestra
pełni ważną rolę kulturotwórczą, będąc
obecną w życiu artystycznym Jastarni.
Dzisiaj wszyscy jej członkowie znają nuty,
a wielu z nich jest absolwentami szkół muzycznych, jednak w ich grze ciągle słychać
echa przeszłości i ducha dawnych kapelmistrzów.
Członkami orkiestry często bywają
członkowie tych samych rodzin. Kiedyś
grali dziadkowie, teraz synowie bądź wnuki, a zdarzało się i tak, że w zespole równocześnie grali przedstawiciele kilku pokoleń.
Upamiętnienie przeszłości
W listopadzie w Jastarni odsłonięto
tablicę poświęconą pamięci Alojzego
Konkela oraz zaprezentowano wystawę
ukazującą historię orkiestry, której był
pierwszym kapelmistrzem. Organizatorem uroczystości był miejscowy oddział
ZKP. Wystawa wzbudziła duże zainteresowanie wśród mieszkańców Jastarni,
przybyli na nią miłośnicy orkiestry, jej
byli członkowie oraz rodziny muzyków.
Wszyscy wysłuchali koncertu w wykonaniu współczesnej orkiestry, która zagrała w składzie: Jakub Klemensiewicz,
Marek Meyer, Jakub Muża, Andrzej
Biezuński, Krzysztof Bieżuński, Michał
Bieżuński, Grzegorz Konkol, Wojciech
Stachowicz, Patryk Szankin, Marian
Gwardzik i Kazimierz Budzisz. Zaprezentowano również fragment filmu
„Między dwiema latarniami” z lat 60. XX
wieku, w którym zarejestrowano próbę
orkiestry z jej ówczesnym dyrygentem
Gerardem Konkelem oraz przemarsz
grupy brzegiem morza i zatoki.
POMERANIA STËCZNIK 2013
Rybacy w filmie
Przed I wojną światową cała ludność Jastarni związana była z rybołówstwem. Obecnie rzadko się już zdarza, żeby przedstawiciele trzech kolejnych pokoleń byli rybakami, ale udało się znaleźć
taką rodzinę. To familia Mużów, w której dziadek i ojciec byli rybakami, a dziś rybołówstwem zajmuje się wnuk.
Fot. Maciej Stanke
RY S Z A R D S T R U C K
Przypadek Herberta, Edwarda i Pawła
tak bardzo zainteresował filmowców, że
postanowili nakręcić o nich film dokumentalny. Karolina Muza – absolwentka
Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie
– postanowiła uczynić ich bohaterami
swojej pracy dyplomowej. Od pomysłu
do realizacji nie było daleko. Zdjęcia rozpoczęły się w maju 2012 roku, a w październiku film, zatytułowany „Laskorn”,
był już gotowy. Kilka miesięcy później,
7 i 8 grudnia, zaprezentowano go
w Jastarni, tam, gdzie mieszkają jego
bohaterowie. Karolina była scenarzystą
i reżyserem dokumentu, a operatorem
oraz montażystą – jej starszy kolega Marek Kramarczyk.
Z fragmentami filmu dotyczącymi
dziadka i ojca nie było żadnych kłopotów,
ich opowieści nagrywano bowiem w ich
domach. Trudniej było z częścią poświęconą Pawłowi, który jest czynnym rybakiem. Na każde wypłynięcie ekipy filmowej w morze wraz z rybakami trzeba było
uzyskać zgodę Urzędu Morskiego w Gdyni. Ponadto należało zapewnić filmowcom dodatkowe środki bezpieczeństwa,
na przykład kamizelki ratunkowe. Zgodę
załatwiono, a środki bezpieczeństwa filmowcy zakupili sami.
Film składa się z trzech części. Życie
Herberta i Edwarda poznajemy dzięki
ich wspomnieniom z czasów rybacze-
nia. W trzeciej (najobszerniejszej i chyba
najciekawszej) części, czyli dotyczącej
Pawła, można było pokazać pracę współczesnych rybaków. Opowieści Herberta
w większości dotyczą połowu łososi laskornem – siecią ciągnioną z brzegu przez
kilkadziesiąt osób. Z kolei wspomnienia
Edwarda przydają filmowi dramatyzmu,
jego opowieść o zatonięciu kutra ściśniętego lodem zawiera mnóstwo szczegółów,
co dowodzi, że chociaż od tego wydarzenia minęło kilkanaście lat, jednak on ciągle przeżywa tę sytuację na nowo. Dla
każdego widza filmu także stało się jasne,
że ci dwaj młodsi ogromnym szacunkiem
darzą seniora rodu.
W Jastarni na sali audytoryjnej gimnazjum odbyły się trzy emisje tego dokumentu. Publiczność liczyła nieco więcej
niż sto osób. Tylko tyle, ponieważ w tym
samym czasie w Jastarni odbywały się
także inne ciekawe spotkania, np. władz
miasta z mieszkańcami. Jednak już po
pierwszym seansie pytano o płytę z filmem, tak więc zainteresowanie okazało
się większe, niż można by sądzić po liczbie widzów. Tym zaś dokument bardzo
się podobał, po zakończeniu poszczególnych seansów jego twórcy byli nagradzani gromkimi oklaskami. Reakcja publiczności jest dla mnie oczywiście ważna i było
mi bardzo miło, lecz równie ważne było to,
że moi bohaterowie wcześniej widzieli ten
film i też im się spodobał – wyznała Karolina Muza, twórczyni „Laskorna”.
37
FELIETON
FELIETON
FELIETON
FELIETON
FELIETON
FELIETON
38
kòzdrzejnym. Z Kòscérznë do Gdini dzéń w dzéń dojéżdżô kòl
1000 lëdzy, w tim mni wicy 400 pasażérów przëjéżdżającëch ze
stronë Chòniców. Jeżlë ti òstatny stracą łączbã z Kòscérzną, a to
mdze òznôczało téż zerwanié łączbë z doprowadzoną tuwò baną
metropòlitalną, tej marné widoczi sã przed nią malëją.
Nié leno zarząd dróg żelôznëch pòdchôdô do mie i do mòjëch
współmieszkańców w ten spòsób, tak samò robią administratorzë
szaséjów (ò czim jem tu ju niejeden rôz pisôł). Òd wnet dzesãc
lat fónksnérëje związk samòrządów miast i gminów, przez jaczé
przebiégô droga krajowô nr 22, tzw. berlinka, chtëren domôgô
sã mòdernizacji ti 460-kilométrowi trasë ò midzenôrodnym znaczenim (Berlin – Kaliningrad). Dotëchczasowé efektë dzejaniô,
przënômni w czãscë pòmòrsczi òbéńdë, są wicy jak skrómné;
widoczną zwënégą je leno òbwòdnica Chòniców i pòłowiczné
òkrążenié Człëchòwa. Nie je wiedzec, czej Starogard i Czersk dożdają sã wëprowadzeniô tranzytu pòza miasto i czej generalnô
direkcjô ùznô, że je ju czas wëremòntowac dokładno 70 lat stôrą
betonówkã, dostosowac jã do współczasnëch sztandardów. Drogówcowie, zaniedbiwając wôżné trasë kòmùnikacyjné, òdbiérają
nama, mieszkańcóm pôłniowi czãscë Pòmòrzô, szansã na òżëwie-
POMERANIA STYCZEŃ 2013
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETON
Jô miôł wiedno wiele ùwôżaniô dlô banowëch, ale terô zaszlë
mie za skórã, bò za jich przëczëną jem sã pòczuł òbëwatelã drëdżi
kategòrii. Nié pierszi rôz zresztą. Socjologiczny termin „wëkluczenié spòłeczné”, chtëren tikô sã pòjedincznëch lëdzy abò karnów
i strzodowisków w rozmajiti spòsób skrziwdzonëch przez kawel,
baro dobrze òddôwô téż sytuacjã niejednëch teritoriów abò miescowòscy. Fòtografie chònicczégò banófa (zdrzë „Pomerania”
9/2012) pòkazëją smãtny òbrôz môla, jaczi czedës tãtnił żëcym,
a dzysô je baro pòdùpadłi, czegò symbòlicznym swiadectwã je
slepô òczëna banowégò zégra na fasadze bùdinkù. Òd czedë
towarowi transpòrt przeniósł sã na szaséje, szło z górczi, ale całowną degrengòladã sprawiło rozdrobnienié PKP na niezliczoné
spółczi, z chtërnëch kòżdô szarpie do se. Hewò, prawie jesmë sã
dowiedzelë, że pòłączenia midze niejednyma miastama (Chònice
– Kòscérzna i Chònicë – Szczecynk w czãscë, a Czersk – Kòscérzna czësto) zdżinãłë z rozkładu jazdë cugów przez pòdwëżkã cen
za kòrzëstanié ze sztreków! I tak doszlë jesmë do grańcë absurdu:
jedna banowô spółka robi na psotã drëdżi, téż banowi!
Zarząd banë likwidëje linie bòdôj wedle kriterium frekwencji
pasażérów, co nié do kùńca sã zgôdzô, a do te je dzejanim krót-
FELIETÓN
FELIETON
Żëcé na barabónach
nié gòspòdarczé (chtëż zbùdëje fabrikã, do jaczi mdze cãżkò dojachac?), wëklucziwają nas z karna ùżëtkòwników aùtostradë A1,
òsoblëwie ùtrudniwają dostãp do kùlturë – skòncentrowóny doch
w Trójmiesce. Czë móm dali wëliczac przëczënë, dlô jaczich pò
prôwdze jem gòrszim òbëwatelã?
Pòkrziwdzony czëjã sã i złi, czej zdrzã, jak wielmiliardowé
nôkładë są czerowóné na (niepiãkné to słowò) infrastrukturã
drogòwą w metropòlii gduńsczi i ji òtoczenim, a w tim czasu
bùrméster mòjégò miasta ze starostą mùszą żebrac ù marszôłka
wòjewództwa ò milión czë półtora milióna złotëch na dofinansowanié kònieczny przebùdowë niebezpiecznégò skrziżowaniô
dróg. Do Chòniców ze Gduńska je dalek. Z ti perspektiwë taczich drobnostków ni ma widzec.
Chtos mie mòże rzecze, że jô sobie sóm jem winny, bò mieszkóm na krańcach regionu. Ale to nié tak miało bëc! W strategii rozwòju wòjewództwa pòmòrsczégò je napisóné, że Chònice raza z Człëchòwã mają stanowic pôłniowi biegùn spòłeczno-gòspòdarczi Gduńsczégò Pòmòrzô. Kòncepcjô rozwòju òpiartô na metropòliach téż òbiécëje, że wiôldżé, mòcné òstrzódczi
miesczé bãdą promieniowałë jak słuńca na całé regionë. Timczasã zamiast zniwelowaniô różniców cywilizacyjnégò rozwòju,
wszëtkò prowadzy do wëjałowieniô periferijnëch òbszarów. Në
cëż, namienioné nóm je żëcé na barabónach, chòc jô pògòdzëc
sã z tim nie chcã.
Tłomaczenié Ludmiła Gòłąbk
FELIETÓN
FELIETON
Wszystko
prowadzi
do wyjałowienia
peryferyjnych
obszarów.
FELIETÓN
FELIETON
Zawsze darzyłem kolejarzy szacunkiem, ale teraz zaszli mi za
skórę, bo za ich sprawą poczułem się obywatelem drugiej kategorii, nie pierwszy raz zresztą. Socjologiczny termin „wykluczenie
społeczne”, który dotyczy pojedynczych ludzi bądź grup i środowisk w różny sposób skrzywdzonych przez los, znakomicie
oddaje także sytuację niektórych
terytoriów lub miejscowości.
Fotografie chojnickiego dworca
kolejowego (zob. „Pomerania”
9/2012) ukazują smętny obraz
miejsca niegdyś tętniącego życiem, a dziś zdegradowanego do
stopnia, którego miarą jest pusty
oczodół po zegarze na frontonie
budynku. Od kiedy transport towarowy przeniósł się na drogi,
szło z górki, lecz całkowitą degrengoladę spowodowało rozczłonkowanie PKP na niezliczone spółki, z których każda szarpie dla
siebie. Oto dowiedzieliśmy się, że połączenia między niektórymi
miastami (Chojnice – Kościerzyna i Chojnice – Szczecinek częściowo, a Czersk – Kościerzyna zupełnie) znikły z rozkładu jaz-
dy pociągów z powodu podwyżki opłat za korzystanie z torów!
W ten sposób doszliśmy do granicy absurdu: jedna spółka kolejowa czyni na złość drugiej, też kolejowej!
Kolej wyklucza mieszkańców miasteczek i wsi rzekomo według kryterium frekwencji pasażerów, co niezupełnie się zgadza,
a przy tym jest działaniem krótkowzrocznym. Z Kościerzyny do
Gdyni dzień w dzień dojeżdża
około 1000 osób, w tym mniej
więcej 400 pasażerów przyjeżdżających z kierunku Chojnic.
Jeśli ci ostatni utracą połączenie
z Kościerzyną, a to znaczy również w przyszłości z doprowadzoną tu koleją metropolitalną,
to marne rysują się przed nią
perspektywy.
Nie tylko kolej traktuje mnie
i moich współmieszkańców
w ten sposób, tak samo postępują administratorzy dróg (o czym już tu niejednokrotnie pisałem).
Od blisko dekady działa związek samorządów miast i gmin, przez
które przebiega droga krajowa nr 22, tzw. berlinka, domagając
się modernizacji tej 460-kilometrowej trasy o międzynarodowym znaczeniu (Berlin – Kaliningrad). Dotychczasowe efekty
FELIETÓN
FELIETON
KAZIMIERZ OSTROWSKI
FELIETÓN
FELIETON
Sielskie życie prowincjusza
działalności, przynajmniej na odcinku pomorskim, są więcej niż
skromne; widocznym sukcesem jest tylko obwodnica Chojnic
i połowiczne okrążenie Człuchowa. Nie wiadomo, kiedy Starogard i Czersk doczekają się wyprowadzenia tranzytu poza miasta,
kiedy generalna dyrekcja uzna, że już czas wyremontować liczącą dokładnie 70 lat betonówkę, dostosować ją do współczesnych
standardów. Drogowcy, zaniedbując ważne szlaki komunikacyjne, pozbawiają nas, mieszkańców południowej części Pomorza,
szansy na ożywienie gospodarcze (kto zbuduje fabrykę, do której
trudno dojechać?), wykluczają nas z grona użytkowników autostrady A1, niesłychanie utrudniają dostęp do kultury – skoncentrowanej przecież w Trójmieście. Czy mam dalej wyliczać powody, dla których naprawdę jestem gorszym obywatelem?
Pokrzywdzony czuję się i zły, gdy obserwuję miliardowe
nakłady na (nieładne to słowo) infrastrukturę drogową w metropolii gdańskiej i jej otoczeniu, a równocześnie burmistrz mojego miasta ze starostą żebrać muszą u marszałka województwa o milion czy półtora miliona złotówek na dofinansowanie
koniecznej przebudowy niebezpiecznego skrzyżowania ulic. Za
daleko jest do Chojnic, z Gdańska takich drobiazgów nie widać.
Powie mi ktoś, że sam sobie jestem winien, bo mieszkam
na peryferiach regionu. Ale to nie tak miało być! W strategii
rozwoju województwa pomorskiego jest napisane, że Chojnice
wraz z Człuchowem mają stanowić południowy biegun społeczno-gospodarczy Pomorza Gdańskiego. Koncepcja rozwoju kraju
oparta na metropoliach też obiecuje, że wielkie, silne ośrodki
miejskie będą niczym słońca promieniować na całe regiony.
Tymczasem zamiast do zniwelowania różnic cywilizacyjnego
poziomu, wszystko prowadzi do wyjałowienia peryferyjnych
obszarów. No cóż, takie jest nam pisane sielskie życie, choć ja
pogodzić się z nim nie chcę.
FELIETÓN
Z PÔŁNIA
39
POMERANIA STËCZNIK 2013
Fot. Maciej Stanke
FELIETÓN
FELIETON
Z POŁUDNIA
FELIETON
ZAPISKI RENEGATA
EGZOTICZNÉ TOURNÉE
FELIETON
Czyj jest nasz Gdańsk?
Gdinianie w Chinach
FELIETON
TOMASZ ŻUROCH-PIECHOWSKI
FELIETON
Mùzykańcë i tancôrze z Pòlsczi pòdbijają Chinë! W slédnym czasu zwënédżi w tim kraju miało òdniosłé karno Bayer Full, chtërnégò platczi sprzedają sã tam we wiôldżich nôkładach, a kòncertë przëcygają tësące słëchińców. Pò sławie disco polo przëszedł czas na prezentacje pòlsczégò i kaszëbsczégò
fòlkloru. W dniach 15–28 lëstopadnika 2012 rokù Karno Piesni i Tuńca Gdiniô rozsłôwiało snôżotã
Gdinie, Kaszub i Pòlsczi w wiele miastach nordowëch i pôłniowëch Chinów.
FELIETON
FELIETON
FELIETON
FELIETON
FELIETON
FELIETON
FELIETON
FELIETON
FELIETON
Po lekturze „Refleksji nad regionalizmem gdańskim” (w gru- wieża. Zaraz… jak to się nazywało? Wiem! Am Weichselmünde 4!
dniowym numerze „Pomeranii”) przypomniała mi się rozmowa Sięgnąłem do ksiąg adresowych i okazało się, że pamięć babci
z mojej świętej pamięci dziadkiem Wacławem Jakubem. Był on jest niezawodna, jak zwykle zresztą. Mąż ciotki Grety, Paul Sepp,
trudnym rozmówcą, bo zwykle nie odpowiadał na pytania albo był szkutnikiem i rzeczywiście mieszkał w jednym z domków
sprowadzał wszystko do żartu. Za to kiedy już powiedział coś Twierdzy Wisłoujście.
serio, miało to swoją wagę. Jak wtedy, kiedy zapytałem go, dlaW Gdańsku, ledwie wystygłym od pożarów, urodziła się
czego w Hamburgu on i inni żołnierze Polskich Sił Zbrojnych moja matka, nieopodal dawnego Kaschubischer Markt. We
wracający do kraju dzielili się swoimi porcjami chleba z żebrzą- Wrzeszczu mieszkali po wojnie moi pradziadkowie, przy czym
cymi dziećmi. Przecież to byli Niemcy! – czyniłem mu wyrzut. To pradziad Wacław Mikołaj, zanim w mundurze pruskiego żołniebyły dzieci – odparł dziadek. Dziś wiem, że miał rację.
rza powędrował do Irkucka i z powrotem, pracował w stoczni
Pytałem też Wacława Jakuba, który przez kilka lat ukrywał Ferdinanda Schichaua, oczywiście w Gdańsku. Spoczywa wraz
się przed niemieckim wojskiem, około 1700 metrów od centrali z żoną na Srebrzysku. Także w Gdańsku urodziła się dwójka
gdańskiego gestapo, co po wojnie stało się z jego kuzynem. Kurt moich dzieci, choć ja jestem gdańszczaninem ledwie od kilku lat.
był, co prawda, kuzynem przyszywanym jako syn z pierwszeLudzi jak ja, z osobistym doświadczeniem gdańskości sięgo małżeństwa wuja Karla Probsta, mistrza piekarskiego z Ka- gającym poza rok 1945, spotkałem więcej, i to nie na kartach
schubischer Markt, ale ten fakt
literatury. Są wśród nich rodzibiologiczny nie miał dla relacji
ny polskich pocztowców z Wolmiędzyludzkich żadnego znanego Miasta Gdańska, potomczenia. Pytam zatem: Dziadku,
A co z nami, kowie sklepikarzy, a nawet
co się po wojnie stało z twoim
gdańskich policjantów. Myślę,
Kaszubami z Gdańska, że jako pewna grupa mamy
kuzynem Kurtem z Gdańska?
A Wacław Jakub na to, zaciądla których kaszubskość prawo czuć się co najmniej niegając z kociewska, wypalił: Ponie ogranicza się do swojo, czytając, że dopiero trzelaki zamkneli go we więźyniu.
cie pokolenie gdańszczan czuje
ludowości? się ludźmi „stąd”. Zapewne ten
We więzieniu, a za co, dziadku?
– dopytuję. Bo łon był w partii!
opis rzeczywistości zapropoNietrudno się domyślić, że chonowany przez Aleksandra Madziło o partię robotniczą, bynajsłowskiego, odnosi się do więkmniej nie polską i nie zjednoczoną. Dalsze losy dziadkowego szości dzisiejszych mieszkańców Gdańska, ale – na litość boską
kuzyna nie są mi znane, wiem tylko, że opuścił rodzinny Dan- – większość, to nie wszyscy.
zig, gdy ten na dobre stał się Gdańskiem.
Czy Gdańsk jest stolicą Kaszub? Dla wielu gdańszczan, któMam wśród różnych papierzysk kilka fotografii z imprez rzy dopiero się tu ukorzeniają (mniejsza o to, w którym pokofamilijnych w nieistniejącej już kamienicy przy Kaschubischer leniu), związki te są nieoczywiste. „Nie, w Gdańsku nie jest mi
Markt (została spalona przez Armię Czerwoną), gdzie przy jed- potrzebna kultura kaszubska, ja chcę ją chłonąć tam, gdzie jest
nym stole siedzą Niemcy i Pomorzanie, czy jak by powiedział ona autentyczna. Uwielbiam wyjeżdżać do Kartuz, Sierakowic
dziadek – Polaki. Najstarszą osobą na zdjęciach jest moja pra- czy Kościerzyny – mówi Ewa Kowalska – gdzie kaszubską kulprababka Monika Dombrowska z domu Kiedrowska, której mąż turę czuję w powietrzu, i wiem, że tam owa kaszubskość jest
był synem powstańca styczniowego z okolic Pelplina. Jeśli do- najprawdziwsza. Kiedy chcę usłyszeć góralskie przyśpiewki,
dać do tego, że mistrz piekarski Karl Probst z miłości do swojej jadę w Tatry, bo tam one brzmią najlepiej. Podobnie jest z kulżony przeszedł z luteranizmu na katolicyzm, ale nie rozumiał turą kaszubską”. A co z nami, Kaszubami z Gdańska, dla których
słowa po polsku, robi się z tego niezły koktail.
kaszubskość nie ogranicza się do ludowości? Mamy wracać do
Wypada jeszcze wspomnieć niejaką Margarete Sepp z domu rezerwatu? Myślę, że nie takie były intencje autorki tych słów,
Scharmach, przyrodnią siostrę mojej babci, która ma na imię ale jej postrzeganie kaszubskości w Gdańsku – jako czegoś obGertruda (jej rodzice w 1925 roku przezornie wybrali dla dziec- cego, zewnętrznego – nie jest przecież wyjątkiem.
ka imię, które nie będzie przeszkadzało ani Polakom, ani NiemMoże nadszedł czas na to, by Dom Kaszubski przy Stragacom…). Niedawno zapytałem babcię, gdzie w Gdańsku odbywa- niarskiej, zamiast biurokratyczno-logistycznego centrum dowoło się wesele jej siostry. Wiesz, chłopcze, ja już nie pamiętam, jak dzenia, stał się rzeczywiście domem, który przekona nieprzekotam się jechało, ale to był taki dom, przy którym stała taka duża nanych, że my także jesteśmy u siebie?
Nôpierszim pąktã ti trasë bëło miasto
Foshan, gdze gdinianie ùsnôżalë swòjim
wëstãpã ùroczësté òbchòdë Dniów Pòlsczi Kùlturë, jaczé òdbiwałë sã z ùdzélã
Pòlsczi Ambasadë w Pekinie a téż Kònsulatu Generalnégò w Kantonie.
Przez czilenôsce dniów tegò nad`zwëk
jintensywnégò wëjôzdu Karno Piesni
i Tuńca Gdiniô kòncertowało dzesãc razy.
Nôwôżniészima pąktama tournée bëłë
wëstãpë w Guilin (prowincjô Guangxi),
Luizhou, Laibin a téż w Pòlsczi Ambasadze w Pekinie. Òkróm tradicyjnëch piesniów w jãzëkach kaszëbsczim i pòlsczim,
gdinianie włączëlë do swòjégò repertuaru
piesnie w chińsczim jãzëkù. Na specjalną żëczbã òrganizatorów zaspiéwalë
w ny mòwie lëdową piesniã „Kukułecz-
40
POMERANIA STËCZNIK 2013
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Òdj. z archiwùm karna Gdiniô.
ANDRZÉJ BÙSLER
ka kuka”, co pòtkało sã z òsoblëwim zajinteresowanim pùbliczi. Òkôzało sã, że
pòlsczé fòlkloristiczné karna, chtërne
kòncertëją w Chinach, bezmała wiedno są proszoné ò dołączenié do swòjégò
repertuaru prawie ti piesnie, nôbarżi
lubiany przez chińską pùblikã. Òb czas
wiãkszoscë kòncertów w zalach bëłë nié
dzesątczi czë setczi òbzérników, jak jesmë
tegò zwëczajny w Pòlsce, leno tësące.
Nôleżnicë karna Gdiniô pòdczorchiwają, że òstalë pëszno przëjãti przez
chińską pùblikã a téż òrganizatorów we
wszëtczich môlach, do chtërnëch bëlë
przëjachóny. W chińsczim gazétnictwie
a téż na henëtnëch internetowëch pòrtalach òpùblikòwóno dosc wiele relacjów
z wëstãpów „egzoticznégò” karna z daleczi Pòlsczi. Co je czekawé, Chińczików
òsoblëwò miôł zajinteresowóny kaszëb-
sczi fòlklor i krëjamno brzmiącô pòzwa
„Kaszëbë”.
Chińsczim òrganizatoróm tournée
gdinianie dëlë wiele regionalnëch, kaszëbsczich darënków. Nôwikszé zajinteresowanié wzbùdzëłë kaszëbsczé nótë na
bëlnym pergamence. Jedna z chińsczich
telewizyjnëch stacjów mia nagróné materiał z nôleżnikã karna – Frãcëszkã Gùrsczim, chtërny zaprezentowôł znóną kaszëbską wëliczankã.
Gdinianie òkróm dôwaniô kòncertów
mielë téż mòżlëwòsc òbezdrzeniô wiele czekawëch môlów, m.jin. chińsczégò
mùru. Wszëtcë bëlë zadzëwòwóny rozwijã technologicznym i infrastrukturą chińsczich miastów, jaczé w wiele wëpôdkach
wërazno przewëższiwają Pòlskã, ale téż
bògaté państwa Zôpadny Eùropë. Czekawim doswiôdczenim dlô nôleżników
41
EGZOTICZNÉ TOURNÉE / ZACHË ZE STÔRI SZAFË
karna bëło tej òbzéranié tradicyjnëch
chińsczich wsów i zapòznanié sã z kùlturą kòl szescdzesąt etnicznëch spòlëznów
zamieszkùjącëch ne môle.
Tournée Karna Piesni i Tuńca Gdiniô
w Chinach bëło pësznym achtniãcym
jegò 60-latnégò dzejaniô i wiôldżim wëapartnienim dlô jegò nôleżników.
Wëjôzd karna do Chinów nie béłbë
mòżlëwi bez pòmòcë wiele firmów, òrganizacjów i priwatnëch òsobów. Przédnyma spònsorama rézë bëlë: Fùndacjô
Pòlskô Miedz a téż Ùrząd Miasta Gdinie.
Hònorowi patronat mielë òbjãti: Prezydent Miasta Gdinie Wòjcech Szczurek
i Pòsłanka RP Teréza Hoppe.
Wszëtczim, chtërny przëczënilë sã do
tegò widzałégò achtniãcô 60-lecégò dzejaniô, Karno Piesni i Tuńca Gdiniô skłôdô
serdeczné Bóg zapłac.
Tłomaczenié Katarzëna Główczewskô
MËSLË PLESTË
Baran za czerownicą
A N A G L Ë S Z C Z Ë Ń S KÔ
Òdjimk pòchôdający z jednégò z chińsczich pòrtalów.
Mrëczk
I co tak rëczisz? Mëslisz pewno, że
jes wiãkszi i tej cë je wiãcy wòlno? Jakbë jô miała wôgã taką jak të i do te jesz
pò dak bëła wefùlowónô grëbima chójkama, tej jô bë mògła téż na wszëtczich
wkół rëczec. A tak wej môsz – dostóniesz
dwùma żółtima widama pò slépiach
i mëslë so, co dëcht chcesz! A rëczec téż
so mòżesz. Jô mdã tak dali jachała, jak
jadã. Dodóm zdążã na gwës. W jednym
sztëkù.
Jô so mògã wdarzëc, cëż tam za mną
pôrã métrów dowsladë je lóz. Sedzy so
taczi jeden pón i miéwca wszëtczich szaséjów swiata i szkalëje, wëzwëskùjącë do
te blós domôcą łacëznã. Wkół nick nie je
widzec, bò sniegã sëpie, jakbë chto pie-
Czej sã jegò pòcygnie za ògón,
tej czëc je nisczi, bùrczący zwãk. Niechtërny gôdają „kòcyjamer”. Le nie je
to niżóden mruczek – kòt. Je grëbi jak
prósc, le swini dzeckò to téż nie je. Mô
kóńsczi ògón, ale nie je to téż zgrzébiã.
Òkróm pòzwë „mrëczk” gôdają
na niegò rozmajice, chòcbë: brumtop, brzãczk, brumbas, bas. Czedës
chòdzëlë z nim Trzeji Królowie, co
przegriwelë so na nim do kòlãdów.
Dzysdnia Królowie wicy wiôlgą biksą
na dëtczi brząkają jak mrëczkã basëją.
Przódë béł le dlô kolãdników a do
dëchów straszeniô ùżiwóny, a terô
mòże gò ùczëc a òbaczëc prawie
w kòżdi kaszëbsczi kapelë.
Chto chce na nim zagrac, mùszi
pamiãtac ò wòdze. Bez wòdë na kóńsczi ògón pòlóny mrëczk nie zamrëczi.
Do graniô nômili brëkùje troje lëdzy:
jeden gò fëst trzimie, drëdżi nié za
mòckò cygnie, trzecy rozëmno ze
zbónka wòdã na niegò pòléwô. Niejedné miast kóńsczégò ògóna mają
lińcuch abò to i to. Jesz tam-sam na
Kaszëbach są kùńsztarze, chtërny rozmieją bëlnégò mrëczka zrobic, ale ne
stôré, tradicyjné są do òbezdrzeniô
w mùzeach.
rd
42
rzënã miôł pòdzarté. Pòd kòłama – mój të
Panie – pùrgówka bëlno jakąs bruną brëją
zakrëtô. Piôskù, solë nigdze nie je widzec.
Zëma mô gwës nëch òd drogów zôs niespòdzajno naszłé. Jak wiedno ò tim czasu.
Pòdług kalãdôrza jesz kąsk czasu bë do te
bëło. Tak to më nie mdzemë robic. I wej
ju òpòcuszkù żdają na zymk. A ten dali
rëczi. Terôzka ju pewno dozdrzôł, że jô
chłopã nie jem. Në jo. Białka za czerownicą. I to w zëmie.
W tim sztóce chłopi cziwają głowama i slą do se wiele gôdającé ùsmiéwczi.
Nicht ju nick wiãcy nie rzeknie, a i tak
wszëtcë wiedzą, ò co jidze. Jô bë prawie
chcała wiedzec: ò co? Bò wej, czejbë nié
jedna takô Wastna Berta Benz, tej chto
wié, czejbë ta zabôwka na sztërzech
kòłach ze szopë ji chłopa wëjachała...
Zôczątk mòtorizacje, białczi sôdają za
czerownicama i nicht sã temù nie dzywùje. Czas nëkô chùtkò dali i, wejle,
narôz òne sã stałë (nié wszëtczé) „techniczno beztaleńtné”, a autół to nôlepszô
zabôwka blós dlô chłopa (nié dlô kòżdégò). Cëż sã zmieniało? Jo, jo, jô wiém,
że je cos taczégò, jak rozmajiti białczëny
i chłopsczi ôrt pòzdrzatkù na swiat i to
mô téż wierã cësk na to, jak më aùtołama jezdzymë. A chto rzekł, że ten białczëny sztil je lëchszi?
Jeden chłop mie pòwiôdôł wej tak:
„Ana, jô so jadã jak wiedno reno do robòtë. Fëjn szaséja, czësto nowô, bez ùniã
kąsk ùdëtkòwiónô, trzë pasë w jedną
i drëgą stronã. Narôz widzã, jak przede
mną czadzy nowé BMW. 300 kòniów
gwës òno mùszało miec. Za czerownicą
Fot. www.fotolia.pl
POMERANIA STYCZEŃ 2013
POMERANIA STËCZNIK 2013
43
MËSLË PLESTË / GADKI RÓZALIJI
białka sedzy. To mùszało bëc tak kòl 130
kilométrów na gòdzënã, a òna miała gãbã
wnet w aùtowi szpédżel wcësniąté i so
slépia malowała. Za sztót jô widzã, jak
ji autół ju prawie na mój sënie, a ta dali
je czim jinszim zajãtô! Nick wòlni më
przë tim nie jachalë. I chòc jô do niżódnëch mitczich knôpków nie nôleżã, tak
tej jô béł ju dosc wërzasłi. Szkòda aùta!
Jô tak skòknął z tegò ùrzasu, że mie zarô
sztula chleba i gòlarka, co jô je w jedny
rãce trzëmôł, wëpadłë. Tej jô chcôł jakòs
kòlanama czerownicã òpanowac i wele
móbilka, co jô jã miôł do ùcha remieniã
przëcësniąté, wlecała mie prosto do tasczi
z gòrącą kawą. A nã jô prawie midze nogama trzimôł. Mòżesz so wdarzëc, co bëło
dali. Jô pòparzony, telefón mògã cësnąc
w smiecë i do te jesz wôżnô kôrbiónka
bëła przerwónô! I wszëtkò bez jednã babã
za czerownicą!”
A mòże sztil jeżdżeniô aùtã zanôlégô
òd czegòs jinégò, jak blós le òd tegò, czë
jesmë chłopsczégò czë białogłowsczégò
ôrtu? Mòże zarô pierszégò dnia, czej
më gãbë na wëlãgarnie rozdzérómë, ju
je wiadomym, jak mdzemë na szaséjach
pòstãpné kilométrë dobiwac? Pòdług
datë ùrodzeniô. I tej zarô pò zdanim tëch
wszëtczich egzaminów, kòżden nowi
szoféra bë z pòsobnym dokùmeńtã dostôł
ekstra tôflã z pasëjącym do niegò nôdpisã – baran, panna, rek. I to bë mùszôł
zarô do przédny i slédny szibë w aùce
przëkrãcëc. Nicht bë wiãcy nie rzekł
„baba za czerownicą”, leno „Wzérôj, baran jedze! Òn sã na czerwionym widze
na gwës nie zatrzimie”. I sã nie zatrzimie,
bò baran taczi je. Nót bë bëło zrëchtowac
do te zestôwk i wierã mòżna ju rozmajité taczé nalezc. Hewò tak bë to mògło
wëzdrzec:
Baran – to, że òn je baro nôparti, je
widzec téż òb czas rézë aùtołã. Nie mdze
sedzôł spòkójno za czerownicą, póczi
wszëtcë na szaséjach nie mdą widzelë
jegò slédnëch widów. Wiedno pierszi,
wiedno na miónkach z czerwionym widã.
Bògù dzãkã – rzôdkò przińdze mù wkarowac sã w jinszi aùtół.
Bùla – nick i nicht na szaséji nie je
w sztãdze gò znerwòwac. Nawetka drogòwi szôlińc czë ten z czëstégò przëpôdkù. Mòże i cos bë rzekł, jakbë chtos pò
prôwdze wszëtczé przepisë łómôł. Ale za
czim so nerwë psëc.
Blizniãta – richtich szoféra z głową
na swòjim placu. Wszëtkò bëlno zaplanëje, wërechùje. Wiedno mô pasë za-
44
GBÙRSCZÉ SPRAWË
piãté. W gònitwë sã nie mdze bawic,
a i tak zawdë je wszãdze na czas.
Rek – autół to je dlô niegò prôwdzëwô zabôwka. Nie je wôżné, wiele lat
òn je stôri – dodawac gazu, òstro hamòwac z piskã – to zawdë ceszi i zawdë
je na to czas i plac.
Lew – jak wiedno méster we wszëtczim. Tak wej i tuwò nie mdze chcôł
zaòstac w tële. Lata lateczny mdze sã
szkòlëc, bë pózni szoféróm z bòżi łasczi
kòżdą felã wëpòmnąc.
Panna – jakbë to szło, tej bë nôlepi
nie sadała za czerownicą. Za czim robic
fele? Jeżlë ju mùsz je gdzes jachac, tej ti,
co sã wëbralë mët, mdą jesz barżi wërzasłi
nigle òna.
Wôga – ùbëtk przede wszëtczim.
Òna nie brëkùje aùtoła, cobë so cësnienié pòdniesc. Jedze spòkójno i ùwôżno
i mësli ò jinëch. Niech jadą – jô pòżdóm.
Wdzãczny ùsmiéwk je dlô ni nôbëlniészą
zôpłatą. Òsoblëwie òd nëch szoférów procëmnégò szlachù.
Skòrpión – czësto jinaczi jak ù wôdżi. Szaséjô to je prôwdzëwi plac bitwë.
Kòżdi aùtół i kòżden, co jidze piechti, to je
cëzyńc, jaczégò trza znikwic a przënômni
przechitrzëc. Wiedno mùszi bëc pierszi.
I wiedno mô cos do gôdaniô. Dzecë lepi
niech nie słëchają.
Strzélc – jachac aùtołã? Jo! Blós nie
dłëżi jak 15 minut. Dali to mù je ju za wiele. Jemù sã zarô przikrzi i zaczinô mëslec
ò wszëtczim jinym, blós nié le ò tim, co
mô. A lëdze wkół na niegò trąbią. Widzec
òn mô na to namkłé.
Kòzëróg – brëkùje aùtół leno do te,
cobë bëc wiele chiżni tam, gdze mô bëc.
Leno lepi mù w tim nie przeszkôdzac, bò
to mòże sã lëchò skùńczëc.
Nëczk – lëdô miec wiele lëdzy wkół
sebie. Òsoblëwie, jak gdze jedze. To je dlô
niegò bëlnô leżnota do kôrbiónczi. Òglowò jezdzy ùwôżno, leno jak je sóm, lepi
mù włączëc radio. Przënômni nie zabôczi,
gdze je i co robi.
Rëbë – jich trza miec na szaséjach
strach. Wszëtczé manéwrë robią w slédnym sztóce. Rozmieją jachac przez pół
miasta z włączonyma migaczama, òb noc
mie nick, tobie nick òslepiają dłudżima
widama. I téż, czësto przez przëpôdk,
jadą 50 kilométrów na gòdzënã za chùtkò. Mają nôbëlnieszé zbiorë sztrôfów za
jazdã aùtołã.
Tej sã tegò chùtkò naùczëc i w drogã!
I jesz wszëtczim żëczã, jak nômni baranów na drogach w Nowim Rokù.
Śłanta, śłanta
ji po śłantach!
Co z tima òwcama?
Z Y TA W E J E R
Czedës gôdało sã, że chto mô òwce, ten mô, co chce. Terô niejedny pòwiôdają, że chto mô òwce, ten je baran.
I cos w tim je – taczé słowa rzekła mie wastnô Błaszkòwskô z Pòbłocô, czedë przë arbace jesmë żdelë
na ji chłopa Janusza, z chtërnym razã chòwią kòl 120 pòmòrsczich òwców.
O Jezusku Kochani, co żeś sia ano
dicht niedawno łurodziył, co mnielim
tyle łuciechi przi Twojim żłóbeczku, co
sia naśpsiywelim kolandóf, a pot chójkó
jile było różnych fejnych ciaćkóf dla gzubóf ji precjozóf, abo mófma fizmatantóf,
dlo kożdygo, chto ano wew Boga wjerzi.
Wszitke bylim ukóntantowane ji czekelim
na Zylwestra. O Zylwestrze lepsi banda cicho, bo sia wida, co było robjóne, a bodaj
łusz ras ło tim psisałóm, to niy banda dwa
razi kazania prawjyć, bo żam nie je ksiódz
dobrodziej. Ale co musza napsisać, to musza, jak tera po tych wszitkych utradijach
je cicho. Cicho je tak, jak wew kościele na
Podniesieniu, ji żebi niy to, że tera gadami
„Ano do wjosni”, to bi człowiek sia mók
richt poriczyć (czyt.: płakać).
Nó, ale dni sia zrobjyłi coras to dłuższe, słóniszko zamanówszi wijrzi ji całó
gambó sia śmieje, ji człowiek musi dali
na puklu (czyt.: plecach) nieść tan swój
krzyż. Nó wjyta, jak to mówjó: „Bez Boga
ani do proga”, a toć Pan Jezusek sia po
to narodziył, żebi go za nasze grzysziska
ukrziżoweli. Tedi pómószma mu trocha ji
choc za mała czańść naszych wjinóf nieśma swój krzyż. A teć zawdy nie je tak licho. Jak to mówjó: „Ras na wozie, ras pod
wozam”, ji żicie sia kołam toczi.
Tera póno bandzie lepsi, bo żam só
wew Uniji Europejski. Widział to śłat! Łusz
żam nie só Polakami, jano Europejcziki.
Niechtórne gadajó, że śłat sia tera bodaj
pszewalył do góri golaniami, a druge znófki prawjó, że bandzie póno wnetki kóniec
śłata, tzn., że pszindzie ta paruzija (czi jak
jó zwał?). Nó ale skórno tak, to eszcze musim łużić, co sia da! Żebim potamu nie żałoweli, na niy? Wjyta, jak to mówjó: „Móndri Polak po szkodzie”, a co dali mówjó, to
mnie sia niy godzi psisać. Co mi bandzim
wjele gadać! Pożijim, to łobaczim?
Do usłiszania!
Wasza Rózalija
PS Lepsi bićta dobri miśli!
Tekst w gwarze kociewskiej.
Zachowano pisownię Autorki.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
D A R I U S Z M A J KÒ W S C Z I
Cwiardô kaszëbskô rasa
Pòmòrskô òwca to rasa, chtërny
znanką je długô, grëbô abò strzédno
grëbô wełna. Bëlno dopasowała sã do
môlowëch warënków, nie zôwadzają ji
nisczé temperaturë, nadzwëkòwò dobrze
wëzwëskiwô nawetka nôgòrszé wédë. Je
téż wëtrzëmałô na rozmajité chòroscë.
Wëapartnic mòżemë dwa ji ôrtë:
kaszëbsczi i kòszalëńsczi. Tëch kaszëbsczich w nôlepszim czasu (1985 r.) bëło
nawetka 150 tësący. Dzysô pòmòrsczich
òwców mómë kòl 6 tësący sztëk i są òne
òbjimniãté òchroną. To òznôczô m.jin., że
za kòżdą taką òwcã gbùr dostôwô 310 zł
dopłatë z Eùropejsczi Ùnii. Dzãka temù
ta rasa nie zdżinãła i nalôżają sã chãtny
do ji chòwaniô. Westrzód nich są m.jin.
Błaszkòwscë z Pòbłocô. Czej zaczãłë sã te
dopłatë w 2004 r., jesmë mielë 40 òwców,
ale leno 5 miało dobré papiorë, i te òstałë
wpisóné jakò pòmòrsczé. Jesmë mùszelë
wëkazac, że mają òne 75% krwi ti rasë.
Jô mùszôł tej nôprzódka kùpic taczé òwce
i na dzysô móm jich 120. Wiãcy nie je wôrt
trzëmac, bò mùszimë pilowac limitów. Jak
bãdze tëch zwierzãtów za wiele, to nie bãdą
ju dżinącym gatënkã i skùńczą sã dopłatë
– klarëje Janusz Błaszkòwsczi.
Wełna, miãso i Arabòwie
Familiô Błaszkòwsczich mia òwce òd
1957 r. Dłudżi czas szło na tim dobrze zarobic. Òd 1990 r. zaczął sã stolemny krizys. Rëchli dało sã ùtrzëmac òwce całi rok
za samą wełnã, a sprzedóné jagniã to bëło
cos ekstra. W 90. latach ekspòrt wełnë sã
skùńcził. Nicht nie chcôł ji kùpiac. Jak ju
sã nalezlë kùpcowie, to biwało tak, że pòłowã zapłatë jesmë dostôwelë nié w dëtkach,
a w wełnianëch dekach abò pòdëszkach.
A że ni mòże ti wełnë trzëmac za długò, tej
człowiek sã gòdzył na wszëtkò – wspòminô baro lëché czasë Janusz Błaszkòwsczi.
POMERANIA STËCZNIK 2013
J. Błaszkòwsczi z sënã.
Terô płacą za kilo kòl 3 złotëch. To sygnie na strzëgôcza i transpòrt do skùpù
w òkòlé Kòscérznë. Dlô lepszégò zòbrazkòwaniô: przed 1990 r. za kilo wełnë szło
kùpic kòl 30 brótów chleba, dzysô 1,5.
Z miãsa téż nie dô sã przeżëc. Czedës na tim mógł cos zarobic. Òsoblëwie,
czej sã biło òwce, jaczé miałë 30–40 kilo,
z chtërnëch miãso je nôlepszé. Równak terô
je z tim kùńc, bò jô ni mògã ùrznąc doma
niżódnégò zwierzãca, chòc móm skùńczony kùrs w tim czerënkù. Wëmòdżi sã dzysô baro òstré. Mùszã zapłacëc za przëjôzd
weterinôrza przed ùbòjã i pò nim. Do te
wszëtkò, co òstôwô pò zabicym òwcë, jidze
terô do ùtilizacji. I za to téż mùszã zapłacëc. Pò prôwdze to nie je wôrt, a kliencë bë
bëlë. Jak chto baro chce, tej wëséłóm terô
do ùbòjni kòl Tëchlëna w òkòlim Serakòjc.
Tam płacy sã 70 zł za zabicé – òpòwiôdô
mój rozmòwnik.
Jesz niedôwno òwce z Pòbłocô brelë
téż Arabòwie. Terô, czedë Kònstitucyjny
Tribunał scwierdzył w lëstopadnikù, że
ritualny ùbój nie je zgódny z kònstitucją,
to zdrzódło wzątków téż sã kùńczi. Z Arabama nie bëło problemù z zabijanim. Sygło
wëprowadzëc òwce z chléwa, a òni je rznãlë
pò swòjémù – dodôwô Błaszkòwsczi.
Tej nadeszła Ùnia…
W 90 rokù jesmë mëslelë, że przëchôdô
7 chùdëch lat. Òkôzało sã równak, że jaż
14. Dopiérze w 2004 r. pòjawiłë sã dopłatë z Eùropejsczi Ùnii i wnenczas niejedny
hòdowcowie wrócëlë do pòmòrsczi òwcë.
W tim czasu béł to ju zagrożony gatënk
– czëjã òd pòbłocczégò gòspòdôrza. Za
kòżdą òwcã mòżna bëło dostac dopłatã 300 zł. To pò prôwdze bëła wiôlgô
pòmòc. Chùtkò pòwstôwałë nowé karna na całim Pòmòrzim. Òsmë lat temù
45
GBÙRSCZÉ SPRAWË
W BËTOWSCZICH STRONACH
zdôwało sã nama, że terô pùdze ju leno
lepi. Wnetka òkôzało sã, że nie je równak
tak dobrze. Pò pôrã latach wiele lëdzy dało
so pòkù z chòwanim òwców, bò wszëtkò
szło w górã, a dopłatë stojałë w placu. Dzysô dôwają blós 10 zł wiãcy jak wnenczas.
A wiele jô dzysô kùpiã za te dëtczi paszë,
paliwa czë witaminowëch dodôwków?
W 2004 r. mòc tëch pieniãdzów bëła czësto
jinszô – pòdczorchiwô Janusz Błaszkòwsczi.
A Ùniô, czej dôwô dëtczi, tej téż wëmôgô. Wezmë na to, na kòżdé 30 òwców
do krëcô, mùszi bëc jeden baran. Żebë
sprawdzëc pòchòdzenié zwierzãtów, robi
sã badérowania krwi. Smiejemë sã, że to
je gòrzi jak ù lëdzy, bò człowiek czasã nie
wié, kògò są dzecë, a tuwò wszëtkò je czôrno na biôłim. Jak cos nie graje, tedë mòżna
stracëc dotacjã, tej kòżdi tegò pilëje. Jô na
czas stanówczi – dopùszcziwaniô barana
do òwców – dzélã karno na 4 grëpë plus
młodzëzna na remònt stada. I tak pòdzeloné trzimie sã je w chléwie 1,5 miesąca
– gôdô hòdowca z Pòbłocô.
…a z nią papiorë
Dzysdniowi gbùrzë wiele razy czëją
sã zakòpóny w rozmajitëch dokùmeńtach. W przëtrôfkù miéwców òwczarniów
nie je jinaczi. Czedës sygło miec doma
hëft, w chtërnym człowiek mùszôł wpisac,
czedë òwca sã òbagniła, wôżëło sã jagniã,
a czej ju wszëtczé młodé bëłë na swiece, tej
przëjéżdżelë ze Związkù Hòdowców Òwców, dôwelë kòlcziczi, wpisywelë wszëtkò
w swój hëft, gdze mógł wszëtkò sprawdzëc.
Terô Związk dali chce swòje, a Agencjô
Restrukturizacji i Mòdernizacji Rolnictwa
swòje. Kòżdé ùrodzenié trzeba zgłosëc.
Jak jedna òwca ùrodzy dwa jagniãta, tej
nie sygnie wpisac rôz dónëch òjca i matczi, wszëtkò òsóbno dlô kòżdégò młodégò.
Brëkòwné je dëbeltné pismò. Pò prôwdze,
dónëch ò òwcach mómë terô tëli, że lżi bë
nama szło zrobic genealogiczné drzewò
zwierzãtów jak naji familii – ze smiéchã
klarëje Janusz Błaszkòwsczi.
Jesz wicy je robòtë z papiorama, czedë òwca òstónie przedónô abò zdechnie,
a w ten plac do stada hòdowca chce zgłosëc nową. Dokùmeńtë mùszą trafic do
Agencji i do Związkù òb czas 7 dniów.
Jak czëjã òd mòjich rozmòwników, nôlepi
zrobic to samémù, bò pòcztą nie wiedno
wszëtkò dochòdzy. Związk wëséłô papiorë do Institutu Zootechniczi w Balicach,
jaczi zajimô sã „geneticznyma sprawama”,
i dôwô (abò nié) zgòdã na to, żebë młodô
46
Szmakanié rozmajitoscë
Kaszëbi, Ùkrajińcë, Niemcë, Pòlôszë z centrum i Kresów przëprawiony gôrscą jinëch etników – wedle taczégò mòdła historiô „ùwarzëła” dzysdniową spòlëznã zôpadnégò kraju Kaszub. Je to widzec
na bëtowsczich stołach.
òwca nalazła sã w karnie w môl zdechłi.
Pò tim wszëtczim jesz rôz dokùmeńtë jidą
do Agencji, żebë tam ùrzãdnicë mòglë to
zapisac w swòjich papiorach.
Zëma w òwczarni
Stëcznik dlô Błaszkòwsczich nie je
miesącã òdpòczinkù. Terô tak pò prôwdze
je nôgòrszi czas, bò mùszimë zwierzãta pilowac téż nocama. A to dlôte, że sã zaczinają bagnic. Mómë to przestawioné, bò tradicyjno przëchôdôł na to czas w gromicznikù
abò strëmiannikù. Terô równak lónëje to
barżi, bò òwce są lepi òdchòwóné na Jastrë – przekònywô gòspòdôrz. Òkróm
tegò hòdowcowie mùszą bëc przërëchtowóny na rozmajité kòntrole. Kòl Błaszkòwsczich òstatnô bëła pôrã tidzeniów
temù. Sprôwdzają wszëtkò. Czë òwce są
dobrze fùtrowóné, czë mają dosc métrów,
dosc czëstégò lëftu. Żebë spełnic wszëtczé
te warënczi, jesmë mùszelë pòstawic – na
kredit – nową òwczarniã, bò stôrô nie sygła na te rozmajité wëmòdżi. Móm nôdzejã,
że ùdô sã òbronic pòmòrsczé òwce, bò na
Kaszëbach je to doch nié leno leżnosc do robieniô dëtków, ale téż dzél tradicji i kùlturë
– kùńczi Janusz Błaszkòwsczi.
Òdj. D.M.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Ùdba, żebë napisac ksążkã ò rozmajitoscach kùlinarnëch bëtowsczi zemi
ùrodzëła sã pò wëstawie ò kòrzeniach
dzysdniowëch bëtowiónów, jaką w 2009 r.
zrëchtowało Zôpadno-Kaszëbsczé Mùzeùm. Z Tomkã Semińsczim jesmë mëslelë,
co zrobic, żebë pò ti wëstawie naszą wieleetnicznotã jesz rôz jakòs pòkazac. Tak më
udbelë wząc sã za jestkù. Kò ù nas w Bëtowie sygnie przëzdrzec sã, co chto mô pòstawioné na stole, żebë zmerkac, skądka òn abò
jegò starszi pòchòdzą. Tã naszą bòkadnosc
szmaków chcelë më wstawic w apartną
ksążkã – gôdô profesór Cezari Òbracht-Prądzyńsczi, jaczi do robòtë zgòdzył jesz
fòtografika Kazmierza Rolbiecczégò a repòrtérów gazétë „Kurier Bytowski” Witeka Wãtoch-Rekòwsczégò i Silweka Piãtã.
Za finanse wzął są bëtowsczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, a jakno
wespółwëdôwca doszedł jesz Kaszëbsczi
Institut. I tak projekt rëgnął.
Òd kùchni do kùchni zaczãło sã pielgrzimòwanié. Òdjimczi, filmiczi, wëwiadë, pòdzéranié, në i na kùńc to nôwôżniészé – szmakanié. Lëdze bëlë baro òdemkłi. Cekawò pòkazywelë, jak sã co rëchtëje.
Przë leżnoscë òpòwiôdelë ò wszëtczim wkół,
co sã parłączi z taczim abò jinym môltëchã,
a czasã ò se, swòji familie. Taczé òsobisté
kawle dałë dobri wzér na rozmajitosc naszich bëtowsczich lëdzy – wspòminô W.
Wãtoch-Rekòwsczi. Jô jednym razã trafił jem do bëtowsczégò doktora, chtëren
pòchòdzy z Africzi, z Sudanu. Bez gôdkã
z tim cekawim człowiekã zrozmiôł jem, że
më w Eùropie ju zabëlë, co to je nie miec
jestkù, że dlô wiele lëdzy najesc sã nie dô
co dzéń. Czësto jinô ùdba wëklëła mie sã
pò òdwiedzënach u bëtowióna, chtërnégò
starcë przëcygnãlë do Bëtowa z jinégò dzéla
Kaszub i wschòdnëch Kresów. Baro mie sã
widzała stara tegò chłopa, żebë jegò dzecë
mògłë szmakac z òbëdwùch tradicjów i sã
jich ùczëłë – gôdô S. Piãta.
Pierszim pòdrechòwanim jich robòtë
bëła wieczerza w restaùracje Jaś Kowalski,
jakô w czerwińcu wedle receptów òdwie-
POMERANIA STËCZNIK 2013
29 czerwińca 2012 r. w restaùracje Jaś Kowalski co sztót na stół stôwialë jiné jestkù. Òdj. K. Rolbiecczi
dzonëch bëtowiónów ùwarzëła jestkù.
Dłudżi stół mało co bë nie trzasł òd ti rozmajitoscë: ùkrajińsczé warenyczi, bôrszcz,
kaszëbskô rëbnô zupa, somińskô płotka
w smiotanie, kresowé blinë, bùłgarskô
gibanica z czeliszkã rakije, königsbersczé
klopsë, szwajcarskô zapiekanka i jesz
pôrã pòdôwków. Kòżdi, chto przëszedł,
pòzmieniwôł sã w szmakózdrã na daleczich kùlinarnëch wãdrach. Në na ksążkã mùszelë më czekac jaż do kùńca rokù.
30 gòdnika w ti sami restaùracyjny salë
zôs zeszlë sã aùtorzë, wëdôwcowie,
bòhatérzë a gôrsc doszłëch, żebë jã òbezdrzec na promòcji. Chùtkò wëkùpilë
przëniosłé ksążczi, tec wedle taczégò
mòdła ò Bëtowie jesz nie piselë, a w naddôwkù wnet pòłowa starnów to farwné òdjimczi, na jaczich niejeden mógł
sã nalezc. Ale to téż jedna òd nôlepszich
pamiątków dlô lëdzy, chtërny zazérają
w nasze stronë – chwôli bëtowsczi bùrméster Riszard Sylka. Mómë nôdzejã, że
terô ta bòkadnosc mdze mia szerszi cësk
na menu naszich restaùracjów – dodôwô
C. Òbracht-Prądzyńsczi.
Kò na bëtowsczé kulinarné wëstwôrzanié mòżna miec i taczi pòzdrzatk:
Më Kaszëbi z jinëch strón brëkùjemë szlachùjącëch za tim projektów temù, żebë òd
jiny stronë, barżi ze zrozmienim, przëzdrzec sã na lëdzy, co dzysdnia przëcygają
mieszkac westrzód nas na Kaszëbach –
dbô specjalno przëjachóny do Bëtowa na
promòcjã szef kartësczi Lokalny Grëpë
Rëbacczi Mark Biczkòwsczi.
Jakbë na to nie zdrzec, wôrt sã doznac
ò bëtowsczi kulinarny bòkadnoscë. Mòże
w przindnoscë mdze òna bòkadnoscą całëch Kaszub?
P.D.
Wiãcy ò projekce ùdëtkòwionym przez LGR
Pojezierze Bytowskie na starnie
www.bytow4kultur.pl.
Aùtorzë ksążczi „Losy różne, miejsce wspólne”:
Cezary Òbracht-Prądzyńsczi, Macéj Hajger,
Kazmiérz Rolbiecczi,Witold Cyba,
Miłka Bòrzëszkòwskô-Szewczik,
Witk Wãtoch-Rekòwsczi, Silwester Piãta.
47
Tam, gdzie kres...
Wiktora po latach spotkałem w szpitalu. Z sercem miał kłopoty od dawna, ostatnio dopadło go jeszcze zapalenie płuc. Przyszedłem, gdy już się jako tako wykaraskał z choroby. Pół
leżał, pół siedział na łóżku i usiłował czytać kolorowe czasopismo, w którym zauważyłem
zdjęcie kadłuba kontenerowca na tle portowych dźwigów. Należał do starego pokolenia.
L E S Ł AW F U R M A G A*
Fot. Marco Michelini / www.sxc.hu
MORSKIE OPOWIEŚCI
MORSKIE OPOWIEŚCI
Idź do Nawigarego, to ci pomoże
My nie mamy idei, bo nasza idea to
oszustwo, dlatego ja mam swojego świra
i mi z tym dobrze – mawiał do mnie równo
połowę wieku przedtem. A miał świra na
punkcie wszystkiego, co morskie. Nie mógł
się dostać do morskiej szkoły, bo był politycznie pyskaty i w odpowiednim urzędzie zapisane było w jego osobistej teczce,
że towarzysza Stalina lekceważy, kawały
godzące w generalissimusa opowiada,
amerykanizm zasiewa... No to pracował
u Uślizgły na żółtej łodzi, a potem na kutrze. Łowił ryby, a o morzu pisał wiersze.
Nafukane były, pełne patosu, do niczego.
Miał literacką antenę tylko jedną – odbiorczą, drugiej, nadawczej już nie miał.
Odczuwał smaczek tonącego w słonej wodzie słońca, magię rodzącego się szkwału,
mierność zbudowanego przez człowieka
okrętu wobec potęgi stworzonego przez
naturę morza, ale opisać już tego, mimo
wielkich chęci, nie umiał.
Podobnie jak do aktora grającego w serialu przyczepia się imię z tego serialu, tak
do Wiktora przylgnęło przezwisko „Nawigare” (...). Nawigare to, Nawigare tamto, idź
do Nawigarego, on ci wytłumaczy, daj Nawigaremu połówkę, to ci pomoże... Ludzie
prości, rybacy, którzy przychodzili na kuter, nie wiedzieli, co znaczy owo wyniosłe
i tajemnicze „Navigare necesse est, vivere
non est necesse”, i długo nie wiedzieli też,
że on nazywa się Błaszczykiewicz, a nie
Nawigare...
Życie biegło swoim okrętowym rytmem
To było już na przemysłowych trawlerach rufowych, łowiliśmy pod Orknejami.
Były to ostatnie tygodnie przed zejściem
do kraju. Brzuch Barweny rozsadzała ryba,
opasła dorodna kergulena. Wypełniony po
brzegi zmrożonymi kartonami, zanurzony niemal do linii bezpieczeństwa statek
dostojnie bujał się na martwej fali. Życie
biegło swoim okrętowym rytmem. W maszynie wszystko kręciło się tak równo,
że niemal stało w miejscu, w ładowniach
zapełniano wolne dotychczas luki i przejścia, na pokładzie panował klar morski,
na mostku padały krótkie komendy. Był
przelot na bardziej ku biegunowi zbliżone
łowisko. Nawigacją rządził I oficer Boguś
Rakowski, dusza człowiek, ale rybak z bumagą i przenośnikiem w ręku. Wszystko
miał zapisane oraz odpowiednio odmierzone i tego się trzymał. Broń Boże, gdy mu
się coś pomyliło albo coś przeoczył, to była
katastrofa.
48
POMERANIA STYCZEŃ 2013
POMERANIA STËCZNIK 2013
Wiktor był wtedy III oficerem, tyle że
każdy wiedział, iż on w żeglowaniu ma farta. W nawigacji był asem. Jak szykował się
ciężki przelot w nocy między górami lodowymi, stary niezależnie od tego, czyja była
wachta, kazał budzić Wiktora, powiadał, że
Nawigare ma niucha do lawirowania statkiem w skosach między icebergami i kiedy
ma nos w mapach i lornetę pod ręką, to
kapitan może się nawet zdrzemnąć. A stary na Barwenie miał kota na punkcie udoskonalenia szalupy. Powiadał, że od czasów
Kolumba statki zmieniły się w pałace, tylko łodzie ratunkowe pozostały na nich jak
kaczki na pokracznych żurawiach, odkryte, zawodne... średniowieczne. Godzinami
też w czasie wolnym siedział w drugiej
szalupie na sterburcie i udoskonalał w niej
różne szczegóły. Mierzył, przymierzał, odmierzał, a potem w warsztacie u mechaników wykonywał cudeńka, w które tę
swoją „prototypową” łódź wyposażał. Było
tam stanowisko sygnałowych świec dymnych jego konstrukcji, słoneczna aparatura
do oczyszczania wody morskiej, składana
koja dla rannego...
Tego nie przewidywała
żadna procedura
Tego dnia lekko sztormiło od Orknejow, na czubkach fal pokazała się biała
piana, czasami zacinał skośny, kąśliwy
deszczyk. Na mostku, jak już było powiedziane, rządził I oficer Boguś Rakowski.
Stary siedział w swojej ukochanej szalupie
i kombinował nad udoskonaleniem rury
wydechowej silnika, tak żeby po wydłużeniu można ją było wykorzystać do suszenia przemoczonych sztormowych ubrań.
Czegoś mu widocznie zabrakło, bo wygramolił się na skośny śliski brezent z zamiarem zejścia na pokład.
No i nagle w niemal senny klimat przelotu wdarł się krzyk II kucharza Jacusia.
Każdy, kto słyszał taki krzyk na pełnym,
wzburzonym morzu, będzie owe trzy słowa
i ton głosu, jaki je niósł, pamiętał na zawsze.
CZŁOWIEK ZA BURTĄ!... AHHOJJ!
CZŁOWIEK ZA BURTĄ!
Byłem w kabinie armatorskiej, której
bulaje wychodziły na windę kotwiczną
i slip. Wyskoczyłem na pokład. Nie więcej
jak dwieście metrów za statkiem z prawej
burty miotała się na falach ludzka figurka
w pomarańczowym norwesterze.
Człowiek za burtą! To jest Stary! To kapitan! – darł się kucharz Jacuś. Na skrzydło
mostka wyskoczył I oficer Boguś Rakowski. Widać było, że jest przerażony. Rzu-
cana młodą, krótką falą pomarańczowa
figurka malała i nikła w oczach, majacząc
na tle wielkiej białej ściany iceberga. Boguś
w tej chwili zapewne zrozumiał to, co i ja
zrozumiałem. Starego wiatr znosił na iceberga, góra lodowa była niewielka, może
jak siedem, a może jak dziesięć statków,
leżała jednak prosto na kursie dryfu rozbitka. Gdy starego na nią zniesie – koniec!
Nie da się podejść, by go podnieść z wody,
bo statek roztrzaska się o lodowiec... Decydowały sekundy. Aby zawrócić i wejść
między górę a rozbitka, było za mało czasu
i za mało miejsca. Aby zawrócić i podejść
do ratowanego od nawietrznej, też było
zbyt mało czasu... Coś jednak należało
zrobić i to natychmiast. Pierwszy oficer
trzymał się kurczowo relingu i oddychał
głęboko, to była sytuacja, jakiej nie przewidywała żadna procedura. Zbawienny w tej
sytuacji manewr mógł wykonać sprawnie
tylko kapitan, ale kapitan był za burtą. Od
czasu pierwszego okrzyku minęła minuta
i czterdzieści, może pięćdziesiąt sekund, ale
zmieniło się bardzo wiele, statek znacznie
oddalił się od kapitana, a kapitan przybliżył
się do lodowej góry.
W tej chwili w kąpielówkach, ze spodniami w ręce, na skrzydle mostka pojawił
się Nawigare. Maszyny były już na całej
wstecz, statek gwałtownie tracił szybkość.
Panie pierwszy – Nawigare starał się
mówić spokojnie – panie pierwszy, dwie
szalupy na wodę, proponuję dwie szalupy na
wodę, proszę o pozwolenie, ja na pierwszej, ja,
Jacuś i jeszcze ze dwóch w norwesterach...
I oficer milczał, pot wystąpił mu na czoło,
ściskał drewnianą poręcz relingu, palce
miał białe pod paznokciami. Kapitan był za
burtą, dryfował na iceberga, a on dowodził
statkiem, on dowodził akcją... Niezupełnie
wiedział, co ma robić w tej wyjątkowo trudnej sytuacji. A Nawigare?... Nawigare to talent, to fenomen, ale to on, pierwszy oficer
dowodzi akcją, a nie Nawigare... Ludzie,
opinia, izba morska... rozgłos...
Akcja pod Orknejami
Maszyny stop! Dwie łodzie na wodę, akcją z szalup dowodzi Nawigare, to znaczy,
to jest... dowodzi III oficer Błaszczykiewicz
– poprawił swoją wychrypianą przytłumionym głosem komendę pierwszy. Ale
Błaszczykiewicza już na skrzydle mostka
nie było, klęczał na pokładzie i z takiej pozycji pospiesznie wciągał na grzbiet skafander norwestera.
Przed tym rejsem jedynie właśnie na
Barwenę trafiły wywalczone przez inspekcję
49
WËDARZENIA
MORSKIE OPOWIEŚCI
pracy norweskie ubrania roboczo-ratunkowe. Był to wielki skok w zakresie poprawy bezpieczeństwa dalekomorskich
rybaków i marynarzy. Dotychczas nawet
na łowiskach Antarktydy ludzie pracowali w kufajkach i filcowych butach. W skafandrze norwester na wielostopniowym
mrozie z wichurą było ciepło i pracowało
się w sposób nieskrępowany, a w przypadku wpadnięcia do lodowatej wody można
było w niej przebywać nawet kilkanaście
godzin. To stary z Barweny walczył o te
ubrania i ściśle, zaczynając od siebie, przestrzegał, aby załoga je nosiła. Sam na swoją
udoskonalaną szalupę też chodził zawsze
w norwesterze, inaczej w lodowatej wodzie już od kilku minut by nie żył.
W tej chwili zauważyłem, że na trzech
szalupach pracują silniki. To Nawigare, zanim z portkami w ręce dotarł do pierwszego, zarządził uruchomienie wszystkich szalupowych silników; który pierwszy zapali,
ten lepszy. On trzymał z Jacusiem z kambuza (a swoją drogą, ja do dzisiaj nie wiem, czy
Jacuś to było imię, nazwisko czy też przezwisko chłopaka z okrętowej kuchni, który
studiował matematykę i był pływackim ratownikiem jakiejś specjalnej klasy). Szalupy
poszły na wodę, Barwena stała się jedynie
bazą akcji. Na front walki o życie kapitana
ruszyły szalupy, którymi dowodził Nawigare. (Ta akcja pod Orknejami, przebadana
później dokładnie przez izbę morską, przeszła do historii ratownictwa, rok później
w jakimś angielskim czasopiśmie morskim
znalazłem jej opis). Minęło ledwie kilkanaście minut i obie szalupy dotknęły wody:
uwolnione z zaczepów ruszyły w pogoń za
dryfującym kapitanem.
Może pół mili od Barweny w kipieli
tkwił nieruchomo długi, wysoki na ze trzy
piony statku lodowiec. Nie więcej jak kabel
od niego utrzymywał się na wodzie między
falami człowiek, i ze dwa kable od człowieka znajdowały się w tej chwili dwie pędzące
w jego kierunku szalupy. Trwał sprinterski
wyścig, szalupy musiały dotrzeć do człowieka, zanim ten zbliży się do iceberga... była
taka szansa. Pierwsza szalupa znajdowała
się już niedaleko od rozbitka, gdy nagle jakby podskoczyła do góry, zmieniła kurs i zaczęła kręcić się w miejscu jak bąk. Ludzie
na Barwenie zamarli, statek małą naprzód
także przybliżał się do rozbitka.
Wpadli na growlera... – powiedział
ktoś złowieszczo.
Wpadli na odłamek góry i skrzywili ster,
jasna cholera... – słychać było przekleństwa. Do uszkodzonej szalupy podeszła
50
szalupa sprawna, nie za blisko, aby dwie
skaczące wysoko na falach obok siebie
łodzie nie rozbiły się o swoje burty z trzaskiem. Ludzie na Barwenie niemal powłazili do okularów swoich lornet. Nawigare
był na łodzi uszkodzonej, jego załoganci
pochwycili rzutkę, na której przeciągnięto
linkę z szelkami, i Nawigare skoczył w kipiel skotłowanej wody. Ciągnięty na takim
holu szybko znalazł się na łodzi sprawnej.
Niestety kapitana od góry lodowej dzieliły już tylko metry. Na szczęście wichura
i fala dryfowały rozbitka na krawędź, na
sam brzeg południowej ściany iceberga.
Szczęściem było również to, że brzeg góry
lodowej był tu płaski i łagodnie zanurzał
się w kipieli. Kapitanowi nie groziło więc
rozbicie o lodowiec przez rzucające nim
fale. Ów niesamowity spektakl oglądała cała załoga, kto żyw stał na pokładzie
Barweny i patrzył, patrzył, bo nic więcej
zrobić nie mógł. Kapitan wylądował na
tarasie lodowca i huśtał się na unoszącej
go fali, ocierając o wysoką lodową ścianę.
On i Nawigare wpadli widocznie jednocześnie na ten sam pomysł... kapitan musi się
przesunąć na skraj południowej krawędzi
lodowca i tam z niego zeskoczy. Nie mając
już przed sobą lodowej ściany, podryfuje
w przestrzeń oceanu, gdzie od zawietrznej
swobodnie będzie go mogła podjąć sprawna szalupa. Tyle że było już po południu
i zmrok zapadał szybko, trzeba było zdążyć przed zmrokiem... Plan był realny i po
trzech godzinach od tego jedynego tak
dramatycznego okrzyku na okręcie, kapitan pochwycił rzutkę z szelkami. Kilka minut po tym znalazł się na pokładzie łodzi,
a godzinę później na swoim kapitańskim
mostku.
wtedy bardzo fajną, aktorkę z jakiegoś małego teatrzyku w Warszawie, Magda miała
na imię. No i ta Magda wytłumaczyła Nawigaremu, na czym polega prawdziwa poezja. Wiktor miał pracodawcę w Ameryce,
ale mieszkał w Polsce. Fortecę forda olbrzyma kupił i pamiętam, jak we troje z tą
Magdą jeździliśmy po Polsce tym fordem
olbrzymem, wycofując jego tomik poezji
z księgarni. Uparł się, że zrywa z poezją,
chociaż między Bogiem a prawdą, gorsze
wierszydła można było wówczas i można
dzisiaj nabyć w księgarniach w bardzo ładnej oprawie.
Na tym spotkaniu, po latach, poszliśmy labiryntem korytarzy wejherowskiego wielkiego szpitala na dół do restauracji.
Nawigare nie mógł iść, jechał na wózku.
Gdy doczłapaliśmy do stolika, odetchnął
i powiedział: Wiesz, ale to nieprawda, że
życie nie jest konieczne. W różnych sytuacjach na morzu, niejeden raz biała pani
szczerzyła do mnie zęby… Ale to było inaczej, mimo że była tuż-tuż, zawsze trzymała
się z daleka. I mimo że tyle razy była przy
mnie, dopiero przez swoje osiemdziesiąt pięć
kalendarzy czuję, że to nie żeglowanie, a ona
jest konieczna. Żeglujemy na azymut… tam,
gdzie kres… za którym nie ma już nawet żeglowania…
Żeglujemy na azymut…
Po powrocie do kraju Nawigare zapytany na rozprawie izby morskiej, dlaczego
polecił opuścić dwie szalupy, odparł, że ta
druga miała być zapasowa, bo koło iceberga zauważył growlery. Stary wtedy dodał,
że jakby tam przypadkiem były niedźwiedzie polarne, to Nawigare zabrałby na szalupę myśliwego, bo on zawsze przewiduje
wszystko...
Po roku czy dwóch, gdy się dla naszych zejmanów otworzyła droga na
zachód, Wiktor trafił za szypra na kuter
duński, a potem prysnął do Ameryki. Życie przepływał jako kapitan wielkich kontenerowców. Był bogaty, ktoś go podkusił,
by wydał w Polsce za własne pieniądze
tomik swoich wierszy. Dziewczynę miał
*Autor jest mieszkańcem Gniewina. Urodził się 14 czerwca 1933 roku w Bychawie na
Lubelszczyźnie. Ukończył Wydział Rybactwa Morskiego w Wyższej Szkole Rolniczej
w Szczecinie. Wykładał w Wyższej Szkole Morskiej. Otrzymał wiele nagród literackich, m.in.
Nagrodę i Wyróżnienie Przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji, Nagrodę Literacką
im. Conrada Korzeniowskiego oraz Nagrodę
Literacką „Złoty delfin”.
Debiutował opowiadaniem „Pierwsza miłość starego” (1966). Opublikował m.in. następujące powieści: „Krab i Joanna”, „Lot Pingwina”
(trylogia), „Między Cape Town i Casablancą”,
„Żagle w tarczy”. Jest twórcą systemu dydaktycznego Kolorowa Ortografia – Ortofrajda
oraz autorem słowników ortograficznych dla
dzieci i młodzieży.
To opowiadanie zdobyło pierwszą nagrodę
w organizowanym przez Powiatową i Miejską
Bibliotekę Publiczną w Wejherowie konkursie
literackim „Powiew Weny” w kategorii proza
dla autorów mających ponad 20 lat. Patronat
medialny nad konkursem sprawowała „Pomerania”.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Òstôwô w pamiãcë
K A RO L Ë NA S E R KÒ W S KÔ
(…) Wieczór mô sã ju kù zachòdowi.
Czasã wieczór ju nie dô pòrénkù.
Pón nie dôł pòrénkù.
Lëdze pëtają
– Nie bëło to
Za wczas?
Tak przodë pisôł Lew – Stolem –
Bùdzëcel, chtërnégò ni ma ju westrzód
nas, le nimò tegò wcyg òstôwô w pamiãcë. W slédną strzodã lëstopadnika 2012 r.
òdbëła sã promòcjô ksążczi pòd titlã
W hołdzie Wielkiemu Kaszubie. Wojciech
Kiedrowski. Na ùroczëznã do Òstrzódka
Kaszëbskò-Pòmòrsczi Kùlturë w Gdini
zeszło sã wiele lëdzy, a westrzód nich familiô i drëchòwie wielelatnégò przédnégò
redaktora cządnika „Pomerania”.
Wieczór wzbògacony òstôł ò artisticzne elemeńtë w wëkònanim gazétniczczi
Radia Gdańsk, Magdalénë Kropidłowsczi,
chtërna czëta dokazë kaszëbsczégò Stolema i tekstë napisóné ò nim przez jinszich
lëdzy. Deklamacje dofùlowiwałë zwãczi
tibetańsczich misów, jaczé wëchòdzełë
spòd rãków Stanisława Bùłë.
Bliscë Wòjcecha Czedrowsczégò
gòdelë ò jegò dzejnoce, starze ò kaszëbiznã, miłoce do regionu, a téż żëcowëch
prioritetach. Jak pòwiedza jegò białka,
Renata Czedrowskô, nôwôżniészô wiedno bëła dlô niegò familiô, le òkróm tegò
mòcno angażowôł sã téż w sprawë kaszëbskò-pòmòrsczi rësznotë.
Andrzéj Bùsler, redaktór ksążczi,
wspòminôł, że z Wòjcechã Czedrowsczim
planowelë zòrganizowac jesz jedną promòcjã. W tim môlu, gdze jesmë, béł jem
ùmówiony z Wòjcechã Czedrowsczim na
zrobienié promòcji ksążczi wëdóny przez
jegò wëdowiznã, Òficynã Czëc. Bëła to
pùblikacjô ò Gerace Labùdze, chtëren ùmarł
w 2010 rokù. Wòjcech Czedrowsczi na ten
zort chcôł ùczestnic wiôldżégò Kaszëbã,
jaczim béł Labùda, zasłużony dlô Kaszub
i Pòmòrzô. Czedë jesmë sã ùmôwialë na
kùńc łżëkwiata 2011 rokù, jem czuł, że nie
ùdô sã ti promòcji zjiscëc. Tak téż bëło, bò
POMERANIA STËCZNIK 2013
Òdj. J. Ellwart
Wòjcech òdszedł dwa tidzenie przed ùroczëstoscą – gôdôł wiceprzédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Part w Gdini.
Tej pò pôrã miesącach przëszła mësl, żebë
jistno ùpamiãtnic téż wiôldżégò Kaszëbã
Wòjcecha Czedrowsczégò – dodôł.
W gdińsczi biblotece wëdôwcã kaszëbsczich ksążków wspòminalë téż jegò
drëchòwie, Édmùnd Szczesôk i Édmùnd
Pùzdrowsczi. Òbaj òni Wòjcecha Czedrowsczégò zapamiãtelë jakno nieùdżibłégò człowieka. Nimò tegò, że w latach
80. béł czas tzw. „werifikacji gazétników”,
Wòjcech jakno jediny dôł mie robòtã w „Pomeranii” – gôdôł Édmùnd Szczesôk. Wòjk
pisôł na łamach miesãcznika, że pismiono
mô pòdług niegò służëc kaszëbskò-pòmòrsczi rësznoce i prezentowac teòreticzné
pòdwalinë, le mô téż bëc krótkò żëcô, krótkò
człowieka.
Za swòjã òdwôgã kaszëbsczi Stolem
miôł téż wiôldżé jiwrë. Òd czasu jak założił Karno Sztudérów Kaszëbów Òrmùzd,
zaczãlë sã nim wiãcy jinteresowac. Pòtemù, jak ju prowadzył cządnik „Pomerania”,
w I pòłowie 70. lat założony òstôł jemù
kòntrolno-òbzérczi aktownik. Prowadzonô
bëła procëm niemù sprawa ò kriptonimie
„Gryf” za, midzë jinszima, przedostôwanié pòliticznëch tresców czë pùblëczné
głoszenié, że Kaszëbi są diskriminowóny.
Òn béł prôwdzëwim redaktorã, chtëren sygnowôł to pismiono, a to znaczi, że nie żdôł
na tëch, co zgłoszą sã do niegò z tekstã, le
sóm zachãcywôł, promòwôł, pòmôgôł, służił
jinym – zmerkôł Édmùnd Szczesôk. Chãc
pòmòcë jinszim ù Wòjcecha Czedrowsczégò pòtwierdzył jegò drëch, Édmùnd
Pùzdrowsczi. Dzãka niemù mielë jesmë
wiele pòéticczich debiutów. Òpiekòwôł sã
młodima ùtwórcama. Jegò wëdowiznowé
dzejanié dało wiôldżi wkłôd w rozwij kaszëbsczi rësznotë – gôdôł pisôrz.
Zéńdzony przëznelë, że kaszëbsczi
Lew – Stolem – Bùdzëcel béł òsoblëwim
człowiekã. Wôrt tej przëwòłac słowa
Andrzeja Bùslera, òpisëjącé jegò cekawi
charakter: Ti, chtërny znelë Wòjcecha, pamiãtają, że przë pierszim kòntakce béł dërny
i czasã cwiardi w òsądzënkach. Równak pòd
tima całowno ùdôwnyma znankama tacëło
sã wiôldżé cepło i apartnô szpòrtownosc.
51
LEKTURY
Tczewskie aptekarstwo
do lat 50. XX wieku
Z krótkiej, bo liczącej zaledwie
140 stron, monografii o aptekarstwie
tczewskim dowiadujemy się, że „własnych aptek Tczew miał się doczekać
dopiero pod koniec XVIII wieku”.
W zestawieniu bractw cechowych
w Tczewie z 1780 roku wymienia się
dwóch mistrzów aptekarskich i jednego czeladnika. Jednym z nich był Jan
Gotthilf Meyer, którego apteka mieściła się w rynku i mogła dotrwać do
pierwszych lat XIX wieku, być może
do roku 1804. Niemniej w tym samym
roku pojawił się w Tczewie nowy aptekarz Johan Hildebrandt, który „zapoczątkował nowy i stały okres istnienia
aptek w Tczewie”.
Ciekawy fragment tej monografii
to opis ustawodawstwa aptekarskiego, jakie obowiązywało w państwie
pruskim. Dowiadujemy się z niego,
że wszystkie apteki założone po 1811
roku (i przed 1894) zyskały miano aptek realnych, co w praktyce oznaczało
wydanie koncesji przez władze danej
rejencji. Po roku 1894 wydano nowe
52
zarządzenie o tzw. aptekach osobistych
(koncesja osobista) – posiadacz takiej
apteki nie miał już wpływu na wybór
następcy, a jedynym dysponentem apteki było państwo.
Apteka Johana Hildebrandta została nazwana „Pod Złotym Lwem”.
Z dużą skrupulatnością Aleksander
Drygas opisuje dalsze ciekawe losy kolejnych właścicieli tej apteki od czasu,
kiedy w 1919 roku przejął ją polski aptekarz Kazimierz Nadolski, który prowadził ją do wybuchu II wojny światowej. Autor monografii wspomina
również inną aptekę, powstałą około
1850, która od 1920 roku – z przerwą
na czas okupacji niemieckiej – nosiła
nazwę „Pod Białym Orłem”. W ciekawy sposób przedstawiono poczynania okupacyjnych władz niemieckich
w odniesieniu do polskich aptek na
Pomorzu Gdańskim oraz porządkowanie „krajobrazu po bitwie” wiosną
1945 roku.
Końcowy rozdział przedstawia metody niszczenia aptekarstwa polskiego
(zakończone jego znacjonalizowaniem
8 stycznia 1951 roku). Ten krótki opis
aptekarstwa tczewskiego został przedstawiony w kontekście historycznym,
co nadaje mu tym większą wagę.
Jerzy Nacel
Aleksander Drygas, Zarys dziejów aptekarstwa
w Tczewie (do 1951 roku), Kociewski Kantor
Edytorski, Tczew 2011.
Życiorysy kaszubsko-pomorskiej
inteligencji
Zakończył się Rok Młodokaszubów. Pokazał on, jak duże i istotne
były dokonania inteligencji młodokaszubskiej w ukształtowaniu nowoczesnego regionalizmu kaszubskiego. Rok
Młodokaszubów zaowocował wieloma
inicjatywami i wydarzeniami kulturalno-społecznymi. Na niwie wydawniczej niewątpliwie na pierwszym miejscu trzeba postawić znakomitą książkę
profesorów Józefa Borzyszkowskiego
i Cezarego Obracht-Prondzyńskiego
pt. Młodokaszubi. Szkice biograficzne.
342-stronicowa publikacja składa
się ze wstępu oraz dwóch uzupełniających się części. Jej cennym elementem
jest ponadto dość obszerny i miarodajny wybór bibliografii podstawowej.
We wstępie przywołano genezę
uchwalenia Roku Młodokaszubów
przez Radę Naczelną Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Autorzy zapoznają również czytelnika z podstawową faktografią historycznego Zjazdu
Młodokaszubów, który miał miejsce
w Gdańsku w dniach 20–21 czerwca
1912 roku. Wzięło w nim udział 60
osób, a obradom przewodniczył polski poseł do parlamentu niemieckiego
Roman Janta-Połczyński. W pierwszej
części książki nakreślono tło, okoliczności i znaczenie tego zjazdu, a za
pomocą dwóch źródłowych aneksów
czytelnik zostaje wprowadzony w jego
klimat i poniekąd w przebieg. W części
drugiej prezentowanego dzieła, można
rzec: zasadniczej, mamy 33 szkice biograficzne działaczy i sympatyków ruchu młodokaszubskiego.
Część pierwsza książki J. Borzyszkowskiego i C. Obracht-Prondzyńskiego, to przede wszystkim 10 źródłowych artykułów o tematyce młodokaszubskiej. Naturalnie głównym odniesieniem jest czasopismo „Gryf”, czyli
„pismo dla spraw kaszubskich”. Jako
pierwszy został zamieszczony artykuł
Aleksandra Majkowskiego o istocie
i roli ruchu młodokaszubskiego. W innym tekście przywódca młodokaszubów dzieli się refleksjami nad „przyszłością ruchu młodokaszubskiego”.
Obok sześciu artykułów Majkowskiego na uwagę zasługują wypowiedzi
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Jana Karnowskiego, Franciszka Kręckiego i Wacława Wojciechowskiego.
Szczególnie warto wyeksponować artykuł J. Karnowskiego na temat wcielania w życie idei młodokaszubskiej.
Druga i główna część publikacji
została zatytułowana „Szkice biograficzne”. Na 240 stronach, w układzie
alfabetycznym ułatwiającym znalezienie danej postaci, zaprezentowano
sylwetki 33 młodokaszubów. Wygodne dla czytelnika jest również to, że
w spisie treści przy każdej osobie zapisano kilka najważniejszych faktów
z nią związanych.
Szkice są bardzo ciekawe, twórcze
i intrygujące. Zaprezentowano w nich
życie i dokonania takich ważnych postaci z Pomorza, z Kaszub, jak Aleksander Majkowski, Friedrich Lorentz,
Roman Janta-Połczyński, Józef Wrycza, Jan Karnowski, ks. Leon Heyke,
Franciszek Sędzicki, Teodora i Izydor
Gulgowscy, ks. Władysław Łęga, Franciszek Kręcki, ks. Leon Miszewski.
Poznajemy też wizerunki wielkich
Polaków spoza Pomorza, którzy byli
w tamtych czasach poniekąd promotorami idei i ruchu młodokaszubskiego,
np. mecenasa i posła Bernarda Chrzanowskiego i księdza Kamila Kantaka.
Czytając życiorysy pomorsko-kaszubskiej inteligencji (głównie księży,
lekarzy, prawników i ekonomistów),
możemy mieć poczucie satysfakcji
i dumy. Ci nasi wybitni przodkowie
studiowali bowiem na znakomitych
uczelniach europejskich, przeważnie
niemieckich, w Berlinie, Monachium,
Wrocławiu, Gryfii, Monastyrze, Królewcu. Należy podkreślić, że wówczas
studiowała nie tylko zamożna ziemiańska młodzież z Kaszub, z Pomorza, ale
i uboższa – głównie dzięki pomocy
stypendialnej Towarzystwa Pomocy
Naukowej w Chełmnie. Wszyscy oni
byli patriotami, wszyscy pracą i walką dążyli do niepodległości Polski. Nie
wyobrażali sobie suwerennej Rzeczypospolitej bez Pomorza. Byli przekonani, że Kaszubi i ich kultura mogą
przetrwać jedynie w łączności państwowej z Polską. Dlatego tak konsekwentnie głosili hasło: „co kaszubskie,
to polskie”. Warto również zauważyć,
że większość młodokaszubów nie tylko doczekała się niepodległości w postaci II Rzeczypospolitej, ale miała też
okazję pracować w wolnej ojczyźnie i
POMERANIA STËCZNIK 2013
jej służyć. A kiedy nadszedł rok 1939
i okupacja hitlerowska, niepokorni
z Pomorza godnie i honorowo oddawali życie za ojczyznę, jak np. ks. Józef
Czapiewski, dr Bernard Filarski, Franciszek Kręcki, Witold Kukowski, ks.
Bolesław Piechowski, Michał Szuca,
ks. Bernard Wiecki.
W szkicach biograficznych odnajdujemy ogromne bogactwo wiedzy o dziejach Pomorza i obszarów
pogranicza, nie tylko na przestrzeni
XIX i XX wieku. Niejako przy okazji
zwracają one uwagę na etos kaszubsko-pomorski oraz na wkład Pomorza w rozwój dużej ojczyzny, naszej
wspólnej Polski.
Czego zabrakło w książce pt.
Młodokaszubi. Szkice biograficzne?
Niewiele. Sami autorzy podzielili się
kilkoma wątpliwościami. Trzeba je
podzielić. A mianowicie szkoda, że zabrakło biografii takich postaci zasłużonych dla Kaszub i Pomorza, jak Ignacy
Brejski lub Teofil Zegarski. Warto by
także nakreślić sylwetki polskich posłów z ziemi kaszubskiej, obecnych
na Zjeździe Młodokaszubów w Gdańsku, tj. dr Stefana Łaszewskiego, ks.
Piotra Dunajskiego i ks. Bernarda
Łosińskiego. Ale przecież może się
tak stać w drugim, poszerzonym
wydaniu. Wydaje mi się również, że
warto by niektóre szkice biograficzne nieco wzbogacić faktograficznie.
Mam tutaj szczególnie na uwadze
sylwetkę księdza dr. Władysława Łęgi
i dr. Bernarda Filarskiego. Naturalnie
te nieliczne uwagi krytyczne w niczym nie umniejszają wartości tej bardzo potrzebnej książki.
Józef Borzyszkowski i Cezary
Obracht-Prondzyński zadali sobie
dużo trudu, aby wzbogacić obchody
Roku Młodokaszubów. Chwała im za
to! Opracowali i opublikowali, podkreślmy: w dobrym czasie, znakomitą książkę, w której dostarczyli dużą
porcję wiedzy i refleksji. Warto przy
tym zauważyć, że ta rzetelna, fachowa
i ugruntowana wiedza podawana jest
w sposób odległy od mentorskiego
tonu oraz poparta cennymi źródłami
i wskazówkami bibliograficznymi, tak
aby czytelnik samodzielnie mógł wyrobić sobie opinię na temat znaczenia
ruchu młodokaszubskiego dla dziejów
i kultury Kaszub oraz historii Pomorza.
Serdecznie zachęcam do lektury
najnowszej publikacji prof. J. Borzyszkowskiego i prof. C. Obracht-Prondzyńskiego. Są to bowiem szkice
o naszych przodkach, gospodarzach
Pomorza i twórcach uniwersalnej kultury kaszubsko-pomorskiej. W moim
przekonaniu omawiana tutaj książka
powinna trafić do każdego pomorskiego domu. W pierwszej kolejności
powinna się stać lekturą naszej młodzieży. Uczy bowiem zarówno dobrego i nowoczesnego patriotyzmu, jak
i szacunku dla sąsiadów.
Jan Kulas
J. Borzyszkowski, C. Obracht-Prondzyński,
Młodokaszubi. Szkice biograficzne, Instytut
Kaszubski i Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie,
Gdańsk 2012.
Naukowo o Gochach
W okresie I Rzeczypospolitej teren
Gochów ukształtował się w trójkącie,
którego południowy wierzchołek stanowiły Chojnice i Człuchów, a północną granicę wyznaczała linia Miastko
– Bytów, z centrum w parafialnej wsi
Borzyszkowy. Współcześnie południowokaszubski region Gochów zamyka
się w zasadzie w granicach administracyjnych gminy Lipnica, obejmuje
parafie: Borowy Młyn, Borzyszkowy,
Brzeźno Szlacheckie, Lipnica i Zapceń.
53
LEKTURY
W przeszłości obszar ten z powodu
peryferyjnego położenia geograficznego i braku komunikacji pozostawał
niemal hermetyczny. Żyjąca niejako
w izolacji społeczność wytworzyła odrębną kulturę, posługiwała się językiem
nieulegającym wpływom zewnętrznym, co znajduje odzwierciedlenie
także w obecnym stadium rozwoju
społecznego Gochów, pomimo skoku
cywilizacyjnego po II wojnie światowej
oraz dotknięcia skutkami globalizacji
w ostatnich dziesięcioleciach. Ludność
nadal jest w dużym stopniu kulturowo
i etnicznie jednorodna. W większości
posługuje się językiem kaszubskim,
w dwóch lokalnych odmianach: gwarą
borzyszkowską i niezabyszewsko-brzezińską.
Te względy skłoniły Rafała Maliszewskiego do podjęcia naukowych
badań socjologiczno-lingwistycznych
wspólnoty Gochów. Owocem wnikliwych dociekań jest rozprawa doktorska, obroniona z wyróżnieniem
w marcu 2011 r. na Uniwersytecie
Gdańskim, w Instytucie Filologii Germańskiej, a obecnie wydana drukiem
dzięki finansowemu wsparciu Urzędu Gminy w Lipnicy, Nadleśnictwa
Osusznica oraz Starostwa Powiatowego w Bytowie. Promotorem pracy
była prof. dr hab. Grażyna Łopuszańska-Kryszczuk.
Rafał Maliszewski, chcąc znaleźć
odpowiedź na zasadnicze pytanie,
„Kim są Gochowie?”, prowadził badania roli języka kaszubskiego, jakim
posługują się oni w życiu codziennym,
a jednocześnie analizował, jaką wartość przedstawia dla nich ów rdzenny
język, jako najistotniejszy nośnik kultury. Cele swych badań socjolingwistycznych zdefiniował następująco:
„1. Poznanie i opis obecnego stanu tożsamości etnicznej i świadomości językowej Gochów (...); 2. Zbadanie, jaką
funkcję pełni mowa Gochów w identyfikowaniu się z własnym kręgiem
kulturowym; 3. Dokonanie opisu zewnętrznego (socjolingwistycznego),
uwzględniającego funkcjonalność
gwary borzyszkowskiej”. Podjęta przez
autora tematyka badawcza wpisana
jest w ogólny kontekst badań kaszuboznawczych, a szczególnie uwzględnia wyniki prowadzonych od XIX w.
studiów językoznawczych oraz o wiele
skromniejsze ustalenia socjologiczne,
54
LEKTURY
wśród których na czoło wysuwa się
dorobek Brunona Synaka, Marka Latoszka i Cezarego Obracht-Prondzyńskiego.
W 16 miejscowościach na terenie
gminy Lipnica autor pracy przeprowadził anonimowe badanie ankietowe,
obejmując nim 85 osób. Nie wszyscy
respondenci, szczególnie w starszym
wieku, potrafili samodzielnie i wyczerpująco odpowiedzieć na pytania
ankietowe, z tego też względu kwestionariusze zostały uznane za materiał wyjściowy, a cenne uzupełnienie
i poszerzenie materiału badawczego
stanowiły wywiady i nagrania, uzyskane także od 85 osób. Jak ujawnia
autor, były to raczej rozmowy niż
wywiady, prowadzone indywidualnie
w domu rozmówcy, nieraz trwające
kilka godzin. W trakcie swobodnej
wymiany zdań, poprzez odpowiednie
kierowanie rozmową, badający uzyskiwał pełne odpowiedzi na interesujące go kwestie. W przeprowadzaniu
tych rozmów-wywiadów niezwykle
sprzyjającą okoliczność stanowił fakt,
że większość rozmówców była autorowi znana, dzięki czemu toczyły się
w nieskrępowanej atmosferze, a wypowiedzi były szczere. Większość rozmów była prowadzona w języku
kaszubskim (w zależności od woli
informatora), co dodatkowo usuwało
barierę nieufności; badający uznawany
był za swojego i nie stanowiło problemu nagrywanie rozmów na dyktafon.
Plonem rozmów jest ponad 26 godzin
nagrań.
Zasadniczą część pracy stanowią
zagadnienia: „Rola kaszubszczyzny
w budowaniu świadomości językowej
na Gochach” oraz „Tożsamość a język
Gochów”. Z przeprowadzonych pod
tym kątem badań wynika, że kaszubska
mowa jest najważniejszym spoiwem
Gochów między sobą oraz z pozostałą
ludnością Kaszub. Choć respondenci
dostrzegają pewne różnice pomiędzy
swoim językiem a innymi gwarami
używanymi na Kaszubach, to jednak
nie są one tak ostre, by decydowały o odrębnej identyfikacji etnicznej.
Rzadko nazywają siebie Gochami, częściej Kaszëbami; nazwa Gochë zarezerwowana jest dla terytorium, na którym
mieszkają. Wyróżnikiem Kaszubów
jest język, zdaniem 44,7 proc. respondentów stanowi czynnik decydujący
– nie można zaliczać się do Kaszubów,
nie potrafiąc porozumiewać się w ich
języku. W populacji dorosłych Gochów 68,2 proc. z łatwością posługuje
się kaszubszczyzną na co dzień. 33 proc.
stwierdziło, że łatwiej im komunikować
się po kaszubsku aniżeli po polsku. Interesująco przedstawiają się subiektywne oceny stopnia znajomości rodzimego języka: 64,7 proc. wystawiło sobie
ocenę bardzo dobrą, 15,3 proc. – dobrą
(jako powód gorszej znajomości podają zaniechanie kaszubszczyzny w życiu
rodzinnym), 13 proc. – dostateczną,
7 proc. – niedostateczną. Na kartach
książki przytoczone są in extenso liczne wypowiedzi, prognozy i opinie rozmówców, w aneksie zaś próbki ludowej
twórczości literackiej.
Kaszubszczyzna cieszy się prestiżem, według większości respondentów
jest „językiem” lub „mową”, bardzo
rzadko nazywana jest „gwarą”. Przytoczone wyniki badań świadczą o żywotności języka kaszubskiego w pokoleniu dorosłych Gochów, a także o jego
korzystniejszej sytuacji niż w innych
subregionach Kaszub (w badaniach
pominięto dzieci i młodzież, jest to
bowiem osobny problem badawczy).
Pozytywny obraz zawdzięcza, obok
naturalnych czynników, takich jak
tradycja i przekaz pokoleniowy, w niemałym stopniu także aktywności kulturowej, inspirowanej przez kaszubską inteligencję, lokalnych polityków
i społeczników. Jednak, jak zauważa
autor pracy, istnieje pewne niebezpieczeństwo skomercjalizowania kultury, zbanalizowania i ograniczenia
do symbolicznych form, dlatego konieczna jest ciągła troska o jej rozwój,
uwspółcześnienie i konkurencyjność
względem innych ofert kulturowych.
Szczęściem w gminie Lipnica są ludzie, którzy z powodzeniem to czynią;
w książce autor podaje tego przykłady.
Trudno przewidywać przyszłość
kaszubszczyzny na Gochach. Zadecyduje o tym splot wielu czynników,
do najistotniejszych należą zapewne
działanie na rzecz jej ochrony i coraz
efektywniejsze wprowadzanie do życia publicznego, edukacja oraz trwałość języka prymarnego w rodzinach.
Na efekty szkolnej edukacji w zakresie
języka i kultury kaszubskiej trzeba poczekać co najmniej kilka lat. Wielu badanych wyrażało oczekiwania wzglę-
POMERANIA STYCZEŃ 2013
dem szkoły i zatroskanie, czy uformuje
ona młode pokolenie w poszanowaniu
dla tradycyjnych wartości, w tym
również języka. Paradoksalnie jednak,
przyjmując z aprobatą zadania szkoły
na tym polu, sami siebie niejako zwalniają z obowiązku przekazywania
kaszubskich wartości i etnicznego języka. Nie jest już rzadkością eliminowanie kaszubszczyzny z użytku domowego, co musi budzić zaniepokojenie.
Omawiana tu praca wnikliwie opisuje znaczenie języka kaszubskiego
w społeczności Gochów i uświadamia,
że jest on fundamentem ich tożsamości. Jak długo tak będzie? Czy kaszubska tożsamość będzie się umacniać,
czy osłabiać? Naukowy opis może być
także wskazówką, w jakim kierunku
powinny pójść praktyczne działania,
aby następne pokolenia tak samo znały i szanowały mowę rodziców i dziadków.
Dr Rafał Maliszewski (ur. 1978), filozof, językoznawca, kaszubolog, jest
absolwentem filozofii teoretycznej
KUL oraz Wyższej Szkoły Filozoficznej w Monachium, gdzie ukończył
podyplomowe studia o specjalności
pedagogika dorosłych. Dwukrotny
stypendysta tej szkoły oraz uniwersytetu w Konstancji. Tłumacz dzieł
z języka łacińskiego, autor licznych artykułów i felietonów w czasopismach
naukowych i popularno-naukowych.
Pochodzi z Borzyszków, gdzie nadal
mieszka jego rodzina. Jest nauczycielem w Katolickim LO im. R. Traugutta
w Chojnicach, które sam ukończył.
Kazimierz Ostrowski
Rafał Maliszewski, Język jako więź wewnątrzgrupowa we wspólnocie komunikatywnej Gochów, Wydawnictwo Hagard, Chojnice 2012.
Nie tędy droga…
Ilość dotąd opublikowanych przez
Tomasza Fopkego tomików poetyckich, felietonów, płyt z muzyką oraz
innych form artystycznych skłania do
traktowania go jako autora doświadczonego. Tę pozycję potwierdza fakt,
że tworzył on w rozlicznych formach
gatunkowych, odznaczając się w tym
dużą pomysłowością i namacalnymi
POMERANIA STËCZNIK 2013
rezultatami w postaci pewnego typu
popularności. Niemal wszystkie z nowych form zaproponowanych kaszubskiemu czytelnikowi przez Fopkego
dobrze się przyjęły (zwłaszcza piosenki oraz erotyki), a tylko niektóre
wywoływały niedowierzanie (haiku,
religijne sms-y). Zrozumiałe jest więc,
że po podaniu odbiorcom tak wielu
różnorodnych utworów na nowe propozycje poetyckie Fopkego będzie się
patrzeć jak na jakiś progres w stosunku do tego, co dotąd napisał. Można
oczekiwać od niego twórczości dojrzalszej oraz ciekawszej, bo przecież
nie zajmuje poziomu debiutantów.
Najnowszy tomik poezji Fopkego
Z drodżi opublikowany przez Wydawnictwo Region jest niestety artystycznym gestem zachowawczym. Piszę „niestety” z dwóch powodów: po
pierwsze ze względu na umiejętności
autora, których w tym zbiorku nie objawił, po drugie ze względu na tematykę i gatunki, które zasygnalizował, ale
nie wyzyskał ich możliwości. Utwory
nowego tomiku podzielone zostały na
trzy części. Wanoga to cząstka poświęcona doświadczeniom podróży zwanej
życiem. Z drodżi to rozdział z utworami pisanymi z perspektywy doświadczenia egzotyki. Wreszcie Kądka jic?
zbudowany jest z kilku utworów-rozważań światopoglądowych. Całość
zbiorku domyka autotematyczny Te-
stameńt pisajka, który jest chyba najważniejszym ideowo utworem zestawu wierszy.
Pierwsza część najnowszych utworów Fopkego ma w zamierzeniu autora być rejestracją najprostszych formalnie, pisanych mało metaforycznym
językiem, wręcz hasłowo podawanych
piosenek o Kaszubach. Znajdują się tutaj utwory dla zespołów rockowych,
popowych oraz kabaretów, które
opowiadają o Kaszubach jako najważniejszym i najpiękniejszym miejscu
na ziemi. Wanoga jako tytuł tej części
wierszy odnosi się do odkrycia (przypomnienia?), że w Żukowie, Gdyni,
Gdańsku, czy też wielu wioskach Kaszub znajdują się walory niepowtarzalne i niebywałe w innych częściach
świata. Utwory te można traktować
jako wyraz lokalnego patriotyzmu,
dumy i poczucia wartości. Same w sobie jako elementy kultury popularnej
są bardzo dobrze zaprojektowane,
mają odpowiednią oprawę muzyczną
oraz posługują się wyrazistymi znakami sensu i wartościowania. Szkoda
tylko, że w rozwoju literatury Fopkego
nie są one żadnym krokiem naprzód,
a jedynie dobrze, rzemieślniczo wykonaną pracą, którą podaje się ze sceny
biesiadnej, muzycznej czy kabaretowej. Autor nieco zanadto zadowolił się
zdobytą pozycją literacką i w hałasie
wiwatów spod sceny nie zauważył nic
złego.
Druga część tomiku to pasmo niewyzyskanych okazji artystycznych.
Rozdziałek Z drodżi genetycznie wywodząc się z wyjazdu autora nad Morze Czarne, mógł przynieść literaturze
kaszubskiej nowe podniety, obrazy
i terminy, dał zaś naskórkowe, skrótowe i niepogłębione zapiski przybrane w formę liryki. Wspòmink pierszi,
Rómk-mùzykańt oraz Teskno to swoisty opis stacji w czasie podróży z północy na południowy wschód Europy.
Owe wiersze są jednak tylko obrazami
widzianymi przez szybę samochodu,
nie zaś wnikliwszymi lub choćby zaskakującymi ujęciami obcej rzeczywistości. Poza tym nie ma tutaj nawet
większej chęci zrozumienia inności,
gdyż bagaż kulturowy, wspomnienia
i tęsknota za swojakami na Kaszubach
w takim akcie przeszkadzają. Kolejne
utwory pisane już na Krymie są niczym ujęcia migawki, która co prawda
55
LEKTURY
pozwoliła zrobić zdjęcia, lecz z racji
pośpiechu, zmęczenia i braku wiedzy
u fotografa nie przydała się przecież
do wykonania wartościowego podpisu pod obrazkiem. W rezultacie więc
mamy chaotyczne, trochę nastrojowe
i fragmentarycznie przedstawiające
rzeczywistość liryki, w których autor
ani nie zdecydował się na rzetelne
wejście w egzotyczną przestrzeń geograficzno-kulturową, ani we wnikliwe zajrzenie w głąb własnych emocji
i przeżyć. A szkoda, bo już w wierszu
Rómk-mùzykańt coś interesującego
zaczęło się dziać. Już słychać – tak ciekawe w literaturze Fopkego – łączenie
się słowa i muzyki. Zaczął znaczyć
również pomysł zestawiania tego, co
kaszubskie, i tego, co huculskie czy tatarskie. Brakło jednak czasu lub odwagi, by dalej rozwinąć ten motyw, ważki przecież dla każdego dociekającego
swej tożsamości człowieka.
I wreszcie trzecia część, która ma
być w założeniu kompozycyjnym najpoważniejszą częścią tomiku poprzez
swój wymiar religijny. Porażka artystyczna tej części polega na niejednolitości stylistycznej; trudno tutaj doszukać się zasadności umieszczenia tekstu
pisanego w poetyce religijności szkolno-dydaktycznej obok liryku osobistego. Dramatycznie brzmi tytuł ostatniej
cząstki tomiku Kądka jic?, jednakże
odpowiedzi udzielane w wierszach
tomiku dramatyzm eliminują, w zamian podając aż nadto znane formuły
niemal katechizmowe. Jako najbardziej
przekonujący liryk tej grupki tekstów
przedstawia się Dôj mie Bòże, w którym odnajdziemy intymność, oryginalność i pokorę. Lecz tuż przed nim
figuruje Trzë pôlce do grëpë – wiersz
niby to rekolekcyjny, lecz napisany
raczej dla rekolekcji trzyminutowych
odbywanych pomiędzy zwiedzaniem
ruin zamku Wenecjan a pałacem tatarskiego chana, nie zaś dla autentycznego wzrostu duchowego. Taka
„turystyczna” duchowość nikogo nie
wzbogaca, a tylko daje anegdotę do
opowiadania przy ognisku…
Po negatywnych notach dla ostatniego tomiku Tomasza Fopkego można by pomyśleć, że wszystko jest tutaj
nietrafione. Choć trochę dwuznacznie
to zabrzmi, jednakże warto zwrócić
uwagę na stronę graficzną zbiorku.
Oto bardzo trafnie w stosunku do
56
LEKTURY
zawartej w całości propozycji autora
idei wędrowania wygląda okładka.
Prostota przedstawienia chleba, pomidora i kiełbasy leżących na pomiętym
papierze śniadaniowym świetnie się
prezentuje w swej kolorystyce i dobitności. Mamy wreszcie tomik poetycki z okładką niezaopatrzoną w kaszubskie pejzaże, zdjęcia Kaszubów
w tradycyjnych kapotach czy wzory
haftów. Kilka zdjęć wewnątrz tomiku
także dobrze koresponduje z zawartymi obok nich wierszami. Szkoda tylko,
że w tak idealny sposób, jak oprawa
wizualna zbiorku nie zaistniała treść
literacka.
Testameńt pisajka przez usytuowanie w tomiku oraz przez rangę
gatunkową ma być głosem podsumowującym, rodzajem cody, która zbiera emocje całego zbiorku w kilka fraz
podanych w doniosłej tonacji. Częściowo się to Fopkemu udaje, pojawia się
tutaj bowiem zarówno ton ironiczny
(zwłaszcza w pierwszej strofie) jak
i ton patetyczny (ostatnie trzy strofy).
Owa „częściowość” efektu końcowego
wiersza bierze się stąd, że po raz kolejny czytamy o zapominaniu rodnej
mowy, cudzych obyczajach wypierających rodzime i o wrogich drwinach z Kaszubów. Zapoznajemy się
z tym wszystkim niemal w identycznej poetyce, jak przed stu laty pisali
młodokaszubi, a zmieniło się przecież
w poezji bardzo wiele, o czym Fopke
wie doskonale, stale szukając odpowiedniej dla siebie formy wyrazu we
wcześniejszych tomikach.
Oczywiście można powiedzieć,
że budzenie czytelnika z obywatelsko-tożsamościowego letargu nie jest
niczym nagannym i takie wiersze, jak
Testameńt pisajka spełniają uniwersalne funkcje wskazywania czytającej po
kaszubsku wspólnocie szlachetnych
celów samorozwoju. Czy musi się to
jednak odbywać w taki sposób, jakby
literatura się zatrzymała na neoromantyzmie? Przecież jeśli Fopke pragnie
być poetą moralizującym, to nie musi
się ograniczać do konstrukcji myślowych rodem z Asnyka, a może przyjąć
pozycję Różewicza, który mimo pozornego nihilizmu jest na wskroś artystą
zaangażowanym w ocenę współczesności…
Możliwości więc do opisania
współczesnego świata Kaszubów jest
wiele, lecz tomik Fopkego wskazuje
na szlaki już przetarte. Szkoda, że tylko tyle…
Daniel Kalinowski
Tómk Fópka, Z drodżi, Wydawnictwo Region,
Gdynia 2012.
Przë arbace (òkã szkólny)
Jón Natrzecy, tim razã wespół z Kazmierzã Rolbiecczim, jidze zôs kąsk
dali. I mòżna rzeknąc, że znôwù mdze
„cos do pòczëtaniégò” i „cos do òbezdrzeniô”. Przë arbace, bò wele prawie
40 strón kòmiksu sygnie, cobë blós
jednã taskã dopic.
Ò nã arbatã prawie w tim wszëtczim jidze i taczi je téż titel nônowszégò kaszëbszczégò fòtokòmiksu. Trzeba
nadczidnąc – pierszégò na Kaszëbach.
Ùtwórcą scenarnika je Jón Natrzecy
– bëlno znóny ju z pôrã ùdónëch ksążkòwëch pòdjimiznów, w chtërnëch
miôł starã weńc z kaszëbizną na kąsk
jinszé jak donëchczas lëteracczé stegnë. Bëła ju kònwencjô science fiction
w dokazu Nalazłé w Bëtowie (2008),
kriminalnégò romana w Kòmùdze
(2011) czë ùczba historie w kòmiksu
Szczeniã Swiãców (2010), w chtërnym
Natrzecy béł aùtorã tekstu.
Arbata parłãczy w se kąsk fantasy
i kriminalną kònwencjã, a wszëtkò to
je zamkłé w fòrmie fòtokòmiksu. I tu je
widzec prawie to nowé, czegò w naji
lëteraturze jesz nie bëło. Òdjimniãca
– kąsk techniczno òdjawernioné, kąsk
przerësowóné – akùratno wespółrobią
z tekstã, chòcle pisónégò słowa nie je
wiele. Òbrazë są tuwò nôwôżniészé
i twòrzą przédny strzódk kòmùnikacji
z czëtińcã, przekazëją całą dramaturgiã
dzejaniô. Ùdba wëzwëskaniô fòtografie sprôwiła téż, że bòhatérowie nie są
sztëczny, daleczi i cëzy. Nawetka mòże
sã niejednemù zdawac, że tëch lëdzy
ju gdzes mô widzóné... Czë przez to
całô fabùła nie je barżi wiarëwôrtnô?
Aùtorowi òdjimków a téż graficznégò
zrëchtowaniô – dosc dobrze znónémù
fòtografòwi Kazmierzowi Rolbiecczémù – ùdało sã tak zestawic òbrôzczi i jiné graficzné elementë, że pòwsta
klarownô i logicznô òbrazowò-tekstowô całosc.
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Akcjã fòtokòmiksu Jón Natrzecy
ùmôlił w terôczasnym Bëtowie i jegò
òkòlim, to je w Tëchómiu i Nôdalszich
Pùstkach. A to mòże bëc wszãdze.
Przédny bòhatéra – Dark – mô jiwer
ze swòjim zdrowim, bò nijak ni mòże
spac. Doktór kôże robic badérowanié
krwi i żdac, co z tegò wińdze. Dark
bierze pôrã dniów wòlnégò i jedze
do mamë. Tam pòtikô wùjã – zelôrza,
chtëren rozmieje mù w jegò niespanim
dopòmòc. Knôp nie je gwësny, czë
wùjowô arbata cos dô. Równak spi...
Leno ten spik je jaczis apartny. Ti jistny nocë w Nôdalszich Pùstkach nalezlë cała starszégò chłopa i jegò córczi
zdëszónëch w jich chëczë. Dzywné
spanié Dareka, dzywné telefónë wùje,
do te krëjamné smiercë w Bëtowie.
Ò co w tim jidze?
Akcjô rozwijô sã baro chùtkò
i wcygô czëtińca do nédżi ju zapëzglónégò w rozmajité docygania. Wôrt
jesz nadczidnąc, że ùsôdzca scenarnika
rozmiôł w nã kriminalną dzysdniową
POMERANIA STËCZNIK 2013
historëjã wpisac mòtiwë znóné z kaszëbsczi lëteraturë i lëdowi kùlturë.
Tak wej Dark mdze téż biôtkòwôł sã
z ùkôzkama i pòtkô na swòji stegnie
królewiónkã. Jaczé je rozpëzglenié
wëzgódczi? Chto zabijô na bëtowsczi
zemi? Sóm Dark gôdô tak: Mòże to
jaczé arbatkòwé wëstwôrzanié abò jô
pò prôwdze jem chòri. Niech przińdny
czëtińcë wedowiedzą sã sami.
Arbata je na gwës wôrtnô przeczëtaniô i òbezdrzeniô. To cos na
grańcë midze filmã a ksążką. Letczé i przëjemné. Òkróm tegò jãzëk
bòhatérów nie je wëmëszlną, cëzo
brzëmiącą, słowarzową kaszëbizną,
le taką domôcą, codniową. Taką, jaką
bez wiãkszich jiwrów zrozmieją téż ti,
co dopiérze wchôdają na kaszëbsczé
stegnë i chcą sã kaszëbsczégò ùczëc.
Mëszlã tuwò ò młodzëznie a tëch kąsk
starszich, dlô chtërnëch lżészi lëteraturë „do pòczetaniô” felëje.
Szkólny mdą mielë téż pòstãpny
bëlny dokôz do wëzwëskaniô na ùcz-
bach kaszëbsczégò. Chtëż bë nie chcôł,
cobë naje ùczbòwniczi i pòdôwoné
w nich rozmajité tekstë miałë tak
atrakcyjną dlô młodëch grafikã. Nie
je to dzysdnia téż pò prôwdze nick
nadzwëkòwégò – sygnie zazdrzec do
nëch òd anielszczégò czë niemiecczégò
jãzëka. Tam kòmiks jakno ôrt techniczi naùczaniô cëzëch jãzëków je widzec dosc czãsto. Ta fòrma w metodice
je znónô i wôrt nią nôùkã ùbògacac.
A dzecóm i młodzëznie to sã na gwës
widzy.
Jón Natrzecy i Kazmiérz Rolbiecczi
wëchôdają procëm najim pòtrzébnotóm. Ùdba baro dobrô. Leno... to szmakô za wiãcy. Chcemë bëc dobri mëslë,
że to zôczątk całi serie kaszëbsczich
fòtokòmiksów. Tegò aùtoróm i czëtińcóm żëczã.
Ana Glëszczëńskô
J. Natrzecy, K. Rolbiecczi, Arbata, Bëtowò
2012.
57
KLËKA
Jak uczyć patriotyzmu?
Wieńce na grobie ks. Bolesława Domańskiego.
Fot. Joanna Gil-Śleboda
VII Zakrzewski Sejmik Młodzieży
Polskiej pod hasłem „Jak godnie żyć dla
Polski” odbył się w dniach 9–10 listopada
2012 r. w Domu Polskim w Zakrzewie.
Jak w dzisiejszych czasach uczyć
młodzież patriotyzmu i jednocześnie nie
nudzić? Wydaje się, że dobry sposób
znaleźli pracownicy Domu Polskiego
w Zakrzewie z panią dyrektor Barbarą
Matysek-Szopińską na czele. Od siedmiu
lat organizują oni spotkania młodzieży
z różnych regionów – głównie z Pomorza,
Wielkopolski i ze Śląska – z miejscowości,
którym nieobce są idee Rodła i 5 Prawd
Polaków.
Ponad 100-osobowa grupa młodzieży ze szkół podstawowych, gimnazjów
i szkół średnich, podzielona na zespoły
wiekowe, za każdym razem dyskutuje
na sejmiku nad określonym przez organizatorów hasłem. Rezolucje sejmikowe
przekazywane są parlamentarzystom,
którzy uczestniczą w podsumowaniach
i koncertach na zakończenie.
W spotkaniach biorą udział głównie
młodzi ludzie z małych ośrodków. W tym
roku pracowali pod okiem moderatorów
z KLO w Brusach: Marii Bruskiej i Felicji
Baska-Borzyszkowskiej – grupa uczniów
58
szkół średnich, oraz Gabrieli Kloske – gimnazjaliści. Grupę najmłodszą – uczniów szkół podstawowych – prowadziły
Ewa Stachowska z Domu Kultury w Miasteczku Krajeńskim i autorka artykułu
z Dretynia.
W tegorocznym sejmiku elementy
kaszubskie przewijały się wyjątkowo
wyraźnie. Obradom przewodniczyli, jako
marszałkowie, uczniowie Kaszubskiego
Liceum Ogólnokształcącego w Brusach:
Daniel Żywicki i Ewa Nowicka. Zespół
Pieśni i Tańca z Domu Polskiego w Zakrzewie Rodlanie wykonał brawurowo
„Suitę kaszubską”. Wśród zaproszonych
gości, jak co roku, nie zabrakło dwóch
postaci: seniora Alfreda Tomki, uczestnika Kongresu Związku Polaków w Niemczech w Berlinie w 1938 r., i senatora Mieczysława Augustyna. Nie zabrakło także
przedstawicieli rodu Kłopockich, w tym
roku obchodzimy bowiem 80. rocznicę
powstania Znaku Rodła stworzonego
przez Janinę Kłopocką. Kierowany przez
Henryka Szopińskiego zespół zakrzewskich seniorów Wrzosy wykonał pieśń
„Kaszëbsczé jezora”.
Ważną cechą sejmików zakrzewskich jest fakt, że podczas nich uczą się
nie tylko młodzi ludzie, ale także ich opiekunowie, którzy spotykają się na swoich
warsztatach. W tym roku prowadził je
pisarz Jan Hyjek. W zajęciach warsztatowych uczestniczył również wójt Zakrzewa Henryk Dobrosielski. Organizatorzy
dbają też o to, by młodzież miała okazję
do zabawy lub spotkania się z ciekawym
człowiekiem. W tym roku był to koncert
zespołu Buggie Boys.
Drugi dzień sejmiku rozpoczął się
mszą świętą w miejscowym kościele
i złożeniem kwiatów na grobie ks. patrona Bolesława Domańskiego i ks. Józefa
Styp-Rekowskiego. Następnie po powitaniu w Domu Polskim przez Barbarę
Matysek-Szopińską i krótkim koncercie
pieśni patriotycznych w wykonaniu zakrzewskich seniorów z zespołu Wrzosy
nastąpiła najważniejsza część sejmiku.
Oprócz oficjalnych wystąpień władz
gminy i powiatu oraz senatora Augustyna młodzież prezentowała wyniki zajęć
warsztatowych oraz swoje umiejętności
i pasje.
Organizatorami VII Sejmiku Młodzieży Polskiej byli Dom Polski w Zakrzewie
i Stowarzyszenie Strefa Kultury w Zakrzewie.
Joanna Gil-Śleboda
„Hanka sã żeni”
na jubileùszu Bławatków
cë, bawią sã dzecë tak z przedszkòlégò,
jak i z liceùm. Brawóm i winszowanióm
nie bëło kùńca.
(ko), tłom. KS
W Przedkòwie ò rësznoce
Młodokaszëbów
Dodôwkòwą ùcechą ùroczëstoscë béł
pòkôzk pt. „Szlachama Młodokaszëbów”,
òpiarti na materiałach Krësztofa Kòrdë z Òglowégò Zarządu KPZ. Apartné
pòdzãkòwania nôleżą sã przédniczce
przedkòwsczégò partu KPZ Jadwidze
Héwelt i szkólnym zaangażowónym
w przërëchtowanié tegò cekawégò i wôżnégò wëdarzeniô.
szë Szkòłów w Łubianie, chtërna ùprzistãpniła zalã i gòscëła kartowników.
Pioter Kwidzyńsczi, tłom. KS
Kaszëbsczé kòlãdë
na symfòniczną òrkestrã
J.N., tłom. KS
Turniér baszczi w Łubianie
Bławatki swòjim spiéwã i tuńcã promùją
Kaszëbë ju 20 lat. Òdj. Róman Kòrtas
Chònicczé karno Bławatki tuńcëje
ju 20 lat. W rujanie 1992 r. młodi nôleżnicë karna Kaszuby w Chònicach, Katarzëna Maliskô i Leszk Karasewicz, chcelë stwòrzëc òsóbné artisticzné karno.
Pò dogôdanim sã z direkcją Spòdleczny
Szkòłë nr 1 ùtwòrzëlë przë tim òstrzódkù
dzecné karno piesni i tuńca, do chtërnégò
przëjimóny bëlë ùczniowie ze wszëtczich
chònicczich szkòłów.
Załóżcowie czerëją karnã do dzys,
a kapelã òd pòczątkù prowadzy Jerzi Zaremba. Przërëchtowaniégò kaszëbsczich
ruchnów pilowa Téòdozjô Narloch. Karno
Bławatki, bò takô òsta przëjãtô dlô niegò pòzwa, 24 lëstopadnika ùszłégò rokù
ùroczësto òbchòdzëło 20-lecé swòji dzejnotë. Bëło to wiôldżé swiãto, téż tëch, co
w zespòle spiéwelë i tuńcowelë w ùszłëch
latach, i wszëtczich, chtërny pòznôwalë
w nim kaszëbsczé tradicje, zwëczi, kùlturã.
Historiô tëch dwadzesce lat nafùlowónô
je wiele wëstãpama w Pòlsce i za grańcą
(Francjô, Szpaniô, Italiô, Wãgrë, Turcjô,
Biôłorus – nôbarżi zapamiãtelë trzëtidzeniowé tournée pò Eùropie w 1994 r.),
wiele nôdgrodama i wëprzédnieniama na
przezérkach i fòlkloristicznëch festiwalach
(Chòjnie, Słëpsk, Bëtowò, Piaseczno i jin.).
Swòjima kòncertama ùfarwniają trójné
ùroczëstoscë w Chònicach, jich òkòlim
i w swòji szkòle m. J. Ridzkòwsczégò,
chtërna jima patronëje. Zwënédżi i dobëca, pamiątczi i kroniczi pòkôzóné òstałë
na leżnoscowim pòkôzkù.
Nôwôżniészim równak zdarzenim
jubileùszu bëło przedstawienié pt. „Hanka sã żeni” na spòdlim dokazu na binã
Bernata Sëchtë. W 1993 r. téż wëstôwioné bëło to widzawiszcze pòd òkã niezabôczony sp. Klarë Miszewsczi. Terôczasną
jinscenizacjã wëreżëserowa Janina Kòsedowskô. Przedstawienié pòzwòlëło pòkazac aktorsczé talentë, le przede wszëtczim
całi kùńszt Bławatków, w jaczich tuńcëją-
POMERANIA STYCZEŃ 2013
W kònkùrsu wzãło ùdzél kòl 20 ùczniów.
Òdj. z archiwùm szkòłë w Przedkòwie
27 lëstopadnika 2012 r. w Zrzeszë Wëżigimnazjowëch Szkòłów m. Witolda Pilecczégò w Przedkòwie skùńcził sã Gminny
Kònkùrs Wiédzë ò Młodokaszëbach. Ùdbie patronowôł Òglowi Zarząd Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i part KPZ
w Przedkòwie.
Przed finałã kònkùrsu wëstąpił wiceprzédnik KPZ Tomôsz Fópka, chtëren
baro farwno i cekawie gôdôł i spiéwôł
ò Kaszëbach, prezentëjącë swój artisticzny
ùróbk. Ten bezpòstrzédny kòntakt z młodzëzną pòzwòlił ji włączëc sã do parłãczny
zabawë. Nastãpno Jerzi Nacel z zarządu
gduńsczégò partu KPZ pòwiedzôł młodim lëdzóm ò dzejach Pòmòrzô òd czasów
panowaniô pòmòrskò-kaszëbsczich ksążãtów jaż do dzysô. Dôł przë tim bôczënk
na lata zarô przed założenim Towarzëstwa
Młodokaszëbów w rokù 1912. Na kùńc
prelekcji òdbéł sã krótczi quiz sparłãczony
z ùdbą Rokù Młodokaszëbów.
Nim doszło do finału kònkùrsu, młodzëzna zaprezentowa deklamacje wiérztów Jana Karnowsczégò, Léóna Heyczi
i jinszich Młodokaszëbów. Dobiwcama
kònkùrsu w kategòrii gimnazjum òstelë:
Martina Leman (I plac), Róbert Wenta,
Wérónika Płotka (II plac), Sylwiô Labùda
(III plac) i Sylwiô Szreder (wëprzédnienié). W kategòrii wëżigimnazjowëch
szkòłów nôlepszi bëlë: Katarzëna Wilczewskô (I plac), Ana Czedrowskô (II
plac), Justina Òrzeszk (III plac), Justina
Jasyńskô (wëprzédnienié). Wszëtcë finalëscë, jaczich bëło kòl 20 lëdzy, òstelë
òbdarowóny ksążkama, platkama i jinszima pamiątkama. W parce z grantowim
kònkùrsã KPZ spònsorama dzejaniô bëła
ENERGA S.A. a téż PKO Bank Polski S.A.
POMERANIA STËCZNIK 2013
W turnieru wzãło ùdzél 80 sztëk lëdzy. Òdj. PK
W Zrzeszë Sztôłcenia w Łubianie 2 gòdnika 2012 r. òdbéł sã ju drëdżi turniér kaszëbsczi baszczi „O Niedźwiedzią Łapę”.
W kònkùrsu brelë ùdzél mieszkańcowie gminë Kòscérzna i gòsce z całégò
Pòmòrzô, razã 80 lëdzy. Westrzód 20 zgłoszonëch sztërëpersonowëch karnów trzë
dostałë nôdgrodë. Nôlepszima òkôzałë
sã karna Kmita Lębork, U rybaka Stężyca i Zamek Gniew. Wëprzédnioné òstałë téż Rodzina Bytów i WDK Ugoszcz.
Z chłopów nôdgrodzony bëlë Jón Fòrmela, Kadzmiérz Kwidzyńsczi, Kadzmiérz
Dąbrowsczi, a téż Sztefón Wirkùs, Gerat
Miller, Tadéùsz Malek i Riszard Roda. Westrzód białków nôwiãcy pùnktów dobëłë
Jiréna Kòzoł, Teréza Stanuch, Małgòrzata Pelowskô i Bògùmiła Bòrzëszkòwskô-Szadô. Nôlepszim graczã z gminë
Kòscérzna òstôł Pioter Lubecczi.
Nôdgrodë delë radny gminë Kòscérzna Pioter Kwidzyńsczi i przédnik
Wdzydzczi Inicjatiwë Rozwiju Turisticzi
Łukôsz Halbòth. Dobrégò przeprowadzeniô rozgriwków pilowôł Henrik Miotk
z internetowi starnë pomorskisport.eu.
Lubòtnicë kaszëbsczi baszczi, a je to
corôz wiãkszé karno, pòwiedzelë, że jima
baro sã widzy ùdba przeprowadzeniô
tegò turnieru, i òbiecelë wząc ùdzél w nastãpnëch edicjach.
II Turniej Kaszubskiej Baśki „O Niedźwiedzią Łapę” mógł sã òdbëc dzãka dëtkóm zwëskónym przez Wdzydzką Inicjatiwã Rozwiju Turisticzi z grantowégò
projektu gminë Kòscérzna i dzãka Zrze-
Òbkłôdka platczi z kaszëbsczima kòlãdama. Òdj. JB
Z ùdzélã Kameralnégò Chóru Discantus i Kameralny Òrkestrë Progress 8 gòdnika 2012 r. we gduńsczim kòscele pw.
sw. Barbarë bëła promòwónô platka „Gòdë na Kaszëbach”.
Na platce je 14 dokazów, w tim 12 lëdowëch i regionalnëch kòlãdów w nowim
wëdanim. Òpracowania piesni pòdjął sã
Macéj Bòlewsczi. Dokazë wëkònôł Kameralny Chór Discantus pòd direkcją Sławòmira Bronka, przë akómpaniamence
Kameralny Òrkestrë Progress prowadzony przez Szimòna Mòrusa. Ùdba nagraniô taczi platczi bëła ju pôrã lat przódë, le ji
zjiscenié zaczãlë jesmë parłãczno z Macejã
Bòlewsczim dopiérze łoni. Nowòsc projektu
pòlégô na tim, że chùdzy te piesnie nigdë
nie bëłë spiéwóné na taczi zort jak terô,
z ùdzélã symfòniczny òrkestrë – wëjasnił
Sławòmir Bronk, załóżca, artisticzny czerownik i dirigent chóru.
Kameralny Chór Discantus pòwstôł
w 2006 r. przë parafii Niepòkalanégò
Pòczãcô NMP w Gòwidlënie (kartësczi
kréz). Karno spiéwô przédno religijné
i swiecczé piesnie terôczasnëch pòlsczich
kómpòzytorów. Òsoblëwi bôczënk dôwô
na ùtwórstwò zrzeszoné z kaszëbsczim
regionã.
W maju 2010 r. Discantus brôł ùdzél
w prawëkònanim pierszégò Kaszëbsczégò
Magnificat Michała Sławecczégò – dokazu na sopran, tenor solo, chór i òrkestrã,
skómpònowónégò całowno do regionalnégò jãzëka. Ùsôdzk ten razã z kaszëbską
59
KLËKA
KLËKA
mszą na chór z òrganama, dedikòwóny
chórowi Discantus, òstôł ùtrwalony na
jegò premierowi platce „Mòja dësza wielbi Pana”.
JB, tłom. KS
Historia i las
Na promocję przybyli m.in. znajomi i przyjaciele autora,
prosząc o wpisy do książki. Fot. Waldemar Gwizdała
W czwartkowy wieczór, 29 listopada
ubiegłego roku, w gdańskim Ratuszu Staromiejskim odbyła się promocja książki
Michała Kargula pt. Abyście w puszczach
naszych szkód żadnych nie czynili... Gospodarka leśna w województwie pomorskim w latach 1565–1772.
Spotkanie prowadziła redaktor Magdalena Kropidłowska. Laudację wygłosił Tomasz Rembalski z Uniwersytetu
Gdańskiego. Choć, jak zauważył podczas
przedstawiania autora i jego publikacji,
tematyka społeczno-gospodarcza nie
cieszy się ostatnio wielkim zainteresowaniem historyków, na promocję przybyło kilkadziesiąt osób zainteresowanych
dziejami leśnictwa. Poza prezentacją
osoby autora, historyka, którego książka
powstała na podstawie jego rozprawy
doktorskiej, społecznika i działacza regionalnego, T. Rembalski przedstawił także
problemy, z jakimi musi się dziś mierzyć
historyk gospodarki.
Następnie głos zabrał autor, który
opowiedział o okolicznościach powstania
książki oraz zaprezentował najciekawsze
jej wątki. Michał Kargul zwrócił uwagę
na niedocenianie w historiografii zasług
gospodarczo-administracyjnych z okresu
Rzeczpospolitej szlacheckiej oraz na specyfikę gospodarki tego okresu.
Po autorze, wprowadzając do dyskusji, wypowiadał się Widzimir Grus, prezes
zarządu gdańskiego oddziału Polskiego
Towarzystwa Leśnego, który podkreślał
wagę badań nad historią leśnictwa oraz
znaczenie lasów w życiu codziennym
tak dziś, jak w przeszłości. Prezes Grus
powiedział też, że promowaną publikację można uznać za kontynuację badań
zmarłego ponad dekadę temu profesora
60
Wacława Odyńca, oraz wyraził radość,
że udało się doprowadzić do jej wydania.
Do znaczenia badań historycznych
dla leśnictwa nawiązał również nadleśniczy Janusz Mikoś, prezes gdańskiego oddziału Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Leśnictwa i Drzewnictwa. Zwrócił
on uwagę na to, że są jeszcze liczne leśne
tematy na Pomorzu, które czekają na
swojego badacza.
Na koniec promocji prezes Zrzeszenia
Kaszubsko-Pomorskiego Łukasz Grzędzicki, a następnie sam autor podziękowali wszystkim instytucjom i osobom,
które umożliwiły zmaterializowanie się
tej książki – od środowiska pomorskich
leśników, przez Wojewódzki Fundusz
Ochrony Środowiska w Gdańsku po Wydawnictwo ZKP.
MK
3000 deklaracji kociewskich w spisie!
nym podać identyfikację kaszubską mogły skorzystać z podpowiedzi słownika
w formularzu spisowym, o tyle osoby
chcące podkreślić swoją kociewską przynależność narodowościowo-etniczną musiały same wpisywać identyfikację. Pomimo tych utrudnień 3 tys. Kociewiaków
zadeklarowało swoją przynależność kociewską, co trzeba uznać za istotny fakt.
Akcję społeczną zachęcającą do podawania w spisie powszechnym z 2011 r.
polskiej przynależności narodowościowej
i przynależności do kociewskiej wspólnoty
etnicznej na Kociewiu prowadziło środowisko kociewskich oddziałów Zrzeszenia
Kaszubsko-Pomorskiego. W rezultacie
tożsamość kociewska została zauważona w spisie powszechnym. Jego wyniki
w części odzwierciedlają wielokulturowość
naszego regionu.
Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w spisie powszechnym z 2011 r. dzięki
możliwości zadeklarowania przynależności narodowo-etnicznych (których wybór
był nieograniczony) zidentyfikowano ich
w przekroju krajowym ok. 200. Były to
zarówno deklaracje przynależności do
grup narodowych i etnicznych, jak i etno-regionalnych, regionalnych, a nawet lokalnych.
dzelą sã swòjima òdkrëcama z rówiennikama z jinëch regionów Pòlsczi, promùjącë swòją môłą tatczëznã – pòdczorchiwô
Teréza Jaszewskô, chtërna razã z Justiną
Ùszlińską òpiekòwa sã ùczãstnikama projektu.
Gduńczónie nalezlë sã westrzód
przeszło sto karnów z całi Pòlsczi, jaczé
zgłosëłë sã do projektu „EtnoLog – zalogùj sã na lëdowò”. Ùdzél w „Etnoshow”,
chtërno òdbëło sã 29 lëstopadnika 2012 r.
w Państwòwim Etnograficznym Mùzeùm w Warszawie, mògło wząc blós 12
z nich. Na jimpreze ùczniowie przedstawilë kaszëbsczi òbrzãd scynaniô kani.
Przë specjalno przërëchtowónym stojiszczu zòrganizowelë téż dodôwkòwé atrakcje, pòkazëjącë bòkadosc regionalnégò
rzemiãsła, m.jin. wësziwkù, malënkù na
szkle i żłobiznë. Béł téż tradicyjny młodzowi kùch. Ùczniowie zaprezentowelë
òkróm tegò tuńc „Nasza nënka” i zaspiéwelë kaszëbsczi alfabet.
Teréza Jaszewskô, tłom. KS
Swiąteczné pòtkanié w Stargardze
Oddział Kociewski ZKP w Tczewie
Scynanié kani na Etnoshow
Pòtkanié bëło leżnotą do integracji Kaszëbów ze Szczecëna i Stargardu. Òdj. Zdzysłôw Kòsykòwsczi
Jak widać, rośnie świadomość Kociewiaków
o swojej regionalnej przynależności.
Po raz pierwszy Narodowy Spis Powszechny ukazał istnienie Kociewiaków. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, na terenie województwa pomorskiego
3 tysiące osób zadeklarowały w spisie powszechnym z 2011 r. tożsamość kociewską.
Warto przypomnieć, że kształt formularza spisowego był niekorzystny dla miłośników regionalizmu kociewskiego.
O ile osoby chcące w spisie powszech-
Òb czas zajãców młodi lëdze bëlno sã téż ze sobą bawilë.
Òdj. Teréza Jaszewskô
Ùczniowie Spòdleczny Szkòłë nr 82
we Gduńskù òd séwnika do lëstopadnika
ùszłégò rokù brelë ùdzél w projekce pòd
titlã „EtnoLog – zalogùj sã na lëdowò”. Ùdbòdôwcą dzejaniô je Centrum Òbëwatelsczi Edukacji. W parce z wëdarzenim młodzëzna ze spòdlecznëch, gimnazjowëch
i wëżigimnazjowëch szkòłów zjiscywô
zadania, jaczich célã je òdkrëcé, badanié
i ùsôdzkòwi przerôbianié swòji spôdkòwiznë za pòmòcą nowëch mediów.
Skùtczi ti robòtë dzecë i młodzëzna
pòkazëją szkòłowi i môlowi spòlëznie, a téż
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Kaszëbskô wilëjô w Stargardze Szczecyńsczim przeszła ju do historii. Pierszi
rôz w gôscynnëch progach karczmë Spichlerz pòtkelë sã Kaszëbi ze Szczecëna
i Stargardu. Westrzód sztërdzesce gòscy
béł téż senatór RP – Sławòmir Preiss,
chtëren razã z białką złożił pùblëczné
òswiôdczenié chãcë wstąpieniô do Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô.
Gòscy pòwitôł òrganizatór wilëji
– przédnik stargardzczégò kòła Zdzysłôw Kòsykòwsczi i przédnik partu KPZ
w Szczecënie – Riszard Stoltman. Ewanieliã sw. Łukasza przeczëtôł ks. Tomôsz
Pieczińsczi, chtëren skłôdającë żëczbë,
rôcził gòscy do pòdzeleniô sã hòstijką.
Ewanieliô òdczëtónô bëła téż w kaszëbsczim jãzëkù.
Kòlãdë i kaszëbsczé piesnie spiéwóné
bëłë razã ze stargardzczim mùzycznym
POMERANIA STËCZNIK 2013
karnã Hard-Dix. Niespòdzajnotą wieczoru béł wëstãp spiéwôczczi ze zdrëszonégò
partnersczégò gardu Elmshorn – Anë
Haentjens, chtërna spiéwała kòlãdë pò
niemieckù.
Na wilijnym stole bëło wiele kaszëbsczégò jestkù. Nie felowało na nim sledza
i salôtków pò kaszëbskù, béł téż karp czë
pierodżi. Wiele biesadników promòwało swój region w specjalnym turisticznym
nórcëkù.
Z.K., tłom. KS
Adwentowé zwëczi w Strzelnicë
Òdj. R. Tarnowsczi
W Centrum Kaszëbsczi Kùlturë Strzelnica w Kòscérznie 11 gòdnika 2012 r. òdbëło sã pòtkanié, na jaczim pòkôzóné bëłë
kaszëbsczé adwentowé zwëczi.
Przë ti leżnoscë ùczãstnicë òbezdrzelë krótczé przedstawienié ò kaszëbsczich
gwiôzdkach, przërëchtowóné przez ùczniów ze Zrzeszë Szkòłów z Wiôldżégò
Pòdlesa pòd artisticznym czerënkã Jiwónë Kwidzyńsczi, szkólny kaszëbsczégò
jãzëka i nôleżniczczi Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Part w Kòscérznie.
Na zéńdzenim bëła miłô atmòsfera.
Bëtnicë bëlno sã bawilë. Przëszëkowónëch òstało dlô nich wiele atrakcji, taczich jak wërôbianié masła, pieczenié
kòłôczów, mielenié mączi, dzercé piór,
robienié dankòwëch przëstrojeniów.
Òrganizatorama pòtkaniô bëlë Centrum Kùlturë i Spòrtu w Kòscérznie i part
KPZ w Kòscérznie.
BJ, tłom. KS
Méstrowie mòwë starków
5 gòdnika ùszłégò rokù rozpëzglony
òstôł jubileùszowi, bò ju XX kònkùrs „Bë
nie zabëc mòwë starków” m. Jana Drzéżdżona.
Latosô edicjô òdbëła sã w Mechòwie,
môlu, gdze 20 lat przódë pòchòwóny béł
patrón wëdarzeniô. Jón Drzéżdżón je znóny nié blós jakno historik kaszëbsczi lëteraturë, le przede wszëtczim jakno prozajik
Dzãka taczim kònkùrsóm dzecë na gwës nie zabôczą
mòwë swòjich starszich. Òdj. R. Tarnowsczi
i pòéta, aùtór romanów, zbiérów òpòwiôstków i ksążków dlô dzecy. Jegò twórczi
ùróbk w kaszëbsczim jãzëkù stôł sã inspiracją dlô òrganizatorów kònkùrsu „Bë nie
zabëc mòwë starków”. Wiele ùczãstników
deklamòwało prawie jegò dokazë. Òkróm
prezentacji wiérztów abò prozë znónëch
kaszëbsczich ùtwórców, kòżdi, chto brôł
ùdzél w kònkùrsu, stwòrził téż swój tekst,
jaczi prezentowôł òbzérnikóm i jury.
W pierszim wiekòwim karnie, klasów I–III, dobéł Jakùb Klebba ze Starzëna, drëdżi môl dosta Agata Léssnaù
ze Swôrzewa, a trzecy Òlëwiô Òssowskô z Gniéżdżewa. Wëprzédnienia mielë Adóm Dettlaff z Krokòwa i Wiktor
Mùdlaff ze Strzelna. Z drëdżi grëpë,
w klasach IV–VI, nôlepi wëpôdł Kamil
Léssnaù ze Swôrzewa, zarô pò nim béł
Błażéj Białk ze Starzëna, a pòtemù Òlëwiô
Klebba ze Starzëna. Wëprzédniony òstelë
Agata Gappa ze Swôrzewa i Dominika
Rozpãdowskô z Pilëców. W trzecym karnie, westrzód gimnazjalëstów, pierszi plac
zajął Wòjcech Zelke ze Starzëna, drëdżi
Agata Grenwald, a trzecy Rózela Głombiowskô z Wiôldżi Wsë. Wëprzédnienia
trafiłë do Òlëwii Jaszke i Kamila Czurë.
W kategòrii méstrów bëłë dwa pierszé
môle, dostelë je Szimón Heland ze Starzëna i Krësztof Radtke z Pùcka. Nôdgroda miona Jana Drzéżdżona za nôlepszą
gôdkã pòszła w rãce Wòjcecha Zelke,
a nôdgroda za nôlepi napisóny tekst do
Rózelë Głombiowsczi.
Òrganizatorama miónków bëlë Mùzeùm Pùcczi Zemi m. F. Cenôwë, Òstrzódk
Kùlturë, Spòrtu i Turisticzi w gminie Pùck
i Krézowé Starostwò w Pùckù. Kònkùrs
zòrganizowóny béł z dotacji Minysterstwa Administracji i Cyfrizacji. Medialny
patronat nad wëdarzenim òbjął miesãcznik „Pomerania”.
JB, tłom. KS
61
KLËKA
KLËKA
Dzejało sã we Gduńskù
15 lëstopadnika 2012 r. w gduńsczi
Nowi Radnicë òdbëło sã pòtkanié pòdrechòwùjącé dwalatną dzejnotã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Part we
Gduńskù.
Tegò dnia przédnik Paweł Trawicczi
przedstawił nôwôżniészé dzejania òrganizacji, do jaczich nôleżą midzë jinszima
kònkùrs Lëdowé Taleńtë, Kaszëbsczi Artisticzny Plener, genealogiczny kònkùrs i zajãca prowadzoné w gduńsczich szkòłach,
czëli ùczba kaszëbsczégò jãzëka i kùlturë.
Zéńdzenié bëło téż leżnotą do przëbliżeniô wiédzë ò Młodokaszëbach w 100.
roczëznã Założëcelsczégò Zjazdu we
Gduńskù, pòdług programòwégò zéwiszcza „Co kaszëbsczé, to pòlsczé”. Piesnią
„Jem Kaszëbą” F. Sãdzëcczégò, w wëkònanim A. Filipkòwsczégò zaczął sã artisticzny dzél, przërëchtowóny przez nôleżników
przédnictwa i ùczniów szkòłë m. Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô z gduńsczégò
Jasenia. W programie wëzwëskóné bëłë
tekstë J. Karnowsczégò, L. Heyczi, F. Sãdzëcczégò, A. Majkòwsczégò, K. E. Malczewsczi i ks. płk. J. Wrëczë.
Òb czas dwùch lat dzejnotë gduńsczégò partu KPZ bëłë téż jinszé wôżné
wëdarzenia. 25 lëstopadnika 2012 r., w 14.
roczëznã swòji dzejnotë Kaszëbi z Karna
Mòrena zapòznelë sã z historią kaszëbsczich „drzëmalitów”. Przedstawilë jã Witosława Walder, praprawnuczka Agùstina
Peplińsczégò i prawnuczka Francëszka
Peplińsczegò, i Janusz Pawelczik, prawnuk Agùstina Pawelczika. Sztërë dnie
pózni Spòdlecznô Szkòła nr 82 we Gduńskù-Klëkòwie dostała diplom za ùdzél
w Etnoshow, szkòlny prezentacji lëdowi
kùlturë w Państwòwim Etnograficznym
Mùzeùm w Warszawie. A 2 gòdnika Kaszëbi z Karna Matarnia rôczëlë do se czerowniczkã Nôùkòwégò Dzéla Mùzeùm
Stutthof, Elżbiétã Grot, chtërna cekawie
przedstawiła leżnoscë i pòliticzné przedkłôdczi, jaczé doprowadzëłë do mòrdów
na Pòmòrzim, a òsoblëwie w Piôsznicë.
Teréza Juńskô-Subòcz, tłom. KS
Dobrô ksążka, dobrô promòcjô...
Ni móm wątplëwòsców, że téatralné
scenarniczi, jaczé sã tuwò nalazłë, bãdą
wëzwëskiwóné przez szkólnëch kaszëbsczégò jãzëka i rozmajité téatrë z całëch
Kaszub. Ta ksążka je téż dowòdã na to, że
62
Na òdjimkù aùtorczi ksążczi z wiceprzédniczką KPZ
Danutą Pioch. Òdj. DM
Premiéra zapòznôł sã z broszurą przërëchtowóną przez
sztudentów z leżnotë 50-lecô Pòmòranii. Òdj. GK
mómë starã ju nié blós ò pasowny derżéń
kaszëbsczich wëdowiznów, le téż ò promòcjã na dobri wiżawie, nowòczasną òbkłôdkã… To krok w dobrą starnã – chwôlił
pùblikacjã prof. Daniél Kalinowsczi,
znôwca kaszëbsczich dokazów na binã
i aùtór wstãpù do W krôjnie grifa.
Aùtorkama scenarników są Dorota
Fòrmela, Elżbiéta Prëczkòwskô i Teréza
Wejer. Ò wespółrobòtã przë pisanim ti
ksążczi prosëła mie Lucyna Radzymińskô
z bióra Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Miała jem ju doswiôdczenié w pisanim
dokazów na binã, chtërne jem drëkòwa
w „Stegnie” i jô pòmësla, że spróbùjã. Kòsztowało to wiele robòtë, le móm nôdzejã, że
bëło wôrt. To mòże bëc bëlnô jinspiracjô
dlô szkólnëch, chtërny chcą zrobic cos cekawégò, zajinteresowac dzecë kaszëbsczim
jãzëkã – pòdczorchnãła T. Wejer.
Òb czas promòcji, jakô òdbëła sã 27
lëstopadnika 2012 r. w Gminnym Òstrzódkù Kùlturë, Spòrtu i Rekreacji w Chmielnie, òbzérnikòwie mòglë przede wszëtczim
widzec na binie dzéle dokazów zamkłëch
w ksążce, w wëkònanim młodëch aktorów
przërëchtowónëch przez aùtorczi.
Ò wôrtnoscë i apartnym znaczenim promòwóny ksążczi gòdelë m.jin.
prof. D. Kalinowsczi i przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Łukôsz
Grzãdzëcczi, a wiceprzédniczka KPZ
Danuta Pioch dzãkòwa aùtorkóm za jich
zaangażowanié w robòtã w szkòle i za
miłotã do kaszëbiznë, chtërna przekłôdô
sã na wiele gòdzyn spãdzonëch przë pisanim scenarników i wëstôwianim jich
na binach.
Ksążka W krôjnie grifa òsta wëdónô
dzãka dotacji Minysterstwa Administracji
i Cyfrizacji.
bã senatora Kadzmierza Kleinë gduńscy
sztudence pòjachalë do stolëcë, gdze òstało jima zòrganizowóné zéńdzenié w Kancelarii Przédnika Radzëznë Minystrów.
Pòmòrańcowie mielë gôdóné z premiérą ò 50. roczëznie pòwstaniô Pòmòranii i ò ji terôczasnëch nôleżnikach. Mòżna bëło téż zadawac pëtania, na przëmiar
ò parłãcz Donalda Tuska z Lechã Bądkòwsczim, jaczi béł jednym z załóżców
dosc znónégò dzysô na pòmòrsczich ùczbòwniach gduńsczégò karna Pòmòraniô.
Donald Tusk miôł téż gôdóné ze sztudentama Gduńsczégò Ùniwersytetu ò kaszëbskò-pòmòrsczi rësznocë i ò przińdnoce
kaszëbsczi kùlturë i jãzëka. Na kùńcu
zéńdzeniô młodi lëdze dalë szefòwi pòlsczégò rządu broszurkã ò dzejanim
Pòmòranii, a téż nônowszą pùblikacjã
ò młodokaszëbach. Òbdarowóny rzekł,
że je to jegò sztërdzescë dzewiątô ksążka
prof. Bòrzëszkòwsczégò.
Òkróm pòtkaniô sztudérowie mòglë
kąsk zwiedzëc stolëcã, ji nôwôżniészé place, a téż òbaczëc jizbã Senatu. Prawie bëłë
w ni plenarné òbradë, tej na sztót sztudence mòglë weńc do jizbë i pòsłëchac
przemówieniów pòlitików.
Red.
Ù Przédnika Radzëznë Minystrów
Nôleżnicë Karna Sztudérów Pòmòraniô spòtkalë sã 19 gòdnika 2012 r. z premiérą Donaldã Tuskã. Na specjalną rôcz-
kg
Zakùńczenié rokù
z Młodokaszëbama
ny profesorowie: Józef Bòrzëszkòwsczi
i Cezari Òbracht-Prondzyńsczi. Wëdónô
przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié
i Kaszëbsczi Institut pùblikacjô je dobrim
pòdrechòwanim rozmajitëch inicjatiwów
i wëdarzeniów sparłãczonëch z kùńczącym sã Rokã Młodokaszëbów, jaczi òstôł
ògłoszony przez KPZ.
Pùbliczné pòkôzanié nowi ksążczi, jaczé òdbëło sã 13 gòdnika 2012 r.,
przëcygnãło dosc wiele lëdzy do Tawernë Mestwin we Gduńskù. Ta promòcjô,
jak wspòmniôł przédnik KPZ Łukôsz
Grzãdzëcczi, nie mdze jediną, mòżemë
liczëc na pòstãpné spòtkania z aùtorama w rozmajitëch môlach na Kaszëbach
i Pòmòrzim, tak jak to bëło z prôcą prof.
Andrzeja Gąsorowsczégò pòswiãconą
Grifòwi Pòmòrsczémù. Òb czas zéńdzeniô w Mestwinie bëtnicë mielë leżnosc
pòsłëchac ùsôdzców ksążczi, a téż chwalący mòwë prof. Andrzeja Romanowa.
Ksążka pòd titlã Młodokaszubi. Szkice
biograficzne òstała pòswiãconô głównym
przédnikóm Towarzëstwa Młodokaszëbów, jaczi dalë pòczątk nowszi kaszëbskò-pòmòrsczi rësznoce i robòce dlô
Kaszub. Na zôczątkù XX stalata młodô
inteligencjô bëła przédnikã w badérowanim Kaszub i Kaszëbów, a téż jinszim niżlë donëchczas pòzdrzatkù na kaszëbsczé
sprawë.
Jak pòwiedzôł jeden z ùtwórców ny
pùblikacji, prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi, dzysdniowi Kaszëbi wcyg dodôwają przëpisë do Młodokaszëbów.
Dlôte wôrt je wiedzec cos ò tëch, co bëlë
załóżcama i nôleżnikama wspòmniónégò
Towarzëstwa.
W ksążce je przedstawionëch wiãcy
niżlë 30 pòstacjów, co razã twòrzëłë òbrôz
młodokaszëbsczi rësznotë. Jich biogramë
pòkazywają rozmajité charakterë i stegnë
przédników tegò „socjologicznégò fenomenu”.
kg
Wilia w Lëzënie ju za nama
Na òdjimkù òd lewi: prof. Józef Bòrzëszkòwsczi,
prof. Andrzéj Romanow, przédnik KPZ Łukôsz Grzãdzëcczi
i prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi. Òdj. DM
Na kùńcu rokù 2012 òstała wëdónô
pùblikacjô, na jaką pewno wszëscë żdelë. Chòdzy tu ò ksążkã Młodokaszubi.
Szkice biograficzne. Ji ùsôdzcama są znó-
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Lëzyńsczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô 15 gòdnika ùszłégò
rokù narządzył zéńdzenié swòjich nôleżników, jak téż przëstojników. Pòdrechòwany òstôł kùńczący sã rok dzejnotë.
Naczãlësmë 17 strëmiannika, czedë
béł fejrowóny Dzéń Jednotë Kaszëbów.
Z ti leżnoscë téater Zymk wëstawił
szpëtôkel Jana Rómpsczégò „Jiwer Òstatnëch”, co szerok òdbiło sã pòmiónã.
POMERANIA STËCZNIK 2013
W tim téż miesądzu, w grëpie z chórã
Lutnia, z wielnym ùdzélã samòrządowëch
dzejarzów, jesmë pòprowadzelë w rodny mòwie drogã krziżëwą. Łżëkwiat béł
miesądzã pòdpisaniô w òbrëmienim Rokù
Młodokaszëbów ùmòwë na zrëchtowanié
wëstôwnëch tôflów. Ùdba ta bëła zjiscywónô wëcmanim z mùzeùm w Wejrowie.
Dokôz nen pierszi rôz béł pòkôzóny na
Zjezdze Kaszëbów w Sopòce.
Òd czerwińca rësził cykel kaszëbsczich mszów, òdprôwiónëch co miesądz
w parafie pw. sw. Wawrzińca. Òb czas
dérowaniô Piechtny Kaszëbsczi Pielgrzimczi z Hélu na Jasną Górã w Lëzënie
òdmôwióny béł różańc pò kaszëbskù. Zôs
w lëstopadnikù we wszëtczich szkòłach
naszi gminë mia môl mùltimedialnô
historicznô prezentacjô z cyklu kaszëbsczich zôdëszków, zatitlowónô „Swiãtopôłk Wiôldżi i jegò spôdkòwizna”.
Przińdny rok zapòwiôdô sã nié mni
robòco.
Sławòmir Klôsa,
przédnik partu KPZ w Lëzënie
Wilijné zéńdzenié z biskùpã
Kaszëbi mielë leżnosc swiãtowac przedgòdowi czas razã
z ks. biskùpã Riszardã Kasyną. Òdj. Dark Majkòwsczi
15 gòdnika 2012 r. w Kartuzach òdbëło sã swiąteczné pòtkanié zòrganizowóné przez môlowi part KPZ. Òkróm jegò
nôleżników, w wëdarzenim wzãlë ùdzél
wielny przedstôwcowie jinëch partów
Zrzeszeniô z Kaszub, m.jin. z Kòscérznë, Dãbògòrzô, Bëtowa, Kôlbùdów, a téż
kòcewsczégò partu KPZ z Pelplina. Na
ùroczëznã przeszło kòl 240 lëdzy.
Hònorowim gòscã zéńdzeniô béł ks.
biskùp Riszard Kasyna. Przërëchtowania
do rôczeniô ks. bpa do Kartuz zaczãłë sã ju
pòd kùńc rujana. Biskùp przëjął nają rôczbã baro chãtno, tim barżi, że mô kaszëbsczé
kòrzenie. Tej jesmë ùdbelë rôczëc téż familiã ks. biskùpa mieszkającą w Łapalëcach
i Kôłpinie, żebë mógł pòczëc sã jak doma
– gôdô przédnik kartësczégò partu KPZ
Kadzmiérz Fòrmela.
Biskùpa pelplińsczégò òd wszëtczich
nôleżników Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô pòwitôł przédnik Òglowégò
Zarządu KPZ Łukôsz Grzãdzëcczi. Jegò
Ekscelencjô dostôł téż òd niegò dwajãzëkòwé, kaszëbskò-pòlsczé wëdanié
Żëcô i przigód Remùsa Aleksandra Majkòwsczégò. Ks. biskùp wërazył wdzãcznosc za gòscënã na kaszëbsczi wilijny
wieczerzë i złożił wszëtczim żëczbë z leżnotë zbliżającëch sã Gòdów.
Kaszëbskô wilëjô ni mògłabë sã òdbëc
bez kaszëbsczich kòlãdów. Ò mùzyczny
dzél ùroczëznë zadbôł jistniejący òd 1946 r.
Zespół Pieśni i Tańca Kaszuby z Kartuz.
Òb czas pòtkaniô ò swójsczi gòdowi akceńt
– wëstãp gwiżdżów – zadbała młodzëzna
z I LO m. Heronima Derdowsczégò w Kartuzach. Òpracowanim tekstu i przërëchtowanim ùczniów do przedstawieniô zajãła
sã Jolantô Czerwińskô, szkólnô kaszëbsczégò jãzëka w kartësczim liceùm.
Wôrt dodac, że swiãto òdbëło sã
w przeddzéń 56. roczëznë pòwstaniô kartësczégò partu KPZ.
JB, tłom. KS
Promòwac zasłużonëch
W jizbie w kartësczim Centrum Kùlturë Kaszëbsczi Dwór, do jaczi przëchòdzy kòżdégò dnia, żebë robic spòleznowò,
òpòwiôdôł ô karnie, chtërno prowadzy ju
wiãcy niż piãcdzesąt lat. Francëszk Kwidzyńsczi, bò ò nim gôdka, béł bòhatérą
jednégò z gòdnikòwëch pòtkaniów zòrganizowónëch przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié Part w Kartuzach, a téż
Miastową i Krézową Pùblëczną Biblotekã
m. J. Żurakòwsczégò w Kartuzach.
Zéńdzenié bëło skùtkã ùdbë zrzeszeńców, abë promòwac zasłużonëch
kartëzónów. Taczé dzejania są dobrim
ùmëszlenim na to, bë mieszkańcowie naszégò gardu lepi pòznelë cekawëch lëdzy,
chtërny żëją kòl nas i zajimają sã wôżnyma sprawama. Do nich na gwës nôleżi
Kwidzyńsczi, czerownik Regionalnégò Karna Piesni i Tuńca Kaszuby z Kartuz – gôdają nôleżnicë kartësczégò KPZ. Regionalësta òpòwiedzôł téż zeszłim ò swòjich
legòtkach i nôdzejach. Pòkôzôł wiele pamiątków z wëstãpów, diplomë, kroniczi.
Wicebùrméster Kartuz Hana Pionk
pòdczorchnãła wiôlgą starã czerownika
Kaszubów ò to, co robi. Żebë pòkazëwac
taczé „perełczi” Kartuz, planowóné są nastãpné zéndzenia.
KS
63
MORSKIE OPOWIEŚCI
MORSKIE OPOWIEŚCI
Wyspa wiecznego
nieszczęścia
JERZY SAMP
Pewien rybak z Półwyspu Helskiego
pochodził ze znanego tamtejszego rodu
Skwierczów. Był ostatnim z synów Jakuba, dlatego szybko poszło w niepamięć
jego prawdziwe imię i na dobre przylgnęło do niego, jako że był najmłodszy
w rodzinie, określenie Beniaminek. Gdy
był chłopcem na tyle już dużym, by towarzyszyć starszym w pracy na morzu,
nasłuchał się co niemiara opowieści o żyjących w otchłaniach różnych stworach
i bestiach przypominających ludzi oraz
o duszach tych, których Opatrzność skazała po śmierci na pokutę wśród fal.
W końcu Beniaminek wyrósł na
dzielnego rybaka Beniamina, który zapomniał o starych opowieściach. Wiedział,
że liczyć trzeba przede wszystkim na siebie, na załogę pracującą z nim na kutrze,
na wytrzymały sprzęt oraz odporne na
sztormy żagle. Gdy zaś już się wzbogacił
na morskim rzemiośle, pożegnał swoją maszoperię i przeniósł się na stałe do
Gdańska.
Tutejsi żeglarze niechętnie wysłuchiwali opowieści kaszubskich morzan
o dziwnych przygodach bałtyckich rybaków, nieufnie spoglądali więc i na niego
spod wielkich daszków swoich czarnych
czapek. Jednak każdy z nich słyszał przecież choćby o Latającym Holendrze bądź
innych zjawach oraz istotach, których
istnienia żaden ze szczurów lądowych nawet nie podejrzewał. Owe zaś twory wyobraźni, jeśli w ogóle istniały, to strzegły
zazdrośnie swoich tajemnic. Prawili o nich
niestworzone historie głównie okoliczni
rybacy, co dla kurażu poprawiali sobie
humor w którejś z gdańskich tawern portowych, nim wyruszali na morze w poszukiwaniu ławic śledzia, dorsza, a jeszcze
chętniej tłustych łososi. Bywało, że i Beniamin biorący udział w takich biesiadach
dzielił się z szyprami i rybakami wiedzą
zdobytą w okresie, gdy jako chłopiec towarzyszył starszym na pokładzie łodzi
rybackich.
Ten odważny i niewierzący w przesądy żeglarz często pracował dla gdańskich
armatorów. Przewoził rozmaite surowce, ziarno zbóż i inne towary do krajów
skandynawskich, skąd wracał z ładowniami wypełnionymi rudą żelaza, tudzież
płytami z tamtejszych kamieniołomów.
Był surowy i wymagający dla członków
załóg, którymi dowodził. Interesy szły
mu dobrze, aż do momentu gdy podczas
któregoś z kolejnych rejsów spotkała go
zupełnie nieprawdopodobna przygoda.
Owego dnia na morzu panowały bardzo trudne warunki. Nie było wprawdzie
sztormu, lecz nad Bałtykiem unosiły się
gęste opary mgły. Urządzenia służące nawigacji jakby wypowiedziały posłuszeństwo dowódcy statku. Trudno było utrzymać właściwy kurs na Gdańsk. Przez
mgłę nie zdołała się przebić smuga światła żadnej z morskich latarń brzegowych
zwanych blizami. Szybko zaczęły zapadać
nieprzeniknione ciemności. Błądząca po
morzu załoga ujrzała jednak w pewnym
momencie dziwną poświatę.
Najmłodszy syn rybaka Skwiercza,
nieodrywający od oka swojej kapitańskiej
lunetki, nakazał więc kierować się załodze
właśnie w tę stronę. Wiedząc, że tonący
chwyta się nawet ostrza brzytwy, wziął to
zjawisko za jedyną szansę ocalenia. Marynarze zaś nawet nie podejrzewali, że
może to być pływająca, a więc ruchoma
wyspa. I oto Beniamin przypomniał sobie nagle wszystko to, co usłyszał kiedyś
jako chłopiec od doświadczonych rybaków na temat mitycznej wyspy skarbów
i wiecznego życia. „To przecież tylko nieprawdziwe twory wybujałej wyobraźni
przodków” – pomyślał sobie.
Jednak poświata o seledynowej barwie przebijała się coraz bardziej przez
gęstą jak mleko mgłę, a ich statek wyraźnie się do niej przybliżał. Marynarze
tymczasem wzięli ruchomą wysepkę za
prawdziwą wyspę i uradowali się, że będą
mieli dokąd przycumować, by przeczekać
złą aurę, a następnego dnia cało wrócą do
gdańskiego portu.
Znający dokładnie mapy Bałtyku Beniamin wiedział dobrze, że w tym miejscu nie ma żadnej prawdziwej wyspy.
Wedle opowieści, które pozostały w jego
pamięci, musiały to być splątane ze sobą
okręty, statki i łodzie, które w przeszłości wraz z załogami pochłonął na zawsze
Bałtyk. Ich załogi oraz pasażerowie, którzy stracili życie na morzu, zginęli „nagłą
i niespodziewaną śmiercią”. Zatem żaden
z tych nieszczęśników nie zdołał nawet
pożegnać się z najbliższymi, ani też pojednać się z Bogiem. Kości ofiar pozostały
wprawdzie gdzieś na dnie Bałtyku, jednak ich dusze muszą odtąd pokutować za
popełnione za życia czyny. Topielcy, jak
twierdzili starzy Kaszubi, przybrali postać
morzkulców, niewiasty zaś panien wodnych, zwanych tu morzeczkami.
Ludzie z lądu bali się, niczym złych
duchów, spotkania z takimi istotami, których widma zupełnie przecież przypominały ludzkie ciała. Piękne topielice wabiły
swymi wdziękami młodych mężczyzn po
to, by ich potem zabrać do swego podwodnego królestwa. Potopieni rybacy,
marynarze i żołnierze raz na jakiś czas
wyciągali z dna resztki okrętów, kutrów
i łodzi, łączyli je ze sobą na powierzchni
morza za pomocą lin, łańcuchów kotwicznych oraz podartych sieci i tworzyli w ten
sposób rodzaj wyspy.
Ludzie naiwni i niedoświadczeni
wierzyli, że jest to skrawek stałego lądu,
rodzaj ziemi obiecanej mogącej przynieść
ocalenie rozbitkom. Zachłanni zaś byli
przekonani, że w ładowniach drewnianych wraków pełno jest klejnotów, złota,
drogich kamieni, kryształów oraz pęka-
tych beczek z winem. Byli nawet tacy,
którzy napotkanie widmowej wyspy gotowi byli uznać za szczególny dar niebios
i początek życia wiecznego w niewyobrażalnym morskim raju.
Beniamin nie podejrzewał swoich marynarzy o to, że podobne opowieści są im
bliskie. Żaden z tych twardych, dzielnych
ludzi nigdy nie zdradził, że słyszał podobne przekazy. Ich przemiana stawała się
tym głębsza, im bardziej gdański statek
zbliżał się do seledynowej wyspy. W końcu wyraźnie już widać było las masztów,
strzępów wielkich żagli, zniszczonych
i obrośniętych wodorostami burt, dziobów i ruf. Wszystko to kołysało się na falach powiązane ze sobą grubymi linami,
żelazem kotwicznych haków i bosakami.
Najmniej zniszczony ze wszystkich okręt
znajdował się w samym środku „wyspy”.
Majestatycznie kołysała się tam na falach
wielka hanzeatycka koga, jakby dopiero
co z dna morza wydobyta.
Kapitan Beniamin już się domyślał, co
za chwilę spotka jego załogę, gdy ta tylko
ujrzy siedzące rzędem na burtach i słodko
śpiewające morskie panny – morzeczki.
Gdy zobaczy wyciągnięte w ich stronę
dłonie pełne złotych monet, pierścieni, pereł i korali. Gdy morzkulce zrzucą
w ich stronę drabinki linowe, zapraszając
przybyszów na widmową wyspę. O tym
wszystkim przecież słyszał z ust doświadczonych kaszubskich rybaków jeszcze
jako chłopiec. Nie sądził jednak, że to, co
do tej pory brał za wymysł wyobraźni
swych przodków, przyjdzie mu przeżyć
na jawie. Zabronił więc marynarzom zbliżać się do pływającej wyspy.
Pokusa okazała się jednak silniejsza
od ich zdrowego rozsądku. Kilku najbardziej śmiałych mężczyzn, nie zważając na
rozkazy kapitana, rzuciło się w nurty zimnego Bałtyku. Gdy zaś pozostałym ukazał
się ich widok już na pokładach statków
i w objęciach rozśpiewanych widm, ruszyli w ich ślady.
Wszystko to przerażony Beniamin
oglądał przez swą lunetkę. Sam zresztą
w pewnym momencie zawahał się, czy nie
pójść w ślady swojej załogi. Jednak rozsądek okazał się silniejszy. Z największym
trudem, za pomocą wielkiego kołowrotu, wyciągnął z dna morza kotwicę i już
gotów był opuścić to miejsce. Wówczas
jednak ujrzał, jak wielka widmowa wyspa
rozbrzmiewająca śpiewami oraz gwarem
„szczęśliwców” wypychających kieszenie
i bluzy klejnotami, zaczęła z wolna pogrążać się w morską otchłań. Radosny gwar
jeszcze przed chwilą szczęśliwych marynarzy zastąpił teraz wielki krzyk przerażenia
i szloch. Umilkły pieśni pięknych topielic,
a z ust morzkulców dobiegał szyderczy
chichot. Gdy już wszystko wchłonięte
zostało przez morski żywioł, zapanowała
przerażająca cisza. We mgle rozpłynęła się
seledynowej barwy magiczna poświata.
Powstała wielka fala, której spienione końce uderzyły o burtę gdańskiego żaglowca.
Beniamin, widząc, że sam jeden nie
zdoła ocalić swojego statku, zdążył tylko
spuścić na falę niewielką szalupę. To ona,
dwa drewniane wiosła oraz nieludzki wysiłek pozwoliły mu uratować życie. Reszta
poszła na dno.
Dotarł cało do Gdańska, jednakże nikt
nie uwierzył w jego opowieść. Wiedząc,
że nigdy nie odnajdzie grobu członków
swojej załogi, ufundował przed śmiercią
piękny model statku, którym dowodził.
Na jego prośbę zawieszono go pod sklepieniem gdańskiego kościoła pod wezwaniem świętego Jakuba. Tradycyjnie była
to świątynia tutejszych szyprów. Przy
niej istniał marynarski szpital i przytułek.
Był także niewielki cmentarz, miejsce
pochówku tych, co odeszli na wieczną wachtę. Tam złożono do grobu ciało
zmarłego w mieście nad Motławą kapitana Beniamina – jedynego człowieka, któremu los pozwolił na własne oczy ujrzeć
widmową wyspę wiecznego nieszczęścia.
Fot. Maciej Stanke
64
POMERANIA STYCZEŃ 2013
POMERANIA STËCZNIK 2013
65
SËCHIM PÃKÃ ÙSZŁÉ
1997
(Malëjã kòlibiónkã, 1999)
(Trapë do nieba, 2006)
66
POMERANIA STYCZEŃ 2013
POMERANIA STËCZNIK 2013
FELIETÓN
67
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
Tusk, tósz – pies; smùkac – głaskać; brawãda – gawęda; nipòcy – niegrzeczny; trus – królik; łajanié, czawòtanié, jazgòlenié, ùjôdanié, warczenié, mrëczenié, piszczenié, skòwëczenié, skòlenié – dźwięki wydawane przez psa; kùnowac, becowac, pieskòwac – odczuwać popęd płciowy; scyrz – zły pies; pòwstôł
jak na psa – zbeształ; jachelë jak pies na psa – poniewierali; sã żarlë jak psë – kłócili się; nalôtelë sã jak głupi pies – nabiegali się, robiąc sprawunki.
FELIETÓN
Lepszi
bëlny pies
jak niebëlny
człowiek!
FELIETÓN
Westrzód trzôskù
zagłësziwającégò
chlëch malińczi kùglë
w rãce Wszëtkòmògącégò
czëc je spiéwającëch
na chwalbã
naji cywilizacji
Tima stegnama ju nicht nie chòdzy,
nie rosce lëpin i macerzónka,
w trôwie pò pas nicht nie brodzy
i nie zaplôtô wiónków.
Dzysô tu jidze szerokô droga
i kwiatë roscą jiné.
Klãkóm tu w môlu dôwny redotë
le smiôc sã ju tak nie rozmiejã.
Kamiany tu bezpiek ë cëchòsc kamnô
łza spłiwô na marmùr zëmny.
Czemù nen swiat tak sã òdmienił
i je ju czësto jiny?
Miast gôdczi leno môłczenié…
Dzecny swiece bezjiscënëch dni
tak baro do ce teskno mie dzys.
FELIETÓN
Corôz jich mni
Éwa Warmòwskô
Wspòmink
SŁOWÔRZK
(Stegna, 1991)
Pôcorë bòżégò chùchù
wërzezbioné z kamienia żëcô
smùczemë
łowiącë krëszinczi snôżotë
W czôrnégò psa mòże wchadac diôbeł. Jedna białka mie
òpòwiôda, że kòl Lewinka wëszedł ji na drogã w nocë wiôldżi,
czôrny pies. Ùzdrza gò, czej przëzdrza sã w tilné zdrzadełkò
swòjégò aùta...
Majkòwsczi téż w „Remùsu...” pisôł ò czôrnym scërzu z mirôchòwsczich strón. Pisôł téż ò nipòcy Frëszë i wiérnym Gnioce.
Z tëch prësczich czasów òstało nama pòwiedzenié „lôtac za
wiejsczégò psa” – bëc szôłtësã we wsë.
Biédny ten szôłtës... przeprôszóm – piesk, biédny...
Czej grzmiało, trzeba bëło wënëkac psa z jizbë, bò piorën scygnie. A żebë òdnëkac nieszczescé òd familie, co mia zamieszkac
w nowi chëczi, w fuńdamańtach chùtczi zakòpiwelë żiwcã psa...
Lepszi bëlny pies jak niebëlny człowiek!
Pies przez piersze swòje dwa lata żëcô robi 21 lëdzczich lat.
Kòżdi nastãpny jegò rok to piãc
lat człowieka. Lepi cknie i widzy, dobrze czëje. Je pòmòcny
lëdzóm. Pitajã: czë jaczes jiné
stwòrzenié tëli robi dlô człowieka? (Złostlëwi gôdają, że
leno białka biwô lepszô...) Wezta chòc taczégò kòta. Przeprowadzy abò niewidzącégò przez
drogã? Zaszczekô na brifkã?
Nié!
W jedny frantówce dlô dzecy stoji napisóné: „wy nie wiecie, a ja wiem, jak rozmawiać trzeba z psem”. Chto znaje gôdkã
tëch drësznëch zwierzãtów, dogôdô sã z kòżdim.
Socjolog, profesór Bruno Synak czedës òpòwiôdôł, jak jeden
cëzyńc zagôdôł do dzecka w Pòlsce: – How are You? Dzeckò
òdpòwiedzało: Haù! Haù!
Wiéta, czemù pies sã nie zwrócy òb czas bieganiô? Bò mô
wëwiészony jãzëk.
Panajezësów Pies to Pòlarnô Gwiôzda. Bòdôj béł òn darënkã
òd pasturków dlô môłégò Jezëska.
Tej na Nowi Rok chcemë sobie żëczëc, cobë nicht na nas
nie pòwstôł jak na psa, cobë drëdżi nie jachelë na nas jak pies
na psa, cobë më sã nie żarlë jak psë, cobë më sã nie nalôtelë jak
głupi pies i cobë gòsce nie łazëlë w chëcze, co pies zaszczekô.
Haù! Haù!
FELIETÓN
Òdrzeknij mie
Słowã szmërgnionym w rëmią
Dze jes
Lubòto zelonégò miãkù
Të
Chtërny biél cała
Wëstrojonô kropelkama zmòklëznë
Nozdra pamiãcë
Szrëwòtno swidrëje
Òdrzeknij mie
Chòcbë le docz
W spik mój wchôdôsz
Patolącë sã nocą
Czë pò to blós
Bë bòlącé na dëszi
Rozdrapac na nowò
***
„Nicht nie smùcze w òkòlim... Nie czëje, czej skòli... Niekòchóny tószk...”. Tëli w terôczasny frantówce. Canis lupus familiaris, tósz, tusk czë prosto pies òstôwô wcyg tim nôwiérniészim drëchã człowieka. I je kòchóny. Czasã barżi niżlë lëdze...
Pati, Kiler, Hitler, Bari, Tusy, Òdi, Bùlet, Fùksk, Bùrk, Roksy,
Dingò, Reks, Diegò, Layla, Tuti, Pãkól, Kùba, Kenzo, Aza, Kama,
Kaja, Zejla, Òksa, Bruno, Fùga, Fagòt, Abù i Pirat – taczé miona
psów ùczuł jem, czej jem ò nie zapitôł czile lëdzy.
I kòżdi mô jakąs historiã. Chòcle Diegò, ò jaczim môłi Jakùb
ze Starzëna napisôł brawãdã i òpòwiedzôł jã w Mechòwie na
kònkùrsu „Bë nie zabëc mòwë starków”. Abò Kiler, co sã òkôzôł
pózni bëc Kilerką. Pati miała piãkny szczek, głãbòczi zwãk.
Bùrk béł nipòcy i dësził trusë. Jegò wëpiti tłuszcz pòmógł bòdôj
kòmùs na płëca. Dingò béł mòcny i wòzył dzecë na sónkach.
Zejla bëła rasowô. A Kenzo béł
yorkã i béł... słodczi.
Kòżdi mòże pòzwac psa
jak chce. I ta pòzwa téż wiele
gôdô ò jegò miéwcë. Jidzesz drogą i czëjesz: – Hitler, dze të lejesz
na no kòło?! Abò: Prałat do nodżi! Jô cë dóm za ną sëką cknąc!
W jedny z pòlsczich kòmédiów – „Sztërdzestolatkù” – pies
nazéwôł sã „Ugryź”...
Colemało wëbiérómë cëzobrzëmiącé pòzwë. Czãsto decydëją téż ò tim dzecë. A pies mùszi z tim żëc...
Jak bë wëzdrza naszô kùltura, czejbë nié pies? Ksądz Sëchta
pòdôwô wiele przikładów z psã jakno głównym aktorã. Pies łaje,
szczekô, wëje, czawroce, ùjôdô, warczi, mrëczi, jazgòli, piszczi,
skòwëczi i skòli. Pëskati człowiek szczekô jak pies. Kôrmic psë
to... rzëgac. Òd złégò człowieka pies nie weznie kawałka chleba.
Chłop za białką lôtiwô jak pies. Czej chto ùmiérô, tej zdrzi do
psa. Nienawidzec sã, to żëc jak pies z kaczką... (Cekawé, nié?).
Żele chto z kògùms psë pôsô – to z szóstim przëkôzanim so nie
radzy. Pewno kùnëje, becëje abò pieskùje... Dzéwczãta chùtkò
sã òżenią, czej je pies kąsy. Knôpi, czej sëka. Lëchégò jedzeniô
nawetk pies nie mdze żarł. Jakbë zaklnąc pò psowémù, to bë
to szło: „Urnóm psu!” i „Ala psowé!”. Ale na psa jem to pòdôł?
Pies widzy, czej smierc jidze pò człowieka i temù wëje. Widzy téż dëszã ùmiérającégò. I płacze.
FELIETÓN
Jerzi Łisk
Òdrzeknij mie
TÓMK FÓPKA
FELIETÓN
Stëcznik to miesąc, w chtërnym na swiat przëszlë: Éwa Warmòwskô (1959 r.) i Jerzi Łisk (1950 r.).
Éwa Warmòwskô znónô je przédno jakò pòétka piszącô dokazë dlô dzecy. Swòje wiérztë òpùblikòwa
midzë jinyma w zbiérkach: Trapë do nieba i A serce bije jedno…
Jerzi Łisk zadebiutowôł pòétickò w 1980 r. wiérztą „Wieczórny zwón” wëdrëkòwóną w tomikù
Lëdze gôdają. Wëdôł wiele zbiérków ze swòjima dokazama: Mój ògródk, Stegna, Sôł miłosc, Malëjã kòlibiónkã, Sztëczk sebie.
Czëtińcóm bédëjemë pôrã wiérztów tëch aùtorów z antologii kaszëbsczi pòezji Skrë ùsôdzkòwi
mòcë (wëdôwizna Region, 2010 r.).
Tusk kòchóny
FELIETÓN
Łisk i Warmòwskô
FELIETÓN
WIÉRZTË
FELIETÓN
Z BÙTNA
FELIETÓN
Wszëtkòwiédzô Pëlckòwa
FELIETÓN
RÓMK DRZÉŻDŻÓNK
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
FELIETÓN
Czemùż nen brifka nie przëjéżdżô? Ju dwa tidzenie a trzë
dni jegò nie bëło. Nié, żebë jô tak baro za nim tesknił, to nié, ale
to je dzywné. Dzéń w dzéń béł a w niedzelã dëbelt kòl mie sedzôł. Mòże je òbrażony? Ale ó co? Mòże białka mù nie pòzwôlô?
Òd czedë òn sã za białką czerëje? Mòże dze wëjachôł? Òn? Kò to
naju, zapadłé Pëlckòwò je całim jegò swiatã. Mòże je chòri? Regùlarno tobakã wcygô, tej niżódnô chëra jegò chwacëc ni mòże.
Ni ma co, mùszã do niegò zańc.
Dwa dni jem sã zabiérôł, żebë sã do niegò wëbrac, ale trzecégò dnia jô ju nie mùszôł, bò sóm przëlôzł. Nawetka na dwiérze
nie zaklepôł, le sã wkarowôł jak do swòjégò. Legł na zófie (wiedno tak robi, czej mòckò ò czims rozmiszlô) a gôdô:
– Môsz të jaczé słowò na „ã”?
– Na „ã”? Pò pëlckòwskù?
– Nié, pò antkòwskù! – rzekł
z wëszczergą w głosu.
– A za czim cë słowò na „ã”?
– Brëkùjã.
– Tej zazdrzi do słowôrza.
– Jem zazérôł a nalôzł blós
„ãgrest”. Ãgresta jô niechc. Òn
je téż pòd „k” – krëzbùla, ale ti
jô téż niechc. Mie jidze ò pòzwë
lëdzy, wsów a miast.
– Tej mòże miono Ãdris?
– Ãdris? A znajesz jaczégò?
– Kò të téż znajesz. Nen pita
Ãdris z Pùstków.
– Prôwda! Ale gôdôj, gôdôj dali – brifka wëcygnął z briftaszë laptopa. – Co ò nim wiész? Gôdôj flot!
– Tëli co të, a nawetkã mni.
– Mni wicy wiém… – brifka wëwalił jãzëk a jednym pôlcã
klepôł w knąpë kluczplatë.
– Jo, to mie sygnie. Móm pòstãpné hasło! Bóg cë wiele
razy zapłac! – ju zaczął z zófë wstajac, czej jem gò nazôd w nią
wcësnął.
– Hòla, hòla, drëszkù! Jaczé pòstãpné hasło? Gôdôj mie tu
zarô, cëż të kòmbinëjesz! – mùszôł jem òstro to rzec, kò nen
sôdł nazôd.
– To jesz krëjamnota. Nikòmù nick nie gôdôj, bò më w ni
wszëtcë mdzemë… na tësąc dwasta piãcdzesąt jeden stronach.
A terô z Ãdrisã na tësąc dwasta piãcdzesąt dwùch stronach. Më,
co są, ti, co bëlë, a nawetka ti, co dopiérze mdą. Mdą naju wse,
miasta, pùstczi a pùtawë. Mdą faktë, mitë a brawãdë… – brifka
wstôł a bùszno rzekł: – Taczégò dokôzu jesz w Pëlckòwie nie
bëło. Mdã pòzwóny Zëchtą XXI stalata! Ùzdrzisz le!
– Ùzdrzã, ùzdrzã, le co?
68
– WSZËTKÒWIÉDZÃ PËLCKÒWA!
– Wszëtkòwiédzã?
– Matizernoga jo, z twòjim pëlckòwsczim je lëchò. Wszëtkòwiédzô to encyklopediô jinaczi.
– Môsz të ale nowòtwór wëmëszloné!
– Sóm jes nowòtwór. Nowé bëlné słowò! Jo, mùszã do
swòjégò żëcopisu jesz to dopisac – a cëchò do se gôdającë, wpisôł w kòmpùtrze: – Ùtwórca nowëch słowów.
– Ò se téż môsz hasło w ti twòji „Wszëtkòwiédzë”?
– A jô nie jem Pëlckòwiôk?
– Ale jo… Jô téż w ni mdã?
– Pewno, że jo.
– Kòle negò pitë Ãdrisa?
– Kòle niegò nié. Kò blós òn je na lëtrã „ã”.
– Pòkażë, co tã jesz môsz
– brifka sztërk sã bronił, ale
kùreszce sã òbdôł, a dôł mie laptopa w rãkã. – Le òpasôj, co të
mie nic nie wëczëszczisz! Dwie
niedzele drãdżi robòtë!
– Të sã, drëchù, nie bòji, jô sã
na tim znajã – nacësnął jem knąpã kùrsora a przëzérôł brifkòwą
„Wszëtkòwiédzã”. Zatrzimôł jem
sã na „g”. – Mie tu co felëje.
– Cëż cë felëje?
– Gduńska ni ma. Zabéł të
ò naju stolëcë?
– Gduńska ni ma a nie mdze! Zdrzi – brifka wëjął z taszë
grëbą ksãgã „Encyklopedia Gdańska”.
– Ò, nówka, z 2012 rokù.
– Nówka, a ju do spôleniô. Czemùż? – spitôł, a zarô òdpòwiedzôł – bò pòd „p” Pëlckòwiôków ni ma! Jak Gduńsk nama,
tak më Gduńskòwi!
– Dôj pòkù, chłopie!
– Co dôj pòkù? – wzął a szmërgnął ksãgã w piéck. – Òkò za
òkò, ząb za ząb, hasło za hasło. Gduńska w mòji „Wszëtkòwiédzë
Pëlckòwa” nie mdze a kùńc!
Gduńska nie mdze, ale wszëtkò jinszé ò Pëlckòwie jo. Mòże
jesz latos abò w przińdnym rokù. Chtëż to wié? Mòże jaczi minyster administracje i cyfrizacje?
Òkò za òkò,
ząb za ząb,
hasło za hasło
www.miesiecznikpomerania.pl/audio
POMERANIA STYCZEŃ 2013
Edukacyjny dodôwk
do „Pòmeranii”
nr 1 (63)
stëcznik 2013
Najô Ùczba
Janusz Mamelsczi
Pòwiôstka ò Mackù
Snôżota
Sniég spôdł jesz przed Gòdama i leżôł całi stëcznik,
a bëło gò corôz to wiãcy, bò tej-sej jesz padało. Mróz téż
fëst trzimôł i zapòwiôdałë sã dobré zëmòwé ferie. Jaż
w pierszi dzéń feriów më sã dowiedzelë, że na całi tidzéń
przëjéżdżają do nas Karolëna i Danka, nasze półsostrë.
– Za czim te jesz sã do nas pchają? Ni mògą òne sedzec
doma? – rzekł do mie Zbiszk.
– Co òne cë przeszkôdzają? Z nima na gwës bãdze wieselni – jô mù òdrzekł.
– Te dwie miastowé doch sã nie nadôwają na wies. Nie
pamiãtôsz të, co z nima bëło òstatnym razã?
– Mëslisz të? – jô òdrzekł. – Kò òbôczimë wnet.
Z pòczątkù nick nie zapòwiôdało, żebë Zbiszk miôł miec
prôwdã. Më sã wszëtcë razã fëjn zabôwielë, zjéżdżelë
na sónkach i nartach, chòdzëlë na szrëce, cëskelë snieżónkama, lepilë snieżélce i biegelë pò sniegù. Bùten më
bëlë òd rena do wieczora, a nawetka jesz wieczór nama
sã chcało jic na sniég. To cë bëło! Czasã jesz tatk z nama jachôł na Wieżëcã, a czasã më sedzelë wieczór doma
i grelë w rozmajité jigrë. Jaż rôz nama sã zachcało jachac
do miasta do kina i do aquaparkù.
Më ze Zbiszkã ju dôwno bëlë fertich, tatk téż ju aùtół
miôł wëstawioné, a dzéwczãta jesz sã szpéglowałë.
– Në, pòjtaże ju, bò më nie zdążimë – nerwòwôł sã tatk.
– Co z waju wërosce? Czim wiãcy białka wzérô w zdrzadło, tim mni zazérô do kùchni!
– Jesz sztócëk, jô doch mùszã sã ùczosac – gôda Karolëna.
– Jô téż – piszcza Danuszka.
Czas ùcékôł, a te dwie doch nie wëlôżałë z jizbë.
– Môta wa ale dłudżi ògón! Tec më mómë zrobioną
rezerwacjã! Mie ò to nie je, leno më jã mùszimë òdebrac
pół gòdzënë chùtczi! Przez to waje pùcowanié më nie
zdążimë! – szkalowôł tatk.
– Zarô, zarô – wòłałë dzéwczãta. – Jesz përznã.
Ale tegò nama bëło ju za wiele. Më wlezlë do nich do jizbë, a tam dwie so sedzałë przed toaletką i nakłôdałë na
se rozmajité pòlepsziwôcze.
– Jenë, dzéwczãta, abò wa jedzeta, abò nié! – nie wëtrzimôł tatk.
– Jô ju jem wnet fertich, mòżemë jachac – òdrzekła Karolëna.
Wëdanié ùdëtkòwioné przez
Minystra Administracji i Cyfrizacji
– Jô jesz nié! – zapiszcza Danka.
Tej tatk sã na nie przëzdrzôł i rzekł:
– Wa ju jesta dosc piãkné!
– A chto je piãkniészi? – spita Danusza.
– A bò jô wiém? – zastanôwiôł sã tatk. – Karolëna je starszô i òna ju wëzdrzi jak brutka – gôdôł tatk, ale jak widzôł, że Danuszce sã to nie widzało, tej òn zarô dodôł:
– Ale za pôrã lat të bãdzesz takô snôżô jak òna.
Danusza sã przezdrza na Karolënã, a òsoblëwie na ji
përznã za wiôldżi nos, tej na swój dosc pòdobny do
Karolënienégò, a tej ale òna sã rozrëcza. Chłopsczi rozëm, babsczé łzë. Òna rëcza tak serdeczno, że długò ji
nie szło ùspòkòjic. Na òstatkù tatk zaczął na nie szkalowac, tej òne w kùńcu rësziłë do aùta.
– Ale tak na mòjich nogach! – wrzeszczôł, leno wnet
tegò gòrzkò pòżałowôł.
Danusza przed samim aùtołã sã pòslëzgnã na sniegù
i zwróca tak nieszczestlëwie, że répnã swòjim dosc
Najô Ùczba ‒ numer 1 (63)
dodôwk do „Pòmeranii”
I
Pòwiôstka ò Mackù
wiôldżim nosã w próg aùtoła. Ala że! Miast do kina trzeba z nią bëło terô flot jachac do szpitala. Jak sã na placu
pòkôzało, nos béł złómóny i trzeba bëło zrobic òperacjã.
– Nie gôdôł jô – rzekł mie Zbiszk. – To doch bëło wiedzec,
że to sã tak skùńczi.
Danusza, chòc môłô, bëła jesz barżi pëskatô jak Karolëna. Jak przëszłë sostrë z doktorã, żebë jã wząc, òna do
nich rzekła:
– A mùszã jô miec ta òperacjã, co?
– Mùszisz, dzeckò – òdrzekł doktór. – Jinaczi twój piãkny
nosk bë béł grëbi i krzëwi. Gabë kózka nie skôkała, bë
gùzëczka nie dostała.
– A bãdã jô mia narkózã? – pita dali Danusza.
– A tak nôlepi bë téż bëło – òdrzekł doktór.
– Le zróbta to tak, żebë jô jesz òdeckła! – mądrowa sã
Danusza.
– To bë ju bëło to òstatné – ùspòkòjiwôł jã doktór.
– Leno tak, żebë jô nic nie czëła, jak wa mie bãdzeta przë
tim nosu grzebac!
– Ju le ju! Bãdzemë sã starac. Le ni miéj strachù! – òbiécôł doktór.
– A..., a... – zaczã Danusza.
– Co të bë jesz chca wiedzec? – spitôł doktór.
– A mòżeta mie tak zrobic, żebë ten nos béł përznã
miészi?
– Hmmm. Tegò jô cë òbiecac ni mògã, za to z te krzëwégò,
złómónégò nosa më cë na gwës wëpòmòżemë.
To wërazno Danuszã ùspòkòjało. Na szczescé òperacjô
nie bëła długô i za pôrã gòdzyn Danusza przëchôda ju
do se.
– Mëma! – zastãka Danusza.
– Co, Danuszkò? – òdrzekła cotka.
– Jô ju jem pò òperacji?
– Jo.
– A narkóza ju nie dzałô? – dopitiwa sã Danuszka.
– Mëszlã nié, bò të ju do nas gôdôsz.
– A wszëtkò sã dobrze ùdało?
– Doktór rzekł, że jo. A co? Cos cë je?
II
Najô Ùczba ‒ numer 1 (63)
dodôwk do „Pòmeranii”
– Mëmkò! Jô nick nie widzã! Òni mie ùszkòdzëlë wid!
– wrzeszcza Danuszka, jaż më sã wszëtcë zlãklë. Ale cotka spòkójno rzekła:
– Mie sã zdaje, że jakbë të chca widzec, tej të bë mùsza
nôpierwi òdemknąc òczë.
– To bë mògło bëc – òdrzekła Danusza i pòmału
pòdniosła pòwieczi.
– Terô të widzysz?
– Jo, terô je wszëtkò widzã – ùcesza sã Danusza. – A môsz
të tu jaczé zdrzadło?
Jak Danusza bëła ju doma, òna sã nijak ni mògła doczekac, czedë ji zjimną òpatrënczi i czedë òna ùzdrzi swój
nowi nos. Doch na òstatkù òna sã dożda, leno to nie béł
dlô ni szczestlëwi òbrôz. Nos wcale nie béł miészi. Danusza stoja przed zdrzadłã i mùnia ji sã krzëwia. Na to wlazła do ni starka:
– A co të sã tak przëzérôsz, co? Nos jak malowóny!
– Z taczim wiôldżim nosã żóden knôp mie nie bãdze
chcôł – jisca sã Danusza.
– Dô Pón Bóg i na kamieniu, kòmù chce – rzekła starka.
– Jak sã tak z bòkù przëzdrzec, tej të jes czëstô Dampska stôrô.
– A chto to je Dampska stôrô?
– To doch bëła twòja starka, nënka twòji nënczi. W tim ji
nosu zakòchôł sã twój stark, ji chłop. Òn ò nim pòwiôdôł:
nôpiãkniészi nos w całim krézu.
– A skąd wë to wszëtkò wiéce, starkò?
– Ho, ho! Czejbë jô mia taczi nos, to mòże jô bë bëła
nënką twòji nënczi, a nié tatka!
– Jakże to? Co wë gôdôce? Jô nic z tegò nie rozmiejã
– gôda Danuszka.
– To nick, pòzni zrozmiejesz – rzekła starka i wëszła z jizbë.
A Danusza dali sã przezéra w zdrzadle, leno terô òna na
swój nos wzéra czësto jinaczi:
– Czëstô Dampska stôrô? Nôpiãkniészi nos w krézu?
Mòże jo...
Starszé klasë spòdleczny szkòłë i ùczniowie gimnazjum
Alicjô Pioch
Ùczba na wiesoło
Céle ùczbë
•
•
•
•
•
czëtanié téatralnégò tekstu ze zrozmienim
analiza tekstu i szukanié w nim swiądów
sparłãczonëch z òbrôbióną tematiką
zapòznanié z pòstacą Dila Sowizdrzała i spòsobã
wëzwëskaniô tematu w kaszëbsczi kùlturze
hùmòr słowa, sytuacji i pòstacë na spòdlim tekstu
gromadzenié słowiznë sparłãczony z òmôwióną
tematiką
Metodë robòtë
•
•
•
robòta w karnach,
prôca z dërżéniowima tekstama, internetã i słowarzama,
kôrbiónka
Didakticzné pòmòce
•
słowarze, przistãp do internetu, karta Kaszëb, plansza z wiadą ò Sowizdrzale, wëjimk tekstu „Nasza
ùczba”.
Cyg ùczbë
1. Przeczëtôj ùwôżno tekst.
„Nasza ùczba”, òbrobia Dorota Fòrmela (wëjimk),
W krôjnie Grifa, s. 251–253.
Dzecë sedzą w łôwkach i czekają na szkólną. Ta wnet
wchòdzy do klasë.
Szkólna
Dobri dzéń, dzôtczi kòchané.
Dzecë
Dobri dzéń!
Szkólna
Sadnijta, dzôtczi. Wa mia na dzys dowiedzec sã,
z jaczich farwów skłôdô sã kaszëbsczi wësziwk?
Òdemknijta waje zesziwczi. Pòkôżta, co wa tam napisa.
Szkólna bierze zesziwk jednégò knôpa.
Szkólna
Rzeczë mie prôwdã, knôpie, chto òdrobił twòje zadanié?
I Dzeckò
Tatk.
Szkólna
Sóm?
I Dzeckò
Nié, jô mù pòmógł.
Szkólna bierze zesziwk jinégò dzecka.
Szkólna
A co to je? Doch nié to wa mia robic!
II Dzeckò
Jô mëslôł, że më mielë napisac, jaczé më znajemë
zwierzãta ze sztërzema nogama.
Szkólna
A cëż të napisôł?
II Dzeckò
Kóń, krowa, òwca…
Szkólna
…i?
II Dzeckò
…dwie kùrë. Doch jedna kùra i jedna kùra to…
sztërë nodżi.
Szkólna
Aj, Antkù, Antkù…
Jankù, pòkôż mie twój zesziwk. Jankù, Jankù, co të
sã tak zamëslił?
III Dzeckò
Jô móm kłopòt. Mògã jô sã ò cos spëtac? Czemù
rëbë nie gôdają?
Szkólna
Tegò të nie wiész? A të mòżesz gadac, czej môsz fùl
gãbã wòdë?
III Dzeckò
Baro dzãkùjã, terô jô jem kąsk mądrzészi.
Szkólna
A dze je nasza Aneczka?
IV Dzeckò
Chòrô!
Szkólna
Tej chto pùdze zaniesc ji zesziwczi z lekcjama? Jo,
ale dze òna mieszkô?
IV Dzeckò
Wej, szkólna znaje Afrikã, Amerikã i wszëtczé górë,
drodżi, rzéczi, co są na swiece, a nie wié, dze Aneczka mieszkô!
Szkólna
Në, në, Frãckù, të mie lepi pòwiédz, czemù twòja
ùsadzëtwa ò kòce je dëcht takô sama, jak twòjégò
bracynë Janka?
IV Dzeckò
Në jo, bò to je nen sóm kòt.
Szkólna
Të za swòje cëgaństwa pùdzesz do piekła! Chto
z waji, dzecë, chce jic do nieba?
Dzecë sã zgłôszają, le jedno nié.
V Dzeckò
Nié, jô ni mògã! Mëmka mie rzekła, że jô móm
chùtkò przińc dodóm. Nié, jô ni mògã jic do nieba!
Najô Ùczba ‒ numer 1 (63)
dodôwk do „Pòmeranii”
III
Starszé klasë spòdleczny szkòłë i ùczniowie gimnazjum
2. Jaczé ôrtë hùmòru wëzwëskiwónégò w lëteracczim
dokazu znajesz? Òpòwiedzë, na czim pòlégô hùmòr
w gôdce szkólny z Dzeckã I.
3. Dzeckò II mô wëpisac pòzwë zwierzãtów ze sztërzema nogama. Cos mù w tim zadanim sã nie ùdało. Za to
Wama sã ùdô – pòdzelta sã na karna i przez trzë minutë piszta kaszëbsczé pòzwë sztërënożnëch zwierzãtów.
Wëgriwô karno, jaczé wëpisze jich nôwicy.
4. Dzeckò III mô jiwer z môłczącyma rëbama. Wëjasnienié szkólny je taczé, jaczégò bë sã nie pòwstidzył sóm
Sowizdrzôł. Przeczëtôj, kògùm béł Sowizdrzôł:
Dil Sowizdrzôł (niem. Till Eulenspiegel) – pòstacjô psotélca i wipkarza, chtëren béł przedstôwcą lëdowi mądroscë i spòlëznowégò (colemało dosc cãżczégò) hùmòru,
wëchôdającô z fòlkloru nordowëch Niemców.
Sowizdrzôł béł wãdrownym rzemiãsnikã, co przë kòżdi
robòce, jaką robił, wipkòwôł i ùdôwôł głëpérã. Jegò psotë òsoblëwie pòlégałë na robienim wszëtczégò baro dosłowno.
Niemiecczé słowò Eulenspiegel mòże tłómaczëc jakno
„sowié zwiercadło” (stôropòlsczé zdrzało, kasz. zdrzadło). I pò prôwdze nieòdstójnym atribùtã Sowizdrzała je szpédżel i sowa, chòc niejedny wëjasniwają, że
miast „Eule” – „sowa” nôleżałobë tam widzec „ulen”
– „wëtrzéc” i „spegel” – „zdrzadło” abò przësłowiowé
„sztërë lëtrë”. To òstatné nalôżô mòcné pòcwierdzenié
na kachlë z piécka w Dwòrze Artusa we Gduńskù, gdze
Sowizdrzôł leżi z wëpiãtim gòłim slôdkã i przëzérô mù sã
w szpéglu. Czej chto pierszi rôz przëjéżdżôł do Gduńska,
to mieszczóni abò gduńsczi bówcë kôzelë mierzëc piéck
wëcygniãtima remionama. Mierzący za kòżdim razã dotikôł gãbą kachlë, tedë bëła òglowô ùcecha, że przëbëczny „Krësztofa kùsznął”.
- Na spòdlim przeczëtóny infòrmacji i przëstãpnëch jinszich zdrojów wiédzë rzeczë, co wiész ò: Sowizdrzale,
gduńsczich bówkach, „kùsznienim Krësztofa”, wiôldżim
kachlanym piéckù w Dwòrze Artusa.
- Szukôj w słowarzu kaszëbsczim, co znaczi słowò
„ùlëszpédżel”. Wëpiszë jegò synonimë. Czë widzysz
sparłãczenié z pòznóną przed sztótã wiédzą?
5. Przëbôczë sã, jak Dzeckò IV prowadzy ze szkólną gôdkã
ò geògrafny mądroscë. Napiszë czile zdaniów ò swòjim
òkòlim z wëzwëskanim pòzwów môlów, rzéków, lasów,
holmów… (w prôcë wëzwëskôj kartã Kaszëb).
6. Òpòwiédz ò tim, jak Frãck tłómaczi swòjã ùsadzëtwã
ò kòce i ji juwernotã z prôcą bracynë.
7. Na czim pòlégò hùmòr w wëdanim Dzecka V? Czë widzysz w pòsobnëch gôdkach szlachòwnotã za Sowizdrzałowim wipkòwanim?
8. Ùczba je pòkôzónô wedle dbë „krzëwégò zdrzadła”.
- synonimë słowa „zdrzadło”:
szpégel / szpédżel, zwiercadło, slécëdło, przezérnik;
- jiné znaczenié słowa „zdrzadło”:
pòl. źrenica oka; synonimë: zdrzôl, zdrzél, zdrzelówka,
pùpka, zdrzeniô, zdrzenica, zdrzik;
- wërazë pòkrewné:
zdrzec, przezdrzec sã, przezerac sã;
szpéglowac sã (pòl. przeglądać się w lustrze), wëszpéglowac sã, wëszpéglowóny;
- zdrobnienia:
szpégelk/ szpédżelk;
- frazeòlogòwé zdrëszënë:
jak na szpéglu (pòl. bardzo ślisko), pòkazac cos
w krzëwim zdrzadle, widzec jak w zdrzadle (dokładnie
widzieć), pò drëdżi stronie szpégla (świat widziany
inaczej, w lustrzanym odbiciu), zdrzec w kògò jak
w szpégel (być w kogo zapatrzonym), sklënic sã jak
szpédżel (błyszczeć jak lustro);
- wierzenia:
òstrzégają dzéwczãta przed dłudżim przezéranim sã
w zdrzadle, bò pòkôże sã diôbeł; zasłôniają szpégle pò
kògòs smiercë, żebë sã nie przezérôł; stłëkłé zdrzadło je
znanką nieszczescégò.
9. Wëzwëskôj wëbróną słowiznã z pùnktu 8. w zdaniach.
10. Wëmëslë i zapiszë czile jinëch sytuacjów ze szkòłowëch ùczbów, w jaczich duńdze do głosu sowizdrzalsczé
wipkòwanié.
IV
Najô Ùczba ‒ numer 1 (63)
dodôwk do „Pòmeranii”
Ùczniowie wëżigimnazjowëch szkòłów
Ludmiła Gòłąbk
Kaszëbi w dżinsach
Céle ùczbë
Ùczéń:
• znaje pòzwë ruchnów,
• rozmieje przëpisac te pòzwë do wëbrónëch malënków,
• szukô wiadomòsców w rozmajitëch zdrzódłach,
• prowadzy diskùsjã na zadóny temat,
pòznôwô wiadomoscë sparłãczoné z wëmianama
zwãków.
Metodë robòtë
•
•
•
robòta z tekstama, słowarzama, internetã
kôrbiónka
cwiczënczi
Didakticzné pòmòce
•
•
•
•
•
•
tekst gôdczi
malënczi przedstôwiającé rozmajité ruchna
krzëżnô tãgódka
słowarze
przistãp do internetu
zestôwk do dospòrządzeniô
Cyg ùczbë
1. Zapoznôj sã z tekstã.
Iwona Joć, Kaszubi w dżinsach, „Norda”, 23 łżëkwiata
2004 r. (tłóm. LG)
Jaczi je òbrôz Kaszëbów w mediach? – Za baro fòlkloristiczny – to leno jeden z wniosków, jaczi można bëło wësënąc
pò diskùsji zòrganizowóny przez nôleżników Klubù Studencczégò Pòmòrania w sedzbie KPZ we Gduńskù. (…)
Z przedstawicelama regionalnëch mediów: Stanisławã
Geppertã (strona internetowô www.zk-p.pl [dzysô: www.
naszekaszuby.pl]), Eùgeniuszã Prëczkòwsczim (telewizyjny program „Rodnô zemia”) i Mariuszã Szmidką („Dziennik
Bałtycki”) pòmòrańcowie rozmôwielë ò Kaszëbach i jãzëkù
kaszëbsczim w mediach.
– Za wiele je w mediach lëdowòscë – twierdzy Karól Rhode
z Wejrowa, student pòlitologii na Gduńsczim Ùniwersytece.
– Òdnôszô sã wrażenié, że wizytówką Kaszëb w mediach
są lëdowé stroje, bùrczibas, diôbelsczé skrzëpice i tobaczenié. Tak mëszlą ò Kaszëbach midze jinszima mòji drëszë
ze studiów. Niepòtrzébno w ten spòsób jilustrëje sã artikle w gazétach traktëjącé ò pòwôżnëch sprawach. Jaczi je związk midzë problemã dnt. nôrodnoscë kaszëbsczi
a chłopã òdstrojonym òdswiãtno w strój lëdowi? Timczasã
lëdze mieszkający na Kaszëbach czãsto nie wiedzą, że mają
swòjã lëteraturã, że bëlë i są kaszëbsczi pisarze.
– Czë to je lëchò, że Kaszëba òblokłi w kaszëbsczi strój tak
pòkazëje swòjã apartnosc? – pitôł Eùgeniusz Prëczkòwsczi. – Nie gôdóm, że chcã za wszelką cenã pòdsztrichnąc
w mòjim programie fòlklor. Ale w naszim regionie dzejô
wicy jak sto regionalnëch karnów, wicy jak òsmedzesąt
partów KPZ. To, że jich nôleżnicë przińdą np. na Zjôzd Kaszëbów òblokłi w stroje, nie je nôkazã. Òni zwëczajno
chcą i kùńc.
Wòjk Makùrôt z Klëkòwi Hëtë, student infòrmaticzi
na Gduńsczi Pòlitechnice twierdzy, że barżi naturalno
òd fòlkloru kaszëbsczégò wëzdrzi góralsczi. – Czej chtos
w górach jidze szaséjama miasta abò wsë òblokłi w góralsczi strój, nie wëdôwô sã to niczim smiésznym – gôdôł.
– A ù nas kaszëbsczi strój òd razu parłãczi sã z wëstãpama
na binie. To je ta różnica. Czë nie lepi pòkazëwac w mediach normalné szaséje, normalno òblokłëch lëdzy – téż
Kaszëbów?
Problem taczégò òbrazu Kaszëbów w mediach próbòwôł
wëjasnic Mariusz Szmidka, zastãpca przédnégò redaktora gazétë „Dziennik Bałtycki”. – Trzeba pamiãtac ò tim, że
nigle ta normalnô kaszëbskòsc doszła do głosu, minãło
wiele czasu – tłómacził – że jesz niedôwno bëcé Kaszëbą
nie napełniwało bùchą. Òrganizëjąc rozmajité akcje medialné – dołączenié do gazétë dnt. słowôrzka pòlskò-kaszëbsczégò, platczi z kòlãdama i pastorałkama abò naklejków kaszëbsczich – mómë jasno pòstawiony cél: chcemë pòkazac żëwòtnosc kùlturë i na ògle całégò ruchù
kaszëbsczégò, a téż aktualné problemë Kaszëb, m.jin.
gòspòdarczé. A pùblikòwanié Kaszëbów òblokłëch w regionalné stroje abò nawetka zażiwającëch tobakã, mô na
célu ùswiadomienié czëtińcóm etniczny òdrãbnoscë.
(...)
Za mało je timczasã w gazétach i telewizji, jak gôdają pòmòrańcowie, pòlemiczi ò aktualnëch kaszëbsczich sprawach. Nie braknie ji leno w internece, gdze kòżdi mòże zabrac głos, a chto nie chce sã ùjawnic, mòże òstac anonimòwi.
– Twòrząc stronã internetową Zasobë Kaszëbskò-Pòmòrsczé, jô miôł nôdzejã na taczé diskùsje – rzekł Stanisłôw Geppert. – Zjiscëła sã. Dzysô strona je platfòrmą do pòlemiczi,
do zadôwaniô trudnëch pitaniów i wërôżaniô swòjich
òpiniów, niekònieczno pòliticzno pòprawnëch. Mëszlã, że
lëdzóm lżi je wërażac swòje mëslë w ten spòsób.
Krësztof Kòrda, prezes KS Pòmòrania i partu KPZ w Tczewie twierdzy, że media bë miałë pòkazëwac przede wszëtczim współczasné problemë regionu.
– Pòwinno sã skùńczëc z pòkazywanim stereòtipòwégò
fòlkloristicznégò òbrazu Kaszëb – gôdôł. – Wiele lëdzy nie
wié ò rozwijającym sã tuwò współczasnym kùńszce, ò tim,
że jistnieją karna rockòwé spiéwającé pò kaszëbskù abò
klubë studencczé, taczé jak nasz. Trzeba wëpromòwac
nowi stil bëcô Kaszëbą, pòkazac Kaszëbów w dżinsach,
jak gôdô jeden z mòjich drëchów z Pòmòranii, Jack Fópka. Kaszëbi na co dzéń òblôkają sã jinaczi, kòrzëstają
z òsygniãców cywilizacji. Kòl zwëczajnëch wiadomòsców
z regionu i zapòwiesców jimprezów, pòwinien sã w mediach nalezc môl na pùblicystikã, sprawë problemòwé,
dejowé. Wicy artiklów miało bë bëc pisónëch w jãzëkù
kaszëbsczim. (…).
Najô Ùczba ‒ numer 1 (63)
dodôwk do „Pòmeranii”
V
Ùczniowie wëżigimnazjowëch szkòłów
2. Wëpòwiédz sã w sprawie dzysdniowëch kaszëbsczich mediów.
- Jaczé media kaszëbsczé dzysô dzejają?
- Co trzeba bë w nich ùdoskònalëc?
- Czë dzysdniowé kaszëbsczé media zapòkòjiwają twòje
pòtrzebë?
- Czë problem, ò jaczim gôdô artikel, je dzysô aktualny?
- Jak dzysô Kaszëbi pòkôzywają sebie?
- Co to je fòlklor i czemù mòże òn służëc?
- Rozwińta diskùsjã nt. „Kaszëbów w dżinsach”.
3. Zapoznôj sã ze słowizną sparłãczoną z ruchnama. Jaczé
òbleczenia są na òbrôzkach? Òpòwiédz, ùżiwającë słów
z ramczi:
szlips, sznëpelnik, wãps, bótë, tenysówczi, bùksë, rëbôczczi, bótë na wësoczim hawsëcu, japònczi, kòszulka, dłudżi/
krótczi czitel, bezrãkôwk, kòszla, pasyk, dżinsë, kléd, tunika,
taszka, sandałë, jaka, szorëm, kapelusz, liwk, brële
4. Rozrzeszë krzëżną tãgódkã.
5. Òdpòwiedzë na pëtania:
- Co móm òbléc do szkòłë?
- Co móm òbléc na spòrtowé zajãca?
- Co móm òbléc na kùling?
- Co móm òbléc na szpacérk?
- Co móm òbléc do kòscoła?
6. Chtërno ze słów nie pasëje do pòòstałëch?
ROST: nisczi, môłi, wësoczi, zrãczny
BÙDOWA: zmiarti, chùdi, szpatny, drobny
SKÓRA: òpôlonô, cemnô, bladô, spùdlałô
TWÔRZ: piegòwatô, skrąconô, pòmôrlonô, pòdłużnô
ÒCZË: sajowaté, krzëwé, wąsczé, piwné
BRWIE: gãsté, cenczé, wąsczé, kwadratné
NOS: òstri, piegòwati, krzëwi, masywny
PÒDBRÓDK: pòdwójny, òkrãgłi, zadzarti, krzëwi
LËPË: cenczé, pełné, dłudżé, grëbé
WŁOSË: bladé, kruz, blond, cemné
ÒBLECZENIA: czôrné, wëtatuowóné, elegancczé, wëplatowóné
7. Wstawi słowa z ramczi w pasowny plac zestôwka.
Gramatika: Kòniugacjô -óm, -ôsz
zeblakac, gôdóm, szëkac, pëtac, òblôkóm, zażiwóm, pitôsz,
gadôj, pëtôj, szukôsz, szëkôj, zażiwôj, òbzerac, spiéwôsz,
òbzéróm, spiéwóm, spiewôj, òblôkôsz, òbzérôsz, òblakôj,
zeblôkóm, zeblakôj, zażëwac, gôdôsz
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
bluzka z krótczima rãkôwkama
òbleczenié na stopë
ruchno leno dlô białków
noszą gò na głowie i chłopi, i białczi
bùksë za kòlana
bierzã w rãkã na szpacérk w deszczu
przëdôwô sã na sznëpã
niéelegancczé bùksë
chłopi noszą gò na szëji
rozpinóny swéter
NIEÒZNACZNIK
òblakac
spiewac
1. ÒSOBA
PÒJ. LËCZBË
pitóm
szukóm
2. ÒSOBA
PÒJ. LËCZBË
ROZKAZOWNIK
zeblôkôsz
zażiwôsz
gadac
òbzerôj
8. Dopełnij zdania pòdónyma czasnikama:
PËTAC SZËKAC
SPIEWAC
ZEBLAKAC
ÒBLAKAC
Czemù të sã wcyg ò wszëtkò……………..?
Czegò të tu………………….?
Jak të piãknô………………..!
Të sa tak………………, jakbë tu bëło gòrąco.
Dopiérku të przëszedł, a ju të sã………....?
Wskôza tikającô sã pisënkù
W czasnikach kòniugacji -óm, -ôsz dochòdzy do wëmianë
samòzwãków krótczich na dłudżé (e:é, a:ô, ë:i, ë:u). Fòrmë
nieòznacznika i rozkazownika mają samòzwãczi krótczé (e,
a, ë), a fòrmë òsobòwé mają w tim placu fòrmë dłëgszé (é,
ô, i, u).
Przëkłôd:
spiewac, spiewôj, ale: spiéwóm, spiéwają…
òblakac, òblakôj, ale: òblôkóm, òblôkô
pëtac, pëtôj, ale: pitóm, pitô…
szëkac, szëkôj, ale: szukóm
VI
Najô Ùczba ‒ numer 1 (63)
dodôwk do „Pòmeranii”
Zwëczi
Jak w Nowi Rok słuńce swiécy,
pùsté stodołë i sécë
W kùńcu rokù nôleżi załatwic wszëtczé stôré sprawë. Nie
je dobrze wchadac w Nowi Rok ze stôrima dłëgama, trzeba
spłacëc pòżëczoné dëtczi, òddac rzeczë, naprawic krziwdë.
Chëcze i òkòlé mùszą bëc sprzątnioné, nót je zacząc Nowi
Rok w pòrządkù i w czëstoscë. Jaczi pierszi dzéń, taczé mdą
postãpné – gôdô stôré wierzenié. Równak smiecy nie nôleżi wëmiatac bùten przez próg, bò tak bë mógł sã pòzbëc
szczescégò.
Młodzëzna lała wòsk, cënã, òłów na wòdã i òdczëtiwa
z ùlónëch sztôłtów swòjã przińdnotã. Taczim wróżbóm
służëła téż pôlonô kądzel abò cëskónô za se kòrka. Jinszim
spòsobã wróżeniô bëło ùstawienié na talérzëkach rozmajitëch rzeczi i wëbiéranié z nich z zakrëtima òczama. Wëbranié klucza òznôczało gòspòdarzenié, piestrzenia – żeńbã,
dëtków – bògactwò, mërtë – zôkón, wòdë – ùtoniãcé, zemie – smierc.
Gòspòdarze dbelë, żebë zabezpieczëc sã przed złim, temù
malowelë na kòminie wãglã trzë krziże. Jinszi kropilë
swiãconą wòdą chòwã i bùdinczi.
W sylwestrowi wieczór chòdzëlë przestrojińcë zwóny gwiżdżama. Òkróm Gwiżdża (nocnégò stróża) béł westrzód nich
Stôri i Nowi Rok, reszta maszkarów bëła jak w gwiôzdkach
(bez Gwiôzdora).
W sadach zaklinelë brzadowé drzéwiãta na lepszi òbrodzôj,
spiéwelë przë tim òbrzãdową piesniã „Jidrzné jabka…”.
Białczi wëpiékałë òbrzãdowé casto zwóné „latkã” i dôwałë
sztëczk kòżdémù z domôcëch do zjedzeniô. Gòspòdënie
wkłôdałë sztëk chleba pòd zôgłówk, żebë wiedno bëło gò
dosc.
Ò dwanôsti w nocë lëdze robilë wiele trzôskù. Jego ôrt zanôlégôł òd czasów i mòżlëwòtów, pierwi strzélelë z batugów, bilë w zwònë i jinszé żelastwa, terô strzélają petardama. Taczé zachòwanié miało doprowadzëc do wëpãdzeniô
razã ze Stôrim Rokã wszëtczich jegò nieszczesców i złëch
mòców.
Zarô po tim do robòtë przëstąpiwelë psotnicë, co starelë sã jak nôwicy nabrojic, przeniesc, przestawic co sã dô
w jiny plac. Ni mógł sã za to na nich gòrzëc, bò taczi béł
zwëczôj z dôwnëch czasów.
W Nowi Rok dobrze je wczas wstac, gôdelë starszi, bò przez
całi rok bãdze sã tej robòcym i pùnktualnym. Żebë miec
jesz do tegò szczescé, wszëtcë żdelë w nowòroczny pòrénk
na chłopa, nôlepi młodégò i z dëtkama. Czej ùzdrzelë jakno
pierszą białkã, nie bëlë zadowòlony.
Òd Nowégò Rokù przez sédem dni zdrzelë na wiodro
i przepòwiôdelë pògòdã na pòstãpnëch sédem miesãcy.
Wioderny pierszi dzéń rokù nie béł dobrim znakã, bò
przepòwiôdôł nieòbrodzôj. Za to kòmùdny dzéń béł lepszim zwiastunã, tedë nicht sã nie gòrził na niedobré wiodro w Nowi Rok.
Òbrzészkòwò nôleżało jic w Nowi Rok na mszã, bò
„wszëtkò trzeba zacząc z Bògã”, a i „Pón Jezës béł tedë
pierszi rôz w kòscele”. Pò pôłnim zaczinałë sã gòscënë, grë
w kartë i pòspólné zabawë. Na przëmiar cekawą zabawą
bëło „ùzéranié za nowòroczną gwiôzdą” (tj. zdrzenié za nią
przez rãkôw, a z górë chtos timczasã wlôł wòdë i òbléwôł
cekawsczégò.
Wszëtczim w tim dniu nôleżało składac nowòroczné żëczbë. Pierwi robił to „Nowòroczny chłop” òblokłi w kòszlã
i kòżëch, chòdzący òd chëczi do chëczi z żëczbama
szczescégò. Wszëtcë mòcno wierzëlë, że „Nowi Rok jaczi,
całi rok taczi”, tej starelë sã bëc wiesołi, miłi, a wëstrzégelë
sã spiérków, gòrzu, jisceniô i płaczu.
Òbrobienié Danuta Pioch. Pòspòdlé: Słowôrz ks. B. Sëchtë, L. Malicki, Rok obrzędowy na Kaszubach; J. Perszon, Godné zwëki.
Karno „Gwiazdki” z Gimnazjum przë Zespòle Szkòłów w Gòwidlënie. Òdj. Ł. Richert
Najô Ùczba ‒ numer 1 (63)
dodôwk do „Pòmeranii”
VII
Gramatika
Hana Makùrôt
Proteticzné spółzwãczi
Proteticzné spółzwãczi (protezë) to spółzwãczi, jaczé rozwiłë sã przed samòzwãkã w nôgłosu. Zjawiszcze protezów
w kaszëbsczi lingwistice wparłãcziwô w se czile jãzëkòwëch
procesów, w òsoblëwòscë: prejotacjã, przëdech, labializacjã,
a téż òbjimô jiné przëmiarë proteticznëch spółzwãków.
Proces prejotacji pòlégô na rozwicym sã w nôgłosowi pòzycji, colemało przed samòzwãkã i, rzadzy przed jinyma samòzwãkama, nieszlabizoùrobnégò półsamòzwãkù j. W lëteracczim kaszëbsczim jãzëkù prejotacjô je przirodnô leno dlô niewielnëch domôcëch kaszëbsczich słowów, nôczãscy glajda j
pòkazywô sã przed samòzwãkã i, m.jin w leksemach.: jic, jich,
jidżelnica, jiglëca, jiglëna, jiglëwié, jiglnik, jiglôrz, jigła, jigra,
jigrac, jigrzëcznô, jigrzëska, jikro, jimac sã, jimadło, jimë, jimiã,
jimòsc, jimòwnik, jimòwny, jimra, jimroch, jimrochòwati,
jimroszka, jimrotac, jimrotny, jinaczëc sã, jinaczi, jindze, jiny,
jiscëc sã, jistniec, jistnienié, jistny, jistota, jistewny, jistwa, jizba, jizbiszcze, jizbòwi, jizdebka, jizdebny, zajimac; miészi
zasyg mô pòkazywanié sã półsamòzwãkù j w pòzycji przed
samòzwãkama a, e, np. w słowach: jaż, jesz, w gwarach kaszëbsczich prejotacjã pòtikô sã téż w jinëch przëmiarach, np.
w słowach Jadóm, Jéwa.
Przëdech w kaszëbiznie pòlégô na rozwicym sã w nôgłosu
słowa, przed samòzwãkã, zwãcznégò spółzwãkù h. Proteticzny spółzwãk h pòkazywô sã w lëteracczim kaszëbsczim
jãzëkù m.jin. w nôslédnëch słowach: hòckac, hòpa, hòpkac.
Czasã mómë do ùczinkù z wëstąpiwanim etimòlogicznégò
spółzwãkù h, chòc w gwarach kaszëbsczich pòtikóné są
fòrmë, w jaczich wëeliminowóny òstôł nen spółzwãk, np.:
(h)arfa, (h)arfòwac, (h)armónika, (h)ermùs ‘skrzip pòlny;
złi duch’, (H)Él, (h)élsczi. Nierôz w lëteracczim kaszëbsczim
jãzëkù pòkazywają sã dwa wariantë słowa: halac – alac,
harbata – arbata, harbatny – arbatny, heltka – eltka, tak
tej przëdech je w nëch słowach marginalny.
Jeżlë chòdzy ò proces labializacji, to nie mdze òn tuwò
òsóbno òmówiony, bò òstôł òn òpisóny w apartnym artiklu drëkòwónym w „Naji Ùczbie” w lëstopadnikù 2011
rokù. Òkróm wëżi wëmienionëch przëmiarów proteticzné
spółzwãczi pòkazywają sã téż w jinëch słowach, òsoblëwie
czãsto mómë do ùczinkù z proteticznym spółzwãkã w,
pòjôwiającym sã przed rozmajitima samòzwãkama, np.
w leksemach: wieszczórka, wieszczerzëca, witro, witrznica,
wôłtôrz.
Kaszubskie Bajania to spòlëznowô kampaniô realizowónô przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié i Radio
Gduńsk. Pòwsta òna z mëslą ò dzecach, żebë ju òd nômłodszich lat pòznôwałë kùlturową spôdkòwiznã Kaszub.
Jednym z célów kampanii je pòdniesenié w spòlëznie
swiądë tegò, jak wiôldżé znaczenié mô czëtanié dzecóm.
wicy na
Najô Ùczba – edukacyjny dodôwk do „Pòmeranii”
VIII
Najô Ùczba ‒ numer 1 (63)
dodôwk do „Pòmeranii”
Redakcjô: Danuta Pioch. Òbrôzczi: Joana Kòzlarskô. Stałô wespółrobòta: Róman Drzéżdżón, Hana Makùrôt, Janusz Mamelsczi.

Podobne dokumenty