tekst w pliku pdf - Wirtualne Muzeum Kwidzyna

Transkrypt

tekst w pliku pdf - Wirtualne Muzeum Kwidzyna
Pobicie internowanych w Kwidzynie - 14.VIII.1982 r.
Z ksiąŜki "Kwidzyn. W niewoli brata mego... Stan wojenny", (oprac.) B. K. Gołąb, W.
Kałudziński, Olsztyn 2005
Powstały w marcu 1982 r. Ośrodek Odosobnienia w Kwidzynie był drugim co do wielkości obozem
internowania na Pomorzu (po Strzebielinku). Pierwszy transport więźniów przybył [.] 5 kwietnia z
Suwałk. Następnie, w dniu 6 kwietnia przewieziono internowanych z Włodawy, potem z Iławy,
Gębarzewa, Mielęcina, Łowicza i Lublina. Łącznie przez obóz przewinęło się ok. 300 osób. [.] Dnia
14 sierpnia 1982 r. milicja pobiła internowanych, którzy zgodnie z porozumieniem zawartym z
komendantem obozu kpt. Juliuszem Pobłockim, mieli w tym dniu spotkać się z przybyłymi pod
zakład rodzinami. [.]
W zbiorach Instytutu Pamięci Narodowej (zarówno w oddziale gdańskim, jak i w Warszawie)
znajduje się niewiele materiałów dotyczących zajść z 14 sierpnia.
[.] Pierwszą kategorię dostępnych źródeł stanowią akta penitencjarne więźniów obozu
internowanych w Kwidzynie, które aktualnie znajdują się w zbiorach IPN w Gdańsku. Pierwszy
wniosek, który narzuca się po lekturze tych akt, to z jednej strony ich skąpość, z drugiej natomiast
niekompletność. [.]
Drugą i ostatnią dostępną mi kategorię źródeł stanowią tzw. analizy dekadowe MSW z lat 1981 1983, przechowywane w archiwum IPN w Warszawie. Są to dziesięciodniowe sprawozdania
komendanta wojewódzkiego MO płk. Zbigniewa Stańczyka i szefa SB płk. Mariana Kani dla ministra
spraw wewnętrznych. [.] W raporcie z 3 września 1982 r. przedstawiono "jedynie słuszną" wersję
wydarzeń: "Internowani dąŜyli do wymuszenia na kierownictwie ośrodka decyzji o udzieleniu im
widzenia ze wszystkimi osobami oczekującymi przed bramą, w celu zorganizowania manifestacji
politycznej związanej z sierpniowymi rocznicami. Po otrzymaniu negatywnej decyzji, internowani
podjęli bunt zmierzający w kierunku samo uwolnienia, podpalenia ośrodka i wzięcia zakładników. W
związku z tym zastosowano szczególne środki, między innymi uŜyto przymusu bezpośredniego w
stosunku do najaktywniejszych".
dr Sławomir Cenckiewicz, Pobicie internowanych w Kwidzynie w świetle dokumentów
IPN
W sobotę 14 sierpnia w godzinach przedpołudniowych doszło do starcia w ośrodku, gdzie wezwano
StraŜ PoŜarną z Kwidzyna, aby przy uŜyciu wody, pałek i gazu stłumić bunt internowanych, którzy
domagali się zgody na widzenia z przybyłymi rodzinami. [.] Na prośbę rodzin internowanych
straŜacy odmówili wykonania rozkazu lania wodą, akcję tę przejęli inni (prawdopodobnie ZOMO), w
ten sposób wszystkich internowanych siłą cofnięto do baraku. Następnie pojedynczo wyciągano i
bito szczególnie tych, których wskazywali pracujący w ośrodku straŜnicy.
[.] Rodziny internowanych relacjonowały mi, Ŝe w godzinach wieczornych (około godz. 19.00)
urządzono internowanym tzw. "suchą łaźnię", która polegała na tym, iŜ przed blokiem rozlano wodę
z mydłem (inni podają, ze pastę do podłogi) i po tym kazano im biegać, oczywiście bijąc ich;
biedny był ten, kto się poślizgnął i upadł. Coś podobnego działo się i na korytarzu, wyciągano ich z
cel i teŜ bito.
ks. Leszek Kuczyński, Wspomnienia kapelana
1
Moim zdaniem, zajścia w Kwidzynie zostały sprowokowane przez administrację ośrodka celem
zaprowadzenia więziennego porządku. Najpierw wstrzymano widzenia. Tłum internowanych zaczął
niszczyć siatkę okalającą wewnętrzny dziedziniec. A niewątpliwy prowokator próbował rozniecić
ogień na dachu jednego z pawilonów: podpalił materac. Ten człowiek szybko zniknął z ośrodka i nie
było go podczas śledztwa.
Regulamin więzienny uznaje fakt podpalenia za dowód buntu więźniów. Dlatego naczelnik mógł w
tym momencie wezwać nie tylko straŜ poŜarną, lecz takŜe specjalny oddział szturmowy (atandę).
Jako uczestnik i świadek tych wydarzeń stwierdzam: protest opanowano i stłumiono wszystkimi
środkami przymusu - woda pod duŜym ciśnieniem, pały szturmowe, uderzenia tarczą - i protest
skończył się, kiedy pozamykano nas w celach.
Marek Czekalski, Wspomnienia
Najgorsze zaczęło się, kiedy internowanych zapędzono do cel, bijąc ich i szczując psami. Najpierw
usłyszeliśmy klucz w celi naprzeciwko. Słychać było, jak wyciągają ich na korytarz, odgłosy
uderzenia pałek, szczekanie psów, straszny krzyk i płacz bitych. Potem kolejne cele - i tak przeszli
do drugiego pawilonu. [.]
Etap końcowy - cela po celi, tego pałką w genitalia, tamtego zwyczajnie, przez plecy, i kipisz, i
towarzyszące mu szykany. W celach wymalowanych symbolami "Solidarności" internowanych
zmuszano do zdrapywania malowideł paznokciami.
Mieczysław Mazurek, Wspomnienia
Proces elbląski kwidzyniaków - 1983 r.
Przemówienie obrończe adwokata Piotra Andrzejewskiego
wygłoszone 13 maja 1983 r. w procesie elbląskim pobitych z Kwidzyna
KaŜdy proces jest pewnym zadaniem do rozwiązania, gdzie stan faktyczny w chwili jego
rozpoczęcia jest pewną zagadką. W sprawie tej, po wielu dniach wyczerpującego procesu, wydaje
mi się, ze zagadka pozostała. śyjemy w czasach, kiedy znowu zaczynamy się interesować rzeczami
tajemniczymi, mało zbadanymi, gdy parapsychologia, radiestezja zaczynają być przedmiotem
zainteresowania naukowców... Tajemnica, która dotyczy kaŜdej dziedziny Ŝycia - nie ominęła i tego
procesu.
Od początku daje się zauwaŜyć w tym postępowaniu otoczenie go aurą... "dyskrecji". Dyskrecji, być
moŜe, uzasadnionej? Nie wiem, czy tak uzasadnionej, jeŜeli dyskrecja dotyczy prawdy. Ale jeŜeli
ma się coś do ukrycia... o, przepraszam, w takim wypadku nie mogę odmówić słuszności tej
dyskrecji!
"Dyskrecja" dotyczy równieŜ ochrony tajemnicy słuŜbowej. Co jest przedmiotem tej tajemnicy
słuŜbowej? Nie mnie, skromnemu posługaczowi sprawiedliwości, to oceniać, proszę Sądu. Ocenił to
najlepiej Sąd uchylając ogromny zakres pytań. Myślę, Ŝe zrobił słusznie i w swoim najlepszym
przekonaniu w ramach reprezentowanej tu, pełnej niezawisłości sędziowskiej.
2
Rozumiem dbałość Sądu o tę tajemnicę. Dbałość, być moŜe nadmierną w ocenie niektórych
obserwatorów, ale zapewne uzasadnioną. Istnieje więc cały szereg materiału, który został skryty w
tym procesie przed oczami natrętnie domagających się jego ujawnienia adwokatów. Na przykład
postępowanie, które najpierw było wszczęte, na skutek skarg rodzin i samych pobitych
internowanych, w Prokuraturze Wojskowej przeciwko funkcjonariuszom winnym pobicia.
"Dyskrecja" dotyczyła najpierw niedopuszczenia adwokatów do tamtego postępowania, bo po co
mają przeszkadzać? I rzeczywiście, adwokaci nie przeszkadzali! Wiemy, Ŝe przesłuchano tam
dziewięćdziesięciu czy ponad dziewięćdziesięciu świadków. W tym procesie nie mieliśmy moŜliwości
tak rozległego badania, gdyŜ Sąd uznał, Ŝe materiał dowodowy przedstawiony przez Prokuraturę
jest wystarczający do zamknięcia postępowania dowodowego i oddalił nasze wnioski dowodowe.
PoniewaŜ niektórzy świadkowie tego procesu składali w tamtym postępowaniu zupełnie odmienne
zeznania - prosiliśmy o skonfrontowanie tych zeznań celem [ustalenia] wiarygodności tych
świadków.
Sąd stwierdził, iŜ jest to zbędne. Być moŜe i to jest objęte tajemnicą - tą samą, która powodowała,
ze odsunięto adwokatów od tamtego postępowania. Jednak nie podzielała tego zdania prowadząca
tamto postępowanie Prokuratura Wojskowa, gdzie powiedziano, Ŝe sprawa jest w kaŜdej chwili do
wglądu Sądu i adwokatów. Do wglądu?... Ba! Dobrze powiedzieć "do wglądu", kiedy wgląd mięli
jedynie fragmentarycznie niektórzy oskarŜeni. W związku z tym, ta część wnioskowanego materiału
dowodowego jest skryta, nie moŜe być przedmiotem mojej analizy. Ta dziedzina została przez Sąd
wyłączona z zakresu naszej obrończej dociekliwości.
NaleŜy zapytać: dlaczego w przemówieniu swoim Rzecznik Prokuratury markował tylko analizę
przeprowadzonego w wyŜej wymieniony sposób okrojonego materiału dowodowego? CzyŜby był on
tak szczupły? CzyŜby nie było w tym materiale mocnych akcentów, ze wskazaniem, który świadek
co mówi? Czy wystarczy sumaryczna, wyrywkowa ocena? A moŜe wynika to z kłopotliwości
własnego materiału dowodowego dla Urzędu Prokuratorskiego?
Zdaje się, iŜ moŜna wysunąć z tej enigmatycznej co do materiału dowodowego wypowiedzi
Prokuratora jeden wniosek - a mianowicie, Ŝe w sprawie tej mamy do czynienia z dwiema grupami
świadków: którzy są po stronie tych, którzy bili i którzy są po stronie bitych. Jest teŜ pewna grupa
świadków, którzy ani po tej, ani po tamtej stronie zapewne nie byli, ale moŜność przeprowadzenia
dowodu z ich zeznań została powaŜnie ograniczona przez Sąd. Sąd miarodajność tego materiału
dowodowego, który został zebrany w niniejszym procesie uznał - wbrew stanowisku obrony - za
wyczerpujący.
Pan Prokurator zdaje się twierdzić, i zgodne to jest z zasadami, które reprezentuje, Ŝe tylko grupa
świadków - funkcjonariuszy słuŜby więziennej mówi prawdę, Ŝe to jest w pełni wystarczający
materiał dowodowy, na którym naleŜy oprzeć jasne, precyzyjne, nie pozostawiające wątpliwości
wywody aktu oskarŜenia. Świadkowie ci, (którzy z nich - tego Sąd nie pozwolił ustalić, bo uchylał
pytania w tym zakresie, to było tabu) są jednocześnie podejrzani w innym postępowaniu i mają
interes, Ŝeby tu mówić nieprawdę.
Być moŜe, dla tego Sądu to kwestia uboczna - Sąd zapewne potrafi niezaleŜnie od tego oddzielić
plewy od ziarna prawdy i wywaŜyć to, co dla mnie jawi się jako tajemnica tego procesu.
Tajemnic w tym stanie faktycznym jest wiele. Jako pierwszą z tych tajemnic, trudną do rozwikłania,
widzę tajemnicę przeczucia... Tajemnicę przeczucia, zwłaszcza u nowego komendanta, kpt.
Pobłockiego, tajemnicę przeczucia tego, co ma się dopiero wydarzyć.
Zdarzenia dnia 14 sierpnia 1982 r. w zakładzie karnym w ośrodku dla internowanych w Kwidzynie
miały być - jak to twierdzi kpt. Pobłocki - całkowitym zaskoczeniem.
Czy mamy tu moŜe do czynienia z zaprogramowaną prowokacją, jak twierdzą internowani, co to się
tak źle sprawowali, jak to Sąd godzinami ustalał, Ŝe zasługiwali na skuteczną nauczkę, czy teŜ, jak
3
mówi Prokurator, podejrzenie o zaprogramowaną prowokację jest tylko insynuacją? Skoro
insynuacja, skoro nie było planu tej akcji - wobec tego mamy do czynienia, proszę Sądu, z
tajemnicą przeczucia. Przeczucie bowiem, proszę Sądu, dyktowało zapewne kpt. Pobłockiemu
wezwanie posiłków ze Sztumu zanim zaistniała potrzeba ich uŜycia. No, chyba Ŝe stwierdzimy, Ŝe
miały miejsce czary.
JeŜeli wezwano grupę specjalną ze Sztumu około godziny 10.00 czy 11.00 (odległość ze Sztumu do
Kwidzyna jest znaczna), a po kilkunastu minutach wezwani zjawili się w pełnym rynsztunku i
gotowości bojowej - to znaczy takŜe, Ŝe mamy do czynienia z czarami, co zmuszony jestem
wyłączyć, gdyŜ jestem racjonalistą. Następnie - chyba na zasadzie przeczucia - został wezwany od
rana na teren ośrodka miejscowy przełoŜony Milicji Obywatelskiej i przebywał na terenie ośrodka w
czasie zajść. Skąd to przeczucie, Ŝe coś się zdarzy? StraŜ PoŜarna [równieŜ] została wezwana,
zanim nastąpił jakikolwiek poŜar. TeŜ osobliwe przeczucie. Mało tego, proszę Sądu, tego dnia
funkcjonariusze zakładu, niby tknięci czarami, zaprzestali wykonywania swoich obowiązków.
Spacerowi zostali odwołani, zaś ci, którzy zostali, "nie mieli rozkazu, Ŝeby przeszkadzać
internowanym". Wszyscy chodzili na paluszkach, aŜ... nastąpił moment właściwy.
Doprawdy, nie wiem, jak moŜna wytłumaczyć inaczej te przeczucia, jak tylko nie rozwikłaną na
sprawie tajemnicą. Przyznam się szczerze, Ŝe nie ja jestem powołany do rozwikłania tych tajemnic,
ale myślę, Ŝe Sąd je rozwikła i da nam na to odpowiedź w dogłębnie analizującym materiał
dowodowy wyroku.
W dalszej analizie materiałów i zagadnień tajemnicy, które się pojawiają w tym procesie, będę się
powoływał nie na zdeprecjonowane i zlekcewaŜone przez Urząd Prokuratorski wyznania świadków internowanych, bo co to za świadkowie? W tamtym postępowaniu przeciwko świadkom
funkcjonariuszom w Prokuraturze Wojskowej, jak mi relacjonowano, napisano w postanowieniu, Ŝe
gdzie o fakcie jest relacja funkcjonariusza i internowanego, to jeśli mówi internowany, Ŝe go bito to jest to nieprawda, bo to nie jest Ŝaden materiał dowodowy, dopiero jak trzech internowanych
wskaŜe i poda jednoznacznie tę samą okoliczność, to moŜe to równowaŜyć odmienne zeznania
jednego funkcjonariusza. No tak, formalna teoria dowodowa występowała w historii, było to
wprawdzie głębokie średniowiecze, ale myślę, Ŝe są pewne wzory z tradycji historycznej, do
których sięganie czasem stanowi o naszej pokorze wobec historii.
A więc będę się powoływał w swojej analizie na zeznania funkcjonariuszy, które według Prokuratury
są jedynym wiarygodnym materiałem w tej sprawie.
Drugą po tajemnicy przeczucia zagadką jest tajemnicza zagadka czasu.
RóŜnie dla róŜnych ludzi czas płynie. Mówił o tym wczoraj cytując oskarŜonych mec. Siła-Nowicki.
Ale nie o czas bicia tu chodzi, lecz o czas, zanim do tego bicia doszło. Świadek funkcjonariusz
Jurkiewicz powiedział, Ŝe "o godz.10.50 delegacja się udała na rozmowy do naczelnika". Natomiast
świadek funkcjonariusz Młotkowski (zarówno jeden jak i drugi nie kwestionowany co do
wiarygodności swych zeznań przez Urząd Prokuratorski, a za nim zapewne i przez Sąd) stwierdził,
Ŝe "funkcjonariusze ze Sztumu przyjechali około godz. 11.00". A to wszystko zaczęło się po godz.
10.00. Wynikałoby z tego, Ŝe funkcjonariusze ze Sztumu mieli rekordową prędkość 10 minut na
zebranie się, uzbrojenie w wyposaŜenie i przyjechanie ze Sztumu...
Takich relacji jest więcej.
Świadek funkcjonariusz Jurkiewicz mówi: "Od rana był przedstawiciel MO, był u nas oddelegowany
przez cały czas", a więc zjawił się, zanim doszło do jakiegokolwiek zagroŜenia zajściami, teŜ na
zasadzie przeczucia, tym razem juŜ nie kapitana, lecz jakiegoś "uzgodnienia" między kpt.
Pobłockim a kimś innym z zewnątrz. Uderzająca jest tajemnica wynikająca ze sprzeczności
twierdzeń aktu oskarŜenia i tego, co jest w tym niekwestionowanym materiale dowodowym.
Kpt. Pobłocki, według swych twierdzeń i twierdzeń Prokuratury, był nie przygotowanym
człowiekiem, który zjawił się dnia 14 sierpnia 1982 r. jako komendant w zakładzie karnym i
ośrodku w Kwidzynie, i któremu internowani korzystając z tego, Ŝe był nowicjuszem, wycięli taki
brzydki kawał. A więc był to nowicjusz, który miał dopiero zasięgać zdania swoich podkomendnych,
jak to wyjaśniali, co do tego czy moŜna w ogóle utrzymać regulaminowy tryb widzeń, który
wprowadził poprzedni komendant, czy nie moŜna. Wahał się, zastanawiał - takie usiłował stworzyć
4
wraŜenie przed Wysokim Sądem. Jak wygląda ta postawa w skonfrontowaniu z materiałem
dowodowym? Ktoś mógłby nazwać tę postawę obłudną, ale nie śmiem wątpić w dobre intencje kpt.
Pobłockiego. NajwyŜej jest to tylko roztargnienie bądź mankamenty jego pamięci.
Świadek Jurkiewicz, jeden z głównych aktorów zdarzeń tego dnia mówi: "Mieliśmy zakaz Okręgu, z
poleceniem wydanym dnia 11 sierpnia, Ŝeby takich widzeń, jak dotychczas, nie udzielać. Był wpis w
księdze. Komendant Mikołajczyk wydał polecenie do natychmiastowego stosowania, a my
podpisaliśmy do natychmiastowej realizacji". A dalej mówi: "Komendant nie obwieścił
internowanym, Ŝe widzeń nie będzie". No, proszę! Wiedział i miał polecenie, a nie obwieścił.
Tajemnica - dlaczego?
Potwierdza to świadek Karaś. Wyraźnie mówi on w swoich zeznaniach, Ŝe była przedtem narada, na
której był komendant Pobłocki i komendant Okręgu, i oni wszyscy się naradzali i ustalali, Ŝe tych
widzeń nie będzie, a następnie jak się zachować, bo ci internowani są źle nastawieni. A więc i ten
świadek - funkcjonariusz - powiedział coś, co dziwnym zrządzeniem losu wszystkim innym
świadkom umknęło z pamięci. Być moŜe świadek Karaś jest po prostu źle nastawiony, albo
słuchając "rozgłośni obcych", wrogich Polsce (co było przedmiotem uwagi Sądu i Prokuratury w
stosunku do innych uczestników procesu) powziął zamiar oszukania Sądu - lecz to juŜ Sąd
rozstrzygnie.
Prócz tego braku uprzedzenia internowanych, czy celowym zatajeniu przed nimi tego, Ŝe widzeń w
dniu 14 sierpnia nie będzie - jest jeszcze coś takiego, co moŜna określić tajemnicą pamięci.
Tajemnicą pamięci w dwojakim sensie: o zdarzeniach i o błyskotliwych szczegółowych
"przypomnieniach sobie". Tu na procesie u wielu świadków funkcjonariuszy, których świadomość
była przecieŜ poprzednio jak "tabula rasa", nie zapisana w poprzednim okresie, odnowiło się "x
nowych faktów", błyskotliwych szczegółów, których "nie pamiętali" w postępowaniu
przygotowawczym. Zaiste jest to tajemnica pamięci warta analizy na kanwie tego procesu. Na
przykład najistotniejsze zagadnienie: kwestia wezwania do rozejścia się. Zastanawiałem się
długo nad tym, nie kryłem teŜ tego przed Sądem, gdyŜ nie kryję swoich tez dowodowych od
początku i zawsze powtarzam, Ŝe nie ma we mnie nic więcej, jak tylko chęć dojścia prawdy, która
jest najlepszą obroną moich klientów. Zwróciłem uwagę i Prokuraturze, i Sądowi, Ŝe kwestia
zaistnienia bądź nie "wezwania do rozejścia się" jest jedną z najistotniejszych przesłanek oceny
zdarzeń dnia 14 sierpnia w Kwidzynie, w oparciu o którą moŜemy oceniać dobrą lub złą wiarę
działania kpt. Pobłockiego - komendanta Obozu. Proszę w tym zakresie sięgnąć do przesłuchania
świadka spoza Zakładu Karnego w Kwidzynie, który przybył dla pomocy w akcji tego dnia ze
Sztumu - dowódcy przybyłego oddziału kpt. Podolaka. Kpt. Podolak był jednym ze świadków
słuchanych na samym początku procesu, kiedy jeszcze nie mógł wiedzieć, jakie były pytania
obrony i co jest takie istotne w tym procesie. Większość świadków funkcjonariuszy, którzy
przychodzili później, zdawało się być przygotowanymi na pytania, które obrona stawiała dnia
poprzedniego, i odpowiadali na nie w swoisty sposób, zanim padały pytania.
Zanim popłynęły te gładkie wypowiedzi, jak to internowani byli wzywani do rozejścia się,
uprzedzeni jawnie i przez delegacje, jak i przez Młotkowskiego, Jurkiewicza razem i z osobna, jak
ich proszono - a oni nic, niedobrzy... Zanim to nastąpiło, 11 marca, bezspornie, zdaniem Sądu,
wiarygodny świadek - kapitan Podolak ze Sztumu - stwierdził wyraźnie przed Wysokim Sądem:
"Nikt z administracji nie mówił, Ŝeby się internowani rozeszli, nikt ich do tego nie nawoływał...".
Jest jeszcze jeden ze świadków słuchanych na samym początku, kiedy jeszcze nie mógł wiedzieć,
jak później słuchani koledzy, jakie były pytania obrony i co jest takie istotne do ustalenia w tym
procesie: to świadek Mróz - funkcjonariusz, człowiek prosty, niezbyt rozgarnięty. Mówi dnia 9
marca 1983 r. na procesie: "Nikt nie podchodził do internowanych celem wytłumaczenia. Było nas
około trzydziestu, bez funkcjonariuszy ze Sztumu i Iławy, miejscowych funkcjonariuszy".
Zaiste - proszę Sądu - pozostaje tylko ocenić diametralną sprzeczność relacji zdarzeń tych
świadków z początku procesu i tych słuchanych później, którzy, jak potem dochodziliśmy,
kontaktowali się między sobą, przekazywali sobie wzajemnie informacje o podchwytliwych,
męczących, niemal "nieludzkich", "maltretujących" - jak powie później prokurator - pytaniach
obrony.
Tak, proszę Sądu, dochodzenie do prawdy jest czasem elementem, który nie znajduje uznania w
oczach osób, które mają inny pogląd na to, co jest prawdą.
5
Kwintesencję aspektu talemnicy pamięci w tym procesie demonstruje znakomity świadek
oskarŜenia - funkcjonariusz Jurkiewicz - wychowawca! Co znaczy słowo "wychowawca" z
zakładzie karnym - wytłumaczył to nam oskarŜony Goławski... jak był wychowywany tutaj...
Wychowawca Jurkiewicz naleŜy do tych "nieskazitelnych" ludzi, którzy - jak mówi w swym
wystąpieniu prokurator - dobrze robili, Ŝe tłukli... MoŜe to tylko źle zrobili, Ŝe źle tłukli (co było
przedmiotem zarzutu ze strony sędziego przewodniczącego). Bo gdyby lepiej tłukli, ich ofiary nie
siedziałyby dzisiaj na ławie oskarŜonych, w ogóle by nie Ŝyły i nie byłoby tego kłopotliwego
procesu... W kaŜdym razie "dobrze robili, Ŝe tłukli i dobrze wychowują".
Myślę, Ŝe moŜna naszym władzom oświatowym polecić tych wychowawców i tę metodę... Będzie
porządek! Będzie! Porządek najwaŜniejszy!
Proszę Sądu! - tajemnica pamięci świadka Jurkiewicza jest zaiste zastanawiająca! Świadek ten
słuchany później - zeznał tu przed Sądem wiele rzeczy, diametralnie sprzecznych z tym, co mówili
przed chwilą wymienieni świadkowie - mówił to w sposób oczywisty, pamiętał doskonale, wiedział
na pewno o wszystkim... No, ale... była tu obrona... Dlaczego świadek ten nie mówił nic podobnego
w postępowaniu przygotowawczym w Prokuraturze? Dlaczego tak waŜna relacja pojawia się dopiero
później, w fazie postępowania przed Sądem? Dlaczego wcześniej nie wymieniał nazwiska
oskarŜonego Goławskiego? Dlaczego zaczyna go obciąŜać dopiero teraz, na procesie ?
Odpowiedź jest prosta. Świadek jest "wykształcony", świadek odpowiada: "Bo..., bo... bo te sprawy
wyszły mi teraz", "Nie powiedziałem o tym w Prokuraturze, bo nie była to sprawa związana z tą. W
tym czasie mogłem nie pamiętać. No, niektóre fakty lepiej pamiętałem wtedy!" - jakaŜ wszystko
tłumacząca odpowiedź!
Tak, proszę Sądu - wielka tajemnica! Sąd musi tę tajemnicę pamięci równieŜ rozwikłać i myślę, Ŝe
nie uchyli się od tego jak i od analizy sprzeczności tego rzekomo niesprzecznego materiału
dowodowego - nad którą w sposób niezwykle subtelny i wstydliwy przemknął się tylko Pan
Prokurator.
Następna tajemnica wiąŜe się z fazą "wypierania internowanych" do pawilonów. Świadek kapitan
Pobłocki, nadzorujący jako nowy komendant Zakładu zdarzenia tego pamiętnego dnia, podzielił
bardzo precyzyjnie fazy zdarzeń całej akcji. Nie wiem, czy znalazło to dokładne odzwierciedlenie w
protokole, w kaŜdym razie - jeśli Sąd pozwoli - będę się trzymał podziału faz zajścia w takim
układzie, jak to przewidywał najbardziej kompetentnie kpt. Pobłocki. A więc, kapitan Pobłocki
wyróŜnił w akcji przeciwko internowanym następujące fazy:
•
•
•
•
•
•
Wypieranie internowanych na pawilony.
Rozbijanie barykady w pawilonie.
Apel.
PobieŜne przeszukanie.
Przeszukanie właściwe.
Przeszukanie kontrolne.
"Przeszukania" skończyły się - jak powiedział świadek funkcjonariusz Kegel - o 1.00 w nocy. Trudno
mu nie wierzyć. Co do faktu zgodni są wszyscy: internowani, oskarŜeni i świadek Kegel. Dla analizy
zdarzeń w "fazie wypierania" bezcennym dowodem okazuje się znowu wyŜej wspomniany świadek
Jurkiewicz. Bo jest w tej fazie teŜ tajemnica do rozwikłania. MoŜna ją określić jako "tajemnicę
lecącego taboretu" i "tajemnicę lecącej butelki".
Zastanawiająca jest spostrzegawczość tych funkcjonariuszy, którzy mieli dar przenikania materii
wzrokiem, stojąc daleko z tyłu, i dawali w drugiej części postępowania dowodowego temu wyraz...
Spostrzegawczość tych, którzy poprzez idący zwarty szereg funkcjonariuszy, tarcza przy tarczy,
pała przy pale, doznawali daru jasnowidztwa... przenikliwości przez materię oddzielającą im pole
widzenia...
Czy istniały okoliczności niezwykłe, umoŜliwiające taką spostrzegawczość?
6
Sąd zapewne z racji wykonywanych funkcji przez Sędziego przewodniczącego w okresie kiedy miało
miejsce pobicie internowanych - dobrze zna "ośrodek" w Kwidzynie. Sąd wie, Ŝe jest tam teren
płaski, Ŝe nie ma pochyłości, która umoŜliwiałaby realne warunki takiego postrzegania. Proszę więc
o jasne wyjaśnienie przez Sąd tajemnicy tej "przenikliwości widzenia"!
A więc tajemnica lecącego taboretu.
Sąd dostrzega problem, Sąd zadaje, jak zwykle w tym procesie, swoiście formułowane pytanie:
"Czy to internowani rzucali, czy funkcjonariusze, jak to było? Bo internowani mówią, Ŝe
funkcjonariusze rzucali..."
Pytanie wymaga odpowiedzi, i to mimo Ŝe, wbrew twierdzeniu Sądu, nie słyszałem, aby oskarŜeni
mówili, Ŝe funkcjonariusze w nich rzucali taboretami...
Niekwestionowany co do wiarygodności zeznań w wystąpieniu prokuratora "wychowawca"
Jurkiewicz miarodajnie zeznaje: "Funkcjonariusze szli ławą. Dopiero później rozproszyli się" i dalej:
"Funkcjonariusze mogli brać taborety w celu odrzucenia i torowania wyjścia. Widziałem, Ŝe
funkcjonariusze odrzucali taborety, Ŝeby utorować drogę".
Inny świadek wycofuje się z tego, Ŝe widział rzut. Stwierdza, Ŝe widział lecący taboret, ale nie
widział osoby rzucającej.
Nie jest obojętne dla sprawy, czy wyjaśnienie tajemnicy lecącego taboretu znajduje rozwiązanie w
rzucie internowanego, czy odrzucie za siebie taboretu przez torującego sobie drogę
funkcjonariusza.
Gdybyśmy przeszli nad tym wszystkim do porządku dziennego, byłaby to następna tajemnica tajemnica stosunku Sądu do materiału dowodowego.
Brak moŜliwości obserwacyjnych spoza ławy funkcjonariuszy naleŜy rozpatrywać i w kontekście
zeznań z dnia 21 maja 1983 r. świadka Puławskiego, który mimo to stara się stworzyć wraŜanie
swego jasnowidztwa, mówiąc: "Funkcjonariusze pałki trzymali w ręku, stali ściśle jeden przy
drugim. I [Ŝaden] nie mógłby zrobić zamachu pałką. Poruszali się zwartym szeregiem za
internowanymi. Obserwowałem to sprzed administracji."
No, jeŜeli obserwował sprzed administracji, to zaiste widział tylko tyły zwartych szeregów tych
rycerzy porządku. TenŜe świadek dodaje jeszcze jedną istotną obserwację, a mianowicie obala tezę
aktu oskarŜenia, Ŝe przy otworze w siatce była barykada (pomijam fakt, Ŝe barykada - jak
wskazuje prawdopodobieństwo sytuacyjne - słuŜy do ochrony przed czymś, a nie atakowi na
"coś"). OtóŜ świadek Puławski, wytrawny i zasłuŜony funkcjonariusz (pełniący, jak i pozostali
wiarygodni dla Prokuratury świadkowie, takŜe rolę podejrzanego o znęcanie się nad internowanymi
w postępowaniu w Prokuraturze Wojskowej) stwierdził, Ŝe "barykady przy otworze w siatce nie
było". Sąd niewątpliwie i tu zajmie w uzasadnieniu wyroku jednolite stanowisko ustalając ten fakt w
oparciu o wyczerpującą analizę sprzeczności materiału dowodowego.
Ale największą tajemnicę w zakresie przenikliwej spostrzegawczości i moŜliwości jej zaistnienia
stanowią zeznania świadków Gutowskiego i Brzezickiego. To ci funkcjonariusze, którzy w czasie
ucieczki internowanych przed napierającymi leniwie funkcjonariuszami pozostali w dyŜurce przy
wejściu do pawilonu. Ich to pozostanie w dyŜurce dało Prokuraturze asumpt do twierdzenia, Ŝe
akcja miała na celu ich uwolnienie, a niepewność ich losu stworzyła wielką groźbę, zwłaszcza wobec
moŜliwości groźnego buntu, zmierzającego do opanowania Zakładu, uwolnienia więźniów karnych,
a w rezultacie do przejęcia... broni... - Tak przynajmniej wynika z informacji, które uzyskała z
miejscowej Prokuratury Wojewódzkiej - Generalna Prokuratura i tak sprawa została przekazana w
trybie interwencyjnym dla zapobieŜenia uchyleniu aresztu wobec oskarŜonych - Sądowi
NajwyŜszemu. Tak teŜ przedstawił nam tę sprawę w swym przemówieniu oskarŜycielskim pan
prokurator Matyszewski.
Tak, świadkowie Brzezicki i Gutowski to bardzo waŜni świadkowie oskarŜenia: Świadek Brzezicki
między innymi mówi tak: "Widziałem, jak barykadę budowali Sarnicki, Goławski i inni, w tym czasie
ja i Gutowski zamknęliśmy się w dyŜurce." Dalej mówi: "Około jedenastej - dwunastej ognisko
7
zapalili, gitara w rączki i śpiewali. Koło kuchni leŜał materac, był tlący, para się z niego unosiła..."
Abstrahuję od tego, Ŝe para nie od ognia pochodzi, a raczej z polania czegoś na upale, a tam
polewano wówczas obficie... ale uwaŜam, Ŝe zakres moŜliwości postrzegawczych Brzezickiego i
Gutowskiego, zamkniętych w dyŜurce - jest to zagadnienie bardzo powaŜne, bo są to bądź co bądź
twierdzenia co do spostrzeŜeń bezpośrednich, które trudno negować, jeśli nie ma jakiegoś
miarodajnego kontrdowodu, który wskazuje, Ŝe i tu po prostu mamy do czynienia z tajemnicą
przenikliwości wzroku bądź jasnowidztwem.
OtóŜ jest świadek, który udzielił miarodajnej odpowiedzi na to pytanie. Tym świadkiem jest dobry
funkcjonariusz Kegel. On to wyjaśnił, czy to, o czym mówią świadkowie Brzezicki i Gutowski, jest
bliŜsze halucynacji, czy prawdy obiektywnej. Czy obiektywnie mieli i mogli oni widzieć to, co
zrelacjonowali wysokiemu Sądowi?
Na karcie "7 kat" jest plan "teatru wydarzeń", ale, jak to powiedział ze znawstwem kpt. Pobłocki komendant Ośrodka - "jest to plan do niczego", bo "tu w niczym nie moŜna się zorientować". Nie
ma się co dziwić temu, jeśli przyjąć, Ŝe i topografia Ośrodka moŜe być okryta tajemnicą. Z tych teŜ
względów nie ośmieliłem się złoŜyć wniosku o przedstawienie planu całościowego i miarodajnego,
gdyŜ uznałem, Ŝe i tym razem pan Prokurator powie, Ŝe jest to tajemnica, w którą ośmielam się
godzić. Po wtóre, nie uczyniłem tego, gdyŜ Sąd przyjął jako zasadę w tym procesie uchylanie
wszelkich wniosków dowodowych obrony... Ba, nawet pytań zmierzających do ustalenia, czy ten
lub tamten świadek bił i kogo, czy ma zarzut z tego tytułu, czy nie ma... bo to wszystko, zdaniem
Sądu, jest tajemnicą... Dlatego pragnę w tym miejscu szczerze Sądowi podziękować, Ŝe zgodził się
na dołączenie do akt jako poglądowy plan sporządzony szkicowo przeze mnie.
Posługując się tym planem starałem się Sądowi pomóc zweryfikować wiarygodność zeznań
świadków Brzezickiego i Gutowskiego. Co prawda, o tej dyŜurce i jej połoŜeniu mówił i świadek
Puławski, ale najbardziej są miarodajne zeznania świadka, który twierdzi, Ŝe po zajściu schronił się
do tej dyŜurki, Ŝeby odpocząć, bo był zmęczony po pierwszej fazie akcji. OtóŜ tym świadkiem jest
wyŜej wspomniany Kegel. Postać to jedna ze znakomitszych, która w uznaniu za aktywność w akcji
tego dnia i w uznaniu zasług powinna ani chybi awansować, gdyŜ - trzeba mu to przyznać niewątpliwie wyróŜnił się...
Świadek Kegel, pytany przeze mnie przed Sądem, przy oglądaniu i komentowaniu zdjęć
fotograficznych utrwalających waŜniejsze momenty zdarzeń, pokazywał na tym skreślonym przeze
mnie planie tę dyŜurkę. Wymienił liczbę okien i miarodajnie stwierdził: "Ja tam nic nie mogłem
widzieć...".
Świadek Kegel to człowiek wysoki, jak Sąd miał moŜność się przekonać, wyŜszy zarówno od
świadka Gutowskiego, jak i Brzezickiego. Problem tych róŜnic wzrostu jest tu niezwykle istotny. A
dlaczego? Dlatego, proszę Sądu, Ŝe świadek Kegel powiedział: "PrzecieŜ nie mogłem z tej
dyŜurki zobaczyć. Tam okna są wysoko zamalowane do połowy. I nic nie widać. Jak ktoś
jest niŜszy - trzeba wejść na stołek". Na to Pan Sędzia Przewodniczący powiedział: "Wystarczy
panu mecenasowi: nie widział. Na stołek wejść, Ŝeby zobaczyć". A ja powiedziałem: "Słusznie,
proszę Sądu, zaleŜy, czy ktoś jest wyŜszy czy niŜszy. Ale, proszę Sądu, jeśli trzeba wejść na stołek,
Ŝeby widzieć, a ci tam przebywający mieli być zastraszeni i nie mówili, Ŝe na stołek wchodzili, Ŝeby
popatrzeć co się dzieje na łączniku, to naleŜy to, co mówią, albo między bajki włoŜyć, albo uwierzyć
w dar jasnowidzenia świadka Brzezickiego i świadka Gutowskiego."
Zdawałoby się, Ŝe tajemnice tego procesu kończą się tam, gdzie na widownię zdarzeń wkracza
fotograf z zadaniem uwiecznienia najistotniejszych momentów i zdarzeń. OtóŜ tak nie jest. Świadek
Puławski wprawdzie stwierdza, Ŝe "Nie widziałem, jak Goławski odrywał deskę, widziałem, jak
funkcjonariusz cały czas robił zdjęcia. Przed rzutem oskarŜonego Goławskiego stoi z boku. Po
rzucie mógł się znajdować zupełnie gdzie indziej. Widziałem w sądzie oskarŜonego Goławskiego.
Wtedy tam był ubrany w kapelusz i kurtkę". Co z tego, Ŝe Goławski nie był tak ubrany krytycznego
dnia, jak mówi świadek Puławski? Popatrzmy na zdjęcia, one nam wszystko wyjaśnią!
Zdjęcia, tak zdjęcia to główny dowód w tym procesie! W jakim celu były robione te zdjęcia? Przez
kogo? Na czyje zlecenie? W czyim interesie? Zapewne nie na zlecenie obrony. Czy nie chodziło tu o
przygotowanie dokumentacji "buntu" dla uzasadnienia akcji represyjnej? Robił je fotograf milicyjny
jako dowody przeciwko internowanym, jako dokumentację mającą uzasadnić interwencję
funkcjonariuszy.
8
Gdyby były bardziej obciąŜające zdjęcia od tych zebranych w pierwszym tomie akt procesu niewątpliwie znalazłyby się w materiale dowodowym...
Proszę skonfrontować, proszę Sądu, to, co mówią świadkowie z tym, co widać na zdjęciach...
Gdyby były bardziej obciąŜające oskarŜonych i internowanych, takie zdjęcia znalazłyby się w
materiale dowodowym - co chyba nie podlega wątpliwości nawet w oczach Sądu.
Te zdjęcia pokazują, jak wielkie było zagroŜenie dla funkcjonariusza Ośrodka ze strony
internowanych... Funkcjonariusze broniąc swej skóry mówili, Ŝe stanowili oni groźną atakującą
grupę, Ŝe wyszli poza przeciętą siatkę i siedzieli na taboretach... Dziwnym zrządzeniem losu,
siedzący wśród nich spacerowy, funkcjonariusz Karaś zeznał, Ŝe do jego obowiązków naleŜało
siedzenie z nimi, ale im nie przeszkadzanie, a następnie, mając w ręku radio i odbiornik, został (z
przyczyn objętych takŜe zapewne tajemnicą słuŜbową) odwołany od pełnienia swych funkcji, gdyŜ
nie było polecenia, aby tego dnia w czymkolwiek internowanym przeszkadzać! Czy to było celowe,
czy tylko zbieg okoliczności?
Na zdjęciach w kaŜdym razie są uwiecznione najdrastyczniejsze momenty rzekomego "buntu". Te
zdjęcia będą w przyszłości bezcennym dokumentem - dokumentem porównawczym z tym
stanowiskiem, które Generalna Prokuratura przedstawiła Sądowi NajwyŜszemu, a co, moim
zdaniem, jest wprowadzaniem Sądu NajwyŜszego w błąd. Gdyby Sąd NajwyŜszy obejrzał te zdjęcia,
nie mógłby juŜ dłuŜej bez złej woli wierzyć twierdzeniom Prokuratury.
Te zdjęcia mają swoją tajemnicę: na tych zdjęciach nie ma tego, o czym mówią świadkowie
oskarŜenia w swych sprzecznych ze sobą zeznaniach. Te zdjęcia są robione ciągle "cały czas", jak
mówi świadek funkcyjny Puławski: "Widziałem, jak funkcjonariusz cały czas robił zdjęcia". Ale nie
ma w aktach tych zdjęć, które, jak to bezspornie ustalono, robił podejrzany - świadek Jurkiewicz,
nie ma tych zdjęć, o których mówił oskarŜony internowany Kałudziński. Na tych to zdjęciach
funkcjonariusze fotografowali się ze swoimi ofiarami. Nie dotarły one, dziwnym zbiegiem
okoliczności, do akt sprawy. Najpierw fotografowanie przyszłej ofiary przed pobiciem, potem
fotografowanie się z ofiarą z podniesionymi rękami. Tak, fotografowanie ofiar... Kolega Wośniak dał
tutaj wyraz swojemu przeraŜeniu mówiąc: "PrzeraŜające jest zwłaszcza to, Ŝe bijący mieli odwagę
robić zdjęcia ofiar," jak to jedyne z tego cyklu zdjęcie - zdjęcie pobitego w fazie wstępnego
przeszukania Goławskiego, maltretowanego jak zwierzę, któremu się kaŜe paznokciami zdzierać
tynk z muru, odbierając i zakazując uŜycia jakichkolwiek narzędzi. Z satysfakcją robiono te zdjęcia.
Skąd my to znamy, proszę Sądu? Zdjęcia drugiej ofiary przed pobiciem. No, ale zabrakło zdjęć po
pobiciu... Zwykle robiono i tak i tak, a później jeszcze na stole sekcyjnym... Dobrze, Ŝe tu do tego
nie doszło... Ale jeśli Sąd nie zajmie tu właściwego stanowiska, to niebawem i takie sytuacje
nastąpią...
Kiedy świadek Podlecki mówi: "Stwierdziłem, Ŝe stu internowanych znajduje się w strefie
bezpieczeństwa" - patrzymy na zdjęcia dokumentujące ten fakt i przecieramy oczy, jakoś znikły te
fakty, o których mówią podejrzani - funkcjonariusze jako świadkowie: "wyparowały" osoby,
"wyparowały" fakty, pozostało to, co rzeczywiście było...
Są to wprawdzie zdjęcia umiejętnie dobrane, ale i wśród nich są otoczone tajemnicą... Oczywiście
myślę, Ŝe mamy do czynienia nie z tendencyjnością urzędu prokuratorskiego przygotowującego
materiał dowodowy, ale z pomyłką, bowiem sąd kieruje się dobrą wolą i zakładam dobrą wolą
innych... Na przykład mamy tu zdjęcia jak z czarodziejskiego snu, nie pomnę, który numer (moŜe 4
moŜe 5) - przedstawiające tempore criminis drzwi wejściowe do łącznika, te szczytowe drzwi są
otwarte i rządkiem wchodzą tamtędy spokojnie internowani... przecieŜ według dokonanych ustaleń,
te drzwi były na stałe zamknięte! No, ale na zdjęciu ni stąd ni zowąd oni wszyscy sobie tam
spokojnie wchodzą. Więc to jest prawda! Proszę zwrócić uwagę na te zdjęcia. Tam jest pokazane,
na czym polega "drastyczność zachowania" internowanych, na czym miał polegać ich rzekomy
"bunt". Tam nie ma ani jednego zdjęcia, które wskazywałoby na jakąkolwiek agresywność wobec
funkcjonariuszy. Na tych zdjęciach jest pokazana miara oporu, miara buntu, który miał miejsce w
Kwidzynie w dniu 14 sierpnia 1982 roku. Myślę, Ŝe nadejdzie czas, kiedy wielokrotnie będzie nam
dane publikować te zdjęcia w kontekście tego, co zdarzyło się wówczas w Kwidzynie... W kaŜdym
razie nie moŜe zapaść wyrok bez ustosunkowania się Sądu do tych zdjęć!
W swym wystąpieniu oskarŜycielskim pan prokurator przyznał się do kardynalnego błędu po stronie
administracji więzienia w Kwidzynie - do błędu nadmiernej wobec internowanych tolerancji.
Tolerancja ta była nadmierna, zdaniem prokuratora, do godzin południowych dnia 14 sierpnia 1982
9
roku. Bo później dokonano, słusznego zapewne, odwetu, który sprowadził wszystko do poŜądanej
w oczach prokuratora normy. Odwet był słuszny, skoro, jak tu godzinami Sąd usiłował dokładnie
ustalić, byli to tacy dranie, ci internowani, co śmierdzieli, brudzili i niszczyli...
Zanim jednak ten słuszny i poŜądany odwet nastąpił - w ramach uprawnień regulaminowych
pozwolono im na takie zachowanie, które od godzin południowych 14 sierpnia 1982 roku uznano za
usprawiedliwiające srogi odwet. CzyŜby następna tajemnica? Tajemnica niezwykłej tolerancji.
Dlaczego im pozwolono w ramach uprawnień regulaminowych na gorszące zwykłych więźniów
kryminalnych oraz funkcjonariuszy pilnujących ich i internowanych odmienne od stricte więziennokryminalnego zachowanie?
No, proszę Sądu, skoro rzecznik rządu PRL reklamuje, Ŝe ośrodki, w których mają być trzymani
internowani, to takie ośrodki wczasowe, gdzie są korty tenisowe, boiska do siatkówki, tereny
rekreacyjne, skoro nawet tu w sądzie zabrania się mówić "cele" na [pomieszczenia] identyczne z
tymi, gdzie trzyma się odbywających [karę] więźniów kryminalnych, a uŜywać tylko [słowa] "sale"
- toŜ to wizja ośrodka wypoczynkowego. Usiłowało się stworzyć przekonanie na zewnątrz, Ŝe ci
niebezpieczni, odseparowani od zdrowego społeczeństwa osobnicy mają wczasy! Ale straŜnikom
więziennym tego nie powiedziano! Oni nie zostali przekonani, Ŝe internowanym państwo ma
fundować, dawać bezpłatnie tak atrakcyjne wczasy! Stąd ta głęboka frustracja, potrzeba jej
rozładowania rodząca okrucieństwo odwetu! Ci ludzie są przyzwyczajani w istniejących u nas
warunkach, Ŝe ma być Ŝelazna podległość i uległość. Są to ludzie przyzwyczajeni do przemocy
człowieka nad człowiekiem - oni egzekwują władzę państwową w postaci nie podlegającej litości
przemocy! Oczywiście, Ŝe ta rozbieŜność między tym, co chce wiedzieć rząd i co mówi rzecznik
rządu na cały świat, a tym, czego się wymaga od funkcjonariuszy, rodzi frustracje, rodzi niepokój.
Ale czyja to wina?
Ta, proszę Sądu, tajemnica tolerancji osiąga swe zadziwiające apogeum 14 sierpnia 1982 roku w
Kwidzynie! Na przykład funkcjonariusze spacerowi... Ja rozumiem, Ŝe byli oni do pilnowania
regulaminowego porządku wśród internowanych za pomocą regulaminowo dozwolonych środków.
Nawet tego dnia mieli zadanie specjalne, o którym nikt nie ośmielił się powiedzieć na czym
polegało, bo i to, zdaniem Sądu, jest tajemnica słuŜbowa... To przecieŜ z ich zachowania i
pośrednich wypowiedzi jasno wynika, Ŝe tego dnia mieli zakaz jakiejkolwiek aktywności
interwencyjnej. Mieli tylko siedzieć, meldować i czekać... Na co? Mało tego, jeden ze świadków,
bodaj funkcjonariusz Mróz mówi: "Myśmy stali, a oni (internowani) czołgali się do bramy".
Czołgali się! Czołgali się do bramy, ale nie było polecenia, Ŝeby im w czymkolwiek przeszkadzać.
Dlaczego? Być moŜe wynika to z tej tolerancji tak dziwnej do czasu rozpoczęcia starannie
przygotowanej akcji? Tolerancja rzeczywiście bywa szkodliwa - tego dnia zwłaszcza...
"Internowani - mówi inny funkcjonariusz, kpt. Podolak - podbiegli do bramy głównej.
Funkcjonariusze stali obok budynku administracyjnego". Jest to uwidocznione na zdjęciach. Sąd
jest w stanie ocenić tę sytuację. Stoi cały szpaler funkcjonariuszy, w tym pies bez kagańca. Gotowi
do akcji. Ale czas jeszcze nie nadszedł. Znak nie został dany... Mimo rzędu spokojnie stojących
kilkunastu internowanych nie widać, aby ktokolwiek podbiegał, miał uderzać, podpalać, zniszczyć
cokolwiek... A jeśli ktoś wysunął się spomiędzy internowanych i ośmielił się, pod nosem
oczekującej kohorty, podać wiadomość oczekującym bezskutecznie na widzenie członkom rodziny,
wśród starych ludzi i dzieci trzymanych w upale godzinami za bramą? Jeśli nawet. Czy to znak
buntu? Świadek Podolak, proszę Sądu, mówi: "Funkcjonariusze stali obok budynku
administracyjnego. Nie było Ŝadnego polecenia, Ŝeby internowanym w tym przeszkadzać".
Zadziwiająca tolerancja!
Czy ja mam stąd wyprowadzać wnioski?
OskarŜeni twierdzą, Ŝe mamy tutaj do czynienia z zaplanowaną celowo prowokacyjnie akcją
odwetową. Ja nie wiem, czy tak było. Ja się stykam, proszę Sądu, tylko z całym szeregiem
tajemnic do wyjaśnienia.
Proszę, Ŝeby Sąd zechciał te tajemnice rozwikłać i na nie w swym uzasadnieniu odpowiedzieć, a nie
zbyć je, tak jak zbył je prokurator w swym przemówieniu. Rzucił dwa, trzy nazwiska i nie ma
materiału dowodowego - jest tylko cykl twierdzeń prokuratury. Dlaczego?
10
Dlatego, Ŝe w tym materiale dowodowym są tajemnice, stanowiące groźne oskarŜenie, jeszcze
niedostatecznie wyartykułowane, i jest tajemnica materiału dowodowego. Tak! Ten proces powinien
przejść do historii z tego powodu, Ŝe jest to chyba najbardziej tajemniczy proces w historii
powojennej Polski.
Zarzuca się internowanym nieudolny sposób zadawania pytań? A czymŜe on jest, jak nie wynikiem
tego, Ŝe ci ludzie nie mieli skąd czerpać wiedzy, bo nie dane im było wziąć udziału w postępowaniu,
nie przedstawiono im zarzutów, nie dano moŜliwości obrony, nie widzieli osób, które orzekały o
tym, Ŝe pozbawia się ich na czas nieokreślony wolności! Mogło to być doŜywocie dla tych, których
buty depcące po twarzy i po piersi straŜnika mogły przenieść na tamten świat!
Nazywanie charakteru tego postępowania po imieniu spowodowało ściganie mnie na drodze
dyscyplinarnej. Tak, prawda o tym, co się powszechnie u nas działo, jest groźna...
Z tajemnicy materiału dowodowego nie wynika wytłumaczenie innej tajemnicy - tajemnicy wyboru
tego a nie innego składu ławy oskarŜonych. Dlaczego właśnie ci oskarŜeni się na niej znaleźli?
Pan prokurator powiedział tu coś, co jest niezgodne z prawdą: Ŝe na innych internowanych, Ŝe "nie
było takich dowodów, jak na tych oskarŜonych". Tych nagminnie obciąŜanych przez broniących się
przed zarzutami funkcjonariuszy - podejrzanych w innym, tym drugim postępowaniu
przygotowawczym, do którego Sąd tak bardzo broni nam dostępu, jest wielu. Padają tam takie
sformułowania, jak "widziałem, jak Przybyłko rzucał taboretem, Lubomirski robił to i to, Bączyk to i
to, inny znowu intonował słowa hymnu pod strumieniami wody pod ciśnieniem". Zdarzają się i takie
stwierdzenia, Ŝe "był tam taki i taki, ale po tej akcji umieszczono go w szpitalu dla umysłowo
chorych."
Co z tymi obciąŜanymi dowodowo innymi ofiarami tej akcji porządkowej?
Wiemy z akt i zeznań komendanta Pobłockiego, Ŝe prowadził on własne śledztwo w sprawie
(charakterystyczna praktyka). Z tego śledztwa, jak wynika ze znajdującej się w aktach notatki,
wynika, Ŝe obciąŜonych jest około dwudziestu. Notatki te były sporządzone dla prokuratora na
gorąco. JuŜ w dniu zajścia i następnego dnia sporządzono notatki dla pana prokuratora o zajściu i
tak zwane "protokoły uŜycia siły".
Teraz juŜ wiemy, Ŝe dokumenty te były świadomie fałszowane!
Ale pan prokurator mówi, Ŝe niepotrzebnie je fałszowali, Ŝe niepotrzebnie się asekurowali w ten
sposób, bo przecieŜ bardzo dobrze, Ŝe tym takim-owakim pokazali i ich pobili! Oni przecieŜ ciągle
stawiali opór! Sąd przecieŜ ustalił - niezaleŜnie, czy to było związane z zarzucanym stanem
faktycznym czy nie - szczegółowo wypytywał funkcjonariuszy, zachęcał ich do obszerniejszego
mówienia, jacy to ci internowani byli dranie, brudasy, śmierdziele, zachowywali się nagannie...
CzyŜ takim "podludziom" nie naleŜało dać wycisku? No i dostali! Co za sprawa?
Sąd - wedle stosowanej tu zasady oddalania wniosków dowodowych obrony - oddalił między innymi
wniosek, który zmierzał do ustalenia, dlaczego z osób, których dotyczył zebrany przez kpt.
Pobłockiego materiał dowodowy wskazujący na ich winę - wybrano akurat tych oskarŜonych? Czy
drogą losowania - co trzeci? PrzecieŜ nie - nigdy nie ośmieliłbym się zarzucać bałaganu... Wzywany
po pobiciach lekarz wypełniał dokumenty. Jakie dokumenty, czemu słuŜące? Oczywiście legalizacji
zastosowania siły, [bo] protokoły uŜycia siły winny mieć adnotację lekarza. Pisał tam pobieŜnie o
znikomym charakterze obraŜeń osób, które w ich wyniku są aktualnie inwalidami... A więc od
początku było nastawienie na dogłębną analizę stanu faktycznego! Ale mimo wszystko, wśród tych
znikomych obraŜeń o lekkim charakterze były lŜejsze i cięŜsze...
Tymczasem kpt. Pobłocki, który - zdaniem pana prokuratora - wsławił się Ŝelazną konsekwencją i
tak prawidłowo dobrym przeprowadzeniem akcji porządkowej - w ramach tejŜe dogłębnej analizy
napisał doniesienia na osób siedemnaście, z których kaŜda, sądząc po zebranym materiale
dowodowym, winna siedzieć na ławie oskarŜonych.
Nie jestem człowiekiem, który domaga się sadzania kogokolwiek na ławie oskarŜonych. Mogę tylko
spytać, dlaczego jednych się sadza, a innych nie?
11
Gdy porównałem te opinie lekarskie z wykazem tych siedemnastu osób, to stwierdziłem, Ŝe ci,
którzy zasiedli na ławie oskarŜonych, są najcięŜej pobitymi. Są to najcięŜej doświadczone ofiary
akcji porządkowej... Nie mnie oceniać, czy zasłyszany tu przed salą pogląd, Ŝe "dlatego ci ludzie
zasiedli na ławie oskarŜonych, Ŝeby nie siedli na niej ich oprawcy" jest wywaŜony i miarodajny. Ale
jest zapotrzebowanie społeczne na udzielenie odpowiedzi, dlaczego właśnie najcięŜej pobitych
"wzięto", dlaczego właśnie ich. Pytam jednych, pytam drugich, pytam kolegów, pytam rodziny. Czy
Sąd nie uznałby za stosowne i sobie zadać tego pytania? Czy odpowiedź jest zbyt trudna? Czy nie
dlatego, Ŝeby zamiast odciąć się od funkcjonariuszy, którzy kalają dobre imię funkcjonariusza,
chronić przestępcę tylko z tego powodu, Ŝe jest funkcjonariuszem? Takie pytania mi zadają tutaj
przed salą... Takie pytanie moŜe paść kiedyś ze strony społeczeństwa. I jeśli nie teraz, to kiedyś
będzie trzeba na nie odpowiedzieć, być moŜe jeszcze za waszego, panowie sędziowie, Ŝycia.
Działalność
funkcjonariusza
Polskiej
Rzeczypospolitej
Ludowej
dobrze
pracującego
funkcjonariusza jest zaszczytem i trudnym obowiązkiem. Powtarzam: zaszczytem i trudnym
obowiązkiem. Sprostać temu jest wielkim zadaniem i wielką umiejętnością. Ale dlaczego tych
funkcjonariuszy, którzy dobrze spełniają swe funkcje, sprowadza się do wspólnego mianownika z
tymi, którzy, jak słuchany tu świadek Kegel, są autorami takich skutków przestępnego zachowania,
jak u tych ludzi, którzy siedzą dziś tutaj na ławie oskarŜonych?
Jakiś cel kaŜdego działania musi być. Jaki jest cel tutaj? Jaki jest cel tego procesu? Mecenas SiłaNowicki w swym przemówieniu stwierdził, Ŝe skoro Prokuratura, sądząc po wystąpieniu prokuratora
w tym procesie, publicznie pochwala przestępstwo, którego się dopuszcza na oskarŜonych, a
domaga się ukarania tylko oskarŜonych - to teŜ jakiś cel przecieŜ w tym musi być...
W argumentacji aktu oskarŜenia, w argumentacji jednego z wystąpień prokuratorskich (bo drugie
się do tego nie nadaje ze względu na swój Ŝenujący charakter) pada wiele słów. Ich rozumienie
winno być dostosowane do konkretnych okoliczności i faktów, popartych dowodami.
Tego zabrakło w wystąpieniu rzecznika oskarŜenia.
Same słowa nie wystarczą. "Słowa... słowa...słowa". śyjemy w czasach, kiedy wiele słów traci swój
pierwotny charakter i sens, kiedy słowa są wywłaszczane ze swych pierwotnych treści... Na
przykład pierwszymi komunistami byli chrześcijanie - stąd to słowo jest mi bliskie. Słowo
"komunista" miało być w moim przekonaniu zaszczytem... Miała to być postawa najpiękniej
ukształtowana w aspiracji ludzkości. Wynik solidarności ludzi poniŜonych i uciemięŜonych róŜnymi
formami totalitaryzmu. I oto słowo zaczyna zmieniać swój desygnat. To słowo zaczyna oznaczać co
innego. Na przykład świadek funkcjonariusz Karaś mówi, Ŝe odczuł jako największą obrazę to, Ŝe
internowani mu wymyślali od "czerwonych komunistów". Komunista zaczyna się kojarzyć u tego
funkcjonariusza z czymś draŜliwym. To nie wina słowa "komunista" czy jego wieloznaczności. To
nie słowo komunista źle się kojarzy. To naduŜycie tego słowa i nowy sens, który praktycznie
zaczyna się pod nim kryć. Taki jest podtekst wielu innych słów... A dlaczego o tym mówię? Bo
mamy wielokrotnie do czynienia z nowym sensem słów w tym procesie.
Na przykład słowo "akcja porządkowa".
Pan prokurator w tym, co się wydarzyło w dniu 14 sierpnia 1982 roku w Kwidzynie jako "akcja
porządkowa" widzi dobre wykonanie zadań. Dobre - fakt! Podkreślając szczególnie skuteczność
akcji porządkowej - skuteczna była - fakt! Wreszcie jej prawidłowość. I tu jest ostroŜniejszy osąd.
Bijących funkcjonariuszy pytałem, gdy zeznawali tutaj w charakterze miarodajnych świadków: "Czy
kierujący akcją porządkową kpt. Pobłocki wydawał rozkazy w czasie akcji?" Odpowiadali "Tak!".
"Czy którykolwiek z nich przekroczył w czasie akcji wydawane przez kapitana Pobłockiego
rozkazy?" KaŜdy z bijących odpowiedział: "Nie!". Świadek Karaś - funkcjonariusz - nawet
stwierdził: "Kapitan Pobłocki był w trakcie przeszukań na pawilonach". Kapitan Pobłocki miał widać
wątpliwości co do tej prawidłowości akcji porządkowej, gdyŜ z duŜą dozą ostroŜności, wynikającej z
instynktu samozachowawczego, stwierdził: "Nie byłem tam, nie byłem, nie, ja nic nie wiem, ja
tylko rozkaz wydałem i koniec." Komu wierzyć co do tej prawidłowości, przełoŜonemu, czy jego
podwładnym? Co jest ręką, a co mieczem? Miarodajny świadek Kegel mówi przecieŜ, Ŝe kapitan
Pobłocki był tam, wydawał rozkazy i Ŝaden z bijących nie uznał, Ŝe ich działanie było z nimi
niezgodne. Tak działali w ramach wydanych rozkazów. Konsekwentnie i dobrze je wykonywali.
12
Wielogodzinne bicie i znęcanie się nad bezbronnymi ludźmi to znaczenie uŜytego tutaj słowa "akcja
porządkowa".
No cóŜ - to dzisiejsze rozumienie tego słowa ma teŜ swoją genezę. U jej podstaw leŜy takie
rozumienie słowa "porządek" i takie jego wdraŜanie, o jakim mówił Wysokiemu Sądowi oskarŜony
Goławski. Zygmunt Goławski, gdyŜ drugi z braci Goławskich do dziś dnia po wdraŜaniu
wychowawczymi środkami porządku nie jest w stanie poruszać się o własnych siłach. W czasie akcji
wrzeszczano przy wtórze wycia bitych ludzi: "Ma być porządek!". To znaczy ślepe posłuszeństwo, to
znaczy brak na ścianie obrazka religijnego, a zwłaszcza krzyŜa, to znaczy bezwolne ślepe
posłuszeństwo bez myślenia!
śeby wdroŜyć ten tak poŜądany porządek, proszę Sądu, trzeba z człowieka wyrugować zdolność
wartościowania, zdolność postępowania według etycznych zasad spoza dyrektyw doraźnej władzy,
zdolność opierania się złu, jeśli reprezentuje go władza.
Dlaczego ludzie czasem potrafią wartościować i nie akceptują wszystkiego, co robi doraźna władza?
Dlatego, Ŝe zachowują wolność wewnętrzną, proszę Sądu!
A na czym polega pedagogika zakładu karnego? Mówił o tym Goławski: Na tym, Ŝeby nauczyć
Goławskiego, Ŝe uczciwym być nie warto, Ŝe przede wszystkim naleŜy słuchać i ściągać jak
najwięcej korzyści dla siebie. "A jak cichszy będziesz, to będziesz miał więcej korzyści, a jak
posłuszny będziesz, to jeszcze zarobisz na tym. NaleŜy słuchać kaŜdej władzy - i to jest
PORZĄDEK". A przeciwko temu "porządkowi" doraźnej władzy jest porządek Boski, porządek
KrzyŜa. Z tym porządkiem naleŜy walczyć, bo to jest największe zagroŜenie dla władzy. Nie ma
większego zagroŜenia. KrzyŜ jest tym zagroŜeniem.
Jeden z funkcjonariuszy wyraŜał nienawiść do krzyŜa, zrywając go ze ściany w ramach akcji
porządkowania cel, przepraszam - "sal", i depcąc nogami. I miał niewątpliwie powód ku temu, bo
krzyŜ jest zagroŜeniem systemu opartego na przemocy człowieka nad człowiekiem, tego co
realizowano wtedy w więzieniu i na czym - co tu duŜo mówić - więzienie polega.
Czy mimo wszystko nie moŜna godzić pewnych wartości? Czy sądzący i sądzeni wyrósłszy w tym
kraju z jednej strony na światopoglądzie marksistowskim, a z drugiej na światopoglądzie
religijnym, chrześcijńskim - podlegają tak róŜnej świadomości?
Mimo wszystko w naszej kulturze, w naszej świadomości trzeba się doszukać wspólnego
mianownika. NaleŜy zapytać, jaka jest świadomość prawa w Polsce. Do jakiej tradycji naleŜymy?
Czy moŜemy dopuścić, Ŝeby w ramach porządku człowiek mógł sam wartościować zgodność
postępowania władzy z prawem? Czy jemu to jest dane? Czy jemu to wolno, czy teŜ to jest
nieporządek i naleŜy to wyrugować?
Są dwie tradycje, do których się odwołujemy. Jest tradycja europejska basenu Morza
Śródziemnego - to jest tradycja, która mówi, Ŝe władza i prawo to nie jest toŜsamość, Ŝe władza
podlega prawu i Ŝe winna być wartościowana z punktu widzenia prawa. I jest druga tradycja,
bizantyjsko-azjatycka, która mówi: "Nie ma prawa poza władzą". Prawem jest to co robi władza.
Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: do jakiej świadomości przynaleŜymy, i wtedy wartościować
prawa tych ludzi.
Jest druga kwestia - jakie ma prawa jednostka ludzka? Czy takie, jak chce tradycja europejska, Ŝe
ma prawa takie, Ŝe wolno mu wszystko, z wyjątkiem tego, Ŝeby nie naruszać identycznych praw
drugiego człowieka i nie wolno mu robić tego, co prawo zabrania? Czy teŜ ta tradycja, o której
mówiłem - druga, która mówi, Ŝe człowiekowi nie wolno nic, z wyjątkiem tego, na co władza
zezwala?
Te pytania są otwarte, proszę Sądu. Ja nie mówię po to, Ŝeby tu coś tylko kontrastować, mówię,
Ŝeby tu coś pogodzić, bo w róŜnych sytuacjach róŜnie moŜna patrzeć, ale w końcu trzeba coś
wybrać. Trzeba w końcu odpowiedzieć sobie na pytanie: według czego człowiek Ŝyje, według czego
wartościuje i według czego sądzi?
13
Wracając do tego pasma tajemnic... JakŜe charakterystyczna dla analizy szczątkowej wywodu
prokuratorskiego jest tajemnica lecącej butelki, znamię ataku na funkcjonariuszy. Czy ten fakt miał
w ogóle miejsce, a jeśli tak, to czy nie było tak, jak z owym tajemniczym rzutem, czy teŜ
odrzuceniem taboretu? Butelkę tę miał, dziwnym zrządzeniem, czemu tenŜe kategorycznie
zaprzecza, rzucać internowany Kałudziński z dachu z najwyŜszego punktu ośrodka, gdzie się wspiął
dla nawiązania kontaktu wzrokowego z licznymi rodzinami bezskutecznie oczekującymi na widzenie
pamiętnego 14 sierpnia 1982 roku. TenŜe Kałudziński, który po "zapędzeniu" internowanych, a
raczej ich "zepchnięciu" do pawilonów, kiedy juŜ nie było, jak się wydawało, niepoŜądanych
świadków, został w sposób sadystyczny pedantycznie zmasakrowany przez funkcjonariuszy po
sadystycznej zabawie z tą ich ofiarą (z uŜyciem psa) - a pielęgniarki odwracały w szpitalu oczy
widząc potem tę zsiniałą, zmasakrowaną maskę ludzką, w jaką go obrócono...
Aby usprawiedliwić - nie, tego nie moŜna usprawiedliwić - aby stworzyć cień powodu dla interwencji
wobec Kałudzińskiego, który nigdy nie stawiał Ŝadnego oporu - zapewne w tym celu powstała ta
wersja o rzucie butelką.
Nie widział nikt, Ŝeby Kałudziński miał w ręku butelkę z pastą. Ta rzucona z najwyŜszego punktu
dachu ośrodka butelka się nie zbiła! Oto czarodziejska butelka! Doleciała do ziemi i się nie zbiła.
Świadek, który ten fakt podaje, najpierw mówi, Ŝe Kałudziński rzucał dwiema butelkami, a później
stwierdza, Ŝe nie widział, Ŝeby Kałudziński rzucił, ale widział tylko lecącą butelkę!
W ferworze pytań tak to wygląda, proszę Sądu. I albo przyjmiemy, Ŝe materiał dowodowy tak się
rysujący moŜna zbyć, celem podporządkowania orzeczenia w sprawie aktowi oskarŜenia, albo te
tajemnice wyświetlimy. Oczywiście zaleŜy to od Sądu.
Proszę Sądu - ja, jak widać, staram się Sądowi pomóc, dlatego teŜ jako skromny posługacz
Sprawiedliwości zakładam, Ŝe z naszą pomocą Sąd te tajemnice w sposób naleŜyty wyświetli. Nie
wiem, czy jest to jeszcze jedno złudzenie, czy teŜ stanie się to rzeczywistością.
Po przeprowadzonej rozprawie rysuje się kwestia bałamutności przedstawienia toku zdarzeń w
akcie oskarŜenia. Na przykład kwestia rzekomego przecięcia siatki wewnątrz ośrodka, które się
sytuuje jako wynik eskalacji agresji. Proszę spojrzeć na te zdjęcia z akt. Te zdjęcia to
niepodwaŜalny argument obrony i proszę przeczytać akt oskarŜenia. JakŜe jest on spreparowany
dla poparcia z góry załoŜonej tezy o winie internowanych. Tam się przedstawia zdarzenia w pewnej
hierarchii, która w rzeczywistości nie miała miejsca, w następstwie czasowym, które nie istniało...
Rozprucie, a raczej opadnięcie uprzednio przygotowanej w tym celu siatki miało bowiem miejsce w
fazie, kiedy funkcjonariusze bacznie obserwowali i stali vis a vis siedzących na stołkach i stojących
internowanych, którzy śpiewali i pokazywali znak, który nie wiem dlaczego stał się przedmiotem
zaciekłego zwalczania jako znak antypaństwowy - znak Viktorii, zwycięstwa człowieka. Christus
vincit ! Jest to w tej chwili znak antypaństwowy. Tak interpretują to stróŜe porządku!
"W końcu przecięli siatkę" - cytuję słowa prokuratora. To miało być w takiej konfiguracji ustawienia
wzajemnego funkcjonariuszy - czekających na rozpoczęcie akcji i internowanych, jak widać na
zdjęciach. Stali wszyscy i patrzyli na siebie wzajem, kiedy robiono zdjęcia, kiedy stali i patrzyli bez
jakiegokolwiek zakłócenia siatka nagle opadła, kiedy nie uczyniono Ŝadnego gestu, Ŝeby
przeszkodzić w opadaniu siatki... OskarŜeni twierdzą, Ŝe nie było moŜliwości, Ŝeby ta siatka nagle
opadła, Ŝe musiało to być kiedyś przez kogoś przygotowane... Ja nie mówię, Ŝe to było w ramach
prowokacji, bo i takie głosy daje się słyszeć, ale mówię, Ŝe nie moŜna tego przypisać Ŝadnemu z
internowanych. I Ŝe zarzut taki Ŝadnemu z internowanych nie został postawiony, Ŝe to z jego
działaniem wiąŜe się to, Ŝe siatka nagle opadła.
Ta po wielokroć umocniona siatka, siatka zabezpieczająca w zakładzie karnym, która nagle opada?
Wystarczy jeden drut przeciąć i taka siatka opada? Jest coś takiego, jak granice
prawdopodobieństwa sytuacyjnego, których tak jawnie przekraczać nie moŜna!
Ostatnia tajemnica jest tajemnicą najbardziej zagadkową - zwłaszcza w świetle postulowanej przez
prokuratora pełnej wiarygodności dowodu z zeznań podejrzanych świadków funkcjonariuszy mianowicie tajemnica skąd pochodziły obraŜenia oskarŜonych. Rozkaz uŜycia pałek zaistniał
dopiero - jak mówią jedni funkcjonariusze - przy wejściu do pawilonu, na jego łączniku. Ale na
przykład funkcjonariusz Gutowski kategorycznie temu zaprzecza: "Nie widziałem, aby
funkcjonariusze bili internowanych na łączniku. Nie wiem, gdzie byli bici internowani. Przy
14
forsowaniu barykady nie widziałem, aby bito internowanych. Na łączniku? - Nie!". OtóŜ moŜna to
wytłumaczyć jedynie tym, Ŝe po prostu świadek Gutowski nie mógł widzieć tego, co się dzieje na
łączniku, gdyŜ inaczej widziałby to, co inni jego koledzy. Ale jeŜeli świadek Gutowski nie mógł
widzieć bicia i nie widział bicia, to jakim cudem mógł nie widząc ani bicia, ani forsowania barykady
- widzieć, co się na tej barykadzie czy obok dzieje, kto się na niej znajduje i obciąŜać z tego tytułu
oskarŜonych? To się wyłącza nawzajem. JeŜeli bowiem jest to świadek wiarygodny, to pozostali
funkcjonariusze kłamią, to równieŜ i bicia nie było na łączniku i przy forsowaniu tak zwanej
"barykady" (dwa blaty stołów na krzyŜ, aby opóźnić wejście funkcjonariuszy, zanim internowani nie
pochowają się w swych celach) nie uŜywano pałek.
Co prawda rozumiem koncepcję prokuratora, według której nie było dwóch czy więcej faz zajścia,
bowiem według jego wersji, zmieniającej nawet tę z aktu oskarŜenia, opór internowanych trwał
cały czas, w związku z tym do godziny 1.00 w nocy naleŜało ten opór karać i łamać.
Co prawda świadek Mróz w przeciwieństwie do innych funkcjonariuszy mówi, Ŝe "naczelnik wydał
rozkaz uŜycia pałek po" - Po, proszę Sądu - przebiciu barykady w pawilonach", co by znaczyło,
jaka była miara oporu internowanych i dlaczego w rzeczywistości uŜyto pałek - nie w celu
przełamania oporu fizycznego, którego nie było, ale w celu przełamania oporu psychicznego - braku
uległości wobec władców.
Teraz staje się zrozumiała nowa koncepcja prokuratora, sprowadzająca się, wbrew wynikom
postępowania dowodowego, do stwierdzenia w końcowym przemówieniu permanentnego oporu
internowanych. Czemu ma ona słuŜyć? Ano temu, Ŝe trzeba chronić naczelnika - kapitana
Pobłockiego, który wydał rozkaz uŜycia pałek wtedy, kiedy w pomieszczeniu zamkniętym nie było
juŜ Ŝadnego oporu, jak i nie było go poza tą zaporą, szumnie zwaną "barykadą". Wydał go
sprzecznie ze znajdującym się w aktach regulaminem uŜycia pałek! Kapitana Pobłockiego trzeba
było chronić przed odpowiedzialnością karną. Ten świadek spoza Kwidzyna - świadek Mróz, jak i
inny świadek, niezaleŜny bardziej od wpływów swojej sytuacji - straŜak Gołuch, to najbardziej
wiarygodni przedstawiciele świadków funkcjonariuszy, których wiarygodność, według Prokuratury,
ma nie podlegać wątpliwości. Świadek Gołuch mówi, Ŝe na pawilonie były "ścieŜki zdrowia" i Ŝe było
widać poczynania "rycerzy w mundurach", a świadek Mróz dodaje rzecz charakterystyczną - Ŝe była
w tej kwestii narada. A więc dowiadujemy się, Ŝe przed dniem 14 sierpnia 1982 roku była narada o
tym, jak i kiedy uŜyć pałek wobec internowanych. Więc była narada, Ŝeby nie bić za wcześnie i
uŜywać pałki na rozkaz... O tym, Ŝe jest rozkaz uŜycia pałki tylko po przebiciu barykady, mówi się
w kontekście - Ŝe naczelnik Pobłocki przekazał ten rozkaz bramowemu, a on przekazał świadkowi.
Świadek Mróz dodaje, Ŝe "od funkcjonariusza dowiedziałem się, Ŝe "moŜe być z tego sprawa
karna". Jest to więc przestępstwo popełnione z premedytacją. Nie w ferworze sytuacyjnym. Tak
wynika z zeznań świadka Mroza (zeznanie z dnia 9 marca 1983 r.). Wynika to teŜ z akt przeciwko
funkcjonariuszom, przed dołączeniem których do akt niniejszej sprawy tak się Sąd wzbrania i to
mimo tego, Ŝe Prokuratura Wojskowa w swym piśmie znajdującym się w aktach naszej sprawy
stwierdza wyraźnie, Ŝe nie ma Ŝadnych przeszkód dla ujawnienia tego materiału w toku niniejszego
procesu!
Tak więc, jak udało mi się wykazać, niezgodne z rzeczywistością w świetle materiału dowodowego
jest przedstawienie i interpretacja zdarzeń przez prokuratora. Prokurator z pozycji dogmatycznych
starał się ten, zawierający tyle irracjonalizmu i tajemnic, materiał dowodowy, korzystając z
drastycznego ograniczenia przez Sąd prawa do obrony, przedstawić jako jednoznaczny. Kiedy pan
prokurator mówi: "zaatakowano funkcjonariuszy" - nieprawdziwość tego twierdzenia widać z
dołączonych zdjęć, gdzie udokumentowano najdrastyczniejsze momenty tego oporu internowanych
przed nagłą zmianą sposobu widzeń, przyznanych im w ramach uprawnień regulaminowych przez
poprzedniego naczelnika...
Kiedy pan prokurator mówi, Ŝe "powstała formalna walka między funkcjonariuszami i
internowanymi", to jeśli przez to pan prokurator rozumie, Ŝe walka formalna tylko była, a w
rzeczywistości jej nie było - to ma rację. Natomiast jeśli twierdzi, Ŝe była walka, to jest to jawnie
sprzeczne z materiałem dowodowym w sprawie.
Wreszcie, powiedzenie, Ŝe w zajściu dla osłony przed wejściem funkcjonariuszy w rynsztunku
bojowym na pawilony zbudowano barykady w drzwiach - jest prawdą, ale powiedzenie, Ŝe
15
uwięziono dwóch straŜników jako zakładników - jest niezgodną z rzeczywistością insynuacją!
PrzecieŜ jeden z tych straŜników, którzy mieli być uwięzieni, mówi, Ŝe najpierw przyszedł jeden z
przestraszonych internowanych, zapukał do drzwi niemal przepraszająco, Ŝe śmie niepokoić, i
poprosił, Ŝeby mu celę otworzyć, bo cela jest zamknięta, a on chce się schować w swej celi przed
następującymi funkcjonariuszami. To jest w aktach sprawy - proszę Sądu, proszę to odnaleźć i
powołać się na to w uzasadnieniu przeczenia, bardzo o to Sąd proszę...
Tyle, jeśli chodzi o to, jak się rysuje stan faktyczny sprawy w świetle materiału dowodowego.
JeŜeli chodzi o interpretację prawną: przyłączam się do wywodów w tym zakresie moich kolegów
poprzedzających moje wystąpienia. Wypada jednak raz jeszcze podkreślić absurd kwalifikacji tej
zwykłej akcji protestacyjnej wywołanej z winy nowego naczelnika Zakładu Karnego w Kwidzynie,
lub celowo zamierzonej jako protest dla działań odwetowych - jako sabotaŜu sui generis z art. 46
ust. 6 dekretu o stanie wojennym. Przepis ten brzmi "kto w celu przeprowadzenia strajku lub akcji
protestacyjnej niszczy, uszkadza lub czyni niezdatnym do uŜytku zakład lub urządzenia albo
uniemoŜliwia lub utrudnia prawidłowe funkcjonowanie zakładów, urządzeń lub instytucji, podlega
karze pozbawienia wolności od roku do lat 10 i podlega karze grzywny".
Proszę raz jeszcze popatrzeć na te zdjęcia, na zakres tej akcji protestacyjnej i odpowiedzieć sobie
na pytanie: czy śpiewanie Polskiego Hymnu Narodowego i palce wzniesione w górę ze znakiem
viktorii to jest to, co utrudnia albo uniemoŜliwia prawidłowe funkcjonowanie tej znakomitej
instytucji z jej zakładami i urządzeniami, jaką jest Zakład Karny i Ośrodek dla Internowanych w
Kwidzynie?
Odpowiedź na to pytanie więcej powie o Sądzie, niŜ o tej sprawie!
*
Proces trwał od 2 marca do 23 maja 1983 roku. Na ławie oskarŜonych zasiedli: Władysław
Kałudziński, Zygmunt Goławski (Andrzej Goławski, ze względu na zły stan zdrowia, został
wyłączony z tej sprawy), Mirosław Duszak, Andrzej Bober, Adam Kozaczyński i Radosław Sarnicki.
Wobec wszystkich oskarŜonych zapadły wyroki skazujące: na rok, 1,5 lub 2 lata więzienia i kary
grzywny.
Wszyscy odwołali się od tego wyroku, ale poniewaŜ 22 lipca Sejm PRL zniósł stan wojenny i
ogłoszono amnestię, więc sąd II instancji umorzył postępowanie na tej podstawie. Kwidzyniacy
uznali, Ŝe amnestia dotyczy przestępców i domagali się wyroku uniewinniającego.
Na przełomie lat 1989 - 1990 wnieśli do Sądu NajwyŜszego rewizję nadzwyczajną i uzyskali wyrok
uniewinniający.
***
W sierpniu bieŜącego roku przypada 25 rocznica pamiętnej pacyfikacji w Ośrodku Internowania w
Kwidzynie. Szerzej o tym, a takŜe o przebiegu internowania działaczy solidarnościowych,
przebywających w Ośrodkach Internowania w Kwidzynie i Iławie, opowiadają uczestnicy tamtych
wydarzeń w dwóch ksiąŜkach, wydanych przez Stowarzyszenie "Pro Patria" i Warmińskie
Wydawnictwo Diecezjalne: "Kwidzyn. W niewoli brata mego... Stan wojenny", oprac. Bogusław
Kazimierz Gołąb i Władysław Kałudziński, Olsztyn 2005; "Internowani w Iławie (1981-1982)" oprac.
Władysław Kałudziński, Olsztyn 2006.
Jako uzupełnienie wydanych ksiąŜek publikujemy w niniejszym "Biuletynie" mowę obrończą mec.
Piotra Andrzejewskiego (obecnie senator RP).
"Biuletyn Informacyjny Pro Patria" opracowała
i przygotowała do druku ElŜbieta Cieśniarska
16

Podobne dokumenty