Czy Polska powinna być krajem wolnym od GMO? (II)

Transkrypt

Czy Polska powinna być krajem wolnym od GMO? (II)
Czy Polska powinna być krajem
wolnym od GMO? (II)
Celem technik inżynierii genetycznej jest wprowadzenie genu jakiegoś
gatunku, najczęściej bakterii do DNA drugiego gatunku, w celu
otrzymania u drugiego organizmu żądanej, wprowadzanej cechy. Za
przykład może służyć wytwarzanie pestycydu przez kukurydzę, który w
naturalnym środowisku jest wytwarzany przez bakterię.
Można zrobić to w sposób losowy na dużej ilości komórek przy użyciu pistoletu
genowego i później wybrać tylko te komórki które uległy transformacji, a resztę
pominąć. Taką technikę nazywa się mikrowstrzeliwaniem. Zasada
mikrowstrzeliwania opiera się na użyciu mikropocisków z wolframu lub złota,
opłaszczonych DNA, które po rozpędzeniu do prędkości około 400 m/s są zdolne
do penetracji komórek. Sposób ten jest prosty do wykonania a także prostoty w
działaniu. Proces wprowadzania DNA jest czysto fizyczny, więc możliwa jest
transformacja każdej komórki, dowolnego gatunku, a ograniczeniem w tym
przypadku jest jedynie zdolność tkanki do regeneracji. Bardzo dużą zaletą tej
techniki jest fakt, iż można nią umieścić praktycznie nieograniczony rozmiar DNA
– na mikropocisku można umieścić wiele plazmidów. W wyniku konktameryzacji
nie rozdzielają się one i ulegają wbudowaniu w jednym locus, co zapobiega
rozdzieleniu ich w trakcie mejozy.
Nie jest to metoda doskonała. Jest to technika transferu bezpośredniego, co wiąże
się z mniejszą wydajnością i często nietrwałym wbudowaniem informacji
genetycznej, a przecież na tym nam zależy. Ważną wadą są też liczne rearanżacje
oraz fragmentacja insertu podczas integracji, co wiąże się bezpośrednio z
działających na niego sił w trakcie wstrzeliwania. Powoduje to ograniczenia w
rozmiarze pojedynczej nici DNA. W efekcie z wielu komórek tylko nieliczne nadają
się do użycia, a z nich cześć może powodować wzrost uszkodzonej rośliny.
Tylko czy naprawdę interesuje nas czy roślina której produkty zjadamy (bez
szkody dla organizmu) jest zdrowa? Kurczaki karmi się w wielu przypadkach
mączką rybną, co gwałtownie obniża ich standard życia ale nie powoduje
zmniejszonego spożycia ich mięsa. Można więc powiedzieć, że taka roślina jest
niepełnosprawna, a niepełnosprawnością nie da się „zarazić”.
W celu odróżnienia komórek do których gen został wprowadzony od reszty stosuje
się markery antybiotykowe dodawane do wprowadzanych genów. W efekcie nasza
żądana komórka posiada odporność na użyty antybiotyk. Dla niektórych jest to
argument przeciw, lecz są to ludzie nieświadomi iż nie są to antybiotyki używane
w medycynie, a możliwość uodpornienia się na niego nie wpłynie na jakość ich
życia.
A co z hipoalergicznymi orzeszkami osiąganymi metodami genetycznych
modyfikacji? Mogą one zwiększyć standard życia wielu uczulonych ludzi oraz
zmniejszyć ilość zgonów nimi spowodowanych. Większość reakcji alergicznych na
orzeszki wywołuje 11 dobrze znanych molekuł. W teorii wystarczy pozbawić
orzechy genów odpowiedzialnych za tworzenie tych cząsteczek by stworzyć
odmianę, która będzie wywoływała mniejsze reakcje. Odpowiedź organizmu na
alergenne białka jest różna, niektóre powodują ostrzejsze reakcje alergiczne niż
inne. W tym celu zespół biologów Ozias-Akins wykorzystał pistolet genowy, by
roślina przestała produkować niechciane przez nas białka. Takie operacje mogą
zaowocować zakłóceniem rozwoju rośliny, zmienić jej smak czy zwiększyć
podatność na infekcję – ale testy wykazały, że modyfikacje wprowadzone przez
zespół Ozias-Akins nie miały żadnych istotnych efektów ubocznych. To był dopiero
początek projektu i otrzymane produkty nie były całkiem hipoalergiczne, ale to i
tak poważny argument za GMO.
Niektórzy uważają, że prowadzone badania naukowe nie są wystarczające by
udowodnić nieszkodliwość GMO. Według mnie negatywny wynik też jest
wynikiem, w tym wypadku oznaczającym brak szkodliwości GMO dla człowieka
czy środowiska. GMO są poddawane wielu rygorystycznym badaniom zanim
zostaną dopuszczone do sprzedaży, wielokrotnie dokładniejszym niż to, co jest
sprzedawane jako GMO-free a stanowi towar nieraz niskiej jakości, często
wytwarzany ze szkodą dla środowiska i w najlepszym wypadku bez smaku czy bez
witamin, które powinny tam się znajdować. Są jednak dowody na szkodliwość
GMO: w rok 2008 – badania zlecone przez Austriacką Agencję ds. Zdrowia i
Bezpieczeństwa Żywności wykazały, że karmienie myszy kukurydzą GM
przyczynia się do zmniejszenia płodności oraz mniejszej masy zwierząt. W 2009
roku Włoski Narodowy Instytut Badań nad Żywnością i Żywieniem podał, że
kukurydza GM jest szkodliwa dla badanych myszy. Zaburzenia dotyczyły głównie
odporności. By obiektywnie spojrzeć na te wyniki należy pamiętać, iż myszy i
szczury są dużo mniejszymi organizmami niż my, o nieco odmiennej fizjologii, a
badań na większych zwierzętach czy prób na ludziach nie było. Oznacza to więc iż
istnieje prawdopodobieństwo ale nie wiadomo jak małe/duże. Zwłaszcza iż istnieją
dowody fałszowania danych przez przeciwników GMO. Przykładowo pracujący w
Wielkiej Brytanii Węgier Arpad Pusztai, celowo wprowadził do ziemniaków gen
produkujący szkodliwą dla zdrowia substancję. W efekcie szczury spożywające
zmodyfikowane ziemniaki umierały, tyle że na skutek modyfikacji przez badacza.
Między zwolennikami a przeciwnikami upraw GMO trwa spór w zakresie
bioróżnorodności, który wynika z różnej interpretacji tego pojęcia. Zwolennicy
upraw GMO uważają, że dla rolnika bioróżnorodność jest czynnikiem
negatywnym, gdyż zależy mu żeby a polu kukurydzy rosła tylko kukurydza, bez
zbędnych roślin będących chwastami. Owszem, różnorodność biologiczna nie
polega na tym, że poza uprawianą rośliną na polu rosną chwasty, ale na tym, że
różni rolnicy mogą uprawiać różne odmiany tych roślin i w przypadku choroby nie
zostaną zniszczone wszystkie uprawy lecz jedynie ich część. Ta sama zasada
dotyczy obserwowanych zmian klimatycznych. Dzięki zachowaniu różnorodności
biologicznej może okazać się, że jedne z odmian dobrze znoszą nowe warunki
klimatyczne a inne źle. Wtedy uprawia się te lepiej przystosowane. Tylko jak to się
ma do zwiększenia bioróżnorodności? Czy nie chodzi o to, żeby mieć co jeść?
Dla mnie bioróżnorodność to nie tylko uprawy, a raczej w małym stopniu uprawy.
Tradycyjne czy GM uprawy powodują zmniejszenie terenów dla zwierząt,
wymieranie gatunków owadów i wyjaławianie gleby. A jeśli choć część z
negatywnych skutków da się ograniczyć poprzez genetyczne modyfikacje, to ja
jestem za GM. Głupotą więc jest argumentowanie potrzeby uprawiania różnych
gatunków roślin uprawnych jakoby to było nie na rękę firmie Monsanto, która
opatentowała odmiany Climate Ready, które są odporne na zmiany klimatyczne,
głównie susze i ulewne deszcze. Należy jednak pamiętać iż decyzja należy do
rolnika, korporacja nie wymusza kupna towaru, jeśli klient nie jest nim
zainteresowany.
Przeciwnicy narzekają na korporację, lecz tradycyjne nasiona też są w rękach
Monsanto. Wielkie koncerny biotechnologiczne (Monsanto oraz kilka innych)
wykupiły już prawie wszystkie firmy nasienne sprzedające nasiona tradycyjne. Tak
więc rynek nasion tradycyjnych jest w tych samych rękach, które produkują GMO.
Mogą nie tylko decydować o cenie nasion GM, ale również nasion bez
genetycznych modyfikacji. Jest tylko jedna ważna różnica: na GMO mają patent, a
na tradycyjne nie, więc rolnik ma prawo podjąć decyzję czy je wysieje czy nie. W
tych samych rękach są też firmy transportowe. Obecnie cały światowy transport
żywności jest w rękach kilku wielkich korporacji, między innymi Cargill (w której
Monsanto wykupiło część udziałów, między innymi odpowiedzialnych za
dystrybucję na terenie Europy). Zatem Monsanto zarabia również na transporcie
GMO, czyli ma możliwość kontroli i narzucania swoich cen.
Cały czas toczy się walka o prawa konsumenta do wyboru, tyle, że konsument
obecnie nie ma wyboru, gdyż GMO na naszym rynku po prostu nie istnieje. W
Polsce nie ma przemysłowych upraw roślin transgenicznych. Na rynku polskim
jednakże znajdują się komponenty i produkty GMO (soja), sprowadzane zza
granicy. 8 września 2004 roku Komisja Europejska zezwoliła na dopuszczenie na
unijny rynek nasion zmodyfikowanych genetycznie roślin uprawnych. Było to aż
17 odmian kukurydzy linii MON 810, należące do często wspominanego koncernu
Monsanto. Każde państwo może wprowadzić poprawkę do unijnej ustawy i
zakazać uprawiania genetycznie zmodyfikowanej kukurydzy mimo odgórnej zgody
UE. Teoretycznie. Należy pamiętać iż jest to wyjątek od ustawy. Zasada brzmi, że
jeżeli produkt został dopuszczony do obrotu w UE, to państwa członkowskie nie
maja prawa go ograniczać. Państwo członkowskie może uzyskać uprawnienie do
tymczasowego ograniczenia lub zakazania stosowania lub sprzedaży nasion GM i
produktów zawierających GMO, jeśli w świecie naukowym pojawią się informacje
dające podstawy by stwierdzić iż organizmy modyfikowane genetycznie mogą
stanowić czynnik ryzyka dla środowiska lub ludzi.
Obecnie wiadomo jedynie o jednej uprawie kukurydzy GM, która została odkryta i
zbadana w 2010 roku. Niektórzy uważają, iż takich upraw jest więcej, ale ma to na
celu wprowadzenie społeczeństwa w błąd, że nie mamy wyboru. Nie mamy, ale w
druga stronę. W całej Unii Europejskiej uprawy genetycznie modyfikowanych
organizmów stanowią jedynie 0, 06 proc. wszystkich upraw. Poza tym istnieją
opinie, iż sprzeciwiając się uprawom GMO, „sprzeciwiamy się czemuś
zdecydowanie większemu: sprzeciwiamy się kontroli korporacji nad system
powiązań rolno-spożywczych, walczymy o tradycyjne, rodzinne rolnictwo, zdrowe
jedzenie i naturalną różnorodność”. Jak wspomniałam wcześniej, to jedno wielkie
kłamstwo. Rolnictwo, nawet to tradycyjne jest uzależnione od wielkich korporacji,
od których uciec już się nie da.
W Polsce istnieje ruch noszący dumną nazwę „Strefy Wolne od GMO”. Są to akcje
zorganizowane przez organizacje rządowe i pozarządowe, a także przez rolników,
które sprzeciwiają się sprzedaży żywności transgenicznej i uprawie roślin, które
uległy modyfikacjom genetycznym. Strefą jest obszar w obrębie którego rośliny
modyfikowane genetycznie nie są uprawiane, przetwarzane, ani sprzedawane.
Może to być zarówno województwo jak i powiat czy miejscowość, a nawet tak
mała powierzchnia jak sklep. Po raz pierwszy „Strefy Wolne od GMO” pojawiły się
w Małopolsce, zadeklarowane przez rolników z rejonu Stryszowa. Zdecydowała
się na utworzenie strefy także w dniu 27 września 2004 cała gmina Chmielnik z
woj. Podkarpackiego. Została wtedy przyjęta uchwała w sprawie stanowiska
dotyczącego ogłoszenia Strefy Wolnej od GMO na terenie niniejszego
województwa. Należy podkreślić, że uchwalenie strefy wolnej od GMO nie
oznacza zakazu, nie mają one charakteru prawa miejscowego, więc nie
zobowiązują rolników do porzucenia myśli o uprawie genetycznie
zmodyfikowanych odmianach roślin. To jedynie stanowisko organów, które tę
uchwałę uchwaliły.
Unia Europejska stara się być bardzo ostrożna, kieruje się „zasadą ostrożności”,
zgodnie z którą musi uważać na to na wprowadzenie czego się zgadza na teren
krajów Unii Europejskiej, w tym nowych, niesprawdzonych technologii, wobec
których istnieje obawa, że mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia ludzi. Lecz
znajduje się także pod wpływem Światowej Organizacji Handlu (World Trade
Organisation WTO), której zależy na zliberalizowaniu rynku GMO i naciska na
UE. Tak więc urzędnicy są pod wpływem silnego lobby firm agrochemicznych,
którym zależy na sprzedaży produktów, za stworzenie których zapłacili duże
pieniądze. Często te duże koncerny mają silne poparcie USA i WTO. UE znalazła
się więc miedzy młotem a kowadłem, między sprzeciwem obywateli przeciwko
GMO a zasadą „wolnego handlu”, którą łamią nie zezwalając korporacjom
agrochemicznym na możliwość sprzedawania produktów. Na razie niewielka ilość
nasion modyfikowanych genetycznie posiada licencję na sprzedaż, a państwa
członkowskie nie mogą blokować dystrybucji tych nasion bez dowodów
szkodliwości.
Restrykcyjne przepisy UE dotyczące GMO powodują, że przed dopuszczeniem do
obrotu lub uprawy nie tylko organizm, ale i każda nowa transformacja jest
szczegółowo badana pod każdym względem. Są to badania dużo dokładniejsze niż
te, którym poddawane są rośliny konwencjonalne. Ponadto istnieją choroby,
którym konwencjonalne rośliny nie potrafią się oprzeć, na przykład groźne grzyby.
Na przykład niegroźne z pozoru orzeszki ziemne są infekowane przez rakotwórcze
aflatoksyny. Transgeniczne orzeszki pod tym względem są bezpieczniejsze, gdyż
są na nie uodpornione.
Jeśli idzie o tę kwestię, to bardzo silne emocje w Polsce budzą obecnie dwie
ustawy: o nasiennictwie i o paszach, pochodzące z 2006 roku. Ustawy te zakazują
w naszym kraju zarówno handlu ziarnami GM jak i importu pasz, które zawierają
komponenty GM. Komisja Europejska uważa, że przepisy ustawy o paszach łamią
prawo unijne, gdyż ograniczają dostęp do produktów, które są dopuszczone do
obrotu na rynku unijnym. Komisja Europejska zaskarżyła za to Polskędo unijnego
Trybunału Sprawiedliwości . Chodzi o ustawę, która miała wejść w życie w 2008
roku, a dzięki organizacjom typu Greenpeace wejdzie dopiero z początkiem 2013
roku.
Przeciwnicy GMO uważają, że wraz z ustanowieniem Ustawy o Nasiennictwie
drzwi dla GMO zostaną otwarte. Nazywają ją nawet „Koniem Trojańskim”, który
zezwala na uprawę roślin transgenicznych, mimo iż łamie to prawo zawarte w
ustawie dotyczącej GMO z 2001 roku, która tych upraw zakazuje. Pozwalałaby
ona na to by zmodyfikowane nasiona oficjalnie trafiły na polską listę nasienną, co
wiązałoby się z zezwoleniem firmom agrotechnicznym jak i rolnikom na oficjalne
hodowanie transgenicznych roślin. Ustawa została latem zawetowana przez
prezydenta. Nie było w niej zapisów regulujących uprawy genetycznie
modyfikowanych roślin, a jedynie te, które dotyczyły sposobu rejestracji oraz
ytwarzania materiału siewnego, przede wszystkim tradycyjnych odmian roślin.
Co zatem powinno się mieścić w nowej ustawie, aby mogła pogodzić stanowiska
zwolenników i przeciwników ustawy? Uprawy GMO powinny odbywać się tylko w
specjalnych, wydzielonych strefach, izolowanych od innych upraw. Rolnik
zamierzający utworzyć strefę powinien odpowiedzialność cywilną za ewentualne
hybrydy (organizmy mające materiał genetyczny więcej niż 1 gatunku).
Dodatkowo ma zostać wprowadzony obowiązek znakowania żywności
wyprodukowanej z udziałem GMO. Resort rolnictwa żąda, by na jednej trzeciej
powierzchni opakowania żywności znajdowało się wyraźne oznakowanie, że jest to
produkt z GMO. Moim zdaniem jest to przesada. Skoro chcą umieszczać tak
obszerne informacje o GMO, to niech zamieszczają także te o obecności środków
o udowodnionej szkodliwości dla organizmu już znajdujących się w żywności.
Obecnie obowiązujące prawo zmusza jedynie do obowiązku informowania na
opakowaniu ,że dany produkt jest genetycznie zmodyfikowany. Jak
zmodyfikowany jest tylko jakiś składnik to przy jego nazwie umieszczana jest o
tym informacja, a tego większość osób nie czyta. Na terenie całej Unii funkcjonuje
obowiązek znakowania wszystkich produktów zawierających GMO. W przepisach
znajduje się jednak luka, która pozwala na nie umieszczanie informacji jeśli
produkt był wykonany ze zwierzęcia karmionego paszą GM. Akurat w tym
przypadku się zgodzę, ludzie maja prawo wiedzieć co przyswajają. Ponad 90%
Polaków domaga się znakowania. W ogóle w Europie nie do zaakceptowania byłby
model amerykański, w którym producenci nie muszą informować nabywców, że
ten piękny indyk czy soczyste winogrona, które włożyli do koszyka to żywność
modyfikowaną genetycznie.
Jak więc zdecydować co jest najlepsze dla naszego kraju? Przeciwnicy będą
podawać przykład azbestu, który w zamierzchłych czasach uważany był za
bezpieczny (a dzisiaj stanowiący przekleństwo), czy sadzawek wypełnionych
rtęcią, w których lubowała się szlachta, mrożących krew w żyłach każdemu choć
nieco świadomego konsekwencji takiej kąpieli. Zwolennicy podadzą długą listę
wynalazków, jak telefony komórkowe, które z początku budziły spore, niemal
nieuzasadnione obawy, a dziś nie potrafimy bez nich żyć.
Z pewnością upowszechnianie GMO wiąże się z ryzykiem. Czy warto je
podejmować? Moim zdaniem tak. Polski rolnik ma prawo być konkurencyjny na
rynku. Poza tym moim zdaniem GMO zagrożenie stanowi tylko dla alergików, gdyż
mogą znaleźć substancje ich uczulające w produktach, o które do tej pory nie
musieli się martwić. Poza tym na miejscu tłumu ludzi bardziej martwiłabym się o
wszechobecne antybiotyki dodawane do pasz zwierząt i hormony niż o coś, co
wychodzi spod rąk specjalisty biotechnologa.
Czy Polska i Europa powinny być wolne od GMO?
Data publikacji: 28.01.2012r.

Podobne dokumenty