Głos nr. 6 (2016)
Transkrypt
Głos nr. 6 (2016)
Wojna: Komputery będą decydowały, kto zginie GŁOS $ 877 mln Sorosa na krach na giełdzie Zapomniany wywiad Krall z Geremkiem Najlepsze komentarze tygodnia! BÓG Zaprenumeruj do domu GŁOS! Rodzina Ojczyzna Uwaga Polacy w Chicago: 23-31.08.2016 Od nr 7 GŁOS w Chicago będzie dostępny tylko w prenumeracie tel. 416.993.3143 Adres i szczegóły na str. 2 na dole No. 6 Toronto Jezus Chrystus nie był Żydem Tygodnik dla osób myślących Benjamin H. Freedman żydowski historyk “Common Sense” (Zdrowy rozsądek) 2.1.53 i 5.1.59 Tzw. Żydzi oszukali chrześcijan w najbardziej bezbożny sposób w historii, uważany za najskuteczniejszą broń. Ta technika ‘wielkiego kłamstwa’ pierze mózgi amerykańskich chrześcijan, by wierzyli, że Jezus Chrystus był „Królem Żydowskim,” w tym sensie, że tzw. dzisiejsi ‘Żydzi’ nazywają się ‘Żydami.’ Określenia tego użyto po raz pierwszy Cena 1.50 SPECJALNA ZNIŻKA za 1 rok! tzw. Żydzi porwali wyraz ‘Żyd’ w XVIII w., by przypodobać się chrześcijanom, że wiąże ich pokrewieństwo z Jezusem Chrystusem. To rzekome pokrewieństwo bierze się z mitu o ich wspólnym pochodzeniu z tzw. ‘Żydami’ z ziemi świętej historii Starego Testamentu, fikcji opartej na podejrzewają, że pierze im się mózgi przez 24 godziny każdego dnia w radio i telewizji, gazetach i czasopismach, w filmach i sztukach, w książkach, robią to przywódcy polityczni już na stanowiskach i ich szukający, przywódcy religijni z ambon i na zewnątrz kościołów, liderzy w dziedzinie edukacji i poza zajęciami programowymi, oraz wszyscy liderzy w biznesie, profesjach i finansach, dbający o bezpieczeństwo ekonomiczne, którzy wysługują się tzw. „Żydom” historycznie pochodzenia chazarskiego. Niczego nie podejrzewających chrześcijan ustawia się po drugiej stronie zapory, utrudniającej im dostęp CZY BIALI ROBOTNICY USA ZATOPI¥ KRYPÊ GLOBALIZMU? W Robert Kościelny Filadelfii podczas czterodniowej Narodowej Konwencji Demokratów Hillary Clinton otrzymała oficjalną nominację kandydata partii na prezydenta USA. Jak zauważył Curtis Ellis w artykule zamieszczonym w „World Net Daily” („WND”), po konwencji w Filadelfii demokraci mają poważny problem, bowiem ich kandydatka Hillary Clinton jest oderwana od problemów, którymi żyje znaczna część jej potencjalnych wyborców. Zarówno Hillary, jak i Obama wyśmiali hasło Trumpa, który obiecuje, że „uczyni na powrót Amerykę wielką”, stwierdzając, że Ameryka już jest wielka, ale optymizm ten trudno się sprzedaje w stanach, w których byli pracownicy fabryk nie mieli od dziesięcioleci godziwych zarobków - pisze autor tekstu w „WND”. w angielskim tłumaczeniu Starego i Nowego Testamentu, setki lat zanim legendzie. Amerykańscy chrześcijanie mało Niedawno pisał o tym były publicysta „Wall Street Journal” Thomas Frank, ujawniając w swej nowej książce “Listen, Liberal” - jak lewactwo, z rodziną Clintonów i Wall Street na czele, od lat wyniszcza białą klasę robotniczą w USA, obawiając się jej determinacji w walce z globalizmem. cd. na str. 12 Prezydent Obama swym optymizmem dzielił się również podczas niedawno udzielonego wywiadu, którego treść opublikował magazyn „Bloomberg Businessweek”. Stwierdził, że jest urodzonym optymistą, jeżeli chodzi o perspektywy amerykańskiej i światowej ekonomii. Amerykańska gospodarka nie tylko się rozwija, ale stać ją na to, aby „wzrastać jeszcze szybciej”. Jednak dobre samopoczucie Hillary i Baracka okazuje się nie mieć związku z rzeczywistym stanem gospodarki amerykańskiej. Jak pisze Ellis, już następnego dnia rano po konwencji demokratów Departament Handlu zadał kłam optymistycznym deklaracjom padającym ze sceny w Filadelfii, ogłaszając, że amerykańska ekonomia jest właściwie w stagnacji. Wzrost w drugim kwartale był bardzo anemiczny i wyniósł dok. na str. 5 STRONA 2 POLSKA - ŚWIAT G£OS nr 6 23-31.08.2016 Renzi, Hollande i Merkel rozmawiają o przyszłości UE Włoski premier Matteo Renzi, prezydent Francji Francois Hollande oraz kanclerz Niemiec Angela Merkel spotkali się na wyspie na Morzu Śródziemnym, by rozmawiać o przyszłości Unii Europejskiej po brytyjskim referendum ws. Brexitu w czerwcu br. “Łatwo jest obwiniać Europę o wszystkie problemy. Trudnej jest poszukiwać sposobu budowy Europy, która będzie zwracać więcej uwagi na wartości niż na finanse” - napisał Renzi na Facebooku, wyjaśniając powody zwołania miniszczytu. Zorganizowano go na niewielkiej wyspie Ventotene na Morzu Tyreńskim, między Rzymem a Neapolem. Miejsce wybrano nieprzypadkowo: to tam, w faszystowskim więzieniu, dziennikarz Altiero Spinelli został w 1941 r. współautorem “Manifestu na rzecz Europy wolnej i zjednoczonej”, który stał się jednym z dokumentów ideowych integracji europejskiej, sam zaś Spinelli jest uważany za jednego z ojców Unii Europejskiej. Po spotkaniu zorganizowano konferencję prasową na włoskim lotniskow- cu “Giuseppe Garibaldi”. Spotkanie w podobnym formacie przywódców Niemiec, Francji i Włoch odbyło się już 27 czerwca, tuż po referendum ws. Brexitu. Politycy wezwali wówczas do “nowego impulsu” w Unii Europejskiej. By stawić czoło wyzwaniom Brexitu, Francja i Włochy opowiadają się za dalszym zacieśnieniem integracji zwłaszcza w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony - pisze AFP, podkreślając, że Niemcy wspierają np. zamiar powołania wspólnej straży granicznej UE. Hormonalny doping, a może jeszcze większe oszustwo? Czy Joanna Jóźwik na pewno rywalizowała tylko z kobietami? gnięcia pierwszego miejsca - powiedział lekarz. Nie milkną echa olimpijskiego finału biegu kobiet na 800 metrów, po którym polska zawodniczka Joanna Jóźwik skrytykowała bierność międzynarodowej federacji lekkoatletycznej wobec podejrzeń afrykańskich medalistek o niedozwolone praktyki. - Używanie testosteronu przez kobiety może być perfidną formą dopingu - przyznał w wywiadzie telewizyjnym lekarz, prof. Paweł Januszewicz. - Testosteron jest hormonem walki. Wpływa na siłę mięśniową i "męską" psychikę, agresję, która pcha do osią- Joanna Jóźwik po biegu stwierdziła, iż, że „trzy zawodniczki, które były na podium, wzbudzają bardzo dużo kontrowersji”. Co jest przyczyną tych niejasności? „Mają po prostu bardzo wysoki poziom testosteronu, podobny do męskiego, dlatego wyglądają jak wyglądają i biegają tak jak biegają”. Reprezentantka Polski miała też stwierdzić, iż czuje się srebrną medalistką wyścigu. Zwyciężczyni, repre- Przewodniczący MKOl Thomas Bach oficjalnie zamknął na stadionie Maracana w Rio de Janeiro Igrzyska XXXI Olimpiady. Następne odbędą się za cztery lata w Tokio. Zgasł znicz, który podczas trwających 16 dni zawodów znajdował się w centrum miasta. "To były cudowne igrzyska w cudownym mieście" - oświadczył Bach. Nie użył jednak tradycyjnej formuły o zamknięciu "najlepszych igrzysk w historii". Nie padła ona także w Atenach, Pekinie i Londynie. Na trybunie honorowej zasiadło ośmiu szefów państw, w tym premier Japonii Shinzo Abe. Zabrakło pełniącego obowiązki prezydenta Brazylii Michela Temera, wygwizdanego podczas ceremonii otwarcia imprezy, który "spędza weekend w Brasilii". Przy dźwiękach samby i przy padającym deszczu sportowcy weszli na stadion nie w delegacjach państw, jak podczas ceremonii otwarcia, ale wszyscy razem. Poprzedzili ich niosąc flagi swoich państw chorążowie. Biało-czerwoną trzymała srebrna medalistka olimpijska w kajakarstwie Marta Walczykiewicz. Maratończycy startują ostatniego dnia igrzysk i tradycją staje się dekorowanie ich podczas uroczystości zamknięcia. Złoty medal zawisł na szyi Eliuda Kipchoge, dla którego zagrano hymn Kenii. W igrzyskach w Rio de Janeiro, które po raz pierwszy odbyły się w Ameryce Południowej, startowało około 10,5 tysiąca sportowców z rekordowej liczby 206 krajów. Rywalizację zdominowali reprezentanci trzech krajów: USA, Wielkiej Brytanii i Chin. Razem zdobyli 99 z 306 złotych medali. Polacy wywalczyli 11 medali, o jeden więcej niż w Atenach, Pekinie i Londynie. W tym dorobku były jed- zentantka RPA, Caster Semenya, zanotowała znacznie wyższy poziom testosteronu niż występujący przeciętnie u kobiet. - Jeśli jest go trzy razy więcej, nagle się okazuje, że kobieta może mieć poziom tego hormonu na wysokości najniższych wartości występujących u mężczyzn - powiedział prof. Januszewicz. - Możemy mieć do czynienia z bardzo perfidnym dopingiem - ocenił. Atmosfery wokół afrykańskich medalistek nie poprawiły rozpowszechniane w mediach społecznościowych fotografie mające przedstawiać Caster Semenyę w tradycyjnym męskim stroju afrykańskim i z… żoną. Igrzyska XXXI Olimpiady w Rio de Janeiro zakończone GŁOS Tygodnik - Weekly Magazine 52 Mabelle Ave. Unit 612 Toronto, Ontario M9A 4X9 tel. 416.993.3143 [email protected] Wydawca: Głos Publishing Redaktor naczelny: Wiesław Magiera Publicyści: Grzegorz Braun, Stefan Skulski, Aleksander Szycht, Piotr Jakucki, Maria Pyż, Stanisław Michalkiewicz, Małgorzata Todd, Edward Dusza, Wiesław Cypryś, Jan Ciechanowicz, Jerzy Dąbrowski, Władysław Korowajczyk, Aleksander Szumański. nak tylko dwa złote (Anita Włodarczyk w rzucie młotem oraz Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj w wioślarskiej dwójce podwójnej), co przesądziło o odległym, 33. miejscu w klasyfikacji medalowej - najgorszym od igrzysk w 1948 roku w Londynie. Uwaga Czytelnicy z Chicago! Na razie nie jesteśmy w stanie dostarczać co tydzień tygodnika GŁOS z Toronto do Chicago. Prawdopodobnie wrócimy do tego na wiosnę 2017 r. Dziękuję bardzo za liczne telefony i słowa uznania za nasz profil i komentarze oraz punkty widzenia (różne, kontrowersyjne, ale zawsze “z prawej”), których jak zauważali nasi rozmówcy - nigdzie indziej nie można znaleźć. Kilku rodaków z Chicago zadeklarowało pomoc przy rozpowszechnianiu GŁOSU na rynku “Wietrznego Miasta”. Tymczasem zachęcamy Państwa do zaprenumerowania tygodnika GŁOS do domu. Niestety przesyłka pocztą z Kanady do USA jest droższa niż wewnątrz tych krajów (znaczek za jeden numer w dużej kopercie kosztuje $3). Jednak przez 1 rok oferujemy specjalną zniżkę i opłatę za 3 miesiące, pół roku lub rok, która pokryje głównie tę wysyłkę. Proszę spojrzeć na cennik poniżej. Wszystkim Rodakom w Chicago życzymy “Szczęść Boże” i liczymy na Wasze poparcie w publikowaniu treści, które służą Bogu, naszej Rodzinie najbliższej i tej której na imię Polska! Wiesław Magiera Publikowane teksty niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko redakcji. Nie odpowiadamy za treść ogłoszeń i publikowanych listów do redakcji. Nie wszystkie nadesłane listy są publikowane. Nie zwracamy materiałów nie zamówionych. Materiały własne oraz agencyjne i internetowe. Prenumerata do USA Specjalne ceny w 1 roku! Ekspresowo (w dużej kopercie) do USA na 3 miesiące $60, teraz: $45, pół roku - $115, teraz: $85 1 rok - $220, teraz: $160 Internetem pdf 1 rok - tylko $35 Proszę przesłać czek lub Money Order na: Glos Publishing Adres: 52 Mabelle Ave. Unit 612 Toronto, Ontario M9A 4X9 Canada POLSKA - ŚWIAT G£OS nr 6 23-31.08.2016 STRONA 3 Wojsko tureckie ostrzelało w Syrii pozycje Kurdów i dżihadystów Tureckie wojsko ostrzelało pozycje kurdyjskich bojowników i dżihadystów z Państwa Islamskiego (IS) w Syrii - podała turecka telewizja NTV. Zdaniem anonimowego przedstawiciela władz ma to pomóc w “otwarciu korytarza” dla przyszłej operacji. Turecka artyleria ostrzelała 20 razy obszary zajmowane przez kurdyjskich bojowników w mieście Manbidż w północnej Syrii. Wojsko atakuje także punkty obrony IS w mieście Dżarabulus w północno-zachodniej Syrii. Do ataku na IS wykorzystano haubice. “Celem (ostrzału artyleryjskiego) jest otwarcie korytarza dla operacji” – powiedział rozmówca agencji Reutera. Przedstawiciel kurdyjskich bojowników powiedział Reuterowi, że wspierani przez Ankarę syryjscy rebelianci planowali odbić z rąk IS Dżarabulus, zamykając tym samym Kurdom drogę na te obszary. Szacuje się, że atak na to miasto nastąpi z terytorium Turcji w najbliższych dniach. Przeprowadzić go mają oddziały Wolnej Armii Syryjskiej. Wcześniej tego dnia minister spraw zagranicznych Turcji Mevlut Cavusoglu zapowiadał, że Ankara zapewni wszelką możliwą pomoc w celu “wyczyszczenia” turecko-syryjskiej granicy z ekstremistów. Natomiast w zeszłym tygodniu szef tureckiej dyplomacji wyrażał oczekiwanie, że po odbiciu wcześniej w tym miesiącu z rąk IS syryjskiego miasta Manbidż kurdyjscy rebelianci wycofają się na wschód od rzeki Eufrat. Odpowiedzialne za zdobycie miasta Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), w których skład wchodzi kurdyjska milicja YPG (Ludowe Jednostki Samoobrony), były wspierane z powietrza przez międzynarodową koalicję dowodzoną przez USA. Władze w Ankarze uważają YPG za formację terrorystyczną z powodu związków z zakazaną w Turcji Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Natomiast USA uważają tych kurdyjskich bojowników za jednych z najbardziej skutecznych w walce z dżihadystami IS. Ta różnica zdań była wielokrotnie źródłem napięć na linii Ankara Waszyngton. Rosyjskie bombowce opuszczają Iran Władze Iranu oświadczyły, że Rosja przestała używać irańskiej bazy do nalotów w Syrii. Nastąpiło to tydzień po ogłoszeniu przez Moskwę, że jej bombowce korzystają z bazy w Iranie do rażenia bojowników w Syrii. – Rosja nie ma bazy w Iranie i nie stacjonuje tu. Rosjanie przeprowadzili operację i została ona zakończona – powiedział rzecznik irańskiego MSZ Bahram Gasemi. Wiadomość o wycofaniu rosyjskich samolotów z bazy w Iranie potwierdził cytowany przez rosyjską agencję Interfax rosyjski ambasador w Teheranie Lewan Dżagarian. – Obecnie w Hamadanie nie ma nikogo z naszych – podkreślił. Ambasador Rosji w Iranie zaznaczył w odpowiedzi na pytanie dziennikarzy, że nie widzi żadnych powodów do niepokoju i jeśli władze obu państwa uznają to za konieczne, celowe i zawrą stosowne porozumienia, to będzie możliwe wznowienie wykorzystania przez Rosjan bazy irańskiej. Wcześniej minister obrony Iranu Dehkan wypomniał Rosji sposób Prawdziwe poruszenie wśród obywateli wywołał dramatyczny apel niemieckich władz. Rząd wzywa Niemców do robienia zapasów jedzenia i wody pitnej, na wypadek ewentualnego kryzysu. Każda niemiecka rodzina ma być w stanie przetrwać co najmniej 10 dni dzięki zgromadzonym wcześniej produktom. Rząd zachęca Niemców do robienia zapasów. Na wypadek kryzysu. Z ustaleń „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” (niedzielnego wydania dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung”) po raz pierwszy od czasu zakończenia zimnej wojny niemieckie władze wystąpiły z oficjalnym apelem do obywateli o gromadzenie żywności na wypadek poważnego kryzysu. Rząd federalny planuje wdrożenie odpowiednich przepisów związanych z koncepcją obrony cywilnej. Program ma zostać przyjęty już w najbliższą - W obliczu medialnego szumu związanego z moimi wypowiedziami jestem winny Polakom komentarz zarówno w sprawie donosicielstwa posłanki Joanny Scheuring-Wielgus, prokuratury dla Tomasza Lisa, jak i mojej aktywności w przestrzeni medialnej - pisze na łamach tygodnika Warszawska Gazeta ks. Jacek Międlar. Posłowie Nowoczesnej oraz usługujący im dziennikarze dostali szału, ponieważ posłankę Joannę ScheuringWielgus, słynącą z błazenady w parlamencie, oskarżającą Jezusa o „okrucieństwo”, śmiałem określić mianem „konfidentki, zwolenniczki zabijania (aborcji) i islamizacji” oraz przypomnieć, że w czasach okupacji takim jak ona golono głowy. Niestety, pod dyktando wystukiwanego przez mainstream rytmu zatańczyli hierarchowie. informowania o używaniu irańskiej bazy do ataków na syryjskich bojowników. Określił to jako „rodzaj popisywania się i niedżentelmeńskiego zachowania”. Wg ministra, „Rosjanie chcą pokazać, że są supermocarstwem i krajem aktywnie zaangażowanym w sprawy bezpieczeństwa w regionie i na świecie”. Zaznaczył, że szerokie informowanie o atakach z bazy irańskiej to „popisywanie się”. „Róbcie zapasy jedzenia i wody pitnej”. W Niemczech panika. Rząd każe gromadzić żywność środę. Dokument zakłada możliwość zamknięcia poszczególnych ulic i wprowadzenia znacznych restrykcji i ograniczenia w ruchu drogowym, gdyby konieczny był transport wojska wraz ze sprzętem. Ponadto władze Niemiec po raz pierwszy od zakończenia zimnej wojny mówią o konieczności gromadzenia żywności i robienia zapasów składających się przede wszystkim z produktów o długim terminie przydatności do spożycia i wody, na wypadek ewentualnego zagrożenia oraz dużego kryzysu. Stosowne regulacje w tej sprawie opracował niemiecki resort spraw wewnętrznych. KS. JACEK MIĘDLAR: PRAWDA O PSEUDOELITACH JEST NAZYWANA „MOWĄ NIENAWIŚCI” Prezentujemy fragment tekstu duchownego z najnowszego numeru: Konfidentka, zwolenniczka zabijania i islamizacji Wciąż w III RP mówienie prawdy bez światłocieni jest określane mianem „mowy nienawiści”. Scheuring-Wielgus nazwałem konfidentką, ponieważ nie dość że bezpodstawnie doniosła na mnie do białostockiej prokuratury za to że stawałem w obronie Kościoła i Ojczyzny, to również wraz z kolegami i koleżankami z Parlamentu donosiła Brukseli na polski rząd i Prezydenta RP, jakoby ci nie respektowali Konstytucji. Po Brexicie na wizji TVP Info bezczelnie plotła, jakoby „malutka” i „nic nieznacząca” Polska winna podporządkować się woli Niemiec. Natomiast na początku lipca ustawę wołyńską uznała za niepotrzebną. Wobec tych okoliczności wydaje się, że nazwanie ją „konfidentką” jest wyjątkowo delikatne. STRONA 4 Z FELIETON Rozpoczęło się odliczanie Stanisław Michalkiewicz akończył się szczyt NATO w Warszawie, zakończyły się też Światowe Dni Młodzieży, no i zgodnie ze złożoną jeszcze w maju zapowiedzią byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Bronisława Komorowskiego, rozpoczęły się przygotowania do otwarcia „nowych frontów”. Nawiasem mówiąc, ten Bronisław Komorowski albo ma zdolności profetyczne, albo jest wykorzystywany przez swoich protektorów, którzy w 2010 roku wystrugali go z banana na prezydenta do wysyłania tak zwanych balonów próbnych. Pamiętamy przecież, jak to ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski jeszcze w kwietniu 2009 roku zapowiadał, że wszystko się zmieni jak będą wybory, albo prezydent Kaczyński „gdzieś poleci”. Czy wspierały go proroctwa, czy też może oficer prowadzący z WSI powiedział mu, jakie decyzje zapadły w tej sprawie? Na tę drugą możliwość wskazuje okoliczność, że na skutek sprytnie skonstruowanej inicjatywy ustawodawczej prezydenta Kaczyńskiego,„Aneks” do „Raportu o rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych”, nie został opublikowany, tylko stał się rodzajem wyłącznej własności prezydenta. Nawiasem mówiąc, sądzę, że autorem tego pomysłu był Jan Olszewski, który wkalkulował również to, że Trybunał Konstytucyjny tę nowelizację zmasakruje, w następstwie czego upadnie podstawa prawna publikacji „Aneksu”. Prezydent Kaczyński już w październiku 2008 roku dał do zrozumienia, że informacje z „Aneksu” zna i nie zawaha się przed ich wykorzystaniem. Jak pamiętamy, zwrócił się do pani red. Moniki Olejnik jej pseudonimem operacyjnym „Stokrotka”. Zaskoczona „Stokrotka” dostała spazmów, więc następnego dnia, gwoli zatarcia niemiłego wrażenia, prezydent Kaczyński posłał jej bukiet 11 czerwonych róż ze stosownym bilecikiem, ale okupująca nasz nieszczęśliwy kraj soldateska zrozumiała, ze nie jest bezpiecznie i podjęła jakieś decyzje zaradcze. Jakimś sposobem musiał się o nich dowiedzieć marszałek Komorowski, no i wypaplał te swoje „proroctwa”. Myślę tedy, że również o „nowych frontach” musiał dowiedzieć się w ten sam sposób, a skoro tak, to nieomylny to znak, iż stare kiejkuty, których na nasze nieszczęście CIA wpisała na listę „swoich sukinsynów”, przystąpiły do przygotowań. Warto w związku z tym przypomnieć wizytę, jaką w naszym nieszczę- śliwym kraju złożył w styczniu br., a więc akurat gdy Komisja Europejska wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę sprawdzania stanu demokracji, urzędnik amerykańskiego Departamentu Stanu Daniel Fried. Pretekstem były rozmowy z polskimi władzami o sankcjach wobec Rosji, ale Główny Cadyk III Rzeczypospolitej Aleksander Smolar wiedział swoje - że mianowicie Daniel Fried miał przestrzec rząd przed wchodzeniem w konflikt z Unią Europejską. Konflikt z Unią Europejską zaś rozgorzał z tego powodu, że Nasza Złota Pani z Berlina nie może pogodzić się z zepchnięciem politycznej ekspozytury Stronnictwa Pruskiego w naszym nieszczęśliwym kraju na plan drugi przez polityczną ekspozyturę Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. W związku z tym stare kiejkuty otrzymały rozkaz politycznego destabilizowania naszego nieszczęśliwego kraju, by „przywrócić równowagę”. Tak w każdym razie określili misję Daniela Frieda dwaj autorzy artykułu w „Foreign Policy”: Bruce Ackerman z uniwersytetu Yale i Maciej Kisilowski z Central European University – że mianowicie w Polsce „kruszą się fundamenty systemu kontroli i równowagi”. A któż lepiej nadawałby się do przywrócenia w naszym nieszczęśliwym kraju „równowagi”, jak właśnie nie Daniel Fried, który nie tylko ma pierwszorzędne „korzenie”, dzięki czemu może nawet na migi dogadać się z „filantropem”, czyli finansowym grandziarzem Jerzym Sorosem, który wobec naszego nieszczęśliwego kraju ma swoje projekty, ale w dodatku w latach 1987-1989, jako urzędnik Departamentu Stanu, projektował, a potem - jako ambasador USA w Warszawie w latach 1997-2000 - nadzorował realizację naszej sławnej „transformacji ustrojowej”, więc najlepiej wie, jak się umówiliśmy, jak ma być i na czym polega „równowaga”. Ponieważ prezes Jarosław Kaczyński doszedł do wniosku, że realizacji trzech swoich politycznych priorytetów, to znaczy – wytarzania w smole i pierzu Donalda Tuska, ozdobienia naszego nieszczęśliwego kraju pomnikami swego brata i ugruntowania jego kultu w stopniu podobnym do kultu Matki Boskiej oraz, przy pomocy szczodrego przekupywania obywateli ich własnymi pieniędzmi, zaszczepienia w sercach Polaków nostalgii za swoimi rządami na podobieństwo nostalgii za Edwardem Gierkiem - nie może odkładać na później, w związku z tym również Nasza Złota Pani musiała dojść do przekonania, że na przywrócenie „równowagi” nie ma co liczyć. W tej sytuacji Komisja Europejska 1 czerwca br. sformułowała na temat sytuacji w naszym nieszczęśliwym kraju „opinię”, która wprawdzie była „poufna”, ale pojawiło się wystarczająco dużo różnych przecieków, by nabrać niezachwianej pewności, że siekiera została już do pnia przyłożona i rozpoczęło się odliczanie. W rezultacie tuż przed rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, na które przybył papież Franciszek, Komisja Europejska przedstawiła Polsce ultimatum w postaci „zaleceń”, które rząd ma wykonać w ciągu trzech miesięcy, bo jeśli nie, to… Ano właśnie! W razie odmowy spełnienia ultymatywnych żądań Naszej Złotej Pani, Komisja Europejska przeniesie die polnische Frage na wyższy stopień eskalacji, do Rady Europejskiej, która dysponuje już środkami dyscyplinującymi nieposłuszne bantustany w postaci pozbawienia prawa głosu w unijnych instytucjach, a nawet w postaci sankcji. Rząd, ustami pana ministra Waszczykowskiego ultimatum odrzucił, zwracając nawet Komisji Europejskiej uwagę, że podejmując takie kroki, naraża na szwank swój autorytet. Najwyraźniej rząd w Warszawie liczy na to, że Rada Europejska nie podejmie żadnych decyzji, bo w takich sprawach wymagana jest tam jednomyślność, a węgierski premier Wiktor Orban z góry wykluczył możliwość poparcia przez Węgry jakiegokolwiek wrogiego wobec Polski posunięcia. Bardzo możliwe, że i Nasza Złota Pani też przyjęła to do wiadomości, bo niemieckie niezależne media głównego nurtu ani przez chwilę nie przerwały propagandowego ostrzału Polski, zgodnie z najlepszymi wzorami Propaganda Abteilung. W tej sytuacji również stare kiejkuty musiały otrzymać harmonogram godzinowy na najbliższe trzy miesiące, by w odpowiednim momencie dokonać jakby to powiedział Adolf Hitler „miażdżącego uderzenia”. Bo o tym, że Komisja Europejska nie może stracić autorytetu w żadnym przypadku, chyba nikt nie wątpi. Zatem jeśli nie uda się zdyscyplinować naszego bantustanu przy pomocy Rady Europejskiej, to nietrudno się domyślić, że Nasza Złota Pani sięgnie po inną metodę, która w traktacie lizbońskim przyjęła postać tzw. „klauzuli solidarności”. I rzeczywiście. Jeszcze nie ucichły echa hałaśliwej radości, jaką „młodzież świata” reagowała na widok papieża Franciszka, a już odezwał się Kukuniek, czyli były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa. Wprawdzie od dawna pow- G£OS nr 6 23-31.08.2016 tarzam, że kto słucha Lecha Wałęsy ten sam sobie szkodzi, ale - podobnie jak od wszystkich innych reguł również i od tej są wyjątki. Uważam bowiem Lecha Wałęsę za obdarzonego pewnym sprytem kretyna, ale właśnie taki był i jest potrzebny starym kiejkutom w charakterze parawanu, za która mogliby się schować i z ukrycia sterować przebiegiem wydarzeń. Toteż, pamiętając o nieśmiertelnych przykazaniach Włodzimierza Lenina o organizatorskiej funkcji prasy, stare kiejkuty rozpoczęły właśnie tak. Na internetowym portalu „Studio Opinii”, kierowanym przez weterana różnych PRL-owskich „odnów” Stefana Bratkowskiego, Krzysztof £oziński zaproponował utworzenie Komitetu Obrony Demokracji. Natychmiast zgłosił się filut „na utrzymaniu żony” czyli Mateusz Kijowski i niczym „Bolek” naszych czasów, nie tylko od razu stanął na jego czele, ale został w tych charakterze entuzjastycznie i bez zastrzeżeń zaakceptowany przez „osoby publiczne”, w większości te same, które wcześniej nie tylko wykrzesały z siebie niesłychany entuzjazm dla Kukuńka, ale nawet się z nim fotografowały. 2 grudnia odbyło się spotkanie założycielskie, a jednocześnie jak grzyby po deszczu powstawały struktury regionalne. Jeśli chodzi o szmalec, to w ciągu pierwszej doby w kasie pojawiło się 20 tys. złotych. To stachanowskie tempo wzbudza we mnie podejrzenia, iż Wojskowe Służby Informacyjne przeprowadziły mobilizację agentury. Bo wprawdzie WSI oficjalnie „nie ma”, ale agentura, którą sobie rozbudowywały przez całe dziesięciolecia, przecież się nie rozpłynęła. Przeciwnie nie tylko jest, ale została starannie uplasowana w kluczowych miejscach życia politycznego, gospodarczego, społecznego i kulturalnego, a co więcej - doskonale wie, że swoją pozycję społeczną i materialną zawdzięcza przetrwaniu fundamentu, na którym cała ta subtelna konstrukcja się opiera. Toteż kiedy pada rozkaz mobilizacji, nikt się nie wyłamuje, motywowany świadomą dyscypliną. Dlaczego stare kiejkuty zdecydowały się na utworzenie KOD-u? Myślę, że z dwóch powodów. Po pierwsze - by pokazać Amerykanom, że warto wciągnąć WSI na listę „naszych sukinsynów”. Kiedy bowiem w drugiej połowie 2013 roku prezydent Obama zresetował swój poprzedni reset w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, stało się jasne, że nasz nieszczęśliwy kraj, spod kurateli strategicznych partnerów, czyli Naszej Złotej Pani i zimnego ruskiego czekisty Putina, znowu przechodzi pod kuratelę amerykańską. OPINIE CZY BIALI ROBOTNICY USA ZATOPI¥ KRYPÊ GLOBALIZMU? G£OS nr 6 23-31.08.2016 cd. ze str. 1 1,2 proc., co oznacza niewielki przyrost w porównaniu z 1 proc. zwyżki z pierwszego kwartału. Poza tym poziom inwestycji gospodarstw domowych i biznesu zanotował najwyższy od siedmiu lat spadek. Odnotowano natomiast wzrost wydatków we wszelkich dziedzinach gospodarki i to aż o ¼, licząc od końca 2014 r. Nie trzeba patrzeć dalej niż na północno-wschodnią Filadelfię, aby zauważyć powagę problemów. Wielka firma Nabisco, zajmująca się produkcją słodyczy i przekąsek, zamknęła znajdującą się tam firmową piekarnię, zwalniając setki ludzi, którzy robili słynne ciastka Oreo i inne produkty dla firmy. Teraz globalny koncern, właściciel Nabisco, przeniósł produkcję ciastek Oreo do Meksyku, co zresztą skłoniło Trumpa do ostentacyjnego bojkotu Oreo. A to już jest wina Clintonów, odpowiedzialnych za działalność NAFTA (Północnoamerykańskie Porozumienie Wolnego Handlu), która umożliwia takim firmom jak Nabisco, Carrier i inne przeniesienie produkcji do Meksyku, pozbawiając w ten sposób wielu Amerykanów źródeł utrzymania. Głosy tych obywateli USA będą stracone dla demokratów. Podobnie jak zwolenników Sandersa i członków związków zawodowych, którzy sprzeciwiają się umowom handlowym o zasięgu globalnym, takim jak TransPacific Partnership, obawiając się, że W tej sytuacji wciągnięcie na listę „naszych sukinsynów” stało się sprawą pierwszorzędnej wagi, a żeby dostarczyć argumentów, stare kiejkuty musiały Amerykanom pokazać, jakie majstersztyki na scenie politycznej naszego bantustanu potrafią wykonać na poczekaniu. Toteż kiedy 18 czerwca 2015 roku interes został ubity w asyście izraelskich ubeków jako żyrantów, stare kiejkuty tytułem premii do tamtego majstersztyku dołożyły nowy w postaci Nowoczesnej Ryszarda Petru. Jak informowali mnie moi honorable correspondants, pan Ryszard dość regularnie spotykał się z panem generałem Markiem Dukaczewskim, który najwyraźniej i ojcuje mu i być może nawet matkuje. Drugim powodem jest wychodzenie naprzeciw życzeniom Naszej Złotej Pani, dla której Komitet Obrony Demokracji w naszym bantustanie jest ważnym elementem planów operacyjnych. Naturalnie z wszystkiego Nasza Złota Pani się starym kiejkutom nie zwierza, bo wystarczy, że będą wiedziały STRONA 5 mogą one pozbawić ich pracy. Ludzi ci wiedzą, że Clintonowie wspierają globalne przedsięwzięcia. Można było zobaczyć w hali, w której odbywała się konwencja demokratów, jak organizatorzy musieli zmagać się z delegatami, wymachującymi transparentami z napisem „No TPP” (TransPacific Partnership) za każdym razem, gdy na scenę wchodziła Clintonowa, Obama lub inni „prokorporacyjni” demokraci. Partia Demokratyczna jest bardziej podzielona niż Republikańska, choć media robią wszystko, aby to ukryć. Hillary deklaruje, że jest przeciwna TPP, ale są to tylko słowa, mające uspokoić zwolenników Sandersa. Mówił o tym wieloletni zaufany Clintonów, biznesmen i gubernator stanu Virginia Terry McAuliffe: Hillary będzie naciskać na powstanie TPP, ponieważ „mamy zbudować globalną gospodarkę”. Natomiast Donald Trump i jego zwolennicy wolą budować amerykańską ekonomię niż ekonomię globalną. I tu w sposób szczególnie dramatyczny ujawnia się rozdźwięk między Hillary i jej potencjalnymi wyborcami, bowiem demokraci wybrali „dziewczynę z plakatu globalizmu” (poster girl of globalizm) jako kandydatkę na prezydenta w momencie, gdy Amerykanie właśnie odrzucili tę zdyskredytowaną ideologię - kontynuuje swoje rozważania Curtis Ellis na stronie „WND”. Z kolei Donald Trump ślubował zastąpić globalizm międzynarodowych elit polityką „amerykanizmu”, która stawia interesy USA i obywateli na pierwszym miejscu. Do Amerykanów, którzy zostali daleko w tyle forsownego marszu w kierunku globalizacji, Trump mówi: Jestem Waszym głosem. Natomiast Hillary jest członkiem globalnej elity. Jej metodą walki z Trumpem będzie przeto odwrócenie uwagi wyborców od swych własnych ułomności, dyskwalifikujących ją jako kandydatkę na stanowisko prezydenta USA, poprzez stosowanie kampanii „spalonej ziemi” oszczerstw i kalumnii rzucanych pod adresem Trumpa. Nie ma takiego absurdu, w który nie uwierzyliby ludzie, jeśli powtórzony zostanie odpowiednią ilość razy - powiedział William James, ojciec współczesnej psychologii. Hillary Clinton opiera swoją kampanię na tej mądrości, aby zwyciężyć - konkluduje Curtis Ellis, który jest dyrektorem wykonawczym American Jobs Alliance, organizacji, łączącej ludzi ponad podziałami politycznymi i ideologicznymi w przekonaniu, że praca musi być najważniejszym priorytetem Ameryki. Nasza gospodarka działa, kiedy wyprodukujemy więcej tego co kupujemy i kupujemy więcej tego co wyprodukujemy. Musimy eksportować nasze wartości, a nie miejsca pracy. Curtis Ellis napisał niedawno arty- kuł, który odbił się szerokim echem w Stanach Zjednoczonych. Tekst nosi wymowny tytuł Lewackie czystki etniczne w Ameryce. Autor stawia tam mocną tezę, że poglądy Clintonów, Obamy i innych lewaków, którzy starają się przekonać Amerykanów, iż zanik amerykańskich miejsc pracy w „nowej globalnej ekonomii” jest nieuchronny jak zachód słońca, są w gruncie rzeczy zapowiedzią realizacji lewackiego planu likwidacji amerykańskich białych robotniczych rodzin. Stoją one bowiem na przeszkodzie do „fundamentalnej przebudowy” Ameryki. Niedawno pisał o tym były publicysta „Wall Street Journal” Thomas Frank, ujawniając w swej nowej książce Listen, Liberal, jak lewactwo, z rodziną Clintonów i Wall Street na czele, od lat wyniszcza białą klasę robotniczą w Stanach Zjednoczonych, obawiając się jej determinacji w walce z globalizmem. Czy zwyciężą interesy klasy robotniczej, czy międzynarodowego kapitału? W USA na początku XXI w. znów okazało się aktualne leninowskie: kto kogo? Dlaczego zatem naśmiewaliśmy się niegdyś z pierwszomajowych haseł, głoszących wieczną żywotność idei Lenina? tyle, ile trzeba. Podobnie i Stare Kiejkuty informują swoich konfidentów na tyle, na ile jest to konieczne. Za ich pośrednictwem te wiadomości docierają również do opinii publicznej. Oto po niedawnym spotkaniu KODu w Toruniu Kukuniek, który już do KOD-u ostatecznie doszlusował oznajmił, że wkrótce „na ulice” wyjdzie „dwa miliony Polaków”, no a wtedy stare kiejkuty postawią rządowi „ultimatum, że albo referendum, albo opuszczą stanowiska w podskokach”. Widać wyraźnie, że Nasza Złota Pani, podobnie jak Adolf Hitler, wolałaby do końca zachować pozory pokojowej zmiany warty, no ale na wypadek gdyby się nie dało, to wariant B „Fall Weiss” najwyraźniej dopuszcza rozwiązanie siłowe - no bo jakże inaczej rozumieć te „podskoki”? nęła na nieubłaganym gruncie socjalizmu i sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Będzie miała za sobą poparcie instytucji Unii Europejskiej, więc nikt nie ośmieli się nawet pisnąć słówka protestu tym bardziej, że wszyscy będą małodusznie zadowoleni, iż pokazówka w ramach przywracania pruskiej dyscypliny w IV Rzeszy dokona się w Polsce, a nie u nich. lepiej dmuchać na zimne. Nasz Najważniejszy Sojusznik, którego muskuły rząd naszego bantustanu z lubością sobie napręża, zostanie uspokojony i udelektowany spełnieniem przez nową ekipę żydowskich roszczeń majątkowych - bo w końcu z jego punktu widzenia nie ma żadnej różnicy, jaka ekipa udostępni mu polskie terytorium dla potrzeb globalnej rozgrywki z Moskalikami. Taki obrót sprawy byłby idealny również z punktu widzenia Naszej Złotej Pani, bo - po pierwsze - brudną robotę wykonaliby tubylczy askarisi, a po drugie w tym zamieszaniu można by wreszcie pozałatwiać zaległości, oczekujące na to już ponad 70 lat. Stare kiejkuty przecież nie będą się sprzeciwiały, bo w zamian za obietnicę dalszego pasożytowania na mniej wartościowym narodzie tubylczym, zgodzą się na wszystko tak samo, jak godziły się za czasów kurateli sowieckiej. Nadchodzą ciekawe czasy. Skoro tak, to wydaje się oczywiste, że i kadra naszej niezwyciężonej armii już zdecydowała, że w decydującym momencie stanie po nieubłaganej stronie demokracji i praworządności tak samo, jak 13 grudnia 1981 roku sta- Nasza niezwyciężona armia zapewni siłową osłonę cywilnej agenturze WSI, zorganizowanej w Komitecie Obrony Demokracji, która odegra przedstawienie „sądu zagniewanego ludu”, w następstwie którego w naszym bantustanie dokona się polityczna zmiana warty. Będzie to wskazane jeszcze z jednego powodu, że mianowicie zapadła decyzja o komisji śledczej w sprawie Amber Gold. Wprawdzie wiele wskazuje na to, iż inicjatorzy tego przedstawienia chcieliby zademonstrować wolę kopania się po kostkach, ale nie wyżej, jednak stare kiejkuty musiały dojść do wniosku, że Głos - różne punkty widzenia, ale z PRAWEJ Stanisław Michalkiewicz Hillaria pewna zwyciêstwa STRONA 6 A merykanie bardziej boją się Trumpa niż kochają Hillarię. I właśnie dlatego to ją wybiorą na prezydenta. Grupa trzymająca władzę nie popuści… Gdyby sądzić tylko po atmosferze niemrawych wieców i chaotycznej kampanii politycznej ostatnich tygodni, można być zaskoczonym, że pani Hillary Clinton jest zdecydowaną faworytką wyborów prezydenckich w Ameryce. A jednak. Jej przewaga nad Donaldem Trumpem według ostatnich sondaży wynosi średnio osiem punktów procentowych i rośnie. Grupy, które od dziesiątków lat nie głosowały na demokratów, jak np. biała amerykańska „inteligencja” (cokolwiek to znaczy w USA), deklarują się po jej stronie. Podobne deklaracje składa wielu tradycyjnych wyborców republikańskich, w tym wielu z tych 50+ działaczy (w tym 31 Żydów), którzy odrzucili Trumpa słynnym listem z 8 sierpnia. Swoją arogancją zraża on do siebie coraz więcej ludzi. W przemówieniu, jakie wygłosił w Północnej Karolinie 9 sierpnia znalazły się nawet aluzje do zamordowania Clintonowej. Mimo to zdziwienie musi budzić to, jak bardzo Hillaria jest w Ameryce nielubiana. W powszechnej opinii jest to klasyczny wybór mniejszego zła, o czym swiadczą cytaty zamieszczane w amerykańskich mediach. „She’s gonna be elected not ‘cause she’s better, but ‘cause Trump is inacceptable” (Wybiorą ją nie dlatego, że jest lepsza, tylko dlatego, że Trump jest nie do przyjęcia). „She isn’t a good candidate.But I can live with her”. (To nie jest dobra kandydatka, ale da się z nią żyć). Nadzieję pokłada się w porównaniach: „Her husband was one of the best presidents we’ve had. Let’s hope she won’t be much worse” (Jej mąż był jednym z najlepszych prezydentów jakich mieliśmy. Ufajmy, że nie będzie dużo gorsza). Niektórzy odczuwają swój wybór jako konieczność: “I was raised a Republican. But I’m a woman, I’m young, I’m gay. How can I not vote for her?” (Według rodzinnych tradycji jestem za republikanami. Ale jestem kobietą, jestem młoda i jestem lesbijką. Jak mogę nie głosować na nią?) Jeśli zajrzeć do sondaży głębiej, to jest tam coś więcej niż tylko ambiwalencja. Prawie 60% wyborców twierdzi, że nie są zadowoleni z żadnego z dwojga kandydatów. 56% białych z wyższym wykształceniem reaguje niepokojem na myśl o Hillarii jako o prezydencie kraju. Prawie 70% wyborców nie ma do niej zaufania. Przy KOMENTARZE urnach może to nie mieć znaczenia, bo Trumpa wyborcy lubią jeszcze mniej. Jednak taki brak sympatii i niepopularność pani Clinton oznacza, że najbliższe trzy miesiące będą jeszcze bardziej nerwowe, niż gdyby chodziło tylko o Trumpa i obawy przed jego zwycięstwem. Jest to również słaba legitymacja dla przyszłej prezydentury. Ameryka utkwiła w politycznym klinczu. Ona sama tłumaczy tę sytuację swoją nieporadnością jako działacza publicznego: “Through all these years of public service, the ‘service’ part has always come easier to me than the ‘public’ part,” (Przez wszystkie te lata służby publicznej, część ‘służebna’ zawsze przychodziła mi łatwiej niż część ‘wiecowa’) - powiedziała w swoim wystąpieniu konferencyjnym w zeszłym miesiącu. To było co najmniej trochę nieszczere. Gdyby mniej ostatnio kręciła w sprawie nieszczęsnych e-maili, na pewno miałaby lepsze notowania. Jednakże jest faktem, że jej niezgrabne zachowanie i brak umiejętności politycznych na pewno jej nie pomogą. Jak na prawnika, a także biorąc pod uwagę jej długą karierę i pewien kobiecy urok osobisty w kontaktach prywatnych, jest ona niezwykle kiepskim mówcą. Owszem, ma w repertuarze kilka standardowych odzywek, w tym entuzjastyczne okrzyki, ale brzmią one sztucznie i są wydawane w niewłaściwych momentach i miejscach: “It’s so exciting to have this chance to talk to all of YOOOO!” (Jakież to ekscytujące, mieć tu okazję porozmawiać z WAMI wszystkimi!) wrzasnęła na powitanie w Kissimmee udając niezrozumiały dla widowni entuzjazm. Mając mało talentu do wielkiej narracji, może być podobnie słaba w przekonywaniu wyborców, że rozumie ich zmartwienia i będzie im przeciwdziałać. Jej reakcją na niemal każdy problem jest ucieczka w gadanie o polityce, co jest pragmatyczne, ale, jak w przypadku dyskusji o gospodarczym programie w Kissimmee, może brzmieć nie na temat. Nie ma przecież szybkiej możliwości poprawy płac, których stagnacja wynika ze zmian technologicznych i innych, i większość wyborców to wie. Opis życia zawodowego jej ojca sprzed pół wieku, a potem wyrecytowanie klasycznych formuł o inwestycjach w infrastrukturę, szkolenia zawodowe itp, to żałośnie mało, aby kogoś przekonać, G£OS nr 6 23-31.08.2016 i sprawna w przeciąganiu na swoją stronę głosów osób niezdecydowanych, czyli najbardziej zdezorientowanych. Wydała dotąd 52 miliony dol. na reklamy telewizyjne, podczas gdy Trump nie wydał nic. Jej partia, w odróżnieniu od republikańskiej, jest zjednoczona, w dużej części dzięki zręcznemu spacyfikowaniu żydowskiego kandydata Bernie Sandersa. Wszystkie te argumenty są jednak przynajmniej z polskiej perspektywy puste i bałamutne, bo tak naprawdę liczy się tylko to, że to ona ma zagrodzić drogę Trumpowi, którym w Ameryce straszy się już dzieci. Poprzeczka wcale nie jest wysoko. W praktyce zadanie dla Hillarii jest właściwie takie, jak w scenariuszu żydowskiego pisarza Jerzego Kosińskiego pt. „Wystarczy być” (który jest zresztą bezczelnym plagiatem znanej książki Dołęgi-Mostowicza „Kariera Nikodema Dyzmy”). W tej kampanii Hillarii też „wystarczy być”. Nie może niczym szokować i w niczym się wychylać. Jeśli tylko będzie rozsądna i zdoła powstrzymać się od publicznej pyskówki na poziomie swego rywala, to bez wielkiego trudu wygra te wybory. Prawie wszystkie jej najlepsze fragmenty i najże pani Clinton sprosta zadaniom większe oklaski w Kissimmee zebrała przed którymi staje w tej dziedzinie. wtedy, gdy nawiązywała do swojego rywala. Mamy przed sobą, powiePrzekonać wyborców będzie jej tym działa wtedy „a choice between two trudniej, że staje do wyborów w oko- different views of who we are as licznościach dużo trudniejszych niż jej Americans” (wybór między dwiema poprzednicy. Wszyscy wiedzą, że różnymi wizjami tego, kim jesteśmy i Barack Obama i Bill Clinton byli jako Amerykanie). lepszymi mówcami i mieli większą Sondaże wskazują, że niezależnie od charyzmę niż ona. Ponadto byli mło- wad jej charakteru, mizernych osiągdzi, mieli nowe twarze i wzywali do nięć, miałkości jej programu, wiadozakończenia niepopularnych rządów mych powiązań i oddania koszernej republikańskich. sprawie, także wynik tych wyborów Pani Clinton to postać już mocno jest pod kontrolą i nie sprawi nieograna i występuje jako weteranka spodzianki. establishmentu w czasach, gdy panuje Obserwując tę kampanię, trudno mi atmosfera anty-establishmentowa. się oprzeć wrażeniu, że od początku Walczy o trzecią kadencję dla swej mamy w niej do czynienia z wielką partii, co w Ameryce zdarza się rzad- manipulacją. Ktoś to nieźle obmyślił ko, a program tej kadencji nie może i to działa. Trumpowi dano nominację być ani kontynuacją Obamy, bardzo celowo po to, by swoim chamstwem już niepopularnego, ani też jego i nieobliczalnością zraził do siebie odrzuceniem, bo w samej partii ma on wyborców na tyle, aby poszli do urn nadal mocną pozycję. przede wszystkim wiedząc na kogo Choć brzmi to dziwnie, wydaje się, NIE głosować i pragnąc zagrodzić mu że przekonywanie wyborców nie ma drogę. jednak większego znaczenia. W najTo, że dla Ameryki i dla świata alterbliższych trzech miesiącach jej sztab natywa w postaci Hillarii jest równie z pewnością skupi się na eksponowa- kiepska, albo nawet gorsza, ale mniej niu jej mocnych stron, przynajmniej bijąca po oczach, jest przez ludzi tak jak są one postrzegane w Ameryce. o wiele mniej uświadamiane. Grupa Ma ona bardzo zasobnych sponsorów - trzymająca władzę w Ameryce wie co u nas byłoby zapewne gorzej przecież, że „władzy raz zdobytej widziane, ale w USA jest to liczone na oddać nie wolno nigdy”. plus - i jej kampania jest dobrze finansowana, świetnie zorganizowana Bogusław Jeznach G£OS nr 6 23-31.08.2016 Wiesław Magiera N STRONA 7 Caritas Christi urget nos PALIMPSEST, czyli... cz³owiek ie pierwszy raz sięgnąłem po lekturę książki ks. prof. Michała Poradowskiego pod takim właśnie tytułem: “Palimpsest”. Niewtajemniczonym wyjaśniam, iż terminem tym określa się stary dokument papirusowy lub pergaminowy, zapisany pierwotnie, lecz użyty powtórnie (gdy oryginalne pismo już wyblakło) do zapisywania nowych treści. Z takiego taniego sposobu zapisywania Ewangelii (kupno nowego papirusu było kosztowne) korzystali pierwsi chrześcijanie. Ksiądz profesor Poradowski - to znakomity filozof i antropolog, ale także niesłychanie oryginalny autor, który przekazuje nam swe własne, czerpane z wszechstronnej wiedzy, koncepcje dotyczące sensu i celu życia człowieka. A OD REDAKCJI Powiada on, iż współczesny człowiek jest jak tenże palimpsest, gdyż na duszach nas - ludzi, dotkniętych grzechem pierworodnym, potomkach Kaina, przez tysiąclecia, a może i miliony lat, wyryta została mentalność pogańska, a więc sprzeciwiająca się woli Jedynego Boga. Dopiero objawienie Chrystusa spowodowało, iż na zniekształconą bezbożnością duszę człowieka, zaczęto nakładać sztancę Prawdy, która pochodzi od Boga, Jego zasad, które czynią ludzi na powrót wielkimi istotami, podobnymi do naszego Stwórcy. Autor nawiązuje do świetnych dzieł historiozoficznych prof. Feliksa Konecznego, którego liczne książki na temat ścierania się różnych cywilizacji i kultur, są - jak sądzę - naszym Czytelnikom znane. Poradowski dowodzi jednak, iż w ostatnich zwłaszcza czasach nastąpił znaczny regres w duchowym rozwoju człowieka. Agresywna aktywność nieludzkich ideologii, intensyfikowana przez uosobienie zła - Szatana, spowodowała, iż nawet w duszach chrześcijan dają o sobie znać dawne przyzwyczajenia przodków, nie zniszczone całkowicie w naszych charakterach i duszach. Nie to jednak stanowi clou mojego dzisiejszego komentarza. Nie pamiętałem już z lektury “Palimpsestu” sprzed lat, konstatacji na temat długości życia ludzkości na Ziemi. Ks. prof. Poradowski rozprawia się szybko z rzymską rachubą czasu (początek w roku 753 p.n.e.), a także obala mit początków człowieka, skonfabulowany przez Żydów (do dziś sto- sowany przez masonerię), próbujący utwierdzić nas w przekonaniu, że ludzkość liczy zaledwie sześć tysięcy lat. Jak dowodzi uczony kapłan przyjąć można wiek ludzkości na kilka - uwaga! - milionów lat. Co to oznacza? Otóż skłania to do poważnego potraktowania tez niektórych antropologów i historyków, którzy (jak jeden z Kanadyjczyków, którego pracę nabyłem ostatnio) przytaczają wiele dowodów na to, iż każdy z nas (czarny czy biały) wywodzi się od... Adama i Ewy, którzy oryginalnie mieli mieszkać w dzisiejszej Afryce. Tezę tę potwierdza także podobieństwo DNA we wszystkich rasach i narodach na świecie. Temat - “rzeka” i brak tu miejsca na głębsze go dotknięcie. Wkrótce wszak do niego powrócę. Trzeci załącznik do dyrektywy 3000.09 zakłada, że będą one zabezpieczone przed atakiem hakerów i utratą kontroli przez człowieka. Już 31 maja 2013 ONZ wydało memorandum odnośnie maszyn-zabójców, czyli LAR (Lethal autonomous robots). Zdaniem profesora praw człowieka Christofa Heynsa użycie technologii rodem z Terminatora powoduje „nowe zagrożenie dla prawa do życia”, bo odczłowieczają one pole walki: „Maszyny są pozbawione moralności i śmiertelności i wiele osób wierzy, że 2016 zauważyła, że użycie robotów autonomicznych jest elementem strategii tzw. trzeciego offsetu. Zakłada ona rozwój wojny asymetrycznej takiej jak np. działania Rosji na Krymie. W ramach trzeciego offesetu wykorzystywane są systemy głębokiego uczenia się, czyli automatycznej analizy treści, działań współpracy człowiek-maszyna (np. system Aegis), szkolenia z użyciem maszyn (np. Gray Eagle UAV), asysta komputerów w trakcie operacji (np. elektronika ubieralna pola walki, biosensory) tyczna idea Open Source, spowodują, że maszyny do zabijania staną się powszechnie dostępne. Prawnik Lucas Bento zauważa, że wizja robotów z „Terminatora” przybliża się. Nie pojawią się w kształcie znanym z filmu, bo wymagają testów polowych. Jego zdaniem będą miały zastosowanie w misjach pokojowych takich jak ochrona uchodźców, czy odbijanie zakładników. Generał David Perkins z Traingin & Doctrine Command zauważył, że Rosjanie masowo używają na Krymie dronów do kierowania ogniem artylerii, co odpowiada za 85% ofiar wśród Ukraińców (wedle szacunków Phillipa Karbera, prezydenta Potomac Foundation). Walerij Gierasimow, szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Rosji, zapowiedział, że armia Putina szykuje się do stworzenia jednostki złożonej całkowicie z robotów bojowych. Wedle zapowiedzi szefa firmy zbrojeniowej Uralvagonzavod Wiaczesława Kalitowa pozbawione załogi prototypy przedsiębiorstwo zaprezentuje w okolicach 2017 roku. Wstępnie będzie to zdalnie sterowany czołg. Uralvagonzavod stworzył już dla Putina trzyosobowy T-14. Jest to czołg z armatą 125 mm. Profesor Stuart Russell z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley ocenia, że maszyny-zabójcy na polu walki pojawią się w 2025 roku. Przewiduje, że najpierw będą to autonomiczne drony latające. Jacek Skrzypacz Nadchodzi Skynet: Komputery będą decydowały, kto zginie... merykańska piechota morska w czerwcu 2016 testowała gąsienicowego robota bojowego MAARS z karabinem M240. TrackingPoint stworzyło XS1, element automatycznego celowania dla broni snajperskiej. Po raz pierwszy w historii policja w Dallas 7 lipca 2016 użyła robota do zabicia przestępcy. Trwa w USA dyskusja o zasadach użycia maszyn-zabójców. Dyrektywa Departamentu Obrony 3000.09 z 21 listopada 2012 rozpoczęła wdrażanie nowego rodzaju broni. Zapoczątkowała ona rozwój robotówzabójców. Zakłada bowiem, że systemy uzbrojenia uzyskają możliwość decydowania bez udziału człowieka, co zaatakują. Wstępny projekt zakłada rozwój możliwości decyzyjnych broni, czyli automatycznego otwierania ognia na platformach sterowanych przez ludzi oraz samodzielnych, kierowanych przez komputery. Na łamach Defense One sekretarz obrony Robert Work w grudniu 2015 ostrzegał, że nad robotami-zabójcami pracują już Rosja i Chiny. Projekt Amerykanów zakładał, że autonomiczne maszyny będą wykorzystywały dwa rodzaje broni - śmiercionośne i obezwładniające. Zakładał także możliwość tworzenia systemów półautonomicznych, w których część decyzji podejmują ludzie. Z projektu wyłączono miny, pociski sterowane laserowo i za pomocą kabla, nieuzbrojone drony i systemy do walki w cyberprzestrzeni. Pod hasłem broni autonomicznej USA rozwija projekt znany z kina SF. Maszyny-zabójcy stają się rzeczywistością. nie powinny w wyniku tego mieć prawa do decydowania o życiu i śmierci wśród ludzi”. Redaktorka Katie Lange z organu prasowego Departamentu Obrony USA DoD Social Media 30 marca i oręż cyberwojny (np. bomby sterowane bez GPS, hacking). Zdaniem specjalistki od praw człowieka profesor Garbielli Blum, autorki „The Future of Violence” robotyka i cybertechnologia, taka jak haktywis- STRONA 8 WAŻNE SPRAWY G£OS nr 6 Ewa Kurek: EKSHUMACJA W JEDWABNEM - REAKCJA ŚWIATOWEGO KONGRESU ŻYDÓW I IZRAELA P Ewa Kurek rzyznam szczerze, że rozpoczynając zbieranie podpisów pod petycją żądającą od władz Polski zgody na przeprowadzenie w Jedwabnem ekshumacji, która rozpocznie rzetelne badania historyczne nad tym, co w roku 1941 wydarzyło się w tym miasteczku, nie przypuszczałam, że zainteresowanie akcją tak szybko przekroczy granice Polski i stanie się problemem ogólnoświatowym. Jako pierwszy zareagował Ronald S. Lauder, prezes Światowego Kongresu Żydów i zażądał ni mniej ni więcej tylko przeprosin od pana burmistrza Jedwabnego za to, że wydał przyzwolenie na zbiórkę podpisów pod ustawą nakazującą ekshumację zamordowanych. Szanowny panie prezesie Ronaldzie S. Lauder, Po pierwsze chcę pana prosić, aby nie przeceniał pan swoich możliwości. Zarówno pan burmistrz Jedwabnego jak i ja, inicjatorka projektu o ekshumacji w Jedwabnem, jesteśmy obywatelami Rzeczypospolitej Polski, posiadamy pełnię praw obywatelskich i nawet rząd Polski - nie naruszając naszych konstytucyjnych praw - nie jest w stanie zabronić nam zbierania podpisów pod projektem obywatelskim takim, który uznamy za ważny, z ekshumacją w Jedwabnem włącznie. Nie przypuszczałam, że zainteresowanie akcją tak szybko przekroczy granice Polski - pisze dr Ewa Kurek we wstępie do wywiadu udzielonego dziennikarzowi z Izraela. Całość tej ważnej i ciekawej rozmowy została opublikowania w Warszawskiej Gazecie. Poprzedza ją odpowiedź udzielona przez dr Ewę Kurek Ronaldowi S. Lauderowi prezesowi Światowego Kongresu Żydów, który poucza burmistrza Jedwabnego w kwestii zbierania podpisów pod żądaniem ekshumacji w Jedwabnem. Po drugie, proszę także zważyć, że władza Światowego Kongresu Żydów rozciąga się wprawdzie nad mieszkającymi w różnych zakątkach ziemi Żydami, ale nie rozciąga się na terytorium całego świata. Nie wiem jak w kwestii innych krajów, ale na pewno nie sięga terytorium Polski. Polacy nie będą zatem przepraszali pana za to, co robią we własnym suwerennym kraju. Nie muszę dodawać, że wobec powyższego, żądanie pana prezesa Laudera urąga wszelkim zasadom współżycia między narodami. Po ostatnie jednak i najważniejsze, o czym pan, prezesując światowemu żydostwu wiedzieć powinien, pańskie żądanie sprzeciwia się prawu żydowskiemu i nakazom żydowskiej religii. Ekshumacja bowiem szczątków zamordowanych w 1941 roku w Jedwabnem pańskich przodków jest działaniem, które sprawi, że po blisko osiemdziesięciu latach, szczątki pomordowanych Żydów spoczną wreszcie tam, gdzie według żydowskiego prawa i religii dawno spocząć powinny, czyli na pobliskim żydowskim cmentarzu lub na cmentarzu w Izraelu. Wybór miejsca spoczynku szczątków zamordowanych w Jedwabnem Żydów jest jedynym tematem, w którym zgodnie z polskim i żydowskim prawem, głos prezesa Światowego Kongresu Żydów winien być uszanowany. Zbieraniem podpisów pod moim projektem żądającym przeprowadzenia rzetelnych badań historycznych w Jedwabnem z ekshumacją ciał włącznie zainteresował się także Izrael w osobie dziennikarza pana Nissana Tzur, który poprosił mnie o udzielenie wywiadu. W odróżnieniu od prezesa Światowego Kongresu Żydów z No- 23-31.08.2016 wego Jorku, dziennikarz z Izraela niczego nie domaga się ani niczego nie żąda, lecz próbuje dowiedzieć się, o co chodzi i skąd cały pomysł, czyli zadaje normalne pytania, które zwykli zadawać w takich sytuacjach dziennikarze całego świata. W wypadku pana prezesa Laudera i dziennikarza pana Nissana Tzur widać zasadniczą różnicę: dziennikarz jest obywatelem suwerennego państwa Izrael i zdobywa od Polaków informacje, zaś pan prezes przedstawicielem amerykańskiej żydowskiej diaspory i usiłuje zarządzać Polakami. Z całym szacunkiem i zaufaniem dla izraelskiego dziennikarza, ale ponieważ tekst wywiadu w języku hebrajskim będzie dla czytelników polskich niedostępny i istnieje obawa, że niektóre media zechcą przetłumaczyć w sposób dowolny moje słowa, wywiad udzielony izraelskiemu dziennikarzowi publikuję w całości: Pełna treść wywiadu: Nissan Tzur: - Czego właściwie dotyczy pani projekt związany z ofiarami z Jedwabnego? Czy chodzi o ekshumację i badanie ciał? Proszę powiedzieć więcej o pani projekcie. Ewa Kurek: - Jestem historykiem. Od ponad 30 lat zajmuję się badaniem stosunków polsko-żydowskich. Nigdy nie zajmowałam się Jedwabnem. Współpracowałam zawsze z historykami żydowskimi (m.in. zmarłymi prof. Lucjanem Dobroszyckim, prof. Chone Szmerukiem i prof. Jakubem Golbergiem), a obecnie współpracuję z dziennikarzami i historykami związanymi z Gminą Żydowską w Warszawie. Właśnie od tych młodych polskich Żydów otrzymałam rok temu "Kolbojnik" z zimy 2014, w którym przedstawiona została wykładnia żydowskiego prawa i żydowskiej religii względem ekshumacji. Uświadomiłam sobie wówczas, że rabin Michel Schudrich kłamał lub nie zna żydowskiego prawa i religii gdy mówi, że ekshumacja w Jedwabnem jest niezgodna z żydowskim prawem i religią. Bardziej w tym względzie ufać trzeba znawcy żydowskiego prawa rabinowi Josephowi Pollakowi, przewodniczącemu Rady Halachicznej bostońskiego sądu rabinicznego, więźniowi BergenBelsen, który mówi, że zgodnie z halachą [prawem - EK] i religią żydowską: "Ofiary z Jedwabnego powinny zostać ekshumowane i pochowane ponownie, czy to na terenie pobliskiego cmentarza żydowskiego, czy to w państwie Izrael". Uzasadnienie halachiczne wywodów rabina Pollaka, poparte decyzją rabina Waltera Homolki, wykładowcy prawa żydowskiego na G£OS nr 6 POLACY STRONA 9 Polacy drugą co do liczebności grupą wykorzystywaną w Wielkiej Brytanii jako niewolnicy 23-31.08.2016 W roku 2015/2016 w Wielkiej Brytanii odnotowano 148 przypadków wykorzystywania Polaków jako współczesnych niewolników. Ofiary to 17 kobiet i 131 mężczyzn. Jeśli chodzi o liczebność grup etnicznych wykorzystywanych na Wyspach Brytyjskich, to wyprzedzają nas jedynie Albańczycy - w przypadku tej grupy stwierdzono 269 przypadków wykorzystywania jako niewolników. Najmniejsze grupy stanowią Chińczycy i Litwini (28 przypadków wykorzystywania). Dane te pochodzą ze statystyk uniwersytecie w Poczdamie, znajdzie pan we wspomnianym wyżej "Kolbojniku". Zgodnie z wykładnią żydowskiego prawa, po ekshumacji, zgodnie z wolą Żydów i żydowskim prawem, ciała pomordowanych powinny zostać pochowane na pobliskim cmentarzu w Jedwabnem lub przewiezione na cmentarz w Izraelu. Nissan Tzur: - Dlaczego pani domaga się ekshumacji ciał zamordowanych? Dlaczego pani wierzy, że ekshumacja pomoże znaleźć odpowiedź na pytanie o odpowiedzialność za zbrodnię? Ewa Kurek: - Ekshumacja ofiar z Jedwabnego jest wymogiem prawa i religii żydowskiej. Ekshumacja ofiar z Jedwabnego jest także podstawą do przeprowadzenia rzetelnych badań historycznych. Ekshumacja ciał pomordowanych jest wreszcie podstawowym działaniem przewidzianym przez oparte na prawie rzymskim prawo polskie. Zarówno według prawa polskiego, jak i zgodnie z metodą badań historycznych, w wypadku zbrodni należy przede wszystkim znaleźć ciała zamordowanych, zbadać je, a potem wyciągać z tego faktu wnioski i wydawać osądy. Ekshumacja w Jedwabnem jest także zgodna z żydowską i polską tradycją prawną. W wieku XIV król Kazimierz Wielki wydał w latach 1334 i 1364 dwa przywileje dla osiedlającej się w Polsce ludności żydowskiej. Zostało w nich zapisane, że mieszkający w Polsce Żydzi w sprawach cywilnych podlegają sądom rabinackim, zaś w sprawach karnych (np. o rozbój i morderstwo), podlegają sądom polskim. Ustanowione przez króla Kazimierza Wielkiego zasady prawne obowiązywały do czasów rozbiorów. Przywrócone zostały w roku 1918 i obowiązywały do roku 1939. Jedwabne jest sprawą karną i zgodnie z odwieczną polsko-żydowską tradycją prawną, podlega polskim sądom. Dotyczy rozboju i zabójstwa i musi być poddane śledztwu prokura- torskiemu i badaniom historycznym. Metody prokuratorów i historyków w tym wypadku zaczynać muszą się od podstawy, którą jest ekshumacja. Pyta mnie pan, w co wierzę. Wierzę jedynie w Boga. Jeśli chodzi o historię, to w nic nie wierzę. Wiedza o przeszłości nie może być dla historyka przedmiotem wiary lub niewiary, lecz musi być oparta na rzetelnych badaniach. Jestem historykiem. Historyk ustala wszelkimi dostępnymi metodami minioną rzeczywistość i ogłasza wyniki swoich badań. Nikt dotychczas nie przeprowadził rzetelnych badań historycznych w Jedwabnem, a mimo to napisano już na temat Jedwabnego kilometry bzdur w Polsce, w Izraelu i na całym świecie. Trzeba wreszcie przerwać ten chocholi taniec i przeprowadzić rzetelne badania historyczne. Inspiracją do rozpoczęcia zbierania podpisów pod żądaniem przeprowadzenia w Jedwabnem ekshumacji było więc dla mnie wołanie o prawo do wolnych i rzetelnych badań historycznych w Polsce. Nie wiem dziś, na jakie pytania odpowie ekshumacja. Na pewno pozwoli ustalić liczbę, płeć i wiek ofiar. Prawdopodobnie pozwoli także ustalić rodzaj zadanej im śmierci. Ziemia zawsze kryje wiele tajemnic. Być może odpowie na jeszcze jakieś pytania, ale w tej chwili trudno je oczywiście określić. Historyk nigdy nie wie, jakie tajemnice odsłoni badane źródło historyczne. Nissan Tzur: - Czy pani rozmawiała na ten temat z przedstawicielami polskiego rządu? Czy otrzymała pani jakiś komentarz ze strony przedstawicieli organizacji żydowskich? Ewa Kurek: - Politycy w Polsce, tak jak politycy na całym świecie i w Izraelu, nie mają z reguły pojęcia o historii. Traktują historię instrumentalnie i wykorzystują ją do osiągnięcia doraźnych celów politycznych. W Polsce politycy boją się mówić o ekshumacji w Jedwabnem, bo decyzję o jej wstrzymaniu podjął w 2001 roku - na wniosek wspomnianego wyżej amery- prowadzonych przez Armię Zbawienia, pomagającą ofiarom niewolnictwa w prawie 100 krajach na całym świecie. Z informacji zgromadzonych przez tę organizację wynika, że 44 proc. to ofiary wykorzystywania seksu- alnego, 42 proc. - ofiary wykorzystywania jako siły roboczej, głównie w obszarach rolnictwa i budownictwa, 13 proc. to ludzie sprowadzeni do Wielkiej Brytanii w charakterze służby domowej. Z szacunków brytyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wynika, że w Wielkiej Brytanii 10-13 tys. osób to współcześni niewolnicy. W skali świata liczba ta wynosi 45 milionów. kańskiego rabina Michaela Schudricha - ś.p. Prezydent Lech Kaczyński. Rozmawiałam z polskimi politykami, ale oni nic nie rozumieją. O ekshumacji rozmawiałam oczywiście z przedstawicielami Gminy Żydowskiej w Warszawie. Od polskich religijnych Żydów otrzymałam rok temu "Kolbojnik" z wykładnią żydowskiego prawa i żydowskiej religii względem ekshumacji. Religijni Żydzi polscy podzielają stanowisko wspomnianych wcześniej rabinów Pollaka i Homolki oraz uważają, że ekshumacja w Jedwabnem uczyni zadość żydowskiemu prawu i religii oraz oczyści panującą wokół Jedwabnego atmosferę kłamstw, nieporozumień i bzdur. Nissan Tzur: - Czy pani wierzy w to, że sprawcami zbrodni w Jedwabnem byli Niemcy, a nie Polacy? Ewa Kurek: - Powiedziałam już. Poza Bogiem, nie wierzę w nic. Historia nie jest przedmiotem wiary, lecz nauką badającą przeszłość. Na dzień dzisiejszy moja wiedza ogranicza się do tego, że we wrześniu 1939 roku Państwo Polskie przestało istnieć, że do czerwca 1941 Jedwabne było pod okupacją Sowietów, zaś w czerwcu 1941 znalazło się pod okupacją czyli zarządem III Rzeszy Niemieckiej, a w Jedwabnem mieszkali Polacy i Żydzi, których część w nieznanej dotychczas liczbie w lipcu 1941 została zamordowana. To są ustalone na dzień dzisiejszy fakty. Resztę trzeba zbadać i wtedy wszyscy, Polacy i Żydzi, otrzymamy odpowiedź na pytanie, kto jest odpowiedzialny za ewentualne morderstwo. w stanie zaważyć na fakcie, że przez tysiąc lat Polska była dla Żydów jedynym bezpiecznym europejskim domem. W ocenie tego wspólnego polsko-żydowskiego tysiąclecia wierzę żydowskiemu historykowi Majerowi Bałabanowi, a nie polskim, żydowskim i światowym pismakom, którzy już co najmniej od stu lat zarabiają na chleb powszedni wypisywaniem bzdur o Polakach i Żydach. Jak już wspomniałam, politycy całego świata nie mają z reguły pojęcia o historii i niepotrzebnie wypowiadają się na temat historii. Podobnie z polską panią minister. Powinna była wysłać pytającego dziennikarza do historyków. A ponieważ dziennikarze też z zasady nie mają pojęcia o historii, więc wychodzą z tego banialuki i dmuchane afery. Ale politycy całego świata o czymś mówić muszą, a dziennikarze o czymś przecież muszą pisać, więc aktualnie na tapecie w Polsce i w Izraelu jest polska pani minister i Jedwabne. Wie pan lepiej niż ja, że politycy w Izraelu też plotą bzdury. Gdyby świat uwierzył w słowa posła Knessetu, zmarłego już rabina Josepha Owadii, który kilka lat temu w tymże izraelskim Knessecie powiedział, że dla Żydów wartość goja jest równa wartości osła, bo goje rodzą się tylko po to, żeby służyć Żydom, to reputacja Izraela na świecie byłaby równa zeru, a stosunki między Izraelem a gojską Polską dawno przestałyby istnieć. Mają się jednak póki co dobrze, więc nie ma sensu rozwodzić się ani nad słowami polskiej minister ni słowami izraelskiego parlamentarzysty. Szkoda tylko, że od 15 lat głos na temat Jedwabnego zabierają niedouczeni dziennikarze i niedouczeni politycy zainspirowani przez niedouczonego socjologa Tomasza Grossa. Pora pozwolić swobodnie popracować historykom. Wtedy po pewnym czasie porozmawiamy o tym, co naprawdę zdarzyło się w lipcu 1941 roku w Jedwabnem. Nissan Tzur: - Czy nie boi się pani, że ekshumacja - zwłaszcza krótko po słowach zaprzeczenia pani minister edukacji, że w masakrze w Jedwabnem brali udział Polacy - może zepsuć relacje izraelsko-żydowsko-polskie? Czy nie boi się pani, że może też zaważyć na reputacji Polski w świecie? Ewa Kurek: - O reputację Polski się nie boję. Cokolwiek okaże się w sprawie Jedwabnego, będzie to PRAWDA, a nawet najgorsza prawda nie będzie Zaprenumeruj G£OS! Nissan Tzur: - Dziękuję za rozmowę. MIEJSCE OBOZU KRZYCZY O PAMIĘĆ!!! STRONA 10 W Robert Wit Wyrostkiewicz PAMIĘĆ POLSKA Polsce, na Mazowszu, w Forcie III w Pomiechówku istniał obóz koncentracyjny, w którym zginęło ok. 65 tys. osób. Tym razem głównie Polaków, a nie Żydów. To także szczególne miejsce martyrologii polskiego duchowieństwa. Owszem, byli tu także bestialsko mordowani Żydzi z getta nowodworskiego czy warszawskiego, a ich głównym oprawcą był kapo, Żyd, o nazwisku Majloch, ale tym razem to nie oni byli główną nacją zgładzoną przez Niemców. tarza komunalnego? - pytał Stefan Fuglewicz, wieloletni pracownik Biura Stołecznego Konserwatora Zabytków i ekspert zabudowy fortecznej Twierdzy Modlin podczas niedawnej wizji lokalnej w forcie Mazowieckiego Stowarzyszenia Historycznego „Exploratorzy.pl”. Tego dnia pasjonaci z Mazowsza i ich goście za zgodą AMW w towarzystwie m.in. wójta gminy Pomiechówek Dariusza Bieleckiego i dr. Piotra Oleńczaka z Urzędu Wojewódzkiego, historyka, który zajmuje się kwerendą dotyczącą obozu w Forcie III w Pomiechówku, zapowiedzieli wycisnęła na miejscu swoje wyjątkowo krwawe piętno. We wrześniu 1939 r. fort obsadzali żołnierze 32. Pułku Piechoty, wspierani przez działa pociągu pancernego „Śmierć”. Atakowany przez Niemców obiekt, wsparty żołnierzami gen. Thomme z Armii £ódź, bronił się do końca, czyli do kapitulacji Twierdzy Modlin. W 1940 r. Niemcy zaczęli ściągać tu wysiedlanych mieszkańców północnego Mazowsza. Nie wiadomo, jaka była skala śmiertelności w pierwszym etapie zbrodniczej działalności hitlerowców. Według Michała Grynberga, zajmującego się zawodowo marty- Fort nie jest miejscem turystycznym. Przez lata stacjonowało tu w PRL-u Ludowe Wojsko Polskie. Później zorganizowano na rozległym terenie fortyfikacji magazyny wojskowe. Zabytek (wpisany do rejestru dopiero w 2006 r.!) do dzisiaj należy do Agencji Mienia Wojskowego. Tajemnicze miejsce okala drut kolczasty. Nie widać tu pielgrzymek turystów, nie ma biletów wstępu, sklepu z publikacjami i pamiątkami. Kilku pracowników ochrony strzeże zapomnianego obozu zagłady, którego historia mogłaby stanowić pomnik polskiej martyrologii, jednak nie stanowi… Od lat trwają rozmowy pomiędzy Agencją i gminą Pomiechówek na temat przejęcia miejsca przez samorząd. Pozostaje pytanie, czy władze lokalne posiadają środki na urządzenie terenu zgodne z duchem tego miejsca oraz czy mają taki program i jakie są szczegóły planów, takich jak otworzenie na forcie współczesnego cmen- przed kamerami MSHE, że zapomniane miejsce powinno stać się obszarem misji archeologicznej, programu upamiętniającego, wspartego nie tylko przez samorząd, ale również przez jednostki centralne. Chyba dzisiaj jest najlepszy ku temu czas. Obóz koncentracyjny w Pomiechówku to historycznie jeden z fortów Twierdzy Modlin, wzniesiony w ramach budowy pierwszego pierścienia fortów w latach 80. XIX w. To największy tego typu fort wśród licznych modlińskich budowli fortecznych. Fort w kształcie trapezu posiada koszary szyjowe, dziedzińce, kazamaty, poterny (przejścia podziemne), fosy, a całość okolona jest dzisiaj drutem kolczastym. Obiektu strzeże ochrona (wcześniej wojsko) i pewnie dlatego tylko tu zachowała się krata forteczna i wszystkie pancerne drzwi, na których do dzisiaj widać ślady po kulach. Na ścianach, zwłaszcza jednej, widoczne są ślady egzekucji, a pociski dalej tkwią w murach. W roku 1915 fort znajdował się na głównym kierunku niemieckiego natarcia, walki o niego przypadły już na okres wygasania rosyjskiego oporu, jednak druga wojna rologią żydowską, więzieni tu byli także Żydzi, przez 2 miesiące, a celem ich izolacji była eksterminacja. Później to tu nowodworskie Gestapo urządziło więzienie karno-śledcze. Następnie, w 1942 r. zorganizowany został na miejscu obóz koncentracyjny na dużą skalę. Ostrożny w analizach różnych przytaczanych liczb dr Oleńczak pisał: Według szacunków specjalistów przez mury katowni przewinęło się w czasie wojny około 100 tys. ludzi. Zginęło prawdopodobnie 50 tys., w tym kilkanaście tysięcy Żydów. W obozie mordowano głównie Polaków, a czynili to najczęściej nie Niemcy, ale okoliczni volksdeutsche. Za to w przypadku Żydów niechlubną rolą zasłynął żydowski kat o nazwisku Majloch. Z początkowej fazy funkcjonowania mechanizmu śmierci w forcie przytaczane są też często martyrologiczne obrazy prześladowania duchowieństwa. Widziałem, jak pewnego dnia przywieziono grupę księży katolickich - zeznawał po wojnie Feliks Skolasiński. Wkrótce usłyszałem potworne jęki i ujadania sfory psów. Następnego dnia palono strzępy kapłańskich szat - mówił. Skala terroru była tu podobna do takich obozów jak KL Majdanek, jednak o miejscu kaźni w Forcie III w Pomiechówku przez lata nikt nie mówił, co idealnie wpisywało się w zawłaszczanie zagłady przez jeden tylko naród. Anonimowość miejsca ma jeszcze inne źródła. Po wojnie obiekt forteczny wchodzący w skład Twierdzy Modlin należał do wojska i był objęty tajemnicą wojskową. Nie bez znaczenia jest też fakt, że poza nieliczną obsadą gestapowców, na forcie torturami, gwałtami (był tam osobny barak gwałtów) i eksterminacją zajmowali się volksdeutsche z Nowego Dworu Mazowieckiego, kolonii Modlin i okolic, których rodziny do dzisiaj tam zamieszkują. Temat zapomnianego obozu wciąż wydaje się dla wielu niewygodny, jednak napisy martyrologiczne wyryte na ścianach nie zostały zatarte i krzyczą o pamięć… G£OS nr 6 23-31.08.2016 Z kolei Wiktoria Karaszewska opowiadała po wojnie, że na dziesięć cel jedna była kobieca. Przywożono również do obozu dzieci razem z zakonnicami. Co się z tymi dziećmi stało? Nie wiem. Zakonnice zostały zamordowane. Dzieci pewnie też, gdyż zwyczajowo topiono je w dołach kloacznych - wspominała po wojnie. Warunki w obozie były przerażające, a maltretować więźniów mógł każdy. W zatłoczonych koszarach pamiętających czasy cara Mikołaja II, na ziemi lub w wodzie ludzie leżeli bokiem, jeden obok drugiego (inaczej nie wystarczyłoby dla nich miejsca); „odpoczywali”, zalegając na betonie w całkowitej ciemności. Osobny barak przeznaczono do gwałcenia kobiet. Egzekucje wykonywano w różny sposób. Niektórzy umierali na skutek tortur, inni z głodu, najczęściej jednak rozstrzeliwano i wieszano na szubienicy. Obóz w Pomiechówku mogę krótko określić jako jedną z największych katowni i najbardziej ohydne miejsce zbrodni, jakie istniało podczas okupacji na terenie III Rzeszy i terenach zagarniętych przez wojska niemieckie. Stwierdzam to z całą odpowiedzialnością. Podczas okupacji przeszedłem aż przez 5 obozów hitlerowskich Pomiechówek, Oświęcim, Mauthausen, obóz w Jugosławii i Neumark. Katownia w Pomiechówku pod każdym względem była najgorsza. W najbardziej zwyrodniały sposób faszyści niemieccy znęcali się nad więźniami wspominał Władysław Grylak, były więzień obozu. - Więźniów mordowano masowo, bez jakichkolwiek podstaw, w sposób szczególnie wyrafinowany i zwyrodniały. W Pomiechówku było również najgorsze wyżywienie i najgorsze warunki sanitarne - dodawał były więzień. Przeżyłem Pomiechówek, Stutthof i roboty na terenie Niemiec. W Pomiechówku były najcięższe warunki zeznawał Kazimierz Baniak. Po Powstaniu Warszawskim masowo przywożono tu żołnierzy Armii Krajowej. Jednak po wkroczeniu Armii Czerwonej Niemcy zacierali ślady zbrodni. Zwłoki palono i zalewano wapnem. Do dzisiaj widać na terenie fortu długie zagłębienia - masowe mogiły, które tylko częściowo były po wojnie ekshumowane. Ile szczątków i ton prochów skrywa do dzisiaj miejsce, które powinno nazywać się tak, jak na to zasługuje - KL Pomiechówek? Nie wiadomo. Mieszkańcy wspominali, że przed wycofaniem się hitlerowców smród palonych ciał i kłęby popiołu były tak duże, że osadzały się na okolicznych domostwach KULISY ILU POLITYKÓW JEST NA ŻOŁDZIE OBCYCH WYWIADÓW? G£OS nr 6 23-31.08.2016 Krzysztof Baliński że z podobną próbą uwiarygodnienia w oczach decydentów już mieliśmy do czynienia. Bo czymże była sprawa Brunona K., „osoby motywowanej względami narodowościowymi, nacjonalistycznymi i ksenofobicznymi”, którego do terroryzmu namówili oraz podsunęli cele ataków agenci ABW, a którego jedynym terrorystycznym czynem było nazwanie Tuska „rudym bandytą”? Pierwsze publikacje mediów przed powołaniem rządu dotyczyły potrzeby zmian w służbach. Brzmiały optymistycznie, bo potrzeba była oczywista. Mariusz Kamiński, przymierzany do stanowiska ministra-koordynatora, mówił: „na jesieni posprzątamy ten syf”. A w służbach „syfu” rzeczywiście było sporo. Po 8 latach rządów PO ich zapaść była katastrofalna. Ten optymizm kolidował jednak rażąco z rzeczywistą sytuacją. W listopadzie 2015 r. premier zapewniła: Polacy mogą się czuć bezpiecznie, zaś szef MSWiA: polskie służby są przygotowane do tego, by sprostać wyzwaniom i zapewnić bezpieczeństwo Polakom. Nikt nie zapytał, jak to możliwe, że w ciągu kilku dni od objęcia rządów dokonała się sanacja służb i kim jest cudotwórca, który sprawił, że funkcjonariusze służb, słusznie oskarżani o nieudolność, stali się nagle strażnikami bezpieczeństwa Polski? Naiwność rządzących potwierdziła seria niepokojących wydarzeń: odwołanie komendanta głównego policji, uszkodzona opona w samochodzie prezydenta, próby zamachów terrorystycznych, cyberataki na banki i urzędy, alarmy bombowe. Prosta konkluzja „Gazety Polskiej” - stoją za tym Rosjanie i ich agentura - nie wyjaśniła problemu. Wytworzona atmosfera zagrożenia sugerowała niedwuznacznie, że mamy do czynienia z pewnym scenariuszem, że ktoś ma interes w prowokowaniu paniki, i że w polskich realiach jedynie ludzie służb mogą inspirować takie wydarzenia. Upłynęło 9 miesięcy, o zapowiadanej „wielkiej reformie służb cywilnych” zapanowała cisza. W jej miejsce wysyłano bzdurne sygnały, że zbyt radykalne zmiany w służbach zagroziłyby bezpieczeństwu szczytu NATO. W czasach PRL służby nieprzerwanie udowadniały władzom partyjno-rządowym swą przydatność (na pierwszej linii walki z imperializmem). Popisywały się oddaniem i ciężką służbą (dla PZPR). Dziś, zagrożone rozliczeniami, oskarżane o niechlubną działalność, też chcą potwierdzić swą przydatność. Ich przesłanie jest jasne: jedynie oni mogą obronić kraj przed rosyjską agenturą. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, w Pomiechówku. Członkowie MSH „Exploratorzy.pl” apelują do środowisk akademickich o objęcie fortu programem badawczoekshumacyjnym. Po latach w końcu może i obóz koncentracyjny, gdzie mordowano głównie Polaków doczeka się wieloletnich badań archeologicznych, jakie np. prowadzone są od dawna w Treblince. - Apelujemy do środowisk archeologicznych - zainteresujcie się Fortem III w Pomiechówku - mówi Piotr Pałys z MSHE. - Pytaniem otwartym pozostaje też podnoszona czasami kwestia późniejszej katowni na terenie obozu, którą dla członków podziemia antykomunistycznego miało zorganizować tu NKWD. Ten trop będziemy weryfikować - dodaje Pałys. Dr Piotr Oleńczak przypomina, że większość niemieckich katów obozowych dożyła późnej starości, nie nękana wyrokami sądowymi. Co ciekawe, okoliczni pół-Niemcy po wojnie mieli często służyć nowym, czerwonym panom, a nawyk kolaboracji wyćwiczyli już w II Rzeczpospolitej (w Nowym Dworze Mazowieckim na skrzyżowaniu obecnych ulic Sukiennej i Wybickiego od początku lat 30. odbywały się spotkania mieszkańców należących do V kolumny). Dla lokalnych rodzin, których nazwiska zapisały się na czarnych kartach katowni, temat podnoszenia masowych zbrodni w Forcie III wciąż jest wiszącym w powietrzu wyrzutem sumienia. Obóz koncentracyjny w Pomiechówku swoim rozmiarem terroru, a zwłaszcza jego wyjątkowo perfidną formą, stawia go w jednym szeregu z innymi obozami koncentracyjnymi, z tą różnicą, że tu ginęli głównie Polacy i tylko ten obóz jest tak bardzo zapomniany i anonimowy. Czasami myślę też o pewnej pozornie nieznacznej różnicy... K część 2 iedy przejrzano ankiety osobowe funkcjonariuszy kontrwywiadu pracujących na kierunku rosyjskim, ponad 80 proc. z nich miało krewnych w komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa. Dziś, reformując służby, należy zaglądać głęboko w metryki i pytać o rodziców. Tymczasem główny doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa, pisząc o potrzebie reformowania służb, rzuca taką oto myśl: „Izraelski Mossad dlatego jest jedną z najlepszych tajnych służb, gdyż w swoich międzynarodowych akcjach może liczyć na współpracę osób pochodzenia żydowskiego na całym świecie”. Wśród funkcjonariuszy służb ciągle dominują wzory zachowań wpajane za PRL. „Wiedzy i umiejętności z zakresu pozyskiwania i prowadzenia najcenniejszej agentury wraz z całym arsenałem psycho- i socjotechniki należy się uczyć na kursach w Moskwie i Tel Awiwie” - to cytat z opracowania dot. planu reform służb specjalnych. Odradza on także przyjmowanie do pracy osób identyfikujących się z „jakąkolwiek grupą wyznaniową”. Do dziś adeptów do pracy w służbach nie szuka się w środowiskach patriotycznych, ale wśród rodzin z czekistowską tradycją rodzinną. Kandydat wywodzący się z takiego środowiska spokojnie przechodzi procedurę naboru, natomiast ten, który działał w organizacji o profilu narodowym, jest postrzegany jako polityczny ekstremista. Cudowne uzdrowienie służb Komunizm w Polsce wprowadzili członkowie KPP, przybyli w taborach armii sowieckiej. Stalin przysłał do nas tysiące agentów o duszy obcej, rosyjskiej, ukraińskiej, żydowskiej, aby zajęli miejsce wyniszczonych polskich elit. W ich tradycji i nawykach było donoszenie w ambasadzie sowieckiej przy Belwederskiej na polskich „nacjonalistów” i oskarżanie oponentów politycznych o faszyzm. Tradycje te kultywują do dziś. Przypomnijmy tylko, jak to ludzie Janusza Palikota poczłapali do ambasady Rosji z donosem na „grupę bandytów inspirowanych przez środowisko związane z PiS i Radiem Maryja, o skrajnych poglądach narodowo-katolickich”. Niewiele od donosu Palikota różniły się żenujące przeprosiny Sikorskiego za podpaloną budkę przed ambasadą Rosji. Nawiasem mówiąc w podsłuchanej rozmowie Sienkiewicza z Belką nt. Marszu Niepodległości pojawia się STRONA 11 dziwne zdanie: „Czy jest to moment na uruchomienie tego rodzaju rozwiązania, czy nie? Bo ja mam poczucie, że jest to wariant ok, World Trade scenario." Czy chciał coś wysadzić w powietrze w centrum Warszawy, czy montował coś na kształt podpalenia Reichstagu, tj. pretekst do spacyfikowania „ekstremistycznej” opozycji? Na dobry początek, w Białymstoku antyterroryści, na polecenie dzisiejszego szefa ABW, zatrzymali kibiców terroryzujących tamtejszą ludność zawołaniem - „Polska dla Polaków”. Wtargnęli też do mieszkań uczniaków protestujących przed islamizacją Polski. Polska jest umiejętnie rozgrywana przez Rosję, państwo w którym faktycznie rządzą służby specjalne szkolone do manipulowania przeciwnikiem. Mądrzy ludzie w służbach (bo są i tacy) mówią, że groźniejszym agentem jest ten, który wnosi tajemnice (czyli inspiruje pewne działania), niż ten, który je wynosi. Ponieważ w Polsce tajemnic praktycznie nie ma, to w sprawie medialnej akcji wyłapywania rosyjskich szpiegów chodzić tylko może o akcję „wnoszenia”, tym razem prowadzoną przez „Gazetę Wyborczą” pospołu z „Niezależną”. Przez 8 lat trwał rozkład państwa. Tymczasem słuchając wypowiedzi polityka odpowiedzialnego dziś za jego bezpieczeństwo, można odnieść wrażenie, że największym zagrożeniem dla Polski jest facet, który zniszczył pomnik Bandery i wymachiwał plastikowym krzesłem. Jeżeli w ten sposób zaspokoi się „popyt” na rosyjskich szpiegów, to kto będzie szukał tych prawdziwych? W dodatku narrację w tej materii narzuca Polakom dziennikarz „Wyborczej” o proweniencji klasycznej agentury wpływu i drugi z „Gazety Polskiej”, który przyjął medal od szefa ukraińskiej bezpieki, która - jak wiadomo - jest jeszcze bardziej przesiąknięta rosyjską agenturą niż polska. W Oświęcimiu czy Treblince więźniowie byli osadzeni w barakach; czasami spoglądali na wolność przez drut kolczasty; innym razem się na niego rzucali… Tu, poza dwoma minutami wyjścia na wrzącą zupę ze zgniłych liści kapusty, osadzeni, stłoczeni do granic możliwości, leżeli jeden obok drugiego na betonie w całkowitych ciemnościach. Wyprowadzeni na śmierć, mogli co najwyżej podbiec do wysokiego muru Carnotta i czekać na pocisk… - mówi Sławomir Kaliński, regionalista z Nowego Dworu Mazowieckiego. NASZE SPRAWY G£OS nr 6 Znany miliarder postawił 877 mln dol. na krach na giełdzie. Wie coś, czego my nie wiemy? STRONA 12 G Damian Szymański eorge Soros, znany spekulant i miliarder przeczuwa krach na amerykańskiej gieł- dzie? Kupił akcje Agory, wywołał burzę. Czemu George Soros budzi takie emocje? Miliarder straszy Brytyjczyków. "Funt zrówna się z euro. Czeka ich Czarny Piątek" - mówi. Kiedy George Soros mówi, ludzie słuchają. Znany miliarder i spekulant już nieraz zaskakiwał swoim spojrzeniem makroekonomicznym, dzięki któremu raczej zyskiwał, niż tracił. Tym razem jego fundusz postawił 877 mln dol. na spadki na amerykańskiej giełdzie. Soros przewiduje krach za Oceanem? Na to wygląda. Strategia biznesowa Amerykanina jest prosta. Soros Fund Management, którym zarządza, postanowił w drugim kwartale kupić 1,9 mln opcji na fundusz ETF, który naśladuje główny amerykański indeks największych spółek S&P 500. Co to dokładnie oznacza? Słynny spekulant zakupił do tej pory warte już ponad 877 mln dol. tzw. opcje put, czyli opcje sprzedaży. W największym skrócie polegają one Ksiądz Kazimierz Brzozowski, proboszcz Parafii kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny przy 1996 Davenport Rd. (ponad 100-letniej, wzniesionej przez Polaków świątyni w Toronto), który został “w polskich rękach” dzięki ofiarności parafian (dojeżdżających nieraz specjalnie z odległych zakątków GTA) obchodził 60-te urodziny. “Szósta kopa - nie ma chłopa” - żartuje lubiany przez wiernych kapłan. Naszym zdaniem, taki wiek to jeszcze całkiem dziarski “chłop”, co potwierdza energia naszego proboszcza... Jubilatowi życzyliśmy setki, a sobie, by współ z Nim ją świętować. WM na tym, że Soros zarobi wtedy, kiedy indeks zanotuje spadki. Co ciekawe, 86-letni miliarder wykonuje taki ruch w momencie, kiedy amerykańska giełda notuje szczyt za szczytem. W ciągu ostatnich 3 miesięcy S&P 500 urosło o 6,3 proc. Soros ma rację? Czy miliarder wie coś, czego my nie wiemy? Bolesław Michalski, dyrektor zarządzający Patron FX tłumaczy, że do strategii Sorosa trzeba podchodzić z rezerwą: Na przestrzeni ostatnich kilku lat było głośno o jego rynkowych spekulacjach w zakresie zwiększenia pozycji sprzedaży na wskazanym indeksie. Soros słynie z niekonwencjonalnych ruchów inwestycyjnych, ale nie ma monopolu na nieomylność. Równie często gra z trendem, a ostatnia deprecjacja dolara tylko potwierdza, że może realizować strategię hedgingową. Co więcej, zmiana strategii może wiązać się z coraz większym niepokojem analityków, co do przyczyny wzrostów za Oceanem. Akcje pompują przede wszystkim banki centralne, które skupują aktywa w celu rozruszania gospodarki, co na razie daje niewielkie rezultaty. Wskaźniki pokazują, że hossa na Wall Street się kończy. 23-31.08.2016 udziały w złocie Kilka dni temu dowiedzieliśmy się również, że George Soros zrealizował zyski z największej kopalni złota na świecie - Barrick Gold. Przez pierwsze miesiące 2016 r. była to prawdziwa żyła złota. Akcje spółki podrożały blisko trzykrotnie. Przypomnijmy, że Soros Fund Management zainwestował w udziały kopalni w I kwartale 263,7 mln dol. Obecnie fundusz zredukował swoje pozycje o 94 proc. Michalskiego takie posunięcie dziwi. - Jego instytucja zmniejszyła wielkość pozycji w funduszu ETF, mimo że surowiec zanotował najlepsze półrocze od 30 lat - mówi nam ekspert Patron FX i spekuluje: - Być może inwestor zakłada radykalny zwrot w amerykańskiej polityce? Można jedynie spekulować, że Donald Trump w roli prezydenta mógłby wywrócić rynki za oceanem do góry nogami. Na chwilę obecną, taki scenariusz wydaje się jednak mało realny. W kilku punktach: - George Soros stawia na krach na amerykańskiej giełdzie. - Znany spekulant sprzedał także 94 proc. udziałów w kopalni złota, która od początku roku urosła prawie trzykrotnie. - Według eksperta miliarder może spodziewać się zmiany w polityce USA. Jezus Chrystus nie był Żydem cd. ze str. 1 do źródeł, których nie mają powodów podejrzewać. Niepodważalne fakty dostarczają niepodważalny dowód uczciwości historycznej, że tzw. „Żydzi” na całym świecie, pochodzący z Europy wschodniej są niewątpliwie historycznymi potomkami Chazarów, pogańskiego turecko-fińskiego starożytnego, mongoloidalnego narodu głęboko w sercu Azji, jak mówi historia, którzy walczyli w krwawych wojnach od I w. pne w Europie wschodniej, gdzie założyli swoje chazarskie królestwo. Z jakiegoś tajemniczego powodu historia królestwa Chazarów rzuca się w oczy na skutek jej nieobecności w programach w szkołach i na uczelniach. Historyczne istnienie królestwa chazarskiego tzw. „Żydów,” ich wzrost i upadek, zniknięcie na stałe królestwa Chazarów jako narodu z mapy Europy, oraz jak król Bulan i naród chazarski ok. 740 AD stali się tzw. „Żydami” poprzez konwersję, ukrywała przed amerykańskimi chrześcijanami cenzura nałożona przez tzw. „Żydów,” historycznie pochodzenia chazarskiego, we wszystkich mediach USA i masowej komunikacji przez nich kierowanych. Później w 1945 r. ten autor podawał „fakty z życia” Chazarów do publicznej wiadomości na terenie całego kraju, publikował wyniki wielu lat intensywnych badań tej sprawy. Publikacje te były sensacyjne i bardzo skuteczne, ale widocznie gniewały tzw. „Żydów,” którzy nadal szkalowali tego autora wyłącznie z tego powodu. Od 1946 roku, przeprowadzali przeciwko niemu brutalną kampanię, dążąc tym samym do dalszego ukrycia faktów, z oczywistych powodów. Dlaczego obawiają się prawdy? W oryginalnym wydaniu z 1903 roku ‘Encyklopedii żydowskiej’ w nowojorskiej bibliotece publicznej, oraz w bibliotece Kongresu, t. 4, s. 1-5, jest najbardziej wszechstronna historia Chazarów. Również w nowojorskiej George Soros sprzedaje bibliotece publicznej jest 327 książek największych na świecie historyków oraz inne źródła, poza ‘Encyklopedią żydowską’ na temat historii Chazarów, napisane pomiędzy III i XX w. przez ówczesnych Chazarów i przez współczesnych historyków.” Jezus był ‘Judejczykiem’ a nie Żydem Za Jego życia, żaden człowiek i w żadnym miejscu nie był opisywany jako „Żyd”. Fakt ten popierają teologia, historia i nauka. Kiedy Jezus był w Judei, nie była ona „ojczyzną” przodków tych, którzy obecnie stylizują się na „Żydów.” Ich przodkowie nigdy nie postawili stopy w Judei. Żyli oni w tym czasie w Azji, ich „ojczyźnie,” i byli znani jako Chazarowie. W żadnym z rękopisów oryginalnych Starego czy Nowego Testamentu, Jezusa nie nazywano „Żydem”. Termin ten powstał w końcu XVIII w. jako skrót terminu Judejczyk i odnosi się do mieszkańca Judei, bez względu na rasę czy religię, podobnie jak termin Teksańczyk oznacza osobę żyjącą w Teksasie. Pomimo potężnych wysiłków propagandowych tzw. „Żydów,” nie byli w stanie udowodnić na podstawie źródeł historycznych, że jest choćby jeden zapis, sprzed tego okresu, o rasie, religii czy narodowości, odnoszących się do „Żyda.” Sekta religijna w Judei, w czasach Jezusa, do której samozwańczy „Żydzi” obecnie odnoszą się jako do „Żydów,” były znani jako „faryzeusze.” Współczesny „judaizm” i „faryzeizm” w czasach Jezusa oznaczają to samo.. Jezus brzydził się i potępił „faryzeizm,” stąd słowa: „Biada wam uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, węże, pokolenie żmij.” http://www.biblebelievers.org.au /jesusjew.htm tłum. Ola Gordon G£OS nr 6 NASZA HISTORIA Czy nauczyła nas czegoś historia? O 23-31.08.2016 statnią wypowiedź o Rosji tak zakończyła pani Tiamat: „Rosjanie zareagowali wobec Erdogana tak, jak kiedyś Aleksander I wobec polskich żołnierzy, którzy po klęsce Napoleona jak niepyszni wrócili do kraju. Szkoda, że tak mało wiemy o naszej historii. Naszych nauczycieli historii nie interesuje, co powiedział car Aleksander I Tadeuszowi Kościuszce”. Konstanty (tytuł cesarzewicza nadawano następcy tronu, którym był wówczas właśnie Konstanty, ponieważ Aleksander nie miał syna. Konstanty bardzo cenił sobie ten tytuł nadany mu przez ojca Pawła I i nosił go do końca życia) w imieniu brata przekazał Polakom, iż cesarz podziwia odwagę oraz lojalność wobec Napoleona. We Francji, przy obiedzie u generała leży mi na sercu. Okoliczności polityczne stanęły na przeszkodzie ku realizacji moich zamiarów. Przeszkody zostały usunięte w wyniku strasznej, ale zwycięskiej dwuletniej wojny. Wkrótce Polacy będą mieli Ojczyznę […], a ja będę rad udowodnić, że człowiek, którego oni uważali za wroga, zapomniał o przeszłości i [….] realizuje ich marzenia” (4). - Jak zachował się Aleksander I wobec polskich żołnierzy? Co powiedział car Tadeuszowi Kościuszce? - O tym będzie w dzisiejszej notce. Po wojnie 1812 roku Aleksander I marzył o powstaniu Królestwa Polskiego, zjednoczonego z Rosją unią personalną, odcinał się od polityki swej babki Katarzyny II i chciał być postrzegany jako dobroczyńca, który puścił w niepamięć udział Polaków w wojnach napoleońskich. Objęcie władzy na ziemiach polskich oznaczało, iż w roku 1815 to Rosja zwyciężyła w wielowiekowej polsko - rosyjskiej walce o dominację w Europie. Król polski - taki tytuł przyjął Aleksander I po Kongresie Wiedeńskim; dbał o dobrobyt nowych poddanych; w okresie konstytucyjnym (18151830) w królestwie nastąpił wzrost gospodarczy, a wiele polskich miast przede wszystkim Warszawa - wypiękniało. Ale car nie dotrzymał wielu złożonych obietnic, bo w ostatnich latach życia był już zgorzkniałym i zrezygnowanym człowiekiem. Cesarz Napoleon w akcie abdykacyjnym, podpisanym w Fontainebleau w dniu 11 kwietnia 1814 roku, wyraził troskę o lojalnych mu Polaków: „Wojska polskie wszelkiej broni, pozostające na służbie Francji, będą miały wolność powrotu do domów, zachowując broń i bagaże, a to dowód ich zaszczytnej służby”. Kilka dni po tej abdykacji polscy generałowie udali się do Aleksandra I, by poznać zamiary monarchy co do losów wojska. Cesarz Wszechrusi wyraził szacunek dla odwagi i waleczności Polaków, zapewniając swoich gości, że „pragnie zapomnieć o przeszłości, bo dwa narody sąsiedzkie, bliskie obyczajami i mową, raz złączone, powinny się pokochać na zawsze” (1). Na pytanie pytanie, czy wojska mogą zatrzymać kokardę narodową, Aleksander odpowiedział: „Owszem, i mam nadzieje, że wkrótce będziecie ją nosić z pewnością zatrzymania jej na zawsze” (2). Zarządził defiladę polskiej armii, po której cesarzewicz Krasińskiego, Aleksander pije zdrowie „dzielnego narodu polskiego” (3), na balu u księżnej Jabłonowskiej rozmawia z Kościuszką, którego bardzo sobie ceni i z którym od pewnego czasu koresponduje. Po triumfalnym wstąpieniu do Paryża cesarz otrzymał od Kościuszki list, w którym Polak pytał o los swej ojczyzny. Podczas pewnego balu cesarz zapytał Kościuszkę, czy nie chciałby wrócić do kraju. W odpowiedzi usłyszał, iż słynny wódz nie wróci, póki Polska nie zostanie wyzwolona. Wtedy cesarz rzekł do otaczających go oficerów: „Panowie, trzeba sprawę załatwić w ten sposób, aby ten dzielny człowiek mógł wrócić do ojczyzny” (5). W geście dobrej woli Aleksander zezwolił również na połączenie wszystkich rozproszonych legionów polskich. Formacja ta, nazwana wojskiem Księstwa Warszawskiego, miała stać się zalążkiem armii przyszłego Królestwa Polskiego. W geście przychylności do Polaków cesarz zapowiedział, że wojskiem Księstwa będzie dowodził jego brat, wielki książę Konstanty. Wiara Polaków w Napoleona Aleksander I Romanow W odpowiedzi cesarz zadeklarował: ”Z Bożą pomocą mam nadzieje wskrzesić naród odważny, do którego Pan należy. Dałem uroczystą obietnicę, a dobro narodu polskiego bardzo Polacy niepokoili się, jak Aleksander potraktuje ich po tym, jak wojsko polskie walczyło u boku Napoleona. Gdy w maju 1812 roku cesarz Francuzów opuścił Paryż i pomaszerował na wschód, pod jego sztandarami zgromadziło się pół miliona osób: Sasi, Włosi, Niemcy, Holendrzy. Wśród nich było 90 tysięcy Polaków, STRONA 13 stanowiących najsilniejszy kontyngent ze wszystkich sojuszników Francji. Wielka Armia przetoczyła się przez Niemcy i Prusy, zahaczając także o Księstwo Warszawskie. Właśnie w Warszawie Napoleon miał powiedzieć pewnemu francuskiemu dyplomacie, iż na jednej drodze do panowania nad całym światem stoi Rosja, którą on zamierza unicestwić. 22 czerwca w Wilkowyszkach, na północny zachód od Kowna, Napoleon podpisał rozkaz dzienny, skierowany do żołnierzy, ale szeroko rozpowszechniony także wśród mieszkańców ziem koronnych i litewskich, w którym Bonaparte zadeklarował, iż rozpoczyna ‚drugą wojnę polską’, która skończy się pokonaniem Rosji i sprowadzeniem jej do roli nic nie znaczącego pionka na europejskiej szachownicy. Czy mówiąc o ‚drugiej polskiej wojnie’, cesarz Francuzów naprawdę planował odbudowę państwa polskiego? Czy tylko zamierzał użyć polskich aspiracji do ostatecznego rozstrzygnięcia sporu z Rosją? Oczywiście, przygotowując się do starcia z wojskiem cesarza Aleksandra, Bonaparte brał pod uwagę kwestię polska, bo Księstwo Warszawskie okazało się ‚realnym bastionem systemu napoleońskiego’. Umocnienie tego ‚państewka’ leżało w interesie Napoleona. Jedyną drogą do osiągnięcia tego celu było przyłączenie dawnych ziem Rzeczypospolitej i utworzenie silnego państwa polskiego. Polacy zaczęli marzyć o granicach co najmniej takich, jakie miała Polska w dobie Konstytucji 3-go maja. Należało więc wygrać wojnę z Imperium Rosyjskim. Przypisy: (1) B. Gembarzewski, Wojsko Polskie 1815-1830, Konstanty Trepte, 1903 (2) ibid, s.I (3) H. Troyat, Aleksander I. Pogromca Napoleona, Amber, 2007, s. 203 (4) Szylder H.K, Imperator Aleksandr i jevi zhizn i carstvovanie (5) H. Troyat, op. cit, s. 203 Violetta Wiernicka Rosjanie w Polsce. Czas zaborów 1795-1915 (Bellona Warszawa 2015) STRONA 14 NASZE POLSKIE SPRAWY G£OS nr 6 O utraconym szlachectwie Polaków W prof. Andrzej Waśko część 2 przedmowach do masowo wówczas wznawianych przekładów Tadeusza Boya-Żeleńskiego z literatury francuskiej XVIII wieku oświecenie było postępowe, racjonalistyczne i antyklerykalne - prawie jak PZPR. Stanisław August, król postępowy, a zarazem korzystający z rosyjskiej protekcji, z kart popularnych monografii dodawał splendoru równie jak on postępowym i protegowanym ze Wschodu komunistom. Do całości obrazu potrzebna była jeszcze historyczna figura wroga klasowego i zaplutego karła reakcji - i w tej roli obsadzone zostały w podręcznikach i publicystyce historycznej "ciemne masy szlacheckie". Gdy ostatnim niedobitkom ziemiaństwa odbierano majątki, dwory i parki, w szkole straszono dzieci widmem złego pana i rozśmieszano satyrą "Pijaństwo" Ignacego Krasickiego. Nikomu nie przychodziło do głowy, że cały ten obraz, oparty na wyselekcjonowanych źródłach literackich jest w gruncie rzeczy krwawą, masochistyczną satyrą na polską przeszłość. Generacje inteligencji karmione w PRL tą satyrą wyrastały w przekonaniu, że swobodne działania polityczne Polaków, bez kurateli z zewnątrz, prowadzą zawsze do anarchii, a przez anarchię do klęski, co było nauką wpisaną w propagandową przypowieść o Polsce szlacheckiej. W przekonaniu, że aby cokolwiek w tym naprawić, trzeba najpierw wykończyć jakiegoś wroga wewnętrznego, który tkwi wśród nas lub w nas samych. Pierwsze z tych przekonań odbierało wiarę we własne siły. Drugie - rodziło gotowość do wewnętrznej krucjaty przeciwko "spadkobiercom najgorszych polskich tradycji". Obie te wyniesione z PRL dyspozycje ujawniły się również w okresie ostatniego dwudziestolecia. Pierwsza jako zdanie się na obcą kuratelę w reformach; druga jako permanentna krucjata przeciwko ciemnogrodowi i moherom. Jednak oprócz tych negatywnych skutków wynikających z permanentnego zohydzania polskiej przeszłości, w centrum czego tkwi czarna legenda sarmatyzmu, od upadku PRL daje się zauważyć także swego rodzaju reakcję obronną, którą można by określić jako odrodzenie sentymentalnej tradycji domowej. Ze wspomnień rodzinnych tych, którzy takie tradycje przechowali, wydobywa się zupełnie inny wizerunek przodków. Z pamiętników i starych fotografii wyłania się świat przedwojenny i dziewiętnastowieczny, zrośnięty i z dawniejszymi czasami przez rodowody, wspomnienia odebranych domostw i bliższych ojczyzn. I nie jest to świat prymitywnych warchołów, ale ludzi pracowitych i rozumnych, życzliwych dla siebie, serio i po prostu oddanych Bogu i Ojczyźnie - bez ironicznych póz i grymasów. Oprócz strużki wspomnień, prywatna, dworkowa forma kultury narodowej o szlacheckiej proweniencji odciska pewien zauważalny ślad na obyczajach i modach współczesnych. Tu i ówdzie, w serialu telewizyjnym o Złotopolskich, w budownictwie "dworkowym", w aspiracjach do własnego stylu życia - pobrzmiewają jakieś echa i marzenia rodem z ziemiańskiej sielanki. Stosunek Polaków do szlacheckich studiowania można wyciągnąć wiele wniosków całkiem różnych niż te, które są w obiegu. Tworzymy dziś Naród bardzo już przemieszany i zhomogenizowany społecznie. Ale oznacza to, że historią polskiej szlachty powinniśmy się interesować nie tylko przez pryzmat heraldyki, lecz przede wszystkim z tej racji, że wartości i wzory szlacheckie stanowią niejako kapitał zakładowy naszej nowoczesnej kultury narodowej i w znacznej mierze ukształtowały jej charakter. Wychowanie w tej kulturze sprawia, że te wartości i wzory szlacheckie określają nas na różne sposoby i że musimy się sami wobec nich określać. Stąd zasadne jest pytanie, co ze spadku sarmackiego w jakiejkol- wzorów kultury jest więc niekonsekwentny. Wzory obowiązujące w życiu prywatnym wydają się znacznie trwalsze i wyżej cenione niż kojarzone z tradycją szlachecką postawy w życiu publicznym. Czy zatem sentymentalna tradycja dworkowa egzystująca po cichu na obrzeżach współczesnej kultury jest wszystkim, co nam pozostało w spadku po dawnych Polakach? Niekoniecznie. wiek formie w nas przetrwało, a co zostało odrzucone lub uległo zatracie? Zasadne jest też pytanie, co mogło się stać z tożsamością i samopoczuciem Polaków, którym przez długie dziesięciolecia przedstawiano podstawowy symbol charakteru narodowego jako wychowawczy antywzór, sumę samych wad i przywar, które w przeszłości doprowadziły Naród do zguby? Porównując kulturę szlachty polskiej i kulturę współczesnych Polaków, można w odpowiedzi na te pytania stwierdzić, że istnieją między nimi pewne rysy rodzinnego podobieństwa, ale wśród współczesnych Polaków zatraceniu uległa świadomość szlacheckiego pochodzenia tych rysów. W czasach niewoli i komunizmu utraciliśmy też dawny nasz styl, staropolską nobilitas. Skutki pedagogiki społecznej polegającej na eksponowaniu wyłącznie historycznych wad narodowych szlachty przy całkowitym pominięciu zalet sprawiły, że ostatnie generacje Polaków nie wyrobiły w sobie dawnych polskich zalet, natomiast wady odziedziczyły jak najbardziej, gdyż, jak wiadomo, chwasty rozsiewają się same, podczas gdy pożyteczne rośliny wymagają troskliwej uprawy. Reintegracja polskości Oczywistym punktem wyjścia reintegracji naszego obrazu samych siebie wydaje się dla mnie odrzucenie karykaturalnego stereotypu szlachetczyzny nadal pokutującego w polskich głowach. Nie chodzi o to, aby czarną legendę zastępować jakimś nowym mitem, tym razem na odmianę idealizującym sarmatyzm. Nie ma podstaw do tworzenia takiego mitu ani w dawniejszej, ani w najnowszej historiografii. Ale nawet z najbardziej krytycznych charakterystyk etosu szlacheckiego, jeśli tylko są oparte na źródłach, wyłania się jego obraz tak złożony i odmienny od szkolnomedialnej karykatury, że z samego ich 23-31.08.2016 Szlachta polska kultywowała dwa podstawowe ideały: rycersko-republikański i ziemiański. Ten pierwszy zaborcy podbitego Narodu, a później komuniści, intensywnie zohydzali młodzieży, sprowadzili do obrazów sejmikowej anarchii i walki o prywatę. Tym samym celowo tłumiono obecne w polskiej tradycji pozytywne wzory aktywnego życia obywatelskiego, z czego wynika po części dzisiejsza bierność polityczna kilkudziesięciu procent elektoratu. (Skądinąd przyczyną tej bierności może też być długie trwanie w części społeczeństwa mentalności pańszczyźnianej.) Natomiast wzorzec ziemiański ewoluował też często w stronę pacyfistycznego, idyllicznego kwietyzmu - który uczył życia nie czynnego, a wygodnego, w rodzinnej wiosce, na zagrodzie, z dala od spraw większej wagi. I ten właśnie kwietyzm staropolski odbija nam się dziś czkawką w nowomodnym samolubstwie tych, których nie interesuje nic poza własnym wygodnym życiem i od których zawsze można usłyszeć, że interesuje ich "tylko rodzina", a "na polityce się nie znają", z czego są dumni, bo polityka to rzecz brudna. Jest to właśnie sarmacki kwietyzm w nowym, gorszym wydaniu. £ączy się z tym polskie upodobanie do "złotej przeciętności" - aurea mediocritas. Polega to na niezrozumieniu i braku ambicji wyższych niż spokojne życie w domu z ogródkiem. Kiedyś bracia Golcowie śpiewali: "Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco. A tam gdzie to kretowisko, będzie stał mój bank". Niestety, jak dotąd Polacy nie zakładają własnych banków i robią wrażenie, jakby unikali wszelkich większych i nieco bardziej ryzykownych przedsięwzięć. Bo dla nas - jak przed wiekami - spokój liczy się przede wszystkim, a nawet jeszcze bardziej. A przecież ten średnioszlachecki ideał umiarkowania mógłby dziś znaleźć o wiele lepsze zastosowanie, gdybyśmy owo umiarkowanie chcieli odnieść np. do sposobu i zakresu korzystania z pokus konsumpcyjnego stylu życia. Świadome ograniczenie pogoni za konsumpcją na rzecz życia w miarę prostego za to w liczniejszej rodzinie, jest przykładem tego, co z sarmatyzmu bardzo by się dziś przydało naszej młodej klasie średniej. Misja podnoszenia z kolan Wśród sarmackich cnót, szczególnie narażonych na zatratę w czasach niewoli i okupacji, trzeba wymienić: umiłowanie wolności i gotowość ponoszenia za nią ofiar, rycerskość, godność i poczucie własnej wartości. G£OS nr 6 KONFRONTACJE STRONA 15 „Potrzeba nam doktrynalnej jasnoœci, a nie ducha Asy¿u” 23-31.08.2016 W łoski historyk i publicysta Roberto de Mattei zwraca uwagę na ciekawą prawidłowość w planowanych wizytach papieża Franciszka - są to inicjatywy związane z ekumenizmem i dialogiem międzyreligijnym. Zdaniem uczonego mogą one przyczyniać się do powstania synkretycznej super-religii. Tymczasem panoszące się na świecie zło, w tym odprawiane w publicznych miejscach czarne msze, wołają o interwencję Rzymu. Doktrynalna jasność - oto czego, zdaniem publicysty oczekują wierni od Ojca Świętego wierni w dzisiejszych czasach. Wśród zaplanowanych na najbliższy czas wizyt papieża Franciszka na pierwszy plan wysuwa się podróż do Asyżu zaplanowana na 19 sierpnia. Odbędą się tam obchody 30. rocznicy spotkania przedstawicieli różnych religii, w którym uczestniczył papież Jan Paweł II. Na pierwsze spotkanie międzyreligijne 27 października 1986 r. do miejscowości Asyż przybyło 47 delegacji reprezentujących 13 religii. Oprócz chrześcijan obecni byli wyznawcy ju- daizmu, islamu, hinduizmu, buddyzmu, zaratusztrianizmu, dźinizmu, sikhizmu oraz tak zwanych religii tradycyjnych. Kościół katolicki oprócz papieża Jana Pawła II reprezentowało także 14 hierarchów. Modlono się osobno, by uniknąć wrażenia synkretyzmu. Celem było sprzeciwienie się wojnie i prośba do Nieba o pokój. Mimo to spotkanie, a także późniejszy (wytworzony przez komentatorów) „duch Asyżu” spotkał się z krytyką wśród konserwatywnych katolików. Duch ten zdaje się bowiem być obecny także w obecnej aktywności papieża Franciszka. Między 30 września a 2 października papież spotka się z muzułmanami i prawosławnymi w Gruzji i Azerbejdżanie. Z kolei 31 października w szwedzkim Lund weźmie udział w obchodach 500-lecia tak zwanej Reformacji. "Ekumeniczne inicjatywy to kompas obecnego pontyfikatu, co zdaje się grozić (…) pozbawieniem katolicyzmu treści i przyczynieniem się do stworzenia synkretycznej super-religii" pisze Roberto de Mattei na łamach „Il Tempo”. Włoski historyk twierdzi, że można wręcz mówić o opcji preferencyjnej na rzecz niekatolików, na wzór opcji preferencyjnej na rzecz ubogich obecnej w katolickiej nauce społecznej. Jak jednak zauważa, tego typu opcja wiąże się z zapomnieniem wojnach religijnych i prześladowaniach chrześcijan przez wyznawców innej religii. Warto przypomnieć, że w 8 na 10 krajów, gdzie chrześcijanie cierpią największe prześladowania, główną religia to islam. W dziewiątym, jest ona jedną z dwóch głównych. Te dane z prowadzonego przez Open Doors “Światowego Indeksu Prześladowań” nie pozwalają żywić nadziei na łatwe porozumienie islamsko-chrześcijańskie. Pomimo to 11 sierpnia papież Franciszek zdecydował się na spożycie posiłku z grupką imigrantów z Syrii. Lata niewoli narodowej, w tym zwłaszcza czasy komunizmu, były dla milionów zwykłych Polaków czasem różnorodnych upokorzeń, łamania kręgosłupów i podcinania skrzydeł. Kondycja moralna wspólnoty musiała w takich warunkach marnieć - i marniała. Z historii szlacheckiej propaganda wybierała więc to, co z takim stanem rzeczy jakoś korespondowało. Powtarzano, że szlachcic czapką i papką płaszczył się przed magnatem, ale poza bohaterami "Trylogii" (której krytyka była zresztą modna) nie dopuszczano do świadomości społecznej żadnych pozytywnych skojarzeń z wojnami Rzeczpospolitej, z wysiłkiem i bohaterstwem czasów staropolskich. Po heroicznym pokoleniu AK pojawiali się jeszcze "ludzie z żelaza" w ruchu "Solidarności", poczucie godności budziły w nas papieskie pielgrzymki. Ale z komunizmu wychodziliśmy jako Naród ludzi dotkniętych, także mentalnie, skutkami wieloletniej niewoli, niemających o samych sobie wysokiego mniemania. Misja, jeśli już nie podniesienia Polaków z kolan, to wyprostowania im kręgosłupów, zdjęcia z barków bagażu niewoli była głównym zadaniem niekomunistycznych elit po roku 1989. Żeby to jednak uczynić, trzeba było między innymi - uwolnić świadomość dzieci PRL od tych jakże negatywnych i niesprawiedliwych stereotypów his- torycznych, którymi zatruwano nas i moralnie tłamszono przez lata. Trzeba było przywołać pozytywny obraz polskiego charakteru i polskiej wspólnoty, kończąc raz na zawsze z paszkwilanckim traktowaniem przeszłości narodowej. Tymczasem właśnie ze strony inteligenckich, humanistycznych i artystycznych elit spotkało nas pod tym względem największe rozczarowanie, a właściwie zdrada. W latach III RP "czarna legenda dziejów Polski" odżyła z nową siłą i znalazła nowe zastosowanie polityczne. W myśl tej nowej ideologii Naród tak zacofany i nietolerancyjny jak Polacy nie dorósł do demokracji, muszą więc nim rządzić lewicowoliberalne elity Okrągłego Stołu. Modernizują one Polskę, to znaczy zacierają jej związek z tym, co było najważniejsze w jej dziejach. Konotacje antysarmackie musiały się pojawiać we wszystkich kontekstach i podtekstach tej ideologii, gdyż sarmatyzm, choć dalszy od nas niż historia najnowsza, nadal ucieleśnia symbolicznie to, co wspólne wszystkim Polakom: typ i charakter narodowy, swojskość oraz polskie zadowolenie z bycia sobą. A to, co ma być zamordowane w procesie kulturowej modernizacji, musi być przede wszystkim zamordowane jako symbol. Z drugiej strony lata 90. przyniosły też w życiu intelektualnym pewną nową orientację, którą można by umownie nazwać orientacją prosarmacką. W historiografii zapoczątkowały ją prace nad dziejami ustroju Rzeczypospolitej szlacheckiej podjęte w środowisku wybitnych specjalistów skupionych wokół prof. Anny Sucheni-Grabowskiej czy prof. Janusza Ekesa. Rehabilitacją literackich tradycji sarmackich zajął się Krzysztof Koehler i środowisko dwumiesięcznika "Arcana" (w tym m. in. także niżej podpisany). Jako osobny rozdział trzeba tu też wymienić twórczość literacką i muzyczną Jacka Kowalskiego z Poznania. W naukach politycznych pojawia się coraz większa grupa młodych badaczy ustroju staropolskiego oraz idei republikańskich. Cały widoczny dziś na różnych polach wysiłek w przywracaniu Polakom rzeczywistego obrazu naszego sarmackiego dziedzictwa jest jednak wciąż dalece niewystarczający w stosunku do znaczenia, jakie ma dzisiaj dla Polski ta sprawa i wszystko, co się z nią wiąże. III Rzeczpospolita przyjęła za sprawą swych elit pewien model rozwoju, który - za prof. Zdzisławem Krasnodębskim - należy określić jako model imitacyjny. Założeniem imitacyjnej modernizacji kraju jest całkowita rezygnacja z poszukiwania własnych dróg i zerwanie z rodzimymi doświadczeniami w polityce, ekonomii, orga- Jedną z ofiar islamistów jest francuski ksiądz, Jacques Hamel. Arcybiskup Rouen wniósł o beatyfikację zabitego przez czcicieli Allacha kapłana. Czy jednak Rzym poprze tę inicjatywę? - zastanawia się włoski historyk. Trudno nie zauważyć, że byłby to czytelny znak potępienia islamskiego fundamentalizmu. De Mattei wspomina także o problemie trzech hiszpańskich biskupów oczekujących na proces sądowy. Powód? Krytyka nowoprzyjętego w Hiszpanii prawa broniącego homoseksualistów. We współczesnym świecie zdarzają się też przypadki bardziej bezpośredniego ujawniania się zła. To casus Oklahoma City, gdzie w dzień Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, w publicznym City Civic Center Music Hall zorganizowano "czarną mszę". Wszystko za aprobatą lokalnych władz. Czas pokaże czy Ojciec Święty odniesie się do tych i innych kwestii czy też zostanie całkiem pochłonięty przez dialog międzyreligijny. To pierwsze jest według historyka pragnieniem wielu katolików. "Zdezorientowani wierni zwracają się do Wikariusza Chrystusa, prosząc go by okazał swą ojcowską dobroć nie tylko wobec tych oddalonych, lecz również mu najbliższych. W obecnym burzliwym okresie historii bardziej, niż kiedykolwiek potrzebują oni jasności i zachęty”. pch24.pl nizacji życia społecznego. Skutkiem takiego wyboru jest jednak pełne uzależnienie kraju-biorcy od dostarczycieli imitowanych rozwiązań oraz jego trwałe zepchnięcie na cywilizacyjne peryferie. Oznacza to przegraną, w obliczu której musimy sobie zadawać pytanie, czy Polska dysponuje jakimś potencjałem lub jakąś ideą, na której mógłby się oprzeć alternatywny, nieimitacyjny projekt jej rozwoju? Nie wiem, czy ktokolwiek formułuje dziś to pytanie, ale jeśli mimo swej pilności nie jest ono przedmiotem szerokiej dyskusji, to chyba tylko w wyniku założenia, że odpowiedź na nie musi być negatywna. Być może jednak odpowiedzi na nie szukamy zbyt płytko? Być może dałoby się wypracować dla Polski jakiś program organiczny, harmonizujący nasze działanie z naszym myśleniem i naszą drogę do przyszłości, z naszą tradycją? Pewne wydaje się to, że zapoczątkowany już powrót do pozytywnego postrzegania doświadczeń Polski przedrozbiorowej byłby właściwą inspiracją tego rodzaju programu, a współczesna rehabilitacja sarmatyzmu mogłaby stać się jego adekwatnym, choć nieco przekornym symbolem. prof. Andrzej Waśko Historyk literatury, publicysta, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego i Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej "Ignatianum". IDEE ZŁA W DZIAŁANIU Masoneria, islam, uchodŸcy czy czeka nas wielka apokalipsa? STRONA 16 dr Stanisław Krajski - polski historyk filozofii, nauczyciel akademicki, publicysta. część 21 Oriana Fallaci: “Muzułamanie żyją w samym sercu naszego społeczeństwa, które ich gości, nie kwestionując ich inności, nie sprawdzając ich złych intencji, nie skarżąc za posępny fanatyzm. Społeczeństwo, które przyjmuje ich w duchu swojej liberalnej demokracji, nie ograniczonej tolerancji, chrześcijańskiej litości, liberalnych zasad, cywilizowanych praw. ( ... ) I właśnie dlatego owi Krzyżowcy są coraz liczniejsi, żądają coraz więcej, panoszą się coraz bardziej. Także dlatego właśnie (jeśli nadal pozostaniemy bezczynni) będzie ich coraz więcej. Będą żądać coraz więcej, będą nas drażnić i dyrygować nami coraz bardziej. Aż nas sobie podporządkują. A zatem pertraktowanie z nimi jest niemożliwe. Próba dialogu - nie do pomyślenia. Okazywanie pobłażliwości - samobójcze. A ten, kto myśli inaczej, jest głupcem”. Egzekucja na stadionie Fallaci zwraca uwagę na manipulacje, których dokonuje się na świadomości społecznej w Europie, zwraca uwagę na to jak przemilcza się pewne fakty i upowszechnia pewne opinie, które mają tę świadomość nastawiać w taki sposób, by społeczeństwo nie dostrzegało pewnych prawd. Media i politycy wciąż powtarzają, że jest w islamie pewien ekstremizm, który jest marginesem, że generalnie jest to religia, kultura i cywilizacja wręcz miłości, pozytywnych odniesień do człowieka i inaczej myślących. Falłaci prezentuje świat islamu przez pryzmat zbrodni, które on dokonuje, ale również przez pryzmat codziennych zachowań, które sprzeczne są z naszymi podstawowymi cywilizacyjnymi normami, pokazując dziesiątki przykładów na to, jaka to jest mentalność i sposób postrzegania człowieka jako takiego i inaczej myślących. Jeden z jej przykładów to wyda- rzenia, które miały miejsce w 1975 r. w Dakce w Bangladeszu. Dokonano tam na stadionie masowej egzekucji w obecności 20 tys. wiernych. Była to egzekucja 12 nieczystych mężczyzn (Fallaci nigdy nie dowiedziała się, jaką nieczystość popełnili) pchnięciami bagnetów w piersi. Do tych mężczyzn dołączono jeszcze w ostatniej chwili dwunastoletniego chłopca, która stanął w obronie jednego z nich - swojego brata rzucając się na oprawców i krzycząc: "Zostawcie go, zostawcie go". Egzekucję tę i to, co po niej nastąpiło śledzili dziennikarze z wielu krajów zachodniej Europy. Fallaci uważa, że nie tylko sama ta egzekucja, ale przede wszystkim to, co po niej nastąpiło powinno Europie dać do myślenia (ale nie dało). Pisze: "W każdym razie chcę podkreślić, że gdy tylko egzekucja dobiegła końca, dwadzieścia tysięcy wiernych (wiele kobiet) opuściło trybuny i zeszło na murawę. Ale nie w bezładzie i wzburzeniu - w sposób uporządkowany i uroczysty. W porządku uformowali kondukt, procesję. Uroczyście dotarli do miejsca rzezi. I powtarzając w kółko swoją obsesyjną litanię Allachakbar, Bóg jest-wielki, Alllach-akbar, przeszli po ciałach. Zrobili z nich dywan zgniecionych kości”. Fallaci opowiada też między innymi o tym, co sfilmowała jedna z angielskich reporterek (film utajniono). "Są to sceny - pisze - egzekucji trzech kobiet w burkach, winnych nie wiadomo czego (bardzo prawdopodobne, jak później twierdzi Fallaci, że chodziło o ich wizytę u fryzjera, który wtedy był w Afganistanie nielegalny - dop. S. K.). Egzekucja, która odbywa się na kabulskim placu, obok pustego parkingu. I na ten pusty parking zajeżdża nagle samochód. Furgonetka, z której one zostają wypchnięte na zewnątrz. Burka pierwszej kobiety jest brązowa. Burka drugiej kobiety jest biała. Burka trzeciej kobiety jest jasnoniebieska. Kobieta w brązowej burce jest najwyraźniej przerażona. Nie może ustać na nogach, chwieje się, kobieta w białej burce wygląda na oszołomiona. Posuwa się ostrożnymi kroczkami, jakby się bała, że upadnie i zrobi sobie krzywdę. Kobieta w jasnoniebieskiej burce, bardzo niska i drobna, idzie natomiast zdecydowanym krokiem i w pewnym momencie zatrzymuje się. Robi taki gest, jakby chciała pomóc swoim towarzyszkom, dodać im odwagi. Ale brodaty zbir w spódnicy i turbanie interweniuje, gwałtownymi szturchnięciami rozdziela je, zmusza do klęknięcia na asfalcie. Scena rozgrywa się na tle ludzi, którzy przechodzą obok, jedzą daktyle czy dłubią w nosie - tak beztrosko i obojętnie, jakby nadchodząca śmierć nie miała najmniejszego znaczenia. Tylko młody człowiek stojący na skraju placu patrzy z pewnym zainteresowaniem. Co do egzekucji przebiega ona bardzo sprawnie. Żadnych plutonów egzekucyjnych. Żadnych bębnów, żadnego odczytywanie wyroku. To znaczy żadnej ceremonii czy choćby pozorów ceremonii. Trzy kobiety klęczą na asfalcie, kiedy ich morderca, kolejny brodaty zbir w spódnicy i turbanie, pojawia się znikąd z karabinem maszynowym w prawej ręce. Niesie go tak, jakby to była torba z zakupami. Idzie znudzony, leniwym krokiem, jakby zabijanie kobiet było zwykłym składnikiem jego codziennego życia, podchodzi do trzech znieruchomiałych postaci. Tak nieruchomych, że nie wyglądają już jak trzy ludzkie istoty przypominają raczej pakunki porzucone na ziemi. Podchodzi do nich od tyłu jak złodziej, który chyłkiem dopada swojej ofiary. Zbliża się i bez wahania, zaskakując nas, strzela prosto w kark tej w brązowej burce, która natychmiast pada do przodu. Zupełnie martwa. Potem nadal poruszając się niespiesznym krokiem, ze znudzeniem przesuwa się w lewo i strzela w kark tej w białej burce, która pada w ten sam sposób. Na twarz. Potem przesuwa się jeszcze trochę w lewo. Zatrzymuje się na chwilę, żeby podrapać się w jaja i strzela w kark tej małej w jasnoniebieskiej burce, która zamiast paść do przodu przez długą chwilę klęczy. Wyprostowana z biustem do przodu. Buntowniczo do przodu. W końcu pada na bok i w ostatnim odruchu buntu unosi rąbek burki, odsłaniając gołą nogę. Ale onz lodowatym spokojem zakrywają i woła grabarzy. Pozostawiając za sobą trzy duże wstęgi krwi, grabarze chwytają ciała za nogi i zaczynają je ciągnąć". W wstępie do książki "Wywiad z sobą samą. Apokalipsa", która ukazała się w 2004 r. Fallaci opisuje dziesiątki podobnych przypadków, wymienia nazwiska setek ludzi, tak arabów jak i Europejczyków zamordowanych w imię islamu i pisze: "Z każdym dniem wydłuża się lista porwanych, którym obcięto głowy lub poderżnięto gardła, i tych, co mieli to szczęście, że zabito ich strzałem z broni w potylicę. Zadedykowanie im książki staje się coraz trudniejsze". Czy te wszystkie wypadki, czy fakt, że jest ich coraz więcej, czy fakt, że mogą się one stać codziennością Europy coś zmienia w komentarzach mediów i polityków? Nie. Wciąż tylko mówią o tolerancji, prawach człowieka, które musimy respektować, G£OS nr 6 23-31.08.2016 o prawie do emigracji i wyboru miejsca zamieszkania, o tym, że islam jest religią... pokoju. Omawiane książki Fallaci ukazały się w początkach XXI w., zostały przetłumaczone na wiele języków i sprzedane zostały w wielkich nakładach. Wielu ludzi w Europie (nie tak jednak wielu by zmienić sytuację) zostało w ten sposób uczulonych na zagrożenie ze strony islamu. Czy jednak Fallaci powiedziała wszystko, czy ujawniła największe zbrodnie muzułmanów? Pisze ona o zbrodniach popełnionych przez wyznawców islamu na wyznawcach islamu. Pisze o mordowaniu zagranicznych dziennikarzy i inżynierów. Pisze nawet o zabijaniu wyznawców Buddy. Niewiele jednak mówi o męczeństwie chrześcijan. Wspomina niekiedy tylko o niszczeniu przez wyznawców islamu kościołów i dokonywaniu przez nich profanacji. Dlaczego? Czy nie wiedziała? Czy może "cenzura" jej tego nie przepuściła? A może świadomie, z jakichś względów pominęła ten problem? Z jakich względów? Może uznała, że informacja o prześladowaniu chrześcijan nie będzie dobrym argumentem za tym, że islamu trzeba się strzec? Feministki i islam Fallaci - kosmopolitka, ateistka, zwolenniczka liberalizmu powodowana poczuciem sprawiedliwości napisała książkę pt. "List do nienarodzonego dziecka". Feministki nazywały ją po tym fakcie "podłą.. męską, szowinistyczną świnią" i mówiły: "Ona ma mózg w macicy" W książce „Wściekłość i duma" Fallaci zwraca się do nich: "Czy możecie mi powiedzieć, dlaczego kiedy chodzi o wasze muzułmańskie siostry, kobiety, które są torturowane i poniżane, i mordowane przez prawdziwe męskie szowinistyczne świnie, naśladujecie milczenie swoich małych mężczyzn? Czy możecie mi wytłumaczyć, dlaczego nigdy nie zorganizujecie krótkiego ujadania pod ambasadą Afganistanu czy Arabii Saudyjskiej, dlaczego nigdy nie wypowiecie się przeciw okropnościom, o których mówię, dlaczego milczycie, nawet jeśli dzieją się na waszych oczach?". Feministki wciąż krzyczą o prawach kobiet, wciąż oskarżają Kościół katolicki o to, że je łamie i namawia do ich łamania. Z jakiego powodu, z czyjego rozkazu milczą, gdy chodzi o kobiety i islam? ciąg dalszy w następnym numerze G£OS nr 6 23-31.08.2016 ROZWAŻANIA O KRYZYSIE W KOŚCIELE I ŚWIECIE ks. Marian Kowalski Referat wygłoszony w Toronto z okazji 1050 rocznicy Chrztu Polski A KONTROWERSJE część 5 kcja, która nie jest poprzedzona medytacją, przynosi złe skutki. Medytacja zaś upodabnia człowieka do jej przedmiotu. Jeśli więc człowiek medytuje nad tajemnicą Boga, nad pięknem natury, nad wzniosłością prawa moralnego to się uszlachetnia, wznosi wzwyż. A medytację można określić jako „umiejętność dogłębnego dociekania, dopatrywania się, rozumienia, wpatrywania się w rzeczywistość”. I co ważne, poznana prawda nie tyle ma służyć do odniesienia jakiejś korzyści, ile ma radować umysł ludzki sobą samą. Należy więc szukać jej przede wszystkim dla niej samej, a nie dla osobistej korzyści. Konsumpcjonizm czyli kult materialnego dobrobytu W tym wypadku twierdzi się, że szczęście człowieka zależy od posiadania materialnych dóbr i jest wprost proporcjonalne do wielkości konsumpcji. Im więcej człowiek ma i konsumuje (w sensie używa), tym ma być bardziej szczęśliwy. Tymczasem greckie słowo eudaimonia oznacza szczęście rozumiane jako zaspokajanie przede wszystkim potrzeb duchowych. Heraklit pisał, że gdyby szczęście polegało na zaspokajaniu potrzeb materialnych, to najszczęśliwszy były wół przy pełnym żłobie. Sokrates nauczał: „Jeżeli chcesz być szczęśliwy, to dbaj o duszę” czyli w tym wypadku, zabiegaj o cnoty. Grecy od Sokratesa stawiali znak równości między szczęściem a cnotami. Szczęście więc nie polega na tym co posiadamy, tylko na tym kim jesteśmy. Święta Teresa od Jezusa pisała: „Radość tkwi nie w rzeczach, ale w głębi naszej duszy”. Konsumpcjonizmowi należy przeciwstawić grecką enkrateia czyli panowanie nad sobą i chrześcijańską wstrzemięźliwość, umiarkowanie, powściągliwość. Człowiek powinien swoim potrzebom wyznaczyć rozsądne granice i nie mylić ich z zachciankami. Zaspokajanie wszystkich zachcianek spycha nas w studnię bez dna, właśnie w wir konsumpcjonizmu. Rewolucjonizm czyli podważanie, osłabianie i zrywanie więzi społecz- nych w imię rzekomo jakichś zagrożonych praw. Skutkuje to atomizacją społeczności. Członkowie danej społeczności, w normalnych chrześcijańskich warunkach, żyli w jakiejś harmonii z pewną dozą wzajemnego zaufania. Teraz w zlaicyzowanej Europie patrzą na siebie podejrzliwie i rozchodzą się w różne strony. Najpierw przeciwstawiono lud królowi, potem naród narodowi, rasę rasie, klasę społeczną klasie społecznej. Dziś atomizacja poszła naprzód: męża przeciwstawia się żonie a żonę mężowi (feminizm); płeć przeciwstawia się płci (także poprzez ideologię gender, która granicę między płciami relatywizuje); dzieci przeciwstawia się rodzicom (którzy nie mogą swoim pociechom nawet dać klapsa); młodych ludzi - starszym, zdrowych chorym (eutanazja), narodzonych nienarodzonym (aborcja)… To są różne oblicza rewolucji! Innym wyrazem rewolucjonizmu jest negacja istniejących autorytetów (poza swoim własnym naturalnie). Jeden z komunistów francuskich, Louis Blanqui wydawał u schyłku XIX w. gazetę pod tytułem „Ni dieu, ni maître” (czyli „Ani boga, ani pana”). Oto klasyczny wyraz rewolucjonizmu. Tymczasem miejsce rewolucjonizmu winien zastąpić reformizm rozumiany jako wprowadzanie stopniowych zmian na lepsze i tylko tam, gdzie jest rzeczywista potrzeba ulepszenia istniejącego stanu. Zmiana dla zmiany, zmieniać aby zmieniać - to błędna postawa! Życie społeczne, wspólnotowe domaga się porządku i ładu, a porządek i ład są niemożliwe bez dwóch rzeczy: autorytetu i hierarchii. Jakiekolwiek zmiany nie powinny ani niszczyć autorytetu, ani obalać hierarchii. Formalizm z kolei to oderwanie formy od treści; to uniezależnienie kształtu i kompozycji barw lub dźwięków od kanonu piękna. Jak wygląda? to jest zasadnicze pytanie formalizmu, a nie: co oznacza? Przy czym, tym lepiej wygląda, im jest bardziej nowatorskie. W sztukach największą szansę na sukces mają te formy, które są niepodobne do czegokolwiek wcześniej znanego. Jeden z artystów napisał: „Współczesna sztuka stała się synonimem wolności bezgranicznej, nie podporządkowując się żadnym kanonom. Nad dziełem sztuki przestała czuwać norma, poczucie smaku, piękna, dobra, harmonii i doskonałości” . Kryterium więc talentu artystycznego jest oryginalność, a nie zdolność uwiecznienia w dziele sztuki jakiegoś obiektywnego piękna. Tak można scharakteryzować formalizm. Tymczasem sztuka powinna być manifestacją piękna zawartego w naturze; winna wyrażać piękno obecne w rzeczywistości. Tak więc forma nie może być oderwana, niezależna od treści. Erotyzm to jedna z najbardziej złośliwych i niebezpiecznych, bo zakamuflowanych, postaci nihilizmu. Trzy lata temu wydano Polsce bardzo ciekawą książkę na ten temat: E. Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej (Wyd. Wektory Wrocław 2013). Oryginalny tytuł brzmi: Sexual Liberation and Political Control. To bardzo ciekawa i pouczająca książka jak destrukcyjne jest utożsamienie miłości z zaspokajaniem popędu płciowego. Zniszczeniu ulega wówczas nie tylko instytucja małżeństwa i rodzina, ale całe społeczeństwo ulega dezintegracji i staje się bezwolne w rękach manipulatorów. Dziś erotyzm już nie tylko łamie szóste przykazanie, ale promuje wynaturzone czyny godzące w samo prawo natury. Tymczasem miłość w relacjach między ludzkich jest przede wszystkim świadomym i dobrowolnym działaniem na rzecz dobra kochanej osoby. Element erotyczny jest obecny w miłości małżeńskiej, ale nawet i na tym gruncie musi być poddany zdrowemu rozsądkowi, prawu moralnemu, poczuciu odpowiedzialności i przyzwoitości bo w przeciwnym razie staje się siłą destrukcyjną. Sensualizm to redukcja człowieka do wymiaru zmysłowego, a rzeczywistości do wrażeń zmysłowych, innymi słowy, negacja duchowości i samego pojęcia „dusza”. Tymczasem rzeczywistość nie jest zbiorem zmysłowych wrażeń, czy jakichś fenomenów (jak twierdzili zwolennicy fenomenologii), tylko zbiorem realnych bytów. Grecy zaś widzieli w człowieku nie tylko zmysły przynależące do ciała, ale i duszę jako podstawę aktów racjonalnych i wolitywnych. Sokrates nawet mylnie utożsamiał człowieka z duszą, ciało uważając jedynie za narzędzie duszy. Platon jako pierwszy mówił o nieśmiertelności duszy odwołując się do argumentów filozoficznych. Jako pierwszy też wyjaśnił na czym polega godność człowieka: „na relacji podobieństwa duszy do Boga i tego co boskie. Najwyższa doskonałość człowieka polega na upodobnieniu się do Boga, na ile to jest dla człowiek możliwe”. Arystoteles zaś zalecał, że „należy ile możności dbać o nieśmiertelność”. Tak pisali najwybitniej- STRONA 17 si z pogan w starożytności. Pisarze chrześcijańscy zagadnienie duszy i nieśmiertelności ujęli w świetle objawienia Bożego, a więc o wiele głębiej i lepiej. Chaotyczność to zanegowanie działania zmierzającego w sposób uporządkowany do jakiegoś określonego celu, a pochwała działań nieprzewidywalnych i zależnych tylko od przypadku. A wszystko to w imię jakiejś abstrakcyjnej spontaniczności, improwizacji, samorealizacji. Całą rzeczywistość pojmuje się w tym ujęciu nie jako kosmos (to greckie słowo znaczy po polsku porządek), tylko jako chaos (to greckie słowo znaczy po polsku zbiór nieprzewidywalnych przypadków). W ten sposób odebrano materii nawet wymiar mechanizmu, bo w mechanizmie są jakieś prawidłowości, regularności. Również w ten sposób przestano widzieć w człowieku organizm. I wszechświat i człowiek są traktowane jako zbiory nieprzewidywalnych przypadków. Chaos jest równoznaczny z absurdem, z utratą poczucia sensu. W tym duchu Heidegger pisał: „człowiek bytuje ku śmierci”. Tymczasem Arystoteles uważał, że natura nie czyni niczego na próżno, czyli że powszechnie widzimy jak poszczególne byty zmierzają do określonych celów. A celów tych nie wyznaczają one same, tylko je otrzymały z zewnątrz. Tam gdzie jest celowość tam musi być też ktoś, kto cele wyznacza. Tam gdzie jest ład i porządek tam musi być ktoś, kto ów ład i porządek ustanowił i utrzymuje. W ten sposób krytyka chaotyczności i ślepego przypadku kieruje ludzki rozum ku Bogu jako ostatecznego celu człowieka i przyczynie porządku we wszechświecie. Materializm też jest maską za którą kryje się nihilizm. Jednym z największych materialistów i jednocześnie nihilistów był Lenin. Jego osobistą nienawiść do tego, co duchowe z Bogiem na czele trudno porównać do czegokolwiek innego. Materialistom materia zastąpiła Boga. Tymczasem Platon był pierwotnie zafascynowany przyrodą, ale gdy zaczął się jej dokładniej przyglądać, to uznał, że „to wszystko co jest fizyczne, zmysłowe i materialne, nie jest w stanie wytłumaczyć siebie samo. Potrzebne było coś więcej, coś czego to, co zmysłowe było jakby odbiciem”. Jeśli byśmy z filozofii greckiej usunęli takie pojęcia jak: duch, dusza, duchowość, to doprawdy niewiele by z niej zostało. część 6 za tydzień STRONA 18 KRONIKA KATOLICKA G£OS nr 6 Światowe Dni Młodzieży - dziś i 25 lat temu W Renata Chrzanowska roku 1991 w Częstochowie odbyły się po raz pierwszy w Polsce Światowe Dni Młodzieży. W 2016 roku, w dwudziestopięciolecie tego wydarzenia, po raz drugi, w naszym kraju odbyło się spotkanie młodzieży z całego świata, tym razem w Krakowie. Dlaczego odwołuję się do wydarzeń sprzed 25 lat? Nie tylko dlatego, że miałam dwadzieścia lat, gdy pełna entuzjazmu, radości, nadziei na przyszłość uczestniczyłam w spotkaniu z Ojcem Świętym Janem Pawłem II na Jasnej Górze, ale także dlatego, że większości ludzi towarzyszyła wówczas niepewność, obawy, lęk związane z organizacją tego wielkiego wydarzenia, ważnego szczególnie dla Europy Wschodniej, która budziła się w świecie wyzwalającym się z komunizmu. Dziś, po 25 latach Światowe Dni Młodzieży w Krakowie wywoływały podobne uczucia. Wielu, zwłaszcza młodym Polakom udzielała się radość, entuzjazm, nadzieja, ciekawość spotkania z innymi chrześcijanami z całego świata. U części, zwłaszcza starszych rodaków pojawiał się lęk. W czasie przygotowań do ŚDM można było usłyszeć pytania dotyczące bezpieczeństwa młodzieży. Nie były one jednak zakorzenione, jak dwadzieścia pięć lat temu w kiełkującej we Wschodniej Europie wolności, ale związane z obecną sytuacją przede wszystkim w krajach Europy Zachodniej - przez którą przelewa się fala terroryzmu wywołana przez Słowo Pańskie na Niedzielę skrajne ugrupowania islamskie. Pojawiały się także inne refleksje. Kiedy w sierpniu 1991 roku młodzież spotkała się z Janem Pawłem II, podkreślał on zgodnie z hasłem szóstych Światowych Dni Młodzieży, że „otrzymaliśmy Ducha przybrania za synów” (Rz 8,15). Dziś, kiedy część z nas na chwilę wraca myślami do tamtego czasu, musi zderzyć się z licznymi pytaniami: Co my, wówczas młodzi ludzie, zrobiliśmy z tym przesłaniem, iż nie jesteśmy niewolnikami systemu, układów panujących w świecie, ale dziećmi Boga? Czy potrafiliśmy wykorzystać dar wolności i synostwa Bożego w rozwoju osobistym i społecznym? Czy dziś Polska, Europa, włem II, odkrywać w swoim życiu miłosierdzie Boże, w oparciu o hasło trzydziestych pierwszych Światowych Dni Młodzieży „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7). Czas ten stał się wyjątkowy dla Krakowa. Część mieszkańców narzekała na utrudnienia w poruszaniu się po mieście, część z radością witała pielgrzymów, ale chyba wszyscy byli pod wrażeniem radości, którą młodzi pielgrzymi emanowali w środkach komunikacji miejskiej, na ulicach, w restauracjach, w parkach. Nie potrzebna była znajomość języków obcych. Czasami proste gesty i uśmiech wystarczały w porozumiewaniu się. Nawet ci narzekający świat odwołując się do spotkania młodzieży z 1991 r. na Jasnej Górze, może powiedzieć, że pracowali nad „budowaniem braterskiego współżycia pośród wszystkich narodów” 1, że budowaliśmy „społeczność bardziej sprawiedliwą i bardziej solidarną” 2? 25 lat później znów na polską ziemię przyjechali młodzi pielgrzymi z całego świata. Tym razem spotkali się w Krakowie, by wraz ze świętymi: siostrą Faustyną Kowalską oraz Janem Pa- nagle zaczynali się uśmiechać, gdy przy wysiadania z tramwaju, czy autobusu, od różnojęzycznej młodzieży słyszeli słowa wypowiadane w języku polskim: „dziękujemy”, „do widzenia”. Co Światowe Dni Młodzieży przyniosły współczesnym Polakom? Zapytałam o to kilka osób, które w różny sposób zaangażowały się w spotkanie młodych. Ewelina wraz z rodziną goszcząca w swoim domu dwie dziewczyny z Paragwaju, mówiła o nich: „Przeurocze! Przekochane!”. Wspominając te, lipcowe dni podzieliła się historią ukazującą wyjątkowe spotkanie, tych uczestniczek ŚDM-u z sąsiadką jej rodziny. Ta kobieta była więźniarką niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Podarowała ona gościom z Paragwaju drobne upominki ściereczki z polskimi emblematami. Prezenty z pozoru proste i niepozorne, bardzo je wzruszyły, zwłaszcza, gdy poznały historię darczyńcy. Wzruszyła się także była więźniarka, oraz rodzina goszcząca Paragwajki, widząc zainteresowanie tych dziewczyn historią Polski. Radek, będący wolontariuszem oraz członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej, opowiadając o ŚDM zwrócił uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze na świadectwo pielgrzymów, którzy podkreślali, że krakowskie spotkanie było dużo lepiej zorganizowane niż, te w poprzednich latach w Rio de Janeiro i Madrycie. Po drugie stwierdził, że on, jako strażak, był pod ogromnym wrażeniem atmosfery życzliwości i wzajemnej pomocy, panujących w czasie tego tygodnia w Krakowie. Nie tylko wśród pielgrzymów, ale Ewangelia wg św. Łukasza Łk 14, 1. 7-14 Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: «Jeśli cię ktoś zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by przypadkiem ktoś znamienitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: „Ustąp temu miejsca”, a wtedy musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. A gdy przyjdzie ten, który cię zaprosił, powie ci: „Przyjacielu, przesiądź się wyżej”. I spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony». Do tego zaś, który Go zaprosił, mówił także: «Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych». 23-31.08.2016 także mieszkańców Małopolski, którzy dzielili się z nimi dosłownie wszystkim co mieli: pieczywem, owocami, warzywami, czy wodą. Asia i Adam - małżeństwo śpiewające w scholi podczas koncertu uwielbienia Miłosierdzia Bożego, zatytułowanego: „Stworzeni, by wielbić” w Krakowskich £agiewnikach, w swoim świadectwie podzielili się doświadczeniem zarówno podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, w czasie której po raz kolejny mogli zawierzyć swoje, wspólne życie Miłosiernemu Ojcu, jak i podczas trwającego prawie dwie godziny koncertu, gdzie, jak oboje mówią, doświadczyli wielonarodowościowej i wielokulturowej „Nowej Wieży Babel”. Jednoczył ją Duch i jedna wiara, szczególnie w chwili, gdy siostry ze zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia przekazały w kilku językach młodzieży przybyłej na ŚDM orędzie Miłosierdzia. Różne kolory skóry, flagi, radość, wspólne wielbienie śpiewem, wspólnota wiary, rodzinna atmosfera na długo pozostaną obecne w ich życiu. Filip, uczeń jednego z krakowskich techników śpiewał w chórze Światowych Dni Młodzieży. Zapytany o to, co go najbardziej ujęło podczas tego wydarzenia, bez wahania odrzekł, że ilość ludzi, nie tylko pielgrzymów, ale przede wszystkim wolontariuszy pracujących na rzecz innych, którzy starali się nie tylko pomagać uczestnikom ŚDM-u, ale także przeżywać ten niezwykły czas w bliskości z Bogiem. Podkreślił, że dla niego to było wielkie, duchowe doświadczenie spotkania z drugim człowiekiem, z mądrymi kapłanami, ale przede wszystkim z Chrystusem, które mu pozostanie na całe życie. Na koniec warto odnieść się do świadectwa młodego informatyka, który sceptycznie podchodził do tego wydarzenia, ale kiedy zobaczył w jak radosnej atmosferze przebiegało spotkanie stwierdził, że chyba wybierze się na kolejne ŚDM w Panamie. Czym zatem były Światowe Dni Młodzieży w Krakowie? Na pewno wielkim świętem „młodego Kościoła”, który nie tylko udowodnił, że jest żywy, radosny, dynamiczny, który nie uległ lękowi wywołanym doniesieniami o terroryzmie, ale przede wszystkim dał świadectwo ludziom, ukazujące rolę Chrystusa we współczesnej Europie, we współczesnym świecie, próbującym usunąć Go z przestrzeni publicznej. Dwadzieścia pięć lat po spotkaniu na Jasnej Górze z Janem Pawłem II, patrząc na młodych ludzi, wciąż można mieć nadzieję, że jeszcze nie wszystko przegrane, że jeszcze nie wszystko stracone w budowaniu „społeczności bardziej sprawiedliwej i bardziej solidarnej”, która nie tylko nie odrzuci chrześcijańskich korzeni, ale właśnie na nich będzie wzrastać. Renata Chrzanowska - Kraków G£OS nr 6 23-31.08.2016 P KRONIKA KATOLICKA STRONA 19 PRAWO BO¯E PRAWEM CZ£OWIEKA DLA POKOJU NA ZIEMI Ks. Stanisław Małkowski okój fałszywy tym różni się od prawdziwego, że karmi się złudzeniem, pozbawiony jest rozumu i wiary. Wiara w siebie nie może zastąpić wiary w Boga. Powtarzanie hasła „Zwyciężymy!” nie zastąpi zwycięstwa. Zwycięski pokój jest owocem współdziałania z Bogiem. Słowo Boże mówi o pokoju, którego warunkiem jest nawrócenie, posłuszeństwo Bogu, poddanie się Jego woli, władzy i prawu. Prorok Jeremiasz głosi pokój oparty na prawdzie i sprzeciwia się fałszywemu spokojowi w poczuciu własnej siły w drodze ku rzekomemu zwycięstwu. Gdy prorok mówi: ludzka siła nie wystarczy do pokonania przeciwnika, on sam spotyka się z prześladowaniem i oskarżeniem: obezwładnia on ręce żołnierzy (...), nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu (...) niech umrze (Jr 38,4). Zwycięski pokój jest owocem współdziałania z Bogiem. Autor Listu do Hebrajczyków mówi: Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala; On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż (Hbr 12,2). Pokój płynie więc z krzyża. Słowa Jezusa: Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam (£k 12,51) trzeba czytać i rozumieć w kontekście: Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam; nie tak jak daje świat, ja wam daję (J 14,27). Tekst bez kontekstu staje się pretekstem do apatii, zniechęcenia lub żywienia fałszywych nadziei. i nast.). Przeżywaliśmy uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Przeniesienie przez Dawida Arki Pana na jej miejsce (1 Krl 15,3) jest zapowiedzią zwycięstwa Maryi - Arki Nowego Przymierza, uczestniczącej w pełni w Chrystusowym zwycięstwie, które „pochłonęło śmierć” (1 Kor 15, 54). W Ewangelii błogosławieństwo wobec Maryi wypowiedziane przez kobietę z tłumu rozszerza Jezus na tych, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je (£k 11,28), czyli na nas. Słuchać słowa Bożego, to zarazem przyjąć słowo Boże, czyli Chrystusa, tak jak Maryja. W dniu Wniebowzięcia widzimy oczami św. Jana otwarte niebo, a w nim Arkę Przymierza, czyli Maryję, a następnie jesteśmy świadkami ukoronowania Niewiasty obleczonej w słońce koroną z gwiazd dwunastu. Apokaliptyczny smok, czyli Szatan chce pożreć Dziecko Niewiasty Chrystusa, odbierając Mu władzę, ale to okazuje się niemożliwe, Chrystus żyje i króluje w niebie i na ziemi, nie tylko w niebie, bo Niewiasta Maryja zbiegła na pustynię, gdzie ma miejsce przygotowane przez Boga i teraz, już w życiu doczesnym, którego obrazem jest pustynia, nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Chrystusa (Ap 12, 6.10). Chrystus jest więc Królem w niebie i na ziemi. Życie i zbawienie mieszkańców ziemi zależy od uznania Chrystusowej władzy. Oby to się stało przez uroczysty, publiczny akt intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski dokonany przez obie władze - kościelną i państwową, zgodnie z Jezusowym orędziem do Polaków, przyjętym przez sługę Bożą Rozalię Celakównę. Tego dzieła orędownikiem i świadkiem za cenę cierpienia był i jest z nieba ks. Tadeusz Kiersztyn. Czytamy o Chrystusie: „trzeba, ażeby królował” (1 Kor 15, 25). To „trzeba” ma się dopełnić przy naszym współdziałaniu i posłuszeństwie. Obrazy apokaliptyczne ukazują walkę prowadzącą do pokoju na Bożych warunkach. Przypomnę słowa ks. Antoniego Szlagowskiego, wypowiedziane w czasie mszy pogrzebowej ks. Ignacego Skorupki w kościele garnizonowym w Warszawie przy ul. Długiej 17 sierpnia 1920: Ważą się losy Polski, losy Europy się ważą, czy Polska będzie, czy Europa będzie? Bój to z pogaństwem nowożytnym, bój to z szatanem samym. Nic dodać, nic ująć. W Ewangelii Maryja wielbi Boga słowami wypowiedzianymi w czasie Nawiedzenia. Oto Wszechmocny „strącił władców z tronu” (£k 1, 52), bo On sam godzien jest sprawować władzę. 5 sierpnia odprawiałem mszę świętą za Ojczyznę w Nowej Osuchowej, w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła we wspólnocie kilkudziesięciu osób, koło miejsca objawień Matki Bożej Częstochowskiej, w akcie intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski wg roty zatwierdzonej przez Episkopat Polski i przewidzianej do wygłoszenia w £agiewnikach 19 listopada. Odczytany tekst roty połączony był z wprowadzeniem i zakończeniem wyrażającym poddanie się władzy Jezusa Chrystusa Króla Polski dla ocalenia Ojczyzny i na znak dla innych narodów, zwłaszcza sąsiednich. Maryja Królowa Polski chce, aby Jezus Chrystus jako Król Polski królował wraz z Nią. dot. homoseksualizmu. Jednak tylko 20 proc. duchownych miało wypowiadać się przeciwko akceptacji sodomii, a aż 12 proc. pytanych potwierdziło, że duchowni opowiedzieli się za akceptacją stosunków homoseksualnych. W kwestii aborcji, 22 procent stwierdziło, że słyszało kazania potępiające uśmiercanie dzieci poczętych. 3 proc. ankietowanych mówiło, że słyszało kazania, w których księża wspierali tzw. prawo dostępu kobiet do zabijania dzieci poczętych. 29 procent pytanych katolików potwierdziło, że problem aborcji był w ogóle podnoszony w nauczaniu duchownych. imigracji, ochrony środowiska i nierówności ekonomicznych. W sprawie imigracji, 19 procent katolików donosiło, że ich duchowni podkreślali potrzebę gościny i udzielenia pomocy przybyszom z innych państw. 4 procent donosiło, że duchowni opowiadali się za surowszą polityką egzekwowania przepisów imigracyjnych. 16 procent katolików poinformowało, że ich księża opowiedzieli się za ochroną środowiska i tylko 1 procent wiernych słyszało kazania, w których duchowni krytykowali przepisy dot. polityki o ochronie środowiska. a 49 procent stwierdziło, że omawiane są one rzadko lub nigdy. Tylko 7 proc. potwierdziło, iż duchowni „często” głoszą kazania w kwestiach społecznych i politycznych. Mówi Matka Boża Królowa Pokoju: Moje kochane dzieci, żyjecie w czasie duchowej walki, która staje się coraz bardziej otwarta; Szatan (...) wystawia wierne i odważne dzieci Kościoła na pośmiewisko i prześladowanie oraz wznieca bunt przeciwko wszystkiemu, co pochodzi od Boga (...); [ale] bądźcie pewni, że wasze świadectwo przyniesie owoce. (Adam Człowiek, Oto czynię wszystko nowe. Orędzia, s. 248 O tym mówią księża w amerykańskich kościołach N ajnowszy sondaż Pew Research Center wskazuje, że według 64 proc. ankietowanych katolików, kazania wygłaszane podczas niedzielnych Mszy św. dotyczą problemów politycznych i społecznych. Najczęściej poruszana jest kwestia wolności religijnej, homoseksualizmu i aborcji. Niestety, księża nie zawsze omawiają te zagadnienia zgodnie z nauczaniem moralnym Magisterium Kościoła. 32 procent katolików co niedzielę biorących udział we Mszy św. stwierdziło, że duchowni bardzo często mówią o potrzebie ochrony wolności religijnej. Zaledwie 2 procent przyznało, że ich duchowni nie wierzą, by wolność religijna była faktycznie atakowana. 39 procent praktykujących katolików potwierdziło, że słyszało kazania 64 proc. tych, którzy stwierdzili, że co najmniej raz lub dwa razy w miesiącu uczestniczy we Mszy św. mówiło, że słyszeli, jak duchowni z ich kościołów lub innych miejsc kultu podczas kazań poruszali także kwestie Ogólnie rzecz biorąc, respondenci wskazywali, że dyskusja na tematy polityczne nie jest aż tak powszechna, jak się sądzi. 29 procent pytanych mówiło, że kwestie polityczne i społeczne omawiane są tylko czasami, Badanie zostało przeprowadzone przez Pew online i za pośrednictwem poczty w dniach od 5 czerwca do 7 lipca na reprezentatywnej próbie 4 tys. 602 dorosłych. GŁOS Źródło: cns.news.com - Szukamy Prawdy - Wierzymy w Boga Trójjedynego - Walczymy o wolną Polskę Red. naczelny Wiesław Magiera SYLWETKI G£OS nr 6 Żegnamy wybitnego Polaka - patriotę Śp. prof. Iwo Cypriana Pogonowskiego STRONA 20 21 lipca 2016 r. w w Sarasota na Florydzie zmarł w wieku 94 lat prof. Iwo Cyprian Pogonowski. Posiadał on tak wiele zdolności, że nie sposób je tu wszystkie wymienić: inżynier przemysłu naftowego, nauczyciel akademicki, architekt, artysta, językoznawca autor słowników, publicysta i pisarz polonijny, autor wielu atlasów historycznych, znakomity historyk Polski i świata. Urodził się 3 września 1921 roku we Lwowie, w Polsce. Był to człowiek wyjątkowo zdolny, utrzymujący szerokie kontakty z ludżmi nauki i sztuki na świecie. Rodzina Jego to patriotyczna polska arystokracja II Rzeczypospolitej. Jego ojciec był adwokatem i dyplomatą z dwoma doktoratami w dziedzinie prawa i literatury słowiańskiej, matka - malarką, rzeźbiarką i pianistką. Pogonowscy - mężczyżni służyli w wojsku. Podczas walk o odrodzenie Polski w latach 19181921 wielu z nich zginęło. Iwo od dzieciństwa wyrastał w duchu patriotycznym. Miał siedemnaście lat, gdy Niemcy i Sowieci najechali na Polskę we wrześniu 1939 roku. Iwo zgłosił się na ochotnika do wojska i brał udział w walce. W grudniu 1939 roku, próbował przedostać się na Zachód, by walczyć dalej, ale został złapany przez Niemców i uwięziony w Tarnowie. W czerwcu 1940 roku, wraz z innymi polskimi więźniami, został wysłany do niemieckiego obozu zagłady w Sachsenhausen - Oranienburg. Przez 5 lat pobytu w obozie zagłady ciężko pracował i ciągle żył w stałym zagrożeniu utraty życia. Organizował nawet w obozie ruch oporu sabotujący niemiecką produkcję zbrojeniową. Wytrwał zwycięsko i doczekał wyzwolenia obozu przez Amerykanów w kwietniu 1945 r. Po wyzwoleniu dowiedział się, że jego ojciec ledwo przeżył więzienie gestapo w Polsce, jego ciotka dr Maria Pogonowska zginęła zamordowana przez sowieckich oprawców we Lwowie. Jego kuzyn Janusz Pogonowski został stracony w Oświęcimiu, a jego nastoletni brat zginął walcząc w Powstaniu Warszawskim w szeregach AK. w sierpniu 1944. Cały majątek rodziny Pogonowskich zostały utracony, a dom rodzinny zburzony. Były to straty dokonane zarówno przez nazistów jak i sowietów oraz przez ustanowione przez sowietów komunistyczne władze w Polsce. Te ostatnie kontynuowały w Polsce terror wobec niepodległościowych elit wiele jeszcze lat po zakończeniu II wojny światowej. Iwo po zakończeniu wojny postanowił nie wracać do okupowanej przez sowietów Polski. Chciał wstąpić do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ale po zakończeniu wojny nie było to już możliwe, bo „alianci” raczej dążyli do rozwiązania tego polskiego wojska. ma wiertnicza, która była praktycznie bezpieczna przed przewróceniem podczas burz i huraganów. W 1957 roku wrócił do Polski, by odwiedzić swoich rodziców (po 17 latach nieobecności) i poślubić młodą lekarkę Magdalenę Czarnek. Ich małżeństwo trwało 59 szczęśliwych lat. Od 1972 uczył inżynierii oceanicznej na Virginia Polytechnic Institute i State University (Virginia Tech) w Blacksburg, VA, gdzie przeniósł się wraz z żoną i córką Dorotą. Jednocześnie wykonywał swoją pasję w naukach humanistycznych, w szczególności do-tyczących Polski i jej kultury i historii. Na poczatku swojej działalności pisarskiej opracował i wydał polskoangielski słownik, który okazał się być absolutnym bestsellerem i był wydany w co najmniej pięciu edycjach. W 1987 r. opublikowano Pogonowskiego atlas historyczny, z wieloma mapami i prof. Iwo Pogonowski /z prawej/ oraz autor tego o b f i t y m i „Pożegnania” Walter Wiesław Gołębiewski adnotacjami, a w Podjął studia na Uniwersytecie St. 1993 roku, wydał dzieło „Żydzi w Ignatius w Antwerpii. Ze względu na Polsce”. Był oddanym zwolennikiem trudne warunki materialne, ubogi emi- ż y d o w s k o - c h r z e ś c i j a ń s k i e g o grant polityczny z Polski zmuszony pojednania. Był przyjacielem słynnego był opuścić Europę i wyjechać do Jana Karskiego oraz Oskara Wenezueli, gdzie pracował jako kre- Haleckiego. Wraz z żoną Magdaleną, ślarz. Następnie wyemigrował do Iwo Pogonowski był za-gorzałym Stanów Zjednoczonych, sponsorowa- zwolennikiem Katedry Polo-nistyki w ny przez swego znajomego pisarza Institute of World Politics. Razem Clarence Pendeltona i senatora Willia- sponsorowli wiele projektów ma Fulbrighta. Rozpoczął studia na i fundowali stypendia. W 2010 roku University of Tenessee, gdzie zdobył otrzymał srebrny medal ze Społecznej BS i MS w sprawach cywilnych oraz Fundacji Pamięci Narodu Polskiego w inżynierii mechanicznej. Po ukoń- przez Polonia Mater Nostra Est. czeniu studiów w 1955 roku został wy- Ponadto, w 2014 w Miami, otrzymał brany przez koncern naftowy Shell, złoty medal od Amerykańskiego Inaby pracować jako inżynier budo- stytutu Kultury Polskiej Inc. za osiąwlany w Nowym Orleanie. Później gnięcia w dziedzinie inżynierii oraz przeniósł się do Houston w Teksasie promowania polskiej historii. do pracy w Departamencie Badań Mieszkając od lat na zachodniej Floi Rozwoju Texaco. Jednym z jego naj- rydzie, miałem okazję dobrze poznać większych wynalazków była platfor- prof. Iwo Pogonowskiego i Jego wspa- dr ZAKŁAD POGRZEBOWY świadczy usługi dla TORONTO, ETOBICOKE I MISSISSAUGA PEEL CHAPEL 2180 Hurontario Street (Hwy, 10 North of Q.E.W) Mississauga, ON Tel.: (905) 279-7663 BUTLER CHAPEL 23-31.08.2016 4933 Dundas Street West (at Burnhamthorpe) Etobicoke, ON Tel.: (416) 231-2283 YORKE CHAPEL 2357 Bloor Street West (at Windermere) Toronto, ON Tel.: (416) 767-3153 niałą Małżonkę Magdalenę. W czasie naszych polonijnych i towarzyskich dyskusji dużo się nauczyłem od prof. Pogonowskiego. Do końca życia Jego pamięć i swieżość umysłu zadziwiała nas wszystkich. Do ostatnich lat podejmował działania zmierzające do nauczania Polaków, Polonii i Amerykanów polskiej historii i kultury. Interesował się naszym Stowarzyszeniem tj. Światową Radą Badań nad Polonią, co pozwoliło nam wspólnie organizować tu na Florydzie w Sarasocie konferencje i spotkania historyczne głównie dla licznego tu polonijnego środowiska oraz Amerykanów polskiego pochodzenia. Iwo Pogonowski nie obawiał się trudnych tematów historycznych i dyskusji. Upierał się, że prawda powinna zawsze zwyciężać, a odkrywanie jej to nasz naukowy obowiązek. W swoim zyciu nie stosował się do zasad tzw. „poprawności politycznej” Nie obawiał się wygłaszać często kontrowersyjne opinie, broniąc prawdy opartej na faktach i analizie. Cierpliwość nie była jego cnotą, a prędkość jego genialnego umysłu często stwarzała wiele kontrowersji. Nie przejmował się tym zbytnio. Pozostawił żonę Magdalenę, córkę Dorotę i jej mąża Johna Henne, wnuczkę Ewę, i wnuka Christophera. Wraz z Rodziną zmarłego my wszyscy z grona przyjaciół jesteśmy bardzo zasmuceni śmiercią Wielkiego Polaka i genialnego naukowca i naszego przyjaciela. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niech Mu świeci na wieki wieków Amen. CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI. Walter Wiesław Gołębiewski Prezes Światowej Rady Badań nad Polonią Proszę o kontakt osoby, które potrafią sprzedawać reklamę (drukowaną, internetową, kalendarze itp.) Sprzedajemy w całej Kanadzie, USA i Polsce, kontaktując się z klientami internetem lub telefonicznie. Wyślij email: [email protected] Lucyna Poloczek GABINET DENTYSTYCZNY 35 King Street East, Unit 21 Mississauga (Hurontario & Dundas) tel. 905. 896.1148 DZWON NA TRWOGÊ POWIEŚĆ G£OS nr 6 23-31.08.2016 Kazimierz Braun M część 2 iał za sobą próby dramaturgiczne, które rozpoczął od pisania adaptacji prozy, które stawały się scenariuszami przedstawień, które sam reżyserował, a gdy to się udawało, zaczął pisać dramaty, najpierw do szuflady, i te pierwsze w szufladzie pozostały, ale ośmieliły go do napisania kolejnych, a potem ich wystawiania - z coraz większymi oporami cenzorów i nadzorców pereelowskiej kultury. Tradycja rodzinna, święci rodzice, uczestnictwo w życiu Kościoła, przekonania polityczne ubezpieczyły go kiedyś od przyjęcia ponawianych wobec niego propozycji wstąpienia do partii komunistycznej, co, jak kusiciele obiecywali, przyspieszyło by jego karierę teatralną. Poszedł w odwrotnym kierunku. Radykalizował się stopniowo coraz bardziej. Coraz częściej wchodził w coraz ostrzejsze konflikty z władzami. W czasach stanu wojennego, kiedy wybory moralne, polityczne i artystyczne musiały stać się jeszcze bardziej niż poporzednio jednoznaczne i zdecydowane - zdecydowanie przeszedł na stronę opozycji, działał w politycznym podziemu, robił podziemne przedstawienia, pisał do podziemnych gazet. Po szeregu kłótni i starć z patyjnymi urzędnikami i z cenzorami, po ukazaniu się na jego temat kolejnych recenzji - donosów w prasie, po kilkakrotnym wreszcie aresztowaniu, został wyrzucony z pracy, pozbawiony stanowiska dyrektora teatru i, praktycznie, środków do życia i utrzymania, już pięcioosobowej wtedy, rodziny. Była to oczywiście represja za jego działalność opozycyjną, za treść i wyraz jego przedstawień, za ich rosnący rozgłos i rozszerzający się wpływ na publiczność i na całe środowisko artystyczne. Reżim nie chciał do tego dopuścić. Więc jego kariera została przecięta, złamana. Reżim go zniszczył. Stracił możliwość pracy w kraju. To prawda. Tak było. Ale zamiast kontynuować walkę z reżimem, no, raczej działania na złość reżimowi, dał sobie urlop bezterminowy - od nękania przez komunistycznych urzędników i skorumpowanych recenzentów, od chamskich milicjantów i śledczych. Jak Hamlet kiedyś reżyserował tę tragedię - nie mógł już znosić „zniewag świata” i „upokorzeń, których miernota nie szczędzi zasługom”, obelg, lekceważenia, bezprawia. Więc skorzystał z nadarzającej się oferty pracy za granica. Długo nie mógł uzyskać paszportu - kolejne upokorzenie i bezprawie. Gdy go wreszcie dostał i wyjechał do Stanów, a jego amerykańscy przyjaciele wywiązali się ze swej obietncy zatrudnienia go, przekwalifikował się z reżysera na nauczyciela akademickiego. Wracał jednak do teatru poprzez reżyserowanie na uniwersytetach, czasem teatrach zawodowych, oraz pisanie i wystawianie swoich dramatów. Podejmował następnie kilka razy próby powrotu do pracy teatralnej w kraju, ale za każdym razem jego starania były utrącane przez władze, które wciąż traktowały go jako wroga. Zaś po zmianie sytuacji w Polsce, jego powrót uniemożliwiali ludzie „starego reżimu”, jak się okazało, wciąż wpływowi i wciąż „trzymający władzę”. Sprowadził więc do Ameryki rodzinę. Zadomowił się, osiadł. Po co teraz przyleciał? - Jego dramat o świętym Maksymilianie Kolbe wystawili franciszkanie w klasztorze w Rozdole. Przyleciał, aby podziękować tym dobrym zakonnikom i ich gwardianowi, a zarazem reżyserowi przedstawienia, za podjęcie trudu wystawienia jego sztuki. Może także będzie trzeba udzielić im jakichś zawodowych wskazówek, na które pewnie czekają reżyser-amator i jego aktorzy-amatorzy. Zapewne po przedstawieniu będzie jakieś spotkanie z zespołem, może nawet z całą wspólnotą zakonną. Zapewne, o, nawet na pewno, będą mu zadawali pytania. Będzie się starał odpowiadać na nie wyczerpująco i poważnie, a zarazem będzie w nim rósł zawód, że rozmo-wa dotyczy aktorskich środków wyrazowych, kontaktów między postaciami, ruchu scenicznego, dykcji i tego wszystkiego co na zewnątrz, a nie tego, co najważniejsze. Czego więc? Skoro ta rozmowa odbędzie się jednak po teatralnym przedstawieniu? Trzebaby postawić zasadnicze pytanie: Jak teatrem zmierzać do Boga? Pytanie zasadnicze, jasne, jednoznaczne. Ale jak na nie odpowiedzieć? Jakich użyć słów do sformułowania odpowiedzi? Czy w ogóle da się ją znaleźć? Przecież to największa tajemnica teatru. I nie tylko tajemnica - ale, równocześnie, kolejne pytanie, cała bania z pytaniami; próba odpowiedzi PROTEZY DENTYSTYCZNE Kasia Dorman, DD 280 The Queensway, Etobicoke tel. (416) 251-6147 na jedno pytanie prowadzi do konieczności postawienia nowych, następnych. O sensy, powody, motywacje, cele, owoce teatralnej pracy, twórczości, roboty, po prostu. Trzeba by mówić o szamotaniu się, błądzeniu podziemnymi korytarzami, rozbijaniu się o zamknięte furtki, przeciskaniu się przez zbyt wąskie szczeliny, by wreszcie na krótką chwilę wychynąć, jak na powierzchnię wody po zbyt głębokim nurkowaniu, ku światłu spełnienia, radości pełnego oddechu, pewności, że ten, ten właśnie mroczny sceniczny obraz odesłał wyobraźnię widza ku obrazom krystalicznie jasnym i ostro zarysowanym, a zarazem pełnym światłocienia i falującym; że akurat to działanie aktora jest trafne, nośne i ekspresyjne; ten gest buduje most kontaktu sceny z widownią; to słowo rani widza, a zarazem koi. Więc jak będzie z tymi zakonnikami rozmawiał? Oni na godziny prób i przedstawień odchodzą od swojej codziennej, odmierzanej zakonną regułą rutyny modlitwy, medytacji, lektury, nauki, prac gospodarczych. Zawieszają codzienny rytm zbierając się na próby. Zakłócają ten rytm? Więc źle robią. A może właśnie dobrze? Bo włączają w swoją modlitwę obszary życia zazwyczaj leżące odłogiem, jakże często zastrzeżone dla diabła. Diabła, który hula teraz po teatrach, po całym teatrze światowym i mało kto stara się go powstrzymać, w ogóle mało kto go rozpoznaje, demaskuje. Diabła, który podpowiada uwagi i decyzje reżyserom, miesza płci i języki aktorów, obnaża ich i upokarza, a widzów poniża i obraża, no, i dyktuje recezncje z przedstawień krytykom teatralnym. Każąc chwalić zło, a ganić, bezlitośnie niszczyć, nawet małe ziarenka dobra. Zaprosili mnie - myślał - aby pokazać mi swoje przedstawienie, pochwalić się nim przede mną, otrzymać ode mnie jakieś zawodowe wkazówki. Ale przecież moim zadaniem nie będzie uczenie ich teatru, prowadzenie ich ku lepszemu teatrowi. Nie. To by była droga teatralna. Trzeba z nimi pójść drogą duchową. Trzeba im uświadomić, że prawdziwą motywacją w pracy nad tym przedstawieniem jest, przynajmniej powinno być, zbliżanie się do Chrystusa - poprzez teatralną pracę. Ona ma sens i wartość nie jako taka, nie dla siebie samej, ale tylko właśnie jako doskonalenie służby Chrystusowi, jako prostowanie ścieżek prowadzących do niego. A równocześnie udział w przedstawieniu ma dopo- magać widzom w prostowaniu ich własnych ścieżek. Teatrem? Jak o tym mówić? Z rozmyślania wyrwał go telefon. Mamy kłopot, panie profeso- STRONA 21 prof. Kazimierz Braun - polski reżyser teatralny, pisarz, profesor nauk humanistycznych. (Ojciec Grzegorza Brauna - red.) rze - usłyszał głos ojca gwardiana. - Ruch na autostradzie prowadzącej na lotnisko jest zupełnie zastopowany. Już od kwadransa po prostu stoimy. Widzę jak kierowcy wysiadają z samochodów. O, akurat ktoś się do mnie zbliża. Otwieram okno. - Co pan mówi? Lotnisko jest zamknięte? Radio podało? Zamach? Loty wstrzymane? Pasażerowie ewakuowani? Do terminalu A wdarli się teroryści? Czy do pana profesora żadna wiadomość nie dotarła? Rozejrzał się i zobaczył, że siedzi w poczekalni sam, a gromada pasażerów pospieszenie przeciska się przez drzwi wyjściowe na podjazd. - Och, musiałem się zagapić. Musiałem nie usłyszeć jakiegoś komunikatu. Najwyraźniej wszyscy wychodzą z dworca lotniczego. I ja muszę się zbierać. Zdzwońmy się za chwilę. Nie czekając na odpowiedź zerwał się, wsunął telefon do kieszeni, zarzucił na ramię torbę, chwycił rączkę walizki i ciągnąc ją, szybkim krokiem skierował się ku wyjściu. Teraz słyszał nadawane przez głośniki gorączkowe komunikaty i polecenia w kilku językach. Przez szklane ściany widać było na zewnątrz biegnących ludzi w mundurach. Niektórzy trzymali pistolety maszynowe. Mrowili się tam pasażerowie obciążeni bagażami. Niektórzy ciągnęli dzieci za ręce. Widać było ich ruch, ale przez grube szyby nie słychać było żadnego dźwięku. Och, akurat komuś otwarła się wielka waliza i dobytek ubrań, kosmetyków, butów, paczuszek wysypał się na chodnik. Mężczyzna schylił się, aby rzeczy zbierać, jakiś mundurowy zaczął mu pomagać, ale gdy trwało to długo, ostro nakazał mu zostawić wszystko to wyraziły jego gesty i wyraz twarzy, bo przecież słów nie było słychać i podążać w tym jakimś kierunku, w którym kierowani byli inni. Wywiązała się krótka szamotanina, w której mundurowy szybko zwyciężył, a zrezygnowany mężczyzna pobiegł za innymi. Dalej za szybą, na podjeździe, poruszali się żołnierze, policjanci i strażnicy, dyrygując pasażerami. część 3 za tydzień STRONA 22 T Małgorzata Todd rybunał Konstytucyjny orzekł właśnie niezgodność konstytucji z konstytucją i tego się trzymajmy. Skoro to co najważniejsze mamy ustalone, zajmijmy się sprawami nieco błahszymi. Zanim zaczęła obowiązywać poprawność polityczna pospołu z niepoprawnością obyczajową, uczono dzieci odróżniać dobro od zła i zapewniano, że lepiej być dobrym, niż złym. Kiedy młody człowiek zaczynał poMy i Rosjanie Na łamach najnowszego numeru kwartalnika “Opcja na Prawo”, opublikowano wywiad jakiego udzielił mi Ambasador Federacji Rosyjskich w Polsce, JE Siergiej Andriejew. Z rosyjskim dyplomatą Agnieszka Piwar rozmawiała m.in. o tarczy antyrakietowej, pomnikach żołnierzy armii czerwonej, rządach PiS-u, itp... Pana Ambasadora zapytałam wprost - czy Polacy powinni obawiać się Rosji? Piszę także o słynnym motocyklowym klubie “Nocne Wilki”. W przeciwieństwie do polskojęzycznych "dziennikarzy" i "publicystów" (wykonujących polecenia swoich sponsorów) nie doszukałam się wśród rosyjskich motocyklistów żadnej gangsterki, natomiast odkryłam ich zaangażowanie w dialog międzynarodowy, szerzenie postawy patriotyzmu i wartości chrześcijańskich. I wreszcie, w wywiadzie jakiego udzielił mi prof. Dmitrij Karnauchow, historyk pochodzący z Nowosybirska odkrywamy przed polskim Czytelnikiem piękno i bogactwo Syberii. Ufam, że między innymi dzięki naszej rozmowie, już wkrótce Syberia okaże się dla Polaków niezwykle atrakcyjnym kierunkiem na wakacje i inne podróże. Agnieszka Piwar ŚWIĘTUJMY CUD NAD WISŁĄ BEZ PIŁSUDSKIEGO... Bitwę warszawską wygrał Piłsudski, bo tak napisał w broszurze „Rok 1920”. Chciałam zmierzyć się z tym mitem i odpowiedzieć na zasadnicze pytanie - gdzie był Piłsudski w dniach 12-15 sierpnia, kiedy decydowały się losy Polski? 12 sierpnia udał się do kwatery FORUM Plecy dejmować własne decyzje przekonywał się często o rozmijaniu się praktyki z teorią. Teraz praktyka odniosła druzgocące zwycięstwo nad niegdysiejszą teorią. Czy to znaczy, że zaczęły obowiązywać nowe reguły? Czy rzeczywiście o sukcesie zawodowym decyduje G£OS nr 6 23-31.08.2016 wyłącznie podły charakter i głupota? Tak, ale tylko w kręgach mafijnych. Nie oznacza to jednak, że uczciwemu człowiekowi plecy nie są potrzebne. Przeciwnie, dla osiągnięcia sukcesu są niezbędne. A najlepiej, żeby do tego jeszcze posiadał dwie zdolności: upatrywania dobrych stron LISTY DO REDAKCJI w Puławach i tam na ręce premiera Witosa złożył dymisję z funkcji Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza. Zdezorientowany i przerażony Witos dymisji nie przyjął i włożył dokument do szuflady! Upublicznienie tego faktu mogło podkopać morale obrońców! Faktycznym dowódcą polskiej armii został generał Rozwadowski, który nie wiedział o dymisji Naczelnika, stąd jego lojalność. A jakie były dalsze poczynania marszałka? Jeszcze tego samego dnia wieczorem wyjechał z Prystorem do konkubiny i dwóch córek do Bobowej. To 140 km na południowy wschód od Krakowa, prawie przy granicy czechosłowackiej. Do tych 140 km dodać należy odległość Warszawa - Kraków, liczącą około 300 km. To 440 km ówczesnych dróg. Jeździło się z szybkością podróżną ok. 25 km/h. Dla porównania: zwycięzca prestiżowego rajdu międzynarodowego Meregalli, pokonał trasę rajdu z przeciętną 31,74 km. Piłsudski wyjechał wieczorem, a kierowca prowadził z szybkością nie większą niż 25 km. Musieli więc zużyć na trasę (wliczając postoje) około 17 godzin. Droga powrotna podobnie. Razem niemal półtorej doby w drodze - licząc do Warszawy, a do Puław - Dęblina, do armii odwodowej - około 30 godzin. Piłsudski musiałby mieć niewiarygodną kondycję, aby po takim maratonie stanąć do dowodzenia kontrofensywą. Dotarł do Szczerbińskiej i córek nie wcześniej niż późną nocą z 13 na 14 sierpnia. Przebywał tam nie mniej niż kilka godzin, o czym pisała późniejsza żona w swoich Pamiętnikach "gdy żegnał się z nami - był zmęczony i posępny. Pożegnał się z dziećmi i ze mną, jakby szedł na śmierć." Sam Piłsudski kompromituje się w "Roku 1920", s. 216: “Dnia 16 sierpnia rozpocząłem atak... Dzień 17.08 nie przyniósł mi żadnego wyjaśnienia tych zagadek..." A 16 sierpnia - jak pisał gen. Haller w pamiętnikach w kościele w Radzyminie odbywało się dziękczynne uroczyste nabożeństwo w obecności kardynała Kakowskiego, arcybiskupa Warszawy w intencji "cudu nad Wisłą". Bolszewicy byli już w pełnym odwrocie! Południowe wydania gazet warszawskich z 16 sierpnia zdążyły już opisać szczegóły tej mszy dziękczynnej. Tymczasem Piłsudski rozpoczyna "atak" z okolic Dęblina, z odległości 100 km od Warszawy!... Ot, takie karkołomne wyliczenia dla klakierów dezertera... Huzia na Moskwę Bogna Polcyn “Federacja Rosyjska tworzyła sytuacje sprzyjające popeł-nianiu zbrodni wojennych” mówi w rozmowie z Onetem Małgorzata Gosiewska, z której inicjatywy powstał raport dotyczący rosyjskich zbrodni na Ukrainie. Posłanka PiS tłumaczy, dlaczego Ukraińcy walczą pod malinowoczarną flagą UPA, komentuje zamieszanie wokół upamiętnienia ofiar ludobójstwa wołyńskiego oraz ataki ks. Isakowicza-Zaleskiego... Po przeczytaniu tego wywiadu nasuwa się tylko jeden komentarz„kobyła dorożkarska” (widzi tylko to co jej klapki intelektualne odsłaniają). Widzi zbrodnie separatystów a ukraińskich już nie (bo sama była wolontariuszką w batalionach których członkowie są oskarżani o mordy). Mówi w każdej sytuacji i silną wolę. Te trzy czynniki zapewniają powodzenie w dowolnej dziedzinie życia. Czy sukces dla każdego jest osiągalny? Owszem. Plecy, czy jak kto woli znajomości, można odziedziczyć przychodząc na świat w ustosunkowanej rodzinie, albo zdobyć w sposób sobie właściwy. Upatrywanie dobrych stron w każdej sytuacji, to nawyk do wyrobienia i jakże przyjemny. Nad siłą woli trzeba popracować, ale siła mięśni też sama nie przychodzi. Małgorzata Todd o agresji Rosji, która bez problemu w 2015 roku w ciągu dwóch tygodni mogła zająć Kijów, a tego nie zrobiła bo ma inne cele strategiczne. Polska ma być nadal ambasadorem Ukrainy za „bezduro”. Nie widzi upadku państwa ukraińskiego i widma głodu wśród społeczeństwa. Tłumaczy znaczenie flagi „malinowo-czarnej” jako antyrosyjskiej a nie też jako antypolskiej i antywęgierskiej. Dla niej nacjonalizm i szowinizm ukraiński to normalne zjawisko. Senatorów PO którzy chcieli porozmawiać o współczesnej zbrodni nacjonalistów w Odessie krytykuje, a czy w sowim raporcie ma coś napisane o tej zbrodni? Skalę głupoty określa stwierdzenie, iż w Donbasie „…wojna ta ma też znamiona religijnej. Wiele pocisków uderzających w ludność cywilną było błogosławionych przez popów cerkwi moskiewskiej”. A popi po drugiej stronie nie błogosławią pocisków spadających na Donbas. Nic nie mówi, iż po obu stronach walczą także kryminaliści a w ukraińskich batalionach ochotniczych ich liczbę szacuje się na 30 procent. Ten wywiad ma jeden dobry cel, a mianowicie wielu ludzi przejrzy na oczy w kwestii polityki wschodniej PiS-u. Andrzej Zapałowski ADWOKACI KRZYSZTOF PREOBRAŻEÑSKI ANITA KOCUŁA SPECJALIŚCI W SPRAWACH KRYMINALNYCH I RODZINNYCH Sheraton Centre, Suite 414 Richmond Tower 100 Richmond Street West Toronto, ON M5H 3K6 416.964 -1717 tel. samochodowy 416.580-1408 Podziękowania dla Czytelników Serdecznie dziękuję za kolejne wpłaty na Fundusz Wydawniczy na “G£OS Publishing”: Grażyna Kotowska $100, Marian Wyka $100, Maria Dziembowska $50, M. Leonard Bona $100, Zygmunt Kulina $20. Bóg zapłać za wsparcie! G£OS nr 6 SZLACHETNE ZDROWIE Jak wyleczyć prawie każdy nowotwór 23-31.08.2016 How to CURE Almost Any CANCER at Home for $5.15 a Day część 5 Bill Henderson Andrew Scholberg Spis treści: Rozdział 1 Dzień który na zawsze zmienił moje życie Rozdział 2 Mało znany związek między korzeniami kanałowymi zębów [KKZ] i rakiem Rozdział 3 Ukryty powód wielu raków: szok emocjonalny lub stress Rozdział 4 Zmień dietę i uratuj swoje życie Rozdział 5 Co zrobiłbym gdybym zachorował na raka Rozdział 6 Czy powinienem korzystać z alternatywnej kliniki raka? Rozdział 7 Kim jest doradca nowotworowy, czy jest ci potrzebny? Kalifornijczyk, który powiedział “NIE” operacji PROSTATY ciąg dalszy rozdziału Mówi, że EFT (Emotional Freedom Technique) rozładowała jego nieracjonalne doświadczenia emocjonalne, ułatwiając mu swobodnie żyć i czuć się wygodnie we własnej skórze. Wynajął także hipnoterapeutę w Palm Springs, co okazało się pomocne. Oprócz kierowania stresem, Tom odkrył, że potrzebował usunąć korzenie kanałowe zębów [KKZ]. Znalazł biologicznego dentystę w regionie Los Angeles, dr Harolda W. Ravensa, i poprosił go o wykonanie niezbędnej pracy. Adres: Dr Ravens - 12381 Wilshire Blvd # 103, Los Angeles, CA 90025. Telefon do gabinetu: 310-207-4617. Ale Tom wymagał więcej niż usunięcie KKZ. Dr Ravens usunął również rtęciowe plomby (tzw. wypełnienia „amalgamatem srebra”) i zastąpił je biologicznie kompatybilnymi plombami. Dowiedział się, że wiedza jest potęgą. Mówi, że samo poznanie alternatyw do chemioterapii i operacji było najważniejszą pomocną mu rzeczą. Teraz rozumie charakter raka, który jest tylko symptomem nieprawidłowego funkcjonowania organizmu. Tom jest przekonany, że załatwienie sprawy KKZ pomogło mu wzmocnić system odpornościowy, i dalej wzmocnił go zmieniając odżywianie. Stosuje się do moich zaleceń odnośnie suplementów opisanych w rozdziale 5 tego raportu. Stosuje również zalecany przeze mnie plan żywieniowy z rozdziału 4, łącznie z mieszanką twarożku / oleju lnianego dr Budwig. Kiedy zbadał go lekarz, mógł tylko zgodzić się z tym, że Tom był na dobrej drodze. Powiedział mu: „Rób dalej to co robisz”. Tom daje taką radę pacjentom z rakiem: „Bądź otwarty na wszystko. Dobrze wybrałeś. I znajdź doradcę nowotworowego”. Na pewno przyjemne było doradzanie Tomowi. W ostatniej rozmowie powiedział: „Moje zdrowie jest niewiarygodne. Jestem pełen nadziei”. Ten rozdział zakończę twierdzeniem, że najprostszym i najtańszym sposobem na poprawienie spraw emocjonalnych jest przeczytanie i zastosowanie pomysłów w książce „Kod emocjonalny” dr Bradleya B Nelsona. Książka ta kosztuje mniej niż $20, i żeby skorzystać z tych pomysłów nie musisz pracować z profesjonalistą. Sam możesz to zrobić, mimo że EFT zwykle wymaga profesjonalisty. A to jest dużo kosztowniejsze. I dlatego polecam najpierw przeczytanie „Kodu emocjonalnego”. Jeśli to nie pomoże, spróbuj EFT. Więcej tutaj: www.emofree.com. Zbyt wielu Amerykanów kopie sobie groby własnymi zębami. Jest tak dlatego, że typowo amerykańska dieta praktycznie gwarantuje choroby, łącznie z rakiem. Oczywistymi winowajcami są takie produkty jak rafinowany cukier, syrop kukurydziany o wysokiej zawartości fruktozy, naładowane hormonami mięso, wzbogacone pestycydami owoce i warzywa, oraz przetwarzana żywność z ciągle wydłużającą się listą sztucznych konserwantów i "wzbogacaczy". Nie powinno dziwić to, że codzienne spożywanie takiej żywności daje toksyczny ładunek organizmowi. Kilka organów ma na celu pomagać organizmowi w pozbywaniu się toksyn. Do tych czyszczących organów należą: wątroba, nerki, płuca, skóra i okrężnica. Ale organizm ma problem - kiedy trucizny przyjmuje szybciej niż się ich pozbywa. Żeby naprawić tę nierównowagę i zapobiec gromadzeniu się toksyn, pacjent z rakiem we współczesnej Ameryce musi zrobić dwie rzeczy: zredukować tak dużo jak możliwe przyjmowanie toksyn, i pozbyć się tych, które zgromadziły się na przestrzeni lat. I tu jest zaskakująco prosty sposób zrobienia tego. Zmień plan żywieniowy. Praktycznie wszyscy moi klienci to zrobili, i rezultaty są zdumiewające. Przemyślmy to co stało się z jednym z nich, Sandrą G. z Little Rock. Sandra była na IV etapie raka piersi, który STRONA 23 zagląda jej w twarz. Rozdział 4 Zmień plan żywieniowy i ratuj swoje życie! według lekarzy jest śmiertelny. Ale Sandra odrzuciła wyrok śmierci wydany przez lekarza i zajęła się swoim zdrowieniem. Dzisiaj jej zdrowie jest w bardzo dobrym stanie, bez śladu raka. Mówi, że tajemnicą jej sukcesu jest nowy plan żywieniowy, konsumuje odpowiednie produkty i to pomogło jej pozbyć się w całości zgromadzonego na przestrzeni lat zła. Sandra mówi: „Ten nowy plan żywieniowy odtruje cię. Prawie żenujące jest mówienie o tym, ale kiedy go rozpoczęłam, było to tak jakby porami skóry wychodziły ze mnie toksyny. Mogłam je czuć nosem”. Walka Sandry z rakiem rozpoczęła się w 1994, kiedy usłyszała diagnozę. Nic wtedy nie wiedziała o alternatywach, więc poddała się standardowej terapii takiej jak chemo. Ale rak powrócił. Zaczęła szukać alternatyw, żeby nie musiała ponownie poddać się agonii chemioterapii. Natknęła się na moją książkę, zmieniła swój plan żywieniowy i pozbyła się raka. Dwa lata żyła bez raka, następnie straciła czujność i wróciła do wcześniejszego sposobu odżywiania. W okrutny sposób przekonała się, że to był błąd. W kwietniu 2008 roku lekarz powiedział jej: „Masz 2 miesiące życia”. A kiedy zobaczył ją ponownie we wrześniu, powtórzył: „Masz 2 miesiące życia”. Widocznie zapomniał, że to samo powiedział jej 5 miesięcy wcześniej. Jak pęknięta płyta, powtórzył swoje proroctwo: „Masz 2 miesiące życia”. Zbyt wielu lekarzy robi dokładnie to samo. Zakładają swoje białe kitle, i zachowując się jak mini-bogowie, wydają wyroki śmierci na pacjentów. Niestety, jeśli pacjent poważnie podchodzi do lekarza-proroka, zwykle to się sprawdza. Ale Sandra miała jedną nogę w grobie: wiedziała, że śmierć I umarłaby gdyby nie wprowadziła pewnych zmian. Więc wtedy podjęła zobowiązanie, że wróci do zdrowego planu żywienia i będzie go stosować do końca życia! Kiedy wróciła do lekarza, tego samego, który mówił jej „masz 2 miesiące życia” - nawet on był zdumiony zanikiem wszelkich śladów raka! Nie mógł temu zaprzeczyć. Sandra była zachwycona. Była przekonana, że rak nigdy nie wróci, jeśli będzie przestrzegać planu żywieniowego. Rozważając swoje wyzdrowienie, Sandra mówi: „Życie jest dobre. Pan Bóg jest wspaniały. Moja skrzynka pocztowa jest pełna, a na telefonie zawsze ktoś ciekawy tego co zrobiłam. To fantastyczne uczucie”. Poniżej sześć moich zaleceń dla pacjentów z rakiem, kamień węgielny jej planu żywieniowego: • Żadnego cukru • Żadnej mąki • Żadnych przetwarzanych produktów: jeśli nie są w stworzonej przez Boga formie, nie jedz ich! • Żadnego mięsa i ryb. Kiedy pokonałeś raka, możesz jeść tylko organiczne mięso I ryby, ale unikaj czerwonego mięsa • Żadnych produktów mlecznych poza twarożkiem w mieszance z olejem lnianym • Duże ilości organicznych owoców i warzyw - zwłaszcza warzyw. Bardzo zalecane surowe warzywa. Znalezienie organicznych owoców i warzyw może być trudne, ale warto spróbować. Nieodłączną częścią tego planu żywieniowego, Sandra praktycznie przysięga, jest metoda dr Budwig mieszanka twarożku z olejem lnianym. W rozdziale 1 wspomniałem o dr Johannie Budwig i jej odkryciu, że mieszanka twarożku z olejem lnianym może wyleczyć z raka. Możesz pomyśleć: „Ale czy twarożek nie należy do produktów mlecznych, i czy nie mówisz, że pacjenci z rakiem powinni ich unikać?” ciąg dalszy za tydzień “Jak wyleczyć prawie każdy nowotwór” „How to CURE Almost Any CANCER” Bill Henderson, Andrew Scholberg Najważniejsze części książki po polsku - 30 str. maszynopisu, cena $10 plus $3 koszty przesyłki (razem $13) można zamawiać w wydawnictwie G£OS Publishing, 614-52 Mabelle Ave., Toronto, Ontario, M9A 4X9, Canada FORUM Zapomniany wywiad z Geremkiem STRONA 24 Wywiad z Bronisławem Geremkiem, przewodniczącym Rady Programowej przy KKP „Solidarność” z czerwca 1981 roku. Podajemy w całości fragment wywiadu wyłączony z druku przez „Politykę”, a wydrukowany w powielaczowym periodycznym wydawnictwie pod tytułem „Solidarność Radia i Telewizji”. Wycięty przez „Politykę” zapis swobodnej rozmowy między Bronisławem Geremkiem a Hanną Krall został opublikowany na łamach wydawnictwa „Polskich Spraw” oraz „Dziennika Poznańskiego” dnia 7. I. 1997 r. Zarówno B. Geremek jak i redaktor H. Krall nie postawili przed sądem redakcji za publikacje, nie wniesiono żadnej skargi w związku z publikacją nagrania, co uwiarygodnia autentyczność zapisu. Hanna Krall: - Panie Profesorze… B. Geremek: - Ten tytuł należy mi się od dawna, ale niech go pani nie używa, ciągle jestem tylko docentem. H.K. - Ale przecież otrzyma pan godność profesora, musi pan ją otrzymać. B.G. - To prawda i chyba już niedługo. Teraz, kiedy Gieysztor jest prezesem PAN Madajczyk nie odważy się przeciwstawiać wnioskowi o wystąpienie do Rady Państwa o profesurę dla mnie. H.K. - No to ja będę mówiła „panie profesorze”, a w tym, co będzie szło do druku zmienimy na „panie docencie”. A więc panie profesorze muszę powiedzieć, że mojemu szefowi redakcyjne- - Panie doktorze, czy operacja się udała? - Tak. Jest pan od wczoraj 100% kobietą. - Ale ja miałem mieć wyrostek robaczkowy usunięty! - No masz. Babie nigdy nie dogodzisz! mu ogromnie zależy na tym wywiadzie, a ściślej mówiąc na tym, aby zapewnić panu wybór do Komisji Krajowej na zjeździe w Gdańsku. B.G. - Wiem sam dobrze, że coraz więcej delegatów patrzy nam z coraz większą nieufnością na ręce, ale muszę przyznać, że nie wiem czy Rakowski areszcie lub na hołdowniczym zebraniu księży patriotów przesłuchiwał go Roman Zambrowski. A przecież Danek jest kubek w kubek podobny do swego wujka. Jego matka, to rodzona siostra Romana. B.G. - Wszystko jedno, w takiej redakcji jak „Polityka” to ja bym był bar- dobrze robi inspirując ten wywiad. Mogą się ludzie zorientować, że ja i Rakowski gramy tę samą melodię, tylko na innych fortepianach i w innych salach koncertowych… Przepraszam, kto tutaj zagląda? H.K. - Nikt ważny, to Bijak, zastępca Rakowskiego. B.G. - Musicie go trzymać? Przecież to… H.K. - Jeden Polak musi być. Zdarza się, że przychodzi do redakcji ksiądz. Kto ma z nim rozmawiać? Może Passent? Jeżeli taki ksiądz pamięta lata 1949-56 to może się zdarzyć, że w dziej ostrożny. Pokłóci się o wierszówkę, a potem opisze was w „Rzeczywistości”. H.K. - Niech pan wypluje to słowo… B.G. - O samym zjeździe gdańskim nie będę mówił, bo Marta Wesołowska robi to genialnie. Ostatecznie od dawna siedzi w KOR-ze i zna wszystkie niuanse. Ale trzeba dać całe wsparcie ogniowe kilku niezwykle ważnym sprawom: ustawie o samorządzie oraz społecznej kontroli nad radiem i telewizją, a i prasą także. Ustawa o samorządzie przedsiębiorstw, otwierająca możliwości tworzenia spółek pol- Czas na... uœmiech! Stoi dziennikarz pod budką Lotto i robi wywiady. Podjeżdża facet trabantem, dziennikarz przyskakuje i pyta: - Co Pan zrobiłby z główną wygraną? Facet myśli i mówi: - No to większe mieszkanie i Hondę. - A reszta? - Reszta na konto. Podjeżdża facet Matizem. Dziennikarz znów pyta: - Co Pan zrobiłby z główną wygraną? - No to jakiś dom, Mercedes. - A reszta? - Reszta na konto. Podjeżdża innt gość Mercedesem 600 SEL. Dziennikarz ponawia pytanie. - Taaak, no to spłaciłbym skarbówkę, potem ZUS. - A reszta? - A reszta niech czeka! W polskich przedsiębiorstwach zaczęła się reforma gospodarcza. Dyrektor poucza na zebraniu załogę: - Musimy oszczędzać, oszczędzać i jeszcze raz oszczędzać, choćby nie wiem ile to kosztowało! Jeżeli spotkałeś kobietę swoich marzeń, to... o pozostałych marzeniach możesz śmiało zapomnieć. Dziennikarz przeprowadza wywiad ze starym góralem, pięciokrotnym wdowcem: - A swoją drogą, to zastanawiające, że pochował pan już pięć żon. - A co tu się zastanowiać? Po prostu scynście od Boga i tyle! Siedzi sobie baca i pilnuje wyciągu krzesełkowego. Siedzi, turyści jeżdżą, wszystko pod kontrolą. Nagle baca wstał i wyłączył wyciąg. Turystami bujnęło. Wiszą. Co sprytniejsi zleźli z wyciągu po słupach i lecą do bacy: - Baco, baco, co robicie? Zimno G£OS nr 6 23-31.08.2016 sko-zagranicznych, socjalistyczno-kapitalistycznych, ma tutaj węzłowe znaczenie. To jest wprawdzie głównie zadanie dla Andrzeja Krzysztofa Wróblewskiego, który ten problem postawił mocno po Nadzwyczajnym Zjeździe Delegatów Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w październiku ubiegłego roku, ale na to musicie wszyscy to jest nakaz Gminy - położyć największy nacisk. Równocześnie wysunąć trzeba także na główny plan projekt o podwójnym obywatelstwie dla wszystkich, którzy kiedykolwiek na terytorium Polski mieszkali i obojętnie, gdzie przebywają dziś, a ich prawni następcy również. H.K. - Nie chwyciłam jeszcze czemu to staje się takie ważne już w tej chwili. B.G. - Bo kuć trzeba żelazo póki gorące. A historia nie zwalnia biegu, kiedy się ją kijem pogania. Znała pani prof. Wykę? H.K. - Tak, poznałam go osobiście w Krakowie, a poza tym czytałam wszystko co napisał: w książkach i periodykach. B.G. - Wszystko? Naprawdę wszystko? A jego rozprawę historycznosocjologiczną pod tytułem „Gospodarka wyłączona” też pani zna? H.K. - „Gospodarka wyłączona?” Przecież on nie zajmował się nigdy historią gospodarczą! B.G. - Ale się na tym znał, a rozmowę napisał z osobistej inspiracji Jakuba Bermana i Romana Zambrowskiego. część 2 w numerze 7 jest, tamci pozamarzają, puśćcie ten wyciąg! - Nie pusce!!! - Dlaczego? - Ktoś pedzioł do mnie wyraz na "ch...u"! - Baco, niemożliwe, tu jest dużo turystów z zagranicy, pewnie ktoś powiedział do was "How do You do", czyli "Jak się macie"! - A moze. Dobze, pusce wyciąg. Baca puścił wyciąg i siedzi. Myśli i mruczy pod nosem: - Chałdujudu. Chałdujudu. Chałdujudu. Moze i tok, ale dlacego dodoł “złamany”? Turysta do górala: - Ale macie tu piękne widoki. Ehh! Na to góral, spoglądając: - Eee tam, nie widzem, bo mi góry zasłoniają...