Głos nr. 6 (2016)

Transkrypt

Głos nr. 6 (2016)
Wojna: Komputery będą decydowały, kto zginie
GŁOS
$ 877 mln Sorosa na krach na giełdzie
Zapomniany wywiad Krall z Geremkiem
Najlepsze
komentarze
tygodnia!
BÓG Zaprenumeruj do domu GŁOS!
Rodzina
Ojczyzna Uwaga Polacy w Chicago:
23-31.08.2016
Od nr 7 GŁOS w Chicago będzie
dostępny tylko w prenumeracie
tel. 416.993.3143
Adres i szczegóły na str. 2 na dole
No. 6 Toronto
Jezus Chrystus nie był Żydem
Tygodnik dla osób myślących
Benjamin H. Freedman
żydowski historyk
“Common Sense”
(Zdrowy rozsądek)
2.1.53 i 5.1.59
Tzw. Żydzi oszukali chrześcijan w najbardziej bezbożny
sposób w historii, uważany za
najskuteczniejszą broń.
Ta technika ‘wielkiego
kłamstwa’ pierze mózgi amerykańskich chrześcijan, by
wierzyli, że Jezus Chrystus
był „Królem Żydowskim,”
w tym sensie, że tzw. dzisiejsi
‘Żydzi’ nazywają się ‘Żydami.’ Określenia tego użyto po raz pierwszy
Cena 1.50
SPECJALNA ZNIŻKA za 1 rok!
tzw. Żydzi porwali
wyraz ‘Żyd’ w
XVIII w., by przypodobać się chrześcijanom, że wiąże
ich pokrewieństwo
z Jezusem Chrystusem. To rzekome
pokrewieństwo
bierze się z mitu
o ich wspólnym
pochodzeniu z tzw.
‘Żydami’ z ziemi
świętej
historii
Starego Testamentu, fikcji opartej na
podejrzewają, że pierze im się mózgi
przez 24 godziny każdego dnia w radio
i telewizji, gazetach i czasopismach,
w filmach i sztukach, w książkach,
robią to przywódcy polityczni już na
stanowiskach i ich szukający, przywódcy religijni z ambon i na zewnątrz
kościołów, liderzy w dziedzinie edukacji i poza zajęciami programowymi,
oraz wszyscy liderzy w biznesie,
profesjach i finansach, dbający o bezpieczeństwo ekonomiczne, którzy
wysługują się tzw. „Żydom” historycznie pochodzenia chazarskiego.
Niczego nie podejrzewających
chrześcijan ustawia się po drugiej
stronie zapory, utrudniającej im dostęp
CZY BIALI ROBOTNICY USA
ZATOPI¥ KRYPÊ GLOBALIZMU?
W
Robert Kościelny
Filadelfii podczas czterodniowej Narodowej Konwencji Demokratów Hillary Clinton otrzymała oficjalną nominację kandydata partii na prezydenta USA. Jak zauważył Curtis Ellis
w artykule zamieszczonym w „World
Net Daily” („WND”), po konwencji
w Filadelfii demokraci mają poważny
problem, bowiem ich kandydatka Hillary Clinton jest oderwana od problemów, którymi żyje znaczna część jej
potencjalnych wyborców. Zarówno
Hillary, jak i Obama wyśmiali hasło
Trumpa, który obiecuje, że „uczyni na
powrót Amerykę wielką”, stwierdzając, że Ameryka już jest wielka, ale
optymizm ten trudno się sprzedaje w
stanach, w których byli pracownicy
fabryk nie mieli od dziesięcioleci
godziwych zarobków - pisze autor tekstu w „WND”.
w angielskim tłumaczeniu Starego
i Nowego Testamentu, setki lat zanim
legendzie.
Amerykańscy chrześcijanie mało
Niedawno pisał o tym były publicysta
„Wall Street Journal” Thomas Frank,
ujawniając w swej nowej książce
“Listen, Liberal” - jak lewactwo, z rodziną
Clintonów i Wall Street na czele, od lat wyniszcza
białą klasę robotniczą w USA, obawiając się jej
determinacji w walce z globalizmem.
cd. na str. 12
Prezydent Obama swym optymizmem dzielił się również podczas
niedawno udzielonego wywiadu, którego treść opublikował magazyn
„Bloomberg Businessweek”. Stwierdził, że jest urodzonym optymistą,
jeżeli chodzi o perspektywy amerykańskiej i światowej ekonomii. Amerykańska gospodarka nie tylko się
rozwija, ale stać ją na to, aby
„wzrastać jeszcze szybciej”.
Jednak dobre samopoczucie Hillary
i Baracka okazuje się nie mieć związku z rzeczywistym stanem gospodarki
amerykańskiej.
Jak pisze Ellis, już następnego dnia
rano po konwencji demokratów Departament Handlu zadał kłam optymistycznym deklaracjom padającym ze
sceny w Filadelfii, ogłaszając, że amerykańska ekonomia jest właściwie
w stagnacji. Wzrost w drugim kwartale był bardzo anemiczny i wyniósł
dok. na str. 5
STRONA 2
POLSKA - ŚWIAT
G£OS nr 6
23-31.08.2016
Renzi, Hollande i Merkel rozmawiają o przyszłości UE
Włoski premier Matteo Renzi,
prezydent Francji Francois Hollande
oraz kanclerz Niemiec Angela Merkel
spotkali się na wyspie na Morzu
Śródziemnym, by rozmawiać o przyszłości Unii Europejskiej po brytyjskim referendum ws. Brexitu
w czerwcu br.
“Łatwo jest obwiniać Europę
o wszystkie problemy. Trudnej jest
poszukiwać sposobu budowy Europy,
która będzie zwracać więcej uwagi na
wartości niż na finanse” - napisał
Renzi na Facebooku, wyjaśniając
powody zwołania miniszczytu.
Zorganizowano go na niewielkiej
wyspie Ventotene na Morzu Tyreńskim, między Rzymem a Neapolem.
Miejsce wybrano nieprzypadkowo: to tam, w faszystowskim
więzieniu,
dziennikarz Altiero Spinelli został w 1941 r. współautorem “Manifestu na
rzecz Europy wolnej i zjednoczonej”, który stał się
jednym z dokumentów
ideowych integracji europejskiej, sam zaś Spinelli
jest uważany za jednego
z ojców Unii Europejskiej.
Po spotkaniu zorganizowano konferencję prasową na włoskim lotniskow-
cu “Giuseppe Garibaldi”.
Spotkanie w podobnym formacie
przywódców Niemiec, Francji i Włoch
odbyło się już 27 czerwca, tuż po referendum ws. Brexitu. Politycy wezwali wówczas do “nowego impulsu”
w Unii Europejskiej. By stawić czoło
wyzwaniom Brexitu, Francja i Włochy
opowiadają się za dalszym zacieśnieniem integracji zwłaszcza w dziedzinie
bezpieczeństwa i obrony - pisze AFP,
podkreślając, że Niemcy wspierają np.
zamiar powołania wspólnej straży
granicznej UE.
Hormonalny doping, a może jeszcze większe oszustwo?
Czy Joanna Jóźwik na pewno rywalizowała tylko z kobietami?
gnięcia pierwszego miejsca - powiedział lekarz.
Nie milkną echa olimpijskiego
finału biegu kobiet na 800 metrów, po
którym polska zawodniczka Joanna
Jóźwik skrytykowała bierność międzynarodowej federacji lekkoatletycznej wobec podejrzeń afrykańskich
medalistek o niedozwolone praktyki.
- Używanie testosteronu przez kobiety może być perfidną formą dopingu
- przyznał w wywiadzie telewizyjnym
lekarz, prof. Paweł Januszewicz.
- Testosteron jest hormonem walki.
Wpływa na siłę mięśniową i "męską"
psychikę, agresję, która pcha do osią-
Joanna Jóźwik po biegu stwierdziła,
iż, że „trzy zawodniczki, które były na
podium, wzbudzają bardzo dużo kontrowersji”. Co jest przyczyną tych niejasności? „Mają po prostu bardzo
wysoki poziom testosteronu, podobny
do męskiego, dlatego wyglądają jak
wyglądają i biegają tak jak biegają”.
Reprezentantka Polski miała też
stwierdzić, iż czuje się srebrną medalistką wyścigu. Zwyciężczyni, repre-
Przewodniczący MKOl Thomas
Bach oficjalnie zamknął na stadionie
Maracana w Rio de Janeiro Igrzyska
XXXI Olimpiady. Następne odbędą
się za cztery lata w Tokio. Zgasł znicz,
który podczas trwających 16 dni zawodów znajdował się w centrum miasta.
"To były cudowne igrzyska w cudownym mieście" - oświadczył Bach. Nie
użył jednak tradycyjnej formuły
o zamknięciu "najlepszych igrzysk
w historii". Nie padła ona także
w Atenach, Pekinie i Londynie.
Na trybunie honorowej zasiadło
ośmiu szefów państw, w tym premier
Japonii Shinzo Abe. Zabrakło pełniącego obowiązki prezydenta Brazylii
Michela Temera, wygwizdanego podczas ceremonii otwarcia imprezy,
który "spędza weekend w Brasilii".
Przy dźwiękach samby i przy padającym deszczu sportowcy weszli na
stadion nie w delegacjach państw, jak
podczas ceremonii otwarcia, ale
wszyscy razem. Poprzedzili ich niosąc
flagi swoich państw chorążowie. Biało-czerwoną trzymała srebrna medalistka olimpijska w kajakarstwie Marta
Walczykiewicz.
Maratończycy startują ostatniego
dnia igrzysk i tradycją staje się dekorowanie ich podczas uroczystości
zamknięcia. Złoty medal zawisł na
szyi Eliuda Kipchoge, dla którego
zagrano hymn Kenii.
W igrzyskach w Rio de Janeiro, które po raz pierwszy odbyły się w Ameryce Południowej, startowało około
10,5 tysiąca sportowców z rekordowej
liczby 206 krajów. Rywalizację zdominowali reprezentanci trzech krajów:
USA, Wielkiej Brytanii i Chin. Razem
zdobyli 99 z 306 złotych medali.
Polacy wywalczyli 11 medali, o jeden więcej niż w Atenach, Pekinie
i Londynie. W tym dorobku były jed-
zentantka RPA, Caster Semenya, zanotowała znacznie wyższy poziom testosteronu niż występujący przeciętnie
u kobiet. - Jeśli jest go trzy razy
więcej, nagle się okazuje, że kobieta
może mieć poziom tego hormonu na
wysokości najniższych wartości występujących u mężczyzn - powiedział
prof. Januszewicz. - Możemy mieć do
czynienia z bardzo perfidnym dopingiem - ocenił.
Atmosfery wokół afrykańskich medalistek nie poprawiły rozpowszechniane w mediach społecznościowych
fotografie mające przedstawiać Caster
Semenyę w tradycyjnym męskim
stroju afrykańskim i z… żoną.
Igrzyska XXXI Olimpiady w Rio de Janeiro zakończone
GŁOS
Tygodnik - Weekly Magazine
52 Mabelle Ave. Unit 612
Toronto, Ontario M9A 4X9
tel. 416.993.3143
[email protected]
Wydawca: Głos Publishing
Redaktor naczelny:
Wiesław Magiera
Publicyści:
Grzegorz Braun, Stefan Skulski, Aleksander Szycht, Piotr Jakucki, Maria Pyż,
Stanisław Michalkiewicz, Małgorzata
Todd, Edward Dusza, Wiesław Cypryś,
Jan Ciechanowicz, Jerzy Dąbrowski,
Władysław Korowajczyk, Aleksander
Szumański.
nak tylko dwa złote (Anita Włodarczyk w rzucie młotem oraz Magdalena
Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj
w wioślarskiej dwójce podwójnej), co
przesądziło o odległym, 33. miejscu
w klasyfikacji medalowej - najgorszym od igrzysk w 1948 roku w Londynie.
Uwaga Czytelnicy z Chicago!
Na razie nie jesteśmy w stanie dostarczać co tydzień tygodnika GŁOS
z Toronto do Chicago. Prawdopodobnie wrócimy do tego na wiosnę 2017 r.
Dziękuję bardzo za liczne telefony i słowa uznania za nasz profil i komentarze
oraz punkty widzenia (różne, kontrowersyjne, ale zawsze “z prawej”), których jak zauważali nasi rozmówcy - nigdzie indziej nie można znaleźć. Kilku rodaków
z Chicago zadeklarowało pomoc przy rozpowszechnianiu GŁOSU na rynku
“Wietrznego Miasta”.
Tymczasem zachęcamy Państwa do zaprenumerowania tygodnika GŁOS do
domu. Niestety przesyłka pocztą z Kanady do USA jest droższa niż wewnątrz tych
krajów (znaczek za jeden numer w dużej kopercie kosztuje $3).
Jednak przez 1 rok oferujemy specjalną zniżkę i opłatę za 3 miesiące, pół roku
lub rok, która pokryje głównie tę wysyłkę. Proszę spojrzeć na cennik poniżej.
Wszystkim Rodakom w Chicago życzymy “Szczęść Boże” i liczymy na Wasze
poparcie w publikowaniu treści, które służą Bogu, naszej Rodzinie najbliższej
i tej której na imię Polska!
Wiesław Magiera
Publikowane teksty niekoniecznie
odzwierciedlają stanowisko
redakcji.
Nie odpowiadamy za treść ogłoszeń
i publikowanych listów do redakcji.
Nie wszystkie nadesłane listy
są publikowane.
Nie zwracamy materiałów
nie zamówionych.
Materiały własne oraz agencyjne
i internetowe.
Prenumerata do USA
Specjalne ceny w 1 roku!
Ekspresowo (w dużej kopercie)
do USA na 3 miesiące $60, teraz: $45,
pół roku - $115, teraz: $85
1 rok - $220, teraz: $160
Internetem pdf 1 rok - tylko $35
Proszę przesłać czek lub
Money Order na: Glos Publishing
Adres: 52 Mabelle Ave. Unit 612
Toronto, Ontario M9A 4X9 Canada
POLSKA - ŚWIAT
G£OS nr 6
23-31.08.2016
STRONA 3
Wojsko tureckie ostrzelało w Syrii pozycje Kurdów i dżihadystów
Tureckie wojsko ostrzelało pozycje
kurdyjskich bojowników i dżihadystów z Państwa Islamskiego (IS) w Syrii - podała turecka telewizja NTV.
Zdaniem anonimowego przedstawiciela władz ma to pomóc w “otwarciu
korytarza” dla przyszłej operacji.
Turecka artyleria ostrzelała 20 razy
obszary zajmowane przez kurdyjskich
bojowników w mieście Manbidż
w północnej Syrii. Wojsko atakuje
także punkty obrony IS w mieście
Dżarabulus w północno-zachodniej
Syrii. Do ataku na IS wykorzystano
haubice.
“Celem (ostrzału artyleryjskiego)
jest otwarcie korytarza dla operacji” –
powiedział rozmówca agencji Reutera.
Przedstawiciel kurdyjskich bojowników powiedział Reuterowi, że wspierani przez Ankarę syryjscy rebelianci
planowali odbić z rąk IS Dżarabulus,
zamykając tym samym Kurdom drogę
na te obszary. Szacuje się, że atak na to
miasto nastąpi z terytorium Turcji
w najbliższych dniach. Przeprowadzić
go mają oddziały Wolnej Armii Syryjskiej. Wcześniej tego dnia minister
spraw zagranicznych Turcji Mevlut
Cavusoglu zapowiadał, że Ankara
zapewni wszelką możliwą pomoc w
celu “wyczyszczenia” turecko-syryjskiej granicy z ekstremistów.
Natomiast w zeszłym tygodniu szef
tureckiej dyplomacji wyrażał oczekiwanie, że po odbiciu wcześniej w tym
miesiącu z rąk IS syryjskiego miasta
Manbidż kurdyjscy rebelianci wycofają się na wschód od rzeki Eufrat.
Odpowiedzialne za zdobycie miasta
Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF),
w których skład wchodzi kurdyjska
milicja YPG (Ludowe Jednostki
Samoobrony), były wspierane z powietrza przez międzynarodową koalicję dowodzoną przez USA.
Władze w Ankarze uważają YPG za
formację terrorystyczną z powodu
związków z zakazaną w Turcji Partią
Pracujących Kurdystanu (PKK). Natomiast USA uważają tych kurdyjskich
bojowników za jednych z najbardziej
skutecznych w walce z dżihadystami
IS. Ta różnica zdań była wielokrotnie
źródłem napięć na linii Ankara Waszyngton.
Rosyjskie bombowce opuszczają Iran
Władze Iranu oświadczyły, że
Rosja przestała używać irańskiej
bazy do nalotów w Syrii. Nastąpiło to
tydzień po ogłoszeniu przez Moskwę,
że jej bombowce korzystają z bazy
w Iranie do rażenia bojowników
w Syrii.
– Rosja nie ma bazy w Iranie i nie
stacjonuje tu. Rosjanie przeprowadzili
operację i została ona zakończona –
powiedział rzecznik irańskiego MSZ
Bahram Gasemi.
Wiadomość o wycofaniu rosyjskich
samolotów z bazy w Iranie potwierdził
cytowany przez rosyjską agencję Interfax rosyjski ambasador w Teheranie
Lewan Dżagarian. – Obecnie w Hamadanie nie ma nikogo z naszych –
podkreślił.
Ambasador Rosji w Iranie zaznaczył
w odpowiedzi na pytanie dziennikarzy,
że nie widzi żadnych powodów do
niepokoju i jeśli władze obu państwa
uznają to za konieczne, celowe i zawrą
stosowne porozumienia, to będzie
możliwe wznowienie wykorzystania
przez Rosjan bazy irańskiej.
Wcześniej minister obrony Iranu
Dehkan wypomniał Rosji sposób
Prawdziwe poruszenie wśród obywateli wywołał dramatyczny apel
niemieckich władz. Rząd wzywa
Niemców do robienia zapasów jedzenia i wody pitnej, na wypadek ewentualnego kryzysu. Każda niemiecka
rodzina ma być w stanie przetrwać co
najmniej 10 dni dzięki zgromadzonym
wcześniej produktom.
Rząd zachęca Niemców do robienia
zapasów. Na wypadek kryzysu. Z ustaleń „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” (niedzielnego wydania
dziennika „Frankfurter Allgemeine
Zeitung”) po raz pierwszy od czasu
zakończenia zimnej wojny niemieckie
władze wystąpiły z oficjalnym apelem
do obywateli o gromadzenie żywności
na wypadek poważnego kryzysu.
Rząd federalny planuje wdrożenie
odpowiednich przepisów związanych
z koncepcją obrony cywilnej. Program
ma zostać przyjęty już w najbliższą
- W obliczu medialnego szumu związanego z moimi wypowiedziami jestem
winny Polakom komentarz zarówno
w sprawie donosicielstwa posłanki
Joanny Scheuring-Wielgus, prokuratury dla Tomasza Lisa, jak i mojej aktywności w przestrzeni medialnej - pisze
na łamach tygodnika Warszawska
Gazeta ks. Jacek Międlar.
Posłowie Nowoczesnej oraz usługujący im dziennikarze dostali szału,
ponieważ posłankę Joannę ScheuringWielgus, słynącą z błazenady w parlamencie, oskarżającą Jezusa o „okrucieństwo”, śmiałem określić mianem
„konfidentki, zwolenniczki zabijania
(aborcji) i islamizacji” oraz przypomnieć, że w czasach okupacji takim jak
ona golono głowy. Niestety, pod dyktando wystukiwanego przez mainstream rytmu zatańczyli hierarchowie.
informowania o używaniu irańskiej bazy do ataków na syryjskich bojowników. Określił to jako „rodzaj popisywania się i niedżentelmeńskiego zachowania”. Wg ministra,
„Rosjanie chcą pokazać, że są supermocarstwem i krajem aktywnie zaangażowanym w sprawy bezpieczeństwa
w regionie i na świecie”. Zaznaczył,
że szerokie informowanie o atakach
z bazy irańskiej to „popisywanie się”.
„Róbcie zapasy jedzenia i wody pitnej”.
W Niemczech panika. Rząd każe gromadzić żywność
środę. Dokument zakłada możliwość
zamknięcia poszczególnych ulic
i wprowadzenia znacznych restrykcji
i ograniczenia w ruchu drogowym,
gdyby konieczny był transport wojska
wraz ze sprzętem.
Ponadto władze Niemiec po raz
pierwszy od zakończenia zimnej wojny mówią o konieczności gromadzenia
żywności i robienia zapasów składających się przede wszystkim z produktów o długim terminie przydatności do spożycia i wody, na wypadek
ewentualnego zagrożenia oraz dużego
kryzysu.
Stosowne regulacje w tej sprawie
opracował niemiecki resort spraw
wewnętrznych.
KS. JACEK MIĘDLAR: PRAWDA O PSEUDOELITACH
JEST NAZYWANA „MOWĄ NIENAWIŚCI”
Prezentujemy fragment tekstu duchownego z najnowszego numeru:
Konfidentka, zwolenniczka
zabijania i islamizacji
Wciąż w III RP mówienie prawdy
bez światłocieni jest określane mianem
„mowy nienawiści”. Scheuring-Wielgus nazwałem konfidentką, ponieważ
nie dość że bezpodstawnie doniosła na
mnie do białostockiej prokuratury za
to że stawałem w obronie Kościoła
i Ojczyzny, to również wraz z kolegami
i koleżankami z Parlamentu donosiła
Brukseli na polski rząd i Prezydenta
RP, jakoby ci nie respektowali Konstytucji. Po Brexicie na wizji TVP Info
bezczelnie plotła, jakoby „malutka”
i „nic nieznacząca” Polska winna
podporządkować się woli Niemiec.
Natomiast na początku lipca ustawę
wołyńską uznała za niepotrzebną.
Wobec tych okoliczności wydaje się, że
nazwanie ją „konfidentką” jest wyjątkowo delikatne.
STRONA 4
Z
FELIETON
Rozpoczęło się odliczanie
Stanisław Michalkiewicz
akończył się szczyt NATO
w Warszawie, zakończyły się
też Światowe Dni Młodzieży,
no i zgodnie ze złożoną jeszcze
w maju zapowiedzią byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju
Bronisława Komorowskiego, rozpoczęły się przygotowania do otwarcia
„nowych frontów”.
Nawiasem mówiąc, ten Bronisław
Komorowski albo ma zdolności profetyczne, albo jest wykorzystywany
przez swoich protektorów, którzy
w 2010 roku wystrugali go z banana na
prezydenta do wysyłania tak zwanych
balonów próbnych. Pamiętamy przecież, jak to ówczesny marszałek Sejmu
Bronisław Komorowski jeszcze
w kwietniu 2009 roku zapowiadał, że
wszystko się zmieni jak będą wybory,
albo prezydent Kaczyński „gdzieś
poleci”.
Czy wspierały go proroctwa, czy też
może oficer prowadzący z WSI powiedział mu, jakie decyzje zapadły w tej
sprawie? Na tę drugą możliwość
wskazuje okoliczność, że na skutek
sprytnie skonstruowanej inicjatywy
ustawodawczej prezydenta Kaczyńskiego,„Aneks” do „Raportu o rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych”, nie został opublikowany, tylko
stał się rodzajem wyłącznej własności
prezydenta.
Nawiasem mówiąc, sądzę, że autorem tego pomysłu był Jan Olszewski,
który wkalkulował również to, że
Trybunał Konstytucyjny tę nowelizację zmasakruje, w następstwie czego
upadnie podstawa prawna publikacji
„Aneksu”.
Prezydent Kaczyński już w październiku 2008 roku dał do zrozumienia, że informacje z „Aneksu” zna i nie
zawaha się przed ich wykorzystaniem.
Jak pamiętamy, zwrócił się do pani
red. Moniki Olejnik jej pseudonimem
operacyjnym „Stokrotka”. Zaskoczona
„Stokrotka” dostała spazmów, więc
następnego dnia, gwoli zatarcia niemiłego wrażenia, prezydent Kaczyński
posłał jej bukiet 11 czerwonych róż ze
stosownym bilecikiem, ale okupująca
nasz nieszczęśliwy kraj soldateska
zrozumiała, ze nie jest bezpiecznie
i podjęła jakieś decyzje zaradcze.
Jakimś sposobem musiał się o nich
dowiedzieć marszałek Komorowski,
no i wypaplał te swoje „proroctwa”.
Myślę tedy, że również o „nowych
frontach” musiał dowiedzieć się w ten
sam sposób, a skoro tak, to nieomylny
to znak, iż stare kiejkuty, których na
nasze nieszczęście CIA wpisała na
listę „swoich sukinsynów”, przystąpiły
do przygotowań.
Warto w związku z tym przypomnieć wizytę, jaką w naszym nieszczę-
śliwym kraju złożył w styczniu br.,
a więc akurat gdy Komisja Europejska
wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę sprawdzania stanu
demokracji, urzędnik amerykańskiego
Departamentu Stanu Daniel Fried.
Pretekstem były rozmowy z polskimi
władzami o sankcjach wobec Rosji,
ale Główny Cadyk III Rzeczypospolitej Aleksander Smolar wiedział
swoje - że mianowicie Daniel Fried
miał przestrzec rząd przed wchodzeniem w konflikt z Unią Europejską.
Konflikt z Unią Europejską zaś
rozgorzał z tego powodu, że Nasza
Złota Pani z Berlina nie może pogodzić się z zepchnięciem politycznej
ekspozytury Stronnictwa Pruskiego
w naszym nieszczęśliwym kraju na
plan drugi przez polityczną ekspozyturę Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego.
W związku z tym stare kiejkuty
otrzymały rozkaz politycznego destabilizowania naszego nieszczęśliwego
kraju, by „przywrócić równowagę”.
Tak w każdym razie określili misję
Daniela Frieda dwaj autorzy artykułu
w „Foreign Policy”: Bruce Ackerman
z uniwersytetu Yale i Maciej Kisilowski z Central European University
– że mianowicie w Polsce „kruszą się
fundamenty systemu kontroli i równowagi”. A któż lepiej nadawałby się
do przywrócenia w naszym nieszczęśliwym kraju „równowagi”, jak właśnie nie Daniel Fried, który nie tylko
ma pierwszorzędne „korzenie”, dzięki
czemu może nawet na migi dogadać
się z „filantropem”, czyli finansowym
grandziarzem Jerzym Sorosem, który
wobec naszego nieszczęśliwego kraju
ma swoje projekty, ale w dodatku
w latach 1987-1989, jako urzędnik
Departamentu Stanu, projektował,
a potem - jako ambasador USA w Warszawie w latach 1997-2000 - nadzorował realizację naszej sławnej
„transformacji ustrojowej”, więc najlepiej wie, jak się umówiliśmy, jak ma
być i na czym polega „równowaga”.
Ponieważ prezes Jarosław Kaczyński doszedł do wniosku, że realizacji
trzech swoich politycznych priorytetów, to znaczy – wytarzania w smole
i pierzu Donalda Tuska, ozdobienia
naszego nieszczęśliwego kraju pomnikami swego brata i ugruntowania
jego kultu w stopniu podobnym do
kultu Matki Boskiej oraz, przy pomocy szczodrego przekupywania obywateli ich własnymi pieniędzmi,
zaszczepienia w sercach Polaków
nostalgii za swoimi rządami na podobieństwo nostalgii za Edwardem Gierkiem - nie może odkładać na później,
w związku z tym również Nasza Złota
Pani musiała dojść do przekonania, że
na przywrócenie „równowagi” nie ma
co liczyć.
W tej sytuacji Komisja Europejska
1 czerwca br. sformułowała na temat
sytuacji w naszym nieszczęśliwym
kraju „opinię”, która wprawdzie była
„poufna”, ale pojawiło się wystarczająco dużo różnych przecieków, by
nabrać niezachwianej pewności, że
siekiera została już do pnia przyłożona
i rozpoczęło się odliczanie. W rezultacie tuż przed rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, na
które przybył papież Franciszek,
Komisja Europejska przedstawiła
Polsce ultimatum w postaci „zaleceń”,
które rząd ma wykonać w ciągu trzech
miesięcy, bo jeśli nie, to…
Ano właśnie! W razie odmowy
spełnienia ultymatywnych żądań
Naszej Złotej Pani, Komisja Europejska przeniesie die polnische Frage
na wyższy stopień eskalacji, do Rady
Europejskiej, która dysponuje już
środkami dyscyplinującymi nieposłuszne bantustany w postaci pozbawienia prawa głosu w unijnych instytucjach, a nawet w postaci sankcji.
Rząd, ustami pana ministra Waszczykowskiego ultimatum odrzucił,
zwracając nawet Komisji Europejskiej
uwagę, że podejmując takie kroki,
naraża na szwank swój autorytet.
Najwyraźniej rząd w Warszawie liczy
na to, że Rada Europejska nie
podejmie żadnych decyzji, bo w takich
sprawach wymagana jest tam jednomyślność, a węgierski premier Wiktor
Orban z góry wykluczył możliwość
poparcia przez Węgry jakiegokolwiek
wrogiego wobec Polski posunięcia.
Bardzo możliwe, że i Nasza Złota
Pani też przyjęła to do wiadomości, bo
niemieckie niezależne media głównego nurtu ani przez chwilę nie przerwały propagandowego ostrzału
Polski, zgodnie z najlepszymi wzorami Propaganda Abteilung. W tej
sytuacji również stare kiejkuty musiały otrzymać harmonogram godzinowy
na najbliższe trzy miesiące, by
w odpowiednim momencie dokonać jakby to powiedział Adolf Hitler „miażdżącego uderzenia”. Bo o tym,
że Komisja Europejska nie może
stracić autorytetu w żadnym przypadku, chyba nikt nie wątpi.
Zatem jeśli nie uda się zdyscyplinować naszego bantustanu przy pomocy Rady Europejskiej, to nietrudno się
domyślić, że Nasza Złota Pani sięgnie
po inną metodę, która w traktacie lizbońskim przyjęła postać tzw. „klauzuli
solidarności”.
I rzeczywiście. Jeszcze nie ucichły
echa hałaśliwej radości, jaką „młodzież świata” reagowała na widok
papieża Franciszka, a już odezwał się
Kukuniek, czyli były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech
Wałęsa. Wprawdzie od dawna pow-
G£OS nr 6
23-31.08.2016
tarzam, że kto słucha Lecha Wałęsy
ten sam sobie szkodzi, ale - podobnie
jak od wszystkich innych reguł również i od tej są wyjątki. Uważam
bowiem Lecha Wałęsę za obdarzonego
pewnym sprytem kretyna, ale właśnie
taki był i jest potrzebny starym kiejkutom w charakterze parawanu, za która
mogliby się schować i z ukrycia
sterować przebiegiem wydarzeń.
Toteż, pamiętając o nieśmiertelnych
przykazaniach Włodzimierza Lenina
o organizatorskiej funkcji prasy, stare
kiejkuty rozpoczęły właśnie tak. Na
internetowym portalu „Studio Opinii”,
kierowanym przez weterana różnych
PRL-owskich „odnów” Stefana Bratkowskiego, Krzysztof £oziński zaproponował utworzenie Komitetu Obrony
Demokracji.
Natychmiast zgłosił się filut „na
utrzymaniu żony” czyli Mateusz Kijowski i niczym „Bolek” naszych czasów, nie tylko od razu stanął na jego
czele, ale został w tych charakterze
entuzjastycznie i bez zastrzeżeń zaakceptowany przez „osoby publiczne”,
w większości te same, które wcześniej
nie tylko wykrzesały z siebie niesłychany entuzjazm dla Kukuńka, ale
nawet się z nim fotografowały. 2 grudnia odbyło się spotkanie założycielskie, a jednocześnie jak grzyby po
deszczu powstawały struktury regionalne.
Jeśli chodzi o szmalec, to w ciągu
pierwszej doby w kasie pojawiło się 20
tys. złotych. To stachanowskie tempo
wzbudza we mnie podejrzenia, iż
Wojskowe Służby Informacyjne przeprowadziły mobilizację agentury. Bo
wprawdzie WSI oficjalnie „nie ma”,
ale agentura, którą sobie rozbudowywały przez całe dziesięciolecia, przecież się nie rozpłynęła. Przeciwnie nie tylko jest, ale została starannie
uplasowana w kluczowych miejscach
życia politycznego, gospodarczego,
społecznego i kulturalnego, a co
więcej - doskonale wie, że swoją pozycję społeczną i materialną zawdzięcza przetrwaniu fundamentu, na
którym cała ta subtelna konstrukcja się
opiera. Toteż kiedy pada rozkaz
mobilizacji, nikt się nie wyłamuje,
motywowany świadomą dyscypliną.
Dlaczego stare kiejkuty zdecydowały się na utworzenie KOD-u? Myślę, że z dwóch powodów. Po pierwsze
- by pokazać Amerykanom, że warto
wciągnąć WSI na listę „naszych sukinsynów”. Kiedy bowiem w drugiej
połowie 2013 roku prezydent Obama
zresetował swój poprzedni reset w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, stało się jasne, że nasz nieszczęśliwy kraj,
spod kurateli strategicznych partnerów, czyli Naszej Złotej Pani i zimnego ruskiego czekisty Putina, znowu
przechodzi pod kuratelę amerykańską.
OPINIE
CZY BIALI ROBOTNICY USA
ZATOPI¥ KRYPÊ GLOBALIZMU?
G£OS nr 6
23-31.08.2016
cd. ze str. 1
1,2 proc., co oznacza niewielki przyrost w porównaniu z 1 proc. zwyżki
z pierwszego kwartału. Poza tym poziom inwestycji gospodarstw domowych i biznesu zanotował najwyższy
od siedmiu lat spadek. Odnotowano
natomiast wzrost wydatków we wszelkich dziedzinach gospodarki i to aż
o ¼, licząc od końca 2014 r.
Nie trzeba patrzeć dalej niż na
północno-wschodnią Filadelfię, aby
zauważyć powagę problemów. Wielka
firma Nabisco, zajmująca się produkcją słodyczy i przekąsek, zamknęła
znajdującą się tam firmową piekarnię,
zwalniając setki ludzi, którzy robili
słynne ciastka Oreo i inne produkty
dla firmy. Teraz globalny koncern,
właściciel Nabisco, przeniósł produkcję ciastek Oreo do Meksyku, co
zresztą skłoniło Trumpa do ostentacyjnego bojkotu Oreo.
A to już jest wina Clintonów, odpowiedzialnych za działalność NAFTA
(Północnoamerykańskie Porozumienie
Wolnego Handlu), która umożliwia
takim firmom jak Nabisco, Carrier
i inne przeniesienie produkcji do
Meksyku, pozbawiając w ten sposób
wielu Amerykanów źródeł utrzymania.
Głosy tych obywateli USA będą
stracone dla demokratów. Podobnie
jak zwolenników Sandersa i członków
związków zawodowych, którzy sprzeciwiają się umowom handlowym
o zasięgu globalnym, takim jak TransPacific Partnership, obawiając się, że
W tej sytuacji wciągnięcie na listę
„naszych sukinsynów” stało się sprawą pierwszorzędnej wagi, a żeby
dostarczyć argumentów, stare kiejkuty
musiały Amerykanom pokazać, jakie
majstersztyki na scenie politycznej
naszego bantustanu potrafią wykonać
na poczekaniu. Toteż kiedy 18 czerwca
2015 roku interes został ubity w asyście izraelskich ubeków jako żyrantów, stare kiejkuty tytułem premii do
tamtego majstersztyku dołożyły nowy
w postaci Nowoczesnej Ryszarda
Petru.
Jak informowali mnie moi honorable correspondants, pan Ryszard
dość regularnie spotykał się z panem
generałem Markiem Dukaczewskim,
który najwyraźniej i ojcuje mu i być
może nawet matkuje. Drugim powodem jest wychodzenie naprzeciw życzeniom Naszej Złotej Pani, dla której
Komitet Obrony Demokracji w naszym bantustanie jest ważnym elementem planów operacyjnych.
Naturalnie z wszystkiego Nasza Złota Pani się starym kiejkutom nie zwierza, bo wystarczy, że będą wiedziały
STRONA 5
mogą one pozbawić ich pracy. Ludzi ci
wiedzą, że Clintonowie wspierają
globalne przedsięwzięcia. Można było
zobaczyć w hali, w której odbywała
się konwencja demokratów, jak organizatorzy musieli zmagać się z delegatami, wymachującymi transparentami z napisem „No TPP” (TransPacific Partnership) za każdym razem, gdy na scenę wchodziła Clintonowa, Obama lub inni „prokorporacyjni” demokraci.
Partia Demokratyczna jest bardziej
podzielona niż Republikańska, choć
media robią wszystko, aby to ukryć.
Hillary deklaruje, że jest przeciwna
TPP, ale są to tylko słowa, mające
uspokoić zwolenników Sandersa. Mówił o tym wieloletni zaufany Clintonów, biznesmen i gubernator stanu
Virginia Terry McAuliffe: Hillary
będzie naciskać na powstanie TPP,
ponieważ „mamy zbudować globalną
gospodarkę”.
Natomiast Donald Trump i jego
zwolennicy wolą budować amerykańską ekonomię niż ekonomię globalną.
I tu w sposób szczególnie dramatyczny ujawnia się rozdźwięk między
Hillary i jej potencjalnymi wyborcami,
bowiem demokraci wybrali „dziewczynę z plakatu globalizmu” (poster
girl of globalizm) jako kandydatkę na
prezydenta w momencie, gdy Amerykanie właśnie odrzucili tę zdyskredytowaną ideologię - kontynuuje swoje rozważania Curtis Ellis na stronie
„WND”.
Z kolei Donald Trump ślubował
zastąpić globalizm międzynarodowych elit polityką „amerykanizmu”,
która stawia interesy USA i obywateli
na pierwszym miejscu. Do Amerykanów, którzy zostali daleko w tyle
forsownego marszu w kierunku globalizacji, Trump mówi: Jestem Waszym
głosem.
Natomiast Hillary jest członkiem
globalnej elity. Jej metodą walki
z Trumpem będzie przeto odwrócenie
uwagi wyborców od swych własnych
ułomności, dyskwalifikujących ją jako
kandydatkę na stanowisko prezydenta
USA, poprzez stosowanie kampanii
„spalonej ziemi” oszczerstw i kalumnii rzucanych pod adresem Trumpa.
Nie ma takiego absurdu, w który nie
uwierzyliby ludzie, jeśli powtórzony
zostanie odpowiednią ilość razy - powiedział William James, ojciec współczesnej psychologii. Hillary Clinton
opiera swoją kampanię na tej mądrości, aby zwyciężyć - konkluduje
Curtis Ellis, który jest dyrektorem wykonawczym American Jobs Alliance,
organizacji, łączącej ludzi ponad podziałami politycznymi i ideologicznymi w przekonaniu, że praca musi
być najważniejszym priorytetem
Ameryki. Nasza gospodarka działa,
kiedy wyprodukujemy więcej tego co
kupujemy i kupujemy więcej tego co
wyprodukujemy. Musimy eksportować nasze wartości, a nie miejsca
pracy.
Curtis Ellis napisał niedawno arty-
kuł, który odbił się szerokim echem
w Stanach Zjednoczonych. Tekst nosi
wymowny tytuł Lewackie czystki
etniczne w Ameryce. Autor stawia tam
mocną tezę, że poglądy Clintonów,
Obamy i innych lewaków, którzy
starają się przekonać Amerykanów, iż
zanik amerykańskich miejsc pracy
w „nowej globalnej ekonomii” jest
nieuchronny jak zachód słońca, są
w gruncie rzeczy zapowiedzią realizacji lewackiego planu likwidacji amerykańskich białych robotniczych
rodzin. Stoją one bowiem na przeszkodzie do „fundamentalnej przebudowy” Ameryki. Niedawno pisał
o tym były publicysta „Wall Street
Journal” Thomas Frank, ujawniając
w swej nowej książce Listen, Liberal,
jak lewactwo, z rodziną Clintonów
i Wall Street na czele, od lat wyniszcza
białą klasę robotniczą w Stanach
Zjednoczonych, obawiając się jej
determinacji w walce z globalizmem.
Czy zwyciężą interesy klasy robotniczej, czy międzynarodowego kapitału? W USA na początku XXI w.
znów okazało się aktualne leninowskie: kto kogo? Dlaczego zatem naśmiewaliśmy się niegdyś z pierwszomajowych haseł, głoszących wieczną
żywotność idei Lenina?
tyle, ile trzeba. Podobnie i Stare Kiejkuty informują swoich konfidentów na
tyle, na ile jest to konieczne. Za ich
pośrednictwem te wiadomości docierają również do opinii publicznej.
Oto po niedawnym spotkaniu KODu w Toruniu Kukuniek, który już do
KOD-u ostatecznie doszlusował oznajmił, że wkrótce „na ulice” wyjdzie
„dwa miliony Polaków”, no a wtedy
stare kiejkuty postawią rządowi „ultimatum, że albo referendum, albo opuszczą stanowiska w podskokach”.
Widać wyraźnie, że Nasza Złota
Pani, podobnie jak Adolf Hitler,
wolałaby do końca zachować pozory
pokojowej zmiany warty, no ale na
wypadek gdyby się nie dało, to wariant
B „Fall Weiss” najwyraźniej dopuszcza rozwiązanie siłowe - no bo jakże
inaczej rozumieć te „podskoki”?
nęła na nieubłaganym gruncie socjalizmu i sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Będzie miała za sobą poparcie instytucji Unii Europejskiej, więc
nikt nie ośmieli się nawet pisnąć
słówka protestu tym bardziej, że
wszyscy będą małodusznie zadowoleni, iż pokazówka w ramach przywracania pruskiej dyscypliny w IV
Rzeszy dokona się w Polsce, a nie
u nich.
lepiej dmuchać na zimne.
Nasz Najważniejszy Sojusznik, którego muskuły rząd naszego bantustanu
z lubością sobie napręża, zostanie
uspokojony i udelektowany spełnieniem przez nową ekipę żydowskich
roszczeń majątkowych - bo w końcu
z jego punktu widzenia nie ma żadnej
różnicy, jaka ekipa udostępni mu polskie terytorium dla potrzeb globalnej
rozgrywki z Moskalikami. Taki obrót
sprawy byłby idealny również z punktu widzenia Naszej Złotej Pani, bo
- po pierwsze - brudną robotę wykonaliby tubylczy askarisi, a po drugie w tym zamieszaniu można by wreszcie
pozałatwiać zaległości, oczekujące na
to już ponad 70 lat. Stare kiejkuty
przecież nie będą się sprzeciwiały, bo
w zamian za obietnicę dalszego pasożytowania na mniej wartościowym
narodzie tubylczym, zgodzą się na
wszystko tak samo, jak godziły się za
czasów kurateli sowieckiej. Nadchodzą ciekawe czasy.
Skoro tak, to wydaje się oczywiste,
że i kadra naszej niezwyciężonej armii
już zdecydowała, że w decydującym
momencie stanie po nieubłaganej stronie demokracji i praworządności tak
samo, jak 13 grudnia 1981 roku sta-
Nasza niezwyciężona armia zapewni
siłową osłonę cywilnej agenturze WSI,
zorganizowanej w Komitecie Obrony
Demokracji, która odegra przedstawienie „sądu zagniewanego ludu”,
w następstwie którego w naszym
bantustanie dokona się polityczna
zmiana warty. Będzie to wskazane
jeszcze z jednego powodu, że mianowicie zapadła decyzja o komisji śledczej w sprawie Amber Gold. Wprawdzie wiele wskazuje na to, iż inicjatorzy tego przedstawienia chcieliby
zademonstrować wolę kopania się po
kostkach, ale nie wyżej, jednak stare
kiejkuty musiały dojść do wniosku, że
Głos - różne punkty
widzenia, ale z PRAWEJ
Stanisław Michalkiewicz
Hillaria pewna zwyciêstwa
STRONA 6
A
merykanie bardziej boją się
Trumpa niż kochają Hillarię.
I właśnie dlatego to ją wybiorą na prezydenta. Grupa trzymająca
władzę nie popuści…
Gdyby sądzić tylko po atmosferze
niemrawych wieców i chaotycznej
kampanii politycznej ostatnich tygodni, można być zaskoczonym, że pani
Hillary Clinton jest zdecydowaną faworytką wyborów prezydenckich
w Ameryce.
A jednak. Jej przewaga nad Donaldem Trumpem według ostatnich sondaży wynosi średnio osiem punktów
procentowych i rośnie. Grupy, które od
dziesiątków lat nie głosowały na demokratów, jak np. biała amerykańska
„inteligencja” (cokolwiek to znaczy
w USA), deklarują się po jej stronie.
Podobne deklaracje składa wielu
tradycyjnych wyborców republikańskich, w tym wielu z tych 50+ działaczy (w tym 31 Żydów), którzy odrzucili Trumpa słynnym listem z 8
sierpnia. Swoją arogancją zraża on do
siebie coraz więcej ludzi. W przemówieniu, jakie wygłosił w Północnej
Karolinie 9 sierpnia znalazły się nawet
aluzje do zamordowania Clintonowej.
Mimo to zdziwienie musi budzić to,
jak bardzo Hillaria jest w Ameryce
nielubiana. W powszechnej opinii jest
to klasyczny wybór mniejszego zła,
o czym swiadczą cytaty zamieszczane
w amerykańskich mediach. „She’s
gonna be elected not ‘cause she’s better, but ‘cause Trump is inacceptable”
(Wybiorą ją nie dlatego, że jest lepsza,
tylko dlatego, że Trump jest nie do
przyjęcia). „She isn’t a good candidate.But I can live with her”. (To nie
jest dobra kandydatka, ale da się z nią
żyć).
Nadzieję pokłada się w porównaniach: „Her husband was one of the
best presidents we’ve had. Let’s hope
she won’t be much worse” (Jej mąż był
jednym z najlepszych prezydentów
jakich mieliśmy. Ufajmy, że nie będzie
dużo gorsza). Niektórzy odczuwają
swój wybór jako konieczność: “I was
raised a Republican. But I’m a woman,
I’m young, I’m gay. How can I not vote
for her?” (Według rodzinnych tradycji
jestem za republikanami. Ale jestem
kobietą, jestem młoda i jestem lesbijką. Jak mogę nie głosować na nią?)
Jeśli zajrzeć do sondaży głębiej, to
jest tam coś więcej niż tylko ambiwalencja. Prawie 60% wyborców twierdzi, że nie są zadowoleni z żadnego
z dwojga kandydatów. 56% białych
z wyższym wykształceniem reaguje
niepokojem na myśl o Hillarii jako
o prezydencie kraju. Prawie 70% wyborców nie ma do niej zaufania. Przy
KOMENTARZE
urnach może to nie mieć znaczenia, bo
Trumpa wyborcy lubią jeszcze mniej.
Jednak taki brak sympatii i niepopularność pani Clinton oznacza, że najbliższe trzy miesiące będą jeszcze
bardziej nerwowe, niż gdyby chodziło
tylko o Trumpa i obawy przed jego
zwycięstwem. Jest to również słaba
legitymacja dla przyszłej prezydentury. Ameryka utkwiła w politycznym
klinczu.
Ona sama tłumaczy tę sytuację swoją nieporadnością jako działacza publicznego: “Through all these years of
public service, the ‘service’ part has
always come easier to me than the
‘public’ part,” (Przez wszystkie te lata
służby publicznej, część ‘służebna’
zawsze przychodziła mi łatwiej niż
część ‘wiecowa’) - powiedziała
w swoim wystąpieniu konferencyjnym
w zeszłym miesiącu.
To było co najmniej trochę nieszczere. Gdyby mniej ostatnio kręciła
w sprawie nieszczęsnych e-maili, na
pewno miałaby lepsze notowania.
Jednakże jest faktem, że jej niezgrabne
zachowanie i brak umiejętności politycznych na pewno jej nie pomogą.
Jak na prawnika, a także biorąc pod
uwagę jej długą karierę i pewien
kobiecy urok osobisty w kontaktach
prywatnych, jest ona niezwykle kiepskim mówcą. Owszem, ma w repertuarze kilka standardowych odzywek,
w tym entuzjastyczne okrzyki, ale
brzmią one sztucznie i są wydawane
w niewłaściwych momentach i miejscach: “It’s so exciting to have this
chance to talk to all of YOOOO!”
(Jakież to ekscytujące, mieć tu okazję
porozmawiać z WAMI wszystkimi!) wrzasnęła na powitanie w Kissimmee
udając niezrozumiały dla widowni
entuzjazm.
Mając mało talentu do wielkiej narracji, może być podobnie słaba w przekonywaniu wyborców, że rozumie ich
zmartwienia i będzie im przeciwdziałać. Jej reakcją na niemal każdy
problem jest ucieczka w gadanie
o polityce, co jest pragmatyczne, ale,
jak w przypadku dyskusji o gospodarczym programie w Kissimmee, może
brzmieć nie na temat. Nie ma przecież
szybkiej możliwości poprawy płac,
których stagnacja wynika ze zmian
technologicznych i innych, i większość wyborców to wie. Opis życia zawodowego jej ojca sprzed pół wieku,
a potem wyrecytowanie klasycznych
formuł o inwestycjach w infrastrukturę, szkolenia zawodowe itp, to
żałośnie mało, aby kogoś przekonać,
G£OS nr 6
23-31.08.2016
i sprawna w przeciąganiu na swoją
stronę głosów osób niezdecydowanych, czyli najbardziej zdezorientowanych.
Wydała dotąd 52 miliony dol. na reklamy telewizyjne, podczas gdy
Trump nie wydał nic. Jej partia,
w odróżnieniu od republikańskiej, jest
zjednoczona, w dużej części dzięki
zręcznemu spacyfikowaniu żydowskiego kandydata Bernie Sandersa.
Wszystkie te argumenty są jednak przynajmniej z polskiej perspektywy puste i bałamutne, bo tak naprawdę
liczy się tylko to, że to ona ma zagrodzić drogę Trumpowi, którym
w Ameryce straszy się już dzieci.
Poprzeczka wcale nie jest wysoko.
W praktyce zadanie dla Hillarii jest
właściwie takie, jak w scenariuszu żydowskiego pisarza Jerzego Kosińskiego pt. „Wystarczy być” (który jest
zresztą bezczelnym plagiatem znanej
książki Dołęgi-Mostowicza „Kariera
Nikodema Dyzmy”).
W tej kampanii Hillarii też „wystarczy być”. Nie może niczym szokować
i w niczym się wychylać. Jeśli tylko
będzie rozsądna i zdoła powstrzymać
się od publicznej pyskówki na poziomie swego rywala, to bez wielkiego
trudu wygra te wybory. Prawie wszystkie jej najlepsze fragmenty i najże pani Clinton sprosta zadaniom większe oklaski w Kissimmee zebrała
przed którymi staje w tej dziedzinie.
wtedy, gdy nawiązywała do swojego
rywala. Mamy przed sobą, powiePrzekonać wyborców będzie jej tym działa wtedy „a choice between two
trudniej, że staje do wyborów w oko- different views of who we are as
licznościach dużo trudniejszych niż jej Americans” (wybór między dwiema
poprzednicy. Wszyscy wiedzą, że różnymi wizjami tego, kim jesteśmy
i Barack Obama i Bill Clinton byli jako Amerykanie).
lepszymi mówcami i mieli większą
Sondaże wskazują, że niezależnie od
charyzmę niż ona. Ponadto byli mło- wad jej charakteru, mizernych osiągdzi, mieli nowe twarze i wzywali do nięć, miałkości jej programu, wiadozakończenia niepopularnych rządów mych powiązań i oddania koszernej
republikańskich.
sprawie, także wynik tych wyborów
Pani Clinton to postać już mocno jest pod kontrolą i nie sprawi nieograna i występuje jako weteranka spodzianki.
establishmentu w czasach, gdy panuje
Obserwując tę kampanię, trudno mi
atmosfera
anty-establishmentowa. się oprzeć wrażeniu, że od początku
Walczy o trzecią kadencję dla swej mamy w niej do czynienia z wielką
partii, co w Ameryce zdarza się rzad- manipulacją. Ktoś to nieźle obmyślił
ko, a program tej kadencji nie może i to działa. Trumpowi dano nominację
być ani kontynuacją Obamy, bardzo celowo po to, by swoim chamstwem
już niepopularnego, ani też jego i nieobliczalnością zraził do siebie
odrzuceniem, bo w samej partii ma on wyborców na tyle, aby poszli do urn
nadal mocną pozycję.
przede wszystkim wiedząc na kogo
Choć brzmi to dziwnie, wydaje się, NIE głosować i pragnąc zagrodzić mu
że przekonywanie wyborców nie ma drogę.
jednak większego znaczenia. W najTo, że dla Ameryki i dla świata alterbliższych trzech miesiącach jej sztab natywa w postaci Hillarii jest równie
z pewnością skupi się na eksponowa- kiepska, albo nawet gorsza, ale mniej
niu jej mocnych stron, przynajmniej bijąca po oczach, jest przez ludzi
tak jak są one postrzegane w Ameryce. o wiele mniej uświadamiane. Grupa
Ma ona bardzo zasobnych sponsorów - trzymająca władzę w Ameryce wie
co u nas byłoby zapewne gorzej przecież, że „władzy raz zdobytej
widziane, ale w USA jest to liczone na oddać nie wolno nigdy”.
plus - i jej kampania jest dobrze finansowana, świetnie zorganizowana
Bogusław Jeznach
G£OS nr 6
23-31.08.2016
Wiesław Magiera
N
STRONA 7
Caritas Christi urget nos
PALIMPSEST, czyli... cz³owiek
ie pierwszy raz sięgnąłem po
lekturę książki ks. prof.
Michała Poradowskiego pod
takim właśnie tytułem: “Palimpsest”.
Niewtajemniczonym wyjaśniam, iż
terminem tym określa się stary dokument papirusowy lub pergaminowy,
zapisany pierwotnie, lecz użyty powtórnie (gdy oryginalne pismo już wyblakło) do zapisywania nowych treści.
Z takiego taniego sposobu zapisywania Ewangelii (kupno nowego papirusu było kosztowne) korzystali
pierwsi chrześcijanie.
Ksiądz profesor Poradowski - to
znakomity filozof i antropolog, ale
także niesłychanie oryginalny autor,
który przekazuje nam swe własne,
czerpane z wszechstronnej wiedzy,
koncepcje dotyczące sensu i celu życia
człowieka.
A
OD REDAKCJI
Powiada on, iż współczesny człowiek jest jak tenże palimpsest, gdyż na
duszach nas - ludzi, dotkniętych grzechem pierworodnym, potomkach
Kaina, przez tysiąclecia, a może
i miliony lat, wyryta została mentalność pogańska, a więc sprzeciwiająca
się woli Jedynego Boga.
Dopiero objawienie Chrystusa spowodowało, iż na zniekształconą bezbożnością duszę człowieka, zaczęto
nakładać sztancę Prawdy, która pochodzi od Boga, Jego zasad, które
czynią ludzi na powrót wielkimi istotami, podobnymi do naszego Stwórcy.
Autor nawiązuje do świetnych dzieł
historiozoficznych prof. Feliksa Konecznego, którego liczne książki na
temat ścierania się różnych cywilizacji
i kultur, są - jak sądzę - naszym
Czytelnikom znane.
Poradowski dowodzi jednak, iż
w ostatnich zwłaszcza czasach nastąpił
znaczny regres w duchowym rozwoju
człowieka. Agresywna aktywność nieludzkich ideologii, intensyfikowana
przez uosobienie zła - Szatana, spowodowała, iż nawet w duszach chrześcijan dają o sobie znać dawne przyzwyczajenia przodków, nie zniszczone
całkowicie w naszych charakterach
i duszach.
Nie to jednak stanowi clou mojego
dzisiejszego komentarza. Nie pamiętałem już z lektury “Palimpsestu”
sprzed lat, konstatacji na temat długości życia ludzkości na Ziemi.
Ks. prof. Poradowski rozprawia się
szybko z rzymską rachubą czasu (początek w roku 753 p.n.e.), a także obala mit początków człowieka, skonfabulowany przez Żydów (do dziś sto-
sowany przez masonerię), próbujący
utwierdzić nas w przekonaniu, że
ludzkość liczy zaledwie sześć tysięcy
lat. Jak dowodzi uczony kapłan
przyjąć można wiek ludzkości na kilka
- uwaga! - milionów lat.
Co to oznacza? Otóż skłania to do
poważnego potraktowania tez niektórych antropologów i historyków, którzy (jak jeden z Kanadyjczyków, którego pracę nabyłem ostatnio) przytaczają wiele dowodów na to, iż każdy
z nas (czarny czy biały) wywodzi się
od... Adama i Ewy, którzy oryginalnie
mieli mieszkać w dzisiejszej Afryce.
Tezę tę potwierdza także podobieństwo DNA we wszystkich rasach
i narodach na świecie.
Temat - “rzeka” i brak tu miejsca na
głębsze go dotknięcie. Wkrótce wszak
do niego powrócę.
Trzeci załącznik do dyrektywy
3000.09 zakłada, że będą one zabezpieczone przed atakiem hakerów
i utratą kontroli przez człowieka. Już
31 maja 2013 ONZ wydało memorandum odnośnie maszyn-zabójców,
czyli LAR (Lethal autonomous robots).
Zdaniem profesora praw człowieka
Christofa Heynsa użycie technologii
rodem z Terminatora powoduje „nowe
zagrożenie dla prawa do życia”, bo
odczłowieczają one pole walki: „Maszyny są pozbawione moralności
i śmiertelności i wiele osób wierzy, że
2016 zauważyła, że użycie robotów
autonomicznych jest elementem strategii tzw. trzeciego offsetu. Zakłada
ona rozwój wojny asymetrycznej
takiej jak np. działania Rosji na
Krymie. W ramach trzeciego offesetu
wykorzystywane są systemy głębokiego uczenia się, czyli automatycznej
analizy treści, działań współpracy
człowiek-maszyna (np. system Aegis),
szkolenia z użyciem maszyn (np. Gray
Eagle UAV), asysta komputerów
w trakcie operacji (np. elektronika
ubieralna pola walki, biosensory)
tyczna idea Open Source, spowodują,
że maszyny do zabijania staną się
powszechnie dostępne.
Prawnik Lucas Bento zauważa, że
wizja robotów z „Terminatora” przybliża się. Nie pojawią się w kształcie
znanym z filmu, bo wymagają testów
polowych. Jego zdaniem będą miały
zastosowanie w misjach pokojowych
takich jak ochrona uchodźców, czy
odbijanie zakładników.
Generał David Perkins z Traingin &
Doctrine Command zauważył, że
Rosjanie masowo używają na Krymie
dronów do kierowania ogniem artylerii, co odpowiada za 85% ofiar
wśród Ukraińców (wedle szacunków
Phillipa Karbera, prezydenta Potomac
Foundation).
Walerij Gierasimow, szef Sztabu
Generalnego Sił Zbrojnych Rosji,
zapowiedział, że armia Putina szykuje
się do stworzenia jednostki złożonej
całkowicie z robotów bojowych. Wedle zapowiedzi szefa firmy zbrojeniowej Uralvagonzavod Wiaczesława
Kalitowa pozbawione załogi prototypy
przedsiębiorstwo zaprezentuje w okolicach 2017 roku. Wstępnie będzie to
zdalnie sterowany czołg. Uralvagonzavod stworzył już dla Putina trzyosobowy T-14. Jest to czołg z armatą
125 mm.
Profesor Stuart Russell z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley
ocenia, że maszyny-zabójcy na polu
walki pojawią się w 2025 roku. Przewiduje, że najpierw będą to autonomiczne drony latające.
Jacek Skrzypacz
Nadchodzi Skynet: Komputery
będą decydowały, kto zginie...
merykańska piechota morska
w czerwcu 2016 testowała
gąsienicowego robota bojowego MAARS z karabinem M240.
TrackingPoint stworzyło XS1, element
automatycznego celowania dla broni
snajperskiej. Po raz pierwszy w historii policja w Dallas 7 lipca 2016 użyła
robota do zabicia przestępcy. Trwa
w USA dyskusja o zasadach użycia
maszyn-zabójców.
Dyrektywa Departamentu Obrony
3000.09 z 21 listopada 2012 rozpoczęła wdrażanie nowego rodzaju broni.
Zapoczątkowała ona rozwój robotówzabójców. Zakłada bowiem, że systemy uzbrojenia uzyskają możliwość
decydowania bez udziału człowieka,
co zaatakują. Wstępny projekt zakłada
rozwój możliwości decyzyjnych broni,
czyli automatycznego otwierania ognia na platformach sterowanych przez
ludzi oraz samodzielnych, kierowanych przez komputery.
Na łamach Defense One sekretarz
obrony Robert Work w grudniu 2015
ostrzegał, że nad robotami-zabójcami
pracują już Rosja i Chiny. Projekt
Amerykanów zakładał, że autonomiczne maszyny będą wykorzystywały
dwa rodzaje broni - śmiercionośne
i obezwładniające. Zakładał także
możliwość tworzenia systemów półautonomicznych, w których część
decyzji podejmują ludzie. Z projektu
wyłączono miny, pociski sterowane
laserowo i za pomocą kabla, nieuzbrojone drony i systemy do walki
w cyberprzestrzeni.
Pod hasłem broni autonomicznej USA rozwija projekt znany
z kina SF. Maszyny-zabójcy stają się rzeczywistością.
nie powinny w wyniku tego mieć
prawa do decydowania o życiu
i śmierci wśród ludzi”.
Redaktorka Katie Lange z organu
prasowego Departamentu Obrony
USA DoD Social Media 30 marca
i oręż cyberwojny (np. bomby sterowane bez GPS, hacking).
Zdaniem specjalistki od praw człowieka profesor Garbielli Blum, autorki
„The Future of Violence” robotyka
i cybertechnologia, taka jak haktywis-
STRONA 8
WAŻNE SPRAWY
G£OS nr 6
Ewa Kurek: EKSHUMACJA W JEDWABNEM
- REAKCJA ŚWIATOWEGO KONGRESU
ŻYDÓW I IZRAELA
P
Ewa Kurek
rzyznam szczerze, że rozpoczynając zbieranie podpisów pod
petycją żądającą od władz Polski zgody na przeprowadzenie w Jedwabnem ekshumacji, która rozpocznie
rzetelne badania historyczne nad tym,
co w roku 1941 wydarzyło się w tym
miasteczku, nie przypuszczałam, że
zainteresowanie akcją tak szybko
przekroczy granice Polski i stanie się
problemem ogólnoświatowym. Jako
pierwszy zareagował Ronald S. Lauder, prezes Światowego Kongresu
Żydów i zażądał ni mniej ni więcej
tylko przeprosin od pana burmistrza
Jedwabnego za to, że wydał przyzwolenie na zbiórkę podpisów pod
ustawą nakazującą ekshumację zamordowanych.
Szanowny panie prezesie
Ronaldzie S. Lauder,
Po pierwsze chcę pana prosić, aby
nie przeceniał pan swoich możliwości.
Zarówno pan burmistrz Jedwabnego
jak i ja, inicjatorka projektu o ekshumacji w Jedwabnem, jesteśmy obywatelami Rzeczypospolitej Polski,
posiadamy pełnię praw obywatelskich
i nawet rząd Polski - nie naruszając
naszych konstytucyjnych praw - nie
jest w stanie zabronić nam zbierania
podpisów pod projektem obywatelskim
takim, który uznamy za ważny, z ekshumacją w Jedwabnem włącznie.
Nie przypuszczałam, że
zainteresowanie akcją tak szybko
przekroczy granice Polski - pisze dr
Ewa Kurek we wstępie do wywiadu
udzielonego dziennikarzowi z Izraela.
Całość tej ważnej i ciekawej
rozmowy została opublikowania w
Warszawskiej Gazecie. Poprzedza ją
odpowiedź udzielona przez dr Ewę
Kurek Ronaldowi S. Lauderowi
prezesowi Światowego Kongresu
Żydów, który poucza burmistrza
Jedwabnego w kwestii zbierania
podpisów pod żądaniem ekshumacji
w Jedwabnem.
Po drugie, proszę także zważyć, że
władza Światowego Kongresu Żydów
rozciąga się wprawdzie nad mieszkającymi w różnych zakątkach ziemi
Żydami, ale nie rozciąga się na terytorium całego świata. Nie wiem jak
w kwestii innych krajów, ale na pewno
nie sięga terytorium Polski.
Polacy nie będą zatem przepraszali
pana za to, co robią we własnym
suwerennym kraju. Nie muszę dodawać, że wobec powyższego, żądanie
pana prezesa Laudera urąga wszelkim
zasadom współżycia między narodami.
Po ostatnie jednak i najważniejsze,
o czym pan, prezesując światowemu
żydostwu wiedzieć powinien, pańskie
żądanie sprzeciwia się prawu żydowskiemu i nakazom żydowskiej religii.
Ekshumacja bowiem szczątków zamordowanych w 1941 roku w Jedwabnem
pańskich przodków jest działaniem,
które sprawi, że po blisko osiemdziesięciu latach, szczątki pomordowanych Żydów spoczną wreszcie tam,
gdzie według żydowskiego prawa
i religii dawno spocząć powinny, czyli
na pobliskim żydowskim cmentarzu
lub na cmentarzu w Izraelu. Wybór
miejsca spoczynku szczątków zamordowanych w Jedwabnem Żydów jest
jedynym tematem, w którym zgodnie
z polskim i żydowskim prawem, głos
prezesa Światowego Kongresu Żydów
winien być uszanowany.
Zbieraniem podpisów pod moim
projektem żądającym przeprowadzenia rzetelnych badań historycznych
w Jedwabnem z ekshumacją ciał
włącznie zainteresował się także Izrael
w osobie dziennikarza pana Nissana
Tzur, który poprosił mnie o udzielenie
wywiadu. W odróżnieniu od prezesa
Światowego Kongresu Żydów z No-
23-31.08.2016
wego Jorku, dziennikarz z Izraela
niczego nie domaga się ani niczego nie
żąda, lecz próbuje dowiedzieć się, o co
chodzi i skąd cały pomysł, czyli zadaje normalne pytania, które zwykli
zadawać w takich sytuacjach dziennikarze całego świata. W wypadku pana
prezesa Laudera i dziennikarza pana
Nissana Tzur widać zasadniczą różnicę: dziennikarz jest obywatelem
suwerennego państwa Izrael i zdobywa od Polaków informacje, zaś pan
prezes przedstawicielem amerykańskiej żydowskiej diaspory i usiłuje
zarządzać Polakami. Z całym szacunkiem i zaufaniem dla izraelskiego
dziennikarza, ale ponieważ tekst
wywiadu w języku hebrajskim będzie
dla czytelników polskich niedostępny
i istnieje obawa, że niektóre media
zechcą przetłumaczyć w sposób
dowolny moje słowa, wywiad udzielony izraelskiemu dziennikarzowi
publikuję w całości:
Pełna treść wywiadu:
Nissan Tzur: - Czego właściwie
dotyczy pani projekt związany z ofiarami z Jedwabnego? Czy chodzi o ekshumację i badanie ciał? Proszę powiedzieć więcej o pani projekcie.
Ewa Kurek: - Jestem historykiem.
Od ponad 30 lat zajmuję się badaniem
stosunków polsko-żydowskich. Nigdy
nie zajmowałam się Jedwabnem.
Współpracowałam zawsze z historykami żydowskimi (m.in. zmarłymi
prof. Lucjanem Dobroszyckim, prof.
Chone Szmerukiem i prof. Jakubem
Golbergiem), a obecnie współpracuję
z dziennikarzami i historykami związanymi z Gminą Żydowską w Warszawie. Właśnie od tych młodych polskich Żydów otrzymałam rok temu
"Kolbojnik" z zimy 2014, w którym
przedstawiona została wykładnia żydowskiego prawa i żydowskiej religii
względem ekshumacji. Uświadomiłam
sobie wówczas, że rabin Michel Schudrich kłamał lub nie zna żydowskiego
prawa i religii gdy mówi, że ekshumacja w Jedwabnem jest niezgodna
z żydowskim prawem i religią.
Bardziej w tym względzie ufać trzeba
znawcy żydowskiego prawa rabinowi
Josephowi Pollakowi, przewodniczącemu Rady Halachicznej bostońskiego
sądu rabinicznego, więźniowi BergenBelsen, który mówi, że zgodnie z halachą [prawem - EK] i religią żydowską:
"Ofiary z Jedwabnego powinny zostać
ekshumowane i pochowane ponownie,
czy to na terenie pobliskiego cmentarza żydowskiego, czy to w państwie
Izrael". Uzasadnienie halachiczne
wywodów rabina Pollaka, poparte
decyzją rabina Waltera Homolki,
wykładowcy prawa żydowskiego na
G£OS nr 6
POLACY
STRONA 9
Polacy drugą co do liczebności grupą wykorzystywaną
w Wielkiej Brytanii jako niewolnicy
23-31.08.2016
W
roku 2015/2016 w Wielkiej Brytanii odnotowano
148 przypadków wykorzystywania Polaków jako współczesnych
niewolników. Ofiary to 17 kobiet i 131
mężczyzn.
Jeśli chodzi o liczebność grup etnicznych wykorzystywanych na Wyspach Brytyjskich, to wyprzedzają nas
jedynie Albańczycy - w przypadku tej
grupy stwierdzono 269 przypadków
wykorzystywania jako niewolników.
Najmniejsze grupy stanowią Chińczycy i Litwini (28 przypadków wykorzystywania).
Dane te pochodzą ze statystyk
uniwersytecie w Poczdamie, znajdzie
pan we wspomnianym wyżej "Kolbojniku".
Zgodnie z wykładnią żydowskiego
prawa, po ekshumacji, zgodnie z wolą
Żydów i żydowskim prawem, ciała
pomordowanych powinny zostać pochowane na pobliskim cmentarzu
w Jedwabnem lub przewiezione na
cmentarz w Izraelu.
Nissan Tzur: - Dlaczego pani domaga się ekshumacji ciał zamordowanych? Dlaczego pani wierzy, że ekshumacja pomoże znaleźć odpowiedź
na pytanie o odpowiedzialność za
zbrodnię?
Ewa Kurek: - Ekshumacja ofiar
z Jedwabnego jest wymogiem prawa
i religii żydowskiej. Ekshumacja ofiar
z Jedwabnego jest także podstawą do
przeprowadzenia rzetelnych badań
historycznych. Ekshumacja ciał pomordowanych jest wreszcie podstawowym działaniem przewidzianym
przez oparte na prawie rzymskim
prawo polskie. Zarówno według prawa
polskiego, jak i zgodnie z metodą badań historycznych, w wypadku zbrodni należy przede wszystkim znaleźć
ciała zamordowanych, zbadać je,
a potem wyciągać z tego faktu wnioski
i wydawać osądy.
Ekshumacja w Jedwabnem jest także
zgodna z żydowską i polską tradycją
prawną. W wieku XIV król Kazimierz
Wielki wydał w latach 1334 i 1364
dwa przywileje dla osiedlającej się
w Polsce ludności żydowskiej. Zostało
w nich zapisane, że mieszkający w
Polsce Żydzi w sprawach cywilnych
podlegają sądom rabinackim, zaś
w sprawach karnych (np. o rozbój
i morderstwo), podlegają sądom polskim. Ustanowione przez króla Kazimierza Wielkiego zasady prawne
obowiązywały do czasów rozbiorów.
Przywrócone zostały w roku 1918
i obowiązywały do roku 1939.
Jedwabne jest sprawą karną i zgodnie z odwieczną polsko-żydowską
tradycją prawną, podlega polskim
sądom. Dotyczy rozboju i zabójstwa
i musi być poddane śledztwu prokura-
torskiemu i badaniom historycznym.
Metody prokuratorów i historyków
w tym wypadku zaczynać muszą się
od podstawy, którą jest ekshumacja.
Pyta mnie pan, w co wierzę. Wierzę
jedynie w Boga. Jeśli chodzi o historię,
to w nic nie wierzę. Wiedza o przeszłości nie może być dla historyka
przedmiotem wiary lub niewiary, lecz
musi być oparta na rzetelnych badaniach. Jestem historykiem. Historyk
ustala wszelkimi dostępnymi metodami minioną rzeczywistość i ogłasza
wyniki swoich badań. Nikt dotychczas
nie przeprowadził rzetelnych badań
historycznych w Jedwabnem, a mimo
to napisano już na temat Jedwabnego
kilometry bzdur w Polsce, w Izraelu
i na całym świecie.
Trzeba wreszcie przerwać ten chocholi taniec i przeprowadzić rzetelne
badania historyczne. Inspiracją do
rozpoczęcia zbierania podpisów pod
żądaniem przeprowadzenia w Jedwabnem ekshumacji było więc dla mnie
wołanie o prawo do wolnych i rzetelnych badań historycznych w Polsce.
Nie wiem dziś, na jakie pytania odpowie ekshumacja. Na pewno pozwoli
ustalić liczbę, płeć i wiek ofiar.
Prawdopodobnie pozwoli także ustalić
rodzaj zadanej im śmierci. Ziemia
zawsze kryje wiele tajemnic. Być
może odpowie na jeszcze jakieś pytania, ale w tej chwili trudno je oczywiście określić. Historyk nigdy nie
wie, jakie tajemnice odsłoni badane
źródło historyczne.
Nissan Tzur: - Czy pani rozmawiała
na ten temat z przedstawicielami
polskiego rządu? Czy otrzymała pani
jakiś komentarz ze strony przedstawicieli organizacji żydowskich?
Ewa Kurek: - Politycy w Polsce, tak
jak politycy na całym świecie i w Izraelu, nie mają z reguły pojęcia o historii. Traktują historię instrumentalnie
i wykorzystują ją do osiągnięcia doraźnych celów politycznych. W Polsce
politycy boją się mówić o ekshumacji
w Jedwabnem, bo decyzję o jej
wstrzymaniu podjął w 2001 roku - na
wniosek wspomnianego wyżej amery-
prowadzonych
przez
Armię
Zbawienia,
pomagającą ofiarom niewolnictwa w prawie 100 krajach
na całym świecie.
Z informacji
zgromadzonych
przez tę organizację wynika,
że 44 proc. to
ofiary wykorzystywania seksu-
alnego, 42 proc. - ofiary wykorzystywania jako siły roboczej, głównie
w obszarach rolnictwa i budownictwa,
13 proc. to ludzie sprowadzeni do
Wielkiej Brytanii w charakterze służby
domowej.
Z szacunków brytyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wynika, że w Wielkiej Brytanii 10-13 tys.
osób to współcześni niewolnicy.
W skali świata liczba ta wynosi 45
milionów.
kańskiego rabina Michaela Schudricha
- ś.p. Prezydent Lech Kaczyński.
Rozmawiałam z polskimi politykami, ale oni nic nie rozumieją. O ekshumacji rozmawiałam oczywiście
z przedstawicielami Gminy Żydowskiej w Warszawie. Od polskich religijnych Żydów otrzymałam rok temu
"Kolbojnik" z wykładnią żydowskiego
prawa i żydowskiej religii względem
ekshumacji. Religijni Żydzi polscy
podzielają stanowisko wspomnianych
wcześniej rabinów Pollaka i Homolki
oraz uważają, że ekshumacja w Jedwabnem uczyni zadość żydowskiemu
prawu i religii oraz oczyści panującą
wokół
Jedwabnego
atmosferę
kłamstw, nieporozumień i bzdur.
Nissan Tzur: - Czy pani wierzy w to,
że sprawcami zbrodni w Jedwabnem
byli Niemcy, a nie Polacy?
Ewa Kurek: - Powiedziałam już.
Poza Bogiem, nie wierzę w nic. Historia nie jest przedmiotem wiary, lecz
nauką badającą przeszłość. Na dzień
dzisiejszy moja wiedza ogranicza się
do tego, że we wrześniu 1939 roku
Państwo Polskie przestało istnieć, że
do czerwca 1941 Jedwabne było pod
okupacją Sowietów, zaś w czerwcu
1941 znalazło się pod okupacją czyli
zarządem III Rzeszy Niemieckiej, a w
Jedwabnem mieszkali Polacy i Żydzi,
których część w nieznanej dotychczas
liczbie w lipcu 1941 została zamordowana. To są ustalone na dzień dzisiejszy fakty. Resztę trzeba zbadać
i wtedy wszyscy, Polacy i Żydzi,
otrzymamy odpowiedź na pytanie, kto
jest odpowiedzialny za ewentualne
morderstwo.
w stanie zaważyć na fakcie, że przez
tysiąc lat Polska była dla Żydów jedynym bezpiecznym europejskim domem. W ocenie tego wspólnego polsko-żydowskiego tysiąclecia wierzę
żydowskiemu historykowi Majerowi
Bałabanowi, a nie polskim, żydowskim i światowym pismakom, którzy
już co najmniej od stu lat zarabiają na
chleb powszedni wypisywaniem bzdur
o Polakach i Żydach.
Jak już wspomniałam, politycy
całego świata nie mają z reguły pojęcia
o historii i niepotrzebnie wypowiadają
się na temat historii. Podobnie z polską
panią minister. Powinna była wysłać
pytającego dziennikarza do historyków. A ponieważ dziennikarze też
z zasady nie mają pojęcia o historii,
więc wychodzą z tego banialuki
i dmuchane afery. Ale politycy całego
świata o czymś mówić muszą, a dziennikarze o czymś przecież muszą pisać,
więc aktualnie na tapecie w Polsce i w
Izraelu jest polska pani minister
i Jedwabne. Wie pan lepiej niż ja, że
politycy w Izraelu też plotą bzdury.
Gdyby świat uwierzył w słowa posła
Knessetu, zmarłego już rabina Josepha
Owadii, który kilka lat temu w tymże
izraelskim Knessecie powiedział, że
dla Żydów wartość goja jest równa
wartości osła, bo goje rodzą się tylko
po to, żeby służyć Żydom, to reputacja
Izraela na świecie byłaby równa zeru,
a stosunki między Izraelem a gojską
Polską dawno przestałyby istnieć.
Mają się jednak póki co dobrze, więc
nie ma sensu rozwodzić się ani nad
słowami polskiej minister ni słowami
izraelskiego parlamentarzysty. Szkoda
tylko, że od 15 lat głos na temat
Jedwabnego zabierają niedouczeni
dziennikarze i niedouczeni politycy
zainspirowani przez niedouczonego
socjologa Tomasza Grossa. Pora pozwolić swobodnie popracować historykom. Wtedy po pewnym czasie porozmawiamy o tym, co naprawdę
zdarzyło się w lipcu 1941 roku w Jedwabnem.
Nissan Tzur: - Czy nie boi się pani,
że ekshumacja - zwłaszcza krótko po
słowach zaprzeczenia pani minister
edukacji, że w masakrze w Jedwabnem
brali udział Polacy - może zepsuć
relacje izraelsko-żydowsko-polskie?
Czy nie boi się pani, że może też zaważyć na reputacji Polski w świecie?
Ewa Kurek: - O reputację Polski się
nie boję. Cokolwiek okaże się w sprawie Jedwabnego, będzie to PRAWDA,
a nawet najgorsza prawda nie będzie
Zaprenumeruj G£OS!
Nissan Tzur: - Dziękuję za rozmowę.
MIEJSCE OBOZU
KRZYCZY O PAMIĘĆ!!!
STRONA 10
W
Robert Wit Wyrostkiewicz
PAMIĘĆ POLSKA
Polsce, na Mazowszu,
w Forcie III w Pomiechówku istniał obóz koncentracyjny, w którym zginęło ok. 65 tys.
osób. Tym razem głównie Polaków,
a nie Żydów. To także szczególne
miejsce martyrologii polskiego duchowieństwa. Owszem, byli tu także
bestialsko mordowani Żydzi z getta
nowodworskiego czy warszawskiego,
a ich głównym oprawcą był kapo, Żyd,
o nazwisku Majloch, ale tym razem to
nie oni byli główną nacją zgładzoną
przez Niemców.
tarza komunalnego? - pytał Stefan
Fuglewicz, wieloletni pracownik Biura
Stołecznego Konserwatora Zabytków
i ekspert zabudowy fortecznej Twierdzy Modlin podczas niedawnej wizji
lokalnej w forcie Mazowieckiego Stowarzyszenia Historycznego „Exploratorzy.pl”.
Tego dnia pasjonaci z Mazowsza
i ich goście za zgodą AMW w towarzystwie m.in. wójta gminy Pomiechówek Dariusza Bieleckiego i dr.
Piotra Oleńczaka z Urzędu Wojewódzkiego, historyka, który zajmuje się
kwerendą dotyczącą obozu w Forcie
III w Pomiechówku, zapowiedzieli
wycisnęła na miejscu swoje wyjątkowo krwawe piętno. We wrześniu 1939
r. fort obsadzali żołnierze 32. Pułku
Piechoty, wspierani przez działa pociągu pancernego „Śmierć”. Atakowany przez Niemców obiekt, wsparty
żołnierzami gen. Thomme z Armii
£ódź, bronił się do końca, czyli do
kapitulacji Twierdzy Modlin.
W 1940 r. Niemcy zaczęli ściągać tu
wysiedlanych mieszkańców północnego Mazowsza. Nie wiadomo, jaka była
skala śmiertelności w pierwszym etapie zbrodniczej działalności hitlerowców. Według Michała Grynberga,
zajmującego się zawodowo marty-
Fort nie jest miejscem turystycznym.
Przez lata stacjonowało tu w PRL-u
Ludowe Wojsko Polskie. Później
zorganizowano na rozległym terenie
fortyfikacji magazyny wojskowe.
Zabytek (wpisany do rejestru dopiero
w 2006 r.!) do dzisiaj należy do Agencji Mienia Wojskowego. Tajemnicze
miejsce okala drut kolczasty. Nie
widać tu pielgrzymek turystów, nie ma
biletów wstępu, sklepu z publikacjami
i pamiątkami. Kilku pracowników
ochrony strzeże zapomnianego obozu
zagłady, którego historia mogłaby
stanowić pomnik polskiej martyrologii, jednak nie stanowi… Od lat
trwają rozmowy pomiędzy Agencją
i gminą Pomiechówek na temat przejęcia miejsca przez samorząd.
Pozostaje pytanie, czy władze
lokalne posiadają środki na urządzenie
terenu zgodne z duchem tego miejsca
oraz czy mają taki program i jakie są
szczegóły planów, takich jak otworzenie na forcie współczesnego cmen-
przed kamerami MSHE, że zapomniane miejsce powinno stać się obszarem misji archeologicznej, programu
upamiętniającego, wspartego nie tylko
przez samorząd, ale również przez jednostki centralne. Chyba dzisiaj jest
najlepszy ku temu czas.
Obóz koncentracyjny w Pomiechówku to historycznie jeden z fortów
Twierdzy Modlin, wzniesiony w ramach budowy pierwszego pierścienia
fortów w latach 80. XIX w. To największy tego typu fort wśród licznych
modlińskich budowli fortecznych. Fort
w kształcie trapezu posiada koszary
szyjowe, dziedzińce, kazamaty, poterny (przejścia podziemne), fosy,
a całość okolona jest dzisiaj drutem
kolczastym. Obiektu strzeże ochrona
(wcześniej wojsko) i pewnie dlatego
tylko tu zachowała się krata forteczna
i wszystkie pancerne drzwi, na których
do dzisiaj widać ślady po kulach. Na
ścianach, zwłaszcza jednej, widoczne
są ślady egzekucji, a pociski dalej
tkwią w murach. W roku 1915 fort
znajdował się na głównym kierunku
niemieckiego natarcia, walki o niego
przypadły już na okres wygasania
rosyjskiego oporu, jednak druga wojna
rologią żydowską, więzieni tu byli
także Żydzi, przez 2 miesiące, a celem
ich izolacji była eksterminacja. Później to tu nowodworskie Gestapo
urządziło więzienie karno-śledcze.
Następnie, w 1942 r. zorganizowany
został na miejscu obóz koncentracyjny
na dużą skalę. Ostrożny w analizach
różnych przytaczanych liczb dr Oleńczak pisał: Według szacunków specjalistów przez mury katowni przewinęło
się w czasie wojny około 100 tys. ludzi.
Zginęło prawdopodobnie 50 tys.,
w tym kilkanaście tysięcy Żydów.
W obozie mordowano głównie
Polaków, a czynili to najczęściej nie
Niemcy, ale okoliczni volksdeutsche.
Za to w przypadku Żydów niechlubną
rolą zasłynął żydowski kat o nazwisku
Majloch. Z początkowej fazy funkcjonowania mechanizmu śmierci
w forcie przytaczane są też często martyrologiczne obrazy prześladowania
duchowieństwa. Widziałem, jak pewnego dnia przywieziono grupę księży
katolickich - zeznawał po wojnie Feliks Skolasiński. Wkrótce usłyszałem
potworne jęki i ujadania sfory psów.
Następnego dnia palono strzępy kapłańskich szat - mówił.
Skala terroru była tu podobna do
takich obozów jak KL Majdanek,
jednak o miejscu kaźni w Forcie III w
Pomiechówku przez lata nikt nie
mówił, co idealnie wpisywało się
w zawłaszczanie zagłady przez jeden
tylko naród.
Anonimowość miejsca ma jeszcze
inne źródła. Po wojnie obiekt forteczny wchodzący w skład Twierdzy
Modlin należał do wojska i był objęty
tajemnicą wojskową. Nie bez znaczenia jest też fakt, że poza nieliczną
obsadą gestapowców, na forcie torturami, gwałtami (był tam osobny barak
gwałtów) i eksterminacją zajmowali
się volksdeutsche z Nowego Dworu
Mazowieckiego, kolonii Modlin
i okolic, których rodziny do dzisiaj
tam zamieszkują.
Temat zapomnianego obozu wciąż
wydaje się dla wielu niewygodny, jednak napisy martyrologiczne wyryte na
ścianach nie zostały zatarte i krzyczą
o pamięć…
G£OS nr 6
23-31.08.2016
Z kolei Wiktoria Karaszewska opowiadała po wojnie, że na dziesięć cel
jedna była kobieca. Przywożono
również do obozu dzieci razem
z zakonnicami. Co się z tymi dziećmi
stało? Nie wiem. Zakonnice zostały
zamordowane. Dzieci pewnie też, gdyż
zwyczajowo topiono je w dołach kloacznych - wspominała po wojnie.
Warunki w obozie były przerażające,
a maltretować więźniów mógł każdy.
W zatłoczonych koszarach pamiętających czasy cara Mikołaja II, na ziemi
lub w wodzie ludzie leżeli bokiem,
jeden obok drugiego (inaczej nie wystarczyłoby dla nich miejsca); „odpoczywali”, zalegając na betonie
w całkowitej ciemności. Osobny barak
przeznaczono do gwałcenia kobiet.
Egzekucje wykonywano w różny
sposób. Niektórzy umierali na skutek
tortur, inni z głodu, najczęściej jednak
rozstrzeliwano i wieszano na
szubienicy.
Obóz w Pomiechówku mogę krótko
określić jako jedną z największych
katowni i najbardziej ohydne miejsce
zbrodni, jakie istniało podczas okupacji na terenie III Rzeszy i terenach
zagarniętych przez wojska niemieckie.
Stwierdzam to z całą odpowiedzialnością. Podczas okupacji przeszedłem
aż przez 5 obozów hitlerowskich Pomiechówek, Oświęcim, Mauthausen, obóz w Jugosławii i Neumark.
Katownia w Pomiechówku pod każdym względem była najgorsza. W najbardziej zwyrodniały sposób faszyści
niemieccy znęcali się nad więźniami wspominał Władysław Grylak, były
więzień obozu.
- Więźniów mordowano masowo, bez
jakichkolwiek podstaw, w sposób
szczególnie wyrafinowany i zwyrodniały. W Pomiechówku było również
najgorsze wyżywienie i najgorsze warunki sanitarne - dodawał były więzień. Przeżyłem Pomiechówek, Stutthof i roboty na terenie Niemiec. W Pomiechówku były najcięższe warunki zeznawał Kazimierz Baniak.
Po Powstaniu Warszawskim masowo przywożono tu żołnierzy Armii
Krajowej. Jednak po wkroczeniu Armii Czerwonej Niemcy zacierali ślady
zbrodni. Zwłoki palono i zalewano
wapnem. Do dzisiaj widać na terenie
fortu długie zagłębienia - masowe
mogiły, które tylko częściowo były po
wojnie ekshumowane. Ile szczątków
i ton prochów skrywa do dzisiaj
miejsce, które powinno nazywać się
tak, jak na to zasługuje - KL Pomiechówek? Nie wiadomo. Mieszkańcy
wspominali, że przed wycofaniem się
hitlerowców smród palonych ciał
i kłęby popiołu były tak duże, że osadzały się na okolicznych domostwach
KULISY
ILU POLITYKÓW JEST NA
ŻOŁDZIE OBCYCH WYWIADÓW?
G£OS nr 6
23-31.08.2016
Krzysztof Baliński
że z podobną próbą uwiarygodnienia
w oczach decydentów już mieliśmy do
czynienia. Bo czymże była sprawa
Brunona K., „osoby motywowanej
względami narodowościowymi, nacjonalistycznymi i ksenofobicznymi”,
którego do terroryzmu namówili oraz
podsunęli cele ataków agenci ABW,
a którego jedynym terrorystycznym
czynem było nazwanie Tuska „rudym
bandytą”?
Pierwsze publikacje mediów przed
powołaniem rządu dotyczyły potrzeby
zmian w służbach. Brzmiały optymistycznie, bo potrzeba była oczywista.
Mariusz Kamiński, przymierzany do
stanowiska ministra-koordynatora,
mówił: „na jesieni posprzątamy ten
syf”. A w służbach „syfu” rzeczywiście było sporo. Po 8 latach rządów PO
ich zapaść była katastrofalna. Ten
optymizm kolidował jednak rażąco
z rzeczywistą sytuacją. W listopadzie
2015 r. premier zapewniła: Polacy
mogą się czuć bezpiecznie, zaś szef
MSWiA: polskie służby są przygotowane do tego, by sprostać wyzwaniom
i zapewnić bezpieczeństwo Polakom.
Nikt nie zapytał, jak to możliwe, że
w ciągu kilku dni od objęcia rządów
dokonała się sanacja służb i kim jest
cudotwórca, który sprawił, że funkcjonariusze służb, słusznie oskarżani
o nieudolność, stali się nagle strażnikami bezpieczeństwa Polski? Naiwność rządzących potwierdziła seria
niepokojących wydarzeń: odwołanie
komendanta głównego policji, uszkodzona opona w samochodzie prezydenta, próby zamachów terrorystycznych,
cyberataki na banki i urzędy, alarmy
bombowe. Prosta konkluzja „Gazety
Polskiej” - stoją za tym Rosjanie i ich
agentura - nie wyjaśniła problemu.
Wytworzona atmosfera zagrożenia
sugerowała niedwuznacznie, że mamy
do czynienia z pewnym scenariuszem,
że ktoś ma interes w prowokowaniu
paniki, i że w polskich realiach jedynie
ludzie służb mogą inspirować takie
wydarzenia. Upłynęło 9 miesięcy,
o zapowiadanej „wielkiej reformie
służb cywilnych” zapanowała cisza.
W jej miejsce wysyłano bzdurne sygnały, że zbyt radykalne zmiany w służbach zagroziłyby bezpieczeństwu
szczytu NATO. W czasach PRL służby
nieprzerwanie udowadniały władzom
partyjno-rządowym swą przydatność
(na pierwszej linii walki z imperializmem). Popisywały się oddaniem
i ciężką służbą (dla PZPR). Dziś,
zagrożone rozliczeniami, oskarżane
o niechlubną działalność, też chcą potwierdzić swą przydatność. Ich przesłanie jest jasne: jedynie oni mogą
obronić kraj przed rosyjską agenturą.
Nie od rzeczy będzie przypomnieć,
w Pomiechówku.
Członkowie MSH „Exploratorzy.pl”
apelują do środowisk akademickich
o objęcie fortu programem badawczoekshumacyjnym. Po latach w końcu
może i obóz koncentracyjny, gdzie
mordowano głównie Polaków doczeka
się wieloletnich badań archeologicznych, jakie np. prowadzone są od
dawna w Treblince.
- Apelujemy do środowisk archeologicznych - zainteresujcie się Fortem III
w Pomiechówku - mówi Piotr Pałys
z MSHE. - Pytaniem otwartym
pozostaje też podnoszona czasami
kwestia późniejszej katowni na terenie
obozu, którą dla członków podziemia
antykomunistycznego miało zorganizować tu NKWD. Ten trop będziemy
weryfikować - dodaje Pałys.
Dr Piotr Oleńczak przypomina, że
większość niemieckich katów obozowych dożyła późnej starości, nie nękana wyrokami sądowymi. Co ciekawe, okoliczni pół-Niemcy po wojnie
mieli często służyć nowym, czerwonym panom, a nawyk kolaboracji
wyćwiczyli już w II Rzeczpospolitej
(w Nowym Dworze Mazowieckim na
skrzyżowaniu obecnych ulic Sukiennej i Wybickiego od początku lat 30.
odbywały się spotkania mieszkańców
należących do V kolumny). Dla
lokalnych rodzin, których nazwiska
zapisały się na czarnych kartach katowni, temat podnoszenia masowych
zbrodni w Forcie III wciąż jest wiszącym w powietrzu wyrzutem sumienia.
Obóz koncentracyjny w Pomiechówku
swoim rozmiarem terroru, a zwłaszcza
jego wyjątkowo perfidną formą, stawia go w jednym szeregu z innymi
obozami koncentracyjnymi, z tą różnicą, że tu ginęli głównie Polacy
i tylko ten obóz jest tak bardzo
zapomniany i anonimowy. Czasami
myślę też o pewnej pozornie nieznacznej różnicy...
K
część 2
iedy przejrzano ankiety osobowe funkcjonariuszy kontrwywiadu pracujących na kierunku rosyjskim, ponad 80 proc. z nich
miało krewnych w komunistycznej
Służbie Bezpieczeństwa. Dziś, reformując służby, należy zaglądać głęboko
w metryki i pytać o rodziców. Tymczasem główny doradca prezydenta ds.
bezpieczeństwa, pisząc o potrzebie
reformowania służb, rzuca taką oto
myśl: „Izraelski Mossad dlatego jest
jedną z najlepszych tajnych służb, gdyż
w swoich międzynarodowych akcjach
może liczyć na współpracę osób
pochodzenia żydowskiego na całym
świecie”.
Wśród funkcjonariuszy służb ciągle
dominują wzory zachowań wpajane za
PRL. „Wiedzy i umiejętności z zakresu
pozyskiwania i prowadzenia najcenniejszej agentury wraz z całym arsenałem psycho- i socjotechniki należy
się uczyć na kursach w Moskwie i Tel
Awiwie” - to cytat z opracowania dot.
planu reform służb specjalnych. Odradza on także przyjmowanie do pracy
osób identyfikujących się z „jakąkolwiek grupą wyznaniową”.
Do dziś adeptów do pracy w służbach nie szuka się w środowiskach
patriotycznych, ale wśród rodzin
z czekistowską tradycją rodzinną.
Kandydat wywodzący się z takiego
środowiska spokojnie przechodzi procedurę naboru, natomiast ten, który
działał w organizacji o profilu narodowym, jest postrzegany jako polityczny
ekstremista.
Cudowne uzdrowienie służb
Komunizm w Polsce wprowadzili
członkowie KPP, przybyli w taborach
armii sowieckiej. Stalin przysłał do
nas tysiące agentów o duszy obcej,
rosyjskiej, ukraińskiej, żydowskiej,
aby zajęli miejsce wyniszczonych polskich elit. W ich tradycji i nawykach
było donoszenie w ambasadzie sowieckiej przy Belwederskiej na polskich „nacjonalistów” i oskarżanie
oponentów politycznych o faszyzm.
Tradycje te kultywują do dziś. Przypomnijmy tylko, jak to ludzie Janusza
Palikota poczłapali do ambasady Rosji
z donosem na „grupę bandytów inspirowanych przez środowisko związane
z PiS i Radiem Maryja, o skrajnych
poglądach narodowo-katolickich”.
Niewiele od donosu Palikota różniły
się żenujące przeprosiny Sikorskiego
za podpaloną budkę przed ambasadą
Rosji.
Nawiasem mówiąc w podsłuchanej
rozmowie Sienkiewicza z Belką nt.
Marszu Niepodległości pojawia się
STRONA 11
dziwne zdanie: „Czy jest to moment na
uruchomienie tego rodzaju rozwiązania, czy nie? Bo ja mam poczucie, że
jest to wariant ok, World Trade
scenario."
Czy chciał coś wysadzić w powietrze w centrum Warszawy, czy montował coś na kształt podpalenia Reichstagu, tj. pretekst do spacyfikowania
„ekstremistycznej” opozycji? Na dobry początek, w Białymstoku antyterroryści, na polecenie dzisiejszego
szefa ABW, zatrzymali kibiców terroryzujących tamtejszą ludność zawołaniem - „Polska dla Polaków”.
Wtargnęli też do mieszkań uczniaków
protestujących przed islamizacją Polski.
Polska jest umiejętnie rozgrywana
przez Rosję, państwo w którym faktycznie rządzą służby specjalne szkolone
do manipulowania przeciwnikiem.
Mądrzy ludzie w służbach (bo są
i tacy) mówią, że groźniejszym agentem jest ten, który wnosi tajemnice
(czyli inspiruje pewne działania), niż
ten, który je wynosi. Ponieważ
w Polsce tajemnic praktycznie nie ma,
to w sprawie medialnej akcji wyłapywania rosyjskich szpiegów chodzić
tylko może o akcję „wnoszenia”, tym
razem prowadzoną przez „Gazetę
Wyborczą” pospołu z „Niezależną”.
Przez 8 lat trwał rozkład państwa.
Tymczasem słuchając wypowiedzi
polityka odpowiedzialnego dziś za
jego bezpieczeństwo, można odnieść
wrażenie, że największym zagrożeniem dla Polski jest facet, który zniszczył pomnik Bandery i wymachiwał
plastikowym krzesłem. Jeżeli w ten
sposób zaspokoi się „popyt” na rosyjskich szpiegów, to kto będzie szukał
tych prawdziwych? W dodatku narrację w tej materii narzuca Polakom
dziennikarz „Wyborczej” o proweniencji klasycznej agentury wpływu
i drugi z „Gazety Polskiej”, który
przyjął medal od szefa ukraińskiej
bezpieki, która - jak wiadomo - jest
jeszcze bardziej przesiąknięta rosyjską
agenturą niż polska.
W Oświęcimiu czy Treblince więźniowie byli osadzeni w barakach;
czasami spoglądali na wolność przez
drut kolczasty; innym razem się na
niego rzucali… Tu, poza dwoma minutami wyjścia na wrzącą zupę ze
zgniłych liści kapusty, osadzeni,
stłoczeni do granic możliwości, leżeli
jeden obok drugiego na betonie w całkowitych ciemnościach. Wyprowadzeni na śmierć, mogli co najwyżej
podbiec do wysokiego muru Carnotta
i czekać na pocisk… - mówi Sławomir
Kaliński, regionalista z Nowego
Dworu Mazowieckiego.
NASZE SPRAWY
G£OS nr 6
Znany miliarder postawił 877 mln dol. na krach
na giełdzie. Wie coś, czego my nie wiemy?
STRONA 12
G
Damian Szymański
eorge Soros, znany spekulant i miliarder przeczuwa
krach na amerykańskiej gieł-
dzie?
Kupił akcje Agory, wywołał burzę.
Czemu George Soros budzi takie
emocje? Miliarder straszy Brytyjczyków. "Funt zrówna się z euro.
Czeka ich Czarny Piątek" - mówi.
Kiedy George Soros mówi, ludzie
słuchają. Znany miliarder i spekulant
już nieraz zaskakiwał swoim spojrzeniem makroekonomicznym, dzięki
któremu raczej zyskiwał, niż tracił.
Tym razem jego fundusz postawił 877
mln dol. na spadki na amerykańskiej
giełdzie. Soros przewiduje krach za
Oceanem? Na to wygląda.
Strategia biznesowa Amerykanina
jest prosta. Soros Fund Management,
którym zarządza, postanowił w drugim
kwartale kupić 1,9 mln opcji na fundusz ETF, który naśladuje główny
amerykański indeks największych
spółek S&P 500. Co to dokładnie
oznacza?
Słynny spekulant zakupił do tej pory
warte już ponad 877 mln dol. tzw.
opcje put, czyli opcje sprzedaży.
W największym skrócie polegają one
Ksiądz Kazimierz Brzozowski, proboszcz Parafii kościoła pw. Najświętszej
Maryi Panny przy 1996 Davenport Rd. (ponad 100-letniej, wzniesionej przez
Polaków świątyni w Toronto), który został “w polskich rękach” dzięki ofiarności
parafian (dojeżdżających nieraz specjalnie z odległych zakątków GTA) obchodził 60-te urodziny. “Szósta kopa - nie ma chłopa” - żartuje lubiany przez
wiernych kapłan. Naszym zdaniem, taki wiek to jeszcze całkiem dziarski
“chłop”, co potwierdza energia naszego proboszcza... Jubilatowi życzyliśmy
setki, a sobie, by współ z Nim ją świętować.
WM
na tym, że Soros zarobi wtedy, kiedy
indeks zanotuje spadki.
Co ciekawe, 86-letni miliarder wykonuje taki ruch w momencie, kiedy
amerykańska giełda notuje szczyt za
szczytem. W ciągu ostatnich 3 miesięcy S&P 500 urosło o 6,3 proc.
Soros ma rację?
Czy miliarder wie coś, czego my nie
wiemy? Bolesław Michalski, dyrektor
zarządzający Patron FX tłumaczy, że
do strategii Sorosa trzeba podchodzić
z rezerwą:
Na przestrzeni ostatnich kilku lat
było głośno o jego rynkowych spekulacjach w zakresie zwiększenia pozycji
sprzedaży na wskazanym indeksie.
Soros słynie z niekonwencjonalnych
ruchów inwestycyjnych, ale nie ma
monopolu na nieomylność. Równie
często gra z trendem, a ostatnia deprecjacja dolara tylko potwierdza, że może realizować strategię hedgingową.
Co więcej, zmiana strategii może
wiązać się z coraz większym niepokojem analityków, co do przyczyny
wzrostów za Oceanem. Akcje pompują
przede wszystkim banki centralne,
które skupują aktywa w celu rozruszania gospodarki, co na razie daje niewielkie rezultaty.
Wskaźniki pokazują, że hossa na
Wall Street się kończy.
23-31.08.2016
udziały w złocie
Kilka dni temu dowiedzieliśmy się
również, że George Soros zrealizował
zyski z największej kopalni złota na
świecie - Barrick Gold. Przez pierwsze
miesiące 2016 r. była to prawdziwa
żyła złota. Akcje spółki podrożały
blisko trzykrotnie.
Przypomnijmy, że Soros Fund Management zainwestował w udziały
kopalni w I kwartale 263,7 mln dol.
Obecnie fundusz zredukował swoje
pozycje o 94 proc.
Michalskiego takie posunięcie
dziwi. - Jego instytucja zmniejszyła
wielkość pozycji w funduszu ETF,
mimo że surowiec zanotował najlepsze
półrocze od 30 lat - mówi nam ekspert
Patron FX i spekuluje:
- Być może inwestor zakłada radykalny zwrot w amerykańskiej polityce?
Można jedynie spekulować, że Donald
Trump w roli prezydenta mógłby
wywrócić rynki za oceanem do góry
nogami. Na chwilę obecną, taki scenariusz wydaje się jednak mało realny.
W kilku punktach:
- George Soros stawia na krach na
amerykańskiej giełdzie.
- Znany spekulant sprzedał także 94
proc. udziałów w kopalni złota, która
od początku roku urosła prawie trzykrotnie.
- Według eksperta miliarder może
spodziewać się zmiany w polityce
USA.
Jezus Chrystus nie był Żydem
cd. ze str. 1
do źródeł, których nie mają powodów
podejrzewać. Niepodważalne fakty
dostarczają niepodważalny dowód
uczciwości historycznej, że tzw. „Żydzi” na całym świecie, pochodzący
z Europy wschodniej są niewątpliwie
historycznymi potomkami Chazarów,
pogańskiego turecko-fińskiego starożytnego, mongoloidalnego narodu
głęboko w sercu Azji, jak mówi historia, którzy walczyli w krwawych wojnach od I w. pne w Europie wschodniej, gdzie założyli swoje chazarskie
królestwo.
Z jakiegoś tajemniczego powodu
historia królestwa Chazarów rzuca się
w oczy na skutek jej nieobecności
w programach w szkołach i na uczelniach.
Historyczne istnienie królestwa
chazarskiego tzw. „Żydów,” ich wzrost
i upadek, zniknięcie na stałe królestwa
Chazarów jako narodu z mapy Europy,
oraz jak król Bulan i naród chazarski
ok. 740 AD stali się tzw. „Żydami” poprzez konwersję, ukrywała przed amerykańskimi chrześcijanami cenzura
nałożona przez tzw. „Żydów,” historycznie pochodzenia chazarskiego, we
wszystkich mediach USA i masowej
komunikacji przez nich kierowanych.
Później w 1945 r. ten autor podawał
„fakty z życia” Chazarów do publicznej wiadomości na terenie całego
kraju, publikował wyniki wielu lat
intensywnych badań tej sprawy.
Publikacje te były sensacyjne i bardzo skuteczne, ale widocznie gniewały
tzw. „Żydów,” którzy nadal szkalowali
tego autora wyłącznie z tego powodu.
Od 1946 roku, przeprowadzali przeciwko niemu brutalną kampanię, dążąc
tym samym do dalszego ukrycia faktów, z oczywistych powodów. Dlaczego obawiają się prawdy?
W oryginalnym wydaniu z 1903 roku ‘Encyklopedii żydowskiej’ w nowojorskiej bibliotece publicznej, oraz
w bibliotece Kongresu, t. 4, s. 1-5, jest
najbardziej wszechstronna historia
Chazarów. Również w nowojorskiej
George Soros sprzedaje
bibliotece publicznej jest 327 książek
największych na świecie historyków
oraz inne źródła, poza ‘Encyklopedią
żydowską’ na temat historii Chazarów,
napisane pomiędzy III i XX w. przez
ówczesnych Chazarów i przez współczesnych historyków.”
Jezus był ‘Judejczykiem’
a nie Żydem
Za Jego życia, żaden człowiek i w
żadnym miejscu nie był opisywany
jako „Żyd”. Fakt ten popierają teologia, historia i nauka. Kiedy Jezus był
w Judei, nie była ona „ojczyzną”
przodków tych, którzy obecnie stylizują się na „Żydów.” Ich przodkowie
nigdy nie postawili stopy w Judei. Żyli
oni w tym czasie w Azji, ich „ojczyźnie,” i byli znani jako Chazarowie.
W żadnym z rękopisów oryginalnych Starego czy Nowego Testamentu,
Jezusa nie nazywano „Żydem”. Termin ten powstał w końcu XVIII w.
jako skrót terminu Judejczyk i odnosi
się do mieszkańca Judei, bez względu
na rasę czy religię, podobnie jak
termin Teksańczyk oznacza osobę
żyjącą w Teksasie.
Pomimo potężnych wysiłków propagandowych tzw. „Żydów,” nie byli
w stanie udowodnić na podstawie
źródeł historycznych, że jest choćby
jeden zapis, sprzed tego okresu, o rasie, religii czy narodowości, odnoszących się do „Żyda.” Sekta religijna
w Judei, w czasach Jezusa, do której
samozwańczy „Żydzi” obecnie odnoszą się jako do „Żydów,” były znani
jako „faryzeusze.” Współczesny „judaizm” i „faryzeizm” w czasach Jezusa oznaczają to samo..
Jezus brzydził się i potępił „faryzeizm,” stąd słowa: „Biada wam uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy,
węże, pokolenie żmij.”
http://www.biblebelievers.org.au
/jesusjew.htm
tłum. Ola Gordon
G£OS nr 6
NASZA HISTORIA
Czy nauczyła nas czegoś historia?
O
23-31.08.2016
statnią wypowiedź o Rosji
tak zakończyła pani Tiamat:
„Rosjanie zareagowali wobec Erdogana tak, jak kiedyś Aleksander I wobec polskich żołnierzy,
którzy po klęsce Napoleona jak
niepyszni wrócili do kraju.
Szkoda, że tak mało wiemy o naszej
historii. Naszych nauczycieli historii
nie interesuje, co powiedział car Aleksander I Tadeuszowi Kościuszce”.
Konstanty (tytuł cesarzewicza nadawano następcy tronu, którym był
wówczas właśnie Konstanty, ponieważ
Aleksander nie miał syna. Konstanty
bardzo cenił sobie ten tytuł nadany mu
przez ojca Pawła I i nosił go do końca
życia) w imieniu brata przekazał
Polakom, iż cesarz podziwia odwagę
oraz lojalność wobec Napoleona.
We Francji, przy obiedzie u generała
leży mi na sercu. Okoliczności polityczne stanęły na przeszkodzie ku realizacji moich zamiarów. Przeszkody
zostały usunięte w wyniku strasznej,
ale zwycięskiej dwuletniej wojny.
Wkrótce Polacy będą mieli Ojczyznę
[…], a ja będę rad udowodnić, że człowiek, którego oni uważali za wroga,
zapomniał o przeszłości i [….] realizuje ich marzenia” (4).
- Jak zachował się Aleksander I
wobec polskich żołnierzy? Co powiedział car Tadeuszowi Kościuszce?
- O tym będzie w dzisiejszej notce.
Po wojnie 1812 roku Aleksander I
marzył o powstaniu Królestwa Polskiego, zjednoczonego z Rosją unią
personalną, odcinał się od polityki
swej babki Katarzyny II i chciał być
postrzegany jako dobroczyńca, który
puścił w niepamięć udział Polaków
w wojnach napoleońskich.
Objęcie władzy na ziemiach polskich oznaczało, iż w roku 1815 to
Rosja zwyciężyła w wielowiekowej
polsko - rosyjskiej walce o dominację
w Europie.
Król polski - taki tytuł przyjął Aleksander I po Kongresie Wiedeńskim;
dbał o dobrobyt nowych poddanych;
w okresie konstytucyjnym (18151830) w królestwie nastąpił wzrost
gospodarczy, a wiele polskich miast przede wszystkim Warszawa - wypiękniało. Ale car nie dotrzymał wielu
złożonych obietnic, bo w ostatnich
latach życia był już zgorzkniałym
i zrezygnowanym człowiekiem.
Cesarz Napoleon w akcie abdykacyjnym, podpisanym w Fontainebleau
w dniu 11 kwietnia 1814 roku, wyraził
troskę o lojalnych mu Polaków:
„Wojska polskie wszelkiej broni,
pozostające na służbie Francji, będą
miały wolność powrotu do domów,
zachowując broń i bagaże, a to dowód
ich zaszczytnej służby”.
Kilka dni po tej abdykacji polscy
generałowie udali się do Aleksandra I,
by poznać zamiary monarchy co do
losów wojska. Cesarz Wszechrusi
wyraził szacunek dla odwagi i waleczności Polaków, zapewniając swoich
gości, że „pragnie zapomnieć o przeszłości, bo dwa narody sąsiedzkie,
bliskie obyczajami i mową, raz złączone, powinny się pokochać na
zawsze” (1).
Na pytanie pytanie, czy wojska
mogą zatrzymać kokardę narodową,
Aleksander odpowiedział: „Owszem,
i mam nadzieje, że wkrótce będziecie
ją nosić z pewnością zatrzymania jej
na zawsze” (2). Zarządził defiladę polskiej armii, po której cesarzewicz
Krasińskiego, Aleksander pije zdrowie
„dzielnego narodu polskiego” (3), na
balu u księżnej Jabłonowskiej rozmawia z Kościuszką, którego bardzo
sobie ceni i z którym od pewnego
czasu koresponduje. Po triumfalnym
wstąpieniu do Paryża cesarz otrzymał
od Kościuszki list, w którym Polak
pytał o los swej ojczyzny.
Podczas pewnego balu cesarz zapytał Kościuszkę, czy nie chciałby
wrócić do kraju. W odpowiedzi usłyszał, iż słynny wódz nie wróci, póki
Polska nie zostanie wyzwolona. Wtedy cesarz rzekł do otaczających go
oficerów: „Panowie, trzeba sprawę
załatwić w ten sposób, aby ten dzielny
człowiek mógł wrócić do ojczyzny”
(5).
W geście dobrej woli Aleksander
zezwolił również na połączenie wszystkich rozproszonych legionów polskich. Formacja ta, nazwana wojskiem
Księstwa Warszawskiego, miała stać
się zalążkiem armii przyszłego Królestwa Polskiego. W geście przychylności do Polaków cesarz zapowiedział,
że wojskiem Księstwa będzie dowodził jego brat, wielki książę Konstanty.
Wiara Polaków w Napoleona
Aleksander I Romanow
W odpowiedzi cesarz zadeklarował:
”Z Bożą pomocą mam nadzieje
wskrzesić naród odważny, do którego
Pan należy. Dałem uroczystą obietnicę, a dobro narodu polskiego bardzo
Polacy niepokoili się, jak Aleksander potraktuje ich po tym, jak wojsko
polskie walczyło u boku Napoleona.
Gdy w maju 1812 roku cesarz Francuzów opuścił Paryż i pomaszerował
na wschód, pod jego sztandarami
zgromadziło się pół miliona osób:
Sasi, Włosi, Niemcy, Holendrzy.
Wśród nich było 90 tysięcy Polaków,
STRONA 13
stanowiących najsilniejszy kontyngent
ze wszystkich sojuszników Francji.
Wielka Armia przetoczyła się przez
Niemcy i Prusy, zahaczając także
o Księstwo Warszawskie.
Właśnie w Warszawie Napoleon
miał powiedzieć pewnemu francuskiemu dyplomacie, iż na jednej drodze
do panowania nad całym światem stoi
Rosja, którą on zamierza
unicestwić. 22 czerwca w
Wilkowyszkach, na północny
zachód od Kowna, Napoleon
podpisał rozkaz dzienny,
skierowany do żołnierzy, ale
szeroko rozpowszechniony
także wśród mieszkańców
ziem koronnych i litewskich,
w którym Bonaparte zadeklarował, iż rozpoczyna
‚drugą wojnę polską’, która
skończy się pokonaniem
Rosji i sprowadzeniem jej do
roli nic nie znaczącego pionka na europejskiej szachownicy.
Czy mówiąc o ‚drugiej polskiej wojnie’, cesarz Francuzów naprawdę planował
odbudowę państwa polskiego? Czy tylko zamierzał użyć
polskich aspiracji do ostatecznego rozstrzygnięcia sporu
z Rosją?
Oczywiście, przygotowując się do starcia z wojskiem
cesarza Aleksandra, Bonaparte brał
pod uwagę kwestię polska, bo Księstwo Warszawskie okazało się ‚realnym bastionem systemu napoleońskiego’. Umocnienie tego ‚państewka’
leżało w interesie Napoleona. Jedyną
drogą do osiągnięcia tego celu było
przyłączenie dawnych ziem Rzeczypospolitej i utworzenie silnego państwa polskiego. Polacy zaczęli marzyć
o granicach co najmniej takich, jakie
miała Polska w dobie Konstytucji 3-go
maja. Należało więc wygrać wojnę
z Imperium Rosyjskim.
Przypisy:
(1) B. Gembarzewski, Wojsko
Polskie 1815-1830, Konstanty Trepte,
1903
(2) ibid, s.I
(3) H. Troyat, Aleksander I. Pogromca Napoleona, Amber, 2007, s. 203
(4) Szylder H.K, Imperator Aleksandr i jevi zhizn i carstvovanie
(5) H. Troyat, op. cit, s. 203
Violetta Wiernicka
Rosjanie w Polsce.
Czas zaborów 1795-1915
(Bellona Warszawa 2015)
STRONA 14
NASZE POLSKIE SPRAWY
G£OS nr 6
O utraconym szlachectwie Polaków
W
prof. Andrzej Waśko
część 2
przedmowach do masowo
wówczas wznawianych
przekładów Tadeusza Boya-Żeleńskiego z literatury francuskiej
XVIII wieku oświecenie było postępowe, racjonalistyczne i antyklerykalne - prawie jak PZPR. Stanisław
August, król postępowy, a zarazem
korzystający z rosyjskiej protekcji,
z kart popularnych monografii dodawał splendoru równie jak on postępowym i protegowanym ze Wschodu
komunistom. Do całości obrazu potrzebna była jeszcze historyczna figura
wroga klasowego i zaplutego karła
reakcji - i w tej roli obsadzone zostały
w podręcznikach i publicystyce historycznej "ciemne masy szlacheckie".
Gdy ostatnim niedobitkom ziemiaństwa odbierano majątki, dwory i parki,
w szkole straszono dzieci widmem
złego pana i rozśmieszano satyrą
"Pijaństwo" Ignacego Krasickiego.
Nikomu nie przychodziło do głowy,
że cały ten obraz, oparty na wyselekcjonowanych źródłach literackich
jest w gruncie rzeczy krwawą, masochistyczną satyrą na polską przeszłość.
Generacje inteligencji karmione
w PRL tą satyrą wyrastały w przekonaniu, że swobodne działania polityczne Polaków, bez kurateli z zewnątrz, prowadzą zawsze do anarchii,
a przez anarchię do klęski, co było
nauką wpisaną w propagandową
przypowieść o Polsce szlacheckiej.
W przekonaniu, że aby cokolwiek
w tym naprawić, trzeba najpierw wykończyć jakiegoś wroga wewnętrznego, który tkwi wśród nas lub w nas
samych. Pierwsze z tych przekonań
odbierało wiarę we własne siły. Drugie
- rodziło gotowość do wewnętrznej
krucjaty przeciwko "spadkobiercom
najgorszych polskich tradycji". Obie te
wyniesione z PRL dyspozycje ujawniły się również w okresie ostatniego
dwudziestolecia. Pierwsza jako zdanie
się na obcą kuratelę w reformach;
druga jako permanentna krucjata przeciwko ciemnogrodowi i moherom.
Jednak oprócz tych negatywnych
skutków wynikających z permanentnego zohydzania polskiej przeszłości,
w centrum czego tkwi czarna legenda
sarmatyzmu, od upadku PRL daje się
zauważyć także swego rodzaju reakcję
obronną, którą można by określić jako
odrodzenie sentymentalnej tradycji
domowej. Ze wspomnień rodzinnych
tych, którzy takie tradycje przechowali, wydobywa się zupełnie inny
wizerunek przodków. Z pamiętników
i starych fotografii wyłania się świat
przedwojenny i dziewiętnastowieczny,
zrośnięty i z dawniejszymi czasami
przez rodowody, wspomnienia odebranych domostw i bliższych ojczyzn.
I nie jest to świat prymitywnych
warchołów, ale ludzi pracowitych
i rozumnych, życzliwych dla siebie,
serio i po prostu oddanych Bogu
i Ojczyźnie - bez ironicznych póz
i grymasów. Oprócz strużki wspomnień, prywatna, dworkowa forma kultury narodowej o szlacheckiej proweniencji odciska pewien zauważalny
ślad na obyczajach i modach współczesnych. Tu i ówdzie, w serialu telewizyjnym o Złotopolskich, w budownictwie "dworkowym", w aspiracjach
do własnego stylu życia - pobrzmiewają jakieś echa i marzenia rodem
z ziemiańskiej sielanki.
Stosunek Polaków do szlacheckich
studiowania można wyciągnąć wiele
wniosków całkiem różnych niż te,
które są w obiegu.
Tworzymy dziś Naród bardzo już
przemieszany i zhomogenizowany
społecznie. Ale oznacza to, że historią
polskiej szlachty powinniśmy się
interesować nie tylko przez pryzmat
heraldyki, lecz przede wszystkim z tej
racji, że wartości i wzory szlacheckie
stanowią niejako kapitał zakładowy
naszej nowoczesnej kultury narodowej
i w znacznej mierze ukształtowały jej
charakter. Wychowanie w tej kulturze
sprawia, że te wartości i wzory szlacheckie określają nas na różne sposoby i że musimy się sami wobec nich
określać. Stąd zasadne jest pytanie, co
ze spadku sarmackiego w jakiejkol-
wzorów kultury jest więc niekonsekwentny. Wzory obowiązujące w życiu prywatnym wydają się znacznie
trwalsze i wyżej cenione niż kojarzone
z tradycją szlachecką postawy w życiu
publicznym. Czy zatem sentymentalna
tradycja dworkowa egzystująca po
cichu na obrzeżach współczesnej kultury jest wszystkim, co nam pozostało
w spadku po dawnych Polakach?
Niekoniecznie.
wiek formie w nas przetrwało, a co
zostało odrzucone lub uległo zatracie?
Zasadne jest też pytanie, co mogło się
stać z tożsamością i samopoczuciem
Polaków, którym przez długie dziesięciolecia przedstawiano podstawowy
symbol charakteru narodowego jako
wychowawczy antywzór, sumę samych wad i przywar, które w przeszłości doprowadziły Naród do zguby?
Porównując kulturę szlachty polskiej i kulturę współczesnych Polaków, można w odpowiedzi na te
pytania stwierdzić, że istnieją między
nimi pewne rysy rodzinnego podobieństwa, ale wśród współczesnych
Polaków zatraceniu uległa świadomość szlacheckiego pochodzenia tych
rysów. W czasach niewoli i komunizmu utraciliśmy też dawny nasz styl,
staropolską nobilitas.
Skutki pedagogiki społecznej polegającej na eksponowaniu wyłącznie
historycznych wad narodowych
szlachty przy całkowitym pominięciu
zalet sprawiły, że ostatnie generacje
Polaków nie wyrobiły w sobie dawnych polskich zalet, natomiast wady
odziedziczyły jak najbardziej, gdyż,
jak wiadomo, chwasty rozsiewają się
same, podczas gdy pożyteczne rośliny
wymagają troskliwej uprawy.
Reintegracja polskości
Oczywistym punktem wyjścia reintegracji naszego obrazu samych siebie
wydaje się dla mnie odrzucenie karykaturalnego stereotypu szlachetczyzny
nadal pokutującego w polskich głowach. Nie chodzi o to, aby czarną
legendę zastępować jakimś nowym
mitem, tym razem na odmianę idealizującym sarmatyzm. Nie ma podstaw
do tworzenia takiego mitu ani
w dawniejszej, ani w najnowszej historiografii. Ale nawet z najbardziej krytycznych charakterystyk etosu szlacheckiego, jeśli tylko są oparte na
źródłach, wyłania się jego obraz tak
złożony i odmienny od szkolnomedialnej karykatury, że z samego ich
23-31.08.2016
Szlachta polska kultywowała dwa
podstawowe ideały: rycersko-republikański i ziemiański. Ten pierwszy
zaborcy podbitego Narodu, a później
komuniści, intensywnie zohydzali
młodzieży, sprowadzili do obrazów
sejmikowej anarchii i walki o prywatę.
Tym samym celowo tłumiono obecne
w polskiej tradycji pozytywne wzory
aktywnego życia obywatelskiego,
z czego wynika po części dzisiejsza
bierność polityczna kilkudziesięciu
procent elektoratu. (Skądinąd przyczyną tej bierności może też być
długie trwanie w części społeczeństwa
mentalności pańszczyźnianej.) Natomiast wzorzec ziemiański ewoluował
też często w stronę pacyfistycznego,
idyllicznego kwietyzmu - który uczył
życia nie czynnego, a wygodnego,
w rodzinnej wiosce, na zagrodzie,
z dala od spraw większej wagi. I ten
właśnie kwietyzm staropolski odbija
nam się dziś czkawką w nowomodnym samolubstwie tych, których nie
interesuje nic poza własnym wygodnym życiem i od których zawsze
można usłyszeć, że interesuje ich
"tylko rodzina", a "na polityce się nie
znają", z czego są dumni, bo polityka
to rzecz brudna. Jest to właśnie sarmacki kwietyzm w nowym, gorszym
wydaniu.
£ączy się z tym polskie upodobanie
do "złotej przeciętności" - aurea mediocritas. Polega to na niezrozumieniu
i braku ambicji wyższych niż spokojne
życie w domu z ogródkiem. Kiedyś
bracia Golcowie śpiewali: "Tu na razie
jest ściernisko, ale będzie San Francisco. A tam gdzie to kretowisko,
będzie stał mój bank".
Niestety, jak dotąd Polacy nie
zakładają własnych banków i robią
wrażenie, jakby unikali wszelkich większych i nieco bardziej ryzykownych
przedsięwzięć. Bo dla nas - jak przed
wiekami - spokój liczy się przede
wszystkim, a nawet jeszcze bardziej.
A przecież ten średnioszlachecki
ideał umiarkowania mógłby dziś
znaleźć o wiele lepsze zastosowanie,
gdybyśmy owo umiarkowanie chcieli
odnieść np. do sposobu i zakresu korzystania z pokus konsumpcyjnego
stylu życia. Świadome ograniczenie
pogoni za konsumpcją na rzecz życia
w miarę prostego za to w liczniejszej
rodzinie, jest przykładem tego, co
z sarmatyzmu bardzo by się dziś
przydało naszej młodej klasie średniej.
Misja podnoszenia z kolan
Wśród sarmackich cnót, szczególnie
narażonych na zatratę w czasach
niewoli i okupacji, trzeba wymienić:
umiłowanie wolności i gotowość
ponoszenia za nią ofiar, rycerskość,
godność i poczucie własnej wartości.
G£OS nr 6
KONFRONTACJE
STRONA 15
„Potrzeba nam doktrynalnej jasnoœci,
a nie ducha Asy¿u”
23-31.08.2016
W
łoski historyk i publicysta
Roberto de Mattei zwraca
uwagę na ciekawą prawidłowość w planowanych wizytach
papieża Franciszka - są to inicjatywy
związane z ekumenizmem i dialogiem
międzyreligijnym. Zdaniem uczonego
mogą one przyczyniać się do powstania synkretycznej super-religii.
Tymczasem panoszące się na świecie zło, w tym odprawiane w publicznych miejscach czarne msze, wołają
o interwencję Rzymu. Doktrynalna
jasność - oto czego, zdaniem publicysty oczekują wierni od Ojca Świętego
wierni w dzisiejszych czasach.
Wśród zaplanowanych na najbliższy
czas wizyt papieża Franciszka na
pierwszy plan wysuwa się podróż do
Asyżu zaplanowana na 19 sierpnia.
Odbędą się tam obchody 30. rocznicy
spotkania przedstawicieli różnych
religii, w którym uczestniczył papież
Jan Paweł II.
Na pierwsze spotkanie międzyreligijne 27 października 1986 r. do miejscowości Asyż przybyło 47 delegacji
reprezentujących 13 religii. Oprócz
chrześcijan obecni byli wyznawcy ju-
daizmu, islamu, hinduizmu, buddyzmu, zaratusztrianizmu, dźinizmu, sikhizmu oraz tak zwanych religii tradycyjnych. Kościół katolicki oprócz
papieża Jana Pawła II reprezentowało
także 14 hierarchów. Modlono się osobno, by uniknąć wrażenia synkretyzmu. Celem było sprzeciwienie się
wojnie i prośba do Nieba o pokój.
Mimo to spotkanie, a także późniejszy
(wytworzony przez komentatorów)
„duch Asyżu” spotkał się z krytyką
wśród konserwatywnych katolików.
Duch ten zdaje się bowiem być
obecny także w obecnej aktywności
papieża Franciszka. Między 30 września a 2 października papież spotka się
z muzułmanami i prawosławnymi
w Gruzji i Azerbejdżanie. Z kolei 31
października w szwedzkim Lund weźmie udział w obchodach 500-lecia tak
zwanej Reformacji.
"Ekumeniczne inicjatywy to kompas
obecnego pontyfikatu, co zdaje się
grozić (…) pozbawieniem katolicyzmu
treści i przyczynieniem się do stworzenia synkretycznej super-religii" pisze Roberto de Mattei na łamach „Il
Tempo”.
Włoski historyk twierdzi, że można
wręcz mówić o opcji preferencyjnej na
rzecz niekatolików, na wzór opcji preferencyjnej na rzecz ubogich obecnej
w katolickiej nauce społecznej. Jak
jednak zauważa, tego typu opcja wiąże
się z zapomnieniem wojnach religijnych i prześladowaniach chrześcijan
przez wyznawców innej religii. Warto
przypomnieć, że w 8 na 10 krajów,
gdzie chrześcijanie cierpią największe
prześladowania, główną religia to
islam. W dziewiątym, jest ona jedną
z dwóch głównych. Te dane z prowadzonego przez Open Doors “Światowego Indeksu Prześladowań” nie
pozwalają żywić nadziei na łatwe porozumienie islamsko-chrześcijańskie.
Pomimo to 11 sierpnia papież Franciszek zdecydował się na spożycie
posiłku z grupką imigrantów z Syrii.
Lata niewoli narodowej, w tym zwłaszcza czasy komunizmu, były dla
milionów zwykłych Polaków czasem
różnorodnych upokorzeń, łamania
kręgosłupów i podcinania skrzydeł.
Kondycja moralna wspólnoty musiała
w takich warunkach marnieć - i marniała. Z historii szlacheckiej propaganda wybierała więc to, co z takim
stanem rzeczy jakoś korespondowało.
Powtarzano, że szlachcic czapką
i papką płaszczył się przed magnatem,
ale poza bohaterami "Trylogii" (której
krytyka była zresztą modna) nie dopuszczano do świadomości społecznej
żadnych pozytywnych skojarzeń
z wojnami Rzeczpospolitej, z wysiłkiem i bohaterstwem czasów staropolskich. Po heroicznym pokoleniu AK
pojawiali się jeszcze "ludzie z żelaza"
w ruchu "Solidarności", poczucie
godności budziły w nas papieskie pielgrzymki. Ale z komunizmu wychodziliśmy jako Naród ludzi dotkniętych,
także mentalnie, skutkami wieloletniej
niewoli, niemających o samych sobie
wysokiego mniemania.
Misja, jeśli już nie podniesienia
Polaków z kolan, to wyprostowania im
kręgosłupów, zdjęcia z barków bagażu
niewoli była głównym zadaniem
niekomunistycznych elit po roku 1989.
Żeby to jednak uczynić, trzeba było między innymi - uwolnić świadomość
dzieci PRL od tych jakże negatywnych
i niesprawiedliwych stereotypów his-
torycznych, którymi zatruwano nas
i moralnie tłamszono przez lata.
Trzeba było przywołać pozytywny
obraz polskiego charakteru i polskiej
wspólnoty, kończąc raz na zawsze
z paszkwilanckim traktowaniem przeszłości narodowej. Tymczasem właśnie ze strony inteligenckich, humanistycznych i artystycznych elit spotkało nas pod tym względem największe rozczarowanie, a właściwie zdrada. W latach III RP "czarna legenda
dziejów Polski" odżyła z nową siłą
i znalazła nowe zastosowanie polityczne. W myśl tej nowej ideologii
Naród tak zacofany i nietolerancyjny
jak Polacy nie dorósł do demokracji,
muszą więc nim rządzić lewicowoliberalne elity Okrągłego Stołu.
Modernizują one Polskę, to znaczy
zacierają jej związek z tym, co było
najważniejsze w jej dziejach. Konotacje antysarmackie musiały się pojawiać we wszystkich kontekstach i podtekstach tej ideologii, gdyż sarmatyzm, choć dalszy od nas niż historia
najnowsza, nadal ucieleśnia symbolicznie to, co wspólne wszystkim
Polakom: typ i charakter narodowy,
swojskość oraz polskie zadowolenie
z bycia sobą. A to, co ma być zamordowane w procesie kulturowej modernizacji, musi być przede wszystkim
zamordowane jako symbol.
Z drugiej strony lata 90. przyniosły
też w życiu intelektualnym pewną
nową orientację, którą można by
umownie nazwać orientacją prosarmacką. W historiografii zapoczątkowały ją prace nad dziejami ustroju
Rzeczypospolitej szlacheckiej podjęte
w środowisku wybitnych specjalistów
skupionych wokół prof. Anny Sucheni-Grabowskiej czy prof. Janusza
Ekesa. Rehabilitacją literackich tradycji sarmackich zajął się Krzysztof
Koehler i środowisko dwumiesięcznika "Arcana" (w tym m. in. także niżej
podpisany). Jako osobny rozdział trzeba tu też wymienić twórczość literacką
i muzyczną Jacka Kowalskiego z Poznania. W naukach politycznych pojawia się coraz większa grupa młodych
badaczy ustroju staropolskiego oraz
idei republikańskich.
Cały widoczny dziś na różnych
polach wysiłek w przywracaniu Polakom rzeczywistego obrazu naszego
sarmackiego dziedzictwa jest jednak
wciąż dalece niewystarczający w stosunku do znaczenia, jakie ma dzisiaj
dla Polski ta sprawa i wszystko, co się
z nią wiąże.
III Rzeczpospolita przyjęła za sprawą swych elit pewien model rozwoju,
który - za prof. Zdzisławem Krasnodębskim - należy określić jako model
imitacyjny. Założeniem imitacyjnej
modernizacji kraju jest całkowita
rezygnacja z poszukiwania własnych
dróg i zerwanie z rodzimymi doświadczeniami w polityce, ekonomii, orga-
Jedną z ofiar islamistów jest francuski ksiądz, Jacques Hamel. Arcybiskup Rouen wniósł o beatyfikację
zabitego przez czcicieli Allacha kapłana. Czy jednak Rzym poprze tę
inicjatywę? - zastanawia się włoski
historyk. Trudno nie zauważyć, że
byłby to czytelny znak potępienia
islamskiego fundamentalizmu.
De Mattei wspomina także o problemie trzech hiszpańskich biskupów
oczekujących na proces sądowy. Powód? Krytyka nowoprzyjętego w Hiszpanii prawa broniącego homoseksualistów. We współczesnym świecie
zdarzają się też przypadki bardziej
bezpośredniego ujawniania się zła. To
casus Oklahoma City, gdzie w dzień
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi
Panny, w publicznym City Civic Center Music Hall zorganizowano "czarną
mszę". Wszystko za aprobatą lokalnych władz.
Czas pokaże czy Ojciec Święty odniesie się do tych i innych kwestii czy
też zostanie całkiem pochłonięty przez
dialog międzyreligijny. To pierwsze
jest według historyka pragnieniem
wielu katolików. "Zdezorientowani
wierni zwracają się do Wikariusza
Chrystusa, prosząc go by okazał swą
ojcowską dobroć nie tylko wobec tych
oddalonych, lecz również mu najbliższych. W obecnym burzliwym okresie
historii bardziej, niż kiedykolwiek
potrzebują oni jasności i zachęty”.
pch24.pl
nizacji życia społecznego. Skutkiem
takiego wyboru jest jednak pełne
uzależnienie kraju-biorcy od dostarczycieli imitowanych rozwiązań oraz
jego trwałe zepchnięcie na cywilizacyjne peryferie. Oznacza to przegraną,
w obliczu której musimy sobie zadawać pytanie, czy Polska dysponuje
jakimś potencjałem lub jakąś ideą, na
której mógłby się oprzeć alternatywny,
nieimitacyjny projekt jej rozwoju? Nie
wiem, czy ktokolwiek formułuje dziś
to pytanie, ale jeśli mimo swej pilności
nie jest ono przedmiotem szerokiej
dyskusji, to chyba tylko w wyniku
założenia, że odpowiedź na nie musi
być negatywna. Być może jednak
odpowiedzi na nie szukamy zbyt płytko? Być może dałoby się wypracować
dla Polski jakiś program organiczny,
harmonizujący nasze działanie z naszym myśleniem i naszą drogę do
przyszłości, z naszą tradycją? Pewne
wydaje się to, że zapoczątkowany już
powrót do pozytywnego postrzegania
doświadczeń Polski przedrozbiorowej
byłby właściwą inspiracją tego rodzaju
programu, a współczesna rehabilitacja
sarmatyzmu mogłaby stać się jego
adekwatnym, choć nieco przekornym
symbolem.
prof. Andrzej Waśko
Historyk literatury, publicysta, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego i Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej "Ignatianum".
IDEE ZŁA W DZIAŁANIU
Masoneria, islam, uchodŸcy czy czeka nas wielka apokalipsa?
STRONA 16
dr Stanisław Krajski
- polski historyk filozofii,
nauczyciel akademicki, publicysta.
część 21
Oriana Fallaci:
“Muzułamanie żyją w samym sercu
naszego społeczeństwa, które ich gości, nie kwestionując ich inności, nie
sprawdzając ich złych intencji, nie
skarżąc za posępny fanatyzm. Społeczeństwo, które przyjmuje ich w duchu
swojej liberalnej demokracji, nie
ograniczonej tolerancji, chrześcijańskiej litości, liberalnych zasad, cywilizowanych praw. ( ... ) I właśnie dlatego
owi Krzyżowcy są coraz liczniejsi,
żądają coraz więcej, panoszą się coraz
bardziej. Także dlatego właśnie (jeśli
nadal pozostaniemy bezczynni) będzie
ich coraz więcej. Będą żądać coraz
więcej, będą nas drażnić i dyrygować
nami coraz bardziej. Aż nas sobie
podporządkują. A zatem pertraktowanie z nimi jest niemożliwe. Próba
dialogu - nie do pomyślenia. Okazywanie pobłażliwości - samobójcze.
A ten, kto myśli inaczej, jest głupcem”.
Egzekucja na stadionie
Fallaci zwraca uwagę na manipulacje, których dokonuje się na świadomości społecznej w Europie, zwraca
uwagę na to jak przemilcza się pewne
fakty i upowszechnia pewne opinie,
które mają tę świadomość nastawiać
w taki sposób, by społeczeństwo nie
dostrzegało pewnych prawd.
Media i politycy wciąż powtarzają,
że jest w islamie pewien ekstremizm,
który jest marginesem, że generalnie
jest to religia, kultura i cywilizacja
wręcz miłości, pozytywnych odniesień
do człowieka i inaczej myślących.
Falłaci prezentuje świat islamu przez
pryzmat zbrodni, które on dokonuje,
ale również przez pryzmat codziennych zachowań, które sprzeczne są
z naszymi podstawowymi cywilizacyjnymi normami, pokazując dziesiątki
przykładów na to, jaka to jest mentalność i sposób postrzegania człowieka
jako takiego i inaczej myślących.
Jeden z jej przykładów to wyda-
rzenia, które miały miejsce w 1975 r.
w Dakce w Bangladeszu. Dokonano
tam na stadionie masowej egzekucji
w obecności 20 tys. wiernych. Była to
egzekucja 12 nieczystych mężczyzn
(Fallaci nigdy nie dowiedziała się, jaką
nieczystość popełnili) pchnięciami
bagnetów w piersi. Do tych mężczyzn
dołączono jeszcze w ostatniej chwili
dwunastoletniego chłopca, która stanął
w obronie jednego z nich - swojego
brata rzucając się na oprawców
i krzycząc: "Zostawcie go, zostawcie
go". Egzekucję tę i to, co po niej
nastąpiło śledzili dziennikarze z wielu
krajów zachodniej Europy.
Fallaci uważa, że nie tylko sama ta
egzekucja, ale przede wszystkim to, co
po niej nastąpiło powinno Europie dać
do myślenia (ale nie dało). Pisze:
"W każdym razie chcę podkreślić, że
gdy tylko egzekucja dobiegła końca,
dwadzieścia tysięcy wiernych (wiele
kobiet) opuściło trybuny i zeszło na
murawę. Ale nie w bezładzie i wzburzeniu - w sposób uporządkowany
i uroczysty. W porządku uformowali
kondukt, procesję. Uroczyście dotarli
do miejsca rzezi. I powtarzając w kółko swoją obsesyjną litanię Allachakbar, Bóg jest-wielki, Alllach-akbar,
przeszli po ciałach. Zrobili z nich dywan zgniecionych kości”.
Fallaci opowiada też między innymi
o tym, co sfilmowała jedna z angielskich reporterek (film utajniono). "Są to
sceny - pisze - egzekucji trzech kobiet
w burkach, winnych nie wiadomo
czego (bardzo prawdopodobne, jak
później twierdzi Fallaci, że chodziło
o ich wizytę u fryzjera, który wtedy
był w Afganistanie nielegalny - dop. S.
K.). Egzekucja, która odbywa się na
kabulskim placu, obok pustego parkingu. I na ten pusty parking zajeżdża
nagle samochód. Furgonetka, z której
one zostają wypchnięte na zewnątrz.
Burka pierwszej kobiety jest brązowa.
Burka drugiej kobiety jest biała. Burka
trzeciej kobiety jest jasnoniebieska.
Kobieta w brązowej burce jest najwyraźniej przerażona. Nie może ustać na
nogach, chwieje się, kobieta w białej
burce wygląda na oszołomiona. Posuwa się ostrożnymi kroczkami, jakby się
bała, że upadnie i zrobi sobie krzywdę.
Kobieta w jasnoniebieskiej burce,
bardzo niska i drobna, idzie natomiast
zdecydowanym krokiem i w pewnym
momencie zatrzymuje się. Robi taki
gest, jakby chciała pomóc swoim
towarzyszkom, dodać im odwagi. Ale
brodaty zbir w spódnicy i turbanie
interweniuje, gwałtownymi szturchnięciami rozdziela je, zmusza do klęknięcia na asfalcie.
Scena rozgrywa się na tle ludzi,
którzy przechodzą obok, jedzą daktyle
czy dłubią w nosie - tak beztrosko
i obojętnie, jakby nadchodząca śmierć
nie miała najmniejszego znaczenia.
Tylko młody człowiek stojący na skraju
placu patrzy z pewnym zainteresowaniem.
Co do egzekucji przebiega ona bardzo sprawnie. Żadnych plutonów egzekucyjnych. Żadnych bębnów, żadnego
odczytywanie wyroku. To znaczy żadnej ceremonii czy choćby pozorów
ceremonii. Trzy kobiety klęczą na
asfalcie, kiedy ich morderca, kolejny
brodaty zbir w spódnicy i turbanie,
pojawia się znikąd z karabinem maszynowym w prawej ręce. Niesie go
tak, jakby to była torba z zakupami.
Idzie znudzony, leniwym krokiem,
jakby zabijanie kobiet było zwykłym
składnikiem jego codziennego życia,
podchodzi do trzech znieruchomiałych
postaci. Tak nieruchomych, że nie
wyglądają już jak trzy ludzkie istoty przypominają raczej pakunki porzucone na ziemi. Podchodzi do nich od
tyłu jak złodziej, który chyłkiem dopada swojej ofiary. Zbliża się i bez
wahania, zaskakując nas, strzela
prosto w kark tej w brązowej burce,
która natychmiast pada do przodu.
Zupełnie martwa. Potem nadal poruszając się niespiesznym krokiem, ze
znudzeniem przesuwa się w lewo
i strzela w kark tej w białej burce,
która pada w ten sam sposób. Na
twarz. Potem przesuwa się jeszcze
trochę w lewo. Zatrzymuje się na
chwilę, żeby podrapać się w jaja
i strzela w kark tej małej w jasnoniebieskiej burce, która zamiast paść
do przodu przez długą chwilę klęczy.
Wyprostowana z biustem do przodu.
Buntowniczo do przodu. W końcu pada
na bok i w ostatnim odruchu buntu
unosi rąbek burki, odsłaniając gołą
nogę. Ale onz lodowatym spokojem
zakrywają i woła grabarzy.
Pozostawiając za sobą trzy duże
wstęgi krwi, grabarze chwytają ciała
za nogi i zaczynają je ciągnąć".
W wstępie do książki "Wywiad
z sobą samą. Apokalipsa", która
ukazała się w 2004 r. Fallaci opisuje
dziesiątki podobnych przypadków,
wymienia nazwiska setek ludzi, tak
arabów jak i Europejczyków zamordowanych w imię islamu i pisze:
"Z każdym dniem wydłuża się lista
porwanych, którym obcięto głowy lub
poderżnięto gardła, i tych, co mieli to
szczęście, że zabito ich strzałem
z broni w potylicę. Zadedykowanie im
książki staje się coraz trudniejsze".
Czy te wszystkie wypadki, czy fakt,
że jest ich coraz więcej, czy fakt, że
mogą się one stać codziennością
Europy coś zmienia w komentarzach
mediów i polityków? Nie. Wciąż tylko
mówią o tolerancji, prawach człowieka, które musimy respektować,
G£OS nr 6
23-31.08.2016
o prawie do emigracji i wyboru
miejsca zamieszkania, o tym, że islam
jest religią... pokoju.
Omawiane książki Fallaci ukazały
się w początkach XXI w., zostały przetłumaczone na wiele języków i sprzedane zostały w wielkich nakładach.
Wielu ludzi w Europie (nie tak jednak
wielu by zmienić sytuację) zostało
w ten sposób uczulonych na zagrożenie ze strony islamu. Czy jednak
Fallaci powiedziała wszystko, czy
ujawniła największe zbrodnie muzułmanów? Pisze ona o zbrodniach
popełnionych przez wyznawców islamu na wyznawcach islamu. Pisze
o mordowaniu zagranicznych dziennikarzy i inżynierów. Pisze nawet o zabijaniu wyznawców Buddy. Niewiele
jednak mówi o męczeństwie chrześcijan. Wspomina niekiedy tylko o niszczeniu przez wyznawców islamu
kościołów i dokonywaniu przez nich
profanacji. Dlaczego? Czy nie wiedziała? Czy może "cenzura" jej tego
nie przepuściła? A może świadomie,
z jakichś względów pominęła ten
problem? Z jakich względów? Może
uznała, że informacja o prześladowaniu chrześcijan nie będzie dobrym
argumentem za tym, że islamu trzeba
się strzec?
Feministki i islam
Fallaci - kosmopolitka, ateistka,
zwolenniczka liberalizmu powodowana poczuciem sprawiedliwości
napisała książkę pt. "List do nienarodzonego dziecka". Feministki nazywały ją po tym fakcie "podłą.. męską,
szowinistyczną świnią" i mówiły:
"Ona ma mózg w macicy"
W książce „Wściekłość i duma"
Fallaci zwraca się do nich: "Czy możecie mi powiedzieć, dlaczego kiedy
chodzi o wasze muzułmańskie siostry,
kobiety, które są torturowane i poniżane, i mordowane przez prawdziwe
męskie szowinistyczne świnie, naśladujecie milczenie swoich małych mężczyzn? Czy możecie mi wytłumaczyć,
dlaczego nigdy nie zorganizujecie
krótkiego ujadania pod ambasadą
Afganistanu czy Arabii Saudyjskiej,
dlaczego nigdy nie wypowiecie się
przeciw okropnościom, o których
mówię, dlaczego milczycie, nawet jeśli
dzieją się na waszych oczach?".
Feministki wciąż krzyczą o prawach
kobiet, wciąż oskarżają Kościół
katolicki o to, że je łamie i namawia do
ich łamania. Z jakiego powodu,
z czyjego rozkazu milczą, gdy chodzi
o kobiety i islam?
ciąg dalszy w następnym numerze
G£OS nr 6
23-31.08.2016
ROZWAŻANIA O KRYZYSIE
W KOŚCIELE I ŚWIECIE
ks. Marian Kowalski
Referat wygłoszony w Toronto
z okazji 1050 rocznicy
Chrztu Polski
A
KONTROWERSJE
część 5
kcja, która nie jest poprzedzona medytacją, przynosi
złe skutki. Medytacja zaś
upodabnia człowieka do jej przedmiotu. Jeśli więc człowiek medytuje
nad tajemnicą Boga, nad pięknem
natury, nad wzniosłością prawa moralnego to się uszlachetnia, wznosi
wzwyż. A medytację można określić
jako „umiejętność dogłębnego dociekania, dopatrywania się, rozumienia,
wpatrywania się w rzeczywistość”.
I co ważne, poznana prawda nie tyle
ma służyć do odniesienia jakiejś
korzyści, ile ma radować umysł ludzki
sobą samą. Należy więc szukać jej
przede wszystkim dla niej samej, a nie
dla osobistej korzyści.
Konsumpcjonizm
czyli kult materialnego dobrobytu
W tym wypadku twierdzi się, że
szczęście człowieka zależy od posiadania materialnych dóbr i jest wprost
proporcjonalne do wielkości konsumpcji. Im więcej człowiek ma i konsumuje (w sensie używa), tym ma być
bardziej szczęśliwy.
Tymczasem greckie słowo eudaimonia oznacza szczęście rozumiane
jako zaspokajanie przede wszystkim
potrzeb duchowych. Heraklit pisał, że
gdyby szczęście polegało na zaspokajaniu potrzeb materialnych, to najszczęśliwszy były wół przy pełnym
żłobie. Sokrates nauczał: „Jeżeli
chcesz być szczęśliwy, to dbaj o duszę”
czyli w tym wypadku, zabiegaj o cnoty. Grecy od Sokratesa stawiali znak
równości między szczęściem a cnotami. Szczęście więc nie polega na tym
co posiadamy, tylko na tym kim
jesteśmy. Święta Teresa od Jezusa pisała: „Radość tkwi nie w rzeczach, ale
w głębi naszej duszy”.
Konsumpcjonizmowi należy przeciwstawić grecką enkrateia czyli panowanie nad sobą i chrześcijańską
wstrzemięźliwość,
umiarkowanie,
powściągliwość. Człowiek powinien
swoim potrzebom wyznaczyć rozsądne granice i nie mylić ich z zachciankami. Zaspokajanie wszystkich
zachcianek spycha nas w studnię bez
dna, właśnie w wir konsumpcjonizmu.
Rewolucjonizm czyli podważanie,
osłabianie i zrywanie więzi społecz-
nych w imię rzekomo jakichś zagrożonych praw. Skutkuje to atomizacją
społeczności. Członkowie danej społeczności, w normalnych chrześcijańskich warunkach, żyli w jakiejś harmonii z pewną dozą wzajemnego zaufania. Teraz w zlaicyzowanej Europie
patrzą na siebie podejrzliwie i rozchodzą się w różne strony.
Najpierw przeciwstawiono lud królowi, potem naród narodowi, rasę
rasie, klasę społeczną klasie społecznej. Dziś atomizacja poszła naprzód:
męża przeciwstawia się żonie a żonę
mężowi (feminizm); płeć przeciwstawia się płci (także poprzez ideologię
gender, która granicę między płciami
relatywizuje); dzieci przeciwstawia się
rodzicom (którzy nie mogą swoim
pociechom nawet dać klapsa); młodych ludzi - starszym, zdrowych chorym (eutanazja), narodzonych nienarodzonym (aborcja)…
To są różne oblicza rewolucji!
Innym wyrazem rewolucjonizmu jest
negacja istniejących autorytetów (poza
swoim własnym naturalnie). Jeden
z komunistów francuskich, Louis
Blanqui wydawał u schyłku XIX w.
gazetę pod tytułem „Ni dieu, ni
maître” (czyli „Ani boga, ani pana”).
Oto klasyczny wyraz rewolucjonizmu.
Tymczasem miejsce rewolucjonizmu winien zastąpić reformizm rozumiany jako wprowadzanie stopniowych zmian na lepsze i tylko tam,
gdzie jest rzeczywista potrzeba ulepszenia istniejącego stanu. Zmiana dla
zmiany, zmieniać aby zmieniać - to
błędna postawa! Życie społeczne,
wspólnotowe domaga się porządku
i ładu, a porządek i ład są niemożliwe
bez dwóch rzeczy: autorytetu i hierarchii. Jakiekolwiek zmiany nie powinny ani niszczyć autorytetu, ani obalać
hierarchii.
Formalizm z kolei to oderwanie formy od treści; to uniezależnienie
kształtu i kompozycji barw lub dźwięków od kanonu piękna. Jak wygląda? to jest zasadnicze pytanie formalizmu,
a nie: co oznacza? Przy czym, tym
lepiej wygląda, im jest bardziej nowatorskie. W sztukach największą
szansę na sukces mają te formy, które
są niepodobne do czegokolwiek wcześniej znanego. Jeden z artystów napisał: „Współczesna sztuka stała się synonimem wolności bezgranicznej, nie
podporządkowując się żadnym kanonom. Nad dziełem sztuki przestała
czuwać norma, poczucie smaku, piękna, dobra, harmonii i doskonałości” .
Kryterium więc talentu artystycznego
jest oryginalność, a nie zdolność
uwiecznienia w dziele sztuki jakiegoś
obiektywnego piękna. Tak można
scharakteryzować formalizm.
Tymczasem sztuka powinna być manifestacją piękna zawartego w naturze;
winna wyrażać piękno obecne w rzeczywistości. Tak więc forma nie może
być oderwana, niezależna od treści.
Erotyzm to jedna z najbardziej
złośliwych i niebezpiecznych, bo zakamuflowanych, postaci nihilizmu.
Trzy lata temu wydano Polsce bardzo
ciekawą książkę na ten temat: E. Michael Jones, Libido dominandi. Seks
jako narzędzie kontroli społecznej
(Wyd. Wektory Wrocław 2013). Oryginalny tytuł brzmi: Sexual Liberation
and Political Control. To bardzo
ciekawa i pouczająca książka jak
destrukcyjne jest utożsamienie miłości
z zaspokajaniem popędu płciowego.
Zniszczeniu ulega wówczas nie tylko
instytucja małżeństwa i rodzina, ale
całe społeczeństwo ulega dezintegracji
i staje się bezwolne w rękach manipulatorów. Dziś erotyzm już nie tylko
łamie szóste przykazanie, ale promuje
wynaturzone czyny godzące w samo
prawo natury.
Tymczasem miłość w relacjach między ludzkich jest przede wszystkim
świadomym i dobrowolnym działaniem na rzecz dobra kochanej osoby.
Element erotyczny jest obecny w miłości małżeńskiej, ale nawet i na tym
gruncie musi być poddany zdrowemu
rozsądkowi, prawu moralnemu, poczuciu odpowiedzialności i przyzwoitości bo w przeciwnym razie staje się
siłą destrukcyjną.
Sensualizm to redukcja człowieka
do wymiaru zmysłowego, a rzeczywistości do wrażeń zmysłowych,
innymi słowy, negacja duchowości
i samego pojęcia „dusza”.
Tymczasem rzeczywistość nie jest
zbiorem zmysłowych wrażeń, czy jakichś fenomenów (jak twierdzili
zwolennicy fenomenologii), tylko
zbiorem realnych bytów. Grecy zaś
widzieli w człowieku nie tylko zmysły
przynależące do ciała, ale i duszę jako
podstawę aktów racjonalnych i wolitywnych. Sokrates nawet mylnie utożsamiał człowieka z duszą, ciało uważając jedynie za narzędzie duszy.
Platon jako pierwszy mówił o nieśmiertelności duszy odwołując się do
argumentów filozoficznych. Jako
pierwszy też wyjaśnił na czym polega
godność człowieka: „na relacji podobieństwa duszy do Boga i tego co
boskie. Najwyższa doskonałość człowieka polega na upodobnieniu się do
Boga, na ile to jest dla człowiek
możliwe”. Arystoteles zaś zalecał, że
„należy ile możności dbać o nieśmiertelność”. Tak pisali najwybitniej-
STRONA 17
si z pogan w starożytności. Pisarze
chrześcijańscy zagadnienie duszy
i nieśmiertelności ujęli w świetle
objawienia Bożego, a więc o wiele
głębiej i lepiej.
Chaotyczność to zanegowanie działania zmierzającego w sposób uporządkowany do jakiegoś określonego
celu, a pochwała działań nieprzewidywalnych i zależnych tylko od przypadku. A wszystko to w imię jakiejś
abstrakcyjnej spontaniczności, improwizacji, samorealizacji. Całą rzeczywistość pojmuje się w tym ujęciu nie
jako kosmos (to greckie słowo znaczy
po polsku porządek), tylko jako chaos
(to greckie słowo znaczy po polsku
zbiór nieprzewidywalnych przypadków). W ten sposób odebrano materii
nawet wymiar mechanizmu, bo w mechanizmie są jakieś prawidłowości,
regularności. Również w ten sposób
przestano widzieć w człowieku organizm. I wszechświat i człowiek są
traktowane jako zbiory nieprzewidywalnych przypadków. Chaos jest równoznaczny z absurdem, z utratą poczucia sensu. W tym duchu Heidegger
pisał: „człowiek bytuje ku śmierci”.
Tymczasem Arystoteles uważał, że
natura nie czyni niczego na próżno,
czyli że powszechnie widzimy jak
poszczególne byty zmierzają do określonych celów. A celów tych nie wyznaczają one same, tylko je otrzymały
z zewnątrz. Tam gdzie jest celowość
tam musi być też ktoś, kto cele wyznacza. Tam gdzie jest ład i porządek
tam musi być ktoś, kto ów ład
i porządek ustanowił i utrzymuje.
W ten sposób krytyka chaotyczności
i ślepego przypadku kieruje ludzki
rozum ku Bogu jako ostatecznego celu
człowieka i przyczynie porządku we
wszechświecie.
Materializm też jest maską za którą
kryje się nihilizm. Jednym z największych materialistów i jednocześnie
nihilistów był Lenin. Jego osobistą
nienawiść do tego, co duchowe z Bogiem na czele trudno porównać do
czegokolwiek innego. Materialistom
materia zastąpiła Boga.
Tymczasem Platon był pierwotnie
zafascynowany przyrodą, ale gdy
zaczął się jej dokładniej przyglądać, to
uznał, że „to wszystko co jest fizyczne,
zmysłowe i materialne, nie jest w stanie wytłumaczyć siebie samo. Potrzebne było coś więcej, coś czego to, co
zmysłowe było jakby odbiciem”. Jeśli
byśmy z filozofii greckiej usunęli takie
pojęcia jak: duch, dusza, duchowość,
to doprawdy niewiele by z niej zostało.
część 6 za tydzień
STRONA 18
KRONIKA KATOLICKA
G£OS nr 6
Światowe Dni Młodzieży - dziś i 25 lat temu
W
Renata Chrzanowska
roku 1991 w Częstochowie
odbyły się po raz pierwszy
w Polsce Światowe Dni
Młodzieży. W 2016 roku, w dwudziestopięciolecie tego wydarzenia, po raz
drugi, w naszym kraju odbyło się
spotkanie młodzieży z całego świata,
tym razem w Krakowie.
Dlaczego odwołuję się do wydarzeń
sprzed 25 lat? Nie tylko dlatego, że
miałam dwadzieścia lat, gdy pełna
entuzjazmu, radości, nadziei na przyszłość uczestniczyłam w spotkaniu
z Ojcem Świętym Janem Pawłem II na
Jasnej Górze, ale także dlatego, że
większości ludzi towarzyszyła wówczas niepewność, obawy, lęk związane
z organizacją tego wielkiego wydarzenia, ważnego szczególnie dla Europy Wschodniej, która budziła się
w świecie wyzwalającym się z komunizmu.
Dziś, po 25 latach Światowe Dni
Młodzieży w Krakowie wywoływały
podobne uczucia. Wielu, zwłaszcza
młodym Polakom udzielała się radość,
entuzjazm, nadzieja, ciekawość spotkania z innymi chrześcijanami z całego świata. U części, zwłaszcza starszych rodaków pojawiał się lęk.
W czasie przygotowań do ŚDM
można było usłyszeć pytania dotyczące bezpieczeństwa młodzieży. Nie
były one jednak zakorzenione, jak
dwadzieścia pięć lat temu w kiełkującej we Wschodniej Europie wolności, ale związane z obecną sytuacją przede wszystkim w krajach Europy
Zachodniej - przez którą przelewa się
fala terroryzmu wywołana przez
Słowo Pańskie na Niedzielę
skrajne ugrupowania islamskie.
Pojawiały się także inne refleksje.
Kiedy w sierpniu 1991 roku młodzież
spotkała się z Janem Pawłem II, podkreślał on zgodnie z hasłem szóstych
Światowych Dni Młodzieży, że „otrzymaliśmy Ducha przybrania za synów”
(Rz 8,15). Dziś, kiedy część z nas na
chwilę wraca myślami do tamtego
czasu, musi zderzyć się z licznymi
pytaniami: Co my, wówczas młodzi
ludzie, zrobiliśmy z tym przesłaniem,
iż nie jesteśmy niewolnikami systemu, układów panujących w świecie,
ale dziećmi Boga? Czy potrafiliśmy
wykorzystać dar wolności i synostwa
Bożego w rozwoju osobistym i społecznym? Czy dziś Polska, Europa,
włem II, odkrywać w swoim życiu
miłosierdzie Boże, w oparciu o hasło
trzydziestych pierwszych Światowych
Dni Młodzieży „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7). Czas ten stał się wyjątkowy dla Krakowa. Część mieszkańców narzekała na utrudnienia
w poruszaniu się po mieście, część
z radością witała pielgrzymów, ale
chyba wszyscy byli pod wrażeniem
radości, którą młodzi pielgrzymi emanowali w środkach komunikacji miejskiej, na ulicach, w restauracjach,
w parkach. Nie potrzebna była znajomość języków obcych. Czasami proste
gesty i uśmiech wystarczały w porozumiewaniu się. Nawet ci narzekający
świat odwołując się do spotkania
młodzieży z 1991 r. na Jasnej Górze,
może powiedzieć, że pracowali nad
„budowaniem braterskiego współżycia pośród wszystkich narodów” 1, że
budowaliśmy „społeczność bardziej
sprawiedliwą i bardziej solidarną” 2?
25 lat później znów na polską ziemię
przyjechali młodzi pielgrzymi z całego
świata. Tym razem spotkali się w Krakowie, by wraz ze świętymi: siostrą
Faustyną Kowalską oraz Janem Pa-
nagle zaczynali się uśmiechać, gdy
przy wysiadania z tramwaju, czy autobusu, od różnojęzycznej młodzieży
słyszeli słowa wypowiadane w języku
polskim: „dziękujemy”, „do widzenia”.
Co Światowe Dni Młodzieży przyniosły współczesnym Polakom? Zapytałam o to kilka osób, które w różny
sposób zaangażowały się w spotkanie
młodych.
Ewelina wraz z rodziną goszcząca
w swoim domu dwie dziewczyny
z Paragwaju, mówiła o nich: „Przeurocze! Przekochane!”. Wspominając te,
lipcowe dni podzieliła się historią
ukazującą wyjątkowe spotkanie, tych
uczestniczek ŚDM-u z sąsiadką jej
rodziny. Ta kobieta była więźniarką
niemieckiego obozu koncentracyjnego
w Oświęcimiu. Podarowała ona gościom z Paragwaju drobne upominki ściereczki z polskimi emblematami.
Prezenty z pozoru proste i niepozorne,
bardzo je wzruszyły, zwłaszcza, gdy
poznały historię darczyńcy. Wzruszyła
się także była więźniarka, oraz rodzina
goszcząca Paragwajki, widząc zainteresowanie tych dziewczyn historią
Polski.
Radek, będący wolontariuszem oraz
członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej, opowiadając o ŚDM zwrócił uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze na
świadectwo pielgrzymów, którzy podkreślali, że krakowskie spotkanie było
dużo lepiej zorganizowane niż, te
w poprzednich latach w Rio de Janeiro
i Madrycie. Po drugie stwierdził, że
on, jako strażak, był pod ogromnym
wrażeniem atmosfery życzliwości
i wzajemnej pomocy, panujących
w czasie tego tygodnia w Krakowie.
Nie tylko wśród pielgrzymów, ale
Ewangelia wg św. Łukasza Łk 14, 1. 7-14
Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony
Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby
w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Potem opowiedział
zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca
wybierali. Tak mówił do nich:
«Jeśli cię ktoś zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by
przypadkiem ktoś znamienitszy od ciebie nie był zaproszony przez
niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: „Ustąp
temu miejsca”, a wtedy musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce.
Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. A gdy
przyjdzie ten, który cię zaprosił, powie ci: „Przyjacielu, przesiądź się
wyżej”. I spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników.
Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża,
będzie wywyższony».
Do tego zaś, który Go zaprosił, mówił także: «Gdy wydajesz obiad
albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani
krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie
zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś
ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy,
ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych».
23-31.08.2016
także mieszkańców Małopolski, którzy dzielili się z nimi dosłownie
wszystkim co mieli: pieczywem, owocami, warzywami, czy wodą.
Asia i Adam - małżeństwo śpiewające w scholi podczas koncertu uwielbienia Miłosierdzia Bożego, zatytułowanego: „Stworzeni, by wielbić”
w Krakowskich £agiewnikach, w swoim świadectwie podzielili się doświadczeniem zarówno podczas adoracji
Najświętszego Sakramentu, w czasie
której po raz kolejny mogli zawierzyć
swoje, wspólne życie Miłosiernemu
Ojcu, jak i podczas trwającego prawie
dwie godziny koncertu, gdzie, jak
oboje mówią, doświadczyli wielonarodowościowej i wielokulturowej „Nowej Wieży Babel”. Jednoczył ją Duch
i jedna wiara, szczególnie w chwili,
gdy siostry ze zgromadzenia Matki
Bożej Miłosierdzia przekazały w kilku
językach młodzieży przybyłej na ŚDM
orędzie Miłosierdzia. Różne kolory
skóry, flagi, radość, wspólne wielbienie śpiewem, wspólnota wiary, rodzinna atmosfera na długo pozostaną
obecne w ich życiu.
Filip, uczeń jednego z krakowskich
techników śpiewał w chórze Światowych Dni Młodzieży. Zapytany o to,
co go najbardziej ujęło podczas tego
wydarzenia, bez wahania odrzekł, że
ilość ludzi, nie tylko pielgrzymów, ale
przede wszystkim wolontariuszy pracujących na rzecz innych, którzy starali się nie tylko pomagać uczestnikom
ŚDM-u, ale także przeżywać ten
niezwykły czas w bliskości z Bogiem.
Podkreślił, że dla niego to było wielkie, duchowe doświadczenie spotkania
z drugim człowiekiem, z mądrymi kapłanami, ale przede wszystkim
z Chrystusem, które mu pozostanie na
całe życie.
Na koniec warto odnieść się do
świadectwa młodego informatyka,
który sceptycznie podchodził do tego
wydarzenia, ale kiedy zobaczył w jak
radosnej atmosferze przebiegało spotkanie stwierdził, że chyba wybierze się
na kolejne ŚDM w Panamie.
Czym zatem były Światowe Dni
Młodzieży w Krakowie? Na pewno
wielkim świętem „młodego Kościoła”,
który nie tylko udowodnił, że jest
żywy, radosny, dynamiczny, który nie
uległ lękowi wywołanym doniesieniami o terroryzmie, ale przede wszystkim dał świadectwo ludziom, ukazujące rolę Chrystusa we współczesnej
Europie, we współczesnym świecie,
próbującym usunąć Go z przestrzeni
publicznej. Dwadzieścia pięć lat po
spotkaniu na Jasnej Górze z Janem
Pawłem II, patrząc na młodych ludzi,
wciąż można mieć nadzieję, że jeszcze
nie wszystko przegrane, że jeszcze nie
wszystko stracone w budowaniu
„społeczności bardziej sprawiedliwej i
bardziej solidarnej”, która nie tylko nie
odrzuci chrześcijańskich korzeni, ale
właśnie na nich będzie wzrastać.
Renata Chrzanowska - Kraków
G£OS nr 6
23-31.08.2016
P
KRONIKA KATOLICKA
STRONA 19
PRAWO BO¯E PRAWEM CZ£OWIEKA
DLA POKOJU NA ZIEMI
Ks. Stanisław Małkowski
okój fałszywy tym różni się od
prawdziwego, że karmi się złudzeniem, pozbawiony jest rozumu i wiary. Wiara w siebie nie może
zastąpić wiary w Boga. Powtarzanie
hasła „Zwyciężymy!” nie zastąpi zwycięstwa. Zwycięski pokój jest owocem
współdziałania z Bogiem.
Słowo Boże mówi o pokoju, którego
warunkiem jest nawrócenie, posłuszeństwo Bogu, poddanie się Jego
woli, władzy i prawu. Prorok Jeremiasz głosi pokój oparty na prawdzie
i sprzeciwia się fałszywemu spokojowi w poczuciu własnej siły w drodze
ku rzekomemu zwycięstwu. Gdy
prorok mówi: ludzka siła nie wystarczy do pokonania przeciwnika, on sam
spotyka się z prześladowaniem i oskarżeniem: obezwładnia on ręce żołnierzy
(...), nie szuka przecież pomyślności
dla tego ludu (...) niech umrze (Jr
38,4).
Zwycięski pokój jest owocem
współdziałania z Bogiem. Autor Listu
do Hebrajczyków mówi: Patrzmy na
Jezusa, który nam w wierze przewodzi
i ją wydoskonala; On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż (Hbr 12,2). Pokój płynie
więc z krzyża. Słowa Jezusa: Czy
myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam
(£k 12,51) trzeba czytać i rozumieć
w kontekście: Pokój zostawiam wam,
pokój mój daję wam; nie tak jak daje
świat, ja wam daję (J 14,27). Tekst bez
kontekstu staje się pretekstem do
apatii, zniechęcenia lub żywienia fałszywych nadziei.
i nast.).
Przeżywaliśmy uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
Przeniesienie przez Dawida Arki Pana
na jej miejsce (1 Krl 15,3) jest zapowiedzią zwycięstwa Maryi - Arki Nowego Przymierza, uczestniczącej
w pełni w Chrystusowym zwycięstwie, które „pochłonęło śmierć” (1
Kor 15, 54). W Ewangelii błogosławieństwo wobec Maryi wypowiedziane przez kobietę z tłumu rozszerza
Jezus na tych, którzy słuchają słowa
Bożego i zachowują je (£k 11,28),
czyli na nas. Słuchać słowa Bożego, to
zarazem przyjąć słowo Boże, czyli
Chrystusa, tak jak Maryja.
W dniu Wniebowzięcia widzimy
oczami św. Jana otwarte niebo, a w
nim Arkę Przymierza, czyli Maryję,
a następnie jesteśmy świadkami ukoronowania Niewiasty obleczonej
w słońce koroną z gwiazd dwunastu.
Apokaliptyczny smok, czyli Szatan
chce pożreć Dziecko Niewiasty Chrystusa, odbierając Mu władzę, ale
to okazuje się niemożliwe, Chrystus
żyje i króluje w
niebie i na ziemi,
nie tylko w niebie,
bo Niewiasta Maryja zbiegła na pustynię, gdzie ma
miejsce przygotowane przez Boga
i teraz, już w życiu
doczesnym, którego obrazem jest
pustynia, nastało
zbawienie, potęga
i królowanie Boga
naszego i władza Jego Chrystusa (Ap
12, 6.10).
Chrystus jest więc Królem w niebie
i na ziemi. Życie i zbawienie mieszkańców ziemi zależy od uznania
Chrystusowej władzy. Oby to się stało
przez uroczysty, publiczny akt intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski
dokonany przez obie władze - kościelną i państwową, zgodnie z Jezusowym
orędziem do Polaków, przyjętym przez
sługę Bożą Rozalię Celakównę. Tego
dzieła orędownikiem i świadkiem za
cenę cierpienia był i jest z nieba ks.
Tadeusz Kiersztyn.
Czytamy o Chrystusie: „trzeba, ażeby królował” (1 Kor 15, 25). To
„trzeba” ma się dopełnić przy naszym
współdziałaniu i posłuszeństwie.
Obrazy apokaliptyczne ukazują walkę prowadzącą do pokoju na Bożych
warunkach. Przypomnę słowa ks.
Antoniego Szlagowskiego, wypowiedziane w czasie mszy pogrzebowej ks.
Ignacego Skorupki w kościele garnizonowym w Warszawie przy ul. Długiej 17 sierpnia 1920: Ważą się losy
Polski, losy Europy się ważą, czy
Polska będzie, czy Europa będzie? Bój
to z pogaństwem nowożytnym, bój to
z szatanem samym.
Nic dodać, nic ująć.
W Ewangelii Maryja wielbi Boga
słowami wypowiedzianymi w czasie
Nawiedzenia. Oto Wszechmocny
„strącił władców z tronu” (£k 1, 52),
bo On sam godzien jest sprawować
władzę.
5 sierpnia odprawiałem mszę świętą
za Ojczyznę w Nowej Osuchowej,
w kościele Świętych Apostołów Piotra
i Pawła we wspólnocie kilkudziesięciu
osób, koło miejsca objawień Matki
Bożej Częstochowskiej, w akcie intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla
Polski wg roty zatwierdzonej przez
Episkopat Polski i przewidzianej do
wygłoszenia w £agiewnikach 19 listopada. Odczytany tekst roty połączony był z wprowadzeniem i zakończeniem wyrażającym poddanie się władzy Jezusa Chrystusa Króla Polski dla
ocalenia Ojczyzny i na znak dla innych
narodów, zwłaszcza sąsiednich. Maryja Królowa Polski chce, aby Jezus
Chrystus jako Król Polski królował
wraz z Nią.
dot. homoseksualizmu. Jednak tylko
20 proc. duchownych miało wypowiadać się przeciwko akceptacji sodomii,
a aż 12 proc. pytanych potwierdziło, że
duchowni opowiedzieli się za akceptacją stosunków homoseksualnych.
W kwestii aborcji, 22 procent stwierdziło, że słyszało kazania potępiające
uśmiercanie dzieci poczętych. 3 proc.
ankietowanych mówiło, że słyszało
kazania, w których księża wspierali
tzw. prawo dostępu kobiet do zabijania
dzieci poczętych. 29 procent pytanych
katolików potwierdziło, że problem
aborcji był w ogóle podnoszony
w nauczaniu duchownych.
imigracji, ochrony środowiska i nierówności ekonomicznych.
W sprawie imigracji, 19 procent
katolików donosiło, że ich duchowni
podkreślali potrzebę gościny i udzielenia pomocy przybyszom z innych
państw. 4 procent donosiło, że duchowni opowiadali się za surowszą
polityką egzekwowania przepisów
imigracyjnych.
16 procent katolików poinformowało, że ich księża opowiedzieli się za
ochroną środowiska i tylko 1 procent
wiernych słyszało kazania, w których
duchowni krytykowali przepisy dot.
polityki o ochronie środowiska.
a 49 procent stwierdziło, że omawiane
są one rzadko lub nigdy. Tylko 7 proc.
potwierdziło, iż duchowni „często”
głoszą kazania w kwestiach społecznych i politycznych.
Mówi Matka Boża Królowa Pokoju:
Moje kochane dzieci, żyjecie w czasie
duchowej walki, która staje się coraz
bardziej otwarta; Szatan (...) wystawia
wierne i odważne dzieci Kościoła na
pośmiewisko i prześladowanie oraz
wznieca bunt przeciwko wszystkiemu,
co pochodzi od Boga (...); [ale] bądźcie pewni, że wasze świadectwo przyniesie owoce. (Adam Człowiek, Oto
czynię wszystko nowe. Orędzia, s. 248
O tym mówią księża w amerykańskich kościołach
N
ajnowszy sondaż Pew Research Center wskazuje, że
według 64 proc. ankietowanych katolików, kazania wygłaszane
podczas niedzielnych Mszy św. dotyczą problemów politycznych i społecznych. Najczęściej poruszana jest
kwestia wolności religijnej, homoseksualizmu i aborcji. Niestety, księża nie
zawsze omawiają te zagadnienia zgodnie z nauczaniem moralnym Magisterium Kościoła.
32 procent katolików co niedzielę
biorących udział we Mszy św. stwierdziło, że duchowni bardzo często
mówią o potrzebie ochrony wolności
religijnej. Zaledwie 2 procent przyznało, że ich duchowni nie wierzą, by
wolność religijna była faktycznie
atakowana.
39 procent praktykujących katolików potwierdziło, że słyszało kazania
64 proc. tych, którzy stwierdzili, że
co najmniej raz lub dwa razy w miesiącu uczestniczy we Mszy św. mówiło, że słyszeli, jak duchowni z ich
kościołów lub innych miejsc kultu
podczas kazań poruszali także kwestie
Ogólnie rzecz biorąc, respondenci
wskazywali, że dyskusja na tematy
polityczne nie jest aż tak powszechna,
jak się sądzi. 29 procent pytanych
mówiło, że kwestie polityczne i społeczne omawiane są tylko czasami,
Badanie zostało przeprowadzone
przez Pew online i za pośrednictwem
poczty w dniach od 5 czerwca do 7
lipca na reprezentatywnej próbie 4 tys.
602 dorosłych.
GŁOS
Źródło: cns.news.com
- Szukamy Prawdy
- Wierzymy w Boga Trójjedynego
- Walczymy o wolną Polskę
Red. naczelny Wiesław Magiera
SYLWETKI
G£OS nr 6
Żegnamy wybitnego Polaka - patriotę
Śp. prof. Iwo Cypriana Pogonowskiego
STRONA 20
21 lipca 2016 r. w w Sarasota na
Florydzie zmarł w wieku 94 lat prof.
Iwo Cyprian Pogonowski. Posiadał on
tak wiele zdolności, że nie sposób je tu
wszystkie wymienić: inżynier przemysłu naftowego, nauczyciel akademicki, architekt, artysta, językoznawca autor słowników, publicysta i pisarz
polonijny, autor wielu atlasów historycznych, znakomity historyk Polski
i świata.
Urodził się 3 września 1921 roku we
Lwowie, w Polsce. Był to człowiek
wyjątkowo zdolny, utrzymujący szerokie kontakty z ludżmi nauki i sztuki na
świecie. Rodzina Jego to patriotyczna
polska arystokracja II Rzeczypospolitej. Jego ojciec był adwokatem
i dyplomatą z dwoma doktoratami
w dziedzinie prawa i literatury słowiańskiej, matka - malarką, rzeźbiarką
i pianistką. Pogonowscy - mężczyżni
służyli w wojsku. Podczas walk
o odrodzenie Polski w latach 19181921 wielu z nich zginęło.
Iwo od dzieciństwa wyrastał w duchu patriotycznym. Miał siedemnaście
lat, gdy Niemcy i Sowieci najechali na
Polskę we wrześniu 1939 roku. Iwo
zgłosił się na ochotnika do wojska
i brał udział w walce. W grudniu 1939
roku, próbował przedostać się na
Zachód, by walczyć dalej, ale został
złapany przez Niemców i uwięziony
w Tarnowie. W czerwcu 1940 roku,
wraz z innymi polskimi więźniami,
został wysłany do niemieckiego obozu
zagłady w Sachsenhausen - Oranienburg. Przez 5 lat pobytu w obozie zagłady ciężko pracował i ciągle żył
w stałym zagrożeniu utraty życia.
Organizował nawet w obozie ruch
oporu sabotujący niemiecką produkcję
zbrojeniową. Wytrwał zwycięsko
i doczekał wyzwolenia obozu przez
Amerykanów w kwietniu 1945 r.
Po wyzwoleniu dowiedział się, że
jego ojciec ledwo przeżył więzienie
gestapo w Polsce, jego ciotka dr Maria
Pogonowska zginęła zamordowana
przez sowieckich oprawców we Lwowie. Jego kuzyn Janusz Pogonowski
został stracony w Oświęcimiu, a jego
nastoletni brat zginął walcząc w Powstaniu Warszawskim w szeregach AK.
w sierpniu 1944. Cały majątek rodziny
Pogonowskich zostały utracony, a dom
rodzinny zburzony. Były to straty dokonane zarówno przez nazistów jak
i sowietów oraz przez ustanowione
przez sowietów komunistyczne władze w Polsce. Te ostatnie kontynuowały w Polsce terror wobec niepodległościowych elit wiele jeszcze lat po
zakończeniu II wojny światowej.
Iwo po zakończeniu wojny postanowił nie wracać do okupowanej przez
sowietów Polski. Chciał wstąpić do
Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie,
ale po zakończeniu wojny nie było to
już możliwe, bo „alianci” raczej dążyli
do rozwiązania tego polskiego wojska.
ma wiertnicza, która była praktycznie
bezpieczna przed przewróceniem podczas burz i huraganów.
W 1957 roku wrócił do Polski, by
odwiedzić swoich rodziców (po 17
latach nieobecności) i poślubić młodą
lekarkę Magdalenę Czarnek. Ich małżeństwo trwało 59 szczęśliwych lat.
Od 1972 uczył inżynierii oceanicznej na Virginia Polytechnic Institute
i State University (Virginia Tech)
w Blacksburg, VA, gdzie przeniósł się
wraz z żoną i córką Dorotą.
Jednocześnie wykonywał swoją
pasję w naukach humanistycznych,
w szczególności do-tyczących Polski
i jej kultury i historii. Na poczatku
swojej działalności
pisarskiej opracował i wydał polskoangielski słownik,
który okazał się być
absolutnym bestsellerem i był wydany w co najmniej
pięciu edycjach.
W 1987 r. opublikowano Pogonowskiego
atlas
historyczny,
z
wieloma
mapami
i
prof. Iwo Pogonowski /z prawej/ oraz autor tego
o b f i t y m i
„Pożegnania” Walter Wiesław Gołębiewski
adnotacjami, a w
Podjął studia na Uniwersytecie St. 1993 roku, wydał dzieło „Żydzi w
Ignatius w Antwerpii. Ze względu na Polsce”. Był oddanym zwolennikiem
trudne warunki materialne, ubogi emi- ż y d o w s k o - c h r z e ś c i j a ń s k i e g o
grant polityczny z Polski zmuszony pojednania. Był przyjacielem słynnego
był opuścić Europę i wyjechać do Jana
Karskiego
oraz
Oskara
Wenezueli, gdzie pracował jako kre- Haleckiego. Wraz z żoną Magdaleną,
ślarz. Następnie wyemigrował do Iwo Pogonowski był za-gorzałym
Stanów Zjednoczonych, sponsorowa- zwolennikiem Katedry Polo-nistyki w
ny przez swego znajomego pisarza Institute of World Politics. Razem
Clarence Pendeltona i senatora Willia- sponsorowli
wiele
projektów
ma Fulbrighta. Rozpoczął studia na i fundowali stypendia. W 2010 roku
University of Tenessee, gdzie zdobył otrzymał srebrny medal ze Społecznej
BS i MS w sprawach cywilnych oraz Fundacji Pamięci Narodu Polskiego
w inżynierii mechanicznej. Po ukoń- przez Polonia Mater Nostra Est.
czeniu studiów w 1955 roku został wy- Ponadto, w 2014 w Miami, otrzymał
brany przez koncern naftowy Shell, złoty medal od Amerykańskiego Inaby pracować jako inżynier budo- stytutu Kultury Polskiej Inc. za osiąwlany w Nowym Orleanie. Później gnięcia w dziedzinie inżynierii oraz
przeniósł się do Houston w Teksasie promowania polskiej historii.
do pracy w Departamencie Badań
Mieszkając od lat na zachodniej Floi Rozwoju Texaco. Jednym z jego naj- rydzie, miałem okazję dobrze poznać
większych wynalazków była platfor- prof. Iwo Pogonowskiego i Jego wspa-
dr
ZAKŁAD POGRZEBOWY świadczy usługi dla
TORONTO, ETOBICOKE I MISSISSAUGA
PEEL CHAPEL
2180 Hurontario Street (Hwy, 10 North of Q.E.W)
Mississauga, ON Tel.: (905) 279-7663
BUTLER CHAPEL
23-31.08.2016
4933 Dundas Street West (at Burnhamthorpe)
Etobicoke, ON Tel.: (416) 231-2283
YORKE CHAPEL
2357 Bloor Street West
(at Windermere)
Toronto, ON Tel.: (416) 767-3153
niałą Małżonkę Magdalenę. W czasie
naszych polonijnych i towarzyskich
dyskusji dużo się nauczyłem od prof.
Pogonowskiego. Do końca życia Jego
pamięć i swieżość umysłu zadziwiała
nas wszystkich. Do ostatnich lat
podejmował działania zmierzające do
nauczania Polaków, Polonii i Amerykanów polskiej historii i kultury.
Interesował się naszym Stowarzyszeniem tj. Światową Radą Badań nad
Polonią, co pozwoliło nam wspólnie
organizować tu na Florydzie w Sarasocie konferencje i spotkania historyczne głównie dla licznego tu polonijnego środowiska oraz Amerykanów
polskiego pochodzenia. Iwo Pogonowski nie obawiał się trudnych tematów
historycznych i dyskusji. Upierał się,
że prawda powinna zawsze zwyciężać,
a odkrywanie jej to nasz naukowy obowiązek. W swoim zyciu nie stosował
się do zasad tzw. „poprawności politycznej” Nie obawiał się wygłaszać
często kontrowersyjne opinie, broniąc
prawdy opartej na faktach i analizie.
Cierpliwość nie była jego cnotą,
a prędkość jego genialnego umysłu
często stwarzała wiele kontrowersji.
Nie przejmował się tym zbytnio.
Pozostawił żonę Magdalenę, córkę
Dorotę i jej mąża Johna Henne, wnuczkę Ewę, i wnuka Christophera. Wraz
z Rodziną zmarłego my wszyscy
z grona przyjaciół jesteśmy bardzo
zasmuceni śmiercią Wielkiego Polaka
i genialnego naukowca i naszego przyjaciela.
Wieczny odpoczynek racz mu dać
Panie, a światłość wiekuista niech Mu
świeci na wieki wieków Amen.
CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI.
Walter Wiesław Gołębiewski
Prezes Światowej Rady Badań
nad Polonią
Proszę o kontakt osoby,
które potrafią sprzedawać reklamę
(drukowaną, internetową, kalendarze
itp.) Sprzedajemy w całej Kanadzie,
USA i Polsce, kontaktując się
z klientami internetem
lub telefonicznie.
Wyślij email: [email protected]
Lucyna Poloczek
GABINET
DENTYSTYCZNY
35 King Street East, Unit 21
Mississauga (Hurontario & Dundas)
tel. 905. 896.1148
DZWON NA TRWOGÊ
POWIEŚĆ
G£OS nr 6
23-31.08.2016
Kazimierz Braun
M
część 2
iał za sobą próby dramaturgiczne, które rozpoczął od
pisania adaptacji prozy,
które stawały się scenariuszami przedstawień, które sam reżyserował, a gdy
to się udawało, zaczął pisać dramaty,
najpierw do szuflady, i te pierwsze
w szufladzie pozostały, ale ośmieliły
go do napisania kolejnych, a potem ich
wystawiania - z coraz większymi oporami cenzorów i nadzorców pereelowskiej kultury.
Tradycja rodzinna, święci rodzice,
uczestnictwo w życiu Kościoła, przekonania polityczne ubezpieczyły go
kiedyś od przyjęcia ponawianych
wobec niego propozycji wstąpienia do
partii komunistycznej, co, jak kusiciele obiecywali, przyspieszyło by jego
karierę teatralną.
Poszedł w odwrotnym kierunku.
Radykalizował się stopniowo coraz
bardziej. Coraz częściej wchodził
w coraz ostrzejsze konflikty z władzami. W czasach stanu wojennego, kiedy
wybory moralne, polityczne i artystyczne musiały stać się jeszcze bardziej
niż poporzednio jednoznaczne i zdecydowane - zdecydowanie przeszedł
na stronę opozycji, działał w politycznym podziemu, robił podziemne
przedstawienia, pisał do podziemnych
gazet. Po szeregu kłótni i starć z patyjnymi urzędnikami i z cenzorami, po
ukazaniu się na jego temat kolejnych
recenzji - donosów w prasie, po kilkakrotnym wreszcie aresztowaniu, został
wyrzucony z pracy, pozbawiony stanowiska dyrektora teatru i, praktycznie,
środków do życia i utrzymania, już
pięcioosobowej wtedy, rodziny.
Była to oczywiście represja za jego
działalność opozycyjną, za treść i wyraz jego przedstawień, za ich rosnący
rozgłos i rozszerzający się wpływ na
publiczność i na całe środowisko
artystyczne. Reżim nie chciał do tego
dopuścić. Więc jego kariera została
przecięta, złamana. Reżim go zniszczył. Stracił możliwość pracy w kraju.
To prawda. Tak było.
Ale zamiast kontynuować walkę
z reżimem, no, raczej działania na
złość reżimowi, dał sobie urlop bezterminowy - od nękania przez komunistycznych urzędników i skorumpowanych recenzentów, od chamskich
milicjantów i śledczych. Jak Hamlet kiedyś reżyserował tę tragedię - nie
mógł już znosić „zniewag świata”
i „upokorzeń, których miernota nie
szczędzi zasługom”, obelg, lekceważenia, bezprawia. Więc skorzystał
z nadarzającej się oferty pracy za
granica. Długo nie mógł uzyskać paszportu - kolejne upokorzenie i bezprawie. Gdy go wreszcie dostał i wyjechał
do Stanów, a jego amerykańscy przyjaciele wywiązali się ze swej obietncy
zatrudnienia go, przekwalifikował się
z reżysera na nauczyciela akademickiego. Wracał jednak do teatru poprzez reżyserowanie na uniwersytetach, czasem teatrach zawodowych,
oraz pisanie i wystawianie swoich dramatów. Podejmował następnie kilka
razy próby powrotu do pracy teatralnej
w kraju, ale za każdym razem jego
starania były utrącane przez władze,
które wciąż traktowały go jako wroga.
Zaś po zmianie sytuacji w Polsce, jego
powrót uniemożliwiali ludzie „starego
reżimu”, jak się okazało, wciąż wpływowi i wciąż „trzymający władzę”.
Sprowadził więc do Ameryki rodzinę. Zadomowił się, osiadł.
Po co teraz przyleciał? - Jego dramat
o świętym Maksymilianie Kolbe
wystawili franciszkanie w klasztorze
w Rozdole. Przyleciał, aby podziękować tym dobrym zakonnikom i ich
gwardianowi, a zarazem reżyserowi
przedstawienia, za podjęcie trudu
wystawienia jego sztuki. Może także
będzie trzeba udzielić im jakichś zawodowych wskazówek, na które pewnie czekają reżyser-amator i jego
aktorzy-amatorzy. Zapewne po przedstawieniu będzie jakieś spotkanie
z zespołem, może nawet z całą wspólnotą zakonną. Zapewne, o, nawet na
pewno, będą mu zadawali pytania.
Będzie się starał odpowiadać na nie
wyczerpująco i poważnie, a zarazem
będzie w nim rósł zawód, że rozmo-wa
dotyczy aktorskich środków wyrazowych, kontaktów między postaciami,
ruchu scenicznego, dykcji i tego
wszystkiego co na zewnątrz, a nie
tego, co najważniejsze. Czego więc?
Skoro ta rozmowa odbędzie się jednak
po teatralnym przedstawieniu? Trzebaby postawić zasadnicze pytanie: Jak
teatrem zmierzać do Boga?
Pytanie zasadnicze, jasne, jednoznaczne. Ale jak na nie odpowiedzieć?
Jakich użyć słów do sformułowania
odpowiedzi? Czy w ogóle da się ją
znaleźć? Przecież to największa tajemnica teatru. I nie tylko tajemnica - ale,
równocześnie, kolejne pytanie, cała
bania z pytaniami; próba odpowiedzi
PROTEZY DENTYSTYCZNE
Kasia Dorman, DD
280 The Queensway, Etobicoke
tel. (416) 251-6147
na jedno pytanie prowadzi do konieczności postawienia nowych, następnych. O sensy, powody, motywacje,
cele, owoce teatralnej pracy, twórczości, roboty, po prostu. Trzeba by
mówić o szamotaniu się, błądzeniu
podziemnymi korytarzami, rozbijaniu
się o zamknięte furtki, przeciskaniu się
przez zbyt wąskie szczeliny, by wreszcie na krótką chwilę wychynąć, jak
na powierzchnię wody po zbyt głębokim nurkowaniu, ku światłu spełnienia, radości pełnego oddechu, pewności, że ten, ten właśnie mroczny
sceniczny obraz odesłał wyobraźnię
widza ku obrazom krystalicznie jasnym i ostro zarysowanym, a zarazem
pełnym światłocienia i falującym; że
akurat to działanie aktora jest trafne,
nośne i ekspresyjne; ten gest buduje
most kontaktu sceny z widownią; to
słowo rani widza, a zarazem koi.
Więc jak będzie z tymi zakonnikami
rozmawiał? Oni na godziny prób
i przedstawień odchodzą od swojej
codziennej, odmierzanej zakonną regułą rutyny modlitwy, medytacji, lektury, nauki, prac gospodarczych.
Zawieszają codzienny rytm zbierając
się na próby. Zakłócają ten rytm?
Więc źle robią. A może właśnie dobrze? Bo włączają w swoją modlitwę
obszary życia zazwyczaj leżące odłogiem, jakże często zastrzeżone dla
diabła. Diabła, który hula teraz po
teatrach, po całym teatrze światowym i mało kto stara się go powstrzymać, w ogóle mało kto go rozpoznaje,
demaskuje. Diabła, który podpowiada
uwagi i decyzje reżyserom, miesza
płci i języki aktorów, obnaża ich
i upokarza, a widzów poniża i obraża, no, i dyktuje recezncje z przedstawień krytykom teatralnym. Każąc
chwalić zło, a ganić, bezlitośnie niszczyć, nawet małe ziarenka dobra.
Zaprosili mnie - myślał - aby pokazać mi swoje przedstawienie, pochwalić się nim przede mną, otrzymać ode
mnie jakieś zawodowe wkazówki. Ale
przecież moim zadaniem nie będzie
uczenie ich teatru, prowadzenie ich ku
lepszemu teatrowi. Nie. To by była
droga teatralna. Trzeba z nimi pójść
drogą duchową. Trzeba im uświadomić, że prawdziwą motywacją w pracy
nad tym przedstawieniem jest, przynajmniej powinno być, zbliżanie się do
Chrystusa - poprzez teatralną pracę.
Ona ma sens i wartość nie jako taka,
nie dla siebie samej, ale tylko właśnie
jako doskonalenie służby Chrystusowi, jako prostowanie ścieżek prowadzących do niego. A równocześnie
udział w przedstawieniu ma dopo- magać widzom w prostowaniu ich własnych ścieżek. Teatrem? Jak o tym
mówić?
Z rozmyślania wyrwał go telefon.
Mamy kłopot, panie profeso-
STRONA 21
prof. Kazimierz Braun
- polski reżyser teatralny, pisarz,
profesor nauk humanistycznych.
(Ojciec Grzegorza Brauna - red.)
rze - usłyszał głos ojca gwardiana.
- Ruch na autostradzie prowadzącej
na lotnisko jest zupełnie zastopowany.
Już od kwadransa po prostu stoimy.
Widzę jak kierowcy wysiadają z samochodów. O, akurat ktoś się do mnie
zbliża. Otwieram okno. - Co pan
mówi? Lotnisko jest zamknięte? Radio
podało? Zamach? Loty wstrzymane?
Pasażerowie ewakuowani? Do terminalu A wdarli się teroryści? Czy do
pana profesora żadna wiadomość nie
dotarła?
Rozejrzał się i zobaczył, że siedzi
w poczekalni sam, a gromada pasażerów pospieszenie przeciska się przez
drzwi wyjściowe na podjazd.
- Och, musiałem się zagapić. Musiałem nie usłyszeć jakiegoś komunikatu. Najwyraźniej wszyscy wychodzą z dworca lotniczego. I ja muszę się
zbierać. Zdzwońmy się za chwilę.
Nie czekając na odpowiedź zerwał
się, wsunął telefon do kieszeni, zarzucił na ramię torbę, chwycił rączkę
walizki i ciągnąc ją, szybkim krokiem
skierował się ku wyjściu. Teraz słyszał
nadawane przez głośniki gorączkowe
komunikaty i polecenia w kilku językach. Przez szklane ściany widać było
na zewnątrz biegnących ludzi w mundurach. Niektórzy trzymali pistolety
maszynowe. Mrowili się tam pasażerowie obciążeni bagażami. Niektórzy
ciągnęli dzieci za ręce. Widać było ich
ruch, ale przez grube szyby nie słychać
było żadnego dźwięku. Och, akurat
komuś otwarła się wielka waliza i dobytek ubrań, kosmetyków, butów,
paczuszek wysypał się na chodnik.
Mężczyzna schylił się, aby rzeczy
zbierać, jakiś mundurowy zaczął mu
pomagać, ale gdy trwało to długo,
ostro nakazał mu zostawić wszystko to wyraziły jego gesty i wyraz twarzy,
bo przecież słów nie było słychać i podążać w tym jakimś kierunku,
w którym kierowani byli inni. Wywiązała się krótka szamotanina, w której mundurowy szybko zwyciężył,
a zrezygnowany mężczyzna pobiegł za
innymi. Dalej za szybą, na podjeździe,
poruszali się żołnierze, policjanci
i strażnicy, dyrygując pasażerami.
część 3 za tydzień
STRONA 22
T
Małgorzata Todd
rybunał Konstytucyjny orzekł
właśnie niezgodność konstytucji z konstytucją i tego się
trzymajmy. Skoro to co najważniejsze
mamy ustalone, zajmijmy się sprawami nieco błahszymi.
Zanim zaczęła obowiązywać poprawność polityczna pospołu z niepoprawnością obyczajową, uczono dzieci odróżniać dobro od zła i zapewniano, że lepiej być dobrym, niż złym.
Kiedy młody człowiek zaczynał poMy i Rosjanie
Na łamach najnowszego
numeru kwartalnika “Opcja na Prawo”, opublikowano wywiad jakiego
udzielił mi Ambasador Federacji Rosyjskich w Polsce, JE Siergiej Andriejew. Z rosyjskim dyplomatą Agnieszka Piwar rozmawiała m.in. o tarczy
antyrakietowej, pomnikach żołnierzy
armii czerwonej, rządach PiS-u, itp...
Pana Ambasadora zapytałam wprost
- czy Polacy powinni obawiać się
Rosji?
Piszę także o słynnym motocyklowym klubie “Nocne Wilki”. W przeciwieństwie do polskojęzycznych "dziennikarzy" i "publicystów" (wykonujących polecenia swoich sponsorów) nie
doszukałam się wśród rosyjskich motocyklistów żadnej gangsterki, natomiast odkryłam ich zaangażowanie
w dialog międzynarodowy, szerzenie
postawy patriotyzmu i wartości chrześcijańskich.
I wreszcie, w wywiadzie jakiego
udzielił mi prof. Dmitrij Karnauchow,
historyk pochodzący z Nowosybirska odkrywamy przed polskim Czytelnikiem piękno i bogactwo Syberii. Ufam,
że między innymi dzięki naszej rozmowie, już wkrótce Syberia okaże się
dla Polaków niezwykle atrakcyjnym
kierunkiem na wakacje i inne podróże.
Agnieszka Piwar
ŚWIĘTUJMY CUD
NAD WISŁĄ BEZ
PIŁSUDSKIEGO...
Bitwę warszawską wygrał Piłsudski,
bo tak napisał w broszurze „Rok
1920”. Chciałam zmierzyć się z tym
mitem i odpowiedzieć na zasadnicze
pytanie - gdzie był Piłsudski w dniach
12-15 sierpnia, kiedy decydowały się
losy Polski?
12 sierpnia udał się do kwatery
FORUM
Plecy
dejmować własne decyzje przekonywał się często o rozmijaniu się praktyki z teorią. Teraz praktyka odniosła
druzgocące zwycięstwo nad niegdysiejszą teorią.
Czy to znaczy, że zaczęły obowiązywać nowe reguły? Czy rzeczywiście
o sukcesie zawodowym decyduje
G£OS nr 6
23-31.08.2016
wyłącznie podły charakter i głupota?
Tak, ale tylko w kręgach mafijnych.
Nie oznacza to jednak, że uczciwemu człowiekowi plecy nie są
potrzebne. Przeciwnie, dla osiągnięcia
sukcesu są niezbędne. A najlepiej,
żeby do tego jeszcze posiadał dwie
zdolności: upatrywania dobrych stron
LISTY DO REDAKCJI
w Puławach i tam na ręce premiera
Witosa złożył dymisję z funkcji Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza.
Zdezorientowany i przerażony Witos
dymisji nie przyjął i włożył dokument
do szuflady! Upublicznienie tego faktu
mogło podkopać morale obrońców!
Faktycznym dowódcą polskiej armii
został generał Rozwadowski, który nie
wiedział o dymisji Naczelnika, stąd
jego lojalność. A jakie były dalsze poczynania marszałka? Jeszcze tego
samego dnia wieczorem wyjechał
z Prystorem do konkubiny i dwóch
córek do Bobowej. To 140 km na
południowy wschód od Krakowa,
prawie przy granicy czechosłowackiej.
Do tych 140 km dodać należy odległość Warszawa - Kraków, liczącą
około 300 km. To 440 km ówczesnych
dróg. Jeździło się z szybkością podróżną ok. 25 km/h. Dla porównania:
zwycięzca prestiżowego rajdu międzynarodowego Meregalli, pokonał trasę
rajdu z przeciętną 31,74 km. Piłsudski
wyjechał wieczorem, a kierowca prowadził z szybkością nie większą niż 25
km. Musieli więc zużyć na trasę (wliczając postoje) około 17 godzin. Droga powrotna podobnie. Razem niemal
półtorej doby w drodze - licząc do
Warszawy, a do Puław - Dęblina, do
armii odwodowej - około 30 godzin.
Piłsudski musiałby mieć niewiarygodną kondycję, aby po takim maratonie stanąć do dowodzenia kontrofensywą. Dotarł do Szczerbińskiej i córek
nie wcześniej niż późną nocą z 13 na
14 sierpnia. Przebywał tam nie mniej
niż kilka godzin, o czym pisała późniejsza żona w swoich Pamiętnikach "gdy żegnał się z nami - był zmęczony
i posępny. Pożegnał się z dziećmi i ze
mną, jakby szedł na śmierć."
Sam Piłsudski kompromituje się
w "Roku 1920", s. 216: “Dnia 16 sierpnia rozpocząłem atak... Dzień 17.08
nie przyniósł mi żadnego wyjaśnienia
tych zagadek..." A 16 sierpnia - jak
pisał gen. Haller w pamiętnikach w kościele w Radzyminie odbywało się
dziękczynne uroczyste nabożeństwo
w obecności kardynała Kakowskiego,
arcybiskupa Warszawy w intencji
"cudu nad Wisłą".
Bolszewicy byli już w pełnym odwrocie! Południowe wydania gazet warszawskich z 16 sierpnia zdążyły już
opisać szczegóły tej mszy dziękczynnej.
Tymczasem Piłsudski rozpoczyna
"atak" z okolic Dęblina, z odległości
100 km od Warszawy!... Ot, takie karkołomne wyliczenia dla klakierów dezertera...
Huzia na Moskwę
Bogna Polcyn
“Federacja Rosyjska tworzyła
sytuacje sprzyjające popeł-nianiu
zbrodni
wojennych”
mówi
w rozmowie z Onetem Małgorzata
Gosiewska, z której inicjatywy powstał
raport dotyczący rosyjskich zbrodni na
Ukrainie. Posłanka PiS tłumaczy, dlaczego Ukraińcy walczą pod malinowoczarną flagą UPA, komentuje zamieszanie wokół upamiętnienia ofiar
ludobójstwa wołyńskiego oraz ataki
ks. Isakowicza-Zaleskiego...
Po przeczytaniu tego wywiadu nasuwa się tylko jeden komentarz„kobyła dorożkarska” (widzi tylko to
co jej klapki intelektualne odsłaniają).
Widzi zbrodnie separatystów a ukraińskich już nie (bo sama była wolontariuszką w batalionach których członkowie są oskarżani o mordy). Mówi
w każdej sytuacji i silną wolę. Te trzy
czynniki zapewniają powodzenie
w dowolnej dziedzinie życia.
Czy sukces dla każdego jest osiągalny? Owszem. Plecy, czy jak kto
woli znajomości, można odziedziczyć
przychodząc na świat w ustosunkowanej rodzinie, albo zdobyć w sposób
sobie właściwy. Upatrywanie dobrych
stron w każdej sytuacji, to nawyk do
wyrobienia i jakże przyjemny. Nad
siłą woli trzeba popracować, ale siła
mięśni też sama nie przychodzi.
Małgorzata Todd
o agresji Rosji, która bez problemu
w 2015 roku w ciągu dwóch tygodni
mogła zająć Kijów, a tego nie zrobiła
bo ma inne cele strategiczne. Polska
ma być nadal ambasadorem Ukrainy
za „bezduro”. Nie widzi upadku państwa ukraińskiego i widma głodu
wśród społeczeństwa. Tłumaczy znaczenie flagi „malinowo-czarnej” jako
antyrosyjskiej a nie też jako antypolskiej i antywęgierskiej. Dla niej nacjonalizm i szowinizm ukraiński to
normalne zjawisko. Senatorów PO
którzy chcieli porozmawiać o współczesnej zbrodni nacjonalistów w Odessie krytykuje, a czy w sowim raporcie
ma coś napisane o tej zbrodni? Skalę
głupoty określa stwierdzenie, iż w
Donbasie „…wojna ta ma też znamiona religijnej. Wiele pocisków uderzających w ludność cywilną było błogosławionych przez popów cerkwi moskiewskiej”. A popi po drugiej stronie
nie błogosławią pocisków spadających
na Donbas. Nic nie mówi, iż po obu
stronach walczą także kryminaliści a w
ukraińskich batalionach ochotniczych
ich liczbę szacuje się na 30 procent.
Ten wywiad ma jeden dobry cel, a mianowicie wielu ludzi przejrzy na oczy
w kwestii polityki wschodniej PiS-u.
Andrzej Zapałowski
ADWOKACI
KRZYSZTOF
PREOBRAŻEÑSKI
ANITA KOCUŁA
SPECJALIŚCI W SPRAWACH
KRYMINALNYCH I RODZINNYCH
Sheraton Centre, Suite 414
Richmond Tower
100 Richmond Street West
Toronto, ON M5H 3K6
416.964 -1717
tel. samochodowy
416.580-1408
Podziękowania dla Czytelników
Serdecznie dziękuję za kolejne wpłaty na Fundusz Wydawniczy na “G£OS
Publishing”: Grażyna Kotowska $100, Marian Wyka $100, Maria Dziembowska $50, M. Leonard Bona $100, Zygmunt Kulina $20.
Bóg zapłać za wsparcie!
G£OS nr 6
SZLACHETNE ZDROWIE
Jak wyleczyć prawie każdy nowotwór
23-31.08.2016
How to CURE Almost Any
CANCER at Home for $5.15 a Day
część 5
Bill Henderson
Andrew Scholberg
Spis treści:
Rozdział 1 Dzień który na zawsze
zmienił moje życie
Rozdział 2 Mało znany związek
między korzeniami kanałowymi
zębów [KKZ] i rakiem
Rozdział 3 Ukryty powód wielu
raków: szok emocjonalny
lub stress
Rozdział 4 Zmień dietę
i uratuj swoje życie
Rozdział 5 Co zrobiłbym gdybym
zachorował na raka
Rozdział 6 Czy powinienem
korzystać
z alternatywnej kliniki raka?
Rozdział 7 Kim jest doradca
nowotworowy,
czy jest ci potrzebny?
Kalifornijczyk,
który powiedział “NIE”
operacji PROSTATY
ciąg dalszy rozdziału
Mówi, że EFT (Emotional Freedom
Technique) rozładowała jego nieracjonalne doświadczenia emocjonalne,
ułatwiając mu swobodnie żyć i czuć
się wygodnie we własnej skórze.
Wynajął także hipnoterapeutę w Palm
Springs, co okazało się pomocne.
Oprócz kierowania stresem, Tom odkrył, że potrzebował usunąć korzenie
kanałowe zębów [KKZ]. Znalazł
biologicznego dentystę w regionie Los
Angeles, dr Harolda W. Ravensa,
i poprosił go o wykonanie niezbędnej
pracy.
Adres:
Dr Ravens - 12381 Wilshire Blvd
# 103, Los Angeles, CA 90025.
Telefon do gabinetu: 310-207-4617.
Ale Tom wymagał więcej niż
usunięcie KKZ. Dr Ravens usunął
również rtęciowe plomby (tzw. wypełnienia „amalgamatem srebra”) i zastąpił je biologicznie kompatybilnymi
plombami. Dowiedział się, że wiedza
jest potęgą. Mówi, że samo poznanie
alternatyw do chemioterapii i operacji
było najważniejszą pomocną mu
rzeczą. Teraz rozumie charakter raka,
który jest tylko symptomem nieprawidłowego funkcjonowania organizmu. Tom jest przekonany, że załatwienie sprawy KKZ pomogło mu
wzmocnić system odpornościowy,
i dalej wzmocnił go zmieniając odżywianie. Stosuje się do moich zaleceń
odnośnie suplementów opisanych
w rozdziale 5 tego raportu. Stosuje
również zalecany przeze mnie plan
żywieniowy z rozdziału 4, łącznie
z mieszanką twarożku / oleju lnianego
dr Budwig. Kiedy zbadał go lekarz,
mógł tylko zgodzić się z tym, że Tom
był na dobrej drodze. Powiedział mu:
„Rób dalej to co robisz”. Tom daje
taką radę pacjentom z rakiem: „Bądź
otwarty na wszystko. Dobrze wybrałeś.
I znajdź doradcę nowotworowego”.
Na pewno przyjemne było doradzanie Tomowi. W ostatniej rozmowie
powiedział: „Moje zdrowie jest niewiarygodne. Jestem pełen nadziei”.
Ten rozdział zakończę twierdzeniem, że najprostszym i najtańszym sposobem na poprawienie spraw
emocjonalnych jest przeczytanie i zastosowanie pomysłów w książce „Kod
emocjonalny” dr Bradleya B Nelsona.
Książka ta kosztuje mniej niż $20,
i żeby skorzystać z tych pomysłów nie
musisz pracować z profesjonalistą.
Sam możesz to zrobić, mimo że EFT
zwykle wymaga profesjonalisty. A to
jest dużo kosztowniejsze. I dlatego
polecam najpierw przeczytanie „Kodu
emocjonalnego”. Jeśli to nie pomoże,
spróbuj EFT.
Więcej tutaj: www.emofree.com.
Zbyt wielu Amerykanów kopie sobie groby własnymi zębami. Jest tak
dlatego, że typowo amerykańska dieta
praktycznie gwarantuje choroby, łącznie z rakiem. Oczywistymi winowajcami są takie produkty jak rafinowany cukier, syrop kukurydziany
o wysokiej zawartości fruktozy, naładowane hormonami mięso, wzbogacone pestycydami owoce i warzywa,
oraz przetwarzana żywność z ciągle
wydłużającą się listą sztucznych konserwantów i "wzbogacaczy".
Nie powinno dziwić to, że codzienne
spożywanie takiej żywności daje toksyczny ładunek organizmowi. Kilka
organów ma na celu pomagać organizmowi w pozbywaniu się toksyn. Do
tych czyszczących organów należą:
wątroba, nerki, płuca, skóra i okrężnica. Ale organizm ma problem - kiedy
trucizny przyjmuje szybciej niż się ich
pozbywa. Żeby naprawić tę nierównowagę i zapobiec gromadzeniu się
toksyn, pacjent z rakiem we współczesnej Ameryce musi zrobić dwie
rzeczy: zredukować tak dużo jak możliwe przyjmowanie toksyn, i pozbyć
się tych, które zgromadziły się na
przestrzeni lat. I tu jest zaskakująco
prosty sposób zrobienia tego. Zmień
plan żywieniowy. Praktycznie wszyscy moi klienci to zrobili, i rezultaty są
zdumiewające.
Przemyślmy to co stało się z jednym
z nich, Sandrą G. z Little Rock. Sandra
była na IV etapie raka piersi, który
STRONA 23
zagląda jej w twarz.
Rozdział 4
Zmień plan żywieniowy
i ratuj swoje życie!
według lekarzy jest śmiertelny. Ale
Sandra odrzuciła wyrok śmierci wydany przez lekarza i zajęła się swoim
zdrowieniem. Dzisiaj jej zdrowie jest
w bardzo dobrym stanie, bez śladu
raka. Mówi, że tajemnicą jej sukcesu
jest nowy plan żywieniowy, konsumuje odpowiednie produkty i to pomogło
jej pozbyć się w całości zgromadzonego na przestrzeni lat zła.
Sandra mówi: „Ten nowy plan żywieniowy odtruje cię. Prawie żenujące
jest mówienie o tym, ale kiedy go
rozpoczęłam, było to tak jakby porami
skóry wychodziły ze mnie toksyny.
Mogłam je czuć nosem”. Walka Sandry z rakiem rozpoczęła się w 1994,
kiedy usłyszała diagnozę. Nic wtedy
nie wiedziała o alternatywach, więc
poddała się standardowej terapii takiej
jak chemo. Ale rak powrócił. Zaczęła
szukać alternatyw, żeby nie musiała
ponownie poddać się agonii chemioterapii. Natknęła się na moją książkę,
zmieniła swój plan żywieniowy i pozbyła się raka. Dwa lata żyła bez raka,
następnie straciła czujność i wróciła
do wcześniejszego sposobu odżywiania. W okrutny sposób przekonała
się, że to był błąd. W kwietniu 2008
roku lekarz powiedział jej: „Masz 2
miesiące życia”. A kiedy zobaczył ją
ponownie we wrześniu, powtórzył:
„Masz 2 miesiące życia”. Widocznie
zapomniał, że to samo powiedział jej
5 miesięcy wcześniej. Jak pęknięta
płyta, powtórzył swoje proroctwo:
„Masz 2 miesiące życia”.
Zbyt wielu lekarzy robi dokładnie to
samo. Zakładają swoje białe kitle,
i zachowując się jak mini-bogowie,
wydają wyroki śmierci na pacjentów.
Niestety, jeśli pacjent poważnie podchodzi do lekarza-proroka, zwykle to
się sprawdza. Ale Sandra miała jedną
nogę w grobie: wiedziała, że śmierć
I umarłaby gdyby nie wprowadziła
pewnych zmian. Więc wtedy podjęła
zobowiązanie, że wróci do zdrowego
planu żywienia i będzie go stosować
do końca życia! Kiedy wróciła do
lekarza, tego samego, który mówił jej
„masz 2 miesiące życia” - nawet on
był zdumiony zanikiem wszelkich
śladów raka! Nie mógł temu zaprzeczyć. Sandra była zachwycona. Była
przekonana, że rak nigdy nie wróci, jeśli będzie przestrzegać planu żywieniowego. Rozważając swoje wyzdrowienie, Sandra mówi: „Życie jest
dobre. Pan Bóg jest wspaniały. Moja
skrzynka pocztowa jest pełna, a na
telefonie zawsze ktoś ciekawy tego co
zrobiłam. To fantastyczne uczucie”.
Poniżej sześć moich zaleceń dla
pacjentów z rakiem, kamień węgielny
jej planu żywieniowego:
• Żadnego cukru
• Żadnej mąki
• Żadnych przetwarzanych produktów: jeśli nie są w stworzonej przez
Boga formie, nie jedz ich!
• Żadnego mięsa i ryb. Kiedy pokonałeś raka, możesz jeść tylko organiczne mięso I ryby, ale unikaj czerwonego mięsa
• Żadnych produktów mlecznych
poza twarożkiem w mieszance z olejem lnianym
• Duże ilości organicznych owoców
i warzyw - zwłaszcza warzyw. Bardzo
zalecane surowe warzywa.
Znalezienie organicznych owoców
i warzyw może być trudne, ale warto
spróbować.
Nieodłączną częścią tego planu
żywieniowego, Sandra praktycznie
przysięga, jest metoda dr Budwig mieszanka twarożku z olejem lnianym.
W rozdziale 1 wspomniałem o dr
Johannie Budwig i jej odkryciu, że
mieszanka twarożku z olejem lnianym
może wyleczyć z raka. Możesz pomyśleć: „Ale czy twarożek nie należy do
produktów mlecznych, i czy nie mówisz, że pacjenci z rakiem powinni ich
unikać?”
ciąg dalszy za tydzień
“Jak wyleczyć prawie każdy nowotwór”
„How to CURE Almost Any CANCER”
Bill Henderson, Andrew Scholberg
Najważniejsze części książki po polsku - 30 str. maszynopisu, cena $10
plus $3 koszty przesyłki (razem $13) można zamawiać w wydawnictwie
G£OS Publishing, 614-52 Mabelle Ave., Toronto, Ontario, M9A 4X9, Canada
FORUM
Zapomniany wywiad z Geremkiem
STRONA 24
Wywiad z Bronisławem
Geremkiem, przewodniczącym Rady
Programowej przy KKP
„Solidarność” z czerwca 1981 roku.
Podajemy w całości fragment
wywiadu wyłączony z druku przez
„Politykę”, a wydrukowany
w powielaczowym periodycznym
wydawnictwie pod tytułem
„Solidarność Radia i Telewizji”.
Wycięty przez „Politykę” zapis swobodnej rozmowy między Bronisławem
Geremkiem a Hanną Krall został opublikowany na łamach wydawnictwa
„Polskich Spraw” oraz „Dziennika
Poznańskiego” dnia 7. I. 1997 r. Zarówno B. Geremek jak i redaktor H.
Krall nie postawili przed sądem redakcji za publikacje, nie wniesiono
żadnej skargi w związku z publikacją
nagrania, co uwiarygodnia autentyczność zapisu.
Hanna Krall: - Panie Profesorze…
B. Geremek: - Ten tytuł należy mi się
od dawna, ale niech go pani nie
używa, ciągle jestem tylko docentem.
H.K. - Ale przecież otrzyma pan godność profesora, musi pan ją otrzymać.
B.G. - To prawda i chyba już niedługo. Teraz, kiedy Gieysztor jest prezesem PAN Madajczyk nie odważy się
przeciwstawiać wnioskowi o wystąpienie do Rady Państwa o profesurę dla
mnie.
H.K. - No to ja będę mówiła „panie
profesorze”, a w tym, co będzie szło do
druku zmienimy na „panie docencie”.
A więc panie profesorze muszę powiedzieć, że mojemu szefowi redakcyjne-
- Panie doktorze, czy operacja się
udała?
- Tak. Jest pan od wczoraj 100%
kobietą.
- Ale ja miałem mieć wyrostek
robaczkowy usunięty!
- No masz. Babie nigdy nie dogodzisz!
mu ogromnie zależy na tym wywiadzie,
a ściślej mówiąc na tym, aby zapewnić
panu wybór do Komisji Krajowej na
zjeździe w Gdańsku.
B.G. - Wiem sam dobrze, że coraz
więcej delegatów patrzy nam z coraz
większą nieufnością na ręce, ale muszę
przyznać, że nie wiem czy Rakowski
areszcie lub na hołdowniczym zebraniu księży patriotów przesłuchiwał go
Roman Zambrowski. A przecież Danek
jest kubek w kubek podobny do swego
wujka. Jego matka, to rodzona siostra
Romana.
B.G. - Wszystko jedno, w takiej redakcji jak „Polityka” to ja bym był bar-
dobrze robi inspirując ten wywiad.
Mogą się ludzie zorientować, że ja
i Rakowski gramy tę samą melodię,
tylko na innych fortepianach i w innych salach koncertowych… Przepraszam, kto tutaj zagląda?
H.K. - Nikt ważny, to Bijak, zastępca
Rakowskiego.
B.G. - Musicie go trzymać? Przecież
to…
H.K. - Jeden Polak musi być. Zdarza
się, że przychodzi do redakcji ksiądz.
Kto ma z nim rozmawiać? Może
Passent? Jeżeli taki ksiądz pamięta
lata 1949-56 to może się zdarzyć, że w
dziej ostrożny. Pokłóci się o wierszówkę, a potem opisze was w „Rzeczywistości”.
H.K. - Niech pan wypluje to słowo…
B.G. - O samym zjeździe gdańskim
nie będę mówił, bo Marta Wesołowska
robi to genialnie. Ostatecznie od
dawna siedzi w KOR-ze i zna wszystkie
niuanse. Ale trzeba dać całe wsparcie
ogniowe kilku niezwykle ważnym
sprawom: ustawie o samorządzie oraz
społecznej kontroli nad radiem i telewizją, a i prasą także. Ustawa o samorządzie przedsiębiorstw, otwierająca możliwości tworzenia spółek pol-
Czas na... uœmiech!
Stoi dziennikarz pod budką Lotto
i robi wywiady. Podjeżdża facet trabantem, dziennikarz przyskakuje i pyta:
- Co Pan zrobiłby z główną
wygraną?
Facet myśli i mówi:
- No to większe mieszkanie
i Hondę.
- A reszta?
- Reszta na konto.
Podjeżdża facet Matizem.
Dziennikarz znów pyta:
- Co Pan zrobiłby z główną
wygraną?
- No to jakiś dom, Mercedes.
- A reszta?
- Reszta na konto.
Podjeżdża innt gość Mercedesem 600 SEL. Dziennikarz
ponawia pytanie.
- Taaak, no to spłaciłbym
skarbówkę, potem ZUS.
- A reszta?
- A reszta niech czeka!
W polskich przedsiębiorstwach zaczęła się reforma gospodarcza. Dyrektor poucza na zebraniu załogę:
- Musimy oszczędzać, oszczędzać
i jeszcze raz oszczędzać, choćby nie
wiem ile to kosztowało!
Jeżeli spotkałeś kobietę swoich
marzeń, to... o pozostałych marzeniach możesz śmiało zapomnieć.
Dziennikarz przeprowadza wywiad
ze starym góralem, pięciokrotnym
wdowcem:
- A swoją drogą, to zastanawiające,
że pochował pan już pięć żon.
- A co tu się zastanowiać? Po prostu
scynście od Boga i tyle!
Siedzi sobie baca i pilnuje wyciągu
krzesełkowego. Siedzi, turyści jeżdżą,
wszystko pod kontrolą. Nagle baca
wstał i wyłączył wyciąg. Turystami
bujnęło. Wiszą. Co sprytniejsi zleźli
z wyciągu po słupach i lecą do bacy:
- Baco, baco, co robicie? Zimno
G£OS nr 6
23-31.08.2016
sko-zagranicznych, socjalistyczno-kapitalistycznych, ma tutaj węzłowe
znaczenie.
To jest wprawdzie głównie zadanie
dla Andrzeja Krzysztofa Wróblewskiego, który ten problem postawił
mocno po Nadzwyczajnym Zjeździe
Delegatów Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w październiku ubiegłego roku, ale na to musicie wszyscy to jest nakaz Gminy - położyć największy nacisk. Równocześnie wysunąć
trzeba także na główny plan projekt
o podwójnym obywatelstwie dla
wszystkich, którzy kiedykolwiek na
terytorium Polski mieszkali i obojętnie, gdzie przebywają dziś, a ich
prawni następcy również.
H.K. - Nie chwyciłam jeszcze czemu
to staje się takie ważne już w tej chwili.
B.G. - Bo kuć trzeba żelazo póki
gorące. A historia nie zwalnia biegu,
kiedy się ją kijem pogania. Znała pani
prof. Wykę?
H.K. - Tak, poznałam go osobiście
w Krakowie, a poza tym czytałam
wszystko co napisał: w książkach i periodykach.
B.G. - Wszystko? Naprawdę wszystko? A jego rozprawę historycznosocjologiczną pod tytułem „Gospodarka wyłączona” też pani zna?
H.K. - „Gospodarka wyłączona?”
Przecież on nie zajmował się nigdy
historią gospodarczą!
B.G. - Ale się na tym znał, a rozmowę napisał z osobistej inspiracji
Jakuba Bermana i Romana Zambrowskiego.
część 2 w numerze 7
jest, tamci pozamarzają, puśćcie ten
wyciąg!
- Nie pusce!!!
- Dlaczego?
- Ktoś pedzioł do mnie wyraz na
"ch...u"!
- Baco, niemożliwe, tu jest dużo
turystów z zagranicy, pewnie ktoś
powiedział do was "How do You do",
czyli "Jak się macie"!
- A moze. Dobze, pusce wyciąg.
Baca puścił wyciąg i siedzi. Myśli
i mruczy pod nosem:
- Chałdujudu. Chałdujudu. Chałdujudu. Moze i tok, ale dlacego dodoł
“złamany”?
Turysta do górala:
- Ale macie tu piękne widoki. Ehh!
Na to góral, spoglądając:
- Eee tam, nie widzem, bo mi góry
zasłoniają...

Podobne dokumenty