Pobierz PDF - post

Transkrypt

Pobierz PDF - post
Czyj jest ten kawałek podłogi?
Anna Horolets
1.
Jedna z najważniejszych krytycznych socjologicznych koncepcji turystyki nazywa turystykę nową
formą imperializmu (Nash 1989). Według Dennisona Nasha [1] imperializm to realizacja
interesów jakiegoś kraju na obcym terytorium. Turystyka staje się sposobem, by w czasach po
dekolonizacji legalnie i skutecznie sięgnąć po bogactwa naturalne dalekich lądów. Pośrednim
dowodem trafności tego ujęcia są nierówności ekonomiczne między krajami wysyłającymi i
przyjmującymi turystów. Nadal większość turystów międzynarodowych to mieszkańcy bogatych
Północy i Zachodu. Pięć krajów które „kupują” najwięcej usług turystycznych, to USA, Niemcy,
Wielka Brytania, Japonia i Francja. W 1999 roku kraje te odpowiadały za 42,7% [2] wszystkich
usług turystycznych.
Natomiast większość krajów docelowych turystyki – to kraje Trzeciego Świata. Stając się
turystycznym „rajem”, kraj taki popada w zależność od przemysłu turystycznego. Jeśli
zagraniczni turyści przestają się nim interesować, gospodarka „raju” leży w gruzach.  W
1994 r. zamach stanu w Gambii odstraszył turystów zagranicznych. Spowodowało to krach
gospodarczy, ponieważ ponad 50% PKB Gambii stanowiły usługi – głównie dochody z sektora
turystycznego.
W tym samym czasie nic złego nie dzieje się w krajach, z których turyści pochodzą, a duże sieci
hotelowe i agencje turystyczne „po prostu” przenoszą działalność gdzie indziej. Kryzysy
uwypuklają niesprawiedliwość tego układu, ale i w czasach stabilnych od 50% do 80% dochodów
z turystyki „wycieka” z powrotem do krajów pierwszego świata (tzw. leakage).  Pieniądze
wyciekają poprzez import jedzenia i napojów, prowizje bankowe, zarobki zagranicznego
personelu, kontrakty dla firmy ubezpieczeniowych itp.
2.
Przykłady nierównych zależności z Meksyku, Dominikany i innych miejsc przedstawia w swojej
książce „Witajcie w raju” [3] szwedzka dziennikarka Jennie Dielemans. Najbardziej rzuca się w
oczy nierównowaga między mobilnością kapitału, jego słabą zależnością od jakiegoś
konkretnego miejsca a ścisłym powiązaniem i zależnością od miejsca wśród lokalnych
mieszkańców. Kapitałowi jest obojętne, czy za 50 a nawet 20 lat ta złocista niebiańska plaża czy
urokliwe tętniące głosami handlarzy miasteczko będą nadal czyste i żywe. Budujący hotele i pola
golfowe zakładają stosunkowo krótki czas zwrotu inwestycji, oszczędzają na technologiach
budowlanych, nie interesują się kosztownymi metodami ekologicznymi, z których sami
inwestorzy skorzystaliby mniej niż tubylcy. Działają według zasady „po nas choćby potop”.
 A jednocześnie w okresie, kiedy aktorzy przemysłu turystycznego wchodzą w posiadanie
jakiegoś miejsca, ich prawa do niego są niemal nieograniczone, po części także dlatego, że w
krajach Trzeciego Świata słabsze jest państwo, łatwiej jego przedstawicieli nakłonić do tego, by
nie bronili zbyt zaciekle wspólnego dobra.
Analogię z dawnym kolonializmem nasila także to, że korporacje wielonarodowe - choć potocznie
uważane za zdeterytorializowane (tj. nie należące do żadnego kraju, działające według nowej
globalnej logiki) - swoje centrale a także większość zabezpieczeń finansowych i prawnych lokują
w krajach Pierwszego Świata, w metropoliach.
3.
Ze swojego dzieciństwa w Kirgistanie pamiętam, że plażą wzdłuż jeziora Issyk-Kul można było
iść kilometrami bez żadnych przeszkód. Położone ponad 1600 m nad poziomem morza, jest ono
drugim co do wielkości górskim jeziorem świata. Po upadku ZSRR i liberalizacji gospodarki
dawne ośrodki wypoczynkowe a obecne hotele postawione wzdłuż linii brzegowej zaczęły
grodzić swoje tereny, wyprowadzając wielkie metalowe płoty oparte na umocnieniach z
żelbetonu daleko w jezioro. Płoty są namacalną i niedwuznaczną odpowiedzią na pytanie „do
kogo należy ziemia?”. Już nie do opresyjnego państwa, ale też nie do obywateli państwa
demokratycznego. Ziemia jest w rękach kapitału.
Ktoś powie, że tęsknota za plażą bez płotów to symptom zwykłej nostalgii postkomunistycznej,
aberracja. Jednak podobne tęsknoty podziela amerykańska biedota wyrzucana ze swoich dzielnic
w wyniku projektów „rewitalizacji” miasta, mających przyciągnąć turystów. Podzielają je
mieszkańcy meksykańskich miejscowości nadmorskich, którym zabrania się wstępu na plaże
hotelowe, choć wcześniej była to ich ziemia. Neokolonializm polega na utracie prawa do miejsca,
jest to nowa „geometria władzy”.
4.
Zawłaszczanie dużych obszarów ziemi (land grabbing) bije w interesy nie tylko jednostek,
zaczyna na tym cierpieć coś tak wielkiego i majestatycznego jak suwerenność państw.
Amerykańska badaczka globalizacji Saskia Sassen [4] od lat zwraca uwagę na powiązanie
przestrzeni z władzą, m.in. na kupowanie ziemi jednych państw przez drugie lub przez
korporacje i firmy państwowe. Korea Południowa kupiła ziemie w Peru, Indie – w Etiopii, USA –
w Południowym Sudanie, itd. Niedawno głośno się zrobiło o planach kupienia 3 mln hektarów
ziemi uprawnej na Ukrainie przez Chiny – to jest tyle, co terytorium Belgii. Różne agendy (m.in.
Bank Światowy) szacują,  że od 2006 roku na świecie w takich transakcjach kupiono
między 15 a 65 mln hektarów ziemi.
Saskia Sassen dostrzega w tym tendencję zagrażającą suwerenności państwa. Według definicji
klasyków wyjątkowość państwa zasadza się na tym, że posiada ono monopol kontroli nad danym
terytorium. Procesy deterytorializacji polegają nie tylko na większej mobilności i wykorzenieniu
kapitału, ale także na wpuszczaniu narodowych korzeni w „obce” terytoria. Nie byłoby w tym nic
szczególnie zagrażającego, gdyby nie fakt, że proces decyzyjny i możliwości demokratycznej
kontroli nad takim „inkrustowanym” terytorium stają się trudne. A co za tym idzie, prawa ludzi,
którzy mieszkają na tej ziemi są relatywizowane i nagminnie łamane. Ludzie zmuszeni są do
opuszczania swoich domów, migracji za chlebem. Są „eksmitowani”.
Podobne mechanizmy wywłaszczenia i de facto przymusowego przesiedlenia ludzi, którzy
wcześniej dane terytorium zamieszkiwali, obserwuje się w miejscach docelowych turystyki.
Ludzie całkowicie tracą prawo do miejsca albo ich prawo do miejsca uzależnia się od tego, czy
wpisują się w projekt turystyczny, czy są gotowi dostarczać turystom rozrywkę, usługi,
zapewniać święty spokój. Nie chodzi tylko o turystykę masową, choć oczywiście w przypadku
takich miejsc docelowych procesy pozbawienia ludzi ich prawa do ziemi ze wszystkimi tego
konsekwencjami przebiegają najszybciej. (Te procesy to m.in. przymusowa migracja, degradacja
środowiska naturalnego, zachwianie i rozpad tradycyjnej gospodarki lokalnej, przemiana
wartości itd. itp.) Chodzi także o turystykę „inną”.
5.
Wieloletnie badania antropolożki Jacqueline Waldren [5] na Majorce w miejscowości Deia
pokazują jak ta sielankowa wioseczka stopniowo stała się miejscem kultowym dla turystów
alternatywnych. Robert Grave, mieszkający przez całe lata w Deia, spopularyzował tę wieś w
książce „Biała bogini”. Za pomocą swojego odczytania mitologii europejskiej zilustrował między
innymi to, w jaki sposób życie w Deia uzależnione jest od faz księżyca. Dlatego też pierwsi
turyści – europejska „bohema” – poszukiwali w Deia „prostego wiejskiego życia”, „naturalnego”
piękna, „egzotycznych” mieszkańców. W latach 1950. i 1960. przyjeżdżali na wakacje i
sprowadzali się na dłużej artyści, poeci, ekscentrycy poszukujący wolności, „wiatru we włosach”,
natchnienia.
W tym czasie młodzi mieszkańcy wsi zaczęli się z niej wyprowadzać, znajdując zatrudnienie w
rozrastającym się na Majorce przemyśle turystycznym, zostawiając swoje domy nowym
rezydentom. Cieszyli się z możliwości porzucenia ciężkiej pracy na roli, dla nich Deia nie była
„rajem”, była zwykłą domową przestrzenią.
Za biednymi artystami przybyli artyści bogaci, Deia rychło stała się modnym kierunkiem
wyjazdów wakacyjnych dla celebrytów takich jak aktorzy Catherine Zeta-Jones i Michael
Douglas, wokalistka grupy Eurythmics Annie Lennox lub kompozytor Andrew-Lloyd Webber.
Wioska zmieniła się nie do poznania.
Przykład Deia jest wręcz podręcznikowy: rozrost infrastruktury pozostawił blizny autostrad w
krajobrazie; zwiększyła się gęstość zaludnienia; wzmożono wykorzystanie źródeł naturalnych,
zwłaszcza wody; wzrosły ceny nieruchomości uniemożliwiając miejscowym kupowanie mieszkań
i domów. Nad wioską zawisło w końcu widmo utraty „czaru” tego miejsca, zagrożenie, że turyści
uciekną w poszukiwaniu innej wioski, bardziej zbliżonej do ich wyobrażeń o raju. Takim raju, jaki
sobie wymarzyli, korzystając ze zglobalizowanej wyobraźni.
6.
Czyja to jest wyobraźnia? Jak jest połączona z konkretnym miejscem? Jaką rolę odgrywa w niej
przeszłość? Czy w turystach odżywa pragnienie ich kolonialnych kuzynów, pragnienie odkrycia i
przyswojenia – widoku, zwyczaju, ziemi? 
Krytyka przemysłu turystycznego często zwraca swoje ostrze przeciwko turyście-hedoniście.
Piętnowana jest konsumpcja bezmyślna, nieodpowiedzialna, egoistyczna, skierowana wyłącznie
na proste przyjemności lub wręcz szkodliwa - narkotyki, prostytucja i hazard. Winne są
prymitywne marzenia i pragnienia. Ale także wyobraźnia wyrafinowana, artystyczna, podniosła tak jak w Deia - potrafi zmienić świat lokalny nie do poznania. Oczywiście nie można oczekiwać,
by świat stanął w miejscu, był zamrożony w jakiejś wyidealizowanej formie.
Jednak niepokój związany z wyobrażeniami importowanymi uzasadniony może być podejrzeniem,
że jedynie maskują jakieś zewnętrzne interesy, na przykład chęć kontroli nad tym terytorium.
Edward Said nazwał to zjawisko orientalizmem [6]. Dawny kolonializm posługiwał się wizją
ewolucjonistycznego rozwoju cywilizacyjnego, malując kulturę europejską jako wyższą i lepszą
od pozostałych. Sama w sobie szlachetna, idea postępu i wolności stawała się przykrywką dla
forsowania interesów imperialnych. Pod jaką maską występuje neokolonializm dziś?
7.
W sierpniu 2013 roku na dużej konferencji antropologicznej w Manchesterze prowadzono
debatę publiczną o tym, czy sprawiedliwość dla ludzi powinno się przedkładać nad
sprawiedliwość dla środowiska naturalnego. W końcowym głosowaniu większość zebranych
odrzuciła ludzkie przywileje: ludzi i środowisko powinno się traktować jednakowo.
Nowe widzenie relacji człowieka z otaczającym go światem, jego ukorzenienia i zależności od
tego świata przyjmuje wiele postaci: głębokiej ekologii, wegetarianizmu, witalizmu, ruchu
konserwacji przyrody, ruchu obrony praw zwierząt. Istnieją duże organizacje (WWF,
Greenpeace) i partie polityczne, których celem jest ochrona środowiska naturalnego. Ekologia z
politycznych marginaliów trafia do centrum. Także w myśli socjologicznej i antropologicznej
powstają teorie, które zwrócone są przeciwko antropocentryzmowi i włączają do swoich modeli
wyjaśniających i systemów etycznych aktorów nieludzkich – zwierzęta, rośliny i przedmioty (np.
koncepcje socjologa  Bruno Latoura czy antropologa Tima Ingolda).
Nie ma wątpliwości, że idea ta jest ogromnie ważna i pociągająca. Jej siła może jednak być użyta
jako narzędzie neokolonializmu. Turystyka w krajach Trzeciego Świata, szczególnie w Afryce,
dostarcza drastycznych przykładów zderzenia się idei ochrony środowiska z troską o
elementarne prawa ludzi, zamieszkujących tę ziemie. Skupie się na jednym. Jest to przypadek
Masajów z Kenii i Tanzanii.
8. 
Po drugiej wojnie światowej park narodowy Serengeti w Tanzanii podzielono na dwie części.
Część, w której tradycyjnie zamieszkiwali Masajowie, uznano za rezerwat przyrody, w którym
 nie dozwolona jest żadna ingerencja ludzka. (Wygodnie zapominano przy tym, że przez
dwa tysiące lat Masajowie i ich bydło współegzystowali z dziką przyrodą; że to europejscy
myśliwi-kolonizatorzy zaczęli eksterminacja dzikich zwierząt w Afryce na skalę masową; że
podczas drugiej wojny światowej wybito setki tysięcy dzikich zwierząt na potrzeby wyżywienia
wojska). W 1959 roku uznano, że „jeżeli zajdzie konflikt między tymi interesami [ludzi i
zwierząt], interesy zwierząt powinny mieć pierwszeństwo” (Gubernator Tanganiki, 27 sierpnia
1959 r.).
Od tego momentu Masajowie byli systematycznie wysiedlani ze swojego tradycyjnego
terytorium, wywłaszczani, prześladowani – do dziś. W 1960 roku stworzono rezerwat Masai
Mara w Kenii, co dalej ograniczało mobilność masajskich pasterzy. Od 1975 roku także na
terytorium parku Ngorongo, gdzie Masajowie mogli mieszkać po 1959 roku, zakazano uprawy
roli. Rok później zabroniono im dostępu do wąwozu Olduvai pod pretekstem, że ich bydło niszczy
znajdujące się tam zabytki archeologiczne. Zabroniono im zbierać żywicę, ograniczono
możliwość wypalania trawy. Tylko w 1987 roku za naruszenie tych zakazów aresztowano ponad
600 osób, na karę grzywny skazano 549 a 9 zamknięto w więzieniu. Kluczową legitymizacją tych
działań stanowiła ochrona przyrody, Masajów uznano za zagrożenie dla niej.
Jednak nie każdy człowiek jest dla przyrody tak samo groźny. Pozbywszy się Masajów
administratorzy rezerwatu (ściśle współpracujący z zachodnimi organizacjami ochrony
środowiska), zaprosili do niego turystów, zachwalając jego naturalne nietknięte piękno. Choć dla
Masajów przebywanie na tym terytorium było nielegalne, wybudowano tam kilka obozów
turystycznych, pociągnięto solidne drogi, by turyści mogli wygodnie i bezpiecznie obserwować
dziką przyrodę z bliska, zorganizowano loty balonem nad Masai Mara. (Nie trzeba dodawać, że
przyroda była niewątpliwie tymi zmianami „poruszona”). Kiedy w latach 90. zaczęto mówić o
nadużyciach i planach naprawy, o Masajach nadal nikt nie wspominał.
9.
W wyobrażeniach turystów nie mieścili się hodowcy bydła, byli nieestetyczni. O wyobrażenia i
marzenia Masajów nikt oprócz nich samych specjalnie nie dbał. Aktywiści spośród Masajów
dążyli do odzyskania swojego prawa do ziemi. Jakieś wyjście widziano w angażowaniu się w
projekty turystyczne. Stworzono Kimana Community Wildlife Sanctuary, dochody z którego
miały trafiać do społeczności (ok. 12 dolarów na 100 wydane przez turystę). Te środki miały
pomóc w wybudowaniu szpitala i szkoły, jednak plany materializują się wolno. Większy sukces
osiągnęła inna wspólnota, budując Eselenkei Community Wildlife Sanctuary w Kenii. Jest to
jednak sukces połowiczny. Masajowie chcą mieć prawo hodować bydło, podkreślają, że nie chcą
być w pełni zależni od turystów. Ale czy ich wyobrażenia o swoim losie będą miały siłę
przebicia?
Przypadek Masajów daje smutne świadectwo tego, w jak bardzo złej wierze mogą być
wykorzystane hasła ochrony środowiska. Dzięki swojej atrakcyjności dla świata zachodniego,
dzięki temu, że są bardzo szlachetną wartością post-materialną bogatej Północy, mogą służyć za
nową maskę, którą zakłada się na brutalne dążenie do kontroli nad obcymi terytoriami i
wykorzystania ich zasobów naturalnych (w tym przypadku, widoków dzikiej egzotycznej
przyrody).
Prawdziwą twarzą współczesnego neokolonializmu w turystyce jest dążenie do panowania nad
ziemią bez ponoszenia odpowiedzialności za nią. Tworzenie tymczasowych „rajów”
turystycznych – a właściwie tandetnych kiczowatych kopii raju – bez troski o to, co będzie się
działo w „raju” pojutrze. Zbędne jest dodanie, że jest to niesłychane nadużycie samej idei
ekologicznej, w której jako zależną od siebie całość rozumie się ludzi, zwierzęta, rośliny i
przedmioty, które na jakimś terytorium się znajdują lub się przez niego przemieszczają.
[1] Książka Nash, Dennison. 1989. Tourism as a form of imperialism, in: Valene L. Smith (ed.) Hosts and Guests.
The Anthropology of Tourism, 2nd edition, Oxford: Basil Blackwell.
[2] Źródło Mowforth, Martin and Ian Munt. 2003. Tourism and Sustainability. Development and New Tourism in
the Third World, London and New York: Routledge.
[3] Książka Dielemans, Jennie. [2008] 2011. Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym, przekł.
Dominika Górecka, Wołowiec: Czarne.
[4] Książka Sassen, Saskia. [1998] 2007. Globalizacja. Eseje o nowej mobilności ludzi i pieniędzy, przekł. Joanna
Tegnerowicz, Kraków: Wydawnictwo UJ.
[5] Książka Waldren, Jacqueline. 2010. Reframing Place, Time and Experience: Leisure and Illusion in Mallorca, in:
Simon Coleman and Tamara Kohn (eds.) The Discipline of Leisure. Embodying Cultures of ‘Recreation’, New York
and Oxford: Berhahn Books.
[6] Orientalizm Pojęcie to wyjaśnia Natalia Bloch w TYM ARTYKULE
Post-turysta.pl to największa w tej części Europy inicjatywa poświęcona odpowiedzialnemu i świadomemu
podróżowaniu. Tworzy ją kilkunastu specjalistów z różnych dziedzin, zajmujących się w swoich badaniach turystyką
i podróżami. Na stronie www.post-turysta.pl znajdziesz jeszcze kilkadziesiąt esejów na inne tematy związane z
odpowiedzialnym i świadomym podróżowaniem. Zapraszamy!
Projekt post-turysta.pl współfinansowany został w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa
Spraw Zagranicznych RP.
Esej ten jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Unported.

Podobne dokumenty