Marzec/Kwiecień - Akademicki Zespół Szkół w Piekarach Śląskich

Transkrypt

Marzec/Kwiecień - Akademicki Zespół Szkół w Piekarach Śląskich
Marzec/Kwiecień
Gazetka szkolna I LO im. Króla Jana III Sobieskiego
w Piekarach Śląskich
Marzec/Kwiecień
2
0
1
1
Od redakcji:
Bieżący numer gazetki to wydanie specjalne. Zamieszczamy w nim nagrodzone w konkursie
dziennikarskim „Fantastyczni piekarzanie są wśród nas’’ prace.
Uczestnikami konkursu byli zarówno uczniowie naszego liceum, jak i gimnazjaliści.
Uroczyste podsumowanie miało miejsce 4 kwietnia 2013 roku w naszej szkole.
Autorzy prac z Miejskiego Gimnazjum nr 1 przygotowywani byli przez panią Bogusławę
Malorny , przedstawiciele Miejskiego Gimnazjum nr 2 przez panie: Justynę Biernacką – Wicik i
Bożenę Mularczyk, a uczniowie naszego liceum przez panie : Aldonę Iskanin oraz Darię Horzelę
W skład profesjonalnego jury wchodzili :
-Pani Anna Jurzyca- dziennikarka Radia Piekary
-Pani Jolanta Kubik-dziennikarka współpracująca z wieloma pismami (np. „Gościem
Niedzielnym”, „Gońcem Górnośląskim” , ‘Twoimi Piekarami” ) redaktor naczelna „Gazety
Uniwersyteckiej UŚ”, absolwentka naszej szkoły;
-Pan Jacek Szyperski- redaktor naczelny dwutygodnika „Twoje Piekary”
Nagrody otrzymali :
I miejsce-Agata Nowakowska z I LO za wywiad z Panią Hanną Diktąpoetką
II miejsce-Kamil Nowak z MG2 nr 2 za wywiad z siostrą Goretti
Wyróżnienia :
Jakub Karaś z I LO za wywiad z Panem Sylwestrem Świetlikiem
Maja Kałdonek z MG nr 2 za wywiad z Panem Piotrem Kałdonkiem
Marta Skutnik z MG nr 1 za wywiad z Panem Eugeniuszem Musiołem
Uczniowie w swoich pracach niejednokrotnie prezentowali opowieści rodzinne i treści związane
z poszukiwaniem swoich korzeni , co podsumowała członkini jury, pani Jolanta Kubik, słowami:
„ To szansa na satysfakcjonującą odpowiedź , kim jestem, a co więcej- kim chciałbym być.”
Nagrody rzeczowe oraz dyplomy zostały ufundowane przez dyrektora I LO Panią Ewę Adamiec.
Gościem honorowym spotkania był zasłużony pedagog i miłośnik turystyki – pan Sylwester
Świetlik.
Po części oficjalnej odbyły się warsztaty dotyczące pracy w mediach oraz specyfiki pracy nad
tekstem w redakcji prasowej, przygotowane przez dziennikarzy tworzących konkursowe jury.
Uczennica naszego liceum – Monika Lizurek – przedstawiła prezentację na temat gatunków
dziennikarskich .
Konkurs zorganizowany został dzięki nauczycielkom języka polskiego: Pani Aldonie Iskanin oraz
pani Elżbiecie Szreter.
LOksjfdjahfjka
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
I miejsce w konkursie
Wywiad przeprowadzony przez Agatę Nowakowską z Panią Hanną Diktą
Proste historie zamknięte w pięknie strofy
2
0
1
1
artystycznej?
Nie wydaje mi się, aby miejsce
zamieszkania miało duży wpływ na
moją twórczość, nie sądzę także, żeby
Śląsk był szczególnie widoczny w
moich tekstach. Nie piszę bowiem o
miejscach, tylko o ludziach. To oni: ich
przeżycia, psychika i emocje, są dla
mnie ważni. Owszem, zdarzyło mi się
uczynić bohaterami wiersza ludzi stąd,
ale tylko i wyłącznie w kontekście
uniwersalnego losu człowieka
wpisanego w ich życiorysy. Mam na
przykład tekst, stanowiący echo
zeszłorocznego wypadku w
Brzozowicach-Kamieniu. Tamta
sprawa bardzo mnie – jako mamę
małych dzieci - poruszyła, zresztą boli
do dzisiaj. Wiersz nosi tytuł: „Rozmiar
dwadzieścia osiem”, pozwolę go sobie
zacytować w całości.
Jest pisarką, poetką, matką. Jej
twórczość jest wyjątkowa, niestety
niedoceniana przez mieszkańców
naszego miasta. Dlaczego tak się
dzieje? Pewnie niewielu z nas wie, że w
naszym mieście powstaje poezja. Czy
klimat Piekar sprzyja pisaniu, czy nie i
co może inspirować poetę? – Na te
pytania oraz wiele innych odpowiedzi
udzieli piekarska poetka Hanna Dikta.
Mieszka Pani w Piekarach Śląskich.
Czy Piekary Śląskie, a szerzej – Śląsk
można jakoś „zobaczyć” w Pani
twórczości? Czy to miejsce
zamieszkania sprzyja twórczości
LOksjfdjahfjka
Tamtej soboty długo wszystkie
przytulałyśmy dzieci,
nawet Teresa odwiesiła pasek i
uklękła z małym do pacierza.
Paląc przy trzepaku, przełykałyśmy
łzy zamiast „kurew”.
W niedzielę przyjechała telewizja,
głupia Iśka pokazała bucik,
który wzięła z ulicy - zakurzony
sandałek z rdzawą kropką na
klamerce.
Jeszcze przez kilka dni ustawiałyśmy
świeczki przy krawężniku,
omijałyśmy z nabożnym lękiem plamę
z piasku.
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
Wkrótce wiosenny deszcz spłukał ją do
studzienki,
a dzieciaki znów zaczęły grać w klasy
na asfalcie
Kocham moje miasto, ale widzę też
jego niedostatki. Denerwuje mnie
wszechobecne drobnomieszczaństwo i
zakłamanie. I o tym kiedyś napisałam,
to zresztą jeden z moich
najmocniejszych tekstów:
W moim mieście (...)
Udają, że nie widzą matki trojga
dzieci,
oddającej się co wieczór za kościelnym
płotem.
Nie odpowiadają na „dzień dobry”
przysklepowych pijaczków.
Zamiast tego długo zamiatają chodniki
przed świętem,
zdrapują gówna z parapetów.
Zabijają okna śnieżnobiałymi firanami
(...)
Czy Piekary sprzyjają literatom?
Sądzę, że działa tutaj garstka ludzi,
którzy twórczość artystyczną chcą i
potrafią promować – mam na myśli
np. panią Aleksandrę Zawalską –
Hawel – dyrektora Miejskiej Biblioteki
Publicznej czy Wiesia Ciecieręgę,
poetę i pieśniarza, redaktora Radia
Piekary, który dwa razy w roku
organizuje w Miejskim Domu Kultury
Turniej Jednego Wiersza, a także
prowadzi audycję radiową Poezja na
dobranoc. Jeśli chodzi o promocję
mojego tomiku w miejscu
zamieszkania, obu tym osobom wiele
LOksjfdjahfjka
zawdzięczam. Paradoksalnie, mam
jednak wrażenie, że w Łodzi czy
Poznaniu moje nazwisko jest bardziej
znane, niż w samych Piekarach.
Zresztą pani Zawalska – Hawel o
piekarskiej poetce dowiedziała się od
znajomej z... Warszawy!
2
0
1
1
Czy i jak wydarzenia z życia wpływają
na Pani twórczość? Czy nie boi się
Pani ryzyka utożsamiania podmiotu
lirycznego wierszy z Pani osobą?
Książka, także poetycka, rzadko jest
autobiografią. Myślę, że większość
czytelników to rozumie i nie
utożsamia autora z bohaterami jego
tekstów. Podobnie jak nie posądza się
twórców kryminałów o to, że popełnili
jakąś zbrodnię. Prosty przykład: piszę
w moich wierszach o śmierci matki.
Owszem, spotkała mnie taka tragedia,
niemniej jednak zarówno matka z
tekstów, jak i jej córka – nastolatka
niewiele mają wspólnego ze mną i
moją mamą. Własną traumę
przerobiłam na potrzeby literatury,
wyostrzyłam ją, zmieniłam do tego
stopnia, że stała się kompletnie
różnym doświadczeniem zupełnie kogo
innego – jakiejś fikcyjnej postaci.
Zdaję sobie
oczywiście sprawę, że znajdą się
ludzie, którzy będą traktować moją
książkę jak pamiętnik, będą sobie na
przykład próbowali przypominać, czy
faktycznie paliłam na podwórku jakieś
ikony albo czy moja mama
rzeczywiście była w hospicjum, nie jest
to jednak mój problem, lecz kwestia
ich czytelniczej niedojrzałości. Pisząc,
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
nie myślę o odbiorcy, nie zastanawiam
się, co powie przysłowiowa sąsiadka,
kiedy przeczyta mój wiersz. Myślę, że
kiedy się tworzy, takie rzeczy po
prostu przestają mieć znaczenie.
Pisanie w klatce własnych lub cudzych
ograniczeń nie miałoby najmniejszego
sensu. Nie uznaję w tej materii żadnej
cenzury.
Oczywiście domyślam się, dlaczego
zadała mi Pani takie właśnie pytanie.
O mojej poezji mówi się, że jest bardzo
odważna, kontrowersyjna. Gdybym
miała wskazać motto swojej
twórczości, byłaby to bez wątpienia
wypowiedź poety Romka Honeta:
Poeta zawsze ma dotkliwy bagaż,
dźwiga ze sobą parszywie nieporęczne
koło albo pal. Gdy zapierdala z obłą
walizeczką, to mu nie wierzę i w
związku z tym nie interesuje mnie,
jakie nic ma w środku. Otóż mnie
zajmują właśnie te nieporęczne koła i
pale. Ludzi zapierdalających z obłymi
walizeczkami tak w życiu, jak i w
literaturze omijam z daleka.
Traktuje Pani pisanie jako pracę,
pewnego rodzaju obowiązek, czy pisze
Pani dla przyjemności – tylko w
przypływie „weny”?
Nie, pisanie nie jest dla mnie ani
pracą, ani obowiązkiem. Nie zmuszam
się do niczego, zwłaszcza w przypadku
poezji byłoby to niedorzeczne. Tutaj
musi pojawić się jakaś iskra, jakiś
błysk. Może właśnie wspomniana
przez Panią wena, choć to dziś już
niemodne słowo. Bez tego nie ma
sensu marnować czasu nad kartką.
LOksjfdjahfjka
Trochę inaczej
jest z tekstami prozatorskimi, jeśli ma
się już pomysł, plan opowiadania,
wystarczy jasny umysł, samotność i
trochę wolnego czasu. Wciąż jednak
jest to bardziej pasja i przyjemność niż
praca. Może kiedy zacznę utrzymywać
się z literatury, będę traktować ją
inaczej. :)
2
0
1
1
Kto lub co inspiruje Panią do pisania i
dlaczego? Czy mogłaby Pani wskazać
jakieś literackie inspiracje?
Inspirują mnie przede wszystkim
ludzie, ich historie. Jeśli jest się
otwartym i uważnym, każdy dzień,
każde, nawet najbardziej banalne
spotkanie, może przynieść pomysł na
nowy tekst.
Czasem, choć znacznie rzadziej,
źródłem inspiracji stają się także filmy
czy książki, które aktualnie czytam. W
moim tomiku znalazły się wiersze
nawiązujące do „Lotu nad kukułczym
gniazdem” Kena Keseya, „Raju tuż za
rogiem” Vargasa Llosy, „Naszej klasy”
Tadeusza Słobodzianka czy
„Blaszanego bębenka” Güntera
Grassa. Są to jednak tak luźne
odniesienia, że mam wrażenie, iż
większość czytelników w ogóle ich nie
zauważyła.
Co mnie motywuje, nakręca do
pisania? Na przykład przeczytanie
jakiegoś dobrego tomiku. Ostatnio
wróciłam do twórczości mojej
ulubionej poetki: Marty Podgórnik,
zresztą również mieszkanki Śląska.
Obcowanie z tak świetną literaturą
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
powoduje, że pojawia się we mnie
jakaś nowa energia, właśnie ta „iskra”,
o której wcześniej mówiłam.
Motywująco działają też na mnie
kiepskie teksty – im głośniejszych
poetów, tym bardziej. Myślę sobie
wtedy: Cholera, ja robię to przecież
lepiej! I zdarza się, że siadam do
kartki.
na moich spotkaniach autorskich,
których będę miała w najbliższym
czasie dwa: w Będzinie i
Siemianowicach Śląskich, w
czasopismach literackich: papierowych
i internetowych, rozlicznych
almanachach i antologiach, a także na
stronie autorskiej:
www.hannadikta.pl. Można je także
od
2
0
1
1
czasu do czasu usłyszeć w radio.
Czy traktuje Pani poezję jako swego
rodzaju „powołanie”?
Pisanie wierszy jest Pani jedyną pasją,
czy zajmuje się Pani czymś jeszcze?
Zależy jak potraktujemy to słowo.
Jeśli jako synonim misji, to stanowczo
nie. Odrzucają mnie wszelkiego
rodzaju romantyczne teorie poezji.
Śmieszy przywdziewanie przez
twórców płaszczyków wieszcza.
Podobnie unikam w swoim pisaniu
nachalnego dydaktyzmu, unikam do
tego stopnia, że mniej uważni
czytelnicy mogą nawet posądzić mnie
o aprobatę zachowań społecznie
negatywnych. Jeśli jednak rozumiemy
powołanie jako talent, czy tzw. Własną
Legendę - pojęcie made in Paulo
Coelho, ale bardzo je lubię - to
owszem, wydaje mi się, że pisanie jest
moim powołaniem. Po rodzinie, to
absolutnie najważniejsza sprawa w
moim życiu. Czasem zastanawiam się,
jak mogłam przeżyć bez „pióra” ponad
trzydzieści lat.
Gdzie można przeczytać Pani poezję?
Moje wiersze można przeczytać w
książce „Stop-klatka”, dostępnej w
wydawnictwie „Zeszyty Poetyckie”,
księgarni internetowej „Poezja” oraz
LOksjfdjahfjka
Ostatnio coraz bardziej pochłania
mnie pisanie prozy. Interesuje mnie
także psychologia, czasem żałuję, że
nie wybrałam takiego kierunku
studiów. Lubię też swoją pracę jako
nauczyciela, zwłaszcza
twórcze zajęcia z dziećmi, jakieś kółka
teatralne czy literackie. Sukcesy
uczniów, ich zaangażowanie i radość
tworzenia napędzają mnie i przynoszą
sporo satysfakcji.
Na ile liczne nagrody i bardzo dobre
recenzje Pani debiutanckiego tomiku
stały się motywacją do dalszego
pisania?
Niestety, dobre recenzje w ogóle mnie
nie zmotywowały. Ucieszyły, owszem,
ale nie dały absolutnie „kopa” do
pisania. Po opublikowaniu książki –
mówili mi o tym znajomi poeci, a w
końcu sprawdziłam to na własnej
skórze – nadchodzi często tzw. martwy
okres. U mnie trwał kilka dobrych
miesięcy. Dopiero niedawno na
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
poważnie wróciłam do tworzenia.
Jeśli chodzi o konkursy literackie –
jest to jednak sprawa dość
zamierzchła, od około roku nie biorę w
nich udziału – to, owszem, stanowiły
potężną motywację, kolejne sukcesy
upewniały mnie po prostu, że potrafię
pisać. W miarę upływu czasu stały się
jednak ograniczeniem, pojawiła się
sztuczna rywalizacja, oczekiwanie na
kolejne zwycięstwo. Dlatego
zarzuciłam uczestnictwo w nich.
Pisanie powinno być czyste, w jakiś
sposób pierwotne, nieskażone, odległe
od świata. Bardzo bliski jest mi pogląd
poety Karola Samsela: Arcydzieła
notuje się w ciszy gabinetów,
chwiejnie i niepewnie, próbując
utrzymać
2
0
1
1
równowagę na kruszejącej granicy
między samotnością a nicością. Nie
piszę arcydzieł, ale również lubię tę
samotność tworzenia. I całkowitą
niezależność siebie jako twórcy –
niezależność również od własnych
ambicji.
II miejsce w konkursie
Wywiad Kamila Nowaka z MG nr 2
z siostrą Goretti
Zainteresowała mnie postać osoby
skromnej, ogromnego serca, która całe
swoje życie poświęciła innym ludziom,
a mianowicie siostra zakonna Maria
Goretti. Dlatego też poniższy wywiad
przeprowadziłem właśnie z nią.
Siostra Goretti wstąpiła do
Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek już
30 lat temu w Mikołowie, gdzie
przeszła wstępną formację,
LOksjfdjahfjka
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
przygotowanie do pracy
katechetycznej i złożenie ślubów.
Później pracowała w Kępnie, a
następnie od 1995 roku, czyli już 18
lat, w Piekarach Śląskich. Siostra
Goretti pochodzi z Kalet, a jednak to
tutaj pomaga niepełnosprawnym
dzieciom. To tutaj, w naszym mieście,
w Piekarach Śląskich, założyła
Ochronkę Charytatywną, gdzie
pracuje, niosąc pomoc niepełnosprawnym dzieciom. A więcej o pracy
w Ochronce Charytatywnej, w szkole
specjalnej
i o pomocy innym ludziom
opowiedziała mi założycielka
piekarskiej Ochronki Charytatywnej :
Kamil Nowak : Kiedy i w jakich
okolicznościach odkryła Siostra swoje
powołanie? Dlaczego wy-brała Siostra
akurat Zgromadzenie Sióstr
Boromeuszek?
Siostra Goretti : Powołanie to dar i
zarazem za-danie. Każdy człowiek ma
swoje powołanie, np. lekarz ma
powołanie do ratowania życia i
leczenia innych ludzi, nauczyciel ma
powołanie do nauczania i
przekazywania wiedzy innym, rodzice
mają powołanie do wychowywania
dzieci, a życie zakonne to powołanie do
pomagania innym i do poświęcenia
swojego życia Bogu i innym ludziom.
Przyjęcie powołania wymaga podjęcia
od czło-wieka odważnej decyzji
podjętej w duszy. Kiedy już człowiek
przyjmie powołanie, musi to jeszcze
potwierdzić swoim życiem. Nigdy
nie myślałam o tym, że zostanę siostrą
zakonną. Moje powołanie przyszło
LOksjfdjahfjka
nagle, podczas rekolekcji dla
maturzystów. W czasie tych rekolekcji
spotkaliśmy się
z Siostrami Boromeuszkami, które
opowiadały nam o swoim życiu.
Decyzję
o wstąpieniu do zakonu podjęłam po
czterech miesiącach od rekolekcji. O
tym, że wstąpiłam do Zgromadzenia
Sióstr Boromeuszek zadecydowało to,
że chciałam pomagać ludziom, dać
siebie innym, a charyzmat Sióstr
Boromeuszek jest właśnie taki, że
świadczą pomoc ludziom. Właśnie to
bardzo mi się spodobało, ale moi
rodzice na początku nie zaakceptowali
tego, jednak gdy zobaczyli mnie
szczęśliwą, pogodzili się z tym, że
jestem siostrą zakonną.
2
0
1
1
K.N. : Wszyscy widzimy, że bardzo się
Siostra poświęca pracy z dziećmi
niepełnosprawnymi, ale nie wiemy, od
ilu lat pracuje Siostra w Ochronce
Charytatywnej. Proszę powiedzieć, kto
jest jej założycielem, ile osób pracuje
w Ochronce, ilu macie podopiecznych i
z jakich rodzin się wywodzą?
S.G. : Na początku pracowałam w
szkole publicznej z dziećmi zdrowymi,
a tak właściwie przez przypadek
zaczęłam pracować z dziećmi
niepełnosprawnymi
w szkole specjalnej. Ta praca bardzo
spodobała mi się i ją polubiłam, przez
co zaczęłam się kształcić w tym
kierunku. W tej szkole zobaczyłam
ubóstwo i spotkałam się z biedą
moralną i finansową dzieci. One
potrzebują szczególnej pomocy.
Właśnie to przyczyniło się do
powstania Ochronki Charytatywnej.
Pomysłodawcami założenia Ochronki
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
jestem ja i Siostra Józefa, która teraz
jest na misjach w Zambii. Kiedy taki
pomysł się narodził, poszliśmy do
proboszcza parafii, ks. Władysława
Nieszporka, który się zgodził na to,
znalazł
pomieszczenie, w którym można by
otwo-rzyć taką Ochronkę, dał nam
pieniądze na jej otwarcie i remont
pomieszczeń. Przy remoncie pomagali
nam również piekarzanie, np. przy
zbi-janiu tynków czy malowaniu, ale
do niektórych rzeczy musieliśmy
zatrudnić firmę remontową. Najpierw
zaadoptowaliśmy pod Ochronkę kilka
pomieszczeń, ale okazało się, że to za
mało, bo przyszło bardzo dużo dzieci i
musieliśmy remon-tować kolejne sale.
Ochronka działa na zasadzie
wolontariatu, dlatego nie mamy
nikogo zatrud-nionego, wszyscy są
tutaj wolontariuszami. Trud-no jest mi
powiedzieć, ilu mamy dokładnie wolontariuszy, bo są tacy, którzy chodzą
do Ochronki regularnie, ale również
tacy wolontariusze, którzy chodzą do
Ochronki wtedy, kiedy mają czas.
Mamy wolontariuszy w różnym wieku.
Są wolontariusze dorośli i młodzi z
liceum czy gim-nazjum. To oni są
fundamentem Ochronki. Obec-nie jest
zadeklarowanych do opieki 146 dzieci,
ale codziennie przychodzi ok. 50 dzieci.
Wśród 146 zadeklarowanych są dzieci
z obszaru całych Piekar Śląskich, z
różnych rodzin, często ubogich.
K.N. : Czy mogłaby Siostra powiedzieć
nam, jak wygląda plan dnia w
placówce,
w jakich zajęciach mogą uczestniczyć
Wasi wy-chowankowie, kto ustala
LOksjfdjahfjka
program wychowawczy Ochronki i kto
jest odpowiedzialny za jego reali-zację?
2
0
1
1
S.G. : Ochronka działa jak świetlica,
gdzie dzieci mogą rozwijać swoje
zainteresowania, mogą się tutaj bawić,
mogą się tutaj uczyć, ćwiczą swoją
motorykę. Wiele dzieci nauczyło się
tutaj jeździć na rowerze czy rolkach.
Większość zajęć odbywa-jących się w
Ochronce to zajęcia opiekuńcze. Obok
Ochronki znajduje się boisko, gdzie
dzieci mogą grać w piłkę,
przez co wiele z nich nauczyło się gry,
bo tutaj jeden drugiego wciąga w swoje
zainteresowania. Staramy się również
zapewnić dzieciom pomoc materialną,
jeśli jakiemuś dziecku zepsuły się
buty, to staramy się je kupić sami lub
szukamy sponsora. Tutaj dzieci mogą
liczyć również na ciepły posiłek, bo
dostają śniadanie, obiad i
podwieczorek. Czasami, jeśli dziecko
przyjdzie do nas z receptą, to staramy
się rów-nież wykupić te leki. Co roku
organizujemy dwa turnusy kolonii, na
który przez cały rok zbieramy
pieniądze, aby wszystkie dzieci mogły
jechać. Restauracja „Apogeum”
organizuje dla naszych podopiecznych
zabawę karnawałową. To wszyst-ko,
co tutaj robimy, określa statut
Ochronki, któ-rego musimy się
trzymać. Wszystkie decyzje do-tyczące
Ochronki Charytatywnej podejmuję ja.
K.N. : Na co dzień uczy Siostra w
szkole specjal-nej. Co zdaniem Siostry
jest najtrudniejsze w tej pracy? Dzieci,
młodzież czy też pojawiają się inne
trudności?
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
S.G. : W szkole uczę religii jako
katechetka. Bar-dzo lubię to, co robię,
nie sprawia mi to trudności. Najwięcej
czasu, niepotrzebnie zabiera praca
papierkowa, ta cała biurokracja,
wszystkie doku-menty, które trzeba
wypełniać. Do lekcji religii sama
przygotowuję materiały, pomoce
naukowe, bo dzieci niepełnosprawne
trzeba zaciekawić, samo mówienie i
opowiadanie nie wystarczy. Ta praca
jest bardzo ciekawa i absorbująca dla
mnie. Do każdego dziecka trzeba
podejść indywidualnie. Dzieci nie
sprawiają mi żadnej trudności w
pracy. Oczywiście nie wolno z góry
oceniać ich surowo. Dzieci z Ochronki i
szkoły specjalnej są zagubione w
świecie, one niosą swój krzyż, dlatego
trzeba na nie patrzeć z dystansem. Ja
bardzo poświęciłam się
swojej pracy i dzieciom. Wydałam
płytę z materiałami katechetycznymi,
czyli pomoc naukową specjalnie dla
dzieci ze szkoły specjalnej.
K.N. : Do Ochronki, poza dziećmi
zdrowymi, uczęszczają również dzieci
z różnymi niepełnosprawnościami, np.
autystyczne czy z upośledzeniem
umysłowym. Czy są one akceptowane
przez zdrowych rówieśników?
S.G. : Jeśli ktoś nie wie, jak
akceptować dziecko, musiałby przyjść
do Ochronki i od tych dzieci mógłby się
nauczyć tolerancji. Dzieci niepełnosprawne są naprawdę bardzo
akceptowane przez zdrowe dzieci. Są
traktowane na równi z innymi. Nie są
gorsze od innych. Dzieci zdrowe nie
śmieją się z dziecka chorego, które
LOksjfdjahfjka
kuleje czy ma pro-blemy z mówieniem.
One są w stanie pomóc im, ustąpić
miejsca, a nawet odejść od komputera,
co jest czynem heroicznym. Do
Ochronki uczęszczają dzieci cierpiące
na różne choroby, np. autyzm,
mutyzm, porażenie mózgowe czy
z upośledzeniem umysłowym. To, że
jedni akcep-tują innych jest piękne, bo
to są jeszcze dzieci i potrafią
zaakceptować innego, chorego
człowieka, a często ludzie dorośli nie
potrafią zaakceptować odmienności. Ci
ludzie powinni uczyć się od dzieci
akceptacji i tolerancji.
2
0
1
1
K.N. : Wiemy, że większość dzieci
uczęszczających do Ochronki to
uczniowie szkoły specjalnej, którzy
wymagają pomocy ze strony różnych
specjalistów. Czy wolontariusze
placówki muszą mieć jakieś specjalne
kwalifikacje do pracy z tymi dziećmi?
S.G. : Jeśli ktoś chciałby pracować
jako logopeda, prowadzić takie zajęcia,
to oczywiście musi mieć specjalne
kwalifikacje, ale dla nas to nie stanowi
żadnego problemu. Jeśli tylko jakieś
dziecko po-trzebowałoby takiej pomocy
i samo dziecko chce, aby mu pomóc, to
my oczywiście znajdziemy taką osobę,
która wyciągnie pomocną dłoń. Jeśli
tylko jest taka potrzeba, to reagujemy
od razu. Często pomocy potrzebują
dzieci z rodzin, których nie stać na
leczenie, wtedy my możemy to
zapewnić. Często też znajdują się
sponsorzy, zwykli ludzie, którzy jak
widzą chore dziecko, to pytają się
mnie, jak by mu można pomóc.
Znajdujemy rehabilitanta i dziecko
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
wtedy ma kilka serii rehabilitacji.
K.N. : Czy dla dzieci z
niepełnosprawnością pro-wadzi się w
Ochronce specjalne zajęcia mające na
celu ich rehabilitację bądź
rewalidację?
S.G. : Jeśli tylko ktoś potrzebuje
pomocy, my znajdujemy odpowiednią
osobę
i zajęcia są prowadzone dla tego
dziecka. Tylko oczywiście nie możemy
tego robić na siłę. Dziecko i rodzice
muszą wyrazić zgodę, aby takie zajęcia
mogły się odbyć. Mamy w Ochronce
specjalne pomieszczenie do
prowadzenia zajęć indywidualnych.
Często odbywają się tutaj zajęcia
logopedyczne z dziećmi.
K.N. : Czy sponsorzy, piekarzanie
składają datki na utrzymanie
Ochronki i dla samych dzieci oraz czy
Ochronka jako instytucja
charytatywna musi się w jakiś sposób
rozliczać z tego z Urzędem
Skarbowym. Czy każdy mieszkaniec
naszego mia-sta może zostać
sponsorem i pomóc podopiecz-nym
Ochronki?
S.G. : My nie prowadzimy żadnej
działalności gospodarczej i nie mamy
żadnych dochodów, dlatego nie
rozliczmy się z Urzędem Skarbowym,
bo pod niego nie podlegamy.
Oczywiście, jak każda taka
instytucja prowadzimy własną księgowość. Jeśli coś kupujemy do
Ochronki, to mu-simy mieć na to
faktury. Dla nas liczy się każda ofiara,
LOksjfdjahfjka
nawet najmniejsza. Sponsorem może
zo-stać każdy, jeśli tylko chce
i tego potrzebuje. My nie wymuszamy
od nikogo pieniędzy. Każdy człowiek z
dobrą wolą może zostać naszym
sponsorem. Oprócz tego, pienią-dze na
utrzymanie Ochronki przekazuje nam
również Urząd Miasta, oraz szkoły
organizują zbiórki pieniędzy, ubrań,
słodyczy, przyborów szkolnych dla
Ochronki, z czego bardzo się cieszymy.
2
0
1
1
K.N. : Czy praca w Ochronce przynosi
Siostrze satysfakcję?
S.G. : Ta praca daje mi ogromną
satysfakcję, jest spełnieniem mojego
powołania
i samej siebie. To jest właśnie to, po co
wstąpiłam do klasztoru. Dzięki niej
spełniam moje życiowe zadanie, które
przyszło do mnie razem z powoła-niem
od Boga.
K.N. : Jak Siostra myśli, czy
piekarzanie szanują i doceniają
Siostry wysiłek
i zaangażowanie, jakie Siostra wkłada
w pracę z dziećmi w Ochronce?
S.G. : Piekarzanie bardzo szanują to,
co robię. Niejednokrotnie to zauważam
przez uśmiech ludzi na ulicy, gdy się
mijamy. Życzliwość ludzi jest
ogromna, co bardzo szanuję i
doceniam. Każdy człowiek dobrej woli
stara mi się pomóc, co również jest
bardzo miłe dla nas. Życzliwość ludzi
jest dla mnie wsparciem, co napędza
mnie do dalszej pracy.
K.N. : Wiemy, że w 2009 roku
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
otrzymała Siostra nagrodę
„Piekarzanina Roku”. Czy było to dla
Siostry zaskoczeniem?
2
0
1
1
Wyróżnienia :
S.G. : Prawdę mówiąc, to nawet nie
wiedziałam, że byłam nominowana do
tej nagrody. Nie śledzi-łam informacji
o tym konkursie, nie czytałam gazet,
ale cieszę się, że piekarzanie tak
odwdzię-czyli się za moją pracę. O
tym, że dostałam taką nagrodę
dowiedziałam się od innych ludzi, a
póź-niej jeszcze pisało o tym w
gazetach, ale myślę, że nie na tym
rzecz polega. Nie lubię być osobą
medialną, ja wolę pracować.
K.N. : I na koniec naszej rozmowy
jeszcze jedno pytanie. Czy ma Siostra
jakieś inne zainteresowa-nia oprócz
swojej pracy?
S.G. : Mam wiele zainteresowań.
Najważniejsza dla mnie, jako do
siostry zakonnej jest modlitwa.
Podczas rozmowy z Bogiem mogę
naładować się do dalszego działania.
Lubię chodzić po górach, lubię czytać
książki, ale dobre książki. Najczęściej
czytam książki teologiczne. Lubię
również praco-wać w ogródku, a mamy
bardzo duży ogródek za Ochronką,
gdzie pracujemy razem z dziećmi.
K.N. : Dziękuję za naszą rozmowę,
dzięki której zrozumiałem jak dużo
Siostra robi dla innych ludzi i jak
bardzo się Siostra poświęca pracy
społecznej w Ochronce Charytatywnej.
LOksjfdjahfjka
Wywiad Jakuba Karasia z I LO
z Panem Sylwestrem Świetlikiem
„Co to jest droga najlepiej dowiedzieć
się noga-mi…”
– wywiad z
profesorem Sylwestrem Świetlikiem –
emerytowanym nauczycielem,
wychowawcą, turystą , pasjonatem
imprez na orientację, laureatem
nagrody Piekarzanina Roku 2007,
który swoją pasję poznawania piękna
naszego kraju przekazał wielu
pokoleniom piekarzan.
Wielu piekarzan wyraża się o Panu
Profesorze z ogromnym ciepłem i
uznaniem.
Od kiedy jest
Pan związany z Piekarami Śląskimi?
Z miejsca urodzenia jestem
Mazowszaninem, z miejsca
zamieszkania i aktywnej pracy
zawodowej jestem Ślązakiem.
Mieszkam w Piekarach Śląskich 51 lat
i najlepsze lata mojej pracy zawodowej
i społecznej poświęciłem dzieciom i
ludziom mieszkającym na tej ziemi.
Z wykształcenia jest Pan geografem, a
z zamiłowania turystą i propagatorem
marszów na orientacje. Skąd się
wzięło u Pana zainteresowanie
turystyką pieszą?
Jak już wcześniej wspomniałem z
zawodu jestem nauczycielem. Studia
geograficzne, bo taką specjalizację i
przedmiot nauczania sobie wybrałem,
ukończyłem w 1960 roku na
Uniwersytecie Łódzkim. Praca z
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
dziećmi, a później z młodzieżą przyniosła mi dużo zadowolenia i ogromną
satysfakcję. Nauczany przeze mnie
przedmiot – geografię przekazywałem
moim podopiecznym nie tylko gdy
siedzieli w ławkach w sali lekcyjnej,
ale wy-chodziłem z nimi w teren.
Wiedzę dotyczącą przyrody i zmian w
niej zachodzących pod wpływem
działalności człowieka mogłem
przekazywać na wycieczkach
szkolnych. Wychodziłem z założenia,
że aby pokazać piękno naszego kraju –
Polski, trzeba wyjść poza mury szkoły.
I tak zaczęła się moja działalność
turystyczna. Wycieczki bliższe dla
dzieci klas młodszych, wycieczki
dalsze, kilkudniowe dla młodzieży klas
starszych. Mottem w mojej
działalności turystycznej
było : „Tylko poznawszy swój kraj
można go pokochać, a później dla
niego owocnie pracować.” Bardzo
lubiłem wędrować po górach, jak i po
nizinach. Zawsze mówiłem do moich
uczniów: „Co to jest droga najlepiej
dowiedzieć się nogami”.
Ta
działalność szkolna przeniosła się do
uprawiania turystyki kwalifikowanej.
Udział
w rajdach turystycznych
organizowanych przez Polskie
Towarzystwo TurystycznoKrajoznawcze, którego jestem
członkiem od 1957 roku, stał się
nawykiem. Udało mi się turystyką
„zarazić” moich wychowanków i dziś
stali się oni orędownikami czynnego
wypoczynku na łonie przyrody. W
ostatnich latach mojej działalności
było moim celem zainteresowanie
dzieci i młodzieży udziałem w
imprezach na orientację, gdzie
LOksjfdjahfjka
konieczna jest znajomość mapy i pracy
z kompasem. Sam jestem
zafascynowany tymi imprezami i od 35
lat biorę w nich udział. Bardzo duże
osiągnięcia w tej dziedzinie ma
Wojciech Boryczka – założyciel Klubu
Turystyki Kwalifikowanej „Beloć”.
2
0
1
1
Czy preferuje Pan turystykę krajową
,czy zagraniczną?
Pytanie, które mi zadałeś nie jest dla
mnie jedno-znaczne. Jestem
człowiekiem w podeszłym wieku i
różne mam skojarzenia dotyczące
poznawania zjawisk i zmian
zachodzących na naszej matce Ziemi.
Bliższa była zawsze i jest do dzisiaj
znajomość mojego kraju. Kocham
Polskę. Polska jest pięknym krajem i
naśladownictwo zmian jakie zachodzą
w krajach wysoko rozwiniętych mnie
przeraża. Ale uważam, że błędem
byłoby negowanie poznawania innych
krajów. Przecież z kul-tury innych
krajów możemy czerpać wzorce dobre i
piękne.
Które rejony Polski są dla Pana
Profesora szczególnie ważne, ciekawe?
Jest ich bardzo dużo, ale wymienię
kilka o
szczególnych walorach poznawczych.
Piękna jest o każdej porze roku Jura
Krakowsko – Częstochow-ska, gdzie
przyroda nadała piętno naszej historii.
Orle Gniazda w postaci ruin starych
zamków,
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
ostańce wapienne przypominające
baśniowe postaci ludzi i zwierząt
zachwycają każdego z nas, a barwy
lasów bukowych, szczególnie jesienią,
dodają uroku tej pięknej krainie.
Wspaniale wędruje się na szlakach
Beskidu Śląskiego. Piękne i jeszcze do
dzisiaj bardzo urokliwe są dzikie
zakątki Bieszczadów. Ja mam
szczególny sentyment do ulubionych i
zdeptanych przeze mnie Gór Świętokrzyskich. Moi uczniowie mówili
nawet, że się w tych górach
zakochałem. Dużo by jeszcze
wymieniać, gdyż w naszym kraju nie
brakuje miejsc pięknych i ciekawych.
Co sprawiło, że postanowił Pan
Profesor zainteresować turystyką
młodsze pokolenia?
Uważam i zawsze to podkreślam, że
sport i tury-styka rozszerzona o
krajoznawstwo są ważnym elementem
wychowania młodego pokolenia
Polaków. Jest to proces żmudny
i długofalowy. Potrzebni do realizacji
tego procesu
2
0
1
1
są ludzie obdarzeni szczególną
charyzmą, ale jednocześnie
zauważalni i doceniani przez ludzi
będących u szczytu władzy.
Zauważam, a moje obserwacje są dość
szerokie, że tych ludzi, zwanych
pasjonatami zaczyna brakować.
Wypalają się i zniechęcają. To jest
również zauważalne na terenie
naszego miasta. Cały
czas w naszej roz-mowie podkreślam,
że ważnym dla naszego bytu i
zaangażowania jest poznanie
LOksjfdjahfjka
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
własnego kraju i Wy młodzi ludzie
musicie o tym pamiętać.
Od lat Pan czynnie startuje w
zawodach na orientację, co nawet dla
młodzieży jest nie lada wy-zwaniem.
Skąd Pan Profesor czerpie siły i
motywację do udziału w tej dyscyplinie
turystyki do dnia dzisiejszego?
Już w naszej rozmowie nadmieniałem,
że zafascynowały mnie zawody na
orientację. Każdy człowiek wyznacza
sobie cele w życiu, które dodają mu sił
witalnych
i pomagają inaczej,
bardziej ciepło, patrzeć na drugiego
człowieka. Na tych imprezach jestem
zmuszony do procesu myślowego gdzie
pomocne mi są kompas i mapa. Mój
umysł musi pracować na najwyższych
obrotach, a ciągłe ćwiczenie ułatwia
mi to. Start w zawodach staje się
nieraz hazardem, w znaczeniu
pozytywnym, bo pozwala nam się
realizować psychicznie i fizycznie.
Koledzy, którzy zdecydowali się
uprawiać tę dyscyplinę turystyki to
mili
i sympatyczni
ludzie. Spotkania z nimi to wielka,
koleżeńska przyjemność, a zdrowa
rywalizacja dodaje smaku tym
imprezom.
W roku 2007 otrzymał Pan Profesor
tytuł „Piekarzanina Roku”. Jakie
emocje towarzyszyły Panu podczas
odbierania owego tytułu?
Cieszę się z tego, że w witrynie
meblościanki, schowana za szkłem stoi
malutka figurka „Ślązaczki”. Jestem
dumny i zawsze zażenowany z
przyznanego mi tytułu „Piekarzanina
Roku”. W czasie ogłoszenia wyników
LOksjfdjahfjka
plebiscytu i rozdania nagród w
Bibliotece Miejskiej w Szarleju
powiedziałem: „że moje pięć minut już
minęło bo jestem nauczycielem
emerytem, a zawsze moją dewizą
życiową
2
0
1
1
było służyć ludziom, a mottem hasło: „
napisz na piasku to co dajesz, a na
skale wyryj to co otrzymujesz..” Kiedy
myślałem, że czas zatarł już pamięć
o tym, co w życiu robiłem, otrzymałem
to zaszczytne wyróżnienie. Jestem
wzruszony, dumny i głęboko
zobowiązany. Dziękuję za pamięć
moim byłym uczniom. I dzisiaj jeszcze
przy tej rozmowie z Tobą, łza w oku mi
się kręci.
Co chciałby Pan przekazać młodszym
pokoleniom?
Tobie, Twoim koleżankom i kolegom
życzę dużo zdrowia, siły i pasji w
dążeniu do wyznaczonego celu. Zawsze
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
2
0
1
1
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
pogody ducha w słońcu, w deszczu i w
różnych przeciwnościach losu.
Pamiętajcie zawsze, że naczelną
wartością jest służba człowiekowi ,
ogromny szacunek i miłość do
przyrody. A mnie w pamięci na zawsze
zostanie wiersz napisany przez 80 –
letnią góralkę spod Rabki- Antoninę
Zacharę- Wnękową, którą na koniec
naszej przyjemnej rozmowy zacytuję:
„Kto nie rozmawiał z gromem
Komu jest obcy mrówek ślad
Kto czapki nie zdjął przed
opuszczonym domem
Nie słuchał nigdy jak szumi w lesie
wiatr
Kto się we falach żyta nie zanurzył
I dojrzałego kłosa nie rozkruszył
Mieszając słońce z ziarnem na swej
dłoni
Kto się urwanym brzegom nie
przysłużył
Kto się rozkwitłym lipom nie pokłonił
Kto się z czułością nie uśmiechnął
Słysząc polne echo
Kto przy jesiennej siwej watrze
Na odlatujące ptaki z żałością nie
popatrzył
Kto na matczynym sercu ziemi
Nie zakwitł jak mak bujnym czynem
Czyj wzrok z puchami wierzb nie latał
Kto nie drżał widząc dal wszechświata
Kogo sąsiada wzrok nie wzruszył
Ten skreślił szczęście ze swej duszy.”
Myślę, że jest to kwintesencja życia
każdego człowieka, którą przekazała
nam ta mądra
i
doświadczona życiem góralka.
Dziękuję Panu Profesorowi za wywiad.
Życzę dużo zdrowia, siły i dalszych
sukcesów
w zawodach na
orientację.
LOksjfdjahfjka
Marzec/Kwiecień
Wywiad Mai Kałdonek z MG nr 2
z Panem Piotrem Kałdonkiem
"Historia pewnego kadru"
Jedenaście lat temu założył klub
filmowy " Kadr" działający w MDK w
Piekarach Śląskich.
Był to wynik wieloletniej pasji
filmowej. W każdy czwartek nasz
rozmówca prowadzi zajęcia Kadru z
chętnymi, z którymi ogląda filmy i
dyskutuje o nich. Osobą z którą
przeprowadzam wywiad, jest Piotr
Kałdonek, prywatnie mój tata, który
opowie nam dziś o działalności Kadru.
Maja Kałdonek : Jakie jest Twoje
najodleglejsze wspomnienie związane
z filmem ?
Piotr Kałdonek: To dość odległa
historia. Wiele pamiętam z
dzieciństwa , jeśli chodzi o filmy które
wtedy widziałem . To były wielkie
przeżycia w kinie, kiedy z wypiekami
na twarzy śledziłem losy bohaterów
filmowych i długo po seansie nie potrafiłem się otrząsnąć z emocji z tym
związa-nych... Tytuł jaki pierwszy
przychodzi mi do głowy to na pewno"
Gwiezdne wojny" . Miłem wtedy 8-10
lat i często "załapywałem się" na filmy
dla starszych , takie jak "Ojciec
Chrzestny I" czy "Szczęki" I to chyba
takie najbardziej , które pamiętam ,
nie licząc bajek, które każdy z nas pamięta z dzieciństwa.
M: Czyli założenie klubu filmowego
było kolejnym tematem tych
zainteresowań?
PK: To się ciągnęło od zawsze za mną,
czyli interesowanie się filmem, życiem
aktorów, twórców filmowych, no i
miało swój związek , z tym , że
chciałem się tym podzielić z innymi.
Kiedy byłem nastolatkiem , odbyło się
LOksjfdjahfjka
to w czasie niekończących się dyskusji
z kolegami. Stąd penie pomysł , który
przyszedł wiele lat później związany z
założeniem klubu filmowego i z tym,
żeby spotkać ludzi , z którymi mogę tę
pasję dzielić. Dlatego pomyślałem ,że
znajdzie się kilka osób,
2
0
1
1
które pomyślą, że oglądanie filmu to
nie wszystko i czymś ważnym jest iść
dalej w rozważaniach na różne tematy
, często daleko odbiegające od treści,
jakie poruszył film . Zresztą pamiętam
taki przypadek kiedy moi rozmówcy po
seansie stwierdzili, że film był taki
sobie, natomiast dyskusja po okazała
się dużo bardziej interesująca.
M: Skąd wzięła się nazwa "Kadr"?
PK: Myśleliśmy wspólnie jedenaście
lat temu jak nazwać te zajęcia. Z
początku padały nazwy: Klub Filmowy
MDK" , 'Klub Miłośników Filmu" ,
"Sekcja Filmowa" - jakieś takie nazwy
typowych sekcji działających w
domach kultury. Później przyszło nam
do głowy , żeby nazwa była krótka i
jakoś kojarzyła się i wtedy przyszedł
nam do głowy "Kadr" . Kadr jako rzecz
którą często się pamięta z filmu, jakiś
obraz, ale też wspomnienie czegoś,
jakiejś sceny, czyjejś twarzy ,
krajobrazu ... I stąd nazwa 'Kadr" czyli
coś co nam przywoła wspomnienia.
Taki był cel główny tej nazwy.
M: Jakie są Twoim zdaniem
najwybitniejsze filmy?
PK: Zawsze te pytanie jest zadawane i
zawsze jest trudno mi na nie
odpowiedzieć . Podejrzewam, że jak
ktoś ogląda wiele filmów , nie jest w
stanie z głowy , od razu powiedzieć ,
który film jest ten największy. To się
przecież wciąż zmienia w zależności,
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
od tego w jakim momencie życia je
oglądałem i co myślałem sobie po
seansie. Jest kilka filmów, które na
pewno wywarły na mnie taki wpływ,
który pozostał do dziś. To są filmy
które oglądałem wielokroć i wracam
do nich. Wydaje mi się ,że one są do
dziś ważne i do dziś się nie starzeją.
Ale są to jedynie, te które mi
przychodzą teraz do głowy , a
niekoniecznie te najwybitniejsze.
Oprócz tych jakie wymieniłem
wcześniej, to na pewno" Dawno temu
w Ameryce" w reż. Sergio Leone
"Manhattan" w reż. Woody`ego
Allena "Fanny i Aleksander "
Ingmara Bergmana. To tyle na tę
chwilę.
M: A skąd pomysł , żeby samemu
stanąć za ka-merą?
PK: To była naturalna kolej rzeczy.
Wydawało mi się ,że chyba każdy kto
ogląda filmy chce trochę mocniej wejść
w ten świat , interesuje się, jak to jest
z drugiej strony i zobaczyć przez
obiektyw kamery jakiś obraz. Chcemy
wiedzieć jak to jest kimś pokierować,
zaaranżować sobie określone sytuacje,
dialogi, własne pomysły , wcześniej w
scenariuszu opisane. Z tego to wynikło
i podejrzewam że dzięki entuzjazmowi
osób, które wzięły udział , czyli osób ,
które wtedy należały do klubu
filmowego, to się to udało. Pierwszym
filmem była historia fabularna , która
opowiada o młodych ludziach
spotykających się w autobusie.
Scenariusz napisaliśmy wspólnie , oni
zagrali, ja to sfilmowałem. Film nosi
nazwę "Spotkanie" i można go wciąż
zobaczyć w sieci , mimo iż po-wstał
jakieś 6 lat temu.
LOksjfdjahfjka
M: Opowiedz cos o pozostałych filmach
, bo na-kręciłeś jeszcze filmy "Ramolsi"
oraz "Lot"
PK: Kiedy zmierzałem się z całą
naturą filmu " od kuchni"
postanowiłem pójść za ciosem i na tyle
mnie to wciągnęło ,że chciałem trochę
spróbować sił samemu, oglądając
świat bliżej mnie jako osoby
prywatnej. Stąd pomysł na film " Lot"
- opowiadający o hodowcach gołębi
pocztowych. Film "Ramolsi " miał
pokazać prozę życia i to jak
podróżujący po kraju zespoły
muzyczne, jak reagują powiązanym
ludzie uczestniczący w koncertach.
Film "Lot" z kolei opowiada o osobach i
i ich życiu powiązanym miłością do
gołębi. Bohaterami ssą mój ojciec i
znajomy prezentujący tradycyjne i
bardziej nowoczesne podejście do
hodowli tych niezwykłych ptaków. Te
filmy również można zobaczyć w sieci.
2
0
1
1
M: Czy zaskoczyło Cię to ,że ta
amatorska próba dokumentu którą
podjąłeś , miała swoją projekcję na
Ogólnopolskim Festiwalu Filmowym
"Offeliada" w Gnieźnie w 2009roku?
PK: To było ogromne przeżycie. Od
jakiego ś czasu , jak kręciłem te
pierwsze filmy, pomyślałem, że w
Polsce dużo festiwali, takich offowych ,
dla amatorów właśnie, które szukają
pomysłów zrealizowanych przez nie
tylko młodych ludzi, ale też tych, co
mają jakąkolwiek chęć kręcenia
filmów. Wysyłałem więc te filmy na
różne festiwale z miernym zresztą
początkowo skutkiem . Wiadomo
przecież , iz tych filmów jest masę n
każdym festiwalu. No i nagle w tym
wszystkim pojawił się niesamowity
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
telefon . Zadzwonił do mnie
organizator " Offeliady" festiwalu kina
offowego, w którego jury zasiadali
bynajmniej nie twórcy offowi, tylko
ludzi którzy żyją na co dzień z filmu.
Zaproszono mnie do udziału w tym
festiwalu jako twórcę filmowego. To
było przeżycie, którego nie będę w
stanie nigdy zapomnieć. Mogłem
poroz-mawiać z innymi twórcami ,
widzami , jury. Był to niesamowity
czas.
M: Czy Twoje prezentacje były
wyświetlane w klubie? Jeśli tak, to
jakie były opinie i który zdaniem
widzów był najlepszy?
PK: To była podstawa, żeby oczywiście
nie tylko nakręcić film, obejrzeć go
samemu oraz wysłać gdziekolwiek .
Chodziło tez o to , żeby ktoś mógł
obejrzeć , zweryfikować , wyrazić
sugestie dotyczące montażu i tak tez
się stało . były to bowiem projekcje nie
tylko dla samych członków klubu
filmowego ale też dla osób z tzw. "
branży" doradzających mi przy
montażu , wskazując, na czym się
bardziej skupić, co podkreślić, czego
unikać, W szczególności miało to
miejsce przy tym pierwszym filmie.
Było to bardzo pomocne. M: Wróćmy
zatem do tematu zajęć "Kadru" .
Opowiedz nieco , jak przebiegają
dyskusję?
PK: Dyskusje są różne , tak jak różne
są filmy , które oglądamy. Zawsze na
zajęcia takich klubów filmowych w
młodości, bolało mnie, że filmy "tyl-ko"
się oglądało, a po seansie prawie
wszyscy się rozchodzili albo był to
wykład kogoś , kto opowiadał o historii
kina, tworzeniu itp. Zawsze
LOksjfdjahfjka
interesowało mnie, dlaczego ludzie nie
chcą się po-dzielić emocjami,
przemyśleniami przychodzącymi do
głowy. Przecież taki jest cel samych
klubów , aby po filmie sobie
porozmawiać . Niekoniecznie tutaj
chodzi mi o kwestie techniczne, o to
czy się zna reżysera, czy się lubi
aktorów. Chodzi o to , czy na przykład
film wzruszył , a jeśli nie , to dla-czego
. O wymianę po prostu myśli po
seansach.
M: A kto przede wszystkim uczęszcza
na zajęcia?
PK: To są osoby różne, bo na samym
początku to była zwarta grupa
licealistów. Chodzili długo, kilka
miesięcy całą grupą składającą się z
około dziesięciu osób. Potem się
zmieniło, część z nich odeszło, część
zostało itd. głównie, tak jak mówię
była to młodzież tutejszego liceum,
lecz potem doszła część studentów
studiujących filmoznawstwo. W
ostatnim czasie przychodzą osoby w
bardziej dojrzałym wieku , pary,
małżeństwa, czasem rodzice z dziećmi
, matka z córką . Są to niezwykłe
momenty, gdy widzowie tak blisko
spokrewnieni wymieniają się myślami
nieraz osobistymi na temat jakiegoś
filmu, jeszcze robią to przy innych ,
obcych ludziach .
Przyznaję że są
to bardzo wciągające spotkanie,
również dla mnie.
M Współcześnie ludzie oglądają filmy
przy pomocy Internetu, chodzą do
komercyjnych kin. Jak więc widzisz
przyszłość kin małych, lokalnych lub
salek projekcyjnych , takich jak
Twoja?
PK: Jest to związane z techniką i z
pieniędzmi , nie ma co ukrywać. W
I LO im. Jana III Sobieskiego
2
0
1
1
S
t
r
Marzec/Kwiecień
takich ośrodkach jak nasze miasto
kina po prostu
nie wytrzyma konkurencji multikina.
Poza tym ludzie masowo oglądają
filmy w Internecie czy je wypożyczają.
Jest to dziś technicznie bardzo proste.
W związku z czym doprowadziło to do
zlikwidowania kin w małych miastach,
a w okolicach średniej wielkości miast
, salki projekcyjne łączone są z
domami kultury i działają niekiedy
jako małe kina. Natomiast w naszej
"salce na poddaszu" , jak to niektórzy
określają, filmy wyświetlane za
pomocą projektora i co najważniejsze
są one bezpłatne.
M: Na czym polega działalność klubu
filmowego oprócz projekcji filmów i
rozmów?
PK: Nie mieliśmy nigdy specjalnie
pomysłów, by prowadzić zajęcia w
innych domach kultury bądź szkołach.
Miało to taki charakter , że po
całorocznym uczęszczaniu do klubu, w
czasie wakacji , wszyscy wspólnie ,
prywatnie wybieraliśmy się na
festiwale filmowe. Prze kilka lat
świetnie się to udawało i było to takie
podsumowanie wszystkich spotkań w
sezonie. Byliśmy np. na festiwalu "
Nowe horyzonty" w Cieszynie , we
Wrocławiu . Tam po prostu razem
spędzaliśmy te kilka dni , nieustannie
oglądając filmy, rozmawiając z prawdziwnymi twórcami filmowymi na
konferencjach prasowych , wystawach
, koncertach. To było nasze
świętowanie kina. Braliśmy tez udział
w szerokiej ogólnopolskiej akcji
organizowanej przez serwis
internetowy "Stopklatka" , które
polegała na prezentacji kina offowego
w ramach całościowego przeglądu tego
LOksjfdjahfjka
kina. Pomysł był taki , że
organizatorzy rozsyłali po domach
kultury w całej Polsce kilkadziesiąt
płyt z offowymi filmami i ona trafiały
na jeden dzień do danej placówki , po
czym przesyłane były dalej. To też
bardzo ciekawe doświadczenie.
M: Przez pewien okres prowadziłeś w
Radiu Pie-kary również audycję
radiową o tematyce filmowej.
Opowiedz o tym.
2
0
1
1
PK: To miało być naturalne
przedłużenie pomysłu zainteresowania
mieszkańców Piekar Śląskich
tematyka filmową bez konieczności
uczęszczania na seanse Kadru.
Odbywała się ona rzez kilka miesięcy
w każdy poniedziałek od 22.00 do
23.00 . Każda audycje miała swój
temat przewodni, niekoniecznie
związany bezpośrednio z filmem , np.
bajki z dzieciństwa, odwieczna walka
kultur- "młodzi kontra starzy" itp. Do
audycji zapraszani byli bywalcy
festiwali filmowych , nie tylko
polskich, jak i twórcy filmowistudenci szkół filmowych,. Była to
również okazja do posłuchania sporej
dawki ulubionej muzyki filmowej.
M: Jak mógłbyś zachęcić do spotkań w
Twoim klubie?
PK: Z zachętą jest problem, ponieważ
wydaje mi się czasem, że osoby które
zainteresowane są oglądaniem filmów
trafiają do nas w zupełnie
przypadkowy sposób . Najczęściej
przez informację podawane przez
innych znajomych , sąsiadów . W
pewien sposób działają metody takie
jak plakaty w mieście, w bibliotekach ,
domach kul-tury, ulotki. Mamy też
stronę w Internecie , na Facebooku na
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
którą każdy może zajrzeć i zobaczyć
jaki film obejrzeliśmy , komentarze
pod filmami , są tam też zachęty na
kolejne seanse. Na początku tygodnia
zawsze nowe informacje , dlatego
zapraszamy do Miejskiego Domu
Kultury w Piekarach i na stronę
facebookową klubu 'Kadr"
M: Dziękuję za rozmowę.
PK: Dziękuję.
Wywiad Marty Skutnik
z MG nr1
z Panem Eugeniuszem
Musiołem
Fantastyczni Piekarzanie są wśród
nas …- wywiad z moim dziadkiem
Eugeniuszem Musiołem.
Ponieważ podziwiam i szanuje swego
Dziadka - Eugeniusza Musioła za
wszystkie jego starania mające na celu
przekazanie młodszemu pokoleniu
garstki wiedzy o przeszłości oraz
uważam go za osobę godną
zainteresowania , postanowiłam
przeprowadzić z nim wywiad , by
przedstawić jego postać , z zarazem
dokonania szerszemu gronu
odbiorców.
M: Dziadku, wyjaśnij mi , skąd u
Ciebie takie szerokie zainteresowanie
przeszłością?
E: Myślę, że różne są tego przyczyny .
Jestem po kądzieli potomkiem
Śląskiego Wernyhory Wawrzyńca
Hajdy , a więc może przekazano mi w
genach smykałkę do zajmowania się
starymi dziejami . Miałem też to
LOksjfdjahfjka
szczęście, że napotkałem w swym
życiu ludzi którzy ułatwili mi rozwój
moich zainteresowań.
M: Masz na myśli jakąś konkretną
osobę ?
E: Tak, był nim Konrad Żydek , mój
nieżyjący już przyjaciel . Kiedy pisał
pierwszą monografię Pie-kar, dotarł do
zapisów metrykalnych piekarzan,
które wówczas znajdowały się w
Świętochłowicach i dzięki tym zapisom
mogłem opracować drzewo
genealogiczne naszej rodziny
\sięgające początków XIX wieku.
M: Proszę, objaśni mi na jego
podstawie , w jakim związku jesteś Ty
i Wawrzyniec Hajda?
E: Zobacz, my (czyli ja i Ty) jesteśmy
potomkami brata Wawrzyńca –
Roberta . Obaj tj. Wawrzyniec i Robert
przybyli w XIX wieku do Piekar w
poszu-kiwaniu pracy. Robert był moim
pradziadkiem ze strony mamy i
zarazem bratem Wawrzyńca.
M: czy w takim razie Twoja mama
znała Wawrzyńca?
E: Tak, kiedy zmarł , miała 13 lat.
M: Czy coś o nim wspominała?
E: Mówiła, że często przeprowadzała
go przez ulicę , bo był już osobą
starszą ponadto od wy-padku w
kopalni , już jako młodzieniec , był
ociemniały.
2
0
1
1
M: To jak on rozwijał swoją
działalność patriotyczną? Przecież
pisał wiersze, układał pieśni,
opracowywał sztuki teatralne?!
E: Te wszystkie pomysły rodziły si ę w
głowie , a na papier przelewała je jego
pierwsza żona
A po jej śmierci druga. Już kiedyś Ci o
tym wspominałem , a teraz pokażę Ci
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
pamiątki po Wawrzyńcu . Najpierw
jednak musimy wejść na strych . Tutaj
wisi dzbanuszek, który był własnością
Wawrzyńca . A tu jest po nim
książeczka o tytule „Kwiatuszki z
Ziemi Świętej, ślą z wszystkich gałęzi
wiedzy” Ponadto została kartka
dedykowana Wawrzyńcowi przez pana
Gawlika . Posiadam również „Książkę
do czytania dla klasy średniej szkół
katolickich , miejskich , wiejskich”
wydaną nakładem F.E.C Leuckarta,
Wrocław 1864r, z której uczył się
Franciszek Hajda, bratanek
Wawrzyńca.
M: Widzę, że jest tu jeszcze wiele
innych ciekawych pamiątek
D: Tak, to wszystko to są pamiątki
rodzinne. Zbieram je od lat, bo są
przecież źródłem naszej historii.
Popatrz , to jest drewniana kosa
licząca około dwustu lat, a te klarnety
mają już około 150 lat
I należały do Franciszka Hajdy , który
grał w orkiestrze kościelnej. A tu jest
radio sprzed stu lat , Przyznasz , że
zupełnie niepodobne do
współczesnych. A te figurki świętych
też już czasów końca XIX wieku i
początku XX wieku. Tam dalej , w
pudełkach są zamknięte bardzo stare
śpiewniki po rodzinie Hajda. Obok
okryte w foliach stoją lalki uszyte
przez moją mamę. Posiadam też dość
okazały zbiór dzbanków, naczyń
porcelanowych w bardzo dobrym
stanie, które sobie z pewnością co
najmniej powyżej stu lat. Na jednej ze
szklanek jest nawet podobizna papieża
Piusa X-ego. Tak, jestem
sentymentalnym człowiekiem . Kiedyś
nawet pisałem pisma do ówczesnego
prezydenta Piekar w sprawie domku
LOksjfdjahfjka
stojącego naprzeciw mojego. Był on
bardzo stary i miał swój
niepowtarzalny urok. Przy niewielkim
wysiłku można było przeobrazi ć go w
skansen. Niestety mimo moich
interwencji , domek ten zburzono, a
miasto pozbawiono pięknego pomnika
przeszłości. Ale to taka krótka
dygresja.
M: Wracając do tematu pamiątek,
widzę tu wiersz w szklanej oprawie.
Co to za pamiątka?
E: To mój wiersz . Co najmniej 50 lat
piszę . Tematyka ich jest różna, ale
ten jest mi bliski, dlatego dałem go
oprawić.
M: Jestem zaskoczona , bo nigdy mi o
tym nie mówiłeś . Dlaczego jesteś taki
tajemniczy?
E: Cóż , taką mam naturę . Cały zbiór
wierszy( jest ich około 800) pozostawię
Wam –rodzinie jako spuściznę. Nigdy
natomiast nie czyniłem wysiłków, by
je wydrukować i stać się ‘sławnym „
Zdarzyło się jednak ostatnio , że parę
moich wierszy zostało wydrukowanych
w najnowszej monografii Piekar ,
której autorem jest mój kolejny
przyjaciel ks. Prof. Jan Górecki. Kilka
innych – bez mojej zgody –
opublikował w intrenecie kolega ze
szkolnych lat. Wiem, że chciał mi tym
zrobić przyjemność, więc nie mam o to
żalu.
M: Cieszę się bardzo, że choć część
Twoich wierszy może przeczytać
więcej czytelników
E: Świadomość, że moje wiersze są
rozpowszechnione i podobają się
odbiorcom, sprawia mi nie lada
przyjemność.
M: Widzę tu wiersz o tajemniczym
tytule „Twojej Siostro Kochana –
I LO im. Jana III Sobieskiego
2
0
1
1
S
t
r
Marzec/Kwiecień
Pamięci” Dlaczego go napisałeś?
E: Jest to wiersz związane z bolesnymi
przeżycia-mi bo śmiercią mojej jedynej
dwudziestoletniej siostry Marii .
Wiersz ten napisałem w dniu jej zgonu
8.05.1961r, ale nie jest to jedyny utwór
jej poświęcony. Pamięć o Marii tkwić
będzie w mym umyśle
i sercu do końca mego życia, dlatego
poświęciłem jej znacznie więcej
wierszy.
M: Czy oprócz Marii dedykowałeś
jeszcze komuś innemu jakieś wiersze?
E: Tak ,ojcu z okazji 86 rocznicy
urodzin i zmarłej mamie –słowem
najbliższej rodzinie.
M: Skąd bratałeś tematykę do
pozostałych wierszy?
E: Z życia, z otaczającej rzeczywistości,
z uroków świata przyrody, z własnych
i rodzinnych przeżyć i doświadczeń
życiowych .
M: Zacząłeś pisać jako dwudziestoletni
młodzieniec . Co Cię do tego
skłoniło?4E: Jakaś wewnętrzna
potrzeba. Zauważyłem, że mam
„lekkie pióro” tzn. łatwo przelewam na
papier swoje myśli, uczucia, brałem
więc pióro i pisałem
M: Czy w rozwoju tej umiejętności
pomogły Ci szkoły, które ukończyłeś?
E: Myślę, że znów musiałbym si ę w
pierwszej kolejności odwołać do „
genów” . Twierdzę tak dlatego , że i
Wawrzyniec pisał i mój dziadek
Franciszek. Reszt ę , z pewnością ,
dopełniły szkoły.
Chciałbym Ci jeszcze zwrócić uwagę
na bezgra-nicznie kocham książki,
które zbieram i czytam . One też z
pewnością wpłynęły na moją umiejętność „lekkiego pisania” Dla przykładu
LOksjfdjahfjka
chcę Ci tylko podać, że w sumie
zgromadziłem dwa tysiące książek z
różnych dziedzin( literatury obcej i
polskiej , historii , przyrody, filozofii,
geografii, medycyny, sztuki,
religioznawstwa)
M: Wiem, że posiadasz księgozbiór ,
jednak nie zdawałam sobie sprawy , że
jest tak bogaty. Czy kolekcjonujesz
jeszcze jakieś przedmioty?
E: Owszem. Zbieram znaczki.
Posiadam 8 klaserów o różnej
tematyce, jednak
2
0
1
1
większość stanowią znaczki z
kwiatkami, gdyż rośliny to także moja
pasja . Poza tym kolekcjonuję płyty
CD i kasety z muzyką klasyczną.
M: To niesamowite ! Chciałam zwrócić
jeszcze uwagę na Twój charakter
pisma, który mnie od dawna fascynuje
. Czy to także zasługa” genów” ?
E: W pewnej mierze tak . Mój dziadek
Franciszek urodzony w 1865 roku miał
piękny charakter pisma.
Świadczą o tym zachowane po nie
liczne teksty. No, ale ćwiczenie czyni
mistrza…
M: Wiedzę, tu również rękopis pt.
”Serce górnośląskiej ziemi” Domyślam
się, że jest to monografia Piekar ,
którą ukończyłam 1987 roku. W tym
czasie poza monografią , której
autorem był Kon-rad
Żydek nie było żadnej innej. Był to
więc istotny powód do jej napisania.
M: Skąd wziąłeś materiały?
E: Z istniejących już fragmentycznych
opracowań i artykułów gazet
omawiających wycinkowo hi-storię
Piekar . Zresztą źródła, na których
opiera-łem się pisząc „Serce
górnośląskiej ziemi” zawar-te są w
I LO im. Jana III Sobieskiego
S
t
r
Marzec/Kwiecień
bibliografii.
M: Dlaczego więc tego rękopisu nie
wydrukowa-łeś , udostępniając go w
ten sposób piekarza-nom?
E: Jeśli cokolwiek pisałem, to przede
wszystkim dla rodziny , którą bardzo
kocham. Na rozgłosie m,i nie zależało.
M: Szkoda, dziadku, że jesteś taki
LOksjfdjahfjka
skromny, bo z Twojego dorobku
powinno korzystać szersze grono
czytelników. Dziękuję Ci serdecznie za
rozmowę.
E: To ja się cieszę , że mogłem z Tobą
porozmawiać na tematy bliskie memu
sercu.
I LO im. Jana III Sobieskiego
2
0
1
1
S
t
r

Podobne dokumenty