Marzec/Kwiecień - Akademicki Zespół Szkół w Piekarach Śląskich
Transkrypt
Marzec/Kwiecień - Akademicki Zespół Szkół w Piekarach Śląskich
Marzec/Kwiecień Gazetka szkolna I LO im. Króla Jana III Sobieskiego w Piekarach Śląskich Marzec/Kwiecień 2 0 1 1 Od redakcji: Bieżący numer gazetki to wydanie specjalne. Zamieszczamy w nim nagrodzone w konkursie dziennikarskim „Fantastyczni piekarzanie są wśród nas’’ prace. Uczestnikami konkursu byli zarówno uczniowie naszego liceum, jak i gimnazjaliści. Uroczyste podsumowanie miało miejsce 4 kwietnia 2013 roku w naszej szkole. Autorzy prac z Miejskiego Gimnazjum nr 1 przygotowywani byli przez panią Bogusławę Malorny , przedstawiciele Miejskiego Gimnazjum nr 2 przez panie: Justynę Biernacką – Wicik i Bożenę Mularczyk, a uczniowie naszego liceum przez panie : Aldonę Iskanin oraz Darię Horzelę W skład profesjonalnego jury wchodzili : -Pani Anna Jurzyca- dziennikarka Radia Piekary -Pani Jolanta Kubik-dziennikarka współpracująca z wieloma pismami (np. „Gościem Niedzielnym”, „Gońcem Górnośląskim” , ‘Twoimi Piekarami” ) redaktor naczelna „Gazety Uniwersyteckiej UŚ”, absolwentka naszej szkoły; -Pan Jacek Szyperski- redaktor naczelny dwutygodnika „Twoje Piekary” Nagrody otrzymali : I miejsce-Agata Nowakowska z I LO za wywiad z Panią Hanną Diktąpoetką II miejsce-Kamil Nowak z MG2 nr 2 za wywiad z siostrą Goretti Wyróżnienia : Jakub Karaś z I LO za wywiad z Panem Sylwestrem Świetlikiem Maja Kałdonek z MG nr 2 za wywiad z Panem Piotrem Kałdonkiem Marta Skutnik z MG nr 1 za wywiad z Panem Eugeniuszem Musiołem Uczniowie w swoich pracach niejednokrotnie prezentowali opowieści rodzinne i treści związane z poszukiwaniem swoich korzeni , co podsumowała członkini jury, pani Jolanta Kubik, słowami: „ To szansa na satysfakcjonującą odpowiedź , kim jestem, a co więcej- kim chciałbym być.” Nagrody rzeczowe oraz dyplomy zostały ufundowane przez dyrektora I LO Panią Ewę Adamiec. Gościem honorowym spotkania był zasłużony pedagog i miłośnik turystyki – pan Sylwester Świetlik. Po części oficjalnej odbyły się warsztaty dotyczące pracy w mediach oraz specyfiki pracy nad tekstem w redakcji prasowej, przygotowane przez dziennikarzy tworzących konkursowe jury. Uczennica naszego liceum – Monika Lizurek – przedstawiła prezentację na temat gatunków dziennikarskich . Konkurs zorganizowany został dzięki nauczycielkom języka polskiego: Pani Aldonie Iskanin oraz pani Elżbiecie Szreter. LOksjfdjahfjka I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień I miejsce w konkursie Wywiad przeprowadzony przez Agatę Nowakowską z Panią Hanną Diktą Proste historie zamknięte w pięknie strofy 2 0 1 1 artystycznej? Nie wydaje mi się, aby miejsce zamieszkania miało duży wpływ na moją twórczość, nie sądzę także, żeby Śląsk był szczególnie widoczny w moich tekstach. Nie piszę bowiem o miejscach, tylko o ludziach. To oni: ich przeżycia, psychika i emocje, są dla mnie ważni. Owszem, zdarzyło mi się uczynić bohaterami wiersza ludzi stąd, ale tylko i wyłącznie w kontekście uniwersalnego losu człowieka wpisanego w ich życiorysy. Mam na przykład tekst, stanowiący echo zeszłorocznego wypadku w Brzozowicach-Kamieniu. Tamta sprawa bardzo mnie – jako mamę małych dzieci - poruszyła, zresztą boli do dzisiaj. Wiersz nosi tytuł: „Rozmiar dwadzieścia osiem”, pozwolę go sobie zacytować w całości. Jest pisarką, poetką, matką. Jej twórczość jest wyjątkowa, niestety niedoceniana przez mieszkańców naszego miasta. Dlaczego tak się dzieje? Pewnie niewielu z nas wie, że w naszym mieście powstaje poezja. Czy klimat Piekar sprzyja pisaniu, czy nie i co może inspirować poetę? – Na te pytania oraz wiele innych odpowiedzi udzieli piekarska poetka Hanna Dikta. Mieszka Pani w Piekarach Śląskich. Czy Piekary Śląskie, a szerzej – Śląsk można jakoś „zobaczyć” w Pani twórczości? Czy to miejsce zamieszkania sprzyja twórczości LOksjfdjahfjka Tamtej soboty długo wszystkie przytulałyśmy dzieci, nawet Teresa odwiesiła pasek i uklękła z małym do pacierza. Paląc przy trzepaku, przełykałyśmy łzy zamiast „kurew”. W niedzielę przyjechała telewizja, głupia Iśka pokazała bucik, który wzięła z ulicy - zakurzony sandałek z rdzawą kropką na klamerce. Jeszcze przez kilka dni ustawiałyśmy świeczki przy krawężniku, omijałyśmy z nabożnym lękiem plamę z piasku. I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień Wkrótce wiosenny deszcz spłukał ją do studzienki, a dzieciaki znów zaczęły grać w klasy na asfalcie Kocham moje miasto, ale widzę też jego niedostatki. Denerwuje mnie wszechobecne drobnomieszczaństwo i zakłamanie. I o tym kiedyś napisałam, to zresztą jeden z moich najmocniejszych tekstów: W moim mieście (...) Udają, że nie widzą matki trojga dzieci, oddającej się co wieczór za kościelnym płotem. Nie odpowiadają na „dzień dobry” przysklepowych pijaczków. Zamiast tego długo zamiatają chodniki przed świętem, zdrapują gówna z parapetów. Zabijają okna śnieżnobiałymi firanami (...) Czy Piekary sprzyjają literatom? Sądzę, że działa tutaj garstka ludzi, którzy twórczość artystyczną chcą i potrafią promować – mam na myśli np. panią Aleksandrę Zawalską – Hawel – dyrektora Miejskiej Biblioteki Publicznej czy Wiesia Ciecieręgę, poetę i pieśniarza, redaktora Radia Piekary, który dwa razy w roku organizuje w Miejskim Domu Kultury Turniej Jednego Wiersza, a także prowadzi audycję radiową Poezja na dobranoc. Jeśli chodzi o promocję mojego tomiku w miejscu zamieszkania, obu tym osobom wiele LOksjfdjahfjka zawdzięczam. Paradoksalnie, mam jednak wrażenie, że w Łodzi czy Poznaniu moje nazwisko jest bardziej znane, niż w samych Piekarach. Zresztą pani Zawalska – Hawel o piekarskiej poetce dowiedziała się od znajomej z... Warszawy! 2 0 1 1 Czy i jak wydarzenia z życia wpływają na Pani twórczość? Czy nie boi się Pani ryzyka utożsamiania podmiotu lirycznego wierszy z Pani osobą? Książka, także poetycka, rzadko jest autobiografią. Myślę, że większość czytelników to rozumie i nie utożsamia autora z bohaterami jego tekstów. Podobnie jak nie posądza się twórców kryminałów o to, że popełnili jakąś zbrodnię. Prosty przykład: piszę w moich wierszach o śmierci matki. Owszem, spotkała mnie taka tragedia, niemniej jednak zarówno matka z tekstów, jak i jej córka – nastolatka niewiele mają wspólnego ze mną i moją mamą. Własną traumę przerobiłam na potrzeby literatury, wyostrzyłam ją, zmieniłam do tego stopnia, że stała się kompletnie różnym doświadczeniem zupełnie kogo innego – jakiejś fikcyjnej postaci. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że znajdą się ludzie, którzy będą traktować moją książkę jak pamiętnik, będą sobie na przykład próbowali przypominać, czy faktycznie paliłam na podwórku jakieś ikony albo czy moja mama rzeczywiście była w hospicjum, nie jest to jednak mój problem, lecz kwestia ich czytelniczej niedojrzałości. Pisząc, I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień nie myślę o odbiorcy, nie zastanawiam się, co powie przysłowiowa sąsiadka, kiedy przeczyta mój wiersz. Myślę, że kiedy się tworzy, takie rzeczy po prostu przestają mieć znaczenie. Pisanie w klatce własnych lub cudzych ograniczeń nie miałoby najmniejszego sensu. Nie uznaję w tej materii żadnej cenzury. Oczywiście domyślam się, dlaczego zadała mi Pani takie właśnie pytanie. O mojej poezji mówi się, że jest bardzo odważna, kontrowersyjna. Gdybym miała wskazać motto swojej twórczości, byłaby to bez wątpienia wypowiedź poety Romka Honeta: Poeta zawsze ma dotkliwy bagaż, dźwiga ze sobą parszywie nieporęczne koło albo pal. Gdy zapierdala z obłą walizeczką, to mu nie wierzę i w związku z tym nie interesuje mnie, jakie nic ma w środku. Otóż mnie zajmują właśnie te nieporęczne koła i pale. Ludzi zapierdalających z obłymi walizeczkami tak w życiu, jak i w literaturze omijam z daleka. Traktuje Pani pisanie jako pracę, pewnego rodzaju obowiązek, czy pisze Pani dla przyjemności – tylko w przypływie „weny”? Nie, pisanie nie jest dla mnie ani pracą, ani obowiązkiem. Nie zmuszam się do niczego, zwłaszcza w przypadku poezji byłoby to niedorzeczne. Tutaj musi pojawić się jakaś iskra, jakiś błysk. Może właśnie wspomniana przez Panią wena, choć to dziś już niemodne słowo. Bez tego nie ma sensu marnować czasu nad kartką. LOksjfdjahfjka Trochę inaczej jest z tekstami prozatorskimi, jeśli ma się już pomysł, plan opowiadania, wystarczy jasny umysł, samotność i trochę wolnego czasu. Wciąż jednak jest to bardziej pasja i przyjemność niż praca. Może kiedy zacznę utrzymywać się z literatury, będę traktować ją inaczej. :) 2 0 1 1 Kto lub co inspiruje Panią do pisania i dlaczego? Czy mogłaby Pani wskazać jakieś literackie inspiracje? Inspirują mnie przede wszystkim ludzie, ich historie. Jeśli jest się otwartym i uważnym, każdy dzień, każde, nawet najbardziej banalne spotkanie, może przynieść pomysł na nowy tekst. Czasem, choć znacznie rzadziej, źródłem inspiracji stają się także filmy czy książki, które aktualnie czytam. W moim tomiku znalazły się wiersze nawiązujące do „Lotu nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya, „Raju tuż za rogiem” Vargasa Llosy, „Naszej klasy” Tadeusza Słobodzianka czy „Blaszanego bębenka” Güntera Grassa. Są to jednak tak luźne odniesienia, że mam wrażenie, iż większość czytelników w ogóle ich nie zauważyła. Co mnie motywuje, nakręca do pisania? Na przykład przeczytanie jakiegoś dobrego tomiku. Ostatnio wróciłam do twórczości mojej ulubionej poetki: Marty Podgórnik, zresztą również mieszkanki Śląska. Obcowanie z tak świetną literaturą I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień powoduje, że pojawia się we mnie jakaś nowa energia, właśnie ta „iskra”, o której wcześniej mówiłam. Motywująco działają też na mnie kiepskie teksty – im głośniejszych poetów, tym bardziej. Myślę sobie wtedy: Cholera, ja robię to przecież lepiej! I zdarza się, że siadam do kartki. na moich spotkaniach autorskich, których będę miała w najbliższym czasie dwa: w Będzinie i Siemianowicach Śląskich, w czasopismach literackich: papierowych i internetowych, rozlicznych almanachach i antologiach, a także na stronie autorskiej: www.hannadikta.pl. Można je także od 2 0 1 1 czasu do czasu usłyszeć w radio. Czy traktuje Pani poezję jako swego rodzaju „powołanie”? Pisanie wierszy jest Pani jedyną pasją, czy zajmuje się Pani czymś jeszcze? Zależy jak potraktujemy to słowo. Jeśli jako synonim misji, to stanowczo nie. Odrzucają mnie wszelkiego rodzaju romantyczne teorie poezji. Śmieszy przywdziewanie przez twórców płaszczyków wieszcza. Podobnie unikam w swoim pisaniu nachalnego dydaktyzmu, unikam do tego stopnia, że mniej uważni czytelnicy mogą nawet posądzić mnie o aprobatę zachowań społecznie negatywnych. Jeśli jednak rozumiemy powołanie jako talent, czy tzw. Własną Legendę - pojęcie made in Paulo Coelho, ale bardzo je lubię - to owszem, wydaje mi się, że pisanie jest moim powołaniem. Po rodzinie, to absolutnie najważniejsza sprawa w moim życiu. Czasem zastanawiam się, jak mogłam przeżyć bez „pióra” ponad trzydzieści lat. Gdzie można przeczytać Pani poezję? Moje wiersze można przeczytać w książce „Stop-klatka”, dostępnej w wydawnictwie „Zeszyty Poetyckie”, księgarni internetowej „Poezja” oraz LOksjfdjahfjka Ostatnio coraz bardziej pochłania mnie pisanie prozy. Interesuje mnie także psychologia, czasem żałuję, że nie wybrałam takiego kierunku studiów. Lubię też swoją pracę jako nauczyciela, zwłaszcza twórcze zajęcia z dziećmi, jakieś kółka teatralne czy literackie. Sukcesy uczniów, ich zaangażowanie i radość tworzenia napędzają mnie i przynoszą sporo satysfakcji. Na ile liczne nagrody i bardzo dobre recenzje Pani debiutanckiego tomiku stały się motywacją do dalszego pisania? Niestety, dobre recenzje w ogóle mnie nie zmotywowały. Ucieszyły, owszem, ale nie dały absolutnie „kopa” do pisania. Po opublikowaniu książki – mówili mi o tym znajomi poeci, a w końcu sprawdziłam to na własnej skórze – nadchodzi często tzw. martwy okres. U mnie trwał kilka dobrych miesięcy. Dopiero niedawno na I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień poważnie wróciłam do tworzenia. Jeśli chodzi o konkursy literackie – jest to jednak sprawa dość zamierzchła, od około roku nie biorę w nich udziału – to, owszem, stanowiły potężną motywację, kolejne sukcesy upewniały mnie po prostu, że potrafię pisać. W miarę upływu czasu stały się jednak ograniczeniem, pojawiła się sztuczna rywalizacja, oczekiwanie na kolejne zwycięstwo. Dlatego zarzuciłam uczestnictwo w nich. Pisanie powinno być czyste, w jakiś sposób pierwotne, nieskażone, odległe od świata. Bardzo bliski jest mi pogląd poety Karola Samsela: Arcydzieła notuje się w ciszy gabinetów, chwiejnie i niepewnie, próbując utrzymać 2 0 1 1 równowagę na kruszejącej granicy między samotnością a nicością. Nie piszę arcydzieł, ale również lubię tę samotność tworzenia. I całkowitą niezależność siebie jako twórcy – niezależność również od własnych ambicji. II miejsce w konkursie Wywiad Kamila Nowaka z MG nr 2 z siostrą Goretti Zainteresowała mnie postać osoby skromnej, ogromnego serca, która całe swoje życie poświęciła innym ludziom, a mianowicie siostra zakonna Maria Goretti. Dlatego też poniższy wywiad przeprowadziłem właśnie z nią. Siostra Goretti wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek już 30 lat temu w Mikołowie, gdzie przeszła wstępną formację, LOksjfdjahfjka I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień przygotowanie do pracy katechetycznej i złożenie ślubów. Później pracowała w Kępnie, a następnie od 1995 roku, czyli już 18 lat, w Piekarach Śląskich. Siostra Goretti pochodzi z Kalet, a jednak to tutaj pomaga niepełnosprawnym dzieciom. To tutaj, w naszym mieście, w Piekarach Śląskich, założyła Ochronkę Charytatywną, gdzie pracuje, niosąc pomoc niepełnosprawnym dzieciom. A więcej o pracy w Ochronce Charytatywnej, w szkole specjalnej i o pomocy innym ludziom opowiedziała mi założycielka piekarskiej Ochronki Charytatywnej : Kamil Nowak : Kiedy i w jakich okolicznościach odkryła Siostra swoje powołanie? Dlaczego wy-brała Siostra akurat Zgromadzenie Sióstr Boromeuszek? Siostra Goretti : Powołanie to dar i zarazem za-danie. Każdy człowiek ma swoje powołanie, np. lekarz ma powołanie do ratowania życia i leczenia innych ludzi, nauczyciel ma powołanie do nauczania i przekazywania wiedzy innym, rodzice mają powołanie do wychowywania dzieci, a życie zakonne to powołanie do pomagania innym i do poświęcenia swojego życia Bogu i innym ludziom. Przyjęcie powołania wymaga podjęcia od czło-wieka odważnej decyzji podjętej w duszy. Kiedy już człowiek przyjmie powołanie, musi to jeszcze potwierdzić swoim życiem. Nigdy nie myślałam o tym, że zostanę siostrą zakonną. Moje powołanie przyszło LOksjfdjahfjka nagle, podczas rekolekcji dla maturzystów. W czasie tych rekolekcji spotkaliśmy się z Siostrami Boromeuszkami, które opowiadały nam o swoim życiu. Decyzję o wstąpieniu do zakonu podjęłam po czterech miesiącach od rekolekcji. O tym, że wstąpiłam do Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek zadecydowało to, że chciałam pomagać ludziom, dać siebie innym, a charyzmat Sióstr Boromeuszek jest właśnie taki, że świadczą pomoc ludziom. Właśnie to bardzo mi się spodobało, ale moi rodzice na początku nie zaakceptowali tego, jednak gdy zobaczyli mnie szczęśliwą, pogodzili się z tym, że jestem siostrą zakonną. 2 0 1 1 K.N. : Wszyscy widzimy, że bardzo się Siostra poświęca pracy z dziećmi niepełnosprawnymi, ale nie wiemy, od ilu lat pracuje Siostra w Ochronce Charytatywnej. Proszę powiedzieć, kto jest jej założycielem, ile osób pracuje w Ochronce, ilu macie podopiecznych i z jakich rodzin się wywodzą? S.G. : Na początku pracowałam w szkole publicznej z dziećmi zdrowymi, a tak właściwie przez przypadek zaczęłam pracować z dziećmi niepełnosprawnymi w szkole specjalnej. Ta praca bardzo spodobała mi się i ją polubiłam, przez co zaczęłam się kształcić w tym kierunku. W tej szkole zobaczyłam ubóstwo i spotkałam się z biedą moralną i finansową dzieci. One potrzebują szczególnej pomocy. Właśnie to przyczyniło się do powstania Ochronki Charytatywnej. Pomysłodawcami założenia Ochronki I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień jestem ja i Siostra Józefa, która teraz jest na misjach w Zambii. Kiedy taki pomysł się narodził, poszliśmy do proboszcza parafii, ks. Władysława Nieszporka, który się zgodził na to, znalazł pomieszczenie, w którym można by otwo-rzyć taką Ochronkę, dał nam pieniądze na jej otwarcie i remont pomieszczeń. Przy remoncie pomagali nam również piekarzanie, np. przy zbi-janiu tynków czy malowaniu, ale do niektórych rzeczy musieliśmy zatrudnić firmę remontową. Najpierw zaadoptowaliśmy pod Ochronkę kilka pomieszczeń, ale okazało się, że to za mało, bo przyszło bardzo dużo dzieci i musieliśmy remon-tować kolejne sale. Ochronka działa na zasadzie wolontariatu, dlatego nie mamy nikogo zatrud-nionego, wszyscy są tutaj wolontariuszami. Trud-no jest mi powiedzieć, ilu mamy dokładnie wolontariuszy, bo są tacy, którzy chodzą do Ochronki regularnie, ale również tacy wolontariusze, którzy chodzą do Ochronki wtedy, kiedy mają czas. Mamy wolontariuszy w różnym wieku. Są wolontariusze dorośli i młodzi z liceum czy gim-nazjum. To oni są fundamentem Ochronki. Obec-nie jest zadeklarowanych do opieki 146 dzieci, ale codziennie przychodzi ok. 50 dzieci. Wśród 146 zadeklarowanych są dzieci z obszaru całych Piekar Śląskich, z różnych rodzin, często ubogich. K.N. : Czy mogłaby Siostra powiedzieć nam, jak wygląda plan dnia w placówce, w jakich zajęciach mogą uczestniczyć Wasi wy-chowankowie, kto ustala LOksjfdjahfjka program wychowawczy Ochronki i kto jest odpowiedzialny za jego reali-zację? 2 0 1 1 S.G. : Ochronka działa jak świetlica, gdzie dzieci mogą rozwijać swoje zainteresowania, mogą się tutaj bawić, mogą się tutaj uczyć, ćwiczą swoją motorykę. Wiele dzieci nauczyło się tutaj jeździć na rowerze czy rolkach. Większość zajęć odbywa-jących się w Ochronce to zajęcia opiekuńcze. Obok Ochronki znajduje się boisko, gdzie dzieci mogą grać w piłkę, przez co wiele z nich nauczyło się gry, bo tutaj jeden drugiego wciąga w swoje zainteresowania. Staramy się również zapewnić dzieciom pomoc materialną, jeśli jakiemuś dziecku zepsuły się buty, to staramy się je kupić sami lub szukamy sponsora. Tutaj dzieci mogą liczyć również na ciepły posiłek, bo dostają śniadanie, obiad i podwieczorek. Czasami, jeśli dziecko przyjdzie do nas z receptą, to staramy się rów-nież wykupić te leki. Co roku organizujemy dwa turnusy kolonii, na który przez cały rok zbieramy pieniądze, aby wszystkie dzieci mogły jechać. Restauracja „Apogeum” organizuje dla naszych podopiecznych zabawę karnawałową. To wszyst-ko, co tutaj robimy, określa statut Ochronki, któ-rego musimy się trzymać. Wszystkie decyzje do-tyczące Ochronki Charytatywnej podejmuję ja. K.N. : Na co dzień uczy Siostra w szkole specjal-nej. Co zdaniem Siostry jest najtrudniejsze w tej pracy? Dzieci, młodzież czy też pojawiają się inne trudności? I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień S.G. : W szkole uczę religii jako katechetka. Bar-dzo lubię to, co robię, nie sprawia mi to trudności. Najwięcej czasu, niepotrzebnie zabiera praca papierkowa, ta cała biurokracja, wszystkie doku-menty, które trzeba wypełniać. Do lekcji religii sama przygotowuję materiały, pomoce naukowe, bo dzieci niepełnosprawne trzeba zaciekawić, samo mówienie i opowiadanie nie wystarczy. Ta praca jest bardzo ciekawa i absorbująca dla mnie. Do każdego dziecka trzeba podejść indywidualnie. Dzieci nie sprawiają mi żadnej trudności w pracy. Oczywiście nie wolno z góry oceniać ich surowo. Dzieci z Ochronki i szkoły specjalnej są zagubione w świecie, one niosą swój krzyż, dlatego trzeba na nie patrzeć z dystansem. Ja bardzo poświęciłam się swojej pracy i dzieciom. Wydałam płytę z materiałami katechetycznymi, czyli pomoc naukową specjalnie dla dzieci ze szkoły specjalnej. K.N. : Do Ochronki, poza dziećmi zdrowymi, uczęszczają również dzieci z różnymi niepełnosprawnościami, np. autystyczne czy z upośledzeniem umysłowym. Czy są one akceptowane przez zdrowych rówieśników? S.G. : Jeśli ktoś nie wie, jak akceptować dziecko, musiałby przyjść do Ochronki i od tych dzieci mógłby się nauczyć tolerancji. Dzieci niepełnosprawne są naprawdę bardzo akceptowane przez zdrowe dzieci. Są traktowane na równi z innymi. Nie są gorsze od innych. Dzieci zdrowe nie śmieją się z dziecka chorego, które LOksjfdjahfjka kuleje czy ma pro-blemy z mówieniem. One są w stanie pomóc im, ustąpić miejsca, a nawet odejść od komputera, co jest czynem heroicznym. Do Ochronki uczęszczają dzieci cierpiące na różne choroby, np. autyzm, mutyzm, porażenie mózgowe czy z upośledzeniem umysłowym. To, że jedni akcep-tują innych jest piękne, bo to są jeszcze dzieci i potrafią zaakceptować innego, chorego człowieka, a często ludzie dorośli nie potrafią zaakceptować odmienności. Ci ludzie powinni uczyć się od dzieci akceptacji i tolerancji. 2 0 1 1 K.N. : Wiemy, że większość dzieci uczęszczających do Ochronki to uczniowie szkoły specjalnej, którzy wymagają pomocy ze strony różnych specjalistów. Czy wolontariusze placówki muszą mieć jakieś specjalne kwalifikacje do pracy z tymi dziećmi? S.G. : Jeśli ktoś chciałby pracować jako logopeda, prowadzić takie zajęcia, to oczywiście musi mieć specjalne kwalifikacje, ale dla nas to nie stanowi żadnego problemu. Jeśli tylko jakieś dziecko po-trzebowałoby takiej pomocy i samo dziecko chce, aby mu pomóc, to my oczywiście znajdziemy taką osobę, która wyciągnie pomocną dłoń. Jeśli tylko jest taka potrzeba, to reagujemy od razu. Często pomocy potrzebują dzieci z rodzin, których nie stać na leczenie, wtedy my możemy to zapewnić. Często też znajdują się sponsorzy, zwykli ludzie, którzy jak widzą chore dziecko, to pytają się mnie, jak by mu można pomóc. Znajdujemy rehabilitanta i dziecko I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień wtedy ma kilka serii rehabilitacji. K.N. : Czy dla dzieci z niepełnosprawnością pro-wadzi się w Ochronce specjalne zajęcia mające na celu ich rehabilitację bądź rewalidację? S.G. : Jeśli tylko ktoś potrzebuje pomocy, my znajdujemy odpowiednią osobę i zajęcia są prowadzone dla tego dziecka. Tylko oczywiście nie możemy tego robić na siłę. Dziecko i rodzice muszą wyrazić zgodę, aby takie zajęcia mogły się odbyć. Mamy w Ochronce specjalne pomieszczenie do prowadzenia zajęć indywidualnych. Często odbywają się tutaj zajęcia logopedyczne z dziećmi. K.N. : Czy sponsorzy, piekarzanie składają datki na utrzymanie Ochronki i dla samych dzieci oraz czy Ochronka jako instytucja charytatywna musi się w jakiś sposób rozliczać z tego z Urzędem Skarbowym. Czy każdy mieszkaniec naszego mia-sta może zostać sponsorem i pomóc podopiecz-nym Ochronki? S.G. : My nie prowadzimy żadnej działalności gospodarczej i nie mamy żadnych dochodów, dlatego nie rozliczmy się z Urzędem Skarbowym, bo pod niego nie podlegamy. Oczywiście, jak każda taka instytucja prowadzimy własną księgowość. Jeśli coś kupujemy do Ochronki, to mu-simy mieć na to faktury. Dla nas liczy się każda ofiara, LOksjfdjahfjka nawet najmniejsza. Sponsorem może zo-stać każdy, jeśli tylko chce i tego potrzebuje. My nie wymuszamy od nikogo pieniędzy. Każdy człowiek z dobrą wolą może zostać naszym sponsorem. Oprócz tego, pienią-dze na utrzymanie Ochronki przekazuje nam również Urząd Miasta, oraz szkoły organizują zbiórki pieniędzy, ubrań, słodyczy, przyborów szkolnych dla Ochronki, z czego bardzo się cieszymy. 2 0 1 1 K.N. : Czy praca w Ochronce przynosi Siostrze satysfakcję? S.G. : Ta praca daje mi ogromną satysfakcję, jest spełnieniem mojego powołania i samej siebie. To jest właśnie to, po co wstąpiłam do klasztoru. Dzięki niej spełniam moje życiowe zadanie, które przyszło do mnie razem z powoła-niem od Boga. K.N. : Jak Siostra myśli, czy piekarzanie szanują i doceniają Siostry wysiłek i zaangażowanie, jakie Siostra wkłada w pracę z dziećmi w Ochronce? S.G. : Piekarzanie bardzo szanują to, co robię. Niejednokrotnie to zauważam przez uśmiech ludzi na ulicy, gdy się mijamy. Życzliwość ludzi jest ogromna, co bardzo szanuję i doceniam. Każdy człowiek dobrej woli stara mi się pomóc, co również jest bardzo miłe dla nas. Życzliwość ludzi jest dla mnie wsparciem, co napędza mnie do dalszej pracy. K.N. : Wiemy, że w 2009 roku I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień otrzymała Siostra nagrodę „Piekarzanina Roku”. Czy było to dla Siostry zaskoczeniem? 2 0 1 1 Wyróżnienia : S.G. : Prawdę mówiąc, to nawet nie wiedziałam, że byłam nominowana do tej nagrody. Nie śledzi-łam informacji o tym konkursie, nie czytałam gazet, ale cieszę się, że piekarzanie tak odwdzię-czyli się za moją pracę. O tym, że dostałam taką nagrodę dowiedziałam się od innych ludzi, a póź-niej jeszcze pisało o tym w gazetach, ale myślę, że nie na tym rzecz polega. Nie lubię być osobą medialną, ja wolę pracować. K.N. : I na koniec naszej rozmowy jeszcze jedno pytanie. Czy ma Siostra jakieś inne zainteresowa-nia oprócz swojej pracy? S.G. : Mam wiele zainteresowań. Najważniejsza dla mnie, jako do siostry zakonnej jest modlitwa. Podczas rozmowy z Bogiem mogę naładować się do dalszego działania. Lubię chodzić po górach, lubię czytać książki, ale dobre książki. Najczęściej czytam książki teologiczne. Lubię również praco-wać w ogródku, a mamy bardzo duży ogródek za Ochronką, gdzie pracujemy razem z dziećmi. K.N. : Dziękuję za naszą rozmowę, dzięki której zrozumiałem jak dużo Siostra robi dla innych ludzi i jak bardzo się Siostra poświęca pracy społecznej w Ochronce Charytatywnej. LOksjfdjahfjka Wywiad Jakuba Karasia z I LO z Panem Sylwestrem Świetlikiem „Co to jest droga najlepiej dowiedzieć się noga-mi…” – wywiad z profesorem Sylwestrem Świetlikiem – emerytowanym nauczycielem, wychowawcą, turystą , pasjonatem imprez na orientację, laureatem nagrody Piekarzanina Roku 2007, który swoją pasję poznawania piękna naszego kraju przekazał wielu pokoleniom piekarzan. Wielu piekarzan wyraża się o Panu Profesorze z ogromnym ciepłem i uznaniem. Od kiedy jest Pan związany z Piekarami Śląskimi? Z miejsca urodzenia jestem Mazowszaninem, z miejsca zamieszkania i aktywnej pracy zawodowej jestem Ślązakiem. Mieszkam w Piekarach Śląskich 51 lat i najlepsze lata mojej pracy zawodowej i społecznej poświęciłem dzieciom i ludziom mieszkającym na tej ziemi. Z wykształcenia jest Pan geografem, a z zamiłowania turystą i propagatorem marszów na orientacje. Skąd się wzięło u Pana zainteresowanie turystyką pieszą? Jak już wcześniej wspomniałem z zawodu jestem nauczycielem. Studia geograficzne, bo taką specjalizację i przedmiot nauczania sobie wybrałem, ukończyłem w 1960 roku na Uniwersytecie Łódzkim. Praca z I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień dziećmi, a później z młodzieżą przyniosła mi dużo zadowolenia i ogromną satysfakcję. Nauczany przeze mnie przedmiot – geografię przekazywałem moim podopiecznym nie tylko gdy siedzieli w ławkach w sali lekcyjnej, ale wy-chodziłem z nimi w teren. Wiedzę dotyczącą przyrody i zmian w niej zachodzących pod wpływem działalności człowieka mogłem przekazywać na wycieczkach szkolnych. Wychodziłem z założenia, że aby pokazać piękno naszego kraju – Polski, trzeba wyjść poza mury szkoły. I tak zaczęła się moja działalność turystyczna. Wycieczki bliższe dla dzieci klas młodszych, wycieczki dalsze, kilkudniowe dla młodzieży klas starszych. Mottem w mojej działalności turystycznej było : „Tylko poznawszy swój kraj można go pokochać, a później dla niego owocnie pracować.” Bardzo lubiłem wędrować po górach, jak i po nizinach. Zawsze mówiłem do moich uczniów: „Co to jest droga najlepiej dowiedzieć się nogami”. Ta działalność szkolna przeniosła się do uprawiania turystyki kwalifikowanej. Udział w rajdach turystycznych organizowanych przez Polskie Towarzystwo TurystycznoKrajoznawcze, którego jestem członkiem od 1957 roku, stał się nawykiem. Udało mi się turystyką „zarazić” moich wychowanków i dziś stali się oni orędownikami czynnego wypoczynku na łonie przyrody. W ostatnich latach mojej działalności było moim celem zainteresowanie dzieci i młodzieży udziałem w imprezach na orientację, gdzie LOksjfdjahfjka konieczna jest znajomość mapy i pracy z kompasem. Sam jestem zafascynowany tymi imprezami i od 35 lat biorę w nich udział. Bardzo duże osiągnięcia w tej dziedzinie ma Wojciech Boryczka – założyciel Klubu Turystyki Kwalifikowanej „Beloć”. 2 0 1 1 Czy preferuje Pan turystykę krajową ,czy zagraniczną? Pytanie, które mi zadałeś nie jest dla mnie jedno-znaczne. Jestem człowiekiem w podeszłym wieku i różne mam skojarzenia dotyczące poznawania zjawisk i zmian zachodzących na naszej matce Ziemi. Bliższa była zawsze i jest do dzisiaj znajomość mojego kraju. Kocham Polskę. Polska jest pięknym krajem i naśladownictwo zmian jakie zachodzą w krajach wysoko rozwiniętych mnie przeraża. Ale uważam, że błędem byłoby negowanie poznawania innych krajów. Przecież z kul-tury innych krajów możemy czerpać wzorce dobre i piękne. Które rejony Polski są dla Pana Profesora szczególnie ważne, ciekawe? Jest ich bardzo dużo, ale wymienię kilka o szczególnych walorach poznawczych. Piękna jest o każdej porze roku Jura Krakowsko – Częstochow-ska, gdzie przyroda nadała piętno naszej historii. Orle Gniazda w postaci ruin starych zamków, I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień ostańce wapienne przypominające baśniowe postaci ludzi i zwierząt zachwycają każdego z nas, a barwy lasów bukowych, szczególnie jesienią, dodają uroku tej pięknej krainie. Wspaniale wędruje się na szlakach Beskidu Śląskiego. Piękne i jeszcze do dzisiaj bardzo urokliwe są dzikie zakątki Bieszczadów. Ja mam szczególny sentyment do ulubionych i zdeptanych przeze mnie Gór Świętokrzyskich. Moi uczniowie mówili nawet, że się w tych górach zakochałem. Dużo by jeszcze wymieniać, gdyż w naszym kraju nie brakuje miejsc pięknych i ciekawych. Co sprawiło, że postanowił Pan Profesor zainteresować turystyką młodsze pokolenia? Uważam i zawsze to podkreślam, że sport i tury-styka rozszerzona o krajoznawstwo są ważnym elementem wychowania młodego pokolenia Polaków. Jest to proces żmudny i długofalowy. Potrzebni do realizacji tego procesu 2 0 1 1 są ludzie obdarzeni szczególną charyzmą, ale jednocześnie zauważalni i doceniani przez ludzi będących u szczytu władzy. Zauważam, a moje obserwacje są dość szerokie, że tych ludzi, zwanych pasjonatami zaczyna brakować. Wypalają się i zniechęcają. To jest również zauważalne na terenie naszego miasta. Cały czas w naszej roz-mowie podkreślam, że ważnym dla naszego bytu i zaangażowania jest poznanie LOksjfdjahfjka I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień własnego kraju i Wy młodzi ludzie musicie o tym pamiętać. Od lat Pan czynnie startuje w zawodach na orientację, co nawet dla młodzieży jest nie lada wy-zwaniem. Skąd Pan Profesor czerpie siły i motywację do udziału w tej dyscyplinie turystyki do dnia dzisiejszego? Już w naszej rozmowie nadmieniałem, że zafascynowały mnie zawody na orientację. Każdy człowiek wyznacza sobie cele w życiu, które dodają mu sił witalnych i pomagają inaczej, bardziej ciepło, patrzeć na drugiego człowieka. Na tych imprezach jestem zmuszony do procesu myślowego gdzie pomocne mi są kompas i mapa. Mój umysł musi pracować na najwyższych obrotach, a ciągłe ćwiczenie ułatwia mi to. Start w zawodach staje się nieraz hazardem, w znaczeniu pozytywnym, bo pozwala nam się realizować psychicznie i fizycznie. Koledzy, którzy zdecydowali się uprawiać tę dyscyplinę turystyki to mili i sympatyczni ludzie. Spotkania z nimi to wielka, koleżeńska przyjemność, a zdrowa rywalizacja dodaje smaku tym imprezom. W roku 2007 otrzymał Pan Profesor tytuł „Piekarzanina Roku”. Jakie emocje towarzyszyły Panu podczas odbierania owego tytułu? Cieszę się z tego, że w witrynie meblościanki, schowana za szkłem stoi malutka figurka „Ślązaczki”. Jestem dumny i zawsze zażenowany z przyznanego mi tytułu „Piekarzanina Roku”. W czasie ogłoszenia wyników LOksjfdjahfjka plebiscytu i rozdania nagród w Bibliotece Miejskiej w Szarleju powiedziałem: „że moje pięć minut już minęło bo jestem nauczycielem emerytem, a zawsze moją dewizą życiową 2 0 1 1 było służyć ludziom, a mottem hasło: „ napisz na piasku to co dajesz, a na skale wyryj to co otrzymujesz..” Kiedy myślałem, że czas zatarł już pamięć o tym, co w życiu robiłem, otrzymałem to zaszczytne wyróżnienie. Jestem wzruszony, dumny i głęboko zobowiązany. Dziękuję za pamięć moim byłym uczniom. I dzisiaj jeszcze przy tej rozmowie z Tobą, łza w oku mi się kręci. Co chciałby Pan przekazać młodszym pokoleniom? Tobie, Twoim koleżankom i kolegom życzę dużo zdrowia, siły i pasji w dążeniu do wyznaczonego celu. Zawsze I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień 2 0 1 1 I LO im. Jana III Sobieskiego S t r pogody ducha w słońcu, w deszczu i w różnych przeciwnościach losu. Pamiętajcie zawsze, że naczelną wartością jest służba człowiekowi , ogromny szacunek i miłość do przyrody. A mnie w pamięci na zawsze zostanie wiersz napisany przez 80 – letnią góralkę spod Rabki- Antoninę Zacharę- Wnękową, którą na koniec naszej przyjemnej rozmowy zacytuję: „Kto nie rozmawiał z gromem Komu jest obcy mrówek ślad Kto czapki nie zdjął przed opuszczonym domem Nie słuchał nigdy jak szumi w lesie wiatr Kto się we falach żyta nie zanurzył I dojrzałego kłosa nie rozkruszył Mieszając słońce z ziarnem na swej dłoni Kto się urwanym brzegom nie przysłużył Kto się rozkwitłym lipom nie pokłonił Kto się z czułością nie uśmiechnął Słysząc polne echo Kto przy jesiennej siwej watrze Na odlatujące ptaki z żałością nie popatrzył Kto na matczynym sercu ziemi Nie zakwitł jak mak bujnym czynem Czyj wzrok z puchami wierzb nie latał Kto nie drżał widząc dal wszechświata Kogo sąsiada wzrok nie wzruszył Ten skreślił szczęście ze swej duszy.” Myślę, że jest to kwintesencja życia każdego człowieka, którą przekazała nam ta mądra i doświadczona życiem góralka. Dziękuję Panu Profesorowi za wywiad. Życzę dużo zdrowia, siły i dalszych sukcesów w zawodach na orientację. LOksjfdjahfjka Marzec/Kwiecień Wywiad Mai Kałdonek z MG nr 2 z Panem Piotrem Kałdonkiem "Historia pewnego kadru" Jedenaście lat temu założył klub filmowy " Kadr" działający w MDK w Piekarach Śląskich. Był to wynik wieloletniej pasji filmowej. W każdy czwartek nasz rozmówca prowadzi zajęcia Kadru z chętnymi, z którymi ogląda filmy i dyskutuje o nich. Osobą z którą przeprowadzam wywiad, jest Piotr Kałdonek, prywatnie mój tata, który opowie nam dziś o działalności Kadru. Maja Kałdonek : Jakie jest Twoje najodleglejsze wspomnienie związane z filmem ? Piotr Kałdonek: To dość odległa historia. Wiele pamiętam z dzieciństwa , jeśli chodzi o filmy które wtedy widziałem . To były wielkie przeżycia w kinie, kiedy z wypiekami na twarzy śledziłem losy bohaterów filmowych i długo po seansie nie potrafiłem się otrząsnąć z emocji z tym związa-nych... Tytuł jaki pierwszy przychodzi mi do głowy to na pewno" Gwiezdne wojny" . Miłem wtedy 8-10 lat i często "załapywałem się" na filmy dla starszych , takie jak "Ojciec Chrzestny I" czy "Szczęki" I to chyba takie najbardziej , które pamiętam , nie licząc bajek, które każdy z nas pamięta z dzieciństwa. M: Czyli założenie klubu filmowego było kolejnym tematem tych zainteresowań? PK: To się ciągnęło od zawsze za mną, czyli interesowanie się filmem, życiem aktorów, twórców filmowych, no i miało swój związek , z tym , że chciałem się tym podzielić z innymi. Kiedy byłem nastolatkiem , odbyło się LOksjfdjahfjka to w czasie niekończących się dyskusji z kolegami. Stąd penie pomysł , który przyszedł wiele lat później związany z założeniem klubu filmowego i z tym, żeby spotkać ludzi , z którymi mogę tę pasję dzielić. Dlatego pomyślałem ,że znajdzie się kilka osób, 2 0 1 1 które pomyślą, że oglądanie filmu to nie wszystko i czymś ważnym jest iść dalej w rozważaniach na różne tematy , często daleko odbiegające od treści, jakie poruszył film . Zresztą pamiętam taki przypadek kiedy moi rozmówcy po seansie stwierdzili, że film był taki sobie, natomiast dyskusja po okazała się dużo bardziej interesująca. M: Skąd wzięła się nazwa "Kadr"? PK: Myśleliśmy wspólnie jedenaście lat temu jak nazwać te zajęcia. Z początku padały nazwy: Klub Filmowy MDK" , 'Klub Miłośników Filmu" , "Sekcja Filmowa" - jakieś takie nazwy typowych sekcji działających w domach kultury. Później przyszło nam do głowy , żeby nazwa była krótka i jakoś kojarzyła się i wtedy przyszedł nam do głowy "Kadr" . Kadr jako rzecz którą często się pamięta z filmu, jakiś obraz, ale też wspomnienie czegoś, jakiejś sceny, czyjejś twarzy , krajobrazu ... I stąd nazwa 'Kadr" czyli coś co nam przywoła wspomnienia. Taki był cel główny tej nazwy. M: Jakie są Twoim zdaniem najwybitniejsze filmy? PK: Zawsze te pytanie jest zadawane i zawsze jest trudno mi na nie odpowiedzieć . Podejrzewam, że jak ktoś ogląda wiele filmów , nie jest w stanie z głowy , od razu powiedzieć , który film jest ten największy. To się przecież wciąż zmienia w zależności, I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień od tego w jakim momencie życia je oglądałem i co myślałem sobie po seansie. Jest kilka filmów, które na pewno wywarły na mnie taki wpływ, który pozostał do dziś. To są filmy które oglądałem wielokroć i wracam do nich. Wydaje mi się ,że one są do dziś ważne i do dziś się nie starzeją. Ale są to jedynie, te które mi przychodzą teraz do głowy , a niekoniecznie te najwybitniejsze. Oprócz tych jakie wymieniłem wcześniej, to na pewno" Dawno temu w Ameryce" w reż. Sergio Leone "Manhattan" w reż. Woody`ego Allena "Fanny i Aleksander " Ingmara Bergmana. To tyle na tę chwilę. M: A skąd pomysł , żeby samemu stanąć za ka-merą? PK: To była naturalna kolej rzeczy. Wydawało mi się ,że chyba każdy kto ogląda filmy chce trochę mocniej wejść w ten świat , interesuje się, jak to jest z drugiej strony i zobaczyć przez obiektyw kamery jakiś obraz. Chcemy wiedzieć jak to jest kimś pokierować, zaaranżować sobie określone sytuacje, dialogi, własne pomysły , wcześniej w scenariuszu opisane. Z tego to wynikło i podejrzewam że dzięki entuzjazmowi osób, które wzięły udział , czyli osób , które wtedy należały do klubu filmowego, to się to udało. Pierwszym filmem była historia fabularna , która opowiada o młodych ludziach spotykających się w autobusie. Scenariusz napisaliśmy wspólnie , oni zagrali, ja to sfilmowałem. Film nosi nazwę "Spotkanie" i można go wciąż zobaczyć w sieci , mimo iż po-wstał jakieś 6 lat temu. LOksjfdjahfjka M: Opowiedz cos o pozostałych filmach , bo na-kręciłeś jeszcze filmy "Ramolsi" oraz "Lot" PK: Kiedy zmierzałem się z całą naturą filmu " od kuchni" postanowiłem pójść za ciosem i na tyle mnie to wciągnęło ,że chciałem trochę spróbować sił samemu, oglądając świat bliżej mnie jako osoby prywatnej. Stąd pomysł na film " Lot" - opowiadający o hodowcach gołębi pocztowych. Film "Ramolsi " miał pokazać prozę życia i to jak podróżujący po kraju zespoły muzyczne, jak reagują powiązanym ludzie uczestniczący w koncertach. Film "Lot" z kolei opowiada o osobach i i ich życiu powiązanym miłością do gołębi. Bohaterami ssą mój ojciec i znajomy prezentujący tradycyjne i bardziej nowoczesne podejście do hodowli tych niezwykłych ptaków. Te filmy również można zobaczyć w sieci. 2 0 1 1 M: Czy zaskoczyło Cię to ,że ta amatorska próba dokumentu którą podjąłeś , miała swoją projekcję na Ogólnopolskim Festiwalu Filmowym "Offeliada" w Gnieźnie w 2009roku? PK: To było ogromne przeżycie. Od jakiego ś czasu , jak kręciłem te pierwsze filmy, pomyślałem, że w Polsce dużo festiwali, takich offowych , dla amatorów właśnie, które szukają pomysłów zrealizowanych przez nie tylko młodych ludzi, ale też tych, co mają jakąkolwiek chęć kręcenia filmów. Wysyłałem więc te filmy na różne festiwale z miernym zresztą początkowo skutkiem . Wiadomo przecież , iz tych filmów jest masę n każdym festiwalu. No i nagle w tym wszystkim pojawił się niesamowity I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień telefon . Zadzwonił do mnie organizator " Offeliady" festiwalu kina offowego, w którego jury zasiadali bynajmniej nie twórcy offowi, tylko ludzi którzy żyją na co dzień z filmu. Zaproszono mnie do udziału w tym festiwalu jako twórcę filmowego. To było przeżycie, którego nie będę w stanie nigdy zapomnieć. Mogłem poroz-mawiać z innymi twórcami , widzami , jury. Był to niesamowity czas. M: Czy Twoje prezentacje były wyświetlane w klubie? Jeśli tak, to jakie były opinie i który zdaniem widzów był najlepszy? PK: To była podstawa, żeby oczywiście nie tylko nakręcić film, obejrzeć go samemu oraz wysłać gdziekolwiek . Chodziło tez o to , żeby ktoś mógł obejrzeć , zweryfikować , wyrazić sugestie dotyczące montażu i tak tez się stało . były to bowiem projekcje nie tylko dla samych członków klubu filmowego ale też dla osób z tzw. " branży" doradzających mi przy montażu , wskazując, na czym się bardziej skupić, co podkreślić, czego unikać, W szczególności miało to miejsce przy tym pierwszym filmie. Było to bardzo pomocne. M: Wróćmy zatem do tematu zajęć "Kadru" . Opowiedz nieco , jak przebiegają dyskusję? PK: Dyskusje są różne , tak jak różne są filmy , które oglądamy. Zawsze na zajęcia takich klubów filmowych w młodości, bolało mnie, że filmy "tyl-ko" się oglądało, a po seansie prawie wszyscy się rozchodzili albo był to wykład kogoś , kto opowiadał o historii kina, tworzeniu itp. Zawsze LOksjfdjahfjka interesowało mnie, dlaczego ludzie nie chcą się po-dzielić emocjami, przemyśleniami przychodzącymi do głowy. Przecież taki jest cel samych klubów , aby po filmie sobie porozmawiać . Niekoniecznie tutaj chodzi mi o kwestie techniczne, o to czy się zna reżysera, czy się lubi aktorów. Chodzi o to , czy na przykład film wzruszył , a jeśli nie , to dla-czego . O wymianę po prostu myśli po seansach. M: A kto przede wszystkim uczęszcza na zajęcia? PK: To są osoby różne, bo na samym początku to była zwarta grupa licealistów. Chodzili długo, kilka miesięcy całą grupą składającą się z około dziesięciu osób. Potem się zmieniło, część z nich odeszło, część zostało itd. głównie, tak jak mówię była to młodzież tutejszego liceum, lecz potem doszła część studentów studiujących filmoznawstwo. W ostatnim czasie przychodzą osoby w bardziej dojrzałym wieku , pary, małżeństwa, czasem rodzice z dziećmi , matka z córką . Są to niezwykłe momenty, gdy widzowie tak blisko spokrewnieni wymieniają się myślami nieraz osobistymi na temat jakiegoś filmu, jeszcze robią to przy innych , obcych ludziach . Przyznaję że są to bardzo wciągające spotkanie, również dla mnie. M Współcześnie ludzie oglądają filmy przy pomocy Internetu, chodzą do komercyjnych kin. Jak więc widzisz przyszłość kin małych, lokalnych lub salek projekcyjnych , takich jak Twoja? PK: Jest to związane z techniką i z pieniędzmi , nie ma co ukrywać. W I LO im. Jana III Sobieskiego 2 0 1 1 S t r Marzec/Kwiecień takich ośrodkach jak nasze miasto kina po prostu nie wytrzyma konkurencji multikina. Poza tym ludzie masowo oglądają filmy w Internecie czy je wypożyczają. Jest to dziś technicznie bardzo proste. W związku z czym doprowadziło to do zlikwidowania kin w małych miastach, a w okolicach średniej wielkości miast , salki projekcyjne łączone są z domami kultury i działają niekiedy jako małe kina. Natomiast w naszej "salce na poddaszu" , jak to niektórzy określają, filmy wyświetlane za pomocą projektora i co najważniejsze są one bezpłatne. M: Na czym polega działalność klubu filmowego oprócz projekcji filmów i rozmów? PK: Nie mieliśmy nigdy specjalnie pomysłów, by prowadzić zajęcia w innych domach kultury bądź szkołach. Miało to taki charakter , że po całorocznym uczęszczaniu do klubu, w czasie wakacji , wszyscy wspólnie , prywatnie wybieraliśmy się na festiwale filmowe. Prze kilka lat świetnie się to udawało i było to takie podsumowanie wszystkich spotkań w sezonie. Byliśmy np. na festiwalu " Nowe horyzonty" w Cieszynie , we Wrocławiu . Tam po prostu razem spędzaliśmy te kilka dni , nieustannie oglądając filmy, rozmawiając z prawdziwnymi twórcami filmowymi na konferencjach prasowych , wystawach , koncertach. To było nasze świętowanie kina. Braliśmy tez udział w szerokiej ogólnopolskiej akcji organizowanej przez serwis internetowy "Stopklatka" , które polegała na prezentacji kina offowego w ramach całościowego przeglądu tego LOksjfdjahfjka kina. Pomysł był taki , że organizatorzy rozsyłali po domach kultury w całej Polsce kilkadziesiąt płyt z offowymi filmami i ona trafiały na jeden dzień do danej placówki , po czym przesyłane były dalej. To też bardzo ciekawe doświadczenie. M: Przez pewien okres prowadziłeś w Radiu Pie-kary również audycję radiową o tematyce filmowej. Opowiedz o tym. 2 0 1 1 PK: To miało być naturalne przedłużenie pomysłu zainteresowania mieszkańców Piekar Śląskich tematyka filmową bez konieczności uczęszczania na seanse Kadru. Odbywała się ona rzez kilka miesięcy w każdy poniedziałek od 22.00 do 23.00 . Każda audycje miała swój temat przewodni, niekoniecznie związany bezpośrednio z filmem , np. bajki z dzieciństwa, odwieczna walka kultur- "młodzi kontra starzy" itp. Do audycji zapraszani byli bywalcy festiwali filmowych , nie tylko polskich, jak i twórcy filmowistudenci szkół filmowych,. Była to również okazja do posłuchania sporej dawki ulubionej muzyki filmowej. M: Jak mógłbyś zachęcić do spotkań w Twoim klubie? PK: Z zachętą jest problem, ponieważ wydaje mi się czasem, że osoby które zainteresowane są oglądaniem filmów trafiają do nas w zupełnie przypadkowy sposób . Najczęściej przez informację podawane przez innych znajomych , sąsiadów . W pewien sposób działają metody takie jak plakaty w mieście, w bibliotekach , domach kul-tury, ulotki. Mamy też stronę w Internecie , na Facebooku na I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień którą każdy może zajrzeć i zobaczyć jaki film obejrzeliśmy , komentarze pod filmami , są tam też zachęty na kolejne seanse. Na początku tygodnia zawsze nowe informacje , dlatego zapraszamy do Miejskiego Domu Kultury w Piekarach i na stronę facebookową klubu 'Kadr" M: Dziękuję za rozmowę. PK: Dziękuję. Wywiad Marty Skutnik z MG nr1 z Panem Eugeniuszem Musiołem Fantastyczni Piekarzanie są wśród nas …- wywiad z moim dziadkiem Eugeniuszem Musiołem. Ponieważ podziwiam i szanuje swego Dziadka - Eugeniusza Musioła za wszystkie jego starania mające na celu przekazanie młodszemu pokoleniu garstki wiedzy o przeszłości oraz uważam go za osobę godną zainteresowania , postanowiłam przeprowadzić z nim wywiad , by przedstawić jego postać , z zarazem dokonania szerszemu gronu odbiorców. M: Dziadku, wyjaśnij mi , skąd u Ciebie takie szerokie zainteresowanie przeszłością? E: Myślę, że różne są tego przyczyny . Jestem po kądzieli potomkiem Śląskiego Wernyhory Wawrzyńca Hajdy , a więc może przekazano mi w genach smykałkę do zajmowania się starymi dziejami . Miałem też to LOksjfdjahfjka szczęście, że napotkałem w swym życiu ludzi którzy ułatwili mi rozwój moich zainteresowań. M: Masz na myśli jakąś konkretną osobę ? E: Tak, był nim Konrad Żydek , mój nieżyjący już przyjaciel . Kiedy pisał pierwszą monografię Pie-kar, dotarł do zapisów metrykalnych piekarzan, które wówczas znajdowały się w Świętochłowicach i dzięki tym zapisom mogłem opracować drzewo genealogiczne naszej rodziny \sięgające początków XIX wieku. M: Proszę, objaśni mi na jego podstawie , w jakim związku jesteś Ty i Wawrzyniec Hajda? E: Zobacz, my (czyli ja i Ty) jesteśmy potomkami brata Wawrzyńca – Roberta . Obaj tj. Wawrzyniec i Robert przybyli w XIX wieku do Piekar w poszu-kiwaniu pracy. Robert był moim pradziadkiem ze strony mamy i zarazem bratem Wawrzyńca. M: czy w takim razie Twoja mama znała Wawrzyńca? E: Tak, kiedy zmarł , miała 13 lat. M: Czy coś o nim wspominała? E: Mówiła, że często przeprowadzała go przez ulicę , bo był już osobą starszą ponadto od wy-padku w kopalni , już jako młodzieniec , był ociemniały. 2 0 1 1 M: To jak on rozwijał swoją działalność patriotyczną? Przecież pisał wiersze, układał pieśni, opracowywał sztuki teatralne?! E: Te wszystkie pomysły rodziły si ę w głowie , a na papier przelewała je jego pierwsza żona A po jej śmierci druga. Już kiedyś Ci o tym wspominałem , a teraz pokażę Ci I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień pamiątki po Wawrzyńcu . Najpierw jednak musimy wejść na strych . Tutaj wisi dzbanuszek, który był własnością Wawrzyńca . A tu jest po nim książeczka o tytule „Kwiatuszki z Ziemi Świętej, ślą z wszystkich gałęzi wiedzy” Ponadto została kartka dedykowana Wawrzyńcowi przez pana Gawlika . Posiadam również „Książkę do czytania dla klasy średniej szkół katolickich , miejskich , wiejskich” wydaną nakładem F.E.C Leuckarta, Wrocław 1864r, z której uczył się Franciszek Hajda, bratanek Wawrzyńca. M: Widzę, że jest tu jeszcze wiele innych ciekawych pamiątek D: Tak, to wszystko to są pamiątki rodzinne. Zbieram je od lat, bo są przecież źródłem naszej historii. Popatrz , to jest drewniana kosa licząca około dwustu lat, a te klarnety mają już około 150 lat I należały do Franciszka Hajdy , który grał w orkiestrze kościelnej. A tu jest radio sprzed stu lat , Przyznasz , że zupełnie niepodobne do współczesnych. A te figurki świętych też już czasów końca XIX wieku i początku XX wieku. Tam dalej , w pudełkach są zamknięte bardzo stare śpiewniki po rodzinie Hajda. Obok okryte w foliach stoją lalki uszyte przez moją mamę. Posiadam też dość okazały zbiór dzbanków, naczyń porcelanowych w bardzo dobrym stanie, które sobie z pewnością co najmniej powyżej stu lat. Na jednej ze szklanek jest nawet podobizna papieża Piusa X-ego. Tak, jestem sentymentalnym człowiekiem . Kiedyś nawet pisałem pisma do ówczesnego prezydenta Piekar w sprawie domku LOksjfdjahfjka stojącego naprzeciw mojego. Był on bardzo stary i miał swój niepowtarzalny urok. Przy niewielkim wysiłku można było przeobrazi ć go w skansen. Niestety mimo moich interwencji , domek ten zburzono, a miasto pozbawiono pięknego pomnika przeszłości. Ale to taka krótka dygresja. M: Wracając do tematu pamiątek, widzę tu wiersz w szklanej oprawie. Co to za pamiątka? E: To mój wiersz . Co najmniej 50 lat piszę . Tematyka ich jest różna, ale ten jest mi bliski, dlatego dałem go oprawić. M: Jestem zaskoczona , bo nigdy mi o tym nie mówiłeś . Dlaczego jesteś taki tajemniczy? E: Cóż , taką mam naturę . Cały zbiór wierszy( jest ich około 800) pozostawię Wam –rodzinie jako spuściznę. Nigdy natomiast nie czyniłem wysiłków, by je wydrukować i stać się ‘sławnym „ Zdarzyło się jednak ostatnio , że parę moich wierszy zostało wydrukowanych w najnowszej monografii Piekar , której autorem jest mój kolejny przyjaciel ks. Prof. Jan Górecki. Kilka innych – bez mojej zgody – opublikował w intrenecie kolega ze szkolnych lat. Wiem, że chciał mi tym zrobić przyjemność, więc nie mam o to żalu. M: Cieszę się bardzo, że choć część Twoich wierszy może przeczytać więcej czytelników E: Świadomość, że moje wiersze są rozpowszechnione i podobają się odbiorcom, sprawia mi nie lada przyjemność. M: Widzę tu wiersz o tajemniczym tytule „Twojej Siostro Kochana – I LO im. Jana III Sobieskiego 2 0 1 1 S t r Marzec/Kwiecień Pamięci” Dlaczego go napisałeś? E: Jest to wiersz związane z bolesnymi przeżycia-mi bo śmiercią mojej jedynej dwudziestoletniej siostry Marii . Wiersz ten napisałem w dniu jej zgonu 8.05.1961r, ale nie jest to jedyny utwór jej poświęcony. Pamięć o Marii tkwić będzie w mym umyśle i sercu do końca mego życia, dlatego poświęciłem jej znacznie więcej wierszy. M: Czy oprócz Marii dedykowałeś jeszcze komuś innemu jakieś wiersze? E: Tak ,ojcu z okazji 86 rocznicy urodzin i zmarłej mamie –słowem najbliższej rodzinie. M: Skąd bratałeś tematykę do pozostałych wierszy? E: Z życia, z otaczającej rzeczywistości, z uroków świata przyrody, z własnych i rodzinnych przeżyć i doświadczeń życiowych . M: Zacząłeś pisać jako dwudziestoletni młodzieniec . Co Cię do tego skłoniło?4E: Jakaś wewnętrzna potrzeba. Zauważyłem, że mam „lekkie pióro” tzn. łatwo przelewam na papier swoje myśli, uczucia, brałem więc pióro i pisałem M: Czy w rozwoju tej umiejętności pomogły Ci szkoły, które ukończyłeś? E: Myślę, że znów musiałbym si ę w pierwszej kolejności odwołać do „ genów” . Twierdzę tak dlatego , że i Wawrzyniec pisał i mój dziadek Franciszek. Reszt ę , z pewnością , dopełniły szkoły. Chciałbym Ci jeszcze zwrócić uwagę na bezgra-nicznie kocham książki, które zbieram i czytam . One też z pewnością wpłynęły na moją umiejętność „lekkiego pisania” Dla przykładu LOksjfdjahfjka chcę Ci tylko podać, że w sumie zgromadziłem dwa tysiące książek z różnych dziedzin( literatury obcej i polskiej , historii , przyrody, filozofii, geografii, medycyny, sztuki, religioznawstwa) M: Wiem, że posiadasz księgozbiór , jednak nie zdawałam sobie sprawy , że jest tak bogaty. Czy kolekcjonujesz jeszcze jakieś przedmioty? E: Owszem. Zbieram znaczki. Posiadam 8 klaserów o różnej tematyce, jednak 2 0 1 1 większość stanowią znaczki z kwiatkami, gdyż rośliny to także moja pasja . Poza tym kolekcjonuję płyty CD i kasety z muzyką klasyczną. M: To niesamowite ! Chciałam zwrócić jeszcze uwagę na Twój charakter pisma, który mnie od dawna fascynuje . Czy to także zasługa” genów” ? E: W pewnej mierze tak . Mój dziadek Franciszek urodzony w 1865 roku miał piękny charakter pisma. Świadczą o tym zachowane po nie liczne teksty. No, ale ćwiczenie czyni mistrza… M: Wiedzę, tu również rękopis pt. ”Serce górnośląskiej ziemi” Domyślam się, że jest to monografia Piekar , którą ukończyłam 1987 roku. W tym czasie poza monografią , której autorem był Kon-rad Żydek nie było żadnej innej. Był to więc istotny powód do jej napisania. M: Skąd wziąłeś materiały? E: Z istniejących już fragmentycznych opracowań i artykułów gazet omawiających wycinkowo hi-storię Piekar . Zresztą źródła, na których opiera-łem się pisząc „Serce górnośląskiej ziemi” zawar-te są w I LO im. Jana III Sobieskiego S t r Marzec/Kwiecień bibliografii. M: Dlaczego więc tego rękopisu nie wydrukowa-łeś , udostępniając go w ten sposób piekarza-nom? E: Jeśli cokolwiek pisałem, to przede wszystkim dla rodziny , którą bardzo kocham. Na rozgłosie m,i nie zależało. M: Szkoda, dziadku, że jesteś taki LOksjfdjahfjka skromny, bo z Twojego dorobku powinno korzystać szersze grono czytelników. Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę. E: To ja się cieszę , że mogłem z Tobą porozmawiać na tematy bliskie memu sercu. I LO im. Jana III Sobieskiego 2 0 1 1 S t r