Styczeń - Ziarnoprawdy.pl

Transkrypt

Styczeń - Ziarnoprawdy.pl
Ziarno Prawdy
Czasopismo chrześcijańskie • Nie na sprzedaż • styczeń 2010
W Tym
wydaniu
Mamy czas na wszystko
Wróg wewnętrzny
Dwie strony medalu
Na początku Bóg stworzył. . . meduzę
Boże fantastyczne stworzenie
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 1
Spis
Treści
Ziarno Prawdy
Wydawca:
Christian Aid Ministries
PO Box 360
Berlin, OH 44610 USA
Wydawane w Polsce
przez:
Międzynarodowa Misja
Anabaptystyczna
ul. Miłosza 8
05-300 Stara Niedziałka
www.ziarnoprawdy.pl
Komitet wykonawczy:
David Troyer | Paul Weaver
Roman B. Mullet
Komitet rewizyjny:
James Mullet | Joe Peachy
Johnny Miller | Jonas Miller
Perry Troyer | Phil Beiler
Ernest Hochstetler
Redaktor naczelny:
Alvin Mast
Zastępca redaktora
naczelnego:
James K. Nolt
Skład komputerowy:
Gloria Miller
Dorothy Yoder
Korektorzy:
Robert Koss
Szymon Matusiak
Czasopismo jest bezpłatne.
Dobrowolne ofiary można
wpłacać na nasze konto:
Fundacja „Dziedzictwo”
ING Bank Śląski nr:
91 1050 1894 1000 0022 9084 2752
© 2010. Nothing in this publication
may be reproduced without written
permission from Christian Aid Ministries.
Artykuł wstępny
Mamy czas na wszystko. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3
Nauczanie
Znieważanie proroka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
Wróg wewnętrzny. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9
Dla rodziców
Dwie strony medalu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13
Budując silne domy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17
Część historyczna
Historia Johna Wesley. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20
Wiara, ktora zbawia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22
Bogaty w łaskę . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22
Część praktyczna
Przewidywanie pogody. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23
Na początku Bóg stworzył. . . meduzę. . . . . . . . . . . . . . . 24
Dla młodzieży
Boże fantastyczne stworzenie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26
Światełko w ciemnościach. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28
Kącik dla dzieci
Bóg nas stworzył. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31
Kto będzie pierwszy?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32
Przerażająca noc . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33
Fragment książki
Historia Sary Witcher. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34
Poezja
Są takie chwile . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43
Ostatnia strona
Codzienne skarby duchowe. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44
„Przyjmijcie zatem te moje słowa do swego
serca i do swojej duszy i przywiążcie je
jako znak do swojej ręki, i niech będą
jako opaska między waszymi oczyma.”
Powt. Prawa 11,18
Artykuł
wstępny
Mamy czas na wszystko
—Gicu Cotleţ
„Mamy czas na wszystko:
Na spanie, bieganie tam i z powrotem
Żałowanie, że zbłądziliśmy i błądzenie na
nowo.
Na sądzenie innych i usprawiedliwianie siebie
samych.
Mamy czas na czytanie i pisanie,
Na zmienianie i żałowanie tego, co
napisaliśmy.
Mamy czas na snucie planów, których nigdy
nie realizujemy,
Mamy czas na trwanie w snach i grzebanie w
ich popiołach dużo później.”
Powyższy wiersz, napisany przez rumuńskiego
dziennikarza Octaviana Palera bardzo dobrze
opisuje czasy, w których żyjemy. Jest to czas
trudnych niewiadomych, które przygniatają nas
swym ciężarem.
Patrząc wstecz na zeszły rok, musimy zobaczyć,
w którym miejscu zbłądziliśmy, aby nie popełnić
tych samych błędów w tym roku. Musimy
osądzać samych siebie, zanim osądzimy innych,
aby zobaczyć, co zrobiliśmy źle; poczynić nowe
postanowienia i dotrzymać ich. Powinniśmy
również zapytać siebie samych, dla kogo żyjemy i
inwestujemy swoje życie i energię?
Nicolae Moldoveanu napisał: „Człowiek jest
harfą, na której gra Bóg albo szatan. Jest okrętem
kierowanym przez Ducha Świętego albo przez
złe duchy; jest piórem w służbie Prawdy lub
też w służbie kłamstw”. Idąc tym tokiem myśli
chciałbym Ciebie, drogi Czytelniku, zainspirować
do rozważenia swoich planów na Nowy Rok
w świetle celu, dla którego Bóg nas stworzył.
Układamy wiele planów, przy czym niektóre
są ważniejsze od innych, ale czas ucieka i łatwo
zapominamy o obietnicach, które złożyliśmy
Bogu.
Bóg bada dzisiaj nasze serca bardziej niż
kiedykolwiek. Niepewność obecnych dni wywiera
swój przytłaczający wpływ zarówno na królów, jak
i żebraków, na chrześcijan, jak i niewierzących, na
uczonych i niepiśmiennych. Jest coraz trudniej
pozostać niewzruszonym. Trudniej jest być
wiernym Bożemu Słowu i być zakorzenionym w
Jego obietnicach. Często jesteśmy kuszeni, aby
powiedzieć jak Gedeon: „Za pozwoleniem, panie
mój. Jeżeli Pan jest z nami, to dlaczego spotkało
nas to wszystko?” (Sędziów 6,13a). Trudniej
jest zrozumieć, dlaczego szkolne budynki
zawaliły się na dzieci w Chinach, dlaczego silny
cyklon zniszczył Birmę, dlaczego w Stanach
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 3
Zjednoczonych nastąpił kryzys gospodarczy i
dlaczego jest tak wiele nieszczęść spowodowanych
przez pogodę w Polsce i Europie. Lista tragicznych
wydarzeń może się ciągnąć dalej, ale biorąc pod
uwagę te wszystkie wypadki, możemy dostrzec,
że Boża ręka porusza ludźmi, by ich otworzyć
im oczy na rzeczywistość i przebudzić ich do
zbawienia. Widzimy, że Bóg pozwala, byśmy na
pewien okres czasu wpadli w ręce Midianitów.
Potrzebujemy dziś takich ludzi jak Gedeon, którzy
zburzą ołtarze Baala i zbudują ołtarze zwycięstwa
Bogu Abrahama, Izaaka i Jakuba. Potrzebujemy
ludzi napełnionych Duchem Pana, którzy zadmą
w trąby, aby obudzić śpiących i tych, którzy
powinni na nowo podjąć walkę z diabłem aż
do ostatecznego zwycięstwa. Ci, którzy stanęli
po stronie Króla królów muszą być codziennie
gotowi stawiać czoła siłom ciemności.
W tych czasach Bóg nie potrzebuje letnich,
tchórzliwych naśladowców, którzy będą szli na
kompromisy i składali hołd bożkom Baala i
Asztarte. Bóg potrzebuje ludzi oddanych Ewangelii
i Prawdzie Pana Jezusa Chrystusa, gotowych do
walki i szerzenia Słowa Bożego wśród tych, którzy
żyją w ciemności i grzechu.
Zauważamy obecnie wśród Bożego ludu
widoczną znieczulicę na sprawę Chrystusa,
uśpienie wśród sług Ewangelii. Wielu obniżyło
standardy w Kościele i w rodzinie. W społeczności
Kościoła jest wielu znudzonych. Praca Ducha
Świętego jest porzucona lub kwestionowana.
Modlitwa została zaniedbana zarówno w Kościele,
jak i w rodzinie, i zastąpiona innymi rzeczami.
Pozwoliliśmy diabłu na kontrolowanie naszego
czasu i często nie mamy go wystarczająco dla
Boga.
Byłem pod wielkim wrażeniem patrząc na
wytrwałość Gedeona w bitwie. Niewielu jest
przywódców chrześcijańskich dzisiaj, którzy
mieliby taką samą odwagę, by powiedzieć: „Patrzcie
na mnie i róbcie to, co ja robię” (Sędziów 7,17).
Niektórzy nie mogą tego powiedzieć, ponieważ
sami zeszli z tej Drogi.
Podobnie, zauważymy, że Gedeon „przeprawił
się [przez Jordan]… mimo zmęczenia [ścigając]
4 The Seed of Truth • January 2010
wroga” (Sędziów 8,4). To powinno być naszym
mottem w tym roku. Musimy czuwać, aby
rozpoznać ataki diabła. Czyż doświadczenie
nas nie uczy, że jesteśmy najbardziej podatni na
atak, kiedy jesteśmy nieuważni, pyszni z powodu
naszych osiągnięć i kiedy myślimy o sobie jako już
o zwycięzcach? Powodzenie naszych planów zależy
od woli Bożej i musimy wytrwać na Jego drodze.
Początek nowego roku jest ważny, ale ważniejszy
jest jego koniec. Musimy badać, kto aktualnie
gra na harfie naszego serca: Bóg czy diabeł. Kto
kieruje statkiem naszego życia: Duch Święty,
czy mamona? Czy wystarczająco dużo czasu
spędzamy na czytaniu Słowa Życia, czy wolimy
raczej najnowsze blogi lub czasopisma?
Czy w tym roku będziemy szukać rzeczy, które
są w górze, czy rzeczy, które są na ziemi? Jeśli nie
jesteśmy gotowi szukać Boga, nie możemy być
niewzruszonymi żołnierzami dla Pana Jezusa
Chrystusa. Niech Duch Boży zbada nasze serca i
zmieni nasze priorytety i życie.
Gedeon był prostym, niewykształconym
człowiekiem, jak większość z nas, ale Bóg wybrał
go, aby wybawić Izraela i przez niego pokonać
Midianitów. Bóg chce dzisiaj posługiwać się
swymi ludźmi, by wybawić tych, którzy są
niewolnikami grzechu lub stracili nadzieję. Jeśli
wątpisz w to, że Bóg pragnie się tobą posługiwać,
oddaj Mu się, a On będzie z tobą i uzdolni cię
do pokonania akurat tego „Midianity”, z którym
się zmierzysz. Bądź czujny na wroga i wytrwaj w
bitwie, wypełniając tegoroczne postanowienia, a
„Pan z tobą, mężu waleczny!”.
Zapomnij ‘o tym, co za tobą’ i ‘zdążaj do tego,
co przed tobą, [zmierzaj] do celu, do nagrody w
górze, do której [zostałeś] powołany przez Boga
w Chrystusie Jezusie’. Każdy dzień jest dla ciebie
białą kartą, gotową do zapisania. Pióro jest w
twoim ręku i możesz napisać na niej Boże dzieła i
prawdę, albo swoje codzienne błędy i upadki.
Zachęceni Bożymi obietnicami, powiedzmy
zatem: „My zaś nie odstąpimy już od ciebie.
Zachowaj nas przy życiu, a będziemy wzywali
imienia twojego!” (Psalm 80,19).
„Wzoruj się na zdrowej nauce, którą usłyszałeś
ode mnie, żyjąc w wierze i miłości, która jest
w Chrystusie Jezusie.”
2 List do Tymoteusza 1,13
N auczanie
Znieważanie proroka
—Kevin Bicher
„Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was
nienawidzić będą i gdy was wyłączą, i lżyć was
będą, i gdy imieniem waszym pomiatać będą
jako bezecnym z powodu Syna Człowieczego.
Radujcie i weselcie się w tym dniu; oto
bowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak
samo bowiem czynili prorokom ojcowie ich” (
Łukasza 6,22).
Zgodnie z tymi słowami znoszenie zniewag
jest elementem chrześcijańskiego życia.
Naśladowcy Jezusa będą cierpieć zniewagę
podobnie jak doznawali tego prorocy w
Starym Testamencie, ponieważ oni służyli i
identyfikowali się z największym Prorokiem.
Rozpoznanie oszczerców
Są to w dużej mierze ludzie religijni.
W I Księdze Królewskiej 22 czytamy o
doświadczeniu proroka Micheasza, który
przybył do króla Ahaba. To spotkanie daje nam
obraz ludzi, którzy hańbili wielu proroków,
zmuszonych do zniesienia hańby.
Micheasz stał samotnie jako prorok Boży
przeciwko 400 innym ludziom. Oni nie byli
zwykłymi doradcami, lecz także prorokami.
Jeden z nich nawet uderzył Micheasza w twarz,
gdy ten wyprorokował królowi Ahabowi
śmierć, jaką poniesie podczas bitwy. Takie
zachowanie jest dość typowe dla tak zwanych
religijnych ludzi w ten sposób reagujących na
poselstwo prawdziwego proroka.
W Ewangelii Łukasza 6,26 Jezus dalej mówi:
„Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was
będą. Tak samo bowiem przodkowie ich
czynili fałszywym prorokom”. Doświadczenie
Micheasza doskonale to obrazuje. Czterystu
fałszywych proroków cieszyło się dobrą opinią
i uznaniem, lecz Micheasz został obrzucony
oszczerstwami i wrzucony do więzienia.
Oszczercy znajdują się poza kręgiem
naśladowców Jezusa. Każda osoba ma potencjalne
możliwości zhańbienia kogoś drugiego. Lecz
Jezus mówił uczniom o ludziach, którzy nie
byli Jego uczniami, jak jest to podkreślone
w wersetach 20-26. Uczniowie Jezusa to
wybrana grupa ludzi kochających Jezusa i
naśladujących każdy Jego krok. Oni słyszeli
i byli posłuszni Jego przykazaniom. Słyszeli
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 5
nauczanie dotyczące tego, jak postępować w
przypadku znieważenia, które z pewnością
miało ich spotkać. Ludzie, którzy znieważają –
czy to za czasów Jezusa, czy za naszych czasów,
z pewnością nie są uczniami.
Wielu oszczerców to ludzie dobrze wyszkoleni.
Nie są ignorantami, ani nieuczonymi, o co
żydowscy przywódcy oskarżali uczniów Jezusa,
prześladowanych po dniu Pięćdziesiątnicy. Ci
prześladowcy byli dokładnie przygotowani
i wiedzieli, czego naucza Pismo. Jednakże
bardziej zależało im na ich pozycji przed
ludźmi niż przed Bogiem.
Serca oszczerców nie są szczere wobec Boga.
Z tego powodu ich zarzuty podkreślają
dwie podstawowe rzeczy – po pierwsze:
najważniejsze jest być dobrym, bez względu
na to, co się robi. Mówią, że Bóg patrzy na
serce, zna nasze intencje pomimo tego, iż
nasze postępowanie nie jest zadowalające.
To jest podstawowa wymówka, by nie być
posłusznym Bożym przykazaniom. Często
jest wyrażane w następujących słowach: „Nie
musimy się posuwać aż tak daleko.” „Musimy
mieć bardziej zrównoważony pogląd na życie.”
„To już nie dotyczy naszych czasów.”
Drugą sprawą, na którą kładą nacisk jest
wykonywanie dobrych uczynków, o których
mogą opowiadać. Niewątpliwie, wielu
Ale bracia i siostry,
nie ma takiej ilości
dobrych uczynków, które
przykryłyby złe uczynki.
ludzi dzisiaj ma bardzo współczujące serce i
dokonuje wielu dobrych uczynków na rzecz
ludzkości. Ale bracia i siostry, nie ma takiej
ilości dobrych uczynków, które przykryłyby
złe uczynki. Faryzeusze byli ludźmi, którzy
dokonywali wielu dobrych uczynków, ale
ponieważ też popełniali złe uczynki, te dobre
nie miały znaczenia.
6 The Seed of Truth • January 2010
Oszczercy potrzebują szczerego zainteresowania
ze strony prawdziwych sług Bożych. Chociaż
oszczercy są bardziej religijni niż duchowi,
trzeba się troszczyć o ich stan duchowy, aby
wierny prorok mógł dożyć tej chwili, gdy
prześladowca przyjmie to, czemu wcześniej
zaprzeczał. Ale w momencie, gdy jesteśmy
znieważani, często zapominamy o tej
prawdzie. Gdy ktoś przychodzi i udziela nam
bolesnej, twardej lekcji, zazwyczaj próbujemy
to przetrwać i idziemy dalej. Ale musimy
wznieść się ponad to. Musimy rozeznać, co się
dzieje za kulisami i musimy szukać głębszego
rozwiązania.
Wydarzenia towarzyszące ukrzyżowaniu
Jezusa dają nam piękny obraz takiej sytuacji.
W Mateusza 27,41-43 jest napisane, że
żydowscy przywódcy wyśmiewali Go, mówiąc:
„Wybawiał innych, a samego siebie nie może
wybawić”. Werset 44 mówi: „Tak samo
urągali Mu złoczyńcy, którzy z Nim razem
byli ukrzyżowani”. Ale w zapiskach Łukasza
widzimy, że coś uległo zmianie. „Wówczas
jeden z zawieszonych złoczyńców urągał Mu,
mówiąc: Czy nie Ty jesteś Chrystusem? Ratuj
siebie i nas. Drugi natomiast, odezwawszy się,
zgromił tamtego tymi słowy: Czy ty się Boga
nie boisz, choć taki sam wyrok ciąży na tobie?
Na nas, co prawda sprawiedliwie, gdyż słuszną
ponosimy karę za to, co uczyniliśmy, Ten zaś
nic złego nie uczynił. I rzekł: Jezu, wspomnij
na mnie, gdy wejdziesz do Królestwa swego.
I rzekł mu: Zaprawdę, powiadam ci, dziś
będziesz ze mną w raju” (Łukasza 23,39-43).
Po tym, jak urągający Jezusowi obserwował
Jego milczenie, uznał, że sam był w błędzie i
wypowiedział słowa w obronie Jezusa. To by się
nie wydarzyło, gdyby Jezus odpowiedział obelgą
za obelgę. W hańbiącej nas sytuacji nigdy nie
możemy zapomnieć, że nasi prześladowcy mają
duszę i też mogą doznać Bożego dotknięcia.
Analiza zniewagi
Nie myślmy, że cierpimy dla Chrystusa tylko
dlatego, że jesteśmy znieważani. Pewnego
rodzaju zniewag należy unikać za wszelką cenę.
Na przykład Paweł w I liście do Tymoteusza
3:7 mówi o biskupie, że „powinien też cieszyć
się dobrym imieniem u tych, którzy do nas
nie należą, aby nie narazić się na zarzuty i
nie popaść w sidła diabelskie”. Chrześcijanie
powinni żyć takim życiem, by nie dawać
nieprzyjacielowi powodów do opowiadania
historii na ich temat; a jeśli już będzie się o
nich opowiadać, to by ludzie nie wierzyli tym
wymysłom.
Podajemy kilka przyczyn, dla których
prawdziwy prorok doświadcza zniewagi.
Prorok jest znany. Prorok jest najlepiej
znany w swojej okolicy – wszyscy wiedzą o
jego słabościach, jego mocnych stronach, jego
niekonsekwencjach. Gdy żyje i pracuje wśród
swoich sąsiadów, ewidentnie widoczne są cechy,
które wymagają dopracowania lub jakieś plamy
na charakterze. Tego rodzaju znieważenia
musimy w naszym życiu doświadczyć, ponieważ
jesteśmy tylko ludźmi, nawet, jeśli dokładamy
wszelkich starań. Jezus powiedział ze „nigdzie
prorok nie jest pozbawiony czci, chyba tylko w
ojczyźnie i w domu swoim” (Mateusza 13,57).
Jezus powiedział ze „nigdzie
prorok nie jest pozbawiony
czci, chyba tylko w ojczyźnie
i w domu swoim”.
A to z tego powodu, że jego ziomkowie znają
go tak dobrze, że nie doceniają go tak wysoko
jak by docenili kogoś obcego.
Zobowiązanie proroka.
Prorok
jest
znieważany, ponieważ całkowicie poświęcił
się Bogu, a nie dlatego, że jego cele i uczynki
różnią się od światowych celów. Widzimy
to w sytuacji, gdy „ze względu na Syna
Człowieczego” uczniowie Jezusa zostają
znieważeni i gdy doznają odrzucenia będąc
nazywani demonicznymi. Identyfikowanie
się z Bogiem lub Jego Synem niesie ze sobą
brzemię bycia znieważonym. Gdy jesteśmy
Jego szczerymi uczniami, będziemy gotowi
wziąć na siebie krzyż Jezusa i z Nim cierpieć.
Sprawiedliwe życie proroka. Sprawiedliwe
życie potępia swobodne życie. Zasługujemy na
każdą zniewagę, aby ją otrzymać za haniebne
życie. Ale jeśli jesteśmy znieważani ze względu
na Chrystusa, za głoszenie Jego słowa, za
wiernie oddawanie się Biblijnym praktykom,
za odrzucenie jak Józef grzechu przeciw Bogu
– wówczas rzeczywiście możemy cieszyć się
w takim dniu i skakać z radości, ponieważ
zostaliśmy uznani za godnych cierpienia dla
Jezusa.
Zachowanie się wobec zniewagi
Wielu z nas było znieważanych do
takiego stopnia, że doznawaliśmy skrajnego
emocjonalnego cierpienia. Jak powinniśmy się
zachować, gdy to się zdarza? Jaki jest najlepszy
sposób postępowania wobec zniewagi?
Potraktuj zniewagę jako okazję do
przeanalizowania swojego życia i celów. Zawsze
rozważaj to w taki sposób: „Czy te oszczerstwa
są uzasadnione, czy też stało się tak, ponieważ
powiedziałem prawdę i wyraziłem swoje
przekonania?”. Jeśli istotnie ta zniewaga nas
spotkała ze względu na Jezusa, zaakceptujmy
to jako drogę krzyża. Możemy czuć się
odrzuceni i załamani. Ale zamiast pogrążać się
w desperacji, zwróćmy się do Boga z pytaniem:
„Panie, co chcesz abym uczynił?”. Nie uciekaj
i nie unikaj tej sytuacji. Zapytaj Pana: „Dokąd
teraz mam iść?”.
Potraktuj zniewagę jako okazję do potwierdzenia
swojej decyzji w wytrwałym dążeniu za Bogiem.
Mojżesz podejmował świadome wybory w tej
sferze. „Przez wiarę Mojżesz, kiedy dorósł, nie
zgodził się, by go zwano synem córki faraona,
i wolał raczej znosić uciski wespół z ludem
Bożym, aniżeli zażywać przemijającej rozkoszy
grzechu, uznawszy hańbę Chrystusową za
większe bogactwo niż skarby Egiptu; skierował
bowiem oczy na zapłatę” (Hebrajczyków
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 7
11,24).
Mojżesz nie był przez nikogo popychany do
tej decyzji, to był jego wybór. Co on z tego
miał? Moglibyśmy spojrzeć na jego życie i
powiedzieć: „Cóż za strata”. On doświadczał
frustracji za frustracją, próbując prowadzić
nieposłuszny i butny naród. A w końcu nawet
jemu samemu nie było dane wkroczyć do
Jeśli Mojżesz mógł znieść
krytykę i zniewagę w swoich
warunkach, z pewnością my
potrafimy okazać się wierni w
swoich.
Kanaanu.
Jednakże Mojżesz patrzył dalej, ponad te
ziemskie sprawy: „Przez wiarę opuścił Egipt,
nie uląkłszy się gniewu królewskiego; trzymał
się bowiem Tego, który jest niewidzialny, jak
gdyby Go widział” (Werset 27). Mojżesz nie
miał nawet Nowego Testamentu. Nic nie
wiedział o Jezusie ani o Jego nauczaniu, jednak
dzięki wierze miał ponadczasowe spojrzenie i
akceptował to, co życie mu przynosiło. Jeśli
Mojżesz mógł znieść krytykę i zniewagę w
swoich warunkach, z pewnością my potrafimy
okazać się wierni w swoich.
Uznaj, że Boża łaska jest dla nas wystarczająca.
Niektórzy wierzący doświadczyli tak wielkiej
zniewagi, że nawet ich rodziny nie chcą mieć
z nimi nic wspólnego. Takim ludziom można
zaoferować obietnicę Jezusa, że „ … każdy,
kto by opuścił domy albo braci, albo siostry,
albo ojca, albo matkę, albo dzieci, albo rolę
dla imienia mego, stokroć tyle otrzyma
i odziedziczy żywot wieczny” (Mateusza
19,29). Czytanie o tym, co spotykało ludzi,
którzy zginęli za wiarę może być bardzo
pomocne. Jakkolwiek nie doznajemy tego
rodzaju prześladowań w naszym dzisiejszym
wolnym świecie, bycie chrześcijaninem ciągle
wywołuje sprzeciw. Lecz ci, którzy zniosą
zniewagi, doświadczą, iż łaska Boża jest dla
nich wystarczająca. „Schronem pewnym jest
Bóg wiekuisty, A tu na dole ramiona wieczne”.
Powt. Prawa 33, 27
Poszukaj wsparcia wśród wierzących. Tak
właśnie robił Piotr i Jan, jak czytamy w Dziejach
Apostolskich 4,23: „A gdy zostali zwolnieni,
przyszli do swoich i opowiedzieli wszystko, co
do nich mówili arcykapłani i starsi”. Żydowscy
przywódcy aresztowali Piotra i Jana po tym
wydarzeniu, gdy sparaliżowany człowiek został
uzdrowiony. Oni też nakazali uczniom, aby
przestali nauczać w imieniu Jezusa. Ale gdy
tylko zostali wypuszczeni, poszli do swoich
przyjaciół, z którymi byli duchowo zjednoczeni
i którzy mogli się z nimi identyfikować w
znoszeniu tej zniewagi dla imienia Chrystusa.
Jeśli dzielimy się swoimi brzemionami z braćmi
i siostrami, możemy znaleźć pociechę.
Wytrwały wierzący, podobnie jak prorok
w dawnych czasach jest gotowy znosić
zniewagi dla Pana. „Albowiem sądzę, że
utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą
w porównaniu z chwałą, która ma się nam
objawić” (Rzymian 8,18).
Zaczerpnięto z czasopisma The Christian Contender,
kwiecień 2006
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Danuta Czerederecka
Albowiem sądzę, że utrapienia teraźniejszego czasu
nic nie znaczą w porównaniu z chwałą,
która ma się nam objawić.
Rzymian 8,18
8 The Seed of Truth • January 2010
Wróg wewnętrzny
—Jonathan E. Stoll
Amos stał za kurnikiem, patrząc ze
zdziwieniem i niesmakiem. - Znowu tyle
stłuczonych jajek! Myślałem, że zastrzeliłem
w ubiegłym tygodniu tego szopa, który
sprawia tyle kłopotu. Te kradzieże jajek
muszą się skończyć! Jego oczy badały płot
otaczający wybieg dla kur. - Chyba muszę
sprawdzić, czy nie ma jakichś dziur –
mruczał.
Kury gdakały i podskakiwały protestując,
gdy Amos przedzierał się między nimi,
zbierając całe jajka spośród zgniecionych
skorupek. Następnie obszedł dokoła płot,
szukając słabych miejsc, przez które jakiś
drapieżnik mógłby się wedrzeć do środka i
narobić szkód.
Już od dwóch tygodni znikały jajka
i Amos był w kropce; nie wiedział, co
począć. Obawiał się, że jest tylko kwestią
czasu, kiedy w końcu zaczną także znikać
kury. Zrobił już wszystko, co mógł, aby
ochronić swoje kury i ich jajka. Bagno
za stodołą było pełne martwych zwierząt,
które zabijały kury i niszczyły jajka. Ale
tym, co najbardziej zastanawiało Amosa
było to, w jaki sposób przedostawały się
one przez solidne ogrodzenie.
Amos zacisnął zęby i wziął się do roboty.
- Muszę się bardziej postarać – zdecydował.
- Muszę pozbyć się tych szkodników, bo
zrujnują cały mój program kurzej fermy.
Poszedł do szopy i wrócił z taśmą
izolacyjną, zwojem drutu ogrodzeniowego
oraz dwunastowoltowym pastuchem
elektrycznym. Nagle doznał olśnienia –
zwierzę mogło wspiąć się na ogrodzenie
i przejść górą, zamiast robić dziurę w
płocie. - To położy kres tym problemom
– pomyślał. - Jeden dobry wstrząs załatwi
to zwierzę, cokolwiek, by to nie było.
Zaczął rozwijać drut wzdłuż ogrodzenia,
coraz wyżej i wyżej, aż na wysokość trzech
cali ponad siatkę. Rozciągnął go nawet
nad wejściem, tak że gdyby chciał przejść,
będzie musiał pochylić głowę.
Jednak, gdy Amos analizował całą tę
sytuację, jedna rzecz nie miała sensu. Jajka
były zjadane w ciągu dnia. Amos kazał
swoim chłopcom, aby pozbierali jajka
późno w nocy i wiedział, że przynieśli pełen
koszyk brązowych jaj. - Szop nie buszuje
w ciągu dnia – powiedział do siebie. Może to jeszcze jakiś inny stwór się do nas
włamuje?.
Amos właśnie miał zamiar włączyć prąd,
gdy zobaczył dwóch swoich chłopców
biegnących w podskokach do niego.
- Samuelu! – zawołał – Przynieś swój
mały wagonik i wyjmij z niego baterię.
Przynieś mi ją, Eli ci pomoże.
Chłopcy powiedzieli coś do Amosa, czego
on nie zrozumiał, odwrócili się i poszli.
Kilka minut później wrócili. Samuel pchał
Eli na wagonie. Śmiali się i gadali, nie
śpiesząc się zbytnio. Właściwie wyglądało
na to, że szykują się na przejażdżkę w dół,
do stodoły.
- Chłopcy! – zawołał Amos – Czy nie
przyniesiecie mi baterii?
- Ty jesteś bliżej niej niż my – odpowiedział
Eli i poszedł się bawić.
Amos zamarł. - Co się stało tym
chłopcom? Wyglądało na to, że od chwili,
gdy zaczęli chodzić do szkoły, stali się
bezkarni. Nie lubił wydawać pochopnych
opinii, ale wyraźnie było widać, że są pod
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 9
jakimś złym wpływem.
Chłopcy w końcu przynieśli baterię, ale
to wcale nie uspokoiło Amosa. Zastanawiał
się nad rodzinami innych dzieci, które
chodziły do szkoły. To chyba synowie
Shroka mieli taki wpływ na jego synów.
Przecież codziennie idąc razem do szkoły
pokonywali około dwa kilometry. Amos
wiedział, że rodzina Shroków ma złą opinię.
Jeden ze starszych synów opuścił dom, a
nawet, przez jakiś czas był w więzieniu.
Łamanie prawa to był przejaw buntu.
Nic dziwnego, że takie postawy miały zły
wpływ na jego chłopców.
- Muszę się postarać, bardziej chronić
swoje dzieci przed złym wpływem –
pomyślał Amos – To byłoby smutne, gdyby
oni cierpieli przez moje zaniedbanie.
Wkrótce ogrodzenie było już podłączone
do prądu. Amos nie czuł, że to jest
odpowiedni moment, by zganić swoich
synów, ale zastanawiał się nad tym, czemu
się tak zachowali. Postanowił, że coś
musi zrobić z tym złym wpływem, który
deprawował jego synów.
Następnego ranka, zamiast czekać jak
zwykle na chłopaków Shroka, Eli i Samuel
wyszli do szkoły dziesięć minut wcześniej.
Ojciec nakazał im, aby się nie guzdrali i
nie czekali na innych kolegów. Chłopcy
nie rozumieli, dlaczego nie mogą iść ze
swoimi przyjaciółmi i nawet powiedzieli
coś pod nosem, czego Amos wolałby nie
usłyszeć. To tylko upewniło go w jego
zamiarze chronienia swoich synów przed
niepewnymi kontaktami.
Amos nie poczuł się lepiej, kiedy jego
żona powiedziała mu, co jej siostra usłyszała
w niedzielę po nabożeństwie w kościele.
Zgodnie z jej relacją, Samuel powiedział
swojej kuzynce krótki, szokujący wierszyk.
Amos wiedział, że Samuel nie nauczył się
go ani od niego, ani od jego żony, a więc
ktoś inny zaśmiecał jego umysł.
Nieposłuszeństwo chłopców było już
wystarczająco złe, a tu jeszcze ta sprawa...
10 The Seed of Truth • January 2010
To już było zbyt wiele dla Amosa. Jaką miał
szansę na wychowanie swojej rodziny, gdy
wokoło było tyle zła? Uznał, że nadeszła
chwila, aby porozmawiać o tym ze swoją
żoną.
Odnalazł ją w ogrodzie, gdzie wyrywała
stare sadzonki pomidorów.
- Co chcesz z nimi zrobić? – zapytał.
- Rzucę je kurczakom. Czemu
pytasz? Chcesz mi pomóc? – spytała z
uśmiechem.
Amos zaczął pomagać żonie, jednocześnie
dając upust swoim frustracjom.
- Wiesz Mabel, przecież tak bardzo
uważamy na to, z czym stykają się nasi
chłopcy. Tak rzadko jeździmy do miasta,
nie zamawiamy codziennych gazet. Nawet
anulowałem cotygodniowy magazyn
farmerski ze względu na wątpliwe kawały.
Skąd biorą się te problemy, jak myślisz?
Czy niewystarczająco ich chronimy?
Żona Amosa kiwała głową, gdy mówił.
Szli razem w kierunku kurnika, niosąc stare
sadzonki pomidorów. Nagle coś zwróciło
uwagę Amosa. Pięć lub sześć kur skupiło
się w gromadce, zawzięcie coś dziobiąc.
One zjadały swoje jajka!
Zanim Amos tam dotarł, nie zostało już
nic, poza brązowymi skorupkami. Nagle
dotarła do niego prawda. Nie było szopa
ani łasicy. Nic nie przechodziło przez
ogrodzenie ani pod nim. Nie było żadnego
wroga spoza kurnika, jedynie same kury.
To one robiły całą tą szkodę.
Amos spoglądał na swoją żonę.
- Nie mogę uwierzyć, że byłem tak tępy
– przyznał – Tak bardzo byłem pewien,
iż niebezpieczeństwo pochodzi spoza
kurnika, że na myśl mi nie przyszło, iż
może pochodzić od wewnątrz.
Stali tak przez kilka minut, zastanawiając
się, gdy Mabel zaczęła:
- Czy jesteś pewien, że nie popełniamy
podobnego błędu w wychowywaniu
naszych chłopców?
- Co masz na myśli? – zapytał Amos.
- Myślę, że mamy powody, aby troszczyć
się o to, czy chłopcy są pod dobrym
wpływem – powiedziała – Ale zastanawiam
się, czy czegoś nie przeoczamy. Czyż Biblia
nie mówi, że serce człowieka jest pełne
zła od jego młodości? Co nas skłania do
wniosku, że nasi chłopcy uczą się zła od
innych? To, co widzimy, to ich zła natura.
Nawet, jeśli będziemy ich trzymać z dala
od wszelkiego zła, oni i tak będą musieli
uporać się ze swoją cielesnością. Przed tym
nie zdołamy ich ustrzec!
Amos nie wiedział, co powiedzieć. To
była długa wypowiedź jak na jego żonę,
ale to, co powiedziała miało głęboki sens.
Podnosząc wzrok, Amos ujrzał Samuela i
Eliego wracających przez pole w kierunku
stodoły. Pod wpływem nagłego impulsu
zawołał:
- Chłopcy, czy możecie przyjść tu na
chwilę?
- Co chcesz, tato? – spytali, patrząc z
zakłopotaniem.
Amos zaczął wypytywać Samuela o ten
wierszyk, który powiedział swojej kuzynce
w kościele.
- Od kogo usłyszałeś ten wiersz, Samuelu?
– spytał srogim tonem.
Samuel pochylił głowę, patrząc ze
wstydem.
- Ja... ja... nie słyszałem go nigdzie, tato.
Ja go sam wymyśliłem.
Amos podniósł wzrok na swoją żonę i
ich oczy się spotkały.
Ogrodzenia nie są złą rzeczą.
Ogrodzenia nie są złą rzeczą. Bez
dobrego płotu Amos mógłby stracić nie
tylko jajka, ale także kury. Tak samo
wysiłki mające na celu chronienie dzieci
przed złem są uzasadnione. Dobry ojciec
buduje solidne ogrodzenie, chroniące
przed niebezpieczeństwem. Ale Amos
mylił się sądząc, że może usunąć wszystkie
zagrożenia. Na to, co jest wewnątrz,
nie pomogą najmocniejsze na świecie
ogrodzenia. I z pewnością Biblia ma rację
mówiąc, że jest wystarczająco wiele zła
wewnątrz ludzkiego serca.
Gdy słyszymy o kimś, kto wiedzie
niemoralne i grzeszne życie, często
szybko przypuszczamy, że wpadł w złe
towarzystwo. Oczywiście tak może być.
Ale nie możemy lekceważyć wewnętrznego
wroga. Jezus wymienił siedem złych
rzeczy pochodzących z serca człowieka: złe
myśli, zabójstwo, cudzołóstwo, rozpusta,
kradzież, fałszywe świadectwa, bluźnierstwa
(Mateusza 15,19). Jest to szokująca lista.
Amos był zaskoczony słysząc, że jego syn
wymyślił nieprzyzwoity wierszyk!
Szatan jest źródłem wszelkiego zła –
nie wolno nam o tym zapomnieć. Ale
zło przejawia się w różnych formach.
Niemiecki autor w pewnym hymnie
wymienia trzech wrogów duszy. Dwóch z
nich, diabła i świat, łączy on razem, gdyż
pochodzą spoza nas. Szatan jest potężnym
przeciwnikiem. Czy przychodzi jako
ryczący lew, czy jako anioł światłości, jest
esencją zła. Ale dopóki jest na zewnątrz,
nie może nam wyrządzić krzywdy. Drugim
wrogiem, jak mówi ten niemiecki hymn,
jest świat. To także wróg z zewnątrz. Gdy
szatan kusił Jezusa, pokazał mu ten świat.
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 11
To było coś poza nim. (Pomimo, że miłość
do świata pochodzi z serca, sam świat, tak
jak szatan, jest na zewnątrz i dookoła nas).
Jakże inna byłaby historia ludzkości,
gdyby nie trzeci wróg. Autor hymnu
pisze dalej: „Także moje własne ciało,
moja krew”. Trzeci wróg to ten, którego
Amos prawie przeoczył w życiu swoich
dorastających chłopców. Może nie wygląda
tak strasznie, jak szatan lub świat, ale jest
tak samo niebezpieczny i wszędzie obecny.
Były grupy ludzi, które obierając życie
w jaskiniach próbowały odizolować się
od świata i uciec od zła, które było wokół
nich. Ale pomimo tego i oni, po jakimś
czasie, odkryli, że między nimi pojawiło się
zło. Przynieśli je ze sobą, każdy z nich nosił
w sobie zamiłowanie do grzechu. Ucieczka
od tego trzeciego wroga jest daremna, tak
samo jak budowanie ogrodzenia lub ściany,
aby go powstrzymać.
Nawet apostoł Paweł, duchowy gigant,
czuł się przytłoczony swoim ciałem.
„Nędzny ja człowiek” – wołał – „Któż mnie
wybawi z tego ciała śmierci?” (Rzymian
7,24). Paweł już wiedział, że nikt nie
może uwolnić się od starego człowieka.
Naszą jedyną nadzieją jest osiągnięcie
takiego stanu, kiedy dzięki Bożej łasce
stary człowiek będzie pokonany i zupełnie
martwy.
Kościoły także muszą pamiętać o
wielkim zagrożeniu od wewnątrz. Jako
chrześcijanie jesteśmy szczególnie skłonni
do zachowywania się jak Amos. Uważamy
świat za zagrożenie i mamy ku temu
słuszne powody. Żyjemy w czasach, gdy
zewnętrzne presje są szczególnie potężne.
Dzięki Bogu, wiele wspólnot rozpoznaje
niebezpieczeństwa i zajmuje wobec nich
odpowiedzialne stanowisko. Zasady oparte
na Słowie Bożym podobają się Bogu i jeśli
są konsekwentnie stosowane, stanowią
dobre ogrodzenie. Tak jak dawne miasta,
Boży Kościół posiada bramy i mury. Ale
12 The Seed of Truth • January 2010
nie wolno nam zapominać, że destrukcja
może rozpocząć się wewnątrz murów.
Gdy armia rzymska w 70 roku otoczyła
Jerozolimę, mury tego wielkiego miasta
powstrzymały wrogów od najazdu.
Bramy były mocne, a ludzie wewnątrz
murów odważni. Obrońcy walczyli z
Rzymianami z samego szczytu murów.
Worki z sianem, opuszczane z góry
na linach, zmniejszały siłę uderzenia
taranów. Gorący tłuszcz, kamienie i strzały
skutecznie powstrzymywały Rzymian.
Mury Jerozolimy stały mocno. Trzymający
wartę czuwali na wieżach, a strażnicy przy
bramach pilnowali, aby wrota miasta były
zaryglowane. Ale oblężenie się przeciągało.
Mijał dzień za dniem. W końcu, ku
swojemu
zadowoleniu,
Rzymianie
spostrzegli, że coś się zaczyna psuć za tymi
niezdobytymi murami. Wśród Żydów
tworzyły się stronnictwa, które zaczęły
między sobą prowadzić zażarte spory.
Codziennie słychać było złowrogie hałasy,
a z murów spadały martwe ciała.
Kto wie, jak by się dalej potoczyły losy,
gdyby Żydzi pozostali zjednoczeni przeciw
najeźdźcom. Ale historia mówi, że w końcu
Jerozolima upadła, osłabiona przez wroga z
wewnątrz miasta.
Jako rodzice, pastorzy i zwykli członkowie
Kościoła, możemy prowadzić walkę z
siłami, które nas otaczają z zewnątrz. Ale
w końcu, jeśli nie będziemy walczyć z
całym złem i samolubstwem wewnątrz
naszych kościołów, domów i społeczności,
a nawet wewnątrz naszych własnych serc,
to poniesiemy porażkę. Dopóki z pomocą
Bożą nie pokonamy wroga wewnątrz
nas, pilnowanie bram i murów będzie
daremne.
Zaczerpnięto z czasopisma Family Life, październik
2006r.
Wydawnictwo Pathway Publishers
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Danuta Czerederecka
„Napisałem wam, ojcowie, gdyż znacie
tego, który jest od początku. Napisałem
wam, młodzieńcy, gdyż jesteście mocni i
Słowo Boże mieszka w was, i zwyciężyliście złego.” 1 List Jana 2,14
D la
rodziców
Dwie strony medalu
Jako rodzice nie chcemy być zbyt surowi
dla naszych dzieci, ani też zbyt pobłażliwi i
przyzwalający. Gdzie jest złoty środek? Jeśli
chodzi o wychowanie dzieci, z pewnością istnieją
dwie skrajności.
Celem
wszystkich
chrześcijańskich
rodziców jest wychowanie dzieci na
szczęśliwych, zdrowych, normalnych, dobrze
przystosowanych chłopców i dziewczynki.
Chcemy kształtować w nich dobre nawyki
i zdrową postawę – aby byli bezinteresowni
i opiekuńczy, chętni do pracy fizycznej, aby
byli odpowiedzialni, sumiennie czynili to, co
właściwe, a unikali, tego co złe. Chcemy, by
byli przyjacielscy i mieli przyjaciół, którzy będą
na nich wywierać dobry wpływ. Chcemy, by
dojrzewali i dokonywali właściwych wyborów
w życiu.
W jaki sposób rodzice mogą tego dokonać?
Oczywiście nie własną siłą i rozumem. Boży
rodzice modlą się za swoje dzieci jeszcze przed
ich narodzeniem i trwają w bezustannych
modlitwach na każdym etapie życia dziecka,
od niemowlęctwa do dorosłości. Aby mieć
przyjazną atmosferę w domu, nie trzeba mieć
dobrego oświetlenia. Z pewnością jedną
z najważniejszych spraw jest znalezienie
równowagi pomiędzy miłością a dyscypliną.
Żadne z nich nie może funkcjonować samo.
Recepta
środka
na
zachowanie
złotego
Tak wiele spraw w życiu pozbawionych jest
równowagi. Bardzo łatwo jest popaść z jednej
skrajności w drugą. Jeśli nie będziemy czujni,
możemy faworyzować jedną zasadę tak bardzo,
iż zaniedbamy inne, równie ważne.
Sprawdza się to szczególnie w kwestiach
dotyczących wychowania dzieci. Jeśli rodzice
skupiają się na jednej sprawie i stale ją drążą,
to skazani są na różnego rodzaju zranienia.
Nie oznacza to, że ich ulubione przekonanie
nie jest ważne. Bez wątpienia, jest ono istotne,
ale tylko wówczas, kiedy zlewa się w harmonijną
całość z wieloma innymi prawdami. Tym,
co ma znaczenie jest integralna całość, a nie
pojedyncze elementy, które się na nią składają.
Na przykład, załóżmy, że młody piekarz
zdecydował, iż upiecze ciasto. Przepis zawiera
wiele składników, które stają się odpychające,
gdybyśmy zdecydowali się zjeść je pojedynczo.
Surowe jaja (O nie, dziękuję). Kwaśne mleko
(Blee!). Proszek do pieczenia (Ależ gorzki!).
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 13
Mąka tortowa (bez smaku i mączna w ustach,
a klejąca, kiedy jest mokra). Cukier (Na koniec
coś kuszącego, ale poproszę tylko odrobinę).
Ale wymieszaj wszystkie składniki, upiecz ciasto
w gorącym piekarniku i spójrz, oto przepyszne
ciasto, które wszystkim smakuje. Ale gdyby
piekarz upierał się, aby użyć jedynie kwaśnego
mleka, albo zbyt dużo kwaśnego mleka, to
ciasto nie byłoby jadalne. Tak naprawdę, to nie
byłoby nawet ciasto.
Ta sama zasada funkcjonuje, jeśli chodzi
o wychowanie dzieci – musimy korzystać ze
zrównoważonej recepty, która jest sprawdzona
i prawdziwa. Jeśli odrzucimy którykolwiek
ze składników, jesteśmy skazani na porażkę.
Pragniemy, by nasz dom był szczęśliwym
domem, gdzie dzieci czują się kochane i
bezpieczne i gdzie mogą rozwijać swoje cnoty
i nawyki chrześcijańskie. Jeśli tak ma być, to
musimy użyć zrównoważonej mieszanki dwóch
składników – miłości i dyscypliny. Miłość i
dyscyplina pasują do siebie i powinny być
całkowicie zintegrowane. Miłość bez karności
nie jest prawdziwą miłością, a karcenie bez
miłości nie jest prawdziwym chrześcijańskim
dyscyplinowaniem.
Jeśli oddzielimy od siebie te dwa składniki i
wyróżnimy jeden kosztem drugiego, rezultatem
będzie nieład w naszym domu. Nie osiągniemy
równowagi, a zamiast niej popadać będziemy z
jednej skrajności w drugą. Rezultaty na pewno
będą tragiczne. Wyobraźmy sobie kilka scenek
wziętych z życia:
Siostry bliźniaczki
Jedną skrajnością jest nie szczędzenie
jednemu dziecku miłości i pozwalanie mu na
robienie tego, na co ma ochotę. Molly i Polly,
siostry bliźniaczki, obydwie są winne owej
skrajności, chociaż ich sposób wychowania
różni się w pewnych szczegółach.
Pozwólcie, że najpierw przedstawię wam
Molly, która jest nadopiekuńcza. Okrywa
ona trójkę swoich przedszkolaków jak kwoka
swoje małe pisklątka, nigdy nie pozwalając
14 The Seed of Truth • January 2010
im zniknąć z pola widzenia nawet na chwilę,
aby nie spotkała je żadna krzywda. Poświęca
im bardzo dużo uwagi, ale ma zbyt miękkie
serce, by złamać ich wolę. Za bardzo je kocha.
Zamiast tego, manipuluje sobą, by spełnić
każde ich życzenie i zachciankę.
Niestety mąż Molly wychodzi do pracy, zanim
dzieci się obudzą. Wraca do domu późno, zbyt
zmęczony, by zajmować się dziećmi, tak więc
cały ciężar wychowania spada na delikatne
ramiona Molly. Oczywiście ma ona jak najlepsze
intencje. Przewija swoje dzieci, przytula je,
ściska i tak naprawdę otacza je miłością, ale bez
żadnej dyscypliny. Wprawdzie czasami jest tak
poirytowana, iż podnosi głos na jej najmłodsze
dzieci , ale zaraz potem przeprasza i robi dla
nich coś szczególnego.
Dzieci Molly dorastają, i nie tylko są
rozpieszczone, ale z powodu pobłażliwości
matki są emocjonalnymi inwalidami.
Relacja pomiędzy mamą a dziećmi jest wręcz
uzależnieniem emocjonalnym, a nie normalną
lub zdrową relacją. Tak naprawdę Molly czerpie
od swoich dzieci nienaturalne emocjonalne
zaspokojenie i satysfakcję. Potrzebuje
wzmocnienia swojego ego, które sprawia, że są
one od niej całkowicie uzależnione.
Molly, chcąc zrekompensować brak
dyscypliny w domu i utrzymać swoje dzieci
pod kontrolą, często ucieka się do pewnych
form przekupywania dzieci lub do stosowania
pogróżek. „Jeśli przestaniesz płakać, mama da
ci cukierka” – targuje się z nimi. Kiedy to nie
działa, straszy: „Czy chcesz, żeby mamusia była
zła na ciebie?”.
Ale teraz musimy odwiedzić dom Polly, która
jest siostrą bliźniaczką Molly. Również w jej
domu mąż jest rzadko i brakuje jego wpływu.
Polly nie przytłacza dzieci swoją miłością
tak jak Molly, jednakże jest jeszcze gorzej,
ponieważ nie stawia ona swoim dzieciom
żadnych ograniczeń. Tytuł pobłażliwa Polly
pasuje do niej doskonale.
Mały pięcioletni Johnny, który jest najstarszy,
powinien być większą pomocą dla swojej
mamy. On wie, jak manipulować nią jęczeniem
i czarowaniem, aż postawi na swoim. Jego
dwie siostry nie są gorsze od niego i doskonale
wiedzą, jak kontrolować mamę o słabej woli.
Dzieci Polly również dorastają na
prawdziwych urwisów, rozpieszczonych od stóp
do głów, pochłoniętych swoimi egoistycznymi
małymi słówkami. Już nie są to szczęśliwe
dzieci. W żadnym wypadku. Podświadomie
wołają o poczucie bezpieczeństwa i postawienie
granic, ale nikt im ich nie wyznacza.
To nie wszystko. Przyjdzie czas, kiedy małe
skarby Polly odważą się wyjść z domu w
wielki świat, gdzie są nauczyciele i policja oraz
prawomocny sąd. Jedyną nadzieją na przyszłość
jest to, że inne władze przytną im skrzydełka,
zanim będzie za późno, i w jakiś sposób wpoją
im szacunek do prawa i porządku. Szkoda
tylko ich nauczycielki, ale miejmy nadzieję, że
będzie potrafiła dać im to, czego nie potrafili
zapewnić im ich rodzice.
Ale posłuszeństwo to ciężka lekcja. Jest dużo
łatwiej nauczyć się jej na kolanach mamy i taty.
Jeśli dzieci tych oto bliźniaczek, Molly i Polly,
nie nauczą się uległości w domu ani w szkole,
prawdopodobnie staną się młodocianymi
przestępcami spędzającymi czas w barach. Poza
tym, w rzeczywistym świecie nikt nie może po
prostu spełniać ich egoistycznych zachcianek.
Wzmacnia on swoje zasady czytając dzieciom
o wszystkich moralnych kwestiach, z którymi
mogą się kiedykolwiek skonfrontować. Cytuje
wersety biblijne jeden po drugim i karmi nimi
swoją rodzinę, tak że aż się nimi krztuszą.
Ojciec przestrzega ich przed strasznym losem
tych wszystkich dzieci, które są nieposłuszne
przykazaniom Bożym. Kiedy w najmniejszej
sprawie powinie im się noga, ojciec musztruje
ich bezlitośnie.
Herman podejmuje wszystkie decyzje za
swoje dzieci. Jako głowa rodziny postrzega
tę kwestię jako Boży obowiązek. Nigdy nie
chwali ich, aby nie stali się dumni. Te dzieci
już sygnalizują głód miłości i czułości, a
ich proces rozwoju emocjonalnego został
zahamowany. Nigdy nie zostali nauczeni, jak
podejmować najmniejsze samodzielne decyzje.
Tato mówi im, co robić, a czego nie czynić.
Dzieci Hermana są w środku przekonane,
że są gorsze od innych dzieci. Zmagają się z
poczuciem braku własnej wartości. Co więcej,
są pewne, że nigdy nie zadowolą Boga, bo czyż
Bóg nie jest jak ich ojciec – surowa, marszcząca
brwi postać, która tylko szuka okazji, by ich
ukarać?
Biedne dzieci Hermana są dyscyplinowane
bez miłości. Jeśli wkrótce nie otrzymają
pomocy, skończą jako emocjonalne wraki.
Zbyt srogi ojciec
W poszukiwaniu równowagi
Ale istnieje skrajne przeciwieństwo
pobłażliwej i przytłaczającej miłości. Herman
jest przykładem takiego przeciwieństwa.
Prowadzi on swój dom żelazną ręką. Kiedy
zaczyna wprowadzać swoje prawa, jego dzieci
kulą się ze strachu i zaczyna je boleć brzuch
(jego żonę również!). Herman nie toleruje
żadnych niedorzeczności. Żadnych. Pomimo
tego, że jest miły w towarzystwie, w domu staje
się tyranem. Jest to dość dziwne, ale nie jest
pewne, czy on sam zdaje sobie z tego sprawę.
W istocie, on myśli że wszystko jest dobrze.
Herman, jest człowiekiem religijnym i bardzo
poważnie traktuje swoje wierzenia.
Przedstawione zostały tu dwie skrajności,
być może trochę przerysowane, by przedstawić
jasno nasz punkt widzenia. Rzadko w
prawdziwym życiu istnieją rodzice tak winni,
jak ci z przedstawionych przykładów. Ale
jeśli miłość i dyscyplina nie idą ze sobą w
parze, mogą pojawić się bardzo nieprzyjemne
konsekwencje.
Autor książki, Dare to Discipline, [James
Dobson], poczynił obserwacje na temat
zbyt surowych rodziców: „Jeśli dziecko jest
traktowane zbyt surowo, czuje się poniżone i
całkowicie zdominowane. Atmosfera w domu
jest zimna i przykra, a dziecko żyje w ciągłym
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 15
strachu. Nie jest w stanie podejmować własnych
decyzji, a jego osobowość jest stłumiona
butem rodzicielskiego autorytetu ... dzięki
jasnemu określeniu uzależnienia od rodziców i
okazywaniu życzliwości można wyjść obronną
ręką z przygniatających opresji”.
Ale ten sam autor jest tak samo krytyczny w
stosunku do drugiej skrajności, jak widzieliśmy
to w domach dwóch sióstr, Molly i Polly.
Odwrotne
stanowisko,
krańcowa
pobłażliwość, jest równie tragiczne. Według
tego poglądu, dziecko jest panem siebie samego
już od pierwszych dni życia. W takim domu
panują anarchia i chaos, a mama jest najbardziej
nerwową i sfrustrowaną kobietą w okolicy.
Długotrwała niedojrzałość emocjonalna jest
często konsekwencją nadopiekuńczości.
Całe szczęście, że jest złoty środek.
Równowaga pomiędzy ostrą dyscypliną z
jednej strony, a pobłażliwą miłością z drugiej
strony. Musimy mieć się na baczności, by nie
przejąć kontroli nad życiem dziecka, ale z
drugiej strony, by nie zatraciło się w pogoni za
spełnianiem wszystkich swoich zachcianek.
Dzieci muszą dorosnąć, brać na siebie
odpowiedzialność, być godne zaufania.
Potrzebują pewnęj dawki wskazówek, aby
czuć się bezpiecznie, ale nie powinniśmy być
„krążącymi rodzicami”, którzy wiszą nad
dziećmi i nigdy nie pozwalają im zrobić nic po
swojemu.
Musimy wychowywać je (Księga Przysłów
22,6), szkolić je (Powtórzonego Prawa 6,7),
kochać je (Tytusa 2,4) i zaspokajać ich wszystkie
potrzeby (1Tymoteusza 5,8). I tak jak Anna w
swej starości musimy modlić się za nasze dzieci,
a prawdopodobnie jest to najważniejsza rzecz,
którą możemy zrobić.
I jako rodzice musimy modlić się również
za siebie, by Bóg udzielił nam mądrości i
zrozumienia, byśmy wiedzieli, jak właściwie
wychowywać nasze dzieci. Jest tu również
miejsce na pokorę i uniżoność, ponieważ jeśli
będziemy zbytnio ufać swoim rodzicielskim
umiejętnościom, to prawie na pewno
upadniemy. Istnieje duchowa równowaga
związana z naszymi dziećmi. Niech Bóg
pomoże nam ją znaleźć i zastosować w naszych
domach, a wszystko to ku Jego chwale i czci.
Amen.
Zaczerpnięto z czasopisma Family Life, marzec 2006r.
Wydawnictwo Pathway Publishers
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Danuta Czerederecka
Wiedza przychodzi
szybko,
ale mądrość
zawsze marudzi . . .
—Tennyson
16 The Seed of Truth • January 2010
Budowanie silnych domów
—Simeon V. Rudolph
List do Efezjan jest przesłaniem do świętych
(Zobacz Efezjan 1,1). Rozdziały 1-3 zawierają
inspirujące myśli dla świętych. Instrukcje
dla świętych znajdują się w rozdziałach 4-6.
Większość tych poleceń odnosi się jednak do
wszystkich w Kościele.
Jednakże, List do Efezjan 5,22-6,9 podaje
szczegółowe instrukcje dla poszczególnych ról,
które święci pełnią w Kościele — żon, mężów,
dzieci, ojców, sługi i panów. Rozdział 5,2233 mówi o tym, jak święci budują i utrzymują
silne domy.
Niektórzy myślą, iż budowanie domu jest
zadaniem wykonanym w trakcie zalotów,
a mającym swoje spełnienie w dniu ślubu.
Jednakże
Salomon, mądry człowiek z
doświadczeniem w budowaniu rodzinnych
relacji, napisał, że „mądrość kobiet buduje
ich dom, lecz głupie własnoręcznie go burzą”
(Przypowieści Salomona 14,1). „Gdzie wielkie
lenistwo, tam dach się zapada, a gdzie ręce
opieszałe, tam dom zacieka” (Księga Kaznodziei
Salomona 10,18). Żadna Boża rodzina nie
znajdzie zadowolenia zaprzestając budowy
domu i pozwalając na jego rozkład.
Silne domy już dziś przynoszą korzyści
rodzinom, a są inwestycją w jutrzejsze domy
Kościoła. Wierni rodzice, zaspokajając dzisiaj
potrzeby rodziny, demonstrują również sztukę
budowania domu dorastającemu pokoleniu.
1. Mocne domy mają mocne fundamenty.
Tak, jak przy budowie domu, mądrze jest
położyć fundamenty najpierw — przed
małżeństwem, a nie po tym, jak dom jest już
uformowany. Co tworzy fundamenty pod
mocne domy?
Boży plan (5,31). Małżeństwo jest
zaprojektowane
dla
dojrzałych
osób.
Człowiek opuszcza swojego ojca i matkę. Bóg
ukształtował kobietę i przyprowadził ją do
Adama jako żonę.
Boży dom składa się z jednego mężczyzny i
jednej kobiety związanych razem na całe życie.
To wymaga nie tylko wyjątkowego oddania,
ale również wyjątkowego zainteresowania
drugą osobą. W przeciwieństwie do poglądów
świata, niepodważalna małżeńska wierność
Każdy wymiar
chrześcijańskiego domu daje wyraz
panowaniu Chrystusa.
buduje domy, które są owocne i spełnione.
Jezus Chrystus kamieniem węgielnym (5,24).
Tak jak święci poślubiają inne osoby „jedynie
w Panu” (1 List do Koryntian 7,39), tak też
zawierają związki małżeńskie w oparciu o
Pana.
Każdy wymiar chrześcijańskiego domu daje
wyraz panowaniu Chrystusa. Każdego dnia
oddaje się Mu cześć. Każda osoba odbija Jego
obraz; każde serce wypełnione jest Jego miłością.
Wszystkie słowa są pod Jego kontrolą, każda
czynność jest Jemu oddana i każdy cel zmierza
do Jego chwały. „Albowiem fundamentu
innego nikt nie może założyć [pod silne domy]
oprócz tego, który jest założony, a którym jest
Jezus Chrystus” (1 List do Koryntian 3,11).
Czystość moralna (5,25-27). Niskie morale w
okresie zalotów można naprawić przez pokutę,
a nie przez zawarcie małżeństwa. Czystość
nie jest rezultatem małżeństwa; czystość jest
wymogiem dla małżeństwa, kiedy buduje się
mocne domy.
W narzeczeństwie poziom czystości moralnej
ukazuje jakość miłości. Miłość i czystość idą
ze sobą w parze, podobnie jak pożądliwość i
nieczystość. Kiedy kieruje nami prawdziwa
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 17
miłość, to wysokie moralne
standardy są utrzymane, ponieważ
miłość jest z Boga. Niskie morale
charakteryzuje relacje oparte na
pożądaniu.
Charakter miłości bądź pożądania
w okresie zalotów kształtuje
fundamenty relacji budowanego
domu. Tam, gdzie miłość przynosi
czystość w zalotach, czystość przynosi
miłość w małżeństwie i rozwijają
się silne domy. Kiedy pożądanie
kładzie podwaliny pod nieczystość,
tworzone są słabe domy.
Wsparcie Kościoła i rodziców (5,3031). Solidne, stabilne relacje w domu
i w Kościele przed małżeństwem
przygotowują młodzież do dobrych
relacji między mężem a żoną.
Owszem, człowiek musi opuścić
ojca i matkę, aby zbudować nowy
dom, ale jest ważne, aby iść z ich
błogosławieństwem.
2. Mocne domy mają mocną
konstrukcję. Życiowe nawałnice
nigdy nie zagrażają małżeńskim
fundamentom, ale są sprawdzianem
siły i wytrzymałości konstrukcji
domu. Jak domy mogą tworzyć
mocną strukturę?
Buduj według wzoru (5,23-24). Przykład
Oddanie
tworzy małżeńską więź.
Chrystusa i Kościoła tworzy doskonały
wzorzec dla relacji mąż - żona. W silnych
domach starannie szanuje się zwierzchnictwo
Boga. Jego Słowo i wola są w najwyższym
poszanowaniu. Chrystus jest czczony jako
Głowa. Ojciec przewodzi, a Matka jest mu
uległa, bowiem oboje żyją i pracują w harmonii,
mając błogosławieństwo Boże.
18 The Seed of Truth • January 2010
Związani razem miłością (5,25.28.33).
Domy stają się chrześcijańskie wówczas,
gdy ludzkie serca pulsują boską miłością —
bezinteresowną, ofiarną i mocną. Oddanie
tworzy małżeńską więź, ale aby pozostała
ona silna, więzy zobowiązania muszą być
wzmocnione powrozami miłości. Małżeństwo
nie jest czasem sprawdzania oddania; to jest
trwająca całe życie szansa udowadniania sobie
siły miłości.
Buduj wokół rodzinnego ołtarza. Rodzinne
uwielbienie jest duchowym sercem w
chrześcijańskich domach. Tutaj płonie ogień
Boży i prawda, która codziennie oświetla
i ogrzewa dom. Regularne uwielbienie
jest widocznym ogniwem z Bogiem, które
zakotwicza naszą lojalność wobec Niego i
wzmacnia rodzinne więzi. „Rodzina, która
razem się modli, razem się trzyma” (przysłowie
angielskie – przypis tłumacza).
Chroń dom oddzielając się od świata.
Chrześcijańskie
rodziny
dwudziestego
pierwszego wieku są otoczone przez zło i
bezbożność. Ta presja ma mały wpływ na
chrześcijańskie rodziny, jeśli świat jest trzymany
z dala od domu. Kanały bezbożności — radio,
telewizja, dostęp do Internetu i wiele świeckich
magazynów są celowo zamknięte. Wiele innych
dróg wpływu jest ostrożnie chronionych.
Chronienie rodzinnej pobożności jest ważnym
kluczem do zachowania silnych domów.
Otocz dom kościelną społecznością. Silne domy
są kościelnymi domami. Kościół jest „miastem
położonym na górze”. Jego domy stoją razem,
wspierają się i chronią nawzajem. Inspiracja
przepływa i siła rośnie, gdy chrześcijańskie
rodziny budują i utrzymują silne domy obok
siebie.
Podobieństwo do
Chrystusa pielęgnujemy dzięki
wspólnocie z Bogiem i wymianie
myśli z innymi członkami rodziny.
3. Silne domy mają piękne wnętrza. Najlepsze
fundamenty i najmocniejsza konstrukcja nie
będą przydatne, jeśli są zimne i puste wewnątrz.
Co tworzy piękne domowe wnętrza?
Boża obecność wewnątrz. Wiele rodzin zna
Boga Niebios, ale nie w domu. Rodziny, które
chodzą z Bogiem i z Nim rozmawiają, cieszą się
Jego stałą obecnością i otaczającą Go chwałą.
Ta promienna poświata w Bożych domach
emanuje niezrównanym pięknem.
Uprzejme rodzinne relacje. Wszystkie
dobre relacje zaczynają się na krzyżu.
Bezinteresowność uzdalnia każdego do życia
dla innych, a wszystkich do życia dla Boga.
Z ego ofiarowanym na ołtarzu, a Bogiem na
tronie, serca przepełnia przebaczenie pełne
miłości, wyrozumiałość, łagodność, dobroć,
uprzejmość i cierpliwość. Takie podobieństwo
do Chrystusa pielęgnujemy dzięki wspólnocie
z Bogiem i wymianie myśli z innymi członkami
rodziny.
Mężowie kochający żony jak samych siebie
(5,28.33). Kochający mąż żyje według Złotej
Reguły. Miłość i lojalność jego żony zwraca
się pełną miarą. Ona żyje, aby pomagać jemu,
a on kocha jej pomagać — przy dzieciach,
zmywaniu naczyń, czy w ogrodzie. Ona uważa,
iż jego harmonogram jest najważniejszy, ale on
łagodnie się z nią nie zgadza. Nic nie przysłuży
się bardziej silnemu domowi, niż mąż i ojciec,
który kocha tak, jak Chrystus kochał.
Żony, które szanują swoich mężów (5:33).
Nie, mąż nie jest bogiem dla swojej żony, ale
wskazanym przez Boga przywódcą w jej życiu i
domu. Ona myśli i mówi o nim z szacunkiem.
On jest darzony największym szacunkiem,
jaki ona okazuje jakiemukolwiek mężczyźnie.
Szacunek żony dla Boga wpływa na jej szacunek
wobec męża.
W dniu ślubu chrześcijańska żona z
szacunkiem oddaje mężowi swoją rękę,
serce i życie. Żaden Boży mąż nie traktuje
takiego zaufania lekko ani nie czuje się na
siłach, by samemu nie zawieść tego zaufania.
On potrzebuje łaski Boga i pomocy innych
członków Kościoła.
Światło z jego okna przenika ciemność. „Wy
jesteście światłością świata” (Ew. Mateusza
5:14). Pośród szczątków, ruin i ciemności,
który tworzą otaczające nas domostwa, silne
chrześcijańskie domy są oazą błogosławieństwa
i sygnałem nadziei. Poza udzielaniem
schronienia Bożym rodzinom, promieniują one
przekonywującym ewangelicznym przesłaniem
i stoją jak pomniki na cześć łaski Boga.
„Jeśli Pan domu nie zbuduje, próżno trudzą
się ci, którzy go budują” (Psalm 127,1).
Przedruk z czasopisma Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Edyta Mazur
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 19
„Panie! Słyszałem od ciebie wieść, widziałem,
Panie, twoje dzieło. W najbliższych latach
tchnij w nie życie, w najbliższych latach objaw
je! W gniewie pomnij na miłosierdzie!”
Habakuka 3,2
Część
H istoryczna
Johna Wesley
Historia
Choć nie należał do wysokich mężczyzn,
pastor John Wesley przewyższał wszystkich
ludzi żyjących w jego czasach. Bóg użył
Johna i jego brata Charlesa, autora hymnów,
aby potrząsnęli Anglią za pomocą Biblii i jej
ewangelicznymi prawdami o łasce, wierze,
pokucie, sprawiedliwości i uświęcaniu.
Przebudzenie w głównej części miasta
rozprzestrzeniło się z Londynu na tysiące
wiosek, miasteczek i miast, na całe Wyspy
Brytyjskie, a nawet za ocean Atlantycki, aż na
amerykańskie kolonie.
John Wesley urodził się w 1703 roku
w Epworth, w Lincolnshire, w dużej,
anglikańskiej rodzinie duchownego. Studiował
na Oksfordzie i został ordynowany na pastora
anglikańskiego.
Podczas podróży misyjnej do Georgii, spotkał
Braci Morawskich, których pełna prostoty
i pobożności wiara zrobiła na nim głębokie
wrażenie. Kiedy powrócił do Londynu, bardzo
wspierał go Peter Bohler, Morawianin. W 1738
roku John doniósł mu, iż „doznał dziwnego
rozgrzania serca”, kiedy wysłuchał „Wstępu do
listu do Rzymian” Marcina Lutra. Powiedział,
że wie, iż Bóg, z powodu Chrystusa, przebaczył
20 The Seed of Truth • January 2010
mu grzechy.
Niezwłocznie, z nowym zapałem zaczął
gorliwie nauczać, aż do momentu, kiedy
przestał być dopuszczany za kazalnice.
Zachęcany przez pastora Georga Whitefielda,
rozpoczął „cykl kazań”, z którymi docierał do
najbardziej zaniedbanych klas społeczeństwa
angielskiego. Tysiące słuchaczy słuchało jego
nauk. Kilkakrotnie słuchał go tłum liczący
ponad 30 tysiące osób.
Przez ponad pięćdziesiąt lat, Wesley
podróżował po północy i południu Anglii, Walii
i Szkocji; wielokrotnie przeprawiał się przez
morze do Irlandii. Nieprzerwanie zwiastował
ewangelię i napisał wiele tomów. Zgromadzał
również wierzących i zainteresowanych w
„społeczności”, które regularnie odwiedzał
podczas podróży misyjnych, lub też wyznaczał
nauczycieli, którzy z nim współpracowali.
Później, po jego śmierci, społeczności te stały
się podwaliną Kościoła Metodystów.
Przebudzenie Wesleya czerpało swoją moc
z kładzenia przez Johna i Georga nacisku na
doświadczanie żywej wiary, co ujawniało się
w nauczaniu i pieśniach. John nieustannie
powtarzał iż „wiara połączona z miłością”
powoduje zmianę serca i życia; duchową
i zewnętrzną świętość. Pomimo tego, iż
odpowiadał ostro na krytykę publiczną,
John Wesley nie skupiał się na filozofowaniu
lub teologicznych spekulacjach. Był zbyt
zajęty ostrzeganiem ludzi, aby „ratowali się
ucieczką przed gniewem, który nadchodzi” i
nakłanianiem ich, aby podążali całym sercem,
duszą, umysłem i siłą za doskonałą miłością –
kochającym Bogiem.
John Wesley zmarł w Londynie w 1791
roku. Przed śmiercią wyszeptał: „Boże, bądź
miłościw mnie grzesznemu”, po czym odszedł
do obecności Pana, wołając: „Najlepsze jest to,
że Bóg jest z nami”.
Zaczerpnięto z Renew My Heart, Daily Wisdom from
the Writings of John Wesley
Zebrał: Alice Russie
© 2002 Barbour Publishing, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Dorota Zima
Z wstęp do książki napisanej przez johna wesleya
Kazania na różne okazje,1746
„Myślałem, jestem stworzeniem dnia,
mknącym przez życie jak strzała przez
powietrze. Jestem duchem który przyszedł od
Boga, oraz powraca do Boga: tylko unoszącym
się nad wielką otchłanią; aż, parę chwil później,
już mnie nikt nie ujrzy; wpadam w niezmienną
wieczność! Chcę poznać jedną rzecz- drogę
do nieba; jak wylądować bezpiecznie na tym
szczęśliwym brzegu.
„Sam Bóg uniżył Siebie by nauczać tej drogi;
dla tego właśnie celu zszedł On z nieba. Spisał
On to w książce. Oh dajże mi tę książkę! Za
jakąkolwiek cenę, dajcie mi księgę Boga! Mam
ją: Tutaj jest dla mnie wiedzy pod dostatkiem.
Pozwólcie mi być homo unius libri (człowiek
jednej książki).
„Jestem więc tu, daleko od zapracowanych
ludzkich dróg. Siadam samotnie; Tylko Bóg tu
jest. W Jego obecności otwieram i czytam Jego
książkę; w celu znalezienia drogi do nieba. Czy
istnieją jakieś wątpliwości dotyczące znaczenia
tego co czytam? Czy cokolwiek zdaje się być
zaciemnione bądź zawiłe? Wznoszę serce me
do Ojca Światła: ‘Panie czyż to nie są Twoje
słowa, „Jeśli komukolwiek brakłoby mądrości,
niechże prosi o nią Boga”? Ty „dajesz wszystkim
chętnie i nie wymawiając”. Ty żeś powiedział
„Jeśli ktokolwiek będzie chciał wypełnić Twoją
wolę, to ten otrzyma poznanie”. Ja chcę ją
wykonywać, pozwól mi poznać Twoją wolę.’
„Potem dociekam, poszukuje i biorę
pod uwagę analogiczne fragmenty Pisma,
‘porównując duchowe rzeczy z duchowymi.’
Rozważam je i rozmyślam nad nimi tak
uważnie, tak sumienie i tak żarliwie na ile
tylko pozwala mi na to mój umysł. Jeśli
mimo tego pozostają we mnie jakiekolwiek
wątpliwości, zaciągam rady u tych którzy mają
doświadczenie w sprawach Bożych; w tekstach
ich ręką napisanych, mimo iż są martwi, jednak
przemawiają. Tego czego się w ten sposób
nauczę, tego właśnie nauczam.
„Jednakże jak dalece miłość, nawet ta z
wieloma błędnymi poglądami, powinna być
preferowana przed prawdą samą w sobie,
jednakże pozbawioną miłości! Jak wielu
umiera bez znajomości wielu prawd a mimo
to zostali zaniesieni na łono Abrahama. Jednak
jeśli umieramy bez miłości, to jakiż pożytek
przyjdzie nam z mądrości? Dokładnie taki
sam jaki pożytek mają z niej diabeł oraz jego
aniołowie.
„Bóg miłości zabronił byśmy kiedykolwiek
próbowali takiego rozwiązania! Niech On
przygotuje nas na poznanie wszelkiej prawdy,
przez napełnianie naszych serc Jego miłością,
oraz pełnią szczęścia oraz pokoju w wierze!”
Zaczerpnięto z Renew My Heart, Daily Wisdom from
the Writings of John Wesley
Zebrał: Alice Russie
© 2002 Barbour Publishing, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Dorota Zima
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 21
Wiara, ktora zbawia
“Albowiem łaską zbawieni jesteście, przez
wiarę i to nie z was: Boży to dar” (Efezjan
2,8).
Wiara ta, dzięki której mamy zbawienie, to
po pierwsze wiara w Chrystusa. Skierowana
jest na Chrystusa i Boga w Chrystusie, co
całkowicie odróżnia ją od wiary starożytnych
czy obecnych pogan.
Różni się od wiary diabelskiej tym, iż: nie
jest hipotetyczna, racjonalna, martwa, nie jest
wyuczonym sposobem myślenia; ale postawą
serca. Biblia mówi: „Jeśli więc ustami swoimi
wyznasz, że Jezus jest Panem i w sercu swoim
uwierzysz, że Bóg go wskrzesił z martwych,
osiągniesz zbawienie”(Rzymian 10,9).
Wiara, która zbawia różni się również tym,
od wiary którą mieli apostołowie Jezusa, iż
uznaje Jego śmierć jako jedyną rzecz potrzebną
nam do zbawienia, a Jego zmartwychwstanie
Bogaty w łaskę
„Więc nie zależy od tego, kto go chce… ale
od Boga, który okazuje miłosierdzie.” (Rzymian
9,16).
Zbawienie z wiary jest niewygodna doktryną dla
osoby sprawiedliwej we własnych oczach. Diabeł
przemawia tak jakim on sam jest (bez prawdy czy
wstydu) kiedy wyraża on niewygodę tej doktryny,
gdyż zbawienie przez wiarę jest jedyną wygodną
doktryną, pełną pocieszenia, dla wszystkich którzy
sami siebie zniszczyli oraz dla tych którzy sami siebie
potępili jako grzesznicy. Ktokolwiek w Niego wierzy
nie zostanie zawstydzony: oraz ten sam Pan ponad
wszystkimi jest bogaty w stosunku do wszystkich
którzy do Niego wołają. W tym leży pocieszenie,
wysokie jak niebiosa, silniejsze od śmierci!
Co! Łaska dla wszystkich? Dla Zacheusza,
złodzieja pieniędzy publicznych? Dla Marii
Magdaleny, pospolitej prostytutki? Wtedy ktoś
mógłby powiedzieć, „Wtedy i ja, nawet ja,
mogę liczyć na łaskę!” Tak ty też może strapiony
22 The Seed of Truth • January 2010
traktuje jako przywrócenie do życia i
wieczności. Ponieważ był On złożony za
nasze grzechy i powstał z grobu dla naszego
usprawiedliwienia.
Chrześcijańska wiara, ta która zbawia, jest
nie tylko zgodzeniem się i zaaprobowaniem
całej ewangelii Jezusa, ale również pełnym
zaufaniem, poleganiem na krwi Chrystusa
– wiarą w znaczenie Jego życia, śmierci,
zmartwychwstania, opieraniem się na Nim
jako na naszym przymierzu i naszym życiu –
jako dany nam aby żyć w nas. I w rezultacie,
kończąc z Nim, wiernie trwając przy Nim
jako przy naszej „mądrości, sprawiedliwości,
świętości i odkupieniu” lub jednym słowem,
naszym zbawieniu.
Zaczerpnięto z Renew My Heart, Daily Wisdom
from the Writings of John Wesley
Zebrał: Alice Russie
© 2002 Barbour Publishing, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Dorota Zima
człowiecze którego nikt nie pocieszał! Bóg nie
odtrąci twojej modlitwy. Możliwe że powie On w
już w następnej godzinie, „Bądź dobrej myśli, twoje
grzechy zostały ci odpuszczone.” Tak przebaczone,
że nie będą już więcej nad tobą panowały. Tak, a
Duch Święty będzie świadkiem twojemu duchowi,
że jesteś dzieckiem Boga.
Szczęśliwe wieści wielkiej radości, wysłane
wszystkim ludziom! Do każdego kto pragnie,
niech przyjdzie do wód: a wy którzy nie posiadacie
pieniędzy, chodźcie, kupujcie i spożywajcie
(zobacz Izajasza 55,1). Nawet jeśli twoje grzechy są
czerwone jak szkarłat, nawet jeśli są liczniejsze niż
włosy na twojej głowie, wróć do Pana, a On będzie
miał łaskę w stosunku do ciebie; oraz do naszego
Boga, gdyż On w pełni ci wybaczy.
Zaczerpnięto z Renew My Heart, Daily Wisdom from
the Writings of John Wesley
Zebrał: Alice Russie
© 2002 Barbour Publishing, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Dorota Zima
„Byłem młody i zestarzałem się, A nie widziałem,
żeby sprawiedliwy był opuszczony, Ani
potomków jego żebrzących chleba.”
Psalmów 37,25
Część
Praktyczna
Przewidywanie pogody
—Andrew Balholm
Pewnego razu Jezus zganił faryzeuszów i
saduceuszów mówiąc: „Wieczorem mówicie:
Będzie piękna pogoda, bo niebo się czerwieni,
rano zaś: Dziś burza, bo niebo się czerwieni i jest
zasępione. Wygląd nieba umiecie rozpoznawać,
a znaków czasu nie możecie?” (Mateusza 16,2-3
Biblia Tysiąclecia). On wiedział, że posługiwali
się wnikliwością w doczesnych sprawach, takich
jak pogoda; dlaczego nie korzystali z niej w
sprawach duchowych, które są ważniejsze?
Proste prognozy, o których wspomniał
Jezus, sprawdzają się z powodu stałości
wschodnich wiatrów, które przeważają w
średnich szerokościach geograficznych. Nawet
jeżeli wiatr na poziomie gruntu wieje w innym
kierunku, wiatry na większych wysokościach,
takie jak prądy silnych wiatrów wysoko
nad ziemią, zazwyczaj wieją od zachodu ku
wschodowi, co po większej części kształtuje
pogodę. Czerwone, wieczorne niebo wskazuje
na to, że niebo na zachodzie jest czyste, ale
chmury, będące nad głowami odbijają czerwone
światło wschodzącego słońca. Zachodnie wiatry
prawdopodobnie przepchną chmury bardziej
na wschód, przynosząc czyste niebo. Jednakże,
kiedy niebo jest czerwone z poranku, czyste
niebo znajduje się na wschodzie i jest właśnie
zastępowane chmurami z zachodu.
Patrzenie na chmury pozostaje wciąż ważną
częścią prognoz pogody. Ale współcześni
meteorologowie posiadają wiele instrumentów,
których nie mieli ludzie w pierwszym wieku,
takich jak: termometry, barometry i urządzenia
do pomiaru wilgotności powietrza.
Współczesne sposoby łączności wpłynęły na
poprawę dokładności prognoz pogody. Prawie
tak szybko jak został wynaleziony telegraf, ludzie
zaczęli słać telegramy o pogodzie. Obecnie
profesjonalni meteorologowie porównują
pomiary z całego świata, aby mieć pełny obraz
tego, co dzieje się w pogodzie.
Meteorologowie często rysują mapy
podsumowujące informacje, które zostały
zebrane. Czasami aktualizują je kilkakrotnie w
ciągu dnia. Jest o wiele łatwiej dostrzec szablony
w pogodzie na mapie niż patrząc na listę liczb.
Mapy pogodowe różnią się pod względem
szczegółów, jakie zawierają, ale prawie
wszystkie zawierają zapis ciśnienia i frontów
atmosferycznych. Izobary to linie używane do
pokazania różnic w ciśnieniu atmosferycznym.
Są podobne do linii konturowych na mapach
topograficznych, ale pokazują ciśnienie
atmosferyczne zamiast wysokości. Front jest
linią oddzielającą masy powietrza o różnych
continued on page 25
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 23
Na początku Bóg stworzył
Meduzę
Meduza jest jednym z najbardziej bezmózgich
zwierząt jakie przychodzą mi na myśl. Tak,
dobrze słyszeliście, to zwierze jest totalnie
odmóżdżone. Z meduzy nawet nie jest żadna
ryba, jakby wskazywała na to jej angielska
nazwa (jellyfish - ryba galaretowa). Nie jest też
zrobiona z galarety. Meduza jest zwierzęciem i
nie posiada mózgu – przynajmniej większość
gatunków takowego nie posiada. Parę innych
części również jej „brakuje”, w porównaniu
do innych zwierząt. Nie posiada kości, które
mogłyby zostać złamane - nie posiada szkieletu,
nie posiada układu oddechowego z płucami,
nie posiada centralnego układu nerwowego,
nie posiada układu krwionośnego ani serca,
czy krwi. Oczy większości meduz nie są wstanie
tworzyć obrazów, są wstanie reagować tylko
na bodźce świetlne. Potrafią nimi odróżniać
światło od ciemności.
Bez serca, bez krwi, bez płuc, jak one w ogóle
są wstanie przeżyć?
Skóra meduzy jest tak cienka, że absorbuje
tlen całą swoją powierzchnią ciała. Posiadają
dwie warstwy membran, a pomiędzy nimi
znajduje się gruba, przezroczysta, podobna
do galarety substancja. Większość meduz
żywi się rybami oraz małymi zwierzątkami,
które zostaną złapane w ich trujące macki. Ich
układ trawienny nie jest całkowity tak jak u
—Kevin Shank
innych zwierząt, dlatego ich otwór gębowy
jest używany zarówno po to, by przyjmować
pokarm, jak i pozbywać się niestrawionych
resztek.
Meduzy poruszają się zwykle poprzez
unoszenie się w wodzie, chodź potrafią również
pływać.
Wiele meduz jest przezroczystych, co
wielce utrudnia ich dostrzeżenie. Ten fakt
może okazać się śmiercionośny dla pływaków,
którzy wejdą w kontakt z jedną z rzadkich
trujących odmian tego gatunku. W ogrodach
zoologicznych, kolorowe tło w połączeniu z
światłem oświetlającym meduzy od jednej
strony sprawia, że są łatwiejsze do dostrzeżenia
niż zwykle w naturze.
Meduzy można znaleźć we wszystkich
oceanach, od zimnych regionów Arktyki aż po
gorące obszary wokół Tropików. Zakłada się,
że może istnieć nawet dwa tysiące gatunków
meduz. Niektóre, takie jak kostkowce
(rodzaj meduzy), są niezwykle trujące i mogą
spowodować śmierć człowieka w przeciągu
paru minut od poparzenia swojej ofiary. W
Australii kostkowce zabijają około 65 osób
rocznie – to więcej niż osób ginie od ataków
rekinów, węży oraz krokodyli.
Ty stworzyłeś wszystko,
i z woli twojej
zostało stworzone,
i zaistniało.
(Objawienie 4,11)
24 The Seed of Truth • January 2010
Meduzie fakty
• Średnica meduz wynosi od 2,5cm
do
prawie dwóch metrów.
• Jeden gatunek meduzy z morza
arktycznego potrafi dorastać do 2
metrów szerokości i posiadać macki
długie na 36 metrów.
• Dorosła meduza składa się w 9498% z
wody.
• Żeglarz portugalski, w przeciwień
stwie
do tego, co się powszechnie uważa, nie
jest meduzą, jest raczej kolonią polipó
w
z gromady stułbiopławów.
• Gdy niektóre meduzy zostaną
zaniepokojone w nocy, zaczynają
emitować substancje foto fosforyzującą
,
czyli zaczynają „świecić w
ciemnościach”.
Z Nature Friend Magazine • © Dogwood Ridge Outdoors • Wykorzystano za pozwoleniem • Przekład na język polski:
Piotr Nowak
Przewidywanie pogody
continued from page 23
temperaturach. Fronty są rysowane z „guzami”,
by pokazać, w którą stronę się poruszają oraz
czy niosą ze sobą zimniejsze, czy też cieplejsze
powietrze.
Nawet jeśli nie posiadasz aktualnej mapy
pogodowej, pomocne może okazać się
rozważenie, w jaki sposób pogoda wyglądałaby
na mapie. Obręcze wokół słońca i księżyca
często są znakami nadchodzących ciepłych
frontów. Jeśli temperatura dzisiaj jest choćby
trochę wyższa niż wczoraj o tej samej porze,
ciepły front prawdopodobnie już przeszedł.
Ponieważ fronty często nadchodzą parami,
zimny front nadchodzi zazwyczaj kilka dni
po ciepłym. Chmury i opady są najbardziej
powszechne wzdłuż frontu niskiego ciśnienia i
w jego sferze.
Bóg uczynił pogodę czymś uporządkowanym,
ale skomplikowanym, i ta złożoność jest tym, co
czyni studiowanie pogody i ustalanie jej prognozy
tak interesującym zajęciem. Uporządkowanie
czyni studium i przewidywanie możliwymi, ale
złożoność gwarantuje, że zawsze istnieje coś,
czego musimy się uczyć, ponieważ nigdy nie
można dowiedzieć się o niej wszystkiego.
Przedruk z czasopisma Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Paweł Szulik
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 25
„Niechaj cię nikt nie lekceważy z
powodu młodego wieku; ale bądź dla
wierzących wzorem w postępowaniu,
w miłości, w wierze, w czystości.”
1 Tymoteusza 4,12
Dla
Młodzieży
e
z
n
r
ie
o
w
t
S
e
n
z
Fantastyc
Pełna miłości opieka i troska Boga
Boże
—Dr. Muriel Larson
Przypuśćmy, że patrzysz na piękne,
intrygujące dzieło sztuki. Ktoś stojący nieopodal
mówi, „Czyż to nie wspaniałe? Moim zdaniem
krople farby, które znajdowały się na podłodze
zostały porażone piorunem i w ten sposób
powstało dzieło sztuki!”. Prawdopodobnie
pomyślelibyście, że coś jest z nim nie w
porządku! Wiecie przecież, że piękne dzieło
sztuki musi mieć swojego twórcę!
Słowo Boże powiada: „Albowiem od
stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty
- wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się
widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że
nie mogą się wymówić od winy” (Rzymian
1,20).
Sam nasz układ słoneczny jest konstruktorskim cudem. Planety krążące wokół słońca znajdują się w stosunku do siebie w odpowiedniej
odległości. Nasza planeta jest jedyną, która jest
położona w odpowiedniej odległości od słońca tak, że nigdy nie bywa na niej zbyt gorąco
lub zbyt zimno, by mogło istnieć na niej życie.
Bóg uczynił słońce i księżyc, by dawały nam
światło. Podziwiaj Jego niesamowite wschody
słońca i pełne gwiazd niebiosa i zachwycaj się,
jaki niezwykły jest Bóg!
26 The Seed of Truth • January 2010
Tak jak widzimy dowody na istnienie inteligentnego, troskliwego, oraz wszechmogącego Boga w bezmiarze Jego stworzenia, tak
też widzimy je w rzeczach małych. Przy użyciu
mikroskopu naukowcy odkryli miliony mikrobów, bakterii, oraz wirusów, które wszystkie są
przyczyną jakiś procesów, które mają miejsce.
Bóg stworzył nawet pył, który wypełnia naszą
atmosferę. Bez niego, nasze niebo nie byłoby
przepięknie kojąco niebieskie, lub wspaniale
purpurowe przy zachodzie słońca - ale byłoby
zupełnie czarne, tak jak to jest na księżycu.
Ziemia daje świadectwo o pełnej miłości
opiece i trosce Boga. Jej klimat, atmosfera, oraz
grawitacja są idealne dla naszej egzystencji.
Bóg dał naszej ziemi wodę, światło słoneczne,
drzewa, kwiaty, zwierzęta, oraz ryby. Te
dostarczają nam wspaniałą różnorodność
pożywienia, ubioru, schronienia, oraz piękna.
(Następnym razem, gdy wgryziesz się w soczyste
jabłko lub powąchasz różę, pomyśl o tym!).
Znaczna część naszej ziemi pokryta jest
oceanami i morzami, które Bóg wypełnił
mnogością cudów i skarbów. Są one skarbnicą
życia, minerałów oraz pożywienia dla ludzkości.
Biblia naucza, że ci, którzy wyruszyli statkami
na morze, widzieli dzieła Pana, i Jego cuda
wśród głębin (Psalm 107,23-24).
Przypatrz się złożonej, perfekcyjnej budowie
rozmaitych kwiatów. Pomyśl o niesamowitej
różnorodności owoców, orzechów, oraz
warzyw, które Bóg zapewnił nam, po to byśmy
mogli się nimi cieszyć. Rozważ również to, że
każde zwierzę, każdy gad, płaz, każda ryba, oraz
każdy ptak pozostają w unikalnej i wspaniałej
kompatybilności ze swoim otoczeniem. W
Biblii czytamy, „Zapytaj zwierząt - pouczą.
I ptaki w powietrzu powiedzą… pouczą cię i
ryby w morzu. Któż by z nich tego nie wiedział,
że ręka Pana uczyniła wszystko: w Jego ręku tchnienie życia i dusza każdego człowieka”
(Hioba 12,7-10).
Istoty ludzkie
Malutkie niemowlę – ludzka istota – przyszła
na świat. Na każdej malutkiej dłoni znajdują
się cztery malutkie paluszki oraz przeciwstawny
kciuk. Przy pomocy tych palców i kciuków
człowiek będzie zdolny chwytać rzeczy, trzymać
je, poruszać nimi, spisywać swoje myśli,
tworzyć piękne dzieła sztuki, używać narzędzi
do budowy domów oraz maszyn, ubierać się i
karmić się, grać w gry, szyć, oraz wykonywać
ogrom innych czynności, których żadne inne
niższe stworzenie nie jest wstanie ogarnąć.
Popatrz teraz na słodką małą buzię. Dwa
niebieskie oczka patrzą do góry – nie trzy! To
tyle, ile każdy normalny człowiek kiedykolwiek
miał lub potrzebował. Ta para oczu ukazuje
mistrzowski poziom złożoności konstrukcji.
Soczewki, tęczówki, rogówki, mięśnie, czopki
siatkówki, wszystkie one są częścią mechanizmu,
który przewodzi obrazy i kolory do mózgu.
Do malutkich ust niemowlaka będzie
wędrowało jedzenie potrzebne mu do wzrostu.
Z nich dochodzić będzie płacz informujący
nas o jego potrzebach. Później zaczną
tworzyć się słowa, przy współudziale języka,
podniebienia, oraz strun głosowych, wspaniale
współpracujących, by tworzyć zrozumiałe
dźwięki oraz dźwięczne melodie.
W Księdze Rodzaju 1:27 czytamy, że
Bóg stworzył człowieka na swoje własne
podobieństwo. W jaki sposób jesteśmy jak
Bóg? Posiadamy osobowość, która składa się
z samoświadomości, inteligencji, oraz wolnej
woli. Pierwszy człowiek Adam, potrafił mówić,
i był na tyle inteligentny, że nadał imiona
wszystkim zwierzętom. Został stworzony
czystym i prawym, ale ponieważ zgrzeszył,
wszystkie istoty ludzkie rodzą się od tego czasu
z grzeszną naturą.
Jakże niesamowite jest to, że pomimo naszej
grzeszności, Bóg tak bardzo nas ukochał, że Jego
Syn stał się człowiekiem tak, iż mógł umrzeć
za nasze grzechy i pojednać nas znów ze Sobą!
Kiedy przyjmujemy Jezusa Chrystusa, jako
naszego Pana i Zbawiciela, zostajemy obmyci i
przemienieni w nowe stworzenia. Czyż to
nie fantastyczne, że nasz potężny Stwórca
tak nas kocha?
Z Companions, sierpień 2008r.
Wykorzystano za pozwoleniem autora
Przekład na język polski: Jarosław Wachowicz
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 27
Światełko w ciemnościach
historia oparta na faktach
—Laura Smucker
„Myślę, że dzisiejszego poranka
powinienem iść na połów” – powiedział
Henri do swojej żony Rebeki – „To będzie
piękny dzień”.
„Och, wspaniale byłoby mieć świeże
ryby. Zjedliśmy już prawie wszystkie”.
„Przy zmiennej pogodzie trudno jest
łowić przez dłuższy czas, ale dziś niebo
jest bezchmurne. Jestem pewny, że to
będzie dobry połów”. Henri spojrzał na
jezioro. Gładka, niczym nie przerwana
tafla wody, tworzyła jedynie delikatne fale
przy brzegu. Lekki wietrzyk wplątał się
w gałęzie drzew, a ich rozłożyste konary
rozpościerały się ponad wodą. Przyglądał
się niebu, w poszukiwaniu najmniejszych
chmur burzowych, ale jedynie maleńkie
pojedyncze chmury płynęły gdzieś wysoko.
Gęsi cichutko gęgały, wzbijając się ku
niebu.
„Do zobaczenia wieczorem, kochanie”.
Henri ucałował swoją żonę na pożegnanie.
„Uważaj na siebie” – Rebeka przyciągnęła
go do siebie, aby go mocno przytulić
– „Będę czekać i tęsknić, aby znów cię
zobaczyć”.
Henri uśmiechnął się i ruszył ścieżką w
dół do zatoki. Jego mała zakotwiczona łódka
poruszała się delikatnie na wodzie. Była
gotowa do żeglugi. Kiedy nie było pogody,
Henri spędził wiele godzin naprawiając
łódkę. Sprawdził wiosła i wiązania. Zwinięta
kotwica leżała pod tylnym siedzeniem.
Mocne sieci rybackie starannie złożone
leżały na dnie łodzi. Skrzynka z całym
wyposażeniem, niezbędnym do łowienia
ryb, stała zamknięta pod jego siedziskiem.
28 The Seed of Truth • January 2010
Ostatni raz przed wypłynięciem spojrzał
na czyste niebo.
Henri wiosłując zawsze śpiewał. Ponieważ
znał jezioro doskonale, nie czuł lęku.
Wiedział, jak niebezpieczne są nagłe burze,
ogarniające całe jezioro. Ale dziś jego serce
było pełne wdzięczności Bogu za to, że dał
mu tak wspaniały dzień do łowienia. Ryby,
które dzisiaj złowi będą stanowiły główne
pożywienie dla jego rodziny przez kilka
najbliższych miesięcy. „Panie” – modlił
się Henri – „proszę, daj mi dzisiaj dobry
połów. Ty wiesz, jak bardzo potrzebujemy
tego mięsa, a nie wiem, kiedy znów będzie
tak piękna pogoda”.
„To tu” – powiedział do siebie po chwili.
Odłożył ciężkie wiosła i zarzucił kotwicę.
Wspiął się ostrożnie na swoje siedzisko i
zarzucił sieci, które powoli zanurzały się w
wodzie. Mechanicznie otworzył pokrywę
koszyka, który stał obok niego. Powoli
zjadł rybę i ziemniaki, które przygotowała
mu kochająca żona. Oparł się i westchnął
z zadowoleniem, sprawdzając od czasu
do czasu sieci. Słyszał jedynie ciche
chlupotanie, za każdym razem kiedy
zapuszczał sieć.
Nagle zerwał się na równe nogi. Czarne
chmury zbliżały się w jego kierunku.
Usłyszał grzmoty i błyskawice pojawiające
się na niebie. Natychmiast zwinął sieci i
kotwice. Ostry wiatr prawie zrzucił go z
łodzi.
Fale stawały się coraz większe. Henri
zaczął wiosłować w panice. Niebo stało się
granatowe. Strumienie deszczu zalewały
łódź. „Panie, pomóż mi!!!” – błagał.
Henri walczył z falami wiosłując. Jego
ręce były już omdlałe, ale Henri wiedział,
że w tym momencie jego życie leży w sile
jego rąk. Nie mógł się poddać. Wypatrywał
czegoś w ciemności. „Nie widzę żadnego
brzegu”. Wiosłował dalej, ale stracił
orientację, gdzie jest. Otaczała go jedynie
ciemność, toń i wiatr, który szarpał łodzią
na wszystkie strony. „Co mam teraz zrobić?
Dlaczego nie przyjrzałem się bliżej niebu” –
wyrzucał sobie. „Teraz już nigdy nie wrócę
„Teraz już nigdy nie wrócę do domu!”
do domu! O Rebeko, wybacz mi proszę!!”
– krzyczał w ciemności.
Burza była coraz większa. Henri nie
wiedział, jak długo jeszcze łódka utrzyma
się na powierzchni. Musiał wiosłować tylko
po to, by utrzymać się na powierzchni. Był
przemoczony do suchej nitki. Zaczął się
trząść z zimna. Och, dlaczego nie wziąłem
swojej kurtki?
Czuł, że zaczyna się poddawać. „Po co ja
to robię? Wszyscy na brzegu śpią smacznie
w swoich ciepłych, suchych łóżkach, a ja
nawet nie wiem, gdzie jestem! O Panie,
miej litość nade mną!!” – wykrzykiwał.
Właśnie w tej chwili, gdy tracił już
wszelką nadzieję i resztkę sił, daleko w
oddali, pomiędzy jedną falą a drugą,
zobaczył, że coś miga. „Co to może być?”
– powiedział do siebie. Kiedy pokonał
następną falę spojrzał uważnie jeszcze raz.
„Światło!” – wykrzyknął – „Ale skąd?”.
Jedynie garstka ludzi mieszka tutaj, a nikt
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 29
poza Rebeką nie wiedział, że wypłynął na
jezioro. Znów zaczął wiosłować.
Za każdym razem, kiedy spoglądał
w tamtym kierunku, widział światło.
Wiosłował więc wytrwale. Kiedy walczył z
zalewającymi go falami, tracił nadzieję, ale
gdy fala opadała a światełko w ciemności
stawało się bardziej wyraziste, jego odwaga
i nadzieja wzrastały. Jego łódeczka była
rzucana przez wiatr i deszcz na wszystkie
strony, ale Henri wytrwale pilnował, aby
nie zgubić kierunku.
Kiedy podpłynął blisko, zobaczył, iż
światełko pochodzi z małego okna. Henri
dotarł wreszcie do brzegu i bezpiecznie
zakotwiczył łódkę. Ostrożnie i powoli
zbliżał się do małej chatki. Dostrzegł, iż
na parapecie okiennym migocze płomień
świecy. Podniósł swoje ciężkie, zmęczone
ręce i zapukał do drzwi.
Skrzypiące drzwi otworzyły się powoli i
wyjrzała przez nie stara, koścista staruszka.
„Słucham?” – zapytała. „Zo-o-obaczyłem
światełko w pani oknie” – powiedział Henri
– „Zgubiłem się na jeziorze podczas burzy i
myślałem, że już nigdy nie dotrę do brzegu.
Nagle, w oddali, zobaczyłem płomień pani
świeczki”. Twarz kobiety rozpromieniła się.
Otworzyła szeroko drzwi. „Wejdź, wejdź,
przyjacielu” – powiedziała, sadzając go na
krześle przy kominku – „Siadaj, proszę
tutaj. Zaraz zrobię ci gorącej herbaty”.
Zniknęła i po chwili była z powrotem.
Włożyła gorący kubek z herbatą w
skostniałe ręce Henriego.
„S-s-skąd pani wiedziała, że by-by-byłem
na jeziorze?” – zapytał Henri, szczękając z
zimna zębami.
„Nie wiedziałam” – odpowiedziała
kobieta, a jej oczy napełniły się łzami.
Zawsze, kiedy jest burza myślę sobie, że
może jest ktoś na jeziorze, kto się zgubił
i nie może znaleźć drogi powrotnej. Więc
zapalam świeczkę i stawiam na oknie, mając
nadzieję, że zagubiony dojrzy światełko.
Dziś prawie o tym zapomniałam. Nie
30 The Seed of Truth • January 2010
przypuszczałam, że ktokolwiek mógłby być
na jeziorze w taką burzę. Ale tak bardzo się
cieszę, że zapaliłam świeczkę na czas i że ją
dostrzegłeś” – powiedziała.
„Ja też” – powiedział Henri, pijąc
powoli herbatę – „Na zawsze zapamiętam
odwagę jakiej nabrałem, widząc to małe
światełko”.
Kobieta odsłoniła zasłony i wyjrzała przez
okno. „Wygląda na to, że najgorsze minęło”
– powiedziała, oddychając z ulgą. Usiadła
przy Henrim i wzięła jego ręce w swoje
szorstkie dłonie. „Fakt, że uratowałam twoje
życie, był warty wszelkiego zachodu”.
„Nigdy nie wyrażę mojej
wdzięczności.”
Henri delikatnie uścisnął jej dłoń.
„Nigdy nie wyrażę mojej wdzięczności” –
powiedział, ocierając spadającą łzę.
Kobieta wstała. „Cieszę się, że taka stara
kobieta, jak ja, mogła jeszcze komuś pomóc”
– uśmiechnęła się. „Bardzo cieszyłabym
się, gdybyś został dłużej i dotrzymał mi
towarzystwa, ale jestem pewna, że nie
możesz się już doczekać, żeby popłynąć
do domu, do swojej rodziny, teraz, kiedy
sztorm już się skończył”.
„Tak, muszę płynąć do domu. Rebeka
czeka i martwi się”. Wyszedł szybko z
chatki i wszedł w ciemną noc. Obejrzał się
czule za siebie. Staruszka stała w drzwiach.
Mały płomień świeczki wciąż tlił się na
parapecie jej okna.
Oczy Henriego napełniły się łzami.
Pomachał kobiecie na pożegnanie.
„Dziękuję, Panie” – wyszeptał.
Z Partners, grudzień 2007r.
Wykorzystano za pozwoleniem autora
Przekład na język polski: Dorota Zima
„Jezus zaś przywołał je i rzekł: Pozwólcie
dzieciom przychodzić do mnie i nie
zabraniajcie im. Albowiem do takich
należy Królestwo Boże.” Łukasza 18,16
Kącik dla
D zieci
Bóg nas stworzył
—Larissa E. Mast
- Marto, siedź cicho - upominała matka po
raz trzeci.
- Próbuję mamo - odpowiedziała
siedmioletnia Marta, ze łzami w oczach.
Dlaczego moje włosy są zawsze tak potargane?
- Ponieważ, Bóg dał ci długie, gęste włosy
- odpowiedziała cierpliwie mama - Możesz
być zadowolona, że twoje włosy nie są aż tak
potargane jak Judy.
- Właśnie! - przytaknęła dziewięcioletnia Judy
- Moje są o wiele gorsze, gdyż są pokręcone.
Ciesz się, że masz proste włosy.
- Mamo, dlaczego moje włosy są proste i
jasne, podczas gdy Szeila i Judy i Szarlen mają
kręcone i ciemne włosy, i ty także takie masz?
- spytała Marta.
- Proste i jasne włosy pochodzą ze strony
rodziny taty - powiedziała matka, zakładając
ostatnią spinkę na włosach Marty.
- Ale tata nie ma jasnych włosów - Marta
była zdezorientowana.
- Nie ma - zgodziła się mama - Tata nie, ale
wujek Józef ma.
- Acha - westchnęła Marta - Jestem
zadowolona, że moje włosy nie są tak
potargane jak Judy i innych dziewcząt. I jestem
zadowolona, że moje włosy są jasne.
- To dobrze. Widzę, że akceptujesz siebie
taką, jaką Bóg cię stworzył - skomentowała
mama.
- A ja, kiedyś, chciałam mieć takie proste
włosy, jak Lisa - powiedziała Szeila - A Lisa z
kolei chciała mieć kręcone włosy.
Mama zaśmiała się.
- Właśnie tacy są ludzie. Niekiedy trawa po
drugiej stronie płotu wygląda bardziej zielono.
- Co to znaczy? – spytała sześcioletnia
Szarlen.
- To znaczy, że często chcemy mieć to, co
inni mają lub chcemy robić to, co inni robią wytłumaczyła mama.
- Ja chcę być zadowolona z moich jasnych
włosów - zdecydowała Marta.
- A ja ze swoich kręconych - jak echo dodała
Szarlen.
- Ponieważ, właśnie takimi stworzył was Bóg
- dokończyła mama.
Z “Wee Lambs” wrzesień 2007r.
Wydawnictwo Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem.
Przekład na język polski: Danuta Czerederecka
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 31
Kto będzie pierwszy?
—M. J. H.
- Pobawmy się w chowanie klamerek zasugerował sześcioletni Lesiu.
On i jego brat, Natan, właśnie skończyli
układanie ręczników i ścierek, dla mamy, w
łazienkowej szafce.
- Dobrze, pobawmy się - zgodził się Natan.
Szybko pobiegł do pralni po klamerkę. - Ja chcę
chować pierwszy - powiedział do Lesia.
- No nie, przecież ostatnio chowałeś pierwszy
- powiedział Lesiu. - Teraz moja kolej.
Właśnie wtedy, ze schodów, zeszła trzyletnia
Maria Anna, trzymając w ręku swoją lalkę.
- Mamo, już się obudziłam - powiedziała i
przybiegła do kuchni, do mamy.
- To dobrze - Mama odgarnęła opadające
kosmyki włosów z czoła. - Chłopcy, myślę że
Maria Anna chciałaby się z wami pobawić.
- Ja pomogę jej chować klamerkę - powiedział
Lesiu - Chodź tu Mario Anno! Czy chcesz, abym
ci pomógł?
- Tak - uśmiechnęła się radośnie Maria Anna i
dołączyła do chłopców.
- Ale ja chcę pierwszy chować - upierał się
Natan, ściskając klamerkę w ręku.
Lesiu wyglądał na nieszczęśliwego.
- Powinieneś pozwolić Marii Annie chować
pierwszej, ponieważ ona jest najmłodsza powiedział.
- Nie! - Natan zaczął płakać. - Ja chcę chować
pierwszy.
- Mamo! - zawołał Lesiu. - Natan nie chce się
ładnie bawić.
Mama wkroczyła do bawialni.
- Chłopcy, wygląda na to, że żaden z was nie
bawi się ładnie. Chcę, abyście obydwaj przyszli
do kuchni. Będziecie siedzieć tu, na podłodze,
dopóki nie ustalicie, kto pierwszy będzie chował
klamerkę.
Lesiu i Natan nie wyglądali na szczęśliwych,
gdy usiedli obok siebie na podłodze. Natan w
dalszym ciągu trzymał klamerkę w dłoni. Przez
chwilę żaden nie wypowiedział ani jednego
słowa.
32 The Seed of Truth • January 2010
- Pozwól mi pierwszemu chować - powiedział
po chwili Natan.
- Nie - Lesiu zmarszczył się - teraz moja kolej,
żebym był pierwszy.
- Chłopcy, obydwaj jesteście samolubni
- powiedziała do nich mama - Dajcie mi tę
klamerkę. Musicie postanowić, że będziecie mili
dla siebie, zanim pójdziecie się bawić. Jeden
z was musi ustąpić i pozwolić drugiemu być
pierwszym.
Lesiu i Natan siedzieli cicho przez następnych
kilka minut. W końcu Lesiu powiedział:
- Mamo, czy możesz pomóc Marii Annie
schować tę klamerkę? Ona może być pierwsza,
a my obydwaj możemy szukać.
- Czy ty też tak chcesz, Natanie? - spytała
mama.
- Tak! - zawołał uszczęśliwiony Natan i
podskoczył na równe nogi.
- Kto będzie następny? - spytała mama.
- Natan może być - odpowiedział Lesiu. - On
jest młodszy ode mnie.
- To miło - pochwaliła go mama. - Więc teraz
możecie iść do pokoju i się bawić. Ja pomogę
Marii Annie schować klamerkę tu w kuchni.
Dzieci bawiły się zgodnie jeszcze pół godziny.
- Dzieci! - zawołała mama. - Tata niedługo
wróci na kolację. Proszę odłóżcie klamerkę i
przyjdźcie nakryć do stołu.
- Było wesoło! - powiedział Lesiu do mamy,
rozkładając talerze.
- Widziałam! - zgodziła się mama - Zawsze
będzie wam miło, gdy nie będziecie samolubni ,
lecz uprzejmi dla siebie nawzajem, tak jak mówi
o tym Biblia.
Z “Wee Lambs” sierpień 2006r.
Wydawnictwo Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem.
Przekład na język polski: Danuta Czerederecka
Przerażająca noc
—Janis Good
Kayla przekręciła się na łóżku i zakasłała.
Westchnęła głęboko i znów zakasłała. Chwilę
potem otworzyła oczy, ale nic nie widziała w
ciemności.
Nadal kaszląc, przyłożyła dłoń do gardła i
zaczęła płakać.
Mama weszła do jej pokoju i włączyła
światło.
- Co się dzieje? - zapytała dotykając czoła
Kayli, aby sprawdzić, czy ma gorączkę.
- Boli mnie gardło i trudno mi oddychać.
- Rozumiem.
Znowu chrypiący kaszel wstrząsnął Kaylą,
której gardło było bardzo obolałe.
- Zaraz wrócę - powiedziała mama.
Po chwili przyniosła latarkę i lekarstwo
na bolące gardło i płuca Kayli. Miała też
termometr.
- Masz spuchnięte gardło - powiedziała
mama, wyłączając latarkę - Sprawdźmy też
temperaturę.
Termometr pokazał wysoką gorączkę. Kayla
zakasłała, zapłakała i ponownie zakasłała.
Mama nasmarowała lekarstwem bolącą klatkę
piersiową i gardło Kayli. Dziewczynka wciąż
kasłała i z trudem łapała oddech.
Do pokoju wszedł tata. Mama zapytała:
- Czy powinniśmy zabrać ją do szpitala?
Tata pomodlił się, prosząc o zdrowie dla
córki, ale Kayla wciąż kasłała.
- Mam nadzieję, że nie sprawimy kłopotu
naszemu pastorowi - powiedziała mama do
taty.
- Trudno, nic na to nie poradzimy odpowiedział ojciec.
Kayla uwielbiała wizyty pastora w domu.
Po wieczornym nabożeństwie z przyjemnością
słuchała jego opowieści. Miała nadzieję, że nie
obudzi go swoją chorobą.
- Może pomoże para? - zaproponował tata
- Moja mama tak mnie czasem leczyła, kiedy
byłem mały.
Tata przygotował gorącą parę w łazience i
pomógł Kayli w tej kuracji. Po jakimś czasie
dziewczynka już tak mocno nie kasłała i
położyła się do łóżka. Była senna i po chwili
zasnęła.
Rano tata powiedział:
- Dobrze, że nie trzeba było jechać do
szpitala, ale chciałbym Kayla, żeby zobaczył cię
lekarz.
Dziewczynka spojrzała na pastora, który
uśmiechnął się.
- Słyszałem cię w nocy i modliłem się za
ciebie - Kayla rozpromieniła się.
Kiedy wrócili od lekarza, Kayla podniosła
buteleczkę z lekarstwem, aby pokazać tacie.
- Co powiedział lekarz? - zapytał tata.
- Powiedział, że mam bardzo chore gardło odpowiedziała.
- A pielęgniarka powiedziała, żebyśmy
wyparzyli szczoteczki do zębów i zdezynfekowali
umywalki w łazienkach - dodała mama. - To
bardzo zaraźliwa choroba.
Dzięki szczególnej trosce i uwadze nikt inny
nie zachorował, a sama Kayla wyzdrowiała.
- Bóg wysłuchał naszych modlitw, Kayla powiedział tata.
- Dziękuję Ci Boże za Twoją pomoc, gdy
byłam chora - pomodliła się Kayla. Wiedziała,
że Bóg bardzo ją kocha.
Z “Story Mates” styczeń 2007r.
Wykorzystano za pozwoleniem autora
Przekład na język polski: Jarosław Wachowicz
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 33
“Wysłuchaj końcowej nauki całości:
Bój się Boga i przestrzegaj jego
przykazań, bo to jest obowiązek każdego
człowieka..” Koheleta 12,13
Fragment
Książki
hiStoria
Sary Whitcher
—Elizabeth Yates
Część 1
Uwaga autorki
Czy to prawda? Oto pytanie, które
zadałam sobie, gdy po raz pierwszy
przeczytałam historię Sary Whitcher w
księdze opowieści ludowych New Hampshire. To musi być prawda, pomyślałam
kilka lat później, gdy przeczytałam ją
ponownie w „Historii Warren, New Hampshire”, napisanej przez Williama Little i
wydanej w 1870 roku. Rozdział siódmy
nosi tytuł: Jak Sara Whitcher Zgubiła
Się W Lesie; Co Się Wydarzyło I Jak
Jej Poszukiwano, Oraz Niezwykły Sen
I Jak Zniknął Buszel Fasoli.
Trzy wątki tworzyły historię, każdy istotny: odwaga i zaradność zagubionej dziew34 The Seed of Truth • January 2010
czynki, niezłomna wiara jej ojca, który
wypowiedział słowa „Zaufaj Panu”, a
które stały się niczym lina bezpieczeństwa
dla nurka, każdemu biorącemu udział w
poszukiwaniach, a także posłuszeństwo
wobec snu, który przyśnił się nieznajomemu, Panu Heath. To była historia, którą
powinno się także dzisiaj opowiadać dzieciom. Tak więc przeczytałam wiele książek
z tegoż okresu, rozmawiałam z mężczyznami i kobietami z Warren – potomkami wczesnych osadników, i napisałam ją,
zachowując zgodność ze znanymi faktami,
dodając tylko tyle opisów i rozmów, ile
trzeba było, by pozostała aktualna.
Odpowiedź na to dręczące mnie pytanie
przyszła pewnego dnia, kilka miesięcy
po tym, jak książka została wydana i
zaczęła trafiać do czytelników. Zadzwonił
telefon.
- Czy rozmawiam z Elizabeth Yates? –
zapytał delikatny głos.
- Tak, rozmawiasz.
- Mówi Alicja Westneat, jestem
praprawnuczką Sary Whitcher – mój
oddech zamarł, podczas gdy przeszłość
zdawała się opanowywać teraźniejszość.
– Właśnie przeczytałam twoją książkę i
chcę, byś wiedziała, że opowiedziałaś tę
historię dokładnie tak, jak słyszeliśmy ją
jako dzieci, tak jak zwykliśmy opowiadać
ją naszym dzieciom i wnukom.
Alicja Westneat i ja zostałyśmy wkrótce
przyjaciółkami. Opowiedziała mi więcej
o Sarze, lub Sally jak zawsze nazywano
ją w rodzinie. Mała dziewczynka dorosła
i wyszła za Richardsona French, farmera.
Mieli jedenaścioro dzieci, a Sara dożyła
siedemdziesięciu dziewięciu lat. Przez
lata podpisałam wiele książek dla ich
potomków, a ostatnią dla Tomiego i
Jesse Merrill, praprapraprawnuków Sary
Whitcher-French.
Historia taka jak ta jest częścią
dziedzictwa naszej pionierskiej przeszłości
i należy do nas wszystkich, szczególnie zaś
do dzieci i tych, którzy wierzą w cuda.
Od świtu do zmierzchu
- Saro! – głos taty był ostry i czysty
niczym odgłos jego siekiery, wbijającej się
w pień drzewa. I znaczył jedno.
Odłożywszy wióry drzewa, którymi się
bawiła, Sara pomknęła w kierunku chatki.
Oli – wielki, czarny pies, biegł susami tuż
obok niej.
Tata stał w wejściu, dzierżąc róg
obiadowy w swej dłoni. Inne dzieci
szybko reagowały na dźwięk rogu, lecz w
przypadku Sary potrzeba było głosu taty.
Podbiegła do niego. Jednym zwinnym
ruchem zgarnął ją z ziemi i resztę drogi
pokonała jadąc na jego ramionach.
- Co robiłaś?
- Budowałam domek, taki jak ty
wybudowałeś dla nas.
- Czy Oli nie powiedział ci, że to czas na
południowy posiłek?
- Oli spał.
Weszli do środka chaty i tata posadził
Sarę na ławce przy stole na kozłach, gdzie
zebrała się reszta rodziny.
Josef, młodszy o rok i lubiący naśladować
Rubena we wszystkim, skarcił wzrokiem
swoją siostrę. Mały ośmioletni John,
głodny, zabębnił łyżką w stół.
- Dzieci – powiedziała delikatnie mama
– nie zachowujemy się w ten sposób w
sabat – jej ręka, ledwie dotykając kołyski
stojącej nieopodal stołu, nie przestawała
kołysać malutkiego Henry’ego.
- Mamo, ale my jesteśmy głodni –
poczęła lamentować pięcioletnia Betsi.
Oli wcisnął się pod stół, by oblizywać
jedną po drugiej kołyszące się tam gołe
stopy, po czym ułożył się do snu.
Gdy tylko tata usiadł, głowy pochyliły
się, a ręce znieruchomiały w oczekiwaniu,
aż wypowie dziękczynienie.
- Dziękujemy Ci, Panie, za wszystkie
dobre rzeczy, które nam dałeś, zjemy te
pokarmy, by rosnąć w siłę w twej służbie.
Amen.
„Amen” wypowiedziane chórem zostało
zagłuszone dźwiękiem drewnianych łyżek
uderzających w drewniane miski.
Niedziela różniła się od pozostałych dni
czymś więcej niż tylko rodzajem posiłku,
nie tylko w chacie Witcherów, w pobliżu
grzbietu Pine Hill, lecz w każdym domu,
który tworzył osadę Warren. Praca była
odkładana na bok zarówno w lesie, polu
jak i domostwie.
Josef przerwał posiłek by zapytać:
- Dlaczego składamy dzięki za to
jedzenie? Dziękowaliśmy za nie wczoraj,
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 35
gdy było ciepłe, teraz jest zimne.
Odpowiedź taty była krótka i nie
podlegająca dalszej dyskusji, gdyż jego
słowa płynęły prosto z Biblii.
- Za wszystko dziękujcie.
Większość z około setki ludzi z
miasteczka, mieszkała w chatach
wybudowanych na polanach zbocza góry.
Tylko nieliczni mieszkali w dolinie, przez
którą płynęła rzeka Baker. Tam, gdzie
krzyżowały się ślady wozów i szlaki dla
zwierząt jucznych, stał młyn zbożowy,
gdzie osadnicy składowali swą pszenicę,
oraz tartak dla bali drewna. Nie było jednak
miejsca na niedzielne nabożeństwo. Do
czasu aż wybudowano dom zgromadzeń,
każda rodzina obchodziła sabat po
swojemu. Konie mogły rżeć, bydło ryczeć,
owce beczeć, kury gdakać, lecz nie dało się
słyszeć odgłosu pracy.
Ruben zapytał ojca, dlaczego tak się
dzieje, a jego odpowiedź była tak pewna,
jak wszystkie odpowiedzi taty.
- To zasada życia. Sześć dni pracujemy
od świtu do zmierzchu, siódmego
odpoczywamy.
- Ale nie od świtu do zmierzchu.
- Niezupełnie – przyznał jego ojciec,
uśmiechając się do Rubena.
Zawsze były jakieś niezbędne obowiązki,
które musiały być dopilnowane, nawet
w niedzielę. Każdy przy nich pomagał,
a jako że było ich niewiele, każdy mógł
spędzić sporą część dnia w sposób, na jaki
miał ochotę. Ta część zaczynała się dla
Whitcherów po południowym posiłku,
gdy tata czytał na głos Biblię.
Drewniane miski zostawały wkrótce
opróżnione, kwaterki mleka osuszone i
wszystko lądowało w koszyku, by zostać
później umyte w potoku. Wtedy rodzina
gromadziła się w luźnym kręgu przy
uśpionym palenisku. Nie było potrzeby
rozpalania ognia, ale właśnie to miejsce
było zawsze wybierane jako odpowiednie
36 The Seed of Truth • January 2010
na czytanie i słuchanie. Ciepłym niczym
czerwcowa pogoda popiołom nigdy nie
pozwalano całkowicie wygasnąć, jako że
ogień był częścią życia w chacie osadnika.
Mama uniosła maleńkiego Henry’ego i
otuliła go swymi ramionami. Betsi usiadła
blisko, pochyliwszy się ku maminej
spódnicy. Josef i Ruben usiedli plecami
do siebie. Mały John zajął swe ulubione
miejsce blisko komina. Ręce, które innego
dnia mogłyby być zajęte gręplowaniem lub
struganiem, złożone były na kolanach lub
wsunięte głęboko w kieszenie. Sara leżała
na podłodze obok Oliego. Przytuliwszy się
do niego głaskała jego kudłate włosy.
- Co masz zamiar nam przeczytać tato? –
zapytał Josef obserwując ojca zdejmującego
z półki wielką Biblię.
- Doszliśmy do księgi Joba, od tego
miejsca dziś zaczniemy.
Tata przeczytał dwa pierwsze rozdziały.
Job był dobrym człowiekiem i tata go
rozumiał. Miał wspaniałą żonę i rodzinę,
ziemię i zasoby, ale historia tak naprawdę
nie rozpoczęła się aż do chwili, gdy szatan
powiedział Bogu, że Job nie byłby takim
dobrym człowiekiem, jeżeli Bóg nie byłby
dla niego taki miły. Bóg dał szatanowi
sposobność, by sprawdzić Joba i, jedna
po drugiej, zaczęły następować katastrofy.
Wkrótce Job pozostał z niczym. Szatan
chciał kolejny raz wypróbować dobroć
Joba i jego zaufanie w Panu. Bóg
powiedział szatanowi, by robił, co chce,
lecz by oszczędził życie Joba.
- Job musiał wyglądać strasznie –
tata oderwał wzrok od strony – teraz
biedny, bez domu, pokryty wrzodami,
musiał czuć się podle. Nawet jego żona
powiedziała mu, by się poddał – tata znów
spojrzał na stronę i zaczął czytać dalej –
„Dobre przyjmujemy od Boga, czy nie
mielibyśmy przyjmować i złego?”. Oto,
co Job odpowiedział swojej żonie.
- Czy on umarł tato? – zapytał Ruben.
- Nie, nie umarł. Cóż to by była za
historia? – Ręce taty szybko przekładały
strony. Dzieci lubiły, gdy tak przeskakiwał
by pchnąć historię do przodu. – Trójka
jego przyjaciół przyszła, by się z nim
zobaczyć, a później jeszcze czwarty –
kontynuował tata – długo przemawiali,
ponieważ uważali, że Job sam na siebie
ściągnął te kłopoty. Job także miał wiele
do powiedzenia, lecz ani razu nie rzekł
niczego przeciwko Panu.
- Co się stało?
- Słuchajcie, to jest najlepsza część
księgi. Zaczyna się w trzydziestym
ósmym rozdziale i trwa aż do samego
końca. „Potem Pan odpowiedział Jobowi
spośród zawieruchy i rzekł” – tata czytał
z tak wielkim zapałem, jakby Pan mówił
bezpośrednio do niego samego.
Sara przestała bawić się włosami Oliego,
by obserwować swego ojca. Trzej chłopcy
utkwili w nim wzrok. Mama spoglądała
przez twarz niemowlęcia i czubek głowy
Betsi, jej wzrok spoczywał na oczach męża,
patrzyła tak i słuchała.
- „Wtedy Job odpowiedział Panu,
mówiąc: Wiem, że Ty możesz wszystko”
– pozostało tylko kilka wersetów więcej
i tata czytał wolniej sprawiając, że
trwały dłużej. „I rozmnożył Pan Jobowi
w dwójnasób wszystko, co posiadał…
błogosławił ostatnie lata Joba więcej aniżeli
początkowe” – Kiedy historia dobiegła
końca tata powiedział: To pewne, że Pan
może czynić wielkie rzeczy.
Mama westchnęła.
- To była wspaniała historia, John.
- Ale – powiedział Josef patrząc z
przejęciem na tatę – co Job zrobił?
- Zaufał, synu. Nieważne co się
wydarzyło, wiedział, iż Bóg sprawi, że
wszystko dobrze się zakończy.
- I sprawił – powiedziała Sara, chociaż
bardziej do Oliego niż do kogokolwiek
innego.
Zamknięcie księgi było sygnałem do
rozejścia się, lecz tata trzymał ją otwartą,
więc dzieci czekały.
- Mamo – powiedział. Spojrzał na nią
ponad głowami chłopców, każdą z włosami
tak rudymi jak jego własne – pójdźmy na
Szczyt, by zobaczyć się z Chase i Hannah.
Zadowolona z pomysłu, mama
przytaknęła.
- Wrócimy o zachodzie słońca, – tata
spojrzał na Rubena – więc upewnij się,
że inwentarz jest zadbany i nakarmiony.
Josef, miej oko na ogień. Przypilnuj, by
popioły zbytnio nie wygasły i żeby przy
kominku było drewno na noc. Mały
John, masz pilnować młodszych od siebie
– Betsi, Sary i niemowlęcia. Oli pomoże.
- Tak tato – zakrzyknęli chórem
chłopcy.
Po odłożeniu na półkę Biblii, tata
położył swą dużą umięśnioną dłoń na
głowie każdego z chłopców, jednego po
drugim. To był pierwszy raz, gdy dał im
taką szarżę. Przyjęli ją, każdy świadom jego
szczególnej odpowiedzialności. Następnie
wybiegli z chaty, by przystąpić do swoich
zajęć.
- Betsi – powiedziała mama kierując swą
uwagę na córkę – dopilnuj by miski i łyżki
zostały umyte, zadbaj dobrze o malutkiego
Henry’ego i przypilnuj, by Sara nie wpadła
w żadne tarapaty.
- Tak mamo – Betsi odebrała niemowlę
z ramion matki. Dumnie i ostrożnie,
zaniosła je do kołyski.
Sara stała przy kominku z jedną ręką
wokół Oliego.
- Chcę iść z tobą – poprosiła.
- Nie Saro – mama była stanowcza –
musisz zostać z innymi. Oli pobawi się z
tobą, jeżeli chłopcy będą zbyt zajęci, a my
przyniesiemy coś dobrego dla wszystkich.
– Mama sięgnęła po swój wiklinowy
koszyk. Nigdy nie opuszczała domu bez
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 37
niego, jako że zawsze trafiało się coś, co
nadawało się do zjedzenia, użycia lub jako
ozdoba.
Tata podniósł Sarę i uniósł ją wysoko
w powietrze. Ona również była ruda, lecz
jako jedyna w rodzinie miała błękitne
oczy. Czasami, gdy w nie spoglądał, czuł
się jakby patrzył na swoje własne odbite
we szkle. Reszta miała ciemne oczy ich
matki, a Betsi miała czuprynę brązowych
loków. Posadził Sarę na progu, chwycił
mamę pod ramię, radując się z dnia oraz
jej towarzystwa, i poszli. Ruszyli dziarsko
pod górę, ani razu się nie oglądając,
następnie pobiegli w dół ścieżki opadającej
w kierunku Berry Brook.
Oli przytulił się do Sary, gdy stali w
wejściu, ich głowy znajdowały się niemal
na tym samym poziomie. Ze środka
chaty doszedł dźwięk głosu chłopców. Oli
oblizał się po pysku, następnie odszedł
powoli, machając ogonem. Otarł się o
Sarę i pobiegł wokół chaty, by przyłączyć
się do chłopców.
Sara, poruszając się tak cicho jak Oli i
trzymając się blisko ściany chaty, podążyła
za nim. Kiedy dotarła do rogu, wyjrzała
zza niego, by zobaczyć co robili chłopcy.
Zajęci pracą, mocowali krążki drewna,
które tata dla nich oheblował, do jakichś
desek, które zbili do kupy, by zrobić
wózek.
- Jak tylko to skończymy – mówił Ruben
– sprawimy, że Oli to pociągnie.
Mały John przygotowywał uprząż z
kawałków skóry.
- Oli – zawołał – chodź tu do mnie,
żebym mógł sprawdzić, czy to na ciebie
pasuje.
Sara uznała, że to nie jest zabawa, w
której mogłaby wziąć udział, więc wycofała
się zza rogu chaty, by zobaczyć, co może
robić Betsi.
Stojąc w wejściu i przyglądając się swojej
siostrze, szybko zdała sobie sprawę, że
38 The Seed of Truth • January 2010
Betsi była zbyt zajęta, by zainteresować
się zabawą. Łkanie malutkiego Henry’ego
zmieniło się w krzyk żądający jej uwagi i
Betsi musiała się nim zająć.
- Jesteś mokry Henry, zupełnie jakbyś
siedział w Berry Brook, ale musisz tak
zostać, dopóki nie znajdę czegoś suchego
dla ciebie. Betsi przemierzyła pokój, by
znaleźć coś do przebrania Henry’ego w
wielkiej skrzyni mamy.
Każdy był zajęty. Każdy miał coś do
roboty. Poza Sarą.
Obróciła się i spojrzała na ptaka
podskakującego wzdłuż ścieżki tuż przed
nią. Zatrzymał się, pogrzebał w ziemi, a
następnie przekrzywił głowę prosto na
nią. „Pójdź ze mną”, zdawał się mówić,
gdy rozpostarł skrzydła i odleciał do
pobliskiego lasu.
Sara postanowiła udawać, że jest tatą z
czasów, gdy po raz pierwszy przybył do
Pine Hill. Miał siekierę, ale ona nie mogła
jej mieć. Jego siekiera była prawie tak
wysoka jak Sara i nigdy by jej nie uniosła,
ale mogła znaleźć udawaną siekierę.
Poszukując kawałka drewna, podążyła
za ptakiem. Jak tylko znalazła patyk,
który był właściwego rozmiaru i leżał jej
wygodnie w dłoni, nie była już Sarą, lecz
tatą i historia, którą tak często opowiadał,
zaczynała w niej ożywać.
To było dawno temu, gdy tata żył w
Salisbury w stanie Massachusetts, wiele
mil na południe. Był wielkim człowiekiem
i pragnął żyć między górami. Pewnego
dnia powiedział pannie Sarze Marston,
że udaje się na wyżyny, by znaleźć dobrą
ziemię i wybudować solidną chatę. Sara
zatrzymała się i przedstawiła się brzozie.
Udając, że jest tatą, mówiła do niej,
jakby to była mama. Stała bardzo prosto
i przełożyła siekierę do lewej ręki, aby
wyciągnąć prawą do drzewa. Ukłoniła się i
powiedziała do drzewa głębokim, śmiałym
tonem:
- Ma panna ochotę zamienić wzgórza na
góry, panno Marston?
Wiatr wprawił liście w drżenie, co mogło
służyć za odpowiedź, lecz Sara chciała
udzielić jej sama. Odłożyła patyk i stanęła
plecami do brzozy.
Teraz była mamą. Wygładziła dłońmi
swoją spódnicę, tak jak mama zwykła to
robić. Stawiając jedną nóżkę za drugą,
dygnęła i wysokim uprzejmym głosem
powiedziała:
- Tak, panie Whitcher, zamienię
wszystko poza tobą.
Sara odstąpiła od drzewa i podniosła
patyk. Znów była tatą z siekierą w ręce,
maszerując ku górom, z głową wysoko,
machając wolną ręką. Zanim się oddaliła,
odwróciła się, aby jeszcze raz spojrzeć na
brzozę.
- Jeszcze tu wrócę – powiedziała tak
głębokim tonem jak tylko mogła.
Rok minął zanim tata wrócił do
Salisbury. Przyniósł mamie wieści o tym,
że oczyścił ziemię i wybudował chatę w
osadzie Warren, gdzie góry były duże, a
potoki zimne i sześć innych rodzin miało
swe domy.
To sprawiło, że Sara poczuła się odważna
i silna, gdy pomyślała o tym wszystkim,
czego tata dokonał na Pine Hill.
Zatrzymała się na chwilę, by przyjąć
postawę, taką, jak tata, gdy ona jest z nim,
i pomaszerowała w dół zbocza, a następnie
zaczęła brodzić w Berry Brook. Zimna
woda była przyjemna, ale nie stała w niej
zbyt długo, gdyż była tatą i miała pracę do
wykonania.
Na drugim brzegu strumyka drzewa
rosły tak wysokie, że zdawały się dotykać
nieba. Odnalazła drogę między nimi, co
chwilę przeskakując nad sosnowymi igłami
i plackami mchu, często biegnąc, jako że
nie było tam poszycia, które mogłoby ją
zatrzymać. Od czasu do czasu stawała i
unosiła głowę, by spojrzeć na niebo, lecz
gałęzie drzew spotykały się wysoko ponad
nią, tak że nie mogła dostrzec nieba
poprzez gęstą zieleń.
Po chwili dotarła do polany, gdzie
rosły dzikie trawy. Były pomiędzy nimi
kwiaty i Sara postanowiła zabrać trochę
kwiatów do domu, dla mamy. Zbierając
je, zauważyła coś rosnącego nisko przy
ziemi, co było nawet lepsze niż kwiaty.
Poziomki! Grube jak gwiazdy na niebie,
znajdowały się ponad ziemią, szczególnie
w miejscach, gdzie trawa była rzadka. Sara
sięgnęła w dół, by zerwać jedną. Ich smak
był dojrzały i słodki. Odkładając na ziemię
swój pęk kwiatów i patyk, zrywała i jadła
poziomki aż była pełna. Wtedy pomyślała,
by zebrać trochę dla mamy.
Nie miała niczego, w co mogłaby je
włożyć, więc spróbowała zrobić koszyczek
z trawy. Widziała często, jak mama to
robiła, ale trawa była śliska. Nie mogła
sprawić, by źdźbła pozostały razem, gdyż
nawet supełki, które wiązała, nie trzymały.
Sara podniosła swój pęk kwiatów i zaczęła
rozglądać się za patykiem, ale nie mogła
go znaleźć.
- Nie potrzebuję go już – powiedziała
do siebie. To była siekiera niezbędna do
ścięcia drzew, by na ich miejscu utworzyć
polanę i wybudować chatę, ale tu nie było
drzew. Tacie spodobałaby się ta słoneczna
łąka dla inwentarza. Mama polubiłaby ją
ze względu na kwiaty i poziomki. Teraz
nie mogła wrócić do domu, by powiedzieć
o tym im obojgu.
Słońce, unoszące się na czubku
pobliskiej góry, opadło powoli. Chmury,
które zbierały się na zachodzie poczęły
przemierzać niebo, a ich szarość nie
była bez znaczenia. Nadchodząca noc
i zapowiadający się deszcz były zawsze
powodem do poszukiwania schronienia.
Gdy słońce zniknęło, Sara, świadoma tej
zmiany, zaczęła biec w kierunku dużych
drzew.
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 39
Było pomiędzy nimi ciemniej niż na łące.
Sara biegła jeszcze szybciej, dopóki nie
straciła oddechu. Zatrzymała się na chwilę
i uświadomiła sobie, że dotarła donikąd.
Las wciąż ją otaczał wysokimi drzewami
i wiatrem szumiącym pomiędzy nimi.
Nasłuchiwała, lecz nie mogła usłyszeć
dźwięku Berry Brook, który powiedziałby
jej, że znajduje się blisko domu.
- Tato! – zawołała. Wysoko nad jej głową
deszcz zaczął bębnić o liście.
Gdzie jest Sara?
Gdy zmierzch, wraz z szybko
podążającym za nim deszczem, dotarł do
chaty, Josef i Ruben dorzucili drwa do
ognia. Mały John umieścił blaszaną latarnię
w otwartym wejściu. Henry, pozbawiony
swej matki zbyt długo, zaczął kwilić. Betsi
robiła co mogła, by go pocieszyć.
Stojąc w wejściu tuż za latarnią, trzej
chłopcy spoglądali w noc.
- Możliwe, że deszcz zaczął padać
wcześniej w Summit – Ruben próbował
znaleźć wytłumaczenie dla spóźnienia
rodziców.
- Możliwe, że ścieżka obok rzeki jest
śliska – dodał Josef.
- Możliwe, że… – Mały John nie mógł
wymyślić żadnego wytłumaczenia, więc
objął Oliego i go przytulił.
I wtedy spośród nocy doszedł dźwięk,
który tak pragnęli usłyszeć, mocarny
okrzyk taty. Chłopcy odpowiedzieli
chórem okrzyków, a Oli zaszczekał w
podnieceniu. Wkrótce dostrzegli tatę i
mamę wychodzących z ciemności lasu
w snop światła rzucany przez latarnię.
Schodząc energicznym krokiem z grzbietu
góry, śpieszyli, by zbliżyć się do dającej
schronienie chaty.
- Gdzie jest Sara? – zapytał Ruben, gdy
spostrzegł, że tylko dwoje, a nie troje ludzi
40 The Seed of Truth • January 2010
powróciło do domu.
- Nie zabraliśmy jej z nami. Chciała
pójść, ale kazaliśmy jej pozostać w domu.
- Sary tu nie ma… – rozpoczął Josef.
- Sary nie było przez całe popołudnie –
dodał Ruben.
Zaległa cisza. Betsi zaczęła płakać.
Mama postawiła swój koszyk jagód na
ławce przy drzwiach i sięgnęła szybko, by
zabrać niemowlę w swe ramiona, zanim
Betsi je upuści. Małego Johna, który
przypomniał sobie, że miał obowiązek
zajęcia się młodszymi dziećmi, ogarnął
wstyd i strach.
- Czy Sara zaginęła? – mama zwróciła się
do taty.
Jego twarz była surowa, a usta
ściągnięte.
- Jeżeli zabłądziła, wkrótce ją znajdziemy
– zwrócił się do swojej żony tak, jakby
nikt inny nie był obecny i wypowiedział
dwa słowa, których nie mogła zapomnieć
- Zaufaj Panu.
Niemowlę zaczęło zanosić się płaczem.
Mama przytuliła je mocniej, układając
wygodnie. Spojrzała ponad głową
Henry’ego, by obdarzyć swojego męża
delikatnym uśmiechem. Przez wszystkie
lata ich znajomości nigdy nie zwątpiła w
jego słowo. Teraz też nie zwątpi.
Tata spojrzał na dzieci, wzywając je po
imieniu, jedno po drugim, i przyciągając
ich wzrok.
- Ruben, weź róg obiadowy i zadmij
w niego mocno. Jeden długi dźwięk,
następnie policz do dziesięciu i zadmij
ponownie.
- Tak tato.
- Josef, idź do Richardsonów i powiedz,
że potrzebujemy pomocy.
- Tak tato. I na dół do Patchów?
Tata kiwnął głową przytakując.
- Betsi, rób to, co mama karze ci
zrobić. Jeżeli nie znajdziemy szybko Sary,
będziemy potrzebować czegoś do jedzenia.
– odwrócił się i wyszedł w ciemność.
Następnie powrócił, gdy unoszone przez
wiatr krople uderzyły o chatę. - To ciepły
deszcz – powiedział – i porywisty. Nie
potrwa długo.
Mały John pociągnął za bryczesy ojca,
następnie schował w nich swoją głowę.
- Tato, powiedz mi, co mogę zrobić,
proszę, tato.
- Zostań tu synu. – duża dłoń sięgnęła w
dół, by uspokoić drżenie chudych ramion.
- Wychodzę szukać Sary.
Tata poszedł z latarnią. Wzywając
nieustannie imię Sary, przeszukał obydwie
strony Berry Brook, głównie miejsca, gdzie
Sara lubiła się bawić, oraz głębokie baseny
pod wodospadami, gdzie często pomagała
swej matce przy zmywaniu.
Stojąc kilka kroków od chaty, Ruben
dął w róg obiadowy z całych sił. Wiedział,
że dźwięk, rozbrzmiewający szeregiem
długich, powtarzających się nawoływań,
może być usłyszany z dużej odległości.
Nawet o tak późnej i deszczowej porze, jak
dziś ci, którzy go usłyszą, odpowiedzą.
Josef pognał w dół wzgórza do najbliższej
chaty, krzycząc, gdy się zbliżał.
- Sara zaginęła… zaginęła.
Samuel Richardson nie zadawał pytań.
Nakazał swej żonie pilnować dzieci i
ruszył ze swej chaty w górę zbocza do
Whitcherów.
Słysząc głos rogu, Josef Patch wyszedł ze
swej chaty w samą porę, by powitać Josefa
Whitchera.
- Pali się chłopcze?
- Nie… – Josef ciężko walczył o oddech
by przemówić - Chodzi… o… Sarę…
ona… zaginęła.
Josef Patch zwrócił się do swojej żony
w kilku słowach, następnie podążył za
chłopcem w noc.
W przeciągu godziny, dziewięciu
mężczyzn przybyło, by dołączyć do
poszukiwań. Niektórzy odpowiedzieli na
naglące nawoływanie rogu obiadowego,
inni usłyszeli wieści mknące od chaty do
chaty.
- Wkrótce ją odnajdziemy – mówili, by
uspokoić mamę i dzieci - Te małe nóżki
nie mogły odejść za daleko.
Wołając do siebie nawzajem, wołając
do Sary, niektórzy pracowali powoli,
na obszarze do kilometra od chaty
Whitcherów. Zaglądali pod krzaki, w
szczeliny, pod pnie i zwalone kłody.
Kierowali swe latarnie w stronę każdego
schronienia, w którym dziecko mogłoby
schować się i zasnąć. Niektórzy poszli
znacznie dalej.
W trakcie poszukiwań mama i chłopcy
rozpalili ogień na zewnątrz chaty. Później
mama wysłała ich wszystkich do łóżek.
Protestowali, ale była stanowcza.
Betsi zapytała, czy mogłaby postawić
kołyskę obok siebie.
- Nie chcę stracić z oczu malutkiego
Henry’ego.
Mama zaśmiała się, by rozweselić
zarówno siebie, jak i dzieci. Przytuliła
Betsi.
- Henry nie potrafi zrobić nawet kroczka,
ale może tak samo potrzebować opieki.
Mały John zwlekał.
- Mamo, będę pilnował wszystkich w
chacie.
- Ty także się prześpij, Mały Johnie.
Jutro wszyscy będziemy pracować.
Oli podążył za dziećmi, a mama
dorzuciła więcej drew do ognia.
Tata, powróciwszy ze swych bezowocnych
poszukiwań, spotkał nad Berry Brook
dwóch mężczyzn.
- Byliśmy aż pod wielką skałą –
powiedział jeden.
- Nie mogła zajść aż tak daleko!
- Właśnie że mogła – odpowiedział drugi
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 41
– ale to nora szkodników, nie pozostałaby
tam długo.
Tata starał się podnosić wszystkich na
duchu.
- Zasnęła gdzieś, chodźcie i ogrzejcie się
przy ogniu.
Dziewięciu mężczyzn stało wokół ognia
wraz z mamą i tatą, opowiadając gdzie
byli, tłumacząc fakt, że nie znaleźli Sary
ciemnością i przyrzekając znaleźć ją, gdy
tylko nadejdzie poranek.
- Tak – zgodził się tata – spiszemy się
lepiej mając światło dnia do pomocy i
lepszą pogodę. Uniósł głowę, by złapać
kierunek wiatru. - Wiatr z północy
wkrótce przegoni deszcz.
Jeden po drugim, mężczyźni podnieśli
swe latarnie, by wrócić do domów.
- Powrócimy o poranku.
- Usiądę przy ognisku – powiedziała
mama – John, musisz wypocząć do jutra.
Idź do domu.
- A co z tobą?
- Będę wyglądała Sary.
Tata dorzucił jeszcze dwie kłody do
ognia, kłody, które miały wystarczyć na
kilka godzin, następnie opuścił mamę.
Będąc już w chacie, wyjął kołdrę ze skrzyni
i rozłożył na podłodze przy palenisku.
Przez otwarte drzwi dostrzegał swą żonę
obrysowaną płomieniem ogniska, a za
nią ciemne pnie drzew. Gdzieś w lesie,
schroniła się jego córka.
Zamknął oczy z determinacją. Mama
miała rację, mężczyzna potrzebuje snu,
jeżeli chce następnego dnia zrobić swoje,
jak należy. Tata jednak dawno temu nauczył
się spać lekko. Jeżeli słyszy cokolwiek,
błyskawicznie wkracza do akcji.
Noc przyniosła mamie wiele dźwięków,
a każdy z nich stawiał ją na nogi. Gdy
usłyszała szepty na krawędzi lasu,
szybko ku nim pobiegła, potykając się w
ciemności…
42 The Seed of Truth • January 2010
- Saro, Saro – wzywała, wyciągając ręce,
by objąć swe dziecko.
Nie było odpowiedzi, a mama musiała
pogodzić się z tym, że dźwięk był dziełem
liści poruszanych przez wiatr.
Innym razem wytężyła słuch, gdyż
dźwięk płynącego Berry Brook zdawał się
być śmiechem małej Sary. Chciała rzucić
się w ciemność, ale powiedziała sobie, że
dziecko nigdy nie śmiałoby się o takiej
porze.
Spoglądając z ukosa ku chacie, zobaczyła
swego męża rozciągniętego we śnie na
ciepłych popiołach. Po chwili zakradła się
do chaty sprawdzić, czy dzieci śpią głęboko.
Trzej chłopcy leżeli na łóżku polowym.
Betsi, śpiąc z jednej strony dużego łóżka,
miała rękę opartą o kołyskę, w której leżało
niemowlę. Gdzieś tam spała również Sara,
pomyślała mama, i gdy nadejdzie kolejna
noc, będzie leżeć bezpiecznie w łóżku,
obok swojej siostry. Ta myśl pocieszyła
mamę, więc powróciła do siedzenia przy
ogniu. Wyczekując poranka, wrzuciła
kilka patyków, by rozjaśnić płomień.
Miała nadzieję, że światło przemówi do
światła i przyśpieszy nadchodzący dzień.
W końcu, długą ciszę przerwał ptak
nawołujący w lesie. Wkrótce można było
usłyszeć odpowiedź, następnie las ożył
śpiewem, skrzeczeniem, szeleszczeniem.
Światło poczęło przesączać się przez
drzewa. Czerń ustąpiła szarości. Dziwne
kształty stały się znanymi. Owce poczęły
beczeć, by je wypuszczono na pastwisko,
krowy muczeć, by je wydojono, kury
gdakać, by je nakarmiono.
– ciąg dalszy nastąpi
Z „Historii Sary Whitcher”
©1994 BJU Press
Przetłumaczone oraz wydrukowane za zgodą BJU Press
Przekład na język polski: Dominik Jędryś
Są takie chwile
Są takie chwile,
gdy wnikając w swoje wnętrze
dla odkrycia wszechświata
dostrzegam w mej duszy
czystą miłość, wyjątkową wrażliwość
niespełnione marzenia i sny.
Są takie chwile,
gdy płacząc w samotności
me łzy widzi tylko Bóg.
On zawsze jest bliziutko mnie tuż
ukaja każdy mój ból, ociera łzy
i wlewa w me serce swą miłość
bym dalej potrafiła żyć.
I wówczas w mym życiu
nadchodzą chwile spontaniczności.
Ma romantyczna dusza
wzbija się w niebo jak najszybszy ptak.
Czuję się wówczas taka leciutka
i wolna niczym wiatr.
I wtedy już wiem po co mam żyć choćby dla tych niepowtarzalnych chwil.
—Ewa Furmańska
Wiersz pochodzi z debiutanckiego tomiku poezji chrześcijańskiej pt. Odnalazłam szczęście w Tobie.
Tomik poezji można zakupić drogą wysyłkową kontaktując się z autorką elektronicznie:
[email protected]
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. (Koheleta 3,1) 43
codzienne
Skarbyduchowe
—Lester Troyer
Popularne jest spoglądanie w przeszłość i mówienie: „To były stare, dobre dni”.
Wędrując przez pustynię i zapominając o batach ciemiężców, Izraelici mówili:
„Obyśmy byli pomarli z ręki Pana w tej ziemi”. Dla nich, to były te stare dobre dni.
Na wygnaniu kilka stuleci później, ich potomkowie pytali: „Jakże mamy śpiewać
pieśń Pana na obcej ziemi?”. Myśleli o Jeruzalem i starych, dobrych dniach. Mimo,
iż właściwie i słusznie jest spoglądać w przeszłość i dziękować Bogu za minione
łaski, Chrystus jest przywódcą, który idzie przed nami i z nami, w wyścigu, w
którym biegniemy. Z Jego pomocą możemy biec z cierpliwością i pewnością.
Najpierw musimy pojednać się z Bogiem, w przeciwnym razie przynoszenie
ofiary przed Jego ołtarz okaże się drwiną.
Modlitwa: O Panie, nasz Boże, dziękujemy Ci za wszystkie przeszłe rzeczy. Ufamy
Tobie odnośnie wszystkiego, co nadejdzie. Daj nam odwagę, aby podążać tam, dokąd
prowadzi nas Twój Syn. Poprowadź nas w końcu do Twojego wiecznego pokoju. Przez
Tego, który jest naszym Zbawicielem. Amen.
Z Codzienne Skarby Duchowe
Wykorzystano za pozwoleniem

Podobne dokumenty