Waldorf Blofeld

Transkrypt

Waldorf Blofeld
TEST
DVD\Video
CD (3)
Waldorf Blofeld
syntezator cyfrowy
1.595 zł
PRODUCENT
Waldorf Music
www.waldorfmusic.de
DOSTARCZYŁ Audiostacja
Warszawa
tel. 022­‍‑616­‍‑13­‍‑86
www.audiostacja.pl
Syntezator: do 25 głosów,
16 części multitimbralu, ponad 1000 brzmień.
Obudowa: całkowicie metalowa, z metalowymi gałkami i podświetlanym ekranem
LCD 128×64 piksele.
Kontrolery: 7 obrotowych
regulatorów „bez końca”,
1 potencjometr głośności,
5 przycisków.
Wskaźniki: 11 diod LED
wskazujących ustawienia,
konfigurację instrumentu
oraz informujących o sygnale
MIDI na wejściu.
Przełączniki: wyłącznik zasilania na tylnym panelu.
Gniazda: wyjście TS 1/4” (2),
wyjście słuchawkowe TRS
1/4” (1), wejście MIDI DIN5
(1), wejście zasilacza (1), port
USB MIDI IN/OUT (1).
Wymiary: 310×136×49 mm.
26
Dariusz Mazurowski
Czytelnicy EiS wielokrotnie mogli
już przeczytać informacje o stosunkowo tanich instrumentach,
które pod względem funkcjonalnym
niewiele ustępowały znacznie
droższym kuzynom. Waldorf,
firma powracająca z chwilowego
niebytu i raczej nie kojarzona
z rozwiązaniami budżetowymi,
uczyniła kolejny krok na tej drodze.
Zaskakujące jest jednak to, że
jej nowy produkt nie powstaje
w Chinach, ale u naszych zachodnich sąsiadów. Czy to w ogóle możliwe, by brzmiał jak Waldorf (czyli
rewelacyjnie) i był tak tani?
B
lofeld jest tak mały, że przy­
pomina raczej efekt kompak­
towy niż syntezator (rozmiary
i kształt bardzo zbliżone do analogo­
wego filtra 4Pole, który Waldorf kilka
lat temu wycofał niestety z produk­
cji). Zabranie go w trasę koncertową
nie stanowi więc żadnego problemu,
ba – można go nawet wziąć na wa­
kacje (wraz z małą klawiaturą) i pró­
bować tworzyć w chwilach natchnie­
nia. To oczywiście tylko niektóre za­
lety tego instrumentu, w dodatku
wcale nie najważniejsze, ale chciał­
bym także wskazać na drugą stronę
medalu. Budżetowy, niewielki instru­
ment nie posiada baterii przełączni­
ków i potencjometrów, zatem jego ob­
sługa nie jest ani łatwa, ani szcze­
gólnie przyjemna. O zewnętrznym
zasilaczu nawet nie wspominam,
bo taki spotykamy czasem w znacz­
nie droższych urządzeniach. Tył obu­
dowy Blofelda prezentuje się ­raczej
skromnie – tylko jedno gniazdo MIDI
(IN), stereofoniczne wyjście audio,
wyjście słuchawkowe i port USB.
Wiemy już, że testowany model nie
przetwarza zewnętrznego sygnału
audio. To niewątpliwie istotny man­
kament, ale za te pieniądze trudno
oczekiwać cudu. Umówmy się za­
tem od razu, że nie będziemy trak­
tować tych kwestii jako wad instru­
mentu. Na pierwszy rzut oka widać
bowiem intencje producenta – po­
tencjał brzmieniowy nade wszystko,
reszta ograniczona do niezbędnego
minimum.
Trzeba zresztą przyznać, że wiele
drobiazgów rozwiązano wyjąt­
kowo starannie. Mimo mikroskopij­
nych (jak na syntezator) rozmiarów,
urządzenie sprawia wrażenie wy­
jątkowo solidnego. Obudowa z gru­
bej blachy ma swoją masę i bez wąt­
pienia jest kuloodporna. Od spodu
zamocowano cztery przeciwpośli­
zgowe, gumowe nóżki, które skutecz­
nie utrzymują całość w jednym miej­
scu. W przeszłości Waldorf często re­
zygnował z włącznika sieciowego
(głównie tam, gdzie w grę wchodził
zewnętrzny zasilacz), jednak Blofeld
takowy ma. Jak widać, cięcia budże­
towe nie zostały doprowadzone do
absurdu, co niestety zdarza się cza­
sem innym producentom.
Manipulatory
Na panelu znajdziemy osiem pokrę­
teł (tzw. bez końca), kilka przycisków
Estrada i Studio • marzec 2008
gustu. Właściwie trudno zarzucić im
coś konkretnego (a bez wątpienia do­
brze wyglądają), ale zwykłe, plasti­
kowe chyba byłyby lepsze. Czasem
nie warto być na siłę oryginalnym.
Ponadto zauważyłem, że ulokowa­
nie obu pokręteł edycyjnych (nawia­
sem mówiąc, lepiej by obracały się
skokowo, nie płynnie) tuż pod ekra­
nem powoduje, że często zasłania się
go dłonią. Sam złapałem się na tym,
że w trakcie testów co chwila zmie­
niałem rękę, by nie umknęły mi wy­
świetlane informacje. Z drugiej strony
jednak, mając na względzie rozmiary
panelu, trudno zaproponować coś
innego.
Co się kryje pod maską?
oraz całkiem spory wyświetlacz,
który od razu przypadł mi do gustu.
Jest bardzo czytelny, a i samą prezen­
tację danych (czyli także jej stronę
graficzną) zaprojektowano wyjąt­
kowo dobrze. Ma to o tyle istotne
znaczenie, że programując barwy, bę­
dziemy musieli bazować właśnie na
tym, co pokaże wyświetlacz. Dostęp
do szeregu kluczowych parametrów
jest stosunkowo prosty – za pomocą
rozmieszczonych w pionie przyci­
sków określamy, który rząd jest ak­
tywny (odpowiadający określonej
sekcji instrumentu, na przykład fil­
trom), a następnie ustawiamy ocze­
kiwane wielkości za pomocą czte­
rech pokręteł (aktualnie edytowany
parametr zawsze wyświetli się na
ekranie). Taki sposób powinien być
znany posiadaczom starszych urzą­
dzeń marki Waldorf, m.in. pierwszej
generacji Microwave i wczesnych mo­
deli drugiej, Pulse czy wspomnia­
nego 4 Pole.
Edycja pozostałych parametrów
wymaga już innego podejścia – prze­
rzucamy kolejne strony menu (pokrę­
tłem znajdującym się po lewej stronie
ekranu) i wprowadzamy dane za po­
mocą dwóch pokręteł znajdujących
się pod wyświetlaczem. Nie jest to
moja ulubiona metoda programowa­
nia, ale trzeba przyznać, że producent
Estrada i Studio • marzec 2008
postarał się ją maksymalnie ­uprościć.
Nie ma zatem żadnych kursorów
i użytkownik nie musi poruszać się
w obrębie strony menu, by podświet­
lić dany parametr – te znajdują się za­
wsze u dołu ekranu.
Szczerze mówiąc, Blofeld jest tak
łatwy w obsłudze, jak tylko pozwala
mu na to jego skromne wyposażenie.
Zastosowane rozwiązanie umożliwia
nawet modyfikowanie kluczowych
parametrów barwy w czasie rzeczy­
wistym, co doceni chyba każdy użyt­
kownik. Pewnym utrudnieniem jest
jedynie to, że wykonanie niektórych
operacji wymaga zastosowania przy­
cisku SHIFT w połączeniu z innym
elementem, co dotyczy m.in. przełą­
czania między trybami pracy czy też
zapisywania barw. Na własnej skórze
przekonałem się jednak, jak szybko
można przyswoić sobie tych kilka
podstawowych procedur i w efekcie
schować instrukcję na dno szuflady.
Nawiasem mówiąc, w formie papiero­
wej otrzymamy jedynie jej skróconą
wersję. Pełna jest dostępna w po­
staci pliku PDF na dołączonej płycie
(a także stronie producenta).
Żeby jednak nie przesadzić z kom­
plementami – moim zdaniem ergono­
mia syntezatora zasługuje na chwilę
zastanowienia. Metalizowane gałki
jakoś nie bardzo przypadły mi do
Blofeld jest instrumentem wielo­
brzmieniowym (maksymalnie 16
barw, przy czym każda jest automa­
tycznie przypisana do określonego
kanału MIDI), oferującym do 25 gło­
sów (tak przynajmniej wynika z nie­
mal wszystkich materiałów produ­
centa – jedynie na kartonie znalazła
się informacja, że maksymalna poli­
fonia to 50 głosów). Na ograniczenie
dostępnej polifonii mogą mieć wpływ
różne czynniki, ale generalna zasada
jest jedna – im więcej mocy procesora
angażuje określona barwa, tym mniej
głosów. Podczas pracy z pojedynczym
programem (tryb Sound) nie stanowi
to problemu, gorzej gdy przejdziemy
do trybu Multi. Podczas testów paro­
krotnie udało mi się osiągnąć górny
limit i spowodować „znikanie” gło­
sów – choć grałem zaledwie kilkoma
Odrodzenie!
Niemiecka firma Waldorf,
odpowiedzialna za wypro­
dukowanie tak znakomitych
instrumentów elektronicz­
nych jak syntezatory z serii
Q czy syntezator perkusyjny
Attack, znikła z horyzontu
na początku 2004 roku. Jej
ostatnim produktem z tam­
tego czasu był monstrual­
ny filtr analogowy AFB16,
kosztujący dwa i pół tysią­
ca dolarów. Dwa lata póź­
niej wszystkie dobra inte­
lektualne związane z marką
Waldorf, jak i samą nazwę,
wykupiła firma o nazwie
Waldorf SL, założona przez
Joachima Flora i Kurta „Lu”
Wangarda. Odrodzone
przedsiębiorstwo Waldorf
Music GmbH to spółka, do
której weszli również Stefan
Stenzel, Frank Schneider,
Michael von Garnier i Wil­
fried Eckl. W ten właśnie
sposób Waldorf znów wró­
cił do gry.
Pomysłodawcą operacji
reanimacji firmy był Joachim
Flor, działający w „starej” fir­
mie od samego początku.
Kurt „Lu” Wangard pracował
w Waldorfie jako szef biu­
ra. Stefan Stenzel, poprzed­
nio kierownik działu badań
i rozwoju, odpowiedzialny
jest za rozwiązania technicz­
ne w nowych produktach.
Współpracuje z nim Frank
Schneider, współzałożyciel
Waldorf Electronics i były
szef produkcji. Michael von
Garnier i Wilfried Eckl zajmu­
ją się w nowym Waldorfie
sprzedażą i dystrybucją.
Blofeld
Nazwa instrumentu firmy Waldorf pochodzi w prostej linii z książek i filmów
o Jamesie Bondzie. Ernst Stavro Blofeld to fikcyjna postać będąca jednym z jego
głównych wrogów i szefem organizacji terrorystycznej WIDMO. W filmach Blofeld
pojawia się zwykle w towarzystwie białego kota perskiego. Znakiem rozpoznawczym bondowskich filmów przez pewien czas było nieukazywanie twarzy tej
postaci, a jedynie ramion trzymających kota i głaszczącej go dłoni. Zostało to
potem przełamane w filmie Żyje się tylko dwa razy (You Only Live Twice).
Fleming opisuje przeszłość Blofelda w powieści Operacja Piorun, natomiast
żadne informacje na jego temat nie pojawiają się w filmach. Urodził się 28 maja
1908 jako syn Niemca i Greczynki w Gdyni, należącej wówczas do terytorium
Niemiec (jak się okazuje, w każdym produkcie muzycznym zawsze znajdzie się
jakiś wątek polski...). Po I wojnie światowej otrzymał polskie obywatelstwo.
Blofeld ukończył Uniwersytet Warszawski, gdzie studiował ekonomię i historię
polityczną. Następnie wstąpił na Warszawski Instytut Politechniczny (obecnie
Politechnika Warszawska), gdzie zgłębiał inżynierię i radionikę. Później nawiązał
kontakt z polskim rządem, w Ministerstwie Łączności.
Zaczął wykorzystywać swoją pozycję do wewnętrznego
handlu, obracając akcjami na warszawskiej Giełdzie
Papierów Wartościowych. Przewidując wybuch II woj­
ny światowej, Blofeld sporządził kopie ściśle tajnych
depesz i sprzedał je III Rzeszy. Przed atakiem Niemców
na Polskę w 1939 r. zatarł po sobie wszelkie ślady
i przeniósł się do Turcji, gdzie pracował dla tamtejszego radia i założył organizację WIDMO.
źródło: Wikipedia
27
TEST
Edycja ustawień syntezatora jest bardzo prosta (przynajmniej na etapie podstawowym). Przyciskami obok
wybieramy grupę funkcji,
które chcemy poddać edycji, a regulatorami ustawiamy parametry znajdujące
się w danej grupie.
Waldorf Blofeld
barwami. Planując wykorzystanie in­
strumentu w jednej z głównych ról
(a śmiało można mu takie powie­
rzyć), warto racjonalnie podejść do
programowania. Jeśli barwa wy­
maga zastosowania tylko jednego
czy dwóch oscylatorów, wówczas wy­
łączmy pozostałe. Zalecałbym także
oszczędne stosowanie efektów. Tym
niemniej nie odbierałbym nieco ogra­
niczonej polifonii jako wady (nawia­
sem mówiąc, identyczną legitymuje
się MicroQ w podstawowej wersji).
Struktura barwy jest ­zaskakująco
złożona i generalnie powiela rozwią­
zania topowej serii Q czy MicroQ.
Ograniczenia dotyczą pewnych szcze­
gółów, brak też wokodera czy se­
kwencera, ale podstawa jest praktycz­
nie taka sama. Mimo braku większej
liczby potencjometrów, programowa­
nie jest stosunkowo łatwe. Kolejną ce­
chą systemu operacyjnego jest dostęp­
ność procedur edycyjnych w obu try­
bach. Zalety są oczywiste – ustawimy
pożądaną barwę, jednocześnie słu­
chając podkładu granego przez inne.
Synteza
Choć w przypadku większości urzą­
dzeń budżetowych podstawowym źró­
dłem dźwięku są próbki, to testowany
model wyposażono w oscylatory
z prawdziwego zdarzenia – maksymal­
nie trzy w ramach pojedynczej barwy.
Blofeld oferuje z jednej strony standar­
dowe przebiegi „analogowe”, czyli im­
puls z parametrem szerokości, piłę,
trójkąt i sinusoidę – a z drugiej – syn­
tezę wavetable, znaną ze starszych
urządzeń producenta (przede wszyst­
kim Microwave). Jako ciekawostkę do­
dam, że podczas edycji sekcji oscylato­
rów na wyświetlaczu będziemy wi­
dzieli kształt fali, dotyczy to jednak
tylko pierwszej grupy przebiegów, nie
wavetable. Mało tego – w zależności
od ustawień oktawy i stroju grafika za­
gęści się lub rozciągnie, by pokazać
proporcje długości fali, a w przypadku
impulsu zobaczymy jego aktualnie
ustawioną szerokość. Niby drobiazg,
ale jakże miły dla oka. A przy okazji
spełniający pewne funkcje dydaktyczne
– dla wielu początkujących twórców
będzie to znakomita lekcja muzyki
elektronicznej w pigułce. Graficzny in­
terfejs dostępny jest zresztą dla wszyst­
kich sekcji syntezatora, zatem edytując
obwiednie czy LFO, także zobaczymy
ich kształt, podobnie będzie z krzywą
tłumienia filtrów.
Powróćmy jednak do oscylatorów.
Producent zadbał o to, by omawiana
Blofeld oferuje z jednej strony standardowe przebiegi „analogowe”, czyli impuls z parametrem szerokości, piłę, trójkąt
i sinusoidę – a z drugiej – syntezę wavetable, znaną ze starszych
urządzeń producenta (przede wszystkim Microwave).
28
sekcja posiadała wszystko, czego
oczekują najbardziej wymagający
użytkownicy. Obok standardowych
ustawień, jak przebieg, oktawa, od­
strojenie czy poziom, mamy także
szereg innych, w tym synchroniza­
cję drugiego oscylatora z trzecim czy
poziom modulacji kołowej pierw­
szego i drugiego. Możliwa jest modu­
lacja częstotliwości za pomocą dowol­
nie wybranego źródła (w tym innego
oscylatora), a także modulacja sze­
rokości impulsu. W przypadku wa­
vetable parametr ten określa zakres
zmian, jakim podlegać będą prze­
biegi. Zakładam, że ten typ syntezy
jest znany Czytelnikom (zresztą in­
formacje na ten temat łatwo znaleźć
w sieci), ale postaram się wyjaśnić
jego ideę. Wavetable to zbiór cyfro­
wych przebiegów (pojedynczych, za­
pętlonych cykli zapisanych w pamięci
urządzenia) – w przypadku Blofelda
jest ich 64. Użytkownik może wy­
brać jeden z nich i wykorzystać jako
cyfrowy oscylator o stałym kształcie
fali. Ale najciekawsze rezultaty uzy­
skamy, gdy zaczniemy modulować
ten parametr (tj. numer przebiegu)
– wówczas w zależności od warto­
ści modulatora usłyszymy określony
przebieg. W efekcie uzyskamy dyna­
miczną barwę, często z zaskakują­
cymi zmianami.
Oscylatory testowanego ­modelu
mają kilka ciekawych parametrów,
które nieczęsto spotykamy nawet
w urządzeniach z górnej półki. Do
nich zaliczyłbym Brilliance, który
pozwala na wzbogacenie spektrum
o dodatkowe składowe, co prowadzi
do wyeksponowania górnych pasm.
Parametr ma zastosowanie w przy­
padku przebiegów piłokształtnych
i pulsu oraz wavetable. Jakkolwiek
efekty są ciekawe, przestrzegam
przed przedawkowaniem. Wyższa
wartość Brilliance pozwala na uzy­
skanie bardziej „cyfrowego” brzmie­
nia, czasem wręcz emulację starszych
urządzeń (z ich niedoskonałością
włącznie). Jeśli jednak zależy nam na
bardziej „analogowym” charakterze,
radzę oszczędnie lub wręcz w ogóle
nie korzystać z tego parametru.
Bardzo podoba mi się to, że pro­
ducent pozostawił użytkownikowi
wolną rękę w określeniu, jak częstot­
liwość oscylatorów powiązać z za­
graną nutą. W ten sposób możemy
uciec od klasycznego stroju i zasto­
sować inne warianty. Przewidziano
nawet ustawienia ujemne, zatem im
Estrada i Studio • marzec 2008
wyżej na klawiaturze, tym dźwięk
niższy. Wyobraźmy sobie teraz barwę
zbudowaną w oparciu o modulację
kołową dwóch oscylatorów, z których
jeden nastrojono normalnie, a drugi
w opozycji do pierwszego. Im wyższa
nuta, tym bardziej „rozjadą się” ich
częstotliwości, co istotnie wpłynie na
efekt modulacji kołowej.
Barwa może być monofoniczna lub
polifoniczna, dostępny jest także tryb
Unisono, z dowolnie określaną liczbą
jednocześnie angażowanych głosów
(do sześciu) oraz ich odstrojeniem.
O Portamento nawet nie ­wspominam,
bo tę funkcję ma każdy instrument
(w omawianym wypadku nazwaną
Glide).
Każde z pięciu źródeł dźwięku – za­
tem trzech oscylatorów, modulatora
kołowego i generatora szumu (z do­
datkową regulacją barwy) – ma indy­
widualne ustawienie poziomu oraz
balansu pomiędzy wejściami do obu
filtrów. W zależności od potrzeb mo­
żemy zatem dowolnie wymieszać
sygnały lub też stworzyć dwa nie­
zależne tory (ot, choćby oscylatory
1 i 2 do pierwszego filtru, 3 i szum do
drugiego).
Rozwiązanie oscylatorów jedno­
znacznie wskazuje na to, że Blofeld
to właściwie rasowy wirtualny ana­
log ze sporą domieszką syntezy wa­
vetable. W dumnych zapowiedziach
producenta o korzeniach tego maleń­
stwa nie ma więc cienia przesady – to
Waldorf w starym, dobrym wyda­
niu. I choć mamy do czynienia z urzą­
dzeniem budżetowym, opisana sek­
cja nie nosi żadnych znamion kom­
promisu. Nie bez przyczyny wcześniej
podkreślałem, że Blofeld nie bazuje
na próbkach, ale prawdziwych oscy­
latorach. Z punktu widzenia użyt­
kownika rzecz bezcenna, bo da­
jąca daleko większe pole do popisu.
Barwy budowane w oparciu o mode­
lowane przebiegi „analogowe” są ma­
sywne i pełne życia, czego zwykle
nie da się powiedzieć o statycznych
próbkach.
Filtry
Przyjrzyjmy się teraz kolejnej sek­
cji syntezatora, która zresztą także
nawiązuje do modelu Q. Oba filtry
mają te same parametry i funkcje, ale
oczywiście ustawiane indywidualnie
dla każdego z nich. O ile wcześniej
musimy zdecydować, w jakich propor­
cjach sygnał oscylatorów trafi do obu
filtrów, to w omawianym przypadku
Estrada i Studio • marzec 2008
określamy jeszcze pozycję w panora­
mie, jaką zajmie wynikowy dźwięk.
Aby nie pozostawić wątpliwości do­
dam, że każdy filtr stanowi prak­
tycznie odrębny tor audio i dopiero
efekt obróbki zostanie zsumowany
i wprowadzony do (stereofonicznego)
wzmacniacza. Przyzwyczajeni jeste­
śmy do tego, że panoramę określamy
praktycznie na końcu, dla całej barwy
– zatem możliwość odrębnego potrak­
towania dwóch sygnałów (po filtrach)
należy uznać za znakomity pomysł.
Nasuwa się zasadnicze pytanie
– jak oba filtry zorientowano wzglę­
dem siebie? Otóż zależy to wy­
łącznie od użytkownika. Z pozoru
mamy tylko dwa warianty – szere­
gowy i równoległy, ale jeśli się uważ­
niej przyjrzeć, okaże się, że możliwo­
ści są znacznie większe. Wyobraźmy
sobie zatem następującą sytuację
– orientujemy filtry szeregowo, czyli
wszystko, co trafi do pierwszego, zo­
stanie potem przetworzone przez
drugi. Ale jeśli część sygnału oscy­
latorów wpuścimy do drugiego fil­
tru (funkcja balansu!), wówczas po­
minie ona pierwszy. Rozwiązanie nie
jest tak uniwersalne jak w przypadku
Q, gdzie użytkownik dowolnie okre­
ślał, jaka część sygnału z pierwszego
filtru trafiała na wejście drugiego, ale
i tak powinno zadowolić bardzo wy­
magających twórców. Tym bardziej,
że parametr saturacji (Drive) pozwala
na dodatkowe manipulowanie wyni­
kowym brzmieniem – niskie warto­
ści dodają subtelne składowe, wyższe
wprowadzają ciepłe przesterowanie.
Blofeld wyposażono w te same
typy filtrów co Q (i MicroQ), czyli dol­
noprzepustowy, górnoprzepustowy,
środkowoprzepustowy, środkowo­
zaporowy (każdy w dwóch wersjach
– o tłumieniu 12 lub 24 dB/oktawę),
dwa grzebieniowe oraz emulację kla­
sycznego filtru syntezatora PPG
Wave. Czy można oczekiwać więcej?
Teoretycznie tak, choćby filtrów for­
mantowych, większej liczby emula­
cji analogowych klasyków – tylko
czy byłoby to uzasadnione? Nie cho­
dzi nawet o niską cenę urządzenia,
po prostu tyle różnych typów w pełni
zaspokaja oczekiwania potencjal­
nych nabywców. Szczerze mówiąc,
obawiałem się sporych oszczędno­
ści w tej sekcji (jak choćby pojedyn­
czego filtru, tylko LPF), a tu proszę
– znów ani śladu po kompromisie.
Filtry są, jak na Waldorfa przy­
stało, znakomite. Skrajne wartości
rezonansu prowadzą do wzbudzenia,
wszystko brzmi jak należy. Podobnie
jak w przypadku praktycznie wszyst­
kich urządzeń tego producenta za­
stosowano automatyczną kompen­
sację spadku amplitudy w przy­
padku wzrostu wartości rezonansu
(zjawiska typowego dla układów
analogowych).
Parę słów wyjaśnienia należy
się obu wersjom filtru grzebienio­
wego (Comb Filter). Zresztą samo
Kilka przykładowych zdjęć
ekranu instrumentu prezentującego obwiednię filtru,
obwiednię wzmacniacza,
przebieg oscylatora 1, przebieg oscylatora 2 oraz działanie filtru 1. Możliwość wyświetlacza sięgają jednak
znacznie dalej i za jego pomocą możemy sprawnie zarządzać np. matrycą modulacji, konfiguracją filtrów,
przyporządkowaniem oscylatorów czy programować
arpeggiator.
29
TEST
Waldorf Blofeld
Efekty i arpeggiator
Użytkownik ma do dyspozycji dwa bloki efektów – pierwszy przypisany zawsze
do programu barwy i drugi, który może pełnić rolę globalnego efektu. Producent
zastrzega, że są to elementy istotnie obciążające procesor, zatem także wpływające na ograniczenie polifonii instrumentu. Jeśli chcemy wykorzystać większą
liczbę barw, w przypadku niektórych warto użyć funkcji Bypass (o ile nie wpłynie
to negatywnie na finalne brzmienie).
A jakie efekty znajdziemy na pokładzie? Chorus, phaser, przesterowanie, blok
trzech procedur typu lo­‍‑fi (z możliwością redukcji częstotliwości próbkowania)
oraz pogłos i opóźnienie. Dwa ostatnie dostępne są jedynie w drugim bloku jako
globalne. Procesor efektów jest uproszczoną wersją rozwiązania znanego z wyższych modeli, kilkakrotnie wymienianych już Q i MicroQ. Tym niemniej jest on
i tak na tyle zaawansowany, że nie powinien rozczarować nawet wymagających
twórców.
Arpeggiator to obowiązkowy element większości cyfrowych syntezatorów
– w przypadku omawianego urządzenia także nawiązujący do starszych i wyższych modeli. Obok typowych parametrów, jak tempo, tryb czy ustawienia zegara, znalazło się 15 firmowych wzorców rytmicznych (paternów). Użytkownik może
także stworzyć własny, modyfikując zapisane lub budując od podstaw, krok po
kroku. Czytelny interfejs graficzny Blofelda jest sporym ułatwieniem – programowanie arpeggiatora jest łatwiejsze niż w wypadku Q czy MicroQ. Nie zmienia to
faktu, że najlepszym rozwiązaniem byłby zewnętrzny edytor programowy.
Dzięki czterem solidnie zamontowanym gumowym
nóżkom instrument pewnie
spoczywa na powierzchni blatu biurka lub np. raka
z aparaturą. W tych okolicznościach pozostaje żałować, że producent nie przewidział możliwości montażu instrumentu właśnie
w raku. W końcu wielu użytkowników będzie chciało wykorzystywać swojego
Blofelda także podczas pracy na żywo.
30
zaliczenie tego elementu do omawia­
nej grupy jest z lekka naciągane, bo
jego działanie nie polega na filtrowa­
niu określonego fragmentu spektrum.
Z technicznego punktu widzenia jest
to bardzo krótkie opóźnienie, którego
czas i sprzężenie reguluje się za po­
mocą parametrów częstotliwości od­
cięcia i rezonansu. Nałożenie się na
siebie sygnału oryginalnego i jego
nieznacznie przesuniętej kopii powo­
duje szczególne zabawienie dźwięku.
Nazwa wzięła się stąd, że w spek­
trum częstotliwości pojawiają się cha­
rakterystyczne pagórki i doliny, przy­
pominające do złudzenia grzebień.
Blofeld oferuje dwa warianty, będące
niejako swoim lustrzanym odbiciem.
Filtr grzebieniowy nadaje się dosko­
nale do efektów takich jak chorus
czy flanger, które w omawianym wy­
padku mogą być polifoniczne.
Zasadniczy tor syntezy kończy
pojedynczy wzmacniacz. W tym
wypadku użytkownik nie ma zbyt
wiele pracy – określa wynikowy po­
ziom barwy oraz działanie dowol­
nego modulatora. Modulacja AM za
pomocą sygnału oscylatora jest oczy­
wiście także możliwa, że o dynamice
gry nie wspomnę. Zasadniczy profil
sygnału określa obwiednia wzmac­
niacza, ale tym aspektem zajmiemy
się za chwilę, przy okazji modula­
cji parametrów. Zwracam uwagę,
że choć tę sekcję formalnie poprze­
dza mikser (w razie potrzeby sumu­
jący sygnały z obu filtrów), to użyt­
kownik nie ma do niego dostępu.
Nie ma zatem możliwości indywidu­
alnego określenia poziomu sygnału
wychodzącego z filtrów – chcąc uzy­
skać pożądany efekt, musimy polegać
na ustawieniach poziomów i balansu
oscylatorów. Nie jest to jednak cecha
szczególna testowanego modelu, ale
standard Waldorfa.
Modulacja
W każdej z omówionych wyżej sek­
cji znajdziemy typowe ustawienia, jak
choćby intensywność działania ob­
wiedni na częstotliwość odcięcia filtru
itp. Na szczególną uwagę zasługują
także ulokowane tu i ówdzie funkcje
FM. W tym wypadku mamy do czy­
nienia z wysoką częstotliwością prób­
kowania wartości modulatora, a za­
tem także z dużą precyzją. Chcąc więc
powiązać jakiś parametr z sygnałem
oscylatora, generatora szumu czy LFO
o wysokiej częstotliwości, najlepiej
skorzystać z wejść FM.
Ponadto producent wyposażył
omawiany syntezator w typową
dla siebie (zatem także modeli Q
i MicroQ) sekcję Modulation Matrix.
Jej programowanie sprowadza się do
określenia modulatora oraz inten­
sywności, z jaką będzie on wpływał
na wybrany parametr. Oczywiście ta­
kich par jest więcej, bo aż 16 dla każ­
dej barwy. Lista dostępnych modula­
torów i parametrów jest naprawdę im­
ponująca – z jednej strony choćby trzy
LFO i cztery obwiednie plus szereg
kontrolerów MIDI, z drugiej zaś czę­
stotliwości, poziomy i balans oscyla­
torów, częstotliwości, rezonans i sa­
turacja filtrów, a także wiele innych.
Jakby tego było mało, znajdziemy
jeszcze jeden element – a właściwie
cztery. Nazwane modyfikatorami,
pozwalają na połączenie działa­
nia dwóch modulatorów, na przy­
kład poprzez sumowanie, odejmowa­
nie, mnożenie czy dzielenie ich war­
tości chwilowych. Opisywana sekcja
jest zatem w jakimś stopniu wirtu­
alnym odpowiednikiem kabli łączą­
cych składniki systemu modularnego,
z możliwością przetwarzania samych
sygnałów modyfikujących.
Producent przypisał kluczowym
parametrom kontrolery MIDI, znako­
micie wykorzystując dostępną spe­
cyfikację. Dziś takie rozwiązanie sto­
suje szereg firm, ale być może część
Czytelników pamięta, że Waldorf był
przed kilkunastu laty jednym z jego
prekursorów. Zalety wydają się oczy­
wiste. Z jednej strony możemy wyko­
rzystać sprzętowe kontrolery (choćby
klawiatury z dużą ilością potencjo­
metrów czy nawet inne syntezatory)
do sterowania Blofeldem, ale także
zbudować prosty edytor w oparciu
o dowolny sekwencer programowy.
Wystarczy przypisać wirtualnym po­
tencjometrom określone wartości
kontrolerów i wykorzystać do usta­
wiania barwy (jeśli rozwiążemy jesz­
cze kwestię przełączania kanałów
MIDI, będziemy w stanie modyfiko­
wać wszystkie barwy aktywne w try­
bie Multi). Parametrów jest rzecz ja­
sna więcej niż kontrolerów MIDI
(których jest 128, przy czym wielu
przypisano na stałe określone funk­
cje), więc nie będzie to kompletny
edytor, ale bez wątpienia bardzo uła­
twi nam pracę z instrumentem. Mniej
doświadczonym użytkownikom ra­
dzę nie zrażać się początkowym opo­
rem materii i próbować własnych sił.
Nawet jeśli mamy do dyspozycji syn­
tezator wysyłający tylko określone
kontrolery, nic nie stoi na przeszko­
dzie, by w oparciu o posiadane opro­
gramowanie (sekwencer audio/MIDI)
Estrada i Studio • marzec 2008
zbudować proste układy dokonujące
translacji jednych komunikatów na
drugie.
Pojedyncza barwa zawiera cztery
obwiednie i trzy LFO. W pierwszym
wypadku do dyspozycji mamy nie
tylko standardowy typ ADSR, ale
także kilka innych – w tym z dodat­
kowymi segmentami DS, możliwo­
ścią zapętlenia określonych fragmen­
tów lub całej obwiedni. Dwie przy­
pisano filtrom i wzmacniaczowi,
a parametry ADSR można ustawiać
za pomocą czterech pokręteł w prawej
części panelu. Pozostałe są dostępne
jedynie w menu edycyjnym (podobnie
jak parametry dwóch pozostałych ob­
wiedni). Warto wspomnieć, że czasy
i poziomy także podlegają modulacji.
Częstotliwości i kształt przebiegu
dwóch pierwszych LFO można usta­
wiać z poziomu panelu, pozostałe pa­
rametry (a także wszystko, co doty­czy
trzeciego LFO) dostępne są w menu.
Znajdziemy tu zresztą szereg cieka­
wych i nieczęsto spotykanych, jak
choćby fazy rozbiegowe i końcowe
(Fade In, Fade Out), opóźnienie sta­
r­tu, synchronizację czy fazę startową.
Podobnie jak w przypadku oscylato­
rów, także i tu na wyświetlaczu zoba­
czymy kształt wybranego przebiegu
– sinusoidę, trójkąt, impuls (o współ­
czynniku wypełnienia 50%), piłę czy
też losowy lub Sample & Hold.
Jak widać, producent nie pozwo­
lił sobie na żaden kompromis i zasto­
sował rozwiązania znane z wyższych
modeli. A że instrumenty marki
Waldorf są znane ze swoich rozbudo­
wanych możliwości modulacji barwy,
potencjalny nabywca Blofelda z pew­
nością będzie usatysfakcjonowany.
Cała otoczka wokół...
Producent z pewnością wiąże
z Blofeldem spore nadzieje i liczy na
wysoką sprzedaż. Waldorf ma za
sobą (tak się w każdym razie wydaje)
Estrada i Studio • marzec 2008
poważny zakręt i teraz chciałby wyjść
na prostą i nabrać rozpędu. Blofeld
z pewnością może mu w tym pomóc.
Jest dobrze zaprojektowany, niewia­
rygodnie tani, a przy tym świetnie
brzmi. Jednak aby produkt „chwycił”,
należy spełnić kilka warunków i tu
Waldorf musi jeszcze trochę popraco­
wać. Do silnika syntezy nie sposób
się przyczepić, zresztą nie wnosi ni­
czego nowego, tylko powtarza spraw­
dzone rozwiązania. Kwestie wzornic­
twa czy ergonomii już sobie wyjaśni­
liśmy. Ale co z resztą? Umieszczenie
pełnej instrukcji na płytce jako PDF
to coraz częściej spotykana praktyka,
choć w przypadku testowanego eg­
zemplarza była ona niestety wadliwa.
Chciałbym wierzyć, że to pojedyn­
czy wypadek przy pracy, zresztą za­
warte na CD pliki można ściągnąć ze
strony producenta. Podobnie jak naj­
nowsze wersje systemu operacyjnego
(na razie i tak jest tylko jedna) oraz
specjalny pakiet ratunkowy. W opisie
mowa o sytuacjach, gdy instrument
się zawiesi i nie będzie reagował
na żadne akcje, w tym najbardziej
popularny sposób „naprawy” polega­
jący na wyłączeniu i włączeniu zasi­
lania. Wówczas należy z komputera,
ale przez interfejs MIDI (nie USB)
przesłać stosowny plik. Skoro produ­
cent założył taką sytuację i udostęp­
nił wspomniany pakiet, to najwyraź­
niej Blofeld bywa czasem kapryśny.
Mnie się w każdym razie nic takiego
nie zdarzyło. Nie zapominajmy, że
mamy do czynienia z produktem no­
wym, a praktycznie każdy ma jakieś
choroby wieku dziecięcego.
Zaawansowany technicznie, ale
wyposażony w dość ubogi interfejs
użytkownika syntezator (a takim jest
Blofeld) aż się prosi o dedykowany
edytor programowy. Jak na razie nie­
stety go nie ma. Mogę się mylić, ale
gdyby Waldorf udostępnił kody SysEx
paru zdolnym muzykom (i progra­
mistom zarazem), miałby taki edy­
tor za przysłowiową czapkę śliwek.
Jakże inaczej promowałoby się pro­
dukt, gdyby jego darmowy edytor (ko­
niecznie PC i Mac) był do ściągnię­
cia z sieci. Z czasem zapewne takowe
się pojawią, ale najlepszy moment
Gałka służąca do regulacji głośności wyjściowej jest zawsze pod ręką.
Podobnie jak wszystkie inne
gałki Blofelda jest metalowa i bardzo solidnie zamocowana.
Panel przyłączeń instrumentu nie należy do szczególnie rozbudowanych, jeśli chodzi o znajdujące się
na nim gniazda, ale w zupełności wystarcza do pełnego
wykorzystania możliwości
instrumentu. Szczególnie
należy docenić obecność
portu USB oraz wyłącznika
zasilania.
31
TEST
Waldorf Blofeld
by sobie nawzajem nie ­przeszkadzać
– przyp. red.). W tej chwili wydaje
się zatem, że Blofeld nie ma bezpo­
średniego konkurenta na rynku.
Przynajmniej wśród sprzętu.
Podsumowanie
Blofeld to nie pierwszy
(i z całą pewnością nie
ostatni) kompaktowy syntezator w tego typu obudowie.
Kilka lat temu pojawił się
na rynku nieprodukowany
już niestety Nord Modular,
który pełnię swojej jednogłosowej syntezy oferował
dopiero po podłączeniu do
komputera z zainstalowanym edytorem.
chyba przespano. Blofeld
ma wszystko, by stać się
urządzeniem kultowym,
ale szczęściu trzeba tro­
chę pomóc...
Zapisane w pamięci
urządzenia barwy można
przenieść do komputera (jako ko­
munikaty SysEx), ale tylko za po­
mocą łącza USB – bowiem Blofeld nie
ma gniazda MIDI OUT. Komunikacja
w drugą stronę jest oczywiście także
możliwa, podobnie jak aktualizacja
systemu operacyjnego.
Brzmienie
+ bezkonkurencyjny stosunek możliwości do ceny
+ solidne wykonanie
i atrakcyjny wygląd
+ stosunkowo prosta obsługa
+ walory brzmieniowe
– problemy z dynamiką niektórych barw fabrycznych
– dyskusyjna ergonomia
niektórych elementów
– brak firmowego edytora
programowego
32
Marka Waldorf zobowiązuje,
a i sam producent deklaruje, że
Blofeld korzysta z wieloletniego do­
robku zatrudnionych inżynierów
i godnie wpisuje się na imponującą
listę jego doskonałych syntezato­
rów. Ma mieć to wszystko, co cha­
rakteryzuje brzmienia takich mo­
deli jak Microwave czy Q, i stało się
ich znakiem firmowym. Mocno po­
wiedziane, ale czy prawdziwe? Czy
można oczekiwać, by niewielki mo­
duł nie ustępował swoim brzmieniem
parokrotnie droższym pobratymcom?
Nie są mi znane dane zastosowa­
nych przez producenta konwerterów
cyfrowo­‍‑analogowych ani też infor­
macje na temat częstotliwości prób­
kowania itp. Nie sposób więc porów­
nać Blofelda z wyższymi modelami,
choć nasuwają się przypuszczenia,
że jakiś kompromis był jednak ko­
nieczny. Testując omawiany instru­
ment, niestety nie miałem możliwo­
ści bezpośredniego porównania go
z Q czy MicroQ, które ongiś opisałem
na łamach EiS. Ale z drugiej strony
– załóżmy, że brzmi inaczej – czy od­
czytamy to jako wadę...?
Nie będę dłużej trzymał Czytel­ni­ków
w napięciu: Blofeld brzmi świetnie. Nie
„jak na swoją cenę”, ale bezwzględ­
nie. Jak powinien Waldorf. Z pewno­
ścią podobnie jak Q czy na­wet raczej
MicroQ, choć oczywiście pod pew­
nymi względami jest od nich uboż­
szy (choćby z racji braku wokodera).
Odniosłem wrażenie, że Blofeld jest od
droższych modeli jakby nieco ostrzej­
szy, bardziej „cyfrowy”. Szczególnie
zwracają uwagę takie cechy jak wyra­
zistość brzmienia, a także łatwość uzy­
skania całej gamy efektów typu lo­‍‑fi,
„przybrudzeń”, które doceni zwłaszcza
najmłodsza generacja twórców.
Zastanowił mnie jednak ­pewien
problem – wiele barw firmowych
miało zaskakująco słabą dyna­
mikę i zbyt niski poziom, w dodatku
trudno było znaleźć przyczynę tego
faktu. Jednak gdy zacząłem budowę
programów od podstaw, z reguły
udawało się osiągnąć pożądany re­
zultat. Generalnie jednak Blofeld nie
jest najbardziej dynamicznym syn­
tezatorem na rynku, ale też oczeki­
wanie, by zdeklasował wielokrot­
nie droższe urządzenia, jest chyba
mocno przesadzone.
Jak w ogóle wypada na tle konku­
rencji? Pytanie, jakiej konkurencji...
Proszę wskazać podobny produkt,
o porównywalnych możliwościach
i cenie. Opisywany w styczniowym
EiS Korg MicroX jest nieco droższy
i bazuje na próbkach (o klawiaturze
nie wspominam) – w sumie to zupeł­
nie inny instrument. Zaprezentowany
na styczniowych targach NAMM
Access TI Snow to inna półka ce­
nowa, zresztą instrument ten z pre­
medytacją został przez wytwórców
Virusa tam właśnie umieszczony (nie
można wykluczyć, że obaj niemieccy
producenci dogadali się w tej sprawie,
Naszych zachodnich sąsiadów
ostatnio ogarnął lekki bzik na punk­
cie białych niedźwiadków – być może
wyrazem tego jest nieco
„polarny” design te­
stowanego modelu. Że
z tych rozkosznych ma­
leństw wyrastają po­
tem kilkusetkilogramowe,
krwiożercze potwory
– o tym chyba Niemcy
chyba zapomnieli. Dlaczego
w ogóle o tym piszę? Bo
Blofeld (może powinien się
nazywać Knut?) ma z takim
misiem coś wspólnego. Jest
mały, biały i drzemie w nim potwór.
Na szczęście dla człowieka, kontakt
z nim grozi co najwyżej niegroźnym
uzależnieniem. Jak już wspomniałem
wcześniej, ma spore szanse na uzy­
skanie kultowego statusu – w końcu
praktycznie każdy może sobie na
tę „zabawkę” pozwolić. „Zabawkę”,
a w istocie całkiem poważny i za­
awansowany instrument. Jeśli mu
czegoś brakuje, to właściwie tylko do­
brego edytora programowego.
Czy należy zatem oczekiwać, że
muzycy przestaną trwonić majątek
na Q, Virusy czy Nord Leady i prze­
rzucą się na białego malucha? Nic
z tych rzeczy. Wygodny interfejs użyt­
kownika, dużo elementów regula­
cyjnych to nie luksus, ale istotny ele­
ment potencjału instrumentu. Jeśli
kogoś na to stać i potrzebuje takiego
urządzenia, to je po prostu kupi. Czy
to znaczy, że Blofeld jest zaledwie
„Waldorfem dla ubogich”? Absolutnie
nie! Dla wielu muzyków może stać
się pierwszym syntezatorem, bo jest
tani i prosty w obsłudze. Dla innych
cennym uzupełnieniem arsenału, po
prostu rasowym instrumentem XXI
wieku. Nawet posiadaczom topowych
wersji Q można śmiało polecić testo­
wany model. Zamiast zabierać na
koncerty duży (i kosztowny) klawisz,
wezmą małego braciszka. W związku
z powyższym Waldorf Blofeld w pełni
zasługuje na Nasz Typ – choćby bez­
konkurencyjnym stosunkiem ceny
do możliwości. Zobaczymy, jak zare­
aguje konkurencja. Jeśli jakaś w ogóle
się pojawi... EiS
Estrada i Studio • marzec 2008