Stanisław Kajzer: Studia na wydziale

Transkrypt

Stanisław Kajzer: Studia na wydziale
Stanisław KAJZER
Można przymknąć oko na rzeczywistość,
ale nie na wspomnienia.
Stanisław Jerzy LEC
Studia na Wydziale Mechanicznym Technologicznym, Studencki Ruch Kulturalny i
Studenckie Praktyki Robotnicze w POLITECHNICE ŚLĄSKIEJ,
rozliczenie z przeszłością
Jest naprawdę tak, jak zachowałem to w pamięci i tylko tak to jest.
Uczelnia to nie tylko mury, sale wykładowe, pracownie. Zafascynowani dzisiejszą
techniką dajemy się ponieść oczarowaniu komputerami, skanerami, symulacjami,
multimediami i innymi tego typu nowinkami. Dla mnie Uczelnia to ludzie – trudny do
uchwycenia klimat współpracy mistrza z uczniami. Im więcej w Uczelni indywidualności,
autentycznych osobowości z pasją realizujących swoją życiową misję, tym lepiej dla
studentów. Tym więcej wiedzy, a szczególnie mądrości może być zaoferowane do wyboru i
analizy. Tym więcej inspiracji do poszukiwania indywidualnej drogi życia. Tym więcej
możliwości rozwoju i większa pewność siebie w samodzielnym kształtowaniu i borykaniu się
z życiem. Patrząc na to w ten sposób, przeglądam stare zdjęcia i puszczam film pamięci
tworząc wspomnienie z najmocniej przebijających się do świadomości scen i wydarzeń.
Na Politechnikę Śląską, Wydział Mechaniczny Technologiczny trafiłem z pełną
świadomością, chcąc kontynuować naukę po skończeniu Technikum Mechanicznego w
Ustroniu na kierunku przeróbka plastyczna metali. Po pomyślnym zdaniu egzaminu
wstępnego otrzymałem zawiadomienie, o skierowaniu mnie na Studenckie Praktyki
Robotnicze. Z wypiekami na twarzy wyjechałem z urokliwego Śląska Cieszyńskiego i
przybyłem na Górny Śląsk, do Gliwic. To tylko około 80 km, a jakby inny świat. Oczywiście,
na przyjazd ten byłem przygotowany. Wiedziałem, iż: „Powierzchnia województwa
katowickiego, to według rocznika statystycznego ok. 2% powierzchni kraju. Na tym kawałku
ziemi wypracowuje się około 30% Dochodu Narodowego. Na ten kawałek ziemi przypada
30% całej emisji pyłów, 40% gazów i 60% wszystkich odpadów przemysłowych
powstających w Polsce. Nad wieloma obszarami Śląska smog pochłania jedną trzecią, a
nawet więcej promieni słonecznych. Przeciętna w skali kraju śmiertelność niemowląt jest tu o
13% wyższa. Występuje o 15% więcej schorzeń układu krążenia, o 30% więcej zachorowań
na raka i o 50% więcej schorzeń układu oddechowego”.
Równocześnie Gliwice były i są głównie miastem nauki. Politechnika Śląska,
Instytuty Naukowo Badawcze i inne różne specjalistyczne placówki naukowe oraz techniczne
stwarzają szansę dalszego, nie tylko górniczego i hutniczego rozwoju. Mówiło się, iż na
południe od Warszawy nie ma lepszego ośrodka kształcącego kadry techniczne dla
przemysłu. I to było wyzwaniem dla mnie.
Wyzwaniem na dziś jest rozwój Gliwic w kierunku „metropolitalnym” – naukowo –
kulturalnym. Gliwice są najlepiej intelektualnie przygotowane do włączania się w nurt
edukacji, transferu i rozwoju zaawansowanych technologii. W warunkach konieczności
tworzenia nowych miejsc pracy, Gliwice mają ogromną szansę na odegranie kluczowej roli
gospodarczej, społecznej i kulturowej na Śląsku i w kraju.
A więc przyjazd, zakwaterowanie w DS. „Trójniak”, nowe znajomości, nowe
obowiązki. Ze studencką działalnością kulturalna spotkałem się już w pierwszym dniu
praktyki – wieczorem zszedłem do Klubu Studenckiego Gwarek i zobaczyłem jak wygląda
studencka dyskoteka. Potem rozpoczęła się praca i zajęcia czasu pozaprodukcyjnego. Na
którymś ze spotkań organizacyjnych, mój komendant przyniósł ulotkę Komisji Kultury Rady
Uczelnianej ZSP, w której napisano „Działalność kulturalna zwłaszcza na Uczelni technicznej
stanowi poszerzenie i wzbogacenie programów studiów o elementy nieobecne w aktualnie
realizowanych programach dydaktyczno wychowawczych. Dlatego ambicją i nadrzędnym
celem twórców i animatorów kultury studenckiej w naszym środowisku jest to, by przyszły
absolwent był nie tylko dobrym fachowcem - inżynierem, ale także człowiekiem o szerokich
horyzontach intelektualnych”.
Trudno było się z tym nie zgodzić. Praktyczna okazja porównania teorii z praktyką
nastąpiła bardzo szybko. Otrzymaliśmy regulamin Turnieju Jednej Cegły, pokazano nam
wnętrze Klubu Studenckiego GWAREK, które już miałem okazję zobaczyć, pojawił się
„animator studenckiego ruchu kulturalnego, członek komisji kultury sztabu SPR, kol. Marian
SKUCZYŃSKI zwany „Maniuś” i oznajmił, iż za trzy dni nasz hufiec występuje i należy
przygotować 5-10 minutowy program kabaretowy”. Komendant, znając nas już od tygodnia,
wiedział co się może wydarzyć. Dyplomatycznie znikał. Nasz repertuar to: „Pieski małe dwa
poszły raz nad rzeczkę .....”, kawał o majstrze z naszej budowy w Paczynie, skecz „Samuraja”
- Andrzeja MOLCZYKA, szefa hufca. Scenografia to osławione kufajki i gumowce oraz
kaski z budowy. Występ trwał 10 minut. Zajęliśmy przedostatnie miejsce w punktacji na
poziomie eliminacji. Ostatnimi byli ci, co nie wzięli udziału w Turnieju. Komendant
pogratulował odwagi, stwierdził, iż nie wynik, ale sam udział się liczy. Wieczorem, przy
piwie, na piętrowych łóżkach w akademiku Trójniak z uporem godnym lepszej sprawy
dyskutowaliśmy sens zapisu „Dążeniem władz ZSP jest stałe podnoszenie poziomu
oddziaływania ideowo-wychowawczego poszczególnych agend kulturalnych i studenckich
grup twórczych, aby w sposób wyraźny przyczyniały się do kształtowania zaangażowanych
postaw jak również wpływały na wzrost poziomu kulturalnego studentów”. Niby
zaangażowaniem się wykazaliśmy, ale czy po naszym występie „wzrósł poziom ..........”wątpię.
Czas biegł dalej. Praca na budowie, zajęcia poza produkcyjne, mecze, spotkania,
udział w koncertach potęgował krytycyzm do pewnych zapisów, ale równocześnie życie
stwarzało bardzo wiele możliwości włączenia się w interesujące mnie przedsięwzięcia.
„Studencki ruch kulturalny ma na celu wszechstronny i pełny rozwój różnorodnych
zainteresowań studentów oraz zaspakajanie ich ambicji poznawczych, a także w znacznym
stopniu przyczyniać się do wyrobienia nawyku aktywnego samo uczestnictwa a przez to
samokształcenia. Celem nadrzędnym jest przyśpieszanie procesów integracji środowiska
akademickiego, aktywizacja oraz kształtowanie i rozwijanie wrażliwości, kształtowanie
potrzeb artystycznego poznania oraz poszukiwanie nowych, ekspresyjnie nośnych form
wyrazu i oddziaływania”.
W ciągu tego pierwszego, jakże ważnego dla mnie miesiąca pobytu na Uczelni miałem
okazję poznać ludzi i dokonania takich - jak potem sam tego wyrażenia używałem - „agend
kulturalnych ZSP” jak:
• Akademicki Chór Politechniki Śląskiej,
• Akademicki Zespół Tańca „DĄBROWIACY”,
• Dyskusyjny Klub Filmowy „IKSIK”,
• Studencki Klub Taneczny,
• Studencki Teatr Gliwice „STG”
• Kino - Teatr „X”
•
oraz działalność takich Klubów Studenckich jak: „SPIRALA-FORUM”,
„GWAREK”, „KROPKA”, „PROGRAM”, „WAHADŁO”, ĆWIEK”, „FILIUS”.
Ujmując sprawę statystycznie można zaryzykować stwierdzenie, iż w agendach
pracowało około 400 studentów, bądź jako twórcy, bądź jako osoby wspomagające
organizacyjnie działalność poszczególnych agend, a w ciągu tego miesiąca z co najmniej 50cioma miałem bezpośredni kontakt.
Potem już tylko inauguracja roku akademickiego, studenckie ślubowanie, i indeks
pełny czystych kartek. Pytanie, czym go zapełnię, czy dam radę. Przeglądając dzisiaj pożółkły
już indeks, jego suche zapisy, wracam pamięcią do chwil, które stanowiły kroki milowe w
akademickiej edukacji. Matematyka z Panem dr inż. J. MARSZAŁEM, geometria wykreślna
z Panem mgr inż. S. SMUŻYŃSKIM, technologia maszyn z Panem prof. W. SAKWĄ,
stanowiły studencki chrzest i otwierały drzwi na drugi semestr. A potem jeszcze raz
matematyka, geometria wykreślna, oraz mechanika ogólna z Panem doc. J. ZIELIŃSKIM i
pomyślnie kończyłem pierwszy rok studiów na Wydziale Mechanicznym Technologicznym
Politechniki Śląskiej. Rok pierwszy jako grupa dziekańska zakończyliśmy prawie w
komplecie. Ale rok jako całość uległ znacznemu osłabieniu.
Następne lata to między innymi: materiałoznawstwo z chemią z Panią prof. Ł.
CIEŚLAK, wytrzymałość materiałów z Panem doc. R. BĄKIEM, podstawy konstrukcji
maszyn z Panem prof. J. DIETRYCHEM, teoria maszyn cieplnych z Panem prof. J.
FOLWARCZNYM, elektrotechnika z elektroniką z Panią mgr H. BIAŁKIEWICZ, teoria
maszyn i automatycznej regulacji z Panem prof. J. WOJNAROWSKIM, mechanika płynów z
Panem doc. R. GRYBOSIEM, technologia tworzyw sztucznych z Panem prof. J. BURSĄ,
technologia maszyn z Panem doc. J. DARLEWSKIM, teoria maszyn i automatycznej
regulacji z Panem dr M. FERENCEM, teoria przeróbki plastycznej z Panem prof. S.
KONCEWICZEM, fizyka z Panem dr S. ZAKRZEWSKIM, technologia kuźnictwa z Panem
dr inż. J. RABUSEM, no i na koniec praca dyplomowa napisana i obroniona pod kierunkiem
dr inż. A.TYMY. Wymienieni tu nauczyciele akademiccy, mistrzowie, swoją pracą
przyczynili się do kształtowania mojej osobowości i pogłębiania mojej wiedzy. Chcę, by
swoim życiem i pracą poświadczać prawdziwość największej dydaktycznej maksymy naszej
Uczelni:
„Wyprowadzę Twe mistrzostwo nie z dzieł,
lecz dokonań uczniów Twoich”
Oczywiście nie wymieniłem tutaj wszystkich osób, nauczycieli akademickich i nie
tylko, z których wiedzy i doświadczenia czerpałem za co serdecznie przepraszam, wyrażając
jednocześnie najserdeczniejsze podziękowania.
Ten trwający jeszcze etap życia zasługuje na oddzielną refleksję, szczególnie w
kontekście dokonujących się zmian i przechodzeniu Uczelni do pracy w warunkach ostrej
konkurencji rynkowej. Wszyscy zastanawiamy się, jaki ma być nasz system edukacyjny, jak
wbudować w niego mechanizmy orientujące go na wymagania przyszłości z akcentowaniem i
promowaniem kreatywności jako decydującego czynnika sukcesu Uczelni, Gliwic i Polski.
Nie samym chlebem człowiek żyje, nie samymi studiami student żyje. Po pomyślnie
zakończonym pierwszym roku studiów włączałem się w prace poza naukowe. Zasadniczą rolę
w tym odegrała atmosfera naszego wydziału, a jak to ładnie nazywane było, poziom
samorządności studenckiej. Rady lat, Rady mieszkańców, Rada Wydziałowa tworzyły klimat
pomocy i współpracy. Starsi koledzy, dzisiaj profesorowie naszej uczelni udzielali pomocy i
konsultacji nam młodszym. Biblioteki w akademiku, pokoje cichej nauki, to były miejsca,
gdzie najczęściej przed samymi egzaminami – ale nie tylko, z nogami w miednicach, co
niektórzy próbowali „zakuć materiał”. Zdane egzaminy pozwalały angażować się w pracę:
Rady Mieszkańców, Rady Osiedla Studenckiego, Komisji Organizacyjnej Rady Wydziału i
Rady Uczelnianej, Komisji Kultury, Komisji Nauki, Studenckich Praktyk Robotniczych.
Zaangażowanie to przejawiało się w różnego rodzaju przedsięwzięciach.
W pamięci pozostają najczęściej duże imprezy i zdarzenia o charakterze kulturalnym,
które sami współtworzymy, realizowane w oparciu o zasady współzawodnictwa, będące
zaczynem do kreowania nowych pomysłów i wyzwalające niemożliwe dziś do wyzwolenia
aktywności indywidualną i zespołową.
Do najbardziej znaczących form pracy przeradzającej się ostatecznie w imponujące
imprezy i zdarzenia należały:
• niepowtarzalne w swej atmosferze mobilizacji całych wydziałów, a równocześnie
integracji studentów i pracowników naukowych do władz rektorskich włącznie
„TURNIEJE WYDZIAŁÓW”, współtworzone i prowadzone między innymi przez
Kazimierza WOLNEGO, Tadeusza PŁAZĘ,
• podobne w swym charakterze, będące przygrywką do Turnieju Wydziałów, turnieje
„AKADEMIK AKADEMIKOWI”, realizowane między innymi przez Wojtka
BAUERA,
• oraz, kopalnie i kuźnie nowych, czasem dla samych twórców budzące zdziwienie,
talentów, Turnieje Jednej Cegły, które realizowane w sposób systematyczny,
corocznie dla nowoprzyjętych na uczelnie były źródłem ożywiającym akademickie,
rutynizujące się życie, a które będę dalej wspominał.
Do dziś na półkach z książkami znajdują się unikatowe wydawnictwa będące debiutami
poetyckimi, fotograficznymi, muzycznymi naszych studentów. Najlepszym tego przykładem
może być opracowana i wydana w oparciu o zbiory archiwalne Radia Studenckiego Centrum
przez Jarosława SOŁTYSKA „Mapeta” kaseta „GIGANCI TAMTYCH LAT”. Materiały
informacyjne o kasecie oraz teksty piosenek zamieszczono w fotograficznej części
materiałów.
Cechą charakterystyczną tego nurtu działalności było to, że stanowiły ukoronowanie
całego cyklu eliminacji i przygotowań dużych grup studenckich z szczególnych hufców,
akademików, wydziałów, a w końcu całych Uczelni oraz środowisk. Myślą przewodnią tych
działań było oprócz wciągnięcia do wspólnej zabawy jak największej grupy studenckiej,
przede wszystkim zaprezentowanie własnych prób twórczości w takich obszarach jak teatr,
poezja, piosenka, rzeźba, plakat, film itd. itp.
Myślę, że oddzielnego opracowania wymaga np. Turniej Uczelni „GLIWICE –
WROCŁAW”.
Zastrzegam się, iż prezentowane materiały nie uzurpują sobie prawa do wyłączności, a
są zaproszeniem do dalszego wspominania i indywidualnego opisywania życia studenckiego
w którym uczestniczyliśmy i dalej uczestniczymy w różnym zakresie.
Inną grupę stanowiły masowe imprezy będące wynikiem tradycji studenckiej oraz
współpracy z środowiskami pozauczelnianymi. Zaliczam do nich:
• OTRZĘSINY, organizowane indywidualnie przez Kluby Studenckie i Wydziały,
• IGRY ŻAKÓW GLIWICKICH, w których raz byłem uczestnikiem, a raz
współorganizatorem, szefem Komitetu Organizacyjnego,
• TRADYCYJNE FESTIWALE JAZZOWE ZWANE „BOOM JAZZ”, zainicjowane
przez „Duńka” MAJEWSKIEGO, a następnie rozwijane przez Kluby Studenckie z
Gwarkiem na czele, pod kierownictwem między innymi Zbyszka SKOTNICZNEGO
i Grzegorza WALUSA,
• wcześniej wspomniane TURNIEJE WYDZIAŁÓW, TURNIEJE POLITECHNIK,
• czy też udziały w FAMACH oraz tzw. SONKIPSACH, co dla nie wtajemniczonych
oznacza: Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej i Studencki Ośrodek Nauki,
Kultury i Pracy Społecznej organizowany przez nas w Olkuszu i Wolbromiu, które
współorganizowali Rudek CYPEK, Wiesiek KANTOR, Rysiek WIEJACKI, Jerzy
ZACHARA, Ewa BOBKOWSKA i inni.
Ważnym obszarem studenckiej działalności kulturalnej była organizacja prezentacji i
przeglądów znanych, ogólnopolskiej widowni twórców studenckich, którzy w gliwickich
Klubach Studenckich czuli się prawie tak jak w krakowskich, warszawskich poznańskich
renomowanych klubach studenckich.
Co jakiś czas środowiskiem akademickim wstrząsały wielkie, nastawione
propagandowo przedsięwzięcia, mające przypomnieć Polsce i światu, że duża część dorobku
kulturalnego, by nie powiedzieć, że większa, wywodzi się z studenckiego niepokoju i
zaangażowania. Głównym z nich były FESTIWALE KULTURY STUDENTÓW PRL.
Pamiętam, jak będąc szefem Komisji kultury RU współorganizowałem Środowiskowy
Przegląd Piosenki i Piosenkarzy Studenckich o laur „Złotej Spirali”, którego gospodarzem był
Klub Studencki Spirala kierowany prze Wieśka KANTORA. O poziomie przeglądu niech
świadczył fakt, iż pierwsze miejsca były przepustką do występów na festiwalu Piosenki
Studenckiej w Krakowie. Ze względu na dużą ilość występujących wykonawców
indywidualnych oraz grup muzycznych, impreza trwała kilka dni. Ukoronowaniem zmagań
najlepszych był zorganizowany na koniec przeglądu „Koncert Laureatów” w którym
uczestniczyła Natasza CZARMIŃSKA - honorowa przewodnicząca Jury naszego przeglądu.
Mimo iż na samych festiwalach krakowskich nie zdobywaliśmy pierwszych miejsc, ale
uczestniczyliśmy, zaznaczając swoją obecnością, iż na Śląsku, w Uczelni technicznej są
twórcy i animatorzy mogący równać się z najlepszymi.
Oczywiście, jak każda aktywność studencka, prowadzenie działalności kulturalnej
kosztowało. Wprawdzie ówczesne władze uczelni wykazywały zainteresowanie studencką
twórczością kulturalną i w miarę swoich możliwości ją wspierały, to i tak nasze wymagania
były większe. Ciągłym problemem były remonty klubów, brak środków na działalność
teatralną, filmową, kabaretową, taneczną i muzyczną szczególnie gdy dotyczyła ona
większych grup osób. Z perspektywy lat można stwierdzić, iż problemy się nie zmieniły,
natomiast determinacja twórców kiedyś była większa i ich siła przetargowa mocniejsza.
Środowisko akademickie kulturowo, a co za tym idzie i politycznie rozbudzone było w
centrum uwagi nie tylko władz Uczelni. Miało to swoje dobre i złe strony. Ale do dziś nie
mogę zapomnieć niepowtarzalnego nastroju i atmosfery klubowej na zamkniętych seansach
kabaretowych i teatralnych, w czasie których wywoływane duchy przeszłości i wizje
przyszłości napawały wszystkich gotowością do zmian. Aby umożliwiać bezpośrednie
kontakty twórców oraz ludzi organizujących i odbierających kulturę studencką
organizowaliśmy tzw. Sejmiki Kulturalne. Prawdziwe sejmikowanie zaczynało się prawie
zawsze po zakończeniu Sejmiku. Dziś mogę powiedzieć iż był to normalne.
DYSKUSYJNY KLUB FILMOWY „IKSIK”
Jednym z największych ewenementów kultury studenckiej była działalność
Dyskusyjnego Klubu Filmowego „IKSIK” - jednego z najstarszych i najlepiej działający w
Polsce, który był zarejestrowany w Polskiej Federacji DKF pod numerem 2. W działalności
swej spełniał specyficzną rolę. Poza „krzewieniem kultury filmowej wśród miłośników X
muzy” tworzył wokół filmów atmosferę dyskusji, krytycyzmu i swoistego ożywienia
intelektualnego. Faktycznie nie posiadał nic. Podejmowane próby zakupu projektorów 16 mm
czy też 8 mm oraz aparatury nagłaśniającej spełzały na niczym. Miejscem działalności był
holl i sala filmowa Kinoteatru „X”, której koszty wynajmu pokrywała Rada Uczelniana ZSP.
Największym skarbem „IKSIKA” byli ludzie - miłośnicy kina. Jak długo prowadzono pracę
„u podstaw” to znaczy z nowymi studentami, tak długo Klub trwał. Zaniechanie tej pracy,
zmiana uwarunkowań politycznych, likwidacja drugiego biegu w kulturze spowodowała, iż
działalność klubu umarła prawie śmiercią naturalną. W marcu 2000 roku obchodziłby 44 lecie
swojego istnienia. W ciągu swej długoletniej działalności zasłynął jako organizator
Ogólnopolskich Seminariów Filmowych w Wiśle oraz w Gliwicach, spotkań
„Konfrontacyjnych i seminaryjnych” w Ostrawie.
Oczywiście wynikało to z faktu, iż klub cieszył się dobrą sławą z powodu tytułów
filmów, których nigdzie indziej nie można było zobaczyć, oraz dzięki ludziom kina którzy
przyjeżdżali do Gliwic, by spotkać się z podobnymi sobie. Ambicją klubu było reagowanie na
potrzeby i nastroje szybko zmieniającego się życia. Sztuka filmowa dostarczała ku temu
znakomitych okazji. Doskonały moim zdaniem pomysł powołania kina faktu politycznego nie
do końca wypalił, gdyż środowiska których miało ono dotyczyć nie bardzo kwapiły się od
dyskusji i wymiany poglądów. Na pracy Klubu swoje piętno odcisnęły takie osoby jak:
Witold WIŚNIEWSKI „Tolo”, Andrzej GRABOWSKI, Tadeusz GRABOWIECKI, Andrzej
KONDRAT, Marta ZAJĄCZKOWSKA, Bogusław DUCHOWICZ, Witek SZOSTAK, Leon
BUKOWIECKI i inni, których nie sposób tu wspomnieć.
W tym miejscu należy wspomnieć o bardzo ciekawej inicjatywie zrealizowanej w
Gliwicach – Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Jednominutowych „MINI-MAX” – który na
owe czasy był wydarzeniem artystycznym. Głównym organizatorem i duszą Festiwalu byli
między innymi: Krzysiek PAJĄK i Piotr FUGLEWICZ.
STUDENCKI KLUB TANECZNY
W latach mojej młodości Studenckim Klubem Tanecznym kierowali tacy pasjonaci
tańca jak: Tadeusz PASIERB, Danuta CHOJNACKA, Kazimierz SODZAWICZNY. Klub,
podobnie jak większość agend kulturalnych ZSP nie posiadał swojej sali. Zajęcia programowe
prowadził w klubie „GWAREK”, natomiast treningi w sali Technikum Kolejowego na ul.
Chorzowskiej oraz w sali Domu Kultury Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego.
Koszty wynajmu sal pokrywała Rada Uczelniana ZSP. Finansowa podstawa działalności
Klubu to wpływy uzyskiwane za prowadzone kursy tańca oraz dofinansowanie RU.
Głównymi obszarami aktywności Klubu były:
• jak wspomniano wyżej, kursy tańca towarzyskiego w których co roku uczestniczył
około 1200 osób, studentów, młodzieży uczącej się i pracującej, osób starszych,
• szkolenie turniejowych par tanecznych które reprezentowały nasze środowisko w
imprezach ogólnopolskich i międzynarodowych,
• organizowanie turniejów, w tym najważniejszego Turnieju Tańca towarzyskiego o
Puchar JM Rektora Politechniki Śląskiej.
Chcąc popularyzować taniec pokazując jego walory artystyczne i widowiskowe
zamierzano powołać do życia Zespół Tańca Towarzyskiego. Idea ta została zrealizowana,
może nie bezpośrednio przez Klub, ale przez jego wychowanków. Przeglądając stare swoje
materiały, w piwnicy znalazłem swoją legitymację zaświadczającą, iż kol. Stanisław Kajzer
ukończył kurs tańca towarzyskiego na poziomie podstawowym i kwalifikuje się do dalszej
nauki. Nauki tej nie kontynuowałem zajmując się innymi obszarami działalności studenckiej,
a szkoda, dziś by mi się przydała. Żona mówi, że jeszcze nie jest za późno. Oczywiście Klub
żył życiem młodych. Pierwszy kontakt z młodymi nawiązywany był na Studenckich
Praktykach Robotniczych. Pozwalały one wyłonić grupę potencjalnych tancerzy, którzy dalej,
na poszczególnych latach studiów mogli doskonalić swoje umiejętności. Praktyki pozwalały
wyłonić najbardziej zagorzałych sympatyków i przyszłych działaczy klubu.
Pamiętam, iż największym marzeniem par tanecznych było posiadanie „własnej” sali
do treningów z jedną ścianą lustrzaną, dobrym parkietem oraz szatnią. Problemem oczywiście
był również brak strojów turniejowych. Ich zakup na rynku, czy też uszycie przekraczało
możliwości finansowe klubu i uczelni. Dzisiaj ten problem nie istnieje. Stroje zakupują
ambitni rodzice lub sponsorzy, zainteresowani reklamowaniem własnych firm.
AKADEMICKI ZESPÓŁ TAŃCA „DĄBROWIACY”
Akademicki Zespół Tańca DĄBROWIACY pracował w nieistniejącej już dzisiaj Filii
Politechniki Śląskiej w Dąbrowie Górniczej. Jest zespołem tańca ludowego, który posiada w
swym programie układy taneczno wokalne z regionu śląskiego, zagłębiowskiego,
rzeszowskiego i krakowskiego. Swego czasu w repertuarze zespołu znajdowały się jeszcze
tańce ludowe ukraińskie i mołdawskie. Osobami, które najbardziej odcisnęły mi się w
pamięci są: Pani Jadwiga PIETRZYK i Pan Leszek CHOŁÓJ. Członkowie zespołu
rekrutowali się głównie z Politechniki Śląskiej, Uniwersytetu Śląskiego i Akademii
Ekonomicznej. Ich liczba wahała się wokół 45 osób. Z zespołem współpracowała 14 osobowa
kapela. Z zespołem współpracowali: choreograf, kierownik muzyczny przygotowujący zespół
pod względem wokalnym i akompaniator. Oczywiście, jak wszędzie, również i tutaj Zespół
borykał się z trudnościami głównie finansowymi. Dzięki życzliwości władz Miejskich
Dąbrowy Górniczej zespół dysponował salą do prowadzenia prób, oraz miał pomieszczenia
magazynowe na stroje. Do JM Rektora Jerzego NAWROCKIEGO chodziliśmy z prośbami o
wygospodarowanie z funduszu wynagrodzeń Politechniki Śląskiej dwóch półetatów dla
instruktora i kierownika artystycznego dla nowo tworzonej drugiej grupy ćwiczebnej, oraz
wprowadzenie do preliminarza wydatków uczelni na następny rok zakupu strojów do nowo
opracowanych programów. W działaniach tych o tyle mieliśmy wsparcie, o ile udawało nam
się przekonać władze Uczelni, że jest to dla niej również dobra wizytówka. Z satysfakcją
wspominam, iż w tym okresie, dzięki ogromnej pracy całego zespołu, z roku na rok
prezentował coraz bogatszy i na wyższym poziomie artystycznym program. Wyrazem tego
było zakwalifikowanie się Zespołu po raz pierwszy do finału Ogólnopolskiego Konkursu
Zespołów Tańca organizowanego w ramach VI Festiwalu Kultury Studentów PRL.
AKADEMICKI CHÓR POLITECHNIKI ŚLĄSKIEJ
Akademicki Chór Politechniki Śląskiej był jedną z najstarszych agend kulturalnych
ZSP naszej Uczelni. Do dziś, w innych warunkach ustrojowych i organizacyjnych trwa i
swoją działalnością artystyczną uwidacznia się na wszystkich uroczystościach uczelnianych i
nie tylko. Chór zawsze, odkąd pamiętam, oprócz swych działań użytkowych tzn. oprawy
uroczystości uczelnianych i regionalnych, dawał wiele koncertów i występów w kraju (ok. 30
rocznie) i za granicą (27 wyjazdów zagranicznych), rozwijał i kształtował zamiłowania
artystyczno - wokalne w naszym środowisku akademickim. Zapoznawał z dorobkiem muzyki
i rozwijał indywidualne zdolności wokalne. Od 1980 roku chór organizuje festiwal –
Gliwickie Spotkania Chóralne (miesiąc temu odbyły się już XX) – zapraszając z koncertami
czołowe chóry akademickie. W okresie, który wspominam, chór zrzeszał około 80 osób, a
pracą jego kierował kilku osobowy zarząd. Kierownikiem organizacyjnym Chóru był kol.
Izydor PŁONKA. Kolejnym wieloletnim prezesem, organizującym pracę chóru, również
obecnie, jest Krzysztof CHLIPALSKI. Pracę szkoleniową chór prowadził podczas prób i
obozów szkoleniowych. Próby odbywały się najczęściej dwa razy w tygodniu w sali na
Wydziale Górniczym, pod kierownictwem artystycznym dyrygenta Józefa SZULCA (przez
28 lat). II dyrygentem był Lucjusz ANDERS, który pracuje z chórem do dziś (już 36 lat).
Podobnie jak kol. ANDERS, 36 lat śpiewa znakomity tenor (również solista) Boguś
HAYDZICKI. Oczywiście, również i w tym wypadku próby chóru nie odbywały się w salach
do tego przystosowanych. Miejscem prób były sale dydaktyczne, w których nie można było
pozostawić tekstów, nut, strojów, sprzętu nagłaśniającego, sprzętu nagrywającego itd.
Posiadaliśmy nawet koncepcję przystosowania sali do potrzeb pracy chóru, ale jej realizacja
została przesunięta w czasie. Koncepcja była realna i po pewnych modyfikacjach zastała
zrealizowana. Dzisiaj można stwierdzić, iż Chór jest oczkiem w głowie władz Uczelni. Z tego
faktu należy się cieszyć. Mierzalne efekty pracy chóru to blisko 50 nagród muzycznych i
wyróżnień, m.in. nagroda Ministra Kultury i Sztuki, Złota Odznaka Polskiego Związku
Chórów i Orkiestr, nagroda Prezydenta Miasta Gliwice, a władze Uczelni przyznały mu
w 1998 r. Odznakę Zasłużonego dla Politechniki Śląskiej. Nagrywa dla Polskiego Radia i
Telewizji, wydał 8 kaset i płytę kompaktową oraz książkę „Akademicki Chór Politechniki
Śląskiej w Gliwicach – 50 lat”. Głośno jest również o ostatnich sukcesach chóru pod dyrekcją
nowego dyrygenta Czesława Freunda, w tym m.in. nagroda w Kanadzie.
AKADEMICKI ZESPÓŁ MUZYCZNY
Akademicki Zespół Muzyczny jest najmłodszą formacją kulturalną naszej Uczelni.
Gdy studiowałem, jeszcze nie istniał. Dzisiaj jest ponad 60 osobowym chórem i orkiestrą
kameralną, która ma w swoim repertuarze utwory wszystkich epok i stylów, w tym utwory
Bacha, Vivaldiego i innych wielkich, a także lekką muzykę pop oraz kolędy. Zespół istnieje
od marca 1996 roku i ma na swoim koncie ciekawe przedsięwzięcia: międzynarodowe
warsztaty „Polsko-Estońska Akademia Muzyczna People to People”, „Międzynarodowe
Warsztaty Muzyczne Carmina 2000”.Współzałożycielką, dyrygentką i kierownikiem
artystycznym zespołu jest Krystyna KRZYŻANOWSKA-ŁOBODA, prezesem jest Justyna
DZIUMA.
Myślę, iż dzięki pasji ludzi realizujących swe zamiłowania w Chórze i Zespole
Muzycznym, dzisiaj można mówić o rozśpiewanej Politechnice Śląskiej.
STUDENCKI TEATR GLIWICE (STG)
Jedną z najchlubniejszych kart kultury studenckiej jest Studencki Teatr Gliwice,
powstały w 1959r. W ciągu lat swej działalności teatr przygotował przeszło 30 premier
wystawiając między innymi: GOMBROWICZA, MROŻKA, RÓŻEWICZA, CAPKA i
innych. Wśród tytułów premier znajdowały się gotowe dramaty, adaptacje, własne
scenariusze. Spektakle, moim zdaniem znaczące, niektóre z nich sam miałem okazje
„zaliczyć”, to miedzy innymi: „Podróżni 2”, „Fabryka absolutu”, „Collage-Solidarność”,
„Krajobrazy podróży”, „Szczelba”, „Państwo trawnik”, i „Metamorfozy”. Jak podają
posiadane przeze mnie dokumenty „uprawiany teatr zamyka się w szerokim wachlarzu
gatunków od kabaretu, poprzez teatr poezji, pantomimę, widowisko muzyczne, widowisko
plenerowe typu światło dźwięk - na dramacie kończąc - bo jest to teatr dramatyczny
stawiający na własne próby i poszukiwania inscenizacyjne”. Swego czasu była to najbardziej
eksportowa agenda kulturalna gliwickiego środowiska akademickiego o ogromnym dorobku
twórczym. Przez lata biorąc udział w dorocznych festiwalach i spotkaniach teatralnych zespół
zdobył dziesiątki zespołowych i indywidualnych nagród za reżyserię, scenografię, muzykę i
aktorstwo. Na swym koncie STG posiada około 40 odznaczeń i dyplomów organizacyjnych i
państwowych. Oczywiście, oprócz prezentacji własnej twórczości, STG był organizatorem
przeglądów teatrów studenckich i zawodowych. Pracą teatru kierował Jurek MALITOWSKI
wraz z radą artystyczną. Wszystkie spotkania z teatrem jak również z jego ludźmi, były
spotkaniami nocnymi. Próby odbywały się najczęściej po godzinie 22/23, ze względu na
programowa działalność kinoteatru ”X”. Stąd też teatr ten był teatrem nocnym. W takich
warunkach trudno jest prowadzić jakąkolwiek działalność, nie mówiąc już o działalności
teatralnej. Cudem można nazywać każdą nową premierę. Z biegiem czasu cuda zdarzały się
coraz rzadziej. Ciągły brak sali na próby a tym samym konieczność prowadzenia prób nocą,
ciągłe stawianie i demontaż dekoracji do każdej próby, trudność spotkania się chociaż raz z
pełną obsadą próbowanego widowiska, były największymi problemami ludzi zakochanych w
swoim teatrze.
Niespotykane w innych agendach trudności w prowadzeniu bieżącej pracy
powodował, że nowi miłośnicy teatru wykruszali się. Cóż z tego, że po Studenckich
Praktykach Robotniczych zgłosiło się do Jurka 50 chętnych do przygody z teatrem, skoro nie
ma gdzie zrobić z nimi pierwszego organizacyjnego spotkania. Po czasie zostawali ci
najbardziej wytrwali, gotowi spotykać się wszędzie, nawet każdy z każdym z osobna. Coraz
rzadziej jednak w swoim teatrze. Przedkładane propozycje rozwiązania problemu z korzyścią
dla teatru nie znajdywały odzewu wśród władz. Wprawdzie niektóre z nich, jak przeniesienie
Studenckiej Spółdzielni Pracy do „Mikrona” zostało zrealizowane, to jednak ze względu na
brak dalszych działań Studencki Dom Kultury, bo taką nazwę nosi obiekt mieszczący w sobie
Kinoteatr „X”, Teatr STG, Klub studencki „Spirala”, oraz inne organizacje studenckie ulega
powolnej degradacji.
Równocześnie stale poszukujący nowych tematów i form wyrazu eksperymentował.
Eksperymenty przed publicznością w warunkach ograniczonej możliwości wypowiedzi nie
zawsze były mile postrzegane przez władze Uczelni, chcące mieć „święty spokój”. Stad nie
udawało i dalej nie udaje się wypracować formuły funkcjonowania teatru studenckiego w
Uczelni i mieście. Należy stwierdzić, iż teatr nigdy nie był muzą władzy, jak pokazuje historia
żadnej władzy. Stad o ile inne formy aktywności kulturalnej zostały w końcu dostrzeżone i
zasymilowane przez Uczelnie wtapiając się w jej pejzaż, o tyle Teatrowi STG ta sztuka się nie
udała. A szkoda. Odejście z niego ludzi, którzy do dnia dzisiejszego noszą w sobie znamiona
jego wielkości, a kiedyś stanowili o jego sile i sukcesach będzie jedną z największych klęsk
kulturalnych gliwickiego środowiska akademickiego. Mam nadzieję, że nie wszystko jeszcze
stracone.
KINO-TEATR „X”
Nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta jak wyglądała tygodniowa ramówka programowa
Studenckiego Kino-Teatru „X” w okresie 1972-1978, czyli wtedy, gdy ja studiowałem. O
tym że biła ona o głowę inne kina nie będę wspominał. I tak:
• w poniedziałki - organizowane były przedstawienia i próby teatru STG oraz
przedstawienia teatrów z zewnątrz, koncerty oraz inna działalność estradowa,
• wtorki - prezentacja dwa razy w miesiącu filmów kinematografii krajów europy
wschodniej,
• środy - dwa seanse organizowane przez Dyskusyjny Klub Filmowy „Iksik”
• piątki - były dniami studyjnymi,
• soboty - dwa lub trzy razy w miesiącu można było uczestniczyć w nocnych
studyjnych maratonach filmowych,
• niedziele - przeznaczone bywały dla prób teatru STG.
Łącznie w ciągu roku akademickiego wyświetlano około 1400 seansów filmowych,
współorganizowano około 50 przedstawień, koncertów i innych imprez okolicznościowych.
Przeprowadzona wyliczanka jest imponująca. Należy zaznaczyć, że realizowana ramówka
doskonale odpowiadała zapotrzebowaniu środowiska, umiejętnie łącząc w sobie elementy
komercyjne z elementami inspirująco poznawczymi. Z perspektywy lat zastanawiam się, jak
godziłem moje obowiązki jako studenta trudnego bądź co bądź Wydziału Mechanicznego
Technologicznego, z czynnym uczestnictwem w życiu intelektualnym realizowanym w
Studenckim Domu Kultury. Miałem to szczęście, iż w telewizji były tylko dwa kanały, a
gadających głów nikt nie słuchał, wychodząc z założenie, iż sami wiemy lepiej, a jak
pojawiały się wątpliwości, to do prawdy i tak każdy musiał i musi dojść sam.
KLUBY STUDENCKIE
Integralnym elementem studenckiego życia kulturalnego były i chyba są dalej Kluby
Studenckie. Stawiały sobie za cel „nieustanne rozbudzanie intelektualne środowiska”.
Poprzez programowanie i odpowiednią organizację działalności klubów w skali Uczelni
doprowadziliśmy do pewnej specjalizacji programowej, gwarantującej wysoki poziom ich
działalności. Chcieliśmy, by każdy klub był miejscem konfrontacji poglądów i postaw
przekładanych na propozycje programowe, miejscem twórczych dokonań oraz kulturalnej,
ciekawej rozrywki.
W naszej Uczelni działało siedem klubów studenckich. Cztery w Gliwicach:
„GWAREK” (Zbyszek SKOTNICZNY, Grzegorz WALUS, Marek SZYMCZAK, Andrzej
WILCZEK, Ludomir WIŚNIEWSKI, Zbyszek PIELA, Marek KUT, Janusz MARCHWICKI,
Henryk
SZYROCKI),
„SPIRALA-FORUM”
(Rysiek
WIEJACKI,
Bogdan
CETNAROWSKI, Wiesiek KANTOR, Marek JANKIEWICZ, Piotr SZUBA, Andrzej
SITKO, Ryszard GŁUCHOWSKI), „KROPKA”( Andrzej SOSNA, Andrzej OKAS,
Wojciech PRZYGODA, Piotr RUTKIEWICZ, Danuta FĄFARA), „PROGRAM” (Wiesław
SZYMBORSKI, Piotr SZCZEPANEK, Wojtek DOBKIEWICZ, Janusz WOJTUSZEK,
Andrzej KIELAR), oraz „WAHADŁO” (Rysiek WARECKI, Tadeusz SERAFIN,
Leszczyński WITOLD, Tadeusz SOROKA) w Katowicach, „FILIUS” w Dąbrowie
Górniczej, i „ĆWIEK” (Jan SĄSIADEK, Marek OSIECKI, Piotr KOŁODZIEJCZYK) w
Rybniku. Wymienione osoby to tylko te, które ja pamiętam. Wszystkich innych nie
wymienionych przepraszam i zachęcam do uzupełnienia przedstawionego materiału.
Kluby prowadziły działalność opartą o ramowy program tygodnia, który wyglądał
mniej więcej następująco:
• poniedziałki - spotkania z aktorami, piosenkarzami, publicystami i innymi
„Ciekawymi Ludźmi”,
• wtorki - to muzyczne wieczory przy świecach (muzyka poważna, rockowa, jazzowa i
inne). Wieczory te miały szczególny klimat po wakacjach, kiedy do akademików
zjeżdżali studenci będący na praktykach zagranicznych, przywożąc ze sobą albumy
płytowe niedostępne na polskim rynku muzycznym, owiane nimbem tajemniczości a
nawet undergrand’u. Szczególnie pamiętam te, prowadzone przez Jurka
SOKOŁOWSKIEGO i Marka KIMMELA.
• środy - najczęściej zarezerwowane na działalność klubową, próby zespołów i grup
twórczych,
• czwartki - występy klubowe muzyków, kapel studenckich, piosenkarzy, kabareciarzy
i innych twórców, czasem trudnych do zdefiniowania pojęciami znanymi z
kulturoznawstwa,
• piątki - kluby studenckie otwarte dla twórców nie studenckich,
soboty i niedziela - popularne imprezy dyskotekowe nastawione na zarabianie
pieniędzy.
W tym okresie w środowisku naszym działały między innymi następujące grupy twórcze:
• kabaret „SSAK” ze Zbigniewem TUMIDAJEWICZEM „Dziadkiem” , Jurkiem
PYŻALSKIM, Grzegorzem SKALCZYŃSKIM i Wojtkiem MACIASZKIEM,
• kabaret „DŁUGI” z Piotrem SKUCHĄ i Zbigniewem ŁAPOTEM,
• grupa muzyczna „MEZZOFORTE”,
• grupa muzyczna „NEW MIXT”,
• grupa muzyczna „ŚLAM”,
• grupa muzyczna „WOJTKA BAUERA”,
• wokalista jazzowy STANISŁAW SOJKA,
• wokalista jazzowy KRZYSZTOF KOBYLIŃSKI,
• grupa filmowa „DEKAFKA” z Karolem DUŁAWĄ i Dobrosławem
GRUŻEWSKIM,
• studio fotografii niekoniecznie użytecznej „FRAGMA”.
Historia i dokonania każdej z nich zasługuje na oddzielną monografię. Myślę, że tą
nieudolną próbą zachowania przed zapomnieniem sprowokuje wytrawnych pisarzy i
dziennikarzy, jak również samych twórców do przelania swoich wspomnień na papier.
Wszyscy z nich stanowią dzisiaj elitę. Jedni w kulturze, inni w biznesie i bankowości. Jestem
przekonany, że dla każdego z nich okres studenckiej działalności stanowi jeden z
ważniejszych etapów życiowego rozwoju. Naszym marzeniem było, by kluby studenckie
poza działalnością programową, prowadziły również działalność kawiarniano - klubową.
Chcieliśmy, by to właśnie klub studencki, a nie kawiarnia, bar, czy restauracja były miejscem
spotkań koleżeńskich, miejscem, gdzie niezależnie czy jest „impreza” czy nie, można było
przyjść, spotkać znajomych czy przyjaciół. By tak było, należało kluby odpowiednio
wyremontować i wyposażyć. W tym również zaopatrzyć. Nie będę mówił o notorycznym
braku mikrofonów, wzmacniaczy, kolumn i tym podobnych bezwzględnie koniecznych
rzeczach. Kto w tych czasach odpowiadał za realizację jakiejkolwiek imprezy, wie co to
znaczyło. Na tym się niestety nie kończyło. Z samym wystrojem i wyposażeniem klubowym
było bardzo źle - by nie powiedzieć tragicznie. Wszystkie możliwe do wykonania remonty
realizowane były siłami społecznymi przez samych studentów. Chociaż dla naszym
młodszych kolegów wydaje się to nieprawdopodobne, było jednak prawdziwe. Co mogliśmy
sami wykonać, to wykonywaliśmy. Inne sprawy leżały absolutnie poza naszym zasięgiem i to
ze względów politycznych jak i gospodarczych. Tego skrótu myślowego, z powodu jego
dzisiaj oczywistości, a tym samym absurdalności nie będę rozwijał. Sam JM Rektor, nawet
gdy by się zaangażował totalnie, też by niczego nie wskórał. Oczywiście, z tymi i szeregiem
innych problemów zwracaliśmy się do władz rektorskich. W kontaktach tych, szczególną
rolę odgrywała Pani Aldona PAWLISZEWSKA, dla nas od zawsze, poza Rektorami,
najważniejsza osoba w Uczelni. Jej takt, urok osobisty i przychylność pozwalała uniknąć
szeregu gaf i problemów, których byłbym sprawcą poruszając się w subtelnym środowisku
akademickim jak przysłowiowy „słoń w składzie porcelany”. Dzisiaj tych problemów nie ma.
Nie ma również parcia studenckiego do takiej działalności.
Nie można nie wspomnieć bogatej działalności kulturotwórczej realizowanej w
Domach Studenckich siłami Rad Mieszkańców i Rady Osiedla Studenckiego. Klasycznymi
przykładami tej działalności mogą być: turnieje „Akademik - Akademikowi” czy taż „Fest Żak”. Działalność ta prowadzona w oparciu o świetlice akademików napotykała na te same
bariery, co działalność klubowa. Marzyło nam się, że klub „Kropka” lub „Program” przejmie
na siebie rolę osiedlowego klubu studenckiego z prawdziwego zdarzenia na wzór wówczas
działającego np. „Kocyndra”. Zresztą projekty architektoniczne klubu na Miarę osiedla
akademickiego Politechniki Śląskiej były opracowane przez studentów z „KSA”- Koła
Studentów Architektury”.
Zastanawiając się nad tym co powiedziano wcześniej, można stwierdzić, iż czasy się
zmieniają, problemy jednak pozostają. Nowa ekonomika ustawia nasze myślenie inaczej. W
nowych warunkach radykalnej zmianie musiały ulec formy aktywności studenckiej. Ale
generalnie zmiana polegała na zaniechaniu działalności. Cały dorobek cywilizacji, jak uczy
historia, może zaniknąć w ciągu jednego pokolenia, jeżeli nie zdoła ono przekazać swych
najważniejszych wartości następcom. Pokolenie uczelniane, mierzone studenckim czasem
studiów to 5 lat. Wystarczy „5 lat chudych”, by programowy i organizacyjny dorobek agend i
całych organizacji został zmarnowany, nawet powoli przepadł bez wieści.
Doskonale pamiętam ten proces. Przebiegał według znanego z rewolucji hasła,
wszystko co stare, to złe. My zrobimy nowe, lepsze. Ale w budowie nowego przeszkadza
stare. Zniszczyć stare. Gdy próbowałem bronić rzeczy dobrych w starym, nie uciekając od
odpowiedzi na żadne z pytań, przeciwstawiać się pomówieniom, broniąc oczywiście swojego
punktu widzenia, temperatura dyskusji opadała. Próba wywołania polemiki programowej
spełzała na niczym. Rozchwiane osobowości, indywidualne i grupowe, brak determinacji w
obronie tego co dobre, doprowadziło do zaniku bogactwa „różnorodności” w aktywności
studenckiej. Dzisiaj ona jakaś jest, ale wszyscy by chcieli większej. Tak oczywiście może
być, ale należy rozpocząć pracę organizacyjną od „podstaw”. Wszyscy zapytają „Co to
znaczy w dzisiejszych warunkach ?”
Odpowiadam: w dzisiejszych warunkach nie wiem. Jednak, co włączę telewizję to
widzę gadające głowy. Wszystkich martwi fakt konsumpcyjnego nastawiania się młodzieży
do życia. Łowcy głów poszukują absolwentów wyższych uczelni posiadających piątki, ale
również potrafiących coś wymyślić, zorganizować, pracować z ludźmi, tworzyć wizje,
koncepcje i systemy zdolne do ich realizacji. Z tym jednak jest poważny problem. Dlaczego?
Bo Uczelnia - nasza i nie tylko, tego nie uczy. Bo nie od tego zresztą jest Uczelnia. Tego
kiedyś uczyli się sami studenci, w pierwszej kolejności poprzez samoorganizację, a następnie
poprzez doskonalenie pracy powołanych przez siebie organizacji i agend. To, że sprawa nie
rusza z miejsca, zawdzięczać trzeba chyba temu, że rozwiązywana jest tylko poprzez gadanie.
Ale mogę przypomnieć, jak to robiliśmy dawniej.
Oczywiście, Uczelnia jak pracowała kiedyś, tak pracuje dzisiaj. Przyjmuje studentów,
kształci ich, uczy ich uczyć się, wydaje dyplom i wypuszcza w Polskę, niedługo w świat. Z
tym, że kiedyś obowiązywał imperatyw wychowania przez pracę. Aby wychowywać przez
pracę, zdaniem ówczesnych decydentów, najlepszą była w pierwszej kolejności praca
fizyczna, a następnie studiowanie, w którym akcentowano zdobywanie wiedzy poprzez
rozwiązywanie problemów – tzw. „studia problemowe”. Stąd też pojawił się obowiązek, by
przed uzyskaniem indeksu, każdy student przepracował fizycznie jeden miesiąc na tzw.
Studenckich Praktykach Robotniczych. Nie zaliczenie praktyki skutkowało nie przyjęciem na
Uczelnię.
Na latach starszych, w ramach programu dydaktycznego realizowane były praktyki
naukowe. Politechnika Śląska szczyciła się prowadzoną najlepiej w kraju – wzorcową
działalnością Studenckich Obozów Naukowo – Badawczych. Osobą, która
współuczestniczyła w wypracowaniu formuły praktyk naukowych, a następnie przez lata
prowadzała tę najistotniejszą z dydaktycznego naukowego punktu widzenia działalność naszej
Uczelni, był Leszek DOBRZAŃSKI, dzisiaj Dr h.c. prof. zw. dr hab. inż., Dziekan Wydziału
Mechanicznego Technologicznego. Współorganizując i pełniąc funkcję opiekuna naukowego
trzech Studenckich Obozów Naukowo Badawczych, współuczestnicząc wraz z grupą
studencką i pracownikami Huty 1-Maja w rozwiązywaniu konkretnych problemów
technologicznych, osobiście uważam, iż była to jedna z najlepszych formuła kształcenia dla
uczelni technicznej. Szkoda, że dalej nie realizowana. Chociaż w warunkach gospodarki
rynkowej, na tego typu praktyczne działanie powinno być zapotrzebowanie, szczególnie w
naszym przemysłowym regionie.
W okresie letnim, w DS.”Karolinka” mieścił się Międzynarodowy Hotel Studencki i
Sztab Letniej Akcji Zagranicznej. Co roku do Gliwic na praktyki naukowe i produkcyjne
przybywało około 400 osób z całego świata. Kogo tu nie można było spotkać, niech
wymienią twórcy i główni organizatorzy Akcji: Zbyszek WRÓBEL, Marek SITARZ, Iwona
SZCZEPAŃSKA i wielu, wielu innych. Nie wdając się w polemiki, na przekór niektórym
uważam, iż już wtedy byliśmy w europie, podzielonej nie przez nas, a jednak wspólnej. Z
pełnym rozmysłem zamieszczam w części fotograficznej zbiorowe zdjęcie sztabu LAZ-u,
chcąc sprowokować powstanie podobnego opracowania dotyczącego Akcji Zagranicznej jak
również Akcji Studenckich Obozów Naukowo Badawczych.
Natomiast, na Studenckich Praktykach Robotniczych, mężczyźni najczęściej
pracowali na tzw. „wielkich budowach socjalizmu”, kobiety w zakładach przetwórczych np.
w Bujakowie lub w przedsiębiorstwach budowlanych, myjąc i sprzątając mieszkania w nowo
budowanych, i przygotowywanych do oddania blokach. Oczywiście praktyki realizowane
były w najładniejszym dla młodego człowieka okresie, lipcu, sierpniu, wrześniu, wtedy, gdy
tzw. klasa robotnicza miała również okres zasłużonych urlopów. Tym samym, na mnie jako
na uczestniku hufca pracy, pracującego w Paczynie, przy budowie szklarni, spadł obowiązek,
który poczytywałem sobie za zaszczyt, by z kolegami z mojego wydziału stawiając
samodzielnie poszczególne hale, konkurować z zawodowcami. Okazaliśmy się tak dobrzy,
(byliśmy lepsi od zawodowców), że w nagrodę dostaliśmy po wiecznym piórze oraz
zapewnienie, że gdy nie pójdzie nam dobrze na studiach, to wszyscy mamy pewne
zatrudnienie nawet na stanowiskach brygadzistów w Gliwickim Przedsiębiorstwie
Budownictwa Przemysłowego. Oczywiście, z propozycji nikt z nas nie skorzystał, a wszyscy
jak jeden mąż skończyliśmy studia. Jak ta praca wyglądała, nie będę tego opisywał. Tym
bardziej, że moim mottem zawodowym jest „nie ma krajów biednych, są tylko źle, nieudolnie
zarządzane”. Artystyczne uogólnienie produkcyjnej części Studenckich Praktyk Robotniczych
zawarte zostało w filmie „SPR-76”, (posiadam magnetowidową wersję do wglądu) w scenie,
gdzie „dzielni studenci praktykanci wiaderkami przelewają wodę z jednej wielkiej dziury do
drugiej”. Oczywiście, poza elementami humorystycznymi, wykonywana była potężna, nigdy
nie do końca i uczciwie wyceniona praca. Natomiast nam nie o tę fizyczną pracę chodziło.
Prawdziwa „organizacyjna praca u podstaw” zaczynała się dopiero, gdy wszyscy wracaliśmy
z pracy fizycznej do akademików. Tu działał sztab, który martwił się, jak nam
zagospodarować twórczo czas. Dzięki temu, że praktyki poznałem w całym ich cyklu
programowo - organizacyjnym, to jest od uczestnika hufca, gdy zostałem przyjęty na
Uczelnię, poprzez komendanta hufca, zastępcę komendanta ds. programowych sztabu SPR,
komendanta sztabu SPR do najmłodszego pełnomocnika rektora ds. Studenckich Praktyk
Robotniczych włącznie, mógłbym na ich temat napisać pracę naukową (habilitacyjną). Temat
mógłby brzmieć: „Studenckie Praktyki Robotnicze jako forma przygotowania nowo
przyjętych studentów do aktywnego i twórczego studiowania w Politechnice Śląskiej i
dalszego rozwijania się w pracy zawodowej”.
Oczywiście pamiętam, że stosunek do praktyk w Polsce był tak negatywny, że osoby
odpowiedzialne za ich wprowadzenie miały być pociągnięte do odpowiedzialności karnej. Z
pełną odpowiedzialnością muszę stwierdzić, iż jestem innego zdania. Jako argumentu w
ewentualnej mowie obrończej będę używał argumentu, iż w warunkach Gliwickich, dzięki
pracy dużych zespołów ludzkich, studencko - pracowniczych, z dyskusyjnego pomysłu
narodziła się w miarę strawna koncepcja pracy, która przynosiła przez lata, moim zdaniem,
pozytywne rezultaty.
Nie wdając się w szczegóły, najprościej jest przedstawić przebieg praktyki posługując
się ramowym wypracowanym w gliwickim środowisku programem przebiegu praktyki.
Wszystko rozpoczynało się na długo przed wakacjami - jeszcze w zimie. JM Rektor
powoływał pełnomocnika ds. Studenckich Praktyk Robotniczych. Pełnomocnikiem, który
wywarł na mnie duży wpływ, jako na młodego, napalonego do roboty człowieka, był Tadeusz
CISEK. Pełnomocnik, wspólnie z Radą Uczelnianą ZSP „poszukiwał”, a następnie
powoływał Komendanta Sztabu SPR - odpowiedzialnego za przygotowanie i realizację
programu zajęć pozaprodukcyjnych dla uczestników praktyk. To poszukiwanie w
cudzysłowiu znaczy tyle, że nie była to osoba przypadkowa.
Byli to „najlepsi z najlepszych”. Moim nauczycielem był Jan MATYGA,
współtwórca praktyk. To jego, a nie mój tekst, powinien się tu znaleźć.
Komendant powoływał Sztab, czyli grupę studentów z lat starszych, z którymi
wyjeżdżał na trzy dniowe szkolenie w celu wypracowania formuły programowej praktyk,
koncepcji pracy, przygotowania materiałów, które należało wydrukować itd., itp.
Tymi podstawowymi, przez nas opracowanymi materiałami programowymi były:
• założenia programowe czasu pozaprodukcyjnego,
• regulamin współzawodnictwa międzyhufcowego „Kto lepszy?”,
• formuła programowo - organizacyjna kabaretowego „Turnieju Jednej Cegły” regulamin,
• struktura organizacyjna Sztabu,
• ramowy kosztorys realizacyjny czasu pozaprodukcyjnego, który w sposób
wzorcowy, prawie odpowiadający warunkom gospodarki rynkowej, został
przygotowany przez Andrzeja MICHALIKA, a następnie przez Adama
GRABOWEGO, ludzi odpowiedzialnych za finansowanie praktyk w okresach
przełomowych dla ich funkcjonowania,
• oraz logo i plakat praktyk.
Po powrocie ze szkolenia, przez cały semestr letni, sztab pracował, przygotowując się
do przyjęcia 2 tys. studentów na praktykę. Zawsze spotykał się z kierownictwem agend i grup
twórczych oraz z kierownikami chatek studenckich ustalając zasady pracy i współpracy w
okresie praktyk. Sam sztab w sensie organizacyjnym na przemian mieścił się raz w DS.
„Piast, raz w DS „Elektron”. Panie Kierowniczki tych domów, tj. Pani Maryla
SZCZEPANIAK oraz Pani Zofia FIRLEJCZYK i Pani Apolonia ŚLEDZIONA –
kierowniczka stołówki studenckiej przy ul. Pszczyńskiej, robiły wszystko, by pomóc nam w
tej jakże odpowiedzialnej pracy, całym sercem pomagały nam i wspierały we wszystkich
naszych działaniach, nie gniewając się, gdy czasami nam coś nie wyszło.
Struktura organizacyjna Sztabu wynikała z przyjętej do realizacji koncepcji
programowej praktyk. Nie wchodząc w szczegóły, w ujęciu funkcjonalnym w skład sztabu
wchodziły następujące komisje:
• komisja organizacyjna i szkolenia,
• komisja sportu i turystyki,
• komisja informacji,
• i komisja kultury.
.
Pracą sztabu kierował Komendant. Do swojej pomocy miał zastępcę ds.:
programowych, organizacyjnych oraz finansowych. W późniejszym okresie ze względu na
rosnące problemy, w tym aprowizacyjne, pojawiła się funkcja kwatermistrza. Osobami, które
pozostawiły trwały wkład w organizację i przebieg praktyk byli między innymi: Jan
MATYGA, Tadeusz CISEK, Andrzej KOPEĆ, Tomasz RUMIN, Andrzej KONDRAT,
Henryk SKŁADANIEC, Bogdan TARKO, Jurek BAJOR, Andrzej MICHALIK, Andrzej
ZAMOJSKI, Jurek KAPAŁA, Tomasz RADKO, Asia GRABIEC, Adam GRABOWY, Piotr
ZIOBRO, Fryderyk KARZEŁEK i wielu, wielu innych, których nie sposób tu wszystkich
wymienić, a bez których pracy i zaangażowania nie było by takich wyników, jakie
osiągaliśmy. A wygrywaliśmy wszystkie turnieje, konkursy i przeglądy do poziomu
ogólnopolskiego włącznie. Byliśmy, kilka razy z rzędu, Najlepszą Uczelnią w kraju
organizującą Studenckie Praktyki Robotnicze. Hymnem Studenckich Praktyk Robotniczych
była sławna piosenka „Dziadka” - Zbyszka TUMIDAJEWICZA, którą często i dziś nucę,
„ZWYCIĘŻYMY”. Robię wszystko, by był to hymn wszystkich studentów Politechniki
Śląskiej, dzisiaj i zawsze.
„Jak rok cały długi jak rok,
Jesteś wśród nieszczęsnych ściąg,
Czy nie chcesz już, oderwać się,
Od swych zwykłych trosk,
Więc teraz rusz lekko głową,
Zapodaj coś, wyjdzie z tego dobra rzecz,
I chyba wiesz,
Będziemy wtedy bardziej pewni że:
Zwyciężymy, zwyciężymy, zwyciężymy,
Każdy z nas wie,
Że turniej ten wygramy my !!
Nie ważne kto z nas zwycięży,
Kto dziś ma fart,
Komu jury wygrać da,
Zabawa ta,
Niech dobre czasy przypomina wam,
Choć teraz dzieli nas trochę, ten piękny bój,
Zaśpiewajmy wspólnie by, połączył nas,
Spirali urok przez cały walki czas,
Zwyciężymy, zwyciężymy, zwyciężymy,
Każdy z nas wie,
Że turniej ten wygramy my !!”
Komisja Organizacyjna i Szkolenia
Głównymi zadaniami komisji organizacyjnej i szkolenia było: przygotowanie i
przeprowadzenie zakwaterowania i wyżywienia, nadzorowanie wyjazdów do pracy tj.
terminów i miejsc podstawiania autokarów, gospodarka sprzętem oraz bazą lokalową
niezbędną do realizacji praktyk, zabezpieczenie organizacyjne imprez odbywających się w
ramach praktyk. Praca w komisji była bardzo dobrą szkołą życia w warunkach „gospodarki
niedoborów”, w jakiej wtedy funkcjonowaliśmy. Zorganizowanie np. papieru toaletowego dla
potrzeb DS-ów zasługiwało na najwyższą ocenę.
Komisja Sportu i Turystyki
Działalność sportowa realizowana była w szczególnie ciężkich warunkach. Uczelnia
nie dysponowała wtedy takimi obiektami sportowymi jak dzisiaj. Grało się na skrawkach
ziemi, które studencką pracą społeczną przystosowano na boiska, często umawiając się, gdzie
są auty, linie środkowe i te charakterystyczne punkty, niezbędne w grze. Sprawy ulegały
diametralnej zmianie, gdy przyszło grać po deszczu. A prowadzono turnieje, objęte
klasyfikacją o najlepszy hufiec w takich dyscyplinach jak: piłka siatkowa kobiet i mężczyzn,
piłka koszykowa kobiet i mężczyzn, piłka nożna mężczyzn, a później i kobiet. W turniejach
uczestniczyli przedstawiciela Akademickiego Związku Sportowego oraz Studium
Wychowania Fizycznego i Sportu, poszukując nowych talentów do poszczególnych dyscyplin
akademickich. SPR-owski dzień sportu przeradzał się w małą uczelnianą olimpiadę. SPRowicze występowali czasami z własnymi inicjatywami turniejów np. tenisa stołowego,
bagmintona, szachów, brydża sportowego. Startując na forum środowiskowym, regularnie
wygrywaliśmy olimpiady sportowe z reprezentacjami Akademii Ekonomicznej i
Uniwersytetu Śląskiego.
Na szczególną uwagę zasługuje również działalność turystyczna. Każdy z uczestników
praktyk miał możliwość wyjazdu do tzw. „Chatek Studenckich” na Pietraszonce, w Danielce,
na Lasku, w Lachowicach, Sopotni i na Karkoszczonce. Dumni byliśmy z ich posiadania i
funkcjonowania. Każdy uczestnik SPR-ów otrzymywał informator o możliwościach i
przedsięwzięciach turystycznych organizowanych przez środowisko Politechniki oraz
śpiewnik piosenek rajdowych. Oczywiście wyjazd do „Chatki” poprzedzony był wieczorkiem
piosenki rajdowej, na którym studenci, rasowi turyści razem z beanami śpiewali i wciągali ich
w rajdowo - turystyczne życie. Studenci wyjeżdżali również na żagle do bazy Yacht klubu
AZS, nurkowali, oglądali filmy ze spływów kajakowych.
Komisja Informacji
Oczywiście, aby całe to przedsięwzięcie sprawnie funkcjonowało, wszyscy musieli
posiadać prawdziwe, aktualne, w miarę zrozumiale formułowane i prezentowane informacje.
Najważniejszym elementem systemu informacji była tablica, największa, bo zajmująca całą
główną ścianę w Sztabie, a prezentująca Program Czasu Pozaprodukcyjnego Studenckich
Praktyk Robotniczych dla wszystkich hufców w okresie całego turnusu. Jego pełną czytelność
zapewniała legenda. Uzupełnieniem planu zajęć były: tablica wyników „Współzawodnictwa
międzyhufcowego”, współzawodnictwa w ramach „Turnieju Jednej Cegły”, grafiki
rozgrywek sportowych. Z komisją współpracowali członkowie Klubu Turystyczno –
Fotograficznego „Krokus”, którzy uczestnicząc w imprezach czasu pozaprodukcyjnego
uwieczniali na fotografiach najciekawsze wydarzenia. Efektem ich pracy były prawie
codzienne serwisy fotograficzne prezentowane w gablotach osiedla akademickiego.
Wykonane w czasie praktyk zdjęcia stanowią, poza pamięcią i krótkim filmem, jedyną
dokumentację tamtych wydarzeń. Komisja prowadziła również działalność „foniczną”, ściśle
współpracując z Studenckim Radiem „Centrum”. Codziennie nadawano trzy bloki
programowe: rano, po południu i wieczorem. Pracownicy studia współpracowali z
uczestnikami praktyk przy realizacji audycji, reportaży, słuchowisk i nagrań przebojów SPRów, umożliwiając każdemu stawanie się „rasowym radiowcem”. Niektórzy, po zakończeniu
studiów, z tytułami mgr inż., do dziś w radiu realizują swoją życiową pasję.
Komisja Kultury
No i oczywiście najważniejsza, spinająca jak klamrą całość działań twórczych, SPRowska Komisja Kultury. Od niej się wszystko, co w kulturze studenckiej „najfajniejsze”
zaczynało, i na niej się kończyło. Twórcy studenccy działając jak zaczyn, beanom siali
niepokój twórczy, który rozwijając się owocował nowym pokoleniem twórczych
indywidualności, które dojrzałe, przyjeżdżały na SPR-y, i powtarzały cykl, który w kształcie
spirali łączył na osi czasu poszczególne roczniki, pokolenia, studentów.
Istotą i najważniejszym celem działania tej komisji było rozbudzenie zainteresowań
uczestników studencką kulturą. Stąd komisja programowała oraz organizowała wieczory
autorskie, występy studenckich grup muzycznych naszych i z innych środowisk, spektakli
teatralnych. Wszystko to traktowane było jako uwertura i inspiracja do twórczości własnej
realizowanej poprzez uczestnictwo w osławionym Turnieju Jednej Cegły oraz konkursach
plastycznych. W ramach szeroko rozumianej twórczości kulturalnej organizowane były:
• Kabaretowy Turniej jednej Cegły,
• konkurs na plakat SPR i symbol graficzny - znaczek,
•
•
•
•
•
konkurs na rzeźbę w glinie,
konkurs poetycki,
prezentacje teatralne np. Teatru 12a, Monodramów CHŁOPECKIEGO,
występy kabaretowe np. Kabaretu SSAK, Kabaretu Długi, Kapota, D-Complax,
prezentacje klubów studenckich, w której np. Klub Gwarek przedstawił zespół Blues
Stop, Andrzeja KIELARA, Andrzeja SKUPIŃSKIEGO z zespołem Toluś Party,
• prezentacje piosenki studenckiej np.: Eli ADAMIAK, Jana WOŁKA, Wojtka
MŁYNARSKIEGO, Wojtka BAUERA, Krzysztofa MYSZKOWSKIEGO,
Czerwonego Tulipana,
• prezentacja Kino-Teatru „X” poprzez Akademię Filmową z blokami tematycznymi
np. Śmiech fizjologiczny, Kłania się Frankenstein, kabareton z udziałem np. byłego
kabaretu „60 minut na godzinę”, czy też kabaretu Elita, występów „Wałów
Jagielońskich”, Johna Portera itp, występy Teatru STG, występy zespołu Tańca
„Dąbrowiacy”, występy Chóru Studenckiego Politechniki Śląskiej,
• imprezy w stylu „Sami Dla Siebie - np. SPR-owskie koncerty bluesowe,
• no i oczywiście dyskoteki.
Generalnie, jak z przytoczonej wyliczanki - oczywiście niepełnej, wynika, praca komisji
dzieliła się na dwie części, kulturotwórczą i prezentacyjną. Elementem kulturotwórczym w
pełnym tego słowa znaczeniu był Kabaretowy Turniej Jednej Cegły. Turniej
przeprowadzany był systemem: eliminacje - uczestniczyły w nim wszystkie (lub prawie
wszystkie) Hufce turnusu, półfinały oraz finał. Każdy hufiec przygotowywał swój program,
na który składał się: przebój SPR, wieczór kabaretowy oraz prezentacja hufca. W ramach
przygotowań do turnieju członkowie komisji kultury oraz inni dostępni w tym okresie w
Gliwicach twórcy, na spotkaniach z hufcami omawiali i pomagali nowo przyjętym studentom
współtworzyć pomysły i programy. Dysponowali możliwością pokazania co znaczniejszych
dokonań kulturalnych, np. materiałów archiwalnych z Igrów Żaków Gliwickich, FAM i
innych festiwali i koncertów. Poziom prezentowanych programów nie był najwyższy generalnie - sam to pamiętam ze swoich SPR-ów. Ale finały i koncerty galowe były zawsze
wielkimi wydarzeniami artystycznymi, rozgrywającymi się w Kino-Teatrze „X” w formie
spektaklów kabaretowo - muzycznych, szczególnie dla wykonawców, ale również dla
widzów. Do historii Środowiska katowickiego przeszły zmagania turniejowe Akademii
Ekonomicznej, Uniwersytetu Śląskiego, i Politechniki Śląskiej, gdzie w wyniku stronniczego
sędziowania 500 osobowa ekipa Politechniki opuściła turniej. Zadyma była duża. Wiadomo,
wszelkie manifestacyjne prezentowanie swoich poglądów nie było praktykowane.
Najciekawsze w tym wszystkim był fakt, iż niezależnie od wyników przydzielanych przez
sędziów, środowisko Politechniki, a więc ludzi biegłych w naukach ścisłych i technicznych,
doskonale radziło sobie na scenie. Nasi Studenci władali piórem lepiej niż przyszli zawodowi
dziennikarze. Tworzyli zdarzenia artystyczne zaskakując pomysłami oraz głębokimi
przesłaniami, zawodowych artystów. Tworzyli słuchowiska i duże imprezy plenerowe,
studiując i zdobywając dyplomy inżynierów.
Czy to było możliwe? A jednak, ja tak to pamiętam, tak to było i tak to wspominam. Co
trzeba by zrobić, żeby taką aktywność i zaangażowanie wykrzesać dzisiaj?
Zapraszam do wymiany poglądów - oczywiście, jeżeli ma ktoś ochotę i znajdzie na to
czas.
Działania prezentacyjne, szczególnie agend kulturalnych takich jak Teatr STG, Chóru,
Zespołu Pieśni i Tańca, kończyły się zaproszeniem do współpracy nowo przyjętych
studentów, przesłuchaniami, a najczęściej, w następnej kolejności przyjęciem do „zespołowej
rodziny”. Wyniki tego stylu pracy widoczne są do dzisiaj i w mniejszej skali są one dalej
prowadzone.
W mojej pamięci szczególnie utkwił jeden, najistotniejszy jak się później okazało fakt
w moim dalszym życiu. Otóż, jednym z elementów prezentacji hufców była tzw.
„niespodzianka dla przeciwnika”, która dzięki temu, że przeciwników było wielu, przerodziła
się w niespodziankę dla JURY. Turnieje „Cegły” tradycyjnie odbywały się w Gwarku. Był to
etap eliminacji w którym startowały między innymi hufce ze sławnego Wydziału Inżynierii
Środowiska (IS-u). Jak wszyscy pamiętają hymn IS-u z tamtych lat, a szczególnie jego refren,
„IS, IS, IS, najlepszym z wydziałów wszystkich jest, najładniejsze dziewczyny na nim są,
więc kochani, śpiewajcie za nami, niech żyje nam IS-u stan”, śpiewałem sam.
Miałem wtedy to szczęście - los tak chciał - że byłem szefem Jury. Generalnie szefem
Jury, gdy w SPR-ach pracował Jasiu MATYGA, był Jan MATYGA. Ale w tym dniu go nie
było. Turniej dobiegał końca. Ostatnia konkurencja eliminacji. Poziom średni, w miarę
wyrównany. Na sali panuje atmosfera festiwalowa. Wszyscy coś krzyczą i potrząsają
transparentami. „Eltron” sprzęgał. Prowadzący imprezę, Krzysiek PAŁCZYŃSKI pseudonim artystyczny „PAŁA”, dwoił się i troił by utrzymać poziom i temperaturę imprezy.
Jak zwykle robił to doskonale. Poszczególne hufce wyciągają z kątów, dobrze ukryte i
utajnione ostatnie „asy atutowe”. Asami tymi miały zamiar przechylić zwycięstwo na swoją
stronę. Szczerze muszę przyznać, że wszystkie niespodzianki dla Jury czas zamazał w mej
pamięci - z wyjątkiem jednej. W pewnym momencie, przy akompaniamencie hymnu IS-u,
postawiono na stole Jury, mały, zgrabny koszyk wiklinowy na pranie, ładnie zamknięty,
owinięty kokardką, z napisem „nie ma mocnego, nie ma byka, nad inżyniera mechanika”.
Żeby nie było wątpliwości, komendant hufca wręczył go mnie, jako potencjalnemu,
przyszłemu inżynierowi mechanikowi. Ja oczywiści podejrzewając „numer”, bo na
„wykręcaniu numerów” konkurencja polegała, kurtuazyjnie odstępowałem koszyk innym
członkom Jury. Ale sala zaczęła wrzeszczeć: KAJZER!, KAJZER!, KAJZER!, więc nie
mając innego wyjścia, ciągnąłem za wstążkę, kokarda się rozwiązała. Najbardziej ekscytujący
moment. Sala lekko cichnie, wynikało by z tego, że prawie nikt nie wiedział co się stanie.
Podnoszę zamknięcie i w tym samym momencie, z koszyka wyłania się czarny diabełek,
który okazał się, gdy cały wylazł, murzynkiem - pomyślałem dziewczyną, i zgadłem. Cały
Gwarek zagrzmiał. Murzynek siadł mi na kolanach i tak chciał siedzieć. Ja natomiast
musiałem czynić swoją powinność tzn. ocenić niespodziankę. Następna fala tumultu pojawiła
się, gdy pokazałem ocenę niespodzianki. Hufiec wygrał. Do dzisiaj mi to „ktoś” wypomina że niby po kumotersku. „Murzynek” bo tak przez przyjaciół i mnie nazywana jest do dzisiaj,
została moją żoną. I choćby historia nie wiem, jakie wystawiała oceny i opinie o Studenckich
Praktykach Robotniczych, w tym w szczególności Turniejowi Jednej Cegły, dla mnie były to
najwspanialsze przeżycia, z którymi wiążą się niezapomniane wspomnienia i cała dalsza
droga życiowa. Chciałem zdjęcie z tego zdarzenia zamieścić we wspomnieniach, ale ostatni,
który je miał, Andrzej KONDRAT, albo je zgubił, albo nie chce mi go udostępnić, o co
mógłbym go trochę posądzać. Odtąd, „do programu Studenckich Praktyk Robotniczych, a
następnie do programu mojego życia” weszła ona - Halinka - „Murzynek”. Fakt ten w formie
„refleksji” zamieściłem w fotograficznej części wspomnień.
W myśl przyjętych założeń, uczestnictwo studentów roku „0” w Studenckich
Praktykach Robotniczych „powinno być czynnikiem kształtującym samodzielność oraz
umiejętność współżycia i pracy w grupie. Udział w SPR-ach oznaczał również zdobycie
wiedzy o warunkach i problemach przyszłych studiów - ułatwiając adaptację na Uczelni.
Obowiązkiem odbycia praktyki objęci byli wszyscy przyjęci na I rok studiów - po egzaminie
wstępnym, a przed immatrykulacją. Praktyki miały charakter stacjonarny. Hufce 20 - 25
osobowe skupiały w większości przypadków studentów jednego wydziału - przyszłej grupy
dziekańskiej”.
Oczywiście, poza tym, że działał sztab SPR, działała Uczelniana Komisja ds. SPR.
Głównym jej obowiązkiem było zapewnienie uczestnikom odpowiednich, najlepszych w
danych warunkach miejsc pracy. Podstawowymi, elementarnymi wymaganiami były:
• bezpieczne i higieniczne warunki pracy, oraz stały bezpośredni nadzór nad nimi,
• dobre warunki socjalne tj. zapewnienie posiłku, szatni, łaźni, pomieszczeń
sanitarnych, transportu do i z pracy,
• równomierne obciążenie pracą poszczególnych uczestników praktyk z
uwzględnieniem płci,
• pracę uczestników wyłącznie na rannej zmianie,
• pełnienie funkcji brygadzisty przez komendanta hufca, bezpośredniego opiekuna
studentów.
„Zakładając, że praca studentów powinna być elementem procesu dydaktyczno wychowawczego uczelni, przy wyborze ewentualnych miejsc pracy kierowano się
następującymi kryteriami:
• zakład miał mieć wzorowo zorganizowany system pracy,
• musiał dysponować odpowiednią kadrą oraz wyposażeniem technicznym,
• gwarantował nadzór nie tylko techniczny ale i wychowawczy oraz bezpieczne i
higieniczne warunki pracy i warunki socjalne,
• gwarantował pomoc w realizacji programu pozaprodukcyjnego realizowanego przez
Sztab SPR”.
Prawidłowa realizacja praktyk była możliwa dzięki konsekwentnej postawie uczelni w
stosunku do zakładów pracy, ich ocenie wg poniżej przedstawionych wymagań - kryteriów i
eliminacji tych, które ich nie spełniały. Oczywiście, wywiązywanie się z przyjętych zasad
realizacji praktyki zagwarantowane było odpowiednimi umowami.
Praktyki podlegały obowiązkowi zaliczenia. Podstawę zaliczenia stanowiła opracowana
przez Komisję i wypełniona Książka Pracy Studenckiego Hufca Pracy - prowadzona na
bieżąco przez komendanta hufca i przekazana Dziekanowi Wydziału. Odbycie praktyki
zaliczane było wpisem do indeksu. Wpisu do indeksu dokonywał dziekan na wniosek
komendanta hufca. Praca wychowawcza wśród uczestników praktyk prowadzona była przez
opiekunów wydziałowych - pracowników naukowo - dydaktycznych Uczelni. W celu
zapewnienia bezpośredniej opieki nad uczestnikami praktyk, władze dziekańskie, na wniosek
wydziałowych organizacji ZSP, powoływały Komendantów hufców, studentów lat wyższych
poszczególnych wydziałów. W skali uczelni, rocznie funkcję komendantów pełniło około 70
studentów, którzy wcześniej przeszli odpowiednie szkolenie zakończone egzaminem. W myśl
wypracowanej i sprawdzonej w naszej uczelni zasadzie, „komendanci hufców byli
bezpośrednimi przełożonymi uczestników praktyk i kierowali całością pracy oraz
działalnością pozaprodukcyjną hufców”. Uczestnictwo w praktykach robotniczych w
charakterze komendanta hufca jak i członka sztabu było podstawą do zaliczenia praktyki
programowej. Pierwszym elementem wdrażającym nowo przyjętych studentów do
samoorganizacji i samorządności, tak bardzo pielęgnowanej i rozwijanej w naszym
środowisku było demokratyczne wybranie Rad Hufców. Włączały się one lub były włączane,
w zależności od swojego temperamentu, przez starszych kolegów do programowania i
organizowania życia hufca - w przyszłości grupy dziekańskiej. Osoby te w większości
przypadków były podstawą tworzących się struktur samorządowych na pierwszych latach
studiów poszczególnych wydziałów.
Jak wspomniano wcześniej, działalność zabezpieczająca czas pozaprodukcyjny, ten
naszym zdaniem najistotniejszy w idei praktyk, spoczywała na Powołanym przez Radę
Uczelnianą Sztabie, który planował, realizował oraz kontrolował uzyskiwane rezultaty
prowadzonej działalności kulturalnej, sportowo - turystycznej, szkoleniowej i informacyjnej
wśród uczestników praktyk. O skali przedsięwzięcia niechaj świadczy fakt, iż w okresie
poprzedzającym akcję, w celu poprawnego jej przygotowania i przeprowadzenia opracowano
oraz wydrukowano, dostępne jeszcze u mnie następujące materiały:
• zawiadomienie o obowiązku odbycia praktyki i jej istocie,
• informacje o Sztabie Organizacji Czasu Pozaprodukcyjnego SPR, celu powołania,
zadaniach do wykonania,
• Książkę Pracy Studenckiego Hufca Pracy,
• legitymację uczestnika, list gratulacyjny ZSP, plakat akcji,
• informator dla uczestników praktyk zawierający podstawowe informacje o uczelni,
organizacji ZSP, jej agendach, możliwościach działania,
• informator o zasadach korzystania z Biblioteki Politechniki Śląskiej,
• zaproszenia na imprezy organizowane w ramach zajęć czasu pozaprodukcyjnego,
• zaproszenie na uroczystą Inaugurację Roku Akademickiego dla wyróżniających się
uczestników SPR-ów, oraz kupowano, jeżeli się ukazywały specjalne numery dla
studentów roku I np. „Politechnika”.
Studenckie praktyki Robotnicze realizowane były w trzech turnusach. Turnus I
obejmował uczestników po I roku studiów, którzy w roku poprzednim zostali zwolnieni z
odbywania praktyk. Turnusy II i III były turnusami dla roku „0”. W dniu poprzedzającym
przyjazd uczestników odbywały się odprawy Komisji Uczelnianej z komendantami hufców,
opiekunami hufców z ramienia wydziałów, opiekunami hufców z ramienia zakładów pracy.
Na odprawach uściślano warunki i zasady współpracy, czasy i miejsca podstawiania
autokarów, sprawy badań lekarskich, warunki i miejsca zakwaterowania, wyżywienia, opieki
medycznej, zasady realizacji rozliczeń finansowych itp., itd. Uczestnicy odpraw otrzymywali
komplety materiałów w skład których wchodziły między innymi:
• wykaz spraw do załatwienia przez komendantów i opiekunów hufców,
• sposób rozliczania kosztów tzw. „wsadu do kotła”, który pozwalał zorientować się
przynajmniej w przybliżeniu, jak będą wyglądać serwowane przez stołówki
studenckie posiłki,
• i co najważniejsze, ramowy harmonogram zajęć pozaprodukcyjnych hufca.
Wcześniejsze przekazanie ramowego harmonogramu zajęć poza produkcyjnych hufca
pozwalało komendantom i sztabowi na odpowiednie zaplanowanie i przygotowanie pracy z
hufcami.
Oczywiście, najważniejszy zawsze był start. Nie mógł to być falstart. Pierwszy kontakt
studenta roku „0” z uczelnią, po zdanym egzaminie, musiał wypaść wzorcowo. Oczywiście za
prawidłowe przyjęcie odpowiadał Sztab SPR, a osobą pierwszego kontaktu był starszy
kolega, student uczelni. W niedzielne popołudnie należało przyjąć, zakwaterować, wysłać na
stołówkę, przekazać „beanom” podstawy studenckiego „sawłarwiwru”, oraz przygotować do
pierwszego wyjazdu do pracy około 1000 osób. Kto tego nie robił, nie uwierzy, jaki to był
młyn. Oczywiście, najwięcej kłopotów i problemów było, proszę się nie dziwić z rodzicami i
jedynakami oraz jedynaczkami. Trudno było rodzicom zgodzić się na to, że ich pociecha,
najczęściej rozpieszczona musi mieszkać w wieloosobowym pokoju, sama za sobą ścielić
łóżko, wcześnie rano wstawać i jechać do nie zawsze najsensowniejszej pracy fizycznej,
uważać na pojawiające się na rękach „odgnioty”, i co chyba najgorsze, informować swojego
komendanta, że chce się np. wyjechać w odwiedziny do domu.
Oczywiście, za sprawy zakwaterowania, zameldowania, wydawania kart żywieniowych,
odbierania i rozliczania kartek na mięso, zabezpieczenie odpowiedniej ilości papieru
toaletowego i tego wszystkiego, z czym w tym okresie były problemy, a były prawie ze
wszystkim, czyli w najgorszym okresie do realizacji tego typu przedsięwzięć odpowiadał i był
w tym najlepszy - niezastąpiony Andrzej CHAŁUBIEC. Gdybyśmy tego nie zrobili w sposób
pokazowy, wzbudzający uznanie w osobach przyjeżdżających na praktyki, dalsza nasza
działalność stała by pod znakiem zapytania. Następny, strategiczny dzień praktyk, to pierwszy
ich dzień, poniedziałek. Pobudka miasteczka akademickiego o godz.: 420 przy dźwiękach
pieśni „Wstawaj, szkoda dnia”, śniadanie o 435 i wyjazd uczestników do swoich zakładów
pracy. Jeżeli uczestników było 1000 osób, a autokar zabierał 50 osób, to do miasteczka
akademickiego musiało przyjechać, nawrócić, zabrać swoich ludzi i odjechać 20 autokarów.
Po tej, jakby na wzór wojskowy przeprowadzonej ewakuacji, miasteczko akademickie robiło
się ciche i bezludne. Na osiedlu widoczne były tylko krzątające się osoby w koszulkach z
napisem Sztab SPR. Trwały pełną parą przygotowania do zajęć popołudniowych, po
przyjeździe uczestników praktyk z pracy. W sposób już mniej uderzeniowy poszczególne
autokary podjeżdżały pod stołówkę, a zgłodniali praktykowicze zajmowali miejsca w
sławnych kolejkach po zupę i drugie danie. Rozładowanie kolejek było następnym
wyzwaniem do którego podchodziliśmy wspólnie z kierownictwem i personelem stołówek.
Aby ułatwić pracę kuchni, dyżurujący informowali i pokazywali jak należy oddawać talerze,
że trzeba je samemu odnosić, w oddzielne miejsce dawać kubki, w oddzielne sztućce itp. itd.
W pierwszym dniu, uczestnicy, po pracy spotykali się tradycyjnie z Władzami
Uczelni. W ramach spotkania zapoznawani byli z historią uczelni, jej strukturą organizacyjną,
zasadami funkcjonowania, zwyczajami oraz ceremoniałem związanym z tradycją
funkcjonowania Politechniki Śląskiej. W drugiej, mniej oficjalnej części spotkania, po filmie
o SPR-ach, sztab prezentował przygotowaną koncepcję programową praktyk i zachęcał do
włączenia się w jej realizację. A było w co. W sposób systemowy organizowano: Kabaretowy
Turniej Jednej Cegły, na który składały się eliminacje, półfinały i finał. W oparciu o
wyłonioną grupę wykonawców i zaprezentowane programy przygotowywano i prezentowano
Koncert Galowy oraz opracowano program na Wojewódzki Turniej Kulturalny. Oczywiście
realizowano konkurs plastyczny na plakat, znaczek i rzeźbę SPR-ów. Organizowano
podsumowujący przebieg turnusu „Turniej Debiutów”. W zakresie zajęć sportowo
turystycznych prowadzono rozgrywki, przygotowywano oraz organizowano Wojewódzki
Dzień Sportu w formie olimpiady Uczelni, organizowano wieczory piosenki rajdowej oraz
wyjazdy do chatek studenckich. Przygotowywano i realizowano audycje w Ośrodku Radia
Studenckiego „CENTRUM”. Prowadzono w sposób podobny jak Turniej „CEGŁY”, turniej
Wiedzy Społeczno – Politycznej „POLITYKUS”. Na zakończenie, jakże pracowitego
miesiąca organizowano Bal Zakończeniowy, na którym ogłaszano i wręczano nagrody dla
najlepszych, wyłonionych w oparciu o realizowane współzawodnictwo między hufcowe „Kto
Lepszy”.
I tak to w skrócie mniej więcej wyglądało.
Po latach należy postawić sobie pytanie - „Jakie zdarzenia, jakie emocje, jacy ludzie
pozostawili trwały ślad w mojej pamięci? Jak to wszystko w czym uczestniczyłem, co
współtworzyłem, wygląda z perspektywy lat, w tym szczególnie dokonującej się
transformacji ustrojowej i mojego w tym miejsca ? Jak te lata ukształtowały mnie jako
człowieka, jako pracownika, jako obywatela Polski?”
Nie próbowałem wyobrazić sobie, kim bym był, gdyby nie moja szkoła, Technikum
Mechaniczne w Ustroniu, studia na Wydziale Mechanicznym Technologicznym Politechniki
Śląskiej w Gliwicach, praca w ruchu studenckim, a następnie praca w różnych miejscach i
robienie różnych, czasem dziwnych rzeczy. Ale wszędzie wykorzystywałem i dalej
wykorzystuję wszystko to, czego się nauczyłem, ucząc się dalej. Pracując w Zakładzie
Przeróbki Plastycznej Metali oraz w Instytucie Metalurgii Żelaza, prowadząc badania nad
aktywnym wykorzystaniem tarcia w procesie łączącym walcowanie z wyciskaniem,
napisałem i obroniłem pracę doktorską w Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie.
Zdobytą wiedzę praktycznie stosuję współpracując z zakładami hutniczymi i budowy maszyn,
współuczestnicząc w procesach transformacji i restrukturyzacji.
Wszędzie, w każdym miejscu próbuję praktycznie realizować to, co tak efektownie
nazywa się transferem technologii. Pewny jestem, iż wiele z tego, co we mnie dobre, jeżeli
jest, jest wynikiem Szkoły, Uczelni, Organizacji, obcowania ze wspaniałą kadrą pedagogiczną
i naukową, wspaniałymi, jedynymi koleżankami i kolegami.
W swej pracy kierowaliśmy się wiarą w siebie, w rację i cel naszego działania.
Fenomen „człowieka – studenta” tamtych lat polegał na tym, że był on początkiem i końcem
poczynań programowych i swego rodzaju testem na prawdę. Gdy nie było prawdy nie było
wyników. Dzisiaj to jest oczywiste, wtedy nie do wszystkich to docierało. Problem polegał na
tym, że prawda miała dwa poziomy, ten głębszy, pracy u podstaw, ten płytszy, praca dla
osiągnięcia doraźnych efektów. Umiejętność godzenia tych sprzecznych celów, była ceną
jaką płaciłem za pracę i aktywność w tamtych czasach. Rozwój osób realizowany był wokół
wspólnych celów. Wspólne cele mogły lepiej lub gorzej określać mechanizmy
demokratyczne. W środowisku studenckim respektowane były poprzez samorządność
studencką, respektowanie praw indywidualnych i grupowych. W takich warunkach
wyzwalaliśmy maksimum energii i możliwości działania w duchu odpowiedzialności na rzecz
integralnego rozwoju jednostki i Uczelnianej wspólnoty. W okresie totalnych niedoborów
wszystkiego, udawało nam się osiągać skupienie środków, które każdemu zapewniały
minimum warunków wszechstronnego rozwoju indywidualnego. Skoncentrowany wysiłek i
wola oraz zmysł organizacyjny były cechami naszej pracy. Największą bowiem wartością jest
zdolność i zamiłowanie do pracy, która jest sensowna i umożliwia wykorzystanie zdolności i
powoduje powstawanie najwyższego napięcia twórczego, tak powszechnego w młodym
pokoleniu. To była moja, myślę, że mogę napisać nasza Filozofia, i jestem przekonany, że
może być dalej filozofią pracy na przyszłość.
Ps. Serdecznie dziękuję Janowi Matydze, Jurkowi Malitowskiemu, Romanowi Kozikowi za
wnikliwe przeczytanie wspomnień, dyskusję oraz uwagi, bez których tekst ten by nie powstał.
Zwracam się do wszystkich, którzy mając czas mogą opisać swoje przeżycia i wspomnienia –
piszcie. Niech mój tekst będzie dla Was prowokacją. W części fotograficznej wykorzystałem
zdjęcia Jana Matygi za które serdecznie dziękuję.

Podobne dokumenty