Stanisław Kajzer: Studia na wydziale
Transkrypt
Stanisław Kajzer: Studia na wydziale
Stanisław KAJZER Można przymknąć oko na rzeczywistość, ale nie na wspomnienia. Stanisław Jerzy LEC Studia na Wydziale Mechanicznym Technologicznym, Studencki Ruch Kulturalny i Studenckie Praktyki Robotnicze w POLITECHNICE ŚLĄSKIEJ, rozliczenie z przeszłością Jest naprawdę tak, jak zachowałem to w pamięci i tylko tak to jest. Uczelnia to nie tylko mury, sale wykładowe, pracownie. Zafascynowani dzisiejszą techniką dajemy się ponieść oczarowaniu komputerami, skanerami, symulacjami, multimediami i innymi tego typu nowinkami. Dla mnie Uczelnia to ludzie – trudny do uchwycenia klimat współpracy mistrza z uczniami. Im więcej w Uczelni indywidualności, autentycznych osobowości z pasją realizujących swoją życiową misję, tym lepiej dla studentów. Tym więcej wiedzy, a szczególnie mądrości może być zaoferowane do wyboru i analizy. Tym więcej inspiracji do poszukiwania indywidualnej drogi życia. Tym więcej możliwości rozwoju i większa pewność siebie w samodzielnym kształtowaniu i borykaniu się z życiem. Patrząc na to w ten sposób, przeglądam stare zdjęcia i puszczam film pamięci tworząc wspomnienie z najmocniej przebijających się do świadomości scen i wydarzeń. Na Politechnikę Śląską, Wydział Mechaniczny Technologiczny trafiłem z pełną świadomością, chcąc kontynuować naukę po skończeniu Technikum Mechanicznego w Ustroniu na kierunku przeróbka plastyczna metali. Po pomyślnym zdaniu egzaminu wstępnego otrzymałem zawiadomienie, o skierowaniu mnie na Studenckie Praktyki Robotnicze. Z wypiekami na twarzy wyjechałem z urokliwego Śląska Cieszyńskiego i przybyłem na Górny Śląsk, do Gliwic. To tylko około 80 km, a jakby inny świat. Oczywiście, na przyjazd ten byłem przygotowany. Wiedziałem, iż: „Powierzchnia województwa katowickiego, to według rocznika statystycznego ok. 2% powierzchni kraju. Na tym kawałku ziemi wypracowuje się około 30% Dochodu Narodowego. Na ten kawałek ziemi przypada 30% całej emisji pyłów, 40% gazów i 60% wszystkich odpadów przemysłowych powstających w Polsce. Nad wieloma obszarami Śląska smog pochłania jedną trzecią, a nawet więcej promieni słonecznych. Przeciętna w skali kraju śmiertelność niemowląt jest tu o 13% wyższa. Występuje o 15% więcej schorzeń układu krążenia, o 30% więcej zachorowań na raka i o 50% więcej schorzeń układu oddechowego”. Równocześnie Gliwice były i są głównie miastem nauki. Politechnika Śląska, Instytuty Naukowo Badawcze i inne różne specjalistyczne placówki naukowe oraz techniczne stwarzają szansę dalszego, nie tylko górniczego i hutniczego rozwoju. Mówiło się, iż na południe od Warszawy nie ma lepszego ośrodka kształcącego kadry techniczne dla przemysłu. I to było wyzwaniem dla mnie. Wyzwaniem na dziś jest rozwój Gliwic w kierunku „metropolitalnym” – naukowo – kulturalnym. Gliwice są najlepiej intelektualnie przygotowane do włączania się w nurt edukacji, transferu i rozwoju zaawansowanych technologii. W warunkach konieczności tworzenia nowych miejsc pracy, Gliwice mają ogromną szansę na odegranie kluczowej roli gospodarczej, społecznej i kulturowej na Śląsku i w kraju. A więc przyjazd, zakwaterowanie w DS. „Trójniak”, nowe znajomości, nowe obowiązki. Ze studencką działalnością kulturalna spotkałem się już w pierwszym dniu praktyki – wieczorem zszedłem do Klubu Studenckiego Gwarek i zobaczyłem jak wygląda studencka dyskoteka. Potem rozpoczęła się praca i zajęcia czasu pozaprodukcyjnego. Na którymś ze spotkań organizacyjnych, mój komendant przyniósł ulotkę Komisji Kultury Rady Uczelnianej ZSP, w której napisano „Działalność kulturalna zwłaszcza na Uczelni technicznej stanowi poszerzenie i wzbogacenie programów studiów o elementy nieobecne w aktualnie realizowanych programach dydaktyczno wychowawczych. Dlatego ambicją i nadrzędnym celem twórców i animatorów kultury studenckiej w naszym środowisku jest to, by przyszły absolwent był nie tylko dobrym fachowcem - inżynierem, ale także człowiekiem o szerokich horyzontach intelektualnych”. Trudno było się z tym nie zgodzić. Praktyczna okazja porównania teorii z praktyką nastąpiła bardzo szybko. Otrzymaliśmy regulamin Turnieju Jednej Cegły, pokazano nam wnętrze Klubu Studenckiego GWAREK, które już miałem okazję zobaczyć, pojawił się „animator studenckiego ruchu kulturalnego, członek komisji kultury sztabu SPR, kol. Marian SKUCZYŃSKI zwany „Maniuś” i oznajmił, iż za trzy dni nasz hufiec występuje i należy przygotować 5-10 minutowy program kabaretowy”. Komendant, znając nas już od tygodnia, wiedział co się może wydarzyć. Dyplomatycznie znikał. Nasz repertuar to: „Pieski małe dwa poszły raz nad rzeczkę .....”, kawał o majstrze z naszej budowy w Paczynie, skecz „Samuraja” - Andrzeja MOLCZYKA, szefa hufca. Scenografia to osławione kufajki i gumowce oraz kaski z budowy. Występ trwał 10 minut. Zajęliśmy przedostatnie miejsce w punktacji na poziomie eliminacji. Ostatnimi byli ci, co nie wzięli udziału w Turnieju. Komendant pogratulował odwagi, stwierdził, iż nie wynik, ale sam udział się liczy. Wieczorem, przy piwie, na piętrowych łóżkach w akademiku Trójniak z uporem godnym lepszej sprawy dyskutowaliśmy sens zapisu „Dążeniem władz ZSP jest stałe podnoszenie poziomu oddziaływania ideowo-wychowawczego poszczególnych agend kulturalnych i studenckich grup twórczych, aby w sposób wyraźny przyczyniały się do kształtowania zaangażowanych postaw jak również wpływały na wzrost poziomu kulturalnego studentów”. Niby zaangażowaniem się wykazaliśmy, ale czy po naszym występie „wzrósł poziom ..........”wątpię. Czas biegł dalej. Praca na budowie, zajęcia poza produkcyjne, mecze, spotkania, udział w koncertach potęgował krytycyzm do pewnych zapisów, ale równocześnie życie stwarzało bardzo wiele możliwości włączenia się w interesujące mnie przedsięwzięcia. „Studencki ruch kulturalny ma na celu wszechstronny i pełny rozwój różnorodnych zainteresowań studentów oraz zaspakajanie ich ambicji poznawczych, a także w znacznym stopniu przyczyniać się do wyrobienia nawyku aktywnego samo uczestnictwa a przez to samokształcenia. Celem nadrzędnym jest przyśpieszanie procesów integracji środowiska akademickiego, aktywizacja oraz kształtowanie i rozwijanie wrażliwości, kształtowanie potrzeb artystycznego poznania oraz poszukiwanie nowych, ekspresyjnie nośnych form wyrazu i oddziaływania”. W ciągu tego pierwszego, jakże ważnego dla mnie miesiąca pobytu na Uczelni miałem okazję poznać ludzi i dokonania takich - jak potem sam tego wyrażenia używałem - „agend kulturalnych ZSP” jak: • Akademicki Chór Politechniki Śląskiej, • Akademicki Zespół Tańca „DĄBROWIACY”, • Dyskusyjny Klub Filmowy „IKSIK”, • Studencki Klub Taneczny, • Studencki Teatr Gliwice „STG” • Kino - Teatr „X” • oraz działalność takich Klubów Studenckich jak: „SPIRALA-FORUM”, „GWAREK”, „KROPKA”, „PROGRAM”, „WAHADŁO”, ĆWIEK”, „FILIUS”. Ujmując sprawę statystycznie można zaryzykować stwierdzenie, iż w agendach pracowało około 400 studentów, bądź jako twórcy, bądź jako osoby wspomagające organizacyjnie działalność poszczególnych agend, a w ciągu tego miesiąca z co najmniej 50cioma miałem bezpośredni kontakt. Potem już tylko inauguracja roku akademickiego, studenckie ślubowanie, i indeks pełny czystych kartek. Pytanie, czym go zapełnię, czy dam radę. Przeglądając dzisiaj pożółkły już indeks, jego suche zapisy, wracam pamięcią do chwil, które stanowiły kroki milowe w akademickiej edukacji. Matematyka z Panem dr inż. J. MARSZAŁEM, geometria wykreślna z Panem mgr inż. S. SMUŻYŃSKIM, technologia maszyn z Panem prof. W. SAKWĄ, stanowiły studencki chrzest i otwierały drzwi na drugi semestr. A potem jeszcze raz matematyka, geometria wykreślna, oraz mechanika ogólna z Panem doc. J. ZIELIŃSKIM i pomyślnie kończyłem pierwszy rok studiów na Wydziale Mechanicznym Technologicznym Politechniki Śląskiej. Rok pierwszy jako grupa dziekańska zakończyliśmy prawie w komplecie. Ale rok jako całość uległ znacznemu osłabieniu. Następne lata to między innymi: materiałoznawstwo z chemią z Panią prof. Ł. CIEŚLAK, wytrzymałość materiałów z Panem doc. R. BĄKIEM, podstawy konstrukcji maszyn z Panem prof. J. DIETRYCHEM, teoria maszyn cieplnych z Panem prof. J. FOLWARCZNYM, elektrotechnika z elektroniką z Panią mgr H. BIAŁKIEWICZ, teoria maszyn i automatycznej regulacji z Panem prof. J. WOJNAROWSKIM, mechanika płynów z Panem doc. R. GRYBOSIEM, technologia tworzyw sztucznych z Panem prof. J. BURSĄ, technologia maszyn z Panem doc. J. DARLEWSKIM, teoria maszyn i automatycznej regulacji z Panem dr M. FERENCEM, teoria przeróbki plastycznej z Panem prof. S. KONCEWICZEM, fizyka z Panem dr S. ZAKRZEWSKIM, technologia kuźnictwa z Panem dr inż. J. RABUSEM, no i na koniec praca dyplomowa napisana i obroniona pod kierunkiem dr inż. A.TYMY. Wymienieni tu nauczyciele akademiccy, mistrzowie, swoją pracą przyczynili się do kształtowania mojej osobowości i pogłębiania mojej wiedzy. Chcę, by swoim życiem i pracą poświadczać prawdziwość największej dydaktycznej maksymy naszej Uczelni: „Wyprowadzę Twe mistrzostwo nie z dzieł, lecz dokonań uczniów Twoich” Oczywiście nie wymieniłem tutaj wszystkich osób, nauczycieli akademickich i nie tylko, z których wiedzy i doświadczenia czerpałem za co serdecznie przepraszam, wyrażając jednocześnie najserdeczniejsze podziękowania. Ten trwający jeszcze etap życia zasługuje na oddzielną refleksję, szczególnie w kontekście dokonujących się zmian i przechodzeniu Uczelni do pracy w warunkach ostrej konkurencji rynkowej. Wszyscy zastanawiamy się, jaki ma być nasz system edukacyjny, jak wbudować w niego mechanizmy orientujące go na wymagania przyszłości z akcentowaniem i promowaniem kreatywności jako decydującego czynnika sukcesu Uczelni, Gliwic i Polski. Nie samym chlebem człowiek żyje, nie samymi studiami student żyje. Po pomyślnie zakończonym pierwszym roku studiów włączałem się w prace poza naukowe. Zasadniczą rolę w tym odegrała atmosfera naszego wydziału, a jak to ładnie nazywane było, poziom samorządności studenckiej. Rady lat, Rady mieszkańców, Rada Wydziałowa tworzyły klimat pomocy i współpracy. Starsi koledzy, dzisiaj profesorowie naszej uczelni udzielali pomocy i konsultacji nam młodszym. Biblioteki w akademiku, pokoje cichej nauki, to były miejsca, gdzie najczęściej przed samymi egzaminami – ale nie tylko, z nogami w miednicach, co niektórzy próbowali „zakuć materiał”. Zdane egzaminy pozwalały angażować się w pracę: Rady Mieszkańców, Rady Osiedla Studenckiego, Komisji Organizacyjnej Rady Wydziału i Rady Uczelnianej, Komisji Kultury, Komisji Nauki, Studenckich Praktyk Robotniczych. Zaangażowanie to przejawiało się w różnego rodzaju przedsięwzięciach. W pamięci pozostają najczęściej duże imprezy i zdarzenia o charakterze kulturalnym, które sami współtworzymy, realizowane w oparciu o zasady współzawodnictwa, będące zaczynem do kreowania nowych pomysłów i wyzwalające niemożliwe dziś do wyzwolenia aktywności indywidualną i zespołową. Do najbardziej znaczących form pracy przeradzającej się ostatecznie w imponujące imprezy i zdarzenia należały: • niepowtarzalne w swej atmosferze mobilizacji całych wydziałów, a równocześnie integracji studentów i pracowników naukowych do władz rektorskich włącznie „TURNIEJE WYDZIAŁÓW”, współtworzone i prowadzone między innymi przez Kazimierza WOLNEGO, Tadeusza PŁAZĘ, • podobne w swym charakterze, będące przygrywką do Turnieju Wydziałów, turnieje „AKADEMIK AKADEMIKOWI”, realizowane między innymi przez Wojtka BAUERA, • oraz, kopalnie i kuźnie nowych, czasem dla samych twórców budzące zdziwienie, talentów, Turnieje Jednej Cegły, które realizowane w sposób systematyczny, corocznie dla nowoprzyjętych na uczelnie były źródłem ożywiającym akademickie, rutynizujące się życie, a które będę dalej wspominał. Do dziś na półkach z książkami znajdują się unikatowe wydawnictwa będące debiutami poetyckimi, fotograficznymi, muzycznymi naszych studentów. Najlepszym tego przykładem może być opracowana i wydana w oparciu o zbiory archiwalne Radia Studenckiego Centrum przez Jarosława SOŁTYSKA „Mapeta” kaseta „GIGANCI TAMTYCH LAT”. Materiały informacyjne o kasecie oraz teksty piosenek zamieszczono w fotograficznej części materiałów. Cechą charakterystyczną tego nurtu działalności było to, że stanowiły ukoronowanie całego cyklu eliminacji i przygotowań dużych grup studenckich z szczególnych hufców, akademików, wydziałów, a w końcu całych Uczelni oraz środowisk. Myślą przewodnią tych działań było oprócz wciągnięcia do wspólnej zabawy jak największej grupy studenckiej, przede wszystkim zaprezentowanie własnych prób twórczości w takich obszarach jak teatr, poezja, piosenka, rzeźba, plakat, film itd. itp. Myślę, że oddzielnego opracowania wymaga np. Turniej Uczelni „GLIWICE – WROCŁAW”. Zastrzegam się, iż prezentowane materiały nie uzurpują sobie prawa do wyłączności, a są zaproszeniem do dalszego wspominania i indywidualnego opisywania życia studenckiego w którym uczestniczyliśmy i dalej uczestniczymy w różnym zakresie. Inną grupę stanowiły masowe imprezy będące wynikiem tradycji studenckiej oraz współpracy z środowiskami pozauczelnianymi. Zaliczam do nich: • OTRZĘSINY, organizowane indywidualnie przez Kluby Studenckie i Wydziały, • IGRY ŻAKÓW GLIWICKICH, w których raz byłem uczestnikiem, a raz współorganizatorem, szefem Komitetu Organizacyjnego, • TRADYCYJNE FESTIWALE JAZZOWE ZWANE „BOOM JAZZ”, zainicjowane przez „Duńka” MAJEWSKIEGO, a następnie rozwijane przez Kluby Studenckie z Gwarkiem na czele, pod kierownictwem między innymi Zbyszka SKOTNICZNEGO i Grzegorza WALUSA, • wcześniej wspomniane TURNIEJE WYDZIAŁÓW, TURNIEJE POLITECHNIK, • czy też udziały w FAMACH oraz tzw. SONKIPSACH, co dla nie wtajemniczonych oznacza: Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej i Studencki Ośrodek Nauki, Kultury i Pracy Społecznej organizowany przez nas w Olkuszu i Wolbromiu, które współorganizowali Rudek CYPEK, Wiesiek KANTOR, Rysiek WIEJACKI, Jerzy ZACHARA, Ewa BOBKOWSKA i inni. Ważnym obszarem studenckiej działalności kulturalnej była organizacja prezentacji i przeglądów znanych, ogólnopolskiej widowni twórców studenckich, którzy w gliwickich Klubach Studenckich czuli się prawie tak jak w krakowskich, warszawskich poznańskich renomowanych klubach studenckich. Co jakiś czas środowiskiem akademickim wstrząsały wielkie, nastawione propagandowo przedsięwzięcia, mające przypomnieć Polsce i światu, że duża część dorobku kulturalnego, by nie powiedzieć, że większa, wywodzi się z studenckiego niepokoju i zaangażowania. Głównym z nich były FESTIWALE KULTURY STUDENTÓW PRL. Pamiętam, jak będąc szefem Komisji kultury RU współorganizowałem Środowiskowy Przegląd Piosenki i Piosenkarzy Studenckich o laur „Złotej Spirali”, którego gospodarzem był Klub Studencki Spirala kierowany prze Wieśka KANTORA. O poziomie przeglądu niech świadczył fakt, iż pierwsze miejsca były przepustką do występów na festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Ze względu na dużą ilość występujących wykonawców indywidualnych oraz grup muzycznych, impreza trwała kilka dni. Ukoronowaniem zmagań najlepszych był zorganizowany na koniec przeglądu „Koncert Laureatów” w którym uczestniczyła Natasza CZARMIŃSKA - honorowa przewodnicząca Jury naszego przeglądu. Mimo iż na samych festiwalach krakowskich nie zdobywaliśmy pierwszych miejsc, ale uczestniczyliśmy, zaznaczając swoją obecnością, iż na Śląsku, w Uczelni technicznej są twórcy i animatorzy mogący równać się z najlepszymi. Oczywiście, jak każda aktywność studencka, prowadzenie działalności kulturalnej kosztowało. Wprawdzie ówczesne władze uczelni wykazywały zainteresowanie studencką twórczością kulturalną i w miarę swoich możliwości ją wspierały, to i tak nasze wymagania były większe. Ciągłym problemem były remonty klubów, brak środków na działalność teatralną, filmową, kabaretową, taneczną i muzyczną szczególnie gdy dotyczyła ona większych grup osób. Z perspektywy lat można stwierdzić, iż problemy się nie zmieniły, natomiast determinacja twórców kiedyś była większa i ich siła przetargowa mocniejsza. Środowisko akademickie kulturowo, a co za tym idzie i politycznie rozbudzone było w centrum uwagi nie tylko władz Uczelni. Miało to swoje dobre i złe strony. Ale do dziś nie mogę zapomnieć niepowtarzalnego nastroju i atmosfery klubowej na zamkniętych seansach kabaretowych i teatralnych, w czasie których wywoływane duchy przeszłości i wizje przyszłości napawały wszystkich gotowością do zmian. Aby umożliwiać bezpośrednie kontakty twórców oraz ludzi organizujących i odbierających kulturę studencką organizowaliśmy tzw. Sejmiki Kulturalne. Prawdziwe sejmikowanie zaczynało się prawie zawsze po zakończeniu Sejmiku. Dziś mogę powiedzieć iż był to normalne. DYSKUSYJNY KLUB FILMOWY „IKSIK” Jednym z największych ewenementów kultury studenckiej była działalność Dyskusyjnego Klubu Filmowego „IKSIK” - jednego z najstarszych i najlepiej działający w Polsce, który był zarejestrowany w Polskiej Federacji DKF pod numerem 2. W działalności swej spełniał specyficzną rolę. Poza „krzewieniem kultury filmowej wśród miłośników X muzy” tworzył wokół filmów atmosferę dyskusji, krytycyzmu i swoistego ożywienia intelektualnego. Faktycznie nie posiadał nic. Podejmowane próby zakupu projektorów 16 mm czy też 8 mm oraz aparatury nagłaśniającej spełzały na niczym. Miejscem działalności był holl i sala filmowa Kinoteatru „X”, której koszty wynajmu pokrywała Rada Uczelniana ZSP. Największym skarbem „IKSIKA” byli ludzie - miłośnicy kina. Jak długo prowadzono pracę „u podstaw” to znaczy z nowymi studentami, tak długo Klub trwał. Zaniechanie tej pracy, zmiana uwarunkowań politycznych, likwidacja drugiego biegu w kulturze spowodowała, iż działalność klubu umarła prawie śmiercią naturalną. W marcu 2000 roku obchodziłby 44 lecie swojego istnienia. W ciągu swej długoletniej działalności zasłynął jako organizator Ogólnopolskich Seminariów Filmowych w Wiśle oraz w Gliwicach, spotkań „Konfrontacyjnych i seminaryjnych” w Ostrawie. Oczywiście wynikało to z faktu, iż klub cieszył się dobrą sławą z powodu tytułów filmów, których nigdzie indziej nie można było zobaczyć, oraz dzięki ludziom kina którzy przyjeżdżali do Gliwic, by spotkać się z podobnymi sobie. Ambicją klubu było reagowanie na potrzeby i nastroje szybko zmieniającego się życia. Sztuka filmowa dostarczała ku temu znakomitych okazji. Doskonały moim zdaniem pomysł powołania kina faktu politycznego nie do końca wypalił, gdyż środowiska których miało ono dotyczyć nie bardzo kwapiły się od dyskusji i wymiany poglądów. Na pracy Klubu swoje piętno odcisnęły takie osoby jak: Witold WIŚNIEWSKI „Tolo”, Andrzej GRABOWSKI, Tadeusz GRABOWIECKI, Andrzej KONDRAT, Marta ZAJĄCZKOWSKA, Bogusław DUCHOWICZ, Witek SZOSTAK, Leon BUKOWIECKI i inni, których nie sposób tu wspomnieć. W tym miejscu należy wspomnieć o bardzo ciekawej inicjatywie zrealizowanej w Gliwicach – Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Jednominutowych „MINI-MAX” – który na owe czasy był wydarzeniem artystycznym. Głównym organizatorem i duszą Festiwalu byli między innymi: Krzysiek PAJĄK i Piotr FUGLEWICZ. STUDENCKI KLUB TANECZNY W latach mojej młodości Studenckim Klubem Tanecznym kierowali tacy pasjonaci tańca jak: Tadeusz PASIERB, Danuta CHOJNACKA, Kazimierz SODZAWICZNY. Klub, podobnie jak większość agend kulturalnych ZSP nie posiadał swojej sali. Zajęcia programowe prowadził w klubie „GWAREK”, natomiast treningi w sali Technikum Kolejowego na ul. Chorzowskiej oraz w sali Domu Kultury Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego. Koszty wynajmu sal pokrywała Rada Uczelniana ZSP. Finansowa podstawa działalności Klubu to wpływy uzyskiwane za prowadzone kursy tańca oraz dofinansowanie RU. Głównymi obszarami aktywności Klubu były: • jak wspomniano wyżej, kursy tańca towarzyskiego w których co roku uczestniczył około 1200 osób, studentów, młodzieży uczącej się i pracującej, osób starszych, • szkolenie turniejowych par tanecznych które reprezentowały nasze środowisko w imprezach ogólnopolskich i międzynarodowych, • organizowanie turniejów, w tym najważniejszego Turnieju Tańca towarzyskiego o Puchar JM Rektora Politechniki Śląskiej. Chcąc popularyzować taniec pokazując jego walory artystyczne i widowiskowe zamierzano powołać do życia Zespół Tańca Towarzyskiego. Idea ta została zrealizowana, może nie bezpośrednio przez Klub, ale przez jego wychowanków. Przeglądając stare swoje materiały, w piwnicy znalazłem swoją legitymację zaświadczającą, iż kol. Stanisław Kajzer ukończył kurs tańca towarzyskiego na poziomie podstawowym i kwalifikuje się do dalszej nauki. Nauki tej nie kontynuowałem zajmując się innymi obszarami działalności studenckiej, a szkoda, dziś by mi się przydała. Żona mówi, że jeszcze nie jest za późno. Oczywiście Klub żył życiem młodych. Pierwszy kontakt z młodymi nawiązywany był na Studenckich Praktykach Robotniczych. Pozwalały one wyłonić grupę potencjalnych tancerzy, którzy dalej, na poszczególnych latach studiów mogli doskonalić swoje umiejętności. Praktyki pozwalały wyłonić najbardziej zagorzałych sympatyków i przyszłych działaczy klubu. Pamiętam, iż największym marzeniem par tanecznych było posiadanie „własnej” sali do treningów z jedną ścianą lustrzaną, dobrym parkietem oraz szatnią. Problemem oczywiście był również brak strojów turniejowych. Ich zakup na rynku, czy też uszycie przekraczało możliwości finansowe klubu i uczelni. Dzisiaj ten problem nie istnieje. Stroje zakupują ambitni rodzice lub sponsorzy, zainteresowani reklamowaniem własnych firm. AKADEMICKI ZESPÓŁ TAŃCA „DĄBROWIACY” Akademicki Zespół Tańca DĄBROWIACY pracował w nieistniejącej już dzisiaj Filii Politechniki Śląskiej w Dąbrowie Górniczej. Jest zespołem tańca ludowego, który posiada w swym programie układy taneczno wokalne z regionu śląskiego, zagłębiowskiego, rzeszowskiego i krakowskiego. Swego czasu w repertuarze zespołu znajdowały się jeszcze tańce ludowe ukraińskie i mołdawskie. Osobami, które najbardziej odcisnęły mi się w pamięci są: Pani Jadwiga PIETRZYK i Pan Leszek CHOŁÓJ. Członkowie zespołu rekrutowali się głównie z Politechniki Śląskiej, Uniwersytetu Śląskiego i Akademii Ekonomicznej. Ich liczba wahała się wokół 45 osób. Z zespołem współpracowała 14 osobowa kapela. Z zespołem współpracowali: choreograf, kierownik muzyczny przygotowujący zespół pod względem wokalnym i akompaniator. Oczywiście, jak wszędzie, również i tutaj Zespół borykał się z trudnościami głównie finansowymi. Dzięki życzliwości władz Miejskich Dąbrowy Górniczej zespół dysponował salą do prowadzenia prób, oraz miał pomieszczenia magazynowe na stroje. Do JM Rektora Jerzego NAWROCKIEGO chodziliśmy z prośbami o wygospodarowanie z funduszu wynagrodzeń Politechniki Śląskiej dwóch półetatów dla instruktora i kierownika artystycznego dla nowo tworzonej drugiej grupy ćwiczebnej, oraz wprowadzenie do preliminarza wydatków uczelni na następny rok zakupu strojów do nowo opracowanych programów. W działaniach tych o tyle mieliśmy wsparcie, o ile udawało nam się przekonać władze Uczelni, że jest to dla niej również dobra wizytówka. Z satysfakcją wspominam, iż w tym okresie, dzięki ogromnej pracy całego zespołu, z roku na rok prezentował coraz bogatszy i na wyższym poziomie artystycznym program. Wyrazem tego było zakwalifikowanie się Zespołu po raz pierwszy do finału Ogólnopolskiego Konkursu Zespołów Tańca organizowanego w ramach VI Festiwalu Kultury Studentów PRL. AKADEMICKI CHÓR POLITECHNIKI ŚLĄSKIEJ Akademicki Chór Politechniki Śląskiej był jedną z najstarszych agend kulturalnych ZSP naszej Uczelni. Do dziś, w innych warunkach ustrojowych i organizacyjnych trwa i swoją działalnością artystyczną uwidacznia się na wszystkich uroczystościach uczelnianych i nie tylko. Chór zawsze, odkąd pamiętam, oprócz swych działań użytkowych tzn. oprawy uroczystości uczelnianych i regionalnych, dawał wiele koncertów i występów w kraju (ok. 30 rocznie) i za granicą (27 wyjazdów zagranicznych), rozwijał i kształtował zamiłowania artystyczno - wokalne w naszym środowisku akademickim. Zapoznawał z dorobkiem muzyki i rozwijał indywidualne zdolności wokalne. Od 1980 roku chór organizuje festiwal – Gliwickie Spotkania Chóralne (miesiąc temu odbyły się już XX) – zapraszając z koncertami czołowe chóry akademickie. W okresie, który wspominam, chór zrzeszał około 80 osób, a pracą jego kierował kilku osobowy zarząd. Kierownikiem organizacyjnym Chóru był kol. Izydor PŁONKA. Kolejnym wieloletnim prezesem, organizującym pracę chóru, również obecnie, jest Krzysztof CHLIPALSKI. Pracę szkoleniową chór prowadził podczas prób i obozów szkoleniowych. Próby odbywały się najczęściej dwa razy w tygodniu w sali na Wydziale Górniczym, pod kierownictwem artystycznym dyrygenta Józefa SZULCA (przez 28 lat). II dyrygentem był Lucjusz ANDERS, który pracuje z chórem do dziś (już 36 lat). Podobnie jak kol. ANDERS, 36 lat śpiewa znakomity tenor (również solista) Boguś HAYDZICKI. Oczywiście, również i w tym wypadku próby chóru nie odbywały się w salach do tego przystosowanych. Miejscem prób były sale dydaktyczne, w których nie można było pozostawić tekstów, nut, strojów, sprzętu nagłaśniającego, sprzętu nagrywającego itd. Posiadaliśmy nawet koncepcję przystosowania sali do potrzeb pracy chóru, ale jej realizacja została przesunięta w czasie. Koncepcja była realna i po pewnych modyfikacjach zastała zrealizowana. Dzisiaj można stwierdzić, iż Chór jest oczkiem w głowie władz Uczelni. Z tego faktu należy się cieszyć. Mierzalne efekty pracy chóru to blisko 50 nagród muzycznych i wyróżnień, m.in. nagroda Ministra Kultury i Sztuki, Złota Odznaka Polskiego Związku Chórów i Orkiestr, nagroda Prezydenta Miasta Gliwice, a władze Uczelni przyznały mu w 1998 r. Odznakę Zasłużonego dla Politechniki Śląskiej. Nagrywa dla Polskiego Radia i Telewizji, wydał 8 kaset i płytę kompaktową oraz książkę „Akademicki Chór Politechniki Śląskiej w Gliwicach – 50 lat”. Głośno jest również o ostatnich sukcesach chóru pod dyrekcją nowego dyrygenta Czesława Freunda, w tym m.in. nagroda w Kanadzie. AKADEMICKI ZESPÓŁ MUZYCZNY Akademicki Zespół Muzyczny jest najmłodszą formacją kulturalną naszej Uczelni. Gdy studiowałem, jeszcze nie istniał. Dzisiaj jest ponad 60 osobowym chórem i orkiestrą kameralną, która ma w swoim repertuarze utwory wszystkich epok i stylów, w tym utwory Bacha, Vivaldiego i innych wielkich, a także lekką muzykę pop oraz kolędy. Zespół istnieje od marca 1996 roku i ma na swoim koncie ciekawe przedsięwzięcia: międzynarodowe warsztaty „Polsko-Estońska Akademia Muzyczna People to People”, „Międzynarodowe Warsztaty Muzyczne Carmina 2000”.Współzałożycielką, dyrygentką i kierownikiem artystycznym zespołu jest Krystyna KRZYŻANOWSKA-ŁOBODA, prezesem jest Justyna DZIUMA. Myślę, iż dzięki pasji ludzi realizujących swe zamiłowania w Chórze i Zespole Muzycznym, dzisiaj można mówić o rozśpiewanej Politechnice Śląskiej. STUDENCKI TEATR GLIWICE (STG) Jedną z najchlubniejszych kart kultury studenckiej jest Studencki Teatr Gliwice, powstały w 1959r. W ciągu lat swej działalności teatr przygotował przeszło 30 premier wystawiając między innymi: GOMBROWICZA, MROŻKA, RÓŻEWICZA, CAPKA i innych. Wśród tytułów premier znajdowały się gotowe dramaty, adaptacje, własne scenariusze. Spektakle, moim zdaniem znaczące, niektóre z nich sam miałem okazje „zaliczyć”, to miedzy innymi: „Podróżni 2”, „Fabryka absolutu”, „Collage-Solidarność”, „Krajobrazy podróży”, „Szczelba”, „Państwo trawnik”, i „Metamorfozy”. Jak podają posiadane przeze mnie dokumenty „uprawiany teatr zamyka się w szerokim wachlarzu gatunków od kabaretu, poprzez teatr poezji, pantomimę, widowisko muzyczne, widowisko plenerowe typu światło dźwięk - na dramacie kończąc - bo jest to teatr dramatyczny stawiający na własne próby i poszukiwania inscenizacyjne”. Swego czasu była to najbardziej eksportowa agenda kulturalna gliwickiego środowiska akademickiego o ogromnym dorobku twórczym. Przez lata biorąc udział w dorocznych festiwalach i spotkaniach teatralnych zespół zdobył dziesiątki zespołowych i indywidualnych nagród za reżyserię, scenografię, muzykę i aktorstwo. Na swym koncie STG posiada około 40 odznaczeń i dyplomów organizacyjnych i państwowych. Oczywiście, oprócz prezentacji własnej twórczości, STG był organizatorem przeglądów teatrów studenckich i zawodowych. Pracą teatru kierował Jurek MALITOWSKI wraz z radą artystyczną. Wszystkie spotkania z teatrem jak również z jego ludźmi, były spotkaniami nocnymi. Próby odbywały się najczęściej po godzinie 22/23, ze względu na programowa działalność kinoteatru ”X”. Stąd też teatr ten był teatrem nocnym. W takich warunkach trudno jest prowadzić jakąkolwiek działalność, nie mówiąc już o działalności teatralnej. Cudem można nazywać każdą nową premierę. Z biegiem czasu cuda zdarzały się coraz rzadziej. Ciągły brak sali na próby a tym samym konieczność prowadzenia prób nocą, ciągłe stawianie i demontaż dekoracji do każdej próby, trudność spotkania się chociaż raz z pełną obsadą próbowanego widowiska, były największymi problemami ludzi zakochanych w swoim teatrze. Niespotykane w innych agendach trudności w prowadzeniu bieżącej pracy powodował, że nowi miłośnicy teatru wykruszali się. Cóż z tego, że po Studenckich Praktykach Robotniczych zgłosiło się do Jurka 50 chętnych do przygody z teatrem, skoro nie ma gdzie zrobić z nimi pierwszego organizacyjnego spotkania. Po czasie zostawali ci najbardziej wytrwali, gotowi spotykać się wszędzie, nawet każdy z każdym z osobna. Coraz rzadziej jednak w swoim teatrze. Przedkładane propozycje rozwiązania problemu z korzyścią dla teatru nie znajdywały odzewu wśród władz. Wprawdzie niektóre z nich, jak przeniesienie Studenckiej Spółdzielni Pracy do „Mikrona” zostało zrealizowane, to jednak ze względu na brak dalszych działań Studencki Dom Kultury, bo taką nazwę nosi obiekt mieszczący w sobie Kinoteatr „X”, Teatr STG, Klub studencki „Spirala”, oraz inne organizacje studenckie ulega powolnej degradacji. Równocześnie stale poszukujący nowych tematów i form wyrazu eksperymentował. Eksperymenty przed publicznością w warunkach ograniczonej możliwości wypowiedzi nie zawsze były mile postrzegane przez władze Uczelni, chcące mieć „święty spokój”. Stad nie udawało i dalej nie udaje się wypracować formuły funkcjonowania teatru studenckiego w Uczelni i mieście. Należy stwierdzić, iż teatr nigdy nie był muzą władzy, jak pokazuje historia żadnej władzy. Stad o ile inne formy aktywności kulturalnej zostały w końcu dostrzeżone i zasymilowane przez Uczelnie wtapiając się w jej pejzaż, o tyle Teatrowi STG ta sztuka się nie udała. A szkoda. Odejście z niego ludzi, którzy do dnia dzisiejszego noszą w sobie znamiona jego wielkości, a kiedyś stanowili o jego sile i sukcesach będzie jedną z największych klęsk kulturalnych gliwickiego środowiska akademickiego. Mam nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone. KINO-TEATR „X” Nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta jak wyglądała tygodniowa ramówka programowa Studenckiego Kino-Teatru „X” w okresie 1972-1978, czyli wtedy, gdy ja studiowałem. O tym że biła ona o głowę inne kina nie będę wspominał. I tak: • w poniedziałki - organizowane były przedstawienia i próby teatru STG oraz przedstawienia teatrów z zewnątrz, koncerty oraz inna działalność estradowa, • wtorki - prezentacja dwa razy w miesiącu filmów kinematografii krajów europy wschodniej, • środy - dwa seanse organizowane przez Dyskusyjny Klub Filmowy „Iksik” • piątki - były dniami studyjnymi, • soboty - dwa lub trzy razy w miesiącu można było uczestniczyć w nocnych studyjnych maratonach filmowych, • niedziele - przeznaczone bywały dla prób teatru STG. Łącznie w ciągu roku akademickiego wyświetlano około 1400 seansów filmowych, współorganizowano około 50 przedstawień, koncertów i innych imprez okolicznościowych. Przeprowadzona wyliczanka jest imponująca. Należy zaznaczyć, że realizowana ramówka doskonale odpowiadała zapotrzebowaniu środowiska, umiejętnie łącząc w sobie elementy komercyjne z elementami inspirująco poznawczymi. Z perspektywy lat zastanawiam się, jak godziłem moje obowiązki jako studenta trudnego bądź co bądź Wydziału Mechanicznego Technologicznego, z czynnym uczestnictwem w życiu intelektualnym realizowanym w Studenckim Domu Kultury. Miałem to szczęście, iż w telewizji były tylko dwa kanały, a gadających głów nikt nie słuchał, wychodząc z założenie, iż sami wiemy lepiej, a jak pojawiały się wątpliwości, to do prawdy i tak każdy musiał i musi dojść sam. KLUBY STUDENCKIE Integralnym elementem studenckiego życia kulturalnego były i chyba są dalej Kluby Studenckie. Stawiały sobie za cel „nieustanne rozbudzanie intelektualne środowiska”. Poprzez programowanie i odpowiednią organizację działalności klubów w skali Uczelni doprowadziliśmy do pewnej specjalizacji programowej, gwarantującej wysoki poziom ich działalności. Chcieliśmy, by każdy klub był miejscem konfrontacji poglądów i postaw przekładanych na propozycje programowe, miejscem twórczych dokonań oraz kulturalnej, ciekawej rozrywki. W naszej Uczelni działało siedem klubów studenckich. Cztery w Gliwicach: „GWAREK” (Zbyszek SKOTNICZNY, Grzegorz WALUS, Marek SZYMCZAK, Andrzej WILCZEK, Ludomir WIŚNIEWSKI, Zbyszek PIELA, Marek KUT, Janusz MARCHWICKI, Henryk SZYROCKI), „SPIRALA-FORUM” (Rysiek WIEJACKI, Bogdan CETNAROWSKI, Wiesiek KANTOR, Marek JANKIEWICZ, Piotr SZUBA, Andrzej SITKO, Ryszard GŁUCHOWSKI), „KROPKA”( Andrzej SOSNA, Andrzej OKAS, Wojciech PRZYGODA, Piotr RUTKIEWICZ, Danuta FĄFARA), „PROGRAM” (Wiesław SZYMBORSKI, Piotr SZCZEPANEK, Wojtek DOBKIEWICZ, Janusz WOJTUSZEK, Andrzej KIELAR), oraz „WAHADŁO” (Rysiek WARECKI, Tadeusz SERAFIN, Leszczyński WITOLD, Tadeusz SOROKA) w Katowicach, „FILIUS” w Dąbrowie Górniczej, i „ĆWIEK” (Jan SĄSIADEK, Marek OSIECKI, Piotr KOŁODZIEJCZYK) w Rybniku. Wymienione osoby to tylko te, które ja pamiętam. Wszystkich innych nie wymienionych przepraszam i zachęcam do uzupełnienia przedstawionego materiału. Kluby prowadziły działalność opartą o ramowy program tygodnia, który wyglądał mniej więcej następująco: • poniedziałki - spotkania z aktorami, piosenkarzami, publicystami i innymi „Ciekawymi Ludźmi”, • wtorki - to muzyczne wieczory przy świecach (muzyka poważna, rockowa, jazzowa i inne). Wieczory te miały szczególny klimat po wakacjach, kiedy do akademików zjeżdżali studenci będący na praktykach zagranicznych, przywożąc ze sobą albumy płytowe niedostępne na polskim rynku muzycznym, owiane nimbem tajemniczości a nawet undergrand’u. Szczególnie pamiętam te, prowadzone przez Jurka SOKOŁOWSKIEGO i Marka KIMMELA. • środy - najczęściej zarezerwowane na działalność klubową, próby zespołów i grup twórczych, • czwartki - występy klubowe muzyków, kapel studenckich, piosenkarzy, kabareciarzy i innych twórców, czasem trudnych do zdefiniowania pojęciami znanymi z kulturoznawstwa, • piątki - kluby studenckie otwarte dla twórców nie studenckich, soboty i niedziela - popularne imprezy dyskotekowe nastawione na zarabianie pieniędzy. W tym okresie w środowisku naszym działały między innymi następujące grupy twórcze: • kabaret „SSAK” ze Zbigniewem TUMIDAJEWICZEM „Dziadkiem” , Jurkiem PYŻALSKIM, Grzegorzem SKALCZYŃSKIM i Wojtkiem MACIASZKIEM, • kabaret „DŁUGI” z Piotrem SKUCHĄ i Zbigniewem ŁAPOTEM, • grupa muzyczna „MEZZOFORTE”, • grupa muzyczna „NEW MIXT”, • grupa muzyczna „ŚLAM”, • grupa muzyczna „WOJTKA BAUERA”, • wokalista jazzowy STANISŁAW SOJKA, • wokalista jazzowy KRZYSZTOF KOBYLIŃSKI, • grupa filmowa „DEKAFKA” z Karolem DUŁAWĄ i Dobrosławem GRUŻEWSKIM, • studio fotografii niekoniecznie użytecznej „FRAGMA”. Historia i dokonania każdej z nich zasługuje na oddzielną monografię. Myślę, że tą nieudolną próbą zachowania przed zapomnieniem sprowokuje wytrawnych pisarzy i dziennikarzy, jak również samych twórców do przelania swoich wspomnień na papier. Wszyscy z nich stanowią dzisiaj elitę. Jedni w kulturze, inni w biznesie i bankowości. Jestem przekonany, że dla każdego z nich okres studenckiej działalności stanowi jeden z ważniejszych etapów życiowego rozwoju. Naszym marzeniem było, by kluby studenckie poza działalnością programową, prowadziły również działalność kawiarniano - klubową. Chcieliśmy, by to właśnie klub studencki, a nie kawiarnia, bar, czy restauracja były miejscem spotkań koleżeńskich, miejscem, gdzie niezależnie czy jest „impreza” czy nie, można było przyjść, spotkać znajomych czy przyjaciół. By tak było, należało kluby odpowiednio wyremontować i wyposażyć. W tym również zaopatrzyć. Nie będę mówił o notorycznym braku mikrofonów, wzmacniaczy, kolumn i tym podobnych bezwzględnie koniecznych rzeczach. Kto w tych czasach odpowiadał za realizację jakiejkolwiek imprezy, wie co to znaczyło. Na tym się niestety nie kończyło. Z samym wystrojem i wyposażeniem klubowym było bardzo źle - by nie powiedzieć tragicznie. Wszystkie możliwe do wykonania remonty realizowane były siłami społecznymi przez samych studentów. Chociaż dla naszym młodszych kolegów wydaje się to nieprawdopodobne, było jednak prawdziwe. Co mogliśmy sami wykonać, to wykonywaliśmy. Inne sprawy leżały absolutnie poza naszym zasięgiem i to ze względów politycznych jak i gospodarczych. Tego skrótu myślowego, z powodu jego dzisiaj oczywistości, a tym samym absurdalności nie będę rozwijał. Sam JM Rektor, nawet gdy by się zaangażował totalnie, też by niczego nie wskórał. Oczywiście, z tymi i szeregiem innych problemów zwracaliśmy się do władz rektorskich. W kontaktach tych, szczególną rolę odgrywała Pani Aldona PAWLISZEWSKA, dla nas od zawsze, poza Rektorami, najważniejsza osoba w Uczelni. Jej takt, urok osobisty i przychylność pozwalała uniknąć szeregu gaf i problemów, których byłbym sprawcą poruszając się w subtelnym środowisku akademickim jak przysłowiowy „słoń w składzie porcelany”. Dzisiaj tych problemów nie ma. Nie ma również parcia studenckiego do takiej działalności. Nie można nie wspomnieć bogatej działalności kulturotwórczej realizowanej w Domach Studenckich siłami Rad Mieszkańców i Rady Osiedla Studenckiego. Klasycznymi przykładami tej działalności mogą być: turnieje „Akademik - Akademikowi” czy taż „Fest Żak”. Działalność ta prowadzona w oparciu o świetlice akademików napotykała na te same bariery, co działalność klubowa. Marzyło nam się, że klub „Kropka” lub „Program” przejmie na siebie rolę osiedlowego klubu studenckiego z prawdziwego zdarzenia na wzór wówczas działającego np. „Kocyndra”. Zresztą projekty architektoniczne klubu na Miarę osiedla akademickiego Politechniki Śląskiej były opracowane przez studentów z „KSA”- Koła Studentów Architektury”. Zastanawiając się nad tym co powiedziano wcześniej, można stwierdzić, iż czasy się zmieniają, problemy jednak pozostają. Nowa ekonomika ustawia nasze myślenie inaczej. W nowych warunkach radykalnej zmianie musiały ulec formy aktywności studenckiej. Ale generalnie zmiana polegała na zaniechaniu działalności. Cały dorobek cywilizacji, jak uczy historia, może zaniknąć w ciągu jednego pokolenia, jeżeli nie zdoła ono przekazać swych najważniejszych wartości następcom. Pokolenie uczelniane, mierzone studenckim czasem studiów to 5 lat. Wystarczy „5 lat chudych”, by programowy i organizacyjny dorobek agend i całych organizacji został zmarnowany, nawet powoli przepadł bez wieści. Doskonale pamiętam ten proces. Przebiegał według znanego z rewolucji hasła, wszystko co stare, to złe. My zrobimy nowe, lepsze. Ale w budowie nowego przeszkadza stare. Zniszczyć stare. Gdy próbowałem bronić rzeczy dobrych w starym, nie uciekając od odpowiedzi na żadne z pytań, przeciwstawiać się pomówieniom, broniąc oczywiście swojego punktu widzenia, temperatura dyskusji opadała. Próba wywołania polemiki programowej spełzała na niczym. Rozchwiane osobowości, indywidualne i grupowe, brak determinacji w obronie tego co dobre, doprowadziło do zaniku bogactwa „różnorodności” w aktywności studenckiej. Dzisiaj ona jakaś jest, ale wszyscy by chcieli większej. Tak oczywiście może być, ale należy rozpocząć pracę organizacyjną od „podstaw”. Wszyscy zapytają „Co to znaczy w dzisiejszych warunkach ?” Odpowiadam: w dzisiejszych warunkach nie wiem. Jednak, co włączę telewizję to widzę gadające głowy. Wszystkich martwi fakt konsumpcyjnego nastawiania się młodzieży do życia. Łowcy głów poszukują absolwentów wyższych uczelni posiadających piątki, ale również potrafiących coś wymyślić, zorganizować, pracować z ludźmi, tworzyć wizje, koncepcje i systemy zdolne do ich realizacji. Z tym jednak jest poważny problem. Dlaczego? Bo Uczelnia - nasza i nie tylko, tego nie uczy. Bo nie od tego zresztą jest Uczelnia. Tego kiedyś uczyli się sami studenci, w pierwszej kolejności poprzez samoorganizację, a następnie poprzez doskonalenie pracy powołanych przez siebie organizacji i agend. To, że sprawa nie rusza z miejsca, zawdzięczać trzeba chyba temu, że rozwiązywana jest tylko poprzez gadanie. Ale mogę przypomnieć, jak to robiliśmy dawniej. Oczywiście, Uczelnia jak pracowała kiedyś, tak pracuje dzisiaj. Przyjmuje studentów, kształci ich, uczy ich uczyć się, wydaje dyplom i wypuszcza w Polskę, niedługo w świat. Z tym, że kiedyś obowiązywał imperatyw wychowania przez pracę. Aby wychowywać przez pracę, zdaniem ówczesnych decydentów, najlepszą była w pierwszej kolejności praca fizyczna, a następnie studiowanie, w którym akcentowano zdobywanie wiedzy poprzez rozwiązywanie problemów – tzw. „studia problemowe”. Stąd też pojawił się obowiązek, by przed uzyskaniem indeksu, każdy student przepracował fizycznie jeden miesiąc na tzw. Studenckich Praktykach Robotniczych. Nie zaliczenie praktyki skutkowało nie przyjęciem na Uczelnię. Na latach starszych, w ramach programu dydaktycznego realizowane były praktyki naukowe. Politechnika Śląska szczyciła się prowadzoną najlepiej w kraju – wzorcową działalnością Studenckich Obozów Naukowo – Badawczych. Osobą, która współuczestniczyła w wypracowaniu formuły praktyk naukowych, a następnie przez lata prowadzała tę najistotniejszą z dydaktycznego naukowego punktu widzenia działalność naszej Uczelni, był Leszek DOBRZAŃSKI, dzisiaj Dr h.c. prof. zw. dr hab. inż., Dziekan Wydziału Mechanicznego Technologicznego. Współorganizując i pełniąc funkcję opiekuna naukowego trzech Studenckich Obozów Naukowo Badawczych, współuczestnicząc wraz z grupą studencką i pracownikami Huty 1-Maja w rozwiązywaniu konkretnych problemów technologicznych, osobiście uważam, iż była to jedna z najlepszych formuła kształcenia dla uczelni technicznej. Szkoda, że dalej nie realizowana. Chociaż w warunkach gospodarki rynkowej, na tego typu praktyczne działanie powinno być zapotrzebowanie, szczególnie w naszym przemysłowym regionie. W okresie letnim, w DS.”Karolinka” mieścił się Międzynarodowy Hotel Studencki i Sztab Letniej Akcji Zagranicznej. Co roku do Gliwic na praktyki naukowe i produkcyjne przybywało około 400 osób z całego świata. Kogo tu nie można było spotkać, niech wymienią twórcy i główni organizatorzy Akcji: Zbyszek WRÓBEL, Marek SITARZ, Iwona SZCZEPAŃSKA i wielu, wielu innych. Nie wdając się w polemiki, na przekór niektórym uważam, iż już wtedy byliśmy w europie, podzielonej nie przez nas, a jednak wspólnej. Z pełnym rozmysłem zamieszczam w części fotograficznej zbiorowe zdjęcie sztabu LAZ-u, chcąc sprowokować powstanie podobnego opracowania dotyczącego Akcji Zagranicznej jak również Akcji Studenckich Obozów Naukowo Badawczych. Natomiast, na Studenckich Praktykach Robotniczych, mężczyźni najczęściej pracowali na tzw. „wielkich budowach socjalizmu”, kobiety w zakładach przetwórczych np. w Bujakowie lub w przedsiębiorstwach budowlanych, myjąc i sprzątając mieszkania w nowo budowanych, i przygotowywanych do oddania blokach. Oczywiście praktyki realizowane były w najładniejszym dla młodego człowieka okresie, lipcu, sierpniu, wrześniu, wtedy, gdy tzw. klasa robotnicza miała również okres zasłużonych urlopów. Tym samym, na mnie jako na uczestniku hufca pracy, pracującego w Paczynie, przy budowie szklarni, spadł obowiązek, który poczytywałem sobie za zaszczyt, by z kolegami z mojego wydziału stawiając samodzielnie poszczególne hale, konkurować z zawodowcami. Okazaliśmy się tak dobrzy, (byliśmy lepsi od zawodowców), że w nagrodę dostaliśmy po wiecznym piórze oraz zapewnienie, że gdy nie pójdzie nam dobrze na studiach, to wszyscy mamy pewne zatrudnienie nawet na stanowiskach brygadzistów w Gliwickim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego. Oczywiście, z propozycji nikt z nas nie skorzystał, a wszyscy jak jeden mąż skończyliśmy studia. Jak ta praca wyglądała, nie będę tego opisywał. Tym bardziej, że moim mottem zawodowym jest „nie ma krajów biednych, są tylko źle, nieudolnie zarządzane”. Artystyczne uogólnienie produkcyjnej części Studenckich Praktyk Robotniczych zawarte zostało w filmie „SPR-76”, (posiadam magnetowidową wersję do wglądu) w scenie, gdzie „dzielni studenci praktykanci wiaderkami przelewają wodę z jednej wielkiej dziury do drugiej”. Oczywiście, poza elementami humorystycznymi, wykonywana była potężna, nigdy nie do końca i uczciwie wyceniona praca. Natomiast nam nie o tę fizyczną pracę chodziło. Prawdziwa „organizacyjna praca u podstaw” zaczynała się dopiero, gdy wszyscy wracaliśmy z pracy fizycznej do akademików. Tu działał sztab, który martwił się, jak nam zagospodarować twórczo czas. Dzięki temu, że praktyki poznałem w całym ich cyklu programowo - organizacyjnym, to jest od uczestnika hufca, gdy zostałem przyjęty na Uczelnię, poprzez komendanta hufca, zastępcę komendanta ds. programowych sztabu SPR, komendanta sztabu SPR do najmłodszego pełnomocnika rektora ds. Studenckich Praktyk Robotniczych włącznie, mógłbym na ich temat napisać pracę naukową (habilitacyjną). Temat mógłby brzmieć: „Studenckie Praktyki Robotnicze jako forma przygotowania nowo przyjętych studentów do aktywnego i twórczego studiowania w Politechnice Śląskiej i dalszego rozwijania się w pracy zawodowej”. Oczywiście pamiętam, że stosunek do praktyk w Polsce był tak negatywny, że osoby odpowiedzialne za ich wprowadzenie miały być pociągnięte do odpowiedzialności karnej. Z pełną odpowiedzialnością muszę stwierdzić, iż jestem innego zdania. Jako argumentu w ewentualnej mowie obrończej będę używał argumentu, iż w warunkach Gliwickich, dzięki pracy dużych zespołów ludzkich, studencko - pracowniczych, z dyskusyjnego pomysłu narodziła się w miarę strawna koncepcja pracy, która przynosiła przez lata, moim zdaniem, pozytywne rezultaty. Nie wdając się w szczegóły, najprościej jest przedstawić przebieg praktyki posługując się ramowym wypracowanym w gliwickim środowisku programem przebiegu praktyki. Wszystko rozpoczynało się na długo przed wakacjami - jeszcze w zimie. JM Rektor powoływał pełnomocnika ds. Studenckich Praktyk Robotniczych. Pełnomocnikiem, który wywarł na mnie duży wpływ, jako na młodego, napalonego do roboty człowieka, był Tadeusz CISEK. Pełnomocnik, wspólnie z Radą Uczelnianą ZSP „poszukiwał”, a następnie powoływał Komendanta Sztabu SPR - odpowiedzialnego za przygotowanie i realizację programu zajęć pozaprodukcyjnych dla uczestników praktyk. To poszukiwanie w cudzysłowiu znaczy tyle, że nie była to osoba przypadkowa. Byli to „najlepsi z najlepszych”. Moim nauczycielem był Jan MATYGA, współtwórca praktyk. To jego, a nie mój tekst, powinien się tu znaleźć. Komendant powoływał Sztab, czyli grupę studentów z lat starszych, z którymi wyjeżdżał na trzy dniowe szkolenie w celu wypracowania formuły programowej praktyk, koncepcji pracy, przygotowania materiałów, które należało wydrukować itd., itp. Tymi podstawowymi, przez nas opracowanymi materiałami programowymi były: • założenia programowe czasu pozaprodukcyjnego, • regulamin współzawodnictwa międzyhufcowego „Kto lepszy?”, • formuła programowo - organizacyjna kabaretowego „Turnieju Jednej Cegły” regulamin, • struktura organizacyjna Sztabu, • ramowy kosztorys realizacyjny czasu pozaprodukcyjnego, który w sposób wzorcowy, prawie odpowiadający warunkom gospodarki rynkowej, został przygotowany przez Andrzeja MICHALIKA, a następnie przez Adama GRABOWEGO, ludzi odpowiedzialnych za finansowanie praktyk w okresach przełomowych dla ich funkcjonowania, • oraz logo i plakat praktyk. Po powrocie ze szkolenia, przez cały semestr letni, sztab pracował, przygotowując się do przyjęcia 2 tys. studentów na praktykę. Zawsze spotykał się z kierownictwem agend i grup twórczych oraz z kierownikami chatek studenckich ustalając zasady pracy i współpracy w okresie praktyk. Sam sztab w sensie organizacyjnym na przemian mieścił się raz w DS. „Piast, raz w DS „Elektron”. Panie Kierowniczki tych domów, tj. Pani Maryla SZCZEPANIAK oraz Pani Zofia FIRLEJCZYK i Pani Apolonia ŚLEDZIONA – kierowniczka stołówki studenckiej przy ul. Pszczyńskiej, robiły wszystko, by pomóc nam w tej jakże odpowiedzialnej pracy, całym sercem pomagały nam i wspierały we wszystkich naszych działaniach, nie gniewając się, gdy czasami nam coś nie wyszło. Struktura organizacyjna Sztabu wynikała z przyjętej do realizacji koncepcji programowej praktyk. Nie wchodząc w szczegóły, w ujęciu funkcjonalnym w skład sztabu wchodziły następujące komisje: • komisja organizacyjna i szkolenia, • komisja sportu i turystyki, • komisja informacji, • i komisja kultury. . Pracą sztabu kierował Komendant. Do swojej pomocy miał zastępcę ds.: programowych, organizacyjnych oraz finansowych. W późniejszym okresie ze względu na rosnące problemy, w tym aprowizacyjne, pojawiła się funkcja kwatermistrza. Osobami, które pozostawiły trwały wkład w organizację i przebieg praktyk byli między innymi: Jan MATYGA, Tadeusz CISEK, Andrzej KOPEĆ, Tomasz RUMIN, Andrzej KONDRAT, Henryk SKŁADANIEC, Bogdan TARKO, Jurek BAJOR, Andrzej MICHALIK, Andrzej ZAMOJSKI, Jurek KAPAŁA, Tomasz RADKO, Asia GRABIEC, Adam GRABOWY, Piotr ZIOBRO, Fryderyk KARZEŁEK i wielu, wielu innych, których nie sposób tu wszystkich wymienić, a bez których pracy i zaangażowania nie było by takich wyników, jakie osiągaliśmy. A wygrywaliśmy wszystkie turnieje, konkursy i przeglądy do poziomu ogólnopolskiego włącznie. Byliśmy, kilka razy z rzędu, Najlepszą Uczelnią w kraju organizującą Studenckie Praktyki Robotnicze. Hymnem Studenckich Praktyk Robotniczych była sławna piosenka „Dziadka” - Zbyszka TUMIDAJEWICZA, którą często i dziś nucę, „ZWYCIĘŻYMY”. Robię wszystko, by był to hymn wszystkich studentów Politechniki Śląskiej, dzisiaj i zawsze. „Jak rok cały długi jak rok, Jesteś wśród nieszczęsnych ściąg, Czy nie chcesz już, oderwać się, Od swych zwykłych trosk, Więc teraz rusz lekko głową, Zapodaj coś, wyjdzie z tego dobra rzecz, I chyba wiesz, Będziemy wtedy bardziej pewni że: Zwyciężymy, zwyciężymy, zwyciężymy, Każdy z nas wie, Że turniej ten wygramy my !! Nie ważne kto z nas zwycięży, Kto dziś ma fart, Komu jury wygrać da, Zabawa ta, Niech dobre czasy przypomina wam, Choć teraz dzieli nas trochę, ten piękny bój, Zaśpiewajmy wspólnie by, połączył nas, Spirali urok przez cały walki czas, Zwyciężymy, zwyciężymy, zwyciężymy, Każdy z nas wie, Że turniej ten wygramy my !!” Komisja Organizacyjna i Szkolenia Głównymi zadaniami komisji organizacyjnej i szkolenia było: przygotowanie i przeprowadzenie zakwaterowania i wyżywienia, nadzorowanie wyjazdów do pracy tj. terminów i miejsc podstawiania autokarów, gospodarka sprzętem oraz bazą lokalową niezbędną do realizacji praktyk, zabezpieczenie organizacyjne imprez odbywających się w ramach praktyk. Praca w komisji była bardzo dobrą szkołą życia w warunkach „gospodarki niedoborów”, w jakiej wtedy funkcjonowaliśmy. Zorganizowanie np. papieru toaletowego dla potrzeb DS-ów zasługiwało na najwyższą ocenę. Komisja Sportu i Turystyki Działalność sportowa realizowana była w szczególnie ciężkich warunkach. Uczelnia nie dysponowała wtedy takimi obiektami sportowymi jak dzisiaj. Grało się na skrawkach ziemi, które studencką pracą społeczną przystosowano na boiska, często umawiając się, gdzie są auty, linie środkowe i te charakterystyczne punkty, niezbędne w grze. Sprawy ulegały diametralnej zmianie, gdy przyszło grać po deszczu. A prowadzono turnieje, objęte klasyfikacją o najlepszy hufiec w takich dyscyplinach jak: piłka siatkowa kobiet i mężczyzn, piłka koszykowa kobiet i mężczyzn, piłka nożna mężczyzn, a później i kobiet. W turniejach uczestniczyli przedstawiciela Akademickiego Związku Sportowego oraz Studium Wychowania Fizycznego i Sportu, poszukując nowych talentów do poszczególnych dyscyplin akademickich. SPR-owski dzień sportu przeradzał się w małą uczelnianą olimpiadę. SPRowicze występowali czasami z własnymi inicjatywami turniejów np. tenisa stołowego, bagmintona, szachów, brydża sportowego. Startując na forum środowiskowym, regularnie wygrywaliśmy olimpiady sportowe z reprezentacjami Akademii Ekonomicznej i Uniwersytetu Śląskiego. Na szczególną uwagę zasługuje również działalność turystyczna. Każdy z uczestników praktyk miał możliwość wyjazdu do tzw. „Chatek Studenckich” na Pietraszonce, w Danielce, na Lasku, w Lachowicach, Sopotni i na Karkoszczonce. Dumni byliśmy z ich posiadania i funkcjonowania. Każdy uczestnik SPR-ów otrzymywał informator o możliwościach i przedsięwzięciach turystycznych organizowanych przez środowisko Politechniki oraz śpiewnik piosenek rajdowych. Oczywiście wyjazd do „Chatki” poprzedzony był wieczorkiem piosenki rajdowej, na którym studenci, rasowi turyści razem z beanami śpiewali i wciągali ich w rajdowo - turystyczne życie. Studenci wyjeżdżali również na żagle do bazy Yacht klubu AZS, nurkowali, oglądali filmy ze spływów kajakowych. Komisja Informacji Oczywiście, aby całe to przedsięwzięcie sprawnie funkcjonowało, wszyscy musieli posiadać prawdziwe, aktualne, w miarę zrozumiale formułowane i prezentowane informacje. Najważniejszym elementem systemu informacji była tablica, największa, bo zajmująca całą główną ścianę w Sztabie, a prezentująca Program Czasu Pozaprodukcyjnego Studenckich Praktyk Robotniczych dla wszystkich hufców w okresie całego turnusu. Jego pełną czytelność zapewniała legenda. Uzupełnieniem planu zajęć były: tablica wyników „Współzawodnictwa międzyhufcowego”, współzawodnictwa w ramach „Turnieju Jednej Cegły”, grafiki rozgrywek sportowych. Z komisją współpracowali członkowie Klubu Turystyczno – Fotograficznego „Krokus”, którzy uczestnicząc w imprezach czasu pozaprodukcyjnego uwieczniali na fotografiach najciekawsze wydarzenia. Efektem ich pracy były prawie codzienne serwisy fotograficzne prezentowane w gablotach osiedla akademickiego. Wykonane w czasie praktyk zdjęcia stanowią, poza pamięcią i krótkim filmem, jedyną dokumentację tamtych wydarzeń. Komisja prowadziła również działalność „foniczną”, ściśle współpracując z Studenckim Radiem „Centrum”. Codziennie nadawano trzy bloki programowe: rano, po południu i wieczorem. Pracownicy studia współpracowali z uczestnikami praktyk przy realizacji audycji, reportaży, słuchowisk i nagrań przebojów SPRów, umożliwiając każdemu stawanie się „rasowym radiowcem”. Niektórzy, po zakończeniu studiów, z tytułami mgr inż., do dziś w radiu realizują swoją życiową pasję. Komisja Kultury No i oczywiście najważniejsza, spinająca jak klamrą całość działań twórczych, SPRowska Komisja Kultury. Od niej się wszystko, co w kulturze studenckiej „najfajniejsze” zaczynało, i na niej się kończyło. Twórcy studenccy działając jak zaczyn, beanom siali niepokój twórczy, który rozwijając się owocował nowym pokoleniem twórczych indywidualności, które dojrzałe, przyjeżdżały na SPR-y, i powtarzały cykl, który w kształcie spirali łączył na osi czasu poszczególne roczniki, pokolenia, studentów. Istotą i najważniejszym celem działania tej komisji było rozbudzenie zainteresowań uczestników studencką kulturą. Stąd komisja programowała oraz organizowała wieczory autorskie, występy studenckich grup muzycznych naszych i z innych środowisk, spektakli teatralnych. Wszystko to traktowane było jako uwertura i inspiracja do twórczości własnej realizowanej poprzez uczestnictwo w osławionym Turnieju Jednej Cegły oraz konkursach plastycznych. W ramach szeroko rozumianej twórczości kulturalnej organizowane były: • Kabaretowy Turniej jednej Cegły, • konkurs na plakat SPR i symbol graficzny - znaczek, • • • • • konkurs na rzeźbę w glinie, konkurs poetycki, prezentacje teatralne np. Teatru 12a, Monodramów CHŁOPECKIEGO, występy kabaretowe np. Kabaretu SSAK, Kabaretu Długi, Kapota, D-Complax, prezentacje klubów studenckich, w której np. Klub Gwarek przedstawił zespół Blues Stop, Andrzeja KIELARA, Andrzeja SKUPIŃSKIEGO z zespołem Toluś Party, • prezentacje piosenki studenckiej np.: Eli ADAMIAK, Jana WOŁKA, Wojtka MŁYNARSKIEGO, Wojtka BAUERA, Krzysztofa MYSZKOWSKIEGO, Czerwonego Tulipana, • prezentacja Kino-Teatru „X” poprzez Akademię Filmową z blokami tematycznymi np. Śmiech fizjologiczny, Kłania się Frankenstein, kabareton z udziałem np. byłego kabaretu „60 minut na godzinę”, czy też kabaretu Elita, występów „Wałów Jagielońskich”, Johna Portera itp, występy Teatru STG, występy zespołu Tańca „Dąbrowiacy”, występy Chóru Studenckiego Politechniki Śląskiej, • imprezy w stylu „Sami Dla Siebie - np. SPR-owskie koncerty bluesowe, • no i oczywiście dyskoteki. Generalnie, jak z przytoczonej wyliczanki - oczywiście niepełnej, wynika, praca komisji dzieliła się na dwie części, kulturotwórczą i prezentacyjną. Elementem kulturotwórczym w pełnym tego słowa znaczeniu był Kabaretowy Turniej Jednej Cegły. Turniej przeprowadzany był systemem: eliminacje - uczestniczyły w nim wszystkie (lub prawie wszystkie) Hufce turnusu, półfinały oraz finał. Każdy hufiec przygotowywał swój program, na który składał się: przebój SPR, wieczór kabaretowy oraz prezentacja hufca. W ramach przygotowań do turnieju członkowie komisji kultury oraz inni dostępni w tym okresie w Gliwicach twórcy, na spotkaniach z hufcami omawiali i pomagali nowo przyjętym studentom współtworzyć pomysły i programy. Dysponowali możliwością pokazania co znaczniejszych dokonań kulturalnych, np. materiałów archiwalnych z Igrów Żaków Gliwickich, FAM i innych festiwali i koncertów. Poziom prezentowanych programów nie był najwyższy generalnie - sam to pamiętam ze swoich SPR-ów. Ale finały i koncerty galowe były zawsze wielkimi wydarzeniami artystycznymi, rozgrywającymi się w Kino-Teatrze „X” w formie spektaklów kabaretowo - muzycznych, szczególnie dla wykonawców, ale również dla widzów. Do historii Środowiska katowickiego przeszły zmagania turniejowe Akademii Ekonomicznej, Uniwersytetu Śląskiego, i Politechniki Śląskiej, gdzie w wyniku stronniczego sędziowania 500 osobowa ekipa Politechniki opuściła turniej. Zadyma była duża. Wiadomo, wszelkie manifestacyjne prezentowanie swoich poglądów nie było praktykowane. Najciekawsze w tym wszystkim był fakt, iż niezależnie od wyników przydzielanych przez sędziów, środowisko Politechniki, a więc ludzi biegłych w naukach ścisłych i technicznych, doskonale radziło sobie na scenie. Nasi Studenci władali piórem lepiej niż przyszli zawodowi dziennikarze. Tworzyli zdarzenia artystyczne zaskakując pomysłami oraz głębokimi przesłaniami, zawodowych artystów. Tworzyli słuchowiska i duże imprezy plenerowe, studiując i zdobywając dyplomy inżynierów. Czy to było możliwe? A jednak, ja tak to pamiętam, tak to było i tak to wspominam. Co trzeba by zrobić, żeby taką aktywność i zaangażowanie wykrzesać dzisiaj? Zapraszam do wymiany poglądów - oczywiście, jeżeli ma ktoś ochotę i znajdzie na to czas. Działania prezentacyjne, szczególnie agend kulturalnych takich jak Teatr STG, Chóru, Zespołu Pieśni i Tańca, kończyły się zaproszeniem do współpracy nowo przyjętych studentów, przesłuchaniami, a najczęściej, w następnej kolejności przyjęciem do „zespołowej rodziny”. Wyniki tego stylu pracy widoczne są do dzisiaj i w mniejszej skali są one dalej prowadzone. W mojej pamięci szczególnie utkwił jeden, najistotniejszy jak się później okazało fakt w moim dalszym życiu. Otóż, jednym z elementów prezentacji hufców była tzw. „niespodzianka dla przeciwnika”, która dzięki temu, że przeciwników było wielu, przerodziła się w niespodziankę dla JURY. Turnieje „Cegły” tradycyjnie odbywały się w Gwarku. Był to etap eliminacji w którym startowały między innymi hufce ze sławnego Wydziału Inżynierii Środowiska (IS-u). Jak wszyscy pamiętają hymn IS-u z tamtych lat, a szczególnie jego refren, „IS, IS, IS, najlepszym z wydziałów wszystkich jest, najładniejsze dziewczyny na nim są, więc kochani, śpiewajcie za nami, niech żyje nam IS-u stan”, śpiewałem sam. Miałem wtedy to szczęście - los tak chciał - że byłem szefem Jury. Generalnie szefem Jury, gdy w SPR-ach pracował Jasiu MATYGA, był Jan MATYGA. Ale w tym dniu go nie było. Turniej dobiegał końca. Ostatnia konkurencja eliminacji. Poziom średni, w miarę wyrównany. Na sali panuje atmosfera festiwalowa. Wszyscy coś krzyczą i potrząsają transparentami. „Eltron” sprzęgał. Prowadzący imprezę, Krzysiek PAŁCZYŃSKI pseudonim artystyczny „PAŁA”, dwoił się i troił by utrzymać poziom i temperaturę imprezy. Jak zwykle robił to doskonale. Poszczególne hufce wyciągają z kątów, dobrze ukryte i utajnione ostatnie „asy atutowe”. Asami tymi miały zamiar przechylić zwycięstwo na swoją stronę. Szczerze muszę przyznać, że wszystkie niespodzianki dla Jury czas zamazał w mej pamięci - z wyjątkiem jednej. W pewnym momencie, przy akompaniamencie hymnu IS-u, postawiono na stole Jury, mały, zgrabny koszyk wiklinowy na pranie, ładnie zamknięty, owinięty kokardką, z napisem „nie ma mocnego, nie ma byka, nad inżyniera mechanika”. Żeby nie było wątpliwości, komendant hufca wręczył go mnie, jako potencjalnemu, przyszłemu inżynierowi mechanikowi. Ja oczywiści podejrzewając „numer”, bo na „wykręcaniu numerów” konkurencja polegała, kurtuazyjnie odstępowałem koszyk innym członkom Jury. Ale sala zaczęła wrzeszczeć: KAJZER!, KAJZER!, KAJZER!, więc nie mając innego wyjścia, ciągnąłem za wstążkę, kokarda się rozwiązała. Najbardziej ekscytujący moment. Sala lekko cichnie, wynikało by z tego, że prawie nikt nie wiedział co się stanie. Podnoszę zamknięcie i w tym samym momencie, z koszyka wyłania się czarny diabełek, który okazał się, gdy cały wylazł, murzynkiem - pomyślałem dziewczyną, i zgadłem. Cały Gwarek zagrzmiał. Murzynek siadł mi na kolanach i tak chciał siedzieć. Ja natomiast musiałem czynić swoją powinność tzn. ocenić niespodziankę. Następna fala tumultu pojawiła się, gdy pokazałem ocenę niespodzianki. Hufiec wygrał. Do dzisiaj mi to „ktoś” wypomina że niby po kumotersku. „Murzynek” bo tak przez przyjaciół i mnie nazywana jest do dzisiaj, została moją żoną. I choćby historia nie wiem, jakie wystawiała oceny i opinie o Studenckich Praktykach Robotniczych, w tym w szczególności Turniejowi Jednej Cegły, dla mnie były to najwspanialsze przeżycia, z którymi wiążą się niezapomniane wspomnienia i cała dalsza droga życiowa. Chciałem zdjęcie z tego zdarzenia zamieścić we wspomnieniach, ale ostatni, który je miał, Andrzej KONDRAT, albo je zgubił, albo nie chce mi go udostępnić, o co mógłbym go trochę posądzać. Odtąd, „do programu Studenckich Praktyk Robotniczych, a następnie do programu mojego życia” weszła ona - Halinka - „Murzynek”. Fakt ten w formie „refleksji” zamieściłem w fotograficznej części wspomnień. W myśl przyjętych założeń, uczestnictwo studentów roku „0” w Studenckich Praktykach Robotniczych „powinno być czynnikiem kształtującym samodzielność oraz umiejętność współżycia i pracy w grupie. Udział w SPR-ach oznaczał również zdobycie wiedzy o warunkach i problemach przyszłych studiów - ułatwiając adaptację na Uczelni. Obowiązkiem odbycia praktyki objęci byli wszyscy przyjęci na I rok studiów - po egzaminie wstępnym, a przed immatrykulacją. Praktyki miały charakter stacjonarny. Hufce 20 - 25 osobowe skupiały w większości przypadków studentów jednego wydziału - przyszłej grupy dziekańskiej”. Oczywiście, poza tym, że działał sztab SPR, działała Uczelniana Komisja ds. SPR. Głównym jej obowiązkiem było zapewnienie uczestnikom odpowiednich, najlepszych w danych warunkach miejsc pracy. Podstawowymi, elementarnymi wymaganiami były: • bezpieczne i higieniczne warunki pracy, oraz stały bezpośredni nadzór nad nimi, • dobre warunki socjalne tj. zapewnienie posiłku, szatni, łaźni, pomieszczeń sanitarnych, transportu do i z pracy, • równomierne obciążenie pracą poszczególnych uczestników praktyk z uwzględnieniem płci, • pracę uczestników wyłącznie na rannej zmianie, • pełnienie funkcji brygadzisty przez komendanta hufca, bezpośredniego opiekuna studentów. „Zakładając, że praca studentów powinna być elementem procesu dydaktyczno wychowawczego uczelni, przy wyborze ewentualnych miejsc pracy kierowano się następującymi kryteriami: • zakład miał mieć wzorowo zorganizowany system pracy, • musiał dysponować odpowiednią kadrą oraz wyposażeniem technicznym, • gwarantował nadzór nie tylko techniczny ale i wychowawczy oraz bezpieczne i higieniczne warunki pracy i warunki socjalne, • gwarantował pomoc w realizacji programu pozaprodukcyjnego realizowanego przez Sztab SPR”. Prawidłowa realizacja praktyk była możliwa dzięki konsekwentnej postawie uczelni w stosunku do zakładów pracy, ich ocenie wg poniżej przedstawionych wymagań - kryteriów i eliminacji tych, które ich nie spełniały. Oczywiście, wywiązywanie się z przyjętych zasad realizacji praktyki zagwarantowane było odpowiednimi umowami. Praktyki podlegały obowiązkowi zaliczenia. Podstawę zaliczenia stanowiła opracowana przez Komisję i wypełniona Książka Pracy Studenckiego Hufca Pracy - prowadzona na bieżąco przez komendanta hufca i przekazana Dziekanowi Wydziału. Odbycie praktyki zaliczane było wpisem do indeksu. Wpisu do indeksu dokonywał dziekan na wniosek komendanta hufca. Praca wychowawcza wśród uczestników praktyk prowadzona była przez opiekunów wydziałowych - pracowników naukowo - dydaktycznych Uczelni. W celu zapewnienia bezpośredniej opieki nad uczestnikami praktyk, władze dziekańskie, na wniosek wydziałowych organizacji ZSP, powoływały Komendantów hufców, studentów lat wyższych poszczególnych wydziałów. W skali uczelni, rocznie funkcję komendantów pełniło około 70 studentów, którzy wcześniej przeszli odpowiednie szkolenie zakończone egzaminem. W myśl wypracowanej i sprawdzonej w naszej uczelni zasadzie, „komendanci hufców byli bezpośrednimi przełożonymi uczestników praktyk i kierowali całością pracy oraz działalnością pozaprodukcyjną hufców”. Uczestnictwo w praktykach robotniczych w charakterze komendanta hufca jak i członka sztabu było podstawą do zaliczenia praktyki programowej. Pierwszym elementem wdrażającym nowo przyjętych studentów do samoorganizacji i samorządności, tak bardzo pielęgnowanej i rozwijanej w naszym środowisku było demokratyczne wybranie Rad Hufców. Włączały się one lub były włączane, w zależności od swojego temperamentu, przez starszych kolegów do programowania i organizowania życia hufca - w przyszłości grupy dziekańskiej. Osoby te w większości przypadków były podstawą tworzących się struktur samorządowych na pierwszych latach studiów poszczególnych wydziałów. Jak wspomniano wcześniej, działalność zabezpieczająca czas pozaprodukcyjny, ten naszym zdaniem najistotniejszy w idei praktyk, spoczywała na Powołanym przez Radę Uczelnianą Sztabie, który planował, realizował oraz kontrolował uzyskiwane rezultaty prowadzonej działalności kulturalnej, sportowo - turystycznej, szkoleniowej i informacyjnej wśród uczestników praktyk. O skali przedsięwzięcia niechaj świadczy fakt, iż w okresie poprzedzającym akcję, w celu poprawnego jej przygotowania i przeprowadzenia opracowano oraz wydrukowano, dostępne jeszcze u mnie następujące materiały: • zawiadomienie o obowiązku odbycia praktyki i jej istocie, • informacje o Sztabie Organizacji Czasu Pozaprodukcyjnego SPR, celu powołania, zadaniach do wykonania, • Książkę Pracy Studenckiego Hufca Pracy, • legitymację uczestnika, list gratulacyjny ZSP, plakat akcji, • informator dla uczestników praktyk zawierający podstawowe informacje o uczelni, organizacji ZSP, jej agendach, możliwościach działania, • informator o zasadach korzystania z Biblioteki Politechniki Śląskiej, • zaproszenia na imprezy organizowane w ramach zajęć czasu pozaprodukcyjnego, • zaproszenie na uroczystą Inaugurację Roku Akademickiego dla wyróżniających się uczestników SPR-ów, oraz kupowano, jeżeli się ukazywały specjalne numery dla studentów roku I np. „Politechnika”. Studenckie praktyki Robotnicze realizowane były w trzech turnusach. Turnus I obejmował uczestników po I roku studiów, którzy w roku poprzednim zostali zwolnieni z odbywania praktyk. Turnusy II i III były turnusami dla roku „0”. W dniu poprzedzającym przyjazd uczestników odbywały się odprawy Komisji Uczelnianej z komendantami hufców, opiekunami hufców z ramienia wydziałów, opiekunami hufców z ramienia zakładów pracy. Na odprawach uściślano warunki i zasady współpracy, czasy i miejsca podstawiania autokarów, sprawy badań lekarskich, warunki i miejsca zakwaterowania, wyżywienia, opieki medycznej, zasady realizacji rozliczeń finansowych itp., itd. Uczestnicy odpraw otrzymywali komplety materiałów w skład których wchodziły między innymi: • wykaz spraw do załatwienia przez komendantów i opiekunów hufców, • sposób rozliczania kosztów tzw. „wsadu do kotła”, który pozwalał zorientować się przynajmniej w przybliżeniu, jak będą wyglądać serwowane przez stołówki studenckie posiłki, • i co najważniejsze, ramowy harmonogram zajęć pozaprodukcyjnych hufca. Wcześniejsze przekazanie ramowego harmonogramu zajęć poza produkcyjnych hufca pozwalało komendantom i sztabowi na odpowiednie zaplanowanie i przygotowanie pracy z hufcami. Oczywiście, najważniejszy zawsze był start. Nie mógł to być falstart. Pierwszy kontakt studenta roku „0” z uczelnią, po zdanym egzaminie, musiał wypaść wzorcowo. Oczywiście za prawidłowe przyjęcie odpowiadał Sztab SPR, a osobą pierwszego kontaktu był starszy kolega, student uczelni. W niedzielne popołudnie należało przyjąć, zakwaterować, wysłać na stołówkę, przekazać „beanom” podstawy studenckiego „sawłarwiwru”, oraz przygotować do pierwszego wyjazdu do pracy około 1000 osób. Kto tego nie robił, nie uwierzy, jaki to był młyn. Oczywiście, najwięcej kłopotów i problemów było, proszę się nie dziwić z rodzicami i jedynakami oraz jedynaczkami. Trudno było rodzicom zgodzić się na to, że ich pociecha, najczęściej rozpieszczona musi mieszkać w wieloosobowym pokoju, sama za sobą ścielić łóżko, wcześnie rano wstawać i jechać do nie zawsze najsensowniejszej pracy fizycznej, uważać na pojawiające się na rękach „odgnioty”, i co chyba najgorsze, informować swojego komendanta, że chce się np. wyjechać w odwiedziny do domu. Oczywiście, za sprawy zakwaterowania, zameldowania, wydawania kart żywieniowych, odbierania i rozliczania kartek na mięso, zabezpieczenie odpowiedniej ilości papieru toaletowego i tego wszystkiego, z czym w tym okresie były problemy, a były prawie ze wszystkim, czyli w najgorszym okresie do realizacji tego typu przedsięwzięć odpowiadał i był w tym najlepszy - niezastąpiony Andrzej CHAŁUBIEC. Gdybyśmy tego nie zrobili w sposób pokazowy, wzbudzający uznanie w osobach przyjeżdżających na praktyki, dalsza nasza działalność stała by pod znakiem zapytania. Następny, strategiczny dzień praktyk, to pierwszy ich dzień, poniedziałek. Pobudka miasteczka akademickiego o godz.: 420 przy dźwiękach pieśni „Wstawaj, szkoda dnia”, śniadanie o 435 i wyjazd uczestników do swoich zakładów pracy. Jeżeli uczestników było 1000 osób, a autokar zabierał 50 osób, to do miasteczka akademickiego musiało przyjechać, nawrócić, zabrać swoich ludzi i odjechać 20 autokarów. Po tej, jakby na wzór wojskowy przeprowadzonej ewakuacji, miasteczko akademickie robiło się ciche i bezludne. Na osiedlu widoczne były tylko krzątające się osoby w koszulkach z napisem Sztab SPR. Trwały pełną parą przygotowania do zajęć popołudniowych, po przyjeździe uczestników praktyk z pracy. W sposób już mniej uderzeniowy poszczególne autokary podjeżdżały pod stołówkę, a zgłodniali praktykowicze zajmowali miejsca w sławnych kolejkach po zupę i drugie danie. Rozładowanie kolejek było następnym wyzwaniem do którego podchodziliśmy wspólnie z kierownictwem i personelem stołówek. Aby ułatwić pracę kuchni, dyżurujący informowali i pokazywali jak należy oddawać talerze, że trzeba je samemu odnosić, w oddzielne miejsce dawać kubki, w oddzielne sztućce itp. itd. W pierwszym dniu, uczestnicy, po pracy spotykali się tradycyjnie z Władzami Uczelni. W ramach spotkania zapoznawani byli z historią uczelni, jej strukturą organizacyjną, zasadami funkcjonowania, zwyczajami oraz ceremoniałem związanym z tradycją funkcjonowania Politechniki Śląskiej. W drugiej, mniej oficjalnej części spotkania, po filmie o SPR-ach, sztab prezentował przygotowaną koncepcję programową praktyk i zachęcał do włączenia się w jej realizację. A było w co. W sposób systemowy organizowano: Kabaretowy Turniej Jednej Cegły, na który składały się eliminacje, półfinały i finał. W oparciu o wyłonioną grupę wykonawców i zaprezentowane programy przygotowywano i prezentowano Koncert Galowy oraz opracowano program na Wojewódzki Turniej Kulturalny. Oczywiście realizowano konkurs plastyczny na plakat, znaczek i rzeźbę SPR-ów. Organizowano podsumowujący przebieg turnusu „Turniej Debiutów”. W zakresie zajęć sportowo turystycznych prowadzono rozgrywki, przygotowywano oraz organizowano Wojewódzki Dzień Sportu w formie olimpiady Uczelni, organizowano wieczory piosenki rajdowej oraz wyjazdy do chatek studenckich. Przygotowywano i realizowano audycje w Ośrodku Radia Studenckiego „CENTRUM”. Prowadzono w sposób podobny jak Turniej „CEGŁY”, turniej Wiedzy Społeczno – Politycznej „POLITYKUS”. Na zakończenie, jakże pracowitego miesiąca organizowano Bal Zakończeniowy, na którym ogłaszano i wręczano nagrody dla najlepszych, wyłonionych w oparciu o realizowane współzawodnictwo między hufcowe „Kto Lepszy”. I tak to w skrócie mniej więcej wyglądało. Po latach należy postawić sobie pytanie - „Jakie zdarzenia, jakie emocje, jacy ludzie pozostawili trwały ślad w mojej pamięci? Jak to wszystko w czym uczestniczyłem, co współtworzyłem, wygląda z perspektywy lat, w tym szczególnie dokonującej się transformacji ustrojowej i mojego w tym miejsca ? Jak te lata ukształtowały mnie jako człowieka, jako pracownika, jako obywatela Polski?” Nie próbowałem wyobrazić sobie, kim bym był, gdyby nie moja szkoła, Technikum Mechaniczne w Ustroniu, studia na Wydziale Mechanicznym Technologicznym Politechniki Śląskiej w Gliwicach, praca w ruchu studenckim, a następnie praca w różnych miejscach i robienie różnych, czasem dziwnych rzeczy. Ale wszędzie wykorzystywałem i dalej wykorzystuję wszystko to, czego się nauczyłem, ucząc się dalej. Pracując w Zakładzie Przeróbki Plastycznej Metali oraz w Instytucie Metalurgii Żelaza, prowadząc badania nad aktywnym wykorzystaniem tarcia w procesie łączącym walcowanie z wyciskaniem, napisałem i obroniłem pracę doktorską w Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie. Zdobytą wiedzę praktycznie stosuję współpracując z zakładami hutniczymi i budowy maszyn, współuczestnicząc w procesach transformacji i restrukturyzacji. Wszędzie, w każdym miejscu próbuję praktycznie realizować to, co tak efektownie nazywa się transferem technologii. Pewny jestem, iż wiele z tego, co we mnie dobre, jeżeli jest, jest wynikiem Szkoły, Uczelni, Organizacji, obcowania ze wspaniałą kadrą pedagogiczną i naukową, wspaniałymi, jedynymi koleżankami i kolegami. W swej pracy kierowaliśmy się wiarą w siebie, w rację i cel naszego działania. Fenomen „człowieka – studenta” tamtych lat polegał na tym, że był on początkiem i końcem poczynań programowych i swego rodzaju testem na prawdę. Gdy nie było prawdy nie było wyników. Dzisiaj to jest oczywiste, wtedy nie do wszystkich to docierało. Problem polegał na tym, że prawda miała dwa poziomy, ten głębszy, pracy u podstaw, ten płytszy, praca dla osiągnięcia doraźnych efektów. Umiejętność godzenia tych sprzecznych celów, była ceną jaką płaciłem za pracę i aktywność w tamtych czasach. Rozwój osób realizowany był wokół wspólnych celów. Wspólne cele mogły lepiej lub gorzej określać mechanizmy demokratyczne. W środowisku studenckim respektowane były poprzez samorządność studencką, respektowanie praw indywidualnych i grupowych. W takich warunkach wyzwalaliśmy maksimum energii i możliwości działania w duchu odpowiedzialności na rzecz integralnego rozwoju jednostki i Uczelnianej wspólnoty. W okresie totalnych niedoborów wszystkiego, udawało nam się osiągać skupienie środków, które każdemu zapewniały minimum warunków wszechstronnego rozwoju indywidualnego. Skoncentrowany wysiłek i wola oraz zmysł organizacyjny były cechami naszej pracy. Największą bowiem wartością jest zdolność i zamiłowanie do pracy, która jest sensowna i umożliwia wykorzystanie zdolności i powoduje powstawanie najwyższego napięcia twórczego, tak powszechnego w młodym pokoleniu. To była moja, myślę, że mogę napisać nasza Filozofia, i jestem przekonany, że może być dalej filozofią pracy na przyszłość. Ps. Serdecznie dziękuję Janowi Matydze, Jurkowi Malitowskiemu, Romanowi Kozikowi za wnikliwe przeczytanie wspomnień, dyskusję oraz uwagi, bez których tekst ten by nie powstał. Zwracam się do wszystkich, którzy mając czas mogą opisać swoje przeżycia i wspomnienia – piszcie. Niech mój tekst będzie dla Was prowokacją. W części fotograficznej wykorzystałem zdjęcia Jana Matygi za które serdecznie dziękuję.