Rodzina katolicka - Ściganie za ściąganie

Transkrypt

Rodzina katolicka - Ściganie za ściąganie
Rodzina katolicka - Ściganie za ściąganie
czwartek, 02 lipca 2009 12:54
Na każde legalnie pobrane z sieci nagranie przypada aż 20 pirackich. Internauci nad Wisłą
ściągają ponad 5 mln utworów… tygodniowo. Nad empetrójką głowią się nie tylko prawnicy, ale
i spowiednicy.
Jammie Thomas-Rasset, 32-letnia kobieta z Minnesoty, ściągnęła sobie na domowy komputer
24 piosenki. Z jej głośników popłynęły dźwięki „Cryin” Aerosmith i „November Rain”
Guns’N’Roses. Jak wielu internautów, udostępniła swe zbiory innym użytkownikom sieci.
Historia podobna do milionów innych na świecie? Niezupełnie. Amerykance wytoczono proces.
Sprawa ciągnęła się latami. 15 czerwca br. sędzia federalny uznał, że winna nielegalnego
ściągania muzyki z internetu ma zapłacić gigantyczną sumę… 1,9 mln dolarów. Ściągniecie jednej piosenki kosztowało ją więcej niż wybudowanie domu. Prawnicy zatrudnieni
przez potężne firmy fonograficzne argumentowali, że kobieta umożliwiła dostęp do pirackiej
muzyki milionom użytkowników netu. Sprawa Jammie, prywatnie matki czworga dzieci, była
pierwszą tego typu za oceanem. Adwokat kobiety przyznał, że jego klientka jest zaszokowana
wysokością kary, tym bardziej że piosenki, które ściągnęła, były wycenione w internecie na…
99 centów. Jammie Thomas-Rasset zamierza odwołać się od wyroku do sądu wyższej instancji.
Gigantyczna kara za nielegalne ściąganie muzyki wywołała w mediach na całym świecie wielką
falę dyskusji. Na forach internetowych zawrzało…
Sorry Music Polska
Nowe technologie umożliwiają darmowe ściągnięcie muzyki na kliknięcie. Na każde legalnie
pobrane z sieci nagranie przypada aż 20 pirackich. Szacuje się, że wytwórnie tracą na piractwie
rocznie prawie 3 mld dolarów. Ponad 90 proc. ruchu w sieci przypada na dystrybucję plików
naruszających prawa autorskie – alarmuje Związek Producentów Audio Video. Zjawisko ma
jednak i drugą, mniej nagłaśnianą stronę medalu. Dzięki nielegalnie ściąganym plikom sprzedaż
płyt nieznacznie wzrasta. Piraci po obwąchaniu towaru chętniej kupują legalne krążki. Ściąganie
plików z sieci nakręca rynek, jest przedsmakiem zakupu legalnej, starannie wydanej płyty.
Piractwo napędza też rynek koncertowy. W Wielkiej Brytanii koncerty zaczęły przynosić
artystom większe dochody niż sprzedaż płyt. Wydaje się, że w dobie mp3 i sieci P2P (z której
korzystała m.in. najsłynniejsza piratka świata) producenci mają nikłe szanse na opanowanie
nielegalnego ściągania muzyki. Nad Wisłą co najmniej 4 mln internautów wymienia pliki za
1/4
Rodzina katolicka - Ściganie za ściąganie
czwartek, 02 lipca 2009 12:54
pomocą sieci P2P. Piractwo zmieniło oblicze. To już nie kupowanie przegranych płyt na
bazarze. Okrętem współczesnego pirata jest jego biurko. Wystarczy podłączony do sieci
komputer. Klika i zamiast wydawać kilkaset złotych na legalne krążki, cierpliwie czeka, aż cała
dyskografia U2 spłynie na jego twardy dysk. Jasne, ryzykuje, że pod nazwą irlandzkiej kapeli
może kryć się Dolina Muminków czy film pornograficzny z garścią wirusów, ale ryzyko jest
opłacalne. Nie wydał ani grosza. Szacuje się, że w Polsce piraci ściągają ponad 5 mln
utworów… tygodniowo.
Zmieniło się też podejście wydawców. Dziś nie chodzi o to, by płyta trafiła pod strzechy. Chodzi
o to, by te strzechy za nią zapłaciły. Pazerność ogromnych koncernów napędza spiralę
piractwa. Na nic zdają się kampanie antypirackie i próby zastraszania internautów. Tradycyjna
płyta odchodzi do lamusa. Przyszłością muzyki staje się internet. Widać to znakomicie na
przykładzie działającego od sześciu lat muzycznego internetowego sklepu iTunes, który
sprzedał już ponad sześć miliardów utworów. Zmieniło się wreszcie samo podejście do
słuchania muzyki. Fan Pearl Jam, który z utęsknieniem czeka na ich nowy krążek, nie musi
szykować sobie miejsca na półce. Na jego twardym dysku z powodzeniem mieści się ogromna
płytoteka Marcina Kydryńskiego.
Przestępstwo? Grzech?
„Nielegalne kopiowanie płyt, filmów i książek oraz kserowanie podręczników przez studentów
jest grzechem – radykalnie pisał w magazynie muzycznym RUaH ks. Grzegorz Ułamek,
zajmujący się problemem piractwa. – Jasne, możemy się zastanawiać, czy inni nas nie
okradają, dyktując tak wysokie ceny, ale sytuacja, że ktoś nas okrada, nie usprawiedliwia
postępowania w ten sam sposób” – zaznaczał.
Żaden artykuł magazynu nie wywołał takiej burzy. Redakcja dostawała mnóstwo listów od
oburzonych internautów. – Pamiętajmy o tym, że grzech jest czymś świadomym i dobrowolnym
– wyjaśnia o. Piotr Jordan Śliwiński, kapucyn, dyrektor Szkoły dla Spowiedników.
– Internauta musi mieć świadomość, że robi coś złego, ale myślę, że jeżeli się spowiada, to
taką świadomość już ma, bo sumienie jakoś mu ten grzech wyrzuca (może stąd ta medialna
burza po tekście w RUaH?). A jeśli sumienie mu to wyrzuca, to ja bym apelował, żeby to
sumienie szanował, a nie forsował i próbował się usprawiedliwiać i tłumaczyć. Trzeba to po
prostu spokojnie przyjąć. Jasne, pokusa ściągania muzyki za darmo jest dziś ogromna, ale
przecież ta sprawa nie stoi na ostrzu noża: coraz więcej plików można ściągać legalnie albo za
2/4
Rodzina katolicka - Ściganie za ściąganie
czwartek, 02 lipca 2009 12:54
drobną opłatą. Pamiętajmy, że nic nie zwalnia nas z obowiązku szanowania praw innych.
Wiem, że wielu ludzi uzasadnia piractwo tym, że koncerny muzyczne niesprawiedliwie zdzierają
potężne pieniądze, ale tak naprawdę to nie usprawiedliwia naszego łamania czyichś praw. A
poza tym, czy ja muszę w dzisiejszym świecie wszystko nabyć? Nie. Mam wybór.
Chorzowski Teatr Rozrywki pęka w szwach. Na scenie gra Chili My. Piosenki śpiewa z
zespołem cała publika. – Nawet nie pytam, kto z was ma w domu oryginalną płytę – rzuca
Jacek Wąsowski, lider grupy. – Czy czujemy się przez piractwo okradani? Tak – odpowiada
gitarzysta, grający obecnie z Elektrycznymi Gitarami. – Na nielegalnym ściąganiu muzy traci
wiele osób. Piractwo powoduje, że autorzy muzyki i tekstów nie dostają z ZAiKS-u tantiem,
tracą też muzycy, którzy dostają tantiemy wykonawcze od sprzedanych egzemplarzy.
Rozwiązania prawne kompletnie nie nadążają za nieprawdopodobnym rozwojem technologii.
Te 1,9 mln dolarów za 24 piosenki to jakaś rozpaczliwa próba poradzenia sobie ze zjawiskiem,
które już dawno wymknęło się spod kontroli. Systematycznie zamiera zjawisko płyty. Może
przyszłość fonografii będzie wyglądała tak, że padną wytwórnie płytowe, a kapele kupią sobie
programy do księgowania i będą umieszczały empetrójki na swych stronach internetowych? Już
dziś młode zespoły, by się wypromować, zamieszczają pliki mp3 na stronie: myspace. Więcej,
umożliwiają często ich ściąganie za darmo.
Na rewolucyjny pomysł wpadł Radiohead, jeden z najważniejszych zespołów muzycznego
rynku. Ich krążek „In Rainbows” już przed oficjalną premierą można było kupić w necie za „co
łaska”.
Gdy Arka Noego zdecydowała się pół roku temu na wydanie płyty z wszystkimi empetrójkami,
sprzedawcy kręcili głowami: Kto teraz kupi tradycyjne płyty? To jednak wymóg czasu. Robert
Friedrich zaproponował świetne rozwiązanie: siedemdziesiąt całkowicie legalnych empetrójek.
Za niewielkie pieniądze. Zresztą już pierwsza płyta zespołu „A gu gu” była na rynku małą
rewolucją. Kosztowała dwukrotnie mniej niż inne podobne krajowe albumy. Nic dziwnego, że
sprzedała się w gigantycznym nakładzie ponad miliona egzemplarzy. Wygórowana cena, jaką
za krążki dyktują wielkie koncerny, okazuje się dla wielu melomanów zaporą nie do
przeskoczenia. Wolą klikać. Za darmo. Ale czy to legalne? I przyzwoite?
Co za to grozi?
Co nam grozi, gdy policja dowiedzie, że na naszym komputerze nielegalnie „gra i trąbi grupa
Kombi”? Każdy utwór jest chroniony ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Nie
3/4
Rodzina katolicka - Ściganie za ściąganie
czwartek, 02 lipca 2009 12:54
łamiemy prawa, gdy ściągamy z sieci pliki, jeśli ich licencja na to pozwala. Zyski czerpie
wówczas nie tylko właściciel portalu, na którym są zamieszczone, ale i sam twórca. A
nielegalne ściąganie? Osoba posiadająca prawa do utworu może od nas zażądać
odszkodowania. Jeśli ściągamy muzykę lub film (nie dotyczy to programów komputerowych!) i
korzystamy z nich wyłącznie w gronie rodziny lub przyjaciół, to wszystko mieści się w zakresie
tzw. własnego użytku osobistego. Samo ściągnięcie musi być nieodpłatne. Ale okazuje się, że i
w tym przypadku wszystko zależy od tego, czy prawnicy potraktują empertójkę jako utwór
muzyczny czy, nie daj Boże dla piratów, program komputerowy.
Udostępnianie plików, wykraczające poza rodzinę, przyjaciół jest naruszeniem granic
dopuszczalnego rozpowszechnienia. Prawo wydaje się bezradne. Nie pomagają nawet
spektakularne akcje policji, która co pewien czas oznajmia, że zatrzymała administratora
nielegalnej sieci komputerowej i zabezpieczyła kilka serwerów o łącznej pojemności 12
terabajtów (jak we Wrocławiu w listopadzie 2007 roku). Odtwarzacze mp3 sprzedają się jak
świeże bułeczki. Trudno przypuszczać, by młodzi, którzy nie ruszają się już z domu bez
słuchawek, mieli na swych wielogigowych dyskach kilka legalnie ściągniętych piosenek.
Rozmiar pirackiej rewolucji nie ma precedensu w historii. Prawnicy się głowią, moraliści
debatują, a muzyka płynie. Wielkim swobodnym strumieniem.
Marcin Jakimowicz
Źródło: Gość Niedzielny
4/4