Pracowałam na statku

Transkrypt

Pracowałam na statku
PRACOWAŁAM NA STATKU PASAŻERSKIM I W ARABSKICH
LINIACH LOTNICZYCH
NINA LAJIM
Toruń 2014
ISBN: 978-83-61744-62-7
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Autorzy oraz Wydawnictwo dołożyli wszelkich starań, aby informacje zawarte w tej publikacji były kompletne, rzetelne
i prawdziwe. Autorzy oraz Wydawnictwo nie ponoszą żadnej
odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikające z wykorzystania informacji zawartych w publikacji lub użytkowania tej
publikacji.
Wszystkie znaki występujące w publikacji są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Rozpowszechnianie całości lub fragmentu w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Kopiowanie, kserowanie, fotografowanie,
nagrywanie, wypożyczanie, powielanie w jakiekolwiek formie
powoduje naruszenie praw autorskich.
bezpłatny fragment
Wydawnictwo EscapeMagazine.pl
http://www.EscapeMagazine.pl
Spis treści
Słowo od wydawnictwa
Słowo od autora
CZĘŚĆ I: A MOŻE NA MORZE?
Wstęp do części pierwszej
Seksowny rozpierdas
Koty zawieszone w prawach kocich
Halka to podstawa
Pralnia
Jeszcze jeden Polak
Świeże jabłka tylko w Anglii
To piekielne sprzątanie
Czarna twarz w mini facial
Kolejny dzień w Londynie
Podróż na statek
Wreszcie na statku
Już się tak nie gubię
Znowu buja
3
Muszę zrobić zakupy
Wypierdek na plaży
Łajba ratunkowa
St. Lucia
Elastyczny język
Mandarynka
Mężczyźni to właściwie jak linie lotnicze...
Filmy porno z happy endem
Znowu ćwiczenia ewakuacyjne
Święta na statku
Wielbiciel Sztuki, Foka i Jajcarz...
Alarm przeciwpożarowy
I po Świętach...
Honduras i „maska z tyłka pawiana”?
Załoga bawi się najlepiej – Saksofon górą
Kolejny port ominięty
Grypa brzuszna
Salwa armatnia
Więźniowie statku
Test na prochy i alkohol
Moja prywatna maszynownia
Dezynfekcja
Męski sposób
Bisy po trzy razy
Muzyk i odpływający statek
Trzy historie
4
Gołe kobiety
Rejsy „dziwnej maści”
Key West
Dżem zamiast świeżych truskawek
Guzik alarmowy
Mojżesz i ja
Do zobaczenia
CZĘŚĆ II: A MOŻE JEDNAK SAMOLOTEM?
Wstęp do części drugiej
Początki zawsze trudne
Pierwsza babska bójka
Alternatywy 4
Tak, Tak... siedem pięter
Impreza na pustyni
Moje 29 urodziny
Benzyna tania jak woda
Hej piękności, a może Cie podwieźć?
Jednodniowa dziewica
Insha Allah
Alarm, drzwi i trampolina
Uniforms
Nie siedź w samochodzie, bo cię zgarną
Kabina pilota, pożary i napastnicy
„Wings party”
Wirus
5
Pierwszy lot
Kurczak to nie mięso
Dozorca łapówkarz
Ktoś ukradł moje buty
Oferty matrymonialne...
Lot do Katmandu
Biedne Jaguary...
Kochani Hindusi
Nie każdy Arab do samochodu
Jej droga do kariery, to cztery litery
Lot do Omanu
„A czy te miejsca nie lecą do Bahrajnu?”
London Airport
Bangladesz
Jet ski i karabin...
Dubaj
Bahrajn – Singapur – Sydney
Samolotowe historyjki
Kończę ze skrzydłami
Zakończenie
6
Wszystkim, którzy zainspirowali mnie do ciekawszego,
lepszego i bardziej wrażliwego życia,
a w szczególności mojej wspaniałej rodzinie,
mężowi, dzieciom i przyjaciołom.
Słowo od wydawnictwa
Staraliśmy się zachować oryginalny i indywidualny
charakter listów, które Autorka pisała do rodziny
i przyjaciół. Opracowanie redakcyjne ograniczyliśmy do niezbędnego minimum, mając na uwadze
nieformalny charakter listów i świadomość, że każda zmiana będzie pozbawiała list autentyczności
i lekkości, z jaką został napisany.
Czujne oko obserwatora, plastyczne opisy i całkowity brak politycznej poprawności sprawia, że po
pierwszych akapitach Czytelnik zapomina, że czyta.
Zwracamy na to uwagę, bo sami wpadliśmy w tę tajemniczą i magiczną otchłań, kiedy po raz pierwszy
czytaliśmy tę książkę, wtedy jeszcze jako perełkę
odnalezioną na niewielkiej platformie dla debiutantów. Później już wpadaliśmy w tę otchłań nieustannie, pracując nad jej wydaniem. Przyzwyczailiśmy
się, że w jakiś tajemniczy sposób każdy, kto czyta
choćby fragment, mimowolnie zostaje wciągnięty
na statek wycieczkowy albo na pokład linii lotniczych i zaczyna towarzyszyć Autorce we wszystkim
– widzi obrazy, słyszy dźwięki i staje się uczestnikiem wszystkiego, co się tam dzieje.
Zapraszamy do lektury!
Wydawnictwo
9
Słowo od autora
Książka, a właściwie zbiór maili pisanych do rodziny
i przyjaciół, składa się z dwóch części.
W pierwszej części opisuję moje przygody na
statku pasażerskim, który pływał wokół Wysp Karaibskich. Miałam wtedy 25 lat i pracowałam w pokładowym SPA jako masażystka. Trzy lata później,
w wieku 28 lat, zapragnęłam zostać stewardessą.
Udało się. W drugiej części opisuję pracę w Arabskich Liniach Lotniczych w Bahrajnie.
Zawsze miałam trudności z usiedzeniem w jednym miejscu. Chciałam poznawać świat, jeździć
i przede wszystkim walczyć z rutyną. Niektórzy nazywają to wariactwem, ale ja nigdy w życiu nie zamieniłabym moich przygód na inne chwile. Po prostu byłam i wciąż jestem ciekawa świata. Jeżeli jest
się dobrym obserwatorem, to nawet najprostsze
10
wydarzenia mogą być interesujące, bo wszystko zależy od sposobu ich postrzegania...
W książce zawarte są pewne spostrzeżenia dotyczące różnych narodowości. Czasami mogą się
wydawać śmieszne, czasami kontrowersyjne i niepoprawne polityczne. Chciałam jednak podkreślić,
że moją intencją nie było naśmiewanie się z ludzi
innych narodowości. To raczej chęć zwrócenia
uwagi na różne sytuacje, które mogą się wydawać
się zabawne i dziwne dla osoby z innego kraju.
Mam wielu sympatycznych i wykształconych przyjaciół różnych narodowości (także tych, które opisuję) i myślę, że miałam prawo trochę się pośmiać
z ich zachowań, bo my Polacy też często potrafimy
być naprawdę irytujący. Wiem, bo czasami sama to
widzę…
Autorka
11
CZĘŚĆ I: A MOŻE NA MORZE?
Wstęp do części pierwszej
Pewnego dnia, kiedy mieszkałam jeszcze w Sydney,
przechodziłam obok ogromnego statku pasażerskiego, który właśnie zawinął do portu. Patrząc na
tego morskiego potwora postanowiłam, że następnym moim miejscem pracy będzie właśnie taki statek…
Po powrocie z Australii zaczęłam szukać firmy,
która byłaby w stanie wysłać mnie na szerokie wody. W jednej z nich złożyłam wymagane dokumenty i niemal od razu zaproszono mnie na „interview”
do Berlina. Jako że byłam już doświadczoną masażystką i prywatnym trenerem fitness, to ubiegałam
się o pracę na pokładowym SPA. Po przejściu testów i rozmowy kwalifikacyjnej poinformowano
mnie, że odpowiedź otrzymam w ciągu najbliższych tygodni.
Jedno z pytań w trakcie rozmowy brzmiało: „Do
jakiego zwierzęcia jesteś najbardziej podobna?”.
Odpowiedziałam, że do trzech: orła, bo lubi wysoko
latać i ceni swoją niezależność, delfina, bo jest towarzyski i lubi pływać i geparda, bo jest najszyb13
szym i najzwinniejszym zwierzęciem na Ziemi. Cecha, która łączy wszystkie te trzy zwierzęta to bardzo dobra umiejętność obserwacji. Pani przeprowadzająca „interview” patrzyła się na mnie z szeroko otwartą buzią i powiedziała: „Bardzo interesująca
teoria”. Cóż, zapytała, to jej powiedziałam... Gdyby
pytanie było bardziej błyskotliwe to może i odpowiedź byłaby inna, ale w rzeczywistości uważam
tak, jak powiedziałam. Właśnie te trzy zwierzęta najlepiej mnie opisują.
Szczęśliwie udało mi się przebrnąć przez selekcję i po trzech tygodniach dostałam list z potwierdzeniem przyjęcia mnie do pracy, ale to tylko
w 70% dawało mi pewność dostania pracy.
Kolejnym krokiem były bardzo dokładne badania lekarskie, które musiałam przejść w Warszawie.
Oczywiście poza głównym powodem wykluczenia
jakiś ciężkich chorób było upewnienie się, że żadna
nas nie jest w ciąży. I jedna była – Irlandka z bardzo
katolickiej rodziny. Szkoda mi jej było, bo wieść
o ciąży była dla niej większym zaskoczeniem niż dla
lekarza ogłaszającego tę nowinę. Następnego dnia
spakowała walizki i wróciła do domu.
14
Następnie był wyjazd do Londynu na szkolenie,
które miało przygotować mnie do pracy w SPA na
statku. Firma ponosiła koszty zakwaterowania, kolejnych badań lekarskich w wyznaczonym szpitalu,
wyżywienia w Londynie, biletu na autobus oraz naukę w szkole. Kursanci płacili tylko za bilet do Londynu. Szkoła przygotowywała kosmetyczki, masażystów, fryzjerów, recepcjonistki oraz trenerów –
jednym słowem „SPA&Wellnes”. Ja zdecydowałam
się pracować jako masażystka. Do przejścia miałam
kilka kursów, które poszerzyły moje umiejętności
z zakresu masażu, podstaw kosmetyki i marketingu.
Po zdaniu egzaminów koszty podróży do miejsca
przeznaczenia (na statek) były pokrywane przez
pracodawcę.
Po zdaniu wszystkich egzaminów i zaliczeniu
testów potwierdzono mój kontrakt pracy na statku.
15
Seksowny rozpierdas
Cześć,
Szkoła, w której się znajduję, przygotowuje ludzi do
pracy na statku w SPA i na siłowni. Każdy z nas przyjeżdża tu z określonymi umiejętnościami (mniejszymi lub większymi), ale w tej szkole wszyscy
uczymy się tych samych procedur. Chodzi o to, żeby usługi oferowane przez daną firmę na wszystkich statkach były takie same.
Jestem już w szkole ponad tydzień i do niektórych rzeczy zdążyłam się przyzwyczaić, co nie oznacza, że je lubię… Wszyscy dostaliśmy jednakowe
sukienki i rajstopy. Nigdy nie lubiłam rajstop, nie
mogę się w nich poruszać (na pewno zostały wymyślone przez mężczyzn), a sukienka, która wygląda jak szkolny mundurek i sięga do kolan, jest w kolorze kiblowej zieleni i absolutnie nie nadaje się do
tego, by wykonywać w niej masaż. W ogóle na początku miałam z przodu mały rozporek, ale z czasem zrobił się z niego wielki, seksowny rozpierdas.
Niestety dzisiaj muszę go już zaszyć, bo jest za duży.
16
Biegłam do autobusu i chyba za wysoko podniosłam nogę, bo usłyszałam dźwięk pękającego szwu.
Nie mogę jednak tylko narzekać, są i dobre
strony tej przygody. Nauczyłam się robić szybko
i efektownie kok na włosach. Wokół mam same fryzjerki, więc łatwo się czegoś nauczyć.
Nigdy nie przepadałam za angielską kuchnią,
ale zaczynam się do niej przyzwyczajać, bo „ jak się
nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”.
W miejscu, w którym mieszkam – YMCA (hotel
młodzieżowy) – jest dość fajnie. Mam na myśli
oczywiście towarzystwo – wszyscy się już znamy
i jest wesoło. Czasami nawet za wesoło i nie można
się uczyć, co jest naprawdę dużym problemem. Warunki higieniczne są mało zadowalające, ale też da
się przeżyć. Śniadania i kolacje jemy w stołówce
YMCA. Lunch dostajemy w szkole, który składa się
z typowej „papierowej” kanapki z białego chleba.
Resztę, jak napoje i słodycze, dokupujemy w szkolnym barze.
Nasza szkoła zajmuje dwa piętra. Na pozostałych mieszkają w większości podejrzane typy, które
traktują YMCA jak tani hotelik. Czasami więc jazda
17
windą jest niemalże sceną z filmu sensacyjnego.
Zastanawiasz się czy pasażer, który dosiadł się do
windy (albo już w niej jest gdy wsiadasz ) zamierza
Cię napaść czy po prostu tak wygląda i nie ma żadnych złych zamiarów.
Każdy z nas jest na innym etapie kursu, co powoduje, że jedni już coś zaliczyli, a inni są w trakcie
i bywa tak, że nigdzie nie można znaleźć spokojnego miejsca do nauki. Do końca pierwszego kursu
zostały mi jeszcze cztery dni i później mam egzamin. Codziennie nas odpytują i stawiają punkty.
Dzisiaj zaliczyłam pierwszy test. Na 100 punktów
dostałam 93.
Do wszystkich dotychczasowych umiejętności
dokładam te nowo poznane w szkole. Umiem już
robić kolejny masaż, w tak zwanym „wolnym stylu”.
Oczywiście próbujemy na sobie wszystkie masaże
i zabiegi, żeby wiedzieć, jak to wygląda. Bardzo
szybko można zorientować się, kto ma dar do robienia masażu, a kto masuje jak kierowca walca…
Nauczyłam się też robić dwa zabiegi na ciało. Jeden
polega na obsmarowaniu klienta glonami i olejkami, a następnie zapakowaniu go w folię. Drugi to
18
masaż gorącymi kamieniami. To też przetestowałam na własnej skórze – bardzo przyjemne. Martwię
się tylko, że nie mamy dużo możliwości, aby to
wszystko dokładnie przećwiczyć, bo z niektórymi
rzeczami strasznie gnamy do przodu. Jest tyle materiału do opanowania, że każdego dnia mam coś
do nauki.
Całuję mocno, Nina
19
Koty zawieszone w prawach kocich
Cześć,
Po dwóch tygodniach mieszkania w YMCA, przenoszą wszystkich do rodzin angielskich (chyba po to,
aby nie zwariować w tym hoteliku). I chwała im za
to. Fajnie było tak pomieszkać razem, bo wszyscy
się dobrze poznaliśmy, ale teraz pewna separacja
od tysiąca innych osób jest wskazana. Trafiłam do
samotnej Angielki w wieku około 60 lat, która dorabiała sobie wynajmując szkole, w której się uczę,
5 pokoi w swoim domu. W sumie ma miejsce dla
6 osób (tylko dziewczyn). Po przyjeździe okazało się,
że byłam drugą osobą. Rotacja jest ogromna, bo
ciągle ktoś przyjeżdża i wyjeżdża – jak w prawdziwym hotelu. Oprócz mnie jest jeszcze dziewczyna
z RPA, którą nazwałam „cat walk” (koci chód), bo
chodzi jak kot na wybiegu – nigdy się nie spieszy
i zawsze w ten sam, melodyczny sposób porusza
seksownie pośladkami.
Wybrałam sobie mały pokoik z wielkim łóżkiem,
które zajmuje całą powierzchnię. Ale najważniejsze,
że jestem sama. Po kliku dniach wprowadziły się ko20
lejne dziewczyny: Szwedka, Holenderka i kolejne
dwie dziewczyny z RPA. I miałyśmy komplet.
W domu jest bardzo wesoło i głośno. Nie zapomnę jak dziewczyny z RPA (a wszystkie w tym
przypadku były murzynkami) zaczęły wymieniać
między sobą opinie na temat polityki. Dopóki mówiły po angielsku miałam niesamowity ubaw, ale
w miarę zagęszczania argumentów i podniesienia
ciśnienia, zaczęły przechodzić na „africans” (ich dialekt) i nic już nie rozumiałam. Dziewczyny miały trochę inne poglądy polityczne niż ja. Mi to nie przeszkadzało, ale im chyba tak.
Właścicielka domu jest ciekawą osobą. Ma dwa
koty, którym ciągle coś śpiewa. Śpiewając im, śpiewa oczywiście i nam, bo piosenka za każdym razem
roznosi się po całym domu. Jeszcze wieczorne
śpiewy jestem wstanie znieść, ale poranne doprowadzają mnie do szału. Zresztą nie tylko mnie.
Jedzenie przygotowywane przez Panią Domu
składa się w większości z półproduktów. Rano płatki
śniadaniowe (opakowanie ma chyba więcej wartości odżywczych niż same płatki) oraz tost z marmoladą. Na obiadokolację dostajemy produkty pod21
chodzące z mrożonek, a puree ziemniaczane jest
z torebeczki i trzeba jedynie zagęścić je mlekiem.
Ostatnio zgadałyśmy się z dziewczynami, że
każdą coś gryzie w łóżku. Okazało się, że miałyśmy
na piętrze pchły - od kotów, które wychodziły na całodzienne spacery po okolicy, a wieczorami wracały
do domu na jedzenie. W międzyczasie roznosiły
pchły po domu, a nas swędziały tyłki. Grzecznie zameldowałyśmy o tym w naszej szkole i następnego
dnia Pani Domu odkaziła cały dom, besztając koty
na całego. Nie wydaje mi się, aby koty w jakiś sposób to zrozumiały, ale jak zostałyśmy poinformowane przez właścicielkę domu: „Koty oficjalnie zostały zawieszone w prawach kocich na czas nieokreślony aż do odwołania”. Nie bardzo wiedziałam, o co chodzi, ale skoro zostały zawieszone
w swoich prawach, to koty już na pewno wiedzą,
o co chodzi.
Ściskam, Nina
22
Halka to podstawa
Witam,
Ostatnio chorowałam (przeziębienie i katar mnie
wykończyły), ale już wszystko wróciło do normy.
Zdałam egzamin z masażu kamieniami i jak na razie
nic ciekawego już mnie w szkole nie czeka. Teraz
zaczęły się nudy – tak zwany „kurs retail”. Uczymy
się, jak sprzedawać usługi dostępne na statku, czyli
jednym słowem, jak wciskać ludziom coś, czego nie
chcą kupić. Prawdę mówiąc, takie umiejętności są
bardzo przydatne. Mam dużo wolnego czasu, więc
biegam na zajęcia.
W niedzielę byłam w centrum Londynu. Wcześniej nie miałam okazji, gdyż każdego dnia było coś
do zrobienia. Nie chodziło mi o zobaczenie miasta,
bo klika lat temu już je widziałam, ale o zmianę otoczenia. Nareszcie poczułam się jak w Londynie,
a nie jak w dzielnicy etnicznej. Tam, gdzie mieszkam
jest pełno Murzynów i Arabów. Szkoła jest blisko
mojego domu, więc przez ostatnie trzy tygodnie
w ogóle nie czułam, że jestem w Anglii. Wiem, że
Londyn jest zbieraniną wszystkich narodowości
23
i w ogóle mi to nie przeszkadza, ale czasami człowiek potrzebuje odmiany.
Nie uwierzycie, co się dzisiaj stało! Pierwszy raz
w życiu byłam u dyrektorki „na dywaniku” za... brak
halki pod spódnicą! Rano, po przyjściu do szkoły,
zarządzono (z zaskoczenia) kontrolę strojów (w tej
szkole są popieprzeni na punkcie wizerunku: fryzura, makijaż, itp.). Połowa szkoły (a jest nas ponad
dwieście osób) została odesłana do domu, aby:
− zszyć sukienki (te nieszczęsne rozporki na przodzie sukienki rozrywają się na potęgę),
− wyprasować stroje, które ciągle się gniotą
(wierzcie mi, nikt nie śmiałby przyjść do szkoły
w niewyprasowanym stroju),
− założyć halkę lub, jak w moim przypadku, pójść
do sklepu i ją kupić,
− poprawić fryzurę,
− poprawić makijaż (albo go w ogóle zrobić),
− iść do fryzjera i obciąć włosy.
Nauczycielki (niektóre nawet młodsze ode mnie)
czasami przechodzą same siebie. Dwie, które dziś
przeprowadziły kontrolę, są znienawidzone przez
24
całą szkołę. Mają „nierówno pod sufitem”. Jedna
z nich jest brzydka jak „noc listopadowa”, a druga
ma głos „kanarka ściśniętego w pasie gumką od
majtek”.
Kulturalnie zapytałam dyrektorkę, czy to konieczne, abym nosiła tę cholerną halkę, bo nie
przepadam za nią. Już samo noszenie rajstop, które
gryzą w tyłek każdego dnia i sukienki w kolorze kiblowej zieleni to dla mnie duże wyzwanie i niesamowite doznanie estetyczne. I do tego jeszcze ta
halka! Wytłumaczono mi, że ogólnie przyjęte standardy i regulamin nie podlegają dyskusji i chociażbym miała się zabić w sukience i halce, to mam ją
mieć!
Osoba, z którą wylądowałam u dyrektorki,
dziwnym trafem była moją przyjaciółką, więc później wybrałyśmy się na zakupy. Całe przedpołudnie
spędziłam w domu towarowym szukając halki.
W międzyczasie poszłyśmy na lunch i dobrą kawę.
W końcu nabyłam niezbędny towar, który sprawi,
że będę wyglądać odpowiednio i godnie reprezentować firmę i niech mnie pocałują… Wszyscy dzisiaj
25
mieli ubaw i opowiadali sobie wieczorem, za co byli
odesłani do domu.
Dzień był niesamowicie zabawny i pełen nowych doznań spowodowanych obcowaniem
z „RB”, czyli „real bitch” („prawdziwa kurwa” – chodzi oczywiście o jedną z nauczycielek). „RB” jest
skrótem powszechnie używanym w szkole, ale one
chyba nawet się nie domyślają, o co chodzi.
Dzisiaj dowiedziałam się, że niektóre statki mają
konkretne wymagania, jeśli chodzi o personel, np.
załoga w SPA tylko z blond włosami, osoby powyżej
25 roku życia albo tylko z Europy. Dopasowanie kadry do wymagań statku nie jest takie łatwe i dlatego niektórzy czekają na zatrudnienie nawet dwa
miesiące. Mam nadzieję, że mnie to ominie.
Całuje, N.
26
Pralnia
Witam,
Dzisiaj miałam zajęcia z moją ulubioną Panią RB. To
ta z głosem kanarka przepasanego gumką od majtek. Musiałam słuchać jej przez cały dzień i doprowadzała mnie do szału. Nie tylko mnie – żeby było
jasne.
Każdego dnia pod koniec zajęć musimy sprzątać w szkole, więc dzisiaj uciekłam do pralni (to jest
najlepsze miejsce w całej szkole!). Składa się czyste
ręczniki, które potem są używane w ciągu dnia do
zabiegów; poza tym w pralni jest ciepło. Razem ze
mną „zadekowały się” dzisiaj jeszcze inne osoby
i razem było nas pięcioro. Podczas pracy zaczęliśmy
śpiewać (aby uprzyjemnić sobie tę ciężka pracę),
a wysoki czarnoskóry chłopak zrobił nam niezłe
przedstawienie – zaczął śpiewać gospel, a potem
rap. My natomiast byłyśmy jego chórkiem. Ubawiliśmy się po pachy i tak właśnie przeczekaliśmy
w pralni czas sprzątania szkoły. Na sam koniec jedna z nauczycielek weszła do pralni i powiedziała, że
27
ładnie śpiewamy. Okazało się, że była w pokoju
obok i robiła inwentaryzację towaru.
Jutro idziemy większą ekipą do pubu i będziemy świętować urodziny naszej koleżanki. Nie mogę
się doczekać, bo przez ostatnie tygodnie nie miałam czasu na wieczorne rozrywki.
Kiss kiss, Nina
28
Jeszcze jeden Polak
Witam wszystkich,
W szkole pojawiła się druga osoba z Polski. Dowiedziałam się o tym w następujący sposób: Podbiegły
do mnie dziewczyny i powiedziały, że jest nowy
chłopak, z którym chciałyby się umówić. I jako że jestem z Polski to mogę je z nim umówić. Zanim go
zobaczyłam już wiedziałam jak wygląda, jaki ma kolor oczu, włosów i inne szczegóły, które zostały mi
bardzo precyzyjnie opisane. Poznałam nowego kolegę i przedstawiłam mu kilka szczęśliwych koleżanek. Fajnie, że jest jeszcze ktoś z Polski. Kolega nawet niczego sobie, tylko jak dla mnie to za niski.
Dzisiaj moja koleżanka przyszła do szkoły i powiedziała, że wyprowadzi się od swojej angielskiej
rodziny do plastikowego domku dla dzieci, który
stoi w ogrodzie... Córką właścicieli jest 8-letnia
dziewczynka, która właśnie podjęła naukę gry na
skrzypcach i co wieczór ćwiczy. Jest początkującą,
bezzębną i uroczą dziewczynką, ale jak bierze
skrzypce do rąk to zamienia się w filharmonijnego
potwora. Kolega z grupy chciał ją pocieszyć i po29
wiedział, że on może się z nią zamienić na jego Hinduską rodzinę, która wykańcza go zapachem codziennie gotowanego jedzenia. Inna koleżanka
powiedziała, że może polecić jej rodzinę na czele
z właścicielem domu, który jeżeli ona bierze sobie
prysznic dłużej niż pięć minut to zaczyna walić do
drzwi krzycząc, że mamy globalne ocieplenie i trzeba oszczędzać wodę, a potem dodaje przyciszonym
głosem, że woda w Londynie jest nadzwyczaj droga. To ja już chyba wolę moje „koty zawieszone
w prawach”...
Całuję wszystkich, Nina
30
PEŁNA WERSJA
http://www.escapemagazine.pl/369726-pracowalam-na-statku

Podobne dokumenty