Nasi partnerzy:
Transkrypt
Nasi partnerzy:
1/2008 Wydawca: Wydawnictwo „Wędkarski Świat” Prezes Wydawnictwa: Piotr Piotrowski, tel. (0) 22 652 23 71, [email protected] Dyrektor generalny: Jacek Kolendowicz, tel. (0) 22 652 23 71 [email protected] Redaktor naczelny: Jacek Kolendowicz Zastępca redaktora naczelnego: Marek Szymański [email protected] Redakcja: Adam Niemiec, tel. (0) 22 652 19 21 [email protected] Roman Pietrzak, [email protected] Tadeusz Zalewski, [email protected] Prowadzący wydanie: Piotr Motyka Promocja i reklama: Zbigniew J. Stępień tel. (0) 22 654 72 94, (0) 501 227 228 [email protected] Kolportaż: Marek Banaś, tel. (0) 22 654 72 94 [email protected] Internet: Marcin Niwicz, [email protected] Artur Piotrowski, tel. (0) 22 652 19 21 [email protected] Księgowość: Renata Grzęda, tel. (0) 22 652 23 70 [email protected] Sekretariat: Ewarysta Ślany, tel. (0) 22 652 23 71 [email protected] Zagraniczni korespondenci: Krzysztof Cieśla – Kanada (Kolumbia Brytyjska) Jacek Pawlikowski – Kanada (Ontario) Józef Kołodziej – Stany Zjednoczone Marek Gryglewski – Szwecja Współpracownicy: A. Bombola, Z. Biernacki, P. Daniec, G. Dobiecki, A. Dobrzyński, D. Dusza, J. Dutkiewicz, A. Furdyna, M. Garnek, E. Gutkiewicz, M. Hassa, M. Jagiełło, M. Kaczówka, W. Łakomiak, D. Kopciński, A. Lipiński, P. Lorenc, P. Majda, D. Małysz, P. Motyka, L. Niewiński, A. Pałgan, R. Paulin, M. Rogowiecki, L. Rutecki, A. Sikora, P. Stępniak, D. Wegner, J. Zawada, A. Zdun, G. Zegadło Sklepik WŚ: Mariusz Sosnowski, tel. (0) 22 654 87 50 fax (0) 22 652 15 15 [email protected] Adres Wydawnictwa i redakcji: 00-835 Warszawa, ul. Miedziana 11 Wydawnictwo: tel. (0) 22 652 23 71, fax (0) 22 652 15 15, [email protected] Redakcja: tel. (0) 22 652 19 21, fax (0) 22 652 15 15, [email protected] www.wedkarskiswiat.pl Korekta: Barbara Redzyńska Rysunki: Piotr Sobkowiak, Dariusz Panas Fotoskład: ABC info Marcin Jeżak Druk: Zakłady Graficzne „Dom Słowa Polskiego” S.A., Warszawa, ul. Miedziana 11, tel. (0) 22 620 02 81 Redakcja nie zwraca niezamówionych materiałów, zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmian w tekstach oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam i ogłoszeń. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden materiał nie może być w całości lub w części publikowany bez zgody redakcji. Redakcja WŚ zastrzega sobie prawo do swobodnego, wielokrotnego wykorzystywania na wszelkich polach eksploatacji wszelkich niezamówionych specjalną umową materiałów (tekstów, fotografii, rysunków, map itp.) nadesłanych na adres Wydawnictwa „Wędkarski Świat” Sp. z o.o., nawet jeśli nie będą one zawierać wyraźnego, pisemnego zezwolenia ich autora lub osoby przedstawionej na zdjęciu. Sprzedaż bez umowy z Wydawcą aktualnych i archiwalnych numerów „Wędkarskiego Świata” po cenie innej niż wydrukowana na okładce jest nielegalna i skutkuje odpowiedzialnością sądową. Nasi partnerzy: J est środek zimy. Za oknem mroźno, szarzyzna... Czy lubicie czasem usiąść w ciepłym, miękkim fotelu i pomarzyć, czekając na wędkarską wiosnę? Jeśli tak, to dajmy się wspólnie nieść falom fantazji. Łowisko... czysta, szmaragdowa woda, ciemniejąca w osłoniętym krzewami zwężeniu krętej, wartkiej rzeki. Na brzegu nie ma śmieci. Ani dopitej w krzakach flaszki, ani kartonika po obrotce. Ani nawet zaślinionego peta! Nie widać też innych wędkarzy, choć to początek weekendu. Może dlatego, że wszyscy rozeszli się po dziesiątkach kilometrów dorzecza. Przecież pstrągi są tu wszędzie, siedzą nawet w małych ciurkach i czekają, gotowe zaatakować każdego intruza, który wtargnie na ich teren. A dlaczego miałoby ich tu nie być? Przecież nikt ich stąd nie wyławia – ani prądem, ani siatkami. Nikomu kłusowanie nie wyszłoby na dobre. Turyści to dobry biznes, więc potokowce mnożą się i rosną. I biorą! Idę w górę rzeki. Jestem naprawdę sam w leśnej głuszy! Chłonę rześkie powietrze majowego poranka. Rozkosz! Niedługo skręcę i pójdę wzdłuż małego dopływu, gdzie wczoraj wygrałem trzy pojedynki z tłustymi pięćdziesiątakami. Pewnie wróciły do swych dziur, ale na długo zapamiętają lekcję! Dziś pójdę kilka kilometrów wyżej... Tam też mieszkają duże! Postanawiam, że skończę po jednej rybie (tak sobie obiecałem), potem przejdę jeszcze ze 2 km lasem, na skróty. Odpocznę w leśnej bazie, coś zjem i przenocuję. Nawet na początku sezonu, w maju, jest tam zawsze kilka wolnych miejsc dla wędkarzy. Dokupię też kilka obrotówek, bo rzeka ma mnóstwo zwalisk. I jutro od nowa. Może trafi się troć... Wiele lat temu zburzyli zaporę (tę z przepławką-samołówką). Po jakimś czasie niektóre pstrągi dziwnie się „wysrebrzyły” i latem często rwą żyłki... Obraz gaśnie, ale za moment znów się pojawia. Płynę... aluminiową łodzią... z silnikiem... Słyszę jego cichy szmer – to mocny czterosuw. Za kilka minut będę przy trzcinowej wysepce... tej, która za chwilę ukaże się we mgle. Tydzień temu kłębiły się przy niej liny, a dookoła kręciły się leszcze. Ale jakie – wielkie! Pewnie liny tarły się w trzcinowisku, a leszcze przypłynęły sobie pojeść. Pojawię się tu za miesiąc ze spławikówką. Rok temu liny i leszcze brały nawet bez nęcenia, tyle ich tu jest. Małych nie było widać, chyba przez te szczupaki. Koryguję tor łodzi według GPS-u. Na ekranie echosondy dno jedzie w górę i czerwienieje – jestem na miejscu. Rzucam w kierunku trzcin gumą, dużą gumą. Łagodny stok, płytko, a guma jakoś długo opada... za długo... Zacinam. Wir na wodzie... Jest! Znów metrówa! To już trzecia w tym tygodniu. A ile było przy tym osiemdziesiątaków! Mam cichą nadzieję na poprawę życiówki. W końcu 115 cm to żaden powód do chwały. Na razie jednak przerzucę się na inne jezioro, bo inaczej wpadnę w rutynę. Znam takie jedno, 20 km obok. Tam są same sandacze. Dalej nie chce mi się jechać, bo wszędzie jest podobnie. Problem w tym, jak odcedzić te wściekłe dwukilówki, aby zaliczyć choć czwórkę... A może pojadę dalej? Przecież mam licencję na cały kraj, więc mogę wybierać! Podjadę do najbliższej informacji turystycznej, tam mi powiedzą, gdzie są noclegi, łodzie i wolne miejsca w promieniu 100 km. A o sandacze zapytam na miejscu. Na stacji benzynowej na pewno mają kontakt z miejscowym przewodnikiem. Odkąd wody przejęło ministerstwo turystyki (oj dawno, dawno temu), sieci poszły do regionalnych muzeów etnograficznych jako eksponaty. Stoją tam też woskowe figury rybaków, jest i ichtiolog (też z wosku, raczej nie mumia) z woskowym operatem rybackim. Tak dla pamięci. I pewnie ku przestrodze... Stop. Koniec marzeń. Przebudzenie w szarej rzeczywistości. Czar prysł. Czy to był tylko sen? Czy mózg ludzki może sam z siebie wytworzyć tak cudowne obrazy? Nie! Świat z wędkarskiego snu naprawdę istnieje, ba, znajduje się całkiem blisko. Taki wspaniały świat przedstawiamy w pierwszym numerze nowego wędkarskiego pisma „Wędkarski Świat Plus”, w skrócie WŚ+, który jest specjalnym, dodatkowym wydaniem miesięcznika „Wędkarski Świat”. Oddajemy w Wasze ręce pierwsze, historyczne wydanie WŚ+ pod tytułem „Najlepsze łowiska Europy” z dołączonym filmem DVD. Mamy nadzieję, że pomoże Wam ono zrealizować najskrytsze wędkarskie marzenia. Nasza okładka Wędkarskie wyprawy Szwedzkie szkiery Gdzie w Europie najłatwiej o metrowego szczupaka? Oczywiście w bałtyckich szkierach. Wszystko o łowisku oraz o skutecznych przynętach i sprzęcie na rekordowe szczupaki i okonie Dorsz Fot. Piotr Motyka W NUMERZE WĘDKARSKIE WYPRAWY 5 SONDA WŚ+ 12 Wędkarski urlop SZWEDZKIE SZKIERY 16 Bałtyckie super łowisko Str. 16 – 27 Czym są dla nas? Dokąd wiodą? Co nam dają? Bałtyckie wyspy Bornholm i Gotlandia – perły Bałtyku. Latem kipią od turystów, ale na przełomie zimy i wiosny są znakomitym, kameralnym łowiskiem wspaniałych srebrnych troci. Str. 28 – 33 OD VÄSTERVIK DO ŚWIĘTEJ ANNY 18 Szczupakowy zawrót głowy SZWEDZKIE SZKIERY 22 Szkierowy gajd 26 Kraina głodnych szczupaków BORNHOLM 28 Na bałtycką troć 30 Bałtycka wyspa słońca 31 Magia troci GOTLANDIA 32 Trocie ze szwedzkiego raju Norweskie fiordy Raj na ziemi. Tam spełniają się wszystkie marzenia wędkarskie. Przepiękne widoki, nieprzyzwoicie obfite łowiska, wielkie ryby oraz profesjonalnie przygotowane wędkarskie bazy. Przed wyjazdem warto jednak dowiedzieć się czegoś więcej o łowiskach, rybach oraz o metodach ich połowu. Str. 36 – 50 32 Dumni ze swojej odrębności 36 Inny wymiar wędkarstwa NORWESKIE FIORDY 42 Oceaniczna wędka NORWEGIA – VESTFJORDEN 44 Dary Golfsztromu 48 Na wielkie czarniaki NORWEGIA 50 Sposób na niepogodę BEZPIECZEŃSTWO NA MORZU 52 Z wodą nie ma żartów Na alpejskie pstrągi Europejski Region Sportowy w okolicach Kaprun i Zell am See w Austrii to doskonałe miejsce do uprawiania wielu rodzajów sportów, także wędkarstwa. Dzikie górskie strumienie płynące w bajkowej scenerii austriackich Alp są pełne pstrągów. Str. 56 SZWECJA 54 30 metrów szczupaków ALPY 56 Na alpejskie pstrągi HISZPANIA 58 Olbrzymy z Rio-Ebro RYBY MAŁO ZNANE 64 Kveite – król północy KUCHNIA 66 Co jeść w Skandynawii 4 WŚ+ 1/2008 Olbrzymy z Rio Ebro W słynnej hiszpańskiej rzece Ebro oraz w utworzonych na niej zbiornikach zaporowych żyją olbrzymie sumy, które dobrze biorą na spinning, trolling a także na grunt. Ebro to także raj dla łowców karpi i sandaczy. Str. 58 Fot. Marcin Jeżak NA RYBY DO NORWEGII Wyprawa. To magiczne słowo od dziecka rozpala wyobraźnię każdego faceta. Jest zapowiedzią niewiarygodnych przygód, bliskości natury, nocy spędzonych pod gwieździstym niebem, smaku konserwy podgrzewanej na ognisku i zimnej wody czerpanej wprost ze strumienia. Jest synonimem przyjemnego trudu, wolności i szczęśliwych chwil, które pamięta się do końca życia. Niekiedy również niebezpieczeństw, pokonywanych wspólnie z grupą sprawdzonych przyjaciół. Świadomość czekającej nas wyprawy wprawia nas w podekscytowanie trudne do porównania z czymkolwiek innym. Często myślimy o niej przez wiele poprzedzających ją miesięcy. Nie możemy spać po nocach, gdyż wyobrażamy sobie nowe, niezwykłe przeżycia, zmagania z dziką przyrodą, szalone emocje i sukcesy w pokonywaniu własnych słabości. Potem przychodzi sama wyprawa, prawie zawsze inna od naszych wyobrażeń (co nie znaczy, że gorsza!). Życie robi bowiem ciągłe niespodzianki, co jest jednym z jego największych atutów. Po powrocie z wyprawy wspominamy ją z wielką tęsknotą, doskwierającą tak bardzo, że ukojeniem jest dopiero zaplanowanie kolejnych wojaży. Tak powstaje ten cudowny i nieszkodliwy nałóg, swoista „wyprawomania”. WŚ+ 1/2008 5 WĘDKARSKIE WYPRAWY 9 ważnych kroków koralowej lub szczątkami zatopionych przez piratów karawel. Amatorzy surfingu marzą o podróży nad Pacyfik, zwolennicy samochodów terenowych – o pustynnym safari. Żeglarze planują opłynięcie najsłynniejszych przylądków, a alpiniści śnią o wyprawie w Himalaje. Plan wyprawy Fot. Marek Szymański O czym marzymy my – wędkarze? Na pewno niejeden z nas odpowie: o wędkarskim „Rajskim Ogrodzie”, w którym wielkie ryby biorą w każdym niemal rzucie, a my pozostajemy 24 godziny na dobę w niekończącym się łowieckim amoku. Ale mówiąc poważnie, w zupełności wystarczy nam woda pełna ryb, w której branie jest kwestią znalezienia ich stanowisk i podania właściwej przynęty. Nasze rodzime, zdewastowane akweny, nie wyłączając cudownych niegdyś Mazur (będących w czasach mojego dzieciństwa synonimem rybności), spełniają ten warunek w znikomym stopniu. Kilkudniowe „biczowanie” martwej wody owocuje zazwyczaj kilkoma niewymiarowymi szczupaczkami i rachitycznymi okonkami, a złowienie ryby 3–4-kilogramowej jest wydarzeniem, o którym opowiada się przez kilka sezonów. Jako tako jest jeszcze z rybą spokojnego żeru, ale rasowy wodny drapieżnik jest w Polsce „na wymarciu”. O tym stanie rzeczy zadecydowało kilka czynników – od minionego podłego ustroju począwszy, który jest winny demoralizacji całych po- W zależności od rodzaju uprawianego hobby ludzie podejmują różne wyprawy. Podróżowanie jest bowiem nieodłącznym elementem naszego życia. Istotą podróżowania jest poznawanie nowych miejsc, ludzi, kultur i zjawisk. Jak powiedział jeden z filozofów, to właśnie podróżowanie cofa nas w szczęśliwe czasy dzieciństwa, kiedy niemal wszystko dokoła było nieznane i niezbadane, a natłok codziennych wrażeń wprost oszałamiał. Miłośnicy historii podróżują więc do antycznych świątyń, znanych im ze szkolnych podręczników, sportowi kibice chcą zobaczyć najpiękniejsze na świecie stadiony i poczuć ich magię, gdy pulsują życiem w trakcie rozgrywania wielkich zawodów. Nurkowie zechcą poznać otchłanie mórz południowych, których dno pokryte jest feerią barw rafy 6 WŚ+ 1/2008 Norwegia – najrybniejsze łowisko Europy Przyrządzanie złowionych ryb to istotny element każdej wyprawy koleń, a skończywszy na degrengoladzie ostatnich kilkunastu lat, kiedy mówiąc brutalnie, „olano” poszanowanie prawa, zasady moralne oraz zdrowy rozsądek, co w przełożeniu na nasz wędkarski język oznacza, że nie wypracowano właściwych metod radzenia sobie z dewastowaniem przyrody, kłusownictwem i bezmyślnymi odłowami sieciowymi. Zabrakło wyobraźni, a zatryumfowała filozofia streszczona w powiedzeniu „Po nas choćby potop”. Musimy więc uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż ludzie źli odejdą, a głupi zmądrzeją. Może wtedy nasze dzieci i wnuki przywrócą dawny blask polskim łowiskom (choć odbudowa podstawowych stad dzikich ryb jest już w wielu wypadkach niemożliwa). Jednak nie załamujmy rąk. Mamy dziś inną szansę na realizację naszych marzeń. To podróże na ryby za granicę, gdzie dzięki mądrym przepisom i propagowaniu proekologicznej świadomości udało się zachować wspaniałe łowiska w takim stanie, w jakim były przed kilkuset laty. Dzięki temu wiele krajów coraz szerzej otwiera swe podwoje dla miłośników turystyki wędkarskiej, wabiąc ich swymi prawdziwymi „klejnotami”, które mienią się jak współczesne perły w królewskim diademie – dorodnymi pstrągami, łososiami, trociami, lipieniami, szczupakami czy sandaczami. Europejskie wędkarskie eldorado Wystarczy skok przez Bałtyk... Fot. Marek Szymański Podróż w świat dzieciństwa Fot. Piotr Motyka Uciec do normalności Na szczęście aby dobrze połowić, nie musimy pokonywać wielu tysięcy kilometrów – wystarczy choćby skok „za miedzę”, do Szwecji, w której bogactwo ryb, mimo gorszych niż w Polsce warunków przyrodniczych dla ich rozwoju (zimniejsza i uboższa w pokarm woda), jest nadal wielkie. Szczególnie odnosi 4. 5. 6. 7. 8. 9. 1. Zastanów się, jakie ryby lubisz łowić najbardziej i jakie techniki preferujesz. Według tego dobierz sobie kierunek przyszłej wyprawy oraz jej przybliżony termin i czas trwania (patrz str. 10). 2. Spróbuj namówić na wyjazd grupę swoich kolegów – równie zapalonych wędkarzy – lub przyłącz się do grupki znajomych, o których wiesz, że już systematycznie jeżdżą na wyprawy. Najkorzystniejsze jest podróżowanie w grupie trzy- lub czteroosobowej. Jeśli będziesz chciał lub musiał jechać sam, koszty znacznie wzrosną (koszt benzyny, promu, wynajmu domku nie rozłoży się na kilku uczestników – wszystkie wydatki będziesz musiał pokryć sam). Jeśli nie uda Ci się dogadać ze znajomymi, zawsze pozostaje jeszcze możliwość przyłączenia się do grupowego wyjazdu, organizowanego przez wędkarskie biuro podróży. 3. Kolejny krok to zorganizowanie sobie pobytu w konkretnym miejscu. Najprostsze jest udanie się do biura turystyki wędkarskiej, które zajmuje się profesjonalną organizacją wypraw na ryby. Tam przygotują Ci ofertę według upodobań, oczekiwań i możliwości finansowych Twojej grupy. Ważnym atutem biura jest to, że organizuje wyjazdy w sprawdzone miejsca oraz służy swym klientom doradztwem w każdej kwestii związanej z wyprawą. Wiemy też, do kogo zwrócić się z ewentualnymi reklamacjami, a nad wszystkim czuwa polskie prawo. Korzystne jest to, że biuro załatwi Ci wszystko w pakiecie – a więc nie tylko pobyt na miejscu, łódkę i licencje, ale również bilety promowe bądź lotnicze. I to wszystko przez telefon lub Internet. To duża oszczędność czasu. Można też jechać bez pośrednictwa biura. Niekiedy wychodzi taniej, ale nie zawsze. Oferty znajdziemy w Internecie lub polecą nam je znajomi. Dobrze jest pojechać tam, gdzie był już ktoś z naszych kolegów i wrócił zadowolony. Opisy ciekawych miejsc oraz kontakt z gospodarzem znajdziemy często w prasie wędkarskiej. Możemy też jechać „w ciemno” w zupełnie nowe miejsce. Wtedy jednak musimy zaryzykować i zaufać obietnicom nieznajomego gospodarza, nie wiemy też, do kogo zwrócić się z ewentualnymi reklamacjami. Jesteśmy trochę zdani na łaskę losu na obcej ziemi. A czasem zdarza się, że łódka czy warunki zakwaterowania nie do końca odpowiadają temu, co nam obiecywano. Po zarezerwowaniu urlopu i dokonaniu wpłat zaliczek musimy spotkać się w grupie i zaplanować podróż. Najważniejsze jest ustalenie, czyim samochodem jedziemy (w przypadku wyjazdów do Skandynawii to najpopularniejszy środek lokomocji). Ważne jest, aby samochód miał odpowiednio dużą przestrzeń bagażową, gdyż zawsze na wyprawę zabiera się mnóstwo rzeczy. Uzgadniamy też, jakie produkty żywnościowe trzeba zabrać (patrz str. 9) i jak podzielić się zakupami przed podróżą oraz innymi obowiązkami. Należy również ustalić godzinę wyjazdu (uwaga – w porcie trzeba się zameldować co najmniej godzinę przed odpłynięciem promu, zdarzają się też korki i inne nieprzewidziane kłopoty, np. złapanie gumy na szosie, konieczny jest więc bezpieczny zapas czasu) oraz trasę przejazdu przez miasto, tak aby płynnie zabierać po drodze kolejnych uczestników wyprawy. Kolejny krok to niezbędne zakupy sprzętowe (plecionki, przynęty, niekiedy wędki i kołowrotki, a także ubrania czy drobne akcesoria wędkarskie). Jeśli jedziemy przez biuro podróży, jego pracownik doradzi nam, co należy kupić i gdzie to zrobić. Jeżeli jedziemy na własną rękę, możemy poradzić się w sklepie wędkarskim lub na forum internetowym. W wypadku wypraw z własnym wyżywieniem, a takie są najczęstsze, zakupy żywnościowe najlepiej zrobić w przeddzień wyjazdu, aby produkty były możliwie najświeższe. Bagaże i sprzęt trzeba przygotować w przeddzień wyjazdu i nie zostawiać niczego na ostatnią chwilę, gdyż w pośpiechu łatwo zapomnieć o czymś bardzo istotnym. Przy pakowaniu musisz pamiętać, że na promie potrzebna Ci będzie piżama, kosmetyki, kapcie i bielizna osobista na zmianę. Czasem również okulary czy leki, których stale zażywasz. Pamiętaj o tym i spakuj to wszystko do jednej małej torby, aby uniknąć rozpakowywania walizek i długiego szukania wszystkich tych rzeczy na pokładzie samochodowym po wjeździe na prom. Już w czasie jazdy samochodem, kiedy mamy sporo czasu na rozmowę, dobrze jest zaplanować niektóre sprawy organizacyjne, takie jak podział obowiązków w trakcie wspólnego mieszkania, zasady przygotowywania posiłków, utrzymywania porządku w domku, dobór dwójek do wspólnego pływania łodziami, bezpieczeństwo na wodzie czy wreszcie sprawy związane z taktyką łowienia ryb. WŚ+ 1/2008 7 WĘDKARSKIE WYPRAWY północny jest w ostatnich latach obierany przez nas coraz częściej. Nie wszyscy jednak lubią skandynawskie, rześkie powietrze. Wielu wędkarzy pragnie spędzić swój urlop w słońcu, gdy jedynym ubraniem niezbędnym do wędkowania są kąpielówki. Dla nich swe podwoje otwiera Hiszpania, w której od kilku lat nad słynną rzeką Ebro jak grzyby po deszczu powstają komfortowe ośrodki wędkarskie. Możemy w nich beztrosko wypocząć, pokosztować znakomitych win i specjałów śródziemnomorskiej kuchni, a przede wszystkim połowić okazowych ryb, takich jak dwu- i trzycyfrowe sumy, potężne dzikie karpie, waleczne bassy i smakowite sandacze. Wędkarski sezon trwa tam praktycznie cały rok. Na podbój Nowego Świata Skandynawia czy Hiszpania jest dla wielu wędkarzy idealnym celem wyjazdów na ryby, ale dla niektórych (nie oszukujmy się – tych zamożniejszych) jedynie przystankiem, wstępem do bardziej egzotycznych wypraw. Jeśli ktoś pragnie Co nas tak kręci w wyprawach? Choć celem wędkarskiego trudu jest złowienie ryby, nie tylko nędza polskich łowisk stanowi główny czynnik, ciągnąFot. Maciej Rogowiecki się to do pospolitych niegdyś u nas ryb drapieżnych, których łowienie jest ulubionym hobby tysięcy polskich wędkarzy – a więc szczupaków, okoni, sandaczy czy pstrągów potokowych. Jeszcze lepszym „typem” na wędkarski urlop jest Norwegia – bodaj najbogatszy w ryby kraj świata. Ojczyzna wikingów jest obecnie celem numer jeden wędkarskich wypraw Europejczyków. W poszukiwaniu rekordowych łososi, dorszy, czarniaków i molw przybywają tu rokrocznie dziesiątki tysięcy turystów, głównie Niemców, Czechów, Holendrów, Szwedów, Duńczyków i Polaków. Mimo to, ze względu na ogrom tego kraju i długość linii brzegowej, a także bardzo małą gęstość zaludnienia, niemal nigdy nie odczujemy tu tłoku nad wodą. Poza Szwecją i Norwegią znajdziemy również inne wspaniałe łowiska, choćby w pachnącej świerkami Finlandii, na Wyspach Alandzkich czy na słonecznym, duńskim Bornholmie. My, Polacy, jesteśmy szczególnie uprzywilejowani w gronie europejskiej wędkarskiej braci – dla nas wyprawa do tych pięknych miejsc to tylko skok przez Bałtyk. Dlatego kierunek Fot. Archiwum Eventur Fishing cy nas na zamorskie wyprawy. Taki urlop składa się bowiem z wielu elementów, które same w sobie są wielką atrakcją. Już to, że jedziemy w gronie dobranych kolegów (często nawet przyjaciół), jest źródłem wielkiej frajdy. Na co dzień, zagonieni i umęczeni pracą, nie mamy zbyt wielu szans na towarzyskie spotkania i typowo męskie przyjemności: wspólne żarty, wymianę poglądów na aktualne tematy, partyjkę kart, kufel piwa czy szklaneczkę dobrej whisky... Tutaj jest na to cały tydzień, a wspólnie przegadanych godzin nikt nam nie limituje! Bardzo istotne są przygotowania do imprezy – stanowią jej przedsmak. Planując ją, spotykamy się kilka razy w koleżeńskim gronie, odświeżamy wspomnienia i rysujemy w wyobraźni nowe, wspaniałe przygody. Potem uzupełnianie sprzętu, lektura książek i artykułów w prasie wędkarskiej, zakupy, pakowanie. Dziesiątki rozmów o tym, co nas czeka, porady tych, którzy już tam byli, codzienne rozmyślania w każdej wolnej sekundzie, narastający dreszcz emocji... Bardzo ważny element wyprawy to podróż promowa (to w przypadku najpopularniejszych wypraw do Skandynawii, które stanowią ponad 90% ogólnej liczby wędkarskich wojaży Polaków). Luksusowe jednostki bałtyckich przewoźników dają szansę na miłe spędzenie czasu w barach, sklepach wolnocłowych, kasynie gry, restauracjach, kinie czy dyskotece. To znakomite odprężenie i świetny początek urlopu. Prom jest też miejscem wymiany poglądów między podróżującymi wędkarzami (w sezonie zawsze spotkamy od kilku do kilkunastu grupek) i zawierania nowych wędkarskich znajomości. Kolejna sprawa to samo oddalenie od kraju. To, że dzieli nas morze (to nic, że dość krótki morski odcinek, zawsze to „wielka woda”), jest czynnikiem wykluczającym łatwe ściągnięcie nas z powrotem do domu czy pracy. A ileż to razy musieliśmy przerywać wędkarski urlop spędzany w Polsce, bo ktoś uznał, że jesteśmy niezastąpieni i musimy wrócić w nagłej sprawie nieco wcześniej. W Skandynawii czujemy się trochę jak na końcu świata – jesteśmy bezpieczni i spokojnie delektujemy się wędkowaniem. Wreszcie sam pobyt na zagranicznym łowisku. Ileż wrażeń, ileż przyjemności! Możliwość przebywania w specjalistycznym wędkarskim ośrodku (tzw. fiskecampie), gdzie wszystko „kręci” się wokół wędkarzy i wszystko jest urządzone z myślą o nich. Mamy tam do dyspozycji wygodne domki (stugi) z pełnym wyposażeniem, a niekiedy nawet sauną, położone zazwyczaj malowniczo w lesie, a ponadto bezpieczne i komfortowe łodzie wędkarskie z najwyższej klasy silnikami, zacumowane w cichych, kameralnych przystaniach, specjalne miejsca do sprawiania ryb, chłodnie Po taką rybę warto się wybrać na koniec świata 8 WŚ+ 1/2008 Co zabrać na wędkarski urlop Radzi Maciek Rogowiecki (Eventur Fishing) Trudno wskazać jeden uniwersalny zestaw na wszystkie wyprawy, niemniej w przypadku najpopularniejszych wyjazdów do Skandynawii własnym samochodem mogę pokusić się o sporządzenie listy najpotrzebniejszych rzeczy. Oto ona: 1. Dokumenty (niby prozaiczne, a czasem ich zapominamy), bilety, niezbędne numery telefonów (np. ośrodka, do którego jedziemy). 2. Odpowiedni sprzęt wędkarski (w zależności od celu i kierunku wyprawy, a także planowanego sposobu wędkowania). 3. Linka do kotwicy (w razie potrzeby zawsze znajdziemy odpowiedni kamień) oraz dryfkotwa. 4. Odzież dopasowana do warunków pogodowych, jakie mogą panować na miejscu pobytu (od lekkiej, letniej, po ubrania nieprzemakalne, termiczne czy kombinezony). 5. Środki czystości i kosmetyki osobiste, w tym kremy z filtrem UV (minimum 20). 6. Kalosze – są zawsze wygodne, umożliwiają wejście do płytkiej wody, łatwo dają się umyć (nawet gdy się ubrudzą od ryb leżących na dnie łódki). 7. Lekarstwa, środki przeciwbólowe (mogą być trudno dostępne bez recepty), plastry. 8. Środki przeciw ukąszeniom komarów i innych owadów, a także łagodzące skutki tych ukąszeń. 9. Własna pościel (poszewki i prześcieradło) oraz ręcznik – w Skandynawii często nie ma ich na wyposażeniu domku. 10. Ściereczki kuchenne (rzadko są na wyposażeniu domku, a w kuchni nie da się bez nich żyć) i płyn do mycia naczyń. 11. Zestaw noży do sprawiania ryb. 12. Obcążki (zawsze się mogą przydać, np. do przyginania zadziorów) i nożyczki. 13. W wypadku imprez z własnym wyżywieniem – produkty spożywcze. Przykładowo ja zabieram na wyprawę: – produkty niezbędne do przyrządzania potraw z ryb (przyprawy, olej, mąkę, bułkę tartą itp.), – konserwy (np. gotowe dania – fasolka, flaki), lecz nie za dużo, – zupy w proszku, – makaron, – paczkowany ser żółty, – trochę paczkowanej wędliny (np. parówki) oraz suchych kabanosów, – czekolady i inne słodycze (są przydatne na łodzi, gdy doskwiera zimno), – kwaśną śmietanę (trudno ją kupić w Skandynawii), – sól, pieprz, cukier. Fot. Piotr Motyka Czasem sam dojazd na ryby jest wspaniałą przygodą przeżyć prawdziwą Wędkarską Przygodę Życia, najczęściej jego wybór padnie na dziewiczą północną Kanadę lub Alaskę, gdzie można do woli nałowić się ryb, w tym legendarnych pacyficznych łososi, wielkich jeziorowych pstrągów i arktycznych lipieni, a także olbrzymich jesiotrów i halibutów. Oprócz ryb znajdziemy tam bajkowe krajobrazy i wspaniałą przyrodę, znaną nam choćby z książek Arkadego Fiedlera, której symbolem jest potężny niedźwiedź grizzly. Chyba nie ma wędkarza, który nie marzyłby w swym życiu o realizacji przynajmniej jednej takiej podróży (oczywiście pod warunkiem, że „finanse pozwolą”). Dlatego liczba turystów z wędką podążających w te rejony stale rośnie. Popularność zyskują też inne miejsca świata. Coraz modniejsze są wyprawy na trocie do argentyńskiej Patagonii, na olbrzymie pstrągi do Nowej Zelandii, na pięknie ubarwione arktyczne palie na Grenlandię, na przedziwne i tajemnicze arapaimy do amazońskiej dżungli, potężne tajmienie do Mongolii czy wreszcie na morskie Big Game na Kubę, do Meksyku, na Maderę, Wyspy Kanaryjskie, do Gambii, na Seszele... Wszędzie tam powstaje przyzwoita infrastruktura dla wędkarzy (oczywiście umiejętnie wkomponowana w dzikie otoczenie) i szeroka gama usług związanych z turystyką wędkarską, takich jak przewodnictwo, wypożyczanie i sprzedaż sprzętu czy przynęt bądź wreszcie przygotowywanie do spożycia lub transportu do Europy złowionych ryb (tam, gdzie zabieranie ryb jest dozwolone). Świat staje się coraz bardziej otwarty dla wędkarzy – turystów mile widzianych i szanowanych. Produkty ciężkie (jak woda mineralna, soki, warzywa i owoce), trudne w transporcie (jak jajka), względnie szybko tracące świeżość (jak pieczywo czy wędliny) lepiej nabyć na miejscu. W Szwecji ich ceny nie odbiegają już wyraźnie od tych, jakie mamy w Polsce. Nie ma sensu zabierać wszystkiego z kraju. Lepiej mieć w samochodzie więcej miejsca na sprzęt wędkarski. 14. Zapałki, latarka, race (np. na wypadek awarii silnika do łodzi). 15. Dokładny atlas drogowy (GPS też może nawalić). 16. Telefon komórkowy z ładowarką (bezwzględnie – bezpieczeństwo na wodzie!). 17. Aparat fotograficzny lub kamera wideo. 18. Dobrze jest mieć też własną echosondę i GPS, jeśli nie ma ich na wyposażeniu łodzi. 19. Termos. 20. Budzik. WŚ+ 1/2008 9 WĘDKARSKIE WYPRAWY ARTYKUŁ SPONSOROWANY W profesjonalnym ośrodku wszystko jest znakomicie przygotowane na przyjęcie wędkarzy Fot. Maciej Rogowiecki do ich przechowywania (Norwegia), informację wędkarską, mapy łowisk itp. Dokoła nas wszystko funkcjonuje tak, jak powinno: śmieci zabierane są ze sobą i wyrzucane do pojemników, a nie pozostawiane nad wodą, specjalne miejsca do biwakowania czekają tylko, aż zechce- my upichcić coś na obiad przy ognisku, przyroda jest piękna, dzika, nieskażona, lasy pełne grzybów i jagód, nad wodą nie widać kłusowników, widać za to często strażników, karzących bezwzględnie i surowo za łamanie prawa. Ludzie są dla siebie mili i uśmiechnięci, a w ogóle jest ich mało, tak że znalezienie spokoju nie nastręcza problemu. Słowem żyć, nie umierać. No i najważniejsze: przez tydzień robimy wyłącznie to, co chcemy. Możemy się golić, lub nie, spać sześć lub dwanaście godzin na dobę, łowić ryby przez cały czas lub z przerwami na grę w karty czy lekturę książek. Możemy jeść świeżą rybę, kiedy tylko dusza zapragnie (z wyjątkiem rzadkich momentów, gdy nie biorą). Nikt nas do niczego nie zmusza, oprócz przestrzegania miejscowego prawa. Tak smakuje wolność! Piotr Motyka Gdzie i kiedy jechać na ryby Ryby i metody łowienia Szczupaki na spinning Rejony świata Miesiące Szwecja, Finlandia, Alandy, Irlandia, Niemcy, Norwegia, Holandia od kwietnia do listopada Szwecja, Finlandia, Alandy od czerwca do listopada Hiszpania, Holandia, Szwecja, Finlandia, delta Wołgi, Rumunia od maja do listopada Sumy na spinning i na grunt Hiszpania, Włochy, Francja, delta Wołgi, Kazachstan, Węgry, Rumunia od kwietnia do października Pstrągi na muchę bądź spinning Szwecja, Finlandia, Norwegia, Islandia, Austria, Czechy i Słowacja, Słowenia, Bośnia, Czarnogóra, Irlandia, Hiszpania, Kanada, Grenlandia od kwietnia do września Tasmania, Nowa Zelandia, Argentyna od listopada do marca Głowacice na spinning Austria, Niemcy, Słowacja od listopada do marca Ryby morskie północne Norwegia, Dania z Bornholmem, Islandia, Irlandia, Belgia, Holandia, Francja, Alaska, Wyspy Owcze od marca do października Ryby morskie – Big Game (marlin, tuńczyk, barakuda, miecznik itp.) Chorwacja, Wyspy Kanaryjskie, Madera, Karaiby, Emiraty Arabskie, Jemen, Seszele, Kostaryka, Meksyk, Australia, USA, Kenia, Afryka Zachodnia, Tajlandia cały rok Okonie na spinning Sandacze na spinning i na żywca Bornholm, Szwecja, Norwegia od października do maja Patagonia od czerwca do października Łososie atlantyckie na spinning, muchę, trolling, harling Norwegia, Szwecja, Finlandia, Alandy, Irlandia, Islandia, Szkocja od października do sierpnia Łososie pacyficzne na spinning i muchę Kanada, Alaska, Rosja (Syberia) od lipca do listopada Hiszpania, Francja, Węgry, Czechy, Rumunia (Raduta, delta Dunaju) od lutego do listopada Mongolia, Rosja od czerwca do września Trocie wędrowne na spinning lub muchę Karpie na grunt Tajmienie i lenoki na spinning Okonie nilowe na spinning Arapaima, dorado, tucanare na spinning Ryby spokojnego żeru na grunt, spławik, feeder itp. Sieje na toniową choinkę lub spod lodu Szczupaki i okonie spod lodu Pstrągi i palie spod lodu Śledzie na choinkę Jesiotry na grunt 10 WŚ+ 1/2008 Egipt, Tanzania, Uganda cały rok Amazonia od grudnia do kwietnia Szwecja, Finlandia, Austria, Czechy, Niemcy, Francja od marca do listopada Austria, Szwajcaria, Norwegia, Szwecja, Finlandia od października do kwietnia Szwecja, Finlandia od grudnia do kwietnia Szwecja, Finlandia, Norwegia, Szwajcaria od grudnia do kwietnia Szwecja, Norwegia, Dania, Holandia maj i czerwiec, na północy nawet do końca lata Kanada od maja do listopada FISHING CENTER POLECA Wyjazdy na skandynawskie łowiska wymagają od wędkarza niezawodnego, perfekcyjnie pracującego sprzętu. Znakomita część wędkarzy łowi na tych łowiskach „życiowe okazy”. W tej sytuacji nie do pomyślenia jest awaria sprzętu. Żeby tego uniknąć, należy zabrać ze sobą wędziska najwyższej klasy. Taki sprzęt jest nie tylko bezawaryjny, ale także daje przyjemność z łowienia i poczucie komfortu. Na podstawie wieloletnich doświadczeń mogę polecić „żelazne pozycje” wędzisk, które znakomicie sprawdzają się na skandynawskich łowiskach. Aby pomóc w wyborze odpowiednich wędek, podzielę je pod względem najczęściej poławianych gatunków ryb. Łosoś Połów łososi wymaga mocnej wędki. Proponuję wędziska na blankach Batsona ISA1086F i ISA1266F. Blanki zostały specjalnie zaprojektowane do budowy takich wędzisk. Mocne, grubościenne, znoszące ogromne przeciążenia blanki sprostają największym okazom tej ryby. Doskonale sprawdzają się również Talony 9’0”HXF2 oraz 10’0”MHXF2 z grafitów Explorer i VI+. Najbardziej wymagającym proponuję wędkę na blanku Composite Developments BLSJM2118H. Pstrąg Wędka na pstrągi musi być odporna na urazy, a zarazem czuła. Musi dobrze pracować z lekkimi przynętami i doskonale trzymać rybę – również holowaną w sposób siłowy, gdyż często narzucają to warunki pstrągowych łowisk. Takie wymagania spełni wędka zmontowana na blanku Batsona IST1024F lub jej odpowiednik w Talonie 8’6”MF2. Szczupak Gatunkiem najczęściej łowionym na zagranicznych wyprawach jest szczupak. W zależności od stosowanej przynęty należy wyposażyć się w odpowiednie wędki. Do woblerów i gum najlepsze będą Batsonowskie Hot Shoty HS1021, 1023 i 1025. Doskonałą, uniwersalną szczupakówką będzie z pewnością wędka na blanku Talona 9’0”MHXF2. Bardzo popularną przynętą jest wobler typu jerk. Najlepsza do jerkowania będzie wędka montowana na blanku Batsona IMB785. Jest na tyle sztywna, by prawidłowo prowadzić jerka, i na tyle ugina się, aby prawidłowo holować dużego szczupaka. Tę wędkę montujemy zarówno pod multiplikator, jak i pod kołowrotek ze stałą szpulą. Okoń Na kapitalne okonie polecam wędkę na blanku IST993F i IP963F. Wędki te pozwalają na łowienie na woblery, obrotówki oraz na gumy. Morze Skandynawskie połowy można organizować nie tylko na rzekach i jeziorach. Trzeba wziąć pod uwagę również połowy morskie. Na dorsze i czarniaki warto wyposażyć się w wędki kompozytowe. Montujemy znakomite morskie wędki na blankach Batsona RCLB70XL i RCLB70L. Jeżeli mamy zamiar polować na halibuty, potrzebne będą znacznie mocniejsze wędki na blankach RCLB70ML lub SWB70H. Omawiane wędziska są najczęściej kupowane w związku z zagranicznymi wyjazdami. To pozycje sprawdzone, niezawodne, spełniające wszystkie stawiane im warunki. Zapraszam do Pracowni Fishing Center. Nie tylko zmontujemy odpowiednie wędzisko, ale także dopasujemy je do wymagań i upodobań każdego wędkarza. FISHING CENTER Ireneusz Matuszewski ul. Wawelska 19/4 02-034 Warszawa tel.: (0) 22 823 63 29 tel. kom.: (0) 603 203 490 www.fishingcenter.com.pl Duże morskie ryby nie wybaczają kompromisów w doborze sprzętu czarniak wyholowany jednoczęściowym Batsonem zmontowanym w Firmie Fishing Center WŚ+ 1/2008 11 SONDA WŚ+ Wędkarski urlop (aktor, muzyk) Andrzej Renes Fot. Jacek Kolendowicz Fot. Jacek Kolendowicz Fot. Marek Szymański Sławomir Szczęśniak Fot. Piotr Motyka Andrzej Grabarczyk Popularny aktor filmowy i teatralny, absolwent warszawskiej PWST. Ma na swym koncie role w znanych polskich filmach, takich jak: „Grzeszny żywot Franciszka Buły”, „Był jazz” „Umarłem, aby żyć”, „Zabij mnie, glino”, „Lawa”. Pan Jerzy z telenoweli „Klan”. Obecnie gra w teatrze „Kwadrat”. Andrzeju, czym jest dla Ciebie wędkarski urlop? Jest ziszczeniem moich wędkarskich marzeń z całego roku. Tylko na urlopie mogę zapakować wszystkie wędki, jakie mam, i wyjechać na ryby na dłużej. Gdzie zazwyczaj spędzasz taki urlop? W mojej ulubionej Skandynawii. Sam jadę tylko wtedy, gdy żona nie może. Z reguły jednak wyjeżdżam rodzinnie. Ryby trzeba wtedy trochę „przefiltrować”, aby był czas i na wędkowanie, i dla rodziny. Często nastawiam się na obcowanie z dziką przyrodą, a wtedy ryby stają się tylko miłym dodatkiem. Jakie ryby tam łowisz i jakimi metodami? Wszystko zależy od miejsca. Jeśli jestem w Norwegii na Hitrze, to łowię ryby morskie, wiadomo jakie. W północnej Karelii staram się łowić pstrągi na muchę, natomiast w południowej Szwecji – szczupaki i okonie na spinning. A jakieś ciekawe wspomnienie z tych wypraw? Pojechałem kiedyś do Finlandii na pstrągi – niestety w lipcu, bo nie mogłem wcześniej. Na skutek długotrwałych upałów rzeka prawie wyschła. Ale i tak w niej połowiłem – szczupaków i okoni. 12 WŚ+ 1/2008 Znany i ceniony artysta rzeźbiarz, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Brukseli. Autor popularnych warszawskich pomników, m.in. kardynała Stefana Wyszyńskiego i prezydenta Stefana Starzyńskiego. Twórca Nagrody Kisiela, Czempionów i telewizyjnych Wiktorów. Andrzeju, czym jest dla Ciebie wędkarski urlop? To przede wszystkim przygoda, odkrywanie nowych horyzontów, a najważniejsze to poznawanie nowych łowisk i nowych gatunków ryb. Na przykład w Norwegii poznałem rekiny – kolenie. Łowiłem je w fiordzie o głębokości 1400 m. Pływały oczywiście płycej. Dnem była dla nich pionowa ściana skalna wchodząca do fiordu. Fascynujący był moment podbierania rekina, zwłaszcza gołą ręką. To są wspaniałe przeżycia. Czy wędkowałeś w innych ciekawych miejscach? Bardzo ciekawym miejscem jest delta Dunaju, gdzie przepłynąłem ponad 200 km wąskimi kanałami w ogromnych, nieprzebytych trzcinowiskach. W jeziorach ukrytych w tych trzcinowiskach polowałem na szczupaki, które mają tam przepiękne, nasycone barwy. Widziałem też wspaniałe, dzikie, dunajskie karpie – sazany. Łowiłem również sandacze. Miałem możliwość obserwowania z bliska, jak wielkie stada pelikanów polują na ryby. To wspaniały spektakl. Kilkaset ptaków jednocześnie ląduje na płytkiej wodzie, tworzy krąg i powoli go zacieśnia, a potem szybkimi ruchami potężnych dziobów wyłapuje stłoczone w nim ryby. Powstające przy tym fontanny wody skrzą się w słońcu wszystkimi kolorami tęczy. To niezapomniany widok. Jakie ryby chciałbyś jeszcze dodać do swoich zagranicznych trofeów? Wiadomo – oczywiście jesiotry. Mam w planie właśnie wyprawę na jesiotry. Chcę to połączyć z wyjazdem artystycznym. Być może zrobię wystawę swoich prac w Kanadzie, a przy okazji będę łowił. Łowienie tych monstrualnych ryb jest z pewnością wielkim przeżyciem, jakim kiedyś było łowienie w Wiśle wielkich sumów, których obecnie jest, niestety, bardzo mało. Czym jest dla Ciebie wędkarski urlop? Wędkarski urlop jest dla mnie pretekstem do zagranicznej eskapady. To możliwość poznania ciekawego kraju i jego pięknej przyrody. Wędkarski urlop to także ludzie, bo cóż byłyby warte najwspanialsze okazy bez przyjaciół, którzy są świadkami tych sukcesów. Gdzie zazwyczaj go spędzasz? Spędzam go tam, gdzie zabiorą mnie ludzie, którzy się na tym znają. W pewnych dziedzinach ufam fachowcom i jeszcze się nie zawiodłem. Jakie ryby najchętniej łowisz? Tylko drapieżniki na spinning (twistery i woblery). Zenon Grabowski (księgarz) Fot. Piotr Motyka Jarosław Niewodzki (właściciel firmy reklamowej) Czym jest dla Ciebie wędkarski urlop? Wędkarski urlop to dla mnie najlepsza forma relaksu, odreagowanie po stresach, wspaniała przygoda, możliwość spędzenia wolnego czasu z fajnymi ludźmi. To całe dnie na łonie natury, wspólne kolacje, dyskusje o rybach (po trzech dniach już nie tylko o rybach). Gdzie zazwyczaj go spędzasz? Z reguły dwa razy do roku w Skandynawii i jeden raz jest to tzw. wyprawa życia, np. Kanada z zawodowcami: Kolendowiczem, Motyką, Rogowieckim... Jakie ryby najchętniej łowisz? Tylko drapieżne metodą spinningową. Najchętniej sandacze, szczupaki, okonie. Raz się nawet trafił łosoś królewski – 14,50 kg. Preferuję blachy wahadłowe, ale gumki też nie są mi obce. Czym jest dla Ciebie wędkarski urlop? Znakomitą okazją do odkrywania świata. Możliwością poznania czegoś nowego, przeżycia wielkich emocji, a także aktywnego wypoczynku. Gdzie zazwyczaj go spędzasz? Nie licząc krótkich wypadów na Piaseczno lub Słupię, jeżdżę tylko za granicę: do Skandynawii, Kanady, nad Ebro czy do Irlandii. Dzięki temu łowię nieprzebrane ilości ryb, mam też szansę podziwiania nieskażonej przyrody i fantastycznych krajobrazów. W czasie wędkarskiego urlopu lubię też na jeden dzień odpocząć od ryb i coś pozwiedzać, poznać nowe miasto lub ciekawy, malowniczy zakątek świata, napić się piwa w miejscowym pubie, skosztować lokalnych specjałów w restauracji. Jakie ryby najchętniej łowisz? Pstrągi potokowe, trocie, łososie i sandacze. Preferuję spinning i grunt. Fot. Piotr Motyka WŚ+ 1/2008 13 SONDA WŚ+ Michał Pszczoła Fot. Piotr Motyka (członek zarządu spółki giełdowej) Fot. Piotr Motyka Krzysztof Wytrykowski (inwestor giełdowy, biznesmen) Czym jest dla Ciebie wędkarski urlop? Wędkarski urlop marzeń to czas, który pozwala mi oderwać się od codzienności, bez narażania się na stres związany z wieczornym wracaniem do domu o kiju. Gdzie zazwyczaj go spędzasz? Od dobrych 10 lat jeżdżę, przynajmniej raz w roku, do Szwecji lub Finlandii. Łowiska są tam doskonale przygotowane, o rybę nietrudno, a przy tym łatwo znaleźć urokliwe, ciche miejsce oddalone od cywilizacji. To wszystko zapewnia doskonały relaks. Jakie ryby najchętniej łowisz? Najchętniej oczywiście lubię łowić duże ryby. A tak poważnie to łowię tylko drapieżniki: szczupaki, okonie, sandacze. Ulubiona metoda to spinning z przynętą dostosowaną do specyfiki łowiska, a czasem, dla relaksu, aktywny trolling, z poszukiwaniem ciekawych miejsc i wspomnianej, dużej ryby. Fot. Piotr Motyka Czym jest dla Ciebie wędkarski urlop? Ważną częścią życia. Łowieniem „do oporu” w towarzystwie dobrze dobranych ludzi. Gdzie zazwyczaj go spędzasz? Nieważne gdzie, ważne z kim... No dobrze, jeśli już koniecznie muszę wymienić miejsca: w Polsce praktycznie łowię tylko na Piasecznie. Za granicą lubię u Tomka Krysiaka w Szwecji, a ponadto w Finlandii, Kanadzie, północnej Norwegii czy na Bornholmie. Ale pojadę wszędzie, gdzie zabiorą mnie koledzy. Mam do nich zaufanie. Generalnie muszę mieć wyjazd dobrze zorganizowany i pewność, że połowię. Szkoda czasu i życia na eksperymenty. Jakie ryby najchętniej łowisz? Te największe. Na spinning. 14 WŚ+ 1/2008 WŚ+ 1/2008 15 SZWEDZKIE SZKIERY S Z W E C J A Informacje POLSKA Na szkierach można łowić bez licencji. Wyjątkiem jest trolling, na który na wybranych terenach (np. Roslagen) trzeba wykupić specjalne zezwolenie. W wielu miejscach trolling jest w ogóle zabroniony. Najważniejsze wymiary ochronne (przykład z Syrsan): szczupak – 40 cm, sandacz – 40 cm, troć – 50 cm, łosoś – 60 cm. Obowiązuje zakaz połowu węgorza. W innych rejonach Szwecji wymiary mogą być nieco inne. Poszczególne ośrodki wędkarskie mogą też ustanawiać własne wymiary, np. 60–80 cm na szczupaka, lub obejmować poszczególne gatunki metodą „złów i wypuść”. Limity: w Szwecji panuje obyczaj, że z łowiska zabiera się tyle ryb, ile potrzeba do spożycia w bieżącym dniu. Jeśli chodzi o ryby łososiowate, przepisy są bardziej surowe i pozwalają na zabranie od jednej do dwóch ryb na osobę dziennie (w zależności od rejonu). Sezon wędkarski na szkierach trwa od kwietnia do końca listopada, ale najlepsze wyniki np. w połowach szczupaka osiąga się w maju, czerwcu, październiku i listopadzie, a troci – w marcu i w kwietniu. tych drapieżników, lansując wędkarstwo czysto sportowe i metodę „złów i wypuść”. Od Karlshamn po Haparandę Bałtyckie superłowisko Gdzie w Europie najłatwiej o metrowego szczupaka? Odpowiedź jest prosta: w szwedzkich szkierach. Gdy dodamy do tego wielkie bogactwo innych ryb, takich jak sandacze, okonie, leszcze, liny, jazie, śledzie, a także trocie czy łososie, wyłania się obraz łowiska idealnego na wymarzone wędkarskie wakacje. To doskonała wiadomość dla polskich wędkarzy. Wszak oni mają do szkierów wyjątkowo blisko. Wystarczy pokonać Bałtyk i... do roboty! Ni to morze, ni jezioro Szkiery, zwane również bałtyckim archipelagiem, to jedyny w swoim rodzaju typ wędkarskiego łowiska. Charakteryzują się wielką liczbą wysp, wysepek, a nawet wystających z wody pojedynczych skał, a ponadto niezmiernie urozmaiconą linią brzegową, pełną zatok, cypli, cieśnin i półwyspów. Brzegi są zazwyczaj skaliste, ale miejscami porośnięte trzciną. Sprawia to, że szkierowe wybrzeże bardziej przypomina jezioro niż morze. Bardzo dużo w szkierach roślinności podwodnej, i to zarówno o charakterze morskim (rozmaite glony czy morszczyn), jak i typowo jeziorowej (rogatek, rdestnica, moczarka czy grążele). Dno jest urozmaicone – raz piaszczyste, raz kamieniste, innym razem miękkie i 16 WŚ+ 1/2008 nieco muliste. Woda w szkierach jest zwykle przejrzysta i ma bardzo niskie zasolenie. Opisane czynniki sprawiają, że szkiery to wymarzone środowisko do rozrodu, rozwoju i bytowania różnych gatunków ryb. Szczególnie dużo tu tak cenionych przez wędkarzy drapieżników, głównie szczupaków, okoni czy sandaczy, a także troci i łososi. Mają one pod dostatkiem pożywienia, jakim są olbrzymie ławice śledzi, a także stada uklei, płoci i leszczy. Król Esox lucius Wyjątkowo dobrze czują się w szkierach szczupaki, które znalazły tu optymalne warunki do szybkiego wzrostu. Można powiedzieć, że szczupak jest „herbową rybą szkierów”. Metrowe egzemplarze nie są tutaj niczym nadzwyczajnym (choć zrozumiałe, że nie łowi się ich na zawołanie). Szczupaków 1–3-kilogramowych jest w szkierach taka obfitość, że żaden wędkarz przybywający tu na urlop, oczywiście w dobrym okresie roku, nie powinien wrócić do domu zawiedziony. Szkierowe szczupaki różnią się nieco od tych znanych nam z Polski. Są wyjątkowo silne i krępe, mają też nieco krótsze pyski. Szczupaki nie stanowią głównego celu szwedzkich wędkarzy. Ci koncentrują się raczej na szkierowych trociach i łososiach, a także sandaczach. Ale jeśli nawet miejscowi złowią szczupaka, prawie nigdy go nie zabijają. Nie uważają tej ryby za konsumpcyjną, lecz za wybitnie sportową. Pogłowie szkierowego szczupaka Piękny pas szkierów ciągnie się w Szwecji wzdłuż południowego i wschodniego wybrzeża. Rozpoczyna się w okolicy Karlshamn, gdzie w słynnej zatoce Pukaviken można łowić wspaniałe okazy szczupaka, a także dorsze, jazie i trocie oraz łososie (poza strefą ochronną ujścia rzeki Mörrum). Idąc dalej w kierun- Przepiękny krajobraz szkierów jest więc od wielu dziesięcioleci niezmiennie bardzo wysokie, dzięki czemu w ostatnim czasie drapieżnik ten stał się celem coraz liczniejszych pielgrzymek nad szwedzki Bałtyk wędkarzy z Niemiec, Polski, Czech czy Holandii – narodów zakochanych w „zębatym”, stawiających go bardzo wysoko w hierarchii wędkarskich trofeów. Ten najazd jest pewnym zagrożeniem dla przyszłości szwedzkiego szczupaka, ale mądrzy gospodarze oraz organizatorzy turystyki już teraz, kiedy ryb jest jeszcze pod dostatkiem, podejmują środki zapobiegawcze. W wielu ośrodkach wędkarskich wprowadzono limity, zakaz zabierania okazowych egzemplarzy, a na kilku łowiskach wprowadzono nawet całkowity zakaz zabijania ku wschodnim – doskonałe są rejony rezerwatu Eriksberg, a także okolice Ronneby i Karlskrony. Na wschodnim wybrzeżu świetne łowiska zaczynają się w pobliżu Kalmaru i ciągną nieprzerwanie przez setki kilometrów. Jednak mimo szansy łowienia ryb na całej długości wybrzeża, znajdziemy miejsca wyjątkowe, słynące ze szczególnej obfitości szczupaków oraz innych drapieżników. Są to: port Västervik z zatoką Gamlebyviken, zatoka Syrsan, zatoka Valdemarsviken, archipelag Gryt, Archipelag Świętej Anny, okolice Nynäshamn, gigantyczne szkierowisko wokół Sztokholmu, a także położone na północ od stolicy Szwecji fantastyczne szkiery Roslagen. Dalej, już w Zatoce Botnickiej, polecamy łowienie w okolicy Norrsundet, przy ujściu rzeki Ljusnan, a następnie niedaleko miast Hudiksvall, Sundsvall, przy ujściu rzeki Angermanälven, w najpiękniejszym rejonie szwedzkiego wybrzeża – tzw. Höga Kusten (czyli „wysokie wybrzeże”) koło Örnsköldsvik, gdzie występują jedyne na Bałtyku fiordy, a także w okolicy miast Umeå, Skellefteå i Luleå, aż po graniczne miasto Haparanda. Wszędzie tam mamy szansę na wspaniały wędkarski urlop: doskonałe połowy, spokój, ciszę i możliwość kontemplacji uroczej, choć nieco surowej, skandynawskiej przyrody. Tekst i fot. Piotr Motyka Do Skandynawii jeździ się po takie szczupaki WŚ+ 1/2008 17 OD VÄSTERVIK DO ŚWIĘTEJ ANNY S Z W E C J A Szczupakowy zawrót głowy Rozległy pas szkierów, ciągnących się od miasta Västervik po zatokę Braviken, to jeden z najlepszych rejonów wędkarskich w Szwecji. Mimo że co roku przybywają tu tysiące wędkarzy, wiele jest jeszcze miejsc dziewiczych, gdzie ryby nie zetknęły się dotąd ze spinningową przynętą. To właśnie w tej okolicy odbywają się cyklicznie najbardziej prestiżowe na świecie zawody w połowie szczupaków. Chyba nie ma na naszej planecie miejsca bardziej bogatego w ten ulubiony przez wędkarzy gatunek ryb. Piękno dziewiczej natury, cisza i spokój to dodatkowe atuty, które czynią ten rejon wprost wymarzonym miejscem na wędkarską wyprawę. POLSKA Grubas z zatoki Gryt 18 WŚ+ 1/2008 Valdemarsviken – woda dziewicza – atlantyckiego łososia (Salmo salar) oraz troć wędrowną (Salmo trutta trutta). Ryby te zazwyczaj biorą bliżej otwartego morza, a trocie, szczególnie wiosną, również w cichych, osłoniętych od wiatru zatoczkach. Jeśli znajdziemy się w okolicy Västervik, mamy do dyspozycji nie tylko „Starą Zatokę”. Małym kanałem możemy przedostać się w kierunku północnym na całkiem nowe łowiska, położone już w zupełnie innej zatoce, o nazwie Gudingen, wokół takich wysp, jak Malmö, Hasselö czy Björko (w bezpośredniej okolicy tej wyspy łowiska są dostępne tylko dla gości mieszkających w miejscowym ośrodku wędkarskim). Wszędzie w wodzie szczupaki, szczupaki, szczupaki... Dżerk bywa wiosną niezastąpiony... Fot. Robert Kłos Fot. Piotr Motyka Naszą podróż po najbardziej rybnych szwedzkich szkierach rozpoczynamy od południa, od miejscowości Västervik. Jest to niewielki port morski położony w zatoce Gamlebyviken, około 220 km od portu promowego w Karlskronie. Ma silne związki z Polską, gdyż w miejscowej drużynie żużlowej występował całkiem niedawno nasz mistrz – Tomasz Gollob, a w położonym na obrzeżach miasta ośrodku wypoczynkowym ulokował swą bazę inny Tomek – Krysiak, jeden z najlepszych w Szwecji przewodników wędkarskich. Doskonałe łowiska wędkarskie znajdziemy już blisko miasta, lecz to oczywiste, że każdy woli łowić z dala od miejskiego zgiełku (choć w przypadku wyjątkowo cichej Szwecji takie określenie wydaje się mocno nietrafione). Po przepłynięciu łodzią kilku kilometrów możemy znaleźć się w okolicy spokojnej i niemal odludnej, wśród wystających z wody pionowych skał bądź porośniętych trzcinami brzegów małych zatoczek. I choć wokół dostrzeżemy sporo domków letniskowych, wiele z nich zaludnia się tylko przez kilka weekendów w roku, a na dodatek gospodarze tak „wtapiają się” w ciche otoczenie, że niemal nie można ich zauważyć ani usłyszeć. Zatoka Gamlebyviken, zwana przez miejscowych wędkarzy „Old Bay” (czyli „Stara Zatoka”), wrzyna się w ląd na długości niemal 20 km. Doskonałe szczupakowe miejscówki znajdziemy na całej jej długości, gdyż ryby migrują, stale poszukując pożywienia. W zależności od pory roku żerują raz płycej, raz głębiej, raz bliżej końca zatoki, kiedy indziej blisko otwartego morza, raz wśród głazów i podwodnej roślinności, innym razem w toni. W wielu miejscach możemy też łowić piękne okonie, sandacze oraz ryby łososiowate Fot. Maciej Rogowiecki Old Bay i okolice ka Loftahammar i archipelagu Tjust, docieramy nad zatokę Syrsan, co po szwedzku oznacza „Zatoka Świerszczy”. To kolejne wspaniałe miejsce, o którym Jacek Kolendowicz powiedział w ubiegłym roku, że „nie łowił nigdy w Szwecji na lepszym szczupakowym łowisku”. Stanowiska drapieżników możemy znaleźć już w okolicy wspomnianego mostu, ale im dalej w głąb zatoki, tym lepiej. Wspaniałymi, często ponadmetrowymi okazami szczupaków mogą obdarzyć nas okolice podwodnych górek, rozległe blaty porośnięte roślinnością denną, trzcinowe zatoczki, ostre stoki, gdzie płytsza woda sąsiaduje z kilkumetrową głębią, a nawet okolice pionowych ścian skalnych. Szczególnie dobrym okresem jest maj, kiedy ryby żerują na śledziu oraz na trącej się płoci, a także październik. W innych porach roku również możemy liczyć na świetne wyniki, choć ryby żerują wówczas z przerwami. Poza szczupakami w Syrsan można z powodzeniem łowić grube okonie. Najważniejsze jest, jak zwykle w przypadku okoni, zlokalizowanie stada i uparte eksperymentowanie z przynętami. W Syrsan zdarzają się dni, kiedy na wędce meldują się seryjnie ponadkilogramowe garbusy! Miłośnicy białej ryby znajdą tutaj wielkie zagęszczenie dużych linów i leszczy, które po uprzednim konsekwentnym nęceniu łowiska niechybnie skuszą się na podaną przynętę. Rozległość zatoki Syrsan daje szansę na to, o czym marzą wszyscy wędkarze – łowienie w całkowitym spokoju i intymności. Tym bardziej, że miejscowych wędkarzy tu jak na lekarstwo, a turyści mają do dyspozycji tylko jeden ośrodek położony na wyspie. Zatoka Świerszczy Po minięciu Gudingen oraz przesmyku, nad którym wybudowano nowoczesny most, dający szansę przedostania się z międzynarodowej drogi E-22 do miastecz- Ale wróćmy z zatoki bliżej otwartego morza. Poruszając się w kierunku północnym, będziemy płynąć przez rozległe tereny mało odkrytego jeszcze pod względem wędkarskim archipelagu Tjust, którego północną granicę wyznacza wąska zatoka Valdemarsviken, nieco przypominająca norweski fiord. Jej długość wynosi 18 km, a na samym końcu położony jest malowniczy, cichy port Valdemarsvik. Brzegi zatoki są dość wysokie, miejscami skaliste, miejscami porośnięte lasem. Sporo jest trzcin. Im bliżej otwartego morza, tym więcej na niej małych szkierowych wysepek i mniejszych, bocznych zatoczek, a dno bogato porośnięte jest rdestnicą. Choć głębokość zatoki dochodzi nawet do 32 m, wiele jest miejsc typowo wiosennych, z bogatą roślinnością podwodną, trzcinowiskami i płytką, szybką nagrzewającą się wodą. Valdemarsviken jest prawdziwie dziewiczym terenem dla wędkarzy. Nie łowi tu praktycznie nikt, a bogactwo ryb, szczególnie szczupaków, przekracza wyobrażenie polskiego wędkarza. WŚ+ 1/2008 19 Fot. Archiwum Marka Szymańskiego W Syrsan od 2008 roku wszystkie szczupaki trzeba wypuszczać Jeżeli ryby żerują, spinningowe przynęty są atakowane natychmiast po wrzuceniu do wody. Przeciętnie łowione są ryby o masie 3–4 kg (80–90 cm), a metrowiec, jak zawsze w Szwecji, jest tylko kwestią czasu i odrobiny szczęścia. Szczupaki biorą najczęściej na stokach, gdzie trzcinowe płycizny graniczą z kilkumetrową głębią. W dobrym dniu można złowić w pojedynkę nawet kilkadziesiąt dorodnych, silnych ryb. Takie są szkiery... Gryt szczupakiem stoi tym jednego metrowca, trzy dziewięćdziesiątki i cztery sztuki przekraczające 3 kg. Pozostałe ryby miały w większości masę między 2 a 3 kg, a kilogramowych „pistoletów” były tylko trzy sztuki. Tydzień przed nami w tym samym miejscu wędkarz z Niemiec złowił kolosa o masie 15 kg. Ryba została wypuszczona i być może w przyszłości trafi na wędkę któregoś z Szanownych Czytelników. Zresztą podobnych okazów są w Grycie na pewno setki. Problem polega na tym, że przy takiej liczbie szczupaków znacznie łatwiej złowić mniejsze sztuki, z reguły aktywniejsze i mniej ostrożne. Fot. Archiwum Sebastian W maju 2007 roku miałem okazję łowić szczupaki w wielkiej szkierowej zatoce Morza Bałtyckiego, zwanej Syrsan. Moim zdaniem jest to bardzo ciekawe łowisko, ponieważ zatoka jest mocno zróżnicowana pod względem miejscówek. Można tu łowić na zarośniętych płyciznach i blatach, a także na górkach podwodnych czy głębokich spadach znajdujących się w okolicach wysp i przybrzeżnych skał. Łowisko nie należy do najłatwiejszych, ale jeżeli wędkarz znajdzie miejsca przebywania ryb, to czerwiec) pełno jest tu bałtyckich śledzi, wpływających do zatoki na tarło. Szwedzi tradycyjnie poławiają je wówczas na „choinkę”. To niemal „sport narodowy”, coś jak u nas jesienne grzybobranie. Śledzie są tłuste i bardzo smaczne (najlepsze smażone!). Poławiane na wędkę z zastosowaniem wspomnianych „choinek” (gołe haczyki na długim przyponie, zazwyczaj pięć na jednym zestawie) mogą dostarczyć sporej wędkarskiej frajdy. Holując ryby, czujemy, jak na haczykach wieszają się nowe śledzie i opór rośnie bądź spadają z nich i opór maleje. Nierzadko udaje się wyciągnąć komplet, czyli pięć śledzi, które stawiają opór porównywalny z oporem kilogramowego szczupaka czy leszcza. Nie śledzie są jednak największą atrakcją Świętej Anny (przynajmniej dla nas), lecz oczywiście szczupaki. Wokół Świętej Anny Ostatnim fragmentem niezwykłego „Szczupakowego Wybrzeża”, które pragnę Państwu przybliżyć, jest Archipelag Świętej Anny. Swą nazwę zawdzięcza starej osadzie z zabytkowym kościołem, którego patronką jest właśnie Święta Anna. W okolicy znajdziemy również ruiny starej świątyni, pochodzącej z okresu średniowiecza. Szkiery Świętej Anny są bardzo spokojnym miejscem, położonym jakby z dala od cywilizacji. Bardzo mało tu ludzi, choć w weekendy i wakacje jak zwykle „ożywają” położone często na maleńkich wysepkach domki letniskowe. Przybywający tu na wypoczynek Szwedzi chętnie spędzają czas na wodzie, uprawiając głównie żeglarstwo, kajakarstwo bądź pływając rekreacyjnie motorówkami. Jednak ogrom wody okalającej ląd i liczne wysepki sprawiają, że niełatwo spotkać na niej towarzystwo. Łowiska wokół Świętej Anny są bardzo bogate w szczupaki, okonie, sandacze i białą rybę. Oczywiście jak to w szkierach, można złowić też troć wędrowną czy łososia. W okresie wiosennym (maj, Kuszące zatoczki Świętej Anny Opisane w tym krótkim artykule łowiska to doskonałe miejsca na wędkarski urlop – szczególnie dla polskich wędkarzy, tak rozkochanych w zębatych drapieżnikach. Wszystkie znajdują Maciej Rogowiecki ������������������������� od od od od 399 zł 680 zł 489 zł 270 zł Pontony, wędki, kołowrotki, przynęty, zanęty, odzież, obuwie, żyłki i akcesoria. WŚ+ 1/2008 W każdej chwili szansa na rekord się stosunkowo niedaleko od portów w Karlskronie czy Nynäshamn, a także lotniska w Skavsta (tanie przeloty). Nad wodą można znaleźć się zatem szybko, a łowienie dostarcza tam niezapomnianych wrażeń sportowych i estetycznych. Oczywiście ryby nie będą brały przez cały czas jak szalone – zdarzą się też gorsze dni, ale w okresach dobrego żerowania możemy liczyć na prawdziwe „żniwa”, czyli od kilku do kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu ryb na głowę dziennie. A do tego dochodzi świadomość, że w każdej sekundzie naszą wędką może targnąć branie ryby życia. Doprawdy, trudno o lepszą zachętę dla wędkarza. Takie właśnie są szkiery! ����������������������������������������������������������� ����������������������� Echosondy Silniki GPS-y Kombinezony 20 Podobnie jak we wcześniej wspomnianych archipelagach i tutaj jest ich, mówiąc wędkarską gwarą, „na gęsto”. Wiosną szukamy szczupaków głównie na rozległych, płytkich blatach, pełnych podwodnej roślinności, trzcinowisk i kamiennych raf. Bardzo dobre miejsca to np. okolice wyspy Risö czy kilkusethektarowa zatoka Sandfjärden. Jesienią ryb trzeba szukać na głębszej wodzie, w okolicach podwodnych górek czy przy ostrych spadkach dna. może liczyć na niesamowite efekty. Zatokę Syrsan szczególnie upodobały sobie okazowe szczupaki, które można tu łowić od wiosny aż do późnej jesieni. Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest wprowadzenie zasady „złów i wypuść”, która obowiązuje podczas wszystkich wypraw na Syrsan organizowanych przez Eventur Fishing. Dzięki temu będziemy mogli łowić tam szczupaki przez wiele kolejnych lat. Będę wracał na to łowisko, aby uwiecznić na zdjęciach kolejne piękne „zębacze”. Sebastian Kalkowski �������������������������������������� Fot. Piotr Motyka Kolejnym archipelagiem na północ od Valdemarsvik jest Gryt. To niezwykle urokliwy pas wybrzeża, pełen lasów, łąk, trzcinowych zatok i skalistych wysepek. Cicho tu i spokojnie, niemal sielankowo. W Gryt jest sporo domków letniskowych, w których wakacje spędzają mieszkańcy okolicznych dużych miast, takich jak Norrköping czy Linköping. Uprawiają oni żeglarstwo, kajakarstwo, lubią też jogging, leśne spacery i rowerowe przejażdżki. Archipelag Gryt to kolejne szczupakowe eldorado. Podobnie jak w Valdemarsviken niewiele jest tu miejsc spenetrowanych kiedykolwiek przez wędkarzy. Ryby nie są więc wypłoszone i ochoczo atakują sztuczne przynęty. Po znalezieniu spokojnej zatoczki, których jest tu bez liku, możemy seryjnie wyjmować pięknie ubarwione i niezwykle silne szczupaki, często okraszające hol wysokimi wyskokami w powietrze. Kryształowo czysta woda umożliwia obserwowanie holowanej ryby. To doprawy niezapomniane przeżycia. W ubiegłym roku wraz z kolegą odwiedziłem archipelag Gryt – dosłownie na kilka godzin. Ze względu na brak czasu pływaliśmy tylko blisko przystani. Złowiliśmy łącznie 16 szczupaków, w a Kalkowskiego Łowiłem w Syrsan �������������� ����������������� ���������������������� ��������������������� ������������������������������������������������ ������������������������������������������� ������������������������������������������� ������������������������������ WŚ+ 1/2008 21 ��������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������� SZWEDZKIE SZKIERY Rozmowa z Tomkiem Krysiakiem – jednym z najlepszych w Szwecji szkierowych przewodników wędkarskich. dobrzy wędkarze, którzy chcą poznać trochę dobrych miejscówek. Coraz większą grupę stanowią goście zagraniczni, którzy przyjeżdżają praktycznie z całej Europy, np. z Holandii, Francji, Włoch, Hiszpanii, Niemiec, Czech, Węgier czy Rosji. Oczywiście stale rośnie też liczba naszych rodaków. Jakich klientów lubisz najbardziej? Czy wolisz mężczyzn, czy kobiety? Kocham łowić z dziewczynami, bo nigdy nie ma z nimi problemów typu: przecież ja to wszystko wiem, a ryby łowię od dziecka. Chętnie się uczą, słuchają dobrych rad i starają się z nich korzystać. Panowie z reguły wszystko wiedzą lepiej i zawsze trzeba im udowadniać, że nie do końca tak jest! Co sprawia Ci na gajdingu największą radość? A co najbardziej denerwuje? Im lepiej goście połowią, tym większa radość dla przewodnika, ale bezdyskusyjnie największą radość sprawia „poranny amator”, który po gajdingu zostaje wędkarzem, co zdarza się zadziwiająco często. Niepolitycznie jest mówić, co mnie denerwuje, niemniej chyba są to goście, którzy nie respektują zasad bezpieczeństwa na łodzi w stosunku do swoich kolegów, np. nie patrząc za siebie przy rzutach. Przedziwne są też sytuacje, gdy ludzie, którzy swoją wędkarską karierę spędzali na 3–4-metrowych łódkach, nagle narzekają na ciasnotę na łodzi, która ma długość 6 m, co też zdarza się nadzwyczaj często. Szkierowy gajd W krajach dysponujących znakomitymi łowiskami, takich jak Szwecja, Kanada czy Nowa Zelandia, coraz więcej osób zajmuje się profesjonalnym przewodnictwem wędkarskim. Po co wędkarzowi przewodnik na tak rybnych łowiskach? Każdy doświadczony wędkarz wie, że woda wodzie nierówna i każde łowisko ma swoją specyfikę. Szczególnie w wypadku szkierów znalezienie dobrych miejscówek jest rzeczą trudną, i to z wielu powodów. Wymienię choćby takie, jak porażający ogrom i różnorodność wody, ciągła migracja ryb, ciągłe zmiany warunków atmosferycznych itd. Szwedzi mówią, że 100% ryb znajduje się w 10% wody, i to chyba najtrafniej określa, jak trudne może być ich znalezienie. Przewodnik spędza praktycznie całe swoje życie na wodzie i w związku z tym jest 22 WŚ+ 1/2008 „na bieżąco” ze swoim łowiskiem. Wie, a przynajmniej powinien wiedzieć, co się na nim obecnie dzieje. Drugim powodem, by wynająć przewodnika, jest możliwość wykorzystania jego doświadczenia w doborze przynęt i technice łowienia. Mimo faktu, że często łowię z doświadczonymi wędkarzami, rzadko się zdarza, by któryś z nich spędzał około 200 dni w roku na wodzie, tak jak ja. Trzeci powód to po prostu czysta wygoda. Inaczej łowi się z dużej, komfortowej i bezpiecznej łodzi, którą można się szybko przemieścić z łowiska na łowisko, nawet biorąc pod uwagę wiatr i wysoką falę. Myślę, że nie bez znaczenia jest też fakt, iż nie trzeba się martwić o sprzęt i przynęty, bo w to wszystko zaopatruje przewodnik. Usługi gajdingowe (przewodnickie) są drogie. To prawda czy mit? Jeśli tak, to dlaczego ceny są tak wysokie? To trudne pytanie. Kiedyś mądry człowiek powiedział mi, że to nie jest kwestia zbyt wysokiej ceny, tylko tego, że za mało zarabiamy! Chyba coś w tym jest. A tak na poważnie, biorąc pod uwagę koszty związane z prowadzeniem tego typu działalności (łódź, elektronika, sprzęt, paliwo, ubezpieczenia, serwisowanie itd.), nie uważam moich cen za wygórowane. Brutalna prawda jest taka, że jednak jest to dość ekskluzywny serwis i, niestety, nie każdy może sobie na niego pozwolić. Z jakich krajów pochodzą Twoi klienci. Kim są? W wypadku Szwedów większość naszych klientów stanowią firmy, które organizują tzw. imprezy integracyjne dla swoich gości, kooperantów, klientów czy personelu. Goście prywatni to z reguły Czy gajding to ciężka praca, czy wymaga długiej nauki? Czy w Szwecji są jakieś szkoły, certyfikaty? Świat jest tak wymyślony, że wszyscy musimy gdzieś pracować, więc uważam to za wielki przywilej, że pracuję, robiąc to, co najbardziej kocham! Niemniej faktem jest, że to bardzo ciężka praca, wyczerpująca zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Nie wiem, czy jest to zawód, którego można się „nauczyć”, niewątpliwie jednak na nabranie odpowiedniego doświadczenia potrzeba tysięcy godzin spędzonych na wodzie... i to nie tylko z wędką w dłoni. W Szwecji istnieją szkoły typu Akademia Wędkarska na poziomie gimnazjalnym i wyższym, które przygotowują do tego zawodu, a ich uczniowie praktykują między innymi u nas w Västervik. Aby pracować jako przewodnik, trzeba mieć uprawnienia, i to niemałe (zgodnie z prawem unijnym). Bardzo lubię dżerkować, ale przynętą nr 1 jest dla mnie guma Ile lat zajmujesz się już gajdingiem? Na jakich wodach to robisz? Czy to Twój zawód, czy hobby? Jako przewodnik pracuję już 10 sezon, nieomal wyłącznie na szkierach. Nie sądzę, żeby mi się kiedykolwiek znudziły. Moje wędkarstwo dawno przestało być hobby. Stało się pasją, a teraz to już chyba jakaś patologiczna przypadłość, którą może należałoby zacząć leczyć?! Ale gajdowanie to bezdyskusyjnie praca, którą bardzo kocham. Czy łowiąc ryby na gajdingu, nie zapominasz się czasem i walczysz o lepszy wynik od klienta? Czy gajd musi być zawsze lepszy? Czy łatwo znosisz sytuację, gdy „zielony” wędkarsko klient złowi większą rybę? Każdy sukces odniesiony przez klienta jest poniekąd sukcesem przewodnika, dlatego nigdy nie „idę w zawody” z moimi gośćmi. Zdarza się jednak, że rzucają mi wyzwanie typu: „No to pokaż nam, że tu są ryby!”... No to im pokazuję! Co zapewniasz klientowi w cenie? W cenę gajdingu wchodzę ja z łódką, kombinezony wypornościowe, pełny sprzęt plus przynęty, na życzenie organizujemy lunch na wodzie. Trochę tak, jak u krawca: wszystko jest „szyte na miarę”. Jakie techniki preferujesz? Wolisz dżerki czy gumy? A może inne przynęty? Jestem bezdyskusyjnie spinningistą. Ulubiona technika to opad, co daje też odpowiedź na drugą część pytania. Tak, wolę gumy. Bardzo lubię dżerkować, uważam jednak tę technikę za dość ograniczającą. Na bezludnej wyspie wolałbym mieć gumę. Ostatnio wracają do łask blachy. Uważam, że trochę niezasłużenie poszły nieco w zapomnienie (przynajmniej w Szwecji). Dlaczego w szkierach, poza nielicznymi wyjątkami, nie wolno trollingować na szczupaka? Skomplikowana odpowiedź, ale spróbujmy: przywilej królewski pozwala na bezlicencyjne wędkowanie w szkierach przy użyciu sprzętu „ręcznego”. W trollingu to łódka ciągnie przynętę, więc wychodzi to poza regułę. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale tak jest. Są na szkierach wyznaczone wody, gdzie trolling jest dozwolony, wymaga to jednak specjalnej licencji. Przy okazji chciałbym przestrzec przed nielegalnym trollingiem, bo to jest ścigane, a karą może być, oprócz grzywny, utrata łódki i sprzętu. Jakie są cechy dobrego gajda? Czym klient ma się kierować przy wyborze, o co pytać? Oczywiście odpowiedź powinna brzmieć: No, taki, co ma duże doświadczenie, zna wodę i łowi dużo ryb, ale są to rzeczy, których przeciętny klient nie jest w stanie sprawdzić, bo niby jak? Z doświadczenia wiem, że najwięcej nowych klientów dają ci starzy, którzy rekomendują przewodnika, z którym pływali i było fajnie. Uważam, że dobry gajd to taki, który potrafi się dostosować do umiejętności klientów, czyli odpowiednio dobrać technikę i przynęty, zapewnić dobrą atmosferę na łodzi, nawet wtedy, kiedy ryby nie biorą (bo przecież tak też bywa). Ponadto umie przekazać swoją wiedzę i doświadczenie w taki sposób, że nawet jeżeli tym razem nie było tej upragnionej „życiówki”, gość schodzi z łódki z przekonaniem, że nie stracił czasu czy pieniędzy, bo np. czegoś nowego się nauczył! Powiedz, dlaczego polecasz polskim wędkarzom Szwecję, a szczególnie łowiska szkierowe? Cóż, olbrzymi kraj, w którym mieszka 9 mln ludzi potrafiących dbać o swoją naturę. Szkiery są chyba ewenementem na skalę światową. Bodaj nigdzie na świecie lodowiec nie „narozrabiał” tak jak tutaj! Ryb jest dużo i są duże, ale dla mnie szkiery to taka bajka, w której mam szczęście sobie żyć. Pokaż mi kogoś, kto ma ładniejsze biuro? Szwecję polecam także ze względu na jej niepowtarzalne piękno i bogactwo przyrody. Daje też szansę na zastanowienie się: jeżeli Szwed potrafi, to może warto i u nas przynajmniej spróbować. Dlaczego zdecydowałeś się na Västervik? Czy to jakieś wyjątkowe miejsce? Västervik jest niewątpliwie jednym z najlepszych szczupakowych łowisk w Europie. Ryb jest pod dostatkiem, w tym sporo sztuk okazowych. Nie jest to łowisko łatwe, ale ja lubię wyzwania. Szczególność Västerviku polega przede wszystkim na rygorystycznie przestrzeganej zasadzie „złów i wypuść” w wypadku szczupaka, co, po pierwsze, przemawia do większości WŚ+ 1/2008 23 SZWEDZKIE SZKIERY naszych gości (wielu z nich przyjeżdża niemal wyłącznie z tego powodu), a po drugie – daje realną szansę na to, że takie łowisko przeżyje! Nie bez znaczenia jest stosunkowo niewielka presja wędkarska. Nie lubię łowić w tłoku. Czy szkierowy szczupak różni się od jeziorowego, znanego nam z Polski? Zdecydowanie tak. Przede wszystkim różni się tym, że w ogóle jest, w przeciwieństwie do polskiego, który jeżeli gdzieś jeszcze występuje, to jest przez cały czas skutecznie tępiony! Poza tym jest trochę inaczej ubarwiony (bardziej srebrny), chyba bardziej „napakowany” i wydaje mi się, że ze względu na ogrom wody więcej migruje. Uważam też, że jest waleczniejszy. Jakie gatunki ryb łowisz prywatnie? Jakimi technikami? Czy lubisz współzawodnictwo, czy raczej samotność w poszukiwaniu wielkiej ryby? Ulubioną rybą jest niewątpliwie troć. Od paru lat wariuję na punkcie „gumowania” sandaczy (to zasługa Marka Szymańskiego, który mnie tak wkurzył, że musiałem się tego nauczyć). Bardzo lubię okonie za ich waleczność, no i oczywiście szczupaki. W ubiegłym roku wybrałem się na północ Szwecji na łososie i szczerze mówiąc trochę się martwię, bo mi się spodobało, a już i tak nigdy mnie nie ma w domu. Nie jestem samotnikiem, ale na „prywatne” ryby chętnie pływam sam, chociaż rzadko mam taką okazję. 24 WŚ+ 1/2008 Czy startujesz w zawodach wędkarskich? Jakie masz rekordy na koncie? Nie lubię się „ścigać” na rybach, więc zawody traktuję bardziej towarzysko. Mam kilka wybranych imprez, w których startuję i nawet parę razy udało mi się to i owo wygrać. Rekordy? Hm, jak dotąd życiówki to: łosoś 17,2 kg, troć 11,1 kg, szczupak 15 kg, okoń 2,2 kg, sandacz 7,4 kg. Co sądzisz o coraz bardziej lansowanej metodzie „złów i wypuść”? Podpisuję się pod nią obiema rękami. Jeżeli nie stanie się ona standardem w niedalekiej przyszłości, czeka nas „superfajne” łowienie w stawach hodowlanych albo akwariach. Jeżeli chcemy dalej łowić ryby dzikie w ich naturalnym środowisku, musimy edukować wędkarzy w kierunku „złów i wypuść” wszelkimi dostępnymi metodami. Chcę zaznaczyć, że nie jestem kompletnym ortodoksem i sam lubię zjeść rybkę, ale „mięsiarstwo” mnie brzydzi. Niestety, doświadczenie uczy, że jest ono jeszcze bardzo rozpowszechnione, między innymi wśród naszych rodaków. Ciekawy jest fakt, że na takie stwierdzenia najbardziej oburzają się właśnie „mięsiarze”, którzy wywożą tylko „parę filecików dla żony” (najwyżej pół bagażnika, bo więcej nie weszło...). Czy znasz innych skandynawskich gajdów? Tworzycie jakieś zawodowe lobby? Mniej lub bardziej znamy się prawie wszyscy, a przynajmniej o sobie wiemy. W większości wypadków jest to bardziej współpraca niż konkurencja, jak na razie wody i ryb jest tyle, że nie ma się o co kłócić. Czy wyjeżdżasz na ryby poza granice Szwecji, czy korzystasz wtedy z usług przewodnika? Rzadko mam na to czas, ale jeżeli już mi się uda, to zawsze od tego zaczynam. Jaka jest według Ciebie przyszłość wędkarstwa i turystyki wędkarskiej? Nie boisz się, że dzikie łowiska zostaną wyrybione? Myślę, że przyszłość turystyki wędkarskiej w dużym stopniu zależy od ludzi takich jak ty i ja, czyli od tych, którzy z niej żyją. Jeżeli będziemy myśleli tylko o dniu dzisiejszym, to może się kiedyś okazać, że jutra już nie będzie. Tak jak w każdym biznesie: żeby wyjąć, trzeba najpierw włożyć. Nasza inwestycja to np. edukacja wędkarzy w kwestiach takich, jak wspomniana zasada „złów i wypuść”. Wówczas nawet gdy początkowo coś tam stracimy, to w przyszłości zyskamy wielokrotnie więcej! W końcu nie jesteśmy tylko przewodnikami czy organizatorami, ale przede wszystkim wędkarzami, dla których łowienie ryb to pasja, bez której nie da się żyć. Rozmawiał Piotr Motyka Fot. Archiwum Tomka Krysiaka i Marka Szymańskiego WŚ+ 1/2008 25 Kraina głodnych szczupaków Gdzie szczupaki są wiecznie głodne? Tam, gdzie jest ich bardzo dużo, czyli w krainie tysięcy malowniczych wysp i wysepek, przesmyków, kanałów, zatok i rozległych trzcinowisk, skalistych podwodnych raf z głębokimi rozpadlinami i głazami, widocznymi w przezroczystej, zielonkawej wodzie. Szkierowe wybrzeże Skandynawii, bo o nim mowa, jest ze względu na tę różnorodność wspaniałym poligonem doświadczalnym dla łowców szczupaków. Gdy ryby dobrze biorą, można skutecznie wędkować każdym rodzajem sprzętu, ale z moich doświadczeń wynika, że zbyt lekki zestaw nie jest tutaj przydatny. Po pierwsze dlatego, że w szkierach łowi się na ogół dużymi przynętami, po drugie, szansa zacięcia metrowej ryby jest tu znacznie większa niż w jakimkolwiek polskim łowisku. Proponuję, by zabierać ze sobą na łódź dwa zestawy spinningowe: średni – do typowych przynęt, oraz ciężki – do wielkich gum. Zestaw średni składa się z wędziska o masie rzutowej do 40 g, koło- 26 WŚ+ 1/2008 wrotka klasy 4000 z plecionką 0,17–0,20 lub z żyłką 0,25–0,30. Zestaw ciężki to wędzisko do 100 g z kołowrotkiem klasy 6000 z plecionką 0,23–0,25 lub żyłką 0,35. Wędziska do plecionki muszą być bardziej elastyczne niż kije do żyłki, aby nie tracić ryb podczas holu. Szczupak zaatakuje każdą przynętę, pod warunkiem że mu ją odpowiednio zaprezentujemy. Rodzaj przynęty i sposób prezentacji zależą od miejsca, w którym gromadzą się szczupaki. Warto tu zaznaczyć, że szczupaki grupują się w różnych miejscach – wyspowo, zależnie od pory Rapali, czyli wolnotonącą „łyżeczką” z tworzywa, uzbrojoną w pojedynczy hak osłonięty sprężystym, stalowym wąsem. W czerwcu szczupaki biorą na rozległych podwodnych łąkach na głębokości 3–4 m, ale nie wszędzie, więc trzeba poświęcić trochę czasu, aby znaleźć ich zgrupowanie. W takim łowisku łowię na duże, lekkie wahadłówki i największe obrotówki, ale zawsze w końcu wracam do największych, 15–25-centymetrowych ripperów, bo duże szczupaki biorą na nie najlepiej. Latem szkierowe szczupaki schodzą głębiej w poszukiwaniu chłodnej wody i wielkich ławic śledzi, w których żerują. W tym czasie łowię głównie na duże gumy i woblery pracujące na głębokości 6–10 m, ale letnie wyniki wędkowania są zwykle znacznie gorsze od wiosennych. Jesienią szczupaki znów są bardzo głodne. Zazwyczaj żerują głębiej niż wiosną. Największe ryby łowię wtedy na stokach, na głębokości 5–8 m. Używam dużych ripperów – najczęściej 15-centymetrowych – bardziej obciążonych niż wiosną. Nie jest już tajemnicą, że piorunujące efekty daje łowienie z opadu, zwłaszcza gdy uda się dopasować szczupakom odpowiedni kolor przynęty. Ale na to nie ma gotowej recepty, więc pozostają eksperymenty i szybkie wyciąganie wniosków na łowisku. Jacek Kolendowicz Fot. Sławek Szczęśniak SZWEDZKIE SZKIERY Guma niezbyt duża, ale szczupak całkiem spory Fot. Sławek Szczęśniak roku i temperatury wody. Pierwsze zgrupowanie – tarłowe, ma miejsce wiosną, w chłodnym skandynawskim kwietniu. Polowanie na płytkich, zarośniętych tarliskach na obrzmiałe ikrą szczupaki jest rażąco nieetyczne. Każdy szanujący się spinningista nie zarzuci w takich miejscach przynęty, zwłaszcza że w tym czasie może się z powodzeniem zająć łowieniem troci, które jeszcze dobrze biorą na kamienistych płyciznach przy szkierowych wysepkach. W dwa tygodnie po tarle szczupaki zaczynają znakomicie żerować na płyciznach 0,5–2 m. Doskonałym łowiskiem są rzadkie, niskie trzcinowiska, które podczas tarła płoci, w maju, aż chodzą, poruszane ogonami dużych szczupaków. W trzcinowiskach zawsze łowię przynętami bezzaczepowymi, głównie spoonem WŚ+ 1/2008 27 BORNHOLM Na bałtyckie trocie Przed wyprawą Fot. Archiwum Marka Szymańskiego Troci w Bałtyku jest mnóstwo. Dla bałtyckich rybaków wpuszcza się w ujściach rzek co roku tony smoltów. Jednak w sprzyjających warunkach również wędkarze mogą skorzystać z tego dobrodziejstwa. Specyficzne i – przyznajmy szczerze – arcytrudne warunki morskiego łowienia wymagają starannego przygotowania się do wyprawy. Skandynawia ma co prawda to do siebie, że można pojechać na ryby w garniturze i we wszystko zaopatrzyć się na miejscu, niemniej jednak są to kraje cywilizowane, w których w weekendy sklepy są zamknięte, a ludzie odpoczywają. Jeżeli więc na miejsce przybywamy w piątek wieczorem, to podstawowy sprzęt musimy mieć ze sobą, tym bardziej że nie ma tego dużo. Na morskie trocie trzeba zabrać spodniobuty, najlepiej neoprenowe lub oddychające, koniecznie podbite filcem, kamizelkę asekuracyjną zakładaną pod krótką kurtkę do brodzenia, kij do brodzenia, podbierak z gumową smyczą i magnesem do powieszenia na plecach, wędzisko 270 o masie wyrzutowej 25–30 g, dobrej klasy kołowrotek 2500 z nawiniętą bardzo cienką plecionką 0,08 lub 0,10 mm i kilkanaście błystek trociowych, które zmieszczą się w pudełeczku wielkości mydelniczki. Tak ubrani i usprzętowieni możemy bezpiecznie hasać na falach, mając dużą szansę na srebrną troć. Tylko srebrne trocie są zabierane przez morskich trociarzy. Trocie ciemne – potarłowe, zwyczajowo są wypuszczane. Ile fabryka dała Podstawą skutecznego łowienia jest jak najdalszy rzut przed siebie, czemu sprzyja cienka plecionka. Łowiska są płytkie, zwykle od 1 do 3 m. Błystkę trzeba prowadzić możliwie jak najwolniej – tak, by jak najdłużej baraszkowała na fali przyboju, ale też tak, by nie zaczepiała o dno. Sprawdza się prowadzenie z przerwami, w którym co kilka szybkich obrotów korbki przerywamy skręcanie na 3–4 sekundy i pozwalamy błystce nieco opaść i być niesioną przez falę. Rzut przed siebie to może zbytnie uproszenie. Warto rzucać w miejsca, gdzie coś się dzieje – gdzie widać łamiącą się falę na większym kamieniu lub gdzie różnice w kolorze wody świadczą o zmianie głębokości lub charakteru dna. Brak brań najczęściej świadczy o braku ryb w łowisku, gdyż troć nie jest zbyt wybredną rybą i raczej bez oporów atakuje każdą dobrą błystkę. Jednak może to się zmienić w każdej chwili, gdyż trocie prze- szukują znaczny obszar brzegu, chodząc w niewielkich stadkach, i po dłuższym bezrybiu możemy mieć kilka brań w kilku kolejnych rzutach. Podstawową przynętą jest smukła około 20-gramowa błystka wahadłowa. Znakomite błystki kupimy na miejscu, ale nikt chyba nie wymyślił lepszej trociowej błystki od polspingowskiej makreli. Najskuteczniejsze są błysteczki srebrzyste i czarne, ale warto mieć również wściekłe seledyny i pomarańcze. Do podbieraka Zaciętą rybę holujemy uniesionym wędziskiem, spokojnie, nie spiesząc się. Troć nie ma tendencji do wchodzenia w zaczepy, a trzeba pamiętać o bardzo cienkiej plecionce. Jednak hol powinien być konsekwentny, bez przerw, podczas których może dojść do poluzowania linki i wypięcia ryby, czemu sprzyja zwykle stępiona na kamieniach kotwiczka. Gdy ryba znajdzie się pod naszymi nogami, bezzwłocznie podbieramy ją podbierakiem. Ze srebrnej robimy tatar, a czarną wypuszczamy. Ot, cała tajemnica bałtyckiego trociowania. Marek Szymański Przeciętna zdobycz Troć, jak zdecydowana większość drapieżników, lubi polować na płyciznach. Im płycej, tym bujniejsze życie, a co za tym idzie – lepsze warunki do rozwoju dla narybku będącego pożywieniem troci. Im bardziej urozmaicona płycizna, tym tego pożywienia więcej i lepsze warunki do polowania. Toteż żerujące trocie najłatwiej znaleźć przy brzegach, gdzie oprócz piasku na dnie znajdziemy obrośnięte morszczynem skałki i kamienie. Leopardzie dno, czyli ciemne plamy kamieni na piasku, to miejsca, które morskich wędkarzy mobilizują do ciężkiej trociowej orki. Przed nami są trocie morski sport skałkowy dla wielu jest wspaniałym sportem, przy którym łowienie schodzi na drugi plan. Nie wszędzie jest tak trudno jak na Bornholmie. Wybrzeża Gotlandii i Olandii są bardziej przyjazne wędkarzowi. Mniej tam ostrych skał, a więcej otoczaków i piasku. Duński Bornholm i szwedzkie duże wyspy to najlepsze łowi- ska. W sprzyjających warunkach wędkarz zawsze znajdzie dający szansę na dobry połów brzeg nawietrzny, a podczas sztormu może schować się na brzegu zawietrznym. Poza tym wyspy zawsze sąsiadują z otwartym morzem, gdzie szansa na troć jest dużo większa niż np. w wewnętrznych szwedzkich szkierach. Przynęty, które trocie lubią Trociowe wyspy Bo nie jest lekkie to wędkowanie. Jałowe, wielogodzinne biczowanie wody może zniechęcić każdego, ale nagrodą jest kilka, czasem kilkanaście brań w krótkim czasie, gdy trafimy na żerujące stadko troci. Zwykle jest tak, że to trocie znajdują naszą przynętę, a nie odwrotnie, choć aktywność wędkarza i możliwie częsta zmiana miejsc przynoszą dobre rezultaty. Trzeba jednak mieć świadomość, że na wielu łowiskach, zwłaszcza bornholmskich, zmiana miejsca to strata wielu cennych minut, gdyż dojście do dobrej miejscówki po nieprawdopodobnie śliskich skałach zajmuje mnóstwo czasu i kosztuje sporo wysiłku. Z drugiej strony 28 WŚ+ 1/2008 Fot. Archiwum Marka Szymańskiego WŚ+ 1/2008 29 BORNHOLM Bałtycka wyspa słońca niż w nieodległej przecież Kopenhadze. Zdumiewający jest fakt, że rosną tu nawet figi i uprawia się winorośl! Te wszystkie czynniki predestynują Bornholm do roli centrum turystycznego o wyjątkowych walorach. Wędkarstwo dla prawdziwych mężczyzn Poza głównym sezonem turystycznym Bornholm biorą we władanie wędkarze. Oblewające wyspę wody Bałtyku są zasobne w ryby, szczególnie w tak cenione przez wędkarzy gatunki, jak troć wędrowna, łosoś, dorsz i belona. Choć wielu amatorów mają trollingowe wyprawy na łososia, jednak większość wędkarzy nastawia się na piękną srebrzystą trotkę, prawdziwą arystokratkę i królową bornholmskich plaż. Łowienie troci w morzu tu jedna z najdynamiczniej rozwijających się odmian współczesnego wędkarstwa. Z pozoru może się wydawać, że brodzenie po śliskich głazach w dość zimnej wodzie w czasie zimowo-wiosennych słot to przygoda ryzykowna i mało atrakcyjna. Nic bardziej błędnego! Łowienie troci z morskiego brzegu przyciąga właśnie swym ekstremalnym charakterem – to wędkarstwo dla twardych ludzi, zdeterminowanych w dążeniu do upragnionego celu i niebaczących na związane z tym niedogodności. Myśl o upragnionej nagrodzie – czyli braniu oraz walce z silnym, przebiegłym i co tu dużo mówić – niezwykle pięknym rybim przeciwnikiem, jest tak podniecająca, że każdy, kto choć raz zasmakuje trociowej przygody, będzie na zawsze zainfekowany tym swoistym wirusem. Skuteczne spinning i mucha Pomiędzy Polską a Szwecją, niemal na środku zachodniego Bałtyku, leży wyspa Bornholm. Ten kawałek lądu nie należy jednak do żadnego ze wspomnianych państw, lecz jest najdalej wysuniętym na wschód fragmentem terytorium... Danii! Wyspa słynie z wędzonego śledzia, łagodnego klimatu i słonecznej pogody, która ściąga na nią tysiące turystów. Oprócz plażowania popularna jest tu turystyka aktywna – głównie rowerowa oraz piesza, a także wędkarstwo. Bornholm należy bowiem do najlepszych w Europie łowisk troci wędrownej i łososia. Stworzona dla wypoczynku Krajobraz Bornholmu jest niezwykle urozmaicony. Na wyspie znajdziemy liczne pagórki, skałki, malownicze wąwozy, jeziorka, rozległe równiny, piaszczyste nadmorskie wydmy czy strome, urwiste klify. Część wyspy porastają lasy. Wiele tu też atrakcji historycznych i miejsc o specyficznym, niepowtarzalnym, miejscowym klimacie, takich jak średniowieczne ruiny, ciche rybackie porciki czy tradycyjne wędzarnie ryb. Ze względu na budowę geologiczną wyspy i jej położenie średnia liczba dni pogodnych w roku jest tu dwukrotnie wyższa 30 WŚ+ 1/2008 Piękna srebrna troć z wyspy słońca BORNHOLM P O L S K A Trocie biorą bardzo dobrze na spinning z użyciem różnego rodzaju wąskich błystek wahadłowych, a także na sztuczne muchy podawane tradycyjnie sznurem bądź na systemie „spidolino”. Łowiąc z brzegu na Bornholmie, mamy wielką szansę na złowienie w dobrych okresach roku (np. wczesna wiosna) od kilku do kilkunastu troci w trakcie tygodniowego pobytu, co dla polskich trociarzy, przemierzających nieraz przez kilka miesięcy pomorskie rzeki w poszukiwaniu jednego choćby brania, może się wydać niewiarygodne. Ale tak jest naprawdę, choć zdarzają się i gorsze tygodnie, kiedy ryby z różnych przyczyn nie biorą. Takie „turnusy” należą jednak do rzadkości. Bardzo ważne jest również to, że szanse na udane połowy mają nie tylko „stare trociowe wygi”, ale również początkujący adepci wędkarstwa trociowego. Muszą jednak udać się na dobre miejscówki i posłuchać porad przewodnika bądź bardziej doświadczonych kolegów. Tekst i fot. Piotr Motyka Fot. Archiwum Torbena Petersena Magia troci Rozmowa z Torbenem Petersenem – jednym z najlepszych bornholmskich przewodników wędkarskich i emerytowanym majorem duńskiej armii. Dlaczego wędkarze przyjeżdżają na Bornholm? Ponieważ wyspa ta ma bardzo liczną i stabilną populację troci wędrownej. Bardzo się staramy dbać o nasze łowiska i je chronić. Ważnym czynnikiem decydującym o atrakcyjności Bornholmu jest to, że wędkować to można prawie zawsze, bez względu na pogodę. Poza tym jest tu bardzo pięknie. Torben Petersen – znawca Bornholmu i troci Czy łatwo jest złowić troć na Bornholmie? Nie można powiedzieć, że łatwo, ale też nie jest to bardzo trudne. Ważne, aby mieć przewodnika podczas pierwszej wizyty. Inaczej może być ciężko. Nie chodzi tylko o pokazanie klientom potencjalnych miejscówek, ale także o wiele uwag na temat bezpieczeństwa, odpowiednich przynęt itp. Czy zupełnie początkujący także mają szansę? Oczywiście, ale muszą mieć przynajmniej odpowiedni sprzęt i powinni wiedzieć, jak się rzuca... Czy masz jakieś swoje tajemne miejsca, w których łowisz, i jakieś specjalne przynęty? Oczywiście. Na Bornholmie jest masa dobrych miejscówek. Wiele z nich jest szeroko znanych, ale są też takie, o których nie wie prawie nikt. Co do przynęt – to temat rzeka. Wszystko zależy od pory roku, dnia, wiatru, nasłonecznienia itp. Jak wygląda typowy dzień z Tobą jako przewodnikiem? Kiedy klienci zarezerwują moje usługi, podaję im wstępne informacje dotyczące łowienia, czyli gdzie będziemy łowić i jaką metodą. Przed przyjazdem informuję ich także o potrzebnym ubiorze i sprzęcie wędkarskim. Pierwszego dnia po przyjeździe, kiedy się spotykamy, planujemy cały pobyt klientów, dopieszczamy wspólnie sprzęt, rozdajemy mapy z zaznaczonymi miejscami, gdzie będziemy łowić przez następne dni. Zaraz potem zabieramy się do praktyki, czyli ruszamy nad wodę! Co jest najważniejsze w pracy przewodnika? Żeby być uczciwym, rzetelnym i profesjonalnym. Służyć klientom całą swoją wiedzą i doświadczeniem, aby maksymalizować ich szanse na złowienie ryby. Opowiadać także o historii Bornholmu i zwracać uwagę klientów na piękno przyrody. Jaka jest Twoja największa troć? Srebrniak 8,6 kg i 89 cm. Złowiony 200 m od domu. Dlaczego aż tak pasjonuje Cię właśnie łowienie troci? Jest coś szczególnego w tej rybie. Nie da się ukryć, że to trudny, wymagający przeciwnik. Czasem trzeba oddać dziesiątki rzutów i przemierzyć brzegiem kilka kilometrów, aby doczekać się brania. Jednak każdy, kto raz poczuł srebrniaka na kiju, wie, że trud się opłaca. Cenię troć za jej piękno, siłę, waleczność i nieprzewidywalność. Próbowałem już wielu rodzajów wędkarstwa, ale morskie łowienie troci jest dla mnie magiczne. Poza tym Bornholm jest taki piękny… Otoczenie, w którym łowię, ma dla mnie duże znaczenie. Jak Twoje usługi mogą zarezerwować wędkarze z Polski? Najprościej będzie skontaktować się z polskim biurem turystyki wędkarskiej Eventur Fishing. Jego przedstawiciele byli u mnie w marcu 2007 roku. Mimo że ryby brały średnio, udało nam się przechytrzyć kilka ładnych sztuk. Zanotował Piotr Motyka WŚ+ 1/2008 31 GOTLANDIA Trocie ze szwedzkiego raju Wyspa wikingów i Pippi Langstrumpf Jeśli spytamy Szwedów o najciekawsze miejsce w ich kraju, dziewięciu na dziesięciu wskaże na Gotlandię i natychmiast zacznie zachwalać ją jako prawdziwy raj na ziemi. Faktycznie, to niezwykła wyspa o baśniowej atmosferze, pełna średniowiecznych pamiątek i niezwykłych dzieł przyrody. Tutejsze plaże uchodzą za najpiękniejsze w całej Skandynawii i latem przyciągają na Gotlandię tysiące turystów spragnionych słońca. W pozostałych porach roku wyspa jest cicha, a plaże puste. To czas dla wędkarzy, gdyż łowienie troci na Gotlandii to przygoda jedyna w swoim rodzaju. Jednak Gotlandia to nie tylko wspaniała historia, ale również cudowna przyroda. Znajdziemy tu świerkowo-sosnowe lasy i przepiękne plaże z niezwykłymi formacjami skalnymi. Wyspę wyróżnia łagodny klimat i duże nasłonecznienie. Między innymi ze względu na te walory na wyspie mieszkał przez wiele lat najsłynniejszy szwedzki reżyser – Ingmar Bergman. Tu również kręcono filmy o małej Pippi Langstrumpf, a jej niezwykły domek można zwiedzać do dzisiaj. Niektóre miejsca charakteryzują się wręcz bajkowym pięknem. Na Gotlandii spotkamy fragmenty wybrzeża z malowniczymi tarasami skalnymi, inne przypominają wybrzeża mórz południowych. Przy dobrej pogodzie, brodząc w kryształowo czystej i przejrzystej wodzie, której powierzchni nie mąci najmniejsza fala, udaje się wyjść w morze kilkaset metrów od brzegu i łowić tam srebrzyste torpedy, które nierzadko po braniu wykonują kilka dynamicznych wyskoków w powietrze. Wówczas można się poczuć jak przy łowieniu tarponów na Karaibach... Fot. Zenon Grabowski Gotlandia jest największą wyspą Szwecji i jedną z jej największych turystycznych atrakcji. Ma 170 km długości i 50 km szerokości. Historia wyspy byłą bardzo burzliwa – upodobali ją sobie wikingowie, ustanawiając tu już w VI wieku ważny punkt szlaku handlowego z Bizancjum i zachodniej Azji. Później Gotlandię najeżdżali Duńczycy i Niemcy z Lubeki, a liczne dawne wojny mają dziś odbicie we wspaniałych turniejach rycerskich, organizowanych tu co roku w sierpniu. Perłą wyspy jest jej stolica Visby – niegdyś jeden z głównych ośrodków handlowych Hanzy, miasto równie potężne jak Paryż czy Londyn. Do dziś możemy podziwiać wspaniałe mury obronne okalające miasto i liczne średniowieczne kamieniczki oraz kościoły. ludne miejsca, gdzie w ciszy będziemy mogli zażywać aktywnego wypoczynku i łowić piękne ryby.. Troć na spinning ing Fot. Archiwum Eventur Fish Per Skoglund Jobs – znany gotlandzki przewodnik Fot. Maciej Rogowiecki SZ WE CJ A Jak tarpony na Karaibach P O L S K A Dumni ze swojej odrębności Rozmowa z Perem Skoglundem Jobsem – wędkarskim przewodnikiem z Gotlandii. Czym Gotlandia wyróżnia się od reszty Szwecji? Myślę, że głównie przyrodą i krajobrazami. Warto także powiedzieć, że nie ma nigdzie indziej w Szwecji miejsca z tak ciekawą budową geologiczną oraz średniowieczną architekturą. Moim zdaniem sami mieszkańcy wyspy różnią się także znacząco od reszty Szwedów. Od pokoleń odseparowani są od reszty społeczeństwa, co sprawia, że są bardzo dumni ze swojej odrębności. Mają duże poczucie wewnętrznej wolności. Zawsze uprzejmi i bardzo pomocni. 32 WŚ+ 1/2008 Jakie ryby można łowić na Gotlandii? Przede wszystkim trocie wędrowne. Czasem polując na trocie, można także złowić z brzegu łososia, ale łódź trollingowa znacząco zwiększa szanse na udany połów. Poza tym możemy liczyć na spotkanie z dorszem, szczupakiem, okoniem oraz pstrągiem tęczowym. Ostatnio pracuję nad stworzeniem dobrego łowiska karpiowego. Kiedy najlepiej przyjechać na trocie i łososie? Zdarzyło mi się łowić trocie w czerwcu i sierpniu, ale to wyjątki. Szczyt sezonu przypada na miesiące od października do maja. Jak wygląda typowe łowisko trociowe na Gotlandii? Rodzajów dobrych łowisk jest wiele i trudno je tu szeroko omówić. Myślę, że ważniejsze niż rodzaj łowiska są wiatr i fale. W miejscu, gdzie fale się załamują, czyli na granicy płycizny, zbierają się niewielkie rybki, krewetki i inne morskie żyjątka. To przyciąga trocie. Dobrze, kiedy morze jest sfalowane. Łatwiej wtedy podejść ryby. Na dnie szukam przede wszystkim kamiennych raf i skupisk roślinności. Dobre jest tzw. leopardzie dno. Niestety, nie mamy bezpośredniego połączenia polskich portów z Gotlandią. Dotrzemy tam jednak bez problemu z portów szwedzkich – promy kursują z Nynäshamn i Oskarshamn. Rejs luksusową jednostką trwa około 3 godzin. Najlepsza forma zakwaterowania to tradycyjne szwedzkie domki z wszystkimi wygodami, których jest tu sporo. Maciej Rogowiecki Gotlandia ma też coś dla wędkarzy. I to coś zupełnie niepospolitego. Długie i piękne wybrzeże wyspy jest jednym z najlepszych na Bałtyku łowisk troci wędrownej. Łowione tu ryby charakteryzuje nieco większa masa niż tych, które trafiają na wędkę w innych rejonach Bałtyku. Często zdarzają się egzemplarze okazowe. Trocie łowi się z plaży, brodząc w wodzie lub chodząc po malowniczych skałkach. Wielkim walorem wyspy jest to, że wędkarzy jest tu jeszcze bardzo mało, więc bez trudu znajdziemy zupełnie od- Czy łowienie na Gotlandii z brzegu jest bezpieczne? Czy dobry jest dostęp do najlepszych łowisk? Brodzenie i łowienie z brzegu jest bezpieczne, dopóki wędkarz zachowuje zdrowy rozsądek i zbytnio nie szarżuje. Gotlandia ma bardzo długą linię brzegową i bez trudu znajdziemy tam łatwo dostępne łowiska. Oczywiście można też znaleźć trudne do brodzenia, śliskie rafy, które są świetnymi miejscami. Tylko po co, skoro trocie da się łowić w bezpiecznych miejscach. Jakie techniki wędkarskie są najskuteczniejsze na trocie? Łowimy zarówno na spinning, jak i na muchę. W moim przypadku o wyborze metody decydują warunki pogodowe. Kiedy jest wietrznie lub zimno, decyduję się na spinning, ponieważ posługiwanie się sprzętem muchowym w takich warunkach jest bardzo utrudnione. Ale zaręczam, że metoda muchowa może być równie skuteczna co spinning. W jakim okresie roku najlepiej przyjechać na trocie na Gotlandię? Polecałbym przede wszystkim grudzień na srebrniaki oraz marzec i kwiecień, kiedy łowi się najwięcej ryb. Jaka jest przeciętna masa ryb łowionych na Gotlandii? Jaka jest Twoja rekordowa troć? Przeciętnie łowimy ryby o masie około 2,5 kg. Moja największa troć to srebrniak złowiony w grudniu 2006 roku, tuż obok Visby. Miał 8,6 kg. Łowisz więcej keltów czy srebrniaków? Powiedziałbym, że pół na pół. Ale jeśli łowisz np. wiosną w pobliżu uchodzących do morza strumieni, kelt będzie główną zdobyczą. Po odbytym tarle ryby zawsze pozostają przez kilka tygodni w pobliżu ujścia rzeki czy strumienia. Zanotował Maciej Rogowiecki WŚ+ 1/2008 33 ARTYKUŁ SPONSOROWANY Własna echosonda Wędkarze wybierający się na zagraniczne łowiska, zarówno słodkowodne, jak i morskie, często pytają mnie, czy warto zabrać ze sobą własną echosondę i GPS, a jeśli tak, to jaki model. Odpowiem krótko: warto, bo dzięki temu można zaoszczędzić czas i pieniądze, a przede wszystkim złowić dużo więcej ryb. W wyborze najlepszego modelu może pomóc ten artykuł. Wszystkie echosondy Humminbird oferowane przez polskiego dystrybutora jako jedyne na naszym rynku mają menu w języku polskim Po co wędkarzowi echosonda z GPS-em Echosondy jeziorowe Echosondy morskie Dostępne u polskiego dystrybutora echosondy Humminbird wyposażone w odbiornik GPS przedstawiłem w tabeli. Wersje oznaczone słowem Combo mają GPS w standardzie, pozostałe zaś można kupić jako opcję na zamówienie. Warto zwrócić uwagę, że każda z nich ma menu w języku polskim, w przeciwieństwie do echosond innych marek obecnych na polskim rynku. Wybór typu echosondy zależy od łowiska. Jeśli zamierzamy wędkować wyłącznie w dość płytkich wodach, np. w jeziorach w Skandynawii albo w jezioropodobnych bałtyckich szkierach, to do precyzyjnego spenetrowania łowiska wystarczą nam atrakcyjne cenowo echosondy Humminbird z serii 700 z czarno-białym ekranem o przekątnej 5” (12,7 cm). Najprostsza z nich echosonda Humminbird 717 ma na tyle dużą rozdzielczość ekranu, że wyświetla bardzo wyraźny i czytelny obraz dna i toni wodnej. Zamiast modelu 717 można kupić nieco droższy model Humminbird 727, który emituje ultradźwięki o większej mocy i ma dwukrotnie lepszą rozdzielczość, w efekcie wykrywa więcej obiektów i wyświetla jeszcze lepszy obraz. Bardziej zaawansowana technologicznie jest echosonda Humminbird 737, która oprócz dwóch standardowych stożków ultradźwiękowych 20° i 60° wysyła dwa dodatko21XG we boczne stożki po 45°, co znacznie poszerza pole penetracji dna oraz zwiększa dokładność odczytów echosondy. Każdy z trzech wymienionych modeli może być wyposażony w moduł GPS, ale tylko jako specjalnie zamówiona opcja. Echosonda z tym modułem może rejestrować i zapamiętywać ślad toru łodzi oraz zaznaczone przez wędkarza miejscówki (do 750 miejsc). Model 737 ma tę przewagę nad 717 i 727, że może również współpracować z mapami batymetrycznymi Navionics. Echosondy nadające się do wykorzystania na głębokich łowiskach morskich różnią się od „jeziorowych” przede wszystkim znacznie większą skuteczną mocą wyjściową RMS (do 1000 W) umożliwiającą w praktyce zaglądanie pod wodę na głębokość do 300 m. Miłośnikom bałtyckich głębin i norweskich fiordów polecam szczególnie trzy modele Humminbird: 767 Combo, 797c2 SI Combo oraz 997c SI Combo. Są one wyposażone w bazową mapę świata HB Unimaps ze średnio dokładnym zarysem mórz i wód śródlądowych, dużymi i małymi miastami oraz siecią głównych dróg. Mogą też współpracować z niezwykle dokładnymi mapami batymetrycznymi Navionics (tylko z oryginalnymi na kartach SD!), które obejmują swoim zasięgiem większość atrakcyjnych wędkarsko wód na całym świecie, zarówno morskich (np. Morze Norweskie), jak i śródlądowych (np. fińskie jeziora). Mapy Navionics dzielą się na kilka kategorii, ze względu na wielkość obszaru, który przedstawiają, oraz stopień szczegółowości. Największe, a jednocześnie niezwykle szczegółowe są mapy Navionics Gold, na których oznaczone są nawet ukryte tuż pod powierzchnią wody głazy o średnicy 3 m (!). Mapy Navionics Platinum zawierają jeszcze więcej informacji (np. dotyczących portów), a nawet fotografie satelitarne wybranych rejonów, są jednak znacznie droższe niż mapy typu Gold. Aby podłączyć mapę Navionics do echosondy, wystarczy włożyć kartę SD z tą mapą do odpowiedniego gniazda na pulpicie, a urządzenie samo ją zainstaluje i przygotuje do pracy. Po włączeniu echosondy na jej ekranie pojawi się fragment mapy obszaru, w którym właśnie znajduje się echosonda. Posługując się przyciskiem ZOOM na pulpicie i kursorem, można dokładnie obejrzeć w dowolnie wybranym miejscu na mapie ukształtowanie dna łowiska w bardzo dużym zbliżeniu (1 cm = 3 m) albo stopniowo w coraz większej skali (aż do 1 cm = 500 km). Potem jednym kliknięciem można wrócić do swej aktualnej pozycji. Echosonda i odbiornik nawigacji satelitarnej GPS to urządzenia niezbędne podczas wędkowania na morzu oraz na dużych jeziorach i rzekach. Echosonda umożliwia znalezienie miejsc do wędkowania dobrych ze względu na odpowiedni charakter dna (górki, spadki dna, rafy, przykosy, skupiska roślin) i ławic ryb, a nawet namierzenie pojedynczych okazów. Urządzenie do nawigacji satelitarnej GPS, zwłaszcza współpracujące z elektroniczną mapą batymetryczną, zapewnia wędkarzowi bezpieczną żeglugę w trudnych warunkach terenowych (rafy, mielizny, labirynt wysepek), atmosferycznych (silne opady, mgła) oraz po zmroku. Poruszanie się po rozległych morskich łowiskach, takich jak szwedzkie szkiery lub norweskie fiordy, bez odpowiedniej echosondy z odbiornikiem GPS wyposażonym w dokładną mapę batymetryczną jest niebezpieczne i grozi zniszczeniem łodzi lub nawet utratą życia. Odbiornik GPS umożliwia również zapamiętanie najlepszych miejscówek z dokładnością dochodzącą nawet do 3 m (!) oraz bezpieczne dotarcie do nich po wyznaczonym, sprawdzonym torze – jak po sznurku. Dokładne współrzędne tych miejscówek, zapisane w pamięci urządzenia, wędkarze mogą sobie nawzajem łatwo przekazywać, bez potrzeby „prowadzenia kolegi za rączkę” na dobre łowisko. Najwygodniej, jeśli echosonda ma wbudowany odbiornik GPS, co umożliwia jednoczesne wyświetlenie na ekranie obrazu spod wody oraz mapy z zaznaczoną trasą łodzi i miejscówkami. Oczywiście można nie interesować się elektroniką i wynająć miejscowego przewodnika, ale zawsze jest to rozwiązanie bardzo kosztowne, a i satysfakcja z dobrego połowu jest w takim wypadku znacznie mniejsza. różnych typów, a tylko nieliczni, wyłącznie bardzo doświadczeni wędkarze, potrafią poradzić sobie z obsługą każdego z nich. Żadne z tych urządzeń nie ma menu w języku polskim, co dla polskojęzycznego wędkarza, który nie miał z taką echosondą do czynienia, jest dużym utrudnieniem, a czasem nawet barierą nie do pokonania. Poza tym spora część „miejscowych” echosond ma parametry niewystarczające do penetracji głębokiego morskiego łowiska (np. za mała moc). Zdarza się, że dostajemy do dyspozycji GPS bez elektronicznej mapy, a w niektórych ośrodkach jedynie echosondę – bez GPS-u. W jednym z norweskich ośrodków na dalekiej północy zamiast urządzenia GPS zaoferowano mi... papierową mapę. Życie i zdrowie jest dla mnie cenniejsze niż nawet największe wędkarskie emocje, więc oczywiście zrezygnowałem z wypłynięcia na ocean. Straciłem trzy dni na poszukiwanie lepiej wyposażonej bazy. Odtąd wybierając się nawet do najlepszych ośrodków wędkarskich, zawsze mam ze sobą własną echosondę z GPS-em. 29XG 22XG 24XG Własne lepsze niż cudze Wiele baz wędkarskich w Norwegii, a także w Szwecji, zapewnia łodzie wyposażone w echosondę z GPS-em. Problem w tym, że są to echosondy różnych marek i co najmniej kilkunastu 34 WŚ+ 1/2008 Pokrycie map batymetrycznych Navionics Gold obejmujących Bałtyk, Półwysep Skandynawski i fińskie jeziora Obrazy z bocznych wiązek są tak precyzyjne i wyraźne jak fotografie Atrakcyjna cenowo i bardzo przydatna na jeziorowych łowiskach jest również echosonda Humminbird 383c Combo. Co prawda ma ona ekran nieco mniejszy niż siedemsetki (przekątna 3,5”, czyli około 9 cm), ale za to kolorowy. Oprócz tego jest bardziej zaawansowanym technicznie urządzeniem, ponieważ w wersji standardowej wyposażono ją w moduł GPS i bazową mapę świata HB Unimaps. Można na niej zaznaczyć aż 3000 miejscówek i 50 różnych tras. Szybkie rozpoznanie łowiska Odwiedziłem większość znanych europejskich łowisk, ale w żadnej z węd- Echosonda Humminbird 797c2 SI Combo penetruje toń i dno łowiska w pasie o szerokości do 150 m karskich baz nie zaoferowano mi łodzi z echosondą, która potrafiłaby oglądać łowisko nie tylko pod łodzią, ale również z boku – w prawo i w lewo od łodzi. A takie echosondy są dostępne na polskim rynku. Mam na myśli echosondy z funkcją obrazów bocznych SI czyli Side Imaging, np. modele Humminbird 797c2 SI Combo oraz 997c HDSI Com- bo. Echosondy te, oprócz typowych dwóch stożkowych wiązek 20° i 60° emitowanych pionowo w kierunku dna łowiska, wysyłają dodatkowo dwie płaskie wiązki o kącie 89° w lewo i w prawo – prostopadle do kierunku ruchu łodzi. Te płaskie wiązki mają zasięg po 75 m w poziomie i 50 m w pionie. Echosonda z funkcją SI lub HDSI (High Definition SI) penetruje więc bardzo dokładnie całą toń wodną i dno łowiska w pasie o szerokości aż do 150 m. Dzięki temu w bardzo krótkim czasie można poznać duży obszar dna łowiska i znaleźć na nim uskoki, górki podwodne, kępy roślin na dnie, kamienne rafy – czyli miejsca, gdzie zwykle kryją się ryby drapieżne. Oprócz tego wykorzystanie funkcji obrazów bocznych SI znacznie skraca czas wyszukiwania ławic ryb przemieszczających się w toni, np. okoni, sielaw lub śledzi, i podążających za takimi ławicami dużych ryb drapieżnych: szczupaków, łososi i troci. Echosondy z funkcją SI wyposażone w odbiornik GPS są więc obecnie najnowocześniejszymi na naszym rynku urządzeniami, niezastąpionymi podczas wędkowania na jeziorach, w bałtyckich szkierach, a także w głębokich fiordowych łowiskach Morza Norweskiego. Rick Hunter Echosondy Humminbird z modułem GPS dostępne u polskiego dystrybutora Echosonda Parametry, funkcje, wyposażenie Polskie menu Przekątna ekranu 997cSI Combo 797c2SI Combo 767 Combo 737 727 717 383c Combo ● ● ● ● ● ● ● 8” 5” 5” 5” 5” 5” 31⁄2” Rozdzielczość ekranu (pion x poziom) 480x800 kolor 640x480 kolor 640x320 cz-b 640x320 cz-b 640x320 cz-b 320x320 cz-b 320x240 kolor Moc skuteczna wyjściowa RMS (W) 1000 500 500 500 500 300 300 Stożki wiązek 20°, 60° 20°, 60° 20°, 60° 20°, 60°, 2 x 35° 20°, 60° 20°, 60° 20°, 60° Płaskie wiązki boczne (Side Imaging) 2 x 86° 2 x 86° – – – – – Moduł GPS ● ● ● 0 0 0 ● Wyświetlanie tras ● ● ● 0 0 0 ● Wyświetlanie map ● ● ● 0 – – ● 3000 50 50 20 000 3000 50 50 20 000 700 50 10 2 000 750 0 10 2 000 750 0 10 2 000 750 0 10 2 000 3000 50 50 20 000 Bazowa mapa świata HB Unimaps ● ● ● – – – ● Mapy batymetryczne Navionics Gold 0 0 0 0 – – – Mapy batymetryczne Navionics Platinum 0 0 0 – – – – Zapis danych nawigacyjnych na karcie SD/MMC ● ● ● ● – – – Waypointy Trasy Ślady Punkty ● w standardzie 0 jako opcja – brak echosondy „morskie”. WŚ+ 1/2008 35 NA RYBY DO NORWEGII Inny wymiar wędkarstwa NO RW EG IA Ojczyzna wikingów, jak często bywa nazywana Norwegia, to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych zakątków naszej planety. Szmaragdowe fiordy, turkusowe lodowce, ośnieżone górskie turnie, wyrastające wprost z fal oceanu, pełne reniferów tundrowe zagajniki, grzmiące wodospady czy urwiste klify Przylądka Północnego – turystycznych atrakcji jest tu bez liku. Dzikość krajobrazu i dziewiczy niemal stan natury czynią Norwegię idealnym miejscem na aktywny urlop, natomiast nadmorskie położenie oraz wielka liczba polodowcowych rzek i jezior sprawiają, że jest prawdziwym rajem dla turystów z wędką. Miejsca o podobnych walorach wędkarskich próżno szukać w innych zakątkach Europy, a nawet świata. POLSKA Oceaniczna rzeka życia Norwegia jest europejskim krajem średniej wielkości – jej powierzchnia wynosi 323 759 km2, co sytuuje ją w kontynentalnej hierarchii nieco wyżej od Polski. Jednak pod względem długości morskiej linii brzegowej Norwegia to prawdziwy gigant. Duża równoleżnikowa rozpiętość tego kraju, a także urozmaicenie linii brzegowej – mnóstwo zatok, półwyspów i wysp – sprawiają, że wybrzeże ciągnie się 36 WŚ+ 1/2008 Fot. Archiwum Eventur Fishing na długości ponad 20 000 km! Patrząc od południa w kierunku północnym, Norwegię oblewają wody mórz: Północnego, Norweskiego i Barentsa. Akweny te są częściami oceanów – Atlantyckiego i Lodowatego. Klimat Norwegii nie jest tak surowy, jak mogłoby sugerować jej północne położenie. Wszystko za sprawą życiodajnego prądu oceanicznego, zwanego Golfsztromem lub Prądem Zatokowym. Masy nagrzanej wody, płynące wartką Piękny czarniak rzeką przez Atlantyk od Zatoki Meksykańskiej po Nordkapp, oblewając po drodze znaczną część norweskiego wybrzeża, nie tylko ocieplają klimat Europy, ale także niosą ze sobą olbrzymie bogactwo życia. Wielka ilość drobnych organizmów morskich, intensywnie rozmnażających się i szybko rosnących w ciepłej wodzie Golfsztromu, stanowi doskonałe poży- Dane geograficzne stolica: Oslo język urzędowy: norweski, w niektórych okręgach północnych również lapoński waluta: korona norweska, 1 NOK = 100 øre ustrój: monarchia konstytucyjna powierzchnia: 323 759 km2 liczba ludności: 4 mln 575 tys. zaludnienie: 14,1 os./km2 czas obowiązujący: taki sam jak w Polsce (GMT + 01.00) ważniejsze porty lotnicze: Oslo, Bergen, Trondheim, Namsos, Bodø, Narvik, Tromsø, Alta pasażerskie porty morskie: Oslo, Drammen, Tonsberg, Stavanger, Trondheim, Bodø, Narvik, Tromsø, Bergen Ważnym działem gospodarki Norwegii jest rybołówstwo, chociaż rzeczywista ilość poławianych ryb systematycznie się zmniejsza: 1980 – 2409 tys. t, 1985 – 2119 tys. t, 1989 – 1909 tys. t, 1991 – 2096 tys. t. W przeliczeniu na jednego mieszkańca – 488 kg (2000), co daje Norwegii 2 miejsce w świecie po Islandii. W Norwegii łowi się głównie śledzie, makrele i dorsze (do 1987 roku również wieloryby). Największymi portami rybackimi są Bergen i Stavanger. Powyższe informacje na podstawie portalu www.norwegia.pl, strony ambasady norweskiej w Polsce oraz przewodnika „Norwegia” Pascala. WŚ+ 1/2008 37 NA RYBY DO NORWEGII Fot. Jacek Kolendowicz Licencje wędkarskie Łowienie w morzu nie podlega żadnym opłatom. Bezpłatne jest także łowienie w wielu jeziorach i nizinnych rzekach, ale przed rozpoczęciem łowienia zawsze trzeba się o to zapytać w lokalnym biurze informacji turystycznej lub na najbliższej stacji benzynowej. Licencje obowiązują na niemal wszystkich rzekach łososiowych. Z reguły dzień łowienia kosztuje 150–250 NOK/osobę, ale na najlepszych rzekach, takich jak Alta, Namsen czy Gaula, opłaty mogą być znacznie wyższe – nawet 1000–2000 NOK za dzień w pierwszych dniach sezonu. Limity, wymiary ochronne – 60 cm – 30 cm (na południe od 64O N) lub 47 cm (na północ od 64O N) – 27 cm plamiak (na południe od 64O N) lub 44 cm (na północ od 64O N) – 30 cm makrela – 35 cm czarniak – 35 cm rdzawiec troć wędrowna – 35 cm – 30 cm łosoś Fot. Maciej Rogowiecki halibut dorsz Duży rdzawiec Fot. Archiwum Eventur Fishing Fot. Archiwum Eventur Fishing Łowienie w fiordzie wienie dla ryb. Dlatego w okolicy prądu gromadzą się ich gigantyczne ławice. W efekcie Norwegia jest jednym z krajów najbardziej zasobnych w ryby morskie oraz jednym z potentatów rybactwa oceanicznego. W tej chwili z Norwegii można wywieźć 15 kg filetów na osobę, co jest grubą przesadą. Według nas 5 kg w zupełności wystarczy. Dar lodowca i malownicze fiordy ryby morskie – ogólnie od kwietnia do połowy września szczupak, okoń, sandacz – od maja do października (Norwegia południowa) łosoś i troć wędrowna – czerwiec–sierpień. W czerwcu i lipcu łowi się z reguły mniej ryb, ale łatwiej o dużą sztukę dorsz – o rekordowe okazy najłatwiej w okresie marzec–kwiecień, kiedy ryby te przystępują do tarła w spokojnych, fiordowych zatokach. Pozostała część roku także jest dobra, ale ryby nie są już tak zgrupowane. Polecamy szczególnie miesiące od maja do czerwca oraz sierpień czarniak – najlepszy okres to lipiec–wrzesień halibut – maj–wrzesień łosoś – czerwiec–sierpień. W czerwcu i lipcu łowi się z reguły mniej łososi, ale łatwiej o dużą sztukę Jakby tego wszystkiego było mało, terytorium Norwegii należy również do obszarów najbogatszych w zasoby wody słodkiej. Jezior i wartkich górskich rzek jest tak wiele, że jadąc przez Norwegię, praktycznie przez cały czas mamy kontakt wzrokowy z błękitem wody. To efekt oddziaływania lodowca, obecnego na całym Półwyspie Skandynawskim jeszcze kilkanaście tysięcy lat temu. Jednak mimo swego niewątpliwego uroku to nie jeziora uważane są za największy skarb Norwegii, lecz inny cud natury – fiordy. Te niezwykłe morskie zatoki wrzynają się w głąb lądu na wiele dziesiątków kilometrów, tworząc niepowtarzalną, nieco groźną, ale i cudownie piękną scenerię. Wysoko ponad lustro wody wznoszą się pionowe ściany skalne i strzeliste szczyty górskie, niekiedy nawet latem ośnieżone. Woda głębokich nawet na 1000 m fiordów ma przepiękną – raz zieloną, raz niebieską – barwę i w przeciwieństwie do otwartego morza jest niemal zawsze spokojna. Fiordy są rzadkim tworem natury. Poza Norwegią występują tylko w nielicznych miejscach naszego globu, np. w Nowej Zelandii. Kilkunastokilogramowe dorsze trafiają się bardzo często 38 WŚ+ 1/2008 Sezon Wielki karmazyn Rybi kalejdoskop Bogactwo ryb w Norwegii jest trudne do wyobrażenia dla przybyszów z innych zakątków Europy. Wody morskie – zarówno otwarte, jak i fiordy (w zależności od sezonu) – obfitują przede wszystkim w dorsze, żyjące w wielkich stadach i osiągające ponad 30 kg masy. Najlepsze ich łowiska zlokalizowane są w okolicach Vestfjorden, na Lofotach i na Dalekiej Półno- Rekordowe ryby Norwegii (niektóre gatunki) żabnica dorsz halibut czarniak rdzawiec zębacz łosoś 51,70 kg 33,80 kg 172,50 kg 21,12 kg 11,55 kg 15,87 kg 29,51 kg cy. Rokrocznie rybackie kutry odławiają tam miliony ton, a wędkarze biją swoje życiowe rekordy. Północ to także królestwo czarniaka – innej ryby dorszowatej, imponującej walecznością, szybkością i siłą. Z kolei na południu Norwegii spotkamy wspaniałe rdzawce, które można łowić na klasyczny sportowy spinning, wielkie głębinowe molwy, silne choć nieduże rekiny – kolenie, a także torpedokształtne makrele, cudownie ubarwione karmazyny i rozmaite odmiany płastug. Natomiast w niemal każdej części Norwegii możemy łowić miętusy morskie, czyli brosmy, plamiaki, zwane też łupaczami, których mięso stanowi po wysuszeniu prawdziwy rarytas, groźnie wyglądające zębacze, jak również witlinki, wargacze, węgorze, śledzie oraz królewskie halibuty – gigantyczne flądry, dorastające do kilkuset kilogramów masy. Wody słodkie Norwegii są pełne ryb łososiowatych. W jeziorach natrafimy na Cena tygodniowego pobytu na dobrym norweskim łowisku kształtuje się w przedziale od około 1000 do 1600 zł na osobę (cena zależy od liczby osób biorących udział w wyprawie). W tej cenie jest zwykle zagwarantowane komfortowe zakwaterowanie nad brzegiem fiordu, duża łódź z mocnym silnikiem, echosondą i GPS-em oraz ubezpieczenie turystyczne. Do kosztów trzeba doliczyć wybrany środek transportu. Konkretne propozycje najłatwiej znaleźć w ofertach sprawdzonych biur turystyki wędkarskiej. WŚ+ 1/2008 39 NA RYBY DO NORWEGII Fot. Archiwum Eventur Fishing Fot. Jacek Kolendowicz Allemansretten nieprawdopodobne bogactwo pięknie ubarwionych pstrągów potokowych i palii. Choć trzeba uczciwie powiedzieć, że przeważają sztuki małe i średnie – od trzydziestu do czterdziestu paru centymetrów długości, to niekiedy na wędkę trafiają okazy kilkukilogramowe. Ponadto położone na południu kraju jeziora są licznie zasiedlone przez szczupaki, okonie, węgorze i sieje. Z kolei rzeki należą do najlepszych na świecie łowisk łososi atlantyckich, dorastających do ponad metra długości. W okresach ciągowych seryjne łowienie na spinning czy sztuczną muchę pięknych egzemplarzy Salmo salar nie jest niczym nadzwyczajnym. Poza łososiami w rzekach żyją pstrągi, lipienie, a także szczupaki i węgorze. (Prawo Każdego Człowieka) W Norwegii obowiązuje niepisane, ale niezwykle ważne Prawo Każdego Człowieka, kultywowane od pokoleń. Ten nieformalny zbiór postanowień pozwala każdemu na dowolne użytkowanie i wykorzystywanie zasobów środowiska naturalnego (np. rozbijanie „na dziko” namiotów, zbieranie runa leśnego itp.), ale w taki sposób, aby nie wyrządzać żadnych szkód temu środowisku oraz nie zakłócać spokoju i prywatności innych obywateli. Nie istnieją żadne oficjalne przepisy określające, co wolno, a czego nie. Każdy sam powinien dowiedzieć się, jakie zachowania obowiązują na danym obszarze. Trzeba pamiętać, że narody skandynawskie bardzo poważnie traktują problematykę ochrony środowiska. Zielone światło dla wędkarzy Fot. Archiwum Eventur Fishing Molwa – na południu Norwegii często przekracza 1,5 m Brosmy, czyli miętusy morskie Fot. Archiwum WŚ W ostatnich latach Norwegia stała się prawdziwą mekką wędkarstwa sportowego. Przybywa tu coraz więcej turystów z innych krajów europejskich, również z Polski, co nas bardzo cieszy. Odkrywają oni zupełnie inny wymiar wędkarstwa. Tutaj, w najlepszych okresach sezonu, można złowić nawet kilkaset kilogramów ryb morskich w ciągu jednego dnia. Życiowe rekordy padają wówczas seryjnie, a ryby dwucyfrowe, o jakie w Polsce niezmiernie trudno, są zdobyczą dość powszechną. Warunkiem jest znalezienie ławicy ryb i zastosowanie właściwych technik wędkarskich. Ryby kilkukilogramowe nie robią tu na nikim specjalnego wrażenia. Miejscowi doskonale wyczuli koniunkturę, dlatego baza turystyczna dla wędkarzy jest w szybkim tempie rozbudowywana. Przybysze mogą liczyć na wygodne domki, położone w bezpośrednim sąsiedztwie wody, nazywane tu rorbu lub sjøhus. Są to często odremontowane dawne rybackie chaty. Dziś mają wszystkie wygody – elektryczność, ciepłą wodę, łazienki, toalety, w pełni wyposażone kuchnie, salony z TV i sypialnie. Norwegowie budują też nowe domki, często na specjalnych pomostach z bali, na samym brzegu fiordów czy zatok otwartego morza. Taki kompleks, zlokalizowany w sąsiedztwie małego portu, jest nazywany brygge. W okolicy domków przygotowane są specjalne miejsca do sprawiania ryb, z bieżącą wodą i wygodnymi stołami. Łodzie wędkarskie są zazwyczaj obszerne, wygodne i przystosowane do uprawiania wędkarstwa sportowego w morzu. Wyposażone w echosondę, GPS i odpowiednio mocne silniki spalinowe umożliwiają wędkarzom nie tylko komfortowe łowienie ryb, ale i bezpieczne pływanie w poszukiwaniu najlepszych miejscówek. Nad łowiskami śródlądowymi baza Żabnica, czyli wędkarz głębinowy 40 WŚ+ 1/2008 Podróż Król Norwegii – halibut, rekordowy okaz turystyczna jest również bardzo przyzwoita. Sporo tu domków letniskowych i górskich chat, chętnie wynajmowanych turystom, a także specjalistycznych ośrodków wypoczynkowych i wędkarskich. Najpopularniejsze rzeki łososiowe podzielono na sektory, aby wędkarze nie musieli łowić w tłoku. Do ich usług są przewodnicy ze specjalnymi łodziami wiosłowymi, oferujący tzw. harling, czyli norweską odmianę łososiowego trollingu. Mniej znane, choć często nie mniej rybne rzeki dają szansę na łowienie w całkowitym odosobnieniu. Najlepsze łowiska Wód obfitujących w ryby jest w Norwegii tyle, że jeszcze przez długie lata kraj ten będzie dawał szansę na fantastyczne połowy w spokoju, ciszy i intymności. I to nawet biorąc pod uwagę stale rosnącą liczbę zagranicznych turystów, gdyż możemy być pewni, że co roku będą odkrywane nowe wspaniałe łowiska i budowane nowe ośrodki. Gdybym miał wskazać najlepsze obecnie tereny wędkarskie, to w wędkarstwie morskim na pewno wymieniłbym północ Norwegii, czyli fiordy oraz odcinki wybrzeża położone powyżej koła podbiegunowego. Znajdziemy tam takie legendarne już łowiska, jak ośrodek Polarsirkelen, obfitująca w okazy cieśnina Saltstraumen, pełna dorszy i czarniaków gigantyczna zatoka Vestfjorden z ośrodkami w Helnessund czy Steigen, Lofoty z maleńkim archipelagiem Røst, ośrodki Foldvik i Andørja, wyspa Senja, okolice rozległego Lyngenfiordu i wyspy Arnøy, Torsvag, Seiland, słynące z halibutów wyspy Sørøya i Rolvsøya, a także fiord Porsanger i tereny wokół Przylądka Północnego. W Norwegii środkowej godne uwagi są wyspy Hitra, Frøya i Sula, a także archipelag Vikna, natomiast w południowej za doskonałe miejsca uchodzą: wyspa Bremanger, największy fiord Norwegii Sognefjord, a także okolice Bergen i Kristiansundu. Proszę jednak nie sugerować się, że tylko w tych miejscach możemy spędzić wędkarski urlop marzeń. W Norwegii są jeszcze tysiące innych, mniej znanych łowisk, na których co roku padają fantastyczne okazy dorszy, czarniaków, rdzawców czy halibutów. Jeśli chodzi o wędkarstwo słodkowodne, za najlepsze rzeki łososiowe uchodzą Namsen, Gaula, Orkla, Driva oraz położona daleko na północy Alta. Znakomitym łowiskiem ryb łososiowatych, a także wielkich szczupaków, jest największa rzeka Norwegii – Glomma. Doskonałych jezior pstrągowych są w Norwegii tysiące, ale z największych okazów słynie region Trysil oraz długie i wąskie jezioro Mjosa. Z kolei położone na samym południu Norwegii pojezierze Haldenvassdraget obfituje w metrowe szczupaki, a także pstrągi potokowe, okonie i sieje. Gigantyczne zębate drapieżniki znajdziemy też w położonych niedaleko Oslo fiordopodobnych jeziorach Tyrifjord i Steinsfjord. Promem i samochodem Promy z Polski kursują do szwedzkich portów: Karlskrony, Ystad lub Nynäshamn. Jeśli jedziemy na urlop w okolice Stavanger lub Bergen (południowa Norwegia), najkorzystniej będzie popłynąć do Ystad lub Karlskrony. Po zjechaniu z promu ruszamy w drogę, która liczy z reguły od 1000 do 1200 km. Jeżeli naszym celem są łowiska środkowej lub północnej Norwegii, najlepiej wsiąść na prom do Nynäshamn. Po 18-godzinnym rejsie z Gdańska czeka nas trasa od 1400 (okolice Bodø) nawet do 1800 km (okolice Tromsø i Alta). Samolotem Gwałtowny w ostatnich latach rozwój tanich linii lotniczych stawia przed polskimi wędkarzami zupełnie nowe możliwości. Wszyscy ci, którym zależy na krótkim czasie podróżowania i wygodzie, mogą w tej chwili skorzystać z bogatej oferty tanich przewoźników powietrznych. Jeśli zdecydujemy się na wczesną rezerwację biletów, mamy zagwarantowane bardzo atrakcyjne ceny (np. 800–1000 zł za przelot do Bodø w Norwegii). Z Polski można dolecieć do niemal wszystkich ważniejszych portów lotniczych w Norwegii. Wędkarzy najbardziej powinny zainteresować loty do Bergen, Stavanger, Trondheim, Bodø i Tromsø. Prawie zawsze będą to połączenia z przesiadką w Oslo. Gorąco zapraszamy do odwiedzenia tych fantastycznych łowisk. Kto raz zasmakuje Norwegii, będzie tu wracał bez końca! Piotr Motyka WŚ+ 1/2008 41 NORWESKIE FIORDY Oceaniczne wędki Oceaniczna wędka Norweskie fiordy i przybrzeżne wody Morza Norweskiego są niespotykaną w innych rejonach świata mieszanką różnych typów łowisk, w których można zapolować na kilkanaście gatunków sportowych ryb. Trzeba jednak wyposażyć się w odpowiednie wędki, przystosowane do specyficznych warunków łowienia w oceanie. Proponuję skompletowanie trzech podstawowych zestawów wędkowych: lekkiego, średniego i ciężkiego. Zestaw lekki Jest to wędka „trociowa”: wędzisko 2,70–3,00 m o ciężarze wyrzutu (c.w.) do 40 g, z kołowrotkiem ze stałą szpulą wielkości 4000, z żyłką 0,35–0,40 mm długości 100–200 m. Przeznaczeniem tej wędki jest łowienie w powierzchniowych warstwach wody na spinning i trolling, głównie na lekkie przynęty, troci, łososi, makreli, śledzi i ryb na przynętę, np. małych czarniaków. Trocie łowi się zestawem lekkim na spinning i na trolling, na małe płytkochodzące woblery i obrotówki, z reguły na przybrzeżnych płyciznach, a latem szczególnie przy ujściach rzek i strumieni, do których wchodzą na tarło. Na wędkę biorą ryby znacznie mniejsze od troci bałtyckich – najczęściej ważące 0,5–2 kg. Doskonałą rozrywką, zwłaszcza dla najmłodszych wędkarzy morskich, jest 42 WŚ+ 1/2008 łowienie zestawem lekkim śledzi i makreli. Ryby te biorą w toni na głębokości zwykle nie większej niż kilkanaście metrów. Śledzie najlepiej łowi się na pięciohaczykową choinkę, a makrele – raczej na małe srebrzyste pilkery (bo na choinkę jest za łatwo, a więc mało ciekawie). Oba gatunki masowo pojawiają się w fiordach zwykle dopiero w lipcu lub w sierpniu. Zestaw średni Składa się z: wędziska 2,70 m o ciężarze wyrzutu (c.w.) do 100 g, dużego kołowrotka ze szpulą stałą wielkości 6000–10 000, z plecionką 0,25–0,28 mm w jednym odcinku 150–200 m. Jest przeznaczony do spinningowania bardzo ciężkimi przynętami na małych głębokościach (do 30 m), do trollingu oraz do łowienia na przynęty naturalne Ten zestaw jest podstawowym narzę- Rdzawiec złowiony na spinning (zestaw średni) przy skalnej ścianie fiordu dziem spinningisty w Norwegii. Służy przede wszystkim do łowienia najbardziej sportowych ryb Morza Norweskiego: czarniaków i rdzawców, oraz małych atlantyckich rekinów – koleni. Najlepsze łowiska rdzawców znajdują się w fiordach południowej Norwegii. Rdzawce łowi się na spinning, na 4-calowe twistery uzbrojone w główkę dżigową o masie 30–40 g, najlepiej z opadu. Klasyczne łowiska tych ryb to okolice skalnych ścian schodzących do głębokości co najmniej 30 m albo górki podwodne nie głębsze niż 20 m na szczycie, ale ze stokami opadającymi co najmniej do kilkudziesięciu metrów. Charakterystyczną cechą dobrego rdzawcowego łowiska, w którym można się spodziewać brań ryb 4–7-kilogramowych, jest obfitość wielkich oceanicznych roślin – brunatnic. W podobnych miejscach łowi się na spinning kolenie, które można wabić ciężkim twisterem lub kawałkiem rybiego mięsa na haku. Na czarniaki lepiej pojechać do północnej Norwegii, za Krąg Polarny. Można je łowić zestawem średnim na duże gumy – na 15-centymetrowe rippery lub twistery uzbrojone główką 40–100 g, albo na 80–100-gramowe pilkery. Najskuteczniejszym sposobem prowokacji jest gwałtowne przyspieszanie ruchu przynęty na przemian z jej zatrzymywaniem i opadaniem. Czarniaki każdej wielkości żerują ławicami w toni, zwykle w okolicach podwodnych górek. Trzeba jednak przed zarzuceniem przynęty namierzyć taką ławicę echosondą, a potem sprawdzić wędką, czy są to ryby wystarczająco duże. Jeśli znajdują się nie głębiej niż 30 m, można je łowić na spinning, a nawet na trolling. Ryby żerujące głębiej też można łowić zestawem średnim, ale opuszczając przynętę pionowo, bez rzucania. Tym samym sprzętem i na te same przynęty łowi się też dorsze tuż obok ławic niewielkich czarniaków, ale zwykle są to ryby zaledwie kilkukilogramowe. Do głębinowych połowów dużych dorszy i dennych ryb służy zestaw ciężki. Hol czarniaka zestawem średnim Zestaw ciężki Zbudowany jest z wędziska pilkerowego, najlepiej krótkiego (1,60–1,80 m) i bardzo mocnego (o mocy 50 lbs lub c.w. 800 g), uzbrojonego w duży, mocny multiplikator (może być elektryczny) ze skalowaną plecionką 0,28–0,35 mm długości 300–500 m. Tym zestawem można łowić bardzo ciężkimi pilkerami (od 300 do 1000 g) oraz na przynęty naturalne na głębokości do 300 m. Wędka musi być krótka, ponieważ już samo operowanie kilkusetgramową przynętą jest sporym wysiłkiem. Zestawem ciężkim wygodnie podnosi się duże ryby ze znacznej głębokości, pod warunkiem że mamy na sobie specjalny pas z gimbalem, czyli ruchomym gniazdem, w które wkładamy końcówkę dolnika wędki podczas holu ryby. Zestaw ciężki przeznaczony jest do łowienia na pilkery i kilkusetgramowe gumy dużych dorszy oraz innych ryb żerujących przy morskim dnie, takich jak molwy, brosmy, zębacze, plamiaki i żabnice. Wielka wytrzymałość tego zestawu nie jest przesadą, biorąc pod uwagę fakt, że zarówno w południowej Norwegii, jak i w północnej zdarzają się brania ryb znacznie większych, których masa przekracza czasem 100 kg. Myślę Do łowienia dwucyfrowych dorszy z dużej głębokości trzeba używać zestawu ciężkiego oczywiście o halibutach, które mogą żerować w toni przy ławicach czarniaków, a także na kilkunastometrowej głębokości piaszczystych blatach. Branie wielkiej ryby może więc nastąpić w każdym łowisku i zdarza się zwykle w najmniej spodziewanym momencie. Nie wszyscy wiedzą, że zęby halibuta są niezwykle ostre i mogą przeciąć na- wet grubą plecionkę. Warto więc uzbroić zestaw ciężki w metrowy przypon ze stalowej linki o średnicy 0,8 mm lub z żyłki o średnicy 1,5–2 mm . Lżejszym zestawem łowimy bez stalowego przyponu, bo szansa pokonania takim sprzętem monstrualnej płastugi jest i tak bliska zeru. Jacek Kolendowicz Fot. Archiwum Jacka Kolendowicza WŚ+ 1/2008 43 Fot. Piotr Motyka NORWEGIA – VESTFJORDEN EG IA Norwegia to kraj bezwstydnie rybny. Szczególnie w porównaniu z zindustrializowanymi regionami Europy Zachodniej, o zdewastowanych wodach w Polsce nie wspominając. Jednak i tutaj są rejony lepsze, gwarantujące przy dobrej pogodzie „wędkarski zawrót głowy”, i gorsze, ale też dające nam szansę na całkiem przyzwoite połowy. Jest jednak jedno miejsce szczególne, gdzie obfitość ryb przechodzi wyobrażenie każdego przyjezdnego wędkarza. To zatoka Vestfjorden, wciskająca się między wybrzeże Norwegii i malowniczy archipelag Lofotów. Jej toń pełna jest gigantycznych dorszy i czarniaków, potężnych halibutów, a także karmazynów, brosm, plamiaków i wielu innych gatunków ryb. Fot. Piotr Motyka NO RW Dary Golfsztromu POLSKA Fot. Piotr Motyka Dorsze z Helnessund Piękne czarniaki z Røst Wielki Prąd Zatokowy, zwany również Golfsztromem, rozpoczyna swoją wędrówkę przez Atlantyk w rejonie Zatoki Meksykańskiej. Podąża stamtąd na północ, w kierunku Arktyki. Niesie ze sobą ogrom wody – mniej więcej 30 razy tyle, co wszystkie rzeki świata. Jego ciepłe wody sprawiają, że średnia temperatura w Europie jest znacznie wyższa niż chociażby na tej samej szerokości geograficznej w Ameryce Północnej. Ale Golfsztrom oprócz ciepła niesie również wielkie bogactwo 44 WŚ+ 1/2008 życia – olbrzymie ilości planktonu i drobnych organizmów morskich, stanowiących znakomite pożywienie dla ryb. Prąd opływa długi pas norweskiego wybrzeża. Im dalej na północ, tym jest chłodniejszy i zwiększa zasolenie na skutek intensywnego parowania wody. Na wysokości arktycznego archipelagu Svalbard Golfsztrom ma wodę już tak zimną i gęstą (w stosunku do otaczających go wód zasilanych rzekami i topniejącymi lodowcami), że ta oceaniczna rzeka zmienia kierunek na pionowy – opada na głębokość kilku kilome- trów, a następnie zawraca na południe. Zatoka Vestfjorden jest miejscem, gdzie dociera znaczna część życiodajnych wód Golfsztromu. Dzięki temu jej rejon należy do najbardziej rybnych na świecie. To tutaj spływają się każdej zimy tysiące kutrów rybackich z całej Norwegii, aby odbyć jedyne w swoim rodzaju dorszowe żniwa. Znakomite łowiska znajdziemy praktycznie na całej zatoce – zarówno na stałym lądzie, jak i przy licznych okalających ją wyspach. Poniżej pragnę zaprezentować cztery wybrane miejsca. Saltstraumen – słona rzeka pełna ryb Niedaleko miasta Bodø, leżącego na południowym krańcu zatoki Vestfjorden, znajduje się jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w Norwegii. To Saltstraumen – wąska cieśnina pomiędzy Saltfjorden i Skjerstadfjorden. Ma zaledwie 150 m szerokości. Przez cieśninę przelewają się kilka razy dziennie tony wody niesione prądami przypływu i odpływu. Takie miejsca w Norwegii nazywają się „straumen” i należą do najlepszych łowisk wędkarskich. Dzieje się tak dlatego, że pły- wy niosą ze sobą masy drobnego pożywienia, za którym podążają ławice niewielkich ryb, a te z kolei wabią za sobą drapieżniki. Saltstraumen różni się od innych podobnych cieśnin intensywnością przepływu. Przy każdym przypływie, względnie odpływie, przelewa się tu 400 milionów metrów sześciennych wody, a prędkość nurtu dochodzi do 35 km/h! Do tych imponują- Fot. Maciej Rogowiecki Tu dociera Golfsztrom Zatoka Vestfjorden, przez niektóre źródła uznawana też za cieśninę oddzielającą Lofoty od stałego lądu, jest częścią Morza Norweskiego. Jej długość wynosi 203 km, szerokość od 11 do 74 km, a maksymalna głębokość dochodzi do 627 m. Najważniejsze porty położone nad zatoką to Narwik, Bodø i stolica Lofotów Svolvær. Lądowanie dużego czarniaka w Steigen WŚ+ 1/2008 45 Czarniak 15 kg cych zjawisk przyrodniczych dopasowały się też ryby, osiągające w Saltstraumen rzadko spotykane gdzie indziej rozmiary. Dość powiedzieć, że czarniaki i zębacze łowione z brzegu często przekraczają 10 kg masy, rdzawce dochodzą do 9 kg, a halibuty do 15 kg. Stąd pochodzą dwa norweskie rekordy: w listopadzie 1995 roku złowiony został największy czarniak o masie 22,7 kg, a w maju 2000 roku największy zębacz o masie ponad 17 kg. Z łodzi można złowić również znacznie większe czarniaki i halibuty, a także piękne dorsze – niemal codziennie padają tu okazy o masie 10 kg, a rekordowy wątłusz przekroczył 30 kg! Podczas pływania łodzią trzeba bardzo uważać, gdyż wiry Saltstraumen są niebezpieczne i pochłonęły już niejednego śmiałka. Helnessund – góry i morze Kilkadziesiąt kilometrów dalej na północ, na samym końcu górzystego półwyspu, leży maleńka osada Helnessund. Miejsce jest urokliwe: z jednej strony możemy podziwiać otwarte wody Vestfjordu z groźnie poszarpanymi wierzchołkami Lofotów na horyzoncie, a z drugiej ośnieżone szczyty i ściany skalne, spadające w niektórych miejscach niemal pionowo do turkusowego morza. W cichych zatoczkach zachwycą nas miniaturowe plaże z cudownie miałkim, złocistym piaskiem. Helnessund należy do najciekawszych miejsc na wędkarskiej mapie Norwegii. Co roku tutejsze łowiska 46 WŚ+ 1/2008 odwiedzają wędkarze z Niemiec, Czech, Francji, a nawet z sąsiedniej Szwecji, słynącej z obfitości ryb! Mimo to miejsce zachowało swój pierwotny, kameralny charakter starej rybackiej wioski z niewielkim portem i przetwórnią ryb. W Helnessund możemy liczyć na znakomite połowy, szczególnie latem i jesienią. Nie trzeba tu daleko pływać łodzią, gdyż znakomite miejsca na dorsze, rdzawce i okazałe czarniaki znajdują się nie dalej niż 15 minut od miejscowego portu. Helnessund odwiedziłem wraz z kolegami w czerwcu 2005 roku. Pobyt tam zaliczam do najwspanialszych wędkarskich przygód mojego życia. Na pilkery łowiliśmy grube dorsze (12–16 kg), trafił się niewielki halibut, okazałe brosmy oraz zębacze. Kiedy braliśmy do ręki spinning, łowiliśmy przy urwistych, skalnych ścianach piękne rdzawce (do 7 kg!), a także czarniaki, które dosłownie atakowały każdą przynętę. Przez 8 godzin łowienia każdy z nas miał na rozkładzie około 100–150 kg ryb! Dzięki białym nocom można było łowić przez całą dobę, a gdy ryby brały w każdym rzucie (tak, to nie przesada), wpadaliśmy w amok i żadna siła nie mogła nas zmusić do opuszczenia łowiska. Widzieliśmy wielotysięczne stada makreli oraz kilkanaście wielkich łososi atlantyckich, które ze stoickim spokojem przepłynęły kilka metrów od dziobu naszej aluminiowej łodzi (woda jest tutaj przejrzysta jak kryształ). Podczas wyprawy z szyprem na otwarte morze natknęliśmy się na stado fok oraz orły morskie, które karmiliśmy odpadkami ze sprawianych ryb. A wszystko to działo się w bajkowej scenerii, której obraz na zawsze zapada w pamięć... Steigen – woda nie do przełowienia Okolice Steigen i wyspy Engeløya to kolejne miejsce słynące z fantastycznych terenów wędkarskich. Wysokie na ponad 1000 m granie skalne górują tu nad wodami zatoki Vestfjorden, której kolor przypomina raczej Karaiby niż zimną Norwegię. Z łatwością można obserwować także dziko żyjące i piękne zwierzęta: orły morskie, foki czy morświ- ny, a przy odrobinie szczęścia nawet ogromne wieloryby i drapieżne orki. Pod względem wędkarskim łowisko jest bardzo zróżnicowane – każdy znajdzie tu dla siebie kawałek odpowiedniej wody. Płytkie, piaszczyste blaty w osłoniętym od wiatru Flaggsundet to doskonałe łowiska halibuta. Z reguły łowi się ryby w granicach 10–50 kg, choć równie dobrze możemy spodziewać się brania 100-kilogramowego olbrzyma. Poza halibutem w niemal wszystkich fiordach otaczających Engeløyę połowimy średnich dorszy, czarniaków oraz karmazynów. Bardzo dużo jest także brosm i zębaczy, które dorastają w Steigen do imponujących rozmiarów. Prawdziwym jednak atutem tych okolic są dość płytkie górki podwodne, zlokalizowane już na otwartym morzu. Miejscówki takie jak Breisundet, Bobbakan czy Lindegrunnen dają gwarancję udanych połowów. Przez cały niemal rok możemy liczyć tam na bardzo grube dorsze, halibuty oraz czarniaki. Czarniaki przypływają masowo do Vestfjorden w czerwcu, a szczyt sezonu przypada na miesiące lipiec–wrzesień. Ryby w rozmiarach 14–18 kg nie należą wtedy do rzadkości, choć czasem potrzeba nieco czasu, by zlokalizować je na otwartej wodzie. Mocną stroną rejonu jest także świetna infrastruktura dla wędkarzy. Znajdują się tu co najmniej dwa godne polecenia ośrodki wypoczynkowe, które bez trudu zaspokoją wymagania nawet najbardziej wymagających wędkarzy. Dysponują one komfortowymi domkami, a przede wszystkim dużymi i bezpiecznymi łodziami, zaopatrzonymi w nowoczesną wędkarską elektronikę. Perła Lofotów Ostatni przystanek naszej podróży wokół Vestfjorden to Lofoty. To miejsce wyjątkowe, z pewnością należące do największych turystycznych atrakcji Skandynawii. Strzeliste szczyty górskie wyra- Halibucik Fot. Piotr Motyka stają tu wprost ze szmaragdowych wód oceanu, a ciche rybackie wioski zachwycają swym pięknem i przypominają o odwiecznej walce człowieka z żywiołami. Lofoty składają się z czterech dużych wysp: Austvågøy, Vestvågøy, Flakstadøy i Moskenesøy, oraz dwóch małych: Væroy i miniarchipelagu Røst. To ostatnie miejsce zasługuje na miano wędkarskiego raju. Røst jest najbardziej wysuniętym w ocean fragmentem Lofotów. Wyznacza również południowo-zachodni kraniec zatoki Vestfjorden. Połączenie z resztą Norwegii zapewniają promy, pływające tu z Bodø i Moskenes. Jest też niewielkie lotnisko. Największa wysepka archipelagu nosi właśnie nazwę Røst i charakteryzuje się wyjątkowo (jak na Lofoty) płaską powierzchnią. Pozostałe, bardziej górzyste wysepki są znacznie mniejsze i poza zimowym okresem połowu dorszy praktycznie niezamieszkane. Wędkarskie tereny wewnątrz archipelagu są znakomitym łowiskiem halibutów. Jest tu stosunkowo płytko (10–20 m), a dno Fot. Maciej Rogowiecki Fot. Maciej Rogowiecki NORWEGIA – VESTFJORDEN pokrywa jasnozłoty piasek. Ryby najlepiej biorą w miejscach, gdzie prąd przypływu i odpływu jest najsilniejszy. Najbardziej skuteczną techniką jest trolling na wielkie gumy, podczas którego przynęta jest często opuszczana na dno i podrywana do góry. Najczęściej łowi się halibuty o masie do 50 kg, ale czasem można trafić znacznie większy okaz. Otwarte wody Vestfjorden pomiędzy wyspami Røst i Væroy to z kolei fantastyczne łowiska dorszy (najlepiej bierze wiosną) i czarniaków. Sprawdź aktualne p Jeśli tylko pogoda pozwala wypłynąć na najlepsze miejscówki, które oddalone są o około 30 minut rejsu od portu, niemal gwarantowane są trofea grubo przekraczające 10 kg masy. Brania czarniaków w toni dosłownie wyrywają kij z ręki, a zacięta ryba potrafi wysnuć w błyskawicznym tempie kilkadziesiąt metrów plecionki! Gdy ryby zaczną żerować, wszystkie wędki momentalnie wyginają się w pałąk i dostarczają łowiącym niezapomnianych emocji. Dorsze dorastają na Røst na- wet do 30 kg. Ponadto często trafiają się grube brosmy, plamiaki i karmazyny. Zatoka Vestfjorden to łowisko ze znakiem jakości, należące do najlepszych na świecie. Jest oddalona od Polski zaledwie o cztery i pół godziny lotu samolotem (z przesiadką w Oslo) lub o dwa dni jazdy samochodem. Gorąco namawiam do jej odwiedzenia. Mocne wrażenia gwarantowane! Maciej Rogowiecki romocje! Tu kupisz swoją Hondę: ������������������ ��������� ekologiczne czterosuwowe silniki od 2,3KM do 225 KM pontony składane od 2 m do 4 m pontony hybrydowe od 3,8 do 6,5 m �������������������������� ��������������������������� ��������������������������������������������� ������������������������������������������������������ ������������������������������������������������������������� ��������������������������������������������������� ���������������������������������������������������������� ��������������������������������������������� ���������������������������������������������������������� ���������������������������������������������� ���������������������������������������������� ���������������������������������������������� �������������������������������������������������� ������������������������������������������� ���������������������������������������������������� ���������������������������������������� ��������������������������������������� ��������������������������������������������� ��������������������������������������� �������������������������������������� ���������������������������������������� ���������������������������������� ������������������������������������������������ ���������������������������������������������������������� ��������������������������������������������������� ������������������������������������������������� ��������������������������������������������������� �������������������������������������������� ���������������������������������������������� ����������������������������������������������������� ������������������������������������������� ��������������������������������������������������� �������������������������������������������������� ������������������������������������������������� ��������������������������������������������������������� ������������������������������������������������������������������������������ �������������������������������������������������� ���������������������������������������������������� ������������������������������������������ ���������������������������������������������������������� �������������������������������������������������� ������������������������������������������������ ��������������������������������� ������������������������������������������ ����������������������������������������������������� y we sklep no1/2008 47 WŚ+ Zapraszamy NORWEGIA – VESTFJORDEN Na wielkie czarniaki Rozmowa z Andrzejem Zdunem, przewodnikiem wędkarskim łowiącym od wielu lat na Lofotach, głównie na wodach zatoki Vestfjorden. pilkerów o masie od 100 do 150 g. Ich kształt i kolor nie mają według mnie prawie w ogóle znaczenia. Plecionka 0,20 wydaje się optymalna. Ważne, aby było jej na szpuli co najmniej 200 m. Czy duże czarniaki można łowić też na lżejszy spinning, np. na twistery czy rippery? Oczywiście że można, szczególnie w słoneczne dni, bez wiatru, najczęściej na początku lipca, w środku lata. Kiedy nie ma dryfu, można próbować łowić dalekimi rzutami na gumki uzbrojone 40–60-gramowymi główkami, ale taką metodą łowi się najczęściej „średniaki”. Jest jednak problem, gdy na lżejszy zestaw zapnie się czarniak powyżej 10 kg. Trudno taką rybę wyholować, a czasem zrywa ona zestaw już w pierwszym ataku. Jakie wędki najlepiej służą do połowu czarniaków? Jakie kołowrotki? Do łowienia czarniaków wystarczy szybka morska wędka od 2,40 do 2,70 m, o ciężarze wyrzutu 200–250 g, do tego kołowrotek – najlepiej multiplikator klasy Ambasadora 7000. Łowimy z opadu, w toni. Musimy wiedzieć, na jakiej głębokości znajduje się przynęta i często zacinamy rybę w momencie opadania pilkera. Kołowrotek kabłąkowy ogranicza te możliwości. Gdzie szukać czarniaków – w toni czy przy dnie? Zawsze szukamy dużych czarniaków w toni. Często nawet nie ma sensu opuszczanie pilkera na dno. Od ilu lat łowisz ryby w Norwegii? Na ryby do Norwegii jeżdżę od 1997 roku. Czy kraj ten faktycznie jest takim „wędkarskim rajem”, jak się o nim często mówi? Rzeczywiście, śmiało można powiedzieć – Norwegia to wędkarski raj. Dlaczego wybrałeś Lofoty i właśnie tu zapraszasz na ryby swoich klientów? Lofoty są wyjątkowe. Tu nie uprawia się wędkarstwa „fiordowego”. Łowi się tu oceaniczne ryby na oceanie, jednak blisko brzegu. Pogoda na Lofotach jest stabilna, zwykle umożliwia wypływanie nawet na niewielkich łodziach. Położenie za Kołem Polarnym daje możliwość wędkowania całą dobę przez większą część sezonu. Lofoty są niezwykłe również pod względem turystycznym . W przerwach w wędkowaniu na pewno nie można się tu nudzić. Klimat też jest wyjątkowy, bardzo dla nas przyjazny. 48 WŚ+ 1/2008 Jakie ryby łowisz najchętniej na Lofotach? Kiedy najlepiej się tam wybrać? Mamy możliwość łowienia kilkunastu gatunków ryb. Jednak przyjeżdżamy na Lofoty głównie po duże czarniaki. Jeśli chodzi o termin wyprawy, najlepiej wybrać się na Lofoty od czerwca do końca sierpnia. Wydaje mi się, że to optymalny okres. Bywamy tu i w marcu, warto bowiem zobaczyć zimę na dalekiej północy. sea lax – morski łosoś. Zasłużył sobie w pełni na tę nazwę. Jest zaciekle walczącą i bardzo silną rybą. Poza tym czarniaki łowi się inaczej niż dorsze. Nie ma to nic wspólnego z głębinowym pukaniem o dno ciężkim pilkerem ani „dorszowym” szarpaniem wędką o akcji „kija od szczotki”. Łowimy średnią morską wędką, a po braniu i skutecznym zacięciu nagroda murowana – dynamiczny „odjazd” z gwizdem hamulca. Hol dużego czarniaka może trwać nawet kilkadziesiąt minut. Czy pogoda bardzo przeszkadza w wędkowaniu? Stabilność pogody pod względem możliwości wędkowania to jedna z zalet tego miejsca. W całym letnim trzymiesięcznym sezonie jest dosłownie kilka dni, kiedy nie można wypłynąć. Jakiego czarniaka można określić mianem „duży”? Dla mnie duży czarniak to ryba powyżej 10 kg. Powyżej 15 kg to już okaz. Doskonale walczą również czarniaki ponad 5 kg, jednak dopiero przekroczenie magicznych 10 kg daje pełną satysfakcję. W jaki sposób zarekomendowałbyś czarniaki polskim wędkarzom? Co jest szczególnego w tej rybie? Potocznie w międzynarodowym żargonie wędkarskim na czarniaka mówi się Na jakie przynęty łowi się duże czarniaki? Czarniaki łowi się głównie na niezbyt ciężkie pilkery. Ja używam najczęściej Czy dobre czarniakowe miejsca można znaleźć już niedaleko brzegu? Czy jest ich dużo? Z tym bywa różnie. Na Lofotach zależy to od Golfsztromu, Prądu Zatokowego. Trafiamy duże czarniaki blisko brzegu, a czasem trzeba popłynąć trochę dalej. Na Lofotach nie pływamy jednak dalej niż 10 km od brzegu. Czy czarniaki można wypuszczać? Czy przeżywają? Chodzi o formułę „złów i wypuść”. Można wypuścić dużego czarniaka nawet po długim holu z głębokiej wody. Ryba ta rzadko się dekompresuje, raczej bardzo się osłabia długą i zaciętą walką. Po takim wyczerpującym holu często wygląda naprawdę kiepsko, jeśli jednak poleży trochę na wodzie przy łodzi, po kilku, a czasem kilkunastu minutach dzielnie wraca na dół. Dobrze, gdy jest mały dryf, bo w przeciwnym razie drapieżne mewy mogą jej zrobić, delikatnie mówiąc, krzywdę. Małe czarniaki, takie do 5 kg, prawie zawsze wracają do wody i bez problemów odpływają. Jakie są Twoje rekordowe czarniaki? Czarniak powyżej 15 kg to już okaz. Mój rekordowy ważył 18,50 kg. Największego widziałem w tym roku – kolega z mojej łodzi złowił potwora 19 kg. A dorsze i inne gatunki ryb norweskich? To temat rzeka. Łowimy dorsze o masie ponad 20 kg, oprócz tego molwy, brosmy, rdzawce (największy 8,50 kg) i inne ryby. W przerwach w polowaniu na czarniaki zakładamy specjalne zestawy głębinowe i łowimy karmazyny, witlinki oraz inne ryby głębokich wód. Wytrwali mają możliwość złowienia halibuta (największy, którego złowiliśmy, ważył 29 kg), a nawet rekina. Czy nie sądzisz, że wędkarze zabierają za dużo ryb z norweskich łowisk i że z czasem łowiska te mogą ulec degradacji? Jakie jest na to lekarstwo Twoim zdaniem? Bez paniki. Po pierwsze: na Lofoty nie jest łatwo dotrzeć. Podobnie powrót – czas, wysokie koszty. Wielu wędkarzy przylatuje samolotem, a to ogranicza bagaż. Po drugie: Norwegowie chyba od trzech lat wprowadzili dla wędkarzy i turystów limit wywozu z ich kraju filetów do 15 kg na osobę. Limit ten dotyczy całej Norwegii. Oczywiście wielokrotnie widziałem bezmyślne zabijanie „wszystkiego, co się rusza” i przerabianie tego na filety. Po takich wyjazdach wędkarze chwalą się nie okazami, ale kilogramami przywiezionego do domu mięsa. Dotyczy to nie tylko Polaków, ale również Niemców, Czechów, Holendrów i in. Norweskie prawo jest jednak przestrzegane bezwzględnie. Nie życzyłbym nikomu, by został przyłapany przez policję z przekroczonym limitem przewożonych filetów. Bardzo wysoka kara na pewno zaskoczy i wyleczy każdego. Tak że spokojnie – norweskie władze dadzą sobie z tym radę. No bo jaka jest inna metoda na szkodliwą bezmyślność? Dużą odpowiedzialność za „mięsiarstwo” ponoszą także gospodarze ośrodków. Na przykład wymiar ochronny dorsza dla wędkarzy wynosi w Norwegii 47 cm. Wielokrotnie widywałem w bazach wędkarskich zabite mniejsze ryby. Rzadko ktoś tym, za przeproszeniem, „wędkarzom” zwraca uwagę. U mnie na łodzi coś takiego jest niemożliwe. Czy łowienie na morzu, z dala od brzegu, jest bezpieczne? Oczywiście, że jest bezpieczne. Należy tylko przestrzegać kilku zasad. Przede wszystkim nigdy nie wsiadamy na łódkę bez kamizelki lub kombinezonu wypornościowego. Oglądam polskie filmy wędkarskie, przeglądam zdjęcia w niektórych gazetach wędkarskich i jestem oburzony – nikt tam nie występuje w kamizelce, rzadko w kombinezonie wypornościowym, a młodzi wędkarze patrzą. Skąd mają brać dobry przykład? Poza tym na nowym łowisku koniecznie trzeba mieć mapę. Niezbędny jest też GPS i echosonda. Bez tych „zabawek” i umiejętności posługiwania się nimi lepiej zostać na brzegu. Telefon komórkowy chyba ma każdy. Oczywiście musimy mieć numer telefonu do kogoś w bazie i do innej łodzi. Tych zasad jest jeszcze parę. One, a także zdrowy rozsądek, są receptą na bezpieczeństwo. Jak sobie radzić z chorobą morską? Nie wiem. Mam szczęście, bo ona mnie nie rusza. Pływam prawie wyłącznie na motorówkach, a one się nie bujają tak jak kutry z balastem. Na pewno nie należy wypływać bezpośrednio po obfitych posiłkach. Najlepiej nie bać się choroby morskiej i o niej nie myśleć. Trzeba się zająć wędkowaniem. Na co szczególnie uczuliłbyś wędkarzy udających się do Norwegii po raz pierwszy? Podstawą jest przestrzeganie zasad i przepisów. Jadąc samochodem, bezwzględnie przestrzegamy przepisów ruchu drogowego, a szczególnie dozwolonych prędkości. Mandaty są w Norwegii kosmicznie wysokie i nieuchronne. Przebywając w bazie, przestrzegamy zasad ustalonych przez gospodarza lub organizatora wyprawy. Jeśli raz stracą do nas zaufanie, to w następnym roku nie będzie dla nas miejsca. Pozornie w całej Skandynawii nie widać prawie żadnego życia, jednak miejscowi widzą wszystko. Rozmawiał Jacek Kolendowicz WŚ+ 1/2008 49 NORWEGIA Żyłki Siglon od wielu lat cieszą się wśród wędkarzy doskonałą opinią. Na wyjątkową uwagę zasługują dwie linie: Siglon Premium - to żyłka o umiarkowanej rozciągliwości i bardzo dużej odporności na ścieranie, przeznaczona głównie do spinningu, Magic Soft - miękka żyłka z minimalną pamięcią odkształceń do wszystkich metod wymagających naturalnej prezentacji przynęty. Siglon V - najwyższej klasy żyłka dla najbardziej wymagających wędkarzy, idealny materiał na przypony, ceniony przez wyczynowców. Wspólną cechą żyłek Siglon jest bardzo duża wytrzymałość na zrywanie. Jeżeli jeszcze nie łowiłeś na żyłki SIGLON to spróbuj, a zostaniesz z nimi na zawsze!!! Jeziorka pstrągowe w Norwegii Sposób na niepogodę Do Norwegii jeździmy przede wszystkim na wielkie ryby morskie: dorsze, czarniaki, molwy, halibuty... Co jednak robić, gdy pogoda któregoś dnia okaże się niełaskawa i nie pozwoli nam wypłynąć na morze? Odpowiedź jest prosta – można wybrać się na pstrągi. Małych jeziorek, dających szansę na obfite połowy „kropkowanych”, jest tutaj bez liku! Pogodowy kalejdoskop Szukajmy jeziorek Wybierając się do Norwegii, trzeba mieć świadomość, że pogoda jest w tym kraju wyjątkowo zmienna i kapryśna. Zdarzają się dni słoneczne, kiedy ocean mieni się turkusem niemal jak morza południowe, ale zdarzają się też deszczowe dni, kiedy na dworze jest wyjątkowo brzydko, szaro i ponuro. Jednak to nie deszcz czy słoneczna spiekota są największym problemem wędkarzy. Jest nim wiatr. Właśnie od jego natężenia zależy, czy wędkarze mają możliwość łowienia ryb na otwartym morzu. W trakcie wędkarskiego urlopu, trwającego zazwyczaj około tygodnia, niemal zawsze zdarzy się, że przez jeden czy dwa dni wędkarze nie będą mogli wypłynąć zbyt daleko od portu – tam, gdzie znajdują się najlepsze łowiska poszukiwanych przez nich ryb. Pozostaje wówczas łowienie mniejszych ryb w okolicy przystani lub wewnątrz fiordu – w miejscach osłoniętych od wiatru. Jednak jest i inna recepta na ten kłopot. Oprócz sprzętu morskiego wystarczy zabrać ze sobą z kraju lekki zestaw pstrągowy: kij o długości około 2–2,4 m, niewielki kołowrotek z żyłką 0,18 mm lub plecionką 0,10 mm oraz pudełeczko z przynętami – małymi, ale dość ciężkimi błystkami wahadłowymi i obrotowymi, twisterami lub ripperami w kilku najpopularniejszych kolorach, a także kilkoma cięższymi (dalsze rzuty!) i głębiej nurkującymi woblerkami. W razie złej, wietrznej pogody możemy udać się z takim zestawem na połów pstrągów potokowych, żyjących na obszarze całej Norwegii nie tylko w pięknych, górskich rzekach, ale także w jeziorach i niewielkich oczkach wodnych. Taki akwen można znaleźć niemal wszędzie, nawet w odległości kilku kilometrów od morskiego wybrzeża. Na niektórych są wymagane licencje, na innych nie. Warto o to zapytać zawczasu organizatora naszego pobytu. 50 WŚ+ 1/2008 W Norwegii warto jechać w takie miejsce, gdzie pstrągowa woda znajduje się blisko bazowego morskiego ośrodka Emocje (prawie zawsze) gwarantowane Niewielkie jeziorka potrafią chojnie obdarzyć fantastycznymi pstrągami potokowymi. Większy kłopot jest ze złowieniem ryb okazowych. Otóż te wody są przeważnie oligotroficzne. Woda w nich jest zimna i czysta, a pokarmu mało. Pstrągi są często jedynym gatunkiem ryb żyjącym w danym akwenie. Wielka konkurencja pokarmowa sprawia, że nie dorastają one do zbyt imponujących rozmiarów. Średnio łowi się sztuki w granicach 30 cm, a czterdziestak jest już miłym akcentem dnia. Większe sztuki trafiają się zdecydowanie rzadziej. Wędkarska zabawa jest jednak przednia, gdyż w okresie dobrych brań możemy w ciągu kilku godzin złowić kilkanaście pięknie ubarwionych potokowców. O tym, że nie da się w Polsce osiągnąć takiego wyniku, wiedzą wszyscy, którzy kochają kropkowane drapieżniki i potrafią w poszukiwaniu choćby jednego brania przemierzać z mozołem wiele kilometrów. Tekst i fot. Piotr Motyka WŚ+ 1/2008 51 BEZPIECZEŃSTWO NA MORZU Z wodą nie ma żartów 8. Echosonda i GPS – nasi nieodzowni sprzymierzeńcy W Norwegii łodzie wędkarskie bezwzględnie powinny być wyposażone w echosondę (uwaga na podwodne rafy!). Zaleca się też używanie GPS-u, ze względu na możliwość zabłądzenia wśród licznych wysepek, na otwartym morzu lub w gęstej mgle. W Norwegii urządzenia te często są na wyposażeniu łodzi, niekiedy jednak trzeba je zabrać ze sobą z kraju. Zawsze trzeba zasięgnąć informacji na ten temat u organizatora wyjazdu. Oczywiście obowiązkowo trzeba mieć na łodzi również zwykłą, papierową mapę (koniecznie foliowaną), bo elektronika może odmówić posłuszeństwa w najmniej spodziewanym momencie. 9. Co jeszcze na łodzi? W razie awarii silnika przydatne mogą być wiosła (wyda je gospodarz) i dryfkotwa, która ustawia łódź dziobem do fali. Dryfkotwę najlepiej zabrać z kraju (jest dostępna w sklepach wędkarskich), gdyż nie wszystkie ośrodki dysponują takim sprzętem. Jeżeli planujemy pływanie nocą, łódź musi mieć odpowiednie oświetlenie. Oprócz tego każda łódź powinna być wyposażona w zestaw pierwszej pomocy (apteczka) oraz środki alarmowe (np. rakietnica). 10. Uważajmy na duże jednostki W ostatnich latach obserwujemy prawdziwy boom na morskie wędkowanie w Norwegii. Obfitość występujących tam ryb gwarantuje wielkie wędkarskie emocje. Ale w pogoni za rekordową sztuką nie można zapominać, że z wielką wodą nie ma żartów. Aby nie popaść w tarapaty, zawsze trzeba przestrzegać ściśle określonych reguł. Oto kilka najważniejszych. 1. Nie wypływać w pojedynkę Nigdy nie należy wypływać samemu na wodę. Obecność drugiej osoby na łódce jest niezbędna, aby pomóc koledze np. w razie wypadnięcia za burtę łodzi. Zaleca się również wypływanie na otwarte morze co najmniej w dwie łódki i przebywanie na łowisku niedaleko od siebie. Ma to szczególne znaczenie w razie awarii silnika jednej z łodzi. Koledzy z drugiej mogą ją wówczas doholować do portu. 2. Zawsze z telefonem Wędkarze wypływający na morze zawsze muszą mieć przy sobie telefon komórkowy, z dobrze naładowaną baterią i zapisanym w pamięci numerem telefonu gospodarza wynajmującego nam łódź. Telefon powinien być dobrze zabezpieczony przez przemoknięciem, najlepiej schowany w szczelnej torebce foliowej. Telefon może uratować nam życie, np. w razie awarii silnika przy pogarszającej się pogodzie. Przypominamy, że w ostateczności zawsze można zatelefonować pod numer alarmowy 112 i wezwać służby ratunkowe. 3. Używamy kamizelek lub kombinezonów Turyści w żadnym wypadku nie powinni wypływać na wodę bez sprawnych kamizelek ratunkowych (lub pływających). Pamiętajmy, aby kamizelki były dopasowane do masy ciała ich użytkowników. W Norwegii jeszcze lepsze od kamizelek będą kombinezony pływające. Dobrze chronią w czasie wędkowania przed zimnem, a w razie wypadnięcia za burtę łodzi pozwalają się utrzymać na powierzchni wody i zapobiegają szybkiemu wychłodzeniu organizmu. 52 WŚ+ 1/2008 Druga łódka musi być zawsze w zasięgu wzroku Pamiętajmy, że na morzu czy jeziorze zawsze pierwszeństwo mają większe statki. Jednostki największe, pełnomorskie, nie są w stanie wyhamować ani zmienić kierunku rejsu na odcinku krótszym niż kilka kilometrów! W razie awarii silnika na torze wodnym, szczególnie przy bezwietrznej pogodzie, należy natychmiast wezwać pomoc lub oddalić się w bezpieczne miejsce przy użyciu wioseł. Tekst i fot. Maciej Rogowiecki 4. Coś na rozgrzewkę? Tak, ale po powrocie z wędkowania Pływając łodzią, nie należy pić alkoholu. Szczególnie dotyczy to osób prowadzących łódź. Prowadzenie łodzi pod wpływem alkoholu lub narkotyków jest w Norwegii zabronione i grozi poważnymi konsekwencjami karnymi. 5. Zabezpiecz paliwo na cały dzień wędkowania Wypływając na wodę, trzeba sprawdzić zapas paliwa w baku oraz zabrać mały kanister zapasowy. Planując wędkarski dzień, należy wziąć pod uwagę ilość paliwa, jaką dysponujemy, lub ewentualnie uzupełnić zbiornik. Nie powinno się wypływać zbyt daleko, aby nie mieć problemów z powrotem do macierzystej przystani. 6. Przy niepogodzie nie wypływamy daleko W złą, wietrzną pogodę lepiej nie wypływać na otwarte morze. Zaleca się wówczas łowienie na spokojnych, osłoniętych miejscach niedaleko przystani lub wewnątrz fiordu, nawet kosztem gorszych brań. 7. Sprawdzamy prognozę pogody Przed wypłynięciem na wodę należy zasięgnąć u gospodarzy informacji na temat prognozy pogody. W Norwegii prognozy dla rybaków są dokładne i sprawdzają się niemal w 100%. Jednak nie zwalnia nas to z obowiązku obserwowania przyrody i wyciągania wniosków. Jeśli zauważymy zbliżające się ciemne chmury, nadchodzącą burzę czy wzmagający się wiatr, powinniśmy natychmiast zawrócić do portu. Również nagła cisza (flauta) jest często zwiastunem niekorzystnej zmiany pogody. WŚ+ 1/2008 53 SZWECJA Nasz krótki kwietniowy wypad do Szwecji dobiega powoli końca. Przez cztery ostatnie dni łowiliśmy ryby w bałtyckich szkierach oraz na zawsze świetnej pstrągowej rzece Alsterån. Teraz podążamy na północny-zachód przez gęste i wiecznie zielone lasy Smalandii. Naszym celem jest niedawno odkryte gospodarstwo agroturystyczne nad jeziorem o wdzięcznej nazwie Fiolen, które pozostawiliśmy sobie niejako na deser. Choć połowiliśmy nieźle, brakuje kropki nad i, czyli... metrowego szczupaka. Liczyliśmy na niego w Blekinge, ale się nie powiodło. Może więc tutaj? Gdzie diabeł mówi dobranoc... Do miejsca przeznaczenia docieramy pod wieczór. Gospodarstwo mieści się w małej wiosce, położonej na kompletnym odludziu. Ostatnie kilka kilometrów musieliśmy przemierzać wąskimi leśnymi drogami, na których z trudem mijają się dwa samochody. Wioska składa się zaledwie z kilku domostw – coś, jak w znanej nam z młodości książce „Dzieci z Bullerbyn”. Wokół pola uprawne, łąki i las. A w dole błękit pięknego jeziora, jednego z tysięcy polodowcowych akwenów, którymi natura obdarzyła południową Szwecję. To właśnie Fiolen – stuhektarowy, kameralny zbiornik o regularnym, owalnym kształcie, mało urozmaiconej linii brzegowej, z zaledwie jedną wyspą. Czy okaże się wędkarskim hitem czy wielkim rozczarowaniem? Szwedzkie jeziora są pod tym względem bardzo zróżnicowane. Niektóre z nich posiadają przeciętny rybostan ze względu na małą ilość pokarmu i oligotroficzny charakter. Inne, pomimo niezłej żyzności, są tak rozległe, że trudno w nich zlokalizować skupiska ryb. Przy braku znajomości łowiska potrzeba na to zawsze trochę czasu. Ale są i prawdziwe perełki, w których ryb jest dużo powyżej średniej, a sztuki okazowe 54 WŚ+ 1/2008 kończyć, gdyż o 19.00 mamy prom z Karlskrony. Jezioro metrowców W kilka tygodni po powrocie przeglądam stronę internetową jednego ze szwedzkich czasopism wędkarskich. W oko wpada mi ranking „Meter Ligan”, czyli liga metrowych szczupaków. Zasady rankingu są następujące: przez cały rok wędkarze zgłaszają do redakcji złowione szczupaki, które przekraczają metr długości. Zwycięża ten, kto przez cały sezon 2007 wykaże się największą łączną długością złowionych metrowych szczupaków. Na prowadzeniu znajduje się Ronnie Isacsson, który złowił do tej pory 29 metrowych szczupaków o łącznej długości przekraczającej 30 m! Największy szczupak miał 122 cm. Następni w klasyfikacji daleko w tyle. Patrzę, gdzie szczupaki zostały złowione? Ze zdumienia przecieram oczy – 28 z nich padło na Fiolen! A więc Ronnie Isacsson to nasz sympatyczny przyjaciel z conoe, a mój „oligotrof” to prawdopodobnie najlepsze jezioro Szwecji. Niezła historia. Piotr Motyka 30 metrów szczupaków Pięknie wybarwiony szczupak 122 cm Fot. Robert Kłos Fot. Piotr Motyka łowi się niemal z marszu. Liczymy, że właśnie tak będzie tutaj. Mamy w sumie mało czasu – tylko półtora dnia. Oligotrof? Gospodyni wita nas serdecznie i prowadzi do domku. Położony jest cudownie – nad samym brzegiem jeziora To stara, stuletnia, wiejska chatka, całkiem niedawno odremontowana. W domku mogą mieszkać maksymalnie trzy osoby. Jest wyposażony w kuchnię, toaletę i prysznic. Obok, w małym ogródku, tradycyjna skandynawska sauna. Przy pomoście widzimy zacumowaną aluminiową łódź Linder. To wygodna jednostka, znana nam z wielu innych łowisk. Jest napędzana silni- kiem elektrycznym, ale łowisko nie jest rozległe, a więc to nie problem. Zmęczeni jemy kolację i kładziemy się spać. Wstajemy zbyt późno, aby liczyć na poranne brania. Słońce już wysoko nad horyzontem, woda prześwietlona na wylot. Jemy więc spokojnie śniadanie i wyruszamy na pierwszy rekonesans. Na początek spróbujemy z lewej strony od przystani, gdzie widzimy wystające z wody twarde łodygi roślin. Jest upalnie, a nasz zapał słabnie z każdą minutą. Rzuty dżerkami, gumami i błystkami nie przynoszą żadnych rezultatów. W kryształowo czystej wodzie nie widać żadnych oznak życia. To oligotrof – mówię do Roberta – powinni go zarybić tęczakami. Lepiej wracajmy odpocząć. Postanawiamy więc odespać zaległości z ostatnich kilku dni i wracamy do naszego przytulnego domku. Piorunujące uderzenie Budzimy się koło 15.00. Postanawiamy spróbować jeszcze raz. Robert grzebie się, szukając okularów, więc zniecierpliwiony wykonuję rzut z pomostu. Za chwilę drugi. Po kilku szarpnięciach dżerkiem czuję potężny opór. Wobler schodzi maksimum pół metra pod powierzchnię, więc to niechybnie ryba. Za chwilę szczupak prezentuje się nam w pełnej krasie, rozbryzgując ogonem fontanny wody. Już wiem, że marzenia o metrowcu się spełniły. Hol trwa około 10 minut. Robert pewnie podbiera rybę chwytakiem i ważymy ją. Ma równe 12 kg! To nie tylko piękny akcent na koniec wyjazdu, ale również mój życiowy rekord szczupaka. Ładny oligotrof – przedrzeźnia mnie Robert. Mógł być tylko jeden duży w całym jeziorze – odpowiadam drżącym jeszcze głosem – tak zwykle bywa w oligotrofach. To, co dzieje się później, jest całkowitym zaprzeczeniem mojej żartobliwej tezy. Powiem wprost: nigdy nie miałem w Szwecji podobnego wędkowania na jeziorach. W ciągu trzech godzin łowię jeszcze jednego metrowca o masie 8 kg, kilka ryb powyżej 90 cm (w granicach 4 kg) oraz kilka osiemdziesiątaków. Do tego kilogramowego okonia, który bierze na duży wobler. Robert ma nieco mniej szczęścia, ale dwie czwórki też wyciąga. Rano powtórka z rozrywki: kilka dużych szczupaków oraz znowu kilogramowy okoń! Oprócz nas na jeziorze łowi tylko jeden wędkarz, poruszający się śmiesznym aluminiowym canoe. To miejscowy. Jest niezwykle sympatyczny i otwarty. W krótkiej pogawędce opowiada nam o wyjątkowej rybności jeziora i jego zasobności w okazowe szczupaki. Powodem jest obfitość pokarmu i niezwykle urozmaicone ukształtowanie dna, które zresztą widzieliśmy na ekranie echosondy. Wszędzie garby, uskoki, zatopione głazy... Faktycznie, niezły oligotrof – myślę gorączkowo. Cóż, około południa musimy Okoń z jeziora Fiolen WŚ+ 1/2008 55 ALPY Raj dla aktywnych Na alpejskie pstrągi POLSKA AUSTRIA Austria kojarzy się głównie z uprawianiem narciarstwa na doskonałych alpejskich trasach. Jednak narty to nie jedyna możliwość aktywnego urlopu w kraju Mozarta. Jest ich znacznie więcej – a jedną z nich nasze ukochane wędkarstwo. W Austrii znajdziemy bowiem wiele doskonałych łowisk gwarantujących prawdziwą wędkarską przygodę, dodatkowo uprzyjemnioną widokami szumiących wodospadów, zielonych łąk i ośnieżonych trzytysięczników. Dziś prezentujemy Europejski Region Sportowy, położony u podnóża olbrzymiego lodowca. Wędkarze są tam zawsze mile widziani. 56 WŚ+ 1/2008 Miejscowości Kaprun i Zell am See, położone między Salzburgiem a Innsbruckiem (około 1100 km z Polski), od lat pretendują do miana najpopularniejszych centrów turystyki aktywnej w Europie. Okolicę określa się zresztą oficjalnie mianem Europejskiego Regionu Sportowego. Tutejsze trasy narciarskie należą do czołowych w Austrii, a dzięki położeniu w okolicy lodowca Kitzsteinhorn dają możliwość uprawiania „białego szaleństwa” przez okrągły rok. Wiosną, latem i jesienią w okolicznych górach i dolinach można uprawiać znacznie więcej sportów, m.in. paralotniarstwo, wspinaczkę, kolarstwo górskie, jazdę na rolkach, a także popularną turystykę rekreacyjną, jak spacery czy rowerowe wycieczki. W samych wspomnianych kurortach jest wiele kręgielni, basenów kąpielowych, są korty tenisowe, a w pobliżu duże pole golfowe. Położenie w bezpośrednim sąsiedztwie sporego górskiego jeziora Zeller See (powierzchnia 4,55 km2) daje dodatkowo szansę na uprawianie kajakarstwa, żeglarstwa, windsurfingu i innych sportów wodnych. Słowem: do wyboru, do koloru. Nie można się tu nudzić, a po aktywnym dniu pełnym emocji i przyjemnego wysiłku można się zrelaksować w jednej z licznych regionalnych restauracji, delektując się chrupiącym sznyclem po wiedeńsku i popijając wyśmienite austriackie piwo. Salzach – rzeka pełna pstrągów Wszystkim turystom udającym się do Europejskiego Regionu Sportowego, a lubiącym od czasu do czasu powędkować, polecam tutejsze łowiska jaką miłą odskocznię od szaleństw na stokach bądź uzupełnienie oferowanych możliwości aktywnego spędzenia czasu. Przede wszystkim zachęcam do tego miłośników połowu pstrąga, którego jest tutaj naprawdę w bród. Najlepszym jego łowiskiem jest rzeka Salzach, płynąca szeroką doliną między Kaprun a Zell am See. Rzeka jest niestety uregulowana kamiennymi opaskami, więc nie ma tak dzikiego charakteru jak wiele polskich rzek, ale obfituje w piękne okazy dzikich ryb prądolubnych, jak pstrąg potokowy, lipień, kleń czy brzana. Dużą atrakcją są alpejske palie (saibling) – pięknie ubarwione ryby łososiowate, a dodatkowo woda zarybiana jest pstrągiem tęczowym. Pstrągów najlepiej szukać między głazami kamiennych opasek, w głębokich miejscach o wolnym nurcie, a także wszędzie tam, gdzie do Salzach wpadają dopływy, czyli rwące górskie potoki. Ryby są najaktywniejsze wczesnym rankiem oraz na dwie godziny przed zachodem słońca. Najlepsze przynęty spinningowe to woblery, niezłe są też obrotówki oraz małe twisterki, prowadzone przy kamieniach. Pstrągi biorą często pod nogami Licencja na łowienie ryb w rzece Salzach w rejonie Kaprun i Zell am See (przynęty sztuczne) kosztuje około 30 euro za jeden dzień wędkowania (2007). Dzienny limit połowu to cztery pstrągi przekraczające 28 cm długości. Sezon: pstrąg potokowy – 1.04–15.09, lipień – 1.06–31.10, pstrąg tęczowy – 1.01–31.12. Do końca kwietnia wolno łowić jedynie na pojedyncze, bezzadziorowe haki. Więcej informacji: [email protected]; rezerwacja miejsc w hotelach: www.zellamsee.at. wędkarza, co u każdego miłośnika salmonidów wywołuje zawsze prawdziwy zachwyt. Każdy znajdzie coś dla siebie Będąc w Europejskim Regionie Sportowym, nie musimy ograniczać się do Salzach. Jest tu bowiem wiele innych możliwości. Choćby samo jezioro Zeller See. Amatorzy wędkowania z łódki mogą liczyć na złowienie w nim pięknych troci jeziorowych dorastających do imponujących rozmiarów, a także okazałych szczupaków, okoni i sandaczy, pięknych płoci, grubych karpi, potężnych sumów, a nawet bardzo cenionych siei, które poławia się tutaj na tzw. choinkę (siejowy zestaw można kupić w miejscowym sklepie wędkarskim). Alpejski pstrąg Z kolei miłośnicy wędkarstwa muchowego znajdą prawdziwy raj w położonym około 20 km od Kaprun (miejscowość Mittersill) wędkarskim ośrodku Bräurup. Jest to hotel, który ma w posiadaniu 130 km wód płynących – przede wszystkim górskich potoków z wodą o klasie „pitnej” i bogatą populacją pstrąga potokowego, a także kilka jezior górskich – naturalnych i zaporowych, obfitujących w autochtoniczne stado pstrąga potokowego i palii oraz zarybianych dodatkowo pstrągami tęczowymi, które po oswojeniu się z dziką wodą stają się trudne do złowienia. Hotel Bräurup ma długą tradycję, gdyż jako doskonałe miejsce na spędzenie wędkarskiego urlopu był rekomendowany już w roku 1866. Ciekawostką jest to, że dysponuje również własnym browarem, gdzie można napić się wybornego, dobrze schłodzonego lokalnego „weissa” lub „pilsa”. Całość uzupełnia doskonale wyposażony sklepik wędkarski. Austria zaprasza zatem na ryby. Tekst i fot. Piotr Motyka Materiał powstał dzięki uprzejmości WŚ+ 1/2008 57 HISZPANIA Fot. Archiwum Eventur Fishing mysł podróży samolotem. W dobie olbrzymiej konkurencji wśród przewoźników do Barcelony można polecieć już za 600 zł w obie strony. Transfer z lotniska na łowisko zapewni nam organizator wyprawy lub gospodarz ośrodka. Olbrzymy z Rio Ebro Fot. Archiwum Eventur Fishing Złów i wypuść Hiszpańscy wędkarze są w czepku urodzeni. Nie dość, że przez 10 miesięcy w roku mają lato, to jeszcze pozostała część wędkarskiej Europy piekielnie zazdrości im wspaniałych, rybnych łowisk. A najbardziej jednego, które swoją zasłużoną sławą dorównuje konkurencji z Włoch czy odległego Kazachstanu. Mowa oczywiście o cudownej rzece Ebro i jej licznych dopływach, przecinających surowe, półpustynne krajobrazy Aragonii i Katalonii. W wodach tych rzek, a także w zlokalizowanych na ich szlaku sztucznych jeziorach zaporowych mieszkają prawdziwe wąsate potwory. Co więcej, dają się regularnie łowić na wędkę! Hol dwumetrowego suma Fot. Archiwum Eventur Fishing 58 WŚ+ 1/2008 Fot. Archiwum Eventur Fishing Długa jest droga do raju… Długa na 910 km rzeka Ebro bierze swój początek w Górach Kantabryjskich, po czym płynie przez północno-wschodnią część kraju w kierunku Morza Śródziemnego. Jest drugą co do wielkości rzeką Hiszpanii. Dla wędkarzy nastawionych na łowienie olbrzymich sumów, a także karpi i sandaczy, najciekawsze będą jej dolne odcinki, położone między 600 a 800 kilometrem, a więc przede wszystkim zbiornik zaporowy Caspe, okolice miasteczka Mequinenza, a także obszar Riba Roja d’Ebre. Niestety, nad Ebro jest z Polski daleko. Podróż samochodem przez Niemcy i Francję zajmuje z Warszawy niemal dwie doby, a koszty opłat za autostrady i zużytego paliwa są dość wysokie. Dlatego warto rozważyć po- W tej chwili rzeka i leżące w jej biegu zbiorniki zaporowe zaliczane są do najlepszych łowisk sumów w Europie, a może nawet na świecie. Dość powiedzieć, że w samym tylko zalewie Caspe mamy w tej chwili prawdziwą eksplozję tego gatunku. Populację wąsatych drapieżników szacuje się tam na ponad 5 000 000 sztuk. A to i tak nic w porównaniu z karpiami, których w Caspe żyje sześć razy tyle! Co więcej, liczebność sumów systematycznie wzrasta, ponieważ nikt nawet nie myśli tu o gospodarczych odłowach, a wędkarze wypuszczają niemal wszystkie złowione ryby. Zasługę za tę mądrą politykę należy przypisać miejscowym ośrodkom wędkarskim, Taka ryba to radość dla całego zespołu które po prostu nie życzą sobie klientów zapełniających zamrażarki rybim mięsem. Taka niepisana umowa została zawarta przez wszystkich organizatorów wędkowania na Ebro. Tworzone są nawet „czarne listy” gości, którzy zostali przyłapani na zabiciu dużego suma. Dla nich wstęp do sumowych „campów” jest już na zawsze wykluczony. Rozwiązanie proste i jakże skuteczne. Sport siłowy Wędkarskie sukcesy są więc na Ebro bardzo prawdopodobne. W dobrym sumowym miejscu przy sprzyjających warunkach (przede Legenda ca... powra Wędz i skadonabyci aw skl epi ei nt er net owym www. exi de. adn. pl Wyłączny dystrybutor na terenie Polski: ADDER GROUP Sp z o.o., ul.KomunaLna 3, 15-197 Białystok tel: (085) 745-15-84 fax: (085) .pl 653-90-04, e-mail: biuro@adder WŚ+ 1/2008 59 HISZPANIA Fot. Piotr Motyka Sandaczowcy mogą tu wyłowić się do woli Fot. Archiwum Macieja Rogowieckieg o często dochodzi do tego w kwietniu, kiedy drapieżniki szykują się do tarła. Jakich ryb możemy spodziewać się po przybyciu nad Ebro? Szczerze mówiąc, każdej wielkości. Z reguły łowi się osobniki pomiędzy 10 a 60 kg, ale właściwie kwestią czasu i wędkarskiego „farta” jest spotkanie z rybą znacznie większą. Tylko w okolicach Mequinenzy, gdzie Rio Segre uchodzi do Ebro, w sezonie 2006 złowiono kilkaset sumów przekraczających 65 kg masy, a największe ważyły odpowiednio 102 oraz 100 kg! Łowić można z brzegu, jednak łódka daje znacznie większe możliwości. Dobrych miejscówek, do których zaliczamy głębokie rynny, powalone do wody drzewa czy zatopione gaje oliwne, jest na rzece naprawdę dużo. Aktywni wędkarze na pewno nie będą mieli większego problemu z odszukaniem ciekawego, mało uczęszczanego łowiska. Na pellet lub tradycyjnie Warto nastawić się na piękne karpie nie. Zdarzają się też okresy wybitnie dobrego żerowania, kiedy sumy wpadają w prawdziwy łowiecki amok. Dość Fot. Piotr Motyka wszystkim odpowiedni stan wody i jej temperatura) możemy liczyć na co najmniej kilka kontaktów z rybą dzien- Najpopularniejszą metodą łowienia sumów w Ebro jest ostatnio typowa gruntówka denna, znana niemal wszystkim wędkarzom znad wielkich polskich rzek, takich jak Wisła czy Narew. Jako przynętę stosuje się podobny do kulek proteinowych pellet o dość przykrym zapachu mączki FRANCJA H I S Z P A N I A rybnej. Samo wędkowanie sprowadza się do obfitego zanęcenia potencjalnej sumowej miejscówki, a następnie oczekiwania na branie, które zasygnalizuje dzwoneczek zawieszony przy szczytowej przelotce. Wczesną wiosną zamiast pelletu często używa się rozmrożonych kalmarów, które swoją intensywną wonią dobrze wabią drapieżniki. Sumy łowi się też na żywca, którym jest zazwyczaj niewielki karp. Najlepsze są sztuki 35–40-centymetrowe, ale lokalne władze wprowadziły ostatnio zakaz używania tak małego żywca, a poza tym i tak niemal nie sposób złowić karpia tej wielkości. Zazwyczaj biorą ryby dużo większe. Najciekawszą, ale chyba najtrudniejszą metodą łowienia sumów na Ebro jest spinning. Wymaga dużej mobilności, cierpliwości i przede wszystkim fizycznej tężyzny. Rzucanie przez kilka godzin i prowadzanie sumowego woblera w wartkim nurcie rzeki to naprawdę wyczerpujące zajęcie, ale warto zacisnąć zęby i wytrwale orać wodę. Potężne uderzenie dwumetrowej ryby i jej hol na spinningowym zestawie to spełnienie wszystkich wędkarskich pragnień. Oprócz spinningu skuteczny może być także trolling, ale trzeba być świadomym, że na niektórych odcinkach rzeki jest on niedozwolony. Dlatego przed łowieniem warto zasięgnąć języka u miejscowych wędkarzy bądź gospodarzy ośrodków. Kiedy na wyprawę? Polecam przede wszystkim dwa okresy: kwiecień–maj oraz końcówkę września i cały październik. Sumy, sandacze i karpie żerują wtedy na całego i jeśli nie przytrafi nam się jakaś pogodowa anomalia (np. drastycznie niski lub bardzo wysoki poziom wody w rzece), to o wyniki można być raczej spokojnym. Zresztą ryby biorą nawet w środku hiszpańskiego lata, ale łowienie jest wtedy mało przyjemne. Temperatury są tak wysokie, że nawet miejscowi przewodnicy łowią z klientami tylko wczesnym rankiem (6.00–8.00) lub późnym wieczorem (19.00–24.00). Maciej Rogowiecki 60 WŚ+ 1/2008 � DRAGON WŚ+ 1/2008 61 ARTYKUŁ SPONSOROWANY Seatrout Niektóre nazwy przynęt są początkowo trudne do wymówienia. Jednak z czasem zaczynają brzmieć przyjaźnie i swojsko. Myślę, że tak będzie z nazwą Sølvkroken, gdyż przynęty tej firmy w pełni zasługują na przyjaźń spinningistów. Sølvkroken są prawie tak stare jak mercedes i podobnie jak ta szacowna marka stały się w ciągu blisko 100 lat istnienia synonimem jakości. Historia Sølvkrokena zaczęła się w latach 20. ubiegłego wieku, kiedy to Norweg Bjarne Zachariassen wynalazł małą wahadłóweczkę z czerwonymi kropkami. W ten sposób rozpoczęła się kariera błystki Special nr 40, która trwa do dziś. Ktoś mógłby powiedzieć, że 80 lat temu w norweskich rzekach skuteczny był nawet kapsel od piwa. I pewnie tak było, ale zasobne wody pozwalają uniknąć przypadkowości w opracowywaniu przynęt, gdyż o ile nie można określić skuteczności wabika na podstawie jednego brania dziennie – jak to jest na większości naszych wód, to jeśli w ciągu miesiąca na jedną błystkę łowi się 1000 pstrągów, a na inną 400, to ta pierwsza musi być lepsza. A właśnie na podstawie testów przeprowadzonych w takich bezwstydnie rybnych, norweskich wodach powstawały wszystkie modele Sølvkroken. Na zdjęciach nie widać jednak różnic pomiędzy Sølvkroken a podobnymi błystkami innych wytwórców. Tę błystkę trzeba wziąć w rękę, by poczuć te 80 lat tradycji, poczuć, że to jest przynęta stworzona przez prawdziwych, a nie wylansowanych na potrzeby rynku fachowców, przynęta na duże ryby. Błystki są pięknie i głęboko wytłoczone – to pozwala na użycie ich we wszelkich warunkach, zarówno w bystrych, srebrniakowych rynnach, jak i na prostkach z muldami ze spokojnie płynącą wodą. Standardem jest masa 30 gramów – w sam raz, by precyzyjnie rzucić trociowym sprzętem i poprowadzić przy dnie tam, gdzie spokojniej i gdzie można spodziewać się trudnego do sprowokowania zasiedziałego srebrniaka, lub w środkowych warstwach ściśniętego, szybkiego nurtu na wyjściu z zakrętu, gdzie lubi zatrzymać się zły srebrniak, który jeszcze wczoraj pływał w morzu. Są wzorcowo wygięte, tak by nie wpadały w ruch wirowy, ale by praca była ostra i prowokująca dla łososia. Powłoki galwaniczne to osobny rozdział w całej ofercie Sølvkrokena. Najwyższa jakość połączona tu jest ze szlachetną elegancją, a kolory są lubiane nie tylko przez wędkarzy, ale również przez ryby. To znów efekt testowania w najlepszych norweskich wodach. Pozostałe Sølvkroken to nie tylko wabiki na ryby łososiowate. A nawet jeśli któryś z nich przeznaczony jest na łososie, to często świetnie sprawdzi się też podczas połowu innych drapieżników. Tak jest choćby z łyżkowatym błystkami Tronderskjela i Pirat, które bez problemu zauważą i docenią nasze szczupaki. Swoje przynęty znajdą tu również amatorzy połowu dorszy, bo przecież Norwegia to królestwo wielkich wątłuszy. Paweł Majda Pstrąg No i wreszcie pstrąg. A jeśli pstrąg, to również jaź, kleń i okoń, gdyż błystki w zestawach na te cztery gatunki różnią się tylko nieznacznie. Tu obok wspomnianej, historycznej już wahadłóweczki najciekawsze są garbatki Panther Martin. Te świetnie wykonane błystki z nietypowym skrzydełkiem pracują we wszelkich warunkach i na każdej wodzie – z prądem, pod prąd i we wstecznych nurtach, z czym mają kłopoty wszystkie garbatki, dla których Panther Martin jest, jak się okazuje, niedoścignionym wzorem. To jedna z niewielu przynęt, o których mówi się, że same chodzą. Są ciężkie, a więc idealne do obławiania głębszych Ta krótka, ale jakże szlachetna nazwa łososia jest sztandarem, pod którym powstało większość przynęt Sølvkroken. Podstawowe łososiowe serie to: Salamander, Busch i Storlaxen, Vikingsilda. Wystarczy spojrzeć na fotografie tych przynęt, by uznać je za wzór łososiowej wahadłówki imitującej naturalny pokarm łososi w morzu – śledzie i szproty. Chyba tylko niedostępność błystek Sølvkroken w Polsce była przyczyną tego, że w naszych rzekach dopiero kilkanaście lat temu „odkryto” niezwykłą skuteczność smukłej wahadłówki na srebrniaki troci i łososi - kształtu, który w Norwegii używany jest od dziesięcioleci. Obecnie - zwłaszcza nad Regą - coraz trudniej spotkać wędkarza z klasyczną Trzebiatówką lub Karlinką. Te stare modele nawet jeśli jeszcze są używane, to w wersji rozciągniętej, przypominającej właśnie Sølvkroken. dołków i wlewów, ale uniesieniem wędziska można każdą z nich - bez względu na rozmiar, poprowadzić nawet tuż pod powierzchnią wody. Garbatka Panther Martin ma grubą, wyraźnie wyczuwalną rotację. Czuje się każdy obrót skrzydełka, a więc i każde zakłócenie pracy. Aby ocenić wykonanie, znów trzeba Martina wziąć w rękę. Wówczas okazuje się, że ciężko go odłożyć z powrotem, gdyż już chciałoby się łowić. Obok srebra i złota mamy tu różne wariacje lubianych przez drapieżniki zestawień typu Black Fury. Nie zabrakło ciekawych pokryć holograficznych, ale nie jest to ordynarna folia, ale trwała i efektowna powłoka galwaniczna. Pstrągarze znajdą też wersje z różnorodnymi chwostami. Bałtyckie pilkery z atlantyckim rodowodem Pstrągowe wahadełka rocznik 1920 Błystki imitujące śledzie i szproty - są skuteczne na całym Świecie WŚ+ 1/2008 Na łososie i szczupaki Trociowe błystki morskie - dobre również na belony i bolenie Lax 62 przecież wspaniałe blachy na belonę, a przede wszystkim na lubiane i cenione przez naszych spinningistów bolenie. Patrząc na Stingsildę, znów przypominają mi się polskie produkcje sprzed 30 lat – ubogie w kolorach, ale kształtem przypominające norweskie arcydziełka. Na takie błystki złowiłem największe bolenie, były one protoplastami siermiężnych, ale skutecznych ołowianek, a zasięgiem rzutu ustępowały jedynie kuli karabinowej. Mocną pozycją w ofercie firmy są błystki do połowu morskich troci. U nas to jeszcze mało popularny sport, ale są wędkarze, którzy w okolicach Orzechowa koło Ustki, czy też Wisełki na Wolinie mają wyniki porównywalne do osiąganych na Bornholmie. Ale spójrzmy na te błystki. Jensen Seatrout, Jensen Coast Stingsilda, Rogerdraget, Salamander Allroud, Morild Seatrout, czy mniejsze modele Buch Salmon to Phanter Martin - niedościgniony pierwowzór garbatki WŚ+ 1/2008 63 RYBY MAŁO ZNANE Prezentujemy halibuta Kveite – król północy Niewielu z nas miało na kiju halibuta. Ci, którzy przeżyli tę niezwykłą przygodę, wiedzą, jak potężną siłą dysponuje i jakich wrażeń potrafi dostarczyć wędkarzom. 64 WŚ+ 1/2008 niakiem. Należy pamiętać, że halibut ma ostre zęby, dlatego zestaw najlepiej uzupełnić o przypon ze stali lub bardzo grubej żyłki (halibuty jej nie przegryzają). Rekordowy halibut został złowiony na wędkę w roku 2004 i ważył 172,5 kg. Miejscem połowu była wyspa Vannoya na północy Norwegii. Ostatnio (18 czerwca 2007) na Islandii złowiona została sztuka o masie 175 kg, co jest drugim wynikiem w historii wędkarstwa sportowego. Tomasz Wieczorek Fot. Archiwum Eventur Fishing Norwegowie nazywają go „kveite”, a Szwedzi „hälleflundra” czy „święta flądra”. Halibut (Hippoglossus hippoglossus) jest rybą z rodziny płastugowatych, tej samej, do której należą: turbot, gładzica, stornia czy sola. Jest jednak od nich znacznie większy. Żyje w chłodnych rejonach północnego Atlantyku, preferuje wodę o wysokim zasoleniu i temperaturze do 9°C. Halibut trzyma się raczej płytkich rejonów przybrzeżnych o głębokości od 10 do 200 m. Samice dorastają do 300 kg masy i długości około 4 m. Choć tak duże egzemplarze łowione są niekiedy w sieci przez rybaków, można uznać, że każdy halibut powyżej 2 m długości jest już okazem. Przeciętna długość tych ryb wynosi od 1 m do 1,40 m. Takie sztuki mają około 10 lat i ważą 15–30 kg. Halibuty, jak wszystkie płastugi, spędzają większość życia przy samym dnie. Jednak okresowo żerują w toni. Wtedy pływają nawet blisko powierzchni morza. Najczęściej żywią się rybami. Halibut atlantycki jest pożądanym obiektem morskich wypraw. Ryby te można znaleźć we wszystkich rejonach wybrzeża Norwegii (choć za najlepsze jego łowiska uchodzą tereny na dalekiej północy), a także na Islandii, w Irlandii, Szkocji, na Wyspach Owczych i w okolicach Grenlandii. Najskuteczniejszą metodą połowu jest ostatnio spinning i trolling połączony z dżigowaniem. Dobrą przynętą jest duża guma uzbrojona 300-gramową główką. Ryb poszukuje się na piaszczystych wypłaceniach, szczególnie tam, gdzie prąd przypływów i odpływów jest wyjątkowo silny. Ponadto halibuty można skutecznie poławiać na pilkery, a także na system z martwym dorszem lub czar- Halibut atlantycki Halibut atlantycki ma krewniaka – halibuta czarnego (Reinhardtius hippoglossus), który żyje w arktycznych wodach Morza Beringa i Oceanu Lodowatego, a także w okolicy wybrzeży północnej Kanady i Alaski. Jest jednak znacznie mniejszy od ryby znanej nam z łowisk norweskich, gdyż maksymalnie dorasta do 1,20 m, osiągając przy tym masę 45 kg. WŚ+ 1/2008 65 KUCHNIA Co jeść w Skandynawii Od wielu lat jeżdżę na ryby do Skandynawii. W życiu lubię różnorodność, więc każdy wyjazd jest inny. Uwielbiam tani i emocjonujący survival w Finlandii – biwakowanie w bezkresnych lasach nad brzegami przepięknych rzek, beznadziejną walkę z komarami i gotowanie na ognisku. Lubię też łowienie w morzu za Kręgiem Polarnym, wygodne kwatery z dobrze wyposażoną kuchnią i dużą jadalnią. Miłośnicy wędkowania znajdą w Skandynawii wszystko to, o czym tylko mogą marzyć, ale smakosze wrócą z niej zawiedzeni, jeśli sami nie postarają się zaspokoić swoich upodobań. Nie będę się rozpisywał o skandynawskich restauracjach, bo są drogie, a zresztą jeśli lubimy łączyć turystykę i wędkarstwo z chodzeniem po knajpach, to znam lepsze kierunki geograficzne. W sklepach spożywczych, zwłaszcza na Dalekiej Północy, nic nie rzuca na kolana. Warto może skosztować piekielnie drogich wędlin z renifera, ciekawego słodko-słonego brązowego sera i suszonego dorsza, który świetnie smakuje z piwem, ale polskim, bo miejscowe jest słabe pod każdym względem, z wyjątkiem ceny. To nie znaczy, że moje wyprawy w te regiony były nieciekawe pod względem kulinarnym. Wręcz przeciwnie: okazały się rewelacyjne, gdyż skandynawska przyroda nawet niewprawnemu kucharzowi oferuje surowce, dzięki którym może bez trudu przygotować niezapomniane uczty. Norweskie fiordy obfitują w ryby: dorsze, rdzawce, plamiaki, molwy, flądry, makrele, śledzie, łososie… Wystarczy wyciągnąć rękę, by podczas odpływu zebrać całe wiadra pysznych omułków. W Finlandii rzeki gotują się od tłustych tęczaków, dzikich potokowców i wspaniałych lipieni. Jeziora to królestwo niewybrednych szczupaków, choć te, które łowiłem u wybrzeży Szwecji, były większe i smaczniejsze, bo tuczone na śledziach. Jedzenia złowionych przeze mnie ryb nie uważam za mięsiarstwo czy sprzeniewierzenie się zasadzie „złów i wypuść”, o ile ogranicza się do zostawienia jednej lub dwóch sztuk na kolację. Stanowczo odradzam robienie zapasów, na przykład w formie weków. Jesteśmy wędkarzami, a nie przetwórcami. „Rybka na kolację” to miły dodatek do wędkarskiej przygody, a nie jej cel. Oto kilka sprawdzonych przepisów z moich skandynawskich wypraw. 66 WŚ+ 1/2008 Pstrąg na surowo W ten sposób przyrządzam duże fińskie potokowce, których mięso jest znacznie chudsze od mięsa tęczaków. Zdejmij z pstrąga filety, a potem usuń z nich skórę. Pokrój na cienkie plasterki. Rozłóż je na talerzu, popieprz, posól, skrop sokiem z cytryny i polej obficie oliwą z oliwek. Podaj natychmiast. Równie prosty jest tatar z pstrąga. Mięso zeskrob ze skóry, dodaj siekanej cebuli, soli, pieprzu, soku z cytryny i dobrze wymieszaj. Lipień z rusztu Wypatrosz lipienie, posól i połóż na rozgrzanym ruszcie. Pieczone w całości pstrągi i lipienie zadzierają ogon, kiedy już są dobrze upieczone z jednej strony. Wtedy trzeba je obrócić na drugą. Upieczoną rybę wyłóż na talerz i skrop cytryną. Jeszcze lepsze są lipienie pieczone w folii aluminiowej. Każdego wypatroszonego lipienia połóż na folii, posól w środku i na zewnątrz, obłóż kawałeczkami masła, cieniutkimi plasterkami cytryny i liśćmi dzikiej mięty. Zawiń w folię i połóż na gorącym ruszcie. Piecz około 15 minut. Smażone szczupaki Szczupaki często przyrządzam tak, jak mnie tego nauczył słynny wędkarz i organizator wypraw do Skandynawii – Andrzej Zdun. Pokrój sprawionego szczupaka na dzwonka grubości 1,5 cm. Włóż je do miski, posyp przyprawą curry i odrobiną mąki. Wymieszaj. Dzwonka smaż na oleju z obu stron na złoty kolor. Nie wszyscy lubią curry. Tę przyprawę można zastąpić każdą inną. Najważniejsza jest zasada krojenia szczupaka na cienkie dzwonka. Wtedy smażysz je krócej, dzięki czemu mięso jest chrupkie z wierzchu, a soczyste w środku, i nie musisz się obawiać, że pozostanie surowe przy kręgosłupie. Omułki Zbierz wiadro omułków (inaczej zwanych mulami) podczas odpływu. Umyj je, oczyść i odetnij zwisające z nich zielone frędzle. Wlej do garnka litr wody, włóż dwie warzywne kostki rosołowe, wlej szklankę białego wina, wciśnij jedną cytrynę i całość zagotuj. Wrzuć do wrzątku omułki, garnek przykryj i gotuj na dużym ogniu przez około 10 minut. Wszystkie małże powinny się otworzyć. Zamkniętych na wszelki wypadek lepiej nie jeść. Równie pyszny jak same małże jest wywar, w którym się gotowały. Gravlax Kuchnia skandynawska odzwierciedla surowy klimat półwyspu i ascetyzm jego mieszkańców, ale nie jest pozbawiona kilku świetnych dań i przysmaków. Należą do nich niewątpliwie śledzie po szwedzku i norweski sposób na łososia, czyli gravlax. Weź 2 surowe płaty łososia norweskiego, 2 łyżki soli, 2 łyżki cukru, 1/2 łyżki grubo zmielonego czarnego pieprzu, 1 łyżkę aromatycznej wódki (np. orzechówki lub żołądkowej-gorzkiej), 1 pęczek koperku. Następnie sól zmieszaj z cukrem i pieprzem. Łososia (ze skórą) polej wódką, a następnie posyp przygotowaną mieszanką soli, cukru i pieprzu. Posiekaj koperek i połową posyp płaty łososia. Złóż oba płaty i zawiń w folię. Następnie włóż je do lodówki na 24 godziny, obciążając całość czymś ciężkim (tak aby puściły sok). Po upływie doby wyjmij potrawę z folii, zbierz nożem koperek, a mięso pokrój na plastry. Gdy pasja wędkarska rzuci Cię na skaliste wybrzeże Norwegii, w fińskie bory lub lapońską tundrę, nie trać czasu na robienie zakupów lub szukanie restauracji. Zabierz z Polski mąkę, sól, cukier, oliwę, przyprawy, suszoną włoszczyznę, cytryny, cebulę, czosnek… i radź sobie sam, a będziesz miał frajdę i satysfakcję nie tylko z łowienia. Daniel Wegner