Zbigniew Chrostek "Ten czas plenerowy, zawsze
Transkrypt
Zbigniew Chrostek "Ten czas plenerowy, zawsze
Zbigniew Chrostek "Ten czas plenerowy, zawsze nazbyt krótki, to czas ładowania twórczych akumulatorów, wymiany myśli, doświadczeń. Nawet jeśli z pozoru mówimy o rzeczach błahych, dworujemy sobie i błaznujemy dzień i noc nadwątlając zdrowie, to zawsze jest to czas treściwy i prędzej czy później przynosi artystyczne owoce. Bo przecież nie dla każdego pejzaż z otwartym niebem i najpiękniejszymi nawet górami jest inspiracją i powodem do działania. Nie zawsze o to chodzi. Są tacy, którzy nigdy nie pójdą w plener, bo jest im do niczego niepotrzebny. Mają własną wizję i będą robili swoje, a z obcowania z pejzażem, ze wspólnego pobytu w miejscu tak niezwykłym wyniosą inne doznania i przemienią w twórczą myśl. W "Latarni Wagabundy" znaleźliśmy szczególną atmosferę do integrowania tych myśli. Gościnni Gospodarze nie tylko mieli cierpliwość dla naszych ekstrawagancji, ale i wychodzili na przeciw z pomysłami na uatrakcyjnienie nam czasu, zwiedzenia okolicy, spotkania miejscowych twórców i ekscentryków tworzących niepowtarzalny koloryt tych ziem. Pomysł na zorganizowanie tego pleneru dojrzewał parę lat. Został zrealizowany, bo okazało się, że są ludzie z fantazją, ukąszeni sztuką, chcący w nią inwestować i mający odwagę postawić na artystów sobie współczesnych. A do tego wspaniałe miejsce, więc dlaczego nie realizować marzeń? Bieszczady... góry magiczne, legendarne. Bieszczady Hłaski, Stachury, Belona ... Kraina niedźwiedzia i wilka. Dla wielu z nas odkrywane po raz pierwszy. Ale ponoć tu przyjeżdża się raz, potem się tylko wraca ... "ku dobru"." Zapiski Kardamasza na krawędzi szkicownika. „W Bieszczadach można spotkać rysia, niedźwiedzia, wilka. Zdecydowanie bezpieczniej jest spotkać żbika, kruka lub salamandrę plamistą. W wieku 10 może 12 lat, z własnej woli, znalazłem się w bieszczadzkim lesie w okolicy wsi Rozpucie, gdzie stałem zaczarowany wpatrując się w grubą warstwę śniegu rozoraną śladami jeleni. Nie pozostało nic innego jak ruszyć ich tropem i biec, biec... Pięć godzin biegania po lesie każdemu musi wyjść na zdrowie. To nic, że ich nie dogoniłem. Kwestia treningu. W wieku 35 lat, z własnej woli, znalazłem się we wsi Wola Michowa w Latarni Wagabundy, gdzie, zaniedbawszy przebieżki z leśną zwierzyną, namalowałem dwa obrazy w zielonej tonacji. Teraz wiem, że w Bieszczadach można spotkać również jazzmanów, pasjonatów malarstwa, rzeźby, tańca, dobrych trunków, miłośników sztuki, kwartet smyczkowy, amatorów smażonych kani, racuchów z jabłkami. Są też wytrawni zbieracze rzecznych kamieni... Podziękowania i pozdrowienia dla organizatorów, gospodarzy Ogólnopolskiego Pleneru Plastycznego Wola Michnikowa 2004.” Artur Kardamasz i uczestników I Kroplewski Benedykt Moja dusza została zauroczona, zainspirowana pozytywnie ,·gdy we wrześniu tego roku, na zaproszenie wspaniałych sponsorów, hojnych, troskliwych, przyjacielskich zakochałem się. A miłość ta ma zapach strumienia płynącego po przewróconych skałach, strzelistych sosen, rosłych dębów, gładkich buków, łąk zielonych, węgla drzewnego i płonącego ogniska, smak kiszonych rydzów, smażonych kań, złotego miodu, oscypków, łemkowskiego alkoholu. Ma kształt połonin, gibkość wąskotorowej kolejki, oczy zamglonego błękitu. W leśnych ostępach odnalazłem zagubione cerkiewki, odgłosy okrutnej historii i ślady Stachury. Słuchałem radosnego wieczornego śpiewania i rannej ciszy. Przyjaciele artyści zaczarowani miejscem, atmosferą, przelali na płótna emocje, radości, szalony taniec, spokojny sen, też zakochani. Wszystko to zobaczyłem w ich oczach i obrazach. Tak wiele, w tak krótkim czasie, już tęsknię do Woli Michowej, Benedykt. Zbigniew Opalewski Ucieszyłem się na wiadomość, iż zostałem zaproszony na plener malarski w Bieszczady, w których jeszcze nie byłem. Chcę zauważyć, iż wyprawa z Żuław (z Elbląga ) do Woli Michowej to... jazda autem ok. 14 godzin, a koleją i autobusem jeszcze raz tyle! Ale warto było „posmakować” osobiście walorów okolic Doliny Górnej Osławy. Chciałoby się „ugryźć” znacznie więcej z tego uroczego regionu. Wraz z moją Małgosią spędziliśmy niezapomniane chwile w sympatycznej atmosferze jaką stworzyli gospodarze, Teresa i Wojtek, i sami uczestnicy pleneru. Podczas tygodniowego pobytu zrealizowałem cztery prace malarskie. A wystawa prac tam powstałych potwierdziła w większości trafny dobór jej uczestników przez Zbyszka Chrostka, komisarza pleneru. Łazikowanie czy malowanie, oto był dylemat. Czas trudno jest jednak rozciągnąć. Mam nadzieję, że wrócę w tamte strony, które dotychczas znałem z opisów i opowiadań. Zaimponował mi „Kiju”, który z niemałą żarliwością lansuje Dolinę Osławy i walczy o zachowanie i utrwalanie resztek tożsamości tej ziemi. Warto dołączyć się do akcji Wojtkowych, wspierających odbudowę i rewaloryzację nielicznych śladów obecności Łemków, którzy tu nie powrócili. Sami zadajmy sobie pytanie o trwałość rzeczy i idei, które rzeczy te jedynie symbolizują. Przemijają ludzie, przemijają dowody ich materialnej cywilizacji, czy przemijają idee? Czy ludność tu przybyła, oderwana od swoich miejsc urodzenia zmieniła swoją świadomość? To są może pytania, na które niech odpowiedzą inni. Dlatego warto organizować plenery, które utrwalają wszelkie walory tego urokliwego regionu. Zbyszek Opalewski Grzegorz Smakosz „Zawsze sztuka kochała szczęście, a szczęście sztukę.” Arystoteles (384-322 p.n.e.) Jestem estetą. Zawsze pragnąłem obcować z pięknymi rzeczami. Ale sztuka to coś więcej niż tylko piękno! To uczta dla zmysłów, energia ładująca akumulatory, inspiracja do działania, ukojenie w stresie,…, a może tylko zapatrzenie? Mój pierwszy obraz kupiłem niemalże za przysłowiowe „pierwsze zarobione pieniądze”. Niestety, przy braku talentów w kierunku sztuk pięknych, mogę być tylko konsumentem, choć nomen omen smakoszem. Dlatego moim marzeniem było, w minimalnym choćby stopniu, przyczyniać się do powstawania dzieł sztuki. Na szczęście marzenia, to one po to są, żeby móc je czasami realizować. Stąd zrodził się pomysł zorganizowania pleneru plastycznego. Jestem szczęściarzem, że dzięki pomocy tak wspaniałych ludzi jak Zbyszek Chrostek i Wojtek Gosztyła „Kiju” odbył się plener w Woli Michowej. Jego dojrzałe owoce, tak jak to jabłko w labiryncie twórczych poszukiwań, zaproponowane na logo pleneru przez Bogdana Kaweckiego (skądinąd też artystę w tym, co robi}, mamy przyjemność Państwu zaprezentować. Znajdziecie tu Państwo różne style, różne szkoły, różne środki wyrazu artystycznego, ale każda z tych prac jest godna uwagi i mimo plenerowej specyfiki, charakterystyczna dla danego artysty. Chciałbym zachęcić Państwa do otaczania się szczęściem i na zakończenie raz jeszcze przywołać myśl Arystotelesa:, „ Gdy ktoś pyta, dlaczego tak wiele czasu poświęcam rzeczom pięknym – jest to pytanie ślepca”. Grzegorz Smakosz