Którêdy 5-2007

Transkrypt

Którêdy 5-2007
zacznij! Bo inaczej albo będziesz się łudził, że jesteś tam, gdzie jeszcze nie jesteś,
albo wpadniesz w rozpacz, że nigdy tam nie dojdziesz. Jesteś kimś, kto coś zrozumiał z charyzmatu Brata Alberta – tak, ale rozumiesz tyle – tylko tyle – ile rzeczywiście robisz. Czy naprawdę już rozumiesz ‘Ecce Homo’?”
Czyż nie to właśnie może być naszą słabością? – że już mamy gotowe Ecce
Homo. Ktoś je już zrobił i wielu je podziwia, a my nosimy jego imię… Mamy gotowe „Ecce Homo”, napisane Konstytucje, działające domy opieki. Gotowe.
I myślimy, że robimy to co Brat Albert… albo narzekamy, że nie czynimy tego co
Brat Albert…
Tak jakbyśmy nie mieli odkrywać swego powołania co najmniej tyle lat co
on… Co najmniej.
s. Agnieszka Koteja
BUDOWNICZY
Przyjechałam do Domu Samotnej Matki w Wadowicach. Przeszłam
furtkę i zobaczyłam kilku robotników, budujących przybudówkę na bawialkę
dla dzieci. Obok pracujących stał 8-letni chłopczyk z otwartą książką, obok
bawiąca się dziewczynka. Niewiele było słychać wśród odgłosów budowy,
dość jednak niecodzienny był to widok tych „pętających się pod nogami”
dzieci, których jakoś nikt nie przeganiał. Naraz z domu wyszła siostra, wołając dzieci na obiad. Chłopaczek jednak ani myślał opuścić swoje stanowisko!
Podniósł głos i czytał jeszcze głośniej – bajkę, jak się okazało. Nie sobie, ale
robotnikom, „żeby im się milej pracowało”. Po powtórnym przynagleniu,
gdy chłopiec ze spuszczoną głową skierował się w stronę domu, główny budowniczy zawołał: „Słuchaj, a nie masz jeszcze jednej bajki?” - „Mam!” –
wrzasnął mały, z błyskiem nadziei w oczach. „To po południu przyjdź mi
jeszcze poczytać!” – Rozpromieniony chłopczyk zawołał „przyjdę, przyjdę!”
i wbiegł do budynku w podskokach.
S. Przełożona mówiła mi później z podziwem o tych zwykłych ludziach,
pozwalających dzieciom z domu samotnej matki „sycić się” silną i bezpieczną
obecnością mężczyzny. A ja z radością myślałam o Przełożonej, która pozwalała na to wiedząc dobrze, że praca idzie wolniej robotnikom, którzy muszą
uważać na bawiące się w pobliżu dzieci...
s. A.
=======================================================================
WIĘCEJ
ŚWIATŁA
Jeden z braci próbuje po ciemku otworzyć drzwi. Ponieważ ma kłopoty
z trafieniem kluczem do zamka, pyta towarzyszy swych trudów: „Czy
mógłby mi ktoś przyświecić?” W odpowiedzi słyszy: „Ja mogę świecić
tylko przykładem”. Mimo tej deklaracji nadal jest ciemno i zamka nie
można otworzyć. Z pewnym smutkiem ten sam głos dopowiada:
„Widocznie za słabo świecę”. Na to ktoś z boku proponuje: „Może więc
teraz powinieneś zapłonąć wstydem?”
=======================================================================
Odpowies. Agnieszka Koteja, [email protected] [0-18/20-125-49]
dzialni br. Marek Bartoś, [email protected] [0-12/42-95-664]
Któredy
?
OD SERCA Z „WIZJI”
DO SERCA Z „ECCE HOMO”
Czy ktoś podjął rozważanie nad znaczeniem faktu, że
obraz „Ecce Homo” zaczął być malowany niemal równocześnie z „Wizją św. Małgorzaty”, przy czym „Wizja” została
ukończona w tym samym roku, a „Ecce Homo” dojrzewało
jeszcze 10 lat? Na dwóch różnych obrazach Adam Chmielowski namalował Boże Serce. „Wizję” zakończył bez problemu, jeszcze przed wstąpieniem do jezuitów. Obrazu „Ecce
Homo” nie ukończył właściwie nigdy.
5
(17)
2007
s. Agnieszka
KOTEJA
refleksja
nad dwoma
obrazami
Jezusowego
Serca
„W ‘Wizji św. Małgorzaty’ spełniły się marzenia Adama Chmielowskiego malowania na tematy religijne tak, jak malował Fra Angelico” – napisał ks. Michalski. Adam tworzy obraz „Wizja św. Małgorzaty” w tym czasie, gdy dojrzewa
w nim decyzja wstąpienia do zakonu. Widnieje na nim Pan Jezus, wskazujący
dłonią na swe gorejące serce. Św. Małgorzata trwa w ekstazie. Widać jakby odwrócenie porządków: jasne i wyraziste są postacie Chrystusa i anioła, czyli postacie z nieba, z porządku nadprzyrodzonego, a ciemna i jakby na pół tylko obecna
jest osoba św. Małgorzaty, czyli postać z ziemi, „jedna z nas”. Wrażenie jasności
i harmonii, emanujące z obrazu, współbrzmi z tonem listów Chmielowskiego
pisanych niedługo później z nowicjatu. Patrząc na ten obraz i czytając listy z Nowej Wsi, mamy jasne przesłanie: „wszystko się zgadza! już wiem! Jezus kocha,
Jezus jest miłością, liczy się tylko On!”
W tym czasie na obrazie „Ecce Homo” wciąż jest jeszcze sama Twarz Jezusa.
Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstał olbrzymi zarys Jego Serca.
Trzy lata później Adam maluje obraz zatytułowany „Powrót z Golgoty” (znany także pod nazwą „Św. Weronika”), przedstawiający pochód różnych osób
związanych z Męką Pańską. Na pierwszym planie widnieje chusta św. Weroniki
z wizerunkiem Twarzy Jezusa. Ten obraz również pozostał niedokończony.
Mamy więc trzy obrazy. Dwa z nich, niedokończone, są kontemplacją umęczonego Chrystusowego Oblicza. Ukończony i jasny w swym przesłaniu jest tyl-
ko obraz Bożego Serca z wizji św. Małgorzaty. Namalowane na nim Serce jest
niemal identyczne z Jezusowym Sercem przedstawionym na obrazie znajdującym
się u sióstr wizytek w Krakowie, który Chmielowski miał skopiować w 1884 r.
(czyli rok po „Weronice”). Jak widać, to przedstawienie Bożego Serca nie nastręczało mu trudności.
Dlaczego więc tyle czasu Adam nie mógł się uporać z „Ecce Homo”, które
ostatecznie zostało oddane jako „nowe, genialne przedstawienie obrazu Bożego
Serca”? (określenie arcybpa Szeptyckiego).
Widocznie mu czegoś brakowało.
Pomiędzy „Wizją” a „Weroniką” w życiorysie Chmielowskiego mamy załamanie się w nowicjacie jezuickim i pół roku ciemności skrupułów. Na etapie
„Wizji” i „Weroniki” obraz „Ecce Homo” ma wciąż samą tylko Twarz. Do Krakowa Chmielowski przywiózł „Ecce Homo” na etapie Twarzy. Serce doszło później – czyli razem z zamianą Adama w Alberta.
Jaka jest różnica miedzy Sercem z „Wizji” a Sercem z „Ecce Homo”?
Nie będąc kompetentną w tych sprawach, pozwolę sobie jednak podzielić się
osobistą refleksją jako jedną z możliwych odpowiedzi:
W nabożeństwie do Serca Jezusowego położony jest mocny akcent na zadośćuczynienie Bożemu Sercu, na wynagradzanie Panu Jezusowi. Adam Chmielowski
już jako Brat Albert gorąco zalecał cześć dla Bożego Serca, nigdy jednak patrząc
na Serce nie użył słowa „odpłacić”. Pisał natomiast: „wywdzięczyć się”. W jego
notatkach jest tak, że ilekroć patrzy na Eucharystię, widzi Ciało wydane, Krew
wylaną. Nie pisze „Chleb”, lecz: „Ciało wydane, Krew wylana...”, choć adorował
i przyjmował Eucharystię pod postacią chleba. I w tej właśnie sytuacji chce się
„wywdzięczyć”, chce „niczego nie odmówić”. Pisze: „Chcę cierpieć z Chrystusem, Chrystusem się karmię...” Sądzę, że nie jest to tylko modlitwa po przyjęciu
Komunii św., lecz raczej preludium do kończącego tę frazę „Święty, Święty,
Święty…” – komunia, ale nie tylko eucharystyczna!
Otóż, wydaje mi się, że ten odcień jego duchowości pozostał nie dość wyraźnie zauważony, a pobożność eucharystyczną zbyt łatwo sprowadzono do „dobroci
chleba” (słów z książki Winowskiej „Patrzę na Jezusa w Eucharystii... skoro On
stał się Chlebem... itd.” jak dotąd nie odnaleziono w żadnych tekstach źródłowych
św. Brata Alberta). Nawet w prywatnych pismach bł. Bernardyny i jej poleceniach dla sióstr, choć tylekroć odwołuje się ona do myśli Założyciela, wyakcentowany jest właśnie moment wynagrodzenia – a nie wywdzięczenia! (choć nie
brak i wdzięczności). Współczesna jej św. Faustyna zostawiła Koronkę, w której
ofiarujemy Ojcu Mękę Jego Syna – a nie własne cierpienia. Ks. Artur ze Słowacji
mówił kiedyś, że na Słowacji jest kilka różnych tłumaczeń Koronki, bo nie ma
odpowiednika polskiego wyrażenia „na przebłaganie”. Można „przeprosić” albo
„wynagrodzić, zadośćuczynić”, ale nie ma słowa identycznego z polskim „na
przebłaganie”. To mi jeszcze bardziej uzmysłowiło, jak trudno jest uchwycić istotę darmowej miłości Pana Boga, nie popadając w którąś ze skrajności. (Jedną
skrajnością jest usiłować „wynagrodzić” w sensie jakiegoś „wyrównania rachunków”, drugą – zrezygnować z wszelkiej formy zadośćuczynienia i pokuty w imię
darmowości łaski). Jeśli jednak chodzi o żądania Pana Boga wyrażone
w prywatnych objawieniach, to można odnieść wrażenie, że Pan Bóg przez te
trzysta lat od św. Małgorzaty do św. Faustyny jakby „spuścił z tonu”, prawie jakby mówił: „to Ja już człowieku wszystko zrobię, tylko zechciej to przyjąć!!”
Otóż, wracając do pytania, czemu Adam Chmielowski nie mógł sobie poradzić
z obrazem Ecce Homo (i Weroniki), wydaje mi się, że malując „Wizję św. Małgorzaty” nie znał on jeszcze takiej darmowej miłości Pana Boga, której dał wyraz
w „Ecce Homo” – pomimo, że w obu jest dar Serca. Potrzebował do tego długich
lat kontemplacji Chrystusowego Oblicza i osobistych doświadczeń. Tuż przed
nowicjatem podobało mu się Serce objawiające Miłość Boga – i, gdzieś pod
spodem, odpowiadał z zapałem: „to ja Ci za nią odpłacę! będę wynagradzać za
Twoje gorycze!” Właśnie na tym mogło polegać załamanie, które zaczęło się od
epizodu z niedopałkiem papierosa. Nie potrafimy się Panu Bogu „odpłacić”.
I zwykle zanim dojdziemy już do tego, że jest to w ogóle niemożliwe, musimy
najpierw boleśnie doświadczyć: „ja nie potrafię”... To pierwszy, wstępny etap
dochodzenia do Serca z „Ecce Homo”. Kiedy Adam odkrył już Boże Miłosierdzie
i wyszedł z ciemności skrupułów, malował dalej Twarz i Mękę i Serce. Czynił to
chyba jakoś „dla siebie”, pragnąc wejść głębiej w tajemnicę doznanej miłości.
I znów Serce z kościoła wizytek namalował od ręki, a „Ecce Homo” i „Pochód z
Golgoty” w tym czasie pozostają dziełami malowanymi, ale nie na-malowanymi.
To etap drugi. I dopiero później, stopniowo, dochodzi do takiego obrazu Chrystusa, który już nie POKAZUJE RĘKĄ Serca widniejącego na piersi, ale JEST Sercem.
Pracując charytatywnie w Konferencji św. Wincentego Brat Albert jeszcze „wyciągał ręce”, w ogrzewalni – „siebie dał”. To dopiero etap trzeci, ostatni.
Porównanie procesu powstawania tych dwu obrazów Serca wydaje mi się tak
ważne, bo ma ważne konsekwencje praktyczne. Czy nie jest tak, że właściwie
zarzuciliśmy już ideę wynagradzania Panu Jezusowi przez dobrowolne umartwienia, nazywając ją cierpiętnictwem? Z radością odmawiamy Koronkę do Bożego
Miłosierdzia, odwołującą się do zasług Męki Chrystusa. Nie uczymy się natomiast na pamięć modlitwy św. Faustyny, by jej nogi, ręce i język były miłosierne.
Czy nie jest tak, że w Komunii św. jemy tylko Chleb – a nie „Ciało wydane
i Krew przelaną”? U Brata Alberta jest głęboka synteza obu tych nabożeństw (św.
Małgorzaty i św. Faustyny), na innym zupełnie poziomie. Ta synteza doprowadziła go z powrotem do człowieka – tego z małej litery. To jest „Ecce Homo”.
Konsekwencje praktyczne... Czy to nie jest tak, że jednak każdy sam musi
przejść podobne etapy? Że nie da się zacząć od Ecce Homo. Czy mówiąc o Ecce
Homo nie trzeba najpierw powiedzieć samemu sobie: „zacznij od Twarzy… –
a może od ręki, może od stopy Jezusa, ale maluj swój obraz od tego momentu,
gdzie właśnie jesteś. Nie przywłaszczaj sobie Ecce Homo. Nie zaczynaj od punktu,
do którego Albert doszedł po tylu latach poszukiwań. Ale – koniecznie, koniecznie