Untitled - Katarzyna MAJAK
Transkrypt
Untitled - Katarzyna MAJAK
Katarzyna Majak „Die Sichtbarkeit des Todes” „naoczność śmierci” – tym sformułowaniem rozpoczyna swój komentarz do projektu „Purpur Braun Grau Weiss Schwarz” młody niemiecki fotograf Daniel Schumann. Na czym polega naoczność śmierci? Czy śmierć można zobaczyć i przedstawić w fotografii, czy jest ona pojęciem abstrakcyjnym, czy uchwytnym zmysłowo zjawiskiem, czy fotografując trupa pokazujemy śmierć? Czym różni się ciało od trupa, w którym momencie ciało staje się trupem, czy jest możliwym uchwycenie tego momentu? Krótko mówiąc – jak wygląda śmierć, jej fotograficzny konterfekt? Być może warto w tym momencie przypomnieć pewne słynne zdjęcie – ostatnie zdjęcie szwedzkiego fotografa Leonardo Hendricksena, wykonane tuż przed zastrzeleniem autora w Chile w trakcie przewrotu Pinocheta. To zdjęcie śmierci, własnej śmierci, choć nie widzimy na nim trupa, ani ciała, które lada chwila stanie się trupem. Trup jest w tym miejscu, w którym my patrzymy na zdjęcie. Tak oto naoczność śmierci może w fotografii stać się paradoksalnie naocznością tego, co transcendentne. Czy można poprzez obraz jeszcze bardziej zbliżyć się do chwili, którą nazywamy śmiercią? Z pewnością nie przybliży nas ku niej zdjęcie trupa – jego obraz to ledwie ślad śmierci, ślad często zwietrzały już i zatarty. Można by powiedzieć z nutą rozczarowania, że śmierć sama nie jest skłonna do pozo- 28 wania, skrywa się dyskretnie za swoimi dziełami. A tym jej dziełem, które nas intrygować nie przestaje, jest oczywiście przede wszystkim trup. Co nas intryguje w trupie? Czy nie chodzi o to, że dopiero ludzkie zwłoki uświadamiają nam, że człowiek to coś więcej, niż ciało, które postrzegamy zmysłami. Nieważne przy tym, czy jesteśmy religijni i jaki światopogląd wyznajemy – trup pozostanie dla nas szokujący, bo nie potrafimy w nim siebie rozpoznać. Jeden z najbardziej sugestywnych opisów tego szoku znajdziemy u Kristevej w „Potędze obrzydzenia: „Trup (…) i śmierć jeszcze silniej naruszają tożsamość tego, kto staje przed nimi jako kruchy i oszukańczy przypadek. Rana pełna krwi i ropy albo słodkawy i gryzący odór potu, zgnilizny, nie oznaczają śmierci. W obliczu śmierci oznaczonej – na przykład płaskiego encefalogramu – zrozumiałabym, buntowałabym się lub z nią pogodziła. Nie, taki prawdziwy teatr, bez makijażu i bez maski, odpad oraz trup wskazują mi na to, co permanentnie odsuwam, żeby żyć. Te wydzieliny, ta nieczystość, to gówno w śmierci są tym, co życie znosi z wielkim trudem. Jestem tu na granicy swojej kondycji żywej istoty (...) Jeśli nieczystość oznacza drugą stronę granicy, gdzie mnie nie ma i która pozwala mi być, trup, najobrzydliwszy ze wszystkich odpadów, to granica, która zagarnęła wszystko (...) Owo gdzie indziej, które, jak sobie wyobrażam, jest daleko od teraźniejszości, (...) teraz jest tutaj, rzucone, wstrętne, w „moim” świecie. Tak więc mdleję, pozbawiona świata. (…) Trup – oglądany bez Boga i nie z perspektywy nauki – to szczyt Daniel Schumann, Horst Kloeters 1 25.August Daniel Schumann, Horst Kloeters 1 25.August Daniel Schumann, Horst Kloeters 1 30.August | zdjęcia dzięki uprzejmości autora PREZENTACJE wstrętu. To śmierć pustosząca życie. Wymiot. To odrzucony, od którego nie da się uwolnić, przed którym nie ma obrony, tak jak przed przedmiotem. Wyobrażona dziwność i realne zagrożenie; wzywa nas, a w końcu pochłania.” 1 Jestem skłonna wierzyć, że omdlenie Kristevej nie jest udawane, choć nie jest to, na szczęście, jedyna możliwa reakcja na trupa. Ludzie od wieków starali się radzić sobie na rozmaite sposoby z wyzwaniem, jakie rzucała im śmierć pod postacią zwłok. Wbrew temu, co sugerowałaby nam nasza wrażliwość, problem z trupem nie polega wcale na tym, że bywa on obrzydliwy – jest wiele innych obrzydliwości, które nie budzą takich emocji; z drugiej strony trup nawet wtedy, gdy nie budzi obrzydzenia, nie jest wciąż trupem „oswojonym”. Trup to skandal, a skandalem jest fakt, że osoba w trupie staje się rzeczą, a być może wręcz okazuje się rzeczą. Nie ma żadnego sposobu pogodzenia tego brutalnego faktu z najgłębiej w nas zakorzenioną intuicją podmiotowości każdego człowieka jako osoby, najzwięźlej zapewne ujętej w imperatywie praktycznego rozumu u Kanta. Fakt ten zatem musi zostać unieważniony za wszelką cenę, a zatem unieważniony musi być trup. Po to właśnie tworzymy obrazy trupa – nie, by go uwiecznić (jak to czynimy z żywym człowiekiem), lecz by go unieważnić. Obraz musi oznaczać wymazanie lub metamorfozę trupa jako rzeczy. Może to być proces zmierzający w dwóch przeciwstawnych kierunkach – socjalizacji trupa, który na powrót staje się osobą, lub banicji trupa poprzez odebranie mu roszczeń do pokrewieństwa z ludzką osobą. Obydwie strategie pozwalają uniknąć skandalu, a o to właśnie tu chodzi i zawsze chodziło. Obraz jako reakcja na skandal trupa to zjawisko tak dawne, jak nasza kultura. Hans Belting w tej reakcji widzi jeden z impulsów, który zrodził sztukę. „Ludzie byli bezsilnie skazani na doświadczenie, że życie, gdy umiera, zmienia się w swój własny obraz. Tracili zmarłego, który za życia uczestniczył we wspólnocie, na rzecz zwykłego obrazu. Mogli zatem, aby się przeciw temu bronić, odpowiedzieć na stratę, wytwarzając inny obraz: obraz za pomocą którego na swój sposób czynili sobie śmierć, to, co niezrozumiałe – zrozumiałym.” Okazuje się jednak, „że wynajdując obraz – pragnąc za jego pomocą odpowiedzieć na zagadkę śmierci – wynaleźli jedynie nową zagadkę.” Bowiem „zagadka, która otacza zwłoki, stała się teraz także zagadką obrazu: polega ona na paradoksalnej nieobecności, która tak samo jak z obecności zwłok przemawia z obecnego obrazu.” 2 Jednym z najstarszych wcieleń obrazu jest maska, której rola w oswajaniu Torben Eskeord, z serii: Register | zdjęcie dzięki uprzejmości autora śmierci w klasycznej postaci ujawnia się w rzymskiej ceremonii pogrzebowej, na której zmarły i jego przodkowie reprezentowani są poprzez maski wiernie oddające ich fizjonomie. Nie są to maski pośmiertne zdjęte z martwego oblicza, to żyjące maski ludzi już nieobecnych. Maska żyjącego to residuum jego obecności w zatrzymanym czasie. Tak wypadałoby potraktować także maski (powstałe za życia, jak i pośmiertne), przedstawicieli duńskich elit z lat czterdziestych ubiegłego wieku z kolekcji w zamku Fredericksborg wykonane przez Holgera Wintera a sfotografowane w ramach projektu „Register” przez duńskiego artystę Torbena Eskeroda 3. Maski Eskeroda to kolejne zaklęcie, które chciałoby oswoić radykalną nieobecność. 29 PREZENTACJE Maska to ślad czegoś rzeczywistego i już nieobecnego, podobnie jak trup. Tak jest w wypadku zdjęć Eskeroda, tak też ma się sprawa z twarzami (i dłońmi) wywołanymi z niebytu na zdjęciach Joanny Kane. Wykorzystując odlewy gipsowe twarzy (i nie tylko) wykonane w XIX wieku sławnym i anonimowym osobom za życia lub zaraz po śmierci 4 Kane traktuje je jako punkt wyjścia do rekonstrukcji, lub jeśli kto woli, kreacji twarzy, dłoni i innych fragmentów ciała. Wyrwane z niebytu twarze te pozostają, zgodnie z tytułem projektu (”The Somnambulists”), w swoistym zawieszeniu pomiędzy rzeczywistością i złudzeniem, obecnością i wspomnieniem, jawą i snem. Niczym 30 sobowtóry są obecne zamiast tych, którzy bezpowrotnie rozpłynęli się w nieistnieniu, jako kolejna odpowiedź na wyzwanie śmierci, której przekreślić nie sposób. Ale próbować ją przechytrzyć – to już co innego, takiej pokusie trudno się oprzeć. Jeżeli, wedle słów Barthesa, „każda fotografia jest zaświadczeniem obecności” 5, to czy fotografia trupa nie jest z kolei zaświadczeniem nieobecności w nim uobecnionej? Czy nie tym właśnie, uobecnioną nieobecnością, jest bowiem trup? Czym innym zatem okazuje się trup, jak nie kolejnym obrazem? Jest on jednak obrazem, nad którym nie mamy władzy, a to jest sytuacja nie do zaakceptowania. Człowiek musi zapano- wać nad zbuntowanym obrazem-trupem i czyni za pomocą rozlicznych procedur odzyskiwania tego obrazu. Metamorfozy trupa i przyoblekanie go w sens oznaczają przede wszystkim zapanowanie nad rozpadem i przywrócenie zerwanej komunikacji. Warto w tym miejscu odwołać się do rozważań Hansa Beltinga na temat teorii obrazu u Dantego „ufundowanej na kategorialnej różnicy obrazu i ciała. Sam [Dante] stworzył decydującą przesłankę takiej teorii, gdy radykalniej aniżeli jego antyczni poprzednicy powiązał ze sobą definicję obrazu i ciała. Uczynił to w dwojakim sensie, twierdząc, że ciała nigdy nie są obrazami, podczas gdy obrazy nigdy nie posiadają ciał.” 6 W tym właśnie sensie fotografia odcieleśnia śmierć, gubi ciała (te martwe, i te żywe), podsuwając w ich miejsce obraz. Nie dotyczy to tylko fotografii, to zasadniczo cecha naszego patrzenia – nasze spojrzenie gubi ciała i zastępuje je obrazami. Fotografia czyni to samo, bo ulega naszemu spojrzeniu, które kieruje się na świat za jej pośrednictwem. „Nic nie pomaga skierowanie aparatu na świat: tam na zewnątrz nie ma żadnych obrazów. Czynimy je (lub je posiadamy) wyłącznie w nas samych.” 7 Co znajduje fotografia w obrazie trupa? Połączmy to pytanie z innym, które w sposób nieuchronny się tutaj nasuwa: Gdzie właściwie jest zmarły, gdzie możemy go odnaleźć? W jego ciele, które tymczasem stało się trupem i rozpoczęło proces swojej „nieludzkiej” metamorfozy, przemiany w „nie-człowieka”, czy może w obrazach naszej pamięci i tworzonych za jej pośrednictwem artefaktach? Nie wiemy tego, a raczej nie możemy się zdecydować na żaden z tych wariantów. Rozdarcie między fizyczną obecnością i obrazem pozbawionym ciała staje się w przypadku zmarłych szczególnie dotkliwe. Ujawnia to cała przebogata ikonografia śmierci, nie tylko fotograficzna. Ustawiczne powroty do trupa na różnych etapach jego przepoczwarzania się pokazują wyraźnie, że nie jesteśmy w stanie zastąpić go jakimś zresocjalizowanym symbolicznym ciałem, o którym w swoim Joanna Kane, Study for the Somnambulists, z serii: Castings, 2007 (współczesna fotografia odlewu żywej ręki, który został stworzony przez autorkę zdjęć) PREZENTACJE eseju wspomina Belting 8, że musimy go jakoś połączyć z tym oswojonym już ciałem w obraz, którego spójność zawsze pozostanie co najmniej wątpliwa. Powróćmy do Daniela Schumanna, którego komentarz stał się zalążkiem niniejszego artykułu. Album „Purpur Braun Grau Weiss Schwarz” mierzy się z wyzwaniem śmierci na sposób dobrze znany w tradycji artystycznej, mianowicie snuje analogię między śmiercią a snem. Fotografie ukazują pacjentów Hochdahl, franciszkańskiego hospicjum (do personelu którego autor uprzednio należał 9) w trakcie umierania – w ostatnich tygodniach przed śmiercią i zaraz po niej. Widzimy ludzi wyniszczonych chorobą, ale nie widzimy cierpienia. Widzimy ludzi, którzy właśnie odeszli, ale nie odczuwamy ich nieobecności. Granica między życiem a śmiercią zaciera się i to śmierć właśnie upodabnia się do życia, udaje sen, sen który potrafi nawet ocierać się o uśmiech. Czy to obraz oszukańczy? Niezupełnie, choć kryje się za nim kolejny z analizowanych tu wybiegów oswajających śmierć i skandal trupa. Ale kryje się za nim również dość kłopotliwy, chociaż pod pewnym względem również pożyteczny fakt, że śmierć jako konkretny moment lub zjawisko, które chcielibyśmy uchwycić, rozmywa się nam często i umyka w powolnym procesie umierania, w którym nie potrafimy odróżnić jeszcze-życia od już-śmierci. Do czasu rzecz jasna, ale na ten moment śmierć zostaje obłaskawiona, choć nie przebłagana. Trudno przy okazji oprzeć się refleksji, jak odległe jest owo zrównanie życia ze śmiercią z tym równaniem, o którym pisze (używając tego właśnie sformułowania w kontekście obozu zagłady) Georges Didi-Huberman, przytaczając wypowiedź R. Antelme’a: „ Śmierć równała się tu z życiem, w każdej sekundzie. Komin krematorium dymił obok komina kuchni. Zanim tu przyszliśmy, znajdowano kości zmarłych w zupie żywych, i złoto z ust zmarłych było od dawna wymieniane na chleb dla żywych.” 10 Do Didi-Hubermana będę miała jeszcze okazję powrócić w dalszej części rozważań. Walter Schels, Wolfgang Kotzahn | zdjęcia dzięki uprzejmości autora 31 PREZENTACJE Tam, gdzie Schumann nie próbuje zbyt radykalnie przeciwstawiać życia śmierci, dyptyki Waltera Schelsa z cyklu ”Life Before Death” wprowadzają zdecydowaną dychotomię jeszcze-żywy i już-umarły poprzez zestawienie obu ujęć w jednym spojrzeniu. Cykl powstał we współpracy z dziennikarką Beate Lakotta, która poprosiła śmiertelnie chorych o zgodę na towarzyszenie im w ostatnich dniach i miesiącach ich życia. 26 osób zgodziło się, aby zrobiono im zdjęcia tuz przed i zaraz po śmierci 11. W przypadku ”Life Before Death” efekt prowadzi siłą rzeczy od przeciwstawienia do swoistej dialektyki tych dwóch momentów, tak jakby dopiero oba one dawały nam w ramach osobliwej syntezy pełny i ostateczny obraz ludzkiej osoby, którą jej śmierć definiuje w tej samej mierze, co jej życie. W tym kontekście śmierć nie 32 tylko nie unicestwia osoby, ale wręcz ją współtworzy. Można by dyskutować, czy cokolwiek wnoszą do tego obrazu teksty Lakotta, zdradzające nam parę szczegółów na temat portretowanych postaci – obraz wydaje się tu całkowicie autonomiczny wobec wszelkich komentarzy. Książka ”The Dead” z 2010 roku autorstwa kanadyjskiego fotografa Jacka Burmana określana jest jako ‘księga portretów post mortem’ 12. Słowo portret wyraźnie wskazuje, że trup nie jest ukazany jako rzecz, że mamy tu do czynienia z rewindykacją osoby poprzez sposób ukazania ciał, zwłaszcza twarzy. Można by rzec, że niektórzy modele pozują tu do zdjęć, tak jak uczyniliby żywi ludzie, zwracają się ku nam z jakimś gestem, wyrazem twarzy, choćby twarz ta była bardzo już zdeformowana. Deformację tą można by tu odbierać na kształt pewnej ekspresji, którą zazwyczaj łączymy ze świadomym gestem lub mimiką twarzy. Nawet odcięta wraz z przedramieniem dłoń wydaje się ożywiona w swym geście chwytania czegoś, co umyka naszemu spojrzeniu. Ta portretowa konwencja uduchawia martwą materię trupa, sugeruje dyskretnie jakąś możliwość kontaktu jak z osobą. Tak oto rejestracja zwłok okazuje się ich transformacją w obraz, który żywi są w stanie zaakceptować niezależnie od szoku, jaki te zdjęcia z pewnością muszą wywoływać. Jest to jednak raczej szok z gatunku tych, które wywołuje widok fizjonomii zdeformowanej, ale wciąż mieszczącej się w ramach tego, co komunikowalne. Trup jako rzecz spoglądałby ku nam gdzieś spoza tych ram. Takiego spojrzenia my żywi znieść nie potrafimy. Zdjęcia Jacka Burmana to zatem próba perswazji wobec trupa. Spojrzenie śmierci skierowane ku Jack Burman, USA, numer 5, 2003, z serii: The Dead Jack Burman, Argentyna, numer 11, 2001, z serii: The Dead PREZENTACJE nam, jakby ulegając tej perswazji, pozwala się na moment oswoić. Tak jak fotografia nie zajmuje się ciałami lecz obrazami, Jack Burman nie rejestruje zwłok, interesują go obrazy które nosimy w sobie, a które on odtwarza lub odkrywa jako obrazy. W tym wypadku są to obrazy zdradzające potrzebę kontaktu i komunikacji. Ów kontakt i komunikacja są w jego ujęciu dyskretne, nie ingerują przesadnie w materię zwłok – pokazuje to przy okazji, jak płynna i trudna do wykreślenia granica dzieli to, co martwe i to, co żywe. Ciała sfotografowane przez Burmana przekraczają tę granicę w sposób niemal niezauważalny i w żadnym razie nie definitywny. Być może należałoby raczej powiedzieć, że trwają gdzieś na ziemi niczyjej i za sprawą utrwalającego je obrazu na tym obszarze ostatecznie pozostaną. Joel-Peter Witkin nie jest równie taktowny w swych kontaktach ze zwłokami. Nie pozwala im odpoczywać w spokoju, zmusza je do zdecydowanie większej dawki ekspresji, do najbardziej osobliwych metamorfoz i zachowań. Nie sposób nie dostrzec tu odwołań do świata późnośredniowiecznej wyobraźni, wyobraźni romantycznej i surrealizmu w najrozmaitszych jego wydaniach. Witkin porywa martwe ciała i włącza je do świata wyobrażonego zaludnianego przez najróżniejsze osobliwe zjawy i zjawiska. Stając się częścią obrazów, choćby najbardziej dziwacznych i odstręczających, pozostają częścią naszego ludzkiego świata, a raczej powracają doń ze swych czeluści, do których żadna wyobraźnia i żadne obrazy nie sięgają. Tak oto Witkin, gorsząc widza, oswaja i uczłowiecza trupy. Jack Burman, Sycylia, numer 12, 2006, z serii: The Dead | zdjęcia dzięki uprzejmości autora Cykl fotografii wykonanych przez Konrada Kuzyszyna w Collegium Anatomicum Akademii Medycznej w Łodzi 13 na pierwszy rzut oka nie daje tego płynącego z wyobraźni komfortu 14. Zwłoki ukazuje on bez żadnych upiększeń. Rozkład jest tu powstrzymany, zwłoki trwają w formalinie, odarte przy tym ze wszystkiego poza swym aspektem użytkowym jako obiektu badań i obserwacji. Tabu, jakim jest nienaruszalność ludzkiego ciała, nie dającego się oddzielić od ludzkiej osoby, zostaje tu zniesione, a wraz z nim powiązanie ciała i osoby. Jednak, przy całym radykalizmie swojego spojrzenia, nawet Kuzyszyn usiłuje się wymknąć nieubłaganemu obrazowi trupa w niektórych ze zdjęć komponując go z odbijającym się w szybach otoczeniem w wizje jak z mrocznego snu. A sen i wyobraźnia to znowu narzędzia oswajania 33 PREZENTACJE 34 Elizabeth Heyert, James Earl „Jay Moe” Jones Born: February 1982 Died: March 2004, Harlem New York PREZENTACJE Elizabeth Heyert, Martha Webb Born: April 1941 Died: January 2004 Harlem, New York | Elizabeth Heyert, dzięki uprzejmości Edwynn Houk gallery 35 PREZENTACJE tego, co napotykamy jako nagie życie lub nagą śmierć. Czy nie jest zatem tak, że prowokacyjny gest Kuzyszyna ma zmusić śmierć do przerwania swego milczenia, które okazuje się nie do wytrzymania? Pytanie, na ile gest ten osiąga swój zamysł, pozostawiam bez odpowiedzi. O zdjęciach zarówno Burmana, jak i Kuzyszyna czy Witkina da się powiedzieć to, co Andrea D. Fitzpatrick zanotował na temat kontrowersyjnego projektu ”The Morgue” Andresa Serrano, a mianowicie, że ciała zostają w nim oderwane od swej osobowej tożsamości i swojej biografii, przemieniają się w samodzielny i samowystarczalny obiekt. Dla Fitzpatricka podstawowym problemem jest to, że stając się oderwanym od kontekstu osoby obiektem przestają one być podmiotami. Artysta jest tu porównywany z anatomem, który skalpelem narusza prywatność zmarłego. “Obrazy Serrano wskazują na punkt, w którym bycie tym, który działa (…) zostaje wymazane – wymazane po stronie zmarłego (…) i pozostawione dla artystów oraz widzów – tak aby perspektywa reprezentacji stała się jednostronna, zmarli pozostali bezbronni i w radykalnej pozycji Innego.” 15 36 Przeciwieństwem czysto biologicznej śmierci jest śmierć zrytualizowana, przyobleczona w płynący z tradycji sens, czyniący ją zrozumiałą i przez to akceptowalną. Ten ceremonialny aspekt śmierci ukazany został w bardzo istotnym projekcie „Rytuały przejścia” Przemysława Pokryckiego. Na niektórych obrazach Pokrycki rejestruje ceremonię czuwania przy zmarłym, zarówno we wnętrzach prywatnych w gronie rodziny i znajomych, jak też w kościołach. Jego zdjęcia ujawniają obecność wciąż żywej obyczajowości żałobnej o wiekowej tradycji, współistniejącej z anonimowym umieraniem współczesnym, wygnanym z przestrzeni domowej do szpitali, kostnic i zakładów pogrzebowych. Czuwanie w domu przy odkrytej trumnie (choćby „No 4/2007”) pozwala dopełnić się gestom pożegnania, czyniącym śmierć rytuałem przejścia właśnie, nie zaś wyłącznie gwałtownym kresem wszystkiego. Rytuał i ceremonia włączające śmierć w obręb kultury prowadzą nas do tego, co Louis-Vincent Thomas nazywa piękną śmiercią i upiększonym trupem. Motywacje ideowe tego zjawiska zmieniały się wraz z tradycją. Jak zauważa Thomas, „miejsce niegdysiejszego oczyszczenia zajął pretekst higieny, który być może jest jedynie zracjonalizowanym odpowiednikiem numinosum: w miejsce szacunku i zbawienia trupa-podmiotu, ochrona trupa-przedmiotu; zamiast względów rodzinnych, uspokajająca anonimowość; zamiast akceptacji – odrzucenie śmierci.” 16 Odrzucenie śmierci sprawia, że zmarły zaczyna udawać żywego. Widzieliśmy to już dyskretnie zaznaczone w fotografiach Schumanna, ale gdy sprawę biorą w swoje ręce amerykańskie przedsiębiorstwa pogrzebowe, działając zgodnie ze sloganem: ”Umierajcie, my zajmiemy się resztą”, o dyskrecji nie ma już mowy, a aluzyjne naśladownictwo życia może łatwo przemienić się w jego karykaturę. Gdzie w tym obrazie upiększonej śmierci należałoby umieścić ”The Travelers” autorstwa Elizabeth Heyert, zbiór trzydziestu pośmiertnych portretów wykonanych w zakładzie pogrzebowym w nowojorskim Harlemie? Zdjęcia dokumentują gasnącą już w tamtejszej społeczności tradycję upiększania zmarłych na ich podróż w zaświaty. Trudno byłoby doszukiwać się religijnych motywacji tego obyczaju 17, tradycji chrześcijańskiej obce jest takie podejście do zwłok, znajdujące się gdzieś na antypodach nagiego ciała zawiniętego w całun. Sama Heyert wskazuje na jedno z wyjaśnień – chodzi o to, by uobecnić w zwłokach wspomnienie o zmarłym, to ostatnie w postreligijnym świecie residuum nieśmiertelności duszy i życia po śmierci. Zabiegi mają zatuszować śmierć, tak jak operacje plastyczne i salony piękności tuszują upływ czasu i jego destrukcyjne działanie na żywe ciała. Wspomnienie ma zastąpić rzeczywistość śmiertelnej nieobecności. Fikcja ma umożliwić podtrzymanie kontaktu z ukochanymi zmarłymi. Nie bez racji zatem recenzent z New York Timesa pisze o właścicielu zakładu pogrzebowego w którym fotografowała Heyert, Panu Owenie: “uważa on za swój obowiązek przygotowanie ciała do podróży w zaświaty z taką samą dbałością z jaką stylista z Hollywood mógłby przygotowywać aktorkę na ceremonię rozdania Konrad Kuzyszyn, C.A.1988/89 PREZENTACJE Oskarów.” Zakład pogrzebowy Owena, ta wytwórnia pięknych zwłok udających, że są czymś lub kimś zupełnie innym, i wytwórnie snów z Hollywood są sobie zapewne bliższe, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się nam wydawać, z tym zastrzeżeniem, że Hollywood ma się wciąż bardzo dobrze, a biznes Owena ponoć już podupada - wraz z tradycją zwłok pięknych jak wspomnienie. Piękno może oswajać śmierć także na inne sposoby, w szerszym kontekście symboliki żywiołów. Juan Eduardo Cirlot w swoim słynnym „Słowniku symboli”(„Diccionario de simbolos”) konstatuje, że „śmierć powiązana jest z żywiołem ziemi i z gamą barw od czerni do zieleni, poprzez odcienie ziemiste.” 18 Praktyki pogrzebowe historyczne i współczesne otwierają śmierć i zwłoki także na inne żywioły o bogatej symbolice – przede wszystkim na ogień. Śmierć jako przemiana i przejście kojarzy się z i ewokuje ogień – przemianę w postaci spotęgowanej. To właśnie połączenie śmierci i ognia w obrazach palenia zwłok we współczesnym krematorium ujawnia Maeve Berry w fotografiach z projektu ”Incandescence”. Są to zdjęcia o dużej wizualnej urodzie, wykorzystującej hipnotyzującą magię płomieni pochłaniających ciała zmarłych. Magia ta w pierwszej chwili przesłania i maskuje grozę innej przemiany, która ujawnia się tu dyskretnie, ale bez niedomówień. W ten sposób zwłoki podlegają na naszych oczach metamorfozie zarazem fizycznej, symbolicznej i estetycznej, za sprawą zjawisk tyleż naturalnych, co intensywnie eksploatowanych przez kulturę. Czy zatem fotografia śmierci to wyłącznie trup oswojony i zresocjalizowany? Przypuszczenie takie zapoznawałoby rozległy obszar fotograficznej aktywności, który Susan Sontag objęła interesującą analizą w swoim (notabene ostatnim przed własną śmiercią) eseju „Obraz cudzego nieszczęścia”. Śmierć gwałtowna i jej żniwo znalazło w fotografii ostatnich stu lat swego pilnego rejestratora. Ale myliłby się ten, który widziałby w tych wstrząsających obrazach prostą rejestrację równie wstrząsającej rzeczywistości wojen i rzezi, okrucieństwa i cierpienia. Dążenie do uzyskania efektu niczym nie zmąconej autentyczności, odżegnywanie się w tym celu jakże często od jakichkolwiek inklinacji artystycznych, nie powinno nas zmylić. W bardzo przewrotny sposób ujawnia to sprawa zdjęcia, które Susan Sontag nazywa nie bez racji „najsłynniejszym zdjęciem z hiszpańskiej wojny domowej, republikańskiego żołnierza uchwyconego przez Roberta Capę w chwili, gdy trafiła go wroga kula.” 19 Na pozór mamy tu śmierć uchwyconą in flagranti – stąd przecież wzięła się sława tego zdjęcia. Ale sam Capa wyznał podobno (znów notabene na łożu śmierci), że cała scena została sfingowana w czasie, „kiedy na froncie nic się nie działo. Miał otóż parę zamówień na dramatyczne ujęcia i poprosił ochotników, by odegrali scenę bitewną; jeden z nich potknął się podob- Konrad Kuzyszyn, 016.C.A.1988_89 | zdjęcia dzięki uprzejmości autora no i zawołał ze śmiechem, że pada, jakby naprawdę go trafiono. Capa upadek ten uchwycił ... i posłał je w świat opatrzywszy dumną pieczątką autentyku.” 20 Śmierć masowa, żniwo okrucieństw wojennych wydaje się być w naszej kulturze zjawiskiem, z którym zdążyliśmy się już oswoić. Można by podejrzewać, że budzi ona dziś raczej dość niezdrową ciekawość, niż grozę. Znakomity fotograf Afryki Pieter Hugo w 2004 roku (czyli dziesiąta rocznicę tragicznych wydarzeń) wyprawił się do Ruandy do miejsc zbrodni Hutu na Tutsi. Efektem penetracji pozostałości po masakrze jest cykl ”Rwanda 2004: Vestiges Of A Genocide”. Hugo fotografował zarówno miejsca zbrodni, zachowane ciała ofiar (biel trupów pochodzi od warstwy wapna nałożonej na nie w celu zachowania śladów zbrodni) jak i pozostałe po nich ubrania. Masowe groby w Ruandzie 37 PREZENTACJE w projekcie sprawiają wrażenie atrakcji turystycznej, nie zaś apokaliptycznej wizji. Nic dziwnego, że w recenzjach podkreśla się zwłaszcza geometryzującą urodę szkieletów. Miejmy nadzieję, że masowe groby nie zaczną przyciągać masowego zainteresowania – zjawiska analogicznego choćby do oglądania i fotografowania linczów 38 dokonywanych na Afroamerykanach, Latynosach, Azjatach, kobietach i dzieciach w USA (obrazy znane z głośnej wystawy ”Without Sanctuary” 21). Czy u Hugo pozostajemy nadal w obrębie tego, co ujawnia się w dotychczas omawianych projektach jako wysiłek oswojenia w obrazie fotograficznym bezsensu śmierci, czy raczej zbliżamy się do tradycji voyeuryzmu rodem z publicznych egzekucji? Jak zauważa Susan Sontag w swoim ostatnim eseju, voyeuryzm ten jest zjawiskiem od zawsze towarzyszącym naszej kulturze – Sontag przypomina historię Leontiosa, syna Aglajona z IV księgi „Państwa” Platona, po czym ciągnie wątek aż do słynnego zdjęcia egzekucji chińskiego więźnia z okładki „Łez Erosa” Bataille’a z 1961 roku. Według Sontag fascynacja Bataille’a cudzym cierpieniem „ma swoje korzenie w myśleniu religijnym, które cierpienie łączy z ofiarą, ofiarę z egzaltacją – trudno o pogląd równie obcy współczesnej wrażliwości, która uważa cierpienie za błąd, za wypadek albo za zbrodnię.” 22 Jeśli słuszna jest teza Sontag o współczesnej wrażliwości wobec cierpienia, to fascynacja masowymi grobami jak u Hugo stanowi bez wątpienia objaw swoistej schizofrenii, łączącej w obliczu masowych zbrodni odrzucenie z fascynacją. Nie chciałabym przy tym, by zabrzmiało to jak zarzut – to raczej konstatacja pewnego aspektu ludzkiej natury w całej jej niejednoznacznej złożoności. W tym kontekście nie sposób nie wspomnieć o budzącej gorące kontrowersje kwestii wyjątkowych pod każdym względem czterech zdjęć z samego epicentrum oświęcimskiego piekła wykonanych przez członków Sonderkommando i cudem uratowanych dla potomności. Zaprezentowano je na wystawie „Memoire de camps” w 2001 roku. Wiele osób zajmujących się tematyką Holocaustu uznało fakt upublicznienia tych zdjęć za przynajmniej niefortunny i niestosowny. Z równie gorącą polemiką wobec tych zastrzeżeń wystąpił w książce „Obrazy mimo wszystko” George Didi-Huberman, francuski filozof i historyk sztuki, autor tekstu do katalogu wystawy, na którego miałam się już okazję w tym artykule powoływać. Polemika dotyczy nie tylko aspektu etycznego sprawy, ale nade wszystko pytania o samą możliwość ukazania poprzez obraz fotograficzny czegoś tak wymykającego się pojmowa- Pieter Hugo, Bodies covered in lime to preserve the evidence of the mass killing at Murambi Technical College, Murambi, Rwanda © Pieter Hugo. Courtesy of Michael Stevenson, Cape Town and Yossi Milo, New York niu, jak śmierć w obozie zagłady. Debata ta wskazuje szczególnie dobitnie, po jak niepewnym gruncie stąpamy, dotykając poprzez medium fotografii otwartej rany umierania. Na koniec naszych rozważań dochodzimy do zjawiska, od którego (biorąc pod uwagę chronologię) powinniśmy właściwie zacząć. Mam na myśli dziewiętnastowieczną praktykę fotograficzną określana jako postmortem photography. Hans Belting używa nieco innego określenia i tak o tym pisze: „Tymczasem tak zwana ”memorial photography”, popularny gatunek fotografii w XIX wieku w USA, właśnie śmierć uznawała za jedyny motyw utrwalania człowieka w obrazie. Ponieważ jednak sami boimy się spojrzeć śmierci w twarz, obrazy nakładają na nią maskę życia. Zmarły w obrazie oddziałuje podwójnie martwo. Dlatego fotografowie specjalizowali się wówczas w technice inscenizowania zmarłego jako śpiącego i tym samym użyczania mu pozy życia.” 23 Na zdjęciach ówczesnych pojawia się jednak jeszcze jedna strategia oswajania, a ściślej odsuwania z pola widzenia, obrazu śmierci i zmarłego. Oto na kilku fotografiach z albumu „Wisconsin Death Trip” widzimy zdjęcie zmarłego udekorowane kwiatami – obraz zamiast trupa. Taka formuła uświadamia nam szczególnie dobitnie ten aspekt uśmiercania, który przypisywali fotografii Sontag, Barthes i inni. Jeśli „fototechnicznie powielony człowiek ... stawał się równy żyjącemu zmarłemu” 24, to tu powielony powtórnie (zdjęcie zdjęcia) jest też powtórnie uśmiercony, jest uśmierconym zmarłym. Niezależnie od tego i innych paradoksów, na które natrafiliśmy, śmierć, z którą mamy do czynienia w jej licznych omawianych tu przedstawieniach, to śmierć oswojona i przyswojona, przyobleczona w obrazy, które tylko żywi mogą w sobie nosić. Ta śmierć nie jest już skandalem o którym pisała Kristeva. Georges Didi-Huberman w szczególnie złowrogim kontekście obozu zagłady konstatuje, że „śmierć (ta wielka, absolutna) jest nieprzedstawialna, wykracza poza wszelki obraz zmarłych.” 25 Skoro tak, to pozostaje nam odnajdywanie jej śladów w ciałach i w czasie, i przemiana tych śladów we wciąż mnożące się obrazy, które pozwoliłyby ją oswoić i uczłowieczyć. (podobniejakHujar),wkatakumbach sycylijskich.WystawaodbyłasięwClint RoenischGallerywTorontomiędzy9.06a 10.07.2010.Dopublikacjiwksiążce„The Dead”wybrano52obrazy. CyklbyłpokazywanywMałejGalerii 13 ZPAFwWarszawie(1992),potemtakżena wystawie„Ponowoczesnośćiżyciewieczne”wGaleriiMiejskiejArsenałwPoznaniu Julia Kristeva, Potęga obrzydze- (2007),„Medium...Post…Mortem…” nia. Esej o wstręcie, przeł. Maciej wGaleriiKlimyBocheńskiej(2007),wtym Falski,WydawnictwoUniwersytetu rokuPGSwSopocie(OhNo,NotSexAnd 1 DeathAgain!). Jagiellońskiego,Kraków2007,s.9-10 HansBelting,Antropologiaobrazu.Szkice 2 „Patrzącnareakcjeludzizarównonawer- 14 donaukioobrazie,łłum.MariuszBryl, nisażujakinastępnegodnia,skuteczność Universitas,Kraków2007,s.174-175 tychobrazówjestwciążaktualna”–pisze Eskerodniepodpisujefotografiiztegocy- wrecenzji„Obrazyśmierci.Ciekawośći klunazwiskami.Obrazytesą,jaksamto odraza”BartoszŁukaszonek(http://www. 3 określa,„fotografiamiżyciaiśmierci”(korespondencjaprywatna).Obokmasekosób obieg.pl/recenzje/3704) AndreaD.Fitzpatrick,ReconsideringtheDead 15 nieznanychsfotografowałonmaskim.in. inAndresSerrano’s,TheMorgueRACAR KarenBlixen,JohannesaV.Jensena,Nielsa BohraandHansaNicolausaBrixa). XXXIII,No1-2(2008),s.40,tłum.moje Louis-VincentThomas,Trup.Odbiologii 16 MaskiiodlewywykorzystaneprzezKane doantropologii,tłum.KrzysztofKocjan, 4 pochodzązkolekcjizałożonegow1820 rokuEdinburghPhrenologicalSociety, Wyd.Łódzkie1991,s.83 Jeślimielibyśmyszukaćtutajjakiegoś 17 aobecniesąprzechowywanewszkockiej religijnegoodniesienia,topozachrześci- NationalPortraitGallery. jaństwem,namyślprzyjśćmożemitologia RolandBarthes,Światłoobrazu,tłum. greckaiEndymionuśpionyprzezboginię JacekTrznadel,Wyd.KR,Warszawa1996, SelenewjaskininakaryjskiejgórzeLatos. s.146 Pięknezwłokiopierającesięrozkładowi 5 HansBelting,op.cit,s.241 wtradycjiKościołaoznaczaćmogływłaści- HansBelting,op.cit.,s.259 wietylkodwiekategoriezmarłych–potę- HansBelting,op.cit.,s.173 pionychlubświętych.Kosmetycznamagia Odbywajączastępcząsłużbęwojskową specjalistówodupiększaniazpunktuwi- 6 7 8 9 GeorgesDidi-Huberman,Obrazymimo dzeniateologiimogłabyzatemwyglądać wszystko,tłum.MaiKubiakHo-Chi, nauzurpowaniesobieprerogatywdiabła 10 lubsamegoBoga. Universitas,Kraków2008,s.54,przyp.2 Takżeukazałsięalbumotymsamymty- 11 JuanEduardoCirlot,Słowniksymboli, 18 tule.Więcejoprojekcienastroniewww. tłum.IreneuszKania,Wyd.Znak,Kraków life-before-death.de Burmanazainspirowaławydanaw1976 12 2000,s.406 SusanSontag,Widokcudzegocierpienia, 19 książkaPeteraHujara,PortraitsinLife tłum.SławomirMagala,Wyd.Karakter, andDeath.WewstępiedoniejSusan Sontagstwierdza:„PeterHujarwie,żepor- Kraków2010,s.31 SławomirMagala,„Szkoławidzenia,czyli 20 tretywykonywanezażyciasąjednocześnie światwsubiektywieaparatufotograficznego”,ASPWrocław2000,s.19 zawszeportretamiwśmierci”(portraitsin lifearealways,also,portraitsindeath, 21 pokazywanejm.in.wArlesw2009 tłum.moje).JackBurmanpracowałnad 22 swymprojektemprzez30lat,fotografując 23 szczątkiludzkiepochodzącezokresuod 24 XVIwiekuażpoczasywspółczesne,m.in. 25 SusanSontag,op.cit.,s.118 HansBelting,op.cit.,s.225 HansBelting,op.cit.,s.223 GeorgesDidi-Huberman,op.cit.,s.156. 39