Wesele w Bronowicach - Parafia św. Andrzeja Boboli – w Białymstoku
Transkrypt
Wesele w Bronowicach - Parafia św. Andrzeja Boboli – w Białymstoku
Wesele w Bronowicach Bronowice Małe to dawna wieś kościelna, od czasu średniowiecza należąca do kościoła Mariackiego. Jeszcze po ostatniej wojnie światowej kościół Mariacki był kościołem parafialnym Bronowic. Od wieków Kraków patrzył na kolorowe orszaki weselne zmierzające do Rynku: wozy umajone, strojnych weselników i drużbów na koniach. Widok ten przyciągał malarzy do tej wsi. Lucjan Rydel, znany już wówczas pisarz i poeta, bywał często w Bronowicach. Był zaprzyja¥niony z poetą Kazimierzem Przerwą-Tetmajerem, przyrodnim bratem malarza. Lucjan zachwycał się życiem rodzinnym Tetmajera w jego wiejskiej siedzibie. Latem 1900 r. po dłuższym tam pobycie postanowił poślubić młodziutką, 17-letnią, pełną prostoty i czaru, trochę nieśmiałą, jasnowłosą Jadwisię, najmłodszą siostrę Tetmajerowej. Ślub Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną odbył się 20 listopada 1900 r. w kościele Mariackim. Świadkami ślubu byli: Błażej Czepiec, wuj panny młodej, starosta weselny, i Stanisław Wyspiański, zaprzyja¥niony z panem młodym i całą jego rodziną. Zabawa weselna, która była inspiracją i kanwą dramatu Wyspiańskiego to drugi dzień wesela. Bawiono się w domu Mikołajczyków oraz w domu Włodzimierza Tetmajera. Drugiego dnia wieczorem, jak zwyczaj każe, były "czepiny", założenie czepca, symbolu stanu małżeńskiego na głowę panny młodej. Ten stary, piękny obrzęd zgromadził w Bronowicach najbliższą rodzinę Rydla, jak również jego przyjaciół. Był także Wyspiański z żoną i córeczką. Muzyka, kolorowe stroje, nastrój obrzędu - tworzyły tło, a zarazem wywarły wielki wpływ na treść i formę dramatu. Pod wrażeniem atmosfery polskiego, ze szlachecko-chłopskimi tradycjami domu Tetmajera i nastroju, jaki zapanował wśród zgromadzonych tam gości weselnych: inteligencji, artystów i chłopów bronowickich, stworzył Wyspiański jeden z największych swoich dramatów - "Wesele". Sam Lucjan Rydel dokładnie opisał swój ślub w liście, w dwa tygodnie po weselu (5 XII 1900 r.), odkrytym dopiero po II wojnie światowej i po raz pierwszy opublikowanym w 1953 r. w "Pamiętniku Teatralnym" - do Vondracka, przyjaciela i tłumacza jego dzieł na język czeski. Oto kilka fragmentów tego listu: "W wigilię ślubu o 7 wieczorem pojechałem do Bronowic, gdzie w domu Tetmajerów i w domu moich teściów tańczono. Cała wieś była sproszona. Z miasta nie było jeszcze tego pierwszego wieczora nikogo. Zabawa trwała do 12 w nocy. Ja byłem ubrany po chłopsku (...). Nazajutrz rano około 7 poczęli się schodzić zaproszeni goście wiejscy. Muzyka, stojąca na progu domu, witała każdego. Podawano herbatę z rumem, kołacze, zimne mięso i wódkę. Jadwisia ubrana była w swój pyszny strój ślubny: na głowie wspaniały wieniec z pięcioma kolorowymi, różnobarwnie haftowanymi wstęgami, które spływały jej na plecy. Na szyi pięć nitek bladoróżowych korali. Koszula pod szyją, na gorsie i u rękawów haftowana bielutko, gorset z materii zielonej, przetykanej w złote kwiaty i wyrabianej czerwonymi ornamentami. Cały przód gorsetu wyszywany gęsto kolorowymi paciorkami, świecidełkami, lampasikami, galonkami, guzikami. Spódnica z atlasu białego w żółte, zielone i czerwone barokowe kwiaty, obszyta dookoła kolorowymi wstążeczkami z jedwabiem. Zapaska z zielonego atlasu również w czerwone i żółte kwiaty, obszywana dookoła białą koronką. Na nogach wysokie buciki(...). O 8 przyjechała powozem z Krakowa moja Matka wraz z Wujem: przybyli na błogosławieństwo przedślubne (...). Po udzieleniu go (...) Mama pierwsza z Wujem pojechała do Krakowa wprost do kościoła Panny Maryi, aby dać znać księdzu, że już czas świece zapalać. Zanim ogromny orszak ślubny porozsiadał się na wozach, poszedłem przebrać się z sukmany we frak. Do samego Sakramentu postanowiłem, bowiem przystąpić w czarnym stroju dla uniknięcia choćby pozorów teatralności i pozy. Zresztą przez całe wesele ubrany byłem po chłopsku (...). O 9 rano, w cudny, słoneczny, ciepły dzień jesieni pędziliśmy do Krakowa. Zjechaliśmy na placyk przed św. Barbarą i z trudem przedostaliśmy się do kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej, bo to jest parafialny ołtarz bronowicki. Ślub odbył się szybko. Ponieważ sporo krewnych moich, z daleka przybyłych, wyjeżdżać miało pociągiem o godzinie 2 w południe, żeby im umożliwić poznanie się z Jadwisią, Matka moja urządziła śniadanie, na którym nie było nikogo prócz samych przyjezdnych i nas, państwa młodych. Krewni zaś moi, mieszkający w Krakowie, byli proszeni do Bronowic, na drugi dzień wesela, na tzw. "czepiny", a z kościoła rozeszli się prosto do domów. Rodzina Jadwisi i wiejscy goście weselni pojechali wprost do Bronowic, gdzie starodawnym zwyczajem w pierwszy dzień wesela nie w domu panny młodej, ale w karczmie na ten cel wynajętej odbyło się przyjęcie. Drużbowie zaś, druhna i wszyscy ci, którzy na jednym wozie z nami jechali do kościoła, z kościoła pojechali do mojego mieszkania, gdzie czekało ich zastawione śniadanie. Śniadanie u Mamy trwało do 11 (...). Od Mamy pojechaliśmy powozem do mojego mieszkania, robiliśmy honory kończącym śniadanie wiejskim gościom, po czym znowu na wozie z drużbami konnymi, przodem cwałującymi, ruszyliśmy do Bronowic. Z karczmy wysypało się przed nami wesele, witające nas okrzykami i muzyką. http://www.abobola.aplus.pl - Parafia św. Andrzeja Boboli M. w Białymstoku Powered by Mambo Generated: 2 March, 2017, 07:00 Natychmiast z fraka przebrałem się w sukmanę i już do wieczora tańczyliśmy tego dnia. Na drugi dzień były "czepiny", czyli uroczyste zdjęcie wieńca, a włożenie pannie młodej czepca na głowę. Odbywa się to wieczorem. Około 7 przyjechała Matka moja z siostrą, a w ślad za nią zjechało kilka powozów, które przywiozły do 20 osób moich krewnych i przyjaciół (...). Był widok jedyny w swoim rodzaju i zupełnie niezwykły, kiedy do Tetmajerów zasiedli przy stole panowie we frakach a między nimi wiejskie kobiety w naszywanych gorsetach i w koralach na szyi i panie w sukniach wizytowych i chłopi w sukmanach. A najmilsze z wszystkiego było to, że takie nadzwyczajnie dobrane towarzystwo było bardzo swobodne i wesołe i najwidoczniej wybornie się bawiło. Na wprost po drugiej stronie sieni młodzież tańczyła w wielkiej izbie, w domu zaś u moich teściów reszta wiejskich zasiadła do stołu. Około 9 (wieczorem) zaczęły się "czepiny". Mężczyzn usunięto pod ściany, same kobiety i dziewczęta otoczyły pannę młodą i druhnę. One tańczyły naprzód ze sobą, potem kolejno z wszystkimi dziewczętami i wszystkimi kobietami. Każda tańcząca kobieta i dziewczyna stawała przed muzyką, przyśpiewywała piosenkę na cześć panny młodej. Potem starszy drużba rozpoczął taniec z panną młodą, taniec solo, podczas którego zamężne kobiety usiłują pannę młodą odbić gwałtem drużbie, a kiedy się to nie udaje, targują się z nim o cenę kupna (...). Drużba dobija targów i bierze zapłatę, a kobiety sadzają pannę młodą na stołku (...). Wszystkie kobiety zamężne zapalają świeczki, które trzymają w ręku, a starościna uproszona do odbycia ceremonii śpiewa pieśń, w której wzywa matkę, aby się po raz ostatni przyjrzała córce w wianuszku na głowie i przeżegnała krzyżem świętym wianek. Gdy się to stało, powtórzono tę samą do mojej Matki, która również przeżegnała wianek. Wtedy wianek z głowy zdejmuje starościna, a nakłada czepiec i podaje pannie młodej rozpostartą chustkę. Na chustce leży wianek. Panna młoda trzyma wianek na kolanach, a wówczas starościna śpiewa w kółko piosenkę, w której wzywa każdą kobietę, aby na wianek dala pieniądz (...). Odśpiewana kobieta jedna za drugą rzuca pannie młodej pieniądze. Widok jest wspaniały, bo każda baba trzyma w ręku zapalaną świecę, tak że kilkadziesiąt płomieni oświetla naszą scenę. Twarze oblane blaskiem płomyków ciekawie i dziwnie wyglądają, stroje świetnie migocą światłami stubarwnymi. Wreszcie wzywa starościna papa młodego, aby pannę młodą spróbował do tańca i oddaje mu ją. Pan młody przepija wódkę z jednej flaszki, wodą z drugiej do panny młodej. Ale ona wie, która wódka, a która woda. Przepijając wodą, pan młody zalewa żonie oczy. Potem oboje tańczą. Drużba podaje im harap. Sztuka polega na tym, aby on wyrwał jej harap i uderzył po spódnicy, a ona trzymając harap byle po sukmanie - a ciągle tańczą. Świeczki dopalają się, inne pary przyłączyły się do tańca - koniec czepienia, ale nie koniec wesela. Jeszcze cały dzień, czwartek do północy, trwało moje wesele, zatem całe 4 dni (...). ". A więc cztery dni tańców, popijawy, pogaduszek i obrzędów, w tym trzy dni właściwego wesela, z których dla dziejów polskiej kultury drugi okazał się najważniejszy. Drugi, czyli "czepiny". Najważniejszy, bo wówczas wspólnie bawili się goście z miasta i ze wsi, razem. Bez znaczenia było, kto skąd pochodził. To była już prawie demokracja... Opracowała: KB http://www.abobola.aplus.pl - Parafia św. Andrzeja Boboli M. w Białymstoku Powered by Mambo Generated: 2 March, 2017, 07:00