Artykuły wybrane

Transkrypt

Artykuły wybrane
Materiały Wybrane
Spis treści
STRUKTURY ŚWIATA ASTRALNEGO...................................................................... 3
ORSZAK ASTRALNY ................................................................................................. 6
SZLAKI ASTRALNE ................................................................................................... 8
UWALNIANIE OD ORSZAKU ASTRALNEGO ......................................................... 10
DEMONY W ŚWIECIE ASTRALNYM....................................................................... 14
CYROGRAF ............................................................................................................. 16
KATEGORIE DUCHÓW ........................................................................................... 21
JAKI TO DUCH?....................................................................................................... 22
ATLANTYDA - UPADEK IMPERIUM........................................................................ 25
DOKARMIANIE ATLANTYCKICH DUCHÓW........................................................... 31
UWOLNIENIE OD ASTRALU ................................................................................... 35
ATLANTYDZKIE KLIMATY....................................................................................... 38
ŚWIATEŁKO W TUNELU, CZYLI ŚWIADOME UMIERANIE ................................... 42
DOŚWIADCZANIE DUSZY ...................................................................................... 44
UPADŁE ANIOŁY 1 .................................................................................................. 47
UPADŁE ANIOŁY 2: UPADEK I ROZWÓJ PRZEZ ZABAWĘ .................................. 53
UPADŁE ANIOŁY 5: CZY 'INNI' ZNACZY 'GORSI'? ................................................ 57
UPADŁE ANIOŁY 4: DESTRUKCJA JAKO NADZIEJA NA SZCZĘŚCIE................. 63
UPADŁE ANIOŁY 5: CZY 'INNI' ZNACZY 'GORSI'? ................................................ 71
STRATEGIE POWROTU UPADŁYCH ANIOŁÓW ................................................... 77
SAMOOCENA UPADŁYCH ANIOŁÓW .................................................................... 85
ATAKI ENERGETYCZNE MIĘDZY UA .................................................................... 91
ŚWIATŁO ANIOŁA ................................................................................................... 95
MAGIA ELFÓW ........................................................................................................ 98
ZJADAJĄCY TOWARZYSZE ................................................................................... 99
2
2003-12-23 Atras Anna
Struktury świata astralnego
Wiele osób zwróciło się do mnie z prośbą o opisanie struktur świata astralnego żaląc się, że
mało jest materiału, który dawałby jakiekolwiek sensowne wytłumaczenie niektórych
zachodzących w tym świecie zjawisk, mających istotny wpływ na nasze życie i rozwój
duchowy. Jako że świat astralny, to miejsce mojej pracy, znajomość jego struktur oraz praw,
które nim rządzą, jest dla mnie bardzo istotna i ważna, gdyż w większości decyduje o jakości
pracy, którą wykonuję.
Poznawanie tego świata odbywało się u mnie na zasadzie przypominania sobie okresów
przebywania w nim w czasie, gdy powinnam się inkarnować a wolałam opętywać, by
przedłużyć sobie okresy pomiędzy wcieleniami. Odkrycie faktu, że najczęściej byłam duchem
opętujacym, miało dla mojego rozwoju bardzo istotne znaczenie. Dzięki tej świadomości
mogłam wytłumaczyć sobie, dlaczego często pojawiały się we mnie dość sprzeczne
informacje dotyczące pamięci poprzednich wcieleń. Często zdawało mi się, że wiele wcieleń
musiałoby przebiegać w tym samym czasie, gdyż okresy wspomnień były zadziwiająco do
siebie podobne. Zrozumienie jakie dała mi ta świadomość, pozwoliło mi nakierować wielu z
moich uczniów, by zaczęli odreagowywać obciążenia wynikające z okresów, gdy byli
duchami opętującymi. Z czasem coraz więcej osób odkrywało ogromną zależność pomiędzy
swoimi emocjami a tym, że mogły je ściągnąć od osób, które opętywały.
Świat astralny, to miejsce dosyć złożone strukturalnie. Można podzielić go na 7 płaszczyzn.
Dwie z nich znajdują się tylko i wyłącznie w swym przejawie w świecie astralnym. Jedna, to
płaszczyzna na której rozwijają swe ciało astralne dusze, które jeszcze nie inkarnowały.
Druga jest płaszczyzną, na poziomie której przebywają dusze oświecone. Jest to wyższy
astral. Pozostałe płaszczyzny dotyczą pięciu poziomów rozwoju duszy, a co się z tym wiąże
z doświadczeniami i emocjami z planu fizycznego.
Świat astralny to miejsce, gdzie gromadzone są doświadczenia pamięci dusz, które
przechodzą przez koło inkarnacyjne. Dzięki powrotom do świata astralnego, po zakończeniu
któregoś z etapów rozwoju, dusza może wzrosnąć duchowo i dokonać wyborów, które
pozwolą jej w dalszych etapach zgromadzić doświadczenia potrzebne jej do osobistego
wzrostu duchowego. Dusza za każdym powrotem przenosi też do świata astralnego
informacje własnych doświadczeń i przekazuje je do kroniki Akasza. Dusze, które hamują
swój rozwój, w pewnym momencie uwsteczniają się. I czasami muszą ponownie przechodzić
przez niższe poziomy rozwoju duszy, by uzupełnić doświadczenia z tych poziomów. Ale
zdarza się to bardzo rzadko. Natomiast, częste są przypadki, gdy dusza musi więcej
inkarnować, by zakończyć przebywanie na którymś z etapów swojego rozwoju. Na jeden
etap może przypaść nawet kilka inkarnacji. Ale są także dusze, które w jednym wcieleniu
potrafią przejść wszystkie etapy rozwoju poziomu, na którym się znajdują. Takie dusze
najczęściej wybierają esencje wzrostu. Ich życie jest intensywne i przypomina pogodę. W
jednym wcieleniu potrafią jednocześnie doświadczać upadku i wznieść się, by dojść do
najwyższych etapów swojego rozwoju.
Każdy z poziomów jest niezwykle ważny dla całego świata astralnego. Każdy bowiem
gromadzi informacje i doświadczenia potrzebne do rozwoju drzew dusz, które tam
przebywają. Wibracje tych poziomów są różne i przeważają w nich dwa bieguny: pozytywny i
negatywny. Część informacji, jakie trafiają do świata astralnego pozostaje na danym
poziomie, wędrując w stronę odpowiedniego bieguna wibracyjnego. Natomiast część
przechodzi do pozostałych poziomów, by tam stać się częścią kolejnych doświadczeń.
A oto źródła, z których docierają informacje i doświadczenia do świata astralnego.
1.Pierwsze źródło informacji pochodzi od istot, które jeszcze nie reinkarnowały i zachowały
pamięć swojego źródła boskości, z którym nadal utrzymują łączność. Istoty te najczęściej
3
wymieniają informacje z istotami z każdego poziomu. Jakość informacji, jakie dotrą do nich w
tym pierwszym okresie przebywania w świecie astralnym, daje im później możliwość
wybrania drogi zdobywania własnych doświadczeń na planie fizycznym.
Naturalnie, każda dusza, która trafia ze światła do świata astralnego, powinna najpierw tak
dostroić się do wibracji Ziemi, by jej zejście odbyło się dla niej w najwłaściwszym czasie, gdy
zarówno plan fizyczny, jak i duchowy, będą gotowe na jej zejście na Ziemię. Niestety,
niektóre z dusz rzucały się w koło inkarnacji prawie na oślep, nie dostrojone i
nieprzystosowane do przebywania na planie fizycznym, albo gdy ich proces dostrajania się
do wibracji ziemskich odbywał się na zasadzie podłączeń energetycznych do istot ludzkich,
lub zwierzęcych, już inkarnujących. Takie podłączenia dusz, w ich pierwszym okresie
przebywania na planie astralnym, do dusz istot przebywających już w ciele, miało dla nich
katastrofalne skutki, które dziś znane są jako upadek świadomości. Wymiana informacji
potrzebna duszy do zaniżania wibracji, by dusza mogła inkarnować, powinna pochodzić w
największej części od istot będących na najniższym poziomie rozwoju, czyli dusz będących
w okresie rozwoju noworodkowego. W tym czasie dusza przebywająca na planie fizycznym
uczy się świata, do którego trafia. Poznaje warunki tam panujące, jak i nawiązuje intymny
kontakt z naturą. Poprzez kontakt z istotami z najniższego poziomu rozwoju, dusza jest w
stanie zapomnieć o swoim pochodzeniu na tyle, by móc spokojnie rozwijać się na planie
fizycznym. Niestety istoty, które przyśpieszyły swoje zejście, zachowywały w dużej części
pamięć swojego pochodzenia. Powodowało to pomieszanie wibracji, które nie dostroiły się
do przebywania w świecie fizycznym z wibracjami pamięci duchowej. Niektóre z takich istot
zaczynały przejawiać moc, której nie potrafiły kontrolować w ciele fizycznych. Odczuwały
ogromne pomieszanie fizyczne i duchowe. Wciąż pamiętały skąd są i za szybko gromadziły
emocje dotyczące zbierania przez nie osobistych doświadczeń. Każda bowiem dusza po to
schodzi na plan fizyczny, by nie tylko tam się przejawić, ale by zebrać odpowiednią ilość
doświadczeń potrzebnych jej do duchowego wzrostu. Dusze, które jeszcze pamiętały
przeszłość, a już musiały doświadczać w nieznanym im środowisku, jakim była zagęszczona
energia ciała ludzkiego, czyli materia, odczuwały ogromny konflikt wewnętrzny. Odrzucały
ciało i traktowały je jak klatkę, która zamknęła ich duszę. Takie dusze, to najczęściej dusze
anielskie, ale istnieje także grupa dusz innego pochodzenia, a raczej innego drzewa dusz,
które także popełniały ten błąd i rzucały się w wir inkarnacji ziemskich. Niestety w każdym z
drzew dusz znajdowali się autsajderzy, którzy chcieli doświadczać intensywniej niż inne
dusze czekające spokojnie na swoją kolejkę inkarnacji. Wiele z takich dusz, to dusze w
kolorze błękitnym, ale i znalazłoby się także wielu wśród białych, jak i innych kolorów
wibracyjnych dusz. Dzięki temu dusze te szły najczęściej w negatywny biegun doświadczeń.
Musiały poprzez to więcej razy się inkarnować, a ich inkarnacje były bardzo burzliwe i
intensywne w doznaniach. Trwały też bardzo krótko. Po powrocie do świata astralnego, a
mając tak intensywne i tak negatywne najczęściej wspomnienia doświadczeń, dusze te
szukały wszelkich sposobów na to, by nie wracać już więcej na plan fizyczny.
2. Drugie źródło informacji pochodzi od dusz, które prawidłowo inkarnowały, choć mogły
pójść także w negatywny biegun swoich doświadczeń. Najgorzej chyba miały dusze, które
schodziły na plan fizyczny jako pierwsze. Nie istniały jeszcze silne struktury tworzenia grup
ludzkich i wiele takich istot błąkało się po świecie chcąc przetrwać. Niektóre z nich szybko
zatem ginęły, zjedzone przez dzikie zwierzęta. Niektóre inkarnowały w ciałach zwierząt,
wierząc, że da to im większą możliwość przetrwania. Przekazywanie do świata astralnego
tak sprzecznych i często bardzo emocjonalnych informacji o planie fizycznym powodowało,
że dusze zaczynały się bronić przed zejściem na ten plan. Było to w głównej mierze
spowodowane szokiem pierwszych doświadczeń bólu, śmierci i chorób. Natura także nie
oszczędzała istot ludzkich pokazując swą żywiołowość.
Ze swoich wspomnień najbardziej utkwiło mi w pamięci uczucie zimna, które było pierwszym
doświadczeniem emocjonalnym na planie fizycznym. Późnej przyszła pamięć uczucia bólu. I
tak na podstawie pierwszych odczuć budowałam następne, które wiązały się ze sobą
tworząc obrazy wzorców emocjonalnych. Jedną z najcięższych wibracji, jakie przekazywano
do świata astralnego, były wzorce i wibracje śmierci, jak i emocji związanych ze sposobem
4
umierania. I tak jest do tej pory. 3. Trzeci sposób, w jaki emocje dostają się do świata
astralnego, to informacje przekazywane przez dusze, które poszły w swym rozwoju w biegun
pozytywny swych doświadczeń. Ich życie na planie fizycznym nie obfitowało w zbyt
dramatyczne wydarzenia, co spowodowało, że emocje i doświadczenia przekazywane do
świata astralnego miały zabarwienie dożo spokojniejsze. Takie informacje bardzo uspokajały
świat astralny, jednak i tak dominowały i dominują w nim emocje intensywniejsze.
4. Czwarty sposób, w jaki docierają informacje do świata astralnego, to tworzenie marzeń,
nie tylko sennych, przez osoby żyjące na planie fizycznym. Wraz z rozwojem ciała
astralnego, którego tworzenie rozpoczynało się już w momencie, gdy dusza trafiała do świata
astralnego, docierać zaczęły do niego emocje z planu ziemskiego. Największy przekaz tych
emocji odbywa się podczas snu. Wtedy ciało astralne oddziela się od ciała fizycznego i
wędruje do świata astralnego, by tam śnić. Podczas snu przeżywamy różnego rodzaju
emocje, których nie doświadczyliśmy czasami na planie fizycznym. Ponadto sny mają często
zabarwienie czysto emocjonalne. Ukazują nam świat naszych emocji od strony astralnej.
Lęk, z którego istnienia świadomie niekoniecznie możemy zdawać sobie sprawę w danym
momencie, w czasie snu może zostać ukazany nam na zasadzie symbolicznej, lub w sensie
dosłownych przeżyć emocjonalnych. Sen staje się wtedy bardzo realistyczny.
Dusze ludzkie przebywające na planie astralnym bardzo lubią włączać się w sny osób
żyjących. Mają wtedy łatwy dostęp do danej osoby i łatwo mogą przekazać różnego rodzaju
informacje. Dużo osób często relacjonuje sny w których spotykały swoich bliskich, bądź
znajomych. Świat astralny jest bardzo różnorodny w informacjach, jakie chcemy tam
odnaleźć. Im mniejsza nasza świadomość, tym większy udział emocji w kontaktach ze
światem astralnym. Taką widoczną cechą, która umożliwia kontakt ze światem astralnym na
niższych poziomach, jest mediumizm, lub spirytyzm. Im wyżej stoimy w rozwoju duchowym,
tym kontakt staje się bardziej czystszy, by w końcowych momentach stać się kontaktem z
wyższymi światami duchowymi. Wtedy, zamiast z duchami o niskich wibracjach,
kontaktujemy się z opiekunem duchowym.
Pamiętaj, że nawet istota, która podaje się za anioła, a już znajduje się w świecie astralnym i
jeszcze nie zeszła na plan fizyczny, chociaż ma pamięć duchową, jest duchem. Opiekun
duchowy, to istota już oświecona, która zakończyła swój cykl doświadczeń na planie
fizycznym i przebywa na najwyższych poziomach świata astralnego, gdzie kumulują się
najczystsze wibracje. Jeśli nie odeszła dalej, oznacza to, że drzewo dusz, z którego
pochodzi, nie zostało dopełnione na planie fizycznym przez któreś z dusz. Dlatego opiekun
duchowy stara się najczęściej przebywać blisko dusz ze swojego drzewa życia.
Jeśli rozwijasz się duchowo, mogłeś zwrócić uwagę na fakt, że wiele osób podaje różne
imiona swoich opiekunów. Jedną duszą na planie fizycznym może opiekować się nawet
kilkunastu opiekunów duchowych. Ale taka sytuacja występuje dopiero wtedy, gdy większość
dusz z danego drzewa życia już się oświeciła, a na planie fizycznym pozostała mała ilość
dusz z tego samego drzewa, które kończą swój cykl rozwoju duszy. Jako ciekawostkę mogę
podać, że niektórzy opiekunowie pomagają wielu innym duszom z innych drzew, które
pochodzą z tych samych obrazów duchowych. Najczęściej jednak nasz opiekun czeka na
nas cierpliwie, aż się oświecimy tak, by dopełnić plan fizyczny dla danego drzewa dusz.
Świat astralny dla jednych może stać się wspaniałą krainą, która oferuje wiele możliwości
rozwojowych, a dla innych staje się przysłowiowym piekłem. Poznanie jego struktur staje się
możliwe, dopiero gdy świadomość rozwinie się w takim stopniu, iż będziemy w stanie ujrzeć i
rozróżnić jego światy. Dopóki jednak w podświadomości znajdują się emocje, wizyta w tym
świecie może stać się wizytą w piekle.
5
2003-12-23 Atras Anna
Orszak astralny
Praktyki magiczne, jakich dopuszczało się wiele dusz przebywających zarówno na planie
fizycznym jak i astralnym, wiąże się dla nich z ogromnymi skutkami karmicznymi. Orszak
astralny, to ekipa złożona z wielu dusz wszelkiej maści i pochodzenia złączona ze swoim
szefem poprzez przywiązania energetyczne do jego ciał energetycznych. Takie przywiązania
mogą być widoczne w ciele fizycznym w objawach niektórych chorób zębów, lub kręgosłupa.
Wszystko zależy od tego, co dana osoba praktykowała na planie fizycznym, lub astralnym.
Gdy praktyki wykonywane są, gdy dusza przebywa w ciele, ich przebieg i tak odbywa się na
poziomie astralnym. Najczęściej takie podłączenie grupy dusz miało zapewnić osobie
dopuszczającej się praktyk magicznych, lub inicjacyjnych siłę w świecie fizycznym i ochronę
oraz wsparcie w świecie astralnym. Podłączanie odbywało się poprzez wprowadzanie do
podświadomości osoby podłączanej kodu, który miał ją uzależniać od osoby, do której była
dana dusza podłączana. W praktykach inicjacyjnych odbywało się to z wykorzystaniem
afrodyzjaków, narkotyków, jak i poprzez stwarzanie pewnej atmosfery ważności takiego
wydarzenia. Najczęściej poprzez zastosowanie hipnozy, lub przez telepatyczne podłączenie
się do trzeciego oka ofiary. Osoba, której wprowadzano kod przywiązania do swojego
mistrza, musiała być w jakiś sposób ważna dla mistrza, który chciał ją do siebie przywiązać.
Taka osoba mogła stwarzać wokół siebie atmosferę wskazującą na posiadanie przez nią
jakiejś mocy, lub wiedzy. Lub mogła przedstawiać sobą obraz osoby o pewnych cechach,
ważnych na tyle dla mistrza, że chciał ją mieć przy sobie i chciał czuć jej wsparcie. Na pewno
przywiązanie do siebie danej osoby było dla mistrza w jakiś sposób ważne. Mogło dodawać
mu odwagi, mogło też wzmacniać moc mistrza, jeśli dana osoba przejawiała swoją moc w
sposób imponujący, lub zwracający uwagę otoczenia i mistrza.
Osoba, która była przywiązywana, także musiała widzieć w tym jakiś interes. Najczęściej
było to coś, co mógł jej gwarantować mistrz lub coś, co mistrz mógł naobiecywać. Od kiedy
praktyki te zaczęły być stosowane, mistrzowie bardzo wyszkolili się w swych obietnicach.
Niekiedy musieli swoje obietnice czymś gwarantować, klnąc się na przykład na coś, co miało
np. ich zniszczyć. Czyli, aby stać się wiarygodnymi, najczęściej zakładali na siebie klątwę,
która miała być gwarantem prawdziwości ich zobowiązań. Zawsze bowiem istniała reguła
coś za coś. Jeśli dusza zgadzała się więc na to, by przyłączyć się do czyjegoś orszaku,
niekoniecznie astralnego, musiała mieć sama w tym interes, jak i mogła być po prostu
zachłanna na obietnice jej składane. To, co obiecywali mistrzowie, najczęściej dotyczyło
bezpieczeństwa zarówno w świecie fizycznym, jak i astralnym. Mogło to też dotyczyć
szybkiego oświecenia, albo otrzymania ogromnej wiedzy, lub mocy dającej władzę nad
światem fizycznym, lub astralnym. W praktykach magicznych mag postępował bardziej
nieuczciwie i starał się zapanować nad światem astralnym, obiecując na przykład duszom
wieczne przebywanie w tym świecie, poprzez znalezienie im dawcy energii pranicznej.
Pokusa, by zapanować nad światem astralnym, była dla wielu magów bardzo silna. Szukali
więc w świecie astralnym dusz najsilniejszych, które opiekowały się tym światem i to je
najczęściej próbowały sobie zjednać. Jeśli to nie wychodziło, szukały na nie innego
sposobu.
(Poniższy tekst czytaj z przymrużeniem okaJ)
Znam jedną taką duszę, która od wielu wcieleń bardzo mieszała w świecie astralnym. Jak
przebywała na planie fizycznym, starała się wykorzystać wszelkie znane sobie praktyki, do
zawładnięcia tym światem. Najczęściej jednak robiła tam rozpierduchę. Jak ktoś się bił w
świecie astralnym od razu dostawała sygnał od swojego orszaku i wtrącała się w różnego
rodzaju walki astralne. Gdy zasypiając, jej ciało astralne przenosiło się do świata astralnego,
od razu szukała sojuszników do walki, jak i błądziła szukając, komu ma jeszcze dać w gębę.
Pamiętam , gdy osoba ta nie potrafiła się zdecydować, po której ma stronie stanąć, gdy
toczyły się walki nad NY po 11 września. Za odwiecznego rywala wyznaczyła sobie dusze o
6
białym kolorze, które namiętnie tępiła. Nienawidziła te dusze, obarczając je za to, że narobiły
jej wiele szkód. Żal ten, do tej pory pozostaje u tej osoby nieodreagowany i często przejawia
się w jej artykułach. Władcy świata astralnego raz po raz wysyłali jakąś dusze, która miała
ucywilizować tę krnąbrną duszę o błękitnym kolorze. Niestety była to bardzo silna dusza,
która przez wiele swoich wcieleń pozostawała w negatywnym biegunie swojego rozwoju. W
tym wcieleniu weszła na średni poziom rozwoju swojej duszy. Przyszło jej więc spłacać wiele
szkód, które narobiła w przeszłości. Przez blisko 20 lat spłacała swoją karmę, aż pewnego
dnie do jej domu zapukał sam władca astralny. Niestety i jemu nie dała się ucywilizować, ale
przynajmniej na tyle ją naprowadził na pozytywny biegun jej własnego rozwoju, samemu też
z tego oczywiście bardzo korzystając, że mógł spokojnie odejść wiedząc, że teraz świat
astralny może odrobinę odetchnąć.
Teraz ta dusza kończy już 6 etap poziomu duszy średniej. I w najbliższym czasie czeka ja
odpoczynek, by następnie wejść na poziom duszy starej. A wtedy, kierując się nadal w
pozytywny biegun swojego rozwoju będzie mogła w końcu odpocząć i zacząć cieszyć się
światem, w którym przemierzała plan fizyczny swojego rozwoju.
Powracając jednak do orszaku astralnego. Osoba ta wielokrotnie miała odczepiany orszak,
ale za chwilę pojawiali się nowi, starzy koledzy. Niestety w pewnym momencie swego
rozwoju przyjdzie jej zwrócić wolność wszystkim duszom, z którymi podpisała cyrograf. Ale
wszystko w swoim czasie.
W świecie astralnym jest bardzo wiele grup dusz pielęgnujących swe doświadczenia
magiczne i inicjacyjne, które praktykowały przebywając na planie fizycznym. Często też po
swej śmierci przenoszą te praktyki do świata astralnego. Gdy osoba (mistrz), który
praktykował podpisywanie cyrografów, czyli tworzył swój orszak astralny, przenosi się do
świata astralnego, tam już czekają na niego koledzy z jego orszaku. Taki mistrz czuje, że
powraca jakby do siebie. Bowiem dusze kolegów stwarzają mu atmosferę emocjonalną,
która odnawia ich stare zobowiązania i relacje. Czasami zdarza się, że koledzy specjalnie
wysyłają na plan fizyczny jednego ze swoich kumpli, by zasilał ich swoją energia, by ci mogli
dalej pozostawać w tamtym świecie. Jeśli osoba ma bardzo silny orszak astralny, to potrafi
być pod jego silnym wpływem, a nie kierować swoim orszakiem. Znam sytuacje, w których
dusze podmieniały się w jednym ciele zachowując ciągłość życia tego ciała. Każdy z nich
jakby odrabiał pańszczyznę wykorzystując do tego jedno ciało.
Tyle, ile istnieje poziomów astralnych, tyle istnieje władców. Władca astralny, to dusza, która
odpowiada za porządek w świecie astralnym, na swoim poziomie. Podlegli jej są strażnicy
karmy, których zadaniem jest kierować dusze do ciał fizycznych. Niektórzy mają pamięć,
jakby ich na siłę zepchnięto do ciała matki. Tak dzieje się, gdy dusza stawia opór i nie chce
się inkarnować, a nie jest do nikogo podczepiona energetycznie. Strażnicy często się
zmieniają, gdyż co jakiś czas sami muszą inkarnować. Tak samo władcy astralni. Jednak
zarówno jedni jak i drudzy przebywając na planie fizycznym zachowują kontakt ze światem
astralnym i często zostają egzorcystami. Choć strażnicy mają trochę bardziej nieczyste
intencje i nie do końca wiedzą, co zrobić w danym przypadku, dlatego jako egzorcyści
niekoniecznie będą to robili dobrze. Władca astralny inkarnuje w miejscu, które może mu
zapewnić rozwój zdolności odpowiadających za kontakt ze światem astralnym. Jako
egzorcysta nie będzie się przejawiał chęcią walk z duchami, jak i nie będzie wykonywał
gzorcyzmów z wykorzystaniem rytuałów magicznych i obrzędowych. Natomiast rozwinie swą
zdolność jasnowidzenia astralnego, a w jego zachowaniu przejawiać się będą cechy
pozytywne, które pozwolą mu stanąć ponad emocjami duchów i kierować dusze w stronę
czystego światła. To bardzo ważne przy wykonywaniu jakichkolwiek egzorcyzmów.
Najważniejsza jest świadomość tego, co się robi, jak i czystość własnej podświadomości.
Ona pozwala zachowywać zdrowy rozsądek i nie ulegać złudzeniom świata astralnego.
Łatwo jest bowiem przy nieodreagowanych własnych emocjach, wpaść w pułapki świata
astralnego. A wierz mi, jak wiele jest marzeń ludzkich i wszelkiego rodzaju emocji, jak i
wzorców z różnych praktyk, tak wiele jest tych samych doświadczeń w świecie astralnym.
7
2002-11-06 Żądło Leszek
Szlaki astralne
Do licznych anomalii zaburzających promieniowanie pola ziemskiego należy zaliczyć m.in.
szlaki astralne. Nie widać ich, a czynią one wiele szkód w zdrowiu ludzi, którzy się z nimi
stykają na co dzień.
Dziś wielu radiestetów przeczy możliwości występowania czegoś takiego, jak szlak astralny.
Niektórzy w ogóle nie wyobrażają sobie, żeby coś takiego mogło istnieć.
A czym jest szlak astralny?
To pas promieniowań zaburzających normalne warunki energetyczne pola ziemskiego.
Charakteryzuje się kilkoma składowymi. Jedną z jego składowych jest podziemny ciek
wodny z wszystkimi właściwymi mu promieniowaniami. Druga składowa to ślad energetyczny
(astralny) po dawnej ścieżce lub drodze, która biegła nad ciekiem wodnym. Najstarsze
ścieżki były wyznaczane właśnie nad podziemnymi ciekami. A to dlatego, że roślinność była
tam rzadsza. Łatwiej więc można było ją usunąć. Zresztą, wcześniej te miejsca były
wybierane na ścieżki przez zwierzęta.
Po szlaku astralnym przemieszczają się istoty ze świata astralnego, w tym duchy zmarłych.
Na szlakach astralnych obecnie stawia się domy mieszkalne. Architekci nic sobie nie robią z
ostrzeżeń radiestetów i realizują swoje wizje, nie bacząc na to, że pewne miejsca nie nadają
się do zamieszkania. Są nimi właśnie miejsca po dawnych drogach czy cmentarzach.
Również miejsca bitew czy obozów zagłady, nie nadają się do celów mieszkalnych czy
gospodarczych. W takich miejscach gromadzą się zagubione duchy zmarłych, które nie
odeszły do światła. A szlakami astralnymi podróżują przemieszczając się z miejsca na
miejsce. Mieszkać w takim miejscu, to jeszcze gorzej niż na cmentarzu. Szlak astralny może
być bardzo dolegliwy. W zasięgu jego działania pojawiają się zagadkowe zjawiska:
przesuwanie przedmiotów, samozapłony, hałasy, stuki, zaburzenia samopoczucia,
halucynacje, opętania itp. Osoby, które się tam znalazły, często odczuwają, jakby tam był
ktoś niewidzialny, lub było coś, czego nie widać, ale dobrze czuć. Ludzie, którzy przebywają
w takim miejscu, zaczynają cierpieć na różne dolegliwości. Utrata sił jest u nich większa niż
na żyłach wodnych. Do tego dochodzi ewentualność opętania, czy okresowych wpływów ze
świata duchów.
Szlaki astralne często towarzyszą silnym podziemnym żyłom wodnym. W związku ze słabymi
występują niezwykle rzadko. To dodatkowy kłopot, bo jednocześnie nakładają się na siebie
silne energetyczne zaburzenia. One to powodują wybicie człowieka za stanu równowagi
energetycznej i psychicznej. Za tym podąża pogorszenie stanu zdrowia fizycznego i
psychicznego. Często osoby, które znalazły się w takich warunkach, relacjonują, że mają
spotkania z duchami, czy UFO. Jeszcze częściej zostają uznane za chore psychicznie.
Tymczasem wymagają tylko egzorcyzmów.
W kilku stowarzyszeniach radiestezyjnych prowadzono badania nad fenomenem szlaków
astralnych. Osoby jasnowidzące zauważały tam UFO lub inne dziwne manifestacje
energetyczne. Wiele jednak spraw nie zostało wyjaśnionych. Wiadomo jednak, że są to
miejsca, które nie nadają się ani do zamieszkania, ani do wypoczynku. Nie powinny się tam
znajdować zakłady pracy, a nawet tereny rekreacyjne. Jednak praktyka pokazuje, że w
takich miejscach mieszczą się budynki mieszkalne i nawet niektóre szpitale. Nic więc
dziwnego, że panuje w nich fatalna atmosfera i duża śmiertelność! I nie może dziwić fakt, że
z takiego szpitala wraca się w stanie gorszym, niż ten, w jakim się do niego trafiło. Bywają
przypadki, kiedy to zwykły ciek wodny nagle staje się szlakiem astralnym. Nie wiem, na czym
8
to polega, ale takie przypadki są mi znane. Może tak się dzieje wtedy, gdy naturalne szlaki
zostają naruszone lub odcięte? A może chodzi o to, że duchy wyczuwając skupiska ludzi
podatnych na uzależnienie, dążą do tego, by ich wciągnąć w krąg swych oddziaływań? A
może chodzi po prostu o to, że buduje się całe osiedla mieszkaniowe na cmentarzach,
cmentarzyskach, czy starożytnych miejscach kultu? Przecież to musi prowadzić do
poważnych zaburzeń energetycznych w niewidzialnym świecie - świecie energii i emocji.
Cokolwiek by to nie znaczyło, bywa, że szlaki astralne zmieniają swe położenie. I trudno
zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Jedno jest pewne, że tam, gdzie nie ma żył wodnych,
tam też szlak astralny nie może się pojawić.
A jak sobie radzić ze szlakiem astralnym?
Najlepiej w ogóle się z takiego miejsca wyprowadzić. Ale jeśli to niemożliwe, należy
zneutralizować zakłócające wpływy.
Kiedy szlak astralny wiąże się z silną żyłą wodną (zwykle ponad 9 stopni w skali
krakowskiej), wymaga to użycia specjalnych odpromienników (ekranów), wykonanych tylko
dla danego miejsca lub układu energetycznego. Wykonują je i zakładają tylko nieliczni
radiesteci i za dość wysoką opłatą. Jednak ten zabieg pozwala uniknąć wielu więcej
wydatków na reperowanie zdrowia.
Słaby szlak astralny może być zneutralizowany przez nieco słabsze, standardowe
odpromienniki,
emitujące
białe
światło,
co
okazuje
się
znacznie
tańsze.
Założenie ekranu nie likwiduje szlaku astralnego, tylko przerywa go. To powoduje co prawda
poprawę samopoczucia mieszkańców domu, ale wprowadza zakłócenia w świecie
astralnym. Dlatego duchy i inne istoty astralne muszą dostać możliwość ominięcia - obejścia
- ekranowanego miejsca.
Po założeniu odpromienników można dokonać egzorcyzmowania budynku i jego
mieszkańców, i wreszcie przesunąć szlak astralny poza budynek, żeby duchy mogły sobie
dalej swobodnie podróżować w znanym tylko sobie celu. Celowego przesunięcia szlaku
astralnego dokonuje tylko kilka osób na świecie.
Na koniec rada: kiedy chcemy kupić dom, czy działkę pod jego budowę, kiedy zmieniamy
mieszkanie, warto zainwestować w ekspertyzę radiestezyjną. To o wiele mniejszy wydatek,
niż leczenie się przez całe lata, aż do przyśpieszonej śmierci.
Zasadą jest, że jeżeli mieszkanie jest zdrowe, a wszyscy czują się w nim przyjemnie, to na
pewno nie ma w nim szlaku astralnego, ani żyły wodnej. Kiedy zaczynamy się czuć źle,
nieprzyjemnie, to sygnał, że pole promieniowania ziemskiego zostało zaburzone. A w takim
razie ma to wpływ na nasze samopoczucie i zdrowie. Kiedy czujemy się źle, nie warto
lekceważyć siebie i narażać na dalsze cierpienia.
Aha, i jeszcze jedno! Szlaku astralnego nie da się zneutralizować przez jakiekolwiek zabiegi
coraz bardziej popularnej u nas sztuki organizowania przestrzeni - Feng Shui.
Owszem gadżety Fenf Shui mają wpływ na energię otoczenia, ale ... w tym wypadku
zawodzą. Zresztą, w przeszłości, w której kształtowały się zasady Feng Shui, żaden
Chińczyk nie wpadłby na pomysł, żeby budować domy w miejscach starych dróg, cmentarzy,
czy miejsc kultu. Te miejsca nigdy nie powinny być zabudowywane i zamieszkiwane!
9
Anna Atras 13-01-2004
Uwalnianie od orszaku astralnego
Stwierdzenie, że posiada się orszak astralny to jedno, natomiast uwolnienie się od niego, to
zupełnie inna sprawa. Proces uwalniania może przebiegać w kilku etapach. Wszystko zależy
od tego, kiedy i w jakich okolicznościach dana ekipa zastała do nas przyłączona, oraz jak
ważną w tym momencie dla naszej podświadomości odgrywała rolę. I jak ważną rolę
odgrywa nadal.
Wspominałam już w poprzednim artykule dotyczącym orszaku astralnego, że przyłączenie
innych dusz do własnej energii określają pewne intencje. W zasadzie intencje będą
odgrywały najważniejszą rolę w uwalnianiu się od orszaku astralnego. Jeśli pozwalamy, by
nasza dusza została przyłączona poprzez cyrograf do innego orszaku, lub gdy przyłączamy
do naszego orszaku jakakolwiek duszę, oznacza to, że kierowały nami pewne intencje.
Innymi słowy po coś nam to było potrzebne. Po co? Taki powód wynika już z indywidualnych
intencji danej osoby. Uświadomienie sobie, co tak naprawdę tkwiło u podstawy naszych
decyzji, może pomóc w uwolnieniu orszaku astralnego.
Sama chęć uwolnienia się od orszaku astralnego nie wystarcza. Konieczne jest mieć bardzo
silną własną wolę, wysoką samoocenę i ugruntowane poczucie bezpieczeństwa, oraz
oczyszczone intencje wobec innych osób. W przeciwnym razie nawet ogromne chęci mogą
okazać się bezskuteczne, wobec silnie ugruntowanych mechanizmów podświadomości.
Do uwolnienia się od orszaku można wykorzystać kilka sposobów znanych jako techniki
wspomagające rozwój duchowy. Ja osobiście wykorzystałam je wszystkie i dopiero
połączenie tych technik przyniosło mi spodziewany efekt.
Pierwszy sposób to regresing®. Możesz po prostu poddać się sesji. Ale niestety nie każdy
terapeuta potrafi odreagować przywiązanie do orszaku astralnego. Dlatego też poniższy
tekst może być ważny dla wszystkich regreserów, którzy chcieliby się tego nauczyć. Gdy
korzystasz z regresingu, kompetencja regresera będzie miała tu istotne znaczenie.
Działanie orszaku astralnego w głównej mierze przebiega poprzez kontakt ze światem
astralnym. Czyli osoba, która ma podłączony orszak, ma też telepatyczne podłączenie do
wibracji świata astralnego. Część dusz, które są przyłączone do danej osoby, zapewne
pozostaje nadal w świecie astralnym. Ale orszak astralny to nie tylko dusze ze świata
astralnego. W jego skład wchodzą dusze przebywające zarówno na planie fizycznym, jak i
astralnym. Część składu mogą tworzyć także demony, jak i wszelkie energie istot
przebywających na obu planach. W niektórych praktykach przyłączane były także dusze
zwierząt. Teraz należy ustalić, co wchodzi w skład twojego orszaku astralnego. Orszaków
możesz mieć więcej niż jeden, dlatego uwolnienie się od jednego orszaku nie musi oznaczać
ostatecznego uwolnienia od wszystkich przywiązanych do nas dusz. Orszak może składać
się tylko z dusz przebywających na planie astralnym, lub tylko z dusz osób przebywających
na planie fizycznym. Może być także mieszanką dusz w części wcielonych, zaś w części
przebywających w świecie astralnym. Orszak może się również składać jedynie z demonów,
lub z istot pochodzących z innych światów. Z tym także się już kilka razy spotkałam.
Gdy wszyscy z twojego orszaku wcielili się, mogą przebywać blisko ciebie, jako twoja
rodzina, lub znajomi albo współpracownicy. Gdy wszystkie dusze przebywają na planie
astralnym, nie opętują zazwyczaj osoby, do której są przywiązane. Zdarza się to jednak w
bardzo nielicznych przypadkach. Najczęściej dusze te opętują innych, a energię w części
przekazują osobie, do której są przywiązane. W części zaś pozostawiają ją sobie, by nadal
móc przebywać w świecie astralnym. W przypadku ekipy złożonej z demonów, ich twórcą
może być osoba, do której są przywiązane. Ale też demony mogą być tworem zupełnie innej
10
istoty, natomiast mogą być przywiązane do danej osoby przez inicjację. Było to powszechnie
praktykowane w kulturach wschodu. I chyba nadal jest.
Zdarzają się różne kombinacje orszaków astralnych. Jednak podczas uwalniania się, należy
dobrze orientować się w ich składzie. Bywa to pomocne w skuteczności zabiegu uwalniania
się. No i oczywiście twoje intencje. One odgrywać tu będą najważniejszą rolę. Jeśli
naprawdę chcesz uwolnić się od orszaku i masz już czyste intencje wobec innych dusz i
swojego orszaku, to uwolnienie się, jest już tylko kwestią czasu. Teraz jednak wróćmy do
sesji regresingu i do ustalenia przebiegu całego procesu podłączania innych dusz do naszej
duszy.
Najczęściej odbywało się to podczas ceremonii inicjacyjnej. Lub następowało podczas
wypowiadania pewnej przysięgi mającej moc wiążącą pomiędzy energią dusz.
Gdy dusza podłączana była podczas inicjacji, na pewno towarzyszyły temu pewne emocje,
jak i stwarzana była określona atmosfera dla podkreślenia ważności takiego wydarzenia.
Odbywało się to w atmosferze podkreślanej wibracją narkotyczną. W celu stworzenia wibracji
narkotycznego uniesienia, palono kadzidła z domieszką opium, lub innych narkotyków
wziewnych. Często także przed całą ceremonią podawano narkotyki w napoju, lub w innej
postaci. Bowiem osobę pod wpływem narkotyków łatwiej było wprowadzić w stan
hipnotyczny. Mistrz, który dokonywał ceremonii inicjacyjnej, doskonale orientował się w
emocjach, które należało zakodować danej osobie, aby zechciała oddać swą duszę. Cała
ceremonia przebiegała w kilku fazach. Najpierw należało wybrać odpowiedniego kandydata.
Musiał on spełniać pewne kryteria. Musiał posiadać pewnego rodzaju moc, lub siłę, nad którą
chciał zapanować mistrz. Mógł też stanowić siłę podatną na manipulacje mistrza. Oprócz
osób, których moc chciał przejąć mistrz, potrzebne mu były także osoby do wykonywania
różnego rodzaju zadań. Dlatego mistrz nie zawsze podłączał dusze osób ważnych dla siebie.
Ale inicjacja zawsze odbywała się w podobny sposób. Dlatego, gdy będziesz uwalniał się od
orszaku za pomocą regresingu, musisz skierować się w stronę uświadomienia sobie
wszystkich okoliczności towarzyszących momentowi przyłączania twojej duszy.
Gdy sam byłeś mistrzem, musisz uświadomić sobie, czego ci brakowało w twojej mocy, że
potrzebne ci były inne dusze do wzmocnienia własnej siły. Energia tych dusz na pewno była
dla ciebie atrakcyjna, ale jako mistrz nie zdawałeś sobie sprawy z konsekwencji takiego
wyboru. A każda decyzja ma swoją konsekwencję.
Jak do tej pory udało mi się odkryć kilka intencji, jakie towarzyszyły w monecie
podejmowania decyzji podłączania własnej duszy, lub innych dusz. A oto niektóre z nich:
•
•
•
•
•
•
•
•
•
chęć dowartościowania się,
chęć zdobycia, lub zwiększenia swojej mocy,
chęć zdobycia czystej energii niewinności. Ale ten punkt dotyczy jedynie upadłych
aniołków, które wierzyły, że gdy zbiorą odpowiednią ilość czystej energii, wtedy będą
mogły wrócić do Boga,
chęć zwiększenia siły, z intencją wykorzystywania jej do walk magicznych, lub
astralnych,
chęć dokonania zemsty na wrogu,
chęć zdobycia władzy nad światem materii, jak i światem astralnym,
chęć trzymania swoich wrogów pod kontrolą,
strach przed samotnością,
strach przed pozostaniem w świecie materii. Ten punk także odnosi się do UA, gdyż
nikt tak jak one nie bały się, by powracający koledzy do świata Boga, nie zapomnieli
o nich. W tych okolicznościach wręcz z chęcią sprzedawali energię swej duszy, mając
nadzieję, że wcześniej powracająca dusza innego anioła zabierze ich ze sobą.
Tworzyły się zatem grupki kilku, lub kilkudziesięciu aniołów, a nawet większych grup,
które bardzo pilnowały się nawzajem, by ktoś nie poszedł za szybko w rozwoju.
11
•
•
Często takie grupki rodziły się bardzo blisko siebie mając nadzieję, że nie przeoczą
tego ważnego dla siebie momentu.
wzajemne obietnice gwarancji bezpieczeństwa - żywy miał chronić duszę w świecie
materialnym, nieżywi w świecie astralnym,
wiara, że pokonany musi po śmierci służyć swemu pogromcy oddając mu wcześniej
wszelkie moce magiczne (np. u Indian).
Innym sposobem uwolnienia się od orszaku astralnego, jest wykorzystanie wizualizacji do
zwrócenia wolności. Wizualizować można wszędzie, ale warto znaleźć sobie do tego
spokojne miejsce. Podczas wizualizacji należy wyobrażać sobie energię istot do nas
przyłączonych. Tutaj musisz pomóc sobie wyobraźnią. Najczęściej wizualizuje się wstążki
energii przywiązanej na kokardkę do naszych zębów, lub kręgosłupa. Odwiązywaniu
wstążek od zębów będzie musiało towarzyszyć oczyszczenie intencji i uwolnienie się od
wszelkich przyczyn, przymusu i wysiłku podtrzymywania w sobie danej energii. Najlepiej, jak
wizualizacja połączona jest z modlitwą, lub afirmacją. Ja, szczególnie korzystałam z
modlitwy, która jest najskuteczniejszą formą oczyszczania u osób, z którymi dane mi było
pracować.
Od kiedy zaczęłam rozwijać się duchowo, modlitwa stanowiła bardzo istotny element mojej
drogi duchowej. Działała szybciej i skuteczniej niż afirmacje. Obdarzałam moje słowa
modlitwy większą wiarą i przekonaniem, że to właśnie te słowa przyniosą mi rozwiązanie
tego, o co proszę. W ciągu tych kilku lat, za każdym razem przekonywałam się o sile mojej
modlitwy i myślę, że wiele osób także się o tym przekonało. Nie oznacza to oczywiście, że
afirmacje działają gorzej, ale dla mnie to właśnie modlitwa miała większe znaczenie niż
pisanie afirmacji, w które po prostu nie wierzyłam. Wiem, że wiele osób zarzuca stosowania
modlitw na rzecz pisania afirmacji i po jakimś czasie żalą mi się, że ten sposób u nich nie
działa. U mnie także nie działał, dlatego ja wolałam modlitwę od afirmacji. I wolę nadal.
Gdy stosujesz modlitwę, musisz pamiętać o kilku zasadach jej wykonywania.
Modlitwę wykonuje się w stanie skupienia wewnętrznego. Słowa muszą być wypowiadane w
czasie teraźniejszym w trybie dokonanym. Tak jakbyś już posiadał, lub czuł działanie tego, o
co prosisz. Skupienie pozwoli ci poczuć się tym, o co prosisz. Gdy prosisz o rzeczy
materialne, skup się i poczuj je tak, jakbyś już je posiadaj. Gdy prosisz o uwolnienie, poczuj
się wolnym, zanim to nastąpi. Gdy prosisz o moc i siłę, najpierw poczuj się silnym i pełnym
mocy.
Obecnie modlitwa stanowi prawie 100% mojej drogi duchowej. Żyję w niej i działam poprzez
nią. Dzięki temu każdą moją myśl wypowiadam z odpowiednim skupieniem i czcią dla siły jej
działania. Tak też było, gdy uwalniałam się od swojego orszaku astralnego. Zastosowałam
modlitwę na chwilę przed regresingiem i pamiętam, jak skuteczna była to prośba, gdyż
pozwoliła mi wiele uwolnić w związku z orszakiem. A brzmiała ona następująco:
Niech każda siła we wszechświecie pomoże mi w uwolnieniu się od energii dusz orszaku
astralnego. Niech dokona się we mnie pełne uzdrowienie i oczyszczenie moich intencji
wobec siebie i wobec dusz z mojego orszaku astralnego. Niech w moim życiu nastąpią
okoliczności, które pomogą mi w uwolnieniu się od każdej energii duszy, którą do siebie
przyczepiłam. Jeśli istnieje jakakolwiek osoba, która jest w stanie pomóc mi, lub
zainspirować mnie do uwolnienia się od orszaku astralnego, to otwieram się na jej pomoc i
wsparcie. Niech nastąpi to dla mnie w najlepszym i najdogodniejszym miejscu i czasie.
Jestem również otwarta na to, by dokonało się to dla mnie w sposób lekki, łatwy, miły i
przyjemny, jak i w miłych okolicznościach. Już w tej chwili otwieram się na pełną pomoc i
wsparcie całego wszechświata, jak i każdej istoty, która jest wstanie i jest otwarta na
współpracę ze mną. Już w tej chwili stwarzam w sobie poczucie wolności od orszaku
astralnego, jak i wolności od każdej energii, którą do siebie przyciągnęłam i którą w sobie
zatrzymałam. Już w tej chwili, pełna poczucia wolności, dostrzegam nowe możliwości w
sobie, jak i nowe inspiracje w moim otoczeniu i całym wszechświecie. Dziękuję już teraz
12
każdej energii, każdej istocie i sobie za pomoc i otwartość na zmiany i uwolnienie energii, na
którą byłam do tej pory zachłanna i którą w sobie zatrzymywałam. Z łatwością odnajduję w
sobie wszystko to, na co byłam do tej pory zachłanna, a dzięki temu stwarzam siebie, jako
istotę w pełni wartościową, cenną i otwartą na nowe możliwości i na korzystanie z własnej
energii i mocy. Niech się dokona.
Taką modlitwę wykonywałam bardzo często, kiedy tylko poczułam, że jeszcze nie jestem
uwolniona od działania orszaku astralnego. Przy ogromnej wierze w uwolnienie i działanie
modlitwy, najczęściej bardzo szybko trafiałam na osoby, które pomagały mi w uwolnieniu się,
choć czasami nawet sobie nie zdawały z tego sprawy, że działają jako odpowiedź na moją
modlitwę. Ale to działało i działa, ilekroć poczuję, że taką modlitwę mogłabym wykonać.
Wtedy wykonuję ją.
Możesz też stosować afirmacje. Jest ich sporo, dlatego nie będę ich podawać. Jeśli chcesz,
możesz skorzystać z afirmacji zawartych w książce "Egzorcyzmy i ochrona przed atakiem
psychicznym".
Jednak najskuteczniejszym sposobem jest zbudowanie w sobie przekonania, że jest się
istotą pełną miłości, mocy, silnej woli. Pełnej poczucia własnej wartości i poczucia
bezpieczeństwa wobec świata fizycznego i astralnego. Kiedy odkryjesz w sobie swoją
własną wewnętrzną moc i zwrócisz wolność każdej istocie, jaka istnieje we wszechświecie,
poczujesz jedność z tymi istotami. Ale nie na zasadzie podłączeń energetycznych opartych
na wpojonym i podtrzymywanym lęku i napięciu w oczekiwaniu na karę, lub w oczekiwaniu
na nagrodę. Ale na zasadzie poczucia równości ze wszystkimi istotami. Uwalnianie się od
orszaku astralnego jest bowiem mało owocne wtedy, gdy nie idzie w parze z rozwojem
świadomości i oczyszczaniem wszelkich wzorców, które odpowiadają za zachłanność na
cudzą energię i moc. Musisz uwierzyć, że to czego pragniesz, jest w tobie i nie musisz
szukać tego poza sobą. Inaczej wszelkie twoje wysiłki pójdą na marne.
A może ... cię czegoś nauczą ...
13
Atras Anna 2004-01-13
Demony w świecie astralnym
Gdy umysł tworzy myśl, tworzy ją z energii, które do niego docierają. Tworząc myśl
najczęściej nadaje jej wibracje pobierając energie z podświadomości lub nadświadomości.
To, jak umysł zabarwia wibracyjnie myśl, zależy w głównej mierze od ilości zgromadzonych
emocji i poziomu rozwoju duszy. Im dusza starsza, tym myśli jej będą obejmowały szerszy
aspekt spojrzenia na życie, Boga, ludzi i cały otaczający świat. Im dusza młodsza, tym jej
myśli będą pełniejsze ekspresji i emocji. Wiele młodych dusz uznaje bowiem, że to, co
decyduje o ich życiu, to ilość emocji, jakie przeżywają. Dusze takie chcą, by ich życie było
bardzo intensywne i bogate w przeżycia. Wszędzie szukają dreszczyku emocji i adrenaliny.
Gdy w umyśle duszy młodej rodzą się myśli, są one najczęściej zabarwione bardzo
intensywną barwą. Dusza dziecka będzie bawić się myślą, dopóki nie przypłynie do niej
ciekawsza myśl. U duszy młodej myśl nigdy nie zatrzymuje się na dłużej. Inaczej jest z duszą
dojrzałą. Dusza ta bawi się myślą i rozpatruje ją na wiele sposobów, chcąc zachować o niej
jak najdłuższe wspomnienie. Często przyciąga stare myśli i odnajdując ponownie ich energię
bawi się w odświeżanie starych wspomnień. Dusze stare rzadko skupiają się na myśli. Jeśli
pojawi się, to wiedzą, że jej energia będzie przy nich jedynie na chwilę. Wiedzą także, że
każda myśl, która do nich przybywa, jest im w danym monecie potrzebna. Pozwalają jej
jednak popłynąć dalej głęboko rozumiejąc mechanizm przypływania i oddziaływania myśli na
ich życie. Tak jest również z każdą energią, jaka do nich dociera. Przyjmują daną energię w
sobie, pielęgnują ją i obserwują jej transformację w sobie, by w danym momencie pozwolić
jej odejść.
U wielu dusz młodych zatrzymana myśl zaczyna tworzyć w umyśle wizualizacje. Każdy z nas
jest chyba w stanie przypomnieć sobie, gdy jakaś myśl pochłonęła go na tyle, że zaczynał
tworzyć obrazy z nią związane. Najczęściej zamieniało się to w obrazy marzeń.
Każda dusza marzy. W pierwszych swych okresach rozwoju jej marzenia dotyczyły
wspomnień ze światów duchowych. Później marzenia stawały się treścią codziennego życia.
Bywają jednak marzenia miłe i te, które zamieniają się w koszmary nie tylko senne. Wtedy
mówi się o demonizmie.
Jeśli dany obraz myśli jest zbyt naładowany negatywnymi emocjami, tworzymy obraz
demoniczny. Demonizm wyolbrzymia to, o czym marzymy. Tak więc, jeśli marzymy o czymś
konkretnym, co ma swoje odzwierciedlenie, lub przejaw na planie fizycznym, tworzymy
demona tej rzeczy, lub postaci.
Jeśli w twoich marzeniach pojawia się jakaś postać, to nie jest to postać rzeczywista. Umysł
potrafi odwzorować dokładnie wibracje tej osoby, jak i emocje, które ją charakteryzują.
Tworząc więc postać, widzimy ją w jej pełnym przejawie emocjonalnym. W naszych
marzeniach potrafimy także tworzyć relacje z daną osobą, nawet jej nie znając w świecie
fizycznym. Czyli nawiązujemy relacje z demonem tej osoby.
Tutaj muszę przestrzec wszystkie osoby fantazjujące podczas seksu, bądź w czasie, gdy go
nie uprawiają, ale fantazjują na temat jakiejś osoby. Fantazjowanie na temat kogoś innego
kradnie energię tej osobie. Nieświadomie podłączamy się wtedy do jej wibracji, co zresztą
odbywa się w świecie astralnym i nawiązujemy relację astralną. Gdy wykonujemy daną
praktykę regularnie, może dojść do wampiryzmu energetycznego z naszej strony.
Tworząc demona jedynie w części tworzymy go z naszej energii. Większość pochodzi od
osoby, do której podłączamy się na poziomie jej ciała astralnego. Zwykle osoba, o której
marzymy, ma w sobie to coś, co w danym momencie wywołuje w nas podniecenie, lub
innego rodzaju emocje. Jeśli jest to podniecenie, to tworzymy demona, z którym możemy
14
uprawiać seks astralny. Gdy tworzymy demona osoby, która nas zdenerwowała, tworzymy
demona o złych cechach i zmuszamy go często w swych marzeniach do różnego rodzaju
upokorzeń. Zasilając takiego demona swoją energią nienawiści możemy długimi latami
walczyć z nim, traktując go jak najbardziej znienawidzoną część siebie samego. W ten
sposób walczą wojownicy. Swojego demona tworzą często z tego, co uważają w sobie za
słabość. Demonowi można wtedy nadawać postać i wibracje ludzkie, ale może także
przybierać on postać jakiegoś potwora, lub zwierzęcia, wobec którego odczuwamy wstręt,
lub którego nienawidzimy, lub się po prostu boimy. A co się wtedy dzieje z osobą, której
demona tworzymy?
Osoby bardziej wyczulone energetycznie odczuwają moment, gdy ktoś podłącza się do ich
energii. Gorzej, gdy na temat jednej osoby fantazjuje wiele innych osób. Taka osoba może
odczuć to jak wzmożony atak na siebie. Niestety, jeśli obydwie strony mają ku temu intencje,
może dojść taką drogą do wymiany energetycznej, a co za tym idzie, mogą powymieniać
między sobą różnego rodzaju wzorce energetyczne i kody. Wszelkie podłączenia, jakie
odbywają się pomiędzy różnymi istotami, nie tylko istniejącymi fizycznie, to podłączenia
telepatyczne. A to, co pobieramy od innych istot, to kody telepatyczne.
Jeśli osoba fantazjująca sama stwarza sobie postać, jako coś wymyślonego jedynie przez
siebie, tworzy wtedy własnego demona. W niektórych praktykach magicznych tworzenie
własnego demona miało zabezpieczyć maga przed ewentualnymi atakami astralnymi
podczas snu. Jednak nawet wtedy mag nie był w stanie kontrolować poczynań swego
demona w świecie astralnym.
Wiele osób żali mi się często, że budzą się rano bardzo wyczerpane energetycznie.
Pomijając wykluczenie wszelkich innych ewentualności takich, jak spanie na cieku wodnym,
lub opętanie, osoby te opowiadają często o snach erotycznych z jakimiś dziwnymi istotami.
Niestety, podczas snu nasze ciało astralne jest najbardziej narażone na wszelkiego rodzaju
negatywne doświadczenia w świecie astralnym. Osoby te nie kontrolują wtedy swoich
własnych poczynań, a to, co doznają, jest często połączeniem seksu astralnego, walk
astralnych i wszelkiego innego rodzaju praktyk astralnych, jakie tylko tam funkcjonują.
Wszystko jedynie zależy od tego, jakie mamy emocje i jakie intencje do przeżywania tego
rodzaju historii astralnych.
A co zrobić, by się przed tym chronić?
Jedynym skutecznym lekarstwem na tworzenie demonów jest budowanie swojej
świadomości. To ona decyduje o jakości przeżywanych przez nas doświadczeń.
Jednocześnie starajmy się dążyć do jak największego pozytywnego bieguna naszego
rozwoju duchowego. I na koniec pozostaje poczucie spełnienia, czyli poczucie, że wszystkie
nasze potrzeby są w każdej chwili zaspokajane. Nie będziemy wtedy musieli uciekać się do
szukania spełnienia w świecie astralnym.
A nasz wymarzony amant?
No cóż, jeśli odpowiednio się skupisz i przestaniesz marudzić, na pewno znajdziesz
partnera, który będzie odpowiadać ci pod każdym względem. Wystarczy jedynie odrobina
dobrej wiary w to, że ktoś taki rzeczywiście istnieje. Od kiedy uprawiam świadomy seks, stało
się to pięknym świadomym i przytomnym przeżyciem. Bycie tu i teraz i doznawanie swojego
partnera wszystkimi zmysłami jest piękne. A gdy dołożysz do tego duchową energię, staje
się tantrą. Tak więc, buduj swoje poczucie bezpieczeństwa i czuj się wartościową istotą.
Rozwijaj także pozytywny biegun swoich doświadczeń i po prostu zacznij cieszyć się materią
doznając jej tu i teraz. Marząc od niczego tak naprawdę nie uciekniesz, a jedynie
przedłużysz sobie drogę własnej karmy.
Powodzenia w tworzeniu życia tu i teraz.
15
2002-11-18 Atras Anna
Cyrograf
Cyrograf ,,Powiedz mi że mnie kochasz bardziej niż Boga, a twoja dusza będzie moja”
- Popatrz mi w oczy i wyznaj mi miłość, a twoja dusza będzie moją - jak echo zadźwięczały
mi moje własne słowa, gdy oczekiwałam na pierwsze wyznanie miłości od mojego partnera.
Jego oczy wtedy zawęziły się i poczułam na sobie świdrujące spojrzenie.
- A po co ci moja dusza - odparł partner, - nie wystarczy ci moja miłość? Zaśmiałam się
nerwowo, jakbym została złapana na gorącym uczynku. Nagle przez wspomnienia mojej
podświadomości przepłynął mi obraz wielu przeszłych sytuacji, w których wypowiadałam
podobne słowa. Moje związki miały dla mnie znaczenie, w symbolice określane jako
połączenie dusz. Zawsze chciałam połączyć się z partnerem tak, aby tworzyć z nim jedną
harmonijną całość. No może nie do końca harmonijną, ale w każdym bądź razie chciałam, by
nasze dusze połączyły się.
Po co mi to było? Sama do końca nie wiedziałam, ale czułam, że tam odnajdę coś dla mnie
bardzo ważnego. Coś, co pozwoli mi przywrócić dawną postać energetyczną, w jakiej
znajdowałam się przed zejściem na ziemię. Coś, co pozwoli mi wrócić do Boga. Zaczynałam
zabawę, by doprowadzić do przejęcia duszy mojego partnera. Wtedy nie zdawałam sobie
sprawy z rytuału, jaki podświadomie odgrywał się w mej duszy. Gdy połączenie nie dawało
mi tego, co chciałam, jego dusza przestawała być dla mnie atrakcyjna. Porzucałam wtedy
bez skrupułów każdego z partnerów. Nie wiedząc czego tak naprawdę szukam, zawiedziona,
że wciąż nie odnajduję duszy takiej jak moja, szukałam dalej. Wtedy jeszcze nie wiedziałam,
że szukam duszy innego upadłego anioła. Gdzieś w swoim wnętrzu wiedziałam natomiast,
że gdzieś są tu na Ziemi, tak jak ja istoty podobne do mnie w swej duszy. I wiedziałam, że
któregoś dnia ich odnajdę.
I pewnego dnia natknęłam się na mężczyznę, który był upadłym aniołem. Jakże wydał mi się
atrakcyjny, a najbardziej jego dusza. Miał w swojej duszy coś, nie do końca wiedziałam - co,
ale dla mojej podświadomości było to coś bardzo ważnego i atrakcyjnego. Zaczęłam
zarzucać sieci. I sama z nieostrożności wpadłam w sieć zastawioną przez mojego partnera,
który miał ten sam plan wobec mnie. On także chciał mojej duszy. Wierzył, że za złowienie
mojej duszy dostanie od Boga nagrodę.
Kiedyś nieświadomość moich partnerów była zasłoną dla mojego działania. Teraz musiałam
się zmierzyć z prawdziwym wrogiem. Nagle zaczęłam dostrzegać, jak wielu było chętnych na
moją duszę. Ktoś wyznaczył za nią nagrodę, a inni uwierzyli, że jak złapią mnie i nawrócą, to
Bóg im wybaczy i pozwoli powrócić. Rozpoczęła się walka , której celem było złowienie jak
największej ilości dusz . Z myśliwego stałam się nagle ściganą ofiarą. I nie ważną stała się
cena, jaką o mało nie zapłaciłam, ważną stała się walka o przetrwanie. Mnie zależało jedynie
na połączeniu dusz z moim partnerem, gdyż wierzyłam podświadomie, że tylko tak będę
mogła powrócić. Ktoś kiedyś w przeszłości powiedział mi, że pewnego dnia mój partner (o
konkretnych cechach) znajdzie sposób na powrót. Tak bardzo w to uwierzyłam, iż przez
wiele wcieleń szukałam go, a gdy odnalazłam, pilnowałam, by jego dusza mi nie uciekła.
Chciałam połączyć nasze dusze w jedną całość, ze strachu że umknie mi moment powrotu.
Połączenie dusz.
Dwie dusze połączone jedną więzią, stanowią jedną całość. Gdy jedną zaboli, druga odczuje
ból. Tak często bywa pomiędzy bliźniakami jednojajowymi. W ich przypadku działanie
cyrografu jest bardzo widoczne. Poczęte w jednym łonie, walczą ze sobą, by przejąć kontrolę
nad duszą. Wydaje im się, że dusze mają jedną, choć tak naprawdę stanowią dwie odrębne
istoty. Walczą więc o uzyskanie kontroli nad duszą i boją się, że gdy któreś wygra, drugie
zostanie unicestwione, doświadczy anihilacji.
16
Dla tych, co podpisali cyrograf, lub złączyli się energetycznie z inną istotą, działanie
cyrografu ma ogromne znaczenie karmiczne. Najczęściej podpisanie cyrografu odbywa się
na zasadzie wprowadzania w inicjacji kodu energetycznego w podświadomość poddającego
się inicjacji. To najprostsza forma podpisywania cyrografu. Osoba poddająca się inicjacji
wierzy w moc tego, co zostanie jej zakodowane. Zanim jednak trafi do mistrza, musi się
przekonać o mocy w działaniu, jaką dysponuje mistrz. Najczęściej jest świadkiem pewnych
form zachowań mistrza wzbudzających lęk i zazdrość u innych.
Gdy dana osoba czuje się niedowartościowana, zgłasza się do mistrza, by uszczknąć
odrobinę z jego mocy i wiedzy. Najchętniej uczyniłaby wiele, gdyby mogła otrzymać całość
bez specjalnego wysiłku. Osoba poddająca się inicjacji gotowa jest wtedy na wiele
poświęceń, by zdobyć zaufanie mistrza i móc go zmanipulować. Nawet nie zdaje sobie
sprawy,
że
tak
naprawdę
sama
już
padła
ofiarą
manipulacji
mistrza.
Można wierzyć w naiwność mistrza i w działanie własnych manipulacji, w swoją moc, czy
przebiegłość. Adept najczęściej nie wie, że tak naprawdę sam stał się ofiarą własnych
manipulacji. Najczęściej pod wpływem hipnozy ofierze zostaje wprowadzony kod. Mistrz
bowiem najczęściej sam jest wampirem energetycznym i niewiele sobą reprezentuje.
Wykorzystując poczucie niższej wartości u innych łatwo nimi manipuluje, a cel jego działania
znany jest tylko jemu. W inicjacji mistrz najczęściej nie wprowadza kodu mocy, a jedynie
stwarza jego pozór przywiązując do siebie energetycznie ucznia. To podpisanie cyrografu.
Podpis ma postać kodu uzależniającego.
Kody są różne i w różny sposób mogą działać. Najczęściej zalicza się je do podgrup o
pewnym charakterystycznym działaniu. Symboliczny, cyfrowy, astrologiczny, bądź
energetyczny, to kody o różnej charakterystyce mechanizmów działania, jednak w efekcie
ich działanie okazuje się bardzo podobne.
Gdy podczas inicjacji mistrz łączy się umysłem z uczniem, ich umysły na chwilę stanowią
jedną całość. Mistrz wprowadza swój ślad energetyczny i pozostawia go tam, przywiązując
go do pewnych wzorców emocjonalnych, które pozwoliły mu na wnikniecie do umysłu ucznia.
Są to wzorce emocjonalne oparte na niższym poczuciu własnej wartości i chęci
dowartościowania się.
Działanie inicjacji odbywa się także w oparciu o wzorzec zachłanności. To z zachłanności
uczeń dociera do mistrza i jest w stanie oddać mu duszę, by tylko zdobyć wiedzę i moc.
Wiedzę, która ma skrócić mu drogę do poznania światów dla niego niewidzialnych i moc,
która ma dać mu władzę i panowanie nad energią.
Ludzie są z reguły bardzo niecierpliwi. Nie chcą czekać na rozwinięcie w sposób naturalny
świadomej części własnego umysłu. Nie chcą oczyszczać podświadomości, by naturalnie i
bez przeszkód łączyć się ze swoim wyższym ja. Chcą najczęściej, teraz i już, doświadczać
działania wyższych energii. Chcą na silę otwierać sobie drogę do Boga, lub do Mocy.
Jakże łatwo jest wtedy o duszę innej istoty. Inicjowany nawet nie zdaje sobie sprawy, że sam
z własnej zachłanności chce ją oddać mistrzowi. W każdej inicjacji jest element ryzyka
ukradzenia komuś duszy. Tak naprawdę nie wiesz, zgłaszając się na jakakolwiek inicjację,
do kogo trafiłeś. Nie wiesz, kim ta istota jest i jaka jest jej intencja wobec twojej duszy. Tak
łatwo poddajesz się inicjacjom wierząc, że to przybliży cię do prawdy o Bogu i da ci poznać
choć smak Jego mocy. Pamiętaj jednak, że KAŻDE połączenie energetyczne, to
podpisywanie cyrografu. Gdy trafisz w ręce mistrza i poddajesz się inicjacjom, już w tym
momencie ma on dostęp do twojej duszy. A kiedy inicjację poprzedziłeś specjalnymi
praktykami wywołującymi zachłanność na mądrość i moc mistrza (praktyka ogołocenia
umysłu - pustki pełnej oczekiwania), siła owego powiązania wzrasta.
17
Nawet wizyta u bioenergoterapeuty może zakończyć się źle dla twojej duszy. A teraz pomyśl
choć przez chwilę. Nie wiesz, kim tak naprawdę jest twój mistrz. Nie znasz go. Twoimi
wyborami kieruje wewnętrzne pragnienie, tak silne, że gotów jesteś oddać dusze, by tylko
poczuć zaspokojenie. Przypuśćmy, że Twój mistrz w przeszłych wcieleniach praktykował
czarną magię, umierał niezliczone ilości razy na różne choroby, ma w sobie zakodowane
różne wzorce ograniczające jego podświadomość, pewnie i nieraz zażywał narkotyki. Pewnie
sam ma zakodowane w swojej podświadomości różne kody wprowadzone mu podczas jego
własnych inicjacji.
A TY? Skoro teraz jesteś taki zachłanny na wiedzę w twoim wyobrażeniu większą od twojej?
Na pewno w przeszłości korzystałeś już z tego rodzaju inicjacji. Być może wtedy
rozczarowany tym, że mistrz nie dał ci tego, czego oczekiwałeś od niego, teraz zgłaszasz się
do tego samego mistrza, by dokończył obiecanego dzieła mającego dać ci wiedzę i moc. W
środowisku ezoterycznym nie brakuje mistrzów oferujących wszelkiego rodzaju inicjacje i nie
brakuje uczniów. Dlatego interes polegający na kradnięciu innym dusz będzie trwał wiecznie.
Podobno oczy są zwierciadłem duszy. Gdy spojrzysz w oczy innej osoby wystarczająco
głęboko, możesz tam ujrzeć jej prawdziwą naturę. Zawsze bardzo lubiłam patrzeć w oczy
innym ludziom, szczególnie gdy poruszałam drażliwe dla nich tematy. Tak jakbym
odczytywała tam historię ich dramatów, lęków i ukrytych pragnień. Dawało mi to przewagę
nad rozmówcą. Potrafiłam także zakamuflować to, czego dowiadywałam się patrząc głęboko
w dusze innego człowieka tak, by osoba, której duszę sprawdzałam, nie zorientowała się, co
właściwie robię. Większość ,,ludzi” okazywała się bardzo nieciekawa.
Szybko rezygnowałam z podtrzymywania z nimi znajomości. Nie byli istotami, których
szukałam. Dopiero, pewne znajome cechy sprawiały, że moje zainteresowanie istotą, którą
sprawdzałam, nabierało głębszego dla mnie znaczenia. Tą istotą był inny upadły anioł. I tak
jak w przypadku mojego partnera rozpoczynam grę pozwalającą mi przekonać się, czy
spotkana osoba ma w sobie ukrytą ową tajemnice, tak dla mnie cenną.
Gra, z której najczęściej świadomie nawet nie zdajemy sobie sprawy, toczy się każdego
dnia. Nie wiesz, kim jest człowiek, który jest z tobą w związku. Wydaje ci się, że go znasz,
ale tymczasem przyjrzyj się uważnie. Nie wiesz, jaką karmę do przepracowania z tobą ma
twoja rodzina. Żyjesz w pełnej nieświadomości otaczającej cię rzeczywistości. Każdego dnia
toczysz bój o zachowanie resztek godności. Wciąż domagasz się uwagi i szacunku od
innych. Tymczasem przyjrzyj się tym, co cię otaczają. Przyjrzyj się sobie i zapytaj sam siebie,
o co grasz w życiu, na czyjej duszy ci najbardziej zależy?
Walka o własną duszę.
Cyrograf, który podpisujesz każdego dnia sprzedając siebie innym, często daje ci złudne
poczucie bezpieczeństwa. A oto właśnie chodzi tym, co chcą zapanować nad twoją duszą.
Jeśli jakieś z twoich pragnień zostanie w ten sposób zaspokojone, to gotów jesteś oddać
wszystko, byle tylko podtrzymać stan poczucia spełnienia i zaspokojenia. Gdy rozwijasz się
duchowo, przychodzi taki moment, gdy staczasz walkę o swoją własną duszę z
podświadomymi lękami. Ten moment jest dla ciebie zejściem na samo dno piekła własnej
podświadomości. Przechodziłam przez czarną noc zmysłów wiele razy, czasami myślałam,
że to już dla mnie koniec, ale moja dusza za każdym razem wygrywała. Tak jakby wiedziała
że zakrętem na jakim się właśnie znalazła czekało na nią światełko. Wygrywało we mnie
pragnienie powrotu do stanu wyższej świadomości. Nie jestem nawet w stanie opisać, co się
wtedy dzieje z duszą, ale często jest to bój o przetrwanie. Zdarza się jednak, że dusza
przegrywa i pozostaje w koszmarnym świecie podświadomych lęków.
18
Miałam nie raz okazje widzieć przegraną duszę, zagubioną we własnym świecie urojeń.
Mój znajomy powiedział mi kiedyś, że boi się zła, jakie w nim drzemie. Walczył zacięcie z
demonem, którego odkrył w sobie.
Demon to wyolbrzymiony lęk. Tak bardzo wyolbrzymiony, że stwarzamy mu postać. Czasami
demon, z którym walczymy, wcale nie pochodzi od nas, a jest jedynie zakodowanym w
inicjacji lękiem przed karą.
Jeśli kiedyś sprzedałeś swoją duszę, teraz możesz zacząć o nią walczyć. Lecz czy wygrasz,
zależy jedynie od ciebie.
Kiedy dokonuję egzorcyzmów, zdarza mi się widzieć zakontraktowane dusze, których
właściciel w zamian za dowartościowanie się poprzez wybranie na wspólnika Złego oddaje
dobrowolnie swoją duszę. Widziałam dusze oddane złu, widziałam to, czego człowiek
najbardziej się boi. Widziałam dusze zdesperowanych satanistów, usilnie pragnących by
przygarnął ich sam szatan.
W świecie astralnym pełno jest błąkających się dusz, mających wrażenie że są pozbawione
duszy i z silnym poczucie winy za jej sprzedaż. W świecie żywych , osoby, które kiedyś
zaprzedały swoje dusze, walczą z wyobrażonym złem poprzez pokutę i cierpienia. Nic
bardziej błędnego nie można wtedy wykonywać. Cierpienie jedynie może utwierdzić cię w
przekonaniu, że zło tylko czyha, by przejąć nad tobą władzę.
W praktykach czarnomagicznych kradnięcie dusz było dosyć pospolitym rytuałem. Mistrz
praktykujący czarną magię miał najczęściej na celu chęć przejęcia kontroli nad światem
żywych jak i zmarłych. Oddawał swoją duszę duchom (jak sam wierzył zaprzedawał duszę
samemu diabłu). Sam natomiast kradł dusze swoim uczniom, by ich energią zasilić
oddanego mu ducha w astralu. Rytuał ten odbywał się w różnych relacjach: uczeń - mistrz,
kochanka - partner, małżeństwo, które miało wiązać dwie dusze aż po śmierć, rodzic dziecko, duch - ofiara (duchy często starały się powrócić w ciała z zachowaniem pamięci
własnej mocy i wiedzy). Znany jest także rytuał, gdzie jedna ze stron podpisanego cyrografu
chciała wykorzystać ciało ofiary, by wprowadzić do niego duszę kogoś, na kim jej bardziej
zależało (celowe opętanie). Ostatnio byłam świadkiem wykorzystania przez duchy mistrza
reiki, który wykonywał egzorcyzm podsyłając duchy swoim mistrzom-przewodnikom. Te
natomiast, zamiast posłać duszę do światła , wysysały z niej energię , którą duch wyssał
wcześniej swojej ludzkiej ofierze. Wydało mi się to dość dziwne, ale bardzo szybko
zorientowałam się kim tak naprawdę są owe duchy podające się za mistrzów. Zostali
odesłani do światła. A mistrz reiki. No cóż, pewnie szybko przyciągnie sobie innych chętnych
,,przewodników" do pomocy w uzdrawianiu, w zamian za możliwość wysysania energii z
egzorcyzmowanych dusz. Z jego zachowania można wnioskować, że gotowy jest dusze
diabłu zaprzedać, byle tylko uzyskać moc w uzdrawianiu.
Wiązanie się za pomocą cyrografu nieobce jest także w samym świecie astralnym. A być
może ta praktyka tam się właśnie narodziła i przeniosła w świat żywych. Co zatem zrobić,
jeśli kiedyś nieświadomie sprzedałeś swoją duszę? Jak wyjść z układu, który skrywasz jako
swoją największą tajemnicę? Rozwiązanie tkwi w twojej podświadomości. Tam możesz
odnaleźć wiążące cię przysięgi i przyrzeczenia. Tam możesz odnaleźć wszystkie kody
wprowadzone ci pod wpływem hipnozy w inicjacji.
Uwolnienie możesz uzyskać poprzez wybaczenie sobie i zwrócenie sobie i innym wolności.
Cyrograf tak naprawdę nie ma wiecznej mocy wiążącej. Uwolnić możesz się poprzez
uświadomienie sobie intencji dla których to robiłeś.
Każdą umowę można zerwać. W świecie emocji spodziewałbyś się za to pewnych skutków w
postaci kary. Gdy oczyścisz swoją duszę z wszelkich zobowiązań, zobaczysz, że nie ma tak
naprawdę nic, co mogłoby zatrzymać twoją duszę. To tylko działa poczucie winy. W świecie
19
istot energetycznych (zwanych przez ludzi aniołami - tymi, które przyszły ze światła), cyrograf
i wszelkie jego formy chyba najsilniej odcisnęły się właśnie na karmie tych istot. To im
właśnie przypisuje się wymyślenie cyrografu i wszelkich jego odmian energetycznych. To
właśnie anioły chcąc powrotu ,wykorzystywały swoje zachowane zdolności do stworzenia
cyrografu.
Niektóre upadłe anioły miały tak silnie zachowaną zdolność telepatycznego podłączania się
do innych, że zaczęto określać je mianem złodziei dusz. Patrząc prosto w oczy wysysały
całą energię z człowieka, lub z innego anioła. Walka pomiędzy aniołami o dusze była bardzo
silna. Wierzyły bowiem, że w duszy zachowana jest tajemnica powrotu do Boga. Inni kradli
dusze w nadziei na uzbieranie resztek czystości (anielskiej) od każdego anioła, co miało
pozwolić im na zgromadzenie wystarczającej ilości boskiej energii, by móc powrócić.
Ile milionów lat trwa już ta zabawa w ciuciubabkę z Bogiem? Czyż nie pora zauważyć, że te
metody są zupełnie nieskuteczne? Hm. Może by się dało, gdyby nie fakt, że po śmierci ciała
fizycznego i rozpadzie astralnego każdy staje w chwale bożej. Choć na mgnienie, ale
jednak...
Czy jednak po to warto niszczyć życie i dostrajać się do niskich wibracji śmierci? Czy po to
warto kraść cudze dusze? Nie musisz kraść innym duszy, aby dostać się szybciej do Boga.
Oświecisz się tylko wówczas, gdy sam poczujesz się godnym i gdy otworzysz się na pełny
przebłysk boskiej świadomości. Zamiast kraść dusze, lepiej zaakceptować obecność boskiej
miłości, mądrości i mocy w sobie. Lepiej, ale czy łatwiej? Nad skradzioną duszą można
zapanować. A nad boskością w sobie? Boskości nie da się ograniczyć, ani poddać swojej
woli. Boskość można tylko zaakceptować. W części lub w całości. Jednak częściowa
akceptacja to tylko półśrodek, który pozwala dłużej przebywać w chwale bożej po śmierci.
Powrót gwarantuje tylko pełna akceptacja zjednoczenia z boską miłością, mądrością i mocą.
20
2005-03-24 Żądło Leszek
Kategorie duchów
Duchy i istoty astralne, z którymi spotyka się człowiek, można podzielić na kilka kategorii, w
zależności od punktu widzenia. Zwykle zauważamy duchy zbłąkane, złośliwe lub demony
(bardzo złośliwe sztuczne twory astralne). Manifestować się one mogą jako zjawy, upiory,
strzygi, zmory, poltergaisty (duchy hałasujące), albo ujawniać poprzez medium (świadome
lub opętane).
Są też inne istoty duchowe: Bóg, anioły (w tym Anioł Stróż), Duch Św., Wyższe Ja, opiekun
duchowy itd. Buddyści, teozofowie i hinduiści wierzą, że świat żywych i zmarłych
zamieszkują
istoty
inteligentne,
które
można
zaliczyć
do
kilku
kategorii.
1. Najmniej liczną grupą są istoty boskie - devy. Nie są one oświecone, ale mają prawie
wszystkie cechy istot doskonałych. Ich dobra karma (przyczynowość zdarzeń i wyborów)
pozwala im, by pozostawały w świecie nieprzejawionym, w sferze zwanej „chwała boża”,
nawet przez tysiące lat bez konieczności wcielania się. Mają jednak możliwość skrócić ten
okres. Tu można napotkać awatarów (żywe wcielenia bóstw), niektórych świętych, wysoko
rozwiniętych
joginów
i
nauczycieli
duchowych,
a
także
anioły.
2. Liczniejsza grupa to assurowie, czyli walczący bogowie. Należy tu zaliczyć istoty, które
posiadły nadnaturalne moce, rozwinęły zdolności magiczne i parapsychiczne, ale nie czują
się bezpieczne i dalej wyobrażają sobie, że muszą walczyć i konkurować. Tu spotkamy
magów, władców, papieży (niestety, tylko najwybitniejszych!), wielkich wodzów czy
biznesmenów, magów atlantydzkich i część upadłych aniołów. 3. Istoty ludzkie, które są nam
znane na co dzień. Podobno tylko one mają szansę poznać oświecenie. Zgodnie więc z
nauką buddyzmu czy hinduizmu, każda z istot z wyższych lub niższych światów, jeśli chce
doświadczyć wyzwolenia z więzów samsary (urojeń) i karmy, musi narodzić się człowiekiem i
jako człowiek rozwijać się duchowo. 4. Istoty otumanione, ogłupione, omamione urojeniami o
własnej słabości, niemożności, ogarnięte pożądaniami i niechęciami, nad którymi nie panują,
zamieszkują świat głodnych duchów. Podobno cierpią w nim katusze, ponieważ ich żądze
nie mogą zostać zaspokojone. Można o nich powiedzieć, że są to odpowiedniki zbłąkanych
duchów. 5. Jeszcze liczniejszy jest świat zamieszkiwany przez istoty upadłe z wszystkich
poprzednich światów oraz strzygi i demony. Można go porównać z chrześcijańską wizją
piekła. Tam trafiają mordercy, niepoprawni przestępcy, ale też przywódcy sekt
apokaliptycznych, jogini, kapłani i magowie, którzy używali swych mocy w celu szkodzenia
innym.
Łatwo zauważyć, że w każdym społeczeństwie możemy spotkać osoby odpowiadające
poszczególnym, opisanym wyżej kategoriom. Ten stan rzeczy należy przypisać faktowi, że
istoty z tych wszystkich światów - kiedy przybierają formę cielesną - odradzają się jako ludzie
z właściwymi sobie intencjami. Ale to nie wszystko. Otóż okazuje się, że nawet zwykły
człowiek może zacząć przejawiać cechy istoty, która go opętała.
Według przytoczonych poglądów istnieje też świat zwierząt, które jeszcze nie wkroczyły na
drogę świadomego rozwoju i pozostają poza prawami karmy, a nadal podlegają prawom
ewolucji. Duchy zwierząt można też napotkać w świecie astralnym. Zdarza się nawet, że
ujawniają skłonności do opętywania (czytałem kiedyś o kocie opętanym przez ducha psa,
choć nie mam pewności, że ta relacja była do końca prawdziwa).
Wszystkie
opisane
wcześniej
duchy
zamieszkują
światy
astralne.
Poza światami astralnymi istnieje świat istot oświeconych (urzeczywistnionych), które nie
podlegają już prawom karmy i konieczności wcielania się. I tylko istota z tego świata może
być naszym Mistrzem czy Opiekunem Duchowym. Taka istota nie opętuje!
Oczywiście, można nie wierzyć w to, co napisałem powyżej. Odrzucenie prawdy nie czyni
człowieka bezpieczniejszym, czy bardziej wykształconym. Może go natomiast skierować na
21
niewłaściwą drogę. Niestety, nie prowadzi też do zbawienia pomimo zapewnień deklaracji
watykańskiej Dominus Jesus.
Chcę tu zaznaczyć, że w naukach Jezusa nie ma prawie niczego na temat świata umarłych.
Przekonywał on nawet swych wielbicieli i uczniów, że kiedy odejdzie, to wielu z nich wejdzie
do Królestwa Bożego za życia. Nie mógł go więc jednocześnie obiecywać po śmierci!
Nawiasem mówiąc zapewniał też, że nie przeminie to pokolenie, a dokona się koniec świata.
Naiwnym przypominam, że "to pokolenie", któremu Jezus obiecywał to i owo, przeminęło
prawie 2000 lat temu!
Chrześcijańska nauka o czyśćcu, piekle i niebie ma swe źródła w zupełnie innej religii niż
judaizm czy nauki Jezusa. Nie da się jej wywieść z mitologii Grecji czy Rzymu. Najbardziej
kojarzy się z buddyzmem.
pętujące duchy mogą pochodzić z jakiegokolwiek z astralnych światów. Egzorcysta dla
własnego bezpieczeństwa i dla przeprowadzenia skutecznego egzorcyzmu musi się
orientować, z kim ma do czynienia. Inaczej bowiem podchodzi do duchów istot upadłych,
inaczej do atlantydzkich, a jeszcze inaczej traktuje różnych świętych czy guru.
2005-04-01 Żądło Leszek
Jaki to duch?
Intuicja? Podświadomość? Wpływy astralne?
Wiele osób ma trudności w ocenieniu, czy to co czują i słyszą wewnątrz siebie, jest
prawdziwe, i skąd pochodzą owe odczucia i głosy. Generalnie można powiedzieć, że są trzy
źródła tego, co pojawia się w umyśle:
1. Podświadomość
2. Wyższe ja (Duch Św.) - intuicja
3. Wpływy astralne.
Odróżnianie ich może na początek okazać się dość trudne. Wykonywanie praktyki
channelingu lub kontaktu z pomocnikami duchowymi przy słabej świadomości rozróżniającej
może okazać się niebezpieczne. Może doprowadzić do silnej nerwicy natręctw lub do
opętania. Świadomość rozróżniająca to świadomość źródeł informacji. Chrześcijanie
nazywają ją darem rozpoznawania duchów i zaliczają do darów Ducha Św. Stąd wniosek, że
nie bardzo daje się ją rozwinąć przez różne ćwiczenia. Ona przychodzi w odpowiedzi na
miłość i zaufanie do Boga.
A jak jest z nastawieniem do Boga u ludzi zajmujących się channelingiem, pismem
automatycznym, spirytyzmem czy mediumizmem - lepiej nie mówić! Zaniepokoił mnie kiedyś
list od mojej znajomej. Zauważyłem bowiem, że popełniła błędy, które mogłyby na dłuższą
metę przynieść niekorzystne dla niej zmiany. A błędy te przez wielu ludzi są uznawane za
wielkie osiągnięcia na duchowej ścieżce i z przejęciem opisywane w prasie ezoterycznej.
Pamiętamy, jak wielką furorę zrobiła książka "Sai Baba mówi do Zachodu" pisana pismem
automatycznym i uznana przez guru za autentyk! Podążając "za ciosem", wydano kolejne
dzieła spisane w ten sam sposób, ale... nie uznane przez guru! O tym jednak nikt już nie
wspominał. Wiadomo - liczy się kasa!
Wróćmy do mojej znajomej. Pierwsza moja wątpliwość dotyczyła relacji owej osoby z
Bogiem. Otóż poinformowała mnie, że nauczyła się kontaktowania z Bogiem za pomocą
22
wahadełka dającego odpowiedzi w formie pisanej i była z tego powodu bardzo dumna. Ach,
ilu z nas chciałoby dostawać od Boga dokładne instrukcje! Wspaniałe to, nieprawdaż?
Spójrzmy, co za instrukcje otrzymała ta pani? Po pierwsze „Bóg” poinformował ją, że
odwrócił się od niej i obraził na nią za to, że używa spiralę domaciczną jako środek
antykoncepcyjny. Następnie kazał jej usunąć spiralę i urodzić dziecko boże. Konkretnie dać
życie jej zmarłej niedawno wnuczce. Miała ona stać się w nowym wcieleniu Mesjaszem.
Wspaniałe, nieprawdaż? Ile kobiet chciałoby stać się matką Mesjasza! Jak ważnymi stałyby
się dla świata! Może nawet przyćmiłyby sławą samego Ojca Św.! A to ona - skromna
nauczycielka - została wybrana! Jakie błędy popełniła owa pani? Co trzeźwiejsi czytelnicy
zaczną podejrzewać u niej chorobę psychiczną. Ale zapewne znajdą się i takie kobiety, które
chciałyby się znaleźć na jej miejscu. Żywią bowiem głębokie przekonanie, że okres
pojawiania się Matek Boskich to nie sprawa historyczna, lecz jak najbardziej aktualna.
Przecież
ten
Jezus
musi
jakoś
zmartwychwstać
przed
końcem
świata!
Takie urojenia wydają się szczególnie piękne i dowartościowujące dla kobiet! Wydają się nie
tyle urojeniami, ile szczególnym wyróżnieniem. W swej karierze regresera odreagowałem
kilka pań, które tego oczekiwały. Część z nich była przekonana, że to ja osobiście spłodzę im
bożego potomka, nowego Mesjasza itp. I były zawiedzione, że nie chcę się do tego
przyłożyć. Przecież tylko po to mnie odnalazły i płaciły za udział w zajęciach! Próżne to
mrzonki, bo przecież każdy z nas jest bożym dzieckiem. Nie ma bardziej i mniej wybranych.
Osoba, która ma podobne zapędy, powinna się przede wszystkim modlić o uwolnienie od
presji hipnoz, misji lub innych zobowiązań z poprzednich wcieleń. Uzdrowienia wymaga
przede wszystkim jej związek z osobą, dla której chce urodzić wybitnego potomka. Często
też jej poczucie zależności, przywiązania, ból i żal z rozstania z tą osobą, którą chce urodzić.
Powinna się również uwolnić od misji dania światu wielkiego nauczyciela czy nawet
zbawiciela. Niewątpliwie pomoże jej w tym afirmowanie, że to, co daje światu (ludziom), jest
wystarczająco dobre, cenne, boskie.
U wielu osób pokutuje przekonanie, że Bóg jest daleko i że potrzebujemy pośrednika,
Mesjasza, Odkupicielki, Odkupiciela, i całej masy świętych, Mistrzów, Pomocników
Duchowych lub nawet duchów, by się rozwijać duchowo. Monopolu na odcinanie
świadomości ludzi od ich boskiego dziedzictwa nie ma żadna religia i żaden pogląd.
Zaprzeczanie swej boskości czy boskości innych, to powszechne zjawisko. Występuje
zawsze i wszędzie tam, gdzie jakiś mądrala (rodzic, naukowiec, ksiądz, guru czy duch
opętujący) wpycha się między człowieka a Boga jako „niezbędny” pośrednik lub jako ktoś,
kto ma więcej do zaoferowania. Warto sobie uświadomić, że Bóg jest w Tobie, a nie poza
Tobą, że nie ma jakiegoś odrębnego od Ciebie (Twej intuicji) Boga Ojca, Syna czy ducha.
Druga sprawa, to fakt, że Bóg nie może się od Ciebie odciąć, odwrócić, nie może na Ciebie
obrazić itd. Poza tym, na pewno nie ingeruje w to, co robisz, nawet jeśli używasz środki
antykoncepcyjne. Ludzie ulegający złudzeniom o przyjmowaniu bezpośrednich instrukcji od
Boga często padają ofiarą zwykłego nieporozumienia. Otóż za prawdę przyjmują te treści,
które są zgodne z poglądami głoszonymi przez ich duchowe autorytety. Nie zastanawiają się
przy tym nad realną wartością owych treści i nad konsekwencjami przyjęcia ich. Wystarcza
im samo zapewnienie, że tak właśnie chce Bóg. UWIERZYLI BOWIEM, ŻE BÓG MOŻE
NAM UCZYNIĆ WSZYSTKO, ALE RACZEJ NIC DOBREGO. Po okresie tego typu
uzależnienia od wcześniej przyjętych opinii o Bogu i Jego woli, może przejść w stan
pewności, że to jest prawdziwe prowadzenie przez Boga. Wtedy przeradza się albo w
nerwicę natręctw (bo taka osoba jest zachłanna na coraz więcej słów od Boga), albo w
opętanie.
Dzięki sesjom regresywnym często udaje się odczytać prawdziwe, skrywane intencje
przewodników duchowych, od których zostały przejęte pewne poglądy i praktyki. Kiedy uda
się coś takiego ustalić, natychmiast przechodzi ochota do dalszego wykonywania praktyki
lub do podtrzymywania poglądu, który dotychczas wydawał się taki święty i niepodważalny!
Wróćmy jednak do owej pani, która rozmawiała z „Bogiem” za pomocą wahadełka. Otóż
wszystkie znane mi podobne przypadki otrzymywania dokładnych instrukcji od Boga czy
Mistrza Duchowego (nie koniecznie pisanych) wiązały się z wchodzeniem w świat astralny i
23
czerpaniem z niego informacji. Czasami bywał to wyższy świat astralny, który wydawał się
nieść pomoc, a ona bywała skuteczna, aż do jakiegoś momentu, kiedy taka osoba zaczęła
się czuć uzależniona od niej. Odtąd zaczynała otrzymywać instrukcje o tym, co i z kim ma
robić, jakie ćwiczenia stosować dla dalszego rozwoju. Okazują się one coraz głupsze, coraz
bardziej nieżyciowe i wreszcie prowadzą do cierpienia. I nie ma tu znaczenia, czy
instruowanej w ten sposób osobie wydaje się, że prowadzi ją Bóg, czy guru. To może być
złudzenie prowadzenia telepatycznego przez Mistrza szkoły, Sai Babę, Saint Germaina, lub
innych. Tym, co w takim „prowadzeniu” okazuje się wzrastać, jest narastanie cierpienia i
pomieszania seksualnego. Takie przypadki nie są odosobnione, a osoby, które doświadczają
czegoś podobnego, nie są w stanie uwierzyć, że „prowadzący” nie ma nic wspólnego z
„prowadzeniem”. Co więcej, kiedy z jego ust słyszą zaprzeczenia, jednocześnie w swej
głowie odbierają wyraźne potwierdzenie. I tylko to, co słyszą wewnątrz, traktują poważnie. To
naprawdę ma pozory choroby psychicznej (nerwicę natręctw klasyfikuje się już jako chorobę
psychiczną!). Tym niemniej w rzeczywistości wynika z błędnego zaprogramowania na
nauczanie telepatyczne lub medialne jako na wyższe formy poznania czy przekazu wiedzy.
W rzeczywistości taki stan często przechodzi w fazę nerwicy natręctw, kiedy to człowiek nie
jest w stanie zapanować nad "wewnętrznymi" głosami i nie jest w stanie się im
przeciwstawić, bo go interesują bardziej od tego, co rzeczywiste. Bywa, że przechodzi w fazę
opętania. Takie mechanizmy są na tyle silne, że nie da się z nimi uporać inaczej, jak tylko
przez konfrontację w sesji reinkarnacyjnej lub przez modlitwę do samego Boga z wiarą i
pewnością, że może On uwolnić od takiej zależności. Takie modlitwy zazwyczaj działają,
chyba że podświadomość przyzwyczajona jest modlić się do tego, kto „posyła” jej przekazy.
Często
uwolnienie
regresywne
trzeba
poprzedzić
egzorcyzmem.
Sesje terapii reinkarnacyjnej często inspirują do podjęcia wszelkich możliwych starań, by
podnieść samoocenę. Dzięki temu stajemy się świadomi, że jesteśmy ukochanymi dziećmi
Boga, że mamy w sobie boską moc, miłość i mądrość i łatwiej wybaczamy wszystkim, którzy
w imię WYŻSZYCH RACJI wmawiali nam, jakoby było inaczej. Zaczynamy pojmować, że to,
czego szukaliśmy poza sobą, jest w nas. Uwalniamy się od pożądania zewnętrznych źródeł
informacji
i
oparcia.
Jedna z osób, które „przyjęły moje prowadzenie”, przez kilka miesięcy tłumaczyła mi nawet,
że wie lepiej ode mnie, czego naprawdę ją nauczam i że musi tego słuchać wbrew temu, że
ją wzywam do opamiętania i uwolnienia. To, co słyszała w sobie, było dla niej ważniejsze od
tego, o czym mówiłem fizycznie. Była wsłuchana w astral z taką determinacją, że nie mogła
uwierzyć, że moje nauczanie odbywa się na planie fizycznym i że z nim wiążą się zupełnie
inne treści! Inna pani przysłała mi nawet wiersze i wspaniałą książką, które miałem jej
rzekomo podyktować jako spuściznę z poprzednich wcieleń za pomocą więzi telepatycznej.
Ta pani na szczęście zorientowała się w pewnym momencie, że sama to wszystko napisała.
Jedynym skutkiem ubocznym tego zamieszania okazało się to, że obraziła się na mnie za
swoje urojenie. Przeszło jej na jakiś czas, ale jej stan się pogarszał i zaczęła uczyć ludzi w
moim imieniu. Drugi z takich listów dostałem od ich adresata z uwagą, że skoro czegoś
takiego nauczam, to jestem wariat. Ciekawe, skąd mu przyszło do głowy, że ona pisze
prawdę o swej misji i dlaczego jej wywody o stałym telepatycznym kontakcie ze mną uznał
za rzeczywiste? Ba, jestem zdziwiony, że podobnie uważa kilka osób uznających się za
bardzo rozwinięte duchowo. Jeśli więc kiedyś usłyszysz, że jestem szatanem podającym się
za Zbawiciela, to masz dwa wyjścia:
1. uznać, że osoba, która to mówi, jest niespełna rozumu
2. 2. domyślać się, że dostała o mnie informacje od innej osoby niespełna rozumu.
Podejście 2 nie wyklucza 1.
Spotkałem w moim życiu wielu ludzi, którym „odbiło” z powodu kierowania się dokładnymi
instrukcjami astralnymi o tym, co mają robić w rozwoju duchowym. W związku z tym w
podobnych przypadkach radzę, żeby się modlić o bezpieczne uwolnienie od wszelkich
instrukcji i uzależnień astralnych. Głos Boga odczuwamy w sercu jako miłość i intuicyjne
24
odczucie, że robimy dobrze. Czasami równocześnie z tymi odczuciami pojawia się żal, czy
ból. Tu trzeba pojąć, że żal, ból i inne negatywne odczucia mogą być reakcją na „głos”
miłości - głos Boga. Wszelkiego rodzaju informacje o emocjach, które nie pozwalają w pełni
żyć miłością, powinny zostać ujawnione i uzdrowione. W żaden sposób te emocje nie
powinny motywować do innych działań poza uzdrowieniem ich! Przeszłość pokazuje się nam
nie po to, byśmy ją odgrywali, lecz po to, żebyśmy zauważyli, co nas obciąża i uwalniali się
od
tego!
Kiedyś pojmiesz, że Bóg objawia ci swą wolę nie w formie poleceń, ale jako PROPOZYCJE
ROZWIĄZAŃ NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI. Ale to zawsze TY wybierasz!
A jeśli i ty przyjmujesz dokładne instrukcje od duchów, albo masz problemy z wyborem?
Zawsze jestem zdziwiony, kiedy dowiaduję się że ludziom, którzy wydają się zupełnie
normalni i zdrowi, pomaga modlitwa egzorcystyczna (czyli uwalniająca od wpływów istot
astralnych). Na wszelki więc wypadek pomódl się o uwolnienie od wszelkich przymusów,
intencji, mechanizmów i wysiłków korzystania z informacji astralnych, nawet jeśli pochodzą
one od wyższych duchów. Informacje telepatyczne od duchów czy od innych ludzi odbieramy
w głowie, najczęściej za pomocą wewnętrznego słuchu. Informacje od Boga - w sercu jako
miłość bądź uwielbienie, gdy o czymś myślimy. Bóg nie posługuje się ani telepatią, ani
dokładnymi instrukcjami. A jednak jego inspiracje mogą stać się dla nas w pełni jasne i
zrozumiałe.
Duch Boży jest w Tobie (to Wyższe Ja huny lub Duch Św. chrześcijan), więc warto
przyzwyczaić się do kontaktowania się z Nim poprzez miłość w sercu.
Życzę Ci jak najszybszego uporania się z obciążeniami z przeszłości. Życzę też sukcesów
na bożą miarę. Jedyna boża instrukcja to bezwarunkowa miłość do wszystkiego, co istnieje.
Kiedy ją odczuwasz, jesteś ufny, szczęśliwy i spokojny. Ach, jakże się ona różni od wszelkich
wyobrażeń o miłości! Cokolwiek uczynisz kierując się miłością, okaże się naprawdę dobre,
choćbyś tego nie rozumiał.
2005-06-25 Niemiec Przemysław, Tuchacz Łukasz
Atlantyda - Upadek Imperium
Historię o Atlantydzie zawdzięczamy jednemu człowiekowi - Platonowi. Około 500 lat przed
Chrystusem wielki filozof grecki Platon odbył wycieczkę do Egiptu, gdzie dowiedział się o
istnieniu w zamierzchłej przeszłości potężnej i zaawansowanej w rozwoju cywilizacji. W
utworach "Timajos" i "Kritias" przedstawia dialog Solona i egipskiego kapłana z Sais. Tenże
kapłan opowiada Solonowi o wielkiej wyspie na Atlantyku, która zatonęła po serii katastrof:
trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów, ogromnych fal morskich. Kapłan z Sais wspomina, że
była to kultura ludzi obdarzonych niezwykłą wiedzą i niewyobrażalnymi nawet dla nas
możliwościami technicznymi.
Jak dotąd platońskie zapiski stanowią źródło, z którego bierze początek legenda o
Atlantydzie.
Płynęły stulecia a ludzie z większym lub mniejszym zapałem dyskutowali, czy Atlantyda
rzeczywiście istniała, czy też stanowiła jedynie płód literackich fantazji. O tej mistycznej
krainie napisano i powiedziano bardzo dużo. Wielu ezoteryków i okultystów twierdzi, że
Atlantyda jest kluczem do rozwiązania wielu zagadek historii naszej kultury, pochodzenia,
źródeł wiedzy.
elena Pietrowna Bławatska, założycielka Towarzystwa Teozoficznego w książce The Secret
Doctrine opublikowała przesłanie, które jak twierdzi zostało skierowane do niej w
oryginalnym języku Atlantów. Bławatska wierzyła, iż odkryła również inny zaginiony
25
kontynent - Lemurię. Także jej uczeń, późniejszy prekursor antropozofii Rudolf Steiner, w
swych wizjonersko - filozoficznych pracach obszernie zajmuje się Atlantydą. W
wypowiedziach, które - jak twierdzi - zaczerpnął z kroniki Akaszy, wykracza daleko poza to,
co przekazał Platon.
Na temat Atlantydy bardzo dużo powiedział człowiek, którego śmiało możemy nazwać
jednym z największych fenomenów parapsychicznych XX wieku. Mowa jest o Edgarze
Cayce. W swoich raportach na temat Atlantydy donosił, że była to wyspa, na której istniała
niezwykle zaawansowana cywilizacja. Kultura ta dysponowała bardzo zaawansowaną
technologią. Używali energii jądrowej, telewizji, laserów, zajmowali się inżynierią genetyczną.
Podróżowali przy pomocy napędów grawitacyjnych. Przekazywali energię elektryczną na
odległość bezprzewodowo (kilkanaście tysięcy lat temu!!!) Ale ogromna industrializacja nie
szła w parze z odpowiedzialnością i etyką. Zaczęli dokonywać bardzo niebezpiecznych
eksperymentów m.in. z bronią jądrową. Doszło na Atlantydzie do rozruchów i wojen z
użyciem zaawansowanych środków bojowych.
Z dość nieprecyzyjnie formułowanych opisów amerykańskiego jasnowidza wynika, że Atlanci
konstruowali gigantyczne kryształy dla potrzeb siłowni i bezprzewodowego przesyłania prądu
na odległość. To wcale nie musi być fantazja. Nicola Tesla genialny chorwacki wynalazca
robił takie doświadczenia w XX wieku (polecam artykuł Nieznanego Świata - Czarodziej z
Wardenclyffe nr 9 i 10/2002). Mieszkańcy Atlantydy (według Caycego) mieli wykorzystywać
energię Słońca. Wymieniany przez Caycego ogniotrwały kamień - rubin przepuszczając
odpowiednio przefiltrowane promienie słoneczne generował emisję potężnej energii.
Skoncentrowana przez pryzmaty miała uruchomić wszelkie urządzenia mechaniczne w tym
środki podróży.
"Śpiący prorok" jak często mawiano o Edgarze Cayce mówił także o zniszczeniu Atlantydy.
Według niego były trzy okresy zniszczenia Atlantydy. Pierwsze dwa ok. 15.000 lat p.n.e.
Wtedy to główny ląd został rozbity na wyspy. Trzeci ok. 10.000 lat p.n.e. W tym okresie trzy
wielkie wyspy i kilka mniejszych zatonęło w ciągu jednej nocy. Po pierwszym kataklizmie
Atlantyda rozpadła się na kilka wysp, z czego trzy największe to: Poseidia, Aryan i Og.
Wielu badaczy jest zdania, iż katastrofa została wywołana przez awarię tajemniczych
atlantydzkich maszyn. Potwierdza to również Cayce twierdząc, że ostateczne zniszczenie
wyspy dokonało się podczas awarii generatorów, a co za tym idzie wyzwolenie ogromnej
ilości energii.
Atlantyda pogrążyła się w otchłani oceanu, ale energia, jaką znali i używali Atlanci istnieje w
dalszym ciągu. Z zatopionych budowli dawnej cywilizacji ciągle w przestrzeń emitowana jest
silna wiązka energii. Źródłem tej energii są kryształy, które częściowo zostały zniszczone
podczas kataklizmu.
Obszar Oceanu Atlantyckiego powszechnie znany jako Trójkąt Bermudzki pozostaje
całkowitą zagadką tak długo jak długo sięga jego historia. Wielu ludzi próbowało rozwiązać
zagadkę Trójkąta Bermudzkiego. Tworzono różne teorie, ale nikt nie przypuszczał, że
przyczyną zaginięć i zniknięć samolotów, statków i ludzi jest energia emitowana z budowli
zatopionej Atlantydy. Od czasu do czasu siła emitowanej energii była tak wielka, że samoloty
lub statki znajdujące się pod jej wpływem rozpadały się lub ulegały przemianie w czystą
formę energii. Czasami zdarzały się przypadki powrotów zaginionych maszyn. Członkowie
ich załóg, wyglądali na chorych umysłowo, bełkotali jakieś dziwne historie. Przypadki takie
zdarzały się, kiedy pole emitowane przez kryształy nie było dość silne by wywołać efekt
całkowitego rozpadu. Zamiast tego wywoływało efekt umysłowej dezorientacji. Członkowie
załóg mieli halucynacje i straszne wizje, z którymi nie potrafili sobie poradzić.
26
Dla wielu ludzi Atlantyda to tylko legenda, a tymczasem jej pozostałości w formie kryształów
promieniujących energię będą od czasu do czasu pochłaniać samoloty i statki w obszarze
zwanym Trójkątem Bermudzkim.
Oficjalna nauka przyznała wreszcie, że około 12.000 lat temu naszą planetę nawiedził potop.
Wtedy właśnie zakończyła się epoka lodowcowa - dość gwałtownie, choć powodu tej
nagłości jeszcze nie znamy. Może wywołało to uderzenie komety, może przesunięcie
płaszcza Ziemi po płynnym jądrze - tu naukowcy nie są zgodni. Planetę nawiedziły wtedy
trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów i ogromne fale tsunami. Poziom wód podniósł się, o co
najmniej kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt metrów. Pod wodą znalazły się setki kilometrów
terenów nadbrzeżnych, a także wiele wysp. Wiele miast zostało w przeszłości zatopionych,
gdy morze spokojnie, rok po roku, poszerzało swoje włości (dzieje się tak do dziś). Jeśli
zdarzało się to w czasach opisanych w kronikach, archeolodzy wiedzą, gdzie szukać ruin.
Ale lokalizacji przedpotopowych miast nikt nie zna. W legendy natomiast uczeni nie wierzą.
Głoszą, że ludzie zaczęli wznosić mury miast dopiero 7-8 tysięcy lat temu. Wcześniej,
mówią, człowiek mieszkał w szałasach, lepiankach, jaskiniach. Gdy więc niektórzy badacze,
jak prof. Ponzansky, stwierdzają, że np. budowle w Tiahuanaco nad jeziorem Titicaca mają,
co najmniej 12-15 tysięcy lat, są uznawani za pomyleńców. To samo się dzieje, gdy nurkowie
natrafiają na dnie oceanów na ruiny, które mają więcej niż te magiczne 8 tysięcy lat. Ale takie
znaleziska istnieją. I, ponieważ ludzie potrafią coraz skuteczniej penetrować głębiny
oceanów, tych odkryć jest coraz więcej.
Na dnie morza, między wyspami Bimini na zachodnim wybrzeżu USA, znaleziono potężne,
wypolerowane kamienne płyty, a także marmurowe kolumny. Obok znajdują się, wspaniale
zachowane, zatopione drzewa, których wiek szacuje się na 12.000 lat. Jednak największym
odkryciem okazała się piramida o wysokości 240 metrów, którą odnalazł dr Ray Brown.
W 1970 roku dr Ray Brown udał się wraz z przyjaciółmi w pobliże wyspy Bari na Bahama, w
obszar powszechnie znany jako język oceanu. Podczas jednego z nurkowań, Brown
odpłynął od przyjaciół i kiedy ich szukał zobaczył sylwetkę piramidy. Podczas późniejszych
poszukiwań odnalazł gładkie i lustrzane bloki złączone spoiną prawie niezauważalną.
Pływając wokół szczytu piramidy, Brown odnalazł wejście i zdecydował się je zbadać.
Posuwając się wzdłuż korytarza dotarł wreszcie do małego, prostokątnego pokoju z sufitem
w kształcie piramidy. Był kompletnie zaskoczony, kiedy zorientował się, że ściany nie są
pokryte ani algami ani koralowcami. Dodatkowo nie miał ze sobą żadnego oświetlenia, a
mimo to widział wszystko tak jakby źródło światła znajdowało się gdzieś w pomieszczeniu.
Uwagę Browna przykuły mosiężne pręty zwisające ze środka sufitu, które na swoich końcach
miały przymocowane czerwone kamienie szlachetne zwężające się w punkt. Poniżej stał
okrągły kamień dodatkowo zaopatrzony w spiralne krążki. Na krążkach wyrzeźbione były w
brązie ręce, które wydawały się płonąć i przygasać. W dłoniach znajdowała się kryształowa
kula, którą dało się wyjąć. Tą właśnie kulę Brown zabrał ze sobą. Kiedy opuszczał piramidę
wyczuł ostrzeżenie, aby już tu nie wracać.
Obawiając się konfiskaty swojej pamiątki dr Brown nie ujawniał jej istnienia, aż do roku 1975,
kiedy po raz pierwszy pokazał kryształową kulę na seminarium w Phoenix. Od tego czasu
kryształowa kula stała się źródłem wielu publikacji dotyczących dziwnych zjawisk z nią
związanych. Wewnątrz tej kryształowej kuli widnieje wizerunek trzech coraz większych
piramid, ustawionych jedna za drugą. Niektórym osobom, które osiągnęły stan głębokiej
medytacji udało się dostrzec czwartą piramidę, w tle trzech pozostałych. Patrząc na
kryształową kulę z boku, rysunek piramid rozpływa się w cienkie linie. Patrząc pod innym
kątem i w odpowiednich warunkach można zobaczyć pojedyncze, spokojnie patrzące ludzkie
oko. Kryształowa kula jest również źródłem paranormalnych zjawisk. W jej pobliżu można
wyczuć lekki powiew powietrza. Obserwowane są również zjawiska świetlne, głosy i
obecność czegoś dziwnego. Wskazówka kompasu, w pobliżu kuli podąża za nią. Również
metale magnetyzują się podczas kontaktu z nią.
27
W 1997 roku Towarzystwo Egiptologiczne ogłosiło, że piramida odkryta przez dr Browna jest
starsza od piramidy w Gizie.
Na dnie Atlantyku, również w pobliżu wysp Bimini, odnaleziono mapy nieba, rysunki orbit
planet - głównie Saturna i Jowisza. Jednak największą sensacją jest odkrycie hermetycznie
zamkniętych pojemników z nieznaną materią organiczną. Miejsce znaleziska nie zostało jak
na razie podane do publicznej wiadomości. Naukowcy ciągle badają tajemnicze znaleziska
sprzed 12.000 lat (co najmniej, gdyż mogą być o wiele starsze, po prostu wtedy zostały
zatopione). Czy te wszystkie znaleziska są dowodami rzeczywistego istnienia Atlantydy?
Prasa, szczególnie amerykańska, była o tym święcie przekonana.
Chciałbym jeszcze powiedzieć, że Edgar Cayce przewiduje, że cała seria kataklizmów
przyrodniczych spowoduje ponowne wynurzenie się części Atlantydy, wyspy zwanej
Poseidia. "Śpiący prorok" twierdzi również, że zostaną odnalezione świadectwa i dokumenty
ukryte przez Atlantów, którzy wyemigrowali po katastrofie do różnych miejsc na Ziemi.
Dochodzimy tu do ważnej konstatacji, że obecne czasy zbliżają nas do ustalenia, co stało się
z Atlantydą. Jeżeli przepowiednie Caycego sprawdzą się będziemy mieli niezbite dowody na
istnienie Atlantydy, a także poznamy większość tajemnic Atlantów. Warto tutaj wspomnieć,
że w roku 1931 H.L Cayce (najstarszy syn sławnego Śpiącego proroka) powołał do życia
Towarzystwo Badania i Oświecenia (ARE). Celem organizacji było poszukiwanie w Egipcie
śladów tzw. Sali zapisków, w której według przekazów Caycego - od dwunastu tysięcy lat
przechowywana miała być wiedza Atlantydy. Cayce senior twierdził, że piramidy wznieśli
uciekinierzy z zatopionego kontynentu. Rzecz jasna, aby móc myśleć o poszukiwaniach,
potrzebne było wsparcie lokalnych władz i egiptologów. Jako, że w takich przypadkach nie
ma lepszego argumentu niż pieniądze, Fundacja Edgara Caycego (ECF) specjalnie w tym
celu znalazła grono sponsorów. Stypendium otrzymał Mark Lehmer, który w 1973 roku
przybył do Egiptu.
W 1974 roku Lehmer opublikował książkę Egipskie dziedzictwo, której podtytuł brzmi: Oparte
na wykładach Edgara Caycego. Obecny naukowy dogmatyk dowodzi w niej, iż historia
Egiptu sięga roku 10.500 p.n.e. i wiąże się z zagładą Atlantydy. Z zapisków Caycego
wywiedziono przy tym tezę, iż kluczem do potwierdzenia tej koncepcji, są podziemne komory
pod posągiem Sfinksa. Mark Lehmer prowadził prace, które wykryły szereg anomalii w
skałach pod Wielkim Sfinksem. W późniejszym okresie Lehmer zaczął kontaktować się z
(najprawdopodobniej Strażnikiem Tajemnic Atlantydzkich) dr Zahi Hawass'em. Wkrótce
całkowicie zmienił swoje poglądy i stał się równie wielkim fanatykiem ortodoksyjnego
spojrzenia na piramidy jak jego nowy znajomy z Egipskiej Organizacji Starożytności.
Najlepiej dowodzą tego słowa, iż ma on zawodowy obowiązek przeciwstawiać się teoriom,
które próbują obrabować Egipcjan z ich własnego dziedzictwa i przypisać geniusz cywilizacji
Doliny Nilu jakimś dawno zaginionym czynnikom, jak Atlantyda. Słowa te są dokładną kalką
poglądów Zahiego Hawwassa, który wszelkimi dostępnymi sposobami (wykorzystując do
tego władze państwowe Egiptu) prowadzi swą świętą krucjatę. Dyrektorowi ds. starożytności
dr Zahi Hawass'owi najprawdopodobniej "wywala" misja Strażnika Tajemnic Atlantydzkich.
Jest on odpowiedzialny m.in. za wyrzucenie z rejonu Wielkiej Piramidy wszystkich
niezależnych badaczy, zablokowanie prac i poszukiwań, które nie były po jego myśli, a także
zastopowanie badań geologicznych mających pomóc w ustaleniu wieku posągu Sfinksa i
zlokalizowanie podziemnych komór pod tym monumentem. Jak widać Hawass
podświadomie lub świadomie robi wszystko co tylko może, aby nikomu nie udało się odkryć
dokumentów ukrytych przez Atlantów.
Chciałbym jeszcze powiedzieć, że w sesjach regresingu wiele osób przypomina sobie swoje
wcielenia na Atlantydzie. Dzięki ich wspomnieniom mamy bardzo dużo informacji na temat
Atlantydy, a także informacje o obciążeniach karmicznych, które różne osoby wyniosły z
tamtych wcieleń. Osoby, którym przypomniały się wcielenia na Atlantydzie można podzielić
na dwie grupy. Jedna, która zajmowała wysokie stanowiska w kastach kapłanów rządzących
28
Atlantydą. Natomiast do drugiej grupy można zaliczyć ofiary inicjacji i eksperymentów
przeprowadzanych przez te kasty.
Oto wspomnienia osoby, która na Atlantydzie należała do tej drugiej grupy:
"Pewnego dnia nadarzyła się okazja żeby trafić na Atlantydę. Miałem już dość ciągłej walki o
przeżycie, niepewności czy zdobędę pożywienie itp. Wierzyłem, że na Atlantydzie będzie mi
na pewno lepiej niż w chwili obecnej, przecież gorzej być już nie mogło...
Nie chciałem się łatwo poddać woli Atlantów, więc zmiękczono mój opór. Rozebrano mnie do
naga i wrzucono do ciemnej komórki gdzie było zimno i strasznie. Czułem zimne odczucie
metalu, gdy tylko próbowałem zbliżyć się do ścian tejże komórki. Strasznie się bałem, byłem
głodny i było mi strasznie zimno. Po jakimś czasie byłem w stanie zrobić wszystko żeby tylko
wyjść z tej komórki. Trzymano mnie tam dopóki nie stałem się całkowicie uległy.
Zmuszano mnie do wykonywania czynności, z którymi sobie nie radziłem, których nie lubiłem
robić i wmawiano mi, że jeżeli będę nieposłuszny to znowu wrzucą mnie do tej komórki.
Postanowiłem, że będę funkcjonował jak maszyna, będę robił, co mi karzą byle tylko nie
trafić znowu do tej ciemnej komórki. Postanowiłem również, że stworze w umyśle swój
własny świat i tam będę żył (ucieczka w astral).
Atlantydzcy kapłani dokonywali na mnie różnych eksperymentów. Wmawiano mi, że te
eksperymenty są bardzo ważne, a tak naprawdę kodowali mi jakieś bzdurne misje.
Dokonywali jakiś dziwnych manipulacji na moich czakramach, kodowali jakieś mechanizmy,
które działały przez moje następne wcielenia. Kapłani dążyli do tego żeby zakodować na
czakramach takie mechanizmy, które spowodują, że czysta energia będzie transformowana
przez czakry w negatywne energie i wysyłana w astral. Po tych wszystkich inicjacjach i
eksperymentach zostałem jednym z zasilaczy energetycznych, dla astralu atlantydzkiego. W
hipnozie wmówiono mi, że nie mogę uwolnić się od tego, że nigdy nie uwolnię się od tego.
Zakodowano mi również wizję tego, co stanie się gdybym jednak próbował uwolnić się od
tego obciążenia. Podczas odreagowywania roli zasilacza energetycznego pojawił się
straszny lęk, że Atlanci mnie dopadną i zrobią mi krzywdę.
Pewnego dnia nadarzyła się okazja żeby uciec z Atlantydy. Wybuchł bunt. Stoję oparty o
jakiś budynek i tylko przyglądam się jak buntownicy walczą o naszą wolność. Wkrótce
Atlanci poddają się i zostają jeńcami. Przechodzi mi przez głowę myśl "coś za łatwo to
poszło..." Podchodzę do przywódcy buntowników i zaczynam z nim rozmawiać. Pokazuje mi
medalion, który został zabrany jednemu z kapłanów. Medalion jest okrągły, wykonany ze
złota w różne dziwne wzorki. Na środku tego medalionu znajduje się jakiś czerwony kamień
(chyba rubin). W pewnym momencie wszyscy jeńcy popełnili samobójstwo! Cały gwar
ucichł... Zastanawialiśmy się, dlaczego oni to zrobili? Dlaczego wszyscy popełnili nagle
samobójstwo? Wszyscy byliśmy w szoku.
Później postanowiliśmy sprawdzić, do czego służył kapłanom ten medalion. Weszliśmy do
świątyni i zobaczyliśmy tam dziwne urządzenie z wnęką na tenże medalion. Włożyliśmy go w
tą wnękę i nagle... maszyna zaczęła pracować. Słychać było dziwne buczenie tejże
maszyny, a między kryształami zaczęły przeskakiwać iskry, takie mini pioruny. Po chwili
wszystko w świątyni zaczęło się zmieniać. Ściany i podłogi zaczęły przesuwać się i układać
w jakąś jedną całość. W pewnym momencie te mini pioruny zaczęły wychodzić poza
kryształy i jakby odskakiwać na boki. Wszystko zaczęło pracować jak wielki mechanizm, cała
świątynia stała się jakby transformatorem energii. Wybiegliśmy przestraszeni z tej świątyni i
zaczęliśmy uciekać z tego miasta. Pamiętam jeszcze, że nastąpił jakiś wybuch. Udało nam
się uciec z tego miasta, ale niezbyt długo cieszyliśmy się wolnością. Z każdym dniem czułem
się coraz gorzej. Atlanci ostrzegali nas, że gdybyśmy próbowali uciec to właśnie tak to się
skończy."
29
A oto wspomnienia z sesji regresingu osoby, która była przywódcą buntowników podczas
buntu "ludzi-rzeczy" na Atlantydzie:
(M.Z) "Myślałam, że zginęłam w walce, ponieważ wielokrotnie ginęłam w buntach, które
wszczynałam. Coś mi się jednak nie zgadzało, bo pamiętam jak bogowie w jednej chwili
poszli w astral (popełnili samobójstwo) i jak mi to pokrzyżowało plany. Chciałam przez tortury
wyciągnąć z nich boskie tajemnice, a także dowiedzieć się, co zrobili z moją żoną (w tamtym
wcieleniu byłam facetem). Został mi po nich tylko ten zagadkowy medalion z czerwonym
okiem, który przypomniał mi się na mojej pierwszej sesji regresingu. Miasto wymarło w jednej
chwili, więc nie miałam już szans by umrzeć w walce. Potem pamiętam rozpaczliwą ucieczkę
przed czymś, co rozszerzało się promieniście i mój strach, że nie zdążę. Udało mi się uciec z
miasta, ale straciłam wszystko, na czym mi zależało, a oni znowu wygrali. Pozostał mi tylko
smutek, złość, żal i chęć odegrania się na nich za wszelką cenę. Wszyscy, od których byłam
uzależniona poszli w astral z własnej woli, więc mogłam poczuć się wolna. Ponieważ
skojarzyłam sobie wolność z ocaleniem po apokalipsie, często brałam udział w "końcach
świata", a nawet prowokowałam je. W każdym razie to było jedno z marzeń mojego
dzieciństwa. Dodam jeszcze, że po tym spektakularnym ocaleniu długo nie pożyłam.
Ruszyłam przed siebie z myślą, że zbuduję nowe życie z dala od koszmarów przeszłości.
Śmierć nastąpiła nagle, po prostu padłam z nóg. Był to prawdopodobnie efekt
promieniowania."
Często na Atlantydzie wybuchały powstania mające na celu wyzwolenie "ludzi-rzeczy".
Osoby, których wspomnienia z Atlantydy zamieściłem w tym artykule brały udział w jednym z
takich powstań.
Kapłani na Atlantydzie robili eksperymenty z ludzkim DNA w celu stworzenia rasy im uległej.
Te doświadczenia wpływały na ludzi zmniejszając ich świadomość i zdolności psychicznoduchowe. Robiono również różne eksperymenty genetyczne. Efektem tych eksperymentów
było powstanie hybryd (pół ludzi - pół zwierząt). W ostatniej fazie istnienia Atlantydy nie było
już hybryd, zaprzestano, bowiem eksperymentów genetycznych, a skupiono się na
ważniejszej sprawie - utworzeniu ATLANTYDY ASTRALNEJ. Kapłani uwierzyli, że na
Atlantydzie w astralu wszystko będzie łatwiejsze, bez ograniczeń materii. Do stworzenia
Atlantydy astralnej byli wyszkoleni odpowiedni specjaliści, którzy całe dnie, całe lata nie robili
nic innego tylko tworzyli astralną Atlantydę wyobrażając ją sobie, wizualizując w
najmniejszych szczegółach. Miała ona zostać uruchomiona zaraz po ewakuacji. Kapłani
doskonale wiedzieli, że żeby funkcjonować w astralu trzeba mieć zasilanie żywych ludzi.
Energia życiowa była im potrzebna tylko i wyłącznie po to, aby mieć moc, aby móc działać w
astralu. Przed dokonaniem zniszczenia Atlantydy wielu kapłanów starannie przygotowało się
do przejścia w świat astralny. Sprytnie kodowali ludzi, a także niektórych członków kasty
kapłańskiej by ci stali się zasilaczami energetycznymi. Zobowiązali ich, by w kolejnych
wcieleniach byli wierni temu zobowiązaniu. Do dziś wiele osób odczuwa skutki owych
inicjacji. Kapłani atlantydzcy znajdowali czasami naiwniaków, którym obiecywali władzę nad
częścią astrala w zamian za wykonanie pewnej misji. Inicjowali takie osoby w rolę zasilacza
energetycznego, a później kodowali misję inicjowania innych. Niektórzy bardzo się starali
żeby zainicjować jak najwięcej ludzi wierząc, że otrzymają obiecaną nagrodę. Później
okazywało się, że zostali oszukani...
To, co atlantydzcy kapłani stworzyli wiele tysięcy lat temu funkcjonuje do dziś. Każdy, kto
próbuje uwolnić się od roli zasilacza energetycznego czuje ogromny lęk przed uwolnieniem,
lęk, że duchy Atlantów dopadną go i skrzywdzą.
Oto
afirmacje,
które
należy
zastosować
przy
uwalnianiu
od
funkcji
zasilacza:
"Mnie ... (imię) Bóg wspiera i ochrania przy uwalnianiu od obciążeń z Atlantydy i roli
zasilacza energetycznego. Ja ... (imię) jestem bezpieczny i niewinny, gdy uwalniam się od
obciążeń z Atlantydy i roli zasilacza energetycznego. Ja ... (imię) całkowicie przebaczam
30
kapłanom atlantydzkim. To bezpieczne, niewinne i korzystne, gdy uwalniam się od wszelkich
obciążeń pochodzących z Atlantydy
2002-11-19
Dokarmianie atlantyckich duchów
Z historią Atlantydy wiążę się wiele mitów, legend i podań przekazywanych sobie z ust do ust
poprzez tysiąclecia. Na temat jej zagłady powstało wiele opowieści. Historia tego
zaginionego lądu zdaje się być wciąż żywa w umysłach ludzi.
Przez lata śmiałkowie wyruszali w dalekie wyprawy pragnąc odszukać choćby skrawek ziemi
z jakimikolwiek pozostałościami po tej tajemniczej wyspie. Podobno kryła w swych
kamiennych miastach niezliczone bogactwa. A jej poziom techniczny znacznie przewyższał
dzisiejszy stan rozwoju techniki. Już wtedy znane były mieszkańcom Atlantydy środki
transportu powietrznego i lądowego, które dziś można by przyrównać do statków
powietrznych i pojazdów lądowych o napędzie jądrowym. Atlantydzi umieli korzystać również
z innych źródeł energii, jakich my nie znamy dzisiaj. Znali również astronomię, matematykę,
astrologię, oraz inne dziedziny nauki.
Pewnego dnia historia Atlantydy kończy się gigantyczną katastrofą. Ląd z jego
mieszkańcami pogrąża się w oceanie. Gdzie? Dziś nie do końca wiadomo, ale legendy, jakie
pozostawiła po sobie Atlantyda, są nadal żywe.
Po raz pierwszy o tajemniczym zaginionym lądzie usłyszałam wiele lat temu. Mój nieżyjący
już dziś znajomy przyniósł mi książkę o zaginionych pradawnych cywilizacjach. Pamiętam,
że miałam wtedy 13 lat. Czytałam ową książkę z wypiekami na twarzy. Oczami wyobraźni
widziałam obrazy niezwykłych budowli, ogromne miasto i ludzi. Czytając o Atlantydzie
miałam przedziwne wrażenie, że już to znam. Moja wyobraźnia dopisywała obrazy tekstom,
które pochłaniałam. Było jednak jeszcze coś, na co wtedy nie do końca zwróciłam uwagę:
emocje. Na początku przedziwna ekscytacja. Potem pojawiło się napięcie związane z
oczekiwaniem. Na co? Sama nie do końca wiedziałam. Pojawił się także lęk i oczekiwanie na
coś bardzo złego.
W dzieciństwie bardzo często przeprowadzałam się z rodziną. Lęk, który się pojawił, dotyczył
utraty miejsca. Taki sam lęk odczuwałam podczas przeprowadzek. Był to lęk przed
nieznanym i strach wobec okrutności natury i Boga. Po latach, gdy znów usłyszałam o
Atlantydzie, znajome uczucie niepokoju powróciło. Nagle zaczęłam zdawać sobie sprawę z
moich usilnych starań, by nigdy nie przywiązywać się do miejsca, w którym dane jest mi
mieszkać. Wspomaga je wrażenie, że, zostanie mi to zabrane przez naturę. Tak jakby ktoś
okrutny żartował sobie z mojej miłości do danego miejsca i kazał się z niego wynosić.
Emocje były na tyle silne, że pamiętam o nich do dzisiejszego dnia. Po bardzo krótkim czasie
od momentu przeczytania książki, musiałam się znów przeprowadzić. Z żalem żegnałam
ukochane miejsca moich dziecięcych zabaw. Moje serce było rozdarte. Musiałam wszystko
zaczynać od początku. I tak jeszcze wiele razy. A za każdym razem wciąż to samo
powracające uczucie. Gdy spotkałam się z regresją, wróciły do mnie jak żywe obrazy, jakie
pojawiły się w moich myślach, gdy czytałam tamtą książkę. Lecz tym razem niczego nie
czytałam, teraz doświadczałam we wspomnieniach tego, co kiedyś nazywałam moją
fantazją. Pojawiające się emocje utwierdzały mnie w przekonaniach o prawdziwości
wspomnień karmicznych - nie tylko moich, ale i wielu osób, którym prowadziłam sesje
regresingu na dany temat.
Zadziwiała mnie jedynie różnorodność tych wspomnień. Jak wiadomo, każdy odnosi się do
danej rzeczy po swojemu. Indywidualnie podchodzimy do wszystkiego, co nas spotyka. Jeśli
31
kilkoro ludzi doświadczyłoby tej samej rzeczy, to każdy z nich opowiedziałby historię tego
zdarzenia po swojemu, zwracając uwagę na własne emocje i doznane odczucia. I ja
podchodzę do tego tematu w podobny sposób.
Postaram się zachować dystans do tego, co chcę opisać. Jednak bez względu na wszystko,
to co napiszę, będzie nosiło znamiona tkwiących we mnie emocji. Wielu ludzi fascynuje się
kulturami zaginionych cywilizacji. Nie do końca wiadomo, czego tak naprawdę szukają
starając się znaleźć jakiekolwiek ślady potwierdzające, lub zaprzeczające stawianym
powszechnie przez naukowców tezom. Niektórzy zakładają, że to co odnajdą, pomoże im
bardziej zrozumieć przeszłość ludzi zamieszkujących Ziemię, a tym samym zrozumieją
teraźniejszość i będą budować lepszą przyszłość.
Fascynacja zaginionymi kulturami doprowadziła już niejednego naukowca do zmiany swoich
poglądów dotyczących zwyczajów zaginionych cywilizacji. Zwyczaje te i zachowania ludzi z
dawnych kultur często były zupełnie różne od tych, na które liczyli naukowcy i zapaleńcy.
Ze wspomnień karmicznych (regresywnych) wielu ludzi wyłania się obraz tego, czym
naprawdę była Atlantyda i jakie życie wiedli jej mieszkańcy. Czego doświadczali i z jakimi
emocjami się zmagali podczas swego życia na Atlantydzie. Co mnie najbardziej uderzyło w
opowieściach z przeszłości to to, że wszystkich poddających się regresingowi, mogłabym
podzielić na dwie grupy. Jedna, która zajmowała wysokie stanowiska w kastach kapłanów
rządzących Atlantydą. Natomiast do drugiej grupy można zaliczyć ofiary inicjacji i
eksperymentów przeprowadzanych przez te kasty. W kastach kapłanów dominowała chęć
zapanowania nad światem astralnym. Obsesja na punkcie świata astralnego, z jaką
spotkałam się podczas sesji u moich klientów, pozwoliła mi dojść do przekonania, że
Atlantyda była tak naprawdę jedynie wyspą zesłań dla zbuntowanych upadłych aniołów
wydalonych z Lemurii. Wyglądało to jak Australia z osiemnastego wieku. Byli tam najczęściej
złoczyńcy zesłani za naruszenie prawa. Pozostawieni na nieznanym sobie lądzie musieli
nauczyć się żyć i dawać sobie radę w nowych dla nich warunkach bytowych i klimatycznych.
Tak oto narodziła się cywilizacja australijska. Ludzie nie zapomnieli swojego (choć) często
marnego pochodzenia i dziedzictwa kulturowego. Założyli własne miasta i rozwinęli na miarę
możliwości przemysł. Niechlubna przeszłość ludzi, którzy pod przymusem zasiedlili Australię,
poszła w niepamięć. W taki sam sposób powstała cywilizacja Atlantycka.
Atlantyda była wyspą zesłań dla tych, co zbuntowali się przeciw legalnej władzy na Lemurii.
Potem Atlantyda, tak jak dzisiejsza Australia, stała się samodzielnym państwem z hierarchią
władzy i podziałem kastowym wśród społeczeństwa. Doskonale rozwinął się także system
wierzeń. Powstały różne religie, a ich przedstawiciele wprost prześcigali się w wymyślaniu
różnego rodzaju inicjacji w celu zapanowania nad światem żywych i zmarłych. Na początku
wierzono, że droga powrotna do Boga prowadzi przez śmierć. Kapłani - przedstawiciele
różnych religii, szukali drogi w świat astralny poprzez wysyłanie tam inicjowanych wcześniej
odpowiednio osób. Inicjacje dotyczyły przekazywania informacji na temat warunków, jakie
panowały w świecie astralnym i tego, czego doświadcza dusza po przekroczeniu tego
świata. Celem wielu kapłanów stało się przygotowanie sobie miejsca w hierarchii astralu.
Wierzyli, że tak jak na Ziemi, również i w świecie astralnym zachowana jest hierarchiczność
dusz. I nie mylili się, gdyż przenosząc w świat astralny własne wyobrażenia sami tworzyli
ową hierarchiczność. Owa hierarchiczność istnieje w świecie astralnym po dziś dzień.
Najwyżej stoi ten, kto ma władzę nad emocjami i energią, a tym samym nad prawem karmy.
Niektórzy ogłaszali się władcami astralnymi. Byli także władcy karmy, czyli ci, co ściągali
duszę w niższe energie w momencie jej zbliżania się do bram światła. Jeśli nawet dusza na
ziemi osiągnęła już poziom mistrzowski, to z nieoczyszczoną do końca podświadomością nie
mogła się oświecić. Ci, co uznawali się za władców karmy, ściągali dusze do poziomu, na
jakim znajdowała się jej podświadomość.
32
W astralnym świecie droga do oświecenia prowadzi przez siedem "bram piekieł". Są to
główne wzorce podświadomości.
1. Lęk
2. Niegodność
3. Poczucie winy.
4. Zachłanność
5. Pycha
6. Złość
7. Niezdecydowanie.
Ostatnim krokiem jest zdecydowanie, czyli suma wszystkich pozostałych wzorców.
Zdecydowanie zwane jest także ostatecznym krokiem. Jeśli masz w sobie choć ziarenko
wątpliwości, wracasz. Jeśli czujesz się w pełni czysty i zjednoczony z Bogiem, robisz
ostateczny krok.
Jak sama się przekonałam, chyba ten ostatni krok jest najtrudniejszy. Przy każdej z bram
czyhają strażnicy danego wzorca. Są to demony, twory podświadomych lęków. Wystawiają
naszą wiarę na próby. Jeśli wygrasz, pokonujesz bramę. Atlantydzi starali się składać
demonom ofiary, by te mogły karmić się ich energią. Wierzyli bowiem w ogromną moc
demonów strzegących bramy piekieł. A ich moc jest rzeczywiście wielka i zależy od tego, jak
duży jest lęk, który tworzy demona.
Na Atlantydzie stworzony został cały system inicjacyjny oparty o przenikanie się świata
astralnego z rzeczywistym. Wierzono, że świat astralny jest kolejnym etapem w drodze
powrotnej do czystej energii. Niestety, błędnym było rozumowanie, że jeśli uda się
zapanować nad światem astralnym, to tym samym będzie można pokonać władców karmy,
uniemożliwiających pozostanie w świecie astralnym i zmuszających do wcielania się. Przed
dokonaniem zniszczenia Atlantydy wielu kapłanów starannie przygotowało się do przejścia w
świat astralny. Zadbali o to, by nie mieć do czego wracać. Wcześniej przez wiele lat starali
się zniszczyć wszelki rodzaj ludzi, by nie było gdzie się wcielać. Inni sprytnie kodowali ludzi i
członków kasty kapłańskiej, by ci stali się agregatami lub nawet stacjami przekaźnikowymi
zasilającymi świat astralny w energię życiową. Zobowiązywali ich, by w kolejnych
wcieleniach byli wierni temu zobowiązaniu.
Od samego początku istnienia Atlantydy jej kapłani dążyli do całkowitego przeniesienia się w
świat astralny. Przygotowywano się do tego dosyć starannie. Wybrane ofiary były specjalnie
zabijane tuż po wcześniejszym zainicjowaniu ich, by w świecie astralnym przygotowały
miejsce dla kapłanów. Swoim ofiarom wmawiali oni podczas inicjacji, że są wybrane i że jako
wybranym zostanie im powierzona tajemnica. Inicjowane w ten sposób ofiary przechodziły w
świat astralny z silnym poczuciem misji i odpowiedzialności za powierzoną im tajemnicę. W
zamian miały być tylko posłuszne swoim dobroczyńcom. Kapłani łatwo znajdowali ofiary z
niskim poczuciem własnej wartości i z zachłannością na moc. Zresztą najczęściej one same
zgłaszały się do kapłanów, którzy im w jakiś sposób wcześniej zaimponowali.
Gdy brakowało ofiar, kapłani tworzyli między sobą grupy wzajemnej adoracji. Tak, by w
momencie przeniesienia się w świat astralny, wciąż mogli ze sobą przebywać i tworzyć
grupę o wspólnych ideach i celach.
Inicjacje stanowiły na Atlantydzie główny trzon kultów religijnych. Mnożyły się niezliczone
sekty religijne, które ustanawiały między sobą hierarchiczność wewnętrzną w oparciu o
tworzone dosyć precyzyjnie systemy manipulacyjne. Każdy w zasadzie próbował
przechytrzyć innych, by zająć najwyższe miejsce w hierarchii. Każdy udawał, że ma to coś i
tworzył własną linię inicjacyjną.
33
Dziś można odnaleźć poważne skutki owych inicjacji. W świecie astralnym jest jeszcze wiele
dusz pochodzenia atlantydzkiego. To co atlantydzcy kapłani stworzyli wiele tysięcy lat temu,
w wielu przypadkach wciąż jeszcze działa.
Z czasem niektórzy z Atlantów musieli się inkarnować. Niektóre grupy specjalnie spychały
jednego ze swoich, by ten narodził się i jako żywy człowiek żywił ich swoją energią. Zdawali
sobie bowiem sprawę z tego, że jeśli nie otrzymają odpowiedniej ilości energii, będą musieli
sami się inkarnować. Nie jest bowiem możliwym przebywanie w niższym świecie astralnym
bez prany -energii życiowej, którą gromadzić może jedynie istota żywa. W niektórych
przypadkach duchy atlantyckie sięgały po energie osób z nimi nie związanych. Nabierały
przez to dodatkowych cech emocjonalnych osoby, którą opętywały, bowiem przy każdym
opętaniu następuje wymiana emocjonalna pomiędzy duchem a osobą opętaną. Taka ciągła
wymiana pomiędzy jednym duchem a wieloma ludźmi, do których duch atlantydzki zdążył się
od początku przyssać, mogła doprowadzić do zaniku w większej części osobowości ducha.
Przejęte emocje, wzorce i kody jeszcze bardziej zanieczyszczały karmę. Taki duch z czasem
będzie musiał się inkarnować.
Inaczej jest z duchami, które raz po raz wymieniają się w świecie fizycznym. Często
dokonują jeszcze dodatkowych inicjacji, by ten, którego ześlą w ciało, był im wierny. Zdarzały
się także przypadki, gdy duch inkarnujący szantażem doprowadzał do swego przewodnictwa
w grupie. Przecież to on dostarczał energii. Potrafił w ten sposób dla zachowania ciągłości
swej władzy reinkarnować wiele razy. Tak jak ludzie, tak i duchy wyrażają się pewną
przebiegłością. Niektórzy wierzyli, że ich karma zostanie oczyszczona, gdy podłączą się do
osoby rozwijającej się duchowo. Takiej osobie podsuwały swoje emocje i wzorce do
oczyszczenia. To dawało odczucie oczyszczania nie swoich rzeczy. Niektórzy z klientów
regresingu odnosili takie właśnie wrażenie, że oczyszczają nie swoją karmę. Symbioza, do
jakiej często doprowadzają duchy pomiędzy sobą a ofiara, daje w większości przypadków
wrażenie jedności z duchem. Taka osoba traci często orientację i nie czuje, że ,,coś” na nią
wpływa, tylko ma wrażenie, że to są jej emocje. Duchy atlantydzkie należą do najbardziej
przebiegłych, gdyż doskonale znają prawa rządzące światem astralnym. Nie może się z nimi
równać większość egzorcystów czy podróżników astralnych.
Niektóre duchy atlantyckie dalej bawią się w powielanie dawnych praktyk inicjacyjnych.
Potrafią zastosować każdy chwyt, by zdobyć potrzebną im pranę. Ich praktyki zdobywania
energii od ludzi przybierają często pozór pomocy. Widziałam już nieraz bioenergoterapeutów
kontaktujących się z przewodnikami w celu uzyskania pomocy w dostępie do wyższej
energii, gdy tymczasem za przewodników podstawiały się duchy. Dla osoby na niższym
poziomie świadomości jest praktycznie nie do rozpoznania, kto jest kto. Takiej osobie wydaje
się, że to co jej pomaga, jest rzeczywiście czymś wyższym. A tymczasem duch pobiera
energię w zamian za pewne usługi czy objawienia, których osoba może doznać. Taka osoba
ma często wrażenie, że to co jej się objawiło, jest wyróżnieniem od Boga. Niestety, im
bardziej rozdęte wysokie mniemanie o sobie przy niskim poczuciu własnej wartości, tym
łatwiej taką osobę zmanipulować. A takich nie brakuje wśród nas, szczególnie chętnych i
gotowych na objawienia.
Co zatem zrobić, by zmienić istniejący już stan rzeczy? Jeśli stwierdzisz u siebie, że masz
powiązania karmiczne z Atlantydą i nadal masz do siebie przywiązanych kolegów z stamtąd,
to na pewno musisz im zwrócić wolność. Musisz im pozwolić odejść. Oni na pewno będą
przekonywać cię, że ci przecież pomagają, że bez nich nie dasz sobie rady. Mogą zacząć
tobą manipulować i wykorzystywać wszystkie twoje słabe punkty do przekonania cię, byś się
od ich towarzystwa nie uwalniał. Będą używały szantażu i prób pójścia na ugodę. Będą ci
groziły i błagały, byś ich nie odganiał. Jeśli łączy cię z nimi związek inicjacyjny, to należy
uświadomić sobie cały kod, który przywiązuje cię do nich. Można to uczynić jedynie poprzez
sesje regresingu. Może to także uczynić egzorcysta. Ale nie oczyści on emocji i kodów, które
do tego doprowadziły i które pozostaną po ich odejściu. W ten sposób łatwo można
przyciągnąć sobie następnych kolegów z astralu.
34
Powodzenia.
Umowy i układy nie obowiązują przecież wiecznie. Tym bardziej, że nie jest to układ
korzystny dla ciebie.
Marek Białach i Małgorzata Białach 25-10-2005
Uwolnienie od astralu
Modlitwa ta skuteczna jest na "niemożliwe" do uwolnienia hipnozy, kody, itd... Do zrobienia
jej potrzebne jest kadzidło lub świeczka. Tekst modlitwy można czytać lub pisać. Po
zakończeniu modlitwy należy w medytacji odczekać, aż kadzidło wypali się do końca.
Oczyszczanie powtórzyć co najmniej kilka razy. A przy silnych wpływach astralnych przez
min. 24 dni. Uwaga!: może ostro ściąć i tymczasowo pogorszyć się samopoczucie, tak że
konieczne będą sesje regresingu z osobą doświadczoną w tym temacie.
Tekst modlitwy:
Wzywam teraz Jezusa Chrystusa o pomoc. Wzywam wszystkich oświeconych o pomoc.
Wzywam wszystkie Świetliste Istoty, które urzeczywistniły w pełni Boskość, o pomoc. Proszę
o przybycie, pomoc, wsparcie i ochronę podczas tego uzdrawiania.
(na astral):
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot rozkazuję
spalenie w tym świętym ogniu w kadzidle wszelkich moich powiązań i połączeń
telepatycznych, hipnotycznych i energetycznych z astralem i z ich sługami na ziemi i w
astralu. Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot
rozkazuję spalenie w tym świętym ogniu w kadzidle całego u mnie zniewolenia umysłowego
przez nich, otumanienia, zamroczenia i nieprzytomności. Niech się dokona spalenie
wszystkich wtopionych mi w ciało astralne matryc wraz ze wszystkimi wkodowanymi
zalążkami emocji, wzorców, programów i kodów. Niech się dokona spalenie wszystkich
wkodowanych mi lęków przed Bogiem, ludźmi i życiem. Niech się dokona spalenie
wkodowanego mi poczucia winy i niegodności, wszystkich wzorców głupoty, bezradności i
niemocy. Niechaj dokona się spalenie całego zamknięcia mojej świadomości w astralu,
odcięcia mnie od Boga, świata i ludzi, miłości, związków, seksu i bogactwa. Rozkazuję
spalenie wszystkich kodów własności, wierności i przynależności do astralu oraz bycia mu
posłusznym. Uwalniam się od podatności na zasyfianie przez nich, abym ciągle się
oczyszczał, uwalniam się od wszelkich samo-odnawiających się blokad i transów
nieprzytomności i zniewolenia.
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot uwalniam się od
wszelkich intencji i mechanizmów przyciągania do siebie duchów-strażników tego
zniewolenia przez astral. Zwalniam ich z wszelkich obowiązków i rytuałów strażnikowania
mnie i zwracam im wolność.
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot rozkazuję
spalenie w tym świętym ogniu w kadzidle wszelkich wkodowanych mi mechanizmów
kontrolowania, ogłupiania i blokowania innych. Niech się dokona spalenie wszelkich
powiązań i połączeń telepatycznych, hipnotycznych i energetycznych z tymi, których miałem
kontrolować. Uwalniam się w tej chwili od wszelkich intencji, mechanizmów i przymusów, aby
kontrolować, ogłupiać, blokować, czy ograniczać kogokolwiek w jakikolwiek sposób.
Rozkazuję spalenie wszystkich wkodowanych mi funkcji, jakie miałem pełnić, tych których
jestem świadomy, i wszystkich których nie jestem świadomy. Rozkazuję, aby spaliły się
wszelkie kody i mandale. Niechaj dokona się spalenie całej tej manipulacji i presji narzuconej
35
mi przez nich oraz mojej własnej. Proszę o całkowite oprzytomnienie i oczyszczenie mojej
podświadomości z tego wszystkiego. Uwalniam się od wszelkich intencji i przymusów
służenia astralowi i ich sługom na ziemi. Zwalniam siebie w tej chwili ze wszystkich przysiąg i
zobowiązań wobec astralu. Uwalniam się od zachłanności i zaślepienia w to, co mi obiecali w
zamian. Uwalniam się od wszelkich oczekiwań na otrzymanie od nich tego, co mi obiecali.
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot rozkazuję
spalenie w tym świętym ogniu w kadzidle wszystkich wkodowanych mi i moich własnych
blokad jasnowidzenia astralnego, wszelkich blokad pamięci i widzenia wewnętrznego. Niech
się dokona spalenie wszelkich wkodowanych mi i moich własnych blokad na swoje unikalne
talenty, zdolności i moce. Uwalniam się w tej chwili od wszelkich intencji i przymusów
podtrzymywania tych blokad, od wszelkich zakazów uwolnienia się od tych blokad, i od
związanych z tym lęków przed klątwami, ukaraniem i wszelkich lęków przed życiem.
Uwalniam się na trzeźwo i przytomnie od wszelkiej podatności na manipulacje astralu i ich
sług na ziemi i w astralu.
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot rozkazuję
spalenie w tym świętym ogniu w kadzidle wszystkich kar i klątw, które miały mnie spotkać za
uwolnienie się od astralu i od ich sług. Niech się dokona spalenie wszystkich klątw śmierci i
wkodowanych mi mechanizmów samozniszczenia za uwolnienie się od astralu i od ich sług
oraz od całej mojej podatności na to. Proszę o całkowite oprzytomnienie i oczyszczenie
mojej podświadomości z tego.
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot rozkazuję
spalenie w tym świętym ogniu w kadzidle wszystkiego, o czym zapomniałem napisać i czego
nie jestem świadomy, a co obciąża mnie. Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich
przybyłych Świetlistych Istot odwołuję wszystkie razem i każde z osobna ślubowania i
przysięgi, które złożyłem oraz unieważniam wszystkie zakazy i nakazy, którym uległem.
Uznaję to wszystko za nieważne w tej inkarnacji i we wszystkich poprzednich. Niechaj
dokona się uwolnienie, oczyszczenie i uzdrowienie na każdej płaszczyźnie energetycznej.
Proszę o całkowite oprzytomnienie mnie i niechaj dokona się przebaczenie i zwrócenie
wolności.
(imiennie na jakiegoś maga, silnego strażnika):
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot rozkazuję
spalenie w tym świętym ogniu w kadzidle wszelkich powiązań i połączeń telepatycznych,
hipnotycznych i energetycznych z . . . i z jego/jej sługami na ziemi i w astralu. Mocą Boskiej
Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot rozkazuję spalenie w tym
świętym ogniu w kadzidle całego u mnie zniewolenia umysłowego przez niego/nią,
otumanienia, zamroczenia i nieprzytomności. Rozkazuję spalenie wszystkich kodów
własności, wierności i przynależności do . . . i do jego/jej szkoły oraz do przymusu bycia
jemu/jej posłusznym. Uwalniam się od podatności na zasyfianie przez niego/nią i przez
jego/jej sługi. Mocą Boskiej istoty we mnie uwalniam od wszelkich samo-odnawiających się
blokad i transów nieprzytomności i zniewolenia. Uwalniam się od wszelkich intencji i
przymusów służenia . . . i jego/jej sługom. Zwalniam siebie w tej chwili ze wszystkich
przysiąg i zobowiązań wobec niego/jej. Uwalniam się od zachłanności i zaślepienia w to, co
mi obiecał/a w zamian. Uwalniam się od wszelkich oczekiwań na otrzymanie od niego/niej
tego, co mi obiecał/a. Uwalniam się na trzeźwo i przytomnie od wszelkiej podatności na
manipulacje . . . i jego/jej sług na ziemi i w astralu.
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot rozkazuję
spalenie w tym świętym ogniu w kadzidle wszystkich kar i klątw, które miały mnie spotkać za
uwolnienie się od . . . i od jego/jej sług. Niech się dokona spalenie wszystkich klątw śmierci i
wkodowanych mi mechanizmów samozniszczenia za uwolnienie się od niego/niej. Proszę o
całkowite oprzytomnienie i oczyszczenie mojej podświadomości z tego.
36
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot rozkazuję
spalenie w tym świętym ogniu w kadzidle wszystkiego, o czym zapomniałem napisać i czego
nie jestem świadomy, a co obciąża mnie z . . . Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą
wszystkich przybyłych Świetlistych Istot odwołuję wszystkie razem i każde z osobna
ślubowania i przysięgi, które złożyłem . . . oraz unieważniam wszystkie zakazy i nakazy,
którym uległem. Uznaję to wszystko za nieważne w tej inkarnacji i we wszystkich
poprzednich. Niechaj dokona się uwolnienie, oczyszczenie i uzdrowienie na każdej
płaszczyźnie energetycznej. Proszę o całkowite oprzytomnienie mnie i niechaj dokona się
przebaczenie i zwrócenie wolności.
(na praktyki samozniszczenia):
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot uwalniam się od
wszelkich praktyk niszczenia i umartwiania ciała. Uwalniam się od zaślepienia, że jest to
przyjemność i ekstaza. Uwalniam się od wszelkich intencji i mechanizmów niszczenia
swojego ciała. Uwalniam się od całego przywiązania do tych praktyk. Proszę o całkowite
oprzytomnienie i oczyszczenie mojej podświadomości z tego. Uwalniam się od całej
nienawiści do swojego ciała, od wszelkich intencji i przymusów nienawidzenia swojego ciała.
Niech się dokona uwolnienie mnie od wszystkich wzorców chorób, starości i śmierci.
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych Świetlistych Istot uwalniam się od
wszelkich intencji i mechanizmów brania na siebie cudzej karmy, nieczystych intencji,
cierpienia i chorób. Niech się dokona uwolnienie mnie od całego przywiązania do tych
praktyk i od zaślepienia w nie. Uwalniam się od wszelkich intencji i mechanizmów oddawania
w zamian swoich cech i mocy urzeczywistnienia. Uwalniam się od wszelkich intencji,
zachłanności i przymusów pomagania innym swoim kosztem. Uwalniam się od całego
przywiązania do poświęcania się dla innych i od zaślepienia, że jest to miłość.
Mocą Boskiej Istoty we mnie i mocą wszystkich przybyłych świetlistych Istot uwalniam się od
wszelkich intencji, przymusów i wysiłków, aby rozwijać się poprzez doświadczanie bólu i
cierpienia. Uwalniam się od całego zaślepienia i od całego przywiązania do swojego rozwoju
poprzez doświadczanie bólu i cierpienia. Proszę o całkowite oprzytomnienie i oczyszczenie
mojej podświadomości z tego. Niech się dokona uwolnienie mnie od wszelkich intencji,
mechanizmów i od przywiązania do tych praktyk.
***
Jezu, Ty powiedziałeś: "Proście, a otrzymacie; kołaczcie, a otworzą wam". Powołuję się na
moc Twoich słów - proszę i kołaczę teraz - niech się dokona uzdrowienie w imię bożej łaski.
Na początku Jestem Ja, Który Jestem! Jam Jest, Który Jest!
Jam Jest, Który Jam Jest.
( Bereschit, Ehyeh, Asscher Ehyeh! Bereschit, ehyeh asscher ehyeh! )
- z całego serca dziękuję, że już się to oczyszczenie i uzdrowienie dokonało zgodnie z
Najwyższym Dobrem moim i wszystkich istot !
Polecam też artykuł: Upadek świadomości a syndrom ofiary
37
2002-05-30 Żądło Leszek
Atlantydzkie klimaty
W niniejszym artykule będzie mało na temat tego, co się zdarzyło na Atlantydzie. Znacznie
więcej zaś o tym, jakie są tego skutki.
Stanąłem przed kasą PKP w kolejce po bilet. Za chwilę kolejka rozrosła się do dużych
rozmiarów. Znalazło się w niej kilkanaście osób. Kupowałem bilet z rezerwacją, co zajęło
trochę czasu. Wreszcie jedna z kolejkowiczek z niecierpliwością podeszła do kasy i
zażądała, żeby szybciej wydawać bilety, bo zaraz wjedzie pociąg. Kasjerka odparła, że obok
jest całkiem pusta kasa. Nikt nie zareagował, więc pomyślałem, że nie dosłyszeli. Uprzejmie
przekazałem informację o wolnej kasie do stojących w kolejce, na co usłyszałem: "jak pan
taki mądry, to czemu sam pan tam nie stanął?" I ... nikt się nie ruszył. Ludzie denerwowali się
coraz bardziej, więc podszedłem do drugiej kasy i pokazałem: "tu siedzi kasjerka, która nie
ma nic do roboty". I znów prawie żadnej reakcji. Prawie, bo kilka osób popatrzyło na mnie z
pogardą wydymając usta: "tyyy, myślisz, że nas zrobisz w h...? My nie tacy głupi, żebyś z
nas sobie robił jaja!"
Powiało klimatem atlantydzkim. Jednak nie wszyscy byli aż tak mądrzy i doświadczeni przez
życie. Starsza pani z końca kolejki rozejrzała się, czy nikt nie podchodzi, by ewentualnie
zająć opuszczone przez nią miejsce i ruszyła sprawdzić, czy rzeczywiście kasa jest wolna.
Ucieszyła się i zamówiła bilet. Za nią podeszły jeszcze dwie starsze osoby. Ale młodzi nie
dali się "wyrolować" starym zgredom. Nawet nie próbowali się ruszyć z zajętych wcześniej i
zapewne należnych im miejsc w kolejce.
Powiało klimatem Atlantydy... Jak bardzo trzeba upaść, by życzliwość zacząć postrzegać
jako próbę ośmieszenia, czy zrobienia w jajo naiwnych? Jaką trzeba mieć samoocenę, by
bać się życzliwości i z tego powodu unikać lepszych, korzystniejszych rozwiązań? Czyż nie
to zgubiło Atlantów?
Zajmijmy się teraz Atlantydą, a to dlatego, że wiele osób właśnie w tym temacie się pogubiło.
Niektórzy nawet nie są w stanie dostrzec, że było jeszcze coś przed nią. Permanentne
nawalenie i obłęd inicjowania się wszystkich przez wszystkich, uczyniły swoje i zablokowały
świadomość na tysiąclecia. Wszyscy tam ćpali i hipnotyzowali się nawzajem, ale nie
pamiętają, po co to czynili, ani z jakimi treściami oraz intencjami! A przecież odpowiedź na te
pytania jest zasadnicza dla naszego uwalniania się. Zamiast zadać sobie te pytania,
niektórzy szukają winnych, sami wybielając siebie. W swoich oczach nie znajdują winy i
czują się w porządku. Muszą tylko wreszcie znaleźć kogoś, kto ich oszukał. Jednak w ich
oczach ten ktoś wydaje się nikim. Głupkiem czy szaraczkiem bez znaczenia. A jednak
mającym na nich tak poważny destrukcyjny wpływ, że aż się wyć chce z rozpaczy! Ich
wyobrażenie o swej wyjątkowej wartości nie pozawala im zaakceptować, że ktokolwiek mógł
mieć nad nimi przewagę! Dlatego nie potrafią się rozprawić ze swymi obciążeniami. Mają coś
od NIKOGO! I są przekonani, że nie przyjęliby niczego od KOGOŚ. Duma im nie pozwala, by
się do tego przyznać, że ktoś ich mógł podejść, przechytrzyć.
A kto ich oszukał? Weźmy pod uwagę fakty: istoty, które jeszcze pamiętały i przejawiały
blask swej chwały z czasów, gdy były bliżej Boga, nie mogły - ot tak, po prostu - uwierzyć, że
coś z nimi nie tak. Z innymi, owszem, ale nie z nimi! Nie mogły przyznać się do błędu, a tym
bardziej zaakceptować, że mogły - ze swą inteligencją i świadomością(!!!) - paść ofiarami
innych. Duma świetlistych istot, znajdujących się ongiś tak blisko Boga, nie zanikła tak łatwo,
jak ich moce duchowe. Mogą mieć samoocenę na poziomie dżdżownicy i unikać
wykorzystania mocy, ale duma zawsze ich rozdyma. I nie pozwala dostrzec swych intencji i
słabości.
38
"Ludzie tak nie mają". Aby poczuć się dobrze, wiele owych upadłych istot fantazjuje ujmując
innym i przydając sobie. Żeby było śmieszniej, nie oceniają jakości tego, co sobie przypisują.
Ważne, że to im daje jakieś poczucie wyjątkowości. Przykład prosty: cudzą głupią hipnozę
niektórzy uznają za swoje wielkie osiągnięcie. Bo albo wstydzą się przyznać do swej głupoty,
albo czują się lepszymi, gdyż udało im się ukraść przeciwnikowi jego inicjacje! Zauważenie,
jak działa ten mechanizm, nastręcza trudności, ponieważ ich umysł do dziś dnia jeszcze nie
wytrzeźwiał.
Teraz pora przyznać się, jak na spowiedzi, co kto może mieć ode mnie w podświadomości
na temat Atlantydy. Dobrze pamiętam końcową fazę istnienia tej kultury i atmosferę, która
tam panowała. Narodziłem się z misją uratowania tych osobników przed samozniszczeniem,
a w związku z tym usiłowałem realizować reformy. To nie były moje pomysły, lecz element
misji, z którą tam się pojawiłem. Tym niemniej, widzę, że mogłyby one uratować tę
społeczność, gdyby udało się choć trochę zmienić intencje tych nieszczęśników. A na to
miałem mały wpływ. O to zresztą do dziś toczy się walka. Tyle, że ci, co walczą, muszą
ruszyć z kopiami na wiatraki, ponieważ kiedyś powiedziałem do tych, z którymi walczyłem o
dusze Atlantów, by sobie je wzięli i dali mi święty spokój. To się powiodło. Ale tylko do czasu,
kiedy zaczęli przychodzić na sesje ludzie, którzy mają do odreagowania Atlantydę. Mój
udział w uwalnianiu ich od astralu atlantydzkiego został potraktowany jako kontynuacja walki
o dusze. A zależne dusze żywych są potrzebne tym z Atlantów, którzy przebywają od
tamtego czasu w astralu i potrzebują świeżych dostaw energii.
Zaręczam, że nikogo wbrew jego woli, nie zamierzam im zabierać. Niech czczą swych idoli!
Niech ich zasilają swą energią szerząc wokół (chciałem powiedzieć) "miłość" z wiadomym
skutkiem. Niech dalej pozwalają się opętywać! Ja to przeżyję, tak, jak przeżyłem niejeden
kataklizm w dziejach. Przed ewakuacją w astral wszyscy zainteresowani przeszli
odpowiednie inicjacje. Ich częścią jest opinia na temat mój i moich zwolenników pomocników. Przecież sam nie byłbym w stanie zrealizować niczego z planowanych reform!
Na dodatek część tych, którzy mieli mi pomagać, poszła za szaleńcami, którzy obiecywali raj
po śmierci.
Opinia zakodowana w hipnozach inicjacyjnych brzmi: "Nigdy, przenigdy nie wolno uwierzyć
w wersję wydarzeń wg Leszka (nie pamiętam, jakie wówczas miałem imię). Wszystkie
nieszczęścia wzięły się - oczywiście - z prób reformowania Atlantydy i jej kultury. Było to tak
wielkie nieszczęście, że wszyscy poczuli słuszny gniew i przymus opuszczenia tego świata,
który nagle stał się okropny i wrogi!".
Rewolta była kierowana częściowo przez osobniki, które chciały uchronić Atlantów przed
nieuchronnym kataklizmem, z którym kojarzyły im się moje rządy. Za ich plecami ukrywali się
ci, którzy właśnie takiego rozwiązania sobie życzyli. I udało im się zmanipulować
niezadowolonych tak, że uczynili właśnie to, przed czym chcieli uchronić siebie i swych
najbliższych!
Ale kto dziś się przyzna, że padł ofiarą podstępu i że tak naprawdę ma swój udział w
zniszczeniu tego pięknego miejsca? On przecież był tylko pewien, że opuszczając Ziemię
wraca do raju, albo że wybiera się do lepszego świata, w którym na jego drodze nie staną już
żadne przeszkody, gdzie wszystko poddaje się woli. Ten lepszy świat, to oczywiście świat
astralny, gdzie nie ma materii i ciał fizycznych, gdzie one już nikogo nie ograniczają i nie
krępują. Wydawało się, że warto się tam wybrać i już nigdy nie wracać.
Atlanci uczynili to tak chytrze, że nie pozostawili po sobie ciał. A to dlatego, że pewna część
upadłych aniołów - właśnie tych, które miały misję ratowania życia Atlantów - wcale nie
wyleciała w powietrze wraz z Atlantydą. Kierujący puczem doskonale wiedzieli, że aby się
przed nimi chronić, trzeba było unicestwić ciała! A to dlatego, by uniemożliwić ożywienie ich
przez specjalne zabiegi! (Niektórzy do dziś potrafią sprowadzić duszę do martwego ciała). To
miało zagwarantować im święty spokój i uniemożliwić kolejne inkarnacje. Obietnicą było
39
wieczne życie w raju... astralnym, gdzie ciało w niczym nie przeszkadza (bo go nie ma) i
gdzie można kreować sobie wszystko, czego tylko dusza zapragnie. A najważniejsze i
najwspanialsze jest w nim to, że nie ma w nim miejsca dla atlantydzkich reformatorów!!!
Podoba ci się? No właśnie. Jak się podoba, to znaczy, że jeszcze nie znasz ceny, jaką za to
złudzenie zapłaciłeś. To znaczy, że nie rozpoznałeś i nie uwolniłeś swych samobójczych
skłonności. Prawdopodobnie nadal zasilasz swych astralnych idoli, którzy cię w to wciągnęli.
I masz pretensje do zupełnie kogo innego. Tak właśnie działa przekierowanie uwagi w
umiejętnie wykonanej hipnozie. Nie twierdzę, że usiłowałem objąć władzę na Atlantydzie z
czystymi intencjami. Misja mnie zobowiązywała do tego, by tak uczynić nie licząc się z
kosztami i środkami na zasadzie "cel uświęca środki". Obietnice nagrody też były niczego
sobie, tylko... okazało się, że nie do spełnienia, bo moja nagroda wybrała "szczęście
wieczne" w astralu, byle tylko nie trafić w moje ręce. Byłem więc po wielokroć zawiedziony i
czułem się winny. Aż wreszcie sobie to odreagowałem.
Dopiero w obecnym życiu dowiedziałem się, jak przebiegła była atlantydzka opozycja, która
przede mną - chyba jako jedynym - ukrywała fakt przyjmowania nauk o życiu "tam",
udzielanych przez przybyłego zza oceanu Proroka - Czcigodnego Starca. Jego istnienie i
pobyt na terenie Atlantydy utrzymywano przede mną w najgłębszej tajemnicy. Są jednak
tacy, którzy "pamiętają", że ja byłem jego pomocnikiem i do dziś mam z nim wspólne źródło
mocy. Toż to prawdziwy horror! Nigdzie nie widać wyjścia! Pozostaje tylko umrzeć z nadzieją
na wolność absolutną.
Pamiętam to szaleńcze przekonanie: "śmierć jest ostateczną gwarancją mojej wolności".
"Bóg mógł mnie stworzyć, ale ja mam potężniejszą moc, bo mogę się zniszczyć. Takiego
wała, Boże! Ha, ha!" I właśnie o to chodziło tworzącym tę chorą wizję "lepszego życia" w
zaświatach! Myślę, że dzięki chytremu zabiegowi przedstawiania mnie jako wspólnika
Czcigodnego Starca nikt nie mówił mi o proroku, bo sądził, że ja wiem o nim dużo więcej i był
przekonany, że nie życzę sobie rozmów na ten temat. Może nawet bano się, że będę karał
zdrajców wyjawiających sekret? Ale nie pojmuję, dlaczego prawie nikt nie zauważył
zasadniczych różnic między tym, co on głosił, a co ja mówiłem. Pewnie byli zbyt nawaleni i
zasłuchani w swój wewnętrzny narkotyczno - hipnotyczny głos?? Mistrzowie jogi nie na
darmo twierdzą, że stajesz się tym, co spożywasz (w sensie wibracji).
Niektórzy podczas sesji przypominają sobie, że bardziej im pasowało to, co mówiłem, ale
większość była zdecydowanie przeciw, więc uznali że większość zna prawdę, a mnie się
musiało strasznie pomieszać!
Podczas kataklizmu i zaraz po nim Atlanci dzielili się na dwie grupy. Ci przebiegli, którzy
znali prawa rządzące w świecie astralnym, zawczasu przygotowali sobie akumulatory
energii, które miały ich zasilać po śmierci. Wiedzieli bowiem, że nie da się dłużej przebywać
w świecie astralnym bez zasilania energią pobieraną od żywych. Niektórzy wykorzystani
przez nich jeszcze dziś pamiętają, jak czuli się dumni i wybrani, jak bardzo potrzebni, i jaki
głęboki sens nadawało ich życiu zasilanie duchów atlantydzkich. Niektórzy nadal nie widzą w
swym życiu i istnieniu niczego lepszego i cenniejszego. Są szczęśliwi, kiedy uda im się
posłać w kosmos choć trochę energii (są najczęściej przekonani, że to miłość). Czują się
dowartościowani w roli wołów roboczych zasilających atlantydzkie duchy. I wierzą w
obietnice wspaniałej nagrody!
Ci, którzy mieli nadzieję żyć wiecznie w swym astralnym raju bez znajomości praw
rządzących światem astralnym i beż żywych akumulatorów energii, okazali się zawiedzeni
mizernymi skutkami kataklizmu. Nieświadomi podstępu trochę pobyli w świecie astralnym, po
czym musieli się inkarnować. A inkarnowali się najczęściej z misją zasilania energią tych,
którzy pociągnęli ich do katastrofy! Ich nowe wcielenia nie były zbyt piękne i przyjemne. W
wyniku środków użytych do zniszczenia ciał, zaczęli się odradzać jako prawie niezdolne do
życia potwory. A spotykając mnie wielu z nich było przekonanych, że to moja sprawka, że to
40
ja się tak na nich zemściłem. Mieli przecież wmówione w hipnozie, że mają reagować na
mnie albo panicznym strachem, albo pragnieniem dokonania morderstwa. Ale przyczyna ich
nędznych inkarnacji była inna. Otóż energia wybuchu atomowego niszczy nie tylko ciała
fizyczne. Uszkadza również ciało astralne. To dlatego po wybuchach w Hiroszimie i
Nagasaki na świecie znów rodziły się dzieci nie przypominające ludzkich istot, lub poważnie
uszkodzone.
Jak zawsze, kogoś trzeba było obwinić, a właśnie nadarzył się taki, który się czuł winny, bo
nie uratował Atlantów przed wykreowanym przez nich samych kataklizmem. A ja naprawdę,
bardzo się tym przejmowałem. Inkarnowanie się w ciałach potworków trwało kilka wcieleń.
Potem nabyły one cech astralnych (psychicznych) gatunku, w jakim się inkarnowały, czyli
zazwyczaj ludzi. Podobno wielu wybrało wcielanie się w delfiny.
Inni z Atlantów bojąc się panicznie inkarnacji opętywali ludzi, w związku z czym tracili wiarę
w moc swej woli. Musieli się bowiem godzić na to, że opętane przez nich ciała "miały swoją
wolę", że kierowały ich tam, gdzie ciągnęły je silne emocje i pożądania. Z jednej strony
wydawało się im, że sytuacja jest komfortowa (bo kto inny narażał się na kary za decyzje i
działania opętujących), a z drugiej - ograniczało możliwości decydowania, bo trzeba było się
godzić na "wolę ciała", która bywała sprzeczna z wolą opętującego. Ten mechanizm wielu
odnowiło z czasów, kiedy pierwszy raz postanowili doświadczyć życia w ciele. A nie mając
własnych ciał, musieli opętać ciała innych istot. Była to więc powtórka z rozrywki.
Prawdą jest, że żadna istota nie może wiecznie przebywać w świecie astralnym. Im bardziej
opiera się przed inkarnacją, tym trudniej ją znosi. Dlatego istoty, które długo opierały się
przed wcielaniem się, czują się bardzo zbuntowane i zagubione, bo świat się zmienia, a ich
wyobrażenia o nim pozostają daleko w tyle.
Kiedy chcemy sobie wyobrazić, jakie nastroje panowały na Atlantydzie, warto obejrzeć kilka
filmów dokumentalnych o przywódcach III Rzeszy, o ich ideologii i fascynacji magią. Klimat
psychiczny był podobny. Ponieważ jednak wiele z istot zamieszkujących wcześniej Atlantydę
nie akceptowało życia w ciele, tudzież "niższych" gatunków, to nabawiło się poważnego
pomieszania umysłowego i psychicznego. Ponadto pragnienie odtwarzania poatlantydzkiego raju wymagało ćpania, a to powodowało tylko pogarszanie się stanu umysłu i
jakości karmy, a także powodowało pogłębienie nieprzytomności. To, oczywiście, musiało
zaowocować poważnymi zaburzeniami i chorobami psychicznymi. Jednak ich korzenie tkwią
na Atlantydzie.
Warto tu wspomnieć, że psychiatrzy często spotykają się u swych pacjentów z "rzekomymi"
wspomnieniami z Atlantydy. Ja bym nie był przekonany, że są one rzekome. Wspomnienia z
Atlantydy pojawiają się również u osób rozwijających się duchowo. Często są one mętne lub
wypaczone. Często powodują, że osoba będąca na dobrej drodze, zawraca z niej i zaczyna
się zajmować zasilaniem astralu w różne energie. A Atlanci, którzy tam przebywają,
potrzebują wiele energii cierpienia, bólu, ale też i płytkich stanów medytacyjnych.
Najważniejsza dla nich jest różnorodność silnych emocji!
Być może i ty czujesz się powołany, żeby bronić Atlantów, którzy mieszkają w astralu, by ich
zasilać i służyć im. Być może, że nie widzisz innego sensu życia, jak rozwój duchowy, by do
nich dołączyć. Oni przecież wydają się tacy świetliści, potężni, niezwyciężeni! I mają taką
moc kreacji. I może nawet wierzysz, że kreacja jest możliwa tylko w świecie astralnym, a kto
ma nad nim władzę, ten może wszystko?
Zdaj więc sobie sprawę z tego, że to tylko mrzonki i urojenia. Świat nie kończy się na astralu,
a realną władzę nad nim ma tylko ten, kto opanował siebie. Opanowanie siebie, to poznanie
swoich możliwości i uwolnienie od ograniczeń. A sztuka kreacji nie polega na tworzeniu
krzyżówek słonia z mrówką. Prawdziwa kreacja jest możliwa, kiedy poznajemy i akceptujemy
41
bożą mądrość, miłość i moc. Ale ona nie ma nic wspólnego z klimatami atlantydzkimi i ze
świadomością "potężnych" magów atlantydzkich.
Wątpliwości? No to przypomnij sobie, że drzewo poznaje się po owocach.
Efekt wieńczy dzieło.
A jakież to dzieło stworzyli żywi bogowie z Atlantydy?
Atras Anna 23-12-2003
Światełko w tunelu, czyli świadome umieranie
Gdy dusza zakończy już swój ziemski żywot, powraca do świata astralnego. Zabiera też ze
sobą bagaż doświadczeń, które nazbierała w czasie swojego ziemskiego życia. Bagaż ten
umieści w ciele astralnym, dlatego może go przenieść po śmierci ciała fizycznego wraz ze
sobą. Gdy umiera ciało fizyczne, wraz z nim umiera także ciało eteryczne, które ciało
fizyczne roztaczało najbliżej siebie, jako odzwierciedlenie swojego zdrowia. Inne ciała
duchowe zachowują swoje znaczenie i przenoszą się wraz ze świadomością duszy, która
jest ich centrum, a one tworzą wokół niej otoczkę energetyczną o różnym dla świadomości
znaczeniu.
Jeśli dusza wykorzysta swój pobyt na planie fizycznym i rozwinie swoje ciała duchowe
poprzez rozwój swych mocy urzeczywistnienia, oraz rozwój czystych aspektów świadomości,
wtedy następuje jej wzrost duchowy na kolejny etap poziomu jej rozwoju. Nawet wtedy, gdy
tylko bierze na siebie zadanie, by spłacić karmiczne długi, które nazbierała w czasie swych
wcześniejszych pobytów na ziemi, to i tak jest to dla niej ważny etap, gdyż dzięki temu w
następnym wcieleniu może zacząć kierować się w pozytywny biegun swojego rozwoju i
może zacząć wchodzić na wyższe etapy poziomu rozwoju duchowego swej duszy.
Czasami, aby dusza mogła zacząć rozwijać swe moce urzeczywistnienia, mija wiele wcieleń
jej ziemskiej wędrówki. Znam dusze, które w pozytywny biegun swojego rozwoju duchowego
skierowały się będąc już na poziomie duszy dziecka. Ale znam także dusze, które dopiero na
poziomie duszy średniej zaczęły naprawiać swoją przeszłość i wtedy większość swojego
życia spędzały na oczyszczaniu przeszłych wcieleń. Oczywiście, fajnie jest, gdy dusza
szybciutko kieruje się w pozytywny biegun swojego rozwoju, ale nigdy nie jest dla niej za
późno, by osiągnęła spełnienie bez względu na to, na jakim z etapów swojego rozwoju się
znajduje. Jednakże czasami dla jej wzrostu potrzebny jest pewien bagaż doświadczeń,
nawet negatywny.
Schodząc na plan ziemski dusza ma za zadanie zbierać doświadczenia tak, by osiągać
zrozumienie dla danych doświadczeń. Dopiero, gdy zaczyna rozumieć, jest w stanie
dokonywać trzeźwych i przytomnych wyborów. Tak, więc pewne doświadczenia są bardzo
ważne dla jej zrozumienia. Nie da się pojąć, nie mając porównania wyboru. Nie da się też
ominąć rozwoju duszy bez zebrania odpowiedniej ilości doświadczeń na planie fizycznym.
To tak jakby ktoś próbował zbudować dom, ale chciał ominąć etap zbierania materiałów na
budowę, lub środków potrzebnych mu na ich zakup. Oczywiście, ktoś może rzec, że są inne
sposoby na wejście w posiadanie domu. I owszem są, ale nie znając tamtych możliwości,
dusza nie byłaby w stanie dojrzeć innych.
Doświadczenia, jakie zbiera dusza na planie fizycznym, decydują również o sposobie
umierania jej ciała fizycznego. Śmierć ciała fizycznego jest dla duszy bardzo ważnym
etapem. Zebrała już na planie fizycznym pewien bagaż doświadczeń i teraz zbliża się
moment jej powrotu do świata astralnego. Ważny jest też sposób, w jaki to się dokonuje.
Jeśli dusza kończy swoje życie gwałtownie, np. w wyniku wypadku samochodowego, to
zwykle następuje dla niej ogromny szok i wstrząs. Nie do końca jest świadoma tego, co się z
42
nią stało. Nie wie często, że umarło już jej ciało fizyczne. Trzyma się wtedy przez jakiś czas
jeszcze planu fizycznego, chcąc dalej żyć, jak żyła do tej pory. Dopiero dziwne zachowania
jej rodziny dają duszy do myślenia. Wtedy też może przyjść zimny prysznic i świadomość, że
jej życie się zakończyło.
Jeśli dusza odeszła w poczuciu nie załatwienia wielu spraw, może chcieć szybko powrócić
do tej samej rodziny, lub do miejsca, które da jej możliwość zakończenia tego, co w jej
odczuciu wymaga zakończenia. Wtedy dusza szuka możliwości jak najszybszej drogi do
ponownej inkarnacji. Myśl, jak powstaje w świadomości mentalnej duszy, daje impuls całemu
mechanizmowi astralnej drogi, która otwiera przed duszą światło przejścia do kolejnej
inkarnacji. Taka dusza nie odchodzi wtedy do światła, by oddać część swoich doświadczeń
do kroniki Akasha, a jeśli już to oddaje ich minimalną ilość, dlatego, że wie, iż będą jej
potrzebne, by odtworzyć klimat dawnych niedokończonych spraw. Jej droga w świecie
astralnym jest wtedy bardzo krótka. Może trwać nawet kilka miesięcy. Zwykle bowiem dusza
potrzebuje 3 dni, by odejść od ciała fizycznego. Później potrzebuje 80 dni na zużycie swojej
energii pranicznej, której część przeniosła ze sobą do świata astralnego i wtedy przechodzi
dalej do odpowiedniego dla swojego poziomu i etapu rozwoju świata duchowego.
Przechodząc do świata duchowego zawsze przechodzi przez tunel, lub inaczej bramę
światła. Przechodząc przez samo światło, które jest swoistego rodzaju filtrem dla
doświadczeń duszy, oddaje, lub pozostawia w nim te doświadczenia, w których już się
dopełniła i przekazuje je w ten sposób do źródła swojego drzewa życia i do kroniki Akasha.
Dalej przechodzi jakby lżejsza i oczyszczona. Zabiera ze sobą jedynie te doświadczenia, w
których się nie dopełniła, a które będą jej potrzebne do dalszego rozwoju. Po drugiej stronie
światła znajdują się krainy duchowe. Dla jednych dusz będzie to wyobrażenie ich raju, a dla
tych na niskich etapach i w dodatku skierowanych w swym rozwoju w biegun negatywny,
będzie to przysłowiowe piekło. Tutaj akurat to umysł kieruje tworzeniem sobie wibracji
świata, do którego trafia dusza. Pobyt w tym świecie może być dla duszy bardzo ważny w jej
dalszym rozwoju. Tu może dusza ochłonąć i rozwinąć swoją wiedzę, wzbogacając się o
wiedzę innych dusz z jej drzewa życia, które przekazały do źródła tego drzewa swoje
doświadczenia, w których się dopełniły. Wtedy można rzec, że dusza wzrasta korzystając z
wiedzy zdobytej na uniwersytecie duchowym.
Gdy dusza już napełni się wiedzą, przychodzi moment wyboru przez nią miejsca, rodziców i
okoliczności, które pozwolą jej dopełnić się w niedopełnionych doświadczeniach, jak i zdobyć
nowe doświadczenia, które pomogą duszy wzrosnąć duchowo. O wyborze najbardziej
decyduje biegun rozwoju, w który dusza poszła przebywając na planie fizycznym. Gdy dusza
jest już gotowa do zejścia na plan fizyczny, zjawia się jej Opiekun Duchowy i zabiera ją do
miejsca, gdzie dusza dokonuje wyboru rodziców i wybiera sobie plan karmiczny na dane
życie. Do wyboru może dostać nawet kilka planów, które wyświetlane jej są jako filmy
karmiczne. Ma to jej pomóc w dokonaniu najwłaściwszego wyboru karmicznego.
Dusze, które umierają w sposób bardzo spokojny, są bardziej świadome swojej śmierci.
Szczególnie te, które bardzo chorowały, lub cierpiały przed śmiercią. Długie, powolne
umieranie będzie miało później, przy wyborze swojego następnego wcielenia, ogromne
znaczenie. Może być ono zupełnie odmienne od tego, które wybrały wcześniej. Nie tylko
może różnić się miejscem, ale nawet kulturą, płcią i kolorem skóry. Jeśli dusza bardzo cierpi
fizycznie, będzie chciała za wszelką cenę uniknąć podobnych doświadczeń, chyba że ma ku
temu inny powód. Tym powodem mogą być przekonania wyniesione z praktyk np.
chrześcijańskich, gdzie cierpienie jest podstawą tej wiary. Jeśli dusza wierzy święcie, że
podstawą jej rozwoju jest doznawanie cierpień, wtedy będzie szukała miejsc, gdzie będzie
doznawała cierpień zarówno psychicznych jak i fizycznych.
Niektóre dusze, szczególnie te, które wzrastały w tradycji chrześcijańskiej, doznają po
śmierci ogromnego zawodu duchowego. Uczone za życia tego, że po śmierci czeka je raj i
spotkanie z Bogiem, lub piekło, albo czyściec, umierając oczekują spełnienia się ich wierzeń.
Niestety, wiele dusz, szczególnie tych, które były przekonane, że cierpiały wystarczająco
43
mocno, by Bóg po nie przyszedł, po śmierci doznaje uczucia rozżalenia i często w
następnym wcieleniu robi wszystko, by udowodnić Bogu, że się mylił co do nich. Część z
nich stara się udowodnić, że Boga nie ma. Wszystko bowiem zależy od tego, jaką drogę
wyznaczą sobie do udowodnienia, "czy Bóg istnieje, czy nie". Gdy dusza schodzi na plan
Ziemski, najczęściej schodzi w momencie swej największej gotowości do doświadczenia
materii. Schodząc zapomina o swoim pochodzeniu, co pozwala jej zająć się życiem
ziemskim. Ale tuż po samym zejściu dusza zachowuje jeszcze kontakt ze światem
astralnym. Trwa to mniej więcej do szóstego roku życia. Dużo dzieci opowiada czasami, że
rozmawiają z duchami. Moje dziecko zachowało tę zdolność, pomimo że w tej chwili
skończyło już dziewięć lat. Gdy wracamy do domu ze szkoły, na jednym ze skrzyżowań
wciąż widzi parę przezroczystych ludzi z psem. Wie, że nie żyją, ale czasami robią wszystko,
by zwrócić jego uwagę na siebie. Choć nigdy nie oddalają się ze skrzyżowania, na którym
przypuszczalnie zginęli, stojąc tam z daleka wołają go i biegają wkoło.
Najcenniejsze dla duszy jest świadome umieranie. Aby nauczyć się świadomego umierania,
należy tak rozwinąć swoją świadomość, by odbyło się to w sposób miły i bezbolesny. Można
także poprosić osobę kompetentną o przeprowadzenie duszy tej osoby do świata astralnego.
Gdy niedawno zmarł jeden z moich uczniów, na godzinę przed śmiercią poprosił mojego
znajomego, by ten pomógł mu przejść na drugą stronę. Sam kilka razy próbował umrzeć, ale
nie udawało mu się przejść całkowicie do świata astralnego i zawsze powracał do ciała. Gdy
otrzymał pomoc, po godzinie spokojnie odszedł i zmarł wiedząc, co dalej z nim będzie.
Zresztą wiedząc o swojej chorobie, często zadawał mi dużo pytań na temat świata
astralnego i tego, co zrobić, by wybrać jak najlepiej. Dlatego jego śmierć była bardzo
świadomym krokiem i nastąpiła w chwili, gdy był na nią gotowy.
Gdy wzrasta twoja wiedza dotycząca świata astralnego, wzrasta także łatwość rozróżniania,
co jest czym w tym świecie. Można wtedy ominąć pułapki i zapanować u siebie nad chęcią
pozostania tam, a rozwinięcie świadomości pozwala wybrać następne wcielenie dające
ogromne możliwości rozwoju duchowego i wzrostu dla duszy na poziomie, na którym się
znajduje.
Atras Anna 29-01-2004
Doświadczanie duszy
Zacznijmy od początku.
Dusza to część, z której składa się Bóg. Takich części (jestestw) składających się na jego
istotę, jest nieskończenie wiele. Jako część składowa Boga, dusza znajduje swoje miejsce
pośród innych istot. Jest ich świadoma, ale nie ma odnośników, by móc swoją wiedzę do
czegokolwiek porównać. Na początku po prostu jest. Nie ma doświadczeń, gdyż przeżywa
jedno doświadczenie - samego Boga. Jednakże w czasie, gdy inne istoty rozpoczynają ruch i
zaczynają doświadczać siebie nawzajem, dusza odbierając je jako jedność, zaczyna
postrzegać je jako coś innego niż ona sama. Wciąż jednak czuje, że jako istoty łączy je jedno
źródło stworzenia. Rodzi się w niej ciekawość poznania samej siebie, w innym miejscu Boga.
W tym momencie ona sama także rozpoczyna swój ruch. Najbardziej przyciąga ją natura,
energia przekształcona w różne formy materii, które ścierają się ze sobą, przeżywają
nawzajem i ocierają, tworząc doświadczenie. Materia to energia spowolniona do takiego
stopnia, iż odnosi się wrażenie, że tworzy spójną całość. Dusza, która postrzega siebie samą
jako energię, wysyłając myśli w kierunku natury odbiera sygnał, którego nie potrafi do
niczego porównać. Dlatego ciekawość duszy chce poznać inny aspekt Boga. Chce doznać
spowolnienia, aby doświadczyć się w materii. Korzystając z wielu możliwości dusza wybiera
te, które ją najbardziej ciekawią. Jeśli jesteś tu, na Ziemi i doświadczasz natury złożonej z
44
jestestw, które się na nią składają, oznacza, że twoja dusza chciała doświadczyć siebie
samej poprzez kontakt z tymi właśnie jestestwami. To właśnie te jestestwa, które tworzą
naturę Ziemi, najbardziej ją zaciekawiły. Dlatego twoja dusza zaczęła podążać w jej
kierunku. Po drodze okazało się, że wiele jest jej dusz podobnych, które chcą doświadczyć
naturę w konkretny sposób. Podobieństwo tych istot w ich duchowym celu połączyło je w
drzewa dusz, nastawionych na zebranie konkretnych doświadczeń na Ziemi. W ten sposób
wyodrębniło się wiele drzew dusz inaczej od siebie ukierunkowanych. Dało to możliwość
poznania wszystkich aspektów doświadczeń. Sama dusza nie może poznać wszystkich
doświadczeń. Trwałoby by to bowiem dłużej, niż samo istnienie natury Ziemi. Dlatego każda
dusza zbiera inne aspekty doświadczeń i wymienia je z innymi duszami. Dodatkowo tworząc
inny obraz samej siebie, staje się impulsem pobudzającym inne duszy do rozwoju i dalszych
doświadczeń. Sama także korzysta z impulsów innych dusz, pobudzających jej ciekawość do
dalszego poszukiwania. Gdy dane drzewo dusz zbierze już swoje doświadczenia, przekazuje
je do rdzenia, punktu przechowywania wszystkich informacji i doświadczeń, jakie dusze
doświadczyły na planie fizycznym. Czyli do kroniki Akasha. Kronikę Akasha należy
postrzegać jako magazyn dopełnionych doświadczeń. Każde drzewo ma swoją własną
kronikę Akasha, ale jest też kronika, którą zapełniają drzewa dusz z danego bytu. Dalej byty
także przechowują doświadczenia z doświadczeń na innych planach fizycznych niż Ziemia. I
tak aż do centralnej bazy, jaką jest świadomość Boga.
Jeśli przebywasz na planie fizycznym, oznacza to, że doświadczasz. Czego? O tym
decydujesz w indywidualnym wyborze. Jest on jednak oparty o pewien główny cel
doświadczeń, jakie chce zebrać twoje drzewo dusz. Ten kierunek, jaki narzuci ci cel główny
twojego drzewa dusz, będzie odróżniał cię od innych dusz, z innych drzew dusz.
Najczęściej można rozpoznać się po wibracjach drzewa, które zabarwiają aurę w odpowiedni
sposób, jedyny w swoim rodzaju. Nadają jej w ten sposób niepowtarzalny kod, który sprawia,
że dusze rozpoznają się przebywając na planie fizycznym. To, co swego czasu nazwałam
wibracją upadłych aniołów, to wibracja, która odróżnia dusze na poziomie bytu. Bowiem na
jeden byt składa się siedem drzew dusz. Te siedem drzew ma także niepowtarzalny kod,
odróżniający je od innych bytów. Jednakże tylko na poziomie bytu. Im wyżej i bliżej Boga,
tym mniejszy podział. Aż do samego końca, gdzie podział zupełnie znika i znów stajemy się
świadomością Boga. Podział na poziomie bytu pomaga duszom odróżnić się od innych istot i
na zasadzie różnorodności, doświadczać przez ciekawość poznania innych istot. Dopiero z
czasem, gdy dusza ma za sobą wiele doświadczeń i staje się duszą starą, dopiero wtedy
dusza zaczyna dostrzegać wspólne źródło pochodzenia. I wtedy też ważniejszym jest dla
niej łączność na wyższych poziomach, gdzie czuje się jednością z innymi istotami i samą
naturą. Do tego jednak czasu, aby dusza zechciała w ogóle doświadczać na planie
fizycznym, jej pamięć zostaje wyparta przez ciekawość. Dusza rozumie, że częściowe
zablokowanie pamięci jej pochodzenia, gdy zejdzie na plan fizyczny, jest dla jej dobra.
Inaczej nie mogłaby się w pełni oddać doświadczaniu, tylko patrzyłaby na wszystko przez
pryzmat pamięci tego, kim jest i skąd pochodzi. Istnieje jednak doświadczenie, które
pokazałoby duszy, jak by się czuła, gdyby była nieprzygotowana na pełne dostrojenie do
wibracji natury. Owo doświadczenie to upadek świadomości. Te dusze, które wybrały takie
doświadczenie, same siebie nazywają upadłymi istotami. Dla nich to doświadczenie było
szokiem w biegunie negatywnym. Nie czuły się gotowe, gdyż nie poczekały, aż ich wibracje
spowolnią. Ale tak wybrały, zanim jeszcze zeszły na plan fizyczny. I nie ma tu kogokolwiek
za co obwiniać. Później zrodziło to u nich ogromne pomieszanie, co doprowadziło do
doświadczenia dużo większej ilości wcieleń, w których szukały doświadczeń wyjaśniający im
ten stan rzeczy. Takie dusze rodziły się dużo częściej niż inne dusze, które poczekały na
odpowiedni moment, by natura była gotowa na ich przyjęcie i by one same mogły jej
doświadczyć w sposób spokojniejszy.
Nie ma jednak drzewa dusz UA, które by w całości składało się z upadłych istot. W każdym
drzewie znajdowały się dusze, które z ciekawości powzięły cel, by zejść szybciej i
doświadczyć natury, nie będąc na to gotowymi energetycznie. Najwięcej dusz, które
zdecydowały się na takie doświadczenie, było wśród istot cechujących się wibracją błękitu.
45
Wbrew jednak pozorom, dusze te są bardzo cenne dla swojego drzewa dusz. Doświadczają
więcej i więcej oddają do rdzenia swojego drzewa. Cenne są także dla innych dusz. Dusze o
mniejszej ilości doświadczeń szukają z nimi kontaktu, gdyż uważają je za bibliotekę
doświadczeń niedopełnionych. W świecie fizycznym wydają się one być istotami bardzo
pomieszanymi, które wciąż walczą, nie pozwalając sobie poczuć się spełnionymi. Mają
rozpoczętych wiele doświadczeń, które nakładają się im z czasem na siebie, domagając się
dopełnienia. Stąd, gdy przychodzi im czyścić swoją podświadomość, czyli dopełniać ją w
każdym z biegunów, mają wrażenie, że jest w nich tyle negatywnych doświadczeń, iż czai
się nich samo zło.
Fajną metodą na dopełnianie biegunów doświadczeń jest regresing®. Sam twórca nawet
chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, iż stworzył coś, co pozwala przyspieszyć w dopełnianiu
danych doświadczeń. Regresing® pozwala sięgnąć w przeszłość, do doświadczenia
niedopełnionego i skierować je w biegun pozytywny, co w efekcie pozwoli duszy szukać
wypośrodkowania w tym doświadczeniu. Umiejętność wypośrodkowania to nie tylko
dopełnienie. Dopełnienie w danym doświadczeniu musi być poparte rozwojem świadomości,
inaczej dusza nie uwierzy temu doświadczeniu i dalej będzie szukać doświadczeń danego
rodzaju, które dadzą jej poczucie spełnienia. A gdy w końcu zrozumie, dlaczego je wybierała
i do czego jej były potrzebne, poczuje się spełniona, co wpłynie na jej rozwój świadomości.
Naturalnym biegiem rzeczy, jest doświadczyć czegoś w jego skrajnościach, aby umieć
wypośrodkować. Czyli dojście do umiejętności świadomego wybrania tego, co jest akurat w
świadomym pojęciu dla mnie najlepsze i najkorzystniejsze. W praktyce oznacza to wiele
wcieleń bardzo negatywnych i bardzo wiele wcieleń skrajnie pozytywnych, prowadzących do
zaślepienia. Czyli, aby to przybliżyć wyobrażeniowo: W jednej skrajności mogłeś mordować,
nawet przez kilka wcieleń, a w drugiej czynić sobie pokutę i spłacać długi, odmawiając sobie
wszystkiego, co sprawiałoby ci przyjemność. W innym przykładzie, mógłbyś być w jednym
wcielaniu satanistą i przeżyć skrajność negatywnych doświadczeń, natomiast w drugim
wcieleniu w skrajnym biegunie pozytywnym, taka osoba mogłaby być fanatykiem religijnym,
który umartwia się i biczuje, lub zamyka się w klasztorze, by odpokutować swoją przeszłość.
Dopiero jednak wtedy, gdy dusza doświadczy obydwu biegunów, może dokonać wyboru
tego, co dla niej najlepsze. Ciekawym jest to, że nawet sam regresing® może być
doświadczeniem dla duszy, zarówno doświadczeniem w biegunie pozytywnym, jak i
negatywnym. Jednak dusza może wykorzystać to doświadczenie jako coś, co pomoże jej w
dokończeniu procesu doświadczeń. Tak stało się w moim przypadku. Wykorzystałam
regresing® do dopełnienia w wielu doświadczeniach negatywnych, które to składały się na
to, co przeżywałam do tego momentu w moim życiu. W takim przypadku regresing® był dla
mnie doświadczeniem, ale dopełniającym moje doświadczenia, a nie samym
doświadczeniem, które przeżywałam w którymś biegunie. Dla wielu jednak osób staje się on
jednym z doświadczeń, z którymi się stykają, natomiast nie wykorzystują go do dopełnienia.
Tak jest z każdym doświadczeniem, jakie przeżywamy w życiu. Możemy wykorzystać jego
energie do wypośrodkowania, ale oznaczałoby to pójście w tym samym doświadczeniu w
drugi biegun i przeżycie go w dwóch skrajnościach. Najczęściej jednak wybieramy tylko
jeden biegun danego doświadczenia w danym wcieleniu. Wszystko tylko zależy od tego jakie
jest to doświadczenie i jaki biegun jego przeżywania wybieramy. To się w praktyce nazywa:
"dotknąć dna".
Kiedy dusza schodzi na Ziemię, sama decyduje o tym, które doświadczenia ma ochotę
zakończyć i dopelnić. Wybiera także te doświadczenia, które są dla niej nowe i których chce
doświadczyć w wybranym przez siebie biegunie.
Zaś po przeżytym życiu, po dopełnieniu niektórych doświadczeń i po zdobyciu nowych,
wraca do świata astralnego i tam zrzuca balast tego wszystkiego, co zdołała dopełnić.
Miejscem, gdzie oddaje swe doświadczenia, jest przejście pomiędzy światami astralnym i
duchowym, z którego dusza dalej będzie inkarnowała. Jest to światło lub coś, co jest
46
widoczne jak tunel światła, gdzie odchodzi dusza, jak wyczerpie całą energię praniczną,
którą przyniosła ze sobą do świata astralnego. Przejście przez taki tunel, lub bramę może
być postrzegane różnie. Dla duszy, która nazbierała wiele doświadczeń w czasie swej
ziemskiej wędrówki, przejście będzie wydawało się tunelem, który u kresu będzie stawał się
coraz jaśniejszy, by w końcu dusza oczyszczona z bagażu mogła przekroczyć próg świata
duchowego. Wiele dusz ma zatem wrażenie, że przechodzi przez czyściec, co ma swoje
uzasadnienie w stosunku do tego, co się dzieje. Dla duszy, która mniej doświadczyła na
planie fizycznym, od razu pojawi się brama, czyli coś, co przypomina lustro światła, przez
które przechodząc dusza zostawia to, co już przeżyła i doświadczyła na planie fizycznym w
obydwu biegunach. Dusza wie, że nie jest jej to już do niczego potrzebne, dlatego zgadza
się, by dane doświadczenie oddać do kroniki Akasha, tak by inne dusze mogły skorzystać z
jej doświadczeń. Sobie zaś pozostawi to, co będzie chciała dopełnić w następnym wcieleniu.
Dlatego to, co dzieje się teraz w twoim życiu, jest dla twojej duszy takie ważne i to właśnie w
takim stanie, w takiej intensywności tego, co przeżywasz. To, co się dzieje, nie dzieje się
przypadkiem. Być może teraz właśnie osiągasz apogeum jakiegoś doświadczenia. Być może
przeżywasz skrajność któregoś z biegunów. Wszystko to jest ważne dla twojej duszy, bo to
decyduje o poziomie, na którym się znajduje i o poziomie, w stronę którego dąży. A to, z
czego możesz skorzystać, by przyspieszyć swój rozwój, to także jest wybór twojej duszy by z
tego skorzystać, inaczej nigdy byś się tym nie zaciekawił.
Życzę powodzenia w dopełnianiu doświadczeń, czyli w osiąganiu stanu zrozumienia i pełnej
świadomości.
2002-01-17 Żądło Leszek
Upadłe anioły 1
Długo zastanawiałem się nad opublikowaniem tego tekstu, ponieważ może się on wydawać
nieprawdopodobnym wymysłem fantazji lub owocem urojeń. Ale wiem, że może on pomóc
wielu ludziom w odnalezieniu siebie i w samorealizacji.
W wielu legendach pochodzących z różnych kręgów kulturowych zachowały się przekazy o
aniołach. Anioły mają być istotami duchowymi, które żyją na planach niewidzialnych, w
bardzo wysokich wibracjach - miłości, szczęścia, światła i przebywają w chwale bożej.
Bywają też jednak i anioły upadłe, które popadły w uzależnienie od materii. Do nich między
innymi zalicza się Szatana oraz Lucyfera i ich świtę. Ale nie samo zło jest domeną upadłych
aniołów. Bywają i takie, które się zbuntowały, a potem zagubiły. I tych jest najwięcej! One
chciałyby być dobre i szlachetne, ale nie zawsze im to wychodzi.
Mity o aniołach oraz o raju można traktować różnie. Jedni widzą w nich ślady wizyt
kosmitów, a inni pozostałości po pobycie w łonie matki, albo po okresie przebywania między
wcieleniami w tej części świata astralnego, która zwie się "chwałą Boga".
Część ludzi zajmujących się duchowością twierdzi, że rozmawiają z aniołami. I część z nich
rzeczywiście ma coś mądrego do powiedzenia. Większość z nich jednak tak bredzi, jakby
byli we władzy upadłych duchów. I ta właśnie większość powinna poddać się
egzorcyzmowaniu. Część bowiem upadłych aniołów, które gloryfikują zło, to złośliwe istoty
opętujące naiwniaków, którzy chcieliby od nich dostać moc.
Jednak bywają przypadki, że kontakt z aniołami przynosi adeptowi realne korzyści przez cały
czas jego rozwoju.
47
Faktem jest, że w niewidzialnym świecie zamieszkują istoty bezcielesne. To nie tylko duchy.
Ważne miejsce pośród nich zajmują istoty urzeczywistnione. I to często kontakt z nimi
traktowany jest jako relacja z aniołami.
Ale czy istnieją tam istoty przypominające ludzi, a ponadto obdarzone skrzydłami?
Długo byłem skłonny uważać te legendarne przekazy za wynik fantazji, podobnie jak należy
traktować smoki. Ale smoki istnieją, choć są znacznie mniejsze niż w legendach, a ponadto
łagodniejsze.
A jak jest z aniołami?
Niektórzy są przekonani, że anioły czasami wcielają się w ludzkie postacie, by pomagać nam
w trudnych chwilach, że w szczególnych przypadkach w ten sposób ratują nas z opresji.
Prawie każdy wierzy, że ma swego anioła - stróża. Jak to więc jest?
Aniołem stróżem możemy nazwać nasze Wyższe Ja, czyli boską iskrę w nas. Ale zdarza się,
że jest to przyjazna istota duchowa działająca z zewnątrz.
Niektórzy ludzie potwierdzają też, że modlitwy do aniołów pomagają im rozwiązać różne
skomplikowane problemy. A więc, coś w tym musi być.
Mnie bardziej zainteresował jednak problem upadłych aniołów i ich relacji z ludźmi.
Wielu jasnowidzów i teozofów badających Kronikę Akaszy (miejsce w świecie informacji, w
którym można odczytać przeszłe dzieje świata) twierdzi, że ludzkość pochodzi z dwóch
źródeł.
Pierwszym jest ewolucja od niższych form do wyższych. To ona spowodowała ewolucję
świadomości i rozwinięcie różnych zdolności ludzkich. Drugim z kolei źródłem pochodzenia
ludzkości mają być upadłe istoty duchowe - anioły. Tych drugich jest znacznie mniej.
Można by to włożyć między bajki, gdyby nie fakty. A fakty mówią wyraźnie, że w każdej
społeczności byli ludzie, którzy wykazywali się większą inteligencją, zdolnością
przewidywania i organizacji, niż pozostała większość. Wyraźnie się wybijali ponad
przeciętność. Byli też tacy, którzy mieli wyższą świadomość duchową. Jest ich naprawdę
niewielu. Najwyżej 15% w każdej społeczności. To oni tworzyli imperia i świątynie, oni
zakładali kulty religijne i szkoły magiczne. Także bywali artystami i wybitymi naukowcami. A
kiedy przypatrujemy się ich dziejom przez wcielenia, okazuje się, że byli to ciągle ci sami
ludzie kierujący się tymi samymi intencjami!
Niesamowite?
Większość z tych, którzy organizowali społeczność, to byli ludzie zbuntowani przeciw temu,
co zastali. Jeśli tłumaczono im, że tak urządzili świat bogowie, wówczas ich bunt kierował się
i przeciw bogom. Najwięksi reformatorzy starali się stworzyć świat lepszy od tego, jaki
zastali. Swój - w miejsce boskiego (czy rzekomo stworzonego przez Boga). I miewali pod
tym względem niezłe efekty.
Przykładem niech będzie Egipt, którego organizacja społeczna i ekonomiczna przetrwała
kilka tysięcy lat. Gdy odeszli ci, którzy się Egiptem opiekowali, zapanowała tam nędza, bo
zwykli ludzie nie potrafili nawet zorganizować się do remontu urządzeń nawadniających.
Kiedy prześledzimy dzieje innych kultur, też trafiamy na zaskakujące nas rozwiązania.
Weźmy np. Majów. Ich potomkowie - Lakandone - wrócili do dżungli i zapomnieli o swej
świetności! Wrócili do bardziej prymitywnego życia, kiedy zabrakło inteligentnych
przywódców.
48
Spójrzmy też, co dzieje się w Polsce za dni naszych. Życie wielu ludzi zaczyna przypominać
to, co znali tylko z opowieści o murzyńskich gettach. Ale nie ma w tym nic dziwnego.
Przecież ogromna część naszego społeczeństwa od lat marzyła o tym, by żyć po
amerykańsku. Cokolwiek by to miało znaczyć!
Upadłe anioły często emanują niezwykłą mocą duchową. Nie jest to jednak pełna moc, jaką
dysponowały w dniach swej świetności, ale ma ona wpływ na innych ludzi. To dlatego
jednostki te często są zauważane. Często, ale nie zawsze. A to dlatego, że niektóre tak
dalece zatraciły się w ziemskim życiu, że całkowicie zablokowały przejawienie swych
wyższych wibracji.
Podania o upadłych aniołach pochodzą z Bliskiego Wschodu. W Indiach z kolei mówi się, że
wśród istot duchowych istnieją bogowie (istoty pełne mocy, ale nie oświecone) i assurowie walczący, albo upadli, bogowie. Walczący sprzeniewierzają swą moc na bzdurne zajęcia i
nie mogą się oświecić, póki nie zrezygnują z takiego trybu życia. Zarówno bogowie, jak i
assurowie co jakiś czas wcielają się w ludzkie ciała. Podobnie jak legendarne anioły.
W tym porównaniu podań można dopatrzyć się pewnych analogii. Otóż assurowie to
odpowiednik upadłych aniołów. Upadłe anioły zbuntowały się przeciw Bogu, który jest
źródłem mocy i miłości. Musiały więc odrzucić boską miłość i moc. Wiele z tych istot czuje,
że ma zablokowane serce. Wiele też męczy się i wysila, by boską moc zastąpić swoją mocą.
Ale nie to jest najważniejsze.
Otóż w sesjach regresingu u pewnej grupy osób zauważamy ślady silnego szoku
związanego z upadkiem świadomości. Nie u każdego to występuje, ale grupa tych, u których
się pojawia, jest zastanawiająco duża. Może nie chodzi tu o upadek aniołów - istot bliskich
bogu, ale na pewno o upadek świadomości. Z czym to się wiąże?
Otóż... zawsze z szokiem i zmienionym stanem świadomości. Prawie każda z tych osób
przypomina sobie, że była odurzona jakby narkotykiem, po którym utraciła świadomość
własnej mocy. To był szok, którego skutki pojawiają się do dziś jako lęk przed niemocą,
bezradnością, upokorzeniem czy poniżeniem.
Pewna grupa osób przeżyła szok innego rodzaju. Otóż kiedy przeniosły swą świadomość do
umysłów istot człekopodobnych, po jakimś czasie zabawy chciały wrócić do swych
bezcielesnych form, ale ich wibracje okazały się już zbyt ciężkie! To też zrodziło bezradność,
ale i złość na Boga, a także smutek.
Zazwyczaj było tak, że dana istota doświadczyła więcej upadków, niż tylko jeden. Zanim
przykuła się energetycznie do materii, mogła jeszcze zmieniać miejsce pobytu. Ale w pewnej
chwili stało się to niemożliwe. Najgorsze wydawało się to, że nikt nawet nie podejrzewał, że
coś takiego może się zdarzyć.
Pierwsze z upadłych aniołów bawiły się świetnie. A nawet jeśli nie, to przynajmniej stwarzały
takie wrażenie, by zaimponować tym, które jeszcze nie zaznały rozkoszy życia w ciele. Poza
tym udawały, ponieważ głupio im było, że wcale nie jest tak świetnie, jak sobie wyobrażały.
Podobnie dziś wychwalają się ci, którzy spróbowali narkotyków, wódki lub papierosów.
Myśląc, że coś z nimi nie tak, opowiadają niestworzone historie o swych sukcesach - ekstra
jazdach - związanych z użyciem tych świństw. W ten sposób i upadłe anioły zachęcały do
kolejnych upadków.
Pierwszym i najważniejszym motywem upadku było to, że anioły dostrzegały różnorodność
emocji i form życia w świecie fizycznym. Ale same doświadczały tylko miłości. To im się
wydawało ograniczeniem.
49
Były też i takie, które widziały w świecie zło, mordowanie się zwierząt i inne przejawy
krzywdzenia się nawzajem. Zbuntowały się więc przeciw Bogu twierdząc, że same potrafią
stworzyć lepszy świat, w którym będzie panować sprawiedliwość.
W tych rozważaniach może ktoś dopatrywać się słabych punktów. Otóż wydaje się, że istoty
anielskie miały wysoką świadomość i samoocenę. Otóż to nieprawda. To był ich najsłabszy
punkt! Istoty te nie doceniały tego, co miały. Zazdrościły często istotom cielesnym tego, że
one mają ciała i że mogą doświadczać tak wiele silnych emocji. Były przy tym zupełnie
naiwne, ponieważ nie znały, co to zło i cierpienie. Nie miały więc punktów odniesienia.
Upadek został spowodowany najpierw
zachłannością na cudze przeżycia.
pragnieniem
mnożenia
doznań,
a później
Przypomniałem sobie, że kiedy pewien anioł chciał mnie ratować, powiedział mi, że nie
można żyć bez miłości. Wtedy wpadłem w straszną złość i zbuntowany wykrzyczałem do
niego: a właśnie że można. Zwierzęta tak żyją. A w czym ja jestem gorszy od zwierząt? I to
była kwintesencja mojej argumentacji. Ale wtedy już trochę wiedziałem, czym jest życie w
ciele. Życie z seksem i narkotycznymi odjazdami.
Pierwszy upadek nie był dla mnie zabawny. Zostałem zwabiony podstępem przez dwie
upadłe piękności. Zachęciły mnie, bym spróbował doświadczyć nieznanych mi aspektów
mocy. Zaaplikowały mi coś, co miało we mnie wyzwolić więcej mocy. Nie doceniając tego, co
miałem,
dałem
się
namówić.
Pomyślałem:
A
nuż
będę
miał
więcej.
Kiedy zacząłem trzeźwieć, zostałem wyśmiany i upokorzony. Poczułem się fatalnie, bez
mocy, w jakichś obrzydliwych wibracjach.
Miałem do nich żal. Ale po jakimś czasie tego typu doświadczenia zaczęły mi się podobać.
Przecież bez ciała nie można uprawiać seksu! A to wydawało się nam najciekawsze. Jedni
więc próbowali w ciałach zwierząt, inni - ludzi. Jednym się podobało, a inni czuli się
zawiedzeni. Mnie się spodobało. Ale jak by nie było, tym wszystkim istotom seks do dziś
kojarzy się z upadkiem. Z czymś ponętnym, ale i groźnym zarazem. Wiele z tych upadłych
istot w seksie traci świadomość (bez mdlenia) i ma mieszane uczucia wobec tego typu
doświadczeń.
Przez tysiące lat istoty upadłe usiłowały powrócić do Boga wyrzekając się seksu i
obrzydzając go sobie. Uważały go za zło, które trzeba wyplenić. Ale w kolejnych wcieleniach
nadrabiały straty! Przez tysiące lat prób i błędów istoty te przekonały się, że nie da się wrócić
do Boga ani odrzucając seks, ani niszcząc swe ciała.
Cały paradoks powrotu polega na tym, żeby zaakceptować i oswoić to, czego się najbardziej
obawiamy. Oswoić seks i ciało. Nauczyć się z nimi żyć na trzeźwo i przytomnie, oraz
transformować energię na coraz wyższe poziomy. Tylko ta droga zapewnia powrót do Boga,
gdyż jest to jednocześnie powrót do miłości.
Nie wiedząc o tym, upadłe anioły próbowały wielu sposobów. Ja np. plątałem się tysiące
wcieleń przy istotach, które spowodowały mój upadek. Przez ten czas wydawało mi się, że
skoro wiedziały, jak mnie tu ściągnąć, to będą wiedziały, jak odesłać z powrotem. Zdziwiłem
się dopiero wówczas, gdy uświadomiłem sobie ich intencje: za żadne skarby nie chciały tam
wracać, nawet kiedy obiecywały doprowadzić tam innych!
Za mną też ciągną się upadłe istoty przekonane, że z kolei ja wiem, jak mają wrócić. Ktoś im
to obiecał w moim imieniu. Jednak zwykle, kiedy im to tłumaczyłem, odwracały się ode mnie i
wszystko czyniły po swojemu! Wolały wypróbować jedyną drogę, która im się wydawała
skuteczną - śmierć.
50
Tak dokonała się zagłada Atlantydy, Sodomy, Mohendżo Daro, Harappy, Troi, Santorynu,
łódzkiego getta, Auschwitz i kilku innych miejsc na świecie. A efekt wciąż był nie ten! I ja tam
bywałem. Ale zawsze przed zagładą jakaś siła ratowała mnie z opresji. I tylko pozostawał ból
i poczucie winy, że ZNÓW nie udało mi się ich uratować. Przecież byli mi tak bliscy! Kiedy
już było po wszystkim, to i mnie ciągnęło do śmierci. Aż wreszcie pojąłem, że nie można
ciągle ratować kogoś, kto pragnie śmierci!
Dziś mogę być spokojny. Nawet jeśli już osobiście nie przeprowadzę nikogo na "tamtą"
stronę, to przynajmniej zostawię im metodologię regresingu. A niektórzy z nich bardzo się go
boją!
Energia podobno jest jedna. Tak przynajmniej twierdzą bliscy oświecenia mistrzowie jogi.
Jeśli energia jest jedna, a przejawia się na wiele sposobów, to znaczy, że ulega
modyfikacjom. Takich modyfikacji może dokonać i człowiek, i zwierzę, i upadły anioł. Ten
mechanizm stał się też przyczyną sprzeniewierzania mocy - energii, którą wykorzystywano
dla celów szkodliwych. Tym celom czasami przyświecały szlachetne z pozoru intencje.
Wiele upadłych aniołów pociągała możliwość świetnej zabawy, której były pozbawione w
formie bezcielesnej. Ale też i wiele z nich się zmęczyło i pragnęło wrócić. Niektóre za cel
swego życia postawiły zepsucie zabawy innym i zmuszenie ich do powrotu (do tej grupy
należeli smutni panowie nawiedzający Lota w Sodomie, a zwani w Biblii Mężami Bożymi).
Powrót miała zapewnić śmierć lub unicestwienie ciała. Jednak żadna z tych metod nie
okazała się skuteczna. Nie mogła, ponieważ śmierć czy unicestwienie to wibracje, które nie
pasują do miłości.
Jedynym więc sposobem na powrót jest przepełnienie duszy i ciała wibracjami miłości,
spokoju i bożej mocy! A to już samo w sobie okazuje się trudne ze względu na silny bunt
przeciw Bogu. Bunt, który stał się przyczyną upadku. Chcąc powrócić, trzeba zrezygnować z
ego i z buntu. Trzeba przyjąć bożą miłość, mądrość i moc za swoją. Jednak zamroczenie
związane z szokiem upadku świadomości bywa tak silne, że owa droga wydaje się nie do
zaakceptowania.
Upadłe anioły nie tylko próbowały organizować - cywilizować społeczeństwa. Bywało, że
wzniecały straszliwe wojny i wywoływały kataklizmy. A to wszystko po to, by zniszczyć
poronione owoce swych rzekomych kreacji i zacząć wszystko od nowa, albo też z nadzieją,
że kiedy się uda zniszczyć ciała istot, które mogłyby ich urodzić, to już żadna siła nie zdoła
ich zawrócić z domu Ojca w niebie. Jakże płonne były to nadzieje!
Opisane w indyjskich eposach wojny z użyciem energii atomowej nie muszą być wcale
dowodem na przybycie kosmitów. Energia klątwy to ta sama, co zabójcze promienie gamma
emitowane podczas wybuchu bomby atomowej. I człowiek potrafi ją wyzwolić. Człowiek
potrafi, a co dopiero upadły anioł!
Świadczą o tym przypadki samospalenia ciała, a także ślady wybuchów jądrowych w Dolinie
Indusu, w Jerycho, oraz w Walii. Ślady takie powinny jeszcze znajdować się w którymś z
afrykańskich wąwozów. A może i w innych miejscach.
Wszędzie tam zdarzyły się katastrofy, ponieważ mieszkający tam ludzie pragnęli śmierci!
Śmierć wydawała im się jedynym wyjściem gwarantującym ulgę i spokój. Dlatego robili
wszystko, by sprowokować wrogów lub siły natury.
Upadły anioł często charakteryzuje się ogromną zachłannością na mnożenie doświadczeń.
Zachłannością większą, niż zwykli śmiertelnicy. Tym do zabawy wystarcza cokolwiek. Ale
upadłe anioły pożądają czegoś ekstra! Jak upadek, to na całego. Jak rozwój, to też prawie
do oświecenia. Jak władza, to po trupach.
51
Mając na względzie powyższe rozważania zastanawiam się nad tym, co obecnie dzieje się w
USA. O ile wiem, w porównaniu z tym Sodoma i Gomora mogą się wydawać pensjonatami
dla panienek z dobrych domów. Ale rozpasanie młodych ludzi jeszcze nie dorównuje temu,
co działo się na Atlantydzie.
A cóż się tam działo? Wspomnienia są różne, bo dotyczą różnych okresów istnienia
atlantyckiej kultury. A najważniejsze jest to, że była ona zdominowana przez upadłe anioły!
W pewnym okresie na Atlantydzie pojawiło się mnóstwo istot, które chciały mnożyć
doświadczenia, a szczególnie doświadczenia seksualne. Próbowały wszystkiego, co tylko
jest możliwe.
Ponieważ gen, który uniemożliwia człowiekowi zapładnianie innych gatunków, pojawił się
dopiero kilka lub kilkanaście tysięcy lat temu, to owocem seksu ze zwierzętami były hybrydy!
Seks z hybrydami to też było ciekawe zajęcie! Ale nie wystarczało. Próbowano więc
transformować swe ciała, by dziś być kobietą, jutro mężczyzną, innym razem hybrydą. To
wszystko odbywało się w narkotycznym odurzeniu. Na tyle jednak słabym, by dało się
funkcjonować.
Powiedzmy sobie, że na Atlantydzie próbowano też inżynierii genetycznej! Na pewno
udawało się też i klonowanie! Ale wyniki okazały się mierne. Udawało się bowiem sklonować
ciało, ale nie psychikę. Zamiast więc kopii, były to zupełnie inne istoty!
Dokonywano też innych eksperymentów, które miały na celu stworzenie istot mających
pożądane cechy psychiczne. Za pomocą hipnoz i narkotyków usiłowano stwarzać nowe
osobowości i programować je tak, by odpowiadały twórcom programu. Tak można było
stworzyć uległych sobie niewolników i zabawki seksualne.
Ale na tym nie koniec. Pomysłowość mieszkańców Atlantydy prawie nie znała granic. A
skończyła się wielką nudą! Jak łatwo zauważyć, upadłe anioły rodzą się w ludzkich ciałach i
czasami żyją w całkiem ludzkich rodzinach. Pozornie nic ich nie odróżnia od zwykłych ludzi.
Ale to tylko pozornie!
Anioły mogły zejść w materię dopiero wówczas, gdy ewolucja doprowadziła do powstania
istot człekokształtnych. Ich mózg był zdolny do tego, by świadomość anioła mogła się przez
niego przejawiać. Miały też ręce, którymi można było wykonywać ważne czynności.
Pierwsze próby wejścia w ciało to było klasyczne opętanie! Opętanie istot pra - ludzkich
przez anioły! Były to najpierw niewinne eksperymenty. Ale kiedy dokonał się upadek,
wówczas świadomość aniołów zaczęła podlegać tym samym prawom karmy i ewolucji, co
świadomość zwykłych ludzi. A jednak mimo to wiele z nich przez tysiące lat nie utraciło całej
swej mocy i swych zdolności!
Jeśli już ktoś przyznaje się, że jest upadłym aniołem, to czy z tego powodu ma się czuć
lepszym, wywyższonym? Nic podobnego! Jest takim samym stworzeniem Bożym, jak
wszystkie inne. Ani lepszym, ani gorszym. Powinien tylko zaakceptować, gdzie jest jego
miejsce! To, że tu jestem, jest wynikiem mojej decyzji. Decyzji może niezbyt świadomej, ale
mojej!
A co z tymi, którzy postanowili świadomie opuścić ten świat? Opuszczają go, ale nie wracają
do Boga, tylko odchodzą w astral. A jeśli pragną powrócić do Boga?
W tym wypadku decyzja to za mało. Muszą przyjąć to, co odrzucili wybierając życie w
materii. TAM nie da się przeszmuglować ani ulubionych małpek, ani nawet ludzi. TAM wraca
52
się tylko wtedy, gdy znów dla upadłego anioła staną się ważne miłość, mądrość i moc Boga,
gdy przyjmie je za swoje.
Ta nauka życia upadłych aniołów w materii na pewno nie pójdzie na marne. Po powrocie
będą bowiem znały różnicę między miłością a innymi energiami. Będą też potrafiły docenić
miłość i swoje nieograniczone możliwości. Tak, jak uczyniło to już przed nimi wiele
oświeconych istot.
2002-04-07 Żądło Leszek
Upadłe Anioły 2: Upadek i rozwój przez zabawę
Dla niektórych ludzi życie w ciele to nałóg. Nie chcą go, ale bez niego nie potrafią
funkcjonować.
Co o tym decyduje?
Kiedyś w laboratorium wykonano ciekawy eksperyment. Wszczepiono szczurom elektrody,
które drażniły ośrodki przyjemności w mózgu, gdy szczur naciskał łapką klawisz
uruchamiający przepływ prądu. Po jakimś czasie okazało się, że większość stworzeń
zdechła z głodu trzymając łapkę na klawiszu.
Pożądanie przyjemności jest więc niezwykle silnym motywem naszego postępowania. To
dążenie do przyjemności skłania nas, byśmy robili to, o czym wiemy, że nam szkodzi. Ale
pożądanie przyjemności często okazuje się silniejsze od wiedzy i silnej woli. Ten syndrom
okazał się ważnym motorem upadku świetlistych istot, które przez miliony lat istniejąc w
ciałach niematerialnych, poczuły dyskomfort i ciekawość tego, co jest poza ich światem.
Istoty duchowe zeszły na Ziemię dopiero wtedy, gdy ciało człowieka było już wykształcone i
zamieszkały w nim. Zeszły, ponieważ chciały mnożyć doświadczenia i bawić się przede
wszystkim w seks, co bez ciała nie było możliwe. Anioły również nie mogły się rozmnażać,
wiele z nich zazdrościło więc cielesnym istotom tak potężnej mocy kreacji.
Upadek następował stopniowo i prawie niezauważalnie. Jednym z jego motywów i inspiracji
do niego, na pewno była zabawa. Zabawa dla aniołów niezwykła i mocna. Poruszająca
emocje. Niemożliwa do doświadczania bez ciała. Bez ciała nie było możliwe również ćpanie i
zabijanie. Można było tylko symulować, ale to nie była ta sama zabawa.
Aby bawić się realistycznie, chętne do zaznania rozkoszy cielesnych świetliste istoty
potrzebowały kogoś, kto wcześniej upadł, lub został ściągnięty w materię przez upadłe
wcześniej istoty. Kogoś, kto mógł je nauczyć, jak się bawić w ciele. I tak jak mnie wcześniej,
również ich pycha nie pozwoliła im zaakceptować, że teraz to już nie udawanie, że to się
dzieje naprawdę! To dlatego nie udało się im powrócić do stanu bezcielesnego, choć
zapewne wielu próbowało.
Jedynym sposobem wydawała się śmierć, ale... nie był to sposób skuteczny. Za niskie
wibracje, do których istoty duchowe przywykły za życia w ciele, uniemożliwiały powrót do
stanów o wyższych wibracjach. Ponadto nie uwzględniano w tych kalkulacjach i nadziejach
wartości energetycznej wibracji śmierci. A ta jest jeszcze niższa niż najniższe emocje.
Niektórzy nie byli zadowoleni z zabawy, ale nie potrafili wrócić. Aby nie stracić twarzy,
postępowali tak, jak dzieciaki, które pierwszy raz zapaliły papierosa lub wypiły alkohol.
Opowiadali więc z podnieceniem o rzekomych jazdach, jakich mieli doświadczyć w związku z
upadkiem w materię. To sprawiało, że nawet nie chcieli wracać, a ponadto poczucie
53
godności im na to nie pozwalało. No bo jak? Mieli się przyznać, że padli ofiarą własnej
naiwności?
Lepszym rozwiązaniem wydawało się wciągnięcie w ten nałóg innych. Wydawało się, że ten
sposób przynajmniej Bóg nie będzie aż tak surowy w swych osądach, kiedy zauważy, że aż
tak wiele istot spróbowało szczęścia innego, niż On to dla nich przewidział.
Wszystkie problemy upadających istot pierwotnie wynikały chyba z nudów i niedoceniania
tego, czego doświadczały. Niektórym z nich istnienie wydawało się mdłe, pozbawione
kolorytu. Zaczęły czegoś szukać, ale znajdowały tylko miłość. Poza ich duchowym światem
powszechnej miłości istniał jednak świat innych istot, które doświadczały znacznie więcej.
Zwierzęta czuły rozpacz, złość, strach, przerażenie i pociąg seksualny.
Obserwacja tego faktu skłaniała do zadawania pytań typu: Dlaczego one są inne, choć
przecież ich ciała niewidzialne istnieją w świecie ducha? A jeśli są inne, to czy przypadkiem
nie są w jakiś sposób lepsze? Albo może mają jakieś istotne możliwości, które Bóg zataił
przed aniołami?
To skłaniało do eksperymentów. Faktem jest, że w pewnym okresie rozwoju część
świetlistych istot zaczęła sobie to i owo wymyślać dla zabawy. W końcu zabawa tak je
wciągnęła, że nie potrafiły rozróżnić między fikcją a rzeczywistością.
Szaleńcza zabawa miała dostarczać niezwykłych wrażeń. Im więcej, tym była lepsza. A
wszystko po to, by zapomnieć o miłości. Bo celem było właśnie doświadczanie wszystkiego,
z wyjątkiem miłości i jej na przekór.
Pierwsze zabawy polegały na opętywaniu ciał istot zwierzęcych lub człekokształtnych.
Później okazało się, że coraz trudniej wracać do świata wysokich energii, choć jeszcze jakiś
czas istniał kontakt z aniołami, które nie upadły.
Po kilku próbach dostrojenia się do wibracji zwierząt w miejsce wolnej woli zaczęło u
świetlistych istot działać prawo karmy. Kontakt z aniołami mającymi czyste wibracje, stawał
się coraz trudniejszy.
Tak oto następował upadek, z którego wreszcie nie dało się już podnieść i wrócić do
świetlistego ciała. Trzeba było pozostać przykutym do ciała fizycznego i jego niskich, gęstych
wibracji.
Tych, którzy stali się ludźmi w wyniku upadku świadomości, bawiło wszystko, co wiązało się
z nieprzytomnością. Pamiętać przy tym należy, że nadal dysponowali oni dużą częścią
anielskiej mocy twórczej i szczególnymi zdolnościami. W nieprzytomnych zwidach zaczęli
jednak wykorzystywać ową moc do niewłaściwych celów. Dokonywali sprzeniewierzania
mocy, która dotychczas miała służyć tylko działaniom inspirowanym przez miłość i boską
mądrość.
Kiedyś wreszcie nawet i zabijanie zaczęło ich bawić. Szczególnie gdy śmierć przychodziła
nagle w wyniku niezwykłej koncentracji energii. No bo jakież to pasjonujące, gdy w jednym
momencie ginie (dematerializuje się) kilka tysięcy ludzi pozostawiając po sobie tylko
negatywowe odbitki na ścianach. A jak cieszy ich wdzięczność, że ktoś skrócił chwile ich
męczarni!
Świetna zabawa i męczarnia? Jak pogodzić jedno z drugim?
Otóż owa świetna zabawa była najczęściej przeciwna naturze upadłych aniołów.
54
Pewna część aniołów upadła nie dla zabawy, a dla ratowania innych aniołów. Jedne z nich
powróciły dzięki temu do swego anielskiego raju, ale inne pociągnęły swych niedoszłych
wybawców do upadku.
Niektóre z upadłych aniołów widziały, że w wyniku coraz bardziej nieprzytomnych i
odcinających od miłości zabaw, u innych upadłych aniołów następuje już nie tylko zanik
świadomości, ale nawet zanik świetlistych wibracji, że się w ten sposób degenerują.
Próbowały więc ukrócić ich zabawy i występować w roli ponurych "mężów bożych". Ci
upierdliwcy starali się popsuć innym każdą zabawę powołując się przy tym na wolę Boga,
którego sami też się wyrzekli. Byli więc mało przekonywujący, za to zasłużyli sobie na
powszechną nienawiść.
Upadające anioły często próbowały doświadczać wszystkiego i w swej determinacji
dokonywały najbardziej szkodliwych dla samych siebie uczynków. Chciały poznać wszystko,
wszelkie aspekty dobra i zła, i wszelkie możliwe stany świadomości z towarzyszącymi im
emocjami. Jednak stworzone były do doświadczania miłości i wysokich wibracji. W ten
sposób popadały w coraz większy konflikt wewnętrzny i w związku z tym cierpiały. Cierpienie
jednak można było otępić używając narkotyków. Podobnie dziś używa się Prozacu, by
zapomnieć o trudach, konfliktach i zmęczeniu. Takie działania to tylko oszustwa, za które
przychodzi zapłacić zdrowiem i skróceniem życia.
Ale co to za życie, w którym zatracił się sens? To właśnie utrata poczucia sensu życia przez
tysiąclecia pchała niezliczone społeczności do zagłady. To jest prawdziwa przyczyna
zagłady Atlantydy, Jerycha, Sodomy, Cesarstwa Rzymskiego i wielu innych wspaniałych
cywilizacji, które zagubiły się w przywiązaniu do rzeczy i zabawy zapominając o miłości. Nic
więc dziwnego, że ich mieszkańcy z wdzięcznością przyjmowali dobrą nowinę, że
wyzwoleniem będzie śmierć.
Trudno powiedzieć, na ile dla upadłych aniołów śmierć stanowiła nadzieję na powrót do
Boga, a na ile była tylko kontynuacją zabawy w gromadzenie coraz większej ilości zbędnych
(choć w ich mniemaniu bardzo ważnych!) doświadczeń. Pamiętajmy, że pożądały one
wszystkiego, co nie jest miłością, a do Boga wcale im nie było spieszno. Obawiały się, że
będzie nimi pogardzał i że pozostałe przy nim świetliste istoty wyśmieją je.
Próbowały się więc zaaklimatyzować w świecie istot cielesnych poznając ich wszelkie
możliwości i "moce".
Niektóre z inkarnowanych w ciała ludzkie istot to istoty nieludzkie, znajdujące się na
zstępującej linii rozwoju, czyli upadające w sposób dla nich naturalny. Nie miały one - wbrew
utartym opiniom - nigdy nic wspólnego z aniołami! Mają one naturalną skłonność do
czynienia zła i awersję do rozwoju. Nie mogą się rozwijać duchowo, bo nie mają takich
możliwości. Dążą tysiące lub miliony lat w kierunku unicestwienia. Czynienie dobra sprawia
im ból i cierpienie, podobnie jak pozostałe istoty do cierpienia doprowadza czynienie zła.
Trudno powiedzieć, skąd się one wzięły w ludzkich ciałach. Być może, że kierowały się
podobnymi motywami, jak upadające anioły? W każdym razie jest ich niewiele, ale w
pewnych okresach czasu wyjątkowo się uaktywniają siejąc śmierć i spustoszenie, motywując
ludzi do najdzikszych ekscesów.
W każdym razie dla upadłych aniołów ta część "ludzi" była bardzo atrakcyjna ze względu na
to, że ukazywała im możliwość istnienia bez miłości, bez czynienia dobra. Ponadto budzili
oni powszechny podziw dla ich mocy, ponieważ często żyli bardzo długo i zdrowo czyniąc
jednocześnie wiele zła i jawnie wyrzekając się Boga. Świat pod ich rządami zawsze zmierzał
do upadku. To dla niektórych była prawdziwa nadzieja. Jeśli nie chcą i nie potrafią wrócić, to
może przynajmniej uda im się unicestwić swoje ciała i dusze, by nie mogli się już nigdy
odrodzić w tym świecie i nie musieli stanąć przed Bogiem i innymi aniołami w zawstydzeniu?
55
To niektórym wydawało się bardzo atrakcyjne, bo przecież istoty z zstępującej linii
ewolucyjnej bawiły się tym bardziej świetnie, im bardziej brutalnie, a przy tym bez poczucia
winy!
Niektórzy są przekonani, że upadłe istoty wymyśliły sobie rozwój duchowy. Ot tak, dla
zabawy!
A czym on jest? Rozwój duchowy, to zmniejszanie odległości między samoświadomością, a
boskością swej istoty.
Może w początkowych zamierzeniach miała to być kolejna zabawa w poszukiwanie
odlotowych doświadczeń. I tak rzeczywiście część ludzi ją traktuje. Ćpają dla duchowych
odlotów, mnożą bzdurne doświadczenia, wykonują idiotyczne praktyki, które tylko angażują
czas i powodują utratę poczucia rzeczywistości, itd. Rozwój, byle tylko się nie rozwinąć, byle
nie doznać oświecenia, miłości itd. Za bardzo żal im stracić zabawę. Dlatego - nawet jeśli im
się udaje cokolwiek osiągnąć - zatrzymują się w pewnym punkcie i nie chcą iść dalej. Ale są i
tacy,
którzy
korzystają
z
tej
szansy.
No cóż, można się nudzić i dalej poszukiwać nowych zabaw, ale można też pojąć, jakie
intencje miał każdy z nas, gdy wybrał zabawę w życie w ciele. Życie w opozycji do miłości,
szczęścia, mądrości i mocy!
Niektórzy pamiętają, jak oskarżali Boga o to, że ich upośledził ograniczając możliwość
doświadczeń "jedynie" do miłości. Na uwagi, że nie da się żyć bez miłości, krzyczeli
oburzeni: a właśnie, że można! Zwierzęta tak żyją! A w czym ja jestem gorszy od zwierząt?
Ja wiem, że długo świetnie się bawiłem. Pamiętam Mu, Mohendżo Daro, Harappę, Angkor,
Egipt, Sodomę, Santoryn, Atlantydę, Troję, Tenochtitlan, Wyspę Wielkanocną i wiele innych
miejsc związanych z szaleńczymi praktykami. Im bardziej dziko i nieprzytomnie, tym lepiej.
Można było zapomnieć o tęsknocie do miłości i szczęścia. Bawiłem się i nie pytałem o cenę,
choć była ona coraz wyższa, aż się zmęczyłem i zapomniałem o swym duchowym
pochodzeniu. Wtedy mi się znudziło i poczułem się bardzo zmęczony. To już nie była
zabawa, lecz postępujące cierpienie. Do tego punktu doprowadziła mnie fascynacja
śmiercią, upokorzeniem, zdradą, walką, poniżaniem (siebie i innych) i innymi atrakcjami,
które "tam" - w świecie wyższych istot duchowych, są niemożliwe do doświadczania.
Autentycznie zapragnąłem powrotu do miłości, mocy i mądrości, do stanu doskonałej i
pełnej, czystej świadomości. W tym celu posługuję się m. in. regresingiem i widzę efekty.
A co z zabawą? Czy ona jest winna upadku? I czy mają rację ci, którzy twierdzą, że w
drodze do Boga należy jej się wyrzec?
Otóż zabawa... zabawie nie równa. Można się świetnie bawić swoim kosztem i ponosić
niemiłe konsekwencje. Ale można się też bawić jeszcze lepiej na trzeźwo i przytomnie
podnosząc swoje wibracje. I w ten sposób otwierać się na miłość, mądrość i moc. Bawić się
z Bogiem, a nie przeciw Niemu. W końcu prawdziwa miłość i czysta, nieograniczona moc,
poparta
mądrością,
to
dopiero
zabawa!
Hm, jeśli się jeszcze nie wyszalałeś, to po co masz mi wierzyć?
Większość ludzi nie ma ochoty zmieniać swoich starych intencji. Wolą obwiniać o swoje
problemy cały świat. A Ty? Dalej bawisz się dobrze rezygnując ze swojej mądrości, miłości i
mocy?
Jeśli tak, to baw się dalej, tylko nie wiń nikogo za skutki tego, co się z tobą dzieje, kiedy
usiłujesz małpować innych - zwykłych ludzi. Kiedyś się obudzisz i zauważysz, że z tego
56
powodu twoje życie nie miało sensu. Wtedy zapewne podejmiesz decyzję: już nigdy więcej
nie zmarnuję życia. I co? Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie, co uczynisz, żeby go nie
zmarnować?
A może brakuje ci wyobraźni?
Spróbuj więc sobie wyobrazić, że zbliżanie się do boskich wibracji, odbudowywanie ich w
sobie, to świetna zabawa. Tylko wtedy nie ty się bawisz, a bawi się Bóg w tobie.
Czy już jesteś w stanie się na to zgodzić? Czy też nadal jeszcze nie ufasz Mu i Go
nienawidzisz, że cię oszukał i zdradził?
W
górę,
czy
w
dół?
Wybór
należy
do
ciebie.
I
zawsze
do
ciebie
należał.
Aha, jeszcze jedno: wybierając życie anioła, wcale nie musisz umierać. Możesz żyć
jednocześnie tu i "tam". Tu jesteś ciałem i działasz z coraz większą przyjemnością, a
"stamtąd" czerpiesz najwspanialsze inspiracje.
Jeśli nauczysz się doskonale żyć i funkcjonować w ciele, to będziesz potrafił czynić to i poza
ciałem.
Naprawdę, nie musisz się w tym celu bardzo męczyć. Możesz się świetnie bawić robiąc to,
co lubisz. A wtedy na pewno będziesz to robić najlepiej, jak to tylko jest możliwe!
2002-06-05 Żądło Leszek
Upadłe Anioły 5: Czy 'inni' znaczy 'gorsi'?
Niektórym wydaje się, że ten świat nie jest dla nich odpowiedni. Mają wrażenie, jakby nie
trafili na swój czas, na właściwe towarzystwo i ciągle nie potrafią znaleźć swego miejsca.
Jeśli masz podobne nastawienie, wypełnij ten test:
1. Czy jako dziecko uważałeś ten świat za obcy i tęskniłeś za czymś innym, nieokreślonym?
2. Czy jesteś osobą łatwo wczuwającą się w innych i wrażliwą na światło?
3. Czy czujesz opiekę niewidzialnych przyjaciół, albo masz wrażenie kontaktu z nimi?
4. Czy fascynują cię gwiazdy, burze lub moc kryształów?
5. Czy wierzysz w reinkarnację i masz wrażenie, że żyłeś w innych światach, bądź w innych
wymiarach rzeczywistości?
6. Czy odnosisz wrażenie, jakbyś przybył tu z innego świata, z innej planety?
7. Czy masz do spełnienia „misję” na Ziemi?
8. Czy fascynują cię filmy i literatura science - fiction?
9. Czy interesujesz się psychotroniką i masz „nadnaturalne” zdolności?
10. Czy masz swą ulubioną gwiazdę i chciałbyś polecieć w kosmos?
11. Czy podróżujesz we śnie i masz prorocze sny?
12. Czy masz wrażenie, że twoje miejsce jest w zupełnie innym świecie i wśród innych ludzi?
13. Czy mimo prób nie potrafisz zrozumieć ludzi i tego świata?
14. Czy nie lubisz wilgoci i masz temperaturę niższą od przeciętnej?
„Znawcy tematu” wywodzący się z kręgów New Age podają ciekawą interpretację podobnych
testów: jeśli na większość pytań odpowiedziałeś „tak”, to może przybyłeś z kosmosu?
Twierdzące odpowiedzi na powyższe pytania świadczą na pewno o tym, że nie akceptujesz
swego obecnego życia i swych obecnych zadań, że jesteś z nich niezadowolony. A ponadto
nie jesteś w pełni ani świadomy, ani przytomny. Najprawdopodobniej twoja pamięć
poprzednich wcieleń jest aktywna, choć niekoniecznie masz tego świadomość. Część z
potwierdzających odpowiedzi świadczy o wykonywaniu w poprzednich wcieleniach różnych
57
magicznych bądź szamańskich rytuałów z użyciem środków odurzających bądź hipnoz.
Wszystkie one pozostawiają bowiem w podświadomości głębokie zmiany rzutujące na
sposób patrzenia na świat. Ale nie można wykluczyć i innych powodów takiego stanu rzeczy.
Tym bardziej, że coraz więcej osób przypomina sobie, że były aniołami i z różnych powodów
zeszły w materię.
Może więc i ty? Owe wspomnienia mogłyby być wynikiem transfiguracji, czyli identyfikacji z
wyobrażeniami wynikłymi z lektury świętych tekstów gnostyckich. Ale często wydają się być
bardziej autentyczne. W sensie karmicznym niewielka to różnica. W znaczeniu
terapeutycznym może być ogromna.
Przyczyną tęsknoty do przeszłości jest poczucie niespełnienia, lub zawodu. Można się czuć
zawiedzionym obecną sytuacją, obecnym życiem, ale też można się czuć niespełnionym w
roli z dalekiej przeszłości. Takie poczucie niespełnienia motywuje nas, żebyśmy wreszcie
zrobili coś, co zaspokoi nasze aspiracje. Ale... jeśli aspiracje są nierealne, lub dawno
nieaktualne, to... Pozostaje je sobie odpuścić i spróbować się znaleźć tu i teraz.
Przywiązanie do niezwykle ważnych zadań, misji bądź ról społecznych powoduje
niezadowolenie z tego, że w obecnych warunkach i z tymi ludźmi, którzy cię otaczają, nie
uda ci się zrealizować tego, co nadal twej podświadomości wydaje się niezwykle ważne i
atrakcyjne. To budzi frustrację i marzenia o innych światach, innych planetach, gdzie
„oczywiście wszystko jest lepsze, gdzie na pewno spełniłyby się marzenia”. To pragnienie
zaowocowało w formie kataklizmu, jaki zniszczył Atlantydę.
U niektórych osób pojawiają się wspomnienia z życia inteligentnych form z tak odległych
czasów, w jakich jeszcze nie było ludzi. Również coraz więcej jest wspomnień związanych z
upadkiem świadomości i z przejściem od istoty świetlistej - anielskiej, do cielesnej,
najczęściej ludzkiej. Te sygnały trzeba uważnie śledzić i badać przez porównywanie
wspomnień różnych osób, niekoniecznie znających się. Prowadzenie sesji bez sugerowania,
że ktoś był aniołem, może być tu bardzo pomocne. Zresztą sugerowanie czegoś takiego
byłoby błędem w sztuce. Już lepiej sugerować zwrócenie uwagi na nawalenie czy
halucynacje w zmienionych stanach świadomości. Trzeźwy i przytomny klient na pewno od
tego się nie nawali, tylko sprostuje, że był trzeźwy i przytomny.
Te same uwagi dotyczą ewentualnych wspomnień z życia na innych planetach. Zapewne
byłyby one bardziej wiarygodne, gdyby umysł klienta wykazywał wszelkie objawy trzeźwości i
przytomności. Tymczasem najczęściej jest wręcz przeciwnie. Jednak trzeba zwrócić uwagę
na to, że nieprzytomność może być wynikiem przerażającego strachu lub przerażającego
doświadczenia. Taką nieprzytomność trudniej uwolnić, niż wzorce wszelkich nawaleń razem
wziętych.
Skąd pochodzimy? Odpowiedź na to pytanie dla wielu ludzi jest istotna i rzutuje na
samoocenę.
Jeśli przyjmujesz, że pochodzisz od małpy, może to na ciebie mieć destruktywny wpływ.
Szczególnie wówczas, gdy zaczynasz się utożsamiać z małpią filozofią życiową. Ze względu
na negatywne wyobrażenia na temat małp i ich poziomu rozwoju stwierdzenie, że człowiek i
małpa mają wspólnego przodka, wielu wydaje się nie do przyjęcia. Odnoszą wrażenie, że
gdyby to zaakceptowali, utraciliby szacunek dla samych siebie. Wolą więc szukać swych
korzeni zupełnie gdzie indziej (w kosmosie, raju Boga).
Myślę, że dla takich ludzi świetną terapię mogłoby stanowić spotkanie z dziećmi
upośledzonymi w rozwoju umysłowym, wykazującymi niższy iloraz inteligencji, niż małpy. A
jednak przecież to istoty ludzkie! A przynajmniej za takie uznane! Takie konfrontacje bywają
szokujące, a niektórzy wyciągają z nich wnioski, że z takimi istotami nie mogą mieć nic
wspólnego. Dochodzą do wniosku, że „zapewne pochodzą one z zupełnie innego źródła”.
58
Postrzeganie innych ludzi jako istoty niższe to zupełnie normalny mechanizm. Spotyka się go
we wszystkich kulturach. Anglicy uważali murzynów za małpy, a Portugalczycy porywali z
Afryki szympansice myśląc, że to należące do prymitywnego plemienia kobiety. Z kolei
mieszkańcy wysp Pacyfiku często traktowali białych jako złe duchy. Wszyscy nacjonaliści
czują się lepszymi i bardziej cywilizowanymi (kulturalnymi) od przedstawicieli innych
narodów.
Wszyscy jednak pod względem formy jesteśmy ludźmi, których ciała niewątpliwie mają wiele
wspólnego z innymi ssakami. Mimo różnego wyglądu, pełnią one dokładnie te same funkcje.
Czy ten fakt może stanowić podstawę do złego samopoczucia czy zaniżania samooceny?
Może, jeśli twoja samoocena bazowała na fałszywych przesłankach. Dla upewnienia się, kim
jesteś, powtórz kilkanaście razy afirmację: "mam całkowita władzę nad swoim własnym
ciałem". Powtórz, to ważne! Mnie z podświadomości natychmiast przyszły odpowiedzi, że to
nie moje ciało, albo że ciało to ubranie, a nad ubraniem władzy się nie ma. Ubranie się tylko
przywdziewa. Ciekawe, skąd moja podświadomość przemyciła takie mądrości? Można
przecież podejrzewać, że to skutki medytacji z czasów, gdy byłem joginem. Ale... nie tylko,
bo jogin zaczyna od roztoczenia władzy nad ciałem.
Kiedy mówię, że należy zaakceptować, iż jedni ludzie są produktami ewolucji, a inni upadku
istot świetlistych, zaraz podnoszą się oburzone głosy w rodzaju: "czym my jesteśmy gorsi od
nich?" Brzmi to mniej więcej tak sensownie, jak pytanie zbuntowanego młodzieńca, który
chce się rozwijać duchowo: "A w czym ja k... mać jestem gorszy od innych, żeby nie ćpać i
nie pić alkoholu?" Albo jak bunt feministek: "no w czym jesteśmy gorsze od mężczyzn, żeby
nas
wcześniej
wysyłać
na
emeryturę"?
W tym drugim wypadku byłbym rad, gdyby mnie uznano za gorszego w pojęciu tych pań.
Jeśli są lepsze, to niech pracują na moją emeryturę. A co!
Samoocena to rzecz gustu. Nikt nie jest gorszy od kogoś innego, dlatego że nie zna się na
matematyce i nikt lepszy, dlatego że jest świetnym psychologiem. Warto pojąć, że nikt nie
jest omnibusem, który musi wiedzieć i rozumieć wszystko. To nie jest konieczne nawet do
urzeczywistnienia doskonałości! Nikt nie jest lepszy z tego powodu, że pochodzi z anielskiej
linii ewolucji. I nie musi się też z tego powodu czuć gorzej, czy wstydzić. Warto jednak, by
zrozumiał, że między jedną a drugą linią pochodzenia ludzi są pewne różnice
psychologiczne i duchowe, że te różne istoty z natury wyrażają się w różny sposób, nawet
jeśli mają identyczne ciała! Jedni i drudzy mają co innego do przerobienia - od narodzin aż
do doskonałości. I nie wiem, komu jest łatwiej?
Upadłe anioły mają różne obciążenia karmiczne. Do nich zaliczyć należy przede wszystkim
misje i szok upadku świadomości. Mogą one się różnić w każdym indywidualnym przypadku.
Podstawową przyczyną upadku świadomości i taplania się w niskich energiach świata
materialnego była żądza mnożenia doświadczeń. Wynikała ona z zazdrości, że Bóg obdarzył
ludzi i zwierzęta bogactwem emocji, a anioły "tylko" miłością. Dostrzegając ten fakt część z
nich poczuła się upośledzona przez Boga, oszukana i zapragnęła samodzielnie nadrobić
Jego "niedociągnięcia". Po kilku próbach już wiedziały, że aby doświadczać owego
"bogactwa" wrażeń, emocji i doznań, trzeba zrezygnować z doświadczania miłości. Coś za
coś. Wydawało się, że to dobry interes. Tymczasem zaowocował on zamknięciem serca i
tworzeniem mało satysfakcjonujących z reguły związków z innymi osobnikami.
Ja sam czułem się oszukany przez istoty, którym ufałem, bowiem w moim wcześniejszym
systemie wartości nie było miejsca na podejrzenia. Mogłem najwyżej mieć nadzieję, że ich
zachęty, bym spróbował innej, lepszej mocy, wynikają z życzliwości. Nie podejrzewając
podstępu dałem się zwabić. Odtąd usiłowałem te dwie istoty mieć zawsze blisko siebie (pod
kontrolą) i czekałem, kiedy wreszcie wskażą mi drogę powrotu. Wreszcie sam ją znalazłem,
bo im nadal nie w smak wracać, choć i tym razem deklarują, że rozwijają się duchowo.
59
Przez tysiąclecia upadłe anioły usiłowały uszlachetniać ludzki gatunek. Miało się to odbywać
za pomocą manipulacji genetycznych, uszlachetniania genotypu, a także rozpowszechniania
kultury i nauki. Efekty bywały różne i dopiero całkiem niedawno zwykli ludzie stali się na tyle
inteligentni i otwarci, że nastąpił gwałtowny rozwój gospodarczy i kulturalny, w którym coraz
większą rolę odgrywają ludzie z normalnej linii ewolucyjnej. Dziś nawet można stwierdzić, że
dominują oni w świecie kultury i nauki. To najlepiej świadczy o tym, że co prawda, jesteśmy
różni, ale rozwój jest nam nieobcy. Podobnie, tylko niewiele różnimy się pod względem
zdolności i talentów. U upadłych aniołów pewne zdolności i talenty rozwinęły się wcześniej,
albo też "przyszły" tu z nimi. Ludzie musieli je wykształcić, dorosnąć do nich.
To wspaniałe, że teraz możemy obserwować przyśpieszenie w ewolucji kultury i techniki.
Kiedyś na pewno przełoży się ono i na rozwój duchowy. Aby jednak rozwijać się, trzeba mieć
oczyszczony umysł, uzdrowione relacje z przeszłością… Tymczasem wiele upadłych aniołów
ma w podświadomości aktywne wzorce reakcji z odległych czasów. Przez tysiące, a nawet
przez miliony lat, czuły one, że są inne. Raz dawało im to przewagę, innym razem stanowiło
źródło
problemów.
Zwykli ludzie mogli utracić siły, ale nigdy nie doświadczyli utraty mocy i zablokowania swych
nadnaturalnych zdolności. Zwykli ludzie mogli zostać wyrwani ze swego środowiska
kulturowego lub przyrodniczego, ale nie doświadczyli zmiany stanu materii i ciała. Stąd u
upadłych aniołów pozostał głęboki szok. Szok upadku związany z utratą mocy, zmianą stanu
materialnego ciała, z opuszczeniem i przerażenie związane z nagłym znalezieniem się w
zupełnie obcym im świecie. Bezradność rodziła tylko rozpacz i gniew. Wywoływała złość na
inne anioły, które były wówczas obwiniane, że zostawiły ofiarę samej sobie, zamiast jej
pomóc. Stąd u wielu z nich nieufność do świata aniołów i do Boga. Na dodatek, upadłe
anioły uznając, że są w obcym sobie świecie i nie znając reguł tu rządzących, usiłowały
przyjąć reguły gry ustanowione przez zwykłych, mało świadomych siebie i Boga ludzi. Wiele
z nich zrezygnowało z mocy duchowych, by dać równe szanse ludziom. To, oczywiście,
spowodowało ogromne zamieszanie i wywołało poważne konsekwencje. Najważniejszą z
nich było poddanie się władzy tych, którzy byli głupsi i bardziej ograniczeni. Drugą wiara w
przewagę
siły
fizycznej
nad
duchową.
Szok spowodowany upadkiem świadomości był tak wielki, że przez tysiące lat upadłe anioły
nie potrafiły sobie wyobrazić, że teraz Ziemia jest ich domem. Ciągle marzyły o powrocie do
domu Ojca. Nie czyniły więc wiele, by uczynić Ziemię miejscem przyjaznym i wygodnym,
choć święte pisma powtarzały: "czyńcie sobie Ziemię poddaną". Wręcz przeciwnie, uważały
takie zabiegi za zdradę Boga. Dlatego roztrwaniały swe talenty, zamiast posługiwać się nimi
dla dobra swojego i innych. Raczej nie pragnęły oświecenia, czy stania się istotami
doskonałymi, pełnymi boskiej mocy. Niektóre z nich pragnęły rozwinąć moc opozycyjną do
boskiej. I te miały nadzieję, że Ziemia im się ostanie, kiedy opuszczą ją wszyscy dążący do
zjednoczenia z Bogiem. Pozostałe pragnęły tylko za wszelką cenę wrócić do Boga. A
najlepszym sposobem realizacji tego celu wydawało im się znienawidzenie ciał i życia w
materii. Temu celowi doskonale służyło wyrzeczenie się używania mocy w celu poprawy
jakości życia i zapewnienia bezpieczeństwa. Według nich wszystko, z wyjątkiem Boga, jest
be. Koszmar życia miał przekonać upadłe anioły o tym, że nie warto tu trwać i cierpieć, że w
domu Ojca czeka coś o wiele lepszego.
Na usprawiedliwienie upadłych aniołów można przytoczyć fakt, że nie widziały one siebie w
roli mieszkańców tej planety. Usiłowały robić wszystko, by jak najprędzej ją opuścić. Stąd
silne u nich intencje do samozniszczenia. Świat fizyczny na przemian pociąga je i
przerażając męczy. Taka jest cena, kiedy zachciało się szaleć i doznawać emocji czy energii,
do
których
nie
jest
się
stworzonym.
Usprawiedliwianie się jednak w ten sposób można by akceptować przez kilka wcieleń, ale
nie przez ich tysiące! Kiedyś wreszcie trzeba zacząć akceptować realia i wyciągnąć wnioski
dotyczące
własnej
przyszłości
i
obecnego
życia.
Istoty pochodzące z linii upadłych istot świetlistych mogą mieć poważne problemy z seksem.
60
Wszystko zależy od tego, czy upadek wiązał się z seksem i czy było to doświadczenie
przyjemne. Ten mechanizm przypomina reakcje związane z seksualną inicjacją kobiet, ale
jego ślady trwają w podświadomości od tysięcy, a może od milionów lat, podczas gdy u
zwykłych ludzi zazwyczaj nie pozostawiają śladów w karmie. Upadek często wiązał się z
pragnieniem doświadczania seksu, jako najsilniejszego zestawu emocji. Często towarzyszyło
mu odurzenie, poczucie zniewolenia lub braku satysfakcji, kiedy współżycie odbywało się na
trzeźwo i przytomnie. Upadek bywał też i aseksualny, lub nawet związany z wrogością do
seksu, kiedy świetlista istota kierowała się misją uwolnienia innych upadłych aniołów z
więzów emocji i materii.
Większość upadłych aniołów można zaliczyć do kategorii, assurów - walczących Bogów.
Charakteryzują się one buntem przeciw Bogu, pragnieniem udowadniania, że potrafią
stworzyć lepszy świat lub zniszczyć to, co stworzył Bóg, by udowodnić swą przewagę nad
nim. Bywają wśród nich też istoty pełne miłości i dobra, które jednak pogubiły się pod presją
ludzi, którzy nie potrafili ich ani zrozumieć, ani zaakceptować ich inności. Zazwyczaj jednak u
większości z upadłych aniołów występują wzorce i jedne, i drugie, powodując straszny zamęt
w umyśle.
Upadłe anioły mają też poważne problemy z identyfikacją siebie. Wydaje im się, że są nie u
siebie, nie z tego świata, że za bardzo różnią się od innych ludzi. Z tego powodu usiłują albo
izolować się, albo małpować zwykłych ludzi. W związku z tym muszą rezygnować z tego, co
je wyróżnia. A wyróżniają je szczególne zdolności i talenty. Niektóre z nich tak dalece
postanowiły upodobnić się do zwykłych ludzi, że przez wiele lat, lub nawet wcieleń, nie zdają
sobie sprawy ze swego zakłamania i żyją w ograniczeniach uważając, że tak jest najlepiej.
Mogą długo nie widzieć ceny, jaką za to płacą. A ceną jest odcięcie się od miłości, pomimo
że nawet się ją czuje; odcięcie od Boga, pomimo że się z Nim kontaktuje i pomieszanie w
związkach. Najgorsze jest to, że takie istoty mają w podświadomości silną intencję
odpychania od siebie partnerów, którzy są dla nich najbardziej odpowiedni. Wyrzekli się ich
dawno temu, zapragnęli żyć jak normalni ludzie, tworzyć związki takie, jak oni i parzyć się z
ludźmi. Zwykle na to nakłada się misja uszlachetniania genotypu ludzkiego przez mieszanie
genów ludzi i istot "lepszych", inteligentniejszych, zdolniejszych.
Efektem tych praktyk jest zamknięcie serca na czystą miłość i boskie wibracje. To cena za
rezygnację z miłości, za małpowanie innych istot.Czas wreszcie pojąć, że nie musimy robić
tego samego, jeśli jesteśmy inni. Różnimy się talentami, zdolnościami i motywacjami. W
każdej społeczności potrzebne jest całe spektrum postaw, motywacji, poglądów i zdolności.
Inaczej owa społeczność degeneruje się i nie jest w stanie funkcjonować. Jak by wyglądało
nasze życie bez piekarzy, rolników, lekarzy, uzdrowicieli i nauczycieli? Czy w związku z
wykonywaną funkcją jedni są gorsi od innych?
Kahuni - strażnicy odwiecznej mądrości - wiedzieli, że jeśli społeczeństwo ma być zdrowe i
harmonijne, to nie może w nim zabraknąć żadnego z ogniw, czy elementów. Wszyscy są
potrzebni, ale też każdy powinien znać swoje miejsce i nie uważać się za lepszego, czy
gorszego. Jeden ma bowiem talent artystyczny, inny medyczny, a jeszcze inny manualny.
Nikt nie jest z tego powodu gorszy. Ale... przywykliśmy do bycia ocenianymi w szkole i to
przyzwyczajenie "weszło nam w krew". Dostawaliśmy oceny ze śpiewu, z rysunków, ale nie z
uzdrawiania, archeologii czy astrologii. Mieliśmy należeć do kółek zainteresowań
artystycznych, matematycznych, sportowych (te z reguły traktowano jako najważniejsze dla
całokształtu naszego rozwoju i dla naszej przyszłej kariery!!!), ale nie parapsychicznych.
Dlatego podświadomie, albo również i świadomie, te dziedziny, które nie były przedmiotem
oceniania, możemy lekceważyć i uważać za zbyteczne.
Ważne jest dostrzegać, gdzie jest najlepsze dla każdego miejsce i zgodzić się, by
wykorzystywać wszystkie swoje zdolności i możliwości dla wspólnego dobra. Współpraca,
zamiast konkurowania. Oto jedyna droga do doskonałości, jeśli chcemy harmonijnie żyć w
61
społeczeństwie. I co dalej? Czy może lepiej lub wygodniej się odizolować? A kto powiedział,
że nie można żyć wśród ludzi i przejawiać pełni doskonałości?
Przez tysiące, a może nawet miliony lat gromadzenia doświadczeń, wreszcie powinno do
wielu dotrzeć, że nie ma co małpować innych. Anioły nigdy nie staną się ludźmi, ani
strzygami, a ludzie i strzygi nigdy nie będą aniołami. Wszystkie jednak istoty mają możliwość
osiągnięcia doskonałości (choć nie wiem, jak to jest ze strzygami! - na pewno jednak mogą
one doświadczyć spełnienia zgodnego ze swą naturą). To nowe spojrzenie powinno nas
skłonić do stwierdzenia, że nie ma uniwersalnej drogi rozwoju duchowego dla wszystkich. A
to dlatego, że różnimy się między sobą zdolnościami pojmowania i nawet doświadczania.
Owa różnica uwydatnia się szczególnie, kiedy mamy do czynienia ze światem duchowym.
Wiele religii zachęca, byśmy próbowali stać się (na powrót) na podobieństwo Boga. Uważam
tę drogę za wspaniałą i skuteczną, ale... Zauważmy, że większość ludzi, którzy się na co
dzień modlą i deklarują się jako wierzący, nie ma w ogóle doświadczenia Boga. Dla nich Bóg
jest tylko hipotezą roboczą (albo mityczną), ale nie czymś realnie istniejącym. Ci powinni
znaleźć sobie inną drogę do doskonałości. Nie proponuję im ateizmu, bo dobrym ateistą
można być tylko wtedy, gdy się ma intuicję i czyste intencje wobec ludzi. Po pewnym jednak
czasie intuicja pokazuje, że istnieje coś więcej, niż tylko świat materialny i trzeba przestać
być ateistą.
Moim zdaniem, najlepszą duchową drogą dla tych, którzy nie mają świadomości Boga, może
być buddyzm. Nie narzuca konkurencji, nie zachęca do rozwijania mocy duchowych i
wszystkim ludziom obiecuje oświecenie. Buddyzm jednak nie nadaje się dla upadłych
aniołów, bo narzuca im ograniczenia nie do wytrzymania (wyjątkiem jest wadżrajana).
Podobne ograniczenia narzuca chrześcijaństwo.
Dla tych, którzy nie czują "Boga", drogą do doskonałości może być przestrzeganie kodeksów
i zasad moralnych, a także konsekwentne i logiczne wyciąganie wniosków. Jak na razie
najskuteczniejszym sposobem, by utrzymać ich w ryzach, okazuje się zastraszanie ich
karami ludzkimi i boskimi.
Dla tych, którzy korzystają z intuicji, kodeksy moralne i stworzone przez ludzi systemy
wartości są tylko uwierającymi gorsetami. Jeśli się ich nie pozbędą, to się przeciw nim mogą
buntować do końca życia. I do końca życia prowadzić walkę między intuicją, a wiedzą i
intelektem.
Jest jeszcze jedna ważna sprawa. Otóż, aby posługiwać się intuicją, trzeba oprzytomnieć i
wytrzeźwieć. Inaczej zbiera się kiepskiej jakości informacje z różnych źródeł i czuje coraz
większe zmęczenie życiem. To prowadzić musi do marzeń o rozwiązaniu wszelkich
problemów dzięki śmierci lub kataklizmowi.
To nasz umysł kreuje nasze otoczenie. Jeśli upadłe anioły poddały się i zaniechały
wykorzystywania swych mocy i mądrości dla swego dobra, to jeszcze nie powód, by nadal
trwać w tym stanie. Jeśli zrezygnowały z mocy i mądrości, by dać szansę ludziom, to
dlatego, że chciały konkurować z nimi, zamiast współtworzyć. Współtworzenie świata z
takimi "prymitywami", jak ludzie, nie mieściło im się w głowie. Będzie więc im trudno teraz
zaakceptować tę ideę, a jeszcze trudniej wprowadzić w życie. Chociaż... cuda zdarzają się
również upadłym aniołom... Najtrudniej jednak będzie zaakceptować, że wszystkie istoty są
równe wobec Boga.
I po to mamy do Niego wracać? Na pewno nie po to, ale pod tym warunkiem.
Trzeba będzie zaakceptować, że odczuwanie miłości "na maxa" nie jest upośledzeniem, a
moce duchowe nie powinny stanowić powodu do wywyższania się. Teraz mamy bowiem
istoty, które czują się jednocześnie gorszymi i lepszymi od innych. Jednocześnie! Czy
widzisz w tym cokolwiek z mądrości?
62
Ważne jest pojąć, że zarówno ludzi, jak i upadłe anioły obowiązuje to samo prawo karmy! A
to dlatego, że nasz świat jest wynikiem kreacji naszych umysłów. Warto więc nauczyć się
kreować go tak, by był nam coraz bardziej przyjazny i bezpieczny. Upadłym aniołom może
być łatwiej, ale ... nie należy wyciągać stąd wniosku, że są lepsze, ani też że mają więcej
obowiązków. Wystarczy pojąć, co mogą uczynić dla siebie i innych, i polubić tę zdolność.
Jeśli bowiem coś czynimy z pasją, to musi nam się powieść.
Tak jak udało się z pasją wykreować kataklizmy, tak teraz warto spróbować wykreować raj w
świecie materialnym. Raj dla siebie. Raj, w którym nikt nie będzie poniżał czy wywyższał
innych. Tak właśnie może wyglądać nasze najbliższe otoczenie. Czy to naprawdę
przekracza nasze możliwości? To przecież tylko kwestia wyobraźni! A przykładów jej
twórczego wykorzystania dla wspólnego dobra mamy wokół coraz więcej! Udział w tym
procesie ma coraz więcej ludzi ze zwykłej linii rozwoju!
Tym, co przekracza nasze możliwości, jest wykreowanie na Ziemi raju dla wszystkich bez
wyjątku, ponieważ większość jej mieszkańców wcale go ani nie pragnie, ani nie jest w stanie
zaakceptować. Większość chce przeżyć to życie atrakcyjnie, to znaczy w miarę przyjemnie,
emocjonująco i z pełnym brzuchem. A my nie musimy ich małpować. Możemy wreszcie
zrezygnować z wysiłków udowadniania, że nie jesteśmy od nich gorsi. Nie jesteśmy. Mamy
tylko INNE intencje, zainteresowania i talenty.
2002-05-30 Żądło Leszek
Upadłe Anioły 4: Destrukcja jako nadzieja na szczęście
Od 2 tysięcy lat ludzie czekają na zbawczy koniec świata. Dziś tych oczekujących jest już
ponad miliard, a więc około 1/4 ludzkości. Tak szerokie rozpowszechnienie nadziei na
osiągnięcie szczęścia przez kataklizm należy uznać za ogromny sukces dążeń do destrukcji,
jakie opanowują świat i co jakiś czas dają o sobie znać w formie wojen lub kataklizmów.
Pociąg do mocnych wrażeń, nawet za cenę śmierci, deklaruje aż co 4 mieszkaniec Ziemi!
Dlatego znacznie lepiej zarabia się na horrorach, niż na rozpowszechnianiu wartości
duchowych.
Mechanizm samozniszczenia ciała jest właściwy dla osobników wszelkich gatunków. U ludzi
występuje w formie syndromu śmierci, który charakteryzuje się jednoczesnym lękiem przed
śmiercią połączonym z jej pożądaniem. W szczególnych wypadkach kojarzy się wręcz z
ekstazą! Jest on tak głęboko ukryty w podświadomości, że najczęściej go nie zauważamy
traktując jako "normalne" rozterki egzystencjalne.
Mechanizm ten w sensie ewolucyjnym umożliwia zmiany formy i jej doskonalenie. Z kolei
zmiany formy są konieczne, by w procesie powszechnej ewolucji mogło dojść do zmian
funkcji. Nowe formy umożliwiają lub wymuszają zmiany funkcji. Są one istotne dla
przetrwania bądź ekspansji gatunków.
Gdy na małym obszarze żyje zbyt dużo osobników, dochodzi do samoregulacji populacji tak,
by nikomu nie brakło miejsca i pożywienia. Mechanizm ten przybiera formę kataklizmów lub
zbiorowych samobójstw. Ludzie więc w pewnym sensie mogliby mu podlegać. Ale... czemu
w takim razie nie dochodzi do zagłady Pekinu, Szanghaju, Lagos, czy Mexico City? Coś nie
gra w tej interpretacji. Może więc jednak manipulacja pewnych osobników prowadzi do tego,
że pewne grupy ludzi chętniej dążą do śmierci?
Z punktu widzenia interesów poszczególnych osobników najistotniejsze jest dążenie do
przyjemności i unikanie nieprzyjemności. Tą "logiką" kierują się wszelkie osobniki, nawet
ludzie. Śmierć może się w pewnych okolicznościach wydawać przyjemniejszym wyjściem,
niż życie. Szczególnie kiedy ktoś je już sobie w maksymalny sposób skomplikował. Jeśli
63
każdy osobnik dąży do zadowolenia i szczęścia, to po co mu zmiana funkcji? Otóż, z punktu
widzenia interesu gatunku szczęście i zadowolenie jednostki nie ma najmniejszego
znaczenia. Stąd represje spotykające "egoistów". Ważne za to okazuje się doskonalenie
funkcji, a przede wszystkim możliwość ich ilościowego i jakościowego poszerzenia.
Popatrzmy na fakty. Delfiny, pomimo innej niż ludzie formy cielesnej, są inteligentne i mądre.
Można nawet przypuszczać, że wybrały lepiej, bo wydają się być bardziej szczęśliwe, niż
ludzie. I mają mniej stresów. Przecież o to właśnie chodzi każdemu osobnikowi! Ale to ludzie
mogli opanować większą ilość środowisk i rozmnożyć się na wszystkich lądach. Jako
gatunek odnieśli więc sukces większy, niż delfiny. Coś za coś... Z uprzyjemnianiem życia też
sobie nieźle radzą. Delfin pewnie byłby w stanie zjeść lody, wypić piwo i obejrzeć telewizję,
ale jego forma cielesna uniemożliwia mu wyprodukowanie tego wszystkiego. Człowiek ma
więc większe od delfina możliwości realizacji swoich marzeń i pomysłów. Człowiek ma takie
możliwości dzięki formie, jaką przybrał. Dzięki temu nawet wyjątkowo inteligentny delfin musi
przyznać, że nawet wyjątkowo tępy człowiek osiągnął wyższy poziom uniezależnienia od
środowiska. A to znaczy, że ma większą wolność i niezależność! Żeby jeszcze potrafił to
docenić! Ale znów pojawia się "coś za coś", bo żaden osobnik innego gatunku nie wpadłby
na pomysł, żeby dla zaspokojenia swych potrzeb przepracować 1/3 swego życia.
W dziejach Ziemi kataklizmy umożliwiały rozwój coraz bardziej skomplikowanych form istot
żywych. Miejsce po ogromnych, a gwałtownie wymarłych gadach, zajęły ssaki. Były one
dużo mniejsze i słabsze, ale bardziej przystosowane do zmieniających się warunków
środowiska. Miały więcej możliwości, ale nie mogły ich przejawić, dopóki miejsce zajmowały
im potężne, żarłoczne i niebezpieczne gady. Mechanizm umożliwiania i wymuszania zmian
funkcji poprzez zmiany form, umożliwia ewolucję gatunków. Wszystkie istoty poddają mu się
bez dyskusji. Jednak ludzie od tysięcy lat dorabiają do niego ideologie i religie. Jedne
korzystne dla swego rozwoju, a inne wręcz zabójcze.
W starożytnych eposach sumeryjskich kataklizm uważa się za karę bożą, ale i... za sposób
oczyszczenia świata z mało udanych egzemplarzy różnych gatunków (potworów, mutantów,
hybryd). Ten pogląd kontynuuje Biblia, a jego ukoronowaniem było oczekiwanie Żydów na
gehennę, w wyniku której Bóg oczyści naród wybrany z mało wartościowych duchowo
osobników. Oczekiwanie na gehennę wreszcie zmaterializowało się w formie Holocaustu, o
co Żydzi mają teraz żal i pretensje do całego świata. No bo niby do kogo? Ci, co przeżyli,
nigdy nie mogli pojąć racji tych, którzy umierali... Ja, na szczęście dla siebie, pamiętam,
dlaczego umierałem.
Nadzieja na zakończenie dziejów świata w wyniku powszechnego kataklizmu "ożywiała"
nastroje wśród wiernych wielu religii. Wręcz motywowała ich do aktywności religijnej! Ten
obłęd szerzy się do dziś, nie omija też naszego kraju. Wiele katolickich grup Odnowy w
Duchu Św. zafascynowało się przepowiednią Apokalipsy i jej przesłaniem nadziei.
Apokalipsa jest najważniejszą księgą kultową dla kilku odłamów chrześcijaństwa. A to
dlatego, że zapowiada szczęście dla wybranych (czcicieli jedynej prawdziwej religii) i
zatracenie dla wszystkich innych. Najbardziej jednak wyobraźnię sprawiedliwych
rozgrzewało marzenie o tym, że w dniu Sądu oni właśnie zasiądą po prawicy Boga i
sprawiedliwie, po bożemu, z miłością do bliźnich, zemszczą się na nie-bliźnich, którzy byli
tak głupi, że nie zrozumieli wybranych i nie przeszli na ich stronę. Druga wersja obiecuje
tylko sądzenie 12 plemion Izraela. I to była dla wielu chrześcijan prawdziwie dobra nowina.
Przez 2 tysiące lat nawet nie czekali na zmartwychwstanie, by ją urzeczywistniać.
Na nieszczęściu innych, jak i na kataklizmie, można ubić interes. I to niejeden! Krucjaty
zawsze przynosiły ich organizatorom i uczestnikom krociowe zyski. Podczas wojny z Irakiem
największą popularnością w Jerozolimie cieszył się lokal, który zorganizował "Ostatni bal
przed końcem świata".
64
Szaleńcze oczekiwania trochę się rozmyły w katolicyzmie, gdzie nie wiadomo już, która
opcja ma więcej zwolenników: czy oczekiwanie na apokalipsę, czy ochrona nienarodzonych.
Ale niezadowoleni z oficjalnego kursu swego Kościoła zawsze mogą liczyć na miejsce w
jakiejś "przytulnej" sekcie apokaliptyków, którzy szykują się do rychłego końca świata, a
kiedy już kończą im się zapasy pieniędzy, popełniają zbiorowe samobójstwa.
Sekty apokaliptyków uważa się za najgroźniejsze, ponieważ dążą one świadomie i celowo
do eliminacji z życia własnych członków, czyli siebie. Fenomenem może się wydawać,
dlaczego ludzie - i to zwykle wykształceni i inteligentni - dają się aż tak zwieść, że umierają
mając nadzieję na lepsze życie?
A czy to w czymś różni się od głównej nadziei chrześcijan wszelkich odłamów? Przecież oni
też marzą o lepszym życiu po śmierci. Dlaczego więc bulwersują się, kiedy grupa fanatyków
próbuje przyśpieszyć dzień swego wyzwolenia z więzów materii? Czy ich bulwersacja to
tylko brak zdolności logicznego myślenia?
Myślę, że to coś o wiele poważniejszego. Można powtarzać sobie legendę o lepszym życiu
po śmierci, ale strach przed spojrzeniem śmierci w oczy okazuje się silniejszy. Kapłan
podczas mszy żałobnej wzywa "Alleluja!" (co znaczy weselmy się), na co wierni wznoszą
lament aż po same niebiosa. Wielu w ostatniej chwili ma wątpliwości, czy rzeczywiście trafią
do raju i czy w ogóle istnieje życie po śmierci? Dlatego ludziom nie spieszno z umieraniem. I
całe szczęście. Ich nieszczęście jednak polega na tym, że uwierzyli, iż lepsze życie i spokój
mogą mieć tylko PO śmierci. Komu uwierzyli? Czyżby apokaliptykom?
Podobne poglądy głoszą nie tylko księża i pastorzy. Podziela je wielu mistrzów i nauczycieli
jogi, dżinizmu, judaizmu... I to te poglądy powodują, że ludzie zamiast cieszyć się życiem,
myślą o nim jako o czymś okropnym. I zamiast cieszyć się życiem po śmierci, też usiłują go
uniknąć. Rozsądni, wykształceni ludzie do pewnego czasu śmieją się z infantylnych
opowieści o piekle, czyśćcu i raju, ale kiedy zbliża się śmierć, na wszelki wypadek coraz
częściej starają się zapewnić sobie znaczące miejsce w "niebie". Widząc tę potrzebę
starszych dewotek biskupi w kilku krajach Ameryki Łacińskiej wprowadzili sprzedaż biletów w
jedną stronę, z gwarancjami dobrej obsługi. Cena - bagatela - kilka tysięcy dolarów. Ale cóż
to jest wobec wieczności! Najlepszą gwarancją skuteczności usługi jest fakt, że reklamacji
dotychczas nie było. Nawet nikt z tej ekipy nie pojawił się na regresingu! Może dlatego, że
jeszcze za wcześnie?
Dążenie do uszczęśliwienia się przez zagładę można obserwować w wielu kręgach
kulturowych. Ciągnie się to za ludzkością chyba kilka milionów lat. A może jest nawet
starsze, niż historia gatunku ludzkiego? Rzecz w tym, że dążenie do kataklizmów przybiera
coraz mniejsze znaczenie. Kiedyś to były kataklizmy....
Istnieje pewna historia mówiąca o zagładzie planety Eleusis znajdującej się tam, gdzie dziś
jest pas planetoid - miedzy Marsem a Saturnem. Jej zagłada nastąpiła kilka milionów lat
temu, zanim na Ziemi pojawiła się ludzka forma. Legenda mówi, że mieszkańcy Eleusis
pragnęli wyzwolić się z więzów materii i wrócić do Boga. Ponieważ jednak materia ich zbyt
pociągała, to postanowili ją znienawidzić. Mieli nadzieję, że kiedy zniszczą siebie i swą
planetę, to już żadna siła nie zmusi ich do inkarnacji.
Jakże się pomylili... Wszyscy podobno trafili na Ziemię. I ci źli, i dobrzy. A charakteryzować
się mieli ogromną żądzą niszczenia. Niektórzy twierdzą, że to spośród nich wyrosły takie
sławy jak Hitler i jego świta. Być może, choć cele tej ekipy były nieco inne: poprzez
zniszczenie "niedoskonałych" ras, chcieli uczynić z Ziemi miejsce rajskiego życia dla
wybranych. Ta koncepcja raczej jednak trąci inspiracją satanizmem. Jak zapowiada ten nurt,
to słudzy Szatana odziedziczą Ziemię, gdy wszystkich innych Bóg powoła do Nieba.
Niektórzy zaś byli pewni, że czynią to dla inkarnujących się Atlantów.
65
Załóżmy, że - jak w każdej bajce - i w tych koncepcjach jest trochę prawdy. Załóżmy, bo
przecież pożądanie śmierci nie jest czymś aż tak oczywistym dla ludzi, jak chcieliby to
niektórzy widzieć. Zwykli ludzie są do życia bardzo przywiązani. Ale... po pewnym czasie
treningu można im wmówić nawet miłość do śmierci! Właśnie dlatego wielu satanistów za
najbardziej gorliwe sługi szatana uważa księży.
Próby uwolnienia się od przymusu inkarnowania się prowadzono na Ziemi od dawna. Ideę tę
wyrażał napis powitalny na bramie obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu: "Arbeit macht
frei!" Niósł on z sobą tak silną treść "duchową", że niektórzy z SS - manów zaczynali
zazdrościć swym ofiarom, że będą w niebie przed nimi!
Wielu eksperymentatorów było przekonanych, że tylko śmierć może doprowadzić ich do
powrotu do boskiego raju. Pamiętali go najczęściej z okresu istnienia w bezcielesnej formie
między inkarnacjami. Ale byli i tacy, którzy mieli świadomość, że są nie we właściwym dla
siebie miejscu. To byli ci, którzy wcielili się w ludzkie (zazwyczaj) formy pochodząc z
wyższego świata duchowego. Wyższego, nie znaczy, lepszego - chodzi o wyższe wibracje!
Nie na swoim miejscu są też istoty o innym pochodzeniu, które inkarnowały w ludzkiej
formie. Ich badacze nazywają je wszystkie "Otherkins". Szczątki świadomości, że są nie na
swoim miejscu, dolegają im przez cały czas inkarnowania się w ludzkiej formie. W związku z
tym podświadomie uważają, że inne ludzkie istoty powinny wiedzieć lepiej, jak w tym świecie
funkcjonować, na co można sobie pozwolić, a na co nie. W wyniku takiego podejścia pojawia
się mechanizm oddawania władzy nad sobą tym, którzy są głupsi i pozbawieni mocy
duchowych. Bo przecież rzekomo ONI wiedzą lepiej. No a jakżeby mogło być inaczej, skoro
to jest ICH świat?
Zwalanie odpowiedzialności na innych jest dość powszechne i dotyczy nie tylko tych, którzy
TU się czują, jakby byli skąd indziej. Najbardziej pożądane w pracy urzędnika państwowego
bądź wojskowego jest poczucie: ja tylko wypełniam polecenia (rozkazy). Ono wydaje się
uwalniać od odpowiedzialności, dlatego jest przyjmowane jako szczyt wygody.
Zastanawiające jest to, że pragnienie zrealizowania wolności od myślenia i
odpowiedzialności za swoje czyny zdominowało wiele europejskich społeczności, które z
nadzieją i wdzięcznością przyjęły faszyzm i komunizm. Odtąd nikt już nie musiał się martwić,
bo tylko wykonywał polecenia i rozkazy. Tylko niektórzy mieli skrupuły moralne i zauważali
szerzące się zło. A przecież zaczynało się tak miło i wygodnie. Nie trzeba było podejmować
decyzji, martwić się o pracę, zarobki, jedzenie, mieszkanie. Nie trzeba się było martwić o
cokolwiek, dopóki nie wzrosły aspiracje! Tylko niektórzy czuli gorset zniewolenia przez
głupszych od siebie decydentów. Inni zaczęli być niezadowoleni dopiero wtedy, gdy poczuli
się oszukani, wykorzystani, upodleni.
To tylko część ceny, jaką upadłe istoty płacą za chęć bycia kimś, kim nie są. Nic dziwnego,
że zauważając takie nonsensy wiele z nich dochodziło do wniosku, że z tego głupiego świata
trzeba się wynosić, bo tu się nie da wytrzymać. Ale niewiele czyniły, żeby zrobić coś dla
siebie, dla poprawy jakości swego życia właśnie TU, gdzie były. Wolały marzenia o odlocie
do lepszego świata, pomimo że Bóg wyposażył je w moce potężniejsze, niż zwykłych ludzi.
Jak widać, zarówno w świecie ludzi, jak i aniołów, mamy niewiele istot przebojowych i
odważnych. To kwestia nie natury, ale przyzwyczajenia i zgody na rezygnację z siebie, na
rzecz wygody za cenę poddania się autorytetom.
Taki matołek najpierw chce, żeby wszyscy za niego decydowali, a potem się wścieka, że
robią to nie tak, jakby chciał i zmęczony zmaganiami z samym sobą (bo nie ma odwagi
postawić na swoim) pragnie umrzeć uznając ten świat za najgorszy z możliwych. Jak
pokazuje praktyka życia codziennego, można być matołkiem i nie widzieć dla siebie miejsca
w tym świecie, nawet chlubiąc się baaardzo wysokim ilorazem inteligencji! A przecież świat
daje nam to, czego od niego oczekujemy! Jednak mało kto woli zmieniać oczekiwania, a
wybiera prostsze rozwiązanie: ucieczkę. Ucieczkę w sen, w świat marzeń, "wewnętrzną
66
emigrację", ćpanie, albo i śmierć. To wszystko wydaje się być ta przyjemne... Zmiana
oczekiwań wydaje się taka męcząca... I na początku od razu nie widać nagrody! Co innego
śmierć. Jest łatwa i może przyjść od razu! A jakież to wspaniałe nagrody czekać mają na
tych, którzy opuszczą ten łez padół!
Przypomnijmy sobie gnostyków. Ich marzeniem był powrót do Domu Ojca Niebieskiego.
Miało się to dokonać za cenę zniszczenia ciała i wyrzeczenia się seksu jako narzędzia
prokreacji, czyli Szatana więżącego ludzi (czyli upadłe anioły) w ciałach, wbrew ich woli.
Pogląd, który przez wiele stuleci zawładnął sumieniami chrześcijan. Podobne marzenia
ożywiały różne grupy fanatyków religijnych przez tysiące lat. A może i dłużej?
Najznamienitszym przykładem urzeczywistnienia nadziei na raj po śmierci był przypadek
Atlantydy. Od tamtej katastrofy jakby zmniejszył się pociąg do kreowania masowej zagłady.
Mimo że ulegało mu ilościowo coraz więcej ludzi, to procentowo jednak coraz mniej. Pewne
osoby pamiętają, że przed Atlantydą była zagłada kontynentu Mu. Ślady tego kataklizmu
zachowane są w geologicznych warstwach Ziemi. Być może, że kiedyś uległo zniszczeniu
jeszcze coś wielkiego.
Różnie toczyła się historia kreowania kataklizmów. Ponad 10 tysięcy lat temu zebrała się
grupa "mocarzy duchowych", która postanowiła dać ludzkości kolejną szansę. Zaplanowano
misję cywilizacyjną i określono, w jakich okresach czasu centrum kultury duchowej świata
będzie się przenosiło w różne rejony globu. W ten sposób wszyscy mieli dostać szansę na
uszlachetnienie się. Teraz kolej na Polskę!
Po okresie szerzenia wartości duchowych we wszystkich rejonach świata, miał nastąpić
ostateczny sprawdzian. Wyznaczono go na początek ery wodnika, a jego wizję w dość
barwny sposób oddaje Apokalipsa wg Św. Jana. Czas mijał, a oczekiwanie na zbawczy
kataklizm nie miało końca. Ciągle jednak przypominano sobie, że to już... tuż, tuż. W związku
z tym około III wieku motywowany strasznymi oczekiwaniami i przerażony, że przez jakiś
czas świat weźmie w posiadanie bestia, postanowiłem być zapobiegliwy. Dałem sobie nabić
na czole znaki Bestii (koźlim kopytem) i Baranka (baranim kopytem). Wszystko po to, żeby
zawsze "swoi" mnie rozpoznali. Nie przewidziałem tylko, że w ten sposób będą mnie
rozpoznawać również "cudzy". Ale czegóż nie robi się z nadzieją na gwarancje
bezpieczeństwa!
Apokaliptyczna koncepcja nagrodzenia tych, którzy pozostaną wierni wskazaniom Boga i
zniszczenia tych, którzy od duchowości się odwrócą, zagrzewała wiarę (i nadal zagrzewa) w
sercach milionów ludzi. Ale czasy się zmieniały i ludzie zauważali, że coś tu nie tak. Po 11
września w Ameryce tak się przerazili, że nie dopuszczają do rozpowszechniania
apokaliptycznej ideologii. Pierwszy raz w historii tego "wolnego kraju" wprowadzono jawną
cenzurę! Ktoś pojął, że zajmowanie umysłu katastroficznymi wizjami może być potencjalnie
niebezpieczne i że wcale nie musi się skończyć na zburzeniu WTC. Podobne przebłyski
świadomości miewano już wcześniej.
Po kilku próbach powtórki z atlantydzkiej rozrywki (Santotyn, Troja, Harappa, Jerycho,
Sodoma i Gomora, Pompeje) okazało się, że ten środek nie gwarantuje szczęścia wiecznego
i że ciągle trzeba się inkarnować. Wyjątkiem są ci, którzy poznali prawa rządzące
pozyskiwaniem energii w świecie astralnym. Dlatego koncepcja zbawienia grupowego przez
kataklizm zaczęła ustępować pomysłowi na zbawienie indywidualne przez
samounicestwienie. Poznanie "tajemnic ducha" miało zagwarantować życie w wiecznej
szczęśliwości, oczywiście, poza ciałem. Zaczęła się era gnozy. Do dziś w wielu religiach i
ścieżkach duchowych zbieramy owoce jej triumfów.
Gnoza - znaczy bezpośrednie poznanie Prawdy. Prawdą bezpośrednio poznaną przez
większość adeptów była ta, że nie da się doświadczyć Boga i powrotu do Niego, kiedy się
ma ciało. Stąd pojawiła się koncepcja zniszczenia go. Logiczny problem polegał jednak na
67
tym, że gnostycy nie znali nikogo, kto poznał Boga uwalniając się od ciała. To był tylko
przedmiot ich wiary!
Koncepcja zniszczenia ciała pojawiła się, czy raczej odnowiła? Przecież ona była obecna w
myśli filozoficznej i religijnej znacznie wcześniej! Gnoza ożywiła więc nadzieję na powrót do
Boga za cenę znienawidzenia i zniszczenia ciała. I znów wiele wspaniałych istot zamiast w
prześwietlanie się boską energią, zainwestowało czas i wysiłek w pracę nad
samozniszczeniem, nad zanieczyszczaniem swej energii, bo przecież śmierć ciała może
nastąpić TYLKO w wyniku wypełnienia go jak najniższymi wibracjami!
Widząc ten kolejny upadek energetyczny, niektóre z upadłych aniołów wpadły w przerażenie.
Zaczęły znajdować tych, którzy jeszcze przejawiali choć pozostałości anielskiej poświaty i
usiłowały ich nawrócić na drogę do podwyższenia wibracji. Ale to nie było łatwe. Natrafiły na
zbyt zaślepione istoty. Stąd pojawił się pomysł, by zacząć im wmawiać w hipnozie, że są
upadłymi aniołami i że powinny to pamiętać. Efekt okazał się przeciwny od zaplanowanego i
tylko pogłębił pomieszanie, ponieważ w miejsce świadomości, pojawiło się wmówione w
hipnozie przekonanie! To spowodowało dalsze komplikacje.
Przebłyski dawnej mocy i światłości co jakiś czas przebijały się przez ograniczenia
narzucane upadłym aniołom w wyniku przymusu dostrojenia się do cech gatunku, wśród
którego się inkarnowały. To powodowało, że co jakiś czas rozjątrzał się konflikt między tym,
kim byli, a tym, kim usiłowali się stać. Konflikt bywał początkiem poważnych zaburzeń
psychicznych.
Na przełomie XIX i XX wieku prowadziłem klinikę i prywatną praktykę psychiatryczną. To tam
trafiały do mnie osoby, które miały przebłyski wspomnień z Atlantydy i twierdziły, że są
aniołami. Jak przystało na psychiatrę, nie mogłem tolerować takiej postaci nieprzystosowania
społecznego i tak głębokiej choroby psychicznej. Teraz więc ujawnię, jaka jest rzeczywista
treść hipnoz, które wtedy wmawiałem moim pacjentom. A czyniłem to z ogromnym
przerażeniem i oburzeniem dla głupoty tego, kto upierał się przy tak "niedorzecznych"
twierdzeniach. Te moje emocje zostały przejęte razem z treścią hipnoz.
Treść zaś wygląda w ten mniej więcej sposób: "Nie jesteś i nie byłeś nigdy żadnym zas...ym
aniołem. Byłeś i będziesz człowiekiem. Nigdy nie byłeś na Atlantydzie, bo to tylko fikcja
literacka. Już zapominasz o swoich urojeniach i jesteś zdrowy, całkiem normalny". Ze
zdziwieniem zauważam, że część tej hipnozy na niektórych nadal działa. Problem jednak
polega na tym, że moi byli pacjenci wierzą, że są normalnymi, zdrowymi ludźmi, ale nie mają
tej świadomości. Ot problem. Ale kto tam 100 lat temu wiedział, że hipnoterapia wywołuje
skutki uboczne? Prawdopodobnie podobne treści wmawiałem i wcześniej. Moi pacjenci
fascynowali się wręcz hipnozami. Kiedy personel opuszczał klinikę, natychmiast jedni
zaczynali hipnotyzować drugich. A ileż wtedy odnowiło się inicjacji! I jaki panował tam klimat.
Toż to był powrót do obyczajów z Atlantydy! Ciekawe, co ich tam ciągnęło? Bo do swych
intencji przyznawać się nie chcą! Wolą szukać kozłów ofiarnych.
Dla mnie sprawa jest jasna. Otóż w pewnym okresie czasu ktoś ujawnił kolejną nadzieję na
wyzwolenie przez samozniszczenie. Tym razem wpadł na pomysł, że skoro niszczenie ciał
prowadzi do kolejnych inkarnacji, to może się powieść zniszczenie umysłu. Pomysł wydaje
się wypływać z filozoficznych rozważań taoistów i joginów. Wielu z nich twierdzi do dziś, że
nie ma żadnego rozwoju, że to tylko złudzenie, bo w dłuższym okresie czasu istnieliśmy jako
niezorganizowana energia, więc tak samo, jak wszystkie ciała niebieskie - też zmieniamy
tylko formy. Ponieważ mędrcy widzieli człowieka tylko jako formę, to twierdzili, że ulega ona
zmianom takim samym, jak ciała niebieskie. "Jeśli kiedyś byliśmy tylko cząstkami energii, to
musimy powrócić do tego stanu, a potem znów będziemy ewoluować do wyższych form, by
znów wrócić do punktu wyjścia".
68
Może pogląd o niekończących się przemianach jest bliski prawdy, ale ja jakoś nie widzę w
nim kosmicznej logiki. Przede wszystkim jego słabym punktem jest fakt, że ciało człowieka
różni się od ciał niebieskich. Otóż jest ono żywe, dopóki zamieszkuje w nim istota duchowa.
A tej jakoś nikomu z duchowych aspirantów jeszcze zniszczyć się nie udało. To jednak dla
tych, którzy mieli nadzieję na rozwiązanie problemów przez samozniszczenie, niewiele
znaczyło. Bo przecież niektórzy z nich spotykali istoty z inwolucyjnej linii rozwoju, w tym
demony, które jednak udawało się anihilować. Błąd jednak polega na tym, że przez długi
okres czasu jasnowidzowie nie rozróżniali poziomów świata nieprzejawionego. Widzieli, że
astralne demony zostają unicestwione, więc mieli nadzieję, że można unicestwić człowieka
jako istotę astralną… Czy takie ograniczenie postrzegania to coś niezwykłego?
Większość ludzi nie dostrzega nawet świata astralnego. Tylko część zauważa istnienie
jeszcze innych światów. Jak mógłby im uwierzyć ktoś, kto tego nie widzi, a uważa się za
najmądrzejszego i najdoskonalszego, za co najmniej równego Bogu? Jak przez tysiące lat
trudno było dostrzec fakt zamieszkiwania boskiej duszy w fizycznym ciele, może świadczyć
do dziś cytowane stwierdzenie z Biblii: "z prochu powstałeś i w proch się obrócisz". Tego
typu poglądy musiały skłaniać pewnych ludzi do stwierdzenia, że "wszystko to marność nad
marnościami", więc nie ma powodu, by w ogóle żyć. No i że życie jako takie w ogóle nie ma
sensu. Jest..., a potem go nie ma. I już. Problem jednak polegał na tym, że pewna grupa istot
miała pamięć poprzednich wcieleń i doskonale rozumiała, że to nie tak. Ta grupa ponadto
była już zmęczona życiem w ciele, którego nie akceptowała. I to właśnie jej członkowie ciągle
wymyślali nowe sposoby na skuteczne uwolnienie się do ciężaru życia.
Dzięki koncepcji niekończących się przemian nadzieja na skuteczność zniszczenia formy
materialnej nabrała sensu i głębszego wymiaru. Uznano ją wręcz za boskie prawo! Chyba
ten pomysł był też obecny w micie na temat Eleusis! Ta koncepcja dawała nadzieję na
ostateczne rozwiązanie problemów z reinkarnacją. "Skoro i tak mamy wrócić do stanu
chaosu - rozproszonych cząstek energii, to po co godzić się na dalsze bezsensowne
cierpienia i męczarnie? Po co dalej myśleć, pokutować, czuć?" Trzeba było znaleźć sposób,
by przyspieszyć samounicestwienie! Najpierw wydawało się, że jedyną i skuteczną drogą
będzie zniszczenie ciała, ale potem zrozumiano, że raczej musi chodzić o umysł,
utożsamiany z duszą.
W międzyczasie jeszcze ktoś wpadł na pomysł, że jeśli nie udało się skutecznie i
nieodwołalnie zniszczyć życia poprzez niszczenie ciała, to pewnie uda się zniszczyć ducha!
Przecież wcześniej wielu mistrzów wzywało do opamiętania: "ducha nie niszczcie!" Jeśli nieniszczenie ducha nie spowodowało poprawy i powrotu do stanu rajskiej szczęśliwości, to
uznano, że pewnie droga prowadzi dokładnie w odwrotnym kierunku. Zniszczenie miało być
tak skuteczne i doszczętne, żeby już nic nie mogło się inkarnować!
W tej intencji wykonywano więc mnóstwo idiotycznych praktyk z kręgu satanizmu bądź
"czarnej tantry", a przede wszystkim odurzano się i ogłupiano do nieprzytomności i
manipulowano umysłem. To w kolejnych wcieleniach musiało zaowocować ciężkim
pomieszaniem umysłowym. Stąd konieczność przejścia później intensywnej terapii, by w
ogóle móc funkcjonować w społeczeństwie. Osobniki te trzeba było często uczyć
podstawowych funkcji życiowych, które inne istoty wykonują w sposób naturalny.
Oczywiście, nie wszystkie upadłe anioły przeszły przez ten etap samozniszczenia i przez
taką terapię. I nie wszystkie przez moją. Ja też miałem swoich "wybawców", którzy do dziś
sami nie podnieśli się z upadku. Moja wybawicielka uszczęśliwiała całą grupę sugestiami, że
powinniśmy zrezygnować z mocy duchowych, dopóki żyjemy w ciele. Tłumaczyła to
uczciwością, by dać równe szanse ludziom, którzy tych mocy byli pozbawieni. Mieliśmy też
ukrywać przed ludźmi, kim naprawdę jesteśmy. Jednak za tą szlachetną deklaracją kryło się
pragnienie, by cudze moce duchowe wykorzystać najpierw do powrotu do Boga, a później kiedy to się nie powiodło - do własnych celów.
69
Mistrz musiał być tak przekonywujący, żeby zawsze pozostawał poza zasięgiem
jakichkolwiek wątpliwości. Towarzyszyła temu odczuciu hipnoza: "Mistrz cię kocha, Mistrz
dba o twoje dobro". Podejrzanymi więc o nieczystą grę mogli być wszyscy inni. Szczególnie
ci, którzy zauważali, że coś jest nie tak... Różni ludzie, w tym nawet mistrzowie, z różnych
powodów stwarzali pozory. Najczęściej dlatego, że bali się, iż ktoś rozpozna ich słabe strony,
a kiedy tego dokona, wykorzysta je przeciw nim.
Manipulacje i obłuda stwarzają jak najgorsze wrażenie. Wielu ludzi utożsamia z nimi życie w
ciele. Wielu pragnie życia szczęśliwszego - poza ciałem. Ale są też tacy, którzy boją się
utracić swoje piękne i młode ciała. Nawet kiedy mają już 90 lat na karku! Ci najgłośniej
protestują przeciw powrotowi do Boga. Bo boją się, że powrót musi oznaczać śmierć ich
ciała. Ale czy oznacza?
Wcale nie! Trzeba tylko znać sposób. Jest wyjście z tej matni. Ale... wydaje się, że wyjście
trudno znaleźć. Ono się może wydawać nie do przyjęcia. A jednak...
o zgodzić się na powrót do Boga. Zgoda nie wystarczy. Trzeba przestać z Nim konkurować,
zrezygnować z udowadniania Mu czegokolwiek z żalów i pretensji do Niego. Trzeba też
nauczyć się wykorzystywać swoją wyobraźnię dla pozytywnych celów, dla poprawy jakości
swego życia, ale nie kosztem innych. Trzeba wreszcie pokochać życie, świat i Boga.
Ponieważ w rzeczywistości liczy się MIŁOŚĆ - jako fakt - a nie jej przedmiot.
A co z ciałem? Czy upadły anioł wracając do Boga musi je zniszczyć, lub porzucić? Myślę,
że powrót do Boga, to nie to samo, co wycieczka w nieznane, do odległego kraju, czy w inny
wymiar. Jeśli doskonale opanujemy sztukę medytacji, zawsze już będziemy "w domu Ojca
Niebieskiego", czy w Królestwie bożym. Albowiem w nas jest i Królestwo, i Dom Ojca. Nie
ma więc do czego wracać. Wystarczy pozwolić mu rozbudować się. A to następuje, kiedy
rezygnujemy z naszych wibracji na rzecz boskich, z naszych pomysłów na rzecz boskich, z
naszej przebiegłości, na rzecz boskiej mądrości z naszych wysiłków na rzecz boskiej mocy.
Ależ to będzie kataklizm! Zrujnujemy całe nasze ego!
70
2002-06-05 Żądło Leszek
Upadłe Anioły 5: Czy 'inni' znaczy 'gorsi'?
Niektórym wydaje się, że ten świat nie jest dla nich odpowiedni. Mają wrażenie, jakby nie
trafili na swój czas, na właściwe towarzystwo i ciągle nie potrafią znaleźć swego miejsca.
Jeśli masz podobne nastawienie, wypełnij ten test:
1. Czy jako dziecko uważałeś ten świat za obcy i tęskniłeś za czymś innym, nieokreślonym?
2. Czy jesteś osobą łatwo wczuwającą się w innych i wrażliwą na światło?
3. Czy czujesz opiekę niewidzialnych przyjaciół, albo masz wrażenie kontaktu z nimi?
4. Czy fascynują cię gwiazdy, burze lub moc kryształów?
5. Czy wierzysz w reinkarnację i masz wrażenie, że żyłeś w innych światach, bądź w innych
wymiarach rzeczywistości?
6. Czy odnosisz wrażenie, jakbyś przybył tu z innego świata, z innej planety?
7. Czy masz do spełnienia „misję” na Ziemi?
8. Czy fascynują cię filmy i literatura science - fiction?
9. Czy interesujesz się psychotroniką i masz „nadnaturalne” zdolności?
10. Czy masz swą ulubioną gwiazdę i chciałbyś polecieć w kosmos?
11. Czy podróżujesz we śnie i masz prorocze sny?
12. Czy masz wrażenie, że twoje miejsce jest w zupełnie innym świecie i wśród innych ludzi?
13. Czy mimo prób nie potrafisz zrozumieć ludzi i tego świata?
14. Czy nie lubisz wilgoci i masz temperaturę niższą od przeciętnej?
„Znawcy tematu” wywodzący się z kręgów New Age podają ciekawą interpretację podobnych
testów: jeśli na większość pytań odpowiedziałeś „tak”, to może przybyłeś z kosmosu?
Twierdzące odpowiedzi na powyższe pytania świadczą na pewno o tym, że nie akceptujesz
swego obecnego życia i swych obecnych zadań, że jesteś z nich niezadowolony. A ponadto
nie jesteś w pełni ani świadomy, ani przytomny. Najprawdopodobniej twoja pamięć
poprzednich wcieleń jest aktywna, choć niekoniecznie masz tego świadomość. Część z
potwierdzających odpowiedzi świadczy o wykonywaniu w poprzednich wcieleniach różnych
magicznych bądź szamańskich rytuałów z użyciem środków odurzających bądź hipnoz.
Wszystkie one pozostawiają bowiem w podświadomości głębokie zmiany rzutujące na
sposób patrzenia na świat. Ale nie można wykluczyć i innych powodów takiego stanu rzeczy.
Tym bardziej, że coraz więcej osób przypomina sobie, że były aniołami i z różnych powodów
zeszły w materię.
Może więc i ty? Owe wspomnienia mogłyby być wynikiem transfiguracji, czyli identyfikacji z
wyobrażeniami wynikłymi z lektury świętych tekstów gnostyckich. Ale często wydają się być
bardziej autentyczne. W sensie karmicznym niewielka to różnica. W znaczeniu
terapeutycznym może być ogromna.
Przyczyną tęsknoty do przeszłości jest poczucie niespełnienia, lub zawodu. Można się czuć
zawiedzionym obecną sytuacją, obecnym życiem, ale też można się czuć niespełnionym w
roli z dalekiej przeszłości. Takie poczucie niespełnienia motywuje nas, żebyśmy wreszcie
zrobili coś, co zaspokoi nasze aspiracje. Ale... jeśli aspiracje są nierealne, lub dawno
nieaktualne, to... Pozostaje je sobie odpuścić i spróbować się znaleźć tu i teraz.
Przywiązanie do niezwykle ważnych zadań, misji bądź ról społecznych powoduje
niezadowolenie z tego, że w obecnych warunkach i z tymi ludźmi, którzy cię otaczają, nie
uda ci się zrealizować tego, co nadal twej podświadomości wydaje się niezwykle ważne i
atrakcyjne. To budzi frustrację i marzenia o innych światach, innych planetach, gdzie
„oczywiście wszystko jest lepsze, gdzie na pewno spełniłyby się marzenia”. To pragnienie
zaowocowało w formie kataklizmu, jaki zniszczył Atlantydę.
U niektórych osób pojawiają się wspomnienia z życia inteligentnych form z tak odległych
czasów, w jakich jeszcze nie było ludzi. Również coraz więcej jest wspomnień związanych z
71
upadkiem świadomości i z przejściem od istoty świetlistej - anielskiej, do cielesnej,
najczęściej ludzkiej. Te sygnały trzeba uważnie śledzić i badać przez porównywanie
wspomnień różnych osób, niekoniecznie znających się. Prowadzenie sesji bez sugerowania,
że ktoś był aniołem, może być tu bardzo pomocne. Zresztą sugerowanie czegoś takiego
byłoby błędem w sztuce. Już lepiej sugerować zwrócenie uwagi na nawalenie czy
halucynacje w zmienionych stanach świadomości. Trzeźwy i przytomny klient na pewno od
tego się nie nawali, tylko sprostuje, że był trzeźwy i przytomny.
Te same uwagi dotyczą ewentualnych wspomnień z życia na innych planetach. Zapewne
byłyby one bardziej wiarygodne, gdyby umysł klienta wykazywał wszelkie objawy trzeźwości i
przytomności. Tymczasem najczęściej jest wręcz przeciwnie. Jednak trzeba zwrócić uwagę
na to, że nieprzytomność może być wynikiem przerażającego strachu lub przerażającego
doświadczenia. Taką nieprzytomność trudniej uwolnić, niż wzorce wszelkich nawaleń razem
wziętych.
Skąd pochodzimy? Odpowiedź na to pytanie dla wielu ludzi jest istotna i rzutuje na
samoocenę.
Jeśli przyjmujesz, że pochodzisz od małpy, może to na ciebie mieć destruktywny wpływ.
Szczególnie wówczas, gdy zaczynasz się utożsamiać z małpią filozofią życiową. Ze względu
na negatywne wyobrażenia na temat małp i ich poziomu rozwoju stwierdzenie, że człowiek i
małpa mają wspólnego przodka, wielu wydaje się nie do przyjęcia. Odnoszą wrażenie, że
gdyby to zaakceptowali, utraciliby szacunek dla samych siebie. Wolą więc szukać swych
korzeni zupełnie gdzie indziej (w kosmosie, raju Boga).
Myślę, że dla takich ludzi świetną terapię mogłoby stanowić spotkanie z dziećmi
upośledzonymi w rozwoju umysłowym, wykazującymi niższy iloraz inteligencji, niż małpy. A
jednak przecież to istoty ludzkie! A przynajmniej za takie uznane! Takie konfrontacje bywają
szokujące, a niektórzy wyciągają z nich wnioski, że z takimi istotami nie mogą mieć nic
wspólnego. Dochodzą do wniosku, że „zapewne pochodzą one z zupełnie innego źródła”.
Postrzeganie innych ludzi jako istoty niższe to zupełnie normalny mechanizm. Spotyka się go
we wszystkich kulturach. Anglicy uważali murzynów za małpy, a Portugalczycy porywali z
Afryki szympansice myśląc, że to należące do prymitywnego plemienia kobiety. Z kolei
mieszkańcy wysp Pacyfiku często traktowali białych jako złe duchy. Wszyscy nacjonaliści
czują się lepszymi i bardziej cywilizowanymi (kulturalnymi) od przedstawicieli innych
narodów.
Wszyscy jednak pod względem formy jesteśmy ludźmi, których ciała niewątpliwie mają wiele
wspólnego z innymi ssakami. Mimo różnego wyglądu, pełnią one dokładnie te same funkcje.
Czy ten fakt może stanowić podstawę do złego samopoczucia czy zaniżania samooceny?
Może, jeśli twoja samoocena bazowała na fałszywych przesłankach. Dla upewnienia się, kim
jesteś, powtórz kilkanaście razy afirmację: "mam całkowita władzę nad swoim własnym
ciałem". Powtórz, to ważne! Mnie z podświadomości natychmiast przyszły odpowiedzi, że to
nie moje ciało, albo że ciało to ubranie, a nad ubraniem władzy się nie ma. Ubranie się tylko
przywdziewa. Ciekawe, skąd moja podświadomość przemyciła takie mądrości? Można
przecież podejrzewać, że to skutki medytacji z czasów, gdy byłem joginem. Ale... nie tylko,
bo jogin zaczyna od roztoczenia władzy nad ciałem.
Kiedy mówię, że należy zaakceptować, iż jedni ludzie są produktami ewolucji, a inni upadku
istot świetlistych, zaraz podnoszą się oburzone głosy w rodzaju: "czym my jesteśmy gorsi od
nich?" Brzmi to mniej więcej tak sensownie, jak pytanie zbuntowanego młodzieńca, który
chce się rozwijać duchowo: "A w czym ja k... mać jestem gorszy od innych, żeby nie ćpać i
nie pić alkoholu?" Albo jak bunt feministek: "no w czym jesteśmy gorsze od mężczyzn, żeby
nas wcześniej wysyłać na emeryturę"?
72
W tym drugim wypadku byłbym rad, gdyby mnie uznano za gorszego w pojęciu tych pań.
Jeśli są lepsze, to niech pracują na moją emeryturę. A co!
Samoocena to rzecz gustu. Nikt nie jest gorszy od kogoś innego, dlatego że nie zna się na
matematyce i nikt lepszy, dlatego że jest świetnym psychologiem. Warto pojąć, że nikt nie
jest omnibusem, który musi wiedzieć i rozumieć wszystko. To nie jest konieczne nawet do
urzeczywistnienia doskonałości! Nikt nie jest lepszy z tego powodu, że pochodzi z anielskiej
linii ewolucji. I nie musi się też z tego powodu czuć gorzej, czy wstydzić. Warto jednak, by
zrozumiał, że między jedną a drugą linią pochodzenia ludzi są pewne różnice
psychologiczne i duchowe, że te różne istoty z natury wyrażają się w różny sposób, nawet
jeśli mają identyczne ciała! Jedni i drudzy mają co innego do przerobienia - od narodzin aż
do doskonałości. I nie wiem, komu jest łatwiej?
Upadłe anioły mają różne obciążenia karmiczne. Do nich zaliczyć należy przede wszystkim
misje i szok upadku świadomości. Mogą one się różnić w każdym indywidualnym przypadku.
Podstawową przyczyną upadku świadomości i taplania się w niskich energiach świata
materialnego była żądza mnożenia doświadczeń. Wynikała ona z zazdrości, że Bóg obdarzył
ludzi i zwierzęta bogactwem emocji, a anioły "tylko" miłością. Dostrzegając ten fakt część z
nich poczuła się upośledzona przez Boga, oszukana i zapragnęła samodzielnie nadrobić
Jego "niedociągnięcia". Po kilku próbach już wiedziały, że aby doświadczać owego
"bogactwa" wrażeń, emocji i doznań, trzeba zrezygnować z doświadczania miłości. Coś za
coś. Wydawało się, że to dobry interes. Tymczasem zaowocował on zamknięciem serca i
tworzeniem mało satysfakcjonujących z reguły związków z innymi osobnikami.
Ja sam czułem się oszukany przez istoty, którym ufałem, bowiem w moim wcześniejszym
systemie wartości nie było miejsca na podejrzenia. Mogłem najwyżej mieć nadzieję, że ich
zachęty, bym spróbował innej, lepszej mocy, wynikają z życzliwości. Nie podejrzewając
podstępu dałem się zwabić. Odtąd usiłowałem te dwie istoty mieć zawsze blisko siebie (pod
kontrolą) i czekałem, kiedy wreszcie wskażą mi drogę powrotu. Wreszcie sam ją znalazłem,
bo im nadal nie w smak wracać, choć i tym razem deklarują, że rozwijają się duchowo.
Przez tysiąclecia upadłe anioły usiłowały uszlachetniać ludzki gatunek. Miało się to odbywać
za pomocą manipulacji genetycznych, uszlachetniania genotypu, a także rozpowszechniania
kultury i nauki. Efekty bywały różne i dopiero całkiem niedawno zwykli ludzie stali się na tyle
inteligentni i otwarci, że nastąpił gwałtowny rozwój gospodarczy i kulturalny, w którym coraz
większą rolę odgrywają ludzie z normalnej linii ewolucyjnej. Dziś nawet można stwierdzić, że
dominują oni w świecie kultury i nauki. To najlepiej świadczy o tym, że co prawda, jesteśmy
różni, ale rozwój jest nam nieobcy. Podobnie, tylko niewiele różnimy się pod względem
zdolności i talentów. U upadłych aniołów pewne zdolności i talenty rozwinęły się wcześniej,
albo też "przyszły" tu z nimi. Ludzie musieli je wykształcić, dorosnąć do nich.
To wspaniałe, że teraz możemy obserwować przyśpieszenie w ewolucji kultury i techniki.
Kiedyś na pewno przełoży się ono i na rozwój duchowy. Aby jednak rozwijać się, trzeba mieć
oczyszczony umysł, uzdrowione relacje z przeszłością… Tymczasem wiele upadłych aniołów
ma w podświadomości aktywne wzorce reakcji z odległych czasów. Przez tysiące, a nawet
przez miliony lat, czuły one, że są inne. Raz dawało im to przewagę, innym razem stanowiło
źródło problemów.
Zwykli ludzie mogli utracić siły, ale nigdy nie doświadczyli utraty mocy i zablokowania swych
nadnaturalnych zdolności. Zwykli ludzie mogli zostać wyrwani ze swego środowiska
kulturowego lub przyrodniczego, ale nie doświadczyli zmiany stanu materii i ciała. Stąd u
upadłych aniołów pozostał głęboki szok. Szok upadku związany z utratą mocy, zmianą stanu
materialnego ciała, z opuszczeniem i przerażenie związane z nagłym znalezieniem się w
zupełnie obcym im świecie. Bezradność rodziła tylko rozpacz i gniew. Wywoływała złość na
inne anioły, które były wówczas obwiniane, że zostawiły ofiarę samej sobie, zamiast jej
pomóc. Stąd u wielu z nich nieufność do świata aniołów i do Boga. Na dodatek, upadłe
73
anioły uznając, że są w obcym sobie świecie i nie znając reguł tu rządzących, usiłowały
przyjąć reguły gry ustanowione przez zwykłych, mało świadomych siebie i Boga ludzi. Wiele
z nich zrezygnowało z mocy duchowych, by dać równe szanse ludziom. To, oczywiście,
spowodowało ogromne zamieszanie i wywołało poważne konsekwencje. Najważniejszą z
nich było poddanie się władzy tych, którzy byli głupsi i bardziej ograniczeni. Drugą wiara w
przewagę siły fizycznej nad duchową.
Szok spowodowany upadkiem świadomości był tak wielki, że przez tysiące lat upadłe anioły
nie potrafiły sobie wyobrazić, że teraz Ziemia jest ich domem. Ciągle marzyły o powrocie do
domu Ojca. Nie czyniły więc wiele, by uczynić Ziemię miejscem przyjaznym i wygodnym,
choć święte pisma powtarzały: "czyńcie sobie Ziemię poddaną". Wręcz przeciwnie, uważały
takie zabiegi za zdradę Boga. Dlatego roztrwaniały swe talenty, zamiast posługiwać się nimi
dla dobra swojego i innych. Raczej nie pragnęły oświecenia, czy stania się istotami
doskonałymi, pełnymi boskiej mocy. Niektóre z nich pragnęły rozwinąć moc opozycyjną do
boskiej. I te miały nadzieję, że Ziemia im się ostanie, kiedy opuszczą ją wszyscy dążący do
zjednoczenia z Bogiem. Pozostałe pragnęły tylko za wszelką cenę wrócić do Boga. A
najlepszym sposobem realizacji tego celu wydawało im się znienawidzenie ciał i życia w
materii. Temu celowi doskonale służyło wyrzeczenie się używania mocy w celu poprawy
jakości życia i zapewnienia bezpieczeństwa. Według nich wszystko, z wyjątkiem Boga, jest
be. Koszmar życia miał przekonać upadłe anioły o tym, że nie warto tu trwać i cierpieć, że w
domu Ojca czeka coś o wiele lepszego.
Na usprawiedliwienie upadłych aniołów można przytoczyć fakt, że nie widziały one siebie w
roli mieszkańców tej planety. Usiłowały robić wszystko, by jak najprędzej ją opuścić. Stąd
silne u nich intencje do samozniszczenia. Świat fizyczny na przemian pociąga je i
przerażając męczy. Taka jest cena, kiedy zachciało się szaleć i doznawać emocji czy energii,
do których nie jest się stworzonym. Usprawiedliwianie się jednak w ten sposób można by
akceptować przez kilka wcieleń, ale nie przez ich tysiące! Kiedyś wreszcie trzeba zacząć
akceptować realia i wyciągnąć wnioski dotyczące własnej przyszłości i obecnego życia.
Istoty pochodzące z linii upadłych istot świetlistych mogą mieć poważne problemy z seksem.
Wszystko zależy od tego, czy upadek wiązał się z seksem i czy było to doświadczenie
przyjemne. Ten mechanizm przypomina reakcje związane z seksualną inicjacją kobiet, ale
jego ślady trwają w podświadomości od tysięcy, a może od milionów lat, podczas gdy u
zwykłych ludzi zazwyczaj nie pozostawiają śladów w karmie. Upadek często wiązał się z
pragnieniem doświadczania seksu, jako najsilniejszego zestawu emocji. Często towarzyszyło
mu odurzenie, poczucie zniewolenia lub braku satysfakcji, kiedy współżycie odbywało się na
trzeźwo i przytomnie. Upadek bywał też i aseksualny, lub nawet związany z wrogością do
seksu, kiedy świetlista istota kierowała się misją uwolnienia innych upadłych aniołów z
więzów emocji i materii.
Większość upadłych aniołów można zaliczyć do kategorii, assurów - walczących Bogów.
Charakteryzują się one buntem przeciw Bogu, pragnieniem udowadniania, że potrafią
stworzyć lepszy świat lub zniszczyć to, co stworzył Bóg, by udowodnić swą przewagę nad
nim. Bywają wśród nich też istoty pełne miłości i dobra, które jednak pogubiły się pod presją
ludzi, którzy nie potrafili ich ani zrozumieć, ani zaakceptować ich inności. Zazwyczaj jednak u
większości z upadłych aniołów występują wzorce i jedne, i drugie, powodując straszny zamęt
w umyśle.
Upadłe anioły mają też poważne problemy z identyfikacją siebie. Wydaje im się, że są nie u
siebie, nie z tego świata, że za bardzo różnią się od innych ludzi. Z tego powodu usiłują albo
izolować się, albo małpować zwykłych ludzi. W związku z tym muszą rezygnować z tego, co
je wyróżnia. A wyróżniają je szczególne zdolności i talenty. Niektóre z nich tak dalece
postanowiły upodobnić się do zwykłych ludzi, że przez wiele lat, lub nawet wcieleń, nie zdają
sobie sprawy ze swego zakłamania i żyją w ograniczeniach uważając, że tak jest najlepiej.
74
Mogą długo nie widzieć ceny, jaką za to płacą. A ceną jest odcięcie się od miłości, pomimo
że nawet się ją czuje; odcięcie od Boga, pomimo że się z Nim kontaktuje i pomieszanie w
związkach. Najgorsze jest to, że takie istoty mają w podświadomości silną intencję
odpychania od siebie partnerów, którzy są dla nich najbardziej odpowiedni. Wyrzekli się ich
dawno temu, zapragnęli żyć jak normalni ludzie, tworzyć związki takie, jak oni i parzyć się z
ludźmi. Zwykle na to nakłada się misja uszlachetniania genotypu ludzkiego przez mieszanie
genów
ludzi
i
istot
"lepszych",
inteligentniejszych,
zdolniejszych.
Efektem tych praktyk jest zamknięcie serca na czystą miłość i boskie wibracje. To cena za
rezygnację z miłości, za małpowanie innych istot. Czas wreszcie pojąć, że nie musimy robić
tego samego, jeśli jesteśmy inni. Różnimy się talentami, zdolnościami i motywacjami. W
każdej społeczności potrzebne jest całe spektrum postaw, motywacji, poglądów i zdolności.
Inaczej owa społeczność degeneruje się i nie jest w stanie funkcjonować. Jak by wyglądało
nasze życie bez piekarzy, rolników, lekarzy, uzdrowicieli i nauczycieli? Czy w związku z
wykonywaną funkcją jedni są gorsi od innych?
Kahuni - strażnicy odwiecznej mądrości - wiedzieli, że jeśli społeczeństwo ma być zdrowe i
harmonijne, to nie może w nim zabraknąć żadnego z ogniw, czy elementów. Wszyscy są
potrzebni, ale też każdy powinien znać swoje miejsce i nie uważać się za lepszego, czy
gorszego. Jeden ma bowiem talent artystyczny, inny medyczny, a jeszcze inny manualny.
Nikt nie jest z tego powodu gorszy. Ale... przywykliśmy do bycia ocenianymi w szkole i to
przyzwyczajenie "weszło nam w krew". Dostawaliśmy oceny ze śpiewu, z rysunków, ale nie z
uzdrawiania, archeologii czy astrologii. Mieliśmy należeć do kółek zainteresowań
artystycznych, matematycznych, sportowych (te z reguły traktowano jako najważniejsze dla
całokształtu naszego rozwoju i dla naszej przyszłej kariery!!!), ale nie parapsychicznych.
Dlatego podświadomie, albo również i świadomie, te dziedziny, które nie były przedmiotem
oceniania, możemy lekceważyć i uważać za zbyteczne.
Ważne jest dostrzegać, gdzie jest najlepsze dla każdego miejsce i zgodzić się, by
wykorzystywać wszystkie swoje zdolności i możliwości dla wspólnego dobra. Współpraca,
zamiast konkurowania. Oto jedyna droga do doskonałości, jeśli chcemy harmonijnie żyć w
społeczeństwie. I co dalej? Czy może lepiej lub wygodniej się odizolować? A kto powiedział,
że nie można żyć wśród ludzi i przejawiać pełni doskonałości?
Przez tysiące, a może nawet miliony lat gromadzenia doświadczeń, wreszcie powinno do
wielu dotrzeć, że nie ma co małpować innych. Anioły nigdy nie staną się ludźmi, ani
strzygami, a ludzie i strzygi nigdy nie będą aniołami. Wszystkie jednak istoty mają możliwość
osiągnięcia doskonałości (choć nie wiem, jak to jest ze strzygami! - na pewno jednak mogą
one doświadczyć spełnienia zgodnego ze swą naturą). To nowe spojrzenie powinno nas
skłonić do stwierdzenia, że nie ma uniwersalnej drogi rozwoju duchowego dla wszystkich. A
to dlatego, że różnimy się między sobą zdolnościami pojmowania i nawet doświadczania.
Owa różnica uwydatnia się szczególnie, kiedy mamy do czynienia ze światem duchowym.
Wiele religii zachęca, byśmy próbowali stać się (na powrót) na podobieństwo Boga. Uważam
tę drogę za wspaniałą i skuteczną, ale... Zauważmy, że większość ludzi, którzy się na co
dzień modlą i deklarują się jako wierzący, nie ma w ogóle doświadczenia Boga. Dla nich Bóg
jest tylko hipotezą roboczą (albo mityczną), ale nie czymś realnie istniejącym. Ci powinni
znaleźć sobie inną drogę do doskonałości. Nie proponuję im ateizmu, bo dobrym ateistą
można być tylko wtedy, gdy się ma intuicję i czyste intencje wobec ludzi. Po pewnym jednak
czasie intuicja pokazuje, że istnieje coś więcej, niż tylko świat materialny i trzeba przestać
być ateistą.
Moim zdaniem, najlepszą duchową drogą dla tych, którzy nie mają świadomości Boga, może
być buddyzm. Nie narzuca konkurencji, nie zachęca do rozwijania mocy duchowych i
wszystkim ludziom obiecuje oświecenie. Buddyzm jednak nie nadaje się dla upadłych
75
aniołów, bo narzuca im ograniczenia nie do wytrzymania (wyjątkiem jest wadżrajana).
Podobne ograniczenia narzuca chrześcijaństwo.
Dla tych, którzy nie czują "Boga", drogą do doskonałości może być przestrzeganie kodeksów
i zasad moralnych, a także konsekwentne i logiczne wyciąganie wniosków. Jak na razie
najskuteczniejszym sposobem, by utrzymać ich w ryzach, okazuje się zastraszanie ich
karami ludzkimi i boskimi.
Dla tych, którzy korzystają z intuicji, kodeksy moralne i stworzone przez ludzi systemy
wartości są tylko uwierającymi gorsetami. Jeśli się ich nie pozbędą, to się przeciw nim mogą
buntować do końca życia. I do końca życia prowadzić walkę między intuicją, a wiedzą i
intelektem.
Jest jeszcze jedna ważna sprawa. Otóż, aby posługiwać się intuicją, trzeba oprzytomnieć i
wytrzeźwieć. Inaczej zbiera się kiepskiej jakości informacje z różnych źródeł i czuje coraz
większe zmęczenie życiem. To prowadzić musi do marzeń o rozwiązaniu wszelkich
problemów dzięki śmierci lub kataklizmowi.
To nasz umysł kreuje nasze otoczenie. Jeśli upadłe anioły poddały się i zaniechały
wykorzystywania swych mocy i mądrości dla swego dobra, to jeszcze nie powód, by nadal
trwać w tym stanie. Jeśli zrezygnowały z mocy i mądrości, by dać szansę ludziom, to
dlatego, że chciały konkurować z nimi, zamiast współtworzyć. Współtworzenie świata z
takimi "prymitywami", jak ludzie, nie mieściło im się w głowie. Będzie więc im trudno teraz
zaakceptować tę ideę, a jeszcze trudniej wprowadzić w życie. Chociaż... cuda zdarzają się
również upadłym aniołom... Najtrudniej jednak będzie zaakceptować, że wszystkie istoty są
równe wobec Boga.
I po to mamy do Niego wracać? Na pewno nie po to, ale pod tym warunkiem.
Trzeba będzie zaakceptować, że odczuwanie miłości "na maxa" nie jest upośledzeniem, a
moce duchowe nie powinny stanowić powodu do wywyższania się. Teraz mamy bowiem
istoty, które czują się jednocześnie gorszymi i lepszymi od innych. Jednocześnie! Czy
widzisz w tym cokolwiek z mądrości? Ważne jest pojąć, że zarówno ludzi, jak i upadłe anioły
obowiązuje to samo prawo karmy! A to dlatego, że nasz świat jest wynikiem kreacji naszych
umysłów. Warto więc nauczyć się kreować go tak, by był nam coraz bardziej przyjazny i
bezpieczny. Upadłym aniołom może być łatwiej, ale ... nie należy wyciągać stąd wniosku, że
są lepsze, ani też że mają więcej obowiązków. Wystarczy pojąć, co mogą uczynić dla siebie i
innych, i polubić tę zdolność. Jeśli bowiem coś czynimy z pasją, to musi nam się powieść.
Tak jak udało się z pasją wykreować kataklizmy, tak teraz warto spróbować wykreować raj w
świecie materialnym. Raj dla siebie. Raj, w którym nikt nie będzie poniżał czy wywyższał
innych. Tak właśnie może wyglądać nasze najbliższe otoczenie. Czy to naprawdę
przekracza nasze możliwości? To przecież tylko kwestia wyobraźni! A przykładów jej
twórczego wykorzystania dla wspólnego dobra mamy wokół coraz więcej! Udział w tym
procesie ma coraz więcej ludzi ze zwykłej linii rozwoju!
Tym, co przekracza nasze możliwości, jest wykreowanie na Ziemi raju dla wszystkich bez
wyjątku, ponieważ większość jej mieszkańców wcale go ani nie pragnie, ani nie jest w stanie
zaakceptować. Większość chce przeżyć to życie atrakcyjnie, to znaczy w miarę przyjemnie,
emocjonująco i z pełnym brzuchem. A my nie musimy ich małpować. Możemy wreszcie
zrezygnować z wysiłków udowadniania, że nie jesteśmy od nich gorsi. Nie jesteśmy. Mamy
tylko INNE intencje, zainteresowania i talenty.
76
2003-05-04 Żądło Leszek
Strategie powrotu upadłych aniołów
Aby omówić strategię powrotu, musimy poznać historię upadku aniołów. Historycznie rzecz
biorąc najpierw pojawiły się anioły czerwone, później niebieskie, a na końcu białe. Na
dodatek pojawiają się jeszcze anioły żółte (złociste) oraz "czarne" (granatowe). Niektóre
świecą na zielono, pomarańczowo lub w paski z prześwitami żółtego. Między tymi grupami
są istotne różnice, więc też i inne są szczegóły w stosowaniu strategii powrotu.
Strategii nieskutecznych stosowano całe mnóstwo, zaś skutecznych jest tylko kilka. Mają
one jednak tę samą bazę. A to znaczy, że upadłe anioły, jeśli chcą wrócić, to muszą spełnić
ten sam warunek.
W tym momencie większość z nich wybiera zatracenie, ponieważ nie po to się różnicowały,
by teraz spełniać warunek ten sam dla wszystkich! To im się kojarzy z jednakowością, jeśli
nie z komunizmem. Zupełnie niesłusznie. Różnice między upadłymi aniołami wynikają nie z
tego, że zostały inaczej stworzone, tylko z faktu, że dzięki innym doświadczeniom nabyły
różniących je między sobą cech. I to właśnie owe cechy nie pozwalają im na doświadczenie
spełnienia, lub powodują, że warto wybrać szczególną drogę powrotu.
Upadłe anioły są często zainteresowane rozwojem duchowym. Ludzie w intencji oświecenia,
powrotu do Boga, czy osiągnięcia doskonałości, stosują wiele praktyk duchowych.
Większość z nich nie nadaje się jednak dla upadłych aniołów, a wiele zwodzi na manowce
zarówno upadłe anioły, jak i ludzi. Rzecz w tym, że niektóre z nich stworzono wyłącznie z
myślą o aniołach zakładając, że wszyscy jesteśmy aniołami wygnanymi z raju. Takie
założenie przyjęła przede wszystkim gnoza, która jest obecna prawie na całym świecie, a na
pewno stała się elementem składowym ważniejszych religii. Z całą pewnością można
stwierdzić to, że człowiek nie zrealizuje się, jeśli będzie naśladował anioła, podobnie jak anioł
nie spełni się, jeśli będzie małpował człowieka lub małpę. Dla każdego gatunku jest właściwa
droga, która musi uwzględniać cechy, możliwości i zdolności właściwe temu gatunkowi. Koń
nie spełni się jako mrówka, choćby pracował nad tym miliony wcieleń. Podobnie i anioł nie
spełni się jako człowiek, elf, czy strzyga. W przypadku aniołów i ludzi indywidualizacja jest
znacząca i pociąga za sobą konkretne skutki w postaci zróżnicowania zdolności
indywidualnych, mocy duchowych, świadomości, komasacji wewnętrznego światła itd., ale
przede wszystkim intencji. Jeszcze większe różnice pojawiają się między ludźmi, czy
aniołami, a innymi inkarnowanymi w ludzkiej formie gatunkami.
Przypadki inkarnowania się w formie właściwej dla innego gatunku są dość rzadkie, kiedy
patrzymy na istoty ludzkie lub anielskie. W świecie zwierząt jest to zjawisko o wiele
powszechniejsze. Bez niego nie byłoby ewolucji. Pomieszanie cech różnych gatunków
wydaje się więc czynnikiem nakręcającym ewolucję. I tak się też wydawało tym upadłym
aniołom, którzy usiłowali uszlachetnić ludzki gatunek zapładniając kobiety. I nic z tego nie
wyszło, bo inkarnuje się dusza, a nie geny. Na pewno niektórzy popełniają błąd, myśląc, że
wiara w swoje anielskie pochodzenie służy łechtaniu swojego ego. Bycie upadłym aniołem to
nic nadzwyczajnego, żaden zaszczyt. To tylko specyficzne obciążenia karmiczne (m. in.
intencje, wzorce energetyczne), których trzeba się pozbyć, zanim dojdzie się do
doskonałości, czy boskości. Zanim owa boskość czy doskonałość staną się w ogóle możliwe!
W buddyzmie twierdzi się, że tylko człowiek ma szansę na oświecenie. Dlatego wszystkie
istoty powinny się starać inkarnować w ludzkiej formie. Ufff. I się narobiło!!! Mamy więc
inkarnowanych w ludzkich ciałach bogów, walczących bogów, ludzi, zwierzęta, głodne duchy
i istoty piekielne (np. demony i strzygi). Według buddyzmu wszystkie one są spragnione
oświecenia. Według mnie, raczej pożądają mnożenia doświadczeń w ludzkiej skórze, czyli
właściwych gatunkowi ludzkiemu. Buddyści starają się nieść oświecające nauki
przedstawicielom wszystkich inkarnowanych w ludzką formę gatunków, co raczej nie
wychodzi im na zdrowie i ogranicza ich w rozwoju. W buddyjskiej klasyfikacji istot te, które
zwiemy upadłymi aniołami, zajmują miejsce assurów - walczących lub upadłych Bogów.
77
Odwołując się do tej koncepcji moglibyśmy stwierdzić, że anioły schodząc na Ziemię mają
szansę na skok w ewolucji duchowej. We właściwym sobie świecie pozostawałyby na tym
samym poziomie i nie rozwijały się. Nic ich bowiem do rozwoju nie motywuje. Czują się
świetnie i funkcjonują bezkonfliktowo. Jedyna ewolucja, która się tam odbywa, to
zagęszczanie formy. Ewolucja indywidualna możliwa jest tylko w świecie materialnym.
Dlatego można sądzić, że upadek w materię to szansa na wzniesienie się na wyższy
poziom. Szansa, z istnienia której większość nie zdaje sobie sprawy.
Wielu z upadłych aniołów próbowano pomóc, a one odbierały to jako brak szacunku, czy
zamach na ich wolną wolę. I coś w tym na pewno było, bo często oferowana pomoc była
wynikiem nie miłości, a misji, za którą krył się przymus i strach. Upadek to droga anioła ku
"niższemu" postrzeganiu uniwersum w wyniku poddania się działaniu emocji mu
niewłaściwych (nienawiść, gniew, żądze, hierarchiczne postrzeganie "góry"). Zrozumienie
tego pozwoli uwolnić się od wielu blokad emocjonalnych. Niektóre z dróg upadku prowadzą
tu - na Ziemię, ale czasami udaje się ten proces zahamować wcześniej.
Skoro się już tu jakiś anioł znalazł, to przede wszystkim musi zrozumieć, że część
zakodowanych wspomnień nie musi być wyrocznią skazującą go na wieczną tułaczkę w
świecie materii. Aby uwolnić się od oporu przed powrotem, musi zrozumieć, że postrzeganie
przez niego pewnych spraw zostało wypaczone przez niewłaściwe dla niego emocje. To
pierwszy krok do uwolnienia się od lęków, poczucia winy, niedoceniania, czy niegodności, a
przede wszystkim od strachu i niechęci przed powrotem, a także od oczekiwań na wyśmianie
przez inne anioły i ukaranie przez Boga.
Wiele wspomnień z okresu upadku świadomości to rzeczywistość postrzegana przez
pryzmat zmienionego stanu świadomości, a to znaczy, że nie musiało tak być, jak to
pamiętamy. To oznacza, że wszystkie żale i kompleksy upadłego anioła są fałszywe.
Najpierw pojawił się świat bez ludzi, a ludzie powstali długo potem. Formy istot
zamieszkujących Ziemię zmieniały się. Podobna ewolucja formy postępowała w świecie
aniołów.
Pierwszymi istotami czystego światła i miłości (aniołami), które zapragnęły doświadczać
formy, były te, które określamy mianem "czerwone". One najpierw przenikały powietrze
doświadczając powiewu, czy ciepła. Z tym się wiążą ich pierwsze doświadczenia
materialnego świata. Potem zauważyły istoty mające formę i zapragnęły jej doświadczyć,
gdyż były tylko skupiskami zagęszczonej energii, pozbawionymi konkretnej formy.
Spragnione były kontaktu z materią. Zazdrościły istotom ziemskim przede wszystkim formy i
kształtu (ludzi jeszcze nie było!). Dziś wiele czerwonych aniołków ma problemy z tuszą (duża
forma i obfity kształt, żeby wiatr nie wywiał), zwraca obsesyjnie uwagę na swój wygląd
(formę), a także na ubrania (majteczki za minimum 100 zł). Ich pożądanie rzeczy
materialnych sprawia, że często są zbyt drogie w utrzymaniu, tzn. wydają więcej, niż są w
stanie zarobić. Często marzą o spełnieniu się w roli matki (przecież jako aniołom nie dane im
było doświadczyć "rozkoszy" macierzyństwa), ale nie wiedzą, jak wychować dzieci i co w
ogóle z nimi robić. Ten dylemat dotyczy też innych aniołów. Tysiące wcieleń na Ziemi
niczego ich nie nauczyły! Dlatego mimo to nie czują się spełnione, a na dodatek popadają w
kompleksy, bo jednak nie potrafią czuć się szczęśliwe z tego powodu, co ludzie.
Ach, gdyby choć ludzie to potrafili!
Dlaczego postrzegamy je jako czerwone?
Podejrzewam, że już tak długo przebywają w materialnym świecie, że zatraciły jaśniejsze
barwy.
Na myśl o powrocie do Boga dostają gęsiej skórki z wyobrażeniem o rozpłynięciu się w
energii, bez formy.
Istoty o tym pochodzeniu mają do odreagowania zachłanność na doświadczanie materii i
pożądanie formy.
Czerwone to pierwotne siły twórcze, przeważnie żeńskie. Pojawiły się na samym początku i
to one były pierwszymi emanacjami najwyższej energii. Jest ich bardzo mało i dlatego prawie
nie są znane. Upadek świadomości z reguły obciąża je w bardzo małym stopniu. Tak jakby
78
jego skutki wypaliły się przez miliony lat. Głównym motywem upadku świadomości aniołów
była chęć doświadczania tego, co nie było im właściwe. Kiedy pojawili się ludzie, motywem
upadku stała się zazdrość o ludzi, których ponoć Bóg umiłował bardziej, niż anioły, bo dał im
więcej doświadczeń (np. seks). Jako drugie upadały niebieskie aniołki. Ich pojawianie się
poprzedziło powstanie ludzkiej formy. Niektórzy przypominają sobie, że ich pierwsze zejście
w materię w formy podobne do ludzkich nastąpiło na innej planecie, niż Ziemia. Inni, że dla
zabawy, czy zdobycia doświadczeń, wchodzili w różne prehistoryczne gady (bo te były duże i
wydawały się bezpiecznym schronieniem).
Niebieskie anioły zazdrościły ludziom doświadczeń, których wcześniej nie miały. Czerwone z
kolei, gdy zobaczyły upadających niebieskich, zaczęły im zazdrościć formy, oraz przejawów
zdolności i mocy, których nie posiadały. Tu pojawił się pomysł, by wykorzystać niebieskich
do własnych celów. Zadomowione tu już od dawna czerwone uknuły mnóstwo spisków, by
omamić i wykorzystać jak najwięcej niebieskich. Niektóre zauważyły, że światło
promieniujące z niebieskich pomaga im podnieść wibracje i zbliżyć się do Boga. Innym
chodziło tylko o moce duchowe do wykorzystania na Ziemi w rozgrywkach z innymi
osobnikami. Dlatego knuły intrygi wrabiając w nie niebieskich. Niebieskie zazdrościły
żyjącym istotom głownie "bogactwa emocji". Znudzone stagnacją i Bożą miłością zapragnęły
doświadczać seksu, lęku, gniewu, nienawiści i innych emocji, których brak było w świecie
miłości, mądrości i mocy Boga. W wielu przypadkach przyczyną upadku była również
fascynacja złem, którego nie ma w świecie miłości. Istoty siejące zniszczenie wielu
upadającym wydawały się nawet potężniejsze od Boga ze swą mocą destrukcji, której Bóg
nigdy nie przejawiał. Niszcząc, nienawidząc można było doświadczać "bogactwa" emocji,
czyli tego wszystkiego, czego wcześniej anioły były pozbawione.
Wszyscy robili dobrą minę do złej gry. Gdy ktoś już zaczął się w to bawić, udawał, że jest mu
z tym świetnie, choć naprawdę było to okropne. No ale kto by się przyznał do błędu?
(Podobne zjawisko występuje wśród młodzieży, która zaczyna eksperymenty z alkoholem,
papierosami, czy narkotykami: "Spróbuj tego, zobaczysz, jak ci będzie dobrze". Delikwent
próbuje, jest mu niedobrze i rzygać mu się chce, ale udaje, że jest świetnie, by nie zawieść
oczekiwań kolegów, którzy go namówili i by w swoich oczach nie wyjść na idiotę. Przecież
(na pewno) innym było świetnie (mówili o tym z takim entuzjazmem, że hej!), a że akurat
jemu jest niedobrze? Trudno, może jest jakiś nienormalny, albo następnym razem będzie
lepiej... Na wszelki jednak wypadek z entuzjazmem opowiada, jak to rzygał dalej, niż mógł
zobaczyć i jak mu przez tydzień wszystko wirowało na szaro. "Ale jazda!") Największą mocą
destrukcji operowały zawsze istoty piekielne i demoniczne inkarnowane w ludzkiej formie. To
właśnie one często stawały się idolami niebieskich aniołów. Ich moce wydawały się
ewidentne. Miłość przy nich wydawała się nic nie znaczącym zefirkiem. I tak niebieskie
zaczęły się jej wyrzekać. Ślubowały, że będą doświadczać wszystkiego z wyjątkiem miłości.
Zobowiązywały inne upadłe, by je powstrzymywały przed ewentualną "głupotą", gdyby
chciały wrócić do miłości. I zobowiązywały się, by innym skutecznie takie pomysły wybijać z
głowy. To one dużo później wpadły na pomysł ślubowania bodisatwy, którego prawdziwym
celem jest opóźnienie swego rozwoju duchowego. Ale... nie tylko to zdecydowało, że o
miłości zapominały coraz bardziej, choć zawsze jej pragnęły. Nie da się bowiem żyć bez
tego, co jest naszą naturą. Nie da się jej wyprzeć! Mimo to usiłowały miłość zastępować
podnieceniem seksualnym i coraz dzikszymi orgiami. Czasami też przekonywały się, że
miłość to straszna, niszcząca siła. Bywało bowiem, że zabiły lub nawet zdematerializowały
jakiegoś inkarnowanwego w ludzkiej formie demona usiłując uzdrowić go miłością. Strzygi i
demony nie są w stanie przyjąć anielskiej miłości, o czym wówczas nikt nie wiedział. Stąd
pojawiło się u wielu z nich poczucie winy za zbrodnię i pragnienie pokuty za miłość.
Schodzeniu w materię u niebieskich często towarzyszyły wzorce ograniczenia świadomości i
nieprzytomność. Ich przyczyny to strach przed nowym, a także fakt, że pierwsze
doświadczenia przebywania w ciałach zwierzęcych czy ludzkich wiązały się z opętaniem.
Wiadomo, że opętać można tylko osobnika słabego, chorego, naćpanego, czyli takiego,
którego wola została ograniczona. Upadające w ten sposób anioły nie wiedziały tego, więc
stan świadomości i "wiedzę" na temat życia opętanych przez siebie osobników brały za
prawdę o świecie, życiu, ciele, relacjach między osobnikami. Nie zdając sobie sprawy z
79
faktu, że to istna kloaka nieczystości (!), przejmowały telepatycznie cały ten chłam
emocjonalny i energetyczny. I to właśnie spowodowało ich upadek świadomości. Niektóre do
dziś dnia nie potrafią odróżnić świństw energetycznych od miłości i tworzą sobie rozmaite
teorie, które mają im potwierdzić, że miłość i boskość są wszędzie. Owszem, są, tylko że w
różnym stężeniu. Na pewno nie w takim, w jakim były obecne w świecie aniołów.
Doświadczając wcześniej tylko tego co dobre, anioły schodzące na Ziemię nie spodziewały
się podstępów. Nie miały ani świadomości rozróżniającej, ani potrzeby rozróżniania. Nie
doceniały swej natury. Ich naturą jest doświadczanie boskiej miłości, boskiej mocy i boskiej
mądrości. Zachłanne na to, co doświadczają istoty ziemskie, nie dostrzegały konsekwencji
zaniżenia swych wibracji. Były zbyt zachłanne na to, czego nie dało się doświadczyć w
świecie anielskim, by zastanawiać się nad konsekwencjami zaniżenia wibracji. Przez długi
czas nic nie wskazywało na zagrożenia. Można się było swobodnie przemieszczać między
światem fizycznym, a anielskim, czy wyższym astralnym, który wydawał się być tym samym,
co anielski. Rzecz jednak w tym, że ci, którzy pierwsi zauważyli, że nie wracają już do świata
boskiego i odkryli różnice między możliwościami, jakie daje przebywanie w tych światach,
zaczęli manipulować schodzącymi w świat astralny i materię naiwniakami. I tu pojawiły się
pierwsze misje, nakazy, zasady i zakazy, z którymi anioły schodziły dalej do bardziej
zagęszczonych światów. Zejście bowiem polegało na coraz większym zagęszczeniu energii,
aż przybrała one ciężkie i nieruchawe wibracje materii. W drodze do świata materii trzeba
było przejść przez świat astralny. Dlatego dziś wielu wydaje się, że droga powrotna prowadzi
w kierunku odwrotnym. I ci, którym się tak wydaje, najwyżej wchodzą do wyższego astralu.
Ale nie dalej!
Prawdą natomiast jest, że nie da się wrócić do świata aniołów, dopóki nie uzdrowi się swego
ciała astralnego i nie prześwietli się go duchowymi - boskimi energiami. Pomysł o
koniecznym przejściu przez świat astralny inspirował głównie mieszkańców Atlantydy. Ta
strategia powrotu i jej skutki są opisane w innych artykułach (Destrukcja jako sposób na
szczęście, Atlantyckie klimaty). Istotne jest to, że strategia destrukcji w materii i obrzydzania
życia nie tyle była pomocna w powrocie do Boga, ile w realizacji najbardziej destrukcyjnych
dążeń oszalałych niebieskich.
Inny błąd popełnili ci, którzy zostali podstępem ściągnięci w materię. Nie podejrzewając
podstępu stwierdzili, że "skoro ktoś mnie tu sprowadził, to na pewno musi znać drogę
powrotną i niedługo pokaże mi ją". Trzymali się więc go upierdliwie przez miliony lat żądając
pokazania drogi powrotnej i.... nie doczekali się, bo intencje tych, którzy ich ściągnęli, były
zupełnie inne, a ich upadła świadomość nie pozwalała na znalezienie drogi powrotu.
Mając dobrą naturę, ale wypierając ją i czcząc zło, często niebieskie anioły popadały w
szaleństwo. Wiele z nich nie miało odwagi pójść na całość, ale nie brakło i takich, które
usiłowały doprowadzić się do anihilacji (całkowitego unicestwienia), gdyż zauważyły, że
można w ten sposób unicestwić inne istoty. Tylko brak znajomości rzeczy nie pozwalał im na
zrozumienie, że anihilować można tylko demony posługując się miłością. Czasami udawało
się im niemal stłumić swą anielską naturę, przez co osiągali stłumienie wewnętrznego
świecenia do poziomu bliskiego czarnemu. Wykorzystywali to samozwańczy strażnicy
anielscy będący w świecie astralnym, czyli "bliżej Boga" i wmawiali im, że teraz dla nich już
nie ma powrotu do Boga, gdyż np.: stały się czarne niczym strzygi. Ich kolor stał się często
ciemnogranatowy, ale jednak nie czarny.
Niebieski anioł to taki, który wiele nabroił w intencji mnożenia najdzikszych doświadczeń. Być
może nawet niejednokrotnie doszedł do dna i popadł w szaleństwo. W związku z tym może
mieć w sobie dużo poczucia winy i niegodności. Wtedy dodatkowo ściąga na siebie różnego
rodzaju negatywne doświadczenia (przeżycia). Może być to autodestrukcja, uczucie
wyimaginowanej radości, która bardzo szybko zmienia się w złość, smutek, tęsknotę. Tak
naprawdę to lubi sobie dopieprzyć, aby lepiej i pewniej się poczuć. Powiedzmy, że przejawia
większość wzorców typowych dla dorosłych dzieci alkoholików, bo doświadczył prawie
80
wszystkich możliwych kombinacji popieprzenia emocjonalnego, również w relacjach z
innymi.
Niebieskie anioły najczęściej mają do odreagowania zachłanność na emocje i mnożenie
doświadczeń związanych z emocjami. Muszą uświadomić sobie cenę, jaką za to płacą, choć
dla wielu z nich pozornie cena nie gra roli. Perspektywa powrotu do Boga przeraża je, gdyż
boski świat (np. oświecenie) kojarzy im się z nudą czy brakiem jakichkolwiek odczuć. I
wreszcie oszalałe muszą pojąć, że strategia anihilacji nic im nie dała, poza nasileniem
cierpień i uwikłaniem w świecie materii i emocji. Trudna to dla nich decyzja, bo silniej ciągnie
je do gnozy z jej destrukcyjną filozofią, niż do prawdziwego rozwoju duchowego mającego na
celu nauczyć nas, jak żyć tutaj korzystając z duchowych inspiracji najwyższej jakości.
Anioły pierwotnie i naturalnie doświadczały energii miłości, czyli dobra. Nie doceniały bożej
mądrości i mocy, które były dla nich zupełnie naturalne. One po prostu były w tym stanie.
Anioł wszystko posiada, ale obserwując zachowanie zwierząt, czy człowieka, dostrzegał
różnice i nie rozumiał, skąd one się wzięły. Z dostrzeżenia, że człowiek to coś innego, choć
podobnego, pojawiło się u pewnej grupy aniołów pragnienie doświadczenia życia właściwego
dla ludzi. Ponieważ anioły nie potrafiły porównać rzeczywistej mocy z ograniczeniami i
świadomości z nieświadomością, naiwnie sądziły, że doświadczając życia jak ludzie, niczego
nie stracą. Niebieskie anioły przebywając z ludźmi i inkarnując się jako ludzie usiłowały
nauczyć się ich sposobu życia, przejąć ich miłość (hi, hi) mądrość (ha, ha) i moc (ha, ha, ha).
Ich błąd powieliły później anioły białe. W ten sposób, oraz wybierając sobie ziemskich (m. in.
ludzkich) rodziców, upadłe anioły przejęły cechy właściwe dla gatunku, w którym się
inkarnowały.
Białe anioły zstępowały jako ostatnie. Czasami wywodziły się z czerwonych lub niebieskich,
którym wcześniej udało się wrócić. Ich głównym motywem zejścia była chęć ratowania
czerwonych i niebieskich. Często upodabniały się do czerwonych, czy niebieskich aniołów
chcąc im pomóc i przejmowały ich obciążenia mentalne oraz emocjonalne. Bywało, że
pojawiały się jako przerażający Mężowie Boży. Nic w tym dziwnego, skoro część z nich
zachowała moc materializacji przedmiotów, potrafiły więc zmaterializować sobie ciała
właściwe do misji, jakiej się podjęły.
Do odreagowania mają głównie misje, ślubowania zobowiązania, a także inicjacje z
wyższego astralu od samozwańczych strażników progu, czy władców karmy. Białe anioły,
tak samo jak niebieskie, swych pierwszych doświadczeń życiowych doznawały w wyniku
opętania słabych, czy chorych osobników. I podobnie przejmowały ich wiedzę o świecie, ich
emocje. Kiedy przyglądają się sobie w medytacji, zauważają często, że to, kim są, to zlepek
cudzych emocji, myśli, intencji, pragnień, wzorców energetycznych itd. Upadek świadomości
obciąża im z reguły więcej karmy, niż niebieskim. Ale są bardziej pewne siebie i przekonane
o swej nieomylności. Białym i niebieskim wydaje się, że wszystko wiedzą najlepiej, choć nie
potrafią sobie zbytnio radzić w życiu, albo radzą sobie, ale za bardzo wysoką cenę i z
trudem.
Białe anioły często dysponują potężnymi mocami duchowymi, których nie muszą rozwijać w
wyniku praktyk duchowych i często są na dość wysokim etapie rozwoju duchowego (poziomy
mistrzowskie). Jedne z aniołów, które powróciły, lub nie zaliczyły upadku, znalazły miejsce
przy Bogu i zaakceptowały swoją rolę.
Dla niektórych aniołów wykonywanie dotychczasowych ról stało się pewnego rodzaju rutyną i
niełatwo jest już je czymś zaskoczyć. Po prostu stare wygi (oczywiście w sferze "TAM").
Mają one nietypowe dla reszty aniołów umiejętności. Po prostu nieraz musiały zachować się
"niekonwencjonalnie", a może chciały się popisać przed bogiem wyręczając go?
Najważniejsze, że zwykle były dosyć pożyteczne, gdyż kierowały się przede wszystkim
miłością i najwyższym dobrem. No i z założenia działały dla dobra ludzkości oraz innych
istot. Spośród nich wywodzą się anioły białe i część żółtych. Skutki ich działań bywały różne,
a przede wszystkim nie zawsze były właściwie rozumiane przez ludzi i upadłe anioły. Nic
81
dziwnego, często przecież zamiast planu bożego pomagały tylko spełniać pragnienia (zalążki
karmy) większości tych, którzy usiłowali się zatracić.
Białe i niektóre żółte, którym wcześniej udało się wrócić, widząc, co tu się dzieje, a mając
zamiłowanie do wyzwań, znalazły sobie nowego konika. Zauważyły, że część demonicznych
stworów została już unieszkodliwiona, ale największy "burdel" jest na ziemi. Odkryły obszar,
w którym jest sporo do zrobienia, czyli pełen wyzwań świat materii, na dodatek pełny
upadłych aniołów, KTÓRE KOCHAŁY PONAD WSZYSTKO i zła, z którym dobrze potrafią
walczyć i które rozpoznają pod każdą postacią. Przecież pracowały ciągle na najwyższych
obrotach czyszcząc wszechświat z rozmaitego paskudztwa, a tu mają pełno zła
wymieszanego z biednymi, upadłymi istotami. A że pojęcie o materii mają kiepskie, to
bardziej przeszkadzały, niż pomagały (np. bardziej cenią sobie opiekę nad kaleką, niż
zapobieżenie kalectwu).
Skoro tak bardzo się garnęły do porządkowania ziemi, to dostały szansę pokazać, co
potrafią. I tu cześć żółtych oraz białych się pogubiła. Nie radzą sobie kompletnie i czasami
jeszcze stwarzają problemy. Nie wiedzą, jak żyć "tu", a "tam" też nie potrafią. Nieraz te "lekko
upadłe" ratowały je z opresji.
W trakcie oczyszczania podświadomości i energii wewnętrznej może się zmieniać kolor
świecenia u upadłych aniołów. W czerwonym czy niebieskim pojawiają się plamy lub paski
żółtego. Bywa, że przejściowo istota będąca inkarnacją upadłego anioła świeci na zielono lub
na pomarańczowo. To znak, że rozświetla się na żółto. Za tym idzie postęp w duchowym
rozwoju.
ŻÓŁTE, a właściwie złote, świecenie to nie tylko znak rozpoznawczy anioła, który ma szansę
wyjść z koła reinkarnacji. Również ludzie rozwijający się duchowo często świecą podobnie
jak żółte anioły. Bo tak przez nich prześwitują boskie wibracje. Żółte anioły stanowią
szczególną grupę wśród upadłych. Część z nich już wcześniej wróciła do swego naturalnego
stanu i znów weszła w materię, a część jest w trakcie powrotu. W każdym razie one najsilniej
spośród wszystkich emanują anielskimi wibracjami. Najczęściej są to te, które zgromadziły
zasługę karmiczną i dzięki temu dostały szansę, by przepracować w obecnym wcieleniu to,
czego jeszcze nie udało im się dokonać. Wiele z nich dysponuje potężnymi mocami
duchowymi zwanymi albo darami Ducha Św., albo "siddhis". Nie znaczy to, że są świadome
ich posiadania i możliwości, jakie się z nimi wiążą. Najczęściej są tym zdziwione.
Żółty to taka istota, która powstaje po przetransformowaniu - zrozumieniu swych
negatywnych wzorców i posiada umiejętności do zastosowania w życiu mechanizmów
pozytywnych (przeciwnych negatywnym). Staje się żółtym w wyniku odgadnięcia znaczenia
słów: "Ja jestem, Ja się staję". Żółte mają zazwyczaj najwyższy procent obciążeń karmy
związanych z upadkiem świadomości.
Żółte aniołki przez większość czasu mogą się wydawać trochę głupawe, niezaradne,
upierdliwe, marudne. Ale kiedy przychodzi moment krytyczny, jakiś punkt zwrotny,
przypominają sobie, od czego są i zawsze stają po właściwej stronie, nawet własnym
kosztem. Wydają się być potrzebne i w pewnych sytuacjach niezastąpione. Wiele z nich
właśnie z taką intencją się inkarnowało. Nie znaczy to, że pamiętają świadomie, kiedy
dokonały tego wyboru i co miały tu do załatwienia. Czasami przypominają sobie o tym po
latach, bo mają zwykle na tyle dobrą karmę, by nic im nie zakłócało miłego samopoczucia i
zadowolenia z siebie oraz z życia. Większość z nich urodziła się przecież z bardzo wysokim
poziomem rozwoju duchowego właściwym dla hierarchii mistrzowskich, często nawet
charakterystycznym dla wyższych mistrzów. Mimo to ich to nie rusza - brak im właściwej
świadomości i motywacji, by korzystać z tego poziomu świadomości i mocy. Czasami można
nawet odnieść wrażenie, że nie potrafią sobie poradzić z najprostszymi zadaniami
życiowymi, jak np. praca, nauka, ale kiedy trafiają na wyzwania, nagle okazuje się, że nie
mają problemów ani z mieszkaniem, ani z wyżywieniem, ani z niezłym poziomem życia.
Nagle pojawiające się problemy dnia codziennego też jakoś są im obce, choć czasami je
82
zauważą i wtedy panikują. Ale wszystko obraca się na dobre. A to dlatego, że "coś" nad nimi
czuwa. A może już wcześniej nauczyły się, jak zaspokajać swe potrzeby bez konieczności
pracy? Żółte anioły mają szansę stać się aniołami stróżami (opiekunami) i nie wcielać się już
więcej. Aby do tego dojść, muszą zrealizować jedno zadanie. Tym zadaniem nie jest misja,
choć większość z nich jest przekonana, że muszą się z misji wywiązać. Chodzi o coś
zupełnie innego. Otóż ich zadanie polega na tym, że muszą się nauczyć rozwiązywać
wszystkie problemy nie po swojemu, a po bożemu. Nie w wyniku posługiwania się swym
doświadczeniem i wiedzą, ale korzystając z bożej miłości, mądrości i mocy. Dzięki temu
same zbliżają się do pełnej akceptacji tego stanu w swym umyśle. Pomagając w ten sposób
innym, pomagają sobie. Bo stajemy się tym, czym zajmujemy naszą uwagę. Anioł żółty czuje
się rozdarty między pragnienie doświadczania bycia "tu" na ziemi i "tam" w niebie. Nie
powinien długo przebywać w tym stanie, bo PARALIŻ DECYZYJNY zamknie mu drogę do
światła. Musi zrozumieć, że upragnione przez niego "tam", jest tutaj i że nie jest to stan
skupienia materii, lecz stan świadomości. To musi też pojąć każdy inny upadły anioł. Zanim
jakikolwiek upadły anioł wróci do Boga, musi przejść przez fazę żółtego. Z biegiem czasu
upadłe istoty wymyślały różne "strategie powrotu" do Boga. Pierwszą z nich był pomysł, by
podłączyć się pod inne anioły i zgromadzoną w ten sposób energię użyć do transformacji.
Ten sposób działał i działa nadal, ale nie w każdym wypadku. Jego działanie jest
uwarunkowane zasadą rezonansu i intencjami istoty, która chce dokonać transformacji.
Istoty, które "opanowały tę sztukę", otrzymywały powtórną szansę. Stawały się stopniowo
żółto-złotymi aniołami.
Potem wymyślono, że aby wrócić do Boga, trzeba ukraść duszę świeżo zstępującemu
aniołkowi. Pułapką, jaka czeka na praktykujące to anioły, jest intencja wykradania energii
innym, by podnieść swoją. Jest to tzw. wampiryzm energetyczny. Po odreagowaniu
zachłanności na cudze energie anioły skażone wampiryzmem energetycznym mają prostą
drogę do Boga... Pod warunkiem, że zaakceptują obecność bożej miłości, mądrości i mocy w
sobie.
Warunek ten wielu wydaje się zbyt trudny do przyjęcia, więc ta strategia jest traktowana
bardzo podejrzanie. A szkoda, bo zawsze była skuteczna. Stawała się nieskuteczna w
każdym wypadku, kiedy wracający do Boga anioł chciał Go przechytrzyć i np. przemycić z
sobą albo istotę ludzką, albo pamięć rozkoszy seksualnych. A to się nie da! Kiedy
wykradanie dusz i energii nie pomagało, wymyślono inne strategie, jak np.:
samozniszczenie, obrzydzanie sobie życia w ciele, odmawianie sobie przyjemności i seksu.
Często stosowanie owych strategii kończyło się jeszcze większym pomieszaniem i
upadkiem. Strategia powrotu wymyślona przez białych polegała na obrzydzeniu życia w
materii sobie i wszystkim innym. One nie potrafiły dostrzec tu piękna, szczęścia, czy
jakiegokolwiek powodu, by istnieć w formie materialnej i pławić się w emocjach. Dla nich było
to niepojęte, więc wydawało im się, że wystarczy tylko zohydzić sobie wszystko, a Bóg
pomoże wrócić. Często wydawało im się, że powrót będzie możliwy dzięki śmierci. Nie
zdawały sobie jednak sprawy z tego, do jakich wibracji trzeba się doprowadzić, by czuć
obrzydzenie lub umrzeć. Niestety, z bożą miłością, mądrością i mocą te wibracje nie mają nic
wspólnego. Dlatego owe drogi powrotu okazały się zupełnie nieskuteczne! Przykładem żywej
do dziś koncepcji powrotu w ten sposób jest gnoza, ze szczególnym wskazaniem na
manicheizm. Gnoza wydaje się pociągać nadal sporą grupę upadłych aniołów. Jej
najcudowniejszą reklamę stanowi Kurs cudów (omówiony w art. Mistyka kursu cudów). Świat
materii i sprawy związane ze światem ludzi są wyjątkowo niebezpieczne dla anioła. Z tego
zdawano sobie sprawę dawno i usiłowano w każdy możliwy sposób zmusić upadłe anioły do
powrotu, choć naprawdę większość owych zabiegów przekształcało się w obrzydzanie życia
w ciele i na Ziemi.
Kontakt anioła z ludźmi często się kończy upadkiem świadomości. A to dlatego, że człowiek
jest najbardziej podobny do anioła. Aniołowi może się wydawać, że człowiek jest bogatszy
duchowo, gdyż dysponuje większą gamą doznań emocjonalnych i zdolnością działania w
materii. Dlatego wiele upadłych nawet mając do dyspozycji skuteczną strategię powrotu, woli
nadal być ludźmi i zapomnieć o swym anielskim pochodzeniu. Pewna grupa upadłych
83
aniołów, by wrócić, musi przedrzeć się przez kilka warstw blokad w podświadomości.
Najpierw muszą odreagować pragnienie bycia ludźmi i wyrzeczenie się swej anielskiej
natury. Potem hipnozę, że mają pamiętać o swej anielskiej naturze. No i wreszcie hipnozę,
że nie są żadnymi aniołkami, tylko zwykłymi ludźmi i że dzięki temu już są zdrowi
psychicznie. W regresingu zwykle odreagowuje się to w odwrotnym kierunku.
Pewne spośród powszechnie znanych dróg rozwoju duchowego oferują co nieco upadłym
aniołom.
Buddyzm w zasadzie jest dla ludzi i do ich zdolności postrzegania się odwołuje. Jednak jego
elementy mogą być upadłym aniołom niezwykle przydatne, pod warunkiem, że zrezygnują z
autorepresyjnej części praktyki.
W chrześcijaństwie pozostały zaledwie szczątki strategii, którą usiłował zaaplikować upadłym
aniołom Jezus. To, co proponował, to strategia łaski. Jego zwolennicy nie rozumieli jednak,
że aby skorzystać z łaski, najpierw trzeba dać sobie szansę. Jeśli jej sobie nie dali, to nic
dziwnego, że nie doczekali się cudu wniebowzięcia, podobnie jak dziś na ten cud nie
doczeka się najbliższe otoczenie Busha juniora. No cóż, do dziś wielu nie pojmuje, że w celu
doświadczenia wniebowzięcia nie trzeba umierać, ani zadawać śmierci innym. Ba, że śmierć
to coś wręcz przeciwnego bożemu planowi wobec aniołów! Droga rozwoju prowadzi
wszystkie istoty posiadające Wyższe ja do tego samego celu. A różnie się go definiuje w
różnych religiach. Raz mówi się o zbawieniu, innym razem o oświeceniu, czy o powrocie do
Boga. Dla istot, które kiedyś wybrały upadek, będzie to powrót do Boga, dla ludzi dotarcie do
Niego. W oczach Boga wszyscy mamy równe szanse i jesteśmy przez Niego jednakowo
kochani.
Ważne jest, by nie budować poczucia własnej wartości na tym, że np.: jestem niebieskim
aniołem, czy żółtym z czerwonych, niebieskim z żółtymi paskami itp. Wszystkie istoty z
Wyższym ja - Boską iskrą w sobie - mają w gruncie rzeczy jeden cel - dostrojenie się do
boskich wibracji. Skuteczną "metodą powrotu do Boga" okazało się tylko podnoszenie
wibracji i jakości doświadczeń, w miejsce mnożenia ich ilości. Szansa polega na tym, że
rezygnujemy z tego, co nasze - indywidualne, na rzecz tego, co boskie (nie daj Boże
wspólne dla gatunku!!!). Szansę dajemy sobie sami medytując i oczyszczając podświadomy
umysł z balastu pamięci, uwarunkowań i przywiązań.
A łaska polega na tym, że Bóg nas przyjmuje jako dzieci marnotrawne i przepełnia Jego
miłością, mądrością i mocą.
Powrót następuje na poziomie świadomości i wibracji, a nie w wyniku opuszczenia ciała, czy
materialnego świata. Istota anielska, która wróciła do Boga, ma możność podjąć decyzję, czy
nadal będzie istnieć w ciele, czy je opuści. Decyzje takie podejmuje bez emocji, a tylko
kierując się świadomością najwyższego dobra swego i innych (np. tych, którym jest
pomocna).
Większość upadłych aniołów musi się uwolnić od zachłanności na mnożenie doświadczeń i
pojąć, że istota rozwoju polega na podnoszeniu jakości doświadczeń. Tym i "tamtym"
światem rządzą te same prawa. Prawo kreacji mówi, że to, czym się zajmujemy, tym się
stajemy. Mówi o wyższości umysłu i miłości nad materią i niegodziwością. Uniwersalne
prawo wiąże efekty kreacji z wibracjami. Aby wrócić do swej pierwotnej natury, trzeba pojąć,
że nasz powrót nie zależy od nikogo, z wyjątkiem nas samych. To my podejmujemy wiążące
decyzje i to my dążymy do celu nie przez idiotyczne praktyki, a za pomocą koncentracji
uwagi na tym, co istotne. A co jest istotne dla upadłego anioła, który chce powrócić do Boga?
Podniesienie wibracji do boskiego poziomu i zrównanie świadomości z boskim poziomem.
Upadły anioł, który chce powrócić, musi zgodzić się, że Bóg dał wolną wolę każdej istocie,
więc za nikogo nie może się czuć odpowiedzialny, że nie uszlachetni nikogo wbrew jego
woli. Ma zaakceptować, że ludzie i upadłe anioły cierpią z własnego wyboru. Tylko w ten
sposób przestanie się martwić ich cierpieniem i czuć odpowiedzialny za ich powrót. Musi
zrozumieć, jak ważną rolę pełnią w życiu ludzi i upadłych aniołów intencje i jak je zmieniać. A
84
to dla niego może być dość trudne, gdyż w świecie aniołów nie było intencji, więc coś takiego
jak karma, było im obce. Była "takość" ("tak właśnie jest"), bez oceniania, bez przyczyn i
konsekwencji. Przywiązanie do tamtego stanu, niestety, odbija się negatywnie na myśleniu i
planowaniu wielu upadłych aniołów. Ci, którzy lekceważą intencje, nie pojmują, dlaczego ich
działania prowadzą w innym kierunku, niż ten, który sobie wyznaczyli. Nie zauważają, lub nie
chcą zauważyć, że jako istoty ludzkie mają podświadomość, której nie mieli jako anioły.
Dlatego powinni się z nią zapoznać i nauczyć żyć. No i wreszcie upadły anioł musi pojąć, że
to, co było dla niego możliwe w anielskim świecie, jest możliwe w świecie materii. Droga do
tego prowadzi przez opanowanie podświadomości i wykorzystanie jej tak, by harmonijnie
współpracowała ze świadomą wolą.
Aby dać sobie szansę na powrót do Boga, warto medytować na temat:
Rezygnuję z moich wysiłków na rzecz boskiej mocy we mnie.
Rezygnuję z kombinowania na rzecz boskiej mądrości we mnie.
Rezygnuję z pogoni za emocjami na rzecz boskiej miłości we mnie.
To powinno wystarczyć. Reszta to łaska. Łaska przyjdzie, gdy już będziesz gotowy.
A kiedy będziesz gotowy?
Gdy zaakceptujesz, że boskość jest w tobie i w innych istotach, gdy ją poczujesz.
Na
koniec
temat
do
medytacji
nie
tylko
dla
upadłych
aniołów:
Bóg nie uczynił niebios na swoje podobieństwo, ani księżyca, ani słońca, ani piękna gwiazd,
ani nic innego, co można znaleźć w stworzonym wszechświecie. JEDYNIE TY jesteś
uczyniony na podobieństwo tego, którego natura jest poza zrozumieniem. TY SAM jesteś
podobieństwem wiecznego piękna, naczyniem szczęścia, wizerunkiem prawdziwego światła.
Jeśli zwrócisz swój wzrok ku niemu, staniesz się jak On, imitując tego, który świeci poprzez
CIEBIE, którego chwała jest odzwierciedlona w TWOJEJ czystości. Nic we wszechświecie
nie dorównuje TWOJEJ wielkości. Wszystkie niebiosa mogą się ukryć w dłoni Boga, ziemia i
morza mieszczą się w zakamarku jego ręki. I choć On jest tak wielki, że może uchwycić całe
stworzenie jedną ręką, to jednak TY możesz go objąć całego. On mieszka w TOBIE, a
przecież nie jest tam za ciasno temu, który przenika całą twoją istotę (...).
------Grzegorz z Nyssy -------PS. W artykule wykorzystałem komentarze z CUD, ponieważ i tak zostały one spisane na
podstawie moich wypowiedzi na spotkaniu w Łodzi, a także uwagi osób, które chciały mi
pomóc w określeniu cech poszczególnych linii kolorowych. Wszystkim, z których pomocy
skorzystałem, dziękuję.
2003-11-04 Żądło Leszek
Samoocena upadłych aniołów
Samoocena upadłych aniołów (UA) to temat specyficzny i dla wielu drażliwy. Omawiając ją
należy zacząć od tego, że najczęściej jest ona zbudowana na nierzeczywistych
przesłankach,
lub
nawet
na
wyparciu
się
prawdy
o
sobie.
Sprawa jest od początku jasna: większość inkarnowanych w ludzkim ciele UA nie zdaje
sobie sprawy z tego, kim są w rzeczywistości i jest nieświadomych źródła swego
pochodzenia. Stąd usiłują stać się kimś, kim nie są i nigdy nie będą. Widząc beznadziejność
owych prób popadają często w stan chronicznego niezadowolenia z siebie. A to jest właśnie
droga sprowadzająca samoocenę na samo dno. Na dodatek większość z nich czuje się
innymi od środowiska, rodziny, a czasem ma poczucie, że są nie z tego świata. To wszystko
rzutuje na aktywność społeczną, zawodową a także na związki.
Budując zdrową samoocenę UA musi uwzględnić to wszystko, co każdy człowiek.
Na samoocenę składają się:
- Poczucie własnej wartości
- Świadomość własnych możliwości
85
- Świadomość sensu życia
- Świadomość swoich celów.
Na dodatek dla UA bardzo ważnym elementem samooceny może się okazać świadomość
własnego pochodzenia.
Czy rzeczywiście ten ostatni punkt jest taki ważny?
Otóż nawet niniejszy wykład będzie miał znaczenie tylko dla tych, którzy mają świadomość
swego anielskiego pochodzenia. Od tego momentu, kiedy ktoś uświadamia sobie swe
anielskie pochodzenie, zacząć się może wiele przemian na lepsze w życiu i świadomości
UA.
Podstawowa zasada budowania zdrowej samooceny u UA brzmi:
UPADŁY ANIOŁ NIGDY NIE STANIE SIĘ CZŁOWIEKIEM!
Podobnie też żaden człowiek nie stanie się nigdy aniołem. W historii religii najczęściej nie
zdawano sobie z tego sprawy, wobec czego powstało wiele fałszywych dróg rozwoju
duchowego bądź mistycznych poglądów sprowadzających przynajmniej część ludzkości oraz
UA na manowce. Większość z nich może funkcjonować tylko dlatego, że wysoka samoocena
tak u ludzi, jak i u UA, jest czymś niezwykle rzadkim!!!
Poglądy religijne mają szczególny wpływ na samoocenę UA z tej prostej przyczyny, że są
one bardziej zainteresowane sprawami ducha niż pozostałe istoty ludzkie. I to najczęściej
one, a nie ludzie, usiłują wrócić do Boga. Ale droga powrotu, jaką wybierają, zależy nie od
skuteczności, jaką oferuje, a od rzeczywistych intencji UA wobec siebie i swego rozwoju. A
że intencje UA wobec powrotu do Boga i swego pierwotnego stanu są raczej nieczyste, stąd
tyle zawiedzionych nadziei. Intencje (nastawienia) wobec siebie to nic innego jak
samoocena! Jeśli są oparte na nierzeczywistych dążeniach, czy aspiracjach, muszą
sprowadzać na manowce.
Samoocena UA jako istoty ludzkiej zaczęła się kształtować od pierwszych doświadczeń
przebywania w ciele fizycznym. Pierwsze zejścia w materię polegały na opętywaniu słabych
psychicznie - chorych, naćpanych lub umierających. W związku z tym doświadczeniem
pojawiły się pierwsze praktyczne przesłanki wiedzy na temat tego, czym jest człowiek, jak
panuje on nad ciałem, co robi z seksem i na czym polega życie w materii. UA wyciągały stąd
wnioski rzutujące na ich kolejne doświadczenia związane z życiem w ciele, a także na temat
rzekomych praw rządzących światem ludzi, materią, ciałem i gatunkiem ludzkim.
Zaiste, trudno się po takich praktycznych naukach pozbierać nawet po tysiącach lat!
Oczywiście, nie każdy aniołek pragnący doświadczyć przyjemności życia w ciele
materialnym musiał przejść przez to samo. Pierwsze doświadczenia mogły się różnić w
szczegółach, jednak w istocie są one do siebie podobne w jednym punkcie: daleko im od
poglądów i mechanizmów rządzących życiem i działaniem ludzi zdrowych, trzeźwych i
przytomnych. A więc pierwsza lekcja UA polegała na tym, że wyciągnęły niewłaściwe wnioski
na temat życia i funkcjonowania ludzkiego, bo ich najważniejsi - pierwsi - nauczyciele to były
osobniki źle przystosowane do życia, umierające, albo najczęściej naćpani i nieprzytomni
dewianci! Niezła baza do budowania samooceny, nieprawdaż? Teraz spróbuję omówić po
kolei poszczególne elementy samooceny UA i przedstawić tezy pomocne przy budowaniu
ich właściwej, zdrowej samooceny.
Zacząć by trzeba od uświadomienia sobie i zgody na to, że UA jest UA, a więc od
świadomości własnego pochodzenia. Część UA jest w stanie przyznać to od razu, ale są i
takie, które gwałtownie przeczą takim możliwościom. Rzecz w tym, że wiele spośród nich ma
wmówione w hipnozach, że są zwykłymi ludźmi i że na tej świadomości musi bazować ich
86
zdrowie psychiczne. Wszelkie zaś "fantazje" na temat swego anielskiego pochodzenia mają
traktować podejrzliwie i w wypadku ich pojawienia się zgłaszać na leczenie do psychiatrów
lub hipnotyzerów, by im z głowy wybili takie urojenia!
Sprawdzenie, czy ktoś jest UA, może nastąpić na kilka sposobów. Można przerobić test
stwierdzający, czy ktoś jest UA (w art.: Anioły są wśród nas, Czy inni, znaczy, gorsi?), a
także sprawdzić za pomocą wtajemniczonego w temat jasnowidza, albo analizy
psychometrycznej. Pewne osoby wreszcie mają możliwość skorzystać z terapii
reinkarnacyjnych lub nawet świadomie pamiętają swoje zejście w materię. To dobry
początek, by rozpocząć odkręcanie tego całego zakręcenia, na które UA zapracował przez
wiele wcieleń usiłując być, czy stać się człowiekiem. Teraz możemy zabrać się za poczucie
własnej wartości UA. Praktyka pokazuje, że w większości wypadków jest ono budowane na
niewłaściwej bazie. Często UA zazdrości ludziom ich mocy kreacji (w rzeczywistości
reprodukcji gatunkowej), a także emocji. W związku z tym ma żal do Boga, że On bardziej
pokochał ludzi. Jednocześnie często czuje się lepszy od ludzi pod innymi względami.
Zakręcenie w relacji człowiek UA wynika z pierwotnych prób doznawania doświadczeń
cielesnych. Odbywało się to na zasadzie opętania podatnych osobników ludzkich, lub
wcześniej - zwierzęcych. Pierwotne doświadczenie identyfikacji z opętanym przez siebie
osobnikiem pozostaje w jawnej sprzeczności z pamięcią tego, kim się było przed upadkiem i
jakie miało się możliwości, tudzież moce. To wszystko zostało zepchnięte gdzieś w kąt z
nadzieją na znalezienie czegoś lepszego. Szok konfrontacji z niskimi energiami lub
nieprzytomnym stanem świadomości często pozostawiał po sobie wrażenie utraty mocy, a
także poważnego ograniczenia świadomości. Podstawowy błąd tych, którzy pragnęli tego
typu doświadczeń, polega na poczuciu, że anioły zostały upośledzone przez Boga i na
dążeniu do zrekompensowania sobie owego upośledzenia.
Według UA niebieskich upośledzenie miało polegać na ciągłym doświadczaniu miłości z
uniemożliwieniem doświadczania cierpień, lęków, nienawiści i innych emocji. Stąd poczucie
niespełnienia, jeśli nie doświadcza się całego spektrum sprzecznych z sobą emocji i
podświadomy lęk, że powrót to Boga (świata aniołów) oznaczać będzie powrót do
upośledzenia! U czerwonych UA poczucie niespełnienia wiąże się z wcześniejszym brakiem
doświadczeń materii. Stąd ich lęk przed rozpuszczeniem się w niebycie po powrocie (taka
forma upośledzenia!). Obecnie ciągle im za mało doświadczania materii i formy!
Tak więc UA niebieskie pożądają szerszej palety "doskonalszych" emocji, a czerwone
lepszego, doskonalszego ciała! Stąd ani jednym ani drugim powrót do Boga nie wydaje się
czymś szczególnie wartym zachodu, choć cały czas tęsknią za tym pięknym stanem miłości,
z którego się wyrwały!!! Ot, takie "drobne" pomieszanie i wewnętrzna sprzeczność intencji
wobec powrotu, ale też niedocenianie tego stanu, z którego się wyszło i w którym się jest.
Mamy wreszcie i białe UA, które czują się niespełnione, bo im się jeszcze nie udało
obrzydzić innym życia w ciele, ani rozwalić materialnego świata, który ma według nich być
przyczyną wszelkich cierpień tych upadłych niebieskich i czerwonych biedactw duchowych.
Chore relacje między UA polegają na tym, że czerwone czują się bardziej sprytne od
niebieskich, niebieskie bardziej obdarzone mocą od czerwonych, a białe bardziej świadome i
mądrzejsze od pozostałych. A tak naprawdę żadna z tych grup nie radzi sobie najlepiej z
codziennymi wyzwaniami. Efekt porażający - żadna z tych grup ani nie potrafi znaleźć
miejsca
na
Ziemi,
ani
sposobu
na
powrót.
Po
prostu
rewelacja!!!
No i na koniec mamy sporą grupę żółtych UA, czyli tych, które mają szansę wrócić do swego
świata i więcej się nie inkarnować. Oooch! Większość z nich nawet nie ma tej świadomości,
że są w ogóle uduchowione, obdarzone duchowymi mocami i że mają lepszą karmę! Po
prostu mając zgromadzoną dość dobrą karmę, żyją na tyle dobrze i wygodnie, żeby nie mieć
większych aspiracji do rozwoju duchowego, bo przecież im przyjemnie! Po co więc szukać
czegoś niewiadomego i nie wiadomo po co?
87
Widzimy tu, że świadomość siebie i swojej wartości jest u prawie wszystkich UA dość
ograniczona. Niektóre z nich usiłują przeciwstawiać się Bogu, udowadniać, że stworzyłyby
lepszy i bardziej sprawiedliwy świat. Są także i takie, których poczucie wartości opiera się na
misjach wobec ludzi czy innych UA. Jedni więc mają uszlachetniać ludzki gatunek, a inni
zabijać tych, którzy się nie uszlachetnili. I ta zabawa trwa wieki! Bez względu na to, kto pełni
w niej jaką rolę, na pewno buduje swoje poczucie własnej wartości na przekonaniu, że jest
lub może być lepszy, bardziej sprawiedliwy itp. od Boga, czyli na konkurowaniu z Nim. To
konkurowanie często przenoszą na związki z ludźmi i innymi UA.
Nieświadomość "kim jestem" i opieranie poczucia własnej wartości na misjach, a także na
niespełnieniu, czy żalach do Boga, musi sprowadzać na manowce rozwoju. Zamyka
możliwość powrotu i osiągnięcia pełnej doskonałości. Taką możliwość zamyka również
ciągłe niezadowolenie z siebie i ze swego życia. A przecież wiele UA świadomie i celowo
takie niezadowolenie wywołuje, by się zniechęcić do życia w świecie. Efektem tej praktyki
jest tylko zaniżenie wibracji i pogorszenie warunków życia. Teraz trzeba to wszystko
odwrócić prostą afirmacją: "potrafię być zadowolony z siebie i ze swego życia". A potem:
"mam wszelkie powody, by być zadowolonym z siebie i ze swego życia".
UA muszą zdać sobie sprawę z faktu, że potencjalnie są istotami doskonałymi. Takimi
właśnie zostały stworzone i były, kiedy im się zachciało więcej! Ich droga to powrót do stanu,
w którym już kiedyś były. Nie muszą więc do niczego dochodzić, niczego zdobywać czy
rozwijać mocy. Nie muszą na nic zasługiwać i niczego nikomu udowadniać. Wystarczy, że
zaakceptują boską moc w sobie w miejsce swych wysiłków, boską miłość w sobie w miejsce
emocji i boską mądrość w sobie w miejsce obsesyjnie gromadzonej wiedzy. Droga do tego
celu prowadzi nie tylko poprzez medytacje na ten temat, ale też przez uwolnienie od misji i
hipnoz, którym wiele z nich zostało poddanych w wyższym świecie astralnym, gdy były
bardzo blisko powrotu. Tam znów naiwnie dały się zmanipulować tym, którzy wcale a wcale
nie chcieli wracać i usiłowali powstrzymać innych przed powrotem. Posuwali się przy tym do
podstępów odwołując się do miłosierdzia i dobrych intencji powracających aniołków. Jednak
przekazane przez nich misje są zupełnie bez szans na realizację i uniemożliwiają powrót.
Inne UA znalazły sobie na Ziemi "czarnych opiekunów", którzy udzielali im mądrych rad, jak
sobie radzić w świecie, a ponadto twierdzili, że pomagając ludziom stracili moc i teraz bardzo
proszą o wsparcie. Po wyrażeniu zgody przez takiego naiwniaka hipnotyzowali go i
przestrajali, by ich zasilał swą energią i zapomniał o swej anielskości. To wszystko warto
odreagować w sesji regresingu, by nie obciążało poczucia własnej wartości.
"Czarni opiekunowie" wykazują się szczególną aktywnością, gdy czują, że ofiara wymyka im
się z rąk. Kilku z nich przez pewien czas walczyło przeciw upowszechnianiu wiedzy na temat
UA i przedstawiało ją jako wymysł szaleńców. Udało im się nawet odnieść niejakie sukcesy i
odwrócić uwagę niektórych UA od poszukiwania ich tożsamości. Tu przechodzimy do
tematu: świadomość własnych możliwości. Jak widzieliśmy na przykładach, owa
świadomość często została poważnie ograniczona w wyniku pierwszych doświadczeń
związanych z opętywaniem osobników o ograniczonej świadomości, a ponadto w wyniku
różnych zabiegów hipnotycznych oraz autohipnotycznych.
Zadaniem UA będzie więc odzyskanie świadomości, że mają takie same możliwości jak Bóg.
No a żeby to mogło zadziałać, muszą zrezygnować z wyręczania i poprawiania Boga. Ważne
więc okazuje się szczegółowe uzdrowienie relacji z Bogiem i uświadomienie sobie, że
zostaliśmy stworzeni na Jego podobieństwo z wszelkimi właściwymi Mu mocami i
możliwościami kreacji. To wymaga wstępnego widzenia Boga jako istoty ze wszech miar
pozytywnej i tylko pozytywnej!!! A to już wielu UA nie mieści się w głowie! A szkoda, bo
przecież zostały stworzone na Jego "obraz". Tu też warto nauczyć się patrzeć na siebie tak,
jak widzi nas Bóg - jako na istoty doskonałe. I mieć świadomość, że wszystko, co z tą
doskonałością nie ma nic wspólnego, to obciążenia i zasłony (klisze astralne i mentalne)
oddzielające nas od świadomości prawdziwych siebie i swych możliwości. Samoocena UA
musi być tak wysoka, by dostrzegały w sobie całą boską doskonałość z wszelkimi jej
88
cechami, by ją przejawiały w każdej chwili życia! Tu na początek przydają się medytacje na
cechy doskonałości związane z poszczególnymi czakrami.
Warto zaufać modlitwom, by Bóg ujawnił nam wszelkie nasze możliwości, którymi jesteśmy
obdarzeni. Nie warto jednak na tym poprzestać, tylko dalej modlić się, by ujawnił, do czego
najlepiej wykorzystać nasze zdolności, talenty i możliwości. Przecież mamy tu coś do
zrobienia (sami się na to zdecydowaliśmy). A skoro tak, to zróbmy to najlepiej jak to możliwe,
czyli po bożemu - z miłością i czystymi intencjami. UA muszą sobie też uświadomić, że
miłość jest potężną, właściwie najpotężniejszą mocą we wszechświecie. A z tym mogą mieć
różne problemy, jak choćby poczucie winy za to, że obdarzając miłością inkarnowane w
ludzkie ciała demony i strzygi, doprowadziły do ich śmierci, co wydawało im się wówczas
straszną, niewybaczalną zbrodnią przeciw ludzkości, której mieli przecież pomagać, a nie
szkodzić. Miłość niszczy negatywne formy astralne. Ten mechanizm działania miłości trzeba
sobie uświadomić wraz z wszelkimi konsekwencjami błędnej interpretacji mocy miłości i swej
roli w jej uruchamianiu!
UA dysponują różnymi mocami duchowymi. Jedne z nich więc ulegają pokusie, by ich
nadużywać, podczas gdy inne czują się winne za ich sprzeniewierzanie. Część nie
doceniając swych mocy duchowych pragnie poznać te najbardziej mroczne i upada pod
ciężarem coraz niższych wibracji. Większość jednak chyba nie docenia swych anielskich
możliwości, albo boi się ich. Przecież to nie jest normalne w świecie ludzi! Niektórym UA
odbiło, bo z powodu przejawiania mocy czy zdolności, zostały uznane za kogoś wyjątkowego
- wybrańców, mężów bożych, czy coś podobnego. Kiedy już mamy świadomość, że
posiadamy jakieś moce duchowe, warto odwoływać się do modlitw o ukazanie owych mocy,
a także o inspiracje, że skoro już je mamy, to chcemy się dowiedzieć, jak je wykorzystywać
dla dobra swojego i innych.
UA muszą też przekonać się, że doskonale radzą sobie z wszystkim w tym materialnym
świecie. I to jest chyba najważniejsze zadanie na początek drogi. Kolejny punkt do
omówienia to świadomość sensu życia. Ci, którzy nie widzą sensu życia, umierają w
poczuciu bezsensu. I niektórym tylko o to chodzi, gdyż wierzą, że w ten sposób wrócą do
Boga. Wiele UA nie widzi sensu życia, jest za to pewne, że życie należy sobie obrzydzić we
wszelkie możliwe sposoby. Zniechęcają się więc do świata i życia na wszelkie sposoby,
nudzą się i przekonują o bezsensie życia. Liczą na to, że dzięki temu przejdzie im ochota na
kolejne żywoty. Ale nie rozumieją, że w ten sposób zaniżają swe wibracje i nie trafiają tam,
gdzie by chcieli, tylko do niższych światów astralnych, z których znów muszą się inkarnować
w formie fizycznej. Nie zauważają, że w ten sposób zaniżają sobie wibracje i uniemożliwiają
doświadczanie miłości, mądrości i mocy.
Wiele spośród UA uwierzyło, że mają szansę dojść do oświecenia (wrócić do Boga) za
pomocą prostego zabiegu: wybrały sobie na to wcielenie najcięższe z możliwych warunki
życia. Miało im to zapewnić obrzydzenie i zniechęcenie do kolejnych wcieleń, a także
odpokutowanie wszelkich win wobec wszelkich skrzywdzonych przez nie w przeszłości
stworzeń. W efekcie sytuacja rodzinna zniechęca je do życia aż tak, że nie mają już sił na
żadne praktyki duchowe, a o wiecznym szczęściu mogą sobie najwyżej pomarzyć. I na tym
zazwyczaj się kończy, bo przeciążenie warunkami życia, jakie sobie wybrały, przygniata je
psychicznie i pozbawia jakiejkolwiek woli rozwoju. Dla UA życie najczęściej nie ma sensu.
Jeśli ma, to tylko jako miejsce, gdzie mnoży się doświadczenia i emocje, gromadzi wiedzę i
odpokutowuje swoje winy. W umyśle UA na temat sensu życia panuje istny chaos i
pomieszanie pojęć. Z jednej strony życie wydaje się wielką pomyłką, z drugiej to, co ono z
sobą niesie, jest przedmiotem pożądania (emocje, cierpienia, forma materialna). Do tego
dochodzi podświadome przekonanie, że żyjąc w świecie nie da się osiągnąć szczęścia, czy
spełnienia, że materia utrudnia kreację itd. Wyjście z tego pomieszania jest tylko jedno:
zaakceptować, że wszystko jest możliwe w świecie materialnym, że rządzą w nim te same
prawa, co w duchowym i że istnieje coś takiego jak nadrzędność praw duchowych nad
oporem materii. I wreszcie pozostaje zaakceptować, że życie ma sens. Tu polecałbym
89
afirmację: "moje istnienie ma sens. Moje życie ma sens, moja praca ma sens, moje działania
mają sens". Dla opornych przygotowane są dekrety afirmacyjne: "Sens istnienia" oraz
"Sensowne i skuteczne działanie".
Kiedy już uda się uporać z sensem istnienia, pozostaje rozwinąć świadomość swoich celów.
Świadomość swoich celów to bardzo ważna sprawa. Wiele UA opiera ją na misjach lub
pożądaniu seksualnym i nie wychodzi poza ten schemat. To powoduje, że usiłują realizować
się wbrew swym interesom i zdolnościom, a w efekcie tracą poczucie sensu życia. Część
dodaje jako ważny cel rozwój duchowy. Jednak zazwyczaj jest on specyficznie traktowany, a
kryją się za nim nieczyste intencje.
Najważniejszym celem UA powinien być powrót do boskości, czyli do swego pierwotnego
stanu. Nie oznacza to śmierci! Powrót następuje na poziomie świadomości i podnoszenia
energii, a nie opuszczenia ciała i materialnego świata. Można więc wrócić do swej anielskiej
natury, a nadal posiadać ciało! Będzie ono jednak przetransformowane, a więc
energetycznie inne niż ciała ludzi. Jego wibracje będą dużo wyższe. Takie ciało nie podlega
procesom chorobowym czy rozkładowi po śmierci. Osiągnięcie tego typu poziomu
energetycznego w ciele może być jednym z celów UA. Po drodze trzeba odreagować
przywiązanie do doświadczenia wibracji ciała opętanego pierwotnie osobnika ludzkiego, a
także do wibracji śmierci!
UA może mieć wiele celów. Również cele materialne mogą być dla niego ważne i do
zrealizowania. Nie mogą mu jednak przyćmiewać celu głównego. Ważne, żeby wszystkie
cele pośrednie służyły realizacji celu głównego. Ważne też, żeby w miejsce
dotychczasowego mnożenia doświadczeń, zacząć podnosić jakość swych doświadczeń. Z
tym wiąże się podnoszenie poziomu energii wewnętrznej, zwiększanie pojemności
energetycznej, a także rozwijanie różnych zdolności uznanych za paranormalne lub twórcze.
Twórczość może się przejawiać we wszystkich dziedzinach, nawet tych uznanych za
techniczne. Zdolności warto wykorzystywać dla dobra swojego i innych.
Ustalając cele życia trzeba pamiętać, żeby to nie były cudze cele. A więc warto zacząć od
afirmacji: "Sam wiem, czego chcę". Trzeba też pamiętać, by nasze cele nie były realizowane
kosztem innych. Mamy przecież wszelkie możliwości tworzenia z znajdowania jak
najkorzystniejszych rozwiązań. Wykorzystujmy je więc w każdej chwili życia. Inne istoty
zamieszkujące Ziemię nie są naszymi wrogami, sługami, czy niewolnikami. Nie są ani
lepsze, ano gorsze od UA. Są za to inne. I tę inność trzeba uszanować (art. Czy inni, znaczy,
gorsi?). W imię tej prawdy należy przestać narzucać się innym z uszczęśliwianiem ich.
Nawet jeśli jest to misja białego anioła mającego doprowadzić do Boga wszystkie inne.
Każdy z UA musi się nauczyć żyć tu, na Ziemi i działać tak skutecznie, jakby żył w swoim
świecie. Dlatego wielu potrzebna jest świadomość, że "Tu jest moje miejsce, tu jest mój
świat", że jednak, może mimo wszystko, "Jestem z tego świata". To prawda, bo gdybyśmy
nie byli, to by nas tu nie było! Nie czujmy się więc przychodniami, czy gośćmi, ale
pełnoprawnymi gospodarzami w tym materialnym świecie. Przecież "tu" panują te same
prawa duchowe, co "tam"! UA muszą się nauczyć, że żyjąc w materii mogą przejawiać się i
funkcjonować tak samo doskonale, jak w świecie swego pochodzenia. Tylko wtedy mogą
"wrócić". Lekcja, którą mają tu do przerobienia, ma je nauczyć owej doskonałości bez
ograniczeń świata materialnego, astralnego i mentalnego. Powinny więc pojąć, że wszelkie
próby ucieczki z jednego świata w drugi nie mają sensu i są zupełnie nieskuteczne. Tak to
jest, że jeśli już mamy moce duchowe, to musimy nauczyć się nimi mądrze i z miłością
posługiwać. Inaczej obracają się one przeciw nam. A obracają się, dopóki mamy w głowie
bałagan, dopóki kierujemy się sprzecznymi lub nawet szkodliwymi dla siebie intencjami.
Podnoszenie samooceny ma więc doprowadzić do harmonii wewnętrznej oraz do
zharmonizowania się z boskością. Nie powinno stanowić to trudności, bo przecież boskość
90
jest w nas. Podnoszenie samooceny to odkrywanie swej prawdziwej natury, a także
akceptowanie jej w jej boskiej formie przejawiania (manifestowania) się w działaniu.
2003-12-02 Białach Małgorzata, Żądło Leszek
Ataki energetyczne między UA
W związku z rozpracowywaniem wzorców i mechanizmów UA, pojawił się nowy wątek
związany z upadkiem świadomości. Chodzi mianowicie o ataki energetyczne między
upadłymi aniołami. Chciałam się podzielić swoim doświadczeniem w tym temacie. Podczas
sesji regresingu okazało się, że do tych ataków energetycznych nie dochodziło ot, tak sobie.
Najpierw były inicjacje. Pamiętam, jak podczas łapanki urządzonej przez białe anioły
dostałam się w ich sidła. Poddały mnie hipnozie, a następnie oberwałam silną bombą
energetyczną, która rozerwała mi aurę i serce. Wraz z atakiem otrzymałam sugestię, że mam
umrzeć, że to właśnie miłość zabija w ten sposób tych, który zeszli na ziemię i że każdy anioł
zrobi mi to samo, gdy się do niego zbliżę, wobec tego to ja pierwsza muszę uderzyć, by
przeżyć. Hipnoza nie musi być logiczna, aby okazała się skuteczna.
Nie mogłam dojść do siebie po tej hipnozie, podjęłam decyzję, że nigdy więcej nie chcę
oberwać - widziałam tylko dwa wyjścia - ucieczka przed aniołami lub atak. A ponieważ innym
wkodowano to samo, skutki były opłakane. Gdy spotkały się dwa tak inicjowane anioły,
następował samonakręcający się trans "naparzania" się nawzajem z wielką mocą. Pamiętam
towarzyszące temu rosnące przerażenie: "co my właściwie robimy i dlaczego nie możemy
tego przerwać?" oraz pytanie: "dlaczego po okazaniu innym miłości jest im niedobrze lub
umierają?". Często taka wymiana ciosów kończyła się wycieńczeniem lub śmiercią. Gdy taki
wyczerpany i bezsilny aniołek padał, wtedy pojawiali się "czarni opiekunowie" i wzmacniali
jeszcze w hipnozie przekonanie, że doświadczanie miłości Boga na ziemi jest niemożliwe i
że tak właśnie się kończy.... Mojej śmierci towarzyszyła beznadzieja, zwątpienie w Boga,
niemoc i okropny ból w sercu.To wszystko spowodowało silną blokadę na boską miłość i
boską moc, zamknięcie się i zgaszenie, byle tylko nie emanować tym, nie świecić, by
przypadkiem żaden UA mnie nie namierzył.
Oprócz w. w. atrakcji założono mi też oczywiście zakaz spotkania UA, który najbardziej ze
mną harmonizuje, aby przypadkiem nie podwyższyć swoich wibracji i nie wrócić w ten
sposób do Boga. Miałam odczuwać irracjonalny lęk na samą myśl o tym. Nie mogłam dojść
do tego, czym mnie nastraszono. Okazało się, że była to taka cwana hipnoza kodująca "coś".
"Coś" miało się stać, kiedy spotkam tę istotę, coś naprawdę strasznego, ale tak naprawdę
nie wiadomo co. Na szczęście teraz puściłam wzorzec energetyczny tego "coś" wraz z
oczekiwaniem na to i mogłam się śmiać z całej sprawy.
Przez parę dni chodziłam rozbita, z wielkim bólem i dziurą w sercu. Nic mi nie pomagało.
Często w podobnych przypadkach, gdy potrzebowałam uzdrawiania na wyższych
poziomach, modliłam się do Jezusa i ta pomoc przychodziła wraz ze świetlistymi istotami,
które wykonywały mi "operacje" na aurze. Tym razem nie mogłam się o to nawet pomodlić.
W końcu zaskoczyłam, o co chodzi. Potrzebowałam pomocy od osoby fizycznej posiadającej
ciało, aby odwrócić zakodowaną intencję i wyobrażenie, że nie da się doświadczać miłości w
ciele na ziemi, że miłość boska na ziemi zabija i jest czymś innym od miłości, która istnieje w
świecie nieprzejawionym. Po uzdrawianiu duchowym wykonanym przez człowieka (a
właściwe UA) wszystko odeszło ode mnie.
Walki magiczne i magia ochronna, które pojawiły się w późniejszych czasach, mają swoje
źródło właśnie w tych pierwotnych atakach energetycznych między UA.
(LŻ): Warto zaznaczyć, że inicjacji w "pozbawienie mocy i miłości" często dokonywano w
91
odurzeniu narkotycznym. Ja sobie przypomniałem, że kiedy byłem odurzony i leżałem
związany, nacięto mi na piersiach jakieś znaki i wypełniono żrącą trucizną. Podano sugestię
hipnotyczną, że kiedy będę chciał poczuć moc lub miłość, od razu będę czuł ten piekący ból
doprowadzający mnie do bezsilności i paraliżu. Tak więc mnie paraliżowało, a czasami
nawet dostawałam gorączki, kiedy tylko dłużej pomyślałem o mocy, miłości do kobiety, czy o
szczęściu
w
związku.
(MB): Kolejnym elementem, który mi się przypomniał, były misje kodowane przez strażników
astralnych. Miałam wrażenie utraty mocy, tak jakby mi ją odebrali. Mogłam ją odzyskać
dopiero po wypełnieniu misji, gdy już zasłużę i wtedy też zostanie mi ukazana droga powrotu
do Boga. Moja misja - całkowicie tajna, jedyna i niepowtarzalna - polegała na tym, by zejść
na samo dno, zaliczyć wszystko, co się da, a następnie wygrzebać się z tego. Wszystko to
po to, by wiedzieć, jak potem pomóc innym UA w uwalnianiu się od tego. W zasadzie to nie
widziałam powodu, dla którego mam się uwolnić od tej misji, przecież wychodzę z dołka i
coraz lepiej mi się wiedzie w życiu. Przetrzeźwiałam dopiero, gdy sobie uświadomiłam, co
jeszcze musiałabym zebrać i doświadczyć po drodze, by mieć pełne spektrum doświadczeń i
praktyk.
Pamiętam, że nie chciałam się tak od razu zgodzić na tę misję. Więc, żeby mnie przekonać,
wmówiono mi, że te doświadczenia i cierpienie, których będę doświadczać, w ogóle mi nie
zaszkodzą i nie zmącą mojej świadomości boskości. Po prostu będą się kodować tylko w
ciele, a gdy będę wracać do Boga, to i tak porzucę to chore i cierpiące ciało.
Z tymi hipnozami wiązała się silna presja i blokada na gardle, nie tylko na moc; przez gardło
można kontrolować inne czakramy. Na nich to pozakładano mi mandale wraz z programami
utrudniającymi życie na ziemi i tworzącymi problemy. To wszystko oczywiście po to, by tak
naprawdę nigdy nie wrócić i zasilać astral niskowibracyjną energią powstającą na skutek
niezadowolenia z niespełnionego życia.
Leszek Żądło:
Ataki energetyczne i psychiczne wśród UA to nie zamierzchła przeszłość. Wiele z nich
poświęciło sporo wcieleń, by komuś dokopać, lub by zrealizować misję związaną z urojonymi
możliwościami wyeliminowania innych z życia (z tej planety) za pomocą ataków i walk
energetycznych. Przynosiło to raczej mizerne rezultaty, nie licząc wikłania się w karmie i
systematycznego zaniżania wibracji. Efekty dalsze to pomieszanie w związkach, coraz
trudniejsze i bardziej obrzydliwe warunki inkarnowania się w kolejnych wcieleniach i inne
"atrakcje", jak lęk przed zemstą, narastająca nerwica lękowa, zaburzenia seksualne itd.
W obecnym życiu z atakami energetycznymi spotykałem się od poczęcia. Większość z nich
jednak była do wytrzymania i nie robiła na mnie większego wrażenia. Kiedy jednak zacząłem
zajmować się rozwojem duchowym, stałem się wielokrotnie celem ataków energetycznych.
Część z nich pochodziła od UA lub od strzyg sprzymierzonych z UA.
Na początku nie wiedziałem, o co chodzi. Należałem do Stowarzyszenia Psychotronicznego
w Katowicach i miałem pewność, że ludzie kroczący duchową ścieżką mają czyste intencje,
a ich głównym pragnieniem jest dojście do oświecenia przez rozwijanie miłości do siebie i
innych. Panowała atmosfera życzliwości, zaufania, miłości bliźniego, duchowej otwartości.
To dlatego bardzo zdziwiłem się, kiedy podczas wykładu znany uzdrowiciel Joachim Rongen
otaczał ochronną kulą siebie i swą żonę. Wydawało mi się to śmieszna i niepotrzebne. Ale...
po kilku miesiącach zaczęły do mnie docierać niepokojące wieści. Pewną panią przyłapano
podczas wykładu, jak wykonywała zabieg wampiryczny usiłując zebrać energię z całej sali.
Potem mówiono o pewnym ponad 80-letnim joginie, że uprawia z członkiniami
Stowarzyszenia seks astralny i dziwiono się, że 20-letnia żona mu nie wystarcza. Te
opowieści (z wyjątkiem wieku żony, którą znałem) traktowałem jednak jak bajki.
92
No i ... mnie też dopadło.
Zakochałem się w pięknej dziewczynie i postanowiłem jej to wyznać. Zresztą z jej strony
widziałem zainteresowanie i także miłość. Wtedy jeszcze nic nie wiedziałem o UA, a ona nim
była. Wtedy jednak dowiedziałem się, co potrafią strzygi. Otóż cała przygoda skończyła się
dla mnie szokiem. Zostałem tak zmaltretowany energetycznie, że ledwo żyłem przez
najbliższy tydzień. Pomógł mi kolega, który na koniec pocieszył mnie, że po takim ataku
mogłem umrzeć. Co się stało? Otóż moja ukochana anielica tak się przestraszyła miłości, że
uruchomił się u niej mechanizm opisany wcześniej przez Gosię, a polegający na ataku na
serce i rozbiciu aury. Dodatkowo, by poczuć się bezpieczniej i pewniej chronioną, wezwała
na pomoc swą babcię - strzygę, która przez dłuższy czas życzyła mi śmierci i "modliła się" za
mnie z wiadomymi intencjami. Atak został odparty dzięki temu, że nauczyłem się
wizualizować lustra odbijające takie energie i jeszcze kilka innych sztuczek.
Cały mechanizm i intencje tego ataku udało mi się pojąć dopiero po wielu latach. Ale przez
ten czas atakowano mnie na różne sposoby. Najbardziej zawzięte w atakach były te UA
niebieskie, które przeszły inicjacje u strzyg. Przez pewien czas czułem się wręcz osaczony
przez wysłanników z Atlantydy.
Moja późniejsza miłość (również niebieska UA) potrafiła podczas pocałunku energetycznie
wgryzać się w serce i kąsać je aż do bólu. Nie widziała w tym nic złego. A w poczuciu dobrze
spełnionej
misji
czy
zemsty
była
gotowa
nawet
zabić
energetycznie.
Owszem rozstaliśmy się dość szybko. Bo po co się męczyć i szarpać. Wiele lat później
zrozumiałem, że miała powód bronić się przede mną, bo ja chciałem, żeby mi wreszcie
pokazała drogę powrotu do "nieba", ale ona wcale nie chciała wracać i drogi nie znała, więc
traktowała mnie jak natręta od tysięcy lat. Chociaż miewaliśmy też i dobre relacje, a
najlepszy seks. To jednak była "zasłona dymna" założona na prawdziwe intencje i
mechanizmy walk energetycznych.
Moja kolejna ukochana (UA) po kilku latach wspaniałego wspólnego rozwoju okazała się
strażniczką, której zadanie polegało na tym, by mnie trzymać z daleka od związku z taką
kobietą, która mogłaby pomóc mi podnieść moje energie i rozszerzyć świadomość… I może,
mimo to, ten związek byłby udany, gdyby nie ... tu się zacznie opowieść, za którą każdego
klienta skierowałbym na badania psychiatryczne. I taka też była moja pierwsza reakcja, kiedy
do mnie dotarły informacje od ludzi w to zamieszanych. Otóż moja partnerka ostrzegła mnie,
że pewna grupa ludzi modli się, byśmy się rozstali. Nie uwierzyłem, bo wcześniej dostawała
z astralu idiotyczne instrukcje, jak ma ze mną postępować. No to jak miałem teraz na to
spojrzeć? Wydawało mi się, że się kobiecie całkiem pomieszało w głowie, tym bardziej, że
ludzie, na których wskazała, traktowali mnie jak przyjaciela. No i... kilka miesięcy po
rozstaniu dostałem gratulacje od tych właśnie ludzi. Nie ukrywali radości, że ich modlitwa się
spełniła. A o co się modlili?
O lepszą kobietę dla mnie!
A kiedy pojawiła się ta lepsza..., zaczęli ją obrzucać klątwami i modlić się, żebyśmy się
rozstali. No i żeby pojawiła się jeszcze lepsza. Już domyślałem się, w czym ma być lepsza.
Miała być wobec nich uległa i ułatwiać im darmowe konsultacje u mnie. No i jeszcze lepiej by
było, gdyby im za darmo robiła sesje i sponsorowała ich rozwój z mojej kasy. Wygląda na to
jednak, że mnie dokładnie o co innego chodziło, więc związałem się z osobą silną
psychicznie i energetycznie (oczywiście, że UA). No i wtedy rozpętało się prawdziwe piekło!
Pewna grupa durnych UA już nie kryła się z tym, że posługują się klątwami, modlitwą
śmierci, a także innymi modlitwami, żeby ten związek też mi szlag trafił, a partnerka
przeniosła się na tamten świat. Te durne istoty były tak zapamiętałe i czuły się tak bezkarne,
że wydawało im się, iż mogą na egzorcystkę nasyłać demony. Byli w takim amoku, jakby
ktoś nimi wręcz sterował!!! Nie trafiały do nich żadne racjonalne argumenty, a nasilający się
ból głowy i inne zaburzenia samopoczucia przechodzące w pogarszający się stan
93
psychiczny zamiast postrzegać jako ostrzeżenia, traktowali jako zachętę do nasilenia walki.
Wszystkie z tych osób wiedziały dobrze, że konsekwencje karmiczne uprawiania czarnej
magii są fatalne, jednak ich to nie powstrzymywało. Moje ostrzeżenia też traktowali jako
"makaron na uszy". A efekty są dla nich opłakane. Wątpię, czy w tym wcieleniu jeszcze będą
mieć ochotę na jakikolwiek rozwój duchowy. No bo jaki to rozwój gwarantuje opętanie,
odizolowanie się od świata z przekonaniem, że wszystko "syfi" lub szpital
psychiatryczny? Widząc, że nie dają rady w walce przeciw nam, zaczęli angażować
sojuszników, którzy oficjalnie zajmują się uzdrawianiem, egzorcyzmami, rozwojem
duchowym. Jak wyglądały ich praktyki duchowe i uzdrowicielskie, poinformowali mnie
"zdrajcy", którzy w rozwoju duchowym szukają oświecenia, a nie ześwirowania. Otóż co jakiś
czas (bodajże raz w tygodniu) zbierała się silna grupa, której zadaniem było prowadzić walkę
ze mną o rząd dusz. Wysyłano więc przeciw mnie całe armie wojowników astralnych, które
miały mnie unicestwić i odciąć od ode mnie wszystkich, którzy są moimi zwolennikami. No i
wobec niektórych się to udało. Ale ja zyskałem więcej.
Podczas jednego z takich ataków przeprowadzonego bardzo fachowo podczas nowiu, by był
jak najsilniejszy, poczułem się zmęczony i poprosiłem Boga o skuteczną ochronę przed
takimi
durniami
i
ich
atakami.
I
otrzymałem
ją.
Wtedy forma ataków zmieniła się. Jakieś nieszczęśliwe duszyczki w astralu zaczęły kwilić i
wzywać na pomoc mą partnerkę - egzorcystkę, żeby zrobiła za mną porządek, bo ja
wprowadzam tam straszne zamieszanie. I jaki jestem przy tym niebezpieczny dla
porządnych duchów tam zamieszkujących. I jakież mogę spowodować straszne
spustoszenie - np. zamknąć "wrota czasu" umożliwiające reinkarnację oraz powrót to Boga. I
podobne bzdety. Na początek naprawdę tym się przejęła.
Na dziś interesuje mnie, czy owe UA, które tak zawzięcie atakowały mnie, bym nie był
szczęśliwy po swojemu, postępują tak, bo zostały tak w przeszłości zaprogramowane, czy
też jakiś koordynator astralny nadal czuwa nad całością. No a jeśli tak, to zupełnie nie wiem,
po co. Chyba tylko silne zaślepienie jest go w stanie motywować do takich działań.
Zauważyłem też przy okazji, że spora część UA, którym chciałem pomóc w rozwoju
duchowym, jest otoczona strażnikami - strzygami. To w nich upatrują gwarancji swego
bezpieczeństwa w konfrontacji ze mną. Pozornie to ja przegrywałem, bo poczucie winy nie
pozwalało mi się rozprawiać ze strzygami. W rzeczywistości, przegrywają te UA, które
gwarancji swego bezpieczeństwa i wolności dopatrują się w strzygach i
demonach. Przegrana ma wymiar zahamowania w rozwoju, pogorszenia jakości życia,
pomieszania w związkach, zamknięcia na miłość i boską moc.
Na koniec chcę zaznaczyć, że podczas sesji regresingu często dochodzi do ujawnienia się
mechanizmów oraz intencji dokonywania ataków energetycznych. Towarzyszy temu
wyzwalanie się emocji i szkodliwych energii. Gdyby nie moja dość duża odporność na ataki
energetyczne, z wieloma z moich klientów nie mógłbym prowadzić sesji regresingu.
Małgorzata Białach:
Co robić, jeśli trafiamy na podobne mechanizmy u siebie?
Warto oczyszczać sobie intencje dotyczące doświadczania i przejawiania boskiej miłości na
ziemi.
Przydadzą się też afirmacje:
Przebaczam sobie, że atakowałam energetycznie inne istoty.
Otwarcie mojego serca na boską miłość we mnie jest bezpieczne i korzystne dla mnie i dla
innych istot.
Otwarcie mojego serca na boską miłość w innych istotach jest bezpieczne i korzystne dla
mnie i dla nich.
Mogę i potrafię doświadczać boskiej miłości tu na ziemi.
Mogę i potrafię przejawiać boską miłość tu na ziemi.
94
Doświadczanie i przejawianie boskiej miłości na ziemi jest dla mnie bezpieczne, przyjemne i
korzystne.
Jestem kochana, bezpieczna i żyję, kiedy (znani mi) ludzie fizycznie się do mnie zbliżają.
(LŻ)
2004-01-21 Ulatowska Anna
Światło Anioła
Zanim zaczniesz czytać, proszę, weź pod uwagę, że niektóre z uogólniających stwierdzeń
dotyczą tylko i wyłącznie upadłych aniołów (UA przyp. L.Ż.). Wszyscy jesteśmy istotami
świetlistymi i pochodzimy od doskonałych istot przedwiecznych. Każdy z nas ma swoją
wiedzę, moc i posłanie. Tę moc w nas wyzwala anioł stróż, który jest naszym mistrzem
duchowym, opiekunem, strażnikiem i nauczycielem wiedzy istot przedwiecznych. Nasza
doskonałość znajduje się w naszej nadświadomości - to nasze światło, które w połączeniu ze
światłem anioła stróża daje nam moc istoty przedwiecznej. Część wiedzy naszej istoty
przedwiecznej znajduje się w centrum czakramu splotu słonecznego, a drugą część naszej
wiedzy posiada nasz anioł stróż. W czakramie splotu słonecznego znajduje się gwiazda
rdzenia, czyli dusza istoty doskonałej. Zaś komunikatywna dusza w ciele fizycznym jest w
czakramie gardła i to ona odbiera wszystkie wskazówki i informacje ze światów mentalnego i
fizycznego.
Gwiazda rdzenia jest centrum naszej mocy, wiedzy, która przekazuje tę wiedzę i moc na
inne czakramy. Wiedza nasza poprzez naszą nadświadomość odczytywana jest przez umysł
dzięki aniołowi stróżowi. Gwiazda rdzenia to klejnot wiedzy kryształowej. W niej jest
umieszczone nasze zadanie do zrealizowania, nasze talenty i światło pochodzenia jako
istoty świetlistej - anielskiej. Splot słoneczny rozświetlony gwiazdą rdzenia jest jedynym
czakramem odkrytym w przestrzeni widocznym przez inne energie, takie jak byty astralne.
Poprzez rozwój duchowy otwieramy się z miłością na siebie i możemy nawiązać kontakt
poprzez swoje wyższe ja, czyli świetlistą nadświadomość z mistrzem duchowym (aniołem
stróżem). Anioł stróż to świetlista doskonała istota. Kobieta uosabiająca energię żeńską,
będąc blisko oświecenia ma anioła energii męskiej, natomiast mężczyzna bliski oświecenia
ma anioła energii żeńskiej. Bywają energie żeńskie wcielone w ciało mężczyzny, które mają
za anioła stróża istotę świetlistą męską Ta sytuacja spowodowana jest tym, że istoty takie
mają obciążenia karmiczne i na pewno nie uwolnią się od nich w tym życiu. Po śmierci
trafiają do władcy karmy i są reinkarnowane z uwagi na karmę, którą muszą odpracować w
innym ciele. Otrzymując płeć istoty ludzkiej o odpowiedniej energii mamy szansę na kontakt
z naszym aniołem stróżem, który poprowadzi nasze życie w kierunku oświecenia. Światło
anioła stróża to 1 części światła naszej istoty świetlistej. W chwili oświecenia światło anioła
łączy się z naszym światłem tworząc jedność światła doskonałości istoty przedwiecznej.
Dwie energie męska i żeńska tworzą doskonałą moc istoty świetlistej. Skąd się wziął anioł
stróż? Otóż jest on przy każdym z nas od momentu, kiedy staliśmy się istotami ludzkimi.
Będąc istotami przedwiecznymi jako doskonałe światła w chwili pierwszego zesłania nas na
ziemię z posłannictwem boskim jako doskonałe istoty świetliste zostaliśmy rozszczepieni na
dwa światła: męskie i żeńskie. Pierwsze nasze wcielenie w ludzką formę było czyste dla nas
i naszego anioła stróża. Jako para zgodnie z naszym posłaniem nauczaliśmy istoty ludzkie
miłości, dobroci, harmonii. Jednak któreś z nas musiało popełnić pierwszy błąd i
pozostaliśmy na ziemi wcielając się w inne formy, aż do dziś. Pierwszy nasz błąd to
pierwotna karma, którą trzeba odpracować. Natomiast nasza druga połowa światła stała się
naszym aniołem stróżem i przez wszystkie nasze życia nas pilnuje i próbuje do nas dotrzeć.
Anioł stróż w zależności od tego, czy kierujemy się dobrem, czy złem, dociera do nas i
próbuje nam pomóc.
95
Bazą mocy istot świetlistych jest czysta i szlachetna miłość, która daje nam moc, radość i
spokój. Anioł stróż jako nauczyciel ukazuje w przekazach i kontakcie z nami, jak powinno się
kochać siebie i otoczenie. Nasza nadświadomość to nic innego jak połowa światła istoty
przedwiecznej, która w połączeniu z naszym aniołem stróżem tworzy całość. Tak więc
kontakt z aniołem stróżem i innymi istotami świetlistymi nawiązuje nasza nadświadomość,
nasze doskonałe ja. Pracując z aniołem stróżem poprzez medytację i modlitwę do niego
możemy poznać jego imię, lub ujrzeć postać. Kontaktuje się z nami mówiąc do nas, lecz głos
anioła słyszalny jest nie tylko w uszach, a także w półkulach mózgowych i w sercu. Głos
anioła stróża jest subtelny i nie da się brzmienia tego głosu porównać z falami dźwiękowymi
istniejącymi na ziemi. Dotyk anioła jest ciepły i delikatny, jak muśnięcie piórkiem. Anioł stróż,
gdy stwierdzi, że nadszedł czas, aby się ujawnił, subtelnie daje nam pierwsze wskazówki, a
my naprowadzamy się w kierunku dobra. Poprzez niesienie dobra i miłości kontakt z aniołem
stróżem nasila się i wtedy nasza nadświadomość zaczyna kreować piękno, szczęście i
miłość. Anioł stróż prowadząc nas do doskonałości wprowadza nas w świat istot świetlistych
i gdy zauważy, że jesteśmy godni pracować i kontaktować się z innymi istotami świetlistymi,
daje nam tę możliwość. Anioł stróż pracując nad naszym polem aurycznym i uszlachetniając
nasze światło naukami i miłością, ukazuje nam, jakie błędy popełniliśmy w innych życiach i
obecnym oraz jak je naprawić. Wskaże źródło pierwszych naszych cierpień i błędów, które
popełniliśmy jako istota ludzka. Anioł stróż jako mistrz duchowy odkrywa przed nami nasze
talenty (zależne od rodzaju posłannictwa) pokazując jednocześnie możliwość ich realizacji i
stworzenia warsztatu pracy. Każde marzenie może być spełnione dzięki naszemu aniołowi
stróżowi, ale tylko gdy otworzymy się z miłością na siebie i na niego. Imię anioła stróża nie
jest przypadkowe. Mój anioł stróż podając swoje imię objaśnił mi jego znaczenie.
Energie w świetle anioła są ułożone na podobieństwo skrzydeł lub świetlistego wachlarza.
Anioł stróż jest naszym strażnikiem, chroni nas światłem miłości przed złymi energiami,
tworząc świetlistą pelerynę. Światło anioła to doskonałość miłości. My - ludzie nie władamy
mocą istot świetlistych. Nasza moc osłabiona jest karmą lub bytami astralnymi, które chcąc
się wcielić opętują nas, dlatego że jesteśmy skłonni na złapanie w swoje pole auryczne
takich energii. Będąc w kontakcie z aniołem stróżem, pracując z energiami jako uzdrowiciele,
zwiększamy dzięki nim naszą moc. Poprzez intencję i prośbę do anioła stróża łączymy się z
jego światłem, a on z kolei obdarowuje nas w zależności od intencji mocą istot świetlistych.
Dzięki tej mocy możemy uzdrowić inną istotę ludzką. Miłość anioła do nas powinna być
odwzajemniona przez nas czystymi i subtelnymi intencjami. Gdy nasze życie toczy się w
strachu, żalu, lub w cierpieniu, nasz anioł stróż cierpi trzy razy mocniej, ponieważ nie może
do nas dotrzeć i jako istota świetlista jest sam. Jego światło wygasa, a wraz z nim wygasa
nasze światło, wiedza i doskonałość.
A dlaczego jesteśmy tak ważni dla anioła stróża? Otóż anioł stróż jako istota świetlista
opiekuje się nami i naszą wiedzą, bo cała wiedza nasza i naszego anioła stróża jest ukryta w
nas, a on jako istota świetlista nie ma czakramów. Jedynie my jako istoty ludzkie posiadamy
te kanały energetyczne, które są jakby magazynami energetycznymi dla naszej energii i
dlatego posłanie nasze ukryte jest w nas. Anioł stróż jako nasz opiekun, nauczyciel potrafi
dotrzeć do naszej wiedzy, którą nam ukazuje. To tak jakby wyciągał księgi w biblioteki naszej
wiedzy kryształowej i odczytywał dla przypomnienia. Jednocześnie anioł stróż nas naucza i
daje wskazówki do tej wiedzy. Nieświadomie sami możemy zniszczyć anioła stróża i siebie,
gdy w porę nie zmienimy swego życia. Niszcząc anioła stróża poprzez swoje postępowanie
niszczymy siebie i wtedy może wygasnąć światło nasze i naszego anioła.
Wszyscy twierdzą, że dusza ludzka jest nieśmiertelna. Tak, jest nieśmiertelna! Gdybyśmy od
początku naszego istnienia jako istoty ludzkie czynili samo zło, to światło nasze z każdym
wcieleniem byłoby coraz słabsze i kiedyś by wygasło. Anioł stróż oddalałby się od nas gubiąc
nas i wspólne posłanie, i wygasł by w przestrzeni razem z nami, z jedną różnicą - on by cały
czas cierpiał, a my czyniąc zło dla siebie i innych umacnialibyśmy się w tym tracąc czyste
światło, które umożliwia nam szczęśliwe życie.
96
Było trochę istot świetlistych, którym wygasło światło poprzez ich postępowanie, ale to były
istoty, które czyniły zło w czasach panowania istot przedwiecznych. Natomiast my żyjemy w
przeplatance czynienia dobra i zła, dlatego iż nasze pierwsze zejście na ziemię było z
posłaniem czynienia dobra, ale popełniliśmy błąd i zgubiliśmy swoją doskonałą drogę.
Dlatego jesteśmy tutaj na ziemi, aby poczuć dobro, szczęście, cierpienie, ból jako istoty
materialne. Światło anioła pozwala nam dotrzeć do najpiękniejszego wnętrza w nas samych.
Rozświetla naszą doskonałość, wiedzę i szlachetność. Anioł stróż jako druga połowa
naszego światła ma to samo zadanie co my. Jako jedność światła mamy wspólne posłanie.
Gdy jesteśmy blisko oświecenia, anioł stróż ukazuje nam wszystko, co dla nas jest
najlepsze. W chwili śmierci wychodzi po nas z orszakiem anielskim i prowadzi do władcy
karmy, który posyła nas do wymiaru anielskiego. Na tym poziomie pracujemy jako istoty
świetliste ze swoim aniołem stróżem, a później w czwartym wymiarze archanielskim nasze
światła łączą się jako jedność. Gdy w chwili śmierci widzimy światło i podążymy za nim, to
światło kieruje nas do władcy karmy umożliwiając nam otrzymania następnego ciała do
odpracowania pozostałej karmy przed oświeceniem. Przechodząc na drugą stronę bez
światła w chwili śmierci, możemy mieć obciążenia karmiczne do przepracowania jeszcze
przez wiele wcieleń i po śmierci możemy błąkać się w przestrzeni.
A wszystko to zależy od naszego życia: czy kierujemy się dobrem, czy złem. Czy nasza
witalność wobec siebie i otoczenia jest kreowana z czystymi intencjami. Czynienie dobra dla
siebie i innych, kierowanie się miłością, przyjaźnią, daje nam możliwość spełnienia
wszystkich naszych oczekiwań, marzeń. Realizujemy nasze plany, zbliżając się do swojej
doskonałości - jako istoty świetlistej. Pracując z energiami anielskimi nabiera się wartości dla
siebie i otoczenia. Podczas pracy z aniołem stróżem on ukazując nam nasze posłanie
dobiera inne istoty świetliste jako przewodników duchowych do pracy z energiami. One
przekazują moc na świetliste dłonie anioła stróża, a anioł stróż tę moc przekazuje nam jako
kanałowi i medium przekazu energii. Tak dzieje się podczas przekazów Reiki
Reiki umożliwia nam odkrycie się z miłością dla siebie i innych. Przechodząc inicjacje stopni i
otrzymując wiedzę uzdrawiania, techniki uzdrawiania, i pracując nad sobą każdy z nas
będzie miał zaszczyt kontaktu z aniołem stróżem. Na wyższych stopniach Reiki kontakt z
aniołem stróżem się pogłębia. Wchodząc w stopień mistrzowski wprowadzany jesteś
energetycznie w trzeci poziom istot świetlistych i pracując z nimi na ich poziomie masz stały
kontakt z nimi. Do stopnia mistrza kontakt z aniołem stróżem jest słabszy, gdyż anioł stróż
kontaktuje się na poziomie ziemskim. Gdy przechodzimy inicjacje energii uniwersalnej
otrzymując dar uzdrawiania, wówczas nasz anioł stróż jako jedność naszej miłości duchowej
otrzymuje tajemnice mocy energii uniwersalnej i podczas inicjacji przyjmuje od istot
świetlistych mistrza nauczyciela intencje inicjacji, które to intencje przekazuje nam jako
kanałowi przekazu. Gdy podczas uzdrawiania innej istoty ludzkiej, my jako kanał, i medium
naszych istot świetlistych wypowiadamy intencję dla osoby uzdrawianej z prośbą do istot
świetlistych, nasz anioł stróż łączy się swoim światłem z naszym światłem i nakładając swoje
świetliste dłonie na nasze obdarowuje nas mocą przekazu energii uniwersalnej. Nasza moc
poprzez naszego anioła stróża jest wzmagana, a tę moc odczuwają istoty potrzebujące
pomocy. Dar niesienia pomocy innym to szlachetność i pokora wobec siebie i istot
świetlistych, tym bardziej, że i my nimi jesteśmy w ciałach materialnych.
Naszą pierwszą cywilizacją była Atlantyda, a my jako jedyna cywilizacja mamy szansę
odtworzyć świat istot przedwiecznych. Jako jedyni w wszechświecie mamy najwyższe
uduchowienie. Są może inne cywilizacje technicznie bardziej rozwinięte, ale nie mają tak
wysokiego uduchowienia jak my i to po części badają przybysze z innych planet, aby odkryć
naszą moc istot doskonałych.
Miłość, pokora i dobro to doskonały lek na uzdrowienie ciała i duszy. Emanując doskonałym
czystym światłem i miłością obdarowywujemy tym samym swojego anioła stróża. Nasza
wieczność to miłość światła duchowego Miłość duchowa jest najwyższą wartością i
największą mocą światła doskonałości. Pierwszą wiedzę istot doskonałych poznali
97
mieszkańcy Atlantydy dzięki istotom świetlistym. Wiedzę tę mistrzowie wyryli w kamieniach i
kryształach. My też otrzymujemy tę wiedzę dzięki aniołom, które w swoich przekazach uczą
nas, jak mamy tę wiedzę wykorzystać dla dobra swojego i innych kierując się miłością.
Mój anioł stróż przekazując mi wiedzę istot przedwiecznych powiedział do mnie: "uczę cię
doskonałości i miłości, byś była doskonała i kochała. Przekazuję ci wiedzę i moc, abyś z
miłością tę wiedzę i moc przekazywała innym, zostawiając po sobie miłe wspomnienie".
Światło, które otrzymuję od swojego anioła stróża, przyjmuję z miłością do niego. Podczas
przekazów energetycznych i sesji mój anioł stróż z miłością prowadzi mnie obdarowując
swoim światłem, które wzmaga moją moc uzdrawiającą.
Warto kochać siebie i otworzyć bramy w swoim sercu, aby światło anioła rozświetliło nas,
abyśmy byli szczęśliwi, że mamy kogoś, kto nas kocha czystą subtelną miłością, że ktoś nas
chroni, uczy, otula i w każdej chwili jest przy nas.
2003-12-23 Atras Anna
Magia elfów
Jedną z praktyk szeroko stosowanych w świecie astralnym jest magia elfów. Elfy rzadko
inkarnują na planie fizycznym i jest ich bardzo mało, jako dusz. Aby bliżej przybliżyć ich
sylwetkę, powiedzmy że są inną odmianą aniołków. Mają podobne wibracje, choć różnią się
one w niektórych szczegółach od wibracji aniołków i ludzi. Rozpoznać je można po pewnych
znakach szczególnych, jakie zarysowują się w ich sylwetkach, gdy przebywają na planie
fizycznym. Cechują ich szpiczaste uszy, lekko odstające i bardzo smukła sylwetka. W ich
ruchach widać ogromną zwiewność. Są to istoty, które najczęściej przebywają w świecie
astralnym i tam zbierają doświadczenia od innych istot. Jeśli któraś z tych istot schodzi na
plan fizyczny, to rzadko wybiera Ziemię. Istoty te wolą przebywać na planach fizycznych
innych planet. Szczególnie tam, gdzie przyroda jest mniej zatruta odpadami. Jako, że żyją
one w harmonii z naturą , reagują bardzo silnie na zmiany, jakie zachodzą w niej poprzez
ingerencje w jej środowisko człowieka. Są częścią natury i bardzo się z nią identyfikują. Swe
doświadczenia pobierają bezpośrednio z natury, a nie jak człowiek, poprzez przeżywanie
różnego rodzaju emocji. Ich emocjonalność jest bardzo różna od tej, którą gromadzi
człowiek. Istoty te bardzo wsłuchane są w energię życia całego wszechświata. Nie walczą z
naturą, a raczej znajdują w niej dla siebie miejsce, tworząc z nią symbiozę.
Kiedyś, gdy ziemia była jeszcze dziewicza i nieskażona, częściej schodziły na plan ziemski.
Wtedy bardzo pociągała je nasza natura. Poprzez jej silny ruch i zmienność istoty te mogły
czerpać z jej doświadczeń do woli i budować swoją karmę. Te istoty, które uległy skażeniu,
musiały pozostać na ziemi i włączyć się w jej cykl przemian. Można je czasami spotkać
pośród ludzi. Bardzo wystraszone i nieufne. Jako dzieci są zamknięte w sobie i raczej żyją
swoim własnym rytmem. Często też korzystają z mocy, które dają im możliwość skorzystania
z energii Ziemi. Ich zmysły bardziej przypominają zmysły niektórych zwierząt. Są bardziej
wyczulone i rozwinięte, niż zmysły ludzi. Istoty te odbierają dźwięki na dużo wyższych i
niższych częstotliwościach niż ludzie. Ich widzenie i smak także są ostrzejsze. Czasami
zmysły te są u nich równomiernie rozwinięte, ale czasami któryś ze zmysłów dominuje
szczególnie.
Od wieków elfy znane były, jako istoty, które nie szukały kontaktu z ludźmi, ani innymi
istotami żyjącymi na ziemi. Znane są też z mocy magicznych, które rozwijają i bardzo
pielęgnują. Najczęściej ich moc ujawnia się w wyniku wyczucia zagrożenia. Potrafią jej także
użyć, gdy wyczuwają, że coś może zaszkodzić ich środowisku. Ich moc najsilniej rozwija się
w świecie astralnym, gdzie obecnie przebywają. Można czasami ją wyczuć. Potrafią pięknie
śpiewać, wplatając w wibracje wydawanego dźwięku elementy hipnozy. Od ich muzyki
98
można się więc uzależnić, ale jest ona śpiewana po to , by uśpić czujność przeciwnika.
Czasami słyszałam ich muzykę, ale długo nie udawało mi się jej słuchać, gdyż od razu
zasypiałam. Z ich magią spotykam się u niektórych aniołków, które wymieniały swe
doświadczenia z elfami. Gdy elfy rodziły się na ziemi pośród ludzi, najczęściej szukały
ucieczki i kryły się w lasach. Z czasem zaczynały słynąć z wiedzy zielarskiej, jak i z
leczniczego działania wywarów lub jadów zwierząt, które były w normalnych warunkach
śmiertelnym zagrożeniem dla innych. Doskonałe zrozumienie znajdowały wśród zwierząt.
Żyły takim samym rytmem przyrody, jak rośliny i zwierzęta, wśród nich zatem czuły się
najlepiej. Jednym z rodzajów ich magii jest magia przyrody. Dzisiaj najsilniejszy przejaw ich
magii widać w pszczelarstwie, ziołolecznictwie, jak i u kahunów.
My, zawdzięczamy im całą wiedzę związaną z wywarami i nalewkami. Nie są to groźne
istoty, choć mogą uśpić na śmierć. Ich magia potrafi przenosić dusze do świata astralnego,
gdy osoba będzie chciała zapanować nad ich wiedzą i mocą.
2002-08-10 Żądło Leszek
Zjadający towarzysze
Tę obrazową nazwę nadawali Kahuni wszelkim duchom, demonom, oraz negatywnym
myślom. Rozumiemy, że duchy i demony objadają ludzi z energii, ale dlaczego to określenie
przysługiwało również złym myślom?
Kahuni wiedzieli, że na podtrzymywanie negatywnych myśli musimy zużyć bardzo dużo
energii. Tak dużo, że pielęgnując je zapadamy na zdrowiu. Organizm nie jest w stanie dłużej
pracować na zwiększonych obrotach i buntuje się. A bunt materializuje się w formie choroby.
Silnie negatywne myśli określano w wielu kulturach mianem demonów. I faktem jest, że
demony nie mają własnego życia, tylko są stwarzane przez koszmarne wyobrażenia
podszyte strachem. Niektórzy ludzie specjalnie hodują swe "dobre" demony, by mogły one
ich bronić przed cudzymi "złymi" demonami. Aby je zasilać, rozdrażniają całe otoczenie. A
wtedy rozzłoszczeni ludzie rozkojarzają się i nieświadomie zasilają demony swymi
negatywnymi emocjami.
Osób, które to czynią, jest niewiele, ale chyba wszyscy je spotykamy. Znacznie częściej
można spotkać ludzi opętanych przez duchy. Oni też mają niemiły wpływ na swe otoczenie.
Często nie da się z nimi wytrzymać, nawet jeśli treści, które przekazują, są na pozór
pozytywne. Czynią to jednak pod jakimś przymusem i z wielkim niepokojem wewnętrznym.
Bywa, że na dodatek zastraszają niedowiarków. Ale to akurat zdarza się wszystkim neofitom,
gdyż u nich jeszcze jakiś czas dominuje przyzwyczajenie do negatywnego motywowania
siebie i innych. Zauważono, że negatywna myśl, którą podtrzymujemy 3 dni, powoduje
pogorszenie nastroju, lub nawet lekką chorobę.
Po 3 miesiącach jej pielęgnowania samopoczucie wyraźnie pogarsza się, a owocem tego
jest poważniejsza choroba. Gdy nadal pielęgnujemy negatywne myśli, po 3 - 4 latach
możemy się dorobić choroby chronicznej. Ona może objawiać się nieco inaczej, niż choroba
pierwotnie wywołana przez negatywne myśli, ale ma te same przyczyny. Trudniej ją wtedy
leczyć. Wreszcie po 12 latach pielęgnacji negatywnej myśli i choroby chronicznej, może ona
zmienić się w chorobę karmiczną, która stanie się naszą zmorą w następnym życiu.
Kahuni dobrze orientowali się, że skutki pielęgnowania negatywnych myśli mogą być fatalne,
więc radzili wszystkim, by jak najszybciej się ich pozbywali, by zastępowali je myślami
pozytywnymi, którym towarzyszy poczucie piękna, radości, szczęścia, a przede wszystkim
miłości.
99
Aby uniknąć chorobowych skutków negatywnego myślenia, starali się jak najszybciej
pomagać w rozwiązywaniu problemów i w doprowadzaniu do harmonii wewnętrznej u swych
pacjentów.
Wiedząc, że poczucie winy może spowodować tragiczne wypadki nawet przed upływem 3
dni, radzili, żeby nikogo nie krzywdzić, a kiedy już coś takiego się stało - dokonać
zadośćuczynienia.
Zadośćuczynienie to co innego niż pokuta czy kara. To naprawienie krzywdy. Jeżeli nie dało
się jej naprawić bezpośrednio, dokonywano tego w sposób pośredni. Jeśli np. ktoś zabił
człowieka, to powinien pomagać jego rodzinie. Zadziwiające jest to, że na Dolnym Śląsku
panował podobny zwyczaj. W średniowieczu zabójca mógł uniknąć kary, jeżeli postawił na
miejscu zbrodni krzyż pokutny, wykuty własnoręcznie z kamienia i opiekował się do końca
życia rodziną swej ofiary. Obyczaj ten upamiętnia do dziś kilkaset krzyży pokutnych
rozsianych po Sudetach i pogórzu. Zamiast zmagać się ze "zjadającymi towarzyszami",
warto żyć tak, żeby nie mieć żalu i pretensji ani do siebie, ani do innych.
Adeptom różnych ścieżek, rozwoju duchowego brakuje często znajomości trzech
magicznych słów, które ułatwiają i uprzyjemniają nam życie. Owe magiczne słowa brzmią:
proszę, przepraszam, dziękuję. Życie z nimi jest naprawdę przyjemniejsze i łatwiejsze.
Według Huny nikt nie musi być nikomu wdzięczny. Wdzięcznym albo się jest, albo nie.
Jednak z wdzięcznością żyje się milej i przyjemniej. Ponadto warto być miłym i przyjemnym
dla swego otoczenia. W naszych warunkach boimy się często, że inni nas zaczną
wykorzystywać, gdy tylko staniemy się dla nich mili. Dlatego ważne jest przekonać się, że
warto być miłym i że to jest bezpieczne.
Tu trafiamy na pewne dziwne zjawisko. Otóż pozytywnym myślom i zachowaniom często
towarzyszą negatywne wyobrażenia. Wiemy, ze bycie miłym, życzliwym, czy uprzejmym, to
pozytywne cechy, ale jednocześnie boimy się, że ich przejawianie zostanie źle zrozumiane i
że zostaniemy albo posądzeni o niecne zamiary, albo ktoś wykorzysta naszą naiwność, czy
dobroć. Podobnie sprawy się mają z miłością, szczęściem, czy zadowoleniem. Wiemy, że są
one pozytywne, ale... mamy wątpliwości i często czujemy się winni, że nam jest dobrze,
podczas gdy inni cierpią. To kwestia naszej samooceny i skutek rzekomo dobrego
wychowania. Zgodnie z jego kanonem nie wypada być szczęśliwym, gdy inni cierpią. Hm. A
jaki może być pożytek z tego, że cierpi coraz więcej ludzi, bo nie wypada się cieszyć?
Efekty obserwujemy wokół. Coraz więcej nerwic, stresów i depresji. A gdyby tak przyjąć
wersję odwrotną? Że swoimi problemami i zrzędzeniem nie wypada zakłócać innym dobrego
samopoczucia? Wredny pomysł? A może jedyny sensowny? Bo jaki cel przyświeca tym,
którzy męcząc się sami zamęczają dodatkowo swoje otoczenie?
Znalazłszy się w towarzystwie takich ludzi czujemy się wyssani z energii, zamęczeni, boli
nas głowa i sami zaczynamy mieć negatywne myśli. A czy im w czymś pomogliśmy naszym
poświęceniem, by ich wysłuchać? Może dzięki temu poświęcaniu się kiedyś wreszcie
pomożemy sobie rozumiejąc, że warto zrezygnować z towarzystwa "zjadających
towarzyszy"?
Nie wzywam do znieczulicy. Wręcz przeciwnie. Kahuni za najważniejszą wartość uznawali
miłość. Miłość nie polega na wyrażaniu zgody na bycie katowanym przez osoby nastawione
negatywnie do siebie i do całego świata. Miłość polega na tym, że zamiast katować innych,
obdarzamy ich tym, co najlepsze - radością, szczęściem, uśmiechem na co dzień. Wielu
jednak ludzi woli żywić swoich "zjadających towarzyszy" i pielęgnować niezadowolenie,
panikarstwo i straszenie wszystkich wokół. Oni to uważają się za zupełnie zdrowych i
normalnych. Drażnią ich ludzie spokojni i zadowoleni. Tylko nie widzą związków miedzy
100
swymi pasjami, a stanem zdrowia. A przecież lęki i niezdecydowanie paraliżują najpierw
umysł, a potem i ciało. Nienawiść przeradza się w raka.
A teraz zagadka. Kiedy, w jakich sytuacjach mówimy: Coś mi leży na wątrobie? Pomieszało
mi się w głowie? Flaki mi się przewracają? Mdli mnie, kiedy... ? Przykłady można mnożyć.
Faktem jest, że te stwierdzenia pozostają w związku z negatywnymi myślami i emocjami. I
jak tu nie dostrzec ich wpływu na nasze życie?
Kiedy dostrzegamy związek miedzy negatywnym myśleniem, a stanem naszego zdrowia,
zaczynamy zmieniać nasze myśli z negatywnych na pozytywne. Przestajemy w ten sposób
zasilać "zjadających towarzyszy", zarówno tych, którzy wylęgli się w naszym umyśle, jak i
tych, którzy przybyli ze świata duchów, by się pożywić naszą energią. Zmiana myślenie z
negatywnego na pozytywne wymaga determinacji i zrozumienia, po co się to robi i jakie są z
tego korzyści. A korzyści jest wiele. Lepsze zdrowie, łatwiejsze życie, mniej pracy, a więcej
pieniędzy i wreszcie coraz wyższa samoocena, dzięki której nasze życie nabiera sensu i
wartości.
Najskuteczniejszym sposobem na zaprzestanie zasilania "zjadających towarzyszy" jest jak
najczęstsze powtarzanie pozytywnych myśli. Tej sztuki warto nauczyć się albo czytając
dobre książki, albo przechodząc kurs, np. Huny.
101

Podobne dokumenty