Elvira Lindo - Nasza Księgarnia

Transkrypt

Elvira Lindo - Nasza Księgarnia
Elvira Lindo
Przełożyła
Anna Trznadel-Szczepanek
Ilustrował
Julian Bohdanowicz
nasza
ksiegarnia
Tytuł oryginału hiszpańskiego
Los trapos sucios
© 1997 by Elvira Lindo
© Copyright for the Polish edition
by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2003
Projekt okładki Maciej Szymanowicz
www.maszynowicz.com
Ilustracja na okładce Julian Bohdanowicz
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tajemne sprawki
Któregoś dnia ma­ma Diego Maradony oznajmiła mo­jej mamie w sklepie mięsnym:
— Diego mówi, że jak mu kupię przenośny komputer,
to opisze swoje życie. W końcu to, o czym opowiada
twój Mateuszek, mogło się przydarzyć każdemu.
— Bardzo dobrze, ale musisz być przygotowana na to,
że twój syn się podpisze — i to wielkimi literami — Diego
Maradona. Mój Mateuszek ujawnił na samym początku, że mówią na niego Okularnik.
— Wykluczone! On się nazywa Diego Sandoval.
Na to mama jej zasunęła:
— Ale sama przyznasz, że nikt w Carabanchel (Górnym) nie wie, kto to jest Diego Sandoval.
I wszystkie panie powtórzyły chórem:
— Sama przyznasz, sama przyznasz!
Tak to już jest na naszym osiedlu: tu nikt nikogo nie
oszuka, bo uwielbiamy rąbać sobie prawdę prosto w oczy.
Mój kolega Diego Maradona nigdy nie opisze swojego życia, bo mama mu nie pozwoli zacząć autobiografii
słowami: „Nazywam się Diego Sandoval, ale wszyscy ko­ledzy mówią na mnie Diego Maradona, bo moje imię ko­jarzy im się z nazwiskiem sławnego piłkarza”.
A poza tym trzeba mieć dużo odwagi, żeby napisać
autobiografię. Kiedy ukazuje się kolejny tom wielkiej encyklopedii mojego życia, jestem okropnie zawstydzony,
bo zdradzam w nim nasze najskrytsze tajemnice. Nie
tylko ja to przeżywam; mamie też jest łyso, kiedy pan
Marcin ze sklepu rybnego mówi:
— Pani Kasiu, czy pani nie przesadza z tymi kuksańcami? Mateuszkowi gorzej przez to idzie w szkole.
— Tak jest — wtrąca się jakaś pani. — Ja, jak już muszę
mojemu synowi przylać, daję mu w tyłek i zawsze kapciem, żeby nie skrzywdzić ani jego, ani siebie.
Kelnerzy pytają mojego tatę w barach przy autostradzie:
— Mateusz, to ile jeszcze musisz zapłacić za tę ciężarówkę?
Pani Lusia też wolałaby nie rozgłaszać na prawo i lewo,
że pan Bar­naba puszcza bąki i nosi perukę. Mama próbuje ją udobruchać:
— Moja droga, przecież i tak wszyscy wiedzą, że nosi
perukę, bo ta, którą wkłada w niedzielę, jest innego koloru. A co do bąków… każdy z nas…
A dziadkowi wisi, że wypaplałem wszystkie jego sekrety.
— Ja tam przed nikim nie ukrywam, że mam sztuczną szczękę, choruję na prostatę, chrapię, aż się szyby
w oknie trzęsą, i przesiaduję po całych dniach w barze.
Odkąd staruszki z Klubu Emeryta wiedzą o moich wadach, lgną do mnie jak muchy. Od razu urosłem w ich
oczach, kiedy przestały mnie uważać za chodzącą doskonałość.
Głupek też jest zadowolony, nie spodobało mu się
tyl­ko to, że w drugim tomie ujawniłem jego prawdziwe
imię. Najchętniej pozostałby typowym czterolatkiem po­
siadającym jakąś tajemnicę.
Ale nawet gdyby Diego Maradona opisał na przenoś­
nym komputerze najbardziej wstydliwe szczegóły ze swo11
jego życia, i tak nic by mu z tego nie przyszło. Najprawdziwsza prawda jest taka, że to, co czytasz, nie zostało
napisane przeze mnie, tylko przez kobietę, której nazwisko możesz przeczytać na stronie tytułowej tej książki.
Poznałem ją wiele lat temu. Po całej kuli ziemskiej szukała odpowiedniego dziecka i w końcu wybrała mnie.
Przyszła do nas do domu, postawiła na stole magnetofon kasetowy i zaczęła mnie bezlitośnie wypytywać.
Podczas gdy ja mówiłem, ona objadała się rogalikami
z czekoladą, które mama kupiła w spożywczym pani
Pelagii. Mama i pani Lusia obserwowały ją ukradkiem.
Kiedy wyszła, pani Lusia orzekła:
— Niezły ma apetyt!
Opowiedziałem tej pani mnóstwo rzeczy, również ta­
kich, o których — we­dług mamy — nie powinno się ni­
komu mówić. Ma to swoją dobrą stronę, bo ro­dzina García Moreno jest teraz znana na całym świecie, ale ma też
i złą: nic na tym nie zyskaliśmy, ponieważ ta kobieta nie
zapłaciła nam złamanego grosza, chociaż opływa po­dobno w luksusy dzięki dolarom, które zgarnęła za moje
historyjki.
Niedawno do nas zadzwoniła. Mama powiedziała:
— Zaraz tu będzie. Znowu napcha sobie kieszenie.
Tym razem poszliśmy do baru. Mama, pani Lusia,
dzia­dek, Głupek i ja… Pośrodku stołu jak zwykle stanął magnetofon kasetowy. Kobieta ze strony ty­­tułowej
spytała mamę i panią Lusię, czy mogłyby usiąść przy in­nym stoliku.
12
— Żeby dzieciak się nie krępował…
Kiedy zostaliśmy sami, twarzą w twarz, kobieta oznajmiła mi, że tym razem muszę odsłonić najbardziej osobiste szczegóły z życia mojej ro­dziny i znajomych, ponieważ nasze historyjki rywalizują z telewizyjnymi reality
show, z filmami seksu i przemocy, z dreszczowcami.
— Musisz mi opowiedzieć o wszystkich waszych tajemnych sprawkach.
— Dobrze, ale pod jednym warunkiem…
— Jakim? Zrobię wszystko, czego zażądasz — oświadczyła kobieta. Napięcie sięgnęło szczytu.
13
— Moje imię ma być wypisane na stronie tytułowej
wielkimi literami, a two­je malutkimi, tak żeby ludzie
myśleli, że to ja napisałem tę książkę. To albo nic.
Zastanawiała się nad tym przez pięć przeklętych minut.
— No dobrze, zgoda.
Poprosiłem ją też, żeby moje imię zapalało się i gasło
jak neon, ale odparła, że to jest technicznie niewykonalne.
W tym momencie pociągnąłem spory łyk mojej drugiej whisky (to znaczy drugiej coca–coli) i zacząłem jej
opowiadać o tych wydarzeniach z mojego życia, które
dotychczas nigdy nie przekroczyły granic Carabanchel
(Górnego) i które masz w tej chwili przed oczami. Dziadek szepnął mi na pociechę:
— Nie przejmuj się, Mateuszku, nie znam takiej rodziny, która nie miałaby czegoś do ukrycia.
Kobieta poszła sobie razem z magnetofonem i po
pewnym czasie przysłała mi tę książkę, czwartą z kolei.
Nie wiem, czy jeszcze zobaczymy tę panią, bo kiedy
po trzygodzinnym na­graniu podeszła do kontuaru, żeby
uregulować rachunek, pan Eustachy za­­żądał:
— Jedenaście tysięcy peset.
Okazało się, że musi zapłacić także — o czym nikt jej
nie uprzedził — za mojego tatę, pana Barnabę, Kamila,
dziadka Kamila, Uszatka, Grację Gon­zá­lez, Zuzię, narzeczonego mamy Uszatka, mamę Uszatka, panią Pelagię, wy­cho­wawczynię naszej klasy, Maćka, jego siostrę
14
Olę, Aśkę, która kiedyś była gruba, Kubę Martíneza
i Ti­nę (która zjadła parę krewetek). Kobietę kompletnie
zatkało; wyleciała z baru prawie bez pożegnania.
— Obraziła się? — zapytałem mamę.
— A niech się obraża. Przecież coś nam się należy za
to, że dzięki Ma­te­uszkowi ma z czego żyć.
I wszyscy stuknęliśmy się kieliszkami, nie zaprzątając sobie więcej głowy autorką tej straszliwej książki.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia Sp. z o.o.
02‑868 Warszawa, ul. Sarabandy 24c
tel.: 22 643 93 89, 22 331 91 49
faks: 22 643 70 28
e‑mail: [email protected]
Dział Handlowy
tel. 22 331 91 55, tel./faks: 22 643 64 42
Sprzedaż wysyłkowa
tel. 22 641 56 32
e-mail: [email protected] www.nk.com.pl
Książkę wydrukowano na papierze
Ecco-Book Ceram 70 g/m2 wol. 2,0.
Redaktor prowadzący Anna Garbal
Opieka redakcyjna Joanna Kończak
Redakcja Małgorzata Grudnik-Zwolińska
Redakcja techniczna, DTP Joanna Piotrowska
Korekta Joanna Morawska
ISBN 978-83-10-12543-9
PR INTED IN POL A ND
Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2013 r.
Druk: Zakład Graficzny COLONEL, Kraków