pełny tekst
Transkrypt
pełny tekst
PAMIĘTAM PYTAM Dominik Panek Grzegorz Kowal Sygnał z centrali Jaki kraj, taka kontrkultura Wrocław z perspektywy prowincjonalnych Ziębic był kulturowo szokujący. Wprawdzie oba miasta dzieli zaledwie 60 kilometrów, ale pod koniec lat 80. dwudziestego wieku odległość ta stawała się granicą wręcz „państwową”. Decydując się na wejście w underground, podjąłem życiową decyzję i po pewnym czasie sam zacząłem wydawać własnego zina – „Zgnilizna”. W konsekwencji założyłem niezależną wytwórnię i dystrybucję kaset NTOK (Naleśnik Tapes OK). W indeksie wytwórni znalazły się m.in. produkcje zespołu Farben Lehre (działającego i popularnego do dziś). W końcu, wraz z grupą przyjaciół, założyliśmy punk-reggae’ową kapelę Fly And The Evolution, która ostatecznie szybko zmieniła nazwę na FATE. Mimo wszystko nasza działalność w Ziębicach była zaledwie odpryskiem tego, co działo się we Wrocławiu. Stąd dochodziły do nas bardzo ekscytujące informacje… Wiele z tego, co działo się wówczas we Wrocławiu, miało swój związek z załogą PBB (Punk Banditen Brigade). PBB – oprócz groźnej nazwy – przerażała estetyką związaną z ulicznym, twardym punk rockiem (ciężkie buty, wyróżniające się fryzury i ubrania). Pod tym względem na prowincji było gorzej – w Ziębicach choćby, estetyka punk czy reggae, wegetarianizm, niechęć do rzeźni (malowanie haseł na ścianach ubojni, zniechęcających do jedzenia mięsa) czy do skinheadów o nazistowskich upodobaniach... nie wywoływała zrozumienia u mieszkańców. Trzeba nadmienić, że ludzie związani z PBB nieufnie podchodzili do ludzi spoza swojego kręgu. A przynajmniej tak się nam wydawało! Udało nam się ich lepiej poznać dzięki zorganizowanemu jeszcze w Ziębicach koncertowi Działon Punk. Dla mojej małej, rodzinnej miejscowości był to naprawdę dzień pełen wrażeń: Ziębice przeżyły najazd punków z Wrocławia! 4 Występ o mały włos nie zakończył się wielką zadymą. Pod pogującymi ludźmi zaczęła się uginać podłoga miejscowego domu kultury, a w pomieszczeniu niżej tynk sypał się z sufitu. Cóż, uczestnicy koncertu nie bardzo chcieli przerwać szaleńczy taniec. Na szczęście instytucja jakoś przetrwała… Punków z Wrocławia mieliśmy okazję gościć jeszcze na innym koncercie w Ziębicach (razem z popularnym Światem Czarownic, Aliansem i Under The Gun). Tym razem też nieźle iskrzyło! Wyjątkowo pozytywnym przerywnikiem i emo cjonującym wydarzeniem były wyprawy na koncerty do Wrocławia, jak choćby ta na występ Lecha Janerki w Pałacyku. Pamiętam jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie szaleńcza zabawa publiczności. Wtedy myślałem, że będą… ofiary. A Lechu wymiatał na basie i śpiewał tak, że ciarki przechodziły po plecach… Dużą rolę odgrywały też wyjazdy na niedzielną giełdę muzyczną do Pałacyku (można było kupić albo wymienić się płytami analogowymi, kasetami, pierwszymi kompaktami oraz – co najważniejsze – informacjami). Do Polski przyjeżdżały takie tuzy HC/Punk jak Soulside, Verbal Assault, The EX, Arm, No Means No, False Prophets – wszystkie koncerty zorganizowano dzięki zaangażowaniu Arka Marczyńskiego. W 1989 roku zdecydowałem się przeprowadzić do Wrocławia na stałe. Dopiero po przeprowadzce mogłem przekonać się osobiście, na czym polega świat kultury alternatywnej. Nowa jakość stała się dla mnie na tyle atrakcyjna, że szybko zaangażowałem się w życie sceny alternatywnej. Wydaje się, że w Polsce – kraju, w którym panuje ustrój kapitalistyczny, a władze państwowe wybierane są w demokratycznych wyborach – pojęcie kontrkultura rozumiane jest dokładnie tak samo, jak w krajach zachodnich. Interesujące wydaje się jednak pytanie: czy zawsze tak było? Kontrkultura definiowana jest zwykle jako odrzucenie przez pewną, względnie spójną, grupę społeczną zastanych norm kulturowych i społecznych. Pierwszy raz terminu kontrkultura użyto dla nazwania buntu lewicującej młodzieży, jaki w latach 60. ubiegłego wieku miał miejsce w Europie Zachodniej oraz USA. Mianem tym określa się także dzisiejsze ruchy młodzieżowe odrzucające konsumpcjonizm i narzucony im przez społeczeństwo styl życia. W PRL-u klasyczne ruchy kontrkulturowe – np. subkultury hipisowskie i punkowe – jakkolwiek obecne, nie odgrywały jednak tak dużej roli, jak na Zachodzie. Z jednej strony władze komunistyczne starały się dławić w zarodku wszelkie oznaki buntu, z drugiej natomiast – rzeczywistość kraju tzw. demokracji ludowej zasadniczo różniła się od amerykańskiej, francuskiej czy brytyjskiej. Polskiej młodzieży ciężko byłoby się buntować przeciwko czemuś, co nie istniało. Jeszcze dwadzieścia kilka lat temu w kraju nad Wisłą szalejącego konsumpcjonizmu po prostu nie było. Z tej prostej przyczyny, że półki w sklepach zazwyczaj świeciły pustkami, ewentualnie octem. Można zaryzykować stwierdzenie, że młodym Polakom wręcz brakowało tego, przeciw czemu buntowali się ich rówieśnicy na „zgniłym Zachodzie”. I nie chodzi tylko o konsumpcyjny styl życia, ale też, a może przede wszystkim, o dopuszczenie do dyskusji publicznej innych niż marksistowski prądów intelektualnych (chociażby takich, które nie podobały się zachodniej młodzieży), czy propagowanie innej niż socrealistyczna sztuki. O ile w okresie Marca ´68 większa część polskiej młodzieży jeszcze wierzyła w socjalizm (taki „z ludz- ką twarzą”, ale zawsze), to z czasem wiara ta stawała się coraz słabsza. W Polsce Ludowej dla wchodzących w dorosłe życie, żądnych zmian ludzi społeczeństwo jako takie nie było wrogiem. Wrogiem była władza państwowa. Dlatego też, zwłaszcza w latach 80., rzesze młodych Polaków – głównie członków i sympatyków „Solidarności” – angażowało się w pisanie, drukowanie i kolportowanie w tzw. drugim obiegu nielegalnych materiałów. Wytworzyli oni nawet, właściwy dla subkultur, swój specyficzny image – większość zapuszczała brodę i nosiła plecaki (to drugie ze względów praktycznych). Ich środowisko, w porównaniu z rozmaitymi subkulturami, było jednak dużo bardziej zróżnicowane. Można było znaleźć wśród nich zarówno tradycyjnych katolików, jak i hipisów. Ludzi o poglądach prawicowych, jak i lewicowych. Wszyscy zajmowali jednak stanowisko opozycyjne wobec władzy ludowej. Działalność taka, pomimo pozostawania w kontrze do oficjalnej kultury propagowanej przez jedynie słuszną Partię, nie była i nie jest nazywana kontrkulturą, a kulturą niezależną. Czy słusznie? Trzymając się encyklopedycznych definicji, pewnie tak. Patrząc na to, co dzisiaj jest klasyfikowane jako kontrkultura, „brodaczy z plecakami” tyle samo czynników by z nią łączyło, co dzieliło. Nie negowali społeczeństwa, starali się w nim żyć i normalnie funkcjonować. Odrzucali natomiast zastane oficjalne normy kulturowe i – co chyba najważniejsze – chcieli zmienić świat. W przeciwieństwie do wielu „prawdziwych” ruchów kontrkulturowych – im się to udało. 5