www .magazynsms.pl
Transkrypt
www .magazynsms.pl
Zły plan taryfowy TP S.A. przyczyną nieporozumień na linii Pałac Prezydencki – Urząd Rady Ministrów 06 SN 1895-14 IS * r. 8 0 0 2 Nr 13 * maj Uwaga, dziecko! Syberyjski rafting Stypendium w Niemczech Wielka dama mia³a gest Najmilsza Studentka i Superstudent Nak³ad Studenckie wspomnienia Jerzego Stuhra (2) 10 000! Magazyn bezp³atny www.magazynsms.pl Na wsi z tramwajem 2 Nr 13, maj 2008 REKLAMA REKLAMA WARTO PRZECZYTAÆ www.magazynsms.pl 130 tys. ods³on miesiêcznie W gazecie 5 Najmilsza Studentka i Superstudent Krakowa 2008 16 Rêka Fatimy – korespondencja z Mali 6 Nie planowa³am ci¹¿y, ale sta³o siê... 7 Uwaga, dziecko! 17 Tam, gdzie smoki schodz¹ do morza – korespondencja z Wietnamu 18 Festiwal Nauki w Krakowie 19 Studenckie wspomnienia Jerzego Stuhra (2): Wielka dama mia³a gest 20 Sharon Stone, szybkie samochody 21 i studentki UJ 21 Szko³a Dziennikarstwa Praktycznego 8 „SMS” poleca ksi¹¿ki 9 Prezydent medyków 22 Ich dwoje i… Cafe Latte 10 Stypendium w Chinach: W stolicy rozrywki 23 Bajkoczytacz 11 Stypendium w Niemczech: Na wsi z tramwajem 24 Felieton o modzie: Ch³opaki, zmieñcie majtki na wiosnê 12 Telling a joke, czyli Szkoci na weso³o. Poradnik 13 profesora Bella nie tylko dla wyje¿d¿aj¹cych na Wyspy 14 Syberyjski rafting 15 – ekstremalna wakacyjna przygoda Anegdoty o profesorach i studentach 25 Recenzja filmowa: Monolog niekontrolowany M³odzi na scenie alternatywnego rocka – Kid A 26 Nowy Pompon: Z³y plan taryfowy TP S.A. przyczyn¹ nieporozumieñ na linii Pa³ac Prezydencki – Urz¹d Rady Ministrów Gabinet Tuska przedstawi³ plan na 4 320 000 minut Wybuch³ sk³ad bielizny wojskowej REKLAMA REKLAMA Nr 13 maj 2008 3 List od naczelnego Whisky i weso³e poranki prezydenta Pewien Szkot poczêstowa³ Amerykanina wyborn¹ whisky. Nalał nieco cennego płynu do maleńkiej szklaneczki i powiedział: – Spróbuj! To wspaniała szkocka, która ma już 18 lat! – Jak na swój wiek, jest bardzo mała – odpowiedział Amerykanin. To jeden z żartów o Szkotach, czyli byłych mieszkańcach Krakowa wyrzuconych stąd za rozrzutność, które przytacza w tym numerze prof. Bell. W poprzednich wydaniach Profesor ratował czytelników z językowych opresji podsuwając stosowne, angielskie przysłowia. Teraz pokazuje, jak na Wyspach rozbrajać dowcipami drętwe sytuacje. Dla poprawy humoru, przed nieuchronnie zbliżającą się sesją, polecamy też Nowego Pompona (26 str.), który odkrył, że zły plan taryfowy TP S.A. jest przyczyną nieporozumień na linii Pałac Prezydencki – Urząd Rady Ministrów. Pompon wyjaśnia dlaczego opcja Tanie, wesołe poranki, którą w promocji wybrał prezydent, uniemożliwia głowie państwa stały kontakt z premierem. Kolejne porady profesora i kolejne newsy z Pompona dopiero w październiku. Wesołych wakacji! Leszek Rafalski [email protected] Stylowy Magazyn Studencki „SMS” Wydawca: Wydawnictwo Rafalski PRESS ul. Lipiñskiego 16/18, 30-349 Kraków Redaktor naczelny: Leszek Rafalski, tel. 0-12 398 33 53, 502 499 219, [email protected] Zespó³ redakcyjny: Iga Ba³os, Bart³omiej Bartoszek, Bartek Borowicz, £ukasz Gazur, Joanna Gloc, Maciek Gowin, Marek Haratym, Monika Jurczyk, Joanna Kozie³, Kamila Koziñska, Bartosz Kurek, Joanna Kustra, Marcin Lubertowicz, Katarzyna £ukasik, Katarzyna Miernik, Jakub Nowak, Piotr Ogórek, Weronika Ostatek, Janusz Podolski, Piotr R¹palski, Andrzej Sadecki, Anna Tokarczyk, Aœka Wojciechowska, Anna Wojdy³o Korespondenci zagraniczni: Emanuela Karastojanowa (Grecja), Konrad Kozio³ (USA), Iza Kwiatkowska (Austria), Karina Rafalska (Szkocja), Karolina Starzyñska (Chiny), Monika Œwiêchowicz (Anglia) Internet: www.magazynsms.pl; [email protected] Projekt i opracowanie graficzne: Marek Haratym Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do ich redagowania i skracania. Za treœæ og³oszeñ redakcja nie odpowiada. Na stronach 27 i 28 znajduj¹ siê materia³y reklamowe. Druk: Eurodruk-Kraków Sp. z o.o., Al. Pokoju 3 Nak³ad: 10 000 egz. Zdjêcie na ok³adce: Ola Turska z Akademii Pedagogicznej, Najmilsza Studentka Krakowa 2008. Fot. Wojciech Kamiñski 4 Nr 13 maj 2008 W Poznaniu odby³ siê fina³ presti¿owego konkursu Central and Eastern European Moot Court. Reprezentacja Wydzia³u Prawa i Administracji UJ z³o¿ona z seminarzystów prof. S³awomira Dudzika z Katedry Prawa Europejskiego, w sk³adzie (na zdjêciu od lewej) Kamil Szybilski, Anna Mielczarek, Miko³aj Wietrzny i Tomasz Kozie³, zajê³a drugie miejsce. Tomasz Kozie³ otrzyma³ tak¿e nagrodê dla najlepszego mówcy, któr¹ jest sta¿ w Trybunale Sprawiedliwoœci Wspólnot Europejskich, a Miko³aj Wietrzny zosta³ uhonorowany wyró¿nieniem w tej samej kategorii. Szersza informacja na www.magazynsms.pl. Marcin Lubertowicz PROMOCJA Czy warto zostaæ w Polsce? Zmywak w Anglii, czy praca w kraju za 1200 z³ brutto? Samorz¹d Studentów UJ organizuje 2 czerwca (godz. 10-16) w Sali Konferencyjnej Biblioteki Jagielloñskiej konferencjê prowokacyjnie zatytu³owan¹ „Czy warto zostaæ w Polsce?”. Wyk³ad inauguracyjny wyg³osi prof. Grzegorz Ko³odko. Wœród zaproszonych goœci znaleŸli siê m.in. pracownicy Ministerstwa Pracy i Polityki Spo³ecznej. Wraz z wybitnymi przedstawicielami polskiej socjologii i psychologii, postaraj¹ siê przybli¿yæ skalê zjawiska emigracji i omówiæ jego skutki. Patronat nad konferencj¹ objê³a redakcja „Polityki". (DL) OG£OSZENIE Pokój dla studentki Emerytowany pracownik naukowy wynajmie studentce pokój z samodzieln¹ ³azienk¹ w zamian za pomoc w prowadzeniu domu. Tel. 012-637-77-21. Rekomendacje. ECDL i... zajêcia z g³owy! Warto zadbaæ o swoj¹ edukacjê z zakresu zastosowañ informatyki oraz udokumentowaæ zdobyte umiejêtnoœci. Takim sposobem potwierdzenia kwalifikacji jest uzyskanie Europejskiego Certyfikatu Umiejêtnoœci Komputerowych - ECDL (European Computer Driving Licence). Studenci posiadaj¹cy certyfikat mog¹ byæ zwolnieni z zajêæ technologii informatycznych na podstawie rozporz¹dzenia MNiSW. Certyfikat honorowany jest w 146 krajach. Dostêpne s¹ równie¿ certyfikat ECDL Advanced i certyfikat ECDL CAD. Egzaminy mo¿na zdawaæ w Krakowskim Centrum Egzaminacyjnym ECDL przy ul. Smoleñsk 25 oraz w laboratoriach ECDL w kilku wy¿szych uczelniach w Krakowie. Szczegó³owe informacje, a tak¿e przyk³adowe testy mo¿na znaleŸæ na www.ecdl.malopolska.pl oraz na www.ecdl.com.pl. STUDIA Tradycyjnie podczas juwenaliów odby³y siê wybory Najmilszej Studentki i Superstudenta Krakowa. Tytu³y przypad³y Oli Turskiej z Akademii Pedagogicznej i Konradowi Pondo z AWF. Co ³¹czy tê parê? Zami³owanie do tañca. To oni w imieniu wszystkich studentów odebrali od władz miasta klucze do bram Krakowa na czas trwania juwenaliów. Aby dostąpić zaszczytu, musieli zostać wybrani Najmilszą i Superstudentem swo− ich uczelni. Później wygrali rywalizację międzyuczelnianą. Musieli wykazać się talentem kulinarnym, pokazać, jak umiejętnie chować ściągi podczas egzaminu, przekonać niesympatycznego bramkarza w klubie, aby wpuścił ich na imprezę bez biletu. – Musiałem też przekonać rektora, aby pomimo sześciu niezda− nych egzaminów, ale za to z tytułem Superstudenta w garści, pozwo− lił mi kontynuować studia – wspomina Konrad. To tylko niektóre konkurencje, w których zmierzyli się z żakami z pozostałych uczelni. W nagrodę za tytuł Najmilszej Studentki i Su− perstudenta Krakowa 2008 pojadą na wczasy, otrzymali też wiele nagród rzeczowych. Najmilsza Studentka i Superstudent 2008 Konrad Pondo studiuje na III roku turystykę i rekreację. Co robi, kiedy nie ma go na uczelni? – Przede wszystkim pracuję. Jako in− struktor tańca towarzyskiego, sędzia koszykówki, członek dwóch kabaretów. A w weekendy podróżuję po całej Polsce prowadząc ba− le, wesela, pikniki jako konferansjer i DJ. Poza tym uprawiam trochę sportu: koszykówka, taniec, squash i siatkówka – dodaje. Ola Turksa z III roku pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkol− nej wolny czas spędza równie aktywnie. – Trenuję sportowy taniec towarzyski, czytam książki, spaceruję po Krakowie i po świecie, nie zapominam o bliskich osobach i pracuję m.in. tańcząc w programie „Jaka to melodia” – wyznaje Najmilsza. Bartek Borowicz ZDJÊCIA WOJCIECH KAMIÑSKI Kwestionariusz Najmilszej Ulubione miejsce w Krakowie: gdybym chcia³a je wymieniaæ, nie starczy³o by miejsca. Kraków to moje magiczne miasto. Tu siê urodzi³am. Lubiê znajdowaæ miejsca, których turyœci nie zauwa¿aj¹, a przechodz¹ obok. Patrzê na nie z innej perspektywy. Gdybym mog³a pojechaæ na wymarzone wakacje... zabra³abym moich przyjació³, gitarê i polecia³abym tam, gdzie ca³y czas mielibyœmy b³êkit nieba i wody, a s³oñce ogrzewa³oby nas swoimi promieniami. Najszczêœliwsza w ¿yciu by³am... cieszê siê z ka¿dej ma³ej rzeczy. Ale najszczêœliwsze momenty s¹ jeszcze przede mn¹. Nie bêdê zdradzaæ, o co chodzi. Ulubiony alkohol: drink z ma³¹ iloœci¹ obojêtnie jakiego alkoholu, ¿eby nie by³o go za bardzo czuæ i piwo z bardzo du¿¹ iloœci¹ soku. Zawsze przy barze siê ze mnie œmiej¹, jak to zamawiam. not. BB Nr 13 maj 2008 5 REPORTA¯ Okres studiów jawi siê jako czas niekoñcz¹cej siê zabawy i beztroski. Pieluchy to ostatnia rzecz o jakiej myœli student. Jednak bywa i tak. Pojawia siê Ono: najpierw malutka fasolka, z czasem coraz wiêksza, a¿ rodzi siê wielki ma³y cz³owiek. Tak ma³y, ¿e strach wzi¹æ go na rêce. I tak wielki, bo potrafi w sekundê zaw³adn¹æ sercami innych. Studenckie rodzicielstwo, najczêœciej nieplanowane, jest przyspieszon¹ lekcj¹ ¿ycia i doros³oœci. Studia, praca, doros³e ¿ycie Dorota ma 24 lata. Jej syn Artur prawie 4. Umówiłyśmy się na rozmowę na gadu−gadu, bo Artur chorował i nie chciała go zostawiać samego. W ciążę zaszła będąc na I roku filo− logii romańskiej. Do wakacji nie było widać brzucha, więc jak pojawiła się na uczelni w październiku, tuż przed rozwiązaniem, wszyscy byli w szoku. – Przyjaciele cieszyli się razem ze mną, ale nie brakowało osób, które patrzyły na mnie jak na zjawisko. Nie planowałam cią− ży, ale stało się. Miałam 21 lat. Byłam doro− sła i odpowiadałam za siebie. Nie planowa³am ci¹¿y, ale sta³o siê… Uwaga, dziecko! Wróciła na uczelnię już 3 tygodnie po po− rodzie, choć nie miała na to najmniejszej ochoty. Wolała zostać w domu, żeby niczego nie przegapić. Nie pozwoliła jej na to rodzi− na, ostro motywując do powrotu. Nie żałuje: – Dziecko szybko rośnie, ale bez przesady. Niczego nie straciłam. Nie było tak, że w czasie mojej nieobecności Artur nagle zaczął samodzielnie siadać, chodzić czy mówić. Kiedy usprawiedliwiała swoją nie− obecność na uczelni, niektórzy wykła− dowcy kazali przynosić zaświadczenie od lekarza. Z reguły okazywali jednak dużo dobrej woli. Składali życzenia i przymy− kali oczy na drobne niedociągnięcia. Do− rota zdaje sobie sprawę, że traktowali ją ulgowo. Spokojnie łączyła studia z wy− chowaniem małego. Inspiracjê do pracy licencjackiej Doroty stanowi³ Artur. Temat narzuci³o samo ¿ycie – Motyw dziecka w literaturze belgijskiej. 6 Nr 13 maj 2008 – Byłam w komfortowej sytuacji. Oboje z mężem pochodzimy z Krakowa. Mieszka− liśmy z moją mamą, która nie pracowała i odciążała mnie jak mogła. Maciek pracował i zarabiał na nasze utrzymanie. Licencjat pisała o motywie dziecka w li− teraturze. Artur wypełnił jej świat, ale ona nie rezygnuje z siebie. – Czasem trzeba dla własnego dobra wyjść z domu. Nikt nie jest super−mamą czy super−tatą. Warto skorzystać z pomocy bli− skich, zostawić dziecko zaufanej osobie i zrobić coś tylko dla siebie. Nie ma nic gor− szego od sfrustrowanych rodziców. £apaæ ka¿d¹ chwilê Z Agnieszką udało mi się umówić na ka− wę. Uśmiechnęła się na wieść, że chcę o niej napisać artykuł. Nie robi przecież nic specjalnego: ot, na V roku romanistyki wy− chowuje dwójkę dzieci. Trzy lata temu obroniła pracę magisterską na AWF, na tu− rystyce. Matką została rok wcześniej. Na− rodziny dziecka sprawiły, że jej świat sta− nął na głowie. Nagle przestała być panią własnego czasu. – Ciężko się przyzwyczaić do sytuacji, kiedy nic nie zależy od ciebie. Zajęło mi to prawie dwa lata. Przez rok mieszkaliśmy po− za Krakowem. Mąż pracował, a ja, kiedy Bazyl zasypiał, pisałam pracę magisterską. Na drugim kierunku wzięła wówczas dziekankę. Po powrocie na uczelnię nie do− magała się specjalnego traktowania. Nie afi− szowała się ze swoim macierzyństwem, że− by studenci nie traktowali jej z rezerwą. Jest drobną kobietką i pewnemu wykładowcy trudno było uwierzyć, że ma dziecko. Inni nie zawsze chcieli godzić się na zmiany grup. W końcu jednak udawało się ich prze− konać. Kiedy wychodziła na uczelnię, dziecko powierzała opiekunkom. Dziecko sprawi³o, ¿e Ania dojrza³a i zaczê³a powa¿nie patrzeæ na ¿ycie. O swojej rodzinie mówi z dum¹ i radoœci¹. – Moja mama mieszka w Krakowie, ale pracuje i nie mogła nam pomagać. Przycho− dziła siostra męża – też studentka. Kiedy urodziła się Jagoda, prace zaczęłam odda− wać indywidualnie. Im starsze dziecko, tym trudniej pogo− dzić naukę w domu z opieką nad nim. Książ− ki przypominają dziecięce kolorowanki, ze− szyty nierzadko mają powyrywane strony. Z dwójką – problem narasta. Jednak Agniesz− ka nigdy nie obawiała się, że nie da rady. Kluczem do jej sukcesu była samodyscypli− na, sprawdzona opiekunka i mieszkanie po− łożone blisko uczelni. – Brzmi trywialnie, ale to naprawdę uła− twia sprawę. Kiedy żyjesz, wykorzystując każdą chwilę, nie warto marnować czasu na dojazdy. Wszystko jest do pogodzenia, jeże− li tylko się chce. – Kiedy urodziła się mała, obowiązki dzieliliśmy równo między siebie. Ja zajmo− wałam się Izą w tygodniu, a mąż – weeken− dami, bo po porodzie zaczęłam studia w try− bie zaocznym, ale na nowym kierunku – wy− brałam administrację. Przez myśl nam nawet nie przeszło, żeby zrezygnować z nauki. W akademiku też można prać, sprzątać i goto− wać dla dziecka. W tym czasie dużo pomagali im finan− sowo rodzice: bez nich nie utrzymali by trzyosobowej rodziny. Dla uczelni byli zwykłymi studentami, którym wystarczy pomoc w postaci zakwaterowania w akade− miku. Dziadkowie okazali się niezastąpieni również w czasie sesji, kiedy potrzebowali REKLAMA czasu, żeby przygotować się do egzami− nów. – Wbrew pozorom życie małżeństwa w akademiku nie przypomina sielanki. Iza nie miała wielu dobrych cioci, ale kiedy potrze− bowałam coś załatwić, zawsze mogłam li− czyć na przyjaciół. Dwa pokoje dalej miesz− kało inne małżeństwo z dzieckiem – bardzo się zżyliśmy, bo mieliśmy podobne proble− my. Dzieciaki bawiły się razem i były szczę− śliwe. Ani brakowało czasu dla siebie, nie pa− mięta jednak, żeby kiedykolwiek miała wąt− pliwości, czy dobrze robi. W trudnych chwilach analizowała sytuację i szukała jej pozytywnych aspektów. – Z ciążą zaczęłam myśleć poważnie o życiu. Wiedziałam, że jestem odpowiedzial− na za drugą osobę, że nie jestem i nigdy nie będę sama. Zawsze miałam dobry kontakt z dziećmi – to upewniało mnie, że będzie do− brze. Miała rodzinę, studia, przyjaciół. Nie czuła się gorzej od innych. Kiedy Iza miała 2 lata zaczęła pracę. Magisterium obroniła w zeszłym roku. – Pracodawcy patrzą na mnie życzliwie. Wiedzą, że osoba, która godzi wiele obo− wiązków, będzie dobrym i zorganizowanym pracownikiem. Patrząc na swoją córeczkę jest dumna, że tak wiele osiągnęli z mężem. Mają odcho− wane dziecko, stabilną sytuację materialną i wciąż są młodzi. – Dziś wiem, co jest w życiu najważniej− sze. Udało nam się przebrnąć przez ciężki okres, który jednak z perspektywy czasu mi− le wspominam. Skończyliśmy studia, ale na− dal mamy kontakt ze znajomymi z roku. Te− raz oni zakładają rodziny, planują dzieci. Czasem przychodzą do nas po rady jako do− świadczonych rodziców. To zabawne – przecież jesteśmy w tym samym wieku… Alina O¿arowska REKLAMA ul.Miko³ajska 14 tel. 012 432 44 44 www.czasemtrzeba.pl Ania, matka 6−letniej Izy, patrzy na studenc− kie rodzicielstwo przez pryzmat czasu. – W dzisiejszych czasach dzieci przegry− wają z karierą, wyjazdem zagranicznym, kupnem mieszkania czy samochodu. Według tej zasady ciąża przydarza się tylko student− kom nieodpowiedzialnym i lekkomyślnym. Nieprawda. Może zdarzyć się każdemu. Sama zaszła w ciążę na I roku matematy− ki. Z powodów zdrowotnych musiała prze− rwać studia dzienne. Nadal mieszkała jed− nak w akademiku ze swoim mężem – stu− dentem elektrotechniki. pon-pt od 14:00 do ostatniego klienta, sob-ndz od 16:00 do ostatniego klienta. W akademiku te¿ mo¿na praæ i gotowaæ * pon–wt happy day: warka po 3,90 z³ * w ka¿d¹ œrodê karaoke * w czwartki koncerty Nr 13 maj 2008 7 REKLAMA poleca Wœciek³y od urodzenia Jak wygl¹da œwiat widziany zza kierownicy samochodu Jeremy'ego Clarksona? Czy mo¿na poczuæ siê naprawdê wolnym, gdy ¿ycie we wspó³czesnym spo³eczeñstwie pe³ne jest progów zwalniaj¹cych? Mo¿na – pod warunkiem, ¿e wentylem bezpieczeñstwa naszych frustracji stanie siê œmiech. „Wœciek³y od urodzenia” to zbiór 180 pe³nych angielskiego humoru tekstów, które sprawi¹, ¿e znów bêdziecie wybuchaæ œmiechem. Ta skrz¹ca siê obrazoburczymi metaforami lektura dowodzi, ¿e najlepszym gwarantem przyczepnoœci na ostrych zakrêtach ¿ycia jest zdrowy dystans do siebie i do œwiata. Trzymajcie siê mocno! Zapowiada siê ostra jazda! Jeremy Clarkson „Wœciek³y od urodzenia”. Wydawnictwo Insignis. Cena 35 z³. Kim jesteœmy? Wyzwania dla amerykañskiej to¿samoœci narodowej Samuel Huntington, jeden z najwa¿niejszych intelektualistów naszych czasów, autor „Zderzenia cywilizacji” – najbardziej dyskutowanej ksi¹¿ki prze³omu wieków – zaj¹³ siê tym razem mitem amerykañskiej to¿samoœci. Czy prawdziwy Amerykanin to bia³y anglosaski protestant, który budowa³ potêgê Stanów Zjednoczonych, czy m³ody Latynos, którego oskar¿a siê o niszczenie ich gospodarczej potêgi? Wiadomo by³o, ¿e ta ksi¹¿ka wywo³a kontrowersje. Po jej publikacji w Ameryce rozpêta³a siê burza, Carlos Fuentes oskar¿y³ Huntingtona o rasizm i skrajny konserwatyzm. Samuel Huntington „Kim jesteœmy? Wyzwania dla amerykañskiej to¿samoœci narodowej”. Wydawnictwo Znak. Cena 49 z³. REKLAMA Akademia Pedagogiczna im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie Pierwsza Uczelnia Pedagogiczna w Polsce. Lider ogólnopolskich rankingów w kategorii uczelni pedagogicznych, wielokrotny zdobywca Z³otego Indeksu tygodnika "Wprost" zaprasza na studia podyplomowe. By³o minê³o. Wspomnienia dziecka-¿o³nierza Gdy Sierra Leone ogarnê³a wojna domowa Ishmael Beah by³ dzieckiem. Bardzo szybko straci³ w niej najbli¿sz¹ rodzinê, by³ œwiadkiem rzezi dokonywanych przez rebeliantów i ¿o³nierzy, a wkrótce sta³ siê jednym z nich. „Potrzebowaliœmy narkotyków i broni” – pisa³ o sobie i grupce nastolatków z oddzia³u. Beah prze¿y³ i dziœ sam pomaga dzieciom, które doœwiadczy³a wojna. Jego ksi¹¿ka sta³a siê miêdzynarodowym bestsellerem. „Brutalne i przera¿aj¹co smutne sprawozdanie z tego, jak zwyk³e dzieci zosta³y przemienione w zawodowych zabójców” – tak napisa³ o niej „The Guardian”. Ishmael Beah „By³o minê³o. Wspomnienia dziecka-¿o³nierza”. Wydawnictwo Znak. Cena 29 z³. Szczegó³owe informacje na stronie: http://www.ap.krakow.pl/podypl/ ul. Podchor¹¿ych 2, 30-084 Kraków tel. (012) 662-60-00, fax (012) 637-22-43 http://www.ap.krakow.pl STUDIA, STYPENDIA W IFMSA mia³am mo¿liwoœæ przekonaæ siê, jak wielka drzemie w ludziach si³a – mówi Kamila Bia³ek Prezydent medyków uzyskanie wysokiej średniej staje się mało realne. Stowarzyszenie jest pewnym spełnieniem marzeń i sposobem na życie. Kamila lubi mieć dużo spraw na głowie, pomaga jej to lepiej za− rządzać swoim czasem oraz mobilizować się. Zaznacza też, że jest osobą bardzo aktywną. – Każdy dzień jest pierwszym reszty twojego życia – stwierdza. Ma silne wsparcie ze strony rodziny oraz przyjaciół. Dzięki temu znajduje czas na swoje pasje: narciarstwo, marketing i zarządzanie oraz... gotowanie. – Kocham gotować. Gdy tylko mam chwilę wolnego czasu, za− mykam się w kuchni – zwierza się. Lubi dobre kino, a jej ulubione filmy to „Dom z piasku i mgły” oraz „Return to paradise”. Przeczy− tała wszystkie książki Dana Browna, chętnie sięga po Ericha Segala i Harlana Cobena. – Obecnie wolny czas na czytanie książek to dla mnie luksus – mówi. Trzeba też dodać, że od pięciu lat jest fanką zespołu Kosheen. * yła zdecydowana rozpocząć studia w krakowskiej PWST, potem zmieniła plany i wybrała Wydział Lekarski Collegium Medicum UJ. Tutaj przypadek sprawił, że zetknęła się z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Studentów Medycyny (IFMSA). Nie przypuszcza− ła wówczas, że coś ważnego zaczyna się w jej życiu. W szkole podstawowej Kamila Białek uczestniczyła w zajęciach teatralnych i już wtedy marzyła o aktorstwie. Dodatkowo przez czte− ry lata tańczyła w balecie, a przez dwa w zespole tańca i śpiewu. – Mój nauczyciel aktorstwa do dziś nie może odżałować, że wybrałam medycynę – mówi Kamila. B * W liceum zainteresowała się chirurgią plastyczną. Nowa pasja spra− wiła, że teatr przegrał z medycyną. Będąc na drugim roku studiów związała się z IFMSA. Zapisała się do tej organizacji, aby wesprzeć swoim głosem koleżankę, która kandydowała do Zarządu Oddziału Kraków IFMSA–Poland. W ten niepozorny sposób Kamila zaczęła jedną z największych przygód swojego życia. W latach 2006–2008 była Prezydentem Oddziału Kraków, a od 1 stycznia tego roku przewodzi całemu IFMSA–Poland. Do jej obo− wiązków należy między innymi uczestnictwo w międzynarodowych zjazdach oraz spotkaniach krajowych, które współorganizuje. Ostatnie światowe spotkanie młodych medyków odbyło się w mar− cu w Meksyku. Trzykrotnie brała też udział w praktykach zagranicznych organi− zowanych przez stowarzyszenie w Turcji, Włoszech i Portugalii. * – Pracy w stowarzyszeniu poświęcam trzy czwarte swojego czasu – przyznaje Kamila. A co z nauką? – Wobec natłoku obowiązków Kamila kończy VI rok studiów, złożyła już przysięgę Hipokratesa. – Świadomość, że wkrótce będę musiała wziąć odpowiedzialność za pacjenta budzi duże emocje – mówi. I co potem? – Nie mam za− miaru nigdzie wyjeżdżać. Jestem silnie związana z Krakowem – za− znacza z uśmiechem. Chciała zostać chirurgiem plastycznym, ale życie zweryfikowało te plany. Teraz myśli o dermatologii. W październiku chce zacząć studia podyplomowe na kierunku zarządzanie w służbie zdrowia. Gdy mowa o marzeniach stwierdza, że najważniejsze dla niej to być w życiu szczęśliwą i mieć się z kim tym szczęściem dzielić. * Co dała jej praca w stowarzyszeniu? – Miałam możliwość przekonać się, jak wielka drzemie w ludziach siła i jak sama potrafię osiągać coraz to nowe sukcesy i stawiać czoła wyzwaniom, które mogły wy− dawać się dla mnie nieosiągalne – odpowiada. – Okres działalności w IFSMA to najciekawsze lata w moim życiu. Za 10 lat z pewnością spojrzę na nie z ogromnym uśmiechem. Bart³omiej Bartoszek 2 miliony studentów IFMSA czyli Miêdzynarodowe Stowarzyszenie Studentów Medycyny istnieje ju¿ 56 lat, zrzesza 2 miliony studentów na ca³ym œwiecie, w tym 2 tysi¹ce w Polsce. Wspó³pracuje m.in. z WHO, UNICEF i UNESCO. W naszym kraju studenci z IFMSA prowadz¹ akcje edukacyjne, prozdrowotne i profilaktyczne. Jednymi z bardziej znanych s¹ „Szpital pluszowego misia” oraz Ogólnopolski Program Edukacyjny „Mam haka na raka”. Stowarzyszenie zajmuje siê te¿ organizowaniem praktyk studenckich w ponad 50 krajach. www.ifmsa.pl Nr 13 maj 2008 9 STUDIA, STYPENDIA Stypendium w Chinach W stolicy rozrywki – Ładną masz koszulę – mówię, kiedy wchodzimy do metra. – Fake Armani – odpowiada i ściąga swe− ter, bym w całej okazałości mogła podziwiać chińską odzieżową produkcję w podrobio− nym gatunku. 50 kuaiów (5 dolarów) za do− brej jakości koszulę, to niedrogo, a że to nie jest prawdziwy Armani, to już ma mniejsze znaczenie. W Chinach wszystko można zna− leźć w dwóch wersjach: oryginalnej i podro− bionej. Micha³ Go³¹b, student UJ, do Chin przy− jechał na roczne stypendium rządu chińskie− go. Wybrał Szanghaj, bo wcześniej odwie− dził już Pekin i chciał zobaczyć inną metro− polię. – Poza tym Szanghaj jest stolicą rozryw− ki i biznesu – podkreśla, rozrywkę stawiając na pierwszym miejscu. Od poniedziałku do piątku Michał uczęszcza na kurs językowy na East China Normal University. Mieszka w akademiku, którego koszty (105 euro) po− REKLAMA krywa ze stypendium (niecałe 300 euro). Za− jęcia są bezpłatne, więc resztę Michał ma do dyspozyji. Czy to wystarczy, by przeżyć miesiąc w Szanghaju? – To wystarczy na podstawowe wydatki, takie jak jedzenie czy komunikację miejską. Ale jeśli chcesz podróżować lub zaszaleć w mieście dodatkowe pieniądze są potrzebne – przekonuje. W akademiku mieszka w pokoju dwu− osobowym z Francuzem, który stał się jego przewodnikiem i kompanem szanghajskiego życia. Dzięki międzynarodowemu towarzy− stwu, z którym się zaprzyjaźnił i chińskiej zasadzie guanxi (kontakty, kontakty, kontak− ty) poznał ludzi werbujących „białe twarze” do produkcji filmowych i telewizyjnych. Te− raz Michał ma swojego agenta, który infor− muje go o organizowanych castingach. Jako statysta brał już udział w chińskiej produkcji filmowej i w reklamie Chevroleta. – Za każdy dzień zdjęć płącą 50 euro, do tego zwracają koszty dojazdu na plan i za− pewniają wyżywienie – wylicza. Popołu− dniami i w weekendy Michał oddaje się uro− kom szanghajskiego życia, a że jest ono nie− zwykle interesujące, dlatego też te dodatko− we pieniądze zawsze się przydają. Aœka Wojciechowska Autorka prowadzi bloga na stronie „Polityki”: http://bambusowylas.blog.polityka.pl/ 10 Nr 13 maj 2008 STUDIA, STYPENDIA Stypendium w Niemczech Na wsi z tramwajem przy przyjeździe i wyjeździe (zapomniałam!). Brema ma wiele do zaofe− rowania − imprezy, koncerty, festiwale… A na typowej dys− kotece z kolei ma się wrażenie, że rzeczywiście trafiło się na „wieś z tramwajem”, jak o Bremie mówią mieszkańcy Hamburga. Ja wieś lubię, więc czułam się tam jak w domu. Hamburg i inne miasta Dolnej Saksonii odwiedzałam jednak regularnie korzystając z seme− stralnego biletu (Semestertic− ket) na komunikację miejską w Bremie i kolej regionalną w landzie. Po pierwsze praktyka W Bremie, w studenckim krêgu kulturowym… ożna go przeżyć tylko raz, dlatego swojego Socratesa zaplanowałam nadzwyczaj skrupulatnie, wiedząc dokładnie gdzie, po co i dlaczego. Niestety, nic z tego nie wyszło, bo Szanowna Komisja postano− wiła wysłać mnie do Hochschule Bremen − miejsca, którego nawet w planach C i D nie brałam pod uwagę. M Zielone miasto Mój pierwszy dzień w Bremie nie należał do najlepszych. Miasto wydawało się smutne, puste i deszczowe. Największym zaskocze− niem była jednak stancja − ciemna piwnica z toaletą jak z dworca PKS, za 250 euro mie− sięcznie. Potem było już tylko lepiej i se− mestr na stypendium uznaję za niezwykle udany i godny polecenia. Spośród innych miast Dolnej Saksonii Brema wyróżnia się dużą ilością zieleni, pięknym renesansowym ratuszem, dosko− nałą komunikacją miejską i wszechobecnością rowerów. Nad całością czuwa statua Rolanda od „Pieśni”, z któ− rym podobno należy się witać i żegnać, Hochschule Bremen jest uczelnią, która stawia na prak− tykę. Każdy z oferowanych bloków zajęć zawiera element praktyczny. Studenci zaś mu− szą odbyć obowiązkową, 3− miesięczną praktykę i semestr za granicą. Zajęcia prowadzo− ne są często w połączeniu z prezentacją multimedialną, materiałem fil− mowym lub debatą. Na ocenę końcową skła− dają się z reguły: prezentacja, prace pisem− ne, aktywność i test końcowy. W Niemczech wiele się dyskutuje, przy czym zasada „prowadzący ma zawsze rację” nie ma racji bytu. Studenta traktuje się jako pełnoprawnego partnera, który ma głos tak− że w kwestii sposobu prowadzenia zajęć, programu itp. Byłam świadkiem dyskusji, na którą prowadzący zaprosił studentów, by wprowadzić zmiany w programie przedmio− tu o niskiej frekwencji. Stypendyści Socratesa nie mają taryfy ulgowej, nie są bowiem jedynymi na wy− mianie. Dzięki rozbudowanej sieci uczelni partnerskich studiuje tu kilkaset osób z naj− różniejszych zakątków świata. Bezprzewodowy Internet jest wszędzie, a uczenia jest doskonale wyposażona od strony technicznej. Studiując dziennikarstwo miałam okazję robić swoje reportaże na sprzęcie naj− wyższej klasy w studiu radiowym i telewizyj− nym, które mieściło się na uczelni. Mieszkanie i praca Brema jest miastem drogim. Za pokój płaci się tu min. 250 euro miesięcznie. Standard niemieckich mieszkań naturalnie odbiega od tego, który mi zaoferowano po przybyciu. Przyszłym stypendystom polecam więc wy− najmowanie tzw. WG (mieszkań studenc− kich), zamiast oferowanych przez biuro stu− denckie stancji. Akademiki z reguły są droż− sze od samodzielnych pokoi w WG i znajdu− ją się na obrzeżach miasta. Do stypendium trzeba dołożyć ze swoich średnio 200−300 euro miesięcznie. Z pracą nie ma problemu. Jako kelnerka zarabiałam 7 euro/godzinę plus napiwki. Pracując 2 dni w tygodniu nie musiałam oszczędzać, a star− czało nawet na krótkie podróże. Ewelina Pacyna (UJ) Money, mo ney, mon ey Stypendium: 300 euro mie siêcznie Mieszkanie: 250 euro Op³ata na sa morz¹d stud encki: 20 euro Semesterticke t: 100 euro Bilet godzinny : 2,10 euro Rower: 20 eu ro Chleb: 1-2 eu ro Obiad w sto³ ówce studen ckiej: 2 euro Piwo w pubi e: 2,30 euro REKLAMA Zatrudnimy dyspozytorkê centrali ze znajomoœci¹ jêzyka angielskiego Nr 13 maj 2008 11 PRAKTYCZNE R Poradnik profesora Bella nie tylko dla wyje¿d¿aj¹cych n Telling a joke, czyli S rodzy Czytelnicy! W moich poprzednich wykładach omówi− liśmy zdradliwe pułapki życia w Wielkiej Brytanii, zasady „tekstowania”, czyli tworzenia SMS−ów (Short Test Messages), a także poznaliśmy podręczny zestaw angielskich przysłów ratun− kowych dla panow i dla pań, pomocnych w sytuacjach towarzy− skich, gdy nachodzi nas syndrom braku języka w gębie. Miejmy jednak świadomość, że to nie wszystko. Prawdziwy fluent spe− aker of English potrafi także rozładować każdą napiętą (lub zwy− czajnie drętwą) sytuację, opowiadając zręcznie dowcip (telling a joke). I to właśnie będzie przedmiotem naszego dzisiejszego wy− kładu. D Zdecydowanie odradzam non−native speakerom posługiwanie się humorem angielskim. Dowcip powinien być nie tylko śmieszny, ale także zrozumiały dla słuchaczy. W przypadku humoru angielskiego mamy natomiast do czynienia z sytuacją, kiedy wszyscy domyślają się, że dowcip jest śmieszny, czasami się śmieją, niektórzy nawet REKLAMA wybuchają śmiechem w odpowiednim momencie, natomiast tylko nieliczna grupa ludzi myślących inaczej (wyspiarzy) rozumie, o co chodzi. Ważne jest bowiem to, by odgadnąć, kiedy w dowcipie zaist− niała tak zwana pointa czyli punchline. Dlatego pominiemy w tym wykładzie dowcipy abstrakcyjne, często niezrozumiałe nawet dla opowiadającego, a skupimy się na dowcipach etnicznych. Te zaś w Anglii dotyczą przede wszystkim Szkotów i Irlandczyków. Potrzeba opowiedzenia dowcipu często może objawić się już w trakcie podróży na wyspę. Wprawdzie jakość usług tanich linii lot− niczych nie nakłania nikogo do żartobliwego nastroju, ale jednak może się zdarzyć sytuacja, kiedy to obok nas zasiądzie w ciasnym fotelu airbusa równie skurczony pasażer, który wyda nam się sympa− tyczny i warto będzie z nim nieco pokonwersować, choćby nawet tylko dla wprawy. Na początek można opowiedzieć krótki dowcip o egzotycznej podróży pewnego Szkota: – Dokąd pan jedzie? – zapytał Szkota współpasażer. – W podróż poślubną – odpowiedział Szkot. – Ach, to wspaniale. A gdzie pańska żona? – zapytał współpasa− żer. – Żona już tam była – odpowiedział Szkot. Po angielsku brzmi to She has already been there. Inny Szkot zabrał swoją dziewczynę na przejażdżkę taksówką. Ta dziewczyna była tak piękna, że Szkot z trudem się powstrzymywał, by nie oderwać wzroku od taksometru. She was so beautiful he could hardly keep his eye on the meter. W czasach, kiedy w Szkocji nie było jeszcze licznych przedstawi− cieli taniej klasy remontowej rodem znad Wisły (czytaj: studentów na pracowitych wakacjach), pewien szkocki dżentelmen, dajmy na to o imieniu Donald, bo w Szkocji to częste imię, zabrał się do zdzie− rania tapet ze ścian swojego mieszkania. Nagle odwiedził go przyja− ciel i zapytał: – Cóż to, Donaldzie? Remontujesz mieszkanie? – Nie – odpowiedział Donald. – Przeprowadzam się. No. I'm moving house. To ciekawe. Podróżowałem wiele po Szkocji, która jest nadzwy− czaj pięknym krajem. Poznałem wielu Szkotów i wcale nie odnio− słem wrażenia, że są oni bardziej skąpi od Anglików. Jednak przydo− mek sknery przylgnął do nich tak mocno, że dał wręcz początek swoistej tradycji literackiej. Z oszczędności Szkotów żartują sobie nawet Amerykanie. – Czy wiecie, jak powstał Grand Canyon? – Szkot zgubił tam sześciopensówkę. A Scotsman lost there a sixpence. 12 Nr 13 maj 2008 E RADY h na Wyspy FOT. CODEKA.COM i Szkoci na weso³o Pewien Szkot poczęstował raz Amerykanina wyborną whisky. Rzecz ciekawa, Szkoci popijają whisky na ciepło, bez lodu. Złośli− wi Amerykanie, którzy wrzucają lód nawet do herbaty, twierdzą, że Szkoci w ten sposób oszczędzają prąd, który zużyłby zamrażalnik lodówki. Ale do rzeczy. Tak więc ów Szkot nalał Amerykaninowi nieco cennego płynu do maleńkiej szklaneczki i powiedział: – Spróbuj! To wspaniała szkocka, która ma już 18 lat! – Jak na swój wiek, to jest bardzo mała – odpowiedział Ameryka− nin. It’s very small for its age. Z kolei Anglicy wymyślili na temat Szkotów całą serię złośli− wych zagadek. – Dlaczego w Szkocji wiele kościołów ma owalne kształty? – Żeby nikt się nie mógł schować w kącie podczas zbierania na tacę. So nobody can hide in the comers during the collection. – Kiedy wiadomo, że zaczęło się lato? – Gdy Szkot wyrzuca na śmietnik choinkę. When a Scotsman throws his Christmas tree away. Anglicy, którzy są mistrzami filmów historycznych, upodobali sobie piękne szkockie krajobrazy na filmowe plenery. Jest jednak pewien problem. To pogoda – niesłychanie zmienna i często desz− czowa. Jak mówi przysłowie: Chcesz przeżyć wszystkie pory roku? Wybierz się na jednodnio− wą wycieczkę do Szkocji. Want to experience four seasons? Come to Scotland on a day trip! Pewna brytyjska ekipa filmowa udała się więc na zdjęcia w szkockie góry, zwane Highlands. Chcąc dobrze zaplanować zdję− cia, producent postanowił skorzystać z usług szkockiego jasnowi− dza. Tomorrow rain – powiedział jasnowidz, więc ekipa miała wolne, delektując się znakomitą whisky. Na drugi dzień, jasno− widz znowu się pojawił i zapowiedział: Tomorrow sunshine. Rze− czywiście, był to słoneczny dzień i ekipa nakręciła zaplanowane sceny. Wieczorem jasnowidz przyszedł i powiedział: Tomorrow rain. I lało jak z cebra. W kolejnym dniu: Tomorrow sunshine. Udane zdjęcia. Sytuacja powtarzała się przez dwa tygodnie i reżyser był bardzo zadowolony. Ale pewnego dnia jasnowidz nie pojawił się na planie. Producent natychmiast postanowił go odnaleźć i udał się do jego skromnej chaty. Co się stało? Dlaczego pan nie przyszedł do pracy? Potrzebujemy pana przepowiedni. – Sorry. Can’t do it. Radio broken – wyjaśnił Szkot. A zatem istnieją również dowody na to, że Szkoci potrafią się śmiać z samych wynalazców BBC, czyli Anglików. Być może mit o skąpstwie Szkotów wynika stąd, że to bardzo praktyczny naród. Ta praktyczność przeniknęła także do skarbnicy szkockich ludo− wych mądrości. Na dowód zacytujmy ciekawe szkockie porzeka− dło: No matter how much you applaud a jukebox, you have to put ano− ther coin in for an encore. Choćbyś nagrodził grającą szafę najgorętszymi brawami, to i tak, zanim zagra na bis, będziesz musiał wrzucić do niej kolejną monetę. I to jest bardzo dobra pointa na finał. W następnym wykładzie przeanalizujemy dowcipy irlandzkie. To be continued. Profesor W.G. Bell z Instytutu Jêzyka Angielskiego Bell w Krakowie, www.bell.pl PROMOCJA Bell Kraków (dawniej Gama-Bell) to jedyna krakowska szko³a jêzykowa z akredytacj¹ EAQUALS – Stowarzyszenia na rzecz jakoœci w edukacji jêzykowej, dzia³aj¹cego pod auspicjami Rady Europy. Szczegó³y na stronie: www.eaquals.org ACCREDITED MEMBER Nr 13 maj 2008 13 PODRÓ¯E Moskwa, kolej transsyberyjska, Nowosybirsk, Jezioro Bajka³. Typowa wycieczka z gatunku „Rosja w pigu³ce”, z powodzeniem daj¹ca siê zrealizowaæ w dwa tygodnie. Na szczêœcie wy¿ej wymienione punkty programu by³y jedynie dodatkiem do zasadniczego celu podró¿y, któr¹ odby³em wraz z czwórk¹ przyjació³. Zainspirowa³ nas artyku³ na jednym z portali podró¿niczych. Jednog³oœnie zdecydowaliœmy, ¿e rafting (sp³yw górsk¹ rzek¹ na specjalnych tratwach – raftach) w syberyjskich górach A³taju jest czymœ, czego koniecznie musimy spróbowaæ. Na dworcu w Nowosybirsku czeka na nas Paweł, dyrektor miejscowej agencji tury− stycznej, z biurem w piwnicy. W katalogach cena oscyluje w granicach 400 dolarów od osoby, według Pawła mamy zapłacić trzy ra− zy tyle. Nieprzytomni, po ponad dwóch do− Syberyjski r bach spędzonych w pociągach, rozpoczyna− my żmudny proces targów i kłótni. Diabeł tkwi w szczegółach. Cena samego raftingu wciąż jest aktualna, zgodna z katalogiem. Pozostałe 800 $ Paweł rzeźbi z rozmaitych atrakcji dodatkowych, m.in. odebranie nas z dworca, zatrudnienie mówiącego po angiel− sku przewodnika, przejazd w góry, nocleg na kampingu. Ostatecznie dogadujemy się na poziomie 500 $. Bez paszportów Podróż z Nowosybirska w Ałtaj trwa całą noc. Do autobusu wchodzimy bez paszpor− tów. Ze względu na problemy z uzyskaniem meldunku zostają w biurze. Jedziemy na po− łudnie, a do mnie dociera, że jestem w naj− bardziej zbiurokratyzowanym kraju świata, korzystam z usług niepoważnej instytucji, a jedynym moim dowodem tożsamości jest kartka z kserokopią paszportu. Nasz kierow− ca udowadnia, że wyprzedzanie na górskich zakrętach to jego specjalność. Po drodze zatrzymujemy się w dziwnych miejscach. Te wyspy na pustkowiu wygląda− ją jak kłębowiska drobnej przedsiębiorczo− ści, z masą punktów gastronomicznych i prowizorycznych noclegowni. A wszystko to w granicach wolnego rynku wyznacza− nych przez podejrzanych typów w rozkleko− tanych mercedesach. Nad ranem dojeżdżamy w okolice wsi Kujus w północnej części gór. Ałtaj zajmuje całe pogranicze Rosji, Chin, Mongolii i Ka− zachstanu, długość pasma przekracza 2000 km. Przeważają łagodne, zalesione wznie− sienia nad którymi dominuje Biełucha (4506 m n.p.m.), najwyższy szczyt Syberii. Po spędzeniu kilku dni w obozie mamy ruszyć nad rzekę Czuja. Tymczasem z No− wosybirska dobiegają niepokojące wieści – wciąż nikt nie chce dać nam meldunku. Sy− tuacja robi się o tyle trudna, że kary za każ− dy dzień bez zameldowania zaczynają się od 20 $. Również wykupienie dla nas biletów na pociąg do Irkucka okazuje się proble− mem. Zaczynamy gromadzić informacje o alternatywnych sposobach dostania się do Irkucka, skąd tydzień później mamy samo− lot. Rosjanie, których poznajemy w obozo− wisku, snują przed nami wizje kilkudniowej, autobusowej podróży, obciążonej wysokim prawdopodobieństwem utknięcia w zapo− mnianym przez Boga i ludzi syberyjskim miasteczku. Misza, give me cigarrete Krakowianie gotowi do sp³ywu – od lewej: Marek Haber, Micha³ Kajtoch, £ukasz Haber, Szymon Haber, Micha³ Gawe³. 14 Nr 13 maj 2008 Dzień przed spływem poznajemy naszych przewodników: Fiodora oraz Dimę. Fiodor jest osobą spokojną i zrównoważoną, wręcz flegmatyczną. Spod maski zakochanego w górach i sportach ekstremalnych ryzykanta wyraźnie przebija jego codzienny fach – in− formatyka w jednej z londyńskich firm. Na− tomiast Dima to Rosjanin stereotypowy – ubrany od stóp do głów w moro, budowy krępej, o twarzy ogorzałej i nieogolonej. Te− go wieczora siedzi przy ognisku, odpala pa− pierosa od papierosa, opowiada o niebezpie− czeństwach syberyjskich gór, a ja jestem go− tów przysiąc, że w chwilach wolnych od ra− ftingu z nożem w zębach poluje w tajdze na niedźwiedzie. Omawiamy trasę spływu, podstawowe zasady bezpieczeństwa, potem krótka rozmowa o niczym i… dobranoc. Ca− ły następny dzień poświęcamy na przejazd w górę rzeki. Towarzystwo na spływie, oprócz nas – rosyjskie, ludzie z całej Federacji. Niestety, E rafting Katuñ to nieprzewidywalna i niebezpieczna rzeka – ka¿dy próg stanowi potencjalne zagro¿enie FOT. £UKASZ HABER ([email protected]) mówienie do nich w obcych językach na ogół nie przynosi rezultatu. Ostatecznie jednak mieszanina rosyjskiego, polskiego, angielskiego i niemieckiego w połączeniu z mową ciała i dobrymi chęciami umożliwia obustronną komunikację. Ja sam zaprzyjaźniam się z Ałtajczykiem o imieniu Slawa, mimo że jednym opanowanym przez niego zwrotem, który oboje rozumiemy jest „Misza, give me cigarrete”. W dół rzeki ruszamy w 16 osób rozloko− wanych na dwóch raftach. Przed nami prawie 200 km i 4 dni na wodzie. Z początku jest mi− ło i przyjemnie, rzeka nawet w krytycznych momentach nie sprawia nam problemów. Piękna, słoneczna pogoda, malownicze góry dookoła – raj. Ceny Wiza rosyjska: 50 $ Poci¹g Warszawa – Moskwa: 110 $ Poci¹g Moskwa – Nowosybirsk: 90 $ Rafting – 500 $ Poci¹g Nowosybirsk – Irkuck: 50 $ Samolot Irkuck – Moskwa: 250 $ Poci¹g Moskwa – Katowice: 90 $ plus wy¿ywienie, noclegi w Irkucku i nad Bajka³em, lokalne przejazdy Ca³oœæ: oko³o 1600 $ Do góry dnem Drugiego dnia osiągamy Katuń – najdłuższą rzekę Ałtaju wypływającą spod lodowca Biełucha, a prawie 700 km później przecho− dzącą w Ob, nieprzewidywalną i niebez− pieczną, obfitującą w spienione kaskady. Fiodor, który jest przewodnikiem naszego raftu, o zabieraniu na rzekę amatorów najwi− doczniej nie ma najmniejszego pojęcia. Od początku, gdy nie umiejąc jeszcze dobrze trzymać wioseł, przekraczamy próg rzeki wyceniony w 6–stopniowej skali na 5, orga− nizacja spływu trąci groteską. Niedomaga− nia techniczne załogi Fiodor nadrabia uśmiechem i dobrym słowem, jednak w mo− mencie, gdy na progu wywracamy raft do góry dnem, całość przestaje być śmieszna. Zwłaszcza, że kąpiel na niektórych odcin− kach Katunii nie jest kwestią umiejętności pływania i unikania wirów – raczej modli− twy. Przymusowe kąpiele załogi na stałe wchodzą do programu spływu. Z każdą taką sytuacją frustracja Fiodora narasta – z ka− mienną miną znika w lesie, po dłuższej chwili wraca z przeprosinami, a następnie oświadcza, że „jakoś dopłynąć musimy”. Jesteśmy w najtrudniejszej fazie spływu, na kompletnym odludziu, gdzie w promie− niu kilkudziesięciu kilometrów nie ma śladu osady ludzkiej, drogi, czy zasięgu telefonii komórkowej. Fiodor co prawda zapewnia, że w razie podbramkowej sytuacji dysponu− je telefonem satelitarnym, jednak nikt go nie widział. „Bo jest głęboko w bagażu, żeby nie zamókł”. P³ywaj¹ce trumny Pod koniec spływu patrzymy na nasze ra− fty jak na pływające trumny, a każdy ko− lejny próg traktujemy jak śmiertelną pu− łapkę. Przymuszeni sytuacją szybko sami uczymy się sterowana raftem – może wła− śnie to sprawia, że na czas dopływamy do obozowiska. Na miejscu czekają nasze paszporty z wbitym meldunkiem i włożo− nymi do środka biletami. Cali i zdrowi wyruszamy z powrotem do Nowosybir− ska. Tekst Micha³ Kajtoch ([email protected]) Nr 13 maj 2008 15 PODRÓ¯E Rêka Fatimy ęka Fatimy kojarzy się z tra− dycyjnym, arabskim lub izraelskim wzorem. Symbol ten występuje w wielu ozdobach i pamiątkach, znajduje się rów− nież w algierskim godle. To tali− zman mający chronić przed R 16 Nr 13 maj 2008 „złym okiem”. Nazwa nawiązu− je do córki proroka Mahometa, Fatimy−Zahry, odmiana izrael− ska zaś znana jest pod nazwą rę− ki Miriam, siostry Mojżesza i Aarona. Jest jednak jeszcze przynaj− mniej jedno znaczenie tego po− jęcia: Ręka Fatimy to także za− dziwiające miejsce na pustynnej sawannie, które stało się marze− niem wielu wspinaczy z całego świata. Tam właśnie udało nam się dotrzeć. Nie było to łatwe. Nasza po− dróż, rozpoczęta w Krakowie, trwała trzy tygodnie. Korzystali− śmy z samolotu, promu, pociągu, autobusów, ciężarówek, a nawet wózka ciągniętego przez osła. Tak znaleźliśmy się w odległym zakątku Afryki Zachodniej, w samym centrum Mali, kilkana− ście kilometrów od miasta Hom− bori u stóp upragnionych turni. Pięć wyrastających prosto z pustynnego Sahelu skał – pięć palców Fatimy – robi niesamo− wite wrażenie. U ich podnóża stoi kilka chatek ludu Peul – wioska Daari. Dookoła tylko płaski, piaszczysty teren, krajo− braz iście księżycowy. Ludność wioski jest przyjaźnie nastawio− na do turystów – ponoć dzięki hiszpańskiemu wspinaczowi Salvadorowi Campillo, który pojawił się tu ok. 20 lat temu, poślubił miejscową dziewczynę i na jakiś czas zamieszkał. Wy− jeżdżając zostawił Malijczyków w przekonaniu, że wszyscy biali są wspinaczami. Najwyższa z pięciu turni, Kaga Tondo, sięga 600 m. Chociaż tutejszy piaskowiec jest jednym z lepszych na świecie: twardy i lity, dla nas stał się miejscem głównie es− Ceny Bilet lotniczy w obie strony (Kraków-Fra nkfurt-Jerez): ok. 430 z³ Transport Je rez-Hombori: ok. 170 euro Wiza Maureta nii (1 miesi¹c , 1 wjazd): ok. 20 euro Wiza Mali na 1 miesi¹c: ok. 20 euro Nocleg: ok. 5 euro Posi³ek: 1-5 euro tetycznej przyjemności. Tylko dwójka z naszej ekipy wyko− rzystała wypożyczoną od go− spodarza linę, reszta urządziła sobie piknik na przełęczy „pod wiszącą skałą”. Prze− piękne widoki, 40−stopniowy żar, krążące nad nami sępy i kręcący się w pobliżu Murzyn z pokaźną maczetą, który nie wiadomo skąd się tam wziął − wszystko to odcisnęło w na− szej pamięci niezatarty ślad. Wieczorem, podczas schodze− nia, obserwowaliśmy góralki (zwierzęta wyglądem i rozmiara− mi przypominające kota domo− wego i, choć całkiem niepodobne do słoni, ponoć z nimi spokrew− nione) oraz kozy pasące się na… akacji. W stronę ulicy szliśmy z gromadą dzieciaków, niosących do wioski chrust, próbując na− uczyć ich kilku słów po polsku. Jeszcze raz odwróciliśmy wzrok w stronę gór i – czując potrzebę uwiecznienia zapadających w ciemność turni – ponownie naci− snęliśmy spusty migawek. Tekst i zdjêcia El¿bieta Wiejaczka PODRÓ¯E Tam, gdzie smoki schodz¹ do morza... odnalaz³am swój raj ażdy podróżnik szuka lub ma swoje ulubione miejsce na ziemi. Ja swój raj odnalazłam na końcu Azji w Wietnamie. W portowym miasteczku Ha Long panował chaos. Ludzie z du− żymi bagażami przepychali się między sobą, a naganiacze turystów krzyczeli wniebogłosy, aby znaleźć przed rejsem ostatnich klientów. Jeden z nich wypatrzył mnie i Darka i zaczął zachęcać do swojej oferty. Dwudniowy rejs z wieczornym posiłkiem na łodzi, zwiedza− nie jaskiń i pływających wiosek – okazja, tylko 20 dolarów, ale wy− pływamy od razu. Jak się okazało była to typowa oferta, a cena jest stała dla wszystkich. Wsiedliśmy na dzonkę, czyli drewnianą łódź o czerwonym żaglu z galionem w kształcie głowy smoka. Już pierwsze spojrzenie w stronę morza upewniło nas, że podjęliśmy właściwą decyzję. Po wy− płynięciu w głąb Zatoki Tonkińskiej poczułam, że trafiłam do raju. Jak okiem sięgnąć z turkusowo−lazurowej wody wyrastają skały− −wyspy. Niektóre pokrywa tropikalna roślinność, inne w słońcu dra− pieżnie błyszczą nagością skał. W przezroczystej wodzie można oglądać liczne koralowce, pomiędzy którymi pływają meduzy i kra− by. Ławice ryb uciekają w pośpiechu przed łodzią. Nad głowami, na tle błękitnego nieba, szybują krzykliwe ptaki. Pośród labiryntu skał znajdują się pływające wioski, w których hodowane są małże, kal− mary i olbrzymie ryby. K Wyspy-skarby Ten bajkowy archipelag sk³ada siê 1969 wysp, a w³aœciwie ska³ nale¿¹cych do pasma gór Dong-Trieu i Hong-Gai przecinaj¹cych deltê rzeki Czerwonej. Prawie osiemset wysp oraz setki jaskiñ wpisano na Listê Œwiatowego Dziedzictwa UNESCO. Legenda g³osi, ¿e gdy Wietnamczycy walczyli z chiñskimi najeŸdŸcami bogowie zes³ali rodzinê smoków, by broni³a l¹du. Smoki zesz³y na ziemiê w miejscu, gdzie teraz jest zatoka i zaczê³y pluæ regaliami i jadeitami. Te drogocennoœci zamieni³y siê w wyspy i uformowa³y barierê chroni¹ca l¹d. Wspó³czeœni rybacy twierdz¹, ¿e poœród morza mgie³ widuj¹ stworzenie podobne do smoka nazywane Tarasque. Te w¹tpliwe opowieœci o wietnamskim odpowiedniku potwora z Loch Ness dodaj¹ temu, i tak zaczarowanemu miejscu, jeszcze wiêcej magii. (dk) Podczas postojów podpływały do nas kobiety i dzieci na łodziach− −sklepach namawiając na egzotyczne owoce. Wieczorem zatrzymali− śmy się w małej zatoczce, aby kąpiąc się w morzu podziwiać czerwo− no−pomarańczowy zachód słońca. Wszystkie łodzie turystyczne zo− stały połączone, a na jednej z nich przygotowano elegancką kolację. Podano nam owoce morza z lampką miejscowego, czerwonego wina. Postanowiliśmy zrezygnować z noclegu w dusznej i małej kajucie i przenieśliśmy nasze materace na pokład. Pod rozgwieżdżonym nie− bem leżeliśmy rozmawiając o tej niesamowitej podróży. Zza jednej ze skał wyłonił się olbrzymi, biały księżyc rozświetlając wody morza i niektóre ze sterczących w nim skał. To była piękna gra świateł. Choć morze kołysało dzon− ką, aby uprzyjemnić sen, nie chciałam za− Ceny snąć... Upajałam się Przelot: 4000 z³ otaczającym mnie Wiza 14-dniow a: 190 z³ spektaklem. Muzykę Nocleg: do niego tworzył szum Jedzen od 20 z³ ie: od wiatru i fale delikatnie Przejazd z 10 z³ Sajgonu do Ha Long Bay: 50 obijające się o łódź. Dwudniowy re z³ js Tekst i zdjêcia: Dominika Kustosz po Zatoce Ha Long: 45 z³ Nr 13 maj 2008 17 POD PATRONATEM „SMS” Festiwal Nauki 2008 w Krakowie Zachwyty na Rynku REKLAMA „Technika-Œrodowisko-Zdrowie” – pod tym hasłem odbyła się ósma edycja Festiwalu Nauki w Krakowie (14−17 maja). Organiza− torem imprezy, mającej na celu przybliżenie osiągnięć krakowskich wyższych szkół pań− stwowych oraz instytucji naukowych, była Politechnika Krakowska. Tradycyjnie Festiwal składał się z wykła− dów, paneli dyskusyjnych i prelekcji odby− wających się na terenach uczelni, występów artystycznych na estradzie przy Ratuszu oraz Festynu Nauki w namiotach na płycie Rynku Głównego. Największą popularno− ścią cieszył się – jak co roku – ten ostatni, przyciągając tysiące odwiedzających. Pośród licznych atrakcji widzowie mogli zobaczyć m.in. żywe okazy rzadkich zwie− rząt, makietę bitwy pod Wiedniem, a także wziąć udział w konkursach z nagrodami. Za− chwyt wzbudzali zwłaszcza przedstawiciele uczelni technicznych, którzy swoje efektow− ne doświadczenia potrafili objaśniać w przystępny sposób. Przemys³aw Kornaœ Zdjêcia Jan Zych 18 Nr 13 maj 2008 STUDIA Studenckie wspomnienia Jerzego Stuhra (2) Wielka dama mia³a gest dy myślę o swojej przeszłości, to za− wsze panią profesor Marię Dłuską wymieniam jednym tchem ze Swinar− skim, Kieślowskim, Wajdą i Jarockim – czyli między moimi największymi mi− strzami. Bo to są ludzie, którzy mnie ukształtowali. A ona taka skromniutka była, taka babi− na, zaraz po nas poszła na emeryturę. Gdy mówiłem jej, że nie zostanę przy poloni− styce, że jednak pójdę do szkoły teatralnej i pytałem, czy mógłbym pisać pracę z po− granicza teatru, to mi pozwoliła. I pisałem o rozwoju formy teatralnej u Różewicza. Bardzo mnie to interesowało – jak zaczy− nał od poematów wierszowanych, a potem coraz bardziej rozbudowywała się w nim inscenizacja. Tak, nie było człowieka, który miałby na mnie większy wpływ, niż pani profe− sor. G Jak s³yszê kretynów, którzy uwa¿aj¹; pisownia won, gramatyka won, mówimy i piszemy, jak chcemy, to mówiê: to zburz jeszcze O³tarz Wita Stwosza! Bo to jest to samo! * Oczywiście, byli na UJ jeszcze inni: profe− sor Ulewicz i jego literatura staropolska, bardzo dużo mi z niej pozostało! Z później− szych okresów niewiele, z baroku np. nic. Był też profesor Wyka, ale w późniejszym okresie. Najlepiej pamiętam go z czasów, gdy już byłem w Starym Teatrze, przycho− dził na każde „Dziady”. Codziennie! Imponował mi również Heinz, od łaciny, jedyny, u którego oblałem egzamin! Pamiętam profesor Ewę Ostrowską, to była wielka dama… miała gest. Wykła− dała bardzo trudne przedmioty, do któ− rych trzeba było mocno zakuwać: „Hi− storię języka” i „Gramatykę historycz− ną”. Potrafiła na ostatnich zajęciach przed egzaminami powiedzieć tak: za− dam teraz pytanie i jeśli ktoś odpowie, to nie będzie musiał przyjść na egzamin. I rzuciła trudne pytanie. Nikt nie wiedział, nagle jedna z koleżanek wstaje i odpo− wiada. A ona mówi: proszę mi dać in− deks… Myśleliśmy, że „zabijemy” tę na− szą koleżankę z zazdrości, że tak się jej Jerzy Stuhr - absolwent UJ (1970) i Pañstwowej Wy¿szej Szko³y Teatralnej (1972), wybitny FOT. MARCIN MAKÓWKA aktor, re¿yser, rektor PWST w Krakowie. udało! I ona takie numery „z klasą” robi− ła. Polubiłem potem ten przedmiot. Jak teraz słyszę takich kretynów, którzy nawet nie wiedzą, że są kretynami – a którzy uważają; pisownia won, gramatyka won, mówimy i piszemy, jak chcemy, to mówię: to zburz jeszcze Ołtarz Wita Stwosza! Bo to jest to samo! * Nasz rok był bardzo zżyty: Jurek Jarzębski, Żuk Opalski, Boguś Sobczuk, Giga Basara, późniejsza żona Józka Lipca, i tylu jeszcze in− nych, znanych i mniej znanych ludzi. Jak za− czynałem grać w Starym Teatrze, to przycho− dzili wielką grupą, siadali w całym pierwszym rzędzie, że nawet trudno było grać. Pamiętam też żywo różne klimaty kultu− ralne moich studenckich lat, np. Konfronta− cje Filmowe w Rotundzie. Już nigdy potem nie widziałem takiego ścisku, takiej niepo− wtarzalnej aury wielkiego wydarzenia fil− mowego! Pamiętam Tomasza Stańkę i pierwsze dźwięki jego trąbki w Spotka− niach z Balladą, z towarzyszeniem kolegów mojej narzeczonej, czyli muzyków. I Piwnica pod Baranami – największe i najciekawsze doświadczenie tamtych lat… I spektakle w Teatrze STU… Wszystko to mi się w taką magmę zlewa, magmę szczę− śliwego czasu! Dla mnie! Poprzez to, że mo− głem się tutaj uczyć. Wys³ucha³a i zebra³a: Maria Malatyñska 19 Nr 13 maj 2008 STYL ¯ Sharon Stone, szybkie samochody i studentki UJ (Anna Nocoñ i Katarzyna Jarosiñska, studentki amerykanistyki UJ, wyst¹pi³y obok Sharon Stone w presti¿owym pokazie Lexus Fashion Night w Warszawie. Obok relacja Ani z tej imprezy) Student żadnej pracy się nie boi, to wiadomo nie od dziś. Nie− którzy jadą w świat, inni mieszają koktajle, a jeszcze inni (inne) robią za wieszaki, jak to moja mama nazywa modelki. Takim też fachem paramy się z Katarzyną, moją koleżanką z ameryka− nistki. Nosi nas po świecie bliższym i dalszym, a ostatnio za− niosło do stolicy. Chyba każdy kto zerka czasami w telewizor słyszał, że do Pol− ski przyjechała sama Sharon Stone. Podobno po drodze do Can− nes wpadła na pierogi, ale przyjechała też uświetnić Lexus Fa− shion Night, premierę nowego modelu tej marki połączoną z eks− kluzywnym pokazem mody. Tak się złożyło, iż wraz Katarzyną zostałyśmy zaproszone do tego pokazu, na co chętnie przystałyśmy. Praca to praca, trzeba brać. Nie pierwszy raz zresztą, Lexus nam nie obcy, co roku bierzemy w tym udział. I muszę przyznać, że to praca przyjemna, choć bywa niebezpieczna. Dwa lata temu pokaz uświetniała Naomi Campbell, a jej charakterek jest powszech− nie znany. Poważnie zastanawiałyśmy się czy nie spakować ka− sku, jakby gwieździe zachciało się za kulisami rzucać różnymi obiektami. Na szczęście wpadła spóźniona i wszystkim się upiekło. Sharon Stone to inna historia. Gwiazda o wiele większego for− matu, a zachować się potrafi. Co prawda miała mały problem z punktualnością, ale jak już pojawiła się za kulisami, to przeprosi− ła z promiennym uśmiechem. Nie powiem, my modelki wścieka− łyśmy się troszeczkę. Po 10 godzinach prób, przymiarek i maki− jażu musiałyśmy jeszcze wyszykowane czekać na nią w horro− idalnie niewygodnych butach. Cóż, urok tej pracy. REKLAMA AutoCAD podstawy 05-07 czerwca AutoCAD zaawansowany 26-28 czerwca 20 Nr 13 maj 2008 L ¯YCIA Szko³a Dziennikarstwa Praktycznego Sharon doceniła poświęcenie i skomplementowała stroje oraz ogól− ną stylizację. Stwierdziła, że wyglą− damy olśniewająco, choć przy niej wypadłyśmy bladziutko, bo mimo wieku, to niesamowicie atrakcyjna kobieta. I pewnie mało kto by się do− myślił, że skromna sukienka, którą miała na sobie, kosztowała pewnie tyle co samochód, który prezentowa− ła. Razem z Sharon pojawiła się świ− ta. Agent, makijażysta, kilka innych osób o profesji niezidentyfikowanej, no i oczywiście ochrona właściwa, w liczbie 6 panów, którzy kiedyś pew− nie mieli jakieś karki. Nie byli agresywni, ale i nikt spe− cjalnie się palił, żeby to sprawdzić. No, może gdyby ktoś wyciągnął apa− rat, byłoby inaczej. Już dzień wcze− śniej bowiem organizatorzy uprze− dzili nas, że za kulisami obowiązuje Anna Nocoñ – top modelka całkowity zakaz fotografowania z Rores Models czegokolwiek, nawet gdyby to miała być własna stopa. Kto wyciągnie aparat wylatuje z hukiem. Nie mam więc żadnej fotki amerykańskiej aktorki, a szkoda, byłaby pa− miątka dla potomnych, jak to ich babcia ściska się z tą babką, co grała w „Nagim instynkcie”. O ile oczywiście Sharon zgodziła by się ściskać. Pani Stone nie izolowała się od reszty ekipy i pomiędzy swoimi wejściami siedziała dzielnie na składanym krzesełku, zagadywała, żartowała. Ale zaraz po części oficjanej musiała uciekać. Obowiąz− ki goniły ją do Wiednia, gdzie brała udział w wielkiej charytatyw− nej imprezie. Pożegnała się więc wylewnie, ścisnęła projektantkę Agnieszkę Maciejak. Wysłała kilka całusów w stronę modelek i zniknęła w Lexusie, który odwiózł ją w nieznane. Nie została na bankiecie i nie powinna żałować, nic bowiem ciekawego się nie działo, poza tym, że kazdy opychał się przystawkami, a mężczyźni gapili się na dekolt Frytki. Naśladując Stone, wraz z Katarzyną rownież wsiadłyśmy do Le− xusa aby udać się w nieznane. A dokładnie znane, bo na drugi dzień grzecznie siedziałyśmy na wykładach w naszej kochanej Alma Ma− ter. Pozostało piękne wspomnienie, i zagadka, z kim nam przyjdzie pracować w przyszlym roku? Anna Nocoñ Zostañ modelk¹ Renomowana agencja Rores Models, do której nale¿¹ œwiatowej klasy modelki – studentki UJ, Anna Nocoñ i Katarzyna Jarosiñska (wyst¹pi³y w Warszawie obok Sharon Stone – tekst powy¿ej) zaprasza wysokie dziewczyny (od 173 cm) o zgrabnej sylwetce. – Przed najlepszymi szansa na pracê na wybiegach w œwiatowych centrach mody, m.in w Nowym Jorku, Londynie, Pary¿u i Tokio – mówi dr Zygmunt Fura, w³aœciciel Rores. Zg³oszenia mo¿na sk³adaæ za poœrednictwem strony: www.rores.pl Podczas wakacji kilka studentek z Rores zadebiutuje na pokazach w ró¿nych czêœciach œwiata. Agencja prowadzi tak¿e wspólnie z „SMS” sta³y konkurs „Dziewczyna Miesi¹ca” dla studentek i maturzystek. Kandydatki mo¿na ogl¹daæ na: www.miss-mister.pl (F) Jak napisaæ artyku³? Jak pracowaæ z mikrofonem? Od dwóch lat dzia³a w Krakowie zwi¹zana z magazynem „SMS” Szko³a Dziennikarstwa Praktycznego. Zajêcia w formie warsztatów w grupach 4-osobowych prowadz¹ czo³owi krakowscy dziennikarze. Ma³e grupy gwarantuj¹ mo¿liwoœæ indywidualnej pracy z ka¿dym studentem. Program obejmuje praktyczn¹ naukê pisania i redagowania, pracê z mikrofonem i przed kamer¹ oraz fotografiê prasow¹. Uczestnicy kursów publikuj¹ swoje teksty w gazetach i czasopismach. W zajêciach mog¹ uczestniczyæ studenci ró¿nych uczelni, m³odzi dziennikarze, a tak¿e maturzyœci, którzy chc¹ poznaæ podstawy dziennikarstwa praktycznego. Zajêcia odbywaj¹ siê w weekendy. Podstawowy, dwusemestrowy kurs rozpoczyna siê w paŸdzierniku i obejmuje 90 godzin zajêæ. Koszt: 2600 z³. Nowoœæ! Od wakacji szko³a poszerzy swoj¹ ofertê o nowe, 18-godzinne, kursy. Bêdzie mo¿na wybraæ dowolny segment zajêæ (dziennikarstwo prasowe, radiowe, telewizyjne, fotografia prasowa lub praca w portalu). Koszt: 580 z³. Terminy ustalane bêd¹ indywidualnie dla ka¿dej grupy po zg³oszeniu siê odpowiedniej liczby chêtnych. Osoby zainteresowane prosimy o kontakt mailowy: [email protected] lub telefoniczny: 502 499 219. (r) REKLAMA Kontynuujemy nietypow¹ prezentacjê krakowskich lokali, do których warto wybraæ siê we dwoje. Prezentacjê na dwa g³osy – Jej i Jego STYL ¯YCIA Ten skuter to strza³ w 10, na pewno jej siê spodoba Ona wszystkiego tak, że aż mi się m ni z ę si m On by w domu to Pokłóciła , na ja chcę do ki k li ja Bo . ło ia hc odec to mnie akurat bo chce na imprezę, chce do knajpy iść. n O k Ja . ał zi ed si On ja coś gotuję, to ie. Bo ja głowa. Albo jak już samego sieb ł ed sz ze pr n O to z ieczkę ra yc te w a na e z… A tera ęcy pieniądz si ie m od e an ad kiś okropny! chciałam odkł dla nas) skuter ja m że y ib (n ł pi ku e n za ni winy w ty przeznaczyć, a O a dla mnie miała być. Do tego nk I że to niespodzia e w tłumie. ojej nie widzi. sw iu an ow ęp jbardziej samotni d Nim, st na po a , ią rn ta la pod prze Najciemniej jest m, a właściwie to ndzie jest się przed świate ro ć m ry ty uk c zy ię pr w bo m Poszła w mieście, o nd ro e liw ch ru na najbardziej st bardzo łatwo. trochę órej ukryć się je książek, gazet, kawiarnia, w kt ło mnie trochę po trochę”, ita w go zy ie pr tk ys ku sz od W śr ten klimat „w ę bi ę Lu . ek gł w d tó w rogu, po ow świeżo plakatów i pocz się na kanapie ze k am ył so sz c ją Za . ja je pi jaki tu panu poduszki i po e dwie pasiaste iać, co zrobić podłożyłam sobi ańczy, zaczęłam się zastanaw ar m wyciśniętych po iż On dokładnie ją. nie trwało, jako z całą tą sytuac ę si e ni ia aw an st e ukrywam się Długo to moje za . W końcu zawsz m ła ry uk im N d pijesz sok ze ze wie, gdzie się pr wiadomość: „mam nadzieję, że lową, proszę!” ał is ai m ą skrzynkę oj właśnie tu. Nap ć sw dź w ra sp tera… wiadomoś ańczy… świeżych pomar do baru, by skorzystać z kompu zi ed si k ja e, ci ję e zd Podeszłam więc niku przekomiczn h, a na głowie iście, a w załącz yc w ęt zy zi w oc m go ze ie ra N s od arszy od na st st je co , ze er na tym skut chyba kask. pomarańczy ma przedwojenny rozładowane. Sok ze świeżych ciechowsk.pal o ał Aœka Wojma . ał Napięcie zost st zo gazynsms po er ut a@ sk sk … no cóż, awojciechow wypity. A skuter Cafe Latte ul. Mogilska 16, www.caffelatte.pl pon-sob: 10-22, nd: 12-22 22 Nr 13 maj 2008 On Yes, yes, yes, ja k mawiał klasyk . Nareszcie jest! Ta linia, ten reflektor, ten pę d i całe 40 KM . No to teraz już nie będzie narzekać, że da leko do Cafe Latte, że jej się nie chce iść, że , że, że... Tyle na niego czekał em. Warkot silnika mile pieści ucho idealnie dopaso , manetki wane do dłoni i oczywiście obowiązkowo st ylowy kask. Tak, te strzał w 10, na pewno jej się sp n skuter to odoba. Przynajmniej ta km przyjechałem, zo yślałem – a tu baczyłem i zwia łe był, to fakt, ale echem nie wstrz m. Szok ąsnął wybuch radości, lecz zł ości. – Bo ja chciałam na wycieczkę, a taki numer wyk Ty mi ręca o delikatniejszyc sz… (tu w trosce h Czytelników nie przytaczam y całej wypowie dzi). – Kochanie, ale na kawę bedzie możemy pojech niedaleko, ać na wycieczkę , np. do Wieliczki, a jak nam starczy sił to do Gdowa. – Zawiodłam si ę na Tobie – po wyszła. wiedziała i Na szczęście w iem gdzie. Sam iec pełen sukcesu i pewny swego zawsze w ie, jak przekonać do si ebie krnąbrną sa micę. Poza oczywistym cude m techniki, jaki m jest ów dwukół, pozost ały jeszcze inne cuda techniki – aparat w kom órce potrafi czyn ić Pstrykam i jadę ... oczywiście do cuda. niej, na sok. Bartosz bkurek@magazy Kurek nsms.pl ZDJÊCIA: KAMILA KOZIÑSKA Kawiarnie opisane w poprzednich numerach „SMS”: Dynia Cafe Bar, Art Club Cieplarnia, Cafe Wódka, Nowy Œwiat, M³oda Nowa Polska, Cafe RêKawka, Spokój, Lodziarnia Cafe, LuLu i Ptasiek. Wszystkie teksty i pdf-y stron na www.magazynsms.pl Ich dwoje i… Cafe Latte Cennik Plusy Kawy: 4,5-12 z³ Gor¹ca czekolada: 6-9 z³ Herbaty: 3–4,5 z³ Piwo: 4–6 z³ Wino (100 ml): od 4 z³ Drinki: 5,5–14 z³ Desery: 5–6 z³ Ciabaty: 5,5-7 z³ Pierogi domowe: 6,5-7,5 z³ + od 16 do 21 Happy Hours dla studentów + mo¿liwoœæ bezp³atnego korzystania z Internetu (komputer na barze) + wieczorem bardzo klimatycznie Minusy – jak na kawiarniê karta raczej uboga, szczególnie jeœli chodzi o napije bezalkoholowe – niewygodne krzes³a, wiêc zalecamy siedzenie na kanapach STYL ¯YCIA W s³onecznie dni s³uchaj¹ go emeryci i dzieciaki, o zachodzie s³oñca zakochane pary Bajkoczytacz a to co robi, ludzie reagują zazwyczaj zdziwieniem. Patrzą na niego jak na wa− riata, ale wariata pozytywnego. Na rozmowę przyszedł w okularach bez jednego szkła. – Roztargniona Wrona! Usiadłem na nich! Na co dzień można go spotkać gdzieś w mieście, na festiwalu lub warsztatach baj− koczytaczych, bo Bartosz Ignacy Wrona po prostu siada gdzieś na ławce i czyta… Sam wymyślił bajkoczytacza, ale ludzie na− zywają go inaczej: bajarz, bajkoczyt, baj− karz, bajkowicz, a nawet bajkościemniacz. Wydziera się tak, że słychać go z daleka. Wczuwa się w rolę tak sugestywnie, że lu− dzie przystają, słuchają, a czasem przysiada− ją na dłużej. W słonecznie dni słuchają go emeryci i dzieciaki, a o zachodzie słońca za− kochane pary. Jest rozpoznawany. – Największą radością dla mnie jest to, że ludzie się uśmiechają. Tak po prostu. Przy− stają z uśmiechem, szepczą, albo mówią te teksty na głos wraz ze mną – mówi. Wymyślił to zajęcie kilka lat temu. Przed dwoma laty usiadł na krakowskim Rynku i spróbował. Czyta do dziś. Najchętniej w klubach i na festiwalach, bo na wolnym po− wietrzu zdarzają się problemy, na przykład ze Strażą Miejską. W czasie meczu o trzecie miejsce Mistrzostw Świata w piłce nożnej wykrzyczeli go mieszkańcy kamienicy, pod którą czytał. Czasem zdarza się, że ktoś się naśmiewa lub wyzywa. Najbardziej lubi Tuwima, chętnie czyta w Łodzi przy pomniku poety. – Tam nie po− trzebuję publiczności. Czytam dla niego i z nim rozmawiam – deklaruje. Świetnie czyta Fredro dla dresiarzy Czwarta w nocy. – Przechodziliœmy z jednego klubu do drugiego. Spotkaliœmy czterech podpitych ziomków z których jeden zachowywa³ siê agresywnie. Kiedy ju¿ coœ wisia³o w powietrzu jeden z nich oprzytomnia³: – On czyta bajki! Przeczytasz nam? Ca³a historia skoñczy³a siê bez ofiar: czterech dresów wys³ucha³o wiersza Fredry. (pk) FOT. DOMINIKA KUSTOSZ N Najwiêksz¹ radoœci¹ dla mnie jest to, ¿e ludzie siê uœmiechaj¹ – mówi bajkoczytacz. się też dla obcokrajowców. – Ja nie rozu− mieć, ale mi się podoba – powiedział kiedyś Bartoszowi Francuz łamaną polszczyzną. – Największą przyjemność sprawia mi, kiedy idzie ktoś zatopiony we własnych my− ślach. Spieszy się na ważne spotkanie i nie musi się nawet zatrzymać, ale w pewnym momencie ze zdziwieniem odwraca się, uśmiecha i pokazuje: jest OK.! Mam wtedy wielką frajdę – mówi Bartosz. ła, rzucała papierami, krzyczała niecenzural− ne słowa, ktoś nawet wpiął własny mikrofon i próbował go zagłuszyć. – To mi się spodobało, bo ta publiczność żyła! – cieszy się Bartosz, który oprócz tego prowadzi warsztaty, na których można się nauczyć dykcji oraz zabaw słowem. Czuje się wtedy jak demiurg, bo najważniejszym i najbardziej widowiskowym elementem na− uki jest chóralne recytowanie. Czytanie bajek to za mało. Przy akompania− mencie bluesowym czytał akta z prokuratu− ry (ukradziono mu dokumenty, a prokuratu− ra umorzyła śledztwo). Deklaruje, że jest w stanie przeczytać książkę telefoniczną. Uczestniczy też w slamach poetyckich. Tam improwizuje, bo wierszy nie pisze. Pod Jasz− czurami część publiczności krzyczała: Bar− tosz! Bartosz! Bartosz! Druga część gwizda− – Studiuję dziennikarstwo, dużo słucham muzyki, spotykam się z twórcami. Mam na− dzieję, że moja działalność menedżerska się rozwinie. Żyję pełnią życia! – deklaruje Bar− tosz, który przysiada czasami na czwartej ławce po prawej stronie smoka wawelskiego (stojąc przodem w kierunku Wisły). To jego miejsce w Krakowie… Piotr Koziarz Nr 13 maj 2008 23 FELIETON Moda O profesorach i studentach Trzej studenci zabalowali na goœcinnych wystêpach w innym mieœcie i nie zd¹¿yli wróciæ na egzamin z ulubionego przedmiotu. Poniewa¿ wiedzieli, ¿e profesor ich lubi i ma o nich dobr¹ opiniê, poprosili go o inny termin egzaminu, a winê za spóŸnienie zwalili na awariê ko³a w samochodzie. Profesor wyrazi³ zgodê, ale pod jednym warunkiem – ka¿dy z nich bêdzie pisa³ egzamin w innym pomieszczeniu. Po zajêciu miejsc, studenci dostali REKLAMA kartkê z tylko jednym pytaniem: – Które ko³o? * Profesor pyta studenta na egzaminie: – Co to jest oszustwo? – Na przyk³ad: gdyby pan profesor mnie obla³. – Co? – oburzy³ siê egzaminator. – Tak, bo wed³ug kodeksu karnego winnym oszustwa jest ten, kto korzystaj¹c z nieœwiadomoœci drugiej osoby wyrz¹dza jej szkodê. * Dzieñ przed egzaminem kilku studentów mocno zabalowa³o. Nastêpnego dnia, na salê egzaminacyjn¹ wchodzi dwóch z nich, ledwie siê na nogach trzymaj¹ i be³kotliwym g³osem pytaj¹: – Panie profesorze, czy bêdzie pan egzaminowa³ pijanego? Na to profesor: – Nie, nie mogê. – Ale panie profesorze, bardzo pana prosimy... – No dobrze – zgodzi³ siê w koñcu profesor. Na to studenci odwrócili siê do drzwi i krzycz¹: – Ch³opaki! Wnieœcie Jurka. Chłopaki, zmieńcie majtki na wiosnę Już kilkanaście lat temu pismo dla kobiet myślących tylko o jednym, „Cosmopolitan”, nawoływało: „jeśli chcesz być seksowna na co dzień, wszystkie figi, które są wyblakłe, rozciągnięte lub po prostu zwykłe wyrzuć do kosza, a w bieliźniarce trzymaj tylko piękne, pachnące i kuszące figi lub stringi”. Bielizna dawno temu przestała być tematem tabu, ale w studenckich kręgach nadal, niestety, jest wstydliwie pomijana. Nie jest to jednak przejaw pruderii, lecz najzwyczajniej w świecie nie ma o czym rozmawiać. O ile studentki, zapewniając co chwilę, że „robią to dla siebie”, pod zwykłym wdziankiem ukrywają koronkowe cudeńka (choć przyznaję, że nie zawsze) to męski studencki negliż woła o pomstę do nieba. Żakowskie przechwałki o erotycznych podbojach wydają się nieco przesadzone w momencie, gdy delikwent ma na sobie bokserki w pieski lub misiaczki. Jeszcze gorsze są majtki próbujące rozśmieszyć. Kopulujący pan Mikołaj z panią Mikołajową sprawiają, że są one żałosne, nie zabawne, ale niektórym panom nadal trudno to zrozumieć. Klimat zabijają także męskie figi w stylu „mój tata też takie ma” lub pakowane po 5 sztuk majtki z najbliższego supermarketu. Nic jednak nie przebije starych, spranych i dziurawych bokserek. Czy wy myślicie, że kobiety naprawdę nie zwracają na to uwagi? Wbrew pozorom sprawa nie dotyczy garstki chłopaków, skargi na ten temat słyszy się bowiem na co drugim babskim spotkaniu. W tym kontekście nie na miejscu wydają się żarty w stylu studentów Akademii Pedagogicznej „nie musisz golić bobra”. Nie musicie się depilować chłopcy, więc chociaż zmieńcie majtki na wiosnę. Monika Jurczyk [email protected], www.lookbook.pl poleca film Monolog niekontrolowany Control „Control” w zasadzie nie jest nawet filmem. Nie opowiada konkretnej historii. Kreœli tylko niejasny kontur, zmuszaj¹c czytelnika do wype³nienia formy treœci¹. Bazuj¹c na typowej konwencji, modnej ostatnio „rockandrollowej” baœni, zasadza siê na biografii wokalisty legendarnej formacji „Joy Division”. W serii delirycznych, czarno-bia³ych klisz, re¿yser pokazuje Iana Curtisa takim, jaki by³ naprawdê. Wspó³czesny poeta wyklêty, zawieszony miêdzy ¿yciem, a œmierci¹, rozdarty miêdzy dwiema kobietami, ¿on¹ i kochank¹. Nie ma w tej opowieœci magii i blichtru, jaki ogl¹daliœmy w „The Doors”. Nie ma sugestywnych impresji, rodem z „Lost” Gusa Van Santa (anonimowej biografii Kurta Cobaina). Narracja otwarta, prosta, zgrabnie prowadzi nas przez kolejne fazy ¿ycia wiecznego outsidera, a¿ do wymownej sceny samobójstwa podczas projekcji pesymistycznego filmu „Stroszek”. Re¿yser œwiadomie rezygnuje z komentarza, niczego nie narzuca. Jego rolê przejmuje muzyka, prawdziwy g³ówny bohater filmu. Oczywiœcie, na czele z singlem „She’s lost control”, który pos³u¿y³ jako motyw przewodni i tytu³ filmu. Nachalnoœci brak tak¿e w grze aktorskiej Sama Rileya, który artystê zagra³ w manierze angielskiej powœci¹gliwoœci. Jako Curtis toczy przez ca³y czas wewnêtrzny monolog, ujawniaj¹c w³asne lêki, paranoje, sprzecznoœci i wewnêtrzn¹ s³aboœæ. Obraz Antona Corbijna nie przyci¹gnie do kina rzesz zwyczajnych zjadaczy popcornu, ale wielbicieli kina offowego z pewnoœci¹ zauroczy. Podobnie, jak nie starzej¹ca siê muzyka „Joy Division”. „Control”, Wielka Brytania/USA, 2007. Re¿yseria: Anton Corbijn. W rolach g³ównych: Sam Riley, Samatha Morton, Alexandra Maria Dawid Leszczak Lara. M³odzi na scenie alternatywnego rocka Kid A rają swoją muzykę i mają swój styl. Otrzymali pozytywne komentarze m.in. od muzyków Myslovitz, Tymona Tymań− skiego i dziennikarza Polskiego Radia, Pawła Kostrzewy. Zespół Kid A tworzą licealiści i studenci. Ich historia zaczęła się w jednej ze szkół w Mętkowie, wiosce leżącej koło Chrzanowa. Do dziś zagrali ponad 60 koncertów. Wystę− powali jako support przed Myslovitz, Hey, Negatywem, Tymonem Tymańskim i Graft− mannem. Grali na festiwalu Union Of Rock − Węgorzewo 2006. Ich muzyka gościła również w Jarocinie. Zdobywają coraz więcej serc fanów mu− zyki alternatywnej. Wszystko za sprawą własnego stylu oraz wysokiego poziomu gry. Inspirują się takimi zespołami jak Ra− diohead czy Coldplay. Charakterystyczne dla muzyki Kid A są przyjemne i dopasowa− ne efekty oraz dobry wokal, który nawiązu− G je trochę do stylu Artura Rojka. Część gita− rowa również nie pozostaje w tyle, dyna− miczne partie powodują, że utwory nie nu− dzą się. Solowe części pojawiają się często, są łagodne i przeważnie towarzyszą wokalo− wi. Wszystko to składa się na niepowtarzal− ny styl jaki stworzyli młodzi artyści z Kid A. − Chcemy osiągnąć możliwie maksymal− nie wysoki poziom dojrzałości artystycznej, aby wyrażać się w ciekawy sposób. Dążymy do czegoś, czego jeszcze nie ma, choć może w dobie postmodernizmu dla niektórych wydaje się to niewykonalne. Jesteśmy jesz− cze młodym zespołem, który tak naprawdę niewiele zrobił, ale mamy nadzieję osiągnąć tyle ile tylko będzie można − mówi Michał Parzymięso, jeden z wokalistów, gitarzysta i klawiszowiec zespołu. Wojciech Niezgoda FOT. ANDRZEJ LIPCZYÑSKI/WUJ Nr 13 maj 2008 25 KULTURA, ROZRYWKA www.nowypompon.pl Wybuch³ sk³ad bielizny wojskowej ksplozja była tak potężna, że parę sztuk wojskowych gaci znaleziono w Grudziądzu oddalonym o trzy kilo− metry od koszar III Brygady Wojsk Pan− cernych im. Gen. Maczka, w których doszło do wybuchu. Specjalna komisja powołana w celu wyjaśnienia zdarzenia, niczego nie ustaliła, ale na wszelki wy− padek zaleciła całą pozostałą w kosza− rach bieliznę zdetonować na pobliskim poligonie. „Rozkaz, to rozkaz”, powiedział ka− pral Łukasz Gralak. „Wysadzimy nasze majtuchy w powietrze za pomocą bu− tów, które ocalały w magazynie po ostatnim wybuchu skarpet ogólnowoj− skowych. E Krótko WARSZAWA. Z powodu ca³kowitego zastoju w Sejmie prac legislacyjnych prezydent ju¿ trzeci miesi¹c nie mo¿e zawetowaæ ¿adnej ustawy. BIA£YSTOK. Jedenastoletni zawodnik bia³ostockiego BKS Klimek Murañka spali³ wszystkie podejœcia w podrzucie 260 kilogramów podczas Mistrzostw Polski w podnoszeniu ciê¿arów. Jego trener, który twierdzi, ¿e na treningach Murañka wypada³ lepiej ni¿ czo³owi zawodnicy Polski, pora¿kê t³umaczy zbyt du¿ym ciê¿arem sztangi. KATMANDU. W wyniku nagromadzenia siê œniegu na dachu œwiata zawali³o siê kilka oœmiotysiêczników. 26 Nr 13 maj 2008 pory dotyczące przepły− wu informacji pomiędzy ośrodkami władzy zostały ostatecznie wyjaśnione przez Bogdana Paryckiego, rzecznika prasowego Tele− komunikacji Polskiej. „Gdy w zeszłym roku Telekomunikacja przedłu− żała umowę z Urzędem Ra− dy Ministrów zapropono− waliśmy korzystny dla URM plan taryfowy Wy− brane numery”, wyjaśniał Parycki. „W jego ramach można za darmo po osiem− nastej telefonować do trzech wybranych prezy− dentów i żony. Jednak osta− tecznie premier zdecydował się na taryfę Wieczory i weekendy, która za niewiel− kie w sumie pieniądze po− zwala dzwonić do zupełnie innych abonentów”. Rzecznik oświadczył, że w tym samym czasie prezy− dent Kaczyński odnowił z TP S.A. umowę wybierając S FOT. HENRYK KOTOWSKI Redakcja: Krzysztof Janicki, Krzysztof NiedŸwiedzki, Marek Grabie Z³y plan taryfowy TP S.A. przyczyn¹ nieporozumieñ na linii Pa³ac Prezydencki – Urz¹d Rady Ministrów znajdujący się w promocji plan taryfowy Tanie, wesołe poranki, do którego został dołączony telefon Avena 147 z dodatkową słuchawką i koszulką gratis. „Problem tkwi w tym, że przy takim doborze taryf prezydent z premierem mo− gą uzyskać połączenie wy− łącznie we wtorki i czwartki po dwudziestej drugiej”, mówił Porycki. „To wyja− śnia dlaczego prezydent nie dowiedział się w porę o ka− tastrofie samolotu w Miro− sławcu i poleciał w nowej koszulce do Chorwacji”. Gabinet Tuska przedstawi³ plan na 4 320 000 minut rezes Rady Ministrów Donald Tusk pu− blicznie przedstawił plan działań rządu na najbliższe 4 320 000 minut. Wynika z niego, że mniej więcej za 1 234 357 minut możemy się spodziewać prywatyzacji służ− by zdrowia, a znacząca podwyżka płac w sferze budżetowej przewidziana jest na 3 214 592 minutę. „To są obiecanki cacanki”, uważa na− uczycielka poznańskiego liceum. „Na tę sa− mą minutę w planie Tuska są wyznaczone P negocjacje w sprawie tarczy antyrakietowej i przygotowania do spłaty 180 miliardów Eureko”. „To jest jakaś pomyłka w druku”, twierdzi rzecznik prasowy rządu. „Na 3 214 592 mi− nutę rządowego planu, oprócz podwyżki dla nauczycieli, przewidziana jest jedynie 132 minuta orędzia prezydenta Donalda Tuska do narodu, w którym zamierza przedstawić szczegółowy plan 480 876 349 963 sekund swojej kadencji i kilka razy popić wodę”.