www .magazynsms.pl

Transkrypt

www .magazynsms.pl
Zły plan taryfowy TP S.A. przyczyną nieporozumień
na linii Pałac Prezydencki – Urząd Rady Ministrów
06
SN 1895-14
IS
*
r.
8
0
0
2
Nr 13 * maj
Uwaga, dziecko!
Syberyjski rafting
Stypendium w Niemczech
Wielka dama
mia³a gest
Najmilsza Studentka
i Superstudent
Nak³ad
Studenckie wspomnienia
Jerzego Stuhra (2)
10
000!
Magazyn bezp³atny
www.magazynsms.pl
Na wsi
z tramwajem
2 Nr 13, maj 2008
REKLAMA
REKLAMA
WARTO PRZECZYTAÆ
www.magazynsms.pl
130 tys.
ods³on
miesiêcznie
W gazecie
5 Najmilsza Studentka i Superstudent Krakowa 2008
16 Rêka Fatimy – korespondencja z Mali
6 Nie planowa³am ci¹¿y, ale sta³o siê...
7 Uwaga, dziecko!
17 Tam, gdzie smoki schodz¹ do morza
– korespondencja z Wietnamu
18 Festiwal Nauki w Krakowie
19 Studenckie wspomnienia Jerzego Stuhra (2):
Wielka dama mia³a gest
20 Sharon Stone, szybkie samochody
21 i studentki UJ
21 Szko³a Dziennikarstwa Praktycznego
8 „SMS” poleca ksi¹¿ki
9 Prezydent medyków
22 Ich dwoje i… Cafe Latte
10 Stypendium w Chinach: W stolicy rozrywki
23 Bajkoczytacz
11 Stypendium w Niemczech: Na wsi z tramwajem
24 Felieton o modzie: Ch³opaki, zmieñcie majtki na wiosnê
12 Telling a joke, czyli Szkoci na weso³o. Poradnik
13 profesora Bella nie tylko dla wyje¿d¿aj¹cych na Wyspy
14 Syberyjski rafting
15 – ekstremalna
wakacyjna przygoda
Anegdoty o profesorach i studentach
25 Recenzja filmowa: Monolog niekontrolowany
M³odzi na scenie alternatywnego rocka – Kid A
26 Nowy Pompon:
Z³y plan taryfowy TP S.A. przyczyn¹ nieporozumieñ na linii Pa³ac
Prezydencki – Urz¹d Rady Ministrów
Gabinet Tuska przedstawi³ plan na 4 320 000 minut
Wybuch³ sk³ad bielizny wojskowej
REKLAMA
REKLAMA
Nr 13
maj 2008
3
List od naczelnego
Whisky i weso³e poranki
prezydenta
Pewien Szkot poczêstowa³ Amerykanina
wyborn¹ whisky. Nalał nieco cennego płynu
do maleńkiej szklaneczki i powiedział:
– Spróbuj! To wspaniała szkocka, która ma już 18 lat!
– Jak na swój wiek, jest bardzo mała
– odpowiedział Amerykanin.
To jeden z żartów o Szkotach, czyli byłych
mieszkańcach Krakowa wyrzuconych stąd za
rozrzutność, które przytacza w tym numerze prof.
Bell. W poprzednich wydaniach Profesor ratował
czytelników z językowych opresji podsuwając
stosowne, angielskie przysłowia. Teraz pokazuje, jak
na Wyspach rozbrajać dowcipami drętwe sytuacje.
Dla poprawy humoru, przed nieuchronnie
zbliżającą się sesją, polecamy też Nowego Pompona
(26 str.), który odkrył, że zły plan taryfowy TP S.A.
jest przyczyną nieporozumień na linii Pałac
Prezydencki – Urząd Rady Ministrów. Pompon
wyjaśnia dlaczego opcja Tanie, wesołe poranki, którą
w promocji wybrał prezydent, uniemożliwia głowie
państwa stały kontakt z premierem.
Kolejne porady profesora i kolejne newsy
z Pompona dopiero w październiku. Wesołych wakacji!
Leszek Rafalski
[email protected]
Stylowy Magazyn Studencki „SMS”
Wydawca: Wydawnictwo Rafalski PRESS
ul. Lipiñskiego 16/18, 30-349 Kraków
Redaktor naczelny: Leszek Rafalski, tel. 0-12 398 33 53,
502 499 219, [email protected]
Zespó³ redakcyjny: Iga Ba³os, Bart³omiej Bartoszek, Bartek
Borowicz, £ukasz Gazur, Joanna Gloc, Maciek Gowin,
Marek Haratym, Monika Jurczyk, Joanna Kozie³, Kamila
Koziñska, Bartosz Kurek, Joanna Kustra, Marcin
Lubertowicz, Katarzyna £ukasik, Katarzyna Miernik, Jakub
Nowak, Piotr Ogórek, Weronika Ostatek, Janusz Podolski,
Piotr R¹palski, Andrzej Sadecki, Anna Tokarczyk, Aœka
Wojciechowska, Anna Wojdy³o
Korespondenci zagraniczni: Emanuela Karastojanowa (Grecja),
Konrad Kozio³ (USA), Iza Kwiatkowska (Austria), Karina
Rafalska (Szkocja), Karolina Starzyñska (Chiny), Monika
Œwiêchowicz (Anglia)
Internet: www.magazynsms.pl; [email protected]
Projekt i opracowanie graficzne: Marek Haratym
Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega
sobie prawo do ich redagowania i skracania. Za treœæ og³oszeñ
redakcja nie odpowiada. Na stronach 27 i 28 znajduj¹ siê
materia³y reklamowe.
Druk: Eurodruk-Kraków Sp. z o.o., Al. Pokoju 3
Nak³ad: 10 000 egz.
Zdjêcie na ok³adce: Ola Turska z Akademii
Pedagogicznej, Najmilsza Studentka Krakowa 2008.
Fot. Wojciech Kamiñski
4
Nr 13
maj 2008
W Poznaniu odby³ siê fina³ presti¿owego konkursu Central and Eastern European
Moot Court. Reprezentacja Wydzia³u Prawa i Administracji UJ z³o¿ona
z seminarzystów prof. S³awomira Dudzika z Katedry Prawa Europejskiego,
w sk³adzie (na zdjêciu od lewej) Kamil Szybilski, Anna Mielczarek, Miko³aj Wietrzny
i Tomasz Kozie³, zajê³a drugie miejsce.
Tomasz Kozie³ otrzyma³ tak¿e nagrodê dla najlepszego mówcy, któr¹ jest sta¿
w Trybunale Sprawiedliwoœci Wspólnot Europejskich, a Miko³aj Wietrzny zosta³
uhonorowany wyró¿nieniem w tej samej kategorii. Szersza informacja na
www.magazynsms.pl.
Marcin Lubertowicz
PROMOCJA
Czy warto zostaæ
w Polsce?
Zmywak w Anglii, czy praca
w kraju za 1200 z³ brutto?
Samorz¹d Studentów
UJ organizuje 2 czerwca
(godz. 10-16) w Sali
Konferencyjnej Biblioteki
Jagielloñskiej konferencjê
prowokacyjnie zatytu³owan¹
„Czy warto zostaæ w Polsce?”.
Wyk³ad inauguracyjny wyg³osi
prof. Grzegorz Ko³odko.
Wœród zaproszonych goœci
znaleŸli siê m.in. pracownicy
Ministerstwa Pracy i Polityki
Spo³ecznej. Wraz z wybitnymi
przedstawicielami polskiej
socjologii i psychologii,
postaraj¹ siê przybli¿yæ skalê
zjawiska emigracji i omówiæ
jego skutki.
Patronat nad konferencj¹
objê³a redakcja „Polityki".
(DL)
OG£OSZENIE
Pokój
dla studentki
Emerytowany pracownik
naukowy wynajmie studentce
pokój z samodzieln¹ ³azienk¹
w zamian za pomoc
w prowadzeniu domu.
Tel. 012-637-77-21.
Rekomendacje.
ECDL i... zajêcia z g³owy!
Warto zadbaæ o swoj¹ edukacjê z zakresu
zastosowañ informatyki oraz udokumentowaæ
zdobyte umiejêtnoœci. Takim sposobem
potwierdzenia kwalifikacji jest uzyskanie
Europejskiego Certyfikatu Umiejêtnoœci
Komputerowych - ECDL (European
Computer Driving Licence). Studenci
posiadaj¹cy certyfikat mog¹ byæ zwolnieni
z zajêæ technologii informatycznych na
podstawie rozporz¹dzenia MNiSW.
Certyfikat honorowany jest w 146 krajach.
Dostêpne s¹ równie¿ certyfikat ECDL
Advanced i certyfikat ECDL CAD.
Egzaminy mo¿na zdawaæ w Krakowskim
Centrum Egzaminacyjnym ECDL przy ul.
Smoleñsk 25 oraz w laboratoriach ECDL
w kilku wy¿szych uczelniach w Krakowie.
Szczegó³owe informacje, a tak¿e
przyk³adowe testy mo¿na znaleŸæ
na www.ecdl.malopolska.pl
oraz na www.ecdl.com.pl.
STUDIA
Tradycyjnie podczas juwenaliów odby³y siê
wybory Najmilszej Studentki i Superstudenta
Krakowa. Tytu³y przypad³y Oli Turskiej
z Akademii Pedagogicznej i Konradowi
Pondo z AWF. Co ³¹czy tê parê?
Zami³owanie do tañca.
To oni w imieniu wszystkich studentów odebrali od władz miasta
klucze do bram Krakowa na czas trwania juwenaliów. Aby dostąpić
zaszczytu, musieli zostać wybrani Najmilszą i Superstudentem swo−
ich uczelni. Później wygrali rywalizację międzyuczelnianą. Musieli
wykazać się talentem kulinarnym, pokazać, jak umiejętnie chować
ściągi podczas egzaminu, przekonać niesympatycznego bramkarza
w klubie, aby wpuścił ich na imprezę bez biletu.
– Musiałem też przekonać rektora, aby pomimo sześciu niezda−
nych egzaminów, ale za to z tytułem Superstudenta w garści, pozwo−
lił mi kontynuować studia – wspomina Konrad.
To tylko niektóre konkurencje, w których zmierzyli się z żakami
z pozostałych uczelni. W nagrodę za tytuł Najmilszej Studentki i Su−
perstudenta Krakowa 2008 pojadą na wczasy, otrzymali też wiele
nagród rzeczowych.
Najmilsza Studentka
i Superstudent 2008
Konrad Pondo studiuje na III roku turystykę i rekreację. Co robi,
kiedy nie ma go na uczelni? – Przede wszystkim pracuję. Jako in−
struktor tańca towarzyskiego, sędzia koszykówki, członek dwóch
kabaretów. A w weekendy podróżuję po całej Polsce prowadząc ba−
le, wesela, pikniki jako konferansjer i DJ. Poza tym uprawiam trochę
sportu: koszykówka, taniec, squash i siatkówka – dodaje.
Ola Turksa z III roku pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkol−
nej wolny czas spędza równie aktywnie. – Trenuję sportowy taniec
towarzyski, czytam książki, spaceruję po Krakowie i po świecie, nie
zapominam o bliskich osobach i pracuję m.in. tańcząc w programie
„Jaka to melodia” – wyznaje Najmilsza.
Bartek Borowicz
ZDJÊCIA WOJCIECH KAMIÑSKI
Kwestionariusz Najmilszej
Ulubione miejsce w Krakowie: gdybym chcia³a je wymieniaæ, nie
starczy³o by miejsca. Kraków to moje magiczne miasto. Tu siê
urodzi³am. Lubiê znajdowaæ miejsca, których turyœci nie zauwa¿aj¹, a
przechodz¹ obok. Patrzê na nie z innej perspektywy.
Gdybym mog³a pojechaæ na wymarzone wakacje... zabra³abym
moich przyjació³, gitarê i polecia³abym tam, gdzie ca³y czas
mielibyœmy b³êkit nieba i wody, a s³oñce ogrzewa³oby nas swoimi
promieniami.
Najszczêœliwsza w ¿yciu by³am... cieszê siê z ka¿dej ma³ej rzeczy.
Ale najszczêœliwsze momenty s¹ jeszcze przede mn¹. Nie bêdê
zdradzaæ, o co chodzi.
Ulubiony alkohol: drink z ma³¹ iloœci¹ obojêtnie jakiego alkoholu,
¿eby nie by³o go za bardzo czuæ i piwo z bardzo du¿¹ iloœci¹ soku.
Zawsze przy barze siê ze mnie œmiej¹, jak to zamawiam.
not. BB
Nr 13
maj 2008
5
REPORTA¯
Okres studiów jawi siê jako
czas niekoñcz¹cej siê
zabawy i beztroski. Pieluchy
to ostatnia rzecz o jakiej
myœli student. Jednak bywa
i tak. Pojawia siê Ono:
najpierw malutka fasolka,
z czasem coraz wiêksza,
a¿ rodzi siê wielki ma³y
cz³owiek. Tak ma³y,
¿e strach wzi¹æ go na rêce.
I tak wielki, bo potrafi
w sekundê zaw³adn¹æ
sercami innych. Studenckie
rodzicielstwo, najczêœciej
nieplanowane, jest
przyspieszon¹ lekcj¹ ¿ycia
i doros³oœci.
Studia, praca, doros³e ¿ycie
Dorota ma 24 lata. Jej syn Artur prawie 4.
Umówiłyśmy się na rozmowę na gadu−gadu,
bo Artur chorował i nie chciała go zostawiać
samego. W ciążę zaszła będąc na I roku filo−
logii romańskiej. Do wakacji nie było widać
brzucha, więc jak pojawiła się na uczelni w
październiku, tuż przed rozwiązaniem,
wszyscy byli w szoku.
– Przyjaciele cieszyli się razem ze mną,
ale nie brakowało osób, które patrzyły na
mnie jak na zjawisko. Nie planowałam cią−
ży, ale stało się. Miałam 21 lat. Byłam doro−
sła i odpowiadałam za siebie.
Nie planowa³am ci¹¿y, ale sta³o siê…
Uwaga,
dziecko!
Wróciła na uczelnię już 3 tygodnie po po−
rodzie, choć nie miała na to najmniejszej
ochoty. Wolała zostać w domu, żeby niczego
nie przegapić. Nie pozwoliła jej na to rodzi−
na, ostro motywując do powrotu. Nie żałuje:
– Dziecko szybko rośnie, ale bez przesady.
Niczego nie straciłam. Nie było tak, że w
czasie mojej nieobecności Artur nagle zaczął
samodzielnie siadać, chodzić czy mówić.
Kiedy usprawiedliwiała swoją nie−
obecność na uczelni, niektórzy wykła−
dowcy kazali przynosić zaświadczenie od
lekarza. Z reguły okazywali jednak dużo
dobrej woli. Składali życzenia i przymy−
kali oczy na drobne niedociągnięcia. Do−
rota zdaje sobie sprawę, że traktowali ją
ulgowo. Spokojnie łączyła studia z wy−
chowaniem małego.
Inspiracjê do pracy licencjackiej Doroty stanowi³ Artur. Temat narzuci³o samo ¿ycie
– Motyw dziecka w literaturze belgijskiej.
6
Nr 13
maj 2008
– Byłam w komfortowej sytuacji. Oboje
z mężem pochodzimy z Krakowa. Mieszka−
liśmy z moją mamą, która nie pracowała i
odciążała mnie jak mogła. Maciek pracował
i zarabiał na nasze utrzymanie.
Licencjat pisała o motywie dziecka w li−
teraturze. Artur wypełnił jej świat, ale ona
nie rezygnuje z siebie.
– Czasem trzeba dla własnego dobra
wyjść z domu. Nikt nie jest super−mamą czy
super−tatą. Warto skorzystać z pomocy bli−
skich, zostawić dziecko zaufanej osobie i
zrobić coś tylko dla siebie. Nie ma nic gor−
szego od sfrustrowanych rodziców.
£apaæ ka¿d¹ chwilê
Z Agnieszką udało mi się umówić na ka−
wę. Uśmiechnęła się na wieść, że chcę o
niej napisać artykuł. Nie robi przecież nic
specjalnego: ot, na V roku romanistyki wy−
chowuje dwójkę dzieci. Trzy lata temu
obroniła pracę magisterską na AWF, na tu−
rystyce. Matką została rok wcześniej. Na−
rodziny dziecka sprawiły, że jej świat sta−
nął na głowie. Nagle przestała być panią
własnego czasu.
– Ciężko się przyzwyczaić do sytuacji,
kiedy nic nie zależy od ciebie. Zajęło mi to
prawie dwa lata. Przez rok mieszkaliśmy po−
za Krakowem. Mąż pracował, a ja, kiedy
Bazyl zasypiał, pisałam pracę magisterską.
Na drugim kierunku wzięła wówczas
dziekankę. Po powrocie na uczelnię nie do−
magała się specjalnego traktowania. Nie afi−
szowała się ze swoim macierzyństwem, że−
by studenci nie traktowali jej z rezerwą. Jest
drobną kobietką i pewnemu wykładowcy
trudno było uwierzyć, że ma dziecko. Inni
nie zawsze chcieli godzić się na zmiany
grup. W końcu jednak udawało się ich prze−
konać. Kiedy wychodziła na uczelnię,
dziecko powierzała opiekunkom.
Dziecko sprawi³o, ¿e Ania dojrza³a i zaczê³a powa¿nie patrzeæ na ¿ycie. O swojej rodzinie mówi
z dum¹ i radoœci¹.
– Moja mama mieszka w Krakowie, ale
pracuje i nie mogła nam pomagać. Przycho−
dziła siostra męża – też studentka. Kiedy
urodziła się Jagoda, prace zaczęłam odda−
wać indywidualnie.
Im starsze dziecko, tym trudniej pogo−
dzić naukę w domu z opieką nad nim. Książ−
ki przypominają dziecięce kolorowanki, ze−
szyty nierzadko mają powyrywane strony. Z
dwójką – problem narasta. Jednak Agniesz−
ka nigdy nie obawiała się, że nie da rady.
Kluczem do jej sukcesu była samodyscypli−
na, sprawdzona opiekunka i mieszkanie po−
łożone blisko uczelni.
– Brzmi trywialnie, ale to naprawdę uła−
twia sprawę. Kiedy żyjesz, wykorzystując
każdą chwilę, nie warto marnować czasu na
dojazdy. Wszystko jest do pogodzenia, jeże−
li tylko się chce.
– Kiedy urodziła się mała, obowiązki
dzieliliśmy równo między siebie. Ja zajmo−
wałam się Izą w tygodniu, a mąż – weeken−
dami, bo po porodzie zaczęłam studia w try−
bie zaocznym, ale na nowym kierunku – wy−
brałam administrację. Przez myśl nam nawet
nie przeszło, żeby zrezygnować z nauki. W
akademiku też można prać, sprzątać i goto−
wać dla dziecka.
W tym czasie dużo pomagali im finan−
sowo rodzice: bez nich nie utrzymali by
trzyosobowej rodziny. Dla uczelni byli
zwykłymi studentami, którym wystarczy
pomoc w postaci zakwaterowania w akade−
miku. Dziadkowie okazali się niezastąpieni
również w czasie sesji, kiedy potrzebowali
REKLAMA
czasu, żeby przygotować się do egzami−
nów.
– Wbrew pozorom życie małżeństwa w
akademiku nie przypomina sielanki. Iza nie
miała wielu dobrych cioci, ale kiedy potrze−
bowałam coś załatwić, zawsze mogłam li−
czyć na przyjaciół. Dwa pokoje dalej miesz−
kało inne małżeństwo z dzieckiem – bardzo
się zżyliśmy, bo mieliśmy podobne proble−
my. Dzieciaki bawiły się razem i były szczę−
śliwe.
Ani brakowało czasu dla siebie, nie pa−
mięta jednak, żeby kiedykolwiek miała wąt−
pliwości, czy dobrze robi. W trudnych
chwilach analizowała sytuację i szukała jej
pozytywnych aspektów.
– Z ciążą zaczęłam myśleć poważnie o
życiu. Wiedziałam, że jestem odpowiedzial−
na za drugą osobę, że nie jestem i nigdy nie
będę sama. Zawsze miałam dobry kontakt z
dziećmi – to upewniało mnie, że będzie do−
brze.
Miała rodzinę, studia, przyjaciół. Nie
czuła się gorzej od innych. Kiedy Iza miała 2
lata zaczęła pracę. Magisterium obroniła w
zeszłym roku.
– Pracodawcy patrzą na mnie życzliwie.
Wiedzą, że osoba, która godzi wiele obo−
wiązków, będzie dobrym i zorganizowanym
pracownikiem.
Patrząc na swoją córeczkę jest dumna, że
tak wiele osiągnęli z mężem. Mają odcho−
wane dziecko, stabilną sytuację materialną i
wciąż są młodzi.
– Dziś wiem, co jest w życiu najważniej−
sze. Udało nam się przebrnąć przez ciężki
okres, który jednak z perspektywy czasu mi−
le wspominam. Skończyliśmy studia, ale na−
dal mamy kontakt ze znajomymi z roku. Te−
raz oni zakładają rodziny, planują dzieci.
Czasem przychodzą do nas po rady jako do−
świadczonych rodziców. To zabawne –
przecież jesteśmy w tym samym wieku…
Alina O¿arowska
REKLAMA
ul.Miko³ajska 14
tel. 012 432 44 44
www.czasemtrzeba.pl
Ania, matka 6−letniej Izy, patrzy na studenc−
kie rodzicielstwo przez pryzmat czasu.
– W dzisiejszych czasach dzieci przegry−
wają z karierą, wyjazdem zagranicznym,
kupnem mieszkania czy samochodu. Według
tej zasady ciąża przydarza się tylko student−
kom nieodpowiedzialnym i lekkomyślnym.
Nieprawda. Może zdarzyć się każdemu.
Sama zaszła w ciążę na I roku matematy−
ki. Z powodów zdrowotnych musiała prze−
rwać studia dzienne. Nadal mieszkała jed−
nak w akademiku ze swoim mężem – stu−
dentem elektrotechniki.
pon-pt od 14:00
do ostatniego klienta,
sob-ndz od 16:00
do ostatniego klienta.
W akademiku te¿ mo¿na praæ i gotowaæ
* pon–wt happy day:
warka po 3,90 z³
* w ka¿d¹ œrodê karaoke
* w czwartki koncerty
Nr 13
maj 2008
7
REKLAMA
poleca
Wœciek³y od urodzenia
Jak wygl¹da œwiat widziany zza
kierownicy samochodu Jeremy'ego
Clarksona? Czy mo¿na poczuæ siê
naprawdê wolnym, gdy ¿ycie
we wspó³czesnym spo³eczeñstwie pe³ne
jest progów zwalniaj¹cych? Mo¿na
– pod warunkiem, ¿e wentylem
bezpieczeñstwa naszych frustracji stanie
siê œmiech. „Wœciek³y od urodzenia”
to zbiór 180 pe³nych angielskiego humoru
tekstów, które sprawi¹, ¿e znów bêdziecie
wybuchaæ œmiechem. Ta skrz¹ca siê
obrazoburczymi metaforami lektura
dowodzi, ¿e najlepszym gwarantem przyczepnoœci na ostrych
zakrêtach ¿ycia jest zdrowy dystans do siebie i do œwiata.
Trzymajcie siê mocno! Zapowiada siê ostra jazda!
Jeremy Clarkson „Wœciek³y od urodzenia”. Wydawnictwo Insignis.
Cena 35 z³.
Kim jesteœmy? Wyzwania
dla amerykañskiej to¿samoœci
narodowej
Samuel Huntington, jeden
z najwa¿niejszych intelektualistów
naszych czasów, autor „Zderzenia
cywilizacji” – najbardziej
dyskutowanej ksi¹¿ki prze³omu
wieków – zaj¹³ siê tym razem mitem
amerykañskiej to¿samoœci. Czy
prawdziwy Amerykanin to bia³y
anglosaski protestant, który budowa³
potêgê Stanów Zjednoczonych, czy
m³ody Latynos, którego oskar¿a siê
o niszczenie ich gospodarczej
potêgi? Wiadomo by³o, ¿e ta ksi¹¿ka
wywo³a kontrowersje. Po jej publikacji w Ameryce rozpêta³a
siê burza, Carlos Fuentes oskar¿y³ Huntingtona o rasizm i
skrajny konserwatyzm.
Samuel Huntington „Kim jesteœmy? Wyzwania dla amerykañskiej
to¿samoœci narodowej”. Wydawnictwo Znak. Cena 49 z³.
REKLAMA
Akademia Pedagogiczna
im. Komisji Edukacji Narodowej
w Krakowie
Pierwsza Uczelnia Pedagogiczna w Polsce.
Lider ogólnopolskich rankingów w kategorii
uczelni pedagogicznych, wielokrotny zdobywca
Z³otego Indeksu tygodnika "Wprost"
zaprasza na studia podyplomowe.
By³o minê³o. Wspomnienia
dziecka-¿o³nierza
Gdy Sierra Leone ogarnê³a wojna
domowa Ishmael Beah by³ dzieckiem.
Bardzo szybko straci³ w niej najbli¿sz¹
rodzinê, by³ œwiadkiem rzezi
dokonywanych przez rebeliantów
i ¿o³nierzy, a wkrótce sta³ siê jednym
z nich. „Potrzebowaliœmy narkotyków
i broni” – pisa³ o sobie i grupce
nastolatków z oddzia³u. Beah prze¿y³
i dziœ sam pomaga dzieciom, które
doœwiadczy³a wojna. Jego ksi¹¿ka sta³a
siê miêdzynarodowym bestsellerem.
„Brutalne i przera¿aj¹co smutne
sprawozdanie z tego, jak zwyk³e dzieci
zosta³y przemienione w zawodowych zabójców” – tak napisa³
o niej „The Guardian”.
Ishmael Beah „By³o minê³o. Wspomnienia dziecka-¿o³nierza”.
Wydawnictwo Znak. Cena 29 z³.
Szczegó³owe informacje na stronie:
http://www.ap.krakow.pl/podypl/
ul. Podchor¹¿ych 2, 30-084 Kraków
tel. (012) 662-60-00, fax (012) 637-22-43
http://www.ap.krakow.pl
STUDIA, STYPENDIA
W IFMSA mia³am mo¿liwoœæ przekonaæ siê, jak wielka
drzemie w ludziach si³a – mówi Kamila Bia³ek
Prezydent medyków
uzyskanie wysokiej średniej staje się mało realne. Stowarzyszenie
jest pewnym spełnieniem marzeń i sposobem na życie.
Kamila lubi mieć dużo spraw na głowie, pomaga jej to lepiej za−
rządzać swoim czasem oraz mobilizować się. Zaznacza też, że jest
osobą bardzo aktywną.
– Każdy dzień jest pierwszym reszty twojego życia – stwierdza.
Ma silne wsparcie ze strony rodziny oraz przyjaciół. Dzięki temu
znajduje czas na swoje pasje: narciarstwo, marketing i zarządzanie
oraz... gotowanie.
– Kocham gotować. Gdy tylko mam chwilę wolnego czasu, za−
mykam się w kuchni – zwierza się. Lubi dobre kino, a jej ulubione
filmy to „Dom z piasku i mgły” oraz „Return to paradise”. Przeczy−
tała wszystkie książki Dana Browna, chętnie sięga po Ericha Segala
i Harlana Cobena.
– Obecnie wolny czas na czytanie książek to dla mnie luksus
– mówi. Trzeba też dodać, że od pięciu lat jest fanką zespołu
Kosheen.
*
yła zdecydowana rozpocząć studia w krakowskiej PWST, potem
zmieniła plany i wybrała Wydział Lekarski Collegium Medicum
UJ. Tutaj przypadek sprawił, że zetknęła się z Międzynarodowym
Stowarzyszeniem Studentów Medycyny (IFMSA). Nie przypuszcza−
ła wówczas, że coś ważnego zaczyna się w jej życiu.
W szkole podstawowej Kamila Białek uczestniczyła w zajęciach
teatralnych i już wtedy marzyła o aktorstwie. Dodatkowo przez czte−
ry lata tańczyła w balecie, a przez dwa w zespole tańca i śpiewu. –
Mój nauczyciel aktorstwa do dziś nie może odżałować, że wybrałam
medycynę – mówi Kamila.
B
*
W liceum zainteresowała się chirurgią plastyczną. Nowa pasja spra−
wiła, że teatr przegrał z medycyną. Będąc na drugim roku studiów
związała się z IFMSA. Zapisała się do tej organizacji, aby wesprzeć
swoim głosem koleżankę, która kandydowała do Zarządu Oddziału
Kraków IFMSA–Poland. W ten niepozorny sposób Kamila zaczęła
jedną z największych przygód swojego życia.
W latach 2006–2008 była Prezydentem Oddziału Kraków, a od 1
stycznia tego roku przewodzi całemu IFMSA–Poland. Do jej obo−
wiązków należy między innymi uczestnictwo w międzynarodowych
zjazdach oraz spotkaniach krajowych, które współorganizuje.
Ostatnie światowe spotkanie młodych medyków odbyło się w mar−
cu w Meksyku.
Trzykrotnie brała też udział w praktykach zagranicznych organi−
zowanych przez stowarzyszenie w Turcji, Włoszech i Portugalii.
*
– Pracy w stowarzyszeniu poświęcam trzy czwarte swojego czasu –
przyznaje Kamila. A co z nauką? – Wobec natłoku obowiązków
Kamila kończy VI rok studiów, złożyła już przysięgę Hipokratesa.
– Świadomość, że wkrótce będę musiała wziąć odpowiedzialność
za pacjenta budzi duże emocje – mówi. I co potem? – Nie mam za−
miaru nigdzie wyjeżdżać. Jestem silnie związana z Krakowem – za−
znacza z uśmiechem.
Chciała zostać chirurgiem plastycznym, ale życie zweryfikowało
te plany. Teraz myśli o dermatologii. W październiku chce zacząć
studia podyplomowe na kierunku zarządzanie w służbie zdrowia.
Gdy mowa o marzeniach stwierdza, że najważniejsze dla niej to być
w życiu szczęśliwą i mieć się z kim tym szczęściem dzielić.
*
Co dała jej praca w stowarzyszeniu? – Miałam możliwość przekonać
się, jak wielka drzemie w ludziach siła i jak sama potrafię osiągać
coraz to nowe sukcesy i stawiać czoła wyzwaniom, które mogły wy−
dawać się dla mnie nieosiągalne – odpowiada. – Okres działalności
w IFSMA to najciekawsze lata w moim życiu. Za 10 lat z pewnością
spojrzę na nie z ogromnym uśmiechem.
Bart³omiej Bartoszek
2 miliony studentów
IFMSA czyli Miêdzynarodowe
Stowarzyszenie Studentów Medycyny
istnieje ju¿ 56 lat, zrzesza 2 miliony studentów na ca³ym
œwiecie, w tym 2 tysi¹ce w Polsce. Wspó³pracuje m.in. z WHO,
UNICEF i UNESCO.
W naszym kraju studenci z IFMSA prowadz¹ akcje edukacyjne,
prozdrowotne i profilaktyczne. Jednymi z bardziej znanych s¹
„Szpital pluszowego misia” oraz Ogólnopolski Program
Edukacyjny „Mam haka na raka”. Stowarzyszenie zajmuje siê
te¿ organizowaniem praktyk studenckich w ponad 50 krajach.
www.ifmsa.pl
Nr 13
maj 2008
9
STUDIA, STYPENDIA
Stypendium w Chinach
W stolicy rozrywki
– Ładną masz koszulę – mówię, kiedy
wchodzimy do metra.
– Fake Armani – odpowiada i ściąga swe−
ter, bym w całej okazałości mogła podziwiać
chińską odzieżową produkcję w podrobio−
nym gatunku. 50 kuaiów (5 dolarów) za do−
brej jakości koszulę, to niedrogo, a że to nie
jest prawdziwy Armani, to już ma mniejsze
znaczenie. W Chinach wszystko można zna−
leźć w dwóch wersjach: oryginalnej i podro−
bionej.
Micha³ Go³¹b, student UJ, do Chin przy−
jechał na roczne stypendium rządu chińskie−
go. Wybrał Szanghaj, bo wcześniej odwie−
dził już Pekin i chciał zobaczyć inną metro−
polię.
– Poza tym Szanghaj jest stolicą rozryw−
ki i biznesu – podkreśla, rozrywkę stawiając
na pierwszym miejscu. Od poniedziałku do
piątku Michał uczęszcza na kurs językowy
na East China Normal University. Mieszka
w akademiku, którego koszty (105 euro) po−
REKLAMA
krywa ze stypendium (niecałe 300 euro). Za−
jęcia są bezpłatne, więc resztę Michał ma do
dyspozyji. Czy to wystarczy, by przeżyć
miesiąc w Szanghaju?
– To wystarczy na podstawowe wydatki,
takie jak jedzenie czy komunikację miejską.
Ale jeśli chcesz podróżować lub zaszaleć w
mieście dodatkowe pieniądze są potrzebne –
przekonuje.
W akademiku mieszka w pokoju dwu−
osobowym z Francuzem, który stał się jego
przewodnikiem i kompanem szanghajskiego
życia. Dzięki międzynarodowemu towarzy−
stwu, z którym się zaprzyjaźnił i chińskiej
zasadzie guanxi (kontakty, kontakty, kontak−
ty) poznał ludzi werbujących „białe twarze”
do produkcji filmowych i telewizyjnych. Te−
raz Michał ma swojego agenta, który infor−
muje go o organizowanych castingach. Jako
statysta brał już udział w chińskiej produkcji
filmowej i w reklamie Chevroleta.
– Za każdy dzień zdjęć płącą 50 euro, do
tego zwracają koszty dojazdu na plan i za−
pewniają wyżywienie – wylicza. Popołu−
dniami i w weekendy Michał oddaje się uro−
kom szanghajskiego życia, a że jest ono nie−
zwykle interesujące, dlatego też te dodatko−
we pieniądze zawsze się przydają.
Aœka Wojciechowska
Autorka prowadzi bloga
na stronie „Polityki”: http://bambusowylas.blog.polityka.pl/
10
Nr 13
maj 2008
STUDIA, STYPENDIA
Stypendium w Niemczech
Na wsi z tramwajem
przy przyjeździe i wyjeździe
(zapomniałam!).
Brema ma wiele do zaofe−
rowania − imprezy, koncerty,
festiwale… A na typowej dys−
kotece z kolei ma się wrażenie,
że rzeczywiście trafiło się na
„wieś z tramwajem”, jak o
Bremie mówią mieszkańcy
Hamburga. Ja wieś lubię, więc
czułam się tam jak w domu.
Hamburg i inne miasta Dolnej
Saksonii odwiedzałam jednak
regularnie korzystając z seme−
stralnego biletu (Semestertic−
ket) na komunikację miejską w
Bremie i kolej regionalną w
landzie.
Po pierwsze praktyka
W Bremie, w studenckim krêgu kulturowym…
ożna go przeżyć tylko raz, dlatego
swojego Socratesa zaplanowałam
nadzwyczaj skrupulatnie, wiedząc dokładnie
gdzie, po co i dlaczego. Niestety, nic z tego
nie wyszło, bo Szanowna Komisja postano−
wiła wysłać mnie do Hochschule Bremen −
miejsca, którego nawet w planach C i D nie
brałam pod uwagę.
M
Zielone miasto
Mój pierwszy dzień w Bremie nie należał do
najlepszych. Miasto wydawało się smutne,
puste i deszczowe. Największym zaskocze−
niem była jednak stancja − ciemna piwnica z
toaletą jak z dworca PKS, za 250 euro mie−
sięcznie. Potem było już tylko lepiej i se−
mestr na stypendium uznaję za niezwykle
udany i godny polecenia.
Spośród innych miast Dolnej Saksonii
Brema wyróżnia się dużą ilością zieleni,
pięknym renesansowym ratuszem, dosko−
nałą
komunikacją
miejską
i
wszechobecnością rowerów. Nad całością
czuwa statua Rolanda od „Pieśni”, z któ−
rym podobno należy się witać i żegnać,
Hochschule Bremen jest
uczelnią, która stawia na prak−
tykę. Każdy z oferowanych
bloków zajęć zawiera element
praktyczny. Studenci zaś mu−
szą odbyć obowiązkową, 3−
miesięczną praktykę i semestr
za granicą. Zajęcia prowadzo−
ne są często w połączeniu z
prezentacją multimedialną, materiałem fil−
mowym lub debatą. Na ocenę końcową skła−
dają się z reguły: prezentacja, prace pisem−
ne, aktywność i test końcowy.
W Niemczech wiele się dyskutuje, przy
czym zasada „prowadzący ma zawsze rację”
nie ma racji bytu. Studenta traktuje się jako
pełnoprawnego partnera, który ma głos tak−
że w kwestii sposobu prowadzenia zajęć,
programu itp. Byłam świadkiem dyskusji, na
którą prowadzący zaprosił studentów, by
wprowadzić zmiany w programie przedmio−
tu o niskiej frekwencji.
Stypendyści Socratesa nie mają taryfy
ulgowej, nie są bowiem jedynymi na wy−
mianie. Dzięki rozbudowanej sieci uczelni
partnerskich studiuje tu kilkaset osób z naj−
różniejszych zakątków świata.
Bezprzewodowy Internet jest wszędzie, a
uczenia jest doskonale wyposażona od strony
technicznej. Studiując dziennikarstwo miałam
okazję robić swoje reportaże na sprzęcie naj−
wyższej klasy w studiu radiowym i telewizyj−
nym, które mieściło się na uczelni.
Mieszkanie i praca
Brema jest miastem drogim. Za pokój płaci
się tu min. 250 euro miesięcznie. Standard
niemieckich mieszkań naturalnie odbiega od
tego, który mi zaoferowano po przybyciu.
Przyszłym stypendystom polecam więc wy−
najmowanie tzw. WG (mieszkań studenc−
kich), zamiast oferowanych przez biuro stu−
denckie stancji. Akademiki z reguły są droż−
sze od samodzielnych pokoi w WG i znajdu−
ją się na obrzeżach miasta.
Do stypendium trzeba dołożyć ze swoich
średnio 200−300 euro miesięcznie. Z pracą
nie ma problemu. Jako kelnerka zarabiałam
7 euro/godzinę plus napiwki. Pracując 2 dni
w tygodniu nie musiałam oszczędzać, a star−
czało nawet na krótkie podróże.
Ewelina Pacyna (UJ)
Money, mo
ney, mon
ey
Stypendium:
300 euro mie
siêcznie
Mieszkanie:
250 euro
Op³ata na sa
morz¹d stud
encki: 20 euro
Semesterticke
t: 100 euro
Bilet godzinny
: 2,10 euro
Rower: 20 eu
ro
Chleb: 1-2 eu
ro
Obiad w sto³
ówce studen
ckiej: 2 euro
Piwo w pubi
e: 2,30 euro
REKLAMA
Zatrudnimy dyspozytorkê centrali
ze znajomoœci¹ jêzyka angielskiego
Nr 13
maj 2008
11
PRAKTYCZNE R
Poradnik profesora Bella nie tylko dla wyje¿d¿aj¹cych n
Telling a joke, czyli S
rodzy Czytelnicy! W moich poprzednich wykładach omówi−
liśmy zdradliwe pułapki życia w Wielkiej Brytanii, zasady
„tekstowania”, czyli tworzenia SMS−ów (Short Test Messages), a
także poznaliśmy podręczny zestaw angielskich przysłów ratun−
kowych dla panow i dla pań, pomocnych w sytuacjach towarzy−
skich, gdy nachodzi nas syndrom braku języka w gębie. Miejmy
jednak świadomość, że to nie wszystko. Prawdziwy fluent spe−
aker of English potrafi także rozładować każdą napiętą (lub zwy−
czajnie drętwą) sytuację, opowiadając zręcznie dowcip (telling a
joke). I to właśnie będzie przedmiotem naszego dzisiejszego wy−
kładu.
D
Zdecydowanie odradzam non−native speakerom posługiwanie się
humorem angielskim. Dowcip powinien być nie tylko śmieszny, ale
także zrozumiały dla słuchaczy. W przypadku humoru angielskiego
mamy natomiast do czynienia z sytuacją, kiedy wszyscy domyślają
się, że dowcip jest śmieszny, czasami się śmieją, niektórzy nawet
REKLAMA
wybuchają śmiechem w odpowiednim momencie, natomiast tylko
nieliczna grupa ludzi myślących inaczej (wyspiarzy) rozumie, o co
chodzi. Ważne jest bowiem to, by odgadnąć, kiedy w dowcipie zaist−
niała tak zwana pointa czyli punchline. Dlatego pominiemy w tym
wykładzie dowcipy abstrakcyjne, często niezrozumiałe nawet dla
opowiadającego, a skupimy się na dowcipach etnicznych. Te zaś w
Anglii dotyczą przede wszystkim Szkotów i Irlandczyków.
Potrzeba opowiedzenia dowcipu często może objawić się już w
trakcie podróży na wyspę. Wprawdzie jakość usług tanich linii lot−
niczych nie nakłania nikogo do żartobliwego nastroju, ale jednak
może się zdarzyć sytuacja, kiedy to obok nas zasiądzie w ciasnym
fotelu airbusa równie skurczony pasażer, który wyda nam się sympa−
tyczny i warto będzie z nim nieco pokonwersować, choćby nawet
tylko dla wprawy.
Na początek można opowiedzieć krótki dowcip o egzotycznej
podróży pewnego Szkota:
– Dokąd pan jedzie? – zapytał Szkota współpasażer.
– W podróż poślubną – odpowiedział Szkot.
– Ach, to wspaniale. A gdzie pańska żona? – zapytał współpasa−
żer.
– Żona już tam była – odpowiedział Szkot.
Po angielsku brzmi to She has already been there.
Inny Szkot zabrał swoją dziewczynę na przejażdżkę taksówką. Ta
dziewczyna była tak piękna, że Szkot z trudem się powstrzymywał,
by nie oderwać wzroku od taksometru.
She was so beautiful he could hardly keep his eye on the meter.
W czasach, kiedy w Szkocji nie było jeszcze licznych przedstawi−
cieli taniej klasy remontowej rodem znad Wisły (czytaj: studentów
na pracowitych wakacjach), pewien szkocki dżentelmen, dajmy na
to o imieniu Donald, bo w Szkocji to częste imię, zabrał się do zdzie−
rania tapet ze ścian swojego mieszkania. Nagle odwiedził go przyja−
ciel i zapytał:
– Cóż to, Donaldzie? Remontujesz mieszkanie?
– Nie – odpowiedział Donald. – Przeprowadzam się.
No. I'm moving house.
To ciekawe. Podróżowałem wiele po Szkocji, która jest nadzwy−
czaj pięknym krajem. Poznałem wielu Szkotów i wcale nie odnio−
słem wrażenia, że są oni bardziej skąpi od Anglików. Jednak przydo−
mek sknery przylgnął do nich tak mocno, że dał wręcz początek
swoistej tradycji literackiej. Z oszczędności Szkotów żartują sobie
nawet Amerykanie.
– Czy wiecie, jak powstał Grand Canyon?
– Szkot zgubił tam sześciopensówkę.
A Scotsman lost there a sixpence.
12
Nr 13
maj 2008
E RADY
h na Wyspy
FOT. CODEKA.COM
i Szkoci na weso³o
Pewien Szkot poczęstował raz Amerykanina wyborną whisky.
Rzecz ciekawa, Szkoci popijają whisky na ciepło, bez lodu. Złośli−
wi Amerykanie, którzy wrzucają lód nawet do herbaty, twierdzą, że
Szkoci w ten sposób oszczędzają prąd, który zużyłby zamrażalnik
lodówki.
Ale do rzeczy. Tak więc ów Szkot nalał Amerykaninowi nieco
cennego płynu do maleńkiej szklaneczki i powiedział:
– Spróbuj! To wspaniała szkocka, która ma już 18 lat!
– Jak na swój wiek, to jest bardzo mała – odpowiedział Ameryka−
nin.
It’s very small for its age.
Z kolei Anglicy wymyślili na temat Szkotów całą serię złośli−
wych zagadek.
– Dlaczego w Szkocji wiele kościołów ma owalne kształty?
– Żeby nikt się nie mógł schować w kącie podczas zbierania na
tacę.
So nobody can hide in the comers during the collection.
– Kiedy wiadomo, że zaczęło się lato?
– Gdy Szkot wyrzuca na śmietnik choinkę.
When a Scotsman throws his Christmas tree away.
Anglicy, którzy są mistrzami filmów historycznych, upodobali
sobie piękne szkockie krajobrazy na filmowe plenery. Jest jednak
pewien problem. To pogoda – niesłychanie zmienna i często desz−
czowa. Jak mówi przysłowie:
Chcesz przeżyć wszystkie pory roku? Wybierz się na jednodnio−
wą wycieczkę do Szkocji.
Want to experience four seasons? Come to Scotland on a day trip!
Pewna brytyjska ekipa filmowa udała się więc na zdjęcia w
szkockie góry, zwane Highlands. Chcąc dobrze zaplanować zdję−
cia, producent postanowił skorzystać z usług szkockiego jasnowi−
dza. Tomorrow rain – powiedział jasnowidz, więc ekipa miała
wolne, delektując się znakomitą whisky. Na drugi dzień, jasno−
widz znowu się pojawił i zapowiedział: Tomorrow sunshine. Rze−
czywiście, był to słoneczny dzień i ekipa nakręciła zaplanowane
sceny. Wieczorem jasnowidz przyszedł i powiedział: Tomorrow
rain. I lało jak z cebra. W kolejnym dniu: Tomorrow sunshine.
Udane zdjęcia.
Sytuacja powtarzała się przez dwa tygodnie i reżyser był bardzo
zadowolony. Ale pewnego dnia jasnowidz nie pojawił się na planie.
Producent natychmiast postanowił go odnaleźć i udał się do jego
skromnej chaty. Co się stało? Dlaczego pan nie przyszedł do pracy?
Potrzebujemy pana przepowiedni. – Sorry. Can’t do it. Radio broken
– wyjaśnił Szkot.
A zatem istnieją również dowody na to, że Szkoci potrafią się
śmiać z samych wynalazców BBC, czyli Anglików. Być może mit
o skąpstwie Szkotów wynika stąd, że to bardzo praktyczny naród.
Ta praktyczność przeniknęła także do skarbnicy szkockich ludo−
wych mądrości. Na dowód zacytujmy ciekawe szkockie porzeka−
dło:
No matter how much you applaud a jukebox, you have to put ano−
ther coin in for an encore.
Choćbyś nagrodził grającą szafę najgorętszymi brawami, to i tak,
zanim zagra na bis, będziesz musiał wrzucić do niej kolejną monetę.
I to jest bardzo dobra pointa na finał. W następnym wykładzie
przeanalizujemy dowcipy irlandzkie. To be continued.
Profesor W.G. Bell
z Instytutu Jêzyka Angielskiego
Bell w Krakowie, www.bell.pl
PROMOCJA
Bell Kraków (dawniej Gama-Bell) to jedyna krakowska szko³a
jêzykowa z akredytacj¹ EAQUALS – Stowarzyszenia na rzecz
jakoœci w edukacji jêzykowej, dzia³aj¹cego pod auspicjami
Rady Europy. Szczegó³y na stronie: www.eaquals.org
ACCREDITED MEMBER
Nr 13
maj 2008
13
PODRÓ¯E
Moskwa, kolej transsyberyjska, Nowosybirsk,
Jezioro Bajka³. Typowa
wycieczka z gatunku „Rosja
w pigu³ce”, z powodzeniem
daj¹ca siê zrealizowaæ
w dwa tygodnie.
Na szczêœcie wy¿ej
wymienione punkty
programu by³y jedynie
dodatkiem do zasadniczego
celu podró¿y, któr¹ odby³em
wraz z czwórk¹ przyjació³.
Zainspirowa³ nas artyku³
na jednym z portali
podró¿niczych. Jednog³oœnie
zdecydowaliœmy, ¿e rafting
(sp³yw górsk¹ rzek¹
na specjalnych tratwach
– raftach) w syberyjskich
górach A³taju jest czymœ,
czego koniecznie musimy
spróbowaæ.
Na dworcu w Nowosybirsku czeka na nas
Paweł, dyrektor miejscowej agencji tury−
stycznej, z biurem w piwnicy. W katalogach
cena oscyluje w granicach 400 dolarów od
osoby, według Pawła mamy zapłacić trzy ra−
zy tyle. Nieprzytomni, po ponad dwóch do−
Syberyjski r
bach spędzonych w pociągach, rozpoczyna−
my żmudny proces targów i kłótni. Diabeł
tkwi w szczegółach. Cena samego raftingu
wciąż jest aktualna, zgodna z katalogiem.
Pozostałe 800 $ Paweł rzeźbi z rozmaitych
atrakcji dodatkowych, m.in. odebranie nas z
dworca, zatrudnienie mówiącego po angiel−
sku przewodnika, przejazd w góry, nocleg
na kampingu. Ostatecznie dogadujemy się
na poziomie 500 $.
Bez paszportów
Podróż z Nowosybirska w Ałtaj trwa całą
noc. Do autobusu wchodzimy bez paszpor−
tów. Ze względu na problemy z uzyskaniem
meldunku zostają w biurze. Jedziemy na po−
łudnie, a do mnie dociera, że jestem w naj−
bardziej zbiurokratyzowanym kraju świata,
korzystam z usług niepoważnej instytucji, a
jedynym moim dowodem tożsamości jest
kartka z kserokopią paszportu. Nasz kierow−
ca udowadnia, że wyprzedzanie na górskich
zakrętach to jego specjalność.
Po drodze zatrzymujemy się w dziwnych
miejscach. Te wyspy na pustkowiu wygląda−
ją jak kłębowiska drobnej przedsiębiorczo−
ści, z masą punktów gastronomicznych i
prowizorycznych noclegowni. A wszystko
to w granicach wolnego rynku wyznacza−
nych przez podejrzanych typów w rozkleko−
tanych mercedesach.
Nad ranem dojeżdżamy w okolice wsi
Kujus w północnej części gór. Ałtaj zajmuje
całe pogranicze Rosji, Chin, Mongolii i Ka−
zachstanu, długość pasma przekracza 2000
km. Przeważają łagodne, zalesione wznie−
sienia nad którymi dominuje Biełucha
(4506 m n.p.m.), najwyższy szczyt Syberii.
Po spędzeniu kilku dni w obozie mamy
ruszyć nad rzekę Czuja. Tymczasem z No−
wosybirska dobiegają niepokojące wieści –
wciąż nikt nie chce dać nam meldunku. Sy−
tuacja robi się o tyle trudna, że kary za każ−
dy dzień bez zameldowania zaczynają się od
20 $. Również wykupienie dla nas biletów
na pociąg do Irkucka okazuje się proble−
mem. Zaczynamy gromadzić informacje o
alternatywnych sposobach dostania się do
Irkucka, skąd tydzień później mamy samo−
lot. Rosjanie, których poznajemy w obozo−
wisku, snują przed nami wizje kilkudniowej,
autobusowej podróży, obciążonej wysokim
prawdopodobieństwem utknięcia w zapo−
mnianym przez Boga i ludzi syberyjskim
miasteczku.
Misza, give me cigarrete
Krakowianie gotowi do sp³ywu – od lewej: Marek Haber, Micha³ Kajtoch, £ukasz Haber,
Szymon Haber, Micha³ Gawe³.
14
Nr 13
maj 2008
Dzień przed spływem poznajemy naszych
przewodników: Fiodora oraz Dimę. Fiodor
jest osobą spokojną i zrównoważoną, wręcz
flegmatyczną. Spod maski zakochanego w
górach i sportach ekstremalnych ryzykanta
wyraźnie przebija jego codzienny fach – in−
formatyka w jednej z londyńskich firm. Na−
tomiast Dima to Rosjanin stereotypowy –
ubrany od stóp do głów w moro, budowy
krępej, o twarzy ogorzałej i nieogolonej. Te−
go wieczora siedzi przy ognisku, odpala pa−
pierosa od papierosa, opowiada o niebezpie−
czeństwach syberyjskich gór, a ja jestem go−
tów przysiąc, że w chwilach wolnych od ra−
ftingu z nożem w zębach poluje w tajdze na
niedźwiedzie. Omawiamy trasę spływu,
podstawowe zasady bezpieczeństwa, potem
krótka rozmowa o niczym i… dobranoc. Ca−
ły następny dzień poświęcamy na przejazd
w górę rzeki.
Towarzystwo na spływie, oprócz nas –
rosyjskie, ludzie z całej Federacji. Niestety,
E
rafting
Katuñ to nieprzewidywalna i niebezpieczna
rzeka – ka¿dy próg stanowi potencjalne
zagro¿enie
FOT. £UKASZ HABER ([email protected])
mówienie do nich w obcych
językach na ogół nie przynosi rezultatu.
Ostatecznie jednak mieszanina rosyjskiego,
polskiego, angielskiego i niemieckiego w
połączeniu z mową ciała i dobrymi chęciami
umożliwia obustronną komunikację. Ja sam
zaprzyjaźniam się z Ałtajczykiem o imieniu
Slawa, mimo że jednym opanowanym przez
niego zwrotem, który oboje rozumiemy jest
„Misza, give me cigarrete”.
W dół rzeki ruszamy w 16 osób rozloko−
wanych na dwóch raftach. Przed nami prawie
200 km i 4 dni na wodzie. Z początku jest mi−
ło i przyjemnie, rzeka nawet w krytycznych
momentach nie sprawia nam problemów.
Piękna, słoneczna pogoda, malownicze góry
dookoła – raj.
Ceny
Wiza rosyjska: 50 $
Poci¹g Warszawa – Moskwa: 110 $
Poci¹g Moskwa – Nowosybirsk: 90 $
Rafting – 500 $
Poci¹g Nowosybirsk – Irkuck: 50 $
Samolot Irkuck – Moskwa: 250 $
Poci¹g Moskwa – Katowice: 90 $
plus wy¿ywienie, noclegi w Irkucku
i nad Bajka³em, lokalne przejazdy
Ca³oœæ: oko³o 1600 $
Do góry dnem
Drugiego dnia osiągamy Katuń – najdłuższą
rzekę Ałtaju wypływającą spod lodowca
Biełucha, a prawie 700 km później przecho−
dzącą w Ob, nieprzewidywalną i niebez−
pieczną, obfitującą w spienione kaskady.
Fiodor, który jest przewodnikiem naszego
raftu, o zabieraniu na rzekę amatorów najwi−
doczniej nie ma najmniejszego pojęcia. Od
początku, gdy nie umiejąc jeszcze dobrze
trzymać wioseł, przekraczamy próg rzeki
wyceniony w 6–stopniowej skali na 5, orga−
nizacja spływu trąci groteską. Niedomaga−
nia techniczne załogi Fiodor nadrabia
uśmiechem i dobrym słowem, jednak w mo−
mencie, gdy na progu wywracamy raft do
góry dnem, całość przestaje być śmieszna.
Zwłaszcza, że kąpiel na niektórych odcin−
kach Katunii nie jest kwestią umiejętności
pływania i unikania wirów – raczej modli−
twy. Przymusowe kąpiele załogi na stałe
wchodzą do programu spływu. Z każdą taką
sytuacją frustracja Fiodora narasta – z ka−
mienną miną znika w lesie, po dłuższej
chwili wraca z przeprosinami, a następnie
oświadcza, że „jakoś dopłynąć musimy”.
Jesteśmy w najtrudniejszej fazie spływu,
na kompletnym odludziu, gdzie w promie−
niu kilkudziesięciu kilometrów nie ma śladu
osady ludzkiej, drogi, czy zasięgu telefonii
komórkowej. Fiodor co prawda zapewnia,
że w razie podbramkowej sytuacji dysponu−
je telefonem satelitarnym, jednak nikt go nie
widział. „Bo jest głęboko w bagażu, żeby
nie zamókł”.
P³ywaj¹ce trumny
Pod koniec spływu patrzymy na nasze ra−
fty jak na pływające trumny, a każdy ko−
lejny próg traktujemy jak śmiertelną pu−
łapkę. Przymuszeni sytuacją szybko sami
uczymy się sterowana raftem – może wła−
śnie to sprawia, że na czas dopływamy do
obozowiska. Na miejscu czekają nasze
paszporty z wbitym meldunkiem i włożo−
nymi do środka biletami. Cali i zdrowi
wyruszamy z powrotem do Nowosybir−
ska.
Tekst Micha³ Kajtoch
([email protected])
Nr 13
maj 2008
15
PODRÓ¯E
Rêka Fatimy
ęka Fatimy kojarzy się z tra−
dycyjnym, arabskim lub
izraelskim wzorem. Symbol ten
występuje w wielu ozdobach
i pamiątkach, znajduje się rów−
nież w algierskim godle. To tali−
zman mający chronić przed
R
16
Nr 13
maj 2008
„złym okiem”. Nazwa nawiązu−
je do córki proroka Mahometa,
Fatimy−Zahry, odmiana izrael−
ska zaś znana jest pod nazwą rę−
ki Miriam, siostry Mojżesza i
Aarona.
Jest jednak jeszcze przynaj−
mniej jedno znaczenie tego po−
jęcia: Ręka Fatimy to także za−
dziwiające miejsce na pustynnej
sawannie, które stało się marze−
niem wielu wspinaczy z całego
świata. Tam właśnie udało nam
się dotrzeć.
Nie było to łatwe. Nasza po−
dróż, rozpoczęta w Krakowie,
trwała trzy tygodnie. Korzystali−
śmy z samolotu, promu, pociągu,
autobusów, ciężarówek, a nawet
wózka ciągniętego przez osła.
Tak znaleźliśmy się w odległym
zakątku Afryki Zachodniej, w
samym centrum Mali, kilkana−
ście kilometrów od miasta Hom−
bori u stóp upragnionych turni.
Pięć wyrastających prosto z
pustynnego Sahelu skał – pięć
palców Fatimy – robi niesamo−
wite wrażenie. U ich podnóża
stoi kilka chatek ludu Peul –
wioska Daari. Dookoła tylko
płaski, piaszczysty teren, krajo−
braz iście księżycowy. Ludność
wioski jest przyjaźnie nastawio−
na do turystów – ponoć dzięki
hiszpańskiemu
wspinaczowi
Salvadorowi Campillo, który
pojawił się tu ok. 20 lat temu,
poślubił miejscową dziewczynę
i na jakiś czas zamieszkał. Wy−
jeżdżając zostawił Malijczyków
w przekonaniu, że wszyscy biali
są wspinaczami.
Najwyższa z pięciu turni,
Kaga Tondo, sięga 600 m.
Chociaż tutejszy piaskowiec
jest jednym z lepszych na
świecie: twardy i lity, dla nas
stał się miejscem głównie es−
Ceny
Bilet lotniczy
w obie strony
(Kraków-Fra
nkfurt-Jerez):
ok. 430 z³
Transport Je
rez-Hombori:
ok. 170 euro
Wiza Maureta
nii (1 miesi¹c
,
1 wjazd): ok.
20 euro
Wiza Mali na
1 miesi¹c:
ok. 20 euro
Nocleg: ok. 5
euro
Posi³ek: 1-5
euro
tetycznej przyjemności. Tylko
dwójka z naszej ekipy wyko−
rzystała wypożyczoną od go−
spodarza linę, reszta urządziła
sobie piknik na przełęczy
„pod wiszącą skałą”. Prze−
piękne widoki, 40−stopniowy
żar, krążące nad nami sępy i
kręcący się w pobliżu Murzyn
z pokaźną maczetą, który nie
wiadomo skąd się tam wziął −
wszystko to odcisnęło w na−
szej pamięci niezatarty ślad.
Wieczorem, podczas schodze−
nia, obserwowaliśmy góralki
(zwierzęta wyglądem i rozmiara−
mi przypominające kota domo−
wego i, choć całkiem niepodobne
do słoni, ponoć z nimi spokrew−
nione) oraz kozy pasące się na…
akacji. W stronę ulicy szliśmy z
gromadą dzieciaków, niosących
do wioski chrust, próbując na−
uczyć ich kilku słów po polsku.
Jeszcze raz odwróciliśmy wzrok
w stronę gór i – czując potrzebę
uwiecznienia zapadających w
ciemność turni – ponownie naci−
snęliśmy spusty migawek.
Tekst i zdjêcia
El¿bieta Wiejaczka
PODRÓ¯E
Tam, gdzie smoki schodz¹
do morza... odnalaz³am swój raj
ażdy podróżnik szuka lub ma swoje ulubione miejsce na ziemi.
Ja swój raj odnalazłam na końcu Azji w Wietnamie.
W portowym miasteczku Ha Long panował chaos. Ludzie z du−
żymi bagażami przepychali się między sobą, a naganiacze turystów
krzyczeli wniebogłosy, aby znaleźć przed rejsem ostatnich klientów.
Jeden z nich wypatrzył mnie i Darka i zaczął zachęcać do swojej
oferty. Dwudniowy rejs z wieczornym posiłkiem na łodzi, zwiedza−
nie jaskiń i pływających wiosek – okazja, tylko 20 dolarów, ale wy−
pływamy od razu. Jak się okazało była to typowa oferta, a cena jest
stała dla wszystkich.
Wsiedliśmy na dzonkę, czyli drewnianą łódź o czerwonym żaglu
z galionem w kształcie głowy smoka. Już pierwsze spojrzenie w
stronę morza upewniło nas, że podjęliśmy właściwą decyzję. Po wy−
płynięciu w głąb Zatoki Tonkińskiej poczułam, że trafiłam do raju.
Jak okiem sięgnąć z turkusowo−lazurowej wody wyrastają skały−
−wyspy. Niektóre pokrywa tropikalna roślinność, inne w słońcu dra−
pieżnie błyszczą nagością skał. W przezroczystej wodzie można
oglądać liczne koralowce, pomiędzy którymi pływają meduzy i kra−
by. Ławice ryb uciekają w pośpiechu przed łodzią. Nad głowami, na
tle błękitnego nieba, szybują krzykliwe ptaki. Pośród labiryntu skał
znajdują się pływające wioski, w których hodowane są małże, kal−
mary i olbrzymie ryby.
K
Wyspy-skarby
Ten bajkowy archipelag sk³ada siê 1969 wysp, a w³aœciwie ska³
nale¿¹cych do pasma gór Dong-Trieu i Hong-Gai
przecinaj¹cych deltê rzeki Czerwonej. Prawie osiemset wysp
oraz setki jaskiñ wpisano na Listê Œwiatowego Dziedzictwa
UNESCO.
Legenda g³osi, ¿e gdy Wietnamczycy walczyli z chiñskimi
najeŸdŸcami bogowie zes³ali rodzinê smoków, by broni³a l¹du.
Smoki zesz³y na ziemiê w miejscu, gdzie teraz jest zatoka
i zaczê³y pluæ regaliami i jadeitami. Te drogocennoœci
zamieni³y siê w wyspy i uformowa³y barierê chroni¹ca l¹d.
Wspó³czeœni rybacy twierdz¹, ¿e poœród morza mgie³ widuj¹
stworzenie podobne do smoka nazywane Tarasque.
Te w¹tpliwe opowieœci o wietnamskim odpowiedniku potwora
z Loch Ness dodaj¹ temu, i tak zaczarowanemu miejscu,
jeszcze wiêcej magii.
(dk)
Podczas postojów podpływały do nas kobiety i dzieci na łodziach−
−sklepach namawiając na egzotyczne owoce. Wieczorem zatrzymali−
śmy się w małej zatoczce, aby kąpiąc się w morzu podziwiać czerwo−
no−pomarańczowy zachód słońca. Wszystkie łodzie turystyczne zo−
stały połączone, a na jednej z nich przygotowano elegancką kolację.
Podano nam owoce morza z lampką miejscowego, czerwonego wina.
Postanowiliśmy zrezygnować z noclegu w dusznej i małej kajucie i
przenieśliśmy nasze materace na pokład. Pod rozgwieżdżonym nie−
bem leżeliśmy rozmawiając o tej niesamowitej podróży. Zza jednej
ze skał wyłonił się olbrzymi, biały księżyc rozświetlając wody morza
i niektóre ze sterczących w nim skał. To była piękna gra świateł. Choć
morze kołysało dzon−
ką, aby uprzyjemnić
sen, nie chciałam za−
Ceny
snąć... Upajałam się
Przelot: 4000
z³
otaczającym
mnie
Wiza 14-dniow
a: 190 z³
spektaklem. Muzykę
Nocleg:
do niego tworzył szum Jedzen od 20 z³
ie: od
wiatru i fale delikatnie Przejazd z 10 z³
Sajgonu do Ha
Long Bay: 50
obijające się o łódź.
Dwudniowy re
z³
js
Tekst i zdjêcia:
Dominika Kustosz
po Zatoce Ha
Long: 45 z³
Nr 13
maj 2008
17
POD PATRONATEM „SMS”
Festiwal Nauki 2008
w Krakowie
Zachwyty
na Rynku
REKLAMA
„Technika-Œrodowisko-Zdrowie” – pod tym
hasłem odbyła się ósma edycja Festiwalu
Nauki w Krakowie (14−17 maja). Organiza−
torem imprezy, mającej na celu przybliżenie
osiągnięć krakowskich wyższych szkół pań−
stwowych oraz instytucji naukowych, była
Politechnika Krakowska.
Tradycyjnie Festiwal składał się z wykła−
dów, paneli dyskusyjnych i prelekcji odby−
wających się na terenach uczelni, występów
artystycznych na estradzie przy Ratuszu
oraz Festynu Nauki w namiotach na płycie
Rynku Głównego. Największą popularno−
ścią cieszył się – jak co roku – ten ostatni,
przyciągając tysiące odwiedzających.
Pośród licznych atrakcji widzowie mogli
zobaczyć m.in. żywe okazy rzadkich zwie−
rząt, makietę bitwy pod Wiedniem, a także
wziąć udział w konkursach z nagrodami. Za−
chwyt wzbudzali zwłaszcza przedstawiciele
uczelni technicznych, którzy swoje efektow−
ne doświadczenia potrafili objaśniać w
przystępny sposób.
Przemys³aw Kornaœ
Zdjêcia Jan Zych
18
Nr 13
maj 2008
STUDIA
Studenckie wspomnienia Jerzego Stuhra (2)
Wielka dama
mia³a gest
dy myślę o swojej przeszłości, to za−
wsze panią profesor Marię Dłuską
wymieniam jednym tchem ze Swinar−
skim, Kieślowskim, Wajdą i Jarockim –
czyli między moimi największymi mi−
strzami. Bo to są ludzie, którzy mnie
ukształtowali.
A ona taka skromniutka była, taka babi−
na, zaraz po nas poszła na emeryturę. Gdy
mówiłem jej, że nie zostanę przy poloni−
styce, że jednak pójdę do szkoły teatralnej
i pytałem, czy mógłbym pisać pracę z po−
granicza teatru, to mi pozwoliła. I pisałem
o rozwoju formy teatralnej u Różewicza.
Bardzo mnie to interesowało – jak zaczy−
nał od poematów wierszowanych, a potem
coraz bardziej rozbudowywała się w nim
inscenizacja.
Tak, nie było człowieka, który miałby
na mnie większy wpływ, niż pani profe−
sor.
G
Jak s³yszê kretynów,
którzy uwa¿aj¹; pisownia
won, gramatyka won,
mówimy i piszemy,
jak chcemy, to mówiê:
to zburz jeszcze O³tarz
Wita Stwosza! Bo to jest
to samo!
*
Oczywiście, byli na UJ jeszcze inni: profe−
sor Ulewicz i jego literatura staropolska,
bardzo dużo mi z niej pozostało! Z później−
szych okresów niewiele, z baroku np. nic.
Był też profesor Wyka, ale w późniejszym
okresie. Najlepiej pamiętam go z czasów,
gdy już byłem w Starym Teatrze, przycho−
dził na każde „Dziady”. Codziennie!
Imponował mi również Heinz, od łaciny,
jedyny, u którego oblałem egzamin!
Pamiętam profesor Ewę Ostrowską, to
była wielka dama… miała gest. Wykła−
dała bardzo trudne przedmioty, do któ−
rych trzeba było mocno zakuwać: „Hi−
storię języka” i „Gramatykę historycz−
ną”. Potrafiła na ostatnich zajęciach
przed egzaminami powiedzieć tak: za−
dam teraz pytanie i jeśli ktoś odpowie, to
nie będzie musiał przyjść na egzamin. I
rzuciła trudne pytanie. Nikt nie wiedział,
nagle jedna z koleżanek wstaje i odpo−
wiada. A ona mówi: proszę mi dać in−
deks… Myśleliśmy, że „zabijemy” tę na−
szą koleżankę z zazdrości, że tak się jej
Jerzy Stuhr - absolwent UJ (1970) i Pañstwowej Wy¿szej Szko³y Teatralnej (1972), wybitny
FOT. MARCIN MAKÓWKA
aktor, re¿yser, rektor PWST w Krakowie.
udało! I ona takie numery „z klasą” robi−
ła.
Polubiłem potem ten przedmiot. Jak teraz
słyszę takich kretynów, którzy nawet nie
wiedzą, że są kretynami – a którzy uważają;
pisownia won, gramatyka won, mówimy
i piszemy, jak chcemy, to mówię: to zburz
jeszcze Ołtarz Wita Stwosza! Bo to jest to
samo!
*
Nasz rok był bardzo zżyty: Jurek Jarzębski,
Żuk Opalski, Boguś Sobczuk, Giga Basara,
późniejsza żona Józka Lipca, i tylu jeszcze in−
nych, znanych i mniej znanych ludzi. Jak za−
czynałem grać w Starym Teatrze, to przycho−
dzili wielką grupą, siadali w całym pierwszym
rzędzie, że nawet trudno było grać.
Pamiętam też żywo różne klimaty kultu−
ralne moich studenckich lat, np. Konfronta−
cje Filmowe w Rotundzie. Już nigdy potem
nie widziałem takiego ścisku, takiej niepo−
wtarzalnej aury wielkiego wydarzenia fil−
mowego! Pamiętam Tomasza Stańkę
i pierwsze dźwięki jego trąbki w Spotka−
niach z Balladą, z towarzyszeniem kolegów
mojej narzeczonej, czyli muzyków.
I Piwnica pod Baranami – największe
i najciekawsze doświadczenie tamtych lat…
I spektakle w Teatrze STU… Wszystko to
mi się w taką magmę zlewa, magmę szczę−
śliwego czasu! Dla mnie! Poprzez to, że mo−
głem się tutaj uczyć.
Wys³ucha³a i zebra³a:
Maria Malatyñska
19
Nr 13
maj 2008
STYL ¯
Sharon Stone,
szybkie
samochody
i studentki UJ
(Anna Nocoñ i Katarzyna Jarosiñska,
studentki amerykanistyki UJ,
wyst¹pi³y obok Sharon Stone
w presti¿owym pokazie Lexus
Fashion Night w Warszawie.
Obok relacja Ani z tej imprezy)
Student żadnej pracy się nie boi, to wiadomo nie od dziś. Nie−
którzy jadą w świat, inni mieszają koktajle, a jeszcze inni (inne)
robią za wieszaki, jak to moja mama nazywa modelki. Takim
też fachem paramy się z Katarzyną, moją koleżanką z ameryka−
nistki. Nosi nas po świecie bliższym i dalszym, a ostatnio za−
niosło do stolicy.
Chyba każdy kto zerka czasami w telewizor słyszał, że do Pol−
ski przyjechała sama Sharon Stone. Podobno po drodze do Can−
nes wpadła na pierogi, ale przyjechała też uświetnić Lexus Fa−
shion Night, premierę nowego modelu tej marki połączoną z eks−
kluzywnym pokazem mody.
Tak się złożyło, iż wraz Katarzyną zostałyśmy zaproszone
do tego pokazu, na co chętnie przystałyśmy. Praca to praca,
trzeba brać. Nie pierwszy raz zresztą, Lexus nam nie obcy, co
roku bierzemy w tym udział. I muszę przyznać, że to praca
przyjemna, choć bywa niebezpieczna. Dwa lata temu pokaz
uświetniała Naomi Campbell, a jej charakterek jest powszech−
nie znany. Poważnie zastanawiałyśmy się czy nie spakować ka−
sku, jakby gwieździe zachciało się za kulisami rzucać różnymi
obiektami. Na szczęście wpadła spóźniona i wszystkim się
upiekło.
Sharon Stone to inna historia. Gwiazda o wiele większego for−
matu, a zachować się potrafi. Co prawda miała mały problem z
punktualnością, ale jak już pojawiła się za kulisami, to przeprosi−
ła z promiennym uśmiechem. Nie powiem, my modelki wścieka−
łyśmy się troszeczkę. Po 10 godzinach prób, przymiarek i maki−
jażu musiałyśmy jeszcze wyszykowane czekać na nią w horro−
idalnie niewygodnych butach. Cóż, urok tej pracy.
REKLAMA
AutoCAD podstawy 05-07 czerwca
AutoCAD zaawansowany 26-28 czerwca
20
Nr 13
maj 2008
L ¯YCIA
Szko³a Dziennikarstwa Praktycznego
Sharon doceniła poświęcenie i
skomplementowała stroje oraz ogól−
ną stylizację. Stwierdziła, że wyglą−
damy olśniewająco, choć przy niej
wypadłyśmy bladziutko, bo mimo
wieku, to niesamowicie atrakcyjna
kobieta. I pewnie mało kto by się do−
myślił, że skromna sukienka, którą
miała na sobie, kosztowała pewnie
tyle co samochód, który prezentowa−
ła.
Razem z Sharon pojawiła się świ−
ta. Agent, makijażysta, kilka innych
osób o profesji niezidentyfikowanej,
no i oczywiście ochrona właściwa, w
liczbie 6 panów, którzy kiedyś pew−
nie mieli jakieś karki.
Nie byli agresywni, ale i nikt spe−
cjalnie się palił, żeby to sprawdzić.
No, może gdyby ktoś wyciągnął apa−
rat, byłoby inaczej. Już dzień wcze−
śniej bowiem organizatorzy uprze−
dzili nas, że za kulisami obowiązuje Anna Nocoñ – top modelka
całkowity zakaz fotografowania
z Rores Models
czegokolwiek, nawet gdyby to miała
być własna stopa. Kto wyciągnie aparat wylatuje z hukiem. Nie
mam więc żadnej fotki amerykańskiej aktorki, a szkoda, byłaby pa−
miątka dla potomnych, jak to ich babcia ściska się z tą babką, co
grała w „Nagim instynkcie”. O ile oczywiście Sharon zgodziła by
się ściskać.
Pani Stone nie izolowała się od reszty ekipy i pomiędzy swoimi
wejściami siedziała dzielnie na składanym krzesełku, zagadywała,
żartowała. Ale zaraz po części oficjanej musiała uciekać. Obowiąz−
ki goniły ją do Wiednia, gdzie brała udział w wielkiej charytatyw−
nej imprezie. Pożegnała się więc wylewnie, ścisnęła projektantkę
Agnieszkę Maciejak. Wysłała kilka całusów w stronę modelek i
zniknęła w Lexusie, który odwiózł ją w nieznane. Nie została na
bankiecie i nie powinna żałować, nic bowiem ciekawego się nie
działo, poza tym, że kazdy opychał się przystawkami, a mężczyźni
gapili się na dekolt Frytki.
Naśladując Stone, wraz z Katarzyną rownież wsiadłyśmy do Le−
xusa aby udać się w nieznane. A dokładnie znane, bo na drugi dzień
grzecznie siedziałyśmy na wykładach w naszej kochanej Alma Ma−
ter. Pozostało piękne wspomnienie, i zagadka, z kim nam przyjdzie
pracować w przyszlym roku?
Anna Nocoñ
Zostañ modelk¹
Renomowana agencja Rores Models, do której nale¿¹ œwiatowej
klasy modelki – studentki UJ, Anna Nocoñ i Katarzyna
Jarosiñska (wyst¹pi³y w Warszawie obok Sharon Stone – tekst
powy¿ej) zaprasza wysokie dziewczyny (od 173 cm) o zgrabnej
sylwetce.
– Przed najlepszymi szansa na pracê na wybiegach
w œwiatowych centrach mody, m.in w Nowym Jorku, Londynie,
Pary¿u i Tokio – mówi dr Zygmunt Fura, w³aœciciel Rores.
Zg³oszenia mo¿na sk³adaæ za poœrednictwem strony:
www.rores.pl
Podczas wakacji kilka studentek z Rores zadebiutuje
na pokazach w ró¿nych czêœciach œwiata. Agencja prowadzi tak¿e
wspólnie z „SMS” sta³y konkurs „Dziewczyna Miesi¹ca”
dla studentek i maturzystek. Kandydatki mo¿na ogl¹daæ na:
www.miss-mister.pl
(F)
Jak napisaæ artyku³?
Jak pracowaæ z mikrofonem?
Od dwóch lat dzia³a w Krakowie zwi¹zana z magazynem
„SMS” Szko³a Dziennikarstwa Praktycznego. Zajêcia w formie
warsztatów w grupach 4-osobowych prowadz¹ czo³owi
krakowscy dziennikarze. Ma³e grupy gwarantuj¹ mo¿liwoœæ
indywidualnej pracy z ka¿dym studentem.
Program obejmuje praktyczn¹ naukê pisania i redagowania,
pracê z mikrofonem i przed kamer¹ oraz fotografiê prasow¹.
Uczestnicy kursów publikuj¹ swoje teksty w gazetach
i czasopismach.
W zajêciach mog¹ uczestniczyæ studenci ró¿nych uczelni,
m³odzi dziennikarze, a tak¿e maturzyœci, którzy chc¹ poznaæ
podstawy dziennikarstwa praktycznego.
Zajêcia odbywaj¹ siê w weekendy.
Podstawowy, dwusemestrowy kurs rozpoczyna siê
w paŸdzierniku i obejmuje 90 godzin zajêæ. Koszt: 2600 z³.
NowoϾ!
Od wakacji szko³a poszerzy swoj¹ ofertê o nowe, 18-godzinne,
kursy. Bêdzie mo¿na wybraæ dowolny segment zajêæ
(dziennikarstwo prasowe, radiowe, telewizyjne, fotografia
prasowa lub praca w portalu). Koszt: 580 z³. Terminy ustalane
bêd¹ indywidualnie dla ka¿dej grupy po zg³oszeniu siê
odpowiedniej liczby chêtnych. Osoby zainteresowane prosimy
o kontakt mailowy: [email protected]
lub telefoniczny: 502 499 219.
(r)
REKLAMA
Kontynuujemy nietypow¹ prezentacjê
krakowskich lokali, do których warto wybraæ siê
we dwoje. Prezentacjê na dwa g³osy – Jej i Jego
STYL ¯YCIA
Ten skuter to strza³ w 10, na pewno jej siê spodoba
Ona
wszystkiego
tak, że aż mi się
m
ni
z
ę
si
m
On by w domu
to
Pokłóciła
,
na
ja chcę do ki
k
li
ja
Bo
.
ło
ia
hc
odec
to mnie akurat bo
chce na imprezę, chce do knajpy iść.
n
O
k
Ja
.
ał
zi
ed
si
On
ja coś gotuję, to
ie. Bo ja
głowa. Albo jak
już samego sieb
ł
ed
sz
ze
pr
n
O
to
z
ieczkę
ra
yc
te
w
a
na
e
z…
A tera
ęcy pieniądz
si
ie
m
od
e
an
ad
kiś okropny!
chciałam odkł
dla nas) skuter ja m
że
y
ib
(n
ł
pi
ku
e
n za ni
winy w ty
przeznaczyć, a O a dla mnie miała być. Do tego
nk
I że to niespodzia
e w tłumie.
ojej nie widzi.
sw
iu
an
ow
ęp
jbardziej samotni d Nim,
st
na
po
a
,
ią
rn
ta
la
pod
prze
Najciemniej jest
m, a właściwie to ndzie jest
się przed świate
ro
ć
m
ry
ty
uk
c
zy
ię
pr
w
bo
m
Poszła
w mieście,
o
nd
ro
e
liw
ch
ru
na najbardziej
st bardzo łatwo.
trochę
órej ukryć się je
książek, gazet,
kawiarnia, w kt
ło mnie trochę
po trochę”,
ita
w
go
zy
ie
pr
tk
ys
ku
sz
od
W śr
ten klimat „w
ę
bi
ę
Lu
.
ek
gł
w
d
tó
w rogu, po ow świeżo
plakatów i pocz
się na kanapie
ze
k
am
ył
so
sz
c
ją
Za
.
ja
je
pi
jaki tu panu
poduszki i po
e dwie pasiaste
iać, co zrobić
podłożyłam sobi ańczy, zaczęłam się zastanaw
ar
m
wyciśniętych po
iż On dokładnie
ją.
nie trwało, jako
z całą tą sytuac
ę
si
e
ni
ia
aw
an
st
e ukrywam się
Długo to moje za
. W końcu zawsz
m
ła
ry
uk
im
N
d
pijesz sok ze
ze
wie, gdzie się pr wiadomość: „mam nadzieję, że
lową, proszę!”
ał
is
ai
m
ą skrzynkę
oj
właśnie tu. Nap
ć
sw
dź
w
ra
sp
tera… wiadomoś
ańczy…
świeżych pomar do baru, by skorzystać z kompu
zi
ed
si
k
ja
e,
ci
ję
e zd
Podeszłam więc
niku przekomiczn h, a na głowie
iście, a w załącz
yc
w
ęt
zy
zi
w
oc
m
go
ze
ie
ra
N
s
od
arszy od na
st
st
je
co
,
ze
er
na tym skut
chyba kask.
pomarańczy
ma przedwojenny rozładowane. Sok ze świeżych
ciechowsk.pal
o
ał
Aœka Wojma
.
ał
Napięcie zost
st
zo
gazynsms
po
er
ut
a@
sk
sk
… no cóż,
awojciechow
wypity. A skuter
Cafe Latte
ul. Mogilska 16, www.caffelatte.pl
pon-sob: 10-22, nd: 12-22
22
Nr 13
maj 2008
On
Yes, yes, yes, ja
k mawiał klasyk
.
Nareszcie jest!
Ta linia, ten
reflektor, ten pę
d i całe 40 KM
.
No to teraz już
nie będzie
narzekać, że da
leko do Cafe
Latte, że jej się
nie chce iść, że
, że, że... Tyle
na niego czekał
em.
Warkot silnika
mile pieści ucho
idealnie dopaso
, manetki
wane do dłoni i
oczywiście
obowiązkowo st
ylowy kask. Tak,
te
strzał w 10, na
pewno jej się sp n skuter to
odoba.
Przynajmniej ta
km
przyjechałem, zo yślałem – a tu
baczyłem i zwia
łe
był, to fakt, ale
echem nie wstrz m. Szok
ąsnął wybuch
radości, lecz zł
ości.
– Bo ja chciałam
na wycieczkę, a
taki numer wyk
Ty mi
ręca
o delikatniejszyc sz… (tu w trosce
h Czytelników
nie przytaczam
y całej wypowie
dzi).
– Kochanie, ale
na kawę bedzie
możemy pojech
niedaleko,
ać na wycieczkę
, np. do
Wieliczki, a jak
nam starczy sił
to do Gdowa.
– Zawiodłam si
ę na Tobie – po
wyszła.
wiedziała i
Na szczęście w
iem gdzie. Sam
iec pełen
sukcesu i pewny
swego zawsze w
ie, jak
przekonać do si
ebie krnąbrną sa
micę. Poza
oczywistym cude
m techniki, jaki
m jest ów
dwukół, pozost
ały jeszcze inne
cuda techniki
– aparat w kom
órce potrafi czyn
ić
Pstrykam i jadę
... oczywiście do cuda.
niej, na sok.
Bartosz
bkurek@magazy Kurek
nsms.pl
ZDJÊCIA: KAMILA KOZIÑSKA
Kawiarnie opisane w poprzednich numerach „SMS”: Dynia Cafe Bar, Art Club Cieplarnia, Cafe Wódka, Nowy Œwiat,
M³oda Nowa Polska, Cafe RêKawka, Spokój, Lodziarnia Cafe, LuLu i Ptasiek. Wszystkie teksty i pdf-y stron na www.magazynsms.pl
Ich dwoje i…
Cafe Latte
Cennik
Plusy
Kawy: 4,5-12 z³
Gor¹ca czekolada: 6-9 z³
Herbaty: 3–4,5 z³
Piwo: 4–6 z³
Wino (100 ml): od 4 z³
Drinki: 5,5–14 z³
Desery: 5–6 z³
Ciabaty: 5,5-7 z³
Pierogi domowe: 6,5-7,5 z³
+ od 16 do 21 Happy Hours dla studentów
+ mo¿liwoœæ bezp³atnego korzystania
z Internetu (komputer na barze)
+ wieczorem bardzo klimatycznie
Minusy
– jak na kawiarniê karta raczej uboga, szczególnie
jeœli chodzi o napije bezalkoholowe
– niewygodne krzes³a, wiêc zalecamy siedzenie na kanapach
STYL ¯YCIA
W s³onecznie dni s³uchaj¹ go emeryci i dzieciaki,
o zachodzie s³oñca zakochane pary
Bajkoczytacz
a to co robi, ludzie reagują zazwyczaj
zdziwieniem. Patrzą na niego jak na wa−
riata, ale wariata pozytywnego. Na rozmowę
przyszedł w okularach bez jednego szkła.
– Roztargniona Wrona! Usiadłem na nich!
Na co dzień można go spotkać gdzieś
w mieście, na festiwalu lub warsztatach baj−
koczytaczych, bo Bartosz Ignacy Wrona po
prostu siada gdzieś na ławce i czyta…
Sam wymyślił bajkoczytacza, ale ludzie na−
zywają go inaczej: bajarz, bajkoczyt, baj−
karz, bajkowicz, a nawet bajkościemniacz.
Wydziera się tak, że słychać go z daleka.
Wczuwa się w rolę tak sugestywnie, że lu−
dzie przystają, słuchają, a czasem przysiada−
ją na dłużej. W słonecznie dni słuchają go
emeryci i dzieciaki, a o zachodzie słońca za−
kochane pary. Jest rozpoznawany.
– Największą radością dla mnie jest to, że
ludzie się uśmiechają. Tak po prostu. Przy−
stają z uśmiechem, szepczą, albo mówią te
teksty na głos wraz ze mną – mówi.
Wymyślił to zajęcie kilka lat temu. Przed
dwoma laty usiadł na krakowskim Rynku
i spróbował. Czyta do dziś. Najchętniej w
klubach i na festiwalach, bo na wolnym po−
wietrzu zdarzają się problemy, na przykład
ze Strażą Miejską. W czasie meczu o trzecie
miejsce Mistrzostw Świata w piłce nożnej
wykrzyczeli go mieszkańcy kamienicy, pod
którą czytał. Czasem zdarza się, że ktoś się
naśmiewa lub wyzywa.
Najbardziej lubi Tuwima, chętnie czyta
w Łodzi przy pomniku poety. – Tam nie po−
trzebuję publiczności. Czytam dla niego i z
nim rozmawiam – deklaruje. Świetnie czyta
Fredro dla dresiarzy
Czwarta w nocy. – Przechodziliœmy
z jednego klubu do drugiego. Spotkaliœmy
czterech podpitych ziomków z których
jeden zachowywa³ siê agresywnie. Kiedy
ju¿ coœ wisia³o w powietrzu jeden z nich
oprzytomnia³: – On czyta bajki!
Przeczytasz nam? Ca³a historia skoñczy³a
siê bez ofiar: czterech dresów wys³ucha³o
wiersza Fredry.
(pk)
FOT. DOMINIKA KUSTOSZ
N
Najwiêksz¹ radoœci¹ dla mnie jest to, ¿e ludzie siê uœmiechaj¹ – mówi bajkoczytacz.
się też dla obcokrajowców. – Ja nie rozu−
mieć, ale mi się podoba – powiedział kiedyś
Bartoszowi Francuz łamaną polszczyzną.
– Największą przyjemność sprawia mi,
kiedy idzie ktoś zatopiony we własnych my−
ślach. Spieszy się na ważne spotkanie i nie
musi się nawet zatrzymać, ale w pewnym
momencie ze zdziwieniem odwraca się,
uśmiecha i pokazuje: jest OK.! Mam wtedy
wielką frajdę – mówi Bartosz.
ła, rzucała papierami, krzyczała niecenzural−
ne słowa, ktoś nawet wpiął własny mikrofon
i próbował go zagłuszyć.
– To mi się spodobało, bo ta publiczność
żyła! – cieszy się Bartosz, który oprócz tego
prowadzi warsztaty, na których można się
nauczyć dykcji oraz zabaw słowem. Czuje
się wtedy jak demiurg, bo najważniejszym i
najbardziej widowiskowym elementem na−
uki jest chóralne recytowanie.
Czytanie bajek to za mało. Przy akompania−
mencie bluesowym czytał akta z prokuratu−
ry (ukradziono mu dokumenty, a prokuratu−
ra umorzyła śledztwo). Deklaruje, że jest w
stanie przeczytać książkę telefoniczną.
Uczestniczy też w slamach poetyckich. Tam
improwizuje, bo wierszy nie pisze. Pod Jasz−
czurami część publiczności krzyczała: Bar−
tosz! Bartosz! Bartosz! Druga część gwizda−
– Studiuję dziennikarstwo, dużo słucham
muzyki, spotykam się z twórcami. Mam na−
dzieję, że moja działalność menedżerska się
rozwinie. Żyję pełnią życia! – deklaruje Bar−
tosz, który przysiada czasami na czwartej
ławce po prawej stronie smoka wawelskiego
(stojąc przodem w kierunku Wisły). To jego
miejsce w Krakowie…
Piotr Koziarz
Nr 13
maj 2008
23
FELIETON
Moda
O profesorach i studentach
Trzej studenci zabalowali
na goœcinnych wystêpach
w innym mieœcie
i nie zd¹¿yli wróciæ na
egzamin z ulubionego
przedmiotu. Poniewa¿
wiedzieli, ¿e profesor ich
lubi i ma o nich dobr¹
opiniê, poprosili go o inny
termin egzaminu, a winê
za spóŸnienie zwalili
na awariê ko³a
w samochodzie. Profesor
wyrazi³ zgodê, ale pod
jednym warunkiem – ka¿dy
z nich bêdzie pisa³
egzamin w innym
pomieszczeniu. Po zajêciu
miejsc, studenci dostali
REKLAMA
kartkê z tylko jednym
pytaniem: – Które ko³o?
*
Profesor pyta studenta na
egzaminie:
– Co to jest oszustwo?
– Na przyk³ad: gdyby pan
profesor mnie obla³.
– Co? – oburzy³ siê
egzaminator.
– Tak, bo wed³ug kodeksu
karnego winnym oszustwa
jest ten, kto korzystaj¹c
z nieœwiadomoœci drugiej
osoby wyrz¹dza jej
szkodê.
*
Dzieñ przed egzaminem
kilku studentów mocno
zabalowa³o. Nastêpnego
dnia, na salê
egzaminacyjn¹ wchodzi
dwóch z nich, ledwie siê
na nogach trzymaj¹
i be³kotliwym g³osem
pytaj¹:
– Panie profesorze, czy
bêdzie pan egzaminowa³
pijanego?
Na to profesor:
– Nie, nie mogê.
– Ale panie profesorze,
bardzo pana prosimy...
– No dobrze – zgodzi³ siê
w koñcu profesor.
Na to studenci odwrócili siê
do drzwi i krzycz¹:
– Ch³opaki! Wnieœcie Jurka.
Chłopaki,
zmieńcie majtki
na wiosnę
Już kilkanaście lat
temu pismo dla kobiet
myślących tylko
o jednym,
„Cosmopolitan”,
nawoływało: „jeśli
chcesz być seksowna
na co dzień, wszystkie
figi, które są
wyblakłe, rozciągnięte lub po prostu
zwykłe wyrzuć do kosza,
a w bieliźniarce trzymaj tylko piękne,
pachnące i kuszące figi lub stringi”.
Bielizna dawno temu przestała być
tematem tabu, ale w studenckich
kręgach nadal, niestety, jest
wstydliwie pomijana. Nie jest to
jednak przejaw pruderii, lecz
najzwyczajniej w świecie nie ma
o czym rozmawiać. O ile studentki,
zapewniając co chwilę, że „robią to
dla siebie”, pod zwykłym wdziankiem
ukrywają koronkowe cudeńka (choć
przyznaję, że nie zawsze) to męski
studencki negliż woła o pomstę do
nieba.
Żakowskie przechwałki
o erotycznych podbojach wydają się
nieco przesadzone w momencie, gdy
delikwent ma na sobie bokserki
w pieski lub misiaczki. Jeszcze gorsze
są majtki próbujące rozśmieszyć.
Kopulujący pan Mikołaj z panią
Mikołajową sprawiają, że są one
żałosne, nie zabawne, ale niektórym
panom nadal trudno to zrozumieć.
Klimat zabijają także męskie figi
w stylu „mój tata też takie ma” lub
pakowane po 5 sztuk majtki
z najbliższego supermarketu. Nic
jednak nie przebije starych, spranych
i dziurawych bokserek. Czy wy
myślicie, że kobiety naprawdę
nie zwracają na to uwagi?
Wbrew pozorom sprawa nie
dotyczy garstki chłopaków, skargi na
ten temat słyszy się bowiem na co
drugim babskim spotkaniu. W tym
kontekście nie na miejscu wydają się
żarty w stylu studentów Akademii
Pedagogicznej „nie musisz golić
bobra”. Nie musicie się depilować
chłopcy, więc chociaż zmieńcie
majtki na wiosnę.
Monika Jurczyk
[email protected],
www.lookbook.pl
poleca film
Monolog niekontrolowany
Control
„Control” w zasadzie nie jest nawet filmem. Nie opowiada
konkretnej historii. Kreœli tylko niejasny kontur,
zmuszaj¹c czytelnika do wype³nienia formy treœci¹.
Bazuj¹c na typowej konwencji, modnej ostatnio
„rockandrollowej” baœni, zasadza siê na biografii
wokalisty legendarnej formacji „Joy Division”. W serii
delirycznych, czarno-bia³ych klisz, re¿yser pokazuje Iana
Curtisa takim, jaki by³ naprawdê. Wspó³czesny poeta
wyklêty, zawieszony miêdzy ¿yciem, a œmierci¹, rozdarty
miêdzy dwiema kobietami, ¿on¹ i kochank¹.
Nie ma w tej opowieœci magii i blichtru, jaki ogl¹daliœmy
w „The Doors”. Nie ma sugestywnych impresji, rodem
z „Lost” Gusa Van Santa (anonimowej biografii Kurta
Cobaina). Narracja otwarta, prosta, zgrabnie prowadzi nas
przez kolejne fazy ¿ycia wiecznego outsidera,
a¿ do wymownej sceny samobójstwa podczas projekcji
pesymistycznego filmu „Stroszek”.
Re¿yser œwiadomie rezygnuje z komentarza, niczego
nie narzuca. Jego rolê przejmuje muzyka, prawdziwy
g³ówny bohater filmu. Oczywiœcie, na czele z singlem
„She’s lost control”, który pos³u¿y³ jako motyw przewodni
i tytu³ filmu. Nachalnoœci brak tak¿e w grze aktorskiej
Sama Rileya, który artystê zagra³ w manierze angielskiej
powœci¹gliwoœci. Jako Curtis toczy przez ca³y czas
wewnêtrzny monolog, ujawniaj¹c w³asne lêki, paranoje,
sprzecznoœci i wewnêtrzn¹ s³aboœæ.
Obraz Antona Corbijna nie przyci¹gnie do kina rzesz
zwyczajnych zjadaczy popcornu, ale wielbicieli kina
offowego z pewnoœci¹ zauroczy. Podobnie, jak
nie starzej¹ca siê muzyka „Joy Division”.
„Control”, Wielka Brytania/USA, 2007. Re¿yseria: Anton Corbijn.
W rolach g³ównych: Sam Riley, Samatha Morton, Alexandra Maria
Dawid Leszczak
Lara.
M³odzi na scenie
alternatywnego rocka
Kid A
rają swoją muzykę i mają swój styl.
Otrzymali pozytywne komentarze m.in.
od muzyków Myslovitz, Tymona Tymań−
skiego i dziennikarza Polskiego Radia,
Pawła Kostrzewy.
Zespół Kid A tworzą licealiści i studenci.
Ich historia zaczęła się w jednej ze szkół w
Mętkowie, wiosce leżącej koło Chrzanowa.
Do dziś zagrali ponad 60 koncertów. Wystę−
powali jako support przed Myslovitz, Hey,
Negatywem, Tymonem Tymańskim i Graft−
mannem. Grali na festiwalu Union Of Rock
− Węgorzewo 2006. Ich muzyka gościła
również w Jarocinie.
Zdobywają coraz więcej serc fanów mu−
zyki alternatywnej. Wszystko za sprawą
własnego stylu oraz wysokiego poziomu
gry. Inspirują się takimi zespołami jak Ra−
diohead czy Coldplay. Charakterystyczne
dla muzyki Kid A są przyjemne i dopasowa−
ne efekty oraz dobry wokal, który nawiązu−
G
je trochę do stylu Artura Rojka. Część gita−
rowa również nie pozostaje w tyle, dyna−
miczne partie powodują, że utwory nie nu−
dzą się. Solowe części pojawiają się często,
są łagodne i przeważnie towarzyszą wokalo−
wi. Wszystko to składa się na niepowtarzal−
ny styl jaki stworzyli młodzi artyści z Kid A.
− Chcemy osiągnąć możliwie maksymal−
nie wysoki poziom dojrzałości artystycznej,
aby wyrażać się w ciekawy sposób. Dążymy
do czegoś, czego jeszcze nie ma, choć może
w dobie postmodernizmu dla niektórych
wydaje się to niewykonalne. Jesteśmy jesz−
cze młodym zespołem, który tak naprawdę
niewiele zrobił, ale mamy nadzieję osiągnąć
tyle ile tylko będzie można − mówi Michał
Parzymięso, jeden z wokalistów, gitarzysta i
klawiszowiec zespołu.
Wojciech Niezgoda
FOT. ANDRZEJ LIPCZYÑSKI/WUJ
Nr 13
maj 2008
25
KULTURA, ROZRYWKA
www.nowypompon.pl
Wybuch³
sk³ad
bielizny
wojskowej
ksplozja była tak potężna, że parę
sztuk wojskowych gaci znaleziono
w Grudziądzu oddalonym o trzy kilo−
metry od koszar III Brygady Wojsk Pan−
cernych im. Gen. Maczka, w których
doszło do wybuchu. Specjalna komisja
powołana w celu wyjaśnienia zdarzenia,
niczego nie ustaliła, ale na wszelki wy−
padek zaleciła całą pozostałą w kosza−
rach bieliznę zdetonować na pobliskim
poligonie.
„Rozkaz, to rozkaz”, powiedział ka−
pral Łukasz Gralak. „Wysadzimy nasze
majtuchy w powietrze za pomocą bu−
tów, które ocalały w magazynie po
ostatnim wybuchu skarpet ogólnowoj−
skowych.
E
Krótko
WARSZAWA. Z powodu ca³kowitego
zastoju w Sejmie prac legislacyjnych
prezydent ju¿ trzeci miesi¹c nie mo¿e
zawetowaæ ¿adnej ustawy.
BIA£YSTOK. Jedenastoletni
zawodnik bia³ostockiego BKS Klimek
Murañka spali³ wszystkie podejœcia
w podrzucie 260 kilogramów podczas
Mistrzostw Polski w podnoszeniu
ciê¿arów. Jego trener, który twierdzi,
¿e na treningach Murañka wypada³
lepiej ni¿ czo³owi zawodnicy Polski,
pora¿kê t³umaczy zbyt du¿ym
ciê¿arem sztangi.
KATMANDU. W wyniku
nagromadzenia siê œniegu na dachu
œwiata zawali³o siê kilka
oœmiotysiêczników.
26
Nr 13
maj 2008
pory dotyczące przepły−
wu informacji pomiędzy
ośrodkami władzy zostały
ostatecznie
wyjaśnione
przez Bogdana Paryckiego,
rzecznika prasowego Tele−
komunikacji Polskiej.
„Gdy w zeszłym roku
Telekomunikacja przedłu−
żała umowę z Urzędem Ra−
dy Ministrów zapropono−
waliśmy korzystny dla
URM plan taryfowy Wy−
brane numery”, wyjaśniał
Parycki. „W jego ramach
można za darmo po osiem−
nastej telefonować do
trzech wybranych prezy−
dentów i żony. Jednak osta−
tecznie premier zdecydował
się na taryfę Wieczory i
weekendy, która za niewiel−
kie w sumie pieniądze po−
zwala dzwonić do zupełnie
innych abonentów”.
Rzecznik oświadczył, że
w tym samym czasie prezy−
dent Kaczyński odnowił z
TP S.A. umowę wybierając
S
FOT. HENRYK KOTOWSKI
Redakcja: Krzysztof Janicki,
Krzysztof NiedŸwiedzki,
Marek Grabie
Z³y plan taryfowy TP S.A.
przyczyn¹ nieporozumieñ
na linii Pa³ac Prezydencki
– Urz¹d Rady Ministrów
znajdujący się w promocji
plan taryfowy Tanie, wesołe
poranki, do którego został
dołączony telefon Avena
147 z dodatkową słuchawką
i koszulką gratis.
„Problem tkwi w tym, że
przy takim doborze taryf
prezydent z premierem mo−
gą uzyskać połączenie wy−
łącznie we wtorki i czwartki
po dwudziestej drugiej”,
mówił Porycki. „To wyja−
śnia dlaczego prezydent nie
dowiedział się w porę o ka−
tastrofie samolotu w Miro−
sławcu i poleciał w nowej
koszulce do Chorwacji”.
Gabinet Tuska przedstawi³
plan na 4 320 000 minut
rezes Rady Ministrów Donald Tusk pu−
blicznie przedstawił plan działań rządu
na najbliższe 4 320 000 minut. Wynika z
niego, że mniej więcej za 1 234 357 minut
możemy się spodziewać prywatyzacji służ−
by zdrowia, a znacząca podwyżka płac w
sferze budżetowej przewidziana jest na 3
214 592 minutę.
„To są obiecanki cacanki”, uważa na−
uczycielka poznańskiego liceum. „Na tę sa−
mą minutę w planie Tuska są wyznaczone
P
negocjacje w sprawie tarczy antyrakietowej
i przygotowania do spłaty 180 miliardów
Eureko”.
„To jest jakaś pomyłka w druku”, twierdzi
rzecznik prasowy rządu. „Na 3 214 592 mi−
nutę rządowego planu, oprócz podwyżki dla
nauczycieli, przewidziana jest jedynie 132
minuta orędzia prezydenta Donalda Tuska do
narodu, w którym zamierza przedstawić
szczegółowy plan 480 876 349 963 sekund
swojej kadencji i kilka razy popić wodę”.

Podobne dokumenty