Moment wieczny O „Uczcie Babette"
Transkrypt
Moment wieczny O „Uczcie Babette"
Moment wieczny O „Uczcie Babette" Dariusz Czaja Wszystko w dziele Gabriela Axela wydaje się z pozoru proste, jednoznaczne, nie w y m a g a j ą c e d o p o w i e d z e ń , komen tarzy, a j u ż t y m bardziej analitycznych z a b i e g ó w . Ł u d z ą c s w ą p r o s t o t ą , ta o p o w i e ś ć o życiu protestanckiej sekty religijnej, rozpoczyna się czytelnym dla k a ż d e g o m o t y w e m bajkowym: „ Ż y ł y sobie kiedyś w t y m o d l u d n y m miejscu dwie siostry, k t ó r e p i e r w s z ą m ł o d o ś ć m i a ł y j u ż za s o b ą . N a imię m i a ł y M a r t i n a i F i l i p a . " H i s t o r i a opowiedziana w filmie da się d o ś ć ł a t w o i precyzyjnie streścić. I w t y m momencie z a c z y n a j ą się schody: okazuje się bowiem, że to co istotne, co być m o ż e jest najistotniejszą jego treścią kryje się „ p o d " z e w n ę t r z n y m k s z t a ł t e m , „ p o d " f a b u l a r n ą akcją. Czujemy, że spod warstwy anegdotycznej przeziera j a k i ś naddatek sensu, c o ś co nie poddaje się u j e d n o z n a c z n i a j ą c y m f o r m u ł o m . Z d a r z a j ą się jednak wypowiedzi z a s k a k u j ą c o infantylne, j a k owa konstatacja pewnego brytyjskiego k r y t y k a , k t ó r y z roz brajającą szczerością ogłosił, iż jest to film o k u c h n i francus k i e j . I c h o ć z a p r z e c z y ć nie s p o s ó b , że t y t u ł o w a uczta jest f a b u l a r n ą d o m i n a n t ą filmu, potraktowanie j e j , wyłącznie j a k o wizualnego aneksu do Fizjologii smaku albo Medytacji o gastronomii doskonalej A n t h e l m a Brillat-Savarina jest c z y m ś więcej niż z w y k ł y m nieporozumieniem. T a k i s p o s ó b lektury bazuje na czysto z e w n ę t r z n y m , p o w i e r z c h o w n y m widzeniu rzeczy, co w efekcie powoduje c a ł k o w i t e sprzenie wierzenie się intencji tekstu filmowego. W s p o m i n a m scenę uczty, bowiem na niej właśnie chciał b y m przede wszystkim s k u p i ć dalej swoją u w a g ę . Z k i l k u w ą t k ó w , k t ó r e z a s ł u g i w a ł y b y na osobne o m ó w i e n i e (spot kanie odmiennych k u l t u r , m e n t a l n o ś c i , ekspresji religijnej; temat łaski i przeznaczenia; p o w o ł a n i e i rola artysty, sens sztuki) wybieram d ł u g ą , r o z ł o ż o n ą w czasie sekwencję uczty, g d y ż na jej p r z y k ł a d z i e , m o ż e najbardziej w y r a ź n i e , będzie m o ż n a p o k a z a ć a n o n s o w a n ą w i e l o w a r s t w o w o ś ć , niejedno z n a c z n o ś ć , s e m a n t y c z n ą nieprzejrzystość filmu, będzie m o ż na w y d o b y ć jego w y m i a r symboliczny. D o s e n s ó w zawartych w scenie uczty c h c ę p r z y b l i ż a ć się poprzez p r z y w o ł y w a n i e innych, bliskich jej semantycznie, c h o ć niekoniecznie t y l k o filmowych t e k s t ó w i o b r a z ó w , aby t y m sposobem u n i k n ą ć wspomnianych interpretacyjnych symplifikacji i redukcji. Oświetlenie obrazu filmowego przez inne, j e m u podobne, daje i ten zysk poznawczy, że nie n a r u s z a j ą c jego a u t o n o m i i pozwala dostrzec związki, p o k r e w i e ń s t w a i korespondencje z a c h o d z ą c e p o m i ę d z y r ó ż n o r o d n y m i , szeroko p o j ę t y m i „ t e k s t a m i " k u l t u r y . Przy i n n y m nastawieniu uchwycenie tego rodzaju p o d o b i e ń s t w i analogii b y ł o b y utrudnione, jeśli nie w r ę c z n i e m o ż l i w e . D o d a ć m o ż e trzeba jeszcze i to, że wydzielane t u dla analitycznej j a s n o ś c i warstwy znaczenio we, t w o r z ą w istocie j e d n ą n i e p o d z i e l n ą całość w strukturze dzieła. 1 2 3 * * * Z a n i m o k a ż e się, że Babette w y g r a ł a na loterii los opiewa j ą c y na 10 tysięcy f r a n k ó w , zanim przeznaczy wszystkie te p i e n i ą d z e na przygotowanie francuskiej kolacji, k t ó r a uświe t n i spotkanie z okazji setnej rocznicy u r o d z i n pastora, założyciela sekty, ó w d z i e ń m i a ł b y ć p o c z ą t k o w o przede 76 wszystkim s k r o m n ą , par excellence religijną u r o c z y s t o ś c i ą , odnowieniem konfesji. Rozpocznijmy zatem i n t e p r e t a c j ę o d tego najbardziej n a r z u c a j ą c e g o się kontekstu. Po śmierci pastora, jego uczniowie p o d organizacyjnym i d u c h o w y m p r z y w ó d z t w e m d w ó c h c ó r e k spotykali się co r o k u „ b y c z y t a ć i k o m e n t o w a ć S ł o w o Boże oraz by czcić ducha swojego mistrza, k t ó r y — j a k to wciąż odczuwali — był p o ś r ó d n i c h " . Z r o k u na r o k z a ł o ż o n a przez niego w s p ó l n o t a zmniejszała się coraz bardziej, n a r a s t a ł y k ł ó t n i e i spory p o m i ę d z y jej c z ł o n k a m i . W dzień setnej rocznicy u r o d z i n pastora, do stołu z a s i a d ł o d w u n a s t u najwierniejszych jego u c z n i ó w . Przy pominano słowa pastora często p r z e z e ń powtarzane: „ M o j e dzieci kochajcie s i ę " , „ Ł a s k a i prawda s p o t k a j ą się, sprawie dliwość i p o k ó j złożą sobie p o c a ł u n e k " , przypominano cudowne wydarzenia z jego życia: „ P a m i ę t a m j a k pastor o b i e c a ł wygłosić kazanie we wsi p o drugiej stronie fiordu. T o był cud. O d d w ó c h tygodni u t r z y m y w a ł a się fatalna pogoda i ż a d e n r y b a k nie ośmielał się p r z e p ł y n ą ć fiordu. M i e s z k a ń c y wioski j u ż prawie stracili nadzieję, ale pastor obiecał, że jeśli zabraknie łodzi przyjdzie do nich nawet po falach. Trzy d n i przed B o ż y m Narodzeniem szturm u s t a ł a m r ó z był tak silny, że cały fiord p o k r y ł się lodem. Taka rzecz nie z d a r z y ł a się nigdy przedtem." (Por. M t 14,22—33; M k 6,45—52; J 6,16—21). Ta część uczty, w y p e ł n i o n a p a m i ę c i ą u c z n i ó w 0 s w o i m nauczycielu tworzy c o ś na k s z t a ł t o b r z ę d u k o m memoratywnego. P a m i ę ć przydaje b y t u , m a m o c uobec niania nieobecnego. Sprawia, że ten, k t ó r y z zawieszonego na ścianie p o r t r e t u s p o g l ą d a na swoich u c z n i ó w , jest tego wieczoru n a p r a w d ę m i ę d z y n i m i . Przez cały ten fragment „ p r z e b i j a " znajomy, j a k ż e podobny obraz: stół, w s p ó l n i e s p o ż y w a n y posiłek, dwunastu, M i s t r z i Nauczyciel p o ś r ó d nich. Ostatnia Wieczerza jest p r a w d z i w ą prefiguracją tej sceny. C z y ż trzeba d o p o w i a d a ć jeszcze i rozwijać j a w n i e n a r z u c a j ą c e się typologiczne r ó w n a n i e : Chrystus i pastor, M i s t r z i mistrz. Ten, k t ó r y n a k a z a ł swej w s p ó l n o c i e s p o t y k a ć się i rozpamiętywać ewangeliczne prze słanie i Ten, k t ó r y p o w i e d z i a ł : „ T o czyńcie na m o j ą pamiąt kę". ( Ł k 22,19) Uczta Babette jest j e d n y m z niewielu filmów ( m o ż e j e d y n y m ) , w k t ó r y m tak d o k ł a d n i e , werystycznie nieomal dokonuje się imitacja, w g ł ę b o k i m , etymologicznym sensie tego s ł o w a (łac. imitare — n a ś l a d o w a ć , o d t w a r z a ć ) Ostatniej Wieczerzy. Jest to d o k ł a d n e o d w r ó c e n i e p a m i ę t n e j sceny z Viridiany Bunuela, gdzie t y t u ł o w a bohaterka, pozos tając wierna ewangelicznemu zaleceniu — „ L e c z kiedy u r z ą d z a s z przyjęcie, z a p r o ś ubogich, u ł o m n y c h , c h r o m y c h 1 n i e w i d o m y c h . " ( Ł k 14,13) — zaprasza do siebie b i e d a k ó w z okolicy, k t ó r z y w liczbie dwunastu z a s i a d a j ą za s t o ł e m zastawionym jedzeniem i w i n e m (pierwowzorem ikonografi cznym tej sceny jest Ostatnia Wieczerza Leonarda). Przyjęcie k o ń c z y się o g ó l n y m p i j a ń s t w e m i b i j a t y k ą — parodystyczn y m , b l u ź m e r c z y m odwzorowaniem uczty ewangelicznej. T o Ostatnia Wieczerza a rebours. S u g e r u j ą c s y m b o l i c z n ą ekwiwalencję p o m i ę d z y O s t a t n i ą W i e c z e r z ą a u r o c z y s t ą k o l a c j ą w s p ó l n o t y religijnej, nie w s p o m n i a ł e m o s ł o w a c h w i e ń c z ą c y c h wielkoczwartkowe spotkanie u c z n i ó w i M i s t r z a — „Bierzcie to jest C i a ł o m o j e " oraz „ T o jest moja K r e w Przymierza, k t ó r a za wielu będzie w y l a n a " ( M k 14,22, 14,24) — s ł o w a c h u s t a n a w i a j ą c y c h sakrament Eucharystii, a n t y c y p u j ą c y c h ofiarę K r z y ż a . Gdzie w filmie m a m y jakiekolwiek n a w i ą z a n i e do ofiary z ciała i krwi? J a k ą k o l w i e k sugestię p r z y w o ł u j ą c ą m o t y w p o ś w i ę c e n i a życia dla innych, ofiary z życia? Aluzja d o tego tematu pojawia się w scenie zdającej się mieć jedynie anegdotyczne znaczenie. P r z y p o m n i j m y moment, kiedy Ba bette, zgromadziwszy potrzebne do przygotowania kolacji ingrediencje, zabiera się do gotowania. Odwiedza j ą w k u chni jedna z sióstr, k t ó r a po chwili wycofuje się z p r z e r a ż e niem. W nocy ma sen, w k t ó r y m pojawia się g ł o w a w o ł u w ogniu, żółw w oparach czerwonego d y m u , Babette p o d a j ą ca jej z u ś m i e c h e m kubek z w i n e m (krwią?), k t ó r e g o z a w a r t o ś ć rozlewa się c z e r w o n ą p l a m ą na b i a ł y m obrusie i wreszcie sztych p r z e d s t a w i a j ą c y c z a r o w n i c ę - ś m i e r ć z k o s ą na spienionym k o n i u . Ta cała sekwencja utrzymana w tona cji raczej buffo (oniryczny obraz wzmacnia t y l k o grotesk o w o ś ć sytuacji) wydaje się bez większego znaczenia. Jest jednak c o ś , co k a ż e z a t r z y m a ć się przy niej dłużej: śmierć i krew. Ściślej rzecz b i o r ą c : śmierć i krew tego, co żywe, tego, co jest z ciała, z m i ę s a , tego, co zostanie zabite i zjedzone. W j a k i m sensie m o ż n a t u m ó w i ć o ofierze? Czy nie n a d u ż y w a m y tego pojęcia o d n o s z ą c je do zjawiska tak oczywistego, zwyczajnego, trywialnego wręcz j a k s p o ż y w a nie mięsa? W tekście, do k t ó r e g o chcę się o d w o ł a ć ó w problem, o w o pytanie staje, by tak rzec, na ostrzu n o ż a . Jolanta Brach-Czaina w n i e z w y k ł y m , p r z e j m u j ą c y m , egzys tencjalnym eseju podejmuje pytanie o znaczenie a k t u zjada nia przez nas tego co żywe, odnajduje r ó w n i e ż zupełnie n o w ą p e r s p e k t y w ę spojrzenia na elementarny (i przez to zapoz nawany) fakt naszej m i ę s n o ś c i . Oddajmy głos autorce: „ C h a r a k t e r naszej w s p ó l n o t y determinuje fakt m i ę s n o ś c i . Bo p o k a r m e m m o ż e b y ć prawie wszystko, ale m i ę s o to jest ciało i krew. P e ł n e ofiarowanie. W t y m sensie n a l e ż y m y do w s p ó l n o t y k r w i , że w zjednoczeniu zachowane zostaje życie, gdy j a k i e ś życie uchodzi. Istnienie — z d a j ą c się b y ć w a r t o ś c i ą n a d r z ę d n ą — t r w a dzięki ofierze ostatecznej, k t ó r a jest raczej pobierana niż dobrowolnie s k ł a d a n a przez o f i a r o w u j ą c e g o się. T a k r w a w a k o m u n i a rozbija z ł u d ę w y r ó ż n i k ó w j a k o cech, na k t ó r y c h m o ż n a by się o p r z e ć w r o z w a ż a n i a c h o kondycji naszej czy losie. Los jest w s p ó l n y i w płaszczyźnie egzystencjalnej sprawiedliwie w y r ó w n a n y . Ofiara zostaje z ł o ż o n a bez w z g l ę d u na t o , czy t o , co u w a ż a n e jest za niższe, zostaje p o ś w i ę c o n e temu co wyższe, czy też odwrotnie, t o , co u w a ż a się za wyższe, zostaje z ł o ż o n e w ofierze temu, czym pogardza. C z ł o w i e k r o b a k o w i . N i e m o ż e m y istnieć bez siebie, nie m o ż e m y nie niszczyć siebie, nie m o ż e m y nie o f i a r o w y w a ć się sobie wzajemnie.(...) G d y nadchodzi śmierć, p o w i n n i ś m y z w d z i ę c z n o ś c i ą p o m y ś l e ć o tych wszystkich stworzeniach, k t ó r e w ciągu życia zjedliśmy, bo były ofiarą s ł u ż ą c ą naszemu istnieniu. I p o w i n n i ś m y się m o d l i ć do tych s t w o r z e ń . A n a s t ę p n y m p o w i e d z i e ć : jedzcie! T o jest moje ciało i moja k r e w . " 4 5 T a k zostaje usprawiedliwione, nieustanne, wciąż powta rzające się, zwielokrotnione zjawisko zjadania przez nas istoty cielesnej, i n n y c h istnień. Zostaje ustanowiona teodycea m i ę s a . W kolejnym akapicie, r ó w n i e z d u m i e w a j ą c y m i o d k r y w c z y m j a k fragmenty j u ż przytoczone, dochodzi do głosu w ą t e k przewijający się w c a ł y m tekście: metafizyczny w y m i a r naszej m i ę s n o ś c i : „ M e t a f i z y k a m i ę s a zmusza nas do zmiany tradycyjnego stosunku do w a r t o ś c i tego, co wieczne, i tego, co chwilowe. Z w y k l i ś m y bowiem u z n a w a ć wieczne trwanie za szczególnie u p r a g n i o n ą , szczególnie w y s o k ą w a r t o ś ć . Zazwyczaj b y ł o ono atrybutem przypisywanym A b s o l u t o w i , a więc temu, co najcenniejsze. Tymczasem obserwacja m i ę s ności przekonuje nas, że najpowszechniej dane i najcodzienniej banalne jest n i e k o ń c z ą c e się trwanie istnienia. N i e m o ż n a się go p o z b y ć . Wieczne trwanie jest przyklejone do istnienia chytrze i przewrotnie w postaci zmiany. Pod trzymywane przez w s z e c h p o t ę ż n ą moc ambiwalencji, i nie o to t u chodzi, czy istnienie istnienia m o ż e się kiedyś u r w a ć , s k o ń c z y ć , czy nie m o ż e . Tego nie wiemy. Chodzi t y l k o o t o , co m ó w i nam sama m i ę s n o ś ć istnienia. N i c się nie k o ń c z y . W i ę c b y ć m o ż e , cokolwiek r o b i m y t r w a w j a k i ś s p o s ó b . I b y ć m o ż e , to nic nie szkodzi, że t r w a . T y m , co jest niezbywalnie dane wraz z m i ę s n o ś c i ą , jest trwanie n i e s k o ń c z o n e . Zatem nie o nie należy walczyć, s t a r a ć się, z a b i e g a ć , bo z perspek t y w y m i ę s n o ś c i jest to jej cecha nizaprzeczalna. Zabiegać warto o każdy bezcenny moment, o niezwykłą chwilę, o ostate czną wartość każdego mijającego naszego kształtu istnienia. Z perspektywy mięsności najwyższą, a b s o l u t n ą w a r t o ś ć p r z y p i s a ć należy chwilowej indywidualnej formie, przez k t ó r ą w ł a ś n i e przeistacza się m i ę s n o ś ć , a na w i e c z n o ś ć nie w a r t o się nawet o g l ą d a ć , ona w mięsności jest. Przyjrzyjmy się chwili, k t ó r e j k s z t a ł t nadaje czyjaś o b e c n o ś ć z nami. (Dlaczego tak rzadko to robimy?) Jest bezcenna. I c h w i l i , k t ó r e j k s z t a ł t wyznacza czyjeś nieistnienie. I ona jest bezcen n y m momentem b ó l u . W i ę c m i ę s n o ś ć kieruje n a s z ą u w a g ę k u absolutowi u k r y t e m u w p o s z c z e g ó l n y c h momentach, w nie powtarzalnie oryginalnych k s z t a ł t a c h , przez k t ó r e ona prze suwa się i przeistacza. Nasze zadanie —jak można stąd wnosić — polegałoby zatem na umiejętności przeżycia wartości ostatecznej każdej chwili, a z drugiej strony, na nadawaniu jej wartości absolutnej, przez nas samych ustalonej. Obiektem naszej szczególnej troski i największych tęsknot nie powinna więc być wieczność, lecz zaprzeczająca jej chwila. " (Wszyst kie p o d k r e ś l e n i a moje - D C . ) Przytaczam długie fragmenty tego eseju i zestawiam je z Ucztą Babette z d w ó c h p o w o d ó w . Po pierwsze ze w z g l ę d u na obecny w n i m m o t y w o f i a r y , przejawiający się w filmie w r ó ż n y c h o d s ł o n a c h i opalizujący r ó ż n y m i znaczeniami. Po drugie, ze w z g l ę d u na p o r u s z o n ą tam, w tak z a s k a k u j ą c y m świetledialektykę c h w i l i i w i e c z n o ś c i , m o t y w , k t ó r y przyjdzie r o z w i n ą ć w odniesieniu do filmu w i n n y m jeszcze planie. S ą d z ę , że te właśnie d w a „ t e m a t y " p r z e n i k a j ą całość filmowej opowieści, o r g a n i z u j ą m a t e r i ę z d a r z e ń , są ich „ u k r y t y m " sensem. P o w r ó ć m y zatem, ale t y l k o na moment, do filmu. D o tych, j a k ż e z m y s ł o w y c h , j a k ż e smakowitych k a d r ó w , w k t ó r y c h p o j a w i a j ą się: patera z owocami obok butelki wina, surowe, d r g a j ą c e plastry świeżego mięsa, zastawiony stół, biały obrus, a na n i m skrzące światłem srebra. Niejasne poczucie deja v u , k t ó r e towarzyszy o g l ą d a n i u , czy też precyzyjniej m ó w i ą c , smakowaniu tych niemalże autonomicznych obraz k ó w , zmienia się za moment w p e w n o ś ć wobec tego co podano n a m przed oczy: p r z y w o d z ą one na m y ś l obrazy m a r t w y c h natur. Przywołuję je w t y m miejscu nie t y l k o z p o w o d u odruchowej, s a m o n a r z u c a j ą c e j się asocjacji. Przy ich pomocy (na w y b r a n y m p r z y k ł a d z i e ) c h c i a ł b y m j u ż teraz, zanim przejdziemy ponownie do interpretacji sceny uczty, p o k a z a ć j a k rozumiem z a s u g e r o w a n ą na wstępie jej symboliczność. Co m i a ł b y t u z n a c z y ć symboliczny charakter uczty? Co znaczy t u symbol? O jakiego rodzaju symbolu mówimy? O d razu w a r t o z a z n a c z y ć , że m ó w i ą c o martwej naturze, nie m a m na myśli tych jej realizacji, k t ó r y c h symboliczne znaczenie o d c z y t y w a ł z i k o n o l o g i c z n ą r a f i n a d ą Ingvar Bergs t r ó m , jeden z najwybitniejszych z n a w c ó w t e m a t u . C h c ą c z r o z u m i e ć j a k ujmuję t u s y m b o l i c z n o ś ć martwej natury (ściślej pewnego jej rodzaju) i s y m b o l i c z n o ś ć w o g ó l e , trzeba będzie na m o m e n t zawiesić — co nie znaczy p o r z u c i ć — najczęstsze przyzwyczajenie etnologa i historyka sztuki, zgodnie z k t ó r y m symbolem jest to, co odnosi do jakiejś rzeczy, osoby, pojęcia, idei na mocy utrwalonej społecznie konwencji. D o b r y m p r z y k ł a d e m tak pojętej symboliki s ą martwe natury typu „ v a n i t a s " : p o w t a r z a j ą c e się w nich czaszki, klepsydry, mydlane b a ń k i , zgaszone świece, motyle, muchy, r o b a k i były czytelnymi w chwili powstania (obecnie 6 7 77 nie zawsze rozumiemy i c h symboliczny sens — potrzeba pomocy i k o n o l o g a ) symbolami nieuchronnego przemijania, m a r n o ś c i , ś m i e r c i . Podobnie rzecz dzieje się w deszyf rowanych przez B e r g s t r ó m a p r z y k ł a d a c h ukrytej s y m b o l i k i ( „ d i s g u i s e d symbolism") w martwej naturze, zjawiska tak precyzyjnie analizowanego przez Panofskiego w odniesieniu d o XV-wiecznego malarstwa niderlandzkiego. W interp retacji jednego z o b r a z ó w Jacoba van Es, p r z e k o n u j ą c o u d o w a d n i a Bergstrom, że przedstawione w n i m elementy naturalnego ś w i a t a — g a ł ą z k a w i n o r o ś l i , j a b ł k o , dwa goź d z i k i — s ą w istocie m a l a r s k ą o p o w i e ś c i ą , ikonograficznym s k r ó t e m biblijnej historii zbawienia. O b r a z u j ą one przejście o d grzechu pierworodnego (jabłko), przez Wcielenie Chrys tusa (goździk — w swej w i e l o z n a c z n o ś c i o z n a c z a ć m ó g ł Wcielenie i/lub m ę k ę Chrystusa; winne grono — o d n o s i ł o się d o samej osoby Chrystusa b ą d ź do Eucharystii) d o o d kupienia c z ł o w i e k a przez ofiarę K r z y ż a . Przedstawiony poniżej opis obrazu d o ś ć daleko o d w o d z i nas o d tak pojętej s y m b o l i c z n o ś c i , z w r a c a j ą c u w a g ę na m o ż l i w o ś ć innego jej rozumienia. Chodzi o jeden z o b r a z ó w Juana Sanchez Cotana (1561—1627), h i s z p a ń s k i e g o malarza k o n t y n u u j ą c e go l o k a l n ą , rdzennie h i s z p a ń s k ą tradycję tak zwanych „ b o degones" (hiszp. bodega — gospoda l u b s p i ż a r n i a ) . Nazywa no t y m o k r e ś l e n i e m obrazy p r z e d s t a w i a j ą c e rzeczy jadalne: zbiory o w o c ó w i warzyw u ł o ż o n e w szczególny s p o s ó b , p o d ł u g uprzednio o b m y ś l a n e j koncepcji. Opis dotyczy jed nego z arcydzieł martwej natury hiszpańskiej ( i martwej natury w ogóle), obrazu z a t y t u ł o w a n e g o Pigwa, kapusta, arbuz i ogórek (w zbiorach San Diego M u s e u m o f A r t , K a l i f o r n i a ) : „ T e n n i e d u ż y obraz cały otwarty jest na prosto k ą t n ą niszę w g r u b y m murze, k t ó r a m o g ł a b y b y ć o t w o r e m bez framug i szyb, ale w t a k i m razie b y ł o b y to o k n o w y c h o d z ą c e na c i e m n o ś ć . Ś w i a t ł o mocne, badawcze, pada t r o c h ę z g ó r y , z lewej strony. W jego blasku t r w a j ą rozmiesz czone w wyliczonym rytmie po hiperbolicznej krzywej: owoc pigwy z d w o m a r o z ł o ż o n y m i listkami, g ł o w a kapusty, szero ko d o pestek n a d k r o j o n y melon, streficzna jego c z ą s t k a i o g ó r e k swoim cienistym k o ń c e m wystający przed k r a w ę d ź parapetu. (...) Jest w t y m obrazie harmonia u m y s ł e m upo r z ą d k o w a n y c h rzeczy, o p ł y n i ę t a t a j e m n i c ą i n o c ą . 1 w y czuwalna jest wiara, że tajemnicza noc, noc tamtej strony okna nie przeciwstawia się h a r m o n i i rzeczy, ale z siebie j ą w ł a ś n i e w y ł a n i a . " W p o d o b n y m duchu w y p o w i a d a się o obrazie Cotana w y b i t n y znawca dziejów martwej natury Charles Sterling: „ W s z y s t k o tutaj oddycha s z t u k ą bardzo i n t e l e k t u a l n ą oraz zapachem m i s t y c z n y m . " W obrazie h i s z p a ń s k i e g o malarza, p o r u s z a j ą c e nas w e w n ę t r z n e n a p i ę cie w n i m obecne zbudowane jest na zderzeniu w jednej przestrzeni iluzjonistycznie oddanej, d o j m u j ą c o realnej, z m y s ł o w e j p o w ł o k i przedstawionych warzyw i o w o c ó w oraz nierzeczywistej, j a k b y „ n i e z tego ś w i a t a " aury znierucho mienia i bezczasowości. Uczestniczymy w zatrzymanej c h w i l i . W milczącej, a j a k ż e pełnej treści mowie o b r a z u . Obserwowane jest to, co z m y s ł o w e , widoczne, widzialne, czasowe. Przeczuwane, domniemywane t o , co duchowe, niewidoczne, niewidzialne, wieczne. Obydwie przytoczone t u wypowiedzi o obrazie Cotana, zdają s p r a w ę z istnienia w t y m dziele pewnej n a d w y ż k i , owego „ c z e g o ś " , co j a k odczuwamy realnie istnieje, ale czego nie udaje się dyskursywnie wyrazić. O d s ł a n i a ono j a k ą ś rzeczywistość, k t ó r a zostaje poprzez nie p r z y w o ł a n a , zasugerowana a j e d n o c z e ś n i e samo jest prze g r o d ą na drodze do jej p e ł n e g o uobecnienia. W p o d o b n y s p o s ó b , a k c e n t u j ą c te same właściwości, k t ó r e w y d o b y w a l i ś m y w obrazie Cotana, w y p o w i a d a j ą się o symbolu, o dziele symbolicznym n i e k t ó r z y badacze sztuki i myśli symbolicz nej: „ D z i e ł o uznane za symboliczne (...) dzięki swojemu bogactwu o d n i e s i e ń w o ł a do nas: C h c ę p o w i e d z i e ć więcej, niż faktycznie m ó w i ę , w s k a z u j ę na c o ś więcej niż na siebie! T u m o ż e m y u c h w y c i ć sam symbol, nawet jeśli nie udaje się go 8 9 1 0 1 1 12 13 78 z a d o w a l a j ą c o wyjaśnić. Symbol jest nieustannym wyrzutem naszego myślenia i odczuwania. S t ą d też bierze się fakt, że dzieło symboliczne bardziej nas porusza, bardziej — j e ś l i tak m o ż n a p o w i e d z i e ć — d r ą ż y , i dlatego rzadko t y l k o pozwala n a m o s i ą g n ą ć rozkosz czysto e s t e t y c z n ą . " „Powszechne rozumienie symbolu j a k o czegoś samoistnego, częściowo względnie prawdziwego, jest w istocie fałszywe, nie wystar cza nam, symbol b o w i e m albo jest c z y m ś więcej albo c z y m ś mniej. Jeśli symbol j a k o c o ś celowego o s i ą g a swój cel, to jest n a p r a w d ę n i e o d ł ą c z n y o d owego celu — od wyższej rzeczy wistości, k t ó r ą ukazuje. Jeśli takiej rzeczywistości nie ukazu je, to znaczy nie o s i ą g a celu, a więc w o g ó l e nie m o ż n a d o p a t r y w a ć się w n i m ż a d n e j celowej organizacji, formy, a j a k o pozbawiony t a k o w y c h nie jest symbolem, nie jest n a r z ę d z i e m ducha, lecz t y l k o m a t e r i a ł e m z m y s ł o w o uchwyt nym." M o ż l i w a jest więc sztuka symboliczna bez symboli z przy p o r z ą d k o w a n y m i i m znaczeniami, k t ó r e m o ż n a rozszyf r o w a ć . C ó ż z n a c z ą w obrazie Cotana kapusta czy melon? D o j a k i c h z n a c z e ń o d n o s z ą ? C o o b r a z u j ą , p r z e d s t a w i a j ą , sym bolizują, j a k z w y k l i ś m y w t a k i m p r z y p a d k u p y t a ć . Z pew n o ś c i ą nie o z n a c z a j ą one, nie symbolizują w ten s p o s ó b j a k j a b ł k o czy w i n o g r o n a na obrazie Jacoba van E s . N i e da się ich p o j ę c i o w o z a n a l i z o w a ć , wyjaśnić. Tego rodzaju symboli nie znajdziemy w s ł o w n i k a c h symbolicznych. O ile w przed stawionej wcześniej koncepcji symbolu a k c e n t o w a l i ś m y rolę kulturowej konwencji, o tyle w proponowanej t u perspek tywie ujmowania symbolu, nacisk n a l e ż a ł o b y p o ł o ż y ć na jego z d o l n o ś ć d o sugerowania treści z m y s ł o w o nieuchwyt nych, niepojęciowych, na r e a l n o ś ć sfery duchowej, do k t ó r e j o d s y ł a , na fakt, że zawiera o n w sobie r ó w n i e ż aspekt niesemantyczny. Ostatecznie więc, p o w i e d z i e ć m o ż n a , że symbol w znaczeniu, o k t ó r y m chcemy dalej m ó w i ć , jest w swych najgłębszych podstawach rzeczywistością natury mistycznej. Podano j u ż do stołu, p o w r ó ć m y zatem na u c z t ę . N a stole zjawiają się: delikatna zupa ż ó ł w i o w a , bliny Demidoff, amontillado, szampan oraz arcywina — „ V e u v e C l i c q u o t " (rocznik 1845) i „ C i o s Veugeot" (rocznik 1845), a na deser w y p e ł n i o n e światłem, soczyste winne grona, j a k b y zdjęte na tę okazję z płócien m i s t r z ó w m a r t w y c h natur holenderskich. I p o ś r ó d tej zachwycającej w z r o k i smak w y s t a w n o ś c i , j a k o clou całego przyjęcia specjał szczególny, rezultat twórczej inwencji Babette, jej znak rozpoznawczy, jej sygnatura, olśniewające dzieło sztuki kulinarnej — „Cailles en sarcophage". ( Z a u w a ż m y w t y m momencie, n a w i ą z u j ą c do uwag 0 mięsie i ofierze, że w nazwie tej p o t r a w y ponownie śmierć daje z n a ć o sobie, c h o ć t y m razem dyskretnie, j a k b y o s ł a b i o na przez metaforyczny c u d z y s ł ó w . Por. sarks - m i ę s o , sarcophdgos - m i ę s o ż e r n y ) . J u ż raz w historii kina mieliśmy p o d o b n ą w y s t a w n o ś ć stołu, podobnie wyszukane menu: cynaderki po burgundzku, kaczka ze s ł o n i n ą i kasztanami, w o ł o w i n a ze ś m i e t a n ą i grzybami, ostrygi, langusta a la M o z a r t z r y ż e m w sosie „ J u t r z e n k a " i t d . T o t y l k o drobna część zestawu d a ń z Wielkiego żarcia Ferreriego. N a t y m tle Uczta Babette p r z e d s t a w i a ł a b y się j a k o c o ś w rodzaju „ a n t y - ż a r c i a " . G d y t a m — p o c h ł a n i a n i e p o k a r m ó w z gar gantuicznym apetytem, z a k o ń c z o n e śmiercią b o h a t e r ó w , t u — smakowanie, delektacja w skupieniu potraw i t r u n k ó w . U Ferreriego w y k w i n t n e dania są czystą z e w n ę t r z n o ś c i ą , „ z n a c z ą " t y l k o siebie. M i ę s o jest m i ę s e m , w i n o winem, są, by tak powiedzieć, p o z b a w i o n ą wszelkich o d n i e s i e ń gastro n o m i c z n ą t a u t o l o g i ą . W Uczcie Babette p o t r a w y , j a k i sam akt jedzenia, o d n o s z ą poza siebie, poza czysto smakowe 1 zapachowe doznania. N i e s p o s ó b w y o b r a z i ć sobie c o ś bardziej z m y s ł o w e g o , bardziej zmysły p o b u d z a j ą c e g o nad chrupkie, dobrze przyprawione m i ę s o , aromatyczne w i n o , m u s u j ą c y szampan i ociekające sokiem owoce. A jednak podczas przyjęcia dochodzi do przeduchowienia z m y s ł o w o 1 4 1 5 1 6 17 1 8 ści. N a naszych oczach odbywa się jej transmutacja, toczy się gra z m y s ł o w e g o i duchowego, widzialnego i niewidzialnego. G e n e r a ł , największy smakosz w c a ł y m towarzystwie, przyta cza s ł o w a swojego przyjaciela, k t ó r y o Babette, dawnej szefowej kuchni w paryskiej Cafe Anglais, p o w i e d z i a ł , że ta „ k o b i e t a zdolna jest z a m i e n i ć posiłek w rodzaj romansu, w pełen n a m i ę t n o ś c i stan, w k t ó r y m cielesnej i duchowej ż ą d z y nie s p o s ó b oddzielić o d siebie." Babette wydaje na przygotowanie kolacji wszystkie w y grane na loterii p i e n i ą d z e . Jej czyn nie znajduje w y t ł u m a c z e nia w p o r z ą d k u przyczynowym, logicznym, racjonalnym. T o gest najzupełniej bezinteresowny, r o d z ą c y się z bezgranicz nego oddania, nie oczekujący niczego w zamian. T o jest jej dar. T o jej ofiara. „ W y d a j e się jednak, że 'dar', m a j ą c y s p o c z y w a ć u p o d ł o ż a ofiary, r o z u m i e l i ś m y zbyt po europejs k u i n o w o c z e ś n i e . D a l i ś m y się zwieść Owidiuszowi i zapom nieliśmy, co właściwie znaczy ' d a w a ć ' . (...) 'Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli b r a n i u ' ( D z 20,35). Teoria do-ut-des nie pozostawia miejsca na to s f o r m u ł o w a n i e . Z a k ł a d a ono b o w i e m zupełnie inne rozumienie dawania, a raczej zupełnie inne znaczenie do-ut-des. N i e ulega z a ś w ą t p l i w o ś c i , że ta argumentacja nader często stanowi p o d s t a w ę ofiary. Dare nie znaczy jednak o d d a w a ć d o w o l n y przedmiot w j a k i m ś n i e o k r e ś l o n y m zamiarze. Dare znaczy n a w i ą z y w a ć stosunek, a więc ' b r a ć u d z i a ł ' w innej osobie za p o m o c ą j a k i e g o ś przedmiotu, k t ó r y nie jest właściwie 'przedmiotem', lecz częścią w ł a s n e g o 'ja' człowieka. ' D a w a ć ' to p r z e n o s i ć c z ą s t k ę samego siebie w cudze istnienie, tak że powstaje t r w a ł a w i ę ź . " Babette oddaje, o f i a r o w u j e i n n y m najlepszą c z ą s t k ę samej siebie — swój geniusz kulinarny, swój artyzm, swoją s z t u k ę . Wszystko co posiada. C z y m jest owa ofiara, j a k j ą r o z u m i e ć ? P o s ł u c h a j m y fragmentu literackiego, dziw nie p r z y s t a j ą c e g o do opisywanej t u sytuacji: „ D l a c z e g o r o b i ę moje przyjęcia — p o w i e d z i a ł a na głos z w r a c a j ą c się do życia. (...) Są ofiarą; s k ł a d a m je j a k o ofiarę — co oczywiście brzmi strasznie m ę t n i e . (...) c z y m ż e jest dla niej ta rzecz zwana życiem? Och, to bardzo osobliwe. K t o ś taki a taki mieszka w South Kensington, k t o ś inny w Bayswater, jeszcze k t o ś inny, powiedzmy, w M a y f a i r . A ona bezustannie jest ś w i a d o ma ich istnienia; i m ó w i sobie: co za marnotrawstwo, j a k a niepowetowana strata. I m ó w i sobie: żeby tak m o ż n a ich z e b r a ć wszystkich! N o i zbiera ich u siebie. I właśnie to jest jej ofiara — tworzenie, o b m y ś l a n i e ; ale k o m u s k ł a d a tę ofiarę? 1 9 Ofiara w imię samej ofiary — m o ż e . T a k czy inaczej, jest to jej dar. N i e posiada przecież ż a d n y c h innych w a r t o ś c i . " C y t o w a n y fragment pochodzi z książki V i r g i n i i W o o l f Pani Dalloway. Obraz kolacji przedstawiony w niej, j a k i wielu miejscach, podobna do niego scena przyjęcia z Do latarni morskiej tej pisarki, w y d a j ą się kongenialnym komentarzem literackim do filmowego obrazu u c z t y . Przy ich pomocy m o ż e uda się o d s ł o n i ć inne jeszcze p o k ł a d y z n a c z e ń zawar tych w filmie Axela. Obraz przyjęcia w Pani Dalloway jest nie t y l k o f a b u l a r n y m z w i e ń c z e n i e m akcji, t y m p u n k t e m , do k t ó r e g o „ z m i e r z a j ą " zdarzenia, ale jest k u l m i n a c j ą sensu wyższego r z ę d u . Podobnie cały siedemnasty r o z d z i a ł Do latarni morskiej obejmujący scenę kolacji, emanuje znacze niami, bliskimi w swej w y m o w i e o d p o w i a d a j ą c e m u m u fragmentowi z Pani Dalloway. P o w r ó ć m y do sensu ofiary złożonej przez Babette. C z y m jest ten gest, czy podobnie j a k w p r z y p a d k u p a n i D a l l o w a y „ o f i a r ą dla samej ofiary"? Co to bliżej znaczy? W i e s ł a w Juszczak, w i d z ą c y Panią Dalloway, w j e d n y m z jej p l a n ó w znaczeniowych, j a k o o p o w i e ś ć , p a r a b o l ę o artyście, a scenę przyjęcia j a k o opis a k t u t w ó r c z e g o , j a k o opis przeżycia formy tak puentuje w y w ó d p o ś w i ę c o n y ofierze Klarysy Dalloway: „ S ł o w o 'ofiara' nabiera m o ż e właściwej wagi 2 0 21 dopiero wtedy, gdy przyjęcie potraktujemy j a k o c a ł o p a l e n i e , gdy zobaczymy w n i m ofiarę samospalania — d o k ł a d n i e j . T o , co Klarysa w k ł a d a w ten gest, k t ó r y k t o ś w e ź m i e za objaw snobizmu, a k t o ś inny za n i e r o z s ą d n y wysiłek, z b ę d n y p o w ó d podniecenia, niepotrzebny (...), to jest wszystko, co posiada i co d a ć m o ż e , co razem z s o b ą rzuca na s t o s . " Ofiarny gest Babette m a moc, k t ó r a zdolna jest o d m i e n i ć na moment rzeczywistość, d o k o n a ć tego, co nie m o g ł o d o k o n a ć się za s p r a w ą religii, „ p r z y p o m o c y " religijnych s p o t k a ń kongregacji. A r t y z m Babette sprawił, że ci, k t ó r z y byli sobie niechętni, stali się sobie bliscy, złączyli się w j e d n ą w s p ó l n o t ę . T r w a j ą c a uczta staje się z m i n u t y na m i n u t ę d o ś w i a d czeniem n i e z w y k ł y m , co z w o l n a zaczynają u ś w i a d a m i a ć sobie jej uczestnicy. Nabiera mocy o b r z ę d u . Czas, zwykły d o t ą d czas jedzenia, s p o ż y w a n i a , uległ zagęszczeniu, zmienił się w czas o d ś w i ę t n y . Przestrzeń ubogiego d o m u sióstr staje się nagle „ c a ł k i e m i n n ą " p r z e s t r z e n i ą p o z o s t a j ą c t ą s a m ą , nie b y ł a j u ż t a k ą s a m ą . Realny, prawdziwie istniejący, „ m o c n y " staje się obszar z a m k n i ę t y ś c i a n a m i j a d a l n i . O ile p o c z ą t e k uczty u p ł y w a ł w ś r ó d k ł ó t n i , o s k a r ż e ń i wzajemnych podej r z e ń , o tyle z czasem n a p i ę t a sytuacja łagodnieje, u s t ę p u j ą c na k o ń c u misterium przebaczenia i pojednania. Ponownie ustanowiona zostaje w s p ó l n o t a . W Do latarni morskiej pani Ramsay zaprasza na kolację swoich znajomych i przyjaciół. Podobnie j a k jej bliźniacze odbicie pani D a l l o w a y cały czas żyje ona o b a w ą czy przyjęcie się uda: „ R o z e j r z a ł a się — p o k ó j jadalny w y g l ą d a ł przy g n ę b i a j ą c o (...) k a ż d y siedział zajęty jedynie s o b ą . " I kiedy j u ż w y d a w a ł o się, że tych monadycznych istnień nie s p o s ó b ze s o b ą p o ł ą c z y ć , z w i ą z a ć w całość, nagle dochodzi do radykalnej odmiany sytuacji: „ T e r a z , kiedy zapalone były wszystkie świece i twarze po o b u stronach stołu zbliżyły się przez to światło świec, i w s p ó ł t w o r z y ł y — czego nie b y ł o o zmierzchu — j e d n ą g r u p ę w o k ó ł s t o ł u , bo teraz noc z o s t a ł a o d c i ę t a przez szyby, k t ó r e , bynajmniej nie dając wiernego w i d o k u z e w n ę t r z n e g o świata, marszczyły go tak dziwnie, że tu, we w n ę t r z u p o k o j u , z d a w a ł się b y ć ł a d i suchy l ą d , a tam, na z e w n ą t r z , j a k i e ś odbicie, w k t ó r y m rzeczy r o z c h w i e w a ł y się i niknęły, w o d n i ś c i e . Wszyscy oni ulegli jakiejś przemianie, która się jakby naprawdę dokonała, i wszyscy byli świadomi, iż tworzą razem jedną grupę w jakimś miejscu pustym, na jakiejś wyspie, i wspólnie przeciwstawiają się owej płynności tam, na zewnątrz." *(Podkr. moje - D C ) . K u l m i n a c y j n y m p u n k t e m uczty jest p r z e m ó w i e n i e genera ła. Ten, k t ó r y j a k o m ł o d y człowiek uczestniczył kiedyś w spotkaniach w s p ó l n o t y opuścił j ą przed wieloma laty. Z a c h o w a ł jednak w p a m i ę c i n a u k i pastora. Jego s ł o w a m i rozpoczyna swoją p r z e m o w ę : „ Ł a s k a i prawda s p o t k a j ą się. S p r a w i e d l i w o ś ć i p o k ó j złożą sobie p o c a ł u n e k . C z ł o w i e k w swej słabości i k r ó t k o w z r o c z n o ś c i wierzy, że musi w y b i e r a ć tu w życiu i obawia się ryzyka, k t ó r e podejmuje. D r ż y m y . A l e nie m a o co, nasz w y b ó r jest bez znaczenia. Nadejdzie czas, kiedy oczy n a m się o t w o r z ą i wtedy zobaczymy, że ł a s k a jest n i e s k o ń c z o n a . B ę d z i e m y c z e k a ć na n i ą z ufnością i o d b i e r a ć z wdzięcznością. Ł a s k a nie stawia w a r u n k ó w . I zobaczymy, że wszystko to, co w y b r a l i ś m y jest n a m darowane. Wszystko, co o d r z u c i l i ś m y jest dozwolone. O t r z y m a m y r ó w n i e ż wszyst k o to, co o d r z u c i l i ś m y . " W y b ó r , k t ó r e g o przed kilkudzisięcioma laty d o k o n a ł g e n e r a ł (wtedy w stopniu porucznika) d e c y d u j ą c się na k a r i e r ę w o j s k o w ą jest o d w r ó c e n i e m decyzji F i l i p y , k t ó r a rezygnuje z kariery wielkiej śpiewaczki i o d rzuca r ę k ę A c h i l l a Papin. Gest wyrzeczenia F i l i p y , po święcenia się służbie dla w s p ó l n o t y jest o f i a r ą ze szczęścia s k o ń c z o n e g o w imię w a r t o ś c i n i e s k o ń c z o n e j . K a r i e r a genera ła, b ę d ą c a s p e ł n i e n i e m w znaczeniu doczesnym, w y w o ł u j e w n i m u kresu życia refleksję o z n i k o m o ś c i swych s u k c e s ó w . 22 2 3 2 79 Po s k o ń c z o n e j uczcie, g e n e r a ł , w y c h o d z ą c j u ż zwraca się do M a r t i n y , swojej miłości: „ B y ł e m z p a n i ą przez k a ż d y d z i e ń mojego życia. P r o s z ę p o w i e d z i e ć , że wiedziała pani o t y m . — Tak. - A zatem wie pani, że b ę d ę z p a n i ą k a ż d e g o dnia, k t ó r y zostanie m i jeszcze podarowany. K a ż d e g o wieczoru b ę d ę z a s i a d a ł do stołu z p a n i ą , nie ciałem, ono jest bez znaczenia, ale d u s z ą , p o n i e w a ż n a u c z y ł e m się tego wieczoru, że w naszym p i ę k n y m świecie wszystko jest m o ż l i w e . " Ten tekst jest rewersem słów, k t ó r e w y p o w i e d z i a ł o n kiedy, przed wieloma laty, o p u s z c z a ł d o m pastora: „ O d c h o d z ę na zawsze i nigdy j u ż pani nie z o b a c z ę . P o n i e w a ż n a u c z y ł e m się tutaj, że życie jest twarde i bezlitosne oraz że istnieją rzeczy n i e m o ż liwe." D z i w n y i niezwykły t o wieczór, czas p e ł e n p a r a d o k s ó w . K i e d y ci co nie rozumieli zaczynają r o z u m i e ć . K i e d y to, co n i e m o ż l i w e staje się m o ż l i w e . K i e d y ci, k t ó r z y m o d l ą się s ł o w a m i „ n i e dbajmy o s t r a w ę i odzienie", w kontemplacyj nej zadumie delektują się p r z y j e m n o ś c i a m i stołu. K i e d y ze s k ł ó c o n e j sekty, z wyosobnionych istnień rodzi się w s p ó l n o ta. C z y m jest ta rzeczywistość b ę d ą c a zaskoczeniem d l a wszystkich b i e s i a d n i k ó w ? Poczekajmy jeszcze z odpowie dzią, sięgając ponownie do fragmentu z V i r g i n i i W o o l f , do tej c h w i l i olśnienia, k t ó r a nawiedziła p a n i ą Ramsay: „ W s z y s t k o w y d a w a ł o się m o ż l i w e . Wszystko w y d a w a ł o się właściwe. W ł a ś n i e teraz (...), właśnie teraz o s i ą g n ę ł a poczucie bez p i e c z e ń s t w a (...) N i c nie trzeba m ó w i ć ; nic nie m o ż n a p o w i e d z i e ć . T o b y ł o tutaj, w o k ó ł nich. U c z e s t n i c z y ł o to, j a k czuła, u w a ż n i e n a k ł a d a j ą c panu Bankes szczególnie m i ę k k i k a w a ł e k , w wieczności, tak j a k czuła to j u ż przedtem, w z w i ą z k u z c z y m ś i n n y m , przed t y m p o p o ł u d n i e m ; jest w rzeczach j a k a ś ł ą c z n o ś ć , j a k a ś t r w a ł o ś ć ; c o ś , j a k to r o z u m i a ł a , co jest niepodatne na z m i a n ę i r o z p o ś c i e r a blask (...) j a k r u b i n przeciw temu, co p ł y n n e , p r z e m i a j ą c e , znikliwe." D o ś w i a d c z e n i e pani Ramsay, ale i to, k t ó r e s t a ł o się u d z i a ł e m u c z e s t n i k ó w uczty wydanej przez Babette, najlepiej oddaje p i ę k n y o k s y m o r o n z a p o ż y c z o n y o d C z e s ł a w a M i ł o sza: „ m o m e n t w i e c z n y " . A l e wciąż nie wiemy o czym t u bliżej m o w a . Przypomnijmy zatem m o t y w y uprzednio j u ż akcentowane: odczucie spokoju, ł a d u , h a r m o n i i , poczucie j e d n o ś c i i pełni, p o ł ą c z e n i e przeciwieństw, wreszcie obfitość j a d ł a i n a p o j ó w . Wszystko to pozwala nam na stwierdzenie, że przed uczestnikami tego wieczoru c u d ó w , uchyliły się na moment bramy Raju. Biesiadnicy w y c h o d z ą przed d o m . B i o r ą się za ręce i t a ń c z ą p o d r o z g w i e ż d ż o n y m niebem w o k ó ł studni ( ź r ó d ł a życia?), nie c a ł k i e m ś w i a d o m i tego, że tyle razy odmawiana przez nich m o d l i t w a — „ P a n i e , niech Twoje k r ó l e s t w o z s t ą p i na ziemie" — w ł a ś n i e się ziściła. I m o ż e t y l k o s ł o w a m ł o d e g o K a n t a z Traktatu o niebie są na m i a r ę tej chwili szczęścia, pełni i ukojenia: „ W ciszy, w powszechnej ciszy nocy oraz w spokoju z m y s ł ó w duch nieśmiertelny m ó w i nienazwanym j ę z y k i e m o pojęciach, k t ó r e m o ż n a wprawdzie z r o z u m i e ć , lecz nie opisać... tak rozumiem n i e p o j ę t e . " 2 5 26 2 7 PRZY PISY: powiedzenia, lecz raczej na tym, że chce się powiedzieć na raz za dużo Wszystkie, cytowane dalej fragmenty z Uczty Babette są i nie znajduje słów wobec napierającej pehii tego, co jest do tłumaczeniem z angielskiej wersji językowej. powiedzenia. Tak też, gdy mówimy, że ktoś zamilkł, nie mamy na Informację tę uzyskałem od Pana Zbigniewa Basary. Że nie są to myśli tylko tego, że przestał mówić. W zamilknięciu to, co jest do wyjątki, świadczyć może rażący powierzchownością i naiwnością powiedzenia, zwraca się ku nam jako coś dla czego poszukujemy fragment poświęcony Uczcie Babette z artykułu Philippe Niel'a, Obrazy ucztowania na ekranach. Ze światowego repertuaru roku słowa." H-G. Gadamer, O zamilknięciu obrazu, (w:) Estetyka w świecie, wybór tekstów pod red. M. Gołaszewskiej, Kraków 1986, 1988, „Kino" nr 11, 1989, s. 40—41 t.2, s. 55 Por. A. Brillat-Savarin, Fizjologia smaku albo Medytacja C G . Jung, Archetypy i symbole. Pisma wybrane. Warszawa o gastronomii doskonalej, Warszawa 1977 1981, s. 391 J.Brach-Czaina, Metafizyka mięsa, „Twórczość" nr 10,1986,s. P. Florenski, Ikonostas i inne szkice, Warszawa 1981, s. 82 81—91 Tamże, s. 86, 85 O podejmowanych na siłę, próbach interpretacji w duchu symboliki konwencjonalnej jednego z obrazów Cotana wspomina Tamże, s. 88 I. Bergstróm, Dutch Still-Life. Painting in the Seventeenth M. Rzepińska, op.cit., s. 296 Por. P. Ricoeur, Język, tekst, interpretacja. Wybór pism. Century, London, b.d. M. Rzepińska, Siedem wieków malarstwa europejskiego, Wroc Warszawa 1989, s. 139—147 ław 1979, s. 257; N. Schneider, The Art of the Still Life. Still Life Zob. R. Marszałek, Kamień w wodę, Warszawa 1980, s. 124 Painting in the Early Modern Period, Koln 1990, s. 76—87 G. van der Leeuw, Fenomenologia religii, Warszawa 1978, s. E . Panofsky, Rzeczywistość i symbol w malarstwie niderlandz 399—400 kim XV wieku. ,,Spiritualia sub metaphoris corporalium", (w:) tegoż, V. Woolf, Pani Dalloway, przekł. K . Tarnowska, Warszawa Studia z historii sztuki, Warszawa 1971, s. 122—150 1961, s. 143 I. Bergstróm, Disguised Symbolism in „Madonna" Pictures and Twórczość Virginii Woolf odkryłem dla siebie dzięki znakomi Still Life, „The Burlington Magazine", vol. X C V I I , 1955, nr 631 tej książce Wiesława Juszczaka, Zasłona w rajskie ptaki albo (cz.I), s. 307 o granicach „okresu powieści", Warszawa 1981 J. Pollakówna, Rozważania o trzech obrazach, „Więź" nr 23, Tamże, s. 71—72 1984, s.71 V. Woolf, Do latarni morskiej, Warszawa 1962, przeł. K . Ch. Sterling, Le nature mor te de I'antiquite a nos jours, Paris Klinger, s. 124—125 1952, s. 62. O malarstwie Cotana zob. M. Rzepińska, op.cit., s. Ze względu na istotne odstępstwa od oryginału, cytuję w tym 295—296; Schneider, op.cit., s. 122—124; J. Wiercińska, Hiszpańscy miejscufilologicznyprzekład Ewy Gieysztor zamieszczony w pracy malarze martwych natur I polowy XVII wieku. Wystawa w Kimbell W. Juszczaka, op.cit., s. 44 Art Museum w Forth Worth, „Biuletyn Historii Sztuki", R . L I , nr Tamże. 3—4, 1989, s. 308—310 „Godzisz się co jest / Niszczyć i z ruchu podjąć moment „Zamilknąć nie znaczy nie mieć nic do powiedzenia. Przeciw wieczny" Cz. Miłosz, Notatnik: Bon nad Lemanem, (w:) Wiersze, nie: zamilknięcie jest pewnym sposobem mówienia. W języku Kraków 1984, t.l, s. 292 niemieckim słowo 'milczący', 'stumm', wiąże się ze słowem 'stamCytuję za B. Hrabal, Zbyt głośna samotność. Warszawa meln', które oznacza 'zająknąć się'. Przejmująca konieczność zająk 1989, s. 36 nięcia polega w rzeczywistości nie na tym, że nie ma się nic do 1 2 3 1 4 4 1 5 5 1 6 6 7 1 7 8 1 8 1 9 9 2 0 1 0 2 1 1 1 2 2 2 3 1 2 2 4 2 5 1 3 2 6 2 7 80