Pobierz - Miasto Kobiet
Transkrypt
Pobierz - Miasto Kobiet
W NUMERZE: KULTURA I ROZRYWKA 4 Wojowniczka – rozmowa z Małgorzatą Jantos (Anna Laszczka) 6 Fantazje i tęsknoty – rozmowa z Pauliną Bisztygą (Zyta Kowalska) 8 Kostiumy, maski i świecidełka – rozmowa z Martą Bizoń (Łucja Kucia i Aneta Pondo) 10 Czekając na miłość – rozmowa z Moniką Brodką (Paweł Gzyl) 12 Wydarzenia (kalendarium) 12 Książki – recenzje (Łucja Kucia) 12 Nowości płytowe (Paweł Gzyl) 13 Miesiąc Fotografii (Agnieszka Kozak) Paulina Bisztyga, fot. Katarzyna Pałetko „Nikita" 16 Film – recenzje (Agata Jałyńska) KUCHNIA 14 Nowe miejsca (Ola Przegorzalska) 15 Gotuj z Leonardo str. 17 Byle z pianą (Marianna Dembińska) 6 MODA 20 Maniewski: Czas dla ciebie, przestrzeń dla włosów (Małgorzata Kucab) rozmowa z Pauliną Bisztygą 22 Goorin tkwi w szczególe (Jolanta Gawlak) 22 Czym pachnie Lu’lua (Jolanta Gawlak) 25 Desant na Grzegórzki (Agnieszka Kozak) 27 Sesja mody: Maxi kolor w formacie mini Na okładce: Marta Bizoń, fot. Jacek Wrzesiński, więcej na str. 8 ZDOWIE I URODA Wydawca: Agencja Etna, Kraków 30-107, plac Na Stawach 1 (pokój 411), tel. 012/ 294 11 82, tel. /fax 012 / 294 11 80; Redaktor naczelny: Aneta Pondo, [email protected]; sekretarz redakcji: Andrzej Politowicz, [email protected]; skład i opracowanie graficzne: Eliza Luty; współpraca: Marianna Dembińska, Jolanta Gawlak, Paweł Gzyl, Agata Jałyńska, Zyta Kowalska, Agnieszka Kozak, Małgorzata Kucab, Łucja Kucia, Anna Laszczka, Ola Przegorzalska, Matylda Stanowska; Reklama: Barbara Fijał (tel. 698 901 255) Ludmiła Mentlewicz (tel. 609 817 533) Renata Stós-Pacut (tel. 601 998 170); Druk: Leyko, ul. Romanowicza 11, Naklad: 10 tys. egz. Miasto Kobiet – bezpłatny dwumiesięcznik, dostępny w kawiarniach, klubach i restauracjach, salonach kosmetycznych i fryzjerskich, sklepach, przychodniach, klubach fitness, itp. 33 WenDo: droga odważnych kobiet (Matylda Stanowska) 34 Face & Body: Odmładzanie bez skalpela (dr Elisabeth Dancey) 37 Centre de la Vision: Piękniej i bezpiecznie (Aneta Pono) 38 Z serca Afryki (Małgorzata Kucab) 40 Magia dotyku (Aneta Pondo) 44 Urodzić się we własnym domu (Anna Waszkielewicz) 46 Cichoń: o uśmiechu wiemy wszystko WNĘTRZA Następmy numer Miasta Kobiet ukaże się na początku lipca. Zamówienia na reklamy przyjmujemy do 15 czerwca 2007 (dział reklamy, tel.: 012 294 08 83, 294 11 80). Zapraszamy do współpracy! 47 Inteligentne mieszkanie, nowe aranżacje – Festiwal Wnętrz 48 Mieszkanie jak lustro duszy w w w . m i a s t o k o b i e t . p l V twarze miasta WOJOWNICZKA Sympatia dla samego siebie nie zależy od podziwu świata. Małgorzata Jantos Kiedy myśli Pani o sobie: jestem...? Po pierwsze jestem chyba nauczycielem akademickim. To najbardziej lubię robić, choć może trzeba by powiedzieć – lubiłam, bo młodzi ludzie się zmieniają. Są dziś mniej spontaniczni, mniej oczytani, tacy komputerowi i komiksowi. To zaczyna mi przeszkadzać, trudniej się porozumieć, nie ze względu na wiek, ale coraz większą różnicę poziomu wiedzy. Chce Pani przez to powiedzieć, że „narodowa akcja – dyplom świadectwem powszechnym” ma swoje mankamenty? To pozór, który przyswoiliśmy sobie za Europą. Przekonanie, że jeśli osób z dyplomem będzie nie siedem, a czterdzieści siedem procent, to będziemy lepiej wyedukowani i zbliżymy się do jakiegoś wzorca społeczeństwa demokratycznego. To nie jest takie proste i w rzeczywistości straciła na tym sama nauka. Dostosowała się do większej liczby studentów, co pociągnęło za sobą zagubienie elementu wyróżnienia, a jej poziom bardzo się obniżył. Kiedy myśli Pani o sobie: jestem bizneswoman? Tak myślę o sobie od siedemnastu lat, kiedy to stwierdziłam, że z doktoratów poświęconych współczesnej filozofii niemieckiej nie bardzo można przeżyć. Ja w gruncie rzeczy nie lubię, kiedy ktoś mówi o mnie „bizneswoman” bo wcale się nią nie czuję. Jestem przedsiębiorcą w sensie subiekta, kogoś, kto najbardziej dba o jakość. W tym pazernym świecie prezentując takie podejście często się przegrywa, bo jakość niekoniecznie równa się bardzo dobremu wynikowi finansowemu. Czy myślenie „jestem kobietą”, ale takie wprost, bez dodatkowych określeń, przydarza się Pani? Oczywiście! Przydarza mi się bez przerwy. Wszak kobietą jestem zawsze. Gdyby postawiła pani pytanie, czy myślę o sobie, że jestem damą, musiałabym się zastanowić, bo bycie kobietą i bycie damą to dwie różne rzeczy. Kobietą się jest, a bycie damą to przywilej. W takim razie proszę się zastanowić, czy jest Pani damą. Nie. Jestem wojowniczką i to chyba sytuuje mnie bardziej w tak zwanym męskim świecie. Myślę, że kobietom – wojowniczkom jest trudniej niż kobietom – damom, czy kobietom – kobietom. Dwa ostatnie rodzaje świetnie wykorzystują atuty, jakie niesie nasza płeć, a wojownik walczy, odsuwa wszystkich, wyjmuje broń, strzela, udowadnia. Nie używam słowa „chciałabym”, tylko mówię „chcę”, nie mówię „być może tak to jest”, tylko „tak jest”. To chyba trochę wycofanie z użytku własnej kobiecości. Gdzie plasują się obiekty żartów, czyli blondynki? Jeśli mowa o kolorze włosów, mogą być w każdej z grup, jeśli o głupocie, to ta jest bezpłciowa. Nie chcę o tym mówić. Erazm z Rotterdamu napisał w swoim dziele „Pochwała głupoty”, że ludzie twierdzą, iż brakuje im sławy, pieniędzy, zaszczytów, ale nigdy nie mówią, że brak im mądrości. Ludzie nie mają świadomości własnej głupoty. „Blondynka” to więc nie płeć, ale raczej rodzaj człowieka. Dlaczego na wątłe, kobiece barki, oprócz ról wykładowcy i przedsiębiorcy, wzięła Pani także rolę polityka? W rodzinnym domu byłam starszą siostrą i prawą ręką rodziców, byłam także harcerką i stąd wzięła się moja aktywność. Ja chyba jestem narkotycznie uzależniona od działania i patrzenia, co się przez to zmienia. Platon co prawda powiedział, że „filozof, to ten, który obserwuje”, ale dla mnie obserwacja to za mało. Są ROZMOWA Z DR MAŁGORZATĄ JANTOS – FILOZOFEM, PRZEDSIĘBIORCĄ I POLITYKIEM działania, które sytuują mnie w świecie jeszcze niezdobytym lub rzadko zdobywanym przez kobiety. Byłam na przykład pierwszą kobietą w prezydium krakowskiej Izby Przemysłowo – Handlowej. Tam kobieta nie zasiadała nigdy, a to istnieje już ponad 150 lat. Wracając zaś do polityki. Najmniej ją lubię. W ciągu każdego tygodnia kilkanaście razy mam ochotę zrezygnować, co czasem zdarza mi się nawet uczynić i wtedy opisują to media. Nie lubię nawet świadomości bycia politykiem i wolę sama siebie nazywać samorządowcem. W polityce zresztą znalazłam się, bo nie umiałam odmówić mężczyźnie. Dzwonił do mnie Andrzej Olechowski, który zakładał wtedy PO. Nim przeszłam ulicą Szewską zadzwonił do mnie pięć razy, namawiając do udziału w polityce, a ja uwierzyłam mu myśląc, że jest to działanie „dla dobra”. Jeśli miałaby Pani powiedzieć, co w polityce najbardziej przeszkadza? To, że nie można usiąść i porozmawiać o sprawach istotnych dla tego miasta, bo jest to bardzo mocno uwikłane politycznie. Nie mogę pogodzić się z tym, że ktoś, na przykład z partii „w paski” czy partii „w kratkę”, proponuje dobre rozwiązanie, a ktoś z miejsca obok mówi mi: „Bez entuzjazmu, on jest w paski, a my z takimi nie współpracujemy”. Bez przerwy się o to spieram, zmęczona odchodzę, potem wracam. To najmniej wdzięczna z moich ról. Do obrazu kobiety sukcesu, lansowanego przez media, brakuje jedynie potwierdzenia, że jest Pani tzw. singlem. Tutaj nie pasuję, bo jestem matką i żoną, i jako matka ubolewam niekiedy nad tym, że moje dziecko jest jedynakiem. Gdyby czas się cofnął zrobiłabym w moim życiu wszystko tak samo z jednym wyjątkiem: mój syn miałby rodzeństwo. Jak rodzina znosi w domu kobietę – wojownika? Chyba się przyzwyczaili, że mama to nie fartuszek, nie słabość. Kiedyś wymyśliłam sobie, że w moim domu musi pachnieć ciastem. Piekłam te ciasta po nocach, a rano wyruszałam, jak na wojownika przystało, „na polowania”. Mój syn pewnego dnia powiedział: „Mamo nie musisz, ja właściwie nie przepadam za ciastem. Wiesz, mama mojego kolegi nie pracuje, ale oni nie mają o czym ze sobą rozmawiać. My rozmawiamy, zostaw ciasta”. Zrozumiałam wtedy co dla mojej rodziny jest ważne. Czy jest Pani z siebie zadowolona? Byłam na ostatnim filmie Woody Allena, którego uwielbiam za inteligencję, autoironię i dystans do siebie. I tam padają słowa „byłem wyznania żydowskiego, ale ostatnio przeszedłem na narcyzm”. Myślę, że człowiek, który chce coś osiągnąć, musi polubić siebie. Już słyszę komentarz „łatwo powiedzieć, gdy jest się członkiem elity”. Ależ to nie tak. Wielu wielkich tego świata miało wszystko i nie lubiło siebie, a na przykład moja teściowa mając ośmioro dzieci i ciężko pracując spełniła się w życiu, zaakceptowała siebie i polubiła. Moja przyjaciółka profesor filozofii mówi o mojej teściowej, że jest jedną z niewielu osób samozrealizowanych. Istotą spełnienia i polubienia siebie nie jest popularność. Gwiazda kina może siebie nie lubić, a pani Zosia ze sklepu na rogu może być zrealizowana i szczęśliwa. Sympatia dla samego siebie nie zależy od podziwu świata. ROZMAWIAŁA ANNA LASZCZKA 4 MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 V muzyka ROZMOWA Z PAULINĄ BISZTYGĄ, KRAKOWSKĄ WOKALISTKĄ, POETKĄ, LAUREATKĄ M.IN. STUDENCKIEGO FESTIWALU PIOSENKI, FAMY, NAGRODY IM. GRZEGORZA CIECHOWSKIEGO I STYPENDIUM IM. MARKA GRECHUTY Paulina Bisztyga, fot. Katarzyna Pałetko „Nikita" FANTAZJE I TĘSKNOTY Gdy ją widzimy na scenie, wzrok przykuwa ekscentryczny, mocny makijaż, rude włosy i czarny ubiór. Potem koncentrujemy się na basowym głosie i dojrzałych, kobiecych tekstach. Przy bliższym poznaniu dostrzegamy w niej Proste jest prawo miłości? trochę szaloną dwudziestokilkulatkę, Proste! To dawanie i branie. która czaruje rzeczywistość, żeby zawsze Najlepiej po równo. To my komplikujemy te proste sprawy móc robić to, na co ma ochotę. A jej pasją, na wszystkie możliwe sposoby. misją i miłością jest muzyka: pisze Mówisz teoretycznie? Czy też napisałaś piosenki, które znalapiosenki, śpiewa, komponuje. zły się na płycie, na podstawie Jest także współproducentką (wraz z ostatnich doświadczeń? Romanem Ślazykiem) swojej najnowszej To wynik moich obserwacji, fantazji, tęsknot. Najwięcej rzeczy płyty „Proste jest prawo miłości”. powstaje z tęsknoty. Kiedy czegoś doświadczam, więcej mi umyka. Wiele spraw zostaje wtedy na marginesie. A margines to bardzo wartościowa część człowieka – to coś czego nie znamy, nie przeżyliśmy. I to najsilniej inspiruje. To siła umysłu. A jakie są twoje tęsknoty? Takie same jak wszystkich. Tęsknię na ogół za rzeczami niemożliwymi, nieosiągalnymi. Za czymś trwałym. Pięknym. Głębokim. Inna sprawa, że czasami nie potrafię przyjąć dobrych rzeczy, które mnie spotykają. A w życiu postawiłaś na muzykę. Ale zostawiam sobie możliwość zmiany decyzji i jeśli coś innego mnie w życiu zainteresuje, to dam sobie szansę. Śpiewanie to rzecz ulotna. Nie przywiązuję się do tej formy wypowiedzi. Mam na siebie tysiąc pomysłów na minutę. Na pewno chcę być zawsze blisko muzyki, bo to kocham. I wierzę w to, co robię. Wierzę, że i ta nowa płyta trafi „pod strzechy” i że przez wiele lat ludzie będą po nią sięgać. Uprawiam taki gatunek muzyki, że muszę włożyć dużo czasu i pracy w to, by do siebie przekonać. Ale czas działa na moją korzyść. Wierzę, że te piosenki się nie zestarzeją. Sprzyja temu surowa forma i żywe brzmienie, właściwie pozbawione ingerencji realizatora i sztuczek technicznych. Chciałabym, żeby za dziesięć, dwadzieścia lat ktoś chciał wrócić do tej 6 MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 płyty. Żeby po wielokrotnym przesłuchaniu zyskiwała na wartości. Sama mam takie płyty, do których wracam po długich przerwach, np. Pink Floyd, Patty Smith, PJ Harvey, czy Laurie Anderson… Z tą ostatnią łączy cię, zdaje się, dyplom z historii sztuki i uprawianie poezji. Tak. Historia sztuki to coś, co mnie zawsze interesowało. Dobrze jest mieć w zanadrzu porządny zawód. Teraz jednak moją pasją jest muzyka. A co cię napędza poza muzyką? Bardzo mnie uskrzydla możliwość sprawiania radości innym. Jestem typem dawcy. Stojąc na scenie to właśnie robię – daję coś od siebie. Jest w tym także wiele miłości i nienawiści; kompleksów i ich przezwyciężania; ambicji – ale i pokory, bo trzeba mieć wiele pokory, żeby przyjąć okresy bessy, porażki w zawodzie. Kiedy po raz pierwszy stanęłaś na scenie (w Studio Teatru, Muzyki i Tańca Elżbiety Armatys) to było już z twojej potrzeby, czy raczej chęci zaspokojenia ambicji rodziców? Byłam wtedy w podstawówce i sama chciałam chodzić na jakieś artystyczne zajęcia, najlepiej do Nowohuckiego Centrum Kultury. Wszystkie moje koleżanki tam chodziły. Najpierw zaczęłam tańczyć, niestety nie miałam do tego talentu. Ale była to świetna przygoda i ucieczka od nowohuckich klimatów. W tamtych czasach życie podwórkowe wyglądało trochę inaczej niż dziś… Całymi dniami szwendałam się z siostrą po Hucie, jeździłyśmy tramwajami tam i z powrotem, korzystałyśmy z totalnej wolności, jak większość naszych kolegów z podwórka. Dla rodziców ważne było to, żeby wrócić na wieczorynkę do domu. Rodzice nie pytali, co porabiamy całymi dniami. I w takiej samej atmosferze wolności zaspokajałam moje dziecięce pasje. Z tańcem nie wyszło, więc zaczęłaś śpiewać. Można to tak ująć. Najpierw były śpiewy w kościele, na oazie, w mojej parafii na osiedlu II Pułku Lotniczego (bo byłam dzieckiem bardzo religijnym). Zakładałam różne zespoły, śpiewałam na sacrosongach, jeździłam na festiwale. I pisałam wiersze. Ale w rubryce wykształcenie muzyczne musiałabyś wpisać – „brak”. Tak. Biorę udział w komponowaniu naszej muzyki, ale bardzo nieprofesjonalnie, bo nie potrafię stworzyć zapisu nutowego. To zawsze jest rola Romka Ślazyka, natomiast aranże są zasługą całego zespołu. Wzięłaś niedawno udział w krakowskim Festiwalu Kobiet. Życzyłaś organizatorkom, żeby się nie pokłóciły i za rok dalej robiły swoje. Masz tak złe mniemanie o naszym kobiecym rodzie? Przeciwnie! Wspieram kobiety i bardzo się identyfikuję z takimi inicjatywami. Ale uważam, że hasła jedności wśród kobiet są strasznie nadmuchane. To jest jakiś stereotyp. Spróbowałam więc żartobliwie to zdemitologizować. Kobiety są fajne, silne, mądre. Silniejsze od facetów. Cenię je za kreatywność, umiejętność analizy – czasami przesadną. Ambicję – czasem przejaskrawioną. Kobiety wszystko robią mocniej i wyraziściej. Jak kobieta zdradza, to dopiero jest kolorowo! Jak z kobietą zadrzesz, to doświadczysz niewyobrażalnego okrucieństwa i perfidii. Faceci nie są do tego zdolni. Kobiety są malowniczo podstępne i zawistne. Nikt cię nie sprzeda tak tanio i w białych rękawiczkach, jak kobieta. Mnie to fascynuje. Natomiast gdybym przeliczyła na procenty, ile w moim życiu zawdzięczam kobietom, a ile mężczyznom, to zdecydowanie wygraliby mężczyźni. To od nich miałam pomocną dłoń, wsparcie, zaufanie. Kobiety się raczej nawzajem eliminują, walczą o teren, o zasługi. Zawsze żartuję na temat kobiet, ale w gruncie rzeczy trzymam za nie kciuki. ROZMAWIAŁA ZYTA KOWALSKA Najbliższe koncerty Pauliny Bisztygi w Krakowie: 26 maja, koncert w czasie finału Wyborów Miss Małopolski, Pałac Pod Baranami (Miasto Kobiet jest patronem medialnym wyborów); 22 czerwca, g. 20, koncert w Teatrze KTO, ul. Gzymsików 8; 30 czerwca, Noc Poetów, Rynek Główny, www.paulinabisztyga.com > PREZENT Dla Czytelników Miasta Kobiet mamy dwie płyty „Proste jest prawo miłości”. Otrzymają je dwie osoby spośród tych, które do 20 czerwca przyślą SMS o treści „MKA BISZTYGA imię nazwisko”. Koszt SMS-a 1 zł bez VAT (1,22 zł z VAT) V teatr Mieszkasz w Krakowie od 1990 roku. Czujesz się Krakowianką? Absolutnie tak! Masz jakieś utarte szlaki? top i naszyjnik – Caterina, słomkowy kapelusz – z szafy M. Bizoń Kazimierz! Tylko! I do Rynku, i z powrotem… I jeszcze do ZOO, jak mnie mąż wyciągnie. Twoje życie nie należy do najspokojniejszych. Masz sprawdzone sposoby na odreagowanie stresu? Jakieś „babskie” przybytki: gabinety kosmetyczne, sklepy? Sklepy tak! Uwielbiam ciuchy i zawsze szukam czegoś na scenę. Ja jestem sroka. Mam całe mnóstwo przeróżnych świecidełek wygrzebanych w starociach lub otrzymanych w prezencie. Wszystkie się pięknie błyszczą na scenie. I kapelusze! W ogóle jestem fanką staroci. Moja szafa pełna jest torebek, butów, kostiumów, jakich w sklepach na pewno się nie znajdzie. Teatr, koncerty… Jak przy tak zapełnionym kalendarzu radzisz sobie z życiem rodzinnym? Książka mojego ulubionego Akunina leży od trzech mie- biała bluzeczka i opaska – z szafy M. Bizoń, zielony top – Click KOSTIUMY, MASKI I ŚWIECIDEŁKA sięcy, a ja przeczytałam dopiero dwie kartki… Radzę sobie, bo muszę sobie radzić, ale wieczorami bywam bardzo zmęczona i po prostu zasypiam na kanapie. Odkąd moja córka Matylda poszła do przedszkola, jest łatwiej. Kiedy była malutka, dużo z Tobą jeździła? Tak, ale niedawno stwierdziłam, że to nie jest dobrze, że ona słucha moich neapolitańskich piosenek. Szczególnie, że spodobała jej się jedna i śpiewa ją w przedszkolu: „Ja jestem piękną Hiszpanką, królową miłości, lecz gdy chcesz, bym twą była gwiazdą, płać albo spływaj stąd precz…” Matylda nosi imię po twojej babci. Często ją wspominasz. Babcia Matylda była mamą mojego taty. Przez 18 lat dzieliłam z nią pokój i nic piękniejszego mnie w życiu spotkać nie mogło. Babcia miała bardzo bogatą wyobraźnię i potrafiła pięknie opowiadać. To ona mnie uczyła wierszyków i piosenek. Dzięki babci jestem katoliczką wierzącą i praktykującą, ona mnie nauczyła modlitw i dbała, żebym o nich nie zapominała. Jest takim moim dobrym duchem. I rzeczywiście babcia towarzyszyła ci podczas twojego filmowego debiutu? Tak. Mogłam być w czwartej – piątej klasie. Niektóre sceny „Blisko, coraz bliżej” kręcono na wadowickiej zabytkowej stacji kolejowej. Ekipa poszukiwała statystów i na pytanie: „Czyja babcia chce zagrać?”, krzyczałam: „Moja, Na pewno moja!” Nie pamiętam, jak mi się udało babcię namówić, ale ona chyba z wielką ochotą wzięła w tym udział. Oczywiście ja poszłam z nią. Usiłowano się mnie 8 MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 pozbyć: „To pani dziecko?” „No… to moja wnuczka.” „A ona się od pani spódnicy nie odczepi?” „No, nie odczepi się.” „No to ubierzcie to dziecko w coś.” Czy to znaczy, że już wtedy pałałaś chęcią zostania aktorką? Pamiętam tylko, że bardzo chciałam czegoś nowego spróbować. Nie wiem, czy byłam świadoma, że w ten sposób może się zacząć kariera aktorska. Najpierw chciałam być piosenkarką. W pierwszej klasie liceum przeczytałam pamiętniki Poli Negri i pomyślałam o aktorstwie. Tyle że w czwartej klasie liceum zakochałam się i… chyba dlatego nie dostałam się wtedy do szkoły teatralnej. Nie dostałaś się do PWST powodu wielkiej miłości? Niezupełnie. Kiedy już po oblanym egzaminie odbierałam swoje dokumenty, przeczytałam w nich, że… brak mi temperamentu. Poważnie?! Naprawdę. A szczerze mówiąc ja się do tego egzaminu tak naprawdę nie przygotowałam. Nie z lenistwa, ale z kompletnej nieświadomości. Potem przez rok studiowałam polonistykę i było mi tam dobrze. Początkowo w ogóle nie myślałam, żeby znowu zdawać do szkoły teatralnej. Związałam się jednak z teatrem studenckim i tak jakoś pomyślałam sobie: „A co mi szkodzi?” Zdobyłam jakoś pieniądze na egzamin, nic nie mówiłam rodzicom, pojechałam i zdałam. Ostatnio spotkałyśmy się, przy okazji spektaklu „Wszystko o kobietach”. Od tego czasu wydałaś książkę i płytę. Wygląda na to, że teraz w twoim życiu zawodowym dominuje muzyka. Jak to wytłumaczysz? Zawsze podkreślałam, że jestem aktorką śpiewającą. Od dawna marzyłam o wydaniu i książki, i płyty, ale to nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. Pracowaliśmy nad sztuką „Wszystko o kobietach” i po tym okresie intensywnej pracy w teatrze przyszedł taki moment, że wszystkie sprawy związane z książką i płytą można było sfinalizować. Płyta była już nagrana rok wcześniej, a sam spektakl „Neapol 19.03” graliśmy przez cztery lata. I ciągle to śpiewasz? I ciągle to śpiewam! I to się ciągle podoba. Bardzo się z tego cieszę, bo to jest materiał, z którym identyfikuję się absolutnie od czubka palca u nogi po czubek głowy. W czasie koncertów promujesz też książkę, która jest zbiorem felietonów z „Gazety Krakowskiej”. Ty je nadal piszesz? Tak. Pod koniec ubiegłego roku marudziłam, że skończyły mi się już tematy na felietony, bo ileż można pisać o świętach u teściowej czy o kłótni z mężem. I los wyszedł naprzeciw moim „pragnieniom”. Wczoraj właśnie pisałam felieton o tym, że codziennie mi się coś przydarza. Najpierw włamano mi się do mieszkania, potem spadł śnieg i rozwalił mi przednią szybę w samochodzie, dziecko zachorowało na zapalenie płuc… Zapraszasz więc czytelników do swojego prywatnego świata. W Krakowie jesteś rozpoznawana, publiczność żywo reaguje na twoje występy. Jak jesteś postrzegana poza Krakowem? MARTĄ BIZOŃ Ostatnio rozmawiałam z naszym znajomym lekarzem z Nowej Dęby, rodzinnej miejscowości mojego męża, i on pyta „Czy ty wiesz, że u nas na targu można kupić pirackie wydanie twojej płyty?” No, to jest oznaka sukcesu. A wiesz, że na Allegro można kupić Twoje zdjęcie z autografem? Tak! I ja wiem nawet, gdzie to zdjęcie podpisałam. Nie jestem anonimową osobą, ale paparazzi, chwała Bogu, za mną nie biegają. Mogę spokojnie wyjść, zrobić zakupy. Ale nie przypuszczałabym nawet, w jakich miejscach ludzie mnie rozpoznają. W górach na przykład miałam darmowe zjazdy jako Hanka z Kopydłowa. Nie ukrywam, że jest to miłe. A co ludzie o Tobie mówią? Co do Ciebie dociera? Kiedyś przejmowałam się strasznie tym, co ludzie o mnie myślą i mówią, ale przeczytałam piękną sentencję: „Nie przejmowałbyś się, co ludzie o tobie mówią, gdybyś wiedział, jak rzadko to robią.” Jestem aktorką – ludzie nas oglądają i dyskutują. Czasem tworzą różne historie. Ale każdy ma swoje sprawy, życie nabiera tempa… Nawet jeśli jestem tematem plotek, ludzie szybko zapominają. Jesteś aktorką charakterystyczną. Czy to Ci nie przeszkadza w zdobywaniu ról? Przeszkadza. Oczywiście, że przeszkadza. Kazimierz Kutz, który mnie zobaczył w przedstawieniu dyplomowym, powiedział, że kiedyś u niego zagram. Nie minęły dwa lata i spotkaliśmy się na planie „Sławy i chwały”. Powiedział mi wtedy, że rola dla mnie musi być specjalnie napisana, bo do gotowej trudno będzie mi się dopasować. W teatrze jest łatwiej, ale z kinem to inna sprawa. W teatrze grasz dziewczynki, nastolatki. Grasz też starsze panie i dobrze się w tym sprawdzasz. Nie boisz się, co będzie może jeszcze sukienka – Caterina, balerinki – Bagatti spodnica – J. Tor-Gazda, bluzka – z szafy M. Bizoń, korale – Click, buty baleriny – Bagatti ROZMOWA Z AKTORKĄ ZDJĘCIA: JACEK WRZESIŃSKI, MAŁOPOLSKA AGENCJA INFORMACYJNA (MAI), UL. PIŁSUDSKIEGO 34, TEL. 12 421 02 36 STYLIZACJA: MAGDALENA TRACZ, ATELIER VISAGE MAGDALENA TRACZ, UL. KREMEROWSKA 9, WWW.ATELIERVISAGE.COM, TEL. 12 633 63 36 UBRANIA WYPOŻYCZONO ZE SKLEPÓW: CATERINA, UL. GRODZKA 31, CLICK FASHION, UL. GRODZKA 32, BAGATTI – PASAŻ 13, RYNEK GŁÓWNY 13, JOANNA TOR-GAZDA FASHION DESIGN STUDIO, WWW.JTORSTUDIO.COM nie zaraz, ale za kilkanaście, kilkadziesiąt lat? Niedawno mieliście kolejną premierę? Nie zastanawiam się nad tym, bo chyba bym zwariowała. Kiedy patrzyłam na moją babcię, a teraz na moją mamę, które mają taką genetyczną skłonność, że długo nie wyglądają na swoje lata, pocieszam się, że może odziedziczyłam to po nich. Cieszę się jednak, że mam piosenkę. Bo może przyjść taki moment dla aktorki, że po prostu nie będzie ról. „Noc arabska” to bardzo ciekawa, dosyć skomplikowana sztuka niemieckiego dramaturga. Gram w niej Fatimę. To jest pięć różnych monodramów, które splatają się w całość. Spektakl przygotował czeski reżyser Tomasz Svoboda. Scenografia jest zaskakująca – brodzimy w wodzie po kostki. Trzeba to po prostu zobaczyć. Pamiętasz swoją największą wpadkę na scenie? (pełna wersja wywiadu zostanie opublikowana na www.miastokobiet.pl) Grałam Antygonę. Mam zacząć ten słynny monolog: „O ukochana siostro ma Ismeno”, patrzę na koleżankę i… nic nie pamiętam. I z całego monologu mówię tylko „Eteokles, Polinejkes… pogrzebać!” Zrobiłam skrót dla młodzieży. ROZMAWIAŁY ŁUCJA KUCIA I ANETA PONDO > PREZENT Dla Czytelników Miasta Kobiet mamy dwie płyty „Neapol”. Otrzymają je dwie osoby spośród tych, które do 20 czerwca przyślą SMS o treści „MKA BIZON imię nazwisko”. Koszt SMS-a 1 zł bez VAT (1,22 zł z VAT) MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 9 CZEKAJĄC NA MIŁOŚĆ Zwycięstwo w „Idolu” i sukces Twojej debiutanckiej płyty sprawiły, że stałaś się osobą publiczną. Jak sobie z tym poradziłaś? Do tej pory mam z tym problem. Zapominam, że jestem rozpoznawalna, wychodzę na ulicę i potem dziwię się, że wszyscy na mnie patrzą. Myślę sobie wtedy: „Ubrudziłam się czy założyłam bluzkę na lewą stronę?”. Takie podejście ma swoje dobre strony: nie dałam się zwariować i nadal jestem sobą. No właśnie: co z wodą sodową? Wolę bez gazu. Ale nie uderzyła Ci do głowy? Myślę, że to mnie ominęło. Największy problem mają z tym ludzie ambitni, którzy od lat dążą do upragnionego sukcesu. Kiedy go osiągają, tracą poczucie rzeczywistości. Ze mną tak nie było. Sukces spadł na mnie niespodziewanie. Nie walczyłam o to. Dlatego nie wywarł na mnie aż takiego wpływu. Nie czujesz się już debiutantką? Jeszcze trochę tak. Zdaję sobie przecież sprawę, że niektórzy wykonawcy mają na koncie po 10 lub 15 płyt. Dlatego wiem, że jeszcze bardzo dużo przede mną. Muszę dużo się nauczyć, no i wypracować własny styl. W utworze „Bajeczka”, otwierającym Twój ostatni album „Moje piosenki”, śpiewasz o pułapkach, które zastawia na nas los. Czy show-biznes, do którego wkroczyłaś pięć lat temu, też miał dla Ciebie jakieś przykre niespodzianki? Oczywiście. Ale szybko nauczyłam się je zauważać i robić uniki. A co to za pułapki? Najgorsze czyhają nie na zewnątrz, ale w samym człowieku. To przede wszystkim pycha, która kiełkuje, gdy się odnosi sukcesy, takie przeświadczenie, że wszystko mi się należy od losu. A kiedy przychodzą kłopoty, pojawia się zdziwienie: 'Dlaczego ja?”. 10 MIASTO KOBIET ■ Radzisz sobie z plotkarską prasą? Nie wyznaję zasady, że nie ważne, jak o Tobie piszą, byleby tylko pisali. Wolę, by pisali o tym, że nagrałam fatalną płytę, niż o tym, z kim się spotykam albo z kim jadam śniadanie. To mało powinno kogokolwiek interesować. Dla mnie najważniejsze jest, że wydaję płytę i że jestem wokalistką. W piosence „Śnij” z nowej płyty starasz się ukoić lęk przed przysłowiowym „potworem z szafy”. Czego się w życiu najbardziej boisz? Ogólnie jestem bardzo strachliwa. Ale najbardziej boję się ludzi. Bo są nieobliczalni, mogą zdradzić, oszukać, wykorzystać, wyrządzić krzywdę. W ciągu ostatnich lat miałam do czynienia zarówno z ludźmi bezinteresownymi, jak wręcz przeciwnie. Moja szczerość i otwartość nie zawsze spotykały się z wzajemnością. Bardzo mnie dotyka ludzka zawiść i zazdrość. To boli. Jak zmieniłaś się pod wpływem tych doświadczeń? Spokorniałam. Przedtem byłam kłótliwa i uparta. Teraz z większą uwagą słucham bardziej doświadczonych ode mnie, takich, którzy autentycznie chcą mi pomóc. Nauczyłam się także dyplomacji. Dawniej w ogóle nie znałam tego słowa, a to bardzo przydatna umiejętność w show-biznesie. Czy to znaczy, że nagrywanie „Moich piosenek” przebiegało spokojniej niż debiutanckiego albumu? Miałam wiele obaw co do kształtu tej płyty. Moi producenci spodziewali się, że pójdę dalej w kierunku czarnego R&B, a ja zaczęłam słuchać muzyki alternatywnej i postanowiłam zrobić coś zupełnie nowego. Poza tym napisałam bardzo osobiste teksty – niektóre wręcz trudno było mi śpiewać. Ale z drugiej strony byłam już bardziej doświadczona – miałam w dorobku jedną płytę i kilkadziesiąt koncertów. Mogłam zatem swobodniej dysponować głosem. Powstał bardzo różnorodny album. Słychać na nim jeszcze trochę R&B, ale jest tu również sporo psychodelicznego pop-u. Nie zastanawiałam się, czy piosenki będą jednorodne stylistycznie. Dostałam od moich producentów – Bogdana Kondrackiego i Pawła Jóźwickiego – ponad 50 utworów do wyboru. I zdecydowałam się na te, które czułam i na które miałam jakiś ciekawy pomysł. Wszystkie teksty są Twojego autorstwa? MAJ – CZERWIEC 2007 Fot. Sony BMG V muzyka ROZMOWA Z PIOSENKARKĄ MONIKĄ BRODKĄ Nie. Kilka z nich napisały Ania Dąbrowska i Karolina Kozak. Dlaczego akurat one? Bo pracowałam z nimi już przy pierwszej płycie i byłam z tego bardzo zadowolona. Poza tym to przecież partnerzy Ani i Karoliny byli producentami „Moich piosenek”. szawski styl imprezowania. Litry alkoholu, różne używki, swobodne zachowanie. To nie w moim stylu. Dlatego raczej nie udzielam się imprezowo. Ale kupiłaś mieszkanie w Warszawie... By mieć przystań, bo tu pracuję. Nie mogę jednak powiedzieć, że stolica to moje wymarzone miejsce. Nie wiem czy chcę tu zostać na zawsze. Bra- A kim są autorzy kompozycji z płyty? Jest ich bardzo wielu: od Seweryna Krajewskiego, przez Bogdana Kondrackiego po Michała Macuka z Pogodno. Wybrałam utwory, które są bliskie temu, czego aktualnie słucham – muzyce alternatywnej w stylu francuskiej grupy Air. Najbardziej słychać to w kompozycji „Rejs’72”. Zgadza się. Chciałam mieć na płycie taki utwór, który przypominałby transowe i hipnotyczne otwarcie „Moon Safari” grupy Air. I taki właśnie jest 'Rejs’72”. Zdecydowałam się nie pisać do tej kompozycji tekstu, ponieważ bardzo lubię takie rozmarzone, trochę jazzowe, trochę psychodeliczne wokalizy. W nagraniu „Znam Cię na pamięć”, śpiewasz o kimś, kto „jak nikt rozumie mnie”. Czy Bogdan i Paweł są takimi osobami? Tak. Podczas pracy nad płytą czułam, że darzą mnie szacunkiem. Mimo, że są bardziej doświadczeni ode mnie, liczyli się z moim zdaniem, dzięki czemu miałam spory wpływ na brzmienie płyty. A czy w życiu prywatnym spotkałaś kogoś takiego? Mam w Warszawie przyjaciółkę, którą darzę pełnym zaufaniem. Jest bezinteresowna i ciepła. To jedyna taka osoba w moim życiu. Warszawa ma opinię „imprezowej” stolicy Polski. Lubisz się bawić? Szczerze przyznam, że nie odpowiada mi war- kuje mi tej normalności, która jest w moich rodzinnych stronach. Ludzi, którzy wyznają trwałe wartości, inne niż w dużym mieście – i żyją spokojniej, a przez to lepiej. Staram się postępować według zasad, w których mnie wychowano, a w Warszawie ma się je za nic. Dlatego nie mam tu wielu przyjaciół i czasem czuję się samotna. W balladzie zamykającej płytę „Gdziekolwiek jesteś” przyznajesz, że czekasz na jedyną i wymarzoną miłość. To na serio? Oczywiście. Myślę, że każdy, kto tego nie przeżył, czeka na takie uczucie. Bez względu na wiek. W zeszłym roku zdałaś maturę. Jak było? Bez problemów. Zdawałam język polski i angielski oraz geografię. Co było najtrudniejsze? Polski. Przygotowałam prezentację na temat „Twarz człowieka jako przedmiot zainteresowania artystów różnych dziedzin”. Z pomocą przyjaciół nakręciłam film dokumentalny, w którym pojawili się moi znajomi artyści. W efekcie dostałam 20 punktów na 20 możliwych. Nie spodziewałam się, że mi tak dobrze pójdzie. Co dalej z nauką? Na razie uczę się życia. Chciałabym studiować, ale jeszcze nie wiem czy w Krakowie czy w Warszawie? Warto było wziąć udział w „Idolu”? „Idol”? A kiedy to było? MIASTO KOBIET ROZMAWIAŁ PAWEŁ GZYL ■ MAJ – CZERWIEC 2007 11 V muzyka > WYDARZENIA > FESTIWALE do 31.05, Alchemia Off Art – Krakowski Festiwal Kultury Alternatywnej, B-side, ul. Estery 16, Alchemia, ul. Estery 5 do 31.05, Miesiąc Fotografii w Krakowie. www.miesiacfotografii.pl 19.05, Międzynarodowy Festiwal Zupy, Kazimierz od 1.06, 750-lecie Lokacji Miasta Krakowa – wydarzenia kulminacyjne, www.biurofestiwalowe.pl 23-30.06, Festiwal Opera Viva, Opera Krakowska, scena Teatru im. Słowackiego, ul. św. Ducha 1 28.06, Festiwal Letnie Koncerty Organowe (inauguracja), Bazylika Mariacka, Rynek Gł., g. 19.30 > KONCERTY 19.05, Andrzej Sikorowski i Maja Sikorowska, ogród Muzeum Archeologicznego, ul. Senacka 3, g. 18 19.05, Serwus Madonna, recital Janusza Radka, sala PWST, ul. Straszewskiego 22, g. 19 19.05, Bester Quartet, Loch Camelot, ul. św. Tomasza 17 20.05, Robertson, Parker, Fernandez, Alchemia, ul. Estery 5, g. 20 20.05, Yamato – The Drummers of Japan, Hala TS Wisła, ul. Reymonta 22, g. 19 20, 27.05, Bożena Zawiślak-Dolny i zespół Orfeusz, Grand Hotel, ul. Sławkowska 5/7, g. 16 21.05, Ken Vandermark & Pandelis Karayorgis duo, Alchemia, ul. Estery 5, g. 20 21.05, Tribute to Jaco Pastorius, Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 20 21.05, Oratorium Psałterz Wrześniowy, kościół św. Katarzyny, ul. Augustiańska 7, g. 20.30 23.05, Marillion, Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 20 25.05, Boba Jazz Band, Piwnica Pod Baranami, Rynek Główny 27, g. 20.30 01.06, Angelo Kelly and The Band, Loch Ness, ul. Warszawska 15 03.06, Zorba – Pomóż sprawić dzieciom radość, Hala TS Wisła, ul. Reymonta 22, g. 18 04.06, Królowe Operetki, Filharmonia Krakowska, ul. Zwierzyniecka 1, g. 19 16.06, 5NIZZA, Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 20 16.06, Tomasz Kudyk & New Bone, Scena przy Pompie, pl. św. Ducha 1, g. 20.30 17.06, Artysta z ręką w nocniku – recital Ewy Dałkowskiej, Scena przy Pompie, pl. św. Ducha 1, g. 20.30 23.06, Tango z pompą – koncert Katarzyny Jamróz i Tango Bridge, Scena przy Pompie, pl. św. Ducha 1, g. 20.30 24.06, Sikorowscy pod Pompą – recital Mai i Andrzeja Sikorowskich, Scena przy Pompie, pl. św. Ducha 1, g. 20.30 30.06, Wirtualne serce – koncert Katarzyny Zielińskiej, Scena przy Pompie, pl. św. Ducha 1, g. 20.30 01.07, Obrazy i obrazki – koncert zespołu Czerwony Tulipan, Scena przy Pompie, pl. św. Ducha 1, g. 20.30 3,6,10,13.07, Barbakan nocą – koncerty operowe na dziedzińcu Barbakanu, g. 21 07.07, Porcupine Tree, Hala TS Wisła, ul. Reymonta 22, g. 20 07.07, Tsunami – koncert zespołu Max Klezmer Band, Scena przy Pompie, pl. św. Ducha 1, g. 20.30 08.07, Znaki na niebie – recital Iwony Loranc, Scena przy Pompie, pl. św. Ducha 1, g. 20.30 14.07, Bombonierka – recital Basi Stępniak-Wilk, Scena przy Pompie, pl. św. Ducha 1, g. 20.30 > INNE 18, 25.05, Nefrytowa jaszczurka świtu – kabaret Loch Camelot, Loch Camelot, ul. św. Tomasza 17, g. 20.15 19.05, Fisz z gośćmi co miesiąc w Folii, Folia Concept Club, Rynek Gł. 30, g. 22 23, 30.05, Pankracy Soundsystem Selector Niedziela & Crack off sky (trumpet acts), Folia Concept Club, Rynek Gł. 30, g. 21 02.06, Wielka Parada Smoków, ul. Grodzka – Rynek Gł, g. 11.30-14 03, 10.06, JestestwA – Teatr Tańca GRUPAboso, sala estradowa NCK, al. Jana Pawła II 232, g. 19 9.06, Krakowska Noc Teatrów w Teatrze Groteska, Teatr Groteska, ul. Skarbowa 2, g. 17 9.06, Krakowska Noc Teatrów w Teatrze im. Juliusza Słowackiego, pl. św. Ducha 1, g. 24 14.06, Muzyczne czwartki – Chór Quattro Voci, D. K. Dworek Białoprądnicki, ul. Papiernicza 2, g. 18 16-30.06, Galeria Żywa – Magdalena Abakanowicz. Prace z lat 1965-1975 z cyklu Abakany, Muzeum Narodowe – Gmach Główny, al. 3 Maja 1 18.06, Chlip-hop, spektakl muzyczny, Scena PWST, ul. Straszewskiego 22, g. 17.30 i 20 18.06-30.07, (w poniedziałki) spektakle Teatru TV w ramach Kina Letniego na Scenie przy Pompie, pl. św. Ducha 1, g. 21 23.06, Wianki 2007, bulwary wiślane > KSIĄŻKI Judith Fathallah Chuda Jessica jest typową trzynastolatką skupioną wyłącznie na sobie. Zdezorientowana i pogrążająca się w depresji po śmierci ojca odkrywa, że otoczenie uważa ją za „zbyt pulchną”. Nadmiar stresu i brak wsparcia ze strony otoczenia powodują, że dziewczyna, zachęcana przez nieświadomą niczego matkę, zaczyna się odchudzać i niebawem granica między władzą nad własnym ciałem a kontrolowaniem swojego życia zaciera jej się zupełnie. W jej głowie odzywa się apodyktyczny głos, od którego nie może się uwolnić. „Chuda” jest historią fikcyjną, ale trudno nie dostrzec podobieństwa doświadczeń życiowych bohaterki powieści i autorki. Judith Fathallah nie ukrywa zresztą, że to nie intensywna terapia w szpitalu psychiatrycznym, nie leki, ale przede wszystkim pomoc bliskich ludzi i pisanie odegrały największą rolę w jej mozolnym wydostawaniu się z dna. Choroba psychiczna to w naszym społeczeństwie nadal tabu, więc „Chuda” powinna stać się lekturą obowiązkową nie tylko dla nastolatek i ich rodziców. Zwłaszcza że – dzięki talentowi autorki – prawda, przed którą często uciekamy, dociera do nas w atrakcyjnej formie. [Znak] Czarna księga kobiet pod red. Christine Ockrent, współpr. Sandrine Treiner Opasłe tomisko o sugestywnym tytule i żałobnej okładce. To pierwsza w Polsce tego rodzaju publikacja ukazująca sytuację kobiet we współczesnym świecie. Sam przegląd tematów jeży włos na głowie: honorowe zabójstwa, gwałty, selektywna aborcja, rytualne okaleczanie, przemoc domowa, prostytucja… Tego ponurego raportu nie można jednak pominąć – nawet ryzykując własne dobre samopoczucie. Reakcje „wyzwolonych” kobiet zachodniego świata na przejawy dyskryminacji bywają zaskakujące: nieuzasadniony optymizm, lekceważenie, wręcz arogancja wobec problemów „zacofanych” społeczeństw. Kto wie, czy nie są one wyrazem lęku i bezradności? Bronimy się przed taką wiedzą, bo trzeba by coś z nią zrobić. Ale co? Łatwych rozwiązań nikt nam nie podsunie, na początek dobrze mieć choćby i wiedzę. [W.A.B.] Deborah Rodriguez Szkoła piękności w Kabulu: Za zasłoną afgańskiej kobiety Sam tytuł zaskakuje abstrakcyjnym zestawieniem słów. Szkoła piękności w kraju ogarniętym wojną? Szybko okazuje się, że na temat Afganistanu mamy równie mizerne pojęcie, jak autorka książki, kiedy się tam po raz pierwszy wybierała. W końcu przestajemy się dziwić, że fryzjerka w Kabulu została przywitana z większym może entuzjazmem niż wszelka inna pomoc humanitarna. Dajemy się za to uwieść atmosferze salonu piękności, w którym zabawne anegdotki i ploteczki mieszają się z dramatycznymi zwierzeniami. Zastanawiam się nawet, czy to przypadek, że powieść Rodriguez została u nas wydana w tym samym czasie co „Czarna księga kobiet”, bo stanowi niejako fabularyzowany aneks do raportu. Widzimy jasno, że problemy kobiet w patriarchalnych społeczeństwach w szczegółach się różnią, ale ich podłoże z pewnością jest to samo. Unikając łzawego happy endu autorka pokazuje możliwość działania, a przy okazji – we właściwej sobie dowcipnej formie – przestrzega przed niesieniem pomocy w sposób naiwny, lekceważący wszelkie różnice kulturowe. [Philip Wilson] ŁUCJA KUCIA > NOWOŚCI PŁYTOWE Anjani Blue Alert Bryan Ferry Dylanesque Po rozstaniu z grupą Roxy Music, przypieczętowanym eleganckim albumem „Avalon”, Bryan Ferry nagrał właściwie tylko jeden przebojowy album – „Boys & Girls” z 1983 roku. Wszystkie kolejne próby powtórzenia tego sukcesu spełzły na niczym. W efekcie Ferry znalazł się na bocznym torze show-biznesu. Aby wrócić do głównego nurtu, brytyjski wokalista wybrał sprawdzoną receptę – nagrał płytę z coverami. Ku zaskoczeniu wszystkich, postawił na piosenki Boba Dylana. Mimo, iż trudno o bardziej odmienne postacie w historii pop-kultury, Ferry wyszedł z tej konfrontacji obronną ręką. Choć zdarza się, że jest mało przekonujący (szczególnie w bluesowych i rockowych utworach), gdy przerabia songi Dylana na sentymentalne ballady ze smyczkami i chórkiem, urzeka swym drżącym głosem i romantyczną manierą wokalną. Po odpowiednim zaprogramowania utworów „Dylanesque” stanie się idealną płytą na randkę dla pięćdziesięciolatków. [EMI Music Poland] 12 MIASTO KOBIET ■ Dojrzała piękność z Hawajów ukrywająca się pod pseudonimem Anjani to nowa muza Leonarda Cohena. Mieszkając w domu 73-letniego już dziś poety i pieśniarza, trafiła na stare zapiski, składające się na szkice niewykorzystanych dotąd piosenek kanadyjskiego artysty. Postanowiła je więc rozwinąć w pełnowymiarowe kompozycje, do których Cohen miał dołożyć potem swoje wokale. Tak się jednak nie stało. Muzyk odsunął się na bok i oddał głos swej protegowanej. W ten sposób powstał album „Blue Alert”, na który złożyło się dziesięć piosenek Cohena wykonanych przez Anjani. Hawajka ma ciepły, matowy, lekko zachrypnięty głos i śpiewa w bardzo intymny sposób akompaniując sobie na fortepianie. Te skromne w wyrazie i oszczędne w aranżach piosenki wypadają w jej wykonaniu znacznie ciekawiej niż wymruczałby je swym głosem sam Cohen. Decyduje o tym kobieca wrażliwość i jazzowy feeling Anjani. Nie zmienia to jednak faktu, że MAJ – CZERWIEC 2007 o ile dla jednych to czterdziestominutowa chwila ukojenia, to dla drugich – kompletne nudziarstwo. [Sony BMG] Paulina Bisztyga Proste jest prawo miłości Muzyka z nowego albumu krakowskiej piosenkarki rozciąga się między alternatywnym rockiem a piosenką poetycką. Z jednej strony słychać na nim echa wczesnych dokonań Kory i Maanamu, a z drugiej wpisuje się on w tradycję śpiewania wyznaczoną takimi nazwiskami jak Ewa Demarczyk czy Renata Przemyk. Oznacza to sporą huśtawkę nastrojów – jest więc lirycznie, dramatycznie, a nawet agresywnie. To dobrze, bo w efekcie płyta zaskakuje i zaciekawia. Najważniejszym jej elementem jest oczywiście głos Bisztygi – mocny, pewny i zdecydowany. To on sprawia, że niebanalne teksty, opowiadające o przegranej miłości, niemożności porozumienia się, trudach samotności, niemocy i pozorach, nabierają dodatkowej głębi. [Fonografika] PAWEŁ GZYL V sztuka MIESIĄC FOTOGRAFII MAJ TO MIESIĄC SZCZEGÓLNY DLA TURY- związane z portretem – a więc pytania o tożsamość, indywidualność czy przynależność – podejmują tym razem znakomici twórcy, którzy starają się przyjrzeć tym tematom w jak najbardziej niekonwencjonalny sposób. Stąd choćby piękne, wykonane skomplikowaną, tradycyjną techniką portrety... zahipnotyzowanych kur autorstwa Tomasa Agata Błońskiego czy komputerowo wygenerowane portrety ludzi Anety Grzeszykowskiej. Po tegorocznej edycji festiwalu Miesiąc Fotografii STÓW ODWIEDZAJĄCYCH KRAKÓW. CORAZ CZĘŚCIEJ PRZYJEŻDŻAJĄ TU SPECJALNIE, BY WZIĄĆ UDZIAł W WYDARZENIU ATRAKCYJNYM RÓWNIEŻ DLA KRAKOWIAN: FESTIWALU „MIE- F estiwal zyskuje sobie na świecie coraz większą renomę, wdrapując się powoli na tę samą półkę, co światowe zloty wielbicieli fotografii w Arles i dystansując nudnawy festiwal berliński. Ma na to wpływ miejsce i pora roku, lecz również entuzjazm młodych organizatorów. Nie tworzą oni instytucji rządzącej się skostniałymi zasadami, dzięki czemu festiwal ma strukturę dynamiczną. Fotografie „objaśniane są” na wykładach (na przykład zdjęcia Rafała Świątka będzie omawiał Kuba Dąbrowski – socjolog, specjalista od fotograficznej autobiografii i fotoblogów, fotografik Exclusiva i Przekroju), po niektórych wystawach oprowadzają sami autorzy (tak można zobaczyć „Zawiedzione Nadzieje – Nowy Romantyzm we współczesnej fotografii niemieckiej”), a wszyscy mają szansę lepiej się poznać na koncertach i popisach DJ’ów w Alchemii. Festiwal słynie też z wynajdywania i re-aranżacji nowych i starych przestrzeni: w zeszłym roku odkryciem był Pałac Goetza, czyli dawny Browar Okocim (tam w tym roku, w specjalnie ustawionym czerwonym namiocie, odbędzie się wystawa twórczości młodych Niemców oraz sztuki kobiecej) czy nieznane hale w Fabryce Schindlera. W tym roku nowe miejsce fotograficzne – „czytelnioksięgarnia” – powstanie w galerii Loch Camelot, a znana wszystkim galeria ZPAF przy ul. św. Tomasza przekształci się pod wpływem kolektywu młodych twórców i kuratorów w „Galerię ZPAF i Ska”, by zaprezentować pastiszowe fotografie Martina Paara, światowej sławy fotografika ze słynnej agencji Magnum. Inny twórca z tej agencji, Mark Power, na prośbę organizatorów jest kuratorem projektu „Teatry wojny”, który porusza aktualne problemy wynikające ze światowego zagrożenia terroryzmem oraz jego społecznymi konsekwencjami. Pięciu światowej sławy artystów zmierzy się za pomocą rozmaitych mediów z fotografią, której funkcją nie jest pokazanie „ładnych widoczków”, lecz podjęcie ważkich tematów. Jednym z najciekawszych punktów programu będą wystawy wokół festiwalowego bloku autorskiego nazwanego „Znaki szczególne”. Zagadnienia tradycyjnie fot. Daniel Gustav Cramer fot. August Sander fot. Oliver Sieber SIĄC FOTOGRAFII W KRAKOWIE”. w Krakowie możemy się więc spodziewać desantu wielbicieli fotografii z całego świata. Może już wkrótce Kraków, zamiast smokiem i obwarzankami, zasłynie targami fotografii i przestrzenią dla tej sztuki? AGNIESZKA KOZAK www.festiwalfotografii.pl MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 13 > NOWE MIEJSCA Aleksander’s Chocolate Bar > ul. Karmelicka 56 Godziny > cafe pub, ul. Miodowa 43 Nazwa lokalu, otwartego w końcu marca, nie jest na wyrost: podawana tutaj czekolada na gorąco to gęsty, kremowy likwor, który – zamiast pić – można pałaszować z filiżanki łyżeczką. Daleko w tyle pozostają cienkusze na syropie, podawane w innych miejscach! A co powiecie na fondue z owocami, zwane tu „Fontanną czekoladową”? Albo na „Najsmaczniejsze ciasto świata” – specjał wg receptury Doroty Segdy, ale tylko dla dorosłych ze względu na obfitość wiśni mocno nasączonych alkoholem? Na bazie własnej czekolady w Aleksander's robią też moccę i czekoladki, a także hiszpańskie churros. Piwniczka dobrze zaopatrzona w wina, zwłaszcza tokaje. Można też wstąpić na śniadanie, bo otwierają o siódmej. Nazwa tego zupełnie nowego miejsca, nawiązująca do tytułu filmu o kobietach i dla kobiet, nie jest przypadkowa. To lokal z „kluczem” i klucz ten warto poznać (przewodnik do dyspozycji przy barze), zanim się usiądzie, bo żaden ze stolików nie został tu postawiony przypadkowo. Nie dość, że jest ich dwadzieścia cztery – tyle ile godzin ma doba – to każdy ma własną „patronkę”, której osobowość stanowi ilustrację jednego Pimiento > argentyno grill, ul. Józefa 26 Dla smakosza kwintesencją Argentyny jest świeży, wołowy stek, smażony na ruszcie w obecności klienta, podawany z sałatą i dzbanem wina. I takie coś, w dodatku przyrządzone z autentycznej argentyńskiej wołowiny, można dostać w Pimiento. Uruchomiona w końcu marca restauracja będzie też wkrótce dysponować dużym wyborem argentyńskich, urugwajskich i chilijskich win. Oszczędny, wysmakowany wystrój sprzyja skupieniu się na rozkoszach podniebienia. z aspektów kobiecej natury. Prawda, że intrygujące? Ten przytulny, ciepło oświetlony lokal ma ambicje urządzać wernisaże fotograficzne, a także typowo kobiece warsztaty. Otwarte od południa do późna w noc. Karuzela > bar kanapkowy & café, ul. Meisselsa 9 To tyci, acz nowoczesny lokalik z dwoma przyklejonymi do ściany stoliczkami, niewiele większy od własnego szyldu, przyciągającego uwagę, gdy się idzie Krakowską. Niezobowiązujące, doskonałe miejsce, by się zatrzymać, gdy pada. Albo dla zgłodniałych wędrowców, zdzierających podeszwy po kazimierskich brukach. Dają tu smakowite kanapki, także wegetariańskie, można też dostać kawę i herbatę. Na ścianach Paryż w fotografii. Otwarte od ósmej. San Francisco Cappuccino > ul. Karmelicka 56 Jest przytulną kawiarnią o nowoczesnym, cukiernianym charakterze, działającą od trzech miesięcy. U wejścia przyciąga uwagę wielka panorama Frisco. Tutejsze ciasta, wystawiane za szybą, są miejscowego wypieku i powstają na zapleczu, roztaczając miłe zapachy. Są też kanapki, tosty, tortille i sałatki, a że otwarte już od wpół do siódmej, można wpaść na śniadanie, kawę i przegląd porannej prasy, wystawionej na stojaku. OLA PRZEGORZALSKA 14 MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 V kuchnia Gotuj z Kontynuujemy cykl „Gotuj z Leonardo”. Prezentujemy w nim potrawy, które szef kuchni Restauracji L e o n a r d o KRZYSZTOF JAŚKO przygotował z myślą o tych czytelnikach Miasta Kobiet, którzy nie boją się eksperymentować w kuchni. Szczegółowe receptury dostępne będą na www.miastokobiet.pl/ leonardo Kamienica pod Słońcem ul. Szpitalna 20-22 tel./fax: 012 429 68 50 www.leonardo.com.pl DZIŚ PROPONUJEMY ROLADKĘ Z KURCZAKA, FASZEROWANĄ MOZARELLĄ I SUSZONYMI POMIDORAMI. Te ostatnie można już powszechnie nabyć gotowe, w zalewie oliwno-czosnkowej, ale można też przygotować własnoręcznie, oczywiście – w sezonie pomidorowym. Słoiczek takich pomidorów to smakowity upominek dla znajomych, a oliwa po nich (pomidorach – nie znajomych) stanowi niezrównany dodatek do surówek. Do roladek wykorzystamy pierś z kurczaka, marynowaną przez dwanaście godzin w oliwie, suszonych pomidorach i przyprawach ziołowych Kamis. Mięso powinno mocno nasiąknąć zapachem ziół i pomidorów. Na rozklepanym mięsie należy ułożyć cienkie plastry mozarelli. Raczej włoskiej, bo choć droższa, ma w sobie bezcenną delikatność i subtelny zapach. Pan Krzysztof preferuje mozarellę Galvaniego. Z mięsa formuje się cienkie roladki, których „rdzeniem” jest suszony pomidor osączony z zalewy. Zawinięte ciasno w folię spożywczą, a następnie aluminiową, należy piec 10 min. w piekarniku o temperaturze 190 stopni. Można to też robić tylko w folii aluminiowej, ale wówczas mięso należy posmarować tłuszczem, aby nie przywarło. W trakcie pieczenia mozarella topi się, doskonale zespalając mięso. Swe roladki Pan Krzysztof podaje w smakowitym towarzystwie cukini faszerowanej marynowanymi papryczkami i z dodatkiem piure truflowego w pomidorze. By przygotować farsz cukini, należy poprzedniego dnia surową paprykę (czerwoną, żółtą i zieloną) opiec 10 minut w temp. 170 stopni C i po odparowaniu zdjąć skórkę. Potem 12 godzin marynuje się ją w oliwie i sosie tao-tao, z dodatkiem świeżej mięty. Jeszcze tylko wydrążony kawałek cukini należy zblanszować we wrzątku a potem można ja już napełnić pokrojoną w paseczki marynowaną papryką. Także pomidor, który pomieści piure, należy sparzyć, wydrążyć i obrać ze skórki. Piure truflowe to nic innego jak piure ziemniaczane, uszlachetnione oliwą truflową. Przyprawia się je tylko solą i koperkiem. Niezbędnym dodatkiem jest też delikatny sos czosnkowy. Czosnek należy trzykrotnie zagotować, za każdym razem zmieniając wodę. W ten sposób pozbawimy go natrętnego smaku. Potem wystarczy zalać go śmietaną, dodać świeży tymianek, pieprz i sól, podgotować i zmiksować. Sos jest gotowy. Restauracja Leonardo życzy smacznego! > FILM „Niczego nie żałuję” – sceny z życia Wróbelka Francuski tytuł tego filmu to „La Môme” – „Wróbelek”. Dla każdego Francuza jest oczywiste, o kim opowiada ten film; to określenie nierozerwalnie kojarzy się z Edith Piaf – największą (choć jeśli o posturę chodzi to najmniejszą) gwiazdą francuskiej piosenki. Okazja do zagrania tej ikony i legendy trafiła się Marion Cotillard, którą pamiętać możemy z filmów z serii „Taxi”. Tym razem zamiast rólki w nieskomplikowanym kinie akcji aktorce trafił się łakomy kąsek. Pełna rozmachu opowieść o życiu Edith Piaf w reżyserii Oliviera Dahana warta jest obejrzenia, nawet jeśli się nie jest fanem piosenkarki. W końcu niewiele jest życiorysów równie barwnych i filmowych jak jej, i nawet nie ma tu już znaczenia, czy mówimy o życiorysie prawdziwym, czy tym, który Piaf stworzyła na użytek publiczności. Wystarczy powiedzieć, że Piaf była córką ulicznego akrobaty i śpiewaczki. Jej matka porzuciła rodzinę. Początkowo małą Edith zaopiekowała się algierska babcia. Potem dziewczynka wychowywała się w domu publicznym, u przyjaciela rodziny… A przecież ten trudny start to dopiero początek przeszkód, jakie los stawiał na drodze drobnej dziewczyny. Odmiany losu i dramatyzm wydarzeń zawarty w tym życiorysie, a także wyrazista osobowość gwiazdy, to czysty samograj. A przy tym mamy tu do czynienia z solidnie skonstruowanym i zagranym, opartym na faktach melodramatem, który zadowoli przede wszystkim zgromadzone na widowni panie. Oglądając ten film warto skonstatować, że nawet w najdrobniejszym i najbardziej schorowanym ciele najważniejszy jest duch, a kobieta jest pociągająca przede wszystkim, gdy ma Osobowość. Mroczny „Zodiak” David Fincher jest zodiakalną Panną – ten znak cechuje podobno czasem skłonność do pedantyzmu na granicy obsesji. Oglądając filmy tego reżysera można dojść do wniosku, że odrobina obsesyjnej dokładności i konsekwencji jest ziarnem wydającym owoc sukcesu. Na filmy Finchera już od lat fani czekają z utęsknieniem, bo też czegokolwiek się on dotknie, od razu zmienia się to w kino najwyższej próby. Tym razem reżyser powraca do klimatu swojego przeboju, filmu „Siedem” i przekłada na język filmowej fabuły prawdziwe wydarzenia. Przenosimy się do San Francisco terroryzowanego u progu lat 70-tych przez psychopatycznego seryjnego mordercę, prowadzącego z policją i mediami swoistą grę w zabijanie. Nierozwikłaną do dziś zagadkę „Zodiaka” poznajemy obserwując ludzi zaangażowanych w próby odkrycia zabójcy. Przez ponad dwie godziny wciągać nas będą m. in. losy Paula Afery'ego – dziennikarza śledczego z San Francisco Chronicle oraz współpracującego z nim w redakcji rysownika Roberta Graysmitha (którego wspomnieniowa książka stała się kanwą dla scenariusza filmu), a także Davida Toschi, jednego z detektywów zajmujących się sprawą. Dla niektórych sprawa „Zodiaka”, ciągnąca się latami, nierozwiązana i tajemnicza, stanie się życiową obsesją wiodącą ku zgubie. Przerażające sceny morderstw z filmu (brawa dla operatora Harrisa Savidesa!) mogą odstraszyć wrażliwszych widzów, lecz zapewne stanowić oni będą niewielką grupę; na film Finchera po prostu trzeba iść! Na zachętę dla tych, którzy stawiają na aktorów, a nie na reżysera, kilka nazwisk: Jake Gyllenhaal, Robert Downey Jr. (oklaski!), Mark Ruffalo, Chloë Sevigny. AGATA JAŁYŃSKA V felieton dy jak każda nastolatka eksperymentowałam z alkoholami, jeden wyjątkowo mi nie posmakował: piwo. Zapamiętałam je jako gorzkie, okropne, pieniące się coś. Gdy dowiedziałam się, że jest dobre na nerki, zrozumiałam dlaczego smakuje tak, a nie inaczej: to lekarstwo. A lekarstwa zwykle bywają okropne smakowo. Honor Polki – patriotki ratowałam pijąc i zachwalając naszą wódkę. Trochę się wstydziłam, że ja – Polskę i co polskie wszechreklamująca – piwa nie brałam do ust (za to moja siostra ratowała honor rodziny). No i w końcu przyjechałam do Warszawy. Na dłużej. I w końcu miałam czas dla koleżanek i przyjaciółek. I w końcu… Umówiłam się z Agnieszką. Nasz plan był ambitny i genialny zarazem: musimy się czegoś napić. Nie chodziło o to, by rozwiązać języki, bo z tym akurat problemu nie mamy; gadamy do siebie nawet przez sen. Chodziło o samą przyjemność spędzenia miłego babskiego wieczoru, z lampką czegoś w tle, by mieć ewentualne wytłumaczenie (sprytnie, co?) na brednie, które zawsze, spotykając się, wygadujemy. Poszłyśmy na stację benzynową pięć kroków od mojego tymczasowego mieszkania i zaczęłyśmy wybierać odpowiedni dla nas trunek. – Piwo! – powiedziała Aga. – O nie! Ja piwa nie piję! – odpowiedziałam. Zaproponowałam wino… ale Aga odpowiedziała, że właśnie wróciła z Włoch i że tam przesadziła z winem. Wina nie przełknie. – Wódka? O nie! – powiedziała. – Wódką się kiedyś strułam. – Martini? – spytałam nieco rozbawiona. – Zaszkodziło mi. Odpada. – Likier? – No co ty! Jakiego miałam kaca…. – No to co pijemy? – spytałam ze łzami (od śmiechu, nie z desperacji!) w oczach. Czy jest coś czym się nie zatrułaś i po czym nie miałaś kaca?! – No… PIWO – odpowiedziała blondynka o kruczo czarnych włosach. Cóż było robić!? Piwo albo nic! Pierwszy łyk był dla mnie istnym wstrząsem. O co mi chodziło z tym piwem? Zmarnowałam tyle lat… i litrów piwa… Ech! Zaczęłam więc wyszukiwać wszelakie ciekawostki, bo jak się coś pije, to przecież trzeba wiedzieć co. Oto one. W kufelku… pardon! W pigułce. Informacje dotyczące wytwarzania piwa zapisali już 6000 lat temu Sumerowie. W starożytnym Egipcie podawano piwo na każdej żałobnej uroczystości, a Rzymianie nazywali je „winem z jęczmienia”. W starożytnym Babilonie za wyprodukowanie piwa niewłaściwej jakości groziło piwowarowi utopienie w tymże piwie. W dawnej Polsce wielkimi amatorami piwa byli między innymi: Bolesław Chrobry (nazywany przez Niemców „Tragbier”, czyli piwosz), Leszek Biały i Władysław Jagiełło. W wieku XVI w Polsce było 86 browarów, a pierw- Marianna Dembinska, fot. Małgorzata Dąbrowska www.malgorzatadabrowska.com BYLE Z PIANĄ G szy polski zapis dotyczący praw związanych z produkcją i sprzedażą piwa pochodzi z roku 1272. Głównym składnikiem piwa nie jest bynajmniej chmiel. To przyprawa, którą zakonnicy zaczęli dodawać do piwa około roku 1000. W XV wieku przenieśli fermentację napoju do zimnej piwnicy. Współcześnie do 100 litrów piwa dodaje się około 200 gram chmielu. Jest on odpowiedzialny za bukiet napoju, bo w szyszkach chmielowych znajduje się 200 różnych substancji aromatycznych. Każde piwo to własna, pilnie strzeżona receptura wytwórcy. Istnieją piwa fermentujące około 2 lat (tzw. fermentacja spontaniczna) z dodatkiem moszczu owocowego (maliny, poziomki, banany (sic!)). Do piwnych dziwolągów trzeba zaliczyć też korsykańskie piwa z dodatkiem mączki kasztanowej oraz produkowane pod Zurychem piwo z dodatkiem marihuany. Piana w piwie (im drobniejsza, tym piwo lepsze) powstaje dzięki rozpuszczonemu dwutlenkowi węgla i proteinom zawartym w słodzie jęczmiennym. Litr piwa zawiera ok. 200 mg witamin takich jak B6 (5% dziennego zapotrzebowania), B2 (20%), niacyna (65%) a także witaminy A, D, E i H. Jest w piwie około 40 cennych minerałów, m. in.: magnez, fosfor i potas. Ma za to niewiele sodu, jest ubogie w białko i nie zawiera tłuszczów ani cholesterolu. Piwo nie lubi światła, które powoduje utlenianie, dlatego przechowuje się je w beczkach, puszkach lub w butelkach z ciemnego szkła. Podajemy je schłodzone, w szklanym kuflu (największy ma wysokość około jednego metra i mieści 2.796 litrów) bądź szklance, choć nie należy gardzić piwem prosto z buteki... MARIANNA DEMBIŃSKA Piwo dumnie pijąca MIASTO KOBIET ■ MAJ-CZERWIEC 2007 17 PROJEKTANCI KRAKOWSKIEGO STUDIA PROJEKTOWANIA I SZYCIA UBIORÓW F&Ż (OD LEWEJ) ZBYSZEK FULARA FOTO: JACEK POMYKALSKI, WIZAŻ: MARCIN KULAK, FRYZURA: JOANNA OPATOWSKA, MODELKA: GOSIA I JAREK ŻYWCZYK ZAWSZE GLAMOUR Jeszcze pół roku temu niewiele osób o nich słyszało. Dziś jednym z pierwszych adresów, które przychodzą do głowy kobietom planującym własny ślub lub szykującym się na ważne przyjęcie jest Studio F&Ż Jarosława Żywczyka i Zbyszka Fulary. Kojarzy się z dobrze skrojonymi, oryginalnymi kreacjami w stylu glamour, szytymi z tkanin doskonałej jakości. Każda z nich jest niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. Bo czy kobiecie może się przytrafić coś gorszego, niż spotkać na przyjęciu koleżankę w takiej samej sukni? Projektanci F&Ż doradzą także, jakie kupić buty, pomogą dobrać dodatki i zasugerują uczesanie. A że pracownia mieści się w świeżo wyremontowanej kamienicy o zabytkowych witrażach i drewnianych stropach, już w trakcie przymiarek przed oszałamiającym, oprawionym w złotą ramę zwierciadłem, można się poczuć jak na wymarzonym balu. Suknie zaprojektowane przez F&Ż można oglądać w pracowni lub na pokazach mody. W marcu w hotelu Farmona projektanci pokazali kolekcję 30 sukien wieczorowych, które niemal natychmiast po zamknięciu pokazu znalazły nabywców. Przed nimi kolejne wyzwanie – wybory Miss Małopolski. Zarówno finalistki tej imprezy, jak i prezenterka wystąpią w sukniach ich projektu. Właśnie przygotowują tę szczególną kolekcję. [ap] O nowych trendach w sezonie letnim, perełkach światowego fryzjerstwa i najważniejszym bagażu podczas wakacyjnych podróży, rozmawiamy z MACIEJEM MANIEWSKIM, szefem Klubu Fryzjerskiego Maniewski. CZAS DLA CIEBIE, PRZESTRZEŃ DLA WŁOSÓW sów wydobywamy. Przed nami trudne chwile. Nasze klientki wyjeżdżają na wakacje, a potem wracają z włosami zniszczonymi od słońca i słonej wody. Naszą recepturą na to wszystko jest słoneczna linia pielęgnacyjna Imunal Sun, którą będziemy proponowali klientkom jako najważniejszy bagaż na wyjazd. W jej skład wchodzi szampon, balsam po opalaniu i balsam zabezpieczający włosy z filtrami UV. Doskonały kolor odporny na spłukiwanie, a przy tym zdrowe i błyszczące włosy zapewnią w czasie urlopu delikatne szampony koloryzujące Fervidol z linii Color & Care. Maciej Maniewski - instruktor marki KADUS Co nowego czeka na klientki Klubu Fryzjerskiego w sezonie letnim? Od jakiegoś czasu bardzo mocno preferujemy styl klasyczny, który opiera się na zgrabnych, kobiecych kształtach fryzur. Oczywiście klasyka nie zawsze musi oznaczać spokój we włosach, do tego dochodzą różne geometrie i asymetrie. Na zdjęciach widzimy spokojne i klasyczne formy, ale bardzo wyraziście podkreślone dobrymi kolorami i pięknym połyskiem włosów. Spokojne koloryzacje są z kolei zaznaczone dobrymi cięciami z bardzo ostrymi, geometrycznymi liniami. Klientkom proponujemy niezwykle delikatne koloryzacje. W sezonie letnim polecamy szczególnie Fervidol Briliant, balsamiczną płukankę koloryzującą, która nadaje włosom piękny kolor, niesamowitą sprężystość i jest świetnym podkreśleniem dobrych strzyżeń. Podwórko przy Rakowickiej 11 staje się miejscem kultowym. Czy podzieli się Pan ze mną refleksją, skąd się to bierze? Nasz Klub Fryzjerski mocno napędził motor temu podwórku, powstały obok nas inne bardzo interesujące miejsca. Zawsze podkreślam, że tu trzeba chcieć trafić, dlatego nie staramy się jakoś mocno reklamować. To miejsce, w którym warto się pokazać, które warto zobaczyć. Czy komuś się spodoba czy nie, to zależy od indywidualnego podejścia, ale wielu klientów z nami zostaje. Chcę, aby klienci czuli się tutaj inaczej niż w zwykłym salonie fryzjerskim, przede wszystkim swobodniej. Sugeruje to już nawet nazwa – klub. Miejsce jest faktycznie coraz bardziej trendy i wiele osób do nas przychodzi. Ale myślę, że najlepsze jeszcze przed nami. Współpracuje Pan również z marką profesjonalnych kosmetyków do włosów Kadus, szkoli Pan fryzjerów w całej Polsce. Co proponują Państwo na sezon letni? Najnowszym dziełem firmy Kadus jest kolekcja Time & Space, bardzo mocno inspirowana minionymi dekadami, ale w dynamicznych, nowoczesnych odsłonach. Kolekcja cieszy się niezwykłym powodzeniem w naszym salonie, jest rzeczywiście taką perełką na sezon letni, która powinna być mocno widoczna na ulicach Krakowa. Oczywiście, jak zawsze, będziemy skrupulatnie i precyzyjnie dobierać strzyżenia do naszych klientek, do ich kształtu twarzy, głowy, przede wszystkim struktury włosów, na co w tym sezonie zwraca się szczególną uwagę. Jeśli ktoś ma włosy ciężkie i proste, staramy się wykonywać tępe, geometryczne linie, ale jeżeli ktoś ma włosy lekkie, podatne czy też pięknie kręcone, to wszystko to z wło- ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KUCAB Klub Fryzjerski Maniewski poszukuje młodych, kreatywnych osób. Może to szansa dla Ciebie, by zostać asystentem w tym niezwykłym miejscu. Tel. 012 422 00 50 KRAKÓW, UL. RAKOWICKA 11, TEL. 012 422 00 50 W W W . . M KLUB FRYZJERSKI MANIEWSKI WISŁA, HOTEL GOŁĘBIEWSKI , TEL. 033 855 44 70 A N I E W S K I . P L F E M I N I – K O B I E T A Kryształowe żyrandole, lustra w stylowych ramach, wysmakowane meble i zabytkowe podłogowe kafle – to nowy design autorskiego butiku FEMINI przy ul. św. Jana 5 w Krakowie Klimat wnętrza jest niepowtarzalny. Jednak prawdziwe wrażenie robią wiszące na wieszakach kolekcje krakowskich projektantek. Elegancki, a zarazem ultrakobiecy styl Femini to cecha rozpoznawcza duetu. Ręcznie wykonywane dodatki i aplikacje, najlepsze tkaniny, świetne wykończenia i dopracowane szczegóły charakteryzują zarówno ubrania pochodzące z kolekcji, jak i indywiBUTIK FEMINI UL. ŚW. JANA 5, TEL. 012 429 19 83 WWW.FEMINI.PL I G W I A Z D Y dualne projekty. Te ostatnie omawiane są zwykle w atelier FEMINI przy ul. Huculskiej 8. Tu, przy filiżance kawy i w swobodnej atmosferze, tworzone są koncepcje oryginalnych designerskich sukien ślubnych, kreacji wieczorowych, dziennych sukien koktajlowych... Styl Femini wybierają także gwiazdy – projektantki ubierają miedzy innymi Natalię Kukulską, Joannę Brodzik, Omenę Mensah, Goyę. Jednak, choć kolekcje duetu kupić można w Warszawie, Londynie, Tokio i Nowym Yorku, sercem pozostają zawsze przy Krakowie. Tu kobiety wyglądają zawsze najpiękniej. PRACOWNIA FEMINI UL. HUCULSKA 8, TEL. 012 268 10 36 [email protected] V moda GOORIN TKWI W SZCZEGÓLE C zapki GOORIN stanowią niezbity dowód na to, że nakrycie głowy nie musi być tylko dodatkiem do ubrania na chłodne dni. Wprost przeciwnie. Przyciągają i skupiają uwagę, intrygują, nęcą, budzą skojarzenia, zadziwiają, stają się numerem jeden całego stroju. Można się o tym przekonać w sklepie firmowym przy ulicy Miodowej 31 albo na Rynku Głównym 13, a coraz częściej – na polskich ulicach. Przywędrowały do nas ze Stanów Zjednoczonych, gdzie noszą je największe gwiazdy show biznesu, aktorzy, muzycy, m.in. Tom Cruise, Gwyneth Paltrow czy Nicole Kidman. Ich historia sięga roku 1895, kiedy to Cassel Goorin otworzył niewielką rodzinną firmę w Pittsburghu. Już wówczas postawiono na wysoką jakość: bardzo dobre gatunkowo tkaniny, dbałość o wykonanie, nietypowość połączeń, zdobień, ręczne wykonanie niektórych elementów i … sukces! Firma nie tylko przetrwała dziesiątki lat, ale wyrobiła sobie silną pozycję i uznanie klientów, nigdy nie idąc na kompromis z komercją, standardami w modzie i masową produkcją. GOORIN oferuje dwie linie czapek, zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn: Cassel – wyrafinowaną mieszankę tradycji, różnorodnych ujęć wzorów klasycznych, dla osób w różnym wieku oraz Core – bardziej ekstrawagancką, odważnie łączącą fasony i style, dodatki, przeszycia, czasem kompilującą (wszakże gustownie) sprzeczności. GOORIN nie boi się eksperymentować: eleganckie słomkowe kaszkiety, połączenia koronki i krokodylej skóry, wzory ułożone z czaszek, to tylko niektóre z propozycji dla lubiących się wyróżniać. Autorskie pomysły projektantów firmy GOORIN dają gwarancję unikatowości i swoistego „charakteru” czapek, co pozwala klientowi na indywidualny wybór tej właściwej, oddającej jego styl i upodobania. JOLANTA GAWLAK > Czapki, torebki, paski i inne dodatki firmy GOORIN: pierwszy sklep firmowy w Polsce – Kraków, ul. Miodowa 31, sklep BENCH & GOORIN – Rynek Główny 13. Wyłączny dystrybutor na Polskę: Unique Streetwear. www.goorin.pl CZYM PACHNIE LU’LUA Z apach to jeden z elementów identyfikujących naszą osobowość i temperament. Szansę na podkreślenie owej wyjątkowości stworzyli Tatiana Koppel i Zbigniew Witek, otwierając w ostatni weekend marca ekskluzywną perfumerię Lu'lua, należącą do znakomitego grona Quality's Choice. W Krakowie dostępne stały się zatem unikatowe zapachy rzadkich marek francuskich, włoskich a nawet japońskich, jak: Amouage, Annick Goutal, Jean-Charles Brosseau, M. Micallef czy Menard. Szczególnym wśród nich jest Gardenia, jedyny zapach firmy Isabey, ukochany przez p. Tatianę Koppel, gdyż to on zainspirował ją do utworzenia perfumerii. Intensywny, wyrafinowany i zmysłowo kobiecy, wytwarzany jest w limitowanych edycjach po ok. 1500 sztuk na cały świat. Kiedy edycja się wyczerpuje, firma Isabey wznawia ją, ale już w zupełnie nowych, eleganckich flakonach. Lu'lua preferuje tylko naturę, toteż dostępne zapachy oraz kosmetyki pielęgnacyjne oparte są wyłącznie na naturalnych esencjach i tradycyjnych recepturach, z przewagą tych pochodzących ze starożytnej Arabii. Szczególnie cennym składnikiem linii zapachowej Amouage jest srebrne kadzidło, rosnące jedynie w górach Dhofar w Omanie, porównywalne w swej wartości do złota. Intensywną stymulację odnowy skóry w kosmetykach pielęgnacyjnych linii Embellir firmy Menard gwarantują natomiast wyciągi z czarnych i czerwonych grzybów reishi. Oryginalne połączenia aromatów korzennych z ekstraktami wawrzynu, drzewa oliw- 22 MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 nego oraz florentyńskiej skóry sprawiają, że artystyczne zapachy marki Lorenzo Villoresi wymykają się wszelkim standardom. Natomiast spośród oferowanych w Lu'lua zapachów Parfums d'Empire najbardziej intrygujący to Ambre Russe (Imperium Rosyjskie): z flakonu unoszą się opary szampana, kadzidła i tytoniu. Jak twierdzi Małgorzata Kowalska z Lu'lua, „paniom ten zapach kojarzy się z mężczyzną siedzącym w fotelu, palącym cygaro i popijającym whisky”. Niezwykłe historie powstania towarzyszą wszystkim zapachom, oferowanym w Lu'lua, współtworząc ich magię i oryginalność. Ich oprawę stanowią kunsztowne flakony: połączenia kryształu i złota, niektóre ręcznie grawerowane lub malowane, w każdym przypadku będące małymi dziełami sztuki, niemal równie cennymi, jak zamknięte w nich aromaty. JOLANTA GAWLAK > Perfumeria Lu'lua, Kraków, ul. Józefa 22, tel. (12) 430 02 75, www.lulua.pl V moda DESANT NA GRZEGÓRZKACH sinkach w dawnej aptece, w Sztokholmie PENDENT, BASE, REVOLUTION, RADICAL, SUPPLY” – to wyrazy, któw jednym z pomieszrych używają na plakatach Guerilla Stores. Czy chodzi tu o nową partię? czeń działającej agencji Raczej o rewolucję w wydaniu... sklepowym. reklamowej. W Warszawie pierwszą lokalizacją był filar mostu achodnie zjawisko zwane „znikaPoniatowskiego, potem zdecydowano się jącym rynkiem masowym” dona dawne zakłady szklarskie przy ulicy Moprowadza do rozpaczy stratekotowskiej, których szyld pozostawiono. gów wielkich firm odzieżowych. DotychW Polsce „opiekunem” Guerilla Stoczasowi konsumenci znudzili się już kupores jest Robert Serek, trendsetter z lifestywaniem – nie mają nic przeciwko nabylowego magazynu A4. Słynie on z szalowaniu dóbr, lecz woleliby, żeby ta czynnych pomysłów. To dzięki niemu od paność dostarczała im dodatkowych emocji. ru tygodni Guerilla Store działa w KrakoTo dla tych nowych wyznawców „filozowie, na Grzegórzkach, w fabryce past do fii ciekawego kupowania” stworzono conbutów Erdal przy ul. Żółkiewskiego 17. cept stores, w których nie tyle nabywa się Pytany, dlaczego na lokalizację tak niszoposzukiwany towar, co właśnie filozofię wego sklepu wybrał Kraków, niezmiennie sklepu: razem z sukienką – pasującą do odpowiada: „A dlaczego nie?”. niej „duszą” popielniczkę, książkę czy mieNa Grzegórzkach idealnie widać szankę ziół, przy okazji pijąc kawę i dyskuwszystkie założenia Guerilla Store. Sklep tując o ostatniej postmodernistycznej funkcjonuje w wielkiej przestrzeni hali operze wystawionej w Nowym Jorku. przemysłowej, cenne ubrania i perfumy Guerilla Stores to wyzwanie dla takich porozkładane są w starych, poprzewracanajbardziej znudzonych nabywców. Już nych, znalezionych w fabryce szafach. sama nazwa mówi o (umówmy się – poWokoło zwoje kabli, odłażąca ze ścian zornej!) kontestacji konsumpcji. Sklepy farba. Całość – robi wrażenie. Zwłaszcza „modowej partyzantki” zostały wymyślojeśli zdamy sobie sprawę, że w poszukine przez marketingowców firmy Comme waniu ubrań marki niektóre fashion victims des Garcons, luksusowej marki należącej są w stanie pielgrzymować od miasta do do świetnej, ekscentrycznej projektantki miasta, a jedyny oprócz krakowskiego Rei Kawakubo i Adriana Joffe. Co je wyGuerilla Store mieści się w Hong Kongu. „PROPAGANDA, CAMP, POPULAR, OCCUPATION, ALLIANCE, INDE- Z DZIEWCZYNA KORSARZA różnia? Po pierwsze efemeryczność – sklep może działać w jednym miejscu najwyżej rok. Po drugie – umiejętność wtopienia się w ambient, czyli środowisko naturalne miasta i szacunek do niego. Guerilla Stores powstają poza centrami wielkich miast, w zaskakujących lokalizacjach i wnętrzach – w Berlinie w byłej księgarni, w Barcelonie w studiu graficznym, w Hel- Żałuję tylko, że stara fabryka Erdal nie pachnie z daleka słynnymi perfumami Comme de Garcons. Krakowian wywabiałby z Rynku zapach sorbetu miętowego lub żurawinowego, albo woń goździków… No, może niekoniecznie zapach kościoła lub smoły, bo niekonwencjolani projektanci CdG i takie perfumy komponują. AGNIESZKA KOZAK Najnowsza kolekcja Krakowskiego Studia Artystycznego Projektowania Ubioru – Galerii Kawalec-Konieczny (ul. Józefa 6), zatytułowana „Dziewczyna Korsarza”, została zainspirowana podróżą po Meksyku. Stąd dominujące w niej kwiaty, bufki oraz kolory bieli, granatu i czerwieni. Kolekcję zaprezentowano 8 maja w Multikinie w ramach cyklu „Kino na obcasach”. Przedstawiono sukienki dzienne, koktajlowe, a także nietypowe propozycje sukni ślubnych. Galeria założona została przez siostry: Annę Kawalec-Klamerus i Małgorzatę Konieczny. Oprócz pojedynczych egzemplarzy ubiorów jest w niej mnóstwo dodatków – czapek, apaszek, pasków, biżuterii, torebek – zarówno gotowych, jak i robionych ręcznie. Można tu poszperać także w poszukiwaniu upominków na różne okazje. MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 25 FOT. ANNA CIUPRYK MAXI KOLOR W FORMACIE MINI WIOSNA W MODZIE TO ZWYKLE CZAS OŻYWIONEGO KOLORU. TAK JEST I TYM RAZEM – NIKT CHYBA NIE JEST ZASKOCZONY, OBSERWUJĄC ULICE ROZKWITAJĄCE POD WPŁYWEM SŁOŃCA BARWNYMI, KONTRASTOWYMI PLAMAMI. kolorowe lata 80-te... Duże, geometrycznie cięte barwne płaty oraz odważne połączenia kolorów to idealny przepis na sukienkę tego sezonu. Uszyta z jedwabiu lub satyny, idealnie ochłodzi w najbardziej nawet upalne lato. zielona sukienka – Zemełka & Pirowska czerwony pas – Sisley granatowe getry i torebka – szafa stylisty czerwone buty – Sisley biżuteria – Bijou Brigitte V moda V moda wzory... Graficzne wzory nawiązują do op-artu z lat 60tych. Wyraziste formy wymagają odpowiednich detali – nawiązujących stylistycznie kolczyków, dużych (lub odwrotnie – uroczo maleńkich) toreb i torebek, butów peep-toe lub na platformach. sukienka w czarno-białe wzory – Zemełka & Pirowska białe bermudy – Tally Weijl opaska w groszki, biżuteria – Bijou Brigitte buty – Idea Donna czarna torba – PUNKT i kolory Intensywny fiolet, kobalt, ultramaryna, róż i żółć to główni gracze nadchodzącego sezonu. W tych kolorach powitałyśmy wiosnę i płynnie wchodzimy w nadchodzące lato. Im wyższa temperatura, tym kolor ma prawo być bardziej rozjaśniony – jednak ten sezon nie będzie należał do pasteli. wzorzysta sukienka – PUNKT dwurzędowa kurteczka – Tally Weijl szary pas – Mango torebka i buty – szafa stylisty biżuteria – Bijou Brigitte V moda V moda w stylu disco W tym sezonie nie eksponujemy przesadnie talii – fetyszem pozostają nogi, eksponowane ultra krótkimi spódniczkami, sukienkami i szortami, które nieraz przyjdzie nam pomylić z bielizną. Panie, dla których ledwie zakrywająca pupę sukienka jest trudna do zaakceptowania, mogą wspomóc się legginsami, najlepiej sięgającymi tuż za kolano. sukienka – Mango złote getry – Mango złote okulary – Mango torebka – Sisley biżuteria – Bijou Briggite kobaltowe buty – Tally Weijl FOTO: ANNA CIUPRYK, TEL. 0505 122 432 STYLIZACJA: AGATA ZEMEŁKA, ANNA PIROWSKA, TEL. 0502 658 327 FRYZURA: MONIKA SIKORA MAKIJAŻ: MILENA PIETRZAK STYLOWNIA, UL. MIŁKOWSKIEGO 11A TEL. 012 267 20 76, WWW.STYLOWNIA.PL PRODUKCJA: FASHION COLOR WWW.FASHIONCOLOR.PL MAKIJAŻ WYKONANO KOSMETYKAMI MARKI GLAZEL ADRESY: BIJOU BRIGITTE – GALERIA KRAKOWSKA IDEA DONNA – UL. ŚW.TOMASZA 21 MANGO – GALERIA KRAKOWSKA PUNKT – UL. SŁAWKOWSKA 12 SISLEY – RYNEK GŁÓWNY 13 TALLY WEIJL – GALERIA KAZIMIERZ ZEMEŁKA & PIROWSKA – KREATYWNE STUDIO MODY, UL. MONIUSZKI 24, 012 654 81 88 V samoobrona WENDO B oisz się po zmroku wychodzić sama? Nie lubisz spacerować wyludnionymi uliczkami parku? Myśl, że ktoś obcy lub pijany mógłby cię zaczepić, napawa cię przerażeniem? Jest sposób, by zwalczyć te lęki, a co więcej – z wyobrażanych sytuacji wyjść obronną ręką. Wystarczy zapisać się na kurs WenDo. – WenDo nie jest sztuką walki – powtarzają Maria Mierzyńska i Alicja Szteliga, certyfikowane trenerki tej metody, prowadzące zajęcia w Krakowie. – To nauka budowania pewności siebie, połączona z samoobroną, której punktem wyjścia jest siła i indywidualne możliwości uczestniczki zajęć. Tu nie obowiązują zasady fair play. Chodzi o to, aby ochronić siebie, swoje zdrowie, a czasami życie. Samo słowo WenDo jest kombinacją wyrazów: women (ang. kobiety) i do (jap. droga). Droga Kobiet stworzona została ponad 40 lat temu w Kanadzie. Jej zasady z myślą o kobietach opracowały same kobiety. Do Polski WenDo dotarło za pośrednictwem Fundacji Kobiecej eFKa, wspierającej ruchy i inicjatywy kobiet. To właśnie dzięki tej Fundacji niemieckie trenerki WenDo przez trzy lata szkoliły Polki w metodzie przeciwdziałania psychicznej DROGA ODWAŻNYCH KOBIET i fizycznej przemocy. Pierwsze trenerki kształciły następne, te kolejne i jeszcze dalsze – dziś łańcuch szkoleń uczących jak nie stać się ofiarą, obiega niemal wszystkie duże i średnie miasta w naszym kraju. Warsztat WenDo (kurs podstawowy trwa 12 godzin) opiera się na specjalnie dobranych sposobach, uczących jak bronić się przed atakiem psychicznym i fizycznym, a przede wszystkim – jak do tego ataku nie dopuścić. – To sposoby proste i skuteczne, wzmacniające poczucie pewności siebie i własnej wartości oraz pomagające rozwiązywać konflikty, przełamywać stereotypy i poczucie wstydu w codziennym życiu – wyjaśnia Maria Mierzyńska. – W czasie kursu kobiety i dziewczyny uczą się technik samoobrony fizycznej, poznają psychiczne podstawy samoobrony. Analizując konkretne sytuacje i zagrożenia uczą się, jak opanować strach i zareagować w taki sposób, aby obronić siebie. Kiedy myślimy o samoobronie, często wyobrażamy sobie, że nauczyć się jej mogą przede wszystkim szczupłe, wysportowane, naj- ciach biorą udział panie w różnym wieku; adresatkami kursów są zarówno dziewczynki chodzące do przedszkola, jak i kobiety w wieku emerytalnym. Na treningi WenDo przychodzą również kobiety, poruszające się na wózkach – opowiadają trenerki. Co uczestniczki kursów mówią o kobiecej metodzie obrony? Alicja i Maria cytują: „Chciałabym, żeby inne kobiety też mogły sobie uświadomić, że są w stanie bronić swoich granic”. „Uważam kurs WenDo za potrzebny w życiu każdej kobiety”. „Uwalnia mnóstwo niesamowitej siły i pozytywnej energii”. „Wiele kobiet nie potrafi się bronić przed szeroko pojętą przemocą. WenDo pozwala nam zrozumieć, że nie musimy być bierne”. „Kurs daje świetne podstawy technik, ale przede wszystkim uwrażliwia i wskazuje na wewnętrzną siłę każdej kobiety. Jest to ważne nie tylko w walce, ale w każdej konfrontacji, także słownej”. Czy rzeczywiście? Warto wstąpić na Drogę Kobiet, by przekonać się o tym osobiście. fot. archiwum M. Mierzyńskiej chętniej młode kobiety. Maria i Alicja przekonują jednak, że WenDo odpowiednie jest dla każdej z nas, bez względu na wiek, wagę oraz sprawność fizyczną. – Punktem wyjścia w nauce WenDo jest siła i możliwości poszczególnych kobiet. Nie jest tu wymagana szczególna sprawność ani kondycja. W zaję- MIASTO KOBIET MATYLDA STANOWSKA więcej informacji www.wendo.org.pl ■ MAJ – CZERWIEC 2007 33 V uroda Face & Body Institute ul. J. Piłsudskiego 36/1, tel. 012 430 18 81 www.faceandbodyinstitute.pl ODMŁADZANIE BEZ SKALPELA P owierzając twarz i ciało specjalistom od poprawiania urody chcemy mieć pewność, że jesteśmy w dobrych rękach. W przypadku Instytutu Face & Body tę pewność daje 10-letnie doświadczenie na brytyjskim rynku. Nazwa Face & Body Institute to w Londynie synonim profesjonalizmu i innowacyjności. Tu wdrażane są najnowsze rozwiązania kosmetologiczne i technologiczne (np. Titan i UltraShape). Tu opracowywane są autorskie terapie (np. Combination Vitamin Facial). Od marca z tych doświadczeń mogą korzystać kobiety w Polsce, dlatego Czytelniczkom „Miasta Kobiet” będziemy przybliżać tematykę medycyny estetycznej i opisywać poszczególne zabiegi, z których można skorzystać w Instytucie. Na początek: Titan stanowiący doskonałą alternatywę dla chirurgii plastycznej oraz wyjątkowo ceniony przez dotychczasowe Klientki Face & Body Institute autorski zabieg Combination Vitamin Facial. COMBINATION VITAMIN FACIAL Zdrowa skóra odznacza się gładkością i jednolitym ładnym kolorytem. Zabieg zwany Combination Vitamin Facial działa naprawczo na każdy aspekt jej starzenia się, już od poziomu komórkowego. Można mu się poddać doraźnie, by szybko poprawić swój wygląd lub traktować go jako część programu planowego powstrzymywania starzenia się skóry. Najpierw na twarz nakłada się maskę zawierającą kwasy owocowe, którą zmywa się po lekkim wmasowaniu. Ma ona działanie lekko złuszczające i oczyszczające, gdyż kwasy owocowe rozpuszczają martwy naskórek. Pobudzają one także syntezę kolagenu. Maska poprawia gładkość skóry i jej koloryt. Następnie wykonywany jest nappage – jest to szczególny rodzaj mezoterapii polegającej na delikatnym, bezbolesnym i nie pozostawiającym śladów naTITAN kłuwaniu skóry. Technikę tę opracowano we Istotą tego zabiegu, zwanego liftingiem bez operacji, jest skurczenie włókien kolagenoFrancji i od lat pięćdziesiątych jest jednym z najwych, a tym samym podciągniecie skóry na leczonym obszarze bez naruszania leżących częściej wykonywanych zabiegów kosmetologłębiej tkanek. Używa się do tego celu bezpiecznego i przewidywalnego promieniowagicznych. W Face & Body do nappage używana nia radiowego lub podczerwonego. Urządzenie zwane Titan nie tylko kurczy te włókjest mieszanka witamin, mikroelementów na, które w danym momencie tworzą zrąb skóry, ale także i kwasu hialuronowego, które dają skórze silny bodziec do odnowy i jednocześnie mocno ją nawilżają. Z biegiem lat ukrwienie skóry staje się OPINIE KLIENTEK O VIT. FACIAL coraz gorsze, stąd otrzymuje ona za mało składników odżywczych. Dostarczenie ich z zeEfekty widać natychmiast i już po pierwszym zabiegu, wnątrz mikrozastrzykami przywraca jej natycha upływający czas działa tylko na korzyść. Skóra staje się namiast właściwy poziom odżywienia i nawilżenia. pięta i nabiera przyjemnego blasku. Wracam do Instytutu w Krakowie regularnie, mimo wielu innych istniejących Kolejnym etapem jest naświetlanie czerwonym w Warszawie, ponieważ ten zabieg ma idealny dla mnie widzialnym światłem. Ta długość fali ma pokompleksowy charakter. Nie tylko świetnie odżywia skórę, twierdzony od lat pozytywny wpływ na komórale dzięki drenażowi limfatycznemu doskonale ją oczyszcza, ki układu odpornościowego, ale co ciekawsze a jego niewygórowana cena jest dodatkowym atutem (Anna mocno pobudza też fibroblasty produkujące koRomaniecka). lagen. Czerwień widzimy w tęczy oraz świetle Jest to prawdziwy oddech dla skóry. Za każdym razem mam wschodzącego i zachodzącego słońca. Czerwrażenie, jakby ktoś zrobił „przeciąg” w mojej twarzy. Zaniepobudza komórki skóry do tworzenia dużych ilości nowego wone światło przyspiesza procesy gojenia, czyszczona codziennym życiem w mieście cera budzi się po Vit młodego kolagenu. Efektem jest zwiększenie grubości wiotzmniejsza stan zapalny, leczy trądzik i poprawia Facial do życia. Efekty są długotrwałe. Skóra zdecydowanie leczejącej z wiekiem skóry i odmłodzenie jej wyglądu. Poza produkcję kolagenu. Lampa emitująca czerwopiej wygląda. Ma świeży, jasny koloryt i gładkość, której nie twarzą można obkurczyć nadmiar skóry na ramionach, brzune światło Beautylight jest obecnie uważana za mogłam uzyskać dzięki innym zabiegom i co ważne – spektachu oraz w innych miejscach, gdzie skóra utraciła swoją elanajbardziej naturalną i bezpieczną metodę fotokularnie lepiej przyjmuje inne kosmetyki codziennego użytku, styczność. Zabieg nie narusza naskórka, nie wywołuje siniaodmładzania skóry. Można ją stosować także jajak na przykład kremy. Po trzech zabiegach widzę też wyraźków, blizn ani przebarwień i nie jest bolesny – osoba mu podko samodzielny zabieg. Potem twarz poddawanie, że proces powstawania pękających naczynek (mam bardzo problematyczną cerę) został zatrzymany. Jako osoba madawana odczuwa jedynie ciepło. Titan stanowi wygodną i łana jest drenażowi limfatycznemu. Bardzo delijąca na co dzień kontakt z zabiegami pielęgnacyjnymi, uwagodną alternatywę dla zabiegu operacyjnego dla osób w każkatne głaskanie i uciskanie poprawia przepływ żam, że Vit Facial to absolutny strzał w dziesiątkę, a specjalidym wieku i stanie zdrowia, także tych obarczonych poważlimfy, która wypłukuje z tkanek szkodliwe prostów zatrudnionych w Instytucie inne salony mogą tylko ponymi schorzeniami. W Face&Body stosuje się tę metodę od dukty przemiany materii i toksyny. Cena zabiezazdrościć (Hanna Halek). półtora roku, a takie doświadczenie pozwala na optymalizacje gu: 300 zł twarz, 600 zł – twarz, szyja i dekolt. DR ELISABETH DANCEY efektów zabiegu. Cena zabiegu od 1600 zł. 34 MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 V uroda NIECHCIANE POPĘKANE NACZYNIA I ICH SKUTKI W poprzednim artykule zajęłam się problemem brodawek. Odzew był bardzo duży. Ogromną moją radością była zwiększona liczba Panów, którzy zorientowali się jak dużym zagrożeniem dla ich partnerek są brodawki, których nie chcieli wcześniej usuwać. Dlatego zastanawiałam się nad tematem tego artykułu, ale życie samo podpowiedziało temat: „Pękające naczynka”. Jeśli nie mamy stresu, wysiłku, wahań temperatury otoczenia, a na naszej twarzy zauważymy siatkę naczyniową nadającą skórze widoczne zaczerwienienie, może to być pierwszy krok do powstania trądzika różowatego. Zmiany zaczynają się najczęściej na policzkach i na nosie. Trądzik różowaty to wykwity rumieniowe i krostkowe występujące z powodu łojotoku i zaburzeń naczynioworuchowych. U Panów występuje tzw. „kalafiorowatość” nosa. W następstwie nie usuwania popękanych naczyń dochodzi do wykwitów i ropnych nacieków. Często trądzik różowaty idzie w parze z problemami przewodu pokarmowego. Jednak wyleczenie przewodu pokarmowego nie jest równoznaczne z wyleczeniem trądzika różowatego. Popękane naczynia na skrzyżowaniu doprowadzają w krótkim czasie do pojawienia się wybroczyn naczyniowych, które mogą w razie pęknięcia być trudne do zahamowania krwawienia. Usunięcie wybroczyn w gabinecie nie stanowi żadnego problemu. Bardzo częstym utrapieniem są również pękające naczynka krwionośne na dolnych kończynach, które po dłuższym czasie mogą doprowadzić do bardzo brzydkich odczuć estetycznych. Ślady po zlikwidowaniu naczyń na nogach mogą występować nawet parę miesięcy, dlatego należy je usuwać kilka miesięcy przed planowanym urlopem. Duże wybroczyny naczyniowe na twarzy lub rękach tzw. płomień są najczęściej wynikiem urazów okołoporodowych. Ze względu na ilość naczyń i ich głębokość usunięcie tego rodzaju defektu skóry wymaga dużej cierpliwości, ale efekty są tego warte. Zapraszam Wszystkich Państwa do zlikwidowania naczynek krwionośnych metodą elektrokoagulacji. Konsultacje są bezpłatne. Luiza Garbaciuk-Nowak LUIZA GABINET KOSMETYCZNY Mała Chirurgia Kosmetyczna 31-144 Kraków, ul. Biskupia 14/4 tel.12 631 77 66, fax.12 631 77 70 tel. kom.0 500 216 315 Konsultacje bezpłatne godziny rezerwacji do uzgodnienia Centrum Okulistyki i Dermatologii Estetycznej „Centre de la Vision" ul. Długosza 12, Kraków, tel. 012 296 34 41, 012 296 34 42 w w w . c e n t r e d e l a v i s i o n . p l Centre de la Vision to nowoczesny ośrodek medyczny, w skład którego wchodzą: gabinet okulistyczny, dermatologii estetycznej i chirurgii plastycznej oraz sala operacyjna. Pod kontrolą dermatologa można tu poddać się pełnej gamie zabiegów leczniczych i estetycznych takich jak: bezoperacyjne usuwanie zmarszczek (Botox, Surgiderm), modelowanie ust, peelingi lekarskie, mezoterapia, laserowe usuwanie owłosienia i leczenie zmian naczyniowych. W zakresie chirurgii plastycznej ośrodek oferuje: operacje chirurgiczne powiek, korektę uszu, przeszczep włosów i usuwanie znamion. V uroda PIĘKNIEJ I BEZPIECZNIE Rozmowa z dr AGNIESZKĄ WALKOWSKĄ-STÓS, lekarzem dermatologiem z Centre de la Vision, o wykorzystaniu kwasu hialuronowego w medycynie estetycznej oraz o usuwaniu znamion barwnikowych kwas hialuronowy Coraz częściej słyszymy nazwę „kwas hialuronowy”. Co to takiego? Kwas hialuronowy jest obok kolagenu najważniejszym składnikiem naszej skóry. Odpowiada za jej prawidłowe nawilżenie, gdyż ma właściwości wiązania dużych ilości wody. Młoda skóra zawiera dużo kwasu hialuronowego, jest sprężysta i nie ma zmarszczek. Z wiekiem jego ilość maleje, skóra się starzeje, robi się wysuszona, mniej elastyczna, pojawiają się najpierw delikatne linie, a potem głębsze zmarszczki. Jeśli wprowadzimy kwas hialuronowy do zwiotczałej skóry to ściągnie on i zatrzyma potrzebną wodę, co da efekt napięcia i ujędrnienia. Do jakich zabiegów wykorzystuje się kwas hialuronowy? Medycyna estetyczna wykorzystuje kwas hialuronowy na wiele sposobów, zarówno u młodszych, jak i starszych pacjentów: do wypełniania zmarszczek, ujędrniania i nawilżania skóry, korygowania owalu twarzy, poprawiania kształtu policzków, powiększania i modelowania ust, szybkiego poprawiania kondycji skóry, np. przed ważnym wyjściem. Do zabiegów wykonywanych w gabinetach dermatologii estetycznej używa się kwasu hialuronowego otrzymanego syntetycznie, który jest identyczny z naturalnym. Jak długo utrzymuje się efekt? W zależności od gęstości kwasu od 9 do 12 miesięcy. Ale mamy też preparat, który daje efekt na półtora roku do dwóch lat. To Voluma – gęsta postać kwasu hialuronowego podawana głęboko do warstwy skóry właściwej, nad okostną, używana głównie u osób starszych do remodelingu twarzy. Wiadomo, że z wiekiem skóra staje się zwiotczała, zmienia się kształt twarzy, a Voluma umożliwia uzyskanie efektu liftingu. modelowanie ust Wspominała Pani o wykorzystaniu kwasu hialuronowego do modelowania usta. Jakie są wskazania do takich zabiegów? Usta też się starzeją. Początkowo następuje ich odwodnienie, przez co tracą swą objętość i jędrność. Potem tracą również kolor, a brzeg ust ulega zwiotczeniu, co prowadzi z kolei do powstawania zmarszczek słonecznych. Opadają kąciki ust, twarz przybiera smutny i zmęczony wygląd. Wiele coraz młodszych, nawet trzydziestoletnich kobiet, stosuje kwas hialuronowy, by nawilżyć usta, przywrócić im kolor i jędrność. Powiększenie objętości ust powoduje, że znikają zmarszczki wokół nich. Sporo jest pacjentek, które chcą zlikwidować asymetrię ust, powiększyć zbyt cienką górną lub dolną wargę, poprawić kontur. Wstrzyknięcie kwasu hialuronowego rozwiązuje ten problem skutecznie. W naszym gabinecie stosujemy Surgiderm i Surgilips; przywracając ładny uśmiech poprawiamy samopoczucie pacjentów. Z kolei u osób borykających się z suchymi, pękającymi i szorstkimi ustami świetnie sprawdza się rzadsza postać kwasu hialuronowego. Osobnym tematem jest moda na wydatne usta, choć tu oczywiście trzeba uważać, aby efekty zabiegu były odpowiednie do fizjonomii, gdyż przesadnie powiększone usta wyglądają nienaturalnie. Czy te zabiegi są bolesne? Igły stosowane do iniekcji są cieniutkie, ale dla większego komfortu pacjentek stosujemy miejscowe znieczulenie. Po zabiegu może przejściowo wystąpić zaczerwienie, obrzęk i nadwrażliwość w okolicy poddanej zabiegowi. znamiona Czuje się Pani bardziej dermatologiem czy dermatologiem estetycznym? Bo dermatologia kojarzy się z leczeniem, a my jak dotąd cały czas rozmawiamy o poprawianiu urody. Nie czynię takiego rozróżnienia. Mam wielu pacjentów, którzy przychodzą z problemami takimi jak trądzik, łuszczyca, łojotokowe zapalenie skóry, brodawki, znamiona barwnikowe. Porozmawiajmy więc o znamionach. Usuwać czy nie usuwać? Wśród pacjentów dominuje pogląd, że lepiej znamion nie ruszać. A przecież wiadomo, że chirurg usuwa zmiany w całości w obrębie zdrowych tkanek i każdy materiał jest posyłany do badania histopatologicznego. Gdyby więc w czasie badania okazało się, że mamy do czynienia z wstępną fazą nowotworu, wówczas jest możliwość poszerzenia obszaru zabiegu. Wydaje mi się więc oczywiste, że lepiej usunąć łagodną zmianę niż zaniedbać coś, z czego może się zrobić złośliwy nowotwór. Zdecydowanie powinniśmy usuwać znamiona w miejscach drażnienia, np. otarcia od bielizny i ubrania, które mogą swędzieć i przez mechaniczne podrażnienia powiększać się, zmieniać zabarwienie, kształt, pokrywać się strupkiem. I oczywiście znamiona, których struktura wykazuje cechy aktywności. Współpracuję w tej kwestii ściśle z chirurgiem i wspólnie decydujemy, czy zmiana wymaga stałej obserwacji, czy wskazane jest jak najszybsze jej usunięcie. A lepiej wyciąć chirurgicznie czy usunąć laserowo? Wiadomo że w tym drugim przypadku blizna jest mniejsza. Istnieją lasery wysokoenergetyczne, które służą do usuwania znamion, natomiast ja jestem przeciwnikiem takiej metody, gdyż nie daje ona możliwości histopatologicznego zweryfikowania zmiany. Chirurgicznie usuwanie uważam więc za właściwsze. ROZMAWIAŁA ANETA PONDO MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 37 V uroda Z SERCA... W ytworzenie 1 kilograma naturalnego masła karite wymaga ogromnego wysiłku. Sahelskie kobiety same zbierają owoce, i w tym celu pokonują dziennie nawet 15 kilometrów, dźwigając do 50 kilogramów owo- AFRYKI ców. Proces wytwarzania masła rozpoczyna się od suszenia i oddzielania nasion od reszty owocu. Wysuszone na słońcu nasiona kobiety rozcierają. Następnie dodają wodę i całość lekko, przez wiele godzin, podgrzewają, cały czas mieszając. Zbierające W DALEKICH ZAKĄTKACH AFRYKI, W MAŁYCH WIOSKACH SAHELU, KOBIETY PROWADZĄ WŁASNY INTERES: WYTWARZAJĄ MASŁO KARITE, KTÓRE JEST CENNYM SKŁADNIKIEM KOSMETYKÓW. OBOK ICH MĘŻOWIE PRACUJĄ PRZY WARSZTATACH TKACKICH. PODZIAŁ OBOWIĄZ- się zanieczyszczenia są starannie usuwane aż do zupełnego oczyszczenia masła i uzyskania jednolitej kremowej konsystencji i bladożółtego koloru. Drzewa karite (polska nazwa masłosz Parka) rosną dziko w rejonie Sahelu (obszar na południe od Sahary, rozciągający się od Atlantyku po Morze Czerwone, przez terytoria wielu krajów). Mogą osiągać do 20 m wysokości, a średnica pnia dochodzi do 1m. Pierwsze owoce masłosz rodzi dopiero po 25 latach, a pełnię owocowania osiąga w wieku 40-50 lat. Drzewo żyje do 300 lat. – Masło karite kupujemy bezpośrednio od wytwarzających je kobiet – mówi dr Arkadiusz Głuszek, właściciel firmy produkującej kosmetyki z tego egzotycznego surowca. – W ten sposób przyczyniamy się do poprawy sytuacji finansowej tych biednych ludzi. Współpraca firmy z sahelskimi kobietami zaczęła się kilka lat temu. – Podróżowaliśmy z żoną po Afryce – opowiada dr Głuszek. – Poznawaliśmy tamtejsze obyczaje i tradycje. W Polsce osiągnęliśmy już w swych dziedzinach wszystko, co chcieliśmy, toteż postanowiliśmy zrobić coś nowego i pożytecznego. Udało nam się stworzyć unikalne kosmetyki – a do tego jeszcze pomóc tym kobietom. Tradycyjny sposób wytwarzania masła karite zachowuje jego unikalne cechy. – Wielkie firmy kosmetyczne również wykorzystują w swoich produktach masło karite, ale wysokotemperaturowe procesy rafinacji z użyciem rozpuszczalników niszczą jego najcenniejsze, terapeutyczne własności. A przecież można tego uniknąć – podkreśla Arkadiusz Głuszek. Kosmetyki z masła karite intensywnie odżywiają i regenerują skórę, poprawiają jej strukturę, 38 MIASTO KOBIET ■ MAJ-CZERWIEC 2007 fot. A. Głuszek KÓW JEST JASNY I TRADYCYJNY. stymulują metabolizm i naturalne ją odnawiają. Przeznaczone są do skóry suchej i bardzo suchej, zmęczonej i pozbawionej witalności, która pod ich wpływem odzyskuje zdolność samodzielnego zwalczania objawów wysuszenia, twardnienia i pękania. Preparaty podnoszą odporność skóry na niekorzystny wpływ środowiska dzięki temu, że zawierają naturalne filtry UV, a także tworzą na jej powierzchni ochronną warstwę. W Polsce kosmetyki z naturalnego masła karite chętnie wykorzystują kosmetyczki w profesjonalnych salonach. Doceniają ich terapeutyczne i pielęgnacyjne działanie. Arkadiusz Głuszek podkreśla wzniosły cel prowadzonej przez niego działalności: – W przyszłości mamy zamiar przeznaczyć część zysków firmy na powołanie fundacji, której celem będzie poprawa warunków życia współpracujących z nami wiosek. MAŁGORZATA KUCAB więcej informacji www.kariteplus.com.pl > PREZENT Dla Czytelników Miasta Kobiet mamy kosmetyki: Kuracja twarzy i dekoltu (wartość 80 zł) oraz Regeneracja skóry i dłoni (wartość 70 zł). Otrzymają je dwie osoby spośród tych, które do 20 czerwca przyślą SMS o treści „MKB KARITE imię nazwisko”. Koszt SMS-a 1 zł bez VAT (1,22 zł z VAT) BIAŁKO ŻYCIA I URODY fot. Paweł Przychodzeń Preparat Prof. Przybylski Kolagen Aktiv: unikalne, bezpieczne dla skóry białko, naturalnie spłycające zmarszczki, blizny i przebarwienia, dające efekt długotrwałego miniliftingu, hamujące starzenie, redukujące „pajączki”, pomocne w kosmetyce żylaków, zwalczaniu cellulitu i odchudzaniu. Zalecane zwłaszcza dla kobiet po ciąży oraz w okresie przed i pomenopauzalnym, w profilaktyce schorzeń kobiecych, przy zaburzeniach trofiki narządu rodnego, wysiłkowym nietrzymaniu moczu, obniżeniu ścian pochwy itp. Sekret pięknych kobiet. Proponujemy również rewelacyjne plastry detoksykujące Kinotakara na bazie wyciągów z żywic drzewnych i pereł, oraz Elicinę – specjalistyczny krem na blizny ze śluzu ślimaka Helix Aspersa Muller. ZAPRASZAMY! Sklep Firmowy Prof. Przybylski ul. Starowiślna 69 (przy skrzyżowaniu z ul. Miodową) tel. 012 423 21 48, 0507 049 578 czynny codziennie od 10.00 do 18.00, w soboty od 10.30 do 15.00 MAGIA DOTYKU P amiętam jak jeszcze dwa lata temu kosmetyczki żaliły się, że rynek zabiegów na ciało w Krakowie jest słabo rozwinięty. A potem jak grzyby po deszczu wyrosły salony, gabinety, day spa... Jednym słowem – nowoczesne centra kosmetyczne, w których pielęgnacja ciała jest elementem holistycznego podejścia do klienta. A z pielęgnacją ciała nieodwołalnie związany jest masaż. Masaż występujący samoistnie lub będący elementem zabiegu. Z tego drugiego kobiety korzystają niejako mimochodem: przychodzą na zabieg, a masaż dostają przy okazji. Co innego, gdy mowa o miejscach, które specjalizują się tylko w masażu – tu świadomość klientów jest inna. Niemniej jednak nadal większość znanych mi kobiet, nawet tych, które korzystają regularnie z usług fryzjera i kosmetyczki, na masażu nie była nigdy. Nie przyszło im to do głowy. Chyba dlatego, że o masażu przypominamy sobie najczęściej, gdy ból nie pozwala nam już normalnie funkcjonować. Czas to zmienić. Sięgnijmy po masaż jako po profilaktykę, gdyż jego prozdrowotne oddziaływanie jest niepodważalne. Miejsc w Krakowie, gdzie można dać się wymasować, jest dużo. Każdy dobry salon kosmetyczny ma masaż w swojej ofercie. Różnorodność może oszałamiać: od klasycznych do egzotycznych, od upiększających do zdrowotnych. Przetestowałam w ciągu ostatniego miesiąca pięć różnych masaży i na pytanie, który z nich był najlepszy, odpowiadam niezmiennie, że każdy był inny i każdy przyniósł mi wiele satysfakcji i przyjemnych doznań. Nie ośmieliłabym się natomiast porównywać ich, gdyż wszystkie one – mimo różnych technik – pozwalają osiągnąć zamierzony cel. MASAŻ TAJSKI, czyli joga dla leniwych masaż tajski, fot. Chayio Zaczęłam od MASAŻU TAJSKIEGO w Chaiyo przy ul. Dietla 103. Lokal, w którym mieści się salon, pamiętam z czasów studenckich. Niegdyś było to mieszkanie bardzo szacownego krakowskiego reżysera, zabudowane regałami z zakurzonymi książkami i płytami, a dziś wystrojem i muzyką już od progu wprowadza w dalekowschodni klimat. – Masaż tajski ma grubo ponad tysiąc lat tradycji i wywodzi się, jak twierdzą historycy, z tych samych źródeł, co japońskie Shiatsu i masaż chiński, czyli z Ayurwedy. Jest on połączeniem akupresury i refleksoterapii z bierną jogą – wprowadza mnie w temat Tadeusz Stańko, współwłaściciel Chaiyo. – Masaż tajski należy do rodziny orientalnych technik terapeutycznych, opartych na teorii przepływu energii wewnątrz ludzkiego ciała i konieczności zachowania równowagi energetycznej. A ponieważ ma cel terapeutyczny, zdarza się, że bywa bolesny; zależy to od kondycji, w jakiej znajduje się pacjent. Ale jest to ból, który prowadzi do rozluźnienia i naprawdę dobrego samopoczucia W ofercie Chayio, oprócz klasycznego masażu tajskiego, są też masaże z okładami ziołowymi, dla kobiet po okresie ciąży, kobiet w starszym wieku, dla osób intensywnie uprawiających sport, masaż głowy i ramion oraz refleksoterapia, czyli masaż stóp. Zdecydowałam się na klasyczny masaż tajski i było to dla mnie bardzo egzotyczne doświadczenie, gdyż nie przypominał on w niczym znanych mi dotąd masaży. Przede wszystkim wręczono mi… ubranie, gdyż masaż ten wykonuje się przez luźny strój. Potem zaprowadzono do pokoju, w którym stał duży mebel, bardziej 40 MIASTO KOBIET ■ MAJ-CZERWIEC 2007 przypominający stół niż łóżko do masażu, a to dlatego, że jak się za chwile okazało, musiała się na nim zmieścić oprócz mnie także masażystka. W tajskim masażu masażysta wykorzystuje całe swoje ciało. Masuje dłońmi, palcami, łokciami, przedramionami, stopami – głównie poprzez powolny ucisk, a także delikatne rozciąganie ciała. Masuje się w kilku pozycjach zaczerpniętych z jogi, dlatego masaż tajski bywa nazywany jogą dla leniwych. Masowane jest całe ciało, od stóp do głowy, a rytmiczne uciskanie i rozciąganie ciała przynosi po chwilowym bólu (nie większym niż w masażu klasycznym) bardzo duże odprężenie. W Chayio pracują masażystki z Bangkoku. Mają po kilkanaście lat praktyki i, jak twierdzi Tadeusz Stańko, nawet masujących się w Chayio lekarzy zaskakują doskonałą znajomością anatomii. > Masaż tajski trwa 1,5 godziny. Cena 150 zł THALASSOTERAPIA, czyli prawie jak nad morzem Na kolejny zabieg wybrałam THALASSOTERAPIĘ Orlane w salonie Body Control przy ul. Armii Krakowej 6. Orlane to ekskluzywna marka francuska, która do Krakowa zawitała zaledwie dwa miesiące temu. Dwie jej najbardziej rozpoznawalne cechy to zawartość we wszystkich preparatach kompleksu B21 (zestawu 21 aktywnych składników, głównie pochodzenia roślinnego) oraz dobieranie kosmetyków w zależności od problemu skóry, a nie od wieku, w jakim jest klientka (cztery podstawowe programy pielęgnacyjne to: usuwanie zmęczenia, ujędrnianie, odmładzanie, usuwanie zmarszczek). W Body Control można zarówno kupić kosmetyki Orlane do użytku domowego, jak i poddać się zabiegom typowo gabinetowym. Jednym z nich jest thalassoterapia – zabieg wykorzystujący dobroczynne składniki morskie (thalasso = morze). – Zabieg zaczyna się od peelingu całego ciała, który trwa około 20 minut. Jest to peeling z solą gruboziarnistą z olejkami eterycznymi z cytryny i cynamonu. Potem nakłada się maskę z błota z algami, która działa ujędrniająco, nawilżająco i modelująco. Następnie ciało zawija się na 20 minut w folię i przykrywa ciepłym kocem. Po spłukaniu maski pod prysznicem wykonywany jest masaż przy użyciu kosmetyków Orlane, który w zależności od potrzeby może być bardziej ujędrniający lub nawilżający. Na różne części ciała są różne preparaty – tak w dużym skrócie opisuje poszczególne fazy zabiegu masażystka Dominika Ozga. V uroda Każdy z etapów jest bardzo przyjemny. Ponieważ moja skóra cechuje się sporą wrażliwością, Pani Dominika uważnie obserwuje jej reakcję i dopasowuje do niej siłę wykonywania peelingu. Gruboziarnista sól wmasowywana jest sprawnie w całe ciało, które od razu staje się gładsze i lżejsze. Przyjemnie relaksujące jest 20 minut w foli pod ciepłym elektrycznym kocykiem. Chyba nie ma osoby, która nie ucięłaby sobie w tym czasie drzemki. I wreszcie zwieńczenie zabiegu – klasyczny masaż całego ciała, długi, dokładny i intensywny. Czuje się, że pani Dominika jest nie tylko kosmetyczką, ale przede wszystkim technikiem masażu. Po zabiegu dowiaduję się jeszcze, w jakich partiach mojego ciała wyczuwała napięcie i nad którymi partiami powinnam popracować, zanim będzie za późno na naprawę np. ciążących niebezpiecznie w dół pośladków. W Body Control, znanego z odchudzania metodą Sysara, thalassoterpia jest często łączona z zabiegiem odchudzającym, którego zaskakujące efekty miałam okazję przetestować rok temu. > Thalassoterpia trwa 2 godziny. Cena 300 zł WATSU, czyli Shiatsu w wodzie Ten masaż dopiero zaczyna swoją historię w Polsce. Tak naprawdę nazwanie Watsu masażem nie jest najbardziej precyzyjne, gdyż jest to raczej rodzaj pracy z ciałem, wykorzystujący elementy stretchingu, Shiatsu i dobroczynne działanie wody. Ćwiczenia wykonuje się w basenie, w wodzie o temperaturze 34-35 stopni C. Dzięki sile wyporu wody można stosować sekwencje ćwiczeń, które na lądzie byłyby niewykonalne. Zanurzenie w wodzie potęguje uczucie relaksu i wyciszenia. Zabiegi Watsu mają zastosowanie w SPA, rehabilitacji oraz w odnowie biologicznej sportowców – Watsu wymyślił na początku lat 80-tych Harold Dull z północnej Kalifornii. Studiował on Zen Shiatsu i wpadł na pomysł, żeby pewne jego elementy przenieść do wody. Zaczął wprowadzać do wody coraz to nowe sekwencje ćwiczeń i w ten sposób, wykorzystując wiedzę zdobytą w Japonii, stworzył Watsu – mówi Tomasz Zagórski, masażysta i specjalista odnowy biologicznej, który sprowadził tę metodę do Polski. Na sesję Watsu umówiłam się w klubie fitness w Hotelu Starym przy ul. Szczepańskiej 5. Jest tu niewielki basen z przypominającymi wnętrze zaczarowanej groty sklepieniami i wodą tak krystalicznie czystą, jakiej dotąd nie widziałam w żadnym innym basenie w Krakowie. Moim zadaniem było jedynie położyć się na powierzchni wody, rozluźnić i z zamkniętymi oczami odda- WATSU, fot. HandsOn wać sekwencjom Watsu. Pan Tomasz tymczasem wprawiał moje ciało w ruch; czasem było to swobodne unoszenie w wodzie albo dynamiczne obroty, czasem rozmaite ćwiczenia rozciągające, przeplatane masażem Shiatsu. Sekwencji w czasie tej półgodzinnej sesji było bardzo dużo, a to i tak był podstawowy zestaw, który wykonuje się za pierwszym razem także po to, by przyzwyczaić klienta do doznań i sposobu pracy z ciałem. Każda kolejna sesja jest bardziej skomplikowana i relaks bywa tak głęboki, że pozwala dotrzeć do bardzo odległych zakamarków podświadomości. Towarzyszyły mi przy tym różne odczucia – jakbym unosiła się w powietrzu albo wróciła do wód płodowych matki. Ale były też momenty lekkiego dyskomfortu, które – jak się okazało w późniejszej rozmowie – mój instruktor doskonale odczytywał i reagował na nie zmieniając sekwencje. Aby poczuć moc oddziaływania Watsu trzeba się całkowicie rozluźnić, co bywa trudne za pierwszym razem, zwłaszcza, że jest to praca w bardzo bliskim kontakcie z terapeutą. Ale im więcej czasu upływa od pierwszej sesji, tym częściej myślę, że miałabym jeszcze ochotę na taki całkowity „odlot” w wodzie. > Sesja WATSU trwa 30-45 minut, w Hotelu Starym kosztuje 200 zł. Kontakt z terapeutami WATSU: www.handson.pl NA CZTERY RĘCE, czyli podwójna przyjemność Masaż na cztery ręce zobaczyłam po raz pierwszy dwa lata temu na jednym z kongresów LNE. Pomyślałam wówczas: „skoro normalny masaż przynosi tyle przyjemności, to co dopiero, gdy masują dwie osoby naraz?!”. Tego typu masaże były do tej pory domeną luksusowych ośrodków SPA. Ja miałam okazję wypróbować go w studiu Amaris, przy ul. Floriańskiej 36. Masaż, o którym mowa, nazywa się w gabinecie Amaris „masażem polinezyjskim”, ale osobom, którym przy tej nazwie automatycznie do głowy przychodzi MAURI albo LOMI LOMI, od razu wyjaśniam, że to nie to samo, choć wszystkie one czerpią z jednego źródła. Wywodzące się z polinezyjskiej sztuki uzdrawiania MA-URI i LOMI LOMI od wielu już lat upowszechniane są w Europie i Stanach Zjednoczonych. To właśnie ich niezwykłe właściwości i wzrastająca popularność spowodowały, że techniki pracy z ciałem sięgające korzeniami dalekich wysp Pacyfiku przeniesiono do gabinetów i ośrodków spa. Najbardziej rozpoznawalnym elementem masażu polinezyjskiego jest masowanie przedramionami. Ruchy są płynne, a masażysta wykonuje wokół pacjenta coś w rodzaju zrytualizowanego tańca. W Amaris na co dzień masaż polinezyjski robiony jest tradycyjnie, przez jedną masażystkę. W porównaniu z nim wersja na cztery ręce to przeżycie ekstremalne. Podczas gdy jedna masażystka masowała mi nogi, druga zajmowała się górnę połową ciała. Dźwięki muzyki, zapach olejków i niezwykle płynne ruchy szybko wprowadziły moje ciało w stan relaksu. Praca masażystek była idealnie zsynchronizowana. Nie zasnęłam tylko dla dobra tego artykułu. Po takim masażu zdecydowanie lepiej 42 MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 jest nie wracać już do pracy, ale kontynuując odpoczynek delektować się zaznanymi odczuciami. – Żyjemy w ciągłym stresie, coraz mniej jest czasu na dotyk, budujemy mury i dystans między sobą. Dlatego, choć mamy w gabinecie różne „super maszyny”, to nasi klienci wolą być masowani ręcznie, bo są spragnieni dotyku – mówi Agata Kocjan, właścicielka salonu. – W masażu polinezyjskim dotyk obejmuje całe ciało, nogi, ręce, głowę, uszy, nawet włosy. Daje to ogromny relaks. Klienci zasypiają, odpływają, są jak w transie, bo to jest wyjątkowo odprężające przeżycie. Im bardziej ktoś się podda masażowi, tym bardziej zrelaksowany wychodzi z gabinetu. Pani Agata uprzedza jednak, że są osoby, które mają tak silną potrzebę kontrolowania siebie i otoczenia, że z trudem przychodzi im poddać się masażowi na 4 ręce. Ja twierdzę, że naprawdę warto przez godzinę nie kontrolować absolutnie niczego. > Masaż na cztery ręce trwa 45 minut, kosztuje 200 zł, na dwie ręce trwa 75 minut, kosztuje 120 zł MA-URI, czyli mądrość z Polinezji masaż MA-URI, fot. A. Politowicz Na koniec o masażu MA-URI, który ze wszystkich opisywanych poznałam jako pierwszy. Było to 7 lat temu i był to pierwszy mój masaż w ogóle, więc pozostał na długo w pamięci. Dziś do pani Ewy Wojakiewicz chodzę nie tylko ja, ale też moje koleżanki i koleżanki moich koleżanek, które z satysfakcją stwierdzają, że przestają chorować, nie boli ich już głowa, nie cierpną ręce. Ewa Wojakiewicz masuje od 12 lat, ma certyfikat Instytutu Polinezyjskiej Sztuki Uzdrawiania w Danii, a od niedawna także uprawnienia do pro- wadzenia szkoleń. Jest osobą, która wiele przeżyła, a jej wyzdrowienie po zapaleniu pnia mózgu można traktować jak cud – ale to już temat na zupełnie inną opowieść. MA-URI sięga korzeniami pradawnych polinezyjskich technik i reguł, ale pod obecną nazwą istnieje od 1990 roku, kiedy tohuna (uzdrowiciel) z Nowej Zelandii – Hemi Fox, przywiózł ten system do Europy i tu go zaczął rozpowszechniać. MA-URI wykorzystuje polinezyjskie zasady związane z samorozwojem, podstawowe ruchy hawajskiego tańca Lomi Lomi Nui oraz maoryskie elementy związane ze sku- V uroda pieniem uwagi na „tu i teraz”. Instytut MA-URI stworzony przez Hemiego Foxa przez pół roku funkcjonuje w Danii, a drugie pół na Nowej Zelandii. Masaż MA-URI jest ściśle związany z Huną, która jest rodzajem filozofii i wiedzy tajemnej. W rozumieniu Huny jesteśmy wypełnieni całą wiedzą, jaką kiedykolwiek będziemy potrzebować. To tylko nasze zapominanie, blokady, lęki i przekonania utrudniają nam dostęp do niej. Stąd tak ważne jest w Hunie nastawienie na rozwój osobisty. – Huna ma wiele pięknych zasad: kochać bliźniego, uczciwie pracować i dobrze żyć – mówi pani Ewa. – Wszystkie choroby wynikają z nagromadzenia stresu, z zahamowań, kłopotów a także z nieumiejętności przebaczania. MA-URI to głęboki masaż, który oczyszcza ciało z toksyn, pozbawia je stresu i pobudza jego siły obronne. Jest doskonały przy stanach depresyjnych. Działa na psychikę. Po tym masażu wszystko samo się układa. MA-URI to trudny masaż, wymaga czasu i wyrzeczeń. – W czasie nauki masażu najtrudniejsze jest skoordynowanie pracy rąk z pracą nóg, z oddechem i z muzyką. W MA-URI wszystko jest ważne: sposób ułożenia stóp w czasie masażu, ułożenie dłoni, palców. Nauka trwa długo, pierwsze trzy stopnie można zdobyć w Polsce, na kolejne warsztaty trzeba już jeździć do Danii, gdyż założyciel MA-URI bardzo dba o czystość tej metody. Pani Ewa nie masuje w eleganckim salonie kosmetycznym. To istotna informacja dla osób, które chciałyby wypróbować MA-URI i poczułyby się zdezorientowane, znajdując gabinet pani Ewy w wynajętej sali w szkole na Kurdwanowie. – Do mnie nie przychodzą osoby z ulicy – tłumaczy ten brak entourage'u. – Przychodzą osoby polecone przez kogoś, kto mnie zna i wie, jak masuję. > Masaż MA-URI trwa około godziny i kosztuje 80 zł. Kontakt Ewa Wojakiewicz, tel. 0604 931 295 To dopiero początek Pięć rodzajów masażu to zaledwie „muśnięcie” tematu. Tym bardziej, że są przecież w Krakowie inne interesujące techniki. Dokładnie za kilka dni otworzy podwoje Ambra Day Spa przy pl. Szczepańskim 6, gdzie masaż jest jednym z podstawowych zabiegów w ofercie. Masaż miodem, bambusem, kamieniami z drzewa wacapou, niebiańskimi kuleczkami… To przykład wariacji masażu dopasowanego do potrzeb SPA, masażu nastawionego na odreagowanie stresu i relaks. Trzeba też wspomnieć, że od kilku miesięcy można pójść na masaż ayurwedyjski do Mimozy, ul. Gołębia 1. To też masaż bardzo trudny i wymagający długiej nauki, dlatego tak trudno dostępny. Warto zapamiętać jedno: masaż to cudowna rzecz. Kto jej jeszcze nie poznał powinien czym prędzej naprawić ten błąd. Masaż może być też fantastycznym prezentem dla bliskiej osoby. Wiele gabinetów proponuje karnety upominkowe. ANETA PONDO MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 43 V zdrowie URODZIĆ SIĘ WE WŁASNYM DOMU ponad 30 proc. kobiet rodzi dzieci bezpiecznie we własnym domu. W Holandii regularniejsze, silniejsze i częstsze. Dziecko otrzymuje też więcej tlenu. Tkanki otaczające krocze rozciągają się równomiernie wokół przesuwającej się główki, co zapobiega pęknięciom i chroni krocze. Pozycja pionowa ułatwia też oddzielenie się łożyska oraz zmniejsza prawdopodobieństwo zakażeń po porodzie. Ból jest mniejszy, poród zachodzi samoistnie i trwa krócej, a stan rodzących i dzieci jest zdecydowanie lepszy. Inaczej jest, gdy kobieta jest unieruchomiona na plecach. Siła ciążenia przyciąga dziecko w dół do kręgosłupa rodzącej, która wypycha dziecko „pod górę”. Wymaga to zwiększonego wysiłku ich obojga. Szyjka macicy rozwiera się wolniej, bo nie jest uciskana przez główkę dziecka. Dziecko otrzymuje mniej tlenu, ból jest większy i częściej występuje potrzeba jego uśmierzania lekami. Poród może być dłuższy nawet o 40 proc. ? Dlaczego w Polsce tak nie można W Polsce mniej niż 1 proc. porodów odbywa się poza szpitalem, a przecież stał się on popularnym miejscem narodzin dopiero po II wojnie światowej. Rodząca w szpitalu kobieta zazwyczaj leży unieruchomiona na plecach, co wprawdzie ułatwia wykonywanie czynności osobom towarzyszącym, lecz zaburza naturalny proces rodzenia. W efekcie często pojawiają się problemy, które wymagają zastosowania leków przeciwbólowych i interwencji medycznej. Powstaje błędne koło, bo taka interwencja pociąga za sobą konieczność kolejnych interwencji. I tak poród staje się zdarzeniem medycznym, a nawet chirurgicznym. Tymczasem naturalnym miejscem do rodzenia jest dla wielu kobiet własny dom – właśnie w nim czują się swobodnie i bezpiecznie. Korzystają wówczas ze swojej naturalnej zdolności do rodzenia dzieci, zachowują się spontanicznie, podążają za głosem intuicji i rodzą we własnym tempie. Najczęściej poruszają się i instynktownie wybierają podczas porodu pozycje pionowe: chodzą, stoją, kucają, siedzą, klęczą. Półmrok, cisza i odosobnienie pomagają stworzyć poczucie intymności i prywatności. Oczywiście, nad bezpieczeństwem i prawidłowym przebiegiem naturalnego procesu narodzin dziecka czuwa doświadczona położna. Wspiera ona rodziców i służy fachową pomocą zarówno w trakcie porodu, jak i na długo przed nim. Podczas porodu dba o to, aby w domu najważniejsza była wówczas kobieta, która aktywnie kreuje swój poród i decyduje o najlepszym dla siebie i dziecka sposobie rodzenia. W czasie ciąży rodzice przygotowują się do porodu razem z położną, dzięki czemu mogą z nią nawiązać relację opartą na wzajemnym zaufaniu i szacunku oraz poznać swoje potrzeby i oczekiwania. Warto wiedzieć, że położne są specjalistkami od porodów naturalnych i zgodnie z polskim prawem mogą przyjmować porody w domu. Relacje matek oraz badania naukowe potwierdzają, że pozycje pionowe oraz ich zmiana w trakcie porodu są bardzo korzystne dla matki i dziecka. W takiej pozycji ciało rodzącej pozostaje w harmonii ze skierowaną w dół siłą grawitacji, która wspiera skurcze i parcie. Kanał rodny skierowany jest do dołu i dziecko przesuwa się w nim zgodnie z siłą ciążenia. Główka dziecka naciska na szyjkę macicy i przyspiesza rozwarcie, a skurcze są 44 MIASTO KOBIET ■ W domu mogą rodzić tylko kobiety zdrowe. Większość kobiet i ich dzieci spełnia ten warunek. Janet Balaskas w swojej książce „Poród aktywny” pisze: „większość dobrze prowadzonych porodów przebiega bez powikłań, nie jest potrzebne żadne specjalne wyposażenie, a sam poród może się odbyć zarówno w najprostszym otoczeniu, jak i najbardziej wyrafinowanym pokoju porodowym”. Ważne jest, aby kobieta podczas porodu czuła się bezpiecznie i mogła wybrać, w jaki sposób i gdzie przyjdą na świat jej dzieci. W Krakowie urządzane są spotkania rodziców z położnymi oraz innymi osobami, które opowiadają o swych doświadczeniach w zakresie naturalnego i aktywnego rodzenia w domu, domach narodzin i w szpitalach. Chętnie też dzielą się swą wiedzą na temat ciąży, porodu, oraz opieki i wychowania dzieci. ANNA WASZKIELEWICZ Zainteresowane osoby zapraszamy do kontaktu z Anną Waszkielewicz, [email protected] MAJ – CZERWIEC 2007 O UŚMIECHU WIEMY WSZYSTKO K ażdy chce się czuć młodo i dobrze wyglądać. Uroda, młodość, zdrowie emanują z bannerów reklamowych i ekranów telewizorów. Obracamy się pomiędzy fryzjerem, kosmetyczką, gabinetem odnowy biologicznej i sklepami, w których czekają na nas ubrania stworzone przez najlepszych kreatorów mody. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na dentystę? Co z tym ma wspólnego gabinet stomatologiczny? Moja rozmówczyni bez chwili zastanowienia odpowiada, że bardzo wiele. Do niedawna dentysta kojarzył się jednoznacznie: nieprzyjemne doznania, ból. Teraz stomatolog kreuje uśmiech. Korygując uzębienie zmienia sposób, w jaki jesteśmy postrzegani, a więc dodaje nam pewności siebie i poprawia samopoczucie. Wpływa też znacząco na nasz wygląd, o który tak dbamy każdego dnia. O tym jak bezboleśnie „poprawić” uśmiech w miłej i przyjaznej atmosferze mówi lekarz stomatologii Beata Świątkowska z kliniki Stomatologia Cichoń. Jakie są najpopularniejsze metody „udoskonalania” uśmiechu? Metodę dobieramy indywidualnie do potrzeb pacjenta, w trakcie bezpłatnej konsultacji. Podczas takiego spotkania pacjent może opowiedzieć nam o swych dotychczasowych problemach z zębami, a także o tym, czego się spodziewa po terapii u nas. Nasi specjaliści podpowiedzą mu, co należy zrobić, aby uśmiech stał się jego dumą. Następnie przeprowadzamy symulację, która pozwala pacjentowi uzmysłowić sobie, jak w przyszłości będą wyglądać jego zęby. Możemy mówić o trzech podstawowych zabiegach stosowanych u naszych pacjentów: wybielaniu, nałożeniu licówek i zastosowaniu koron. U kogo wykonuje się zabieg wybielania? Wybielanie polecam pacjentom, których zęby są równe, mają ładny kształt i są prawidłowo ustawione, ale z jakiegoś powodu ich kolor nie jest wystarczająco biały. Czy wybielanie jest bezpieczne? Zdecydowanie tak! Metoda stosowana w naszej klinice pozwala w ciągu 30 minut rozjaśnić zęby o 8 odcieni, bez żadnych efektów ubocznych i niemiłych doznań. Co ważne, jeśli pacjent stosuje się do naszych wskazań, to efekt wybielania utrzymuje się przez kilka lat. Co to są licówki i jakie dają możliwości? To cienkie łuseczki porcelanowe, które przykleja się do przednich powierzchni zębów. Dają one ogromne możliwości korygowania koloru zębów, a więc i „kształtowania” uśmiechu. Stosujemy je u pacjentów, u których część zębów ma duże, nieestetyczne wypełnienia, jest połamana, mocno przebarwiona, lub ma brzydki kształt. Licówki pozwalają też wyeliminować brzydkie szczeliny między zębami. Natomiast pacjentom z większymi defektami uzębienia, na przykład zębami krzywo ustawionymi w szczęce (często wskutek braku lub nieudanego leczenia ortodontycznego) zalecamy zastosowanie koron. To metoda dająca największe możliwości korekty uśmiechu. Komu poleciłaby Pani zabiegi z zakresu kosmetyki stomatologicznej? Myślę, że powinien je rozważyć każdy. Zarówno ci, którzy uwielbiają mieć zdrowy uśmiech, jak i ci, którzy podziwiają oszałamiający wygląd gwiazd muzyki czy filmu. Zwłaszcza, że przecież i gwiazdy, kreując swój wizerunek, wielokrotnie korzystają z naszej pomocy. A szczególnie zachęcam do odwiedzin u nas wszystkich tych, którym do tej pory dentysta kojarzył się z bólem i nieuniknionym złem. Już czas zmienić takie postrzeganie naszej profesji. V wnętrza Virtus. Festiwal Wnętrz w Krakowie. INTELIGENTNE MIESZKANIE NOWE ARANŻACJE Kraina wnętrz 19 I 20 MAJA PO RAZ DRUGI W KRAKOWIE ODBĘDZIE SIĘ FESTIWAL WNĘTRZ. PATRONAT HONOROWY NAD WYDARZENIEM OBJĄŁ PREZYDENT MIASTA KRAKOWA PROF. JACEK MAJCHROWSKI. Mieszkańcy Krakowa nadal pamiętają zeszłoroczną edycję Festiwalu. W tym roku impreza zapowiada się jeszcze ciekawiej. Na powierzchni ponad 1800 m kw. stanie prawdziwa „kraina wnętrz”. W oparciu o oryginalnie zaprojektowane ekspozycje będzie można zapoznać się z najnowszymi sposobami aranżacji przestrzeni wokół nas. Ale to nie wszystko. Festiwal ma aspirację stworzyć płaszczyznę komunikacji i wymiany informacji o sztuce aranżowania przestrzeni. Najnowszym zagadnieniom z zakresu architektury wnętrz zostanie poświęconych szereg seminariów. Swoje autorskie prelekcje wygłoszą wybitni specjaliści z tej dziedziny sztuki. Wspólne inspiracje trendami wnętrzarskimi prosto z targów w Mediolanie. Natomiast Aleksandra Twardowska poprowaW specjalnie zaaranżowanej przestrzeni spotkają się dzi rozważania o poszukiwaniu własnego stylu. architekci i dekoratorzy wnętrz, którzy będą indywidualnie udzielać porad i wskazówek. Jak podkrePartonat nad wydarzeniem objęła Gazeta Wyborcza oraz Radio Wanda Złote Przeboje. śla architekt wnętrz Aneta Partnerem wydarzenia jest też Krakowska Szkoła Wnętrza i Przestrzeni. Kosiba, stylistka z miePozostali patroni medialni to: Miasto Kobiet, Villa Apartamenty, Exclusive Design, Weranda arsięcznika „Cztery Kąty”, chitekci.pl, decoartel.pl, expovortal.pl, 4budowlani, budnet.pl, e-mieszkanie, imeble.com.pl, menajważniejsze jest, by ble.pl, Podłogi i Ściany, Salon i Sypialnia, Świat Łazienek i Kuchni, Światło, budownictwo.org, nieruchomości.biz, Echo Miasta, Chimera. wnętrza traktować jak białą kartkę. – Uważam, że w każdej przestrzeni można wykreować nową rzeczyUdział w Festiwalu zapowiedziało ponad 60 wistość – mówi – a dobry projekt jest efektem udanewystawców z branży wnętrzarskiej. Na zwiedzajągo dialogu z klientem. Wnętrza muszą być przyjazne cych czeka wszystko to, co nadaje wnętrzu indywidualny charakter: meble salonowe, kuchenne, akdla ich mieszkańców. cesoria łazienkowe, tkaniny, farby, wykładziny Każdy uczestnik targów będzie miał możliwość i wiele innych. wzięcia udziału w otwartych panelach konferencyjnych. Leksykon projektowania zaprezentuje Katarzyna Rydzyńska, gospodarz programu „Pokojowe > Festiwal Wnętrz odbędzie się rewolucje” w TVN. Aneta Kosiba opowie o roli dew Centrum Targowym Chemobudowa talu we wnętrzach oraz zapozna nas z najnowszymi przy ul. Klimeckiego 14. MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 47 Szalonym tańcom w tym pokoju z wyrozumiałością przygląda się naturalnej wielkości kartonowa postać Karola Strasburgera T o mieszkanie pełne jest niespodzianek. Telewizor przylepiony wprost do ściany, pokój do tańczenia i przytulanki, jakby wprost wyjęte z czasów naszego dzieciństwa – na wnętrze tego rodzaju może pozwolić sobie jedynie osoba o wyjątkowym usposobieniu. Kaja – graficzka i fotograf w jednym – wygląda na zadowoloną, zarówno z mieszkania, jak i swego życia. Pospolity kicz czy dzieło sztuki? Ta lampa nie tylko śmieszy, ale i świeci. MIESZKANIE JAK LUSTRO DUSZY 48 MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 Wystarczająco duże jak na potrzeby singla, jasne i położone w centrum – wystarczyło jedynie urządzić je w odpowiednio niekonwencjonalny sposób i po prostu się wprowadzić. V wnętrza Maszyna do szycia – zawsze w pogotowiu. Dla niej w każdym mieszkaniu musi znaleźć się specjalne miejsce. Na ścianie: grafika na kalce Plac Nowy – widok z Mechanoff Dla Kai, wychowanej i mieszkającej przez lata poza granicami Polski, przeprowadzki nie stanowią najmniejszej trudności – byleby w walizkach znalazło się miejsce na maszynę do szycia. Tworzenie niepowtarzalnych przytulanek, przypominających o słodko-gorzkim, nostalgicznym dzieciństwie, to jej pasja. W każdej chwili gotowa jest wstąpić do sklepu z używaną odzieżą i poszukać tam odpowiedniego materiału, z którego powstaną później fantastyczne w kształtach, uspokajające lub – w zależności od nastroju artystki – niepokojące stwory. Zaludniony jedynie nielicznymi sprzętami pokój do tańczenia służy jako sypialnia dla przyjaciół i okazjonalnych współlokatorów. Puste ściany kuszą, by wyświetlać na nich bajki z projektora. Tu też swoje miejsce ma pies, nowy mieszkaniec domu. Centralny punkt zajmuje tu jednak — jakżeby inaczej – telewizor, inny jednak od tych, Podobno przynoszą pecha, jednak w tym mieszkaniu prezentują się wyjątkowo pięknie. Pawie pióra do wyboru, do koloru. MIASTO KOBIET ■ MAJ – CZERWIEC 2007 49 Słodko, dziewczęco, uroczo – okno sypialni co sezon zmienia dekoracje, gospodyni zawsze jednak stylizuje je w podobny sposób. spotykanych w tradycyjnych polskich domach. Żart, cytat, pastisz – mieszkanie Kai udowadnia, że urządzanie wnętrz może być sztuką równie intertekstualną, jak literatura czy muzyka. Nasycona oryginalnymi grafikami, zdjęciami i świadomie kiczowymi obrazami kuchnia, pełen zakamarków i czekających na odkrycie wnętrzarskich dowcipów korytarz składają się na niepowtarzalną całość, utrzymaną w wesołym, lekko bałaganiarskim i celowo prowokującym stylu. Od tej nuty jest jednak wyjątek – sypialnia Kai. Romantyczna, delikatna, dziewczęca, zachwyca doborem kolorów i tkanin. Tu śpi się najwygodniej, tu powstają najciekawsze projekty. Urządzenie sypialni zajęło Kai najwięcej czasu, niemal wszystko powstało tu metodą hand made. Jednak ciągle zajęta i zapracowana właścicielka różowego baldachimu już dziś myśli o zmianie mieszkania. Czy urządzi je w równie niepowtarzalnym stylu? MATYLDA STANOWSKA Ikonografia religijna ma w sobie niepowtarzalny urok. Świecące figurki i obrazki świętych hipnotyzują. FOTO: S34, Marcin Urban i Jacek Wrzesiński tel. 12 421 02 36 www.s34.pl STYLIZACJA: Atelier Visage, Magdalena Tracz tel. 12 633 63 36 www.ateliervisage.com O tych przytulankach marzą nie tylko dzieci, ale i dorośli. Na zdjęciu ozdabiają łóżko z metalowym zagłówkiem, które Kaja przywiozła ze sobą z Niemiec.