Mormoni na Trakcie
Transkrypt
Mormoni na Trakcie
TRAKTOR M I E S I E˛ C Z KRÓLEWSKI N I K S T U D E N T Ó W T R numer 6 (21) listopad–grudzie 2008 A K T U cena 1,00 zł ISSN 1895–7919 mormoni na trakcie dział literacki zadziałał wytnij sobie dyrektora szmatławy dodatek Za stworzenie możliwości obniżenia ceny dziękujemy spółce Presspublica, wydawcy dziennika 2 kierownica Wstępniak modalny Można przemknąć przezeń taksówką lub przejść, myślami spacerując gdzie indziej. Można też przestudiować tam pięć lat ze zmuloną twarzą i niczego nie zauważyć. Nie dostrzec uśmiechniętych mormonów, pragnących, byś wiedziała wreszcie, dziewczyno, byś wiedział, chłopaku, czym jest szczęście. Nie zauważyć, że w BUW-ie wywieszane są czasem stroje z XIX w., że Teatr Wielki przeżywa w podnieceniu nową sytuację, a polonistyka – metamorfozy, i że istnieje tak zabarykadowana jednostka jak Archiwum UW. Można nigdy nie wpaść na trop zagadek z sali 24, olewać zabawy w segregację i radość socjologów z drewnianej ławeczki. Nie zwrócić nigdy uwagi na okupujących najlepsze punkty obserwacyjne pracowników barków i punktów ksero, na studentów w sztuce rozkochanych i barwnych samorządowców. Da się nawet nie znać twarzy szefa swojej jednostki dydaktycznej. Da się… Ale tylko w światach możliwych, w których nie istnieje Traktor Królewski. Bo my na to nie pozwolimy, już prawie trzy lata starając się rozjaśnić wam duszyczki, jeśli smutne są i pozamykane, oraz rozklejać wam oczka, gdy zapominają o niezwykłości skrytej w każdym mijanym mieszkańcu Traktu i każdym zakamarku tego miejsca. Sikamy oto na zaskoczoną tym zapewne awangardę, która nie widzi, co ma za plecami i co na nią leci, oraz na trendy, każące tworzyć dla samodoskonalenia. I napadamy na was fanatycznie z Traktorem w dłoniach, owinięci od teraz wojowniczą Szmatą, byście zawsze dostrzegali i sami również dla innych pisali. Żeby mieszkańcy Traktu byli razem. A opuszczając go powiedzieć mogli: Byłem tu. Byłem. A gdy tędy szedłem, to szedłem. I patrzyłem, i widziałem. Tak, taki świat jest możliwy. Koniecznie. Naczel Marcin Trepczyński mechanik Maciek Matejewski korekta Agnieszka Nowak malina Magda Malińska Naczel spis traktorowych czci kierownica . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . formalina, ŁAM literacki . . . . . . . . . . . . . . . przez szyby traktora . . . . . . . . . . . . . . . . . Listopadowe marudzenie reflektorem traktora . . . . . . . . . . . . . . . . Omnium fidelium defunctorum; Mormoni w Utah gwód . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Mormoni na Trakcie traktor dojedzie wszdzie . . . . . . . . . . . . . . Pantalony kortowe, Teatr po przejściach; Nowe polo nowe; Archiwum UW; Akcja SS, czyli…, Tropem zagadek z sali 24; Wege-wybory; Nowy Posiad na Karowej w lusterku traktora . . . . . . . . . . . . . . . . . Oni, co dużo widzą mieszkacy traktu . . . . . . . . . . . . . . . . . . Mañana!; Halo, czy tu piszą?; Studiując, żyć z pasją; Dyrektorsko-dziekańskie wycinanki; Kulturoznawcy grzeczniejsi od gimnazjalistów traktorem przez zacht . . . . . . . . . . . . . . . Dialog dla sztuki . . . . . . . . . , , . . . . . . formalina, ŁAM literacki . . . . . . . . . . . . . . . . . – . . . . – . . . . – Wstępniak formalinowy Nieśmiało patrzy Wam z oczu. Nieśmiało klika link, nieśmiało cedzi pierwsze słowa: Droga Malino, piszę. Nieśmiało opiera się, próbuje skasować załączniki. A jednak niektórym z Was się udało. Pokonało się Nieśmiało! Wszystkim, którzy mają za sobą pierwszy mail do Formaliny – serdecznie gratulujemy. Niestety, limit miejsca nieubłagany – o czym uczciwie uprzedzałam – kazał mi wyeliminować wszystkie wiersze, które używały leksemów BÓL, KOCHAJ i BO ODEJDĘ w ich codziennym, osłuchanym i ośpiewanym znaczeniu. Codziennym znaczeniom mówimy stanowcze NIE. Tym dwóm wierszom (na stronach 16 i 18) mówimy stanowcze tak. Szukajcie form. Nie ma norm. To mówiłam ja, . . . . . . Miasto Masa Malina T r a k t o r K r ó l e w s k i, m i e s i c z n i k s t u d e n t ó w T r a k t u PS. Rzetelnym czytelnikom zapewne rzuci się w oczy, że Malina nieco ściemnia. Miał być krytyk, miała być krytyka. W konfrontacji z Nieśmiało Waszym i Nieśmiało moim postanowiłam dać nam jeszcze trochę czasu na powagę. Jak mawia Przyjaciel: „Wiesz, ile waży nieśmiały niedźwiedź polarny? Ja też nie, ale pewnie wystarczająco dużo, żeby przełamać lody.” ŁAM-my. Piszta do 1500 znaków do formaliny: [email protected] Redaktor Naczelny: Łamanie: Wydawca: Nakład: Marcin Trepczyński ([email protected]) Maciek Matejewski Stowarzyszenie Kwitnących Umysłów (sku.dobrze.org) 280 egz. Warszawa – Trakt Królewski – AD TRAKTOR KRÓLEW WSKII t nr 6 (21) 2008 przez szyby traktora Listopadowe marudzenie o (nie)dostatku atrakcji wszelakich… Powszechnie wiadomo, że ze stereotypami trzeba walczyć. A tym bardziej z ksenofobią. I uwierzcie mi – naprawdę chciałam, ale… Ale wszystkie próby obalenia mitu o malkontenckiej naturze naszych rodaków spełzły na niczym. Najwyraźniej tak to po prostu jest, że Polak zawsze znajdzie jakiś powód do narzekania. Jaki więc tym razem? Eh, szkoda gadać. Pewnie zdążyliście się już zorientować, że zupełnie „nieoczekiwanie” (czytaj: zaraz po październiku), nadszedł… LISTOPAD. Za oknem zrobiło się przygnębiająco szaro, smutno i jakoś tak nieprzyjaźnie, zaś po pięknej złotej jesieni pozostało już tylko wspomnienie… Nic więc dziwnego, że nikt nie ma ochoty opuszczać domowych pieleszy. Ale – dość tego! Nie można tak bezczynnie siedzieć i narzekać. Toż to nie uchodzi, gdy dookoła tyle się dzieje! Wystarczy tylko rzucić okiem, a każdy na pewno znajdzie coś dla siebie. „Pod Spodem” jak zawsze na wierzchu… DKF Socjologów „Pod Spodem” zaprasza w każdy piątek o godz. 19.15 do Domu Sztuki przy ul. Wiolinowej 14 (tuż przy stacji metra Ursynów) na spotkania z legendami światowego kina. Za jedyne 7 złotych można obejrzeć perły kinematografii polskiej i nie tylko. W najbliższym czasie na afiszu znajdą się między innymi: t Krótka historia Polskiej Kroniki Filmowej, czyli najciekawsze fragmenty kronik z lat 40-tych, 50-tych, 60-tych, 70-tych omówione przez wybitnego krytyka filmowego – Tadeusza Sobolewskiego (30 XI 2008). t „Good Copy, Bad Copy” w reż. Andreasa Johnsena, Ralfa Christensena i Henrika Moltkego, czyli duński głos w kwestii praw autorskich i ich wpływu na kulturę (7 XII 2008). t Przegląd filmów dokumentalnych „Spłacić dług – spojrzenie zza krat”, a w nim „Śledczak” Sylwestra Latkowskiego, „Nie sąd cię skaże, pedofilu” Atheny Sawidis oraz „Może to grzech, że się modlę” Franco de Pena (14 XII 2008). t „Symetria” w reż. Konrada Niewolskiego, bo – jak to powiedział pewien więzień skazany na 25 lat – „W więzieniu teraźniejszość nie istnieje. Jest tylko przeszłość we wspomnieniach i przyszłość w postaci marzeń” (16 XII 2008). t „Spirala” Krzysztofa Zanussiego, w której reżyser w przejmujący sposób przypomina starą prawdę, że człowiek nigdy nie jest dostatecznie przygotowany na przyjęcie śmierci (11 I 2009). t „Austeria” w reż. Krzysztofa Kawalerowicza jako filmowy powrót do przeszłości. Rok 1914. Pierwszy dzień i pierwsza noc I wojny światowej. Przy drodze do małego galicyjskiego miasteczka stoi karczma, tytułowa Austeria, prowadzona przez starego, mądrego Żyda Taga… (18 I 2009). Niechaj pióro giętkie wyrazi wszystko, co pomyśli głowa… Z myślą o miłośnikach słowa pisanego kluboksięgarnia Serenissima (ul. Chmielna 16/2) przygotowała warsztaty prowadzone przez redaktora Michała Larka, pt. „Rozmowa jest możliwa – wywiady z wysokiej półki”. Już 26 listopada (środa) o godz. 18.00 odbędzie się spotkanie pod hasłem „AKCJA! PORTRETY” z udziałem redakcji „Portretu” oraz znakomitych gości: Bernardetty Darskiej i Roberta Ostaszewskiego. Serdecznie zapraszamy! Akurat tak się zdarzyło, że… 27 listopada o godz. 19.30 w Hybrydach (ul. Złota 7/9) wystąpi zespół AKURAT – czyli charyzmatyczni wokaliści i gitarzyści, dobrze brzmiące dęciaki i sprawna sekcja rytmiczna. A to wszystko za 20 zł dla studentów UW i 25 zł dla pozostałych AKURAToFILÓW. Mroczny IKP zaprasza… Sekcja Filmu i Wideo IKP UW zaprasza na przegląd najwybitniejszych filmów z lat 40-tych i 50-tych o zbrodniach, namiętności i fatalnym losie. Projekcje odbywają się w auli starego BUW-u w każdy czwartek o godz. 20.00. Co ważne (jeśli nie najważniejsze), wstęp na wszystkie filmy jest BEZPŁATNY! Dodatkowo projekcjom towarzyszyć będą krót- TRAKTOR KRÓLEWS SKI t nr 6 (21) 200 08 kie wykłady rozjaśniające nieco mroki czarnego kina, prowadzone przez organizatorów oraz zaproszonych gości – znawców tematu. W najbliższym czasie pokazane zostaną: t „Listonosz zawsze dzwoni dwa razy” w reż. Taya Garnetta (1946), oferujący widzowi wszystko, czego potrzeba, czyli: femme fatale, aroganckiego bohatera (choć tym razem nie detektywa), pożądanie, zakazaną i autodestrukcyjną miłość oraz typowych, pod względem stylu gry i wyglądu, aktorów. Zaraz po filmie przewidziana jest też dyskusja kierowana przez Błażeja Hrapkowicza z SFiW IKP UW (20 XI 2008). t „Tajemnica jeziora” w reż. Roberta Montgomery’ego (1946) to artystyczny eksperyment, który początkowo mimo dobrego przyjęcia przez krytykę nie cieszył się powodzeniem wśród widzów. Projekcji towarzyszyć będzie wykład zaprezentowany przez Agnieszkę Roztorpowicz z SFiW IKP UW (4 XII 2008). t „Mildred Pierce” w reż. Michaela Curtiza (1945) to przykład znakomitego warsztatu twórczego autora „Casablanki”, prezentujący problemy życiowe amerykańskich kobiet. Doskonale koresponduje w tym z filozofią i socjologią obecną w kinie noir. Towarzyszący filmowi wykład poprowadzi Tomasz Rutkowski z SFiW IKP UW (11 XII 2008). t „Objazd/Bezdroże” w reż. Edgara G. Ulmera (1946) został nakręcony pospiesznie, z bardzo niskim budżetem, a przez to bez gwiazdorskiej obsady i efektów specjalnych. To wszystko sytuuje ten film pomiędzy szmirą a artystyczną impresją na temat egzystencjalizmu. Wykład poprowadzi gość SFiW IKP UW (18 XII 2008). t Pierwsze Spotkanie Demontażowe, w czasie którego pokazany zostanie „Wielki sen” w reżyserii Howarda Hawksa. Rozbieranie filmu na czynniki pierwsze ma ukazać jego fabularne i warsztatowe elementy oraz ich znaczenie i działanie nie tylko w filmie, ale również w szerszym kontekście całego nurtu „Noir”. Demontaż przeprowadzi gość specjalny SFiW IKP UW (8 I 2009). t „Podwójne ubezpieczenie” to film w reżyserii Billy’ego Wildera nakręcony w roku 1944. Wzbogacił on amerykański czarny kryminał o całkiem nowy typ kobiety – demoniczną blond piękność, femme fatale wiążącą mordercze wyrachowanie z erotyczną atrakcyjnością. Towarzyszący projekcji wykład poprowadzą Irena Madej i Zuzanna Woyda z SFiW IKP UW (15 I 2009). A może tak coś z komercji? W dniach 28–30 XI 2008 Kino.LAB zaprasza na 17. już edycję konkursu EUROSHORTS, podczas którego zaprezentowanych zostanie kilkadziesiąt twórczych reklam oraz krótkich filmów fabularnych, dokumentalnych i animacji z całego świata. W ramach festiwalu odbędą się również warsztaty prowadzone m.in. przez Andrzeja Musiała, operatora związanego z łódzką PWSFTviT. A wieczorami na widzów czekają imprezy w warszawskich klubach Plan B (al. Wyzwolenia 18) oraz Indeks (ul. Krakowskie Przedmieście 24). Ceny biletów: 10–12 zł. Jadąc na tym samym wózku… Teatr Collegium Nobilium serdecznie zaprasza na „Miłość i gniew” w reż. Mariusza Benoit – przedstawienie dyplomowe studentów IV roku Wydziału Aktorskiego Warszawskiej Akademii Teatralnej. Spektakle odbędą się 26, 27 i 28 XI 2008 o godz. 19.00. Gorąco polecamy! Czemu? Naprawdę warto poznać wschodzące gwiazdy naszej rodzimej sceny. Hybrydy w czarnych rytmach… Klubu Hybrydy nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. A już na pewno nie studentowi. Jednak tym razem śpieszymy poinformować was o nowym cyklu imprez Warsaw Uniwersa promujących czarną muzykę. W odróżnieniu od innych zabaw tego typu każdy znajdzie tu coś dla siebie. Serwowane będąz bowiem zarówno duża porcja różnorodnej muzyki funk, old school brakes, jak i hip hopu, dancehallu czy przyjemnego dla ucha soulu. Start 2 XII 2008 o 21.00. Wjazd za free. Justyna Kopczyńska socjologia, infoszefowanie 3 4 reflektorem traktora Omnium fidelium defunctorum trumienne fajerwerki Wesolutki mail od Czerwonego Naczelnika przyszedł o świtaniu w dzień Wszystkich Świętych, w nieunikniony sposób determinując treść niniejszego tekstu. Zdaniem psychologów i antropologów z nieuniknioną tajemnicą śmierci radzimy sobie na dwa sposoby: przez patos lub czarny humor. Podobno około dnia Wszystkich Świętych i Zaduszek przeważa patos. Nie wydaje mnie się – jak mawiał pewien pułkownik od zadań specjalnych. Przedsmaku eschatologicznych przeżyć doznałam już w październiku, kiedy to mojego ojca opętała myśl o wykupieniu przytulnej niszy na urnę z jego własnymi (futurycznie) prochami, w tak zwanym kolumbarium (piszę „tak zwanym”, bo lud nasz różnie nazywa ową budowlę, na przykład kolumbanum lub kolumna). Pełna najgorszych i uciesznych przeczuć towarzyszyłam mu więc w wyprawie do cmentarnej administracji (formalnie nazywa się to chyba inaczej, lecz mniejsza o to). Nie zawiodłam się. Zaraz po wejściu trafiliśmy na panią z administracji, która widząc uciążliwych petentów (zbędny pleonazm), natychmiast chwyciła za telefon, symulując nie cierpiącą zwłoki sprawę. Długo trwało, zanim podniosła na nas wzrok, by natychmiast go opuścić. Mój ojciec, osobnik krewkiego usposobienia, walnął parasolem w podłogę i podniesionym głosem co wisi nad Magystrą? zażądał, by natychmiast odłożyła odpowiedź w następnym numerze słuchawkę i wysłuchała, o co nam chodzi. – Sądzę, że żywi ludzie są ważniejsi! – zakończył swoje wystąpienie. – Nie tu – warknęła pani, poniekąd słusznie. – Koleżanka – odesłała nas machnięciem ręki do drugiej pani z administracji. Pani okazała się na szczęście sympatyczna i udzieliła nam stosownych informacji co do opłat za niszę, jej pojemności itp. Jednak gdy zapytaliśmy, czy od razu można taką niszę wykupić, pani zmęczonym głosem rzekła: – Nie, nie, to niemożliwe. Dysponujemy tylko mogiłami ziemnymi. W każdej ilości – dodała pocieszająco. – Co za cholerny kraj – wybuchnął mój rodziciel. – W każdym normalnym państwie mógłbym sobie wykupić… W tym momencie odholowałam go do pobliskiego fotela, bo kiedy zaczyna mówić o normalnym państwie, koniec z merytoryczną dyskusją. Wróciłam do rozmowy z drugą panią z administracji. – Jakie więc warunki trzeba spełnić, żeby wykupić niszę? – zapytałam. Pani spojrzała na mnie karcąco. – Najpierw musi pani umrzeć – wyjaśniła. Mormoni w Utah Nieco zaskoczona, brnęłam dalej: – Ale jak umrę, to nie będę sobie mogła wybrać niszy. – I tak by pani nie mogła. Miejsce wyznacza kierownik cmentarza. Zdecydowaliśmy się pozostać przy mogile ziemnej: taniej, bliżej natury i można pomieścić znacznie więcej urn (w niszy przewidziano miejsce tylko na dwie). Jakieś dwa tygodnie później, w sam Dzień Zaduszny, wybrałam się na koncert „Życie, śmierć, zmartwychwstanie”, zorganizowany w jednym z warszawskich kościołów. Początkowo wszystko przebiegało zgodnie z normą dla podobnych wiązanek słowno-muzycznych (no, może prócz tego, że w myśl twórczej koncepcji reżysera, koncert odbywał się w zawiesistych ciemnościach, toteż chór niekiedy gubił się w partyturach; nikt nie pomyślał, by zapisać je brajlem). Dopiero podczas części „Śmierć” pojawił się element zaskoczenia: męska część chóru, odśpiewawszy gregoriankę, powróciła do prezbiterium, dźwigając środkiem nawy wielką trumnę. Postawiono ją na zwieńczonym szkarłatem katafalku, otoczonym płonącymi lampkami. Wśród parafialnych staruszek w ławkach zapanowało tłumione podniecenie, czyniono po cichu przypuszczenia, kto leży w trumnie i jak długo. Część pań wstała, rozglądając się niespokojnie po wnętrzu kościoła i sprawdzając, kogo brak. – Nie ma Wiesi! – oznajmiła triumfalnie pani siedząca przede mną. – Eee – odparł jej mąż – Wiesia mniejsza była, nie daliby jej takiej wielgachnej jesiony. W końcu jednak szepty przycichły, do czego walnie przyczyniło się „Te Deum” wykonywane przez zespół instrumentów dętych. Kiedy jednak rozpoczęła się część koncertu zatytułowana „Zmartwychwstanie”, dwóch chórzystów pewnym krokiem podeszło do trumny i zdjęło wieko. Wtedy już wszyscy w kościele zerwali się na równe nogi, by potwierdzić przypuszczenia, rozwiać nadzieje lub odetchnąć z ulgą. Z wnętrza trumny buchnął gęsty dym. Miał zapewne symbolizować duszyczkę wznoszącą się ku Bogu. I to właśnie Bogu należało dziękować, że reżyser przedstawienia, podobnie jak większość naszych wiernych, nie uzmysłowił sobie, że w Dniu Sądu zmartwychwstaną ciała. Tymczasem trumna dymiła jak parowóz aż do końca koncertu, a ja nie mogłam pozbyć się z myśli natrętnej frazy „Zostały z niego tylko smród i kapcie”. Po finale owego zadusznego misterium organizator wygłosił podziękowania dla proboszcza, wykonawców, słuchaczy i sponsorów, w tym dla przedsiębiorstwa pogrzebowego Witz i synowie, które na rzecz koncertu ufundowało trumnę klasy biznes-lux. Być może darczyńca zawarował sobie, iż trumna wystąpi na koncercie w roli głównej. Tego nie wiem. Dręczy mnie ciekawość, jak wygląda trumna klasy turystycznej. MIG Magystra Inga G. oczami mieszkańca Traktu W czasie podróży po Ameryce chciałem koniecznie zobaczyć Salt Lake City. Wydawało mi się, że to prawdziwa egzotyka – święte miasto w środku nowoczesnego świata. Poza tym mormoni kojarzyli mi się naiwnie z poligamią i marzyłem o wizycie w stolicy poligamii. Te nadzieje jednak zostały zawiedzione, bo mormoni oficjalnie uznawali poligamię tylko do 1890 r. Spędziłem w stanie Utah kilka dni. Miasto leży nad wielkim słonym jeziorem, jest wkomponowane w Góry Skaliste. To jest ziemia obiecana mormonów, bo szukali jej całe lata – wypędzeni ze wschodniego wybrzeża maszerowali aż tutaj. Centralnym miejscem miasta jest Temple Square, gdzie jesteśmy witani przez mormonów misjonarzy, podobnych do tych z naszego Traktu. Oprowadzają oni turystów po placu. Widziałem tam słynną w całym świecie główną świątynię mormonów, która w środku kipi od złota, lecz wejść tam mogą tylko ochrzczeni mormoni. Mnie się nie udało. Poza tym jest tam wielkie centrum Family Search, gdzie możemy szukać w archiwach informacji o… – uwaga! – ochrzczonych członkach naszej rodziny. Okazuje się, że mormoni pomagają w zbawieniu nawet umarłym, konwertując ich po śmierci na swoją wiarę. Podobno zawierają nawet śluby, które będą aktualne (i chyba konsumowane też) w niebie. Możesz zawrzeć ślub na przykład z Marylin Monroe, i to tak awansem, bez jej specjalnej zgody. Mormoni są zamożni, bardzo grzeczni, ulice w Utah są czyste, szerokie. Urzekło mnie to, że mają własne chłodnie, młyny i pola, na których uprawiają warzywa i zboża, wysyłane później na zasadzie non profit do biednych i potrzebujących na całym świecie. Dynamika i zaangażowanie, które możemy obserwować nawet pod bramą naszego uniwersytetu, są bardzo charakterystyczne dla amerykańskich mormonów. W Centrum Informacji w Salt Lake City leżą również ulotki w języku polskim, wśród misjonarzy w Salt Lake City zdarzają się ludzie z Polski, gdzie istnieje kilka gmin mormonów. Większość moich rówieśników 4 TRAKTOR KRÓLEW WSKII t nr 6 (21) 2008 gwód Mormoni na Trakcie chcesz dołączyć? „Czi wiesz, kto powiedział te słowy?” – zaczepia nas ubrany w ciemny garnitur młody człowiek i cytuje słowa Jezusa z Ewangelii. Markerem pokazuje na tablicę, którą rozstawił na Trakcie przy Traugutta. Mówi po polsku, z akcentem i dużo się uśmiecha. Podejrzenie jest słuszne: to Amerykanin. Plakietka na piersi informuje, że jest misjonarzem Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. „Z kim rozmawiacie o swoich problemach?”. Zapisaliśmy na tablicy – z mamą, z przyjacielem, jako studenci filozofii także ze swoim cogito. Młody misjonarz przekonuje, że najlepiej rozmawiać z Bogiem, i do tego nas zachęca. Dla mormonów Bóg jest cielesny. Ma doskonałe ciało i są tacy, którzy Go widzieli. Księga Mormona jest według wiernych przetłumaczona przez Józefa Smitha z języka egipskiego. Można w niej Dla młodych mormonów jest zaszczytem odbyć dwuletnią misję w obcym kraju, głosząc prawdy wiary i swoje doktryny w miejscowych językach. Nasz mormon spod bramy UW relacjonuje: Zgłaszamy swoją chęć udziału w misji. Wtedy Kościół wyznacza nam miejsce. Możemy je przyjąć lub odrzucić, ale w tym drugim przypadku nie pojedziemy już nigdzie. Mam przyjaciół na misjach we Francji, Brazylii, w Ukrainie (jak to się mówi: „w” czy „na”?)… na Ukrainie, na Hiszpanii, na Anglii. Jestem z Kalifornii, kiedy dostałem list do „Poland”, nie wiedziałem, o czym mowa. Ale teraz jestem tu już półtora roku i czuję się jak w domu. Jest mi tu bardzo dobrze. Wcześniej głosiłem słowo Jezusa w Poznaniu, Wrocławiu, a teraz w Warszawie. Redakcja incognito: A ilu jest misjonarzy w Warszawie? I gdzie macie siedzibę? W Warszawie jest, niech policzę… 25 misjonarze. A w całej Polsce to jest ze sto misjonarze. W Warszawie mamy swoją świątynię na Woli, jest też tam centrum mormonów, są sale do nauki, hala do gry w kosza i chrzcielnica. Natomiast my mieszkamy w różnych częściach miasta. Wynajmujemy mieszkania. Czy ciężko jest nawracać? Czy spotkaliście się z wrogością? Jak wyglądają wasze relacje z Kościołem katolickim, który, jak się zdaje, ma problem z uznawaniem was za chrześcijan? Tak, no na przykład dzisiaj. Pan krzyczał, żebyśmy stąd poszli. Krzyczał: „poszli, poszli!”. Natomiast studenci raczej są mili, wielu z nami rozmawia, są mądrzy. I łatwiej jest tutaj, pod uniwersytetem, niż gdziekolwiek indziej, na przykład pod metrem wyczytać, że prorocy czasów Starego Testamentu zamieszkiwali również Amerykę, a Jezus po Zmartwychwstaniu udał się do Ameryki właśnie. I tam, podobnie jak w Jerozolimie, założył swój Kościół. Według mormonów, jak potocznie nazywa się wiernych tego Kościoła, objawienie udzielane jest nieustannie prorokom. Także dzisiaj żyje dwunastu proroków. Szczęśliwie się składa, bo nasz mormon ma przy sobie ich zbiorowe zdjęcie, do którego pozowali w Salt Lake City, mieście założonym przez mormonów. Kościół mormonów w samych Stanach Zjednoczonych ma ponad 5 mln wyznawców, słynących z ascezy (m.in. nie piją alkoholu, kawy ani czarnej herbaty) i zamożności – utrzymują, dosłownie, dziesięcinę oddawaną na Kościół, a wśród wielu znanych wiernych jest pan Marriott, który ma swój skromny hotelik również w Warszawie. albo pod politechniką. A Kościół katolicki? Ja lubię mówić tak: jestem misjonarzem Kościoła Jezusa Chrystusa, a nie antymisjonarzem Kościoła katolickiego. A jak długo uczysz się polskiego? Bo naprawdę mówisz bardzo dobrze. Dziękuję, że ja mówię dobrze. W Polsce jestem 14 miesięcy, a polskiego uczę się 16 miesięcy. Najlepszymi nauczycielami są nasi rozmówcy, czyli wy teraz. Mamy lekcje polskiego, czytamy w waszych gazetach o wydarzeniach w Polsce. I staramy się nigdy nie rozmawiać po angielsku ze studentami, chociaż świetnie znacie angielski, ale jesteśmy w Polsce, więc rozmawiajmy po polsku. Jak chcesz po angielsku, to zapraszam do Kalifornii. Dzięki. Zaproszenie przyjmujemy. Rozmowa kończy się uśmiechami amerykańsko-polskimi. Mormoni zwijają swoje tablice i jadą autobusem na Wolę, aby modlić się w spokoju do swojego Boga. Boga, który jest Bogiem wszystkich wierzących, bo jest jeden. ze stolicy Utah odbyła już dwuletnią 4 misję do jakiegoś kraju na świecie, ucząc się tam egzotycznych języków takich jak: polski, turecki, chiński, japoński, ukraiński. To jest coś, co szalenie mi imponuje. Dla głoszenia swojej prawdy są w stanie zrobić tak wiele! Zawsze, gdy widzę mormonów pod bramą UW, cieszę się, że duch nie zna oporu materii, przeciwności i nie śpi, lecz wieje, gdzie chce. Z mormonami warto porozmawiać. A stan Utah jest naprawdę piękny. George J. Ziemacky TRAKTOR KRÓLEWS SKI t nr 6 (21) 200 08 Jurek Ziemacki filozofia Trochę naprostuję. Rozmówcy misjonarza o imieniu Bert również przyznali się do kontaktów z Bogiem. Jednak wykazywanie się znajomością Biblii, przyjmowane z początku przez mormona z zadowoleniem, a potem prezentacja odrębności doktryny katolickiej studzą mormoński zapał. – A co, chciałbyś nas ochrzcić? – pyta nagle Jurek. – No jasne! – ucieszył się raz jeszcze Bert. Przygasza go jednak zapewnienie, że katolik raczej nie zmieni wyznania, ale chętnie pozna dogłębnie inne. Misjonarz niecierpliwi się, kilka razy wspomina, że o 15.00 muszą się zwijać. Ostatnia próba, która może uratować misję: – A może chcecie się spotkać? Możemy się umówić przez telefon. Zmieniamy jednak temat. – Dzięki za ratunek, kiedyś się z nimi spotykałem, dałem telefon i ciągle wydzwaniali – mówi Jurek minutę później. Nie przychodzą regularnie. Ale od lat są stałymi mieszkańcami Traktu. I dają ulicy masę dobroci. Dzięki, chłopaki. Naczel 5 6 traktor dojedzie wszdzie Pantalony kortowe czyli BUW nadaje trendy Robi się zimno, czas się jakoś ubrać. Tylko jak? Z odpowiedzią na to pytanie pospieszył już w październiku BUW, wyciągając z czeluści swych zakamarków zbiór dziewiętnastowiecznych czasopism o modzie. Bez sensu? A jednak wystawa Fashion Dundays Elegant stała się w tym sezonie swoistym trendsetterką. Kto zdążył zainspirować się rycinami, kroczy już na czele modnego pochodu. Dla tych, co się zagapili – poniżej krótka ściąga. „Kabany są w wielkiej wziętości” – czytamy w „Pierwszym Magazynie Konfekcji Męzkiej” – „kapiszon podszywa się taką samą materią jak i cała suknia, zawsze zaś innego koloru niż wierzch”. Zastanawiające. (Patrzymy na eksponat i próbujemy połączyć elementy. Nie idzie to z łatwością). Dalej: „Pardessus watowe, pantalony sukienne, krawat atłasowy, kamizelka pikowa i delia podbita bobrem”. W celu uzupełnienia dodam, że części garderoby nie powinny być traktowane bezosobowo. Żeby był stajl, koniecznie trzeba im nadać imiona. Np. „płaszczyk zwany Kryspin” lub „koszula batystowa podług pana Flandin”. Tak jest cool. Jaka jest postmodernistyczna reakcja? Przez kam- Kryspin szal à la Marshall pus co i rusz przemykają botki à la (czy też: podług) Mary Poppins. Lakierowane lub nie, obowiązkowo w towarzystwie parasolki. Jeżeli parasolka ma oczy, tym lepiej: Można nawiązać kontakt wzrokowy. Ale uwaga: Nie wiadomo, co się pod co podszywa. Dalej: Nauszniki z niedźwiedzia polarnego. Żeby słyszeć tylko to, co się usłyszeć chce. Skoro już jesteśmy przy detalach – szalik. Zawsze innego koloru niż suknia. Ciekawa ta zależność wiąże również krawaty. Wbrew konwencji jednak biały krawat do czarnej koszuli. Na piersi zaś tajemniczy znaczek ze skrzydlatą głową. – Co to jest? – Hermes. – Ale to kobieta przecież. – No, tak. Kobieta Hermes. O więcej nie pytaj, tylko popuść wodze fantazji. Kreatywność w kwestii mody nie powinna znać granic. A gdy – nie daj Boże – zabraknie Ci pomysłów, niezastąpiony nasz uniwersytet z pewnością posłuży radą i pomocą. Jeśli za jakiś czas znów rzuci na środek biblioteki jakąś skamielinę – nie ignoruj, tylko biegnij ścierać kurz. Nigdy nie wiadomo, która ze starości może okazać się nowością. Ania Maresz filozofia pozowali: Marta Rojewska, Beata Górska i Kuba Sadowski podług Mary Poppins Kuba wbrew Teatr po przejściach czy już można do opery Od początku października na placu Teatralnym mamy nową sytuację. I nie chodzi o nową nawierzchnię parkingu, której nie doczekamy się chyba nigdy. A przynajmniej nie wcześniej niż zostaną zdewastowane wieczorowe pantofle wszystkich warszawianek. „Nowa sytuacja” to subtelne określenie zmian personalnych w dyrekcji Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Minister Bogdan Zdrojewski od dawna nosił się z zamiarem zrobienia porządków na dyrektorskich stanowiskach placówek kulturalnych w całej Polsce. Jako jedna z pierwszych poszła na warsztat renowacji największa scena operowa w Europie. Z funkcji dyrektora naczelnego odwołany został Janusz Pietkiewicz, a na jego miejsce przybył w charakterze wybawiciela Waldemar Dąbrowski. Tak, ten sam. Były minister kultury, polityk SLD. Czegóż chcieć więcej, wymarzony kandydat na tego, który przybędzie na pomoc zgnębionym pracownikom Teatru Wielkiego, już od października zapowiadających strajk. Ich konflikt z dyrekcją przyćmiewał momentami wydarzenia artystyczne i w całym nominacyjnym zamieszaniu nikt jakoś nie zwrócił uwagi, że kierowane pod adresem Janusza Pietkiewicza zarzuty niskiego poziomu artystycznego obecnie nijak mają się do rzeczywistości. Stało się tak dzięki powołaniu na dyrektora artystycznego Michała Znanieckiego, jednego z najwybitniejszych polskich reżyserów operowych, który swoją karierę zaczął debiutem w La Scali, a z braku ciekawych propozycji z Polski, swoje spektakle wystawia częściej we Włoszech i Hiszpanii niż w kraju rodzinnym. Wizja dyrekcji w Operze Narodowej stała się dla niego nowym wyzwaniem. Nad ułożeniem nowego programu pracował na tyle długo, że udało mu się stworzyć ciekawy repertuar na sezon 2008/2009, a także wiele planów koprodukcyjnych na kolejne lata. Do pracy w Teatrze Wielkim zaproszeni zostali nie tylko wybitni twórcy operowi, jak Laco Adamik czy Mariusz Treliński, lecz także kojarzeni przede wszystkim ze sceną dramatyczną Krzysztof Warlikowski i Michał Zadara. W mury gmaszyska miało wedrzeć się świeże powietrze, ożywione dodatkowo bardzo ciekawymi projektami dla dzieci. Znaniecki w swoim myśleniu chciał tworzyć spektakle zarówno dla widowni lubiącej przedstawienia klasyczne, jak i tej nowoczesnej, szukającej nowych doznań z pogranicza sztuk. Jak się okazuje, taka wizja nie przypadła do gustu ministrowi. Po Znanieckim dyrektorem artystycznym został Mariusz Treliński, który już raz pełnił tę funkcję. Jakie zmiany szykują się w repertuarze? Szczegóły są dopracowywane, jednak już teraz wiadomo z pewnością, że zostały odwołane dwie premiery – „Hrabina” Moniuszki w reżyserii Adamika i „Trubadur” Verdiego – wykoncypowany przez Znanieckiego. W ich miejsce mają się pojawić inne produkcje, ciekawsze i bardziej na czasie. Stawiane przez wielu pytanie: czy będzie na co chodzić do opery, na razie musimy pozostawić bez odpowiedzi. To będzie bardzo eksperymentalny sezon, bo poddany został bolesnej operacji na otwartym sercu. Odwoływanie dyrekcji w dniu rozpoczęcia nowego sezonu jest bowiem rzeczą niespotykaną w światowej praktyce teatralnej. Widocznie jednak nad Wisłą rządzącą się polityką miłości mogą zdarzać się i takie cuda. Katarzyna Meissner Akademia Teatralna TRAKTOR KRÓLEW WSKII t nr 6 (21) 2008 traktor dojedzie wszdzie Nowe polo nowe metamorfozy i panowie technicy Obyło się bez deszczu fanfar i krzyku baloników. Nikt nie rozbił kieliszka o lśniącą jak księżyc posadzkę na pierwszym piętrze. Krzyżanowski nie spadł z cokołu nad schodami, stosiki „Prac filologicznych” nie zatańczyły w płomieniach. Nie uroniono ani kropli krwi – choć nieraz, w chwilach, gdy ksero ostatnim leniwym mruknięciem zapada w drzemkę, słyszę łkanie za drzwiami toalety. „Och, panno Malino, doprawdy, to musiał być wiatr” – karci mnie przyszatniowa Kamienna Głowa i wiedzie wzrokiem za przemykającymi cicho ZmiaNami. Bywa, że zagapi się dłużej na znikającą w drzwiach magazynów barwną spódnicę Nowej Panny Rewers – wymykam się wtedy spomiędzy szaf i wywąchuję wszystko, co jeszcze nie zdążyło zapachnieć na polonistyce kurzem. władze (stolec nagłego spadnienia) Wybrane jeszcze w maju: dziekanem został profesor dr hab. Stanisław Dubisz; prodziekanami: prof. dr hab. Stanisław Greń, dr hab. Grzegorz Leszczyński oraz dr Tomasz Wroczyński (najważniejszy dla nas, gdyż zajmuje się sprawami dydaktycznymi, doktoranckimi i studenckimi). Pełnomocnikiem dziekana ds. rekrutacji i stacjonarnych studiów polonistycznych został zaś dr Łukasz Książyk, zdobywający szczyty popularności wśród coraz zagorzalszych miłośniczek pozytywizmu i młodej polski, ale z zupełnie innego powodu. kafejka (z chińskich ziół ciągnione treści) W kolorze dzikiej śliwki (tudzież malinowego chruśniaku), z fotelami o fakturze szyszek z ryżu i karmelu, z piękną muzyką, której szczątki dobiegające do mnie nakazują podśpiewywać przy kserowaniu rozkoszne piosenki. Można kupić ciastko i sałatkę, wykazać umiarkowane zainteresowanie rzeczywistością, pochylając się nad świeżą gazetą i – przede wszystkim – napawać się Amsterdamem wielkim jak okno w tamtejszych kamienicach. No i mleko „biblioteczne” – w wolnym dostępie. komunikacja (kiedy znalazłem się na dnie, usłyszałem pukanie od spodu) Zaprzyjaźniona wykładowczyni z Zakładu Historii Języka Polskiego komentuje to następująco: „Pomyślałyśmy ostatnio z kole- żankami w zakładzie, że teraz to tylko założyć na wydział spódnicę, a potem szukać siebie na youtubie”. Od wiertarek ogłoszona, od Rewersów upragniona – winda. Jeździ cicho i przejrzyście, każde piętro wita łagodnym, kilkakrotnym ukłonem. Czasami wpół piętra oznajmia: „Parter. Wyjście z budynku”. I wtedy już wiadomo na pewno, że zostanie z nami na zawsze. Tylko najmroczniejszy z Kserowych Gości mruczy pod nosem: „Szkoda, że zrobili ją akurat wtedy, kiedy wpadłem na pomysł puszczania baniek mydlanych z najwyższego piętra na sam dół, do ciebie”. emanacja (łagodne oko błękitu) Początkowo myślałam, że Panowie czający się w podziemiach tuż obok mnie sprawują pieczę nad windą. Że walczą może z jej lękiem wysokości, uczą ją właściwie artykułować słowo „parter”. Ale któregoś dnia dotarły do mnie ich słowa: Pan I: Dziś ***** nie daję rady. Ja ****** taką robotę, jak ten ***** ***** ***** *****. Pan II: No. ***** ******, niech *******. Pan III: ****** ****** ******. I wtedy zrozumiałam, że to są Panowie od nieba. Muszą bardzo długo ładować akumulatory na dole, w końcu któryś z nich daje znak, rzucają mi ostatnie spojrzenie i, oblizując usta, naciskają guzik ze strzałką. Winda zabiera ich wysoko, aż na sam dach – i tam panowie przez jakiś czas łączą nasz wydział z błękitem. samorząd (bujać to my, panowie szlachta!) Odświeżony, z umytą buzią, przyczesaną grzywką – zaprosił gości. I ma teraz świeżą krew, co tętni i bulboni czasem. Sprawdź, czy mnie tam nie ma: http://polonistyka.samorzad.uw.edu.pl/ Giambattista Malino (I jesteśmy jeszcze my, mieszkańcy Doliny Dolnej Narni – wsiąknęliśmy w ten wydział tak po prostu. Panna Rewers wsuwa Wam pomiędzy kartki zasuszone wstążki czekoladek, Pan Rewers dobrym słowem ugłaskuje skołatane sny językowe, a ja – cóż… dośpiewuję.) Archiwum UW czyli o wolności słowa Teoretycy uniwersytetu wciąż powtarzają slogany o „wolności dydaktyki i badań naukowych”, a gdy patrzą na kampus, widzą zapewne coś w rodzaju gniazda wolności. Okazuje się, że wolność ostatnimi czasy nieco kuleje. Przynajmniej ta tycząca się słowa. Udałem się z dwoma innymi przygodnie spotkanymi traktorzystami do Archiwum Uniwersyteckiego, by dowiedzieć się, w jaki sposób instytucja ta pragnie służyć i być pożyteczną. Pierwszą rzucającą się w oczy cechą Archiwum jest niedostępność i lęk przed obcymi, zwany przez innych teoretyków ksenofobią. Nasi archiwiści niczym wartownicy, którzy przyłapali nastolatków na fotografowaniu płotu jednostki wojskowej, orzekli, że do robienia zdjęć potrzebna jest zgoda samego kanclerza. Na szczęście chodziło o kanclerza UW. Chwilę później oświadczyli, że rozmowa z nami możliwa jest tylko za zgodą ta pani jest miła dyrektora Archiwum, TRAKTOR KRÓLEWS SKI t nr 6 (21) 200 08 o którą pokornie zwrócić się można dopiero następnego dnia. Szczęśliwie trzy miłe archiwistki wyrażały chęć współpracy, a nawet zaniesienia naszego podania wyższym władzom archiwalnym. Niestety wyższe władze okazały się mniej entuzjastycznie do nas nastawione. Kolejnego popołudnia nasza prośba została odrzucona, ale dyrektor był tak miły, że dostarczył mi niechcący ciekawszego niż Archiwum tematu na artykuł. Nasze podanie okazało się niestosowne, gdyż niezłożone na papierze firmowym i z nagłówkiem, co nie pozwoliło dyrektorowi wykluczyć naszych związków z Al-Kaidą, jak to ujął pięknie. Następnie uświadomił nas, że pracownicy uniwersytetu z naukowymi włącznie mogą kontaktować się z mediami wyłącznie za pisemną zgodą rzecznika prasowego UW. Poczuwszy się obrońcami wolności słowa i zdrowego rozsądku, udaliśmy się natychmiast do pani rzecznik, która oświadczyła, że przepis taki istnieje, ale nie na papierze i dotyczy tylko pracowników administracyjnych, więc liczni profesorowie UW nie grzeszą, wypowiadając się publicznie bez jej zgody. Odeszliśmy uspokojeni. A do Archiwum jeszcze wrócimy, z podaniem na pięknym papierze. Witek Zakrzewski filozofia i kulturoznawstwo 7 8 traktor dojedzie wszdzie Akcja SS, czyli… socjologu, segreguj! Kto jak kto, ale socjolog musi podążać za duchem czasu. Dbać o środowisko. Jeść dużo biowarzyw. Kochać rodziców. I segregować śmieci. Teraz, dzięki naszej Wspaniałomyślnej Dyrekcji, przynajmniej ostatni z wyżej wymienionych postulatów stał się całkiem realny. Na III piętrze pojawiły się bowiem pojemniki do selektywnej zbiórki śmieci – szare, błyszczące, cieszące oko… Jest tylko jeden mały szkopuł: możemy wprawdzie skrupulatnie oddzielać etykietki od butelek i ich zakrętek, ale… nie oszukujmy się! …nasza nadgorliwa troska o recykling jest raczej syzyfową pracą, bo i tak, ku rozpaczy zielonych, wszystkie odpady trafią do jednego, zbiorczego kontenera. Jakżeby inaczej? Socjolog może i jest na bieżąco, ale MPO już na pewno nie! Smutne, acz prawdziwe… Justyna Kopczyńska socjologia Tropem zagadek z sali 24 Heraklitejskie dochodzenie Będzie zagadka, profesorze! Profesor Krzysztof Okopień spojrzał podejrzliwie: „Zagadka? Dwie kulki i armatka?”. Tak zaczęło się dochodzenie w sprawie Heraklita z Efezu i tajemnic sali numer dwadzieścia i cztery. W sali tej, imienia Tadeusza Kotarbińskiego, rozwieszono portrety filozofów. Zadbano o chronologię. Pierwszy jest Tales. Jednak sam dobór portretów budzi podejrzenia. Nie zobaczymy tu Bergsona, Heideggera, Gadamera, Jaspersa. Są za to Russell, Wittgenstein, Popper, Moore. Oprócz tego dużo nazwisk nieznanych szerokim kręgom ludzi interesujących się filozofią. A więc pomylone! Podpisane Demokryt, a na portrecie Heraklit. Jaki klucz obowiązywał przy doborze portretów? To pierwsza To fakt, ale fakty w filozofii są nudne, a liczą się tylko spekulacje. Dr z zagadek. Druga zagadka jest zupełną sensacją. Zespół „Traktora” hab. Krzysztof Okopień: – Tak, taaak. Demokryt – Heraklit. Jeden wytropił, zdekonspirował, a teraz ujawnia – Panie i Panowie, wszyscy, śmieszek, drugi płaczek. Ale czy ten Heraklit tu płacze, czy się śmieje? którzy macie zajęcia w sali 24! – portret Demokryta, który wisi podpi- Dlaczego niektóre portrety są niepodpisane? A niektóre rozmazane?. sany, czwarty od lewej w górnym rzędzie tuż przy Sokratesie. Otóż ów Tajemnica dalej nas dręczy. Kto popełnił błąd, co zrobić, dokąd się Demokryt to nie jest Demokryt. Ów mędrzec na obrazku to Heraklit udać? Okopień: – Wie Pan, niech pan pisze do Rady Naukowej. O tym z Efezu! Odkrycie potwierdzają bliższe oględziny oraz porównanie portrecie, o tym błędzie. I niech pan od razu napisze o tych ławkach portretu ze ściany z tym samym wizerunkiem w „Historii Filozofii” tutaj, tych przegrodach. Toż to niewygodnie, okropnie, nie ma konW. Tatarkiewicza. taktu ze studentami, jak oni siedzą w tych ławkach. Zbunkrowani. To Dlaczego popełniono taki błąd? Oczywiste jest, że zastosowany trzeba wymontować. Pan napisze do Rady. I o tym Heraklicie przy klucz doboru filozofów nigdy nie wypromowałby Heraklita, toć to okazji. metafizyk i heglista. Co innego Demokryt, materialista i rzekłbyś, Kto w sali tej był, ten wie, że student, usiadłszy, może w ławce czuć pozytywista. Nie istnieje nic, czego nie można objąć rękoma – twier- się spokojnie. Może czytać, pisać, oglądać film na DVD, grać w szachy, dzi ten drugi. Zaprzyjaźniłby się z Kotarbińskim – patronem sali. a nade wszystko spać. Ale nam spać nie daje wiele zagadek związaA jednak to Heraklit z Efezu patrzy na studentów w sławetnej sali. nych z salą dwadzieścia i cztery. Czy tylko Heraklit wkradł się przyZadziałał tu Logos czy ślepy los? Czyż wśród wszystkich tych pozyty- padkiem? A może takich pomyłek jest więcej. Dlaczego nie ma Kanta? wistów, logików i garstki filozofów nie jest jutrzenką swobody dla stu- Dlaczego nie wszystkie portrety są podpisane? dentów, zmęczonych filozofią analityczną? O rozmowę na ten temat Sprawa wydaje się wielce podejrzana. Studenci filozofii szukają poprosiłem prof. Jacka Hołówkę po skończonym wykładzie właśnie prawdy. W redakcji mówiło się już tylko o jednym… – Tak, trzeba w tej sali. Profesor filozofii analitycznej prawie na jednym oddechu będzie to zrobić – przytaknął w końcu naczelny. – To jedyna możliwyraził się tak: – Istotnie, to Heraklit. Nazwa nie odpowiada desy- wość, by dowiedzieć się prawdy – dopingowali mnie redakcyjni kolegnatowi na tym obrazku [profesor mówił z asercją]. Nie przeszkadza dzy. – Podejmę się tego – stwierdziłem odpowiedzialnie. – Dasz radę? mi jednak, że to Heraklit. Fakt, był nazywany „ciemnym filozofem”, – pytały opiekuńczo koleżanki. – Tak – odparłem szorstko, szukając nie spełniał kryterium jasności i wyraźności, ale… wie Pan, dla w srebrnej papierośnicy ulubionego cygara. Zatem postanowione. By mnie może wisieć. Nawet gdyby tu zawiesić Heideggera, może wisieć, rozwikłać zagadkę, udam się do odpowiedzialnego za modernizację patrzeć na niego mogę, tylko czytać nie mogę. i dekorację sali dwadzieścia cztery prof. Jacka Jadackiego… Profesor przechadza się po sali i bacznie przygląda się portretom. – Ależ tu nie ma Kanta! Muszę wyciąć jakiegoś Kanta i powiesić tutaj. Jurek Ziemacki A to kto, kardynał Newman!? Ach, nie, filozofia to Whitehead! Cóż, widać tu pewien klucz doboru, mnie osobiście on odpowiada. Widać „Traktor” stał się silną inspiracją. Dziennikarze już wyszli, studenci udali się na kolejne zajęcia, a pan profesor długo jeszcze rozmyślał o Heraklicie, Demokrycie i zagadce „Zagadka? Dwie doboru filozofów do panteonu ściennej Ludwig. Uwielbiony w lewym dolnym rogu. kulki i armatka?” wystawy. Ogień, atomy, logos, arche… TRAKTOR KRÓLEW WSKII t nr 6 (21) 2008 traktor dojedzie wszdzie Wege-wybory czyli podejmowanie decyzji w ciężkich czasach Drodzy czytelnicy rubryki kulinarnej „Traktora”! Uprzedzam was z góry, że ten artykuł nie dotyczy tego, o czym myślicie! Nie będzie mowy o wyborach w USA, chociaż nie byłoby to całkiem od rzeczy. Na przykład o Baracku Obamie, który jako dziecko zajadał się w Indonezji psami i szarańczą, krążyła plotka, według której przeszedł na dietę wegańską. Teza została szybko sfalsyfikowana zdjęciami, na których demokrata wcina hamburgera, i wszyscy zorientowali się, że skandaliczna notka prasowa ukazała się pierwszego kwietnia. Z tej anegdotki wysnuć możemy tylko gorzką refleksję, że jeszcze wiele wody w rzece upłynie, nim wegetarianie zostaną władcami, a władcy wegetarianami. Na co dzień jednak osoby niejedzące mięsa muszą się borykać z całkiem innym, nie mniej doniosłym problemem, niż brak reprezentanta w Gabinecie Owalnym. Tym problemem jest całkowite nieuwzględnianie ich potrzeb przez lokale gastronomiczne. Szanse na zjedzenie smacznego i sytego posiłku na mieście są znikome. O niskich cenach – zapomnij. Restauracji wegetariańskich jest mało, a ponieważ są modne, bezlitośnie windują ceny. Inne bary mają mały wybór dla niejedzących mięsa, co więcej, klient ma dużą szansę jednak znaleźć je na swoim talerzu, mimo że zamówił coś jarskiego. Jeśli jest chłopcem, pani w barze z pewnością uzna, że żartuje, mówiąc, że nie jada mięsa, po czym obficie poleje mu kaszę sosem i dorzuci skwarki. Na zdrowie chłopakowi. Ale jednak gdzieś jeść trzeba. Student wegetarianin codziennie musi dokonać iście egzystencjalnego wyboru (jestem pewna, że Sartre by się ze mną zgodził) – gdzie zjeść obiad? Zupa z soczewicy Jestem tu po to, żeby pomóc – proponuję szybki rzut oka na Składniki: knajpki w okolicach Traktu ok. 1,5 szklanki soczewicy pod kątem wege-przyjazności. (zielonej lub czerwonej) Oczywiście pierwsze miejsce, koncentrat pomidorowy które wskazałby mi złośliwy sól/ kostka rosołowa tradycjonalista, chcąc obalić pieprz moją tezę o dyskryminacji, ewentualnie: czosnek, chili to Vegabar na ul. Oboźnej. Przygotowanie: Jeśliby budować obraz wegetarianina na podstawie ulotek Do większej ilości wody lub i ogłoszeń adresowanych do rosołu z kostki wrzucamy spodziewanego klienta soczewicę. Gotujemy ok. 20 tego miejsca, byłby minut, aż zmięknie. Solimy (jeśli nim właściciel dredów, nie dodaliśmy kostki, która sama bębenka i sfory egzojest słona), pieprzymy, dodajemy tycznych zwierząt, który łyżkę lub więcej koncentratu. dzieli czas między kurs Voilà! Możemy też dodać chili hatha-jogi a konferencje (gorąco polecam) lub starty o mistyce. W rzeczywiczosnek. stości żywią się tu ludzie różni, nierzadko snobistyczni i po prostu bogaci. Którego studenta stać, żeby codziennie jeść obiad za 17,50 (tyle przeciętnie kosztuje drugie danie w Vegabarze)? Wprawdzie posiłki są smaczne, duże i z pewnością przygotowane według zasad sztuki, ale niemal dwukrotne podniesienie cen od czasu otwarcia dyskryminuje bar w moich oczach. Nieco dalej od uniwerku, ale też na studenckich szlakach znajdują się punkty Green Way. Ten na ul. Zgoda jest wiecznie zatłoczony, a ten przy metrze Świętokrzyska zwykle świeci pustkami. Dziwi raczej to pierwsze, biorąc pod uwagę, że jedzenie z miesiąca na miesiąc robi się coraz gorsze. Nie jest jednak niejadalne, więc można zaryzykować. W godzinach wieczornych wszystko wyprzedane. Ciastka i szejka można brać w ciemno, innym daniom należy dobrze się przyjrzeć. Jeśli chcemy przyoszczędzić, udamy się naturalnie do Karalucha. W rzeczywistości jednak oszczędność jest pozorna, a szansa na wegetariański posiłek znikoma. Zupa jarzynowa, rzekomo jarska, jest upstrzona kawałkami mięsa, a naleśniki (jak sądzę) są smażone na smalcu. Mają jednak tę zaletę, że można się na nich uczyć ekonomii. Dlaczego dwa naleśniki z serem kosztują 5 złotych, podczas gdy trzy lata temu były to zaledwie 2–3 złote? Inflacja – powie mało przenikliwy obserwator. Spójrzcie jednak – pierogi z serem, zrobione z tych samych składników, a bardziej pracochłonne, są dwa razy tańsze. Naleśniki są po prostu najlepszym i najczęściej zamawianym daniem, a ponieważ cena rośnie wraz z popytem, są drogie. W każdym razie najeść się nimi nie da, więc idziemy gdzie indziej. Barek w starym BUW-ie jest miłym półśrodkiem między jadłodajnią i restauracją, ceny są umiarkowane, ale nie jest to raj dla wegetarian. Możemy zjeść sałatki, grillowane kanapki, risotto, oraz coś, co nazywa się pesto i na tym kończy się jego podobieństwo do pesto. Jeśli lubimy włoską kuchnię, możemy poczuć się obrażeni i przejść na przeciwną stronę ulicy – do Eufemii na ASP. Tutaj często można dostać warzywne pierogi, krokiety, są też dobre zupy i frytki. Ceny są umiarkowane, towarzystwo kolorowe, a kucharz wzywa studentów do odebrania zamówienia, wyśpiewując basem nazwy dań. Jest jedna wada – trzeba przyjść na obiad w miarę wcześnie, bo pod koniec dnia jest szansa tylko na zielone uszka. Nie daj się barom vege, gotuj sam dla siebie! Drogi studencie! W szale knajpowego obżarstwa nie zapominaj, że (prawdopodobnie) istnieje coś takiego jak Twoja własna kuchnia. Odkryj ją na nowo z moim przepisem na zupę z soczewicy, który jest banalnie prosty i za 7 złotych (tyle kosztuje jej talerz w Vegabarze) możesz jej ugotować na tydzień dla siebie lub na raz dla grupki współlokatorów/ kolegów/ bezdomnych. Jest bardzo pożywna i rozgrzewająca, wraca się do niej jak do dobrej żony (lub dobrego męża). ciocia tusia Nowy Posiad na Karowej znasz li te meble? Nówki sztuki, niesiedziane! ONE, czyli: ŁAWKI. Pojawiły się zupełnie nieoczekiwanie, pewnego poniedziałkowego poranka. Bezczelnie zastąpiły nasze ukochane, wysłużone (wysiedziane?) KRZESŁA… Eh, któż zliczy, ile znamienitych czteroliter ugościły były przez te wszystkie lata swojej bytności na Karowej? Któż przeszedł (przesiedział?) więcej niż one? Nic nie zastąpi nam ich szlachetnego skrzypienia i tego przyjemnie usypiającego rozchybotania… Bez wątpienia należy im się HOŁD. Hołd jak nie wiem co. Bo tak jak nie przesadza się starych drzew, tak też nie przesiada się studenta na nowe krzesła. Albo, co gorsza – ŁAWKI. Do dzisiaj nie wiemy, kto za tym wszystkim stoi. A wręcz siedzi. Ale jak tylko wykryjemy bezecnego sprawcę – niezwłocznie o wszystkim doniesiemy. Sprawiedliwości musi stać się zadość. Howgh. Justyna Kopczyńska TRAKTOR KRÓLEWS SKI t nr 6 (21) 200 08 9 10 w lusterku traktora Oni, co dużo widzą próba za język pociągnięcia Na socjologii Kamil, filozofia Starszy Pan od Ksero z pewnością należy do osób, które w Instytucie Kamil to znajoma twarz każdego studenta filozofii. Możesz nie znać Socjologii widzą wszystko, a nawet więcej. Można go spotkać codzien- wszystkich swoich wykładowców i nie wiedzieć dokładnie, gdzie jest nie. Siedzi samotnie przy swojej maszynie zaraz naprzeciwko szatni biblioteka. Mogłeś nigdy nie zejść do szatni i być może Instytut Filozofii, albo przechadza się po holu (?). Opowiada, że kiedy się nudzi, po pro- w którym studiujesz, to dla ciebie tylko schronienie przed deszczem. stu chodzi. Albo rozwiązuje krzyżówki, choć, jak sam twierdzi, to naj- Ale Kamila znasz na pewno i na pewno wypiłeś już kawę z barku na KP3, głupsza rzecz, jaką robi. zza którego patrzy on na nasz wydział. Sympatyczny, uśmiechnięty, żyjący w przekonaniu, że „najlepszy Kamil sam kończył filozofię. Nieprędko w świecie znajdzie się emeryt to martwy emeryt”. W Instytucie pracuje od roku, do pracy miejsce z takim klimatem, jaki panuje w IF. Niełatwo też opuścić te jeździ metrem. mury. Więc został. Pod barkiem trzyma wszystkie dzieła Nietzschego I kiedy młodzi i lubi włożyć szpilkę filozofom analitycznym (ale nie do kawy!). Nigdy zaczęli ustępować nie podsłuchuje rozmów toczących się przy stolikach, chyba że padają mu miejsca w środtam nazwiska filozofów. Zastrzega się, że nie jest gumowym uchem kach komunikacji ani tajnym obserwatorem, ale cóż, swoje widział i słyszał. miejskiej, stwierSłyszał, jak dr Marcin Poręba, pokazując na snickersa, poprosił dził, że musi być o Platona zamiast batona. Pamięta, jak dr Krystyna Misiuna usiadła z nim już naprawdę pod sekretariatem ds. pracowników i protestowała przeciwko mierźle. „Zazwyczaj nej i wolnej obsłudze w tym sekretariacie. Gdy przechodził tamtędy młodzi oszczędzają ówczesny dyrektor, znany w świecie filozofii, muzyki i semiotyki nogi, i słusznie – by profesor, nic nie mówiąc, wyjął telefon komórkowy, który posiadał, stać na starość” – i wykręcił numer 999 – tak, na pogotowie. Spotkanie lekarzy ratowmówi. Cieszy się, że ników medycznych i pani Misiuny okazało się nieporozumieniem, bo pracuje. Przynajpacjentka była zdrowa na ciele i umyśle, natomiast lekarze po całej mniej ma zajęcie. sytuacji wiedzieli jedno – coś jest tu jest nie tak, spadajmy z tego Pan od Ksero zawsze należał do ludzi aktywnych, ze swoim psem wydziału. potrafił wychodzić na spacer co godzinę, ale pies też się zestarzał. Kamil i jego barek przeżywali różne awantury i przygody. BezTo, czego nie lubi u ludzi młodych, to pośpiech. Studenci nie rozu- domny lubiący narkotyki i szybki zysk przechylił się przez schody mieją, że jego maszyny się nie przeskoczy i nie wszystko da się błyska- prowadzące do biblioteki i zaiwanił kasę z pieniędzmi. Rzucił się do wicznie skserować. ucieczki, zatrzymały go panie z akwarium na parterze. To była gruba A z kolei największą wadą studentek jest to, że są ładne i młode… ryba w sieci sprawiedliwości. „I potem się dziwią, że nie pamiętam, jaka kserówka dla której!”. Kamil z wykształcenia i ducha jest filozofem. Bytem silnie indyNiestety swoją unikalną wiedzą na temat instytutowego życia Pan widualnym, utrzymującym w tej kawiarence klimat uprzejmości, od Ksero nie chce się podzielić. Twierdzi, że nikogo ciekawego tu nie luzu i nieskrępowania. Jest bytem stałym i bytującym na KP3 już praspotyka. Pani pracująca w szatni tłumaczy to jego godzinami pracy. wie dekadę. Jeśli więc rozwikłujesz codziennie zagadkę bytu – gdzie „Bo tutaj to dopiero po 20. pojawiają się ciekawi ludzie. Na przykład by tu iść się napić kawy, odpowiedź jest prosta – KP3, pierwsze piętro, politycy” – mówi. Ale pan nie daje za wygraną i podsumowuje, że Kamil na posterunku. lepiej nie wiedzieć, co on myśli o polityce. Nie bardzo jest Jerzy Ziemacki też chętny na publifilozofia kowanie rozmowy z nim, ale „skoro nie mamy ciekawszych tematów”, to się zgadza i pozdrawia czytelników. O wiele bardziej tajemniczy jest Pan z Bufetu na trzecim piętrzę – druga z osób, które naszym zdaniem widzą dużo. Trzecie piętro to istne serce Karowej 18. Na stojących tu kanapach studenci spędzają swoje półgodzinne przerwy (tak! Przerwy na socjo zamiast 15 minut trwają pół godziny!). To tutaj znajduje się bufet, do którego głodni i spragnieni studenci przybiegają po kanapkę, ciastko, herbatę. W kolejce nierzadko spoPan z Bufetu mówi, że jego postrzeganie rzeczywistości różni się tykają swoich wykładowców, z którymi niekiedy uda się zamienić od przeciętnego. Tym także uzasadnia swoją niechęć do opowieści dwa słowa. Klienci barku zawsze mogą liczyć na miłą obsługę. Pan o codzienności na Karowej. Pytany o to, co ciekawego dzieje się na z Bufetu obdarza ich ciepłym uśmiechem, często ucina sobie z kupu- trzecim piętrze Instytutu Socjologii, kategorycznie odmawia udzielejącymi miłą pogawędkę. nia odpowiedzi. „Państwo i tak nie chcą wiedzieć tego, co ja widzę…” Kiedy w barku chwilowo nie ma klientów, tzw. Pan Sklepikowy – mówi. zazwyczaj pogrąża się w lekturze. Na parapecie, obok stosiku wydań Czyżby serce Karowej skrywało jakieś mroczne tajemnice? „Traktora Królewskiego” i socjologicznych „Niusów” (w sklepiku można kupić obie gazety), zawsze leży książka, którą aktualnie czyta. Marta Juźwin i Dorota Olko Wścibscy studenci podejrzeli, że czytuje m.in. żywoty świętych. socjologia TRAKTOR KRÓLEW WSKII t nr 6 (21) 2008 w lusterku traktora Adnan, archeologia Michał, sprzedawca kopii ze Szpitala św. Rocha Od dawna jesteś w Polsce? Od 1986 r. studiowałem archeologię, a potem zająłem się karmieniem archeologów. Najpierw na Żwirki i Wigury, a teraz na Trakcie Królewskim. Jak świat IKP wygląda zza lady ksero? działem, że będzie mógł ją odebrać dopiero Zza lady widzę tablicę „Życie kulturalne nazajutrz. wydziału”. Wisi na niej jedna kartka. Nie widziałem, żeby ktokolwiek ją czytał. Jeżeli Czytujesz to, co kserujesz? Jaki kserowany nikt mi nie zasłania, widzę też szafki. Na pół- tekst miał na Ciebie największy wpływ? kach są teczki z tekstami na zajęcia. Wśród Lubię ten tekst o niombo, lalce ze zmarłym nich są teczki na nieistniejące zajęcia, które w środku, która chodzi po barach. sam nazwałem i wrzuciłem do nich byle co. Czekam, czy Co najbardziej, a co najimię: Michał ktoś kiedyś zechce z nich mniej lubisz w tej pracy? w IKP: od sześciu lat coś odbić. Jeżeli już ktoś mi Pracę traktuję właściwie poza IKP: dłużej zasłania szafki, to są to naj- w ksero IKP od: niedawna jako kontynuację dziecięcej częściej dziewczyny. Lubię, stosunek do „Traktora”: Myślę, zabawy w sklep z formami kiedy ubierają się w H&M że w środku najwygodniej grzecznościowymi i smal-ie, KappAhlu, Mango lub ltalkiem, i bardzo sobie by było na siedząco od tyłu. Promodzie. Noszą chusty cenię, kiedy osoby oczekuna szyjach i wełniane dodatki. Niestety pan- jące na kserówki zaczynają współuczestnitofelki wyparły ostatnio conversy. Gdzieś czyć w mojej grze. zgubiła się też moda na legginsy pod spódnice i duże metaliczne paski, za to nadal Czy na początku ktoś wprowadził Cię w łaskach jest hand made. w arkana sztuki kserograficznej? Jak długo się szkoliłeś? Czy miewasz poczucie, że pracując w ksero To głupie pytanie. IKP, znajdujesz się – dosłownie i w przenośni – w samym centrum ikapowych wyda- Dosyć często zdarza się na UW, że podjęcie rzeń? pracy w instytutowym albo wydziałowym Ostatnio wykładowca poczęstował jedną ksero staje się trampoliną na studia doktoz pracownic IKP gumą do żucia, która kopała ranckie. Czy Ty też masz takie plany? A jeśli prądem. nie, to jakie masz? Moje plany to skończyć studia i zrezygnować Jaka była najdziwniejsza prośba skierowana z pracy w ksero. tu do Ciebie? Kolega chciał skserować sobie dziewczynę Łukasz Bukowiecki w skali 1:1. Zrezygnował jednak, gdy powieinspektor Skąd tyle ciepła i bezpośredniości w twoim podejściu do klientów? Jestem po prostu bezpośrednim człowiekiem. Chcę, żeby między ludźmi było miło. Dlatego staram się poznać imiona i kierunki większości studentów, którzy się u mnie stołują. Choć jest może w tym trochę arabskiej kultury handlowej (uśmiech). Skąd bierzesz przepisy? Większość wymyślam sam. Zupa z soczewicy to przepis mojej mamy. Niektóre dania dostają nazwy zupełnie przypadkowo. Jedno z nich zamawiał zawsze dziekan i odtąd nazywa się dziekańskim. W stosunku do pracowników naukowych też jesteś tak bezpośredni? Większość to moi dawni koledzy z roku, z młodszych czy starszych lat. A najmłodsi pracownicy archeologii karmili się u mnie, więc też dobrze ich znam. Na „pan” jestem głównie ze starszymi profesorami. Pracujesz w dogodnym punkcie obserwacyjnym. Dużo widzisz? Mogę patrzeć na ludzi, gdy jedzą, więc nie widzę zbyt wiele. Czasem tylko docierają do mnie strzępy rozmów i plotek. Zresztą od 1986 r. nie zmieniło się tak wiele. Tylko ubrania i fryzury są inne. Witold Zakrzewski kulturoznawstwo, historia i Komorów oni jedzą u Adnana The Eye (z szatni polonistów) Ponoć tłum ma zbyt wiele oczu, by mieć spojrzenie – przynajmniej zdaniem Wiktora Hugo. Kto zatem posiada owo spojrzenie i jakim ono jest? Jakież to oko spogląda na szlachetny, acz nieco zniewieściały Wydział Polonistyki? Może Oko Salvadora Dali z 1945? Może Jessiki Alby z horroru Davida Moreau i Xaviera Paluda? Otóż nie! To tajemnicze oko spogląda zza piwnicznej okiennicy i dzień za dniem rejestruje nieświadomą brać studencką… Tak, właśnie tam, znad krzyżówki tudzież kanapki zerka na zostawiających jej mienie do przechowania, właśnie tam, pokrzykując wesoło i serdecznie, knuje i obmyśla swój plan. Niby nic się nie dzieje, niby ciekawych historii brak, a o czym ludzie mówią, jej nie wiadomo, bo jakżeby mogła podsłuchać?! Oryginałów też nie dostrzega, bo jakżeby mogła patrzeć na wygląd zewnętrzny?! Niby zapracowana, że śniadania nie ma kiedy przekąsić. Siedzi dzień w dzień, tyle godzin, i twierdzi, że nie dzieje się nic, że nie wie nic… Nie dajcie się jednak zwieść niepozornej powierzchowności. Lata rozwiązywania krzyżówek uczą niebywałej przebiegłości i systematycznego dążenia do celu. Przysłuchiwanie się mętnym rozmowom książkowych moli między kiblem a ksero, barkiem a kafejką – czy TRAKTOR KRÓLEWS SKI t nr 6 (21) 200 08 może bardziej zaskakująco: między barkiem a kiblem – pozwala przeniknąć niepostrzeżenie umysły w trakcie najbardziej intymnych zwierzeń. Wytrawny gracz robi najpierw rozpoznanie, szykuje obronę w zaciszu swej twierdzy, a gdy uderza, nie pozostawia najmniejszych szans zaskoczonym ofiarom i zwycięża bezsprzecznie, miażdżąc oponenta. Bądźmy gotowi, nigdy nie wiadomo, co mogło się wykluć w najciemniejszych zakamarkach umysłu, w najprzebieglejszych zakrętach hipokampu. Być może niedługo dojdzie do niespodziewanego przejęcia punktu ksero? Być może do niewyjaśnionego zaginięcia dziekana i szokującej zmiany na tym stanowisku? Co będzie, tego nie wie nikt. Wszyscy jednak znają te oczy, nie rozwarte zdziwieniem i strachem, jak u Jessiki Alby, nie ociekające przerażeniem, jak u Salvadora Dali, ale przymrużone, nie więcej i nie mniej, tylko przymrużone… E, to nawet Głowa widzi więcej Wróbel polonistyka 11 12 mieszkacy traktu Mañana! czyli zderzenie multikierunkowca z iberystyczną rzeczywistością Czerwiec – nowy kierunek? Druga połowa września – to chyba już! Sesja wre, rejestracja na socjologii w toku i nagle pojawia się myśl: „a może by tak zacząć kolejny kierunek?” Sprawdźmy, czy udałoby się zgrać zajęcia. t Strona iberystki – planu brak. t USOS – planu brak. t Grono – o planie ani słowa. Hmm… t Do USOS-a już nie zaglądam. t Grono – liczne wyrazy zniecierpliwienia. t I nagle jakaś spostrzegawcza osoba zauważa subtelną zmianę w oficjalnym komunikacie na stronie iberystyki: Plan będzie POD SAM KONIEC (sic!) września. A myślałam, że pod względem organizacyjnym najbarwniejsze jest dziennikarstwo! Lipiec – będę studentką iberystyki! 31 września – uroczysta inauguracja roku akademickiego. Udało się! Teraz pozostaje tylko pytanie, jak wcisnąć iberystyczne zajęcia między to, co już mam w USOS-ie? W napięciu szukam planu zajęć iberystyki… t Strona iberystyki – planu brak. t USOS – planu brak. t Grono – tematu planu wciąż brak. Czyżby taki stan rzeczy nikogo tutaj nie dziwił? Co sprytniejsi załatwili sobie plan drogą mailową od członków samorządu. Ci, którzy 30 września mieli dostęp do internetu, doczekali się chwili publikacji planu na stronie. Pozostali zapisują się na praktyczną naukę hiszpańskiego… bez znajomości reszty planu. Myślałam, że nic już mnie nie zaskoczy, ale nie doceniałam iber. Moment kulminacyjny miał dopiero nastąpić. „Proszę państwa, proszę podchodzić do pana Jarka i zapisywać się do grup”. I w tym momencie około stu osób rzuca się na katedrę, za którą siedzi pan Jarek. „Jest! Jestem z przodu!” – myślę. Ale już za chwilę tego żałuję. Przyciśnięta do katedry przez tłum zniecierpliwionych pierwszaków ledwie oddycham. Powoli staje się obojętne, w jakiej grupie będę – oby tylko stąd się wydostać! Udało się. Przeżyłam. Co będzie dalej? Sierpień – czy na pewno będę studentką iber? Napięcie rośnie. Czy ten plan w ogóle będzie?! t Strona iber – planu brak. t USOS – planu brak. t Grono – nareszcie ktoś pyta, kiedy będzie plan! Niestety, odpowiedzi brak. Przestaję sprawdzać, czy plan się pojawił. Początek września – iber jednak żyje! Już, już powiało grozą… Myślałam, że rzucę te studia, zanim je zacznę, a tu… t Co prawda w USOS-ie wciąż planu brak, ale na stronie iberystyki czytamy: Plan BĘDZIE (!) …w drugiej połowie września. t Grono – „Będzie jednak USOS?? Druga połowa września? I plan? Co tak szybko? :P”. Czyli jednak to tutaj normalne! *** Listopad Jutro kolokwium. Nikt nie potrafi udzielić informacji, jaki materiał nas obowiązuje. Ale teraz nikogo już to nie dziwi. Będziemy się martwić jutro! Dorota Olko socjologia, iberystyka Halo, czy tu piszą? poloniści będą tworzyć Wreszcie. Stało się! Polonistyka ma pole do popisu. Po wakacjach świeży umysł grupy trzymającej władzę (samorząd) postanowił założyć organizację poszerzającą horyzonty kulturalne studentów. Opiekunem zgodził się być wspaniały dr hab. Andrzej Zieniewicz, prof. UW, który dopinguje młodych twórców do pracy literackiej, pokazując zarazem, że życie polonisty nie musi ograniczać się do nużącego ślęczenia nad gramatyką opisową. Pomysłodawcą jest Karolina Urbańska – która zaraziła wszystkich swoim entuzjazmem – dzięki niej organizacja wyszła na światło dzienne i ma szanse przetrwać dłużej niż grupa Skamander. Nazwa grupy? Dość kontrowersyjna: „Sztuka jako ekstaza wyobraźni”. §1 Cele organizacji to przede wszystkim: a) inspirowanie do aktywności twórczej, b) rozwijanie umiejętności warsztatowych, c) prezentacja dorobku poetyckiego oraz wymiana doświadczeń, d) rozpoznawanie możliwości twórczego wykorzystywania języka polskiego, e) rozbudzanie zainteresowań twórczością poetycką, f) popularyzacja twórczości literackiej. §2 Interesuje nas: a) prowadzenie działalności kulturalnej i edukacyjnej, b) wystawianie sztuk teatralnych, c) współdziałanie z instytucjami publicznymi, d) udział w konkursach literackich, e) prowadzenie strony internetowej, f) organizowanie spotkań ze znanymi literatami, g) organizowanie wieczorów poetyckich, h) odczyty twórczości własnej i rozmowy o niej. 27 listopada zostanie zorganizowane spotkanie pod nazwą „Wieczór (nie)znanych poetów”, gdzie studenci będą mogli zaprezentować swoją twórczość. Plany na kolejne tygodnie to: „Wojaczek a poeci przeklęci”, wieczór autorski Aleksandra Rozenfelda oraz wieczór poezji Anny Świrszczyńskiej. Następne planowane spotkania: „Kontrowersje w literaturze współczesnej”, „Dyskurs homoerotyczny w poezji polskiej” oraz wystawienie sztuki: „Pif-paf!, jesteś trup!” – dramatu, który próbuje odpowiedzieć na pytanie, co zmusza nastolatków do przemocy. Co dalej? – Czekajcie na informacje. O wszystkich poczynaniach członków „Sztuki…” będzie można dowiedzieć się ze strony internetowej, która właśnie powstaje, oraz z plakatów, które zostaną rozwieszone na kampusie. Na szczególną uwagę zasługuje to, że poloniści potrafią wziąć się w garść i sprawy organizacyjne nie są w stanie ich przerazić. Miejmy nadzieję, że będzie się działo. Aneta Korycińska polonistyka TRAKTOR KRÓLEW WSKII t nr 6 (21) 2008 mieszkacy traktu Studiując, żyć z pasją Miłe buzie po wyborach czyli nowe lidery, odsłona 1.: ikapowa Jagódka zespół Mute Na co dzień studenci kulturoznawstwa, aktorstwa, tłumaczeń specjalistycznych, ekonomii oraz filozofii, po godzinach przyjaciele oddani tworzeniu muzyki. A ta w ich wykonaniu to szeroko pojęty refleksyjny rock. Przez teksty, których autorem jest Mariusz, starają się odnieść do otaczającego świata – to ich pomysł na polemikę z nim. Jako młodzi ludzie często nie zgadzają się na zastaną rzeczywistość. Właśnie w muzyce znajdują sposób na wyrażenie siebie. Mute istnieje od 2004 roku. Pierwsza myśl o jego założeniu narodziła się jednocześnie w umysłach trojga ówczesnych gimnazjalistów: Patryka Klepackiego, Mariusza Oborskiego i Michała Traczyka. Mariusz jest w tym składzie osobą wyróżniającą się pod względem aktywności artystycznej. Oprócz tego, że pełni rolę wokalisty w Mute, zajmuje się również dubbingowaniem filmów i seriali oraz jest instruktorem teatru muzycznego Zakręt. Ciekawi mogą bez problemu odnaleźć w internecie listę filmów, w których użyczał on swojego głosu. Wróćmy jednak do zespołu. Mute ma na swoim koncie sporo sukcesów. Przy wsparciu Domu Kultury Włochy nagrali pierwszą płytę, która została całkowicie wyprzedana w nakładzie 2 tysięcy egzemplarzy. Poza tym Mute wziął udział w telewizyjnym programie „Kuźnia talentów” i co więcej, zroMariusz „Marian” Oborski – wokal bił wrażenie na jurorach. Michał „Tracz” Traczyk – perkusja Oprócz tego jest finalistą Patryk „Klepak”, Klepacki – bas festiwalu Młode Wilki – Michał „Biały” Białas – gitara Rebelia, odbywającego się Piotr „Szfagier” Szwajgier – gitara co roku w klubie Stodoła. Andrzej „Sil” Silski – trąbka W Antyradiu Piotr Paweł Szwajgier – sakso „Makak” Szarłacki przeprowadził z chłopakami dwuwww.myspace.com/muterock godzinny wywiad, podczas www.mute.prv.pl którego grali na żywo swoje utwory. Mute ma na swoim koncie niemal 60 koncertów, w tym dwa zagraniczne, które odbyły się w Danii. Gra średnio dwa razy w miesiącu, więc nie brakuje okazji, by go usłyszeć. Chłopaków można poznać również przy okazji bardziej komercyjnych imprez: dotychczas supportowali takie zespoły jak Strachy na Lachy, Happysad, Zakopower, Akurat czy Paprika Korps. Tym, co wyróżnia Mute, jest nie tylko zatrważająca rzesza fanek, przyciąganych m.in. lirycznym repertuarem i przystojnymi muzykami. To także sekcja dęta w niestandardowym użyciu. Plany na przyszłość zespołu to przede wszystkim nagranie profesjonalnej płyty, tym razem dojrzalszej, mocniejszej, bardziej agresywnej, która dotrze również do męskiej części słuchaczy, wyjazd do Norwegii – Mute został zaproszony na alternatywny Grasrot Festivalen w Bergen – a także nagranie teledysku. A ich najbliższy koncert już 14 grudnia o 18.00 w klubie Proxima na imprezie Harmonic Generation, która łączy artystów z całej Polski przedstawiających różne gatunki muzyczne. Mute jest organizatorem oraz pomysłodawcą tego wydarzenia i ma nadzieje, że Harmonic Generation zaistnieje jako coroczny cykl tego typu koncertów. Poza Mute w Proximie zagrają Ptaky, Normalsi, Sandaless a także Mama Selita. Patronatem medialnym jest Radio Kampus, sponsorem Dom Kultury Dorożkarnia. Wjazd 15 zł. Na pewno warto! Marta Juźwin socjologia TRAKTOR KRÓLEWS SKI t nr 6 (21) 200 08 W IKP na czele samorządu i koła naukowego stanęła Jagoda Gawliczek. Reprezentuje ikapowców w samorządzie polonistyki. Lubi operę i wszelką muzykę z wyjątkiem tej, której nie lubi. Choć nie uważa się za idealistkę, wydaje się taką. Uważa, że praca w samorządzie polega na pomaganiu innym, wychwytywaniu rodzących się inicjatyw i wspieraniu ich w rozwoju. Wie, że to banalne, ale bardzo prawdziwe. Zamierza zatem kontynuować prace poprzedników, a także odpowiadać na bieżące potrzeby i realizować pomysły, które będą rodzić się w instytucie. PS. Niewtajemniczonym wyjaśniamy – w IKP koło naukowe zajmuje się również sprawami samorządowymi – wigiliami, wystrojem korytarzy, interwencjami, interpelacjami, pogaduszkami z dyrekcją. Takie ikapowe skrzywienie. Witek Zakrzewski foty: Sonia Kobylińska P U B B L I C I T Młodzki przedstawia: http://praktypedia.pl/Jak_odkleić_naklejkę_z_szyby À 13 14 mieszkacy traktu Miłe buzie po wyborach odsłona 2.: pomysłowe socjologi + Juźwinowe badania Samorzad IS-u jest uważany za najsprawniej działający na UW. Przed wyborami widać było wolę działania. Na ścianach porozlepiane były listy kandydatów. Zaraz obok plakaty wyborcze, jak zwykle oryginalne, z chwytnymi hasłami, mimo że… nie było po co walczyć. Do organów samorządu dostali się prawie wszyscy startujący. Skąd ten kryzys aktywności, co planują ci, którym się chce? Studenci nie są aktywni pod względem działalno- Piotr Podolski, student III roku socjości sa morządowej – uważa logii, który już od I roku angażuje się Piotrek. Niewielu z nich w sprawy samorządu ogólno-unidecyduje się na działanie wersyteckiego. Został wtedy członw organach samorządo- kiem Uczelnianej Komisji Wyborwych przez dłuższy czas. czej Samorządu Studentów UW Zabiera to dużo czasu, (http://ukw.samorzad.uw.edu.pl). a korzyści są niemal nie- Podczas kadencji 2007/2008 przedostrzegalne. Trzeba „to prowadzał wybory w wielu jedlubić wewnętrznie”, być do nostkach. Pod koniec tej kadencji tego stworzonym. Ponadto, został wiceprzewodniczącym UKW. bycie aktywnym samo- Ponadto parlament wybrał go na rządowcem nie jest dla przedstawiciela studentów w UKW studentów UW prestiżowe. na kadencję 2008-2012. W zeszłym Nie docenia się osób, które roku czuwał nad wyborami rektora poświęcają swój czas, by i prorektorów. urozmaicić studia i poprawić ich jakość. Świadczy o tym zachowanie wielu studentów w chwili zgłaszania kandydatur przed wyborami. Piotr wspomina, że często spotykał się ze stwierdzeniami typu: „mi się nie chce”, „niech idą do tego jakieś naiwniaki”. Czuje, że to niewdzięczne zajęcie. Jak mówi, łatwiej doczekać się krytyki, że na imprezie DJ był słaby albo że nie ma zniżek na piwo, niż pochwał za dobrze wykonaną pracę. Niska aktywność powiązana jest też z niską frekwencją, która w zeszłym roku wyniosła w IS nieco ponad 16%. Według Piotra to ogólna tendencja na UW, bo w innych jednostkach jest 12-15%. Skrajnym przypadkiem było w tym roku Uniwersyteckie Kolegium Kształcenia Nauczycieli Języka Francuskiego UW, gdzie nikt nie przyszedł na głosowanie, nawet kandydaci! Dużą frekwencją wyróżnia się WPiA i WGiSR. Ogólniej mówiąc, większa aktywność cechuje kierunki humanistyczne. Piotr utrzymuje, że nie łatwo to zmienić. UKW i komisje instytutowe są od tego, by przeprowadzić uczciwe demokratyczne wybory zgodnie z regulaminem i ordynacją. Mają za zadanie umożliwić oddanie głosu jak największej liczbie studentów, dlatego wybory przeprowadza się w dniu i w godzinach, w których w jednostce uczestniczy w zajęciach większość studentów. Reklam nie ma, poza obwieszczeniami, które nie rzucają się w oczy. Jak mówi Piotr, frekwencja zawsze jest większa, gdy jest wielu kandydatów. W walce o zwycięstwo rozklejają oni plakaty, rozdają ulotki, jednym słowem promując siebie, reklamują wybory. Niestety często liczba kandydatów odpowiada liczbie mandatów. Podobnie, jak na IS w tym roku, gdzie do zarządu i rad startowało minimalnie więcej kandydatów, niż było miejsc. zwiększenie liczby ławek na korytaZarząd socjologów: rzach, przyspieszyć zdigitalizowanie Marcin Fogiel, skryptów, zwiększyć liczbę egzemplarzy książek w bibliotece, rozszerzyć zasięg Aleksandra Popławska, WiFi w Instytucie. Jest też za zwiększe- Karol Kaczorowski, niem ilości zniżek dla socjologów, m.in. Katarzyna Bartczak, Karolina Mikołajewska, w teatrach, oraz za działaniem na rzecz Bartłomiej Tolak, integracji studentów, nie tylko poprzez organizowanie instytutowych imprez, Piotr Winter, Katarzyna Murawska. ale właśnie poprzez wspólne wyjścia do teatrów czy wspólne wyjazdy. Cezary wymyślił także sposób na sfinalizowanie projektu dotyczącego budowy parkingu dla rowerów na terenie instytutu. Zdaje sobie sprawę z trudności, ale ma nadzieje, że przy wspólnej, zdecydowanej współpracy można znaleźć rozwiązania wielu problemów. Czarek do samorządu IS się nie dostał, ale nie oznacza to, że niektóre z jego pomysłów nie zostaną zrealizowane. Na meetingu wyborczym trudno było usłyszeć unikalne propozycje. Najbardziej zaskakujący program przedstawił Jakub Bazyli Motrenko. Będzie on zabiegał m.in. o zmiany w programie studiów na socjologii. Jest za wprowadzeniem np. prac rocznych, które obowiązywałyby studentów każdego roku, a rozliczane byłyby w punktach ECTS, oraz za zmniejszeniem liczby Aleksandra Aniela wykładów na rzecz i Karol Kalor z Zarządu ćwiczeń. Kandydaci stawiali przede wszystkim na lepszy przepływ informacji na linii samorządstudenci, organizowanie imprez, wyjść, wyjazdów umożliwiających lepszą integrację socjologów, wprowadzenia ułatwień w studiowaniu. Mieli także nadzieje na kontynuowanie takich projektów jak socjocup, czy konkursu fotograficzny „Pstryk”, które w ubiegłym roku akademickim okazały się sukcesem. Zapowiedzieli ponadto sprzedaż kolejnej edycji bluz instytutowych, tym razem w odpowiedzi na zapotrzebowanie socjologów w nowej kolorystyce – wprowadzony zostanie m.in. fiolet. Po co więc kandydują, skoro to tak niewdzięczne i nieopłacalne w wymierny sposób zajęcie? Cezary Świętochowski z III roku socjologii zdecydował się kandydować, by zrobić coś dla „dobra wspólnego”. Wybrał moment, w którym czuje, że wdrożył się już w życie IS, poznał jego problemy i potrzeby. Deklaruje, że teraz w pełni mógłby się w coś zaangażować, byłby w stanie inicjować zmiany, że dojrzał do odpowiedzialności. Na studiach nie miał jeszcze okazji działać społecznie, ale ma doświadczenie z wcześniejszych lat edukacji. W gimnazjum był przewodniczącym klasy, ale w szkole brakowało miejsca na działanie, na zmiany. Na meeting wyborczy w sali nr 18 socjolodzy przybyli tłumnie, a frekwencja Liczą się idee – mówił podczas wyborów skoczyła do przed wyborami. Jako 19,1%, więc może i z aktywnoewentualny przyszły samością będzie lepiej? A jak wsporządowiec nastawiony był mina wcześniej cytowany na współpracę i wyzwaPiotr, bycie samorządowcem nia. Nie planował żadnego to wielka satysfakcja z wykoshow podczas meetingu nanej pracy i prawdziwa wyborczego. Chciał wypaść szkoła radzenia sobie z najnaturalnie, bo – jak mówi – różniejszymi problemami, Karolina Mikołajewska – też „robi się dla wszystkich”, nie głównie z organizacją pracy. pod publikę. Ponadto, taka działalność jest Chciałby zwiększyć prze- punktowana przez przyszlych pracodawców, a jednocześnie jest to pływ informacji między studen- sposób na zrobienie czegoś dla innych. tami a samorządowcami, którzy powinni być żywym pomostem. Marta Juźwin Próbowałby znaleźć środki na socjologia TRAKTOR KRÓLEW WSKII t nr 6 (21) 2008 mieszkacy traktu Miłe buzie po wyborach osłona 3.: wielki powrót Agnieszki, bez kaloszków, ale w płaszczyku ik a? swojego rzeczn ju ż Zubi la na ik iem? zn ec rz Czy powołałaś ać st zo rz ysiu, chcesz . Agnieszka: K edorzeczni kiem ni ać st zo ę ?… og Zubi l: M m ki zasi laczem mia nuje się ta ów ik zn ec rz Niedo ny m. hluje mnie. Z: Biczem wod asaż ystą i wac pr ywat ny m m m po nocy. oi y m at st ak je pl n m A: O ługi. Rozlepia us ne muszę najpierw zaliczyć u pani in zę dc Z: I św ia . czarną robotą Grześczak… ic y, A: Zajmuje się ą plakat y na ul isz w dy G . m -e PR m . ny m ar re Z: I cz marke wąsy czarny m Dostanie ten numer z opóźdomalow uję im nieniem. Mamy też taki szumny plan, żeby zorganiEkipa Agnieszki: Kuba Nikodem zować wykłady profesorów zagranicznych (wiceprzewodniczący), Alicja Kamińska i wyjazdy naukowe na zagraniczne uniweri Paweł Banachowicz, którzy będą już drugi sytety. Trzeba będzie nawiązać trochę konrok, oraz Daria Chibner. taktów. Myślę, że się to uda. Szare eminencje, autorzy wielu projektów: Przemek Lahuta, Michał Wójtowicz Twoja ulubiona kreacja? Różowy płaszczyk, oczywiście. I śp. kaloszki, które pękły. Agnieszka Romańska została szefem filozofów po raz drugi. Przez rok miała przerwę po wyczerpującej kadencji, podczas której w szare dni podnosiła studentów na duchu szałowymi kreacjami. Wybory były burzliwe, bo w ostatniej chwili z monolitu partyjnego wyłoniła się drapieżna opozycja. Jest to jednak tajemnica, gdyż Agnieszka nie chce o tym mówić. Od początku kadencji współpracuje z chwilową opozycją i nie chce tworzyć podziałów. Czym ta kadencja różnić się będzie od poprzedniej? Będzie bardzo fajna, bo jest bardzo dużo ludzi, którym chce się coś robić, mają dobre pomysły, a nowa dyrekcja jest bardzo przychylna. Zmobilizowała nas też trochę opozycja, z którą teraz współpracujemy. Wykorzystujemy ich pomysły, energię i to, że chcą działać, bo na filozofii jest z tym ciężko. Ale sami też dużo wymyśliliśmy w wakacje. Wasze pierwsze kroki? Niebawem skończymy Wi-Fi, powinno być już za dwa tygodnie. Poprzednia ekipa zdobyła pieniądze i ustaliła rozmieszczenie nadajników. Pozostaje tylko kupić je i zainstalować. Zrobiliśmy już też otrzęsiny, 30. października w Zwiąż mnie. Świetnie się udały, było dużo ludzi. Następne będą barburki. Poza tym trochę się sprzedajemy. Przez trzy dni będzie tu stać stoisko jednego banku, ale zapłacą nam za to i będziemy mieć pieniądze na kolejną imprezę. Ulubiona piosenka, gdy jest ci smutno? Pod prysznicem… Co pod prysznicem? Ja śpiewam pod prysznicem, cokolwiek. Ukochany filozof? Zubil. Naczel Dotąd kiepsko było z przepływem informacji. Mamy takie trzy grupy zadań. Pierwsza to właśnie poprawienie komunikacji przez Wikidot, przez portale i mówienie o tym, co robimy. Ale planujemy też polepszenie warunków studiowania, Wi-Fi, podwórko na wiosnę, gdzie zamontujemy zamek szyfrowy (ustaliliśmy już z dyrekcją, że jest to możliwe) i gdzie znajdować się będą stojaki na rowery. Zrobimy też porządek z teczkami, żeby znowu były w bibliotece, a nie tylko w jednym punkcie ksero. A żarówki 150 W? Tak, to bardzo dobry pomysł! Nigdy jakoś nie zauważyłam, że tak strasznie tu ciemno. W ogóle tu nie powinno być takich żyrandoli. Takie to moja babcia ma w łazience. Poza tym, nie wiem, czy mogę to powiedzieć dla pisma, do którego pisze pani Grześczak, ale chcemy albo ograniczyć, albo zlikwidować język klasyczny. Mieliśmy pomysł, żeby te pieniądze przeznaczyć na drugi język nowożytny. To by się bardziej przydało. Ale poczekaj, bo ja Naczel: Dzięki za sesję! Agnieszka: No wiesz… To ja dziękuję. Każda kobieta marzy o swojej sesji zdjęciowej… TRAKTOR KRÓLEWS SKI t nr 6 (21) 200 08 15 16 mieszkacy Traktu Dyrektorsko-dziekańskie wycinanki miej kontakt z szefem swej jednostki! dr Bucholc i dr Łodziński prof. Stanisław Dubisz Lista oczekujących sporządzana w czasie dyżuru dyrektora ds. stu- legendarny dziekan z pogranicza kultur denckich to dowód, że w Instytucie Socjologii zaszły zmiany. „To każdego musi męczyć, bo to ciężka praca” – powiedział o dzie– Skończyły się czasy otwartych drzwi w sali, w której przyj- kanowaniu w wywiadzie Ewy Glińskiej z „TK” 13. „Wczoraj wyszedłem mował dyrektor, szybkiego wchodzenia tam studentów, słuchania z domu o godzinie 7.00, a wróciłem o 21.00. (…) Wiadomo też, że kiero„tak, następny” w odpowiedzi na ich podania i opuszczania sali – wanie zespołami ludzkimi nie jest łatwe. komentuje zmianę na stanowisku dyrektora ds. studenckich w IS Ale bycie dziekanem daje czasem dużo jeden ze studentów. satysfakcji”. Tu podaje, że załatwione Marta Bucholc, która właśnie je objęła, przyznaje, że nie na zostały formalności z windą, która już wszystkie studenckie prośby wyraża zgodę, szczególnie jeśli cho- zasuwa. dzi o załatwienie formalności związanych z przedłużeniem sesji. Przez cały rok spędza weekendy Po sesji zimowej planuje wprowadzenie dodatkowych rygorów. w swoim domu letnim w Secyminie pod Teraz nie chce jeszcze zmieniać reguł, które obowiązywały w cza- Warszawą, w otulinie Puszczy Kampinosie czerwcowych egzaminów. Potwierdzają się przewidywania skiej. Lubi wykonywać tam prace stolarstudentów: dr Bucholc wprowadza do Instytutu dyscyplinę. Nic skie – „na przykład sam zrobiłem sobie dziwnego – jest przecież nie tylko doktorem socjologii, lecz także meble, a kiedy przylatują ptaki, trzeba dla magistrem prawa (i filozofii). nich przygotować domki”. Lubi też wędCzęść studentów, których wnioski zostały odrzucone przez kować – „nie łowić, ale wędkować, bo to dyrektor Bucholc, udaje się do jej poprzednika Sławomira Łodziń- zasadnicza różnica”. skiego, obecnie dyrektora Instytutu. Desperaci liczą na to, że „Cieszy mnie takie lato leśnych ludzi” będzie on dziś równie permisywny jak w trakcie ostatnich trzech – wyznał Ewie ponad rok temu. „Rozlat. Najczęściej jednak są to płonne nadzieje. mawiam z ptakami, grzybami, ze zwie– Staram się ich odstraszać. Mówię, że to już nie moje kompe- rzętami. Nie jestem człowiekiem miasta. tencje – stwierdza dyrektor Łodziński. W odpowiedzi na pytanie, Jestem człowiekiem pogranicza kultur, czy współczuje Marcie Bucholc tłumu interesantów i przedłużają- pogranicza regionów i pogranicza miejprof. Dubisz do złożenia cych się dyżurów, żartuje: – Niech inni sko-wiejskiego, choć nie wychowałem się doświadczą tego, czego musiałem ja. na wsi, tylko w Rzeszowie, a więc w mie- i postawienia na biurku Personalne zmiany na najwyższych ście. Chyba moje miejsce jest obecnie stanowiskach Instytutu nie przeszły w Secyminie, pod lipą”. bez echa wśród studentów socjologii. Wciąż uwielbia historię języka. Wciąż jest jednym z najpopularniejKlementyna Świeżewska, studentka III szych dziekanów. roku, która załatwiała sprawy u nowej Naczel dyrektor ds. studenckich, twierdzi, że nie napotkała żadnych problemów podobnie jak za czasów Sławomira dr Tomasz Wroczyński (drugie imię: Leonard) Łodzińskiego. Zastanawia się też, jakie prodziekan ds. dydaktycznych, studenckich i doktoranckich są plany byłego dyrektora ds. studenckich, który teraz jest nowym szefem dr Bucholc do portfela Instytutu. Sam dyr. Łodziński zapewnia: – Socjologia w IS nadal będzie zorientowana empirycznie, będziemy kładli duży nacisk na teorię. Poza tym postaram się lepiej zorganizować funkcjonowanie Instytutu. Dr Łodziński ma na to 4 lata, bo tyle trwa kadencja, a już dziś zapowiada, że nie będzie ubiegał się o reelekcję. Z urzędowania dr Bucholc studenci będą mogli się cieszyć przez dwa lata, później ma ona zamiar powrócić do rozwoju kariery naukowej. TRAKTOR KRÓLEW WSKII t nr 6 (21) 2008 i po to mu szkicownik. drugą ręką mężczyzna narysuje portret jednego z nich. spisać wiersz o nich, na tysiąc strof, a przynajmniej tysiąc wersów, póki ręka nie odpadnie. każda dłoń idzie swoją drogą, nadzwyczaj nieposłusznie, dzieci pójdą za ręką taty, rozejdą się po całej ziemi. co zrobić z tysiącem dzieci? dr Wroczyński z obstawą: po zafoliowaniu można przypiąć do kluczy kulomiot mieszkał w Persji i miał tysiąc kochanek, każda wyrosła z wysokiej góry, potem przyszła do niego. (z każdą po jednym dziecku, wyobraź sobie, jaki to wysiłek absurdalny; absurd poważny, powaga jego tu przytłacza), więc każde uśmiech, rzęsy jak kredką malowane, w oczach ciecz, barwa wodnista, jednak czasem tli się ogień, jak na kogoś z tamtych rejonów przystało. więc wyjdźmy także poza obręb koła, na planie którego nos dziki i oczy wbite w czaszkę jak kamień w ziemię, ponad to, co naszkicowane. przecież nie ma króla, jest tylko kulomiot, który stworzył to dzieło. niewyraźny w bajce, choć lubi się ją gadać przy różnych okazjach. a jaki ma styl, czy to ważne? i nie ma też powodu prawić o rzeczach nieczystych ? raz, czy dwa przedzielonych kreską. do respektowania tej granicy, jakby była ona podstawą korony. nos wykracza poza ramy szkicownika, więc nie ma powodu, by nie ukraść tej czerwieni, w jaką się teraz wplątałaś, poza marginesem. Jakub Antolak bajka formalina, ŁAM literacki socjologia nie ma przecież powodu gadać bajek, a tak bardzo się lubi. Agnieszka Radziwinowicz mieszkacy traktu prof. Aleksander Ochocki dr Wiśniewski na podkładkę pod mysz „Filozofia jest niedzielą życia” – lubi powtarzać za Heglem. Z jego nadejściem zmieniła się pogoda w IF. Z jego nadejściem zjawił się też najbardziej związany ze studentami wicedyrektor, zastępując jednak i tak kochanego przez większość filozofów prof. Dobieszewskiego, który ujął Naczela za serce już na dniu otwartym dla kandydatów. Na obecny stan atmosferyczny IF wpływa m.in. jego pogoda ducha, choć postanowił nie uśmiechać się do zdjęć, na które zgadza się wyjątkowo. – Nie chce się pan uśmiechnąć, żeby nie zatajać prawdy o prozie ludzkiego życia? „Tak” – westchnął poważnym tonem, który trudno wziąć zupełnie serio. Naczel dr Tomasz Wiśniewski Jeździł z filozofami na obozy, m.in. sławne „jesienne naukowe”, przesiadywał z nimi na schodach przy barku KP3 lub stał w ich towarzystwie przed budynkiem owym. W knajpach, a potem w mieszkaniach studentów (bo „komuś” mogło się to nie spodobać) robił dodatkowe zajęcia z historii filozofii nowożytnej. A teraz załatwia ich sprawy. Więcej w poprzednim numerze. Naczel prof. Ochocki w formacie karty kredydowej Kulturoznawcy grzeczniejsi od gimnazjalistów czyli ikapowy objazd: Wrocław Rano, 13 listopada, gdy Warszawa powoli budziła się do życia, grupka szczęśliwców z IKP z zapartym tchem oczekiwała na wjazd pociągu pospiesznego „Oleńka” na Dworzec Centralny. Pociąg ten miał zabrać nas na wielką przygodę – pierwszy tegoroczny objazd, tym razem do Wrocławia. Choć pierwszą atrakcją każdego objazdu są oczywiście Referaty, przygotowywane pieczołowicie przez niestrudzonych kulturoznawców (chwała Ci, Wikipedio! – zakrzykną niektórzy), najciekawsze jest czasem to, co trafia do nas z marginesu, przypadkiem i jakby kuchennymi drzwiami. Oto część „prawdziwej” wiedzy o stolicy Dolnego Śląska, perełki, których na próżno by szukać w oficjalnych sprawozdaniach. Po pierwsze, Wrocław to miasto wielkiej kultury i prawdziwie europejskiego sznytu. Wiemy to dzięki Carmen, tajemniczej rezydentce hotelu „Piast”, osobie, która gdyby tylko była młodsza, na pewno studiowałaby na IKP. Z bujnym blond zmierzwionym włosem, w sukni rodem z XIX-wiecznej operetki, frenetyczna ta postać przemierzała bez celu hotelowe korytarze, gości racząc opowieściami o paryskich windach i niebezpieczeństwach związanych ze zbyt długim w nich przebywaniu. TRAKTOR KRÓLEWS SKI t nr 6 (21) 200 08 Po drugie, wrocławianie dbają o porządek i kategorycznie sprzeciwiają się rozluźnieniu obyczajów, o czym mogłem się osobiście przekonać, kiedy mijająca naszą marszową kolumnę, pełna słusznego oburzenia dama, zwróciła mi, uwagę, że „dziewczynki z przodu palą papierosy” i nakazała mi niezwłocznie zająć się tym faktem! Do tej pory nie udało mi się ustalić czy nie chodziło przypadkiem o nasze doktorantki – Nicole Dołowy i Anię Gronowską… A po trzecie, tu już całkiem na serio, w dodatku z nieukrywaną zawiścią – Wrocław nocą naprawdę żyje, a o piątej nad ranem na tamtejszym Starym Mieście, znajdziemy więcej otwartych punktów gastronomicznych niż w samo południe na Trakcie Królewskim… Tylko pozazdrościć. Swoją drogą, na objeździe przekonaliśmy się, że studenci IKP, wbrew niesłusznie rozsiewanym plotkom, zachowują się nocami o niebo lepiej od gimnazjalistów, a przynajmniej nie pozwalają sobie na bieganie w samej li tylko bieliźnie po hotelowych korytarzach w barwnych, bokserkowych korowodach. Sir Walsingham w tajnej służbie SKK 17 Dobry? Bardzo mi się podobało. Czy jest na miarę Pani oczekiwań? Taak… Na miarę… Ten dobry obraz jest na miarę moich oczekiwań. Bardzo mi się podobało! Na miarę oczekiwań? Tak, na miarę. Tego Pani oczekiwała? Tak. Bardzo mi się podobało. Czy Pani myśli, że to da początek nowej szkole? Taki dobry obraz – tak. Nowej szkole – raczej. Bardzo mi się podobało. I to coś da? Da. Bardzo mi się podobało. Da? Da-da. Czyli zamknąć muzea? Tak. Bardzo się podobało. Zamknąć muzea? Tak. Zamknąć ten dobry obraz. Bardzo by się podobało! Chciałam Pusto Wypędzić za próg niech będzie znów pusto ale się nie stało Przyszło do mnie Pusto otarło się o nogę polizało palce Wskoczyło na kolana Łasiło się W roli kota wystąpiła Ewa – pierwsza kobieta. Będzie ich więcej. Martyna Skrzeczkowska Pusto ki od u sz op go d ne ady cji dia l ski ej t r uc ha ne go a Czy ten wywiad jest dobry? Wywiad jest dobry, ale na bardzo wysokim poziomie abstrakcji. To taka sztuka autotematyczna. Artysta przechodzi w nim na drugą stronę – zadaje pytania dziennikarzowi, a może krytykowi sztuki? Kota można chyba nazwać krytykiem lub typowym odbiorcą, który się gubi, wstydzi się przyznać do niezrozumienia, boi się powiedzieć wprost, co mu się podoba, a co nie. I on naprawdę rozważa opcję zamknięcia muzeów… Czy jest na miarę Pani oczekiwań? Krytyka nie daje dziś konkretnej odpowiedzi i wskazówki. Nie jest już tak istotna (jak w moim kochanym modernizmie). Samo poruszenie tematu krytyki artystycznej w sztuce jest ważne, ale forma obnaża jej słabe strony: ślepy zachwyt, strach przed niekompetencją, a także przedkładanie intuicji widza nad opinię krytyka. Tak – a my byśmy chciały wychwytywać grafomanię sztuki! I… i dać początek nowej szkole! (Choć Ewa obawia się krytykanctwa). Czy Pani myśli, że to da początek nowej szkole? Może. O ile ja wierzę w możliwość odrodzenia krytyki, a Ewa podkreśla rolę kuratora. O ile obie lubimy chodzić na wernisaże, by napić się wina, nie czuć klimatu i podpatrywać sztuczność. O ile obie mamy świadomość, że wystawy są przeładowane, ale chodzimy na nie przez całą długość trwania (oczywiście w czwartki!), by skrawek po skrawku skompletować całość i nie biegać. Ale nie rezygnujemy i kolejnemu pytaniu mówimy zdecydowane: nie! Czyli zamknąć muzea? Zamknąć muzea, niech każdy tworzy w domu, na poziomie swojego YouTube’a i swojego IQ… Albo…zamknąć krytyków w muzeach! Niechaj patrzą do bólu i napiszą coś więcej niż nasze mantryczne „Bardzo się podobało”. I oby nie obyło się bez bólu. Boli… – ile razy zadasz mi jeszcze to samo pytanie, bym przyznała Ci rację? … Ewa okazała się cierpliwsza od kota. Ale ilu jest takich widzów, którzy wzięci w krzyżowy ogień pytań nie wymiaukną ducha? Nie wymiaukujcie! – oto nasza zachęta dla Zachęty. Paulina Danecka Ewa Dmochowska Sekcja Sztuki, IKP Stała poza I Pusto w oczach Otwieram szafę I Pusto w szafie Wchodzę do łóżka I tam już Pusto otwieram usta … Obraz jest dobry? Dobry. Bardzo mi się podobało. formalina, ŁAM literacki go ytyw , cz …jak Ci się podobał wywiad z kotem? – Nie głaskaj konwencji po łbie! Porozmawiajmy wreszcie konstruktywnie! Tutaj i Ewa, i ja w polifonii – podział na pytania i odpowiedzi nie rozwiązuje problemu: „i kto to mówi…”. Pusto snuło się Co dnia coraz bardziej Wstawało, jadło I spało ze mną I tylko Pusto Mi pozostało Czy ten obraz jest dobry? Ten obraz jest dobry. Dobry obraz. Taak… Bardzo mi się podobało. platoń ne dob Zacznijmy od Pana, Panie Marcelu: Jak bardzo Pan kota naciskał? Który widz by to wytrzymał? Chodziło może to o intensywność, może o zanudzanie powtarzaniem? Sprawdzę na czyjejś skórze. Ciągle pod włos. Jednak ona ma głos, wykaże się pewnie czymś więcej niż mantrycznym miaaauuu – jak ją znam, jak ją czytelnik pozna. – …a jakbyśmy zrobiły tak, że Ty byś się starała robić dekonstrukcję moich pytań i odpowiadać formami, które są w pytaniach? – Ale inwersję czy dekonstrukcję?… az opo awd m , w y sł pr te ko sa aer podążając za ideą Marcela Broodth w Za , or chęcie Dialog dla sztuki wia wy d uz 18 u og traktorem przez zacht TRAKTOR KRÓLEW WSKII t nr 6 (21) 2008 nr 1 (1) 20 2008 SZMATA K R Ó L E W S Spór o granice dobrego smaku K A Ratujmy historyków prawa przed zamarznięciem! Studencie! Bądź czujny! Jeśli zauważysz na terenie swojego wydziału pusty karton – uważaj! To może być pułapka! Wiarygodne źródło, do którego dotarli redaktorzy „Szmaty”, donosi, że pewien profesor zwyczajny, kiedy pełnił funkcję dyrektora instytutu, miał osobliwy zwyczaj sprawdzania stopnia zaangażowania w pracę personelu technicznego. Kiedy nikt nie patrzył, podrzucał w kącie korytarza lub dziedzińca pusty karton. Jeśli w ciągu paru dni nie został on sprzątnięty, wzywał odpowiedzialne za porządek osoby na rozmowę o metodologii wykonywania ich obowiązków. Rozłupywanie pokrywy lodu na porannej kawie, odśnieżanie biurka, palce przymarzające do stron książek… Czy tak będzie wyglądał dyżur pracownika Instytutu Historii Prawa WPiA? Niebawem zacznie się remont budynku Collegium Iuridicum I (dla niezorientowanych: to ten, w którym mieści się „Szafot” – dobra, mimo że prawnicza, knajpka z pyszną pizzą i wypiekanymi na miejscu ciastkami). Większość instytutów mających tam swoje siedziby będzie miała zapewnione ciepłe salki w innych budynkach. ALE NIE HISTORIA PRAWA! Historycy przez półtora roku będą koczowali w kontenerach ustawionych w ogrodach BUW-u. Co prawda rzecznik uniwersytetu zapewnia, że „będą to budynki w pełni przystosowane do pracy biurowej (okna, ogrzewanie, węzeł sanitarny)”… Jednak czy to wystarczy? Zaprzyjaźnione z redakcją Międzywydziałowe Koło Naukowe Przyszłych Najstarszych Górali, zrzeszające studentów z Żywca i okolic, twierdzi, że zima w tym roku będzie wyjątkowo ostra. „Ostatnio zaobserwowaliśmy bardzo wiele niezwykłych zjawisk – kilku studentom udało się bez problemu zarejestrować na zajęcia przez USOS, na pewnym wykładzie podpisów na liście obecności było tyle samo, co osób obecnych na sali, a Naczel „Traktora” dostał się na studia doktoranckie. Ktoś nawet widział panią rektor przechadzającą się po kampusie! „To nie wróży nic dobrego…” – ostrzega prezes Koła. Apelujemy do wszystkich studentów dobrej woli – nie zapomnijmy o naszych profesorach zimą! Przynieśmy im ciepłe koce i pomóżmy podtrzymać żar w koksowniku! Pocisk zrodzon we wrażej ziemi! Wspomnienia pewnego pocisku Sprawa znalezionego na kampusie pocisku moździerzowego elektryzowała całą społeczność uniwersytecką. Skąd pocisk na terenie uniwersytetu? Najbardziej wiarygodna hipoteza głosi, że przybył do nas ukryty w ziemi przywiezionej w celu zasypania dziur pozostałych po remoncie chodnika. Czy znalazł się tam przypadkiem? Postawmy sprawę jasno – większość ziem nie zawiera pocisków, zaś największy uniwersytet w Polsce z pewnością ma wrogów. Co prawda wróg zwykle wykupuje ziemię, zamiast ją podrzucać, ale możliwe jest, że mamy tu do czynienia z wyjątkowo inteligentnym i przebiegłym przeciwnikiem. Aby ustalić jego tożsamość, poddaliśmy podejrzaną ziemię ekspertyzie, która wykazała, że zawiera ona m.in. duże ilości gołębich odchodów, szczątki licznych królów i czołowego polskiego noblisty, tu byłem – pocisk drzazgi z okna papieskiego, autonomię galicyjską, żółtą ciżemkę, okruchy z obwarzanków, foldery turystyczne, karmę dla łasiczek, bigoterię i strzęp zielonego balonika. Ponadto śmierdziała moczem i starymi ludźmi. Niestety, zebrane dane wciąż nie pozwalają na jednoznaczne określenie miejsca pochodzenia ziemi. Wszystkich czytelników, którzy mogliby pomóc w identyfikacji, prosimy o pilny kontakt z redakcją. Spójrzcie na tę sytuację z innej strony. Proszę, uwzględnijcie mój punkt widzenia. Wyobraźcie sobie, że los rzuca was w jakieś obce miejsce – obca kultura, obcy język. Lecz po jakimś czasie udaje wam się w końcu przyzwyczaić, przystosować. Zaczynacie kochać swoje nowe miejsce i właśnie wtedy was wykopują. Nie mają żadnego poszanowania dla waszej decyzji. Bo przecież już ponad pół wieku temu podjąłem tę trudną decyzję, tak nietypową dla pocisku. Musicie wiedzieć, że zostać niewybuchem to trochę tak, jak zdezerterować. Ci, którzy mieli nadzieję, że spełnisz swoje zdanie, przeklinają cię. Ci, którzy powinni być ci wdzięczni, nie są, bo na ogół nie wiedzą o twoim cichym bohaterstwie. Ciche – to jest w tej sytuacji kluczowe słowo, bo wiedzcie, że pociski nie cierpią być ciche. Cała egzystencja pocisku koncentruje się w tej jednej chwili, kiedy jest bardzo, bardzo głośno. Ale ja nie mam wybuchowego charakteru – wybrałem milczenie. Wybrałem spoczywanie cicho pod ziemią i przysłuchiwaniu się życiu studentów. Polubiłem młodych Polaków. W tej całej nieprzyjemnej aferze cieszy mnie jedynie to, że sprawiłem im przyjemność, przerywając te ich nudne zajęcia. W końcu ktoś wymawiał moje imię z aprobatą. Mimo całej mojej sympatii dla ludzi uważam, że postąpili ze mną niesprawiedliwie. Czy nie sądzicie, że także ja mam swoje prawa? Czy żądam zbyt wiele, prosząc, byście mnie odłożyli na miejsce, pozwolili leżeć pod trawnikiem i słuchać odgłosów życia kampusu? Musicie przyznać, że jest to rozbrajająco mała prośba, biorąc pod uwagę, ile mi zawdzięczacie. Nie pozwólcie mi zgnić w jednym z tych przygnębiających muzeów wojskowych! Nie denerwujcie mnie, bo mogę wybuchnąć! Gorące pozdrówki. Wasz 4;."5",3»-&84," t nr 1 (1 1) 2008 Pocisk UWAG A: T R E ŚC I PRAW DZIWE ! Szmaciaki publikują tu tekst w wersji oryginalnej, co brzydkie słowa zawiera. Jest to na tyle przykre, że nie będziemy się głaskać gwiazdkami. Wrażliwcy i dzieci niech zgaszą światło. Jaj nie macie czy rąk? Na uniwersytecie panuje przekonanie, że okresu wyborów do samorządu nie można uznać za udany, jeśli na Wydziale Prawa i Administracji nie wydarzy się coś żenującego. Gwiazdą poprzedniej kampanii wyborczej prawników był Michał Wiśniewski, który swoją obecnością uświetnił (oczywiście, nie za darmo) imprezę dla studentów zorganizowaną przez jedną z list. Tegorocznej walce o głosy wyborców smaku dodał niejaki Wielki Żółty Ptak. Osoba o takim pseudonimie na trzy dni przed wyborami ujawniła treść rozmów prowadzonych w kwietniu na prywatnym gronie rządzącej w poprzednim roku Listy Żółtej w związku z wyborami dziekana wydziału. Problemem nurtującym dzielnych samorządowców była konieczność wytłumaczenia się, dlaczego jednogłośnie poparto kandydaturę niecieszącego się sympatią studentów prodziekana ds. studenckich. Sytuację dodatkowo komplikowało to, że decyzję podjęło parę osób, stawiając resztę samorządu przed faktem dokonanym. Nie potrafili jednak podać, jakie argumenty ich przekonały, i wszyscy stanęli przed trudnym wyzwaniem: jak się z tego wytłumaczyć. Wypowiedzi ich, wraz z tymi, które padły podczas burzliwej dyskusji już po ujawnieniu zapisu, tworzą wspaniały katalog rozumowania prawniczego i sztuki racjonalnego przekonywania. Uważamy, że dorobek umysłowy Listy Żółtej zasługuje na prezentację wszystkim studentom Traktu i dlatego wybraliśmy z niego najcelniejsze wypowiedzi: 1. Filip Jurzyk …pójdźcie na ustępstwo i zróbcie na wydziale całodniową ankietę: jestem za/jestem przeciw Rączce. Prócz wąskiego kręgu zainteresowanych na gronie zagłosuje może kilkoro ściągniętych na siłę. Od nas przyjdzie więcej, się wygra i elegancko zamknie sprawę: wolą studentów jest, aby dziekanem został Rączka. Koniec pierdolenia… Filip Jurzyk może być znany naszym czytelnikom z artykułów, które zamieszcza w darmowej, luksusowo wydanej na śliskim papierze niezależnej gazecie „Lexuss”, wydawanej przez samorząd prawa. Dlatego z objaśnieniem jego pomysłu, opartego na głębokiej wierze w wartość procedur demokratycznych, wystąpił w trakcie dyskusji wśród studentów po ujawnieniu zapisów rozmów Don Aleksandro, sam redaktor naczelny: „Ze względu na pełnioną funkcję nie będę wypowiadał się w kwestii screenów jaki i w kwestii ogólnie całej kampanii, która zaryła ostro pod bruk. Ale nie mogę zmilczeć, gdy na Filipa wylewane są najgorsze pomyje – nie tyle zresztą za meritum, lecz za formę”. Wyjaśnia dalej, że Filip ma „lekki styl” (dodalibyśmy jeszcze: elegancki) i że na prywatnym gronie po prostu „wypowiedział się w sposób bardziej skrótowy”. Najwyraźniej odwołuje się do błyskotliwej koncepcji skrótu myślowego znanej z tzw. dorosłej polityki. Mamy nadzieję, że wszyscy czytelnicy zrozumieją, że autor wypowiedzi wcale nie pogardza „zwykłymi” studentami. Niestety, nie wszyscy członkowie Listy Żółtej okazali tyle zrozumienia dla swoich przywódców: Listy od Czytelników Wizyta u dyrektora Archiwum UW była dla dziennikarzy „TK” doświadczeniem ważnym i pouczającym (patrz strona 7). Przyjemną atmosferę spotkania zakłócił jednak pewien incydent. Pan dyrektor, tłumacząc reporterom, dlaczego w podaniu o zgodę na przeprowadzenie wywiadów z pracownikami muszą znaleźć się szczegółowe informacje o wydawcy „Traktora”, rzucił: „Bo inaczej skąd ja mam wiedzieć, że państwo nie są z – dajmy na to – Al-Kaidą powiązani?”. Prezes twojego samorządu jest Wypowiedź ta nie przeszła bez echa, do masonem? W ksero piorą brudne redakcji „Szmaty Królewskiej” dorępieniądze? Ktoś planuje zamach na czono pełen oburzenia list, który publidziekana? Wykładowca zrobił sobie kujemy poniżej. lifting? Nie wahaj się! Donieś o tym „Szmacie”! Warszawa, 14 Zu al-Qi’da 1429 AH Nasz mail: [email protected] Oświadczenie Stanowczo odcinamy się od wszelSzmatę kroją: kich związków z redakcją „Traktora Olga Kołakowska i Rafał Krajzewicz Królewskiego”. Przez wiele lat ciężko w pocisk wcieliła się Tusia pracowaliśmy na naszą reputację. Naczel Traktora 2. Fabian Tylko Krzysiek i Piwowar mają prawo udzielania się? Dyscyplina? Gdzie są wasze jaja? Głosowaliście wszyscy za Rączką, a tylko dwie osoby mogą powiedzieć dlaczego? Jaj nie macie czy rąk? Całe szczęście, wątpliwości były zapewne wynikiem chwilowej słabszej niedyspozycji, a w trakcie publicznej dyskusji Fabian trzymał stronę kolegów z Listy Żółtej. Jednak ta i podobne wypowiedzi zmusiły ścisłe kierownictwo do wypowiedzi: 3. Boruc Jabol… nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale błagam, Cię, nic takiego nie pisz… wszystko spierdolisz.. kurwa… ja się tu meczę od października… się zajebię, jak to się spierdoli!!! Zaufajcie nam… noż, do kurwy nędzy… proszę tylko o wyrozumiałość… ZAUFAJCIE!!! Merytoryczne i głębokie argumenty na całe szczęście przekonały resztę członków Listy Żółtej. Borucowi nie spadł włos z głowy. Cieszy się on dobrym zdrowiem. Kłopotów pozbyto się szybko i uzasadnienie się znalazło: 4. Boruc Spokojnie… Chłopaki już coś wydziergali… Zaraz wrzucą… Ten przykład dowodzi, że studentom prawa nieobca jest grypsera. Już po ujawnieniu dyskusji Filip Jurzyk użył swojej umiejętności myślenia na skróty i podsumował całość: 5. Filip Jurzyk To przykre, że nasi koledzy posłużyli się ciosem poniżej pasa. Ukazana dyskusja w łonie działaczy Listy Żółtej dowodzi jednego – że mimo różnicy zdań potrafimy działać razem i łączyć. Krytyczne podejście do niektórych decyzji pozwala korygować błędy i daje gwarancję, że pomiędzy nami nigdy nie pojawiły i nie pojawią się relacje na zasadzie „my, elyta, decydujemy, reszta siedzi cicho”. Osobnicy kryjący się za profilem Wielkiego Żółtego Ptaka po raz kolejny wykazali, że ćwiczą wyłącznie sztukę dzielenia. Niezrozumiałe dla redakcji „Szmaty” jest tylko jedno: skoro zapis rozmowy pokazuje, jak wspaniale działa Lista Żółta, to czemu miałby to być cios poniżej pasa? Czytelników zainteresowanych innymi przykładami rozumowania członków Listy Żółtej odsyłamy na grono WPiA, gdzie w temacie http://grono.net/forum/topic/16409967/13/0/190764531/1/? znajduje się dyskusja studentów na temat ujawnionych materiałów (lojalnie ostrzegamy, że niektórzy z nich nie dostrzegają tego, jak bardzo Lista Żółta troszczy się o zdanie studentów) i na bardzo ciekawy blog wyborczy http://www.wyboryjesienne2008.pl/?p=14#more-14. Lekturę szczególnie polecamy studentom przygotowującym się do egzaminu z logiki. Lista Żółta wybory wygrała. Zaczynaliśmy jako mała organizacja, dziś nasza społeczność skupia tysiące osób połączonych wspólnym celem ponad podziałami narodowymi. Załoga „Traktora” to niepoważni ludzie, otumaniający czytelników, którzy czas poświęcony na lekturę „Traktora” mogliby wykorzystać rozsądniej, na przykład pobierając kursy pilotażu. Plotki o kontaktach z tym środowiskiem mogą zaszkodzić naszemu wizerunkowi i skompromitować nas w oczach światowej publicznej. Dochodzą do nas sygnały, że kilku znaczących lewicujących intelektualistów francuskich pragnie z powodu tych kalumnii zerwać z nami stosunki. W razie dalszego pomawiania naszej organizacji Al-Kaida nie zawaha się podjąć odpowiednich kroków. Z poważaniem, Muhammad al-Usos Al-Kaida Polska Oddział Warszawa Śródmieście Wydział Kontaktów z Niewiernymi SZMATA KRÓLEWS SKA A t nr 1 (1 1) 2008