Symbole cechu górniczego
Transkrypt
Symbole cechu górniczego
www.koniniana.netstrefa.com.pl MIESIĘCZNIK Towarzystwa Przyjaciół Konina listopad 2013 r. Nr 11 (131) Choć nieco zestresowany, witam Czytelników, jak zawsze, serdecznie Stres spowodowany jest wiadomością, którą, niestety, muszę Państwu przekazać. Jesteśmy, co prawda, tolerowani przez Was już ponad dziesięć lat – i sukcesem na pewno jest fakt, że wciąż jesteśmy oczekiwani i czytywani. Tutaj pozwolę sobie na niezbyt dowcipny żart – w obawie, by się nie zmieniło zainteresowanie naszym wydawnictwem, zaczniemy je trochę dawkować, dobra wiadomość że, jeszcze nie w tym roku. Przepraszam Czytelników, teraz już zupełnie poważnie. Dotknęła nas, jak większość czasopism, choroba zwana kryzysem. Jesteśmy ukontentowani, że w ponad 130 numerach Koninianów, udało się nam poruszyć i omówić najważniejsze kwestie związane z piękniejącym z dnia na dzień naszym miastem. Jesteśmy wdzięczni naszym autorom oraz niewątpliwie dobrej woli Wydawcy, Pana Pluta-Plutowskiego. Serdeczne dzięki przede wszystkim Czytelnikom za ciepły odbiór miesięcznika i jeszcze cieplejszą „krytykę”. Niestety, już bardzo poważnie musimy PT Czytelników zapytać, czy woleliby od nowego roku spotykać się z dwumiesięcznikiem w obecnej postaci, czy też co miesiąc, ale w wydaniu jednokartkowym, czyli tylko dwustronicowym. Nie ukrywam, że wygodniejszym dla nas oraz redakcji „PK” byłaby edycja dwumiesięcznika, ale postaramy się uwzględnić, na ile to oczywiście będzie możliwe, Państwa sugestie. Na moją prośbę Włodek Kowalczykiewicz (mł.) przeprowadził dość szerokie rozpoznanie wśród Czytelników i wyszło... że 98 proc. respondentów najchętniej widziałoby „K” w postaci takiej jak obecnie, czyli czterostronicowy wydawany raz w miesiącu. Oczywiście połechtało to nasze samopoczucie oraz utwier- dziło w kontynuowaniu misji(!?!?) Niestety, nie wszystko zależy od naszych chęci (tutaj ze wzruszeniem muszę podziękować spontanicznie zgłoszonym się sponsorom, to naprawdę jest piękne(sic!), prawdopodobnie jednak trudne do zrealizowania. Również dość ostro zarysowała się linia podziału w zespole redakcyjnym, jednakże zdecydowana większość optuje za dwumiesięcznikiem, nie trzeba będzie drastycznie skracać opisywanych zagadnień (już obecnie redaktorzy wykłócają się dosłownie o każdą linijkę tekstu). I to byłoby na tyle odnośnie czekających nas zmian. A teraz, jeszcze po staremu – ad res meritum. Podejrzewam, że już tylko Zygmunt Kowalczykiewicz (st.) pamięta oraz pisze o Kopalni Węgla Brunatnego w Koninie. Jego artykuł poświęcamy zbliżającym się uroczystościom barbórkowym. Damian Kruczkowski sprawozdaje zbiórkę organizowaną Symbole cechu górniczego Za kilka dni panować nam zacznie miesiąc nazwany grudniem. W czwartym jego dniu obchodzić będziemy święto Barbary, patronki konińskich górników. W Koninie górnicy znani są od wieków. Od średniowiecza, kiedy w Brzeźnie wykopywali i obrabiali skałę zwaną piaskowcem. Dzisiaj wydobywają węgiel zwany brunatnym. Dawni kopacze i i ci współcześni tworzą cech legitymujący się tradycją zawodową oraz zasadami prawa i obyczajów cechowych. Do wyróżników – czyli symboli górników polskich – zaliczamy godło, flagę, hymn oraz inne insygnia utwierdzające hierarchię zawodową. Dzieje ich powstania są równie stare jak wielowiekowe jest górnictwo. W interesie każdego ówczesnego właściciela kopalni była ochrona obszarów bogatych w w surowce. Z kopalń czerpali korzyści finansowe władcy państw, hierarchia świecka i kościelna. Zobrazować to możemy zbiorem przepisów Kazimierza Wielkiego (1334 r.), podporządkujących saliny Wieliczki władzy królewskiej. Pieczęć monarsza stała się znakiem chroniącym prawa kopaczy soli. Kilka wieków później, w 1528 r., książę Jan Opolski zatwierdził pierwszą w Polsce ustawę górniczą, zwaną „Ordunkiem gornym” Ustawa złożona z 72 artykułów porządkowała obowiązki i przywileje pracowników kopalń kruszców. Ordunek określał zależność górników wobec suzerena i jego pełnomocnika w kopalni, zwanego hetmanem gornym. Również i w tym przypadku pieczęć księcia była znakiem praw cechu górniczego. Przez termin „insygnium” rozumiemy wszystkie trwale wykonane przedmioty, będące symbolem władzy i znaczenia jednostek lub formalnych związków społecznych. Cech górników to jedna z grup zawodowych w której, hetman, zwany też starostą gornym, jak i niższym od niego w hierarchii zawodowej – żupnik (górmistrz), otrzymywali przywileje posługiwania się symbolem swego zwierzchnika, właściciela kopalni. Były to przedmioty różne w wielkości i formie graficznej. Od ozdobnego łańcucha z herbem, przez pieczęcie, statuetki, szable, szpady, po laski z rękojeściami wykonanymi w postaci stylizowanego kilofa lub oskardu. W miarę rozwoju górnictwa europejskiego, oprócz insygniów już istniejących, tworzono nowe znaki cechowe, wzorowane na herbach ziemskich, miejskich lub rodowych. Powstała również grupa wyróżników nawiązujących do narzędzi pracy. Między XIII a XV w. szlacheckie znaki herbowe poszerzone zostały o inne, związane z wykonywaną funkcją świecką lub duchowną. Fundowały je korporacje kościelne (biskupstwa, kapituły, opactwa, zakony rycerskie) oraz cechy rzemieślnicze. W taki sposób do cechu górników weszły nowe wyróżniki, wzorowane na herbach właścicieli kopalń. Tak było między innymi w Rudawach i Górach Kruszcowych, gdzie wiele ośrodków górniczych należało do biskupów. Z kolei świeckim przykładem, jest herb górników rudnych spod Łysej Góry (Kielecczyzna), przedstawiający w owalnej tarczy kilof wykonany z jeleniego rogu. Narzędzie to zwano kopasem. O kształcie tarczy herbowej, barwie pola i godła decydowały zasady heraldyczne. Obowiązywały następujące kolory: czerwony, błękitny, zielony, czarny, złoty i srebrny. W okresie powstawania manufaktur, a później fabryk, herby cechowe ulegały stopniowemu zapomnieniu. Ich miejsce przejmowały inne znaki. Wiek XIX w sposób zasadniczy wpłynął na rozwinięcie technik wydobywczych. Kapitalizm zerwał dotychczasowe więzi z rzemiosłem, tworząc nowe prawa ekonomiczne i społeczne. Aby zakłady mogły wydajnie pracować, potrzeba było coraz więcej ludzi wykształconych, zdolnych do efektywnego kierowania produkcją. Europejskie, górnicze ośrodki akademickie zaczęły kształtować nowy model tradycji zawodowej w przemyśle wydobywczym. Wraz ze wzrostem liczby kopalń coraz większe znaczenie nabywały urzędy górnicze ustanawiające zasady eksploatacyjne i czuwające nad ich przestrzeganiem. Zakończył się okres dobrowolności w pojmowaniu prawa górniczego. Równolegle z tworzeniem nowych przepisów sterowania techniką i technologią, unifikowano dotychczasowe insygnia dotychczasowej przynależności cechowej. Usuwając niektóre z nich (np. herby właścicieli kopalń), wprowadzano nowe, nawiązujące do znaków mających ścisły związek z zawodem górnika. Przetrwały do naszych czasów wizerunki i nazwy dwóch bardzo starych narzędzi górniczych: perlika i żelazka. Gdyby nie doszło do ich utrwalenia w formie stylizowanej, zostałyby prawdopodobniej zapomniane, tak jak to się stało z innymi narzędziami ręcznymi. Godło górnicze obowiązujące w Polsce Godło w postaci dwóch skrzyżowanych narzędzi: perlika i żelazka, uznały za swój na renowację cmentarza przy ulicy Kolskiej – z satysfakcją zauważamy zwiększanie się co roku kwoty datków zbieranych przez Towarzystwo Przyjaciół Konina. Gienio Dmochowski odnalazł jeszcze jedną osobę z okazji ostatniego zjazdu Liceum im. T. Kościuszki. Opowieścią o Andrzeju Jarominiaku kończymy wspomnienia o „Budzie” (przepraszam Gieniu za brutalne okrojenie materiału). W tym miejscu sygnalizuję, że do następnych obchodów szykuje się konińska „Budowlanka” – czekamy na artykuł historyczny o szkole. Również artykuł Witolda Nowickiego i Marka Tylmana spotkał los podobny – niestety brak miejsca, a będzie jeszcze gorzej. Dziękuję Rysiowi Fórmankowi za udostępnione w bieżącym roku zdjęcia – wspaniale dokumentowały nasze pisanie o mieście i jego rozwoju. Wiele ciepła w zbliżającej się zimie przekazuje Stanisław Sroczyński znak cechowy prawie wszystkie europejskie ośrodki górnicze. Perlik to młotek górniczy o dwóch obuchach i łukowatym kształcie, z przeznaczeniem do pobijania klina (żelazka), odspajającego kęsy od calizny górotworu. Dla wygody pracujących, żelazka osadzano w drewnianych trzonkach. Patrząc na godło, perlik widzimy po lewej stronie. Leży on ukośnie na żelazku, którego ostrze jest skierowane ku dołowi. Układ ten ma średniowieczny rodowód. Pochodzi z czasów, w których po zakończeniu pracy, narzędzia te zostawiano w wyrobisku, układając z nich krzyż w celu odpędzenia duchów nieprzyjaznych górnikom. Dla podniesienia skuteczności działania krzyża, stawiano na nim zapalony olejowy kaganek. W Polsce godło cechu górniczego w postaci perlika i żelazka, zatwierdzone zostało uchwałą Rady Ministrów z 1 kwietnia 1950 r. Jest ono znakiem rozpoznawczym wszystkich kopalń wydobywających surowce użyteczne oraz przedsiębiorstw pracujących na rzecz tego przemysłu. Godło przedstawia się w barwie czarnej na zielonym polu, względnie złotej lub srebrnej na czarnym tle. Na fladze górniczej (sztandarze) umieszcza się je w miejscu stykania się zieleni z czernią. Oprócz płaskiej formy graficznej, godło może stanowić niezależną bryłę lub płaskorzeźbę. Na kołpakach munduru galowego, perlik i żelazko wpisane aż w półwieniec spleciony z liści dębowych z żołędziami (po lewej, od patrzącego) oraz wawrzynu z owocami. W dolnej części obie gałązki są spięte krótką wstęgą. Całość haftowana złotą nicią. Dobór gałązek wieńca nie jest przypadkowy. Dąb był ulubionym drzewem Zeusa. U Słowian i wielu innych ludów europejskich jest symbolem wytrzymałości, mocarności, trwałości i odwagi. Takie przymioty są bowiem górnikowi przydatne w jego w zmaganiu się z potęgą górotworu Wawrzyn (laur) oprócz wielu innych znaczeń, reprezentuje mądrość i sławę. Przed wiekami był atrybutem, bogów, herosów, władców i kapłanów. Wstęga (symbol łączenia) podkreśla spójność symbolicznych znaczeń dębu i wawrzynu. Zygmunt Kowalczykiewicz str. 17 (str. I) KOMITET WSPARCIA RENOWACJI KONIŃSKICH NEKROPOLII TOWARZYSTWA PRZYJACIÓŁ KONINA Ulice Konina Członkowie Towarzystwa Przyjaciół Konina Szanowni Państwo, Kłaniają się powstańcom styczniowym i wielkopolskim Armii Krajowej Piłsudskiemu i Kościuszce przypominają wyzwolenie ważne daty majowe. generała Dąbrowskiego. już po raz czwarty Komitet Wsparcia Renowacji Konińskich Nekropolii, utworzony w ramach Towarzystwa Przyjaciół Konina organizuje publiczną zbiórkę pieniędzy, mając za cel renowację nagrobków zabytkowych, o wartościach artystycznych bądź upamiętniających osoby szczególne dla naszego miasta i regionu. Tegoroczną zbiórkę zaczynamy już 28.10.2013, kiedy to uruchomiony zostanie nasz rachunek w Banku Spółdzielczym w Koninie. Zbiórka „bankowa” trwać będzie do 31.03.2014 roku, kiedy poznamy ostateczne wyniki ofiarności koninian i sympatyków miasta. Tę wersję pozostawiamy niecierpliwym, chcącym sypnąć groszem jeszcze przed listopadem i na tyle nowoczesnym, by nie chcieć pamiętać o zabraniu ze sobą gotówki na cmentarz. nr rachunku Towarzystwa Przyjaciół Konina: 15 8530 0000 0000 1124 2000 0030 w Banku Spółdzielczym w Koninie Tradycjonalistów zapewniamy zaś, że nie opuścimy odwiedzających cmentarze również 1 listopada, kiedy wzorem wcześniejszych lat, zbiórka odbędzie się w godzinach 8.00-16.00. W tym czasie datki zbierane będą w formie dobrowolnych wpłat do puszek kwestarskich. Chcielibyśmy zaznaczyć, że w wyniku zbiórki przeprowadzonej w roku 2013 zamierzamy wyremontować groby znajdujące się zarówno na cmentarzu administrowanym przez parafię pw. św. Bartłomieja w Koninie, jak i parafię ewangelicko-augsburską pw. św. Ducha w Koninie. Na dzień dzisiejszy nie określamy, które z grobów zostaną wyremontowane w efekcie tegorocznej kwesty – o tym zadecydują efekty szczodrości. Zapraszając i Was do stanięcia razem z nami tego dnia na konińskich nekropoliach przy ul. Kolskiej, prosimy o ozpowszechnienie powyższych informacji. Jeśli bylibyście Państwo zainteresowani osobistym uczestnictwem w zbiórce, prosimy o potwierdzenie udziału, które przyjmują i udzielają wszelkich wyjaśnień koordynujący akcję – Damian Kruczkowski (tel. 661-041-019, e-mail: [email protected]) i wspierający go Piotr Pęcherski (tel. 609-578-140, e-mail: [email protected]) W załączniku – efekty zeszłorocznej zbiórki. Słowo komentarza – w ramach zgromadzonych środków udało się: a) grób Reymondów – wyczyszczono i zakonserwowano figurę Chrystusa, zabezpieczono otwory w jej konstrukcji, wyprostowano ogrodzenie, wyczyszczono jego konstrukcję i zabezpieczono, antykorozyjnie, zabezpieczono element granitowy element zdobniczy na jednym ze słupków, uporządkowano teren wewnątrz ogrodzenia, b) hr. Wodziński – wyczyszczono i wyprostowano grób, uzupełniono ubytki, zespoinowano i zabezpieczono szczeliny w konstrukcji, c) Zieliński – oczyszczono pomnik (grób wymaga dalszych prac), d) Frieman (bonus od naszego wykonawcy) – oczyszczono grób (grób wymaga hydrofobizacji). Damian Kruczkowski Pełnomocnik Komitetu Wsparcia RenowacjiKonińskich Nekropolii PS W roku bieżącym zebrana kwota przekroczyła osiem tysięcy złotych. Rozbłyskują agatem topazem i szmaragdem lśnią ametystem miodowym bursztynem. Są jak kwietne ogrody hiacynty zapraszają jaśminy goździki przywołują konwalie uśmiechają się tulipany krokusy pozdrawiają stokrotki. Niosą pamięć o Zemełce Moniuszce i Baczyńskim doceniają talent Mickiewicza Matejki i Szymanowskiego pamiętają o Janie Pawle II. Milowy Słup Piotr Macierzyński, Łódź Godło: Bierki Opuszczeni jeśli czujesz się skrzywdzony pomyśl o Dostojewskim jak 22 grudnia zaprowadzono go na plac Siemionowski jak przeczytano wyrok śmierci i dano do ucałowania krzyż a potem wszystkim skazanym nałożono białe koszule czy po to żeby lepiej było widać gdzie trafią kule miano rozstrzeliwać po trzech Fiodor był w drugiej trójce widział więc jak pierwszych przywiązano do słupów zdążył już ucałować Pleszczewa i Durowa na wieczne pożegnanie gdy odczytano że Jego Wysokość Car darował im życie potrzebny był ten cały cyrk z plutonem egzekucyjnym i napięcie nerwów do granic żeby łaska lepiej smakowała ta podróż z Petersburga na Syberię saniami w czterdziestostopniowym mrozie i cztery lata katorgi za naiwność czy nie była to troska cara o tematy do Wspomnień z domu umarłych dziś już mało kto dba o literatów str. 18 (str. II) Zauważone Janusz Solarz. Nowy Jork (USA) Gogło: Rabarbarowy trubadur Sonnenizio modlitewne Wszystkie zabiegane ulice codziennie słyszą serce miasta… (za Marię Pawlikowską-Jasnorzewską) o pocałunku, któryś jest w niebie, czy w niebie jest coś dla ust kobiety? Czy wniebowzięcie jest po pogrzebie? A może tylko grób jest niestety? Danuta Olczak Czy w miłowaniu jest trochę nieba? Powiedz mi proszę, co jest dziś w cenie? Czy jest afrontem prosić, prócz chleba, o pocałunek? Gdzie jest zbawienie? O pocałunku, jest wszechmogący w tobie potencjał, jest w tobie siła, i jest zwątpienie, kwas serce żrący, jest skrzep na wargach, rzeżączka, kiła. O pocałunku, któryś jest w niebie, Jeśli jest niebo, uwierzę w ciebie. PS. Zamieszczamy, bo się nam podoba, bo został umieszczony w wierszach zauważonych oraz pokonał do nas bardzo długą drogę. (StS) zdj. – R. Fórmanek III nagroda Dumne z dębów i sosen zapraszają na czereśnie szumią brzozowo – leszczynowo lubią kasztany pachną modrzewiem i akacją. Kim jest Andrzej Jarominiak Andrzej Jarominiak urodził się 14 sierpnia 1930 r. w Koninie. Syn Wojciecha, przedwojennego działacza Związku Harcerstwa Polskiego wśród młodzieży rzemieślniczej Konina, oraz Leokadii z Zielińskich, zasłużonej nauczycielki konińskiej, więźnia GESTAPO. Po wysiedleniu przez Niemców z Konina w 1940 r. do ówczesnej Generalnej Guberni, Andrzej Jarominiak ukończył w czasie wojny na tajnych kompletach pierwszą klasę gimnazjum. Dużą maturę uzyskał w Liceum Ogólnokształcącym w Koninie w lutym 1947 r. W latach 1945-1947 był drużynowym 5. Drużyny Harcerskiej w Koninie im. Króla Jana III Sobieskiego, mając stopień Harcerza Orlego. W latach 19481951 studiował w Szkole Inżynierskiej w Poznaniu, uzyskując stopień inżyniera budownictwa lądowego w zakresie mostów (z najwyższą ze swego rocznika średnią oceną z ostatniego roku studiów). W latach 19521954 ukończył studia drugiego stopnia w Politechnice Warszawskiej, otrzymując tytuł inżyniera magistra budownictwa lądowego w zakresie budowy mostów. W latach 19531954 był pracownikiem Zakładu Mechaniki Ośrodków Ciągłych Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN; zajmował się, pod kierunkiem prof. Zbigniewa Wasiutyńskiego, kształtowaniem wytrzymałościowym kratownic. W latach 1952-1957 pracował w Oddziale Robót Kesonowych i Montażowych Państwowego Przedsiębiorstwa Robót Kolejowych nr 1 w Warszawie, pełniąc m.in. funkcję inżyniera obudowy zniszczonego w czasie wojny mostu kratownicowego przez Kanał Ulgi Warty w Koninie. W latach 1957-1961 był starszym asystentem w Katedrze Budowy Mostów Żelbetowych i Kamiennych Politechniki Warszawskiej. Prowadził samodzielne wykłady z mostów na Wydziale Komunikacji tej Politechniki. Kierował z ramienia Katedry opracowaniem pierwszego w Polsce mostu o filarach z wielkośrednicowych pali wierconych w Kozłowie Biskupim przez Bzurę i konsultował jego budowę. W 1961 r. przeszedł do pracy w Centralnym Ośrodku Badań i Rozwoju Techniki Drogowej Ministerstwa Komunikacji. Był zatrudniony na stanowisku inżyniera, docenta, kierownika Zakładu Fundamentowania Mostów. W 1974 r., dzięki staraniom A. Jarominiaka, COBiRTD został przemianowany na Instytut Badawczy Dróg i Mostów. W 1989 r. uzyskał tytuł naukowy profesora nadzwyczajnego nauk technicznych. W latach 1974-1988 był członkiem Prezydium Rady TechnicznoEkonomicznej Ministra Komunikacji. Od 1983 do 2007 r. pracował w Politechnice Rzeszowskiej, w której zorganizował na Wydziale Budownictwa i Inżynierii Środowiska Katedrę Mostów. Był kierownikiem Katedry i profesorem zwyczajnym Politechniki, w latach 1990-1993 dziekanem tego Wydziału. Zapoczątkował w kraju kształcenie na studiach dziennych w zakresie utrzymania mostów. Jest autorem pierwszego skryptu dotyczącego tej dziedziny. Wykładał także na Politechnice Warszawskiej, Wrocławskiej i Krakowskiej. Przez wiele lat był członkiem Komitetu Transportu i Komitetu Inżynierii Lądowej i Wodnej PAN. Od 1967 r. jest rzeczoznawcą Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Komunikacji RP w dziedzinie projektowania i wykonawstwa mostów oraz organizacji i mechanizacji robót mostowych w zakresie kolejnictwa, drogownictwa i komunikacji miejskiej. Był konsultantem biur projektów (m.in. TRANSPROJEKTU Warszawa) oraz przedsiębiorstw robót inżynieryjnych. Jest autorem zrealizowanej koncepcji wzmocnienia przeciw obciążeniom sejsmicznym pomnika Ernesta Malinowskiego na przełęczy Ticlio w Andach, co zdecydowało o wyrażeniu przez rząd Peru zgody na zbudowanie tam pomnika. Prof. A. Jarominiak został uhonorowany licznymi dyplomami i nagrodami. Otrzymał indywidualnie i jako współtwórca 38 patentów dokonania wynalazku lub autorstwa wzoru użytkowego. Większość tych rozwiązań została zrealizowana. Jest autorem ponad dwustu artykułów, ponad trzystu ekspertyz i opinii. Recenzował szereg prac doktorskich. Jest autorem i współautorem kilkunastu książek i skryptów uczelnianych. Za książkę „Pale i fundamenty palowe” (ARKADY, 1976) otrzymał Nagrodę Zespołową Ministra Budownictwa i PMB. Napisał pierwszy w języku polskim skrypt na temat mostów podwieszonych. Jest współautorem (z Adrianą Rosset) książki „Katastrofy i awarie mostów” wyróżnionej dyplomem Głównego Inspektora Pracy (1987). Za trzecie wydanie książki „Lekkie konstrukcje oporowe” nagrodę przyznał mu minister edukacji narodowej (2000). Wyrazem uznania osiągnięć prof. Andrzeja Jarominiaka są nadane mu liczne odznaczenia – państwowe, resortowe i społeczne, m.in.: Odznaka „Za aktywną działalność w rozwoju drogownictwa Ziemi Rzeszowskiej” (1972), Srebrna Odznaka „Za Zasługi dla Ziemi Krakowskiej (1972), Złota Odznaka Honorowa Naczelnej Organizacji Technicznej (1989), Medal „Zasłużony dla Politechniki Rzeszowskiej” (1991), Medal Związku Mostowców RP „Za wybitne osiągnięcia w polskim mostownictwie” (2000), Złota Odznaka Honorowa z Brylantem i godność Członka Honorowego Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Komunikacji RP (2002), nadana przez ministra transportu, Honorowa Odznaka „Zasłużony dla Drogownictwa” (2007) oraz Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski (2001). Ciąg dalszy golińskich wspomnień Pierwszego września 1939 roku Niemcy – armia niemiecka napadła zbrojnie na Polskę. Już w połowie września patrol żołnierzy hitlerowskich przybył do Goliny. Samochód pancerny ustawił się na skrzyżowaniu ulicy wiodącej do Kazimierza Biskupiego i w stronę Radość miejscowych i okolicznych Niemców była wielka. Po czym odbywały się na rynku wiece, parady orkiestr wojskowych. My, dzieci – gapowicze też tam byliśmy. Miasto Golina w 1939 roku liczyło 1800 osób. W tym po- Od lewej: Stanisław Adamczyk, Barbara Adamczyk, Marian Bobrowski ulicy Kościelnej. Dla ludności golińskiej to był szok. Są już wojska niemieckie. Była piękna, słoneczna pogoda. My, wtedy dzieci, szliśmy ze szkoły. Zaraz utworzyła się grupka gapowiczów. Niemiecki żołnierz – chyba oficer, wychylił się przez otwór pojazdu, mówiąc czystą Polszczyzną zapytał, czy jest w mieście burmistrz? Ktoś powiedział, że nie ma. A czy jest zastępca? – zapytał. Ktoś odpowiedział, że chyba jest. Żołnierz powiedział: to niech tutaj przyjdzie. I przyszedł pan Stanisław Gadzinowski. O czym rozmawiali, tego nie wiemy. Po jakimś czasie Niemcy odjechali. Nawała wojsk i administracja niemiecka przybyła w październiku 1939. chodzenia niemieckiego może 20 osób, żydowskiego około 700 osób. Do października nikt z Polaków nie odczuwał przykrości, z wyjątkiem ludności żydowskiej. Z tym że kto posiadał: radio, broń, nawet myśliwską, musiał oddać wojsku. Zlikwidowano polską administrację. Następnie i naukę w szkole. Zobowiązano wszystkich Polaków do schodzenia z drogi Niemcowi i zdejmowania czapki z głowy, mówiąc „dzień dobry”. Wiem, że sołtys ze wsi Barbarka (gmina Golina) powiedział „dzień dobry”, ale nie zdjął czapki z głowy – otrzymał za to cios w głowę. Już pod koniec października 1939 wysiedlono całe polskie rodziny, z których chociaż jeden członek należał do Polskiej Organizacji Wojskowej. Niemcy uznali tę militarną organizację za wrogów. Były to między innymi rodziny: Józef Majewski – dróżnik, 5 osób; Józef Brud – rolnik, 6 osób; Konstanty Sparażyński – rolnik, 6 osób; Roman Kolasiński – rolnik, 3 osoby; Wacław Celer – stolarz, 3 osoby; Ignacy Gomulski – 2 osoby; Władysław Drętkiewicz – 4 osoby; Adam Rowiński – 2 osoby; X Świrgoń – 2 osoby; Stefan Wojciechowski – 5 osób; żona nauczyciela Michała Kobylińska z małoletnim synkiem – 2 osoby, Kobyliński Michał zginął w Katyniu. Był porucznikiem Wojska Polskiego; żona nauczyciela Kwiatkowskiego z synem niemowlakiem 2 osoby. Wszystkie rodziny, nie tylko z Goliny, zostały skoszarowane w remizie OSP. Dzielna pani Józefa Szumińska na siłę zaniosła kawę z przegotowanego mleka, krzycząc: „To mleko dla dzieci”. Oni wszyscy zostali wywiezieni najpierw do Konina, a potem Generalna Gubernia w okolicę miasta Tarnowa, razem 36 osób. Jak pisze w swojej książce pt. „Szkice do dziejów miasta Zagórowa” Jerzy Stępień, 22 listopada 1939 dziesięciu liderów z miasta Zagórowa i okolic wywieźli nocą do lasu pod Grabiną i tam ich zamordowano, ściśle mówiąc: „zarąbano saperkami, szpadlami i siekierkami”. Inna uwaga: w styczniu 1940 włączono całą Wielkopolskę w okręg „Warthland”. Lata 1940/41: etapami przystąpiono do wysiedlania całych polskich rodzin. Etap pierwszy: 17 luty 1941 i drugi – lipiec 1941. Oto imienny wykaz tych rodzin: Wa w r z y n i e c Jakubowski – emeryt – 3 osoby; Stanisław Szumiński – właściciel młyna – 5 osób; Franciszek Michalak – robotnik – 6 osób; Władysław Kubisiak – rymarz – 5 osób; X Ignasiak – kowal – 5 osób; Nikodem Niekochański – rolnik – 2 osoby; Stefan Grabowski – policjant – 5 osób; X Sadowska – nauczycielka – 4 osoby; X Litman – policjant – 4 osoby; Stefan Łechtański – rolnik – 5 osób; Stefan Ciesiołka – rolnik – 7 osób; Bolesław Sparażyński – rolnik – 3 osoby; Adam Kordylewski – rolnik – 3osoby; Stanisław Sobczak – rolnik – 5 osób; Józef Karnafel – rolnik – 2 osoby; Max Różewicz – rolnik – 7 osób; Władysław i Zygmunt Kwiatkowski – 2 osoby; Stefan Brud – rolnik – 6 osób; Ignacy Adamski – rolnik – 6 osób; Jan Umerle – rolnik – 7 osób; Roman Wysocki – szewc – 2 osoby; Romuald Mejer – kupiec – 5 osób; X Lewandowski – organista – 3 osoby; X Jastrzębska – emeryt – 3 osoby; Ludwik Makowski – piekarz – 5 osób; Janusz Patrzykąt – urzędnik – 4 osoby; X Cwik – nauczyciel – 2 osoby. Rok 1945, powroty z wygnania. W marcu 1940 jako pierwsza wróciła z tarnowskiego do Goliny z dwojgiem dzieci, Bolesław miał 13 lat, Stanisław 10, a córka Zdzisława 6 lat. To był wielki wyczyn matki, p. Heleny Majewskiej, a także wyczyn – ryzyko Franciszka Słomkowskiego – piekarza, że ich przygarnął. Nie wrócili z wygnania między innymi Wawrzyniec Jakubowski, mój dziadek W. Nowicki. Zmarł tam w Tarnowie w 1941 roku i tam jest pochowany. Nikodem Niekochański z żoną tam w G.G Niemcy wymordowali całą wieś, między innymi i ich. Nie wrócił syn Adama Kordylewskiego, zginął z wyroku swoich. /AK/ Piszemy te dramatyczne wspomnienia z zadumą, refleksją, aby już nigdy „Ludziom ludzie nie zgotowali takiego losu”. Witold Nowicki PS Zdjęcie domu, w którym, podczas okupacji niemieckiej, jako lokatorka, mieszkała Józefa Szumińska (mama Stanisława, a babcia Wojtka). To w tym domu złożyli przysięgę – wstępując w szeregi Armii Krajowej. Byli to: Kazimierz Drzewiecki, Marek Gadzinowski, Stefan Ficner i Kazimierz Ratajczyk z Kawnic. Ta starsza pani była skromną kobietą. Reprezentowała odważnie Polaka katolika. Nie bała się uczestniczyć w pogrzebach zmarłych w Golinie. Barbara Łechtańska – 85 lat; Krystyna Gadzinowska – 85 lat; Bolesław Majewski – 86 lat; Witold Nowicki – 84 lata. str. 31 (str. III) Heimat i otoczenie (część III ) Pawłówek, cegielnia, wiatraki Większość ziemi w okolicach miasta Konina była własnością królewską. W XVII wieku, w wyniku widocznego napływu kolonistów i rozkwitu parafii ewangelickiej w Żychlinie, przekazano niewielki folwark Pawłówek kościołowi katolickiemu a konkretnie parafii w Starym Mieście. Dochód z dzierżawy był przeznaczony na uposażenie księży tej parafii. Powstanie nazwy Pawłówek różnie jest tłumaczone: jako Pawłowa ziemia, czyli kościoła, inna wersja, jaką słyszałem, jest taka, że dawni dzierżawcy lubili hodować pawie, a okoliczni, co śmielsi kawalerowie, czasami wybierali się na łowy na pawie pióra, którymi obdarowywali swe wybranki. Dziś, gdy słyszę pawie nawoływania z podwórka Pana Lachowicza, ta druga wersja bardziej mnie przekonuje. W okresie zaborów, kiedy te tereny były pod zaborem pruskim, na mocy ustawy rządu Prus doszło do konfiskaty dóbr ziemskich, które były własnością kościoła katolickiego. Folwark Pawłówek został własnością braci Alfreda i Apolinarego de Schouppe. W kolejnych latach folwark zmieniał właścicieli, aż ostatecznie został rozdrobniony. Budynek mieszkalny folwarku i stojące koło niego inwentarne oraz 55 ha ziemi nabyła rodzina o nazwisku Klich, ostatnim właścicielem w okresie międzywojennym był Franciszek Klich, którego syn poległ na wojnie. Jego spadkobiercą został znany większości z nas krzykacz pan Krzymiński (miał przezwisko Dziedzic), którego się baliśmy, ale bardzo często dla rozrywki drażniliśmy. Z większych właścicieli ziemi w okresie międzywojennym była rodzina Pełczyńskich z ulicy Kaliskiej 15. Gospodarstwo to, po wczesnej śmierci, męża prowadziła Pani Stanisława Pełczyńska z synami Stanisławem i Janem oraz córką Janiną. Na ziemi tej, w okolicach dzisiejszej ulicy Słonecznej, pracowała cegielnia. Glinę do wyrobu surówki pozyskiwano z pobliskich pól, które następnie wyrównywano ziemią zebraną uprzednio ze stropu pokładu gliny. Była to niewielka cegielnia z piecem kręgowym, który miał kształt okrągły z kominem w środku, posiadał osiem komór i kanały ogniowe o półkolistych sklepieniach, komin był okrągły. Piece tego typu opalane były drewnem, torfem lub miałem węglowym. Cegielnia zakończyła pracę pod koniec lat trzydziestych ubiegłego wieku z powodu wyczerpania się pobliskiego złoża gliny. Po zakończeniu wojny komory były stopniowo rozbierane i stanowiły miejsce zabaw. W jednej z nich przez kilka lat trzymał czerwoną krowę Franciszek Nowakowski, który mieszkał z rodziną w dawnym budynku cegielni. Komin samotnie górował nad polami jeszcze przez wiele lat, rozebrano go w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Wspólnikiem rodziny Pełczyńskich w działalności cegielni był Ludwik Ganowicz, właściciel dużego areału ziemi, która graniczyła z ziemią Pełczyńskich. Pan Ganowicz, był burmistrzem miasta Konina w latach 1924-1934, rodzina ta mieszkała na obecnej ul. 3 Maja. Mieli dwóch synów oraz córkę Janinę Gieras, nauczycielkę muzyki. Mniejsze areały ziemi, posiadała rodzina Pawlickich. Pan Władysław Pawlicki zakupił 30 ha, a na Solnej pobudował dom i budynki inwentarskie oraz drewnianą stodołę. Po II wojnie gospodarstwo rozdrobniono. Na ojcowiźnie pozostał Ignacy Pawlicki, który był inspektorem przemysłu ziemniaczanego, domem i gospodarstwem zajmowała się jego żona Janina Pawlicka. Państwo Pawliccy mieli dwóch synów – Grzegorza i bardziej znanego Szymona, który był aktorem (mieszkając i pracując w Gdańsku, uczył retoryki prezydenta Lecha Wałęsę.) Na Solnej miała zabudowania gospodarskie i mieszkała rodzina Kukulskich, która również posiadała około 30 ha ziemi z dawnego folwarku Pawłówek. Na Szpitalnej mieszkała rodzina Rosińskich, która posiadała wąski kawałek ziemi, na części której postawiono budynki heimatu. Na tym terenie w latach trzydziestych ubiegłego wieku pracowały trzy wiatraki, lecz stopniowo przegrywały konkurencję z nowo powstałymi na ulicy Kaliskiej dwoma młynami. Przy ul. Solnej, koło drogi do cegielni, do wybuchu II wojny światowej pracował wiatrak, który po powrocie z emigracji zarobkowej z USA nabył Michał Dobiński. Został on w pierwszych latach wojny rozebrany przez niemieckiego okupanta. Dwa kolejne stały koło ulicy Parowej (kiedyś słyszałem, że nazwa tej uliczki powstała w czasie, gdy pobudowano tam młyn parowy, ale nigdy tego nie sprawdziłem w wiarygodnych dokumentach), dzisiaj to osiedle Zamełki, na którym jedna z uliczek nazywa się Wiatraczna. Jeden z nich spalił się przed 1939 rokiem, a drugi przetrwał wojnę i po jej zakończeniu jeszcze czasami był uruchamiany, miał silnik elektryczny, jego właścicielami była rodzina Smelczyńskich. Poniżej zamieszczam zdjęcie wykonane na podwórzu koszar w czasie gimnastyki w latach trzydziestych ubiegłego wieku. W oddali widać dwa wiatraki. A mniejszy budynek to dom rodziny Górskich, na parterze którego w tym okresie mieścił się sklep wielobranżowy, w latach powojennych został przejęty przez Skarb Państwa i mieścił się tam przez długie lata sklep spożywczy. Janina, córka państwa Górskich, bardziej znana z nazwiska po mężu jako Oblamska. Na piętrze po wojnie mieszkały dwie rodziny o nazwisku Marczak. Pan Konstanty miał syna Stanisława i dwie córki, Irenę i Barbarę, a pan Leon miał dwóch synów, Tadeusza i Stefana. Po wybuchu II wojny światowej ziemie dawnego folwarku Pawłówek zostały zabrane ich dotychczasowym właścicielom, scalone i przekazane Niemcowi o nazwisku Kokoszke. Mieszkał on z żoną, córką i zięciem w domu przy ulicy Solnej. Naprzeciwko muru koszar stały dwie drewniane stodoły i murowany spichlerz, które należały do Pełczyńskich i Ganowiczów. W 1940 roku z części tych ziem odłączono kilka mórg ziemi pod budowę nowego osiedla Heimat. W styczniu 1945 roku po wejściu Rosjan do Konina, zięć Kokoszki, który nie uciekł z wojskiem niemieckim, został zastrzelony. Będąc nadzorcą pracowników rolnych, nie cieszył się dobrą opinią. Jako niechlubną ciekawostkę muszę wspomnieć, że władze PRL za zabraną przez okupanta ziemię pod budowę tego osiedla zapłaciły jej prawowitym właścicielom dopiero po 1960 roku. Magazyny solne, koszary Nie wszyscy z nas pamiętają z lekcji historii, że powiat koniński po drugim rozbiorze Polski znalazł się w zaborze pruskim, departamencie kaliskim na terenie Prus Południowych. Wydobycie soli i handel tym surowcem w XVIII wieku w Prusach był monopolem rządowym, lecz był w gestii departamentów terytorialnych. W 1794 roku rozpoczęto rozbudowę znajdującego się w Koninie małego składu w duży magazyn soli. Wybudowano z cegły Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych, zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania ADRES REDAKCJI: 62-510 Konin, ul. Przemys³owa 9, tel. 63-243-77-00, 63-243-77-03 ISSN 0138-0893 [email protected] Redaktor prowadzący – Stanisław Sroczyński, Zespół redakcyjny – Piotr Rybczyński, Zygmunt Kowalczykiewicz (st), Jan Sznajder, Janusz Gulczyński, Włodzimierz Kowalczykiewicz (mł), (Internet) str. 32 (str. IV) duże pomieszczenia o sklepieniu łukowym w rejonie dzisiejszej ulicy Szpitalnej i Solnej, w naturalnym zaniżeniu terenu, który od strony ulicy Solnej obsypano ziemią i ogrodzono (po wojnie w zimie, jak spadł śnieg, nasyp ten był dla dzieciarni stokiem saneczkowym). Od strony ulicy Szpitalnej pobudowano dom strażników magazynu i drogę dojazdową do magazynu. Sól w tamtych latach transportowana była w drewnianych beczkach wozami konnymi. Rozbudowa magazynu trwała do roku 1806. Później powiat koniński wszedł w skład Księstwa Warszawskiego, a po 1815 roku Królestwa Kongresowego. Magazyn w tym okresie był wykorzystywany różnie, w zależności od potrzeb zaborcy. Po odzyskaniu niepodległości były tam magazyny wojskowe, później był w posiadaniu browaru i winiarni oraz służb miejskich, ostatecznie, gdy teren te został własnością firmy Vin-Kon, magazyn i mur rozebrano, a na ich miejscu postawiono kilkanaście dużych zbiorników potrzebnych winiarni. Po powstaniu styczniowym w 1863 roku w ramach zaostrzenia kontroli nad poddanymi, carat do Konina skierował 13. Kargopolski Pułk Dragonów. W mieście nie było budynków do zakwaterowania takiej liczby wojska. Część umieszczono w murach klasztoru oo. reformatorów, zakonników wcześniej usunięto, powrócili dopiero w 1919 roku. Reszta wojska została rozmieszczona w zagrodach konińskich rolników. W kolejnych latach zmuszono władze Po wybuchu I wojny światowej w koszarach stacjonowało wojsko niemieckie. Do dzisiaj nie dotarłem do dokumentów, które wyjaśniałyby, kiedy i w jakim celu na tym terenie wybudowano zaczynający się na placu koszar murowany podziemny korytarz, który po kilkudziesięciu metrach się rozgałęział w trzech kierunkach, były też wymurowane studnie, którymi można było do nich wejść lub wyjść. Już po zakończeniu II wojny światowej był to teren, który został dokładnie spenetrowany przez wielu chłopaków z heimatu i ulicy Kaliskiej. Znajdowano wiele poniemieckich pamiątek militarnych, lecz większość spodu korytarzy była zalana wodą i dla celów poznawczych w niejednym domu zginęła blaszana wanienka, która służyła za łódź. W czasie jednego z pożarów w pobliżu, strażacy brali wodę z podziemnych zbiorników pod placem, której do końca akcji nie zabrakło. Na polach za koszarami były bunkry poniemieckie i one były miejscem wyśmienitej zabawy. Konin koszary od strony placu na początku XX wieku. Po odzyskaniu niepodległości na koszary nie miano pomysłu, nieznane mi jest ich zagospodarowanie w tych pierwszych latach wolności. Dopiero w 1928 roku utworzono pierwszą w Polsce Szkołę Podoficerów Piechoty dla małoletnich W programie szkoły było ukończenie klas 5, 6 i 7 szkoły powszechnej z przedmiotów ogólnych oraz trzyletni program szkoły podoficerskiej. Po ukończeniu szkoły jej absolwenci dostawali przydział do jednostek piechoty na terenie II Rzeczypospolitej. Podobne szkoły do konińskiej powstały w Grudziądzu, Śremie i Nisku. Szkoła Podoficerska w Koninie, zdjęcie wykonane pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku miasta do budowy koszar. Przeznaczono na ten cel obszar ziemi na wzgórzu, naprzeciwko magazynu solnego. Przez kilka kolejnych lat wybudowano z cegły dwa budynki dla wojska, które ostatecznie połączono, oraz budynek w kształcie litery L, dla dowództwa i mieszkania dla oficerów. Budynek ten stanął naprzeciwko koszar i został połączony murowanym łukiem z domem strażników, tworząc bramę wjazdową do magazynu i na plac koło niego. Plac koszar został po jego granicach zabudowany dwoma stajniami. Od obecnej ulicy Solnej postawiono z cegły mur, podobny wymurowano wzdłuż dawnego magazynu solnego. Aby koszary były w jednym miejscu część budynków była najpierw wybudowana z drewna a dopiero później w ich miejscu, budowano obiekty z cegły. Maksymalnie w koszarach stacjonowało sześć szwadronów kawalerii (odpowiednik kompani w piechocie), po około sto szabel liczących. Dowództwo pułku nabywało konie od okolicznych rolników, lecz – aby nadawały się do służby w wojsku – musiały być odpowiednio ułożone, podjęto decyzję o wybudowaniu ujeżdżalni pod dachem, która ostatecznie stanęła przy drodze na Posokę, dziś ulica Zagórowska. W 1902 roku w Koninie dla wyznawców prawosławia, głównie wojskowych i ich rodzin, pobudowano i wyświęcono cerkiew. 13. Pułk Kargopolski w koszarach pozostał do 1910 roku. Po nim do 1914 roku stacjonowały oddziały graniczne, mające tutaj bazę dla nieodległych posterunków w terenie. Po wybuchu II wojny światowej koszary zasiedliły wojska Wehrmachtu i garnizon miejski, które w styczniu 1945 roku, przed nadejściem Rosjan, w pośpiechu opuścili. Pozostało jedynie kilku maruderów, którzy zginęli lub zostali wzięci do niewoli. W koszarach przez krótki czas stacjonowały wojska rosyjskie po powrocie z Niemiec. Pod koniec roku do Konina zostały skierowane dwie jednostki. Był to batalion wojsk kolejowych, który w 1947 roku powrócił do macierzystej jednostki we Wrześni, oraz drugi batalion budowy mostów, który kilka miesięcy później przeniesiono do Wołowa Śląskiego. Koszary adaptowano na szkołę ćwiczeń i liceum pedagogiczne oraz internat. Jednak w 1953 roku ponownie do Konina powróciło wojsko, był to 17. batalion budowy lotnisk, który po 1956 roku przeniesiono do Jarocina. Służbę wojskową w tej jednostce w stopniu kaprala w 1954 roku zakończył Kazimierz Wiatrak, pochodzący z okolic Częstochowy, który zapoznał córkę państwa Kościjańskich, mieszkających obok koszar, i pozostał w Koninie na stałe. Razem z żoną i dziećmi przez długie lata zajmował się ogrodnictwem. Z Wojskiem Polskim przez pewien czas na terenie koszar przebywała niewielka grupa wojskowych rosyjskich. W małym budynku od strony stolarni przez okres pobytu wojska w koszarach była kantyna, w której pracowały panie Janicka i Mazurowa, czasami była ona lepiej zaopatrzona niż sklep na heimacie. Była to ostatnia jednostka, która stacjonowała w konińskich koszarach, od tego czasu budynki te służyły już tylko szkolnictwu. Marek Tylman