w redakcji, na niebieskiej kanapie

Transkrypt

w redakcji, na niebieskiej kanapie
„Klik”, Gazetka Samorządu Uczniowskiego
Gimnazjum nr 27 im Ossolineum we Wrocławiu
W REDAKCJI, NA NIEBIESKIEJ KANAPIE
Komplet numerów gimnazjalnej gazetki „Klik” można przejrzed w bibliotece „Ossolineum” we
Wrocławiu w dziale Dokumenty Życia Społecznego, ale prawdę mówiąc „Klik” jest ekspansywny i
może trafid w wasze ręce w różnych okolicznościach. Prześwituje czasem przez strony bardziej
dorosłych gazet i czasopism w postaci przedruków tekstów we Wrocławiu, Poznaniu, Warszawie.
Zdarzało się, że „klikowcy” terminowali w dorosłych redakcjach i ich publikowano. No i pisano już o
„Kliku”. Zajrzyjcie tylko w Google! Redakcję przestały też już dziwid (chociaż dalej cieszą)
propozycje opieki medialnej nad wrocławskimi wydarzeniami.
Prahistoria gazetki to „Kiciusie, Kotki i Kocury na 102” wydawane przez kilka lat w nieistniejącej już
Szkole Podstawowej nr 102, po której Gimnazjum nr 27 odziedziczyło budynek, częśd uczniów i
nauczycieli, a zwłaszcza opiekunkę redakcji „Kiciusiów...” nauczycielkę języka polskiego panią Zosię
Dembską-Pierzchałę. Pierwsza gimnazjalna już gazetka „Bez tytułu” ukazała się 1 września 1999,
zgodnie z zamówieniem nowej dyrektor p. Alicji Sawicz, siłami byłych dziennikarzy „Kiciusiów”, ale
także tych, którzy właśnie mieli zacząd naukę w nowej szkole. Czy była jeszcze gdzieś w kraju taka
gazetka szkoły in spe? W gimnazjum wszystkie koty z tytułu gazetki zostały wygryzione przez... myszy.
To podobno one zadecydowały o tytule „Klik”, który odwołuje się do dźwięku stale towarzyszącego
pracom na komputerze, a wydawanego przez myszkę uwiązaną za ogon i dociskaną przez
wymagających dziennikarzy i redaktorów. Tak głosi legenda, ale prawda jest taka, że decyzja zapadła
we wrześniu 1999 na pierwszym spotkaniu tych, którzy zamierzali gazetkę tworzyd i zdecydowad o jej
charakterze. Na tym samym zebraniu, które wrobiło w obowiązki naczelnej Honoratę „Hondę”
Kłosowską, trudniącą się od tego momentu rysowaniem myszek i wystukiwaniem na klawiaturze w
ostatniej chwili, trochę od niechcenia, ale w imponującym tempie, wstępniaki i finałowe felietoniki na
ostatnią stronę.
Jak wyglądały pierwsze gazetki? „Kiciusie...” od początku były składane na komputerze, chociaż w
początkach bardzo przydawały się też nożyczki i klej. Czy możecie sobie wyobrazid, że pamięd
operacyjna ówczesnego komputera wynosiła... 2Kb, a twardy dysk mieścił aż... 250Mb danych.
Rewelacyjna, mała dyskietka (wówczas nowośd, chod dziś w nowszym sprzęcie próżno szukad stacji
dysków A) pozwalała przenosid dane o objętości... 1,3Mb. Członkowie redakcji „Klika” dostawali
oprócz redakcyjnych identyfikatorów takie firmowe dyskietki. Pora na Internet, pendreiv’y, dyski
przenośne przyszła znacznie później.
Prapoczątki „Kiciusiów...” wiążą gazetę z dawno już zapomnianym programem edytorskim AmiPro,
który był rzeczywiście przyjazny. Potem przyszła pora na Worda, który już tak miły nie był i prace
redaktora technicznego przy łamaniu tekstów stały się prawdziwą drogą przez mękę (zwłaszcza, jeśli
trzeba było dodad do tekstu obrazek). Teraz, od kilku lat przygotowujemy skład „Klika” w programie
Publisher, który (uwaga: najlepiej zrezygnowad z gotowych szablonów) pozwala zrobid wszystko, o
czym zamarzy redaktor techniczny. Można zrobid wszystko, ale nie dajemy się wciągnąd w tę pułapkę.
Uważamy, że siłą gazetki mają byd dobre artykuły, ciekawe, czytelne zdjęcia i przejrzysty, niemęczący
czytelnika układ zachowujący ciągłośd formuły i modyfikowany w miarę potrzeb i pomysłów. Pewną
dyscyplinę narzuca nam niewielki format, w którym strona może pomieścid maksimum trzy kolumny
tekstu i nie pozwala na wciskanie „może jeszcze jednej” fotografii. Lepiej popracowad nad redakcją
tekstu i obróbką zdjęd niż szukad kolejnych ozdobnych fontów (praktycznie cały „Klik” jest składany
czcionką Microsoft Sans Serif). Z wersją internetową bywało różnie: pierwsza ukazała się w szablonie
„Gazety Wyborczej” w kwietniu 2003 (redaktorem naczelnym tej wersji był Mateusz Sławioski),
robiliśmy próby z Qmam’em fundacji „Nowe Media”, a dziś „Klik” ma swoją stronę w sieci
(www.klik.gimnazjum27.wroc.pl), stworzoną przez ucznia, wówczas klasy pierwszej Pawła Iwaoca,
obecnego redaktora naczelnego. Zapraszamy.
Początkowo dumą napawały redaktorów ilustracje w postaci gotowej grafiki komputerowej oczywiście z kotami. Były jednak również własne rysunki i po pierwszych zachwytach nad
komputerową techniką szybko z „gotowców” zrezygnowaliśmy. Rysowano na wydrukowanych już
tzw. matrycach stron w formacie A4 i dopiero wtedy przychodziła pora na kserowanie całego nakładu
z pomniejszeniem, tak by uzyskad dla gazetki zeszytowy format A5. Praca z układaniem stron i
bigowaniem poszczególnych egzemplarzy to było zajęcie na długie godziny dla kilku osób. Gdy
zaczęliśmy korzystad z usług drukarni nakład sięgnął 500 egzemplarzy przy systematycznie rosnącej
objętości (od 8 do 44 stron), a wtedy żmudnej pracy starczało nawet dla całej klasy.
Kłopot był z fotografiami. Nim pojawiły się aparaty cyfrowe, można było kserowad wklejoną do
wydrukowanej matrycy fotografię, posłużyd się jej skanem, a nieco później zapisem cyfrowym
wykonanym z kliszy w zakładzie fotograficznym. Redakcja posiada spore archiwum takich zdjęd, ale
dziś ich jakośd już nikogo nie zadowala. Tak czy inaczej, przy kserowaniu nakładu efekt i tak był z
zasady żałosny i dobrze wiedzą o tym wszyscy, którzy do dziś wydają swoje gazetki, używając
kserokopiarki. Dziś mamy aparaty cyfrowe i prawdziwy druk. Wszystko zależy od umiejętności i
talentu fotografa-reportera. Potem jest jeszcze praca przy obróbce zdjęd (doradzamy CorelDraw lub
Photoshop, chod wiele można uzyskad w nowych przeglądarkach z „naprawiaczem” Windows’a),
precyzyjne osadzenie na łamach i pełne niepokoju oczekiwanie na wydruk. Ostatnio, oprócz
głównego nakładu - oczywiście w szarościach, robimy 25 egzemplarzy w kolorze. Druk kolorowy to
bardzo droga zabawa, ale przygotowując zdjęcia, można się wiele nauczyd o ich obróbce cyfrowej.
Czasem okazuje się, że można zrobid coś z niczego i mamy dodatkową satysfakcję. Dobre rady dla
redaktora: zdjęcie do druku przy zachowaniu wymiarów powinno mied rozdzielczośd ok. 150 dpi, a
zbiorowe fotografie to najgorszy materiał dla redaktora!
Teksty w „Kiciusiach...” pisali nawet czwartoklasiści (zdziwilibyście się jak dobre!). „Klik”
największe triumfy święcił w trzecim roku działalności, gdy finiszowali pierwsi absolwenci naszego
gimnazjum pod redakcją Honoraty Hondy Kłosowskiej. Startując po raz pierwszy w Ogólnopolskim
Konkursie Gazetek Szkolnych „Mistrz Pismaków” w 2002 r., nasza gazetka zdobyła pierwsze miejsce i
tytuł Mistrza Pismaków 2002, a dziennikarze „Klika” (Nina Kołodziejek, ta od stokrotek - symbolu
gazetki i świetnych tekstów obserwacyjnych, obecnie studentka na stypendium w Indonezji, Sandra
Szczepaoska, już magister psychologii, Piotr Rotter (Politechnika Wrocławska), Emil Janik, „bawiący”
aktualnie na studiach w Chinach (stamtąd też napisał artykuł z podróży) i przyszły prawnik, Marysia
Szczotka, Mateusz Papiernik – pierwszy fotograf Artysta Wielki i Natchniony) - aż sześd nagród
indywidualnych za swoje teksty! Od tego czasu zawsze pozostajemy w ścisłej czołówce (I miejsca,
tylko raz „Klik” zajął trzecie miejsce, a od czterech lat jest klasyfikowany na wyższym szczeblu jako
gazetka bez konkurencji i otrzymuje tytuły: „Mistrza Mistrzów Pismaków 2006”, „Gazetki nie do
pokonania 2008” oraz „Srebrnego Laureata” w 2009, a w 2010 „Złotego Laureata Forum
Pismaków”). Znacznie trudniej nam zdobywad nagrody indywidualne. Trzykrotnie uhonorowana
została nią Karolina Klipel (laureatka także konkursu o „Kacze Pióro”), dwa razy - Agata Radziemska
(była naczelna studiuje w Belgii) i raz: Grzegorz Korach (student UW), Agnieszka Sroczyoska (studentka
Politechniki Wrocławskiej), Iwona Dyrkacz. Ostatnio naszą szkołę omijają literacko-dziennikarskie
talenty, na miarę tych z pierwszych roczników.
Konkursy zaś pozwalają spojrzed obiektywnie na rezultaty własnej pracy i porównad je z
innymi. Wykryd niedociągnięcia. Zrozumied błędy. Dają satysfakcję triumfatorom, ale mogą też
zniechęcid tych, których nie dostrzeżono. Bezsprzecznie jednak inspirują i mobilizują do podnoszenia
poziomu pracy i wyznaczania sobie ambitniejszych celów.
Absolwenci Gimnazjum nr 27 im. Ossolineum z nostalgią wspominają pracę w redakcji „Klika”:
... Zaliczałam się do grupy mogącej nazywad panią Pierzchałę „panią Zosią”, i chod trwało trochę, zanim
odważyłam się tak do niej zwrócid, byłam dumna. Pisałam artykuły „na wczoraj”, „na dzisiaj” lub „na jutro”. Nie
wiedzied czemu zawsze najwięcej było tych „na wczoraj”. Oznaczało to, że należy rzucid wszystko, (...) i zająd się
pisaniem. Prawie nikt nie protestował, a nawet ci, którzy próbowali, robili to bez przekonania i szybciutko
zabierali się za robotę. Spora grupa, mimo wielu różnic, pracowała sprawnie.
Nie było czasu na nudę, ciągle coś się działo. Wiadomo było, że pani Zosia dzwoniąca do nas do domu to znak,
że coś się szykuje. Dzwonienie do niej samemu było jawnym proszeniem się o dodatkowe zajęcie, ale jakoś nikt
nie narzekał. Przyzwyczailiśmy się do dziwnych godzin pracy. To, że jest ósma wieczorem w sobotę nie oznacza,
że nie można popracowad nad nowym numerem. Zresztą, trzeba przyznad, że redaktorzy zasiadający na
niebieskiej kanapce w pokoju pani Zosi zawsze mogli liczyd na herbatkę z miętą. Przyzwyczaili się też do nagłych
i niespodziewanych akcji („Jutro zbieramy się o 9. Jedziemy do Wałbrzycha.”).
Było interesująco i bardzo aktywnie. Jednocześnie cały czas miało się świadomośd, że jest do kogo pójśd i
pomarudzid na ogólną niesprawiedliwośd świata. Pani Zosia kiwała głową i wypowiadała sakramentalne:
„Napisz o tym!” i w jakiś niepojęty sposób człowiek czuł się lepiej...
Agnieszka Oberc - była dziennikarka „Klika”, obecnie studentka Polonistyki UW
Agnieszka pracowała w redakcji Marty Zawieji (obecnie studentka V roku historii i I roku anglistyki
UW), która znakomicie sprawdzała się jako „poganiacz niewolników”, ale też sama ciągnęła
znakomitą większośd obowiązków dziennikarzy, redaktora technicznego i naczelnej. W redakcji
Magdaleny (Leny) Maciejewskiej redakcja jako szkolna elita stała się grupą wypróbowanych
przyjaciół, lubiących byd ze sobą, więc i wspólna praca była dla nich przyjemnością. Lena (ostatnio już
studentka mikrobiologii) do dziś pisze do „Klika” swojego „Mlaska”. Wspominamy, wzdychając
cichutko, psychodeliczne teksty Sandry Szczepaoskiej, wiersze Agnieszki Belki i wstrzymując oddech z
wrażenia, czytamy tekst Martyny Bartnik, tegorocznej komety właśnie znikającej za horyzontem.
Spokojna Aga Dydacka (obecnie LO nr X) tylko przez rok trzymała redakcję w pełnej gotowości, ale do
tej pory sprawdza, czy na pewno wszystko w porządku? Z pewnym niepokojem obserwujemy i
wspieramy aktualnego naczelnego (pierwszy raz chłopak!) - kipiącego energią samotnego jeźdźca
Pawła Iwaoca. Dla opiekuna gazetki kontakt z tymi wszystkimi młodymi ludźmi to ciąg
niezapomnianych i cennych doświadczeo dający siłę i niosący nadzieję.
Szkolna gazetka, to oczywiście nie gazeta – dziennik z jego szaleoczym cyklem wydawniczym, ale i u
nas bywało gorąco. Parę lat temu obsługiwaliśmy medialnie ogólnopolski finał konkursu „Ośmiu
Wspaniałych” i trzy numery gazetki, wcale nie jakieś czterostronicówki, ukazały się w trzy dni. Nad
dwoma pracowaliśmy z wyprzedzeniem, ale ostatni trzeba było składad na gorąco, by do północy
przekazad materiał do drukarni. Wieczorem zajrzała do nas pani dyrektor, ale nikt nie miał czasu, by
się nią zajmowad... Rano mocno zdziwieni uczestnicy imprezy dostali przy śniadaniu nowego „Klika” z
informacjami z dnia poprzedniego oraz zdobytymi od jurorów rozstrzygnięciami konkursu. I daliśmy
radę, ku zgrozie rodziców niektórych młodych redaktorów i dziennikarzy... Teraz też czeka nas
kolejne wydanie numeru z wrocławskiego finału „Ośmiu Wspaniałych” i rozczula nas prośba pani
wicedyrektor Wydziału Edukacji Iwony Bugajskiej: „Tylko nie aż 44 strony, dobrze?” Bo z finansami
trzeba ostrożnie: czasem jest ich nadmiar (to pod koniec roku kalendarzowego, gdy kupujemy na
potrzeby redakcji i warsztatów dziennikarskich kolejne laptopy za wygrane pieniądze w konkursie na
najlepszą inicjatywę obywatelską (konkurs organizowany co roku przez Wydział Edukacji Wydziału
Miejskiego na najlepszy samorząd uczniowski), a czasem trzeba zacisnąd pasa i szukad sponsorów. Na
szczęście tacy też się znajdują wśród rodziców i możemy wydawad naszego „Klika”. Dyrekcja (zawsze
pierwszy, wierny czytelnik) też bardzo się stara, aby gazetka była na odpowiednim, wydawniczym
poziomie.
Zwykle jest mniej nerwowo. Publikujemy próby literackie i poetyckie wyciągane przez autorów z ich
brulionów i szuflad oraz recenzje z przeczytanych książek, dokumentujemy życie redakcji, szkoły,
osiedla, miasta (odwiedzamy muzea i wystawy, uczestniczymy w uroczystościach patriotycznych,
obserwujemy i komentujemy to, co widzą wszyscy oraz to, czego większośd nie zauważa), zbieramy
wrażenia i doświadczenia dziennikarskie podczas dorocznych kilkudniowych wycieczek w okolice
Głuchołazów (w Polsce: Brzeg, Nysa, Henryków, Otmuchów, Paczków; w Czechach: okolice rezerwatu
Rejviz, Jesenik). Uczestniczymy w konkursach i szkoleniach gazetkowych lub sami je organizujemy dla
szkół z Dolnego Śląska. W minionym roku byliśmy współorganizatorem i patronem medialnym
wrocławskiego konkursu gazetek szkolnych z okazji dziesięciolecia gimnazjów. Współpracujemy z
zaprzyjaźnionymi redakcjami z Wałbrzycha z Zespołu Szkół nr II (wspólne gazetki „Klik” w „Mig”) i
Laskowic-Jelcza (zapraszamy redakcję „Świata Trójki” z SP nr 3 do Wrocławia i korzystamy z
zaproszenia na spływ kajakowy rzeczką Smortawą). Przez szereg lat ściśle współpracowaliśmy z
redakcją gazetki Gimnazjum nr 13 „Szczęśliwą Trzynastką”. Nawet w 2005 r. wspólnie z trzema
redakcjami i ich opiekunkami (p. Elżbietą Surą z Wałbrzycha i panią Małgorzatą Smolioską z
Wrocławia) zorganizowaliśmy dwie, dolnośląskie konferencje opiekunów gazetek szkolnych i ich
redakcji we współpracy z panem Krzysztofem Popielem, twórcą Otwartej Pracowni Edukacji
Kulturalnej w WCDN oraz panią dr Katarzyną Bocheoską z WSUS z Poznania. Przy redagowaniu
gazetki szkolnej warto pozyskiwad takich przyjaciół.
Współpracujemy z „dorosłą”, lokalną (Gazeta Wrocławska, Gazeta Wyborcza)i ogólnopolską prasą
(Gazeta Szkolna. Aktualności, Victor-Gimnazjalista, Loża, na portalu Scholaris, Nowe w Szkole). W
sumie w prasie ukazało się ok. 160 artykułów autorstwa naszych Klikowców. Zapraszamy do siebie
dziennikarzy i sami uczestniczymy w różnego rodzaju spotkaniach. Warsztaty jako fachowe szkolenia,
spotkania z zawodowcami – są niezwykle istotne. Przyjacielskie spotkania szkolnych redakcji z
różnych ośrodków (dwóch - trzech), ale bez presji współzawodnictwa, jako kolegów po piórze czy
„współtowarzyszy niedoli” - nie do przecenienia. Tylko w takich warunkach można byd dla siebie
nawzajem inspiracją.
Nasza szkoła może byd z nas dumna, a „Klik” jak magnes przyciąga absolwentów wrocławskich
podstawówek, którzy chcą zmierzyd się ze szkolnym dziennikarstwem. Jest trochę jakby paostwem w
paostwie w Gimnazjum 27, bo wiadomo - media to czwarta władza. Kolejnym redakcjom ustawia
wysoko porzeczkę w trudnej kategorii wzorów i celów. Rzuca wyzwanie kolejnym szkolnym
pokoleniom i konkurencyjnym redakcjom, kreuje szkolne elity, ale i budzi w środowisku wiele
mieszanych emocji, zwłaszcza gdy najlepsi zamiast matematyki wybierają pracę w gazetce (u siebie
zawsze najtrudniej) i tylu fal entuzjazmu u najróżniejszych czytelników - od uczniów podstawówki po
emerytów z naszej dzielnicy, od pani prezydentowej Jolanty Kwaśniewskiej po biskupów i profesorów
wyższych uczelni z profesorem Janem Miodkiem na czele.
***
Dziś „Klik” ma już dziesięd lat i swoje wie. Stałe miejsce w postaci felietonu ma w nim Mlask, który chod niewątpliwie jest myszą - jakoś dogaduje się z psami, sarnami, kotami, papugami a nawet
rybkami pojawiającymi się w tekstach czy na ilustracjach. Mlask jest gospodarzem i najlepiej mógłby
opowiedzied o wszystkich, którzy w „Kliku” pisali, rysowali, dla niego robili zdjęcia. Jednych lubił
bardziej, innych - mniej. Niektórych po prostu uwielbiał (nawet mimo ich wad), innych podziwiał i
darzył najwyższym szacunkiem, a nawet patrzył na nich z nabożną czcią (podobno ma nawet przy
łóżku fotografie kilku byłych autorów, a przy niektórych często ustawia świeże kwiaty albo kładzie
wieczorem kawałeczek sera i cichutko wzdycha). No, po prostu wie, że bez tekstów Hondy, Emila,
Sandry, Piotrusia, Sławka, Jasia, Karoliny, Marty, Agnieszki i Agi, Leny, Pauliny, Natalii, Iwony, Zosi,
Magdy, Łukasza, Michała.... Pawełka, nadwornych rysowników i fotografów oraz oczywiście udziału
pani Zosi oraz pana Marka „Klik” nie byłby „Klikiem”. Ponadpokoleniowe, coroczne spotkania
redakcyjne - podtrzymywanie więzi absolwentów z tytułem, a jednocześnie budowanie poczucia
odpowiedzialności u członków aktualnej redakcji, to podstawowa korzyśd wychowawcza wynikająca z
poczucia trwałości własnych dokonao. Jeśli robię coś ważnego, trwałego, to i ja jestem czymś więcej...
Mam poczucie własnej wartości.
Mlask martwi się, że w jego norce trudno już ustawiad konkursowe trofea i z przerażeniem myśli o
kolejnym spotkaniu wszystkich kolejnych redakcji. Niby do kolejnej wigilii znowu jest daleko, ale
norka większa nie będzie, a ludzi z każdym rokiem przybywa! A jak przyjadą jeszcze przyjaciele z
zaprzyjaźnionych redakcji z Jelcza i z Wałbrzycha! Nie ma co. Trzeba będzie zrobid skromne standing
party z paluszkami. No i z serem oczywiście!
Zofia Dembska-Pierzchała
Opiekun gazetki „Klik”
Gimnazjum nr 27 im. Ossolineum we Wrocławiu

Podobne dokumenty