Internatka nr 8 Marzec 2016

Transkrypt

Internatka nr 8 Marzec 2016
Internat Zespołu Szkół Nr 23 we Wrocławiu
„INTERNATKA”
MARZEC 2016
WYDANIE NR 8
Spis treści
Od redakcji
Z życia internatu
Pora na nigdy niekończące się wakacje :) - wywiad z Panią Alą
Dzień Życzliwości
Kulinarne potyczki
Chłopska Szkoła Biznesu w internacie
Przy wigilijnym stole
Konkurs na świąteczny wystrój pokoju
Zbiórka charytatywna
Trochę kultury nie zaszkodzi
Pomiędzy wierszami
Galeria twórczości Martyny Kędzi
Galeria twórczości Wiktorii Gajzler
Galeria fotografii Sandry Bagińskiej
Problemy współczesnej młodzieży
Współczesne formy uzależnień młodzieży
Po drugiej stronie lustra – anoreksja
Młodzi wstydzą się rzeczy, których nie powinni
Przeciw stereotypom
Najlepsze felietony, artykuły, refleksje
Przebudzić się, to znaczy żyć radośnie
Czas na życie bez wyścigu. Slow Life
Ucieczka z Alcatraz
Następny przystanek: Wzgórze Partyzantów
Święty Mikołaj nie istnieje
Kara śmierci. Trochę historii
Słowa, bogactwo, bieda?
Żołnierze Niezłomni - dawni bohaterowie
Co się dzieje
Moje hobby: deskorolka
Miejsca we Wrocławiu warte odwiedzenia
Mindfulness oraz rebus
1
2
3
6
8
10
11
12
13
14
15
16
18
19
21
22
24
26
28
31
34
36
38
40
41
42
43
44
46
Od redakcji…
Kiedyś słowo pisane było czymś niedostępnym. Obecnie dostępność do niego jest
czasami zbyt duża. W momencie, kiedy naszym podstawowym narzędziem do komunikacji
z innymi stają się internetowe komunikatory tekstowe. Narzędzie, które pozbawia
bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, a co za tym idzie pozbawia nas – odbiorców
komunikatu, aż 70% jego niewerbalnej treści. Taki okrojony z gestykulacji, mimiki twarzy,
postawy ciała i tonu głosu „surowy” komunikat wędruje do drugiego człowieka, o czym
czasami zdarza nam się zapominać. Zamiast emocji wysyłamy emotikonki. Skutkiem tej
nowoczesnej technologii jest cofanie się do średniowiecza, ponieważ nie rozwijamy
naszych zdolności logicznego argumentowania i dłuższego wypowiadania się zarówno
słownie jak i na papierze. Coraz częściej można spotkać widok nastolatków siedzących
obok siebie na ławce w parku i rozmawiających ze sobą przez Messengera itp. Nie
potrafimy rozmawiać ze sobą. Na szczęście w tej globalnej wiosce znajdują się osoby, które
przełamują ten schemat. Obiecującym jest, kiedy przy okazji składania gazetki słyszymy:
„kiedy się nudzę piszę opowiadania”. Coraz częściej zdarzają się też osoby, które mają
odwagę poprawić nas, kiedy w koleżeńskiej wymianie zdań popełnimy jakiś błąd. Są to
osoby, które potrafią się odwrócić do tego „nowoczesnego średniowiecza” plecami
i powiedzieć: „technologia jest tylko narzędziem, które ma mi pomóc w komunikacji
z drugim człowiekiem, ale nigdy jej nie zastąpi” i tym samym dbają o piękno naszej
polszczyzny.
Nasza „Internatka” jest żywym dowodem na potwierdzenie tej tezy. Otóż znajdują się
w niej teksty pisane przez nas dla nas – mieszkańców internatu i poruszają tematy, które
aktualnie są na czasie. Zatem oddajemy w Wasze ręce kolejny, już ósmy numer naszej
gazetki i życzymy miłej lektury.
Redakcja
2
Z ŻYCIA INTERNATU
Pora na nigdy niekończące się wakacje :)
– wywiad z panią Alą
- Od kiedy pracuje Pani w naszym internacie?
- Jestem z wami od 2006 roku. W zasadzie mam już ponad 25 lat pracy za sobą. Poprzednio pracowałam
w ZS nr 23, a później przeniosłam się do internatu. Pierwotnie technikum kolejowe, oraz internat były ze sobą
ściśle powiązane. Do internatu byli przyjmowani tylko uczniowie w/w technikum.
- Proszę opisać, jak wyglądał internat w tamtym czasie? Ile było pokoi, czy były takie pomieszczenia, które
obecnie stały się bezużyteczne?
- Wyglądał podobnie jak teraz, nie ma zasadniczych zmian. Jeszcze dawniej, jakieś 25 lat temu wyremontowano
i zagospodarowano poddasze. Wcześniej nie było czwartego piętra, były tam tylko strychy. I dzięki temu,
że przeprowadzono remont powstały nowe pomieszczenia, tzn. biblioteka (obecny pokój nr 58), świetlica oraz
siedem pokoi. W każdym pokoju mieszkały po 3-4 osoby. Problem był z łazienkami, bo tych łazienek zawsze
było za mało, a młodzieży zawsze było dużo. Nie było pomieszczeń bezużytecznych, każde lokum było należycie
wykorzystane. Na parterze były dwie izolatki. Obecny pokój nr 17 i nr 26 były pokojami nauki własnej,
a w pokoju nr 25 mieściła się kuchnia uczniowska.
- Jak wyglądało życie młodzieży w internacie (czy królowała tylko nauka, czy czas poświęcano również na
rozrywkę - zabawę)?
- Myślę, że w internacie zawsze był czas na wszystko. A więc, był czas na naukę, był też czas na dyskoteki, które
dosyć często były organizowane (przeważnie w czwartki), ale… jak był czas na naukę, to był to czas na rzetelną
naukę. Jeszcze zanim ja tu przyszłam, jakiś rok wcześniej, to panie wychowawczynie miały swoich uczniów,
którzy, jak już mówiłam, chodzili tylko do Technikum Kolejowego; każda z nich chodziła do szkoły, zaglądała do
dziennika: jak się dzieciak sprawuje, czy chodzi na zajęcia, czy ma jakieś problemy z nauką, a jeżeli je miał,
to faktycznie panie wychowawczynie organizowały różne lekcje dodatkowe, żeby te dzieci podciągnąć. Czy
młodzież rozrabiała? No też rozrabiała, jak to mówią, był czas na wszystko, na naukę, na zabawę i na różne
„hocki klocki” (śmiech). No wiesz, u nas, w internacie, nigdy nie było narkotyków, nie zdarzały się takie rzeczy…
żeby ktoś tam za dużo…Za to, zresztą, młodzież miała karę. Jak któryś próbował alkoholu, czy nie wrócił na czas,
no to miał jakieś dodatkowe zajęcia porządkowe. To nie była taka kara, jak teraz, że był relegowany z internatu,
natomiast było jakieś sprzątanie, np.: sprzątanie chodnika przed internatem, usuwanie śniegu, zamiatanie
podwórka itp. To były kary za wykroczenia, które czegoś uczyły i przestrzegały przed następnym złamaniem
regulaminu.
-Teraz jest większy rygor?
- Myślę, że teraz uczniowie mają więcej przestrzeni, więcej luzu. Kiedyś wszystko było sprawnie zorganizowane.
Młodzież pomagała w kuchni, miała dyżury na portierni… Jak tutaj przyszłam, to w recepcji pracowały starsze
panie i jak któraś, przykładowo, złamała nogę, czy się rozchorowała, to wtedy uczniowie mieli dyżury
w portierni. Pamiętam, że ktoś był kiedyś „oddelegowany” do kuchni. Tam często trzeba było pomóc, no
i wychowawczynie, czy pani kierownik sporządzali listę doraźnych dyżurów. My byłyśmy z panią Ulą, jak to
mówią,” dobre ciocie”. Dzieci przychodziły do nas, w zasadzie, więcej się zwierzały niż wychowawcom. Kiedyś
bardziej się bano wychowawców. Trzeba było “chodzić” jak w zegarku, a teraz jest większy luz, tak mi się
wydaje.
- Jakie imprezy okolicznościowe organizowano?
- Były spotkania wigilijne, otrzęsiny, często jakieś konkursy na ozdoby bożonarodzeniowe, wielkanocne,
Pamiętam takie imprezy, jeszcze z początku (dawniej, dawniej), to się organizowało spotkanie listopadowe,
czytano wiersze, wspomnienia. Ja też miałam czas i lubiłam się tym zajmować. Pamiętam, że np. przy
otrzęsinach wychowawczynie przebierały się za pielęgniarki, pani kierownik za Wielkiego Brata.
-Które, w Pani ocenie, święta internackie mogłyby być dalej kultywowane?
3
Z ŻYCIA INTERNATU
Pora na nigdy niekończące się wakacje :)
– wywiad z panią Alą c.d.
- W mojej ocenie wszystkie, bo wtedy młodzież uczy się tego, że warto robić coś dobrego dla siebie i innych.
- Czy pamięta Pani, jakieś spektakularne wydarzenie, typu pożar w naszym internacie? Czy zawsze można
było czuć się bezpiecznie?
- Nie było nigdy pożaru, czy jakiegoś innego zagrożenia. Bywało nieraz, że nas zalało, no ale nie z naszej
przyczyny. Studzienki się zatykały, ale nie gdzieś tam na górze, tylko piwnicę nam zalewało. Czasami zdarzało
się, że otworzył nam jakiś pijaczyna i zabłądził, usiadł na schodach i się kiwał, wtedy wzywano policję albo,
co silniejsi chłopacy, odstawiali go na posterunek, ale innych rzeczy nie pamiętam.
- Czy regulamin internatu zawsze budził kontrowersje? Myślę o godzinach nauki, ciszy nocnej?
- Zawsze, zawsze. Wydaje mi się, że cisza nocna powinna obowiązywać po godzinie 22.00 i tak zawsze było.
Cisza nocna obowiązywała nas nawet, gdy w internacie była organizowana jakaś impreza, bo zaraz nas
monitorują mieszkańcy z przylegającego do internatu budynku i są, że tak powiem, różne cyrki. A jeżeli
chodzi o godziny nauki? Regulaminy są po to, żeby je łamać, jak to niektórzy mówią, ale można też
rozmawiać o tym z dyrekcją.
- Czy przypomina sobie Pani pierwszy dzień pracy?
- No tak, 10 lat temu byłam załamana; nie wiedziałam co mam robić; nie wiedziałam, które klucze, komu dać,
jak i co? Do pracy przyszłam we wrześniu, było dużo nowych uczniów. Pani Ula zawsze mnie motywowała,
mówiła: „dasz radę!”. No i faktycznie, dałam.
- Co najbardziej się tutaj Pani podoba, a co – w Pani ocenie – powinno ulec zmianie?
- Najbardziej podoba mi się atmosfera. Jest taka rodzinna! Może dlatego, że jest pani kierownik, która tak
o nią dba. Ta atmosfera wszystkim się udziela. Panie w kuchni też są fajne, nie ma żadnych konfliktów.
Co bym chciała zmienić? Nic.
- Czy bywały w Pani pracy takie momenty, że miała Pani wszystkiego dosyć?
- No też miałam czasami takie dni, np. gdy byłam chora i szłam do pracy, a w internacie trzeba było być od
godziny 14.00 do 22.00, albo odwrotnie - od 6.00 do 14.00. Czasami miałam dosyć; czasami dzieci były też
złośliwe, potrafiły nam takie kawały robić, że naprawdę w głowie się nie mieściło. Potrafiły nam klucze
pozabierać, gdzieś tam powyrzucać. No różnie bywało. Czasami miałyśmy z Panią Ulą dosyć takich numerów.
A staramy się, żeby nie było konfliktów między nami, a dzieciakami; a nie wszystkie dzieci nas lubią. Nie
wpuścisz koleżanki – gościa o niedozwolonej godzinie i już jest zła na Ciebie. Kiedyś przyszła taka
dziewczynka w niedzielę - a ja mówię “Nie ma odwiedzin”, potem przyszła w piątek i mówię “w piątki też nie
ma wizyt” - no to już się pogniewała na mnie, bo jej nie wpuściłam z chłopakiem, a on chciał tylko jej plecak,
czy torbę zanieść. No, ale są przepisy i trzeba się do nich dostosować.
- Kim chciała Pani zostać w dzieciństwie?
- Bardzo ładnie malowałam. Całe życie marzyłam, aby zostać plastykiem, albo dekoratorem, bo to lubiłam
robić… Ale minęłam się z powołaniem i robię to, co robię. Skończyłam zawodówkę, a później Technikum
Kolejowe, ale bardzo późno żeśmy je skończyły, bo skończyłyśmy je z Panią Wiesią – jakieś 10 lat temu. Też
razem z panią Wiesią robiłyśmy maturę. Muszę przyznać, że byłyśmy z tego powodu bardzo dumne,
bo w naszym wieku zdawać maturę… Miałam wtedy z 50 lat, ale satysfakcja była niesamowita. Chodziłyśmy
z Panią Wiesią we wszystkie soboty i w niedziele do szkoły (od godziny 6 do 15), ale opłaciło się. Utarłam
komuś nosa, sobie zrobiłam satysfakcję i córkę zmobilizowałam, że też ma zdawać maturę. Moja córka
zrobiła maturę zaraz po mnie.
- Czy praca w internacie wpłynęła na zmianę Pani poglądów, co do życia i zachowania młodzieży?
--Wydaje mi się, że zawsze były takie same – nic się nie zmieniło w moich poglądach na młodzież.
4
Z ŻYCIA INTERNATU
Pora na nigdy niekończące się wakacje :)
– wywiad z panią Alą c.d.
- Czy praca z młodzieżą sprawia pani satysfakcję?
- Tak, nawet dużą, bo kiedy posadzę kogoś (z młodzieży) na portierni to czuje się bardzo ważny
(śmiech).
- Wydarzenia z przeszłości budzą w nas wspomnienia. Czy jest Pani sentymentalną osobą?
- Na starość wszyscy robimy się sentymentalni. Lubimy wspominać, to co było, ale chyba większość
ludzi jest sentymentalna.
- Jeśli miałaby Pani opisać internat w trzech słowach, jak by one brzmiały?
- Super placówka, w innych internatach, czy bursach we Wrocławiu nie ma takich obiadów
– my tu mamy, w zasadzie, wszystko swoje, nie mamy nic obcego, nie mamy tutaj żadnego cateringu,
jesteśmy, jak to mówią, samowystarczalni.
- Doszły do nas słuchy, że w tym roku – 2016! – w lutym, odchodzi Pani na emeryturę. Czego
najbardziej będzie Pani brakowało?
- Tej młodzieży (śmiech), niektórych wychowawców i pracy... Pracy będzie mi brakowało... Wszystko się
kiedyś kończy, jak to się mówi. Jest pora na pracę, jest pora na emeryturę i pora na nigdy niekończące
się wakacje! To już mój czas… Na pewno Was będzie mi brakowało. I tej atmosfery. Czasami dzieje się
dużo między nami, ale jest zawsze ok. Będę odchodzić, jak to mówią, ze łzami w oczach. Człowiek się
przyzwyczaił. 10 lat w internacie, 15 lat w szkole, razem to ponad 25 lat. Rozczulam się. Wszystko
kiedyś się kończy!
Krzysztof Haszczuk
5
Z ŻYCIA INTERNATU
Dzień Życzliwości
21 listopada we Wrocławiu po raz kolejny obchodzono Dzień Życzliwości. Ideą akcji było hasło:
"Jednego dnia przypominamy o tym, że warto być życzliwym przez cały rok. ". Mieszkańcy naszego
internatu przygotowania do tego święta zaczęli miesiąc wcześniej, by 19 listopada (czwartek) wszystko
było dopięte na ostatni guzik. Motywacyjnymi cytatami obkleiliśmy schody. Na drzwi od pokoi
doczepiliśmy hasztagi (m.in. "#życzliwiżyjądłużej", "#życzliwinacodzień"). Przy wyjściu powiesiliśmy baner
(ciekawostka: robiliśmy to po północy). W widocznych dla wszystkich miejscach przywiesiliśmy plakaty.
Zdobyliśmy gadżety od Urzędu Miasta. Kupiliśmy batoniki. Poprosiliśmy panie kucharki o upieczenie
szarlotki. Przykleiliśmy cytaty do talerzyków, na które nakładaliśmy ciasto.
Po wszystkim możemy stwierdzić, że watro było zaangażować się w obchody Dnia Życzliwości
w 100%. O godzinie 17:00 rozpoczęliśmy wieczór gier planszowych, który cieszył się dużym
zainteresowaniem. Jenga, Eurobusines, Monopoly, Ponad Słowami, Scrablle, Poker, Wygibajtus to
planszówki, w które grano najchętniej. Każdy zwycięzca mógł wylosować nagrodę za pokonanie
przewodników. (Wszystkim wygranym raz jeszcze gratulujemy!). Rozgrywki trwały ponad 1,5 h.
Po kolacji i ciepłym prysznicu, ponad trzydzieści osób zebrało się w świetlicy, by uczestniczyć w
dyskusji. Na początku obejrzeliśmy krótki materiał filmowy, posłuchaliśmy piosenki pt. "Dziwny jest ten
świat" Czesława Niemena, a następnie zaczęliśmy rozmowę na temat tzw. hejtu. Wyjaśniliśmy siebie, jaka
jest różnica między konstruktywną krytyką a hejtem oraz uznaliśmy, że najlepszą postawą wobec hejtu
jest ignorowanie złośliwych komentarzy. Na zakończenie rozpoczęliśmy "grę niespodziankę" - po świetlicy
krążyły kartki z imionami, na których każdy o każdym z obecnych napisał coś miłego - oraz
poczęstowaliśmy się przepyszną szarlotką. Wraz z końcem dnia teoretycznie zakończyliśmy świętować
Dzień Życzliwości, natomiast praktycznie obchodzimy go nadal - codziennie, aż do końca naszego pobytu
w internacie.
P.S. Pamiętaj, że to Ty decydujesz, jaki będzie dzisiejszy dzień! (:)
Karolina Wakczak
6
Z ŻYCIA INTERNATU
Dzień życzliwości - zdjęcia
7
Z ŻYCIA INTERNATU
Kulinarne potyczki
Osoby, które zostały w internacie 11 listopada lub 6 stycznia br., wiedzą, że na stołówkowych stołach w tych
dniach pojawiło się wiele pyszności, których na co dzień w jadłospisie nie widujemy. Pierogi ruskie, ciasta,
rogaliki, hot-dogi w cieście, krokiety... Chcąc, nie chcąc lodówka, bądź piekarnik niczego gotowego nie
wypluje. Ktoś musiał to wszystko przygotować, wyrobić, rozwałkować, pokroić, posklejać, doprawić,
wymieszać, ugotować, upiec, podsmażyć, wyłożyć na talerze. Przyszła Ci do głowy myśl „Kto?”. Nawet jeśli
nie wiesz, to bez obaw – za moment poznasz odpowiedź.
Za wszystkie potrawy przygotowane jedenastego listopada oraz szóstego stycznia należą się gorące brawa
dla naszej niezastąpionej, wspaniałej, internackiej kucharki – Pani Marysi. Chociaż, jak często sama
podkreśla, nie zdołałaby zrobić tego wszystkiego, gdyby nie jej pomocnicy...
W Dzień Niepodległości zeszłam na śniadanie, jak każdego innego dnia. Nie spodziewałam się tego, kogo
zobaczę w roli osoby wydającej posiłki. Kacper (jeden z pierwszoklasistów, który zyskał pseudonim: Wnuk
Pani Marysi) w kuchennym fartuchu uśmiechnął się promiennie i powiedział - jak gdyby nigdy nic -„Cześć”.
To on zdradził mi, co dzieje się w kuchni. Po skończonym śniadaniu, czym prędzej do niej pognałam. Jola
i Gosia u boku Pani Marysi były zajęte formowaniem ciasta. Podciągnęłam rękawy; akcję pt. „Lepienie
pierogów” czas zacząć. Mijały minuty, a w kuchni robiło się coraz tłoczniej. Maciek, Ola, Natalia, Przemek,
Patrycja, Kasia i Krzysiek też zdecydowali się pomóc. Mąka była dosłownie wszędzie, ale podczas pracy nie
zwracaliśmy na to uwagi. Nikt nie przypuszczał, że dzięki rozmowie czas przyspieszy, a lepienie pierogów
będzie przyjemniejsze, niż kiedykolwiek. I pomyśleć, że niektórzy po raz pierwszy mieli w dłoniach surowe
ciasto. Około 900 sztuk. Tyle pierogów ruskich udało nam się zrobić. Niedługo musieliśmy czekać,
aż zostaną zjedzone...
Jak wiecie, bądź nie wiecie, 5 stycznia zorganizowaliśmy Noc Filmową. Na zegarach dochodziła 3:00, gdy
skończyliśmy oglądać filmy pt. „Więzień labiryntu: Próby ognia” oraz „Interstellar”. Idealna pora, by pójść
do kuchni, prawda? Poszliśmy. Krzysiek, Marek i Przemek byli moimi towarzyszami. W końcu nie mogliśmy
zostawić Pani Marysi samej, wiedząc iż 6 stycznia jest dniem wolnym od szkoły, dzięki czemu zdążymy się
wyspać. Myśleliśmy, że nasza praca skończy się na przygotowaniu jednej potrawy, lecz kiedy Pani Marysia
powiedziała, ile smakołyków dla nas zaplanowała, nie kryliśmy zdumienia. Zaczęliśmy przygotowywać
ciasto na naleśniki, hot-dogi i rogaliki. Na tym się nie skończyło. Trzeba było ciasto drożdżowe ugnieść,
rozwałkować, pokroić, nałożyć na nie powidła, uformować i czekać, aż piec się nagrzeje. Doczekaliśmy
zmiany wychowawców. Pani kierownik zobaczyła nas pracujących o 6:00 nad ranem. Wróciliśmy do pokoi
jakieś 30-40 minut później. Owocnie zaczął się ten dzień.
Odsypiałam, kiedy inni pomocnicy (jak się później dowiedziałam) przyszli do kuchni. Maciek i Gosia
przygotowali pyszne krokiety, których mogłabym zjeść setkę, a Wojtek dzielnie i wytrwale kroił mięso,
mieszał sos oraz zawijał naleśniki. Brawa dla nich!
Wspomniane dwa dni były wspaniałe i zdecydowanie wyróżniają się na tle rutyny, którą się otaczamy. Nigdy
się nie powtórzą, ale i nie wyfruną z pamięci. Jedyne co mogę tu jeszcze napisać, to to, iż zachęcam do
zaangażowania się w pomoc w kuchni. Jest w niej niewiarygodnie sympatycznie, pogodnie, szczerze
i zabawnie. Polecam.
Karolina Walczak
8
Z ŻYCIA INTERNATU
Kulinarne potyczki - zdjęcia
9
Z ŻYCIA INTERNATU
Chłopska Szkoła Biznesu w internacie
Po raz pierwszy w naszym internacie zagraliśmy w „Chłopską Szkołę Biznesu”. Jest to gra
ekonomiczna wydana przez MIK (Małopolski Instytut Kultury w Krakowie ). Uczy ona jak zarządzać
pieniędzmi, towarem oraz wolnym czasem. Z pozoru bardzo chaotyczna i trudna do opanowania,
ale to tylko pozory. Na zajęcia prowadzone przez Ewę Grobelną oraz Agatę Chwiszczuk zgłosiło się
13 osób.
Zabawa odbywała się w świetlicy na 4 piętrze. Z zapałem rywalizowaliśmy ze sobą przez
45 min. Po ciele spływał pot zwycięzców i łzy przegranych. Wszyscy jednogłośnie zdecydowali, że gra
ich porwała i chcą więcej takich sposobów spędzania wolnego czasu w internacie. Będzie możliwość
zorganizowania części II, jeśli tylko zgłosi się minimum 12 osób.
Jeśli jesteś zainteresowany/a/, więcej informacji znajdziesz na stronie: csb.mik.krakow.pl/opisgry/
Franek Grobelny
10
Z ŻYCIA INTERNATU
Przy wigilijnym stole
W czwartek, 17 grudnia 2015 roku w naszym internacie odbyła się Wigilia. To wydarzenie, które
w placówce posiada niezwykle bogatą tradycję, umożliwiło wspólne spotkanie zarówno wszystkich
członków internatu, jak i kadry pedagogicznej.
Na początku Pani kierownik przedstawiła program wspólnego wieczoru, po czym
wspólnie powitaliśmy Panią dyrektor, która poza swoją obecnością uświetniła ten wieczór pięknym
wystąpieniem, w którym skierowała do nas wszystkich życzenia. Pani kierownik również życzyła nam
Wesołych Świąt i wszystkiego dobrego.
Po tej chwili refleksji nadszedł czas na rozstrzygnięcie świątecznych konkursów.
Wychowawczyni pani Adrianna Błaszczyk, która jest opiekunem Samorządu Internatu, oraz Przemek
Świderski – który reprezentował nasz Samorząd – wspólnie wręczyli nagrody za najładniej ozdobiony
świątecznie pokój.
Po tych krótkich ogłoszeniach, na zakończenie części oficjalnej, Wiktoria Gajzler i Kamila
Rezner zaprezentowały swój talent, wykonując utwór „All I want for christmas”. Następnie rozpoczęła się
druga część Wigilii, czyli przygotowana przez nasze panie z kuchni kolacja, na której nie zabrakło
świątecznych potraw, które oczywiście były wyśmienite:)
Jakub Dworzański
11
Z ŻYCIA INTERNATU
Konkurs na świąteczny wystrój pokoju
Samorząd Uczniowski pragnie serdecznie podziękować za duże zainteresowanie, jakim
cieszył się konkurs na świąteczny wystrój pokoju. W konkursie udział wzięło 12 pokoi (10 pokoi
dziewcząt i 2 pokoje chłopców), łącznie 38 osób. Nagrodą dla pokoi, które uplasowały się na
podium były bony podarunkowe i słodki poczęstunek. Z kolei wyróżnienia nagrodzono zestawem
słodyczy, a dla pozostałych uczestników przewidziano słodki poczęstunek. Nagrody przyznawała
komisja w składzie: opiekun SU – pani Adrianna Błaszczyk oraz przedstawiciele SU: Ola Lange,
Maciej Jakobina, Przemysław Świderski, a wystrój pokojów uwieczniła aparatem Sandra
Bagińska. Poniżej prezentujemy wyniki obrad komisji.
Za udział w konkursie dziękujemy:
p. 55 (Angelika, Oliwia, Karolina)
p.54 (Paulina, Patrycja)
p.46 (Ola, Agata, Klaudia)
p.43 (Wiktoria, Jagoda, Wiktoria)
p.40 (Julia, Basia, Ola)
p.29b (Kaja, Patrycja, Karolina, Kasia)
Wyróżnione zostały:
p.58 (Klaudia, Ola, Natalia)
p.43b (Martyna, Magda, Zuzia)
Miejsca na podium:
III m-ce ex aequo p.36 (Wojtek, Łukasz, Krzysiu)
p.43b (Martyna, Magda, Zuzia)
II m-ce p.42 (Ola, Dorota, Laura, Agata)
I m-ce p.47 (Ula, Magda, Ada, Ania)
Opracowanie: Przemek Świderski
12
Z ŻYCIA INTERNATU
Zbiórka charytatywna
Jak wiadomo - a może niektórzy z Was nie wiedzą - w październiku powstał nasz internacki
wolontariat. Co tydzień spotykamy się z Panią Kierownik i planujemy działania, które mają na celu
niesienie pomocy mieszkańcom naszego osiedla. Wielu z nich boryka się z biedą, brakiem wsparcia
i chorobami, które utrudniają im codzienne życie.
Ostatnio wolontariusze, w naszej stołówce, wystawili kartony, do których każdy wrzucał to, co mógł.
I tak, w pudle znalazły się: cukier, mąka, sól, ryż, herbata, płatki śniadaniowe, słodycze oraz wiele innych
artykułów potrzebnych do codziennego funkcjonowania gospodarstwa domowego. Zawartość,
a nazbierało się tego kilka kartonów, trafiła do wielodzietnej rodziny, która znalazła się w bardzo trudnej
sytuacji życiowej.
Przynajmniej tak mogliśmy im pomóc:)
Jeśli tylko chcecie - możecie do nas dołączyć. Wspólnie możemy zdziałać jeszcze więcej!
Zapraszamy na spotkania wolontariatu – więcej informacji u Pani Kierownik.
Krzysztof Haszczuk
13
TROCHĘ KULTURY NIE ZASZKODZI
Pomiędzy wierszami…
Poezja autorstwa Bartosza Dulskiego
Spotkanie
Zanim mnie zobaczysz
Chcę byś powiedziała
Gdzie pierwsze nasze spojrzenie się zdarzy
Które już zawsze będziesz pamiętała
Jak Cię rozpoznam? Ludzkie spojrzenia,
Każdy błądzi, szuka krótkiego zdarzenia
Każdy chwile chce ziścić wyśnione
By móc się zakochać i sny mieć spełnione
***
Stropy wciąż te same
Ta sama samotność
i cisza
Uczucia nienazwane
Spokoju zawodność
Nie zbliża
Nas do siebie. Po co się trudzę?
Szara pustka wewnątrz
Nikt inny nie wie?
Wierzę, że kiedyś się przebudzę
i wyjdę na zewnątrz
poszukać siebie
***
Kwiaty róż powiewają na samotnej drodze
Zachód słońca przy dźwiękach pianina
Bordowe płatki światkami samotnego cierpienia
Zapomnianego przez tych, co w przód podążają srodze
Na białym stole samotny kielich gorzkiego wina
Nie wrócisz. Już Cię Tam nie ma.
Więc idź śmiało w przód, odkryj nowe pejzaże
Niech los maluje czernią i bielą
Niech smutki i z przeszłości wojaże
Twej wędrówki ku świcie nie dzielą
4
14
TROCHĘ KULTURY NIE ZASZKODZI
Galeria twórczości Martyny Kędzi
15
TROCHĘ KULTURY NIE ZASZKODZI
Galeria rysunku Wiktorii Gajzler
16
TROCHĘ KULTURY NIE ZASZKODZI
Galeria rysunku Wiktorii Gajzler c.d.
17
TROCHĘ KULTURY NIE ZASZKODZI
Galeria fotografii Sandry Bagińskiej
18
PROBLEMY
WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY
Współczesne formy uzależnień młodzieży
Postęp technologiczny i charakter cywilizacji XXI w., która z jednej strony naraża nas na
niekontrolowany stres, nudę i pustkę, a z drugiej wzmacnia dążenia do natychmiastowej gratyfikacji potrzeb,
doprowadziły w konsekwencji do pojawienia się niespotykanych dotąd uzależnień. Nowe uzależnienia to
uzależnienia nie od substancji, a uzależnienia behawioralne.
Poniżej prezentujemy niektóre z nich:
1.Ortoreksja - forma zaburzenia psychicznego podobnego do anoreksji. Jego skutkiem jest przyjęcie ideologii
„jedynie słusznego jedzenia”. Patologiczna obsesja na punkcie spożywania zdrowej żywności. Osoby dotknięte
ortoreksją unikają spożywania określonych pokarmów, czasami również określonych sposobów obróbki
żywności, ponieważ uważają, że są one szkodliwe dla zdrowia.
Cechy charakteryzujące ortorektyków:
•koncentracja na wszystkim, co jest związane z przygotowywaniem, przechowywaniem i konsumowaniem
żywności,
•stopniowe eliminowanie z diety kolejnych produktów, uznawanych za szkodliwe,
•odstępstwo od ustalonych zasad prowadzi do pojawienia się poczucia winy i lęku,
•ze względu na pojawiające się trendy i presję społeczną osoba dotknięta zaburzeniem nie zdaje sobie
sprawy ze skali problemu.
2.Bigoreksja – dysmorfia mięśniowa, zaburzenie psychiczne polegające na subiektywnym niedostatku estetyki
własnego ciała pod postacią uczucia posiadania niewystarczającej masy mięśniowej.
Swój początek bierze pod koniec okresu dojrzewania, często dotykając osoby wcześniej rzeczywiście wątłe,
mające problemy z funkcjonowaniem w grupie rówieśniczej lub zaburzone relacje z bliskimi (np. rodzicami).
Może współistnieć z zaburzeniami depresyjnymi.
Kryteria rozpoznania według H. Pope
•zaabsorbowanie uporczywą myślą, że ciało nie jest wystarczająco umięśnione, spędzanie wielu godzin w
siłowni i stosowanie wymagających diet,
•nadmierne zaabsorbowanie budową własnego ciała,
•częsta ocena wizualna własnych mięśni w lustrze, sprawdzanie obwodów mięśni wszystkich partii ciała,
•podporządkowywanie rozkładu zajęć treningom i rezygnacja z zajęć mogących skrócić trening,
•kontynuowanie treningów i diety nawet w sytuacji gdy pogarszają one samopoczucie, bądź stanowią
zagrożenie dla zdrowia,
•unikanie sytuacji mogących prowadzić do pokazania własnego ciała.
3. Fonoholizm – nadmierne i szkodliwe korzystanie z telefonu komórkowego. Telefon dla młodych ludzi to
narzędzie służące utrzymywaniu kontaktów towarzyskich, narzędzie dostępu do informacji oraz źródło
rozrywki. Nomofobia – paniczny strach przed brakiem dostępu do telefonu.
19
PROBLEMY
WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY
Współczesne formy uzależnień młodzieży
c.d.
4. Siecioholizm, netoholizm, netopatia
Zespół uzależnienia od Internetu (ZUI, uzależnienie od Internetu; ang. Internet Addiction Disorder, IAD) syndrom uzależnienia się użytkownika Internetu od wielogodzinnego obcowania w tym środowisku.
Uzależnienie od portali społecznościowych FOMO – Fear of Missing Out
FOMO – „boję się, że coś mnie ominie”, uzależnienie od portali społecznościowych oraz od informacji na nich
umieszczanych.
5. Socjomania internetowa – jest to uzależnienie od internetowych kontaktów społecznych.
Opracowała: Marta Pilarska
Bibliografia
C. Guerreschi, Nowe uzależnienia, Wyd. SALWATOR, Kraków 2006.
B.Kosek-Nita, UZALEŻNIENIE od komputera i jego następstwa ,Wychowanie na co Dzień, 2006 nr 3.
A. Andrzejewska, Ryzyko uzależnień dzieci i młodzieży od mediów cyfrowych, [w:] CYBERŚWIAT - możliwości
i zagrożenia red. nauk. J. Bednarek, A. Andrzejewska, Wydawnictwo Akademickie "Żak", Warszwa 2009.
20
PROBLEMY
WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY
Po drugiej stronie lustra – anoreksja
Anoreksja, czyli jadłowstręt psychiczny, określana jest mianem "choroby duszy, a nie ciała" i jest jedną
z najpopularniejszych współczesnych chorób. Charakteryzuje się zaburzeniami odżywiania i obrazu własnego
ciała. Anoreksja najczęściej dotyka nastolatki między 14 a 18 rokiem życia. Choroba zaczyna się niewinnie.
Zazwyczaj młode dziewczyny po prostu chcą się odchudzać, zaczynają ćwiczyć, liczyć kalorie. W pewnym
momencie choroba zaczyna przybierać coraz bardziej niebezpieczną postać. Osoba nią dotknięta zaczyna
coraz mniej jeść, coraz więcej ćwiczyć. Ukrywa jedzenie, wyrzuca, obsesyjnie się waży i mierzy. W tym też
czasie następuje fizyczne wyniszczenie organizmu, które często pozostawia nieodwracalne zmiany.
Dlaczego nastolatki chorują na anoreksję?
Obok podłoża psychicznego, czy biochemicznego wymienia się także niską samoocenę i niskie poczucie
własnej wartości, lęk przed dorosłością i dojrzewaniem, depresję.
Jak rozpoznać anoreksję ?
Osoby, chore na anoreksję stają się coraz bardziej zamknięte w sobie. Mniej czasu spędzają, wychodząc gdzieś
z przyjaciółmi (nie pójdą przecież z nimi na frytki, czy na lody!) Stają się często jeszcze bardziej ambitne (co
nierzadko dotyczy również nauki) oraz skrupulatne (wiele z nich prowadzi codzienne zapisy i wykresy
dotyczące aktualnej wagi). Ich czynności poznawcze dotyczące wizerunku własnego ciała są zaburzone –
wydają się sobie grube, choć w ich ciele widoczne są żebra i kości.
Leczenie anoreksji
Anoreksja wyniszcza zarówno ciało, jak i psychikę chorego. Wycieńczony organizm nie ma już siły dłużej
walczyć, dlatego w tym momencie konieczna jest pomoc rodziny, lekarza, psychologa. Samoocena anorektyka
jest tak bardzo zaburzana, że niekiedy (w skrajnych przypadkach) nie da się jej już całkowicie odbudować.
Anorektykom towarzyszą stany depresyjne i wahania nastroju. Jednak najpoważniejszym i wcale nierzadkim
skutkiem anoreksji jest śmierć (nieleczona anoreksja prowadzi do śmierci w około 10 proc. przypadków).
Katarzyna Wróbel
21
PROBLEMY
WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY
Młodzi wstydzą się rzeczy,
których nie powinni
Wiele elementów współczesnego życia młodych ludzi jest odbieranych negatywnie przez starsze pokolenia.
Są to zwykle nowe przyzwyczajenia, inne poglądy na życie, charakterystyczne działania, które jeszcze parę
lat temu wydawałyby się niedopuszczalne. Obecne życie dorastających ludzi znacznie się różni od życia ich
rodziców, czy dziadków. Chociażby ze względu na rozwój cywilizacyjny, możliwości edukacyjne i inny rynek
pracy. Nie jest to jednak przeszkodą, by edukacja oraz surowa ocena młodych pokoleń w pewnych
kwestiach pozostawała niezmienna. Jest to powód, dla którego wciąż młodzi wstydzą się rzeczy, których
nie powinni, a przynajmniej nie w takim stopniu, jak ma to miejsce.
Kultura człowieka od wieków ma bardzo restrykcyjne podejście do seksualności
niezależnie od czasów, czy położenia geograficznego. Każda próba zmiany ingerującej w tę kwestię, zawsze
była odbierana negatywnie przez większość "starszyzny". Mówię tutaj również o sprawach, które obecnie
wydają się śmieszne. Przecież kiedyś niedopuszczalnym było małżeństwo z miłości, a co dopiero
odkrywanie kobiecych kolan podczas spaceru po plaży. Wszystko co dotyczyło ciała i bliskości,
a nieobowiązujące w ówczesnej kulturze było negowane, a zachowania odbiegające od niej często były
tragiczne w skutkach. Mimo to świat zmieniał się, i choć był to jeden z elementów akceptowanych jako
ostatni w kolejnych ewaluacjach cywilizacji, zmiany te miały pozytywny wpływ na rozwój człowieka.
Obecnie borykamy się również z taką falą sprzeciwu, tym razem słyszymy o problemie przedwczesnego
współżycia. Tylko, czy aby na pewno jest to problem? Czy może współcześnie stosunki seksualne wśród
młodych ludzi są bardziej odpowiedzialne i odpowiednie, niż kiedykolwiek wcześniej?
Na początku takich rozważań warto spojrzeć na człowieka z czysto naukowego punktu
widzenia. Popęd seksualny warunkują hormony (u kobiet są to głównie estrogeny, a u mężczyzn
androgeny). Wydzielanie tych hormonów w większej ilości rozpoczyna się w okresie dojrzewania, kiedy to
organizm powoli staje się dojrzały płciowo i gotowy do rozrodu. Niezależnie jak bardzo bronilibyśmy się
przed przyjęciem tego faktu, to właśnie między innymi te hormony oraz budowa ciała ludzkiego (np.
zlokalizowanie odpowiednich nerwów) powodują, że niewymuszony stosunek płciowy jest dla człowieka
(i wielu innych zwierząt, choć nie wszystkich) bardzo przyjemny. Stanowi to przystosowanie ewolucyjne,
a sam popęd i przyjemność z odbywania stosunku płciowego świadczą o zdrowiu człowieka. W naszych
ciałach jest też narząd dokrewny - szyszynka, której aktywność spowalnia dojrzewanie płciowe.
Wydzielanie hormonów przez ten narząd jest hamowane przez światło. Od czasu kiedy elektryczność dla
ludzi stała się codziennością, "dzień" stał się sztucznie przedłużony, cykl dobowy został więc częściowo
zaburzony. Pozwala to wnioskować, że rozwój cywilizacji pośrednio przyczynia się do obniżenia wieku
dojrzałości płciowej, więc i do wcześniejszego wieku odczuwania popędu płciowego.
Jeszcze nie tak dawno wiek 18 czy 20 lat (czasem nawet wcześniej) był całkowicie
normalnym wiekiem zawierania małżeństwa. Młodzi ludzie, którzy decydowali się na taki krok dziesięć,
dwadzieścia czy czterdzieści lat temu nie byli odmieńcami, mimo że małżeństwo determinowało dla nich
rozpoczęcie życia seksualnego. Mieli oni dokładnie takie same potrzeby jak ci, żyjący obecnie.
Współczesne realia kulturowe i gospodarcze pozwalają na planowanie rodziny dopiero po ukończeniu
wyższej lub zawodowej edukacji, a najlepiej wtedy jak ma się "w ręku" pewną pracę. Dlatego późne
związki i długie poświęcenie się nauce jest preferowane, zarówno przez młodych, jak i ich rodziców. Zegar
biologiczny jednak tyka, a samo "chciejstwo" nie jest w stanie go zatrzymać. Mimo prób, bardzo ciężkim,
wydaje się, przesunięcie okresu odczuwania największego popędu na później. Bez wątpienia jest to
przyczyna szerokiego rozpowszechnienia antykoncepcji oraz konsumowania niesformalizowanych
związków. Dlaczego więc słyszymy o problemie "przedwczesnego współżycia"? Wiek inicjacji seksualnej
,prawdę mówiąc, nie zmienił się znacznie, zwłaszcza, że kiedyś wiele małżeństw było spowodowanych
niechcianą ciążą.
22
PROBLEMY
WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY
Geocaching.
Bądź się
razem
z nami
Młodzi wstydzą
rzeczy,
których nie powinni c.d.
Obecna edukacja seksualna w szkołach jest bardzo podzielona. Istnieją placówki, gdzie młodzież
może rozwiać swoje wątpliwości w wielu kwestiach, a postawa nauczyciela jest wspierająca, potrafiąca
zrozumieć bardzo wiele. Są jednak też szkoły, gdzie np. wciąż mówi się więcej o szkodliwości antykoncepcji, niż
jej dobrych aspektach lub gdzie uczniowie dowiadują się że masturbacja, czy współżycie przedmałżeńskie to
choroby psychiczne albo dewiacje. Wciąż w wielu szkołach przedmiotu zwanego wychowaniem do życia w
rodzinie uczą księża lub siostry zakonne. Istnieją książki do WDŻ-tu gdzie można przeczytać, że dziecko
wychowywane przez jednego rodzica, nie ma szans na normalny rozwój. Wiele informacji przekazywanych na
tych lekcjach, może mieć bardzo negatywny wpływ na rozwój młodego człowieka (zwłaszcza późnej w
podstawówce i gimnazjum). Takie treści wprowadzają młodego człowieka w poczucie nieuzasadnionego
wstydu, blokują w nim chęć szukania potrzebnej wiedzy lub pomocy. Bardzo restrykcyjne poglądy nauczyciela
budują takie (lub radykalnie inne) poglądy w uczniach, rzadko kiedy doprowadzają one młodzież do dobrych
wniosków. Ważne jest, aby na lekcjach poruszane były tematy współczesne, te które nurtują młodych ludzi i
zapobiegają problemom w przyszłości.
Na szczęście niektóre negatywne skutki zmian kulturowych powoli znikają. Coraz rzadziej ciężarne
dziewczyny są porzucane przez swoich partnerów seksualnych, a otoczenie tylko czasami je piętnuje, zrzucając
jedynie na nie całą winę. To dobry krok, ponieważ odpowiedzialność powinna być równa po obu stronach. To
też przyczyniło się do tego, że niechciane z początku dzieci powoli przestają być piętnem młodej, "puszczalskiej"
dziewczyny, która do końca życia będzie krytykowana przez rodziców, na których utrzymaniu żyje. Mężczyźni,
czując się odpowiedzialni, walczą o dobro rodziny lub nie chcą wymigać się od płacenia godziwych alimentów.
Coraz częściej też decyzja o inicjacji seksualnej jest podejmowana świadomie, po rozważeniu sprawy przez
dwoje kochających się ludzi, bez pośpiechu, często po wizycie u lekarza, doborze odpowiedniej antykoncepcji.
Stosunki przedmałżeńskie wcale nie są mniej przemyślane, niż te u par sformalizowanych, nawet jeśli mają
miejsce u ludzi bardzo młodych. Właściwa edukacja w szkołach i szeroki dostęp do wiedzy w tym zakresie (np.
w książkach, czy w Internecie) pozwolił na dostosowanie swoich oczekiwań wobec partnera, czy partnerki do
realiów, co powoli zmniejsza wpływ pornografii na wiedzę młodych ludzi o seksualności.
Oczywistym jest, że każdy człowiek ma swój system wartości oraz poglądy na życie. Obecnie jest
bardzo wiele osób młodych które planują rozpocząć życie seksualne po zakończeniu edukacji i zawarciu związku
małżeńskiego. Nie ma w tym nic złego. Jednak, czy wcześniejsza inicjacja seksualna jest zła? Czy surowa ocena
młodych ludzi, którzy chcą zaspokoić swój popęd seksualny jest odpowiednia? Uważam, że problem jest
rozdmuchiwany, a odpowiednia edukacja seksualna młodzieży i wspierająca postawa rodziców powinna
zaradzić wszystkim negatywnym skutkom tego procederu, którego też nie nazwałabym "problemem
przedwczesnego współżycia".
Zuzia Gołębska
23
PROBLEMY
WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY
Przeciw stereotypom
"Zastanawia mnie, jakie byłyby moje uczucia, gdyby się nie pojawiła – moja druga połówka;
mój skarb, poprawiający mi humor przy każdej złej chwili... Słońce, dbające o mnie bardziej, niż
ktokolwiek inny; troszczące się. Dla mojego szczęścia jestem w stanie zrobić wszystko...
Moje przemyślenia przerwało ciche, nieśmiałe pukanie do drzwi, odgłos ten rozległ się
echem po całym moim mieszkaniu, te było dosyć spore. Podnoszę się z kanapy. To pewnie Alex. Już nie
mogę się doczekać, aż zaserwuję nam moje popisowe danie, zapiekankę... co prawda nic wielkiego, ale
dzięki temu zobaczę uśmiech na tej pięknej twarzyczce. Kocham wzrok tych rozpromienionych oczek na
mojej skórze. Gdy drzwi się otworzyły, zaczynam witać mój skarb, ściskając mocno; przyjmuję masę
buziaków, wysłanych w moją stronę. Uznając, iż każdy może być dżentelmenem, pomagam zdjąć
płaszcz, po czym wieszam go z gracją - na nieco za wysokim dla nas obu - wieszaku, wspomagając się
stawaniem na palcach. Z tyłu słyszę cichy śmiech. Domyślam się, jak komicznie musiało to wyglądać.
Moszcząc się na kanapie, padła propozycja obiadu.
-Co powiesz kociaku na... zapiekankę? - pytam, sunę piórkiem, które widocznie musiało wypaść
z poduszki, po nosku Alex.- Bardzo, bardzo chętnie, ale możesz, Taylor, czasem zachować odrobinę
powagi - słucham uważnie, szczerząc się i kiwając głową. Moja pociągnięta gwałtownie ręka, podnosi
z kanapy całe ciało. Daję się bezwładnie prowadzić do kuchni, zastanawiam się skąd w tym ciałku tyle
siły... Przy oknie padliśmy sobie w objęcia z takim impetem, że nieopodal stojąca szklanka z wodą
zadrżała w niepokoju, dając nam do zrozumienia, że należy się pohamować.
- A po obiadku zabieram Cię do parku. Dziś pierwszy tak ciepły dzień od miesiąca, uczcimy to! - słyszę
delikatny szept. Zapowiada się kolejny cudowny dzień."
Wszyscy mamy prawo, by przeżywać piękne chwile; wszyscy cierpimy, kochamy, czasem
jesteśmy smutni. Tak samo funkcjonujemy; żyjemy w tym samym okrutnym świecie. Ten świat
wywyższa jednych, gardząc drugimi; drugich traktując, jak popychadło, Jednym przytrafia się cudowna
miłość, jak ta opisana powyżej; rodzice tulą, gratulując; znajomi nie szczędzą uznania. Inni właśnie za
taką miłość są skazani na drwiny i złe spojrzenia, czasem nawet omija się ich, przechodząc na drugą
stronę ulicy... a to przecież może być historia równie piękna, jak tej pary opisywanej przeze mnie kilka
linijek wyżej... Wszystko przez stereotyp. Czemu Taylor i Alex nie miałyby być kobietami? Nie są to
wyłącznie męskie imiona, Taylor Swift, Alex Parks - piękne kobiety, nikt nie zabroni im nosić tego
imienia. Na przykładzie wielu znanych i mniej znanych osób można dowieść, iż każda miłość jest tak
samo wartościowa, każdą należy szanować lub choćby zostawić w spokoju, nie wtrącając się, by płynęła
własnym tokiem. Związek Angeliny Jolie i Brada Pitta miałby być mniej wartościowy od miłości Sira
Eltona Johna z Davidem Furnishem? Jeśli się nie toleruje osób spoza przyjętej heteronormy, zamiast
tępić należy poczekać, aż sprawy potoczą się własnym torem. Osoby te mogą żyć bardzo szczęśliwie,
a jeżeli się stanie tak jak wielu myśli, jeśli się sparzą, sami wyniosą z tego naukę.
24
PROBLEMY
WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY
Przeciw stereotypom c.d.
Skąd się bierze stereotyp? Wszędzie zdarzają się jednostki wybitne... na przykład wybitnie ordynarne,
starające się wybić spoza tłumu w złym tego zdania znaczeniu; wybitnie głupie, robiąc wiele rzeczy
zanim pomyślą, wtedy słyszy się o nich w mediach. Media mają to do siebie, że lubią pokazywać
nieszczęścia, złe wypadki, skandale; sprawy pozytywne są znacznie mniej głośne. Ludzie na podstawie
owych złych, zasłyszanych zdarzeń, zaczynają nieprzychylnie patrzeć na całą grupę, z której wywodzi
się ten nieudany człowiek. Mówiąc źle o ludziach homoseksualnych przez to, że była para mężczyzn
gwałcąca zaadoptowane dziecko; możemy również powiedzieć źle o ludziach, jako całym gatunku. Ile
razy się słyszało o HETEROSEKSUALNYM mężczyźnie, porywającym małe dziewczynki by się
"pobawić"? Idąc tym tropem, możemy bruździć na wszystkich księży przez to, że jeden z nich przespał
się z siostrą zakonną, czy o wszystkich matkach, bo jedna była tak bezmyślna, by wyrzucić swoje
maleństwo do śmietnika, gdzie prawie nie zmarło.
To wszystko takie niesprawiedliwe, bo wszyscy wiemy, że choć była ta nieudana
matka, zły ksiądz, czy choćby wredna babcia w tramwaju, to i babcie, i księża, i homoseksualiści,
i matki, i mężczyźni, i ... ludzie są dobrzy, tylko trzeba to dobro chcieć i umieć dostrzec.
(nazwisko autora do wiadomości redakcji)
25
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Przebudzić się, to znaczy żyć radośnie
Przebudzenie to duchowość. Ludzie najczęściej śpią, nie zdając sobie z tego sprawy.
(Anthony de Mello)
Autorem Przebudzenia jest hinduski jezuita Anthony de Mello. Był to człowiek
gruntownie wykształcony, nie tylko w zakresie teologii czy duchowości, ale także w dziedzinie psychologii.
Wiedzę i zdolności psychoterapeutyczne wykorzystał w swojej pracy duszpasterskiej, wkraczając w tzw.
psychologię duchowości. Przebudzenie jest zbiorem tekstów wygłoszonych podczas rekolekcji, których
Autor nie zdążył ostatecznie zredagować.
Książka De Mello stała się światowym bestsellerem, wydanym w ogromnych nakładach,
który niewątpliwie wpłynął na miliony ludzi, zarówno wierzących jak i niewierzących.
Duchowość można traktować jako wyróżnik człowieka, który określa jego sposób bycia.
Natomiast istotę duchowości można określić poprzez pewnego rodzaju aktywność, jaką jest
transcendencja. W psychologii termin transcendencja oznacza wykraczanie ponad to, co aktualnie
doświadczane. Transcendencja może zachodzić w obrębie danej osoby i wtedy charakteryzujemy ją jako
samorealizację, samodoskonalenie czy rozwój osobisty. Takie też rozumienie dominuje w książce
Anthonego de Mello.
„Przebudzenie” jest lekturą, która pokazuje, że można inaczej spojrzeć na wiele spraw.
Między innymi Jezuita mówi o konieczności zdjęcia z siebie poczucia winy czy też nienawiści do samego
siebie i nawołuje do świadomego życia. Uważa bowiem, że żyjemy w świecie iluzji; a my ludzie jesteśmy
niewolnikami, którzy pogrążeni są w głębokim śnie. Stąd też tytuł książki, który stanowi metaforę,
że powinniśmy obudzić się ze snu i zacząć żyć własnym życiem.
Autor słusznie zauważa, iż często czujemy, że ktoś nas zawiódł lub też okazał się inny niż
się spodziewaliśmy. Jednak myśli te bardzo często wynikają z naszych koncepcji, jakie wytworzyliśmy sobie
na czyjś temat. Konsekwencją tego jest, że to nie ktoś się zmienił, tylko my wytworzyliśmy sobie iluzję
o jakiejś osobie. Ta sama zasada odnosi się do przygnębienia czy innych negatywnych stanów
emocjonalnych, których powodem najczęściej są nasze wyobrażenia, co do jakiejś rzeczy.
Pierwszym krokiem aby osiągnąć tytułowe Przebudzenie jest uświadomienie sobie, że tak
naprawdę nie chcemy się przebudzić. O wiele bardziej wolimy trwać w swojej hipnotycznej wędrówce,
razem z tym co jest dla nas ważne i konieczne do przetrwania. Jak zresztą każdy z nas wie, budzenie się nie
jest rzeczą przyjemną. Autor, bynajmniej, nie usiłuje nikogo z tego snu wyrwać; jedynie „tańczy swój
taniec” i liczy, że ktoś na tym skorzysta.
Kolejną istotną rzeczą jest zrozumienie, że istnieje taka możliwość, iż swoje
dotychczasowe życie oparliśmy na fałszywych przesłankach. Poglądy te mogą dotyczyć miłości, wolności
czy szczęścia. Wszystkie z tych przekonań przejęliśmy od innych ludzi, dlatego Autor nazywa je „praniem
mózgu”. Tak naprawdę, nie jesteśmy sobą.
26
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Przebudzić się, to znaczy żyć radośnie c.d.
Następną, niemniej ważną, kwestią jest zdemaskowanie swoich negatywnych uczuć, a także
uświadomienie i zaakceptowanie faktu, że uczucia te znajdują się w nas. Ludzie często szukają
usprawiedliwienia ich swoich nieszczęść czy złego humoru na zewnątrz siebie. De Mello radzi, aby nie
identyfikować się z danym uczuciem, to znaczy żeby nie definiować siebie w kategoriach, które to
uczucie nam narzuca.
Na koniec Autor Przebudzenia przypomina, że nieskończoność nie zaczyna się w życiu
po śmierci – zaczyna się tu i teraz. Zatem powinniśmy żyć, dostrzegać wszystko, co czyni nas
szczęśliwymi i korzystać z tego, pamiętając że należy dostrzegać zarówno potrzeby duszy, jak i ciała.
W relacjach z innymi natomiast nie możemy zapominać, że oni nie są naszą własnością. Powinniśmy
kochać, a nie tylko mówić o miłości.
Przebudzenie” jest psychologiczną i duchową „wyprawą”, w której musimy się
zmierzyć z własnymi lękami i słabościami. Nie bez przyczyny wielokrotnie akcentowałem, że Anthony
de Mello chce nam coś ważnego uświadomić. Świadomość tego, co nas zniewala jest w tym przypadku
kluczem. W mojej ocenie, książka jest dla każdego kto poszukuje sensu swojego życia, kto szuka
odpowiedzi na pytanie, jak lepiej poznać siebie.
Przebudzenie jest jedną z tych nielicznych pozycji, która to mnie „przeczytała”, a nie odwrotnie.
Dawid
(nazwisko do wiadomości redakcji)
27
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Czas na życie bez wyścigu. Slow Life
Tak się zaczęło…
Jestem podekscytowana. Tyle mam do zrobienia i tylko 24 godziny! Sen? Nie mam na to czasu. Zresztą, szkoda
życia! Przecież tyle ode mnie zależy. Tyle ode mnie oczekują inni (nauczyciele, trenerzy, wykładowcy). Niestety,
nie mogę poświęcić ci więcej niż pięć minut. Czas mnie goni. Nie wiem, czy dzisiaj wieczorem będę miała czas
na odpoczynek, chociażby minimalny. Zjem coś w biegu – nie ważne gdzie i co. Mam mnóstwo zajęć i niczego
nie mogę zaniedbać. Nic nie może mi umknąć. Czas, tylko czas się liczy. Szaleńcze tempo, to prawda, ale inaczej
nie mogę i już nawet nie chcę. Muszę być kimś. Lepsza. By ogarnąć życie według własnych zasad. Może czasami
narzekam, ale tak naprawdę, lubię to! Nie umiem żyć inaczej. Zresztą, po co? Wszyscy tak żyją. Tego też
oczekują ode mnie moi nauczyciele /wykładowcy/. Tego sama od siebie oczekuję. Szybko, dynamicznie,
zadaniowo. To jest to! Nie mogę przecież wypaść z obiegu, muszę być na bieżąco w szkole / na studiach/
treningach/w pracy/. Jak będę zbyt powolna, dopadną mnie inni. Przegram? No… na pewno dużo stracę.
A więc, szybciej! Muszę być dobra…najlepsza? Zresztą, nieróbstwo mnie zabija. Czuję się wtedy jakoś nieswojo,
źle. Tylko adrenalina pozwala mi na bycie sobą, bycie u szczytu… Pełna satysfakcja!
Kilka lat później…
Jestem na szczycie! ( takie mam wrażenie). Zarządzam dużą firmą. Mam posłuch. Cieszę się uznaniem
(przynajmniej tak mi się wydaje). Zresztą, nie mam czasu na bezowocne rozważania… Terminy gonią! Jestem
w ciągłym pośpiechu. Tyle spraw, tyle zadań! Ciągle zarywam noce. Mało śpię, często pobudzam się kawą.
Przecież muszę być produktywna. Nieprzerwana mobilizacja, kontrola wszystkiego i wszystkich. Jest ok, daję
radę. Pracodawcy są ze mnie zadowoleni. W perspektywie nowy awans. Dlaczego więc robię się coraz bardziej
drażliwa? Ludzie wokół mnie denerwują. Często wybucham bez powodu. Czuję, że coś jest ze mną nie tak,
z moim życiem także. Nie wiem, co się dzieje… Dotychczas było tak dobrze, wszystko układało się po mojej
myśli. Przecież osiągnęłam sukces! Inni mi zazdroszczą, widzę to! Przez pewien czas sprawiało mi to satysfakcję.
Ale teraz? Już sama nie wiem, dlaczego nie jestem szczęśliwa… A przecież powinnam być! Mam wszystko,
czego dusza zapragnie – wykształcenie, wymarzoną pracę, stanowisko, władzę. W takim razie, w czym
problem? Muszę to jednak przemyśleć.
Zaduma
Podarowałam sobie czas, którego nigdy wcześniej dla siebie nie miałam. Właściwie, trochę zostałam do tego
zmuszona. Przez to ciągłe wewnętrzne rozdrażnienie. Musiałam poznać przyczynę! Przyjrzeć się sobie. A więc,
tylko ja i mój czas. Razem we dwoje. Zero pośpiechu. I wtedy, powoli, dotarło do mnie. Pojęłam, że życie to coś
więcej niż praca, awanse, zewnętrzne priorytety, intratna kariera, zaszczyty, gromadzenie dóbr doczesnych.
To niekończąca się pogoń za fatamorganą! Tak, byłam zniewolona. Uzależniona. Teraz to widzę. Moim
narkotykiem był sukces i to, co do sukcesu prowadzi. Moje dotychczasowe życie dawało mi poczucie spełnienia,
choć nigdy nim nie było! U szczytu swoich (złudnych) możliwości odkryłam, że moje życie, tak naprawdę, nigdy
nie było moim. Inni, nie ja, mieli na nie wpływ. Wdrukowano we mnie wzorce zachowań, które, tylko z pozoru,
dawały mi poczucie szczęścia. Realizacji. Satysfakcji. Zadaniowy styl życia, który obrałam, zaburzył mój, zgodny
z naturą, rytm życia. Jak omamiona wspinałam się po szczeblach awansu społecznego /kariery/dóbr
materialnych/ zapominając o tym, co tak naprawdę może mnie uszczęśliwić. Odkryłam, wsłuchując się w siebie,
że moje potrzeby duchowe zdecydowanie różnią się od tych, które lansuje dzisiejszy świat: pośpiech, status
społeczny, dobrostan, tytuły, osiągnięcia naukowe. Dotąd nie miałam czasu na myślenie o przyjaźni,
spotkaniach ze znajomymi, pięknie przyrody, sztuce, miłości, altruizmie. O harmonii w sobie i ze światem.
28
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Czas na życie bez wyścigu. Slow Life c.d.
Teraz już wiem, że to właśnie mi doskwierało. To był mój problem. Wreszcie go dostrzegłam!
Mój umysł /psyche/duchowość/ upomniały się o swoje prawo do życia. Zapragnęłam tego
wszystkiego, czego w pogoni życia doczesnego nie uchwyciłam. Teraz już wiem. Im mniej
pośpiechu, tym więcej świadomego życia. Czas na życie bez wyścigu! W pojednaniu ze sobą.
Potrzebuję wyciszenia, spowolnienia tempa, aby poznać siebie i odkryć drogę do innego
człowieka. Potrzeby wpisane w naturę człowieka nigdy się nie zmieniają, są w niej mocno
osadzone i prędzej czy później upomną się o swoje. A zatem, mam kreować własne życie? Tak,
myślę, że mogę to zrobić!
Teraz
Jestem innym człowiekiem. Jakby nowym. Włożyłam w tę odnowę dużo wysiłku… Ale nie
żałuję. Odnalazłam siebie. Żyję bez pośpiechu. Mam czas dla siebie. Mam czas dla przyjaciół.
Nadal pracuję zawodowo. Praca sprawia mi zadowolenie, choć mam do niej dystans. Umiem
wyznaczać granice. Jest dla mnie ważna, ale już nie najważniejsza. Staram się zachować
równowagę we wszystkim, co robię. Teraz już wiem, co tak naprawdę się liczy. Świadome życie.
Slow Life. Życie bez pośpiechu.
Mariola Wadowska
29
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Czas na życie bez wyścigu. Slow Life c.d.
Slow Life
W dzisiejszych czasach ciągle dokądś pędzimy, zbyt dużo pracujemy, zapominamy
o odpoczynku, jemy byle jak, nie dbając o jakość pożywienia. Powszechnie obowiązuje zasada: „zrób to
szybciej!”, nie chcąc więc wypaść z obiegu narzucamy sobie zawrotne tempo życia, zadaniowy styl
życia. Ludzie skupiają się na co raz wyższym podnoszeniu sobie poprzeczki, wspinaniu się po drabinie
awansu społecznego, gromadzeniu dóbr materialnych, jednocześnie zapominając o tym, co tak
naprawdę ubogaca ludzkie życie. W opozycji do tego pędu stanęła między innymi idea Slow Life.
W 1999 roku Norweg Geir Berthelsen powołał do życia - The World Institute of Slowness, czyli
Światowy Instytut Powolności. Jego hasłem stało się Slow Planet, które przeciwstawiało się
powszechnej globalizacji i uniformizacji życia.
W Slow Life nie chodzi jedynie o wolniejsze tempo życia, bowiem nie każdy jest
stworzony do zaprzestania aktywnego tempa życia, spełniania się w intensywnej pracy zawodowej,
niektórym bardzo taki styl odpowiada. Jeśli więc dana osoba świetnie czuje się w roli menedżera, który
pracuje ponad 12 godzin dziennie a oprócz tego ma mnóstwo dodatkowych zajęć, to jest to ok, ale
tylko wówczas jeśli w swoim życiu potrafi odpoczywać (nie traktuje urlopów jak konkretne zadanie, nie
czuje że weekend to zło konieczne) i nie straciła kontaktu i głębokich, intensywnych relacji ze swoją
rodziną i przyjaciółmi. Ważne jest zatem by wszystkie wybory podejmować świadomie, by odnaleźć
równowagę pomiędzy karierą, budowaniem relacji interpersonalnych, rozrywką a własną duchowością.
Pięć przykazań Slow Life:
1. Zwolnij - w ciągłym pędzie nie dostrzeżesz otaczającego cię piękna.
2. Pielęgnuj relacje z drugim człowiekiem – nie te płytkie, narzucone przez konwenans, lecz głębokie
relacje z najbliższymi tobie ludźmi.
3. Postaw na duchowość – wzbogacaj swoje życie, kontempluj przyrodę i sztukę, celebruj posiłki,
poświeć czas na swoje hobby.
4. Naucz się żyć świadomie – nie pozwól by stereotypy i przymus ciągłego podnoszenia poprzeczki
przesłoniły to, co dla ciebie najcenniejsze.
5. Określ swoje priorytety – zastanów się, co jest w twoim życiu najważniejsze i skup na tym swoją
energię."
Tekst zaczerpnięty z:
http://dooktor.pl/artykuly-medyczne/relaks_i_odpoczynek/moda_na_slow_food_i_slow_life.html
Opracowała: Mariola Wadowska
30
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Ucieczka z Alcatraz
Znowu do szkoły. Nienawidzę tego miejsca. Wiecie, z czym mi się kojarzy? Z więzieniem,
w sumie jak całe nasze życie. Każdy wykonuje to, co mu każą; to, co należy zrobić. Jedni chodzą do pracy, i są
terroryzowani przez szefa, mają się wyrobić ze zleconą pracą na czas. Inni zajmują się dziećmi, realizując
jakoby areszt domowy. Niektórzy wykrzykują swoje spostrzeżenia w sejmie, sugerując często, że ograniczana
jest ich wolność słowa oraz przekonania. Zdarzają się nawet przypadki, gdy ludzie uważają, że więzieni są we
własnym ciele… Każdy z nas jest takim osadzonym w najróżniejszych aspektach życia, które jest czymś na
wzór Alcatraz, czy Guantanamo.
A czym jest moje Alcatraz?
Znowu do szkoły. Wsiadam do zatłoczonego tramwaju. Czuję odór tytoniu oraz zbyt intensywne
perfumy, zmieszane z ostrym zapachem potu, mężczyzny obok mnie. Jakieś dziecko na mnie spogląda.
Uśmiecha się. Myślę o tym, jak bardzo ten maleńki człowiek zawiedzie się na świecie, w którym żyje. Jest taki
beztroski i szczęśliwy. Patrzę na niego wzrokiem nienawiści. Na wszystkich tak patrzę. Dziecko nadal mnie
obserwuje, lecz już się nie uśmiecha. Momentalnie urywam kontakt wzrokowy, bo wpada na mnie jakiś
chłopak albo o niezdrowych zmysłach, albo - co bardziej prawdopodobne - pod wpływem jakiś środków
odurzających. „Ej laleczka, soreczka, nie chciałem narrrruszyć twej przestrzeni osobistej” – mówi ewidentnie
do mnie, kładąc swoje łapska na mojej talii. Ludzie obserwują całą sytuację, ale nikt nie zareaguje. Równie
dobrze mógłby mnie zgwałcić na ich oczach. A ludzie, co by zrobili? Obserwowaliby dalej, jak obserwują.
Mogłabym mu strzelić w twarz, ale po co prowokować? Wyrywam się i wychodzę z tramwaju. Dwa przystanki
wcześniej niż powinnam. Trudno, i tak jestem już spóźniona. Wchodzę do klasy w połowie lekcji. Mamroczę
jakieś denne przeprosiny za spóźnienie i siadam w ławce. Mamy akurat fizykę. Nauczycielka jednak nie
przyjmuje do wiadomości, że mam ciężki dzień i słyszę swoje nazwisko. Gdy nie reaguję, słyszę je jeszcze
głośniej i dobitniej, więc podnoszę się z krzesła i idę do tablicy. Nawet nie słucham, co ta kobieta do mnie
mówi. Wiem tyle, że za swoją niesubordynację trafiam do dyrektora. Ten poucza mnie, jak nie powinnam się
zachowywać, a jak powinnam; co należy mówić, a czego nie wypada; co mam robić, a czego nie…Czy to nie
jest ograniczanie? Czy to nie jest próba kierowania moim życiem? Gdy obejmował mnie jakiś naćpany
anarchista, nikt się mną nie interesował, a teraz ktoś próbuje na siłę mnie ukierunkować. W jaki sposób mam
funkcjonować w tym pieprzonym życiu? W końcu wychodzę z gabinetu. Idę na kolejne lekcje i staram się nie
rzucać w oczy. Nauczyciel z biologii oddaje sprawdziany. Świetnie, nie zaliczyłam. Znowu. Lekcje się kończą.
W końcu. Podążam ulicą w stronę domu. Przechodzę obok boiska. Widzę Igora. Mój były chłopak. Zaufałam
mu, zakochałam się. Takie love story. On się o mnie tylko założył. Nienawidzę go. Nienawidzę wszystkich.
Nie ma gorszych zwyrodnialców niż ludzie. Boisz się pająków? Boisz się potworów z szafy? Boisz się
ciemności? Boisz się małych pomieszczeń? To nie znasz ludzi. Nagle ktoś łapie mnie za ramię. Aż podskakuję,
wyrwana z zamyślenia. Ach, to tylko Kamil. Jest miły. Pyta, czy wybrałabym się z nim na koncert jakiegoś
zespołu rockowego. Masa ludzi. Krzyczących, złych, okrutnych ludzi. Kamil na pewno nie ma dobrych intencji.
Odmawiam, usprawiedliwiając się masą nauki. Nie próbuje mnie na siłę namówić, odchodzi, uśmiecha się
i macha na pożegnanie. Dziwny człowiek. W końcu jestem w domu. Rodziców nie ma. Nie wrócili jeszcze
z pracy. Zjadam coś na szybko i idę do swojego pokoju. Wreszcie jestem sama. Biorę laptopa i wchodzę na
Facebook’a. Mój azyl. Piszę do Kornelii - mojej przyjaciółki. Poznałyśmy się kiedyś na czacie internetowym.
Mieszka w Anglii, więc nigdy się nie widziałyśmy na żywo, ale żadnej z nas to nie przeszkadza. Wiem,
że zawsze mogę na nią liczyć. Tak, jak na Filipa. Z nim zaprzyjaźniłam się, grając w jakąś grę internetową.
Często razem gramy. W grze możemy tworzyć własne życie, a ludzie nie są tacy straszni. A nawet, jeśli ktoś
mnie zdenerwuje, to go po prostu blokuję i po problemie.
31
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Ucieczka z Alcatraz c.d.
Powinnam się pouczyć na biologię... ale po co? I tak w życiu to mi się do niczego nie przyda.
Znowu zatracam się w pełni w wirtualnym świecie. Loguję się na czat. Może poznam kogoś nowego
i ciekawego. Po chwili pisze do mnie niejaki „alvik_23”. Zaczęliśmy rozmawiać. Pisaliśmy o wszystkim. Jako,
że moi rodzice wracają z pracy bardzo późno, nawet do mnie nie zaglądają. Co daje mi tyle, że nikt się mnie
nie czepia o to, że siedzę po nocy „na Internecie”, zamiast spać. Nadal piszę z Kornelią, Filipem oraz
tajemniczym alvik’iem. Kornelia wysyła mi zdjęcia jakiś proszków – mówi, że to pomaga odciąć jej się od
rzeczywistości. Sugeruje mi, że też powinnam spróbować. Jednak póki co, bagatelizuję jej propozycję.
Zatraciłam się bez reszty w konwersacji z tajemniczym chłopakiem. Jest jakiś…inny. Porusza tematy sensu
życia, radości i szczęścia. Pewnie tak, jak Kornelia bierze coś, co sprawia, że mówi o szczęściu. On neguje moją
opinię, że życie jest więzieniem. Dyskutuję z nim zawzięcie. Jednak koło pierwszej alvik wyłącza się z czatu.
Mówi, że będzie jutro. Postanawiam, że nie pójdę do szkoły. Nie nauczyłam się. Poza tym na myśl, że znowu
mam się mijać z masą ludzi, których nienawidzę, wręcz przyprawia mnie o mdłości. Nie pójdę nigdzie. Nie
wyjdę z domu. „Nie znasz składu powietrza, którym oddychasz. To powietrze Cię zabija, widzę to” – dostaję
wiadomość od Kornelii. Już gdzieś słyszałam te słowa. Ach tak, wiem, to słowa Sylwii z „Sali samobójców”.
Oglądałam kiedyś ten film. Bez sensu. Pytam jej, o co chodzi, na co ona odpowiada kolejnym cytatem
„Tabletki i alkohol. Chciałabym tak”. Ponawiam pytanie, na co ona odpowiada, że ma dość ludzi, że ich
nienawidzi. No tu akurat ją rozumiem. Mówi, że wypisuje sobie cytaty z filmu, bo są świetne i takie
prawdziwe, a nie takie, jak te denne teksty o miłości. Ogólnie rozumiemy się świetnie. Jednak nie do końca
wiem, co nią teraz kieruje. Nadszedł nowy dzień. Nie odsłaniam żaluzji. Nigdzie nie wychodzę. Piszę z ludźmi,
których obchodzę. Przynajmniej tak mi się wydaje. Dzisiaj moja mama wraca wcześniej i dostaję ochrzan za
to, że nie byłam w szkole. Od kilku dni. Tygodni. Tak, minęło wiele czasu od tamtego dnia, kiedy poznałam
alvika, kiedy zdecydowałam, że nie pójdę do szkoły. Widocznie ktoś w końcu zauważył, że mnie nie ma.
Prędko sobie o mnie przypomnieli. Bagatelizuję gadaninę matki i zamykam się znów w pokoju. Wychodzę
tylko czasem, aby wziąć coś do jedzenia, czy skorzystać z toalety. Czy wychodzę z domu? Nie. Nie chcę znów
spotykać tych okropnych stworzeń, jakimi są ludzie. Wykańczało mnie to. Tutaj mam wszystko. Jednak od
tamtego czasu raz opuściłam mury domu. Jeden, jedyny raz. Zmusiła mnie do tego Kornelia. Wzięłam swoje
oszczędności i spotkałam się ulicę dalej z niejakim „Grabarzem”, który sprzedał mi kilka gram - jak to mówi
Kornelia - „magicznego pyłu”. Póki co nie wzięłam tego jeszcze. Nie miałam odwagi. Moja przyjaciółka ciągle
mnie namawia, lecz nie czuję się jeszcze na siłach. Przekonuje mnie, że to mi pomoże i odetnie od tego
okropnego świata. Wierzę jej, ale na razie wystarcza mi to, że nigdzie nie wychodzę; że ograniczam się do
przyjaciół w wirtualnym świecie. Im mogę zaufać. Oni mnie nie zawiodą. Co do tajemniczego chłopaka
alvik’a… czasem do mnie pisze. Dobrze nam się rozmawia, lecz jest w nim coś dziwnego. Zachowuje się tak
jakby się... martwił o mnie? Interesuje się moim życiem. Podobnie jak Kornelia w sumie. Tylko, że różnica jest
taka, że ona wie jak się czuję i stara mi się pomóc. A on zadaje pytania. Mnóstwo pytań. Wydaje mi się, że on
dopiero przekonuje się, jakim okropnym miejscem jest świat, a koszmarnym stanem życie. Dlatego śmiało
dzielę się z nim wszystkim. Jestem sama w domu. Nic nowego. Przynajmniej rodzice na siłę nie chcą znowu
ze mną rozmawiać i wyciągać mnie z domu. Dziwnie się czuję. Towarzyszy mi pustka. Beznadziejność.
Niemoc. To chyba ten stan, o którym mówiła Kornelia. Jej opinię znam, więc trochę wbrew sobie pytam
o zdanie alvik’a. On uważa, że to zły pomysł i to jeszcze nie czas. Ale jednak… chyba moja przyjaciółka wie
lepiej, prawda? Tajemniczy chłopak próbuje mnie powstrzymać, ale ja już wiem; wiem, że to ten moment.
32
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Ucieczka z Alcatraz c.d.
Sięgam po „magiczny pył”.
I niech dzieje się magia.
Coś się zaczyna dziać.
Świat zaczyna wirować.
Czuję się… świetnie.
Nigdy tak się nie czułam.
Tak trudno to wszystko opisać.
Jest po prostu świetnie.
Pięknie.
Doskonale.
Idealnie.
Zachwycająco.
Fantastycznie.
Wspani…ale.
Cudow…nie.
Wiem, co się dzieje.
Otwieram oczy. Coś się zmieniło. Coś jest nie tak. Białe ściany. Wszędzie biało. Słyszę równomierne
pikanie dochodzące z mojej prawej, a może lewej strony. „Panie doktorze pacjentka się obudziła” –słyszę.
Podchodzi do mnie mężczyzna. Coś do mnie mówi, ale nie słucham. Pragnę sobie przypomnieć, co się stało.
Po jakimś czasie widzę, jak podchodzi do mnie chłopak. Znam go. Filip? Nie, to nie Filip. To ktoś, kogo
widziałam. To Kamil. To ten Kamil, który chciał mnie zabrać na koncert. Skąd…Jak… Co on tu robi. Próbuję
zadać pytanie, lecz z moich ust wydobywa się tylko „Sss…”. Na co on z uśmiechem mówi: "Skąd się tu
wziąłem? O to chciałaś spytać?". Czuję się cholernie źle; boli mnie głowa. Ogólnie okropnie się czuję.
"Alvik_23, miło mi" – słyszę. Momentalnie ogarnia mnie złość i nienawiść, bo wszystko sobie przypominam.
On wszystko wiedział, dzieliłam się z nim swoimi przemyśleniami i…ni stąd ni zowąd pojawia się moja matka.
"Dziecko, moje dziecko, coś Ty zrobiła? Podziękuj koledze, że w porę zareagował. Gdyby nie on to… " - mówi
chlipiąc. "Och dziecko, moje dziecko" - płacze nade mną, a Kamil uśmiecha się i oddala. Co ja najlepszego
zrobiłam?
Chciałam uciec od swojego życia. Nie brać za nie odpowiedzialności, oddalić się w najdalszy kąt,
schować, ukryć się. Chciałam odciąć się od ludzi. Myślę o tym anarchiście, który mnie kiedyś objął. Pewnie
tak samo, jak ja zaczął nienawidzić ludzi, świata. Tak łatwo zatracić się w nienawiści. Tak łatwo odizolować się
od świata. Zamiast patrzeć na siebie z nienawiścią. Zacznijmy się uśmiechać. Taki mały gest, taki mały
szczegół, a ma gigantyczną moc. Zamiast przyglądać się, jak komuś dzieje się krzywda – po prostu pomóżmy.
Nie żyjmy w wirtualnym świecie, nie piszmy – zacznijmy rozmawiać. Chęć wyłączenia się z życia prowadzi do
nienawiści, nałogów, problemów, smutku…Chciałam uciec od życia, nazwałam je swoim więzieniem, swoim
Alcatraz. A nim okazała się izolacja od świata. Sama stworzyłam własne więzienie i zamykając się na ludzi,
zamknęłam się w nim.
Gdy uśmiecha się do Ciebie dziecko w tramwaju, po prostu odwzajemnij uśmiech.
Anna Kister
33
Następny przystanek:
Wzgórze Partyzantów
Sielankowy krajobraz, najatrakcyjniejsza dla handlu dzielnica w mieście, idealnie skomunikowana
z każdą stroną Wrocławia, architektura przypominająca czasy świetności Breslau. Dodać do tego tylko
otoczenie Promenady Staromiejskiej i rodzi się nowy gigant komercji i handlu, coś na miarę Polish Lodów,
albo Tigera.
A jednak… nie. Miejsce, o którym piszę, od lat straszy pustkami, odpadającym płatami tynkiem i zwisającymi
z balustrad siatkami – przypominającymi blaknący welon panny młodej; wszystko to zwiastuje remont, który
podobnie jak wesele ów panny – do dziś się nie odbył. Mowa, oczywiście, o Wzgórzu Partyzantów. No
właśnie, partyzantów – choć górka partyzantów na oczy nie widziała.
Trochę historii. W XVI wieku powstała tam jedna z bram wjazdowych do miasta. Później zbudowano obok
zespół fortyfikacji obronnych. Kluczowym momentem okazało się zwycięskie natarcie wojsk napoleońskich.
Wtedy w Hieronimie, bracie Napoleona, zrodził się pomysł budowy promenady, służącej rozrywce
mieszkańców Breslau. Było to również przykrywką do wyburzenia ¾ budynków obronnych na tym terenie. Po
odejściu wojsk francuskich, miasto postanowiło podtrzymać pomysł Bonaparte i stworzyć tam teren
rekreacyjny. Zrobił to Adolf Liebiech, niemiecki kupiec. Tak powstała kolumnada, wieża widokowa oraz liczne
kawiarnie. Do czasów drugiej wojny Wzgórze Liebiecha było najczęściej fotografowanym obiektem. Można
było je nazwać wizytówką miasta - zadbane, oblegane przez wszystkie klasy społeczne i znane na całym
Dolnym Śląsku. Cóż - miejsce o ogromnym potencjale, nieskazitelnej urodzie pałacu królewskiego stało się
miejscem dostępnym dla osób wywodzących się z różnych, nawet odległych klas społecznych.
W czasie wojny Niemcy wysadzili wieżę widokową w powietrze z obawy przed przekształceniem jej
przez sowietów na punkt ostrzeliwania cywilów.
Co się działo po przejęciu miasta przez Polaków? Jego okres świetności zakończył się, jednak Wzgórze
Partyzantów nie pozwoliło o sobie całkowicie zapomnieć. Nazwano je najpierw Wzgórzem Miłości (przez
niepoprawnie przetłumaczenie nazwiska Liebiech), a potem Wzgórzem Partyzantów. Władze PRL nie
traktowały wzniesienia, jako miejsca atrakcyjnego pod jakimkolwiek względem. Cegły z rumowiska wieży
wywieziono do Warszawki, zniszczone wnętrza pozostawiono na pastwę losu. Dlaczego jednak całkowicie nie
zapomniano o Wzgórzu? W 1967 miały tam miejsce juwenalia dla studentów, zwane żakinadami. Od
wczesnych godzin Wzgórze było licznie oblegane przez uczestników. Ktoś uderzył ławką o balustradę i ta nie
wytrzymała, spadając na schody, które - również nieremontowane od lat - runęły, pociągając za sobą kilka
osób. Jeden mężczyzna zginął. Dla władz stało się to pretekstem do zakazania żakinad, a Wzgórze poddano
remontowi. Takich renowacji w jego historii było wiele dlatego, że za każdym razem ograniczano się jedynie
do malowania elewacji i uzupełnienia tralek, ewentualnie adaptacji jakiegoś pomieszczenia.
Po następnym „odświeżeniu” Wzgórza Partyzantów powstała tam kawiarnia Reduta. W tym czasie
też nastał jego renesans. Obchodzono tam Dni Wrocławia, organizowano koncerty i inne masowe imprezy. W
1989 roku znów nadawało się jedynie do gruntownego remontu. A był to okres przemian ustrojowych
i gospodarczych, w którym miasto wyzbywało się problemów i prywatyzowało wiele zabytków, co było
zwykłym barbarzyństwem. Pod warunkiem remontu oddano Wzgórze (tak, bezpłatnie!) na 40 lat firmie
Retropol. Przedsiębiorstwo otworzyło w dawnym bastionie kasyno i kilka dyskotek. Później w miejscu kasyna
powstał słynny klub o nazwie nawiązującej do kawiarni Reduta. (Słynny, bo pewnego dnia został napadnięty
przez… antyterrorystów, którzy – kilka dni wcześniej – w cywilu zostali wyrzuceni z lokalu za pijackie
awantury). Po 1997 roku na Wzgórzu Partyzantów zapanowała „grobowa cisza” i… trwa do dziś. Światełkiem
w tunelu była dla niego ESK2016, czyli Europejska Stolica Kultury, którą – w tym roku jest Wrocław – ale
przez zawiłą sytuację prawną, ostatecznie od pomysłu odstąpiono i nic się tam nie odbyło. A szkoda, bo jest
to miejsce idealne do masowych imprez.
34
Następny przystanek:
Wzgórze Partyzantów c.d.
Zapomniane przez Boga czeka na swoje zmartwychwstanie. Ostatni remont okazał się największą w jego
historii fuszerką, bo niecały rok po zakończeniu prac, sztukaterie zaczęły „odchodzić”, być może już na
zawsze. I jak upadły anioł staje się diabłem, tak dawny Bastion Sakwowy zostanie stertą ruin pogrążonych
w niepamięci o czasach swojej świetności.
Co na to nasz wrocławski Apollo, konserwator zabytków? Tu sytuacja wygląda nieco lepiej, lecz tylko na
pierwszy rzut oka. Jego wizyta przy kolumnadzie zaowocowała wszczęciem postępowania administracyjnego,
w którym miasto powalczy sobie z Retropolem o odzyskanie – przed ustalonym terminem – już nie swojego
terenu. Nasze realia wyglądają jednak tak, że prawdopodobnie miasto, kiedy wygra proces, nie będzie miało
już czego odzyskiwać, ale cóż - to jest Polska właśnie!
Krzysztof Haszczuk
35
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Święty Mikołaj nie istnieje
To nie tak, że nie lubię walentynek, bo to święto zakochanych. Nie lubię, bo wszędzie jest za dużo tej sztucznie
wytworzonej miłości. Czyż nie jest tak, ze jak się kogoś kocha, to kocha się cały rok, dzień i w nocy, w sierpniu i w
styczniu, podczas deszczu i podczas upałów, po prostu zawsze? A co roku, 14 lutego mam wrażenie, że Ziemia
staje się jedną, wielką czerwoną kulą emanującą miłość w wszechświat. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale
dlaczego ta miłość znika na co dzień?
Idę spokojnie ulicą w stronę szkoły. Tak, zapowiada się kolejny zadziwiająco ciekawy dzień.
Jakaś kobieta rozmawia przez telefon i obsypuje pytaniami rozmówcę, dlaczego jeszcze nie teraz, na co czeka,
żeby w końcu zrobił ten krok.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Czekając pod klasą na rozpoczęcie lekcji obserwuję co się dzieje. Nic ciekawego. Ta sama
codzienna monotonia. Nagle widzę jak blond dziewczyna ze starszej klasy dopada do najwyraźniej swojego
chłopaka. Wykrzykuje rozhisteryzowana, że jej przyjaciółka widziała go wczoraj w towarzystwie jakiejś Pauliny.
Chłopak jest zdezorientowany i nawet nie może dojść do słowa.
Miłość nie zazdrości.
Lekcje mijają mi całkiem szybko. Na jednej z przerw wyciągam telefon i sprawdzam Facebooka.
Przewijam tablicę gdy trafiam na status „w związku” Klary i Filipa. Prawie dwieście polubień i kilkadziesiąt
komentarzy typu „Szczęścia gołąbeczki”, „Wytrwałości”.
Nie szuka poklasku.
Drogę ze szkoły na przystanek tramwajowy pokonuję w towarzystwie Sary i jej chłopaka
Wiktora. Całe dziesięć minut słucham o tym, że są najlepiej dobraną parą na całym świecie. Wiktor nawet
uważa, że nic nie jest w stanie ich rozłączyć i przerwać najidealniejszego i najdoskonalszego uczucia jakie ich
łączy.
Nie unosi się pychą.
W końcu wsiadam do tramwaju. Zajmuje miejsce, lecz po chwili zauważam staruszkę, więc
ustępuje jej miejsca. Stoję oparta o poręcz i zauważam dwoje młodych ludzi naprzeciw mnie. Najwyraźniej nie
przeszkadza im to, ze znajdują się w miejscu publicznym, ponieważ całują się płomiennie jednocześnie perfidnie
się obściskując i zapominając o otaczającym świecie.
Nie dopuszcza się bezwstydu.
Wchodzę do domu. Zdziwiłam się, ze zastałam drzwi otwarte. No tak, mogłam się domyślić.
Moja siostra wróciła wcześniej. Jak zwykle rozmawia przez telefon. Zdejmując płaszcz i buty słyszę jak dyskutuje
ze swoim chłopakiem. Powtarza, że musi z nią pójść, że skoro ją kocha to powinien się poświęcić i odwołać
spotkanie, że te zakupy są dla niej bardzo ważne…
Nie szuka swego.
Zjadam coś na szybko i idę odpocząć. Potem robię lekcje. Wychodzę z pokoju dopiero na obiad,
który spożywam wspólnie z rodziną, ponieważ rodzice już wrócili z pracy. Posiłek przebiega spokojnie póki mama
nie zadaje pytania tacie czy zapłacił rachunek za prąd. Mówi, że zapomniał, ze zbyt dużo miał na głowie. Mama
nie mówi już spokojnie, nawet nie unosi głosu, ale krzyczy, że miał o tym pamiętać, że to jest ważne, że zawsze
musi robić wszystko sama. Tata najwyraźniej nie chce przyjąć do siebie winy zarzucanej mu przez małżonkę i
zaczyna się kłótnia.
Nie unosi się gniewem.
Wychodzę pobiegać. Po kilkunastu minutach jednak się męczę i zatrzymuję się przy ławeczce w
parku, aby troszeczkę odsapnąć. Wtedy zauważam kobietę, która przez łzy prosi o wybaczenie mężczyznę, który
jednak twardo informuje ją, że to koniec, że nie jest w stanie wybaczyć jej tego co zrobiła. Ona powtarza, że
przechodziła trudne chwile i te słowa wypowiedziała w złości, całkowicie
36
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Święty Mikołaj nie istnieje
nie przemyślanie. Jej rozmówca nie przyjmuje tego do wiadomości i utrzymuje przy swoim, że to koniec.
Nie pamięta złego.
Wracam do domu. Przed wejściem spotykam sąsiada Mariusza z żoną Krysią. Pan Mariusz
śmieje się szyderczo i mówi do żony, że bardzo dobrze, że jej nie przyjęli do pracy, bo ona jest od tego, żeby
zajmować się dziećmi i gotować obiady.
Nie cieszy się z niesprawiedliwości.
Wchodzę do mieszkania i włączam telewizję. Skaczę po kanałach aż wreszcie zostawiam na
serialu paradokumentalnym. Młode małżeństwo prowadzi poważną rozmowę na temat posiadania dziecka.
W pewnym momencie mężczyzna głęboko wzdycha i informuje małżonkę, że nie może mieć dzieci. Kobieta
wpada w szał, krzyczy jak mógł to przed nią ukrywać i jaki sens ma teraz ich małżeństwo skoro nie mogą mieć
własnych dzieci.
Lecz wpółweseli się z prawdą.
Nagle ni stąd, ni zowąd wpada do nas ciocia Aurelia. Najwyraźniej stało się coś złego,
ponieważ zanosi się płaczem tak, że niewiele można wyłapać z jej słów. Jednak po chwili dociera do mnie, że
Iga, jej córka zaszła w ciąże, a jej chłopak dowiedziawszy się o tym zerwał z nią wszelki kontakt.
Wszystko znosi.
Ciocia rozmawia z rodzicami, więc zostawiam ich samych i idę do pokoju. Wchodzę na
Facebooka i widzę, że napisał do mnie Kamil. Pisze, że nie wie co robić, ponieważ jest w domu z bratem i jego
narzeczoną, która właśnie poinformowała , że zrywa zaręczyny, bo nie wierzy w to, że co tydzień w piątek on
znika, aby napić się z kolegami piwa, że na pewno kłamie i nie ma zamiaru być już z osobą, która nawet nie
potrafi przyznać się do winy.
Wszystkiemu wierzy.
Próbuję odpisać coś sensownego i w jakiś sposób pocieszyć przyjaciela, gdy wpada do mnie
moja siostra i pyta czy słyszałam co się stało Oldze, jej koleżance ze studiów. Mówię, że nie wiem, więc ona
szybko zaznajamia mnie z całą historią. Mówi, że zachorowała na raka i leży w szpitalu. Jej chłopak, z którym
jest od czterech lat, coraz rzadziej ją odwiedza. Ktoś podobno nawet słyszał, jak mówił, że to i tak będzie dla
niego ciężkie rozstanie, a skoro ona i tak umrze, lepiej , żeby pogodził się z tym wcześniej.
We wszystkim pokłada nadzieję.
Znowu słyszę kłótnię rodziców. Najwyraźniej nasz gość już wyszedł. Sprzeczają się chyba
sami nie wiedzą o co. Wyłapuje pojedyncze słowa, ale nic sensownego nie układa się z tego. Zakładam
słuchawki, żeby nie słyszeć awantury.
Wszystko przetrzyma.
Rozkoszowanie się utworem Adele przerywa mi dzwoniący telefon. To moja przyjaciółka,
Natalia. Odbieram i słyszę jej histeryczny płacz. Próbuję dowiedzieć się co się stało. Dopiero po jakimś czasie
udaje jej się wydusić słowa „Moi rodzice się rozwodzą”.
Miłość nigdy nie ustaje.
Więc gdzie jest ta miłość na co dzień? Gdzie się podziewa to uczucie przez pozostałe 364
dni? Boże Narodzenie ma fikcyjną postać Świętego Mikołaja. Wielkanoc wymyślonego zająca. Może
Walentynki mają złudną miłość? Może to fantastyczne, magiczne uczucie, o którym zapomniano nas
poinformować, że nie istnieje?
Miłość istnieje. Jednak trzeba w nią uwierzyć. Odnaleźć. I pielęgnować. Przez cały rok. Dzień i noc. I w
sierpniu, i w styczniu. Podczas deszczu i upału. Zawsze.
Anna Kister
37
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Kara śmierci. Trochę historii
Kara śmierci jeszcze do 1988 roku była praktykowana w polskim więziennictwie. W Polsce
polegała ona na zawieszeniu sznura wokół szyi skazańca i otwarciu zapadni, na której stał winny.
W przypadku żołnierzy kara była wykonywana poprzez rozstrzelanie. Od pierwszego września 1998 roku
nie ma kary śmierci w polskim systemie karnym. Została zastąpiona dożywotnim pozbawieniem
wolności. Są kraje, które do tej pory stosują kary śmierci w przypadku największych zbrodniarzy, należą
do nich między innymi Stany Zjednoczone, Chiny, prawie wszystkie państwa w Afryce. Można zauważyć,
że w większości są to państwa, w których panuje terror i nie są przestrzegane prawa człowieka np.
w Chinach dokonują mordów w Tybecie, a w krajach Afryki dzieci są porywane i zmuszane do pełnienia
służby w armii. Odwołując się do sytuacji w Polsce, zadajmy sobie pytanie, czy rząd, likwidując karę
śmierci, postąpił słusznie?
Część funduszy z podatków, które płacą obywatele są przeznaczane na utrzymywanie więzień
i przebywających tam skazańców. Miesięczny koszt utrzymania jednego więźnia w Polsce kosztuje nawet
około 1500 zł. Zwróćmy uwagę na to, że wiele polskich rodzin za tę kwotę musi przeżyć miesiąc. Kara
śmierci zapewniałaby na pewno zmniejszenie kosztów utrzymania więzienia. Zaoszczędzone pieniądze
można byłoby przeznaczyć na ważniejsze cele, na które brakuje funduszy. Więźniowi skazanemu
na dożywocie będzie już wszystko obojętne. Nawet gdyby się poprawił, to i tak nikomu już nic to nie da.
Pozbawianie wolności ma na celu odizolowanie kogoś od reszty społeczeństwa, aby przez czas jego
przebywania za kratami była bezpieczna. Ma to także za zadanie sprawić, aby dla osoby skazanej
więzienie było miejscem, od którego będzie chciał trzymać się z daleka. Osadzony z wyrokiem dożywocia
może próbować ucieczki, może zastraszać pracowników więzienia lub współwięźniów, którzy są skazani
za mniejsze przestępstwa, a i tak tej osobie sąd nie może wymierzyć już wyższej kary. Kara śmierci jest
karą ostateczną, tzn. że osoba skazana nie byłaby w stanie uciec od niej, w przeciwieństwie do kary
więzienia, gdzie więźniowie mają teoretyczną możliwość ucieczki. Co będzie, gdy zabójca skazany na
dożywocie ucieknie z więzienia? Być może, póki będzie na wolności, będzie zabijał dalej, ponieważ
będzie świadomy tego, że już wyższy wyrok ze strony sądu mu nie grozi.
Niestety, nasz system prawny nie jest doskonały. Zdarzają się również pomyłki. Może
wydarzyć się taka sytuacja, kiedy ktoś zostanie niesłusznie skazany, a kary śmierci, jak wiemy nie da się
cofnąć. Niejednokrotnie zdarzało się, że osoby skazane na karę dożywocia, walczyły o prawdę
i w rezultacie udawało im się jej dowieść, ale niestety często już po odbyciu kilku, czy kilkunastu lat
pozbawienia wolności. Ostatnim głośnym przypadkiem pomyłki w wyroku kary śmierci, była sprawa
Debry Jean Milke. Spędziła ona 22 lata w celi śmierci, oczekując na wykonanie wyroku. 25 lat temu sąd
w Phoenix skazał ją na karę śmierci za zorganizowanie morderstwa 4-letniego syna Christophera.
Prokuratorzy twierdzili, że Milke nakłoniła swojego przyjaciela i jego znajomego do zabicia chłopca.
Teza ta została oparta na fałszywych zeznaniach policjanta, który twierdził, że Milke przyznała się do
winy. Nie nagrał jednak jej zeznań, jak wymagały tego procedury. Kobieta od początku zaprzeczała jego
oskarżeniom. Zabójcy chłopca także twierdzili, że nie miała nic wspólnego z morderstwem.
W późniejszych latach przywoływany wcześniej policjant doczekał się kilku wyroków za brutalne
traktowanie oskarżonych i wymuszanie zeznań. W 2013 roku sąd ponownie rozpatrzył sprawę
i wstrzymał egzekucję. Milke wyszła na wolność, ale otrzymała elektroniczną opaskę i zakaz opuszczania
miejsca zamieszkania. W 2015 roku została ostatecznie oczyszczona z zarzutów i uniewinniona.
38
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Kara śmierci. Trochę historii c.d.
Takich przypadków jak ten jest więcej. Jednak nie zapominajmy o zbrodniarzach, dla których kara
więzienia jest nieodpowiednia, ponieważ ciągle są zagrożeniem. Najlepszym tego przykładem jest Mariusz
Trynkiewicz. 29 września 1989 roku, wyrokiem sądu, został czterokrotnie skazany na karę śmierci
– za każde zabójstwo z osobna. W wyniku amnestii z 1989 roku wyrok został zmieniony na karę 25 lat
pozbawienia wolności. Odbywanie kary kończyło się 11 lutego 2014 roku. Dzień przed wyjściem mordercy
funkcjonariusze więzienni przekazali prokuraturze szkice i zdjęcia znalezione w celi Mariusza Trynkiewicza,
które miały zawierać treści o charakterze pedofilskim. 11 lutego prokuratura, po zbadaniu przekazanego
materiału, stwierdziła, że nie zawierają treści zabronionych przez prawo. Tego samego dnia Trynkiewicz
wyszedł na wolność. 3 marca 2014 roku sąd – na podstawie ustawy o postępowaniu wobec osób
stwarzających zagrożenie (tzw. ustawy o bestiach) – uznał Mariusza Trynkiewicza za osobę stwarzającą
zagrożenie i nakazał jego izolację w zamkniętym ośrodku w Gostyninie. 31 lipca 2015 roku został skazany
za posiadanie dziecięcej pornografii.
Wobec tego przykładu polskie prawo było bezsilne i gdyby nie napisana w trybie błyskawicznym
ustawa o postępowaniu wobec osób stwarzających zagrożenie, Mariusz Trynkiewicz znajdowałby się na
wolności, bo pomimo opinii biegłych psychiatrów, że nie nadaje się do życia w społeczeństwie, w świetle
prawa był po odbyciu kary, a jej przedłużenie byłoby niezgodne z prawem.
Uważam, że kara śmierci powinna być dozwolona, ale tylko w określonych przypadkach, a mianowicie, przy
zbrodniach na tle seksualnym i zabójstwach ze szczególnym okrucieństwem.
Wojciech Gnat
39
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Sława, bogactwo, bieda...?
Pewnego dnia, jadąc tramwajem, byłam świadkiem rozmowy dwójki ludzi. On zadał Jej
następujące pytanie: „Lepiej być sławnym, ale biednym, czy niesławnym, ale bogatym?”. Nie pamiętam,
co odpowiedziała. Zapomniałam też, jak on zareagował na jej odpowiedź. W mojej pamięci zostało tylko
to, że zaczęli długą dyskusję na ten temat. Jak ona się potoczyła? Nie wiem.
Wiem natomiast to, iż dzięki niemu zaczęłam zastanawiać się nad odpowiedzią na pytanie, które zadał.
Na początku w mojej głowie pojawiła się myśl „Przecież bycie sławnym wiąże się z bogactwem”.
Po dłuższej chwili zapytałam siebie „Ale czy zawsze?”. Uświadomiłam sobie, że nie. Ile razy słyszeliśmy
o osobach popularnych, które są znane tylko z tego, że są znane? Ci ludzie najczęściej zasłynęli ze swojej
głupoty w Internecie. Chwilowa sława rzadko kiedy sprawia, że portfel „gwiazdy” zaczyna pękać
w szwach od nadmiaru pieniędzy. Są też przypadki osób sławnych, które straciły swój majątek przez kilka
popełnionych błędów; nadmiar używek; kłopoty ze zdrowiem, które doprowadziły do końca kariery,
a co za tym idzie... do bankructwa.
Pozostaje jeszcze druga część pytania do rozważenia. Oczywiste jest to, że można być
niesławnym i biednym jednocześnie. Większość dwunożnych stworzeń (potocznie nazywanych ludźmi)
nie jest popularna i ledwo wiąże koniec z końcem. Naturalne jest też to, że po Ziemi chodzi wiele osób,
którzy nie są obgadywani na Pudelku, mimo imponującej kwoty na koncie bankowym.
I co w związku z tym? Do czego zmierzam? Pragnę zdecydować, które grono osób reprezentuję.
Jestem sławna i bogata; sławna i biedna; niesławna i biedna, czy może niesławna i bogata? Chyba nie
pasuję do żadnej z tych grup. Jak większość z nas. Ponieważ czym jest SŁAWA, BOGACTWO, BIEDA? To
pojęcia, których definicje można znaleźć w Google. Jednak nie patrząc na nie, każdy potrafi samodzielnie
powiedzieć, co oznaczają. Dla wszystkich znaczą to samo, ale jednocześnie coś innego. Dla jednego
sławą jest duża ilość lików pod postem; dla drugiego liczbą sprzedanych biletów na swój występ; jeszcze
inny powie, iż bycie sławnym oznacza to, że każdy w szkole zna twoje imię. Niektórzy bogactwem nazwą
dobra materialne; inni stwierdzą, że bogaty jest ten, który ma rodzinę, przyjaciół. Biedą natomiast może
być samotność, jak i brak środków do życia. Sława, bogactwo, bieda to pojęcia względne. To już
ustaliliśmy, ale co z odpowiedzią na nasze, nie nasze pytanie?
Lepiej być sławnym, ale biednym, czy niesławnym i bogatym? Zanim odpowiesz, zastanów się, czy wolisz
być popularny, czy nieznany. Wybrałeś pierwszy wariant? Teraz postaraj się ze wszystkich sił, by bieda nie
zawitała do Twojego życia. Zdecydowałeś się na odpowiedź numer dwa? Nie pozwól na to, by bogactwo
sprawiło, że staniesz się nieczuły na nieszczęścia innych.
Na zakończenie powinnam napisać coś mądrego i błyskotliwego. Nie chcę przekroczyć liczby
500 słów w tym artykule, więc ograniczę się do jednego, krótkiego zdania podsumowującego.
Zanim odpowiesz na jakiekolwiek pytanie, kilkakrotnie zastanów się nad odpowiedzią.
Karolina Walczak
40
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Żołnierze Niezłomni – dawni bohaterowie
Żołnierze Niezłomni – dawni bohaterowie, oskarżeni przez komunistyczne władze i skazani
na śmierć za walkę o wolną i prawdziwie demokratyczną, niepodległą Polskę. A jednak… Często,
przede wszystkim w szkołach, nie porusza się tych tematów, bo po co zajmować się historią
najnowszą, skoro na każdym szczeblu edukacji można zacząć od Mieszka i Chrobrego, a w rezultacie
nie zdążyć z materiałem i nie dojść do tych raptem dwóch zdań na końcu podręcznika – o Żołnierzach
Wyklętych. I to właśnie ten temat stał mi się na tyle bliski, że postanowiłam zebrać grupę kilku
znajomych, zgłosić się do Ogólnopolskiej Olimpiady „Zwolnieni z Teorii” i zorganizować projekt
„Zapomniani bohaterowie”. Początkowo przedsięwzięcie miało być nieduże – ot takie jedno
przedstawienie dla uczniów mojej szkoły – LO nr VII we Wrocławiu. Jednak z czasem plany uległy
zmianie i na chwilę obecną organizujemy 5 przedstawień, oraz dużą grę miejską dla mieszkańców
Wrocławia.
Tworzenie takiego projektu to wbrew pozorom ciężka praca, ale również cudowna zabawa
i masa satysfakcji jak coś kończy się sukcesem! Najwspanialsza jest jednak świadomość, że robi się
coś dobrego dla innych. Mnie osobiście daje to wielką radość. Choć spotykam się z krytycznymi
głosami ze strony nauczycieli, którzy twierdzą, że tylko fizyka czy chemia ma w naszym życiu sens, to
jednak nadal twierdzę, że nie samą szkołą człowiek żyje. Posiadanie pasji i rzeczy, dzięki której jest
się szczęśliwym daje dużo więcej niż rozwiązywanie w kółko zadań, aby dostać dobrą ocenę.
Ze swojej strony mogę jedynie zachęcić do podejmowania takich właśnie inicjatyw, bo da Wam to
dziesięć razy więcej radości niż poprawne rozwiązanie najtrudniejszego zadania z matematyki, jak
również będzie pożyteczne dla ludzi, którzy na takim przedsięwzięciu skorzystają.
Julia Kłonowska
01. marca został ustanowiony Narodowym Dniem Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Każdy z nas
może w bardzo prosty sposób pokazać, że pamięta o tych ważnych dla historii naszego kraju
postaciach. Wystarczy w tym dniu zmienić swoje zdjęcie profilowe na portalu facebook.com na
grafikę prezentującą wizerunek Niezłomnych. Tym samym pokażemy, że pamiętamy i przyczynimy się
do zwiększenia świadomości społecznej na ten temat.
Redakcja
41
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Co się dzieje?
Tak wiele
Wszyscy jesteśmy świadkami obecnych wydarzeń na polskiej scenie politycznej. Nastąpiła
zmiana władzy. Polacy – po raz pierwszy w historii III RP – powierzyli sprawowanie władzy tylko jednej
partii. Media głównego nurtu starały się przedstawić to jako bardzo złe wydarzenie dla Polski. Czy jest tak
naprawdę?
Politycy opozycji czyli PO, Nowoczesnej i PSL-u nie wiedzą jak pogodzić się z tym, że utracili
władzę i chcą za wszelką cenę zniechęcić Polaków do rządów Prawa i Sprawiedliwości (Nowoczesna choć
formalnie nie rządziła to jednak skupia ludzi związanych kiedyś z PO, UW czy AWS.) Po ośmiu latach rządów
koalicji PO-PSL partie te są skompromitowane wszystkimi aferami, które do dzisiaj są nierozliczone,
np. afera hazardowa, afera taśmowa, afera Amber Gold, afera Elewaru, afera informatyzacji MSWiA i wiele,
wiele innych. Dlatego obóz dotychczas trzymający władzę musiał wymyślić coś, co Polaków zaniepokoi
i pozwoli zapomnieć o ich nieudolnych rządach. Postanowili wyprowadzić ludzi na ulicę pod przykrywką
obrony demokracji, która w Polsce – nota bene – ma się dobrze. Został powołany Komitet Obrony
Demokracji, który jest tworem czysto politycznym, a nie oddolnym ruchem obywatelskim, jak sugerują
politycy opozycji. Wymyślili organizację o jakże szlachetnej nazwie tylko dlatego, żeby Nowoczesna i osoby
które oficjalnie dotychczas nie uczestniczyły w życiu politycznym nie kojarzyły się ze skompromitowanym
rządem PO-PSL.
Na “pierwszy ogień” poszedł Trybunał Konstytucyjny. Zarzucono Prawu i Sprawiedliwości łamanie
zasad demokracji, a to Platforma Obywatelska w październiku, czyli kiedy mieli jeszcze większość
w parlamencie, postanowiła wybrać sędziów Trybunału Konstytucyjnego, na miejsca tych, których kadencje
kończyły się w listopadzie. Finalnie doprowadzając do tego, że w 15 osobowym składzie TK zasiadało
14 sędziów nominowanych przez PO i tylko 1 nominowany przez PiS. Takie zachowania nie mają racji bytu
w państwie demokratycznym. Dlatego Prawo i Sprawiedliwość postanowiło nie zważać na ten niezgodny
z prawem czyn PO i unieważniło wybór tych 5 sędziów z października 2015 roku. Na ich miejsce powołało
nowych orzekających, zgodnie z terminem ukończenia kadencji ustępujących sędziów. Próba obrony zasad
państwa prawa przez PiS, została odwrócona przeciwko tej partii. W mediach kreowano obraz tego, iż to
Prawo i Sprawiedliwość dokonało “skoku” na TK. Nic bardziej mylnego. Platforma Obywatelska łamiąc
zasady konstytucji RP wybrała sędziów do przodu. To tak jakby PiS mając teraz wysokie poparcie społeczne
w sondażach, przeprowadziło wybory parlamentarne, których wyniki będą obowiązywać za 4 lata.
Kolejną sprawą jest tzw. ustawa medialna. KOD zarzuca rządowi, że nowa ustawa jest
pogwałceniem obowiązujących standardów unijnych. Nic bardziej mylnego. Ustawa o podobnym kształcie
obowiązuje między innymi we Włoszech i tam nikt z tego powodu nie protestuje. Moim zdaniem,
te wszystkie protesty spowodowane są tym, że poprzednia “ekipa” nie może pogodzić się z utratą
wpływów i władzy. Opozycji nie podoba się również to, że rząd Beaty Szydło realizuje, w trybie
błyskawicznym, obietnice wyborcze np. projekt Rodzina 500+, zniesienie obowiązku szkolnego dla 6-latków,
reforma prokuratury, ustawa medialna, zakaz odbierania dzieci rodzicom – tylko i wyłącznie – z powodów
finansowych, czy podatek bankowy. To dopiero trzy miesiące sprawowania władzy, a już możemy dostrzec,
że polityka może wyglądać inaczej. Polska prowadzi również bardzo aktywną politykę zagraniczną.
Zacieśniła współpracę z państwami grupy Wyszehradzkiej. Szuka prawdziwych sojuszników, którzy
reprezentują te same interesy, co my. MSZ prowadzi również odważną politykę wobec Niemiec, które
niejednokrotnie nas zawiodły np. w sprawie Nord Steam 2, czy też w sprawie uchodźców.
Myślę, że wszyscy powinniśmy wnikliwie przyglądać się temu, co dzieje się w polityce – zarówno
tej polskiej jak i zagranicznej – aby nie dać się zmanipulować. Każdy musi wyrobić sobie własny pogląd na
dany temat. Bo tylko wtedy może podejmować właściwe decyzje.
Wojciech Gnat
42
NAJLEPSZE ARTYKUŁY
Moje hobby: deskorolka
Wiele z was pewnie słyszało o deskorolce. Jest to sport bardzo popularny na całym świecie
od 1950r. Chcąc zacząć zabawę z deskorolką wypadałoby znać jej budowę. Zaczynając
od najważniejszej czyli deck to 7 warstw klonu kanadyjskiego (Czemu siedem i dlaczego klon
kanadyjski? Dzięki takiej liczbie i materiałowi deska jest idealnie giętka i twarda, aby się nie złamać
przy każdym skoku. Jeśli było by za dużo warstw, deska byłaby za ciężka i łatwo by się łamała). Trucki
– metalowy element dzięki, któremu skręcamy na deskorolce. Rozróżniamy 2 rodzaje trucków:
wysokie i niskie. Niskich częściej używa się na skateparkach. Kółka charakteryzują się wielkością
( najczęściej 52mm na skateparkach) oraz twardością ( większość kółek ma twardość od 99A do 101A.
Im większy numer tym twardsze są koła). Griptape – papier ścierny, który przykleja się na wierzchnią
stronę deskorolki. W deskorolce znajdują się również montażówki, podkładki pod trucki, łożyska,
tulejki, ale nie będę się o nich rozpisywać. Kiedy wiecie już jak skonstruowana jest deskorolka dobrze
byłoby wiedzieć czy jeździcie goofy(prawa noga z przodu) czy regular(lewa noga w przodu).
Najprostszym testem jest zamknięcie oczu i poproszenie osoby, aby was popchała do przodu. Noga,
która pierwsza ruszy się do przodu powinna również być ustawiona z przodu podczas jazdy na
deskorolce. :)
Okej mamy już deskorolkę i wiemy którą nogę dać w przodu deski (nose). Teraz musimy
nauczyć się kilku tricków. Aby rozpocząć zabawę z trikami należy nauczyć się ollie, czyli wyskok.
Następnym z listy jest shove it, kickflip, heelflip, bigspin czy 360 flip.
Cały proces rozwoju deskorolki w Ameryce bardzo dobrze ukazany jest w filmie „królowie
dogtown”.Deskorolka to bardzo wymagający sport. Często zdarzają się otarcia, rany, zwichnięcia oraz
złamania. Nawet pro-skaterzy upadają i kończą swoją karierę z tym sportem.
Deskorolka jest trudna dla osób, które zaczynają. Ja po pół roku jazdy kilka dni w tygodniu dopiero
zauważyłem drobne efekty. Jest to bardzo motywujące, lecz osoby mniej zdeterminowane porzucają
deskorolkę nie widząc nic poza swoimi ranami na piszczelach. :)
Deskorolka poprawia w dużym stopniu refleks oraz koordynacje ciała.
Polecam deskorolkę wszystkim, którzy nie boją się upadać, a szukają czegoś ciekawego
co pozytywnie wpłynie na ich sposób spędzania czasu.
Franek Grobelny
43
Miejsca we Wrocławiu warte odwiedzenia
Wrocław jako wielowiekowe miasto może poszczycić się nie tylko niesamowitymi zabytkami,
ale również klimatycznymi miejscami. Miłe zaułki i stare uliczki, które swoją tajemniczością zapraszają do ich
przemierzania. Chciałbym przedstawić kilka z nich, moim zdaniem tych szczególnych.
Naszą małą podróż zaczniemy od Placu Solnego. Przestrzeń ta nie jest (oczywiście w porównaniu z
rynkiem) specjalnie okazała i duża, ale chętnie odwiedzana nie tylko przez turystów, lecz także przez stałych
mieszkańców. W centralnej części tego miejsca, między kwiecistymi straganami, zajdziemy fontannę.
Przykuwa ona uwagę każdego, żaden spacerowicz nie przejdzie obok niej obojętnie. Miejsce to jest idealne
na różnego rodzaju spotkania towarzyskie, ponieważ znajduje się tam także wiele kawiarenek i restauracji.
Stamtąd łatwo można przejść do Zaułka Solnego. Jeszcze do niedawna teren ten cieszył się dużą renomą i był
miejscem przejścia wielu wycieczek. Niestety jakiś czas temu obszar ten przeszedł remont. Początkowo miały
być to tylko drobne prace renowatorskie i doświetlenie miejsca, aby wyeksponować znajdującą się tam
bramę. Jednakże, jak się okazało, całkowicie zmieniono całą małą architekturę tego miejsca. Straciło ono
swój klimat. Innego zdania jest miejski konserwator zabytków - Katarzyna Hawrylak-Brzezowska, która
twierdzi inaczej. Na szczęście dzięki działalności miłośników miasta, którzy apelują do władz miasta o
przywrócenie tej bramy do poprzedniej formy, uda się zmobilizować ludzi i wrócić do dawnego stanu.
Bądźmy dobrej myśli i trzymajmy za to kciuki. :)
Opiszę jeszcze jedno miejsce, ale oczywiście jest ich więcej. Ostrów Tumski jest najprawdopodobniej
jednym z najbardziej rozpoznawalnych ośrodków w naszym pięknym mieście. Oblegany przez turystów i
okolicznych mieszkańców. Spacerujący po nim ludzie zapominają o czasie, spacerują tam, by się odprężyć,
zebrać myśli albo zobaczyć wspaniałą architekturę sakralną. Miejsce epatuje dostojnością i jest pełne
zadumy. W gąszczu uliczek i dróg dojazdowych można odnaleźć Most Tumski, który przyciąga od lat pary,
pozostawiające tam symboliczną przysięgę miłości. Zauważalny roczny przyrost zaczepianych tam kolejnych,
nowych kłódek jest zdumiewający, a to tylko jest poświadczeniem magii tego mostu.
Mam nadzieję, że każdy znajdzie chociaż chwilkę, aby móc zobaczyć te miejsca i poczuć chęć powrotu
do nich. Gorąco zachęcam do zwiedzania i życzę miłych wrażeń.
Szymon Pawletko
44
Miejsca we Wrocławiu warte odwiedzenia
45
Mindfulness
Co to jest Mindfulness? To inaczej uważność. Sztuka koncentracji. Koncentracji podczas
kolorowania. Działa relaksująco. Wycisza. Uspakaja. Rozbudza kreatywność. Zwraca sens prostym
czynnościom życia. Uwalnia spod presji pędzącego czasu. Uczy żyć tu i teraz. Pozwala doświadczyć
każdą przeżywaną chwilę i na niej skupić swoją uwagę, by w pełni ją docenić. Jest jedną z dróg
wiodących do opanowania sztuki życia bez pośpiechu (Slow Life). Do odnalezienia siebie i tego, co jest
w życiu ważne.
Redakcja Internatki zaprasza wszystkich mieszkańców internatu na wspólne kolorowanie.
Mindfulness.
Podczas spotkania otrzymasz kolorowankę (piękny wzór geometryczny, do wyboru), oraz
kredki. Na dużym ekranie zobaczysz inspirującą myśl, która pobudzi Cię do refleksji. A subtelność
muzyki, w tle, zaprowadzi Cię tam, gdzie w swoim zabieganiu i stresie chciałbyś się zatrzymać i poczuć
naprawdę dobrze.
Bliższe informacje o naszych spotkaniach już wkrótce, na tablicy ogłoszeń.
Redakcja
Jako przedsmak naszych spotkań proponujemy do pokolorowania wzór stworzony przez
Martynę Kędzię. Znajduje się on na kolejnej stronie.
REBUS
46
STOPKA
REDAKCYJNA
Opiekunowie:
Elżbieta Janicka
Mariola Wadowska
Redaktor Naczelny:
Przemysław Świderski
Z-ca Redaktora Naczelnego
Krzysztof Haszczuk
Redaktorzy Wydania:
Marta Pilarska
Karolina Walczak
Sandra Bagińska
Anna Kister
Julia Kłonowska
Katarzyna Wróbel
Zuzia Gołębska
Wiktoria Gajzler
Wojciech Gnat
Franek Grobelny
Jakub Dworzański
Kacper Górny
Przemysław Filipowicz
Bartosz Dulski
Dawid
Szymon Pawletko

Podobne dokumenty