Miasto-dziecko

Transkrypt

Miasto-dziecko
anna lisa pecoriello
miasto – dziecko
doświadczenie projektowania z udziałem dzieci florencji
Już od kilku lat, we Włoszech oraz w wielu
innych krajach, mnożą się doświadczenia projektowania z udziałem mieszkańców. W dziedzinie tej
ogromny sukces odniosły próby wciągnięcia dzieci
w projektowanie miejskiej przestrzeni, zgodnie
z hasłem:
„miasto na miarę dziecka jest lepszym
miastem dla wszystkich”.
Wydawałoby się, iż w epoce fragmentacji społecznej i kryzysu wartości dziecko funkcjonuje jako nowy
parametr jakości życia w mieście, co do którego nie
ma różnicy zdań. Równocześnie – bynajmniej nie
w drugiej kolejności – praca na rzecz dzieci brutalnie zranionych przez życie w naszych miastach
zapewnia pozytywny image politykom, którzy chcą
się tym zająć.
Jednak niewiele z przeprowadzonych eksperymentów rzeczywiście wciągnęło dzieci i doprowadziło
do nowatorskich realizacji. W większości przypadków
realizacje te odtworzyły tradycyjne wzorce przestrzeni
dla dzieci przy pomocy standardowych technik i biurokratycznych metod. Natomiast wyobrażenie, które
dzieci mają o swoim mieście, a w związku z tym także
projekty, które z tegoż wyobrażenia powstają, dążą
z natury swojej do integrowania różnych wymiarów
przestrzeni fizycznej i społecznej, do scalenia w jednym akcie twórczym, projektowym i realizacyjnym
pragnienia posiadania przestrzeni dla siebie, potrzeby
przywłaszczenia sobie miejsca i opiekowania się nim
oraz budowania własnej tożsamosci (w tym wypadku,
bardziej niż kiedykolwiek, chodzi o tożsamość zarówno osobistą, jak i zbiorową). To pragnienie prowadzi
do kryzysu standardowych modeli produkcji przestrzeni publicznej. Projekty dzieci często „tną” rzeczywistość
w sposób, który uwydatnia sprzeczności i powoduje
konflikty, zamiast wszystko uzgadniać.
10
Realizacja tych projektów wymaga zakwestionowania zbudowanych przez dorosłych stereotypów dotyczących tego, co ma być dobre dla dzieci,
borykania się ze strachem przed samodzielnością
dzieci. Trzeba zdefiniować na nowo pojęcie odpowiedzialności, żeby nie stało się ono kolejnym alibi
pozwalającym odbierać dzieciom szansę zdobycia
tych doświadczeń, dzięki którym mogą one dorastać, rozwijać się, dojrzewać. Realizacja projektów
dzieci wymaga od instytucji, żeby zaangażowały
się w modyfikowanie procedur, żeby różne działy
współpracowały ze sobą, pokonując „wzajemną
nieprzejrzystość”, która charakteryzuje ich pracę.
Wymaga nowego zdefiniowania relacji władzy,
zapewniając w ten sposób nie tylko uznanie, lecz
również urzeczywistnienie praw najmłodszych
członków społeczeństwa.
Jakie jednak wyobrażenie mają dzieci o swoim
mieście i jakie pomysły z tego wynikają? Odkrycie
tej wizji było celem projektu uruchomionego we
Florencji przez Urząd Oświaty we współpracy
z LAPEI (Laboratorio di Progettazionae Ecologica
degli Insediamenti – Laboratorium Ekologicznego
Projektowania Miasta) przy uniwersytecie. Zespół
akademicki uaktywnił 10 laboratoriów projektowania z udziałem dzieci w 10 szkołach podstawowych
i średnich znajdujących się w jednej z dzielnic na zachodnich peryferiach Florencji. Chcieliśmy wypracować różne projekty w zależności od zainteresowań
i specyfiki kontekstów terytorialnych poszczególnych
klas. By całościowy projekt był konsekwentny, przez
pierwszy rok pracy utworzono „sieć szkół projektujących” w dzielnicy. Pod koniec poszczególnych
laboratoriów ocenialiśmy jakość projektów oraz ich
przydatność do realizacji. Oprócz tego nawiązaliśmy kontakt z innymi działami zarządzania (ruch,
urbanistyka, prace publiczne, środowisko), żeby
zweryfikować możliwość wprowadzenia w życie
najbardziej ambitnych projektów, a także z rodzinami
i ze stowarzyszeniami dzielnicowymi, które mogłyby
się przyczynić do realizacji niektórych z nich, zgodnie
z praktyką „budowania dla siebie”. W ciągu dwóch
lat wypracowano wiele ciekawych projektów i prawie
wszystkie zostały przeprowadzone w sposób, który
dawał uczniom poczucie czegoś zamkniętego i dokonanego. Były to np.: eksperyment, mały warsztat
„budowania dla siebie”, adaptacja opuszczonego
obszaru, sadzenie krzaków na szkolnym podwórku, organizacja imprezy z prezentacją projektów
na zakończenie itd.
Przyjrzyjmy się teraz po kolei kilku tym doświadczeniom, które w ciągu ostatnich dwóch lat
dostarczyły nam informacji o pragnieniach dzieci
odnośnie swojego miasta: o pragnieniu samodzielności, kontaktu z żywiołami przyrody (powietrze,
ziemia, woda, ogień), o potrzebie uwolnienia czasu
oraz twórczej i pełnej przygód zabawy.
Szkoły podstawowe „Montagnola”
i „Martin Luther King”
Z rozmów z nauczycielami, rodzicami i uczniami
tych dwóch szkół wynikało, iż istnieje pilna potrzeba ulepszenia dojścia do szkoły, żeby dzieci mogły
znowu samodzielnie do niej chodzić. Połączenie rzeczywistych kłopotów związanych z trasą nie na miarę
pieszych i wzrostem ruchu samochodowego z jednej
strony oraz wciąż wzrastającego, przekraczającego
rozsądną motywację strachu rodziców z drugiej strony spowodowało, iż w ciągu ostatnich lat liczba dzieci
samodzielnie chodzących do szkoły spadła poniżej
5% uczniów obu szkół (przeszło 500 dzieci). Żeby
rozwiązać ten problem, wyszliśmy od rozpoznania
rzeczywistej sytuacji: każde dziecko zarysowało
na mapie własnej dzielnicy swoją trasę z domu
do szkoły, zaznaczając ją nitką kolorowej wełny.
Następnie dzieci, z pomocą nauczycieli i rodziców,
określiły niebezpieczeństwa, na które natrafiały
po drodze (trudności w przechodzeniu przez ulicę, ruch, zanieczyszczenie, obecność budzących
poczucie zagrożenia osób), stan utrzymania dróg
i oznakowania oraz całościową jakość ulic (obecność
sklepów, zieleń i miejsca do zabawy, wyposażenie,
hałas, zapachy). Wszystkie te informacje, wraz
z kilkoma innymi propozycjami dotyczącymi poszczególnych, konkretnych problemów, znalazły
się na olbrzymiej mapie nazwanej „mapą niebez-
pieczeństw i możliwości”. Na mapie tej zaznaczono
także mieszkania uczniów oraz wyodrębniono „grupy sąsiedztwa”, czyli dzieci, które mieszkają blisko
siebie i mogłyby razem przebywać drogę do szkoły.
Najbezpieczniejsze trasy z domu do szkoły wybrano z pomocą samych dzieci, kierując się zasadami
największej przyjemności, poczucia bezpieczeństwa
i zmniejszania odległości (wśród dzieci wielu było
ekspertów w wynajdywaniu różnych skrótów). Celem ostatecznym było dojście do takiego próbnego
dnia, podczas którego dzieci, podzielone na grupy,
spotykały się we wcześniej uzgodnionych miejscach
blisko domu i próbowały razem wybrać się do szkoły
na piechotę, bez pomocy rodziców.
Sukces inicjatywy, powtarzanej przez szkołę
„Montagnola” przez tydzień, udowodnił, iż wystarczy
kilka małych posunięć (kilku dorosłych wolontariuszy
na niektórych skrzyżowaniach, poczucie bezpieczeństwa wynikające z poruszania się w grupie,
uważny dobór trasy oraz tzw. efekt critical mass,
jaki wytwarza duża grupa dzieci na ulicy wobec nieposkromionego natręctwa samochodów), by można
było puścić sporą grupę dzieci samych do szkoły.
Odbyło się bez żadnych kosztownych przekształceń
strukturalnych ruchu drogowego dzielnicy. Jednak
projekt dzieci natrafił na pewien opór tam, gdzie
domagał się zamknięcia dla samochodów drogi
do wzgórza, na którym była położona szkoła, oraz
strukturalnych zmian ruchu drogowego (takich, jak
np. wprowadzenie w pobliżu szkoły „Martin Luther
King” trzyfazowych świateł, które wprawdzie czynią
bezpieczniejszym przechodzenie pieszych przez
ulicę, za to spowalniają ruch samochodowy). Pierwsza propozycja spotkała się z protestem niektórych
rodziców, niechętnych rezygnacji z samochodu
i pieszemu odprowadzaniu dzieci do szkoły. Druga
zabłądziła w biurokratycznej machinie urzędów
ruchu drogowego gminy miasta, po czym upadła
w konfrontacji z przepisami ruchu drogowego,
nastawionymi tylko i wyłącznie na szybki przepływ
samochodów.
Szkoła podstawowa „Calvino”
Eksplorując otoczenie szkoły, dzieci z „Calvino”
odkryły rzekę i nieskończoną ilość materiałów, których dostarczyła ona ludziom w ciągu wieków: glinę,
z której lepić można naczynia lub cegły, trzcinę, wiklinę i wierzbę na plecionki, piasek i kamienie. Dzieci
11
zapragnęły zbudować chatę, żeby wypróbować
materiały naturalne znalezione na miejscu i uzyskać
w ten sposób miejsce dla siebie, zbudowane własnymi rękoma, którym opiekowałyby się na podwórku
szkoły. Do materiałów znalezionych przy rzece,
którymi dzieci nauczyły się posługiwać zgodnie
z tradycyjnymi technikami, dochodziły odpadki
zbierane w domu czy w szkole (plastikowe butelki,
papiery), które można było przetwarzać według
zasad budownictwa ekologicznego.
Po zbudowaniu chaty umiejętności budownicze
i manualne dzieci, zwykle hamowane sztywnością
projektową i ubóstwem materiałów naturalnych
w tradycyjnych miejscach zabawy oraz nadmierną
strukturyzacją wolnego czasu, uwolniły się aż do zajęcia całej przestrzeni zewnętrznej szkoły koło chaty:
metodą „budowania dla siebie” zrealizowano drobne
elementy wyposażenia, klomb z ozdobnymi roślinami i warzywami, cieplarnię dla roślin oraz staw
pozwalający obserwować życie małego ekosystemu wodnego. Walka o stworzenie stawu nie była
łatwa, bo w miejscach przeznaczonych dla dzieci
prawie zawsze unika się obecności wody. Dobrze
to wiedzą dzieci pobliskiej szkoły podstawowej „de
Filippo”, które pracowały właśnie nad tematem obecności publicznych fontann w ogrodach, na ulicach
i na placach dzielnicy: prawie wszystkie te obiekty
zostały zamknięte dla dobra porządku publicznego
(pozwoliło to uniknąć np. obecności narkomanów
albo bezdomnych, którzy z fontann pili i myli się
w nich), jednak odbierało zarazem dzieciom prawo
do zabawy i do darmowego picia z fontann publicznych, które przecież przez wieki stanowiły radość
i dumę naszych placów.
do urzędu miasta i sprawdzili status prawny miejsca
w ramach planu zagospodarowania przestrzennego.
Skrawek był przeznaczony na park publiczny, jednak nikt nie mógł z niego korzystać, gdyż był nadal
terenem prywatnym. Nawet właściciel, który chciał
tam coś zbudować, czekał na korzystniejszą decyzję gminy, by rozpocząć swoje działania. Co robić?
Zrezygnować z urbanistyki, bo urbanistyka i rynek
rządzą się zbyt twardymi prawami? Niekoniecznie.
Zdecydowaliśmy się mimo to stworzyć projekt auli
dydaktycznej na wolnym powietrzu.
W tym wypadku instytucje wyszły nam naprzeciw: dowiedziawszy się o zaistnieniu projektu, prezes
rady dzielnicowej skontaktował się z właścicielami
i zaproponował im podpisanie umowy o tymczasowe, bezpłatne udostępnienie skrawka ziemi szkole.
W ten sposób rozpoczęła się działalność warsztatu
dydaktycznego ulicy Sansovino zwanego „Laboratogród”. W „Laborat-ogrodzie” zebrano mnóstwo
śmieci, pni drzew i innych materiałów naturalnych.
To nas zainspirowało do realizacji laboratorium
„trash-art” z udziałem grupy artystów, którzy współpracowali z uczniami w celu wyposażenia terenu
w rzeźby z przetworzonych materiałów, w stoliki
z blatami ze stłuczonych kafelków oraz w drzewa
totemiczne. Pod kierunkiem agronoma powstał
ogródek biologiczny. Harcerze z dzielnicy pomogli
zbudować drewniany stół z ławeczkami. Wszystko
grało – tyle, że z końcem roku szkolnego skończyła
się również umowa i trzeba było zacząć całą pracę od
początku, z nadzieją, że nie zmienią się w tym czasie
reguły planu zagospodarowania przestrzennego i że
w ogrodzie nie zaczną powstawać domy…
Szkoła średnia „Pirandello”
Szkoła średnia „Gramsci”
Szkoła średnia „Gramsci” pracowała nad
poprawą stanu jej bezpośredniego otoczenia. Tuż
za wrotami szkolnego podwórka bowiem uczniowie
byli zmuszeni przechodzić na drugą stronę ulicy
nieprzyjemnym, zniszczonym przejściem podziemnym. Mało tego; skrawek ziemi po drugiej stronie
ulicy leżał od lat odłogiem. Uczniowie wypracowali
projekt rewitalizacji podziemnego przejścia, by je
przetworzyć w przestrzeń wystawową do dyspozycji szkół, po czym skoncentrowali swoją uwagę
na opuszczonym terenie. Zanim jednak zaczęli się
zastanawiać nad odpowiednim projektem, udali się
12
Ostatnią historią, którą chcę Państwu opowiedzieć, są dzieje „Domku nad rzeką” – projektu
szkoły średniej „Pirandello”. U jego źródeł leżała idea
zrobienia czegoś konkretnego dla ulepszenia otoczenia najbliższego uczniom, czyli szkolnego podwórka.
Uczniowie, zainspirowani postacią bohatera książki
J. Giono „Człowiek, który sadził drzewa”, posadzili
krzaki w szkolnym ogrodzie. Nieusatysfakcjonowani, postanowili jednak znaleźć kolejny obszar, już
na zewnątrz szkoły, którym mogliby się opiekować.
Podczas ekspedycji nad rzekę odkryli stary, opuszczony dom w parku Arcingrosso – obszar przez lata
całe wykorzystywany dla najróżniejszych celów:
Budowanie dla siebie to praktyka, która
w zamierzeniu chce oddać proces budowania
w ręce podmiotów zainteresowanych jego realizacją: w ręce mieszkańców i bezpośrednich
użytkowników. Warsztat budowania dla siebie
jest więc warsztatem, w którym buduje się
obiekty swoimi rękoma, wedle swojego gustu
i własnej kreatywności. Takie praktyki oczywiście nie zastępują standardowych procesów
przemysłowych budowania, ale chcą uwydatniać ich ograniczenia. Praktyki budowlane były
bowiem przez całe wieki wypracowywane przez
społeczności lokalne w zgodzie z własnym
środowiskiem, gustem estetycznym, obecnością materiałów na miejscu itd. Powstały w ten
sposób cuda architektury spontanicznej, architektury bez architektów, które nadal zadziwiają
nas i fascynują. W przypadku dzieci warsztat
budowania dla siebie prowadzony jest z pomocą
dorosłych i wolontariuszy, którzy uczą młodych
uczestników kilku prostych technik i pomagają
im w realizacji projektów (w tym wypadku mówi
się o „budowaniu dla siebie pod kierunkiem”).
Warsztaty budowania dla siebie stanowią praktykę promowaną w całej Europie przez liczne
stowarzyszenia właśnie po to, by przywrócić
spontaniczność procesom produkcji przestrzeni
publicznej, by włączać mieszkańców w przemianę miejsc i w opiekę nad nimi, by przywrócić tym
miejscom tożsamość, wartość estetyczną i moc
tworzenia więzi społecznych.
znajdowały się tu kiedyś pola uprawne, nielegalne
wysypiska śmieci, wykopaliska i park. Wszystko
to czekało na zagospodarowanie. Uczniowie napisali
projekt centrum monitorowania rzeki oraz edukacji
środowiskowej, a odnośnie najbliższego otoczenia
– projekt stworzenia ogródków, parku przygód
i warsztatu dla miejscowej młodzieży, w którym
można by się bawić ciekawiej i konstruktywniej
niżeli w tradycyjnych parkach publicznych.
Projekt został przedstawiony komisji składającej
się z radnych różnych działów rady miejskiej, która
rozpoczęła sprawdzanie możliwości jego realizacji.
W międzyczasie jednak wydarzenia po raz kolejny
nas wyprzedziły. Pewnego dnia przyjechały koparki
w celu zbudowania parkingu i ścieżki rowerowej,
a tym samym i wyburzenia naszego domku. Inny
projekt, o którym nic nie wiedzieliśmy, był już w toku.
Wzajemna nieprzejrzystość funkcjonowania wydziałów gminy po raz kolejny dała o sobie znać, oszukując w ten sposób nawet komisję rady miejskiej.
W tej chwili uczniowie, wraz z zaangażowanymi
instytucjami, poszukują alternatywnych rozwiązań,
by uratować projekt.
Po dwóch latach pracy obraz projektów szkół
staje się coraz bardziej złożony, bogaty i ciekawy.
Trudności jest coraz więcej, ale pierwsze realizacje
dostarczają motywacji do dalszego działania. Z ideą
miasta dzieci wszyscy zgadzają się na papierze;
prawdziwe sprzeczności i konflikty pojawiają się
wtedy, gdy próbuje się ją wprowadzać w życie.
Borykać się z nimi – to zmieniać coś, co tkwi
bardzo głęboko w naszej mentalności i utrudnia
współdziałanie wszystkich tych, którzy mogliby
razem budować miasto.
wszystkie fot. w artykule: anna lisa pecoriello
tłum. emiliano ranocchi
13