PZU wciąż niechętne do zakupów banków
Transkrypt
PZU wciąż niechętne do zakupów banków
PZU wciąż niechętne do zakupów banków Anna Popiołek, Maciej Samcik Wkrótce kończy się kadencja zarządu PZU. Zwykle w takich momentach firmy czekają z podjęciem strategicznych decyzji do nowej kadencji. Polski gigant ubezpieczeniowy wydaje setki milionów na przejęcia litewskich, łotewskich i estońskich firm ubezpieczeniowych oraz sieci placówek medycznych. Ale mimo nacisków zwolenników tzw. repolonizacji do zakupów banków prezes Andrzej Klesyk jest wciąż niechętny. Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej Lepszej okazji niż dziś do przejmowania polskich banków z rąk zagranicznego kapitału może nie być. Tylko w ostatnich kilku miesiącach na sprzedaż zostały wystawione aż trzy polskie banki. Amerykanie z GE postanowili pozbyć się Banku BPH, zaś zamiar sprzedaży swoich aktywów nad Wisłą potwierdził austriacki Raiffeisen. Na ostatniej prostej jest już sprzedaż niedużego, ale innowacyjnego banku FM PBP (właściciela m.in. marki Bank Smart ze Sławomirem Lachowskim na pokładzie). Po konflikcie z nadzorem finansowym pozbywa się go fundusz inwestycyjny Abris. To nie koniec: na rynku huczy od plotek, że kolejnym kąskiem do wzięcia będzie Alior Bank, w ostatnich latach najszybciej rosnący bank w Polsce. Niejasne są losy Banku Millennium: jego portugalski właściciel BCP planuje pozbyć się kilkunastu procent akcji, bo w zeszłym roku nie zdał europejskich stress-testów i potrzebuje dodatkowego kapitału. A kolejne miesiące mogą przynieść decyzje o rejteradzie następnych zagranicznych inwestorów. Powód? Zaostrzająca się konkurencja, którą nie wszyscy wytrzymają. Firma analityczna Zeb niedawno ogłosiła, że do 2018 r. rentowność polskich banków, mierzona wskaźnikiem ROE (zysk dla właścicieli z zainwestowanego kapitału), spadnie z obecnych 12 proc. do 6 proc. Na rynku będzie miejsce na cztery-pięć wielkich banków detalicznych i kilkanaście banków niszowych. Tymczasem dziś sny o potędze i ogromnie kosztowne, ogólnopolskie sieci placówek ma aż kilkanaście banków. Kiedy dwa lata temu prezes Citi Handlowego decydował o zamknięciu dużej części oddziałów i zejściu do niszowej obsługi zamożnych klientów, pukano się w czoło. Teraz wielu przyznaje, że to Sikora miał rację, w porę wycofując się z rywalizacji z takimi gigantami, jak PKO BP, BZ WBK czy Bank Pekao. Jagiełło: więcej banków w polskich rękach! Dziś w rękach krajowego kapitału jest 40 proc. aktywów branży bankowej. Najwięcej tego tortu ma PKO BP, największy polski bank, który ostatnio połknął polskie aktywa Nordei. Ale są też banki spółdzielcze, jest BOŚ Bank i Bank Pocztowy, są kulejące SKOK-i. Czy to właściwe proporcje? Zdaniem prezesa PKO BP - nie. W styczniowym wywiadzie dla "Wyborczej" Zbigniew Jagiełło stwierdził, że te proporcje powinny być odwrotne - 60 proc. aktywów powinno być kontrolowanych lokalnie. Nie on jeden tak uważa. Kiedy w zeszłym roku Holendrzy z Rabobanku pozbywali się BGŻ, głośno mówiono, by bank przejęło konsorcjum banków spółdzielczych i Banku Gospodarstwa Krajowego, ale nie starczyło czasu i zamiast "odzyskać" BGŻ w Polskie ręce, zwolennicy repolonizacji musieli oglądać plecy francuskiego BNP Paribas, który sprzątnął im "rolniczy" bank sprzed nosa. Jagiełło uważa, że PKO BP swoje "zadanie" już wykonał. Skąd więc wziąć pieniądze na przejęcie przez krajowy kapitał akcji banków wystawianych na sprzedaż przez "zagranicę"? - To pytanie, na które poszukujemy dobrej odpowiedzi. Wolny kapitał w Polsce jest, pytanie, jak go zmobilizować w tym celu. Być może pomysłem byłaby konstrukcja podobna do funduszu private equity, który mógłby inwestować w akcje banków, by potem wprowadzać je na giełdę. Spodziewam się, że z rynku całkowicie znikną banki, których udział nie przekracza 5-7 proc. Zostaną przejęte przez większe instytucje - mówi Jagiełło. To by oznaczało, że trzeba zmobilizować kilkadziesiąt miliardów złotych. Trudne zadanie, zwłaszcza po okrojeniu OFE, które mogłyby się przyłączyć do takiego procesu. Pieniądze PZU na front repolonizacji? Głównym "budowniczym" mógłby być PZU, który - jak mówią zwolennicy repolonizacji - "leży na pieniądzach" i mógłby je zainwestować dla dobra wspólnego, by decyzje o kredytowaniu polskich firm zapadały w Warszawie, a nie w Madrycie, Frankfurcie czy Mediolanie. Mimo to Andrzej Klesyk, szef PZU, pozostaje sceptyczny: - PZU jest gotowe uczestniczyć w transakcjach przejęć, także w sektorze bankowym, np. zapewniając ich finansowanie. Zasadniczym warunkiem takich transakcji jednak jest to, aby finalnie wykreowały one wartość dla akcjonariuszy - mówi. Tę "śpiewkę" słyszymy od kilku lat. - Nie wykluczam żadnego sektora poza obyczajówką, czyli narkotykami, prostytucją i hazardem - żartował Klesyk w 2011 r. Pod koniec grudnia ubiegłego roku również Przemysław Dąbrowski z zarządu PZU na pytanie, czy ubezpieczyciel byłby zainteresowany przejęciem Banku BPH i Raiffeisen Polbanku, odpowiedział: Zastanawialiśmy się nad tego typu transakcjami, ale pomysł musiałby opierać się na celu czysto inwestycyjnym, czyli ulokowaniu pieniędzy i następnie wycofaniu się z zyskiem po 5-7 latach. Ale takich okazji w tej chwili nie widzimy. Nie widzimy też celu, który powodowałby, że zaczęlibyśmy wchodzić do tego typu procesów - mówił Dąbrowski. Wkrótce kończy się kadencja zarządu PZU. Zwykle w takich momentach firmy czekają z podjęciem strategicznych decyzji do nowej kadencji. Analitycy, z którymi rozmawialiśmy, przypominają, że PZU jest spółką z dużym udziałem skarbu państwa. A to oznacza, że opór prezesa Klesyka nie musi kończyć dyskusji. - Jeśli rząd chciałby wymóc na PZU podjęcie decyzji o udziale w repolonizacji banków, to miałby do tego narzędzia. Pytanie, czy dla polityków to nadal jest bardzo istotna sprawa - powiedział "Wyborczej" Kamil Stolarski, analityk BESI Grupo Novo Banco. - Nie spodziewam się, że PZU kupi bank, natomiast może się zaangażować w finansowanie takich transakcji, tak samo jak w konsolidację każdej innej branży - mówi "Wyborczej" Marcin Jabłczyński, analityk DB Securities. Wtóruje mu Stolarski: Bankowość jest zupełnie innym biznesem niż ubezpieczenia. Wcześniejsze eksperymenty łączenia bankowości z ubezpieczeniami - jak mówił sam prezes PZU - okazały się nietrafione. To miałoby sens według koncepcji: kupujemy dwa banki, łączymy je i sprzedajemy. Innego zdania jest Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowego: - Nie do końca się zgadzam z przekonaniem, że budowanie grupy bankowo-ubezpieczeniowej nie ma sensu. Można sobie wyobrazić grupę, w której dominującą spółką jest ubezpieczyciel i jest właścicielem nowoczesnego banku, używając go do pozyskiwania klientów. PZU woli zdrowie Na razie PZU inwestuje pieniądze w zakupy "ubezpieczeniowe". Za 360 mln PZU kupił Link4 i trzech ubezpieczycieli działających na Litwie, Łotwie i Estonii, przejmując tym samym dużą część tamtejszego rynku. Szuka też okazji do inwestowania w zakupy sieci placówek medycznych i sanatoriów. PZU chce się skoncentrować na rozwijaniu prywatnych usług zdrowotnych, bo nie wyszedł jego plan z masową sprzedażą dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. Kilka lat temu Klesyk zapowiadał, że w ciągu pięciu lat sprzeda polisy zdrowotne za 5 mld zł. Nie wyszło, bo rząd zrezygnował z ustawy o dodatkowych ubezpieczeniach, a Polacy niechętnie płacą za mniejsze kolejki u specjalistów. Teraz plan jest więc inny: w 2020 r. PZU chce dogonić Lux Med i z usług zdrowotnych mieć 650 mln zł przychodów rocznie. Teraz z polis zdrowotnych PZU zgarnia raptem 75 mln zł. Docelowo ma to być trzeci filar działalności firmy - oprócz sprzedaży ubezpieczeń i zarządzania majątkiem klientów. Dlatego gigant kupił w ostatnim czasie sieć przychodni Medica od PKN Orlen, Prof-Med od Anwilu oraz Elvita-Jaworzno III i Proelmed od Tauronu. I dwa sanatoria na dokładkę. Do rozdysponowania PZU ma jeszcze ok. 800 mln zł na rozwój opieki zdrowotnej i 450 mln zł na przejmowanie kolejnych firm. Jakich? PZU nie wyklucza przejmowania szpitali publicznych, które czeka prywatyzacja. I chyba w tym prezes Klesyk widzi większą przyszłość niż w bankowości. Pytanie, czy politycy nie zechcą go przekonać do zmiany zdania.