„Umiera”, „zdycha” czy „odchodzi”?
Transkrypt
„Umiera”, „zdycha” czy „odchodzi”?
Łucja Elbanowska Medicus II I Liceum Ogólnokształcące im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu opiekun Hanna Synowiec-Rudawska „Umiera”, „zdycha” czy „odchodzi”? Każde życie ma początek i koniec. Jest to naturalny stan rzeczy, którego nie pokonamy. Podczas gdy narodziny zwiastują radość i szczęście, śmierć niesie ze sobą ból i cierpienie. W tak delikatnym dla naszej psychiki czasie, staramy ulżyć sobie i innym w boleści, często używając w tym celu słów. Prawdziwie może nas zranić śmierć tego kogo kochamy. Zwierzęta, szczególnie nasze domowe, są takimi ewenementami, że kochają nas bezwarunkowo, nawet gdy wiele razy na to nie zasługiwaliśmy i pewnie wielu z nas nadal nie będzie zasługiwać. Trudno nie odwzajemnić takiego uczucia, ale często na co dzień tego nie doceniamy. Rozumiemy zbyt późno i wtedy rozłąka przychodzi z jeszcze większym trudem. Skąd się wziął ten konflikt: „Umiera”, „zdycha” czy „odchodzi”? Na pierwszy rzut oka definicja jest ta sama. Jednak słowa, ten miecz obosieczny, kształtują się na przestrzeni wieków i cały czas zmieniają swój przekaz. Czasowniki kojarzone ze śmiercią jak „umiera” czy „zdycha” oraz bardziej eufemistyczne określenie jak „odchodzi” również przeszły taką drogę. Nasza człowiecza megalomania pozwala nam wierzyć, że umieranie jest bardziej nobilitujące i zasługujące na szacunek. Ale czy oryginalnie również tak było? Bowiem słowo umiera pochodzi od moru, innymi słowy zarazy. Człowiek umierał od dżumy czy cholery i na pewno nie był to czynnik nobilitujący. Przecież to byli ludzie chorzy od których się uciekało! Po pewnym czasie to słowo zaczęto stosować wymiennie z „konać” i „odchodzić”, co podbiło nasze ego a jednocześnie przesuwało granicę śmierci. Jednak jak napisał filozof Dale Jamieson: „ Wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci: czarny czy biały, mężczyzna czy kobieta, człowiek czy zwierzę. Śmierć redukuje nas do zera” Wiele osób mówi, że umiera tylko człowiek. Z jakiegoś powodu nie razi nas jednak wyrażenie „umarła tradycja”, „umarł krajobraz”. Bulwersuje nas natomiast „umarł pies”. Umieranie zarezerwowaliśmy tylko dla siebie, reszta zdycha. Czy my, o tyle jesteśmy lepsi od zwierząt, że mówiąc o ich zakończonym procesie życiowym, możemy używać tylko słów o przekazie pejoratywnym? Zdychać, to staropolskie słowo, które znaczyło tyle co "wydawać ostatni dech". Czyżby powietrze, którym oddychamy my i zwierzęta było inne? „Zwierzęta mają takie samo prawo do świata (jak ludzie), skoro na nim są, świat do nich należy. Noe do swojej arki wziął nie samych ludzi. „ - Wiesław Myśliwski A po co to wszystko? Aby lepiej się poczuć. Traktowanie przez nas zwierząt pozostawia wiele do życzenia, stąd też potrzeba odróżnienia, zdystansowania się od nich. Jeśli pies zdechnie, nasze sumienie nadal będzie spokojne, mimo że całe życie był na łańcuchu. W końcu zdycha coś nie ktoś. Nie mamy prawa oceniać zwierząt w skali przeznaczonej dla człowieka. Wiele z nich ma większe serce, pełne współczucia i miłości, niż niejeden człowiek. Może więc czas zmodyfikować nieco nasze wyobrażenia? Należy pytać nie o to, czy zwierzęta mogą rozumować, ani czy mogą mówić, lecz czy mogą cierpieć. I w końcu śmierć zwierzęcia, śmierć psa, śmierć naszego psa to nie jest jakaś anonimowa śmierć, tylko personalna strata. Jesteśmy odpowiedzialni za stworzenie, które oswoiliśmy, które zasługuje na naszą pamięć. Na zakończenie pragnę przywołać kilka fragmentów z książki, którą na pewno każdy zna i która zawiera wiele ważnych przemyśleń. „Mały Książę” Antoine de Saint-Exupéry „- Nie ma rzeczy doskonałych - westchnął lis i zaraz powrócił do swej myśli: - życie jest jednostajne. Ja poluję na kury, ludzie polują na mnie. Wszystkie kury są do siebie podobne i wszyscy ludzie są do siebie podobni. To mnie trochę nudzi. Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki - tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu... Mały Książę Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu. - Proszę cię... oswój mnie - powiedział. (…) A gdy godzina rozstania była bliska, lis powiedział: - Ach, będę płakać! - To twoja wina - odpowiedział Mały Książę - nie Życzyłem ci nic złego. Sam chciałeś, abym cię oswoił... - Oczywiście - odparł lis. - Ale będziesz płakać? - Oczywiście. - A więc nic nie zyskałeś na oswojeniu? - Zyskałem coś ze względu na kolor zboża (…) - żegnaj - odpowiedział lis. - A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. - Ludzie zapomnieli o tej prawdzie - rzekł lis. - Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś.”