2003 - Stanisław Tymiński

Transkrypt

2003 - Stanisław Tymiński
Styczeń 15, 2003
Polska przeciwko Unii Europejskiej
Rząd w Polsce, kierowany przez byłego komunistę Leszka Millera, ma tylko jedną obsesję –wejście Polski
w struktury Unii Europejskiej. Ludzie jeszcze pamiętają Millera jako małego chłopca, który pchał wózek z
lalką ulicami swojego rodzinnego Żyrardowa ze zdeterminowaną, poważną twarzą. W podobny sposób,
jako Premier swego kraju, on pcha dziś Polskę w objęcia Unii Europejskiej. Jego rząd zgromadził duże
zasoby finansowe, własne i z samej Unii Europejskiej, aby promować ten plan, i każdy kto jest temu
przeciwny szybko staje się wrogiem państwa. Żadna obiektywna dyskusja na ten temat nie jest dozwolona
w polskiej prasie.
Nie ma wątpliwości co do tego, że niedawne zaproszenie 10 krajów z Europy Wschodniej do wstąpienia do
Unii Europejskiej sprzyja rozwojowi ekonomicznemu Zachodu. Kraje rozwinięte Zachodniej Europy,
dotknięte od kilku lat ekonomiczną stagnacją, potrzebują więcej przestrzeni, żeby rosnąć i prosperować.
Najłatwiejszym sposobem jest wejść na nowe rynki i zdominować je, wykorzystując istniejące różnice
między ekonomią Wschodu i Zachodu.
Jedna różnica, łatwa dla wszystkich do zrozumienia, to koszt kapitału z w sensie oprocentowania. Podczas
gdy ustabilizowane przedsiębiorstwa w Zachodniej Europie mogą pożyczać pieniądze na 5%, ich
wschodnioeuropejscy konkurenci muszą płacić 15 do 20%.
Poza tym, idea poszerzonej wielkiej Europy bez granic jest bardzo niebezpieczna dla suwerenności Polski,
ponieważ jej zachodnia granica jest wciąż kwestionowana przez Niemców, nawet w ich Konstytucji.
Integracja Polski ze strukturami UE jest postrzegana przez wielu Niemców jako powtórzenie ich „marszu
na Wschód” aby zyskać więcej „przestrzeni życiowej” To czego nie udało im się zdobyć przy pomocy
militarnej maszyny zbudowanej przez Hitlera, mogą łatwo zdobyć teraz, tylko dlatego, że Polska jest słaba,
a Niemcy są silne.
Dlatego pomysł przeszczepienia słabej Polski do silnych struktur rozwiniętej i głodnej biznesu Europy
może skończyć się tylko dominacją, wyzyskiem i ostateczną utratą suwerenności naszego narodu. Ci,
którzy są chętni przehandlować suwerenność Polski za szansę zatrudnienia w UE muszą pamiętać o
wysokim poziomie bezrobocia i ekonomicznej stagnacji w Niemczech, Anglii i Francji.
Wielu z Was pamięta opowieść, napisaną przez Hansa Christiana Andersena,
pt. „Dziewczynka z zapałkami” - o biednej, bezdomnej dziewczynce stojącej na chodniku przed jasno
oświetlonym sklepem, świątecznie udekorowanym na Boże Narodzenie. Ta dziewczynka oglądała przez
szybę piękne rzeczy na wystawie sklepu i ogrzewała się zapałkami, żeby nie zmarznąć. Następnego ranka
znaleziono ją zamarzniętą na śmierć.
I chociaż migotanie okien wystaw sklepowych stanowi nieodparty magnes, który przyciąga wielu Polaków
do UE, trzeba być realistą i zacząć mieć wątpliwości czy Forteca Europa jest zdolna stworzyć zatrudnienie
dla milionów ludzi ze Wschodu. Ci, którzy mają nadzieję na wzrost poziomu inwestycji w Polsce po
wejściu do UE muszą pamiętać, że nawet dziś, wiele lat po upadku muru Berlińskiego, bezrobocie we
Wschodnich Niemczech wynosi ciągle 40%.
My Polacy mamy przysłowie, które mówi, że „lepszy domek ciasny, ale własny”. To przysłowie trzeba
pamiętać podczas zbliżającego się referendum, w kwietniu tego roku, kiedy Polacy będą decydować czy,
czy też nie, wstąpić do Unii Europejskiej.
Wiele dobrych argumentów przeciwko wejściu Polski do UE było niedawno przedstawionych przez
Edwarda Moskala, Prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej. Ponieważ wszystkie jego argumenty są
słuszne i dobre, namawiam czytelników aby je zobaczyli w Internecie, na stronie Kongresu Polonii
Amerykańskiej. Chociaż stanowisko Pana Moskala jest niepopularne w kontrolowanej przez rząd prasie w
Polsce, to reprezentuje uczucia wielu Polskich Amerykanów, którzy są zaniepokojeni o Polskę, która znów
przegrywa. Oczywiście Pan Moskal, w odróżnieniu od wielu innych, nie otrzyma medalu „Polonia
Prostytuta” za swoją antyrządową postawę, ale to musi być dla niego najmniejszy problem.
Ja mógłbym tylko dodać, że aby Polska weszła do UE, nasz kraj musi być przebudowany, aby zapewnione
były podstawy wzrostu. To oznacza, jak przedstawiłem to w moich poprzednich artykułach, definitywne
odejście od postkomunistycznej, służalczej i ograniczonej mentalności obecnych rządców Polski. To może
być zrobione tylko przez naprawdę demokratyczny, patriotyczny i myślący o wzroście rząd, wybrany w
bezpośrednich, a nie proporcjonalnych, wyborach do Sejmu i Senatu. Tylko taki rząd będzie w stanie
czuwać nad dwoma podstawowymi warunkami wzrostu: ochroną praw jednostki i zakazem grabieżczych
praktyk wszelkiego rodzaju. Te warunki nie są spełnione dziś w Polsce.
Wybory bezpośrednie, takie jak funkcjonują w USA, Kanadzie, Anglii, Włoszech i Francji, stanowią klucz
do siły i przyszłego sukcesu Polski. Z drugiej strony, wybory proporcjonalne były narzucone przez USA
państwom, które przegrały II Wojnę Światową; Niemcom i Japonii, żeby manipulować ich demokracją
poprzez wpływy i naciski z zagranicy. Tylko wrodzona prężność i nienawiść obu tych przegranych w
wojnie narodów poprowadziła je na drogę ekonomicznego sukcesu, mimo kiepskiego prawa wyborczego.
Najlepszym przykładem tego problemu jest niedawne głosowanie postkomunistycznej większości w
polskim Parlamencie, że w przypadku negatywnego wyniku narodowego referendum o wstąpieniu do UE
oni i tak będą do tego dążyć, lekceważąc wolę narodu. To typowa arogancja byłych komunistów,
utrzymywanych u władzy tylko dzięki wyborom proporcjonalnym.
Ja mocno wierzę w to, że Polska, jeśli będzie miała odpowiednie warunki wzrostu, może uzdrowić swoją
ekonomię i dobrze prosperować. To nie stanie się przez przeszczepienie się na silniejsze drzewo Unii
Europejskiej, tylko przez ciężką pracę i handel z innymi gorzej rozwiniętymi krajami świata, włączając
Rosję. Aby to uczynić, Polska może łatwo zakupić wszystkie potrzebne technologie od USA, z Waszą
pomocą bracia, Polscy Amerykanie!
Stan Tymiński
[email protected]
1 marca, 2003r.
Waleczna Nowa Polska
Rezultaty przemian w Polsce w czasie ostatnich 12 lat są porównywalne do zniszczeń w kraju który
przeszedł wojnę. Oficjalna stopa bezrobocia wynosi 18,7% (3.321 mln) i wzrasta. Szpitale nie płacą
swojemu personelowi i wiele z nich nie ma jedzenia dla pacjentów. Zubożali rolnicy blokują drogi.
Absolwenci wyższych uczelni nie mają perspektyw na pracę. Tempo urodzeń spadło do katastroficznego
poziomu. Ale jeśli odwiedzicie biura Prezydenta i Premiera, zobaczycie uśmiechnięte twarze, pełne radości
i satysfakcji z jeszcze jednego zakończonego powodzeniem reklamowego chwytu. Reasumując - neoliberalne reformy nie udały się. Dobrobyt widać tylko w kontrolowanej przez rząd telewizji.
10 grudnia 1948r. Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych przyjęło i ogłosiło
Deklarację Praw Człowieka, która stanowi, że uznanie wrodzonej godności oraz równych i niezbywalnych
praw wszystkich członków rodziny ludzkiej jest podstawą wolności, sprawiedliwości i pokoju. Ale dziś
widzimy, że wielu zubożałych Polaków, po 12 latach neo-liberalnych reform rynkowych, ciągle chce
śpiewać “Międzynarodówkę”: “Wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie, których dręczy głód...”,
ponieważ życie milionów ludzi stało się piekłem, i nędza poniżej ludzkiej godności zaprzecza podstawom
Deklaracji Praw Człowieka ONZ. Ich życie jest bez nadziei.
Ale czego jeszcze można się spodziewać od byłych komunistów, którzy praktycznie posiadają dziś Polskę
na własność. Byli komuniści odrzucili wszystkie pojęcia moralności. Oni szydzą z idei dobra i zła, jako
niezaprzeczalnej kategorii. Byli komuniści uważają, że moralność jest względna. W zależności od
okoliczności, każde działanie, włączając zubożenie milionów ludzi, może być dobre lub złe. To wszystko
zależy od klasowej ideologii, definiowanej jak nienagannie neo-liberalne reformy przez garstkę ludzi. Jest
uważane za niezręczne, aby serio używać takie słowa jak dobro i zło. Ale jeżeli będziemy pozbawieni tych
pojęć, co nam pozostanie? Cofniemy się do poziomu zwierząt i staniemy się do nich podobni.
Podczas całego okresu tej brutalnej zmiany, od ekstremalnego komunizmu do błędnej neo-liberalnej
ekonomii, ludzie byli prowadzeni jak owce na rzeź przez garstkę zdradliwych liderów, którzy nigdy nie
zarobili jednego dolara w wolnorynkowym kraju. Dlatego ludzie zostali nabrani na popieranie
niedorzecznej idei budowania kapitalizmu bez kapitału. Z chwilą gdy komuniści rozwiązali swoją Partię,
zrobili szybki skok na banki, kopalnie, huty, stocznie, fabryki, nawet szpitale – wszystko co miało wartość.
Oni chcieli zagrabić to wszystko dla siebie.
Teraz kiedy ta gospodarka osiągnęła swoje granice, i zamieszanie jest widoczne, “właściciele” Polski
podejmują zdecydowany wysiłek, aby wyprzedać narodową niepodległość dużo silniejszej i drapieżnej
Unii Europejskiej. Biorąc pod uwagę różnice ekonomiczne między Polską a UE nie ma wątpliwości, że
Polacy, skrępowani przez sztywne przepisy Starej Europy, staną się niewolnikami. Obecnie przeciętne
zarobki Polaków są 6 razy niższe niż w krajach członkowskich UE; polska gospodarka zsunęła się z 10tego na 56-te miejsce i kraj stał się jednym z najbardziej skorumpowanych na świecie.
Tak się dzieje, pomimo że miliony prawych i patriotycznych Polaków marzyły i głosowały na całkiem inną
przyszłość. Jasno widać, że ich prawa wyborcze zostały zmanipulowane i zaprzepaszczone przez
proporcjonalny system wyborczy, który praktycznie gwarantuje byłym komunistom stałą własność kraju.
Cywilizowani ludzie przekonują się nawzajem z szacunkiem; barbarzyńcy i komuniści używają kijów.
Złapani w tę pułapkę Polacy wydają się nie potrafić sformować legalnej opozycji, potrzebnej aby
przeciwstawić się byłym komunistom, którzy wciąż mają pełną kontrolę nad krajem. Jednak chociaż
komuniści byli w stanie zagrabić bogactwa kraju nie udało im się odebrać Polakom godności.
Walka o ludzką godność stała się zatem ostatnią granicą niepodległości Polski. Wyżej wspomniana
Deklaracja Praw Człowieka jasno stwierdza, że “nikt nie może być trzymany w niewolnictwie lub
poddaństwie, wszyscy mają prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa osobistego”, i jasno ustanawia
prawa własności. Postkomunistyczne rządy w Polsce mają za nic te prawa i zasady, cofając poziom życia
ludzi o co najmniej 100 lat w kierunku średniowiecza. To jest czysty wyzysk.
Dlatego my musimy skoncentrować się na tych sprawach, które dają ciemiężonym Polakom jakąś nadzieję:
cztery główne zasady, których moc jest wyczuwana we wszystkich 30-tu zasadach Deklaracji Praw
Człowieka. Każda osoba ludzka, bez wyjątku, zasługuje na godność, wolność, równość i braterstwo.
Innymi słowy, to właśnie słowo „osoba” implikuje wizję powszechnego, “społeczeństwa”, które ze
względów praktycznych i w imię lokalnej autonomii, przez naturalne oddziaływanie kultury i historii, jest
organizowane przez niezliczone lokalne stowarzyszenia i przedsięwzięcia gospodarcze, o różnych
rozmiarach i horyzontach. Nawet Związkowi Radzieckiemu, kiedy jeszcze istniał, trudno było całkowicie
sprzeciwiać się tym zasadom, chociaż jego reprezentanci faktycznie byli im przeciwni.
Twierdząc, że Deklaracja Praw Człowieka ONZ jest użytecznym narzędziem w walce o sprawiedliwość
społeczną i poprawę standardu życia w Polsce, muszę podkreślić, że czas na ostateczną bitwę o
przeznaczenie kraju nadejdzie, kiedy Polacy otrząsną się z szoku niedawnych “reform” i odnajdą się w
sytuacji, w której utrata ludzkiej godności zajrzy im w twarz. Wielu, aby przeżyć, zostało już zmuszonych
do popełniania podłych czynów.
Walka o ludzką godność daje nam także obietnicę, że nie będzie przemocy. To jest dokładnie to, co
wydarzyło się w Indiach, kiedy Brytyjczycy stracili władzę umożliwiającą im wyzysk, ponieważ narodowy
przywódca Mahatma Ghandi nalegał, żeby nie było przemocy. Kiedy Indie były już tak biedne, że nie
mogły dać więcej, Brytyjczycy przez atakowanie nie stosującego przemocy tłumu stracili autorytet i
moralne prawo do rządzenia. Prześladowcy kochają siłowe odpowiedzi, ponieważ to daje im prawo użycia
siły. Oto dlaczego w konfrontacji z komunistycznymi “władcami” Polski, którzy są uzbrojeni po zęby,
trzeba uniknąć przemocy za wszelką cenę. Lepiej organizować pokojowe marsze milionów, żeby
rozwiązać skorumpowany i niemoralny Parlament, niż wszczynać zbrojne partyzanckie napaści z bronią
palną i koktajlami Mołotowa.
Podkreślam znaczenie walki o ludzką godność, ponieważ w naszej historii nawet niemieccy i rosyjscy
okupanci nie byli w stanie nam jej odebrać. Nawet szwedzka inwazja, popierana przez niektórych polskich
magnatów, nie udała się, kiedy Szwedzi zagrozili nam odebraniem godności. Wtedy to zjednoczeni Polacy
stawili potężny opór i zdołali odepchnąć ich za morze Bałtyckie.
Oczywiście walka o ludzką godność nie będzie łatwa. Tak jak w przeszłości byli komuniści będą próbowali
obalić taki ruch i przejąć przywództwo i kontrolę takiego przedsięwzięcia. To jest widoczne już dziś, kiedy
kontrolowane przez komunistów publikatory udają, że są po stronie biednych i bezrobotnych, płacząc
głośno nad ich nędzą krokodylimi łzami. Ale my nie możemy dawać się nabierać na tę dywersyjną taktykę.
Musimy pamiętać o przeszłości. Nie możemy zapominać, że ci sami komuniści są twórcami obecnej nędzy
w Polsce. Te podłe indywidua sądzą, że Polacy, którzy im podlegają, są wstrętnymi, leniwymi ludźmi
niezdolnymi do niezależnego rządzenia sobą. Oni oskarżają nas o posiadanie nierealistycznych oczekiwań
w stosunku do państwa i planują poniżyć nas przez krańcowe bezrobocie i biedę. Każdy kto będzie nucić
melodię ich starej pieśni “Międzynarodówki” jest teraz złym wrogiem państwa i terrorystą. Jednakże oni
rządzą tylko aby kraść i plądrować. Oni już stracili prawo do prawienia Polakom morałów.
Ludzie wzrastają przez dłuższy okres w środowisku rodziny, to z rodziną się utożsamiają i w niej kształtują
charaktery i przyzwyczajenia. Rodziny dalej uczestniczą w całej sieci kontaktów krewnych, sąsiadów,
tradycji religijnej i innych pośrednich stowarzyszeniach, związkach naturalnych i społecznych, i przez te
wszystkie związki tworzy się tożsamość społeczna. W tym sensie społeczeństwo kształtuje człowieka na
długo przed tym nim zrobi to państwo. Komuniści próbowali ukształtować polskie społeczeństwo, ale
nigdy nie odnieśli w tym całkowitego sukcesu. Ludzie są istotami społecznymi nawet przed tym, nim zdają
sobie sprawę z posiadania własnej, wyróżniającej ich osobowości. Osoby dążą do samorealizacji tylko w
społeczeństwie, i to społeczeństwa mają jako swój cel i zamiar wychowywanie osób posiadających
wrodzoną godność. Ich godność jest wrodzona, ponieważ są stworzeni do tego, aby być wolnymi, myśleć i
wybierać. Mając tę wolność przez całe swoje życie, są odpowiedzialni za swoje czyny. Człowiek jest
zdolny do rozumienia spraw, miłości, i podejmowania długotrwałych zobowiązań. Takie istoty zasługują
na szacunek innych rozumnych istot. Ich wrodzona natura uczyniła możliwą cywilizację, jako że
cywilizacja jest kształtowana przez wymianę zdań, sztukę perswazji przez uzasadnianie swoich racji,
wzajemny szacunek. Cywilizowani ludzie spierają się z szacunkiem. Komuniści, którzy rządzą Polską,
tracą już kontrolę, ponieważ zubożali Polacy oddali już wszystko co mogli. Teraz oni chcą naszej godności.
My, którzy żyjemy daleko od Polski, w nadal cieszących się dobrobytem krajach Zachodu, uważamy
godność za intelektualną lub filozoficzną ideologię, ponieważ nikt nie chce nam jej odebrać. Jednak ci,
którzy żyją w Polsce, oddali już wszystko co mogli i nie mają nic więcej do oddania. Ja wiem, że czas na
zmianę nadejdzie wraz z utratą kontroli przez komunistów nad sprawą ludzkiej godności. Kiedy komuniści
odejdą, waleczna nowa Polska podniesie się znowu.
Stanisław Tymiński
[email protected]
15 Marca, 2003
Proporcjonaly Mord
Leszek i Olek, dawni aparatczycy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, bliscy sąsiedzi z
warszawskiego osiedla zwanego „Zatoką Czerwonych Świń”, w imię solidarności z ich nowym
przyjacielem Georgem, jednostronnie wypowiedzieli wojnę krajowi, który jest daleko od Polski. Jak sępy
krążące nad padliną, starają się wyrwać 700 millionów dolarów, które Polska utraciła wycofując się z
lukratywnych kontraktów z Irakiem w 1991r., a które mają nadzieję odzyskać w ramach podziału
wojennych łupów. Przed poprzednią wojną w Zatoce Perskiej, Polska miała podpisane kontrakty
budowlane z Irakiem przekraczające wartość 1 mld. dolarów rocznie. Czy wysyłając żołnierzy do Iraku,
nasz kraj usiłuje walczyć o swoje dawno utracone pieniądze? Czy nasi żolnierze wysłani do Iraku mają
nawet szansę na uzyskanie turystycznej wizy wjazdowej do USA?
Niedawno ujawniony dokument z 1948 roku odkrywa strategię amerykańskiej polityki zagranicznej,
opartej na fakcie, że USA posiada połowę światowego bogactwa i tylko 6.3% światowej populacji. „Nie
możemy pozwolić aby stać się przedmiotem zazdrości i rozżalenia”, czytamy w dokumencie. „Naszym
głównym zadaniem w nadchodzącym okresie będzie wynalezienie wzorca wzajemnych stosunków, który
pozwoli nam utrzymać pozycję dominanta bez szkody dla naszego bezpieczestwa narodowego”. Biorąc
pod uwagę pogłębiające się zróżnicowanie od 1948 roku, taka strategia jest kluczem do zrozumienia
polityki zagranicznej USA w czasie minionego półwiecza.
Można zrozumieć strategię i motywację bogatych narodów do utrzymania swego standartu życia i
ekspansji rynkowej ale co ma z tym wszystkim wspólnego tak biedny kraj jak Polska? Deklaracja o
wypowiedzeniu wojny nie została ratyfikowana przez polski Sejm. Nie zyskała również aprobaty
Organizacji Narodów Zjednoczonych. W obliczu tych faktów premier i prezydent – Leszek i Olek mogą
zostać oskarżeni o przestępstwa przeciw ludzkości za wysłanie żołnierzy do Iraku.
W krajach muzułmańskich (1000 mln. ludzi) można ostatnio usłyszeć coraz szerzej rozprzestrzeniającą się
opinię, ze celem wojny jest wzmocnienie pozycji Izraela. Ma to być częścią planu G. Busha zmierzającego
do przekształcenia Bliskiego Wschodu. Rozważąjąc to zagadnienie należałoby sięgnąć po ostatni numer
miesięcznika „New Yorker”, który przedstawia dokument krążący wśród amerykańskich „jastrzębi”,
zwany „A clean break: A new strategy for Securing the Realm”, napisany w 1996 roku przez
amerykańskiego analityka polityki zagranicznej, jako pouczenie dla izraelskiego premiera Benjamina
Netanyahu. Tytuł publikacji odnosi się do izraelskiej polityki zagranicznej, w kórej zaleca się przeniesienie
punktu ciężkości z procesu pokojowego między Izraelitami i Palestyńczykami „na tradycyjną koncepcję
strategiczną opartą na równowadze władzy”. Jednym z kluczy do tej koncepcji, według autora publikacji
musi być obalenie rządu Sadama Husseina.
Jednak właściwą przyczyną złości odczuwanej przez muzułmanów jest przemoc, która była i będzie zadana
Irakijczykom. Równanie Islamu z przemocą przez zachodnich ekspertów jest postrzegane jako szczyt
hipokryzji, szczególnie jeżeli weżmie się pod uwagę 90 tys. ton bomb – równowartość 7 ½ bomb
zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki, które były zrzucane na ludzi w Iraku w ciągu 43 dni „Pustynnej
Burzy” oraz to, że sankcje ONZ-u nałożone po wojnie przyczyniły się do śmierci setek tysięcy
Irakijczyków.
Z obrazem narastającej liczby ofiar w Iraku, w czasie nadchodzącego konfliktu uraz może się tylko
pogłębić i ta wojna będzie problemem dla Polski kochającej pokój. Jak nasz biedny kraj, w konwulsjach po
bolesnym skoku z komunizmu do kapitalizmu, może wypowiadać wojnę innemu biednemu krajowi, w imię
obrony bogactwa najbogatszego państwa na świecie? Odpowiedż leży w dyktatorskiej władzy uzurpowanej
przez byłych komunistów z pomocą proporcjonalnego prawa wyborczego. W Polsce senatorowie i
posłowie nie reprezentują interesów indywidualnych wyborców tylko interesy konkretnych partii. Jest
prostą sprawą dla prezydenta i premiera uzurpować sobie dyktatorską władzę i wypowiadać wojny skoro
uzyskują poparcie bez konieczności jego zatwierdzenia w Sejmie. Kto jest w stanie ich powstrzymać –
rozbrojeni i zubożali obywatele, którzy nie są pewni, kiedy chora ekonomia ostatecznie się załamie? Jestem
pewien, że jeśli pokojowi i kochający Boga Polacy mieliby szansę wolnego wyboru, Polska posłuszna
zaleceniom Papieża, nie wypowiedziałaby wojny Irakowi oraz żadnemu innemu państwu.
Polacy obciążeni proporcjonalnym prawem wyborczym, nie mają praw wyborczych z prawdziwego
zdarzenia i w związku z tym nigdy nie wiedzą, kto będzie ich reprezentował w Sejmie, czy Senacie.
Obecne zasady pozwalają partiom politycznym przygotowywać listy wybranych kandydatów, spośród
których tylko ci, na szczycie listy mają zagwarantowane miejsca w Parlamencie, nawet jeśli otrzymają
tylko 10 głosów. Ta perfidna proporcjonalność została zapisana w polskiej Konstytucji w celu ochrony
interesów byłych komunistów i ich nowego bogactwa, które zgromadzili w wyniku skorzystania z
możliwości, jakich dostarczył im „wolny rynek”. Teraz z kolei ta proporcjonalność prawa wyborczego
wciągnęła nas w niechcianą wojnę.
Postronny obserwator mógłby zauważyć, że dawni komuniści mają w swoich szeregach w przybliżeniu ¾
polskiego bogactwa i tylko 5% populacji. Dlatego nie mogą sobie pozwolić, żeby stać sie przedmiotem
zazdrości i rozżalenia. Wojna przeciwko rzeczywistym, czy wyimaginowanym terrorystom jest dla nich na
rękę, ponieważ chroni ich polityczne pozycje i prywatne interesy. Jednak, ten, który jest dla niektórych
terrorystą, może być partyzantem dla innych. Bogate mniejszości powinny się dobrze nauczyć dialogu
zamiast krwawego przymusu.
Moim zdaniem, problemy z rozżaleniem i agresją bedą się nasilały ponieważ nasz świat zbliża się do
końca. Nie w biblijnym znaczeniu Armadeddona ale w zakresie wolnego rynku, który nie będzie zadowalał
rosnących i nienasyconych narodów. Dni 30 procentowego wzrostu rynku co rok, mamy już za sobą i w
chwili obecnej nie ma już świeżych pieniędzy na Bliskim Wschodzie, w Południowej Ameryce, Afryce,
Europie, Indii, czy Azji. Świat znajduje się w fazie zastoju i dla niektórych wojna może być postrzegana
jako rozwiązanie tego problemu. Niestety wojna nigdy nie była rozwiązaniem na dłuższą metę, a zwłaszcza
teraz, kiedy mamy tyle rozmaitych rodzajów broni masowego rażenia w rękach Rosji, Ukrainy, Indii,
Pakistanu, Francji, USA, Izraela, czy Korei Północnej. Czy Polska rownież niedługo będzie miała broń
nuklearną na naszej ziemi?
Jednym z możliwych rozwiązań może być nowa wersja „Bretton Woods Act”, promowana przez
amerykańskiego kandydata na prezydenta, Lyndona Larouche. (http://larouchein2004.net). Przedstawia
on nam plan rekonstrukcji świata przez ludzi, dla ludzi. Jest to plan dla bogatych narodów, zabezpieczający
ich bogactwo i również plan stwarzający możliwość wzrostu standartu życia biednych nacji aby
zabezpieczyć je przed zbędnym cierpieniem i śmiercią. Jest to program, za który modlę się, żeby pewnego
dnia stał sie on przedmiotem dyskusji i nagabywania w kuluarach Organizacji Narodów Zjednoczonych,
zamiast wydawania kolejnej rezolucji za czy przeciw wojnie. Ta propozycja wymaga uczciwego i silnego
przywództwa, czego nasz świat bardzo potrzebuje w dniu dzisiejszym. Inaczej zawiść i chciwość nas
rozpieprzą!
Stanislaw Tyminski
[email protected]
15 kwietnia 2003 r.
Konkurs: „Polska jakiej chcemy, o jaką walczymy”
Mój comiesięczny felieton narzuca mi dyscyplinę i jest zawsze wyzwaniem. Czytelnicy oczekują, że każdy
następny tekst będzie lepszy od poprzedniego. To są tylko 3 strony, ale napisać je dobrze nie jest łatwym
zadaniem. Każdy temat musi być dobrze zbadany i zaprezentowany tak, żeby czytelnicy mogli docenić
jakość. Jak muzyka czy poezja, pisanie jest sztuką. To nie było łatwe dla mnie namalować wizję „Polski
jakiej chcemy, o jaką walczymy”.
Zauważyłem, że większość publicystów (łącznie ze mną) koncentruje się tylko na krytyce polskiego
postkomunistycznego reżimu, ale nikt nigdy nie zaprezentował zwięzłej wizji Polski, o której marzymy i
nosimy w naszych sercach. Przyszła mi do głowy myśl, że jeżeli my nie przelejemy tej wizji na papier,
nasz ukochany kraj nigdy taki nie będzie. Równocześnie przez krytykowanie obecnego reżimu uznajemy
jego oligarchię, ponieważ nie prezentujemy żadnej alternatywy.
Jeżeli sam napiszę te 3 strony tekstu, one będą opisywały tylko moją wizję Polski, która może być
indywidualnym punktem widzenia. Ale dla tematu, stanowiącego takie wyzwanie, będzie bardziej
korzystne, jeśli zaprezentuje się wiele prac Zdecydowałem się zatem ogłosić narodowy konkurs na
najlepsze 3 strony tekstu, tak żeby inni mogli także uczestniczyć w tworzeniu wspólnej wizji Polski której
chcemy, Polski o którą walczymy. Polski naszych marzeń!
Ten konkurs dla „Polski jaka ma być” skończy się 15 czerwca, a przyznanie nagród odbędzie się 1 lipca
2003 r. On jest teraz ogłaszany (5 milionów ogłoszeń) w kilku publikatorach w Polsce i w kilku gazetach w
Kanadzie i USA. Moim celem jest wydanie zbioru 50 zwycięskich tekstów w książce, żeby czytelnicy
mogli zobaczyć różne punkty widzenia. W ten sposób narodzi się wspólna wizja Polski, reprezentująca
różnorodność i dynamikę naszej złożonej społeczności.
Teraz, kiedy ten konkurs został ogłoszony, nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć rezultaty. Jestem
ciekawy, jaka wizja Polski będzie dominować w otrzymanych tekstach. Czy będzie to wizja Polski zgodna
z przekonaniami i wytycznymi Millera, Kwaśniewskiego, Michnika, Leppera, Urbana, Kulczyka,
Schroedera czy Busha? Czy będzie to wizja zwykłego człowieka pracy: wykorzystywanego,
niedostatecznie wynagradzanego i bojącego się zwolnienia z pracy? Czy będzie to wizja ekonomicznie
upośledzonego rolnika, nie będącego w stanie wyłamać się z kręgu skrajnej biedy? Czy będzie to wizja
Polski wchłoniętej przez Unię Europejską, która kusiła Polaków złudzeniami zatrudnienia na dobrze
opłacanych posadach? Czy ostatecznie będzie to wizja wielkiej Polski, zapewniającej spokojne życie, o
którą warto walczyć?
Nasi przodkowie mieli w swych sercach własną wizję Polski i wielu naszych pisarzy i poetów utrwaliło ją
na piśmie. Ale w czasie niepokoju na początku nowego stulecia my musimy aktualizować i dokumentować
nasze wartości, życzenia, marzenia i pragnienia. Musimy zadać sobie pytanie, w naszych umysłach i
sercach, czego chcemy. Jeżeli nie będziemy w stanie wyrazić tych uczuć, emocji i myśli na papierze, nasza
Polska nie będzie nigdy istnieć – globaliści zabiorą ją całą Oni chcą Polskę dla wartości, których my nie
dostrzegamy, ponieważ zapomnieliśmy o naszych zasadach podczas 50 lat brutalnej komunistycznej
indoktrynacji.
W czasie zawieruchy wojennej, podczas niemieckiej okupacji, albo kiedy Polska była pod zaborami przez
prawie 150 lat, wizja naszej Ojczyzny przetrwała w rodzinach, w naszych polskich domach. To było
przechowywane potajemnie, ale z wielką miłością i wyrażało się w smaku posiłków gotowanych w domu,
w piosenkach, wierszach, książkach i historiach opowiadanych przez nasze Babcie. Wielu Polaków, którzy
nie mogli walczyć za swój własny kraj, emigrowało i wstępowało do armii innych krajów, żeby bronić i
podtrzymywać wartości demokracji i wolności. Dziś, kiedy Polska jest obarczona proporcjonalnym
systemem wyborczym, tylko nieliczni są skłonni walczyć o prawo wybierania swoich prawdziwych i
bezpośrednich przedstawicieli.
Wiele wysiłków, podejmowanych żeby zwalczyć panującą kastę postkomunistów, nie przyniosło
rezultatów w postaci silnej parlamentarnej opozycji, ale zatrzymało się na poziomie rewindykacji
skromnych zarobków. Mężna i odważna opozycja powinna być kierowana przez potężną wizję, która
czyni rządzącą partię bohaterem poprzez rywalizację i propozycje nowych idei. Czy jesteśmy skłonni
walczyć, żeby to się stało w naszym własnym kraju? Potrzebowaliśmy potężnej wizji Polski w dniu, kiedy
Lech Wałęsa obalał rząd Jana Olszewskiego, za ujawnienie listy byłych komunistycznych agentów na
kluczowych stanowiskach politycznych. Premier Jan Olszewski w ostatniej godzinie swojego rządu
wykrzykiwał głośno w polskiej publicznej telewizji: „Czyja teraz będzie Polska?” On mógł tylko krzyczeć,
ponieważ zamiast wizji wielkiej Polski opublikował tę listę byłych komunistycznych agentów. Smutna
prawda jest taka, że nie było wtedy wizji Polski opiekuńczej i zapewniającej byt i nie ma jej teraz.
Czy jesteśmy zdolni namalować obraz pięknej Polski, która powstrzyma Polaków przed opuszczaniem
swojego kraju i zachęci tych, którzy wyemigrowali w przeszłości, do powrotu do Ojczyzny? Jak może nasz
wielki potencjał – zasoby ludzkie – być wykorzystany, aby zbudować Polskę naszych marzeń? Do tej pory
postkomuniści cenili pieniądze, ale nie doświadczenie. Czy możemy przywrócić tym wartościom właściwy
porządek? Czy możemy zatrzymać destrukcję naszego własnego kraju, czy też nasza beztroska pozwoli mu
staczać się w dół, w morze biedy bez dna? Czy jak biblijni Żydzi, zaślepieni przez wiarę w złotego cielca,
będziemy rozrzuceni po całym świecie, tęskniąc za naszymi starymi tradycjami?
Prawdopodobnie obraz, który ukaże się w tym konkursie, będzie obrazem Polski, która poszukuje
przywództwa cudzoziemców, ponieważ lokalni przywódcy już pokazali, że budowniczymi to oni nie są. W
moim domu w Polsce mam album z przedwojennymi zdjęciami, który dostałem od mojego ŚP wujka Tolka
Lewandowskiego, który był Prezesem Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ten robiący wrażenie,
oprawiony w skórę album, na okładce ma srebrną tabliczkę z wygrawerowanymi słowami słynnego
polskiego przywódcy, Marszałka Józefa Piłsudskiego, które on wypowiedział w 1923 roku: ”Odrodzić
dusze ludzkie, zmienić człowieka, zrobić go lepszym, zrobić go wyższym, zrobić go potężniejszym i
silniejszym – oto jest wasze zadanie”. Czy ktoś w Polsce dziś kiedykolwiek pomyślał o wygrawerowaniu
jakiejś wypowiedzi postkomunistycznych prezydentów z ostatnich lat, jak Aleksander Kwaśniewski czy
Lech Wałęsa? Jeśli my wstydzimy się przytaczać wypowiedzi naszych obecnych przywódców, to czy my
w ogóle mamy jakichś przywódców?
Tak więc będę niecierpliwie czekać na zakończenie konkursu 15 czerwca tego roku, kiedy to będę mógł
przeczytać odpowiedzi. To da nam wszystkim sposobność pokochania Polski, która wyłania się z serc
Polaków – grupowej wizji zawartej w słowach. Wizji, która mam nadzieję będzie głośnym sprzeciwem dla
poniżającej idei propagowanej przez szarą eminencję numer jeden, Adama Michnika, i jego dziennik
„Gazeta Wyborcza”, który twierdzi, że dzisiejsza Polska jest przytłaczona przez „generację nic”, pokolenie
niezdolne do żadnej walki ani żadnych marzeń. Michnik już miał swoje dni chwały i przeżył swój cel jako
samozwańczy rzecznik marzeń Polaków. Prawdziwa przyszłość Polski jest w umysłach i sercach Polaków i
mam nadzieję, że będę miał zaszczyt opublikować tę wizję wkrótce. Wizję, dla której warto umrzeć, dla
której warto żyć...
Stanisław Tymiński
[email protected]
15 maja 2003 r.
Wojskowa turystyka
Łatwość niedawnego wojskowego zwycięstwa w Afganistanie i Iraku zadziwiła świat. Podczas gdy straty
tubylców w obu krajach były liczone w tysiącach zabitych, Amerykanie, Brytyjczycy i Polacy ogółem
stracili tylko parę setek żołnierzy. Chociaż koszt, w sensie tych strat, był minimalny, to stało się widoczne,
że Amerykanie praktycznie wszystkie siły w ludziach jakie mieli oddali na potrzeby tych militarnych
kampanii i byli by w bardzo niepewnej sytuacji, gdyby mieli uczestniczyć w możliwych konfliktach w
innych częściach świata. Tak narodził się pomysł wojskowej turystyki dla Polaków.
Waszyngtońskie jastrzębie romansowały z polskimi komunistami od dawna, z aktywną pomocą
Izraelczyków. Od kilkuset lat Polska była gospodarzem dla największej populacji Żydów na świecie. Wielu
izraelskich cywilnych i wojskowych przywódców pochodziło z Polski. Ben Gurion, znany jako założyciel
państwa Izrael w 1948 roku, Menachem Begin, Shymon Perez, Herzog Haim, Icchak Szamir i wielu
innych, było kiedyś obywatelami Polski. Słynna wojna między Arabami i Żydami w 1967 roku była
zwycięska dzięki amerykańskiemu uzbrojeniu, ale przede wszystkim dzięki wojskowym umiejętnościom
dowódców, którzy urodzili się i szkolili w Polsce. Z tego powodu Polska w pewnych kołach z pewnością
jest bardzo chwalona za tych dobrze wyszkolonych żołnierzy i oficerów. Podczas konfliktu z Irakiem
Amerykanie nie pozwolili Izraelczykom angażować się w atakowanie albo okupację Iraku. Jeśli
Izraelczycy nie mogą tam jechać, dlaczego nie wysłać Polaków?
Tak więc widać, że w obliczu niedoboru żołnierzy do okupacji nowo podbitych krajów, zarówno
Waszyngton jak i Tel Awiw zabiegją o byłych komunistów w Polsce, którzy zawdzięczają im wiele
politycznego poparcia. Po zniszczeniu polskiego przemysłu, podczas zwariowanego skoku od socjalizmu
do kapitalizmu bez kapitału, są miliony chronicznie bezrobotnych młodych Polaków, którzy są żądni
przygody. Wojskowej turystyki dookoła świata.
Nie mogę winić młodych Polaków za to, że chcą być żołnierzami w Iraku. Będą mieli zęby wyleczone
przez wojskowego dentystę, dostaną czyste ubranie, jedzenie, trochę pieniędzy na wódkę i będą mogli
włóczyć się po egzotycznych krajach z „Tysiąca i jednej nocy”. Będą transportowani z miejsca na miejsce
po irackiej pustyni, na pokładach latających dywanów Czarny Jastrząb, i jeśli zginą, ich rodziny dostaną
odszkodowanie 25000 amerykańskich dolarów. To dużo lepsze niż stać nic nie robiąc na jakimś rogu, bez
pieniędzy na piwo.
Dla Amerykanów, Brytyjczyków i Izraelczyków, którzy są zajęci budowaniem nowych rurociągów
naftowych w Afganistanie i Iraku, koszt polskich chłopców jest dużo niższy niż ich własnych –
przynajmniej 6 razy. Dlatego jest to dobry interes wysłać tysiące wojskowych turystów z Polski do Iraku.
Dla polskich byłych komunistów, którzy nadal rządzą krajem, jest to sposobność żeby zdobyć kilka
dodatkowych punktów i poparcie w hollywoodzkim stylu podczas następnej kampanii wyborczej. Poza tym
im więcej żołnierzy wysłanych za granicę, tym mniej problemów z ogromnym bezrobociem, które
spowodowali w Polsce, bo budowniczymi to oni nie są. Polscy chłopcy będą być może mieli sposobność,
aby obdarzyć jakieś irackie kobiety dziećmi o niebieskich oczach i blond włosach.
To nieważne, że 85% Polaków sprzeciwiło się wciągnięciu Polski w militarny konflikt w Iraku. Byli
komuniści, którzy rządzą Polską, byli wybrani z pomocą proporcjonalnego systemu wyborczego, i to daje
im prawo podejmowania decyzji, przynajmniej do następnych wyborów. Ponieważ proporcjonalny system
wyborczy faworyzuje partie, a nie indywidualne osoby, najprawdopodobniej oni pozostaną u władzy na
zawsze, z pomocą swoich wdzięcznych przyjaciół z Izraela i USA.
Dlatego Polska z milionami bezrobotnych młodych mężczyzn stała się dostawcą wojskowych turystów,
którzy mogą wałesać się po świecie. Dziś to jest Irak, jutro to może być Iran, Korea albo Chiny. Może to
być jakikolwiek łajdacki kraj, napiętnowany jako Oś Zła. Jest nawet szerszy plan, żeby szkolić polskich
pilotów, którzy lataliby na amerykańskich samolotach bojowych. Aby to zrobić, komunistyczni władcy
podpisali właśnie wielomiliardowy kontrakt na zakup samolotów bojowych F-16 i polscy piloci, których
ojcowie bronili Londynu podczas II Wojny Światowej, będą szkoleni do latania z amerykańską misją w
każdej chwili, gdziekolwiek na świecie. Dla komunistów lojalność była wartością numer jeden, kto zatem
nie posłuchałby rozkazów latania z wysoce skomputeryzowanego Centralnego Dowództwa, schowanego
głęboko pod górami, w Colorado w USA?
W taki sposób, korzystając z proporcjonalnego systemu wyborczego, Polska stała się bardzo wartościowym
i ważnym graczem na międzynarodowej scenie. Wartość Polski nie powinna być nadal mierzona w
kategoriach produktywności, eksportu czy PKB. W Nowym Światowym Porządku najbardziej liczą się
lojalni przyjaciele, którzy mogą dostarczyć dużą ilość dobrze wyszkolonych pilotów, dowódców
wojskowych i tanich żołnierzy. To jest teraz pierwszorzędny towar eksportowy Polski To nie tak dużo w
dolarach, ale za to są zaproszenia na rządowe obiady w Waszyngtonie, można latać odrzutowym
myśliwcem F-16 i mieć nieograniczone poparcie w wyborach ze strony amerykańskich i izraelskich
polityków, dyplomatów i ich prasy. Lojalna Polska, znana z odwagi swych obywateli, będzie teraz bronić
demokracji wszędzie!
Amerykanie wysyłają też młode kobiety na wojnę, jest więc sposobność także dla polskich dziewczyn,
żeby praktykować wojskową turystykę. Nie trzeba czekać na klientów w nudnych salonach masażu albo
spacerować ulicami miast Unii Europejskiej. Dużo lepiej grabić świat z karabinem UZI w rękach.
Świat nie był nigdy nieruchomy, byliśmy zawsze uczeni, aby być elastyczni i witać zmiany. Ten pomysł
wojskowej turystyki powinniśmy witać z otwartymi sercami i przyklasnąć tej inicjatywie, która będzie
wysyłać naszych młodych ludzi, żeby zostali dekorowanymi bohaterami i obrońcami demokracji w
dalekich krajach. Oni mają sposobność, której nam odmawiano kiedy komuniści trzymali granice
zamknięte, tak więc mogliśmy tylko budować statki, pociągi i szkoły. My nie mogliśmy podróżować w
tych czasach, kiedy byliśmy zajęci pracą, żeby osiągać cele planów pięcioletnich. Teraz nie ma planów i
nie ma przemysłu, więc każdy rodzaj wojskowej turystyki jest możliwą do wykonania i kuszącą
alternatywą. Będziemy z niecierpliwością czekać na powrót naszych bohaterów. Będziemy ich witać z
orkiestrą dętą, wymachując naszymi narodowymi chorągiewkami, kiedy wrócą zwycięscy i udekorowani.
To będzie wspaniały dzień !
Stanisław Tymiński
[email protected]
30 maja 2003 r.
Wojskowa dyktatura
Jako były kandydat na prezydenta jestem jedną z kilku osób postronnych, które widziały, kto w Polsce
naprawdę pociąga za sznurki. Większość ludzi, którym robi się pranie mózgu poprzez media wierzy, że
Polska jest teraz demokratyczna i Polacy swobodnie wybierają swojego Prezydenta i Parlament. Mam
niespodziankę, która otworzy wam oczy – Polska stale od końca II Wojny Światowej jest krajem
rządzonym przez wojskową dyktaturę. Byłem bliski zostania zwierzchnikiem Polskich Sił Zbrojnych i
miałem trochę kontaktów z wojskiem podczas kampanii prezydenckiej.
Pozwólcie mi przypomnieć kilka faktów historycznych. Od czasu zdradzieckiej umowy w Jałcie 1945 r.,
Polsce przeznaczone było stać się częścią sowieckiego wojskowego imperium Stalina. Rosjanie
utrzymywali wojskowe bazy w Polsce aż do początku lat 90-tych. To jest przez prawie 50 lat. W tym
czasie każde polskie ministerstwo miało rosyjskiego wojskowego zwierzchnika i nic nie mogło być
zrobione bez jego zgody. Wyżsi polscy oficerowie kształcili się w Moskwie. Ponadto w kolejnych rządach
Polska miała serię wojskowych generałów, chociaż niektórzy z nich jak gen. Piotr Jaroszewicz nie nosili
już wojskowych mundurów. Najdłużej sprawującym władzę był rząd gen. Wojciecha Jaruzelskiego, słynny
z wprowadzenia stanu wojennego w 1981 r. i umów „Okrągłego Stołu” ze związkiem zawodowym
„Solidarność” w 1989 r. Było w tych latach kilka potyczek o władzę z policją, ale „wojskowi” zawsze byli
górą. Teraz chociaż Polska udaje, że wybiera cywilne władze przy pomocy proporcjonalnego systemu
wyborczego, są oni faktycznie tylko politycznymi marionetkami, których zadaniem jest gwarantować
wojskowy budżet. Ten wojskowy budżet Polski, pomimo skrajnego ubóstwa i bezrobocia wśród Polaków,
jest równy budżetowi nuklearnego Pakistanu, który ma liczbę ludności 4 razy większą niż Polska. Jest on
cztery razy większy niż wojskowy budżet bogatej Kanady.
Najnowsze nabytki za miliardy dolarów nowoczesnych odrzutowych myśliwców, transporterów i innych
zabawek typu high tech, zadłużyły przyszłą Polskę na następne 30 lat. Ponadto ambitne członkostwo w
NATO i kosztowne wojskowe eskapady do Afganistanu i Iraku wymagają zwiększenia wydatków
wojskowych. Ponieważ cały budżet Polski jest obciążony niebezpiecznym zadłużeniem, wojskowi szukają
teraz bogatych sponsorów, żeby wysłać więcej żołnierzy do obsługi polskiej strefy w Iraku.
Muszę dodać, że podczas mojej politycznej pracy w Polsce nigdy nie widziałem więcej władzy i więcej
bogactwa niż w rękach wojskowych szarych eminencji. Aż do dzisiaj wojskowi utrzymują luksusowe
ekskluzywne hotele i uzdrowiska, i nie ma w Polsce drzwi przed nimi zamkniętych. Najsilniejsza
organizacja, nietykalna i otoczona ścisłą tajemnicą to WSI (Wojskowe Służby Informacyjne), które są
polskim odpowiednikiem CIA. Niedawno wydana ustawa, przeforsowana w Parlamencie dzięki
postkomunistycznym partiom „lewicowym”, eliminuje nawet konieczność składania przez WSI
sprawozdań władzom cywilnym. Oceniam, że jeśli tylko 10% z wojskowego budżetu jest zgarniane przez
najwyższych generałów, mają oni 400 milionów dolarów gotówki do podziału między sobą, i tak rok po
roku.
Podczas mojej pracy politycznej w Polsce największe trudności jakie miałem były nie ze strony tajnej
policji tylko z WSI. To obejmowało stałe szpiegowanie mojej działalności, przepływ informacji do partii
politycznych faworyzowanych przez nich, goszczenie mnie i próby równoczesnego skompromitowania, a
w końcu sfałszowanie wyników wyborów prezydenckich w 1990 r. Nigdy nie miałem problemów z żadną
inną organizacją w Polsce, pomijając skorumpowane i służalcze media, takie jak telewizja, radio i gazety,
gotowe wykonać zamach na reputację każdego potencjalnego przywódcy, który nie jest częścią
establishmentu.
Z tego powodu każdy, kto ekscytuje się polityką w Polsce, jest albo głupcem, ignorantem, albo też
prowokatorem na liście płac polskiej maszyny wojskowej. Chociaż Polska podobno przeszła przemianę od
komunizmu do kapitalizmu i jest rzekomo demokratyczna, wyszkoleni w Moskwie wojskowi nigdy się nie
zmienili. Oni tylko stali się bogatsi i teraz można ich spotkać w NATO i w Waszyngtonie, pijących dobrą
whisky w eleganckich wojskowych klubach.
Tylko prawdziwa zmiana systemu wyborczego z proporcjonalnego, który faworyzuje rządzące partie
polityczne, na bezpośredni przywróci polityczną władzę w Polsce cywilnym wybranym władzom. To jest
jedyna pokojowa droga dla Polaków, żeby odzyskać własny kraj i mieć jakąś przyszłość. Tak jak to jest
teraz, z 38 milionów Polaków tylko 12 milionów ma pracę i 10 milionów tych szczęśliwców zarabia tylko
200 dolarów na miesiąc i płaci z tego ogromne procentowo podatki, żeby wykarmić olbrzymi wojskowy
personel, na który Polski nie stać.
Tak więc następnym razem, kiedy odwiedzisz Polskę, oddaj honory umundurowanemu wojskowemu
oficerowi, który będzie sprawdzał na granicy twój paszport. Ponieważ on jest częścią największej władzy,
która jest po to aby w Polsce i za granicą szpiegować, manipulować, aresztować i zabijać, bez
jakielkolwiek kontroli przez demokratycznie wybranych cywili. Władzy, która jest nieograniczona.
Stanisław Tymiński
[email protected]
15 lipca 2003 r.
Anioły Peru
Po 10 dniach pobytu w Peru donoszę, że wszystkie negatywne wiadomości o tym kraju są złe. I chociaż ci
sami ludzie, którzy wyrządzili tak dużo szkód Polsce (Soros, Sachs, Balcerowicz i spółka) przybyli i tu,
jako przyjaciele i doradcy Prezydenta Alejandro Toledo, jego poparcie wynosi tylko 9% i on nie będzie w
stanie utrzymać się długo. Nawet niepiśmienni taksówkarze wiedzą, że Prezydent jest zdrajcą, razem ze
swoją niepopularną, urodzoną za granicą, żoną Elianą Karp. Główna przyczyna ekonomicznego kryzysu
jest tak stara jak samo Peru. Peruwiańczycy bowiem, tak jak Polacy, nie mieli szczęścia wybrać sobie
dobrych przywódców.
Ale ja nie chcę mówić o polityce w Peru, tylko o ludziach, którzy przeżywają jeden kryzys za drugim i nic
nie wskazuje na to, żeby miało to wpływ na ich witalność. Opowiem Wam także o aniołach w Peru, które
latają nad tym opuszczonym przez Boga krajem roznosząc szczęście i nadzieję.
Historia pierwsza: Kilka tygodni temu w przybrzeżnym mieście Trujillo, umarła kobieta o imieniu Tula.
Nie należała do bogatej elity, nie była też członkiem żadnego rządu. Jej rodzina spodziewała się, że tylko
kilku przyjaciół zjawi się na pogrzebie. A tymczasem zjawiło się tak wielu obcych ludzi, że zajęli cały
kwartał. Podczas mszy tylko kilka osób zdawało sobie sprawę z tego czym ta kobieta zasłużyła sobie na tak
wielki tłum, który towarzyszył jej przez całą drogę na cmentarz.
Rozmawiając między sobą na pogrzebie ludzie dowiedzieli się czym Tula zasłużyła na tak wielki szacunek
i wdzięczność. Kiedy stawiła czoło śmiertelnej chorobie, odrzuciła przygnębienie. Zamiast tego
przekształciła się w cichego anioła pomagającego chorym i biednym, bez mówienia im nawet swojego
imienia.
W jej społeczności, gdzie ludzie mają wiele potrzeb i niewiele pieniędzy, Tula znalazła pomoc lekarską dla
wielu i pomagała zapisywać dzieci do szkoły. Kiedy śmierć w końcu przyszła ją zabrać martwiła się, że
opuszcza swą pracę, ale utrzymywała uśmiech na twarzy w ostatnich chwilach swego życia.
Historia druga: Zdeterminowana i zwariowana w miłości dla biednych, jak wszyscy Irlandczycy, zakonnica
z Klasztoru Niepokalanego Poczęcia ofiarowała ludziom niewiarygodną pomoc socjalną. Nikt nie wie jak
znalazła pieniądze na zbudowanie szkoły czy jak zdołała zajmować się wieloma chorymi będącymi pod jej
opieką. Teraz w górach Mache założyła wysokiej klasy owczą farmę dla biednych ludzi, żeby mogli
pracować i zarabiać pieniądze.
Jak i dokąd eksportować owce z Peru? Gdzie znaleźć dolary? Czasem czynią to anioły, jak amerykański
inżynier Jerry Fickel, który zapomniał, że w Miami cierpiał na zaburzenia czynności serca. Tutaj w Peru
chodzi on na długie wspinaczki w wysokie góry transportując owce i nawet uczy genetyki, żeby uzyskać
jak najlepszą jakość wełny i mięsa. Daje nadzieję tej nieszczęśliwej i zapomnianej części świata, skąd
jeszcze niedawno większość ludzi chciało emigrować.
Historia trzecia: Rok temu, gdy dowiedziałem się, że w biednej dzielnicy Iquitos spaliło się 135 domów,
poleciłem mojej restauracji wydawać ludziom, którzy stracili domy w pożarze, 1000 posiłków dziennie
przez 10 dni. Później przejął to lokalny rząd i pomógł im odbudowywać się. W czasie mojej wizyty w
Iquitos przywódcy tej społeczności zaprosili mnie na spotkanie, ponieważ ludzie chcieli podziękować mi
za to co zrobiłem. Podczas spotkania jeden z młodych przywódców o imieniu Roger poprosił, żebym
pomógł uzyskać zestaw pierwszej pomocy. Inni prosili, żeby 4 osoby były szkolone w mojej restauracji jak
gotować smaczne posiłki. Oni powiedzieli, że będą modlić się za mnie żebym miał szczęście.
Tego samego dnia wracałem do domu późno w nocy i po drodze zatrzymałem się w miejscowym kasynie.
Wymieniłem 10 dolarów i w 10 minut, ku mojemu wielkiemu zdumieniu, wygrałem 500 dolarów grając na
automacie do gier. To wystarczyło, żeby pokryć koszt wartościowego zestawu pierwszej pomocy. Anioły
pomogły znowu.
Po przyjeździe do mojego biura w Kanadzie skontaktowałem się z kanadyjską ambasadą i znalazłem dwa
programy pomocy dostępne dla biednych społeczności w Peru. Jeden z programów może pomóc budować
wspólny stolarski warsztat, tak aby wykwalifikowani stolarze, którzy stracili wszystkie swoje narzędzia w
pożarze w zeszłym roku mogli zacząć pracować znowu. Anioły nie muszą być Peruwiańczykami.
W kraju, w którym mieszkam, w Kanadzie, mamy wiele programów pomocy społecznej, ubezpieczenie od
bezrobocia, ubezpieczenie medyczne, itd. W Peru te zadania są wypełniane przez rodzinę i przyjaciół.
Kiedy w Peru widzę prawdziwą i spektakularną solidarność ludzi w potrzebie, czuję się dumny, że także
jestem Peruwiańczykiem. Jestem zafascynowany tym cudownym krajem, gdzie anioły nieświadome tego
czym są, ciągle fruwają, każdego dnia, zawsze.
Stan Tymiński
[email protected]
15 sierpnia 2003 r.
Irak: Czas wyjść !
Polska wysyła coraz więcej oddziałów, które mają budować demokrację w Iraku, ale teraz jest oczywiste,
że żadna znacząca grupa Irakijczyków nie chce żeby to się stało. Najlepiej wykształceni Sunnici i
Chrześcijanie z elity w Bagdadzie mogą podziwiać demokrację w teorii, ale zaciekle sprzeciwiają się jej w
praktyce. Oni nie chcą być rządzeni przez szyicką większość i jeszcze mniej przez powstające kurdyjskoszyickie przymierze. Według niektórych ekspertów byłoby to zadziwiające osiągnięcie kulturowej
transformacji, gdyby funkcjonująca iracka demokracja mogła być ustanowiona w 30 lat, albo tak naprawdę
w 60 lat. Tym niemniej postkomunistyczni władcy Polski są zdecydowani zwrócić swój polityczny dług
wobec Dicka Cheney’a, którego firma odgrywa teraz dużą rolę w Iraku.
Dick Cheney odwiedził Polskę po raz pierwszy jako Sekretarz Obrony USA
4 dni przed zakończeniem wyborów prezydenckich w 1990 r. Jego wizyta była nagła ale starannie
wyreżyserowana, aby okazać poparcie dla kandydatury Lecha Wałęsy i złożyć uszanowanie długoletniemu
prezydentowi Polski gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu. To była wizyta natury politycznej i była mocnym
wtrącaniem się w kampanię wyborczą w Polsce w tamtym czasie. Teraz gazety donoszą, że naftowy gigant
Halliburton Co., kiedyś kierowany przez amerykańskiego wiceprezydenta Dicka Cheney’a, jest
zaangażowany w eksploatację i dystrybucję produktów naftowych w Iraku, i odgrywa bardziej
bezpośrednią rolę w irackim biznesie energetycznym niż początkowo sądzono. Według Scotta Saundersa,
rzecznika Korpusu Inżynierów Armii Amerykańskiej, szacuje się, że nowe kontrakty mają wartość 600
milionów dolarów.
Naturalnie te kontrakty muszą być chronione przez starych polskich przyjaciół, pomimo że administracja
Busha nie może oczywiście planować dziesięcioleci kolonialnych rządów. Nadzieje zwerbowania wielkiej
liczby stróżów pokoju z innych krajów rozwiały się i nadszedł czas aby przygotować najlepszą strategię
wyjścia z obecnej sytuacji. Bezskuteczne jest nastawać na szybki postęp w Iraku w kierunku tworzenia
jakiegoś rodzaju wybieranego rządu, w tylko 2 albo 3 lata, po tym jak konstytucja jest ułożona i
zatwierdzona w referendum (tak że wybory są ważne). Chociaż nowy rząd ma mieć bardzo małą
dwunastotysięczną armię i siły policyjne należycie szanujące prawa człowieka, to niemniej jednak byłoby
lepiej gdyby był solidnie uzbrojony, ponieważ są miliony Irakijczyków przeciwne regule większości.
To nie jest tak, że oddziały wojska są wystraszone przez sporadyczne ataki przeciwko nim – całkowite
straty są na to zbyt małe. Ale większość żołnierzy ma obrzydzenie do swoich bezsensownych zadań. Oni
naprawiają szkoły w upale lata Mezopotamii, w czasie gdy dobrze zbudowani Irakijczycy bezczynnie
przyglądają się temu, jeśli nie szydzą. Oni sprzątają podwórka dla dzieci, które były uczone rzucać w nich
kamieniami. Pilnują szpitali przed rabusiami, będąc przeklinani przez gości pacjentów, których chronią
mimo wszystko. Jeden z nich usprawiedliwiał ostatnio zabicie 3 amerykańskich żołnierzy tym, że nosili
szorty kiedy nie byli na służbie, odsłaniając swoje nagie kolana.
Oficerowie, którzy teraz rządzą miastami, dzielnicami i całymi dystryktami, są stale oblegani przez
lokalnych przywódców i imamów, domagających się więcej wszystkiego, od elektryczności po dobrze
płatną pracę, którzy odrzucają każdą sugestię, że oni sami mogliby, na przykład, poprowadzić swoich
zwolenników do sprzątania zarzuconych śmieciami ulic (oni wolą trzymać ich słuchających całymi
godzinami kazań). To jest zatem nie tylko kolejne opóźnienie w powrocie sił zbrojnych do domu, które
rujnuje morale, ale beznadziejna misja przemiany Irakijczyków w demokratów w krótkim czasie.
Postkomunistyczni aparatczycy, jak Kwaśniewski i Miller, odkryją że ich wdzięczność i lojalność dla
Dicka Cheney’a i klanu Busha mieć będzie bardzo wysoką cenę, w sensie zaangażowania w okupację w
Iraku. Dlatego trzeba im przypominać, kiedy jeszcze mają siłę, aby szybko przygotowali strategię wyjścia.
Ryzyko nagłego wyjścia jest duże, ale jedyną alternatywą jest przedłużona okupacja, nie dająca większej
gwarancji sukcesu, przy dużo większych kosztach. Ale jest wątpliwe czy byli komunistyczni aparatczycy
będą kiedykolwiek rozumieli wartość ludzkiego życia, chyba że, jak w przypadku Nicolai Caucescu z
Rumunii, ich własne głowy będą zagrożone.
Stan Tyminski
[email protected]
15 września 2003 r.
Imperialny sukces
Świat zmienił się tak bardzo, że teraz amerykański minister skarbu lata do Azji prosić Chiny, żeby
zredukowały wielką nadwyżkę w wymianie handlowej i rewaluowały swoją walutę. Oczywiście, on
powraca z obietnicami, że Chińczycy wykażą w najbliższym czasie „elastyczność” w swojej polityce
walutowej. W 2002 roku nadwyżka Chin w handlu ze Stanami Zjednoczonymi wynosiła 103 miliardy
dolarów. Ze swoją obfitością taniej siły roboczej i wartością waluty, ustaloną na jedną dziesiątą dolara
amerykańskiego, Chiny mogą wszystko sprzedawać taniej niż producenci amerykańscy, od zabawek do
mebli i ubrań. Proporcjonalnie, Chińczycy mają podobną nadwyżkę w handlu z Polską.
Kiedy ubiegałem się o stanowisko prezydenta w Polsce w 1990 roku moja wizja ożywienia gospodarczego
postkomunistycznej gospodarki była bardzo podobna do planu zastosowanego przez Chińczyków. W
postkomunistycznych Chinach nie było prywatyzacji, nie wyceniono zbyt wysoko waluty, co by sprzyjało
postkomunistycznym i międzynarodowym spekulantom oraz krajom wysoko rozwiniętym. Chińczycy
zrobili to na swój własny sposób, w zgodzie z ich pragmatycznymi i patriotycznymi celami ekonomicznego
wzrostu. Od 1990 r. chińska gospodarka wzrastała w tempie minimum 8% na rok, co daje w rezultacie
prawie 300%. W Chinach nie ma bezrobocia. Kiedy rozmawiam z moimi przyjaciółmi w Chinach oni są
ciągle zajęci i do czegoś dążą. To jest przerażające wyobrażać sobie 1,3 miliarda zajętych ludzi,
rozwijających się w szybkim tempie.
Brak prywatyzacji nie powstrzymał cudzoziemców od robienia poważnych inwestycji w Chinach.
Przeciwnie, przyciągani przez ogromny potencjalny rynek zagraniczni inwestorzy widzą Chiny jako okazję
z rodzaju „trzeba inwestować lub umrzeć”. Na przykład, Chińczycy kupują około 2 miliony telefonów
komórkowych miesięcznie. Niska wartość chińskiego yuana jest bardzo atrakcyjna dla inwestorów,
ponieważ postrzegają ją jako sposobność do eksportowania swoich produktów z Chin na inne rynki, w Azji
i na całym świecie. Nie ma wątpliwości, że ekonomiczny plan Chin, który jest całkowitym
przeciwieństwem planu Balcerowicza, przyjętego przez postkomunistów w Polsce, stał się ogromnym
sukcesem.
Chiny są żywym dowodem na to, że w przeciwieństwie do tego, co czyta się w polskiej prasie, kraj może
odnieść sukces nawet wtedy, kiedy światowa gospodarka jest w zastoju. Moim zdaniem największym
sukcesem Chin jest pełne zatrudnienie ich siły roboczej. Po co mieć zbyt wysoko wycenioną walutę, jak w
Polsce, jeśli kilkaset milionów ludzi jest bez pracy?
Ale ja myślę, że prawdziwą przyczyną tego, że Chińczycy odnoszą takie sukcesy w swojej gospodarce, jest
to, że oni są dumnymi ludźmi z imperialną postawą. Kiedy ich córki i synowie jadą na studia do Ameryki
wydają się prawie aroganccy, ze swoimi stwierdzeniami, że wszystko jest lepsze w Chinach. Faktycznie,
oni mogą mieć rację, jeśli porównać niektóre nasze miasta do miejsc takich jak Szanghaj. Podczas gdy my
żyjemy w strachu po 11 września i martwimy się cofającą się gospodarką, dumni i patriotyczni Chińczycy
prawie potrajają swoją produkcję co 10 lat.
Tymczasem, zgodnie z niedawnym raportem Amerykańskiego Stowarzyszenia Inżynierów Budownictwa,
amerykańska infrastruktura została oceniona na poziomie D-plus. Ten raport przedstawia złą kondycję
amerykańskich dróg i mostów oraz zaopatrzenia w wodę pitną i energię. Raport obwinia za podupadającą
infrastrukturę słabą gospodarkę, ograniczone programy federalne, wzrost populacji i groźbę terroryzmu, co
powoduje przeznaczanie pieniędzy na bezpieczeństwo.
Ale nie ma wątpliwości, że Amerykanie także mają imperialną postawę i chcą być najlepsi na świecie.
Dlatego przewiduję zderzenie tych obu krajów w walce o miejsca pracy i światowe rynki zbytu. Chiny
mają jeszcze kilka dekad do przebycia zanim to się stanie, ale zderzenie jest nieuchronne. Podczas gdy my
jesteśmy wychowani w kulturze rzymskiej i każdy z nas jest indywidualnością żyjącą tylko dla siebie,
Chińczycy, tak jak Żydzi, są wychowani w kulturze, która przenosi interes grupy nad interes jednostki.
Mrówki i pszczoły stosują podobne podejście, z wielkim powodzeniem.
A teraz, zgodnie z wieloma badaniami, administracja George’a Busha rozsiewa w Ameryce apokaliptyczny
strach, aby przemilczeć, ukryć i zatuszować swoją własną niekompetencję, i to odbiera Ameryce
imperialną potęgę, która uczyniła ją tak wielką.
Ale ja powrócę do Polski, której żywotność i ekonomiczny wzrost zostały zahamowane przez drapieżną
politykę gospodarczą, zazwyczaj narzucaną podbitym narodom. Czy Polska ma jeszcze szansę przełamać
tę złą passę przegranych i odnosić sukcesy jak Chiny? Odpowiedzią jest ostrożne tak, ponieważ kraj był
gwałcony przez złośliwą prywatyzację i zamieniony w kolonię rządzoną przez byłych komunistycznych
władców. Według wielu ekonomistów dwa podstawowe warunki muszą zaistnieć w Polsce, aby rozpoczęło
się uzdrawianie gospodarki: ochrona praw jednostki i usunięcie drapieżnych praktyk rynkowych
wszelkiego rodzaju. Te dwa warunki nic nie kosztują, jak powietrze i słońce, i nie wymagają żadnych
inwestycji, dlatego właśnie są za mało uświadomione. Ale potrzebne jest, aby Polacy zademonstrowali
swoją imperialną postawę i wolę odniesienia sukcesu w przemianach politycznych. Trzeba wybrać nowych
przywódców, żeby to się stało, bo ci, których Polska ma teraz, są dobrze znani ze swoich kłamstw, zdrady i
rozsiewania strachu. Gdy już podstawowe warunki wzrostu będą spełnione, witalność Polaków dokona
reszty.
Wiem, że to nie będzie łatwe dla wielu Polaków, którzy są ciągle zakochani w Ameryce, uznać i zauważyć
chiński sukces i prawdziwe zagrożenie dla ich tutejszego standardu życia. Zbudźmy się moi rodacy, nasz
świat się już zmienił. Tylko dumni ludzie, którzy nie boją się zmian, są wielcy.
Stan Tymiński
[email protected]
9 października 2003 r.
Wynik Terminatora
Polityczne zwycięstwo urodzonego w Austrii Arnolda Schwarzeneggera, w wyborach na gubernatora
Kalifornii, przypomina mi wybory prezydenckie w Polsce w 1990 roku, kiedy ja sam byłem jednym z
kandydatów.
Arnold, tak jak ja w 1990 roku, był brutalnie atakowany przez swoich oponentów, włącznie z oskarżaniem
o molestowanie kobiet i ukryte sympatie dla Hitlera. Jednak w przeciwieństwie do rodzimych Polaków,
Kalifornijczycy są przyzwyczajeni do brudnych chwytów w walce politycznej i obrzucania błotem w
negatywnych kampaniach wyborczych. I w końcu Arnold, z 3.6 miliona głosów, został gubernatorem
Kalifornii.
Wybory w Kalifornii przyciągnęły uwagę mediów na całym świecie. Te wybory były wyjątkowe, nie tylko
ze względu na tożsamość etniczną i popularność filmów Pana Schwarzeneggera, ale także na fakt, że
Kalifornijczycy nie byli zadowoleni ze swojego poprzednio wybranego gubernatora i zdecydowali się
odsunąć go od sprawowanego urzędu
w trakcie trwania jego kadencji.
Jak na dziś, to jest coś, co nie mogłoby zdarzyć się w Polsce, gdzie wybory są ustawiane przez
postkomunistyczne partie przy pomocy proporcjonalnego systemu wyborczego. Kiedy oni raz zdobędą
jakieś polityczne stanowisko, nie ma możliwości odwołania żadnego głupiego albo nędznego kretyna. Poza
tym, system wyborczy dyskryminuje polskich obywateli, którzy nie mieszkają w Polsce, ponieważ
postkomuniści bardzo boją się każdej rywalizacji ze strony mających olej w głowie zdolnych i
niezależnych ludzi, nieważne jak oni są dobrzy.
Nie ma wątpliwości, że były kulturysta i popularny aktor filmowy, mówiący z silnym niemieckim
akcentem, nie ma dużego politycznego doświadczenia. Ale Kalifornijczycy głosowali na niego i dali mu
upoważnienie, żeby zgromadził zespół, który będzie rozwiązywać ich problemy, przede wszystkim te
związane z systemem podatkowym i swobodą robienia interesów. Tak jak jego rodacy w Austrii, życzę mu
dobrze, ponieważ ten charyzmatyczny, otwarty i mówiący prosto z mostu człowiek może pokazać reszcie
świata, że polityczny outsider może zrobić wiele dobrego, dostawszy szansę od ludzi, którzy na niego
głosowali.
Jeśli on odniesie sukces, to da nadzieję i determinację ludziom w innych krajach, takich jak Polska, żeby
wymuszać zmiany systemu wyborczego, aby nie umożliwiać politykom, którzy dostają jedynie np. sto
głosów, zasiadania w ławach poselskich obok tych, którzy dostają ponad sto tysięcy głosów, jak to się
zdarza przy systemie proporcjonalnym. Bezpośredni system wyborczy, w którym decyduje większość
głosów, jest jedynym wyjściem. Przykład Kalifornii pokazał także ludziom w innych krajach wielkie
znaczenie możliwości odwołania polityka.
Z mojego politycznego doświadczenia wynika, że ludzie mogą uzyskać dobrą polityczną reprezentację
tylko metodą kolejnych przybliżeń, co wskazuje na potrzebę szybkich zmian polityków. Prawdziwe życie
nie lubi politycznego kumoterstwa i nadużywania władzy. Teraz, przy napięciach w światowej gospodarce,
z już obecną deflacją, potrzeba szybszych zmian i nowych polityków, aby stawić czoła twardym realiom
świata. Przede wszystkim uczciwych polityków, którym ludzie mogą zaufać!
Ponieważ obecnie popularność premiera Polski oscyluje między 12 a 14 procent, jestem pewien, że
większość Polaków bardzo chciałaby go odwołać, razem z całym jego rządem. Ale jak znam Leszka
Millera, on będzie uparcie kontynuował bycie premierem do końca swojej kadencji. Nawet narodowe
powstanie, albo rewolucja, nie usunie go z jego stanowiska, ponieważ on ma władzę, która pozwala na
ogłoszenie stanu wyjątkowego w każdym województwie i w całym kraju. Dlatego potrzebne jest prawo
wyborcze pozwalające na odwoływanie polityków, aby w kraju naprawdę demokratycznym oddać władzę
ludziom.
Wracając do Arnolda; on ma przed sobą trudne zadanie przeprowadzenia poważnych reform w Kalifornii,
aby móc rozwiązać wiele problemów i usatysfakcjonować swój elektorat, a także swoich przeciwników.
Jeśli myślicie, że wybory są ciężkie, to wierzcie mi, że ciężka praca zaczyna się pierwszego dnia, gdy
wchodzi się do nowego biura. Możemy tylko życzyć mu wszystkiego najlepszego, ponieważ jego sukces
jest potrzebny nam wszystkim, nieważne gdzie żyjemy. No i przyglądać się uważnie!
Stan Tymiński
[email protected]
15 listopada 2003 r.
Koniec naszego świata
Ostatnio kilku czytelników krytykowało mnie za chwalenie „komunistycznych” Chin, za ich wysokie
tempo wzrostu ekonomicznego przez ostatnich 15 lat. Mam dla was nową wiadomość – że nawet tempo
wzrostu ekonomicznego „biednych” Indii poprawiło się z 6% do 8% rocznie i niektórzy eksperci
stwierdzili, że Indie prześcigną Chiny pod względem wzrostu ekonomicznego w ciągu najbliższych 5-ciu
lat. Wspaniały sezon monsunowy, po ostatnich latach suszy, przyniósł setki milionów małych indyjskich
farmerów z większą gotówką, chcących kupować wszystko, od telefonów komórkowych po motocykle.
Indie są szczęśliwe i idą do przodu!
Tymczasem „stan niepokoju” nęka światową gospodarkę i Polskę, której pod rządami postkomunistów nie
udało się przyspieszyć w zakresie inwestycji i postępu technologicznego oraz translokacji środków do
bardziej dynamicznych sektorów gospodarki. Moja Ojczyzna wpadła w klasyczny kryzys, tak powszechny
w Ameryce Łacińskiej. Od czasu, kiedy spędziłem kilka lat w Peru, wiem dokładnie, co to oznacza.
Nierealistyczny budżet i korupcja wśród nieuczciwych polityków zawsze prowadzą do niebezpiecznej i
bolesnej inflacji. Byli komuniści nie wiedzą jak prowadzić biznes, ale oni na pewno wiedzą jak
prywatyzować i kraść.
„Światowa gospodarka przechodzi przez trudny okres”, stwierdził Sekretarz Generalny ONZ Kofi Annan.
Ja powiem nawet więcej – my, w Ameryce Północnej, stajemy wobec końca naszego świata i powoli
przestajemy walczyć o przywództwo w światowej gospodarce. Nie przepowiadam końca świata w
biblijnym sensie, gdzie niebo zrobi się ciemne i pojawią się anioły, ale w sensie zerowego tempa wzrostu
dla Ameryki, która aż do teraz polegała głównie na eksporcie. W okresie finansowego nadmiaru i
ekonomicznej nierównowagi w latach 90-tych, było dość powszechne dla wielu północnoamerykańskich
firm wzrastać w tempie 30% rocznie. Teraz zerowy wzrost tych firm powoduje nacisk na zwalnianie
wartościowych pracowników, ponieważ ich dochody spadają.
Gdzie Ameryka zamierza sprzedawać swoje towary? Nie w Chinach, gdzie wiele globalnych firm
inwestuje miliardy dolarów, żeby zatrudnić Chińczyków. Tak samo w Indiach, drugim największym kraju
na świecie, gdzie miliardy dolarów napływają, żeby utrzymać lokalnych pracowników. Wszyscy wiemy, że
nie ma pieniędzy w Ameryce Łacińskiej i w Afryce. Europa Wschodnia wydała wszystkie swoje dolary
przez pierwszych kilka lat przemian, stara Europa i Japonia mają zerowe tempo wzrostu. Więc gdzie są
prawdziwe rynki zbytu, które utrzymają wysoki standard życia w Ameryce, w konkurencji z
nowoprzybyłymi, jak Chiny i Indie, którzy są głodni sukcesu?
Oczywiście taki koniec świata nie nadejdzie natychmiast, jak wybuch wulkanu, ale to stanie się powoli, jak
nagromadzenie się długu przy karcie kredytowej z obciążeniem odsetkami 21% rocznie. Początkowo to jest
łatwe i bezbolesne, ale w końcu staje się groźne i ludzie, którzy nie mogą płacić rachunków, nawet zabijają
się. Koniec świata, w sensie ekonomicznym, przydarzy się sympatycznym ludziom, którzy zaciągają
pożyczki pod zastaw i chodzą do kościoła. To się zdarzy, ponieważ globalne pieniądze decydują o
zatrudnianiu pracowników daleko stąd, gdzie tempo inwestycji jest większe niż w Ameryce.
Więc jakie jest rozwiązanie wszystkich tych problemów? Wielkie międzynarodowe firmy już znalazły
odpowiedź – jeśli nie możesz pobić ich, przyłącz się do nich! Oto dlaczego miliardy dolarów idą na
inwestycje w Chinach i w Indiach. Nie sugeruję żebyście zaczęli uczyć się języka kantońskiego albo
dialektu Mandarynów, czy w nowym roku składali podanie o imigrację do Chin lub Indii. Po prostu
ostrzegam Was przed faktem, że ten „stan niepokoju” dręczy światową gospodarkę i pod jego naciskiem
świat zmienia się szybciej. Jeżeli dowiecie się o chorobie wcześniej, leczenie będzie bardziej skuteczne.
Obawiam się, że widzieliśmy ostatnie dobre czasy w Ameryce, i od teraz mamy przed sobą ciężką pracę i
rywalizację z Chinami i Indiami, tak jak Ford i General Motors były zmuszone rywalizować z Hondą i
Toyotą.
Całkiem szybko kupienie biznesu w Ameryce będzie czymś zwyczajnym dla Chińskich potentatów.
Dlatego jest szansa, że wielu z nas skończy pracując dla Chińczyków. Dobrym przykładem jest tutaj
ostatnia inwestycja Pana Victora Li w Air Canada, gdzie nabył on 30% państwowych linii lotniczych za
600 milionów dolarów. Z czasem zobaczymy więcej azjatyckiej własności. To nie jest oczywiście nic
złego, tylko trochę to dziwne być zatrudnionym w firmie, będącej własnością grupy byłych komunistów.
Świat zmienia się szybko...
Polityczna gadanina i nadmiar wiary we własne siły nie zastąpią inteligentnego strategicznego planowania i
ciężkiej pracy. Po 11 września wydaje się, że gorące powietrze ucieka z naszego balonu i naga prawda
pokazuje nam swoją brzydką twarz – musimy spojrzeć w lustro i zobaczyć, kim naprawdę jesteśmy.
Musimy zadać sobie pytanie czy zasługujemy na to, co mamy. Ci, którzy nie patrzyli w lustro, wzywali
wojnę i oni ją mają. Ale wojny nie tworzą na dłuższą metę dobrobytu. One przyspieszają koniec świata.
Teraz, kiedy zostaliście ostrzeżeni, powinniście być wdzięczni, że macie czas przygotować się na
najgorsze, co jest typowe w sytuacjach, gdzie zbytnia pewność siebie i chciwość biorą górę.
W następnym miesiącu mamy Boże Narodzenie i Nowy Rok. Teraz, kiedy już Was ostrzegłem, będę
usilnie próbował znaleźć weselszy temat do opisania, obiecuję!
Stan Tyminski
[email protected]
15 grudnia 2003
Globalne polskie Boże Narodzenie
Miliony polskich imigrantów opuściło Ojczyznę aby uciec przed biedą, wojnami i komunistycznymi
prześladowaniami, i poszukiwać fortuny i sławy. Kiedyś Polska była podzielona między Austrię, Niemcy i
Rosję i nie istniała jako państwo przez 150 lat. W niedawnej historii, zarówno Niemcy podczas II-ej Wojny
Światowej, a potem Rosjanie przez 45 lat ich dominacji, robili co mogli żeby stłumić naszego ducha i
wykorzenić naszą kulturę i zwyczaje. Jednym ze zwyczajów, który to przetrwał, jest nasze wspaniałe
bożonarodzeniowe jedzenie.
Nieważne w jakim kraju żyjemy i jakim językiem posługujemy się w czasie Świąt Bożego Narodzenia;
każdy może rozpoznać, że jesteśmy Polakami po rodzaju jedzenia, które przygotowujemy i jemy. Podczas
moich podróży dookoła świata zauważyłem, że ludzie w innych krajach też interesują się polskim
jedzeniem i podoba im się to co my jemy. Podczas ostatnich 30-tu lat życia za granicą pracowicie
odtworzyłem wiele tradycyjnych dań, których smak pamiętałem jedynie z mojego rodzinnego domu w
Polsce. W czasie trwania historycznego wykorzeniania i okupacji, polska kultura przeżyła w naszych
domach, troskliwie przechowywana przez nasze rodziny.
Moim ulubionym świątecznym daniem jest prosię nadziewane kaszą gryczaną, pieczone w piecu. Jeśli
lubicie wieprzowinę, to jest najlepszy sposób jej podania. Dwa lata temu spędzałem Boże Narodzenie w
Peru i gdy tam przybyłem spora świnka o wadze 120 funtów czekała na mnie kiedy tylko wyszedłem z
samolotu. Normalnie wolę małego prosiaczka, o wadze do 26 funtów, który ma soczyste mięso. Ale
ponieważ na obiad zaproszonych było 85 osób, moi Peruwiańczycy wybrali większego zwierzaka. Na
szczęście przywiozłem w walizce z Kanady dostatecznie dużo polskiej kaszy gryczanej. Poprzedniego
wieczoru świnka została umyta wewnątrz i na zewnątrz i natarta wewnątrz olejem roślinnym, solą i
pieprzem. Podczas robienia tego był dobry moment aby podać dobrze schłodzoną polską wódkę; jeden łyk
dodany do świnki zmiękcza mięso. Po jednej nocy w lodówce, co jest potrzebne w tropikach, miejsce na jej
pieczenie zostało zamówione następnego ranka w miejscowej piekarni, w piecu do pieczenia chleba.
Dobrze, że przynieśliśmy świnkę wcześniej, w dużej stalowej brytfannie, która była wystarczająco duża
żeby zbierać tłuszcz. Nasza świnka konkurowała o miejsce w piecu z wieloma indykami, które są
tradycyjnie podawane w Peru na obiad w Boże Narodzenie. Po 9-ciu godzinach pieczenia świnka była
gotowa i została przyniesiona do naszej sali balowej. Co to była za radość i duma podać w polskim stylu na
świąteczny obiad prosię nadziewane kaszą gryczaną! Peruwiańczycy, którzy normalnie jedzą indyka i ryż,
mieli okazję spróbować soczystej wieprzowinki z kaszą, z czerwonymi buraczkami i daniami z kiszonej
kapusty. W drugi dzień Świąt zaprosiłem kilku miejscowych polskich przyjaciół na bigos zrobiony z
kiszonej kapusty, to co zostało ze świnki, polskie kiełbaski z czosnkiem, pakowane próżniowo przez firmę
„Czechowski” z Toronto i trochę polskiej wódki oczywiście. Starzy imigranci, którzy opuścili Polskę 45 lat
temu, naprawdę płakali; łzy spływały im po policzkach, kiedy przypomnieli sobie smak domu.
W tym roku będę spędzał Boże Narodzenie w Chinach, gdzie wybieram się w interesach i żeby zobaczyć
moich chińskich i polskich przyjaciół. Tak więc moją walizkę wypełniają już polska kasza gryczana,
suszona pietruszka, majeranek, suszone dzikie grzyby, mak na makowiec i 2 butelki wódki ”Luksusowej”,
która jest najlepszą polską wódką jaką znam. Chińczycy są prawdopodobnie znudzeni pekińską kaczką,
więc będą mogli ocenić smak mojego prosięcia w polskim stylu. Tak więc będę im podawał wspaniałe
polskie jedzenie i jestem szczęśliwy z tego powodu, ponieważ dobre jedzenie jest zawsze dobrze
wspominane, i z pewnością ma pierwszeństwo przed biznesem i polityką.
Jeżeli chcesz upiec małego (maksimum 26 funtów) prosiaka dla swojej rodziny i przyjaciół w te Święta,
weź dużą brytfannę, jak do pieczenia indyka, i rozgrzej piekarnik do 350°F (około 180°C). Upewnij się, że
drobne części prosiaka, takie jak ogon, nóżki, ryjek i uszy, są dobrze przykryte folią aluminiową w taki
sposób, że kapiący tłuszcz wpada do brytfanny. Piec trzeba około 6 godzin i podawać w stylu bufetowym
czekającym w kolejce gościom. Prosię wygląda dużo lepiej, kiedy jest udekorowane parą kolczyków ze
sklepu „za 1 dolar” i z małym świeżym czerwonym jabłkiem w pysku.
Pomimo wrodzonych różnic kulturowych wśród nas, Polaków żyjących w różnych krajach, sukces jest
osiągalny. Podczas gdy wczorajsi imigranci ukrywali swoje jedzenie w domu, dzisiejszy świat docenia
oryginalność, różnorodność i wyjątkowy smak. My możemy być dumni z naszej kultury kulinarnej, która
jest zawsze żywa w naszych polskich domach. Teraz przyszedł czas, żeby wynieść ją na zewnątrz i
podzielić się nią z innymi. Cieszcie się sukcesami i miejcie pomyślny Nowy Rok!
Stan Tymiński
[email protected]

Podobne dokumenty