krótkie notatki z lekcji historii i ekonomii
Transkrypt
krótkie notatki z lekcji historii i ekonomii
Stefan J. Adamski krótkie notatki z lekcji historii i ekonomii Inwokacja do Prawdy chcę pisać tak żeby ludziom było lepiej żeby przestali się bać nienawidzić uciekać żeby się uśmiechali żeby odnajdywali spokój żeby mnie lubili żebym mógł czuć się artystą a nie tylko protokolantem dlatego przestań tak patrzeć załóż coś na siebie nago wyglądasz okropnie idź do klasztoru albo do burdelu zajmij się czymś brzydka sekretarko znudzonych sędziów cnotko powoływana przez prokuratorów na ostatniego świadka oskarżenia nieprzyjaciółko adwokatów partnerko policjantów z tego samego patrolu wyrobnico upartych archeologów asystentko roztargnionych uczonych anonimowa informatorko dziennikarzy patronko cierpliwych archiwistów konfidentko dociekliwych historyków kolaborantko pysznych moralistów przecież nie mam z nimi nic wspólnego nie uprawiam żadnego z tych zawodów jestem tylko amatorem który wcale nie chce widzieć ludzi takimi jakimi są nie chcę żeby się ode mnie odwracali żeby patrzyli na mnie jak na szaleńca nie chcę ich osądzać tak surowo jak ty bo jestem tylko amatorem w przeciwieństwie do ciebie najstarsza profesjonalistko świata tak - do ciebie mówię dziwko chełpiąca się swoim dziewictwem pozbawiona powabu bezpłodna córko pamięci surowa siostro goryczy bezgrzeszna kuzynko bezgranicznej obojętności nie proponuj mi białego małżeństwa to nie dla mnie nie chcę być też twoim kochankiem zawsze obiecujesz więcej niż możesz dać więcej niż mogę unieść nie potrzebuję nawet twojego towarzystwa drażni mnie twoja obecność przestań mi wreszcie przeszkadzać nic tu po tobie nic nie mów odejdź zajmij się sobą zostaw mnie samego zostaw mnie w spokoju odpierdol się ode mnie od nas raz na zawsze słyszysz? …………………... a przynajmniej pozwól mi milczeć …………….......... w r a c a j Wolność i demokracja przecież już nie ma cenzury wolno już mówić wszystko wolno pisać wszystko tylko nie wszystko da się opublikować nie dlatego żeby krępować komukolwiek swobodę wypowiedzi a skąd natomiast mamy inne zdanie na ten temat nie zgadzamy się z tobą uważamy że to się po prostu nie spodoba naszym czytelnikom dlatego odmawiamy możemy to zrobić żyjemy przecież w wolnym kraju to jest nasza gazeta nasza stacja radiowa nasza stacja telewizyjna nasze wydawnictwo a jak ci to nie odpowiada to sobie załóż własne oczywiście wiemy że to kosztuje że to bardzo dużo kosztuje ale żyjemy przecież w wolnym kraju mamy wolny rynek jak już tak koniecznie chcesz się wypowiadać to sobie na to najpierw zarób najważniejsze że żyjemy w wolnym kraju i mamy wolność słowa czego tacy jak ty nie potrafią docenić nie ma już żadnej cenzury można mówić co się komu podoba pisać co się komu podoba i oglądać co się komu podoba a że nie wszystko można usłyszeć zobaczyć czy przeczytać? trudno takie jest życie nie można mieć wszystkiego nie wystarczy ci że żyjesz w wolnym kraju i masz nieograniczoną wolność słowa? jeszcze ci mało? Poezja zaangażowana zaangażowana poezjo naszej młodości dlaczego teraz nie chcesz się już angażować czy dlatego że gdzie indziej zapewniono ci angaż? pod twoim wpływem tak się zaangażowałem w naprawianie świata że od trzydziestu lat nie mogę przestać nic nie mówisz no dobrze nie jestem taki zdolny jak ty prawdę mówiąc to chyba w ogóle nie jestem poetą ale skoro milczysz to spróbuję to powiedzieć za ciebie Transformacja ustrojowa tamto kłamstwo dobrze wiedziało kim jest wstydziło się tego pamiętało skąd się wzięło czego po nim oczekiwano jaki sprawiło wszystkim zawód jaki zawód sprawiło sobie nie pozwalało o tym mówić nie wierzyło że można to zmienić a kiedy próbowaliśmy uderzało na oślep czasami nawet zabijało z czasem przestało mieć jakiekolwiek dążenia chciało tylko trwać potem zrozumiało że to niemożliwe że inne kłamstwa chociaż starsze wyglądają lepiej są po prostu silniejsze przeszło na ich stronę i dopiero kiedy odeszło pozostawiło nam po sobie prawdę tę samą za którą się wcześniej przebierało którą zdradzało kneblowało i poniżało do której potrafiło strzelać tę samą z której próbuje teraz szydzić Zbyt wiele to wszystko się zaczęło kiedy zwolniono z pracy jedną kobietę później kiedy zwalniano je dziesiątkami tysięcy a z nimi setki tysięcy mężczyzn nic się nie działo czy tych ludzi było po prostu za dużo czy może nie było już komu protestować bo wszyscy którzy mogli to zrobić sami się z tego obowiązku zwolnili ze strachu przed zwolnieniem Wolność słowa kiedy wreszcie wolno było mówić wszystko zaczęli mówić wszyscy naraz i już nie są w stanie przestać mówią tak dużo i tak głośno że nic nie słychać Lekcja logiki rynek ma swoje potrzeby rynek ma swoje wymagania właśnie – swoje one niekoniecznie muszą być takie same jak twoje czy kogokolwiek innego rynek ma własną logikę własną nie – ludzką własną nieludzką logikę Pewnego dnia pewnego dnia banki mogą po prostu przestać wypłacać pieniądze a co najdziwniejsze nie stanie się tak dlatego że jest za mało banków i za mało pieniędzy a właśnie dlatego że jest za dużo banków które mają za dużo pieniędzy w przeciwieństwie do nas Wykład politologii tak naprawdę nie chodzi o to aby ostatni byli pierwszymi chodzi o to żeby nie było ostatnich możecie sobie to nazywać jak tylko chcecie na przykład socjalizmem w takim razie jestem socjalistą Korporacje podobno skończyły się czasy kiedy można było tak po prostu mówić i pisać prawdę teraz wszystko produkują wielkie korporacje i to one wszystkim handlują prawdą także Telewizja aby uwięzić zwierzę wystarczy jedna klatka aby uwięzić człowieka potrzeba aż dwudziestu pięciu klatek na sekundę Własność posłuchajcie przecież tak naprawdę mamy tylko siebie a i to wyłącznie na czas określony nikt nie może zabrać nam niczego oprócz życia wszystkiego innego pozbawiamy się sami Dzieci rewolucji kiedyś w jednym z wywiadów człowiek bez którego nie byłoby tamtego sierpnia i którego później nie chciano uważnie słuchać pytany o to co się stało odpowiedział krótko: w tym przypadku dzieci zjadły rewolucję nie można było ująć tego lepiej dodałbym co najwyżej że zjadły ją bardzo szybko i teraz zjadają się nawzajem Czy naprawdę czy naprawdę o to wam chodziło? naprawdę łaknęliście nierówności? naprawdę chcieliście poniżania biednych przez bogatych? naprawdę chcieliście by silni upokarzali słabych? naprawdę chcieliście by zdrowi drwili z chorych? naprawdę chcieliście by wykorzystywano tych którzy nie mogą się bronić? naprawdę chcieliście by głupi mogli lekceważyć mądrych powołując się na swoje prawo do głupoty? a jeśli nie to może już pora to zmienić? Ile ile setek tysięcy ton kremówek może zjeść naród zanim wreszcie zacznie wymiotować? Oczekiwanie od prawie trzydziestu lat jak głodny na chleb jak spragniony na wodę czekam na ciebie zwykła ludzka solidarności którą wtedy pisano z dużej litery a okazałaś się taka mała taka małostkowa tak łatwo pozwoliłaś się oszukać tak łatwo pozwoliłaś się przekonać że jesteś już niepotrzebna tak łatwo zrezygnowałaś ale to nic nie jestem tak małostkowy jak ty już ci wybaczyłem nasza niedokończona sprzedana rewolucjo i teraz czekam tu na ciebie jak na dziewczynę która zaraz przyjdzie na randkę i nie będzie przemykała się ukradkiem w cieniu tych wszystkich reklam na billboardach bo wie że jest od nich ładniejsza bo wie że tego dnia ulica należy do niej czekam na ciebie czekam kiedy wrócisz żeby móc się znowu tobą upić jak kilkoma pierwszymi łykami wina w życiu i tak jak wtedy poczuć że każdy dzień może być obietnicą a nie tylko powszednią harówką że ludzie mogą być lepsi że nie jestem już sam że nie jesteśmy już sami * * * …Młodości, ty nad poziomy wylatuj… Wylatuje. Do Londynu. Na zmywak. Indagowana dlaczego lata tak nisko i jest taka praktyczna, odpowiada krótko: Spadajcie. Jeśli chodzi o mnie, to ją całkowicie rozumiem. * * * …szablą odbierzemy… niestety szabla też została wystawiona na licytację w jakimś domu aukcyjnym nie jesteśmy w stanie nawet do niej przystąpić bo wydaliśmy już wszystko nie stać nas na wadium złoty róg i czapka z piór też już poszły - za bezcen koników siedem pojechało z ziemi polskiej do włoskiej bo tam bardzo lubią koninę możemy jeszcze spróbować zastawić sznur ten którym panny podążają za mundurem ten o którym się nie mówi w domu Historia pewnej kariery Najpierw zaczynał od zera. Potem był numerem jeden. Później nazywał się milion. Później dziesięć milionów. Jeszcze później okrągłe sto. A jeszcze później przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie. Do czasu. Do czasu, w którym zaczęły się pojawiać pytania. Podobno nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. Podobno żyjemy w epoce logiki dwuwartościowej Prosta wymowa dwóch cyfr. Jeden równa się prawda. Zero równa się fałsz. Powinniśmy móc to ustalić. Nie, wcale nie brak nam danych. Tylko różnie się je przetwarza. Zmiana tego fragmentu kodu może zatrzymać cały program. Dlatego raczej nie da się tego ustalić definitywnie. Chyba, że nastąpi jakaś nieprzewidziana, nagła awaria całego systemu. Nastąpi to szybciej niż się zdaje. Trzeba będzie napisać zupełnie nowy program. Unikając takich niepotrzebnych błędów jak ten. Nowi barbarzyńcy Nowi barbarzyńcy w niczym nie przypominają dawnych. Obca im jest wszelka dzikość, żadne gwałtowne uczucia nie mają do nich przystępu. Mowa ich jest układna, potrafią nawet pisać, choć trzeba przyznać, że lepiej posiedli sztukę liczenia. Stroje ich są wyszukane, lubują się w pachnidłach zabijających wszelką ludzką woń. Nie dosiadają bachmatów, ich lśniące mechaniczne rydwany napędzane są cuchnącą breją, z mezozoicznych cmentarzysk. O, nowi barbarzyńcy posiedli arkana tajemnej magii. Potrafią więzić dźwięki i przesyłać na odległość obrazy. Niepokoi ich tylko Natura, krnąbrna, nieprzewidywalna i prawdę mówiąc - zbyteczna. Tak, nowi barbarzyńcy są wręcz niezwykle cywilizowani. Klimat Globalne ocieplenie. Mówią o nim stale. Topniejące lodowce. Pustynniejące lądy. Wielkie pożary lasów. Zatrute powietrze. Cyklony i huragany. Powodzie i susze. Żywioły protestują. Protestują ludzie. Klimat się zmienia. Jest coraz goręcej. I tylko puste oczy oligarchów wpatrzone w niekończące się szeregi cyfr pozostają niezmiennie zimne. Wiadomości dnia I znów wzeszło dziś słońce. Ponieważ miało to miejsce we wczesnych godzinach porannych, a mówiąc bardziej dokładnie o piątej czterdzieści siedem, dla tych z państwa, którzy nie mogli uczestniczyć w tym niezwykłym zdarzeniu przekażemy obecnie kilkuminutową relację. Bezpośrednią transmisję ze zmierzchu przeprowadzimy natomiast po wiadomościach wieczornych. Jak donoszą nasi specjalni wysłannicy w lasach zapanowało wielkie ożywienie za sprawą wilg, dzięciołów, kosów oraz szpaków. Poza tym dziki ryją, wilki wypatrują saren, pająki tkają sieci, pszczoły wybrały królową, a mrówki - jak to mrówki - nieustannie pracują. Przejdźmy teraz do spraw naszego szczególnego gatunku. Jak zwykle kilkaset milionów samochodów przemieściło się z miejsca na miejsce. Wyprodukowano setki tysięcy ton żywności oraz niezmierzoną ilość nikomu niepotrzebnych, nietrwałych przedmiotów. Zawarto mnóstwo przeróżnych transakcji. Kilkadziesiąt tysięcy naszych bliźnich rozstało się ze swoją krótką egzystencją. Na szczęście, jak co dnia, obfite gejzery nasienia trysnęły w ciała kobiet. Należy przypuszczać, że w wielu przypadkach okaże się to brzemienne w skutki. Wprawdzie, zwłaszcza w krajach słabiej rozwiniętych, wiele z tych dzieci umrze z głodu i wycieńczenia, ale w skali globu oznacza to jedynie cenną równowagę. Zdecydowana większość zamieszkałych obszarów naszej niewielkiej planety cieszy się pokojem. Tym niemniej tu i ówdzie strzelano. Celnie, jak sami państwo widzą. Aha, wydarzyło się także kilka efektownych katastrof. Poza tym kilku polityków spotkało się ze sobą mówiąc coś. Jakaś tam wojna gdzieś daleko Tak. Oczywiście. Widzimy. Te przerażone dzieci. Te martwe dzieci. Te gwałcone kobiety. Zbombardowane szpitale. Zgliszcza domów. Poszarpane ciała przechodniów. Rozpaczliwe spojrzenia uchodźców. Tak. Widzimy. Wszystko to rozgrywa się przecież w obecności sił pokojowych, stałych obserwatorów, specjalnych wysłanników i korespondentów wojennych. Lecz cóż możemy zrobić? My, tak bardzo pochłonięci sprawami ważnych politycznych rozstrzygnięć? W końcu jesteśmy tylko ludźmi. Te bestialstwa godzą w naszą wrażliwość. Nie sposób na to patrzeć. Zapewniamy im, bądź co bądź, pomoc humanitarną. Nie żałujemy jedzenia i lekarstw. Pilnie czytamy raporty mediatorów. Wystosowujemy orędzia i apele do obu stron konfliktu. Szukamy pokojowych rozwiązań. Cóż jeszcze możemy zrobić? Mamy przecież zobowiązania wobec własnych wyborców. Ogólnie rzecz biorąc sytuacja jest niestabilna. Zwłaszcza gospodarcza. Mnóstwo czasu zajmują nam sprawy wspólnego rynku. Doskonale znamy ciężar tej odpowiedzialności, jaką nakłada na nas troska o ład, bezpieczeństwo i pokój naszych wysoko rozwiniętych państw. W końcu pokój jest najwyższym dobrem. Z czego doskonale zdają sobie sprawę także nasi obywatele, zwykli, normalni ludzie, którzy także nie mogą pojąć złożoności tego konfliktu. Innymi słowy - tej wojny. Choć może właściwiej byłoby użyć określenia "operacja przywracania pokoju" . Tak, nasi obywatele doświadczają dobrodziejstw pokoju. Wiedzą, że tylko dzięki naszym nieustannym wysiłkom mogą czuć się bezpieczni, pracować, gromadzić oszczędności, kochać się i rozmnażać, kupować dzieciom zabawki, troszczyć się o najbliższych, odwiedzać kina, teatry, stadiony, hipermarkety... Krótko mówiąc - cieszyć się najprostszymi urokami życia. I codziennie wieczorem tym samym nieobecnym spojrzeniem wpatrywać się w telewizor. Zanim wokół zaczną świstać pociski. Zanim sami legną na wznak. Z rozprutym brzuchem. Z czaszką wypełnioną krzykiem gwałconej żony. Z gardłem wypełnionym dymem płonącego domu. Z obrazem swojego konającego dziecka w wytrzeszczonych oczach. Nadal nie rozumiejąc niczego. Bajki bez morału To tylko w bajkach wielogłowe smoki, które gnębią królestwo latają nisko nad ziemią zionąc siarką i ogniem. W życiu smoki pachną najlepszą wodą kolońską, mówią kilkoma językami i są niezwykle uprzejme. Dziewice wręcz uwielbiają być przez nie pożerane. Tak, w życiu smoki latają baaaardzo wysoko, przeważnie w business-class najlepszych linii lotniczych. Mają tylko jedną głowę, za to nie od parady. I choć lud zwykle się burzy, kiedy trzeba składać daninę, to dzięki trąbom heroldów każde dziecko wie, że dla smoków nie ma żadnej alternatywy. * * * To tylko w bajkach dobre wróżki ot, tak, ni stąd ni zowąd wynoszą Jasia Głuptasia na tron. W życiu dobre wróżki wcale nie są takie dobre. Mówią ochrypłym basem, nie szczędzą napomnień i - choć to z innej bajki najpierw biorą cyrograf. Choć bywa też, że nie chcą żadnych pokwitowań. To na kampanię - mówią wystarczy dżentelmeńska umowa. Pamiętaj tylko na czym nam zależy. Nie zapomnij, bo... Nie muszą kończyć. Wystarczy przeliczyć. I już. * * * To tylko w bajkach nagość króla zostaje naraz wytknięta i płoną ze wstydu policzki dworzan i uszy ministrów. W życiu nagi król masturbuje się publicznie kilka razy w tygodniu i choć nieliczni domagają się abdykacji większość zdążyła się już przyzwyczaić. * * * To tylko w bajkach trzy małe świnki kryją się ze strachu przed wilkiem. W życiu małe świnki bardzo szybko zmieniają się w potworne świnie i wcale się z tym nie kryją. W dodatku są tak agresywne, że wilki nie mają przy nich żadnych szans. Kolejność Jak wiadomo, Mateusz był celnikiem, a Maria Magdalena nierządnicą. I nie zostali odtrąceni. Tak, ale tutaj ważna jest kolejność. Następstwo zdarzeń, konsekwencje postaw. Nie godzi się bowiem być najpierw apostołem, a później poborcą podatków. Podobnie jak nie można być najpierw świętą, a następnie kurwą. To znaczy można, ale wówczas zaprawdę nie należy oczekiwać zbawienia. I czyż godzi się głosić taką ewangelię maluczkim? Chichot historii Trudno orzec, co lepsze czy być senną prowincją barbarzyńskiego imperium, czy pstrą kolonią ludów bardziej cywilizowanych. Jeszcze wczoraj, niczym piramidy, mozolnie wznosiliśmy monumentalne budowle mające upamiętnić zwycięski pochód postępu. W końcu okazały się bezkształtne i pokraczne. Dziś nasi wczorajsi nadzorcy, ze śmiechem wytykają palcami te dziwaczne konstrukcje. I wyrywają z nich skwapliwie kamień po kamieniu w nadziei, że może zdołają je sprzedać swoim nowym panom, gnuśnym i znudzonym, przejeżdżającym spiesznie ulicami miast, których nie musieli zdobywać orężem, bo wystarczyły trzosy i sakiewki. Przed przemianowanym na świątynię wolności pałacem dawnych tyranów stanął okazały posąg złotego cielca, kunsztownie wykonany, przemyślany w najdrobniejszych szczegółach. Spoglądającej na niego gawiedzi, wczorajszym niewolnikom, dzisiaj niepewnym jutra wyzwoleńcom, pozostaje jedynie bunt. Na razie trwają jeszcze igrzyska. Program Powszechnej Prywatyzacji Najpierw, niemal niedostrzegalnie, trzeba sprywatyzować się od wewnątrz. Przyjąć, że wszystko, co wspólne oznacza niczyje, a wolność równa się własność. Wówczas można już przystąpić do rzeczy, rozglądając się za wszystkim co ma jakąkolwiek wartość materialną. Najważniejsze są środki produkcji. Tu występuje pełna zgodność z pewnym brodatym filozofem z Trewiru, który tę zależność odkrył dość dawno, jeszcze w wieku dziewiętnastym. Wprawdzie nie wszyscy mają stosowny kapitał, ale interesują nas tu tylko ludzie przedsiębiorczy, którzy potrafili go zgromadzić nawet w bardzo niesprzyjających warunkach, głosząc hasła równości i pogardy dla dóbr doczesnych. Dziś wszyscy podziwiają ich elastyczność oraz zmysł praktyczny. Tak, jednostki z inwencją zawsze sobie poradzą. Pozostali, niezależnie od zapatrywań, zostaną sprywatyzowani niejako automatycznie. Ktoś to złośliwie określił jako Projekt Pauperyzacji Pospólstwa. Niepotrzebna ironia. W kategoriach czysto ekonomicznych obowiązuje inna terminologia: akumulacja, stopa wzrostu, maksymalizacja zysku, zarządzanie zasobami ludzkimi. Najwyższy czas wyłożyć jasno i wyraźnie - bo może jeszcze nie wszyscy pojęli tę prostą prawdę. Powtórzmy ją zatem. Świat jest rynkiem. To wszystko. Rynek ma swe prawa, a prawa mają swą wartość. Rynkową. Projekt Bogów się przebłagać nie da, Równym im wypada być. Niech się stawi smutek, bieda, Aby wśród radosnych żyć. (F. Schiller, Oda do radości) Tak, to był kiedyś bardzo dobry hymn. Unia, radość... Wiadomo. Niestety, czasy się zmieniają. Ta pieśń już przebrzmiała. Nie oddaje istoty rzeczy. Większość Europejczyków nie wykazuje jakoś oznak szczególnego zadowolenia. Potrzeba chyba czegoś zupełnie nowego. A jak wiadomo potrzeba jest matką wynalazków. Potrzeby należy kreować. Mam pomysł. Ściślej - projekt. Tak się dziś mówi, prawda? Powinniśmy zaznaczyć swą obecność w strukturach. Wykazać inicjatywę. Wnieść swój udział. Pokazać się z jak najlepszej strony. Środki na pewno się znajdą. Wiemy, wiemy, Beethoven. I cóż, że Beethoven? Klasyka? A któż jej dzisiaj słucha? Grupa docelowa odbiorców jest zbyt wąska. Chyba, że weźmiemy pod uwagę remixy czy inne covery. Takie kawałki jak IX Symfonia zupełnie się osłuchały. Nie, to musi być naprawdę coś nowego. Podejdźmy do tego bez kompleksów. Bez tej naszej wiecznej zaściankowości. Z europejskim rozmachem. Z odpowiednią inwencją. Tylko kto? Który z naszych kompozytorów? Starsi odpadają. Żadnych anachronizmów. Dajmy szansę młodym. O, taki Piotr Rubik. Wywiązałby się świetnie. Wprawdzie w jednym z wywiadów mówił, że dla niego liczą się tylko Stany Zjednoczone, ale jakie to ma znaczenie. Nie bądźmy drobiazgowi. Poza tym Rubik ma dobrą prezencję. To znaczy dobre wizażystki. Bardzo sprawnych agentów. Łatwe do wymówienia nazwisko. No i tutaj trzeba być medialnym. Mieć dobre wskaźniki oglądalności. Odpowiednią promocję. Rubik jest medialny. Promocję mu się zapewni. Bez obaw. Przejdźmy ad meritum. Co to ma być? Wszystko jedno. Symfonia, oratorium, kantata? Najlepiej oratorium. Rubik lubi oratoria. Dobrze się w nich czuje. Najważniejszy jest tytuł. Powinien brzmieć monumentalnie. Co ja mówię? Spiżowo. Najlepiej po łacinie. Bądź co bądź łacina zwykle nam przypomina wartości chrześcijańskie. Jakie? No, mniejsza o to. Wróćmy do tytułu. To powinien być jakiś mocny polski akcent. Przecież pełna integracja zaczęła się od wielkiej uwertury solidarności. Co, że też przebrzmiała? To prawda. Trudno. To może bardziej uniwersalnie? Coś, co by oddawało ducha czasu? Zeitgeist albo signum temporis, jak to mówią. Zaraz, chyba mam. To będzie najbardziej odpowiednie. Dire necessitas. Dla nie znających łaciny - okrutna konieczność. Tylko, że ta łacina... To raczej chybiony pomysł. Najlepiej ująć to krótko, parafrazując Schillera. Tak, tu trafiamy w sedno. Oda do chciwości. Cóż by to było… Prasa przyniosła ostatnio wiadomość, że od Fryderyka Schillera niedawno zażądano wniesienia zaległych opłat za abonament radiowo - telewizyjny. Tego, że nie żyje od ponad dwustu lat nie uznano za dostateczny powód do anulowania wezwania. Poinformowany o tym pisemnie urząd postanowił wysłać kolejne ponaglenie. Słusznie. Wielcy poeci są przecież nieśmiertelni. W demokracji nie powinno się czynić wyjątków. Cóż by to było, gdyby biorąc wzór z Schillera wszyscy zaczęli się naraz bezczelnie uchylać od oglądania telewizji i słuchania radia? Oszustka Ona cię oszukuje. Ona tylko tak młodo i atrakcyjnie wygląda. Po tych wszystkich operacjach plastycznych, pod grubą warstwą makijażu, w tym świetle. W specjalnych filtrach do obiektywów, w reflektorach studiów telewizyjnych, w ujęciach unikających pokazywania jej z bliska. Na wyretuszowanych fotografiach w gazetach. Na reklamowych billboardach. To nieprawda, że nie ma jeszcze trzydziestu lat. Jest strasznie stara. Nie wierzysz? Łatwo się przekonać. Kiedy będzie zajęta udzielaniem tych wszystkich wywiadów, zajrzyj do tej jej kosztownej torebki od Gucciego i poszukaj jej dokumentów. Możesz też zobaczyć jej wyciągi z kont i wykaz jej aktywów w rajach podatkowych. Tylko nie zemdlej z wrażenia. Wszystkie te pieniądze wyłudziła albo ukradła. A jak już otworzysz jej paszport, to sam zobaczysz, że nie ma na imię żadna tam Globalizacja, tylko po prostu Chciwość. A na drugie Korupcja. Bywa też transwestytką. Nie tak dawno przebierała się za Kapitalizm. A kiedy wszyscy się zorientowali, zaprosiła ich na wielki bal maskowy na rynku. Wystąpiła na nim w kostiumie Nieuniknionej Konieczności i w masce Prawdy. Którą - jak zwykle - ukradła. Teraz, kiedy już wiesz, nie musisz dłużej słuchać jej kłamstw. Niebo i piekło Globalizacja całkowicie podporządkowała sobie świat. Nawet brzmi to idiotycznie – jakby świat podporządkował się sam sobie, Jakby mógł się od tego stać światem jeszcze bardziej. Jakby od tego miało być go więcej. Ale globalizacji to nie wystarcza. Potrzebuje dalszej ekspansji. Od samego początku zapowiada, że zglobalizuje też niebo. I że wszyscy będziemy je mieli, tu, na Ziemi. Ale jakoś jej to nie wychodzi, więc na razie zaanektowała piekło. A ponieważ w warunkach globalizacji nie ma żadnych granic, piekło stało się częścią naszego świata i stało się dostępne dla wszystkich. Przedtem znaliśmy je tylko z opowiadań, było takie odległe, a teraz – proszę bardzo: piekło dla każdego. Kryzys Tak, to jest kryzys. Ale ten kryzys nie dotyczy nas, choć tak bardzo chcecie nas nim zastraszyć i sterroryzować. Nie, my nie musimy wpadać w panikę na myśl co się stanie z naszymi pieniędzmi, bo nie mamy ich tyle, co wy. Mamy ich zawsze za mało. Nie tylko teraz. Doskonale znamy smak naszego powszedniego kryzysu, jak chleba naszego powszedniego, którego brakuje tak wielu oszukanym przez was. To jest kryzys waszych kłamstw, waszej pychy, waszej arogancji. To jest kryzys waszej władzy, którą kupiliście za pieniądze ukradzione innym. Ten kryzys nie zagraża demokracji, tylko temu, co przez to słowo rozumiecie. Nie, to nie jest koniec świata. To jest, co najwyżej, koniec waszego świata. Nie, to nie jest nawet koniec. To początek. Początek czegoś zupełnie innego. Innego świata, z którego tak głośno się śmialiście, kiedy próbowaliśmy o nim mówić. Świata bez takich kryzysów jak ten. Zanim to się stanie, upłynie jeszcze trochę czasu. To potrwa. Nikt nie mówi, że to będzie łatwe. Nikt nie mówi, że to musi się udać. Jednak inny świat jest możliwy. Znajdzie się w nim miejsce także dla was. Ale na naszych warunkach. Na warunkach takich samych dla wszystkich. Podstawowa lekcja ekonomii Kiedy zadajesz kłopotliwe pytania po co im tyle pieniędzy i skąd je mają, odpowiadają zawsze tak samo - zajmij się swoimi pieniędzmi. Co cię obchodzą pieniądze innych? Co cię obchodzi skąd je wzięli? Ale to nieprawda. Pieniądze są środkiem wymiany między ludźmi. Do tego właśnie służą. Dlatego zawsze wszystkie pieniądze są wspólne. Wszystkie pieniądze są nasze. Wszystkie pieniądze są nasze wspólne. Mówicie, że to brzmi okropnie lewicowo? Nic mnie nie obchodzi, jak to brzmi. Taka jest prawda. Więc kiedy ci znowu powiedzą: zajmij się swoimi pieniędzmi, odpowiedz: właśnie się zajmuję. Gdzie są moje pieniądze? Gdzie są nasze pieniądze? Czy to nie wy je zabraliście? Czy to nie wy pozbawiliście ich tych, którym się naprawdę należały? Tych, którzy ciężko pracowali w tym samym czasie, kiedy wy zajmowaliście się wyłącznie liczeniem pieniędzy? Tych pieniędzy, które należały się innym? A skoro je ukradliście, to teraz będziecie musieli je oddać. Ale tylko te, które wam się nigdy nie należały. Nie zabierzemy wam ich wszystkich. Będziemy wielkoduszni. Nie tak jak wy, którzy zabieraliście je nawet biednym, słabym i chorym, żeby tylko mieć ich więcej. Zostawimy wam waszą część, a nawet więcej niż się wam należy. Bo prawdę mówiąc nie należy wam się nic. Jednak będziemy wielkoduszni. Tak bardzo byliście pochłonięci pieniędzmi, że nie wiedzieliście, co to znaczy - żyć. Teraz się tego dowiecie. Za darmo. To nic nie kosztuje. Życie nie ma ceny. Jest bezcenne. Życie przychodzi i odchodzi samo. A póki jeszcze je mamy, potrzebujemy także pieniędzy. Bo jak napisał kiedyś pewien mądry poeta nasze życie chce żyć jak człowiek To tylko wam się wydawało, że macie prawo ustalać ceny i wyznaczać koszty wszystkiego, nawet życia. I wyznaczaliście je tak, że większości z nas nie starczało na życie. Nam nie starczało pieniędzy na życie, a wam czasu na życie, bo tak bardzo zaprzątało was liczenie pieniędzy. Mieliście za dużo pieniędzy, żeby je wszystkie policzyć. Teraz wam pomożemy. Policzymy je bardzo, bardzo dokładnie. Tak, zostawimy wam tyle, żebyście mogli cieszyć się życiem. Jak wszyscy. Bo chcemy, żeby wszyscy mogli cieszyć się życiem. Pieniądze nie są w tym celu konieczne. Jednak są ważne. Nawet bardzo ważne. Pieniądze są po to, żeby ułatwiać nam wymianę. Tylko tyle. Znajdziecie to w każdym podręczniku ekonomii, na pierwszej stronie. Posługujemy się nimi, żeby było nam łatwiej, a nie trudniej. I dlatego mamy prawo pytać ile ich jest w obiegu i jak są rozdzielane. Ile ich komu przypada i dlaczego. Jak to się dzieje, że tyle ich znika bez śladu. Jak to się dzieje, że tak wiele z nich nie ma pokrycia. Jak to się dzieje, że nagle brakuje ich największym bankom i chcą dostać je od nas wszystkich. Jak to się dzieje, że wszyscy muszą płacić coraz wyższe podatki, z wyjątkiem najbogatszych. Musimy zadać te pytania. I jeszcze wiele innych. I znaleźć odpowiedź. Bo wszystkie pieniądze należą do nas wszystkich. Bo może ich wystarczyć dla wszystkich. Bo musi ich wystarczyć dla wszystkich. A teraz – na zakończenie – kilka piosenek. Pierwszą uważam za stosowne poprzedzić krótkim wstępem. Jej pierwotna, nieco krótsza wersja powstała w roku 1994. Inspiracją były dwie piosenki moich dawnych przyjaciół - Jana Krzysztofa Kelusa i Jacka Kaczmarskiego. Sentymentalna panna "S" to oczywiście "Solidarność". Spoglądam na cudzysłów, w który ująłem to słowo i myślę, że jest on nieprzypadkowy. To nie jest piosenka o ruchu społecznym ani o związku zawodowym. To piosenka skierowana do ludzi, którzy ten ruch i ten związek traktowali instrumentalnie. Mój romans z panną "S" zakończył się w roku 1989. Nigdy później już jej nie odwiedzałem, nie uczestniczyłem w żadnych rocznicowych obchodach i innych takich. Dlaczego? Ta piosenka jest chyba najlepszą odpowiedzią. Być może ktoś uzna, że szargam świętości i symbole. Trudno. To mój osobisty rozrachunek, a z panną "S" zadawałem się niegdyś także dlatego, żeby można było pewne rzeczy mówić głośno i wyraźnie. I jeszcze jedno. Mam ogromny szacunek dla wszystkich, którzy związali z nią swe losy bezinteresownie, nie wiedząc jak się to wszystko skończy i którzy w jakiś sposób dochowują jej wierności do dziś, nie chcąc dostrzec, co stało się z ich wybranką. Im dedykowany jest następny w kolejności wiersz - Song do Nadziei. Nie mam natomiast szacunku dla tych, którzy pomogli pannie "S" stać się tym, czym się stała. Kto powinien czuć się adresatem pierwszego, a kto drugiego wiersza? Nie wiem. Nie jestem sędzią cudzych sumień. Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam. Wpis do sztambucha sentymentalnej niegdyś panny "S" Któż cię nie kochał? Janek, Jacek... Nie brakowało ci amantów. Ja też twe wdzięki opiewałem wśród tłumu twych absztyfikantów. Błędnym rycerzem byłem twoim, kopię o honor twój kruszyłem i fechtowałem, jak umiałem. Tak, tak, o ciebie tak się biłem. Przyszłaś znienacka, jak poezja... Cóż, brzask zazwyczaj krótko trwa. Nikt z nas godziny wtedy nie znał i nikt z nas wtedy nie znał dnia. W salonach wówczas nie bywałaś, pomieszkiwałaś po piwnicach. Przyznaję, pięknie wyglądałaś: Emilia Plater, cud dziewica. Niezłomna, a tak przy tym zwiewna, tu Grottger, tam Delacroix... Liczyłaś dla nas się ty jedna, powtarzaliśmy - tylko ta. Bo rozmodlona pod figurą doprawdy wyglądałaś słodko, choć się już wtedy obawiałem, że kiedyś staniesz się dewotką A gdy wsuwali ci za dekolt dolary, funty, franki, jeny... ty się płoniłaś tylko wdzięcznie, szepcąc: ach, honor nie ma ceny! Pięknie tańczyłaś karmaniolę i wiodłaś lud na barykady… A teraz to ja cię... dośpiewaj sobie ten rym do swojej zdrady. Jacek nie żyje, Janek zamilkł, inni zaś wyprzedają etos, a ktoś powinien ci przytoczyć stary tekst z "Psów", ty... zła kobieto. Sam nie wiem kiedy się zmieniłaś. Ty, taka cnotka... "Nie pozwolę!" A potem naraz w górę kiecka i kankan na okrągłym stole. I dla każdego byłaś miła i uśmiechałaś się układnie. I na tym stole się pieprzyłaś bez ceregieli, z kim popadnie. A i pod stołem politykom przysługi wyświadczałaś różne... Jak tu do ciebie dzisiaj wzdychać, cynicznej, zimnej, złej i próżnej. I tylko żal mi tych chłopaków gotowych choćby iść na tanki, bo ilu poszło z nich do piachu dla takiej, niech cię szlag, wybranki. I przyjaciółek żal mi twoich, które siedziały po internach. Tylko mi tu nie opowiadaj, że tym przyjaźniom byłaś wierna. I żal mi wszystkich zapomnianych, co uwierzyli w tamten sen. Historia ich wymienia hurtem, ich inicjały brzmią: NN. Legendą twoją jeszcze mamią naiwnych różni szarlatani, co ciągle jak najęci kłamią żeś ty ich serc jedyna pani. I zaraz piersi wypinają znacząco pomrugując ślepkiem, palcem o palec pocierają, bo już ich swędzą łapki lepkie. Inni brzuchaci dziś i łysi... "Nie takie rzeczy my ze szwagrem"... Tym dla odmiany wszystko wisi, chcą sobie zafundować viagrę. I sami swoje triumfy sławią, i napawają się swym męstwem. Tak to się perwersyjnie bawią klęskę bezwstydnie zwąc zwycięstwem. Może ty kiedyś tam i byłaś naiwna i sentymentalna, ale dziś jesteś, powiem zwięźle, nie femme fatale, lecz bladź fatalna. Gdybyś choć chciała się poprawić i wrócić do swych dawnych marzeń. Niestety, gdy już raz upadłaś, dawałaś dupy raz za razem. Że się wyrażam kolokwialnie? Cóż, nie stać mnie na żaden patos, gdy sztandar, który ciągle wznosisz stał się dziś wypłowiałą szmatą. O jedno tylko dziś się troszczysz, że może ci zabraknąć kasy, i na nic pudry, na nic szminki, gdy brak uroku ci i klasy. Przywiędły wdzięki twe i zblakły, nisko cię cenią sutenerzy i prawdę mówiąc, aż dziw bierze, że wciąż trafiają się frajerzy. Bo jeszcze przecież ciągle wabisz na te zetlałe szarfy, wstążki i wciąż wyróżniasz kawalerów orderu brudnej twej podwiązki. Miedzianym świecisz teraz czołem, na nic botoksy i liftingi i nie pomogą akademie, przemowy, wiece i mitingi. Wyglądasz, prawdę mówiąc, szpetnie i brzydko pachnie ci dziś z ust, i stroisz strasznie się tandetnie, do reszty popsuł ci się gust. O powinnościach ty mi nie praw, nie wciskaj patriotycznych kitów, nie mam zamiaru łgać jak inni, nie będę piewcą twego mitu. Odchodzę, nic mnie nie zatrzyma, każde uczucie ma swój kres. Szkoda, że właśnie tak skończyłaś, sprzedajna stara zdziro "S". Nie całuj mnie na pożegnanie, a jeśli już, wiesz sama - gdzie. Mną się nie przejmuj już, kochanie, każdej twej prośbie powiem - nie. Songi dla innej dzisiaj piszę skromnej i cichej panny N. pozostającej zwykle w cieniu, chociaż potrzebnej nam jak tlen. Tym, którzy dziś na chleb nie mają i tym bez pracy... Drwisz: co, lewak? Drwij. Tylko powiedz mi - co z nimi? Kto o nich, powiedz, dzisiaj śpiewa? Jeszcze nie wznosi nikt barykad, ale gdy staną, to - jak w dym! Bo wolę skończyć jak Baryka, w marszu na pałac, a nie - w nim. To z grubsza byłoby już wszystko. No, co tak patrzysz? Tak, to ja. Żegna cię dzisiaj raz na zawsze, bez sentymentu Stefan A. (1994, popr. 2008) Song do Nadziei Bernadecie Wilk Natrząsają się z ciebie, wszyscy z ciebie się śmieją, a ty nie chcesz się zmienić, bezrozumna Nadziejo. Nikt cię nie zna, nie widzisz? Świat o tobie zapomniał. Wielbicieli ma tłumy twa kuzynka - Ironia. Wyszydzana i lżona, i zdradzana raz po raz, ty wciąż wierzysz uparcie, że nadejdzie twa pora? Czego szukasz i dokąd tak wędrujesz bez celu? Ot, skrzywdzona niewinność - ot, dziewica w burdelu. Prawdę mówiąc, to przecież tak niedawno, skądinąd, wygrywałaś w sondażach, miałaś swoje pięć minut. Geszefciarze na tobie mieli niezły interes, opiewały twe wdzięki estradowe kapele, politycy pozować chcieli z tobą do zdjęcia i w niedzielnych kazaniach wysławiali cię księża. Dziś polityk ma władzę, ksiądz pokaźne ma konto, już nie jesteś ty dla nich dość powabną madonną. Takie bowiem wyznaje demokracja ta motto: miliarderom - miliardy, a lud może grać w lotto. Każdy coś na tym zyskał, tak to wyszło i tyle: trup ma grób, gangster łup, a emigrant ma bilet. Aferzysta ma willę, a bezdomny ma kanał, tylko ty wciąż nic nie masz, jeszcze raz oszukana. Ty się z mostu nie rzucisz, ani z okna nie skoczysz. No bo jak? Tylu głupich miałabyś osierocić? W tej niemodnej, znoszonej już zielonej sukience trzymasz fason i dla nas mieć nie musisz nic więcej. Bo choć w bagnie grzęźniemy, a paskudna to matnia, pamiętamy, że zawsze ty umierasz ostatnia. Konkwista Przyjechali tu do nas cudzoziemscy eksperci i orzekli, że mamy już trzy ćwierci do śmierci. Więc przysłali nam perkal, świecidełka, paciorki, dużo whisky i mnóstwo zagranicznej machorki. A że mają uznanie dla nas i sentymenty, to przywieźli kredyty - na lichwiarskie procenty. W zamian wzięli fabryki, część zamknęli z nich zaraz, bo to, wiecie, na świecie jest recesja i marazm. A rzecz całą uczenie i dogłębnie zbadawszy ogłosili ten oto program dostosowawczy. "Niechaj każdy to sobie zapamięta i wie, przedtem związki być cacy, ale teraz już be. Bo na sukces jest sposób tylko jeden i kwita najsprytniejsi zagarnąć muszą cały kapitał. Reszta zaś niech o pracę sama walczy zawzięcie wyścig szczurów wyzwala niesłychaną inwencję. Wyzwolimy kobiety. W towarzyskich agencjach będą mogły podążać prostą drogą do szczęścia. Mówmy Wprost, że zasady zmienić Najwyższy Czas. Warstwa licznych kretynów stworzy nową middle-class. Jak psy będą się ślinić na sam dźwięk słowa zysk i powtarzać: hołotę trzeba trzymać za pysk. Tresowani. Już wiedzą, kto tu pan, a kto wróg. I jak warczeć, że przecież droga wolna - na bruk. Co z kulturą? Nakładów tu zbyt wielkich nie trzeba, wszak artysta powinien zawsze umieć się sprzedać. Tak naprawdę wystarczy skorumpować elity, dać pismakom wierszówkę, a kacykom zaszczyty. Władzy trzeba zapewnić odpowiednie splendory, no i forsy nie skąpić na te wolne wybory... I już przyszłość świetlane w krąg roztacza widoki i z uciechy się można brać doprawdy pod boki. Wdzięczni wkrótce będziecie nam tu wręcz niewymownie. Bo i na cóż wam przemysł? Nie wystarczą hurtownie? A w hurtowniach tysiące atrakcyjnych towarów... Po co je produkować? Lepszy status bazaru. Coś tu chyba za dużo tych państwowych szpitali... Leczyć chorych za darmo? Toż to jakiś socjalizm! Jak wiadomo z niezbitych faktów zaś i konkretów każdy żywy emeryt klęską jest dla budżetu. A te studia bezpłatne? Wyście powariowali! To jest relikt systemu, który trzeba rozwalić. Na co komu te żłobki i te setki przedszkoli? Przecież wy nie możecie sobie na to pozwolić! Wszak tam rosną odsetki od wcześniejszych pożyczek, które kiedyś, przed laty, wziął Centralny Komitet. Komitetu już nie ma. Zniknął z którąś tam wiosną, a odsetki wciąż rosną. Pssst... słuchajcie jak rosną. Czy to ważne kto kiedy tamte długi zaciągał? Bez znaczenia. Natomiast trzeba szybko je oddać. Bo nie będzie rozwoju bez następnych pożyczek, których wielkość wam wskaże nasze centrum obliczeń. Co? Że długi spłacone? Tak, przyznajmy to głośno. Lecz odsetki!... Doprawdy czas, kochani, dorosnąć. Pora zagrać w trzy karty, wskażcie która szczęśliwa, bo tu trzeba los przyszły swój wykuwać, wygrywać... Grać w kasynach, na giełdzie, albo i na loterii. I przegrywać z godnością. Tylko bez fanaberii. Grą o sumie zerowej, jak wiadomo, jest życie. Słabsi giną i tyle. Co wy sobie myślicie? Cierpliwości, wnet będzie tu dobrobyt i raj, na billboardach zawiśnie napis: Frei markt macht frei. Zaś per saldo przynajmniej zyskujecie na pewno demokrację i tę... jak jej tam... niepodległość." Przyjechali tu do nas cudzoziemscy doradcy z różnych krajów, a przecież słudzy jednego władcy, co wyznaje dewizę, że pecunia non olet. Nikt nie sądzi zwycięzców. Ale ja ich p.....lę. Gdy rozgrabią już wszystko dokumentnie, do czysta, to zakończy się owa pokojowa konkwista. Kiedy przejmą już całość, to powiedzą: wystarczy, oto jak się dokonał wielki cud gospodarczy. Czy to rozwój czy rozbój - weź go teraz zahamuj... I nikt nie ma podobno właściwego programu... A ja gdzieś z demobilu chętnie kupiłbym tank aby z Bankiem Światowym zagrać wreszcie - va banque. (1993) Kto z kim śpi (piosenka na solistę i chór) Stale ktoś pyta: czy to ważne, kto z kim śpi? Cóż za pytanie, zadawane bezzasadnie. Bo czy istotne, kto jakie ma sny? Darujmy sobie, skoro nikt i tak nie zgadnie. Nie wiesz, czy ujrzeć przyjdzie ci poranne mgły, o łaskę przebudzenia przeto proś, bo w sumie - nieistotne, kto z kim śpi, ale kto nie śpi, aby spać mógł ktoś. Więc choć świadomość wciąż się w tobie tli, cierpliwie leż, spokojnie wdychaj tlen. Nie ma znaczenia kto z kim śpi, ważne, co mówi kto przez sen. A ten, kto z lęku nieustannie drży, też swoje racje ma, gdy zmysły studzi. Nie to jest ważne, kto z kim śpi, ale kto rankiem się obudzi. Ten zaś, kto zwykle w samotności śni, też ma zasady, przyznać trzeba, całkiem mądre... Co nas obchodzi, kto z kim śpi? Tym niemniej rączki prosimy na kołdrę. A teraz, proszę, zasypiamy: raz, dwa, trzy... I wszystko na nic. Cały spokój diabli wzięli. Bo podświadomie dociekacie, kto z kim śpi, a na dodatek - jak sobie kto pościelił. Nie psujmy sobie niepotrzebnie krwi. Nie dopatrujmy się od razu czegoś złego. Niechaj nikogo nie obchodzi, kto z kim śpi, ani kto kogo, jak, gdzie, kiedy i dlaczego. Kto tu o drogę pyta, a kto kpi? Ba, któż to wie? A może, dajmy na to, chór wie? CHÓR: Nieważne w końcu, kto z kim śpi, ważne, kto komu łba nie urwie. Faust redivivus Mefistofeles: Znam twe tajemne pragnienia i żądze. Dam ci uznanie, władzę i pieniądze... Faust: Czegóż chcesz w zamian? Mefistofeles: Doprawdy niewiele... Faust: Znam ja te twoje podstępne fortele. Mów, czego żądasz. Mefistofeles: Maleńkiej zamiany. Faust: Nazwij rzecz jaśniej. Wyjaw swoje plany. Mefistofeles: Dusza za duszę. Jak szata za szatę. Faust: A jaką pewność mam, że dasz zapłatę? Mefistofeles: Masz moje słowo. Dalejże, nie zwlekaj. Sposobność, której nie schwytasz, ucieka. Bierz moją duszę, ja twoją przywdzieję. Faust: Zgoda, przystaję. Mefistofeles: Szybciej, kur już pieje. Podpisuj przeto... Patrz, tu kontrakt kładę. Faust: Nazwą to zdradą... Mefistofeles: Ja to zwę - układem. *** Trwaj, krotochwilo. Trwaj. Nie jesteś piękna. Prawdę zaś mówiąc - żałosna i szpetna... W błocie legła pijana, sprzedana jutrzenka czczych nadziei. Dlatego na wzniosłość nas - nie stać. Rzeczpospolita wytrzeźwień Czas karier i upadków, gorączkowych lokat gorącego pieniądza. Bank, bazar i burdel wiara, nadzieja, miłość. Atłas, jedwab, brokat... Nieważne. Postaw sukna. Drą je przeto hurmem. Szarpią coraz skwapliwiej. Bez wstydu, bez obaw, cisnąc się jak szakale dokoła padliny. Cóż, władza ma doprawdy nieodparty powab, a w świetle jupiterów szybko schną plwociny. Na ten kraj jedni mówią - terra incognita, inni zaś głoszą gromko - to ziemia niczyja... Spójrz, oto dopiął swego spocony dygnitarz, a jutrzenka wolności poprawia makijaż. Ze wzruszeń stać nas jeszcze na wzruszenie ramion, dekalog własnych palców jest naszym kodeksem, wokół zaś się krzątają, tumanią i mamią ci, co nam wystawili bez pokrycia weksel. Wiwat saskie zapusty, tutaj bankiet, tam raut, Bawmy się nim historia nas wyrzuci na aut. Tańczmy, chociaż te pląsy to i tak danse macabre... Co tam, frymarcz kto żyw, kupcz, rozkradaj i grab. Choć historia wciąż rzęzi, skomli, kwili i kwiczy, gdzieś tam skrzy się pół litra - oto nasz Święty Graal. Kto powiedział, że nic się nie liczy, gdy bez przerwy liczy się szmal? Stara śpiewka jak czkawka powtarza się znów jaki pan, taki kram, taki chłam... Trwa sposobienie ust do nowych słów, trwa sposobienie słów do nowych kłamstw. Itaka taka owaka Jankowi Kelusowi - po wielu latach powracając do jego piosenki z 1982 Nie wiem dokąd zmierzamy, wiem na pewno jedynie, że z miraży i marzeń pył pozostał i gruz... Wolny rynek, jak Circe, wolno zmienia nas w świnie, wolna prasa bez przerwy wolno prasuje mózg... Z kroniki wypadków Nieopodal świątyni zadeptano Chrystusa. Chciał przepędzić przekupniów, ale nikt Go nie słuchał. Tłum się pchał do straganów i nie zważał na słowa, że bliźniego należy... jak to było... miłować...? Notka o autorze (za Wikipedią): Adamski Stefan Jerzy (ur. 19 czerwca 1954 w Sopocie) - publicysta, eseista, poeta. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim. Od 1976 roku - po sygnowaniu protestu przeciwko nowelizacji ówczesnej konstytucji - w opozycji demokratycznej. W roku 1980 współredagował pierwszy biuletyn NSZZ Solidarność, później pracował w Tygodniku Solidarność. W stanie wojennym publikował w prasie podziemnej (m.in. pod pseudonimem J. Lubartowski). W tekstach publikowanych po roku 1989 wielokrotnie negatywnie wypowiadał się o różnych aspektach transformacji ustrojowej, podkreślając, że elementarną powinnością obywatelską jest krytyczny stosunek do poczynań każdej władzy, niezależnie od systemu. Jest zdeklarowanym zwolennikiem demokracji bezpośredniej i uczestniczącej. Nie należy i nigdy nie należał do żadnej partii politycznej. Zawodowo zajmował się m.in. działalnością wydawniczą, produkcją filmów dokumentalnych, a także prowadzeniem firmy informatycznej. Mieszka i pracuje w Gdyni. Pisuje eseje oraz teksty publicystyczne, które ukazywały się m.in. w takich periodykach, jak Zeszyty Literackie, Magazyn Obywatel, Poza Układem, Mać Pariadka, Punkt, Machina, PC Kurier, kwartalnik Pieniądze i Więź. Współredagował polską edycję głośnej pracy "Świat po kapitalizmie" (Post-Corporate World. Life after Capitalism) Davida Kortena, a także tłumaczenie książki "Świat nie jest towarem" (Le monde n'est pas une merchandise), której autorami są Jose Bove i François Dufour. Alterglobalista, współzałożyciel Stowarzyszenia ATTAC Polska. Rysunek na stronie tytułowej: Piotr Budziszewski.