krótkie notatki z lekcji historii i ekonomii

Transkrypt

krótkie notatki z lekcji historii i ekonomii
Stefan J. Adamski
krótkie notatki z lekcji
historii i ekonomii
Inwokacja do Prawdy
chcę pisać tak
żeby ludziom
było lepiej
żeby przestali się
bać
nienawidzić
uciekać
żeby się uśmiechali
żeby odnajdywali spokój
żeby mnie lubili
żebym mógł czuć się artystą
a nie tylko protokolantem
dlatego przestań tak patrzeć
załóż coś na siebie
nago wyglądasz okropnie
idź do klasztoru
albo do burdelu
zajmij się czymś
brzydka sekretarko znudzonych sędziów
cnotko powoływana przez prokuratorów
na ostatniego świadka oskarżenia
nieprzyjaciółko adwokatów
partnerko policjantów z tego samego patrolu
wyrobnico upartych archeologów
asystentko roztargnionych uczonych
anonimowa informatorko dziennikarzy
patronko cierpliwych archiwistów
konfidentko dociekliwych historyków
kolaborantko pysznych moralistów
przecież nie mam z nimi nic wspólnego
nie uprawiam żadnego z tych zawodów
jestem tylko amatorem który wcale
nie chce widzieć ludzi takimi jakimi są
nie chcę żeby się ode mnie odwracali
żeby patrzyli na mnie jak na szaleńca
nie chcę ich osądzać tak surowo jak ty
bo jestem tylko amatorem
w przeciwieństwie do ciebie
najstarsza profesjonalistko świata
tak - do ciebie mówię
dziwko chełpiąca się
swoim dziewictwem
pozbawiona powabu
bezpłodna córko pamięci
surowa siostro goryczy
bezgrzeszna kuzynko
bezgranicznej obojętności
nie proponuj mi
białego małżeństwa
to nie dla mnie
nie chcę być też
twoim kochankiem
zawsze obiecujesz
więcej niż możesz dać
więcej niż mogę unieść
nie potrzebuję nawet
twojego towarzystwa
drażni mnie twoja obecność
przestań mi wreszcie
przeszkadzać
nic tu po tobie
nic nie mów
odejdź
zajmij się sobą
zostaw mnie samego
zostaw mnie w spokoju
odpierdol się
ode mnie
od nas
raz na zawsze
słyszysz?
…………………...
a przynajmniej
pozwól mi milczeć
……………..........
w r a c a j
Wolność i demokracja
przecież już nie ma cenzury
wolno już mówić wszystko
wolno pisać wszystko
tylko nie wszystko da się
opublikować
nie dlatego żeby krępować
komukolwiek
swobodę wypowiedzi
a skąd
natomiast mamy inne zdanie
na ten temat
nie zgadzamy się z tobą
uważamy że to się po prostu
nie spodoba naszym czytelnikom
dlatego odmawiamy
możemy to zrobić
żyjemy przecież
w wolnym kraju
to jest nasza gazeta
nasza stacja radiowa
nasza stacja telewizyjna
nasze wydawnictwo
a jak ci to nie odpowiada
to sobie załóż własne
oczywiście wiemy
że to kosztuje
że to bardzo dużo kosztuje
ale żyjemy przecież
w wolnym kraju
mamy wolny rynek
jak już tak koniecznie
chcesz się wypowiadać
to sobie na to najpierw
zarób
najważniejsze
że żyjemy w wolnym kraju
i mamy wolność słowa
czego tacy jak ty
nie potrafią docenić
nie ma już żadnej cenzury
można mówić co się komu podoba
pisać co się komu podoba
i oglądać co się komu podoba
a że nie wszystko można usłyszeć
zobaczyć czy przeczytać?
trudno
takie jest życie
nie można mieć
wszystkiego
nie wystarczy ci
że żyjesz w wolnym kraju
i masz nieograniczoną
wolność słowa?
jeszcze ci mało?
Poezja zaangażowana
zaangażowana poezjo
naszej młodości
dlaczego teraz
nie chcesz się już
angażować
czy dlatego
że gdzie indziej
zapewniono ci
angaż?
pod twoim wpływem
tak się zaangażowałem
w naprawianie świata
że od trzydziestu lat
nie mogę przestać
nic nie mówisz
no dobrze
nie jestem taki zdolny jak ty
prawdę mówiąc to chyba
w ogóle nie jestem poetą
ale skoro milczysz
to spróbuję to powiedzieć
za ciebie
Transformacja ustrojowa
tamto kłamstwo
dobrze wiedziało
kim jest
wstydziło się tego
pamiętało
skąd się wzięło
czego po nim oczekiwano
jaki sprawiło wszystkim zawód
jaki zawód sprawiło sobie
nie pozwalało o tym mówić
nie wierzyło że można to zmienić
a kiedy próbowaliśmy
uderzało na oślep
czasami nawet zabijało
z czasem przestało mieć
jakiekolwiek dążenia
chciało tylko trwać
potem zrozumiało
że to niemożliwe
że inne kłamstwa
chociaż starsze
wyglądają lepiej
są po prostu silniejsze
przeszło na ich stronę
i dopiero kiedy odeszło
pozostawiło nam po sobie
prawdę
tę samą
za którą się wcześniej
przebierało
którą zdradzało
kneblowało i poniżało
do której potrafiło
strzelać
tę samą
z której próbuje teraz
szydzić
Zbyt wiele
to wszystko się zaczęło
kiedy zwolniono z pracy
jedną kobietę
później
kiedy zwalniano je
dziesiątkami tysięcy
a z nimi
setki tysięcy mężczyzn
nic się nie działo
czy tych ludzi
było po prostu
za dużo
czy może
nie było już komu
protestować
bo wszyscy którzy
mogli to zrobić
sami się z tego
obowiązku
zwolnili
ze strachu
przed zwolnieniem
Wolność słowa
kiedy wreszcie wolno było
mówić wszystko
zaczęli mówić wszyscy naraz
i już nie są w stanie przestać
mówią tak dużo i tak głośno
że nic nie słychać
Lekcja logiki
rynek ma swoje potrzeby
rynek ma swoje wymagania
właśnie – swoje
one niekoniecznie muszą
być takie same jak twoje
czy kogokolwiek innego
rynek ma własną logikę
własną
nie – ludzką
własną nieludzką logikę
Pewnego dnia
pewnego dnia banki
mogą po prostu przestać
wypłacać pieniądze
a co najdziwniejsze
nie stanie się tak dlatego
że jest za mało banków
i za mało pieniędzy
a właśnie dlatego
że jest za dużo banków
które mają za dużo pieniędzy
w przeciwieństwie do nas
Wykład politologii
tak naprawdę nie chodzi o to
aby ostatni byli pierwszymi
chodzi o to żeby nie było
ostatnich
możecie sobie to nazywać
jak tylko chcecie
na przykład
socjalizmem
w takim razie
jestem
socjalistą
Korporacje
podobno skończyły się czasy
kiedy można było
tak po prostu
mówić i pisać prawdę
teraz wszystko
produkują wielkie korporacje
i to one wszystkim handlują
prawdą także
Telewizja
aby uwięzić zwierzę
wystarczy jedna klatka
aby uwięzić człowieka
potrzeba aż dwudziestu
pięciu klatek
na sekundę
Własność
posłuchajcie
przecież
tak naprawdę
mamy tylko
siebie
a i to wyłącznie
na czas określony
nikt nie może
zabrać nam niczego
oprócz życia
wszystkiego innego
pozbawiamy się sami
Dzieci rewolucji
kiedyś w jednym z wywiadów
człowiek bez którego
nie byłoby tamtego sierpnia
i którego później
nie chciano uważnie słuchać
pytany o to co się stało
odpowiedział krótko:
w tym przypadku
dzieci zjadły rewolucję
nie można było ująć tego lepiej
dodałbym co najwyżej
że zjadły ją bardzo szybko
i teraz zjadają się nawzajem
Czy naprawdę
czy naprawdę o to wam chodziło?
naprawdę łaknęliście nierówności?
naprawdę chcieliście
poniżania biednych przez bogatych?
naprawdę chcieliście
by silni upokarzali słabych?
naprawdę chcieliście
by zdrowi drwili z chorych?
naprawdę chcieliście
by wykorzystywano tych
którzy nie mogą się bronić?
naprawdę chcieliście
by głupi mogli lekceważyć mądrych
powołując się na swoje prawo
do głupoty?
a jeśli nie
to może już pora to zmienić?
Ile
ile setek tysięcy ton
kremówek
może zjeść naród
zanim wreszcie zacznie
wymiotować?
Oczekiwanie
od prawie trzydziestu lat
jak głodny na chleb
jak spragniony na wodę
czekam na ciebie
zwykła ludzka
solidarności
którą wtedy
pisano z dużej litery
a okazałaś się
taka mała
taka małostkowa
tak łatwo pozwoliłaś się oszukać
tak łatwo pozwoliłaś się przekonać
że jesteś już niepotrzebna
tak łatwo zrezygnowałaś
ale to nic
nie jestem tak małostkowy jak ty
już ci wybaczyłem
nasza niedokończona sprzedana
rewolucjo
i teraz czekam tu na ciebie
jak na dziewczynę
która zaraz przyjdzie na randkę
i nie będzie przemykała się ukradkiem
w cieniu tych wszystkich
reklam na billboardach
bo wie że jest od nich ładniejsza
bo wie że tego dnia ulica należy do niej
czekam na ciebie
czekam kiedy wrócisz
żeby móc się znowu tobą upić
jak kilkoma pierwszymi
łykami wina w życiu
i tak jak wtedy poczuć
że każdy dzień może być obietnicą
a nie tylko powszednią harówką
że ludzie mogą być lepsi
że nie jestem już sam
że nie jesteśmy już sami
*
*
*
…Młodości, ty nad poziomy wylatuj…
Wylatuje. Do Londynu. Na zmywak.
Indagowana dlaczego lata tak nisko
i jest taka praktyczna, odpowiada krótko:
Spadajcie.
Jeśli chodzi o mnie, to ją całkowicie rozumiem.
*
*
*
…szablą odbierzemy…
niestety szabla też została
wystawiona na licytację
w jakimś domu aukcyjnym
nie jesteśmy w stanie
nawet do niej przystąpić
bo wydaliśmy już wszystko
nie stać nas na wadium
złoty róg i czapka z piór
też już poszły - za bezcen
koników siedem pojechało
z ziemi polskiej do włoskiej
bo tam bardzo lubią koninę
możemy jeszcze spróbować
zastawić sznur
ten którym panny podążają
za mundurem
ten o którym się nie mówi
w domu
Historia pewnej kariery
Najpierw zaczynał od zera.
Potem był numerem jeden.
Później nazywał się milion.
Później dziesięć milionów.
Jeszcze później okrągłe sto.
A jeszcze później przestało
to mieć jakiekolwiek znaczenie.
Do czasu. Do czasu, w którym
zaczęły się pojawiać pytania.
Podobno nie ma głupich pytań,
są tylko głupie odpowiedzi.
Podobno żyjemy w epoce
logiki dwuwartościowej
Prosta wymowa dwóch cyfr.
Jeden równa się prawda.
Zero równa się fałsz.
Powinniśmy móc to ustalić.
Nie, wcale nie brak nam danych.
Tylko różnie się je przetwarza.
Zmiana tego fragmentu kodu
może zatrzymać cały program.
Dlatego raczej nie da się tego
ustalić definitywnie. Chyba, że
nastąpi jakaś nieprzewidziana,
nagła awaria całego systemu.
Nastąpi to szybciej niż się zdaje.
Trzeba będzie napisać zupełnie
nowy program. Unikając takich
niepotrzebnych błędów jak ten.
Nowi barbarzyńcy
Nowi barbarzyńcy
w niczym nie przypominają
dawnych.
Obca im jest wszelka dzikość,
żadne gwałtowne uczucia
nie mają do nich przystępu.
Mowa ich jest układna,
potrafią nawet pisać,
choć trzeba przyznać, że lepiej
posiedli sztukę liczenia.
Stroje ich są wyszukane,
lubują się w pachnidłach
zabijających wszelką ludzką woń.
Nie dosiadają bachmatów,
ich lśniące mechaniczne rydwany
napędzane są cuchnącą breją,
z mezozoicznych cmentarzysk.
O, nowi barbarzyńcy posiedli
arkana tajemnej magii.
Potrafią więzić dźwięki
i przesyłać na odległość obrazy.
Niepokoi ich tylko Natura,
krnąbrna, nieprzewidywalna
i prawdę mówiąc - zbyteczna.
Tak, nowi barbarzyńcy
są wręcz niezwykle
cywilizowani.
Klimat
Globalne ocieplenie. Mówią o nim stale.
Topniejące lodowce. Pustynniejące lądy.
Wielkie pożary lasów. Zatrute powietrze.
Cyklony i huragany. Powodzie i susze.
Żywioły protestują. Protestują ludzie.
Klimat się zmienia. Jest coraz goręcej.
I tylko puste oczy oligarchów
wpatrzone w niekończące się szeregi cyfr
pozostają niezmiennie zimne.
Wiadomości dnia
I znów wzeszło dziś słońce.
Ponieważ miało to miejsce
we wczesnych godzinach porannych,
a mówiąc bardziej dokładnie
o piątej czterdzieści siedem,
dla tych z państwa, którzy nie mogli
uczestniczyć w tym niezwykłym zdarzeniu
przekażemy obecnie kilkuminutową relację.
Bezpośrednią transmisję ze zmierzchu
przeprowadzimy natomiast
po wiadomościach wieczornych.
Jak donoszą nasi specjalni wysłannicy
w lasach zapanowało wielkie ożywienie
za sprawą wilg, dzięciołów, kosów oraz szpaków.
Poza tym dziki ryją, wilki wypatrują saren,
pająki tkają sieci, pszczoły wybrały królową,
a mrówki - jak to mrówki - nieustannie pracują.
Przejdźmy teraz do spraw naszego
szczególnego gatunku. Jak zwykle
kilkaset milionów samochodów
przemieściło się z miejsca na miejsce.
Wyprodukowano setki tysięcy ton żywności
oraz niezmierzoną ilość nikomu niepotrzebnych,
nietrwałych przedmiotów.
Zawarto mnóstwo przeróżnych transakcji.
Kilkadziesiąt tysięcy naszych bliźnich
rozstało się ze swoją krótką egzystencją.
Na szczęście, jak co dnia, obfite gejzery nasienia
trysnęły w ciała kobiet.
Należy przypuszczać, że w wielu przypadkach
okaże się to brzemienne w skutki.
Wprawdzie, zwłaszcza w krajach słabiej
rozwiniętych, wiele z tych dzieci umrze
z głodu i wycieńczenia, ale w skali globu
oznacza to jedynie cenną równowagę.
Zdecydowana większość zamieszkałych
obszarów naszej niewielkiej planety
cieszy się pokojem. Tym niemniej
tu i ówdzie strzelano. Celnie,
jak sami państwo widzą.
Aha, wydarzyło się także
kilka efektownych katastrof.
Poza tym
kilku polityków
spotkało się ze sobą
mówiąc
coś.
Jakaś tam wojna gdzieś daleko
Tak. Oczywiście. Widzimy. Te przerażone dzieci.
Te martwe dzieci. Te gwałcone kobiety.
Zbombardowane szpitale. Zgliszcza domów.
Poszarpane ciała przechodniów.
Rozpaczliwe spojrzenia uchodźców.
Tak. Widzimy. Wszystko to rozgrywa się przecież
w obecności sił pokojowych, stałych obserwatorów,
specjalnych wysłanników i korespondentów wojennych.
Lecz cóż możemy zrobić? My, tak bardzo pochłonięci
sprawami ważnych politycznych rozstrzygnięć?
W końcu jesteśmy tylko ludźmi. Te bestialstwa
godzą w naszą wrażliwość. Nie sposób na to patrzeć.
Zapewniamy im, bądź co bądź, pomoc humanitarną.
Nie żałujemy jedzenia i lekarstw. Pilnie czytamy raporty
mediatorów. Wystosowujemy orędzia i apele do obu
stron konfliktu. Szukamy pokojowych rozwiązań.
Cóż jeszcze możemy zrobić? Mamy przecież zobowiązania
wobec własnych wyborców. Ogólnie rzecz biorąc
sytuacja jest niestabilna. Zwłaszcza gospodarcza.
Mnóstwo czasu zajmują nam sprawy wspólnego rynku.
Doskonale znamy ciężar tej odpowiedzialności,
jaką nakłada na nas troska o ład, bezpieczeństwo i pokój
naszych wysoko rozwiniętych państw.
W końcu pokój jest najwyższym dobrem. Z czego
doskonale zdają sobie sprawę także nasi obywatele,
zwykli, normalni ludzie, którzy także nie mogą pojąć
złożoności tego konfliktu. Innymi słowy - tej wojny.
Choć może właściwiej byłoby użyć określenia
"operacja przywracania pokoju" .
Tak, nasi obywatele doświadczają dobrodziejstw pokoju.
Wiedzą, że tylko dzięki naszym nieustannym wysiłkom
mogą czuć się bezpieczni, pracować, gromadzić oszczędności,
kochać się i rozmnażać, kupować dzieciom zabawki,
troszczyć się o najbliższych, odwiedzać kina, teatry,
stadiony, hipermarkety... Krótko mówiąc - cieszyć się
najprostszymi urokami życia.
I codziennie wieczorem
tym samym nieobecnym spojrzeniem
wpatrywać się w telewizor.
Zanim wokół zaczną świstać pociski.
Zanim sami legną na wznak.
Z rozprutym brzuchem.
Z czaszką wypełnioną krzykiem
gwałconej żony.
Z gardłem wypełnionym dymem
płonącego domu.
Z obrazem swojego konającego dziecka
w wytrzeszczonych oczach.
Nadal nie rozumiejąc
niczego.
Bajki bez morału
To tylko w bajkach
wielogłowe smoki,
które gnębią królestwo
latają nisko nad ziemią
zionąc siarką i ogniem.
W życiu smoki pachną
najlepszą wodą kolońską,
mówią kilkoma językami
i są niezwykle uprzejme.
Dziewice wręcz uwielbiają
być przez nie pożerane.
Tak, w życiu smoki
latają baaaardzo wysoko,
przeważnie w business-class
najlepszych linii lotniczych.
Mają tylko jedną głowę,
za to nie od parady.
I choć lud zwykle się burzy,
kiedy trzeba składać daninę,
to dzięki trąbom heroldów
każde dziecko wie,
że dla smoków
nie ma żadnej alternatywy.
*
* *
To tylko w bajkach
dobre wróżki
ot, tak, ni stąd ni zowąd
wynoszą Jasia Głuptasia
na tron.
W życiu dobre wróżki
wcale nie są takie dobre.
Mówią ochrypłym basem,
nie szczędzą napomnień
i - choć to z innej bajki najpierw biorą cyrograf.
Choć bywa też, że nie chcą
żadnych pokwitowań.
To na kampanię - mówią wystarczy
dżentelmeńska umowa.
Pamiętaj tylko
na czym nam zależy.
Nie zapomnij, bo...
Nie muszą kończyć.
Wystarczy przeliczyć.
I już.
*
* *
To tylko w bajkach
nagość króla
zostaje naraz wytknięta
i płoną ze wstydu
policzki dworzan
i uszy ministrów.
W życiu nagi król
masturbuje się publicznie
kilka razy w tygodniu
i choć nieliczni
domagają się abdykacji
większość zdążyła się już
przyzwyczaić.
*
* *
To tylko w bajkach
trzy małe świnki
kryją się ze strachu
przed wilkiem.
W życiu małe świnki
bardzo szybko zmieniają się
w potworne świnie
i wcale się z tym nie kryją.
W dodatku są tak agresywne,
że wilki nie mają przy nich
żadnych szans.
Kolejność
Jak wiadomo,
Mateusz był celnikiem,
a Maria Magdalena
nierządnicą.
I nie zostali odtrąceni.
Tak, ale tutaj ważna jest
kolejność.
Następstwo zdarzeń,
konsekwencje postaw.
Nie godzi się bowiem
być najpierw apostołem,
a później
poborcą podatków.
Podobnie jak nie można
być najpierw świętą,
a następnie kurwą.
To znaczy można,
ale wówczas zaprawdę
nie należy oczekiwać
zbawienia.
I czyż godzi się głosić
taką ewangelię
maluczkim?
Chichot historii
Trudno orzec, co lepsze czy być senną prowincją
barbarzyńskiego imperium,
czy pstrą kolonią ludów
bardziej cywilizowanych.
Jeszcze wczoraj,
niczym piramidy,
mozolnie wznosiliśmy
monumentalne budowle
mające upamiętnić
zwycięski pochód postępu.
W końcu okazały się
bezkształtne i pokraczne.
Dziś nasi wczorajsi nadzorcy,
ze śmiechem wytykają palcami
te dziwaczne konstrukcje.
I wyrywają z nich skwapliwie
kamień po kamieniu
w nadziei, że może zdołają je sprzedać
swoim nowym panom,
gnuśnym i znudzonym,
przejeżdżającym spiesznie ulicami miast,
których nie musieli zdobywać orężem,
bo wystarczyły trzosy i sakiewki.
Przed przemianowanym
na świątynię wolności
pałacem dawnych tyranów
stanął okazały posąg złotego cielca,
kunsztownie wykonany, przemyślany
w najdrobniejszych szczegółach.
Spoglądającej na niego gawiedzi,
wczorajszym niewolnikom,
dzisiaj niepewnym jutra wyzwoleńcom,
pozostaje jedynie bunt.
Na razie trwają jeszcze igrzyska.
Program Powszechnej Prywatyzacji
Najpierw, niemal niedostrzegalnie,
trzeba sprywatyzować się od wewnątrz.
Przyjąć, że wszystko, co wspólne oznacza
niczyje, a wolność równa się własność.
Wówczas można już przystąpić
do rzeczy, rozglądając się za wszystkim
co ma jakąkolwiek wartość materialną.
Najważniejsze są środki produkcji.
Tu występuje pełna zgodność z pewnym
brodatym filozofem z Trewiru,
który tę zależność odkrył dość dawno,
jeszcze w wieku dziewiętnastym.
Wprawdzie nie wszyscy mają stosowny kapitał,
ale interesują nas tu tylko ludzie przedsiębiorczy,
którzy potrafili go zgromadzić nawet w bardzo
niesprzyjających warunkach,
głosząc hasła równości
i pogardy dla dóbr doczesnych.
Dziś wszyscy podziwiają ich elastyczność
oraz zmysł praktyczny.
Tak, jednostki z inwencją zawsze sobie poradzą.
Pozostali, niezależnie od zapatrywań,
zostaną sprywatyzowani niejako automatycznie.
Ktoś to złośliwie określił jako
Projekt Pauperyzacji Pospólstwa.
Niepotrzebna ironia.
W kategoriach czysto ekonomicznych
obowiązuje inna terminologia:
akumulacja, stopa wzrostu,
maksymalizacja zysku,
zarządzanie zasobami ludzkimi.
Najwyższy czas wyłożyć jasno i wyraźnie
- bo może jeszcze nie wszyscy pojęli tę prostą prawdę. Powtórzmy ją zatem.
Świat jest rynkiem. To wszystko.
Rynek ma swe prawa,
a prawa mają swą wartość.
Rynkową.
Projekt
Bogów się przebłagać nie da,
Równym im wypada być.
Niech się stawi smutek, bieda,
Aby wśród radosnych żyć.
(F. Schiller, Oda do radości)
Tak, to był kiedyś bardzo dobry hymn.
Unia, radość... Wiadomo. Niestety, czasy się zmieniają.
Ta pieśń już przebrzmiała. Nie oddaje istoty rzeczy.
Większość Europejczyków nie wykazuje jakoś oznak
szczególnego zadowolenia.
Potrzeba chyba czegoś zupełnie nowego. A jak wiadomo
potrzeba jest matką wynalazków. Potrzeby należy kreować.
Mam pomysł. Ściślej - projekt. Tak się dziś mówi, prawda?
Powinniśmy zaznaczyć swą obecność w strukturach.
Wykazać inicjatywę. Wnieść swój udział. Pokazać się
z jak najlepszej strony. Środki na pewno się znajdą.
Wiemy, wiemy, Beethoven. I cóż, że Beethoven?
Klasyka? A któż jej dzisiaj słucha? Grupa docelowa
odbiorców jest zbyt wąska. Chyba, że weźmiemy
pod uwagę remixy czy inne covery. Takie kawałki
jak IX Symfonia zupełnie się osłuchały. Nie, to musi
być naprawdę coś nowego. Podejdźmy do tego
bez kompleksów. Bez tej naszej wiecznej zaściankowości.
Z europejskim rozmachem. Z odpowiednią inwencją.
Tylko kto? Który z naszych kompozytorów?
Starsi odpadają. Żadnych anachronizmów.
Dajmy szansę młodym. O, taki Piotr Rubik.
Wywiązałby się świetnie. Wprawdzie
w jednym z wywiadów mówił, że dla niego
liczą się tylko Stany Zjednoczone, ale jakie
to ma znaczenie. Nie bądźmy drobiazgowi.
Poza tym Rubik ma dobrą prezencję. To znaczy
dobre wizażystki. Bardzo sprawnych agentów.
Łatwe do wymówienia nazwisko. No i tutaj trzeba
być medialnym. Mieć dobre wskaźniki oglądalności.
Odpowiednią promocję. Rubik jest medialny.
Promocję mu się zapewni. Bez obaw.
Przejdźmy ad meritum. Co to ma być? Wszystko jedno.
Symfonia, oratorium, kantata? Najlepiej oratorium.
Rubik lubi oratoria. Dobrze się w nich czuje.
Najważniejszy jest tytuł. Powinien brzmieć
monumentalnie. Co ja mówię? Spiżowo.
Najlepiej po łacinie. Bądź co bądź łacina
zwykle nam przypomina wartości chrześcijańskie.
Jakie? No, mniejsza o to. Wróćmy do tytułu.
To powinien być jakiś mocny polski akcent.
Przecież pełna integracja zaczęła się od wielkiej
uwertury solidarności. Co, że też przebrzmiała?
To prawda. Trudno. To może bardziej uniwersalnie?
Coś, co by oddawało ducha czasu? Zeitgeist albo
signum temporis, jak to mówią. Zaraz, chyba mam.
To będzie najbardziej odpowiednie. Dire necessitas.
Dla nie znających łaciny - okrutna konieczność.
Tylko, że ta łacina... To raczej chybiony pomysł.
Najlepiej ująć to krótko, parafrazując Schillera.
Tak, tu trafiamy w sedno. Oda do chciwości.
Cóż by to było…
Prasa przyniosła ostatnio wiadomość,
że od Fryderyka Schillera niedawno
zażądano wniesienia zaległych opłat
za abonament radiowo - telewizyjny.
Tego, że nie żyje od ponad dwustu lat
nie uznano za dostateczny powód
do anulowania wezwania.
Poinformowany o tym pisemnie urząd
postanowił wysłać kolejne ponaglenie.
Słusznie. Wielcy poeci są przecież nieśmiertelni.
W demokracji nie powinno się czynić wyjątków.
Cóż by to było, gdyby biorąc wzór z Schillera
wszyscy zaczęli się naraz bezczelnie uchylać
od oglądania telewizji i słuchania radia?
Oszustka
Ona cię oszukuje. Ona tylko tak młodo i atrakcyjnie wygląda. Po tych wszystkich operacjach
plastycznych, pod grubą warstwą makijażu, w tym świetle. W specjalnych filtrach do
obiektywów, w reflektorach studiów telewizyjnych, w ujęciach unikających pokazywania jej
z bliska. Na wyretuszowanych fotografiach w gazetach. Na reklamowych billboardach.
To nieprawda, że nie ma jeszcze trzydziestu lat. Jest strasznie stara. Nie wierzysz? Łatwo się
przekonać. Kiedy będzie zajęta udzielaniem tych wszystkich wywiadów, zajrzyj do tej jej
kosztownej torebki od Gucciego i poszukaj jej dokumentów. Możesz też zobaczyć jej wyciągi
z kont i wykaz jej aktywów w rajach podatkowych. Tylko nie zemdlej z wrażenia. Wszystkie
te pieniądze wyłudziła albo ukradła. A jak już otworzysz jej paszport, to sam zobaczysz, że
nie ma na imię żadna tam Globalizacja, tylko po prostu Chciwość. A na drugie Korupcja.
Bywa też transwestytką. Nie tak dawno przebierała się za Kapitalizm. A kiedy wszyscy się
zorientowali, zaprosiła ich na wielki bal maskowy na rynku. Wystąpiła na nim w kostiumie
Nieuniknionej Konieczności i w masce Prawdy. Którą - jak zwykle - ukradła.
Teraz, kiedy już wiesz, nie musisz dłużej słuchać jej kłamstw.
Niebo i piekło
Globalizacja całkowicie podporządkowała sobie świat.
Nawet brzmi to idiotycznie – jakby świat podporządkował się sam sobie,
Jakby mógł się od tego stać światem jeszcze bardziej.
Jakby od tego miało być go więcej.
Ale globalizacji to nie wystarcza. Potrzebuje dalszej ekspansji.
Od samego początku zapowiada, że zglobalizuje też niebo.
I że wszyscy będziemy je mieli, tu, na Ziemi.
Ale jakoś jej to nie wychodzi, więc na razie zaanektowała piekło.
A ponieważ w warunkach globalizacji nie ma żadnych granic,
piekło stało się częścią naszego świata i stało się dostępne dla wszystkich.
Przedtem znaliśmy je tylko z opowiadań, było takie odległe,
a teraz – proszę bardzo: piekło dla każdego.
Kryzys
Tak, to jest kryzys. Ale ten kryzys nie dotyczy nas, choć tak bardzo chcecie nas
nim zastraszyć i sterroryzować. Nie, my nie musimy wpadać w panikę na myśl
co się stanie z naszymi pieniędzmi, bo nie mamy ich tyle, co wy. Mamy ich zawsze
za mało. Nie tylko teraz. Doskonale znamy smak naszego powszedniego kryzysu,
jak chleba naszego powszedniego, którego brakuje tak wielu oszukanym przez was.
To jest kryzys waszych kłamstw, waszej pychy, waszej arogancji.
To jest kryzys waszej władzy, którą kupiliście za pieniądze ukradzione innym.
Ten kryzys nie zagraża demokracji, tylko temu, co przez to słowo rozumiecie.
Nie, to nie jest koniec świata. To jest, co najwyżej, koniec waszego świata.
Nie, to nie jest nawet koniec. To początek. Początek czegoś zupełnie innego.
Innego świata, z którego tak głośno się śmialiście, kiedy próbowaliśmy o nim mówić.
Świata bez takich kryzysów jak ten. Zanim to się stanie, upłynie jeszcze trochę czasu.
To potrwa. Nikt nie mówi, że to będzie łatwe. Nikt nie mówi, że to musi się udać.
Jednak inny świat jest możliwy. Znajdzie się w nim miejsce także dla was.
Ale na naszych warunkach. Na warunkach takich samych dla wszystkich.
Podstawowa lekcja ekonomii
Kiedy zadajesz kłopotliwe pytania po co im tyle pieniędzy i skąd je mają, odpowiadają
zawsze tak samo - zajmij się swoimi pieniędzmi. Co cię obchodzą pieniądze innych?
Co cię obchodzi skąd je wzięli?
Ale to nieprawda. Pieniądze są środkiem wymiany między ludźmi. Do tego właśnie służą.
Dlatego zawsze wszystkie pieniądze są wspólne. Wszystkie pieniądze są nasze. Wszystkie
pieniądze są nasze wspólne. Mówicie, że to brzmi okropnie lewicowo? Nic mnie nie
obchodzi, jak to brzmi. Taka jest prawda.
Więc kiedy ci znowu powiedzą: zajmij się swoimi pieniędzmi, odpowiedz: właśnie się
zajmuję. Gdzie są moje pieniądze? Gdzie są nasze pieniądze? Czy to nie wy je zabraliście?
Czy to nie wy pozbawiliście ich tych, którym się naprawdę należały? Tych, którzy ciężko
pracowali w tym samym czasie, kiedy wy zajmowaliście się wyłącznie liczeniem pieniędzy?
Tych pieniędzy, które należały się innym? A skoro je ukradliście, to teraz będziecie musieli je
oddać. Ale tylko te, które wam się nigdy nie należały. Nie zabierzemy wam ich wszystkich.
Będziemy wielkoduszni. Nie tak jak wy, którzy zabieraliście je nawet biednym, słabym i
chorym, żeby tylko mieć ich więcej. Zostawimy wam waszą część, a nawet więcej niż się
wam należy. Bo prawdę mówiąc nie należy wam się nic. Jednak będziemy wielkoduszni.
Tak bardzo byliście pochłonięci pieniędzmi, że nie wiedzieliście, co to znaczy - żyć.
Teraz się tego dowiecie. Za darmo. To nic nie kosztuje. Życie nie ma ceny. Jest bezcenne.
Życie przychodzi i odchodzi samo. A póki jeszcze je mamy, potrzebujemy także pieniędzy.
Bo jak napisał kiedyś pewien mądry poeta
nasze życie chce żyć
jak człowiek
To tylko wam się wydawało, że macie prawo ustalać ceny i wyznaczać koszty wszystkiego,
nawet życia. I wyznaczaliście je tak, że większości z nas nie starczało na życie. Nam nie
starczało pieniędzy na życie, a wam czasu na życie, bo tak bardzo zaprzątało was liczenie
pieniędzy. Mieliście za dużo pieniędzy, żeby je wszystkie policzyć. Teraz wam pomożemy.
Policzymy je bardzo, bardzo dokładnie.
Tak, zostawimy wam tyle, żebyście mogli cieszyć się życiem. Jak wszyscy. Bo chcemy, żeby
wszyscy mogli cieszyć się życiem. Pieniądze nie są w tym celu konieczne. Jednak są ważne.
Nawet bardzo ważne. Pieniądze są po to, żeby ułatwiać nam wymianę. Tylko tyle.
Znajdziecie to w każdym podręczniku ekonomii, na pierwszej stronie. Posługujemy się nimi,
żeby było nam łatwiej, a nie trudniej.
I dlatego mamy prawo pytać ile ich jest w obiegu i jak są rozdzielane. Ile ich komu przypada i
dlaczego. Jak to się dzieje, że tyle ich znika bez śladu. Jak to się dzieje, że tak wiele z nich nie
ma pokrycia. Jak to się dzieje, że nagle brakuje ich największym bankom i chcą dostać je od
nas wszystkich. Jak to się dzieje, że wszyscy muszą płacić coraz wyższe podatki, z wyjątkiem
najbogatszych. Musimy zadać te pytania. I jeszcze wiele innych. I znaleźć odpowiedź.
Bo wszystkie pieniądze należą do nas wszystkich. Bo może ich wystarczyć dla wszystkich.
Bo musi ich wystarczyć dla wszystkich.
A teraz – na zakończenie – kilka piosenek. Pierwszą uważam za stosowne poprzedzić krótkim wstępem.
Jej pierwotna, nieco krótsza wersja powstała w roku 1994. Inspiracją były dwie piosenki moich
dawnych przyjaciół - Jana Krzysztofa Kelusa i Jacka Kaczmarskiego. Sentymentalna panna "S" to
oczywiście "Solidarność". Spoglądam na cudzysłów, w który ująłem to słowo i myślę, że jest on
nieprzypadkowy. To nie jest piosenka o ruchu społecznym ani o związku zawodowym. To piosenka
skierowana do ludzi, którzy ten ruch i ten związek traktowali instrumentalnie.
Mój romans z panną "S" zakończył się w roku 1989. Nigdy później już jej nie odwiedzałem, nie
uczestniczyłem w żadnych rocznicowych obchodach i innych takich. Dlaczego? Ta piosenka jest chyba
najlepszą odpowiedzią. Być może ktoś uzna, że szargam świętości i symbole. Trudno. To mój osobisty
rozrachunek, a z panną "S" zadawałem się niegdyś także dlatego, żeby można było pewne rzeczy
mówić głośno i wyraźnie.
I jeszcze jedno. Mam ogromny szacunek dla wszystkich, którzy związali z nią swe losy
bezinteresownie, nie wiedząc jak się to wszystko skończy i którzy w jakiś sposób dochowują jej
wierności do dziś, nie chcąc dostrzec, co stało się z ich wybranką. Im dedykowany jest następny w
kolejności wiersz - Song do Nadziei. Nie mam natomiast szacunku dla tych, którzy pomogli pannie "S"
stać się tym, czym się stała.
Kto powinien czuć się adresatem pierwszego, a kto drugiego wiersza? Nie wiem. Nie jestem sędzią
cudzych sumień. Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam.
Wpis do sztambucha
sentymentalnej niegdyś panny "S"
Któż cię nie kochał? Janek, Jacek...
Nie brakowało ci amantów.
Ja też twe wdzięki opiewałem
wśród tłumu twych absztyfikantów.
Błędnym rycerzem byłem twoim,
kopię o honor twój kruszyłem
i fechtowałem, jak umiałem.
Tak, tak, o ciebie tak się biłem.
Przyszłaś znienacka, jak poezja...
Cóż, brzask zazwyczaj krótko trwa.
Nikt z nas godziny wtedy nie znał
i nikt z nas wtedy nie znał dnia.
W salonach wówczas nie bywałaś,
pomieszkiwałaś po piwnicach.
Przyznaję, pięknie wyglądałaś:
Emilia Plater, cud dziewica.
Niezłomna, a tak przy tym zwiewna,
tu Grottger, tam Delacroix...
Liczyłaś dla nas się ty jedna,
powtarzaliśmy - tylko ta.
Bo rozmodlona pod figurą
doprawdy wyglądałaś słodko,
choć się już wtedy obawiałem,
że kiedyś staniesz się dewotką
A gdy wsuwali ci za dekolt
dolary, funty, franki, jeny...
ty się płoniłaś tylko wdzięcznie,
szepcąc: ach, honor nie ma ceny!
Pięknie tańczyłaś karmaniolę
i wiodłaś lud na barykady…
A teraz to ja cię... dośpiewaj
sobie ten rym do swojej zdrady.
Jacek nie żyje, Janek zamilkł,
inni zaś wyprzedają etos,
a ktoś powinien ci przytoczyć
stary tekst z "Psów", ty... zła kobieto.
Sam nie wiem kiedy się zmieniłaś.
Ty, taka cnotka... "Nie pozwolę!"
A potem naraz w górę kiecka
i kankan na okrągłym stole.
I dla każdego byłaś miła
i uśmiechałaś się układnie.
I na tym stole się pieprzyłaś
bez ceregieli, z kim popadnie.
A i pod stołem politykom
przysługi wyświadczałaś różne...
Jak tu do ciebie dzisiaj wzdychać,
cynicznej, zimnej, złej i próżnej.
I tylko żal mi tych chłopaków
gotowych choćby iść na tanki,
bo ilu poszło z nich do piachu
dla takiej, niech cię szlag, wybranki.
I przyjaciółek żal mi twoich,
które siedziały po internach.
Tylko mi tu nie opowiadaj,
że tym przyjaźniom byłaś wierna.
I żal mi wszystkich zapomnianych,
co uwierzyli w tamten sen.
Historia ich wymienia hurtem,
ich inicjały brzmią: NN.
Legendą twoją jeszcze mamią
naiwnych różni szarlatani,
co ciągle jak najęci kłamią
żeś ty ich serc jedyna pani.
I zaraz piersi wypinają
znacząco pomrugując ślepkiem,
palcem o palec pocierają,
bo już ich swędzą łapki lepkie.
Inni brzuchaci dziś i łysi...
"Nie takie rzeczy my ze szwagrem"...
Tym dla odmiany wszystko wisi,
chcą sobie zafundować viagrę.
I sami swoje triumfy sławią,
i napawają się swym męstwem.
Tak to się perwersyjnie bawią
klęskę bezwstydnie zwąc zwycięstwem.
Może ty kiedyś tam i byłaś
naiwna i sentymentalna,
ale dziś jesteś, powiem zwięźle,
nie femme fatale, lecz bladź fatalna.
Gdybyś choć chciała się poprawić
i wrócić do swych dawnych marzeń.
Niestety, gdy już raz upadłaś,
dawałaś dupy raz za razem.
Że się wyrażam kolokwialnie?
Cóż, nie stać mnie na żaden patos,
gdy sztandar, który ciągle wznosisz
stał się dziś wypłowiałą szmatą.
O jedno tylko dziś się troszczysz,
że może ci zabraknąć kasy,
i na nic pudry, na nic szminki,
gdy brak uroku ci i klasy.
Przywiędły wdzięki twe i zblakły,
nisko cię cenią sutenerzy
i prawdę mówiąc, aż dziw bierze,
że wciąż trafiają się frajerzy.
Bo jeszcze przecież ciągle wabisz
na te zetlałe szarfy, wstążki
i wciąż wyróżniasz kawalerów
orderu brudnej twej podwiązki.
Miedzianym świecisz teraz czołem,
na nic botoksy i liftingi
i nie pomogą akademie,
przemowy, wiece i mitingi.
Wyglądasz, prawdę mówiąc, szpetnie
i brzydko pachnie ci dziś z ust,
i stroisz strasznie się tandetnie,
do reszty popsuł ci się gust.
O powinnościach ty mi nie praw,
nie wciskaj patriotycznych kitów,
nie mam zamiaru łgać jak inni,
nie będę piewcą twego mitu.
Odchodzę, nic mnie nie zatrzyma,
każde uczucie ma swój kres.
Szkoda, że właśnie tak skończyłaś,
sprzedajna stara zdziro "S".
Nie całuj mnie na pożegnanie,
a jeśli już, wiesz sama - gdzie.
Mną się nie przejmuj już, kochanie,
każdej twej prośbie powiem - nie.
Songi dla innej dzisiaj piszę skromnej i cichej panny N.
pozostającej zwykle w cieniu,
chociaż potrzebnej nam jak tlen.
Tym, którzy dziś na chleb nie mają
i tym bez pracy... Drwisz: co, lewak?
Drwij. Tylko powiedz mi - co z nimi?
Kto o nich, powiedz, dzisiaj śpiewa?
Jeszcze nie wznosi nikt barykad,
ale gdy staną, to - jak w dym!
Bo wolę skończyć jak Baryka,
w marszu na pałac, a nie - w nim.
To z grubsza byłoby już wszystko.
No, co tak patrzysz? Tak, to ja.
Żegna cię dzisiaj raz na zawsze,
bez sentymentu
Stefan A.
(1994, popr. 2008)
Song do Nadziei
Bernadecie Wilk
Natrząsają się z ciebie, wszyscy z ciebie się śmieją,
a ty nie chcesz się zmienić, bezrozumna Nadziejo.
Nikt cię nie zna, nie widzisz? Świat o tobie zapomniał.
Wielbicieli ma tłumy twa kuzynka - Ironia.
Wyszydzana i lżona, i zdradzana raz po raz,
ty wciąż wierzysz uparcie, że nadejdzie twa pora?
Czego szukasz i dokąd tak wędrujesz bez celu?
Ot, skrzywdzona niewinność - ot, dziewica w burdelu.
Prawdę mówiąc, to przecież tak niedawno, skądinąd,
wygrywałaś w sondażach, miałaś swoje pięć minut.
Geszefciarze na tobie mieli niezły interes,
opiewały twe wdzięki estradowe kapele,
politycy pozować chcieli z tobą do zdjęcia
i w niedzielnych kazaniach wysławiali cię księża.
Dziś polityk ma władzę, ksiądz pokaźne ma konto,
już nie jesteś ty dla nich dość powabną madonną.
Takie bowiem wyznaje demokracja ta motto:
miliarderom - miliardy, a lud może grać w lotto.
Każdy coś na tym zyskał, tak to wyszło i tyle:
trup ma grób, gangster łup, a emigrant ma bilet.
Aferzysta ma willę, a bezdomny ma kanał,
tylko ty wciąż nic nie masz, jeszcze raz oszukana.
Ty się z mostu nie rzucisz, ani z okna nie skoczysz.
No bo jak? Tylu głupich miałabyś osierocić?
W tej niemodnej, znoszonej już zielonej sukience
trzymasz fason i dla nas mieć nie musisz nic więcej.
Bo choć w bagnie grzęźniemy, a paskudna to matnia,
pamiętamy, że zawsze ty umierasz ostatnia.
Konkwista
Przyjechali tu do nas cudzoziemscy eksperci
i orzekli, że mamy już trzy ćwierci do śmierci.
Więc przysłali nam perkal, świecidełka, paciorki,
dużo whisky i mnóstwo zagranicznej machorki.
A że mają uznanie dla nas i sentymenty,
to przywieźli kredyty - na lichwiarskie procenty.
W zamian wzięli fabryki, część zamknęli z nich zaraz,
bo to, wiecie, na świecie jest recesja i marazm.
A rzecz całą uczenie i dogłębnie zbadawszy
ogłosili ten oto program dostosowawczy.
"Niechaj każdy to sobie zapamięta i wie,
przedtem związki być cacy, ale teraz już be.
Bo na sukces jest sposób tylko jeden i kwita najsprytniejsi zagarnąć muszą cały kapitał.
Reszta zaś niech o pracę sama walczy zawzięcie wyścig szczurów wyzwala niesłychaną inwencję.
Wyzwolimy kobiety. W towarzyskich agencjach
będą mogły podążać prostą drogą do szczęścia.
Mówmy Wprost, że zasady zmienić Najwyższy Czas.
Warstwa licznych kretynów stworzy nową middle-class.
Jak psy będą się ślinić na sam dźwięk słowa zysk
i powtarzać: hołotę trzeba trzymać za pysk.
Tresowani. Już wiedzą, kto tu pan, a kto wróg.
I jak warczeć, że przecież droga wolna - na bruk.
Co z kulturą? Nakładów tu zbyt wielkich nie trzeba,
wszak artysta powinien zawsze umieć się sprzedać.
Tak naprawdę wystarczy skorumpować elity,
dać pismakom wierszówkę, a kacykom zaszczyty.
Władzy trzeba zapewnić odpowiednie splendory,
no i forsy nie skąpić na te wolne wybory...
I już przyszłość świetlane w krąg roztacza widoki
i z uciechy się można brać doprawdy pod boki.
Wdzięczni wkrótce będziecie nam tu wręcz niewymownie.
Bo i na cóż wam przemysł? Nie wystarczą hurtownie?
A w hurtowniach tysiące atrakcyjnych towarów...
Po co je produkować? Lepszy status bazaru.
Coś tu chyba za dużo tych państwowych szpitali...
Leczyć chorych za darmo? Toż to jakiś socjalizm!
Jak wiadomo z niezbitych faktów zaś i konkretów
każdy żywy emeryt klęską jest dla budżetu.
A te studia bezpłatne? Wyście powariowali!
To jest relikt systemu, który trzeba rozwalić.
Na co komu te żłobki i te setki przedszkoli?
Przecież wy nie możecie sobie na to pozwolić!
Wszak tam rosną odsetki od wcześniejszych pożyczek,
które kiedyś, przed laty, wziął Centralny Komitet.
Komitetu już nie ma. Zniknął z którąś tam wiosną,
a odsetki wciąż rosną. Pssst... słuchajcie jak rosną.
Czy to ważne kto kiedy tamte długi zaciągał?
Bez znaczenia. Natomiast trzeba szybko je oddać.
Bo nie będzie rozwoju bez następnych pożyczek,
których wielkość wam wskaże nasze centrum obliczeń.
Co? Że długi spłacone? Tak, przyznajmy to głośno.
Lecz odsetki!... Doprawdy czas, kochani, dorosnąć.
Pora zagrać w trzy karty, wskażcie która szczęśliwa,
bo tu trzeba los przyszły swój wykuwać, wygrywać...
Grać w kasynach, na giełdzie, albo i na loterii.
I przegrywać z godnością. Tylko bez fanaberii.
Grą o sumie zerowej, jak wiadomo, jest życie.
Słabsi giną i tyle. Co wy sobie myślicie?
Cierpliwości, wnet będzie tu dobrobyt i raj,
na billboardach zawiśnie napis: Frei markt macht frei.
Zaś per saldo przynajmniej zyskujecie na pewno
demokrację i tę... jak jej tam... niepodległość."
Przyjechali tu do nas cudzoziemscy doradcy
z różnych krajów, a przecież słudzy jednego władcy,
co wyznaje dewizę, że pecunia non olet.
Nikt nie sądzi zwycięzców. Ale ja ich p.....lę.
Gdy rozgrabią już wszystko dokumentnie, do czysta,
to zakończy się owa pokojowa konkwista.
Kiedy przejmą już całość, to powiedzą: wystarczy,
oto jak się dokonał wielki cud gospodarczy.
Czy to rozwój czy rozbój - weź go teraz zahamuj...
I nikt nie ma podobno właściwego programu...
A ja gdzieś z demobilu chętnie kupiłbym tank
aby z Bankiem Światowym zagrać wreszcie
- va banque.
(1993)
Kto z kim śpi
(piosenka na solistę i chór)
Stale ktoś pyta: czy to ważne, kto z kim śpi?
Cóż za pytanie, zadawane bezzasadnie.
Bo czy istotne, kto jakie ma sny?
Darujmy sobie, skoro nikt i tak nie zgadnie.
Nie wiesz, czy ujrzeć przyjdzie ci poranne mgły,
o łaskę przebudzenia przeto proś,
bo w sumie - nieistotne, kto z kim śpi,
ale kto nie śpi, aby spać mógł ktoś.
Więc choć świadomość wciąż się w tobie tli,
cierpliwie leż, spokojnie wdychaj tlen.
Nie ma znaczenia kto z kim śpi,
ważne, co mówi kto przez sen.
A ten, kto z lęku nieustannie drży,
też swoje racje ma, gdy zmysły studzi.
Nie to jest ważne, kto z kim śpi,
ale kto rankiem się obudzi.
Ten zaś, kto zwykle w samotności śni,
też ma zasady, przyznać trzeba, całkiem mądre...
Co nas obchodzi, kto z kim śpi?
Tym niemniej rączki prosimy na kołdrę.
A teraz, proszę, zasypiamy: raz, dwa, trzy...
I wszystko na nic. Cały spokój diabli wzięli.
Bo podświadomie dociekacie, kto z kim śpi,
a na dodatek - jak sobie kto pościelił.
Nie psujmy sobie niepotrzebnie krwi.
Nie dopatrujmy się od razu czegoś złego.
Niechaj nikogo nie obchodzi, kto z kim śpi,
ani kto kogo, jak, gdzie, kiedy i dlaczego.
Kto tu o drogę pyta, a kto kpi?
Ba, któż to wie?
A może, dajmy na to, chór wie?
CHÓR:
Nieważne w końcu, kto z kim śpi,
ważne, kto komu łba nie urwie.
Faust redivivus
Mefistofeles:
Znam twe tajemne pragnienia i żądze.
Dam ci uznanie, władzę i pieniądze...
Faust:
Czegóż chcesz w zamian?
Mefistofeles:
Doprawdy niewiele...
Faust:
Znam ja te twoje podstępne fortele.
Mów, czego żądasz.
Mefistofeles:
Maleńkiej zamiany.
Faust:
Nazwij rzecz jaśniej. Wyjaw swoje plany.
Mefistofeles:
Dusza za duszę. Jak szata za szatę.
Faust:
A jaką pewność mam, że dasz zapłatę?
Mefistofeles:
Masz moje słowo. Dalejże, nie zwlekaj.
Sposobność, której nie schwytasz, ucieka.
Bierz moją duszę, ja twoją przywdzieję.
Faust:
Zgoda, przystaję.
Mefistofeles:
Szybciej, kur już pieje.
Podpisuj przeto... Patrz, tu kontrakt kładę.
Faust:
Nazwą to zdradą...
Mefistofeles:
Ja to zwę - układem.
***
Trwaj, krotochwilo. Trwaj. Nie jesteś piękna.
Prawdę zaś mówiąc - żałosna i szpetna...
W błocie legła pijana, sprzedana jutrzenka
czczych nadziei. Dlatego na wzniosłość nas - nie stać.
Rzeczpospolita wytrzeźwień
Czas karier i upadków, gorączkowych lokat
gorącego pieniądza. Bank, bazar i burdel wiara, nadzieja, miłość. Atłas, jedwab, brokat...
Nieważne. Postaw sukna. Drą je przeto hurmem.
Szarpią coraz skwapliwiej. Bez wstydu, bez obaw,
cisnąc się jak szakale dokoła padliny.
Cóż, władza ma doprawdy nieodparty powab,
a w świetle jupiterów szybko schną plwociny.
Na ten kraj jedni mówią - terra incognita,
inni zaś głoszą gromko - to ziemia niczyja...
Spójrz, oto dopiął swego spocony dygnitarz,
a jutrzenka wolności poprawia makijaż.
Ze wzruszeń stać nas jeszcze na wzruszenie ramion,
dekalog własnych palców jest naszym kodeksem,
wokół zaś się krzątają, tumanią i mamią
ci, co nam wystawili bez pokrycia weksel.
Wiwat saskie zapusty, tutaj bankiet, tam raut,
Bawmy się nim historia nas wyrzuci na aut.
Tańczmy, chociaż te pląsy to i tak danse macabre...
Co tam, frymarcz kto żyw, kupcz, rozkradaj i grab.
Choć historia wciąż rzęzi, skomli, kwili i kwiczy,
gdzieś tam skrzy się pół litra - oto nasz Święty Graal.
Kto powiedział, że nic się nie liczy,
gdy bez przerwy liczy się szmal?
Stara śpiewka jak czkawka powtarza się znów jaki pan, taki kram, taki chłam...
Trwa sposobienie ust do nowych słów,
trwa sposobienie słów do nowych kłamstw.
Itaka taka owaka
Jankowi Kelusowi - po wielu latach
powracając do jego piosenki z 1982
Nie wiem dokąd zmierzamy,
wiem na pewno jedynie,
że z miraży i marzeń
pył pozostał i gruz...
Wolny rynek, jak Circe,
wolno zmienia nas w świnie,
wolna prasa bez przerwy
wolno prasuje mózg...
Z kroniki wypadków
Nieopodal świątyni
zadeptano Chrystusa.
Chciał przepędzić przekupniów,
ale nikt Go nie słuchał.
Tłum się pchał do straganów
i nie zważał na słowa,
że bliźniego należy...
jak to było... miłować...?
Notka o autorze (za Wikipedią):
Adamski Stefan Jerzy (ur. 19 czerwca 1954 w Sopocie) - publicysta, eseista, poeta.
Studiował polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim. Od 1976 roku - po sygnowaniu protestu
przeciwko nowelizacji ówczesnej konstytucji - w opozycji demokratycznej. W roku 1980
współredagował pierwszy biuletyn NSZZ Solidarność, później pracował w Tygodniku
Solidarność. W stanie wojennym publikował w prasie podziemnej (m.in. pod pseudonimem
J. Lubartowski).
W tekstach publikowanych po roku 1989 wielokrotnie negatywnie wypowiadał się o różnych
aspektach transformacji ustrojowej, podkreślając, że elementarną powinnością obywatelską
jest krytyczny stosunek do poczynań każdej władzy, niezależnie od systemu. Jest
zdeklarowanym zwolennikiem demokracji bezpośredniej i uczestniczącej.
Nie należy i nigdy nie należał do żadnej partii politycznej. Zawodowo zajmował się m.in.
działalnością wydawniczą, produkcją filmów dokumentalnych, a także prowadzeniem firmy
informatycznej. Mieszka i pracuje w Gdyni.
Pisuje eseje oraz teksty publicystyczne, które ukazywały się m.in. w takich periodykach, jak
Zeszyty Literackie, Magazyn Obywatel, Poza Układem, Mać Pariadka, Punkt, Machina, PC
Kurier, kwartalnik Pieniądze i Więź. Współredagował polską edycję głośnej pracy "Świat po
kapitalizmie" (Post-Corporate World. Life after Capitalism) Davida Kortena, a także
tłumaczenie książki "Świat nie jest towarem" (Le monde n'est pas une merchandise), której
autorami są Jose Bove i François Dufour.
Alterglobalista, współzałożyciel Stowarzyszenia ATTAC Polska.
Rysunek na stronie tytułowej: Piotr Budziszewski.

Podobne dokumenty