żona idealna - Andrzej Kursa

Transkrypt

żona idealna - Andrzej Kursa
mgr inż. Andrzej Kursa www.aferyprawa.com 
Zakład Karny :
30.04.2007
33-100 Tarnów, ul. Konarskiego 2 (tel. 014-6235100)
Sygn. IV RCps 14/07
Termin: 11.05.2007
Sąd Rejonowy - Wydział IV Rodzinny i Nieletnich
43-300 Bielsko-Biała, ul. Mickiewicza 22
W związku z zawiadomieniem SR z dnia 20.04.2007 (data wpływu – 30.04.2007) o wniesieniu
powództwa przez Grażynę Kursa przeciwko mnie, o ustalenie wygaśnięcia obowiązku
alimentacyjnego:
1. Wnoszę o przydzielenie mi adwokata z urzędu, gdyż nie znam się na prawie
cywilnym, a z uwagi na sytuację – opisaną poniżej – nie jestem w żaden sposób
w stanie opłacić kosztu wynajęcia adwokata.
2. Wnoszę o ustalenie wyższej kwoty alimentów, które podczas rozwodu zasądził
mi Sąd Okręgowy w Krakowie z dotychczasowej kwoty 250,- zł
– na nową kwotę 450,- zł /miesięcznie.
UZASADNIENIE
Opiszę, jak wyglądało moje dziwne małżeństwo z Panią Sędzią Grażyną Kursa i w jakiej jestem dzisiaj
katastrofalnej sytuacji finansowej, którą zawdzięczam w znacznej mierze mojej żonie Grażynie.
Moja żona – Grażyna Kursa, z którą byłem razem 11 lat do dnia tragedii, którą nosiłem na rękach
te 11 lat i dla której życzeń dopasowywałem całe swoje życie – zostawiła mnie zupełnie bezradnego
w więzieniu w pierwszym dniu tragedii. To osoba nadająca się wyjątkowo dobrze do polskiego
„sądownictwa” – pozbawiona jakichkolwiek uczuć i poczucia elementarnego obowiązku. Nawet
nic nie znaczyło dla moje żony to, że przed Bogiem w kościele, podczas ślubu przysięgała mi miłość
i że mnie nigdy nie opuści. W praktyce okazało się, że ona mnie nigdy nie kochała, że mnie opuściła
w pierwszym dniu, zaraz po tym, jak utraciłem możliwość finansowania jej luksusowego życia,
a stałem się nagle tylko zbędnym „balastem” w jej karierze sędziowskiej.
Przez całe 11 lat trwania naszego małżeństwa – moja żona – Pani Sędzia Grażyna Kursa nigdy nie
ugotowała obiadu, nigdy nie zrobiła niczego dla naszego związku – w którym pojawiły się 2 małe
córeczki – aby zapewnić lepszy standard materialny naszej rodzinie. Swoją pensję w sądzie (od 1997
roku) praktycznie wydawała wyłącznie na swoje nowe buty, nowe torebki, najdroższe kosmetyki
i ubrania. Finansowo nie było dla mnie większym problemem utrzymać żonę na najwyższym
standardzie jej potrzeb życiowych.
Do dnia tragedii, do 27.09.2001 moim obowiązkiem było utrzymywanie naszej rodziny, zapewnianie
obiadów, wynajmowanie opiekunek do dziecka, organizowanie wakacji w terminach, które ustalała
moja żona – sędzia, zapewnianie opieki medycznej w Niemczech mojej żonie i dzieciom, które
mieszkały w Krakowie (co w praktyce oznaczało konieczność wożenia żony na trasie Kraków – Ulm,
czyli 2.200 km za każdy przejazd).
„Przy okazji” prowadziłem swoją małą firmę w Ulm, bo przecież musiałem zarabiać pieniądze
na utrzymanie mojej żony, naszych 2 dzieci i 2 mieszkań (w Krakowie i w Ulm). Chcąc mieć kontakt
1
z żoną – musiałem stale jeździć na trasie Ulm-Kraków. W efekcie ta moja mała firma w Niemczech
zaczęła coraz bardziej kuleć, po decyzji mojej żony w 1996 roku, że nie będzie mieszkać ze mną w
Ulm, tylko chce zamieszkać w Krakowie i pracować jako sędzia. Dla mojej żony nie miało żadnego
znaczenia, że ja chciałem żyć na stałe w Ulm, że przecież od kilku lat w Ulm, jako niemiecki inżynier
posiadam własną, dobrze działającą firmę, którą sam od zera stworzyłem.
Po decyzji żony, że będzie mieszkać w Krakowie, zacząłem luksusowo wykańczać dla niej
wybudowane w 1990 roku mieszkanie. Żona wybierała najlepsze dla siebie wykończenie mieszkania
w sklepach w Bawarii, zatrudniła projektantów, którzy realizowali indywidualne i bardzo kosztowne
wykończenie wnętrza. W efekcie realizacja planów wykończenia mieszkania 140 m2 (nadbudowanego
mieszkania w moim rodzinnym domu, 4 przecznice od budynku sądu) kosztowała mnie do 1997 roku
ponad 1.ooo.ooo,- zł. (prawdopodobnie to też stało się powodem chorej pazerności i zawiści na moje
nadbudowane w 1990 roku 140 metrowe mieszkanie przez Rojszczaków, którzy mieli identyczną
kondygnację co do metrażu, tylko trochę mniej z gustem wykończoną).
W Ulm mieszkałem, praktycznie sam od 1997 roku w wynajętym mieszkaniu, gdzie sam prowadziłem
swoją małą firmę. Gdy przyjeżdżałem do swojej żony i dziecka do Krakowa, to przeciętny dzień
wyglądał następująco: rano odwoziłem córeczkę do przedszkola, po tym kupowałem świeże pieczywo
i żywność dla rodziny, i wracałem z zakupami do domu. Moja żona w tym czasie przygotowywała się
do wyjścia z domu do sądu. Po zjedzeniu śniadania, które ja przywoziłem do domu, udawała się do
pracy Saabem, którego na jej prośbę jej kupiłem. Ok. 13.oo wyjeżdżałem po obiad, który żona jadła w
domu po powrocie z sądu. Po południu z przedszkola odbierała naszą córeczkę opłacana przeze mnie
opiekunka, która bawiła się z naszą córeczką w domu do godz. 17.oo. W tym czasie żona odpoczywała
po pracy w sądzie. Gdy żona nie miała ochoty na spożywanie kolacji w domu, to zawsze zabierałem
żonę do restauracji, wynajmując dodatkowo opiekunkę do dziecka. Wieczorem przez ok. dwie
godziny żona czytała akta, a następnie szła spać do sypialni, w której spała z naszą córką. Mnie żona
przeniosła do pokoju córki ( i powtórzył się schemat z domu moich teściów, gdzie teściowa – Jadwiga
Kursa (adwokat) spała w łóżku z psem, a mój teść Bronisław Kursa (także adwokat) spał w pokoiku dla
psa). Moja żona praktycznie nie współżyła ze mną.
W piątki moja żona zabierała córkę i wyjeżdżała swoim samochodem do Bielska-Białej do swojej
matki, skąd wracała w niedzielę wieczorem. Tak że w praktyce to nasze krakowskie mieszkanie dla
mojej żony stało się luksusowym i darmowym hotelem do jej pracy w sądzie. W efekcie większość
czasu w mieszkaniu Krakowie chcąc nie chcąc spędzałem bez żony.
W tym piśmie zamieściłem jedyne zeznania mojej żony, które ona złożyła w dniu tragedii (karta 116121). Gdy te zeznania przeczytałem wiosną 2003 roku – po prostu nie mogłem uwierzyć, że złożyła je
moja żona – osoba, która była sensem i istotą 11 lat mojego życia, do dnia tragedii. Po prostu ja
kochałem moją żonę (i nasze dzieci) i jeżeli czemukolwiek jestem dzisiaj winny, to tylko swojej ślepej
naiwnej miłości do żony. Jednak prawdą jest, że miłość czyni ślepym.
Po trafieniu do więzienia w dniu 27.09.2001, żona stała się dysponentem całego mojego majątku,
który stanowiły:
1. nadbudowane luksusowe mieszkanie w Krakowie 140 m2 -koszt do 1996 roku ponad
1.ooo.ooo zł, dzisiaj warte ponad 2.ooo.ooo,- zł (o którego zagarnięcie po trupach walczyły
chore z pazerności kanalie Rojszczaki1).
2. Mieszkanie 40 m2 (również luksusowo wykończone) – spadek po moich rodzicach – warte
dzisiaj ok. 600.ooo. zł,
3. 1/3 udziału w mieszkaniu mojej siostry 95 m2 – także spadek po moich rodzicach,
1
Nazwisko pochodzi zapewne z połączenia głównych cech charakteru tych ukraińskich chłopów: roszczeniowości i urojeń.
2
4. Oszczędności w Krakowie w banku PKO SA – ok. 350.000 zł przygotowane na zakup innej
parceli i wyprowadzenie się od tych kanalii z piekła rodem - Rojszczaków po 27.09.2001,
5. Oszczędności za granicą ok. 1.500.ooo,- zł – z mojej opodatkowanej 10 letniej pracy w
Niemczech (ok. 700.000,- DM).
6. 3 samochody – w tym nowe Audi A6 (zakupione za 100.000 DM), Audi 100 i Saaba.
7. Własne meble i wyposażenie mieszkania w Ulm.
Dodatkowo miałem pożyczone przez moją żonę mojej teściowej – adwokatowi Jadwidze Kursa
kilkadziesiąt tysięcy złotych, które teściowa potrzebowała na urządzenie nowej kancelarii adwokackiej
w Bielsku-Białej (razem z adwokatem Krzysztofem Stecem).
Oszczędności w Krakowie zajął prokurator na wniosek Rojszczaków i Szczygła (ojca Agnieszki
Rojszczak – esbeka i oficera MO w latach 1966-1985 w Gorzowie Wielkopolskim). Rojszczak i Szczygieł
wnieśli o zajęcie „wszystkiego”, co tylko posiadałem na drugi dzień roboczy po tragedii !!!
Żona zupełnie przestała się interesować naszym wspólnym majątkiem. Zresztą całe 11 lat
małżeństwa, kompletnie nic jej nie interesowały finanse. O ile mi wiadomo, to po tragedii w dniu
27.09.2001 wynajęła mieszkanie 40 m2 za ok. 600,- zł studentkom, a także wynajęła nasze luksusowe
mieszkanie 140 m2 (nie wiem za ile). Za wynajem tych 2 moich mieszkań nie dostałem od niej do
więzienia z tego nawet 1 złotówki.
Żona odwiedziła mnie w więzieniu tylko jeden raz w sobotę 02.02.2002. Powiedziała mi wtedy w
więzieniu tylko tyle, żebym się powiesił, to tym pomogę jej w karierze sędziego. Faktycznie żona miała
wtedy rację i dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby współwięźniowie w nocy po tym widzeniu z żoną
mnie nie odratowali.
Żona nigdy nie napisała mi listu do więzienia, nigdy nie przysłała paczki z żywnością. Jedyne pismo od
mojej żony, to był pozew o rozwód. Adwokat z urzędu poradził mi, abym wniósł o alimenty i tak też
zrobiłem. Wniosłem wtedy symboliczne o alimenty 250 zł. I tą kwotę zasądził mi sąd w wyroku
rozwodowym.
Byłem pewien, że moja żona – dysponent mojego konta za granicą ( 1.500.000 zł ) będzie mi
pomagała finansowo w prowadzeniu mojej obrony. Potrzebowałem podręczników do prawa
karnego, do psychiatrii, komputera z pełnym orzecznictwem prawniczym, materiałów biurowych,
a także podstawowych zakupów w więzieniu (tutaj wszystko można kupić w więziennym sklepiku – za
pieniądze posiadane przez więźniów, które wpłaca im ich rodzina). Niestety żona mi nigdy w niczym
nie pomogła. Nigdy nie odpisała na jakikolwiek mój błagalny list o pomoc w więzieniu.
Gdy trafiłem do szpitala na obserwację latem w 2002 roku do Jarosławia i okazało się, że tam wydają
prawdziwe opinie tylko za łapówki (moimi „biegłymi” byli Janusz Adamczyk i Antoni Ferenc), to
błagałem moją żonę o pomoc. Okazało się, że moja żona była wtedy sędzią sądu rodzinnego w
Rybniku i pod jej nadzór podlegał tamtejszy szpital psychiatryczny !!!
Żona w końcu przyjechała do Jarosławia w dniu 03.07.2002 i rozmawiała z jednym z moich biegłych
łapówkarzy, z Januszem Adamczykiem, ale nic mu nie dała, więc i on nic nie stwierdził. (Antoni Ferenc
drugi łapówkarz, od stycznia 2007 przebywa w więzieniu … za branie łapówek za „opiniowanie”).
Po rozmowie z tym łapówkarzem Adamczykiem – psychiatrą, moja żona chwilę rozmawiała ze mną,
przynosząc mi … stare pantofle i 3 jabłka (słownie trzy). Później już tylko widziałem moją żonę
w sądzie na rozprawach rozwodowych2.
2
Przez 11 lat naszego małżeństwa co tydzień kupowałem żonie kwiaty, najczęściej róże lub storczyki. Przy każdym
przyjeździe z Ulm do Krakowa kupowałem żonie i jej matce ich ulubione perfumy, kawę i inne drobiazgi.
3
Wszystkie listy pisane do mojej żony i do naszych dzieci wracały do więzienia – nie odebrane
(załącznik). Nie wiem od 2001 roku, gdzie, jak i czy w ogóle żyją moje (?) dwie córeczki – 12 i 6 lat,
przy narodzinach których w szpitalu w Bawarii asystowałem i które bardzo kocham.
Kiedy okazało się, że moi krakowscy „adwokaci” – Andrzej Patela i Zbigniew Kubicki kompletnie nic
nie robią (poza pobieraniem gigantycznych honorariów i obiecywaniu aresztowanym pomocy), a
jedyną osobą na którą mogę liczyć – jestem ja sam, to zacząłem prosić żonę o przysłanie mi do
więzienia podręczników do prawa karnego, których w domu miała całą bibliotekę (kupioną za moje
pieniądze). Nic mi nigdy nie przysłała. Dopiero inni więźniowie, a od maja 2004 roku – także
przyjaciele, zaczęli mi pomagać finansowo, przysyłać książki i mogłem się wreszcie uczyć z
najnowszych podręczników.
Błagałem żonę o przysłanie mi jakiegoś komputera do więzienia z programem „Lex”, bo jest on
potrzebny do realnej obrony – ale mi nic nie przysłała. Dopiero w styczniu 2005 roku zdołałem do
innej osoby pożyczyć starego laptopa i rozpocząłem swoją obronę.
Nie rozumiałem też tego, że na tych jedynych zeznaniach, które złożyła moja żona (zawodowy sędzia)
– w dniu tragedii - 27.09.2001 – znalazły się nieprawdziwe fakty. Np. na karcie 118 żona zeznała:
„Ja od dwóch miesięcy nie mieszkałam z mężem przez cały ten okres czasu przebywałam u swojej
matki w Bielsku-Białej …” Przecież cały sierpień 2001 rok, przez 4 tygodnie żona była ze mną, naszymi
córkami, opiekunką do dzieci i małżeństwem sędziów Pawła i Krystyny Darmoń na wakacjach
w Austrii (koło Kaprun). A we wrześniu żona była cały miesiąc ze mną w Krakowie, gdzie nasza
córeczka chodziła przecież do przedszkola. Planowaliśmy właśnie chrzest naszej nowo narodzonej
drugiej córeczki w pierwszych dniach października 2007 (odbył się on już beze mnie). W dniu
28.09.2001 mieliśmy z Krakowa pojechać na parę dni do Zakopanego, bo akurat była piękna pogoda
(rezerwacja była już zrobiona). Tak samo nieprawdziwe muszą być jej zeznania dotyczące mojego
stanu psychicznego, bo nie korelują one z zeznaniami np. policjantów, lekarza pogotowia, czy też
mojej siostry Anny Milewskiej, która zeznawała w dniu tragedii, 27.9.01 o godz. 14.20 (czyli zeznań
niecałe 2 godziny po zdarzeniu, kiedy jeszcze pamięta się dokładnie wszystkie szczegóły):
karta - 60: „Znajdując się ciągle na terenie sądu ja sięgnęłam po swój telefon komórkowy – o nr 602
399 630 i ja zadzwoniłam z niego z tego co pamiętam na telefon domowy do mieszkania Andrzeja, na
nr 410 11 77 - Andrzej podniósł słuchawkę ale płakał, słychać było, że jest roztrzęsiony, powiedział
„halo” i rozłączył się.”
Innymi słowy – jeszcze przed samą strzelaniną i przed wyjściem mojej żony razem ze mną z domu,
już nic nie docierało do mojej świadomości, działałem wyłącznie automatyzmami. Moja poczytalność
była chwilowo zniesiona całkowicie. Byłem w totalnym szoku. Ale tego „nie zauważyła” żona (!?).
Nie jestem w stanie do dzisiaj zrozumieć postępowania mojej żony, która w takim tragicznym stanie
zostawiła mnie samego – zamykając poza mieszkaniem i z (prawdopodobnie) ostrą bronią w ręku.
Skoro żona „była pewna”, że wychodząc na rozprawę nie miałem przy sobie broni (k-118), co „będąc
w domu mogę to zauważyć” (k-119), to tym bardziej musiała moja żona widzieć, co mam ze sobą, gdy
„mąż wyszedł razem ze mną…” (k-119) … „wsiadłam do samochodu i ruszyłam widziałam jak mąż stoi
na ulicy” (k-120). Przecież pistolet + kabura są zbyt duże, aby je np. mieć w kieszeni spodni !
Prawdą jest natomiast stwierdzenie żony, że „mąż nigdy nie miał jakiegoś serdecznego przyjaciela”
(k-118), jeżeli to dotyczy jej samej. Dla mnie od chwili ślubu z moją żoną – żona stała się dla mnie
moim najbliższym przyjacielem (a przynajmniej tak naiwnie myślałem przez 11 lat naszego
4
małżeństwa). Faktycznie to miałem prawdziwych przyjaciół i mam ich nadal, a są to osoby, które mi
teraz pomagają w więzieniu i w obronie.
A teraz na dodatek moja żona wniosła o pozbawienie mnie tych 250,- zł, za które chociaż kupowałem
sobie w więzieniu podstawowe artykuły higieniczne, biurowe, znaczki i trochę owoców. Od ponad
roku nie stać mnie na kupienie sobie nowych okularów (od roku już niewiele widzę), tak samo, jak nie
stać mnie na opłacenie dentysty do zrobienia 3 trwałych plomb. Stary, pożyczony laptop już
całkowicie wysiada i boję się, że nie dam rady przygotować na tym zużytym sprzęcie kolejnego pisma
do kasacji w Sądzie Najwyższym, która odbędzie się w dniu 31.05.2007 !
Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że ożeniłem się z takim pięknym potworem, bez serca i bez rozumu.
Od dnia tragedii w dniu 27.09.200, do dnia dzisiejszego włącznie, jestem osobą pozbawioną wolności.
W dniu 12.07.2006, po trwającej 5 lat farsie procesu karnego, zostałem skazany na dożywotnie
pozbawienie mnie wolności przez „sąd” w Krakowie. Uniemożliwiono mi na jakąkolwiek realną
obronę przed zarzutami. Z przekroczenia granic obrony koniecznej oraz chwilowej niepoczytalności,
krakowski „sąd” z pomocą „biegłych” i pod dyktando brukowych mediów uznał mnie winnym
medialnego morderstwa. Zarówno w pierwszej, jak drugiej instancji uniemożliwiono mi na złożenie
moich własnych zeznań, nie dopuszczono nawet jednego świadka o których przesłuchanie wnosiłem.
Oddalono wszystkie wnioski dowodowe, o przeprowadzenie których prosiłem. Uniemożliwiono mi na
zadanie pytań świadkom oskarżenia - jedynym, jakich „sąd” dopuścił do udziału w „rozprawach”.
Uniemożliwiono mi na zadanie pytań „biegłym”, którzy wydali fałszywą opinię. Uniemożliwiono mi
nawet na wygłoszenie mojej mowy końcowej w pierwszej instancji. Część mojego „procesu”
odbywała się pod moją nieobecność. „Sąd” wyrzucał mnie z moich rozpraw, bo usiłując się bronić
„utrudniałem” prowadzenie „rozprawy”.
Aby nie opisywać jeszcze raz mojego „procesu”, proszę o ewentualne zapoznanie się z moimi
pismami, zamieszczonymi na stronie www.aferyprawa.com  znajdują się następujące pliki,
które mogą przybliżyć mój „proces” w krakowskim „sądzie” – expressis verbis – wierny pokaz
średniowiecznej inkwizycji (materiały te znajdują się także na fakultatywnie załączonej do tego listu
płycie CD):
1. Kasacja cz. 2. uzasadnienie mojego wyroku dożywocia (+ mój komentarz). Znajduje się tam
m.in. cytat: „Za tym, że stopień winy oskarżonego jest maksymalnie wysoki przemawia
zwłaszcza całe jego życie, gdy umacniał się narcystycznie w przekonaniu o swej wyższości i
uprawnieniu do przewagi nad innymi. W ten sposób oskarżony sam spowodował u siebie taki
stan osobowości. Niewątpliwie są to więc czynniki nad którymi oskarżony mógł zapanować.
Dotyczy to w szczególności osobowości, którą niewątpliwie można kształtować i która nie jest
dana człowiekowi raz na zawsze.”
2. Kasacja cz. 1 zawiera opis mojego „procesu”. Jak krakowskie „sądy” łamią elementarne
prawo do obrony. PRL nadal żyje w polskich „sądach” i ma się doskonale.
3. Mafia sądowa opis funkcjonowania polskiego wymiaru sprawiedliwości. Od kuchni.
Jak w praktyce w Krakowie uzyskuje się etat sędziego, jak wygląda realnie „proces” karny
po polsku i jak funkcjonują polskie areszty i więzienia.
4. Mechanizm stresu jak działa nieświadomy mechanizm obronny w mózgu każdego zwykłego
człowieka, gdy na skutek skrajnego stresu + traumy można stracić poczytalność. (to może
być ciekawe dla np. osób, które zastanawiają się nad możliwym mechanizmem tragedii w
więzieniu w Sieradzu, gdzie strażnik zastrzelił w „zupełnie niezrozumiały sposób” 3 obcych
policjantów)
5. Apelacja cz. 1, 2 i 3. Zawiera opis rażących błędów „Sądu” Okręgowego w Krakowie.
5
cz. 1 apelacji jest napisana w formie książki „Zespół ostrego stresu a psychologiczne
kryterium niepoczytalności w procesie karnym.”
6. Kompendium aktualnej wiedzy z zakresu psychologii i psychiatrii
7. Film „Stanfordzki eksperyment więzienny” prof. Zimbardo – obrazujący, jak szybko psychika
normalnych ludzi załamuje się w więzieniu. I jak absurdalnym jest „badanie” osobowości
normalnych ludzi, którzy przebywają dłuższy czas w więzieniach.
REASUMUJĄC:
Wnoszę jak w petitum, o podwyższenie alimentów do kwoty 450,- zł miesięcznie do
czasu, kiedy moja żona zwróci mi w całości:
1. Moje oszczędności z zagranicy w kwocie ok. 1.500.000 zł
2. Czynsz za 6 lat wynajęcia przez nią moich mieszkania 40m2 i 140 m2 + odsetki
3. Zwróci mi pożyczone ode mnie kilkadziesiąt tysięcy zł, na urządzenie kancelarii
adwokackiej jej matki Jadwigi Kursa w Bielski – Białej w latach 1999-2000
4. Rozliczy zabrane mi 3 moje samochody – zakupione wyłącznie w Niemczech w
Ulm za moje własne pieniądze
5. Pieniądze pobrane przez nią z mojego konta w PKO SA w Krakowie, poza tym, co
zajął prokurator w 2001 roku po tragedii.
Kopie tego pisma składam do:
- Ministra Sprawiedliwości, Prokuratora Generalnego
- Rzecznika Dyscyplinarnego S.A. za pośrednictwem Prezesa S.A. w Katowicach
- do mediów
Art. 286 kodeksu karnego przewiduje karę do 8 lat więzienia za „doprowadzenie innej
osoby do niekorzystnego rozporządzenia własnym mieniem,
za pomocą
wprowadzenia jej w błąd”.
Moja żona wprowadziła mnie w błąd – przysięgając mi na ślubie, że będzie moją żoną,
ze wszystkimi tego konsekwencjami prawnymi, a w efekcie okradła mnie ze
wszystkiego, co tylko nie zdołali mi zabrać z pomocą krakowskiego „sądu” Rojszczaki.
Dodatkowo, przez brak wsparcia i zostawienie mnie w krytycznym momencie samego,
przyczyniła się do tragedii.
Po wniesieniu jej pozwu przeciwko mnie o ustalenie wygaśnięcia obowiązku
alimentacyjnego w kwocie 250,- zł teraz ja wnoszę o prawne rozliczenie mojej żony
z jej postępowania. Żona – jak każdy sędzia składała corocznie swoje zeznania
majątkowe (do tajnej kancelarii w sądzie). Nie ma więc trudności z ustaleniem tego, co
stanowiło jej własność w chwili tragedii.
6
Równocześnie proszę o przekazanie Grażynie Kursa, że obecnie jestem w więzieniu w
Tarnowie i dalsze alimenty, oraz kwoty z pozycji 1 – 5 (jak powyżej) powinna wpłacać
na konto:
NBP O/O Kraków : 64 1010 1270 0026
dla: mgr inż. Andrzeja Kursy, syna Jerzego
1313 9120 0000
W załączeniu:
1. Jedna z wielu kopert, które wracały do więzienia nie odebrane przez żonę
2. Zeznania mojej żony z dnia tragedii 27.09.2001 – karta 116-121
ZAŁĄCZNIKI :
7
Karta 116
8
Karta 117
9
Karta 118
10
Karta 119
11
Karta 120
12
Karta 121
13