Zobacz, przeczytaj, posłuchaj
Transkrypt
Zobacz, przeczytaj, posłuchaj
„Legion samobójców”, czyli jak wątek miłosny ratuje cały film David Ayer to reżyser, którego możemy kojarzyć ze znanej produkcji filmowej o charakterze wojennym pt. „Furia” z 2014 r. Film ten został przyjęty przez widzów bardzo pozytywnie. Jego głównymi atutami były: świetna muzyka, która wprost idealnie pasowała do czasów sprzed końca II wojny światowej, fabuła, której nie da się opisać słowami oraz postacie. Tak, to właśnie one sprawiały, że nie można było się od niego odciągnąć. Szczególnie, kiedy główną rolę zagrał Brad Pitt. Ale, niestety, Pan Ayer w tym roku nie popisał się swoją letnią produkcją. Mówię tu oczywiście o filmie, który ukazał się na naszych ekranach 5 sierpnia. Mowa tu o „Legionie samobójców”. Powstawał on również przy współpracy z dość znanym uniwersum DC Comics. To właśnie oni stworzyli postacie, takie jak: Batman, Superman oraz Flash. Nie jestem fanem komiksów, więc nie śledzę ich twórczości, ale oglądałem większość ich filmów i muszę przyznać, że nie powinni się wciągać w świat kina. Zapewne pamiętacie poprzednią produkcję ich twórczości pt. „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”. Na nią również spadła krytyka jak na, teraz opisywany przeze mnie, film. Nie spełniał on oczekiwań widzów, jak i krytyków. Dość już o tym, teraz zajmijmy się głównym tematem. Postaram się nieco przybliżyć fabułę tytułowego Legionu. A więc...Po śmierci Supermana tajna agencja rządowa pod kierownictwem Amandy Waller postanawia stworzyć elitarną drużynę składającą się z samych bandytów, nadludzi oraz socjopatów. Każdy z nich po zadarciu z naszymi superbohaterami odsiadywał spokojnie swój wyrok, dopóki nie „zaproponowano” im dołączenia do grupy. Warto jeszcze wspomnieć o tym, że wybrano ich tylko z tego powodu, że po ich porażce nikt nie będzie ubolewał. Pomysł jest niby dobry, ale jego wykonanie wprost nie za bardzo. Jak zaczął się film? Reżyser posadził Amandę Waller, czyli groźną panią, która zarządza Legionem, przy stoliku w restauracji wraz z urzędnikami państwowymi, gdzie ona po kolei przedstawiała im kandydatów do drużyny, co Ayer urozmaicał montażem ze scen ich pojmania oraz obecnego życia za kratkami. Ale o co dokładnie mi chodzi? Czemu film mi się nie spodobał? Już mówię! Ayer do tego filmu zatrudnił, moim zdaniem, świetną obsadę, mam na myśli tylko 2 lub 3 osoby. Niestety, zagrali oni tak, jakby to powiedzieć...niczym worek ziemniaków. Tak to ujmę. Chyba każdy się ze mną zgodzi, że Will Smith, aktor znany z wielu filmów, takich jak: „Jestem legendą” lub „Faceci w czerni” jest bardzo utalentowany, jednakże w roli Deadshota się nie sprawdził. Zagrał on po prostu monotonnie i nic więcej. Zajmijmy się teraz postacią, dzięki której nie udało mi się zasnąć podczas oglądania seansu. Jest to słodka, urocza, a zarazem „lekko” stuknięta Harley Quinn. Zagrała ją Margot Robbie, która wystąpiła również w „Tarzanie: Legenda” jako Jane Clayton. Co prawda jej gra aktorska było trochę naciągana, ale jej humor jedynie spowodował u mnie uśmiech na twarzy. Zajmijmy się jeszcze moją drugą ulubioną postacią w filmie, a jest nią Joker. Joker to kolejna i ostatnia postać, zaraz po Harley, którą lubię. Co prawda pojawił się on w filmie łącznie jakieś 6 lub 7 minut, ale nie przykładałem do tego jakiejś większej uwagi. Jared Leto idealnie wczuł się w rolę psychicznego, głównego wroga Batmana. Chciałbym jeszcze wyjaśnić, skąd ten tytuł na górze. Odpowiedź jest banalnie prosta: Tylko jedna rzecz w tym filmie sprawiała, że dalej miałem chęć oglądania go. Tą rzeczą jest fantastycznie zrobiony wątek miłosny Harley i Jokera. Może i było go bardzo mało, no ale cóż ja mogłem z tym zrobić. To tyle z mojej strony. Mogę polecić film tylko tym, którzy mają ochotę się ponudzić oraz tym, którzy kochają krótkie wątki miłosne. Wiktor Sterna 2d Legion Samobójców (Suicide Squad), czyli jak nie zwariować? Suicide Squad (w polskim przekładzie „Legion Samobójców”) powstał w 1959 roku. W tamtych czasach jego członkami byli zwykli ludzie, którzy jako jedyni przetrwali różnego rodzaju katastrofy. Ich dowódcą, co warto zapamiętać, był Rick Flagg. Pojawili się zaś na łamach sześciu numerów komiksowej antologii „The Brave and the Bold” i szybko popadli w zapomnienie. W 1987 roku John Ostrander postanowił odświeżyć ten pomysł. W jego wersji Legion Samobójców składał się z samych złoczyńców, którzy dzięki byciu jego częścią mogli po części skrócić swoje wyroki. Rickowi Flaggowi zaproponowano rolę dowódcy zespołu, a mózgiem całej akcji była Amanda Waller. O istnieniu tej jednostki wiedziało tylko bardzo wąskie grono, a jej członków wysyłano na tajne rządowe misje. Legion Samobójców oparty jest na serii komiksów „Suicide Squad”. Jak wszyscy zapewne wiedzą, Superman „zmarł” na końcu Batman v Superman. Z tego powodu Amanda Waller postanowiła stworzyć Legion. W skład jej drużyny wchodzą złoczyńcy będący metaludźmi: Enchantress, El Diablo oraz Killer Croc, a także Kapitan Boomerang, Deadshot czy Harley Quinn, którzy żadnych mocy nie posiadają. I tu już widać mały problem filmu, ponieważ wiadomo, że ostatnia trójka musiała się w nim pojawić, iż są to jedni z najbardziej rozpoznawalnych postaci komiksowych Suicide Squad. Jednocześnie nie pasują oni do tej wersji. Największą sensację jednak wzbudził wątek miłosny Harley Quinn i Jokera, który nie był członkiem Legionu, ale pełnił ważną drugoplanową rolę, która miała wpływ na Harley. Każdy odebrał przekaz filmu inaczej. Nie każdemu się on spodobał, ale przecież każdy ma inny gust. Według mnie ekranizacja nie była do końca dopracowana, ale nie była aż taka zła. Utwór był ciekawy, a muzyka dobrana do scen była fantastyczna. Każdemu, kto nie obejrzał jeszcze tego filmu, polecam, aby to zrobił! Paulina Golińska 2D