nr 2/2009

Transkrypt

nr 2/2009
Numer 19 (69) / 2009
CZAS ŁASKI
Biuletyn Salezjańskich Wspólnot Ewangelizacyjnych
zanim powiesz
TAK...
w Biuletynie
3 Słowo od Moderatora
Wstępniak
4 Miłość a zakochanie
12 Emocjonalność
i uczucia
18 Czystość
przedmałżeńska
24 Pan Bóg stworzył nas
różnymi
30 Czy tak naprawdę
warto mieszkać ze
sobą przed ślubem?
34 Kobiecość - powołanie
każdej z nas
38 Wiary dochowaliśmy,
tradycję
podtrzymaliśmy!
41 Bóg ukochał mnie
takim jakim jestem
Witam bardzo serdecznie wszystkich czytelników po przerwie. podczas której mogliśmy
uczestniczyć w przeróżnych akcjach wakacyjnych. Te z pewnością były możliwością
odkrywania Boga i Jego miłości względem nas.
Aby nie ustać w zmienianiu i formowaniu
swojego ducha i osoby zachęcam do zapoznania
się z kolejnymi, ciekawymi artykułami w naszym
biuletynie.
Podczas pielgrzymki SPE były wygłaszane
konferencje na tematy związane z dojrzewaniem
do związku małżeńskiego i o czystości przedmałżeńskiej oraz o samym małżeństwie. Wielu z was
prosiło aby część z nich (mogła pojawić się)
pojawiła się w naszym biuletynie. Dlatego podzieliliśmy je na dwa tematy i jeden z nich chcemy
wam zaproponować “Zanim powiesz tak”.
Dla tych osób które już słyszały te konferencje,
niech ponowne przeczytanie ich będzie możliwością do jeszcze głębszego zastanowienia się
nad ich tematyką i zweryfikowania swojego życia.
Jak sami wiecie większość naszych czytelników
nie brała udziału w naszej pielgrzymce dlatego
cieszy nas możliwość przedłużenia wakacyjnego
pielgrzymowania i formowania swoich sumień na
te osoby, które nie miały takiej możliwości.
Zachęcam wszystkich do czytania naszego
pisma i rozpowszechniania drogą internetową
z Panem Bogiem.
Michał Sabada sdb
REDAKACJA BIULETYNU SWE
ks. Leszek Zioła sdb (moderator SPE), ks. Dariusz Presnal sdb (moderator PM)
Michał Sabada sdb (red. Nacz.) - [email protected]
Korekta: Agnieszka Mazur (Agniecha wielkie dzięki)
Pomoc: Tomasz Żmich sdb
Skład: samba
WSD TS
Ul. Tyniecka 39, 30-323 Kraków
REDAKCJA ZASTRZEGA SOBIE PRAWO DO MOŻLIWOŚCI ZMIANY TYTUŁU I SKRACANIA NADESŁANYCH
MATERIAŁÓW. WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE.
Biuletyn zamknięto dnia 17 X 2009r.
Zanim powiesz tak …
pokochaj naprawdę
Każda epoka i każdy czas ma charakterystyczne dla siebie symptomy: były czasy triumfalizmu, czasy histeryczne, po
wojnach dominowała depresja. Wydaje
się, że dzisiaj często dominuje narcyzm,
który jest jakby najbardziej widocznym
zaburzeniem osobowości młodzieży
naszych czasów. Charakteryzuje ona taką
osobę, która nie postrzega relacji w sposób właściwy i nie potrafi takich mądrych
relacji z innymi nawiązać. Narcyz to wg
mitologii greckiej ktoś, kto nie jest
w stanie zaakceptować i uznać miłości
drugiej osoby. Dlaczego? Ponieważ
druga osoba, w której się zakochuje,
postrzegana jest przez narcyza jako
ograniczona, grzeszna, niedoskonała. To
on ją odrzuca, w końcu zakochuje się
egoistycznie w samym sobie. Zamykając
się na miłość, którą ofiaruje drugi
człowiek, coraz bardziej zamyka się
w swoim małym idealnym - wirtualnym
świecie, skazując się na psychologiczne
samobójstwo. Jako młodzi w naszych
wspólnotach także podlegamy tym
tendencjom, coraz częściej sami przeżywamy relacje bardzo powierzchownie,
ulotnie, krótkotrwałe. Trudno o przyja-
źnie wierne i szlachetne. Uzależniamy
naszą przynależność do SWE od dobrego
samopoczucia, samozadowolenia. Ciężko nam o wysiłek poszukiwania i odkrywania prawdy, stawiania sobie wymagań,
przyjęcia trudu wierności, wyrzeczenia
i cierpienia na rzecz innych. Nawet Pan
Bóg staje się podporządkowany mojemu
„ja”, a wiara służy mojemu dobremu
samopoczuciu, Bóg jest fajny, jak się
dobrze czuję…
Żyjąc w takim klimacie widzimy, że
coraz więcej młodych ludzi odrzuca
powołanie wybrane wcześniej na całe
życie: zaczęli życie małżeńskie, życie
kapłańskie, złożyli śluby wieczyste, a po
bardzo krótkim czasie negują to wszystko, odrzucają bez podjęcia walki. Ktoś
podejmuje decyzję co do swojego życia,
a później nie walczy o to życie, szybko
rezygnuje - widząc czasami małe
trudności i przeszkody. To jest narcyz.
Gdzie tkwi problem ?
Drodzy młodzi SWE decyzja dotycząca życia, przyszłości „zanim powiesz
tak” jest często dramatem dla młodzieży,
ponieważ stawia człowieka wobec
ogromnej odpowiedzialności za drugie-
3
go. Taką decyzję może podjąć tylko sam
człowiek, nikt nie może go zastąpić. A jak
wspominałem wcześniej dzisiejszy „narcyz”, zapatrzony w siebie, jest pozbawiony ufności, odcina się od relacji. Bóg jest
niekoniecznym dodatkiem, desperacko
próbuje uciekać od decyzji, nie ma w sobie siły i brak mu oparcia, które pomaga
podejmować poważne decyzje. Jednak
najtrudniejsze jest to, że nie ma w sobie
tej świadomości, płynącej z odkrycia że
jestem miłowany, jestem umiłowanym
dzieckiem Boga, jest obok mnie Ktoś
większy od moich lęków, słabości, jest
Ktoś, kto mnie kocha. A jak jestem
kochany, to jestem silny tą miłością.
Miłość daje poczucie bezpieczeństwa
i jednocześnie nakłada na mnie odpowidzialność. Jestem odpowiedzialny za
miłość, którą otrzymuję od drugiej osoby,
od Boga. Jak w SWE możemy podjąć ten
trud walki o wierność powołaniu? Codzienna modlitwa - wierna i wytrwała,
prosta i szczera, jak mawiał ksiądz Bosko
– wprowadza w życie porządek i harmonię, uczy wierności, daje mądre natchnienia. Pokora wobec Słowa Bożego które
odkrywam i rozważam. Nade wszystko
sakrament pokuty i Eucharystia, które
przywracają łaskę i dają smak wolności
serca i piękno życia. To nasza droga.
Ks. Leszek Zioła sdb
Miłość a
zakochanie
4
Aby porównać miłość i zakochanie spróbujemy zdefiniować krótko czym nie jest (i czym jest) miłość. Wielu ludzi
mylnie przypisuje zakochaniu miano miłości. Tacy ludzie
nigdy nie będą szczęśliwi gdyż zakochanie jest tylko pewnego
rodzaju zapalnikiem. Zakochanie jest jedną z rzeczy które są
imitacją miłości.
Jest 6 śmiertelnie groźnych mitów na temat miłości.
Pierwszym mitem jest to, że miłość to seks. Drugim, że miłość
to tolerancja. Trzecim, że miłość to akceptacja. Kolejnym, że
miłość to wolne związki. Szóstym mitem- jednym z
najgroźniejszych jest to, że miłość to poświęcenie. Ostatnim
jest to, że miłość to uczucie, czyli zakochanie.
Jako, że tematem naszej konferencji jest „Miłość a zakochanie” najbardziej skupimy się właśnie na tym micie.
Wcześniej jednak, chcielibyśmy wyjaśnić pozostałe.
Mit pierwszy. Miłość to seks. Tu powiemy króciutko bo
jest to chyba najłatwiejszy do obalenia mit. Ks. Dziewiecki
opowiadał kiedyś o pewnych rekolekcjach dla studentów
z Łodzi. W pewnym momencie jeden student wstał i powiedział „Proszę księdza, niech ksiądz przyzna, jesteśmy tu
wszyscy dorośli, że istotą miłości jest seks, niech ksiądz to
przyzna” Ks. Dziewiecki powiedział do studenta: „żal mi
Ciebie”, on szok; „co ksiądz tak dziwnie do mnie mówi”.
Ksiądz mu na to: “ no żal mi ciebie, jesteś
niekochany przez rodziców no to …
marny Twój los”. Student na to z oburzeniem: „proszę księdza! Przecież ksiądz
mnie nie zna, nie zna moich rodziców, co
ksiądz mówi, że ja jestem nie kochany- ja
mam dobrych rodziców!” Ksiądz mu na
to ”jak to dobrych, przecież cie nie
kochają?”, student! “no kochają mnie
rodzice!” ksiądz „współżyją z Tobą??!!”.
Student na to w szoku: „ nie! Nie współżyją ze mną” - no to Cię nie kochają.
Przed chwilą powiedziałeś, że istotą
miłości jest seks. Więc jeśli tak, o Twoi
rodzice albo Cie nie kochają albo współżyją z tobą”.
A więc zobaczcie, biczem na mity jest
konkret! Jeśli ktoś nam powie „istotą
miłości jest seks”, a my mu odpowiemy
„nie, nie, miłość to coś innego” – no to jest
remis,ja mówię tak, on mówi tak i jest
remis. Tu nie może być remisu ani kompromisu. Jest jakaś rzeczywistość i są
fikcje i naszym zadaniem jest pokazywać
rzeczywistość i demaskować fikcję,
poprzez konkrety. Pokazując, że rzeczywistość jest inna albo pokazując absurdalne konsekwencje mitów. W tym przypadku to drugie pokazuje absurdalne konsekwencje mitu, że jeżeli istotą miłości jest
seks, to muszę współżyć ze wszystkimi
których kocham. Gdyby istotą miłości był
seks, to najbardziej by kochały zwierzęta,
bo o ile nam wiadomo u nich seks lepiej
działa niż u nas a na drugim miejscu
byliby gwałciciele- bo potrafiliby kochać
nawet kogoś, kto nie chce być kochany.
Więc budujmy pomniki gwałcicielom
jako heroicznym bohaterom którzy
kochają nawet tych, którzy tego nie chcą
i potrafią poświęcić swoje życie idąc do
więzienia za to, że kochali wiele osób.
Otóż, seks oderwany od miłości i postawiony w miejsce miłości to są gwałty,
molestowanie seksualne, pedofilia, prostytucja. W większości przypadków są to
przestępstwa. A może to się skończyć
uzależnieniami, zakażeniami wenerycznymi i śmiertelnymi. To śmiertelny
błąd. Pomylić miłość z seksem to jest błąd
śmiertelny.
Seksualność jest błogosławieństwem
tylko w jednej formie miłości, mianowicie jeśli się zdecyduję kochać Ciebie
wiernie i nieodwołalnie- tylko z Tobą i na
zawsze. Wtedy seksualność jest błogosławieństwem bo tylko miłość małżeńska
ma takie cechy. We wszystkich innych
formach miłości kocham tylko wtedy
kiedy nie współżyję. Rodzice kochają
dzieci, jeśli nie współżyją z dziećmi,
nauczyciel kocha uczniów jeśli nie
współżyje, ksiądz kocha jeśli nie współżyje i tak dalej… Warunkiem miłości,
jest to, że nie współżyję.
Kolejnym mitem jest to, że miłość to
tolerancja - nic bardziej błędnego!
miłość to nie tolerancja. Bo tolerować to
kpić sobie z człowieka. Tolerować to
mówić „ jesteś dla mnie zerem i rób sobie
co chcesz, Twój los mnie nie interesuje..
A rób sobie co chcesz!” Jeśli rodzice niepełnoletnich dzieci tolerują ich „wybryki” to rodzice idą do więzienia. Odbierane
są im prawa rodzicielskie. Jeżeli słyszymy jak rodzic mówi: „ przy mnie mój
15letni syn ma prawo wypić piwo, ja mu
na to pozwalam – jestem tolerancyjny” to
od razu mówimy, „dobrze, to ja jutro
dzwonię na policje, pisze list do sądu dla nie letnich i pan straci prawa rodzicielskie”. Bo za tolerancję się traci prawa
rodzicielskie bo picie alkoholu przez
nieletnich jest nielegalne. To jest konkret,
taki rodzic zaczyna myśleć w obliczu
konsekwencji.
Więc miłość to nie tolerancja. Tolerancja jest kpiną z człowieka. Tolerancja
byłaby dobrym sposobem na relacje
międzyludzkie gdybyśmy nie potrafili
krzywdzić. Ale ponieważ człowiek potrafi krzywdzić innych i sam siebie, to ja
ciebie człowieku kocham, a o twoich
zachowaniach mówię prawdę. Jeżeli robisz
coś dobrego, to Cię kocham i chwalę Twoje
zachowanie, a jeżeli robisz coś złego to
Ciebie kocham i wzywam policję – bo np.
krzywdzisz innych. A więc tolerancja
wobec ludzi szlachetnych to za mało powiedz komuś „toleruję cię bo jesteś
5
6
szlachetny”.To trochę mało, a tolerancja
wobec drani to za dużo, nie toleruję - od
razu wzywam policję, ale drania kocham.
A wzywam policję, żeby nie mógł krzywdzić innych bo innych też kocham no
i drania, więc wzywam policję żeby miał
jak najmniej ofiar na sumieniu. Więc miłość
to nie tolerancja.
Kolejnym mitem jest to, że miłość to
akceptacja. Ktoś może powiedzieć:
akceptacja to już jest miłość, że nie seks, nie
tolerancja – to zgoda, ale akceptacja to już
jest miłość”. NIE. Znowu, nie ważne co
powiemy, ważne są argumenty. Wyobraźmy sobie konkret, bo konkret to jest bicz na
wszystkie mity. Wyobraźcie sobie, że jakaś
studentka idzie ulicą Wrocławia, napada na
nią pan „grzeczny inaczej” (mówiąc językiem tolerancji) no i próbuje zdzierać z niej
ubranka, a ona patrzy mu w oczy pokornie
i mówi „proszę pana, ja jestem studentką,
jestem chrześcijanką, jestem z SWE, jestem
codziennie na Mszy świętej, jestem co drugi
dzień u spowiedzi itd., więc ja pana kocham
takim jakim pan jest. Ja pana akceptuję
takim, jakim pan jest. Niech pan będzie sobą”. Otóż dziewczyna, która potrafi kochać,
nie mówi, że akceptuje faceta takim jakim
jest, utego potencjalnego gwałciciela, tylko
go sprejem po oczach a jak nie ma, to go
kopie z kolana - bo to najskuteczniej
i najszybciej. Wtedy facet pada, dziewczyna się oddala, dzwoni na policję i mówi
„panowie, przy tej i tej ulicy leży niedoszły
gwałciciel. Nic mi nie grozi bo jest nieprzytomny. Karetki też nie wzywajcie - niech
sobie poleży a wy przyjedźcie zanim zacznie się ruszać i odczuwać ból - na razie nic
nie czuje” – ma szczęście facet;) W każdym
razie, to jest konkret. Ktoś może powiedzieć „masz rację, jak mam do czynienia
z potencjalnym gwałcicielem, cynikiem
czy egoistą to nie daj Boże żebym akceptował to z miłością, ale jak mam do
czynienia z człowiekiem szlachetnym, to
już kochać i akceptować to jest to samo”
Też nie. Nigdy. Dlatego, że człowiek nie ma
granic w rozwoju. Nikt z nas, nie ma granic
w rozwoju, nikt z nas nie jest już tak
wspaniały, że już niemógłby być wspanialszy. Nikt z nas nie ma granic w rozwoju bo
jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Czyli mamy perspektywę ro-
zwoju bez granic. Akceptować to mówić
„bądź sobą - nie rośnij, nie bądź dzisiaj
większy niż wczoraj a jutro większy niż
dzisiaj. Zostań takim, jaki jesteś”. Jeżeli
któraś z pielgrzymujących dziś dziewczyn,
jest, fantastyczną 22latką, mądrą, inteligentną, to jeśli nie będzie się rozwijać, za
rok będzie już w śród średnich, a za dwa lata
w ogonie. Za 3 lata będzie w głębokim
kryzysie. Bo wspaniały rozwój na dziś, nie
jest wystarczający na jutro i pojutrze. Nie
ma takiej fazy rozwoju, w której nie
mógłbym się rozwijać. Czasami słyszy się,
jak dziewczyny mówią „ jak czasami patrzę
na mojego narzeczonego, to widzę jego
słabości, i czasami próbuję mu mówić, nie
bądź taki leniwy, nie bądź taki arogancki,
nie bądź taki taki taki… Itd… To on mi
mówi…aaa… to ty nie chcesz się ze mną
pobrać, ty chcesz żyć z innym mężczyzną,
ty mnie nie akceptujesz. Dziewczyna wtedy
schyla głowę i mówi “nie..Ja chcę być
z tobą, akceptuję cię..” no i tu jest błąd, że
ktoś nam wmówił, że miłość to akceptacja.
Dziewczyna musi powiedzieć wtedy
„chłopcze drogi, ja ciebie kocham i ty
mówisz, że też mnie kochasz… Ja ciebie
naprawdę chcę kochać i jeżeli kocham, to ty
przy mnie rośniesz. To codziennie jesteś
większy od siebie niż byłeś wczoraj”. Bo
akceptować to mówić „bądź sobą” czyli
„nie rozwijaj się, bądź taki jaki już jesteś”.
Kochać, to mówić „ pomogę ci codziennie
stawać się większym od samego siebie”. Bo
miłość jest największą mocą we wszechświecie. Miłość nie zamraża rozwoju tylko
promuje rozwój i to w sposób zaskakujący,
niezwykły. Wtedy takiego chłopaka albo
dziewczynę która próbuje nas szantażować
tzw. akceptacją trzeba zaszantażować
mądrze i powiedzieć jasno „ albo przy mnie
rośniesz, bo wtedy jest jasne, że ciebie
kocham i że, ty z tego korzystasz, albo mnie
nie interesuje kontakt z tobą. Jeżeli przy
mnie jesteś taki, jaki jesteś, a nie codziennie
większy, to znaczy, że cię nie kocham”.
Weźmy na siebie winę, specjalnie z premedytacją, obróćmy się i odejdźmy. Tylko
ci przyjmują naszą miłość, którzy przy nas
rosną. Jak ktoś mi mówi: „ja Cię akceptuję
takim jakim jestem”. To znaczy, że jest
drań, który nie chce się rozwijać i nie ma
szans na szczęście wzajemne. Miłość
nie polega na akceptacji, ale na promowaniu nieustannego rozwoju. A kto nie chce
się rozwijać, nie chce przyjmować miłości
i chce mieć wygodnicki tryb życia. Niech
sobie sam tak żyje, ale beze mnie.
Kolejny mit, to że miłość to wolne
związki. Wolnych związków nie ma. Nie
są, ani dobre, ani złe - po prostu nie istnieją.
Bo nie ma rzeczy wewnętrznie sprzecznych. Nie ma suchej wody, nie ma kwadratowego koła, nie ma przyszłej przeszłości i nie ma wolnych związków. Tu znowu
powołam się na pewną anegdotę prawdziwą
historię którą usłyszeliśmy z Adamem na
rekolekcjach. Kiedyś pewien student politechniki z Radomia podszedł do znajomego
księdza i mówi „ proszę księdza, to jest
moja dziewczyna” ksiądz. mu na to: ”co Ty
wygadujesz?! Twój to może być zegarek,
długi, dwóje w indeksie, ale nie dziewczyna. Dziewczyna jest bezcenna - nie może
być twoja”. Student trochę zaskoczony
powiedział: „no… to jak mam powiedzieć?”. „To jest dziewczyna, którą kocham” - odparł ksiądz. Ona od razu: „no
powtórz co ci ksiądz powiedział;)”. No
i chłopak, trochę jąkając się, powiedział:
”to jest dziewczyna, którą kocham.. ale
proszę księdza, żyjemy w wolnym związku” .No i powstało masło maślane. Słusznie
chłopak użył słowa, „ale” bo używamy go,
kiedy druga część zdania zaprzecza pierwszej i tak było w tym przypadku. Jeśli
mówię, że kocham, to znaczy, że łączy mnie
z drugą osobą największy i najsilniejszy
związek na świecie. A tu chłopak mówi
o miłości, a zaraz potem dodaje, że nas nic
nie wiąże. No bo tak zwany wolny związek
to znaczy, że w każdym momencie można
opuścić swojego partnera, do niczego się
nie zobowiązuję. Możemy zastanowić się,
dlaczego niektórzy używają sformułowań
wewnętrznie sprzecznych, bo wolny związek właśnie do takich należy. Otóż po to,
żeby pokazać, że mają związek byle jaki
z drugą osobą, nie wierny, nie płodny,
egoistyczny, prymitywny, takie osoby
wstydzą się powiedzieć „ to jest osoba
z którą mam związek byle jaki: prymitywny, egoistyczny”. Próbują znaleźć ładną
nazwę na brzydki związek. A ponieważ nie
ma ładnych nazw na brzydkie rzeczy,
stosuje się sztuczki językowe, wymyślając
nazwy wewnętrznie sprzeczne: „wolny
związek”. Trzeba powiedzieć prawdę
„mam związek byle jaki”, nie kombinować,
że masz piękny związek mając brzydki.
Historia z księdzem i tą parą skończyła się
tak, że chłopak spuścił głowę, a dziewczyna
wyrwała rękę z jego ręki i zaczęła myśleć
czy oni naprawdę się kochają. Bo nie ma
miłości bez myślenia. Więc wolne związki
nie tylko nie są alternatywą dla miłości, ale
w ogóle nie istnieją.
Jeszcze powiemy o jednym - bardzo
groźnym micie i przejdziemy do zakochania i miłości. Miłość to nie naiwność. Tu
chcę powiedzieć krótko ale bardzo konkretnie. Pewien ksiądz kiedyś przepraszał nas
za ten mit bo mówił, że to właśnie księża go
rozsiewają - ale nie bądźmy dla nich surowi;). Pamiętajmy, że Jezus uczy nas mądrej
miłości. Otóż kiedy jest naiwność? To jest
taka sytuacja, że ja kocham ciebie, np. ja
żona kocham ciebie – męża, ty mnie nie
kochasz ani samego siebie, bo jesteś w kryzysie- np. alkoholik w czynnej fazie choroby. Co więcej, krzywdzisz mnie i dzieci
nasze, samego siebie też. Ja cię o tym informuję, płaczę, mówię, że cierpię, że dzieci
cierpią, pokazuję ci siniaki które mi
zrobiłeś, apeluję do sumienia. Na różne
sposoby cię błagam o litość wręcz. Ty sobie
kpisz i codziennie krzywdzisz mnie
bardziej, z dnia na dzień rośnie twój kryzys
i moje krzywdy, które wyrządzasz, a ja mimo to dalej w tym trwam. Może czasami
popłaczę, czasami zrobię awanturę, czasami ci grożę wałkiem od ciasta, ale w sumie
dalej w tym trwam. To jest naiwność. Pamiętajmy, co mówi przysięga małżeńska.
Czy taka kobieta ślubowała „biorę cię za
męża i nawet jak będziesz mnie bił, znęcał
się nad dziećmi, masakrował naszą rodzinę
ja się tobie poświęcę i jeszcze będę mówiła,
że to mi Bóg zesłał?!” Czy też powiedziała „
będę cię kochać, bo i ty mi to samo przysięgasz.” Pamiętajmy, że Jezus i Kościół uczą
nas mądrej miłości. Nie wymagają od nas
heroizmu ale roztropności. Uczą mądrej
miłości, a nie naiwności. Kościół daje nam
prawo do skutecznej obrony także przed
kimś, kogo kocham. Ostatnim krokiem
takiej obrony jest separacja małżeńska,
7
która nie zrywa przysięgi małżeńskiej o
do-żywotnej miłości ale chroni i pozwala
kochać na odległość. Ktoś może zapytać,
a dlaczego Kościół nie daje rozwodów?
Odpowiedź jest bardzo prosta. Bo
Kościół poważnie traktuje człowieka
który składa przysięgę małżeńską.
I tak powiedzieliśmy już sobie, że
miłość to nie seks, nie akceptacja, nie
tolerancja, nie wolne związki i nie naiwność. Ale najbardziej powszechnym
i rozreklamowanym mitem jest to, że
miłość to zakochanie!
Mit ostatni. Miłość a zakochanie.
Spróbujmy przyjrzeć się temu, czym jest
zakochanie. Zakochanie jest czymś spontanicznym, gdyż wynika z emocjonalnej
potrzeby bycia blisko drugiej osoby.
Pierwsze uczucie zakochania pojawia
się w człowieku bardzo wcześnie. Małe
dziecko, będące silnie związane emocjonalnie ze swoimi rodzicami, czuje się
bezpiecznie i radośnie gdy z nimi przebywa. Wystarczy, że rodzice spojrzą na
niego z miłością, a natychmiast zapomina
o zmęczeniu czy strachu. Potrafi nawet
8
zapomnieć o tym, że okropnie boli go
kolano, które potłukł sobie przed chwilą,
spadając z roweru. Oczywiście nikt nie
mówi wówczas, ze owe dziecko jest zakochane, jednak emocje, które mu wtedy
towarzyszą są bardzo podobne, jeśli nie
identyczne, jak te, które towarzyszą mu
gdy jest już nastolatkiem i zakochuje się
w swojej koleżance na kolonii czy pielgrzymce :P.
Kolejne zauroczenie następuje wówczas gdy dorastamy. W wieku młodzieńczym zaczynamy odczuwać potrzebę bliskości z inną osobą, ale już spoza
rodziny. Zazwyczaj jest to rówieśnik płci
przeciwnej. Przy boku tej drugiej osoby
czujemy się dobrze, jesteśmy radości
i zapatrzeni w siebie. jesteśmy radości
i zapatrzeni w siebie. Dreszcze i motyle
w brzuchu czasem mylone są wówczas
z miłością. Jednak po kilku tygodniach
lub miesiącach pojawia się cierpienie.
Cierpienie wynika z pojawiającej się
zazdrości lub lęku że druga osoba nas
opuści. Przyczyną tego nieoczekiwanego
'doła' mogą być też Wzajemne nieporozu-
mienia czy odmienne oczekiwania.
Pierwsze zakochanie rzadko prowadzi do
prawdziwej miłości a jeszcze rzadziej do
małżeństwa dlatego że pojawia się przeważnie bardzo wcześnie kiedy (jeszcze
bardzo młodzi) zakochani nie są na tyle
dojrzali aby zacząć kształtować w sobie
miłość. Takie poszczególne zakochania
są naturalną rzeczą w życiu każdego
człowieka, a jest nią dążenie do szczęścia
poprzez bliskość z tą drugą osobą.
Z naukowego punktu widzenia zauroczenie to stan emocjonalny trwający do
18 miesięcy, gdzie podwyższony jest stan
endorfiny we krwi (czyli hormonu
szczęścia). Należy jednak pamiętać, że
zakochanie to przede wszystkim emocje.
Jeżeli miłość byłaby uczuciem, to ja
i Adam wypisujemy się z tego świata
i uciekamy;) Bo jak jesteś w dobrym
nastroju to się uśmiechniesz i mnie
przytulisz, a jak ci się pogorszy to mi nóż
wbijesz w plecy - bo się kierowałeś uczuciami. To ja dziękuję za taką miłość.
Uczucia są zmienne, a miłość pozostaje
niezmienna i wierna.
Skąd się bierze ten fatalny błąd, że miłość
to uczucie? Stąd, że kiedy kocham, to zawsze przeżywam uczucia. Uspokajamy
od razu dziewczyny i chłopaków
romantyków - nie ma miłości bez uczuć.
Ale istotą miłości, nie jest uczucie! Jeśli
istotą miłości byłoby uczucie, to trzeba by
się kierować uczuciami. A wiecie, co się
dzieje jeśli się kierujemy uczuciami…
Albo jesteśmy naiwni albo okrutni.
Emocje bywają bardzo zgubne dla człowieka i za wszelką cenę nie można
dopuścić do tego aby zawładnęły naszym
życiem. Jest to bardzo ważne, gdyż łatwo
jest wpaść w pułapkę emocjonalną, która
może wyrządzić wiele krzywd. Wiecie,
9
10
co się dzieje w zakochaniu... Zdarzają się
na przykład sytuacje, gdy zakochany
chłopak w jednym tygodniu nosi swą lubą
na rękach i jest w stanie wszystko dla niej
zrobić, a innym razem w złości dochodzi
do pobicia, gwałtu czy nawet zabójstwa,
albo samobójstwa z powodu zranienia
jakie zadała druga osoba.. A miłość nie
zabija, nie prowadzi do samobójstw zakochanie tak. W zakochaniu może
dojść do grzechów, do inicjacji alkoholowej, narkotykowej bo chłopak powie „oh,
przyłapałaś mnie na narkotykach, ty mnie
kochasz i chcesz mnie ratować… Ale
sama spróbuj to dopiero zobaczysz jak to
działa i będziesz wiedziała, jak mnie ratować”. I dziewczyna też bierze w bezmyślności zakochania. Mamy dwa trupy a nie
jednego. Więc jeśli się ktoś kieruje uczuciami to jest koniec świata. Podczas
zauroczenia ważne jest, aby nie poddawać się emocjom. Owszem są one ważne
i nie sposób ich po prostu wykluczyć, ale
zakochanie, czyli emocje, nie są celem
samym w sobie. I tak, jeden mit to, że
miłość to uczucie, a drugi, że miłość to
piękne uczucie. Ani to, ani to, nie jest
prawdą, jest mitem. Kiedy kocham, to
zawsze przeżywam uczucie, ale to nie jest
istota miłości. Uczucia przeżywamy
różne - w zależności od tego co się z tobą
dzieje człowieku. Jeśli się dobrze dzieje
to i ja się cieszę, a kiedy źle ( z twojej lub
nie z twojej winy) to ja się straszliwie
martwię i cierpię, bo ciebie kocham.
A więc mamy już obalony ostatni, a zarazem główny mit - miłość to nie jest zakochanie, nie uczucie, nie hormony ani
feromony, zakochanie jest doskonałym
momentem aby zacząć kształtować
w sobie postawę miłości do drugiej osoby.
Stan zakochania jest wtedy doskonały
gdy stanowi siłę napędową tej początkowej 'nauki miłości'. Należy liczyć się
z tym, że zauroczenie w końcu się
skończy, czar pryśnie. Zaczniemy wtedy
zauważać nie tylko zalety ale też i wady
drugiej osoby. Jednak jeśli już wtedy
kochamy, to nadal będziemy decydować
się na to, aby kochać dalej. Podsumowu-
jąc: stan zakochania powinien być taką
iskrą która spowoduje wybuch, czyli
wzajemną piękną miłość, albo inaczejjak to powiedział Adam, „zakochanie jest
jak wschód słońca gdzie słoneczny dzień
jest tą miłością”. Kiedy zapominamy
o tym a skupiamy się tylko na pozytywnych lub negatywnych uczuciach i nastrojach jakie się w nas pojawiają,
wówczas postępujemy bardzo egoistycznie. Egoizm, jako doskonałe odwróce
nie miłości do góry nogami, czyni nas
niezdolnymi do miłości, bo nie może być
coś czarne ale jednocześnie białe. Tu
pojawia się paradoks: nieumiejętne życie
w stanie zakochania, gdy targają nami
emocje, jest niebezpieczne i może czynić
nas niezdolnymi do kochania. Zaskakujące jest to, że jeszcze tak wiele par nie ma
zielonego pojęcia o tym czym jest miłość
i czym ona się różni od zakochania.
W mediach kreuje się raczej inny kształt
miłości. Nie mówiąc już o tym, że dla
telewizji miłość i zakochanie to jedno i to
samo ale daje się do zrozumienia że
uczucie pomiędzy osobami tej samej płci
to też jest miłość. Oczywiście wszystko to
jeden wielki absurd i jest jedynie wielką
karykaturą miłości. Każdy człowiek dąży
do szczęścia, jednak obiera sobie inną
drogę, ale trzeba pamiętać że prawdziwe
szczęście może dać tylko miłość i to nie
byle jaka, w prawdzie o której mówi
Papież w encyklice Caritas in Veritate.
W centrum chrześcijaństwa jest Jezus
Chrystus, który umarł na krzyżu z miłości
do nas, a więc w chrześcijaństwie najważniejsza jest miłość. Dojrzały chrześcijanin uczy się miłości przez całe życie.
Dąży do takiej miłości jaka kazała
Jezusowi umrzeć za nas.
Ktoś może zapytać- czym więc jest
miłość, co jest jej istotą?!
Istotą miłości jest decyzja. troski
o Twój rozwój. Można powiedzieć, że to
jest za ogólne i można tym stwier-dzenie
manipulować.
Ktoś kiedyś tak ładnie powiedział, że
kochać to „być obecnym w życiu drugiej
osoby, żeby ta się stawała najpiękniejszą
wersją samego siebie”.
Czyli decyzja. I tu od razu może powiem
taki prosty przykład. Nie wiem czy kojarzycie taką piękną płytę muzyczną „Koncert najskrytszych marzeń” – to jest poezja
śpiewana. Piosenkę numer 5 „Niebieską
piosenkę” śpiewa Grzegorz Tomczak mężczyzna o pięknym silnym głosie który
śpiewa o tym, jak idzie do nieba z żoną
i w pierwszej zwrotce chwali się Bogu
swoją żoną, jaka to ona wspaniała i jak go
ratowała w wielu sytuacjach, a w drugiej
zwrotce mówi o swojej miłości do żony, że
on ją też wspierał, że nie był gorszy i potem
śpiewa piękną definicję miłości „Bo
chciałem tak i już!” Tomczak prawie to
wykrzykuje jak Niemen „Dziwny jest ten
świat”. Mówi, że chciał tak i już, bo miłość
to jest wolna decyzja, którą możemy
podjąć, jeśli chcemy aby dziewczyna była
drogocennym skarbem, a chłopak jej
sejfem. Wystarczy chcieć. To jest nasza
świadoma decyzja, mogę powiedzieć, że
chce dołączyć do tych wszystkich ludzi
którzy cię kochają, a jeśli nikt cię nie kocha,
i ty siebie nie kochasz to ja będę druga po
Bogu w tej miłości. Tego chcę i już. Tu
mogą być dwie obiekcje - że w związku
z tym, miłość to taka sucha jest, jak decyzja
u alkoholika - postanawia już nie pić bo ma
silną wolę i już. Pamiętajmy, że to my
decydujemy, a nie jakaś nasza wolna wola.
To my podejmujemy tą decyzję a nie wolajak to kiedyś pewna pani powiedziała: “ja
mam taką silną wolną wolę, że robi ze mną
co che” – to my decydujemy!. “Pełni
świadomości. Pamiętajmy, że istotą miłości
jest decyzja, a ona wyrażana jest poprzez
uczucia. Uczucia nie są jej istotą – są
sposobem jej okazywania. Miłość jest
doświadczalna fizycznie poprzez obecność,
pracowitość i czułość - tego nas uczy Jezus.
Jeśli podejmujemy taką decyzję, to na co
dzień ją realizujemy, troszczymy się,
stajemy się lepsi - bo kochamy, bo tak
chcemy i już. W czym się ta decyzja
przejawia na co dzień? W słowach i czynach. Jakie słowa i czyny? Dostosowane do
Twojego zachowania. Miłość jest mądra
i jest widzialna. Jeśli mnie kochasz, ja to
zobaczę. Jezus po to przyjął ciało, żeby
ucieleśnić nam miłość. Pokazać, że jest to
coś, co można dostrzec, nie trzeba w nią
wierzyć, ona jest widzialna. Ciało mam po
to, żeby pokazać miłość. Pamiętajmy, że
tyle miłości, ile obecności - zwłaszcza
w rodzinie. Tyle miłości, ile pracowitości Jezus od rana do wieczora harował,
tłumaczył, uzdrawiał, modlił się. Człowiek
leniwy może romansować- ale nie kochać,
nie jest w stanie pokochać. Tacy ludzie mają
fajny hymn życiowy „ do zakochania jeden
krok, a do roboty dwie lewe ręce…”. Do
zakochania lenistwo wystarczy, a do
miłości nie. Szczytem pracowitości jest
miłość macierzyńska - kiedy mama daje
dziecku swoje ciało, krew i pokarm, kiedy
jest w niej. A kiedy jest już na świecie, to
mama oddaje całą siebie w jego wychowanie. Więcej oddał tylko Jezus kiedy na
krzyżu za jednym razem oddał swoje ciało
i krew.
A więc miłość to obecność, pracowitość
i czułość. Tyle miłości ile czułości. Kto jest
najbardziej czułym człowiekiem na
świecie? Jezus! Przytulał wszystkich,
i dzieci, i dorosłych, i kobiety, i mężczyzn,
i dobrych, i złych (jak się nawracali).
Przytulał wszystkich i był absolutnie
najczulszy na świecie, i umarł dla tej
miłości. Nie ma miłości bez czułości – to
nam pokazuje Jezus, pokazywali nam to Jan
Paweł II i Matka Teresa, którzy także
kochali prawdziwie wszystkich ludzi.
Pamiętajmy więc, że o ile zakochanie jest
spontaniczne, co znaczy że pojawia się
i znika niezależnie od nas, to miłość to nasz
osobisty wybór i my decydujemy o tym, że
chcemy lub nie chcemy kochać. My
z Adamem już wiemy, że postanowiliśmy
mieć wobec siebie postawę miłości do
końca życia. W związku z tym 29 sierpnia
br. Powiedzieliśmy sobie sakramentalne
„TAK”, bo kochamy się i już!:)
Agata i Adam Gajewscy
na podstawie konferencji ks Marka
Dziewieckiego
11
Emocjonalność
i uczucia
12
Bardzo dużo mówi się o uczuciach, na
łamach literatury, prasy, sztuki filmowej –
jednak w dalszym ciągu uczucia i emocje
które przeżywamy sprawiają nam
ogromną trudność. Nie potrafimy uczuć,
które nas dotykają, nazwać, wypowiedzieć, właściwie rozeznawać i okazywać
innym ludziom. Nie rozumiemy ich roli
i znaczenia. Często przykładamy do nich
zbyt wielką wagę i wyłączając rozum,
kierujemy się nimi podczas podejmowania ważnych, życiowych decyzji, co
w konsekwencji przynosi wiele tragedii.
Lub odwrotnie – staramy się je ukryć, nie
radząc sobie zupełnie z ich przeżywaniem, obwiniamy się za ich pojawienie. Dotyczy to w szczególności
uczuć o nacechowaniu negatywnym, tj.
złości, agresji, poczucia wstydu czy
zazdrości. Uczucia zostały zepchnię-te do
rangi niepotrzebnego balastu, tematu
przede wszystkim dla rozemocjonowanych kobiet lub zniewieściałych mężczyzn, tematu dla pracy zwariowanych
psychologów i psychiatrów.
Tematem tego artykułu nie będzie
dogłębna analiza i pochodzenie uczuć – z
tym odsyłam do podręczników
z dziedziny psychologii i filozofii, które
w pełni tą tematykę wyczerpują. Celem
moich rozważań stanie się przede
wszystkim dotarcie do zrozumienia
znaczenia uczuć, ich roli w naszym życiu,
szczególnie w życiu duchowym.
Zrozumienia, że uczucia podobnie jak
cała nasza osobowość jest elementem
planu Pana Boga, wobec człowieka, który
kocha i jest Miłością.
Człowiek i uczucia
Temat znaczenia uczuć i jego
pochodzenia w człowieku podejmowali
wielcy święci, myśliciele, teolodzy.
Człowiek stworzony przez Boga
z miłości na Jego obraz i podobieństwo
obdarzony został, jak pisze św. Paweł ciałem, duszą i duchem, które są
integralne, przez które wyraża siebie
i kontaktuje się ze światem zewnętrznym.
Jak opisuje to Karol Wojtyła, późniejszy
Sługa Boży papież Jan Paweł II, w swojej
znamiennej książce pt. „Miłość
i odpowiedzialność”, człowiek jako
jedyny z bytów ożywionych posiada
rozum, który staje się podstawą myślenia
pojęciowego i utworzenia życia
wewnętrznego. Osobę ludzką wyróżnia
od najdoskonalszych nawet zwierząt
przeżywanie bodźców ze świata zewnętrznego właśnie poprzez życie wenętrzne (z całą pewnością – nie jesteśmy
zwierzętami). Życie wewnętrzne osoby
ludzkiej to przede wszystkim życie
duchowe, przez które kontaktuje się ze
światem widzialnym, a także z Bogiem.
Przeżycia świata wewnętrznego
w człowieku kształtują rozum (opierający
się na myśleniu pojęciowym i funkcjach
poznawczych), uczucia (przeżycia
zmysłowe opierające się na duchowym
wzruszeniu, zachwycie nad wartością)
i wolną wolę (władza samostanowienia –
wyboru). Psychologia odróżnia uczucia
od emocji, definiując te drugie mianem
krótkotrwałych, silnych wrażeń w odpowiedzi na bodziec. Uczucia, w ujęciu
psychologii, są produktem rozwoju
psychicznego i społecznego, wynikają
z zaspokojenia lub niezaspokojenia
charakterystycznych tylko dla człowieka
potrzeb psychicznych. Uczucia są zatem
wrażeniem subiektywnym, zależnym od
pamięci, wspomnień, wcześniejszych
doświadczeń. Opierają się na wrażeniu,
zachwycie nad wartością przedmiotu lub
osoby bądź też jej silnym odrzuceniu,
objawiającego się silną niechęcią,
lękiem, poczuciem złości czy wstydu.
Zawsze jednak uczucia pozostają ściśle
subiektywne, odczuwane są wewnątrz
mnie i tylko przeze mnie. Nie są zależne
od naszej woli, choć mogą i powinny być
kontrolowane poprzez rozum i wolę. Nie
są też stałe, ulegają zmianie lub mogą
całkowicie przeminąć wraz ze zniknięciem obiektu, faktu, który je wywołał.
Karol Wojtyła opisuje także, że uczucie
jest płodne wewnątrz podmiotu: przypisując tym samym obiektom, faktom,
osobom wartości, których w rzeczywistości nie posiadają. Poprzez uczucia
dostrzegamy tylko fragment rzeczywistości, który wewnętrznie nas poruszył
i dopisujemy całą resztę – idealizujemy,
mijając się z prawdą. Odczuwam uczucie
zakochania w osobie, którą wszyscy
postrzegają jako niedojrzałą i nieodpowiedzialną – opierając się na uczuciu,
dla mnie jest on cudem świata. Obraz
uczuć jest często wykrzywiony przez
własne oczekiwania, potrzeby, poszukiwaną wartość w innej osobie. Stąd
niezmiennie uczucia potrzebują rozumu –
dla pełnego obrazu rzeczywistości, zrozumienia uczuć. Rozum także nieustannie potrzebuje wrażliwości i uczuć. Świat
bez uczuć jest światem nieludzkim.
Osoba ludzka, w pełni integrując w sobie
rozum i uczucia, ciało, duszę i ducha,
staje się w pełni dojrzała i zdolna do
swojego powołania nadanego przez Boga
– powołania do miłości.
Uczucia są wpisane w nasze człowieczeństwo, w nasze życie i są prawdziwym
darem od Boga. Dzięki uczuciom czy
wrażliwości możemy zachwycać się
pięknem, drugim człowiekiem, odczuwamy sympatie, okazujemy czułość,
potrafimy fascynować się jakąś dziedziną
życia, lgniemy do spotkania. To miejsce
spotkania i dialogu i możliwość zbliżenia
ludzi ze sobą. Są częścią nas samych –
poprzez to nie są nam przeciwne, nie
działają przeciw nam. Warto to zapamiętać, że podobnie jak i ciało, uczucia nie
działają przeciwko mnie. Zawsze są
odpowiedzią mojego wnętrza – duszy
i ducha na spotykane przez nas sytuacje.
Wyrażają moje przeżycia wewnętrzne,
13
mówiąc prawdę o nas samych. Przez
uczucia może przemawiać do nas sam
Pan Bóg i tylko dzięki Niemu możemy je
w pełni przyjąć i zrozumieć.
Życie duchowe i uczucia
14
Nie ma życia duchowego bez uczuć,
gdyż uczucie jest wyjątkowym miejscem
spotkania człowieka z człowiekiem, ale
również spotkania człowieka z Bogiem.
Miejscem tego spotkania jest serce,
o którym wielokrotnie mówi Pismo
Święte. Pan Jezus przyszedł uzdrowić
nasze serca, prawdziwe miejsce naszego
życia wewnętrznego, naszego prawdziwe
go ja. To ono jest miejscem uczuć, myśli,
przeżyć – naszego ducha, którego
Stwórcą jest Bóg.
Św. Jan od Krzyża, doktor Kościoła,
opisuje trzy sposoby obecności Boga w
duszy ludzkiej – pierwsza poprzez Jego
Istotę, obecną we wszystkich bytach,
druga poprzez obecność przez Łaskę –
dostępną dla osób trwających w łasce
uświęcającej, i trzecim – obecność przez
odczucie duchowe, poprzez uczucia Bóg
może być obecny w człowieku. Uczucia
są Jego Słowem dla mnie, miejscem
spotkania z Nim, które jest Łaską. Z całą
pewnością jednak wiara czy miłość nie
jest uczuciem – jest czymś głębszym,
trwalszym, postawą i wyborem, łaską,
uzdolnieniem do trwania i wierności. Nie
wolno mylić wiary z uczuciem czy
miłości z uczuciem (świat karmi nas
sloganami, że miłość to uczucie). Brak
uczucia nie jest dowodem na to, że się źle
modlimy lub, że pozbawieni jesteśmy
wiary. Uczucia są jednym z wielu elementów drogi wiary – wielcy święci odczuwali nawet długoletnie odczucia pustki
duchowej, jak np. Matka Teresa z Kalkuty. Poprzez brak uczuć Pan może też
doświadczać nas w trwaniu w wierności.
W życiu duchowym bardzo ważne jest
rozeznawanie uczuć. Podczas modlitwy
mogą pojawić się bogate, różnorodne
uczucia – nie tylko poruszenia pokoju
i radości, ale także smutku, żalu, wstydu,
niepokoju. Z całą pewnością uczucia te
nie podlegają ocenie moralnej, gdyż są
obrazem życia wewnętrznego, mnie
samego. Są też w pełni prawidłowe
w rozwoju życia duchowego. Przeżywali
to wielcy święci, mistycy, otrzymując
wiele poruszeń, nie tylko o nacechowaniu
pozytywnym. Św. Ignacy z Loyoli uczy
jednak, by rozeznawać poruszenia
wewnętrzne na modlitwie i rozważaniu
Pisma Świętego i kierować się przede
wszystkim odczuciami pokoju serca.
Bardzo ważne jest także rozmawianie na
temat wszelkich niepokojących uczuć,
wydarzeń życia duchowego ze spowiednikiem lub kierownikiem duchowym –
byśmy swojej wiary mylnie nie budowali
na uczuciu, tylko na solidnym fundamencie modlitwy, łaski uświęcającej
i sakramentach.
To, co chciałabym najbardziej podkreślić i co uważam za najważniejsze do
zapamiętania jest fakt, iż tak samo jak bez
Chrystusa nie jesteśmy w stanie w pełni
zrozumieć siebie, tak samo i bez Niego
nie jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć
swoich uczuć. Wszystko to co przeżywamy, wszelkie radości, ale i zranienia
możemy powierzać Bogu, który jest
Miłością, który zna nas w pełni i który
Jest w każdym momencie naszego życia.
W upokorzeniu, złości, zranieniu, poczuciu wstydu – nie przestaje nas kochać.
Pomaga w pełni zrozumieć, to co przeżywamy i to, kim naprawdę jesteśmy.
Warto wszystkie nasze przeżycia powierzać na modlitwie Jezusowi. Gdyż
tylko Jezus zna całkowicie nasze serca –
miejsce uczuć, myśli naszego ducha,
życia wewnętrznego.
Uczucia trudne w przeżywaniu
Uczucia są darem od Boga, nie
podlegają w swej istocie ocenie moralnej
i mają charakter przemijający. Podlegają
jednakże ocenie moralnej, jako złe,
wszelkie czyny, mające na celu krzywdę
własną bądź drugiego człowieka wywołane przez uczucia. Jak to rozumieć –
uczucie złości, wywołanej poczuciem
zagrożenia, nie jest złem samym w sobie,
odczuwam i będę odczuwać tego typu
uczucia. Ocenie podlega i grzechem jest
wyrządzenie celowej i świadomej szkody
drugiemu człowiekowi z powodu pielęgnowanych, utrzymywanych mimo głosu
sumienia uczuć nienawiści i agresji.
Niezwykle ważne jest zatem uczenie
się swoich uczuć, doprowadzając tym
samym do pełnego poznania mnie
samego. Nazywanie uczuć, tego co przeżywam nie tylko na modlitwie osobistej,
ale i w codzienności, w kontakcie z innymi ludźmi, umożliwia poznanie siebie,
dotarcie do tego kim jestem, jakie są
intencje mojego zachowania. Odczuwamy trudność nie tylko w nazywaniu
uczuć, wyrażania ich, mówienia o nich,
ale ich interpretacji. Co oznacza uczucie,
które przeżywam, o czym mówi, dlaczego
się we mnie pojawiło. Bardzo częstym
błędem jest zbyt szybkie interpretowanie
uczuć – jeśli odczuwam zakochanie, to
już na pewno kogoś kocham. Często
niewłaściwie obarczamy innych za nasze
uczucia: „ Ty mnie zdenerwowałeś”,
„Ciebie się boję”. Jest to błąd komunikowania i rozumienia uczucia, prowadzący
do trwałych nieporozumień. To co przeżywam dzieje się we mnie i w komunikowaniu uczuć najistotniejsze jest
powiedzenie o tym co ja czuję: „ ja czuję
się zdenerwowany”, „ja się boję”.
Prowadzi to do prawdziwego dialogu,
otwartości na siebie w przyjaźni i
tworzenia komunii w małżeństwie.
Ks. Krzysztof Grzywocz w konferencjach „Kierownictwo duchowe a niekochane uczucia”, do których w czasie tej
konferencji wielokrotnie się odwołuję
i do którego wysłuchania zapraszam,
opisuje i tłumaczy uczucia, których
przeżywanie sprawia największą trudność. Przyjrzymy się wspólnie uczuciom
zakochania, szczególnie niespełnionego
w trwałym związku, wstydu, zazdrości
i agresji.
Uczucie agresji, złości („Niech
słońce nie zajdzie nad waszym gniewem”)
Agresja znalazła się jako gniew
w spisie grzechów głównych – nie samo
uczucie agresji jest grzechem, ale bardzo
często pod jej wpływem robimy rzeczy
złe: krzywdzimy, niszczymy. Agresja
może stać się momentem rozwoju, dzięki
niej możemy bronić się w sytuacji
zagrożenia, chronienia granic, obrony
swoich poglądów, walki o wartości. Nie
musi prowadzić do krzywdy, może
prowadzić do utworzenia związków
między ludźmi. Może być siłą do pokonywania trudności, budowania więzi.
Pierwszym krokiem do radzenia sobie
ze złością jest akceptacja tego stanu.
W związku z wystąpieniem tego faktu
komunikuję: „ja czuję złość”. To jest
uczucie normalne, występujące prawidłowo. Jest to fakt – które muszę rozeznać,
przyjrzeć się dlaczego wystąpiło, co mnie
zabolało, dlaczego wobec tej osoby czuję
złość, dlaczego w tej sytuacji czuję się
zagrożona. Fakt uczucia musi być
nazwany, odkryty przed sobą, przed
Bogiem, drugim człowiekiem. Wówczas
dopiero jest możliwa właściwa interpretacja tego uczucia.
Najważniejsze zatem jest to jak to
uczucie przeżyję, czy oskarżę kogoś o to,
czy będę się pogłębiać w nienawiści,
podsycać ją. „Niech słońce nie zajdzie
nad waszym gniewem” – podsycanie
złości, trwanie w złości, postawa nienawiści jest postawą woli, a którą podsyca
zły Duch. Wykorzystuje uczucie złości do
niszczenia człowieka. Prowadzi to
wówczas do głębokiej krzywdy siebie
samego, drugiego człowieka, oderwania
od miłości Boga i trwania w grzechu.
Niezwykle ważne jest także wybaczanie
innym ludziom, wyrozumiałość wobec
złego wyrażania złości, oskarżania nas.
Bardzo krzywdzące jest też tłumienie
uczucia złości. Może być wymierzona
przeciw nam: objawiać się somatycznie,
w postaci bólu fizycznego, samogwałtu,
wypaczeń seksualnych. Objawia się
milczeniem, zablokowaniem relacji
z drugim człowiekiem, zawsze niszczy,
oskarża, blokuje wrażliwość. Tłumienie
15
uczucia złości blokuje życie wewnętrzne,
życie duchowe. Nie pozwala na prawdziwą relację z Bogiem. Jeśli ktoś nie potrafi
wyrażać tłumionej złości nie potrafi
otworzyć się na relację z drugim człowiekiem. W dążeniu do dojrzałości duchowej
należy zatem prosić Boga o dobre przeżywanie złości, pozbawionego oskarżania,
trwania w gniewie. O odwagę i moc ducha
w pokonywaniu trudności życia duchowego, jesteśmy powołani do walki, którą ma
jednak nieustannie przemieniać Miłość
Boga.
Uczucie zakochania
16
Niezwykle piękne, potrzebne i sensowne. Może wywołać bardzo pozytywne
zmiany w człowieku, przemienić, uwrażliwić, by wyjść z egoizmu – otwiera na
drugiego człowieka. Jest pukaniem miłości.
Ks. Mieczysław Maliński mówi o „zielonej
miłości”, miłości rozkwitającej i jeszcze
niedojrzałej, o jej początku. Nie wolno
mylić zakochania, uczucia z miłością –
miłość jest dobrowolnym, całkowitym
oddaniem siebie drugiej osobie – całkowicie, wyłącznie i na zawsze. Zakochanie
jest tylko częściowym poznaniem, zachwytem nad wartością – nie jest dobrowolnym
wyborem oddania całego siebie i swojego
życia. Dlatego Kościół tak bardzo broni
czystości przedmałżeńskiej – gdyż całkowite oddanie swojego życia, ciała, duszy
i ducha drugiej osobie może dokonać się
tylko w sakramencie małżeństwa. Zakochanie jest uczuciem nietrwałym, które
ma zadanie do spełnienia w naszym życiu,
może nam pokazać pustkę naszego serca
i potrzebę otwarcia się na drugiego człowieka.
Zakochanie może spełnić się w dwóch
wymiarach: w trwałym związku i bez
utworzenia trwałej relacji. Najczęściej
jednak nie prowadzi do relacji wyłącznej,
dzieje się tak w tym przypadku tylko raz
w życiu. A uczucie zakochania może
i pojawia się nawet kilka razy w życiu,
można również zakochać się kilka razy
w tej samej osobie. Uczucie zakochania
może wystąpić u osoby trwającej w związku wyłącznym w małżeństwie. Uczucie to
pojawia się i powinno się pojawiać u osób
konsekrowanych, sióstr zakon-nych
i księży. Najważniejsze jednak, by było ono
dobrze przeżyte i właściwie rozeznane –
może prowadzić do potwierdzenia mojego
wyboru do życia w kapłaństwie, w małżeństwie, odnawiając swoje powołanie.
Mówienie o tym może dziwić, jednak
nie należy się karać za pojawienie się
uczucia zakochania, szczególnie jeśli
występuje ono już u osób związanych
trwałym związkiem małżeńskim lub u osób
konsekrowanych. Zakochanie jest objawem normalności człowieka, każdy z nas
zakochał się w przedszkolu, w szkole
podstawowej, średniej nawet kilkakrotnie.
Najważniejsza jest moja odpowiedź na
przeżywane uczucie, interpretacja i rozeznanie. Z całą pewnością krzywdą dla
mnie jak i dla osoby, którą obdarzyłam tym
uczuciem, jest zdrada małżeńska, złamanie
ślubów, które złożyliśmy,
współżycie
przed ślubem wywołane uczuciem
zakochania – to świadoma decyzja
oderwania się od łaski Boga, która
prowadzi do duchowej śmierci. Warto
o tym zawsze pamiętać, że w chrześcijaństwie nie istnieje zasada celu uświęcającego
środki – nie mogę czynić dobra poprzez
czynienie krzywdy i grzech. Ogromną
krzywdę robi jednak także stłumienie tego
uczucia, wyparcie go, gdyż prowadzi to do
zatwardziałości serca, wykrzywienia
osobowości i prędzej czy później powróci
to do nas ze zdwojoną siłą.
Co zatem robić i jak sobie z tym radzić?
Trzeba rozeznać, sprawdzić, czy uczucie to
służy, czy wywołuje krzywdę. Pojawienie
się uczucia zakochania pyta także o relację
z Bogiem, pokazuje tęsknotę serca za
prawdziwą Miłością, głód miłości. Tylko
Miłość Boga jest w stanie wypełnić nasze
serce. Tylko spotkanie z osobowym
Bogiem jest w stanie wypełnić głód
Miłości. Dlaczego jest to takie ważne? Gdy
zakochuje się w Pawle, Agnieszce,
Martynie, nie jest ona w stanie wypełnić
mojego serca całkowicie. Nie wypełni
braków miłości nazbieranych w ciągu
całego naszego życia, zranień naszego
serca. Chłopak, w który jestem zakochana,
dziewczyna,w której jestem zakochany,
nie wypełni braków miłości z domu,
odtrącenia ojca, porzucenia matki czy
braku akceptacji. Przez zakochanie może
wyjść tęsknota za miłością ojca, za brakiem
miłości matki – jeśli uczucie to nie będzie
właściwie rozeznane, może przynieść
ogromne rozczarowanie. Jeśli nie zdajemy
sobie z tego sprawy – uczucie to nigdy nie
zostanie zaspokojone i przyniesie ogromne
cierpienie. Głód miłości może wystąpić
w małżeństwie, gdy głód miłości obecny
jest u żony lub męża – ukazuje zaniedbania
w małżeństwie, braki czułości, troski,
zainteresowania. Inny człowiek nie jest
w stanie wypełnić głodu miłości mojego
serca – nie jest idealny, zawodzi. Nie
wypełni tego nigdy uniesienie seksualne.
Głód miłości naszego serca jest w stanie
wypełnić tylko Jezus Chrystus. On natomiast uzdalnia do prawdziwej miłości do
drugiego człowieka.
Zatem zakochanie jest pukaniem
miłości, samo uczucie nie jest propozycją
związku wyłącznego. Nie musi do tego
prowadzić, jest to bardzo niebezpieczna
teza. Wyobraźmy sobie ile mielibyśmy żon
lub mężów licząc ile razy się zakochaliśmy.
Zakochanie jak pisze Jacek Pulikowski jest
skupione na sobie – „ja zakochałem się”.
Miłość natomiast jest skupia się na osobie
kochanej. Anna Kamieńska, poetka, pisze:
„Wtedy kiedy przestałam być zakochana w
swoim mężu zaczęłam go kochać”. Zakochanie jest zaproszeniem do miłości, jest
jej pierwszym dotknięciem, ale nie jest
miłością. Największym błędem jest utożsamianie zakochania z miłością. Czy potrafisz kochać gdy uczucie zakochania się
kończy, gdy uczucie mija? Uczucie może
przynieść rozczarowanie, gdyż może
zniekształcić rzeczywisty obraz człowieka
przez moje oczekiwania, pragnienia. Czy
chciałabym, chciałbym, by osoba w której
się zakochałem, zakochałam była moją
żoną, moim mężem? Dobrże przeżycie
zakochania uzdalnia do miłości. Przybliża
do Boga, poznania siebie samego i otwiera
na drugiego człowieka. Może odnowić
miłość małżeńską, powołanie do kapłaństwa, życia zakonnego. Może stać się łaską,
uzdolnieniem do miłości – dlatego zawsze
módlmy się o łaskę dobrego przeżycia
zakochania. Uczucia nie są wieczne, dobrze
przeżyte odchodzą.
Każde z przeżywanych przez nasze
serce uczuć może zostać dobrze przeżyte,
nawet uczucia trudne, bolesne. Mogą
pokazać prawdę o nas samych, mogą być
słowem Boga dla nas. Rozeznawanie
obecnych w nas uczuć, nazywanie ich,
komunikowanie i okazywanie z całą
pewnością nie jest procesem łatwym, tym
bardziej jeśli w naszym domu nigdy nie
okazywało się uczuć ani się o nich nie
mówiło. Musimy sobie jednak zdać sprawę,
że dopóki nie będziemy potrafili rozumieć
naszych uczuć, tego co przeżywamy, nie
uzewnętrznimy tłumionych zranień i poczucia krzywdy by uleczył je Chrystus –
dopóty nie stworzymy trwałego związku,
nie będziemy potrafili dobrze wypełniać
swojego powołania i nie będziemy potrafili
kochać. Szatan, ojciec kłamstwa, jak
nazywa go Jezus Chrystus, żeruje na
naszych uczuciach, pamięci, wyobraźni,
dążąc do odłączenia od Miłości Boga. Nie
jest w stanie sam niczego stworzyć, dlatego
zamienia uczucie zakochania w uczynienie
bożka z drugiej osoby, uczucie agresji
w trwałą nienawiść. Wszystko to co ofiarowuje nam Bóg pragnie wykrzywić, zniszczyć, dążąc do naszej śmierci.
Pan Jezus pragnie uzdrawiać nasze
serca, wziąć je w całości, ze wszystkimi
zranionymi uczuciami i je przemienić,
abyśmy żyli w pełni. Dzięki Jego miłości,
będziemy w stanie kochać innych ludzi.
Pragnie mocą Eucharystii, sakramentów,
swojej ofiary uzdrawiać nasze zranione
uczucia i uczyć nas życia w obfitości.
Małgosia Michalewicz
SWE Poznań
„Z całą pilnością strzeż
swego serca, bo życie ma
tam swoje źródło.” Prz 4, 23
17
Czystość przedmałżeńska
18
Przez to pojęcie rozumiemy zachowanie wstrzemięźliwości seksualnej przed
wstąpieniem w sakramentalny związek
małżeński. Wielu szczególnie młodych
ludzi w dzisiejszych czasach nie przywiązuje do niej jednak nawet najmniejszej
wagi. W dobie, gdzie jednym z głównych
haseł jest szeroko pojmowana „wolność”,
stwierdzenie, że akt płciowy jest
zarezerwowany tylko dla małżonków,
budzi ogromne kontrowersje i dyskusje.
Na temat wolności Święty Paweł w liście
do Galatów pisze: „Wy zatem, bracia,
powołani zostaliście do wolności. Jednak
nie bierzcie tej wolności jako zachęty do
hołdowania ciału, wręcz przeciwnie,
miłością ożywieni służcie sobie
wzajemnie.” ( Gal 5, 13)
A dalej, w tym samym liście: „Ciało
bowiem do czego innego dąży niż duch, a
duch do czego innego niż ciało, i stąd nie
ma między nimi zgody, tak że nie czynicie
tego co chcecie. Jeśli jednak pozwolicie
się prowadzić duchowi, nie znajdziecie
się w niewoli Prawa. Jest zaś rzeczą
wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała:
nierząd, nieczystość, wyuzdanie,
uprawianie bałwochwalstwa, czary,
nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie,
niewłaściwa pogoń za zaszczytami,
niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo,
hulanki i tym podobne. Co do nich
zapowiadam wam, jak to już
zapowiedziałem: ci, którzy się takich
rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie
odziedziczą. Owocem zaś ducha jest:
miłość, radość, pokój, cierpliwość,
u p r z e j m o ś ć , d o b ro ć , w i e r n o ś ć ,
łagodność, opanowanie. Przeciw takim [
cnotom] nie ma Prawa.” ( Gal 5, 17- 23 )
Dlaczego jednak seks tylko
w małżeństwie? W Księdze Rodzaju jest
napisane: „Bóg stworzył człowieka
miłości z miłości i dla miłości. Bóg chciał,
by dwoje ludzi mogło się połączyć w tak
ścisłą komunię, jaka łączy poszczególne
osoby Trójcy Świętej. W tym celu
natychmiast po stworzeniu pierwszego
człowieka, mężczyzny i kobiety, Bóg
ustanowił małżeństwo: ci dwoje będą
jednym ciałem” ( Rdz 2, 24)
Komunia między poszczególnymi
osobami Trójcy Świętej jest nierozerwalna, jak również sakrament małżeństwa w Kościele Katolickim, dlatego też
prawdziwa Komunia między kobietą
a mężczyzną może zaistnieć tyko w tym
sakramencie. Żadne więc argumenty, że
„my się kochamy i na pewno zawsze
będziemy razem” albo nawet „jesteśmy
narzeczeństwem więc i tak już się nie
rozstaniemy” nie przemawiają za tym, by
Pan Bóg wyraził zgodę na współżycie
przed ślubem. Nigdy nie wiemy czy
osoba, z którą jesteśmy na pewno jest tą,
z którą spędzimy całe nasze życie. Wie to
tylko Bóg.
Pojawia się teraz jednak pytanie: gdzie
jest miejsce seksualności w relacji
przedmałżeńskiej? Kapucyn o. Ksawery
Knotz na swojej stronie: szansaspotkania.net pisze o tym w następujący
sposób: „Sprawa nabiera rumieńców
gdy, od ogólnego pojęcia uczuciowości,
przechodzimy do pragnień cielesnych
pojawiających się w relacji między
mężczyzną a kobietą przed małżeństwem.
„Ile wolno przed ślubem?” jest pytaniem
często zadawanym duszpasterzom,
katechetom i wychowawcom przez ludzi
młodych, którzy chcą żyć zgodnie
z zasadami wiary. Pytanie to, choć brzmi
nieco banalnie, dotyka jednak problemu
o wiele bardziej zasadniczego i szerokiego. Kryją się za nim wątpliwości: Czy
relacja przedmałżeńska ma być zupełnie
pozbawiona wszelkich odczuć seksualnych? Czy czystość przedmałżeńska
oznacza unikanie za wszelką cenę
wszelkich sytuacji bliskości, gdy tylko
wiążą się one z odczuciem podniecenia
seksualnego? Czy narzeczeni aż do chwili
ślubu mają traktować siebie jak brat
i siostra, a potrzeby bliskości cielesnej
interpretować jedynie jako pokusę, z którą należy walczyć?”
Nie ulega wątpliwości, że człowiek
pozostaje istotą seksualną także przed
ślubem. Relacja narzeczeńska siłą rzeczy
ma swoją stronę seksualną. Czymś naturalnym i pozytywnym jest pojawianie się
pragnień tego typu wobec drugiej osoby.
Również czymś naturalnym jest obecność pewnego napięcia seksualnego
pojawiającego się w sytuacjach bliskości
cielesnej. Brak takich reakcji u któregoś
z narzeczonych mógłby raczej świadczyć
o jakimś zaburzeniu w tym człowieku lub
w samej więzi. Stwarzałoby to podstawy
do niepokoju czy aby decyzja o zawarciu
małżeństwa przez tych dwoje jest
słuszna? Pojawia się zatem pytanie – jak
włączyć te pragnienia w dynamikę
budowania więzi? Jakie miejsce mają one
w okresie przygotowania do małżeństwa?
Wobec pojawiających się pragnień seksualnych młodzi ludzie mogą przyjąć
dwie skrajne i niewłaściwe postawy.
Pierwszą jest bezrefleksyjne pójście za
popędem cielesnym, czyli pozamałżeńskie stosunki seksualne. Jest to sytuacja
mająca negatywne konsekwencje
zarówno dla każdego z osobna, jak i dla
więzi budowanej przez młodych. Przed
małżeństwem brakuje obiektywnych
warunków, by przeżyć akt płciowy jako
zjednoczenie osób. Akt płciowy poza
małżeństwem nie może osiągnąć
właściwego znaczenia. Czyny takie są
zawsze jakąś iluzją, próbą przeżycia
czegoś, co jeszcze nie jest osiągalne.
W tej sytuacji nie da się realizować sfery
seksualnej w sposób pełny. Stosunki
przedmałżeńskie, z racji niemożności
osiągnięcia przez akt swej głębi, często
spłycają współżycie, redukując go do
czystej konsumpcji, co nierzadko utrudnia późniejsze przeżywanie głębokiego,
dającego szczęście zjednoczenia
w małżeństwie. Są więc uważane za
niewłaściwe i nieuporządkowane. Drugą
skrajnością, która także ma negatywne
skutki, jest próba zaprzeczenia swoim
potrzebom cielesnym. W takim przypad-
19
20
ku młodzi ludzie boją się własnej
seksualności, uważając poruszenia
cielesne za grzeszne i niemoralne.
Nierzadko takiemu podejściu towarzyszy
silna, lecz niewłaściwie rozumiana
motywacja religijna i moralna. Pojawia
się podejście asekuracyjne mające na celu
uniknięcie za wszelką cenę podniecenia
seksualnego. Wszelkie sytuacje bliskości
traktuje się tu jako zagrożenie. Dochodzi
do lękowego analizowania własnych
czynów – „czy już zgrzeszyliśmy, czy
jeszcze nie?” Prawdziwym powodem
takiego postępowania nie jest jednak
pragnienie czystej miłości, ale poczucie
winy i lęk, które nie sprzyjają harmonijnemu przeżywaniu więzi.
Z drugim modelem mamy do
czynienia, kiedy rozumiemy czystość
przede wszystkim jako unikanie okazji do
grzechu. Nie jawi się więc ona jako
wartość pozytywna, której pragniemy
i którą wybieramy, lecz jedynie jako
przeciwieństwo zła, którego chcemy
uniknąć. Postrzegamy więc czystość
tylko na tle grzechu, jakby na zasadzie
kontrastu, nie odkrywając jej wartości
samej w sobie. Potrafimy wymieniać
czyny „nieczyste”, jednak nie potrafimy
zdefiniować i zrozumieć czystości jako
takiej. Często, gdy mówi się o czystości
przedmałżeńskiej, kładzie się nacisk na
zagrożenia związane z bliskością między
dwojgiem ludzi. Usłyszeć można tego
typu porady: należy unikać sytuacji
bliskości, nie należy okazywać sobie
pieszczot cielesnych, które mogą spowodować odczucie podniecenia, nie
powinno się zostawać sam na sam, aby
nie stwarzać okazji do grzechu, nie
powinno się wyjeżdżać we dwoje na
wakacje, nie kusić siebie poprzez
rozmowy, gesty lub elementy wyglądu
zewnętrznego, itd. Takie asekuracyjne
podejście, choć bardzo szlachetne i nieraz
heroiczne, jest jednak dość krótkowzroczne i nie daje rozwinąć się w pełni
wolności osoby. Przynosi ono efekt
w krótkiej perspektywie, pozwala
uniknąć przez jakiś czas sytuacji próby,
ale nie rozwiązuje problemu i nie uczy
harmonijnego przeżywania swoich
pragnień. Zawiera się w nim bowiem
sugestia – jesteśmy zniewoleni, musimy
zgrzeszyć gdy tylko będziemy mieli do
tego okazję. Brak nieczystych czynów nie
jest więc wolnym wyborem, tylko
brakiem okazji do ich popełnienia.
Młodzi nie uczą się jak przebywać z sobą
w sposób czysty, jak przeżywać rodzące
się pragnienie bliskości i intymności,
gdyż nie dopuszczają takich sytuacji,
traktując je automatycznie jako pokusę do
grzechu. Wolność polega na tym, że
człowiek wybiera czystość jako wartość
i trwa w tym wyborze także wtedy, gdy
odczuwa potrzebę, impuls lub podniecenie. Może więc pozwolić sobie na
odczucie w pewnym stopniu siły własnych pragnień seksualnych i nie musi od
razu z tego powodu zgrzeszyć. Należy
jeszcze zauważyć, że niejednokrotnie
dwie, zaprezentowane skrajne postawy
istnieją obok siebie, młodzi wpadają
z jednej skrajności w drugą. Często
bowiem przyczyną problemów seksualnych jest bolesne rozdarcie pomiędzy
silnym napięciem a poczuciem winy
związanym z tymi pragnieniami. Ludzie,
którzy w lękowy sposób przeżywają
swoją seksualność, nieraz szybko upadają, gdyż nauczyli się uciekać i kryć
przed własnymi pragnieniami, ale nie
nauczyli się ich w sposób zrównoważony
przeżywać i wyrażać. Stają się bezbronni,
gdy znajdują się w sytuacji, w której nie
potrafią już przez nimi uciec.
Koniecznie trzeba też dodać, że
zaprezentowany wyżej schemat unikania
pokus określony jako lękowy, w sposób
oczywisty może być uzasadniony
w niektórych sytuacjach. Wiele bowiem
osób ma ograniczoną wolność panowania
nad sobą wobec podniecenia seksualnego. Taki człowiek w pewnych sytuacjach
powinien unikać pobudzenia sfery
seksualnej, gdyż po prostu mógłby sobie
z nim nie poradzić. Rzeczywiście
w niektórych przypadkach nie należy
lekkomyślnie prowokować własnych
reakcji lecz „profilaktycznie” zachowywać pewną „higienę psychiki”. Trzeba
rozeznać, biorąc pod uwagę indywidualne predyspozycje czy powinno się
„wystawiać na pokusę”. Należy jednak
dodać, że sytuacja taka nie jest optymalna. Człowiek powinien dążyć do
wolności, a nie jedynie ukrywać się przed
zagrożeniami. Nie powinno stać się to
normą. Sytuację pewnego zniewolenia
i potrzebę ukrywania się przez podnieceniem można by przyrównać do sytuacji
wojny. W czasie wojny ludzie kryją się do
bunkrów, aby uniknąć spadających bomb.
Jednak wojna nie jest sytuacją optymalną
dla człowieka. Powinien on dążyć do
zakończenia tego ekstremalnego stanu
i wyjścia z bunkru. Innym przykładem
może być kwestia używania alkoholu. Dla
człowieka zniewolonego, który chce
wyleczyć się z choroby alkoholowej,
każdy kontakt nawet z małą ilością
alkoholu stwarza olbrzymie zagrożenie
powrotu choroby. Nie powinien więc
korzystać z alkoholu, gdyż jest wobec
niego po prostu bezbronny. Jednak
człowiek wolny może w zrównoważony
sposób wykorzystywać alkohol i nie musi
się go bać. O ile porównanie bliskości
fizycznej do alkoholu może się wydać
nietaktowne lub wprost niesmaczne, to
jednak w sytuacji zniewolenia analogia
wydaje się bardziej adekwatna.
Powyższe rozważania dotyczące
znaczenia kontaktu uczuciowego i czułości w relacji przedmałżeńskiej nie
odpowiadają wprost na pytanie o granice
dopuszczalnych pieszczot i bliskości
cielesnej w tym okresie. Nie da się jednak
w sposób jednoznaczny określić takich
granic. Z jednej strony, jak to już
wielokrotnie zostało podkreślone, nie
należy się bać bliskości ani unikać za
wszelką cenę odczucia podniecenia
seksualnego. O wiele bardziej wartościowe jest uczenie się twórczego przeżywania takich chwil w sposób czysty. Kiedy
młodzi ludzie uczciwie pracują nad
budowaniem wzajemnego kontaktu
opartego na czułości, osiągają pewną
wrażliwość i przejrzystość wewnętrzną.
Mając bowiem w sobie wyraźne
nastawienie na zachowanie wstrzemięźliwości seksualnej do ślubu, wyraźnie też
wyczuwają, które sytuacje nie współbrzmią z tym postanowieniem. Odkrywają je jako zupełnie nie pasujące do ich
zamierzonego celu. Jeśli na przykład
niektóre pieszczoty lub gesty powodują
zbytnie rozbudzenie seksualne, wtedy
intuicyjnie wręcz potrafią je określić jako
niewłaściwe. W szczerym dialogu dzielą
się swoimi odczuciami. Pieszczoty, które
poprzez wywoływane reakcje przyjmują
charakter „gry wstępnej”, rodzą pytanie –
do czego są wstępem, skoro narzeczeni nie
planują współżyć seksualnie? Sami więc
młodzi ludzie odkrywają, że dane sytuacje
nie mają w tym momencie uzasadnienia
i niczemu nie służą. Ta świadomość jest
przejawem wolności i równowagi wewnętrznej. Z drugiej strony nie ulega
wątpliwości, że człowiek pozostaje słaby
i grzeszny. Nie powinien więc zbytnio
„ryzykować” wystawiając się na działanie
silnie rozbudzonych pragnień seksualnych. Co to jednak znaczy „zbytnio
ryzykować”? Jeżeli osoba funkcjonuje
w stanie częstego pobudzenia, które
potem musi wielkim wysiłkiem wyciszać,
czemu towarzyszy ból i frustracja, można
sądzić, że jej sposób przeżywania bliskości fizycznej nie spełnia swojej funkcji.
Pogłębiające się uczucie frustracji,
rodzące się ze zbytnio rozbudzanego
pragnienia względem drugiej osoby i niemożności jego zrealizowania może rzeczywiście doprowadzić do rozdarcia
wewnętrznego. Podniecenie seksualne,
które pozostawia pewną bolesną pustkę,
uczucie niespełnionego rozbudzenia, nie
służy budowaniu równowagi wewnętrznej. Istnieje też problem przerostu doznań
uczuciowo-cielesnych nad innymi
aspektami budowania więzi. Nie byłoby
dobrze gdyby sama fascynacja emocjonalno-erotyczna stała się głównym
budulcem relacji dwojga ludzi. Pojawia
21
się zatem drugie ważne kryterium – czy
relacja narzeczeńska rozwija się
harmonijnie we wszystkich swoich
sferach, a nie tylko w sferze uczuć
i doznań? Czy inne ważne elementy
budowanej więzi nie są zaniedbywane?
W dynamikę uczenia się czystego
wyrażania miłości jest wpisany pewien
rodzaj ryzyka, że czułość przerodzi się
w zmysłowość. Gdy młodzi ludzkie
zbytnio się rozbudzą w czasie okazywania sobie czułości, co zawsze może się
zdarzyć, powinni wyciągnąć z tego
wnioski na przyszłość. Jeśli odkrywają,
że w pewnym momencie „poszli za
daleko” i muszą wyhamować, wyciszyć
pobudzenie seksualne, to może się to stać
dla nich ważną lekcją własnej reakty-
22
wności cielesno - emocjonalnej. Jeśli
natomiast ciągle muszą się hamować,
pojawia się wątpliwość czy wyciągają
prawidłowe wnioski z tej lekcji. Uczenie
się czystej czułości jest w jakimś stopniu
oscylowaniem między ryzykiem i ostrożnością. Zdolność do okazywania sobie
czułości bez nadmiernego rozbudzania
się można porównać do kompasu
używanego w czasie podróży, który
nieustannie wyznacza właściwy kierunek. Gdy zmysłowość spowoduje zejście
z tej drogi trzeba na nią powrócić.
Ostatecznym kryterium są skutki
w życiu dwojga osób. Aby te skutki
wydobyć i odpowiednio zinterpretować
potrzebny jest szczery dialog narzeczonych między sobą, a także z osobą, która
potrafi zobiektywizować ich przeżycia,
na przykład z kierownikiem duchowym
lub spowiednikiem.
Na koniec jeszcze kilka fragmentów
z Pisma Świętego: „ Albowiem wolą Bożą
jest wasze uświęcenie; powstrzymywanie
się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymać
ciało własne w świętości i we czci, a nie
w pożądliwej namiętności, jak to czynią
nieznający Boga poganie.” (Tes 4, 3-5)
Pan Bóg chce naszego uświęcenia ale
nie ogranicza nas tylko np. do patrzenia.
Powiedział nawet: „ Słyszeliście, że
powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam
powiadam: każdy, kto pożądliwie patrzy
na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił
z nią cudzołóstwa.”(Mt 5, 27-28)
Przestrzega nas przed pożądliwością
a nie przed okazywaniem Miłości. Święty
Jan w swoim liście pisze: „ W miłości nie
ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk,
ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś
kto się lęka, nie wydoskonalił się
w miłości.” (1J 4, 18)
Nie musimy więc bać się okazywać
miłość drugiej osobie bo mamy pewność,
że jeśli okazany gest nie jest przejawem
prawdziwej miłości a pożądliwości, poczujemy lęk, który będzie tego potwierdzeniem. Szczęśliwi, którzy potrafią
poczekać - doczekają się prawdziwego
dobra.
Na koniec umieściliśmy jaszcze
wypowiedzi ks. Karola Wojtyły i ks.
Kowalczyka
Kasia i Radek
Czego żąda Kościół?
Żąda też Kościół od Was, w młodzieńczym wieku, czystości. Zawsze żąda
czystości: od dziecka żąda i od małżonków
żąda; od ludzi starych też żąda. Tylko, że te
żądania w Waszym wieku wydają się jakby
bardziej wymagające, bo to jest okres
większego rozwoju i zmysłowości, i uczuciowości młodych ludzi. I znowu, kiedy się
te żądania wydają nam, czy Wam dziewczęta, czy Wam chłopcy, jakieś nadmierne, to sobie musicie jasno powiedzieć, że to
nie są żądania przeciwko mnie. One są dla
mnie!
Bo Kościół, Chrystus, nie chce od nas,
ażebyśmy w życiu swoim całkowicie
odrzucili sprawy ciała: to wszystko co się
nazywa popędem seksualnym. Dzisiaj się
o tym tak wiele pisze: straszne rzeczy
dzisiaj się o tym pisze, niedorzeczne.
Propaguje się po prostu niemoralność w tej
dziedzinie. Czego żąda Kościół? Kościół
żąda znowu, ażeby te siły naturalne, które
tkwią w człowieku, które są związane z jego
płcią, z tym, że jest on mężczyzną i z tym, że
jest ona kobietą, żeby te siły naturalne były
właściwie użyte, nie nadużyte. [...] Nie
żeby się przed małżeństwem, jak to czasem
mówią: "wyszumieć", a potem dopiero
resztki oddać temu człowiekowi, którego
się wybiera; tylko, żeby te siły oddać
jednemu człowiekowi: dziewczyna chłopcu, mężczyźnie; mężczyzna, chłopiec
- dziewczynie, kobiecie - żeby oddać w
całości. To jest piękne: tak chce Pan Bóg....
ks. Karol Wojtyła
O granicach przed ślubem
„Zadziwiające, jak w dzisiejszych
czasach, z jednej strony, mówi się tak dużo
o wolności, a z drugiej chce się uciec od
odpowiedzialności. Poszukiwanie jasnego
prawa, które by regulowało bycie we dwoje
przed ślubem, jest często taka ucieczka od
odpowiedzialności. Chrześcijaństwo nie
polega doprawdy na perfekcyjnej
znajomości doskonałego prawa, ale na
żywej relacji z Bogiem, która obiektywizowana we wspólnocie Kościoła
- umożliwia dokonywanie właściwych
wyborów. Moim zdaniem, narażamy
Ewangelie na śmieszność, kiedy staramy
się - w imię Ewangelii właśnie - określić,
czy chłopak może pocałować tylko
w policzek, a może w kolano, a może w udo,
a może w jeszcze cos innego, żeby nie było
grzechu...
Przekroczenia granic w tak delikatnej
kwestii jak kontakt z chłopakiem nie da się
wymierzyć za pomocą linijki. Trzeba tu
wrażliwości, wyobraźni i żywego kontaktu
z Bogiem. Jeśli autentycznie się modlisz, to
będziesz wiedziała... Rzeczywistość
grzechu to nie moralna matematyka.
Co prawda, dawniej niektórzy moraliści
starali się precyzyjnie określić regiony
ciała, gdzie można pocałować druga
osobę, a gdzie juz nie można, ale - na
szczęście - to juz historia. Jeśli sumienie
cos ci wyrzuca, to podziel się tymi
wyrzutami ze spowiednikiem lub inna,
doświadczoną w sprawach wiary osoba.
Prawo czy linijka nie zastąpi dobrze
uformowanego sumienia. Sumienie można
"przekabacić", ale to nie znaczy, ze sformułowanie jakiejś reguły załatwia sprawę.
Przecież naprawdę nie trzeba dużej
wyobraźni, aby wyobrazić sobie grzeszenie
we dwoje bez orgazmu. Co więcej, takie
robienie wszystkiego, aby tylko nie
doprowadzić się do orgazmu (bo to
rzekomo granica grzechu), może być po
prostu żałośnie śmieszne, jeśli nie obłudne.
Twoim problemem nie jest tak
naprawdę seks, ale kontakt z Bogiem.
Legalistyczne, a zarazem karkołomne
poszukiwanie krętych granic grzechu może
być jedynie ucieczka od Boga i od siebie
samej. Nie myśl, co by tu zrobić, żeby cos
zrobić, a nie zgrzeszyć, ale o tym, jak być
czysta w oczach Boga. Wiem, ze moja
odpowiedz to nie to, czego oczekujesz, ale
może oczekujesz nie tego, czego należałoby
oczekiwać!?”
Ks. Kowalczyk
23
Pan Bóg
stworzył
nas różnymi
Pan Bóg stworzył nas różnymi,
czyli kilka słów o mężczyznach
i kobietach dla lepszego wzajemnego
zrozumienia.
24
Kiedy spoglądamy w Księgę Rodzaju,
w pierwszym rozdziale czytamy
o stworzeniu człowieka: „stworzył więc
Bóg człowieka na swój obraz, na obraz
Boży go stworzył: stworzył mężczyznę
i niewiastę”. Zatem już tutaj zaznacza się
wyraźna odrębność i różnica pomiędzy
kobiecością i męskością. Pan Bóg jest
nieomylny i nieomylnie stworzył pierwszych ludzi jako mężczyznę i kobietę.
Obdarzył nas Stwórca odmiennymi
temperamentami, odmiennymi przymiotami ducha i odmienną wrażliwością
duszy, dał nam również różne ciała.
Różnice pomiędzy obu płciami są
efektem Bożego zamysłu i grzechem jest
niwelowanie tych różnic lub zamiana
przymiotów i cech męskich z kobiecymi.
Bóg spojrzawszy na Adama rzekł: „nie
jest dobrze, żeby mężczyzna był sam;
uczynię mu zatem odpowiednią dla niego
pomoc”. Stąd jasny i niezaprzeczalny
wniosek, że choć mężczyzna i kobieta to
dwa różne lecz równoważne byty,
godność mężczyzny jest taka samo ważna
i cenna jak godność kobiety. We współczesnym świecie trawionym kłamstwami
diabła często zapomina się o tym lub co
gorsza ukrywa się to a ludziom podaje się
fałszywą wersję, w której mężczyzna
staje się samowolnym panem świata
a kobieta kurą domową i narzędziem
seksualnym. Nie możemy dać się
okłamać! Dlatego powinniśmy znać
i rozumieć dzielące obie nasze płcie
różnice, aby umieć podjąć dialog i stać się
dla siebie „odpowiednią pomocą”
zgodnie z wolą Najwyższego Boga.
Wyobraźmy sobie nasz mózg. Ten
mózg kobiety i mężczyzny. W każdym
mózgu znajdują się płaty, z których każdy
odpowiedzialny jest za określone sposoby pojmowania świata, za rozumienie
docierających bodźców i informacji oraz
za określone reakcje na dane sytuacje.
W mózgu mężczyzny znajdują się inne
płaty niż w mózgu kobiety, ale dwa
spośród nich są wspólne dla nich obojga,
jest to płat poszukiwania Boga oraz płat
pragnienia miłości. Przeanalizujmy teraz
budowę mózgu mężczyzny.
Pierwszym płatem jest „Płat mózgu
SEX”. Pochodzenie anglojęzycznego
słowa „sex” wskazuje przede wszystkim
na „płeć” i tak należy go rozumieć.
Oznacza to, że mężczyzna został
stworzony przez Boga razem ze swoim
naturalnym zainteresowaniem płcią
przeciwną, czyli kobietą! Nie innym
mężczyzną! Ta chęć poznania, która
kieruję mężczyznę w stronę kobiety jest
w oczach Boga czymś pięknym. Tak
pięknym, że Bóg, który jest miłością
postanowił uzdolnić mężczyznę i kobietę
do kochania i przyjmowania miłości. Bóg
postanowił także, że z tej miłości którą
mężczyzna i kobieta obdarzą się będzie
powstawać nowe życie, nowy człowiek.
„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się,
abyście zaludnili całą ziemię i uczynili ją
sobie poddaną”. Pan obdarzył
mężczyznę i kobietę wzajemnym
pragnieniem, nie pożądaniem! Pragnieniem miłości i bliskości, również tej
fizycznej! Mężczyźni zupełnie inaczej
podchodzą do tego tematu niż kobiety.
Faceci reagują szybko (nie tylko jeśli
chodzi o ich fizyczność, ale również jeśli
chodzi o ciąg skojarzeń lub wyobrażeń na
widok pięknej dziewczyny). Dlatego to,
że kobiety podobają się mężczyznom, że
ich pociągają i że ich podniecają nie jest
grzechem, jest to normalna reakcja zdrowego mężczyzny. Ale panowie muszą
uczyć się nad tym podnieceniem panować! Bo puszczenie wodzy wyobraźni na
widok ładnej kobiety, przyzwolenie
na sprośne myśli czy akt seksualny (którym może być jeśli kieruje się pożądaniem już skromny buziak lub nawet
chwycenie za rękę) jest grzeszne. Jest to
grzech ciężki przeciw przykazaniu siódmemu: „nie cudzołóż”, który wprowadza nieprzyjaźń w relację mężczyzny do
Boga. Dlatego drogie panie uważajcie
bardziej na czystość waszych relacji
z panami niż na to, że wasz ukochany
dostrzega na ulicy inne ładne dziewczyny. Bo to nie znaczy wcale że już was nie
kocha ale znaczy to, że jest normalny
i zdrowy, co nie zwalnia go oczywiście od
wierność narzeczeńskiej czy też małżeńskiej.
Kolejny płat mózgu mężczyzny
nazywa się: Pracuś z natury. Każdy facet
ma skłonność do zapracowywania się.
Mężczyźni gdy zaangażują się w jakąś
pracę to wchodzą do innego świata – tracą
kontakt z rzeczywistością. Na przykład
zaproszenie żony: „Kochanie obiad”
kwitują bez emocji: „Zaraz przyjdę”
i dalej robią swoje. Dla nich każda praca
to jakieś dzieło, wielkie zadanie, z którym
teraz się mierzą. Nie ma znaczenia, czy
myją gary, czytają, majsterkują, czy
budują wieżowiec – angażują się całym
sercem i umysłem. Są nieobecni. Dlatego
jeśli panie chcą powiedzieć coś swoim
panom, powinny zadbać o ich choć chwilowe oderwanie od wykonywanej pracy
i dopiero wtedy zacząć przekazywać im
swoje komunikaty, w przeciwnym wypadku albo usłyszysz „zaraz przyjdę”
albo po godzinie opowiadania okaże się
że mężczyzna, do którego mówiłaś, nie
usłuchał ani jednego słowa. Słyszał choć
nie słuchał.
Następny płat mózgu to: Przymusowy
odpoczynek. Sektor rzecz jasna powiązany z pracą – swoista „potrzeba resetu”.
Żeby zaangażować się w pełni w dom lub
w zwykłą relację mężczyzna musi się po
pracy zresetować. Kobieta różni się
w tym względzie, ponieważ może robić
jednocześnie kilka rzeczy na raz – pilnować dzieci, prać, oglądać lub słuchać,
gotować i plotkować przez telefon. Praca
faceta musi być konkretna, tak samo
i odpoczynek. Dlatego trzeba pozwolić
panom na krótką chwilę ciszy czy drzemki po obiedzie. Nie zamęczaj go pretensjami, że ty po pracy robisz wszystko a on
przychodzi i musi iść spać. Lepiej pozwól
mu się zdrzemnąć, potem wykorzystaj
jego zregenerowane siły. Sama tym
25
26
zdobędziesz czas na relaks.
Kolejny płat mózgu mężczyzny nazywa się dumnie: no przecież nie będę
płakał! Faceci są dumni i wstydzą się
płakać, nawet jeśli wiedzą, że nie jest to
oznaką zaniku ich męskości, to jednak
wstydzą się płaczu i kropka! Jednocześnie męska duma może ich popychać do
czynienia rzeczy głupich i nieodpowiedzialnych. Większość mężczyzn na
skutek zakładów z kolegami dokonała
rzeczy głupich i nieodpowiedzialnych –
bo przecież obciach przed kolegami się
wycofać. Ale uwaga! Męska duma
prowadzi do zatwardziałości serca– np.
w milczeniu po sprzeczce z kobietą – „i co
z tego że ona ma rację! Ja jej i tak pokażę!” To jest głupota, którą dla zdrowszych
relacji z samym sobą i z innymi ludźmi
faceci powinni się oduczać. Zwłaszcza,
że wbrew osądom, kobiety bardzo doceniają łzy mężczyzny.
Płat niedomyślności. Mężczyźni
stworzeni zostali jako konkretni, jednoznaczni, szybcy w reakcji i przez to
niedomyślni. To nie ich wina, taka jest
męska natura. Dlatego bardzo ważne jest
aby w rozmowie z panami, panie starały
się używać konkretnych argumentów
i jednoznacznych informacji. Na przykład, jeśli na randce powiesz: „jest mi
trochę zimno”, to nie licz na to, że każdy
facet od razu odda ci swoją kurtkę, bo
bardzo możliwe, że nie mówiąc nic
pomyśli: „rzeczywiście jest zimno,
dobrze że wziąłem ze sobą kurtkę!”
Natomiast jeśli powiesz: „jest mi zimno,
czy mógłbyś pożyczyć mi swoją kurtkę”,
dostaniesz ją na pewno.
Płat następny to długodystansowiec.
Mężczyźni patrzą, co będzie w przyszłości dalszej, za miesiąc, za rok, a nawet
dłużej. Kobieta racjonalnie planuje tylko
kilka dni do przodu. On planuje dalszą
przyszłość, ona na swój sposób przyszłość na najbliższe dni. Dzięki temu
możliwy jest dokładny plan na cały
odcinek czasu wspólnie przeżytego w narzeczeństwie lub małżeństwie.
Płaty mózgu: zainteresowanie moto-
ryzacyjne i mecz, mecz, mecz. Kobietom
trudno to zrozumieć, a dla mężczyzny jest
to niemal sztuka. Potrafi rzucić palenie
i zbierać pieniądze 4 lata, żeby kupić
sobie wymarzony samochód, albo stać
cały dzień na mrozie -20 C, żeby kupić
karnet na mecze piłki. Kiedy kobieta stara
się zabijać w mężczyźnie jego pasje
i zainteresowania to zaczyna zabijać
w nim jego męskość, skutkiem czego za
jakiś czas z porządnego faceta wychowa
sobie „Rysia z Klanu”, albo co gorsza
„Ferdka z Kiepskich”. Zamiast zabraniać
mężczyźnie chodzić na mecze lepiej
pilnować, żeby nie wracał do domu
pijany. Zamiast odciągać go od samochodu lepiej nauczyć, że tak jak o czystość
w aucie może i powinien dbać o czystość
w domu.
Inny płat to: obszar obserwacyjny. Jest
odpowiedzialny między innymi za
nieustanne i błyskawiczne wyszukiwanie
wzrokiem pięknych kobiet. Mężczyźni to
wzrokowcy – zmysłowe obrazy i myśli
jawią się każdemu mężczyźnie bez jego
woli – nawet facetom w udanych związkach. Dlatego jeszcze raz trzeba
podkreślić, że pokusy to nie grzech –
grzechem jest to, co facet może uczynić
z pokusy. Po wyłowieniu atrakcyjnej
kobiety w pomieszczeniu, sklepie, biurze,
banku, pubie – facet do końca pobytu tam
ma świadomość jej obecności. Pamiętajmy, że każdy facet jest inny oraz, że fakt
rozglądania się za kobietami nie jest
efektem winy kobiety, lecz jest to wynik
natury faceta. Ponadto nie wpływa to na
uczucia względem tej ukochanej kobiety.
Mimo męskiego niewzruszenia i pogardy dla strachu oraz wyrażania emocji,
w gruncie rzeczy mężczyźni są bardzo
uczuciowi. Są HOMO GŁASKACZUS to nazwa kolejnego płatu. Potrzebują
przytulenia, troski, opiekowania się,
głaskania. Drodzy panowie pamiętajcie,
że o swoich potrzebach trzeba paniom
mówić. Nie ma co się wstydzić, choć na
około twierdzi się inaczej. A warto pamiętać, że kobieta która cię kocha, nie
odbierze twojej prośby o pogłaskanie
jako postępującego zaniku twojej
męskości, ale z troską i uczuciem
pogłaska cię. Tobie zrobi się lepiej, a ona
utwierdzi się w słusznym przekonaniu, że
potrzebujesz jej, jak żadnej innej na
świecie.
Logiczne i rozumowe podejście do
życia i świata wynika z obecności
w mózgu mężczyzny płatu pod tytułem:
Szachista, który powoduje, że mężczyźni
wszystko obliczają i obmyślają. Efektem
logicznego rozumowania jest chęć
dostrzegania celowości w działaniu. To
znaczy mężczyźni nie robią rzeczy nie
przynoszących konkretnych korzyści.
Nie zwracają uwagi na opakowanie
prezentów, natomiast dla kobiet „celebrowanie” opakowania jest równie ważne jak
oglądanie zawartości. Dlatego ważnym
jest w rozmowie z mężczyznami podawanie im próśb popartych wizją konkretnego celu. Na przykład: „jeśli czasami
przyniesiesz mi róże, zrobisz mi ogromną
niespodziankę i radość”. Inny przykład:
„chciałabym abyśmy żyli w czystości
przedmałżeńskiej, ponieważ w ten sposób oboje osiągniemy zbawienie i w przyszłości Bóg pobłogosławi naszemu małżeństwu i naszej rodzinie”.
Tyle jeśli chodzi o mężczyzn. Jak
widać mózg mężczyzny działa na prostej
i logicznej zasadzie akcji i reakcji, nie ma
tu miejsca na zbędne dywagacje i zagmatwane rozmyślania - pojawia się problem,
trzeba go rozwiązać. Natomiast warto
zauważyć, że panowie są niesamowitymi
kombinatorami i zawsze szukają rozwiązania, które do danej sytuacji pasuje
najlepiej. Są zatem również pomysłowi
i warto aby panie potrafiły tą ich
konkretną pomysłowość wykorzystać do
budowania wzajemnej relacji. Bardzo
ważne jest również, że mężczyźni
działają jak prąd elektryczny, czyli idą
linią najmniejszego oporu i tutaj uwaga!
Jeśli szukasz mężczyzny, który będzie
kochał całą ciebie, a nie tylko twoje ciało
zastanów się co robisz pokazując mu
siebie półnagą na randkach czy zabawach?! Dla ciebie to nic może nie zna-
czyć, ale facet widząc twoje ciało na tym
etapie poznawania ciebie może już
zakończyć, po co iść dalej? Dlatego
ostrożnie! Miejscem całkowitego
oddania siebie, w tym swojego ciała,
ukochanej osobie jest tylko i wyłącznie
małżeństwo! Wszelkie próby przyspieszania fizycznego i seksualnego aspektu
związku dwojga ludzi, zawsze zakończą
się źle! Mężczyzna zadowoli się twoim
ciałem, bez chęci poznania twojej osoby,
a kobieta pozostanie z głębokimi ranami
jako „narzędzie seksualne”, jej zdolność
obdarzania miłością i jej wrażliwość będą
obumierać z dnia na dzień, jak ścięty
kwiat. Możecie w to wierzyć lub nie, tak
jest i tego nie zmienicie zwykłym powiedzeniem: przecież my siebie kochamy!
Wasza miłość ma wynikać z miłości
Bożej, a Bóg mówi jasno: Nie cudzołóż!
Niezachowanie czystości przedmałżeńskiej i wierności małżeńskiej jest cudzołóstwem!
Przejdźmy teraz do analizy mózgu
kobiety. Znajdują się w nim płaty
zupełnie inne od tych, które były
w mózgu mężczyzny. Wynika z tego
odmienność kobiecości i męskości, które
choć różne, to jednak przez Boga zostały
stworzone jako równoważne. Zatem
wszelkie próby przewartościowania
jednej płci nad drugą są grzechem,
którego trzeba unikać. Ci, którzy popadli
w to plugastwo, pysznie zatruwają teraz
Boży świat idiotycznymi hasłami propagującymi: feminizm, szowinizm, metroseksualizm, homoseksualizm. Efektem
tego z mężczyzny zrobiono samca, a z
kobiety - kurę domową. To wielkie
kłamstwo! Bądźmy tego świadomi!
Na pierwszym planie w mózgu kobiety
widnieją dwa bardzo istotne płaty:
Zmienność. Często mówi się, że kobiety
są zmienne jak pogoda – nieprawda –
pogoda przy nich to „pikuś”. Zmienność
ta jest związana z tym co dzieje się w ich
organizmie – co za tym idzie. huśtawka
nastrojów i niezdecydowanie. Do tego
dochodzi najważniejsze - kobiety odczuwają silna potrzebę troszczenia się o nie.
27
28
Co jest wyzwaniem dla każdego mężczyzny. Panowie powinni zdawać sobie
sprawę z naturalnej zmienności pań i nie
zarzucać im niezdecydowania, ale brać na
siebie odpowiedzialność podejmowania
decyzji, z którymi panie czasem mają
problemy. Kobiece niezdecydowanie nie
oznacza, że panie są głupsze! W żadnym
razie nie wolno tak na to patrzeć! Są
zmienne i to panowie mają problem jeśli
nie umieją tego faktu zaakceptować.
Kolejnym płatem jest potrzeba bycia
Księżniczką dla Rycerza. Z tego wynika,
że kobiety pragną być wspaniałe dla tego
jedynego, ukochanego mężczyzny.
Warto podkreślić: dla jednego! Stąd
pojawia się impulsywne wydawanie
pieniędzy, spędzanie czasu w sklepach
z ciuchami, dlatego torebka jest pełna
szminek i tuszów do rzęs, a czas porannej
toalety wydłuża się z 5minut do godziny przy dobrych wiatrach. Pamiętajmy
panowie o tym, że one robią to dla nas –
żeby być piękną , aby się podobać, aby
być podziwianą. Dlatego niezmiernie
ważnym jest aby umieć zauważyć
kobiece starania i dbałość o wygląd.
Pochwal ją za pięknie i gustownie pomalowane rzęsy, zamiast wyrzucać jej, że
czekałeś na nią 10 minut dłużej. W przeciwnym razie po 5 latach małżeństwa
zamiast pięknej żony zastaniesz w swoim
domu zaniedbaną i zimną, jakby obcą
kobietę. Każda mała dziewczynka podczas balów i zabaw jest księżniczką – już
wtedy w małych kobietkach rodzi się
chęć „księżniczkowania” dla rycerzy. Ta
potrzeba jest głęboko wyryta w ich sercu.
Stąd częsty obraz rycerza na białym
koniu, ratującego księżniczkę z opresji.
I jakby nie było, „rycerzowanie” to
zadanie dla mężczyzn. Zatem do dzieła
panowie, ruszajcie do walki o rękę waszej
księżniczki.
Następny płat ściśle łączy się z poprzednim, to potrzeba bycia zauważoną.
Jednak poszerzamy to o stwierdzenie
potrzeby bycia wysłuchaną, przytuloną
(i to kilka czy nawet kilkanaście razy
dziennie!), docenioną, pochwaloną,
akceptowaną nawet po palnięciu jakiejś
głupoty. Kobieta która wie, że jest
kochana, co jest jej okazywane! emanuje
radością. Świat jest dla niej piękny i nie
brak jej sił do życia. Jednym słowem jest
szczęśliwa. Stąd najlepsza recepta na
konflikty i kłótnie – zamiast udowadniania racji, wyszydzania i podnoszenia
głosu, mówienia kto ma racje i dobijania
słowami "a nie mówiłem", należy podejść
do kobiety, delikatnie ją przytulić i okazać
szacunek. Pokazać, że akceptujesz nie
sytuację, ale osobę. Ona wie, że zrobiła
źle i jeśli postąpisz delikatnie broniąc jej,
wówczas ona sama zrobi wszystko, żeby
daną sytuację odkręcić. Inaczej, albo
będzie się upierała przy swoim, albo się
zamknie w sobie i nic nie odpowie.
A uraza, że jej nie obroniłeś pozostanie
w jej sercu, dopóki nie wypomni Ci tego
z żalem i łzami nawet po kilku dniach,
miesiącach czy nawet latach.
Inny ważny płat to krótkodystansowość – opozycja do męskiej długodystansowości. Obie cechy można połączyć, by
dzięki temu zbudować fantastyczne
porozumienie i jedność. Kobieca krótkodystansowość to na pewno nie wada,
a w niektórych sytuacjach staje się bardzo
cenną zaletą. Na przykład wyobraźmy
sobie taka sytuację: małe dziecko idzie
w kierunku otwartych drzwi balkonowych, na pewno wyjdzie także na balkon,
ojciec widząc wszystko nie robi nic,
zastanawia się: “czy główka mojego
dziecka jest na tyle mała, że przeciśnie się
przez szpary w szczeblach balustrady?”
“natomiast matka dziecka”, w jednym
momencie rzuca wszystkie zajęcia i leci
ratować dzieciątko z niebezpieczeństwa.
Tam gdzie u facetów jest płat
meczowy, u kobiet znajduje się strefa
gadania – mówienia niemal bez przerwy
niemal 100 słów na minutę, w ogóle się
przy tym nie męcząc. Zasób słów faceta
jest dobrany umiejętnie i rozważnie.
Kobieta używa o wiele więcej słów,
często dla panów zupełnie niepotrze-
bnych albo nawet utrudniających
przyjęcie i zrozumienie danego komunikatu. Panie powinny pracować nad
konkretnym przekazem treści dla
mężczyzn. To znaczy najpierw mówić
o najistotniejszych faktach, a dopiero
później rozwijać temat o swoje kobiece
spostrzeżenia, wątpliwości i wnioski.
Panowie natomiast muszą uzbroić się
w niebiańską czasem cierpliwość i starać
się spokojnie wysłuchiwać kobiety.
Nawet kiedy nie wiadomo o czy mówią.
Zawsze mają nam coś do przekazania,
a odkrycie tego przekazu może być dla
mężczyzny nie lada zadaniem i misją.
Chęć wypowiadania wielu słów jest
u kobiet czymś naturalnym, za co nie
należy ich winić, trzeba bardziej to
pokochać i starać się o tym pamiętać
w chwili próby.
Zaraz powyżej tego płatu gadania
znajduje się płat odwrotności myślowo
czynnościowej – najpierw robi potem
myśli – w wielu przypadkach może się
okazać to ratunkiem. Tu jeszcze raz
przypomnijmy sobie sytuację z dzieckiem wychodzącym na balkon. Impulsywne działanie matki ratuje dziecko
przed nieszczęściem, nawet bardzo mało
prawdopodobnym. Facet najpierw szacuje ryzyko, policzy dokładnie to i owo
i Może być już za późno – kobieta reaguje
uczuciowo. Jednak często jest tak, iż
przynosi to dobre skutki – logiczni i rozumowi faceci nie mogą tego zaakceptować. Błąd! Z kobiecej odwrotności myślowo czynnościowej wynika
także łatwość okazywania emocji i tych
dobrych i tych złych, wrażliwość na piękno z jednej i na cierpienie z drugiej.
Przeciwnie do niedomyślności facetów,
kobiety są aż za domyślne. Najmniejszy
nieuważny gest ze strony mężczyzn –
a one już zaczynają się martwić. Spowodowane jest to obecnością w mózgu
kobiety płatu wyolbrzymiania. Potrzeba
tu wiele mądrości i uwagi, aby przez
niedopatrzenie nie spowodować reakcji,
którą trzeba będzie odwracać nawet przez
długi czas. Wystarczy złe spojrzenie,
uwaga czy opowieść aby kobieta wysnuła
dziwne przypuszczenia lub nawet
zupełnie irracjonalne wnioski. Na przykład: żona czeka na męża z obiadem
w domu, przychodzi mąż i żona pyta co
działo się w pracy. Mąż rozpoczyna
opowieść: dzisiaj z Elką dokonaliśmy
świetnej transakcji, dzięki czemu szef dał
nam premie. To wielki sukces męża,
ale…. „dzisiaj z Elką”…kto to jest Elka?
Co oni razem robili? Od jakiego czasu się
znają? Na pewno coś miedzy nimi jest, bo
tak dobrze razem współpracują. On na
pewno się zakochał w Elce, już mnie nie
chce, już mnie nie kocha! STOP! Taki tok
myślowy nie ma najmniejszego sensu.
Najgorzej będzie jeśli owa żona, zamiast
dopytać się męża o Elkę, aby rozwiać
wszelkie wątpliwości, nie powie nic
i zamknie się z tymi dziwnymi myślami
w sobie. Za jakiś czas tragedia gwarantowana. Dlatego drogie panie pamiętajcie o tym, aby o wszelkich waszych
wątpliwościach informować waszych
panów na bieżąco. To żaden wstyd zadać
dodatkowych nawet 100 pytań. Dla
kochającego mężczyzny odpowiedź nie
będzie żadnym problemem. Natomiast wyolbrzymianie niepotwierdzonych przypuszczeń niszczy związek od
środka, działa to jak zgnilizna której
początkowo nie widać, ale powoduje że
owoc jest już gorzki.
Mężczyzna i kobieta zostali przez Boga
stworzeni dla siebie jako odpowiedni, co
nie znaczy, że są jak dwie połówki pomarańczy, które po złączeniu tworzą
z wierzchu cały owoc. Są raczej jak skomplikowany i pogmatwany system rurek,
śrubek i zaworów, którego połączenie
w działającą poprawnie całość wymaga
olbrzymiej pracy i obróbki tych wielu
elementów, a nade wszystko wymaga
wprawnej ręki mechanika, którym w tym
wypadku jest Najwyższy Bóg.
Koks
29
Czy warto mieszkać
ze sobą
przed ślubem?
Współcześni młodzi ludzie często
dzisiaj mówią: tak łatwiej, taniej gdy
wyprowadzą się i zamieszkają razem.
Same korzyści. Tyle przyjemności,
radości, ciągle razem. Brzmi ciekawie,
nawet rodzina na to przystaje, bo przecież
mają osobne pokoje, a trzeba mniej dawać
na utrzymanie. Wszyscy razem nawzajem się oszukują, bo w sumie do czego to
prowadzi?
Badania potwierdzają dużą szkodliwość mieszkania przed ślubem. Termin
„kohabitacja” - stanowi związek pomiędzy kobietą a mężczyzną bez ślubu.
Kohabitacja zastąpiła konkubinat nazy-
30
wany również potocznie życiem na kocią
łapę, bez papierka lub na kartę rowerową.
Określenie kohabitacji przyszło do nas
z krajów zachodnich. Stanowi czynnik
spadku ilości zawieranych formalnie
małżeństw. „Związek typu LAT (czyli
Living Apart Together) rządzi się swoimi
prawami: liberalizm, pluralizm (autonomia), swoboda seksualna, najczęściej
brak dzieci, brak więzi emocjonalnych,
ekonomiczności - łatwiej się rozstać,
mniejsze zaangażowanie w role, mniejsza
odpowiedzialność za postępowanie, konsumpcja, mniejsze inwestycje, brak podziału pracy, racjonalizm, indywidu-
alizacja. Wszystko to, co raczej nie ma
racji bytu w małżeństwie tradycyjnym
opartym przede wszystkim na fundamencie zamierzonej trwałości.” Statystyki są
zatrważające. Według badań 50% par
kohabitujących legalizuje związek po
upływie 1,5 roku; 40% par rozpada się
bez zawarcia małżeństwa a tylko 10% par
tworzy związki długoterminowe „Osoby,
których małżeństwo poprzedzone było
kohabitacją, miały niższy poziom satysfakcji z niego, w porównaniu do tych,
które wcześniej nie mieszkały razem.”
Badania jednoznacznie wskazują, iż
związki zarówno formalne jak i nieformalne osób uwikłanych kiedykolwiek
w kohabitację są nietrwałe. „Prawie
połowa związków kohabitacyjnych kończy się w ciągu roku, 40% przekształca
się w małżeństwa formalne, z których
50% kończy się rozwodem, zaś 2/3 z nich
wchodzi w małżeństwo powtórne, które
z wysokim prawdopodobieństwem zakończą się rozwodem”.
Czy faktycznie tego Bóg chce?
Prowizoryczne szczęście na początku,
fascynacja zamieszkania razem zamienia
się w ciąg nieszczęść, rozczarowań,
rozstań. Wyjaśnię to zjawisko dokładniej.
Wiadomo, początkowo decyzja: zamieszkamy razem - wszystko będzie dobrze.
Przecież trzeba się sprawdzić przed
ślubem, czy on/ona nadaje się na męża/żonę, czy sprosta moim wymaganiom,
jak nam się nie ułoży, to po prostu się
rozejdziemy. A gdzie tutaj zaufanie?
Młodzi ludzie gdy „chodzą ze sobą”, są
w stanie naprawdę dobrze się poznać i na
tyle sobie zaufać, żeby nie wystawiać
siebie nawzajem na tak wielką próbę.
Z własnego doświadczenia wiemy, że nie
- mieszkanie razem przed ślubem ma
bardzo dużo korzyści.
Kohabitacja ma charakter typowo
konsumpcyjny. Wyobraźcie sobie, że
jesteście sam na sam z ukochaną osobą
w mieszkaniu lub w pokoju, przez tyle
czasu jest ona blisko, czuje się jej zapach.
Wytrzymasz tak bez zbliżenia nie dłużej
jak kilka dni, później ludzka natura
pęknie i z pewnością dojdzie do współżycia. Bóg obdarował nas popędem
seksualnym, jest to piękny dar - dzięki
niemu każdy z nas istnieje, ale zaznaczył
wyraźnie, że wykorzystanie tej łaski
może mieć miejsce jedynie w małżeństwie. „Dlatego opuści człowiek ojca
i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą
dwoje jednym ciałem.” (Ef 5,31) Tutaj
zahaczamy o temat czystości przedmałżeńskiej, który z zamieszkaniem przed
ślubem jest bezpośrednio związany.
Przeszliśmy taką próbę, gdy w zeszłym
roku już jako narzeczeństwo pojechaliśmy na sylwestra w góry. Spędziliśmy tak
w sumie cały tydzień. Piotrek był pilotem
rezydentem na tej wycieczce, a ja byłam
uczestnikiem. Mieliśmy wspólny pokój.
Pierwszy raz mieliśmy tyle czasu tylko
dla siebie, w nocy spaliśmy oczywiście
osobno, mieliśmy bardzo silne postanowienie, że zostaniemy w czystości, ale
było nam trudno, naprawdę dużo wysiłku
włożyliśmy w to, żeby się udało. Modliliśmy się razem, nawet nawzajem trochę
się upominaliśmy. Tak bardzo chcieliśmy
zachować naszą czystość i daliśmy radę,
ale już później omijaliśmy okazje do
wyjazdów tylko we dwoje. Tak sobie
myślę, że zamieszkanie przed ślubem to
nie tylko te kilka nocy do „przetrzymania”, ale wiele czasu, który prędzej czy
później sprowadzi wspólne zamieszkanie
do współżycia. Gdy nie mieszka się
razem można bardzo dobrze poznać się
wewnętrznie, dużo rozmawiać o swoich
przeżyciach, uczuciach, spostrzeżeniach,
jest dużo czasu na wspólne przeżycia,
odkrywane siebie, rozwój duchowy.
U par, które mieszkają razem często
rozmowy skupiają się na sprawach
mieszkaniowych: rachunki, umeblowanie, zakupy, sprzątanie. Zaczynając
współżycie seksualne u tych dwóch osób
zaczynają działać tzw. „klapki na oczy”.
Współżycie jest tak niesamowitym
przeżyciem, że patrzy się na tą drugą
osobę tylko przez ten pryzmat, przestaje
31
32
się widzieć jej wady. Później zaczyna się
lęk przed ciążą, bo trwają studia, co ludzie
powiedzą, bo rodzice się zawiodą, więc
zaczyna się „przygoda z antykoncepcją”.
Jest to jednak naturalną konsekwencją
kohabitacji.
Najczęściej pary kohabitujące rozpadają się w tym momencie, gdy życie
domowe i seksualne popada w rutynę.
Kiedy nic ich już tak nie pasjonuje lub też
napotkali jakąś przeszkodę w tzw.
docieraniu się. Każda z tych osób do
czasu zamieszkania razem miała swoje
przyzwyczajenia, zachowania które teraz
musi zmienić, żeby nawzajem się dostosować, a nie będąc formalnie związanym
jest dość trudne, bo „przecież jeśli z tym
się nie uda, to będzie następny, więc po co
tak się teraz trudzić”. Zaczynają się
konflikty, w sumie nie wiadomo o co,
pretensje, wszystko zaczyna się walić,
a tak naprawdę nie ma punktu odniesienia, nie ma do czego wrócić.Nie są
małżeństwem, nic ich nie scala, więc gdy
jest jakiś kryzys to trzeba się rozejść.
Potem zostają rany, ból, bo przecież tak tą
drugą osobę się miłuje, ale nie ma już do
czego wracać, wszystko się zrujnowało.
Klapki na oczach opadły, partner nie jest
ideałem, jak to się wydawało, a po prostu
człowiekiem, który nie sprostał wymaganiom. Uciekamy od odpowiedzialności, zresztą od początku cała sytuacja
była nieodpowiedzialna, bo patrzyło się
na tą drugą osobę jak szef na pracownika,
czy dobrze się sprawuje, czy dobrze
sprząta, jak coś nie odpowiada, to
„zamienię ciebie na lepszy model”... Ale
to jest paranoja! Bóg nas nie sprawdza
czy jesteśmy idealni czy nie, On nas
kocha właśnie takimi jacy jesteśmy, więc
dlaczego ludzie nawzajem poddają się
takiej próbie, robią to, czego nie robi Bóg
bo kocha człowieka. Czyli taki człowiek
tak naprawdę nie do końca wie co to jest
kochanie. Gdy mieszka się na kocią łapę,
zawsze pojawia się postawa „luzu”
u tych par. Nie inwestuje się we wspólne
rzeczy, no bo to jest kłopot, jeśli się rozej-
dziemy, to jak tym się później podzielić?
Bardzo podobnie ma się sprawa z dziećmi. Takie pary, choć mieszkają razem
jak małżeństwo, raczej nie decydują się
na dziecko, bo w sytuacji rozejścia się
będzie ono pokrzywdzone z kim ma się
dalej wychowywać, więc po co robić
sobie kłopot.
U par kohabitujących, nawet jeśli
udało im się sformalizować związek,
zostaje ciągły brak zaufania do drugiej
osoby. Osoby uwikłane w kohabitację
mieszkają ze sobą, ale to jest na tej
zasadzie, że w każdej chwili mają otwartą
furtkę i mogą po prostu odejść. Nigdy nie
jest się w stanie przewidzieć co ta druga
strona myśli. To jest sytuacja bardzo
stresująca, ponieważ nie ma się pewności
co do intencji i zamiarów drugiej osoby.
Później zostaje to przełożone na dalsze
etapy życia.
W zeszłym roku rozmawiałam z koleżanką starszą ode mnie. Już skończyła
studia i uczy polskiego w szkole podstawowej. Ja, Piotrek i ona byliśmy wychowawcami na kolonii. Któregoś wieczoru
zaczęłyśmy rozmawiać właśnie o mieszkaniu przed ślubem, czystości przedmałżeńskiej. Na samym początku, gdy
dotarliśmy do ośrodka od razu powiedzieliśmy, że nie chcemy być z Piotrkiem
razem w jednym pokoju. Magda była tym
bardzo zdziwiona. Ona była nie pierwszą
osobą, z którą o tym rozmawiałam, ale
bardzo ta rozmowa zapadła mi w pamięć.
Mówiła o swoich przeżyciach bardzo
szczerze i wnikliwie. Otóż opowiadała,
że tak jak kiedyś ja myślała podobnie
o zamieszkaniu razem, o wspóżyciu
przedmałżeńskim, kiedy była młodsza
i chodziła na oazy. Ale od kiedy pierwszy
raz współżyła ze swoim chłopakiem
wszystko się zmieniło. Później chęć
budzenia się przy ukochanym, sypianiu
z nim, zbliżaniu się, była tak silna, że już
więcej nie myślała o czystości. Z tamtym
chłopakiem już nie jest, a teraz z nowym
nie wyobraża sobie mieszkania osobno.
Tłumaczy to tym, że musi sprawdzić, jak
on będzie sprawował się w domu, czy za
bardzo nie będzie jej denerwować to czy
zostawi otwartą deskę w toalecie, czy
zostawi puste opakowanie po maśle w lodówce i, czy będzie w stanie z czymś
takim żyć.
Co myślicie o takim spojrzeniu na
sprawę? Dla mnie to jest dość banalne.
Krótka, szczera rozmowa potrafi rozwiązać każdy taki drobny problem. Tak się
zastanawiam czy z takim podejściem do
życia w ogóle podchodzi do rozwiązywania trudniejszych problemów, skoro te
błahe już są bardzo kłopotliwe. Gdy
kohabitacja trwa już dłuższy czas,
najczęściej kobieta chciałaby zawrzeć
formalny związek małżeński, jednakże ta
decyzja długo jest odwlekana, bo
wymaga podjęcia odpowiedzialnych
kroków, decyzji na całe życie, dużego
zaangażowania. Wtedy może pojawia się
żal do partnera, problemy w komunikacji.
Najczęstszym kontrargumentem jest, to,
że ślub jest drogi, a na bieżąco są inne
wydatki.
Małżeństwo jest otwarciem się na to
wszystko. Już nie patrzę na drugą stronę
pryzmatem „jeśli coś będzie nie tak to się
rozejdziemy”, bo ja chcę być z tym człowiekiem do końca życia. Przed Bogiem
i przed ludźmi odpowiedzialnie to
wyraził i zawarł sakrament, który jest
wielką łaską od Boga. Celami małżeństwa według Katechizmu Kościoła
Katolickiego są: wzajemne pogłębianie
więzi małżonków i zrodzenie potomstwa.
Kohabitacja jest tak naprawdę zabawą
w małżeństwo, bo żyją ze sobą prawie jak
małżeństwo, ale tak naprawdę nie
spełniają warunków małżeństwa. Jest to
za duże obciążenie dla ludzi nie będących
małżeństwem, tak jakby dziecko chciało
samo mieszkać i utrzymywać się jak
dorosły, a on po prostu nie jest na tyle
odpowiedzialny, dojrzały i samodzielny.
Zawarcie sakramentu małżeństwa jest
decyzją dojrzałą, świadomą i dla nas
katolików powinno być jedynym moty-
wem mieszkania razem.
Narzeczeństwo było dla nas wspaniałym okresem. Poznaliśmy się naprawdę
dobrze, wiemy o sobie tak dużo, że czasem sama się zastanawiam czy aż tyle
wiem o sobie, co Piotrek o mnie. Dopiero
co zaczynamy układać nasze wspólne
życie, ale wiemy, że szczerze rozmawiając da się wspólnie uregulować
wszystkie codziennie sprawy, zmieniać
nasze nawyki panieńsko - kawalerskie
i wiele w siebie nawzajem inwestować.
Wiem, że każdy z Was sam najlepiej
zadecyduje o swojej przyszłości w związku, może niektórych to aktualnie nie
dotyczy, ale liczę na to, że gdy kiedykolwiek będziecie mieli na uwadze wspólne
mieszkanie, to najpierw przypomnicie
sobie powyższe słowa i pomyślicie
o konsekwencjach kohabitacji, a dopiero
potem podejmiecie najlepszą decyzję.
Ula i Piotr SWE Szczecin
33
Kobiecość Powołanie
każdej
z nas
34
Od zarania dziejów człowiek czuł
powinność wobec samego siebie do
pełnienia jakiejś funkcji w życiu
rodzinnym i społecznym. Jedni chcą
dążyć do świętości z drugim człowiekiem, inni wybierają posługę kapłańską
bądź zakonną. Zdarza się również, że
człowiek odnajduje swoje powołanie
do życia w samotności, odkrywając
w zupełnie różny sposób piękno swojego
życia. Powołanie może być rozumiane
również w innym aspekcie. Bóg każdego
z nas powołuje do kobiecości lub do
męskości. Temat kobiecości jest bardzo
obszerny, dlatego tym razem przyjrzyjmy
się powołaniu kobiety w świetle jej
pragnień.
Zatrzymajmy się na wstępie nad aktem
stworzenia świata w Księdze Rodzaju.
Ten niezwykle urzekający fragment
z Pisma Świętego, jak i dalsze losy
Adama i Ewy opowiadają o początkach
kobiety i mężczyzny, dwóch podobnych
istotach a jednak zupełnie różnych
z natury. Pan Bóg stwarzając Adama
nie nazywał go mężczyzną, lecz czło-
wiekiem. W Księdze Rodzaju czytamy:
„Pan Bóg ulepił
człowieka
z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza
tchnienie życia, wskutek czego stał się
człowiek istotą żywą.” (Rdz2,4-7)
Zauważmy, że Adam zaczyna być
nazywany mężczyzną dopiero kiedy staje
obok niego kobieta. Nasuwa się dzięki
temu ogromnie ważny wniosek, że
kobieta do zrozumienia swojej kobiecości potrzebuje mężczyzny i na odwrót.
Pan Bóg buduje człowieka na różnicach
damsko - męskich. Kobieta zatem nie
byłaby w stanie poznać głębiej swojej
kobiecości przebywając jedynie z kobietami. Towarzystwo mężczyzn jest więc
niezbędne, gdyż ukazuje nam jak różne
jesteśmy w porównaniu do nich i pomaga
nam odkryć wartość, i niezbędność naszej
osoby. Na szczęście Pan Bóg stworzył nas
takimi, że kobiety lubią przebywać z mężczyznami, a mężczyźnie, z kobietami.
Pragnienie przeżycia romansu
Tutaj mogę trochę powiedzieć o pierwszym pragnieniu kobiety - przeżycia
romansu. Może brzmi to trochę dwuzna-
cznie, ale zawiera w sobie dużo prawdy.
Nie chodzi tu oczywiście o zdradzanie
swoich partnerów, ale o relacje z nimi. Po
pierwsze każda z nas chce być upragniona
przez tego jedynego, by ktoś o nią walczył. Większość z nas bagatelizuje to
pragnienie, a nawet wstydzi się go. To
pragnienie tkwi w naszych sercach od
dziecka. Gdy jesteśmy małe pragniemy
być dla kogoś bezcenne – szczególnie dla
taty, gdy stajemy się starsze, nasze
pragnienia dojrzewają i zmieniają się
w tęsknotę za tym, żeby być pożądaną,
upragnioną i zdobywaną jako kobieta.
Większość kobiecych uzależnień powstaje, gdy czujemy ,że nie jesteśmy kochane,
albo, że nikt o nas nie zabiega. Kobieta
staje się piękna jak widzi, że jest kochana.
Tutaj ukazuje się też największy lęk
kobiety, lęk przed odrzuceniem. To jest
najlepszy sposób szatana na kobiety. On
aranżuje dla niej porzucenie manipuluje
każdym wydarzeniem, które może
wyglądać jak porzucenie.
Kolejną niesamowitą rzeczą jaką
odkrywamy w omawianym przeze mnie
fragmencie Pisma Świętego jest to, iż Pan
Bóg pod koniec swojego procesu twórczego stwarza właśnie Ewę, nie Adama.
To ona jest finalnym muśnięciem Mistrza. Wypełnia na świecie miejsce, którego nic i nikt nie jest wstanie wypełnić.
Kobieta jest taką przysłowiową wisienką
na torcie, można nawet zaryzykować
stwierdzenie, że jest ukoronowaniem
stworzenia. Czy zastanawialiście się
kiedyś nad tym?
Pragnienie bezpieczeństwa
Ciekawą rzeczą jest tutaj także to, iż
Bóg stwarza najpierw mężczyznę, który
żyje w dzikości. Kobieta powstaje w innych warunkach, w momencie kiedy
dzikość zostaje okiełznana przez mężczyznę. Jest jej przez to łatwiej. Kobieta
oczekuje od mężczyzny poczucia bezpieczeństwa. Mężczyzna więc zostaje
stworzony aby panować, a kobieta aby
czuć się bezpiecznie. Gdy Pan Bóg
przychodzi do Adama i Ewy po zjedzeniu
owocu z zakazanego drzewa, to najpierw
woła Adama: „Gdzie jesteś?”, nie Ewę.
(Rdz 3,9). W ręce mężczyzny składa Bóg
Stwórca odpowiedzialność za to, co się
dzieje między nim i kobietą. Mężczyzna
powinien być stabilnym oparciem dla
rodziny i zapewniać podstawę jej bytu.
Ojciec także powinien uczyć dzieci
właściwego traktowania matki. Wiemy, iż
kobiety często postępują emocjonalnie.
Zadaniem mężczyzny przy kobiecie jest
chronienie jej przed tym, by nie popełniła
głupstwa w skrajnym stanie emocjonalnym. Jeżeli mężczyzna chce zmienić
postępowanie kobiet, można to zrobić
skutecznie w jedyny sposób - zmienić jej
nastrój. Jako kobiety chcemy doświadczać siły mężczyzn. Kiedy używają
brutalnych słów, jesteśmy przybite, kiedy
milczą umieramy z głodu; kiedy nie
oferują nam siebie, to czujemy się jak
porzucone. Ale kiedy nas słuchają, mówią
do nas lub w naszym imieniu, to jesteśmy
spokojne i szczęśliwe. Chcemy ochrony,
jakiej dostarcza siła męska. Chciałybyśmy, żeby mężczyźni nie tylko chronili
nas przed krzywdą fizyczną, ale również
przed krzywdą emocjonalną i duchowym
atakiem. Radą dla kobiet jest to, aby
wymagały od swoich chłopaków, narzeczonych, mężów. Oni potrzebują wysokich wymagań, oni naprawdę są dla Was
w stanie dużo zrobić. Pokazujemy w ten
sposób także, że wierzymy w ich siły i dowartościujemy ich.
Pragnienie piękna
Tak jak ojciec w rodzinie kreuje bezpieczeństwo, tak matka kreuje piękno.
Kobieta nieustannie pragnie upiększać
świat i sama też pragnie być piękna.
Piękno kobiety nie objawia się w jej
walce o nieskazitelny wygląd, ale płynie
z pokoju jej serca. Kobieta piękna, to ta,
która ufa Bogu, wprowadza pokój,
radość, przy której możemy wdychać
prawdę, że Bóg nas kocha i jest dobry.
A co robi piękno? Piękno zaprasza,
piękno karmi, piękno przynosi ulgę,
piękno inspiruje. Kobieta, która jest
piękna, wchodząc do pokoju zmienia całe
swoje otoczenie. Kobieta nie tylko chce
35
36
tworzyć to piękno, ale pragnie także żeby
to było zauważone. Ważna jest w tym
aspekcie rola ojca. Jeżeli mała dziewczynka nie usłyszy od ojca, że jest piękna, że
jest jego księżniczką, to jako dorosła
osoba będzie szukała potwierdzenia
swojej piękności u mężczyzn, którzy nie
zawsze będą dla niej odpowiedni.
Przytoczę dwie sytuacje w życiu kobiety,
które mówią, jak ważne jest dla niej
piękno. Dawanie prezentu: mężczyzna
patrzy na to, aby był praktyczny, kobieta
wkłada swoje całe serce w robienie prezentu, musi on być piękny, zawsze dba
o to, aby prezent był ładnie zapakowany,
a najlepiej, żeby był przystrojony dużą
kokardą. Druga sytuacja to moment kiedy
żona wraca do domu z nową sukienką.
Mąż na to: „ile ta szmata kosztowała?”
Wiedząc, że ostatnio jest u nich krucho
z pieniędzmi. Oczywiście taka sytuacja
może prowadzić do niepotrzebnego
zranienia, a nawet konfliktu. Mógł przecież powiedzieć: „bardzo ładnie wyglądasz” i przypomnieć bardzo delikatnie
o problemie. Kobieta ma być usatysfakcjonowana w poczuciu własnej
wartości przede wszystkim przez mężczyzn, zwłaszcza żona przez męża.
Kobieta reaguje na zdanie „jesteś
piękna”, tak jak mężczyzna na zdanie:
„jesteś mądry”.
Pragnienie matkowania
Następnym pragnieniem kobiet jest
chęć matkowania. Nie wszystkie kobiety
są matkami, ale wszystkie powołane są do
matkowania. Co więcej, by móc tak
bardzo szeroko matkować, trzeba
zrezygnować czasem z własnego fizycznego macierzyństwa, by móc być
w pełni matką. Tutaj oczywiście
wspaniałym przykładem jest Matka
Teresa z Kalkuty. Ona nie mogłaby tak
matkować prawie całemu światu, gdyby
miała własne dzieci. Musiałaby w pierwszej kolejności zająć się własnymi
dziećmi i nie mogłaby iść do biedaków
w Kalkucie. Jako córki Ewy, kobiety mają
wyjątkowy dar pomagania innym, by stali
się w życiu takimi jakim naprawdę są -
zachęcają, wychowują, matkują im,
kierując w stronę ich prawdziwej natury.
Często kobiety popełniają tutaj błędy,
gdyż przesadnie troszczą się o druga
osobę, nie dając jej szansy samorozwoju.
Nie chodzi więc o to, aby prowadzić
kogoś aby potwierdzić siebie jako kobietę
czy matkę. Trzeba uczyć dziecka życia
zgodnie z jego własnym sercem, by jak
dorośnie mogło żyć nadal życiem według
swego serca. Czyniąc to, kobiety partnerują Chrystusowi w podstawowej misji
przenoszenia dalszego życia.
Macierzyństwo jest ogromną szansą
dla rozwoju każdej kobiety. Nie ma
w życiu kobiety sytuacji, w której ma ona
szansę rozwijać się w swojej zdolności do
altruistycznego dawania, czyli w miłości,
jak w kontakcie z bezbronnym dzieckiem. Predyspozycje kobiet ukierunkowane są na macierzyństwo, w szczególności na pewien bardzo ważny etap
macierzyństwa. Mianowicie myślę o etapie, w którym kobiety nie da się zastąpić.
Etapie prenatalnym, niemowlęctwa
i pierwszych lat życia. Dlatego Bóg też
podarował nam szereg wspaniałych cech,
predyspozycji, które „wpasowują się”
w potrzeby małego dziecka. Kobiety są
subtelne i delikatne. Ważną cechą jest ich
spostrzegawczość i pamiętanie drobiazgów. Mają także podzielność uwagi,
która jest całkowicie nieosiągalna dla
mężczyzn. Kobieta reaguje szybko,
spontanicznie. Często nie zastanawia się
nad tym co robi. Widzi, że małe dziecko
wychodzi na balkon, od razu biegnie, by
przypadkiem nie wypadło przez barierkę.
Mężczyzna w tym czasie analizuje:
„taka wysokość barierki, taka grubość
szczeliny, więc dziecko nie da rady
włożyć główki”. Ale to analizowanie
często może trwać zbyt długo, dlatego
potrzebna jest mama, która od razu widzi
zagrożenie. Kolejna cechą kobiety jest jej
przymus komunikowania się - cudowna
sprawa z punktu wychowania małego
dziecka. Popatrzmy na matkę, która
pochyla się nad swym dzieckiem, trzyma
dziecko przy piersi i bez przerwy coś
nadaje, słowami, gestami. Dziecko w
przyspieszonym tempie się tego uczy.
Mężczyzna decydujący się na małżeństwo powinien tę potrzebę komunikowania się kobiety spełniać. Ona musi się
komunikować i im większa radość w sercu, tym większy przymus wypowiedzenia
tego na zewnątrz. Kobieta potrafi działać
niezwykle ofiarnie, ale musi być to ofiara
ukierunkowana na konkretnego człowieka, musi się do czegoś przydać, musi
komuś służyć. Musi uważać, żeby czasem
nie być zbyt ofiarną, np. pomagając
wszystkim sąsiadom, zaniedbując przy
tym męża. Te wszystkie cechy Bóg dał
kobiecie aby mogła po prostu matkować.
Jeżeli mężczyzna zdecydował się na
życie z kobietą, to powinien pamiętać, że
największe rany zadaje żonie, mając
pretensje o jej kobiecość. W dobie
emancypacji, kobiety trochę pogubiły
swoje role i zaczęły iść w inną stronę.
Zapragnęły być ważne, zapragnęły pełnić
te role, które pełnią mężczyźni. „W imię
męskiej solidarności chyba chcą nas
wykiwać i posłać tam do jakiś pieluch
i garów”. Bardzo wiele kobiet wybiera
kariery życiowe, które nic wspólnego
z matkowaniem nie mają. Wiele nowoczesnych dziewczyn próbuje w swoim
działaniu zakryć wszelkie przejawy
zachowań, które miałyby wynikać
z miłości, chęci altruistycznego dawania.
Maskują to, by przypadkiem nie było
widać, że w ich naturalny sposób jest
wpisane dobro i miłość wyrażające się
chęcią dzielenia się, dawania innym, żeby
ktoś nie uważał ich przypadkiem za
naiwne.
Wszystkie kobiety są powołane do
matkowania. Matkujemy sobie nawzajem, oferując naszą uwagę, opiekę,
pocieszenie, niezależnie od tego czy
chodzi o sweter dla przyjaciółki, gdy
marznie, czy posiłek dla rodziny
borykającej się z trudnościami, albo
wysłuchane znajomej, gdy czuje się
rozżalona.
W dzisiejszym świecie kobiety często
duszą w sobie swoje pragnienia, a nawet
wstydzą się ich. Boją się zranień. Często
też wiele kobiet zostało zranionych przez
swoich rodziców. Dużo wierzących
kobiet żyje z przekonaniem, że zostały
stworzone wyłącznie by służyć .W Księdze Przysłów 31 jest opisany poemat
o dzielniej niewieście, której życie jest
przepełnione pracą, także nie ma czasu na
nic innego, nawet jej „lampa wśród nocy
nie gaśnie”. W rezultacie kobiety te są
nieustannie zmęczone i często duszą
w sobie pragnienia, które są wpisane
w kobiecość. Zdarza się, że pomiędzy
marzeniami twojej młodości a dniem
wczorajszym zostaje zagubione coś
cennego. Tym skarbem jest twoje serce,
twoje bezcenne kobiece serce. Pan Bóg
mówi: „z całą pewnością strzeż swego
serca, bo życie ma tam swoje źródło” Bóg
osadził w twoim sercu kobiecość.
Kobiecość silną, czułą, gwałtowną i ponętną. Pamiętaj aby o nią dbać, gdyż jesteś do tego powołana.
Adam pyta Pana Boga w raju: „Panie
Boże, dlaczego uczyniłeś Ewę tak
cudowną, tak piękną, tak atrakcyjną. Ja
o niczym innym myśleć nie mogę, nie
mogę nic robić, tylko ona, ona i ona”. Na
to Pan Bóg odpowiada: „Bo chciałem
abyś mógł ją pokochać”. Pyta więc Adam
dalej: „Panie Boże, dlaczego zatem
uczyniłeś ją jednocześnie tak naiwną, tak
nieroztropną. Przepraszam, Panie Boże,
trochę głupią”, a Pan Bóg: „Bo chciałem
nie tylko, żebyś ty ją mógł pokochać, ale
by i ona mogła pokochać Ciebie”.
Kasia Komorowska SWE Wrocław
37
WIARY DOCHOWALIŚMY,
TRADYCJĘ PODTRZYMALIŚMY!
Akcja Letnia Pustyni Miast 2009
38
W tym roku Akcja Letnia trwała od 2
do 14 lipca. Odwiedziliśmy tradycyjnie
trzy miasta: Działdowo (02-06.07) kolebkę Akcji Letniej PM, Brodnicę (0609.07) oraz Wąbrzeźno (09-13.07). We
wszystkich miastach przyjęto nas bardzo
serdecznie i właściwie obyło się bez
większych ekscesów. Jedynie dzia(ł)dowskie środowiska prasowe uraczyły
nas pierwszą, tym razem postakcyjną
kontrowersją. Otóż, w kilka dni po zakończeniu naszych ewangelizacyjnych
spotkań, jeden z lokalnych tabloidów
opublikował przekłamany artykuł pod
szumnym tytułem: „A Jezusem sobie
gęby wycierali”. No cóż: „Błogosławieni
jesteście, jeżeli złorzeczą wam z powodu
imienia Chrystusa” (1P 4, 14). Honor
miasta uratowali jednak młodzi ludzie u
boku księdza Dawida, którego będziemy
wspominać jeszcze długo. Także wielu
innych księży, z pro-boszczem na czele,
zasługuje na wielkie Bóg zapłać!, za
troskę o to, aby niczego nam nie
brakowało.
Już pierwszego dnia zjechało do
Działdowa dużo ludzi. Wielu uczestni-
ków było na Akcji w tym roku po raz
pierwszy. Chwała Panu! Skończyło się
kółko wzajemnej adoracji, a zaczęła się
nowa historia Pustyni Miast, pisana przez
nowych ludzi. Moim zdaniem czas Akcji
Letniej można przeżyć w dwojaki sposób:
przyjechać z bliżej nieokreślonych
powodów i się nawrócić, albo przyjechać
ze świadomością tego, co chce się robić i
umocnić swoją wiarę poprzez głoszenie
Zmartwychwstałego Chrystusa. Tegoroczna Akcja utwierdziła mnie w słuszności tego przekonania. Patrząc z boku
na ludzi i obserwując to, co Pan Jezus
działał w ich duszach, a nade wszystko
osobiście spotykając się z Nim, odkryłem
na nowo siłę wiary i Moc Ducha
Świętego, z której wynikają dalej radość
i odwaga.
Pierwsze trzy dni to oczywiście rekolekcje mające przygotować nas na dalszą,
wytężoną pracę ewangelizacyjną. Effatha - by pojednać się z Bogiem i zapragnąć pójść za Nim. Talitha cum - by
otrząsnąć się z brudu grzechów i jeszcze
raz spróbować żyć szczęśliwie w Bogu.
Marana tha - by zaprosić Jezusa do
swojego serca i oddać Mu całe swoje
życie.
Prowadzeni przez Ducha Świętego nie
baliśmy się świadczyć o Bogu wszędzie
tam, gdzie stwarzał nam okazję do
spotkania z ludźmi: w kościołach, na
ulicach, plażach i boiskach, także na
koncertach. Mimo wrogości rozwścieczonego diabła, nie baliśmy się wychodzić na kolejne ewangelizacje, chociaż
czasami bywało ciężko. Ktoś puścił
wiązankę wyzwisk, czasami pokazał nam
gest wskazujący na to, że jesteśmy nienormalni.Innym razem ktoś chciał
podrzeć nam flagę. To wszystko nic nie
znaczy, bo przecież Jezus zwyciężył
złego już dawno. Dobra Nowina zawsze
wygrywa z wyzwiskami i wrogością.
Intensywna praca „w terenie” zawsze
była poprzedzana modlitwą. Codzienna
Eucharystia, Koronka, Jutrznia i Nieszpory to był czas umocnienia i naładowania duchowych akumulatorów. Pan Jezus
z ogromna mocą nawiedzał nasze serca
i umacniał je. Zawsze szedł przed nami by
prowadzić i chronić, dlatego nikomu
nic poważnego się nie stało. Młodzież
wyszła także z inicjatywą zorganizowania i animowania adoracji Najświętszego Sakramentu, co było pięknym
gestem chrześcijańskiej dojrzałości.
W ciszy trwaliśmy w przyciemnionym
kościele, wpatrując się w Pana. Niezapomniany czas przebywania w bliskości
z Najwyższym, który rozpalił w nas chęci
i dał siły do dalszej pracy.
Odwiedziliśmy szpitale, domy dziecka, targowiska. Wszędzie dając ludziom
radość, jakiej cały czas uczył nas obecny
z nami ksiądz Bosko. Wierzę, że to dzięki
jego staraniom i modlitwie nie zabrakło
nam jedzenia, picia ani funduszy na różne
okazyjne potrzeby. Na wzór naszego
ukochanego, świętego patrona odwiedziliśmy także więzienie. Tam kolejną
kontrowersję wywołał ksiądz Darek,
pokonując z lekkością więziennego bosa
w siłowaniu na rękę.
Czas dzielenia się tym, co się ma
z innymi ludźmi jest także okresem
wzrastania i wzajemnego budowania. Tak
właśnie wygląda żywy, młody Kościół.
Ewangelizując w wymiarze osobistym,
wspólnotowym i społecznym, realizowaliśmy podstawowe powołanie, które
zostawił nam ksiądz Bosko: powołanie do
bycia „dobrym chrześcijaninem i uczciwym obywatelem”.
Kolejnym znaczącym wydarzeniem
podczas tegorocznej Akcji Letniej, była
droga wyjścia ulicami Brodnicy. Tak jak
Izrael kiedyś, tak my - nowy Izrael teraz,
wyszliśmy z Egiptu spod władzy faraona,
aby prowadzeni przez Boga narodzić się
do nowego życia w wierze, nadziei
i miłości. Po raz kolejny daliśmy dowód,
że nie jesteśmy dziećmi tego świata lecz,
że prowadzi nas sam Bóg.
Wielką kontrowersją od pierwszych
dni Akcji Letniej PM było jej zakończenie. Przyczyną był pomysł, aby w tym
roku zakończyć nie w Łebie, a w Toruniu.
Pustynia miała być zamieniona na
pierniki. Niewielu było takich, którzy
chcieli pozostać wierni wspólnotowej
tradycji i wyjść o świcie na nadmorską
pustynię, by spotkać się tam z eucharystycznym Jezusem. Natomiast ich modlitwa,
była najwyraźniej miła Panu, gdyż
zechciał natchnąć serca Moderatorów
i ostatecznie Pustynia pozostała wierna
tradycji.
39
Zmęczeni i niewyspani dojechaliśmy na wydmy wczesnym rankiem.
Mimo naszego stanu nie upadliśmy
na duchu i ochoczo udaliśmy się na
piaski. Wyjście na wydmy to nie tylko
krajoznawcza wycieczka czy też
udziwnienie. Dla tych, którzy z
zakochania wspólnotą przeszli do jej
umiłowania to miejsce bardzo
szczególne. Miejsce bardzo osobistego spotkania z Bogiem. Miejsce
podsumowania całego roku formacyjnego i zawierzenia kolejnego, już
nadchodzącego. To na pustyni Bóg
objawiał się Izraelowi, to tu Pan do
nas mówi i nas próbuje. Pustynia jest
miejscem wyciszenia i wsłuchania się
w głos Boży. Dla mnie jest to tym
bardziej wyniosła chwila, ponieważ… Boga odnalazłem na pustyni.
Dziewięć lat temu po raz pierwszy
i tak co roku, aż do teraz. Bóg właśnie
tam przemawia do mnie najbardziej,
inspiruje moje serce i umysł, daje
nowe natchnienia. Buduje moją
wierność i oddanie. Owoce tej
przepięknej Mszy na pustyni mogę
zbierać przez cały kolejny rok.
Chwała Panu!
Na koniec chciałbym podziękować
przede wszystkim księżom: Darkowi,
Leszkowi, Przemkowi, Michałowi,
Błażejowi i Dawidowi. Bez was nic
by się nie udało, nie byłoby wspólnot,
nie byłoby tam nas. Niezwykle miłym
faktem była także obecność jedynego
kleryka: Przemka, który uratował tym
samym honor polskich seminariów
salezjańskich. Był tam, gdzie była
młodzież! Pięknie dziękujemy klerykowi.
Akcja Letnia Pustyni Miast 2009
zakończona. Wiary dochowaliśmy,
tradycję podtrzymaliśmy. Wszystko
dzięki Bogu się udało. Kolejny rok
formacyjny przed nami, kolejne
wyzwania i problemy. Panie Jezu, daj
nam dusze, resztę zabierz!
40
Koks
Fot: Monika Ćwiek
„Bóg ukochał mnie takim,
jakim jestem…”
Czyli spotkanie swe w Lesznie
Szkoła podstawowa im. Jana Pawła II
i parafia św. Kazimierza w Lesznie były
miejscem spotkania formacyjnego
Salezjańskich Wspólnot Ewangelizacyjnych. Kolejny raz miasto Leszno okazało
się bardzo gościnne w osobach ks.
Proboszcza, Dyrekcji Szkoły i grupy
SWE z Leszna spotkaliśmy wielkich
przyjaciół młodych, którzy nas przyjęli,
ugościli, nakarmili i zorganizowali czas.
Przybyło do Leszna ponad 400 osób by
w dniach 25-27.09.2009 r. doświadczyć
radości wspólnoty, poszukiwania sensu
i odkrywania Boga. Młodzi przybyli z 42
różnych miejscowości ze swoimi opiekunami. Wśród nich byli salezjanie
z Konina, Bydgoszczy, Piły, Czaplinka,
Gdańska i Szczecina kapłani diecezjalni
z Torunia i Działdowa oraz siostry CMW
z Wscho-wy, Dzierżoniowa, Lubina G.,
Środy Śl. i Wrocławia. Inne wspólnoty
przybyły z animatorami świeckimi.
Temat duchowy zaczerpnięty z listu św.
Pawła do Koryntiam, „Bóg ukochał mnie
takim jakim jestem…,” rozważany był
podczas homilii i pracy w małych
grupach.
Spotkanie rozpoczęło się w piątkowy
wieczór zawiązaniem wspólnoty i kolacją
następnie sakrament pokuty czas na
osobistą modlitwę, wspólna Eucharystia
i zawierzenie Maryi w Apelu Jasnogórskim. Po powrocie do szkoły wysłuchaliśmy świadectwa i refleksji naszych
studentów którzy uczestniczyli w europejskim spotkaniu Confronto w Turynie
w dniach 11-15.08.2009 r. Pośród wielu
wrażeń przekazali zaproszenie do
włączenia się młodych z SWE w projekt
Europa Młodych – Nowa Ewangelizacja.
To mocne wołanie o wspólną posługę
głoszenia Dobrej Nowiny, jako Salezjański Ruch Młodzieżowy mamy być
zwiastunami nadziei. Ks. Generał przekazał słowo do naszych wspólnot „ Bądźcie
świętymi przez radość serca”. Następnie
młodzi przeżyli pogodny wieczór a animatorzy wraz z moderatorami spotkanie
dotyczące prowadzenia wspólnot: rola
i cechy animatora, struktura spotkań
formacyjnych, działalności ewangelizacyjnej.
41
Sobotę rozpoczęliśmy od wspólnej
Jutrzni i wołania do Ducha Św.. Po
śniadaniu i pracy w małych grupach,
wyruszyliśmy na ewangelizację, najpierw ulicami Leszna, gdzie na osiedlach przeżyliśmy Marsz dla Jezusa
który zakończył się spotkaniem z mieszkańcami na leszczyńskim rynku.
Radość, śpiew, teatr, dobre słowo
i świadectwo młodych było czasem
dzielenia się Miłością Bożą rozlaną
w sercach naszych. Po spotkaniu przeżyliśmy Eucharystię wraz z mieszkańcami. Następnie zostaliśmy ugoszczeni
przez mieszkańców Leszna w ich
domach. Podczas rekreacji nie mogło
zabraknąć meczu piłki nożnej halowej
Młodzi SWE – kadra SDB wynik 2 ; 4,
doświadczenie, opa-nowanie i spokój
zwyciężyły. O godz. 17.00 w kościele
św. Kazimierza przeżyliśmy nabożeństwo uwielbienia. Podczas chwil wdzięczności, osobistej modlitwy i zawierzenia był jeszcze czas na sakrament
pokuty. Po powrocie do bazy i kolacji
rozpoczął się koncert najpierw jako
support wystąpił młody zespół SWE,
a następnie grupa muzyczna ze
Szczecina ze świetną wokalistką,
laureatką “Szansy na sukces” w składzie - poprowadziła radosny wieczór
śpiewu i tańca. Po koncercie wspólnotowa agapa i wyjście na „pasterkę” Mszę
św. kończącą spotkanie formacyjne.
Tam młodzież, która 4 lata uczestniczy
w życiu i formacji SWE, otrzymała
„Rybki - Ichtis” symbol pragnienia
pójścia z Jezusem przez życie. Takie
chwile zawsze są piękne i zobowiązujące. Na zakończenie Eucharystii
młodzież podziękowała gospodarzom i
organizatorom 53 spotkania SWE.
Mode-ratorzy przekazali poszczególnym wspólnotom program formacyjny
na rok 2009/10 tak by przy swoich
wspólnotach parafialnych kontynuować dzieło formacji i posługi ewangelizacyjnej.
42
Ks. Leszek Zioła
Wiersze Karoliny Sowijak
Gdzie Cisza?
*** ...
Ziemia decybelami spowita
a Dobroć tak cicha
że skryta
Hałas zagłusza kolejny wiek
Czy słyszysz?
Płacze Człowiek
2006
Współcześni
Szybkimi samochodami
Do najbliższych nie docieramy
Nowoczesnymi metodami
Nie uleczysz serca szramy
Myślimy komputerami
Kochamy przez telefon
Oddychamy spalinami
Pytanie brzmi fatalnie:
Tylko nienawidzimy naturalnie?
2006
Człowiek z miotłą na ulicy.
Człowiek uczący w szkole.
Człowiek pilnujący kamienicy.
Człowiek orzący pole.
Człowiek na emeryturze.
Człowiek kopiący rowy.
Człowiek w eleganckim biurze.
Człowiek karmiący krowy.
Tata szperający w dłutach.
Siostra przy komputerze.
Mama robiąca na drutach.
Babcia na swym rowerze.
Chrystus w duszy człowieka
Na zwykły uśmiech czeka.
Chrystus zamieszkawszy w Niebie
Pozostawił w Ludziach Siebie.
2006

Podobne dokumenty