nr 2/2009
Transkrypt
nr 2/2009
Numer 19 (69) / 2009 CZAS ŁASKI Biuletyn Salezjańskich Wspólnot Ewangelizacyjnych zanim powiesz TAK... w Biuletynie 3 Słowo od Moderatora Wstępniak 4 Miłość a zakochanie 12 Emocjonalność i uczucia 18 Czystość przedmałżeńska 24 Pan Bóg stworzył nas różnymi 30 Czy tak naprawdę warto mieszkać ze sobą przed ślubem? 34 Kobiecość - powołanie każdej z nas 38 Wiary dochowaliśmy, tradycję podtrzymaliśmy! 41 Bóg ukochał mnie takim jakim jestem Witam bardzo serdecznie wszystkich czytelników po przerwie. podczas której mogliśmy uczestniczyć w przeróżnych akcjach wakacyjnych. Te z pewnością były możliwością odkrywania Boga i Jego miłości względem nas. Aby nie ustać w zmienianiu i formowaniu swojego ducha i osoby zachęcam do zapoznania się z kolejnymi, ciekawymi artykułami w naszym biuletynie. Podczas pielgrzymki SPE były wygłaszane konferencje na tematy związane z dojrzewaniem do związku małżeńskiego i o czystości przedmałżeńskiej oraz o samym małżeństwie. Wielu z was prosiło aby część z nich (mogła pojawić się) pojawiła się w naszym biuletynie. Dlatego podzieliliśmy je na dwa tematy i jeden z nich chcemy wam zaproponować “Zanim powiesz tak”. Dla tych osób które już słyszały te konferencje, niech ponowne przeczytanie ich będzie możliwością do jeszcze głębszego zastanowienia się nad ich tematyką i zweryfikowania swojego życia. Jak sami wiecie większość naszych czytelników nie brała udziału w naszej pielgrzymce dlatego cieszy nas możliwość przedłużenia wakacyjnego pielgrzymowania i formowania swoich sumień na te osoby, które nie miały takiej możliwości. Zachęcam wszystkich do czytania naszego pisma i rozpowszechniania drogą internetową z Panem Bogiem. Michał Sabada sdb REDAKACJA BIULETYNU SWE ks. Leszek Zioła sdb (moderator SPE), ks. Dariusz Presnal sdb (moderator PM) Michał Sabada sdb (red. Nacz.) - [email protected] Korekta: Agnieszka Mazur (Agniecha wielkie dzięki) Pomoc: Tomasz Żmich sdb Skład: samba WSD TS Ul. Tyniecka 39, 30-323 Kraków REDAKCJA ZASTRZEGA SOBIE PRAWO DO MOŻLIWOŚCI ZMIANY TYTUŁU I SKRACANIA NADESŁANYCH MATERIAŁÓW. WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE. Biuletyn zamknięto dnia 17 X 2009r. Zanim powiesz tak … pokochaj naprawdę Każda epoka i każdy czas ma charakterystyczne dla siebie symptomy: były czasy triumfalizmu, czasy histeryczne, po wojnach dominowała depresja. Wydaje się, że dzisiaj często dominuje narcyzm, który jest jakby najbardziej widocznym zaburzeniem osobowości młodzieży naszych czasów. Charakteryzuje ona taką osobę, która nie postrzega relacji w sposób właściwy i nie potrafi takich mądrych relacji z innymi nawiązać. Narcyz to wg mitologii greckiej ktoś, kto nie jest w stanie zaakceptować i uznać miłości drugiej osoby. Dlaczego? Ponieważ druga osoba, w której się zakochuje, postrzegana jest przez narcyza jako ograniczona, grzeszna, niedoskonała. To on ją odrzuca, w końcu zakochuje się egoistycznie w samym sobie. Zamykając się na miłość, którą ofiaruje drugi człowiek, coraz bardziej zamyka się w swoim małym idealnym - wirtualnym świecie, skazując się na psychologiczne samobójstwo. Jako młodzi w naszych wspólnotach także podlegamy tym tendencjom, coraz częściej sami przeżywamy relacje bardzo powierzchownie, ulotnie, krótkotrwałe. Trudno o przyja- źnie wierne i szlachetne. Uzależniamy naszą przynależność do SWE od dobrego samopoczucia, samozadowolenia. Ciężko nam o wysiłek poszukiwania i odkrywania prawdy, stawiania sobie wymagań, przyjęcia trudu wierności, wyrzeczenia i cierpienia na rzecz innych. Nawet Pan Bóg staje się podporządkowany mojemu „ja”, a wiara służy mojemu dobremu samopoczuciu, Bóg jest fajny, jak się dobrze czuję… Żyjąc w takim klimacie widzimy, że coraz więcej młodych ludzi odrzuca powołanie wybrane wcześniej na całe życie: zaczęli życie małżeńskie, życie kapłańskie, złożyli śluby wieczyste, a po bardzo krótkim czasie negują to wszystko, odrzucają bez podjęcia walki. Ktoś podejmuje decyzję co do swojego życia, a później nie walczy o to życie, szybko rezygnuje - widząc czasami małe trudności i przeszkody. To jest narcyz. Gdzie tkwi problem ? Drodzy młodzi SWE decyzja dotycząca życia, przyszłości „zanim powiesz tak” jest często dramatem dla młodzieży, ponieważ stawia człowieka wobec ogromnej odpowiedzialności za drugie- 3 go. Taką decyzję może podjąć tylko sam człowiek, nikt nie może go zastąpić. A jak wspominałem wcześniej dzisiejszy „narcyz”, zapatrzony w siebie, jest pozbawiony ufności, odcina się od relacji. Bóg jest niekoniecznym dodatkiem, desperacko próbuje uciekać od decyzji, nie ma w sobie siły i brak mu oparcia, które pomaga podejmować poważne decyzje. Jednak najtrudniejsze jest to, że nie ma w sobie tej świadomości, płynącej z odkrycia że jestem miłowany, jestem umiłowanym dzieckiem Boga, jest obok mnie Ktoś większy od moich lęków, słabości, jest Ktoś, kto mnie kocha. A jak jestem kochany, to jestem silny tą miłością. Miłość daje poczucie bezpieczeństwa i jednocześnie nakłada na mnie odpowidzialność. Jestem odpowiedzialny za miłość, którą otrzymuję od drugiej osoby, od Boga. Jak w SWE możemy podjąć ten trud walki o wierność powołaniu? Codzienna modlitwa - wierna i wytrwała, prosta i szczera, jak mawiał ksiądz Bosko – wprowadza w życie porządek i harmonię, uczy wierności, daje mądre natchnienia. Pokora wobec Słowa Bożego które odkrywam i rozważam. Nade wszystko sakrament pokuty i Eucharystia, które przywracają łaskę i dają smak wolności serca i piękno życia. To nasza droga. Ks. Leszek Zioła sdb Miłość a zakochanie 4 Aby porównać miłość i zakochanie spróbujemy zdefiniować krótko czym nie jest (i czym jest) miłość. Wielu ludzi mylnie przypisuje zakochaniu miano miłości. Tacy ludzie nigdy nie będą szczęśliwi gdyż zakochanie jest tylko pewnego rodzaju zapalnikiem. Zakochanie jest jedną z rzeczy które są imitacją miłości. Jest 6 śmiertelnie groźnych mitów na temat miłości. Pierwszym mitem jest to, że miłość to seks. Drugim, że miłość to tolerancja. Trzecim, że miłość to akceptacja. Kolejnym, że miłość to wolne związki. Szóstym mitem- jednym z najgroźniejszych jest to, że miłość to poświęcenie. Ostatnim jest to, że miłość to uczucie, czyli zakochanie. Jako, że tematem naszej konferencji jest „Miłość a zakochanie” najbardziej skupimy się właśnie na tym micie. Wcześniej jednak, chcielibyśmy wyjaśnić pozostałe. Mit pierwszy. Miłość to seks. Tu powiemy króciutko bo jest to chyba najłatwiejszy do obalenia mit. Ks. Dziewiecki opowiadał kiedyś o pewnych rekolekcjach dla studentów z Łodzi. W pewnym momencie jeden student wstał i powiedział „Proszę księdza, niech ksiądz przyzna, jesteśmy tu wszyscy dorośli, że istotą miłości jest seks, niech ksiądz to przyzna” Ks. Dziewiecki powiedział do studenta: „żal mi Ciebie”, on szok; „co ksiądz tak dziwnie do mnie mówi”. Ksiądz mu na to: “ no żal mi ciebie, jesteś niekochany przez rodziców no to … marny Twój los”. Student na to z oburzeniem: „proszę księdza! Przecież ksiądz mnie nie zna, nie zna moich rodziców, co ksiądz mówi, że ja jestem nie kochany- ja mam dobrych rodziców!” Ksiądz mu na to ”jak to dobrych, przecież cie nie kochają?”, student! “no kochają mnie rodzice!” ksiądz „współżyją z Tobą??!!”. Student na to w szoku: „ nie! Nie współżyją ze mną” - no to Cię nie kochają. Przed chwilą powiedziałeś, że istotą miłości jest seks. Więc jeśli tak, o Twoi rodzice albo Cie nie kochają albo współżyją z tobą”. A więc zobaczcie, biczem na mity jest konkret! Jeśli ktoś nam powie „istotą miłości jest seks”, a my mu odpowiemy „nie, nie, miłość to coś innego” – no to jest remis,ja mówię tak, on mówi tak i jest remis. Tu nie może być remisu ani kompromisu. Jest jakaś rzeczywistość i są fikcje i naszym zadaniem jest pokazywać rzeczywistość i demaskować fikcję, poprzez konkrety. Pokazując, że rzeczywistość jest inna albo pokazując absurdalne konsekwencje mitów. W tym przypadku to drugie pokazuje absurdalne konsekwencje mitu, że jeżeli istotą miłości jest seks, to muszę współżyć ze wszystkimi których kocham. Gdyby istotą miłości był seks, to najbardziej by kochały zwierzęta, bo o ile nam wiadomo u nich seks lepiej działa niż u nas a na drugim miejscu byliby gwałciciele- bo potrafiliby kochać nawet kogoś, kto nie chce być kochany. Więc budujmy pomniki gwałcicielom jako heroicznym bohaterom którzy kochają nawet tych, którzy tego nie chcą i potrafią poświęcić swoje życie idąc do więzienia za to, że kochali wiele osób. Otóż, seks oderwany od miłości i postawiony w miejsce miłości to są gwałty, molestowanie seksualne, pedofilia, prostytucja. W większości przypadków są to przestępstwa. A może to się skończyć uzależnieniami, zakażeniami wenerycznymi i śmiertelnymi. To śmiertelny błąd. Pomylić miłość z seksem to jest błąd śmiertelny. Seksualność jest błogosławieństwem tylko w jednej formie miłości, mianowicie jeśli się zdecyduję kochać Ciebie wiernie i nieodwołalnie- tylko z Tobą i na zawsze. Wtedy seksualność jest błogosławieństwem bo tylko miłość małżeńska ma takie cechy. We wszystkich innych formach miłości kocham tylko wtedy kiedy nie współżyję. Rodzice kochają dzieci, jeśli nie współżyją z dziećmi, nauczyciel kocha uczniów jeśli nie współżyje, ksiądz kocha jeśli nie współżyje i tak dalej… Warunkiem miłości, jest to, że nie współżyję. Kolejnym mitem jest to, że miłość to tolerancja - nic bardziej błędnego! miłość to nie tolerancja. Bo tolerować to kpić sobie z człowieka. Tolerować to mówić „ jesteś dla mnie zerem i rób sobie co chcesz, Twój los mnie nie interesuje.. A rób sobie co chcesz!” Jeśli rodzice niepełnoletnich dzieci tolerują ich „wybryki” to rodzice idą do więzienia. Odbierane są im prawa rodzicielskie. Jeżeli słyszymy jak rodzic mówi: „ przy mnie mój 15letni syn ma prawo wypić piwo, ja mu na to pozwalam – jestem tolerancyjny” to od razu mówimy, „dobrze, to ja jutro dzwonię na policje, pisze list do sądu dla nie letnich i pan straci prawa rodzicielskie”. Bo za tolerancję się traci prawa rodzicielskie bo picie alkoholu przez nieletnich jest nielegalne. To jest konkret, taki rodzic zaczyna myśleć w obliczu konsekwencji. Więc miłość to nie tolerancja. Tolerancja jest kpiną z człowieka. Tolerancja byłaby dobrym sposobem na relacje międzyludzkie gdybyśmy nie potrafili krzywdzić. Ale ponieważ człowiek potrafi krzywdzić innych i sam siebie, to ja ciebie człowieku kocham, a o twoich zachowaniach mówię prawdę. Jeżeli robisz coś dobrego, to Cię kocham i chwalę Twoje zachowanie, a jeżeli robisz coś złego to Ciebie kocham i wzywam policję – bo np. krzywdzisz innych. A więc tolerancja wobec ludzi szlachetnych to za mało powiedz komuś „toleruję cię bo jesteś 5 6 szlachetny”.To trochę mało, a tolerancja wobec drani to za dużo, nie toleruję - od razu wzywam policję, ale drania kocham. A wzywam policję, żeby nie mógł krzywdzić innych bo innych też kocham no i drania, więc wzywam policję żeby miał jak najmniej ofiar na sumieniu. Więc miłość to nie tolerancja. Kolejnym mitem jest to, że miłość to akceptacja. Ktoś może powiedzieć: akceptacja to już jest miłość, że nie seks, nie tolerancja – to zgoda, ale akceptacja to już jest miłość”. NIE. Znowu, nie ważne co powiemy, ważne są argumenty. Wyobraźmy sobie konkret, bo konkret to jest bicz na wszystkie mity. Wyobraźcie sobie, że jakaś studentka idzie ulicą Wrocławia, napada na nią pan „grzeczny inaczej” (mówiąc językiem tolerancji) no i próbuje zdzierać z niej ubranka, a ona patrzy mu w oczy pokornie i mówi „proszę pana, ja jestem studentką, jestem chrześcijanką, jestem z SWE, jestem codziennie na Mszy świętej, jestem co drugi dzień u spowiedzi itd., więc ja pana kocham takim jakim pan jest. Ja pana akceptuję takim, jakim pan jest. Niech pan będzie sobą”. Otóż dziewczyna, która potrafi kochać, nie mówi, że akceptuje faceta takim jakim jest, utego potencjalnego gwałciciela, tylko go sprejem po oczach a jak nie ma, to go kopie z kolana - bo to najskuteczniej i najszybciej. Wtedy facet pada, dziewczyna się oddala, dzwoni na policję i mówi „panowie, przy tej i tej ulicy leży niedoszły gwałciciel. Nic mi nie grozi bo jest nieprzytomny. Karetki też nie wzywajcie - niech sobie poleży a wy przyjedźcie zanim zacznie się ruszać i odczuwać ból - na razie nic nie czuje” – ma szczęście facet;) W każdym razie, to jest konkret. Ktoś może powiedzieć „masz rację, jak mam do czynienia z potencjalnym gwałcicielem, cynikiem czy egoistą to nie daj Boże żebym akceptował to z miłością, ale jak mam do czynienia z człowiekiem szlachetnym, to już kochać i akceptować to jest to samo” Też nie. Nigdy. Dlatego, że człowiek nie ma granic w rozwoju. Nikt z nas, nie ma granic w rozwoju, nikt z nas nie jest już tak wspaniały, że już niemógłby być wspanialszy. Nikt z nas nie ma granic w rozwoju bo jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Czyli mamy perspektywę ro- zwoju bez granic. Akceptować to mówić „bądź sobą - nie rośnij, nie bądź dzisiaj większy niż wczoraj a jutro większy niż dzisiaj. Zostań takim, jaki jesteś”. Jeżeli któraś z pielgrzymujących dziś dziewczyn, jest, fantastyczną 22latką, mądrą, inteligentną, to jeśli nie będzie się rozwijać, za rok będzie już w śród średnich, a za dwa lata w ogonie. Za 3 lata będzie w głębokim kryzysie. Bo wspaniały rozwój na dziś, nie jest wystarczający na jutro i pojutrze. Nie ma takiej fazy rozwoju, w której nie mógłbym się rozwijać. Czasami słyszy się, jak dziewczyny mówią „ jak czasami patrzę na mojego narzeczonego, to widzę jego słabości, i czasami próbuję mu mówić, nie bądź taki leniwy, nie bądź taki arogancki, nie bądź taki taki taki… Itd… To on mi mówi…aaa… to ty nie chcesz się ze mną pobrać, ty chcesz żyć z innym mężczyzną, ty mnie nie akceptujesz. Dziewczyna wtedy schyla głowę i mówi “nie..Ja chcę być z tobą, akceptuję cię..” no i tu jest błąd, że ktoś nam wmówił, że miłość to akceptacja. Dziewczyna musi powiedzieć wtedy „chłopcze drogi, ja ciebie kocham i ty mówisz, że też mnie kochasz… Ja ciebie naprawdę chcę kochać i jeżeli kocham, to ty przy mnie rośniesz. To codziennie jesteś większy od siebie niż byłeś wczoraj”. Bo akceptować to mówić „bądź sobą” czyli „nie rozwijaj się, bądź taki jaki już jesteś”. Kochać, to mówić „ pomogę ci codziennie stawać się większym od samego siebie”. Bo miłość jest największą mocą we wszechświecie. Miłość nie zamraża rozwoju tylko promuje rozwój i to w sposób zaskakujący, niezwykły. Wtedy takiego chłopaka albo dziewczynę która próbuje nas szantażować tzw. akceptacją trzeba zaszantażować mądrze i powiedzieć jasno „ albo przy mnie rośniesz, bo wtedy jest jasne, że ciebie kocham i że, ty z tego korzystasz, albo mnie nie interesuje kontakt z tobą. Jeżeli przy mnie jesteś taki, jaki jesteś, a nie codziennie większy, to znaczy, że cię nie kocham”. Weźmy na siebie winę, specjalnie z premedytacją, obróćmy się i odejdźmy. Tylko ci przyjmują naszą miłość, którzy przy nas rosną. Jak ktoś mi mówi: „ja Cię akceptuję takim jakim jestem”. To znaczy, że jest drań, który nie chce się rozwijać i nie ma szans na szczęście wzajemne. Miłość nie polega na akceptacji, ale na promowaniu nieustannego rozwoju. A kto nie chce się rozwijać, nie chce przyjmować miłości i chce mieć wygodnicki tryb życia. Niech sobie sam tak żyje, ale beze mnie. Kolejny mit, to że miłość to wolne związki. Wolnych związków nie ma. Nie są, ani dobre, ani złe - po prostu nie istnieją. Bo nie ma rzeczy wewnętrznie sprzecznych. Nie ma suchej wody, nie ma kwadratowego koła, nie ma przyszłej przeszłości i nie ma wolnych związków. Tu znowu powołam się na pewną anegdotę prawdziwą historię którą usłyszeliśmy z Adamem na rekolekcjach. Kiedyś pewien student politechniki z Radomia podszedł do znajomego księdza i mówi „ proszę księdza, to jest moja dziewczyna” ksiądz. mu na to: ”co Ty wygadujesz?! Twój to może być zegarek, długi, dwóje w indeksie, ale nie dziewczyna. Dziewczyna jest bezcenna - nie może być twoja”. Student trochę zaskoczony powiedział: „no… to jak mam powiedzieć?”. „To jest dziewczyna, którą kocham” - odparł ksiądz. Ona od razu: „no powtórz co ci ksiądz powiedział;)”. No i chłopak, trochę jąkając się, powiedział: ”to jest dziewczyna, którą kocham.. ale proszę księdza, żyjemy w wolnym związku” .No i powstało masło maślane. Słusznie chłopak użył słowa, „ale” bo używamy go, kiedy druga część zdania zaprzecza pierwszej i tak było w tym przypadku. Jeśli mówię, że kocham, to znaczy, że łączy mnie z drugą osobą największy i najsilniejszy związek na świecie. A tu chłopak mówi o miłości, a zaraz potem dodaje, że nas nic nie wiąże. No bo tak zwany wolny związek to znaczy, że w każdym momencie można opuścić swojego partnera, do niczego się nie zobowiązuję. Możemy zastanowić się, dlaczego niektórzy używają sformułowań wewnętrznie sprzecznych, bo wolny związek właśnie do takich należy. Otóż po to, żeby pokazać, że mają związek byle jaki z drugą osobą, nie wierny, nie płodny, egoistyczny, prymitywny, takie osoby wstydzą się powiedzieć „ to jest osoba z którą mam związek byle jaki: prymitywny, egoistyczny”. Próbują znaleźć ładną nazwę na brzydki związek. A ponieważ nie ma ładnych nazw na brzydkie rzeczy, stosuje się sztuczki językowe, wymyślając nazwy wewnętrznie sprzeczne: „wolny związek”. Trzeba powiedzieć prawdę „mam związek byle jaki”, nie kombinować, że masz piękny związek mając brzydki. Historia z księdzem i tą parą skończyła się tak, że chłopak spuścił głowę, a dziewczyna wyrwała rękę z jego ręki i zaczęła myśleć czy oni naprawdę się kochają. Bo nie ma miłości bez myślenia. Więc wolne związki nie tylko nie są alternatywą dla miłości, ale w ogóle nie istnieją. Jeszcze powiemy o jednym - bardzo groźnym micie i przejdziemy do zakochania i miłości. Miłość to nie naiwność. Tu chcę powiedzieć krótko ale bardzo konkretnie. Pewien ksiądz kiedyś przepraszał nas za ten mit bo mówił, że to właśnie księża go rozsiewają - ale nie bądźmy dla nich surowi;). Pamiętajmy, że Jezus uczy nas mądrej miłości. Otóż kiedy jest naiwność? To jest taka sytuacja, że ja kocham ciebie, np. ja żona kocham ciebie – męża, ty mnie nie kochasz ani samego siebie, bo jesteś w kryzysie- np. alkoholik w czynnej fazie choroby. Co więcej, krzywdzisz mnie i dzieci nasze, samego siebie też. Ja cię o tym informuję, płaczę, mówię, że cierpię, że dzieci cierpią, pokazuję ci siniaki które mi zrobiłeś, apeluję do sumienia. Na różne sposoby cię błagam o litość wręcz. Ty sobie kpisz i codziennie krzywdzisz mnie bardziej, z dnia na dzień rośnie twój kryzys i moje krzywdy, które wyrządzasz, a ja mimo to dalej w tym trwam. Może czasami popłaczę, czasami zrobię awanturę, czasami ci grożę wałkiem od ciasta, ale w sumie dalej w tym trwam. To jest naiwność. Pamiętajmy, co mówi przysięga małżeńska. Czy taka kobieta ślubowała „biorę cię za męża i nawet jak będziesz mnie bił, znęcał się nad dziećmi, masakrował naszą rodzinę ja się tobie poświęcę i jeszcze będę mówiła, że to mi Bóg zesłał?!” Czy też powiedziała „ będę cię kochać, bo i ty mi to samo przysięgasz.” Pamiętajmy, że Jezus i Kościół uczą nas mądrej miłości. Nie wymagają od nas heroizmu ale roztropności. Uczą mądrej miłości, a nie naiwności. Kościół daje nam prawo do skutecznej obrony także przed kimś, kogo kocham. Ostatnim krokiem takiej obrony jest separacja małżeńska, 7 która nie zrywa przysięgi małżeńskiej o do-żywotnej miłości ale chroni i pozwala kochać na odległość. Ktoś może zapytać, a dlaczego Kościół nie daje rozwodów? Odpowiedź jest bardzo prosta. Bo Kościół poważnie traktuje człowieka który składa przysięgę małżeńską. I tak powiedzieliśmy już sobie, że miłość to nie seks, nie akceptacja, nie tolerancja, nie wolne związki i nie naiwność. Ale najbardziej powszechnym i rozreklamowanym mitem jest to, że miłość to zakochanie! Mit ostatni. Miłość a zakochanie. Spróbujmy przyjrzeć się temu, czym jest zakochanie. Zakochanie jest czymś spontanicznym, gdyż wynika z emocjonalnej potrzeby bycia blisko drugiej osoby. Pierwsze uczucie zakochania pojawia się w człowieku bardzo wcześnie. Małe dziecko, będące silnie związane emocjonalnie ze swoimi rodzicami, czuje się bezpiecznie i radośnie gdy z nimi przebywa. Wystarczy, że rodzice spojrzą na niego z miłością, a natychmiast zapomina o zmęczeniu czy strachu. Potrafi nawet 8 zapomnieć o tym, że okropnie boli go kolano, które potłukł sobie przed chwilą, spadając z roweru. Oczywiście nikt nie mówi wówczas, ze owe dziecko jest zakochane, jednak emocje, które mu wtedy towarzyszą są bardzo podobne, jeśli nie identyczne, jak te, które towarzyszą mu gdy jest już nastolatkiem i zakochuje się w swojej koleżance na kolonii czy pielgrzymce :P. Kolejne zauroczenie następuje wówczas gdy dorastamy. W wieku młodzieńczym zaczynamy odczuwać potrzebę bliskości z inną osobą, ale już spoza rodziny. Zazwyczaj jest to rówieśnik płci przeciwnej. Przy boku tej drugiej osoby czujemy się dobrze, jesteśmy radości i zapatrzeni w siebie. jesteśmy radości i zapatrzeni w siebie. Dreszcze i motyle w brzuchu czasem mylone są wówczas z miłością. Jednak po kilku tygodniach lub miesiącach pojawia się cierpienie. Cierpienie wynika z pojawiającej się zazdrości lub lęku że druga osoba nas opuści. Przyczyną tego nieoczekiwanego 'doła' mogą być też Wzajemne nieporozu- mienia czy odmienne oczekiwania. Pierwsze zakochanie rzadko prowadzi do prawdziwej miłości a jeszcze rzadziej do małżeństwa dlatego że pojawia się przeważnie bardzo wcześnie kiedy (jeszcze bardzo młodzi) zakochani nie są na tyle dojrzali aby zacząć kształtować w sobie miłość. Takie poszczególne zakochania są naturalną rzeczą w życiu każdego człowieka, a jest nią dążenie do szczęścia poprzez bliskość z tą drugą osobą. Z naukowego punktu widzenia zauroczenie to stan emocjonalny trwający do 18 miesięcy, gdzie podwyższony jest stan endorfiny we krwi (czyli hormonu szczęścia). Należy jednak pamiętać, że zakochanie to przede wszystkim emocje. Jeżeli miłość byłaby uczuciem, to ja i Adam wypisujemy się z tego świata i uciekamy;) Bo jak jesteś w dobrym nastroju to się uśmiechniesz i mnie przytulisz, a jak ci się pogorszy to mi nóż wbijesz w plecy - bo się kierowałeś uczuciami. To ja dziękuję za taką miłość. Uczucia są zmienne, a miłość pozostaje niezmienna i wierna. Skąd się bierze ten fatalny błąd, że miłość to uczucie? Stąd, że kiedy kocham, to zawsze przeżywam uczucia. Uspokajamy od razu dziewczyny i chłopaków romantyków - nie ma miłości bez uczuć. Ale istotą miłości, nie jest uczucie! Jeśli istotą miłości byłoby uczucie, to trzeba by się kierować uczuciami. A wiecie, co się dzieje jeśli się kierujemy uczuciami… Albo jesteśmy naiwni albo okrutni. Emocje bywają bardzo zgubne dla człowieka i za wszelką cenę nie można dopuścić do tego aby zawładnęły naszym życiem. Jest to bardzo ważne, gdyż łatwo jest wpaść w pułapkę emocjonalną, która może wyrządzić wiele krzywd. Wiecie, 9 10 co się dzieje w zakochaniu... Zdarzają się na przykład sytuacje, gdy zakochany chłopak w jednym tygodniu nosi swą lubą na rękach i jest w stanie wszystko dla niej zrobić, a innym razem w złości dochodzi do pobicia, gwałtu czy nawet zabójstwa, albo samobójstwa z powodu zranienia jakie zadała druga osoba.. A miłość nie zabija, nie prowadzi do samobójstw zakochanie tak. W zakochaniu może dojść do grzechów, do inicjacji alkoholowej, narkotykowej bo chłopak powie „oh, przyłapałaś mnie na narkotykach, ty mnie kochasz i chcesz mnie ratować… Ale sama spróbuj to dopiero zobaczysz jak to działa i będziesz wiedziała, jak mnie ratować”. I dziewczyna też bierze w bezmyślności zakochania. Mamy dwa trupy a nie jednego. Więc jeśli się ktoś kieruje uczuciami to jest koniec świata. Podczas zauroczenia ważne jest, aby nie poddawać się emocjom. Owszem są one ważne i nie sposób ich po prostu wykluczyć, ale zakochanie, czyli emocje, nie są celem samym w sobie. I tak, jeden mit to, że miłość to uczucie, a drugi, że miłość to piękne uczucie. Ani to, ani to, nie jest prawdą, jest mitem. Kiedy kocham, to zawsze przeżywam uczucie, ale to nie jest istota miłości. Uczucia przeżywamy różne - w zależności od tego co się z tobą dzieje człowieku. Jeśli się dobrze dzieje to i ja się cieszę, a kiedy źle ( z twojej lub nie z twojej winy) to ja się straszliwie martwię i cierpię, bo ciebie kocham. A więc mamy już obalony ostatni, a zarazem główny mit - miłość to nie jest zakochanie, nie uczucie, nie hormony ani feromony, zakochanie jest doskonałym momentem aby zacząć kształtować w sobie postawę miłości do drugiej osoby. Stan zakochania jest wtedy doskonały gdy stanowi siłę napędową tej początkowej 'nauki miłości'. Należy liczyć się z tym, że zauroczenie w końcu się skończy, czar pryśnie. Zaczniemy wtedy zauważać nie tylko zalety ale też i wady drugiej osoby. Jednak jeśli już wtedy kochamy, to nadal będziemy decydować się na to, aby kochać dalej. Podsumowu- jąc: stan zakochania powinien być taką iskrą która spowoduje wybuch, czyli wzajemną piękną miłość, albo inaczejjak to powiedział Adam, „zakochanie jest jak wschód słońca gdzie słoneczny dzień jest tą miłością”. Kiedy zapominamy o tym a skupiamy się tylko na pozytywnych lub negatywnych uczuciach i nastrojach jakie się w nas pojawiają, wówczas postępujemy bardzo egoistycznie. Egoizm, jako doskonałe odwróce nie miłości do góry nogami, czyni nas niezdolnymi do miłości, bo nie może być coś czarne ale jednocześnie białe. Tu pojawia się paradoks: nieumiejętne życie w stanie zakochania, gdy targają nami emocje, jest niebezpieczne i może czynić nas niezdolnymi do kochania. Zaskakujące jest to, że jeszcze tak wiele par nie ma zielonego pojęcia o tym czym jest miłość i czym ona się różni od zakochania. W mediach kreuje się raczej inny kształt miłości. Nie mówiąc już o tym, że dla telewizji miłość i zakochanie to jedno i to samo ale daje się do zrozumienia że uczucie pomiędzy osobami tej samej płci to też jest miłość. Oczywiście wszystko to jeden wielki absurd i jest jedynie wielką karykaturą miłości. Każdy człowiek dąży do szczęścia, jednak obiera sobie inną drogę, ale trzeba pamiętać że prawdziwe szczęście może dać tylko miłość i to nie byle jaka, w prawdzie o której mówi Papież w encyklice Caritas in Veritate. W centrum chrześcijaństwa jest Jezus Chrystus, który umarł na krzyżu z miłości do nas, a więc w chrześcijaństwie najważniejsza jest miłość. Dojrzały chrześcijanin uczy się miłości przez całe życie. Dąży do takiej miłości jaka kazała Jezusowi umrzeć za nas. Ktoś może zapytać- czym więc jest miłość, co jest jej istotą?! Istotą miłości jest decyzja. troski o Twój rozwój. Można powiedzieć, że to jest za ogólne i można tym stwier-dzenie manipulować. Ktoś kiedyś tak ładnie powiedział, że kochać to „być obecnym w życiu drugiej osoby, żeby ta się stawała najpiękniejszą wersją samego siebie”. Czyli decyzja. I tu od razu może powiem taki prosty przykład. Nie wiem czy kojarzycie taką piękną płytę muzyczną „Koncert najskrytszych marzeń” – to jest poezja śpiewana. Piosenkę numer 5 „Niebieską piosenkę” śpiewa Grzegorz Tomczak mężczyzna o pięknym silnym głosie który śpiewa o tym, jak idzie do nieba z żoną i w pierwszej zwrotce chwali się Bogu swoją żoną, jaka to ona wspaniała i jak go ratowała w wielu sytuacjach, a w drugiej zwrotce mówi o swojej miłości do żony, że on ją też wspierał, że nie był gorszy i potem śpiewa piękną definicję miłości „Bo chciałem tak i już!” Tomczak prawie to wykrzykuje jak Niemen „Dziwny jest ten świat”. Mówi, że chciał tak i już, bo miłość to jest wolna decyzja, którą możemy podjąć, jeśli chcemy aby dziewczyna była drogocennym skarbem, a chłopak jej sejfem. Wystarczy chcieć. To jest nasza świadoma decyzja, mogę powiedzieć, że chce dołączyć do tych wszystkich ludzi którzy cię kochają, a jeśli nikt cię nie kocha, i ty siebie nie kochasz to ja będę druga po Bogu w tej miłości. Tego chcę i już. Tu mogą być dwie obiekcje - że w związku z tym, miłość to taka sucha jest, jak decyzja u alkoholika - postanawia już nie pić bo ma silną wolę i już. Pamiętajmy, że to my decydujemy, a nie jakaś nasza wolna wola. To my podejmujemy tą decyzję a nie wolajak to kiedyś pewna pani powiedziała: “ja mam taką silną wolną wolę, że robi ze mną co che” – to my decydujemy!. “Pełni świadomości. Pamiętajmy, że istotą miłości jest decyzja, a ona wyrażana jest poprzez uczucia. Uczucia nie są jej istotą – są sposobem jej okazywania. Miłość jest doświadczalna fizycznie poprzez obecność, pracowitość i czułość - tego nas uczy Jezus. Jeśli podejmujemy taką decyzję, to na co dzień ją realizujemy, troszczymy się, stajemy się lepsi - bo kochamy, bo tak chcemy i już. W czym się ta decyzja przejawia na co dzień? W słowach i czynach. Jakie słowa i czyny? Dostosowane do Twojego zachowania. Miłość jest mądra i jest widzialna. Jeśli mnie kochasz, ja to zobaczę. Jezus po to przyjął ciało, żeby ucieleśnić nam miłość. Pokazać, że jest to coś, co można dostrzec, nie trzeba w nią wierzyć, ona jest widzialna. Ciało mam po to, żeby pokazać miłość. Pamiętajmy, że tyle miłości, ile obecności - zwłaszcza w rodzinie. Tyle miłości, ile pracowitości Jezus od rana do wieczora harował, tłumaczył, uzdrawiał, modlił się. Człowiek leniwy może romansować- ale nie kochać, nie jest w stanie pokochać. Tacy ludzie mają fajny hymn życiowy „ do zakochania jeden krok, a do roboty dwie lewe ręce…”. Do zakochania lenistwo wystarczy, a do miłości nie. Szczytem pracowitości jest miłość macierzyńska - kiedy mama daje dziecku swoje ciało, krew i pokarm, kiedy jest w niej. A kiedy jest już na świecie, to mama oddaje całą siebie w jego wychowanie. Więcej oddał tylko Jezus kiedy na krzyżu za jednym razem oddał swoje ciało i krew. A więc miłość to obecność, pracowitość i czułość. Tyle miłości ile czułości. Kto jest najbardziej czułym człowiekiem na świecie? Jezus! Przytulał wszystkich, i dzieci, i dorosłych, i kobiety, i mężczyzn, i dobrych, i złych (jak się nawracali). Przytulał wszystkich i był absolutnie najczulszy na świecie, i umarł dla tej miłości. Nie ma miłości bez czułości – to nam pokazuje Jezus, pokazywali nam to Jan Paweł II i Matka Teresa, którzy także kochali prawdziwie wszystkich ludzi. Pamiętajmy więc, że o ile zakochanie jest spontaniczne, co znaczy że pojawia się i znika niezależnie od nas, to miłość to nasz osobisty wybór i my decydujemy o tym, że chcemy lub nie chcemy kochać. My z Adamem już wiemy, że postanowiliśmy mieć wobec siebie postawę miłości do końca życia. W związku z tym 29 sierpnia br. Powiedzieliśmy sobie sakramentalne „TAK”, bo kochamy się i już!:) Agata i Adam Gajewscy na podstawie konferencji ks Marka Dziewieckiego 11 Emocjonalność i uczucia 12 Bardzo dużo mówi się o uczuciach, na łamach literatury, prasy, sztuki filmowej – jednak w dalszym ciągu uczucia i emocje które przeżywamy sprawiają nam ogromną trudność. Nie potrafimy uczuć, które nas dotykają, nazwać, wypowiedzieć, właściwie rozeznawać i okazywać innym ludziom. Nie rozumiemy ich roli i znaczenia. Często przykładamy do nich zbyt wielką wagę i wyłączając rozum, kierujemy się nimi podczas podejmowania ważnych, życiowych decyzji, co w konsekwencji przynosi wiele tragedii. Lub odwrotnie – staramy się je ukryć, nie radząc sobie zupełnie z ich przeżywaniem, obwiniamy się za ich pojawienie. Dotyczy to w szczególności uczuć o nacechowaniu negatywnym, tj. złości, agresji, poczucia wstydu czy zazdrości. Uczucia zostały zepchnię-te do rangi niepotrzebnego balastu, tematu przede wszystkim dla rozemocjonowanych kobiet lub zniewieściałych mężczyzn, tematu dla pracy zwariowanych psychologów i psychiatrów. Tematem tego artykułu nie będzie dogłębna analiza i pochodzenie uczuć – z tym odsyłam do podręczników z dziedziny psychologii i filozofii, które w pełni tą tematykę wyczerpują. Celem moich rozważań stanie się przede wszystkim dotarcie do zrozumienia znaczenia uczuć, ich roli w naszym życiu, szczególnie w życiu duchowym. Zrozumienia, że uczucia podobnie jak cała nasza osobowość jest elementem planu Pana Boga, wobec człowieka, który kocha i jest Miłością. Człowiek i uczucia Temat znaczenia uczuć i jego pochodzenia w człowieku podejmowali wielcy święci, myśliciele, teolodzy. Człowiek stworzony przez Boga z miłości na Jego obraz i podobieństwo obdarzony został, jak pisze św. Paweł ciałem, duszą i duchem, które są integralne, przez które wyraża siebie i kontaktuje się ze światem zewnętrznym. Jak opisuje to Karol Wojtyła, późniejszy Sługa Boży papież Jan Paweł II, w swojej znamiennej książce pt. „Miłość i odpowiedzialność”, człowiek jako jedyny z bytów ożywionych posiada rozum, który staje się podstawą myślenia pojęciowego i utworzenia życia wewnętrznego. Osobę ludzką wyróżnia od najdoskonalszych nawet zwierząt przeżywanie bodźców ze świata zewnętrznego właśnie poprzez życie wenętrzne (z całą pewnością – nie jesteśmy zwierzętami). Życie wewnętrzne osoby ludzkiej to przede wszystkim życie duchowe, przez które kontaktuje się ze światem widzialnym, a także z Bogiem. Przeżycia świata wewnętrznego w człowieku kształtują rozum (opierający się na myśleniu pojęciowym i funkcjach poznawczych), uczucia (przeżycia zmysłowe opierające się na duchowym wzruszeniu, zachwycie nad wartością) i wolną wolę (władza samostanowienia – wyboru). Psychologia odróżnia uczucia od emocji, definiując te drugie mianem krótkotrwałych, silnych wrażeń w odpowiedzi na bodziec. Uczucia, w ujęciu psychologii, są produktem rozwoju psychicznego i społecznego, wynikają z zaspokojenia lub niezaspokojenia charakterystycznych tylko dla człowieka potrzeb psychicznych. Uczucia są zatem wrażeniem subiektywnym, zależnym od pamięci, wspomnień, wcześniejszych doświadczeń. Opierają się na wrażeniu, zachwycie nad wartością przedmiotu lub osoby bądź też jej silnym odrzuceniu, objawiającego się silną niechęcią, lękiem, poczuciem złości czy wstydu. Zawsze jednak uczucia pozostają ściśle subiektywne, odczuwane są wewnątrz mnie i tylko przeze mnie. Nie są zależne od naszej woli, choć mogą i powinny być kontrolowane poprzez rozum i wolę. Nie są też stałe, ulegają zmianie lub mogą całkowicie przeminąć wraz ze zniknięciem obiektu, faktu, który je wywołał. Karol Wojtyła opisuje także, że uczucie jest płodne wewnątrz podmiotu: przypisując tym samym obiektom, faktom, osobom wartości, których w rzeczywistości nie posiadają. Poprzez uczucia dostrzegamy tylko fragment rzeczywistości, który wewnętrznie nas poruszył i dopisujemy całą resztę – idealizujemy, mijając się z prawdą. Odczuwam uczucie zakochania w osobie, którą wszyscy postrzegają jako niedojrzałą i nieodpowiedzialną – opierając się na uczuciu, dla mnie jest on cudem świata. Obraz uczuć jest często wykrzywiony przez własne oczekiwania, potrzeby, poszukiwaną wartość w innej osobie. Stąd niezmiennie uczucia potrzebują rozumu – dla pełnego obrazu rzeczywistości, zrozumienia uczuć. Rozum także nieustannie potrzebuje wrażliwości i uczuć. Świat bez uczuć jest światem nieludzkim. Osoba ludzka, w pełni integrując w sobie rozum i uczucia, ciało, duszę i ducha, staje się w pełni dojrzała i zdolna do swojego powołania nadanego przez Boga – powołania do miłości. Uczucia są wpisane w nasze człowieczeństwo, w nasze życie i są prawdziwym darem od Boga. Dzięki uczuciom czy wrażliwości możemy zachwycać się pięknem, drugim człowiekiem, odczuwamy sympatie, okazujemy czułość, potrafimy fascynować się jakąś dziedziną życia, lgniemy do spotkania. To miejsce spotkania i dialogu i możliwość zbliżenia ludzi ze sobą. Są częścią nas samych – poprzez to nie są nam przeciwne, nie działają przeciw nam. Warto to zapamiętać, że podobnie jak i ciało, uczucia nie działają przeciwko mnie. Zawsze są odpowiedzią mojego wnętrza – duszy i ducha na spotykane przez nas sytuacje. Wyrażają moje przeżycia wewnętrzne, 13 mówiąc prawdę o nas samych. Przez uczucia może przemawiać do nas sam Pan Bóg i tylko dzięki Niemu możemy je w pełni przyjąć i zrozumieć. Życie duchowe i uczucia 14 Nie ma życia duchowego bez uczuć, gdyż uczucie jest wyjątkowym miejscem spotkania człowieka z człowiekiem, ale również spotkania człowieka z Bogiem. Miejscem tego spotkania jest serce, o którym wielokrotnie mówi Pismo Święte. Pan Jezus przyszedł uzdrowić nasze serca, prawdziwe miejsce naszego życia wewnętrznego, naszego prawdziwe go ja. To ono jest miejscem uczuć, myśli, przeżyć – naszego ducha, którego Stwórcą jest Bóg. Św. Jan od Krzyża, doktor Kościoła, opisuje trzy sposoby obecności Boga w duszy ludzkiej – pierwsza poprzez Jego Istotę, obecną we wszystkich bytach, druga poprzez obecność przez Łaskę – dostępną dla osób trwających w łasce uświęcającej, i trzecim – obecność przez odczucie duchowe, poprzez uczucia Bóg może być obecny w człowieku. Uczucia są Jego Słowem dla mnie, miejscem spotkania z Nim, które jest Łaską. Z całą pewnością jednak wiara czy miłość nie jest uczuciem – jest czymś głębszym, trwalszym, postawą i wyborem, łaską, uzdolnieniem do trwania i wierności. Nie wolno mylić wiary z uczuciem czy miłości z uczuciem (świat karmi nas sloganami, że miłość to uczucie). Brak uczucia nie jest dowodem na to, że się źle modlimy lub, że pozbawieni jesteśmy wiary. Uczucia są jednym z wielu elementów drogi wiary – wielcy święci odczuwali nawet długoletnie odczucia pustki duchowej, jak np. Matka Teresa z Kalkuty. Poprzez brak uczuć Pan może też doświadczać nas w trwaniu w wierności. W życiu duchowym bardzo ważne jest rozeznawanie uczuć. Podczas modlitwy mogą pojawić się bogate, różnorodne uczucia – nie tylko poruszenia pokoju i radości, ale także smutku, żalu, wstydu, niepokoju. Z całą pewnością uczucia te nie podlegają ocenie moralnej, gdyż są obrazem życia wewnętrznego, mnie samego. Są też w pełni prawidłowe w rozwoju życia duchowego. Przeżywali to wielcy święci, mistycy, otrzymując wiele poruszeń, nie tylko o nacechowaniu pozytywnym. Św. Ignacy z Loyoli uczy jednak, by rozeznawać poruszenia wewnętrzne na modlitwie i rozważaniu Pisma Świętego i kierować się przede wszystkim odczuciami pokoju serca. Bardzo ważne jest także rozmawianie na temat wszelkich niepokojących uczuć, wydarzeń życia duchowego ze spowiednikiem lub kierownikiem duchowym – byśmy swojej wiary mylnie nie budowali na uczuciu, tylko na solidnym fundamencie modlitwy, łaski uświęcającej i sakramentach. To, co chciałabym najbardziej podkreślić i co uważam za najważniejsze do zapamiętania jest fakt, iż tak samo jak bez Chrystusa nie jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć siebie, tak samo i bez Niego nie jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć swoich uczuć. Wszystko to co przeżywamy, wszelkie radości, ale i zranienia możemy powierzać Bogu, który jest Miłością, który zna nas w pełni i który Jest w każdym momencie naszego życia. W upokorzeniu, złości, zranieniu, poczuciu wstydu – nie przestaje nas kochać. Pomaga w pełni zrozumieć, to co przeżywamy i to, kim naprawdę jesteśmy. Warto wszystkie nasze przeżycia powierzać na modlitwie Jezusowi. Gdyż tylko Jezus zna całkowicie nasze serca – miejsce uczuć, myśli naszego ducha, życia wewnętrznego. Uczucia trudne w przeżywaniu Uczucia są darem od Boga, nie podlegają w swej istocie ocenie moralnej i mają charakter przemijający. Podlegają jednakże ocenie moralnej, jako złe, wszelkie czyny, mające na celu krzywdę własną bądź drugiego człowieka wywołane przez uczucia. Jak to rozumieć – uczucie złości, wywołanej poczuciem zagrożenia, nie jest złem samym w sobie, odczuwam i będę odczuwać tego typu uczucia. Ocenie podlega i grzechem jest wyrządzenie celowej i świadomej szkody drugiemu człowiekowi z powodu pielęgnowanych, utrzymywanych mimo głosu sumienia uczuć nienawiści i agresji. Niezwykle ważne jest zatem uczenie się swoich uczuć, doprowadzając tym samym do pełnego poznania mnie samego. Nazywanie uczuć, tego co przeżywam nie tylko na modlitwie osobistej, ale i w codzienności, w kontakcie z innymi ludźmi, umożliwia poznanie siebie, dotarcie do tego kim jestem, jakie są intencje mojego zachowania. Odczuwamy trudność nie tylko w nazywaniu uczuć, wyrażania ich, mówienia o nich, ale ich interpretacji. Co oznacza uczucie, które przeżywam, o czym mówi, dlaczego się we mnie pojawiło. Bardzo częstym błędem jest zbyt szybkie interpretowanie uczuć – jeśli odczuwam zakochanie, to już na pewno kogoś kocham. Często niewłaściwie obarczamy innych za nasze uczucia: „ Ty mnie zdenerwowałeś”, „Ciebie się boję”. Jest to błąd komunikowania i rozumienia uczucia, prowadzący do trwałych nieporozumień. To co przeżywam dzieje się we mnie i w komunikowaniu uczuć najistotniejsze jest powiedzenie o tym co ja czuję: „ ja czuję się zdenerwowany”, „ja się boję”. Prowadzi to do prawdziwego dialogu, otwartości na siebie w przyjaźni i tworzenia komunii w małżeństwie. Ks. Krzysztof Grzywocz w konferencjach „Kierownictwo duchowe a niekochane uczucia”, do których w czasie tej konferencji wielokrotnie się odwołuję i do którego wysłuchania zapraszam, opisuje i tłumaczy uczucia, których przeżywanie sprawia największą trudność. Przyjrzymy się wspólnie uczuciom zakochania, szczególnie niespełnionego w trwałym związku, wstydu, zazdrości i agresji. Uczucie agresji, złości („Niech słońce nie zajdzie nad waszym gniewem”) Agresja znalazła się jako gniew w spisie grzechów głównych – nie samo uczucie agresji jest grzechem, ale bardzo często pod jej wpływem robimy rzeczy złe: krzywdzimy, niszczymy. Agresja może stać się momentem rozwoju, dzięki niej możemy bronić się w sytuacji zagrożenia, chronienia granic, obrony swoich poglądów, walki o wartości. Nie musi prowadzić do krzywdy, może prowadzić do utworzenia związków między ludźmi. Może być siłą do pokonywania trudności, budowania więzi. Pierwszym krokiem do radzenia sobie ze złością jest akceptacja tego stanu. W związku z wystąpieniem tego faktu komunikuję: „ja czuję złość”. To jest uczucie normalne, występujące prawidłowo. Jest to fakt – które muszę rozeznać, przyjrzeć się dlaczego wystąpiło, co mnie zabolało, dlaczego wobec tej osoby czuję złość, dlaczego w tej sytuacji czuję się zagrożona. Fakt uczucia musi być nazwany, odkryty przed sobą, przed Bogiem, drugim człowiekiem. Wówczas dopiero jest możliwa właściwa interpretacja tego uczucia. Najważniejsze zatem jest to jak to uczucie przeżyję, czy oskarżę kogoś o to, czy będę się pogłębiać w nienawiści, podsycać ją. „Niech słońce nie zajdzie nad waszym gniewem” – podsycanie złości, trwanie w złości, postawa nienawiści jest postawą woli, a którą podsyca zły Duch. Wykorzystuje uczucie złości do niszczenia człowieka. Prowadzi to wówczas do głębokiej krzywdy siebie samego, drugiego człowieka, oderwania od miłości Boga i trwania w grzechu. Niezwykle ważne jest także wybaczanie innym ludziom, wyrozumiałość wobec złego wyrażania złości, oskarżania nas. Bardzo krzywdzące jest też tłumienie uczucia złości. Może być wymierzona przeciw nam: objawiać się somatycznie, w postaci bólu fizycznego, samogwałtu, wypaczeń seksualnych. Objawia się milczeniem, zablokowaniem relacji z drugim człowiekiem, zawsze niszczy, oskarża, blokuje wrażliwość. Tłumienie 15 uczucia złości blokuje życie wewnętrzne, życie duchowe. Nie pozwala na prawdziwą relację z Bogiem. Jeśli ktoś nie potrafi wyrażać tłumionej złości nie potrafi otworzyć się na relację z drugim człowiekiem. W dążeniu do dojrzałości duchowej należy zatem prosić Boga o dobre przeżywanie złości, pozbawionego oskarżania, trwania w gniewie. O odwagę i moc ducha w pokonywaniu trudności życia duchowego, jesteśmy powołani do walki, którą ma jednak nieustannie przemieniać Miłość Boga. Uczucie zakochania 16 Niezwykle piękne, potrzebne i sensowne. Może wywołać bardzo pozytywne zmiany w człowieku, przemienić, uwrażliwić, by wyjść z egoizmu – otwiera na drugiego człowieka. Jest pukaniem miłości. Ks. Mieczysław Maliński mówi o „zielonej miłości”, miłości rozkwitającej i jeszcze niedojrzałej, o jej początku. Nie wolno mylić zakochania, uczucia z miłością – miłość jest dobrowolnym, całkowitym oddaniem siebie drugiej osobie – całkowicie, wyłącznie i na zawsze. Zakochanie jest tylko częściowym poznaniem, zachwytem nad wartością – nie jest dobrowolnym wyborem oddania całego siebie i swojego życia. Dlatego Kościół tak bardzo broni czystości przedmałżeńskiej – gdyż całkowite oddanie swojego życia, ciała, duszy i ducha drugiej osobie może dokonać się tylko w sakramencie małżeństwa. Zakochanie jest uczuciem nietrwałym, które ma zadanie do spełnienia w naszym życiu, może nam pokazać pustkę naszego serca i potrzebę otwarcia się na drugiego człowieka. Zakochanie może spełnić się w dwóch wymiarach: w trwałym związku i bez utworzenia trwałej relacji. Najczęściej jednak nie prowadzi do relacji wyłącznej, dzieje się tak w tym przypadku tylko raz w życiu. A uczucie zakochania może i pojawia się nawet kilka razy w życiu, można również zakochać się kilka razy w tej samej osobie. Uczucie zakochania może wystąpić u osoby trwającej w związku wyłącznym w małżeństwie. Uczucie to pojawia się i powinno się pojawiać u osób konsekrowanych, sióstr zakon-nych i księży. Najważniejsze jednak, by było ono dobrze przeżyte i właściwie rozeznane – może prowadzić do potwierdzenia mojego wyboru do życia w kapłaństwie, w małżeństwie, odnawiając swoje powołanie. Mówienie o tym może dziwić, jednak nie należy się karać za pojawienie się uczucia zakochania, szczególnie jeśli występuje ono już u osób związanych trwałym związkiem małżeńskim lub u osób konsekrowanych. Zakochanie jest objawem normalności człowieka, każdy z nas zakochał się w przedszkolu, w szkole podstawowej, średniej nawet kilkakrotnie. Najważniejsza jest moja odpowiedź na przeżywane uczucie, interpretacja i rozeznanie. Z całą pewnością krzywdą dla mnie jak i dla osoby, którą obdarzyłam tym uczuciem, jest zdrada małżeńska, złamanie ślubów, które złożyliśmy, współżycie przed ślubem wywołane uczuciem zakochania – to świadoma decyzja oderwania się od łaski Boga, która prowadzi do duchowej śmierci. Warto o tym zawsze pamiętać, że w chrześcijaństwie nie istnieje zasada celu uświęcającego środki – nie mogę czynić dobra poprzez czynienie krzywdy i grzech. Ogromną krzywdę robi jednak także stłumienie tego uczucia, wyparcie go, gdyż prowadzi to do zatwardziałości serca, wykrzywienia osobowości i prędzej czy później powróci to do nas ze zdwojoną siłą. Co zatem robić i jak sobie z tym radzić? Trzeba rozeznać, sprawdzić, czy uczucie to służy, czy wywołuje krzywdę. Pojawienie się uczucia zakochania pyta także o relację z Bogiem, pokazuje tęsknotę serca za prawdziwą Miłością, głód miłości. Tylko Miłość Boga jest w stanie wypełnić nasze serce. Tylko spotkanie z osobowym Bogiem jest w stanie wypełnić głód Miłości. Dlaczego jest to takie ważne? Gdy zakochuje się w Pawle, Agnieszce, Martynie, nie jest ona w stanie wypełnić mojego serca całkowicie. Nie wypełni braków miłości nazbieranych w ciągu całego naszego życia, zranień naszego serca. Chłopak, w który jestem zakochana, dziewczyna,w której jestem zakochany, nie wypełni braków miłości z domu, odtrącenia ojca, porzucenia matki czy braku akceptacji. Przez zakochanie może wyjść tęsknota za miłością ojca, za brakiem miłości matki – jeśli uczucie to nie będzie właściwie rozeznane, może przynieść ogromne rozczarowanie. Jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy – uczucie to nigdy nie zostanie zaspokojone i przyniesie ogromne cierpienie. Głód miłości może wystąpić w małżeństwie, gdy głód miłości obecny jest u żony lub męża – ukazuje zaniedbania w małżeństwie, braki czułości, troski, zainteresowania. Inny człowiek nie jest w stanie wypełnić głodu miłości mojego serca – nie jest idealny, zawodzi. Nie wypełni tego nigdy uniesienie seksualne. Głód miłości naszego serca jest w stanie wypełnić tylko Jezus Chrystus. On natomiast uzdalnia do prawdziwej miłości do drugiego człowieka. Zatem zakochanie jest pukaniem miłości, samo uczucie nie jest propozycją związku wyłącznego. Nie musi do tego prowadzić, jest to bardzo niebezpieczna teza. Wyobraźmy sobie ile mielibyśmy żon lub mężów licząc ile razy się zakochaliśmy. Zakochanie jak pisze Jacek Pulikowski jest skupione na sobie – „ja zakochałem się”. Miłość natomiast jest skupia się na osobie kochanej. Anna Kamieńska, poetka, pisze: „Wtedy kiedy przestałam być zakochana w swoim mężu zaczęłam go kochać”. Zakochanie jest zaproszeniem do miłości, jest jej pierwszym dotknięciem, ale nie jest miłością. Największym błędem jest utożsamianie zakochania z miłością. Czy potrafisz kochać gdy uczucie zakochania się kończy, gdy uczucie mija? Uczucie może przynieść rozczarowanie, gdyż może zniekształcić rzeczywisty obraz człowieka przez moje oczekiwania, pragnienia. Czy chciałabym, chciałbym, by osoba w której się zakochałem, zakochałam była moją żoną, moim mężem? Dobrże przeżycie zakochania uzdalnia do miłości. Przybliża do Boga, poznania siebie samego i otwiera na drugiego człowieka. Może odnowić miłość małżeńską, powołanie do kapłaństwa, życia zakonnego. Może stać się łaską, uzdolnieniem do miłości – dlatego zawsze módlmy się o łaskę dobrego przeżycia zakochania. Uczucia nie są wieczne, dobrze przeżyte odchodzą. Każde z przeżywanych przez nasze serce uczuć może zostać dobrze przeżyte, nawet uczucia trudne, bolesne. Mogą pokazać prawdę o nas samych, mogą być słowem Boga dla nas. Rozeznawanie obecnych w nas uczuć, nazywanie ich, komunikowanie i okazywanie z całą pewnością nie jest procesem łatwym, tym bardziej jeśli w naszym domu nigdy nie okazywało się uczuć ani się o nich nie mówiło. Musimy sobie jednak zdać sprawę, że dopóki nie będziemy potrafili rozumieć naszych uczuć, tego co przeżywamy, nie uzewnętrznimy tłumionych zranień i poczucia krzywdy by uleczył je Chrystus – dopóty nie stworzymy trwałego związku, nie będziemy potrafili dobrze wypełniać swojego powołania i nie będziemy potrafili kochać. Szatan, ojciec kłamstwa, jak nazywa go Jezus Chrystus, żeruje na naszych uczuciach, pamięci, wyobraźni, dążąc do odłączenia od Miłości Boga. Nie jest w stanie sam niczego stworzyć, dlatego zamienia uczucie zakochania w uczynienie bożka z drugiej osoby, uczucie agresji w trwałą nienawiść. Wszystko to co ofiarowuje nam Bóg pragnie wykrzywić, zniszczyć, dążąc do naszej śmierci. Pan Jezus pragnie uzdrawiać nasze serca, wziąć je w całości, ze wszystkimi zranionymi uczuciami i je przemienić, abyśmy żyli w pełni. Dzięki Jego miłości, będziemy w stanie kochać innych ludzi. Pragnie mocą Eucharystii, sakramentów, swojej ofiary uzdrawiać nasze zranione uczucia i uczyć nas życia w obfitości. Małgosia Michalewicz SWE Poznań „Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie ma tam swoje źródło.” Prz 4, 23 17 Czystość przedmałżeńska 18 Przez to pojęcie rozumiemy zachowanie wstrzemięźliwości seksualnej przed wstąpieniem w sakramentalny związek małżeński. Wielu szczególnie młodych ludzi w dzisiejszych czasach nie przywiązuje do niej jednak nawet najmniejszej wagi. W dobie, gdzie jednym z głównych haseł jest szeroko pojmowana „wolność”, stwierdzenie, że akt płciowy jest zarezerwowany tylko dla małżonków, budzi ogromne kontrowersje i dyskusje. Na temat wolności Święty Paweł w liście do Galatów pisze: „Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności. Jednak nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie.” ( Gal 5, 13) A dalej, w tym samym liście: „Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego co chcecie. Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić duchowi, nie znajdziecie się w niewoli Prawa. Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne. Co do nich zapowiadam wam, jak to już zapowiedziałem: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą. Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, u p r z e j m o ś ć , d o b ro ć , w i e r n o ś ć , łagodność, opanowanie. Przeciw takim [ cnotom] nie ma Prawa.” ( Gal 5, 17- 23 ) Dlaczego jednak seks tylko w małżeństwie? W Księdze Rodzaju jest napisane: „Bóg stworzył człowieka miłości z miłości i dla miłości. Bóg chciał, by dwoje ludzi mogło się połączyć w tak ścisłą komunię, jaka łączy poszczególne osoby Trójcy Świętej. W tym celu natychmiast po stworzeniu pierwszego człowieka, mężczyzny i kobiety, Bóg ustanowił małżeństwo: ci dwoje będą jednym ciałem” ( Rdz 2, 24) Komunia między poszczególnymi osobami Trójcy Świętej jest nierozerwalna, jak również sakrament małżeństwa w Kościele Katolickim, dlatego też prawdziwa Komunia między kobietą a mężczyzną może zaistnieć tyko w tym sakramencie. Żadne więc argumenty, że „my się kochamy i na pewno zawsze będziemy razem” albo nawet „jesteśmy narzeczeństwem więc i tak już się nie rozstaniemy” nie przemawiają za tym, by Pan Bóg wyraził zgodę na współżycie przed ślubem. Nigdy nie wiemy czy osoba, z którą jesteśmy na pewno jest tą, z którą spędzimy całe nasze życie. Wie to tylko Bóg. Pojawia się teraz jednak pytanie: gdzie jest miejsce seksualności w relacji przedmałżeńskiej? Kapucyn o. Ksawery Knotz na swojej stronie: szansaspotkania.net pisze o tym w następujący sposób: „Sprawa nabiera rumieńców gdy, od ogólnego pojęcia uczuciowości, przechodzimy do pragnień cielesnych pojawiających się w relacji między mężczyzną a kobietą przed małżeństwem. „Ile wolno przed ślubem?” jest pytaniem często zadawanym duszpasterzom, katechetom i wychowawcom przez ludzi młodych, którzy chcą żyć zgodnie z zasadami wiary. Pytanie to, choć brzmi nieco banalnie, dotyka jednak problemu o wiele bardziej zasadniczego i szerokiego. Kryją się za nim wątpliwości: Czy relacja przedmałżeńska ma być zupełnie pozbawiona wszelkich odczuć seksualnych? Czy czystość przedmałżeńska oznacza unikanie za wszelką cenę wszelkich sytuacji bliskości, gdy tylko wiążą się one z odczuciem podniecenia seksualnego? Czy narzeczeni aż do chwili ślubu mają traktować siebie jak brat i siostra, a potrzeby bliskości cielesnej interpretować jedynie jako pokusę, z którą należy walczyć?” Nie ulega wątpliwości, że człowiek pozostaje istotą seksualną także przed ślubem. Relacja narzeczeńska siłą rzeczy ma swoją stronę seksualną. Czymś naturalnym i pozytywnym jest pojawianie się pragnień tego typu wobec drugiej osoby. Również czymś naturalnym jest obecność pewnego napięcia seksualnego pojawiającego się w sytuacjach bliskości cielesnej. Brak takich reakcji u któregoś z narzeczonych mógłby raczej świadczyć o jakimś zaburzeniu w tym człowieku lub w samej więzi. Stwarzałoby to podstawy do niepokoju czy aby decyzja o zawarciu małżeństwa przez tych dwoje jest słuszna? Pojawia się zatem pytanie – jak włączyć te pragnienia w dynamikę budowania więzi? Jakie miejsce mają one w okresie przygotowania do małżeństwa? Wobec pojawiających się pragnień seksualnych młodzi ludzie mogą przyjąć dwie skrajne i niewłaściwe postawy. Pierwszą jest bezrefleksyjne pójście za popędem cielesnym, czyli pozamałżeńskie stosunki seksualne. Jest to sytuacja mająca negatywne konsekwencje zarówno dla każdego z osobna, jak i dla więzi budowanej przez młodych. Przed małżeństwem brakuje obiektywnych warunków, by przeżyć akt płciowy jako zjednoczenie osób. Akt płciowy poza małżeństwem nie może osiągnąć właściwego znaczenia. Czyny takie są zawsze jakąś iluzją, próbą przeżycia czegoś, co jeszcze nie jest osiągalne. W tej sytuacji nie da się realizować sfery seksualnej w sposób pełny. Stosunki przedmałżeńskie, z racji niemożności osiągnięcia przez akt swej głębi, często spłycają współżycie, redukując go do czystej konsumpcji, co nierzadko utrudnia późniejsze przeżywanie głębokiego, dającego szczęście zjednoczenia w małżeństwie. Są więc uważane za niewłaściwe i nieuporządkowane. Drugą skrajnością, która także ma negatywne skutki, jest próba zaprzeczenia swoim potrzebom cielesnym. W takim przypad- 19 20 ku młodzi ludzie boją się własnej seksualności, uważając poruszenia cielesne za grzeszne i niemoralne. Nierzadko takiemu podejściu towarzyszy silna, lecz niewłaściwie rozumiana motywacja religijna i moralna. Pojawia się podejście asekuracyjne mające na celu uniknięcie za wszelką cenę podniecenia seksualnego. Wszelkie sytuacje bliskości traktuje się tu jako zagrożenie. Dochodzi do lękowego analizowania własnych czynów – „czy już zgrzeszyliśmy, czy jeszcze nie?” Prawdziwym powodem takiego postępowania nie jest jednak pragnienie czystej miłości, ale poczucie winy i lęk, które nie sprzyjają harmonijnemu przeżywaniu więzi. Z drugim modelem mamy do czynienia, kiedy rozumiemy czystość przede wszystkim jako unikanie okazji do grzechu. Nie jawi się więc ona jako wartość pozytywna, której pragniemy i którą wybieramy, lecz jedynie jako przeciwieństwo zła, którego chcemy uniknąć. Postrzegamy więc czystość tylko na tle grzechu, jakby na zasadzie kontrastu, nie odkrywając jej wartości samej w sobie. Potrafimy wymieniać czyny „nieczyste”, jednak nie potrafimy zdefiniować i zrozumieć czystości jako takiej. Często, gdy mówi się o czystości przedmałżeńskiej, kładzie się nacisk na zagrożenia związane z bliskością między dwojgiem ludzi. Usłyszeć można tego typu porady: należy unikać sytuacji bliskości, nie należy okazywać sobie pieszczot cielesnych, które mogą spowodować odczucie podniecenia, nie powinno się zostawać sam na sam, aby nie stwarzać okazji do grzechu, nie powinno się wyjeżdżać we dwoje na wakacje, nie kusić siebie poprzez rozmowy, gesty lub elementy wyglądu zewnętrznego, itd. Takie asekuracyjne podejście, choć bardzo szlachetne i nieraz heroiczne, jest jednak dość krótkowzroczne i nie daje rozwinąć się w pełni wolności osoby. Przynosi ono efekt w krótkiej perspektywie, pozwala uniknąć przez jakiś czas sytuacji próby, ale nie rozwiązuje problemu i nie uczy harmonijnego przeżywania swoich pragnień. Zawiera się w nim bowiem sugestia – jesteśmy zniewoleni, musimy zgrzeszyć gdy tylko będziemy mieli do tego okazję. Brak nieczystych czynów nie jest więc wolnym wyborem, tylko brakiem okazji do ich popełnienia. Młodzi nie uczą się jak przebywać z sobą w sposób czysty, jak przeżywać rodzące się pragnienie bliskości i intymności, gdyż nie dopuszczają takich sytuacji, traktując je automatycznie jako pokusę do grzechu. Wolność polega na tym, że człowiek wybiera czystość jako wartość i trwa w tym wyborze także wtedy, gdy odczuwa potrzebę, impuls lub podniecenie. Może więc pozwolić sobie na odczucie w pewnym stopniu siły własnych pragnień seksualnych i nie musi od razu z tego powodu zgrzeszyć. Należy jeszcze zauważyć, że niejednokrotnie dwie, zaprezentowane skrajne postawy istnieją obok siebie, młodzi wpadają z jednej skrajności w drugą. Często bowiem przyczyną problemów seksualnych jest bolesne rozdarcie pomiędzy silnym napięciem a poczuciem winy związanym z tymi pragnieniami. Ludzie, którzy w lękowy sposób przeżywają swoją seksualność, nieraz szybko upadają, gdyż nauczyli się uciekać i kryć przed własnymi pragnieniami, ale nie nauczyli się ich w sposób zrównoważony przeżywać i wyrażać. Stają się bezbronni, gdy znajdują się w sytuacji, w której nie potrafią już przez nimi uciec. Koniecznie trzeba też dodać, że zaprezentowany wyżej schemat unikania pokus określony jako lękowy, w sposób oczywisty może być uzasadniony w niektórych sytuacjach. Wiele bowiem osób ma ograniczoną wolność panowania nad sobą wobec podniecenia seksualnego. Taki człowiek w pewnych sytuacjach powinien unikać pobudzenia sfery seksualnej, gdyż po prostu mógłby sobie z nim nie poradzić. Rzeczywiście w niektórych przypadkach nie należy lekkomyślnie prowokować własnych reakcji lecz „profilaktycznie” zachowywać pewną „higienę psychiki”. Trzeba rozeznać, biorąc pod uwagę indywidualne predyspozycje czy powinno się „wystawiać na pokusę”. Należy jednak dodać, że sytuacja taka nie jest optymalna. Człowiek powinien dążyć do wolności, a nie jedynie ukrywać się przed zagrożeniami. Nie powinno stać się to normą. Sytuację pewnego zniewolenia i potrzebę ukrywania się przez podnieceniem można by przyrównać do sytuacji wojny. W czasie wojny ludzie kryją się do bunkrów, aby uniknąć spadających bomb. Jednak wojna nie jest sytuacją optymalną dla człowieka. Powinien on dążyć do zakończenia tego ekstremalnego stanu i wyjścia z bunkru. Innym przykładem może być kwestia używania alkoholu. Dla człowieka zniewolonego, który chce wyleczyć się z choroby alkoholowej, każdy kontakt nawet z małą ilością alkoholu stwarza olbrzymie zagrożenie powrotu choroby. Nie powinien więc korzystać z alkoholu, gdyż jest wobec niego po prostu bezbronny. Jednak człowiek wolny może w zrównoważony sposób wykorzystywać alkohol i nie musi się go bać. O ile porównanie bliskości fizycznej do alkoholu może się wydać nietaktowne lub wprost niesmaczne, to jednak w sytuacji zniewolenia analogia wydaje się bardziej adekwatna. Powyższe rozważania dotyczące znaczenia kontaktu uczuciowego i czułości w relacji przedmałżeńskiej nie odpowiadają wprost na pytanie o granice dopuszczalnych pieszczot i bliskości cielesnej w tym okresie. Nie da się jednak w sposób jednoznaczny określić takich granic. Z jednej strony, jak to już wielokrotnie zostało podkreślone, nie należy się bać bliskości ani unikać za wszelką cenę odczucia podniecenia seksualnego. O wiele bardziej wartościowe jest uczenie się twórczego przeżywania takich chwil w sposób czysty. Kiedy młodzi ludzie uczciwie pracują nad budowaniem wzajemnego kontaktu opartego na czułości, osiągają pewną wrażliwość i przejrzystość wewnętrzną. Mając bowiem w sobie wyraźne nastawienie na zachowanie wstrzemięźliwości seksualnej do ślubu, wyraźnie też wyczuwają, które sytuacje nie współbrzmią z tym postanowieniem. Odkrywają je jako zupełnie nie pasujące do ich zamierzonego celu. Jeśli na przykład niektóre pieszczoty lub gesty powodują zbytnie rozbudzenie seksualne, wtedy intuicyjnie wręcz potrafią je określić jako niewłaściwe. W szczerym dialogu dzielą się swoimi odczuciami. Pieszczoty, które poprzez wywoływane reakcje przyjmują charakter „gry wstępnej”, rodzą pytanie – do czego są wstępem, skoro narzeczeni nie planują współżyć seksualnie? Sami więc młodzi ludzie odkrywają, że dane sytuacje nie mają w tym momencie uzasadnienia i niczemu nie służą. Ta świadomość jest przejawem wolności i równowagi wewnętrznej. Z drugiej strony nie ulega wątpliwości, że człowiek pozostaje słaby i grzeszny. Nie powinien więc zbytnio „ryzykować” wystawiając się na działanie silnie rozbudzonych pragnień seksualnych. Co to jednak znaczy „zbytnio ryzykować”? Jeżeli osoba funkcjonuje w stanie częstego pobudzenia, które potem musi wielkim wysiłkiem wyciszać, czemu towarzyszy ból i frustracja, można sądzić, że jej sposób przeżywania bliskości fizycznej nie spełnia swojej funkcji. Pogłębiające się uczucie frustracji, rodzące się ze zbytnio rozbudzanego pragnienia względem drugiej osoby i niemożności jego zrealizowania może rzeczywiście doprowadzić do rozdarcia wewnętrznego. Podniecenie seksualne, które pozostawia pewną bolesną pustkę, uczucie niespełnionego rozbudzenia, nie służy budowaniu równowagi wewnętrznej. Istnieje też problem przerostu doznań uczuciowo-cielesnych nad innymi aspektami budowania więzi. Nie byłoby dobrze gdyby sama fascynacja emocjonalno-erotyczna stała się głównym budulcem relacji dwojga ludzi. Pojawia 21 się zatem drugie ważne kryterium – czy relacja narzeczeńska rozwija się harmonijnie we wszystkich swoich sferach, a nie tylko w sferze uczuć i doznań? Czy inne ważne elementy budowanej więzi nie są zaniedbywane? W dynamikę uczenia się czystego wyrażania miłości jest wpisany pewien rodzaj ryzyka, że czułość przerodzi się w zmysłowość. Gdy młodzi ludzkie zbytnio się rozbudzą w czasie okazywania sobie czułości, co zawsze może się zdarzyć, powinni wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość. Jeśli odkrywają, że w pewnym momencie „poszli za daleko” i muszą wyhamować, wyciszyć pobudzenie seksualne, to może się to stać dla nich ważną lekcją własnej reakty- 22 wności cielesno - emocjonalnej. Jeśli natomiast ciągle muszą się hamować, pojawia się wątpliwość czy wyciągają prawidłowe wnioski z tej lekcji. Uczenie się czystej czułości jest w jakimś stopniu oscylowaniem między ryzykiem i ostrożnością. Zdolność do okazywania sobie czułości bez nadmiernego rozbudzania się można porównać do kompasu używanego w czasie podróży, który nieustannie wyznacza właściwy kierunek. Gdy zmysłowość spowoduje zejście z tej drogi trzeba na nią powrócić. Ostatecznym kryterium są skutki w życiu dwojga osób. Aby te skutki wydobyć i odpowiednio zinterpretować potrzebny jest szczery dialog narzeczonych między sobą, a także z osobą, która potrafi zobiektywizować ich przeżycia, na przykład z kierownikiem duchowym lub spowiednikiem. Na koniec jeszcze kilka fragmentów z Pisma Świętego: „ Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie; powstrzymywanie się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymać ciało własne w świętości i we czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nieznający Boga poganie.” (Tes 4, 3-5) Pan Bóg chce naszego uświęcenia ale nie ogranicza nas tylko np. do patrzenia. Powiedział nawet: „ Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa.”(Mt 5, 27-28) Przestrzega nas przed pożądliwością a nie przed okazywaniem Miłości. Święty Jan w swoim liście pisze: „ W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości.” (1J 4, 18) Nie musimy więc bać się okazywać miłość drugiej osobie bo mamy pewność, że jeśli okazany gest nie jest przejawem prawdziwej miłości a pożądliwości, poczujemy lęk, który będzie tego potwierdzeniem. Szczęśliwi, którzy potrafią poczekać - doczekają się prawdziwego dobra. Na koniec umieściliśmy jaszcze wypowiedzi ks. Karola Wojtyły i ks. Kowalczyka Kasia i Radek Czego żąda Kościół? Żąda też Kościół od Was, w młodzieńczym wieku, czystości. Zawsze żąda czystości: od dziecka żąda i od małżonków żąda; od ludzi starych też żąda. Tylko, że te żądania w Waszym wieku wydają się jakby bardziej wymagające, bo to jest okres większego rozwoju i zmysłowości, i uczuciowości młodych ludzi. I znowu, kiedy się te żądania wydają nam, czy Wam dziewczęta, czy Wam chłopcy, jakieś nadmierne, to sobie musicie jasno powiedzieć, że to nie są żądania przeciwko mnie. One są dla mnie! Bo Kościół, Chrystus, nie chce od nas, ażebyśmy w życiu swoim całkowicie odrzucili sprawy ciała: to wszystko co się nazywa popędem seksualnym. Dzisiaj się o tym tak wiele pisze: straszne rzeczy dzisiaj się o tym pisze, niedorzeczne. Propaguje się po prostu niemoralność w tej dziedzinie. Czego żąda Kościół? Kościół żąda znowu, ażeby te siły naturalne, które tkwią w człowieku, które są związane z jego płcią, z tym, że jest on mężczyzną i z tym, że jest ona kobietą, żeby te siły naturalne były właściwie użyte, nie nadużyte. [...] Nie żeby się przed małżeństwem, jak to czasem mówią: "wyszumieć", a potem dopiero resztki oddać temu człowiekowi, którego się wybiera; tylko, żeby te siły oddać jednemu człowiekowi: dziewczyna chłopcu, mężczyźnie; mężczyzna, chłopiec - dziewczynie, kobiecie - żeby oddać w całości. To jest piękne: tak chce Pan Bóg.... ks. Karol Wojtyła O granicach przed ślubem „Zadziwiające, jak w dzisiejszych czasach, z jednej strony, mówi się tak dużo o wolności, a z drugiej chce się uciec od odpowiedzialności. Poszukiwanie jasnego prawa, które by regulowało bycie we dwoje przed ślubem, jest często taka ucieczka od odpowiedzialności. Chrześcijaństwo nie polega doprawdy na perfekcyjnej znajomości doskonałego prawa, ale na żywej relacji z Bogiem, która obiektywizowana we wspólnocie Kościoła - umożliwia dokonywanie właściwych wyborów. Moim zdaniem, narażamy Ewangelie na śmieszność, kiedy staramy się - w imię Ewangelii właśnie - określić, czy chłopak może pocałować tylko w policzek, a może w kolano, a może w udo, a może w jeszcze cos innego, żeby nie było grzechu... Przekroczenia granic w tak delikatnej kwestii jak kontakt z chłopakiem nie da się wymierzyć za pomocą linijki. Trzeba tu wrażliwości, wyobraźni i żywego kontaktu z Bogiem. Jeśli autentycznie się modlisz, to będziesz wiedziała... Rzeczywistość grzechu to nie moralna matematyka. Co prawda, dawniej niektórzy moraliści starali się precyzyjnie określić regiony ciała, gdzie można pocałować druga osobę, a gdzie juz nie można, ale - na szczęście - to juz historia. Jeśli sumienie cos ci wyrzuca, to podziel się tymi wyrzutami ze spowiednikiem lub inna, doświadczoną w sprawach wiary osoba. Prawo czy linijka nie zastąpi dobrze uformowanego sumienia. Sumienie można "przekabacić", ale to nie znaczy, ze sformułowanie jakiejś reguły załatwia sprawę. Przecież naprawdę nie trzeba dużej wyobraźni, aby wyobrazić sobie grzeszenie we dwoje bez orgazmu. Co więcej, takie robienie wszystkiego, aby tylko nie doprowadzić się do orgazmu (bo to rzekomo granica grzechu), może być po prostu żałośnie śmieszne, jeśli nie obłudne. Twoim problemem nie jest tak naprawdę seks, ale kontakt z Bogiem. Legalistyczne, a zarazem karkołomne poszukiwanie krętych granic grzechu może być jedynie ucieczka od Boga i od siebie samej. Nie myśl, co by tu zrobić, żeby cos zrobić, a nie zgrzeszyć, ale o tym, jak być czysta w oczach Boga. Wiem, ze moja odpowiedz to nie to, czego oczekujesz, ale może oczekujesz nie tego, czego należałoby oczekiwać!?” Ks. Kowalczyk 23 Pan Bóg stworzył nas różnymi Pan Bóg stworzył nas różnymi, czyli kilka słów o mężczyznach i kobietach dla lepszego wzajemnego zrozumienia. 24 Kiedy spoglądamy w Księgę Rodzaju, w pierwszym rozdziale czytamy o stworzeniu człowieka: „stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę”. Zatem już tutaj zaznacza się wyraźna odrębność i różnica pomiędzy kobiecością i męskością. Pan Bóg jest nieomylny i nieomylnie stworzył pierwszych ludzi jako mężczyznę i kobietę. Obdarzył nas Stwórca odmiennymi temperamentami, odmiennymi przymiotami ducha i odmienną wrażliwością duszy, dał nam również różne ciała. Różnice pomiędzy obu płciami są efektem Bożego zamysłu i grzechem jest niwelowanie tych różnic lub zamiana przymiotów i cech męskich z kobiecymi. Bóg spojrzawszy na Adama rzekł: „nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc”. Stąd jasny i niezaprzeczalny wniosek, że choć mężczyzna i kobieta to dwa różne lecz równoważne byty, godność mężczyzny jest taka samo ważna i cenna jak godność kobiety. We współczesnym świecie trawionym kłamstwami diabła często zapomina się o tym lub co gorsza ukrywa się to a ludziom podaje się fałszywą wersję, w której mężczyzna staje się samowolnym panem świata a kobieta kurą domową i narzędziem seksualnym. Nie możemy dać się okłamać! Dlatego powinniśmy znać i rozumieć dzielące obie nasze płcie różnice, aby umieć podjąć dialog i stać się dla siebie „odpowiednią pomocą” zgodnie z wolą Najwyższego Boga. Wyobraźmy sobie nasz mózg. Ten mózg kobiety i mężczyzny. W każdym mózgu znajdują się płaty, z których każdy odpowiedzialny jest za określone sposoby pojmowania świata, za rozumienie docierających bodźców i informacji oraz za określone reakcje na dane sytuacje. W mózgu mężczyzny znajdują się inne płaty niż w mózgu kobiety, ale dwa spośród nich są wspólne dla nich obojga, jest to płat poszukiwania Boga oraz płat pragnienia miłości. Przeanalizujmy teraz budowę mózgu mężczyzny. Pierwszym płatem jest „Płat mózgu SEX”. Pochodzenie anglojęzycznego słowa „sex” wskazuje przede wszystkim na „płeć” i tak należy go rozumieć. Oznacza to, że mężczyzna został stworzony przez Boga razem ze swoim naturalnym zainteresowaniem płcią przeciwną, czyli kobietą! Nie innym mężczyzną! Ta chęć poznania, która kieruję mężczyznę w stronę kobiety jest w oczach Boga czymś pięknym. Tak pięknym, że Bóg, który jest miłością postanowił uzdolnić mężczyznę i kobietę do kochania i przyjmowania miłości. Bóg postanowił także, że z tej miłości którą mężczyzna i kobieta obdarzą się będzie powstawać nowe życie, nowy człowiek. „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili całą ziemię i uczynili ją sobie poddaną”. Pan obdarzył mężczyznę i kobietę wzajemnym pragnieniem, nie pożądaniem! Pragnieniem miłości i bliskości, również tej fizycznej! Mężczyźni zupełnie inaczej podchodzą do tego tematu niż kobiety. Faceci reagują szybko (nie tylko jeśli chodzi o ich fizyczność, ale również jeśli chodzi o ciąg skojarzeń lub wyobrażeń na widok pięknej dziewczyny). Dlatego to, że kobiety podobają się mężczyznom, że ich pociągają i że ich podniecają nie jest grzechem, jest to normalna reakcja zdrowego mężczyzny. Ale panowie muszą uczyć się nad tym podnieceniem panować! Bo puszczenie wodzy wyobraźni na widok ładnej kobiety, przyzwolenie na sprośne myśli czy akt seksualny (którym może być jeśli kieruje się pożądaniem już skromny buziak lub nawet chwycenie za rękę) jest grzeszne. Jest to grzech ciężki przeciw przykazaniu siódmemu: „nie cudzołóż”, który wprowadza nieprzyjaźń w relację mężczyzny do Boga. Dlatego drogie panie uważajcie bardziej na czystość waszych relacji z panami niż na to, że wasz ukochany dostrzega na ulicy inne ładne dziewczyny. Bo to nie znaczy wcale że już was nie kocha ale znaczy to, że jest normalny i zdrowy, co nie zwalnia go oczywiście od wierność narzeczeńskiej czy też małżeńskiej. Kolejny płat mózgu mężczyzny nazywa się: Pracuś z natury. Każdy facet ma skłonność do zapracowywania się. Mężczyźni gdy zaangażują się w jakąś pracę to wchodzą do innego świata – tracą kontakt z rzeczywistością. Na przykład zaproszenie żony: „Kochanie obiad” kwitują bez emocji: „Zaraz przyjdę” i dalej robią swoje. Dla nich każda praca to jakieś dzieło, wielkie zadanie, z którym teraz się mierzą. Nie ma znaczenia, czy myją gary, czytają, majsterkują, czy budują wieżowiec – angażują się całym sercem i umysłem. Są nieobecni. Dlatego jeśli panie chcą powiedzieć coś swoim panom, powinny zadbać o ich choć chwilowe oderwanie od wykonywanej pracy i dopiero wtedy zacząć przekazywać im swoje komunikaty, w przeciwnym wypadku albo usłyszysz „zaraz przyjdę” albo po godzinie opowiadania okaże się że mężczyzna, do którego mówiłaś, nie usłuchał ani jednego słowa. Słyszał choć nie słuchał. Następny płat mózgu to: Przymusowy odpoczynek. Sektor rzecz jasna powiązany z pracą – swoista „potrzeba resetu”. Żeby zaangażować się w pełni w dom lub w zwykłą relację mężczyzna musi się po pracy zresetować. Kobieta różni się w tym względzie, ponieważ może robić jednocześnie kilka rzeczy na raz – pilnować dzieci, prać, oglądać lub słuchać, gotować i plotkować przez telefon. Praca faceta musi być konkretna, tak samo i odpoczynek. Dlatego trzeba pozwolić panom na krótką chwilę ciszy czy drzemki po obiedzie. Nie zamęczaj go pretensjami, że ty po pracy robisz wszystko a on przychodzi i musi iść spać. Lepiej pozwól mu się zdrzemnąć, potem wykorzystaj jego zregenerowane siły. Sama tym 25 26 zdobędziesz czas na relaks. Kolejny płat mózgu mężczyzny nazywa się dumnie: no przecież nie będę płakał! Faceci są dumni i wstydzą się płakać, nawet jeśli wiedzą, że nie jest to oznaką zaniku ich męskości, to jednak wstydzą się płaczu i kropka! Jednocześnie męska duma może ich popychać do czynienia rzeczy głupich i nieodpowiedzialnych. Większość mężczyzn na skutek zakładów z kolegami dokonała rzeczy głupich i nieodpowiedzialnych – bo przecież obciach przed kolegami się wycofać. Ale uwaga! Męska duma prowadzi do zatwardziałości serca– np. w milczeniu po sprzeczce z kobietą – „i co z tego że ona ma rację! Ja jej i tak pokażę!” To jest głupota, którą dla zdrowszych relacji z samym sobą i z innymi ludźmi faceci powinni się oduczać. Zwłaszcza, że wbrew osądom, kobiety bardzo doceniają łzy mężczyzny. Płat niedomyślności. Mężczyźni stworzeni zostali jako konkretni, jednoznaczni, szybcy w reakcji i przez to niedomyślni. To nie ich wina, taka jest męska natura. Dlatego bardzo ważne jest aby w rozmowie z panami, panie starały się używać konkretnych argumentów i jednoznacznych informacji. Na przykład, jeśli na randce powiesz: „jest mi trochę zimno”, to nie licz na to, że każdy facet od razu odda ci swoją kurtkę, bo bardzo możliwe, że nie mówiąc nic pomyśli: „rzeczywiście jest zimno, dobrze że wziąłem ze sobą kurtkę!” Natomiast jeśli powiesz: „jest mi zimno, czy mógłbyś pożyczyć mi swoją kurtkę”, dostaniesz ją na pewno. Płat następny to długodystansowiec. Mężczyźni patrzą, co będzie w przyszłości dalszej, za miesiąc, za rok, a nawet dłużej. Kobieta racjonalnie planuje tylko kilka dni do przodu. On planuje dalszą przyszłość, ona na swój sposób przyszłość na najbliższe dni. Dzięki temu możliwy jest dokładny plan na cały odcinek czasu wspólnie przeżytego w narzeczeństwie lub małżeństwie. Płaty mózgu: zainteresowanie moto- ryzacyjne i mecz, mecz, mecz. Kobietom trudno to zrozumieć, a dla mężczyzny jest to niemal sztuka. Potrafi rzucić palenie i zbierać pieniądze 4 lata, żeby kupić sobie wymarzony samochód, albo stać cały dzień na mrozie -20 C, żeby kupić karnet na mecze piłki. Kiedy kobieta stara się zabijać w mężczyźnie jego pasje i zainteresowania to zaczyna zabijać w nim jego męskość, skutkiem czego za jakiś czas z porządnego faceta wychowa sobie „Rysia z Klanu”, albo co gorsza „Ferdka z Kiepskich”. Zamiast zabraniać mężczyźnie chodzić na mecze lepiej pilnować, żeby nie wracał do domu pijany. Zamiast odciągać go od samochodu lepiej nauczyć, że tak jak o czystość w aucie może i powinien dbać o czystość w domu. Inny płat to: obszar obserwacyjny. Jest odpowiedzialny między innymi za nieustanne i błyskawiczne wyszukiwanie wzrokiem pięknych kobiet. Mężczyźni to wzrokowcy – zmysłowe obrazy i myśli jawią się każdemu mężczyźnie bez jego woli – nawet facetom w udanych związkach. Dlatego jeszcze raz trzeba podkreślić, że pokusy to nie grzech – grzechem jest to, co facet może uczynić z pokusy. Po wyłowieniu atrakcyjnej kobiety w pomieszczeniu, sklepie, biurze, banku, pubie – facet do końca pobytu tam ma świadomość jej obecności. Pamiętajmy, że każdy facet jest inny oraz, że fakt rozglądania się za kobietami nie jest efektem winy kobiety, lecz jest to wynik natury faceta. Ponadto nie wpływa to na uczucia względem tej ukochanej kobiety. Mimo męskiego niewzruszenia i pogardy dla strachu oraz wyrażania emocji, w gruncie rzeczy mężczyźni są bardzo uczuciowi. Są HOMO GŁASKACZUS to nazwa kolejnego płatu. Potrzebują przytulenia, troski, opiekowania się, głaskania. Drodzy panowie pamiętajcie, że o swoich potrzebach trzeba paniom mówić. Nie ma co się wstydzić, choć na około twierdzi się inaczej. A warto pamiętać, że kobieta która cię kocha, nie odbierze twojej prośby o pogłaskanie jako postępującego zaniku twojej męskości, ale z troską i uczuciem pogłaska cię. Tobie zrobi się lepiej, a ona utwierdzi się w słusznym przekonaniu, że potrzebujesz jej, jak żadnej innej na świecie. Logiczne i rozumowe podejście do życia i świata wynika z obecności w mózgu mężczyzny płatu pod tytułem: Szachista, który powoduje, że mężczyźni wszystko obliczają i obmyślają. Efektem logicznego rozumowania jest chęć dostrzegania celowości w działaniu. To znaczy mężczyźni nie robią rzeczy nie przynoszących konkretnych korzyści. Nie zwracają uwagi na opakowanie prezentów, natomiast dla kobiet „celebrowanie” opakowania jest równie ważne jak oglądanie zawartości. Dlatego ważnym jest w rozmowie z mężczyznami podawanie im próśb popartych wizją konkretnego celu. Na przykład: „jeśli czasami przyniesiesz mi róże, zrobisz mi ogromną niespodziankę i radość”. Inny przykład: „chciałabym abyśmy żyli w czystości przedmałżeńskiej, ponieważ w ten sposób oboje osiągniemy zbawienie i w przyszłości Bóg pobłogosławi naszemu małżeństwu i naszej rodzinie”. Tyle jeśli chodzi o mężczyzn. Jak widać mózg mężczyzny działa na prostej i logicznej zasadzie akcji i reakcji, nie ma tu miejsca na zbędne dywagacje i zagmatwane rozmyślania - pojawia się problem, trzeba go rozwiązać. Natomiast warto zauważyć, że panowie są niesamowitymi kombinatorami i zawsze szukają rozwiązania, które do danej sytuacji pasuje najlepiej. Są zatem również pomysłowi i warto aby panie potrafiły tą ich konkretną pomysłowość wykorzystać do budowania wzajemnej relacji. Bardzo ważne jest również, że mężczyźni działają jak prąd elektryczny, czyli idą linią najmniejszego oporu i tutaj uwaga! Jeśli szukasz mężczyzny, który będzie kochał całą ciebie, a nie tylko twoje ciało zastanów się co robisz pokazując mu siebie półnagą na randkach czy zabawach?! Dla ciebie to nic może nie zna- czyć, ale facet widząc twoje ciało na tym etapie poznawania ciebie może już zakończyć, po co iść dalej? Dlatego ostrożnie! Miejscem całkowitego oddania siebie, w tym swojego ciała, ukochanej osobie jest tylko i wyłącznie małżeństwo! Wszelkie próby przyspieszania fizycznego i seksualnego aspektu związku dwojga ludzi, zawsze zakończą się źle! Mężczyzna zadowoli się twoim ciałem, bez chęci poznania twojej osoby, a kobieta pozostanie z głębokimi ranami jako „narzędzie seksualne”, jej zdolność obdarzania miłością i jej wrażliwość będą obumierać z dnia na dzień, jak ścięty kwiat. Możecie w to wierzyć lub nie, tak jest i tego nie zmienicie zwykłym powiedzeniem: przecież my siebie kochamy! Wasza miłość ma wynikać z miłości Bożej, a Bóg mówi jasno: Nie cudzołóż! Niezachowanie czystości przedmałżeńskiej i wierności małżeńskiej jest cudzołóstwem! Przejdźmy teraz do analizy mózgu kobiety. Znajdują się w nim płaty zupełnie inne od tych, które były w mózgu mężczyzny. Wynika z tego odmienność kobiecości i męskości, które choć różne, to jednak przez Boga zostały stworzone jako równoważne. Zatem wszelkie próby przewartościowania jednej płci nad drugą są grzechem, którego trzeba unikać. Ci, którzy popadli w to plugastwo, pysznie zatruwają teraz Boży świat idiotycznymi hasłami propagującymi: feminizm, szowinizm, metroseksualizm, homoseksualizm. Efektem tego z mężczyzny zrobiono samca, a z kobiety - kurę domową. To wielkie kłamstwo! Bądźmy tego świadomi! Na pierwszym planie w mózgu kobiety widnieją dwa bardzo istotne płaty: Zmienność. Często mówi się, że kobiety są zmienne jak pogoda – nieprawda – pogoda przy nich to „pikuś”. Zmienność ta jest związana z tym co dzieje się w ich organizmie – co za tym idzie. huśtawka nastrojów i niezdecydowanie. Do tego dochodzi najważniejsze - kobiety odczuwają silna potrzebę troszczenia się o nie. 27 28 Co jest wyzwaniem dla każdego mężczyzny. Panowie powinni zdawać sobie sprawę z naturalnej zmienności pań i nie zarzucać im niezdecydowania, ale brać na siebie odpowiedzialność podejmowania decyzji, z którymi panie czasem mają problemy. Kobiece niezdecydowanie nie oznacza, że panie są głupsze! W żadnym razie nie wolno tak na to patrzeć! Są zmienne i to panowie mają problem jeśli nie umieją tego faktu zaakceptować. Kolejnym płatem jest potrzeba bycia Księżniczką dla Rycerza. Z tego wynika, że kobiety pragną być wspaniałe dla tego jedynego, ukochanego mężczyzny. Warto podkreślić: dla jednego! Stąd pojawia się impulsywne wydawanie pieniędzy, spędzanie czasu w sklepach z ciuchami, dlatego torebka jest pełna szminek i tuszów do rzęs, a czas porannej toalety wydłuża się z 5minut do godziny przy dobrych wiatrach. Pamiętajmy panowie o tym, że one robią to dla nas – żeby być piękną , aby się podobać, aby być podziwianą. Dlatego niezmiernie ważnym jest aby umieć zauważyć kobiece starania i dbałość o wygląd. Pochwal ją za pięknie i gustownie pomalowane rzęsy, zamiast wyrzucać jej, że czekałeś na nią 10 minut dłużej. W przeciwnym razie po 5 latach małżeństwa zamiast pięknej żony zastaniesz w swoim domu zaniedbaną i zimną, jakby obcą kobietę. Każda mała dziewczynka podczas balów i zabaw jest księżniczką – już wtedy w małych kobietkach rodzi się chęć „księżniczkowania” dla rycerzy. Ta potrzeba jest głęboko wyryta w ich sercu. Stąd częsty obraz rycerza na białym koniu, ratującego księżniczkę z opresji. I jakby nie było, „rycerzowanie” to zadanie dla mężczyzn. Zatem do dzieła panowie, ruszajcie do walki o rękę waszej księżniczki. Następny płat ściśle łączy się z poprzednim, to potrzeba bycia zauważoną. Jednak poszerzamy to o stwierdzenie potrzeby bycia wysłuchaną, przytuloną (i to kilka czy nawet kilkanaście razy dziennie!), docenioną, pochwaloną, akceptowaną nawet po palnięciu jakiejś głupoty. Kobieta która wie, że jest kochana, co jest jej okazywane! emanuje radością. Świat jest dla niej piękny i nie brak jej sił do życia. Jednym słowem jest szczęśliwa. Stąd najlepsza recepta na konflikty i kłótnie – zamiast udowadniania racji, wyszydzania i podnoszenia głosu, mówienia kto ma racje i dobijania słowami "a nie mówiłem", należy podejść do kobiety, delikatnie ją przytulić i okazać szacunek. Pokazać, że akceptujesz nie sytuację, ale osobę. Ona wie, że zrobiła źle i jeśli postąpisz delikatnie broniąc jej, wówczas ona sama zrobi wszystko, żeby daną sytuację odkręcić. Inaczej, albo będzie się upierała przy swoim, albo się zamknie w sobie i nic nie odpowie. A uraza, że jej nie obroniłeś pozostanie w jej sercu, dopóki nie wypomni Ci tego z żalem i łzami nawet po kilku dniach, miesiącach czy nawet latach. Inny ważny płat to krótkodystansowość – opozycja do męskiej długodystansowości. Obie cechy można połączyć, by dzięki temu zbudować fantastyczne porozumienie i jedność. Kobieca krótkodystansowość to na pewno nie wada, a w niektórych sytuacjach staje się bardzo cenną zaletą. Na przykład wyobraźmy sobie taka sytuację: małe dziecko idzie w kierunku otwartych drzwi balkonowych, na pewno wyjdzie także na balkon, ojciec widząc wszystko nie robi nic, zastanawia się: “czy główka mojego dziecka jest na tyle mała, że przeciśnie się przez szpary w szczeblach balustrady?” “natomiast matka dziecka”, w jednym momencie rzuca wszystkie zajęcia i leci ratować dzieciątko z niebezpieczeństwa. Tam gdzie u facetów jest płat meczowy, u kobiet znajduje się strefa gadania – mówienia niemal bez przerwy niemal 100 słów na minutę, w ogóle się przy tym nie męcząc. Zasób słów faceta jest dobrany umiejętnie i rozważnie. Kobieta używa o wiele więcej słów, często dla panów zupełnie niepotrze- bnych albo nawet utrudniających przyjęcie i zrozumienie danego komunikatu. Panie powinny pracować nad konkretnym przekazem treści dla mężczyzn. To znaczy najpierw mówić o najistotniejszych faktach, a dopiero później rozwijać temat o swoje kobiece spostrzeżenia, wątpliwości i wnioski. Panowie natomiast muszą uzbroić się w niebiańską czasem cierpliwość i starać się spokojnie wysłuchiwać kobiety. Nawet kiedy nie wiadomo o czy mówią. Zawsze mają nam coś do przekazania, a odkrycie tego przekazu może być dla mężczyzny nie lada zadaniem i misją. Chęć wypowiadania wielu słów jest u kobiet czymś naturalnym, za co nie należy ich winić, trzeba bardziej to pokochać i starać się o tym pamiętać w chwili próby. Zaraz powyżej tego płatu gadania znajduje się płat odwrotności myślowo czynnościowej – najpierw robi potem myśli – w wielu przypadkach może się okazać to ratunkiem. Tu jeszcze raz przypomnijmy sobie sytuację z dzieckiem wychodzącym na balkon. Impulsywne działanie matki ratuje dziecko przed nieszczęściem, nawet bardzo mało prawdopodobnym. Facet najpierw szacuje ryzyko, policzy dokładnie to i owo i Może być już za późno – kobieta reaguje uczuciowo. Jednak często jest tak, iż przynosi to dobre skutki – logiczni i rozumowi faceci nie mogą tego zaakceptować. Błąd! Z kobiecej odwrotności myślowo czynnościowej wynika także łatwość okazywania emocji i tych dobrych i tych złych, wrażliwość na piękno z jednej i na cierpienie z drugiej. Przeciwnie do niedomyślności facetów, kobiety są aż za domyślne. Najmniejszy nieuważny gest ze strony mężczyzn – a one już zaczynają się martwić. Spowodowane jest to obecnością w mózgu kobiety płatu wyolbrzymiania. Potrzeba tu wiele mądrości i uwagi, aby przez niedopatrzenie nie spowodować reakcji, którą trzeba będzie odwracać nawet przez długi czas. Wystarczy złe spojrzenie, uwaga czy opowieść aby kobieta wysnuła dziwne przypuszczenia lub nawet zupełnie irracjonalne wnioski. Na przykład: żona czeka na męża z obiadem w domu, przychodzi mąż i żona pyta co działo się w pracy. Mąż rozpoczyna opowieść: dzisiaj z Elką dokonaliśmy świetnej transakcji, dzięki czemu szef dał nam premie. To wielki sukces męża, ale…. „dzisiaj z Elką”…kto to jest Elka? Co oni razem robili? Od jakiego czasu się znają? Na pewno coś miedzy nimi jest, bo tak dobrze razem współpracują. On na pewno się zakochał w Elce, już mnie nie chce, już mnie nie kocha! STOP! Taki tok myślowy nie ma najmniejszego sensu. Najgorzej będzie jeśli owa żona, zamiast dopytać się męża o Elkę, aby rozwiać wszelkie wątpliwości, nie powie nic i zamknie się z tymi dziwnymi myślami w sobie. Za jakiś czas tragedia gwarantowana. Dlatego drogie panie pamiętajcie o tym, aby o wszelkich waszych wątpliwościach informować waszych panów na bieżąco. To żaden wstyd zadać dodatkowych nawet 100 pytań. Dla kochającego mężczyzny odpowiedź nie będzie żadnym problemem. Natomiast wyolbrzymianie niepotwierdzonych przypuszczeń niszczy związek od środka, działa to jak zgnilizna której początkowo nie widać, ale powoduje że owoc jest już gorzki. Mężczyzna i kobieta zostali przez Boga stworzeni dla siebie jako odpowiedni, co nie znaczy, że są jak dwie połówki pomarańczy, które po złączeniu tworzą z wierzchu cały owoc. Są raczej jak skomplikowany i pogmatwany system rurek, śrubek i zaworów, którego połączenie w działającą poprawnie całość wymaga olbrzymiej pracy i obróbki tych wielu elementów, a nade wszystko wymaga wprawnej ręki mechanika, którym w tym wypadku jest Najwyższy Bóg. Koks 29 Czy warto mieszkać ze sobą przed ślubem? Współcześni młodzi ludzie często dzisiaj mówią: tak łatwiej, taniej gdy wyprowadzą się i zamieszkają razem. Same korzyści. Tyle przyjemności, radości, ciągle razem. Brzmi ciekawie, nawet rodzina na to przystaje, bo przecież mają osobne pokoje, a trzeba mniej dawać na utrzymanie. Wszyscy razem nawzajem się oszukują, bo w sumie do czego to prowadzi? Badania potwierdzają dużą szkodliwość mieszkania przed ślubem. Termin „kohabitacja” - stanowi związek pomiędzy kobietą a mężczyzną bez ślubu. Kohabitacja zastąpiła konkubinat nazy- 30 wany również potocznie życiem na kocią łapę, bez papierka lub na kartę rowerową. Określenie kohabitacji przyszło do nas z krajów zachodnich. Stanowi czynnik spadku ilości zawieranych formalnie małżeństw. „Związek typu LAT (czyli Living Apart Together) rządzi się swoimi prawami: liberalizm, pluralizm (autonomia), swoboda seksualna, najczęściej brak dzieci, brak więzi emocjonalnych, ekonomiczności - łatwiej się rozstać, mniejsze zaangażowanie w role, mniejsza odpowiedzialność za postępowanie, konsumpcja, mniejsze inwestycje, brak podziału pracy, racjonalizm, indywidu- alizacja. Wszystko to, co raczej nie ma racji bytu w małżeństwie tradycyjnym opartym przede wszystkim na fundamencie zamierzonej trwałości.” Statystyki są zatrważające. Według badań 50% par kohabitujących legalizuje związek po upływie 1,5 roku; 40% par rozpada się bez zawarcia małżeństwa a tylko 10% par tworzy związki długoterminowe „Osoby, których małżeństwo poprzedzone było kohabitacją, miały niższy poziom satysfakcji z niego, w porównaniu do tych, które wcześniej nie mieszkały razem.” Badania jednoznacznie wskazują, iż związki zarówno formalne jak i nieformalne osób uwikłanych kiedykolwiek w kohabitację są nietrwałe. „Prawie połowa związków kohabitacyjnych kończy się w ciągu roku, 40% przekształca się w małżeństwa formalne, z których 50% kończy się rozwodem, zaś 2/3 z nich wchodzi w małżeństwo powtórne, które z wysokim prawdopodobieństwem zakończą się rozwodem”. Czy faktycznie tego Bóg chce? Prowizoryczne szczęście na początku, fascynacja zamieszkania razem zamienia się w ciąg nieszczęść, rozczarowań, rozstań. Wyjaśnię to zjawisko dokładniej. Wiadomo, początkowo decyzja: zamieszkamy razem - wszystko będzie dobrze. Przecież trzeba się sprawdzić przed ślubem, czy on/ona nadaje się na męża/żonę, czy sprosta moim wymaganiom, jak nam się nie ułoży, to po prostu się rozejdziemy. A gdzie tutaj zaufanie? Młodzi ludzie gdy „chodzą ze sobą”, są w stanie naprawdę dobrze się poznać i na tyle sobie zaufać, żeby nie wystawiać siebie nawzajem na tak wielką próbę. Z własnego doświadczenia wiemy, że nie - mieszkanie razem przed ślubem ma bardzo dużo korzyści. Kohabitacja ma charakter typowo konsumpcyjny. Wyobraźcie sobie, że jesteście sam na sam z ukochaną osobą w mieszkaniu lub w pokoju, przez tyle czasu jest ona blisko, czuje się jej zapach. Wytrzymasz tak bez zbliżenia nie dłużej jak kilka dni, później ludzka natura pęknie i z pewnością dojdzie do współżycia. Bóg obdarował nas popędem seksualnym, jest to piękny dar - dzięki niemu każdy z nas istnieje, ale zaznaczył wyraźnie, że wykorzystanie tej łaski może mieć miejsce jedynie w małżeństwie. „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem.” (Ef 5,31) Tutaj zahaczamy o temat czystości przedmałżeńskiej, który z zamieszkaniem przed ślubem jest bezpośrednio związany. Przeszliśmy taką próbę, gdy w zeszłym roku już jako narzeczeństwo pojechaliśmy na sylwestra w góry. Spędziliśmy tak w sumie cały tydzień. Piotrek był pilotem rezydentem na tej wycieczce, a ja byłam uczestnikiem. Mieliśmy wspólny pokój. Pierwszy raz mieliśmy tyle czasu tylko dla siebie, w nocy spaliśmy oczywiście osobno, mieliśmy bardzo silne postanowienie, że zostaniemy w czystości, ale było nam trudno, naprawdę dużo wysiłku włożyliśmy w to, żeby się udało. Modliliśmy się razem, nawet nawzajem trochę się upominaliśmy. Tak bardzo chcieliśmy zachować naszą czystość i daliśmy radę, ale już później omijaliśmy okazje do wyjazdów tylko we dwoje. Tak sobie myślę, że zamieszkanie przed ślubem to nie tylko te kilka nocy do „przetrzymania”, ale wiele czasu, który prędzej czy później sprowadzi wspólne zamieszkanie do współżycia. Gdy nie mieszka się razem można bardzo dobrze poznać się wewnętrznie, dużo rozmawiać o swoich przeżyciach, uczuciach, spostrzeżeniach, jest dużo czasu na wspólne przeżycia, odkrywane siebie, rozwój duchowy. U par, które mieszkają razem często rozmowy skupiają się na sprawach mieszkaniowych: rachunki, umeblowanie, zakupy, sprzątanie. Zaczynając współżycie seksualne u tych dwóch osób zaczynają działać tzw. „klapki na oczy”. Współżycie jest tak niesamowitym przeżyciem, że patrzy się na tą drugą osobę tylko przez ten pryzmat, przestaje 31 32 się widzieć jej wady. Później zaczyna się lęk przed ciążą, bo trwają studia, co ludzie powiedzą, bo rodzice się zawiodą, więc zaczyna się „przygoda z antykoncepcją”. Jest to jednak naturalną konsekwencją kohabitacji. Najczęściej pary kohabitujące rozpadają się w tym momencie, gdy życie domowe i seksualne popada w rutynę. Kiedy nic ich już tak nie pasjonuje lub też napotkali jakąś przeszkodę w tzw. docieraniu się. Każda z tych osób do czasu zamieszkania razem miała swoje przyzwyczajenia, zachowania które teraz musi zmienić, żeby nawzajem się dostosować, a nie będąc formalnie związanym jest dość trudne, bo „przecież jeśli z tym się nie uda, to będzie następny, więc po co tak się teraz trudzić”. Zaczynają się konflikty, w sumie nie wiadomo o co, pretensje, wszystko zaczyna się walić, a tak naprawdę nie ma punktu odniesienia, nie ma do czego wrócić.Nie są małżeństwem, nic ich nie scala, więc gdy jest jakiś kryzys to trzeba się rozejść. Potem zostają rany, ból, bo przecież tak tą drugą osobę się miłuje, ale nie ma już do czego wracać, wszystko się zrujnowało. Klapki na oczach opadły, partner nie jest ideałem, jak to się wydawało, a po prostu człowiekiem, który nie sprostał wymaganiom. Uciekamy od odpowiedzialności, zresztą od początku cała sytuacja była nieodpowiedzialna, bo patrzyło się na tą drugą osobę jak szef na pracownika, czy dobrze się sprawuje, czy dobrze sprząta, jak coś nie odpowiada, to „zamienię ciebie na lepszy model”... Ale to jest paranoja! Bóg nas nie sprawdza czy jesteśmy idealni czy nie, On nas kocha właśnie takimi jacy jesteśmy, więc dlaczego ludzie nawzajem poddają się takiej próbie, robią to, czego nie robi Bóg bo kocha człowieka. Czyli taki człowiek tak naprawdę nie do końca wie co to jest kochanie. Gdy mieszka się na kocią łapę, zawsze pojawia się postawa „luzu” u tych par. Nie inwestuje się we wspólne rzeczy, no bo to jest kłopot, jeśli się rozej- dziemy, to jak tym się później podzielić? Bardzo podobnie ma się sprawa z dziećmi. Takie pary, choć mieszkają razem jak małżeństwo, raczej nie decydują się na dziecko, bo w sytuacji rozejścia się będzie ono pokrzywdzone z kim ma się dalej wychowywać, więc po co robić sobie kłopot. U par kohabitujących, nawet jeśli udało im się sformalizować związek, zostaje ciągły brak zaufania do drugiej osoby. Osoby uwikłane w kohabitację mieszkają ze sobą, ale to jest na tej zasadzie, że w każdej chwili mają otwartą furtkę i mogą po prostu odejść. Nigdy nie jest się w stanie przewidzieć co ta druga strona myśli. To jest sytuacja bardzo stresująca, ponieważ nie ma się pewności co do intencji i zamiarów drugiej osoby. Później zostaje to przełożone na dalsze etapy życia. W zeszłym roku rozmawiałam z koleżanką starszą ode mnie. Już skończyła studia i uczy polskiego w szkole podstawowej. Ja, Piotrek i ona byliśmy wychowawcami na kolonii. Któregoś wieczoru zaczęłyśmy rozmawiać właśnie o mieszkaniu przed ślubem, czystości przedmałżeńskiej. Na samym początku, gdy dotarliśmy do ośrodka od razu powiedzieliśmy, że nie chcemy być z Piotrkiem razem w jednym pokoju. Magda była tym bardzo zdziwiona. Ona była nie pierwszą osobą, z którą o tym rozmawiałam, ale bardzo ta rozmowa zapadła mi w pamięć. Mówiła o swoich przeżyciach bardzo szczerze i wnikliwie. Otóż opowiadała, że tak jak kiedyś ja myślała podobnie o zamieszkaniu razem, o wspóżyciu przedmałżeńskim, kiedy była młodsza i chodziła na oazy. Ale od kiedy pierwszy raz współżyła ze swoim chłopakiem wszystko się zmieniło. Później chęć budzenia się przy ukochanym, sypianiu z nim, zbliżaniu się, była tak silna, że już więcej nie myślała o czystości. Z tamtym chłopakiem już nie jest, a teraz z nowym nie wyobraża sobie mieszkania osobno. Tłumaczy to tym, że musi sprawdzić, jak on będzie sprawował się w domu, czy za bardzo nie będzie jej denerwować to czy zostawi otwartą deskę w toalecie, czy zostawi puste opakowanie po maśle w lodówce i, czy będzie w stanie z czymś takim żyć. Co myślicie o takim spojrzeniu na sprawę? Dla mnie to jest dość banalne. Krótka, szczera rozmowa potrafi rozwiązać każdy taki drobny problem. Tak się zastanawiam czy z takim podejściem do życia w ogóle podchodzi do rozwiązywania trudniejszych problemów, skoro te błahe już są bardzo kłopotliwe. Gdy kohabitacja trwa już dłuższy czas, najczęściej kobieta chciałaby zawrzeć formalny związek małżeński, jednakże ta decyzja długo jest odwlekana, bo wymaga podjęcia odpowiedzialnych kroków, decyzji na całe życie, dużego zaangażowania. Wtedy może pojawia się żal do partnera, problemy w komunikacji. Najczęstszym kontrargumentem jest, to, że ślub jest drogi, a na bieżąco są inne wydatki. Małżeństwo jest otwarciem się na to wszystko. Już nie patrzę na drugą stronę pryzmatem „jeśli coś będzie nie tak to się rozejdziemy”, bo ja chcę być z tym człowiekiem do końca życia. Przed Bogiem i przed ludźmi odpowiedzialnie to wyraził i zawarł sakrament, który jest wielką łaską od Boga. Celami małżeństwa według Katechizmu Kościoła Katolickiego są: wzajemne pogłębianie więzi małżonków i zrodzenie potomstwa. Kohabitacja jest tak naprawdę zabawą w małżeństwo, bo żyją ze sobą prawie jak małżeństwo, ale tak naprawdę nie spełniają warunków małżeństwa. Jest to za duże obciążenie dla ludzi nie będących małżeństwem, tak jakby dziecko chciało samo mieszkać i utrzymywać się jak dorosły, a on po prostu nie jest na tyle odpowiedzialny, dojrzały i samodzielny. Zawarcie sakramentu małżeństwa jest decyzją dojrzałą, świadomą i dla nas katolików powinno być jedynym moty- wem mieszkania razem. Narzeczeństwo było dla nas wspaniałym okresem. Poznaliśmy się naprawdę dobrze, wiemy o sobie tak dużo, że czasem sama się zastanawiam czy aż tyle wiem o sobie, co Piotrek o mnie. Dopiero co zaczynamy układać nasze wspólne życie, ale wiemy, że szczerze rozmawiając da się wspólnie uregulować wszystkie codziennie sprawy, zmieniać nasze nawyki panieńsko - kawalerskie i wiele w siebie nawzajem inwestować. Wiem, że każdy z Was sam najlepiej zadecyduje o swojej przyszłości w związku, może niektórych to aktualnie nie dotyczy, ale liczę na to, że gdy kiedykolwiek będziecie mieli na uwadze wspólne mieszkanie, to najpierw przypomnicie sobie powyższe słowa i pomyślicie o konsekwencjach kohabitacji, a dopiero potem podejmiecie najlepszą decyzję. Ula i Piotr SWE Szczecin 33 Kobiecość Powołanie każdej z nas 34 Od zarania dziejów człowiek czuł powinność wobec samego siebie do pełnienia jakiejś funkcji w życiu rodzinnym i społecznym. Jedni chcą dążyć do świętości z drugim człowiekiem, inni wybierają posługę kapłańską bądź zakonną. Zdarza się również, że człowiek odnajduje swoje powołanie do życia w samotności, odkrywając w zupełnie różny sposób piękno swojego życia. Powołanie może być rozumiane również w innym aspekcie. Bóg każdego z nas powołuje do kobiecości lub do męskości. Temat kobiecości jest bardzo obszerny, dlatego tym razem przyjrzyjmy się powołaniu kobiety w świetle jej pragnień. Zatrzymajmy się na wstępie nad aktem stworzenia świata w Księdze Rodzaju. Ten niezwykle urzekający fragment z Pisma Świętego, jak i dalsze losy Adama i Ewy opowiadają o początkach kobiety i mężczyzny, dwóch podobnych istotach a jednak zupełnie różnych z natury. Pan Bóg stwarzając Adama nie nazywał go mężczyzną, lecz czło- wiekiem. W Księdze Rodzaju czytamy: „Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą.” (Rdz2,4-7) Zauważmy, że Adam zaczyna być nazywany mężczyzną dopiero kiedy staje obok niego kobieta. Nasuwa się dzięki temu ogromnie ważny wniosek, że kobieta do zrozumienia swojej kobiecości potrzebuje mężczyzny i na odwrót. Pan Bóg buduje człowieka na różnicach damsko - męskich. Kobieta zatem nie byłaby w stanie poznać głębiej swojej kobiecości przebywając jedynie z kobietami. Towarzystwo mężczyzn jest więc niezbędne, gdyż ukazuje nam jak różne jesteśmy w porównaniu do nich i pomaga nam odkryć wartość, i niezbędność naszej osoby. Na szczęście Pan Bóg stworzył nas takimi, że kobiety lubią przebywać z mężczyznami, a mężczyźnie, z kobietami. Pragnienie przeżycia romansu Tutaj mogę trochę powiedzieć o pierwszym pragnieniu kobiety - przeżycia romansu. Może brzmi to trochę dwuzna- cznie, ale zawiera w sobie dużo prawdy. Nie chodzi tu oczywiście o zdradzanie swoich partnerów, ale o relacje z nimi. Po pierwsze każda z nas chce być upragniona przez tego jedynego, by ktoś o nią walczył. Większość z nas bagatelizuje to pragnienie, a nawet wstydzi się go. To pragnienie tkwi w naszych sercach od dziecka. Gdy jesteśmy małe pragniemy być dla kogoś bezcenne – szczególnie dla taty, gdy stajemy się starsze, nasze pragnienia dojrzewają i zmieniają się w tęsknotę za tym, żeby być pożądaną, upragnioną i zdobywaną jako kobieta. Większość kobiecych uzależnień powstaje, gdy czujemy ,że nie jesteśmy kochane, albo, że nikt o nas nie zabiega. Kobieta staje się piękna jak widzi, że jest kochana. Tutaj ukazuje się też największy lęk kobiety, lęk przed odrzuceniem. To jest najlepszy sposób szatana na kobiety. On aranżuje dla niej porzucenie manipuluje każdym wydarzeniem, które może wyglądać jak porzucenie. Kolejną niesamowitą rzeczą jaką odkrywamy w omawianym przeze mnie fragmencie Pisma Świętego jest to, iż Pan Bóg pod koniec swojego procesu twórczego stwarza właśnie Ewę, nie Adama. To ona jest finalnym muśnięciem Mistrza. Wypełnia na świecie miejsce, którego nic i nikt nie jest wstanie wypełnić. Kobieta jest taką przysłowiową wisienką na torcie, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest ukoronowaniem stworzenia. Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym? Pragnienie bezpieczeństwa Ciekawą rzeczą jest tutaj także to, iż Bóg stwarza najpierw mężczyznę, który żyje w dzikości. Kobieta powstaje w innych warunkach, w momencie kiedy dzikość zostaje okiełznana przez mężczyznę. Jest jej przez to łatwiej. Kobieta oczekuje od mężczyzny poczucia bezpieczeństwa. Mężczyzna więc zostaje stworzony aby panować, a kobieta aby czuć się bezpiecznie. Gdy Pan Bóg przychodzi do Adama i Ewy po zjedzeniu owocu z zakazanego drzewa, to najpierw woła Adama: „Gdzie jesteś?”, nie Ewę. (Rdz 3,9). W ręce mężczyzny składa Bóg Stwórca odpowiedzialność za to, co się dzieje między nim i kobietą. Mężczyzna powinien być stabilnym oparciem dla rodziny i zapewniać podstawę jej bytu. Ojciec także powinien uczyć dzieci właściwego traktowania matki. Wiemy, iż kobiety często postępują emocjonalnie. Zadaniem mężczyzny przy kobiecie jest chronienie jej przed tym, by nie popełniła głupstwa w skrajnym stanie emocjonalnym. Jeżeli mężczyzna chce zmienić postępowanie kobiet, można to zrobić skutecznie w jedyny sposób - zmienić jej nastrój. Jako kobiety chcemy doświadczać siły mężczyzn. Kiedy używają brutalnych słów, jesteśmy przybite, kiedy milczą umieramy z głodu; kiedy nie oferują nam siebie, to czujemy się jak porzucone. Ale kiedy nas słuchają, mówią do nas lub w naszym imieniu, to jesteśmy spokojne i szczęśliwe. Chcemy ochrony, jakiej dostarcza siła męska. Chciałybyśmy, żeby mężczyźni nie tylko chronili nas przed krzywdą fizyczną, ale również przed krzywdą emocjonalną i duchowym atakiem. Radą dla kobiet jest to, aby wymagały od swoich chłopaków, narzeczonych, mężów. Oni potrzebują wysokich wymagań, oni naprawdę są dla Was w stanie dużo zrobić. Pokazujemy w ten sposób także, że wierzymy w ich siły i dowartościujemy ich. Pragnienie piękna Tak jak ojciec w rodzinie kreuje bezpieczeństwo, tak matka kreuje piękno. Kobieta nieustannie pragnie upiększać świat i sama też pragnie być piękna. Piękno kobiety nie objawia się w jej walce o nieskazitelny wygląd, ale płynie z pokoju jej serca. Kobieta piękna, to ta, która ufa Bogu, wprowadza pokój, radość, przy której możemy wdychać prawdę, że Bóg nas kocha i jest dobry. A co robi piękno? Piękno zaprasza, piękno karmi, piękno przynosi ulgę, piękno inspiruje. Kobieta, która jest piękna, wchodząc do pokoju zmienia całe swoje otoczenie. Kobieta nie tylko chce 35 36 tworzyć to piękno, ale pragnie także żeby to było zauważone. Ważna jest w tym aspekcie rola ojca. Jeżeli mała dziewczynka nie usłyszy od ojca, że jest piękna, że jest jego księżniczką, to jako dorosła osoba będzie szukała potwierdzenia swojej piękności u mężczyzn, którzy nie zawsze będą dla niej odpowiedni. Przytoczę dwie sytuacje w życiu kobiety, które mówią, jak ważne jest dla niej piękno. Dawanie prezentu: mężczyzna patrzy na to, aby był praktyczny, kobieta wkłada swoje całe serce w robienie prezentu, musi on być piękny, zawsze dba o to, aby prezent był ładnie zapakowany, a najlepiej, żeby był przystrojony dużą kokardą. Druga sytuacja to moment kiedy żona wraca do domu z nową sukienką. Mąż na to: „ile ta szmata kosztowała?” Wiedząc, że ostatnio jest u nich krucho z pieniędzmi. Oczywiście taka sytuacja może prowadzić do niepotrzebnego zranienia, a nawet konfliktu. Mógł przecież powiedzieć: „bardzo ładnie wyglądasz” i przypomnieć bardzo delikatnie o problemie. Kobieta ma być usatysfakcjonowana w poczuciu własnej wartości przede wszystkim przez mężczyzn, zwłaszcza żona przez męża. Kobieta reaguje na zdanie „jesteś piękna”, tak jak mężczyzna na zdanie: „jesteś mądry”. Pragnienie matkowania Następnym pragnieniem kobiet jest chęć matkowania. Nie wszystkie kobiety są matkami, ale wszystkie powołane są do matkowania. Co więcej, by móc tak bardzo szeroko matkować, trzeba zrezygnować czasem z własnego fizycznego macierzyństwa, by móc być w pełni matką. Tutaj oczywiście wspaniałym przykładem jest Matka Teresa z Kalkuty. Ona nie mogłaby tak matkować prawie całemu światu, gdyby miała własne dzieci. Musiałaby w pierwszej kolejności zająć się własnymi dziećmi i nie mogłaby iść do biedaków w Kalkucie. Jako córki Ewy, kobiety mają wyjątkowy dar pomagania innym, by stali się w życiu takimi jakim naprawdę są - zachęcają, wychowują, matkują im, kierując w stronę ich prawdziwej natury. Często kobiety popełniają tutaj błędy, gdyż przesadnie troszczą się o druga osobę, nie dając jej szansy samorozwoju. Nie chodzi więc o to, aby prowadzić kogoś aby potwierdzić siebie jako kobietę czy matkę. Trzeba uczyć dziecka życia zgodnie z jego własnym sercem, by jak dorośnie mogło żyć nadal życiem według swego serca. Czyniąc to, kobiety partnerują Chrystusowi w podstawowej misji przenoszenia dalszego życia. Macierzyństwo jest ogromną szansą dla rozwoju każdej kobiety. Nie ma w życiu kobiety sytuacji, w której ma ona szansę rozwijać się w swojej zdolności do altruistycznego dawania, czyli w miłości, jak w kontakcie z bezbronnym dzieckiem. Predyspozycje kobiet ukierunkowane są na macierzyństwo, w szczególności na pewien bardzo ważny etap macierzyństwa. Mianowicie myślę o etapie, w którym kobiety nie da się zastąpić. Etapie prenatalnym, niemowlęctwa i pierwszych lat życia. Dlatego Bóg też podarował nam szereg wspaniałych cech, predyspozycji, które „wpasowują się” w potrzeby małego dziecka. Kobiety są subtelne i delikatne. Ważną cechą jest ich spostrzegawczość i pamiętanie drobiazgów. Mają także podzielność uwagi, która jest całkowicie nieosiągalna dla mężczyzn. Kobieta reaguje szybko, spontanicznie. Często nie zastanawia się nad tym co robi. Widzi, że małe dziecko wychodzi na balkon, od razu biegnie, by przypadkiem nie wypadło przez barierkę. Mężczyzna w tym czasie analizuje: „taka wysokość barierki, taka grubość szczeliny, więc dziecko nie da rady włożyć główki”. Ale to analizowanie często może trwać zbyt długo, dlatego potrzebna jest mama, która od razu widzi zagrożenie. Kolejna cechą kobiety jest jej przymus komunikowania się - cudowna sprawa z punktu wychowania małego dziecka. Popatrzmy na matkę, która pochyla się nad swym dzieckiem, trzyma dziecko przy piersi i bez przerwy coś nadaje, słowami, gestami. Dziecko w przyspieszonym tempie się tego uczy. Mężczyzna decydujący się na małżeństwo powinien tę potrzebę komunikowania się kobiety spełniać. Ona musi się komunikować i im większa radość w sercu, tym większy przymus wypowiedzenia tego na zewnątrz. Kobieta potrafi działać niezwykle ofiarnie, ale musi być to ofiara ukierunkowana na konkretnego człowieka, musi się do czegoś przydać, musi komuś służyć. Musi uważać, żeby czasem nie być zbyt ofiarną, np. pomagając wszystkim sąsiadom, zaniedbując przy tym męża. Te wszystkie cechy Bóg dał kobiecie aby mogła po prostu matkować. Jeżeli mężczyzna zdecydował się na życie z kobietą, to powinien pamiętać, że największe rany zadaje żonie, mając pretensje o jej kobiecość. W dobie emancypacji, kobiety trochę pogubiły swoje role i zaczęły iść w inną stronę. Zapragnęły być ważne, zapragnęły pełnić te role, które pełnią mężczyźni. „W imię męskiej solidarności chyba chcą nas wykiwać i posłać tam do jakiś pieluch i garów”. Bardzo wiele kobiet wybiera kariery życiowe, które nic wspólnego z matkowaniem nie mają. Wiele nowoczesnych dziewczyn próbuje w swoim działaniu zakryć wszelkie przejawy zachowań, które miałyby wynikać z miłości, chęci altruistycznego dawania. Maskują to, by przypadkiem nie było widać, że w ich naturalny sposób jest wpisane dobro i miłość wyrażające się chęcią dzielenia się, dawania innym, żeby ktoś nie uważał ich przypadkiem za naiwne. Wszystkie kobiety są powołane do matkowania. Matkujemy sobie nawzajem, oferując naszą uwagę, opiekę, pocieszenie, niezależnie od tego czy chodzi o sweter dla przyjaciółki, gdy marznie, czy posiłek dla rodziny borykającej się z trudnościami, albo wysłuchane znajomej, gdy czuje się rozżalona. W dzisiejszym świecie kobiety często duszą w sobie swoje pragnienia, a nawet wstydzą się ich. Boją się zranień. Często też wiele kobiet zostało zranionych przez swoich rodziców. Dużo wierzących kobiet żyje z przekonaniem, że zostały stworzone wyłącznie by służyć .W Księdze Przysłów 31 jest opisany poemat o dzielniej niewieście, której życie jest przepełnione pracą, także nie ma czasu na nic innego, nawet jej „lampa wśród nocy nie gaśnie”. W rezultacie kobiety te są nieustannie zmęczone i często duszą w sobie pragnienia, które są wpisane w kobiecość. Zdarza się, że pomiędzy marzeniami twojej młodości a dniem wczorajszym zostaje zagubione coś cennego. Tym skarbem jest twoje serce, twoje bezcenne kobiece serce. Pan Bóg mówi: „z całą pewnością strzeż swego serca, bo życie ma tam swoje źródło” Bóg osadził w twoim sercu kobiecość. Kobiecość silną, czułą, gwałtowną i ponętną. Pamiętaj aby o nią dbać, gdyż jesteś do tego powołana. Adam pyta Pana Boga w raju: „Panie Boże, dlaczego uczyniłeś Ewę tak cudowną, tak piękną, tak atrakcyjną. Ja o niczym innym myśleć nie mogę, nie mogę nic robić, tylko ona, ona i ona”. Na to Pan Bóg odpowiada: „Bo chciałem abyś mógł ją pokochać”. Pyta więc Adam dalej: „Panie Boże, dlaczego zatem uczyniłeś ją jednocześnie tak naiwną, tak nieroztropną. Przepraszam, Panie Boże, trochę głupią”, a Pan Bóg: „Bo chciałem nie tylko, żebyś ty ją mógł pokochać, ale by i ona mogła pokochać Ciebie”. Kasia Komorowska SWE Wrocław 37 WIARY DOCHOWALIŚMY, TRADYCJĘ PODTRZYMALIŚMY! Akcja Letnia Pustyni Miast 2009 38 W tym roku Akcja Letnia trwała od 2 do 14 lipca. Odwiedziliśmy tradycyjnie trzy miasta: Działdowo (02-06.07) kolebkę Akcji Letniej PM, Brodnicę (0609.07) oraz Wąbrzeźno (09-13.07). We wszystkich miastach przyjęto nas bardzo serdecznie i właściwie obyło się bez większych ekscesów. Jedynie dzia(ł)dowskie środowiska prasowe uraczyły nas pierwszą, tym razem postakcyjną kontrowersją. Otóż, w kilka dni po zakończeniu naszych ewangelizacyjnych spotkań, jeden z lokalnych tabloidów opublikował przekłamany artykuł pod szumnym tytułem: „A Jezusem sobie gęby wycierali”. No cóż: „Błogosławieni jesteście, jeżeli złorzeczą wam z powodu imienia Chrystusa” (1P 4, 14). Honor miasta uratowali jednak młodzi ludzie u boku księdza Dawida, którego będziemy wspominać jeszcze długo. Także wielu innych księży, z pro-boszczem na czele, zasługuje na wielkie Bóg zapłać!, za troskę o to, aby niczego nam nie brakowało. Już pierwszego dnia zjechało do Działdowa dużo ludzi. Wielu uczestni- ków było na Akcji w tym roku po raz pierwszy. Chwała Panu! Skończyło się kółko wzajemnej adoracji, a zaczęła się nowa historia Pustyni Miast, pisana przez nowych ludzi. Moim zdaniem czas Akcji Letniej można przeżyć w dwojaki sposób: przyjechać z bliżej nieokreślonych powodów i się nawrócić, albo przyjechać ze świadomością tego, co chce się robić i umocnić swoją wiarę poprzez głoszenie Zmartwychwstałego Chrystusa. Tegoroczna Akcja utwierdziła mnie w słuszności tego przekonania. Patrząc z boku na ludzi i obserwując to, co Pan Jezus działał w ich duszach, a nade wszystko osobiście spotykając się z Nim, odkryłem na nowo siłę wiary i Moc Ducha Świętego, z której wynikają dalej radość i odwaga. Pierwsze trzy dni to oczywiście rekolekcje mające przygotować nas na dalszą, wytężoną pracę ewangelizacyjną. Effatha - by pojednać się z Bogiem i zapragnąć pójść za Nim. Talitha cum - by otrząsnąć się z brudu grzechów i jeszcze raz spróbować żyć szczęśliwie w Bogu. Marana tha - by zaprosić Jezusa do swojego serca i oddać Mu całe swoje życie. Prowadzeni przez Ducha Świętego nie baliśmy się świadczyć o Bogu wszędzie tam, gdzie stwarzał nam okazję do spotkania z ludźmi: w kościołach, na ulicach, plażach i boiskach, także na koncertach. Mimo wrogości rozwścieczonego diabła, nie baliśmy się wychodzić na kolejne ewangelizacje, chociaż czasami bywało ciężko. Ktoś puścił wiązankę wyzwisk, czasami pokazał nam gest wskazujący na to, że jesteśmy nienormalni.Innym razem ktoś chciał podrzeć nam flagę. To wszystko nic nie znaczy, bo przecież Jezus zwyciężył złego już dawno. Dobra Nowina zawsze wygrywa z wyzwiskami i wrogością. Intensywna praca „w terenie” zawsze była poprzedzana modlitwą. Codzienna Eucharystia, Koronka, Jutrznia i Nieszpory to był czas umocnienia i naładowania duchowych akumulatorów. Pan Jezus z ogromna mocą nawiedzał nasze serca i umacniał je. Zawsze szedł przed nami by prowadzić i chronić, dlatego nikomu nic poważnego się nie stało. Młodzież wyszła także z inicjatywą zorganizowania i animowania adoracji Najświętszego Sakramentu, co było pięknym gestem chrześcijańskiej dojrzałości. W ciszy trwaliśmy w przyciemnionym kościele, wpatrując się w Pana. Niezapomniany czas przebywania w bliskości z Najwyższym, który rozpalił w nas chęci i dał siły do dalszej pracy. Odwiedziliśmy szpitale, domy dziecka, targowiska. Wszędzie dając ludziom radość, jakiej cały czas uczył nas obecny z nami ksiądz Bosko. Wierzę, że to dzięki jego staraniom i modlitwie nie zabrakło nam jedzenia, picia ani funduszy na różne okazyjne potrzeby. Na wzór naszego ukochanego, świętego patrona odwiedziliśmy także więzienie. Tam kolejną kontrowersję wywołał ksiądz Darek, pokonując z lekkością więziennego bosa w siłowaniu na rękę. Czas dzielenia się tym, co się ma z innymi ludźmi jest także okresem wzrastania i wzajemnego budowania. Tak właśnie wygląda żywy, młody Kościół. Ewangelizując w wymiarze osobistym, wspólnotowym i społecznym, realizowaliśmy podstawowe powołanie, które zostawił nam ksiądz Bosko: powołanie do bycia „dobrym chrześcijaninem i uczciwym obywatelem”. Kolejnym znaczącym wydarzeniem podczas tegorocznej Akcji Letniej, była droga wyjścia ulicami Brodnicy. Tak jak Izrael kiedyś, tak my - nowy Izrael teraz, wyszliśmy z Egiptu spod władzy faraona, aby prowadzeni przez Boga narodzić się do nowego życia w wierze, nadziei i miłości. Po raz kolejny daliśmy dowód, że nie jesteśmy dziećmi tego świata lecz, że prowadzi nas sam Bóg. Wielką kontrowersją od pierwszych dni Akcji Letniej PM było jej zakończenie. Przyczyną był pomysł, aby w tym roku zakończyć nie w Łebie, a w Toruniu. Pustynia miała być zamieniona na pierniki. Niewielu było takich, którzy chcieli pozostać wierni wspólnotowej tradycji i wyjść o świcie na nadmorską pustynię, by spotkać się tam z eucharystycznym Jezusem. Natomiast ich modlitwa, była najwyraźniej miła Panu, gdyż zechciał natchnąć serca Moderatorów i ostatecznie Pustynia pozostała wierna tradycji. 39 Zmęczeni i niewyspani dojechaliśmy na wydmy wczesnym rankiem. Mimo naszego stanu nie upadliśmy na duchu i ochoczo udaliśmy się na piaski. Wyjście na wydmy to nie tylko krajoznawcza wycieczka czy też udziwnienie. Dla tych, którzy z zakochania wspólnotą przeszli do jej umiłowania to miejsce bardzo szczególne. Miejsce bardzo osobistego spotkania z Bogiem. Miejsce podsumowania całego roku formacyjnego i zawierzenia kolejnego, już nadchodzącego. To na pustyni Bóg objawiał się Izraelowi, to tu Pan do nas mówi i nas próbuje. Pustynia jest miejscem wyciszenia i wsłuchania się w głos Boży. Dla mnie jest to tym bardziej wyniosła chwila, ponieważ… Boga odnalazłem na pustyni. Dziewięć lat temu po raz pierwszy i tak co roku, aż do teraz. Bóg właśnie tam przemawia do mnie najbardziej, inspiruje moje serce i umysł, daje nowe natchnienia. Buduje moją wierność i oddanie. Owoce tej przepięknej Mszy na pustyni mogę zbierać przez cały kolejny rok. Chwała Panu! Na koniec chciałbym podziękować przede wszystkim księżom: Darkowi, Leszkowi, Przemkowi, Michałowi, Błażejowi i Dawidowi. Bez was nic by się nie udało, nie byłoby wspólnot, nie byłoby tam nas. Niezwykle miłym faktem była także obecność jedynego kleryka: Przemka, który uratował tym samym honor polskich seminariów salezjańskich. Był tam, gdzie była młodzież! Pięknie dziękujemy klerykowi. Akcja Letnia Pustyni Miast 2009 zakończona. Wiary dochowaliśmy, tradycję podtrzymaliśmy. Wszystko dzięki Bogu się udało. Kolejny rok formacyjny przed nami, kolejne wyzwania i problemy. Panie Jezu, daj nam dusze, resztę zabierz! 40 Koks Fot: Monika Ćwiek „Bóg ukochał mnie takim, jakim jestem…” Czyli spotkanie swe w Lesznie Szkoła podstawowa im. Jana Pawła II i parafia św. Kazimierza w Lesznie były miejscem spotkania formacyjnego Salezjańskich Wspólnot Ewangelizacyjnych. Kolejny raz miasto Leszno okazało się bardzo gościnne w osobach ks. Proboszcza, Dyrekcji Szkoły i grupy SWE z Leszna spotkaliśmy wielkich przyjaciół młodych, którzy nas przyjęli, ugościli, nakarmili i zorganizowali czas. Przybyło do Leszna ponad 400 osób by w dniach 25-27.09.2009 r. doświadczyć radości wspólnoty, poszukiwania sensu i odkrywania Boga. Młodzi przybyli z 42 różnych miejscowości ze swoimi opiekunami. Wśród nich byli salezjanie z Konina, Bydgoszczy, Piły, Czaplinka, Gdańska i Szczecina kapłani diecezjalni z Torunia i Działdowa oraz siostry CMW z Wscho-wy, Dzierżoniowa, Lubina G., Środy Śl. i Wrocławia. Inne wspólnoty przybyły z animatorami świeckimi. Temat duchowy zaczerpnięty z listu św. Pawła do Koryntiam, „Bóg ukochał mnie takim jakim jestem…,” rozważany był podczas homilii i pracy w małych grupach. Spotkanie rozpoczęło się w piątkowy wieczór zawiązaniem wspólnoty i kolacją następnie sakrament pokuty czas na osobistą modlitwę, wspólna Eucharystia i zawierzenie Maryi w Apelu Jasnogórskim. Po powrocie do szkoły wysłuchaliśmy świadectwa i refleksji naszych studentów którzy uczestniczyli w europejskim spotkaniu Confronto w Turynie w dniach 11-15.08.2009 r. Pośród wielu wrażeń przekazali zaproszenie do włączenia się młodych z SWE w projekt Europa Młodych – Nowa Ewangelizacja. To mocne wołanie o wspólną posługę głoszenia Dobrej Nowiny, jako Salezjański Ruch Młodzieżowy mamy być zwiastunami nadziei. Ks. Generał przekazał słowo do naszych wspólnot „ Bądźcie świętymi przez radość serca”. Następnie młodzi przeżyli pogodny wieczór a animatorzy wraz z moderatorami spotkanie dotyczące prowadzenia wspólnot: rola i cechy animatora, struktura spotkań formacyjnych, działalności ewangelizacyjnej. 41 Sobotę rozpoczęliśmy od wspólnej Jutrzni i wołania do Ducha Św.. Po śniadaniu i pracy w małych grupach, wyruszyliśmy na ewangelizację, najpierw ulicami Leszna, gdzie na osiedlach przeżyliśmy Marsz dla Jezusa który zakończył się spotkaniem z mieszkańcami na leszczyńskim rynku. Radość, śpiew, teatr, dobre słowo i świadectwo młodych było czasem dzielenia się Miłością Bożą rozlaną w sercach naszych. Po spotkaniu przeżyliśmy Eucharystię wraz z mieszkańcami. Następnie zostaliśmy ugoszczeni przez mieszkańców Leszna w ich domach. Podczas rekreacji nie mogło zabraknąć meczu piłki nożnej halowej Młodzi SWE – kadra SDB wynik 2 ; 4, doświadczenie, opa-nowanie i spokój zwyciężyły. O godz. 17.00 w kościele św. Kazimierza przeżyliśmy nabożeństwo uwielbienia. Podczas chwil wdzięczności, osobistej modlitwy i zawierzenia był jeszcze czas na sakrament pokuty. Po powrocie do bazy i kolacji rozpoczął się koncert najpierw jako support wystąpił młody zespół SWE, a następnie grupa muzyczna ze Szczecina ze świetną wokalistką, laureatką “Szansy na sukces” w składzie - poprowadziła radosny wieczór śpiewu i tańca. Po koncercie wspólnotowa agapa i wyjście na „pasterkę” Mszę św. kończącą spotkanie formacyjne. Tam młodzież, która 4 lata uczestniczy w życiu i formacji SWE, otrzymała „Rybki - Ichtis” symbol pragnienia pójścia z Jezusem przez życie. Takie chwile zawsze są piękne i zobowiązujące. Na zakończenie Eucharystii młodzież podziękowała gospodarzom i organizatorom 53 spotkania SWE. Mode-ratorzy przekazali poszczególnym wspólnotom program formacyjny na rok 2009/10 tak by przy swoich wspólnotach parafialnych kontynuować dzieło formacji i posługi ewangelizacyjnej. 42 Ks. Leszek Zioła Wiersze Karoliny Sowijak Gdzie Cisza? *** ... Ziemia decybelami spowita a Dobroć tak cicha że skryta Hałas zagłusza kolejny wiek Czy słyszysz? Płacze Człowiek 2006 Współcześni Szybkimi samochodami Do najbliższych nie docieramy Nowoczesnymi metodami Nie uleczysz serca szramy Myślimy komputerami Kochamy przez telefon Oddychamy spalinami Pytanie brzmi fatalnie: Tylko nienawidzimy naturalnie? 2006 Człowiek z miotłą na ulicy. Człowiek uczący w szkole. Człowiek pilnujący kamienicy. Człowiek orzący pole. Człowiek na emeryturze. Człowiek kopiący rowy. Człowiek w eleganckim biurze. Człowiek karmiący krowy. Tata szperający w dłutach. Siostra przy komputerze. Mama robiąca na drutach. Babcia na swym rowerze. Chrystus w duszy człowieka Na zwykły uśmiech czeka. Chrystus zamieszkawszy w Niebie Pozostawił w Ludziach Siebie. 2006