Narayana Kasturi Część I (1926-1961)

Transkrypt

Narayana Kasturi Część I (1926-1961)
Narayana Kasturi
Część I
(1926-1961)
SATJAM – ŚIWAM – SUNDARAM
Opowieść o życiu Bhagawana Śri Sathya Sai Baby
Narayana Kasturi
Część I
(1926-1961)
Stowarzyszenie Sathya Sai
Trzebież 2011
Tytuł oryginału:
Sathyam Shivam Sundaram, Part 1
© Sri Sathya Sai Books & Publications Trust
Prasanthi Nilayam, Andhra Pradesh 515134, (India)
Tłumaczenie z języka angielskiego:
Grzegorz Leończuk
Współpraca:
Beata Leszczyńska, Bogusław Posmyk, Jacek Rzeźnikowski
Redakcja i przygotowanie do druku:
Iwona Piotrowska, Bogusław Posmyk, Jacek Rzeźnikowski
Projekt okładki i skład:
Jarosław Karwowski
Druk:
Wydawnictwo Tekst Bydgoszcz
Copyright for the Polish edition:
© Stowarzyszenie Sathya Sai w Polsce
72-020 Trzebież, ul. Osadników 29a
www.sathyasai.org.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone
Zamówienia:
Księgarnia Wysyłkowa Organizacji Sathya Sai w Polsce,
ul. Daliowa 8/15A, 30-611 Kraków, tel. 0503 62 82 13
e-mail: [email protected]
Wydanie I, 2011
ISBN: 978-83-86967-37-7
O niniejszej książce
Urodziłem się w skromnej, indyjskiej wiosce w północnym Trawancore [w stanie Kerala], dwa lata i kilka miesięcy przed końcem XIX wieku. Chodziłem do szkoły w stanie Cochin [obecnie Kerala]. Szkoła miała
wspaniałego dyrektora, który spotkał w swoim życiu swamiego Wiwekanandę i zapalił w naszych sercach płomień modlitwy i skruchy. Następnie
podjąłem naukę na wyższej uczelni w Triwandrum i po zdobyciu dyplomu
zostałem wykładowcą historii na wyższej uczelni w Mysore.
Wiejska łódź, w której wraz z żoną i matką przemierzałem na początku podróży kanały i rozlewiska Zachodniego Wybrzeża – by złapać potem
pociąg w Ernakulam – została zatrzymana przez strażnika. Było to po północy, gdy płynęliśmy środkiem ciemnoniebieskiego zbiornika. Z nabrzeża
dobiegł do nas głos: Dokąd płyniecie? Strażnik czekał na odpowiedź. Mój
przewoźnik miał duże poczucie humoru. Odkrzyknął: Udajemy się do Mysore! Strażnik, jak się okazało, nie miał zamiaru besztać go za bezczelność,
bo jemu również nie brakowało poczucia humoru. Zaśmiał się i powiedział: Dlaczego Mysore? Nie znasz miasta dalszego niż Mysore?
Nie wiedzieliśmy wówczas, że jest miejsce położone jeszcze dalej niż
Mysore – dwieście mil na północ od tego miasta. To miejsce, o nazwie Puttaparthi, miało dać nam przystań chroniącą przez gwałtownymi sztormami. Tam miałem znaleźć nauczyciela, którego potrzebowałem, gdy moja
kariera nauczyciela uniwersyteckiego i dyrektora zmierzała do końca.
Jogin Suddhananda Bharathi, słynny mistyk i poeta Tamilnadu, powiedział w kwietniu 1959 roku w Wenkatagiri podczas konferencji zwią5
Prawda Dobro Piękno
zanej z filozofią adhjatmiczną [dotyczącą atmy – duchowej natury człowieka], której przewodniczył Śri Sathya Sai Baba: Praktykuję jogę ponad 50 lat.
Kiedyś przez ponad 20 lat przestrzegałem ślubu milczenia. Spotkałem się
ze Śri Sai Babą z Śirdi, Śri Ramaną Mahariszim, Śri Aurobindo, Śri Meher
Babą oraz innymi. Teraz, dzięki tej sadhanie [praktyce duchowej], poznałem Śri Sathya Sai Babę.
Przez ponad 17 lat służyłem w sekretariacie Misji Ramakriszny w Mysore. Miałem kontakt ze Śri Siddarudą, Śri Ramaną Mahariszim, Śri Meher Babą oraz Śri Narajaną Guru. Mahapuruszidżi, uczeń Śri Ramakriszny
Paramahamsy oraz przewodniczący jego misji, inicjował mnie w dżapam
[powtarzanie boskich imion lub mantr]. Jestem przekonany, że to wszystko służyło temu, abym w 1948 roku usiadł u stóp Śri Sathya Sai Baby.
Po odejściu ze służby pełnionej na uniwersytecie w Mysore raduję się
wciąż obecnością Baby, z wyjątkiem krótkiego okresu, kiedy to pracowałem dla ogólnoindyjskiego radia jako producent. Miałem szczęście przebywać z wieloma wielbicielami Baby, którzy mają z nim dłuższy i bliższy
związek. Korzystałem z każdej sposobności, by doświadczać jego chwały
i słuchać jego przemówień.
Ta książka była przygotowywana długo i jestem szczęśliwy, że mogę
oddać ją w Wasze ręce. Baba zawsze mówi o osobistym doświadczeniu,
a nie o książkach jako o najlepszym sposobie poznania go. To właśnie
główna przyczyna zwłoki. Choć książka ta jest wciąż niedoskonała, może
być pożyteczna dla przybliżenia Czytelnikowi przyczyn niezwykle bliskiego związku, jaki łączy ze Swamim mnie i innych wielbicieli. Baba jest
otwartą księgą, bez tajemnic, przepychu, czy zawiłości. Każdy może się do
niego zbliżyć i zdobyć jego łaskę.
Wielbiciele Baby z powodzeniem mogą pominąć tę książkę jako zbyteczną, gdyż znają już większość zdarzeń w niej opisanych, a nawet dużo
więcej. Mało tego – mogą mnie obwiniać o dość chłodny ton opowieści,
którego jednak nie sposób uniknąć, jeśli chcemy pokazać Babę w słowach
wydrukowanych na papierze. Mogą też zauważyć, że dopuściłem się wielu
niedomówień i pominąłem liczne przejawy jego chwały, które, ich zdaniem, są bardziej znaczące niż te, które ja wybrałem. Najpokorniej proszę,
aby okazali mi swą pobłażliwość.
6
Wstęp
Z drugiej strony ci, którzy nie zdają sobie sprawy z mocy Baby, potępiają mnie jako dziwaka lub kogoś jeszcze gorszego. Mam sympatię do
takich osób, bo ja również wysuwałem zastrzeżenia, wątpiłem i nie wierzyłem, z całym sarkazmem i prześmiewczością, jaką zawarłem w powieściach, dramatach i esejach, które napisałem w języku kannada i ogłosiłem
drukiem. Przez wiele lat w swej głupiej pysze nie uczyniłem żadnego wysiłku, aby spotkać się z Babą. Obecnie zapraszam każdego, aby dzielił ze mną
jego łaskę i współczucie i był, tak jak ja, świadkiem boskiej mocy, którą on
uosabia. Niech ta książka będzie znakiem drogowym dla całej ludzkości,
wskazującym drogę do nowego życia zjednoczonego z SATJAM-ŚIWAMSUNDARAM, Prawdą – Dobrem – Pięknem!
W dzień urodzin Baby
23 listopada1961 r.
N. Kasturi
7
Spis treści
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
W ludzkiej postaci .
.
.
.
.
.
.
.
.
.
13
Balagopala – pastuszek .
.
.
.
.
.
.
.
.
19
Natanamanohara – czarujący tancerz . . . . . .
26
Gana lola – zamiłowany śpiewak . . . . . . .
36
Wężowe wzgórze .
.
.
.
.
.
.
.
.
.
. 40
Bala Sai .
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
. 62
Prasanti Nilajam .
.
.
.
.
.
.
.
.
.
. 99
Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg .
.
.
.
.
. 124
Cudowna dłoń . . . . . . . . . . . 145
Ten sam Baba .
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
168
Deszczowa chmura . . . . . . . . . . 202
Sadguru Sai – prawdziwy nauczyciel . . . . . . 219
„Jestem tutaj” . . . . . . . . . . . 225
Sarathi – woźnica . . . . . . . . . . . 231
Dzieło rozpoczęte . . . . . . . . . . 242
Dla Ciebie i dla mnie .
.
.
.
.
.
.
.
.
. 262
Podziękowanie .
.
.
.
.
.
.
.
.
.
. 264
9
Ten, kto rozumie znaczenie moich boskich narodzin
i mych boskich czynów, pokona koło narodzin
i śmierci i osiągnie mnie.
Bhagawadgita
On jest podłożem, tworzywem,
odrębnością i sednem – Sat;
SATJAM – Prawdą.
On jest świadomością, działaniem, uczuciem,
wolą i dokonaniem – Czit;
ŚIWAM – Dobrem.
On jest światłem, wspaniałością, harmonią,
melodią, błogością – Anandą;
SUNDARAM – Pięknem.
1.
W ludzkiej postaci
Pan na Wajkuncie usłyszał modlitwę matki i wybrał miejsce,
w którym postanowił przyjąć ludzką postać. I przybył!
Jest to opowieść o Panu, który przybył w ludzkiej postaci. Przyjął On
ciało w małej, cichej wiosce Puttaparthi, 35 lat temu. Puttaparthi znane
było w okolicy dzięki ludowym podaniom oraz swoim dziejom, inspirującym dla młodzieży. Nazwa tej wsi pochodzi od słowa ‘putta’, które znaczy:
mrowisko zamieszkałe przez węże oraz ‘parthi’ – odmiany słowa ‘wardhini’, które znaczy: „ten, który się mnoży”. Kto chce wiedzieć, skąd wzięła się
ta nazwa, powinien zapoznać się z przejmującym podaniem na ten temat.
Otóż dawno, dawno temu wioska nazywała się Gollapalli, czyli dom
pasterzy – określenie przywodzące na myśl lile [boskie zabawy] Śri Kriszny i muzykę jego fletu. Była to siedziba zamożnych pasterzy (gopalów),
a ich bydło było zdrowe, silne i piękne dla oka. Krowy dawały mnóstwo
mleka – gęstego i słodkiego jak żadne inne. Każdy dom był zasobny w masło i ghi [oczyszczone masło]! Pewnego dnia jeden z pasterzy zauważył, że
jego ulubiona krowa, po powrocie z pastwiska na wzgórzach, nie ma mleka
w wymieniu. Kiedy ukradkiem zaczął ją śledzić, jej zachowanie zdumiało
go. Wymknęła się bowiem z obory, pozostawiając swe cielę, które potem
szukało jej i poszła prosto w stronę mrowiska usypanego na skraju wioski. Pasterz podążył za nią na tę schadzkę i zobaczył coś zdumiewającego!
Z kopca wysunęła się kobra, podniosła się w górę na ogonie i delikatnie
13
Prawda Dobro Piękno
przyssawszy się do jej sutków radośnie piła z nich mleko! Wieśniak wściekły z powodu strat, jakie ponosił, podniósł ciężki kamień i cisnął nim
prosto w głowę kobry! Wijąc się z bólu, wąż rzucił w gniewie klątwę na
wszystkich pasterzy z tej wioski i przepowiedział, że niedługo miejsce to
będzie pełne mrowisk.
I tak się wkrótce stało! Bydło podupadło na zdrowiu, zmniejszyło
się jego pogłowie i pasterzom w Gollapalli przestała opłacać się hodowla.
Mrowiska pokryły cały ten obszar, więc nazwę wioski trzeba było zmienić
na Walmikipura, gdyż ‘walmika’ w sanskrycie znaczy ‘mrowisko’, czemu
w miejscowym języku odpowiada słowo ‘Puttaparthi’. Oczywiście, nowa
nazwa dała nieco zadowolenia starszym mieszkańcom wioski, jako że
Walmiki to jeden z nieśmiertelnych świętych, który napisał Ramajanę
i wskazał ludziom drogę do doskonałości.
Mieszkańcy wioski do dzisiaj pokazują jako dowód prawdziwości tej
tragicznej legendy duży i okrągły kamień, z lekkim wgnieceniem z jednej strony, którym rozwścieczony pasterz rzucił w cudownego węża. Na
kamieniu jest długa, czerwonawa smuga, którą uważa się za ślad po krwi
węża. Kamień ten czci się jako Gopalaswamiego, czyli Pana Krisznę w roli
pasterza – prawdopodobnie dlatego, aby odwrócić tamtą klątwę i wspomóc hodowlę bydła. We wiosce stoi świątynia zbudowana przez dawnych
właścicieli ziemskich i w niej znajduje się ten kamień, któremu oddawały
cześć całe pokolenia.
Co ciekawe, kamień ten kilka lat temu zmienił się za sprawą Bhagawana Śri Sathya Sai Baby! Polecił on kamień obmyć i posmarować pastą
sandałową od strony wgniecenia. Kiedy to uczyniono, pojawił się wyraźny
wizerunek Śri Gopalaswamiego opierającego się o krowę i trzymającego
flet, którym urzekał świat. Niektórzy miejscowi wieśniacy do dziś przysięgają, że słyszą melodię oddechu Kriszny płynącego przez prostą piszczałkę z wydrążonego kawałka trzciny. Od tamtego dnia klątwa straciła moc
i hodowla bydła w Puttaparthi zaczęła kwitnąć!
Bastion starej twierdzy, który wciąż podnosi swą sędziwą głowę we
wschodniej części wioski, jest dowodem jej dawnego panowania nad okolicą oraz siły i wspaniałości radżów [władców] tych okolic. Z rzeką Czitrawati spływającą wąwozem i dalej płynącą fosą, wyglądającą jak zielony
klejnot w pierścieniu wzgórz, z dzwonami świątynnymi rozbrzmiewającymi
14
Rozdział 1 – W ludzkiej postaci
wokół po wszystkich wzgórzach, wzbogacona przez zbiornik wodny zbudowany przez Czikkaraję i sąsiadująca z miastem zwanym Bukka – od imienia sławnego cesarza Widżajanagaru – Puttaparthi jest siedzibą bogini
Lakszmi [bogactwa] i bogini Saraswati [mowy i talentów] – tak wysławiał
to miejsce nieznany poeta.
W rzeczy samej, Puttaparthi było kolebką panditów i uczonych, jak
również bohaterów i filantropów. Ród Radżu był znany ze swej pobożności od czasów słynnego mędrca Wenkawadhuty. Nie tylko zbudował i wyposażył świątynię Gopalaswamiego, ale w niedalekiej przeszłości pobożny Śri Ratnakara Kondama Radżu postawił inną świątynię, poświęconą
Satjabhamie, małżonce Pana Kriszny. To bogini, której rzadko oddaje się
taką cześć w Indiach. Mawiał, wyjaśniając ten hołd dla Satjabhamy, że do
wzniesienia tej świątyni skłonił go dziwny sen!
Śri Kondama Radżu był już stulatkiem i autor tej książki pamięta, jak
po jego pomarszczonych policzkach płynęły łzy radości, gdy tylko wspominał ten urzekający sen. Zobaczył w nim Satjabhamę – samotną, brzemienną, opuszczoną i niespokojnie czekającą na swego Pana, który wyruszył,
aby odnaleźć i przynieść jej wielce upragnione kwiaty paridżata [jaśminu
kwitnącego nocą]. Minuty przedłużały się w godziny, godziny przemieniały
się w dni, a Kriszny wciąż nie było. Satjabhama roniła łzy. Potem nadeszła burza z piorunami, błyskawicami i wielką ulewą. Na szczęście, jej oczy
ujrzały Kondamę Radżu, który przechodził obok. Poprosiła go, aby dał jej
jakieś schronienie. Sen ten sprawił, że postanowił wznieść dla małżonki
Kriszny dużą świątynię.
Kondama Radżu był pobożną duszą, przeżył 110 lat ziemskiego życia
nieustannie kontemplując Pana. Był mistrzem muzyki i sztuki teatralnej.
Znał na pamięć całą Ramajanę w wersji, którą określa się jako ‘Lepakszi’
– jest to ciąg pieśni ułożonych przez pewnego poetę z Lepakszi, opisujących akcję z dramatyczną wyobraźnią i artystycznym bogactwem. Grał
rolę Lakszmany we wszystkich przedstawieniach Ramajany wystawianych
w Puttaparthi oraz innych wsiach tego regionu. Potrafił wiernie przedstawić oddanie i sarangati (poddanie) Lakszmany, tak poruszając serca widzów, że nawet w odległych wioskach domagano się, aby i u nich wcielał
się w rolę Lakszmany. Występował setki razy w dziesiątkach przedstawień,
dopóki wiek nie uniemożliwił mu odgrywania tej roli.
15
Sathya Sai Baba ze swym dziadkiem – Śri Kondamą Radżu
Rozdział 1 – W ludzkiej postaci
Ściśle przestrzegał wegetarianizmu oraz świętych ślubów związanych
z hinduskim kalendarzem. Mieszkał w niewielkim domku, niedaleko swoich synów i wnuków. Jego chata była prawdziwym aszramem rozbrzmiewającym pieśniami Ramajany. Znajdował radość w spotkaniach z wnukami, którym opowiadał o bogach i boskich ludziach. Dzieci nigdy nie
opuszczały tych spotkań, ponieważ sztuką aktorską i pieśniami sprawiał,
że każda postać i każda przygoda stawała jak żywa przed ich oczami!
Z pewnością wśród tych dzieci był też Satjanarajana, ulubieniec
dziadka, gdyż chłopiec ten potrafił śpiewać czarującym głosem i udzielał
nawet owemu starcowi lekcji sztuki scenicznej! Była również inna przyczyna szczególnych uczuć, jakie Kondama Radżu okazywał Satjanarajanie.
Ten mały chłopczyk nie tolerował niewegetariańskiego pożywienia, a nawet omijał z daleka miejsca, gdzie takie dania były przygotowywane. Chłopiec ten już w wieku 6 czy 7 lat bardzo dobrze gotował! Był tak rozumny
i pomysłowy, że przygotowywał najsmaczniejsze potrawy, korzystając ze
skąpo zaopatrzonej spiżarni dziadka. Przyrządzał je z największą ochotą i… bardzo szybko! Wspominał później, że potrafił w kuchni staruszka
uporać się z gotowaniem ryżu, curry, czatneju i wielu innych rzeczy znacznie szybciej niż zrobiłaby to matka (z dwiema córkami do pomocy)!
W późniejszych latach swego życia Kondama Radżu odwiedzany był
przez wszystkich wielbicieli, którzy przybywali po błogosławieństwa Śri
Sathya Sai Baby. Kiedy próbował wyprostować się, aby przyjąć ich pozdrowienia, można było dostrzec w jego oczach błysk radosnej wdzięczności,
że Pan narodził się w jego rodzinie. Żył do 1950 roku i spokojnie odszedł
z tego świata, śpiewając głośno strofy opisujące błogosławieństwa Śri Ramy
dla umierającego króla wanar (małp), Walego. Doprawdy, było to życie
godne upamiętnienia w świętych annałach!
Jego żona, Śri Lakszamma, zmarła 20 lat przed nim. Była bardzo pobożną kobietą i wiodła życie podporządkowane kalendarzowi religijnemu,
z jego świętymi postami, ślubowaniami i czuwaniami. Przestrzegała ich
bardzo pilnie, nie zważając na zmartwienia, wydatki i niedogodności, skupiając się jedynie na gromadzeniu błogosławieństw boskich mocy, jakie
śastry [pisma święte] obiecują w zamian za taki sposób życia.
Śri Kondama Radżu miał dwóch synów, Peddę Wenkapę Radżu
i Czinnę Wenkapę Radżu, którzy dostali imiona po mędrcu Wenkawa17
Prawda Dobro Piękno
dhucie. Po ojcu oddziedziczyli zdolności muzyczne, literackie i dramatyczne, jak też jego pobożność i prostotę. Młodszy z nich, Czinna, obdarzony
był większymi zdolnościami, na które składała się twórczość literacka oraz
przygotowywanie leków i talizmanów tradycyjnymi sposobami.
Pedda Wenkapa Radżu pojechał kiedyś wraz z rodzicami do wioski
Kolimigundla w okręgu Kurnul. Rodzina posiadała tam trochę ziemi, którą oddawała w długookresową dzierżawę – na 20, 30, a nawet 40 lat i celem tego wyjazdu było głównie zaznajomienie go z tamtym obszarem oraz
dzierżawcami. Kondama Radżu miał jednak również na uwadze coś innego. W tej odległej wiosce żyli dalecy krewni, których chciał sprowadzić jak
najbliżej Puttaparthi. Kilka mil od Kolimigundli podróżni dowiedzieli się
o niebezpieczeństwie, jakie zagrażało ich krewnym, ciężko pracującym na
swój chleb powszedni. Kiedy mieli wjechać do lasu Parlepalli, jacyś dobrzy
ludzie ostrzegli ich, by zapewnili sobie silniejszą ochronę, gdyż las ten stał
się gniazdem bandytów. Zaledwie dwa dni wcześniej zabito tam z zimną
krwią sześcioosobową rodzinę, która niczego się nie spodziewając, wpadła
w pułapkę. Namówiono więc Śri Subbę Radżu z Kolimigundli by przybył
do wioski Karnatanagapalli, położonej tuż obok Puttaparthi, po przeciwnej stronie rzeki Czitrawati. Kondama Radżu zaproponował mu pokaźną
„łapówkę”, jaką była zgoda, aby Iśwaramma, córka Śri Subba Radżu, została małżonką Wenkapy, starszego syna Kondamy. I tak doszło do owego
szczęśliwego małżeństwa Peddy Wenkapy Radżu z Iśwarammą.
Ta szczęśliwa para została pobłogosławiona synem Seszamą Radżu
i dwiema córkami: Wenkammą i Parwathammą. Minęło trochę lat i Iśwaramma zapragnęła kolejnego syna. Pomodliła się do bogów tej wioski,
dopełniła pudży [ceremonii modlitewno-ofiarnej] do Satjanarajany oraz
podjęła szereg surowych ślubowań wymagających czuwania i powstrzymywania się od jedzenia.
(Kiedyś Sathya Sai Baba powiedział pewnemu człowiekowi, który
chciał, aby odwiedził on jego dom: Oczywiście. Skoro zstąpiłem z odległej
Wajkunty [nieba], czemu nie miałbym pokonać takiej małej odległości?)
Pan na Wajkuncie usłyszał modlitwę matki. Zdecydował wówczas
o miejscu, w którym przyjmie ludzką postać. I przybył!
18
2.
Balagopala – pastuszek
On jest Śiwą, On jest Śakti; do niego należy zarówno wibhuti,
jak i kumkum.
Powłoka cielesna, jaką Pan po raz kolejny postanowił przyjąć, kształtowała się i rosła z tygodnia na tydzień. Tajemnicze znaki nadchodzącego
wcielenia zakłóciły spokojne życie rodziny Peddy Wenkapy! Na przykład,
słychać było dźwięk tambury! Zarówno bracia, jak i ojciec, bardzo angażowali się w wiejskie przedstawienia poświęcone wydarzeniom opisanym
w Puranach [staroindyjskich świętych pismach zawierających legendy
i podania], a w ich domu odbywały się próby artystyczne i wielka tambura
[strunowy instrument muzyczny] stała tam oparta o ścianę, a obok maddala, czyli bęben. Te dwa instrumenty milkły dopiero wtedy, gdy mieszkańcy
kładli się do snu. Ale kiedy zbliżały się narodziny syna, którego wymodliła
Iśwaramma, domownicy byli budzeni o północy, a czasem nawet później,
samoczynnym dźwiękiem tambury oraz dudniącej miarowo maddali, jak
gdyby uderzał w nią jakiś muzyk! Co mądrzejsi mieszkańcy wioski snuli
różne domysły, aby wytłumaczyć to zjawisko, jednak zwiększały one tylko tajemnicę. Pedda Wenkapa Radżu pośpieszył więc do Bukkapatnam,
gdzie żył pewien śastri (uczony bramin, znawca śastr), którego opinii mógł
zawierzyć. Śastri powiedział, że jest to pomyślne zjawisko, świadczące
o obecności korzystnej mocy, śakti, która przynosi harmonię, melodię,
porządek, symetrię, duchowy rozwój i radość.
19
Sathya Sai Baba z rodzicami, 1952
Rozdział 2 – Balagopala – pastuszek
23 listopada 1926 roku urodził się ów syn. Było to o świcie. Mieszkańcy wioski wyśpiewywali imiona Śiwy, pamiętając, że jest to dzień Kartika
Somawara – poniedziałek świętego miesiąca Kartika, poświęconego oddawaniu czci Śiwie. Dzień ów był wyjątkowo pomyślny, ponieważ gwiazdą
wschodzącą była wtedy Ardra [której bóstwem przewodnim jest Rudra –
jedna z postaci Śiwy]. W takie wyjątkowe dni, kiedy dzień, miesiąc i gwiazda poświęcone są Śiwie, w świątyniach Pana celebruje się szczególne pudże.
Był wtedy rok Akszaja, co znaczy „nigdy nie malejący, zawsze pełny”!
Matka Iśwaramma kończyła, zgodnie ze swymi ślubami, pudżę do Satjanarajany. Śpieszyła się, bowiem kiedy dopełniała obrzędów końcowych,
pojawiły się bóle porodowe. Kiedy oznajmiła, że bóle nadeszły, posłano po
teściową, Lakszammę – pobożną, starszą panią. Okazało się jednak, że ta
udała się do domu kapłana, aby odprawić pudżę do Satjanarajany, więc
posłańcy pośpieszyli tam i ponaglali ją do powrotu. Kobieta jednak tak
bardzo ufała w łaskę Satjanarajany i była tak stała w swoim oddaniu, tak
zdyscyplinowana w wypełnianiu praktyk religijnych, że nie pozwoliła się
popędzać! Odesłała ich mówiąc, że przyniesie Iśwarammie święte ofiary z pudży i na pewno nie przerwie swoich modlitw! Zakończyła obrzęd
w pełnym skupieniu, wróciła do domu i dała synowej kwiaty oraz świętą wodę. Iśwaramma zaś dzięki temu uzyskała błogosławieństwo Pana.
W następnej chwili Pan się narodził. A słońce wzeszło nad horyzontem.
Baba podkreślił, że ta boska inkarnacja przebywa w miejscu narodzin
swego ciała, bowiem właśnie to miejsce wybrała na ośrodek swojej misji
niesienia ulgi cierpiącym. Zatem Puttaparthi zostało podwójnie pobłogosławione tamtego listopadowego poranka, gdyż awatar wybrał tę wioskę
nie tylko na miejsce swoich narodzin, ale też zamieszkania.
Doprawdy, wioska nosząca nazwę „Obfitość mrowisk” zgotowała
temu dziecku niezwykłe powitanie! W izbie, gdzie leżało niemowlę, pojawił się wąż! Kobiety przez długi czas go nie widziały, ale kiedy noworodka,
leżącego na posłaniu z ubrań coś zaczęło poruszać od spodu w górę i w dół,
zaparło im dech. Szukając przyczyny znalazły pod posłaniem kobrę! Wąż
ten grał rolę Seszy [kosmicznego węża, na którym spoczywa Wisznu] dla
Sesza-Sai!
Dziecko było nieopisanie czarujące, co nie powinno dziwić. Już w kolebce bowiem miało wszystkie jogiczne siddhi [nadludzkie moce], które,
21
Prawda Dobro Piękno
jak mówi mędrzec Patańdżali [autor „Jogasutr”], przychodzą wraz z narodzinami awatara, boskiej inkarnacji. Baba oświadczył, że przed swoim narodzeniem wiedział, gdzie się urodzi. Powiedział też, że urodził się z tymi
wszystkimi cudownymi mocami, które potem, z własnej woli, przejawiał
jedną po drugiej, gdy uznał, że może je ujawnić. Wspaniałość dziecka
przejawiała się też w aureoli wokół głowy, a jego uśmiech odznaczał się
pięknem nie z tego świata i niebiańską mocą urzekania serc.
Parę lat temu Baba powiedział mi: Ja w nocy nie śpię. Przypominam
sobie wtedy zdarzenia z moich poprzednich przejawień i śmieję się do siebie,
gdy przepływają obrazy wspomnień. Można więc uznać, że lilijki śmiechu
i czerwone pączki róż radości, które zdobiły kołyskę owego dziecka, rozkwitały wspomnieniami poprzednich inkarnacji i przygód!
Dziecku nadano imię Satjanarajana, gdyż związek pomiędzy pudżą
do Boga Narajany i spełnieniem pragnienia, jakie żywiła, wydał się matce
bardzo ważny. Kiedy dokonano namakaranam (obrzędu nadania dziecku imienia), a imię wyszeptano mu do ucha, wydawało się, że dziecko
uśmiechnęło się, gdyż sugestia nadania mu tego imienia musiała wypłynąć
od niego samego! Jak inaczej wyjaśnić to, że podstawowym warunkiem
duchowego rozwoju jest, w naukach Baby, właśnie satja [prawda; a Narajana to „Bóg mieszkający w człowieku”]? Ten wyraziciel prawdy, a zarazem
jej ucieleśnienie, nie mógł nadać sobie bardziej trafnego imienia.
Dziecko stało się ulubieńcem całej wsi Puttaparthi. Wieśniacy wraz
z pasterzami prześcigali się w pieszczeniu go i karmieniu. Bawili się jego
cudnymi, jedwabistymi loczkami, a czarujący uśmiech tego dziecka przyciągał wszystkich. Dom Peddy Wenkapy Radżu był zawsze pełen odwiedzających, którzy przychodzili pod byle pretekstem i gromadzili się wokół
kołyski, śpiewając kołysanki i obsypując dziecko pieszczotami. Zapominali o swym monotonnym życiu.
Wkrótce powietrze wypełniło się zapachem rozkwitającego jaśminu.
Satja rozświetlał dom, jak lampa, a kiedy gaworzył, tworząc swój słodki
słownik dźwięków, jego śmiech rozbrzmiewał na ulicy. Wszyscy zauważyli
ze zdziwieniem, że uwielbiał nosić szerokie pasma wibhuti na czole i nalegał, aby robiono mu nowe, kiedy tamte się starły. Lubił też mieć kropkę
z kumkum pośrodku swego szerokiego czoła, choć z obawy przed „złym
okiem” matka rzadko spełniała to pragnienie. Musiał więc odnajdywać
22
Rozdział 2 – Balagopala – pastuszek
odpowiednie pudełeczko w przyborach toaletowych swoich sióstr i sam
nakładał sobie kumkum.
On jest Śiwą, On jest Śakti [małżonką Śiwy, boską matką] – musi więc
mieć zarówno wibhuti (biały popiół), jak i kumkum (czerwony proszek
z kurkumy lub szafranu).
Satja trzymał się z dala od miejsc, gdzie zabijano lub męczono świnie,
owce, bydło czy drób lub łowiono ryby. Unikał kuchni oraz naczyń używanych do gotowania mięsa lub drobiu. Kiedy jakiegoś ptaka wybrano
ze stada z przeznaczeniem na obiad, mały chłopczyk Satjanarajana biegł
ku niemu, przyciskał do piersi i tulił, jakby ta dodatkowa miłość, jaką
nań wylał, miała skłonić starszych, by zmiękli i ptaka oszczędzili. Sąsiedzi nazwali chłopca „Brahmadżniani” [mędrzec; ten, który posiada lub
zdobywa wiedzę o Bogu], z uwagi na tę niechęć do zabijania i miłość do
stworzeń. Chłopczyk często odwiedzał dom Karnama, gdzie przebywali
bramini i wegetarianie i jadł to, co przygotowała mieszkająca tam starsza
pani Subbamma.
Rzadko odpłacał się, kiedy został szorstko potraktowany przez towarzyszy zabaw. Wieści o takim złym traktowaniu docierały do jego rodziców od innych malców, nigdy od Satji, który w najmniejszym nawet stopniu zdawał się nie odczuwać bólu ani zmieszania. Zawsze mówił prawdę
i nigdy nie uciekał się do wykrętów, którymi porażone strachem dzieci
próbują ukryć swoje błędy. Jego zachowanie tak wyróżniało się na tle innych, że pewien żartowniś nadał mu przydomek „dziecko-bramin”! Tak,
było to stosowne określenie. Ów żartowniś nie zdawał sobie sprawy z tego,
że w poprzednim wcieleniu to dziecko, z którego obecnie tak się śmiano,
zapowiedziało w Śirdi: Ten bramin wprowadzi setki tysięcy ludzi na białą
ścieżkę i zabierze do ich przeznaczenia!
W wieku 3 czy 4 lat ten „bramin” zachowywał się tak, jakby jego serce
topniało na widok ludzkiego cierpienia. Gdy w drzwiach pojawiał się jakiś żebrak prosząc o pomoc, Satja przerywał zabawę i pędził, by namówić
swoje siostry do wsparcia tego człowieka ziarnem zbóż czy posiłkiem. Dorośli byli oczywiście rozdrażnieni tą nieustanną procesją wyciągniętych
dłoni. Łatwo wpadali w złość i czasem odpędzali żebraka krzykiem, zanim
Satja zdołał mu pomóc. Dziecko płakało wówczas tak długo i głośno, że
można było je uciszyć tylko w jeden sposób – przyprowadzając żebraka
23
Prawda Dobro Piękno
z powrotem. Czasem, aby powstrzymać tę, zdaniem dorosłych, kosztowną
i źle skierowaną dobroczynność, matka chwytała dziecko i ostrzegawczo
podnosząc palec, mówiła: Słuchaj, możesz dać mu jedzenie, ale pamiętaj,
że wtedy sam będziesz głodować. Ale to wcale dziecka nie odstraszało. Nadal wynosił z domu pożywienie dla głodnych, a potem nie jadł obiadu czy
kolacji. Nikt nie mógł namówić go do jedzenia.
Dziecko jednak odwiedzał jakiś tajemniczy przybysz, który je karmił!
Kiedy bowiem Satja odmawiał jedzenia i trwał w tej odmowie przez całe
dni, nie sprawiał wrażenia, że głoduje. Jak mówiła Iśwaramma, twierdził,
że jest najedzony, bo jakiś thata (starzec) suto nakarmił go kulkami ryżu
gotowanego na mleku. Dowodem tego był pełen brzuszek dziecka, które
pokazywało również inny dowód. Wyciągało do mamy prawą rączkę, aby
ją powąchała i oto wdychała ona z malutkiej dłoni zapach masła ghi, mleka
i twarogu. Tak wspaniały, że nigdy nie rozkoszowała się podobnym. To zadziwiające, kim był ten thata – niewidzialny przybysz, tajemniczy żywiciel
tego dzieciątka?
Kiedy Satja zaczął już biegać po ulicy, wyszukiwał osoby kalekie,
ślepe, zniedołężniałe i chore, po czym przyprowadzał je za rękę na próg
rodzinnego domu. Siostry musiały znaleźć w spiżarni czy kuchni trochę
zboża lub jedzenia i włożyć do miski żebraczej, a „mały mistrz” przyglądał
się temu z zadowoleniem.
Satjanarajana stawiany był dzieciom za wzór przez ich rodziców i to tak
często, że dzieci zaczęły nazywać go „guru” [nauczyciel, mistrz]. Stało się to
w dziwnych okolicznościach podczas święta Ramanawami (urodziny Pana
Ramy). Późnym wieczorem ulicami wioski wyruszyła procesja. Ogromny
obraz Śri Ramy umieszczono na przybranym kwiatami wozie ciągniętym
przez woły. Jechał nim też kapłan, który wieszał na obrazie girlandy kwiatów, ofiarowane przez głowy rodzin i dbał o to, by kamfora właściwie płonęła. Dźwięki piszczałek i bębnów obudziły śpiących mieszkańców wioski,
gdy wóz przemieszczał się po nierównych drogach Puttaparthi.
Nagle obie siostry małego Satji odkryły, że nie ma go w domu. Nakazano poszukiwania. Mężczyźni gorączkowo szukali dookoła, bo było
już po północy. Ich uwagę przyciągnęło przybycie owego wozu zaprzężonego w woły, z obrazem Śri Ramy! Kiedy mieszkańcy domostwa Peddy
Wenkapy Radżu wyszli na próg, zdumieli się widząc pięcioletniego Satję,
24
Rozdział 2 – Balagopala – pastuszek
pięknie ubranego, siedzącego z powagą na wozie pod obrazem! Zapytali,
dlaczego tam siedzi, zamiast iść jak inni pieszo. Szybko padła odpowiedź.
On jest naszym guru! Tak... On jest guru dzieci ze wszystkich krajów
i wszystkich epok!
W wiosce Puttaparthi znajduje się mała szkoła podstawowa. Satja
chodził do niej ze swymi rówieśnikami, ale po coś szlachetniejszego niż
nauka ortografii i pisania. W szkole wprowadzono dziwny system karania uczniów, w celu nauki punktualności. Szczęśliwe było dziecko, które
wchodziło do szkoły jako pierwsze i pozdrawiało nauczyciela oraz to, które przybywało jako drugie. Nie były bowiem karane. Ale każdy dzieciak,
który z jakiegokolwiek powodu, uzasadnionego czy nie, spóźnił się, musiał
posmakować rózgi, przy czym ilość uderzeń zależała od jego miejsca na
liście spóźnialskich – im przyszło się później, tym więcej dostało się rózg.
Aby uciec od tej męki, dzieci zbierały się pod okapem budynku szkoły na
długo przed wschodem słońca, często w deszczu, czy we mgle.
Satja czuł solidarność ze swymi drżącymi z zimna towarzyszami zabaw. Przynosił z domu koszule, ręczniki oraz dhoti i okrywał nimi chłopców. Rodzice odkryli to i nie mogąc zrobić nic innego, zamknęli w skrzyniach wszystkie ubrania, na stratę których nie mogli sobie pozwolić.
Satjanarajana był przedwcześnie rozwiniętym dzieckiem, przyswajającym więcej, niż ktokolwiek mógł go nauczyć i o wiele szybciej niż większość dzieci. Potrafił śpiewać wszystkie piosenki i stotry [hymny], które
powtarzano w domu podczas przygotowań do wiejskich oper, a nawet
ułożył w wieku 7 czy 8 lat kilka poruszających serce pieśni, które zostały
włączone do publicznych przedstawień.
25
3.
Natanamanohara – czarujący tancerz
W jego stopach był rytm, wyczucie taktu i melodii, jakiego
wcześniej nie widzieli; jakaś giętkość i cudowność, sprawiające,
że myśleli: „On nigdy nie dotknął ziemi, należy do jakiegoś
eterycznego wymiaru!”.
Kiedy Satja miał około 8 lat, stwierdzono, że można go przenieść do
szkoły podstawowej wyższego stopnia w Bukkapatnam – około 5 kilometrów od Puttaparthi. Musiał pokonywać tę odległość w słońcu i w deszczu,
idąc po kamienistych groblach, grząskich polach lub brnąc po szyję w wodzie z torbą książek na głowie, gdy takie przeszkody stwarzała pora roku.
Musiał wyruszać wcześnie rano, po zjedzeniu posiłku złożonego z zimnego ryżu i twarogu albo gotowanego ryżu ragi [z dodatkiem prosa] z czatnejem [sosem korzennym] – przysmaki te nadal wspomina. Z drugim śniadaniem w torbie ruszał codziennie wraz z kolegami do Bukkapatnam.
Był moim uczniem w ósmej klasie – mówi Śri B. Subbannaczar w książce wydanej w 1944 roku. Jako uczeń był prostym, skromnym, uczciwym
i dobrze wychowanym chłopcem – dodaje. „Skromnym”! Z jakże ogromną
samokontrolą musiał Baba tłumić swoje różnorakie boskie moce, zanim
świat stał się gotowy na objawienie jego misji! Śri V.C. Kondappa, inny
nauczyciel, który potem czcił swego ucznia jako boskiego awatara (wcielenie Boga), również stwierdza w tej samej książce: Był bardzo posłuszny
i prostolinijny. Nigdy nie mówił więcej niż to konieczne. Przychodząc trochę
26
Rozdział 3 – Natanamanohara – czarujący tancerz
za wcześnie do szkoły, gromadził wokół siebie dzieci, ustawiał jakiś obraz
i odprawiał pudżę korzystając z przyniesionych przez siebie kwiatów, a następnie arati [ofiarowanie ognia], po czym rozdzielał prasadam [poświęcony pokarm]. Chłopcy zbierali się wokół niego z powodu przedmiotów, które
„wyciągał” ze swej pustej torby. Spytany o to powiedział, że „Grama Śakti”
jest posłuszna jego woli i daje mu, cokolwiek on zechce!
Jeden z nauczycieli doświadczył kiedyś mocy tej „Grama Śakti”. Baba
na ogół był w klasie mało aktywny, zajęty głównie tym, co później opisał jako układanie pieśni bhadżanowych, aśtotara-namawali [litanii 108
imion Boga] i przepisywaniem ich w celu rozpowszechniania wśród kolegów! Pewnego dnia wspomniany nauczyciel odkrył, że Satja nie notuje
dyktowanych przez niego słów. Pomyślał: On daje zły przykład całej klasie!
Wrzasnął więc: Wstać mi zaraz – wszyscy, którzy nie notują! Cóż, Satja był
jedynym winowajcą. Nauczyciel spytał, dlaczego nie notuje. Satja odpowiedział prosto i niewinnie: Proszę pana, po co mam zapisywać? Zrozumiałem
to, co pan dyktuje. Niech mi pan zada jakieś związane z tym pytanie, a ja
poprawnie odpowiem. Jednak duma nauczyciela została zraniona i postanowił, że chłopiec musi za to odcierpieć. Kazał więc Satji stanąć na ławce
i stać tam, dopóki nie zabrzmi ostatni dzwonek. Baba tak uczynił, a cała
klasa zwiesiła głowy w smutku. Żaden chłopiec nie czuł się szczęśliwy siedząc tego dnia w ławce, kiedy ich guru stał w niewygodnej pozie na ławce.
Zabrzmiał dzwonek i do klasy wszedł nauczyciel, który miał poprowadzić
następną lekcję.
Był to Dżanab Mahbub Khan, który niewypowiedzianie kochał i szanował tego chłopczyka, Satję. Baba jeszcze dzisiaj wysławia Mahbuba Khana jako pawitra atmę, czyli wysoko rozwiniętą duszę! Uczył angielskiego,
a jego podejście i sposób nauczania były tak szczere i tak się podobały, że
ponoć wszyscy chłopcy doskonale znali każdą lekcję. Khan był starym kawalerem, a Satję kochał wyjątkowo, co przywodzi na myśl owego fakira,
który rozpieszczał Śirdi Sai.
Przynosił chłopcu słodycze i przysmaki, na setki sposobów skłaniając
go do jedzenia. Mówił, że jego dom był specjalnie oczyszczony do przygotowania danej potrawy, gdyż wiedział, że Satja nie zje niczego, co w najmniejszym stopniu zetknęło się z potrawami niewegetariańskimi. Mówił,
że on sam jeszcze nie zjadł posiłku, bo chce, żeby Satja zjadł go pierwszy.
27
Satja jako skaut
Rozdział 3 – Natanamanohara – czarujący tancerz
Siedział długo w ciszy, głaszcząc włosy Satji i szepcząc do siebie: Och, Satja! Jesteś cudownym chłopcem. Pomożesz tysiącom ludzi. Masz wielką moc,
oraz inne słowa o podobnym wydźwięku.
Kiedy Mahbub Khan wszedł wówczas do klasy, doznał wstrząsu widząc Satjanarajanę stojącego na ławce, a nauczyciela wciąż siedzącego na
krześle. Spytał go, dlaczego nie wstaje? Tamten odparł, że kiedy się podniósł, krzesło podniosło się wraz z nim; w rzeczy samej przykleiło się do
niego – nie miał pojęcia jak i dlaczego. Chłopcy usłyszeli te słowa i śmiali
się z położenia nauczyciela. Powiedzieli, że musiało się to stać za sprawą
„magicznego” zaklęcia Satji. Nauczyciel również to podejrzewał, a Mahbub
Khan te podejrzenia potwierdził. Chłopiec został poproszony o zejście
z ławki. Krzesło natychmiast odpadło i nauczyciel mógł poruszać się nie
obciążony tym meblem! Po latach, opowiadając o tym, Baba stwierdził, że
chciał, by tak się wydarzyło nie z gniewu na nauczyciela, bo on nie ma
w sobie gniewu, ale wyłącznie po to, by stopniowo przygotowywać umysły
ludzi do swej misji.
„Czarujące książątko” już w tym młodym wieku było „guru” dla dzieci z wioski. Zgodnie z przydomkiem „Brahmadżniani”, jaki zaskarbił sobie sattwiczną [łagodną] naturą, Satja pokazał własnym przykładem, że
małe radości tego ograniczonego świata są zupełnie podrzędne wobec najwyższej błogości, jaką może ofiarować modlitwa i skupienie, wyrzeczenie
i zadowolenie. Radowały go tylko opowieści o świętych.
Synowie i jedna z córek Kondamy Radżu mieszkali razem, tak więc
Satja wzrastał wśród 18 – 20 dzieci, podobnie jak Kriszna w Brindawan.
Trzeba było być czystym i prostym dzieckiem, aby zdobyć uznanie Satji
i dostać cukierki miętowe, jakie „wyjmował” z pustych toreb! Satja sam dawał przykład. Kondama Radżu opowiedział autorowi tej książki, że kiedy
do domu wzywano krawca, aby uszył wszystkim dzieciom koszule z różnobarwnych tkanin kupionych w Bukkapatnam, Satja mówił: Niech każdy
otrzyma taki materiał, jaki sobie wybrał. To, co zostanie, będzie dla mnie.
Przypomina mi się pewne stwierdzenie, które padło z jego ust kilka lat temu w Prasanti Nilajam: Nie mam żadnej ziemi, którą mógłbym
nazwać moją własną i którą mógłbym uprawiać – każdy skrawek jest już
zapisany na nazwisko kogoś innego! Dlatego tak jak osoby bezrolne, które
czekają, aż wyschnie wioskowy staw, żeby spulchnić jego dno pługiem i szyb29
Bala Sai
Rozdział 3 – Natanamanohara – czarujący tancerz
ko coś zasiać, ja również uprawiam swoje płody, a mianowicie radość na
wyschniętych dnach serc osób dotkniętych nieszczęściem. Oczywiście, Kondama Radżu nie uświadamiał sobie wtedy znaczenia postawy wyrzeczenia,
jaką pokazywał Satja – po prostu był z niego dumny!
Nawet jako dziecko Satja był przeciwny wszelkim rozrywkom i zabawom, które były okrutne lub sprawiały ból. Nie pozwalał towarzyszom oglądać wyścigów wozów zaprzężonych w woły, po piaskach wyschniętej rzeki,
które odbywały się rokrocznie podczas święta Wielkiego Ekadaśi. Sprzeciwiał się bowiem skręcaniu ogonów tym zwierzętom i biciu ich kijami po to,
aby właściciel jakiegoś zaprzęgu zaznał chwały zwycięstwa. Pamiętam, że
po latach wezwał pewnej nocy z powrotem do Prasanti Nilajam część wielbicieli, którzy wyjechali na wozie zaprzężonym w woły. Jechali przez rzekę, aby dostać się do swoich samochodów, zostawionych na drugim brzegu
rzeki w Karnatanagapalli. Baba podniósł dłoń, błogosławiąc ich; wsiedli
na wóz i wyjechali przez bramę na główną drogę. Później wysłał kogoś za
nimi, aby sprowadził tych bhaktów [wielbicieli] z powrotem. Słyszałem, jak
rozkazał im: Słuchajcie! Kiedy dojedziecie do piasków, wszyscy musicie zejść
z wozu i iść przez rzekę [o tej porze roku wyschniętą] na piechotę. Nie należy zmuszać wołów do ciągnięcia całego tego ciężaru przez piaski, rozumiecie? Baba jako „guru” swej grupy potępiał też szczucie psów na uwiązanego
niedźwiedzia, walki kogutów i inne podobne wiejskie rozrywki.
W owych czasach, za każdym razem, kiedy kino objazdowe rozbijało
swój namiot w Bukkapatnam lub Kothaczeruwu, wywoływało to poruszenie w promieniu wielu mil wokół. Lud wiejski poświęcał swe skromniutkie zarobki, aby obejrzeć jak najwięcej filmów. Pedda Wenkapa Radżu
próbował zabierać tam wraz z innymi dziećmi również Satję, ale ten odmawiał. Mówił o zdegradowanych ideałach filmów, o tym jak wulgaryzują
one bogów i przemieniają muzykę w jazgot. Powiedział, że pokazują one
jedynie ciemną stronę życia rodzinnego i wysławiają okrucieństwo, chytrość i przestępstwa. Nawet dzisiaj Baba nieugięcie atakuje różnego rodzaju „sztukę”, zwłaszcza literaturę oraz film, które rozmyślnie, dla pieniędzy,
ściągają ideały do poziomu błota.
Gdy Satja miał około 10 lat, utworzył w wiosce Puttaparthi grupę
„pandhari-bhadżanową”, podobną do tych, jakie istniały w niektórych okolicznych wsiach. Składała się z około 16 – 18 chłopców, jednolicie ubranych
31
Prawda Dobro Piękno
w szaty koloru ochry, trzymających w ręku proporczyki i noszących dzwoneczki na kostkach u stóp. Wszyscy oni tańczyli do wtóru wiejskich pieśni
i ballad, opisujących tęsknotę pielgrzymów za darszanem [łaską widzenia
Pana] Pandurangi [przejawienia Kriszny, którego słynna świątynia znajduje się w Pandharpur], trudy ich długiej pielgrzymki, chęć szybkiego dotarcia do tej świątyni, radość odczuwaną na widok jej wież itp. A wszystko
to zostało oddane prostą, poruszającą serca poezją. Satja nauczył dzieci
różnych pieśni, wśród nich kilku pieśni opartych na Puranie Bhagawata, które sam ułożył. W tych pieśniach gopi [pasterki] skarżą się Jaśodzie
na nieustanne psikusy Kriszny. Jaśoda karci chłopca za kradzieże i psoty,
a Kriszna broni się mówiąc, że jest niewinny. Było to wielką atrakcją dla
całej wsi zobaczyć Jaśodę i Krisznę oraz tańczące wokół nich pasterki. Sam
Baba grał rolę matki albo dziecka, a jego taniec, rozmowy i muzyka przydawały dodatkowego uroku bhadżanom.
Zauważono również, że do tradycyjnych tematów dodał pieśni o pielgrzymce do jakiejś nowej świątyni, o której nikt z nich wcześniej nie słyszał i o wspaniałości nowego bóstwa, o jakim nie mieli dotąd najmniejszego pojęcia – Śirdi Sai!
Sai Baba? Sai Baba z Śirdi? Kto to może być? W jaki sposób chłopczyk
został natchniony przez tego muzułmańskiego fakira? – zastanawiali się
starsi, kiedy chłopcy tańczyli na ulicach.
Grupa dostawała datek w wysokości jednej anny [1/16 rupii] miesięcznie od każdego domu w wiosce i wydawała to na olej do lampek, które nosili
chodząc wokół wsi, na prażony ryż, jaki dawali wszystkim jako prasadam
i na kadzidełka, kamforę i inne rzeczy niezbędne do pudży. W dni świąteczne, czy raczej noce, zbierali wyższą składkę, powiedzmy – dwie anny,
po czym z dumą nieśli światło przez całą drogę z Bukkapatnam. Dzieci
Czinny Wenkapy Radżu i inne grały na instrumentach muzycznych.
Oczywiście Satja był czołową postacią grupy jako organizator, skarbnik, nauczyciel, kompozytor i wiodący śpiewak. W każdej z tych ról spisywał się tak cudownie, że wieś widziała przed sobą Mathurę i Brindawan
oraz Balagopalę [małego Krisznę] ze swoim fletem, wprawiającego w oczarowanie pasterki, krowy i cielęta, drzewa, a nawet rzekę Jamunę.
Pewnego razu, kiedy wykonywano pieśń opisującą męstwo i osiągnięcia Pana Narasimhy z Kadiri, związanego z tradycją ludową tego obszaru
32
Rozdział 3 – Natanamanohara – czarujący tancerz
i grupa chłopców wypowiadała właśnie słowa: Ze stalowej kolumny wyskoczył Bóg jako lew, Satja podskoczył nagle jak owo przejawienie Pana w postaci lwa-człowieka, a jego twarz przybrała postać takiej dzikości, oburzenia i chwały, że cała wieś wpadła w przerażenie i nikt, nawet najwięksi
znawcy chwytów zapaśniczych, nie potrafili zapanować nad chłopcem.
W końcu, kiedy wiele osób ofiarowało pudżę, płomień kamfory i rozbiło
orzechy kokosowe przed przejawionym Panem, Satja powrócił do zwykłego stanu i podjął pieśń o Kadiri. Był to kolejny znak!
Zdarzenie to rozsławiło grupę pandhari-bhadżanową, gdyż mówiono,
że kiedy ona śpiewa i tańczy, rzeczywiście przejawia się sam Bóg, tak jak
widzieli to mieszkańcy Puttaparthi! Co więcej, zauważono, że kiedy nad
okolicami przetoczyła się jak trujący wicher zaraza cholery i pozabijała
w okolicznych wioskach całe rodziny, Puttaparthi nie doznało podmuchu
śmierci. Mądrzy ludzie mówili, że stało się to dzięki boskiej atmosferze,
wytworzonej przez tę grupę bhadżanową. Stąd też zapraszano chłopców
do wielu wiosek, aby ocalić je przed gniewem bogów! Bardzo często przysyłano zaprzęgi wołów, aby przywiozły do nich grupę bhadżanową. Czasami jednak mali wybawiciele musieli iść pieszo 16 – 20 kilometrów, niosąc
ze sobą jedzenie, a podczas najgorętszej części dnia odpoczywając po drodze w jakimś gaju. Mieszkańcy tamtych wiosek również słyszeli od nich
dziwne słowa – Śirdi i Sai. Zastanawiali się potem, co i kto to jest, by po
paru dniach o tym zapomnieć w wirze codziennych obowiązków.
Wystawiano wtedy przedstawienia teatralne, plenerowe opery, w których tematy z Puran przedstawiano za pomocą dialogów, tańców i kostiumów. Rakszasowie [demony], asurowie [demoniczni półbogowie] i siły zła
były w nich zwyciężane przez bogów, awatarów i siły dobra. Dramaty te
pisano, przygotowywano i reżyserowano w domu, w którym wzrastał Satja. Pedda Wenkapa Radżu sam zyskał rozgłos na ludowej scenie dzięki
roli Banasury, a potem za niezrównane wcielenie się w postać Judisztiry,
zwolennika dharmy i niezachwianego wyznawcy Pana. W owym czasie
wyreżyserowano kilka przedstawień, aby zebrać pieniądze na pomoc dla
ofiar głodu. Najbardziej podobały się: Banasuram, Uśaparinajam, Draupadi Manasam Rakszanam i Kamsa Wadha. Żarliwy, młody chłopiec, Satja,
również wcielał się w pewne role, zwłaszcza Kriszny i Mohini, a widzowie
oklaskiwali jego grę aktorską, śpiew i nade wszystko taniec. Ponieważ miał
33
Prawda Dobro Piękno
w stopach rytm, niespotykane wyczucie taktu i melodii, a także giętkość
i wdzięk, patrząc na niego myśleli: On nie dotyka stopami ziemi, należy do
jakiegoś eterycznego wymiaru!
W kolejnych miesiącach grał również inne role! Nawet po wyjeździe
do Kamalapur i Urawakondy, gdzie uczył się w szkole średniej, brał udział
w przedstawieniach w wakacje, gdy wracał do Puttaparthi. W adaptacji
znanej opowieści „Kanaka-thara” wcielił się w postać Thary tak doskonale, że pewnego wieczoru Iśwaramma siedząca na widowni pod namiotem
wbiegła na scenę, aby zapobiec „egzekucji” Thary. Zapomniała, że wszystko to jest na niby! W niektórych przedstawieniach odgrywał więcej niż
jedną rolę, aby zadowolić publiczność. Na przykład, w sztuce „Kriszna Lila”
grał rolę Dewaki, małego Kriszny oraz tancerki rozweselającej swoim tańcem króla Kamsę w Sali Durbar! Grał również rolę Draupadi i nawet teraz
czasami opisuje z wielką wesołością, jak to nałożył na siebie siedem długich sari, a wciąż wyglądał tak, jakby owinął się tylko jednym!
Wkrótce okolicę odwiedziła zawodowa grupa teatralna i wystawiła
przedstawienia muzyczne, które przyciągnęły wielką widownię. Ustawili
scenę w Bukkapatnam, a później udali się do Puttaparthi, Kothaczeruwu,
Eluma Lapalli i innych dużych wiosek, a ich występy były na ustach mieszkańców całego okręgu. Była tam tancerka o przydomku artystycznym Riszjendramani, która łączyła w figurach tanecznych muzykę z gimnastyką.
Jej popisowym wyczynem był taniec, w którym trzymając się rytmu i melodii tańczyła z butelką na głowie. Schylała się nisko, siadała i wreszcie
kładła się na podłodze plecami do góry, chwytała zębami chusteczkę leżącą na podłodze, na pudełku od zapałek i trzymając ją w zębach podnosiła
się i wracała do pozycji pionowej, a butelka wciąż stała na jej głowie! Było
to doprawdy trudne zadanie, które mogła wykonać dzięki długotrwałym
ćwiczeniom. Nic dziwnego, że wszędzie nagradzano ją burzą oklasków.
Satjanarajana udał się z innymi, aby zobaczyć występ owych aktorów
i widział również wspomniany popis. Potem, po powrocie do domu spróbował zrobić to sam i ku zaskoczeniu wszystkich dokonał tego wyczynu
bez większego wysiłku! Kiedy starsi poprosili, aby Satja pokazał im tę swoją nową umiejętność, zawahał się i zamknął się w sobie. Wieść jednak rozeszła się na wszystkie strony i pewni przedsiębiorczy młodzi ludzie namówili go, aby zatańczył to w Kothaczeruwu podczas Rathotsawam [święta
34
Rozdział 3 – Natanamanohara – czarujący tancerz
rydwanów] i jarmarku hodowców bydła. Mieli czelność ogłosić, że to sama
Riszjendramani wystąpi w tym przedstawieniu – tak bardzo byli pewni, że
Satja nie zawiedzie ich ani widzów. Siostry przebrały brata za dziewczynkę, zrobiły mu odpowiednią fryzurę i zabrały go do Kothaczeruwu. Pedda
Wenkapa Radżu, który dowiedział się o tym zuchwalstwie, przestraszył
się możliwych następstw tej szaleńczej przygody, w jaką wciągnięto Satję. Kurtyna podniosła się; Riszjendramani udała się do sali Durbar króla
Kamsy, a widzowie byli zbyt poruszeni, aby zauważyć jakąkolwiek różnicę.
Słynny taniec rozpoczął się; Satja ulepszył ten popis i w miejsce chusteczki położył igłę – została podniesiona powiekami! Owa „Riszjendramani”
uczyniła to naprawdę!
Jednak nie bez strasznych skutków! Przewodniczący uparł się, że przypnie tancerce medal! Matka i inni, unosząc się radością płynącą z pochwał,
którymi obsypano Satję, zaproszeń do występów w innych miejscach, jakie otrzymał oraz srebrnych kubków i złotych medali, które wciskano mu
w ręce, przestraszyli się „złego oka”, jakie chłopiec może na siebie ściągnąć.
I obawy te okazały się słuszne. Jego oczy dotknęła jakaś tajemnicza, straszna dolegliwość. Opuchły, stały się czerwone i obficie płynęły z nich łzy.
Wzrosła również temperatura ciała. Pewnej nocy matka, jak sama mówiła,
usłyszała ciężki krok stóp „w drewnianych sandałach” podążających tam,
gdzie leżał Satja. Wszystko to wydało jej się bardzo tajemnicze. Wstała, podeszła do chłopca i położyła mu dłoń na czole, aby sprawdzić temperaturę.
I stwierdziła, że gorączka przeszła! A oczy? Przyniosła lampę i oto okazało
się, że ich stan polepszył się bardziej niż można się było spodziewać! Następnego dnia Satja był zupełnie zdrów!
35
4.
Gana lola – zamiłowany śpiewak
Ci, którzy usłyszeli jego słodki głos, roznieśli wieść, że „jakiś dobry
muzyk” przybył do miasta. Pieśni modlitewne podczas spotkań
publicznych stały się odtąd jego specjalnością.
Seszama Radżu, starszy brat Satjanarajany, poślubił córkę Śri Paśupati Subby Radżu z Kamalapur, w okręgu Cuddappah. Z uwagi na to, że Satja
miał się dalej kształcić, zaproponowano, by przeniósł się do Kamalapur.
Jego brat mieszkał tam już od pewnego czasu, więc takie rozwiązanie wydało się obojgu rodzicom zadowalające. Wyrazili na to zgodę. Zamierzali
dać Satji średnie wykształcenie, aby mógł zostać urzędnikiem! Postanowili więc rozstać się z nim i posłać go do odległego Kamalapur, aby mógł
kontynuować naukę.
Satja również tutaj uczęszczał pilnie do szkoły. W Kamalapur, podobnie jak w Bukkapatnam, był cichym, dobrze wychowanym chłopcem, ulubieńcem nauczycieli. Podczas pewnego przedstawienia, zanim podniosła
się kurtyna, zaśpiewał pieśń modlitewną, a ci, którzy usłyszeli jego słodki
głos, roznieśli wieść, że do miasta przybył „dobry muzyk”. Odtąd pieśni
modlitewne stały się jego specjalnością podczas publicznych spotkań.
Jeszcze dziś Baba wspomina nauczyciela wychowania fizycznego,
który dzięki swej bezgranicznej miłości do dzieci cieszył się szacunkiem
całej szkoły. Był on również skautem i bardzo chciał mieć Satję w swojej
drużynie. Zaczął więc chłopca do tego namawiać, zarówno osobiście, jak
36
Rozdział 4 – Gana lola – zamiłowany śpiewak
i przez jego kolegów. Dwaj chłopcy, synowie śeristedara [kierownika urzędu podatkowego], siedzieli z Satją w jednej ławce i bardzo się z nim zaprzyjaźnili. Poprosili go, by wstąpił do drużyny i nawet położyli parę nowych
skautowskich koszul i spodenek na jego ławkę, aby mu to ułatwić. Wszyscy
wiedzieli, że Satja będzie duszą drużyny i jeśli się do niej przyłączy, miejska
starszyzna zgodzi się ich wspierać. W innym razie mogliby mylnie uznać
ich za grupę leni i próżniaków, którym chodzi tylko o wycieczki i obiady.
Satja w końcu zgodził się, w samą porę, by wyruszyć na jarmark i pokaz bydła do Puśpagiri, dokąd nauczyciel gimnastyki zamierzał zabrać
drużynę. Było tam dla chłopców dużo pracy w ogromnym tłumie, jaki
zebrał się w Puśpagiri – odnajdywanie zagubionych dzieci, dostarczanie
pielgrzymom wody, nadzór nad punktami sanitarnymi i udzielanie pierwszej pomocy. Opłata za uczestnictwo w tym obozie wynosiła 10 rupii na
osobę. Ale Satja nie miał ani grosza!
Musiał pokazać, że sewa [bezinteresowna służba] jest nagrodą samą
w sobie; że prema [miłość] pokona wszystko. Uznał, że nie należy tracić
sposobności do nauki i inspiracji swoich kolegów, więc postanowił pójść
do Puśpagiri pieszo, oszczędzając na bilecie autobusowym. Powiedział
nauczycielowi, że na jarmark przyjedzie jego rodzina, która się nim zaopiekuje. (Oczywiście, ludzie przybywający na każdą dżatrę [święto] są
jego rodziną!) W ten sposób uniknął obozowego wyżywienia oraz opłat,
które musiałby wnieść, gdyby dołączył do obozu. Obliczył, że 5 rupii wystarczy na opłacenie wszelkich kosztów pobytu w Puśpagiri i, jak mówi,
dał jakiemuś chłopcu w potrzebie zestaw książek z poprzedniej klasy,
które rzadko czytał, dzięki czemu wyglądały jak nowe, a w zamian wziął
od niego jedynie pięć rupii, zamiast dwunastu. Potem przemierzył pieszo całą odległość do Puśpagiri, dokąd dotarł około godziny 9 wieczorem, w przeddzień rozpoczęcia jarmarku. Był bardzo wyczerpany i mając
przy sobie torbę z ubraniami i pieniędzmi, zasnął na piasku nadrzecznym,
gdzie zgromadził się wielki tłum. Obudziwszy się rano stwierdził, że portfel zniknął wraz z torbą!
Opisując te wydarzenia Baba często mówi ludziom, którzy go otaczają, że nie był w ogóle zmartwiony. Beztrosko spacerował po placu i znalazł
na kamieniu monetę – jedną annę oraz paczuszkę beedi [skrętów z tytoniu
zawiniętego w liście]! Wziął monetę, po czym udał się na targowisko. Był
37
Prawda Dobro Piękno
tam jakiś człowiek siedzący przed urządzeniem loteryjnym, który obiecywał zysk ludziom, którym dopisze szczęście. Na okręgu narysowanym
na kawałku czarnego materiału widniały symbole. Kilku z nich przypisał
pewną wartość pieniężną, a pozostałym – nic! Ze środka koła wystawał
żelazny pręt z igłą na wierzchołku. Prosił klientów, aby położyli monetę
i szybko zakręcili igłą. Jeśli zatrzymywała się na polu oznaczonym cyframi
2, 3 i 4, dawał graczowi dwukrotność, trzykrotność albo czterokrotność
jej wartości, w innym przypadku pieniądz stawał się jego własnością. Satjanarajana podszedł do tego człowieka. Kilka razy zakręcił igłą, zawsze
szczęśliwie, aż zebrał w ten sposób 12 ann (jedną rupię)! Wspomina, że
mógł wygrać więcej, ale żal mu się zrobiło tego biedaka, który nie zarabiał
zbyt wiele!
Te 12 ann wystarczyło mu na tydzień! Jak bowiem wspomnieliśmy,
miał cudowną moc samożywienia (w rzeczy samej, szczęście otaczających
go ludzi jest jego pożywieniem, jak często twierdzi), a fakt, że zjadł porządny posiłek, potrafił udowodnić zapachem dłoni [w Indiach jada się ręką].
Nawet teraz, gdy ludzie wątpią, czy Baba zjadł obiad, pozwala im powąchać
swoją dłoń, aby pozbyli się niedowierzania.
Tak więc komendant skautów uwierzył, że Satjanarajana jest dobrze
karmiony przez swoich obecnych na jarmarku krewnych! Nie czynił zatem
żadnych rozróżnień pomiędzy Satją i resztą skautów, gdy rozdzielał zadania. Satja z zapałem zachęcał kolegów do bezinteresownej służby. Nawet
dziś jest to głównym tematem jego nauk. Służenie innym istotom jest, jak
mówi, służbą samemu sobie, gdyż „inny” jest tobą w innej postaci i pod
innym imieniem!
Nie trzeba dodawać, że Satja cicho opuścił obóz, kiedy chciano zabrać
go z powrotem autobusem. Nie miał pieniędzy na bilet. Znów cały dystans
do domu przewędrował pieszo.
W Kamalapur Satja mieszkał z dala od rodziców. Nawet jego brat wyjechał, by wziąć udział w jakimś szkoleniu. Kiedy Satja potrzebował trochę pieniędzy, pisał piosenki dla pewnego kupca o imieniu Kote Subbanna, który sprzedawał leki, środki wzmacniające, wyroby ze szkła, modne
ubrania, parasole itp. Gdy pragnął wprowadzić na rynek nowy towar lub
zwiększyć sprzedaż jakiegoś leku, zatrzymywał Satję na drodze wiodącej
do szkoły i przekazywał mu niezbędne informacje. Do wieczora Satja miał
38
Rozdział 4 – Gana lola – zamiłowany śpiewak
już gotową atrakcyjną pieśń w języku telugu, wysławiającą dany towar
naprawdę dobrym tekstem, ze zmiennym rytmem i melodią wpadającą
w ucho. Śpiewała ją później chórem grupa urwisów, których Subbanna wynajmował. Szli ulicami z plakatami w rękach, śpiewając pieśń Satji pełną
chwytliwych haseł i czerpiąc z tego uciechę! Nawet teraz Baba od czasu do
czasu rozwesela swoich bhaktów, nucąc te melodie z dawnych czasów!
W zamian za pieśni, które szybko były na ustach wszystkich, Kote
Subbanna dawał Satji ubrania, książki i inne niezbędne rzeczy.
Wśród starszych wielbicieli Sathya Sai Baby krąży powiedzenie: Objawił się w Urawakondzie, ale rozprzestrzenił swą chwałę w Kamalapur.
Stwierdzenie to wyraża uznanie dla szybkości, z jaką ludność Kamalapur
odpowiedziała później na jego „wezwanie” – bez cynizmu wynikającego
z zarozumiałości czy ignorancji. A po jego powrocie do Puttaparthi organizowali wiele pudż i spotkań poświęconych „Bala Sai”.
Tymczasem my śpieszymy do Urawakondy, gdzie odegrany będzie
następny rozdział tej boskiej sagi. Seszama Radżu zakończył szkolenie
uprawniające do nauczania języka telugu i został posłany do pracy w szkole średniej w Urawakondzie. Przyjął to z zadowoleniem jako dobry znak
na przyszłość, ponieważ mógł mieć przy sobie Satję i osobiście, na bieżąco,
pilnować jego edukacji.
39
5.
Wężowe wzgórze
Należę do sutry Apasthamby. Jestem z gotry Bharadwadży.
Jestem Sai Babą. Przybyłem, aby oddalić od was wszelkie kłopoty.
Utrzymujcie swoje domy w czystości.
Urawakonda wzięła swą nazwę od dominującego nad nią wzgórza.
Początkowo nazwa ta brzmiała Uragakonda – ‘uraga’ znaczy wąż, a ‘konda’ to wzgórze. Na szczycie wzgórza znajduje się stromy głaz o wysokości
około 35 metrów, w kształcie wielogłowego węża, tak więc nazwa jest bardzo trafna.
Urawakonda miała doprawdy szczęście, że Satjanarajana Radżu
przybył tu ze swym bratem, nowym nauczycielem telugu i zaczął chodzić
do szkoły średniej, gdyż zapewni to temu miastu nieśmiertelność! Sława
chłopca dotarła do Urawakondy przed jego przybyciem. Uczniowie opowiadali, że jest on dobrym pisarzem w języku telugu, dobrym muzykiem,
geniuszem tańca, że jest mądrzejszy niż jego nauczyciele. Ma ponadto zdolność patrzenia w przeszłość i w przyszłość. Prawdziwe opowieści o jego
osiągnięciach i boskich mocach były na ustach wszystkich, ponieważ rozpowszechniali je ludzie przybyli do tego miasta z Bukkapatnam, Penukondy, Dharmawaram oraz Kamalapur. Opowiadano i słuchano z zadziwieniem, że już jako mały brzdąc, Satja miał wyjątkową moc „brania” znikąd
i z niczego owoców, kwiatów i słodyczy. A czynił to zwykłym ruchem ręki
w powietrzu! Co za dziw? – pytali siebie nawzajem ludzie.
40
Rozdział 5 – Wężowe wzgórze
Zebrali się wokół nowego wykładowcy telugu, chcąc usłyszeć więcej
opowieści o możliwościach chłopca. Każdy nauczyciel aż palił się, aby przydzielono mu zajęcia w klasie, do której przyjęto Satję – niektórzy z czystej
ciekawości, niektórzy z czci, jaką odczuwali, jeszcze inni powodowani złośliwą chęcią udowodnienia, że to wszystko jest niedorzecznością.
Wkrótce Satja stał się ulubieńcem całej szkoły, oczkiem w głowie całego miasta. Przewodził szkolnej grupie modlitewnej. Codziennie wchodził
na podwyższenie, kiedy cała szkoła przed rozpoczęciem zajęć zbierała się na
modlitwę. To jego głos uświęcał powietrze i dawał zarówno nauczycielom,
jak i uczniom inspirację, by poświęcali się swoim zadaniom. Był sercem
szkolnych przedstawień i podporą szkolnej drużyny atletycznej, ponieważ
szybko biegał, grał świetnie w gudu-gudu [grę ćwiczącą pamięć] i przodował w wyścigach w workach. Poza tym był najlepszym skautem w szkole.
Warto też wspomnieć o udziale Satji w szkolnym teatrze. Nauczyciel,
który sprawował nad nim pieczę, Śri Thammi Radżu, poprosił kiedyś Satję
o napisanie i wystawienie jakiegoś przedstawienia w języku telugu. Satja
z olbrzymim zapałem zabrał się do dzieła. Przedstawienie, jakie powstało,
odniosło wielki sukces, nie tylko dlatego, że jego bohaterem był mały chłopiec, którego zagrał sam Satja, ale w głównej mierze dlatego, że mówiło
o odwiecznym grzechu człowieka – obłudzie, czyli „postępowaniu nie tak,
jak człowiek czuje, że powinien”. Tytuł sztuki brzmiał: „Ćeppinattu ćestara?”, co znaczy: „Czy czyny idą za słowami?”.
Na początku przedstawienia jakaś kobieta odczytuje fragment Bhagawaty [świętego tekstu, Purany opisującej życie Kriszny] innym paniom
i objaśnia znaczenie ślok [wersetów]. Mówi, że obowiązkiem pani domu
jest dobroczynność na rzecz tych, którzy zasługują na wsparcie – osób
niepełnosprawnych, które nie są w stanie zapracować na życie wysiłkiem
własnych rąk. Podkreśla, że nie należy dawać datków zdrowym ludziom,
którzy wiodą próżniacze, pasożytnicze życie. Po pewnym czasie niewiasty
się rozchodzą, pozostawiając tę kobietę samą z synkiem – chłopiec o imieniu Kriszna przez cały czas uważnie słuchał mamy. Naraz przychodzi jakiś
niewidomy żebrak i czyni wiele zabiegów, aby przyciągnąć uwagę, jednak
zostaje odesłany z niczym. Następnie nadchodzi krzepki kapłan z okazałym brzuchem i lśniącym naczyniem miedzianym, napełnionym ziarnem
i z bogato zdobioną tamburą. Matka chłopczyka wita go z szacunkiem
41
Baba z rodziną Kumar z Kuppam, około 1945
Rozdział 5 – Wężowe wzgórze
i ofiarowuje ryż oraz pieniądze, po czym pada do jego stóp, prosząc o błogosławieństwa. Chłopiec jest zakłopotany – pyta matkę, dlaczego nie postąpiła zgodnie z tym, co sama zachwalała parę minut wcześniej. Zostaje
odprawiony szorstkimi słowami: Ćeppinattu ćestara? (Czy możemy robić
to, co mówimy?). Matka jest rozdrażniona bezczelnością syna, który śmie
poddawać w wątpliwość etykę zachowania dorosłych. Zaciąga chłopca do
biura, w którym jego ojciec, urzędnik wyższego szczebla, zajęty jest jakimiś papierami.
Daje on synowi długi wykład o wartości wykształcenia, stwierdzając,
że uczniowie powinni uczyć się i piąć z klasy do klasy, bez względu na przeszkody. Nagle do biura zagląda jakiś uczeń i prosi o jedną rupię potrzebną
mu do opłacenia czesnego. Mówi, że w przeciwnym razie zostanie skreślony z listy, nazbiera nieobecności i nie przejdzie do następnej klasy. Ojciec
mówi, że nie ma przy sobie pieniędzy i na dowód tego pokazuje uczniowi
pusty portfel. Parę minut później do biura wpada grupka młodych ludzi,
pracowników urzędu. Wyciągają pisemne wezwanie do składki pieniężnej
na przyjęcie powitalne na cześć urzędnika, który ma objąć stanowisko naczelnika! Ojciec z radością wita ten pomysł, dorzucając, że należy powitać
go w arystokratycznym stylu, tak aby był zadowolony. Proponuje, że wygłosi przemówienie i wyciąga z szuflady dwadzieścia rupii!
Dziecko przygląda się temu w osłupieniu i pyta ojca, dlaczego postępuje wbrew własnym słowom; dlaczego okłamał tamtego ucznia. Ojciec
obraca się ku niemu gniewnie i mówi: Ćeppinattu ćestara? Czy czyny powinny być takie jak słowa? Wrzeszczy na dziecko i każe mu bezzwłocznie
iść do szkoły.
Dalsze zdarzenia odbywają się już w szkole. Satja, czyli mały Kriszna
z tego przedstawienia, wchodzi do szkoły. Nauczyciel jest ogromnie poruszony, ponieważ nazajutrz ma przybyć wizytator. Pracowicie przygotowuje
dzieci na wizytację. Mówi im, że wizytator może spytać, ile lekcji zostało przerobionych i wówczas wszyscy, zamiast podać prawdziwą liczbę 23,
mają powiedzieć, że 32. Uprzedza ich, że kiedy wizytator przyjdzie, będzie
przerabiał z nimi lekcję numer 33, o królu Hariśczandrze. Dlatego teraz
przerobi ją z nimi, żeby nazajutrz mogły szybko odpowiadać na pytania.
Grozi im surowymi karami, gdyby ktokolwiek choćby pisnął, że 33. lekcja
już została przerobiona. Wszystko musi wyglądać tak, jakbym jutro przera43
Prawda Dobro Piękno
biał ją po raz pierwszy – mówi, po czym uczy ich o poświęceniu Hariśczandry w obronie prawdy. Kiedy kończy się lekcja, wszyscy chłopcy wychodzą,
ale Kriszna pozostaje w klasie. Zadaje nauczycielowi pytanie, które postawił tego dnia już dwukrotnie: Dlaczego nie wprowadza pan w życie rad,
które daje innym? Dostaje tę samą odprawę: Ćeppinattu ćestara? Chcesz powiedzieć, że doradzający powinien żyć zgodnie z tym, co sam radzi? Obłuda,
wszędzie obłuda! – myśli Kriszna.
Kolejna scena ma miejsce następnego dnia w domu Kriszny. Pora iść
do szkoły, ale chłopiec odmawia. Wyrzuca swe książki i stwierdza, że chodzenie do szkoły to strata czasu i postanawia już się nie uczyć. Zdenerwowani rodzice posyłają po nauczyciela, który przybywa pędem. I wówczas
Kriszna mówi: Jeśli wszystko, czego uczycie jako matka, ojciec i guru ma
pozostać jedynie słowami, jeśli wszystko, czego człowiek się uczy, ma być odrzucone, gdy przychodzi do czynu, to nie rozumiem, po co mam się w ogóle
czegokolwiek uczyć. To otwiera oczy całej trójce. Wychwalają chłopca jako
swego guru i postanawiają, że od tej chwili będą mówili prawdę i stosowali
się do niej w życiu.
To zarys treści sztuki, jaką Satja napisał w wieku 12 lat! Przybliżyłem
ją, aby czytelnik miał jasne wyobrażenie o głębokiej inteligencji i zapale
wychowawczym młodego Sai.
Wkrótce do Satji zaczęły zgłaszać się osoby, które straciły jakieś wartościowe rzeczy, ponieważ przyjechał do Urawakondy opromieniony sławą
tego, kto posiada niezwykłą intuicję i widzi miejsce, w jakim znajduje się dowolny przedmiot! Baba mówi, że w owym czasie podawał swym przyjaciołom jedynie pierwszą i ostatnią literę imion ludzi, u których znajdują się te
utracone przedmioty, których odzyskanie pozostawiał już ich zaradności.
Jednak pewne zdarzenie szczególnie zasługuje na przypomnienie.
Jednemu z nauczycieli zniknęło cenne wieczne pióro. Nakłonił on Satję do
ujawnienia, kto wziął je bez jego zgody. Satja podał imię służącego, nauczyciel jednak natychmiast to odrzucił, gdyż człowiek ten był bardzo wierny
i „uczciwy”. Poza tym przeszukanie pokoju tego służącego podczas jego
nieobecności nic nie dało. Satja jednak upierał się przy swoim. Powiedział,
że człowiek ten wysłał pióro do syna uczącego się w Anantapur i zaoferował, że to udowodni. Zgodnie ze swym zamysłem przygotował list tego
służącego (był on niepiśmienny i korzystał z usług płatnego skryby) do
44
Rozdział 5 – Wężowe wzgórze
swego syna, w którym pytał, jak pisze pióro, które mu posłał. Doradzał
też chłopcu, aby uważał na nie, gdyż jest kosztowne i łatwo może zostać
skradzione! Do listu została dołączona pocztówka zwrotna z podanym adresem, aby chłopak mógł odpowiedzieć. I w ciągu czterech dni nauczyciel
miał odpowiedź: pióro pisze wspaniale, syn będzie go pilnował, bo jest
drogie i zostało ofiarowane przez kochającego ojca. Tak oto cudowna moc
Satji została dowiedziona i chłopca zaczęto poważać.
Satja zdobył szacunek zwykłych ludzi w Urawakondzie również dzięki innemu zdarzeniu, które przypomina nam podobne wydarzenie z życia
Sai Baby z Śirdi. Otóż pewnego razu muzułmanin z tej miejscowości gorączkowo szukał swego konia, który zabłąkał się lub został skradziony, Bóg
jeden wie, gdzie i przez kogo. Zwierzę to było dla niego jedynym źródłem
utrzymania. Muzułmanin miał bowiem dżutkę (wóz konny) i zarabiał rupię lub dwie dziennie przewożąc ludzi i ich rzeczy. Teraz wpadł w rozpacz,
bo przeszukał całą okolicę, a jego przyjaciele przeczesali jeszcze większy
obszar, jednak na próżno – konia nigdzie nie było. W końcu ktoś opowiedział mu o chłopcu imieniem Satja z miejscowej szkoły. Poszedł do niego
i wylał przed nim swe troski.
Satjanarajana Radżu powiedział mu, aby poszedł do pewnego gaju,
dwa i pół kilometra za miastem. Kiedy to uczynił, ujrzał tam swoje zwierzę,
które pasło się spokojnie, nieświadome zamieszania, jakie wywołało. Zdarzenie to rozsławiło Satję w społeczności muzułmańskiej i odtąd wiele razy
dżutki zatrzymywały się na jego widok. Ich właściciele chcieli podwieźć go,
aby jego dobroczynny wpływ przeszedł także na ich pojazdy.
I tak płynęło jego życie, czasami okraszane błyskiem cudu, przejawem
mocy i majestatu, obecnego w tym kruchym ciele trzynastolatka. Naraz,
ósmego marca 1940 roku, całe miasto doznało wstrząsu, słysząc, że Satję
ukąsił duży, czarny skorpion. W Urawakondzie i okolicach wierzy się, że
nikt nie przeżyje ukąszenia węża czy skorpiona z powodu kamienia o kształcie wielogłowego węża, od którego wzięła swą nazwę cała miejscowość. Skała ta wygląda tak, jak gdyby jakiś wąż podniósł łeb, aby zatopić w kimś swe
jadowite zęby. Stąd wziął się ów przesąd. Około godziny siódmej wieczorem
Satja podskoczył z krzykiem, trzymając się za palec prawej nogi!
Nie znaleziono jednak żadnego skorpiona, a Satja spał owej nocy bez
oznak bólu! Każdy czuł ulgę, aby ponownie zaniepokoić się, gdy o siód45
Bala Sai
Rozdział 5 – Wężowe wzgórze
mej wieczorem następnego dnia Satja upadł na ziemię nieprzytomny i zesztywniał. Nie mówił i wydawało się, że słabo oddycha.
Gdyby coś podobnego działo się z Babą obecnie, wielbiciele nie byliby wstrząśnięci, są bowiem przyzwyczajeni do tego, że opuszcza on swe
ciało i udaje się w ciele subtelnym (sukśma śarira) do innych miejsc. Jednakże wówczas brat – Seszama Radżu oraz inni, nieświadomi takich podróży, byli zatrwożeni. Wywnioskowali, że jad skorpiona po 24 godzinach
zaatakował serce. Seszama Radżu sprowadził lekarza, który dał zastrzyk
i zostawił jakąś miksturę do zażywania. Mówi się, że Satja był przez całą
noc nieprzytomny. Rano lekarz przybył ponownie i stwierdził, że niebezpieczeństwo minęło.
W nocy pewne zdarzenie pokazało, że Satja nie był pozbawiony świadomości, ale pozostawał w stanie nadświadomości! Otóż ktoś zaproponował, żeby przejednać Mutjalammę, boginię z pobliskiej świątyni, gdyż stan
chłopca może być spowodowany opętaniem przez złego ducha. Ochotnicy
udali się do tej świątyni i ofiarowali bogini kwiaty, kadzidło i orzech kokosowy. Dokładnie w chwili, gdy to uczynili, Satja, który wydawał się nieprzytomny, powiedział: Orzech kokosowy pękł na trzy części. Kiedy wrócili do
domu z ofiarami, mieli ze sobą trzy części orzecha, a nie dwie, jak zwykle!
Satja wstał w ciągu jednego lub dwóch dni i zaczął zachowywać się
w niezwykły sposób. Czasami tłumaczy się to jako całkowitą przemianę
osobowości albo jako opanowanie ciała Satji przez Sai Babę z Śirdi. Nic podobnego. Baba powiedział, że to on zapoczątkował ten proces ujawniania
się, ponieważ nie mógł już dłużej czekać, bawiąc się jak zwykły chłopiec,
z „bratem”, „siostrą”, „kolegami z klasy” i innymi ziemskimi istotami.
Chciał pokazać, jak stwierdził, że jest zarówno ponad wiszą [trucizną] jak
i wiszają [przedmiotem] – czyli, że nie działa na niego ani trucizna, ani
widzialny świat. Żaden skorpion nie byłby w stanie go ukąsić.
O tym, co się stało, Seszama Radżu napisał do Puttaparthi. O tym, że
Satja nie odpowiada na pytania, że trudno go nakłonić do zjedzenia czegokolwiek, że spędza większość czasu w milczeniu, ale czasami nagle zaczyna
śpiewać lub deklamować wiersze albo recytuje długie wersety w sanskrycie,
a niekiedy najwyższe mądrości wedanty. Przybycie na miejsce zajęło rodzicom tydzień z powodu nieprzewidzianych i niewytłumaczalnych trudności, które wywołały zwłokę i powiększyły jeszcze ich niepokój.
47
Prawda Dobro Piękno
Seszama Radżu zaczął denerwować się, dlaczego rodziców wciąż nie
ma. Znalazł człowieka, który zgodził się pojechać rowerem do Anantapur,
a stamtąd do Puttaparthi. Kiedy opisywał mu drogę, Satja przerwał, mówiąc: Nie musisz posyłać po nich, bo będą tu za pół godziny. I tak jak powiedział, przybyli dokładnie 30 minut później.
Rodziców też ogarnął lęk na widok Satji, który śpiewał, mówił i zachowywał się w dziwny sposób. Od czasu do czasu cały sztywniał i zdawało się, że opuszcza ciało i udaje się gdzie indziej. Wszystko to było bardzo
tajemnicze!
Pewnego dnia, gdy leżał nieprzytomny, nagle poprosił, żeby przyprowadzono śastriego [znawcę świętych pism] z sąsiedniego domostwa, który
interpretuje teraz Puranę Bhagawatam, lecz całkowicie błędnie ją objaśnia.
Oczywiście śastri nie przyszedł. Co ten dzieciuch wie o sanskryckiej księdze
Bhagawatam i wykładni jej znaczenia, jaką daję ludziom? Swoją drogą – jak
on to usłyszał? Powiedzcie mu, żeby pilnował własnych spraw – oznajmił
śastri i powrócił do wykładu. Satja jednak nalegał, tak więc w końcu śastri
przyszedł, by zadowolić jego rodziców, którzy poprosili: Daj temu chłopcu
lekcję pokory. To wystarczy. Ostatnio stał się zbyt rozwydrzony.
Kiedy śastri przyszedł, Satja poprosił, aby powtórzył swoje objaśnienia, po czym wskazał mu, w czym się pomylił. Potem zasypał go serią
pytań, w rodzaju: Kto jest ojcem Walego? Kiedy urodził się Rawana? Kto
jest siostrą Garudy? itp., na które nasz uczony nie potrafił odpowiedzieć.
W końcu śastri upadł do stóp Satji i poprosił o przebaczenie za to, że od
razu nie usłuchał jego wezwania.
Lekarz badający Satjanarajanę udał się po poradę do lekarza okręgowego z Anantapur, przebywającego właśnie w Urawakondzie. Ten postawił diagnozę, że choroba jest rodzajem histerii, nie mającej nic wspólnego
z ukąszeniem skorpiona i doradził pewien sposób leczenia. Ściśle stosowano się do niego przez trzy dni, ale objawy naprzemiennego śmiechu
i płaczu, kwiecistej mowy i milczenia nie ustąpiły. Satja śpiewał i mówił
o Bogu, opisywał miejsca pielgrzymek, w których nikt z tamtych stron nie
był! Oświadczył, że życie to tylko przedstawienie teatralne! Astrologowie
stwierdzili, że to duch pierwszego mieszkańca tego domu opętał chłopca.
Skarcili Seszamę Radżu, że nie był wystarczająco ostrożny przy wyborze
domu. Magowie stwierdzili, że to nagły strach uszkodził nerwy Satji. Ka48
Rozdział 5 – Wężowe wzgórze
płani doradzili bratu, aby przygotował Rudrabhiszekam [ceremonię ku
czci Śiwy – niszczyciela, obmywanie lingamu] w świątyni. Mądrzejsi ludzie potrząsali głowami i szeptali, że drogi Boga są niezbadane.
Seszama otoczony był wielkim tłumem życzliwych osób, z których
każda miała swój własny, szczególny lek na przypadłość, jaka dotknęła jego
braciszka. W końcu sprowadził do domu egzorcystę. Zobaczywszy tego
człowieka Satjanarajana rzucił mu wyzwanie: Ejże! Codziennie oddajesz
mi cześć. Skoro tu przyszedłeś, oddaj mi cześć i znikaj. Lekarz od duchów
usłyszał ostrzeżenie wypowiedziane przez własnego isztadewatę [czczone
przez siebie bóstwo], odszedł więc pośpiesznie zapominając o wynagrodzeniu! Poradził Seszamie, by podchodził do brata z wielką czcią, ponieważ chłopiec jest w kontakcie z Bogiem i nie jest dręczony przez diabła.
Rodzice popadli w przygnębienie. Zabrali Satję do Puttaparthi, gdzie
z rosnącym niepokojem patrzyli na jego zachowanie! Na zdarzające się
okresy milczenia, śpiewania, bądź też przemawiania. Bywało, że nagle
prosił siostrę: Odpraw arati – bogowie idą po niebie. Mówił, że jego nauka
w szkole została zakłócona i śpiewał ułożoną na poczekaniu pieśń o wartości czytania i pisania oraz o tym, jak niepiśmienni mieszkańcy wioski są
oszukiwani przez podstępnego lichwiarza, pożyczającego pieniądze. Kiedy
wracali z Urawakondy, zawieźli Satję do pewnego lekarza w Bellary, a później do kolejnego, w Dharmawaram. Ale co mogli oni orzec? Ich stetoskopy
nie mogły usłyszeć oddechu boskości ani tętna duszy, a cóż dopiero boskiego ducha, który postanowił przekroczyć ograniczenia ludzkich konwenansów. Podobno Satja powiedział rodzicom: Dlaczego tak się martwicie? Nie
będzie tam żadnego lekarza. A gdyby nawet był, nie może mnie uleczyć.
W Puttaparthi również sprowadzono do domu egzorcystów, ponieważ
w każdej wiosce pierwszą reakcją na chorobę było przekonanie, że jest ona
skutkiem czarnoksięstwa albo działań złego ducha, chwytającego chorego
w swe szpony. Kiedy jeden z egzorcystów przyszedł i wyciągnął spis rzeczy
koniecznych do wywołania ducha i przeniesienia go na jakieś jagnię czy
kurę, Satja ze śmiechem przypomniał mu o artykułach, które zapomniał
przynieść. Wydawało się, że postanowił przejść przez wszelkie bóle spowodowane ich niewiedzą i przesądami, traktując to wszystko jako żart.
Inaczej nie sposób zrozumieć, jak czternastoletni chłopiec mógł
przejść przez tortury, jakim poddano go w Brahmanapalli, nieopodal Ka49
Prawda Dobro Piękno
diri. Jest to opowieść o harcie ducha, który zasługuje na bliższe opisanie.
Otóż ktoś powiadomił zmartwionych rodziców, że jest pewien czciciel
Śakti, przed którym żaden zły duch nie waży się nawet machnąć swoim
jadowitym ogonem! On w pełni wyleczy Satję i sprawi, że znowu będzie
mógł chodzić do szkoły – zapewniano. Zaprzężono więc woły do wozu,
jednak zwierzęta odmówiły ruszenia w drogę! Kiedy wreszcie wyjechano,
wystąpiły wszelkiego rodzaju trudności: mdłości, gorączka, biegunka itp.
W końcu dotarli na miejsce, a „przypadek chorobowy” został przekazany
w ręce owego słynnego znawcy diabelskich sztuczek.
Był ogromnej postury, na którą aż strach było patrzeć. Miał czerwone
jak krew oczy i nieokrzesane maniery. Próbował całego arsenału swoich
sztuczek, zabiwszy najpierw w ofierze kurczaka, a potem jagnię i każąc
Satji usiąść w okręgu namalowanym krwią. Zaśpiewał wszystkie zaklęcia,
jakie tylko znał. Nie pozwolił rodzicom zabrać chłopca, gdyż uznał, że jest
to próba sił między nim i mocami Śakti, a tym małym chłopcem, uśmiechającym się na widok jego porażek! Posłużył się nawet nowymi, desperackimi metodami, których nie ośmielił się wypróbować nawet na silnych,
dorosłych pacjentach!
Na przykład ogolił głowę chłopca i ostrym narzędziem wyciął mu
na głowie trzy znaki X między czubkiem głowy a czołem. Satja dzielnie
zniósł ten ból. Zapytał później rodziców: Nawet gdy zobaczyliście ten hart
ducha i ów cud małego chłopca, przechodzącego niewzruszenie przez tortury, nie zostaliście przekonani, że jestem Babą. Jak byście więc zareagowali,
gdybym po prostu oznajmił o tym pewnego pięknego dnia? Chciałem, aby
wiedziano, że jestem kimś boskim, odpornym na ludzkie cierpienie, ból czy
radość – powiedział.
Kiedy z nacięć na głowie zaczęła płynąć krew, upiorny „lekarz” zaczął lać na otwartą ranę sok z czosnku, cytryny i innych kwaśnych owoców. Rodzice, którzy patrzyli na te poczynania z bezdenną rozpaczą, byli
zaskoczeni, ponieważ chłopiec nie uronił ani jednej łzy, nie wydał ani
jednego jęku bólu! Jednakże czciciel Śakti był wściekły. Zarządził, że
odtąd przez kilka dni na poranioną głowę będzie wylewać 108 garnków
zimnej wody. To również zostało zrobione – teraz jego arsenał był już na
wyczerpaniu. Zły duch, który opętał chłopca, nie przyznał, że jest poko50
Rozdział 5 – Wężowe wzgórze
nany i nie wrzasnął, że go opuści i pójdzie gdzie indziej! Bił więc chłopca
grubym kijem po stawach, aby wypędzić, jak to nazwał, „jelenią gorączkę” – kiedy Satja dużo chodził, a „kamienną gorączkę” – kiedy chłopiec
siedział bez ruchu!
Postanowił użyć więc „kalikam”, swej najgroźniejszej broni, której
nie może znieść nawet najbardziej zatwardziały duch. Jest to magiczny
płyn, mieszanina wszelkiej kwasowej abrakadabry, jaką tylko można wyobrazić sobie w repertuarze tortur. Wlał go do oczu Satji. Rodzice wpadli
w przerażenie, widząc skutki. Głowa i twarz spuchły nie do poznania, poczerwieniały i zaczęły płonąć tak, że „czuli” to nawet ci, którzy przechodzili blisko chłopca. Z oczu zaczęły lać się łzy, a całe ciało zatrzęsło się od
bólu. Pan diabłów był szczęśliwy, że powodzenie jest już w zasięgu ręki, że
duch wkrótce wyjdzie. Satja przez cały czas nie wyrzekł ani słowa, ani nie
poruszył palcem. Otaczający go ludzie, zwłaszcza rodzice i starsza siostra,
poczuli się winni, że oto stali się bezradnymi widzami całej tej męczarni.
Zaszlochali w udręce, nad którą nie mogli zapanować i próbowali pocieszyć Satję za plecami maga, który nie pozwalał nikomu zbliżyć się do swego pacjenta. Satja dawał im co chwilę znaki, prosząc, by byli cicho. Na migi
powiedział im, że pod jakimś pozorem wyjdzie z pokoju i żeby czekali na
niego, w pogotowiu, na zewnątrz. Następnie powiedział im, aby przynieśli
pewien lek, który znał. Został on przyniesiony i wlany do oczu. Oczy, które
zostały zwężone do rozmiarów cieniutkich szparek otworzyły się szeroko,
a opuchlizna opadła!
„Lekarz” rozgniewał się na to wtrącenie się w bieg jego „leczenia”.
Wściekał się jak dzikie zwierzę, któremu wyrwano ofiarę z pazurów. Byłem
o krok od zwycięstwa! – szalał.
Rodzice chcieli uratować chłopca ze szczęk tego Jamy (boga śmierci)
w ludzkim ciele – dosyć już zobaczyli i wycierpieli. Dali mu pełną zapłatę i dołożyli podarunki, o jakie nie prosił. Podziękowali za całą „wiedzę”,
jakiej użył, winą za wszystko obarczając jedynie własne przeznaczenie.
Obiecali postawić chłopca na nogi i przywieźć go z powrotem, aby mógł
ponownie poddać się jego cudownym egzorcyzmom. Jakoś im się udało!
Wóz odjechał z domu grozy. Dotarli z powrotem do Puttaparthi.
Ale Satja był jeszcze daleki od „normalności”. Często wydawał się
być inną „osobowością” – wypowiadał stotry (modlitwy) i wiersze znacz51
Prawda Dobro Piękno
nie wykraczające ponad pojmowanie jakiegokolwiek nastolatka. Czasami
przejawiał siłę dziesięciu osób, czasem zaś był słaby jak trzcina. Spierał się
z dorosłymi o poprawność ich postępowania i zawstydzał ich, gdy udowadniał, że się mylą.
Przyjaciele rodziny doradzili, że chłopca można zabrać do wioski odległej o parę mil, gdzie pewien bystry znachor ma jakieś zielone liście jako
lekarstwo na takie właśnie przypadki. Przyprowadzono woły, przygotowano wóz. Posadzono na nim Satję i dzwonki przymocowane do wołów
zaczęły dźwięczeć w takt jazdy. Pół godziny później Satja uświadomił sobie, że jest gdzieś wieziony. Powiedział: Nie chcę nigdzie jechać, wracajmy.
I o dziwo, woły zatrzymały się i nie sposób je było skłonić do ruszenia dalej,
pomimo energicznego skręcania im ogonów. Walka trwała ponad godzinę – nie uczyniły ani kroku! Potem zwrócono ich pyski w stronę domu
i dzwonki ponownie wesoło zadźwięczały.
Śri Krisznamaczari, zaprzyjaźniony prawnik z Penukondy, usłyszał
o tych wydarzeniach mających miejsce w domostwie Radżu i przybył do
wioski, aby zbadać, co się dzieje i zaofiarować pomoc. Dokładnie przyjrzał
się wszystkiemu, a potem długo i samotnie rozmyślał nad brzegiem rzeki.
Następnie powiedział Wenkapie Radżu: Doprawdy, sprawa jest poważniejsza niż przypuszczałem. Zabierz go natychmiast do świątyni Narasimhy
w Ghatikaćalam – to ostatnia deska ratunku. Satjanarajana usłyszał jego
słowa. Zwrócił się nagle ku niemu i rzekł: A to zabawne! Ja już tam jestem,
w Ghatikaćalam, a ty chcesz zawozić mnie do mnie! Prawnik nie zamierzał
sprawdzać słuszności jego słów.
23 maja 1940 roku Satja wstał jak zwykle z łóżka, ale po jakimś czasie wezwał do siebie domowników i podarował im uzyskane „znikąd” cukierki oraz kwiaty. Przybiegli również sąsiedzi. Dał każdemu z nich kulkę
ryżu gotowanego na mleku, a także kwiaty i cukierki, które powołał do
istnienia zwykłym machnięciem ręki. Zdawało się, że Satja jest w bardzo
dobrodusznym nastroju, posłano więc po Wenkapę Radżu, aby przyszedł
i zobaczył go w tej miłej roli. Wpadł on pędem do środka, przeciskając
się przez tłum. Ludzie prosili, aby umył stopy, ręce i twarz, zanim zbliży
się do tego dawcy darów. To rozdrażniło go jeszcze bardziej. Nic nie robiło na nim wrażenia, bo myślał, że to jakieś sztuczki, związane z chowaniem gdzieś przedmiotów i wyciąganiem ich zręcznym ruchem dłoni – tak
52
Rozdział 5 – Wężowe wzgórze
ostatnio wyznał piszącemu te słowa. Uznał, że należy zakończyć ten rozdział, zanim dojdzie do jakiegoś nieszczęścia. Roześmiał się więc z odrobiną goryczy i odezwał się do chłopca, tak żeby wszyscy to słyszeli: Tego już
za wiele – to musi się skończyć. Uzbrojony w kij postąpił krok bliżej i pod
groźbą uderzenia zapytał: Jesteś jakimś bogiem, upiorem, czy szaleńcem?
Mów! – wrzasnął. Padła szybka odpowiedź i była to owa deklaracja, z którą
chłopiec tak długo zwlekał: Jestem Sai Babą.
Dalszy spór był niemożliwy. Wenkapa Radżu oniemiał, kij wypadł mu
z rąk. Stał wpatrując się w Satję, próbując zrozumieć, co znaczy to oświadczenie: Jestem Sai Babą. Tymczasem Satja mówił dalej: Należę do sutry [linii duchowej] Apasthamby. Jestem z gotry [rodu] Bharadwadża. Jestem Sai
Babą. Przybyłem, żeby oddalić wszelkie wasze kłopoty. Utrzymujcie swoje
domy w czystości. Tego samego popołudnia ponownie powtórzył nazwy tej
gotry i sutry. Starszy brat, Seszama Radżu podszedł do niego i spytał: Co
rozumiesz przez Sai Babę? Nie udzielił na to odpowiedzi, odparł jedynie:
Wasz Wenkawadhuta modlił się, abym urodził się w waszej rodzinie, więc
przybyłem.
Kim był ten Wenkawadhuta? Kiedy spytałem o to, Seszama Radżu
powiedział mi, że w jego rodzinie żyje legenda wielkiego mędrca – przodka, zwanego Wenkawadhuta, który był uważany za guru przez setki wiosek dokoła. Dokończył on żywota w Huseinpura w stanie Mysore.
Ojciec uważał, że ten Sai Baba to jakiś muzułmanin przemawiający
przez chłopca, spytał więc: Co mamy z tobą zrobić? Nadeszła prędka odpowiedź: Oddawajcie mi cześć! – Kiedy? – W każdy czwartek! Utrzymujcie
w czystości swoje umysły i domy!
Mieszkańcy wioski odebrali imię Sai Baba ze strachem i w zadziwieniu. Kiedy zaczęli się dowiadywać, okazało się, że jakiś czas temu do Penukondy przyjechał urzędnik rządowy, który jest żarliwym czcicielem fakira
o imieniu Sai Baba. Uważano, że posiada on wiedzę o Sai Babie, padł więc
pomysł, aby zawieźć do niego Satję. Może będzie wiedział, na co cierpi Satja i podsunie jakieś rozwiązanie. Urzędnik zgodził się łaskawie zobaczyć
chłopca, ale nie był w nastroju do sprawdzania jego wiarygodności. Zawyrokował, że jest to oczywisty przypadek zaburzeń umysłowych i doradził, by umieścić go w jakimś zakładzie dla obłąkanych! Satja przerwał mu
i powiedział: Tak, zaburzenie umysłowe, ale czyje? Jesteś jedynie pudżarim
53
Bala Sai
Rozdział 5 – Wężowe wzgórze
[odprawiającym ceremonię ofiarną – pudżę], nie potrafisz rozpoznać tego
Sai, któremu oddajesz cześć! Mówiąc to rozrzucił we wszystkich kierunkach pełne garście wibhuti – zaczerpnięte znikąd.
Kiedy powrócili do Puttaparthi, ktoś w pewien czwartek rzucił Satjanarajanie wyzwanie: Jeśli jesteś Sai Babą, daj nam natychmiast dowód!
Uczynił to w takim duchu, w jakim wieśniacy proszą kapłana wiejskiej
świątyni, kiedy tańczy w ekstazie, wyglądającej na opętanie. Baba odparł:
Tak, dam. Wszyscy przysunęli się bliżej. Nasypcie mi w dłonie tamtych
kwiatów jaśminu – polecił. Uczyniono to. Szybkim ruchem rzucił je na
podłogę i powiedział: Patrzcie! Zobaczyli, że kwiaty, spadając, utworzyły
na podłodze napis „Sai Baba” w języku telugu!
Jak widać, Satjanarajana przygotowywał ludzi krok po kroku do nowej ery Sathya Sai. Jego niewzruszoność podczas tortur z rąk maga sprawiła, że wszyscy zrozumieli, że nie jest zwykłym chłopcem, ale jakimś
wyższym wcieleniem. Po okazjonalnych przejawach boskości i ujawnieniu
nadzwyczajnych talentów śpiewaczych, tanecznych, muzycznych i poetyckich, pokazał zdolność podróżowania poza ciałem, wolność od bólu i cierpienia, teraz zaś postanowił ogłosić światu, kim jest.
Seszama Radżu nadal zamierzał „przepchnąć” Satjanarajanę, czy
chciał tego, czy nie, przez szkołę średnią i skierować go potem do „służby
publicznej”, co zapewniało świadectwo ukończenia tej szkoły. W czerwcu
zabrał go do Urawakondy i zapisał do szkoły. Satja przyciągał teraz uwagę wszystkich, ponieważ każdy słyszał już o szaleństwie i gorączkowych
wysiłkach rodziców, by je wyleczyć. Chłopca nazwano tajemniczym, cudownym dzieckiem, małym prorokiem albo patrzono na niego, jak na osobliwość. W czwartki do późnej nocy dom był pełen pielgrzymów, którzy
przybywali z okolicznych wiosek, zmuszając go, by siedział z nimi, ofiarowując mu kwiaty i słodycze. Wskazując na Seszamę Radżu mówił: Niedorzeczny człowiek, nie wierzy! Dyrektor szkoły kłaniał się temu małemu
uczniowi. Zastępca dyrektora, Thammiradżu oraz Sesza Ijengar widzieli
przez zasłonę złudzenia i słuchali jego natchnionych słów.
Czwartki stały się w Urawakondzie wielkim wydarzeniem. Baba
wprawił wszystkich w zadziwienie, kiedy „stworzył” obrazki Sai Baby
z Śirdi, kawałki szaty koloru ochry, które, jak powiedział, pochodziły
z szaty noszonej przez Babę z Śirdi, jak również kwiaty, owoce, cukierki
55
Bala Sai
Rozdział 5 – Wężowe wzgórze
i popiół (nie z ogniska, jak czynił to Sai Baba z Śirdi, ale po prostu znikąd). Pewnego dnia przybyli nauczyciele ze szkoły średniej, którzy chcieli
go sprawdzić. Mieli w zanadrzu wiele gotowych pytań odnośnie wedanty,
sadhany itp. Zasypali go nimi bezładnie ze wszystkich stron. Kiedy skończyli, udzielił na nie odpowiedzi w takiej samej kolejności, w jakiej zostały zadane, zwracając się do odpowiedniego nauczyciela, by mógł uważnie
wysłuchać odpowiedzi na własne pytanie! Poza trafnością i poprawnością
tych odpowiedzi, był to nie lada wyczyn intelektualny.
I właśnie wówczas zaproszenie wystosowane przez mieszczan z Hospet podsunęło Seszamie Radżu pewną myśl. Zastępca inspektora szkoły,
urzędnik ds. zdrowia, inżynier, jacyś radcy miejscy i kupcy chcieli, aby
Satjanarajana przyjechał do ich miasta. Hospet leży parę mil od ruin Hampi, stolicy dawnego cesarstwa Widżajanagar. Brat skorzystał więc ze sposobności wyjazdu na piknik, który mógłby poprawić zdrowie psychiczne
chłopca. Zbliżało się święto Daśara.
Dotarli do Hampi i wysiedli wśród ruin. Szli drogami, przy których
kiedyś stały sklepy jubilerskie i stragany z kwiatami, wydeptanymi przez
kobiety i mężczyzn ze wszystkich narodów Azji, jak też podróżników
i handlarzy z Bliskiego Wschodu i znad Morza Śródziemnego. Widzieli
stajnie słoni, pałac królowych, kopiec Widżajadaśami, potem poszli do
świątyni Wittalanataswamiego [Wittali, przejawienia Kriszny]. Zobaczyli
kamienny rydwan, monolit Narasimhy i olbrzymi posąg Ganeszy. Wreszcie odwiedzili świątynię Pana Wirupakszy [inkarnacji Śiwy, boga węży],
bóstwa opiekuńczego cesarzy Widżajanagaru, którzy podtrzymywali kulturę hinduską przez prawie trzy stulecia, od 1336 do 1635 roku.
Zauważono, że Satja przez cały ranek chodzi pomiędzy ruinami jak
we śnie. Jakiś czcigodny mędrzec siedzący przed jedną ze świątyń, powiedział o nim: Ten chłopiec, wierzcie mi, jest boski. Kiedy uczestnicy wycieczki weszli do świątyni Wirupakszy, Satja poszedł z nimi, jednak bardziej
ciekawiła go wysokość i wspaniałość gopuram [monumentalnej, bogato
zdobionej wieży wieńczącej świątynię] niż nabożeństwo w świętym przybytku. Pozostał na zewnątrz, a nikt nie naciskał, by wszedł do środka z innymi. Po chwili kapłan zaczął kołysać płomieniem kamfory przed świątynnym lingamem i poprosił pielgrzymów, aby obejrzeli świątynię, gdyż
płomień rozjaśnił jej wnętrze. I oto ku swemu zaskoczeniu ujrzeli w świę57
Prawda Dobro Piękno
tym przybytku Satję! Stał na miejscu lingamu, uśmiechnięty i wyprostowany, przyjmując ich pokłony. Wszystko, co wiązało się z tym chłopcem, było
tak przejmujące i niespodziewane, że Seszama Radżu wyszedł na zewnątrz,
chcąc sprawdzić, jak on wszedł niepostrzeżenie do świątyni. I zobaczył, że
Satja stoi oparty o ścianę, spoglądając w dal.
Zdumienia uczestników wycieczki można się jedynie domyślać.
Tamtego dnia odprawili specjalną pudżę, choć nie był to czwartek, potwierdzona została bowiem ich wiara w niego jako w boskie przejawienie.
Mieszkańcy Hospet byli podekscytowani. Opowieść o tym, że widziano
go jako Wirupakszę, dotarła do tego miasta na długo przed ich powrotem.
Następnego dnia, w czwartek, Satja jako Sai Baba uleczył swoim dotknięciem człowieka przewlekle chorego na gruźlicę, po czym kazał mu wstać
i przejść całą milę. Stwarzał różnorodne rzeczy dla wielbicieli, a ich entuzjazm nie znał granic. Śpiewanie bhadżanów i namasankirtan [śpiewanie
imion Boga] trwały do późnej nocy.
Można było odczuć, że Satjanarajana jest coraz bardziej niechętny
otaczającej go rutynie. Zrywał więzy, ponieważ historia szeptała mu na
ucho, aby uwolnił się i ruszył na wszystkie strony świata! Okres próbny,
jaki Sai Baba wyznaczył otaczającym go ludziom, skończył się. Wiedział,
że nadszedł czas, aby się ujawnić, aby być już zawsze Sai, dla wszystkich.
20 października 1940 roku, dzień po powrocie z Hampi, Satjanarajana poszedł jak zwykle do szkoły. Miejscowy inspektor finansowy, Śri Andżanejulu, który był bardzo przywiązany do małego Baby, odprowadził
go do bramy szkolnej i raczej niechętnie powrócił do domu. Tego dnia
wydawało mu się, że wokół twarzy Satji promienieje jakaś wspaniała poświata. Oczarowany inspektor nie mógł wprost oderwać od niej wzroku.
Parę minut później Baba również wrócił do domu. Stojąc na progu, odrzucił niesione książki i zawołał: Nie jestem już waszym Satją. Jestem Sai.
Bratowa wyszła z kuchni, spojrzała – blask aureoli, jaką zobaczyła wokół
głowy Baby, niemal ją oślepił! Zamknęła oczy i krzyknęła. Baba zwrócił
się do niej słowami: Odchodzę. Nie należę do was. Maja odeszła. Wzywają
mnie moi bhaktowie. Mam pracę do wykonania. Nie mogę już dłużej zostać. Mówiąc to, odwrócił się i odszedł, pomimo jej próśb. Usłyszawszy
o tym wszystkim, brat przybiegł do domu, jednak Baba powiedział mu jedynie: Porzuć wszelkie próby „leczenia” mnie. Jestem Sai. Nie uważam się za
58
Rozdział 5 – Wężowe wzgórze
twojego krewnego. Sąsiad, Śri Narajana Śastri usłyszał hałas, wsłuchał się
i uzmysłowił sobie, że to coś poważnego. Przybiegł. Zobaczył blask aureoli
i upadł do stóp Baby. On również usłyszał to historyczne oświadczenie:
Maja odeszła. Idę. Moje dzieło czeka.
Seszama Radżu był zakłopotany. Nie potrafił pozbierać myśli, by odnaleźć się w nowej sytuacji. Chłopiec, czternastoletni zaledwie, mówiący
o swoich wielbicielach, pracy, maji i filozofii bytu?! Myślał tylko o jednym
– że Satja został mu powierzony przez rodziców, więc jego zadaniem jest
ich powiadomić. Satja mógłby opuścić jego dom jedynie wtedy, gdyby oni
przyjechali do Urawakondy.
Ale Satja nie przestąpił już więcej progu tego domu. Udał się do ogrodu w posiadłości inspektora Andżanejulu i usiadł tam na kamieniu pośród drzew. Ze wszystkich stron zaczęli schodzić się ludzie, niosąc kwiaty
i owoce. Gaj zaczął rozbrzmiewać głosami setek osób, śpiewających słowa,
których zaczął ich uczyć. Pierwszą modlitwą, jakiej nauczył ich tamtego
dnia była, jak wielu wciąż pamięta:
Manasa bhadżare guru ćaranam
Dhustara bhawa sagara tharanam
(Medytuj o stopach guru, które mogą przenieść cię przez niebezpieczny ocean samsary [cyklu narodzin i śmierci].)
Jego koledzy z klasy zaczęli płakać, gdy usłyszeli, że Satja nie będzie
już chodził do szkoły, że znajdzie się daleko od nich, a jego towarzystwo
będzie tylko dla tych, których obdarzy swoją łaską. Wiele osób przyszło do
ogrodu z kadzidełkami i kamforą, aby oddać mu cześć. Niektórzy przyszli
złożyć rodzinie wyrazy współczucia, inni zaś, aby jej pogratulować. Paru
przyszło, by się uczyć, a inni, niestety, aby się pośmiać!
Tak minęły trzy dni spędzone w ogrodzie – trzy dni bhadżanu i namasankirtanu. Pojawił się jakiś fotograf z aparatem. Chciał, żeby usunąć
kamień, stojący dokładnie przed nim, jednak Baba puścił tę prośbę mimo
uszu. Człowiek zrobił mimo to zdjęcie i oto kamień stał się wizerunkiem
Sai Baby z Śirdi! Ale tylko na zdjęciu, bo nie dla oczu zgromadzonych wokół ludzi.
Pewnego wieczoru, podczas śpiewania bhadżanów, Baba nagle powiedział: O, maja przyszła! i wskazał na Iśwarammę, swoją matkę, która
59
Sathya Sai Baba z figurką Baby z Śirdi
Rozdział 5 – Wężowe wzgórze
właśnie wtedy przybyła w gorączkowym pośpiechu z Puttaparthi. Kiedy
rodzice prosili, aby powrócił do domu, odparł: Kto należy do kogo? Matka
płakała i prosiła, ale nie zdołała zachwiać postanowieniem chłopca. Ciągle
powtarzał: To wszystko jest tylko mają. Wreszcie poprosił, aby matka przyniosła jedzenie. Kiedy podała kilka potraw, pomieszał je wszystkie i z uzyskanej papki ulepił kilka kulek. Matka podała mu trzy z nich. Przełykając
je, powiedział: Tak. Teraz maja odeszła. Nie ma powodu do zmartwień, po
czym poszedł z powrotem do ogrodu.
Kilka dni później Baba opuścił Urawakondę. Rodzice zdołali nakłonić go, aby udał się do Puttaparthi, zapewniając, że nie będą przeszkadzać
mu swym natręctwem ani utrudniać spotkań z wielbicielami. Śri Andżanejulu oddał cześć jego stopom. Śri Subbamma i Ramaradżu z Kamalapur
dopilnowali wszelkich przygotowań. Mieszkańcy miasta odprowadzili ich
w procesji z muzyką do samych granic miasta. W wielu miejscach po drodze ofiarowano mu arati.
W Puttaparthi Baba został zaproszony przez Subbammę do domu Karnama (wioskowego urzędnika). Przez jakiś czas Baba przebywał w domu
Peddy Wenkapy Radżu, później przeniósł się do domu Subbaradżu, brata
Iśwarammy. Jednak wkrótce przeprowadził się do domu Subbammy, która
doglądała go z miłością i przywiązaniem, miło witając w swym przestronnym domostwie wszystkich bhaktów. Nie szczędziła wysiłków, aby byli
szczęśliwi i odnosili jak największe korzyści z tych odwiedzin.
61
6.
Bala Sai
Baba mówił wielokrotnie, że pierwszych 16 lat jego życia cechować
będą lile, następne 16 lat – mahimy, czyli cuda, kolejne zaś lata
to upadeszam. Jednak zapewnił, że chociaż lile i odpowiednio
mahimy oraz upadeszam będą głównym nurtem każdego etapu,
to będą im również towarzyszyć pozostałe dwie aktywności.
Wkrótce po tym, jak oświadczył, że jest Sai Babą z gotry [rodu] Bharadwadży i sutry [linii duchowej] Apasthamby, Satjanarajana Radżu stał się
powszechnie znany jako Bala Sai [chłopiec Sai] lub jako Sathya Sai Baba,
które to imię sam przyjął. Z czasem pielgrzymi napływali coraz tłumniej
i zaczęto śpiewać bhadżany w jego obecności. Już nie tylko w czwartkowe
wieczory, ale codziennie, a nawet dwa razy dziennie, gdyż pielgrzymi nie
mogli czekać z oddaniem mu czci aż do czwartku.
Początkowo salą bhadżanową był mały pokój o wymiarach niespełna
trzy metry na trzy, z oknem wychodzącym na drogę prowadzącą do domu
Peddy Wenkapy Radżu. Pokój mógł pomieścić co najwyżej dwanaście osób,
podczas gdy droga całkowicie wypełniała się ludźmi! Pewien urzędnik ds.
poboru wojskowego przyjechał samochodem terenowym z Hindupur, aby
otrzymać darszan Baby, dając mieszkańcom wioski sposobność ujrzenia
po raz pierwszy samobieżnego pojazdu! Inni również przybywali w wielkiej liczbie. Rodzina Karnama postawiła więc barak, który wydłużano
z biegiem czasu. Ustawiono nawet namiot, a wielbiciele, którzy przyjechali
62
Rozdział 6 – Bala Sai
z Bangalore i Anantapur, przywieźli i rozbili własne namioty. Przestronny
dom Karnama był również za mały, ponieważ Baba nalegał, aby żywiono
wszystkich gości i potrzebna była wielka jadalnia.
Częstokroć, kiedy pojawiało się zagrożenie, że jedzenia nie starczy dla
wszystkich, po cichu dawano znać Babie. Jak stwierdziła pewna staruszka,
która mieszkała w domu Karnama: Poprosił o przyniesienie dwóch orzechów kokosowych, a kiedy mu je wręczono, uderzył jednym o drugi i oba
pękły dokładnie na połowę. Wówczas spryskał mlekiem kokosowym porcje
ryżu oraz naczynia z innymi potrawami, po czym dał nam znak, byśmy dalej rozdawały jedzenie tym, którzy przybyli i będą przybywać do zmierzchu!
Baba często mówił o niezmordowanym oddaniu Subbammy, żony
Karnama, starszej pani, która dbała o wygody pielgrzymów i gościła Babę
w swoim domu przez kilka lat, dopóki w 1944 roku nie zbudowano budowli nazywanej obecnie „Starym Mandirem”.
Baba ułożył wiele pieśni i hymnów na użytek sesji bhadżanowych,
gdyż Sai Baba nie był znany w tym regionie. Pieśni te wspominały Dwarakamaji, Puti Mandiram, popiół udi i drzewo Margosa oraz inne szczegóły,
nieznane wielbicielom gromadzącym się w Puttaparthi! Wiele z tych bhadżanów śpiewa się do dziś w Prasanti Nilajam.
Co jakiś czas, gdy Babie, małemu wówczas chłopcu, nie odpowiadała „domowa atmosfera” miejsc, gdzie przebywał, znikał w ciągu dnia
lub w nocy, idąc w otaczające wioskę góry. Kiedy okazywało się, że go nie
ma, Subbamma i inni przeszukiwali każde wzgórze i dolinę, i zazwyczaj
znajdowali go siedzącego cicho na jakiejś skale górującej nad doliną, czy
też w jakimś przypominającym jaskinię zagłębieniu lub szczelinie skalnej.
Albo na plaży, czy w gaju na drugim brzegu rzeki. Te wypady przysparzały wiele niepokoju osobom, które się nim zajmowały, nie rozumiejącym
ich prawdziwego znaczenia. Niektórzy obawiali się, że Baba może odejść
w Himalaje, lub zatracić się w ascezie, nie znali bowiem charakteru ani
celu tego wcielenia. Nawet dziś ludzie nadal mówią o ćwiczeniach jogicznych (!) młodego chłopca na tamtych wzgórzach, nie wiedząc, że przybył
on na świat, żeby przynieść jogakszemę [duchowe dobro] nam wszystkim!
Pewnego dnia, kiedy grupa wielbicieli jechała wraz z Babą karawaną
wolich zaprzęgów do Urawakondy, zsiadł on z wozu, poszedł w góry i zniknął. Przeszukano całą okolicę, ale nigdzie nie było ani śladu Baby. Wszyscy
63
Bala Sai
Rozdział 6 – Bala Sai
byli niezwykle zmartwieni. Około godziny szóstej po południu Baba pojawił się, rześki i uśmiechnięty, ożywiając omdlałe serca wielbicieli.
Mówiąc o wolich zaprzęgach i podróży do Urawakondy, warto opowiedzieć o pewnym zdarzeniu, które Baba nawet teraz opisuje ze śmiechem. Pomimo pojawiającej się czasami ochoty na samotność, był on
zawsze żywym, radosnym chłopcem, skorym do psot i zabaw. Pewnego
razu, gdy około dwudziestu wielbicieli podążało drogą do Dharmawaram
w świetle księżyca, Baba szedł za wozami z grupą młodzieży. Naraz skręcił
kilka metrów w bok, czego nikt nie zauważył, po czym podszedł do wozu,
otwierającego pochód. Pojawił się tam jako 16-letnia dziewczyna. Poprosiła ona osoby jadące na wozie o podwiezienie, gdyż otarła sobie stopy, a ma
iść do Dharmawaram, gdzie jej męża przyjęto do szpitala. Odegrał tę rolę
z tyloma westchnieniami, pocieraniem oczu i nawet łzami, że kobiety na
wozie zdjęła litość nad nieszczęsną „dziewczyną” i zabrały ją. Po jakiejś
mili rozeszła się wieść, że Baby nie ma i wozy stanęły. Wszyscy rozpoczęli
poszukiwania.
Znaleźli go wreszcie zaledwie parę metrów od pierwszego wozu. Ktoś
starszy wiekiem ośmielił się nawet skarcić Babę za tę zabawę w chowanego
w obcej okolicy, w głuchą noc! Podjęto dalszą podróż, jednak okazało się,
że teraz brakuje innej osoby! Gdzie jest dziewczyna, której chory mąż leży
w szpitalu w Dharmawaram? Gdzie ona mogła pójść? Może, by znaleźć
się szybciej przy łóżku męża, pobiegła, kiedy wozy się zatrzymały, a ludzie szukali Bala Sai. Kilku szybkonogich młodzieńców popędziło więc
trzy kilometry naprzód jedynie po to, żeby stwierdzić, że droga jest pusta!
Zapytali w końcu samego Babę, wiedząc, że on posiada wiedzę o każdym
zagubionym. I oczywiście, wiedział! Ta „dziewczyna” stała tuż przed nimi,
w postaci samego Baby, wielkiego aktora.
Wenkamma, „siostra”, suszyła mu głowę, aby dał jej obrazek Sai Baby
z Śirdi, o którym tak wiele pieśni ułożył. Podobno odparł, iż da go jej do
czwartku, jednak w środę wyjechał do Urawakondy. Ona również całkiem
o tym zapomniała, będąc pewna, że dostanie obrazek któregoś dnia, nieważne kiedy. Zapadła noc i wszyscy w Puttaparthi zasnęli. Nagle ktoś z zewnątrz zawołał: Ammaji, Ammaji! Jednak siostra nie otworzyła drzwi, ponieważ wołanie nie powtórzyło się. Pomyślała sobie, że ktoś musiał wołać
sąsiadkę. Kiedy położyła się z powrotem, usłyszała jakiś zgrzytliwy dźwięk
65
Na piaskach Czitrawati, 1946
Rozdział 6 – Bala Sai
dobiegający zza worków, w których przechowywano ziarno jowaru [sorgo
cukrowego]. Wyobraziła sobie, że to jakiś szczur albo wąż. Dźwięk był wyraźny i mocny, zapaliła więc lampę i zaczęła szukać jego źródła. Zobaczyła,
że zza worka wystaje biały zwinięty papier. Był to obraz Sai Baby z Śirdi,
w tajemniczy sposób podarowany jej przez Babę będącego wtedy w Urawakondzie! Kobieta ta nadal ma ten obraz!
W owym czasie przyjęło się, że wieczorami Baba chodził z wielbicielami na nadrzeczną plażę. Tam śpiewano bhadżany, ponieważ we wsi
nie było żadnego dużego pomieszczenia, w którym zmieściliby się wszyscy. Baba wielokrotnie mówił, że pierwsze 16 lat jego życia cechować się
będzie głównie lilami [boskimi grami], następne 16 lat – mahimami, czyli
cudami, a kolejne lata – upadeszą [nauczaniem]. Zapewnił oczywiście, że
w każdym z tych okresów lile, czy odpowiednio mahimy lub upadesza będą
dominować, co nie znaczy, że pozostałe dwie aktywności będą nieobecne.
Zgodnie z tym oświadczeniem Baba zaszczycał wielbicieli gromadzących
się na te wieczorne bhadżany różnymi cudami. To właśnie wówczas drzewo tamaryndowe, rosnące samotnie na górze, na lewym brzegu Czitrawati, niedaleko drogi dochodzącej do rzeki, zdobyło sobie sławę kalpatharu
(drzewa spełniającego życzenia). Ale sankalpatharu [drzewo wypełniające
wolę] jest nazwą bardziej stosowną, ponieważ Baba zwykł zabierać tam
wielbicieli i zrywać z tego drzewa różne owoce – z jednej gałęzi jabłko,
z drugiej mango, z trzeciej pomarańczę, a z czwartej i piątej – gruszki i figi!
Oczywiście, jak mówi Baba, może on w każdej chwili sprawić, by dowolne
drzewo stało się kalpatharu, gdyż to on jest Kalpatharu!
Bardzo szybko wchodził na skały, wprawiając wszystkich w zdumienie. Czasami wcale się nie wspinał, a mimo to w jednej chwili mówił do
wielbicieli na plaży, a w następnej już wołał do nich z daleka, stojąc obok
drzewa tamaryndowego. Zwykle pomagał przy wchodzeniu na górę starszym lub bardziej korpulentnym bhaktom, a kiedy chwytali jego dłoń, ciągnął ich do góry, jak gdyby nic nie ważyli.
Są wielbiciele z tamtych czasów, którzy zostali szczególnie uszczęśliwieni i nie posiadają się z radości, opisując cuda, które mieli zaszczyt widzieć. Baba stojąc na górze przy wspomnianym drzewie kalpatharu, wołał
czystym, donośnym głosem: Spójrzcie do góry! A wtedy ich oczom ukazała się kula światła otaczająca głowę Baby albo oślepiający strumień dżjo67
Bala Sai
Rozdział 6 – Bala Sai
ti [światła], dobywający się z jego czoła, z trzeciego oka Śiwy, jak mówią.
Przytaczane są przykłady kilku wielbicieli, którzy zemdleli na widok tych
przedziwnych zjawisk. Niektórzy, będąc na plaży i patrząc w górę widzieli
ogromną postać Sai Baby z Śirdi, oświetloną tajemniczym blaskiem. Inni
widzieli twarz Sathya Sai Baby wewnątrz księżyca w pełni, oraz cuda takie
jak słup ognia itp.
Pewien student, będący pewnego wieczoru świadkiem, jak Baba
wszedł na górę, na której do dzisiaj rośnie to drzewo tamaryndowe, pisze:
Nazajutrz Baba ponownie zabrał nas na plażę. Prawie codziennie opuszczał wioskę – czasem idąc do gaju koło Sahebćeruwu – zbiornika wodnego
na drugim brzegu rzeki, gdzie uwielbiał pływać i nurkować, a czasami na
plażę. Po krótkiej rozmowie rzucił wyzwanie młodym ludziom w jego wieku,
czyli paru nastolatkom – wezwał ich do wyścigu skalistą ścieżką do drzewa
tamaryndowego. Wystartowali z Babą, ale w mgnieniu oka on krzyknął do
nas wesoło z samego szczytu! Poprosił, żebyśmy zostali na swoim miejscu
i zawołał: „Patrzcie na mnie – daję wam darszan dżjoti”. Nagle zmierzch
rozdarła potężna kula światła, jasna jak słońce. Nie sposób było otworzyć
oczu i patrzeć. Trzech czy czterech wielbicieli zemdlało i upadło na ziemię.
Było to kilka minut po godzinie siódmej.
Wspominając gaj koło Sahebćeruwu, warto opisać również inne
zdarzenie. Pewnego dnia Baba przywiązał huśtawkę do konara drzewa
i usiadłszy na niej huśtał się szybko i wesoło, w górę i w dół, ku radości
wszystkich. Nagle powiedział do siedzących na ziemi wielbicieli: Patrzcie.
Spojrzeli i zobaczyli czarującego chłopca-pasterza z Brindawan, siedzącego na wspaniale ozdobionej kwiatami przybranej dżhuli [huśtawce]! Wówczas również kilka osób straciło przytomność i Baba musiał ich cucić, obsypując ziarnami akśhata [ryżu z kumkum], które stworzył ruchem dłoni.
Kiedy ocknęli się, oszołomieni i płaczący z radości, Baba powiedział im:
Uspokójcie się! Nie ekscytujcie się! Oto dlaczego nie będę wam już dawał
takich wizji.
Podobnie, purohit [kapłan] z rodziny królewskiej, która gościła Babę
w Mysore obdarzony został niespodziewanie wizją Narasimhy. Ten wisznuicki bramin zemdlał i przez kilka godzin nie odzyskiwał przytomności.
Emerytowanego inspektora zdrowia, któremu podczas rozmowy o Bogu
Baba pokazał dżjoti (boskie światło) wydobywające się z jego czoła, tak
69
Prawda Dobro Piękno
poruszyła wspaniałość tego doznania, że nie mógł odzyskać przytomności
przez równe 70 godzin, a jego dzieci zaczęły krytykować Babę za to, że
zanadto zbliżył go do bram śmierci!
Wielbiciel z Kamalapuram prosił Babę o pokazanie mu jakiegoś cudu.
Pewnego dnia Baba wezwał go wraz z jego matką oraz pozostałymi członkami rodziny i zaoferował, że pokaże im daśawatarów, czyli 10 wcieleń
Wisznu! Matsja [Ryba], Kurma [Żółw] i Waraha [Dzik] zjawili się bez
żadnych problemów, ale kiedy pojawiła się straszliwa postać Narasimhy,
wrzasnęli i zawyli ze strachu, bojąc się, że dom zawali im się na głowy.
Krzyczeli Dość, dość!, a Baba w formie Narasimhy uspokoił się dopiero
wtedy, gdy odprawiono mangalarati. Obrzęd ten wykonali ludzie, którzy
nie widzieli tych postaci, bowiem cud nie był przeznaczony dla nich! Wizją
postaci daśawatarów został zaszczycony również pewien człowiek, obecnie
już nieżyjący – krewny rodziny Karnama. Prawdę mówiąc, zakończył on
swe życie, ponieważ jego ciało okazało się zbyt słabe, by wytrzymać radość
płynącą z tej wizji. Baba zabrał go nad rzekę i powiedział, żeby patrzył na
jego odbicie w wodzie. Człowiek ten oświadczył później, że zobaczył najpierw Sathya Sai Babę, następnie jedynie aureolę włosów otaczających jego
głowę, potem zaś wszystkich dziesięciu awatarów w kolejności, w jakiej są
opisani w Puranach. Awatar Kalki na koniu miał postać samego Baby!
Wahanie Baby przed przekazywaniem takich wizji można zrozumieć,
kiedy wspomni się Krisznamurthy’ego, urzędnika sekretariatu w Mysore.
Oczywiście Baba błogosławi jedynie tych, którzy osiągnęli poziom, na
którym zasługują na widzenie, jakim on obdarza. On jest sędzią czasu,
odbiorcą wizji i jej naturą. I jeśli tak pobłogosławiona osoba jest do tego
stopnia przepełniona radością, że nie może przetrwać w swej cielesnej
postaci, która jest zbyt kruchym naczyniem, by pomieścić tego rodzaju
błogość, można być jedynie wdzięcznym za chwałę i błogosławieństwo
takiej śmierci.
Baba przebywał wówczas w Bangalore – pozornie mały chłopiec
w wieku 17 lat. Zazwyczaj nosił wtedy koszulkę z rękawami po łokcie
oraz dhoti wokół bioder. Wspomniany Krisznamurthy był pełnym zapału członkiem grupy bhadżanowej. Często uczestniczył w jej spotkaniach.
Bacznie obserwował Babę i chodził za nim przez kilka dni. Wreszcie pewnego dnia, około godziny ósmej rano, stanął poruszony przed Babą i rzekł:
70
Rozdział 6 – Bala Sai
Wiem, że jesteś Bogiem. Pokaż mi swoją prawdziwą postać! Baba próbował go ominąć, ale nie mógł. Dał mu więc obraz Sai Baby z Śirdi, który
stworzył na poczekaniu i polecił, aby medytował o nim, oparłszy ten obraz
o ścianę. Patrz na ten obraz, polecił mu i opuścił ten dom, aby dać darszan
bhaktom w ich mieszkaniach.
Powrócił, kiedy zegar wybił dwunastą. Kiedy tylko przestąpił próg,
Kriszanmurthy podniósł krzyk radości w pokoju w głębi domu i omdlał!
Kiedy odzyskał przytomność, drżał, trząsł się i ciężko oddychał. Oczy miał
szczelnie zamknięte, ale podążał za Babą z jednego pokoju do drugiego,
prosząc czasami płaczliwie, a czasami rozkazująco: Daj mi swoje pada (stopy)! Pozwól mi dotknąć twoich stóp! Wydawał się wiedzieć dokładnie, gdzie
jest Baba, posługując się zmysłem węchu, gdyż drogę ku niemu odkrywał
wąchając! Baba jednak odpychał go lekko lub ukrywał się, bądź też siedząc
tak trzymał stopy, by były niedostępne jego natrętnym próbom.
Kiedy Krisznamurthy został poproszony o otwarcie oczu, odmówił
mówiąc, że nie chce patrzeć na nic innego, chce jedynie widzieć i dotykać stóp Baby. Jego poruszenie i radość nie słabły przez całe dnie, Baba
zaś powiedział, że gdyby w tym stanie upojnej radości dotknął jego stóp,
umarłby. Łagodnie nakłonił go więc, aby udał się do domu, zapewniając,
że tam udzieli mu darszanu, sam zaś przeniósł się do budynku lokalnych
władz. Jednak Krisznamurthy nie mógł nad sobą zapanować – wciąż mając zamknięte oczy wywęszył jakoś drogę. Wsiadł na dżatkę (wóz konny)
i polecił woźnicy jechać do domu, w którym zatrzymał się Baba! Wysiadł
z dżatki i wbiegł na teren przy budynku. Wędrował wokół domu i zaczął
dobijać się do okna pokoju, w którym Baba wówczas przebywał! Baba ponownie ostrzegł przed zagrożeniem jego życia z powodu zbyt wielkiej radości związanej z tym doświadczeniem. Mężczyznę zabrali do domu jego
krewni, którzy przybyli za nim. Wciąż trzymał oczy zamknięte i błagał
o stopy Baby.
Jacyś ludzie zabrali go do szpitala, gdyż osłabł poszcząc i nie pijąc
nawet wody. Baba posłał mu do szpitala trochę padathirtam, to jest wody,
w której umyte zostały jego stopy, a kiedy tamten ją wypił, stał się na tyle
sprawny, że można go było zabrać do domu. W domu poprosił wszystkich,
aby zaśpiewali bhadżany w pokoju, w którym leżał. Kiedy skończyli śpiewać, stwierdzili, że nie podnosi się. Dotknął już stóp Pana – rzeka dotarła
71
Bala Sai w Bangalore, 1945
Rozdział 6 – Bala Sai
do morza. Jakże wysoce rozwiniętą duszą musiał być, żeby zasłużyć sobie
na tak niewysłowioną błogość!
Również w późniejszych latach Baba obdarzył wiele osób widzeniem
isztadewatów [boskich form] oraz swoich własnych różnorodnych postaci.
Ludzie ci pielęgnują w swych sercach pamięć tamtych chwil błogości.
Baba często mówi, że Pan dlatego musi przybyć w ludzkiej postaci,
żeby być rozumianym przez ludzi, by przemawiać do nich w ich własnym
języku. Bowiem, jeśli chce się uratować tonącego, trzeba skoczyć do tego
samego jeziora czy studni, w której tamten walczy o życie. Nikt nie mógłby
odnieść korzyści z awatara, jeśli Pan zszedłby tu taki, jakim jest, w swoim
oślepiającym blasku.
Innym razem Baba spytał pewnych ludzi przybyłych z Kamalapur, czy
chcieliby usłyszeć muraliganę Śri Kriszny i... któż by się oparł? Powiedział,
żeby położyli głowy na jego piersi i oto usłyszeli ową urzekającą melodię
fletu Kriszny, od której znieruchomiała nawet rzeka Jamuna. Iśwaramma opowiada o innym przejmującym doznaniu, kiedy Baba powiedział:
Posłuchaj, Śirdi Sairam jest tutaj. A wtedy ona i wszyscy przebywający
w pomieszczeniu usłyszeli kroki – ciężkie kroki stóp obutych w drewniane sandały. Te odgłosy stąpania umilkły w miejscu, gdzie siedział Baba!
Ponoć, gdy ten dźwięk rozległ się po raz pierwszy, matka zapytała z odrobiną gniewu: Kto wchodzi do pokoju w sandałach? Tak rzeczywiste było to
odczucie, tak prawdziwa była ta wizja!
To przydarzyło się matce, natomiast ojciec – Pedda Wenkapa Radżu
opowiedział inne zdarzenie. Pewnego wieczoru do Puttaparthi przyjechała
grupa ludzi z Penukondy. Był wśród nich stary przyjaciel rodziny, Śri Krisznamaczari, który, choć wywodził się z Puttaparthi, osiadł w Penukondzie,
wykonując zawód prawnika. Przyszedł wraz z innymi do domu Karnama,
gdzie Subbamma przyjęła ich kawą. Potoczyła się rozmowa, oczywiście
o ostatnim niezwykłym zjawisku – Satjanarajanie Radżu. W domu Karnama akurat był obecny Pedda Wenkapa Radżu. Przybysze spytali go o to, co
się wydarzyło i na ile jest to prawdą. Odparł, że wszystko to jest dla niego
jedną wielką tajemnicą i wie tyle, co oni. Ponoć wtedy ten prawnik nazwał
Wenkapę Radżu oszustem i oskarżył go o wodzenie wiejskiego ludu na
manowce przez opowiadanie ludziom dub smalonych. Ojciec rozzłościł
się tak bardzo, że poszedł do Baby i rzucił mu wyzwanie. Niech przekona
73
Prawda Dobro Piękno
wątpiących o swojej boskości, tak by go już nie atakowali, jak zrobił to ten
prawnik. Baba chłodno poprosił, aby każdego, kto ma jakieś wątpliwości,
przyprowadzić wprost do niego.
Subbamma oraz przybysze z Penukondy poszli więc do domu Peddy
Wenkapy Radżu, gdzie przebywał wtedy Baba. Sai Baba spytał Subbammę,
czy chciałaby zobaczyć samadhi [grób] w Śirdi, a kiedy odparła tak, zaprowadził ją do pokoju w głębi domu i rzekł: Patrz! I oto kobieta zobaczyła tam grobowiec z kwiatami, dymiącymi kadzidełkami wydzielającymi
piękną woń oraz dozorcę, siedzącego w rogu i mruczącego jakąś mantrę!
Baba powiedział Subbammie: Z tej strony jest świątynia Andżaneji [Hanumana] a tam, daleko – drzewo margosa. Zdawało się jej, że znajduje się na
jakiejś ogromnej, otwartej przestrzeni, spoglądając na ów grobowiec w Śirdi, a krajobraz rozciągał się przed nią na wiele mil, aż po horyzont.
Kiedy wyszła po tym przejmującym przeżyciu, nakłoniła Śri Krisznamaczariego, aby też poszedł z Babą do tego pokoju. Baba zabrał ich tam
wszystkich, jednego po drugim i każdego zaszczycił tą samą wizją panoramicznego widoku grobowca w Śirdi wraz z otoczeniem. Pedda Wenkapa Radżu powiedział, że został zaprowadzony do tego pokoju jako ostatni i wyszedł z niego odmieniony – jego wątpliwości zniknęły. Przyjaciele
z Penukondy przeprosili za swoje lekceważące uwagi i stwierdzili, że w obliczu boskiego zjawiska, jakim jest Baba, najrozsądniej będzie mówić, że
jest to tajemnica nie do pojęcia. Zarówno oni, jak Subbamma i Wenkapa
Radżu zostali owego dnia przekonani, że ten szesnastoletni chłopiec jest
naprawdę wcieleniem Sai Baby. Pedda Wenkapa Radżu mówi, że pouczył
swoją rodzinę, by uważała Babę za boską istotę i nie naprzykrzała się mu
więcej żadnymi małostkowymi sprawami, lekceważeniem czy gniewem.
Nawet w tych młodzieńczych latach Baba przekazywał upadesze [indywidualne nauki duchowe]. W rzeczy samej, całe jego życie jest jedną
nieprzerwaną upadeszą. Jasnym tego przykładem jest pouczenie, jakiego
udzielił swamiemu Digambarze, kiedy ten przybył do Puttaparthi w 1941
roku. Całe miasto Bukkapatnam było w stanie ekscytacji w związku z pojawieniem się tego ascety, sędziwego człowieka, który stracił władzę w nogach, zrezygnował z odzieży i dlatego był uważany przez lud za potrójny
przykład mądrości. Jego wielbiciele bardzo chcieli zobaczyć, jak zachowa
się Baba wobec tego weterana wyrzeczeń. Swami Digambara złożył wcze74
Rozdział 6 – Bala Sai
śniej śluby milczenia, więc ciekawość ludzi stała się jeszcze większa. I tak
słodkie, boskie dziecię spotkało się z uznanym bohaterem, który został
przyniesiony do wioski pod dom Karnama. Baba podarował nieodzianemu mędrcowi duży ręcznik (!) i pewną radę, jakiej starzec nie otrzymałby
nigdzie indziej.
Jeśli zerwałeś więzy ze społeczeństwem, na co wskazuje twoja nagość,
dlaczego nie udasz się do jakiejś pieczary w lesie, z dala od ludzkiej społeczności? Dlaczego boisz się tego? Z drugiej strony, jeśli pragniesz mieć uczniów,
sławę i jedzenie, co jest dostępne w miastach i miasteczkach, dlaczego pozwalasz, by błędnie uważano cię za człowieka, który nie ma żadnych przywiązań? Takie oto słowa padły z ust młodego Baby. Zadziwiły każdego
i wzbudziły podziw.
Swami Digambara był zbity z tropu, gdyż nie był wystarczająco szczery, aby działać zgodnie ze swą „nagością” i „mounam” [milczeniem]! Baba
nie był jednak uszczypliwy – o nie! Był gotów pomóc, dodać otuchy, poręczyć! Powiedział, klepiąc kalekę po plecach: Znam twoje problemy. Boisz się, że nie znajdziesz pożywienia i schronienia, jeśli porzucisz towarzystwo ludzi, prawda? Cóż, zapewniam cię, że każdy, kto przyjmie imię Pana,
gdziekolwiek by nie był, otrzyma pożywienie. Ja tego dopilnuję. Możesz być
w najgłębszych Himalajach, czy w najgęstszym dandakaranji [lesie]. Będę
tam regularnie dawał ci jedzenie! Ale jeśli nie masz takiej wiary i takiej odwagi, możesz medytować o Nim tutaj! Ale nie wędruj nago i nie dręcz tych
ludzi noszeniem cię z miejsca na miejsce.
Co za wspaniała nauka! Gdyby tylko ludzie zrozumieli jej znaczenie!
Był to głos prawdy – jedynie awatar mógł dać takie gwarancje!
Należy wspomnieć, że nawet dziś Baba daje takie gwarancje wszystkim sadhakom [duchowym aspirantom]. Przed trzema laty, kiedy spotkał
się ze swamim Satczidanandą, powiedział mu, żeby rozwijał swoje jogiczne osiągnięcia i nie trwonił ich na różnorodne działania organizatorskie,
po czym, klepiąc po plecach tego siedemdziesięcioletniego sannjasina
[mnicha], dodał: Twoje osiągnięcia jogiczne same przenikną skały jaskini,
w której będziesz siedział i przyniosą światu pomyślność. Idź do jakiejś himalajskiej samotni, a zapewnię ci pożywienie i schronienie, gdziekolwiek
będziesz! Ten sam głos prawdy, głos awatara, kieruje i strzeże wszystkich
sadhaków, bez względu na ich religię, rasę i kraj pochodzenia!
75
Bala Sai
Rozdział 6 – Bala Sai
Gdy na wieść o ujawnieniu się Sai Baby w Puttaparthi zewsząd zaczęli przybywać wielbiciele, Baba zajął się leczeniem ich chorób cielesnych
i umysłowych. Mówi, że stanowi to część jego misji, ponieważ nikt nie
pragnie duchowej dyscypliny, kiedy prześladują go choroby. Dlatego do
tego wielkiego uzdrowiciela przywożono wiele osób z chronicznymi chorobami, obłędem, histerią, opętanych przez złe duchy itp. Osoby oddające cześć Sai Babie z Śirdi przyjeżdżały z ciekawości, by sprawdzić to nowe
przejawienie ich Pana. Wielu nakłaniało Babę, aby udał się do miejsc ich
zamieszkania. I tak oto Baba pojechał do Bangalore i odwiedził kilka domów, których mieszkańcy powiązani byli z osobami z Mirzapur, Kolapuram, Pithapuram, Sandur, Madrasu i innych miejscowości. Przybyli też
wielbiciele z rodu Ursu, związanego z królewską linią z Mysore. W Bangalore Baba zoperował człowieka z przewlekłym wrzodem dwunastnicy.
Chory natychmiast wyzdrowiał, a wszystkie narzędzia podczas tej operacji zostały tajemniczo zmaterializowane. Tak więc strumień pielgrzymów
stale rósł.
Wszystkie te zdarzenia ujawniły potrzebę postawienia większego
mandiru, gdzie Baba mógłby mieszkać i gdzie można by pomieścić wielbicieli. Zaprojektowano zatem w 1945 roku Stary Mandir – dokonał tego
m. in. Thirumala Rao z Bangalore. Wybrane miejsce znajdowało się nieco
za wioską, pomiędzy świątyniami Satjammy i Gopalakriszny – dokładnie
w miejscu, na którym od lat rodzina Karnam i inni wielbiciele wznosili
baraki i pandale (namioty) podczas Daśary i innych świąt.
Kiedy służący, Guni Wenkata (czyli garbaty Wenkata) zaczął kopać
w miejscu wskazanym przez Babę, aby położyć tam kamień węgielny jako
podwalinę, oczom wszystkich pokazała się duża liczba kamiennych pithamów, czyli podstawek pod lingamy! Jednak, co dziwne, spoczywały tam
dziesiątki pithamów... ale ani jednego lingamu! Ludzie otoczyli Babę i prosili go o wyjaśnienie. Odparł im tajemniczo, wskazując palcem na swój
brzuch: Wszystkie te lingamy są tutaj. Ci, którzy byli świadkami wyłaniania się lingamów z ust Baby w noc każdego święta Mahaśiwaratri mogli
przekonać się o prawdziwości tych słów. Inni musieli zadowolić się pocieszeniem, że drogi Pana są poza granicami naszych możliwości mierzenia,
ważenia, wnioskowania i osądzania.
77
Stary Mandir
Rozdział 6 – Bala Sai
Kiedy ukończono Stary Mandir, Baba przeniósł się tam z domu Karnama i zamieszkał w pokoju po lewej stronie werandy. Było to małe pomieszczenie, długie na 2,5 metra i szerokie na 180 centymetrów.
W międzyczasie udał się do Madrasu i udzielił darszanu tysiącom
osób. Pojechał również aż do Masulipatnam. Dokądkolwiek przybywał,
obdarzał ludzi spokojem umysłu, dawał duchowe rady i zapewniał wszystkich, że będzie ich prowadził i chronił. Pewnego dnia, gdy był na morskiej
plaży niedaleko Masulipatnam, wszedł prosto w morze! Wielbiciele dopiero po jakimś czasie uświadomili sobie, co się stało. Wówczas usłyszeli jakiś
głos i zwrócili się w stronę fal. I wtedy zobaczyli Sesza Sai – Pana na wężu
Sesza – spoczywającego na tych falach! Chwilę później Baba był przy nich.
Uderzyło ich, że jego ubranie było suche.
Innego dnia cisnął daleko w fale srebrny kubek. Wszyscy zastanawiali
się, dlaczego to uczynił, jednak po chwili kubek został wyrzucony na brzeg.
Baba podniósł go i wylał słoną wodę na dłonie bhaktów – kilka kropli dla
każdego – aby wypili je z czcią. I oto wszyscy stwierdzili, że woda z kubka
jest pachnąca, słodka i smaczna ponad wszelkie porównanie! Morze ofiarowało mu amritę, tak jak później złożyło mu do stóp naszyjnik z pereł.
Osoby, które oglądały te lile i spożywały ów nektar, są teraz w Prasanti Nilajam żarliwymi wyznawcami Bhagawana.
Błędem byłoby wnioskować z tych zdarzeń, że Baba, przejawiając swoją boskość, usiłował zrobić wrażenie na otaczających go ludziach. Cuda są
samą istotą Pana. Jego działania są ponad naszą arytmetyką, fizyką i chemią. Badanie istoty związku pomiędzy „tu i teraz” a „w przyszłości i zawsze”, Platon nazwał meta-fizyką albo „po-fizyką”. Czyny Baby są zawsze
„meta”! W swej łaskawości czyni cuda, ponieważ on to On, a nie z powodu
jakiegoś pragnienia, celu, czy potrzeby, bo czegóż on mógłby chcieć, czy
też pragnąć?
Kiedy tylko jakiś człowiek przybył przed jego oblicze, nawet w tamtych latach, Baba natychmiast brał go pod swoje skrzydła – poprzez poradę,
sugestię, satyrę, sarkazm, a nawet otwartą naganę, powoli kształtował ową
osobę na pokornego, cichego, pobożnego, ale zarazem efektywnego i pełnego zapału członka społeczeństwa. Taka jest alchemia jego dotknięcia.
Nawet kiedy przemawiał do grup wielbicieli, ciągle podkreślał potrzebę
przemiany wewnętrznej. Mówił wszystkim, żeby mieli odwagę. Twierdził,
79
Daśra, Stary Mandir, 1946
Rozdział 6 – Bala Sai
że można ją zdobyć jedynie przez wiarę w nieskończoną moc, nieskończoną łaskę Pana. Oczywiście, jeżeli ktoś w to wątpił, musiał tylko zbliżyć się
do niego i zasmakować w jego nieskończonej mocy i nieskończonej łasce.
Kiedy mówimy o jego karunie [współczuciu], przychodzi na myśl zdarzenie, które miało miejsce w Bangalore, gdy Baba był jeszcze nastolatkiem.
Jakiś łatacz starego obuwia wykonujący swą pracę w zaułku przy siedzibie
lokalnych władz, zobaczył Babę w domu naprzeciwko. Wiele samochodów
przyjeżdżało do tego domu i odjeżdżało. Wnoszono kwiaty i owoce, a twarze tych, którzy wychodzili na ulicę, jaśniały radością i zadowoleniem –
rozmawiali o awatarze, o Śri Krisznie, o Bhagawanie, o Babie itp. Zatem on
również odważył się wejść w tamtą bramę i stremowany zajrzał do dużej
sali, w której Baba siedział na specjalnym krześle, z mężczyznami po jednej stronie i kobietami po drugiej. Oczy szewca padły na Babę dokładnie
w chwili, kiedy on również spojrzał na niego. Baba natychmiast powstał
i podszedł do drzwi, gdzie stał ten człowiek. Wziął mały uschnięty wieniec,
który szewc trzymał w ręku, jeszcze zanim tamten go ofiarował i spytał
w języku tamilskim, czego od niego chce!
Odwaga sformułowania i wypowiedzenia życzenia musiała zostać
podarowana szewcowi przez samego Babę, bo jakże inaczej mógłby wystąpić z tak zdumiewającą prośbą? Powiedział z pewnością siebie i bez wahania, ku zaskoczeniu wszystkich: Proszę, przyjdź także do mojego domu
i przyjmij coś ode mnie! Baba poklepał go z miłością po plecach i powiedział: Dobrze, przyjdę, po czym wrócił na swoje miejsce po przeciwnej
stronie sali.
Szewc długo czekał, chciał bowiem powiedzieć Babie, gdzie jest jego
dom, chciał się też dowiedzieć kiedy Baba go odwiedzi, tak by mógł wysprzątać mieszkanie i przygotować się na jego przyjęcie. Musiał jednak pośpieszyć z powrotem do swego zaułka, żeby mieć oko na torbę z paskami
skóry i starymi butami. Przechodnie popychali go i potrącali. Nikt go nie
słuchał, kiedy mówił, że Baba obiecał odwiedzić go w jego chacie, gdy prosił, aby zapytali go, kiedy ma zamiar przyjść. Niektórzy śmiali się z niego
i jego zuchwalstwa, podczas gdy inni twierdzili, że jest pijany albo szalony.
Dni mijały. Baba spędzał czas z innymi bhaktami i nie odwiedził już domu
naprzeciwko miejsca pracy łatacza, który stracił wszelką nadzieję na spotkanie Baby.
81
Prawda Dobro Piękno
Naraz, pewnego dnia, jakiś piękny samochód zatrzymał się dokładnie przed sędziwym łataczem. Zaskoczyło go to niezmiernie – przestraszył
się, że być może to wóz policyjny albo urzędnik korporacji, który chce go
o coś oskarżyć. Ale był to Baba! Zaprosił łatacza do środka samochodu.
Mężczyzna był nazbyt zmieszany, aby otworzyć usta i wskazać kierowcy
drogę do swojej chaty. Jednak Baba znał drogę. Zatrzymał wóz na poboczu,
wysiadł i razem pośpieszyli brukowaną uliczką do chaty, stojącej wśród
innych nędznych chałup! Szewc wbiegł do środka, aby uprzedzić rodzinę.
Baba stworzył słodycze i owoce, po czym dał je jako prasadam członkom
rodziny szewca. Następnie usiadł na desce koło ściany. Pobłogosławił tego
sędziwego człowieka, który płakał łzami szczęścia, zjadł kilka bananów,
jakie tamten przyniósł z pobliskiego sklepu i opuścił tę chatę, którą przez
swoje odwiedziny uczynił miejscem pielgrzymek dla całego sąsiedztwa!
Tak objawiała się prema [miłość] Baby.
Niektórzy w swej głupocie usiłowali otruć Babę! Ponieważ zdarzenie, o jakim będzie tu mowa, odsłania niejedną prawdę o boskości Baby,
najlepiej będzie, jeśli opiszę je szczegółowo. Nawet dziś Baba nie pozwala,
aby nazwać tę próbę „usiłowaniem zabójstwa”. A ponieważ jego słowa są
prawdą, powtórzymy za nim, że była to jedynie próba sprawdzenia, czy
może on przeżyć spożycie trucizny, wynikająca bardziej ze sceptycyzmu
niż z podłości.
Wydarzyło się to w dzień świąteczny. Baba odwiedził w towarzystwie
dwóch wielbicieli kilka domów w swojej rodzinnej wsi. W każdym domu
coś zjadł, kiedy zaś wszedł do domostwa, w którym gotowa już była ta
potrawa zaprawiona trucizną, zażądał większej ilości owego dania. Dopilnował jednak, żeby jego towarzysze nie zjedli tej śmiertelnej strawy. Kiedy
później powrócił do domu Karnama, powierzył pewnej osobie tajemnicę
o tym szczególnym zaproszeniu z tamtego domu. Mówił o całkowitej nieskuteczności i głupocie tego wszystkiego i serdecznie śmiał się z całego
zdarzenia. Po pewnym czasie całe to jedzenie zwymiotował. Osoby z jego
otoczenia sprawdziły po cichu, czy było ono trujące dla żywych istot, czy
też nie. Było!
Tak naprawdę, Baba znajduje radość, czyniąc dokładnie to, czego
my, śmiertelnicy, boimy się zrobić. Weźmy na przykład tę noc, gdy został
ukąszony przez węża! Wydarzenie to jest opisane w rozdziale „Cudowna
82
Rozdział 6 – Bala Sai
dłoń”! Wspomnianej nocy, kiedy Baba doszedł do siebie po użyciu talizmanu, który stworzył w cudowny sposób mocą swej łaski, wszyscy w wiosce
prosili go, aby nie jadł nic na wieczerzę, gdyż jedzenie może wzmocnić oddziaływanie trucizny. On jednak zjadł nawet więcej niż zwykle. Ostrzegali
go przed zaśnięciem, nie wiedząc, że jego sen to nidramudra [kosmiczny
sen Boga], która jest poświęcona czujnej ochronie świata. On jednak spał
dłużej niż zwykle. Następnego ranka został poproszony o unikanie zimnej
wody, tymczasem on celowo zanurkował w studni i pływał sobie dookoła jedynie po to, aby podroczyć się z ludzką nerwowością i ostrożnością!
Pomimo wszystkich tych dowodów jego boskości, my próbujemy ściągać
go z wyżyn na nasze dno i ograniczamy Najwyższą Pozalogiczność do naszych ciasnych, ale logicznych rozumowań!
Subbamma najbardziej ze wszystkich troszczyła się o jego „zdrowie”
i najbardziej martwiła się setkami pielgrzymów, którzy gromadzili się
w Puttaparthi. Jeszcze dzisiaj Baba mówi, że żarna w jej domu były zawsze
w ruchu, produkując czatnej [gęsty sos] ze stosów orzechów kokosowych,
które ofiarowywali pielgrzymi. Subbamma kręciła żarnami, kręciła i kręciła – prawie osiem godzin dziennie! Miała w sobie ogromną miłość i oddanie dla Pana, Baba zaś powiedział, że spełni jedno jej życzenie. Było ono
następujące – otrzymać darszan Baby w ostatnich chwilach życia. Opowieść o tym ostatnim darszanie przejmuje do głębi.
Subbamma zachorowała. Zabrano ją do Bukkapatnam, jednak pomimo choroby pewnego dnia przyjechała wolim zaprzęgiem, aby ujrzeć Prasanti Nilajam, które wówczas budowano. Wkrótce choroba złożyła ją do
łóżka. Nie mogła chodzić. Stan jej zdrowia pogarszał się, a Baba był daleko,
w Bangalore! Subbamma majacząc mówiła o Babie i widzeniu Sai Baby
z Śirdi, jakiego miała zaszczyt doświadczyć, o wielorakich lilach Kriszny,
jakie oglądała, a kiedy wracała do przytomności, mówiła o tych samych
zdarzeniach i osobach. Znajdowała się wśród krewnych, którzy nie podzielali jej uczuć. Uważali bowiem, że jej miłość do tego dziwnego, cudownego
chłopca odciągnęła ją od rodziny. Powiedzieli jej więc, że jej Baba jest sto
mil stąd i lepiej będzie, jeśli Subbamma skupi swą słabnącą uwagę na otaczających ją ludziach i sprawach. Jednak jej wiara nie zachwiała się.
Tymczasem Baba opuścił Bangalore i udał się do Tirupati, gdzie
spędził trochę czasu ze swymi wielbicielami. Oczywiście, Baba wiedział,
83
Bala Sai
Rozdział 6 – Bala Sai
że dusza Subbammy walczy o to, by uwolnić się od cielesnej powłoki,
a jej ciało spoczywa na łożu śmierci w Bukkapatnam. Ludzie wokół niej
ogłosili, że wydała ostatnie tchnienie. Jednakże osobliwy rumieniec na
jej twarzy sprawiał, że nie mogli zdobyć się na zabranie ciała na miejsce
kremacji. Kilku rozsądnych ludzi potrząsało przecząco głowami, kiedy
mówiono, że umarła. Doradzali cierpliwość i upominali krewnych: Ptak
jeszcze nie wyleciał. Jak mógłby wylecieć ten ptak, nawet jeśli drzwi klatki
stały otworem? Musi przecież otrzymać darszan i czekać, aż przybędzie
Baba. A on również spieszył do jej łoża śmierci. Opuścił samochodem
Tirupati i przybywszy do Puttaparthi udał się do Bukkapatnam. Minęły
trzy dni od ogłoszeniu śmierci Subbammy! Jej oczy straciły blask, położono ją na ziemi, a ludzie byli już zniecierpliwieni. Baba usiadł koło niej
i niskim głosem zawołał dwukrotnie: Subbamma, Subbamma! Wtedy, ku
zadziwieniu wszystkich, którzy tłoczyli się dokoła, Subbamma otworzyła oczy. Wyciągnęła rękę do Baby, mocno uchwyciła jego dłoń i z miłością zaczęła ją poklepywać. Baba położył palce na jej wargach – usta
Subbammy uchyliły się trochę, jak gdyby wiedziała, że Baba daje jej coś
na uśmierzenie pragnienia jej duszy. Z palców Baby popłynęła w jej usta
woda nieśmiertelnej Gangi [Gangesu] i Subbamma dołączyła do grona
wyzwolonych!
W owym czasie do Baby przyszło z pilną sprawą kilku muzułmanów
z sąsiedniej wsi. Ich szeregi zostały przerzedzone przez srogą chorobę.
Tradycyjnie w tym regionie oddaje się cześć świętym pirom w miesiącu
mohurram. Piry to przedmioty wykonane ręcznie z mosiądzu, uważane
za święte – jako pamiątki poświęcenia się Hassana i Husseina w pamiętnej bitwie pod Karbalą. W uroczystej adoracji, w ceremonialnej procesji
i w ceremonii zanurzenia ich w wodzie bierze udział zarówno społeczność
hinduska, jak i muzułmańska. Baba powiedział muzułmanom, którzy do
niego przyszli, że piry adorowane były w ich wsi od stuleci, jednak w ostatnich czasach obrzęd ten został zarzucony. Poprosił, aby go przywrócili.
Ujawnił, że jeśli zaczną kopać w pewnym miejscu – podał w jakim – znajdą
piry, które poświęcili ich przodkowie. Zabrali się do kopania i ich oczom
ukazały się te piry! Wszyscy byli tak zaskoczeni wszechwiedzą Baby i nagłym pojawieniem się tych świętych przedmiotów, że nikt nie miał odwagi
wydobyć ich na powierzchnię. Baba więc sam zszedł do dołu i wyciągnął
85
Prawda Dobro Piękno
cztery piry. Przeniesiono je do mandiru, gdzie zostały starannie zapakowane. Wydawano je wieśniakom jedynie na uroczystości Mohurram, a kiedy
obrzędy te kończono, zwracano je do świątyni.
Warto tu opisać jeszcze jedno ciekawe zdarzenie, którego świadkiem
był autor tych słów. Kiedy pewnego razu muzułmanie szli z mandiru,
przyjąwszy piry z rąk Baby, człowiek, które je niósł, zaczął zachowywać się,
jakby był opętany. Wszyscy poczęli gromadzić się wokół niego, aby zobaczyć tego świętego człowieka w tym niezwykłym stanie. Tańczył, obracał
się w kółko, mruczał do siebie wiersze świętego Koranu, a potem wrócił do
miejsca, gdzie znajdował się Baba! Wówczas Baba oświadczył: Idź, idź i powróć tu po zakończeniu święta. Po usłyszeniu tych słów „opętany” cicho
pośpieszył naprzód wraz z pirami, wypełniony pobożną radością. Jedynie
ci, którzy mieli zaszczyt przeżyć takie chwile, mogą pojąć odrobinę z tajemnicy, jaką stanowi Baba.
W tamtych czasach wielbiciele przybywali do Puttaparthi ze wszystkich stron. Każdy z nich został przyciągnięty przez jakąś niewytłumaczalną okoliczność i stał się wierny Babie za sprawą jakiegoś błysku jego
wszechwiedzy, wszechobecności lub wszechmocy. Jakiś mężczyzna z Udumalpet, który początkowo odmówił dołączenia do grupy pielgrzymów, ale
później został do tego namówiony, ofiarował Babie wieniec z kwiatów, gdy
tylko dotarli do Puttaparthi – podobnie jak czynili to inni. Baba jednak
nie przyjął tej ofiary. Powiedział: Nie chciałeś tu przyjechać! Ta uwaga zbliżyła do niego tego niedowiarka.
Inny człowiek przybył z Madurai, ponieważ jego siostra w Wellore
zgodziła się poddać operacji chirurgicznej dopiero wtedy, gdy Baba potwierdzi, że zabieg ten jest konieczny. Przyjechał więc do Puttaparthi, ale
Baba przez kilka dni nie rozmawiał z nim. Kiedy w końcu odezwał się,
nakazał mu wrócić następnym autobusem do Wellore. Lekarz w Wellore
coraz bardziej się złościł (!), że głupia pacjentka naraża własne życie, czekając na pozwolenie od jakiegoś chłopca, który, jak powiedziała, jest jej guru
i Bogiem! Brat w końcu przyjechał. Zrobiono kolejne badanie lekarskie
i dziw nad dziwy, żadna operacja nie była już potrzebna. Czy to ta sama
kobieta? Lekarz w zdumieniu przecierał oczy.
Gdyby ktoś ułożył książkę z odpowiedziami wielbicieli na pytanie: „Jak i dlaczego przyjechałeś bądź przyjechałaś do Puttaparthi po raz
86
Rozdział 6 – Bala Sai
pierwszy?”, dzieło to byłoby bardzo inspirujące. Jeśli taka książka powstanie, wówczas opowieść o przybyciu Śrimathi Sakammy z Korg, słynnej
właścicielki plantacji kawy, znanej z dobroczynności i wyróżnionej przez
Maharadżę z Mysore tytułem Dharmaparajani, byłaby w niej ciekawym
rozdziałem. Nie dlatego, że była bogata i sławna w sferach biznesu i przemysłu – o nie. Baba nie dba o to, czy dana osoba jest bogata czy biedna. On
dba o bogactwo charakteru i sadhany oraz skarby ducha, bez względu na
stan konta w banku!
Nieżyjąca już Śrimathi Sakamma nieraz opowiadała o swoich niezwykłych doświadczeniach. Pewnego dnia, w jej własnym domu w Somwarpet,
w dystrykcie Kodagu [dawniej Coorg], kiedy odprawiała nabożeństwo,
służący przerwał jej i oznajmił, że na podwórze wjechał samochód z osobą,
która chce bezzwłocznie się z nią widzieć. Wytrąciło ją to trochę z równowagi, niemniej jednak wyszła przed dom, aby zobaczyć, kto ośmiela się zająć jej czas. Ujrzała wewnątrz wozu wysokiego, pięknego starca z budzącą
szacunek brodą, siedzącego na skórze jelenia. Całe jego ciało było pokryte
popiołem. Uderzył ją również wiek tego samochodu, gdyż dorównywał on
wiekowi swego właściciela, czy też użytkownika. Kierowcą zaś był młody,
nastoletni chłopiec; Sakamma była ciekawa, jak zdołał on zdobyć prawo
jazdy i czy w ogóle je miał. Samochód miał z przodu na dachu tablicę z napisem ZARZĄD KAILASY [Kailasa – góra w Himalajach, uważana za siedzibę boga Śiwy]! Zaprosiła mężczyznę do środka, pokłoniła się, położyła
u jego stóp świeżo zerwaną różę i ofiarowała mu kilka owoców. Powiedział,
że nie będzie ich jadł, bo nie zawsze chce dogadzać podniebieniu. Chciał,
aby wsparła „Zarząd Kailasy” i została jego członkinią przez złożenie ofiary w wysokości 1000 rupii. Podpisała dokument, na którym wypisane już
było jej nazwisko i ta suma! Kiedy podała mu te pieniądze, starzec oznajmił: Zatrzymaj je. Przyjadę i zabiorę je później. Z tymi słowy pozostawił na
stole podpisany dokument, po czym, wsiadłszy do samochodu odjechał!
Nastoletni kierowca sprawował się za kierownicą znakomicie, gdyż już za
chwilę zniknęli jej z oczu.
Po latach Sakamma ujrzała Babę w pewnym domu i najpierw wydawało jej się, że jest on kierowcą tamtego tajemniczego samochodu, a w następnej chwili, że jest tym siwowłosym pasażerem, który skłonił ją do
złożenia datku na „Zarząd Kailasy” i poprosił, aby zatrzymała gotówkę.
87
Bala Sai
Rozdział 6 – Bala Sai
A potem Baba zaskoczył ją, mówiąc: No dalej, daj te tysiąc rupii, które obiecałaś tamtego dnia!, po czym opowiedział całe to zdarzenie z dokładnością
do najdrobniejszego szczegółu.
Pewnego razu Baba udał się do Mysore podczas święta Dipawali i zatrzymał się u pewnego wielbiciela z Ursu. Będąc tam, obdarzył wielbicieli
w Puttaparthi wizją Nagi [bóstwa o ciele węża] – zjawiska, jakiego doświadczali również wielbiciele Baby z Śirdi – co mogą poświadczyć mieszkańcy Coimbatore i wielu innych miejscowości. Co ciekawe, podczas tego
widzenia Baba znajdował się „poza” swym fizycznym ciałem, które było
w Mysore. Śpiewanie bhadżanów podczas nieobecności Baby prowadzono przed tymczasową świątynią, na stopniach wiodących do drzwi wejściowych, gdzie znajdowała się oprawiona fotografia Baby i płonęły dwie
lampy. Święta noc Dipawali przeminęła i oto o świcie kilku wielbicieli
w Puttaparthi zobaczyło światła jakiegoś samochodu, wjeżdżającego na
wzgórze nad Karnatanagapalli. Później jednak okazało się, że było to złudzenie paru ludzi, którzy pobiegli na brzeg rzeki. Gdy powrócili, okazało
się, że obraz Baby oplotła kobra. Gada widziały setki wieśniaków i innych
ludzi do godziny trzeciej po południu. Ludzie ofiarowali mu pudżę, w południe jak zwykle śpiewali bhadżany i rozbili orzechy kokosowe dla jej
przejednania, jednak kobra nie ruszyła się z miejsca. Kilka kobiet rzuciło
na gada kumkum i proszek szafranowy, wypowiadając imię Pana i wzywając Babę. Postawiły przed kobrą w miseczkach mleko. Kobra kołysała
z boku na bok swym wzniesionym kapturem. Pewna czcigodna kobieta ze
wsi, kiedy zwrócono jej dwie połowy orzecha kokosowego po uroczystym
ich ofiarowaniu, sprzeciwiła się głośno, mówiąc że jej orzech był większy
i straci, jeśli przyjmie połówki mniejszego orzecha. Na to kobra, jak gdyby
przypatrując się temu, zwróciła się w jej stronę i głośno zasyczała! Wszyscy
roześmiali się widząc strach tej kobiety! O godzinie trzeciej po południu
kobra ześlizgnęła się z obrazu i za chwilę zniknęła. A w Mysore Baba sprawił wszystkim radość, budząc się.
Zaraz po Mysore Baba odwiedził Haidarabad, a ponieważ wiele
miejsc rozpoznał jako te, które kiedyś widział, rani [królowa lub księżna]
z Czinczinoli zrozumiała, że jest on awatarem Baby z Śirdi. Baba udał się
też do Kuppam, stamtąd zaś do Karur i Triczinopoly. Wszędzie był witany
z wielkim entuzjazmem przez wielbicieli i mieszkańców. W Triczinopoly
89
Prawda Dobro Piękno
pochód powitalny otwierał słoń w bogatej uprzęży, za którym szły grupy
ludzi recytujących mantry wedyjskie i niosących w srebrnych naczyniach
święconą wodę jako wyraz czci. Wszędzie nauczał: Oczyszczajcie swe serca
i czyńcie z nich odpowiednie sanktuarium dla Pana. Nie wpadajcie coraz
głębiej i głębiej w zło, ulegając pokusom. Bądźcie odważni. Uwierzcie w Boga,
który jest w was. On jest waszym najlepszym i najbliższym krewnym.
Kiedy samochody towarzyszące Babie jechały ulicami Triczinopoly, jeden z tych pojazdów potrącił jakiegoś chłopczyka i dziecko doznało
ciężkich obrażeń. Tłum otoczył chłopca, którego – krwawiącego i rannego – położono na werandzie pobliskiego domu. Przyjechała policja, lecz
wcześniej przybył Baba i dotknął chłopca. Policja nie miała już czego badać – ranne dziecko biegało dokoła opowiadając wszystkim, jak to zostało
uzdrowione jednym dotknięciem. Długo jeszcze po odjeździe Baby chłopczyk był wielbiony i karmiony przez zachwyconych ludzi, którzy zazdrościli mu tego cudownego przeżycia.
Był też inny chłopiec, podobnie wywyższony przez tłum, który być
może jeszcze dzisiaj dziękuje Panu za to, że wszedł On na jego drogę życia. Podczas spotkania publicznego w pobliżu Triczinopoly, odbywającego
się ku czci Baby, pewien człowiek wątpił w boskość Baby. Wyczuwając to,
Baba wezwał głuchoniemego chłopca, stojącego obok wspomnianej osoby
i nakazawszy mu zająć miejsce na podwyższeniu przed mikrofonem, spytał go: Jak się nazywasz? Chłopiec natychmiast odpowiedział do mikrofonu, będąc słyszanym przez tysiące: Wenkata Narajanan! Niedowiarek
zaniemówił i zwiesił głowę zawstydzony. Miało to jednak również inny
skutek. Baba często mówi o tym zdarzeniu, śmiejąc się. Mianowicie, kiedy
nazajutrz zaświtał poranek, ulica, przy której się zatrzymał, była na całej
długości zatłoczona głuchoniemymi osobami! Stała się milczącą uliczką
bólu! Nikt do owego dnia nie wiedział, że w Triczinopoly mieszka tylu
głuchoniemych. Baba musiał wydostać się z domu bocznym wyjściem, aby
uniknąć wrzawy ze strony ich krewnych.
Wielbiciele w Karur i Triczinopoly współzawodniczyli ze sobą w przystrajaniu domów i ulic oraz we wspaniałości przygotowań powitalnych.
Jednak Baby nie wzruszyła cała ta widowiskowość. Chodził swobodnie
wśród ludzi, zarówno tych bogatych, jak i biednych, czasem więcej przebywając z biedakami niż ze swoimi gospodarzami. Serca pobożne i pełne
90
Rozdział 6 – Bala Sai
skruchy bardziej go obchodzą, niż te nadęte pychą i skażone chciwością.
Budowle zwane mandapami, ozdobione kwiatami o przeróżnych barwach,
wzniesione w celu oddawania mu czci, były istnymi dziełami sztuki. Ale
Baba niezliczoną ilość razy oświadczał ludziom, że dla niego wartość ma
jedynie nieskalany kwiat czystego serca i ofiara z „owoców”, jakimi są dobre czyny – hridaja puśpa i karma phala. Kiedyś w Mysore, siedząc w jednej
z takich mandap, Baba przyjmował pudżę pewnego wielbiciela z Ursu, kiedy naraz, znikąd, pojawiła się kobra i podpełzła do sterty kwiatów u jego
stóp. Potem pojawiła się druga kobra i obie ustawiły się po obu stronach
mandapy. Baba zapewnił tę rodzinę z Ursu, że nie ma się czego obawiać
i po chwili kobry rozpłynęły się w nicości, z której się wyłoniły!
Baby nie zadowala jedynie wpajanie wielbicielom wiary przez demonstrowanie cudów. Jest on surowym nauczycielem, którego zadowoli dopiero stuprocentowa prawość oraz szczery wysiłek w duchowej dyscyplinie.
To wyjaśnia, dlaczego wiele kobiet i mężczyzn, którzy zostali przyciągnięci
do niego opowieściami o jego cudach i których wiara w jego boskość została potwierdzona wieloma dalszymi cudami, odchodzi od niego. Nie są
w stanie sprostać jego żądaniom poprawy charakteru, wyrzeczeń, sadhany,
dżapy i dhjany. Już w tamtych latach Baba powtarzał, że to, iż ratuje od
fizycznych nieszczęść, leczy choroby ciała, uzdrawia, pociesza i daje ulgę,
jest tylko pierwszym krokiem do sadhany, którą powinniśmy praktykować
po jego darszanie. Wielu sadhu i mahariszich stoczyło się w swym życiu,
ponieważ zabiegali o uznanie bogatych i wpływowych opiekunów. Baba,
który przyszedł, aby oświetlić drogi owych sadhu i mahariszich, nigdy nie
owija w bawełnę, gdy trzeba prostować błędy otaczających go ludzi. Jego
łaska płynie bez względu na wiek, wykształcenie czy odległość. Błogosławi on każdego, korygując i oceniając. Jedynie całkowite poddanie się jego
woli może przynieść spełnienie i wolność.
Wkrótce wielkim świętem w Puttaparthi stała się Daśara, gdyż o ile
Baba w czasie innych świąt mógł przebywać w Madrasie, Triczinopoly,
czy Masulipatnam, podczas Daśary był on zawsze w mandirze. Śrimathi
Sakamma i inne wielbicielki miały zaszczyt przez wiele lat zajmować się
przygotowaniami do tego święta Boskiej Matki. Baba jest doprawdy najwyższą Matką, przejawiającą się jako Saraswati, Lakszmi, Śarada, Annapurna, a nawet Kali. Baba powiedział, że sanathana dharma [odwieczna
91
Bala Sai, 1945
Rozdział 6 – Bala Sai
droga prawości] jest Boską Matką ludzkości. Ze swym przesłaniem satji,
dharmy, śanti i premy, czterema głównymi zasadami tej sanathana dharmy, sam Baba jest Matką i Sanathana Sarathi [Odwiecznym Woźnicą].
Jego wielbiciele czują nade wszystko, że jest on ich matką, więc Daśara jest
największym świętem w Puttaparthi. Wielu z jego bhaktów zostało pobłogosławionych widzeniem go jako Matki. W rzeczy samej, jeden z nich
nalega, aby zwracać się do Baby jako Śiwathai, co znaczy Matka Śiwa.
Baba lubi towarzystwo dzieci i koryguje nawet najbardziej krnąbrne
z nich poprzez niewyczerpany zasób sztuczek, gier, brzuchomówczych
popisów, zabaw z cieniem, a nawet podarunków w postaci słodyczy stwarzanych ruchem dłoni. Skręca i wygina palce i oto kiedy ich cień pada na
odkrytą ścianę naprzeciwko, dzieci z zadziwieniem widzą węże, orły, konie, jelenie, psy, pawie, kruki, koty i bawoły, podskakujące ku ich radości.
Daje dziecku kulkę z piasku – ono niechętnie wyciąga maleńką dłoń, aby
wziąć „laddu”, jak określa to Baba, ale piasek rzeczywiście staje się słodkim,
wonnym laddu w chwili, gdy dotyka go dłoń dziecka. Baba mówi, że dzieci
są doprawdy w czepku urodzone, ponieważ mogą otrzymać jego darszan
dużo wcześniej niż dorośli i będą mieć go za swego nauczyciela, obrońcę,
przewodnika i strażnika przez wiele przyszłych dziesięcioleci. Kiedy Baba
zgadza się nadać imię dzieciom swych wielbicieli, te imiona są pełne jego
łaski i miłosierdzia. Wprowadza on też maluchy w akszarę [alfabet]. Bierze
ich małe paluszki w swoją dłoń i gryzmoli wraz z nimi – miodem, mlekiem
i ryżem – litery alfabetu.
Akszara znaczy jednak również to, co niezniszczalne, wieczne. Baba
wprowadzając w akszarabhjasę [naukę alfabetu], wprowadza je także w to,
co niezniszczalne. Każe bowiem dziecku wypowiadać mahamantrę: Om
Namo Narajana lub Om Namaśiwaja, bądź też Om Śriniwasaja, czy jakąkolwiek inną, stosowną do tradycji rodziny dziecka. Daje mu w ten
sposób klucz do ostatecznego przeznaczenia duchowego. Istnieje pewna
pieśń w języku tamilskim, określająca go jako Saimatę, matkę, która karmi
swe dzieci mlekiem dżniany [mądrości]. Akszarabhjasa stwarza małemu
szczęściarzowi taką szansę.
Podczas święta Daśary Baba daje się poznać jako opiekun muzyki i literatury oraz dawca żywności i środków utrzymania. Jest to święto długo
pozostające w pamięci, obchodzone od samego początku działalności tego
93
Bala Sai, 1945
Rozdział 6 – Bala Sai
awatara. Wielbiciele rozkoszują się słuchaniem dyskursów, występów muzycznych, oglądaniem przedstawień i wspaniałych uroczystości. Każdego
wieczoru odbywa się wówczas pochód wąskimi ulicami wioski, z Babą
niesionym w codziennie inaczej ozdobionym palankinie, na ramionach
coraz to innych żarliwych wielbicieli. W czasie pochodu, autor tej książki
widział na własne oczy, jak Baba wyrwał kwiaty wystające z otaczających
go wieńców, po czym rozrzucił je po tłumie. I oto wszystkie spadły z brzękiem, ponieważ każdy płatek kwiatu stał się małym medalikiem z obrazem Baby na jednej stronie i portretem Sai Baby z Śirdi na drugiej! Często
zdarzało się, że płatki zostały przemienione w miętowe cukierki, spadające jak deszcz wśród otaczającego palankin tłumu! Kiedy Baba siedział na
palankinie, jego czoło często pokrywało się popiołem wibhuti, wydobywającym się z jego ciała. Bhaktowie widzieli to, podobnie jak pojawiające
się kropki kumkum!
Wkrótce stwierdzono, że mandir jest zbyt mały na te wielotysięczne zgromadzenia wielbicieli. Wielu czcicieli Sai Baby z Śirdi słysząc, że
wcielił się on w ludzkiej postaci w wiosce Puttaparthi, pośpieszyło tam.
Wielu, którzy udali się jak zwykle z pielgrzymką do Śirdi, zostało tak „pokierowanych”, aby jechali do Puttaparthi. Inni dowiadywali się o Sai Babie
z Śirdi od samego Sathya Sai Baby. Artho dżidżnasurartharthi dżnani ća
– tłumnie ruszajcie do Pana – mówi Śri Kriszna w Bhagawadgicie. Ludzie
dotknięci nieszczęściem, dociekający prawdy, szukający wygodnego życia,
wreszcie mędrcy – pielgrzymi tych czterech kategorii przychodzą do Pana,
kierowani różnymi pobudkami, jednak Pan przychylnie wita wszystkich
i każdego zadowala. Nieszczęśliwym przynosi ulgę. Jego wibhuti działa
jak zaklęcie, odpędzając złe duchy i niwecząc skutki czarnej magii u setek
nieszczęśników. Przyciąga do siebie i zadowala nawet osoby krytyczne, ciekawskie, wątpiące, niedowierzające i agnostyczne. Błogosławi osoby, które
dążą do wygodnego życia, pod warunkiem, że są na tyle wykształcone, aby
uzyskany spokój umysłu wykorzystać do rozwoju duchowego i rozmyślań
nad ostatecznym celem życia. Dżniani [osoba zaawansowana duchowo]
jest mu najbliższy, dlatego odsłania przed jego wzrokiem, oczyszczonym
i wyostrzonym wytrwałą dyscypliną, siebie samego w całej chwale. Ludzie
należący do czterech powyższych grup przybywają do Puttaparthi – najwięcej oczywiście z grupy pierwszej i trzeciej. A on powoduje rewolucyjne
zmiany w życiu wszystkich, którzy do niego przybyli.
95
Prawda Dobro Piękno
Przemiana szajki złodziei w cichych, bogobojnych rolników nic nie
kosztuje. Kiedy pewnej nocy Baba był na górze za rzeką Czitrawati, natknął się na grupę bandytów zajętych właśnie dzieleniem zdobytych łupów.
Ale gdy zobaczyli go i przyjęli z jego dłoni boskie wibhuti, wiedzieli, że
stoją twarzą w twarz z Odwiecznym Świadkiem. Baba przemówił do tych
siedemnastu czarnych serc i swoją mocą przemieniania przyprowadził ich
do Puttaparthi. Wszyscy oni wybrali jakąś drogę życia w pokoju. Baba
później pokazywał jednego z nich jako przykład – muskularnego mężczyznę w średnim wieku, któremu dał pracę nocnego stróża!
Gdy upłynęło kilka lat, aby zakwaterować tłumy wielbicieli trzeba
było wznieść przed mandirem długi barak pokryty blachą falistą, ciągnący się wzdłuż całej długości świątyni. Jednak nawet ta budowla okazała się
zbyt mała. Odrębny budynek, z jednym pokojem dziennym i łazienką, postawiono za mandirem dla Baby. To właśnie w tym pokoju Baba zoperował
przepuklinę bratu doktora Padmanabhana! A w baraku, za zasłoną, Baba
zoperował wyrostek Appiahowi z Puttaparthi.
Pewnej nocy Baba spał na otwartej przestrzeni pomiędzy mandirem
a swoim domkiem. Nagle oznajmił, że jeden z jego bhaktów zgubił swój
talizman, ponieważ przedmiot ten wrócił do Baby! Powiedział, że musi
natychmiast udać się do Madrasu i przywiązać go do nadgarstka tego pacjenta, ale wszyscy otaczający go ludzie prosili, aby tego nie czynił. Mówili,
że nie powinien podejmować „podróży” o tej porze – wychodzić ze swego
ciała i powracać do niego. Zgodził się posłać talizman przez kogoś udającego się do Madrasu. Powierzył go pieczy pewnego starego wielbiciela, Śri
Seszagiri Rao, jednocześnie ostrzegając go: Trzymaj go blisko przy sobie,
zawiń w ręcznik i okręć wokół talii. Rao bez zastrzeżeń usłuchał polecenia
i poszedł spać już z talizmanem wokół pasa.
Dwie godziny później obudził nas wszystkich głośny śmiech Baby,
który usiadł na łóżku. Zebraliśmy się wokół niego, chcąc przyłączyć się do
jego radości. Seszagiri Rao wciąż spał, nieświadom tego, co się wokół niego
dzieje. Baba obudził go i poprosił o talizman. Człowiek odpasał ręcznik,
rozwinął go i oto okazało się, że przedmiot ten zniknął! Baba skarcił go dla
żartu. Powiedział, że „odwiedził” Madras i umocował talizman na przegubie dłoni osoby, która musi być nieustannie chroniona przez ten talizman!
Tak! Udał się do Madrasu i powrócił!
96
Rozdział 6 – Bala Sai
Bhaktowie nigdy nie zapomną Starego Mandiru, Baba bowiem przebywał tam zawsze wśród nich. Wówczas ułożył bardzo wiele bhadżanów
i kirtanów o Krisznie, których potem ich nauczył. Ucząc, korygował ich
z wielką miłością i uwagą. Jako że liczba wielbicieli nie była wtedy zbyt
duża, Baba często wychodził z nimi na nadrzeczne piaski, bądź do ogrodów lub w okoliczne góry. Podczas przyrządzania posiłków widzieli oni
wiele „cudów”, czy znaków jego boskości.
Ja otrzymałem swój pierwszy darszan w Starym Mandirze i tego samego wieczoru Baba udał się na plażę! Słyszałem, jak upomina niektórych
bhaktów, że zaprzątają sobie umysły wszelkiego rodzaju drobnymi kłopotami. Powiedział im, że muszą skupić się na powtarzaniu imion boskich
(dżapam) jako na najlepszym sposobie osiągnięcia spokoju (śanti), a potem
nagle zwrócił się do jednej wielbicielki z pytaniem: Czy wykonujesz dżapam? Odparła coś, ale Baba nie słuchał jej słów i zapytał: Och, zgubiłaś
swoją dżapamalę [różaniec], czyż nie? Następnie włożył rękę w piasek i wyjął z niego dżapamalę, po czym rzekł: Chodź tu; weź ją. Kobieta poszła ze
złożonymi dłońmi, aby ją przyjąć. Baba jednak dał znak, aby przystanęła
i powiedział z uśmiechem rozpromieniającym jego twarz: Poczekaj. Najpierw powiedz, co to za różaniec? Spojrzała i dech jej zaparło. Mój, Swami!
A właściwie mojej matki. Była bardzo szczęśliwa, że dostała dżapamalę,
otrzymaną kiedyś od umierającej matki! Baba opowiedział nam wszystkim o pobożności jej matki, surowej ascezie jej brata i jej własnej sadhanie. Spytał ją, gdzie straciła tę cenną dżapamalę. Kobieta przyprawiła nas
o osłupienie oświadczając, że zagubiła ją 4 lata wcześniej w Bangalore!
Co za zdumiewający cud dla kogoś spędzającego swój pierwszy wieczór
w Puttaparthi!
Liczebność bhaktów rosła z miesiąca na miesiąc. Okazało się, że Stary
Mandir jest za mały, a nie sposób było spotykać się codziennie na plaży. Bhaktowie uznali, że mieszkanie Baby też jest zbyt ciasne, a on sam
zmuszony jest żyć wśród hałasu, kurzu i nieładu. W dni świąteczne obszar
wokół mandiru też był zbyt mały, by pomieścić przybyszów. Wielbiciele
poprosili więc Babę o zgodę na wzniesienie przestronnej budowli, którą on
nazwał „Prasanti Nilajam”.
97
Otwarcie Prasanti Nilajam, 23.11.1950
7.
Prasanti Nilajam
Prasanti Nilajam zostało uroczyście otwarte 23 listopada 1950 roku,
w dniu dwudziestych piątych urodzin Bhagawana Śri Sathya Sai
Baby. Zbudowanie go zajęło około dwóch lat. Można powiedzieć,
że Baba był architektem i inżynierem kierującym całą tą budową.
Cóż to za piękna nazwa dla siedziby Pana! Jakież orzeźwiające wietrzyki i ciche samotnie przywołuje ona na myśl! Góry otaczające Nilajam
pierścieniem wyglądają jak siwowłosi mędrcy zatopieni w rozmyślaniach.
Rozległe niebo niesie natchnienie do głębokiej, nieogarnionej zadumy; głazy na szczytach wzgórz zapraszają sadhakę do medytacji. Na zboczu góry
stojącej za Nilajam Baba posadził tapowanę [las ascetów; ‘wana’ znaczy
w sanskrycie las, a ‘tapas’ – pokuta lub asceza]. W tym lesie rośnie drzewo
banjanu [figowca], które na pewno zostanie uznane za najświętsze z takich
drzew, przynajmniej dla ludzi dążących do duchowego wzrostu.
Drzewo banjanowe, znane jako njagrodha [drzewo rosnące do dołu]
i watawriksza [drzewo-ogrodzenie] wysławiane jest w świętej literaturze
oraz w dziejach Indii. Mówi się, że Mahawisznu śpi na watapatrze, czyli
liściu banjanu, kiedy następuje pralaja [zagłada świata], a wody zalewają
całą ziemię. Dakszinamurti, czyli Śiwa jako guru, przedstawiany jest w postaci osoby siedzącej pod drzewem banjanowym, gdzie swym milczeniem
wykłada wszelką wiedzę uczniom. Podobnie Mahawisznu swą czujną joganidrą [wyższym stanem świadomości, snem jogicznym] ochrania trzy
99
Prawda Dobro Piękno
światy! Można powiedzieć o tym drzewie, że symbolizuje ono sanathana
dharmę [odwieczną, źródłową religię], gdyż jego gałęzie rozciągają się na
wszystkie strony i czerpią pożywienie z każdego rodzaju wiary oraz każdego duchowego wysiłku. Nazywa się ono również w sanskrycie bahupada
[mające wiele stóp], ponieważ jego gałęzie wypuszczają ku ziemi liczne korzenie, które wbijają się w podłoże i poszukują tam pożywienia, uniezależniając się nawet od rodzimego pnia. Dlatego drzewo to jest nieśmiertelne.
W Indiach drzewa banjanu czczone są od tysięcy lat, na przykład to, które
rośnie w Triweni w Prajag (Allahabadzie) albo w Gaji, zwane akszaja wata.
Wata [drzewo] rosnące w tapowanam jest szczególnie święte. Pewnego
wieczoru, w kwietniu 1959 roku, Baba, zwracając się do zgromadzenia wielbicieli na piaskach rzeki Czitrawati, mówił o Buddzie i drzewie Bodhi [pod
którym Budda osiągnął oświecenie] i o sadhakach poszukujących miejsc,
które są szczególnie sprzyjające dla ich praktyk ascetycznych (tapasu). Kiedy to mówił, wydobył niespodziewanie z piasków grubą miedzianą tablicę
o wymiarach około 40 na 25 cm. Widniały na niej tajemnicze znaki i litery
w wielu znanych i nieznanych alfabetach! Powiedział, że takie sasany [mistyczne tabliczki] umieszcza się pod drzewami, gdzie sadhakowie odbywają tapas, aby mogli otrzymać pomoc w skupianiu umysłu i w panowaniu
nad zmysłami. Ogłosił, że umieści tę sasanę pod drzewem banjanu, które
– jak zasugerował – należy posadzić w tym tapowanam. Doszło do tego 29
czerwca. Baba oświadczył, że jogini, którzy osiągnęli pewien poziom tapasu,
automatycznie dowiedzą się o tym drzewie i tej sasanie. Będą przyciągani
tajemniczą siłą do tapowany, co potwierdzi, że jej nazwa jest właściwa!
Prasanti Nilajam zostało uroczyście otwarte 23 listopada 1950 roku,
w dniu dwudziestych piątych urodzin Bhagawana Śri Sathya Sai Baby. Budowa zajęła około dwóch lat. Można powiedzieć, że Baba był architektem
i inżynierem kierującym całą tą budową. Sugestie podsuwane przez niego
zostały przyjęte przez inżynierów, którzy uznali je za lepsze od ich własnych.
Doszli też do wniosku, że Baba ma lepsze wyczucie perspektywy i piękna
niż oni sami. Baba był wymagającym zleceniodawcą, miał też bezgraniczne
współczucie. Jego łaska zaś pokonywała przeszkody nie do przebycia! Potężne i ciężkie belki do budowy głównej sali modlitewnej przyjechały pociągiem do Penukondy z okolic Triczinopoly. Ale jakim sposobem przewieźć
je regionalną drogą długą na 16 mil (26 km), z piaszczystym odcinkiem na
100
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
siódmej mili? Czy jakakolwiek ciężarówka jadąca z tymi długimi belkami
pokona ostre zakręty w wiosce Loczerla, na dziewiątej mili? Po dojechaniu zaś do Bukkapatnam pozostaną jeszcze trzy mile szlaku, który jedynie
przez grzeczność można nazwać drogą. Następnie zaś zostanie do przebycia
600 metrów piasków naniesionych przez Czitrawati, pomiędzy Puttaparthi i Karnatanagapalli! Trzeba też pokonać zniszczone przepusty drogowe
[tunele odwadniające] i przebrnąć przez grząskie błota. A jeśli belki jakoś
przybyłyby na miejsce, trzeba będzie je ustawić na wysokich ścianach! Inżynierowie stracili wszelką nadzieję na sprowadzenie tych belek do wioski
i poprosili Babę o jakieś inne pomysły na zadaszenie sali modlitewnej.
Pewnej nocy jednego z inżynierów zbudził głośny hałas przed jego
domem w Anantapur. Wpatrując się w ciemność zobaczył zaskoczony samobieżnego żurawia budowlanego z przedsiębiorstwa Tungabhadra Dam,
uszkodzonego i niezdolnego do ruchu! Popędził do Puttaparthi i powiedział Babie, że gdyby tylko udało się naprawić tego żurawia, jego właścicieli
można by przekonać, aby pojechali do Penukondy i przywieźli belki. Baba
stworzył i dał inżynierowi małą ilość wibhuti, którą tamten posypał silnik
żurawia, po czym poprosił kierowcę, aby spróbował uruchomić maszynę.
Silnik chrząknął raz czy dwa razy, włączył się, koła pojazdu zaczęły się obracać i żuraw ruszył... w kierunku belek! Podniósłszy belki swym olbrzymim ramieniem, jakoś przejechał nad wszystkimi przepustami drogowymi, pokonał ulice w Loczerli, przebrnął przez błoto Wankaperu i wtoczył
się na wzgórze Karnatanagapalli! Tam, jak stwierdzili inżynierowie, jego
moc już się wyczerpała. Prawdopodobnie nie mógł już przewieźć tego ciężaru przez piaski Czitrawati. Baba usiadł więc obok kierowcy, chwycił za
kierownicę i oto żuraw przejechał i wyładował belki obok miejsca budowy.
Utyskiwanie inżynierów jednak się nie skończyło, a nawet stało się
jeszcze bardziej nieznośne, gdyż zaczęli pytać, jaki będzie pożytek z tego
wszystkiego, skoro jest rzeczą niemożliwą, aby człowiek zdołał podnieść te
belki i ułożyć na ścianach. Dla człowieka było to niemożliwe, owszem. Ale
tam, gdzie jest boska wola, wszystko jest możliwe! Sprowadzono robotników z Tungabhadra Dam, przymocowano liny, zamocowano bloczki i aby
belki stały się lżejsze, każdą z nich podciągano w górę wśród krzyków „Dżej
Sai Ram!” dobywających się z gardeł setek wielbicieli w obecności Baby. Belki zostały ustawione w odpowiednich miejscach i wszystko poszło dobrze!
101
Prawda Dobro Piękno
Główna sala modlitewna z podwyższeniami po obu jej stronach jest
główną częścią Nilajam. Na podwyższeniu zachodnim jest ołtarz, na którym ustawiono dwa naturalnej wielkości obrazy olejne, oparte o ścianę
– jeden przedstawia Sai Babę z Śirdi, drugi zaś Sathya Sai Babę. Pośrodku
stoi srebrny posąg Sai Baby z Śirdi, a pod nim mały obraz Sathya Sai Baby.
Służą one jako pomoc do medytacji i różańca (dżapam), gdyż oprócz bhadżanów, śpiewanych dwa razy dziennie – rano i we wczesnych godzinach
wieczornych – nie ma tam regularnych nabożeństw, jak dzieje się zwykle
w miejscach, gdzie ustawiono i poświęcono jakiś posąg. Nie ma żadnych
ustalonych obrzędów, które należy wykonywać w świąteczne dni, żadnych
stałych modlitw, czy pudż ani reguły ustanawiającej, że musi tam być właśnie posąg Sai Baby z Śirdi. Jest to po prostu sala modlitewna, w której
wiszą na ścianach obrazy wszystkich przejawień Boga i wielkich sadhaków
i mahapuruszów, jak Ramakriszna, Wiwekananda, Ramanudża, Madhwaczarja, Śankaraczarja, Budda, Jezus Chrystus, Surdas, Mira, Tukaram itd.
Pomieszczenia na parterze są używane głównie do przechowywania
różnych przedmiotów i naczyń. Dwa pokoje przeznaczono na osobiste rozmowy udzielane przez Babę wielbicielom, którzy przybywają, aby otrzymać jego darszan. Pomieszczenia na pierwszym piętrze to pokoje dzienne
dla Baby. Jest tu duża weranda, z której Baba udziela darszanu wielbicielom tłoczącym się poniżej i przemawia podczas uroczystości takich jak Pathakothsawam, Nawaratri, Śiwaratri, czy też obchody jego urodzin. Urzekający, marmurowy posąg Śri Kriszny grającego na flecie ustawiony jest
na samym środku werandy, na pierwszym piętrze, więc jego piękno i urok
przyciągają uwagę wszystkich.
Na górny taras prowadzą schody, a w jego centrum znajduje się popiersie Baby skierowane w stronę drogi i ustawione na cokole przed masztem
flagowym. Baba udziela darszanu stojąc koło tego popiersia w dni, kiedy
flaga jest w górze i błogosławi znajdujące się poniżej wielkie zgromadzenie gestem abhajahasta [wzniesioną dłonią, oznaczającym: „Nie lękajcie
się!”]. Na proporcu widnieje symbol, który Baba przedstawił w kole utworzonym na ziemi przed budynkiem. W jego środku, otoczonym koncentrycznymi okręgami, znajduje się kolumna symbolizująca jogę, z licznymi
pierścieniami oznaczającymi stopnie jogicznej praktyki. Joga prowadzi do
otwarcia lotosu serca, którego płatki wyobrażone są na szczycie tej kolum102
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
ny. Następnym etapem urzeczywistnienia bhakti [miłości do Boga, oddania] i rozkwitu serca jest płomień dżniany [najwyższej wiedzy], oświecenie,
dżjoti [duchowe światło], które symbolizuje zwieńczenie kolumny.
Pierwsze koło jest piaszczyste, bez roślin, a kolejne obsadzono krzakami rosnącymi w gęstych kępach, które czasem trzeba przycinać. Przedstawiają one, jak wyjaśnia Baba, kamę [pragnienia] i krodhę [gniew], które
należy pokonać, aby osiągnąć postępy w jodze. Pierwsze koło – to piaszczyste – jest pustynią pragnień, ziemią jałową, bezcelowym dążeniem do
nietrwałych rzeczy. Drugie koło – to z kępami krzewów, to krodha, czyli gniew, który trudno jest zwyciężyć, bo kiedy tylko się go przytnie, natychmiast wypuszcza nowe pędy. Następne koło o czerwonej barwie jest
dwustopniowe – jeden stopień jest niższy, a drugi wyższy. Symbolizują one
dweszę, czyli nienawiść, którą sadhaka musi pokonać. Jeden rodzaj nienawiści powstaje, kiedy ktoś niweczy wysiłek człowieka dążącego do upragnionego celu, drugi zaś, gdy czyjeś działania zadają człowiekowi ból.
Po pokonaniu tych trzech kół, osiąga się kolistą przestrzeń pełną zielonej trawy kojącej wzrok, przywodzącej na myśl zadowolenie i dobrobyt,
a symbolizującej premę – miłość. Jest to etap, na którym umysł człowieka
jest wypełniony anandą na skutek nieobecności kamy, krodhy i dweszy
i utrzymywania postawy „sarwasama anabhawa” [jednakowego traktowania wszystkich], która jest podstawą premy. Następnie sadhaka wychodzi
na otwartą przestrzeń Prasanti, gdzie może usiąść gdzie chce i cieszyć się
owocami dyscypliny, którą przeszedł. Joga przynosi owoce i prowadzi go
z jednego poziomu na kolejny, aż rozkwitnie lotos serca i w końcu dostąpi on blasku oświecenia. Wokół tego koła stoi osiem malowanych naczyń,
w których rosną kwiaty – symbolizują one, jak wyjaśnia Baba, asztasiddhi
[osiem jogicznych mocy]. Strzegą one jogina, ale należy trzymać je w bezpiecznej odległości, na peryferiach.
Przy okazji uroczystego podnoszenia pathaki, czyli proporca Prasanti,
Baba zazwyczaj opowiada o wewnętrznym znaczeniu tego lotosowego kręgu umieszczonego przed Nilajam i objaśnia, dlaczego jego wizerunek znajduje się także na proporcu. Doradza i poleca wielbicielom, aby podnieśli
ten proporzec we własnych umysłach i zadbali o to, by łopotał w nich wysoko oraz rozmyślali przez cały czas nad tym, czego on uczy. Baba mawia
też o głębszym znaczeniu trzech bram do sali modlitewnej. Pierwsza, naj103
Prasanti Nilajam
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
bardziej zewnętrzna, wiodąca do wewnętrznego zespołu budynków świątyni i opatrzona łukiem z nazwą Nilajam jest bramą tamoguny [najniższej
z trzech jakości kreujących świat, tamasu – bezwładu, gnuśności, ciemności]. Ten, kto ją przekracza, pozostawia za sobą gunę tamasu. Ponieważ
wypełniony jest świętymi myślami o przybyciu przed boskie oblicze, więc
tamas, czyli duch ciemności i niewiedzy opuścił go i pozostał za bramą.
Ci, którzy pogrążeni są w tamasie, nie odczuwają nawet ciekawości, aby
tu wejść! Następnie jest druga brama, dokładnie w miejscu, gdzie zaczyna
się ogród otaczający lotosowy krąg. Człowieka przyciąga tam wspaniałość
tego budynku, lampy elektryczne, kolorowe kandelabry, wiszące donice
z kwiatami, a zatem rzeczy podobające się osobom radżasowym [znajdującym się pod wpływem guny radżasu – ulegającym namiętnościom, ekscytacji]. Następnie przybysz dochodzi do bramy sattwicznej [sattwa – guna
harmonii i pokoju], czyli do drzwi od sali modlitewnej, wiodącej do Siedziby Spokoju.
Ogród przed Nilajam jest sam w sobie świadectwem oddania bhaktów, podlewany jest bowiem przez wielbicieli ustawionych w długie rzędy,
podających sobie z rąk do rąk naczynia z wodą i niosących w ten sposób radość roślinom rosnącym wokół Nilajam. Baba stworzył prawdziwy
ogród botaniczny – są tam bowiem drzewa owocowe i ozdobne z różnych
części kraju, jak również takie, które zwykle nie rosną na tej szerokości
geograficznej, jak eukaliptus, dąb srebrny, pomarańcza i kawa.
Dzień w Prasanti Nilajam rozpoczyna się uderzeniami dzwonu w sali
modlitewnej o 4:30 rano, zapowiadając brahma muhurtham [czas przed
świtem zalecany na praktykę duchową], kiedy to wielbiciele muszą przygotować się do medytacji i różańca [dhjany i dżapy]. O 4:45 w sali rozpoczyna się śpiewanie pranawy [mantry Om], które trwa około pół godziny,
po czym następuje cicha namasmarana [powtarzanie imienia Pana] lub
dżapa, którą wielbiciele prowadzą do godziny 6 rano.
Sylaba „Om” [Aum] jest wysławiana w Upaniszadach jako najlepszy
i przynoszący najlepsze efekty symbol brahmana. Om ithjanenaiwakszarena param puruszam abhidhjajathi [Brahman ma formę wyższą i niższą
i to jest właśnie święta sylaba Om. Dzięki niej wiedzący wchodzi do jednego z dwóch światów. Praśna Upaniszada, werset V.2, przekład M. Kudelska]. Zawiera ona trzy mantry, A, U i M, jak również amathrę lub asabdę,
105
Prawda Dobro Piękno
czyli fragment bezdźwięczny, gdzie dźwięk Om rozbrzmiewa bezgłośnie
i pozwala sadhace na odczuwanie łączności duchowej z brahmanem. Ponieważ zwieńczeniem upasany [duchowej praktyki] pranawy jest osiągnięcie czystej świadomości, upasaka [osoba praktykująca upasanę] musi
rozważać litery pranawy jako symbole stanów świadomości. Dżagrat to
stan jawy, czuwania, w którym dusza będąca na poziomie wiśwy [świata
materialnego] jest opanowana przez tamas i owładnięta przez sthula śarirę
[ciało fizyczne] – wskazuje na to litera A. Litera U oznacza swapnę, czyli stan snu, w którym dusza na poziomie tajdżasu [marzeń sennych] jest
opanowana przez radżas i pogrążona w sukśma śarirze [ciele subtelnym].
Przyjmuje się, że U oznacza również ubhajatwę, czyli stan pośredni. W suszupti, czyli stanie głębokiego snu, dusza na poziomie pradżni [mądrości]
jest zdominowana przez sattwę. Stany jawy i marzeń sennych stapiają się
we śnie głębokim: A czyli Brahma i U czyli Wisznu łączą się w M czyli
w Rudrze [Śiwie]. Tamoguna i radżoguna łączą się z sattwą. Turija, czyli
czwarty stan – bezdźwięcznej amathry jest stanem jaźni. Om reprezentuje
również inne trójce, takie jak rodzaj męski, żeński i nijaki, oraz przeszłość,
teraźniejszość i przyszłość.
Baba często wyjaśnia znaczenie dźwięku Om, zarówno podczas
przemówień publicznych, jak i osobistych rozmów. Om jest również powtarzane przed i po śpiewach bhadżanowych, ponieważ jest ono wielkim,
wszechobejmującym symbolem brahmana, ponadwyznaniowym i powszechnie przyjętym.
Baba ciągle podkreśla potrzebę medytacji (dhjany) wraz z powtarzaniem imion Boga (dżapa) jako zasadniczej praktyki duchowej, którą należy
podjąć tak wcześnie w życiu, jak to tylko możliwe. Udziela szczegółowych
wskazówek i służy poradą każdemu, kto pragnie te praktyki prowadzić
w Nilajam i w każdym innym miejscu. Dlatego w Prasanti Nilajam wielu
wielbicieli wykonuje namasmaranę, dhjanę lub dżapę przez wiele godzin
dziennie. Gdy Baba przebywa w Prasanti Nilajam, cały czas poświęca na
błogosławienie wielbicieli, dając im rzadką sposobność dostąpienia darszanu [łaski widzenia Pana], sparszanu [łaski dotknięcia Pana] i sambhaszanu [łaski słuchania Pana]. Spożywa proste jedzenie, jakie jedzą najubożsi
w tym kraju, jedzenie ugotowane z oddaniem i przyniesione przez bhaktów z Nilajam. Śpi na posłaniu rozłożonym na podłodze! Podczas bhadża106
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
nów siedzi na krześle postawionym zazwyczaj na podwyższeniu w północno-zachodniej części sali i daje darszan wszystkim zgromadzonym. Kiedy
tylko schodzi z podwyższenia, pozwala im dotknąć swych stóp.
Poranne godziny rozbrzmiewają mantrami wedyjskimi, które powtarzane są w sali modlitewnej podczas abhiszekam [rytualnego obmywania
lingamu] i nabożeństwa sahasranam, w którym czci się lingam Śiwy. Został
on w listopadzie w 1958 r. „wydobyty” przez Babę z piasków rzeki Czitrawati. Wieczorem, przez większość miesięcy w roku, pandici objaśniają przez
około dwie godziny Bhagawatę, Ramajanę lub inne wielkie teksty religijne.
Każdy, kto przybył do Nilajam ma możność dostąpienia łaski rozmowy osobistej z Babą. Odbywa się ona w jego prywatnym pokoju, zwykle
przed wyjazdem przybysza z Puttaparthi, indywidualnie bądź rodzinnie.
Być może żaden inny awatar nie zsyłał łask w takiej obfitości. Baba jest
również boskim lekarzem, który diagnozuje choroby dolegające pacjentowi i który odsłania najskrytsze skazy charakteru lub postępowania, czyniąc to z najwyższą dobrocią. Przepisując odpowiednie lekarstwa, uzupełnia je kojącym balsamem swojej łaski. Pokój rozmów w Puttaparthi był
i jest miejscem przemiany niezliczonych charakterów, gwałtownych zmian
przekonań, potwierdzenia wiary, uleczenia chorób, złagodzenia usposobienia, odrzucenia nienawiści, ocalenia dusz i ponownego połączenia serc.
Rzadko kto wychodzi z takiej rozmowy nie mając łez w oczach. Baba daje
każdemu nadzieję i odwagę, zadowolenie i wiarę, pewność i pociechę, ponieważ mówi: Dlaczego się boisz, skoro ja jestem tutaj? albo Zaufaj mi całkowicie. Poprowadzę cię i będę strzegł.
Spotkania bhadżanowe w sali modlitewnej są bardzo podniosłym
przeżyciem, gdyż odbywają się w duchu łagodnej czci. Baba jest zazwyczaj
obecny w tej sali, a w rzadkich wypadkach, kiedy ma na to ochotę, siada
wraz z wielbicielami i uczy w swój zachwycający sposób kilku namawali
[litanii boskich imion] i pieśni. Ojciec może mieć tytuł doktora, ale kiedy
zaznajamia syna z alfabetem, musi wziąć do ręki kartkę i napisać na niej A,
B, C i D. Nie wnioskujcie jednak z tego, że on sam uczy się alfabetu – mówi
Baba. Nie wszystkie namawali i pieśni są o Bhagawanie Śri Sathya Sai Babie, czy też jego poprzednim śariram [ciele], Sai Babie z Śirdi. Utwory te
oddają cześć najszerszemu panteonowi postaci Boga od Satjam Dżnianam
Anantam Brahmam [Boga jako najwyższej prawdy, najwyższej wiedzy
107
Na brzegu rzeki Czitrawati, 1950
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
i nieskończoności], przez wszystkich awatarów Wisznu, Śiwę, Ganeszę,
Wittalę, Wenkateszę itd. Śpiewane są w językach telugu, tamil, kannada,
hindi oraz w sanskrycie. Kładzie się nacisk na ich znaczenie, na „uczucie
oddania” oraz na wspólne, równe i rytmiczne śpiewanie. Baba często rozwodzi się nad wartością wspólnego, głośnego śpiewania unisono imienia
Pana jako aktu służenia innym. Porównuje on głośne klaskanie w dłonie
podczas bhadżanu do klaskania w dłonie pod drzewem, które obsiadły
wrony, po to, aby odstraszyć je i zmusić, by odleciały. Hałaśliwe wrony
gun, pragnień i nienawiści, wciskające się do naszych umysłów, mogą być
przepędzone przez głośne klaskanie w dłonie do wtóru z ekstatycznym
powtarzaniem imion Pana, mówi Baba. Wzywa on wszystkich do powtarzania imienia Pana, przy czym każde boskie imię, jakie wybieramy, jest
w oczach Baby równie dobre i skuteczne.
Aby przyśpieszyć duchowy wzrost wielbicieli Baba sam ułożył liczne
pieśni bhadżanowe. Wiele z nich ujmuje w prostym języku telugu, kannada
czy tamilskim duchowe praktyki, jakie musi podjąć każdy śmiertelnik, aby
cel tego ludzkiego życia został osiągnięty. Jeden z bhadżanów, na przykład,
wzywa wszystkich do uczestnictwa w pielgrzymce życia w towarzystwie
i pod przewodnictwem wartości: satji, dharmy, śanti i premy (prawdy, prawości, pokoju i miłości). Wysiłek i usilne dążenie to obowiązki człowieka.
Powodzenie czy klęska zależą już od łaski Pana. Oddawajcie się codziennie
przydzielonym wam zadaniom, zawsze mając świadomość żywej obecności
Pana u swego boku. Nie tęsknijcie za ośmioma siddhi [jogicznymi mocami] –
wielbiciele mogą wpaść przez nie w głęboką iluzję. W tej gęstej dżungli życia
trzymajcie się mocno Jego imienia, to wystarczy. Starannie pielęgnujcie serce,
które jest waszym polem uprawnym. Umysł jest pługiem, guny zaś to woły,
które go ciągną. Weźcie bat rozróżniania i zacznijcie orać pole swojego serca!
Odwaga jest najlepszym ze wszystkich nawozów, ziarnami które zasiejecie
muszą być ziarna premy. Bhakti jest deszczem. Uczucia to chwasty. Plonem
jest brahmananda [błogość zjednoczenia z brahmanem]! Śpiewanie bhadżanów w Prasanti Nilajam jest satsangiem [boskim towarzystwem], który
oczyszcza poprzez wskazówki i wzmacnia przez inspirację.
Wcześniej Baba zwykł był prawie codziennie zabierać wielbicieli na
piaski Czitrawati i bhadżany śpiewano tam pod gwiazdami, z górami jako
sędziwymi słuchaczami i rzeką mruczącą w odpowiedzi. Obecnie [w 1961
109
Prawda Dobro Piękno
roku] czyni to również, choć rzadko. Siedząc na piasku, Baba uczy wielbicieli pieśni, które ułożył dla ich duchowego wzrostu i podbudowania oraz
zachęca ludzi, by przedkładali mu wszelkie wątpliwości – jeśli je mają –
odnośnie duchowych zagadnień. Po czym udziela na nie zadowalających
odpowiedzi. Być może czytelnik będzie miał jasny obraz i uświadomi sobie
znaczenie takich spotkań, jeśli opiszę jeden wieczór na piaskach, w jakim
miałem zaszczyt uczestniczyć.
Było to w listopadzie 1949 roku. Dotarłem do Puttaparthi o 9:30 rano
i stwierdziłem, że mandir przeniknięty jest duchem niezmiernej radości.
Budowa Prasanti Nilajam była wówczas na wpół ukończona, a wszyscy
mówili o tym, że Baba wieczorem idzie nad rzekę. Paru przyjaciół pogratulowało mi, że mam takie szczęście, gdyż spotkania nad rzeką, a raczej
na plaży, były już dość rzadkie. Około 5:30 po południu Baba wyszedł ze
swego pokoju i poszedł rześkim krokiem na czele wielkiego tłumu bhaktów, rozsiewając wokół siebie radość, zadając pytania i żartując. Przekroczywszy wąską strugę, do jakiej skurczyła się rzeka Czitrawati, brnął przez
piaski, szukając czystego i suchego miejsca, gdzie wszyscy mogliby usiąść.
W końcu, po przejściu około stu do dwustu metrów, Baba wybrał miejsce
i usiedliśmy wokół niego, mężczyźni po jednej stronie, kobiety po drugiej,
jak robimy to zawsze podczas bhadżanów w mandirze. Baba łaskawie poczekał, aż najstarsi i najsłabsi z bhaktów wygodnie usiądą.
Następnie, w odpowiedzi na pytanie jednego z wielbicieli, czy należy
porzucić karmę [działanie], aby osiągnąć mokszę [wyzwolenie], udzielił
słodkiego i prostego wykładu o uszlachetnianiu wszelkiej karmy przez postawę samarpanam [całkowitego oddania] wobec Pana. Mówił też o tym,
że ta arpana [oddanie] zabierze od nas pożądanie owoców karmy i o tym,
że gdy to nastąpi, karma zmniejszy siłę, z jaką zaciska więzy przywiązania,
wytwarzające smutek i powtórne narodziny. Bhakti pozbawione karmy
jest jak fundament bez ściany; karma pozbawiona bhakti jest jak ściana
bez fundamentu!
Byłem zdumiony wszechstronnym zasięgiem jego misji i przesłania,
gdyż podczas przemówienia stwierdził: Jestem sługą wszystkich, możesz
wzywać mnie każdym imieniem, a ja odpowiem, ponieważ wszystkie imiona są moje. A raczej, nie mam w ogóle żadnego szczególnego imienia. Nawet
jeśli mnie odrzucisz, będę stał przy tobie. Z mojego punktu widzenia, nie
110
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
ma w ogóle żadnych nastików [ateistów]; wszyscy istnieją dzięki Panu i dla
Pana. Zaprzeczanie istnieniu słońca nie sprawia, że ono znika. W istocie,
przebywanie w jego obecności uciszało wszelkie pytania i rozświetlało
wszystkie ciemności.
Po tym przemówieniu Baba nauczył nas paru pieśni. Potem kolejne
pytanie doprowadziło do następnej mowy, tym razem o Śirdi Sai Babie,
poprzednim ciele, jak on to określił. Opisał rysy Sai Baby i wyśmiał wszelkiego rodzaju obrazy będące obecnie w obiegu jako nieprawdziwe karykatury, a kiedy to mówił, zagłębił swe palce w piasek i oto trzymał już
w nich piękne zdjęcie, które pokazał wszystkim obecnym jako prawdziwy wizerunek Sai Baby. Był on na nim taki, jak w rzeczywistości! Dał to
zdjęcie jednej z obecnych wówczas osób, aby wykorzystała je przy pudży.
Rozmowa toczyła się dalej i gdy padło stwierdzenie, że Baba jest przejawieniem Dattatreji, ponownie dłoń Baby zanurzyła się w piasku. I już za
chwilę trzymał w niej urzekająco piękny, metalowy wizerunek Dattatreji,
symbolu jedności Trójcy [Brahma – Wisznu – Śiwa] w mitologii hinduskiej.
Teraz wszyscy w wielkim poruszeniu ciaśniej otoczyli Babę, a on poczuł,
że każdy z nich musi coś od niego otrzymać i powrócić szczęśliwy – nie
tylko dwaj panowie, którzy otrzymali zdjęcie i figurkę. Dlatego „wydobył”
z piasków wielki blok cukru kandyzowanego, który następnie połamał na
kawałki i sam rozdzielił między mężczyzn, kobiety i dzieci (ponieważ, jak
powiedział, gdyby rozdzielał to ktoś inny, nie wystarczyłoby dla wszystkich!). Potem wziął garść piachu i kiedy sypał go na talerz, piach zmienił
się w wibhuti! Dał je wszystkim obecnym.
Baba tak bardzo lubi te spotkania bhadżanowe i rozmowy na świeżym powietrzu, że zabiera wielbicieli na brzeg rzeki lub morza, kiedy tylko
brzeg taki jest w pobliżu. Organizował spotkania modlitewne i dyskusyjne
na piaskach Godawari, Kaiwalji, Swarnamukhi, Waigai i innych rzek, jak
też nad brzegami Gangesu, Dżhelum i Jamuny. Siadał też z wielbicielami
na brzegu morza w Madrasie, Tranquebar, Masulipatnam, na Przylądku
Komoryn i plaży Kowalam i dokonywał cudów przemiany piasku w obrazy, wizerunki, wibhuti – w cokolwiek, czego zapragnął.
Zazwyczaj Baba zabiera wielbicieli na piaski w takie święta, które nie
przyciągają olbrzymich tłumów. W dzień Gokulasztami [urodziny Kriszny], lub czasem dzień wcześniej, Baba bardzo często odwiedza plaże. I cza111
Daśara
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
sami „wyjmuje” z piasku wizerunek Kriszny, taki jak ten, który znajduje się
w sali darszanowej podczas obchodów urodzin Pana Śri Kriszny, a następnie dostaje go jeden z bhaktów, aby go czcić w swojej domowej świątyni.
Podobnie w dzień lub w przeddzień Ramanawami [urodzin Ramy] Baba
wydobywa z morza lub rzeki, zależnie od tego, gdzie się znajduje, wizerunki Ramy, Sity, Lakszmany i Andżaneji [Hanumana] lub jedynie Ramy, po
czym oddaje, aby je czczono. Niedaleko Kalahasti Baba „wydobył” z rzeki
Swarnamukhi wizerunki większe niż zwykle. Obecnie są one przechowywane w Wenkatagiri i regularnie oddaje się im cześć. Natomiast wieczorem w święto Wajkunta Ekadaśi Baba od wielu lat regularnie stwarza boski
nektar podczas bhadżanów lub dyskursów na brzegu rzeki lub na morskiej
plaży i rozdziela go wśród wielbicieli!
Na przykład, w Wajkunta Ekadaśi [święto ku czci Boga Wisznu; dzień
w którym otwarte są bramy nieba], 21 grudnia 1958 roku, będąc właśnie
w podróży po stanie Kerala, Baba udał się w towarzystwie licznych wielbicieli na plażę Kowalam, położoną 11 kilometrów od Triwandrum. W zacisznym miejscu na brzegu morza, niespełna 2 kilometry od najbliższego
kąpieliska, Baba usiadł na piasku, otoczony przez bhaktów. Zaśpiewał parę
pieśni, następnie śpiewano bhadżany, podczas których Baba „wyciągnął”
z piasku urzekający wizerunek Kriszny grającego na flecie, wykonany
z drewna sandałowego, a kilka minut później – złoty pierścień ozdobiony
wizerunkami Radhy i Kriszny! Wszyscy oczekiwali, że Baba teraz stworzy i rozdzieli amritę [boski nektar], co zwykle czyni w święto Wajkunta
Ekadaśi. Nie zawiedli się. Śpiewając bhadżany, ludzie poczuli zapach tego
nektaru, ale nikt nie wiedział, skąd on się wydobywa! Dłonie Baby stały się lepkie, jak gdyby były zamoczone w syropie, właśnie gdy poruszał
nimi w takt pieśni. Wszyscy wiedzieli, że zapach rozprzestrzenia się z tych
dłoni. Potem Baba złożył je razem i skierował w stronę srebrnego naczynia. I nagle z jego dłoni popłynęła gęsta ambrozja! Następnie rozdzielił ją
wśród obecnych, włączając w to paru rybaków, którzy dołączyli do grupy!
Słodycz i aromat tego nektaru były niezwykłe, nieznane nikomu, nieporównywalne z niczym.
W święto Nowego Roku Telugu Baba zazwyczaj rozdziela tradycyjną
mieszaninę cierpko-słodkiego cukru mangosa. W dzień Pongal [tamilskie dożynki] przystrajane jest i prowadzone w procesji bydło hodowane
113
Prawda Dobro Piękno
w Nilajam. Kiedy rozpoczyna się pora kruszenia trzciny cukrowej i czas
uruchomić wyciskarki soku, mieszkańcy wioski przychodzą do mandiru
na pudżę. Bhaktowie radują się również, gdy otrzymają sposobność świętowania w Nilajam w obecności Baby wesel, obrzędów upanajanam [inicjacji], śaśtiabdaputhri śanti [60. urodzin], kanaka-abhiszekam [dosł. „kąpiel
w złocie”, ceremonia oddawania czci dla osób starszych lub guru], namakaranam [nadania imienia dziecku] i innych samskar [obrzędów]. Do takich religijnych uroczystości wykorzystywana jest zazwyczaj wschodnia
część sali modlitw.
Także w dzień Dipawali Baba daje ludziom radość oglądania iluminacji i fajerwerków. Rozdaje wiązki ogni sztucznych wraz z kolorowymi
zapałkami dzieciom wielbicieli w Prasanti Nilajam, jak również dzieciom
z wioski. Pierwszego stycznia wygłasza noworoczne przesłanie dodające
otuchy i napominające wielbicieli, którzy zasłużyli sobie na to błogosławieństwo. Również w dniu swoich urodzin często posyła szczęśliwcom
błogosławieństwa urodzinowe.
Każdego roku obchodzone są w Puttaparthi trzy święta, które przyciągają coraz większe tłumy z coraz dalszych regionów. Są to: Daśara, Mahaśiwaratri i Urodziny Baby, które świętuje się zawsze 23 listopada, dla
wygody wielu wielbicieli, którym trudno byłoby wyliczyć tę datę zgodnie
z kalendarzem hinduskim.
Daśarę obchodzi się od czasu ujawnienia się awatara. Na początku
bhadżany i pudże odprawiano codziennie, a Babę przystrajano ozdobami,
pierścieniami, naszyjnikami, koroną i niesiono w procesji, w lektyce, codziennie inaczej udekorowanej. Szczyt obchodów przypadał na Widżajadaśami [dziesiąty dzień Daśary, dzień zwycięstwa], kiedy to odprawiano
uroczyście Sami Pudżę [ku czci drzewa sami z Mahabharaty] i Simollanghanę [ceremonia symbolicznego przekroczenia granicy królestwa]. Jednak przez ostatnie kilka lat Baba kładzie nacisk na oddawanie czci Bogu
jako Matce i obrzędy weszły w nową fazę. Nabożeństwa celebrowane są
dwa razy dziennie przez kobiety i obejmują ofiarowanie kumkum, abhiszekam [obmywanie] wizerunku Sai Baby z Śirdi, z użyciem całego kumkum, jakie ofiarowano podczas wszystkich dziewięciu dni święta. W ten
sposób oraz poprzez muzykę, poezję, przedstawienia itp. – oddaje się
cześć Matce.
114
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
Pewne wyobrażenie o tych uroczystościach może dać program, drukowany i rozsyłany do wielbicieli. Weźmy na przykład program Daśary
w 1958 roku. Obchody rozpoczynają się pierwszego dnia rano ceremonią
wciągnięcia flagi na maszt. Wielbiciele w uroczystej ciszy gromadzą się wokół lotosowego kręgu. Przy dźwięku dzwonów i gongów, z towarzyszeniem
muzyki i modlitwy, Baba rozpościera flagę.
Baba często objaśnia wewnętrzne znaczenie symbolu lotosu, który
widzimy zarówno przed Nilajam, jak i na proporcu. Codzienna pudża,
zwłaszcza kumkum arczana [ceremonia z użyciem kumkum] prowadzona
przez wszystkie wielbicielki, rozpoczyna się w południe i jest odprawiana
dwa razy dziennie, przez wszystkie 10 dni tego święta.
W drugi dzień wielbiciele czynią społeczną służbę – naprawianie
dróg, sprzątanie miejsc, gdzie nazajutrz mają być karmieni ubodzy i inne
prace. Wieczorem wielbiciele słuchają przemówień Baby i kilku doświadczonych działaczy społecznych na temat właściwej postawy podczas społecznej służby oraz o potrzebie takiego działania (karmy), które jest pełne
oddania (bhakti) i jest przez bhakti zasilane.
Trzeci dzień jest dniem dzieci – z zajęciami sportowymi, fantazyjnymi strojami, teatrzykiem i recytacjami w wykonaniu dzieci wielbicieli oraz
uczniów ze szkół z okolicznych wiosek. Baba uszczęśliwia i uspokaja każde
dziecko, a kiedy malec zapomni swojej roli, przekonuje go do kontynuowania występu i pieszczotliwie pomaga mu odzyskać pewność siebie. Baba daje
wszystkim dzieciom nagrody, które stają się dumą rodziny na całe lata.
Czwartego dnia w obecności Baby odbywa się zgromadzenie poetów,
którzy przybywają ze wszystkich stron, recytują i objaśniają swoje utwory
w języku telugu, tamilskim, sanskrycie, kannada czy angielskim. Oni również otrzymują podarunki, które mają szczególną wartość, ponieważ są
wręczane z jakże wielką dobrocią przez osobę, która sama jest kavi [poetą].
Baba przez dwa lub trzy dni Daśary błogosławi wielbicieli dyskursem, dając w ten sposób tysiącom przybyłych ludzi coś, czym mogą żyć – kapitał,
który zabiorą do domu i zainwestują w codzienne życie.
Dwa wieczory – szósty i ósmy – są poświęcone bhadżanom; jedne
są autorstwa Miry [Mirabai, 1498 – 1547], drugie zaś to bhadżany brindawańskie [do Kriszny]. Siódmego dnia Daśary karmi się ubogich oraz
rozdziela się ubrania pomiędzy ludzi kalekich i pozbawionych środków do
115
Prawda Dobro Piękno
życia. Pewnego razu ktoś spytał Babę, dlaczego ta olbrzymia uroczystość,
w której suto karmi się od 4 do 5 tysięcy ludzi, a około tysiąca osób dostaje
ubrania lub sari, nie jest opisana w żadnej gazecie. Baba odparł: Niby dlaczego miałaby być? Kiedy przyjeżdżają do ciebie twoi krewni i karmisz ich,
czy nagłaśniasz to i zapraszasz prasę?
Siódmego dnia Daśary Baba wydaje się być najszczęśliwszy. Można
też powiedzieć, że ten dzień jest dla niego najbardziej pracowity. Dogląda
kuchni i sprawdza przyrządzone potrawy. Nadzoruje przygotowywanie
miejsc do siedzenia. Osobiście podaje prawie każdej osobie słodkie laddu,
pochylając się nad każdym liściem [służącym za talerz] i nakładając na
niego tyle jedzenia, ile tylko można zjeść.
Idąc wzdłuż kolejki biedaków wybiera ludzi, którym trzeba dać ubrania. Każdemu z nich wydaje się bilet, a później odczytywane są ich nazwiska, aby mogli podejść do Baby i otrzymać z jego rąk upragniony dar. Jest
to przeżycie budujące i inspirujące – widzieć Babę, rozdającego te ubrania.
Ma dla każdego dobre słowo. Ze szczególną troskliwością podchodzi do
osób ślepych, kalekich, bardzo starych i chwiejących się na nogach, prosząc wolontariuszy, aby ich podtrzymywali i prowadzili. Prosi ich, aby byli
uważni i ostrożni w ciemności. Pyta z troską o ich samopoczucie i sprawia,
że ta chwila pozostanie dla wszystkich cennym wspomnieniem.
Piszący te słowa pamięta, jak przed paroma laty deszcze zniszczyły
girlandy ozdabiające Nilajam w czasie pierwszych trzech lub czterech dni
Daśary. Baba postanowił je odnowić, aby uświetniły dzień karmienia ubogich. Stwierdził bowiem: Oni są naszymi najwybitniejszymi gośćmi, więc
kiedy przybędą, mandir powinien wyglądać pięknie i radośnie. Takiego podejścia uczy on wszystkich wielbicieli.
Pozostałe dni Daśary przeznaczone są na występy muzyczno-wokalne,
instrumentalne i orkiestrowe. Ponieważ Baba sam jest wspaniałym muzykiem i urzekająco śpiewa, wielu artystów ubiega się o możliwość występu,
pragnąc zdobyć jego błogosławieństwo. W dzień Widżajadaśami wykonuje się abhiszekam posągu Sai Baby z Śirdi, a Baba, zanim rozpocznie się
ceremonia, zazwyczaj materializuje lingam i umieszcza go na głowie tego
posągu.
Śiwę określa się w języku tamil jako Thajumanawar, co oznacza „Tego,
który jest również matką”. Jak głosi podanie, kiedyś zajął się on rodzącą
116
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
kobietą, bo jej matkę, śpieszącą do niej, zatrzymały wezbrane wody rzeki
Cauwery, których nie mogła pokonać. Stąd też Śiwa przybrał postać tej
matki i przybył na czas, by wykonać zadania położnej.
Baba był wiele razy Thajumanawarem. Wiele razy brał na siebie bóle
porodowe. Wielokrotnie wychodził ze swego ciała, by wykonać pracę położnej podczas porodu. Kobiety w odległych miejscach czuły jego dłoń,
a on mówił o tym w Puttaparthi, wyjaśniając, że ustawił prawidłowo pozycję dziecka, tak by poród przebiegał komfortowo. Autor niniejszej książki
wie o pewnym przypadku, gdy dziecko zmarło szóstego dnia w szpitalu,
ponieważ pępowina została ucięta niechlujnie i doszło do zakażenia rany.
Matka była zrozpaczona, gdyż nie usunięto jej łożyska i nie można było
tego zrobić z powodu zakażenia. Ludzie w milczeniu oczekiwali najgorszego. Wtedy w Puttaparthi Baba „wyszedł z ciała”. Nie było go tam przez
godzinę, bo przebywał 400 kilometrów dalej. W szpitalu wypadło wtedy
łożysko, spadła temperatura ciała kobiety i jej stan zaczął się poprawiać.
Radość ponownie zaświtała na twarzach otaczających jej łóżko ludzi. Baba
po powrocie do ciała oświadczył, że był w szpitalu i pozwolił chorej zobaczyć swoją dłoń. Na trzeci dzień przyszedł stamtąd list opisujący to widzenie i uzdrowienie!
Około 10 lat temu, w dzień Waramahalakszmi Wratam [pudża do
bogini Lakszmi wykonywana przez zamężne kobiety i połączona ze składaniem ślubowań (wratam)] Baba przyjął pudżę jako Waramahalakszmi
i otrzymał ofiary złożone przez kobiety, które wcześniej dopełniły ślubów
wratam. Te, które dostąpiły tego wyjątkowego szczęścia mówią, że rzeczywiście pojawił się przed nimi ubrany w sari i bluzkę, lśniący bransoletami,
z naszyjnikiem, kolczykiem w nosie, ozdobami uszu itp.! Nic dziwnego, że
święto Nawaratri, podczas którego czci się Dewi [Boską Matkę] jako Durgę, Lakszmi, Saraswati, Annapurnę, Tripurasundari, Lalitę i inne postaci,
przyciąga tysiące ludzi do Puttaparthi, gdzie Sai Mata [Matka Sai] jest tak
dobroczynna i szczodra.
Równie ważnym świętem jest Mahaśiwaratri [Wielka Noc Śiwy], ponieważ wielbiciele prowadzą wtedy całonocne czuwanie połączone ze śpiewaniem bhadżanów w obecności awatara. A on przypomina im o Śiwie poprzez wibhuti, wydobywające się z jego rąk, czoła, twarzy czy palca u nogi
i przez hojność, z jaką obdarza błogosławieństwami błądzących ludzi.
117
Sathya Sai Baba
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
Śiwaratri świętuje się w Puttaparathi od 11, bądź 12 lat, ale śiwalingamy pojawiają się w jego ciele co roku, od czasu rozpoczęcia misji. Baba
często mówi, że trudno mu opóźnić bądź powstrzymać kształtowanie się
lingamów, które się w nim materializują. Wieczorem Baba wygłasza przemówienie – bardzo często przerywane przez skurcze w obszarze brzucha.
On jednak dalej przemawia, dopóki skurcze nie przemieszczą się do górnej
części klatki piersiowej oraz szyi. Baba zdaje się wtedy doświadczać cielesnego napięcia i oto nagle, ku radosnemu zadziwieniu wszystkich, z jego
ust wypadają lingamy! Zostają one zazwyczaj umieszczone na posągu
Baby z Śirdi, a po zakończeniu uroczystości Baba daje je jakiemuś bhakcie,
aby czcił je zgodnie z zaleceniami. Lingamy te są obecnie czczone przez
niektórych wielbicieli od ponad 16 lat!
Lingamy, które ujawniają się podczas kolejnych dni Śiwaratri, różnią się liczbą, wielkością i budową. Czasami kształtowany jest tylko jeden
lingam, którego tworzywo wygląda na kryształ, czy też złoto lub srebro.
Częściej jest ich więcej – trzy, pięć, siedem czy dziewięć, każdy około czterocentymetrowej wysokości i dopełniony przez pitham, tj. podstawkę oraz
naznaczony trzema poziomymi liniami, symbolizującymi wibhuti. To zjawisko lingodbhawam [kreacji lingamu] jest rzeczywiście wyjątkowym i tajemniczym przejawem boskiej woli.
Oczywiście, kiedy z takim zapałem rozwodzimy się nad przejawami
tej woli, nie powinniśmy zapominać o oddaniu hołdu jej ucieleśnieniu,
czyli samemu Babie. On sam jest Prasanti Nilajam – tam gdzie się znajduje
i gdzie się go czci, wspomina, czy też wzywa z oddaniem. Kiedy pewien
bhakta wezwał uczestników zgromadzenia w sali Gokhale w Madrasie, do
którego chwilę wcześniej przemawiał Baba, aby udali się do Puttaparthi
i dołączyli do wspaniałego bhadżanu w Prasanti Nilajam, Baba natychmiast poprawił go, mówiąc: Nie, nie. Możecie zostać tam gdzie jesteście – ja
przybędę do was. Nie narażajcie się na wydatki, na które wielu z was nie
może sobie pozwolić. Jeśli mnie wezwiecie, ja będę u waszego boku. Średniowieczny poeta języka kannada śpiewał, że odległość pomiędzy nim a Śiwą
jest dokładnie odległością głosu. Wierz w niego i zawołaj go. On odpowie:
Jestem tu. Możesz go zawołać którymkolwiek z jego imion.
W październiku 1957 roku został uroczyście otwarty szpital z sześcioma łóżkami dla kobiet i sześcioma dla mężczyzn, posiadający w pełni
119
Prawda Dobro Piękno
wyposażony oddział chirurgiczny i położniczy oraz aparat rentgenowski.
Zbudowano go na wzgórzu za Nilajam. Rozpościera się z niego wspaniały
widok na wiekowe góry z występami skalnymi i urwiskami, ciągnącymi
się aż do brzegów rzeki Czitrawati. Baba wybrał to miejsce pomimo sarkania inżynierów, gdyż, jak powiedział, to zapierające dech w piersiach dzieło Pana będzie niosło chorym natchnienie. Kazał użyć spychacza, pociąć
i wyrównać tarasy powstałe tam, gdzie kiedyś był skalisty stok wzgórza
i zaplanował postawić ten szpital na najwyższym z tarasów. Przemawiając podczas uroczystości położenia kamienia węgielnego oświadczył, że
nie ma ludzi niewierzących, nastików; są jedynie ci, którzy nie wiedzą lub
też nie mieli sposobności doświadczyć Pana. Każdy – bogaty czy biedny,
wykształcony czy niewykształcony, pobożny czy nie – może zachorować.
Wiele mil wokół nie było żadnego przyzwoitego szpitala i dlatego Baba,
jak sam mówi, zaplanował ten szpital w Puttaparthi, aby był przykładem
manawa sewy [służby człowiekowi], jaką pełni sam Madhawa [Bóg]. Po to,
by człowiek postępował podobnie i zdobył łaskę Pana. Stwierdził również,
że ci, którzy przybędą do tego szpitala z powodu choroby ciała, przyjdą
potem do Prasanti Nilajam, aby wyleczyć tam swoje choroby duchowe.
Szpital wzniesiono w inspirującej obecności Baby, który nadzorował
każdy etap prac budowlanych i wyposażania. Bhaktowie stojąc w długich rzędach wzdłuż stoku wzgórza podawali sobie z rąk do rąk elementy
stalowe, kamienie, cegły, wodę, błoto, glinę, zaprawę, wszystko, co było
potrzebne do wzniesienia budowli, która dziś jest najbardziej wyróżniającym się elementem krajobrazu! W pierwszą rocznicę istnienia tego
szpitala, kiedy jego kierownik mówił o wielu cudownych powrotach do
zdrowia dzięki błogosławieństwu Baby, Swami powiedział, że wywołał
je raczej duch miłości i służby, jakim przesycony był każdy kamień i cegła. Baba osobiście wizytuje szpital odwiedzając sale, nakłaniając leżących tam chorych wieśniaków do połknięcia lekarstw, do zastrzyku czy
zabiegu, przyśpieszając leczenie słodyczą swoich słów i uzdrawiającym
spojrzeniem. Baba często ma w zanadrzu wiele porad, jakich może udzielić lekarzom, ponieważ on sam jest doskonałym lekarzem i chirurgiem.
Daje również praktyczne wskazówki, jak osiągnąć równowagę umysłu
i zdrowie ciała z pomocą dżapy i dhjany, utrzymujących w dobrym stanie
ludzką osobowość.
120
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
Opisy różnych przypadków uzdrowienia, które co jakiś czas zamieszcza się w piśmie Sanathana Sarathi, są bezcenne dla praktykujących medycynę. Pokazują, że przewlekłe i beznadziejne schorzenia zostają wyleczone uzdrawiającym działaniem boskiej łaski zarządzającej tym szpitalem.
Żarliwi wielbiciele Baby powierzają swoje zdrowie jego woli. Inni, zgodnie
z jego radą, przyjmują jako lekarstwo wibhuti, które on stwarza lub też wybierają środki medyczne, jakie zaleca. Baba mówi, że nie daje wszystkim
tej samej recepty. Podobnie jak lekarz, który może przepisać cztery rodzaje
leczenia czterem chorym cierpiącym na ból brzucha: sole na ból powodowany zaparciem, miksturę na zaburzenia żołądkowe, nacieranie lub okłady dla kolejnego pacjenta, wreszcie natychmiastową operację w przypadku
bólu wywołanego przez wyrostek – Baba również zaleca chorym różne
lekarstwa. Jest największym ze wszystkich lekarzy.
Na prawo i na lewo od Nilajam, za ogrodem i na tyłach budynku,
znajduje się wiele mieszkań, jedno- lub dwupokojowych, gdzie mieszkają
bhaktowie. Jeśli ci, którym przydzielono te mieszkania, przebywają poza
Nilajam, z kwater mogą korzystać inni. Baba zarządza i kieruje wszystkimi
sprawami w Nilajam. Wszyscy czekają na jego polecenia, które są zawsze
najlepszym rozwiązaniem.
Baba jest znawcą ogrodnictwa, czego dowodem jest jego zainteresowanie roślinnością w ogrodzie w Nilajam. A kiedy podróżuje samochodem,
wybiera najpiękniejsze miejsca na postój, aby zjeść śniadanie lub obiad.
Zatrzymuje się wśród eukaliptusów na stokach wzgórz Nilgiri czy Kodaikanal, pośród szpalerów sosen Kaszmiru, na suchych równinach Bellary,
na zielonym dywanie Seringapatam, w ogrodach kokosowych wybrzeży
Kerali, w palmowych alejach Tinnewelly, na brzegu kanału koło Samalkot,
czy na wulkanicznych polach Raiczur. Zwraca uwagę otaczających go osób
na piękny zachód lub wschód słońca, urzekający widok zachmurzonego
nieba, czy też pierścień wokół księżyca. Andame anandam (piękno jest
błogością) – te słowa często padają z jego ust.
Jest on również miłośnikiem bydła, a obora w Prasanti Nilajam stanowi wzór dla mieszkańców okolicznych miejscowości. Spędza dużo czasu
z krowami, karmiąc je i doglądając. W święto Pongal przystraja je – specjalnymi, błyszczącymi ozdobami. Posiadał też konia, jak również jelenie,
sarny, pawie i króliki, które zostały pobłogosławione jego pełnym miłości
dotykiem i czułością.
121
Prawda Dobro Piękno
Miał też wiele ulubionych psów. Opowieść o tych psach to jeszcze jeden
przykład jego troski i łaski. Jack i Jill, dwa pomeraniany z Ooty były pierwszymi z tych psich ulubieńców. Baba mówi, że pościły w każdy czwartek
z powodu świętej samskary [tu: zasługi] ze swego poprzedniego życia! Nigdy
nie udało się ich nakłonić, by zjadły mięso! Jack zwykł spać u wezgłowia łóżka Baby, Jill zaś w jego nogach. Po trzech latach tej samipji [bliskości z Bogiem] Jack wydał swe ostatnie tchnienie spoczywając na kolanach Baby.
Koniec jego ziemskiej wędrówki był godny jego życia. Poprzedniej
nocy Jack towarzyszył kierowcy samochodu stojącego po drugiej stronie
rzeki w Karnatanagapalli. Położył się tam pod samochodem – niepostrzeżenie dla pasażerów. Jack bowiem zwykł pilnować samochodów, które
w owych latach musiały stać daleko od mandiru. Jego piskliwe szczekanie
odstraszało wioskowych urwisów. Jednak tamtego ranka, kiedy samochód
nagle odjechał, Jack został przez niego prawie zabity. Pozostało mu tyle siły,
mówił Baba, aby dowlec się przez koryto rzeki do mandiru. Zebrał jeszcze
trochę sił, by wpełznąć na kolana Baby. Nie spuszczając oczu z twarzy Baby
i z trudem machając ogonem z radości, Jack zakończył swoją krótką, ale
błogosławioną drogę ziemskiego życia. Jill nie mogła żyć bez niego – odeszła po kilku tygodniach. Oba psy zostały pochowane pośrodku dziedzińca za Starym Mandirem, a nad ich doczesnymi szczątkami został stworzony Brindawan [ogród do uprawy świętych roślin].
Ćitty i Bitty, Lilly i Billy to dwie kolejne psie pary pomeranianów. Po
nich były cocker spaniele Minni i Mickie, oraz Honey i Goldie. Baba opiekował się nimi przez kilka lat, później zaś przekazał je wielbicielom, jednak
nawet dziś pyta, jak im się żyje. Baba miał też kilka owczarków niemieckich, np. Rovera i Ritę, a po nich, przez jakiś czas, Tommy’ego i Henry’ego.
Ci zwierzęcy bhaktowie otrzymywali w wielkiej obfitości czułość i miłość
Baby. My, dla których świat zwierzęcy jest niemy i zupełnie inny niż nasz,
musimy, patrząc na miłość Baby do zwierząt, nauczyć się nigdy, z żadnych
powodów, nie krzywdzić zwierzęcych braci. I zawsze uważać wszystkie
stworzenia za jedną rodzinę.
Baba często mówi o wpływie przeznaczenia, czyli prapti. Jeśli jakieś
zwierzę czy człowiek zdobędzie jego łaskę, dzieje się tak właśnie dzięki
prapti. Ale zawsze dodaje, że jego łaskę można zdobyć sadhaną, czyli zdyscyplinowanym życiem, panowaniem nad sobą i bezinteresowną służbą dla
122
Rozdział 7 – Prasanti Nilajam
wszystkich ludzi, symbolizujących samego Narajanę. Tak jak egzaminator
ocenia pisemne prace kandydatów, Pan również ocenia nasze osiągnięcia.
Jednak, jeśli nasze odpowiedzi świadczą o rzetelnym studiowaniu oraz zainteresowaniu przedmiotem i znajomości metodologii, egzaminator może
puścić w niepamięć słabe wyniki sprawdzianu. Wiele osób doświadcza, że
pomimo dużych wysiłków, jakie podejmują, nie mogą pojechać do Puttaparthi. Częściej jednak, gdy tylko zaplanują taki wyjazd, wszystko zaczyna dobrze się układać, a wszelkie przeszkody automatycznie znikają. Baba
mówi, że bez jego woli nikt nie zdoła wyruszyć albo też choćby rozpoczął
podróż, nie zdoła dotrzeć do miejsca, gdzie on się znajduje.
Jego wszechwiedza i wszechobecność ujawnia się każdemu, kto spotka się z nim w pokoju rozmów. Baba mówi takiej osobie o tym, co mówiła,
robiła, czuła, z kim i o czym rozmawiała, czego się obawiała, co knuła, co
wycierpiała i co straciła. Jeśli chcesz zapytać go o dziesięć spraw, on, zanim otworzysz usta, opowie ci o dwunastu czy piętnastu! Odsłoni nawet
to, o czym śniłeś i dokładnie powtórzy słowa przez niego wypowiedziane,
które słyszałeś w owym śnie. Opowie ci całą historię twojego życia w najdrobniejszych szczegółach, a tam gdzie był smutek i słabość, on odnajdzie
radość i siłę.
Jest niestrudzony w swoim współczuciu – mówi H. S. Rao. Słowa Baby
nie tylko koją, ale otwierają nowe poziomy świadomości odsłaniając ukrytą
siłę i dobroć natury człowieka. Łaska Baby umożliwia bhakcie poznanie
samego siebie, jaśniejsze uświadomienie sobie własnych obowiązków, powinności oraz braków. Wszystko to czyni w najbardziej naturalny sposób,
poklepując cię czule po plecach, patrząc z wesołym błyskiem w oczach i używając zrozumiałych słów. W tym, co mówi, jest taka moc, taka głębia przekonywania, taka wszechwiedza i cudowne dostrzeganie twych osobistych
kłopotów i potrzeb, że odejmuje ci mowę.
Tak oto Prasanti Nilajam przebudowuje ludzkość, a obecność Baby
przyspiesza jej rozwój.
123
8.
Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg
Baba zachęca wszystkich, aby doceniali piękno przyrody. Zwraca
uwagę na urok kwiatu, barwną wspaniałość wschodu i zachodu
słońca, surowe piękno zachmurzonego nieba, nieśmiałe mruganie
gwiazd na niebie o północy, czy na przemierzający nieboskłon
klucz żurawi podobny do jaśminowej girlandy.
Dziewiąty, ogólnoindyjski zjazd Stowarzyszenia Boskiego Życia, który
odbył się w Wenkatagiri w 1957 roku, był kamieniem milowym dharmicznego dzieła Bhagawana. Osobiście przewodniczył on rozmowom i wezwał
do sadhany oraz duchowej odnowy. Swami Satczidananda, sekretarz oddziałów Stowarzyszenia Boskiego Życia, wyznał później, że gdy dotarła do
niego w Thiruwannamalai wieść o tym, że Baba ma przewodniczyć, zdumiał się niezmiernie, gdyż słyszał, że zna się on jedynie na magii (!) i jest
słabym mówcą. Ale – mówi swami Satczidananda – wkrótce stwierdziłem,
że osoba, która mi to powiedziała, całkowicie się myli.
W dzień otwarcia zjazdu miasto było przepełnione delegatami, gośćmi i wielbicielami, wliczając w to wielką liczbę sanjasinów z odległego Riszikesz oraz takich miejscowości, jak Radżahmundry, Kalahasti i Madras.
Przed główną bramą Pałacu Wenkatagiri ustawiono wspaniały, przybrany
kwiatami palankin, aby Baba mógł przebyć w nim drogę do teatru, gdzie
miała się odbyć sesja inauguracyjna. Gdy jednak Baba zobaczył ów symbol
przepychu, to mimo próśb radży odmówił. Stwierdził bowiem: Jest tu tak
124
Rozdział 8 – Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg
wielu sanjasinów – chciałbym pójść z nimi pieszo. Była tam rzeczywiście
sama elita mnichów, takich jak Sadananda, Satczidananda, Atmaswarupananda i Śriniwasananda.
Swami Satczidananda wciągnął na maszt proporzec Stowarzyszenia
Boskiego Życia, zaś swami Sadananda, autor „Sanmarga Dipam”, „Maha
Śakti” i komentarza do „Joga Darszany” Patańdżalego, otworzył uroczyście zjazd. Jacyś prowokatorzy rozpowszechnili wcześniej ulotki, w których oskarżali Babę o stronniczość na rzecz bogaczy i arystokratów, nie
wiedząc, że kiedy oni wciskali ludziom w kieszenie te oszczerstwa, Baba
odmówił udziału w uroczystej procesji i właśnie szedł pieszo tą samą drogą, na której oni szerzyli swoje nikczemne kłamstwo! Swami Sadananda
nawiązał do tej ulotki i jasno pokazał jej niedorzeczność w świetle tego, co
zdarzyło się owego ranka. Pogratulował delegatom i organizatorom tego
szczęścia, że Baba prowadzi ich drogą boskiego życia.
Występując jako przewodniczący zjazdu Baba powiedział, że boskie
życie jest natchnieniem, siłą sprawczą, celem wszelkiego stworzenia, od mikrokosmosu do makrokosmosu – od anu [atomu] po brihat [kosmos]. Boskie życie jest deszczem padającym z chmur satji, premy i ahimsy [prawdy,
miłości i niekrzywdzenia]. Zawiera ono wszystkie działania podejmowane
w celu odkrycia rzeczywistości kryjącej się za zwodniczą różnorodnością
świata. Boskość – powiedział – jest wrodzona i tkwi w każdej osobie, tak
jak masło znajduje się w mleku. Podobnie jak ubijamy mleko, by wydzielić
z niego masło, człowiek musi „ubijać” swój umysł dobrymi czynami i dobrym towarzystwem. Umysł ludzki krąży pomiędzy wiecznym duchem
a przemijającym światem, zatem obowiązkiem organizacji takich jak Stowarzyszenie Boskiego Życia jest napełnianie umysłów swoich członków
świętością oraz pomoc w usuwaniu osadu namiętności i żądzy. Każdy jest
odpowiednim kandydatem do tej przemiany i smak tej błogości jest taki
sam dla wszystkich. Stowarzyszenie to, powiedział Baba, powinno ułatwiać
ludziom rozwijanie jednakowej miłości do wszystkich. Powinno pomagać
w usuwaniu prawdziwych przyczyn niepokoju, smutku i niewiedzy.
Następnego poranka, kiedy członkowie zjazdu zgromadzili się w teatrze, Baba oznajmił: Religia hinduska mogła przetrwać napaści, przewroty kulturalne oraz cudzoziemskie najazdy dzięki wysiłkom jej duchowych
przywódców, którzy stali na straży skarbów hinduizmu i wciąż na nowo
125
Prawda Dobro Piękno
ustanawiali w ludzkich sercach twórcze zasady sanathana dharmy. Powiedział, że chce zapalić światło premy w każdym sercu i doradza wszystkim,
by żyli w duchu głębokiego szacunku i miłości. Mówiąc o trzech gunach
Baba zobrazował ich istotę prostym porównaniem, które wszystko wyjaśniało. Stwierdził, wskazując lampę naftową, że szklany klosz to guna sattwy, sadza nagromadzona na nim od wewnątrz jest guną tamasu, zaś kurz
osadzony na kloszu od zewnątrz jest guną radżasu.
Nazajutrz, podczas specjalnego zgromadzenia delegatów, Baba wezwał ich, aby rozwijali szczere oddanie dla swego guru i własnym przykładem demonstrowali boskie życie, któremu poświęcili swój pobyt na ziemi.
Później, kiedy po wpuszczeniu na salę gorliwego tłumu gości, spotkanie
przemieniło się w otwarte posiedzenie, Baba przemawiał ponad godzinę, wzywając wszystkich do prowadzenia życia pełnego oddania oraz do
całkowitego poddania się Bogu. Czym chcielibyście być w dłoniach Pana?
– spytał, po czym sam podsunął odpowiedź: fletem. Chciał, żeby każdy
był prosty, uczciwy, pusty, bez żadnej pychy czy poczucia odrębności, bez
własnej woli czy poczucia „ja”, po to, aby wdychać jedynie oddech Boga;
by przemienić ten oddech w melodyjną muzykę, dającą w każdej ulotnej
chwili radość wieczności.
Swami Sadananda mówił o łączności duchowej z Bogiem, czy raczej
sam połączył się duchowo z Babą i mówił to, co ta łączność mu podpowiadała, gdyż, jak wyznał, przekazywał jedynie to, co Baba kazał mu powiedzieć! Po nim podniósł się, aby przemówić, wielki pandit, słynny w całym stanie Andhra Pradesh dzięki wielu wedantyjskim książkom, które
napisał oraz z powodu dokonanego przez siebie tłumaczenia Upaniszad,
brahmasutr i Bhagawadgity na język telugu. Mówił o najbardziej głębokim zagadnieniu w filozofii indyjskiej: „Kim jestem?” Krytycy mówią, że
postawa oparta na adwajcie [filozofii niedualizmu] sprawia, że ludzie ją
reprezentujący są jak z innego świata i nie ma w nich poezji. Jednak ten
uczony był poetą w wystarczającym stopniu, aby docenić metaforę Baby
– flet w ustach Kriszny. Rozwodził się bowiem z przyjemnością nad ideałem, który przedstawił Baba i przywołał z pamięci kilka sanskryckich
ślok [wierszy] mówiących o tym murali [flecie]. Swoje przemówienie rozpoczął osobistym oświadczeniem. Powiedział: Przybyłem do Wenkatagiri
na tę naradę przede wszystkim po to, aby spotkać Śri Sathya Sai Babę. Do126
Rozdział 8 – Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg
chodziły mnie bowiem wszelkiego rodzaju słuchy o jego wielkości i ochoczo skorzystałem ze sposobności sprawdzenia wszystkiego, co o nim mówią.
Podsumowując, przybyłem, aby rzucić mu wyzwanie! [ang. defy] Wrócę
zaś, ubóstwiwszy go! [ang. deify] Jestem szczęśliwy, mogąc wyznać to przed
wami i przeprosić Babę za swój błąd. Jest to kolejny przykład, jak mgła niezrozumienia znika w cieple obecności Bhagawana.
Baba swobodnie poruszał się wśród sadhu [ascetów] i uczonych w pismach, a zanim odjechał z Wenkatagiri, z każdym z nich długo rozmawiał.
Swami Sadczidananda powiedział autorowi niniejszej książki: Zostałem
wezwany na rozmowę jako drugi. Gdy tylko wszedłem, Baba objął mnie i powiedział, że jest szczęśliwy widząc mnie. Potem mówił o rzadko spotykanej,
jogicznej wizji, jakiej miałem szczęście doświadczyć 37 lat temu i pogratulował mi wytrwałego prowadzenia sadhany jogicznej, której owa wizja była
szczytem. Jednak zaraz skrytykował mnie i zbeształ za to, że trwonię swój
czas i siły na zakładanie aszramów, zbiórki pieniędzy i spotkania z ludźmi,
by omawiać różne programy i zamierzenia. Kiedy próbowałem uzasadnić
swoją obecną działalność jako przyczyniającą się ostatecznie do pomyślności świata, zaśmiał się i powiedział: „Czy nie słyszałeś, że dobre myśli i fale
jogicznej mądrości emanują z wielkiej duszy i pokonując wszelkie przeszkody, kształtują i zmieniają prądy myślowe innych ludzi?” Poradził mi, abym
odszedł do jakiejś samotni i podjął swoje jogiczne sadhany, a on zapewnia
mnie, że da mi pomoc i wyżywienie, gdziekolwiek będę! Podobny pogląd
nigdy wcześniej nie został mi przedstawiony w tak czystych i prawdziwych
słowach i byłem bardzo poruszony jego miłością i łaską. Zaskoczyło mnie
to, że wiedział o moim osobistym, tajonym przed innymi przeżyciu, które
zdarzyło się jeszcze przed jego przyjściem na świat. Ośmieliłem się zapytać
go o to. Odpowiedział mi pytaniem: „Czyż ja się rodzę i czy umieram?”.
Było to doprawdy wyjątkowe przeżycie dla wszystkich – audiencja,
diagnoza ich najgłębszych wątpliwości, przepisanie właściwych lekarstw,
zapewnienie o ciągłej łasce, zważenie osiągnięć na szali postępów oraz objawienie wszechwiedzy i wszechobecności. Kiedy Baba wracał do Puttaparthi, towarzyszyli mu swami Sadananda i swami Satczidananda. Obaj
bardzo chcieli spędzić jeszcze trochę czasu w boskiej obecności.
Pamiętam pewien wieczór, kiedy Baba zabrał swamiego Sadanandę
do źródła położonego pośród wzgórz leżących za Nilajam. Byłem jednym
127
Prawda Dobro Piękno
z członków tej wyprawy. Usiadłszy obok tego źródła Baba mówił o istnieniu
czajtanji [boskiej świadomości] w człowieku, zwierzęciu, roślinie i kamieniu, a swami Sadczidananda przywołał ustęp z Upaniszad dla pokazania,
że te same treści znaleźć można w naszych starożytnych tekstach. Naraz
Baba przyjął autorytatywny ton i oznajmił: Ty nazywasz je starożytnymi.
Ja znam je wszystkie. Jestem ponad czasem i przestrzenią. Rozmowa zeszła
później na śiwaizm i lingę oraz znaczenie tego symbolu, gdyż Sadananda
napisał kiedyś, będąc na uniwersytecie w Madrasie, rozprawę „Pochodzenie i wczesne dzieje południowoindyjskiego śiwaizmu”. Był to akurat dzień
tamilskiego Nowego Roku i Baba podarował każdemu poli – słodką potrawę, którą każda tamilska gospodyni musi przyrządzić w ten pomyślny
dzień. Stworzył ją przez zwykłe zakręcenie dłonią! Kiedy po kilku dniach
Baba udał się na krótki pobyt do Kodaikanal, swami Sadananda i swami Satczidananda również dołączyli do niego. Sześć tygodni spędzonych
na tamtych wzgórzach przyniosło owym sannjasinom wiele sposobności
otrzymania obfitości łask Baby. Byli w stanie dostrzec przebłysk wyjątkowej boskości Baby.
Swami Satczidananda mówił o tym na spotkaniu w Puttaparthi 29
czerwca 1957 roku z okazji otwarcia tapowany. Powiedział, że niezależnie
od tego, za kogo inni uważają Babę, on przekonał się z własnego doświadczenia, że Baba to Czidghanamurthi [wcielenie boskiej świadomości], Sarwadżnia [wszechwiedzący], Sarwa Antharjamin [wewnętrzny mieszkaniec
wszystkich istot] i Sarwa Bhuthantharathma [atma mieszkająca we wszystkich istotach].
Następnie opisał, w jaki sposób doszedł do tego przeświadczenia.
Pewnego popołudnia znajdował się w pokoju Baby w Kodaikanal. Baba
spoczywał na łóżku. Nagle powstał i krzyknął w języku telugu: Nie strzelaj!, po czym upadł na łóżko w stanie nazywanym „transem”, co lepiej oddają słowa „pozacielesna podróż”.
Jego ciało zesztywniało i pozostawało w tym stanie przez około godzinę. Kiedy powrócił i zaczął władać swym ciałem, spojrzał na otaczających
go ludzi i polecił, aby pilnie wysłano telegram na pewien adres w Bhopalu!
Podyktował treść i adres. Telegram brzmiał: Nie martw się. Rewolwer jest
u mnie, Baba. Swami Satczidananda wyraził wątpliwość, czy poczta nada
tę wiadomość, ponieważ mówi ona o rewolwerze, który podlega ustawie
128
Rozdział 8 – Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg
o broni. Inni również go poparli i doszło do sporu, w którym wymieniano argumenty za i przeciw. Baba chciał, aby telegram szybko dotarł do
Bhopalu i zastanawiano się nad zastępczymi słowami, które pozwoliłyby
ominąć to słowo. Swami Satczidananda podsunął słowo „instrument” zamiast „rewolwer”, a Baba zgodził się, że dla odbiorcy telegramu odda to
właściwe znaczenie. Wiadomość dotarła szybko po drutach do Bhopalu,
odległego o tysiąc sześćset kilometrów! Wszyscy chcieli wiedzieć, jakiego
rodzaju nieszczęście zostało odwrócone, Baba jednak odpierał wszelkie
próby wyciągnięcia od niego odpowiedzi. Ale po czterech dniach z Bhopalu nadszedł list, który został wszystkim odczytany. List pokazywał, że
Baba jest rzeczywiście Panem, który ocalił kiedyś Gadżendrę i Prahladę
oraz przyszedł na ratunek Draupadi!
Autor listu służył jako żołnierz podczas drugiej wojny światowej
i sprawował wysokie stanowisko w służbie rządowej. Przekształcenia administracyjne, jakie nastąpiły po reorganizacji stanów w Indiach, wytrąciły go z równowagi, ponieważ ludzie młodsi od niego zostali wyniesieni
na stanowiska wyższe niż on zajmował. Nie miał nikogo, kto by go ukoił,
pocieszył lub choćby wysłuchał opowieści o jego niedoli. Nie było też przy
nim żony, która przebywała w wiosce swoich rodziców. Rozstrojony nieszczęsnym zwrotem swej kariery postanowił położyć kres temu upokorzeniu odbierając sobie życie strzałem z rewolweru. Wystrzelił raz, dla sprawdzenia, czy będzie miał pewną rękę przy śmiertelnym strzale, ale zanim
zdołał wystrzelić ponownie... Baba krzyknął: Nie strzelaj! i... ktoś głośno
zastukał do drzwi! Baba przyszedł! Nie jako Baba, oczywiście, ale jako kolega z uczelni w towarzystwie (!) swojej żony i tragarza, na dodatek z walizą
i torbą! Oficer pobiegł do sypialni, położył rewolwer na łóżku, narzucił na
niego prześcieradło i pośpieszył z powrotem do pokoju, przybrawszy minę
stosowną do nowej sytuacji. Po czym otworzył drzwi!
Stały tam oto trzy postacie, w które wcielił się Bhagawan, gotowe do
odegrania swych ról. Kumpel z czasów studiów był żywiołowy i wylewny. Baba musiał stać się w tej postaci przyjacielem obdarzonym cechami,
dzięki którym mógłby oddalić smutek i dać oficerowi pokrzepienie, kojące
rozpacz. Gospodarz pozytywnie zareagował na taki obrót zdarzeń i bardzo szybko odzyskał równowagę. Uśmiechnął się, a potem nawet śmiał się
z żartów swego starego druha, a kiedy rozmowa potoczyła się dalej, wszel129
Prawda Dobro Piękno
kie myśli o samobójstwie rozpłynęły się. Kobieta również włączyła się do
rozmowy, ale kiedy odkryli, że nie ma pani domu, przybysz przybrał minę
głębokiego zawodu i powiedział, że wolałby zatrzymać się u innego kolegi.
Pomimo próśb osoby, którą uratował, przyjaciel opuścił dom – 45 minut
po swojej materializacji – wraz z kobietą, tragarzem, walizą i torbą, w ten
sposób opuszczając kurtynę po tym znakomitym przedstawieniu!
Odprowadziwszy ich, oficer pośpieszył do sypialni. Stanął jak wryty,
stwierdziwszy, że rewolweru tam nie ma. Nie było go też nigdzie indziej
w całym domu! Kto mógł go zabrać? Wcześniej był raz w Puttaparthi, zaś
jego żona była żarliwą wielbicielką. Czy mógł to być... Baba? Ach! To musi
być on! Zatem, czy ci przybysze również byli nim? Zamknął dom i pobiegł
pędem pod adres, pod który miał udać się ów kolega.
Tam potwierdziły się jego wątpliwości – nikogo nie było. Trzej przybysze rozpłynęli się w powietrzu wraz z walizą i torbą! Powróciwszy do
domu zaczął rozpamiętywać oszałamiające zdarzenia, które miały miejsce
tego dnia, gdy zaskoczony usłyszał kolejne stukanie do drzwi! Był to posłaniec z telegramem! Depesza z Kodaikanal: Nie martw się; instrument
jest u mnie. Baba.
Swami Satczidananda oznajmił, że wydarzenie to jest o wiele bardziej niezwykłe niż parakaja praweszam, wysławiane w Puranach. Parakaja praweszam to wejście jakiejś bezcielesnej istoty do istniejącego ciała.
Jednak w tym przypadku mamy do czynienia z kajaśriszti – stworzeniem
w chwili wyrażenia takiej woli trzech kaj, czyli ciał i sprawieniem, by ciała
te odgrywały swoje role, wcielając się w istniejące osoby w najdrobniejszych szczegółach – w głosie i akcencie, chodzie i gestykulacji, stylu wypowiadania się i manierach. Towarzyszyło temu opowiadanie zdarzeń i
anegdot dotyczących czasu sprzed całych dziesięcioleci, kiedy to obaj byli
studentami tej samej uczelni! To – powiedział swami Satczidananda – jest
możliwe jedynie dla awatara Boga.
Nic więc dziwnego, że on i swami Sadananda napisali do swego guru,
swamiego Śiwanandy Saraswathiego z Riszikesz o Babie, o jego boskich cechach. Obaj swami towarzyszyli też Babie do Przylądka Komoryn, dokąd
wybrał się z Kodaikanal. Doświadczyli przebłysku powszechnego przesłania Baby, gdy ujrzeli jak stwarza różaniec ze świętym krzyżem i wizerunkiem Jezusa Chrystusa, aby pobłogosławić pewnego księdza. Kiedy Baba
130
Rozdział 8 – Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg
szedł po piaskach Kanjakumari, kryształowe paciorki tworzyły się z każdym jego krokiem – wielbiciele zebrali je i umieścili w szkatułce z drewna
sandałowego. Było ich 84. Jednak Baba oznajmił, że musi być ich łącznie
108 i kiedy przeliczono je ponownie – było ich 108. Zrobiono z tych cudownie stworzonych kryształów różaniec, a Baba dał go Sadanandzie.
Następnie Baba odwiedził Perijar Dam z tamtejszym rezerwatem
dzikich zwierząt i udał się do Madurai i Majuram, po czym powrócił do
Puttaparthi przez Sale, miejscowość, w której kilka lat spędził swami Satczidananda. Wkrótce Baba musiał odpowiedzieć na list z zaproszeniem od
swamiego Śiwanandy Saraswathiego, przewodniczącego Stowarzyszenia
Boskiego Życia w Riszikesz. Po liście nadeszły jeszcze przypomnienia i telegramy, jeden po drugim i Baba zgodził się pojechać do północnych Indii.
Oczywiście, Baba nie lubuje się w wycieczkach dla samego oglądania
krajobrazów i miejsc czy podziwiania przyrody, ani też nie ma potrzeby
udawania się na pielgrzymki, ponieważ on sam jest celem wszystkich pielgrzymek! Kiedy jakaś matka narzekała przed nim, że jej syn nie przyjedzie
z nią do Puttaparthi, bo zamiast tego wyruszył do Tirupati, Baba powiedział: To również jest wizyta u mnie, bo ja nie różnię się od Tego, który jest
na tamtym wzgórzu. Zwykłym aktem woli Baba może znaleźć się w najdalszym zakątku świata, ponieważ jest ponad przestrzenią i czasem. Nie mam
pragnienia zmian, wypoczynku czy też podróży. Ale tam, gdzie pojawia się
pragnienie spokoju umysłu, śpieszę aby obdarzyć tym spokojem; tam gdzie
nie ma wzajemnego zaufania, pędzę, by przywrócić zaufanie. Zawsze jestem
w ruchu wypełniając misję, dla której przybyłem.
Swami Satczidananda chciał wyjechać do Riszikesz wcześniej, ponieważ, jak powiedział autorowi niniejszych słów, Trzeba rozprawić się z głupimi opowieściami o Babie, a moi współbracia sanjasini muszą być powiadomieni o boskości Baby.
14 czerwca Baba wyruszył samochodem z Puttaparthi. Zatrzymał
się w Medkurti, około 60 kilometrów od Madanapalle, aby odsłonić uroczyście srebrny wizerunek Sai Baby z Śirdi w aszramie Ajodhja. Wielkie
zgromadzenie mieszkańców wsi czekało tam od południa. Baba wygłosił
do nich ponadgodzinny dyskurs. Powiedział, że każda praca, jak na przykład zbudowanie tego aszramu, wykonana w duchu oddania, bez pychy
i pragnienia innych korzyści poza dobrym jej wykonaniem – jest tapasem
131
W podróży
Rozdział 8 – Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg
w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Baba potępił rozmyślne zaniedbywanie ciała w celu urzeczywistnienia Boga. Ciało jest przybytkiem Pana,
łodzią, którą człowiek musi pokonać ocean narodzin i śmierci, posługując
się dwoma wiosłami: wiweki [rozróżniania] i wajragji [wyrzeczenia]. Musi
być więc utrzymywane w doskonałym stanie. Zwróciwszy się do zebranych
tam kobiet mówił o konieczności napełniania dzieci odwagą, oddaniem
Bogu, szacunkiem dla samego siebie i zwyczajem mówienia prawdy. Nikt
nie musi się nigdzie udawać w poszukiwaniu anandy – powiedział. Ona jest
w was jako iskra, należy ją jedynie rozdmuchać w wielki płomień i ogień.
Oznajmił, że choć mógłby przemienić ziemię w niebo, a niebo w ziemię,
ludzie którzy do niego przybywają otrzymują jedynie to, o co proszą i co
wybierają. Powiedział, że wiwekę i wajragję możemy osiągnąć dzięki
temu, co nazwał „wiczaraną” [rozważaniem] każdej wiczary [myśli], czyli
przez niestrudzone ocenianie każdej myśli, czy jest zgodna z prawością
i prawdą. Powiedział jeszcze, że Prawdziwy wielbiciel musi pokonać emocje; prawdziwy pustelnik musi pracować nad ostrością intelektu; prawdziwy sewaka [służący bezinteresownie] musi rozwijać siłę umysłu.
Wyprawa dotarła do Madrasu 15 lipca i po czterodniowym pobycie
Baba i wielbiciele, których wybrał na tę podróż, wsiedli 20 lipca na pokład
samolotu odlatującego do Delhi. Był bardzo rozbawiony, kiedy stwierdził,
że jego imię pojawiło się na bilecie jako Pan [ang. Mr] S.S. Baba. Uśmiał się
serdecznie z owego „Pan”! Baba chodził po samolocie obdarzając wszystkich pasażerów swoim towarzystwem, tak by każdy dostąpił zaszczytu
znalezienia się blisko niego. Udzielił nawet osobistej rozmowy w powietrzu,
ponad górami Windhja, pasażerowi, który prosił o tę sposobność, gdyż
„odkrył” wtedy Babę! Człowiek ów był zaskoczony, kiedy Baba doradził
mu poślubić nauczycielkę szkolną, którą tamten kochał, gdyż, jak sądził,
nikt nie wiedział o tym rozdziale jego życia! Baba obiecał sprawić, by jego
rodzice zgodzili się na ten związek, porzucając „nieugięty sprzeciw”, jaki
dotąd w tej sprawie okazywali.
Samolot wylądował w Palam o 4:20 po południu. W ciągu godziny od
przybycia Baby do domu w Sundarnagar, który wynajęto, Baba otrzymał
„wezwanie” od jakiegoś wielbiciela z Bangalore, po czym „opuścił” ciało
i pośpieszył, by przynieść tej osobie ratunek w – jak później opisał – niebezpiecznym ataku paraliżu! Bhadżany śpiewane dwa razy dziennie przy133
Prawda Dobro Piękno
ciągały wielbicieli z Delhi, jak również ich przyjaciół i krewnych, przed
którymi ci pierwsi wysławiali swego guru. Baba udzielił także bardzo wielu ludziom osobistych audiencji. Podczas tych rozmów jak zwykle rozpoznawał ich kłopoty i zapewniał o swojej łasce.
22 lipca Baba opuścił New Delhi, wyruszając samochodem do Riszikesz. Sanjasini – uczniowie swamiego Śiwanandy – towarzyszyli mu od
samego Haridwar, a kiedy dotarł do Śiwanandanagar o 6:30 wieczorem,
swami Śiwananda zwołał uroczyste zebranie mieszkańców tego aszramu
i serdecznie powitał Babę. Kiedy Śiwananda, zgodnie ze swym zwyczajem
pozdrowił ze złożonymi dłońmi Babę, on odpowiedział na to pozdrowienie mudrą abhajahasthą, która obdarza pokojem tysiące targanych kłopotami dusz.
Aszram Śiwanandanagar jest otulony wiecznie zielonymi górami,
pieszczony z miłością przez pełne dobroci prawe ramię Matki Gangi [Gangesu]. Lewy brzeg tej rzeki, odsłaniający się czasem oczom, kiedy zasłona mgły zostaje uniesiona przelotnym wiatrem, jaśnieje rzędem świątyń,
pustelni i budynków mieszkalnych, takich jak Gita Bhawan, Swargasram,
Paramarta Niketan itd. Jednak większe wrażenie niż owe pamiątki wrodzonej tęsknoty człowieka za Domem wywierają otaczające ze wszystkich
stron, przyodziane w lasy góry, wyglądające jak nadludzcy mędrcy zatopieni w cichych rozmyślaniach nad Nieskończonym. Zwróciły one swój
wzrok do wnętrza i są błogo nieświadome dziejącej się historii!
Jest tu też Ganga, córa Ziemi i Nieba, sprowadzona do Bharatawarszy
[Indii] dzięki pokucie księcia, który usiłując przejednać swoich przodków,
zdołał zapewnić dobrobyt i zbawienie swym dzieciom i dzieciom swych
dzieci już na zawsze. Ganga, opiewana w tradycji i podaniach, jest niezbędna od tysięcy lat w każdej hinduskiej rodzinie do uświęcania każdego
obrzędu, do oczyszczania każdego rytuału, wypędzania wszelkiego zła,
obmywania z każdego grzechu. Uwieczniana jest w wierszach, przedstawiana w sztuce, zakorzeniona w architekturze, idealizowana w rzeźbie,
personifikowana w malarstwie, wysławiana w muzyce, czczona jako obdarzająca błogością. Elektryzujące opowieści o niej przekazywane są przez
miliony matek brzdącom siadającym każdego dnia o zmroku na ich kolanach. Ganga toczy swe wody po królewsku, przypominając każdemu o duchowym przesłaniu i wspaniałości Indii.
134
Rozdział 8 – Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg
Kiedy nazajutrz mieszkańcy aszramu przygotowali satsang [spotkanie
duchowe] i poprosili Babę, by przekazał im sandeszę [orędzie], odniósł się
on do Gangi, porównując ją do podążającego ku morzu sanjasina. Powiedział, że każda rzeka w głębi swego ducha wie, że pochodzi z morza i wiedza
ta podpowiada jej, aby zmierzała ku morzu pomimo wszelkich przeszkód
na powierzchni ziemi. Pochwalił ciszę Śiwanandanagaru i oświadczył, że
jest to również dobre miejsce do uzyskania ciszy duchowej. Powiedział, że
sylaba „bha” oznacza stwarzanie, „ga” oznacza ochronę, a „wan” – przemianę lub przekształcanie. Bhagawan ma moc czynienia wszystkich trzech.
Oto moja tajemnica – obwieścił.
Mówiąc o rzeczach, które zwykle stwarza i daje, odtrącił wszelkie fałszywe wyjaśnienia i powiedział, że jego sankalpa [wola] jest natychmiast
spełniana. Stwarza przedmioty, aby dawać radość wielbicielom, podobnie
jak ojciec daje słodycze swoim małym dzieciom nie po to, aby nagłaśniać
swoją hojność czy własne rodzicielstwo. Rozdaje je, aby ratować ludzi
przed zmartwieniami lub niepokojem, aby zapewnić im spokój umysłu,
aby pomóc rozwinąć duchowe skupienie, a w wielu przypadkach, by podtrzymywać swój „kontakt” z biegiem życia osób otrzymujących jego dar.
Rozdawanie tych przedmiotów nie ma na celu przyciągania kogokolwiek;
nie są one owocem mantry ani tantry. Są wytworzone w taki sam sposób,
jak wytwarza się wszystkie rzeczy, tyle że dokonuje się to o wiele szybciej, mało tego – dzieje się to natychmiast. Te przedmioty trwają tak samo
długo, jak wszystkie rzeczy materialne. Moim najlepszym darem jest prema [miłość]; wielbiciele powinni usilnie się starać, aby ją zdobyć, podobnie
jak wiwekę i wajragję [rozróżnianie i wyrzeczenie], które może dać jedynie
guru – powiedział Baba.
Następnie stworzył zwykłym ruchem dłoni wspaniałą girlandę z ziaren rudrakszy o 108 paciorkach, dzieło wyjątkowego kunsztu, w której
każdy paciorek osadzony był w złocie, a wszystkie one nawleczone na złoty
drut z pięciosegmentowym królewskim paciorkiem pośrodku. Podarował
ją swamiemu Śiwanandzie Saraswatiemu. Stworzył również dużą ilość wibhuti i natarł nim własnoręcznie czoło mędrca.
Wieczorem, kiedy swami Śiwananda wszedł do sali satsangu, mając na sobie tę wyjątkową girlandę, każdy był pod wrażeniem jej blasku
i wykonania, jak również cudu, który ją zrodził. Swami Śiwananda mówił
135
Prawda Dobro Piękno
o Bhagawanie i jego przesłaniu. Szeroko rozwiódł się na temat skuteczności namasmarany i jako praktykujący lekarz wezwał każdego do przyjmowania codziennej dawki wajragji połączonej z regularną dietą powtarzania imienia Pana. W przemówieniu, które wygłosił owego wieczoru Baba,
Ganga wystąpiła ponownie. Rozpoczął mówiąc, że „naram” znaczy woda.
Ganga, wspaniale tocząca swe wody, jest samym Narajaną [Bogiem]. Doprawdy, wzgórza i doliny, niebo nad głową, lasy, skały, wszystkie rzeczy są
jedynie przejawieniem Jedynego, który zechciał wyrazić swą wolę: Ekoham
bahusjam [Jestem jeden, niechaj stanę się wielością] i stał się tym wszystkim. Jedno słońce odbija się w tysiącu naczyń, jeśli tylko są one napełnione
wodą, wodą bhakti. Bhakti prowadzi do dżniany, ponieważ bhakta szybko
i łatwo uświadamia sobie, że Pan jest obecny we wszystkim i jest tym Jednym i Jedynym.
Przemówienia Baby i jego wypowiedzi były pełne wyjątkowej i głębokiej mądrości, więc nazajutrz wielu starszych mnichów i brahmaczarinów
[uczniów żyjących w celibacie] przyszło do miejsca, w którym zatrzymał się
Baba i zasypało go pytaniami, pragnąc, by wyjaśnił ich wątpliwości. Dotyczyły one przeróżnych spraw, takich jak rola w planie życia prakriti dharmy
[praw natury], paramarta dharmy [drogi do wyzwolenia] i kartawja dharmy [zobowiązań], istoty sunjam [nicości, pustki] i purnam [pełni, nieskończoności], skuteczności i ograniczeń wigraha aradhany [wielbienia formy
Boga], istnienia duchów, sposobu działania bhagawatsankalpy [boskiej woli]
itd. Swami Śiwananda również każdego wieczoru rozmawiał przez godzinę
z Babą, gdy pozostawali sam na sam. Baba dał swamiemu owoce oraz wibhuti stworzone celowo dla polepszenia stanu jego zdrowia, po czym zauważono, że z dnia na dzień swami ma się coraz lepiej. Pewnego dnia Baba wziął
w dłoń wodę z Gangi i oto stała się ona słodkim i pachnącym nektarem. Dał
go swamiemu do spożycia jako lekarstwo. Wiele osób w aszramie doświadczyło miłego zaskoczenia, kiedy w dzień odjazdu Baby zobaczyli, jak swami
Śiwananda z zapałem oprowadza go po różnych częściach aszramu, a nawet
wchodzi na schody i schodzi z nich, ponieważ jeszcze w dniu przybycia Baby
i przez kilka następnych dni był wożony na wózku inwalidzkim!
26 lipca był pełen przyjemnych wspomnień dla wielbicieli, jak również mieszkańców aszramu Śiwanandy, gdyż tego dnia Baba wsiadł do autobusu i pojechał brzegiem Gangesu do pałacu Rani Garhwal, aby spędzić
tam cichy poranek.
136
Rozdział 8 – Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg
Widoki były przez całą drogę naprawdę budujące. Gdzieniegdzie pośród gór można było dostrzec jakąś samotną chatę z flagą koloru ochry (co
wskazuje na kogoś mocującego się z duchem) lub płacheć ziemi uprawnej
(wskazującą na kogoś mocującego się z żywiołami). Nagle droga skręciła,
aźautobus stanął przed domkiem o artystycznym wyglądzie, położonym
jak klejnot pośrodku starannie utrzymanego ogrodu na samym brzegu
Gangesu. Baba ujrzał drzewo dżambu pełne owoców i podobnie jak Murugan [Subrahmanjam] dla świętej Awwajar [poetki tamilskiej; epizod
z legendy świątyni Pazhamudircholai, niedaleko Madrasu], zaczął zrywać
te owoce i rozdzielać je członkom wyprawy. Usiadł pod jednym z drzew
na brzegu rzeki, a niektórzy ludzie zaczęli zadawać mu pytania, jakie ich
nurtowały. Pytali, jaka jest natura nauk przekazywanych przez Upaniszady i ich wartość w obecnych czasach. Powiedział, że są one jak znaki
wskazujące drogę. Drogę tę należy przemierzyć, aby doświadczyć radości,
jaką daje dotarcie do celu. Padło pytanie o swargę i narakę [niebo i piekło] – Baba odparł, że istnieją one na tym świecie. Sanjasinowie pytali też
o atmasakszatkarę [doświadczanie atmy] i rozpływanie się maji [ułudy]
w chwili urzeczywistnienia duchowego.
W drodze powrotnej Baba zatrzymał autobus w miejscu, gdzie na żelaznym pręcie wisiała tabliczka z niewyraźnym napisem „Wasiszta Guha”.
Zszedł następnie po dość stromym zboczu na brzeg rzeki, jak gdyby często
bywał tam wcześniej i właśnie przypomniał sobie o zobowiązaniach wobec
mieszkańca jaskini. W pobliżu groty Ganga tworzy szerokie zakole, a górski potok wlewa do niej swą ofiarę – dlatego okolica jest urokliwa w dwójnasób. Jaskinia Wasiszta Guha jest opromieniona sławą i uświęcona surowymi wyrzeczeniami, jakim oddawało się tu w przeszłości wielu słynnych
pustelników. Swami Puruszotamananda (uczeń swamiego Brahmanandy
z zakonu Ramakriszny, wprowadzony w sanjasę przez Mahapuruszidżiego,
ucznia Śri Ramakriszny) mieszkający w tej jaskini od 30 lat, powitał Babę
tak, jak gdyby również go oczekiwał! Miał ponad 70 lat i większość swego życia spędził oddając się najsurowszemu umartwianiu oraz zgłębianiu
świętych pism. Jego twarz promieniowała prawdziwym żarem duchowej
radości, a przy najmniejszym wspomnieniu chwały Boga wpadał w stan
samadhi. Kiedy był 27-latkiem, w Kanjakumari Brahmananda odczytał
z jego dłoni, że uda się do jakiejś jaskini, aby medytować!
137
Na koniach przez Himalaje
Rozdział 8 – Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg
Baba przypomniał mu trudy, jakie znosił na początku, po przybyciu
do tej jaskini; o jego spotkaniach z lampartami i kobrami oraz trzydniowej
wędrówce do Riszikesz i rozpaczliwych staraniach o sól i zapałki! Mówił
o pomocy, jaką uzyskał w wyniku boskiej interwencji. Baba odwiedził go
ponownie również następnego wieczoru, pomimo gniewnego nieba i narzekań niektórych towarzyszących mu osób. Grzmoty jednak ucichły, a narzekający dostali lekcję pokory. Z łaski Baby niebo przejaśniło się, a deszcz
się wycofał. Tego dnia Baba zaśpiewał w Wasiszta Guha wiele pieśni, a kiedy jeden ze swamich dotrzymujących towarzystwa swamiemu Puruszotamanandzie poprosił o zaśpiewanie jakiejś pieśni Tjagaradży, Baba bardzo
łaskawie spytał go, którą z kompozycji Tjagaradży najbardziej chciałby
usłyszeć. Swami Kalikananda powiedział, że pragnąłby usłyszeć „Śri Raghuwara Sugunalaja”! Baba zaśpiewał ją, aby go uszczęśliwić. Nikt wcześniej nie słyszał, aby Baba śpiewał tę pieśń, była więc niespodziewanym
szczęściem, które zawdzięczamy swamiemu Kalikanandzie. Usłyszawszy,
że swami od wielu lat cierpi na przewlekły ból żołądka, Baba zmaterializował „cukierki” i dał mu je, wraz z zaleceniami odnośnie diety. Podarował
również Puruszotamanandzie dżapamalę z błyszczących, kryształowych
paciorków, która sama pojawiła się w jego dłoni.
Jeszcze bardziej tajemnicza i znacząca była wizja, jaką obdarzył tamtego wieczoru swamiego Puruszotamanandę. Już w 1918 roku Puruszotamananda napisał do swego guru: Wszystko jest fałszywe i nie mogę spocząć,
dopóki nie stanę twarzą w twarz z Prawdą! Po wysłaniu wszystkich poza
jaskinię, Baba wraz z mędrcem weszli do wewnętrznego pomieszczenia.
Śri Subbaramaiah, przewodniczący Stowarzyszenia Boskiego Życia w Wenkatagiri, opisuje to, co był w stanie zobaczyć będąc przed jaskinią, tymi
oto słowami: Jeszcze teraz mam ten obraz wyryty w pamięci. Stałem blisko
wejścia do jaskini. Widziałem, co się dzieje. Baba oparł głowę na kolanach
swamiego Puruszotamanandy i położył się! Nagle całe jego ciało zostało
skąpane boskim blaskiem. Zdawało mi się, że jego twarz i głowa bardzo się
powiększyły. Cudowne promienie emanowały z jego twarzy. Zalała mnie
fala niezwykłej, niewytłumaczalnej radości. Było to około godziny dziesiątej
wieczorem. Naciskany później, aby wyjawił, jaka to była wizja, Baba podał
nam, że było to widzenie Dżjotir-Padmanabhy [Pana Wisznu jako płomienia miłości i mądrości]! Jakież to ogromne współczucie! Jakież niezmie139
Prawda Dobro Piękno
rzone szczęście! Swami Puruszotamananda odszedł z tego świata w noc
Śiwaratri w 1961 roku, podczas lingodbhawa muhurtham [godziny narodzin lingamu].
W drodze powrotnej z tej jaskini Baba „opuścił” na chwilę ciało! Spytany o to później, łaskawie zgodził się powiedzieć, gdzie wówczas był. Odszedł, aby uratować pewnego wielkiego jogina z wodnego grobu. Wzbudziło to zaciekawienie wszystkich dokoła – przysunęli się bliżej, chcąc
usłyszeć więcej szczegółów. On jednak wymijająco odparł, że Subrahmanjam będzie w stanie stwierdzić, kto to był! Niektórzy udali się, aby poszukać Subrahmanjama (jednego z członków naszej grupy). Został odnaleziony i przyprowadzony. Baba spytał go, co widział tamtego wieczoru, kiedy
byli w Wasiszta Guha. Ów przeprosił za to, że nie powiadomił Baby o tym
natychmiast, bowiem zobaczył jakiegoś trupa płynącego w dół Gangesu. Ponieważ był to niepomyślny znak, powstrzymał się od wspominania
o tym w świętej atmosferze panującej przed jaskinią. Baba roześmiał się
i powiedział, że nie był to żaden trup, choć jogin unoszony z prądem rzeki
był tak martwy w stosunku do zewnętrznych zdarzeń, że nie był świadomy
położenia, w jakim się znalazł. Woda niosła go w dół Gangesu. Wyglądało
na to, że siedział wcześniej na skale, na brzegu tej rzeki, zatopiony w medytacji. Prąd wody wymywał w międzyczasie błoto spod tej skały aż w pewnej
chwili przewróciła się, wrzucając go w fale. Najpierw wszystko to było dla
niego jak sen – powiedział Baba. Później, gdy stwierdził, że jest unoszony
przez Gangę, zaczął modlić się do Pana. Baba usłyszał jego wołanie. Powoli pociągnął płynącego „trupa” do brzegu, parę mil za Śiwanandanagarem,
gdzie znajdowało się domostwo mogące zapewnić mu ciepło i pomoc!
Pewien wielbiciel, który był wówczas w Riszikesz, pisze: Słyszeliśmy,
jak Baba opowiada o tym zdarzeniu. Podczas tamtego „transu” miał dłonie
założone jedna na drugą, jak gdyby osłaniając coś. Baba trzymał je w ten
sposób, aby ochronić serce owego sanjasina. Tamten sadhu został ocalony
po 48 kilometrach unoszenia przez wodę! Co innego może to oznaczać, jeśli
nie prawdziwą sisztarakszanę, ochronę?
Należy jednak spełnić jeden lub dwa z następujących warunków, zanim czyjeś S.O.S. [wołanie o pomoc] zwróci uwagę Baby. Albo osoba taka
musi otrzymać od Baby jakąś rakszę [talizman, przedmiot ochronny], albo
powinna wołać Pana z całego serca i duszy, kiedy tylko zagrozi jej jakieś
140
Rozdział 8 – Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg
niebezpieczeństwo. W przypadku, gdy ktoś dotknięty nieszczęściem nie
spełnia żadnego z tych dwóch warunków, powinien przynajmniej być
człowiekiem prawdy i szczerości. Nie ma znaczenia, że nie jest on „wielbicielem”. Do wezwania Bhagawana nie jest konieczne żadne szczególne
imię – Rama, Kriszna, Jezus, Allach, Sai, czy jakiekolwiek inne. Wszystkie
imiona i wszystkie postaci są jego i tylko jego. On tylko czeka na to, aby
odpowiedzieć na czyjeś wołanie w nieszczęściu i odwrócić to nieszczęście.
Tamten sadhu nie był wielbicielem Baby, ani nawet nie widział go wcześniej
na oczy. A mimo to jego życie zostało uratowane. To zdarzenie związane
z nieznanym joginem było dla wielu osób wielkim objawieniem powszechnej miłości i obecności Baby.
W domku Baby w Riszikesz przez cały okres jego pobytu zawsze coś
się działo. Wielu mieszkańców aszramu i studentów Akademii [Leśnej
Akademii Jogi i Wedanty] zbierało się tam i zasypywało go pytaniami odnośnie sadhany, dżapy i dhjany. Przybywał też nieprzerwany potok pielgrzymów, którzy odkryli, że Riszikesz zyskało nowe centrum świętości.
Pewien poważany i święty uczony, swami Śri Szad-darszanaczarja
przybył dwukrotnie wraz ze swymi uczniami. Swamich Sadanandę i Satczidanandę zaczęli otaczać żarliwi poszukiwacze, którzy chcieli wiedzieć
coraz więcej na temat Baby – jego życia, jego chwały i jego Prasanti Nilajam
w Puttaparthi. Autor niniejszej książki słyszał, jak swami Sadananda odpowiada młodemu brahmaczarinowi, że Baba może wędrować kiedy tylko
chce przez atmalokę, pranalokę i dżiwalokę [trzy światy], tak samo jak może
odsłonić to, co dzieje się w dowolnym miejscu i w dowolnym czasie. Jest sarwaśaktą [wszechmogącym]. On sam widział, jak Baba przemienił ziarnko
ryżu w ziarnko zrobione z kości słoniowej, a potem przemienił to ziarnko
z kości słoniowej w 108 maleńkich figurek słoni, a każda była pięknie wyrzeźbiona i dokładnie widoczna, kiedy spojrzało się przez szkło powiększające!
Baba pożegnał swamiego Śiwanandę 28 lipca i odjechał do New Delhi.
30 lipca wyruszył samochodem do Mathury-Brindawanu, miejsca, które
było w przeszłości świadkiem jego lil [gdy objawił się jako Śri Kriszna].
Wielbiciele z utęsknieniem czekali na sposobność ujrzenia go w tamtej atmosferze wypełnionej wonią wielkiej Bhagawaty. Pielgrzymi opuścili New
Delhi autobusem, który pojechał okrężną drogą przez Aligarh i popsuł
się koło małej wioski, około 32 kilometrów od Aligarh! Trzeba było ścią141
Prawda Dobro Piękno
gnąć inny autobus, a zanim przyjechał na miejsce i dotarł z pasażerami do
Mathury, była już prawie 3:30 po południu. Uczestnicy wyprawy byli wyczerpani, głodni i przygnębieni. Baba jednak, pełen dobroci – bardziej niż
jakakolwiek matka, witał, pocieszał i opiekował się nimi tak czule i z taką
miłością, że dla wielu awaria autobusu wydała się bardzo pożądana! Pocieszał ich słodkimi słowami dodającymi otuchy. Podejdź bliżej wentylatora; Rozprostuj się trochę; Nie wstawaj, kiedy przechodzę; Przyrządziłem
ten napój właśnie dla ciebie; Zjedz to, jesteś okropnie zmęczony – mówił,
opiekując się nimi. W mig powróciły im siły.
Baba poprowadził ich na brzeg Jamuny, jak gdyby znał każdy skrawek tego terenu i wskazywał miejsca opromienione chwałą. Kto odgadnie,
jakie wspomnienia ożywały w świadomości Baby, kiedy pokazywał im
miejsca, w których wąż otrzymał lekcję pokory, gopiki zostały skarcone,
przewrócony został wóz, a dwa drzewa zostały wyrwane z korzeniami!
Każda, nawet najmniejsza fala Jamuny zdawała się tańczyć w takt muzyki
jego głosu, a każda widziana przez nich krowa zdawała się szukać ciepłego
dotyku jego boskiej dłoni!
W drodze powrotnej do Mathury Baba wstąpił do świątyni RadhaSzjam [Radhy i Kriszny o niebieskiej karnacji]! Przed tym przybytkiem
trwały właśnie przygotowania do widowiska Rasalila. Kiedy Baba nadszedł
i stanął przed świątynią, nagle zgasły światła – każdy zastanawiał się dlaczego! Potem Baba powiedział: Nie martwcie się, zabierzemy tych RadhaSzjam do Delhi i będziecie mogli poprowadzić przy nich bhadżan! Zakręcił
ręką w powietrzu, stojąc w drzwiach świątyni, z głębi której w przyciemnionym religijnym oświetleniu było widać cudny, marmurowy posąg Radha-Szjam i oto w jego dłoni pojawiła się dokładna replika tego posągu.
Drugiego sierpnia 1957 roku Baba wyruszył samolotem do Śrinagar
docierając w samo południe do Doliny Kaszmirskiej. Z góry widać było
poplątaną sieć kanałów, niosących wodę na równiny Pendżabu, Złotą
Świątynię w Amritsar oraz urwiste, górskie szlaki prowadzące do Przełęczy Banihal i Doliny Kaszmirskiej. Kiedy samolot przeleciał nad tą przełęczą, przed oczami pasażerów roztoczyła się cudowna dolina, która kiedyś
budziła pożądanie władców aż z dalekiej Macedonii i Mongolii. Szemrzące
wody, długie rzędy sosen, soczysta zieleń traw i spokój napełniały umysł
radością. Chociaż przełożony pustelni „Śankaraczarja Matt” ze Śrinagar
142
Rozdział 8 – Od Przylądka Komoryn do Kilanmarg
nakłaniał Babę do przyjęcia u niego gościny, Baba wolał zatrzymać się
w domu na łodzi, podczas gdy reszta członków wyprawy rozlokowała się
na dwóch sąsiednich łodziach. Ta, w której zamieszkał chwilowo Baba, nazywała się „Pałac Aleksandry”; inni przebywali w „Różach Króla” i „Księciu Kaszmiru”.
Baba zachęca wszystkich, by doceniali piękno przyrody. Zwraca uwagę na urok kwiatu, barwną wspaniałość wschodu i zachodu słońca, surowe
piękno zachmurzonego nieba, nieśmiałe mruganie gwiazd na niebie o północy, czy na przemierzający nieboskłon klucz żurawi podobny do jaśminowej girlandy. Dlatego wieczorem zabrał członków wyprawy do Śalimar
i ogrodów Niszat Bagh, choć, jak wspomniał, gdy wracano już do domówłodzi, widoczne w oddali Himalaje o ośnieżonych szczytach są o wiele cudniejszym ogrodem, wymyślonym przez Pana po to, aby odciągał oczy ludzi
od dolin występku.
Trzeciego sierpnia Baba wyjechał do Gulmarg i Kilanmarg, aby pokazać członkom tej wyprawy, kupcom, przedsiębiorcom, prawnikom,
profesorom, pisarzom, poetom, muzykom, zarządcom i rolnikom śniegi
Himalajów. W Tanmarg wynajęto konie. Podczas długiej i dość żmudnej, dziewiętnastokilometrowej wspinaczki do wysokości około 4300 m
n.p.m., Baba podtrzymywał grupę na duchu żartami, a czasami też darami – prasadam i wibhuti. Jechał na koniu o imieniu Radża, najokazalszym
ze wszystkich, z taką łatwością i zręcznością, jak gdyby urodził się w siodle.
Ani razu nie zsiadł z niego, aby odpocząć. Wijąca się przez góry droga pełna była kamyków, „kocich łbów” i plątaniny sosnowych korzeni, jednak
konie zmyślnie wynajdywały drogę do linii śniegów.
Niczym Kumaraswami [Murugan] na stokach góry Kailasa [góry
w Himalajach, siedziby Śiwy i jego świętej rodziny: małżonki Parwati i synów: Murugana i Ganeszy], Baba na bosaka bawił się na śniegu, rzucając
w innych śnieżkami, śmiejąc się na widok przestraszonych twarzy tych,
którzy zjeżdżali na prowizorycznych saniach i karcąc narzekających na
chłód wiatru. Około godziny 10:30 wieczorem wyprawa dotarła z powrotem do domów na wodzie. Wszyscy byli zmęczeni i narzekali na bóle i odparzenia, podczas gdy Baba był świeży jak kwiat róży.
Łódź „Pałac Aleksandry” stała się wkrótce drugim Prasanti Nilajam,
gdyż ze Śrinagar przybyło wielu ludzi, aby złożyć mu hołd i otrzymać jego
143
Prawda Dobro Piękno
błogosławieństwo. Pewna staruszka powiedziała, że została skierowana do
tej łodzi przez jakiegoś posłańca, który przyśnił się jej poprzedniej nocy.
Baba przyjął również zaproszenie od kilku rodzin ze Śrinagar, które pragnęły, aby odwiedził ich domy. W jednym z nich włożył wieniec z kardamonu na szyję malutkiego dziecka, mówiąc: On będzie wielkim joginem! Co ciekawe, dziadek tego dziecka oświadczył: Swami! Dokładnie to
samo przepowiedział astrolog, który sporządził horoskop chłopca po jego
narodzinach! Ale wyznał to dopiero wtedy, gdy Baba spytał go: Już ci to
powiedziano, prawda? Był to dom sekretarza agencji turystycznej, która
przygotowała podróż Baby po Kaszmirze. Baba stworzył dla niego pierścień z klejnotami. Podczas rozmowy, gdy ktoś spytał go, w jakim wieku
porzucił domowe ognisko, Baba odparł: Jak mogę porzucić domowe ognisko,
ja, którego domem jest ten dżagat [świat]?
Jego odpowiedzi objawiły boską naturę Baby wszystkim, którzy je
usłyszeli. Strumień pielgrzymów płynął do Pałacu Aleksandry, nie słabnąc przez dwa dni. Pożegnanie było oczywiście przedłużane, ale i tak bolesne dla wielkiego tłumu bhaktów, którzy przyszli na lotnisko 6 sierpnia.
W końcu samolot odleciał do Delhi. Stamtąd Baba udał się samolotem do
Madrasu, skąd, po krótkim pobycie, dotarł 14 sierpnia do Puttaparthi.
144
9.
Cudowna dłoń
Jego dłonie obdarzają wielbicieli dobrodziejstwami, na jakie
zasłużyli. Dłoń ta ma uzdrawiający dotyk i może wymazać chorobę,
odwrócić zło, wypędzić demony i na nowo napisać przeznaczenie!
Jeszcze będąc dzieckiem, Baba posiadał cudowną moc materializacji
przedmiotów. Zaskakiwał towarzyszy zabaw wyciągając miętowe cukierki
i słodycze z pustych toreb. Pomimo jego próśb, by zachowali to w tajemnicy,
wieści o tym szybko dotarły do dorosłych, a kiedy ci pytali, jakim sposobem
zdobywa te rzeczy, Baba zachowywał milczenie. Później, usilnie proszony
przez kolegów powiedział, że pewne bóstwo tej wioski, Grama Śakti, jest
posłuszne jego życzeniom. Miało to oczywiście służyć odparciu dalszych
dociekań w tej kwestii, ponieważ mieszkańców wsi można było łatwo zbyć
taką odpowiedzią. Zaczęli podziwiać go jako szczególnie błogosławionego chłopca, którego należy z uwagą obserwować i traktować z szacunkiem.
Nawet w szkole Baba pomagał wielu kolegom z klasy materializując ruchem
dłoni w powietrzu gumkę czy ołówek. Kiedy ktoś z nich skarżył się na jakąś
chorobę czy ból, Baba stwarzał zielone liście z Himalajów, jak mówił chłopcom, po czym kazał je żuć i połykać ich sok. Niektórzy dorośli nazywali to
„magią”, a nawet „czarną magią” i ostrzegali dzieci, że nie powinny w ogóle
zadawać się z Satjanarajaną. Ale kto może powstrzymać Boga?
Dopiero po ogłoszeniu swojej misji Baba zaczął regularnie stwarzać
wibhuti, czyli święty popiół i dawać go z przeróżnych powodów wszyst145
Prawda Dobro Piękno
kim, którzy do niego przychodzili. Baba często mówi o znaczeniu wibhuti.
Ponieważ popiół ten Baba tworzy z niczego i kojarzy się go z Śiwą, wielbiciele mówią o nim Kailasa wibhuti. Nosi nazwę bhuti albo wibhuti [sanskr.
boska moc lub bogactwo], ponieważ obdarza wszelkim powodzeniem. Jest
też bhasmą [popiołem], ponieważ spala do cna wszystkie grzechy; bhasitam, ponieważ zwiększa duchowy splendor; kszaram, ponieważ usuwa niebezpieczeństwa; rakszą [ochroną], gdyż jest zbroją przeciwko knowaniom
złych duchów. W taki oto sposób wibhuti wysławiane jest w Upaniszadzie
Brihad Dżabala. Baba mówi, że jego zadaniem jest ciągłe przypominanie
o przemijaniu ciała, które ostatecznie przekształca się – przez spalenie
– w stertę popiołu!
Od dnia rozpoczęcia misji do dzisiaj, tysiące wielbicieli i przybyszów
było świadkami tego cudu – stwarzania wibhuti przez Babę. Jest to doprawdy niemożliwy do wyjaśnienia, wykraczający poza naukową wiedzę cud!
Baba tworzy wibhuti tak swobodnie, tak nieformalnie, tak wdzięcznie, tak
cicho i w sposób tak oczywisty, że można nieomal nie dostrzec znaczenia
tego błogosławieństwa. Jego prawa ręka ustawiona jest wtedy wnętrzem
dłoni ku ziemi lub pod niewielkim kątem. Następuje ledwie zauważalny
obrót dłoni lub dwa, palce są ciasno złączone, aby nie dopuścić do wysypania się wibhuti, które już zostało zmaterializowane i ten cudowny produkt
zostaje przekazany tobie i na twoje czoło. Ilość wibhuti stwarzanego w ten
sposób jego wolą „ze składników świata” musiała do tej pory osiągnąć zdumiewającą liczbę czterech ton – przy średniej jego ilości przynajmniej pół
kilograma dziennie.
Mówi się, że każde wyobrażenie ma wrodzoną skłonność do przejawiania się w postaci fizycznej. To, o czym się myśli, ma wielką szansę, aby
wydarzyć się naprawdę. Wszystko to zależy od woli – twojej, mojej, czy
innej boskiej istoty. Baba wyraża wolę – i ona się dzieje! Wibhuti ofiarowuje jako swe błogosławieństwo, a osoby obdarowane nim pieczołowicie
je przechowują i nanoszą na czoło. Biorą je też na język albo mieszają
z wodą i piją jako środek przeciw chorobie. Noszą je również jako talizman.
Pewna wielbicielka z Ameryki Południowej napisała, że co wieczór
siada do medytacji z paczuszką wibhuti w dłoni i nieodmiennie ma widzenie, że jej dłonie spoczywają u stóp Pana Kriszny. Naprawdę trudno jest
146
Rozdział 9 – Cudowna dłoń
wyliczyć wszystkie lecznicze i przynoszące ulgę cele, do jakich obdarowane osoby stosują wibhuti stworzone przez Babę „machnięciem” ręki!
Wibhuti, jakie Baba rozdaje, występuje w stu różnych odmianach,
dopasowanych być może do celów, dla których je stwarza. Czasami jest
w postaci twardych kostek, ale najczęściej jest proszkiem miałkim, ziarnistym lub też w postaci płatków. Może być pachnące lub o ostrym zapachu.
Słone w smaku lub słodkie albo też pozbawione smaku. Białe lub czarniawe lub o jakimś pośrednim odcieniu. Czasami, wraz z zakręceniem dłonią w powietrzu, może się wyłonić znikąd pojemnik pełen tego popiołu!
Kiedy pewien człowiek wyjeżdżał do Anglii na studia, Baba dał mu wibhuti w srebrnym pojemniku z dodatkowym błogosławieństwem: Wibhuti
w tym pudełku nigdy się nie wyczerpie! Jego wola rządzi z odległości tysięcy
mil tym pojemnikiem, który on wciąż napełnia mocą raz wyrażonego pragnienia. Czasem, gdy wibhuti ma być przyjmowane jako lekarstwo przez
długi czas, na przykład podczas ciąży, Baba prosi o przyniesienie pustego
puzderka, lekko w nie uderza i pojemnik wypełnia się wibhuti. Kiedy Baba
zbiera wielbicieli na piaskach Czitrawati lub też w suchym łożysku rzeki
Kaiwalja w Wenkatagiri, na plaży morskiej w Kowalam w stanie Kerala,
czy też Kanjakumari w Tamil Nadu, bądź nad rzeką Godawari, kopie figlarnie w piasku i wyciąga dużą kostkę wibhuti, po czym jest ono proszkowane i rozdzielane pomiędzy obecnych. Może też zaczerpnąć piasek
w obie dłonie i wysypać go na talerz. A wówczas to, co na talerz spada, już
nie jest piaskiem, ale pachnącym wibhuti!
Można powiedzieć, że cała fizyczna postać Baby zdaje się być pokryta
wibhuti, bo kiedy podąża w pochodzie podczas święta Widżajadaśami i innych, tysiące ludzi wyraźnie widzi popiół wibhuti spadający mu z czoła na
powieki i policzki. Czasami, kiedy opuszcza swe ciało i udaje się gdzieś, aby
udzielić darszanu wielbicielom, wibhuti wydobywa się z jego twarzy, ust,
kciuka, dużego palca u nogi czy czoła. Częstokroć, gdy chce posmarować
popiołem wibhuti czoło jakiegoś wielbiciela, jedynie podnosi kciuk i robi
mu na czole znak – i oto wszyscy widzą tam wibhuti. Ba, były przypadki,
że wielbiciele mieli sen, w którym Baba przychodzi do nich i smaruje im
brwi wibhuti, a po przebudzeniu stwierdzali, że ono tam rzeczywiście jest!
Śnili, że Baba posypywał im język wibhuti, a kiedy się budzili, okazywało się, że mają w ustach wibhuti! Baba daje świadectwo swojej obecności
147
Materializacja wibhuti
Rozdział 9 – Cudowna dłoń
w domu wielbicieli rozsypując wibhuti na podłodze pokoju świątynnego,
przed jego obrazem lub materializując paczuszkę tego świętego popiołu.
Kiedy Baba obdarza kogoś wizją swojej osoby, aby ocalić go przed zbliżającym się nieszczęściem, w tym celu wykorzystuje wibhuti.
Podczas świąt Daśary, przed trzema laty, pewien przybysz z Telengany otrzymał pilny telegram z domu z wiadomością, że teść miał wylew
i jego stan budzi obawy. Baba poprosił, żeby się nie martwił, ale nazajutrz
nadszedł kolejny, podobny telegram. Baba zgodził się, żeby ów człowiek
pojechał do teścia sam, pozostawiając żonę, aby uczestniczyła w wieczornych uroczystościach, mimo że była córką porażonego wylewem człowieka, a zatem osobą najbardziej potrzebną przy jego łóżku.
Kiedy ów zięć odjeżdżał, Baba dał mu wibhuti, aby natarł nim czoło
chorego. Oczywiście stworzył je kręcąc dłonią w powietrzu. Następnego
dnia, około godziny 8 wieczorem, Baba mówił właśnie o rozkładzie jazdy
pociągów, którymi tamten jechał do łóżka chorego. Dość nieoczekiwanie,
powiedział: Mylicie się. Nie dojedzie pociągiem tak szybko i nie dotrze na
miejsce przed dziewiątą wieczorem. Och! Jaka szkoda! Po czym w mgnieniu
oka opuścił ciało i „odszedł”. „Nie było” go przez około pół godziny, kiedy „powrócił”, był bardzo uszczęśliwiony, że mógł sam nałożyć wibhuti
na czoło tamtego chorego człowieka w Telenganie. Czy użyłeś tego samego
wibhuti, które wiezie ze sobą zięć? – spytano go. Tak – powiedział. Dowiecie
się o tym, kiedy powróci. Spytajcie go, a odpowie, że kiedy dojechał do chorego, paczuszka była pusta. I tak też było. Po powrocie człowiek ten opowiedział, jak bardzo był zbity z tropu, jak obwiniano go o nieostrożność, jak
próbowano palcami odnaleźć choćby jakieś ślady wibhuti w zakamarkach
jego teczki. I nie znaleziono nawet odrobiny!
Baba dokonuje czasami abhiszekam (obrzędowego obmycia) srebrnego posągu swego „poprzedniego ciała”, który znajduje się w Mandirze.
Mały drewniany dzban, artystycznie wyrzeźbiony i pomalowany, napełnia
się w tym celu wibhuti, a Baba trzymając go do góry dnem nad tym posągiem, wkłada do środka dłoń i kręci nią w kółko, zapewniając równomierne wysypywanie się świętego popiołu. Ale dzięki styczności z jego dłonią
wibhuti z naczynia sypie się długo, mimo wyczerpania wsypanego wcześniej popiołu. Każde zakręcenie dłonią wewnątrz naczynia sprawia, że wysypują się z niego świeże potoki wibhuti, aż posążek tonie w tym wonnym
149
Wibhuti abhiszekam posągu Śirdi Baby
Rozdział 9 – Cudowna dłoń
proszku, a sterta popiołu sięga zaskakująco wysoko. Baba odkłada wtedy
naczynie, można powiedzieć, po prostu z powodu zmęczenia!
Przychodzi mi na myśl inne zdarzenie, chociaż nie jest ono dokładną
ilustracją stwarzania ruchem dłoni w powietrzu. Kiedy tylko jakiś szczery wielbiciel odchodzi z tego świata, Baba udziela mu w ostatniej chwili
darszanu i pozwala mu cieszyć się wiecznym pokojem. W takich chwilach
symbolizujące śmierć, zniszczenie i koniec tego, co nietrwałe i przejściowe,
święte wibhuti wydobywa się z ust Baby, który opuszcza ciało, aby pozacieleśnie udać się do czyjegoś łoża śmierci! Jedno z takich wydarzeń zachowało się jak żywe w pamięci autora tej książki. Było to w sobotę 15 listopada
1958 roku. Około godziny 5:20 po południu Baba odczytywał głośno jakiś
list paru otaczającym go osobom. Nagle, wydając okrzyk „ha”, upadł na
podłogę, praktycznie bez życia. Po upływie dokładnie 10 minut Baba poruszył się trochę i słychać było jak trzy razy zakaszlał. Jednak nie były to
wcale kaszlnięcia. Były to trzy wydobywające się z jego ust kłęby „dymu”
– wyrzucające na zewnątrz wibhuti na odległość ponad 45 centymetrów!
Pięć minut później Baba powstał i bez żadnych oznak wyczerpania czy
zmieszania podjął rozmowę w punkcie, w którym ją wówczas przerwał.
Kiedy naprzykrzano mu się z pytaniami o to, gdzie był podczas ostatnich
15 minut, raczył odpowiedzieć: Byłem w Dehra Dun. Być może znacie matkę dr K., który często tu bywa. Odeszła z tego świata o 5:30 po południu.
Dr K. był przy jej łóżku. Faktycznie trzymała ona palce na swym pulsie
i oznajmiła wszystkim, że to jej ostatni oddech. Śpiewali w tym czasie pieśni
bhadżanowe. Miała spokojną śmierć. Dałem jej darszan w ostatniej chwili
jej pobytu na ziemi.
Nazajutrz była niedziela, a we wtorek 18 listopada, kiedy do Prasanti
Nilajam przyszedł listonosz, miał ze sobą list od dr K. do Baby. Napisano
w nim: Moja matka wydała ostatnie tchnienie w sobotę o 5:30 po południu.
Śpiewaliśmy bhadżany podczas jej ostatnich godzin, tak jak sobie tego życzyła. Ciągle cię wspominała! Cóż to był za cud – Baba przewidział chwilę śmierci kobiety, odpowiedział na modlitwę duszy wydającej ostatnie
tchnienie, a po kilku minutach opisał to, co zdarzyło się w pokoju w Dehra Dun. Pojawiło się też wibhuti, symbol zniszczenia przemijającego ciała,
kiedy dusza wyzwala się z niewoli!
151
Prawda Dobro Piękno
Dar wibhuti jest kontynuacją rozdawania popiołu udi przez poprzedniego awatara, Sai Babę z Śirdi, który brał ten popiół z paleniska, bezustannie palącego się, tak, by zawsze miał żarzące się węgliki do fajki – mówił o nim Sathya Sai Baba stwarzający to, co chce, ruchem ręki. Mówi, że
wszystkie te rzeczy są już gotowe w „magazynach Sai”, a jego „pracownicy” są tak szybcy, iż w ułamku chwili wyrabiają nawet najbardziej złożone
dzieła artyzmu, o jakich pomyśli i dostarczają mu je do ręki!
Autor tej książki pamięta pewne przejmujące zdarzenie, gdy Baba
stworzył duży złoty medal, aby dać go uznanej skrzypaczce, której występ
właśnie dobiegał końca. Pokazał ten medal otaczającym go osobom, a gdy
podziwiały wielkość, piękno i blask tego przedmiotu, Baba powiedział:
Och, trzeba wygrawerować nazwisko, po czym zacisnął dłoń. Natychmiast
ją otworzył i pokazał wszystkim medal. Oniemieli na widok tego cudu. Na
medalu był głęboko wyryty napis w języku angielskim, łącznie z datą: Dar
Bhagawana Śri Sathya Sai Baby dla Widwan T. Chowdiah! Pokazując nam
medal, Baba rzekł: Patrzcie, jak szybcy są moi pracownicy!
Baba błogosławi artystów występujących w Prasanti Nilajam, na
przykład podczas świąt, dając im podarunki czerpane z powietrza przez
zakręcenie dłonią – pierścienie, naszyjniki, medale, brosze itp. Dary te są
specjalnie dobrane dla każdego z nich. Nadaswaram Widwan otrzymał
pierścień z osadzonym w nim obrazkiem Śiwy. Kiedy zapytano tego człowieka, okazało się, że jest muzykiem świątyni Tiruwengadu, podobnie jak
od wielu pokoleń jego przodkowie, a jego rodzina posiada inam [darowaną
ziemię] otrzymaną w zamian za dziedziczną służbę. Postacią Pana, odbierającą cześć w tamtej świątyni, jest Aghoreśwara – Śiwa Łagodny. Śiwa na
pierścieniu był wiernym odwzorowaniem obrazu znajdującego się w wiosce jego przodków!
Mangaljam [mangalasutra, naszyjnik, odpowiednik obrączki ślubnej],
stworzony i podarowany pewnej pannie młodej z warny [warstwy społecznej] wajśjów [rzemieślników, rolników i kupców] ozdobiony był posążkiem Parameśwary [Śiwy]. Natomiast inny mangaljam posiadał wizerunek
Wenkataramany [wcielenia Wisznu]. Został podarowany pannie młodej
z kasty Nadarów [warna kszatrijów, wojowników], która wraz z panem
młodym zamierzała udać się do wisznuickiej Tirupati! Dam ci posążek
Ganeszy. Czcij go w domu – powiedział pewnemu przybyszowi. Takiego
152
Rozdział 9 – Cudowna dłoń
Ganeszę masz w swoim pokoju modlitewnym, prawda? – spytał Baba, wkładając posążek w dłonie owego człowieka.
Osoba, dla której Baba zmaterializował wizerunek Kriszny, usłyszała od jakiegoś kapłana, że musi koniecznie przygotować rudrabhiszekam
[obmywanie lingamu Śiwy], aby odwrócić nadciągające niebezpieczeństwo.
Człowiek ów odprawił tę ceremonię ściśle według zaleceń śastr. Miesiąc
później udał się do Prasanti Nilajam i kiedy został wezwany na osobistą
rozmowę, Baba powiedział: Otrzymałem pudżę (ceremonię ofiarną), którą
wykonałeś. Bhakta nie mógł przypomnieć sobie, jaką to pudżę ofiarował
Babie i zamrugał oczami, pełen wątpliwości. Wówczas Baba powiedział:
Pudżę, którą wykonałeś z polecenia tamtego kapłana. Po czym machnięciem dłoni w powietrzu stworzył lingam. Dając mu go, rzekł cicho i bez
gniewu: Kriszna, którego ci dałem, powrócił do mnie. Nie martw się!
Wycena otrzymanych darów jest czymś niestosownym. Dary te nawet
nie pochodzą z Ziemi. Kiedy pewien muzyk, który otrzymał naszyjnik wysadzany kamieniami szlachetnymi, zaczął w drodze powrotnej do domu
dyskutować o jego wartości i wyśmiał ją, naszyjnik zniknął w tajemniczy
sposób – po prostu nie było go już na jego szyi! Ukarany tym doświadczeniem wrócił natychmiast do Prasanti Nilajam, a Baba karcąc go delikatnie,
stworzył na jego oczach ten sam naszyjnik i ponownie mu go podarował.
Przedmiotów, które daje Baba, nie można zgubić. Pewna wielbicielka,
wracając z Puttaparthi do Haidarabadu stwierdziła nagle, że jej walizka
została w nocy skradziona, gdzieś koło Mahbubnagar. Zgłosiła to policji
kolejowej. Dwa dni później wezwano ją, aby rozpoznała i sprawdziła swoje
rzeczy, ponieważ zatrzymano złodzieja i odzyskano jej bagaż! Można sobie
wyobrazić jej zaskoczenie, kiedy zobaczyła, że wszystkie rzeczy pozostały nienaruszone, brakowało jedynie dżapamali, którą Baba dla niej stworzył. Wysłała depeszę do Baby, on zaś odpowiedział, że dżapamala wróciła
w jego posiadanie, bo żaden złodziej nie może jej ukraść! Któż opisze jej
radość, gdy otrzymała tę samą dżapamalę po raz drugi z rąk Baby?
Pewien wielbiciel napisał: Było to 12 lat temu. Tego wieczoru Baba
zabrał wszystkich, którzy byli w Starym Mandirze, na nadrzeczne piaski. Po
bhadżanach zawołał mnie i pocieszał, ze względu na moje osobiste kłopoty.
Stworzył talizman, czyli rakszę i wręczył mi go. Wcześniej dał już mi jeden, a ja trzymałem go w srebrnym pudełku, w pokoju świątynnym w moim
153
Prawda Dobro Piękno
domu. Kiedy dał mi kolejny, zatrwożyłem się, że moje położenie się pogorszyło, ponieważ uznał, że potrzebuję dodatkowej ochrony. Spytałem go więc:
„Swami, dlaczego dajesz mi drugą rakszę?” Wówczas powiedział: „To ta
sama, którą ci dałem! Zostawiłeś ją w domu, w srebrnym pudełku. Wczoraj
skradziono ją. Masz i dbaj o tę rakszę!”. I było to prawdą. Kiedy udałem się
do domu, stwierdziłem, że dokonano włamania, a srebrne pudełko zniknęło
wraz z innymi rzeczami ze srebra!
Inny przykład dotyczy brylantowego pierścienia. Około 15 lat temu
Śrimati Sakamma śpieszyła się na święto Daśary do Puttaparthi. W trakcie
pakowania zapodziała gdzieś pierścień wysadzany siedmioma brylantami.
Odkryła jego brak, kiedy było już za późno. Powiadomiła o tym Babę, który obrócił to wszystko w żart, rzucił jakiś dowcip i serdecznie uśmiał się
z jej straty. Upłynęły miesiące. Baba przybył właśnie w odwiedziny do jej
zakładu wytwórczego i popijał kawę siedząc w kuchni budynku stojącego
za zakładem. Nagle powiedział: Och, Sakammo, chcesz tamten pierścień
z brylantami, tak? Dobrze, oto on! Z tymi słowami poklepał po ścianie i oto
w jego dłoni znalazł się ów pierścień! Ta dłoń jest naprawdę boska!
Jeśli ta ręka zanurzy się w wodzie, woda staje się paliwem samochodowym, na którym auto może jechać, jak na prawdziwej benzynie. Kiedyś w drodze do Bangalore, gdzieś koło Chickballapur, zabrakło paliwa
w zbiorniku, a on posłał kogoś do sadzawki położonej obok drogi. Tamten
przyniósł wodę, zwykłą H2O, a Baba zanurzył w niej dłoń, czy raczej palec
i trochę zamieszał. Wodę wlano następnie do zbiornika i samochód wesoło pojechał, pokonując kilometr za kilometrem, a jego silnik nie odczuł
w ogóle żadnej różnicy. Innym razem, kiedy zabrakło oleju napędowego do
dynama wytwarzającego energię elektryczną służącą do oświetlania terenu
podczas świąt i było za późno, by przywieźć ją z Penukondy czy Dharmawaram (obie miejscowości leżą w odległości 32 km), jego dłoń zanurzyła się
w wodzie i oto olej o odpowiednim składzie chemicznym był już gotowy!
Autor niniejszej książki widział inny, podobny cud. Było to w Horsley
Hills, gdzie mała grupa wielbicieli miała zaszczyt spędzać kilka dni w czcigodnym towarzystwie Baby. Każdego poranka Baba siadał w dżungli na
płaskim głazie i wygłaszał mowę do towarzyszących mu bhaktów. Pewnego dnia, idąc tam, podniósł z ziemi kawałek skały o osobliwej strukturze
– przypominała kłąb ciasno ściśniętych nitek makaronu. Miał ten kamień
154
Rozdział 9 – Cudowna dłoń
przed sobą, kiedy przemawiał. Po zakończeniu dyskursu powiedział: Osłodzę wam trochę podniebienia. Wziął ten kamień do ręki i oto stał się on
wielką bryłą cukru. Było to tak, jakby każda cząsteczka tego kamienia została jego wolą przemieniona w cząsteczkę cukru. Nikt nigdy nie widział
krystalicznego cukru w długich nitkowatych kawałkach! Ale to nie była
chemia! To była boska „alchemia”!
Śrimati Sakkamma złamała kiedyś swoje okulary w Puttaparthi
i miała przez to wielkie kłopoty. Baba stworzył więc dla niej okulary o takich samych soczewkach!
Urodziny Śri Kriszny obchodzono w Madrasie w obecności Baby.
Wielbiciele ozdobili salę, rozesłali zaproszenia. Baba przybył podczas pudży i zasiadł na podwyższeniu obok ołtarza. Tuż przed arati wstał, a wszyscy podnieśli się wraz z nim. Podniósł ręce wysoko nad głowę, a tłum spoglądał w napięciu na te dłonie, ponieważ w takiej pozycji nie widziano go
podczas żadnego święta. Wyglądało to dość dziwnie, ale zanim zdążyli się
zastanowić, zobaczyli w jego dłoniach potężny szklany puchar iskrzący się
w świetle elektrycznym. Puchar miał piękny kształt ptaka, którego rozłożone skrzydła wystawały z obu stron. Zdawał się być ciężki, a Baba położył
go na podwyższeniu, na którym stał ołtarz. Specjalny prasadam z Brindawan – ogłosił. W misie znajdowały się 43 (!) rodzaje słodyczy, wszystkie
nieznane południowoindyjskim podniebieniom.
Pewnego dnia Baba zabrał wyznawców dwoma jeepami za rzekę do leśnego rezerwatu. Gdy samochody nie mogły już dalej jechać, poszli pieszo,
około 9 kilometrów wzdłuż rzeki Czitrawati w górnym jej biegu. W końcu uczestnicy wyprawy doszli do pięknego miejsca w samym środku lasu,
otoczonego z trzech stron stromymi, skalistymi ścianami, z ogromną kamienną płytą, dobrą do siedzenia i z szemrzącą wesoło rzeką. Wszyscy
zjedli prowiant i wypili herbatę, przyrządzoną na miejscu. Baba stworzył
wtedy duży kawał cukru. Potem machnął dłonią w powietrzu i wszystkie
oczy otworzyły się szeroko na widok cudu. Stworzył plik własnych zdjęć
i zaczął je rozdawać. Było dokładnie 16 zdjęć dla 16 obecnych tam osób.
Gdy grupy bywały liczniejsze stwarzał więcej zdjęć, lecz ich liczba zawsze
odpowiadała liczbie obecnych osób!
Kolejne zdarzenie, które jest przykładem boskiej mocy śakti Bhagawana miało miejsce w Kanjakumari w 1958 roku. Baba siedział na plaży
155
Zmaterializowany wizerunek Ramy, Śirdi Baby i Sathya Sai Baby
Rozdział 9 – Cudowna dłoń
z małą grupą wielbicieli. Spytał człowieka, który wcześniej kupił i przeczytał książkę o tym miejscu pielgrzymek, aby powiedział, co wyczytał
o świątyni. Tamten przytoczył opowieść o diamencie, który dawno temu
zdobił kolczyk w nosie Bogini [Parwati]. Ten klejnot świecił tak jasno, że
z morza widzieli go piraci. Opisał, jak wzbudził on chciwość piratów i jak
dokonawszy napadu, zabrali go. Baba spytał otaczających go ludzi: Chcecie
go zobaczyć? To kwestia minut i mogę go odesłać, zanim ktokolwiek zauważy jego brak. Mówiąc to, poklepał piasek przed sobą i oto w jego dłoni pojawił się ogromny brylant. Obejrzał go każdy z obecnych, a potem brylant
po prostu zniknął z dłoni. To wszystko jest takie zwyczajne, każda jego lila
czyniona jest tak skromnie, z uśmiechem zdziwienia rozjaśniającym jego
twarz, gdy oczekiwana rzecz pojawia się!
Pewien wielbiciel Baby miał banknot jednorupiowy, który trzymał oddzielnie od reszty pieniędzy, ponieważ był na nim podpis jego przyjaciela.
Jednak stało się tak, że przez nieuwagę dołączył go do innych banknotów
i wydał, robiąc zakupy. Odkrywszy to poniewczasie popadł w przygnębienie i smutek. Kiedy po tygodniu Baba dowiedział się o tym, powiedział mu:
Nie martw się. Widzę banknot, dotarł do Bombaju, sprowadzę go dla ciebie.
Dłoń poruszyła się w powietrzu i banknot wrócił do młodego człowieka,
który tak wziął sobie jego stratę do serca!
Powracając do listy różnych przedmiotów, jakie stwarza w swej dłoni
Baba, wspomnieć należy o różańcu z rudrakszy, który podarował swamiemu Śiwanandzie Saraswathiemu. Materializował również różańce innym ludziom – z rudrakszy albo z drewna tulasi [bazylii azjatyckiej], do
codziennego powtarzania boskich imion. Stwarza też egzemplarze Gity
i daje je wielbicielom do codziennej recytacji. Kiedyś po stworzeniu egzemplarza Gity dla starszego i niedowidzącego wielbiciela, powiedział:
Spójrz, jest wydrukowana specjalnie dla ciebie, dużymi i grubymi literami.
Wręczając pewnemu doktorowi nauk ścisłych Gitę „wydobytą” z piasku,
rzekł: Nie znasz alfabetu dewanagari, więc jest ona w alfabecie telugu. Weź
ją. Stwarza do codziennych ceremonii lingamy i wizerunki: Śri Kriszny w różnych pozach, Mahiszasura Mardini [Durgi], Dattatreji [Trójcy:
Brahma-Wisznu-Śiwa w jednej postaci], Ramy i innych bogów czczonych
zwykle w hinduskich domach. A także krzyże, wele [święte włócznie],
saligramy [skamieniałe amonity], rudraksze, talerze z symbolami czakr.
157
Tuż przed materializacją
Rozdział 9 – Cudowna dłoń
Wszystkie są doskonałe pod względem ikonograficznym oraz artystycznym i wszystkie „pobrane” zostały ruchem ręki w powietrzu! Pewnemu
wielbicielowi podarował srebrne sandały, które pojawiły się w cudowny
sposób na jego stopach!
Materializuje również swoje zdjęcia, na których jest sam lub razem
z Sai Babą z Śirdi, w różnych pozach, bądź zdjęcia isztadewatów [ulubionych bóstw] swych wielbicieli. Niektóre z tych fotografii są unikalne ze
względu na niespotykany obraz, jaki przedstawiają. Na przykład, raz zmaterializował zdjęcie Śri Ramakriszny Paramahamsy z postacią Sai Baby
z Śirdi w obszarze serca i Śri Sathya Sai Babą w środku tej postaci.
Baba uwielbia dawać ludziom jako dar ich „isztar”, czyli imię i postać
Pana, które najbardziej im odpowiadają. Przyszedł nie po to, by coś zastąpić
lub zniszczyć, ale by wprowadzać w życie i urzeczywistniać. Dlatego, kiedy pewnego wieczoru na piaskach ujrzano przybysza, noszącego emblemat
z wyobrażoną na nim jakąś świętą parą, Baba opowiedział krótko bhaktom
o życiu Kusumy i Haranatha, bo to byli oni i stwierdził, że szerzyli przesłanie namasankirtanu [śpiewania imion Pana]. Haranath był bowiem wcieleniem Gaurangi [Kriszny]. Kiedy o tym mówił, wydobył z piasków cudną
srebrną ikonę, przedstawiającą Kusumę i Haranatha stojących na zwiniętym wężu, pod jego rozpostartym kapturem! Kropka kumkum widniała na
czole Kusumy – żony! Innym razem dał wielbicielowi, czczącemu go jako
Śiwasai (Sai jako Śiwa) dużą, kolorową muszlę z wyrytym na niej słowem
„Śiwasai”! Zachęcanie każdego, by mężnie szedł naprzód obraną przez siebie drogą – w taki oto sposób Baba wyraża swoją miłość i mądrość.
Posążki z drewna sandałowego, srebrne ikony, srebrne paduki [sandały], figurki z kości słoniowej, posągi wykonane z pańczalohy [stopu pięciu
metali], lingamy z kryształu, lingamy z krwistoczerwonego kamienia czy
ze steatytu, zielonego lub niebieskiego topazu, czy szafiru – wszystkie zostały stworzone i komuś podarowane. Rozdaje również zestawy kolczyków
z kamieniami szlachetnymi, medaliki w stu odmianach, zależnie od tego,
co dyktuje chwila, potrzeba czy przeznaczenie. Bardzo często, kiedy widzi
jakiegoś wielbiciela mającego na palcu pierścień z kamieniem szlachetnym,
karci go za próżność i biorąc ten pierścień do ręki, uderza w niego i oto kamienia już nie ma – na jego miejscu jest portret Sai Baby z Śirdi, Sathya Sai
Baby, bądź ich obu, albo Śri Ramy, Śri Kriszny, czy innej postaci Boga.
159
Prawda Dobro Piękno
W Wenkatagiri znajduje się arkusz znaczków pocztowych, który przeszedł cudowną przemianę wiele lat temu. Widząc ów arkusz z wizerunkiem cesarza, Baba powiedział żartem: Po co trzymasz takie rzeczy? Kiedy
wypowiadał tę uwagę, jego dłoń delikatnie przesunęła się nad arkuszem,
a kiedy ją podniósł, okazało się, że każda postać została w cudowny sposób
zmieniona. Nazwa i cena zniknęły, a na każdym znaczku wydrukowany
został obraz Baby i napis „Śri Sathya Sai”. Gdy Baba zamierza wprowadzić
poszukiwacza duchowego w jakąś świętą mantrę, po prostu zwija kawałek
papieru, który jest akurat pod ręką, w kształt ostro zakończonej szpilki
i w mgnieniu oka przekształca się ona w prawdziwą szpilkę ze srebra bądź
z kości słoniowej, z ozdobą na główce – wizerunkiem adhistanadewaty
[bóstwa przewodniego] owej mantry. Następnie pisze na języku danej osoby mistyczne sylaby i nawet daje jej to narzędzie na pamiątkę łaski guru!
Jego ręce mają też inną cudowną moc – zwiększania lub mnożenia
samym dotykiem wszystkiego, czego on zechce. I jeśli czegoś jest za mało,
Baba rozdziela to tak, aby wystarczyło dla wszystkich obecnych. To, czego
chce, natychmiast się staje. Puste naczynia stają się pełne. Opiszę pewne
zdarzenie, którego świadkiem był autor tych słów. Było to w święto Widżajadaśami w 1950 roku. Wielbiciele z Anantapur przywieźli ze sobą dwa
koszyki świeżo zerwanych liści tulasi i siedzieli w kucki wokół tych koszy, wykonując świąteczną dekorację – długie i gęste girlandy. Kiedy Baba
przechodził obok, kończyli już pracę, bo koszyki były prawie puste. Zapytał, pół-żartem, pół-serio: Zapas wyczerpany? Jesteście gotowi na dwa kolejne kosze tulasi? Kiedy ochoczo przytaknęli, przykucnął i położył dłonie
na dno każdego koszyka, po czym podniósł się. Kiedy stanął prosto, kosze
były już po brzegi wypełnione świeżymi, zielonymi liśćmi tulasi! Widać
więc jasno, dlaczego Baba osobiście podaje ubogim np. słodycze, gdy są oni
karmieni w Prasanti Nilajam. Rozdaje je obficie tysiącom przybywających
osób i zawsze wystarczy dla wszystkich. I jeszcze zostaje!
W rzeczy samej, obfitość jest znakiem rozpoznawczym tej boskiej
ręki. W trakcie procesji podczas świąt Widżajadaśami i Śiwaratri, Baba,
niesiony w ozdobionym kwiatami palankinie, bierze w dłonie płatki kwiatów z ofiarowanych girland i rzuca te płatki nad głowami tłumu wielbicieli.
I co, jak myślicie, spada na ziemię? Raz cukierki miętowe, innym razem
monety, kiedy indziej obrazki z Babą z Śirdi lub Sathya Sai Babą, bądź
160
Rozdział 9 – Cudowna dłoń
z obydwoma razem – nie sposób przewidzieć co i kiedy! Taka jest tajemnica tej dłoni. Wielu wielbicieli wciąż ma u siebie przedmioty, które zebrali
w ten sposób 23 listopada 1950 roku, podczas procesji ze Starego Mandiru
do Prasanti Nilajam, które zostało owego dnia uroczyście otwarte. Mogą
przechować je w nieskazitelnym stanie przez pokolenia, ponieważ są one
tak samo rzeczywiste, jak każdy inny materialny przedmiot!
Warto jeszcze wspomnieć o przeżyciu, jakie spotkało swamiego Amrithanandę (z urodzenia Nambudri Brahmin, który otrzymał inicjację
w sanjasę od Jego Świątobliwości Swamiego Narasimha Bharathi, Śankaraczarji Sarada Pitam w Śringeri). Autor niniejszej książki usłyszał tę historię od wspomnianego swamiego Amrithanandy. Cierpiał on na przewlekłą
astmę – chorobę, która, jak stwierdził Baba, została wywołana i następnie
pogłębiona przez niewłaściwe ćwiczenie hatha jogi w Tiruwannamalai.
Podczas miesięcy, które ów swami spędził w Puttaparthi, lekarstwa, jakie
dał mu Baba uchroniły go od ataków kaszlu i Amrithananda odjechał prawie całkowicie uwolniony od tej strasznej przypadłości. O otrzymanych
lekach powiedział: W ciągu pierwszych dwóch dni Baba dawał mi wibhuti,
które „pobierał” ruchem dłoni w powietrzu. Trzeciego dnia zmaterializował
ciężki proszek złotej barwy, który osobiście wsypał mi do ust. Potem zwrócił
się na cztery strony świata i z każdym ruchem ręki uzyskiwał pewną ilość
proszku barwy miedzi, którym natarł mi plecy i klatkę piersiową. Następnie
stworzył wibhuti i dał mi je do ręki prosząc, bym połykał po trochę, kiedy
nadchodzą ataki. Kolejnego dnia zmaterializował młode, miękkie i włochate korzenie jakiejś rośliny i powiedział, żebym je żuł i połykał. W inne dni
dawał mi drobniutkie banany karłowatej odmiany, których nigdy dotąd nie
widziałem w Indiach, na Cejlonie, Malajach ani w Himalajach. Dał mi też
owoc kardżura [daktyl], bez pestki!. Stworzył również garść liści, z których
przy mnie wycisnął sok, zbierając go do naczynia, które samo się pojawiło.
Kazał mi go pić.
Innego dnia poruszył ręką w powietrzu i zobaczyłem w niej pęk małych
zielonkawych liści. Powiedział, żebym zjadł je wszystkie – ważyły około 90
– 120 gramów – i dał mi je z błyskiem w oku. Doznałem wstrząsu, kiedy spostrzegłem, że liście miały pod swymi blaszkami małe, ostre kolce. Kiedy spojrzałem na niego błagalnie, mówiąc: „Czy naprawdę chcesz, abym zjadł je
wszystkie łącznie z kolcami?”, złagodniał trochę i wyciągnął rękę ze słowami:
161
Prawda Dobro Piękno
„Oddaj mi je”. Położyłem mu je na dłoni. Dał mi je z powrotem i oto nie było
już ani jednego kolca! Nie było ani śladu po kolcach, ani żadnego znaku, że
ta roślina była kolczasta. Zjadłem więc wszystko uszczęśliwiony. Po kilku
dniach, wezwał mnie do swego pokoju i „pobrał” sporą ilość zielonych liści.
„Bardzo dobry środek” – powiedział – „prosto z Himalajów”. Zatrzymując
połowę liści na zapas położył resztę na mojej dłoni i rzekł: „Dalej! Żuj i połykaj”. Roślina była okropnie gorzka w smaku i musiałem zmobilizować cały
swój tapas [tu: siły zdobyte dzięki ascezie], aby wykonać zadanie. Och, jakże się wtedy modliłem w duchu, aby na tym poprzestał i nie zmuszał mnie
do zjedzenia owej strasznej drugiej połowy, którą trzymał w zanadrzu!
Ale nie. Tego dnia nie miał okazać żadnej litości i dając mi resztę tych
liści, polecił: „Dokończ je”. Wzmacniając się całą odwagą, jaką potrafiłem
zebrać w sobie, włożyłem do ust drugą porcję, ale (czy da Pan wiarę?) przez
dłuższe zetknięcie z jego boską dłonią ta druga połowa stała się niewypowiedzianie słodka, słodsza niż cukier, trzcina cukrowa czy miód! Zaśmiał się
z mojej radości i ulgi, a ja poznałem, że drogi Pana są doprawdy niezbadane. To szczere sprawozdanie z ust sędziwego sanjasina, który spędził długi
czas przy Ramanie Mahariszim i był znawcą Wed i wedanty, wystarczy do
zaszczepienia wiary nawet w najbardziej zatwardziałych prześmiewcach.
Kiedy tylko Baba ma ochotę dać komuś jakiś leczniczy środek, porusza
ręką w powietrzu i otrzymuje tabletki albo butelki z miksturami, lehjamy
[maści], oleje, bądź też owoce. Błogosławi wielbicieli, którzy naprzykrzają
się o potomstwo, stwarzając dla nich jakiś owoc i prosząc, by zjedli – połowę owocu żona, a drugą połowę mąż. Czasem dla czystej zabawy może
wykonać gest rzucania nie mając niczego w dłoni, ale osoba, ku której skierowany jest ten gest, musi być czujna, ponieważ owoc może być już w drodze! Kiedy pewien człowiek dostał raz ataku kichania, przywołał go do
siebie, po czym stworzył porcję słodyczy i dał mu do zjedzenia. Kiedy inna
osoba od dłuższego czasu cierpiała na gorączkę, Baba podszedł do jej łóżka
i ruchem dłoni w powietrzu „pobrał” coś, co położył na dłoni chorej osoby.
Ta z czcią usiadła, aby spożyć to lekarstwo. Co to było, jak myślicie? Otóż
spoczywał tam całkiem pokaźnych rozmiarów trzmiel, który odleciał!
Kiedy pewien wielbiciel poprosił o pozwolenie na wyjazd z Puttaparthi, tak żeby mógł zdążyć na konwokację, na której miał otrzymać dyplom,
Baba powiedział: Dam ci go teraz! Potem zakręcił ręką. Miniatura dy162
Rozdział 9 – Cudowna dłoń
plomu, wiernie oddająca wszystkie szczegóły tamtego, wystawionego już
w Madrasie, widniała w jego dłoni!
Pewien wielbiciel z Mysore przygotował w Puttaparthi pudżę dla
Baby w dzień święta Gowri [Gauri albo Parwati – małżonka Śiwy]. Przeszukał wsie, jak i miasto Bukkapatnam, chcąc zaopatrzyć się we wszystkie
przedmioty, których wymagała pudża dla Gowri. Zdołał kupić wszystko,
oprócz czarnych paciorków. Uważa się, że przynoszą one pomyślność, jeśli
są noszone przez mężatki, ale jego rodzina musiała się tym razem obyć bez
nich. Baba przybył do ich mieszkania na pudżę, a rozradowani małżonkowie byli tak pogrążeni w nabożeństwie, że nie zauważyli wielkiej czarnej
mrówki, która przebiegła przez stertę kwiatów wokół jego stóp. On jednak
ją zauważył. Podniósł mrówkę delikatnie i trzymał ją w palcach. Coś podobnego! Czy ofiarujecie pudżę z mrówkami jako dodatkiem do kwiatów? –
spytał żartem. Podał mrówkę pani domu. Wyciągnęła dłoń, aby ją przyjąć,
ale to, co otrzymała nie było dużą, czarną mrówką. Nie, nic podobnego.
Zamiast niej otrzymała z tej ręki, dzięki jego łasce, dwa czarne paciorki!
Mówiąc o tej dłoni, nie mogę powstrzymać się przed podaniem
zdumiewającego przykładu boskości, zawsze w niej obecnej. Otóż pewnego wieczoru, jakieś pół roku później, Baba podszedł nagle do uchylonego okna w swoim pokoju i widząc elektryczną lampkę stołową stojącą
na parapecie, powziął jakąś myśl, której natury nie znał nikt z obecnych
w pomieszczeniu. Zobaczyli jedynie, jak Baba robi ruch ręką w powietrzu
i kiedy podbiegli bliżej, żeby zobaczyć co się z niej wyłoniło, pokazał im
swoją dłoń, w której spoczywał jego własny wizerunek na barwnej kliszy
fotograficznej! Widocznie chciał mieć coś przezroczystego, aby nakleić na
abażur lampy. Podniósł to do światła i niektórzy z otaczających go ludzi
zauważyli, że tło tego zdjęcia mogłoby być nieco wyraźniejsze; ktoś powiedział, że jego włosy są nieułożone; inna osoba zebrała dość odwagi, by
zauważyć, że twarz jest nieogolona! On jednak uciszył wszystkie komentarze, mówiąc: Moi drodzy, spójrzcie tylko – to jest zdjęcie z tej chwili, tak
jak tu stoję: w tym ubraniu, na tym tle, z tym na wpół otwartym oknem,
tymi drzwiami, tą zasłoną na drzwi, tym włącznikiem prądu. I kiedy się
wpatrzyli, zadziwienie wzrosło jeszcze bardziej! Tak! Było to tak, jak gdyby
w milionowej części sekundy ktoś przyszedł z aparatem fotograficznym,
ustawił go i nacisnął migawkę, zrobił kolorowe zdjęcie, wywołał je, wypłu163
Zmaterializowany lingam
Rozdział 9 – Cudowna dłoń
kał i wysuszył, po czym gotowe przezrocze dostarczył w ręce Baby! Ta dłoń
jest doprawdy cudowna, boska!
Pewnego wieczoru w Prasanti Nilajam, mówiąc o teoriach pochodzenia człowieka, Baba powiedział, że ludzkie, zwierzęce ciało jest bliżej spokrewnione z małpą mieszkającą na drzewach niż z odmianami mieszkającymi na ziemi. Mówił o bezogoniastym, nieowłosionym, zamieszkującym
drzewa gibbonie, a kiedy pewien zaciekawiony słuchacz, będący profesorem antropologii nie mógł pojąć, o jaki gatunek chodzi, Baba poruszył ręką
i (!) pojawiła się w niej maleńka figurka owej małpy, o której mówił. Ta
miniaturka, istny klejnot sztuki i naukowej dokładności, jest teraz w jego
posiadaniu jako przedmiot piękna i radości – na zawsze.
Czasami w dzień Widżajadaśami odprawia się abhiszekam srebrnego posągu Śirdi Baby. Zanim zacznie się „obmywanie” w wibhuti, Baba
stwarza lingę i kładzie ją na głowie posągu. Czasami czyni to również
w dzień Śiwaratri. Baba często stwarza różnego rodzaju lingi „przez ruch
ręki w powietrzu” i przekazuje je, aby oddawano im cześć. Pamiętam jedną
taką dramatyczną chwilę. Było to nad zbiornikiem wodnym Thippegondanahalli, koło Bangalore. Kilku wyznawców, pragnących spędzić cichy
poranek z Babą, szybko zabrało go w tamto miejsce (oczywiście po otrzymaniu na to wcześniej jego łaskawej zgody). Tam, po dyskusji o karmie,
powtórnych narodzinach oraz istocie duszy, Baba zmaterializował małą,
srebrną karafkę pełną amrity i rozdzielił ją pomiędzy ośmiu czy dziesięciu ludzi, którzy byli tam obecni. Następnie dał ten pojemnik człowiekowi,
który wkrótce miał odjechać do Anglii ze swoją żoną. Kiedy dostrzegł zawód na twarzach małżonków, że dostali jedynie puste naczynie, zabrał karafkę i wręczył ją powtórnie, już bez kolistego ruchu dłonią w powietrzu!
A karafka była ponownie pełna tego cennego nektaru!
Później wszyscy udali się nad zbiornik, który zaopatruje w wodę miasto Bangalore. Kiedy inżynier opisywał dzieje tego projektu i pokazywał
koryta dwóch rzek, które łączą się w tym miejscu oraz wieżyczkę świątyni
Sangameśwary [formy Śiwy] zalanej przez wody zbiornika utworzonego
przez tamę, Baba słuchał tego stojąc ze stopami na krawędzi wody. Nagle zanurzył rękę, po czym dłoń z odrobiną wody wyciągnął do członka
wyprawy pochodzącego ze społeczności wira-śaiwa [jednej ze szkół śiwaizmu]. Wszyscy z zaskoczeniem zobaczyli, że dłoń Baby trzyma lśniący
165
Prawda Dobro Piękno
w słońcu kryształowy lingam, z pastą sandałową i liściem bilwy, jakby
przyniósł go prosto z jakiejś świątyni, w której ofiarowywano mu właśnie
pudżę! Powiedział tamtemu człowiekowi: Weź to i codziennie odprawiaj
dla niego pudżę. Oddajesz cześć Kundala Sangameśwarze, prawda? I rzeczywiście tak było!
Kiedy Baba błogosławi wielbicieli i zgadza się, aby przygotowali uroczystość ślubu swoich dzieci w Prasanti Nilajam, tak by został on zawarty w jego obecności, czasami „bierze” znikąd mangalasutrę i daje ją panu
młodemu, aby pomyślnie mógł ją zawiązać wokół szyi szczęśliwej panny
młodej. Ruch dłonią w powietrzu – i za chwilę jest w niej kompletna mangalasutra ze sznurkiem koloru szafranu. Czasem, gdy dokonuje się ceremonii przekłucia uszu, Baba stwarza ostro zakończony przyrząd do przekłuwania płatków usznych, już zakrzywiony i służący potem dziecku za
kolczyk. Nie da się wyliczyć wszystkich możliwości owego „kręcenia dłonią w powietrzu”! Kiedy Baba postanawia wykonać operację chirurgiczną,
aby uleczyć kogoś z choroby czy wady, po prostu porusza ręką i potrzebne
narzędzia zjawiają się w jego dłoni. Kiedy pragnie wyrazić swoją miłość
i czułość, dłoń ta rodzi słodycze czasem wydobywane z piasku, a czasem
brane z powietrza.
Każdy rozdział musi mieć koniec, zatem ten również należy z konieczności zamknąć. Opowieścią o kolejnym zdarzeniu pokazującym, jak
ten kolisty ruch ręki może przekazywać cudowną boską moc innej ręce!
Miało to miejsce około 16 lat temu, kiedy Baba był, jak się to określa, „nastolatkiem”. Udał się pewnego razu z dużą liczbą wielbicieli przez rzekę
do ogrodu koło zbiornika wodnego. Tam ugotowano i zjedzono posiłek.
Wycieczka wracała do wioski, gdy szybko zaczęły zapadać ciemności. Baba
szedł na przedzie, inni z szacunkiem w pełnej odległości z tyłu. Nagle, kiedy mijano jakiś krzak, coś śmignęło z trzaskiem i owinęło się wokół prawej
stopy Baby! Wąż, wąż! – podniósł się krzyk. Gad ukąsił duży palec u nogi
Baby, w jednej chwili rozwinął swe ciało i pognał jak strzała po piaskach.
Baba powiedział: Niech ucieka, ale ludzie rozgniewani na tę kobrę puścili
się za nią w pościg, chcąc ją złapać i zabić. Baba krzyknął więc rozkazująco:
Pędź!, a wąż uciekł w ciemność i nikt go więcej nie widział. Tymczasem
skutki ukąszenia zaczęły być widoczne. Okazało się, że Baba słabnie i słania się. Niektórzy pobiegli do wsi, powiadomić o tym Pedda Wenkapę Ra166
Rozdział 9 – Cudowna dłoń
dżu. Jakiś ochotnik, który znał adres maga mieszkającego niespełna dwa
kilometry dalej, pobiegł w tamtym kierunku.
Dwóch wielbicieli próbowało udzielić mu pierwszej pomocy, bandażując ranę. Baba jednak gestem dał znak jednemu z nich, żeby uczynił ruch
ręką w powietrzu, tak jak on to robi i oto człowiek ten poczuł jakby pchnięcie tłoka w dłoni, jak mi powiedział, a następnie z jego dłoni wyłonił się
„talizman”. Baba dał mu znak, by przyłożył go do rany wraz ze śliną z jego
ust. Mężczyzna zrobił, jak mu polecono i w ciągu zaledwie kilku sekund
Baba wstał, ku ogromnej uldze wszystkich obecnych. Naprawdę wszyscy
odżyli, gdy Baba zaczął mówić, jak gdyby nic się nie wydarzyło i nie przerwało błogości tamtego szczęśliwego dnia.
I właśnie wtedy nadbiegli pędem rodzice i inni ludzie, uzbrojeni
w potężną ilość leków, w znajomość magicznych obrzędów, niosąc korzenie roślin, połamane płyty gramofonowe, butelki środków sprzedawanych
na wiejskich jarmarkach, wreszcie pojawił się też ów słynny mag, który
mieszkał niespełna dwa kilometry dalej. Baba pozdrowił ich, wychodząc
im naprzeciw i żartując z kosztów, jakie ponieśli. Później Baba wyjaśnił,
że sam mógł wtedy zmaterializować ów talizman, ale ponieważ nigdy nie
używa dla swojej własnej korzyści niczego, co „czerpie” swoją dłonią, musiał przenieść łaskę do innej dłoni.
Hemadpant [wielbiciel Śirdi Baby i autor jego słynnej biografii] powiedział o Sai Babie z Śirdi: Kiedy wielbiciele żegnali się, Baba dał im udi
jako prasadam i rozsmarował popiół na ich czołach, a na ich głowach położył swą darzącą darami dłoń. Śri Sathya Sai Baba również tak czyni. Jego
dłonie obdarzają wielbicieli dobrodziejstwami, na jakie zasłużyli. Dłoń ta
ma uzdrawiający dotyk i może wymazać chorobę, odwrócić zło, wypędzić
demony i na nowo napisać przeznaczenie!
167
10.
Ten sam Baba
Baba często mówił, że spór wokół tego, czy jest to ten sam Baba,
jest niedorzeczny i niepotrzebny, gdyż, jak mawia, jeśli mamy
dwa kawałki „barfi”, jeden kwadratowy, a drugi okrągły, jeden
żółty, a drugi czerwony, to o ile nie zje się i nie pozna smaku obu
kawałków, nie sposób uwierzyć, że oba są takie same. Próbowanie,
doświadczanie – oto zasadniczy sposób poznawania ich
identyczności.
Charakterystyczne jest to, że Satjanarajana już w dzieciństwie dawał
dowody swojego pokrewieństwa, co więcej – tożsamości ze świętym z Śirdi. Ludzie dziwili się, gdy uczył kolegów pieśni o jakimś Babadżim, którego nikt nie widział ani o którym nikt nie słyszał. I o miejscu pielgrzymek,
w którym nikt ze słuchających nie był! Gdzie jest to Śirdi? – pytali siebie
nawzajem. Kim był ten muzułmański fakir? Nie wiedzieli, że to dziecko, tak
urzekająco śpiewające i tańczące na ich oczach, za kilka lat miało uczynić
z ich wioski drugie Śirdi, do którego będą napływać tysiące osób, w poszukiwaniu tego samego Baby!
Kiedy ostatecznie z ust Satjanarajany padło formalne oświadczenie,
że jest Sai Babą z gotry [rodu] Bharadwadży, sutry [linii duchowej] Apasthamby oraz z Śirdi, spytano go: Jeśli jesteś Sai Babą, pokaż nam jakiś cud!
Chłopiec odrzekł: Przynieście mi trochę kwiatów jaśminu. Kiedy dano mu
je do rąk, rzucił je na podłogę i oto kwiaty upadając utworzyły napis „Sai
168
Rozdział 10 – Ten sam Baba
Baba” w alfabecie telugu. Kwiaty spadały jeden po drugim jakby ustawiane z drobiazgową dokładnością. Wszystkie zakrzywienia i zakrętasy liter
telugu były w doskonały sposób wypisane tymi kwiatkami na podłodze!
Starszy brat Baby, Seszama Radżu, który przez lata nauczył się żyć z tym
cudownym chłopcem, sam był zaskoczony dobitnością tego objawienia.
Oczywiście, podałem im imię awatara, który bezpośrednio poprzedził moją
awatarę – powiedział później Baba, kiedy spytano go o tamte wydarzenia.
Oznaczało to jedynie, że ten, który przybył na ziemię jako Sai Baba, teraz
przyszedł ponownie jako Sathya Sai Baba! Co więcej, oni przejawiają się
w pewnym kontinuum. Po tym awatarze będzie następny, Prema Sai, który
narodzi się w okolicach Mysore – dodał.
Pomimo tego, rodzice i brat ulegli sugestiom ludzi, którzy kręcili głowami i ostrzegali ich przed muzułmańskim duchem mającym rzekomo
opętać tego chłopca. Zawieźli go więc do odległej o prawie o 30 kilometrów
Penukondy, gdzie przebywał wówczas bardzo pobożny człowiek, przyciągający w każdy czwartek wielkie tłumy swą pudżą do Sai Baby. Spojrzał na
Satję i stwierdził, że wątpi, czy jest on przy zdrowych zmysłach! Chłopiec
wstał oburzony. Powiedział, że to ów czciciel jest szalony, po czym rzucając
w niego wielką ilością wibhuti ze swoich pustych dłoni doradził, aby był
bardziej szczery i żarliwy w swojej pudży. Jesteś tylko poszukującym, jesteś
sługą. Ja jestem osobą, której szukasz – Panem – oświadczył.
Mniej więcej w owym czasie Puttaparthi odwiedziło dwóch nauczycieli, którzy uczyli Satję w szkole w Bukkapatnam. Na nasze szczęście
utrwalili w druku to, co się zdarzyło. Jeden z nich, Śri B. Subbannachar,
mówi: Moim pierwszym wrażeniem było to, że jest on jakimś wybitnym
wielbicielem Boga, jak Prahlada. Widziałem, jak dokonywał cudownych
rzeczy. Byłem przeświadczony, że nie jest zwykłą ludzką istotą, ale chłopcem obdarzonym nadprzyrodzonymi mocami. Ku naszemu zdziwieniu, ten
szalony chłopiec z Puttaparthi ujawnił nam, że jest Sai Babą z Śirdi! Poprosił nas też, abyśmy zostali na noc, kiedy będzie opowiadał o swoim życiu!
Chcieliśmy usłyszeć opowieść o jego życiu, ponieważ dostępne książki o Sai
Babie nie podają nam żadnych wiadomości o jego niemowlęctwie i latach
chłopięcych do 16 roku życia. Dał nam ten dar, zanim jeszcze o to poprosiliśmy! Nasza radość nie znała granic. Upłynęła noc. Usłyszeliśmy opowieść
o jego życiu. Widzieliśmy na własne oczy samego Śri Sai w ludzkiej postaci!
169
Prawda Dobro Piękno
Co za wyjątkowe szczęście! Jaka bezgraniczna łaska! Drugi nauczyciel, Śri
V.C. Kondappa opowiedział o narodzinach i chłopięcych latach Sai z Śirdi
– tak jak podał to Sathya Sai Baba – w 102 ślokach [zwrotkach] w telugu,
w książce „Śri Sajisuni Czaritra”, wydanej w 1944 roku.
Ta opowieść z pewnością ogromnie zaciekawi wszystkich wielbicieli.
W wiosce Pathri, nad brzegiem rzeki Godawari żył pewien pobożny, szczodry i wierny tradycji bramin imieniem Gangabhawa. Jego żona Dewagiramma była prawą kobietą, codziennie odprawiającą nabożeństwa do Gowri,
małżonki Śiwy. Nie mieli dzieci i być może była to jedyna rzecz, jaka kiedykolwiek ich martwiła. Zawsze bowiem byli zatopieni w służbie – albo Panu,
albo gościom, których Pan przysyłał pod ich drzwi. Pewnego dnia przybył
gość – człowiek o niezwykłym wyglądzie. Jego głowę zdawała się otaczać aureola! Udając się na nocny spoczynek wyraził zdumiewającą prośbę – o kobiece towarzystwo! Biedna Dewagiramma była tak wstrząśnięta, że odjęło
jej mowę. Gangabhawa również zatrząsł się z oburzenia, ale na co zda się
oburzenie na gościa domagającego się gościnności? Dewagiramma poszła
do pokoju świątynnego i zaczęła płakać przed wizerunkiem Gowri, prosząc
o jej interwencję i radę. Nagle rozległo się pukanie do drzwi wejściowych;
po ich otwarciu do domu weszła jakaś niewiasta, z której biła sztuczność
kobiety lekkich obyczajów. „Zdaje się, że posyłaliście po mnie. Gdzie jest ten
gość? Zabierzcie mnie do niego” – zażądała. Była to Gowri, która przyszła
na spotkanie z gościem, którym był sam Śiwa!
Znalazłszy się w jednym pokoju, Śiwa i Gowri roześmiali się serdecznie. Porozmawiali ze sobą, chwaląc oddanie tej pary i jej wierność dharmie.
Postanowili dać obojgu swój darszan i jakiś dar. Nie trzeba dodawać, że
darszan napełnił Gangabhawę i Dewagirammę radosnym zachwytem. Naciskani, aby wyrazili swoje życzenie, poprosili o syna, „aby spłacić dług wobec przodków” oraz o córkę, „aby ją wydać” – bowiem kanjadana [oddanie
córki za żonę] jest według śastr najskuteczniejszą daną [cnotą szczodrości],
jaką może dać głowa rodziny. Dary te zostały zagwarantowane. Potem Śiwa,
sam z siebie, dodał małżonkom pewien dar jako wyraz swej łaski. Powiedział, że przyjmie ludzką postać i narodzi się jako ich trzecie dziecko.
Wszystko potoczyło się później zgodnie ze słowami Pana. Dewagiramma poczęła po raz trzeci, wtedy jednak jej mąż pogrążył się w ascezie do
tego stopnia, że odszedł do lasu. Żona uparła się, że dotrzyma mu towarzy170
Rozdział 10 – Ten sam Baba
stwa. Dziecko urodziło się pod drzewem – ptaki śpiewały na jego powitanie,
a chmury, świętując to wydarzenie, utworzyły siedmiobarwny łuk. Rodzice
byli tak wypełnieni duchem wyrzeczenia, że pozostawili noworodka pod
opieką aniołów lasu. Wkrótce potem owym rzadko uczęszczanym traktem
przejeżdżał bezdzietny fakir z żoną. Usłyszeli płacz dziecka. Pośpieszyli do
miejsca, z którego dobiegał, zabrali dziecko do swego domu i zajęli się jego
wychowaniem.
Dziecko nazwali po prostu „Baba”, ponieważ nie znali jego pochodzenia, ani nie wiedzieli, kto jest ojcem. Dziecko było piękne i inteligentne, psotne i pomysłowe. Pewnego dnia, gdy chłopiec miał około 12 lat i bawił się
wraz z grupą towarzyszy, wygrał wszystkie kamienne kulki do gry, należące
do syna sahukara [człowieka udzielającego pożyczek]. Baba rzucił mu wtedy wyzwanie proponując, aby tamten przyniósł więcej takich kulek, o ile je
ma i postawił w grze. Chłopiec pobiegł do domu i przyniósł okrągły lingam,
trzymany w pokoju świątynnym. Baba wygrał go również, a gdy lingam został mu uczciwie oddany, połknął go! Wywołało to poruszenie wśród dzieci.
Żonę sahukara powiadomiono, że lingam powędrował do żołądka syna fakira. Przybiegła i zaczęła grozić Babie kijem. Baba otworzył usta i oto kobieta
zobaczyła w nich wszystkich awatarów Wisznu. Złożyła ręce i padła do stóp
tego chłopca – na środku ulicy!
Całe miasto zaczęło o tym mówić. Chłopiec tymczasem ustawiał
w meczecie ów połknięty lingam i czcił go. Rozwścieczyło to miejscowych
muzułmanów i wyklęli nawet fakira, który to dziecko wychowywał. Gdy
zaś chłopiec poszedł do świątyni hinduskiej, aby tam czcić ten lingam, hindusi przepędzili go, obawiając się, że jest muzułmaninem. Ostatecznie fakir z ciężkim sercem poprosił Babę, aby opuścił jego dom i chłopiec zaczął
wędrować z miejsca na miejsce. Odprawiał pudżę do lingamu postawiwszy
przed nim lampkę z wodą zamiast oliwy, a ta mimo to płonęła jak lampka
oliwna!
Kiedyś szedł brzegiem rzeki Godawari, gdy nagle zagadnął go nawab
[członek muzułmańskiej elity] pytając, czy nie widział jego konia, który
gdzieś się zabłąkał. Nawab przemierzył już całą okolicę i stracił wszelką nadzieję na odnalezienie zwierzęcia. Baba dostrzegł konia mocą swego boskiego wglądu i powiedział mężczyźnie, że zwierzę przyjdzie do miejsca, w którym właśnie stoją. Kiedy tak rozmawiali, koń przybiegł, a serce właściciela
171
Prawda Dobro Piękno
zalała niezmierna radość. Nawab stał się jego uczniem, nazywając go Saji,
czyli mistrz. Później Baba przybył do wioski Śirdi i zamieszkał w zrujnowanej świątyni.
Baba nieodmiennie używa określenia moje poprzednie ciało, kiedy
mówi o Sai Babie z Śirdi. Często opisuje wielbicielom, jak w swym poprzednim ciele postępował z ludźmi i zachowywał się w różnych sytuacjach, jakich przykładów używał, by uwypuklić pewne kwestie, jakie były wówczas
pytania itp. Przywołuje z pamięci to, co powiedział Das Ganu lub Mahalaspathiemu w poprzednim życiu. Opowiadając o Babie z Śirdi może dla
lepszego zobrazowania powiedzieć na przykład: tak jak ja to robię, lub tak
jak ja, gdy jestem w transie. Kiedy obecnie ktoś zadaje mu jakieś pytanie,
Baba czasami odpowiada: Tę samą wątpliwość przedstawił pewien człowiek,
który kiedyś przybył do Śirdi i podaje odpowiedź jakiej udzielił mu dawno
temu w stanie Maharasztra [gdzie leży Śirdi]! Rozpoznaje wszystkich wielbicieli Baby z Śirdi i traktuje ich jako swoich własnych. Mówi im wprost:
Znam cię od dziesiątków lat, albo Choć ty widzisz to śariram (ciało) po raz
pierwszy, ja widziałem cię 20 lat temu, kiedy przybyłeś do Śirdi. Ta osoba
sprawdza to i okazuje się, że była w Śirdi dokładnie 20 lat wcześniej! Baba
zachęca wielu ludzi do podróży do Śirdi, dając im szczegółowy opis drogi,
samego Śirdi, powszechnie tam stosowanych metod nawadniania z wykorzystaniem studni, a nawet dając zdjęcia zrobione w pobliżu samadhi
[miejsca spoczynku Śirdi Baby]! Słuchacz odnosi wrażenie, że Baba przez
długi czas był mieszkańcem tamtego miejsca.
Pewnego razu, kiedy kilku wielbicieli miało pojechać do Śirdi, Sathya
Sai Baba powiedział im: Jedźcie tam i śpijcie w Dwarakamaji [meczecie,
w którym mieszkał Śirdi Baba], a przyjdę do was w snach, po czym spełnił swoją obietnicę! Są ludzie, którzy byli w Śirdi i w drodze powrotnej
koło Guntakar, czy gdzieś indziej usłyszeli, że w Puttaparthi jest awatar
Sai Baby, po czym udali się tam. Gdy tylko Baba zobaczy takie osoby, pyta
je o pielgrzymkę do Śirdi. Podczas rozmowy osobistej, którą obdarza każdego przed odjazdem, Baba odpowiada na pytania, z jakimi dana osoba
wybrała się do Śirdi! Doświadczyło tego niemało osób!
Radża Czinczoli był żarliwym wielbicielem Baby z Śirdi. Co roku spędzał kilka miesięcy w Śirdi, Akalkot i innych świętych miejscach w towarzystwie siddhów [mistrzów] i sadhaków [aspirantów]. Po śmierci tego
172
Rozdział 10 – Ten sam Baba
radży, rani [jego małżonka] usłyszała z miłym zaskoczeniem o wcieleniu
Pana jako Śri Sathya Sai Baba w Puttaparthi i odwiedziła to miejsce. Nakłoniła też Babę, zaledwie piętnastoletniego wówczas, aby pojechał z nią
do Czinczoli i Haidarabadu. Jakim zaskoczeniem było dla niej, kiedy Baba
pytał o jakieś drzewo margosa, wyrwane później z korzeniami, o jakąś
studnię, którą zasypano, o ciąg niedawno zbudowanych sklepów. Baba powiedział jej, że widział te miejsca przed laty, kiedy był w swoim poprzednim
ciele! Sathya Sai Baba zapytał ją też o małą, kamienną figurkę Andżaneji [Hanumana], która została podarowana radży za czasów jego pobytu
w poprzednim ciele. Rani nie wiedziała o jej istnieniu, wyjawił jej to dopiero sam Baba! Powiedział też, że musi gdzieś być obraz przedstawiający
Sai Babę i on również został odnaleziony w jej domu.
Trzy lata temu rani przetrząsała ogromne pomieszczenie magazynowe w Czinczoli w poszukiwaniu starych przedmiotów z mosiądzu, brązu
czy miedzi, które mogłaby sprzedać, by zrobić wolne miejsce. Natknęła
się na kamandalu z brązu – naczynie do picia używane przez ascetów
– o osobliwym, artystycznym kształcie. Wodę lało się do niego przez rowek
w rączce, a dzióbek naczynia miał kształt krowiej głowy. Ktoś podsunął
myśl, żeby je wypolerować i wystawić jako ozdobę w salonie jej rezydencji w Haidarabadzie. Tajemnica otaczająca owo kamandalu pogłębiła się
jeszcze nazajutrz, kiedy znaleziono okręconą wokół tego naczynia kobrę!
Jedynie Baba może odsłonić ten sekret – powiedziała sobie, przejednawszy
kobrę tradycyjną pudżą.
Przybyła do Puttaparthi w pierwszy dzień święta Daśary i gdy tylko
dotarła na miejsce, Baba wysłał do niej posłańca prosząc, by przyszła do
niego z moim naczyniem do picia, jak się wyraził. Kiedy wziął w ręce to
kamandalu, pokazał otaczającym go bhaktom wyryte na naczyniu w alfabecie dewanagari litery SAA, za nimi parę krótkich, pionowych kresek
i BAA, a za nimi następne dwie kreski. SAA znaczyło Sai, zaś BAA – Baba!
Drogi Boga są rzeczywiście tajemnicze! Po tym zdarzeniu Baba powiedział,
że za parę lat dostanie w ten sposób również dżolige, czyli woreczek na
datki, który należał do Sai Baby z Śirdi, bez względu na to, gdzie się ów
worek znajduje.
Czytelnicy mogą zastanawiać się, w jaki sposób święty z Śirdi, który według przekazów przez długie lata nigdy nie opuścił Śirdi, mógł udać
173
Sathya Sai Baba
Rozdział 10 – Ten sam Baba
się do Czinczoli i Haidarabadu i zostawić kamandalu u radży. W istocie,
zarówno sama rani jak i starzy słudzy pałacowi są przeświadczeni, że Sai
Baba zatrzymywał się tu na kilka dni – za każdym razem, kiedy przybywał
w te okolice. I zwykł wówczas wypuszczać się daleko za miasto – w tondze
[dwukółce] ciągniętej przez woły, aby porozmawiać z radżą, który mu towarzyszył. Obecnie tonga ta znajduje się w Puttaparthi. Jednak wielbiciele,
którzy poznali awatara Śri Sathya Sai Babę, nie będą mieli żadnych wątpliwości. Wiedzą bowiem, że Baba potrafi być w Madrasie, a mimo to jeść podwieczorek z jakąś rodziną w Bangalore, jak zdarzyło się kiedyś w budynku
lokalnych władz! Może w tym samym czasie rozmawiać z kimś w Bhopalu,
być widzianym przy stoisku na wystawie w Delhi albo rozmawiać przez
telefon z administratorem w Madrasie, będąc w zupełnie innym miejscu.
Oto jeden z wielu tego typu przykładów. W Hospet mieszkała rodzina
dobrze znana Babie od dzieciństwa. Najstarsza córka była nauczycielką,
bracia byli jego kolegami z klasy i towarzyszami zabaw w Bukkapatnam.
Usłyszeli oni o jego boskim przejawieniu i odwiedzili go w Puttaparthi.
Rok później, w 1941 roku, wóz zaprzężony w woły przywiózł pewnego
wieczoru Sathya Sai Babę prosto pod ich drzwi. Radość ich nie miała granic. Cała noc zeszła na rozmowach – Baba leżał mając chłopców po obu
bokach, śmiejąc się ze wszystkich żartów, jakimi te rozmowy ożywiali.
Matka poczyniła przygotowania do kąpieli oliwnej dla Baby oraz uczty na
następny dzień, któż więc opisze jej zawód, kiedy rano stwierdziła, że łóżko jest puste, a Baba zniknął! Dociekając odkryła, że Baba nie opuszczał
w ogóle Puttaparthi odległego o 160 kilometrów! Awatarów nie wiążą, jak
nas, ograniczenia czasu i przestrzeni. Oni sami są dla siebie prawem!
Na spotkaniu organizacji Wszechindyjska Sai Samadż [propagującej
nauki Sai Baby z Śirdi] w Mylapore, dzielnicy Madrasu, Baba powiedział
w pierwszych słowach: Chociaż to ciało przybyło tu po raz pierwszy, przez
cały czas byłem i jestem tutaj, w tym mandirze! Podkreśla tę tożsamość
i nieprzerwaną ciągłość przy wszelkich okazjach – na sto różnych sposobów.
Choćby ostatnio, w Korg, Baba rozpoznał żarliwego wielbiciela Sai Baby
z Śirdi i nawet zauważył, że jest on dożywotnim członkiem Trustu Sai Baby.
Zaszczyca swoich wielbicieli, dając im medaliki i amulety z wizerunkiem Baby z Śirdi lub dodatkowo ze swoim własnym wizerunkiem albo też
swój wizerunek z podobizną Baby z Śirdi na wysokości serca. W istocie nie
175
Ołtarz w sali modlitewnej, Prasanti Nilajam
Rozdział 10 – Ten sam Baba
czyni – i nie pozwala czynić – żadnej różnicy w nabożeństwie czy pudży
między nim a „poprzednim przejawieniem”. Tak naprawdę, w sali modlitewnej w Prasanti Nilajam są dwa obrazy pokazujące tę ciągłość. Oba są
urzekające. Wydaje się, że malarz uchwycił chwilę, kiedy Sai Baba ponownie rozpoczynał swoją misję. Wspaniałość i historyczna wielkość tej chwili
są na tych obrazach pięknie ukazane.
Poza tym należy zauważyć, że srebrny posąg Baby z Śirdi znajduje
się w centralnym punkcie w Prasanti Nilajam i tam kierowane są wszystkie modlitwy. Baba osobiście nadzoruje wykonywanie abhiszekam „poprzedniemu ciału” w takie święte dni jak Widżajadaśami czy Mahaśiwaratri. Baba dowodzi swojej identyczności i ciągłości inkarnacji przez wiele
znaczących gestów. Na przykład, wizerunek Baby z Śirdi jest ozdabiany
girlandami, które zostały ofiarowane Sathya Sai Babie i nigdy nie czyni się
żadnych różnic pomiędzy tymi, które można nazwać „zużytymi girlandami”, a innymi, nowymi – oba rodzaje girland są używane do zdobienia.
Podczas dziewięciu dni Nawaratri kobiety w Nilajam ofiarowują pudżę
z kumkum. Całe kumkum złożone wówczas w ofierze jest zbierane i przechowywane, a w dzień Widżajadaśami uroczyście wysypuje się je na ten
srebrny posąg Sai Baby z Śirdi! To jest tak, jak gdyby sam Baba przyjmował
ofiarę z kumkum i wykonywał nim abhiszekam dla samego siebie!
On jest prawdziwym Babą z Śirdi i czci się go w tej postaci. Mówił wielu ludziom: Nie musicie czekać na spotkanie ze mną, by zadać mi pytanie.
Możecie zapytać Starca; miał na myśli Babę z Śirdi. Na podwyższeniu w sali
modlitewnej stoją zwrócone w stronę wielbicieli dwa naturalnej wielkości
obrazy olejne. Jeden przedstawiający Babę z Śirdi, a drugi obecnego Babę.
Obaj mają dłonie założone jedna na drugą. Ale Baba z Śirdi trzyma prawą
dłoń w lewej, podczas gdy Baba z Parthi – lewą dłoń w prawej. Węzeł zawoju wokół głowy Baby z Śirdi, zwykle umocowany po lewej stronie, tutaj
jest namalowany po prawej stronie głowy! Budzi to ciekawość niektórych
ludzi, gdyż nie wiedzą, że artysta namalował te portrety w odpowiedniej
skali z obrazków otrzymanych od Baby, które pojawiły się w jego dłoni,
gdy zakręcił nią w powietrzu. Sai Baba z Śirdi, na obrazku, który stworzył
Sathya Sai, miał dłonie tak właśnie ułożone, a zawój zawiązany na prawej
stronie głowy! I malarz, mając obrazek za wzór, namalował węzeł po prawej stronie!
177
Prawda Dobro Piękno
Pieśni i stotry śpiewane codziennie w Nilajam nie czynią różnicy pomiędzy obydwiema tymi postaciami. W rzeczy samej, jednoznacznie odnoszą się do ich tożsamości i sukcesji. Aśtotara Satha Namawali, czyli lista
108 imion, którymi czci się Babę w jego własnej postaci albo poprzez jego
wizerunki, zawiera imiona przypisywane Babie z Śirdi. Sathya Sai Babę
określa się jako Tego, który został narodzony w wiosce Parthi oraz Tego,
który żył w wiosce Śirdi itd. Baba jest także wysławiany jako Ten, który jest
tożsamy z wcieleniem Sai Śakti z Śirdi; Ten, który jest ucieleśnieniem Sai
z Śirdi itd. Srebrny posąg Sai z Śirdi uważa się za wizerunek Baby z Puttaparthi, więc czasami przesuwa się go lub nawet zabiera, gdy prawdziwy
Baba musi być lepiej widoczny. Pewnego razu, gdy Baba uznał, że powinna odbyć się w wiosce procesja, powiedział: Dziś pójdzie Starzec, po czym
kazał umieścić ten posąg w zdobionej lektyce. Kiedy indziej, gdy siedział
w „rydwanie”, umieścił z przodu tę srebrną figurę i uzbroił w bicz, czyniąc
z Śirdi Baby woźnicę!
Baba ogłosił kim jest kiedy był młodym chłopcem, więc wątpiący pytali: Jak mamy wierzyć, że jesteś nim? Jeden ze sceptyków zamilkł po tym, co
pokazał mu młody Baba z Puttaparthi. Został zaszczycony i oszołomiony
naocznym dowodem, gdy Baba wyciągnął przed nim dłonie i poprosił, by
na nie spojrzał. I oto zobaczył na jednej dłoni jaśniejący portret Sai Baby
z Śirdi, na drugiej zaś również promieniejący portret Sathya Sai Baby! Kiedy
osoba, która uzyskała 19 lat temu wizję tych dwóch dłoni, opowiedziała mi
o tym, przypomniało mi się, że podobną wizję Baba ukazał wielbicielowi
w New Delhi. To dowodzi, że Baba nawet dziś używa tych samych środków,
aby przekonać poszukujących, że Baba z Śirdi przybył jako Sathya Sai Baba.
Wielbiciel z Delhi napisał: Pewnego wieczoru jechałem rowerem pustą
ulicą między starym a nowym Delhi, myśląc o swoich problemach finansowych. Kilka tygodni wcześniej powróciłem z Puttaparthi i chociaż bardzo
ciągnęło mnie do Baby, nie byłem jeszcze przekonany, że jest on powtórnie przybyłym Babą z Śirdi, czy też awatarem. Przed laty ktoś poradził mi,
abym ofiarował pudżę Babie z Śirdi, a ja natknąłem się na tego nowego
Babę w Puttaparthi. Gdy pedałowałem, moje myśli krążyły wokół tych wątpliwości. Nagle z tyłu ktoś rzucił mi pytanie: „Czy skończyłeś już pracę na
dzisiaj?”. Był to dobrze zbudowany mężczyzna, próbujący dogonić mnie na
rowerze. Gdy odwróciłem się w jego stronę, zobaczyłem urzekający uśmiech
rozjaśniający jego twarz. Patrzył na mnie ze współczuciem i z miłością.
178
Rozdział 10 – Ten sam Baba
Zarabiam na życie w stolicy ucząc dzieci muzyki i czasami grając na
skrzypcach podczas koncertów. Pomyślałem więc, że ten starszy mężczyzna
musiał widzieć mnie na jakimś koncercie, czy w jakimś domu i zauważył, że
jadę zawzięcie na moim „Herkulesie” ulicami Delhi. Odparłem: „Tak, jadę
teraz do domu” – po tamilsku, w moim rodzimym języku, a zarazem języku,
w którym ten nieznajomy niespodzianie mnie zagadnął. „W takim razie –
poprosił ów starszy człowiek – czy może pan udać się ze mną do tamtego
starego grobowca? To nie zajmie dużo czasu”.
Obaj przejechaliśmy ramię w ramię około dwustu metrów do ruin, które
wskazał, po czym oparłszy rowery o mur usiedliśmy w cieniu ich wschodniej
ściany. Poprosił, abym usiadł naprzeciw niego, po czym wyciągnął ze mnie
wszystkie moje kłopoty, jeden po drugim, przez bystre stawianie pytań. Powiedział, że tym guru, którego zrządzeniem opatrzności zdobyłem, jest sam
Bhagawan. Potem naraz nagle wstał i powiedział: „Dlaczego w to wątpisz? On
jest Babą z Śirdi. Patrz!”. Po czym wyciągnął do mnie swe dłonie – zobaczyłem wyraźnie jakby namalowany w naturalnych kolorach portret Baby z Śirdi
widniejący na jednej z nich. Na drugiej dłoni była twarz Baby z Parthi.
Nigdy nie zapomnę tych bliźniaczych twarzy jaśniejących z dłoni owego czcigodnego starca. One odpowiedziały na wszystkie moje wątpliwości,
zarzuciły kotwicę dla mojej dryfującej duszy, przywróciły mnie do życia.
Gdziekolwiek siadam teraz do medytacji, tamten widok podwójnej chwały
staje mi przed oczami i przenika mnie tajemniczą radością.
Starzec wstał i razem wróciliśmy na drogę. Kiedy do niej dotarliśmy,
on skręcił w stronę, z której przybyliśmy! Było to dość nieoczekiwane, bo nie
mógł z pewnością przyjechać tylko po to, żeby pobłogosławić mnie tą wizją.
Upomniał mnie raz jeszcze, żebym się nie wahał i nie stracił skarbu będącego
w zasięgu ręki. Ja zaś patrzyłem, jak oddala się pedałując i podziwiałem jego
zręczność i umiejętność jazdy na rowerze. Proszę wyobrazić sobie moje zdziwienie i konsternację chwilę później, gdyż nagle rozpłynął się w powietrzu!
Tak oto Baba dał mu prawdziwy dowód tożsamości obu postaci – dowód nazywany w logice sanskryckiej karatha lamalaka, czyli wizualny dowód, naoczne pokazanie, bezsprzeczne wykazanie, jak na dłoni! Należy
podkreślić, że w swym cudownym życiu Baba wypowiada teraz te same
słowa pocieszenia i odwagi, pokazuje ręką ten sam gest abhaja [błogosławieństwa nieustraszoności], w takich samych okolicznościach, jak czynił
179
Prawda Dobro Piękno
to 18 lub 20 lat temu jako mały chłopiec. Pokazuje przez to nam, wątpiącym śmiertelnikom, że jest awatarem, który urodził się, by dokonać boskiego dzieła przewodnictwa i przemiany ludzkości. Ta sama wizja – dla
rozwiązania tej samej wątpliwości – została łaskawie objawiona wątpiącemu bez względu na to, czy był on obecny fizycznie przed Babą, czy też
daleko, w Delhi, pedałował pustą ulicą!
Sathya Sai Baba daje darszan wielu ludziom, gdziekolwiek się znajdują i jasno wskazuje wielbicielom-szczęściarzom, że on i Baba z Śirdi są
jednym. Przychodzi mi tu na myśl następujący przypadek. Pewna wielbicielka z Bangalore czekała na dworcu kolejowym na pociąg do Mysore,
by dotrzeć do szpitala misyjnego, gdzie miała się poddać jakiejś operacji.
Sathya Sai Baba pojawił się przed nią jako wysoki, postawny starzec ubrany w długie kafni [szatę z długimi rękawami, sięgającą do kolan], z głową
owiniętą kawałkiem tkaniny, trzymający w dłoniach ciężki kij i tobołek
z ubraniami. Usiadłszy na tej samej ławce co kobieta, ów starzec zaczął
z nią rozmawiać w telugu odwodząc ją od tej operacji, mówiąc, że manią
lekarzy stało się krojenie chorych z byle powodu! Powiedział jej, że właśnie
wraca z Śirdi i dał jej daktyle, które, jak powiedział, zostały ofiarowane
w tamtejszej świątyni! Stwierdził, że ten prasadam uleczy ją – i uleczył!
Powiadomił ją też, że jego „aszram” znajduje się koło Widuraswatham (jest
to po drodze do Puttaparthi) i że ostatecznie zabierze wszystkich mieszkańców swego aszramu do Śirdi!
Tak oto widzimy, że Sai Baba z Śirdi jest w niewytłumaczalny sposób
spleciony w doświadczeniach wielbicieli z obecnym przejawieniem tego samego Boga. Kiedy jakiś wielbiciel Baby z Śirdi odprawia pudżę, Sathya Sai
Baba wie o tym. Kiedyś pewna kobieta w Madrasie, zrozpaczona, gdyż jej
syn był śmiertelnie chory, złożyła to dziecko przed obrazem Baby z Śirdi.
Po latach dowiedziała się o Sathya Sai Babie i przybyła do Puttaparthi z synem, wówczas wysokim, muskularnym młodym człowiekiem. Gdy tylko
Baba ich zobaczył, spytał ową matkę: Oddałaś tego chłopca pod moją opiekę
15 lat temu, prawda? Co roku, kiedy w Śirdi obchodzi się kolejną rocznicę
śmierci doczesnej powłoki Baby z Śirdi, Sai Baba opuszcza swoje ciało i gdy
po jakimś czasie do niego powraca, zazwyczaj mówi: Byłem w Śirdi.
Kilka lat temu, kiedy Baba był w Madrasie, doszło do zdarzenia, którego nie da się wyjaśnić w świetle żadnej teorii poza tą głoszącą tożsamość
180
Rozdział 10 – Ten sam Baba
obu postaci. Baba zdawkowo wspomniał wielbicielom, że pewien bliski
towarzysz Baby z Śirdi odejdzie z tego ziemskiego padołu do wieczności
określonego dnia w godzinach porannych i że on uda się do niego, aby dać
mu upragniony darszan w ostatniej chwili jego doczesnego życia. Bhaktowie obawiali się tego, co mogłoby się wówczas zdarzyć. Niektórzy martwili
się, inni niecierpliwie czekali na ten dzień nawet z radością z uwagi na to,
że będą mieli sposobność zobaczyć, jak Baba błogosławi ucznia ze swego poprzedniego przejawienia. Przez kilka dni nie rozmawiali o niczym
innym; odliczali dni, a potem już minuty w oczekiwaniu na nadejście tej
historycznej chwili!
Wreszcie zaświtał ów dzień, a kiedy zegar wybił zapowiedzianą godzinę opuszczenia ciała, Baba mimo wszelkich środków ostrożności powziętych przez wielbicieli przebywał w łazience! Widząc, że nie wychodzi
z niej przez dłuższy czas, bhaktowie zerknęli do środka tego pomieszczenia
przez okno. Stwierdzili, że rzeczywiście przebywa poza ciałem – wyłamali
drzwi i zaczęli opiekować się jego fizyczną powłoką, sprawdzać aktywność
serca, puls, wypatrywać oznak ruchu. Zobaczyli, że z jego dużego palca
u prawej nogi obficie wydobywa się wibhuti. Usłyszeli, jak mówi w języku
marathi i wypowiada pewne strofy w języku hindi. Powróciwszy do ciała
Baba opowiedział bhaktom o śmierci owego ucznia swego poprzedniego
ciała i o tym, jak pobłogosławił go widzeniem Baby z Śirdi oraz dał mu
popiół udi, który tamten zawsze otrzymywał od swego guru.
Przed czterema laty, kiedy Baba przebywał w mieście Haidarabad, zaproszono go do aszramu Mathy Godawari, uczennicy Upasini Baby i Baby
z Śirdi, a mieszkającej w Sakori. Jej uczennice powitały go recytacją Wed
oraz tradycyjnymi uroczystościami purna-kumbham [ofiarą powitalną]
i odprawiły pudżę. Baba musiał chyba pobłogosławić je zrozumieniem tego,
kim naprawdę jest, gdyż wyraziły gorące pragnienie przybycia do Prasanti
Nilajam. Baba jednak oświadczył, że jest obecny w Sakori tak samo, jak
gdziekolwiek indziej i że najlepiej dla nich będzie pozostać w Sakori. Ci,
którzy znają dobrze lile Sai Baby z Śirdi, oraz lile Śri Sathya Sai Baby mogą
zauważyć pewne różnice w stylu, języku i sposobie, ale jak wspomniał Jogi
Suddhananda Bharathiar z Madrasu, który znał ich obydwóch i otrzymywał od nich natchnienie, Ich misja i przesłanie są identyczne. Sam Sathya
Sai Baba mówi, że obecnie nie jest taki twardy ani tak gniewny wobec
181
Prawda Dobro Piękno
niewiedzy, niedbalstwa, nieposłuszeństwa czy buty, jak był w swoim poprzednim przejawieniu. Wyjaśnia tę różnicę za pomocą następującego porównania: Matka jest zazwyczaj szorstka, kiedy dzieci wchodzą do kuchni
i przeszkadzają w gotowaniu, jednak rozdzielając gotowe dania rozpływa
się w uśmiechu i jest pełna cierpliwości. Obecnie rozdzielam dania ugotowane wówczas. Gdziekolwiek jesteś, jeśli jesteś głodny i siadasz z talerzem, ja
podam ci te potrawy i nakarmię cię do syta.
Ci, którzy przeczytali opis cotygodniowej, przygotowanej w wyszukany sposób procesji Baby z Śirdi do Czawadi i przejęli się jej wspaniałością
– rydwanem, zdobną uprzężą, strojnym palankinem i innymi akcesoriami,
mogą odczuć smutek, że Sathya Sai Baba nie pozwala swoim wielbicielom
na taką wystawność! Natomiast ci, którzy przeczytali o ryzykownie zawieszonej w powietrzu desce, na której często spał Baba z Śirdi, mogą twierdzić, że Sathya Sai Baba nie praktykuje takiej surowości życia.
Mówiąc o oczywistych trudnościach z uwierzeniem we wzajemną
tożsamość obu tych postaci, Sathya Sai Baba powiedział podczas zjazdu
Wszechindyjskiej Sai Samadż w Madrasie w styczniu 1959 roku: Jakże różnią się awatarzy Śri Rama i Śri Kriszna pod względem odmienności zdarzeń, jakich doświadczali na swojej ziemskiej drodze. Kładli również nacisk
na odmienne zagadnienia dotyczące etycznego postępowania i filozoficznych poglądów. Różnili się też sposobem nauczania i wznoszenia poziomu
uczniów, ale są to różnice w akcentowaniu, a nie w zasadniczych treściach.
Trudno przekonać się, że Śri Rama jest Śri Kriszną, jednak tylko nieliczni
mają co do tego wątpliwości. Podobnie dociekliwi, którzy zgłębią moje tajemnice, mogą pojąć, że ta sama moc przyjęła następną ludzką postać.
Każdy znający lile Baby z Śirdi, jego cuda, jego wszechwiedzę i wszechobecność, jego nauki, jego miłość do wszystkich itd., może po spędzeniu
paru dni w świętej obecności Śri Sathya Sai Baby przekonać się, że ci dwaj
awatarzy są tożsami. Baba ciągle odwołuje się do tego poprzedniego awatara, głoszą to też pieśni wykonywane w Nilajam oraz stotry. Widać wyraźne
podobieństwo obu awatarów w mowie, stylu, postawie, spojrzeniu na świat
i naukach.
Ostatnio przybył do Prasanti Nilajam Jego Świątobliwość Gajatri
Swami – uczeń swamiego H.H. Narasimha Bharathi’ego, Śankaraczarji
Śringeri Pitam i towarzysz wspomnianego wcześniej w tej książce swamie182
Rozdział 10 – Ten sam Baba
go Amrithanandy. Spędził on rok przy Babie z Śirdi w 1906 roku i potem
często go odwiedzał. Opowiedział nam o zdarzeniach przypominających
cuda Sathya Sai („Nie strzelaj” [zob. rozdz. 8] oraz „Dżodi Adipalli Somappa” [zob. rozdz. 12]) i podzielił się z nami wieloma opowieściami o Śirdi
śariram (poprzednim ciele Baby), które równie dobrze mogłyby odnosić
się do obecnego przejawienia Baby. Nawet niektóre żarty były takie same!
Zdaje się, że w ostatnią noc przed opuszczeniem Puttaparthi, Gajatri Swami dostąpił widzenia guru (przez którego rozumie on Babę z Śirdi), w którym Baba powiedział mu, że po 8 latach opuścił swoje samadhi – w tym
stanie Indii i odebrał swoją „własność” 15 lat później! Rano Gajatri Swami z zaskoczeniem dowiedział się od nas, że Sathya Sai Baba narodził się
w 1926 roku, w 8 lat po mahasamadhi [śmierci] Baby z Śirdi oraz że przyjął
imię „Baba” i przejawił wszystkie moce kojarzone z Babą z Śirdi w 15. roku
życia! Swami stwierdził, że właśnie o to imię i o te moce chodziło jego guru,
kiedy mówił we śnie o swojej „własności”. Odjechał więc w najwyższym
stopniu szczęśliwy otrzymaną wizją i nie przejmował się wcale tym, że nie
miał osobistej rozmowy z Babą w Puttaparthi! Był prostą, dziecięcą duszą,
przypominającą nam swamiego Amrithanandę.
Jogi Suddhananda Bharathiar mówi, że odwiedził Śirdi w towarzystwie Lokamanji Balagangadhara Tilaka i Karandikara. Sai Baba powiedział im, że swaradżja [niepodległość] zdobyta za pomocą karabinów będzie daremna, gdyż to, co zdobyto siłą, zostanie utracone z użyciem siły.
Doradził im, że swaradżję należy zdobyć drogą duchowego postępu i miłości oraz w celu duchowego postępu i miłości. Sathya Sai Baba również kładzie nacisk przede wszystkim na miłość – opartą na współczuciu, sympatii
i zrozumieniu.
Już przed dwiema wojnami światowymi, materialistyczna, dążąca do
przyjemności, przedsiębiorcza, społecznie nieodpowiedzialna cywilizacja stała się koszmarem strachu i niepokoju. Pomiędzy obiema wojnami
ten koszmar jeszcze się pogłębił. Obroną przed nim był powszechny odwrót
od indywidualizmu i tęsknota za autentyczną społecznością. To doprowadziło do powstania ruchu na rzecz demokratycznego socjalizmu, ale także
jego wypaczenia – totalitaryzmu. Zarówno komercyjny indywidualizm, jak
i barbarzyńska plemienność, która pojawiła się jako sprzeciw wobec indywidualizmu, były na różne sposoby obiektywnymi lekcjami mówiącymi o prze183
Prawda Dobro Piękno
rażeniu świata, który odwrócił się od tradycyjnych wartości. Tak napisał
o Zachodniej Europie Olaf Stapledon. Jednak choroba ta dotknęła również
Indie i inne części świata, ponieważ świat szybko staje się jednością.
Był też inny powód nadejścia awatara Baby z Śirdi. Oddajmy głos Stapledonowi, by opowiedział o tym. Badania naukowe zdają się dostarczać
ważnego dowodu na to, że założenia, na których oparto nowoczesną mądrość, są fałszywe! Istnieją mocne dowody na telepatię oraz jasnowidzenie
przyszłości i przeszłości. Wydaje się, że przyszłe wydarzenia mogą działać
na świadomość, gdy pozostają jeszcze przyszłością i według ortodoksyjnego poglądu nie istnieją! Podobnie przedstawia się sprawa z przeszłymi
wydarzeniami. Wszystko to wskazuje na niedorzeczność dobrze znanych
nam poglądów odnośnie czasu i związanych z nim ograniczeń umysłu. Aby
stawić czoła zjawiskom pre-kognicji i post-kognicji [wiedzy o zdarzeniach,
które wydarzą się i które już się wydarzyły], a nawet telepatii, współczesna
mądrość musi ulec przekształceniu. Śirdi Sai Baba, a obecnie Sathya Sai
Baba używają tych mocy, aby wzmocnić tradycyjne wartości i przekształcić „nowoczesną mądrość”, ukazując wszystkim cuda jasnowidzenia, telepatii, przebywania w różnych miejscach naraz i wiele innych, wprawiając
w pomieszanie panditów nauki i udowadniając ludziom, że jest w nich Bóg,
który przez cały czas szepcze o Tajemnicy.
Cel obu tych awatarów Sai jest ten sam. Ale obecnie konieczność
przekształcenia „nowoczesnej mądrości” stała się bardziej nagląca. Wówczas Baba w większym stopniu zajmował się społecznością, obecnie nacisk
położony jest bardziej na jednostkę, wówczas zwracał większą uwagę na
karmę – teraz głównie na bhakti. Wówczas przesłanie zostało przekazane
niezbyt wielu osobom, a teraz wszystkich zaproszono do jego poznawania
i nawet trafia ono wprost pod drzwi ludzi potrzebujących.
Jeśli ktoś znający w szczegółach lile Śri Sathya Sai Baby przeczyta na
przykład „Sai Satczaritę” napisaną po angielsku przez Śri N.W. Gunadżiego na podstawie książki napisanej przez Hemadpanta w języku marati, to
każda stronica będzie mu przypominała o kontynuacji i tożsamości wcześniejszej i obecnej inkarnacji. Znajdzie w tej książce echo tego, co często
słyszy z ust Baby i odbicie jego czynów. Będzie przecierać oczy, aby upewnić się czy książka, którą trzyma w ręku mówi o Sathya Sai Babie, czy o Sai
Babie z Śirdi!
184
Rozdział 10 – Ten sam Baba
Książka ta powie mu, że Baba z Śirdi zachęcał i przestrzegał ludzi,
którzy do niego przybyli, mówiąc: Bądźcie tam, gdzie chcecie, róbcie to, co
chcecie, ale pamiętajcie, że wszystko, co robicie, jest mi wiadome. Ja jestem
wewnętrznym władcą wszystkiego. Przebywam w waszych sercach. Choć fizycznie jestem tutaj, wiem, co robicie za siedmioma górami i za siedmioma
rzekami. Idźcie, gdzie chcecie, w szeroki świat, ja jestem z wami. Przy niezliczonych okazjach Sathya Sai Baba mówi to samo. Kiedy w Prasanti Nilajam wielbiciele rozprawiali o tym, gdzie się zatrzymać w Courtallam po
drodze z Triwandrum do Surandai, Baba powiedział: Czekajcie, powiem
wam i w następnej chwili zaczął podawać szczegółowy opis tamtejszego
hotelu Trawancore House: liczbę pokoi, rodzaje drzew w ogrodzie, wysokość ogrodzenia, miejsce, gdzie w holu jest telefon itp. Zacząłem spisywać
tę listę, a on podyktował jeszcze parę rzeczy, mówiąc m.in. o dwóch krzewach pnączy tropikalnych po każdej stronie ganku! Widział to wszystko
z Nilajam! Gdy dotarliśmy do Trawancore House, lista została sprawdzona
i oczywiście okazała się poprawna po najdrobniejszy szczegół – zaniedbane drzewko różane koło garaży!
Udowodnił swym wielbicielom, że jest z nimi zawsze i zna każdy
szczegół z tego, co robią, mówią, czy myślą. Kiedy parę lat temu pewien
wielbiciel przybył do Puttaparthi, Baba powiedział mu, że jego uszy cierpią
wielki ból z powodu bhadżanów w jego domu! Powodem tego – stwierdził
– jest to, że Sąsiad dołączył do chóru, choć zupełnie nie ma słuchu. Nie wie,
jak dopasować ton swego głosu i tempo do reszty głosów. Ta uwaga o bólu
była oczywiście żartem, ale skąd wiedziałby o zgrzytliwym głosie sąsiada,
jeśli by go nie słyszał?
Zadziwia ludzi mówiąc im wszystko o ich najskrytszych myślach
i najbardziej osobistych czynach. Pewien generalny inspektor policji, stojąc w kolejce przed salą audiencji, rzekł trochę prowokująco do swego
przyjaciela: Jest w moim życiu jedno zdarzenie – jeśli mi o nim powie, chylę
przed nim czoła. Przyszła jego kolej. Rozmowa odbyła się. Wyszedł z pokoju pełen radości i głębokiego zadowolenia, obwieszczając: Wie wszystko, od
A do Z, to co oficjalne i nieoficjalne. Czyta w każdym jak w otwartej księdze.
Kiedy jakiś wielbiciel przyniósł przed jego oblicze i ofiarował przedmioty
kupione dla innej osoby, ale później uznane za wystarczająco wartościowe,
by zawieźć je do Puttaparthi, Baba natychmiast powiedział: Nie! Żadnych
skradzionych rzeczy, proszę! Z wdziękiem objawił swe niezadowolenie!
185
Sai Baba z Śirdi
Rozdział 10 – Ten sam Baba
Bardzo często Sathya Sai Baba mówi osobom wyruszającym w podróż
lub na pielgrzymkę: Kupcie trzy bilety dla czworga podróżnych, mając na
myśli to, że dołączy do nich jako pasażer bez biletu! Pewnego razu, kiedy
jego ciało znajdowało się w Puttaparthi, uratował w Kaszmirze pewnego
pilota przed samobójstwem. Było to 12 lat temu i zostało później sprawdzone przez ludzi, którzy byli świadkami jego „transu”. Baba przebywał
poza ciałem około dwunastu godzin i powiedział potem otaczającym go
osobom, że nie tylko wytrącił z dłoni tego pilota filiżankę z trucizną, ale
wszedł też na salę sądową, gdzie trwała rozprawa przeciwko temu pilotowi i sprawił, że jeden z sędziów wniósł pewne zastrzeżenie, które dosłownie zniweczyło linię oskarżenia i zmusiło sąd do ogłoszenia wyroku:
„Niewinny”! Pilot – powiedział Baba – był oddanym wielbicielem Baby
z Śirdi, a został niesłusznie oskarżony o sprzeniewierzenie państwowych
pieniędzy!
Gunadżi pisze o Śirdi Babie: Śirdi było jego ośrodkiem, ale zasięg jego
działania był znacznie szerszy – po Bombaj i Kalkutę, Północne Indie, Gudżarat, Dekan i Południową Kanarę. To samo dotyczy jego przejawienia w postaci Sathya Sai – wielbiciele, którzy wyjechali do Anglii, Francji, Kanady,
Japonii i Niemiec czuli w tamtych krajach jego ochronną dłoń. Małżeństwo
G.V. udało się na kontynent europejski i zamierzało pojechać stamtąd na
uroczystości koronacyjne Królowej Elżbiety II. Małżonkowie robili właśnie
zakupy w Paryżu, kiedy stwierdzili ku swemu przerażeniu, że plik ich czeków podróżnych przepadł! Nie mogli go nigdzie odnaleźć pomimo rozpaczliwego poszukiwania nawet w najmniej prawdopodobnych miejscach.
Pogrążyli się w smutku rozmyślając o wstydzie i rozczarowaniu czekających
ich na obcej ziemi. Zwrócili się do Baby, jak zawsze czynili w nieszczęściu.
I Baba usłyszał ich żałosny płacz, chociaż byli tysiące mil dalej! Nazajutrz
któreś z nich, wkładając rękę do tego samego portfela po coś innego, ze
zdumieniem znalazło wewnątrz cały nienaruszony plik czeków!
Dwaj koledzy Baby z czasów, kiedy jako chłopczyk chodził do szkoły,
wstąpili do wojska i dostali się w płomienie ognia, który rozsadził cysternę
z paliwem. (Baba powiedział, że do zdarzenia doszło gdzieś na północno
-wschodniej granicy i zostało ono potwierdzone kilka lat później, kiedy
chłopcy powrócili do domów po zakończeniu działań wojennych.) Baba
w Puttaparthi natychmiast opuścił ciało i udał się w tamto miejsce, po
187
czym, jak powiedział, powstrzymał ogień przed ogarnięciem namiotu,
w którym byli ci chłopcy, mimo że płomienie otoczyły cały ten obszar.
Sai Satczarita podaje: Liczący 95 lat Goulibhawa, który wybrał się do
Pandharpur, ujrzał Babę z Śirdi jako Withobę [przejawienie Wisznu lub
Kriszny] i zakrzyknął: „To jest wcielony Panduranga Wittala [Withoba],
miłosierny Pan ubogich i pozbawionych pomocy”. W ubiegłym roku pewni
wielbiciele podróżujący całą rodziną udali się do Śirdi, a stamtąd usiłowali
pojechać również do Pandharpur. Jednak nie mogli ruszyć dalej, ponieważ
z powodu ulewnych deszczy i powodzi odwołano pociągi. Przybyli więc do
Puttaparthi. Gdy w końcu szykowali się do wyjazdu, Baba spytał wiekowego ojca i matkę owej grupy: Nie mogliście zobaczyć Pandurangi [Kriszny],
prawda? Zdaje się, że jest wam bardzo przykro, że musieliście przerwać swoją pielgrzymkę w połowie drogi. Cóż, jeśli chcecie mieć darszan Pandurangi,
spójrzcie na mnie. Popatrzyli i aż podskoczyli z najwyższej radości, gdyż
Baba stał się dla nich Pandurangą. O Śirdi Babie mówi się, że przybierał
postać Ramy, Kriszny, Śiwy i Maruthiego [Hanumana]. Satczarita podaje
przykład pewnego lekarza, który udawszy się do Sai Baby z Śirdi ujrzał swe
ukochane bóstwo – Ramę, siedzącego przed nim. Sathya Sai Baba – o czym
wielbiciele bez wątpienia wiedzą – dawał bhaktom wizję siebie jako Ramy,
Kriszny oraz Kamakszi [Boskiej Matki]. Być może przeżycie, jakiego doświadczył swami Amrithananda w Puttaparthi, będzie bardzo wartościowym przykładem tego aspektu boskości Baby.
Kiedy tylko swami Amrithananda dotarł do Prasanti Nilajam, Baba
odezwał się do niego, nazywając go Amritham. Starzec był naprawdę zadziwiony tą poufałością, a nawet czułością, którą przesycone było to wezwanie, stwierdził bowiem: Jedynie Ramana Mahariszi, przy którym spędziłem 17 lat, zwracał się do mnie w ten sposób. Głos i intonacja tego słowa
w wykonaniu Baby były dokładnie głosem i intonacją Maharisziego! Był to
prawdziwy cud.
Później Baba spytał 85-letniego swamiego o Ganapati homam [ofiarę
ognia składaną Ganeszy], którą ten wykonywał przez 41 dni w siódmym
roku swego życia! Powiedział swamiemu o wszystkich szczegółach tamtej
homam, m.in. o długiej mantrze, towarzyszącej wkładaniu w ogień każdej ofiary podczas obrzędu. Mantra ta, wyjawiona przez Babę, zaczynała
się słowami Om Śrim Hrim Klim Gloum Gam. Baba powiedział mu, że
Rozdział 10 – Ten sam Baba
codziennie powtarzał tę mantrę tysiąckrotnie – przez 41 dni i złożył tyle
samo orzechów kokosowych w tym świętym ogniu. Ale, jaką nagrodę obiecują za to śastry? – spytał starego ascetę Baba. Powiedział, że śastry uczą,
iż jeśli ta homa zostanie dokładnie wykonana, sam Ganapati pojawi się
w homakundam [palenisku] jako złotobarwny, promienny bóg o głowie
słonia i swoją trąbą przyjmie ostatnie ofiary, a jego darszan obdarzy wieczną błogością. Baba spytał, czy otrzymał ten darszan. Amrithananda odparł,
że niełatwo było siedmioletniemu chłopcu otrzymać darszan Pana samą
tylko liczbą ofiar i mantr. Jednak Baba przerwał mu: Nie. Nie. To dzięki
całej tamtej dżapie i homie przybyłeś teraz do mnie. Dzisiaj, po 78-letniej
przerwie dostaniesz nagrodę wspomnianą w śastrach. Następnie powiedział
swamiemu, aby spojrzał na niego. I oto Amrithananda zobaczył złotobarwnego słonia, Ganapatiego, tak jak opisują go starożytne pisma. Był jak
we śnie przez blisko 4 dni po tym darszanie, zapominając o jedzeniu, piciu
i śnie, zanurzony w błogości, jakiej doznał podczas tamtego widzenia.
Hemadpant wspomniał, że Baba z Śirdi, słynny lekarz nad lekarze, nie
troszczył się o swoje sprawy i zawsze działał dla dobra i pomyślności innych,
chociaż sam w tym czasie cierpiał nieraz nieznośny ból. Odnosi się to również do obecnego przejawienia Baby z Śirdi, ponieważ Sathya Sai Baba brał
na siebie takie choroby wielbicieli, jak świnkę, tyfus, gorączkę, bóle porodowe, rany od oparzeń i cierpiał związane z nimi bóle.
Moje ucho zaczęło nagle obficie krwawić i boleć. Mocno cierpiałem
przez jeden dzień, ale ból i krwawienie w cudowny sposób ustały – napisał
pewien lekarz spod Madurai. List od niego trafił do mnie właśnie wtedy,
kiedy Baba „uwolnił się” od lekkiego krwawienia z ucha i bólu, które, jak
wyjawił, przejął od cierpiącego męki wielbiciela.
21 czerwca 1959 roku temperatura ciała Baby nagle podskoczyła do
ponad 40°C. Było to około godziny 1:30 po południu. Jednak niepokój
wielbicieli znacznie osłabł, kiedy po pięciu minutach termometr wskazał
spadek do 37 stopni! Do godziny 9:30 wieczorem nikt nie znał przyczyny
tego nagłego wzrostu i równie nagłego spadku temperatury. Podczas kolacji
pod gołym niebem na tarasie, w świetle księżyca, Baba poprosił młodego
człowieka z Madrasu, który z nim się posilał: Kiedy pojedziesz rano do swojej matki, powiedz jej, że powinna bardziej uważać z ogniem. Zapewnij ją,
że Baba zawsze jest przy niej i nigdy nie stanie się jej krzywda. Oczywiście,
189
Prawda Dobro Piękno
wzbudziło to ciekawość i niepokój wszystkich. Baba powiedział, że w południe tego dnia sari kobiety zajęło się ogniem, akurat gdy modliła się w pokoju świątynnym swego domu, gdzie na podłodze paliły się liczne lampki
oliwne. Wtedy ktoś wpadł na pomysł zamówienia rozmowy międzymiastowej. Uczyniono to – kobieta podeszła do telefonu i opisała dalsze szczegóły
wypadku. Kiedy Baba przemówił do niej, jej pierwszym pytaniem było, czy
jego ręce doznały oparzeń podczas duszenia płomieni, wiedziała bowiem
o podobnych przypadkach jego łaski. Baba odparł: Och nie, nie poparzyłem
rąk. Miałem jedynie przez chwilę podwyższoną temperaturę.
A więc przyczyną tego nagłego wzrostu i spadku temperatury było zetknięcie z płomieniami w tamtym pokoju świątynnym domu w Madrasie,
odległym o 360 kilometrów! Baba z Śirdi poparzył sobie kiedyś rękę ratując z ognia dziecko. Do wypadku doszło wiele mil dalej, ale Baba z Śirdi
powiedział: Dziecko zsunęło się do paleniska. Natychmiast włożyłem rękę
w ogień i uratowałem je. Nie przejmuję się tym, że mam przypalone ramię
– jestem zadowolony, że ocalone zostało życie tego dziecka. W obu inkarnacjach lile są takie same.
W Satczaricie można przeczytać o wielu chorobach, które zostały
uleczone przez Babę z Śirdi po prostu poleceniem, w rodzaju: Zakończ
przeczyszczenie; Te wymioty mają się skończyć; Twoja biegunka została zatrzymana; Nie idź w górę, gadzia trucizno itd. Sathya Sai Baba nadal czyni te same cuda i leczy choroby, nieważne jak bardzo przewlekłe, jedynie swoją sankalpą [wolą]. Pewien stary kupiec z Kuppam został uznany
za „martwego”, ale przez dwa dni Baba nie wydał polecenia, aby zająć się
jego ciałem. Na trzeci dzień Baba rozkazał mu wstać... i tamten usłuchał!
Młody mężczyzna z Salem cierpiał na ostrą biegunkę i Baba polecił mu
nie oczyszczać się już więcej – i „czyszczenie” ustało! Następnie jest tam
przypadek młodej dziewczyny o wzroku tak słabym, że musiała chodzić
po swoim domu trzymając się jedną ręką ściany. Nie mogła znieść światła
słońca; paliło ono jej oczy i przyprawiało o rozpaczliwy ból głowy. Większość dnia musiała spędzać w domu, w zaciemnionym pokoju. Odwiedziła
wszystkich znanych okulistów w Mysore, Madrasie i Bombaju. Spędzała
czas w Puttaparthi na modlitwie i medytacji. W końcu Baba powiedział
jej, że może iść do domu, bo z jej oczami wszystko będzie dobrze. Gdyby jednak były jakiekolwiek kłopoty, Użyj tego leku, kilka kropel powinno
190
Rozdział 10 – Ten sam Baba
wystarczyć – powiedział, dając jej butelkę kropli do oczu, którą stworzył
ruchem dłoni w powietrzu. Poszła do domu i... nie mogła w to uwierzyć
– jej oczy były doskonałe pod każdym względem! On rozkazał, a jej system
wzrokowy usłuchał! To co Sai Satczarita mówi o Babie z Śirdi jest prawdą
słowo w słowo, również w przypadku obecnego przejawienia. Zyskał sławę
jako hakim [lekarz]. Bez żadnych kropli ani lekarstwa do oczu, kilku niewidomych odzyskało wzrok.
Satczarita podaje, że Baba z Śirdi mawiał: Ja jestem Matką, źródłem
wszystkich istot, harmonią trzech gun. To ja zmieniam sceny i dekoracje
[w teatrze życia]. Jestem Stwórcą, Podtrzymującym i Niszczącym. Miał zdecydowane mniemanie o sobie, że jest Panem Wasudewą [Kriszną]. Wiele
razy Baba głosił, że przybył dla ocalenia świata i że jest samym Bogiem.
10 lat temu autor niniejszej książki przekonał się po raz pierwszy, jak bardzo prawdziwe jest to oświadczenie. Poprzedniej nocy śmierć zabrała męża
Wenkammy, „siostry” Baby. Była to śmierć nagła i cała rodzina, a nawet
cała wieś, była pogrążona w smutku.
Dotarłem do Puttaparthi, nieświadom tego nieszczęścia, na kilka
godzin przed pogrzebem. Znalazłem Babę siedzącego na niskim murze,
po północnej stronie czołowego portyku, twarzą do drogi prowadzącej do
Prasanti Nilajam. Owdowiała „siostra” zawodziła patetycznie z wnętrza
jednego z pokojów. Jej mały synek był przy swojej babci. Przed Babą stało
„półkole smutku” – ojciec, matka, siostra, bracia i inni, wszyscy dotknięci
udręką. Poszedłem powoli ku Babie, a kiedy ujrzałem ten smutny widok,
w oczach zakręciły mi się łzy. Baba pozdrowił mnie jednak uśmiechem
i skarcił, śmiejąc się cicho. Rzekł: Co? Kasturi! Jeśli nie byłoby śmierci i narodzin, jak miałbym spędzać swój czas? Usłyszałem te słowa, autentyczne
słowa awatara. Oto jego sposób na spędzanie czasu, jego lila. To Sutradhara [pociągający za sznurki], Stwórca, Podtrzymujący, Niszczący, sam Pan.
Nie jestem w stanie zapomnieć ani zlekceważyć tamtego oświadczenia,
tamtego uśmiechu i tamtego chichotu. Samsajatma winasjati [kto wątpi
– zginie] – ostrzegł nas Pan, dawno, dawno temu.
Baba z Śirdi panował również nad żywiołami. Kiedyś wiosce zagroziła straszliwa burza. Niebo zaciągnęło się chmurami, spadł deszcz, woda
zalewała ulice, zaczęła się powódź. Ludzie w popłochu pobiegli po pomoc
do Baby. On zaś powiedział burzy: „Pohamuj swoją wściekłość i uspokój się”.
191
Prawda Dobro Piękno
I wszystko w Śirdi uspokoiło się i ucichło. Opis ten daje Satczarita. Również
pewnego razu Baba polecił pożarowi, aby ustąpił i uspokoił się, a ogień
natychmiast usłuchał.
Wiele takich przykładów przechowują również w pamięci wielbiciele Sathya Sai Baby, który kontynuuje tę samą boską lilę. Na przykład powstrzymanie ulewy – pisze Śri Czalla Appa Rao. Zdarzyło się to, kiedy brał
udział w procesji, w noc Widżajadaśami. Jechał w kolorowo przystrojonym
rydwanie. Zanim rozpoczęła się procesja, niebo zrobiło się ciemne i nad ziemią zawisły ciężkie chmury burzowe. Ogłuszająco grzmiało, jaśniały błyskawice. Doprawdy wspaniały widok! Zanim pochód powrócił do mandiru,
minęły ponad trzy godziny. Mimo to deszczu nie było. Baba zszedł z rydwanu i wszedł na górę po schodach, a każdy z nas poszedł na miejsce noclegu.
Wtedy zaczęło padać i to bardzo intensywnie. Któż inny, jeśli nie sam Bóg,
tak długo powstrzymywał ulewę?
Było to w chmurny, czerwcowy poranek. Baba przemawiał do zgromadzonych pod gołym niebem w miejscowości Merkara. Niebo było zaciągnięte chmurami i ludzie słyszeli posępne dudnienie zbliżającego się
deszczu, który zalewał już wzgórza na horyzoncie. Padało już w oddalonym o pół mili Mahadewpet. Baba przez ponad półtorej godziny mówił
cicho i spokojnie do urzeczonej publiczności. W końcu powiedział: Teraz
idźcie do domu, bo za jakieś 10 minut będzie deszcz, który powinien był was
już przemoczyć do suchej nitki. I dziw nad dziwy – deszcz spadł, jak zapowiedział, 10 minut później – co do sekundy!
Rzeka Czitrawati w Puttaparthi wywołuje nagłe powodzie, wypływa
bowiem ze Wzgórz Nandi, a obfite deszcze na tamtym obszarze sprawiają,
że całymi milami niesie ona wody głębokie na wiele stóp [1 stopa – ok.
30 cm]. Prasanti Nilajam zostało zbudowane na wzniesieniu za wioską
dla uniknięcia tych okresowych powodzi, które w niektórych latach nawiedzały Stary Mandir, zalewając salę modlitewną, kuchnię i całą okolicę.
Wiele razy Baba stawał wówczas na skraju wody i mówił: Gango, dosyć
tego, wracaj!, a woda nie podnosiła się już więcej. Kilka lat temu, podczas
święta Nawaratri, kiedy trwało karmienie biednych, deszcz padał wszędzie dokoła Nilajam, ale ani jedna kropla nie spadła na obszar, gdzie karmiono ludzi!
192
Rozdział 10 – Ten sam Baba
Przed dwoma laty Baba przebywał w okręgu Wschodnia Godawari.
Przepłynął wówczas rzekę Radżahmundrę w ostatniej łodzi, której policja
pozwoliła zaryzykować przeprawę przez odmęty wezbranej powodzią rzeki. Wszędzie było mokro i błotniście, a zimny wiatr niósł mżawkę prawie
przez całą dobę. W Mirthipadu, około 16 km od Radżahmundry, Baba
przemówił do wiejskiego zgromadzenia z otwartej werandy jednego z domów. Wokół widać było rozległe tafle wody utworzone przez wzbierającą Godawari, jak też zasłonę deszczu zbliżającego się ze wszystkich stron
do Mirthipadu. Mimo to, deszcz nie mógł przeniknąć przez niewidzialny
parasol nad wioską i zakłócić tego spotkania, które ciągnęło się bez przeszkód do późnej nocy! Baba ponownie zatrzymał deszcz.
Powróćmy do Sai Satczarity. Baba wyleczył Bhimadżi Patela przy pomocy dwóch snów. Wielu osobom dawał nauki w snach. Człowiekowi uzależnionemu od alkoholu Baba pojawił się we śnie i – w tym śnie – usiadł
mu na piersi i cisnął go, dopóki tamten nie obiecał, że nie tknie więcej trunku. Niektórym wyjaśniał w snach mantry, takie jak Guru-Brahma. W tym
wcieleniu Baba również „operował” wielu cierpiących pacjentów podczas
snu. Thirumala Rao z Bangalore miał takie właśnie przeżycie, a kiedy się
obudził, łóżko było przesiąknięte krwią, ból zaś zniknął. To, o czym śnił,
rzeczywiście się wydarzyło: Baba-chirurg, pobłogosławił go. Sny stanowią
bardzo ważny środek porozumiewania się pomiędzy Babą a jego bhaktami.
Baba ostrzega, poucza, udziela wskazówek, leczy i „operuje” podczas snu
bhakty, który to sen sam tworzy i wyznacza mu czas. Jego sankalpa (wola)
urzeczywistnia się. Sathya Sai Baba inicjował wielu wielbicieli w mantrę
w ich snach, w których dawał darszan i przekazywał świętą formułę tym,
którzy na to zasłużyli. A później, gdy przybyli do Puttaparthi, mówił im
o praktykowaniu dżapy oraz o zasadach praktyki duchowej.
Tak jak Baba z Śirdi usiadł na piersi owego pijaka i zmusił go do obietnicy, że nie tknie już alkoholu (działo się to oczywiście w doświadczeniu
sennym), Baba również „zbił” pewnego nieprzejednanego zięcia jednego
ze swych bhaktów, gdy tamten spał w jadącym pociągu, sam w przedziale
pierwszej klasy! Człowiek ten wyskoczył z pociągu, kiedy tylko zatrzymał
się na jakiejś małej stacji, a tłum który się wówczas zgromadził, widział
znaki palców na obu jego policzkach! Pewien chory na umyśle pacjent
w szpitalu w Puttaparthi został także „pobity” przez nieobecnego cieleśnie
193
Prawda Dobro Piękno
Babę, a lekarze wokół jego łóżka widzieli, jak osobnik ten wyje przy każdym uderzeniu i krzyczy, że będzie się zachowywać lepiej prosząc, by Baba
przestał go bić. Patrząc na to zastanawiali się nad tajemniczym sposobem
Baby na wyleczenie tego pacjenta z posługiwania się plugawym językiem.
Po owej kuracji i doświadczeniu prawdziwego bólu fizycznego, jegomość
ten zrezygnował z języka inwektyw i już zawsze śpiewał pieśni bhadżanowe! Tak więc, również w tym przypadku można zobaczyć ciągłość i identyczność obu wcieleń.
Satczarita opisuje przypadek chłopca z Pendżabu, który zobaczył
Babę we śnie i usłyszał, że każe mu przyjechać do Śirdi. Nie wiedział, kim
jest Baba, ani gdzie leży Śirdi, ale na szczęście natknął się w jakimś sklepie
na obraz przedstawiający Babę i po wielu przygodach zdołał przybyć do
Śirdi. Wiele zdarzeń tego rodzaju przychodzi na myśl w związku z obecnym awatarem. Dyrektor pewnej wyższej uczelni w południowych Indiach
był zaskoczony, kiedy jego syn, cierpiący na straszne kłopoty z sercem powiedział pewnego dnia, że przyśniło mu się miejsce o nazwie Puttaparthi,
gdzie zostanie wyleczony! Zaczął dowiadywać się, sprawdził rozkłady jazdy pociągów we wszystkich strefach, dostał książkę adresową i ze zdumieniem stwierdził, że Puttaparthi jest realnie istniejącą wioską, gdyż jest tam
urząd pocztowy. Dalsze poszukiwania przyniosły mu cenną wiadomość,
że jest tam Śri Sathya Sai Baba, który może jedynie swą wolą wyleczyć go
z każdej dolegliwości!
A teraz ciekawa opowieść o tym, w jaki sposób Baba wezwał do siebie
Bangalore Nagarathnammę, oddaną wielbicielkę Tjagaradży. W 1951 roku
radża Wenkatagiri otrzymał od niej list, który go zaskoczył. Oto jego treść:
Mahaprabhu! Mój isztadewata Śri Tjagaradża obdarzył mnie we śnie bhagjam [szczęściem] darszanu i polecił mi udać się do Wenkatagiri, aby otrzymać błogosławieństwo darszanu Bhagawana, który przyszedł na bhulokę
[ziemię] i wkrótce dotrze do Wenkatagiri w swojej sanczaram [podróży].
Mój Pan powiedział mi, że Bhagawan przybrał imię Śri Sathya Sai. Przyjadę
do Wenkatagiri, gdy tylko otrzymam pańską odpowiedź. W odzewie na to
polecenie spotkała ona Babę w święto Kriszna Dżajanti [urodziny Kriszny].
Baba dał jej sposobność śpiewania kriti [pieśni] Tjagaradży w jego obecności przez całe dwie godziny. Pobłogosławił ją też wizerunkiem Śri Ramy,
który dla niej stworzył. Po otrzymaniu tego wizerunku pozostawała w sta194
Rozdział 10 – Ten sam Baba
nie upojnej nieświadomości przez ponad dobę! Była szczęśliwa, że Baba
obdarzył ją dwoma darami – spokojnym końcem życia i pamiętaniem
o Ramnam [imieniu Ramy] do ostatniej chwili jej ziemskiej drogi!
Setki ludzi przybywają do Puttaparthi przyciągane takimi tajemniczymi wezwaniami. Oto przypadek Sukumary Menona, który został „wezwany” telefonicznie (!) głosem Baby, aby się z nim spotkał. Telefon ten nie
został zarejestrowany nigdzie na linii, a rozległ się w jego pokoju, gdy Baba
był w rzeczywistości w Bangalore w trakcie uroczystości Grihapraweszam.
Sukumara Menon napisał do mnie o tym telefonie i rozmowie z Babą. Kiedy wspomniano o tym Babie, powiedział: Wiesz o tym, bo on o tym napisał.
Ale pamiętaj, że jest to jedynie milionowa część moich lil!
Doprawdy, opis z Sai Satczarity można przyjąć za wierne przedstawienie tego, co dzieje się dziś w Puttaparthi. Wielbiciele nigdy nie mogli
się do niego zbliżyć, jeśli on nie chciał ich przyjąć. Nikt nie mógł tam pójść
z własnej woli; nikt nie mógł tam zostać tak długo, jak by chciał. Można
zostać tam jedynie tak długo, jak Baba chce. Muszą też opuścić to miejsce
za pozwoleniem Baby. Pewnego razu, gdy od strony Bukkapatnam zbliżał
się do Puttaparthi długi sznur wozów zaprzężonych w woły, wiozących
przybyszów z różnych stron, Baba zaśpiewał radośnie: Aaja hai! Aaja hai!
Babadżi Ka Karawan [Przybyła! Przybyła! Baby karawana]. Powiedziałem:
Ludzie, którzy tu przybywają, rozpowiadają potem o tobie swoim sąsiadom
i przyjaciołom oraz krewnym. W ten sposób ich liczba rośnie. Baba zauważył: Nie! Nikt nie może przybyć do mnie, jeśli go nie wezwałem, nawet jeśli
stu ludzi będzie go przekonywać, ciągnąć, czy popychać. Każdy przyjeżdżający do Puttaparthi odjeżdża stąd z modlitwą: Pozwól mi przyjechać ponownie; Proszę, sprowadź mnie jeszcze raz do tego miejsca. Ludzie wiedzą
bowiem, że jeśli on nie wyrazi takiego życzenia, nikt nie zdoła zrealizować
tej pielgrzymki. A kiedy on mówi pozostań, zostają, bez względu na to, czy
mają urlop czy też nie. Kiedy mówi nie jedź, nie jadą, a kiedy mówi wyjedź,
odjeżdżają, choć niechętnie, ponieważ, jak doświadczyli tego wielbiciele
w Śirdi, kiedy sumiennie wykonają rozkazy Sai Baby, okazuje się po powrocie do domu, że czeka na nich jakaś pilna praca!
Nie ma już potrzeby mnożenia przykładów dowodzących identyczności podejścia, stylu, porady, zachowania i lil obu tych inkarnacji. Wielbiciele Sathya Sai Baby słyszeli jego słowa, zapewniające ich:
195
Prawda Dobro Piękno
Dlaczego się boisz, skoro ja tu jestem?
Spójrz na mnie, a ja spojrzę na ciebie.
Wszystkie wasze grzechy zostają odpuszczone w chwili,
gdy otrzymujecie mój darszan.
Ja poniosę wszystkie wasze ciężary.
Weźcie ode mnie tak dużo anandy, ile tylko potraficie,
a pozostawcie mi wszystkie swoje smutki.
Takie same zapewnienia dawał wielu szczęśliwcom Sai Baba z Śirdi,
jak zaświadczają zapiski ówczesnych!
Nie potrzebuję żadnych przedmiotów kultu, jestem tam, gdzie jest
pełne oddanie.
Mój skarbiec jest zawsze pełny, aż się z niego wysypuje. Wykop i ładuj
to bogactwo na wozy; taka sposobność już się nie powtórzy.
Niech nikt się nie upiera przy forsowaniu swego punktu widzenia;
niech nikt nie usiłuje obalać zdania innych.
Nic nie skrzywdzi tego, kto skupia się na mnie.
Unikajcie towarzystwa ludzi niewierzących w Boga, niereligijnych
i podłych, bądźcie potulni i pokorni wobec wszystkich.
Dostrzegajcie mnie we wszystkich istotach; wszystkie owady, mrówki,
cały widzialny świat, ożywiony i nieożywiony, jest moim ciałem
i formą.
Mój skarbiec jest pełen i mogę dać każdemu co chce, ale muszę
zobaczyć, że on zasługuje na to, co daję.
Patrz na mnie całym sercem, a ja w odpowiedzi będę podobnie patrzył
na ciebie.
Aby uświadomić sobie jaźń, konieczna jest medytacja; jeśli będziesz ją
ciągle praktykował, writti [poruszenia umysłu] zostaną uspokojone.
Dawaj wodę spragnionemu, chleb głodnemu, a ganek swego domu –
gościowi do odpoczynku.
Jeśli jesteś skłonny dawać – dawaj; jeśli nie ma w tobie skłonności do
dawania – nie dawaj. Ale nie szczekaj jak pies.
Nie potrzebuję żadnych drzwi, żeby wejść. Ja zawsze żyję wszędzie.
196
Rozdział 10 – Ten sam Baba
Zamiłowanie do rzeczy, czy przywiązanie nie przystoją noszącemu
pomarańczową szatę.
Poszukiwań Boga nie należy podejmować o pustym żołądku.
Pozostawiając za sobą pychę i samolubstwo, poddaj się mnie, który
jestem w twoim sercu.
Te wypowiedzi, pochodzące z książki Sai Satczarita można dziś codziennie usłyszeć od Sathya Sai Baby podczas jego rozmów z wielbicielami.
Bowiem ich zadanie jest to samo i ten sam jest Pan!
Satczarita mówi, że Baba z Śirdi chciał, aby odrzucono ślepą wiarę
w horoskopy oraz przepowiednie astrologów i chiromantów, ponieważ
osłabiają one człowieka. Sathya Sai Baba doradza podobnie. Znam przypadek pewnego członka społeczności wajśjów [rzemieślników, rolników
i kupców] z dawnego państwa Haidarabad, któremu przyśniło się, że Baba
poprosił go o wyciągnięcie dłoni, po czym ostro zakończonym nożem
narysował na niej linię bhagjarekha [szczęścia], jak przekonał się nazajutrz, ku swemu zachwytowi i przerażeniu! Czy sztuka czytania z dłoni
może obchodzić tego, który potrafi narysować na dłoni nową linię? Jaką
wartość ma astrologia dla tego, który może zmienić drogi gwiazd? Nic
dziwnego, że zarówno tamten Baba, jak i ten odradzają głupią wiarę w te
niedorzeczności, które pomijają tego, który kształtuje przeznaczenie człowieka – samego Babę!
Również inne stwierdzenia z Satczarity stosują się w całej pełni również do Śri Sathya Sai Baby:
Wszyscy zawracali mu głowę przynoszeniem kosztownych,
niepotrzebnych i bezżytecznych rzeczy; wszelkie przedmioty z Śirdi
Samasthan zostały przywiezione przez różnych bogatych wielbicieli za
sprawą i podpowiedzią innych osób.
Babie nigdy nie podobało się, że ludzie zadłużają się, aby otrzymać
jego darszan albo uczcić święto, czy też pojechać na pielgrzymkę.
Baba przewidywał i zapobiegał nieszczęściom, jakie miały dotknąć
jego wielbicieli, w porę je odwracając.
Baba szanował uczucia swych wielbicieli i pozwalał im czcić siebie tak,
jak im się podobało.
197
Prawda Dobro Piękno
Baba był niewysłowienie wybaczający, nieskory do gniewu, prosty,
łagodny, tolerancyjny i zadowolony ponad wszelką miarę.
Baba czytał i rozumiał wszystkie myśli swoich bhaktów. Zwalczał złe
myśli i skłaniał ku dobrym.
Sai Satczarita mówi: Sai Baba dobrze znał praktyki jogiczne. Swami
Amrithananda, towarzyszący dawniej Bhagawanowi Ramanie Maharisziemu podczas jego umartwień, uznał, że Sathya Sai Baba zna naukę jogi
lepiej niż ktokolwiek inny. Baba bowiem szczegółowo opowiedział mu
o błędach popełnianych podczas ich ćwiczeń jogi, wykonywanych całe lata
przed „narodzinami” Baby w Puttaparthi. Te błędy sprawiły, że obaj zapadli na chroniczną astmę. Niedawno Baba dał kilka praktycznych lekcji jogi
młodemu Francuzowi, który wcześniej z zapałem zabrał się za ćwiczenia
hatha jogi na podstawie lektury zwykłych książek. Każdego roku przybywa do Baby na leczenie i po korektę wielu ludzi, którzy niewłaściwie
praktykowali jogę.
Następujące zdanie z Sai Satczarity może równie dobrze dotyczyć
obecnego awatara! Dla niego wszystkie obowiązki są jednakowe. Nie zna on
ani honoru ani dyshonoru. Również Sathya Sai Baba zajmuje się aż po najdrobniejsze szczegóły nawet najmniej godnym zadaniem w Prasanti Nilajam. Siedzi na podłodze, śpi na macie, nie waha się chodzić w słońcu czy
w deszczu, wchodzić boso na odziane w śnieg szczyty Himalajów, zabierać
spory tłumek pasażerów do swego samochodu, nie bacząc na ścisk i długość podróży, przemierzać duże odległości bez jedzenia i picia. Woli też
spożywać potrawy jedzone przez ubogich, bo, jak mówi: Nikt nie powinien
ponosić dodatkowych wydatków i kłopotów z mojego powodu!
O poprzednim awatarze wspomniana książka mówi ponadto:
Baba odczytał jego myśli i wypowiedział to, co tamten nosił w sercu.
Baba otrzymał wiadomość bez pośrednictwa drutów.
Baba zmieniał dotykiem rodzynki z pestkami w rodzynki bez pestek.
Baba udzielał wielbicielom wskazówek, zarówno w sprawach
duchowych jak i doczesnych.
Baba nie widział różnicy pomiędzy kastami, a nawet między żywymi
istotami.
198
Rozdział 10 – Ten sam Baba
Baba zawsze kochał tych, którzy zgłębiali brahmawidję [wiedzę
o Bogu] i zawsze dodawał im otuchy.
Baba nie znosił tych, którzy szerzyli plotki i mówił, że przypomina to
jedzenie odchodów.
Baba nalegał, aby wynagrodzenie za pracę było wypłacane szybko
i zadowalało pracownika.
Dla tych, którzy spotkali i usłyszeli Sathya Sai Babę lub poszli za nim,
zdania owe zdają się być wyjęte z jego ust i odzwierciedlają jego własne
porady i postawę.
W 1958 roku Sathya Sai Baba, pytany przez sąd, nawiązał do podobnego zdarzenia w swym poprzednim wcieleniu i dał te same odpowiedzi.
Kiedy spytano o jego imię, powiedział: Odpowiadał na każde imię. Mówił,
że wszystko było jego, że żył wszędzie i tymi odpowiedziami sprawił, że
prawnicy opisali go jako nieprzeniknionego, choć dla adeptów wiedzy duchowej było zupełnie jasne, że są to nieomylne wypowiedzi awatara.
Prawdą jest, że jest to ta sama osoba, która przybyła ponownie! Sathya Sai Baba powiedział kiedyś, że to śariram (ciało) zostało narodzone
w Parthi, podczas gdy poprzednie urodziło się w Pathri. W obecnym życiu również był pewien muzułmanin, który go kochał i opiekował się nim
w dzieciństwie. W tym życiu, podobnie jak w poprzednim, przyciągnął
uwagę ludzi, gdy jako chłopiec, w Urawakondzie opisał miejsce pobytu
zaginionego konia. I można przytaczać jeszcze wiele innych podobieństw.
U obecnego awatara każdy odnajdzie tę samą matczyną troskliwość, tę
samą prostotę bycia, tę samą głębię wiedzy, te same uniwersalne poglądy,
tę samą, pokonującą wszelkie przeszkody miłość, tę samą wszechobecność
i tę samą wszechmoc.
Sathya Sai Baba często mówi, że był w Śirdi, kiedy znajdował się w stanie, który można nazwać „transem”. W dzień Pournami [Purnima, pełnia
księżyca] około 15 lat temu, Baba jadł właśnie południowy posiłek w Puttaparthi z jakimś młodym człowiekiem z Madrasu. Kobieta podająca potrawy nie wiedziała, że był to pomyślny dzień dla bhaktów Sai. Nagle Baba
„wybrał się w podróż” i w czasie, kiedy był nieprzytomny, wydawał polecenia: Podaj mu czapati [naleśniki]; Podaj mu khir [pajasam; budyń z mleka
i ryżu] i wymieniał obcobrzmiące nazwy innych słodyczy i potraw. Kiedy
199
Prawda Dobro Piękno
„powrócił”, kobieta poczyniła mu wyrzuty: Jeśli chcesz, bym podała temu
młodemu człowiekowi rzeczy, których nie przygotowałam, o których nawet
nie słyszałam, to co mam robić? Baba współczując jej powiedział, że był
w Śirdi, a nazwy jakie wymienił, to dania w języku marathi [używanym w
stanie Maharashtra, gdzie leży Śirdi]! Potem zmaterializował czapati oraz
słodycze, typowe dla tamtych okolic i dał temu młodzieńcowi.
Kiedy wrócił do Puttaparthi po ogłoszeniu swojej misji, czyli jako
piętnastoletni chłopiec, stworzył owoc, którego nikt z Puttaparthi wcześniej nie widział ani nie jadł. Siostra Peddy Wenkapy Radżu mówi, że spytała Babę, co to za owoc i usłyszała w odpowiedzi, że pochodzi z Śirdi. Baba
chciał go pokroić i rozdzielić kawałki podczas wieczornego bhadżanu, ale
poprosiła go, aby każdy otrzymał chociaż jeden cały owoc, żeby można
było rozkoszować się tym darem. Baba poprosił ją więc o duży kosz z pokrywą. Następnie w niego stuknął i kobieta zobaczyła, że kosz jest pełen
tych owoców! Wieczorem, po rozpoczęciu bhadżanów, ujrzała około stu
osób, więc zafrasowała się ponownie, że nie starczy owoców dla wszystkich, kosz bowiem zawierał nie więcej niż 30 do 40 sztuk! Powiedziała Babie o swoim niepokoju, ale on, kiedy skończył się bhadżan, rozdał z kosza
owoce dla każdej z ponad setki osób. Jakże dziwny w smaku i słodki był
ten owoc!
Ta sama kobieta opowiada o innym, cudownym wydarzeniu. Mianowicie, zaprzątała Babie głowę prośbą, żeby obdarzył ją wizją dla zaszczepienia wiary w jej sercu. Nie chciała bowiem uznać opowieści o awatarze Sai
jako wymysłu – a taką postawę przyjęła jej rodzina. Baba lubił tę właśnie
kobietę, ponieważ była prostą duszą, pogrążoną w cierpieniu. Powiedział
jej więc: Pokażę ci moje poprzednie wcielenie dziś wieczorem!
Wyznała, że nie posiadała się z radości i modliła się o to, aby popołudnie szybciej upłynęło i prędzej nadszedł zachód słońca! Gdy tylko zapadł
zmierzch, Baba poprowadził ją przez szereg drzwi do najdalszego pokoju
w domu i kiedy tam doszli, zdjął swoją dłoń, którą przez całą drogę zakrywał jej oczy, po czym powiedział, aby spojrzała w róg pokoju. Kobieta
spojrzała! A tam na podłodze siedział Sai Baba z Śirdi, we właściwej sobie
pozie, ale z zamkniętymi oczami i popiołem wibhuti na czole i ramionach.
Paliły się przed nim kadzidła i unosił się dym. Jego ciało jaśniało dziwnym
blaskiem, a dokoła czuć było piękny zapach. Po minucie Baba spytał ją:
200
Rozdział 10 – Ten sam Baba
Widziałaś?, a kiedy powiedziała: Och, jakie to cudowne!, ponownie zasłonił
jej oczy dłonią i odprowadził na zewnątrz.
Być może wizja, jakiej mieli zaszczyt dostąpić dwaj nauczyciele, Kondappa i Subbannaczar [których wspomnienia autor przytacza na początku
tego rozdziału], była podobna. Nie opisują jej jednak w żadnym miejscu
swej książki.
Baba często mówił, że spór wokół tego, czy jest to ten sam Baba, jest
niedorzeczny i niepotrzebny, gdyż, jak mawia, jeśli mamy dwa kawałki „barfi” [smakołyku podobnego do chałwy], jeden kwadratowy, a drugi
okrągły, jeden żółty a drugi czerwony, to o ile nie zje się i nie pozna smaku
obu kawałków, nie sposób uwierzyć, że oba są takie same. Próbowanie,
doświadczanie – oto ostateczny sposób rozpoznania identyczności.
201
11.
Deszczowa chmura
Efekt jego dyskursu jest zawsze taki, jak gdyby Baba mówił przez
cały czas tylko do ciebie. W ciągu minuty lub dwóch przykuwa
twoją uwagę tak bardzo, aż zapominasz, że jesteś jednym spośród
tysięcy i poddajesz się jego diagnozie i jego leczeniu... Nie jest
mówcą, ewangelistą, ani nawet nauczycielem. Jest deszczową
chmurą, która przybyła, aby ożywić usychające życie każdej istoty.
Ci, którzy mieli szczęście słyszeć przemówienie Baby na jakimś
otwartym spotkaniu, przez wiele lat będą przechowywać w sercach wzruszenie i natchnienie wzbudzone przez to przeżycie. Nic, czego będą słuchać
później, nie umniejszy radości tamtego wydarzenia. Baba mówi zazwyczaj
w telugu, choć rozmawia z wielbicielami niemal we wszystkich językach:
tamilskim, kannada, hindi, sindhi, angielskim itp. W rzeczy samej, jego
wszechwiedza wyraża się poprzez dowolny środek przekazu. Styl i sposób
wysławiania się Baby są proste i bezpośrednie, pełne przysłów, porównań
i zrozumiałych przykładów, odwołujących się do doświadczeń ludzi, którzy przed nim się zgromadzili. Dlatego jego słowa zapadają głęboko w serca słuchaczy.
Nie chce nazywać swoich wystąpień „przemówieniami”, ponieważ
nie są nigdy przygotowywane z wyprzedzeniem, czy wygłaszane ponad
głowami ludzi, ani też kierowane do „mas”. Woli używać słowa ‘sambhaśana’, czyli rozmowa, dyskurs. Jego sposób wnikania w problemy ludzi i od202
Rozdział 11 – Deszczowa chmura
powiadania na osobiste wątpliwości uzasadnia stosowność tego określenia.
Efekt jego dyskursu jest zawsze taki, jak gdyby Baba mówił przez cały czas
tylko do ciebie. W ciągu minuty lub dwóch przykuwa twoją uwagę tak
bardzo, że zapominasz o tym, że jesteś jednym spośród tysięcy i poddajesz się jego diagnozie i jego leczeniu... Ta urzekająca twarz, ten przyjemny
głos, promienny uśmiech, gestykulacja – wszystko to staje się twoją osobistą własnością. Jego rady, jego siła przyciągania są tak bliskie i przesycone
miłością, że oddajesz mu całą swoją istotę w zastaw, zanim jeszcze skończy
mówić. Nie jest mówcą, ewangelistą ani nawet nauczycielem. Jest deszczową chmurą, która przybyła, by ożywić usychające życie każdej istoty.
Baba już jako chłopiec twierdził, że rozpocznie dzieło upadeszy [nauczania] w trzydziestym drugim roku swego życia. Do tego wieku rzadko
wygłaszał przemówienia. Czynił to w Prasanti Nilajam, podczas uroczystości Nawaratri lub Śiwaratri albo na piaskach rzeki Czitrawati, gdzie
wielbiciele gromadzili się wokół niego i szukali jego przewodnictwa, bądź
też w Okręgowej Szkole Średniej Sathya Sai Baby w Bukkapatnam [nazwa
współczesna], gdzie przewodniczył świętom, takim jak Dzień Szkoły.
Przemówienia w Nilajam lub na piaskach zwykle inspirował bhakta,
stawiając pytanie związane z zachowaniem społecznym lub duchowością.
Odpowiedź udzielana przez Babę rzuca światło nie tylko na główne pytanie, ale także na wszystkie powiązane z nim zagadnienia. Przypadkowe
pytanie o życie po śmierci zaowocowało kiedyś bardzo pouczającym dyskursem Baby o salokji [jednym z czterech rodzajów wyzwolenia, polegającym na osiągnięciu błogości i na widzeniu wszędzie Boga], samipji [całkowitej bliskości Boga – trzeciego poziomu wyzwolenia] itp., o podróży
bezcielesnej duszy, jaką podaje Garuda Purana, o głębszym znaczeniu obrzędów pogrzebowych różnych społeczności, o istnieniu duchów, o możliwościach wchodzenia w styczność ze zmarłymi, a nawet o zwyczaju nazywania wnuka po dziadku. Baba skłaniał pytającego albo ludzi wokół niego
do stawiania dalszych pytań, aby jego wykład był jeszcze jaśniejszy. Rozmowy takie zdarzały się niemal wszędzie i o każdej godzinie, gdyż Baba
zawsze łaskawie obdarza odwagą do zadawania pytań rodzącą się z wiary.
Jest doskonałym pedagogiem.
Przed paroma laty kilku wielbicieli miało okazję przebywać przez tydzień z Babą w Horsley Hills. Codziennie rano i wieczorem Baba siadał
203
Prawda Dobro Piękno
wśród bhaktów i przedstawiał im nowe zagadnienie dotyczące sadhany.
Prosił każdego, aby opowiedział mu o swoich duchowych praktykach, ideałach i wyobrażeniach. Zachęcał też, by mówili, jakie imię i postać Boga
podoba się każdemu z nich najbardziej oraz jakie święte pismo miało największy wpływ na kształt ich życia. A także, aby podzielili się obrazem,
jaki każdy wytworzył w sobie na temat najwyższej rzeczywistości i aby
każdy powiedział, jaki jest cel jego sadhany. Następnie, życzliwie analizując to, co usłyszał, naprowadzał każdego na właściwą ścieżkę. Baba wykorzystuje bowiem każdą sposobność, aby rozświetlić ciemne zakamarki
naszych serc.
Czynił to już będąc dzieckiem, bo czyż nie był nazywany „małym
guru” nawet przez Kondamę Radżu, który lubił go z tego powodu jeszcze
bardziej? Pamiętam tego staruszka, pęczniejącego z dumy i radości, kiedy
siedział słuchając dyskursu Baby w 1950 roku – na kilka dni przed swoją
śmiercią.
Już jako dziecko, w szkole, odwodził towarzyszy zabaw od palenia
beedi [skrętów] i papierosów. Okazywał odrazę do pożywienia radżasowego i tamasowego. Przestrzegał przed chodzeniem do kina. Zachęcał do
śpiewania pieśni wysławiających Boga, noszenia świętego wibhuti i dbania
o higienę osobistą.
Kiedy chodził do szkoły w Kamalapuram, ułożył kilka piosenek piętnujących picie alkoholu, ukazujących niebezpieczne skutki analfabetyzmu,
mówiących o strasznej sytuacji niedotykalnych i o niekorzystnych podziałach w wiejskich społecznościach. Przed laty napisał sztukę społeczną, nazwaną Kalamarpu (Czasy się zmieniają). Zawiera ona wiele pieśni
na ludową nutę opisujących sztuczki, do jakich posuwają się osoby żądne
władzy, chcące zdobyć poparcie innych. Przedstawia żałosną sytuację wielkiego poety i jasnowidza, na którego ostrzeżenia nikt nie zwraca uwagi.
Jest lekceważony przez wszystkich z wyjątkiem biednego wieśniaka. Jego
dzieci stają się nędzarzami. Ludzie-marionetki mszczą się na nich za słowa
mądrości, jakie ośmielał się wypowiadać ich ojciec. Ale czasy się zmieniają.
Dzieci zdobywają władzę i przywracają Złoty Wiek, w którym nieśmiertelne słowa poety ponownie śpiewa się i wprowadza w życie.
Jeszcze za czasów chłopięcych Baby, aktorzy występujący w przedstawieniach granych we wsi błagali go, żeby napisał dialogi do ich ról, a kiedy
204
Rozdział 11 – Deszczowa chmura
sam wcielał się w jakąś rolę, układał dla siebie pieśni i mowy. Te utwory
nieodmiennie tchnęły moralną siłą i górowały nad całą resztą przedstawienia, przyciągając uwagę wyrafinowanym stylem, ekspresją i siłą przekazu. Napisał również sztuki o Parikszicie i o Markandeji – obie odsłaniały nowe oblicza prawdy.
Rola nauczyciela jest oczywiście podstawową rolą dla awatara Sai. Nigdy nie wypowiadam nawet jednego słowa pozbawionego znaczenia, ani
nie wykonuję żadnego czynu bez dobroczynnych skutków – oświadczył kiedyś. Nawet w najbardziej zwyczajnym napomknieniu przekazuje upadeszę [nauczanie]. Zwracając się do pewnej kobiety próbującej uciszyć swoje
dziecko, powiedział: Zobacz. Siedząc na twoich kolanach, płacze „amma,
amma” nieświadome, że ta amma [matka] trzyma je w objęciach. To jest
to, co robi każdy z tu obecnych. Nie wiedzą, że Pan jest tą matką, która ich
trzyma w ramionach i wciąż wołają: amma, amma. Zobaczywszy w tekście
programu pewnego spotkania, na którym miał przemawiać, słowa „mowa
powitalna”, powiedział: Jestem w was, więc nie potrzebujecie mnie witać.
Nie przyjdę dlatego, że mnie wołacie i nie odejdę dlatego, że mnie odrzucacie.
On jest zawsze i wszędzie sadguru [prawdziwym nauczycielem], przyjacielem, filozofem i przewodnikiem. Powoli i nieustannie kształtuje charakter i światopogląd każdego, kto oddaje się jego przewodnictwu lub został
przez niego wybrany na takie przeszkolenie.
Kiedy w Prasanti Nilajam lub gdziekolwiek indziej ktoś recytuje albo
objaśnia Gitę, Ramajanę, Bhagawatę czy którąś Upaniszadę, on przez
chwilę patrzy na zgromadzonych, po czym, wychodząc od jakiegoś słowa
czy zwrotu wyjaśnia, ku zachwytowi zarówno uczonych jak i zwykłych
ludzi, trapiące ich niejasności. Rozwikłał w ten sposób niejedną tajemnicę
śastr i innych świętych pism. Oddanie pasterek, wyzwanie Walego, porwanie Sity, charakter Rawany, naturę Durwasy, rolę Narady, fortele Kriszny,
znaczenie awatara, znaczenie obrzędu śraddha [ceremonii pośmiertnej]
i wiele innych takich tematów zostało – o ile wiem – objaśnionych dzięki
wszechwiedzy Baby.
W dyskursach, które Baba wygłasza w Prasanti Nilajam podczas świąt
Daśary, Śiwaratri, czy w swoje urodziny, często porusza bardzo zaawansowane filozoficzne zagadnienia, ponieważ, jak kiedyś powiedział: Nie powinniście być wciąż „młodzi”, musicie przejść z klasy niższej do następnej,
205
Sathya Sai Baba
Rozdział 11 – Deszczowa chmura
wyższej. Jednak za pomocą przypowieści i porównań, przysłów i przenośni
Baba sprawia, że nawet najtrudniejsze pojęcie filozoficzne, jak na przykład
maja [złudzenie], karma [działanie], adhjasa [projekcja], wasana [tendencja umysłu], samskara [wrażenie, ślad zdarzenia w umyśle], samsara [świat
zmian], nirguna [nie posiadający atrybutów], czy saguna [posiadający atrybuty] jawią się wyraźnie jak na dłoni. Pewnego razu przez trzy kolejne dni
mówił o upaniszadach: Katha, Kena i Mundaka, rozpatrując dokładnie
i bardzo jasno, w jaki sposób docierają one do prawdy. Oczywiście, każdą
mowę kończy podkreśleniem, jak ważna jest sadhana, sprowadzając dyskurs do zwykłych spraw codziennego życia. Podczas innej Daśary przez
trzy kolejne dni mówił o karmamardze [ścieżce działania], dżnianamardze [ścieżce mądrości] i o bhaktimardze [ścieżce oddania], kończąc ów
cykl uwagą, że Karmamarga prowadzi do wzrostu bhakti, a bhaktimarga
ostatecznie wiedzie do dżniany.
Bywa, że podejmuje zagadnienie, o jakim ktoś wcześniej mówił
w jego obecności i rozwija je ku zadowoleniu tysięcy słuchaczy. Pamiętam,
jak pewnego dnia podjął temat satsangu [świętego towarzystwa] i opisał,
w jaki sposób wiedzie on stopniowo człowieka do nissangi [nieprzywiązania], czyli innymi słowy, jak towarzystwo dobrych ludzi prowadzi człowieka do porzucenia przywiązania. Innego dnia tłumaczył, czym jest paropakara [służba] i w jaki sposób inteligentny człowiek powinien ją pełnić, gdyż
ktoś wcześniej mówił o służbie na rzecz społeczeństwa. Pewnego wieczoru skupił się na boskiej Trójcy i działaniu Brahmy, Wisznu i Maheśwary,
ponieważ owego dnia nawiązano do Dattatreji (trójgłowym wyobrażeniu
Boga jako Trójcy).
Podczas szczególnych świąt, takich jak Widżajadaśami, Śiwaratri, Uttarajanam, Guru Purnima itp., Baba wygłasza przemówienia o znaczeniu
tych dni oraz o najpożyteczniejszych sposobach ich świętowania. Manasowi [umysłowi] przewodniczy księżyc, a każdego miesiąca księżyc prawie
znika dla oka w czternastą noc po pełni. Dlatego sadhaka, który powinien
dążyć do pokonania umysłu ze wszystkimi jego zachciankami, upodobaniami i wybrykami, musi z całych sił starać się w tę noc wzmóc swoją sadhanę,
aby osiągnąć zwycięstwo. Ta noc, czyli ratri, musi być poświęcona Śiwie, zatem Śiwaratri przypada w każdym miesiącu, a raz do roku jest to Mahaśiwaratri, aby przypomnieć człowiekowi o celu jego istnienia. Widżajadaśami
207
Prawda Dobro Piękno
jest „dniem zwycięstwa sił dobra, czystej jaźni, nad spychającymi w dół wasanami [tendencjami] i popędami. Uttarajanam [Makara Sankranti; dzień
w którym słońce rozpoczyna wędrówkę na północ] to uttamajanam – świt
daiwijanam, boskiej połowy roku, kiedy słońce, kierujące buddhi (intelektem) człowieka, wędruje daiwimargą [boską ścieżką]. Płyń z prądem
– mówi Baba. Słońce podróżuje ku północy, do Kailasy samorealizacji. Jest
to najlepszy czas do wprowadzenia w duchowość i sadhanę. Guru Purnima
jest dla Baby sposobnością do przypomnienia wielbicielom i wszystkim
aspirantom, by czcili swych guru i mądrość, jaką ucieleśniają. Opisuje zasadnicze cechy guru i podaje testy, dzięki którym można odróżnić prawdziwego guru od fałszywego. Każde przemówienie Baby jest odkrywcze,
a wzruszenie i radość słuchaczy to znaki szczególne jego wystąpień!
Określa swoje dyskursy jako „pokarm leczniczy”, w przeciwieństwie
do „świątecznego poczęstunku”. Zwraca się więc do słuchaczy, aby nie
stracili ani kawałeczka z tego posiłku i niebacznie nie odrzucali żadnego słowa. Jest wielkim lekarzem przybyłym, aby uzdrawiać, więc nie ma
dwóch jego przemówień, które byłyby podobne w tonie czy treści. Mówi:
To nie wykład – to mikstura (lek)! [ang. gra słów: lecture – mixture]. Nie ma
jednej recepty dla wszystkich!
Przemawiając do uczniów szkoły średniej w Chittoor udzielił im
szczegółowych wskazówek odnośnie przygotowań do egzaminów. Mówił, że usiadłszy w sali egzaminacyjnej należy zabrać się za systematyczne
wypełnianie arkusza egzaminacyjnego: Zaznaczcie wszystkie pytania, na
które możecie z powodzeniem odpowiedzieć i odpowiedzcie najpierw na nie.
Potem weźcie się za resztę – będziecie wówczas w lepszym nastroju i pewniejsi siebie – powiedział. Mówił też z pełną znajomością rzeczy o problemach
pojawiających się w klasie i na boisku szkolnym. Przewodnicząc uroczystości rozdania nagród okręgu sportowego w Penukondzie, mówił o nacisku, jaki został błędnie położony na współzawodnictwo i wygrywanie,
co nastawiło jedną szkołę przeciwko drugiej i jednego chłopca przeciwko
drugiemu. Potem wskazał, że duch, w jakim przyjmuje się zwycięstwo czy
klęskę, jest o wiele ważniejszy niż wynik zawodów.
W Madakasira, przy podobnej okazji, skupił się na słowie ‘bahumati’,
oznaczającym zarówno nagrodę jak i rozpraszanie uwagi. Oświadczył: Ja
zawsze rozdaję umiejętność skupiania się na jednym; nigdy zaś bahuma208
Rozdział 11 – Deszczowa chmura
ti, czyli zajmowanie się wieloma rzeczami naraz! Następnie poprosił zwycięzców, by podziękowali przegranym, bo gdyby tylko tamci włożyli nieco
więcej wysiłku, mogliby wygrać i pozbawić ich nagród!
Uroczyście otwierając szkołę średnią dla dziewcząt w mieście Wenkatagiri, szeroko mówił o dobrych przyzwyczajeniach, jakie uczennice powinny w sobie rozwinąć. Zawsze szanujcie swoje książki, bo wasi rodzice
bardzo się poświęcili, aby je wam zapewnić. Nie kłóćcie się ze swymi braćmi
i siostrami, bo zamieniacie dom w gniazdo niezadowolenia. Nie zazdrośćcie
koleżankom z klasy, które są od was bogatsze. Bądźcie zadowolone. Nie popisujcie się. Mówcie zawsze prawdę, ponieważ kłamstwo wynika z tchórzostwa. Wstawajcie wcześnie rano, o godzinie piątej i po umyciu się siadajcie
samotnie w ciszy i medytujcie o Panu. Chodźcie spać o dziewiątej wieczorem,
a przed położeniem się spać módlcie się do Pana. Mówcie Mu, żeby przyjął
wszystko, co zrobiłyście za dnia, ponieważ zostało to uczynione szczerze i sumiennie. Proście Go, by dał wam siłę służyć Jemu i Jego dzieciom – waszym
braciom i siostrom. Rano dziękujcie Mu za dzień, który świta dla was i proście, aby dane wam było spędzić go z pożytkiem dla siebie i innych.
Przemawiając do mieszkańców wsi Mirthipadu koło Radżahmundry,
Baba mówił o sprawach dla nich zrozumiałych. W pocie czoła przemieniacie brud i kurz w odżywcze, smakowite jedzenie dla ludzi i zwierząt. Jakże
święte jest to zadanie, które codziennie wykonujecie! Jestem bardzo szczęśliwy, że znalazłem się dziś pośród was. Znosicie niezliczone kłopoty i trudy,
mogąc polegać tylko na sobie samych. Chodzicie po tych zielonych polach poruszanych orzeźwiającym wiatrem, pod błękitnym niebem. Jak by było miło,
gdybyście chodząc miedzami tych pól śpiewali chwałę Pana, który obecny
jest w całym tym pięknie, całej tej obfitości i całej tej wspaniałości! Nie skażajcie powietrza słowami gniewu. Oczyszczajcie je powtarzając imię Pana!
Również w wiosce Budili na brzegu rzeki Czitrawati Baba mówił
o słodyczy i czystości życia gospodarza i o tym, że wieś jest fundamentem
kultury kraju. Szeroko mówił o potrzebie wdzięczności za otrzymane dobrodziejstwa, o niebezpieczeństwie podziałów wsi na frakcje oraz o wartości tradycyjnych obrzędów religijnych, takich jak bhadżan i nabożeństwo
świątynne. Zauważył, że ktoś porzucił połamany wóz w przedsionku świątyni, okazując w ten sposób lekceważenie dla tej świętej strefy. Wezwał też
młodzież tej wioski, by służyła jej całą swoją inteligencją i oddaniem.
209
Prawda Dobro Piękno
Jeśli uroczystość dotyczy jakiegoś szpitala, Baba ma cenne rady zarówno dla organizatorów, jak i dla zgromadzonych ludzi. W Szpitalu
Ogólnym Sathya Sai [w Puttaparthi] wyraził kiedyś ubolewanie, że lekarze piszą w swoich sprawozdaniach o osiągniętym „postępie”, podczas gdy
w rzeczywistości liczba chorych – leżących tam oraz przychodzących na
wizyty – wzrosła. Stwierdził, że dopiero wtedy będzie szczęśliwy, kiedy
wszyscy będą się cieszyć pełnią zdrowia. To można osiągnąć głównie przez
zdobycie śanti [spokoju]. Zmartwienia, chciwość, niepotrzebna ekscytacja
oraz niepokój powodują cielesne choroby. Słabość psychiczna jest najpoważniejszą przyczyną chorób. Choroba [ang. disease] jest brakiem spokoju [ease].
Zadowolony umysł jest najlepszym lekarstwem. Ciałem należy się dobrze
opiekować, ponieważ jest ono łodzią pomagającą nam przepłynąć morze
samsary. Zatem nie powinno się go osłabiać ani nawykami, które wysysają
siłę, ani przesadzając w umartwieniach, takich jak post itd. Uczenie się praktyk jogicznych z książek i ćwiczenie ich przy pomocy broszur i diagramów
jest również poważnym źródłem chorób, tak cielesnych jak i umysłowych.
Bądź dobry, bądź radosny, bądź śmiały, bądź uczciwy, bądź umiarkowany,
bądź cierpliwy. Takie są zasady zachowania zdrowia. Suguna [równowaga
gun] jest najcenniejszym źródłem zdrowia.
W wielu miejscach bhaktowie śpiewają regularnie bhadżany wzorując
się na tych z Prasanti Nilajam, a raz w roku, w wybrany dzień, śpiewają
bhadżany przez całą dobę bez przerwy. Na zakończenie jednego z takich
spotkań zwanych akhanda-bhadżanem, w Bangalore, Baba wygłosił przemówienie, w którym wskazał, że życie człowieka musi stać się jednym nieprzerwanym akhanda-bhadżanem.
Oczywiście, dla wielbicieli Sathya Sai Baby ćwiczenie ciągłej obecności Pana jest stosunkowo łatwą sadhaną, wiedzą bowiem z własnego doświadczenia, że Baba jest zawsze z nimi, obok nich, za nimi i w nich. Baba
osobiście pyta ich o zachowania czy myśli, które uważają za najbardziej
sekretne, znane tylko im samym. Kiedyś, na przykład, jakiś student z Radżahmundry powiedział mu, że przygotowywał się do egzaminu odłożywszy wszelkie inne sprawy. Baba zwrócił się do niego: Tak? A czy pewnego
wieczoru nie poszedłeś do akademika na kolację i nie wróciłeś bardzo późno? A innego dnia nie poszedłeś na bazar z paroma krewnymi, którzy przybyli z twojej wsi, aby kupić im trochę ubrań?
210
Rozdział 11 – Deszczowa chmura
W dzień akhanda-bhadżanu Baba powiedział, że człowiek powinien
odkryć, dlaczego mimo organizowania bhadżanu i religijnych przemówień
przez różnorodne sangi i stowarzyszenia, nie idzie za tym podwyższenie
standardów moralnych wśród ludzi. Bhadżan stał się obrzędem, rutyną,
pustym mieleniem językiem. Język mówi jedno, a ręce czynią co innego. Nie
ma bhakti, nie ma śraddhy [gorliwości], nie ma wiary.
Mówiąc o wierze Baba nie ma na myśli ślepej wiary. Tak naprawdę
Baba podkreśla, że podstawą w rozwoju duchowym jest wiweka [rozróżnianie]. Stosujcie się do dyscypliny zalecanej w śastrach i sprawdzajcie sami
– mówi. Przyjedźcie i zatrzymajcie się w Prasanti Nilajam; chodźcie ze mną;
doświadczajcie mojego towarzystwa i rozmowy; przysłuchujcie się mi i patrzcie, co robię, a potem wyciągajcie własne wnioski. Wniknijcie i poznajcie
głębię; zjedzcie i poznajcie smak – oto jego porady.
Sadhana jest konieczna, żeby poznać Boga – cierpliwa, szczera sadhana. Żeby iskierka wiary mogła rozgorzeć w wielki ogień, podsycajcie ją liśćmi trawy, suchymi patykami i gałązkami, powoli i uważnie.
Czasami przyjmujcie schronienie w głębinach własnego umysłu, w ciszy i w samotności.
W Triwandrum Baba postawił pytanie: Jak to jest, że pomimo postępu
w edukacji i rosnącej liczby ludzi umiejących czytać i pisać, pomimo zapału
okazywanego przez rodziców, nauczycieli i dzieci w dawaniu i zdobywaniu
wiedzy, ludzie nie mają spokoju umysłu? Następnie mówił o umyśle obdarzonym podwójną naturą wiatru – który zarówno gromadzi burzowe
chmury, jak i przegania chmury za widnokrąg. Opowiadał szczegółowo
o środkach i sposobach panowania nad kaprysami umysłu. Powiedział:
Sprzeciwiam się nazywaniu kogokolwiek ateistą, czyli niewierzącym,
bo każdy jest dziełem Pana i skarbnicą Jego łaski. W sercu każdego jest źródło miłości tryskające ze skały prawdy. Ta miłość jest Bogiem.
Boskość jest w głębinach wewnętrznej istoty każdego człowieka.
Przez systematyczne i ciągłe wiercenie, nieprzerwane kopanie, kopanie
i kopanie słowem Ram-Ram-Ram, źródło to może zostać znalezione i można sprawić, że wytrysną z niego wody boskości.
W Nuzwid Baba szeroko rozwodził się nad religijnym sekciarstwem
i poplecznictwem szalejącym w kraju. Stwierdził, że Pan jest ponad wszel211
Prawda Dobro Piękno
kimi ograniczeniami kast czy barwy skóry, bogactwa i ubóstwa. Głupotą
jest wierzyć, że Pan prosi o jakiś dar lub się gniewa, kiedy nic Mu się nie
ofiaruje. Ostrzegał słuchaczy przed takimi sanjasinami, którzy chodzą tu
i tam z listą dawców i subskrybentów, a także przed guru zainteresowanymi jedynie zawartością portfeli i mounimi [milczącymi], którzy przestrzegają ślubu milczenia używając wszystkich pozostałych środków porozumiewania się – poza tym łatwym, oczywistym i wygodnym sposobem,
jakim jest rozmawianie! W Arkonam, kiedy sekretarz Stowarzyszenia
Boskiego Życia przeczytał w sprawozdaniu, że członkami mogą zostać ci,
którzy opłacili roczną składkę w wysokości 4 ann, Baba powiedział, że on
pozwoliłby każdemu, kto ma nie 4 anny, ale 4 cechy (satję, dharmę, śanti
i premę), stać się członkiem Stowarzyszenia Boskiego Życia!
W Madrasie, przemawiając do członków Indyjskiego Stowarzyszenia
Młodych Mężczyzn, prosił obecnych tam starszych ludzi, aby stali się dla
młodych lepszym przykładem uczciwości, pracowitości i bezinteresownej
służby. Wielkie osobistości twierdzące, że są wybitnymi ludźmi, gardłują
o Wedach, śastrach i atmie, obficie cytując porównania i przenośnie znajdujące się w tych świętych pismach. Jednak ich postępowanie, zarozumiałość
i waśnie odbierają blask tym skarbom – powiedział. Nie ma zgodności pomiędzy mówcą, przedmiotem i późniejszym postępowaniem. Dlatego zamiast być
amritą [nieśmiertelnością], ich słowa stają się anrithą [fałszem] – oświadczył. Przemawiając w Gokhale Hall powiedział, że człowiek musi szukać odpowiedzi na cztery podstawowe pytania – Kim jestem? Skąd przyszedłem?
Dokąd idę? Jak długo pozostanę? Stwierdził, że cztery Wedy poświęcone są
odkrywaniu odpowiedzi na te właśnie pytania. Potem zaczął pokazywać,
jak można uświadomić sobie te odpowiedzi na drodze dżniany, bhakti lub
karmy, ale oznajmił, że łaska Pana, jeśli się ją zdobędzie dzięki namasmaranie, odsłoni je przed duchowym poszukiwaczem w mgnieniu oka.
Rozpatrując przyczyny obecnego kryzysu moralności w społeczeństwie, Baba wskazał, że cynizm i skłonność do wyśmiewania są dwiema
wielkimi chorobami tych czasów i prowadzą do braku szacunku oraz
szerzenia się niewiary. Życie spędzone w ciągłej obecności Boga jest dla
człowieka najbezpieczniejsze i najszczęśliwsze, ponieważ ostrza społecznej
nieprzychylności nie przenikną wtedy do niego i nie przyniosą mu bólu.
Obecnie religii i wierze w Boga rzucane są ze wszystkich stron wyzwania,
212
Rozdział 11 – Deszczowa chmura
dlatego obowiązkiem wszystkich asthików [wierzących] jest stawić czoła
tym wyzwaniom pokazując krytykom, że ich życie stało się słodsze dzięki
religii, a uświadamianie sobie stałej obecności Pana sprawiło, że są bardziej
skuteczni, sumienni i odważniejsi w podejmowaniu życiowych zadań.
Na spotkaniu Wszechindyjskiej Sai Samadż Baba oświadczył: Bierzecie słownik, żeby sprawdzić znaczenie jakiegoś słowa, ale kiedy przewracacie
kartki próbując je znaleźć, inne słowa przyciągają waszą uwagę i zaczynacie interesować się ich znaczeniem. Podobnie, możecie przybywać do mnie
w jakimś konkretnym celu, ale przy okazji dowiadujecie się, że możecie użyć
mnie do rozwiązania głębszych rozterek, uśmierzenia bardziej dotkliwych
bólów i zdobycia większego spokoju. Korzysta z każdej sposobności, aby
wykazać słuchaczom, że jedynie ich wysiłek, rozróżnianie, poświęcenie,
sadhana może dać im to, czego potrzebują najbardziej, a mianowicie spokoju – śanti.
W Śanti Kutiram, w Rojapuram, mówił kiedyś o Krisznie i – innym
razem – o Bhagawadgicie. Przytoczył szereg wydarzeń z życia Śri Kriszny,
których nie ma w książkach, czym sprawił, że jego przemówienie stało się
jeszcze bardziej pouczające i olśniewające. Ukazał nowe znaczenie słowa
„githa”, które czytane od końca w języku telugu daje słowo „thagi”, oznaczające „napój”. Stwierdził, że dopóki nie wypije się i nie przyswoi nektaru
Gity, nie uzyska się żadnego rezultatu. Zwykła uczoność czy wiedza na
pokaz albo wkuwanie Gity na pamięć z ponad tysiącem komentarzy do
niej – wszystko to jest tylko stratą cennego czasu.
Są dwie drogi – powiedział pewnego razu, stojąc przed zgromadzeniem w Puttaparthi – którymi każdy musi kroczyć – dharma marga [droga
dharmy], dotycząca świata fizycznego, świata ludzi i społeczności, do której
należy człowiek oraz brahmamarga [boska droga], dotycząca jedynie jaźni,
duszy i ćwiczeń związanych z ich rozwojem. Człowiek musi trzymać prawą
ręką Boga, a lewą – świat. Stopniowo lewa będzie rozluźniała uścisk. Nie
martwcie się tym, musi tak być, dlatego nazywa się ją ‘lewą’ [ang. left – lewa,
left – pozostawiony]! Jednak prawej ręce nie wolno pozwolić, by rozluźniła uchwyt, ponieważ musi trzymać mocno – dlatego jest nazywana ‘prawą’
[ang. right – prawy, right – właściwy]! Takie stwierdzenia zapadają w pamięć i słuchacze długo będą się nad nimi zastanawiali czerpiąc z nich duchową strawę i radość.
213
Prawda Dobro Piękno
W Wenkatagiri, otwierając uroczyście Wykłady Adhjatmiczne, Baba
oświadczył, że jadem życia w Indiach stał się brak serdeczności i braterstwa.
W Nellore, oczarowując przez ponad godzinę olbrzymie, 50-tysięczne audytorium, mówił o rozróżnianiu (buddhibalam) i o potrzebie wiary opartej
na dociekaniu i rozumie. W Gudur mówił o magicznym wpływie premy
[miłości] płynącej między ludźmi wszystkich klas i warstw społecznych.
Prema prowadzi do śanti [spokoju]; jest oparta na prawdzie i jest dharmą
[właściwym postępowaniem] wszystkich.
Nie będziecie w błędzie określając mnie jako premaswarupę [ucieleśnienie miłości] – oświadczył.
W Peddapuram wezwał wszystkich, żeby mieli mięśnie z żelaza, a nerwy ze stali i byli bohaterami bez śladu słabości, tchórzostwa czy poczucia
niższości. Nie nazywajcie siebie dziećmi grzechu – nie ma gorszego grzechu
niż to. Jesteście amrithaputrami [dziećmi nieśmiertelności – amrity], tym
jest każdy z was. Pan przebywa w waszych sercach. On jest antharjaminem
[odwiecznym mieszkańcem] wszystkiego na świecie. Czy w takim razie możecie być dziećmi grzechu? – zapytał.
W Aukuripalli, w okręgu Kriszna, Baba mówiąc do zgromadzonych
tam panditów i uczonych w sanskrycie oświadczył, że epoka kali to czasy
tantry i wyraził uznanie dla Sir Johna Woodroffa za rozwikłanie w swych
książkach nauk tantrycznych. Baba wyjaśnił rolę tantry w oddawaniu czci
Śakti [Boskiej Matce, kosmicznej energii] i objaśnił rolę Mahaśakti [Boskiej Matki], jogaśakti [mocy jogicznej] i majaśakti [mocy złudzenia] w życiu awatarów.
Często, podczas przemówień, Baba obrazuje swą upadeszę [naukę]
opowieściami o Naradzie, Ambariszy, Sabari, Prahladzie, Bhiszmie, Bharacie, Gusze, Andżaneji, Czajtanji, Mirze, Purandaradasie, Kabirze, Pattinatharze, Manikkawasagarze, Surdasie, Tulsidasie, Bhadraczala-Ramadasie, Ramakrisznie, Wiwekanandzie i innych. Czasami wspomina o dniach
spędzonych w przeszłych czasach w Ajodhji i w Brindawanie. Opowiada
o zdarzeniach i wypadkach, których nie znajdzie się w Ramajanie, Mahabharacie, czy Bhagawacie, ale które mają wszelkie znamiona prawdy. Dobrze zna szczegóły życia świętych Indii oraz krajów Zachodu i Bliskiego
Wschodu, daje bowiem przykłady zdarzeń z życia świętych chrześcijańskich, muzułmańskich, jak również parsów. Kiedy chce dać jakiś przykład
214
Rozdział 11 – Deszczowa chmura
lub coś podkreślić, postacie Hassana i Hussaina, Mojżesza, Jeremiasza
i Pawła są dla niego równie pomocne jak Tjagaradży czy Pawharibaby.
Baba bowiem jest, był i będzie, gdyż jest Odwiecznym Świadkiem.
Doprawdy, ten aspekt swojej rzeczywistości odsłania bardzo często
podczas przemówień, w mniej czy bardziej bezpośrednich stwierdzeniach.
Niczym światła błyskawic ukazują one naszej świadomości – nagle i poruszająco – wspaniałość jego osobowości.
Nie próbujcie mnie zmierzyć, bo poniesiecie porażkę. Próbujcie raczej
odkryć miarę samych siebie. Wówczas zajdziecie dalej na drodze
odkrywania mojej miary.
Nie zagłębiam się w żaden tapas [ascezę]. W ogóle nie medytuję.
Nie uczę się. Nie jestem żadnym joginem, siddhą ani sadhaką –
przybyłem, aby prowadzić i błogosławić wszystkich sadhaków.
Nie jestem ani mężczyzną, ani kobietą; nie jestem ani stary, ani młody
– jestem nimi wszystkimi.
Nie wywyższajcie mnie. Lubię, kiedy zbliżacie się do mnie bez lęku
jako ci, którzy mają do tego prawo. Nie gloryfikuje się własnego ojca.
Prosicie go o coś, bo macie do tego prawo, czyż nie?
Nie przybyłem na ten świat nieproszony. Sadhu, święci, mędrcy,
dobrzy ludzie wszystkich wyznań i wszystkich krajów wzywali mnie
i błagali, więc przyszedłem.
Możecie widzieć mnie dziś po raz pierwszy, ale wszyscy jesteście dla
mnie starymi znajomymi; znam was na wskroś.
Nie ograniczają mnie guny [cechy], ani karana [przyczyna]. Jak więc
może na mnie oddziaływać ułuda?
Gdybym przyszedł na ten świat z sankhą, czakrą, gadą i padmą
[muszlą, dyskiem, maczugą i lotosem, przedmiotami trzymanymi
przez Wisznu w hinduskiej ikonografii], ucieklibyście albo
zrobilibyście ze mnie widowisko. Gdybym z kolei był taki, jak każdy
z was, nie zwrócilibyście w ogóle na mnie uwagi. Dlatego właśnie
przyjąłem tę ludzką postać i pokazuję wam od czasu do czasu te
mahimy [cuda].
Moim zadaniem jest duchowe odnowienie ludzkości dzięki prawdzie
i miłości.
215
Prawda Dobro Piękno
Przybyłem, aby pokazać wam zarówno dharmamargę, jak
i brahmamargę.
Jeśli zbliżycie się do mnie na jeden krok, ja zrobię trzy kroki w waszym
kierunku.
Jestem najszczęśliwszy, kiedy przychodzi do mnie jakaś osoba
dźwigająca ciężki ładunek nieszczęść, ponieważ ona najbardziej
potrzebuje tego, co mam.
Wszyscy są moi przez związek atmiczny, dlatego ci, którzy mnie czczą,
nie są mi bliżsi od tych, którzy tego nie czynią.
Oto niektóre perełki mądrości, jakimi Baba raczył słuchaczy w swoich
dyskursach. To moja wola sprowadziła każdego z was w to miejsce, abyście
mnie słuchali – powiedział kiedyś. To jest miara jego łaski i mocy.
Takie oświadczenia wzmagają wewnętrzną wartość i atrakcyjność
przesłania, które Baba niesie gromadzącym się przed nim zagubionym
duszom. Obejmuje każdego swoją wszechobejmującą miłością, a kiedy
ogłasza zgromadzeniu: Ja nie odrzucam nikogo, nie potrafię tego – odrzucanie kogokolwiek nie leży w mojej naturze. Bądźcie wolni od strachu; ja
jestem wasz, wy jesteście moi. Jakaś serdeczność nie z tego świata pojawia
się natychmiast pomiędzy nim i nami. Dlatego jego słowa zapadają głęboko w świadomość i zapuszczając korzenie, powoli wzrastają objawiając się
dobrym zachowaniem i boskim charakterem. Baba zwraca się do zgromadzonych: „Atma swarupulara!”, czyli „Ucieleśnienia atmy”! Najważniejszym jego celem jest obudzić człowieka ze snu niewiedzy i pokazać mu
jego prawdziwą istotę – wieczną, nieśmiertelną, boską jaźń. Jesteś niezwyciężonym atmanem, niewzruszonym przez wzloty i upadki życia; cień, jaki
rzucasz posuwając się naprzód drogą, pada na brud i kurz, krzak i różę,
kamień i piach, ale ty wcale się nie martwisz, bo idziesz nietknięty. Dlatego
też, jako atmiczna substancja, nie masz powodu, aby martwić się losem tego
cienia – ciała. Baba ukazuje to dobitnie na niejednym przykładzie i zaszczepia nam niezachwianą odwagę.
Moją misją jest obdarzyć was odwagą i radością, odpędzić słabość
i strach – mawia przy wielu okazjach. Nie potępiajcie siebie jako grzeszników, grzech to niewłaściwa nazwa tego, co tak naprawdę jest pomyłką. Ja
wybaczę wam wszystkie wasze błędy pod warunkiem, że będziecie szczerze
216
Rozdział 11 – Deszczowa chmura
żałować i postanowicie więcej nie podążać za złem. Módlcie się do Pana,
żeby dał wam siłę do przezwyciężenia nawyków, które zwabiły was, kiedy
byliście pogrążeni w niewiedzy. W ten sposób rozpala płomień nadziei
i zdrowia w każdym sercu.
Przez swoją słodycz, przemożne miłosierdzie i słowa mądrości Baba
skorygował postępowanie setek osób i skierował je na drogę lokasangrahy
[działania dla dobra społeczeństwa] i atmoddhary [wyzwolenia]. Pamiętam
pewne poruszające zdarzenie, które miało miejsce rano po przemówieniu,
jakie wygłosił w Nellore. Jakiś człowiek w średnim wieku popędził do jego
pokoju i padł mu do stóp, tarzając się po podłodze i szlochając jak dziecko.
Baba wiedział, co jest tego przyczyną, ponieważ w jego przypadku nie ma
potrzeby zadawania pytań i oczekiwania odpowiedzi. Zwrócił się do nas
i rzekł: Wczorajsza opowieść o Ramu, po czym poprosił, abyśmy opuścili
pokój. Poprzedniego wieczoru Baba opowiedział o pewnym chłopczyku,
Ramu, który żebrał od drzwi do drzwi o jedzenie. Jego matka była ciężko
chora. Wołał przed jakimś domem, rozjuszając gospodarza, który wybiegł
i uderzył go w głowę, sprawiając że chłopiec upadł z naczyniem, zawierającym zdobyte pożywienie. Uderzenie zabiło go i zmarł ze słowami: Matko,
kto ci teraz da jeść? Opowieść ta i porada, jakiej udzielił Baba, mianowicie
że każdy musi być wdzięczny przede wszystkim ojcu i matce – rodzicom,
którym zawdzięcza swe istnienie, wywołała głębokie wyrzuty sumienia
w sercu tamtego słuchacza, gdyż z jakichś głupich powodów pokłócił się ze
swoją matką i trzymał się od niej z daleka.
Teraz przyszedł prosić Babę o przebaczenie i chciał oczyścić się pod
jego opieką i z jego błogosławieństwem. Baba wiedział o tym wszystkim,
choć nikt mu o tym nie mówił. Poklepał go z miłością po plecach. Szloch
trwał dalej. Baba powiedział: Pasczatapam [skrucha] sama w sobie jest już
prajasczitam [pokutą]. Chodź, chodź. Przestań płakać. Będę w twojej wiosce,
przyprowadź tam swoją matkę i razem otrzymacie darszan. Jedź i przywieź
ją tam, zanim przybędę.
Można wspominać o wielu poruszających zdarzeniach, jakie następowały po pełnych łaski przemówieniach Baby – o długach, które zostały
spłacone, o starych ojcach, którzy otrzymali pomoc, o zaniedbanych żonach przyjętych z powrotem, o głęboko zakorzenionych nałogach hazardu czy picia, które na dobre porzucono. Dzieło upadeszy Baby dopiero się
217
Prawda Dobro Piękno
rozpoczęło i każdy, kto usłyszał jego przesłanie, jasno może sobie wyobrazić znaczenie deklaracji, jaką zamieścił na pierwszej stronie miesięcznika
Sanathana Sarathi, którego wydawanie uroczyście zainaugurował w dzień
Śiwaratri w 1958 roku, w 32. roku swego ziemskiego życia. Tego dnia Sanathana Sarathi, ten Odwieczny Woźnica, wyrusza na wyprawę przeciwko
kłamstwu, niesprawiedliwości, podłości i złu – pachołkom ducha egoizmu.
Pułkami tego wojska są Wedy, Upaniszady i śastry. Zwycięstwem, jakie należy wywalczyć, jest dobrobyt całego świata. Kiedy w radości odniesionego
sukcesu będzie się bić w bębny triumfalne, ludzkość osiągnie szczęście i pokój,
czyli sukhę i śanti oraz kszemę [pomyślność] i anandę [błogość].
Plan tej kampanii jawi się już wyraźnie. Sygnałem trąbki wzywającej do tego wielkiego zadania jest poczwórny program satji, dharmy, śanti
i premy. Ten plan obejmuje całą ludzkość, ponieważ, jak mówi Baba: Nigdzie się nie twierdzi, że łaska Boga jest dostępna jedynie niektórym klasom
społecznym, rasom i ludziom określonej pozycji. Wszyscy mają do niej prawo – od najmniejszego do największego, od anu [atomu] do ghany [kosmosu]. Pan jest wszędzie, we wszystkim. Można Go sobie uświadomić dzięki
sadhanie, przez praktykowanie satji i premy. Satja jest największą dharmą,
a prema jedyną drogą do śanti.
Baba podjął się też zadania wychowywania sadhaków i aspirantów
oraz korygowania nauczycieli i przewodników, którzy są często wodzeni na
manowce przez żądzę poważania i sławy, sukcesu w rywalizacji o wsparcie z publicznych środków i ulotnej chwały „międzynarodowej” sławy czy
rozgłosu medialnego. Sprawdzajcie wszystkich, a papierkiem lakmusowym
niech będzie ich szczerość; zobaczcie, jaki jest poziom ich wyrzeczenia, nie
w słowach, ale w rzeczywistych czynach. Dopiero potem przyjmujcie ich porady i stosujcie w codziennym życiu. Tylko praktyka ma znaczenie, a nie
uczoność – podkreśla Baba. Czasy Sathya Sai, które się zaczynają, muszą,
doprawdy, stać się złotym wiekiem ludzkości.
218
12.
Sadguru Sai – prawdziwy nauczyciel
Baba obdarza wszystkich jednakową miłością. Nie czyni
żadnej różnicy pomiędzy wsią i miastem. Być może chętniej
nawet odpowiada na potrzeby bhaktów z odległych wiosek.
Dobrze czuje się zarówno w Radż Bhawan, jak w Parnasali.
Wielbicielom udało się nakłonić Babę, aby zaszczycił ich radością
goszczenia go i czczenia w swoich miastach i domach. To naturalne, że
pragną, aby coraz więcej ludzi mogło uzyskać łaskę widzenia go i słuchania jego dyskursu. Baba często wyraża zgodę na te prośby, stąd w Czittur,
Triwandrum, Bombaju i innych miejscach wielu ludzi uzyskało szansę oddania mu czci. Baba przemawia podczas otwartych spotkań w wielu miejscach, dając tysiącom wielbicieli wyjątkową i niezapomnianą przyjemność
słuchania swego urzekającego głosu i dodających sił nauk.
Baba obdarza wszystkich jednakową miłością. Nie czyni żadnej różnicy pomiędzy wsią i miastem. Być może chętniej nawet odpowiada na
potrzeby bhaktów z odległych wiosek. Czuje się dobrze zarówno w Radż
Bhawan [pałacu radży], jak w Parnasali [wsi w stanie Andhra Pradesh].
Idąc do domu jakiegoś bhakty bierze ze sobą tylko kilka osób, nie chce bowiem obciążać gospodarzy większą ilością gości ani większymi wydatkami
na ich przyjęcie. Potrafi z powodzeniem zatroszczyć się o siebie, obywając
się bez zbędnego orszaku. W gruncie rzeczy jego dobroć i troska o osoby
podróżujące z nim sprawiają, że ci ostatni czują się bardziej ciężarem, któ219
Prawda Dobro Piękno
remu musi on poświęcać uwagę niż wsparciem dla zapewnienia komfortu
jego podróży i pobytu!
Jak dotąd, Baba podróżował wielokrotnie przez Tamilnadu, odwiedzając Coimbatore, Triczinopoly, Tandżore, Salem i pozostałe miasta, takie jak
Tinnewelly itd. Wiele razy był w Haiderabadzie i przejeżdżał przez miasta i wioski Telengany. Był w Ellorze i Adżancie, aby je pokazać wielbicielom, gdyż sam nie ma potrzeby jeżdżenia w celu zobaczenia jakichkolwiek
miejsc! Potrafi opisać dowolne miejsce z dokładnością do najdrobniejszego
szczegółu, choć nie był tam fizycznie. Jak już wspominaliśmy, podróżował do Delhi, Riszikeszu, Kaszmiru, Mathury i Brindawanu. Odwiedził też
samolotem Bombaj. Wielokrotnie podróżował po Wschodnim Wybrzeżu,
z Madrasu do rozlewisk rzek Kriszny i Godawari, zatrzymując się w Nellore, Ongole, Guntur, Nuzwid, Czebrole, Radżahmundry, Peddapuram, Samalkot i Masulipatnam, w każdym z tych miejsc spotykając się nie tylko ze
swoimi wielbicielami. Pojechał nawet do odległych wiosek, takich jak Bhadraczalam i Aukiripalli. W stanie Karnataka Baba był w Bellary, Hospet,
Merkarze, Mysore i Mandji. Spędził wiele tygodni w Madrasie, w Kodaikanal, w Utakamund i w Nandanawanam w Whitefield, koło Bangalore.
Gdy Baba jedzie samochodem, dostrzega piękno natury i zatrzymuje się w cichych, cienistych zakątkach, gdzie przyroda jest najpiękniejsza,
bądź nad brzegami strumyczków szemrzących pośród skał albo też wysoko w górach, skąd roztacza się rozległy widok na wzgórza i doliny rozpościerające się przed zmęczonym wzrokiem. Lubi przechadzki brzegiem
morza, między drzewami lasu czy plantacji.
Korzysta z każdej sposobności, aby wyjaśniać wątpliwości rodzące się
w umysłach bhaktów, gdyż wiara i stałość mogą wzrastać tylko na glebie
oczyszczonej z wątpliwości. Tak oto podróże Baby stają się wędrownymi
szkołami dla tych, którzy mieli sposobność brać w nich udział. Kiedy pewien wielbiciel powiedział Babie: Słyszałem, że twoja podróż po Kerali była
bardzo przyjemna i cudowna. Przykro mi, że nie było mi przeznaczone do
niej dołączyć. Baba odparł: Miej ufność i nadzieję, że gdy nadejdzie następna taka okazja, będziesz mógł dołączyć. W międzyczasie słuchaj opowieści
tych, którzy tam byli – i bądź szczęśliwy.
A teraz słowo o przymiotniku „cudowny”. Otóż, wielbiciel ten nawiązał
do bardzo poruszającego, zdumiewającego doprawdy cudu, który zdarzył
220
Rozdział 12 – Sadguru Sai – prawdziwy nauczyciel
się w Kanjakumari [miejscowości na przylądku Komoryn – najbardziej na
południe wysuniętym punkcie Półwyspu Indyjskiego]. Wieczorem, kiedy
niebo przemieniło się w karnawał różu i purpury, a chmury ozdobiły się
złotymi obrzeżami, Baba poszedł nad brzeg morza i wraz z otaczającymi
go bhaktami radował się falami morskimi. Zdawało się, że każda nadchodząca fala jest bardziej spragniona od poprzedniej, by dotknąć jego lotosowych stóp i ofiarować mu swój własny, szczególny hołd. Nagle, jak gdyby
mając świadomość tej tęsknoty morza, Baba stanął twarzą do tych wód
i powiedział do ludzi wokół: Spójrzcie! Ocean wita mnie girlandą.
Dokładnie w tej samej chwili można było dostrzec kilka metrów dalej
okazałą falę podchodzącą majestatycznie ku brzegowi. Wkrótce omiotła
ona stopy Baby i wycofała się. Można sobie jedynie wyobrazić zdumienie
obecnych, kiedy zobaczyli wspaniały naszyjnik z pereł wokół stóp Baby,
kołyszący się przy każdym przypływie fal! Sto osiem półprzeźroczystych
pereł – z których każda była bezcennym klejnotem – nawleczonych na złotą nić! Och, jak urzekająco wyglądał Baba! Awatar, Pan przyjmujący ponownie hołd Waruny [boga wód]!
Przechodząc teraz do rozmów stanowiących dla Baby główną część
programu dnia w Prasanti Nilajam, czy gdziekolwiek indziej, najlepiej będzie przedstawić wykaz pytań, zadanych owego dnia, kiedy morze złożyło
mu swój hołd.
– Czy cały ten stworzony świat jest mają?
– Nie. Uznawanie tego świata za stworzony jest mają; nieznajomość
prawdziwej istoty świata jest mają.
– Czy opowieści o bohaterach, takie jak Ramajana i Mahabharata są
prawdziwe?
– Prawdziwe? One oddają tylko część prawdy. Na przykład, kiedy mówisz innym o mnie, nie jesteś w stanie w pełni mnie opisać, czyż nie?
– Dlaczego w celu przywrócenia dharmy Bóg przychodzi na świat jako
człowiek?
Czy sama Jego sankalpa [wola] nie wystarczy?
– Oczywiście mógłby to zrobić po prostu aktem swojej woli; ale gdyby
Bóg nie przyszedł tu w ludzkiej postaci, jak mielibyście otrzymać błogość,
jaką daje? Kiedy dochodzi do małego, lokalnego zakłócenia porządku, to
221
Prawda Dobro Piękno
aby go przywrócić, wystarczy policjant. Kiedy jest obawa, że konflikt rozwinie się do dużych rozmiarów, wysyła się podoficera policji, a jeśli przeradza się w zamieszki, musi je stłumić naczelnik policji. Kiedy jednak, tak jak
obecnie, moralną ruiną zagrożona jest cała ludzkość, przyjść musi komendant główny policji – Pan ze swoją armią świętych ludzi i sadhaków.
– Gdzie awatar przychodzi na świat?
– W miejscu, które jest najlepsze dla podjęcia duchowej sadhany.
– Skąd mamy wiedzieć, że jesteś Sai Babą z Śirdi?
– Jest to trudne dla was. Kiedy ostatnio udałem się jako starzec, aby
ocalić dziecko Wenkatarammy na drodze koło Bagepalli, on nie rozpoznał
mnie. Dziękował mi serdecznie i wręczył monetę jednorupiową. Wierzył, że
jestem wieśniakiem „Dżodi Adipalli Somappą”, kiedy podałem mu to imię!
Rama i Kriszna są awatarami tego samego Pana, ale różnią się swoimi cechami, jak więc możecie uświadomić sobie tożsamość tego śariram [powłoki
cielesnej] z śariram Baby z Śirdi? Ci, którzy oddają cześć Śirdi Sai, nie rozumieli go i podobnie wy też nie rozumiecie mnie. Jedynie ci, którzy rozumieją
nas obu mogą wydawać osąd, czyż nie jest tak?
Taki bieg przyjęła wówczas rozmowa na plaży, po ofiarowaniu [przez
morze] naszyjnika z pereł.
Również nazajutrz, gdy członkowie wyprawy w drodze do Surandai
dotarli do Courtallam i usiedli przed Trawancore House aby zaśpiewać
wieczorne bhadżany, Baba zachęcił otaczających go ludzi do zadawania
pytań. Oto odpowiedzi:
Stoję za każdym sadhaką. Odwracają się, aby mnie zobaczyć, ale jak to
ma im się udać? Wciąż stoję za nimi! Czasami w mgnieniu oka daję im swój
darszan, z własnej woli.
Bóg jest anadi (bez początku), ale teraz ludzie zaczęli kłócić się pomiędzy sobą, ponieważ mówią: „Bóg jest nadi, nadi” (mój – w języku telugu)!
W dżiwaloce jest i dobro, i zło. W pranaloce jest tylko dobro; w atmaloce dobro i zło nie różnią się; w paramatmaloce nie ma ani dobra ani zła.
Nie ma żadnego nastika ani duszty [niewierzącego ani grzesznika]:
wszyscy uświadomią sobie Boga wcześniej czy później.
Wybaczę setki waszych win. Najpierw sprawdźcie, czy poszliście za
moją radą, a potem osądźcie, czy moje słowa się spełniły.
222
Rozdział 12 – Sadguru Sai – prawdziwy nauczyciel
W szkole są sprawdziany przeprowadzane co tydzień i co miesiąc,
a także egzaminy kwartalne i półroczne. Ale dopiero po egzaminach końcowych i sprawdzeniu napisanych prac podaje się wyniki i ogłasza, że „zdałeś” albo „oblałeś”. Rozwiązujcie właściwie każdy test i zdobądźcie łaskę
Egzaminatora.
„Możesz zniszczyć albo powiększyć karmę. Sadhana, którą czynisz,
może albo ją spalić, albo pomnożyć... Hindusi muszą dużo nauczyć się
od ludzi Zachodu. Mieszkańcy tego kraju wpajają strach swoim dzieciom.
„Upadniesz i wyrządzisz sobie krzywdę” – mówią im. Dzieci nie uczy się chodzić po drzewach, czy pływać ani stu innych pożytecznych rzeczy. Ostrzega
się je przed duchami, złodziejami i rosną one w śmiertelnym strachu. Dzieci
muszą uczyć się pewności siebie, odwagi i zapału.
Są trzy etapy sadhany – kiedy sadhaka jest sahadżamanawą [zwykłym
człowiekiem], kiedy staje się sadhanamanawą [człowiekiem na duchowej
ścieżce] i kiedy osiąga etap sarweśwaramanawy [zjednoczenia z Iśwarą].
Początkowo są trzy byty – loka, dżiwa i Iśwara [świat, dusza i Bóg]. Następnie liczba bytów redukuje się do dwóch: dżiwy i Iśwary. Ostatecznie pozostaje jedynie Iśwara, On jest wszystkimi trzema.
Całe to stworzenie było możliwe jedynie dzięki tym dwóm bytom: dżadam [materii] i czajtanji [świadomości], czyli prakriti [naturze] i Puruszy
[duchowi]. Widwan Chowdiah, skrzypek, gra 400 rag, ale nie na skrzypcach
o 400 strunach, tylko na skrzypcach o czterech strunach, prawda? Glina
i woda tworzą naczynie; Śiwa i Śakti tworzą ten dżagat [świat].
Wszyscy tutaj są brahmanami; jeden brahman pyta, dziesięciu brahmanów słucha; jeden brahman odpowiada, a wszyscy brahmani są zadowoleni.
Kiedy skupi się promienie słońca na jakimś punkcie za pomocą kawałka szkła, powstaje ogień. Kiedy skupi się w ten sposób promienie łaski Pana,
oświetlą one buddhi [wyższą inteligencję] i spalą, zniszczą umysł.
Pan zarządził smutek, bo bez smutku człowiek nie przylgnie do Boga.
Można porównać to do ograniczenia jedzenia i innych rzeczy, jakie przypisuje lekarz, aby wzmocnić efekt działania leku.
Śraddha [wiara, gorliwość] przyjdzie dopiero wtedy, gdy rozbudzisz
w sobie głód Boga; człowiek nie czujący głodu nie będzie rozkoszował się
ucztą.
223
Prawda Dobro Piękno
Jeśli chodzi o dhjanę i dżapę [medytację i różaniec], są pewne stopnie
i etapy, do których należy dążyć. Bezładny pościg za duchowymi ideałami
nie jest dobry.
Jeśli spytacie mnie, co jest bardziej pożyteczne – dżapa czy dhjana, powiem: „to, co budzi w was więcej śraddhy”. Podczas dżapy, język i wargi nie
powinny się poruszać. Dżapa powinna przebiegać w umyśle.
RADHA [pasterka darząca Krisznę najwyższą miłością] to DHARA,
czyli ziemia, prakriti, towarzyszka Puruszy, tworząca z nim parę. RADHA to
bhakti – ADHAR; ono musi płynąć jak DHARA – nieprzerwany strumień.
Jeśli trzymacie się ścieżki satji, porażka nie będzie wydawała się wam
porażką; nieszczęście nie będzie nieszczęściem.
To tylko niektóre z cennych wypowiedzi Baby, które sprawiają, że jatra [pielgrzymka] z nim jest dla każdego prawdziwą dżnianajatrą [podróżą
ku mądrości].
Gdziekolwiek Baba przebywa, zaszczyca ludzi osobistą rozmową, tak
jak w Prasanti Nilajam i daje dar pocieszenia, odwagi i wiary wszystkim,
którzy ich poszukują. Zachęca również bhaktów, by wykonywali bhadżany
i śpiewali chóralnie imię Pana. Bardzo często uczy ich śpiewać pieśni. Baba
przemieszcza się z miejsca na miejsce sprawiając wszędzie, że wszystkie
serca rozkwitają radością. Zsyła obficie łaskę na wszystkich strapionych
i żarliwie poszukujących, udowadniając w każdej chwili swymi cudami, że
przybrał ludzką postać dla ciebie i dla mnie.
224
13.
„Jestem tutaj”
... On „wyszedł” z ciała, niosąc pewnemu bhakcie dotkniętemu
skrajnym nieszczęściem pocieszającą wiadomość: „Ja tu jestem!”
... „To jest mój obowiązek! Gdziekolwiek jestem, cokolwiek robię,
kiedy bhaktowie zawołają, muszę iść i nieść im pomoc”.
Ósmego września 1958 roku wieczorem, Baba przemawiał do ogromnego zgromadzenia ludzi z Nuzwid i okolicznych wiosek na przestronnym
terenie Pałacu Elamarru. Rozpoczął mowę stwierdzeniem, że człowiek
zgubił drogę i idzie okrężnymi, bocznymi drogami, odwodzącymi go
od celu. Ale jedynie człowiek ma zdolność rozpoznania właściwego kierunku, zawrócenia ze źle obranej drogi i ciągłego korygowania samego
siebie. Musi używać tej zdolności samoobserwacji i uświadomić sobie, że
śanti i śantoszę [pokój i zadowolenie] znaleźć można jedynie w kontemplacji bhagawat-tatwy [pierwiastka boskości]. Baba wspomniał, że źródłem
wszelkiego smutku i niepokoju jest brak intelektualnej odwagi.
I urwał w pół zdania, upadł bowiem w róg fotela, na którym siedział;
zesztywniał i znieruchomiał. „Wyszedł” z ciała, niosąc pewnemu bhakcie dotkniętemu skrajnym nieszczęściem pocieszającą wiadomość: Ja tu
jestem! Było to o godzinie 7:25! Zapanowało niesamowite milczenie. Zgromadzeni wstrzymali oddech. W ciszy, która ogarnęła wszystkich, słychać
było tykanie zegara na stole. O 7:30 powrócił i podejmując przemówienie,
stwierdził: To jest mój obowiązek! Gdziekolwiek jestem, cokolwiek robię,
225
Prawda Dobro Piękno
kiedy bhaktowie wołają, muszę iść i nieść im pomoc. Potem mówił dalej
przez ponad pół godziny o relacji guru – śiszja [nauczyciel – uczeń], o ciele
jako o świątyni Pana i o dyscyplinie koniecznej do sublimacji namiętności
człowieka!
24 listopada 1958 roku w Puttaparthi odbywało się Ujjalothsawam
[święto tańca] będące częścią obchodów urodzin Bhagawana Śri Sathya Sai
Baby. Huśtawka umieszczona we wschodniej stronie mandiru była pięknie ozdobiona kwiatami i na żarliwą prośbę wielbicieli Baba usiadł na niej.
Śpiewano pieśni religijne, grała muzyka, a kilku wielbicieli przemawiało
do zgromadzenia, skupiając się na zagadnieniach religijnych. Nagle Baba
usłyszał jakieś „wezwanie”, upadł do tyłu na poduszki i stał się „nieświadomy” wydarzeń w Puttaparthi. Uświadomił sobie bowiem, że ktoś w mieście
Haidarabad – jak później powiedział – ojciec pewnego wielbiciela, chory
na puchlinę wodną, dostał nagle ataku serca i był właśnie wnoszony do
karetki pogotowia. Baba dał mu swój darszan i wibhuti, po czym powrócił
na huśtawkę do mandiru. Zajęło to zaledwie dwie i pół minuty. Ale, jak
powiedział w Nuzwid, musiał iść. Wezwał go – jak to określił – jego obowiązek. Och! Czy człowiek zdoła opisać nieskończone miłosierdzie Pana?
Albo jego nieskończone moce?
Jego miłosierdzie przejawiało się podczas tych lat na wiele sposobów,
najbardziej jednak poruszająca jest ta „pozacielesna podróż”, którą Baba
podejmuje. Już w 1940 roku, czyli kiedy miał zaledwie 14 lat, budził przerażenie ludzi, „oddalając się” w ten sposób bez zapowiedzi. W pierwszym
takim przypadku uznano omyłkowo, że jest to utrata przytomności związana z ukąszeniem przez skorpiona.
Rzadko ujawnia, dokąd się udał i rzadko wspomina osobę, która
otrzymała jego łaskę. A jednak przypadków, kiedy ujawnił te fakty jest tak
wiele, że można stwierdzić, iż podróżował w ten sposób na granicę w Assamie, na front kaszmirski, do doliny Swiss Valley, do lasu Nallamalai, na
morski brzeg w Bombaju, nie licząc wielu innych miejsc w Indiach i poza
ich granicami. Czasami można zobaczyć, jak ciało Baby wykonuje jakieś
ruchy, jakby ciągnięcia, szarpania, podnoszenia, bandażowania i wyciągania – a później wyjaśnia on, że były to rzeczywiste czynności ratowania
kogoś przed utonięciem, spaleniem, przejechaniem, roztrzaskaniem się czy
zgnieceniem. Kiedyś (gdy rozmawiał z grupą wielbicieli w Muthukur na
226
Rozdział 13 – „Jestem tutaj”
tarasie jakiegoś domu) powiedział, że był w Bolarum, ponieważ przewrócił
się samochód terenowy i jakiś wielbiciel utknął pod nim. Baba popędził
do niego z wiadomością Dlaczego się boisz, skoro ja tu jestem?, wyciągnął
go spod pojazdu i – jak powiedział po powrocie – pozostał przy nim, aż
nadjechał jakiś autobus i zabrał rannego do szpitala.
Podczas zamieszek i rozbojów w Haidarabadzie, gdy życie jednego
z bhaktów znalazło się w nagłym niebezpieczeństwie, Baba „wyruszył”
mu na pomoc. Uderzył kilka osób dokoła siebie na tarasie Nilajam, co, jak
później wyjaśnił, odpowiadało ciosom, jakie wymierzył owym bandytom
w Haidarabadzie – tam jednak ze stukrotnie większym skutkiem. Bandyci,
jak powiedział potem ów bhakta z Haidarabadu, uciekli w popłochu!
Pewien wieśniak pokłócił się ze swym bratem o podział plonów
i przybył do Puttaparthi mając nadzieję, że pozostanie tam i będzie żył
z tego, co dadzą mu miłosierni pielgrzymi. Baba skarcił go, że jest ciężarem
dla innych, a okazując trochę więcej cierpliwości i miłości może szczęśliwie żyć z bratem w swej własnej wiosce. Zapewnił go, że jego łaska będzie
mu towarzyszyć, gdziekolwiek by nie był, po czym odesłał go do domu.
Przeżył to tak, jakby Baba go wypędził. W ciemną noc położył się więc
w poprzek torów kolejowych, mając nadzieję, że koła nadjeżdżającego pociągu zakończą jego zgryzotę. Jednak łaska Baby jest wszechprzenikająca.
„Pośpieszył” do leżącego człowieka i w porę zepchnął go z torów. Ludzie
otaczający go w Puttaparthi widzieli, jak pcha coś ciężkiego, na co wskazywały jego ruchy! Baba „powrócił”, krzycząc jeszcze na wieśniaka, który
tak głupio zrozumiał jego radę! Człowiek ten, imieniem Bhimajah, poczuł
– jak mi później wyjaśnił – że Baba chwyta go za rękę i ciągnie w dół po
nasypie, na którym leżał. Ze łzami skruchy i smutku powrócił natychmiast
do Puttaparthi, skąd udał się do brata i rodzinnej wioski. Bhimajah musiał
zrozumieć, że opis Dattatreji w słynnej stotrze – Dattatreja tatkszanaath
sarwagami, thjagi bhogi diwja jogi dajaluh [W tej samej chwili świadomość
Dattatreji jest obecna wszędzie. Przemienia zaślepionego ignoranta w szlachetnego jogina] – w pełni dotyczy Sathya Sai – awatara Dattatreji. Jeszcze dziś, kiedy wielbiciele spytają Bhimajaha, dlaczego sprawił Babie kłopot, zmuszając go do pozacielesnej podróży z powodu swojego szaleństwa,
zwiesza on ze wstydu głowę i prosi, abyśmy nie drążyli już tej bolesnej dla
niego sprawy.
227
Prawda Dobro Piękno
Mówiąc o aspekcie Dattatreji przejawiającym się u Baby, aż kusi mnie,
aby przywołać przeżycia mojego przyjaciela, profesora filozofii. Spotykał się on z upasaką [wyznawcą] Dattatreji, uczniem Gondhawali Brahmy Czajtanja Maharadży i pod jego przewodnictwem zgłębiał różne duchowe teksty. Kiedyś ten upasaka opowiedział mu o Śri Sathya Sai Babie
jako o wcieleniu Dattatreji i powiedział mu, żeby pojechał do Puttaparthi
i przyjął jego błogosławieństwa. Nie mogę jechać, bo jestem za stary na taką
podróż – odparł profesor. Wyznawca Dattatreji upierał się: Ależ powinieneś pojechać i dostać jego darszan. Mój przyjaciel przybył do Puttaparthi,
a kiedy został wezwany przez Babę na audiencję, Baba rozpoczął słowami:
Podejdź! Przekaż swój namaskaram [powitanie]. Ta Dattatreja pitam [siedziba Dattatreji] jest dla ciebie! Dattatreja jest wysławiany w Puranach jako
Ten, który odwiedza wszystkie miejsca w tej samej chwili, w odpowiedzi na
wezwania, modlitwy, błagania ze wszystkich stron – o wstawiennictwo
i pociechę oraz siłę i ukojenie!
Baba „opuszcza” ciało, by pojawić się przy wielbicielu w ostatnich
chwilach jego ziemskiej drogi i dać mu darszan. Pewnego wieczoru Baba
„wyruszył”, aby dać darszan osobie, której imię wyjawił po powrocie do
ciała. Kiedy powiedziałem mu: A więc to zdarzyło się w Muddanur, zaprzeczył i rzekł: Nie, nie, śmierć nastąpiła z powodu niewydolności serca; osoba
ta była właśnie przewożona do innego miejsca, śmierć nadeszła w drodze.
A później z listu od pogrążonego w smutku męża wyszło na jaw, że z powodu braku aparatu tlenowego w miejscowym szpitalu, pacjentkę trzeba
było zabrać taksówką do miasta odległego o około 36 kilometrów; zmarła
w taksówce, ze słowami Sai Ram, Sai Ram na ustach.
W Horsley Hills, Baba idąc pewnego wieczoru przez jadalnię, zdawał
się być na granicy „podróży”, jednak powiedział do siebie: jest jeszcze trochę
czasu, po czym podszedł do swojego stołu. I w połowie obiadu „wyruszył”,
aby zaszczycić darszanem umierającego człowieka! Kilka miesięcy temu,
podczas jednej z tych wypraw miłosierdzia, powtórzył wiele razy wody!,
wody!, więc otaczający go ludzie przynieśli szklankę wody i przytknęli ją
do jego warg. Jednak on w ogóle tego nie zauważył. Kiedy powrócił i rozejrzał się dokoła, zobaczył szklankę pełną wody i spytał, kto ją przyniósł i po
co. Usłyszawszy, że on sam o nią prosił, uśmiechnął się i powiedział: Kiedy
proszę gdziekolwiek, aby dano wody umierającemu człowiekowi, wodę przynosi się również tutaj.
228
Rozdział 13 – „Jestem tutaj”
Dziwne są drogi Boga. Być może właśnie dlatego Baba często mówi: Nie
marnujcie czasu i energii próbując znaleźć wyjaśnienie moich czynów. Najpierw zrozumcie siebie i swoją własną naturę. To klucz do zrozumienia mnie.
Baba nie potrzebuje „wykraczać” poza fizyczne ciało, aby pojawić się
gdzie indziej albo przynieść ukojenie. Czasami po prostu siedzi sztywno
lub patrzy na wprost nieobecnym wzrokiem, a za kilka sekund „wraca”.
W międzyczasie dokonała się podróż i przekazanie łaski! Pewnego dnia,
podczas opowieści o jednym z ministrów Manu Czakrawarthiego, Baba
„odleciał” gdzieś na około 10 sekund, a powróciwszy, kontynuował swą
opowieść! Jedynie najbardziej uważni słuchacze zauważyli, że zaszło coś
niezwykłego. I wtedy ktoś wszedł do jego pokoju. Baba spytał go: Otrzymałeś telegram? Wyglądało na to, że człowiek ten dostał telegram! Co jest
w nim napisane? Prasad ma wysoką gorączkę, tak? – zapytał Baba. Jeszcze
go nie otworzył. Pismo zostało więc wręczone Babie, a kiedy je otworzył,
okazało się, że Prasad ma gorączkę i że temperatura wynosi aż 40 stopni.
Baba jednak powiedział: W ogóle się nie martw. Przed chwilą tam byłem;
chłopiec już jest bezpieczny. Jak nam opowiedziano, Prasad był 400 kilometrów dalej, w domu tego człowieka, który właśnie wszedł do pokoju!
W zasadzie nie mamy nawet najmniejszej wiedzy o tajemnym dziele
łaski w wykonaniu Baby. On ratuje, strzeże, kieruje, dyktuje, nawet kiedy
rozmawia, śpiewa czy gdzieś idzie. Pamiętam jedno szczególne przeżycie
wyjątkowego rodzaju: Baba był wtedy w Prasanti Nilajam, w swoim pokoju. Było nas tam około dwunastu, pilnie zaprzątniętych rozcinaniem par
dhoti [pasów materiału noszonych przez mężczyzn] na pojedyncze i składaniem tych pojedynczych – miały one zostać rozdane ubogim podczas
święta Nawaratri. Nagle Baba spytał: Parthasarathi! Myślisz, że jestem teraz przy tobie, z tymi nożycami tnącymi ten materiał, prawda? Czy wiesz,
że byłem właśnie teraz w Madrasie, żeby zobaczyć twego Kuszę? Maluch
nabawił się błonicy i twój brat zabrał go do szpitala. Nie martw się, mój drogi. Dałem mu darszan, wkrótce wydobrzeje. Oświadczenie to wprawiło nas
wszystkich w zdumienie, a Parthasarathi padł do stóp Baby, przygnieciony
tym dowodem jego potęgi i łaski.
Z właściwym sobie poczuciem humoru Baba mówi o swoich mahimach [cudach] jako swych „wizytówkach”! Można więc powiedzieć, że
ogłasza nam przez nie, że jest Panem we własnej osobie. Tym samym
229
Prawda Dobro Piękno
Panem, który natychmiast przychodził na ratunek niejednemu bhakcie,
który go wołał. W swojej łasce raczy on przedstawiać swoje „wizytówki”,
symboliczne listy uwierzytelniające Jego boskość, nawet przybyszom, zaglądającym tu z czystej ciekawości. Od nas zależy, czy uchwycimy się tej
szansy i szukając u niego klucza do samorealizacji rzeczywiście tę szansę
wykorzystamy!
230
14.
Sarathi – woźnica
Znamienne jest, że miesięcznikowi, uroczyście zapoczątkowanemu
w Prasanti Nilajam w 1958 roku, Baba dał tytuł „Sanathana
Sarathi”, ponieważ tak jak Śri Kriszna, on również zszedł na
świat, aby uwolnić nas od smutku i ułudy, od pychy i niewiedzy,
i przywrócić na świecie dharmę. Słowo „sarathi” jest zapewnieniem
danym przez Babę, że poprowadzi on nas prostą drogą, o ile tylko
uczynimy pierwszy krok i zaprosimy go, aby wziął w ręce lejce
naszego życia.
Pan Kriszna w swej łasce zgodził się być woźnicą – sarathi – Ardżuny, podczas bitwy na polu Kurukszetra. Narajana stał się sarathi dla nary
[człowieka]; Bóg kieruje działaniami człowieka.
Ardżuna został omotany przez mohę [iluzję] dokładnie wtedy, gdy
obowiązek wzywał go do działania. Moje członki mdleją; język mi wysycha.
Łuk wypada mi z dłoni. Nie jestem w stanie ustać na nogach; umysł wiruje
jak oszalały – zapłakał. Śri Kriszna skarcił go, że uległ godnej pogardy słabości, która nie przystoi mężczyźnie. Zdolność rozróżniania Ardżuny została stłumiona przez smutek i złudzenie, pychę i niewiedzę, poczucie „ja”
i „moje”. Potem Kriszna, który jest antarjaminem [wewnętrznym mieszkańcem] usunął tę zasłonę mohy i przekazał mu sekret udanego życia, jogę
saranagati [poddania] i anaśakti [nieprzywiązania].
231
Prawda Dobro Piękno
Znamienne jest, że miesięcznikowi, uroczyście zapoczątkowanemu
w Prasanti Nilajam w 1958 roku, Baba dał tytuł Sanathana Sarathi [Odwieczny Woźnica], ponieważ tak jak Śri Kriszna, on również zszedł na
świat, aby uwolnić nas od smutku i ułudy, od pychy i niewiedzy, i żeby
przywrócić na świecie dharmę. Słowo „sarathi” to zapewnienie dane przez
Babę, że poprowadzi on nas prostą drogą, o ile tylko uczynimy pierwszy
krok i zaprosimy go, by wziął lejce naszego życia w swoje ręce. Słowo „sanathana” [odwieczny] jest przypomnieniem o tym, że taka jest rola Baby
od samego początku stworzenia.
Baba napisał pięć cykli artykułów. Ich tytuły to „Prema wahini”
[Strumień miłości], „Dhjana wahini” [Strumień medytacji], „Praśanti
wahini” [Strumień najwyższego spokoju], „Dżniana wahini” [Strumień
mądrości] i „Sandeha niwarini” [Rozpraszanie wątpliwości]. Pisze w prostym, bezpośrednim, potocznym języku telugu, więc podczas lektury tych
artykułów można sobie wyobrazić samego Babę mówiącego do czytelnika na swój serdeczny, budzący natchnienie sposób. Wieloma wtrąconymi
w zdania pytaniami skłania czytelnika, aby sam pomyślał o sprawach, które on porusza. Zwracając się czasem do nas pieszczotliwymi określeniami,
jak „najina” [dziecko], „babu” [pan, pani], „abbaji” [chłopcze], „bangaru”
[złotko] przyciąga nas bliżej do siebie, aby udzielić wskazówek w sztuce
pielgrzymowania do Boga.
Baba napisał: Jakże zawiedziony będzie gospodarz, jeśli ziarna, które
posiał, nie wykiełkują, nie wyrosną i nie wydadzą plonu! Podobnie też, jeśli
ziarna, te „słowa prawdy”, które ja sieję, nie wykiełkują w waszych sercach
i nie wyrosną na piękne drzewka, a potem na drzewa przynoszące owoc, ja
także nie będę szczęśliwy. Plon anandy jest moim pożywieniem, moją aharą
[pokarmem]. To jedyna sewa wykonywana dla mnie, jakiej potrzebujecie.
Nie ma nic ponad to. Jeśli nie odrzucicie tych dobrych słów i prawdy napisanej dla waszego dobra i zastosujecie je w życiu doświadczając płynącej
z tego radości, to ta radość będzie pokarmem, którym ja się odżywiam. Jeśli
więc postępujecie zgodnie z moimi słowami i wcielacie je w codzienne życie,
ja chętnie powiem wam więcej, bo w tym celu przybyłem.
Baba często mówi, że ukazuje swoją boskość poprzez mahimy i lile tylko
po to, aby zaszczepić konieczną dla ludzi wiarę, aby mogli go słuchać i iść za
jego wskazówkami – dla własnego duchowego urzeczywistnienia. Twierdzi,
232
Rozdział 14 – Sarathi – woźnica
że każdy ma prawo poznać to przesłanie wprost od niego, więc może zbliżać
się do niego bez strachu i wahania. Jego chęć usuwania wszelkich wątpliwości czyhających w umysłach ludzi, którzy szukają u niego przewodnictwa,
jego gotowość do tylu osobistych z nimi spotkań, ile pragną, dla omówienia
ich trudności w sadhanie, są dowodami jego łaski i miłosierdzia.
Uważne czytanie stron „Sanathana Sarathi” ukaże każdemu czytelnikowi siłę, mądrość i łaskę Bhagawana Śri Sathya Sai Baby. Ostrzega nas on
przed zaniedbywaniem drobiazgów w dążeniu do rzeczy wielkich.
Bądźcie uważni jeśli chodzi o małe rzeczy. Sto malutkich rzeczy, którym
oddajecie się w każdej chwili, utrwala się w nawyki, wypaczając charakter i
osobowość. One kształtują waszą inteligencję, wasze spojrzenie na świat oraz
wasze ideały i dążenia. Stawcie czoła swoim złym skłonnościom zanim was
zniewolą. Jeśli uczynicie szczery wysiłek, z pewnością się wam powiedzie.
Jeśli ktoś wskazuje wam wasze błędy, nie kłóćcie się i nie usiłujcie udowodnić, że się myli, nie zachowujcie też urazy do tej osoby. Przemyślcie to
w sercu, na chłodno przyjrzyjcie się swemu zachowaniu i z wdzięcznością
zajmijcie się poprawianiem siebie.
Kiedy ktoś sprawia wam mentalny ból, nie dopuszczajcie do siebie
gniewu. Gniew jest wrogiem numer jeden wiweki [zdolności rozróżniania]
i wiczakszany [rozsądku]. Odmawiajcie wtedy przez chwilę namasmaranę,
usiadłszy w cichym miejscu albo głośno śpiewajcie bhadżany. Jeśli nie możecie zrobić żadnej z tych rzeczy, pościelcie łóżko i idźcie spać.
Twoje własne doświadczenie jest dla ciebie najlepszą gwarancją prawdy. Nie kieruj się tym, co mówią inni o swoich przeżyciach – żadne nie może
być równie prawdziwe, jak twoje własne.
Rozwijajcie odwagę, pewność siebie, nadzieję i zapał. One przydadzą
się wam zarówno w sprawach świeckich, jak i duchowych.
Wszędzie ludzie są pogrążeni w zmartwieniach i kłopotach; czy jest
rzeczą słuszną zwiększać tę udrękę? Morze jest już wzburzone; jak możesz
więc myśleć o uderzeniu w nie tajfunem? Ucz się raczej rozsiewać uśmiech
wędrujący z twarzy do twarzy. Po co zasmucać dodatkowo świat swoim biadoleniem i opowieściami o swoim nieszczęściu?
Wybierz drogę dżapy i dhjany, aby uśmierzyć swój smutek; pokonaj
własny smutek i bądź przykładem dla pozostałych.
233
Baba w Starym Mandirze, 1950
Rozdział 14 – Sarathi – woźnica
Oto niektóre rady, jakimi obdarza nas w swojej dobroci.
Pokonanie szkodliwych skłonności, popędów i nawyków oraz kształtowanie charakteru – te działania są jednak tylko wstępem do praktykowania sadhany. Stąd też Baba znaczną część tego, co mówi, poświęca
dhjanie, dżapie, namasmaranie i modlitwie. Od trzynastu miesięcy jego
artykuły poświęcone są dhjanie [medytacji] i jej działaniu – temu, co nazywa „planową metodą”.
Medytuj, aż umysł znajdzie się pod twoją pełną kontrolą. Kiedy umysł
galopuje tu i tam, uważaj, nie idź za jego kaprysami, próbuj je odkryć i pokonać. Bądź spokojny, nie goń za umysłem. Wówczas sam powróci, kiedy się
zmęczy i wyczerpie, kiedy poczuje, że jest przez ciebie lekceważony. Umysł
jest jak małe dziecko. Kiedy matka idzie za dzieckiem, woła je po imieniu
i okazuje zaciekawienie jego poczynaniami, dziecko nabiera pewności siebie, aby wędrować trochę dalej. Ale jeśli matka zatrzymuje się i zawraca,
dziecko ogarnia strach na widok tego lekceważenia i powraca w jej ramiona.
Dlatego nie przejmuj się wybrykami umysłu; dalej powtarzaj to imię oraz
medytuj nad tą boską postacią, którą najbardziej lubisz, w sposób, który
najbardziej ci odpowiada. A spełnisz pragnienie swego serca.
Słów pociechy i zachęty, takich jak powyższe, jest wiele w artykułach
pisanych przez tego Dakszinamurtiego [Śiwę jako nauczyciela] naszych
czasów. Ponieważ, jak mówi: W poprzednich epokach za upadek dharmy
odpowiedzialna była grupa osób czy jedna postać, trzymająca w ręku narzędzia wyzysku i zniewolenia, dysponująca potrzebną do tego siłą. Dlatego
poprzedni awatarowie mogli przywrócić dharmę, niszcząc tę grupę czy osobę. Obecnie jednak natura rakszasowa [demoniczna] stała się powszechna,
więc ten awatar musi wprowadzić rewolucję w ludzkim charakterze, postawie i zachowaniu, a ludzie muszą nauczyć się dyscypliny duchowej.
Ludzie muszą wejść na drogę jedności, harmonii i pokoju. Uświadomienie sobie, że wszystko we wszechświecie jest przejawieniem Pana, który
jest prawdziwą podstawą i istotą wszystkiego co istnieje, przędzą i osnową,
nicią i tkaniną – jest prawem każdego człowieka, niezależnie od rasy, religii,
klasy czy kasty. Wy, z obecnego pokolenia, jesteście naprawdę szczęśliwcami,
mając unikalną sposobność kontaktu z awatarem Pana i szansę na uzyskanie przewodnictwa, bo przybył, by je dawać.
235
Prawda Dobro Piękno
W swych artykułach Baba stanowczo wypowiada się przeciwko nauczycielom czy guru, którzy narażają na szwank ideały, aby zdobyć poważanie i sławę. Jednym z powodów jego przyjścia jest bowiem poprowadzenie ich z powrotem ku uczciwości. Potępia poplecznictwo i tworzenie
rozłamów w imię Boga. Faktycznie zaprzecza, że Bóg może być kiedykolwiek gniewny czy zazdrosny. Nie wierzcie w opisy Pana, w których jest on
przedstawiany jako chciwy, interesowny, gniewny, zazdrosny czy mściwy.
On jest ponad wszelką małostkowością i kupczeniem. On jest premą, karuną [współczuciem] i śanti. Kiedy uderzysz kamieniem w naczynie z nektarem, zaczyna przeciekać – czy jednak nektar staje się przez to cierpki? Nie,
on nigdy nie może zmienić swej słodyczy.
Przesłanie Baby jest przesłaniem harmonii. Kiedy opisuje się wszechobejmujące, wszechprzenikające, czyste istnienie, przedmiot i sposób opisu
zależą od punktu widzenia mówcy i od poziomu zrozumienia słuchacza.
Kiedy „to” jest opisywane przy pomocy różnych atrybutów, wówczas otrzymuje różne imiona i formy. Jeśli sadhaka pojął, że „to” jest ponad wszelkimi atrybutami, jakie umysł może sobie wyobrazić, wówczas określa się „to”
jako brahmana. Dlatego wszelkie spory pomiędzy odłamami religijnymi
są jedynie świeckim współzawodnictwem, uprawianym dla prostackiej
przyjemności, jaką daje to niższym umysłom, mówi Baba.
Baba zwrócił uwagę również na to, że sanjasini zasługują na szacunek
tylko wtedy, gdy porzucili wszelkie pragnienia, nawet pragnienie założenia
swoich aszramów [ośrodków]. Niewola więzów z aszramem staje się sama
w sobie śramam – ciężarem. Zamiast porzucenia wszelkich więzów, tacy
guru zaprzęgają się jeszcze ciaśniej do pługa samsary i staczają do poziomu
zwierząt pociągowych. Baba mówi, że ludzie stracili wiarę w sanathana
dharmę i w samą instytucję sanjasy [życia w stanie pełnego wyrzeczenia,
odpowiadającemu statusowi mnicha w kulturze zachodniej] z powodu
działań ludzi, ciągle wywierających nacisk na społeczeństwo dla zdobycia
reputacji i sławy. Tacy guru – stwierdza Baba – szkolą wielu uczniów, więc
muszą podjąć szczególny wysiłek, aby pomóc tym uczniom ukształtować
odpowiedni pogląd na świat i w pełni zanurzyć się w kontemplację Pana.
Baba wskazał też na błąd nadawania guru wyższej rangi niż ta, która
jest mu należna. Szanuj guru jako osobę, która pokazuje ci drogę, troszczy
się o twój postęp i ma na uwadze twoje dobro. I to wszystko. Nie bierz go za
236
Rozdział 14 – Sarathi – woźnica
wszechobejmującego czy wszechmocnego. Jedynie Pana można traktować
i odczuwać jako wszechobejmującego.
Baba zawsze podkreśla potrzebę umiaru. Nie zaleca wszystkim ascezy. Mówi o ciele jako o narzędziu danym przez Boga.
Zrozumcie je dobrze i uczyńcie je posłusznym waszej woli. Nigdy nie
kłaniajcie się przed nim ani nie podążajcie za jego kapryśnymi żądaniami.
Ćwiczcie je uważnie, aby przyczyniało się do waszej pomyślności.
Zwracajcie uwagę na pierwsze oznaki uszkodzenia ciała czy utraty sił.
Utrzymujcie je w dobrym stanie przez zdyscyplinowanie działań, umiarkowane pożywienie, umiarkowany sen, odnoszenie się z miłością do wszystkich
i postawę pełną hartu ducha w obliczu zarówno bólu czy niepokoju, jak i powodzenia i dobrego losu. Do wyleczenia chorób ciała te rzeczy są ważniejsze
niż lekarstwa. Nawet zdolność rozróżniania, o ile zastosuje się ją do własnego stanu fizycznego, pomoże pokonać chorobę.
Baba często wypowiada się przeciwko głodzeniu ciała przez uniesionego nadmiernym zapałem sadhakę, jak i przeciwko głupim smakoszom, którzy dogadzają swemu podniebieniu pożywieniem radżasowym
i tamasowym.
Daleki od potępiania życia rodzinnego, Baba nazywa takie życie
„guru”, ponieważ z powodu znoju i zgiełku życia w rodzinie ludzie zaczynają odczuwać pragnienie życia na wyższym, duchowym poziomie. Mówi,
że bez tych kłopotów wielu ludzi w ogóle by do niego nie przybyło. Jednak
gdy już przybędą i poznają go, lgną do boskości bez względu na to, czy
ich kłopoty zostały rozwiązane, czy nie. Stopniowo zaczynają czuć, że nie
powinni przypisywać tym kłopotom takiego znaczenia, jak robili to do tej
pory; stawiają im czoła z większą odwagą, pewnością siebie i nawet zrozumieniem. Napisał, że trzcina cukrowa powinna akceptować cięcie, siekanie
i miażdżenie, gotowanie i odcedzanie, jakim jest poddawana, bo bez tych
ciężkich przejść wyschnie i nie osłodzi żadnego języka. Podobnie człowiek
powinien akceptować trudności, ponieważ tylko one wydobywają słodycz
z ducha, który jest wewnątrz. Pragniesz mieć jakąś ozdobę i idziesz do złotnika, dając mu potrzebną ilość złota. Czy jednak spędzasz bezsenne noce,
marniejąc z powodu rozgrzewania i kucia, szarpania i ciągnięcia, cięcia
i rzeźbienia, któremu rzemieślnik poddaje to złoto? Dlaczego więc martwisz
237
Prawda Dobro Piękno
się, gdy Pan – aby uczynić z ciebie cudowny klejnot – podgrzewa i topi, tnie,
żłobi i usuwa nieczystości w tyglu cierpienia?
Baba jest wielkim uzdrowicielem, który przywraca siły mdlejącym
duszom; jest jedynym w swym rodzaju wskrzesicielem. Nalega na prawdę, ponieważ korzeniem fałszu jest tchórzostwo – ukrywasz fakty przed
kimś tylko wtedy, kiedy się go obawiasz lub kiedy go nienawidzisz. Prawda opiera się na sile. Według Baby, usprawiedliwianie siebie słabością lub
brakiem sił jest sprzeczne z naturą człowieka. Nie pozwala nikomu mówić:
Jestem grzesznikiem, zrodzonym z grzechu, jestem grzeszną duszą. Kiedy
jakiś wielbiciel zaczyna pod wpływem skruchy lżyć samego siebie, Baba
natychmiast przywraca go do porządku: Skoro przyszedłem na świat dla
ciebie, nie powinieneś tak myśleć – mówi.
Baba stawia znak równości pomiędzy balam i punjam [siłą i cnotą]
oraz pomiędzy durbaljam i papam [słabością i grzechem]. Innymi słowy:
Słabość jest grzechem; siła jest święta. Siła fizyczna, umysłowa i duchowa –
wszystkie trzy są konieczne, ale największym źródłem tych trzech sił jest
wiara w siebie, w paramatmę [najwyższą jaźń] obecną w człowieku. Pamiętaj o tym i czerp z tego siłę. Moim zadaniem jest dać ci wiarę w siebie i siłę,
która z tej wiary wypływa. Przygnębienie, jak mówi Baba, jest główną przyczyną upadku, zatem każdy powinien pielęgnować w sobie pogodę ducha,
ponieważ życie w zadowoleniu jest nieustającym świętem. Zawiść wypija
soki życiowe, rozprzestrzenia się jak trucizna po całym państwie. Poświęcaj
wszystko Panu, zarówno radość, jak i smutek; oto tajemnica zadowolenia,
najcenniejszego ze wszystkich skarbów.
Baba zaszczepia w wielbicielach ducha sewy [służby]. Podczas obchodów świąt Daśara, jeden dzień jest zazwyczaj poświęcony służbie społecznej, jej praktycznym zastosowaniom i szacunkowi, z jakim należy ją pełnić.
Baba pisze i mówi o paropakaram [dobroczynności], która ostatecznie jest
upakaram [korzyścią] dla samego siebie i parahimsie [przemocy wobec innych], która ostatecznie okazuje się himsą [krzywdą] wyrządzoną samemu
sobie. Jakże szczęśliwy będzie Madhawa [Bóg], który przychodzi na świat
w ludzkiej postaci, aby służyć manawie [człowiekowi], jeśli manawa też zajmuje się sewą? – mówi. Poświęć swój czas na służenie światu, niezależnie od
rezultatów, jakie ono przyniesie. Jednak Baba przywiązuje dużą wagę do postawy, która inspiruje sadhakę do wejścia na drogę sewy. Chociaż służba dla
238
Rozdział 14 – Sarathi – woźnica
ludzkości jest święta, nie będzie z niej żadnego pożytku, jeśli nie będzie połączona z wyższą ideą madhawasewy [służby Bogu], uświadamiania sobie
wrodzonej obecności Pana w każdym człowieku i wielbienia Pana w postaci
tej czy innej osoby. Należy w pełni wierzyć w boskość człowieka, zaś służba
powinna być ofiarowana jako nieprzerwana kontemplacja Pana. Używaj siły
i wiedzy oraz osiągnięć, którymi obdarzył cię Pan, ku większej chwale Pana,
szczerze i bez żadnego udawania. To jest sewa dla Boga, do której zostałeś
wezwany, niezależnie od tego, jaka jest twoja działalność czy obowiązki.
Bardzo często Baba poświęca całe przemówienie, by naświetlić potrzebę wiczary, czyli dociekania, które przeciwstawia ślepej, bezmyślnej wierze.
Możecie bez wahania zadać mi jakiekolwiek pytanie. Zawsze jestem gotów
odpowiedzieć, chcę tylko, aby pytali ludzie żarliwi, którzy rzeczywiście pragną wiedzieć. Bez roztrząsania i rozumowania nie sposób pojąć prawdziwej
wartości spraw, a wyrzeczenie w ogóle nie jest możliwe. Czasami będziecie
musieli pytać nawet o przebieg swego dociekania, ponieważ możecie przez
cały czas oszukiwać samych siebie dowodząc, że wszystkie wasze działania
są moralne i czyste, podczas gdy bezstronny umysł mógłby z miejsca je potępić. Podobnie jak Śri Kriszna, Baba zaleca ludziom: Rozważajcie wszystkie
za i przeciw; pomyślcie także o swoim własnym doświadczeniu, a potem
sformułujcie własny osąd. Nie dajcie się zwodzić przez to, co mówią inni,
ani nawet przez to, co ja mówię!
Przy bramie mokszy [wyzwolenia], czy też sakszatkary [samorealizacji] stoją trzej wartownicy – mówi Baba – którzy wpuszczą was do środka
tylko wtedy, kiedy przekonacie ich o ważności swoich listów uwierzytelniających. Ci wartownicy to śantosza [zadowolenie], śanti i wiczara. Jeśli choć
jeden z nich będzie zadowolony, pozostali nie będą zbyt wymagający. Dlatego rozwijajcie śantoszę, śanti i wiczarę. Są one ze sobą powiązane. Wiczara
wprowadzona w dziedzinę anubhawy [doświadczenia], rodzi śanti, czyli
niezakłóconą śantoszę – anandę. Proś mnie o sadhanę, w którą pragnąłbyś
się zagłębić, lub o taką sandeszę [pouczenie], którą mógłbyś natychmiast
wprowadzić w czyn. Dąż do czegoś, co przyniesie ci konkretną korzyść – oto
czego Baba od nas wymaga.
W poleceniach wypowiadanych przez Babę pobrzmiewa ton ponaglenia, ponieważ, jak mówi, czas wyruszenia ścieżką sadhany jest właśnie
teraz.
239
Prawda Dobro Piękno
Rozpocznij dziś sadhanę, którą trzeba będzie wykonać jutro. Rozpocznij
teraz sadhanę, którą trzeba wykonać dziś. Tak jak dziecko musi zacząć naukę
alfabetu już we wczesnym wieku, aby zdobyć biegłość w naukach humanistycznych i ścisłych w wieku późniejszym, również duchowe dziecko musi zacząć naukę alfabetu natychmiast i kontynuować ją. Nikt nie poradzi sobie z
alfabetem, kiedy będzie starcem, czy też znajdzie się na łożu śmierci. Z każdą
sekundą długość życia się skraca; chwila, która przeminęła, nie należy już do
ciebie, ta która dopiero nadchodzi, może w ogóle nie być twoją. Dlatego dołóż
wszelkich starań teraz, w tej właśnie chwili, żeby zdobyć wieczną radość.
Spośród środków do zdobycia tej wiecznej radości Baba stawia na
pierwszym miejscu namasmaranę [recytację imienia Pana], choć mówi
i pisze także o trzech tradycyjnych systemach jogi oraz o trzech tradycyjnych szkołach filozoficznych. Baba przybył, aby zakończyć wszelkie
rozłamy i podkreśla zgodność we współistnieniu tych szkół i systemów.
Nie powiem, że karma, dżniana i bhakti są od siebie oddzielone, ani nie
ustawię ich w kolejności jako pierwszej, drugiej czy trzeciej; nie zaakceptuję
nawet połączenia tych trzech. Karma to bhakti, bhakti to dżniana. Kawałek
chałwy posiada słodycz, kształt i wagę – wszystkie trzy cechy. Podobnie każdy pojedynczy czyn człowieka dążącego do Boga musi mieć słodycz bhakti,
kształt karmy i ciężar dżniany. Dżniana bierze się z bhakti, a bhakti rozwija się przez karmę. Najszlachetniejszą karmą jest namasmarana, dżapa
i dhjana. Żarliwe i bezwarunkowe bhakti zabiera człowieka z salokjamukti
do samipjamukti, a stamtąd do sarupjamukti [na trzy poziomy wyzwolenia: przebywanie w Brahmaloce – boskiej rzeczywistości, przebywanie
w bliskości Boga, tożsamość z Bogiem]. Jest to ostateczny rezultat bhaktiśastry [nauki oddania]. Jednak adwajta siddhanta [doktryna niedualności]
nie uzna tego za najwyższy stan. To, że człowiek ma sarupję – tę samą rupę
[formę] co Pan, nie oznacza, że możemy przyjąć, iż ma on moce śriszti, stiti
i laji [stwarzania, podtrzymywania i destrukcji], które posiada Pan. Dopiero kiedy znika ślad jakiejkolwiek różnicy, osiąga się jedność – wtedy ma
miejsce sajudżja [jedność z Bogiem]. Może to nastąpić jedynie z łaski Boga;
nie można twierdzić, że jest to nagroda za wysiłek.
Pan może też łaskawie zapewnić bhakcie brahmadżnianę [poznanie
brahmana]. Puruszottama [Najwyższa Istota] i prakriti [natura] nie są bowiem dwoma odrębnymi bytami. On może usunąć zasłonę, którą sam narzucił.
240
Rozdział 14 – Sarathi – woźnica
Przedmiot i jego natura są tym samym, nie są różnymi rzeczami. Czy
można widzieć naturę rzeczy odrębnie od samej rzeczy, słodycz odrębnie
od cukru, światło odrębnie od słońca? Podobnie Bhagawan ma dwie cechy;
kiedy mówimy o nich jako o dwóch, są znane jako Purusza i prakriti, ale
w rzeczywistości są tym samym. Prakriti w Bhagawanie jest nieprzejawiona,
nierozdzielna, poznawalna jedynie przez doświadczenie, jak słodycz w cukrze. Samym aktem woli ta prakriti okrywa Bhagawana i rezultatem tego jest
wszechświat. To jedno Istnienie jest podstawą, fundamentem, zarówno dla
tego, co kosmiczne, jak i tego, co indywidualne; zarówno dla totalnej całości,
jak i dla pozornie odrębnych części. Ten przejawiony totalny wszechświat
wyrósł z nieprzejawionej, niepodzielnej rzeczywistości, czyli purny [pełni],
a mimo to nie umniejszyło jej to w żaden sposób.
Baba potrafi rozwikłać najbardziej skomplikowane zagadnienia filozoficzne w sposób łatwy do zrozumienia, a słuchacz czy czytelnik widzi
to rozwiązanie w błysku iluminacji wznieconym przez jakieś porównanie,
przenośnię, przypowieść czy epigram streszczający godzinną, szczegółową
wykładnię. Podsumowując, on przyszedł dla ciebie i dla mnie, aby przekuć nas w zdyscyplinowanych sadhaków, ponieważ, jak sam mówi: Świat
może osiągnąć dobrobyt i pokój jedynie dzięki takim osobom, których serca
są czyste i których umysły są wolne od uprzedzeń i namiętności, zazdrości
i chciwości, gniewu i zawiści. Niech naszym przeznaczeniem będzie uzyskanie jego łaski, abyśmy również i my mogli dołączyć do grona takich
rozwiniętych dusz.
241
15.
Dzieło rozpoczęte
Baba mówił przez trzy kolejne dni o sobie i swojej misji... Oświadczył,
że przybył ponownie, aby ogłosić tę samą doktrynę karmasanjasy
i saranagati. „Tak jak chmury zasłaniają chwałę słońca, tak chmury
wątpliwości i złudzenia zasłaniają moją chwałę przed waszym
rozumieniem” – powiedział.
Tysiące osób biorących udział w obchodach Daśary w 1960 roku muszą jeszcze do dziś pamiętać te przejmujące wypowiedzi, jakie padły z ust
Baby podczas jego przemówień, kiedy odnosił się do siebie i swej misji.
Już w pierwszy dzień, podczas obchodów Dnia Szpitala, Baba powiedział,
że stratą czasu i energii jest karmienie prostego, niewykształconego ludu
zawikłanymi doktrynami wedantyjskimi, których nie sposób ogarnąć rozumem. Stwierdził, że głupotą jest zalecać im wyczerpujące posty i nocne
czuwania. Nauczyciele i poszczególni guru muszą zachęcać prostych ludzi, aby powoli robili postępy duchowe, wykonując tylko jeden krok, np.
porzucając jeden zły nawyk; a potem następny. I wydłużali czas trwania
dżapy i medytacji.
Baba przez trzy kolejne dni mówił o sobie i swojej misji, a recytowanie i objaśnianie wiersza w języku telugu pt. „Śri Sathya Sai Gita”, napisanego przez Widwana Dupati Thirumalaczarlu, zapewniało w tym czasie
niezbędne tło i inspirację. Oświadczył, że przybył ponownie, aby głosić tę
samą doktrynę karmasanjasy [porzucenia owoców działania] i saranagati
242
Rozdział 15 – Dzieło rozpoczęte
[poddania]. Tak jak chmury zasłaniają chwałę słońca, tak chmury wątpliwości i złudzenia zasłaniają moją chwałę przed waszym rozumieniem – powiedział. Chciałby, aby wszyscy ludzie, tak jak Ardżuna, porzucili mohę
[złudzenie] zrodzoną z adżniany [niewiedzy] i uwolnili się z kajdan „ja”
i „moje”. Prema jest nasieniem, bhakti kiełkiem, wiara jest nawozem, satsanga [przebywanie w towarzystwie wielbicieli] deszczem, poddanie się jest
kwiatem, a połączenie z Panem jest owocem – oświadczył.
Wy wszyscy macie więcej szczęścia – powiedział – niż ludzie poprzednich pokoleń, bo macie mnie jako swego przewodnika i strażnika, pilnującego was i ostrzegającego, kiedy stawiacie jakiś zły krok. Wykorzystajcie jak
najlepiej tę rzadką sposobność; nie skaczcie tu i tam jak żaby, lekceważąc
rozkwitający obok kwiat lotosu. Bądźcie jak pszczoły zlatujące się zewsząd,
aby do woli pić jego nektar. Słowa takie jak te, rozbrzmiewające powagą
Pana wzywającego wszystkich, aby przyjęli w Nim schronienie, płynęły
obficie z Baby ust podczas każdego przemówienia. Wiara sama w sobie
jest nagrodą; ona odsłania prawdę. Jeśli uważacie, że Kriszna był pasterzem, sprowadzacie nie tylko Krisznę, ale i siebie do poziomu pastuszka.
Uznajcie go za Pana przebywającego w świątyni waszego serca, a będzie
działał jako wasz woźnica. Powiedział: Nie odrzucajcie i nie wątpcie, ani
nie wahajcie się uznać Pana, gdy sam sprawił, że jest tak łatwo dostępny
waszym modlitwom.
Nie jesteście w stanie pojąć pełnego znaczenia tego awatara, ani być
świadkami pełnej chwały bez odpowiedniego przygotowania, dlatego odkrywam wam jedynie małe fragmenty tej chwały, takie jak stwarzanie wibhuti
itd. – oznajmił pewnego dnia. Nie, nie leży w mojej naturze sypanie atrakcjami po to, by przyciągnąć do siebie ludzi. Obdarzam radością bez żadnego
powodu; to dlatego uwielbiam czynić cuda.
Podnosząc zasłonę, która ukrywa przed nami jego boskość, oświadczył pewnego dnia: Niektórzy ignoranci czyniący uwagi o mnie mówią, że
mam podwójną osobowość: daiwatwam (boskość) przez większość czasu,
ale manuszjatwam (człowieczeństwo) przez pozostały czas. Ale wy uwierzcie, że jestem zawsze i jedynie „twam” – „tym, co jest”. Bóg nie zmienia się,
ani nie podlega przekształceniom. Mówię wam to, ponieważ jest między
nami wyższy duchowy związek, a nie zwykła relacja pomiędzy odwiedzającym i odwiedzanym.
243
Prawda Dobro Piękno
Innego dnia powiedział ostrzegawczym tonem: Muszę was wszystkich
ostrzec przed kłamliwymi nauczycielami i oszukańczymi guru. Jest wielu
takich, którzy udają samadhi, robiąc wrażenie, że wpadają w boską ekstazę
i obiecują przeniesienie tej ekstazy na otaczających ich ludzi. Dają wykłady podczas tego samadhi, tańczą i śpiewają w tym stanie, który nazywają
rasakridą [dosł. słodką zabawą; upojnym tańcem Kriszny]. Za to wszystko
zasługują na surową karę. Trzymajcie się od nich z daleka – powiedział.
Wkrótce zabiorę się za demaskowanie tych szarlatanów i wymierzę im karę,
na jaką zasługują – oświadczył.
W dzień Guru Purnima w 1961 roku, w mieście Mysore, Baba wezwał swych wielbicieli i zwolenników, aby uważali na tego rodzaju guru
i ostrzegł ich przed najmniejszą nawet chciwością, samolubstwem, pychą,
zawiścią i obłudą. Nadszedł czas na wyplenienie takich guru, którzy dają zły
przykład śiszjam [uczniom] takich sannjasinów, którzy współzawodniczą
w zdobywaniu wygód oraz sławy – powiedział. Wkrótce rozpocznę to dzieło;
jest to jeden z celów, dla których przyszedłem – obwieścił. Sanjasini, którzy
porzucili wszelkie więzi ze światem i postanowili spalić za sobą mosty, nie
powinni świętować swoich urodzin. Nie powinni prześladować bogatych swoim natrętnym domaganiem się darowizn i funduszy; nie powinni wzmagać
egoizmu u swych zwolenników przez nadawanie im pompatycznych tytułów
i wychwalanie ich duchowych osiągnięć. Kiedy zacznie się rozluźniać ścisła
dyscyplina przypisana mnichom, nie da się powstrzymać upadku. Dharmastapana [odrodzenie i przywrócenie ładu moralnego] wymaga, aby dharma sanjasina została skorygowana w pierwszym rzędzie, bo to on cieszy się
szacunkiem wszystkich i to on prezentuje duchowy ideał. Jeśli zacznie iść na
kompromisy i upadnie, wówczas religia stanie się pośmiewiskiem.
Ta sama sankalpa [wola] rozbrzmiewała w przemówieniach, które
Baba wygłosił podczas obchodów swoich urodzin w listopadzie. Zwracając
się do wielkiego zgromadzenia mieszkańców Puttaparthi, powiedział: Już
przez dwadzieścia z górą lat widzicie jedynie światło, nie korzystając z ciepła,
bo nie chce się wam podejść bliżej. Ale ja wiedziałem, że ten dzień nadejdzie
i wszyscy pewnego dnia porzucicie wątpliwości i złudzenia, i rozpoznacie
drogę do pokoju i szczęścia. Wierzcie mi, Puttaparthi wkrótce stanie się Tirupati. Tysiące joginów, sadhu i duchowych poszukiwaczy będą tu napływać
w przyszłości, by znaleźć pociechę i zbawienie. Odrodzona sanathana dharma będzie promieniowała z tego miejsca.
244
Rozdział 15 – Dzieło rozpoczęte
W dzień Mahaśiwaratri Baba podkreślił powszechny wymiar swego
przesłania i oznajmił, że przybył dla całej ludzkości. Nie ma nikogo na tym
świecie, kto nie należy do mnie; wszyscy są moi. Mogą nie wzywać mojego
imienia ani żadnego innego imienia, ale wciąż są moi.
Znaczenie i wymowa tych głębokich wypowiedzi stały się jasne dopiero w Coimbatore, gdzie Baba w słynnym Mandirze Naga Sai umieścił
marmurowy posąg swojej poprzedniej inkarnacji – awatara Śirdi Sai Baby.
Doprawdy, tamta uroczystość w dniu 26 lutego 1961 roku była wydarzeniem dziejowym. Mandir Naga Sai wziął swoją nazwę od darszanu, jakiego niezliczonym wielbicielom udzielił tam Śirdi Sai Baba pod postacią nagi,
czyli kobry, która uniosła się na stercie kwiatów i przez długie godziny
słuchała bhadżanów, a nawet pozowała do zdjęcia, zanim w końcu zniknęła. Cud ten miał miejsce 17 lat temu, a mandir odtąd służy duchowym
potrzebom tysięcy osób z miasta Coimbatore oraz okolic. Był to pierwszy taki przypadek, żeby Baba formalnie odsłonił w świątyni posąg swego
wcześniejszego przejawienia. Tak więc wielbiciele z niecierpliwością czekali na ważne oświadczenie Baby.
I nie zawiedli się! Baba powiedział: Jest to doprawdy zabawne, że mam
odsłonić posąg siebie samego z wcześniejszej inkarnacji. Czynię to z bardzo
ważnego powodu. Dzień dzisiejszy zasługuje na to, aby zapisać go złotymi
zgłoskami, gdyż jest on początkiem nowej ery, ery Sathya Sai, który stanie
się dla wszystkich ludzi hrudajastaji, czyli wewnętrzną siłą motywującą. Jedynym przykładem awatara umieszczającego w świątyni posąg Pana, był
Rama, który postawił Iśwaralingam w Rameswaram. Było to wstępem do
zniszczenia Rawany i rakszasów, do wykonania boskiego zadania dusztanigrahy [pokonania nikczemnych ludzi]. Obecnie robię to jako wstęp do
innego zadania wszystkich awatarów: dharmastapany – ustanowienia na
świecie dharmy. Zaprawdę, oświadczenie to otworzyło nową epokę! Słowa
rozpoczynające nowe czasy miłości i sprawiedliwości, pokoju i jedności!
Donośny sygnał dla ludzkości, aby zebrała się pod sztandarem Sathya Sai!
Nic dziwnego, że powitanie w Udumalpet, którą to miejscowość Baba
odwiedził nazajutrz po owym dziejowym oświadczeniu, było wspaniałe.
Tam również Baba wezwał ludzi, by wzięli udział w tym wielkim odrodzeniu dharmy, które jest coraz bliższe.
245
Prawda Dobro Piękno
Baba często mówi, że świętość miejsca pielgrzymek jest proporcjonalna do oddania, jakie przywożą tam ze sobą bhaktowie i do szczerości
modlitw, które odmawiają w tym sanktuarium. Ale kiedy sam Baba odwiedza jakąś świątynię czy miejsce pielgrzymek, skutek jest głębszy. Jest
to tak, jakby wyczerpane baterie były ładowane z samego źródła wszelkiej
świętości. Baba oznajmił, że tak właśnie jest i że celem jego przybycia do
pewnych świątyń jest wzmocnienie ich duchowej efektywności. Dlatego
z radością usłyszano, że po krótkim pobycie w Madrasie Baba zamierza
wybrać się w podróż do Ajodhji i Benaresu.
23 marca Baba przemówił do olbrzymiego zgromadzenia na Stadionie Linii Kolejowych w Perambur, a cichy zachwyt okazywany przez zebranych w trakcie jego wystąpienia skłonił dr B. Ramakrisznę Rao, gubernatora stanu Uttar Pradesh, który przewodniczył temu spotkaniu, do
oświadczenia: Przez cały czas było mi bardzo smutno, że mimo znaczącego
postępu na polu gospodarczym i kulturalnym po odzyskaniu niepodległości
[przez Indie w 1948 roku], nie było w kraju radości, zadowolenia, pokoju,
sąsiedzkiej życzliwości i miłości. Powodem był brak nacisku na moralność
i duchową dyscyplinę w codziennym życiu. Dziś jednak odzyskałem nadzieję. To ogromne zgromadzenie, to powitanie zgotowane Babie i żarliwość,
z jaką słuchaliście jego słów, pokazały mi, że postęp moralny tego narodu
jest pewny.
Dr Ramakriszna Rao zaprosił Babę do Lucknow, zaś podczas jego pobytu pozwolił mieszkańcom uczestniczyć w spotkaniach bhadżanowych
w Radż Bhawan [Pałacu Radżów]. To umożliwiło wielu ludziom otrzymanie błogosławieństwa Baby dla pierwszych kroków ku wyższemu celowi życia. Garść szczęśliwców uświadomiła sobie jego obecność dzięki
pewnym cudownym wydarzeniom, które sprowadziły do niego kolejnych
poszukujących.
Przemówił również w ratuszu – do zgromadzenia, jakie zebrało się
pod patronatem Tamil Sangi i stowarzyszeń Andhry, Kerali i Mysore,
które prawdopodobnie uznały, że powinny go czcić dlatego, że Baba
pochodzi z południa Indii! Jednak, jak kiedyś powiedział Baba, Dakszinamurti [Śiwa jako guru] nie należy do Dakszinapathy [starożytnej
krainy na południu Indii]! Baba poradził więc tym stowarzyszeniom,
aby porzuciły partykularną lojalność i uroczyście ustanowiły w miejsce
246
Rozdział 15 – Dzieło rozpoczęte
różnych sang [grup duchowych] jeden satsang – stowarzyszenie dobrych
ludzi, którzy starają się być jeszcze lepsi, dzięki systematycznie czynionej
dżapie, dhjanie i lokasewie [służbie ludziom]. Ponieważ za tą podpowiedzią stała sankalpa [wola] Baby, satsang taki został bezzwłocznie utworzony i sam Baba uroczyście otworzył w Lucknow ten nowy rozdział
zgody i jedności oraz duchowego braterstwa.
Z Lucknow Baba udał się z niewielką grupką wielbicieli do Ajodhji. Wskazał im różne miejsca związane z Ramajaną oraz te, które zostały
uświęcone boskimi wydarzeniami. Powiedział, że bhakti jest nadal bardzo
silnie zaszczepione w sercach ludzi tego regionu, ponieważ słyszy nieustające Ramanama dżapam [powtarzanie imienia Ramy] dobiegające z ich
serc. Odwiedził świątynię Ramy i powiedział, że wszystko, co można znaleźć we wszechświecie, można znaleźć również nieumniejszone i nieskażone w ograniczonej boskiej formie, tyle że tę moc trzeba ciągle ożywiać
przez odpowiednie obrzędy, szczere modlitwy, czystość gromadzących się
wyznawców i kapłanów oraz świętość atmosfery. Ludzie czczą Pana jako
istniejącego w Ajodhji czy Dwarace i nigdzie indziej. To błąd. On jest wszędzie. Ograniczanie Go jest negowaniem Jego chwały. Wszystko to stopniowo
zmniejsza oddziaływanie świętego miejsca i może je wzmocnić tylko coraz
większa szczerość wielbicieli albo też sam Pan swoją łaską.
Baba pobłogosławił wielbicieli nad brzegiem rzeki Saraju, a później
zabrał ich do świątyni Hanumana zbudowanej na obszarze podarowanym
mu – według legendy – osobiście przez Ramę, aby mógł założyć królestwo
zawsze rozbrzmiewające imieniem Ramy. Baba rozdzielił prasad świątynny
[uświęcony pokarm pochodzący z ofiar] pomiędzy wielbicieli. W międzyczasie, jak powiedział, dodał do tego prasadu Ramy – prasad Sai Ramy!
Tej samej nocy Baba udał się samochodem z Ajodhji do Sarnath i 21
kwietnia on i inni członkowie wyprawy odwiedzili starożytną świątynię
Wiśwanathy [Śiwy jako Pana wszechświata] w Benares [Waranasi], uwiecznioną w dziejach i legendzie, w pieśniach i poezji, w epopejach i Puranach
przez piewców i świętych – wielką świątynię Pana Wszechświata. Lingam
w tej świątyni jest od tysięcy lat obmywany z czcią przez miliony pielgrzymów świętą wodą Gangesu. Samo Benares, wręcz każdy centymetr tego
miejsca, jest dla hindusów ziemią świętą. Uważa się, że śmierć w tym miejscu prowadzi do ustania całej niedoli narodzin i śmierci.
247
Prawda Dobro Piękno
Przebywanie z Babą w tej świątyni było zaiste rzadkim i budującym
przeżyciem, ponieważ on sam jest Balaśiwą [młodym Śiwą], jak wiedzą ci,
którzy widzieli błyski jego chwały. Wszyscy oczekiwaliśmy, że Baba uczyni
jakiś cud, aby podnieść świętość tego przybytku i zrekompensować upadek spowodowany samolubstwem i wątpliwościami.
Baba obejrzał obrzędowe obmywanie lingamu wodą z Gangesu oraz
wysłuchał tradycyjnych mantr. Później, jak gdyby pod wpływem jakiejś
nagłej decyzji, wystąpił naprzód i stworzył w swojej dłoni kailasa wibhuti [wibhuti z góry Kailasa, siedziby Śiwy]. Namalował nim trzy szerokie
pasma na wysokości około trzech czwartych owej okrągłej figury, sprawiając, że lingam zajaśniał szczególnym blaskiem. Zdarzyć się miał jednak następny cud, ponieważ „stworzył” trochę pasty sandałowej o jakimś
nieziemskim zapachu i konsystencji, po czym nadał jej okrągły kształt.
Ponownie podszedł do lingamu i nałożył pastę pośrodku trzech pasm
wibhuthi. Widząc to, wszyscy, łącznie z kapłanami stali jak oniemiali
w zdumieniu, jednak my wiedzieliśmy, że Baba dokonuje właśnie obrzędu
o znaczeniu bardziej doniosłym niż wszystkie dotychczas wykonane. Potem, kolejnym poruszeniem swej boskiej dłoni, Baba stworzył bezcenny
klejnot, który rzucił urzekający blask na całą świątynię. Był to symbol
pranawy Om, oprawiony w kamienie szlachetne. Na obwodzie były rubiny, a brylanty tworzyły trzy linie wibhuti, pośrodku których znajdował
się karneol [krwawnik] przedstawiający kropkę sandałową. Szmaragdy
artystycznie ułożone w kształt liści bilwy tworzyły zielone obrzeże pranawy, nade wszystko zaś jaśniała sama pranawa – blaskiem brylantu na
złotym tle. Wielbiciele zaczęli śpiewać chóralnie Om Śiwaja i śpiew niósł
się echem po świątynnych nawach. Baba umieścił tę pranawę na paście
sandałowej, którą wcześniej przylepił do lingamu i poprosił o dokonanie
arati [obrzędu kończącego ceremonię z użyciem płonącej kamfory]. Ci,
którzy owego poranka byli świadkami tej ceremonii, w tej najbardziej historycznej ze świątyń Indii, nigdy jej nie zapomną.
Baba polecił później, aby każdy członek wyprawy wykonał ceremonię abhiszekam Wiśwanathy używając do tego Ganga-dżali, czyli wody
z Gangesu, do wtóru świętych mantr, takich jak Śri Rudram. Poprowadził
ich również do świątyni Annapurny oraz świątyni Wiśwanathy w kampusie Uniwersytetu w Benares. Objaśnił wielbicielom znaczenie znajdujących
248
Rozdział 15 – Dzieło rozpoczęte
się tam rzeźb, gdyż jedynie on zna niezapisane szczegóły przedstawionych
przez nie zdarzeń z Wed i Puran.
Trzeciego kwietnia Baba był w Allahabadzie, błogosławiąc swoją
obecnością święte Triweni Sangam [miejsce, w którym łączą się trzy rzeki: Ganges, Jamuna i mityczna, podziemna Saraswati] i własną ręką poświęcając świętymi wodami [tych rzek] tamtejsze zgromadzenie pielgrzymów. Odwiedził również Saraswati Kupę [studnię z wodą rzeki Saraswati],
świątynię Hanumana i prawdziwą akszaja watę [święte drzewo banjanu
– figowca, uważane za wieczne], wspomnianą nawet przez Hiuen Tsanga
[chińskiego podróżnika z 7 wieku n.e.]. Rośnie ono wewnątrz twierdzy,
obok ściany równoległej do rzeki Jamuny.
Baba powrócił do Puttaparthi 8 kwietnia, zatrzymując się na jeden
dzień w Tirupati, aby przewodniczyć tam uroczystościom ku czci Tjagaradży. W Tirupati Baba również mówił o posągach i oddawaniu im czci,
ponieważ to właśnie było motywem przewodnim jego podróży po północnych Indiach. Sadhaka powinien widzieć nie kamień, który jest jedynie materialnym tworzywem posągu, ale czajtanję [świadomość] która jest w nim
obecna i którą symbolizuje. Tę samą czajtanję, która tkwi w nim samym
i która przenika, porusza i przekracza cały wszechświat. Tylko wówczas oddawanie czci posągowi oraz czczenie świątyń ma znaczenie i przynosi korzyści. Wielu ludzi śmieje się z tych, którzy czczą posągi i potępia to jako
ślepy zabobon. Ale rozum staje oniemiały przed świadectwem prawdziwego doświadczenia. Wszelkie argumenty, jakie ukuć może logika, wszelkie
sztuczki, jakie może stworzyć dialektyka, nie są w stanie unieważnić tego
wewnętrznego doświadczenia. Posąg nie jest jedynie zewnętrznym dodatkiem, przyrządem czy przedmiotem. Jest on częścią wewnętrznego mechanizmu wzajemnej więzi. Jeśli oddaje się jemu cześć, ufając że posąg jest przesycony świadomością, może on obdarzyć najwyższą błogością.
Po zaledwie tygodniowym pobycie w Puttaparthi, Baba wyjechał do
Nilgiri, gdzie ludzie od dawna zabiegali o zaszczyt goszczenia go i służenia
mu. Całe Nilgiri połączyło się w tym pełnym czci hołdzie – od najmniejszej wioski w najdalszym zakątku, po największą plantację. Baba raczył
odwiedzić okoliczne wioski, a szczerość i prostota gospodarzy były tak
wzruszające, że podziwiali to nawet długoletni wielbiciele. Sam Baba dał
temu wyraz. Podczas otwartego spotkania w Utakamund powiedział: Lu249
Prawda Dobro Piękno
dzie tutaj są pełni bhakti, które obdarzyło ich winajam i śraddhą [pokorą
i wiarą]. W każdej wiosce Baba wzywał ludzi, aby uzupełnili zarabianie na
chleb wysiłkami mającymi na celu zdobycie chleba duchowego.
Nilgiri, które Baba ochrzcił jako Święte Wzgórza, upadły do stóp Baby.
Duch tamtego oddania dobrze ujmuje pieśń, ułożona i śpiewana przez
pewnego wiekowego gospodarza w Aczanakal. Śpiewał on tak: Chodźcie,
moi bracia; to nie jest nasz dom, to przeciekające, duszne, walące się schronienie. Nasz dom jest wieczny, dla całego świata, stoi na brzegu Czitrawati
i nazywa się Prasanti Nilajam, siedziba spokoju. Albo zacytujmy pewną
pieśń, zaśpiewaną w miejscowym języku badaga, w ludowym rytmie, którą wykonali z zapałem gospodarze z Ithalaru: On przybył – Pan, żeby nas
pobłogosławić – w złotej poświacie jak słońce. Jest tutaj pośród wzgórz, z koroną srebrnego księżyca. Jedzie w dół, dokoła, po pnących się w górę drogach,
aby dotknąć każde porażone strachem serce w mieście, miasteczku i na wsi.
I dodaje odwagi mówiąc: „Nie bójcie się!”.
Będąc w Nilgiri, Baba przygotowywał już wycieczkę w Himalaje i powiadamiał wybranych wielbicieli, że mogą mu towarzyszyć jako szczęśliwi
członkowie tej wyprawy. Powrócił do Puttaparthi przez Madras i Haidarabad w pierwszym tygodniu maja.
Sprawa odwiedzenia Badrinath została po raz pierwszy poruszona
przez Babę 3 lata wcześniej, podczas spotkania bhadżanowego na piaskach
Czitrawati. Stwierdził wówczas, że zabierze bhaktów do miejsca, gdzie wykonywał tapas [praktyki ascetyczne], a myśmy zastygli w zdziwieniu, bo
wówczas po raz pierwszy słyszeliśmy o tapasie w związku z jego ziemskim
życiem. Przynajmniej ja nieco się zmieszałem, bo do tamtej chwili byłem
przekonany, że Baba nie wykonywał tapasu ani cieleśnie, ani pozacieleśnie!
Nie drążyłem jednak tej sprawy ani nie próbowałem uzyskać odpowiedzi.
Wyprawa stała się pewna, poczyniono plany, grupa zebrała się przed
końcem maja. Baba pozdrowił 7 czerwca wszystkich jej członków swoim
darszanem w Ethiradża Kaljana Mantapam, w dzielnicy Madrasu Alwarpet i wysłał ich pociągiem do Delhi. Obiecał pobłogosławić ich tam osobiście, gdyż zamierzał lecieć do stolicy już nazajutrz.
Pociąg dotarł do Delhi z około sześciogodzinnym opóźnieniem, a kiedy głodni, zmęczeni i roztargnieni wielbiciele wreszcie przyjechali, Baba
zapewnił im relaks i wygodę, dawał pociechę i siłę swoim uśmiechem
250
Rozdział 15 – Dzieło rozpoczęte
i matczyną troską. Następnego dnia w Haridwar do Baby dołączył gubernator stanu Uttar Pradesh, dr B. Ramakriszna Rao, który także zaplanował
odwiedzić Badrinath.
11 czerwca Baba i Jego Ekscelencja uczestniczyli w wieczornym arati
do Gangamathy [matki Gangi, rzeki Ganges] w Brahmakund. Ogromne
zgromadzenie pielgrzymów otrzymało w tym świętym miejscu darszan
Baby. Pobłogosławił kapłanów, dając im stworzone przez siebie wibhuti.
Otaczające go osoby pobłogosławił świętą wodą Gangesu.
Tego wieczoru Baba zebrał razem wielbicieli, którzy mieli mu towarzyszyć do Badri i przypomniał, że zdobyli rzadki zaszczyt. Macie szczęście podążać wraz z przejawioną boską postacią ku postaci nieprzejawionej,
podczas gdy ludzie zazwyczaj modlą się do tej nieprzejawionej postaci, obecnej w każdym posągu, aby pojawiła się przed ich oczami, żeby tym samym
mogli zdobyć owoc swojej sadhany – oświadczył. Słysząc, co nam objawił,
doznaliśmy dreszczu radości. Następnie opisał szczegółowo sanktuarium,
do którego nas wiózł, jak gdyby znał każdy zakątek na tym terenie. Kiedy powiedział, że Narajana jest tu przedstawiony w pozycji „tapomudra”
– prowadzącego pokutę – i wyjaśnił, że właśnie dlatego to miejsce nazywa
się Badarikaszram, zaczęło mi coś świtać i wątpliwości, jakie opadły mnie
odnośnie Sathya Sai Baby 3 lata wcześniej na piaskach Czitrawati, rozpłynęły się w ogniu radości. Baba mówił też o pomocniczych świątyniach
w Badrinath i wokół niego, jak również o pewnych nieznanych aspektach
świętości tego miejsca. Na przykład, w żadnym przewodniku nie napisano,
że Śankaraczarja przyniósł z Kailasy pięć lingamów i umieścił po jednym
w Badri, Puri, Śringeri, Dwarace i Czidambaram. Baba jednak ujawnił
nam to owego wieczoru. W sercu każdego zasiał pielgrzymi nastrój modlitwy, braterstwa i pełnej miłości służby.
Każda piędź drogi z Haridwar do Badrinath – około 290 km – jest przesycona pokutą i modlitwą, ascezą i duchowymi aspiracjami. Mit, legenda
i historia oplotły tutaj każde miejsce opowieściami o mędrcach i świętych,
o poświęceniu i sadhanie, o wyrzeczeniu i ciężkich próbach. Pielgrzymowi
pokazuje się miejsca, gdzie prowadzili pokutę Śiwa, Parwati, Rama i inni
bogowie, gdzie Paraśurama dokonał obrzędów skruchy, gdzie Narasimha
ochłodził żar swojej srogości, gdzie Ardżuna zdobył swój oręż, Karna swe
męstwo, Narada zaś swoją winę [strunowy instrument muzyczny]. A także
251
Prawda Dobro Piękno
miejsca, gdzie Kanwa opiekował się Śakuntalą [postacie z Mahabharaty],
a Narada otrzymał mantrę aśtakszari. Jest to droga wąska i kręta, wycięta
w zboczu urwiska ponad ryczącymi wodami Gangi, dokładniej – Alakanandy [jednej z głównych rzek, które łącząc się razem tworzą Ganges], płynącej w dole wąwozem. Członkowie wyprawy towarzyszyli Babie z pełną
ufnością i wiarą, nie bacząc na zagrożenia czyhające za każdym zakrętem
tej drogi ani na możliwość obsunięcia się stoku, ani na osuwiska, które się
już utworzyły, ale nie mogły opóźnić ich marszu. Baba wcześniej ogłosił,
że deszcze zostaną wstrzymane, dopóki grupa nie powróci do Riszikesz
– i chmury usłuchały. Tak jak on zechciał – członkowie wyprawy wrócili
bez jednego choćby zadrapania czy skaleczenia!
Sznur samochodów osobowych, terenowych i autobusów wił się krętą
drogą i około południa dotarł do Dewaprajag, miejscowości, gdzie rzeka
Bhagirathi wpada do Alakanandy [jedno z Pańczaprajagów – pięciu świętych miejsc, w których kolejne rzeki łączą się z Alakanandą, tworząc ostatecznie Ganges]. Jednym z celów tej zaplanowanej przez Babę podróży było
zaszczepienie w umysłach wielbicieli – a poprzez nich we wszystkich umysłach – wiary w pisma święte, które mówią o świętości pewnych miejsc.
Zawsze podkreśla znaczenie śastrawiśwasy, czyli wiary w śastry, równie
istotnej jak dewawiśwasa – wiara w Boga. Polecił więc każdemu zanurzyć
się głęboko w tych świętych wodach, zanim wyruszą dalej do Śrinagar, starożytnej stolicy radżów krainy Garhwalu. Tam zatrzymali się na noc.
Ludzie ze Śrinagar wiedząc, że Baba przybędzie do nich, zgromadzili
się w wielotysięcznym tłumie, aby go powitać, a wieczorem przedstawili
program, na który składały się tańce tybetańskie i paradyjskie [z obszaru Himalajów na południe od Tybetu], oddające prostą radość twardych
górali i ludzi tamtejszych plemion. Baba pobłogosławił ich i dał każdemu
wyjątkowy dar swego darszanu.
13 czerwca pojazdy ruszyły do Joshimath, gdzie kończy się droga dla
samochodów. Dalej cała grupa musiała przejść pieszo prawie 30 kilometrów do Badrinath. Tego dnia Baba zatrzymał się również w Nandaprajag,
słynnym aśramie risziego Kanwy i polecił wielbicielom wziąć kąpiel w rzece – w miejscu, gdzie do Alakanandy wpada rzeka Nandakini. Joshimath
to miejsce, w którym Śankaraczarja napisał swoje słynne komentarze do
Upaniszad, Bhagawadgity i Brahmasutr. Jest to również zimowa siedziba
252
Rozdział 15 – Dzieło rozpoczęte
pustelni, którą założył w Badrinath, aby przeciwdziałać wpływom buddyjskim, które mogły dotrzeć tu przez himalajską przełęcz Mala, odległą zaledwie o 10 kilometrów od Badri. Kto wie, czy wędrówka Baby do Badri nie
była związana z niebezpieczeństwem grożącym sanathana dharmie, które
teraz znów nadchodzi z tego samego kierunku, tą samą drogą?
Wczesnym rankiem 14 czerwca załadowano bagaż na muły i konie. Zamówiono dandi [lektyki] dla wiekowych osób i wyprawa ruszyła
w doskonałym nastroju za Babą prowadzącym wszystkich tym świętym
traktem. To prawie 30 kilometrów wąskiej, zatłoczonej, pokrytej gruzem
i skałami drogi, wydeptanej aż do zwodniczej gładkości przez miliony pobożnych stóp, pełnej wzniesień pokonywanych w zadyszce i niebezpiecznych zejść zagrożonych spadającymi kamieniami, o których często powiadamiały tablice! Ośnieżone szczyty, widoczne aż po horyzont, wzbudzały
zachwyt. Nieustannie szemrzący chłodny potok dodawał otuchy. Widać
było szerokie lodowce, schodzące z szaleńczą śmiałością w doliny do samej Alakanandy i śnieg leżący na drodze. Strumienie pielgrzymów podążały ze wszystkich stron, pozdrawiając się językiem braterstwa, choć słowa brzmiały obco. Pielgrzymi raźnie maszerowali, a wielu starców, nawet
zniedołężniałych, miało jedynie własną wiarę za podporę. Ale niektórzy
siedzieli patetycznie i samotnie w dandi niesionych przez spoconych górali,
lub kołysali się bezradnie w kandi [nosidłach] przymocowanych do pleców
mężczyzn. Jeszcze inni siedzieli sztywno na kucykach, które truchtały nad
krawędzią przepaści, igrając z niebezpieczeństwem.
Baba przeszedł w pierwszy dzień około 18 kilometrów do Lam Bagar i zatrzymał się tam na noc. 15 czerwca, przed południem, wędrowcy
pokonali pozostały dystans, choć dało im to trochę w kość! Wielbiciele
skłonili Babę, aby wsiadł na konia, ale ku ich wielkiemu rozczarowaniu
zszedł z niego bardzo szybko i kontynuował wędrówkę pieszo. Na tej ciężkiej drodze Baba dodawał wszystkim zachęty i zwracał uwagę na pojawiające się u nich oznaki wyczerpania. Niektórym kazał wchodzić do dandi,
innym wsiadać na kuce; niektórym pohamować swój nadmierny zapał,
innym wypić trochę wody, a dla niektórych zaś stwarzał niezawodny lek
– wibhuti! I robił to nie tylko dla członków swojej grupy. Gdy wyczerpani
pielgrzymi siadali na poboczu drogi, Baba podchodził do nich i ożywiał
ich swoim słodkim spojrzeniem, słowami oraz wibhuti.
253
Prawda Dobro Piękno
Jeden obraz na zawsze pozostanie mi w pamięci. Niespełna dwa kilometry przed Lam Bagar Baba siedział na skale, a skupieni wokół wielbiciele słuchali opowieści z Puran, którą nas odświeżał przed wyruszeniem
na dalszą wspinaczkę. Obok płynęli drogą pielgrzymi, zbyt pochłonięci
własnymi cierpieniami, aby rozpoznać Pana będącego w zasięgu wzroku.
Ale jedna kobieta przybyła, zobaczyła i zwyciężyła [parafraza rzymskiej
sentencji: „Veni, vidi, vici!”, czyli „Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem!”].
Zboczyła z drogi i upadła do świętych stóp – jakimś szóstym zmysłem
poczuła, że stopy te są święte. Była śmiałą duszą i odkryła, że Baba jest
w drodze do Badrinath. Pomimo wyczerpania tą długą wędrówką zaczęła
błagać o przyjęcie jej do wyprawy Baby! I jak myślicie, co odpowiedział
Baba? Miałaś swój darszan tutaj; czekałem na ciebie, żeby ci go dać. Co
ponad to masz nadzieję otrzymać tam, idąc ze mną? Idź, bądź szczęśliwa
i weź ze sobą ten prasad. Doprawdy, nikt nie może się do niego przybliżyć
bez jego łaski, bez jego sankalpy [woli].
Dni 15 i 16 czerwca przebiegły raczej spokojnie. Baba pozwolił wtedy
wielbicielom wykonywać w świątyni w Badrinath pudże, jakie chcieli. Sam
był zajęty rozmowami z licznymi urzędnikami, oficerami oraz członkami
komitetu świątynnego, którzy słyszeli o jego boskości i przybyli, by otrzymać jego darszan. Wieczorem 17 czerwca Baba przyjął arati w tej świątyni.
Stamtąd pojechał do szpitala w Badrinath, gdzie uroczyście otworzył nowy
gabinet rentgenowski. Ten awatar Pana, którego rentgenowskie promienie
wszechwiedzy przenikają nawet najciemniejsze zakamarki naszych serc,
przed którym nic się nie może ukryć, nacisnął guzik, robiąc pierwsze zdjęcie
(ciała szefa oddziału, który uparł się, że musi być pierwszym pacjentem).
17 czerwca był naprawdę dniem wyjątkowym. Wybrany został bowiem
przez Babę na przywrócenie duchowej mocy, na naładowanie wyczerpanych baterii. Podczas porannego abhiszekam w świątyni, siedząc naprzeciw posągu Narajany, Baba stworzył piękną, czteroramienną figurkę tego
boga z śankhą, czakrą, gadą i padmą [muszlą, dyskiem, maczugą i lotosem].
Figurka była dziełem najwyższego kunsztu. Być może Baba podwyższył
w ten sposób tedżas [blask, ogień] czy śakti [moc] posągu Narajany stojącego przed nim. Potem, w mgnieniu oka stworzył złoty lotos o tysiącu
płatków, cudny ponad wszelkie wyobrażenie. Wszyscy zastanawialiśmy
się, dlaczego pojawił się ten lotos, jednak zanim nasze zadziwienie zdołało
254
Rozdział 15 – Dzieło rozpoczęte
przejść w westchnienie, Baba ponownie poruszył dłonią. Tym razem pojawił się w niej lingam, najwyraźniej ten sam, który Śankaraczarja umieścił
niegdyś w świątyni w Bhadri. Baba położył lingam na środku lotosu i wraz
z lotosem i posążkiem na srebrnym talerzu poszedł do dharmasali [domu
dla pielgrzymów], gdzie wszyscy mieszkaliśmy. Polecił, by śpiewano bhadżany, a kiedy wychwalano śpiewem Narajanę, podniósł się z podłogi, mówiąc: Teraz poświęcimy ten lingam ponownie. Pokazał wszystkim lingam.
Zwracał uwagę na półprzezroczystość tworzywa i oko tajemniczo umieszczone w jego wnętrzu! Określił go jako netralingam [„netra” znaczy „oko”]
z Kailasy. Stworzywszy srebrne naczynie pełne świętej wody (z samego
Gangotri, jak oznajmił – miejsca, gdzie rozpoczyna bieg Ganges), Baba
osobiście dokonał abhiszekam posążka, podczas gdy wielbiciele przez cały
czas recytowali Śri Rudram, Narajana Suktam oraz Purusza Suktam.
Po abhiszekam Baba stworzył dla potrzeb tej pudży 108 liści bilwy
zrobionych ze złota – skrzącym się deszczem spadły z jego dłoni na srebrny talerz! Dłoń poruszyła się ponownie! Tym razem posypały się, tworząc
całą stertę, kwiatki thummi [przynoszące pomyślność w kulcie Śiwy – białe,
drobne, do 5 mm średnicy], na których były jeszcze świeże krople rosy –
drobniutkie kawałeczki pachnącego puszku, wyrwanego starannie z setki
małych roślin tropikalnych! Pudżę wykonał w imieniu wszystkich obecnych dr B. Ramakriszna Rao, wielbiciele zaś wypowiadali w tym czasie
odpowiednie mantry. Netralingam został odesłany do tajnej wnęki, gdzie
umieścił go 1200 lat wcześniej Śankaraczarja, jak wyjaśnił nam Baba, gdy
lingam nagle zniknął. Cel, dla którego był wydobyty, został bowiem osiągnięty przez dokonanie opisanego powyżej obrzędu. Został teraz naładowany nową siłą, a świątynia została poświęcona na nowo – przez przejawioną
postać Pana. W południe, jako część swego dzieła dharmastapany, którego
istotnym składnikiem jest krzewienie wiary w śastry, Baba polecił każdemu
ze swojej grupy wykonać ofiary dla zmarłych przebywających w Brahmakapal [mitycznej rezydencji Pana Brahmy nad brzegiem Alakanandy].
Baba nieustannie przypomina o wdzięczności dla rodziców, którym
człowiek zawdzięcza swe istnienie, możliwość walki o zbawienie, wszystkie radości sadhany i satsangu. Dusze, które odeszły z ciała, mogą w rzeczywistości być w innej loce [świecie] niż to sobie wyobrażasz i niekoniecznie
wypatrują ofiar, jakie czynisz. Jednak twoim obowiązkiem jest oddawać im
255
Baba w Himalajach
Rozdział 15 – Dzieło rozpoczęte
cześć i pamiętać o nich, kiedy czujesz się szczęśliwy, bądź jesteś w podniosłym nastroju i składać im pełen szacunku hołd – mówi często Baba. Dlatego, kiedy wielbiciele udali się do Brahmakapal, świętego miejsca, gdzie
ofiara bhog [żywności] składana Badri Narajanie jest ofiarą dla duchów
zmarłych, Baba poszedł tam i pobłogosławił wszystkich obecnych na tej
uroczystości!
Niektóre osoby z grupy nie były w stanie spełnić ścisłych wymogów
śastr, koniecznych do wykonania ofiary dla dusz, które odeszły. Baba miłościwie zebrał ich razem i zaprowadził nad rzekę Alakanandę na obrzęd,
który dla nich zaplanował. Ze wzburzonego nurtu zaczerpnął szklankę
wody, ale właśnie gdy szklanka wynurzała się, boska alchemia jego ręki
wytworzyła w owej szklance duży sześcian wibhuti z mistycznym symbolem Om wyrzeźbionym na każdej ścianie. Baba puknął w szklankę i oto
w wodzie już pływało wiele ziarenek til [sezamu]. Til uważa się za niezbędny przy wszelkich ceremoniach związanych z duszami zmarłych. Wzywał
obecne osoby, jedną po drugiej, nalewał jej tę Alakananda tirthę [świętą
wodę] na dłoń i prosił o ofiarowanie jej zmarłym, ze wspominaniem ich
z wdzięcznością i czcią.
Tego wieczoru komitet świątyni w Badrinath zgotował Babie uroczyste
powitanie na specjalnym spotkaniu w świątyni. Zgromadzeniu przewodniczył Jego Ekscelencja dr B. Ramakriszna Rao, który tłumaczył przemówienie Baby na hindi. Trzytysięczny tłum składał się głównie z pielgrzymów, ale też z kupców i obywateli Badrinath. Baba opowiedział im o pięciu
lingamach przyniesionych przez Śankaraczarję oraz o świętości samego
Badri. Powiedział, że Pan jest Premaswarupą [ucieleśnieniem miłości] i że
można Go sobie uświadomić jedynie przez pogłębianie miłości – premy.
Podobnie jak wszystkie części cukrowej laleczki są jednakowo słodkie, tak
wszyscy ci, którzy według Wed powstali z twarzy, ramion, ud i stóp tysiącgłowego Puruszy są jednakowo przesyceni Jego obecnością i premą, będącą
Jego istotą. [Według Purusza Suktam z głowy Puruszy powstali bramini,
z ramion kszatrijowie – wojownicy, z ud wajśjowie – wytwórcy i kupcy, a ze
stóp śudrowie – robotnicy.] Baba opisał ciężkie próby i znoje, którym poddani zostają pielgrzymi, wydatki i zmęczenie związane z taką pielgrzymką
i poprosił mieszkańców Badrinath, aby zaczerpnęli z tego niekończącego
się strumienia pielgrzymów – mężczyzn i kobiet – wiarę w Badrinarajanę
257
Badrinath, 1961
Rozdział 15 – Dzieło rozpoczęte
[Narajanę z Badri], który skłonił ich wszystkich do takich poświęceń. Poprosił, żeby nie wyzyskiwali ich finansowo ani nie „wciskali” im żadnych
rzeczy, za to podchodzili do nich z większym braterstwem i dobrocią.
Później Baba zorganizował hojny poczęstunek dla wszystkich żebrzących wokół świątyni. Przypominało nam to karmienie biednych podczas
święta Daśary w Prasanti Nilajam, gdyż Baba osobiście dawał słodycze
każdemu, kto przycupnął na skraju drogi, a po jedzeniu – koce lub ich
równowartość w gotówce, jako że zapas koców w sklepach Badrinath został szybko wyczerpany.
Tak oto Baba w ciągu krótkiego czasu – trzech dni – stał się oczkiem
w głowie wszystkich, a kiedy odjeżdżał rankiem 18 czerwca, ludzie przypominali mu o obietnicy, jaką złożył poprzedniego wieczoru. A mianowicie, że w przyszłości będzie często odwiedzał to miejsce. Odprowadzili go
i jego grupę aż do drogi do Hanuman Czatti. 19 czerwca dotarł do Joshi
Math, a 21 czerwca samochodem do Haridwar, po drodze odwiedziwszy
jeszcze Aszram Andhra w Riszikesz.
Należy tu koniecznie wspomnieć, że towarzyszący mu wielbiciele
– w liczbie około stu, przeważnie wiekowi i nie całkiem krzepcy, zdołali
znieść wszystkie te wstrząsy, zarzucanie i podskoki w autobusach, całą tę
pieszą wędrówkę i wspinaczkę wśród himalajskich szczytów, w trudnych
warunkach pogodowych i na wikcie, do którego nie przywykli. Ale powrócili w zaplanowanym terminie cało i zdrowo, zadowoleni i szczęśliwi, świeżsi niż w chwili rozpoczęcia tej wyprawy dzięki wszechobecnej,
wszechmocnej łasce Baby.
Z Haridwar Baba udał się do Nainital, gdzie na jego przybycie oczekiwało wielu ludzi. Podczas osobistych rozmów, jakich im udzielił, obdarzył wszystkich odwagą, pociechą i duchowym przewodnictwem. Odwiedził również Gita Satsang, założony przez swamiego Widjanandadżiego.
Wygłoszono tam do niego mowę w hindi. Baba z kolei mówił sadhakom
z Nainithal o wartości skupienia, przytaczając ślokę z 18. rozdziału Gity,
w której Kriszna pyta Ardżunę: Kaććith ethać ćrutham, partha, thwaikagrena ćethasa? (Czy wysłuchałeś tego wszystkiego, Partho, z całkowicie
skupionym umysłem?) W oparciu o tę samą ślokę wyciągnął wniosek, że
Gita, zarówno wtedy jak i teraz, ma usuwać mohę [iluzję], a dokładniej
adżniana sammohę – złudzenie zrodzone z niewiedzy – która sprawia, że
259
Baba z figurką Narajany i złotym lotosem, 17 czerwca 1961
Rozdział 15 – Dzieło rozpoczęte
człowiek mylnie bierze nierzeczywiste za rzeczywiste, kłamliwe za prawdziwe, przemijające za trwałe, a źródło smutku za źródło radości.
Po powrocie 4 lipca do Prasanti Nilajam, Baba łaskawie opisał bhaktom tamten obrzęd w Badri, jak i zdarzenia podczas podróży. Dał im również świętą wodę z Gangotri, którą zmaterializował dla nich po raz drugi.
Powiedział, że ci, którzy jeżdżą na pielgrzymki do świętych miejsc, muszą
pokazywać w codziennym postępowaniu, że ta świętość weszła do ich serc
i przemieniła ich słowa i czyny. Śankaraczarja – powiedział – umieścił Narajanę w Badri. Każdy z was musi teraz umieścić Narajanę w swym sercu.
Podczas pobytu w Badri Baba napisał list do bhaktów w Prasanti Nilajam: Zawsze wspominajcie Boga; powtarzajcie Jego imię pisząc je, wypowiadając, medytując, czy też przesuwając paciorki w trakcie powtarzania
imienia. Albo też oddając cześć posągowi czy obrazowi. To ciągłe przebywanie z imieniem Boga jest samo w sobie „wszystkimi świętymi miejscami”,
„wszystkimi świętymi thirthami [wodami]”, „wszystkimi świętymi sanktuariami”. Kiedy umysł zostanie w ten sposób uszlachetniony, zajaśnieje
w nim pełna chwała Badri. Pielgrzymka do Badri jest stratą czasu i energii,
jeśli nie poskromiło się umysłu. Dlatego nie martwcie się, że jesteście tam,
a inni są tutaj. Narajana jest obok was, z wami; po co więc łudzić się dążeniem do tego niewidzialnego Narajany? Bądźcie wytrwali, bądźcie pełni
zapału, bądźcie zawsze radośni. Rzeczywiście, Puttaparthi jest Badrinath
dla tych, którzy mają oczy, żeby widzieć i wiedzę, aby to rozpoznać.
Dlatego umieśćmy go w swoich sercach, a może raczej niech dotrze do
nas ta prawda, że on już tam jest, kierując według swego planu każdą naszą
myślą, słowem i czynem. Obyśmy byli w pełni świadomi swego szczęścia
i napełnili się spokojem i zadowoleniem.
261
16.
Dla Ciebie i dla mnie
On przybył, Dattatreja, Dakszinamurti, Dhanwantari, wszyscy
w Jednym, kochający jak matka, silny jak ojciec, mądry jak guru,
widzący wszystko jak Bóg.
I tak oto doszliśmy razem do ostatnich stron tej książki, drogi Czytelniku. Mam nadzieję, że bardziej zainteresowałeś się pielgrzymką do tronu
Boga, którą każdy musi podjąć. Baba jak dotąd spędził tylko 35 lat w ludzkim ciele, a zapewnił nas, że będzie je zamieszkiwał jeszcze przez ponad 60
lat. Podczas święta Daśara w 1961 roku powiedział, że dopiero rozpoczął
dzieło, dla którego przybył. Dlatego pewne jest, że kolejne rozdziały życia
Bhagawana Śri Sathya Sai Baby będą jeszcze bardziej budujące i inspirujące. Oby wciąż rosła liczba braci i sióstr gromadzących się, by czerpać inspirację i stosować w życiu jego nauki.
Złota Era odkupienia ludzkości nadeszła. Wspaniałość jej brzasku
napełniła już złotą chwałą chmury na wschodnim horyzoncie. Ludzkość
jest przebudzona. Przybyłem – mówi Baba – ponieważ dobrzy ludzie tego
świata, święci i mędrcy, sadhu i sadhakowie, guru i ludzie pobożni usilnie
mnie pragnęli. Niechaj czyści i prawi się weselą!
Podli i kłamliwi, tchórzliwi i okrutni niech również się radują, ponieważ on, w swej litości, wprowadzi ich z powrotem na świętą drogę. Pewnego dnia Baba stwierdził: Jeśli zamknę drzwi przed grzesznymi, upadłymi
i zdrajcami, dokąd mają pójść?
262
Rozdział 16 – Dla Ciebie i dla mnie
Ty i ja nie mamy teraz żadnej wymówki, żeby zadowalać się jedynie
mapami i przewodnikami, odwoływać się do słynnych przypadków chorych, którzy wyleczyli się, czy też ślęczeć nad tomami, które przyprawiają
rozum o pomieszanie. On przybył, Dattatreja, Dakszinamurti, Danwantari [Wisznu jako lekarz, patron ajurwedy], wszyscy w Jednym – kochający
jak matka, silny jak ojciec, mądry jak guru, widzący wszystko jak Bóg.
I o co nas prosi? Abyśmy już w tej chwili rozpoczęli stosowanie duchowej dyscypliny potrzebnej do dobrego życia oraz sadhanę konieczną do
uszlachetnienia popędów oraz instynktów.
Z jakimi darami mamy się do niego zbliżyć? Nawet nie z patram,
puszpam, phalam i thojam [liściem, kwiatem, owocem i wodą] dotąd zalecanymi jako minimum. Nie, ofiarujcie satję, dharmę, śanti i premę, lub
przynajmniej wysiłek podejmowany dla osiągnięcia tych cnót, czy którejkolwiek z nich. Wystarczy szczerość w walce o poprawę samego siebie.
Ofiarujcie patram ciała, manopuszpam [kwiat umysłu] pachnący pokorą,
hridajaphalam [owoc serca] dojrzały od tapasu i słodki od rasam [soku]
daja, danam i damam [współczucia, dobroczynności i samokontroli] oraz
thojam [wodę] łez szczęścia – anandy. To wystarczy – mówi Baba.
Oby Ten, który jest źródłem, strumieniem i morzem, wszechobejmującym, zawierającym w sobie wszystko i ożywiającym wszystko, SATJAMŚIWAM-SUNDARAM, raczył obdarzyć nas siłą i wytrwałością potrzebną
w podróży do Niego.
263
Podziękowanie
Autor pragnie wyrazić szczególne podziękowanie członkom rodziny
Ratnakara Radżu, a zwłaszcza Śri Peddzie Wenkapie Radżu i Śri Seszamie
Radżu za przekazanie wielu ważnych szczegółów dotyczących wczesnych
lat życia Baby. Autor bardzo dużo zawdzięcza też nauczycielom ze szkół
w Bukkapatnam i Urawakondy, wielbicielom z Kamalapuram oraz licznym wielbicielom z Bangalore, Madrasu i innych miejsc, którzy chętnie
odpowiedzieli na jego prośbę o informacje.
264

Podobne dokumenty