Street art to nie naścienny gadżet Z Adamem "ixi

Transkrypt

Street art to nie naścienny gadżet Z Adamem "ixi
Street art to nie naścienny gadżet
Z Adamem "ixi color" Jastrzębskim, założycielem galerii Viuro i V9, rozmawia Marcin S.
Gołębiewski
Zainteresowanie street artem swoje apogeum na pewno osiągnęło już jakiś
czas temu, po bezkrytycznym uwielbieniu murali i wszelkiej maści sprayowców
przyszedł czas na środowiska które dokonują reaserchu i odpowiedzialnie ten
rynek kształtują ,zaczynając na specyfikacji samej sztuki streeartowej poprzez
upowszechnianie a na sprzedaży kończąc.
Jaka jest historia Waszych działań?
Adam „ixi color" Jastrzębski: Galeria Viuro powstała w 2008 i istniała do końca 2010 roku.
Te trzy lata to jednocześnie okres szybkiego popularyzowania się street artu w Polsce i
moment, kiedy ten rodzaj sztuki upowszechnił się w obrocie komercyjnym. Jako grupa
kuratorów, krytyków i badaczy nie pozostaliśmy bierni wobec zachodzących zmian,
ewaluowała również nasza galeria i pomysł na jej prowadzenie. Dlatego w roku 2011 kiedy
otwieraliśmy V9 inaczej postrzegaliśmy naszą funkcje na scenie sztuki ulicznej i
stawialiśmy sobie już inne cele, jako galeria handlująca dziełami sztuki.
Jakie cel przed sobą stawialiście?
Nie mieliśmy sprecyzowanych wyobrażeń o tym jak bardzo chcemy zinstytucjonalizować
naszą działalność, ani co będzie dla nas standardem profesjonalizmu jako galerzystów.
Traktowaliśmy tę sytuację, jako eksperyment, wychodząc z założenia, że scena sztuki
ulicznej jest specyficzna i nie ma sensu szukać dla niej gotowych wzorców w głównym
nurcie sztuki. Chcieliśmy raczej wsłuchać się w głos artystów, nasz pomysł na przestrzeń
wystawową polegał na pozostawieniu im całkowitej swobody, zarówno w doborze prac, jak
i aranżacji wystawy.
Czy startowaliście z gotową listą artystów?
Nie zabiegaliśmy o zamknięte grono artystów, którzy współpracowaliby z nami na stałe.
Komercyjna strona przedsięwzięcia działała zasadniczo jako sklep z pracami, które
pojawiały się na wystawie. Działaliśmy w poczuciu, że artyści z którymi współpracujemy
nie mają wielu innych szans na prezentowanie swoich prac studyjnych. Eksplozja mody na
street art pokazała nam negatywne strony takiego podejścia - wielu artystów zdobyło
popularność mimo niskiego poziomu ich prac, pojawiły się galerie stricte komercyjne
oferujące sztukę ulicy, bez rozróżnienia na poziom, czy specyfikę.
Czy taką specyfikacje mogę od ciebie otrzymać?
Co do odmian street artu nie odważyłbym się na tworzenie zamkniętej systematyki, ale
myślę, że można wyróżnić nurt bardzo mocno powiązany z kulturą spreyową, czyli dawni
artyści graffiti, eksperymentujący z dekoracyjną geometrią formą (roem, seikon, pener,
trochę autone), dalej nieznośny nurt malarskiej karykatury (sepe, chazme, lump, etam
cru), postgaffiti - autorskie malarskie języki budowane poprzez zapożyczoną z graffiti
kategorię osobistego stylu (zbiok, ella, krik, otecki, frm, es), ekspresjonizm (w tym ten
brudny, nasz ulubiony: pikaso, brems, bohomaz) no i na koniec grupa artystów
"osobnych", których nawet jeśli dałoby się na siłę zaklasyfikować, to nie z uwagi na
najważniejsze cechy ich sztuki (np. goro, truth, 2sh, czarnobyl). Podkreślam, że to
oczywiście duże uproszczenie polskiej sceny.
Wspomniana wcześnie moda na street art spowodowała wiele szkód w samym
środowisku, jakich?
Twórczość niektórych artystów zaczęła się dewaluować, podążając bezkrytycznie za
możliwościami oferowanymi przez rynek. Jednocześnie pojawiły się różne inne komercyjne
formy działalności z których zaczęli korzystać artyści street art, jak reklama, zamówienia
publiczne, które nie koniecznie wychodziły na dobre ich artystycznemu wizerunkowi.
Dowodem zaś na kompletny brak merytorycznej krytyki i fachowej dyskusji o street arcie
poza aktywnością Vlepvnetu, jest popularność książki "Polski Street art, która pomimo
niskiej jakości i absurdalnej selekcji twórców jest bezkrytycznie używana jako podręcznik
dla kolejnych organizatorów wystaw i festiwali sztuki ulicy.
Śledząc waszą działalność nasuwa mi się skojarzenie z początkami Rastra.
Jeśli chodzi o Rastra to na pewno ich aktywność wywarła na mnie jakiś tam wpływ, moje
studia na historii sztuki przypadały na ich heroiczny okres i na pewno byli wtedy bardzo
inspirującym wzorem. Gdybym miał porównywać naszą sytuację dziś do wczesnego
Rastra, zapewne główne podobieństwo polegałoby na pomyśle budowania od razu całej
platformy kulturalnej - galeria, magazyn, budowa nowego języka opisu promowanych
zjawisk, budowa środowiska i organiczny charakter tego przedsięwzięcia - autentyczni
istniejący artyści, autentycznie zafascynowani ich twórczością galerzyści, zapotrzebowanie
społeczne na taką czy inną "nową falę". Oczywiście te podobieństwa to w dużym stopniu
podobieństwo okoliczności historycznych. Tak jak oni wyszli od mocnego uderzenia
chwytliwego młodego popu, a potem szybko dojrzewali razem ze swoimi artystami, tak też
my wypłynęliśmy na fali street artu, a potem zaczęliśmy dojrzewanie do krytycznego
postvandalizmu
Raster chciał być świetlicą kultury. Wy tez macie takie założenia?
Około 2010 roku zaczęła się krystalizować nowa koncepcja naszej działalności. Zależało
nam, żeby pod pojęciem galerii, kryła się nie tylko instytucja promująca i handlująca
pracami artystów, ale przede wszystkim dom kultury, prowadzący szeroką działalność
edukacyjną i kulturalną. Był to zawsze jeden z najistotniejszych celów naszej grupy i
priorytet dla którego powstała Fundacja Vlepvnet. Program wystaw i promocja twórczości
wybranych artystów zostały podporządkowane przede wszystkim koncepcji domu kultury i
określonej wizji merytorycznej, a nie komercyjnie rozumianej, krótkofalowej strategii
rynkowej. Istotne stało się dla nas hasło postvandalizmu, czyli sprzeciw wobec street artu
zbanalizowanego i oswojonego, ostrożność wobec nurtu dekoracyjnego, skupienie uwagi
na społecznym i politycznym wymiarze sztuki ulicy. Dobierając artystów do dalszych
wystaw i realizacji staraliśmy się szukać twórców o bezkompromisowym podejściu do ulicy
i swojej twórczości, podzielających naszą ocenę zmian na streetowej scenie. Byliśmy
jednocześnie świadomi, że zapłacimy za ten zwrot cenę w postaci mniejszej sprzedaży,
gdyż największym popytem wśród kupujących cieszą się prace kolorowe, dekoracyjne,
sprowadzające estetykę street artu do naściennego gadżetu.
Targi sztuki, temat dla niektórych najciekawszy, co zmieniły w waszej
działalności?
Duży wpływ na nasz nowy program i wyobrażenie o tym jak chcemy sprzedawać street art
miały targi galerii streetartowych Stroke 2 w Monachium, gdzie zaprezentowało się
kilkadziesiąt galerii, głównie z Europy zachodniej. Był to wpływ negatywny, dzięki Stroke
uświadomiliśmy sobie w jaką stronę podąża na naszych oczach polska scena i w jakim
kierunku my nie chcemy zmierzać. Zdaliśmy sobie sprawę, że mało która z
reprezentowanych tam galerii zajmuje się merytorycznie street artem jako zjawiskiem
artystycznym, czy kulturowo-społecznym, oraz że żadna z nich nie promuje swoich
artystów, jako twórców idei, czy artystycznego przekazu, a jedynie jako producentów
komercyjnych artefaktów.
Dużo w naszej rozmowie krytyki rzeczywistości streeartowej, ale rozumiem że
taka jest konieczność. Co jeszcze trzeba zakomunikować potencjalnym
miłośnikom sztuki ulicy, a w szczególności tym którzy bezkrytycznie przyjmują
obraz realu aplikowany przez media.
Szokuje nas nie tyle to, że street art ulega komercjalizacji i banalizacji, bo byliśmy
świadomi tego procesu, co raczej skala zjawiska i fakt, że sztuka zrodzona z kontestacji
systemu i podważania roli instytucji artystycznych i rynku sztuki, tak bezkrytycznie i
totalnie zachłystuje się nimi, kopiując całą strukturę oficjalnego rynku sztuki, co przy
jednoczesnym braku merytorycznej krytyki i dyskusji owocuje zwycięstwem kiczu i banału.
o pozycji artysty streetartowego na świecie, a obecnie również już w Polsce decyduje
udział w dużych i dobrze promowanych festiwalach i związana z tym realizacja
widowiskowych wielkoformatowych murali. Udział w dużych festiwalach pozwala poszerzać
sieć kontaktów, a widowiskowe murale są najchętniej komentowane przez prasę, oraz
zdobywają artyście popularność w internecie. Male, efemeryczne projekty, czy działania
mocno osadzone w kontekście społecznym, lub historycznym niestety nie są cenione przez
szerszego odbiorcę. Na świecie na fachową krytykę i merytoryczne opracowania liczyć
mogą największe gwiazdy, jak Banksy, Blu, Obey. Artyści drugiego szeregu weryfikowani
są przede wszystkim przez masowego odbiorcę, głównie na podstawie ilości , wielkości i
widowiskowości realizacji.
Wróćmy waszej galerii, co z wyborem artystów i co im oferujecie?
Ostrzejsza i bardziej merytoryczna selekcja artystów, na którą zdecydowaliśmy się w 2011
roku otwierając V9, sprawiła, że de facto wykrystalizowało się wąskie grono artystów z
którymi zamierzamy dalej współpracować. Docelowo przewidujemy około 10 twórców,
których zamierzamy aktywnie promować i których prace znajdą się w naszej ofercie.
Uznaliśmy, że w aktualnej sytuacji polskiej sceny ulicznej, o perspektywicznej wartości
artysty nie decyduje wyłącznie jego aktywność i zaangażowanie w rozwój własnej kariery,
ale właśnie dystans wobec głośnych, ale wątpliwych jakościowo projektów i instytucji, oraz
umiejętność ocalenia specyfiki swojej ulicznej aktywności przed pokusami rynku.
W tej chwili najciekawszymi artystami, których prace posiadamy w ofercie są Brems,
Bohomaz, Goro, oraz Mrufig. Mając w pamięci lekcję targów Stroke 2 postanowiliśmy, że
podejmując się promocji artystów wartościowych, których sztuka jest nie koniecznie
przystępna dla szerszego grona odbiorców, musimy duży nacisk położyć na edukację i
promocję tych artystów, rozumianą przede wszystkim jako fachowa analiza ich języka i
przekazu, oraz rozbudowa krytycznego aparatu pojęciowego wokół idei postvandalizmu.
Jednocześnie staramy się, aby artyści współpracujący z naszą galerią zdawali sobie sprawę
z konsekwencji swoich wyborów: oferujemy im profesjonalne wsparcie merytoryczne i
szansę na konsekwentny rozwój i realizacje projektów, muszą się jednak liczyć, że trudniej
im będzie, przynajmniej na początku konkurować pod względem ilości sprzedanych prac z
kolegami produkującymi seryjnie komercyjne "pamiątki z ulicy". Współpraca z nami to
inwestycja w przyszłość.
Co zatem macie do zaoferowania kolekcjonerom skoro wasza optyka realu jest
tak ostra i krytyczna?
Zdajemy sobie sprawę, że naszym bezpośrednim zadaniem jest teraz zaproponować inny
model kolekcjonowania, niż ten podyktowany formułą pop-streetową, która dotarła do
nas z zachodu Europy. Formułę tą realizuje nasza własna kolekcja, którą staramy się
tworzyć zgodnie z autentycznym duchem sztuki ulicznej, nawet (lub może zwłaszcza) jeśli
oznacza to postawy i decyzje zupełnie nie posiadające precedensu i punktów odniesienia
w postawach współczesnych kolekcjonerów sztuki. Kolekcja narodziła się jako zbiór prac
pozostałych po objazdowej wystawie "Laktacje Nieholenderskie", która gościła w wielu
miastach Polski i Europy: za każdym razem uzupełniana o twórczość artystów lokalnych.
Dzięki temu weszliśmy w posiadanie prac o różnym poziomie artystycznym, ale dających
dobre pojęcie o świadomości twórców i obrazie sceny ulicznej około 2005 - 2007 roku.
Kolejne prace uzupełniające kolekcję były to już nasze osobiste wybory: u twórców u
których ceniliśmy ekspresję i bezpośredniość zabiegaliśmy o prace autentyczne, powstałe
spontanicznie, bez motywacji takich jak wystawa, czy sprzedaż. Przy okazji wystaw i
projektów staraliśmy się tworzyć artystom warunki i ciekawe konteksty do powstawania
nowych prac, tak aby móc śledzić proces tworzenia, dokumentować go, moderować, oraz
aby powstające dla nas prace miały jak najbliższy związek z atmosfera i ideami naszej
galerii. Specyfiką sceny ulicznej jest fakt, że organizatorzy, osoby piszące, czy animujące
różne zjawiska, same są bardzo często artystami, dla tego pozwalaliśmy sobie
niejednokrotnie na zacieranie się granicy między inicjatorem, a współautorem pracy. Mając
bliski kontakt z artystami, mieliśmy często okazje do podnoszenia do rangi dzieła
pozostałości procesu twórczego, szkiców, elementów pierwotnie odrzuconych przez
artystę.
Niekiedy pozwalamy sobie na niekonwencjonalne działanie tymi obiektami, jak arbitralne
komponowanie z nich nowych form, wyprowadzanie ich z kolekcji w przestrzeń publiczną,
czy w przypadku artystów z którymi czujemy się szczególnie blisko związani, dopuszczanie
do artystycznych ingerencji jednych artystów w prace innych. Zawsze kładliśmy też nacisk
na różnorodność i specyficzność środków wyrazu sztuki ulicy, dla tego w naszej kolekcji
mamy obiekty takie jak pojedyncze vlepki, plakaty, vlakaty, matryce szablonów, itp.
Kto poza tobą decyduje w V9?
Ja jestem w największym stopniu odpowiedzialny za wystawy i prowadzenie galerii, ale
program wystaw i strategiczne decyzje dyskutowane są zawsze wspólnie.
Czy poza wami obserwujesz jakieś rodzące się środowisko które może być partnerem do
dyskusji o polskim street arcie?
Wydaje mi się, że ta dyskusja publicznie w ogóle się nie odbywa. Zaproponowaliśmy
pewien model działania, który nie mieści się w powszechnej formule gatunkowego,
skupionego na sobie street artu, dla tego partnerów do dyskusji o sztuce, którą
pokazujemy i promujemy spodziewam się znaleźć również raczej poza środowiskiem. Nie
dawno Dniel Rychalski realizował z nami projekt Wiejski Street art, który polegał na
testowaniu pewnych strategii sztuki ulicy w przestrzeni wiejskiej. Wkrótce planujemy
wspólny projekt ze stowarzyszeniem Oto Ja, badającym i dokumentującym płockie
zagłębie art brut. Wydaje nam się, że zderzenie streetartowców z twórcami art brut może
być ciekawą okazją do weryfikacji autentyzmu, dzikości i offowości tych pierwszych.

Podobne dokumenty