Rozdział
Transkrypt
Rozdział
JAM E S CON R OYD M AR TIN N IE P ON AGL AJ R ZE K I 1 Prolog Dok�dkolwiek si� udasz, nie uciekniesz przed sob�. Przys�owie polskie RS Sochaczew, rok 1779 Anna zatrzepota�a powiekami w ostrym �wietle poranka, po czym unios�a je na dobre. Poczu�a przyspieszone bicie serca. Dzie�, na który tak wyczekiwa�a, wreszcie nadszed�. Dwudziesty szósty lipca. Jej imieniny. Czym pr�dzej usiad�a i spojrza�a na stó� pod oknem. Paczka, owini�ta w czerwony papier, by�a na swoim miejscu. Dziewczynka westchn��a cicho, z ulg�. Wyskoczy�a z �ó�ka i si�gn��a po szlafrok. Szybko umy�a si� i ubra�a, przywdziewaj�c niebiesk� sukienk� zdobion� koronk� i b�yszcz�ce pantofelki z bia�ej skóry, przeznaczone na szczególne okazje. Zacz��a energicznie szczotkowa� swe br�zowe w�osy. Gdy niecierpliwym ruchem wbi�a szczotk� w spl�tany lok, lustro ukaza�o odbicie jej skrzywionej twarzyczki. Widoczny na niej grymas by� nad wyraz doros�y, podobny do tego, jaki cz�sto pojawia� si� na twarzy matki Anny. Szczotkowa�a i szczotkowa�a. Wiedzia�a, �e gdyby nie po�wi�ci�a temu dosy� uwagi, zosta�aby delikatnie z�ajana przez Luiz�, kiedy ta przyjdzie zaple�� jej warkocz. My�li dziewczynki zaj�te by�y jednak czym� innym. Co chwila spojrzenie jej zielonych, nakrapianych bursztynowo oczu przesuwa�o si� po tafli lustra, szukaj�c odbicia zawini�tej w czerwony papier paczki. Wieczorem, mimo zm�czenia, stara�a si� powstrzyma� sen, jak d�ugo si� da�o, w obawie, �e gdy za�nie, prezent zniknie. Nic takiego si� jednak nie sta�o. By� tutaj i nale�a� do niej. By si� o tym upewni�, wystarczy�o na niego spojrze�. Le�a�, czerwony jak dojrza�e jab�ko, lecz o wiele bardziej kusz�cy. Doko�czywszy wyj�tkowo szybko porannej toalety, �ci�gn��a paczk� ze sto�u i przycisn��a obiema r�kami do piersi. Ostro�nie zamkn��a za sob� drzwi sypialni i ruszy�a korytarzem ku klatce schodowej. Chocia� dzisiejszy dzie� ró�ni� si� od innych, z do�u dobiega� znajomy zapach kawy i kie�basek. Si�gn��a r�k� do wysokiej balustrady i zacz��a schodzi�, ostro�nie niczym staruszka, stawiaj�c obie stopy na jednym stopniu i zatrzymuj�c si�, nim pokona�a kolejny. Wreszcie znalaz�a si� na parterze ziemia�skiego dworu. Wesz�a do jadalni i zasta�a matk� przy �niadaniu. Obok krzes�a sta�a pokojówka i nalewa�a swej pani kaw� do chi�skiej fili�anki. Z naczy� ustawionych na stoj�cym z boku kredensie unosi�a si� para. 2 RS Ciemnow�osa hrabina Teresa Berezowska spojrza�a na córk� i u�miechn��a si�. - Dzie� dobry, Anno. Wszystkiego najlepszego z okazji imienin. - Mi�ego �wi�ta - doda�a Luiza rado�nie. - Ile� to latek liczy sobie moja ma�a dama? Anna u�miechn��a si�, zadowolona, �e jest obiektem takiego zainteresowania. - Pi��! - odpar�a. Ju� mia�a unie�� d�o� z roz�o�onymi palcami, by pokaza� t� liczb�, lecz w mgnieniu oka u�wiadomi�a sobie, �e je�li to zrobi, upu�ci paczk�. Serce zabi�o jej mocniej na my�l o takim nieszcz��ciu. - Najpierw talerz kaszy z mlekiem i jajko w koszulce -mówi�a tymczasem Luiza - a kiedy to zjesz, dostaniesz kawa�ek puszystej babki. To twoje �wi�to. Dziewczynka podesz�a drobnymi kroczkami do matki, �eby, jak zwykle, uca�owa� j� w policzek. Hrabina pochyli�a si�, aby córka mog�a dosi�gn�� jej twarzy, któr� Anna uwa�a�a za najpi�kniejsz� na �wiecie. Krzes�o, zajmowane zwykle przez ojca, by�o puste, wi�c wróci�a od razu na swoje miejsce. Ostro�nie po�o�y�a paczk� tu� obok talerza. Uwolniona od skarbu, wdrapa�a si� na krzes�o. Luiza postawi�a przed dziewczynk� �niadanie, nuc�c melodyjnie pod nosem. Anna postanowi�a, �e zje wszystko, do ostatniego k�sa, czu�a bowiem dobiegaj�cy nie wiadomo sk�d smakowity zapach oblanej lukrem babki. Gdzie ona jest? -zastanawia�a si�. Lekkie, s�odkie ciasto z rodzynkami by�o ulubionym przysmakiem dziewczynki. Podnosz�c do ust pierwsz� �y�eczk� jajka, dziewczynka zauwa�y�a, �e spojrzenie szarofio�kowych oczu matki skierowane jest na czerwon� paczk�. Kobieta nie u�miecha�a si� ju�. W g�owie Anny zabrzmia� ostrzegawczy dzwonek. Od�o�y�a �y�eczk�, my�l�c o tym, by poszuka� wsparcia u ojca. - Gdzie tatu�? - Wyjecha� w sprawach zwi�zanych z maj�tkiem - odpar�a hrabina. - Wci�� te interesy. Ton g�osu matki przerazi� dziecko. Hrabina spogl�da�a to na paczk�, to na córk�. - I co my tu mamy, Anno Mario Berezowska? Czy to nowa lalka? - Nie, mamo. - Tak my�la�am. Paczka nie ma w�a�ciwego kszta�tu ani rozmiaru. Zatem, co to takiego? 3 RS Annie zasch�o w ustach. - Ja... nie chcia�am lalki. Hrabina zacisn��a wargi. - Lecz ojciec zabra� ci� wczoraj taki kawa� drogi do stolicy specjalnie po to, by kupi� ci lalk� z kolorkami na buzi, szklanymi oczami i prawdziwymi w�osami. Czy w ca�ej Warszawie nie uda�o si� takiej znale��? - Och, nie, by�o tam mnóstwo lalek, mamusiu, ale... - Ale co? - Ale ja wola�am to. - Wola�a� to? I �wiadomie sprzeciwi�a� si� mojej woli? Mia�a� wybra� sobie lalk�. Anna nie wiedzia�a, co powiedzie�. Matka nie podnios�a na ni� g�osu. Nigdy tego nie robi�a. Lecz Anna rozpozna�a powa�ny ton w jej g�osie i upór w spojrzeniu. Zadr�a�a, postanawiaj�c, �e si� nie rozp�acze. - Czy mog�aby� zostawi� nas na chwil�, Luizo? - poprosi�a hrabina z u�miechem. Anna poczu�a, �e serce w niej zamiera. Zna�a ten u�miech, który tak naprawd� nie by� wcale u�miechem. Wola�aby, by stara Luiza zosta�a w pokoju, ale wiedzia�a, �e lepiej o to nie prosi�. S�u��ca dygn��a, po czym ruszy�a ku drzwiom prowadz�cym do kuchni. Wychodz�c, u�miechn��a si� do Anny serdecznie, chc�c doda� jej otuchy. Ale jej u�miech nie zdzia�a� zbyt wiele. - Otwórz to! - poleci�a hrabina, gdy tylko pokojówka znikn��a za wahad�owymi drzwiami. - Zobaczmy, co te� mog�o wyda� si� ma�ej dziewczynce bardziej godne po��dania ni� nowa lalka. - Nie powinny�my poczeka� na tatusia? - Otwórz to, Anno Mario. - Hrabina nie zamierza�a pozwoli�, by pi�cioletnia spryciarka próbowa�a zmieni� jej postanowienie. Prezent wprawi� Ann� w taki zachwyt, �e nie pomy�la�a o tym, jak zareaguje matka. Zacz��a niezdarnie rozdziera� papier spoconymi r�czkami. To by�a jej pierwsza wyprawa do stolicy. Siedzia�a na kolanach ojca, spogl�daj�c na wszystko szeroko otwartymi oczami, a powóz podskakiwa� na wyboistej drodze. Trwa�o to ca�e godziny, lecz wreszcie dotarli do przedmie�� Warszawy, potem przekroczyli drewniany most na Wi�le i ko�a pojazdu zaturkota�y na brukowanych ulicach stolicy. Miasto by�o doprawdy zadziwiaj�ce, jakby �ywcem wyj�te z jednej z jej ksi��eczek. - Och, tato! - zawo�a�a, kiedy mijali Zamek Królewski. - Czy tu mieszka król? Naprawd�? 4 RS Ojciec u�miechn�� si�. - Tak, naprawd�. Przejechali obok katedry pod wezwaniem �wi�tego Jana, mijaj�c rezydencje bogatej szlachty. Bardzo bogatej. Ojciec nazywa� tych ludzi magnatami. - Dlaczego ty nie jeste� magnatem? - spyta�a. - Mam tyle, ile mi trzeba - roze�mia� si�, przytulaj�c j�. Na dziedzi�cu przed Zamkiem zadarli g�owy, by spojrze� na kolumn� Zygmunta. Król, odlany z br�zu, dzier�y� w jednej d�oni krzy�, a w drugiej miecz - niczym jaki� �wi�ty wojownik. Ojciec powiedzia� jej, �e to w�a�nie ów król przeniós� stolic� z Krakowa do Warszawy. Po latach b�dzie pami�ta�a Zamek jako wielk� i onie�mielaj�c� budowl�, natomiast wspomnieniem zachowanym w sercu pozostanie u�cisk ojca - bij�ca od niego si�a, ciep�o i lekki zapach myd�a do golenia. Wjechali na Rynek, utkany sklepami i straganami niczym po�yskuj�cy plaster miodu. By�o tam pe�no lalek wszelkiego rodzaju, pi�knych i ubranych pod�ug najnowszej mody. Podoba�y si� Annie, lecz kiedy jej spojrzenie pad�o na iskrz�cy si� przedmiot, który teraz rozpakowywa�a, wszystko inne przesta�o dla niej istnie�. - Czy w�a�nie to chcia�aby� dosta�, Aniu? - spyta� ojciec. Spojrza�a na niego, u�wiadamiaj�c sobie, �e w�a�nie zamierza spe�ni� jej �yczenie. - Och, tak! - zawo�a�a. Tego dnia w zaczarowanym mie�cie królów wyobra�enia �wi�ta, �ycze� i magii zla�y si� w jej umy�le w jedno. Zdawa�oby si�, na zawsze. Czerwony papier p�k� na rogu, potem na drugim. Ukryty pod nim przedmiot zab�ysn�� i zamigota�. Hrabina, zniecierpliwiona, po�pieszy�a córce z pomoc� i po chwili zosta� ods�oni�ty. Przed hrabin� sta� przepi�knie ci�ty kryszta�, pulsuj�c �yciem i ciep�em. Wy�aniaj�ce si� z kryszta�owej podstawy delikatnie rze�bione nó�ki unosi�y posta� ptaka. Skrzyd�a mia� roz�o�one, a dziób uniesiony, jakby podrywa� si� do lotu. - Co to takiego!?- krzykn��a hrabina. Anna nie potrafi�a rozpozna�, czy matka jest zachwycona, zaskoczona, czy rozgniewana. Mimo to jej strach ulotni� si� na widok cudu, jaki mia�a przed sob�. - Och, to ptak, mamo. Kryszta�owa go��bica! Czy� nie jest pi�kna? 5 RS - Widz�, �e to ptak, Anno Mario. Lecz dlaczego ty czy jakakolwiek inna dziewczynka mia�aby pragn�� czego� takiego? I to zamiast lalki! - Bo to jest takie �adne, mamusiu. Wiesz, �e uwielbiam ptaki. Zawsze chcia�am mie� cho� jednego, ale tatu� powiedzia�, �e ptaki powinny by� wolne. A tego mog�abym zatrzyma�. Spójrz tylko, jak b�yszczy i rzuca iskry. Poza tym... jest zaczarowany! - Zaczarowany? - Och, tak. - Dlaczego mia�by by� zaczarowany? - Widzisz, jak �wiat�o przenika przez kryszta�? Wida� wszystkie kolory, jak w t�czy. - Raczej jak w pryzmacie - stwierdzi�a hrabina. - Jak w czym? - Mniejsza z tym, mów dalej. - No wi�c sprzedawca powiedzia�, �e ptak jest zaczarowany. I �e zaniesie mnie tam, gdzie b�d� chcia�a. Nawet do garnca ze z�otem na ko�cu t�czy! - Co za stek pompatycznych bzdur! To nie ptak jest zaczarowany, tylko j�zyk tego sprzedawcy. Za�o�� si�, �e nie�le sobie policzy� za ten nonsens! Serce Anny zabi�o gwa�townie. Spojrza�a na matk�. Twarz hrabiny poró�owia�a. - Ale tatu�... - dziewczynka umilk�a, gdy matka unios�a ostrzegawczo palec. - Anno Mario, kochanie, to twoja matka zaproponowa�a, aby� dosta�a na imieniny lalk�, czy� nie? Nie s�dzisz, �e matka wie lepiej ni� ty, czym powinna� si� bawi�? Anna z trudem powstrzymywa�a �zy. Gdyby tylko potrafi�a wyt�umaczy�, �e pokocha�a tego ptaka! Próbowa�a z ca�ych si�, lecz matka i tak nie zrozumia�a. - Miewasz dziwne pomys�y, skarbie - mówi�a tymczasem hrabina - i upierasz si� przy nich. Tak, mo�esz patrze� na ptaka, lecz lalk� mog�aby� si� bawi�. Czy�by w jej g�osie pojawi�y si� �agodniejsze nutki? Anna o�mieli�a si� mie� nadziej�. Hrabina wzi��a ptaka do r�k, przenios�a go przez pokój i postawi�a na najwy�szej pó�ce serwantki z porcelan�, poza zasi�giem r�k Anny. - Zostanie tutaj, dopóki nie postanowi�, co z tym zrobi�. Je�li nie chcesz lalki... - Ale mam ju� Buttons! 6 RS - Star� szmacian� kuk��! - powiedzia�a hrabina, odwracaj�c si� do córki. - Nie potrzebuj� innej... - I nie dostaniesz. By� mo�e w tym roku b�dziesz musia�a oby� si� bez prezentu. Czy masz poj�cie, jak bardzo zdenerwowa�a� mam�? Anna patrzy�a na matk� zaciskaj�c� wargi tak, �e zmieni�y si� w cienk� lini�, a potem zupe�nie znik�y. - Masz poj�cie? Anna nie odwa�y�a si� odezwa�. - Widz�, �e nie. Id� na gór� si� po�o�y�. Doko�cz �niadanie - powiedzia�a hrabina i wysz�a z jadalni. Dziewczynka powoli ko�czy�a je�� zimny ju� posi�ek, nie odrywaj�c spojrzenia szeroko otwartych oczu od szafki z uwi�zion� w niej go��bic�. - Ach, Anno - zawo�a�a �piewnie Luiza, podchodz�c do kredensu. - Widz�, �e jeste� gotowa na kawa�ek babki, moja ma�a solenizantko! Jednak�e dziewczynka ze�lizn��a si� z krzes�a i wysz�a, nim pokojówka zd��y�a si� odwróci�. By�a ju� w po�owie schodów, gdy us�ysza�a wo�anie Luizy. Nie odwróci�a si�. - O co chodzi, moje zielone ocz�ta? - zapyta� ojciec. Zsiad� z konia i sta�, góruj�c nad córk�. - P�aka�a�? Dlaczego? Anna czeka�a na niego w stajni od ponad godziny. Ukradkiem wysz�a z pokoju, zesz�a na parter klatk� schodow� dla s�u�by, przebieg�a przez kuchni� i wynikn��a si� tylnymi drzwiami. Min��a dziedziniec i wesz�a do stajni. Z niepokojem czeka�a na ojca. Gdy by�a smutna lub zdenerwowana, zwyk�a wsuwa� w swoje d�ugie br�zowe w�osy rozprostowane palce i przesuwa� nimi koj�cymi ruchami jak mi�kk� szczotk�, tak jak robi�a to pokojówka podczas czesania. Jednak dzisiaj stary nawyk miast uspokaja� zdawa� si� powi�ksza� niepokój. Nawet obecno�� cudownie majestatycznych koni nie rozproszy�a jej smutku. - Aniu - dopytywa� si� ojciec, unosz�c j� i sadzaj�c na siodle. - Znowu ci�gn��a� si� za w�osy... Powiedz mi, co si� sta�o. Nagle u�wiadomi�a sobie, �e patrzy na ojca z góry. Siedzia�a na koniu po raz pierwszy w �yciu i serce bi�o jej jak szalone. Zwierz� poruszy�o si� pod ni� i by�o to tak, jakby góra zbudzi�a si� do �ycia. To ekscytuj�ce zdarzenie nie odwróci�o jednak na d�ugo jej uwagi od dr�cz�cej my�li o utraconym ptaku. Z trudem powstrzymuj�c �zy, opowiedzia�a, co si� wydarzy�o. Nap�aka�a si� ju� 7 RS do�� w swoim pokoju i nie zamierza�a dopu�ci�, by ktokolwiek widzia� j� p�acz�c�. Nawet ojciec. - To powa�na sprawa - powiedzia� hrabia, kiedy sko�czy�a relacj�. - Naprawd� musz� z niego zrezygnowa�, ojcze? Nie mog� zatrzyma� ptaka? - Czy matka powiedzia�a, �e nie pozwala ci go zatrzyma�? - Nie, nie powiedzia�a tego. - Lecz s�dzisz, �e w�a�nie to mia�a na my�li? Anna skin��a g�ow�. Przygryz�a doln� warg� i unios�a bezwiednie d�o� ku w�osom. - No dobrze - powiedzia� ojciec, delikatnie powstrzymuj�c d�o� córki - nie wolno nam traci� nadziei. Zobacz�, co da si� zrobi�. - Porozmawiasz z ni�? - Och, podejrzewam, �e to ona b�dzie chcia�a mówi� ze mn� - odpar�, �miej�c si�. - Ale tak, porozmawiam z ni�. - Dzi�kuj�, tatusiu! - Chod�my zatem. Zdj�� córk� z konia, a kiedy jego usta znalaz�y si� tu� przy jej uchu, powiedzia�: - Czasami trzeba po prostu zda� si� na los. Anna obj��a ojca mocno za szyj�. Pachnia� polem i wiatrem. Jeszcze jeden zapach, który zachowa na zawsze w pami�ci. - Nie obiecuj�, �e mi si� uda. A nawet je�li, mo�e to oznacza�, �e b�dziesz musia�a sprawi� mamie przyjemno�� w inny sposób. Lub zrezygnowa� z czego�. - Och, zrobi� wszystko, absolutnie wszystko. - Zobacz�, co uda mi si� wskóra�. Widocznie rozmowa zako�czy�a si� pomy�lnie, bo kiedy Anna obudzi�a si� nast�pnego ranka, na stole obok �ó�ka sta�a mieni�ca si� w �wietle go��bica. Dziewczynka podnios�a j� delikatnie, jakby ptak by� �ywy, zafascynowana zakl�t� w nim t�cz�. Min� lata, nim dowie si�, co zosta�o po�wi�cone, by mog�a zatrzyma� ptaka, i kolejne, nim zrozumie sens filozoficznego stwierdzenia ojca: „Czasami trzeba po prostu zda� si� na los". 8 Cz��� pierwsza Trzech rzeczy nie sposób ukry�: ognia, ch�odu i mi�o�ci. Przys�owie polskie. Rozdzia� pierwszy. RS Halicz, rok 1791. Zastyg�a w bezruchu, niczym posta� z obrazu, po�ród kwiatów i traw, samotna, z daleka od domu. To ostatnie wydarzenia, a nie lata dorastania sprawi�y, �e Anna straci�a zrodzon� w dzieci�stwie zdolno�� do przenoszenia si� w �wiat wyobra�ni. Prawd� mówi�c, ta m�oda dziewczyna, stoj�ca u progu kobieco�ci, straci�a równie� wi�� z ca�ym otaczaj�cym j� �wiatem realnym. Popo�udnie by�o wr�cz sielankowe, a ��ka mieni�a si� barwami, emanuj�c ciep�em. Na s�siednim polu wietrzyk porusza� k�osami pszenicy i j�czmienia, wprawiaj�c �any w pe�ne wdzi�ku falowanie. Po jakim� czasie Anna skupi�a wzrok na �wie�o opad�ych li�ciach, niesionych wiatrem. Uderza�y o pie� pot��nego d�bu, odlatywa�y, wiruj�c, by po chwili znów zbli�y� si� do drzewa. W ich niespokojnych wzlotach, w ich bezradno�ci wobec porywów wiatru odnajdywa�a co� w rodzaju braterstwa. Ona tak�e unosi�a si� bezwolnie na falach �ycia. A gdzie� w g��bi jej istoty wzrasta�a kolczasta ró�a, k�uj�ca i bole�nie przeszywaj�ca niczym �a�obny g�os syren dochodz�cy zza horyzontu. Jak mog�o do tego doj��? Zaledwie przed kilkoma miesi�cami, gdy uchwalano Konstytucj� 3 maja, �wiat Anny by� uporz�dkowany i szcz��liwy. Jej ojciec cieszy� si� z wprowadzanych reform. Nie widzia� w nich zagro�enia, jak niektórzy spo�ród szlachty. Hrabia Samuel Berezowski nie by� magnatem ani arystokrat�, lecz �rednio zamo�nym szlachcicem. Jego prapradziadek otrzyma� tytu� hrabiego, kiedy w 1683 pomóg� legendarnemu królowi Janowi Sobieskiemu i wojskom chrze�cija�skiej Europy zatrzyma� Turków z dala od Wiednia. Hrabia osobi�cie zarz�dza� niewielkim maj�tkiem i ju� wcze�niej da� ch�opom z nale��cej do maj�tku wioski, licz�cej dwana�cie rodzin, swobod� my�lenia i dzia�ania. Sta�o si� zwyczajem, �e ch�opi zwracali si� do niego: Panie Berezowski. Dla matki Anny tak�e nasta�y szcz��liwe dni, by�a bowiem w ósmym miesi�cu ci��y. W m�odo�ci hrabina Teresa przeciwstawi�a si� krewnym, odrzucaj�c zwi�zek z magnatem, by pój�� za g�osem serca. Nie os�abi�o to jednak jej ambicji, aby dzieci, dzi�ki odpowiednim ma��e�stwom, podnios�y 9 RS status rodziny. Cho� wola�aby, by pierwszy urodzi� si� syn, cieszy�a si� razem z Samuelem, gdy na �wiat przysz�a zdrowa, zielonooka dziewczynka, Anna Maria. Wierzy�a, �e wszystko jeszcze przed ni� i w nast�pnych latach wyda na �wiat zast�py ch�opców. Tymczasem kilka nast�puj�cych po sobie poronie� os�abi�o jej zdrowie i nadwer��y�o urod�. Mimo to, wbrew radom lekarzy, upiera�a si�, by wci�� na nowo zachodzi� w ci���. Jednak dopiero teraz, po siedemnastu latach od urodzenia Anny, wydawa�o si� pewne, �e zdo�a donosi� kolejne dziecko. Stosunki Anny z matk� poprawi�y si� po incydencie z go��bic�, cho� nigdy nie sta�y si� tak naprawd� bliskie. Z czasem dziewczynka u�wiadomi�a sobie, �e cho� kocha oboje rodziców, musi pogodzi� si� z tym, �e g�ówn� trosk� matki by�o sprowadzenie na �wiat ch�opców. Podczas gdy ojciec obdarowywa� Ann� mi�o�ci� hojnie i bez ogranicze�, matka zaszczepi�a w niej - zarówno poprzez s�owa, jak i zachowanie - poczucie, �e nie jest w pe�ni warto�ciowa. Dziewczyna zamkn��a si� w sobie, uciekaj�c do królestwa wyobra�ni. Zatopiona we w�asnym �wiecie, po�ród ba�niowych postaci i miejsc, marzy�a o bracie lub siostrze, którzy mogliby stanowi� kotwic�, ��cz�c� j� z realnym �wiatem. Jednak nie dane jej by�o mie� rodze�stwa. Feliks Paduch, ch�op z maj�tku, sprawia� k�opoty od zawsze. Gdy tylko podrós�, zacz�� kra�� i wdawa� si� w bijatyki. W wieku trzydziestu lat by� leniwym, zapijaczonym, zgorzknia�ym i m�ciwym cz�owiekiem, kwestionuj�cym sw� pozycj� spo�eczn� i nienawidz�cym �wiata. Ch�opi szeptali, �e by� zamieszany w zabójstwo podró�uj�cego po okolicy Francuza, lecz �aden nie o�mieli� si� otwarcie go oskar�y�. Hrabina Berezowska namawia�a m��a, aby wyeksmitowa� Paducha z maj�tku, i hrabia dwukrotnie omal tego nie zrobi�. W kilka dni po uchwaleniu konstytucji wybra� si� do chaty Paducha, gdy� jeden z s�siadów, szlachcic, oskar�y� go o kradzie� kilku worków ziarna. Hrabina próbowa�a powstrzyma� m��a, przekonuj�c, �e starosta sam poradzi sobie ze spraw�, lecz hrabia, czuj�c si� odpowiedzialny za swoich ch�opów, nie chcia� pozostawi� jej w r�kach magistrackich urz�dników. Tego w�a�nie dnia �ycie szcz��liwej dot�d rodziny zmieni�o si� na zawsze. Anna siedzia�a w�a�nie przy oknie po�o�onej na drugim pi�trze sypialni, czytaj�c francuskie t�umaczenie Snu nocy letniej, gdy us�ysza�a, �e na dole co� si� dzieje. Wyjrza�a przez okno i zobaczy�a gromadk� o�miu czy dziesi�ciu 10 RS ch�opów otaczaj�cych dwuko�ow� furmank�. Na niej za�, u�o�one na s�omianej macie, le�a�o cia�o jej ojca. Poniewa� ch�opów ��czy�y z panem wi�zy oparte na wzajemnym szacunku, tym razem nie zawahali si� przed oskar�eniem Paducha o morderstwo. To Anna musia�a powiadomi� o wszystkim matk�, a potem - sama pogr��ona w smutku -wys�uchiwa�, jak hrabina op�akuje m��a, oskar�aj�c go jednocze�nie o to, i� zaanga�owa� si� w spraw� niegodn� jego statusu, jak� by�o dociekanie winy Feliksa Paducha. Hrabina popad�a w rozpacz. Zdaniem Anny szok spowodowany utrat� m��a przy�pieszy� poród. Ch�opiec �y� tylko dwa dni. Hrabina nie dosz�a ju� do siebie po �mierci hrabiego i trudach trwaj�cego trzyna�cie godzin porodu. Gdy dziecko zmar�o, przesta�a je�� i w tydzie� pó�niej, nieprzytomna z bólu, gniewu i rozpaczy, równie� zmar�a. Tak oto w ci�gu kilku zaledwie dni Anna straci�a rodzin�. Ni� jej spokojnego �ycia w Sochaczewie zosta�a zerwana. Tego dnia, w dniu �mierci matki, sta�a w ogrodzie, niezdolna p�aka�. Jak�e jej matka kocha�a kwiaty, które tu ros�y! Prawd� mówi�c, Anna zainteresowa�a si� ogrodnictwem, by przypodoba� si� matce, która uwielbia�a �wie�e kwiaty w domu. Wiosn� tamtego roku, kiedy przynios�a do domu kryszta�ow� go��bic�, ojciec pomóg� jej za�o�y� w�asny ogród. Uprawia�a go i stara�a si� sprawi� matce przyjemno��, dostarczaj�c wci�� nowe bukiety. Ca�e to ogrodnicze przedsi�wzi�cie sprawi�o, �e Anna pokocha�a ro�liny. Ojciec da� jej cebulki sprowadzone z Holandii. Pos�usznie zasadzi�a je na jesieni, dziwi�c si�, jak co� tak �miesznego mo�e sta� si� zacz�tkiem delikatnego, wysublimowanego pi�kna. Lecz wiosn� zielone p�dy przebi�y brunatn� ziemi� i dzi�ki obfitym deszczom wysun��y ku niebu dzielne, pot��niej�ce z ka�dym dniem ramiona. Anna zasadzi�a cebulki w równych rz�dach niczym �o�nierzy, tote� kiedy p�ki otwar�y si� nagle, wybuchaj�c feeri� barw - czerwieni, fioletu, pomara�czu i �ó�ci - ledwie mog�a pow�ci�gn�� rado��. To by�o jak cud. Chwila, kiedy wr�czy�a zaskoczonej matce pierwszy bukiet, do tej pory napawa�a j� dum�. Z czasem dosz�a do wniosku, �e kwiaty w symboliczny sposób odzwierciedlaj� ró�nice pomi�dzy jej rodzicami: podczas gdy ojciec uwielbia� �yj�ce, rosn�ce na grz�dkach ro�liny, matka wola�a podziwia� kwiaty ci�te, zanurzone w ch�odnej wodzie i ustawione w zacienionych pokojach. Sposób, w jaki matka potraktowa�a j�, kiedy przynios�a do domu go��bic�, by� dla Anny nauczk� i wp�yn�� na charakter ich wzajemnych stosunków. Anna 11 RS uparcie kocha�a matk�, lecz podstawy tej mi�o�ci by�y na tyle chwiejne, �e cho� nigdy ca�kiem si� nie za�ama�y, zawsze istnia�a taka gro�ba. Cho� trudno jej by�o si� z tym pogodzi�, Anna w�tpi�a, czy matka naprawd� j� kocha. Hrabina pozosta�a ch�odna uczuciowo, a jedynym wyrazem jej mi�o�ci bywa�o przytakni�cie lub lekkie poklepanie po g�owie. By�a to mi�o�� dozowana oszcz�dnie, jak �adnie opakowane �wi�teczne cukierki, i okazywana tak rzadko, �e Anna przechowywa�a w pami�ci ka�dy jej przejaw jak bezcenny skarb. Dorasta�a pewna jedynie bezwarunkowej mi�o�ci ojca, mi�o�ci, która promieniowa�a ciep�em niczym s�o�ce. Polega�a na nim w pe�ni, tote� kiedy zgin��, zda�a sobie spraw�, �e nie ma ju� komu zaufa�. Nawet on j� zawiód�, umieraj�c. Je�li bowiem w swoim post�powaniu zda� si� na los, nie wynik�o z tego nic dobrego. Starsza siostra matki, hrabina Stella Gro�ska, przyby�a wraz z m��em i córk� Zofi� na jeden pogrzeb, a przysz�o jej uczestniczy� w trzech. Gdy opuszczali Sochaczew, by wróci� do swego maj�tku pod Haliczem na po�udniu Polski, nalegali, by Anna wyjecha�a wraz z nimi. Hrabia i hrabina zostali jej prawnymi opiekunami do czasu, a� uko�czy osiemna�cie lat. Z pocz�tku Anna by�a im wdzi�czna. Jej dotychczasowy �wiat przesta� istnie�, cieszy�a si� wi�c, �e jest kto�, kto za ni� my�li i decyduje. A ciotka i wuj byli lud�mi kochaj�cymi i serdecznymi. Zofia te� traktowa�a j� �yczliwie, cho� bardzo si� od siebie ró�ni�y. Kuzynka by�a bowiem kobiet� �wiatow� i z natury towarzysk�. Pa�stwo Gro�scy starali si�, jak tylko mogli, by Anna dobrze si� u nich czu�a. Jednak�e z czasem t�sknota za domem i znajomym otoczeniem stawa�a si� coraz trudniejsza do zniesienia. Jej sny by�y mroczne, przepe�nione poczuciem odrzucenia i osamotnienia. Czasami w nocy budzi�a si� na d�wi�k w�asnego g�osu, wo�aj�c ojca. Ciotka i wuj bardzo przejmowali si� tymi atakami melancholii, lecz Anna tylko udawa�a, �e ich starania przynosz� ukojenie. T�skni�a za bezpiecznym schronieniem w ojcowskiej bibliotece, gdzie sp�dzi�a w dzieci�stwie tyle godzin, przenosz�c si� do innych miejsc i w inne czasy dzi�ki ksi��kom, stoj�cym na pokrytych politur� pó�kach. Przede wszystkim za� pragn��a op�akiwa� rodzin� u grobu, dotyka� ziemi, która tuli�a jej bliskich, czego ona nie mog�a ju� robi�. Cz�sto zastanawia�a si�, dlaczego dane jej by�o przetrwa�. Czy uczyni�a co�, co spowodowa�o, �e utraci�a swój �wiat? Czasami �apa�a si� na tym, i� �a�uje, �e nie le�y obok rodziny na wzgórku, gdzie cztery pokolenia Berezowskich spoczywa�y po�ród stokrotek, b�awatków i maków. Co jeszcze 12 RS �ycie mog�o jej zaoferowa�? Nast�pi� w nim tragiczny zwrot, który przywodzi� na my�l opowie�ci i legendy z dzieci�stwa. One te� cz�sto ko�czy�y si� tragicznie. Dlaczego? Kiedy podros�a, wyrobi�a w sobie nawyk czytania tylko do momentu, gdy historia zaczyna�a przybiera� z�y obrót. Wtedy odk�ada�a ksi��k� i wymy�la�a w�asne szcz��liwe zako�czenie. Jej ulubion� histori� by�a opowie�� o Juracie, królowej Ba�tyku. Cho� Anna nie potrafi�a w pe�ni identyfikowa� si� z t� legendarn� pi�kno�ci�, cieszy�a si�, �e mia�y przynajmniej co� wspólnego: zielone oczy. Tym, co najbardziej podziwia�a w bogini, by�a zdolno�� poddania si� nami�tno�ci. Och, jak bardzo pragn��a, by i jej przydarzy�o si� co� takiego! Jurata mieszka�a w bursztynowym pa�acu na dnie morza. Pewnego dnia m�ody rybak z�ama� jedno z ustanowionych przez ni� praw, ale �yczliwa bogini przebaczy�a mu. Zakocha�a si� w rybaku i, odwa�nie sprzeciwiaj�c si� prawom i obyczajom, co wieczór podp�ywa�a do brzegu, by si� z nim spotka�. Anna uwa�a�a, �e legenda jest bardzo romantyczna. I w�a�nie w tym miejscu zwykle wnosi�a do historii istotne poprawki. Nie podoba�o jej si� tragiczne zako�czenie, w którym bóg b�yskawic i piorunów, Perkun - zakochany w Juracie - wpad� w gniew, poniewa� z�ama�a ona prawo mówi�ce, �e istoty z innego �wiata mog�y ��czy� si� tylko pomi�dzy sob�. Perkun zniszczy� pa�ac uderzeniami pioruna i od tej pory nikt ju� nie widzia� Juraty. Fragmenty zburzonego pa�acu wyp�ywa�y czasem na ba�tyckie pla�e, a ludzie zbierali je i cenili jak skarby. W zako�czeniu wymy�lonym przez Ann� Jurata zamkn��a si� w swym bursztynowym pa�acu, burz�c go kawa�ek po kawa�ku - wyczyn godny herosa. Potem za� podst�pnie rozbudzi�a w�ród bogów i bogi� nami�tno�� do �ó�tego kamienia. W ko�cu z�agodzi�a gniew Perkuna, zdradzaj�c mu miejsce, gdzie ukry�a najwi�ksze na �wiecie zasoby bursztynu, czyni�c go tym samym jeszcze pot��niejszym i bardziej powa�anym. Nami�tno�� Juraty by�a tak wielka, �e bogini przybra�a ludzk� posta�, odrzucaj�c nie�miertelno�� z mi�o�ci do rybaka. Do Anny stoj�cej nieruchomo po�ród ��ki tylko cz��ciowo dociera� �wiat, który j� otacza�. By�a niczym intruz na francuskim obrazie, przedstawiaj�cym wiejsk� sielank�. Czy roztaczaj�cy si� przed ni� widok jest aby prawdziwy? By� mo�e jej �ycie to ju� tylko sen... Czy mog�aby �ni� �ycie? My�l ta, cho� dziwaczna, pobudza�a wyobra�ni�. Czy co� takiego by�o w ogóle mo�liwe? W 13 RS tej chwili jej przypuszczenia nie wydawa�y si� wcale bezsensowne. Gdyby tylko to, co si� wydarzy�o, by�o iluzj�, pomy�la�a... Gdyby tylko... Nagle z zadumy wyrwa� j� g��boki m�ski g�os: - Hrabina Anna, jak s�dz�? Zbyt raptownie przywo�ano j� do rzeczywisto�ci, tote� nim umys� Anny zd��y� zareagowa�, z jej ust doby� si� instynktowny, cichy okrzyk. Odwróci�a si� pospiesznie, kieruj�c twarz ku zachodz�cemu s�o�cu, i os�oni�a oczy d�oni�, by spojrze� na dosiadaj�cego wierzchowca m��czyzn�. Czu�a na skórze �ar popo�udniowego s�o�ca. Z pocz�tku widzia�a jedynie sylwetk�, rysuj�c� si� na tle nieba niczym wycinanka. Mimo to zorientowa�a si�, �e ma przed sob� kogo�, kto nie mieszka w maj�tku Gro�skich. - Pi�kny dzi� dzie�, prawda? U�miecha� si� do niej w sposób, którego nie potrafi�a zinterpretowa�. - Kim pan jest? - Ledwie poznawa�a swój g�os. Wydawa� si� taki oboj�tny i s�aby. Czu�a gwa�towne bicie serca i przez g�ow� przemkn��a jej my�l o ucieczce. - Przepraszam, je�li pani� przestraszy�em. - Nieznajomy przesta� si� u�miecha�. - My�la�em, �e s�yszy pani st�panie mego konia. - Owszem, przestraszy� mnie pan. Niczego nie s�ysza�am. - Stara�a si� odzyska� nad sob� kontrol�. Nie b�dzie ucieka�a. - Móg� pan zawo�a� do mnie, zbli�aj�c si�. - Naprawd�, bardzo mi przykro, hrabino Anno - bo jest pani ni�, prawda? Przypomnia�a sobie o formach towarzyskich. - Pani Anna Maria. Rodzice nie u�ywali tytu�u. - Prosz� mi wybaczy� - powiedzia�, okr��aj�c j�. - Tutaj wielu spo�ród szlachty to robi. - Cz�sto podkrada si� pan do ludzi? Unios�a g�ow�, udaj�c �mielsz�. Zorientowa�a si�, �e mimo woli ona te� si� obraca, a� wreszcie nie musia�a ju� os�ania� oczu d�oni�. By�a pewna, �e przybysz zainicjowa� ten ma�y taniec specjalnie w tym celu. - S�dzi�em, �e uda�o mi si� przezwyci��y� ów brzydki nawyk, pani Anno Mario. Jego niefrasobliwo�� by�a doprawdy denerwuj�ca. Anna postanowi�a nie odpowiada�. - I co takiego sprowadza pani� tutaj? - dopytywa� si�. Anna wykrzywi�a wargi w u�miechu, którego nauczy�a si� od matki, a który tak naprawd� nie by� wcale u�miechem. 14 RS - Mog�abym o to samo zapyta� pana. - To prawda. Teraz to on musia� os�ania� oczy d�oni�, mimo to wyci�gn�� j�, wskazuj�c przed siebie. - Ziemia pani wuja ko�czy si� tam, na zachód, na tym polu pszenicy. ��ka nale�y do mnie. - Och - Anna poczu�a, �e pewno�� siebie wyp�ywa z niej niczym zimny górski strumyk. Jak zgrabnie j� usadzi�. - Zatem jestem tu intruzem? Ju� sobie id�. - Nie musi pani tego robi�, Anno - powiedzia� z u�miechem. - Lasów i pól nie zamyka si� na klucz. By�o to powiedzenie, którym cz�sto pos�ugiwa� si� jej ojciec, i kiedy� s�dzi�a nawet, �e sam je wymy�li�. Spogl�daj�c na nieznajomego, powiedzia�a: - Przysz�am tu dlatego, �e ��ka wyda�a mi si� tak spokojna, tak sprzyjaj�ca rozmy�laniom. - No prosz�, �adna dziewczyna - i na dodatek my�l�ca! - Czy te cechy tak rzadko chodz� ze sob� w parze? Ten cz�owiek jest niemo�liwy, pomy�la�a, prostuj�c dumnie plecy. - Nie, oczywi�cie, �e nie. Paln��em g�upstwo. Kobaltowo-b��kitne oczy zab�ys�y, gdy na ni� spojrza�. U�miechn��a si�, unosz�c g�ow�, by lepiej mu si� przyjrze�. - Przynajmniej w tym si� zgadzamy. Roze�mia� si�. Anna natychmiast uzna�a swe ma�e zwyci�stwo za nic nie-znacz�ce. Czy�by na�miewa� si� z niej? Odwróci�a si�. - Dawno powinnam by� w domu, wi�c je�li pan wybaczy... Jednym szybkim ruchem zsun�� si� z czarnego ogiera. Strach natychmiast powróci� i Anna bezwiednie cofn��a si� o krok. - Och, nawet si� sobie nie przedstawili�my - powiedzia� m��czyzna. Prosz� pozwoli�, bym jeszcze przez chwil� pani� zatrzyma�. Jestem Jan Stelnicki z maj�tku U�cie Zielone. Wyprostowa� si� i sk�oni� g�ow�, spogl�daj�c na Ann�. Ciemnoszare spodnie wetkni�te w wysokie czarne buty, bia�a jedwabna koszula i czerwony pas w talii sprawia�y, �e prezentowa� si� znakomicie. Strój m�odego cz�owieka stanowi� mieszank� wp�ywów polskich i zachodnich, lecz to, �e nie mia� nakrycia g�owy, nie przystawa�o ani do polskich, ani do zachodnich obyczajów. 15 RS Anna skin��a g�ow�, unosz�c wzrok, by obj�� spojrzeniem jego wysok� posta�. - Có�, jak wida�, wie pan, kim ja jestem, nie mam wi�c wiele do dodania. Stara�a si� mówi� poirytowanym tonem, chocia� nie czu�a si� rozdra�niona. Pomimo braku kapelusza i nazbyt familiarnego zachowania w ca�ej jego postawie i mowie zna� by�o szlachectwo. Gdy stan�� w cieniu wielkiego d�bu, obj��a wreszcie spojrzeniem arystokratyczne, m�skie rysy pod grzyw� faluj�cych z�otych w�osów, roze�miane usta, brod� z do�eczkiem i te niezwyk�e ciemnoniebieskie oczy. Co� poruszy�o si� w g��bi jej istoty: co� pierwotnego i nieznanego. M��czyzna nie ma prawa by� taki pi�kny. - Pani Anno - powiedzia� tonem niemal�e intymnym - czy pozwoli pani, �e z�o�� jej wyrazy najg��bszego wspó�czucia? Wiadomo�� o �mierci rodziców pani bardzo mnie zasmuci�a. - Dzi�kuj�, panie Stelnicki. �al i rozpacz, które od miesi�cy trawi�y �ycie Anny, nagle jakby si� odsun��y. Jej zniecierpliwienie w stosunku do nieznajomego nieoczekiwanie utorowa�o drog� fascynacji, nie - wolnej jednak od ostro�no�ci. Przygl�da�a si� ruchom jego warg, porcelanowej bieli z�bów. Nie mia� w�sów, wbrew polskiej modzie i tradycji. By�o w nim co� niezwykle poci�gaj�cego, a tak�e si�a, nie fizyczna - cho� i tej mu najwyra�niej nie brakowa�o - lecz moc emanuj�ca z wn�trza, wyczuwalna w spojrzeniu, w g�osie. - Czy d�ugo zostanie pani u Gro�skich? - zapyta�. Ju� mia�a odpowiedzie�, �e to nie jego sprawa, lecz zbyt d�ugo zwleka�a i nagle opu�ci�o j� rozdra�nienie. Us�ysza�a, jak mówi, �e owszem, pozostanie tu przez jaki� czas i �e Gro�scy traktuj� j� bardzo dobrze. Stelnicki odwróci� si�, aby przywi�za� konia do ga��zi. Zapyta�, dlaczego do tej pory nie mieli okazji si� spotka�. Przygl�daj�c si�, jak wi��e lejce, odpar�a, �e przedtem by�a u wujostwa zaledwie dwa razy, i to przed laty. Stelnicki zapewne by� wtedy na uniwersytecie. Kiedy odwróci� si� do niej, Anna przezornie spu�ci�a wzrok, pytaj�c grzecznie, gdzie odbywa� studia. W Krakowie, odpar�, a potem przez dwa lata w Pary�u. Anna uda�a, �e nie zrobi�o to na niej wra�enia. Nigdy nie by�a w Krakowie, ale bywa�a w Warszawie - niezbyt cz�sto, zwa�ywszy, �e jej dom rodzinny znajdowa� si� tak blisko stolicy. Pary� jednak wydawa� si� jej niesko�czenie daleki. By� Miastem �wiat�a, kwintesencj� europejskiej kultury. Bardzo chcia�aby go zobaczy�. Cho� trwaj�ce tam teraz rozruchy uczyni�y stolic� Francji dosy� niebezpieczn�... Ile on mo�e mie� lat, zastanawia�a si�, rozmawiaj�c. Dwadzie�cia dwa? Dwadzie�cia trzy? - Ciesz� si�, �e nie zamierza pani wkrótce wyjecha� - powiedzia� w pewnej chwili. - Ufam, �e b�dzie mi wolno pokaza� pani okolic�. Do�ynki obchodzimy tu bardzo uroczy�cie... Oszo�omiona, przys�uchiwa�a si�, jak m�odzieniec opowiada o miejscowych zwyczajach, zwi�zanych z jesieni�. Co sprawia�o, �e rozmawia� z ni� tak, jakby znali si� przez ca�e �ycie? Bezwiednie unios�a d�o� ku czarnej koronce pod szyj�. Jego g�os by� taki ciep�y, taki muzykalny, a spojrzenie niebieskich oczu kusz�ce jak wody jeziora w sierpniu. Mimo to zastanawia�a si�, czy jest szczery. Czy szczero�� i zbytnia �mia�o�� mog� i�� ze sob� w parze? - Panie Stelnicki - wtr�ci�a wreszcie, kiedy na chwil� umilk�, by nabra� tchu - obawiam si�, �e takie rozrywki jeszcze przez jaki� czas b�d� dla mnie niedost�pne. - Oczywi�cie. Prosz� mi wybaczy�. - Sk�oni� si� w pas. -Lecz i w zimie, kiedy ju� zrzuci pani �a�ob�, nie zabraknie tu atrakcji - przyj�cia, kuligi, a tak�e... Przerwa�a mu, u�miechaj�c si� pob�a�liwie: - Och, obawiam si�, �e za kilka tygodni ciotka i wuj zamkn� dom. Zim� sp�dzimy w Warszawie. - Oczywi�cie. Zapomnia�em, �e Gro�scy maj� taki zwyczaj. No có�, dopóki pani tu jest, osobi�cie zorganizuj� kulig. Nasze przeja�d�ki s� w okolicy szeroko znane, a �aden dwór w Haliczu nie odmówi wzi�cia udzia�u w takiej zabawie! - I nie zaniknie drzwi przed uczestnikami, dopóki w piwniczce gospodarza zostanie cho� troch� wódki - za�mia�a si� Anna. - No w�a�nie - zgodzi� si� Stelnicki, wtóruj�c Annie. Ale ju� po chwili westchn�� ci��ko i zrobi� przesadnie rozczarowan� min�. - Ach, ta zima nie b�dzie dla mnie zbyt przyjemna. Ale� on ma tupet, pomy�la�a Anna. To, co powiedzia� przed chwil�, z pewno�ci� nie by�o szczere. Jednak sztuczny grymas znik� z jego twarzy równie szybko, jak si� pojawi� i Stelnicki powesela�. Wbi� w Ann� spojrzenie niebieskich oczu. - Czas jest panem �wiata i mo�e by� sprzymierze�cem lub wrogiem. Niech b�dzie dla nas przyjacielem, pani Anno Mario. Anna nie s�ysza�a dot�d tego powiedzenia, lecz odczyta�a jego przes�anie i twarz jej zap�on��a rumie�cem. �mia�o�� Stelnickiego wytr�ca�a j� z 17 RS równowagi. �aden m��czyzna, a ju� z pewno�ci� nikt obcy, nie traktowa� jej tak bezceremonialnie. Gard�o Anny, i tak ju� wyschni�te, zacisn��o si� jeszcze bardziej, kiedy zastanawia�a si�, jak zmieni� ten swobodny ton rozmowy. - Nie sp�dza pan zimy w mie�cie, panie Stelnicki? - Musi pani zwraca� si� do mnie po imieniu. Prosz�. Mia�a wielk� ochot� zgasi� wyczekuj�cy u�mieszek Jana. Czy ten m��czyzna nigdy nie napotyka oporu? Lecz w tej samej chwili, kiedy to pomy�la�a, bezwiednie skin��a g�ow�, w duchu obiecuj�c sobie, �e zignoruje pro�b�. Jej zgoda usatysfakcjonowa�a Jana i zacz�� jej opowiada�, jak to przed laty zwyk� sp�dza� grudzie� i stycze� w Krakowie - gdzie mieszka� teraz jego ojciec - lecz doszed� do wniosku, �e woli wie�. Tak, nawet w zimie, podkre�la�, jakby przyznawa� si� do swego rodzaju dziwactwa. Wygl�da�o na to, �e jego matka zmar�a przed kilkoma laty. Zapewni� Ann�, �e wie, co ona czuje, i �e czas pomo�e uleczy� rany. Mimo �e by� bezczelny, a ona zak�opotana, ku zaskoczeniu Anny co� w niej pragn��o przed�u�y� rozmow�. Lecz kiedy wspomnia�a na sw� �a�ob�, obowi�zek sk�oni� j�, by powiedzia�a, �e musi wraca�. - Doskonale - us�ysza�a w odpowiedzi - skieruj� konia do domu Gro�skich, je�li zechce pani pojecha�. - Och, nie! - Je�dzi pani konno? - Oczywi�cie, ale rozumie pan, wysz�am, aby si� przej��. Inaczej wzi��abym wierzchowca. Ch�tnie przejd� si� z powrotem. - Czu�a, �e mówi zbyt szybko, lecz Jan wydawa� si� usatysfakcjonowany wymówk�. - Có�, pani Anno Mario - powiedzia�, k�aniaj�c si�. - Witam pani� w Haliczu i b�d� niecierpliwie wyczekiwa� nast�pnego spotkania. Mam nadziej�, �e pewnego dnia razem wybierzemy si� na przeja�d�k�. Widoki s� tu niezwykle malownicze. Kiedy sko�czy si� dla pani okres �a�oby? - Za trzy tygodnie. Jego g��boki g�os ju� nie wydawa� si� obcy ani przera�aj�cy. Brzmia� lirycznie, jak g�os, o którym wiedzia�a, �e gdzie� tam istnieje, i chowa�a go w g��bi serca. By� jak pie�� przodków, pierwotna, a jednak koj�ca. Czy on naprawd� a� tak si� mn� interesuje, pomy�la�a, czy te� �a�oba uczyni�a mnie podatn� na wzruszenia? A mo�e wyobra�nia p�ata mi figle? Có� to by� za ptak, g�upiutki i �atwy do schwytania, do którego Poloniusz przyrówna� Ofeli�? S�onka, tak, to by�a s�onka. Czy tym w�a�nie jestem? A jednak serce Anny bi�o 18 RS przy�pieszonym rytmem. Chcia� zobaczy� si� z ni� znowu. Ta my�l by�a zarówno niepokoj�ca, jak ekscytuj�ca. - Prosz� wybaczy�, �e pani dzi� przeszkodzi�em - mówi� tymczasem Stelnicki. - Po prostu z daleka wzi��em pani� za Zofi�, wi�c podjecha�em. Z pewno�ci� wpadn� do Gro�skich za trzy tygodnie. Ale có� ja tu widz�? Rumieniec? Anna przekl��a go w duchu za to, �e wytkn�� jej zmieszanie. Zmusi�a si�, by parskn�� krótkim �mieszkiem. - To z pewno�ci� zabawne. Nikt dot�d nie pomyli� mnie z moj� pi�kn� kuzynk�, zapewniam pana. Mog�abym sobie jedynie �yczy�, aby wygl�da� jak ona. - Ale�, Anno - w tej sytuacji musi pani pozwoli�, �e b�d� tak si� do niej zwraca� - nie ma, doprawdy, powodu, by mia�a pani �yczy� sobie tego. Dosiad� swego czarnego wierzchowca. Skóra zatrzeszcza�a, kiedy poprawia� si� w siodle ze swobod� i wdzi�kiem kogo�, kto je�dzi konno przez ca�e �ycie. Anna znów przy�apa�a si� na tym, �e si� w niego wpatruje. - Popatrz! - powiedzia�, wskazuj�c co� szerokim gestem. - Widzisz te dwa polne kwiaty, �ó�ty i fio�kowy? Ró�ni� si� od siebie jak dzie� od nocy. Lecz kto móg�by powiedzie�, który z nich jest pi�kniejszy? Och, g�upiec móg�by. Lecz tylko on. Siod�o zatrzeszcza�o znowu, kiedy pochyli� si� ku niej, jakby mia� zdradzi� wielki sekret. - Ale czy wiesz, co mog�oby sprawi�, �e jeden zosta�by uznany za bardziej godny po��dania ni� drugi? - zapyta�. Wpatrywa� si� w ni� tak intensywnie, �e Anna mog�a jedynie w milczeniu potrz�sn�� g�ow�. - Jego zapach! Szeroki, �obuzerski u�miech, widoczny na ogorza�ej od s�o�ca twarzy, ods�oni� rz�d bia�ych równych z�bów. Nagle �ci�gn�� wodze, a kiedy ko� stan�� na tylnych nogach, pomacha� Annie d�oni�, zawróci� wierzchowca i pogna� z wiatrem w zawody. Anna sta�a tak blisko, �e ziemia zadr�a�a jej pod stopami, gdy olbrzymie zwierz� opu�ci�o kopyta. Cofn��a si� niepewnie, czuj�c na twarzy powiew, wywo�any gwa�townym machni�ciem ko�skiego ogona. Z oddali dobieg�y j� s�owa po�egnania. Rozchyli�a wargi, jakby zamierza�a odpowiedzie�, i sta�a tak, spogl�daj�c za nim, dopóki nie znikn�� za szczytem wzgórza. 19 RS Nogi pod ni� dr�a�y. Czu�a si� jak kto� porzucony przez wroga na polu bitwy. M�odzieniec by� niepoprawny: niezno�nie pewny siebie, dumny, wynios�y. Sprawia�, �e instynktownie próbowa�a si� broni�, jakby podnosi�a zwodzone mosty. No i �artowa� sobie z niej. �ó�te i fio�kowe kwiatki, te� mi co�. Jest pan szelm� i hultajem, panie Stelnicki! Mimo to fascynowa� j�. Przez krótk� chwil� w jej �yciu zago�ci�o co� poza �mierci�, ciemno�ci� i �a�ob�. Opad�a na ziemi�, a sztywna satynowa spódnica wyd��a si� wokó� niej jak wielka czarna poduszka. �wiat by� taki sam jak przedtem, zanim pojawi� si� Stelnicki. Li�cie ta�czy�y na wietrze. Motyl trzepota� skrzyde�kami po�ród polnego kwiecia. Na pobliskiej ga��zi przycupn�� niepewnie ma�y wróbel. Anna siedzia�a, odtwarzaj�c w my�lach spotkanie. Próbowa�a uporz�dkowa� swoje odczucia. Oczywi�cie Stelnicki jest uderzaj�co przystojny, przyzna�a. Lecz poza urod� by�o w nim co� jeszcze, jaki� szczególny wdzi�k lub rodzaj energii, przyci�gaj�cy niczym magnes. Jedno zwyk�e spotkanie, a ju� czu�a, �e w jej �yciu zasz�a zmiana. Mo�e czeka� j� wy�niony romans, o jakich czyta�a, marzy�a, wymy�la�a je? Nagle ogarn��o j� zw�tpienie. U�miechn��a si� kpi�co. Nie b�d� jak ta niem�dra s�onka. Nie dam si� z�apa� tak �atwo. Jestem zbyt dojrza�a, �eby zadurzy� si� jak pensjonarka i wyobra�a� sobie nie wiadomo co. Mimo to nie potrafi�a uwolni� si� od jednej my�li, jednego wspomnienia. Matka cz�sto powtarza�a Annie, i� wiedzia�a, �e wyjdzie za jej ojca ju� w chwili, gdy pierwszy raz go ujrza�a. I zrobi�a to, pomimo zastrze�e� ze strony rodziców i ofert ze strony zamo�niejszych i maj�cych wy�sz� pozycj� spo�eczn� konkurentów. Wiedzia�a! A zatem to mo�liwe. Na sam� my�l o tym co� �cisn��o j� w piersi. Czy ze mn� dzieje si� podobnie? Jednak umys� nie przestawa� dr�czy� jej w�tpliwo�ciami, odgrywaj�c rol� adwokata diab�a. Mo�e Stelnicki nie by� z ni� szczery, my�la�a. Mo�e wykorzystywa� po prostu swój urok. Tylko po co mia�by to robi�? Mo�e od dawna �wiczy si� w sztuce uwodzenia. Mo�e robi to z pró�no�ci... Lecz by�o te� co� g��bszego - jakie� tajemnicze ogniwo - przyci�ga�o ono Ann� i przydawa�o znaczenia temu, co zdawa�o si� jedynie przypadkowym spotkaniem. To ogniwo móg� wyku� jedynie kowal bogów, Hefajstos. Siedzia�a, patrz�c na ��k�, która nagle wyda�a jej si� niezwykle barwna, pe�na ruchu, pulsuj�ca ciep�em i �yciem. Po raz pierwszy m��czyzna wywar� na niej tak piorunuj�ce wra�enie. Upaja�a si� tym uczuciem jak francuskim 20 RS winem. Wype�nia�o jej cia�o i umys�, przenosz�c je w dziwn�, nieziemsk� przestrze�. Chmury, które nie nios�y deszczu, nadp�yn��y nad ��k�, a potem odesz�y. S�o�ce z wolna chyli�o si� ku zachodowi. Wreszcie wsta�a, p�osz�c wróbla, i zdecydowanym krokiem ruszy�a ku domowi. By� mo�e ma jednak przed sob� przysz�o��. Je�li mo�na zmieni� zako�czenie legendy, dlaczego z histori� jej �ycia mia�oby by� inaczej? Wiatr si� wzmóg� i wydymaj�c fa�dy jej czarnej spódnicy, pcha� j� do przodu niczym �agiel. Roze�mia�a si� i pobieg�a. Biegn�c, my�la�a o tym, co powiedzia� Stelnicki, �e czas jest panem �wiata. Ju� ona postara si�, by by� jej przyjacielem, nie wrogiem. - W ko�cu - powiedzia�a na g�os - potrzeba czasu, by nauczy� si� je�dzi� konno! 21 Rozdzia� drugi. RS Pod G�ogami, w rodzinnym dworze Gro�skich, nikt nie zabroni jej je�dzi�. Nie tak, jak w Sochaczewie. Anna uda�a si� prosto do swej sypialni na drugim pi�trze. Umy�a si� i przebra�a do kolacji, a potem podesz�a do masywnej starej serwantki i wysun��a doln� szuflad�. Wyj��a z niej drewniane, inkrustowane pude�ko, dzie�o tatrza�skich artystów. Ostro�nie postawi�a szkatu�k� na serwantce i unios�a wieczko. Nawet tu, z dala od okna, kryszta� l�ni� jasno na tle czerwonej aksamitnej wy�ció�ki. Anna wyj��a figurk� z pude�ka i postawi�a na czarnym marmurze. Obraca�a j� to w t�, to w tamt� stron�, nie mog�c si� zdecydowa�. Dopiero tu� przed �mierci� matki pozna�a, jak� kryje tajemnic�. Czy to nie dziwne, �e w�a�nie ów pi�kny, lecz martwy przedmiot przyczyni� si� do tego, �e nie potrafi je�dzi� konno? Widok go��bicy jak zwykle sprawi� jej przyjemno��, lecz znajome uczucie spokoju, które ogarnia�o j�, kiedy patrzy�a na rze�b�, tym razem nie chcia�o si� pojawi�. Powiedzia�a Stelnickiemu, �e je�dzi konno. Nigdy przedtem nie sk�ama�a i fakt, �e to zrobi�a, mocno j� zaniepokoi�. Nie wyniknie z tego nic dobrego, pomy�la�a. Nie ma sprawy, uzna�a po chwili, Zofia mnie nauczy. I pewnego dnia wybior� si� z Janem na przeja�d�k�. Po raz pierwszy pomy�la�a o nieznajomym, nazywaj�c go po imieniu. Spojrza�a w lustro i przekona�a si�, �e jej twarz wyra�a niepewno��, ale i zadowolenie, jakby mimo nieobecno�ci Jana rodzi�a si� pomi�dzy nimi pewna za�y�o��. Zostawi�a go��bic� na serwantce, pewna, �e s�u��ca nie o�mieli si� jej tkn��, i zesz�a na parter, aby poszuka� Zofii. Znalaz�a kuzynk� i jej matk� w ma�ym saloniku, z którego wchodzi�o si� do pomieszcze� zajmowanych przez pana i pani� domu: przedpokoju oraz sypialni. By�a tak podekscytowana, �e nawet nie usiad�a, lecz bez namys�u, z dzieci�c� beztrosk� opowiedzia�a o tym, jak pozna�a Jana Stelnickiego. Zofia okaza�a �ywe zainteresowanie i Anna na chwil� zapomnia�a, �e w salonie jest równie� ciotka. Lecz kiedy umilk�a, spostrzeg�a, �e hrabina mocno poblad�a, a jej br�zowe, pe�ne wyrazu oczy wpatruj� si� w siostrzenic� z wyrazem prawdziwej grozy. - Chcesz powiedzie�, �e spotka�a� si� ze Stelnickim gdzie� na polu? I by�a� sama? - spyta�a. 22 RS - Nie, nie sama - za�artowa�a Zofia, nim Anna zd��y�a si� odezwa�. Przecie� s�ysza�a�: Jan tam by�. I có�, kuzynko, co o nim s�dzisz? Czy nie jest przystojny? - O tak - odpar�a Anna cicho. - I czaruj�cy. - Pewnego dnia - mówi�a dalej Zofia - zostanie hrabi� Stelnickim. - Hrabia czy nie - zaprotestowa�a ciotka - zachowuje si� w sposób niedopuszczalny. Co za �mia�o��! Nie zosta� przedstawiony, a Anna by�a sama, bez przyzwoitki. I nie mia� nawet na tyle dobrych manier, by w�o�y� kapelusz! - Och, mamo, nie ekscytuj si� tak - powiedzia�a Zofia. -Dostaniesz palpitacji. Jutro te� jest dzie�. - Tak, powinnam go doczeka�! Wesz�a s�u��ca i powiedzia�a, �e kolacja gotowa. Anna nie mia�a apetytu. By�a niespokojna jak wierzba na wietrze. W g��bi serca ona te� uwa�a�a spotkanie za niew�a�ciwe. Dlaczego nie pomy�la�a o tym, jak zareaguje ciotka? Co za g�upi impuls kaza� jej wszystko wypapla�? Ale� jestem niem�dra. Musz� uwa�a�, �eby najpierw pomy�le�, zanim co� powiem. Podesz�a do krzes�a, na którym siedzia�a hrabina, przykl�k�a i uj��a d�o� ciotki. - Och, nie oskar�aj go o zbytni� �mia�o��, ciociu. Zbli�y� si� do mnie tylko dlatego, �e z daleka wzi�� mnie za Zofi�. - I gdzie ja wtedy by�am? - spyta�a Zofia �piewnie. - Gdybym tylko wiedzia�a, �e na polach dojrzewaj� m��czy�ni! - Zofio! Zofia zrobi�a zabawn� min�. - Jeste� zbyt powa�na, mamo. - Nie tak powa�na, jak by�by twój ojciec, gdyby us�ysza�, co wygadujesz! Hrabina uj��a d�o� Anny i powiedzia�a zdecydowanie �agodniej: - By� mo�e nie zdajesz sobie sprawy z niestosowno�ci takiego post�powania, moje dziecko. Tak czy inaczej twoi rodzice nie zaakceptowaliby tej znajomo�ci. Jan Stelnicki, cho� dobry s�siad i przyjaciel, nie jest katolikiem, lecz zwolennikiem aria�skiej herezji. - To jego ojciec jest arianinem, mamo - wtr�ci�a Zofia. - Jan niezbyt przejmuje si� religi�. Hrabina zacisn��a wargi tak, �e jej usta przypomina�y sakiewk� o zaci�gni�tych troczkach. 23 RS - Ró�nica pomi�dzy heretykiem a poganinem jest bardzo cienka, Zofio, i nie zamierzam o tym dyskutowa�. Wsta�a nagle, poci�gaj�c Ann� za sob�. - Przejdziemy teraz do jadalni. Unios�a twarz, by spojrze� Annie w oczy, a w jej g�osie d�wi�cza�a stanowczo��: - Anno Mario, jestem zmuszona zabroni� ci, by� oddala�a si� samotnie od dworu. Postaraj si� tak�e, by ani s�owo na temat tego... tego spotkania nie dotar�o do uszu wuja. Wyzywa� m��czyzn na pojedynek, maj�c po temu mniej wa�ny powód. I �eby�my dobrze si� zrozumia�y: pod �adnym pozorem nie wolno ci spotyka� si� ze Stelnickim. Na pozór kolacja przebieg�a w serdecznej atmosferze. Anna rozmawia�a z ciotk�, wujem, kuzynk�, odpowiadaj�c na pytania, u�miechaj�c si�, a nawet troch� �miej�c. Jednak jej my�li i emocje nie bra�y w tym udzia�u. Przypomnia�a sobie piskl� ze z�amanym skrzyd�em, które kiedy� znalaz�a. Ojciec zrobi� dla niego �ubki, a Anna piel�gnowa�a ptaszka z oddaniem, wyczekuj�c chwili, gdy po raz pierwszy wzniesie si� w powietrze. Jednak pewnego ranka odkry�a, �e pomimo jej wysi�ków i tl�cej si� w malutkiej piersi woli �ycia piskl� umar�o w nocy. Nim kolacja dobieg�a ko�ca, Ann� znów, jak przed laty, ogarn��o przygn�bienie. 24 Rozdzia� trzeci. RS Zofia siedzia�a przy bia�ej francuskiej toaletce, z nieobecn� min� przesuwaj�c szczotk� po l�ni�cych ciemnych w�osach. Zmy�a ju� makija�, a na jej twarzy malowa� si� upór i powaga. Westchn��a g��boko do swego odbicia w lustrze. Nie pozosta�o jej nic innego jak tylko stawi� czo�o Annie i po�o�y� kres jej dziecinnemu zadurzeniu. Lecz jak to zrobi�? Nie przestawa�a szczotkowa� w�osów, wpatruj�c si� jak zauroczona w swoje odbicie. By�y dwie mo�liwo�ci: Mog�a st�umi� zainteresowanie Anny, popieraj�c matk� w kwestii stosunku Jana do religii. Kuzynka by�a zbyt nieskomplikowana i potulna, by sprzeciwi� si� ca�ej rodzinie. Mog�a te� powiedzie� jej prawd�, �e ma wobec Stelnickiego pewne zamiary. Lecz je�li tak post�pi, mo�e sprowokowa� k�opoty. Zastanawia�a si�, czy Anna mog�aby zawie�� jej zaufanie. Gdyby rodzice dowiedzieli si�, co zamierza ich córka, byliby w�ciekli, nie mówi�c o tym, �e jej zamys�y zosta�yby unicestwione w zarodku. Czarne oczy w kszta�cie migda�ów wpatrywa�y si� w zwierciad�o, szukaj�c tam odpowiedzi. Nie ucieknie od tego pytania. Czy kocha�a Jana? Przechyli�a na bok g�ow�, zastanawiaj�c si� nad tym. By� niewiarygodnie przystojny i promieniowa� czarem. To, �e odczuwali do siebie poci�g, nie ulega�o kwestii. W ci�gu tych kilku miesi�cy, jakie min��y od jego powrotu z Pary�a, kilka razy spotkali si� potajemnie. Lecz dwa tygodnie temu - tu� przed tym, jak pojecha�a z rodzicami, by zabra� Ann� z Sochaczewa - pope�ni�a b��d, który postawi� pod znakiem zapytania przysz�o�� ich romansu. Jednak�e, nawet gdyby nie mia�a innych atutów, jej uroda i wyrafinowanie mog�yby - i z pewno�ci� tak w�a�nie si� stanie - sk�oni� go, by do niej wróci�. Wpatrywa�a si� w lustro niczym w g��b w�asnej duszy. Czy ja go kocham? Zadawa�a sobie to pytanie, gdy� wiedzia�a, �e bez wzgl�du na to, jak jest naprawd�, mo�e zosta� zmuszona, by powiedzie� Annie, �e kocha Jana. I nawet je�li mia�oby to by� k�amstwo... có�, lepiej by� przygotowan�. Jeszcze przez jaki� czas wpatrywa�a si� w swoje odbicie, a� wreszcie mog�a uczciwie stwierdzi�: nie kocha�a go. Po prostu pasowa� do jej planu. Czy tego chce, czy nie, odda jej nieocenion� przys�ug�. Jego wygl�d i urok za� by�y dodatkowymi atutami. Nie mia�a zamiaru rezygnowa� z niego dla Anny. Có�, trudno, b�dzie musia�a k�ama�, by zdusi� w zarodku nadzieje kuzynki. Zacz��a si� intensywnie zastanawia�. Wiedzia�a z do�wiadczenia, �e k�amstwo, je�li ma 25 RS by� skuteczne, powinno by� przemy�lane i dopracowane do ostatniego szczegó�u. B�dzie ostro�na. Nie pope�ni b��du. Mimo to czu�a presj� czasu. W Bo�e Narodzenie mia�a po�lubi� m��czyzn�, którego dot�d nie widzia�a, a któremu zosta�a przyrzeczona przez rodziców, gdy by�a jeszcze niemowl�ciem. Na sam� my�l o tym krew gotowa�a si� jej w �y�ach. �wiat si� zmienia� - lecz nie dla rodziców Zofii, zw�aszcza dla ojca. Nie ust�pi�, chyba �e zmusz� ich do tego okoliczno�ci. Lecz ona tak�e potrafi by� uparta. I sprytna. Nie po�wi�ci m�odo�ci i rado�ci �ycia, wi���c si� z obowi�zku z jakim� nudziarzem. Nic z tego. Jan stanowi� dla niej bilet do �ycia wolnego od ciasnych konwenansów. Jej plan przewidywa�, �e powie rodzicom o zwi�zku z Janem, kiedy ten zostanie skonsumowany. Je�li nie zgodz� si� zerwa� wieloletniego narzecze�stwa, sama powie o tym narzeczonemu. Ale co b�dzie, je�li narzeczony oka�e si� cz�owiekiem bez charakteru, niedbaj�cym o to, czy panna m�oda wejdzie do ma��e�skiej �o�nicy nietkni�ta? Co wtedy? Je�li zajdzie potrzeba, posunie si� do tego, by o�wiadczy�, �e jest przy nadziei. Co za� si� tyczy Jana, by� mo�e za kilka lat zgodzi si� nawet za niego wyj��. W�tpi�a, by trafi� jej si� lepszy konkurent. Tak, pewnego dnia mo�e nawet go pokocha. Teraz jednak t�skni�a za wolno�ci�, nie za ma��e�stwem. Bardzo powa�nie traktowa�a �artobliwe powiedzonko, �e cz�owiek powinien przez trzy lata si� wyszumie�, nim wst�pi w zwi�zek ma��e�ski. Nie chcia�a odgrywa� postarzaj�cej roli �ony, matki, babki - przynajmniej dopóki nie posmakuje �ycia. Najbli�sze lata b�d� niczym z�ote dukaty, wydane na przyjemno�ci. Rodzice spiskowali, by ograbi� j� z m�odo�ci. Na my�l o tym, �e mia�aby �y� jedynie dla obowi�zków, zimny dreszcz przebiega� jej po plecach. Równie dobrze mog�aby umrze�. Wróci�a my�lami do kuzynki. By�o jej naprawd� przykro, �e Anna sta�a si� cz��ci� tej intrygi. Lubi�a j�. Szkoda, �e dziewczyna stan��a pomi�dzy si�ami, którym nie by�a w stanie stawi� czo�o. Bez w�tpienia Jan by� jak zwykle grzeczny i ujmuj�cy, lecz przecie� nie móg� naprawd� interesowa� si� kuzynk�. To by�oby �mieszne. Anna, naiwna i nieznaj�ca m��czyzn, musia�a �le oceni� jego intencje. Och, kuzyneczka, o szeroko otwartych oczach i zaplecionych w warkocze w�osach, by�a na swój dziecinny sposób �adna, lecz ciemnow�osa Zofia od dawna zdawa�a sobie spraw�, �e jej uroda nie musi obawia� si� wspó�zawodnictwa. Podczas zebra� towarzyskich, zarówno tu, na wsi, jak i w 26 RS mie�cie, zawsze wzbudza�a zainteresowanie, przyci�gaj�c m��czyzn tak, jak p�omie� przyci�ga owady. Kobietom o wiele pi�kniejszym ni� Anna nie udawa�o si� przy�mi� blasku Zofii. Nie, mia�a pewno��, �e dziewczyna nie stanowi�a zagro�enia. By�a przekonana, �e ze strony Anny to nic innego jak tylko niem�dre zauroczenie, bez w�tpienia pierwsze. Zdradzi sw� za�ciankow� kuzyneczk�, lecz zrobi to najdelikatniej, jak b�dzie mog�a. Anna jako� prze�yje ten zawód, pomy�la�a. W ko�cu nie b�dzie mia�a wyboru. Kto� zapuka� do drzwi. Zofia otwar�a je i zobaczy�a córk� s�u��cej. Dziewczyna by�a blada i ledwie mog�a mówi�. - O co chodzi? - spyta�a Zofia ostro. - Napisa�? Da� ci li�cik? Mów! Trzynastoletnia Marcelina wygl�da�a jak mysz schwytana w pu�apk�. Zofia chwyci�a j� za r�k� i wci�gn��a do pokoju, zatrzaskuj�c drzwi. - A teraz powiedz mi, co si� wydarzy�o! Szare oczy dziewczyny rozszerzy�y si� ze strachu. - On... zwróci� pani list. - Si�gn��a do kieszeni fartucha. - Nie przeczyta� go? Potrz�sn��a g�ow�. Zofia uderzy�a j� mocno w twarz. - Odpowiedz! - Nie, nie przeczyta� - za�ka�a Marcelina, podaj�c Zofii kopert�. Z k�cika jej ust s�czy�a si� krew. - Poprosi�... poprosi�, by pani... z �aski swojej... - Tak? - dopytywa�a si� Zofia. Mia�a ochot� uderzy� dziewczyn� znowu, lecz powstrzyma�a si�. - O co poprosi�? - By pani wi�cej do niego nie pisa�a - wyrzuci�a z siebie Marcelina, zdobywaj�c si� na odwag�. Zofia chwyci�a list i przez chwil� wpatrywa�a si� w niego, próbuj�c otrz�sn�� si� z szoku. Marcelina, spodziewaj�c si�, �e za chwil� znowu oberwie, zacz��a szlocha� i trz��� si�. Po chwili Zofia odzyska�a jasno�� umys�u. - Dobrze ju�, dobrze, Marcelino. Przesta�, powiedzia�am! We� t� chusteczk�, wytrzyj oczy i twarz. Mo�esz odej��. Dziewczyna odwróci�a si�, by wyj��. Zofia chwyci�a j� za nadgarstek. - Wiesz, �e nie wolno ci nikomu o tym wspomina�, prawda? Przysi�gam, Marcelino, je�li si� wygadasz, mój ojciec wyp�dzi st�d ca�� twoj� rodzin�, i to z dnia na dzie�. Zrozumia�a�? 27 RS Dziewczyna patrzy�a na ni� w niemej rozpaczy. Zofia chwyci�a j� za ramiona i potrz�sn��a. - Zrozumia�a�? - spyta�a ponownie, wbijaj�c jej w cia�o d�ugie paznokcie. Marcelina zdo�a�a jedynie skin�� g�ow� i szepn��: - Oui, mademoiselle. - To dobrze. Zofia opanowa�a si� ju�, a nawet zdo�a�a u�miechn��. - Twój akcent si� poprawia. Zaczekaj, dam ci jedn� z moich wst��ek. Wiem, jak je lubisz. Zacz��a przeszukiwa� szuflad�, lecz kiedy odwróci�a si�, trzymaj�c w d�oni wst��k�, dziewczyny ju� nie by�o. Zofia opad�a na krzes�o. Czy to mo�liwe, �eby odes�a� jej list, nawet go nie czytaj�c? Jan Stelnicki j� odrzuci�. Odrzucenie. Nie zna�a dot�d tego uczucia i bardzo jej si� nie spodoba�o. Jak to mo�liwe, zastanawia�a si�. Jej plany obraca�y si� wniwecz, nim zd��y�a wprowadzi� je w czyn. Co teraz? Gor�czkowo szuka�a wyj�cia z sytuacji. Min��o kilka minut. W ko�cu zacisn��a d�o� o d�ugich, wypolerowanych paznokciach, zgniataj�c list. Nie wywiesi bia�ej flagi z powodu jednego niepowodzenia. Zrobi co�. Tylko co? Potrzebowa�a czasu, by obmy�li� nast�pny ruch. Z pocz�tku wszystko sz�o dobrze. Podczas kolejnych spotka� w lesie ona i Jan stawali si� sobie coraz bli�si. Chocia� udawa� d�entelmena, trzymaj�c nami�tno�� na wodzy, wiedzia�a, �e j� kocha. Wróci�a my�lami do ostatniego spotkania. Okaza�o si� absolutn� katastrof�. Jego nieko�cz�ca si� rezerwa sprawi�a, �e straci�a wreszcie cierpliwo��. Teraz u�wiadomi�a sobie w ko�cu, �e zbyt si� spieszy�a, d���c do zbli�enia. A wszystko przez to, �e czas zam��pój�cia nadchodzi� nieub�aganie, rodzice naciskali, a kodeks post�powania Jana nie by� ani troch� bardziej nowoczesny ni� ten, który wyznawali rycerze ze starych francuskich legend. Mówi�, �e troszczy si� o jej honor. Gdyby tylko wiedzia�. To w�a�nie wtedy Zofia przej��a inicjatyw�, pragn�c, by niewinne pieszczoty zmieni�y si� wreszcie w co� wi�cej. Odda�a poca�unek z nieskr�powan� nami�tno�ci�, a potem zacz��a odpina� mu pas. Jej agresywno�� zaszokowa�a Jana. Zaszokowa�a i rozgniewa�a. Pok�ócili si�. Oczywi�cie pope�ni�a b��d, i to powa�ny. Jej bezpo�rednio�� zgasi�a po��danie, które, jak dobrze wiedzia�a, w nim p�on��o. Ich rozstanie, tu� przed tym, jak 28 RS Gro�scy wyjechali do Sochaczewa, by�o bolesne, a k�ótnia pozosta�a nierozstrzygni�ta. By�a jednak pewna, �e reakcja Jana stanowi jedynie przejaw ura�onej m�skiej dumy i �e po kilku tygodniach ch�opak z�agodnieje. Có�, myli�a si�. Najwidoczniej �le go oceni�a. Powróci�a my�lami do tera�niejszo�ci i spojrza�a na zapiecz�towan� kopert�. Dlaczego nie przeczyta� listu? Rozgniewana, podar�a go na drobne kawa�eczki. Siedzia�a, kipi�c z w�ciek�o�ci. Czy by�y jeszcze inne powody jego zachowania? Czy zniech�ci�o go to, �e mia�a wkrótce wyj�� za m��? Wiedzia� o d�ugim narzecze�stwie Zofii, ale powiedzia�a mu, �e zamierza sprzeciwi� si� rodzicom, kiedy nadejdzie czas. Czy obawia� si� jej ojca? Narzeczonego? Czy to mo�liwe, by nie zale�a�o mu na niej tak, jak s�dzi�a? Natychmiast odrzuci�a t� ostatni� mo�liwo��. Naprawd� j� kocha� - kobiecy instynkt podpowiada� jej, �e podbi�a jego serce. A zatem o co mu chodzi? I jak mog�aby si� z nim zobaczy�? Nauczy�a si� ju�, �e nie powinna by� zbyt przedsi�biorcza. Jak mog�aby zrobi� cokolwiek, nie zdradzaj�c si�, �e przej��a inicjatyw�? Poza tym musi jeszcze raz zastanowi� si�, co powie Annie. Anna! Zofia wyprostowa�a si� na krze�le. Oczywi�cie! Spojrza�a na swe odbicie szeroko otwartymi oczami. Dlaczego nie wpad�a na to od razu? Przecie�, gdyby by�a na jego miejscu, post�pi�aby dok�adnie tak samo. To takie oczywiste! Jan pos�ugiwa� si� Ann�, by wzbudzi� w niej zazdro��! Co mog�oby zainteresowa� go w prostej, wiejskiej dziewczynie? Anna, z jej zielonymi oczami, zaplecionymi w warkocz w�osami, jej entuzjazmem i naiwno�ci�! To jedynie niem�dry fortel i nic poza tym. U�miechn��a si� do swego odbicia. Có�, pozwoli mu realizowa� ten plan mimo wszystko jednak go nie doceni�a. A potem... Nauczka dobrze mu zrobi, pomy�la�a. Postanowi�a, �e nie b�dzie pisa�a wi�cej listów ani przejawia�a zainteresowania. Brak inicjatywy z jej strony z pewno�ci� sk�oni go, by do niej wróci�. Pewno�� siebie, jej nieodst�pna towarzyszka, wróci�a. Jan przyczo�ga si� do niej na kl�czkach. A ona pozwoli mu b�aga� i b�dzie rozkoszowa�a si� ka�d� chwil�. Nie, nie powie Annie, co ��czy j� ze Stelnickim. Wr�cz przeciwnie, b�dzie j� zach�ca�, ot tak, dla zabawy. Naiwno�� i prostota dziewczyny obróc� si� przeciwko niej; gdy zdejmie wreszcie �a�ob�, zapewne przywdzieje znów strój 29 RS wie�niaczki. Jan znudzi si� ni� b�yskawicznie i wróci. Roze�mia�a si�, spogl�daj�c na swe odbicie, które wtórowa�o jej weso�o�ci. Do grudnia zosta�o jeszcze sporo czasu. W Bo�e Narodzenie rodzice nieodwo�alnie zechc� wyegzekwowa� od córki pos�usze�stwo i wyda� j� za m��. Je�li im si� uda, b�dzie to dla niej jak egzekucja, pomy�la�a z wisielczym humorem. Nie! Zwyci��� w rozgrywce z rodzicami i ze Stelnickim, a je�li Anna wejdzie mi w drog�, có�, niech Bóg maj� w opiece! Zofia zapuka�a i nie czekaj�c na odpowied�, wesz�a do pokoju kuzynki. - Witaj, kochanie. - Dzie� dobry. Anna siedzia�a przy ma�ym francuskim biurku. - Piszesz wiersze? - Nie - roze�mia�a si�. - Prowadz� dziennik i od czasu do czasu co� w nim zapisuj�. - Dziennik? Co za wspania�y pomys�! Ja te� powinnam to robi�. - Zofia u�miechn��a si� figlarnie. - Domy�lam si�, �e piszesz o Janie Stelnickim? Twarz Anny sp�on��a rumie�cem. - Tak my�la�am! Zofia wspar�a d�onie na biodrach. - Co takiego my�la�a�? - Och, nie b�d� taka boja�liwa. A mo�e przemawia przez ciebie nie�mia�o��? Có�, to ci� do niczego nie doprowadzi. Spodoba� ci si�, prawda? Spróbuj tylko zaprzeczy�. - Potrafisz by� okrutna, Zofio - powiedzia�a Anna, udaj�c brak zainteresowania. - A je�li nawet tak, co za ró�nica? Nie wolno mi si� z nim spotyka�. - Bo mama ci zabroni�a? - Zofia ruszy�a drobnym kroczkiem w g��b pokoju. - Na twoim miejscu nie przejmowa�abym si� tym za bardzo. - Co masz na my�li? - Mam na my�li, �e sprytna dziewczyna, taka jak ty, z pewno�ci� potrafi uci�� sobie dyskretnie ma�y flirt. - Nie powinnam sprzeciwia� si� twojej matce. - Nie musi o tym wiedzie�. Anno, kochanie, za rok b�dziesz stanowi�a o sobie i zarz�dza�a w�asnym maj�tkiem. Czy b�dzie to mia�o wtedy znaczenie? M�od� jest si� tylko raz. - Ile lat ma Jan? - Jest dla ciebie za stary! 30 RS - Naprawd�? Tak uwa�asz? - Naprawd�? - powtórzy�a Zofia, wykrzywiaj�c twarz w przesadnym grymasie zdumienia. - Tak uwa�asz? - Zofio, prosz�! - Dwadzie�cia pi��. - Skrzywi�a lekko wargi, a potem rozci�gn��a je w szerokim, domy�lnym u�miechu. - Bo�e, ty rzeczywi�cie si� w nim zadurzy�a�! Prawda? Musia� by� wyj�tkowo czaruj�cy. Gdy zechce, doprawdy trudno mu si� oprze�. B�d� ostro�na, moja droga. Jego nastroje bywaj� zmienne jak pogoda. Lecz widz�, �e dzisiaj okaza� si� prawdziwym Don Juanem! Z podniecenia Annie poró�owia�y policzki. - Przypuszczam, �e ka�da dziewczyna by�aby nim oczarowana. Ty nie jeste�, Zofio? - Ja? Nie! - Czy to dlatego, �e jest starszy? - Raczej nie. �artowa�am, je�li chodzi o ró�nic� wieku, g�sko. Có�, miewa�am wielbicieli starszych od Jana. Jeste�my po prostu przyjació�mi. Och, przyznaj�, to najprzystojniejszy z m��czyzn, lecz moje upodobania si�gaj�, �e tak powiem, szerzej. Roze�mia�a si� ostro, dwuznacznie. Szokowanie kuzynki sprawia�o jej przyjemno��. - Po co zadowala� si� ró��, kiedy w ogrodzie ro�nie tyle kwiatów, które tylko czekaj�, by je zerwa�? - Jeste� taka pi�kna, Zofio. Musisz mie� wielu adoratorów. - Tu, na wsi, z pewno�ci� jest ich zbyt ma�o. Za to w Warszawie! Zdziwi�aby� si�. Podobnie jak moi rodzice. Ach, oni stanowi� problem! Zofia zacz��a przemierza� pokój. - Na wsi niczego nie da si� utrzyma� w tajemnicy, lecz w mie�cie... có�, s� sposoby. Jednak wcze�niej czy pó�niej b�d� musia�a sprzeciwi� si� rodzicom. Och, Anno, oczekuj� po mnie, �e wyjd� za m��czyzn�, którego nie widzia�am dot�d na oczy! To syn jakiego� barona. Nasze rodziny zaplanowa�y, �e si� po��cz�, gdy by�am dzieckiem. Mo�esz sobie to wyobrazi�? W dodatku mój narzeczony nie otrzyma tytu�u ani maj�tku, dopóki stary baron nie spocznie w grobie. - Zofia odwróci�a si� do Anny i ci��ko westchn��a. - Teraz ju� si� tak nie post�puje, ale czy moi rodzice o tym wiedz�? - Mo�e zdo�asz go pokocha�, je�li oka�e si� przystojny i szlachetny. - Jak twój Don Juan? - zakpi�a. - Jeste� niepoprawn� optymistk�, Anno. Nie wiem, czy zdo�amy kiedykolwiek si� dogada�. 31 RS Zofia spostrzeg�a szklanego ptaka i natychmiast do niego podesz�a. - Och, co to za figurka? Go��bica! Jest z kryszta�u? - Tak. Dosta�am j� na pi�te urodziny. - Anna wsta�a, obawiaj�c si� o bezpiecze�stwo swego skarbu. - Tatu� zabra� mnie do Warszawy, abym wybra�a sobie lalk� ze szklanymi oczami i prawdziwymi w�osami, ale ja zakocha�am si� w kryszta�owym ptaku. Mama dosta�a ataku z�o�ci, kiedy go zobaczy�a. Zofia porwa�a figurk� z blatu i pospieszy�a z ni� ku �wiat�u, obracaj�c kryszta� na wszystkie strony. - Ale� dlaczego, przecie� jest �liczna. Spójrz tylko, jak przenikaj� �wiat�o. U�wiadomi�a sobie, �e Anna stoi tu� za ni�. - Nie obawiaj si�, kochanie, nie upuszcz� jej. - Dopiero ostatnio domy�li�am si�, �e mama zmusi�a tat�, aby obieca�, �e nie b�dzie mnie uczy� konnej jazdy. Tylko pod takim warunkiem pozwoli�a mi zatrzyma� go��bic�. - Dlaczego to zrobi�a? - spyta�a Zofia, odwracaj�c si� do kuzynki. - By�am jedynaczk� i stale martwi�a si� o moje zdrowie. Gdyby uda�o jej si� donosi� cho� jeszcze jedn� ci���, pewnie nie by�aby tak opieku�cza. - O�miel� si� powiedzie�, �e wkrótce rozwiniesz skrzyd�a. A Jan b�dzie dobry na pocz�tek. - Zofio! - zawo�a�a Anna, zaszokowana. - Och, nie odgrywaj md�ej heroiny z jednej ze swych ksi��ek. - Nie chcesz chyba powiedzie�, �e powinnam sprzeciwi� si� woli twoich rodziców? - Oczywi�cie, tyle �e po kryjomu. Ostro�nie odstawi�a go��bic� na blat serwantki. - Pójd� ju� si� po�o�y�, kochanie. - Zofio? - Tak? - Zofia odwróci�a si� do Anny. Anna post�pi�a ku niej. - Nauczysz mnie je�dzi� konno? Zofia zmru�y�a oczy, u�miechaj�c si� z aprobat�. - Och, Aniu, jeste� przejrzysta jak twoja szklana go��bica! Chcesz je�dzi� z Janem, to oczywiste. Nie denerwuj si�, naucz� ci�. - Obj��a kuzynk�. Uwielbiam to. Pomy�le� tylko, twój pierwszy romans. - Ja... nie jestem pewna, czy dam sobie rad�. Zofia odsun��a Ann� na odleg�o�� ramion. 32 RS - Chcesz mi powiedzie�, �e nigdy nie próbowa�a� przechytrzy� rodziców? Nigdy nie dosiad�a� konia? - Och, my�la�am, �eby to zrobi�. Gdy nie uda�o mi si� ich przekona�, g�ównie mamy... zacz��am wymy�la� setki planów. Przekupi�am nawet wie�niaka, by mnie uczy�. - I co? Anna spu�ci�a wzrok. - Nie mog�am tego zrobi�. - Och, Anno! Ze strachu czy z uczciwo�ci? - Nie wiem. Prawdopodobnie w gr� wchodzi�o jedno i drugie. Zofia pu�ci�a kuzynk�. - Mo�e i dorasta�a� pod kloszem, Anno Mario Berezowska, ale dzi� to ja ci zazdroszcz�. Masz ju� tytu�, a za nieca�y rok b�dziesz mog�a w pe�ni sob� rozporz�dza�. A ja? Prawdopodobnie b�d� wtedy star� zam��n� kobiet�, która najlepsz� cz��� �ycia ma ju� za sob�. - Przesadzasz, Zofio. Jestem niemal pewna, �e je�li o to chodzi, zdo�asz w ko�cu postawi� na swoim. Szczero��, widoczna w zielonych oczach Anny, na chwil� chwyci�a Zofi� za serce. Odrzuci�a jednak g�ow� i roze�mia�a si�. - Có�, droga kuzynko, wcale by mnie to nie zdziwi�o. 33 Rozdzia� czwarty. RS Anna nie potrafi�a usun�� Jana ze swoich my�li. Beztroski �miech i przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu nawiedza�y j� niczym anielska zjawa. S�owa zach�ty, wypowiedziane przez Zofi�, d�wi�cza�y jej w uszach, dodaj�c odwagi do tego stopnia, �e o�miela�a si� my�le�, i� powinna zobaczy� si� z nim znowu. Czy� bogini Jurata nie sprzeniewierzy�a si� obyczajom i prawu, aby spotyka� si� z rybakiem? Dziewczyna zdawa�a sobie jednak spraw�, �e zakaz ciotki Stelli stanowi problem, którego nie nale�y lekcewa�y�. Postawi�a spraw� jasno, a jeszcze przez jaki� czas mia�a by� jej prawn� opiekunk�. Na razie Anna czu�a si� podniesiona na duchu, gdy� Zofia zapewni�a j�, �e nie interesuje jej Stelnicki. Poradzi sobie jako� z ciotk�, lecz gdyby Zofia wyrazi�a zainteresowanie Janem, by�aby zdruzgotana. Usun��aby si� bez s�owa protestu, nie tylko z uwagi na honor, lecz tak�e dlatego, i� by�a przekonana, �e Zofia zdob�dzie ka�dego m��czyzn�, którego zapragnie. Gdy kilka tygodni temu Gro�scy przyjechali po ni� do Sochaczewa, Ann� zaskoczy�o, jak bardzo zmieni�a si� jej kuzynka. Pami�ta�a Zofi� jako niezdarn�, ch�opakowat� dziewczynk�, nieustannie skar��c� si�, �e starszy brat nie w��cza jej do swych podwórkowych zabaw. Ju� wtedy by�a rozpieszczona, a od Waltera oczekiwano, �e b�dzie opiekowa� si� siostr� i zapewnia� jej rozrywk�. Zofia posiada�a niedaj�c� si� wyt�umaczy� umiej�tno�� radzenia sobie z rodzicami, za co Anna bardzo j� podziwia�a. Przekonawszy si�, �e napady z�ego humoru nic jej nie dadz�, rozwin��a do perfekcji umiej�tno�ci dyplomatyczne, które rzadko j� zawodzi�y. Od tego czasu min��o zaledwie pi�� lat i oto kuzynka sta�a si� kruczow�os�, ciemnook� kobiet� o niezwyk�ej urodzie i wyrafinowanym zachowaniu. Nie pozwala�a, by zwracano si� do niej zdrobniale „Zosiu". Gdy powóz, ko�ysz�c, toczy� si� drog� prowadz�c� do Halicza, Anna wpatrywa�a si� w kuzynk�, nie mog�c oderwa� od niej oczu. Podziwia�a rozkwitaj�c� urod� Zofii i nieco jej zazdro�ci�a. Czy to mo�liwe, �e Zofia mia�a zaledwie osiemna�cie lat i by�a tylko o rok starsza od niej? Anna nie uwa�a�a si� za pi�kn�, a ju� z pewno�ci� nie mog�a równa� si� urod� z tak uderzaj�co pi�knym stworzeniem, jakim sta�a si� Zofia. Mia�a jednak nadziej�, �e w sprzyjaj�cych okoliczno�ciach mo�e wydawa� si� atrakcyjna. Matka mówi�a jej, �e pi�kno to �wiat�o, które promienieje z wn�- 34 RS trza. I ona stara�a si� w to wierzy�, chocia� czasami trudno jej by�o nie dostrzega� w tym ironii, gdy� matka by�a bardzo urodziwa. Kiedy Anna doros�a, okaza�o si�, �e wzrostem dorównuje wi�kszo�ci m��czyzn, sylwetk� za� mia�a smuk��, cho� mocn�. - Twoja figura dopiero si� kszta�tuje - powiedzia�a matka, gdy dziewczynka zwierzy�a si� jej, �e martwi j� brak kobiecych kszta�tów. - B�d� cierpliwa. Jeste� teraz na wpó� dzieckiem, na wpó� kobiet�, Anno Mario. Nied�ugo otoczy ci� rój wielbicieli. Wed�ug Anny jej najwi�kszym atutem by�y w�osy. Z wiekiem �ciemnia�y nieco i mia�y teraz kasztanow� barw�, roz�wietlon� rdzawymi pasemkami. W domu nosi�a je pod�ug wiejskiej mody - splecione w dwa grube warkocze, które si�ga�y jej do pasa. Jednak w okresie �a�oby zacz��a splata� je w pojedynczy warkocz, który owija�a wokó� g�owy jak koron�. Wi�kszo�� ludzi zwraca�a jednak uwag� przede wszystkim na jej szmaragdowe oczy, g��boko osadzone i nakrapiane bursztynem. U Zofii Anna rozpozna�a ten sam typ mrocznej urody, jakim szczyci�a si� jej matka. Zofia by�a chyba nawet od niej �adniejsza. Gdyby zagi��a parol na Stelnickiego, wszystko by�oby stracone. Przez kilka dni Anna nie wychodzi�a poza zabudowania dworu, zaznajamiaj�c si� z tym, co s�u�ba zwyk�a nazywa� „du�ym domem", rozlokowanym majestatycznie na skraju urwiska nad rzek� Dniestr. Podobnie jak dom w Sochaczewie, a tak�e wiele innych dworów drobnej szlachty, stanowi�cej rdze� polskiego spo�ecze�stwa tamtych czasów, równie� ten dwór mia� z frontu ganek podparty dwiema mocnymi bielonymi kolumnami - nieme �wiadectwo staropolskiej go�cinno�ci. Zbudowany z wapienia dom mia� wiele pokojów i udogodnie� s�u��cych wygodzie, co imponowa�o Annie, ale najwi�kszy podziw i przekonanie, i� dwór elegancj� nie ust�puje miejskiej rezydencji, wzbudza�a w niej mansarda z krytymi daszkiem oknami, wystaj�cymi z pokrytego zielonym gontem dachu. Spacerowa�a kr�tymi �cie�kami, poznaj�c kwietne ogrody, sady, staw, domek zarz�dcy i niezliczone inne budynki. Wi�ksza cz��� posiadanej przez hrabiego Leo Gro�skiego ziemi - a by�o tego niema�o - zosta�a oddana w dzier�aw� ch�opom, z którymi Anna nie mia�a okazji si� zetkn��, pozna�a jednak rodzin� zarz�dcy gospodarstwa Gro�skich. Pewnego razu natkn��a si� podczas spaceru na Katarzyn� i Marcelin�, córki zarz�dcy. Pracowa�y ci��ko w ogródku warzywnym. Pozdrowi�a je, a one 35 RS dygn��y grzecznie, lecz przygl�da�y jej si� zaskoczone, kiedy przedziera�a si� przez rz�dy buraków, marchwi, kapusty i cebuli. W domu Anna bardzo lubi�a uprawia� swój sp�achetek ziemi, dlatego zainteresowa� j� du�y ogród Gro�skich. Gdy zatrzyma�a si� na chwil�, aby podziwia� ró�ne rodzaje cebuli, wywo�a�a ogromne zdumienie dziewcz�t. To nie do pomy�lenia, aby dama, hrabina, wiedzia�a co� o takich sprawach lub interesowa�a si� nimi. Mog�a wyczyta� to w ich twarzach: noga panny Zofii z pewno�ci� nie posta�a dot�d w warzywniku. Rozbawi�a j� reakcja s�u��cych, nie czu�a si� wszak�e zawstydzona tym, �e zosta�a wychowana jak wie�niaczka. Ojciec nauczy� j� ceni� zapach i dotyk ziemi, kocha� prac� na roli. Dopóki Polak ma przynajmniej kawa�ek w�asnej ziemi, mawia�, zawsze b�dzie cz�owiekiem bogatym. Mimo to Anna zdawa�a sobie spraw�, �e jej zachowanie wywo�a komentarze, a nie chc�c denerwowa� ciotki, postanowi�a, �e porozmawia z dziewcz�tami przy innej okazji. Je�li dopisze jej szcz��cie, ciotka wcale si� o tym nie dowie. Pod koniec tygodnia zarówno dom, jak i ogród nie mia�y ju� dla niej tajemnic. Chocia� t�umaczy�a sobie, �e ta aktywno�� pomo�e jej st�umi� ból po stracie rodziców, w g��bi duszy wiedzia�a, �e przede wszystkim próbuje zapanowa� w ten sposób nad dziwn� i przemo�n� si��, która p�yn��a w niej niczym rw�ca rzeka. Jej my�li kr��y�y wokó� nieokre�lonych, a jednak powa�nych rozterek dziewcz�cego serca - i wokó� Jana Stelnickiego. Sprzeciwiaj�c si� poleceniu ciotki, posz�a na ��k�, gdzie wówczas go spotka�a. W�drowa�a bez celu po�ród kwiatów i wysokiej trawy, pogr��ona w rozmy�laniach. Oczywi�cie Jana tam nie by�o. Nie, �eby naprawd� spodziewa�a si� go spotka�. A jednak miejsce to przyci�ga�o j� niczym pó�noc ig�� kompasu. Straci�a rachub� czasu. Nie s�ucha�a �piewu ptaków, inaczej zwróci�aby uwag�, �e nagle zamilk�y. Zbiera�o si� na burz�. Grzmot wyrwa� j� z zadumy. Niebo pociemnia�o od deszczowych chmur. Anna unios�a spódnice i pobieg�a przez ��k�, a krople deszczu, wielkie i lodowato zimne, sprawi�y, �e uzna�a swoje zachowanie za przejaw g�upiutkich dziewcz�cych marze� i nadziei. Bieg�a pod wiatr. To strata rodziców i mój niespokojny umys� przywiod�y mnie do tego, pomy�la�a. Zachowuj� si� jak idiotka, wykradam z domu za plecami ciotki, pozwalam, by jedno spotkanie z m��czyzn� mia�o na mnie a� 36 RS taki wp�yw. Dzi� podczas kolacji zapytam, czy mog�abym wróci� do Sochaczewa, postanowi�a. Gdy wreszcie w�lizn��a si� do domu, przemokni�ta do bielizny i zmartwia�a ze strachu, i� mo�e zosta� przy�apana, us�ysza�a ostry g�os kuzynki: - Gdzie by�a�? Sta�a, milcz�c i dr��c z zimna. - Przedstawiasz sob� �a�osny widok, Anno! - Ja... spacerowa�am. - Poci�gn��a nosem. - A potem z�apa�a mnie burza. - W�a�nie widz�. Matka ci� szuka�a. - Ale nie wysz�a z domu, �eby mnie znale��, prawda? -spyta�a Anna, próbuj�c ukry� panik� w g�osie. - Nie, wys�a�a w tym celu mnie i musz� powiedzie�, �e przeszuka�am ka�d� pi�d� ziemi. - Och - Anna uzna�a, �e trzeba pogodzi� si� z upokorzeniem. - Có�, mog� zatem wyzna� ci, �e by�am... - Powiedzia�am jej, droga kuzynko - wtr�ci�a Zofia - �e odpoczywasz w swoim pokoju, gdy� chwyci� ci� lekki ból g�owy. - Spojrza�a znacz�co �miej�cymi si� oczami, co �wiadczy�o, �e domy�li�a si� prawdy. - A teraz id� si� wysuszy�, bo je�li ten ból g�owy sko�czy si� zapaleniem p�uc, trudno to b�dzie wyt�umaczy�. Anna wróci�a do pokoju i opad�a, wyczerpana, na �ó�ko. Czu�a si� tak, jakby w�a�nie odroczono egzekucj�, i z ulg� postanowi�a, �e b�dzie trzyma� si� z dala od ��ki. Podczas kolacji tym razem to ciotka Stella brutalnie wyrwa�a j� z zamy�lenia. - Jeste� dzi� bardzo milcz�ca, moja droga - powiedzia�a, spogl�daj�c z trosk� znad deseru. - To przez ten ból g�owy? Anna poczu�a, �e �ciska j� w gardle. Co mia�a powiedzie�? Zosta�a przy�apana na k�amstwie i mog�a jedynie �a�owa� swego niepos�usze�stwa. - Anna jest zm�czona, mamo - wtr�ci�a natychmiast Zofia, przychodz�c jej z pomoc�. - I nadal bardzo smutna - doda�a, po czym unios�a do ust k�s �liwkowego knedla i u�miechn��a si� dyskretnie do kuzynki. Anna przez chwil� wpatrywa�a si� w ni�, podziwiaj�c niewinn� min� oraz figlarne spojrzenie ciemnych oczu, a potem zerkn��a nerwowo na deser, którego nawet nie tkn��a. - Bardzo prze�y�a� strat� rodziny, dziecko - powiedzia�a hrabina. - To okropne, �e �mier� wywiera taki wp�yw na m�odych. Có�, okres �a�oby 37 RS wkrótce si� sko�czy. A ty ju� teraz powinna� skupi� umys� na czym� innym. Jeste� m�oda i musisz zajmowa� si� tym, co przystoi m�odym. Moja siostra bardzo lubi�a pewne stoickie powiedzonko, tycz�ce si� przesz�o�ci. Pami�tasz je, Anno Mario? - Tak, ciociu - odpowiedzia�a, przypominaj�c sobie melodyjny g�os matki. Mama powiedzia�aby, �e nie da si� zmieni� przesz�o�ci, wi�c ka�de spojrzenie wstecz ograbia nas z cz�stki tera�niejszo�ci. - Tak! - zawo�a�a hrabina. - Dok�adnie tak! Anna nie mog�a si� jednak powstrzyma�, aby nie zauwa�y�, �e to powiedzenie okaza�o si� dla matki pustymi s�owami. Nie potrafi�a zapobiec temu, by przesz�o�� dopad�a j� i zniszczy�a. Cho� rada matki by�a dla niej zgodna z tym, co powiedzia� ojciec: „Czasami trzeba po prostu zda� si� na los". 38 Rozdzia� pi�ty. RS Spacer po ��ce sta� si� dla Anny codziennym nawykiem. Przez kilka dni odbywa�a go w samotno�ci. I kiedy zacz��a ju� s�dzi�, �e wi�cej go tu nie spotka, i� jego obecno�� by�a jedynie wytworem wyobra�ni, Jan si� pojawi�. Tym razem dostrzeg�a go w oddali, a kiedy zawróci� konia i pogalopowa� ku niej, serce mimo woli zacz��o jej szybciej bi�. - Dzie� dobry, pani Anno - powiedzia�, wstrzymuj�c konia. - Dzie� dobry, panie Stelnicki - odpar�a, nie mog�c powstrzyma� u�miechu równie szczerego jak ten, którym j� obdarzy�. - Jan - pami�tasz? - Tak. - Nadal pogr��ona w rozmy�laniach? - Nie tak bardzo. - To dobrze! Zeskoczy� zgrabnie z konia. - S�dzi�am, �e �niwa s� u was jeszcze w pe�ni - powiedzia�a, próbuj�c ukry� rosn�ce z ka�d� chwil� podniecenie. - Bo tak jest. - Mimo to masz czas na przeja�d�ki? - Moi ludzie ci��ko pracuj� i s� godni zaufania. Przywi�za� konia do rosn�cej nisko ga��zi. - To twoja pszenica? - Tak. - A co jeszcze uprawiasz... Janie? U�miechn�� si�. - J�czmie� i owies. - A zatem stosujesz p�odozmian. Oczy Jana rozszerzy�y si� pod brwiami tak jasnymi, �e niemal niewidocznymi. - O co chodzi? - spyta�a, dostrzeg�szy jego zdumienie. - Zaskoczy�a� mnie. - Tym, �e orientuj� si� w takich sprawach? - Anna roze�mia�a si�, przechylaj�c na bok g�ow�. - Có�, pewnie zdziwisz si� jeszcze bardziej, lecz musz� ci powiedzie�, �e wiem, jak sia�, sadzi� i uprawia� ro�liny, a tak�e zbiera� owoce i warzywa, a nawet tyto�. - Doprawdy! - zawo�a�, w widoczny sposób zainteresowany. - Zwykle pozostawiamy upraw� warzyw i owoców naszym ch�opom, ci za� ograniczaj� 39 RS si� do ziemniaków i buraków, wi�c moja wiedza na ten temat jest do�� ograniczona. Co za� si� tyczy tytoniu, nie mam poj�cia, jak go uprawia�! Gdzie si� tego nauczy�a�? - Uczy�am si� od ojca. Mia�am te� ma�y ogródek. Wspomnienia zaatakowa�y j� z tak� si��, �e z trudem powstrzyma�a �zy. - Za jaki� czas wróc� do Sochaczewa, by zarz�dza� swoim maj�tkiem. - To gdzie� blisko Warszawy, prawda? - zapyta� Jan mi�kko, wspó�czuj�co. - O kilka godzin jazdy na zachód. - Anno, nie zechcia�aby� usi��� na chwil� w cieniu tego d�bu? Cho� masz na g�owie kapelusz z budk�, s�o�ce i tak opali ci twarz. - Nie powinnam pozostawa� zbyt d�ugo poza domem. - To nie b�dzie trwa�o d�ugo. Z pewno�ci� mo�esz zmarnowa� troch� czasu, by porozmawia� z takim nicponiem jak ja. - Jego oczy, b��kitne niczym jeziora, zdawa�y si� j� b�aga�. Anna roze�mia�a si�. - No dobrze, ale tylko kilka minut. To, �e nazwa� siebie nicponiem, tak jak sama go okre�li�a, kiedy poprzednio si� spotkali, przyda�o jej �miechowi g��bi. Jan rozpostar� surdut na wyschni�tej, przero�ni�tej trawie i pomóg� Annie usi���. Przygl�da�a si�, jak siada naprzeciw niej ze skrzy�owanymi nogami. Zrobi� to bez najmniejszego wysi�ku. Znowu, wbrew temu, co nakazywa� obyczaj, nie nosi� nakrycia g�owy. Jego koszula z cienko tkanego p�ótna mia�a lu�ne r�kawy i krez� pod szyj�. Spodnie mia� br�zowe, o ton ja�niejsze ni� surdut. Si�gaj�ce do po�owy �ydki rdzawo-czerwone buty zrobione by�y z dobrej skóry, mi�kkiej i b�yszcz�cej. - Jak brzmi twoje nazwisko, Anno? Kiedy zwróci�em si� do ciebie poprzednim razem, uzna�a� zapewne, �e brak mi manier, lecz widzisz, wiem tylko, jak masz na imi�. Nie nazywasz si� Gro�ska, prawda? - Nie. Moja mama i ciotka Stella by�y siostrami, cho� mama by�a od ciotki du�o m�odsza. Ojciec nazywa� si� Berezowski - Samuel Berezowski. Jan zacz�� opowiada� o drzewie, od którego wzi��o si� to nazwisko wychwala� brzoz�, mówi�c, jak pi�knym jest drzewem, wysokim i bia�ym, wdzi�cznym, silnym i zdrowym. To odpowiednie nazwisko dla kogo� takiego jak ona, stwierdzi� w ko�cu. Anna obla�a si� rumie�cem. - Mój ojciec powiedzia�by, �e jest odpowiednie, poniewa� zawsze znalaz�by si� powód, by przy�o�y� mi brzozow� witk�. 40 RS Jan roze�mia� si� szczerze. - Ale z pewno�ci� nigdy tego nie zrobi�! - Nie! - teraz Anna tak�e si� �mia�a. - Chocia� nieraz go kusi�o. - Pani Anna Maria Berezowska - brzmi bardzo �adnie. - Dzi�kuj� - u�miechn��a si�, pochyli�a i skin��a g�ow� w kpi�cej parodii uk�onu. Jan zmarszczy� brwi i spowa�nia�. Widzia�a go takim po raz pierwszy, a ju� zupe�nie nie by�a przygotowana na to, �e zapyta: - Jak to si� sta�o, �e twoi rodzice zmarli tak szybko po sobie, Anno? Przez chwil� wpatrywa�a si� w niego, a potem odwróci�a wzrok. - Wybacz, prosz� - powiedzia�. - Nie powinienem by� porusza� tego tematu. Anna machn��a lekko d�oni�. - Nie ma powodu przeprasza�. - Przeciwnie, jest. Ale� ze mnie idiota. - Nic podobnego. Jestem niem�dra, wiem, ale co� nie pozwala mi o tym mówi�... tak jakby to wszystko nigdy si� nie wydarzy�o. Nie mog�a si� zmusi�, aby na niego spojrze�. - Czasami wydaje mi si�, �e jestem tu po prostu na wakacjach, a w ko�cu wrze�nia wróc� do Sochaczewa, do domu i rodziców. A potem sobie przypominam i wtedy pytam sam� siebie: Czy jestem po dziewcz�cemu niem�dra, czy cierpi� na zaburzenia umys�u? - Ani jedno, ani drugie. To ludzka rzecz wypiera� z serca ból. Pochyli� si� ku niej, uj�� j� pod brod� i odwróci� g�ow� tak, by nie mog�a uciec spojrzeniem. Jego g�os, cho� równie lekki jak dotyk, by� jednak stanowczy i koj�cy. - Ale nie wolno ci si� oszukiwa�. Mówienie o �mierci oznacza pogodzenie si� z ni�. A dopiero wtedy mo�e zacz�� si� proces zdrowienia. Anna nie s�ysza�a dot�d, by jaki� m��czyzna - poza jej ojcem - przemawia� w sposób tak �agodny. Poczu�a, �e gdzie� w niej p�ka tama. Zala�a j� fala uczucia, daleko wykraczaj�ca poza zwyk�e zadurzenie. - Mój ojciec zosta� zamordowany, Janie - powiedzia�a, z trudem opanowuj�c emocje. Jan zamruga�, zdumiony. - Zamordowany? Anna skin��a g�ow�. - Dopiero co sko�czy� czterdzie�ci lat. - W jej oczach zab�ys�y �zy. - Dobrze ju�, Anno, nie musisz o tym mówi�. Jako� uda�o jej si� powstrzyma� �zy. 41 RS - Nic mi nie jest. Masz racj�. By� mo�e powinnam o tym z kim� porozmawia�. - Bardzo go kocha�a�. - Jego nie da�o si� nie kocha�. Lepiej czu� si�, przemierzaj�c pola na swoim bia�ym ogierze ni� prowadz�c czcze rozmowy w pa�acach magnatów. Traktowa� ch�opów z szacunkiem, pewnie dlatego, �e czu� si� tak bardzo zwi�zany z ziemi�. Uwa�a�, �e przynale�� bardziej do ziemi ni� do niego. Cz�sto powtarza�, �e to jedynie przypadek i odrobina odwagi sk�oni�y jego przodka, aby pojecha� walczy� z Turkami u boku Jana Sobieskiego. To wtedy, sto lat temu, nasza rodzina uzyska�a szlachectwo i ziemi� nad Wis��. Umilk�a, zbieraj�c si�y, by mówi� dalej. - Ch�opi kochali ojca... wszyscy z wyj�tkiem Feliksa Pa-ducha, pijaka i lenia, który potrafi� ukra�� w sekund� wszystko, co tylko pozostawa�o bez opieki. Poczu�a w sercu gorycz. - Gdyby tata wygna� go z maj�tku, czym od czasu do czasu grozi�, nadal by �y�. - To Paduch go zabi�? - Tak. Zosta� schwytany, lecz uciek�, nim go skazano, zmyliwszy czujno�� magistrackich urz�dników. A przedtem poprzysi�g�, �e ród mego ojca sko�czy si� na mnie. Jan otwar� ze zdumienia usta. - Czy to dlatego hrabia Gro�ski nalega�, aby� mieszka�a przez ten rok z nimi? - Cz��ciowo zapewne tak. - A twoja matka? - Bardzo kocha�a ojca, mimo to do ko�ca pozosta� dla niej zagadk�. Anna opowiedzia�a o okoliczno�ciach poprzedzaj�cych �mier� matki i nowo narodzonego braciszka. - Och, jak�e mi przykro, Anno. Bo�e, straci�a� ca�� rodzin�. - Tak. Niezr�czna cisza przed�u�a�a si�. �adne z nich nie mia�o ochoty pierwsze si� odezwa�. Anna przygl�da�a si� parze ptaków, które zerwa�y si� z ga��zi i kr��y�y teraz nad ��k�. To Jan prze�ama� w ko�cu milczenie. - Coraz wi�cej ludzi w rodzaju Paducha podejmuje takie dzia�ania, buntuj�c si� przeciwko swojej pozycji. S�dz�, �e to bunt ch�opstwa we Francji spowodowa�, �e i u nas narasta niezadowolenie. 42 RS - Naprawd�? - Anna wykorzysta�a t� chwil�, by dyskretnie otrze� z policzka �z�. - Nie przypuszczasz jednak, by co� takiego mog�o zdarzy� si� i u nas? - Mam nadziej�, �e do tego nie dojdzie. Nasi ch�opi maj� si� lepiej ni� ci biedacy we Francji. Oczywi�cie nie brak im trosk, lecz nowo uchwalona konstytucja jest dla nich bardzo korzystna, podobnie jak dla klasy �redniej. Zmarszczy�, tym razem z trosk�, jasne brwi. - Jednak�e, je�li Polska pogr��y si� w anarchii, b�dzie to wina szlachty. - Szlachty? - Tak, wielu spo�ród szlachty, jak równie� kilku magnatów - cho� sk�din�d nie s� to �li ludzie - wzdryga si� na my�l, �e mieliby przyzna� ch�opom jakiekolwiek prawa. Przysi�gli, �e dopilnuj�, by Konstytucja 3 maja zosta�a uchylona. - Lecz uchwalono j� dopiero w tym roku - powiedzia�a Anna. W jej szeroko otwartych oczach wida� by�o zdumienie. - Tak, i je�li j� odrzucimy, zas�u�ymy sobie na to, co lud serwuje teraz francuskim arystokratom. Na gilotyn�. Anna siedzia�a spokojnie, zaskoczona zarówno tym, co mówi�, jak i si�� jego politycznych przekona�. Niepoprawny sza�awi�a, którego spotka�a poprzednio, ujawnia� oto inne cechy charakteru. Postanowi�a zaryzykowa� i spyta� go o rodzin�. - Co s�dzi o tym twój ojciec? - Jest zdecydowanie za konstytucj� - w melodyjnym g�osie Jana d�wi�cza�a teraz duma. - Du�o nad ni� pracowa�, cho� poza scen�. Nie jest ca�kiem zdrowy. Martwi� si� o niego. - Umilk� na chwil�. - Tak czy inaczej przed tob� nowe �ycie, Anno. Na pewno b�dzie szcz��liwe. - Mam nadziej�. - Ty... nie przejmujesz si� tym, co powiedzia� Paduch? - Nie... nie bardzo. To tylko pijackie przechwa�ki. - Jestem pewien, �e tak w�a�nie by�o. Có�, musimy wkrótce wybra� si� na przeja�d�k� - oczywi�cie, kiedy ju� zdejmiesz �a�ob�. Bardzo chcia�bym pokaza� ci okolic�. Cho� jego entuzjazm sprawi� Annie rado��, poczu�a, �e si� rumieni. Przez ca�e �ycie �a�owa�a, �e nie potrafi zapanowa� nad t� zdradzieck� reakcj� organizmu. - O co chodzi? - spyta�, zatroskany. Zrezygnowana, zaczerpn��a powietrza, a potem wyrzuci�a z siebie: - Panie Stelnicki, nie umiem je�dzi� konno! 43 RS Chwil� trwa�o, nim to, co powiedzia�a, w pe�ni do niego dotar�o, lecz kiedy tak si� sta�o, Jan roze�mia� si� z ulg�. Anna nie wiedzia�a, jak zareagowa�. Z jednej strony mia�a ochot� podzieli� jego weso�o��, z drugiej odczuwa�a potrzeb� wyt�umaczenia si�. - Tata zgodzi� si� mnie uczy�, ale mama stanowczo si� temu sprzeciwi�a. Ba�a si� o moje bezpiecze�stwo. Lecz Zofia ju� zacz��a odbywa� ze mn� lekcje! Wyje�d�amy rankami. Co za niewiarygodne uczucie - szybowa� w powietrzu niczym ptak! Chyba nie jestem w tym zbyt dobra. Za to mocno obola�a. - Wyobra�am sobie! - Jan próbowa� opanowa� weso�o��, lecz nie uda�o mu si�. - Przepraszam, �e si� �miej�. Wybacz mi. Nie�le mnie przestraszy�a�, kiedy zrobi�a� si� taka powa�na. Przez chwil� s�dzi�em, i� zamierzasz powiedzie� mi, �e jeste�... zar�czona. - Co takiego? Och nie, nie. - To dobrze. Nie martw si�. Poradzisz sobie z koniem, tak jak poradzi�a� sobie z kuzynk�... mam na my�li to, �e sk�oni�a� j�, by wysz�a z domu rankiem. Najwidoczniej dobrze zna Zofi�, pomy�la�a Anna. - Och, bardzo pó�nym rankiem - wyja�ni�a. Oboje zacz�li si� �mia�. Tym razem Anna czu�a si� szczerze rozbawiona. I ani troch� winna, �e dzieje si� to kosztem kuzynki. - Zostaniesz ekspertem, nim si� obejrzysz. - Jan po�o�y� d�o� na d�oni Anny. - A wtedy czeka nas mnóstwo d�ugich, bardzo d�ugich przeja�d�ek. Ton jego g�osu obni�y� si�. Pochyli� ku niej g�ow�. Nagle otrze�wia�a i cofn��a d�o�. - O co chodzi? Co si� sta�o, Anno? - Chodzi o to... - Umilk�a, po czym z bij�cym mocno sercem doda�a: Obawiam si�, �e wujostwo nie pozwol� ci mnie odwiedza�. U�miechn�� si� z ulg�. - Oczywi�cie, �e pozwol�. Jeste�my s�siadami, bardzo ze sob� zaprzyja�nionymi. - Lecz widzisz... nie jeste� katolikiem. - Czy tylko o to chodzi? - roze�mia� si�. Jego reakcja zaskoczy�a Ann�. - Nie rozumiesz chyba, jak� to czyni ró�nic�... to, �e nie jeste� katolikiem. - Och, to prawda, przyznaj�. Moi rodzice byli arianami, cho� ojciec ostatnio znacznie wi�ksz� wag� przywi�zuje do polityki ni� do religii. A ja nie wyznaj� �adnej wiary. 44 RS - Panie Stelnicki - powiedzia�a Anna, bardzo dok�adnie wymawiaj�c s�owa - ten fakt jeszcze powi�ksza przepa�� pomi�dzy nami. - Nie zrozum mnie �le. Wierz� w Boga. Rozejrzyj si� dooko�a. Jak ktokolwiek obdarzony wzrokiem móg�by w niego nie wierzy�? Chodzi jedynie o to, �e mój Bóg jest w moim sercu i we wszystkim, co nas otacza - w trawie na ��ce, w polu pe�nym zbo�a, w kwiatach, w tym starym d�bie i w b��kicie nieba. Mój Bóg jest osobisty. Nie praktykuj� �adnej z ko�cielnych religii, chocia� nie mog� powiedzie�, �e nie wierz� w ich doktryny. Rozumiesz? - Chyba... chyba tak - odpowiedzia�a, cho�, prawd� mówi�c, wszystko to by�o dla niej zagadk�, w dodatku mocno niepokoj�c�. - Porozmawiam z twoim wujem - mówi� dalej Jan. - A je�li nie zgodzi si�, bym ci� widywa�, zostan� katolikiem. Anna otworzy�a ze zdumienia usta. - Janie, prosz�, nie traktuj tego tak lekko. - Och, lubi� sobie po�artowa�, jak ka�dy, lecz kiedy mówi� serio, musisz mi wierzy�. - Nie mo�esz mówi� powa�nie! Religii nie wk�ada si� jak p�aszcza czy kapelusza. - To, �e nie mam teraz na g�owie kapelusza, nie oznacza, �e nie mog� go za�o�y�! Wpatrywa�a si� w niego, jakby nagle zacz�� mówi� po serbsku. - Pozwól mi sko�czy�, Anno. To nie by�oby tak, �e po prostu przyj��bym zasady twojej religii. Ale jestem pewien, �e mog� odnale�� mego Boga tak�e w twoim ko�ciele. Widzisz, uwa�am, �e mo�na go znale�� w ka�dej �wi�tyni. Jan z ka�d� chwil� stawa� si� bardziej zagadkowy. Czy mówi� serio? Czy naprawd� zosta�by katolikiem ze wzgl�du na ni�? I dlaczego ona nie potrafi powstrzyma� si�, by pow�tpiewa� w jego szczero��? - Je�li wuj i ciotka wyra�� zgod� - mówi� dalej - czy móg�bym którego� dnia wpa�� z wizyt�? - Och, tak! - S�owa ulecia�y z jej ust, szybsze ni� my�l. A potem przypomnia�a sobie, �e musi zachowa� dyskrecj�. - Powinnam ju� wróci� do domu, Janie. - Wybierzesz si� jutro na spacer, Anno? U�miechn��a si�. - Mog�abym. - Doskonale! Wiesz, �e kiedy u�miechasz si� figlarnie, tak jak teraz, w twoich policzkach pojawiaj� si� do�eczki? Pomóg� jej wsta�, a potem dosiad� konia. 45 RS - Zatem do zobaczenia tutaj... chyba �e chcia�aby� po�wiczy� teraz jazd� konn�? - Nie, dzi�kuj� bardzo. Ch�tnie si� przejd�. I jeszcze co�, Janie powiedzia�a �artobliwie - postaraj si�, by nast�pnym razem nie pomyli� mnie z Zofi�. Wargi Jana rozci�gn��y si� w szata�skim u�mieszku. - Teraz ja musz� ci co� wyzna�, Anno. Nie widzia�em dot�d Zofii ubranej na czarno - jestem pewien, �e gdyby musia�a nosi� �a�ob�, jako� obesz�aby tradycj� i pojawi�a si� w ol�niewaj�cej ró�owej kreacji. A zatem, jak widzisz, doskonale wiedzia�em, kim jeste� - Zofia poinformowa�a mnie bowiem o twoim rych�ym przyje�dzie. Spi�� konia ostrogami i odjecha�. Anna sta�a, spogl�daj�c w �lad za oddalaj�c� si� sylwetk�, zastanawiaj�c si�, co te� ma w sobie ten m�odzieniec, �e w jego obecno�ci krew zaczyna szybciej kr��y� jej w �y�ach. Lecz wszelkie w�tpliwo�ci co do tego, �e oto spotka�a m��czyzn�, którego b�dzie kocha�a i którego po�lubi, rozwia�y si� niczym mg�a w po�udnie. Zofia, ukryta na niewysokim wzgórzu ponad ��k�, widzia�a dostatecznie du�o. Cho� nie s�ysza�a, o czym Anna i Jan rozmawiaj�, dostrzeg�a odbijaj�ce si� na ich twarzach uczucia tak wyra�nie, jakby mieli na sobie maski z greckiego teatru. Sta�a jak sparali�owana, cho� targa�y ni� fale gwa�townych emocji. Zobaczy� to uwierzy�, mimo to ledwie by�a w stanie przyj�� do �wiadomo�ci, �e czu�a scena, jakiej by�a �wiadkiem, naprawd� si� wydarzy�a. Co ten Jan knuje? Anna mia�a racj�: rzeczywi�cie zachowywa� si� tak, jakby by� ni� zainteresowany. I okazywa� to bardzo wyra�nie. Dlaczego? Czy�by naprawd� interesowa� si� kuzynk�? W jakim stopniu? A mo�e próbowa�, jak podejrzewa�a, wzbudzi� w niej zazdro��? W przyp�ywie gniewu uderzy�a szpicrut� o fa�dy spódnicy. Wiedzia�a, �e nie pozostaje jej nic innego jak pozwoli�, by ten ma�y flirt sam si� wypali�. Nic z tego nie wyjdzie, by�a o tym przekonana. Mimo to czu�a si� dziwnie bezradna, jakby ton��a. Nie podoba�o jej si� to uczucie. I nagle u�wiadomi�a sobie, �e jest po prostu zazdrosna. A to podoba�o si� jej jeszcze mniej. Czy�by kocha�a Steinickiego? By� mo�e. A mo�e reaguje w ten sposób, poniewa� nie mo�e znie�� my�li o przegranej, i to na rzecz naiwnej wie�niaczki. Przekl��a w my�lach kuzynk�. 46 RS Dosiad�a konia. Dla czystej zabawy podsyca�a w Annie uczucia do Jana. Có�, gra okaza�a si� niebezpieczna, a sprawy przyj��y nieoczekiwany obrót. Mimo to postanowi�a, �e to nie ona poniesie w ko�cu pora�k�. - Anno Mario Berezowska - wyszepta�a przez zaci�ni�te z�by. - B�dziesz przeklina� dzie�, w którym przyby�a� do Halicza. 47 Rozdzia� szósty. RS Anna przywyk�a do trybu �ycia, jaki prowadzili Gro�scy. Jad�c tu, nie wiedzia�a, czego si� spodziewa�, gdy� po pierwszym rozbiorze Polski w 1772 roku miasto i obwód Halicz dosta�y si� we w�adanie Austrii. Na miejscu okaza�o si� jednak, �e Halicz nie ró�ni si� zbytnio od Sochaczewa, a �ycie jego obywateli od tego, jakie wiedli jej krajanie. Stara kultura przetrwa�a i rozkwita�a pod rz�dami Leopolda II Austriackiego. Tryb �ycia samej Anny bardzo si� jednak zmieni�. W domu pomaga�a matce i s�u��cej Luizie w prowadzeniu gospodarstwa, a tutaj, Pod G�ogami, kobiety wyszywa�y, czyta�y i oddawa�y si� rozrywkom, nie troszcz�c si� o to, by dom funkcjonowa� jak nale�y. Tym bowiem zajmowa�y si� cztery s�u��ce, które gotowa�y i wykonywa�y wszelkie prace domowe. Dla hrabiny, jej córki i siostrzenicy nie zostawa�o ju� nic do zrobienia. Rankami czyta�a, a kiedy Zofia wsta�a - zwykle tu� przed po�udniem odbywa�y lekcje konnej jazdy. Popo�udnia sp�dza�a z Janem. Hrabina Stella nie dopytywa�a si� zbytnio, gdzie te� podziewa si� siostrzenica. Anna podejrzewa�a, �e Zofia t�umaczy przed matk� jej nieobecno��. Martwi�a si�, �e w ko�cu wszystko si� wyda i wujostwo po�o�� kres randkom. Jak d�ugo co� takiego da si� utrzyma� w tajemnicy? Poza tym Jan co dzie� prosi� j�, by zgodzi�a si� na ca�odniow� przeja�d�k�. Czas sp�dzony z Janem by� najlepsz� por� dnia. Spacerowali po ��ce lub siadywali pod wielkim d�bem i nigdy nie brak�o im tematu do rozmowy. Anna opowiada�a o �yciu w Sochaczewie i którego� dnia u�wiadomi�a sobie, �e zaczyna godzi� si� z tym, co j� spotka�o. Przys�uchiwa�a si�, jak Jan opowiada o swoich przemy�leniach i dzieli si� z ni� do�wiadczeniami. Podziwia�a jego elokwencj�, bystro�� oraz poczucie humoru. Noc�, kiedy le�a�a w �ó�ku, jej my�li i serce przepe�nia�y wspomnienia o Janie. Rodzi�a si� w niej nadzieja, �e ch�opak j� kocha, cho� czasami zak�ócana w�tpliwo�ciami. By�a pewna, �e charakteryzuj�cy go sposób bycia - ta pewno�� siebie zwyci�zcy - rzuci�by mu do stóp ka�d� kobiet�: najbogatsz�, najbardziej wyrafinowan�, najpi�kniejsz�. Czy to w ogóle do pomy�lenia, aby pewnego razu o�wiadczy� si� jej? Od czasu do czasu ogarnia� j� niepohamowany l�k; pó�niej przypisywa�a z�e przeczucia temu, �e straci�a wszystkich, których kocha�a. Stara�a si� nad nimi zapanowa�. Czy nie zas�u�y�a na troch� szcz��cia? Gdy w sercu po raz 48 RS pierwszy rozkwitnie mi�o��, niszcz�ce my�li nie powinny mie� do niego dost�pu. A Anna by�a bardzo zakochana. Pewnego dnia Zofia czeka�a na ni� na ganku. - Walter przyje�d�a do domu, Anno! - Jak cudownie! Min��o ju� tyle czasu, �e w�tpi�, bym go pozna�a. Ile on ma teraz lat? - Zaledwie dwadzie�cia dwa. - I jest �o�nierzem! Musicie by� bardzo dumni i szcz��liwi. - Ale� z ciebie romantyczna dusza, kochanie. Walter jest najemnym �o�nierzem w militarnej machinie Katarzyny - oficerem, to prawda - ale jednak najemnikiem. Z pewno�ci� pozosta� niezno�ny i zuchwa�y. Nie jeste�my ze sob� zbyt blisko. Och, nie rób tak zaskoczonej miny! - Przytuli�a Ann�. - Gdybym mog�a mie� siostr�, tak� jak ty, Aniu. Mimo wszystko przyjazd Waltera wniesie nieco �ycia do tego ponurego domostwa, troch� rozrywki. Mo�e urz�dzi si� ze dwa przyj�cia, aby odp�dzi� nud� ostatnich dni na wsi. Och, a jesieni� poka�� ci Warszaw�! - Zofio, bywa�am ju� w Warszawie. Zapomnia�a�, jak blisko stolicy le�y Sochaczew? - Och! A bywa�a� w teatrze? Na koncertach? W operze? Na dworskich przyj�ciach? Annie nie pozosta�o nic innego jak tylko potrz�sn�� przecz�co g�ow�. - Có� - zauwa�y�a Zofia ze �miechem - to znaczy, �e w�a�ciwie nie znasz Warszawy! - To, co mówisz, brzmi bardzo ekscytuj�co. - Och, moja droga, tam wszystko odbywa si� pod�ug francuskiej mody. Tak jest na ca�ym kontynencie. - Naprawd�? Có�, na razie zadowol� si� tym, �e zobacz� znów swego kuzyna. I ty te� pewnie si� cieszysz, cho� wolisz si� do tego nie przyznawa�. Kiedy mo�emy si� go spodziewa�? - W �rod�. A teraz prawdziwa niespodzianka! - Co takiego? Jaka niespodzianka? Ciemne oczy Zofii zab�ys�y. Trzymanie kuzynki w niepewno�ci sprawia�o jej przyjemno��. - Och, Zofio, powiedz mi! - Mama zgodzi�a si�, by� tego dnia zdj��a �a�ob� - powiedzia�a powoli, aby wzmóc efekt. - Naprawd�? - spyta�a Anna bez tchu. - Tak wcze�nie? 49 RS - Wiem, i mo�esz by� pewna, �e musia�am nie�le si� wysili�, by j� do tego namówi�. - Ale czy uwa�asz... �e to w�a�ciwe? - Tak samo w�a�ciwe jak to, w jaki sposób sp�dzasz popo�udnia. Anna umilk�a. Jej twarz okry�a si� rumie�cem za�enowania. - Dobrze ju�, dobrze. Chcia�am tylko powiedzie�, �e to cudowne, g�uptasie. Przyjazd Waltera dostarczy� mi doskona�ego pretekstu. Och, nie patrz tak na mnie! Pos�uchaj, osobi�cie dopilnuj�, by� wygl�da�a jak najlepiej. Chod�my od razu na gór�, wybierzemy dla ciebie sukni�! Anna zawaha�a si�. - Zofio? - Naprawd� nie musisz czu� si� winna. - Nie o to chodzi. - A zatem, o co? - Dzi� Jan sk�oni� mnie, bym mu obieca�a, �e pojedziemy razem na konn� wycieczk� nast�pnego dnia po tym, jak zdejm� �a�ob�. Jak ukryj� to przed twoimi rodzicami? Nie jestem gotowa, by stawi� im czo�o w zwi�zku z Janem... jeszcze nie. - Wycieczka z Janem? W dzie� po tym, jak zdejmiesz �a�ob�? Zofia namy�la�a si� przez chwil�, a jej migda�owe oczy zw�zi�y si� tak, �e przypomina�y szparki. Nagle otworzy�a je szeroko. - Wiem! A gdybym tak powiedzia�a, �e zorganizowa�am wycieczk� z piknikiem i �e oboje z Walterem we�miemy w niej udzia�? - Och, by�oby cudownie! Prawd� mówi�c, wola�abym mie� was przy sobie. - Na pewno b�dziemy �wietnie si� bawi�. Lutisza zapakuje prowiant. Umówmy si� na czwartek rano. - Ale czy my�lisz, �e uda ci si� przekona� rodziców, aby i Jan móg� z nami pojecha�? Zofia wzruszy�a ramionami. - A co to szkodzi, je�li przy��czy si� do nas podczas pikniku? To niewinna rozrywka, kochanie. - Mam nadziej�, �e rodzice si� zgodz�. I tak czuj� si� paskudnie, okazuj�c niepos�usze�stwo twojej matce. - Jeszcze jedno, Anno. - Co takiego? - Uwa�am, i� nie powinna� wspomina� Janowi, �e Walter i ja zamierzamy z wami pojecha�. Przynajmniej nie wcze�niej jak w czwartek rano. - Ale dlaczego... 50 RS - Zaufaj mi, Aniu. No, chod� i przesta� wreszcie si� martwi�. Powiedzia�am, �e wszystkim si� zajm�, tak czy nie? Hrabina Stella Gro�ska przeprowadza�a inspekcj� kuchni, gdzie na ro�nie skwiercza�o pieczyste. - Obracacie je wystarczaj�co cz�sto? Stara Lutisza przewróci�a oczami, lecz odpowiedzia�a zgodnie z francusk� mod�, tak jak zosta�a, wraz z reszt� domowej s�u�by, przyuczona: - Tak, madame Gro�ska. - I polewacie t�uszczem? - Tak, madame. - Dobrze. Dzi� wieczorem wszystko musi by� jak nale�y. Podesz�a do sto�u, ustawionego w pobli�u wielkiego, bia�ego ceramicznego pieca, u�ywanego jedynie do pieczenia chleba. - Marto, czy chleb jest aby na pewno �wie�y? Ten, który jedli�my rankiem, absolutnie nie b�dzie si� nadawa�. Córka Lutiszy u�miechn��a si� pob�a�liwie. - Jest jeszcze gor�cy, madame Gro�ska. - Rzeczywi�cie. - Hrabina od�ama�a z �ytniego chleba kawa�ek skórki i w�o�y�a go sobie do ust. - Wyborny! Bez chleba nawet mi�so nie ma smaku. - Wiadomo - przytakn��a Lutisza i roze�mia�a si�. Hrabina zako�czy�a obchód kuchni. - Widz�, �e wszystko w porz�dku, tak jak si� spodziewa�am. Wiem, �e wam tu przeszkadzam i opó�niam robot�, ale min�� ju� rok, od kiedy mój syn by� w domu. - To bardzo d�ugo - powiedzia�a Lutisza. - Mi�o nam b�dzie znowu zobaczy� panicza. Hrabina po raz trzeci sprawdzi�a, czy i w jadalni przygotowania id� pe�n� par�, po czym uda�a si� do zachodniego skrzyd�a domu. Walter przyjecha� w dobrym humorze. Wydawa� si� szcz��liwy. Dumny z tego, co robi dla Rosji. Hrabina mia�a na ten temat w�asne zdanie, ale przede wszystkim martwi�a si�, jak syn zareaguje na to, co ona i Leo postanowili o jego przysz�o�ci. Walter by� w gor�cej wodzie k�pany, podobnie jak Leo. Znów, jak dawniej, przyjdzie jej �agodzi� spory. Zasta�a m��a ubieraj�cego si� do kolacji. Zak�ada� w�a�nie sw� najlepsz� koszul�. - Ale� jeste� przystojny, Leo! - To znaczy, jak na staruszka? To chcia�a� powiedzie�? 51 RS - Nic podobnego! - Do licha, nie mog� sobie poradzi� z tymi guziczkami. Nie mog� robi� wi�kszych? Hrabina podesz�a do m��a i, jak setki razy przedtem, zapi��a mu koszul�. - Musisz poskar�y� si� ostrygom - roze�mia�a si�. - Powiedz im, aby rodzi�y wi�ksze per�y. Nasze dzieci, by� mo�e, doros�y, Leo, ale my nie stali�my si� przez to starzy. Hrabia chrz�kn��. - To, �e s� ju� du�e, nie oznacza, �e doros�y, Stello. - Nie zaczniesz rozmawia� przy stole o tym, dlaczego Walter musia� wróci� do domu, prawda? Nie przy kolacji, w obecno�ci Anny. - Nie zaczn�. - I nie b�dziesz zbyt du�o pi�? - Nie. - Ani zach�ca� do picia Waltera? - Walter nie potrzebuje �adnej zach�ty - za�mia� si� hrabia. - Gderasz, moja droga. - Przepraszam. Co zrobisz, je�li Walter nie zgodzi si� wróci� do Halicza? - Mówili�my ju� o tym, Stello. - Naprawd� zagrozisz mu, �e go wydziedziczysz? - Mam szczer� nadziej�, �e do tego nie dojdzie. - Lecz je�li to zrobisz, b�dziesz musia� zdradzi� mu... wiesz... to, co trzymali�my przed nim w sekrecie. - Nie jestem pewien, czy post�pili�my m�drze, zatajaj�c to. Pewnego dnia b�dzie musia� si� dowiedzie�. - W tym stanie rzeczy boj� si� mu powiedzie�. Obawiam si�, jak to przyjmie. Hrabina namy�la�a si� przez chwil�. - Poza tym jest jeszcze Zofia, ona tak�e... No, zrobione! Hrabia odwróci� si�, by spojrze� w lustro. - Dzi�kuj� ci, moja droga. - Sam móg�by� to zrobi�, gdyby� tylko wykaza� odrobin� cierpliwo�ci. Spojrza�a zza pleców m��a na jego odbicie w lustrze. - Wiesz, Leo, czasami wydaje mi si�, �e Zofia zna nasz sekret. - Zofia? Nonsens, jak mog�aby si� dowiedzie�? Skoro ju� tu jeste�, mog�aby� pomóc mi za�o�y� pas? 52 RS - Ona potrafi by� bardzo sprytna - stwierdzi�a hrabina, bior�c do r�k br�zowofioletowy jedwab w turecki wzór. - Cho� to moja córka, ma w sobie co� szata�skiego. Hrabina owin��a pas wokó� talii m��a i zawi�za�a go. - Nigdy nie wiem, o czym ona my�li. A matka powinna to wiedzie�. - Czy to mo�liwe, by dowiedzia�a si� o Walterze? - Có�, by� mo�e. Pewnego dnia wesz�am do pokoju i odkry�am, �e sekretarzyk nie jest zamkni�ty na klucz. Nigdy nie zostawiam otwartego. A stare papiery i listy le�a�y inaczej ni� przedtem. Nie przywi�zywa�am do tego wagi. Nie chcia�am wierzy�, �e by�aby zdolna szpera� w moich rzeczach. - Có�, zostawmy to - powiedzia� hrabia, odwracaj�c si� do �ony. - Chyba �e sama zacznie o tym mówi�. Zofia zawsze by�a nieokie�znana, Stello, i nadal taka jest. O�mielam si� s�dzi�, �e ma��e�stwo nauczy j� pokory. - Nie s�dzisz, �e powinni�my jej powiedzie�, i� lada dzie� spodziewamy si� Grawli�skich? - Nie! To akurat zamierzam utrzyma� przed ni� w sekrecie. Nie mam ochoty si� k�óci�. A tak, przyjad� niespodziewanie, �lub si� odb�dzie i po wszystkim. Gotowa? Wyszli z sypialni. Kiedy znale�li si� w przedpokoju, hrabia zapyta�: - Powiedz mi, Stello, jak to mo�liwe, �e wychowali�my dwójk� dzieci, które tak zdecydowanie odrzucaj� nasz system warto�ci? Cz�owiek powinien pozostawi� po sobie co� wi�cej ni� tylko ziemi� i pieni�dze. - S� jeszcze m�odzi, Leo. M�ode piwo zawsze si� burzy. Sam tak mówi�e�. Wydawa�o si�, �e jej odpowied� uspokoi�a m��a, mimo to, kiedy szli rami� w rami� do jadalni, hrabina nie potrafi�a wyzby� si� z�ych przeczu�. Leo nie nale�a� bowiem do ludzi cierpliwych. A i zachowanie Waltera trudno by�o przewidzie�. Anna wstrzyma�a oddech, by Zofia mog�a zapi�� jej sukni�, któr� dla niej wybra�a. - Czer� dobra jest dla rzeczy martwych - sykn��a jej do ucha. - Kiedy kwiat wi�dnie, czernieje i rozk�ada si�, podobnie ma si� rzecz z lud�mi i zwierz�tami. Kto powiedzia�, �e istota, która jeszcze oddycha, powinna okrywa� si� czym� tak pozbawionym koloru? Precz z twoj� �a�ob�! No, sko�czone. Mo�esz si� odwróci�. Ale�, Anno, wygl�dasz cudownie! �ó�ty to nie mój kolor, ale na tobie wygl�da bosko. - Naprawd�, Zofio? 53 RS - Naprawd�, Zofio? - przedrze�nia�a j� ze �miechem. - Uwierz mi, ciesz� si�, �e na dole nie czeka �aden wielbiciel, którego mog�aby� mi odbi�. Cho� przed sobotnim przyj�ciem chyba zamkn� ci� w pokoju. Anna spojrza�a w wysokie lustro, odbijaj�ce jej sylwetk�. Rzeczywi�cie, suknia Zofii zdawa�a si� j� odmienia�. - Widzia�a� si� ju� z Walterem? - spyta�a kuzynk�. - Tak - odpar�a Zofia oboj�tnie. - Popatrzmy. Prawie nie potrzebujesz ró�u. - U�miechn��a si� szelmowsko. - Te spacery po ��kach najwidoczniej bardzo ci s�u��. Anna zaniemówi�a z za�enowania. Czu�a, �e krew uderza jej do g�owy. - Wystarczy odrobina czerwieni na wargi i troch� pudru. - Och, nigdy nie malowa�am twarzy. Zofia uciszy�a jej w�tpliwo�ci niecierpliwym machni�ciem d�oni. - Na wszystko przychodzi czas, Anno. Czy Biblia nie wspomina czego� na ten temat? To nasz czas, kuzynko. Anna ust�pi�a i rezultat mile j� zaskoczy�. Gdy by�y ju� gotowe zej�� na dó�, po�o�y�a d�o� na ramieniu kuzynki, zatrzymuj�c j�. - Zofio, wspomnia�a� o naszej wycieczce rodzicom? - Nie, kochanie - odpar�a, wpatruj�c si� w Ann� nieprzeniknionym spojrzeniem. A potem odwróci�a si� i zacz��a schodzi�. Anna pobieg�a za ni�. - Ale ja ju� powiedzia�am Janowi. B�dzie tu o siódmej rano. - Porusz� temat wycieczki wieczorem, spontanicznie, jakbym w�a�nie wpad�a na pomys� urz�dzenia jej. Pozostaw to mnie. Nie pora by�a si� tym martwi�. Walter czeka� na nie u stóp schodów. - Ach, czas potrafi dokona� cudu! Czy to naprawd� ty, Anno? - zapyta�, ca�uj�c j� na francusk� mod�� w oba policzki. - Tak, to ja. - Ten sam ma�y urwis, który spad� z wierzby? - Och, jak zawodna bywa pami�� i jak �atwo ni� manipulowa� - za�mia�a si�. - Z tego, co ja pami�tam, zosta�am z niej zepchni�ta. - Bo zosta�a� - powiedzia�a Zofia, przeci�gaj�c samog�oski. - Jako ch�opiec Walter nie by� szczególnie rycerski. O ile w ogóle kiedykolwiek by�. A mo�e powinnam powiedzie�: jest? Walter sk�oni� si� przesadnie. - Wszyscy si� zmieniamy, Zosiu. Mam nadziej�, �e nasza droga kuzynka nie �ywi ju� urazy. 54 RS - Mo�esz by� pewien, �e ja b�d� �ywi�a do ciebie uraz�, je�li nie przestaniesz nazywa� mnie Zosi�. Mam na imi� Zofia. - Wspomnienia! - zawo�a�a Anna w nadziei, �e uda jej si� zapobiec k�ótni. Pami�tasz ten wieczór, gdy Walter wystraszy� nas na �mier� krwawymi opowie�ciami? - Pami�tam. - A zatem mam dla was dobre nowiny - powiedzia� Walter. - Otó� do�wiadczenia ze s�u�by znacznie zwi�kszy�y mój repertuar krwawych opowie�ci. Tylko �e te ostatnie oparte s� na faktach, drogie panie. - Jestem tego pewna - powiedzia�a Anna ze �miechem. Walter i Anna pogaw�dzili jeszcze przez kilka minut, po czym ruszyli, �miej�c si�, do jadalni. Tylko Zofia nie by�a dzi�, jak zwykle, o�ywiona. Kuzynki siedzia�y naprzeciw Waltera. Hrabia i hrabina, zajmuj�cy miejsca po przeciwnych kra�cach wielkiego sto�u, wydawali si� zadowoleni, �e ich ma�a rodzina jest znowu razem. Anna uzna�a, �e Walter wygl�da ca�kiem nie�le w szamerowanym z�otem czerwonym mundurze porucznika. Nietrudno by�o namówi� go, by zacz�� opowiada� o swych przygodach w s�u�bie Katarzyny. Wyja�ni�, �e z racji polskiego pochodzenia przydzielono go do s�u�by w dyplomacji pomi�dzy caryc� a królem Stanis�awem. Anna by�a pod wra�eniem. Rodzice przys�uchiwali si� opowie�ciom syna, lecz Zofia s�czy�a spokojnie wino, niezbyt zainteresowana rozmow�. Lutisza zacz��a podawa� pieczon� kaczk� z sosem i grzybami, danie i�cie niebia�skie. Anna spojrza�a przez stó� na Waltera i podchwyci�a jego spojrzenie. Przygl�da� si� kuzynce otwarcie. Uzna�a, �e jego kwadratowa twarz o ci��kich rysach pasuje do �o�nierza. W czerwonawobr�zowych oczach kuzyna, osadzonych g��boko pod czarnymi niczym bezgwiezdna noc w�osami by�o jednak co�, co sprawia�o, �e ciarki przechodzi�y jej po kr�gos�upie. Zapewne to trudne �o�nierskie do�wiadczenia nadaj� jego spojrzeniu ten mroczny wyraz, pomy�la�a. Podczas kolacji, w miar� jak w karafce ubywa�o wina, jego twarz o uderzaj�cych, nawet okrutnych rysach coraz cz��ciej zwraca�a si� w jej stron�, zw�aszcza gdy nikt nie patrzy�. Ona jednak, nim opró�ni�a do po�owy swój kieliszek, by�a ju� ca�kiem pogr��ona w rozmy�laniach o jutrzejszej wycieczce i o Janie Stelnickim... Nag�a zmiana tonu zwróci�a jej uwag�. 55 RS - Nie mog� uwierzy�, �e popierasz Konstytucj� 3 maja -powiedzia� Walter ostro, zwracaj�c si� do ojca. - To wielka i wa�na reforma. - Hrabia Gro�ski, niewysoki i przysadzisty, poruszy� si� na krze�le. - Dla kogo wa�na? - Dla wszystkich. Wino zd��y�o ju� zaszumie� im w g�owach, tote� z ka�d� chwil� dyskusja stawa�a si� bardziej gor�ca. - Och, z pewno�ci� ka�dy znajdzie tam co� dla siebie - stwierdzi� sarkastycznie Walter. - Ch�opom przyznano prawa, s�u�ba mo�e kupi� sobie wolno��, klasa �rednia bra� udzia� w polityce, a wszystkim gwarantuje si� swobody religijne. A teraz powiedz mi, co my na tym zyskamy? - Co masz na my�li? - zapyta� hrabia. - Wydaje si�, �e konstytucja przynosi korzy�� wszystkim prócz szlachty. - Ja powiem ci, co na tym zyskali�my - powiedzia�a nagle Zofia i wszystkie oczy zwróci�y si� na ni�. Siedzia�a, bardzo z siebie zadowolona, w sukni o barwie cynamonu, i wygl�da�a tak, jakby nagle wróci�a do �ycia. Anna zauwa�y�a, �e kieliszek kuzynki, który zosta� niedawno ponownie nape�niony, znów stoi pusty. - S�ysza�e� mo�e mazurka, napisanego dla uczczenia konstytucji? - spyta�a. - To wspania�a melodia, przeznaczona w dodatku do ta�ca! Naucz� ci� kroków, bracie. Pi��� hrabiego wyl�dowa�a na stole z tak� si��, �e naczynia i srebra zabrz�cza�y dono�nie, p�omienie za� osadzonych w kandelabrach �wiec zamigota�y, rzucaj�c wokó� ta�cz�ce cienie. - Nie pochwalam tego, �e traktujesz t� spraw� tak nonszalancko, m�oda damo! - zawo�a�. Zofia, ani troch� nieprzej�ta, mrugn��a rozweselona do Anny. - Polska szlachta - mówi� dalej hrabia - zyska sobie zas�u�one miejsce w historii dzi�ki temu, �e przyzna�a prawa wszystkim stanom. Je�li dopiero co utworzone pa�stwo, takie jak Stany Zjednoczone Ameryki, mog�o odnie�� sukces w podobnym przedsi�wzi�ciu, to na Boga, Polska, ze swoj� wspania�� przesz�o�ci�, te� mo�e tego spróbowa�. Walter potrz�sn�� g�ow�. - Te ust�pstwa to dopraszanie si� o k�opoty. Mot�och zacznie domaga� si� wci�� wi�cej i wi�cej, gdy� uzna, �e si�a arystokracji s�abnie, i b�dzie mia� dobry powód, by tak s�dzi�. 56 RS Hrabina Gro�ska wyprostowa�a si� na krze�le, a w jej du�ych oczach wida� by�o trosk�. Obawia�a si�, �e starannie zaplanowany przez ni� posi�ek mo�e ulec zak�óceniu. - Leo, czy nie mogliby�cie podyskutowa� o tym po kolacji? Lecz hrabia zdawa� si� jej nie s�ysze�. - Nie rozumiesz, Walterze - argumentowa� - �e je�li ch�opstwu i klasom �rednim nie przyzna si� pewnych praw i przywilejów, mo�e wydarzy� si� to, co we Francji? - Nie stanie si� tak, je�li arystokracja zachowa siln� pozycj�. Uwa�am, �e sejm, który uchwali� t� tak zwan� konstytucj�, musia� sk�ada� si� z g�upców. Je�li za� chodzi o króla, to fakt, �e j� podpisa�, tylko potwierdza moj� o nim opini�. Uwa�am go za cymba�a i s�abeusza. Hrabia poczerwienia� z gniewu. - �miesz mówi� w ten sposób o swoim królu? Swojej ojczy�nie? Gdzie twoja lojalno��, Walterze? Gdzie? Walter wzruszy� ramionami. - Prosz�, nie ekscytuj si� tak, mój drogi - powiedzia�a b�agalnie hrabina. Nie b�dzie wi�cej rozmów o polityce przy tym stole. Porozmawiacie o tym pó�niej, na osobno�ci. Co sobie pomy�li Anna? Zapanowa�a nieprzyjemna cisza. Hrabia podporz�dkowa� si� �yczeniu ma��onki i po chwili jego twarz odzyska�a normaln� barw�. Walter znów spojrza� na Ann�. W jego br�zowawych oczach czai�o si� co� zimnego i podst�pnego. Czy tak zachowuj� si� �o�nierze? Chrz�kn��a odruchowo, aby oczy�ci� gard�o, i zapyta�a: - Jak d�ugo zostaniesz w domu, Walterze? - Obawiam si�, �e b�d� musia� wyjecha� przed up�ywem tygodnia. Kampania przeciwko Turkom przybiera na sile. Pojad� prosto na front. - Och, Walterze! - zawo�a�a hrabina, unosz�c d�onie ku twarzy. - Nie martw si�, mamo. Spodziewamy si� rych�ego zwyci�stwa. - Obiecujesz, �e b�dziesz o siebie dba�? - Obiecuj�, manio. Ojcze, musisz zgodzi� si� ze mn� przynajmniej w tej kwestii: nasz kontynent stanie si� znacznie bardziej bezpieczny, kiedy na dobre rozgromimy Turków. - Znowu ta polityka - westchn��a Zofia. - Chyba zaczn� krzycze�. - Przyznaj� - odpar� hrabia - �e barbarzy�cy na to zas�uguj�. Jednak waleczno�� genera�ów Katarzyny nie sprawi, �e j� polubi�, ani nie wp�ynie na 57 RS mój brak zaufania do niej. By� mo�e caryca uchroni nas przed przysz�ym zagro�eniem ze strony Turków, lecz kto, na mi�o�� bosk�, uchroni nas przed ni�? - Wiesz - Szepn��a Zofia do Anny - �e Katarzyna by�a kiedy� kochank� króla Stanis�awa? Powiadaj�, �e nie tylko jego. Podobno mia�a nie mniej m��czyzn ni�... - Zofio! - przerwa�a jej gniewnie hrabina. - Nie jestem tak g�ucha na twoje wulgarne uwagi, jak ci si� wydaje. Ten temat nie nadaje si� do omawiania przy stole, i to przez m�od� dam�. Zrozumia�a�! - Tak, mamo. Przepraszam. Nie mog�a si� jednak powstrzyma�, by nie zachichota� i nie szepn�� cicho do Anny: - Ale to ciekawsze od wszystkiego, co tu us�ysza�y�my. - Walterze - mówi� tymczasem hrabia - kiedy turecka kampania si� sko�czy, �yczy�bym sobie, by� z�o�y� rezygnacj�. Walter, zaskoczony, zaoponowa� z uraz�: - Ale�, ojcze, pisa�em ci o tym. - Walterze, mój drogi - powiedzia�a b�agalnie hrabina. - Nie stajemy si� m�odsi, twój ojciec i ja. Jest naszym �yczeniem... i doprawdy ju� pora... by� podj�� tu swe obowi�zki. Walter wola� nie czeka�, a� �zy, które b�yszcza�y ju� w oczach jego matki, sp�yn� po policzkach. - Ach, patrzcie tylko! - zawo�a�. - Lutisza przynios�a nam deser! - Auuu! - pisn��a pulchna s�u��ca. Walter uszczypn�� j� i jedno z ciast na miodzie zsun��o si� z patery. Napi�cie na chwil� zel�a�o i wszyscy parskn�li �miechem, nawet skonfundowana, bezz�bna s�u��ca, która umkn��a do kuchni, zakrywaj�c poczerwienia�� twarz fartuchem. Anna unios�a wzrok znad ksi��ki i z roztargnieniem wpatrywa�a si� w niewielki ogie�, p�on�cy w salonie. Hrabina kaza�a rozpali� w kominku, aby odegna� ch�ód wrze�niowego wieczoru, i teraz z nieobecn� min� robi�a co� na drutach. Zofia trzyma�a w d�oniach ksi��k�, lecz nawet nie próbowa�a udawa�, �e czyta. Wszystkie trzy przys�uchiwa�y si� z przej�ciem, jak hrabia i Walter pokrzykuj� na siebie w bibliotece. Hrabina westchn��a smutno. - Nie potrafi� zgodzi� si� w �adnej sprawie, Anno. Lecz s� ulepieni z tej samej gliny. Uparci, samowolni i porywczy. 58 RS Zofia odrzuci�a ksi��k� na pod�og� i zerwa�a si� z krzes�a. - S�uchajcie! - zawo�a�a z nietajon� rado�ci� w g�osie. - Ojciec zabiera Waltera do piwnicy! Anna wpatrywa�a si� w kuzynk�, po raz pierwszy dostrzegaj�c mroczn� stron� jej natury. - Och, nie patrz tak na mnie, Anno - powiedzia�a Zofia. - Ojciec cz�sto kara� nas, zamykaj�c w piwnicy na wino, nieraz na ca�� noc. Do czasu, a� pewnego dnia oboje upili�my si� do nieprzytomno�ci - roze�mia�a si� na wspomnienie tego wydarzenia. - Mnie uda�o si� unikn�� wtedy lania. Walter nie mia� tyle szcz��cia. Oczywi�cie teraz ju� si� to nie zdarza. Musia� powiedzie� co� naprawd� okropnego, �e a� tak rozgniewa� ojca. Hrabina wydawa�a si� zaniepokojona rado�ci� córki. - Podejrzewam, �e ojciec po prostu chce zaoszcz�dzi� Annie rodzinnej sceny. Co za� si� tyczy ciebie, Zofio, by� mo�e nie jeste� a� tak doros�a, by nie mo�na by�o ci� ukara�. Zajmij si� swoimi sprawami. - Gdybym tylko mia�a jak�� spraw�, któr� mog�abym si� zaj�� powiedzia�a Zofia do Anny. - Co takiego powiedzia�a�? - dopytywa�a si� hrabina. - Powiedzia�am - sk�ama�a Zofia - �e mam ju� osiemna�cie lat. Nie s�dzisz, Anno, �e rodzina i spo�ecze�stwo narzucaj� m�odym ludziom zbyt wiele ogranicze�, zw�aszcza je�li chodzi o nasz� p�e�? Kobieta musi mie� czterdziestk�, by mog�a cieszy� si� wolno�ci�, a wtedy to ju� i tak nie ma znaczenia - zachichota�a, rozbawiona. Anna nie zamierza�a da� si� wci�gn�� w rodzinn� k�ótni�. Czu�a si� jak intruz. - Dobranoc, ciociu - powiedzia�a, za�enowana. Wsta�a i poca�owa�a hrabin�. - Zrobi�o si� pó�no i jestem zm�czona. Spojrza�a wymownie na Zofi�. - Chcia�abym wczesnym rankiem wybra� si� na przeja�d�k� - doda�a. Zofia zdawa�a si� nie pojmowa� aluzji. - Obie powinny�my odpocz��, Zofio - naciska�a Anna. - Do �ó�ka! Nic, tylko do �ó�ka! Jak ja nie znosz� tej okropnej wsi. �adnych wesel, bankietów, opery, bali - tylko zabójczo �wie�e powietrze. A muzyka, jak�e brakuje mi muzyki! Zofia wyci�gn��a wymownym gestem r�ce i zacz��a ta�czy� przed kominkiem mazura, pod�piewuj�c weso�o do taktu. 59 RS Anna ruszy�a ku drzwiom, rozmy�laj�c o tym, �e kuzynka z pewno�ci� zapomnia�a powiedzie� rodzicom o wycieczce. - Pos�uchaj! - szepn��a Zofia ostro, pow�ci�gaj�c rozbawienie. - Czy to mo�liwe, by ojciec u�y� bata? - Nie b�d� niem�dra - powiedzia�a hrabina. Mimo to Anna spostrzeg�a, �e ciotka jest zatroskana. Uzna�a, �e nie ma co d�u�ej zostawa� w salonie. Cmokn��a kuzynk� niedbale w policzek i posz�a prosto do swego pokoju. Tej nocy d�ugo le�a�a, nie mog�c zasn��, niezdolna ode-gna� mrocznych i nieokre�lonych przeczu�. Wydarzenia wieczoru wytr�ci�y j� z równowagi. Poza tym czu�a si� niezr�cznie, b�d�c �wiadkiem rodzinnej sprzeczki. Walter nie wywar� na niej zbyt dobrego wra�enia i w g��bi duszy cieszy�a si�, �e jego pobyt b�dzie krótki. Tak�e Zofia odnosi�a si� do brata w sposób co najmniej dziwny, czego oznaki spostrzeg�a ju� przedtem. Brat i siostra musieli darzy� si� mi�o�ci�, lecz co� najwidoczniej nie pozwala�o ujawni� si� uczuciu. I dlaczego Zofia nie wspomnia�a o wycieczce? Anna nie mog�a uwierzy�, �e jej tak bystra zazwyczaj kuzynka nie poj��a aluzji. A skoro tak, zawiod�a j� celowo. Dlaczego? Mo�e i dobrze si� sta�o, zwa�ywszy, w jakim humorze byli tego wieczoru hrabia i hrabina. Co si� teraz stanie? Pewnie b�dzie musia�a odes�a� Jana z niczym. Czy on to zrozumie? Co sobie my�li Zofia? Anna le�a�a, nas�uchuj�c kroków kuzynki za drzwiami. Postanowi�a, �e j� zawo�a, jednak obfita kolacja i wino sprawi�y, �e w ko�cu zapad�a w drzemk�. A po chwili, z taktami mazurka pobrzmiewaj�cymi w g�owie, odda�a si� we w�adanie snu. 60 Rozdzia� siódmy. RS Obudzi�a si� tu� przed siódm�, pe�na napi�cia i oczekiwania. Dr��c w zimnym pokoju, szybko umy�a si�, ubra�a i po�pieszy�a do pokoju kuzynki. - Obud� si�, Zofio - szepn��a, delikatnie potrz�saj�c dziewczyn�. - Jan lada chwila pojawi si� przy stajniach. By� mo�e ju� tam jest. Co zrobimy? Zofia j�kn��a i g��biej wtuli�a twarz w poduszk�. - Zofio, prosz�! - Czy to naprawd� ju� ranek? - spyta�a sennym g�osem. - Naprawd�. Co z nasz� wypraw�? Z pewno�ci� musimy j� odwo�a�. - Ale� dlaczego? - Twoi rodzice... - Poradz� sobie z nimi - powiedzia�a Zofia, siadaj�c na �ó�ku. - Och, s�dzisz, �e ci si� uda? Rozmawia�a� z Walterem o tym, by si� do nas przy��czy�? - Tak. Gdy wszyscy poszli do �ó�ek, zesz�am do piwnicy, by go zapyta�. Niepotrzebnie, gdy� wszystko, co zdo�a�am uzyska�, to ten ból g�owy. - Zofio, ty pi�a�! - Och, troch� wina - zawo�a�a �piewnie, tr�c oczy. - Wspominali�my nasze dzieci�stwo i �miali�my si�. Wiesz, mo�e i masz racj�. Chyba rzeczywi�cie �ywi� wobec Waltera cieplejsze uczucia. - Oczywi�cie, �e tak. I co, nie chcia� si� z nami wybra�? Zofia potrz�sn��a g�ow�. - Wykaza� absolutny brak zainteresowania. Przypuszczam, �e ma do�� konnej jazdy. Ale mo�emy jecha� we trójk�. - Je�li jeste� pewna... - Jestem. Po co psu� ci ten dzie�? - Wi�c wyskakuj z �ó�ka i po�piesz si�. - Musz� mie� troch� czasu, �eby si� przygotowa�, Anno. Wiesz, jak� wag� przyk�adam do wygl�du. - Zaczekamy na ciebie przy stajniach. Ale obiecaj, �e si� po�pieszysz. - Co ty masz na sobie? - Jedwabn� bluzk� i zielon� spódnic�. - Ta spódnica si� nie nadaje, skarbie. Jest taka... wiejska. Teraz, kiedy wyzwoli�a� si� ju� od tej okropnej czerni, musimy z tob� co� zrobi�. W szafie znajdziesz rdzaw� spódnic� do konnej jazdy i pasuj�cy do niej �akiet. Anna uzna�a, �e lepiej si� nie sprzecza�, i szybko znalaz�a amazonk�. 61 RS - Zofio, ona jest po prostu boska! - Mo�esz j� zatrzyma�. Bluzka jest dobra, kremowy kolor b�dzie pasowa� do rdzawego. No, szybko, przebieraj si�! Siedzia�a nieruchomo, czekaj�c, a� Anna si� przebierze. - No! O wiele lepiej. Anna podesz�a do �ó�ka. - Prosz�, Zofio, czy mog�aby� wsta�? - W�a�nie co� przysz�o mi do g�owy - oznajmi�a Zofia jak gdyby nigdy nic. - Jed�cie do tego sekretnego stawu w lesie. Ja zabior� stajennego i pojedziemy skrótem. Mo�e nawet znajdziemy si� tam przed wami. B�d� mia�a czas, �eby si� wyszykowa�, a Lutisza b�dzie mog�a przygotowa� kosz z prowiantem. Obawiam si�, �e zapomnia�am wspomnie� jej o tym wczoraj. - Och, nie! Zaczekam na ciebie i jedzenie. Wy�l� kogo� ze s�u�by, aby uprzedzi� Jana, �e si� spó�nimy. - Nie, Anno, to postanowione. Nalegam, by� pojecha�a z Janem. - Lecz ciotka Stella... - westchn��a dziewczyna, przera�ona - i twój ojciec... je�li si� dowiedz�... - Lubisz martwi� si� na zapas. Przysi�gam, zajm� si� nimi, kochanie. Zofia uj��a d�onie Anny i przyci�gn��a j� do siebie, szacuj�c spojrzeniem ciemnych oczu. - Janek jest nieszkodliwy, Aniu. To oswojony nied�wied�. Znam go. Miewa zmienne nastroje, ale z pewno�ci� nie ma si� czym martwi�. A teraz biegnij. Och, i niech moje pojawienie si� przy stawie b�dzie niespodziank�, dobrze? - Ach, Zofio - szepn��a Anna, u�wiadamiaj�c sobie, �e dr�y. - Nie mog�abym... - Ale� tak, mog�aby�. I zrobisz to! Nie b�d� dziecinna, Anno. Jak mo�esz mie� nadziej�, �e kiedykolwiek staniesz si� kobiet� �wiatow�, skoro nie potrafisz wyzby� si� wiejskiej wstydliwo�ci? Czy s�dzisz, �e Francuzka wzdryga�aby si� przed spotkaniem z przystojnym m��czyzn�? Nigdy! Z bij�cym mocno sercem Anna zbieg�a schodami dla s�u�by, modl�c si�, by nikt jej nie dostrzeg�. Co� nie dawa�o jej spokoju. Zofia, mówi�c o Stelnickim, pos�u�y�a si� zdrobnieniem jego imienia. Czy by�a z nim a� tak zaprzyja�niona? Nagle u�wiadomi�a sobie, �e kuzynka i Jan znaj� si� od dziecka, wi�c taka familiarno�� jest w ich przypadku zupe�nie naturalna. Wydostawszy si� z domu, przypi��a do w�osów je�dziecki kapelusz i po�pieszy�a ku stajniom, czuj�c rze�kie powietrze poranka. W g�owie mia�a zam�t. Zdawa�a sobie spraw�, �e wyprawa do lasu z Janem, bez przyzwoitki, zosta�aby przez wielu uznana za skandaliczn�, lecz 62 RS serce bi�o jej mocniej na sam� my�l o tym, �e b�dzie z nim sam na sam po raz pierwszy, od kiedy zdj��a �a�ob�. By�a zarazem szcz��liwa i przestraszona. Zofia mia�a racj�: zanim Anna pozna�a Jana, nie mia�a �adnych do�wiadcze� z m��czyznami. A podczas spotka� na ��ce jej �a�oba stanowi�a swego rodzaju tarcz� - bez niej czu�a si� zagubiona. Nie wiedzia�a, co mówi�, jak si� zachowa�. �a�owa�a, �e �wiatowa kuzynka nie da�a jej kilku dobrych rad. Kiedy impulsywna Zofia znajdowa�a si� w pobli�u, rozmowa nigdy nie kula�a. Jak zachowa si� teraz Jan? Co powie? Czy to mo�liwe, by powiedzia�, �e j� kocha? Jan sta� tu� przy wej�ciu do stajni. U�miecha� si�. Niebieski kolor jego stroju uwydatnia� jeszcze b��kit oczu. Koszula, rozpi�ta pod szyj� i ukazuj�ca g�stwin� rudawoblond w�osów, zdawa�a si� bardzo bia�a na tle opalonej skóry. Trzyma� wodze swego czarnego wierzchowca, a tak�e drugiego konia, nieco mniejszego. - Ta jest dla ciebie, Anno - powiedzia�, skinieniem g�owy wskazuj�c �nie�nobia�� klacz - je�li j� zechcesz. - Nie mia�e� chyba na my�li... - Owszem, jak najbardziej. - U�miechn�� si� jeszcze szerzej. Anna sta�a, staraj�c si� powstrzyma� fontann� �ez. Wychowanie i wpojone zasady podpowiada�y jej, �e musi odrzuci� tak wspania�y prezent, ale nie mog�a si� zmusi�, by to zrobi�. Mo�e pó�niej, kiedy poradzi si� kuzynki. Nie chcia�a zaczyna� dnia, sprawiaj�c przykro�� Janowi lub nawet obra�aj�c go. Do stajni wszed� starszy stajenny. - Spójrzcie tylko, Stanis�awie! Pan Stelnicki podarowa� mi klacz. Czy� nie jest �liczna? - Prawdziwa pi�kno��, panienko. - My�licie, �e znajdzie si� tu dla niej miejsce, Stanis�awie? - zapyta� Jan. - Jeden ko� wi�cej nie sprawi ró�nicy, prosz� pana. - Dzi�kuj�, Janie - powiedzia�a Anna. - Chocia� to prezent zdecydowanie zbyt wspania�y. - Nonsens. - Popatrzy� na ni� przenikliwie. Gdy wyszli ze stajni, pomóg� jej dosi��� klaczy, a potem po�artowa� chwil� ze stajennym, wsuwaj�c mu w s�kat� d�o� kilka monet. Anna podda�a si� impulsowi, korzystaj�c z okazji, aby popisa� si� nowymi umiej�tno�ciami. Nie czekaj�c, a� Jan dosi�dzie konia, trzepn��a mleczny bok klaczy szpicrut�. Ta za� pomkn��a niczym b�yskawica, uderzaj�c dono�nie kopytami o tward� ziemi�. 63 RS Zaledwie od kilku dni jazda zacz��a sprawia� Annie prawdziw� przyjemno��. W miar� czynionych post�pów, gdy przesz�a od umiarkowanego k�usa do szybkiego galopu, ogarnia�y j� weso�o�� i poczucie si�y. Rado�� �ycia pulsowa�a we krwi. Jak�e inaczej czu�a si� dzisiaj! Wierzchowiec pogalopowa� tak szybko, �e z trudem oddycha�a i ledwie utrzymywa�a si� w siodle. By�a zbyt przera�ona, aby zawo�a� o pomoc. Z ty�u dobieg� j� t�tent kopyt. Mia�a nadziej� - modli�a si�, by to by� Jan. Wydawa�o jej si� te�, �e j� wo�a. Starannie zaorane bruzdy ziemi miga�y w szale�czym p�dzie, a wiatr siek� twarz. Krajobraz wokó� stanowi� o�lepiaj�c� mieszanin� zlewaj�cych si� kolorów. Anna uczy�a si� je�dzi� na mniejszym i o wiele spokojniejszym wierzchowcu, dlatego jej wysi�ki powstrzymania klaczy nic nie da�y. Ba�a si�, �e ko� potknie si� i zrzuci j� na tward� ziemi�, a nie by�a w stanie zaczerpn�� naraz tyle powietrza, by krzykn��. W ko�cu Jan zrówna� si� z ni�, a pot��ny bok jego wierzchowca napar� na klacz. Jan si�gn�� po wodze klaczy i kiedy ju� niemal zbli�ali si� do lasu, zdo�a� j� zatrzyma�. Dziewczyna chwyta�a gwa�townie powietrze. Ba�a si�, �e zemdleje. - Nic ci si� nie sta�o? - W jego g�osie wyczuwa�a trosk�, ale i rozbawienie. - Chyba nic. Tylko zabrak�o mi tchu. Czuj� si� te� nieco upokorzona. O�mielam si� twierdzi�, �e Anio� to zdecydowanie spokojniejsze stworzenie. - Powinienem by� ostrzec ci�, �e klacz ma w sobie bojowego ducha. Konie s� jak ludzie, miewaj� ró�ne temperamenty. I tak jak ludzi, trzeba najpierw je pozna�, a dopiero potem poddawa� próbie. - Dzi�ki za rad�, cho� nieco spó�nion� - Annie uda�o si� roze�mia�, mimo i� �mia�a si� z samej siebie. - Powiedz, czy ten ko� ma imi�? - Nazywamy j� Pegaz. - Bardzo stosownie! My�l�, �e ona naprawd� ma skrzyd�a! Jan roze�mia� si�. Anna dostrzeg�a w jego oczach iskierk�, która mog�a �wiadczy� o zapalczywo�ci. Przed nimi rozci�ga� si� d�bowy bór okryty barwami, które by�y zapowiedzi� orgii kolorów nadchodz�cej jesieni. - Czy� nie jest tu pi�knie? - spyta�a, staraj�c si� sprawia� wra�enie opanowanej. 64 RS - Pozwól, �e pomog� ci zsi���. - Jego g�os by� jak pieszczota. Odpoczniemy chwil�. - Nie - odpar�a Anna. - Nic mi nie jest. Jed�my dalej. - Musisz mocniej trzyma� wodze - ostrzeg�, podaj�c je Annie. - Klacz musi wiedzie�, kto jest tu panem - lub pani�. - Jego d�o� dotkn��a d�oni Anny i pozosta�a tak przez chwil�. Konie ruszy�y st�pa i po chwili ogarn�� ich cie� wielkich drzew. W g�owie Anny my�li wirowa�y niczym li�cie na wietrze. Dlaczego pos�ucha�a Zofii? Dlaczego nara�a na szwank swoj� reputacj�? I czy mo�e narazi� j� jeszcze bardziej? Nie ma do�wiadczenia w umizgach. Jak mog�a s�dzi�, �e potrafi oceni� charakter cz�owieka, skoro nie jest w stanie zrobi� tego nawet z koniem? Zag��biwszy si� w las, musieli starannie wybiera� drog�, gdy� stary trakt zaro�ni�ty by� g�sto dzik� ró�� i orlic�. Tu i tam uko�ne promienie przebija�y si� przez korony drzew, rzucaj�c na le�ne poszycie snopy �wiat�a. Unosz�ca si� mg�a czyni�a ranne powietrze niemal widocznym. M�ode d�by wyrasta�y z ukrytych pod ziemi� korzeni, walcz�c o odrobin� �wiat�a, którego zawsze tu brakowa�o. W lesie panowa� przyjemny ch�ód, jazda sprawia�a Annie przyjemno��, wkrótce poczu�a wi�c, �e si� odpr��a. - Masz jakie� monety, Anno? - Monety? Jej zdziwienie trwa�o tylko chwil�, gdy� niemal natychmiast us�ysza�a niesamowity odg�os. Gdzie� w g��bi lasu kuku�ka zaintonowa�a swój dziwaczny lament. - Nie, nie mam. - Ani ja. Lecz jakie nieszcz��cie mog�oby spotka� nas w tak pi�kny dzie�? Szacunek, jaki �ywi�a dla legend i wierze�, sprawi�, i� po�a�owa�a, �e Jan da� swoje monety Stanis�awowi. Babcia opowiedzia�a kiedy� Annie tak� oto star� ludow� ba��: �liczna dziewczyna za�artowa�a sobie ze �wi�tej Anny, zbieraj�c w lesie jagody. Obra�ona �wi�ta zmieni�a j� w kuku�k�, aby bez ko�ca nawiedza�a okolic�, �al�c si� na swój los i wieszcz�c nieszcz��cie. Je�li jednak kto�, s�ysz�c jej zawodzenie, zabrz�czy monetami, uchroni si� od z�ego. Anna uwa�a�a zawsze, i� taka chorobliwa ch�� zemsty nie przystoi �wi�tej. W�tpi�a te�, by uleganie przes�dom mog�o zapewni� bezpiecze�stwo. Mimo to, kiedy u�wiadomi�a sobie, �e �adne z nich nie ma monet, poczu�a pewien 65 RS niepokój. Oczywi�cie, Jan ma racj�. Co z�ego mog�oby przydarzy� si� im w tak pi�kny dzie�? Próbowa�a odsun�� od siebie l�k. Jan zatrzyma� si� i zsiad� z konia. Anna patrzy�a, jak pochyla si� nad zwalonym pniem. Wyprostowa� si� i, roze�miany, pokaza� jej ogromny grzyb. - Spójrz tylko na to, Anno! Grzyb, wielki niczym pi���, wygl�da� jak nakrapiany be�owy kwiat. - Mo�e by� truj�cy - powiedzia�a Anna. - Nie, nie jest, ale masz racj�, nale�y zachowa� ostro�no��. Las mo�e by� niebezpieczny, ale i hojny. Jan wyj�� nó� i naci�� trzon grzyba. - Widzisz? Ró�owy jak pupa niemowl�cia. Gdyby by� bia�y i ocieka� wilgoci�, mieliby�my powód do zmartwienia. Te grzyby nie s� zbyt dobre do jedzenia, ale nadaj� si� do zup i gulaszu. Dla Lutiszy b�dzie mi�ym prezentem. Podzieli� grzyb na cz��ci i schowa� do torby przy siodle. Znów si� pochyli�. - Je�li wszystkie s� tak du�e - powiedzia�a Anna - nie trzeba nam wielu. Jan wyprostowa� si�, a potem podszed� do niej, u�miechaj�c si� lekko i kryj�c d�o� za plecami. - Nie mam teraz szczególnej ochoty na grzyby - za�artowa�a. - Wyci�gnij r�k�. Anna z wolna wyci�gn��a d�o�, a on po�o�y� na niej ma�y czerwony kwiatek. - Dzi�kuj�, Janie. Pochyli� si� w przesadnym uk�onie. - Powiedz mi, czy kto� mówi do ciebie Janek? - spyta�a. - Nie, nikt. Ale ty mo�esz, je�li masz ochot�. Anna poczu�a, �e jej twarz oblewa rumieniec. Nie wiedzia�a, jak zareagowa�. Jan wpatrywa� si� w ni�, mru��c oczy i u�miechaj�c si� coraz szerzej. Czu�a, jakby przewierca� j� tym spojrzeniem na wylot. W jaki� dziwny sposób by�a pewna, �e Jan wie, co ona czuje, i o�miela�a si� nawet s�dzi�, �e ona równie� zna jego my�li. Dzisiaj mi si� o�wiadczy. Nie zsiad�a z konia, cho� by�a pewna, �e Jan chcia�by, by to zrobi�a. Ukryta w ch�odnym cieniu z aprobat� obserwowa�a, jak jej towarzysz dosiada wierzchowca. Wydawa� si� taki przystojny. M�ski, a zarazem wra�liwy na innych i kruche pi�kno natury. S�odka wo� lasu przenikn��a j� od stóp do g�ów, oszo�amiaj�c i przepe�niaj�c fal� mi�o�ci do tego m��czyzny. 66 RS Jechali z wolna lasem przez niemal dwie godziny. L�ki Anny - intuicyjne i nieokre�lone - uderza�y w ni� od czasu do czasu niczym powiew st�ch�ego powietrza, lecz szybko mija�y. Dotarli do niewielkiego strumyka i pozwolili koniom si� napi�. Jan podprowadzi� wierzchowca bardzo blisko klaczy. - Anno - powiedzia�, pochylaj�c si� ku niej. Obj�� ramieniem jej tali� i przyci�gn�� dziewczyn� bli�ej siebie. Poca�owa� j�, z pocz�tku bardzo delikatnie. Anna nie odwzajemni�a poca�unku, ale i nie cofn��a si�. Jego wargi wyda�y jej si� dziwnie mi�kkie, a ich dotyk cudowny. Z jej ust doby�o si� ciche, uleg�e westchnienie. Jan zacie�ni� u�cisk i piersi Anny przywar�y do rozpi�tego surduta, kiedy ca�owa� jej usta, a potem szyj�. Trzyma� j� tak mocno, �e powinna odczuwa� ból, lecz by�a jak odr�twia�a. Konie porusza�y si� pod nimi niespokojnie, by� mo�e zdenerwowane wzajemn� blisko�ci�. Jan szepta� co� tak cicho, �e nie potrafi�a zrozumie� s�ów. Lecz kiedy przybli�y� usta do jej ucha, us�ysza�a, �e bezustannie powtarza jej imi�. - Pomog� ci zsi��� - wymamrota�. Anna uda�a, �e nie s�yszy. Blisko�� m��czyzny, poca�unki, wszystko to sprawi�o, �e w jej g�owie zad�wi�cza� alarm, g�o�ny niczym dzwony opactwa. Nie pozwoli - nie mo�e pozwoli� - by sytuacja wymkn��a si� jej spod kontroli. Kiedy powtórzy� propozycj� na tyle g�o�no, �e nie mo�na by�o tego zignorowa�, odsun��a si� od niego. - Janie, przed nami d�uga droga, je�li mamy dotrze� do stawu, o którym ci mówi�am. �cisn��a pi�tami boki wierzchowca i klacz wesz�a pos�usznie do strumienia, rozchlapuj�c wod�. Sk�ama�a. Staw znajdowa� si� ca�kiem blisko. Teraz ba�a si� ju� nie na �arty. Nie powinna by�a zag��bia� si� w las tylko z Janem. Co j� op�ta�o? Matka powtarza�a jej, by unika�a pokusy i ryzyka. Obawia�a si� tak�e siebie, gdy� poca�unki i blisko�� Jana obudzi�y w niej dziwne, nieznane dot�d uczucia. Czy pope�ni�a ten sam b��d, co Ikar? Wznios�a si� zbyt wysoko, lecia�a zbyt blisko s�o�ca? Teraz mog�a si� tylko modli�, by Zofia czeka�a na nich przy stawie. Przez jaki� czas w milczeniu jechali wzd�u� strumienia. Anna prowadzi�a, a Jan pod��a� za ni�, brzd�kaj�c s�odko na drumli. Od czasu do czasu przerywa�, by na�ladowa� �piewaj�cego w pobli�u ptaka. Anna ch�tnie roze�mia�aby si� i odwróci�a g�ow�, by na niego popatrze�, ale twarz Jana pozostawa�a nieprzenikniona. Czy�by go rozgniewa�a? 67 RS Uwag� Anny przyci�gn��y po�yskuj�ce na p�ytkim dnie strumyka kamienie. Mieni�y si� barwami i by�o ich tysi�ce. Te mniejsze przypomina�y b�yszcz�ce nieszlifowane granaty, szmaragdy i bursztyny. A mo�e to tylko gra �wiat�a na wodzie sprawia�a, �e wygl�da�y jak klejnoty? Anna mia�a ch�� zapyta�, czy to mo�liwe, by niektóre z nich naprawd� by�y kamieniami szlachetnymi, lecz nie zrobi�a tego. Nie chcia�a wyda� si� naiwna. Strumie� opada� teraz gwa�townie, prowadz�c ich w g��b lasu, gdzie drzewa ros�y jeszcze g��ciej. Nagle Anna zobaczy�a pod wod� co� dziwnego. By�o bia�e, o zakrzywionym kszta�cie, zaostrzonym na ko�cu. Wstrzyma�a konia. - Spójrz, Janie! - zawo�a�a. - Tam, blisko brzegu! - Co takiego, Anno? - Wygl�da jak z�b. Tak, jak olbrzymi z�b! Zbli�yli si� do tajemniczego przedmiotu. Jan podjecha� do brzegu, zsiad�, zanurzy� w wodzie obie d�onie i podniós� go. - Jak my�lisz, co to takiego? - spyta�a. - To rzeczywi�cie z�b, chocia� olbrzymi i bardzo ci��ki! Przez chwil� przygl�da� si� znalezisku, obracaj�c je w d�oniach. - Wyobra�am sobie, �e to kie� mastodonta, zwierz�cia wielkiego jak to drzewo. Anna poczu�a uk�ucie l�ku, mimo to roze�mia�a si�. - Rzeczywi�cie, wyobra�asz sobie. Masz na my�li smoka? Jan u�miechn�� si� pob�a�liwie. - Mastodonty to zwierz�ta, które w�drowa�y kiedy� po tych terenach. Ludzie wierz�, �e nasi praprzodkowie je wybili. - Mamy zatem szcz��cie - zauwa�y�a Anna ze �miechem. -Gdyby�my tylko mogli zabra� go ze sob�. Chcia�abym pokaza� Zofii kie� prawdziwego smoka. Jan nagle przesta� si� u�miecha�. - Mówi� powa�nie, Anno. Ten kie� nie pochodzi od smoka, ale od wielkiej bestii, która niegdy� przemierza�a te tereny. Moi ch�opi wykopali nawet ca�y jej szkielet! Anna nadal spogl�da�a na niego z niedowierzaniem. - To prawda! - zawo�a�. - O takich stworach czyta si� tylko w bajkach - powiedzia�a. - �artujesz sobie ze mnie. Jan, rozgniewany, zamachn�� si� i rzuci� kie� w najg��bsz� wod�. W milczeniu dosiad� konia. 68 RS Anna by�a zdumiona. Naprawd� si� na ni� rozgniewa�. Ale dlaczego? Zofia mia�a racj�: jego usposobienie by�o zmienne. Oddalili si� od strumienia i zacz�li przedziera� si� przez kolczaste zaro�la i krzaki, kieruj�c si� ku sercu lasu. - Prowadzisz mnie przez labirynt zaro�li! - zawo�a� z ty�u. - Ufam, �e wiesz, gdzie znajduje si� ten ukryty staw? - Och, tak! - zawo�a�a �piewnie Anna, lecz nagle ogarn��y j� w�tpliwo�ci. Zofia zabra�a j� do tego sekretnego miejsca kilka razy. Anna wierzy�a, �e tylko one dwie wiedz�, gdzie si� znajduje. Mo�na tam by�o p�ywa� i k�pa� si� w bezpiecznym odosobnieniu, cho� Ann� zniech�ca�a obecno�� owadów i ryb oraz g�stwina wodnych ro�lin. Zofia nie mia�a takich uprzedze� i chlapa�a si� beztrosko w ch�odnej wodzie, podczas gdy Anna siedzia�a na brzegu, zazdroszcz�c kuzynce odwagi. W ko�cu konie przeprowadzi�y ich pod zwieszaj�cymi si� nisko ga��ziami wierzby i zobaczyli staw. - Spójrz tam! - powiedzia�a, wskazuj�c na oczko wodne otoczone kr�giem powalonych d�bów i wierzb. Martwy d�b sta� nad sam� wod� niczym pot��ny starzec, a jego olbrzymie poskr�cane korzenie stercza�y z urwistego brzegu. Serce Anny zacz��o bi� szybciej. Spojrza�a przed siebie, a potem rozejrza�a si� dooko�a. Jechali tak wolno, i� by�a pewna, �e Zofia zd��y�a ju� tu dotrze�. Jednak�e nigdzie nie by�o ani �ladu kuzynki. Ach, Zofio, co za sprytna sztuczka, zostawi� mnie sam na sam z Janem, pomy�la�a. Zacisn��a d�onie na wodzach, a� zbiela�y jej knykcie. Klacz stan��a i Anna pochyli�a si� do przodu. - Czego tak wypatrujesz? - zapyta� Jan, zsiadaj�c. - Niczego - odpar�a. Je�li nawet by� na ni� w�ciek�y, najwidoczniej gniew min��. - Anno, pozwól, �e ci pomog� - powiedzia� cicho, lecz nagl�co. Delikatnie uj�� j� w talii i bez wysi�ku zsadzi� z konia. Jest taki silny, pomy�la�a. Gdy tylko jej stopy dotkn��y ziemi, otoczy� j� ramionami i zacz�� ca�owa�, tym razem znacznie mocniej, przyciskaj�c wargi do jej ust i rozdzielaj�c je swoimi. Ciep�o jego warg i moc promieniuj�ca z silnego cia�a sprawi�y, �e czu�a si� tak, jakby sta�a jedynie dzi�ki niemu. Je�li j� pu�ci, upadnie. Nagle poczu�a w ustach jego j�zyk i zaskoczy�o j�, �e ta nieznana i nieoczekiwana pieszczota mo�e dostarczy� tak s�odkich prze�y�. 69 RS Próbowa�a go odepchn��, lecz trzyma� j� mocno i po chwili osun��a si� wraz z nim na mi�kkie, suche li�cie. Mog�a my�le� jedynie o tym, �e nie wolno jej dopu�ci�, by to si� sta�o. Walczy�a z Janem i z sob�, gdy� co� w niej wcale nie chcia�o, by przesta�. Kiedy siedzia�a na koniu, czu�a si� stosunkowo bezpieczna, gdy� mog�a w ka�dej chwili uciec. Na ziemi by�a zdana na jego �ask�. - Przesta�... prosz�... W powietrzu tu� nad ziemi� unosi�a si� ciep�a wo� wi�dn�cych w s�o�cu li�ci i kwiatów. Annie zdawa�o si�, i� jaki� ci��ar ci�gnie w dó� jej powieki, zmuszaj�c, by je przymkn��a, podczas gdy Jan nie przestawa� jej ca�owa�. Nagle poczu�a pod brod� jedwabiste w�osy, a na szyi dotyk ciep�ych ust. Zmusi�a si�, by otworzy� oczy. Nie zapi��a górnego guzika bluzki i jego wargi w�drowa�y bez przeszkód coraz ni�ej, sk�adaj�c lekkie, pieszczotliwe poca�unki. Uczucia, jakich do�wiadcza�a, by�y dla niej zupe�nie nowe i absolutnie rozkoszne. Zdawa�a sobie jednak spraw�, �e mog� te� by� niebezpieczne. - Janie - szepn��a. - Prosz�, przesta�. Spojrza� na ni� i w jego oczach dostrzeg�a jedynie po��danie. Przestraszy�a si�. Przygl�da� si� jej uwa�nie. Powoli w jego b��kitnych oczach czu�o�� zast�pi�a nami�tno��. Anna u�wiadomi�a sobie od razu, �e tam, gdzie dostrzega�a zagro�enie, by�o jedynie bezpiecze�stwo, jedynie si�a. - Wyjd� za mnie, Anno. Przysi�gam na or�a bia�ego, �e b�d� kocha� ci� zawsze. Anna westchn��a cicho, ale nie by�a w stanie si� odezwa�. Jej marzenia w�a�nie si� urzeczywistnia�y i odt�d nic ju� nie b�dzie takie samo. Koniec z samotno�ci�. Znów b�dzie cz��ci� rodziny. Jak jej rodzice, do�wiadczy mi�o�ci i ma��e�stwa. W ko�cu uda�o jej si� zaczerpn�� tchu. - Janie, ja... to zbyt szybko po... - powiedzia�a z trudem. - Wcale nie! By�o nam przeznaczone, by�my spotkali si� akurat teraz. Na pewno to czujesz, tak samo jak ja. - Chodzi jedynie o to... - B�dziesz ze mn� szcz��liwa, obiecuj�! Je�li musimy troch� poczeka�, trudno. Jako� wytrzymamy. Tylko powiedz, �e za mnie wyjdziesz. Kocham ci�, Anno. - Och, Janie, ja... - Anno! Janie! - dobieg� ich radosny g�os Zofii. 70 RS Jan zerwa� si� na równe nogi, po czym pomóg� wsta� Annie. - A ona co tu robi? - szepn��, zdenerwowany. Od razu rozpozna�, do kogo nale�y g�os. - Przywioz�a lunch. To mia�a by� niespodzianka. - Och, i jest, bez w�tpienia. - Tutaj! - zawo�a�a Anna s�abo. Twarz jej p�on��a. Co Zofia zd��y�a zobaczy�? - Tu jeste�cie! - krzykn��a Zofia, wy�aniaj�c si� zza drzewa. - Dzie� dobry, Anno... Janie. Jej g�os rozbrzmiewa� rado�ci� �ycia i niewinno�ci�. Mia�a na sobie ró�owy strój do konnej jazdy i bia�� koronkow� bluzk�. Jej czarne wij�ce si� w�osy opada�y fal� na plecy. - Dzie� dobry, Zofio - odpowiedzia� Jan, udaj�c, �e jest bardzo zaj�ty przywi�zywaniem koni do krzaka, cho� zrobi� to przed paroma minutami. - Zacz��am ju� my�le�, �e nie przyjdziesz - powiedzia�a Anna, �wiadoma, �e jej g�os i wygl�d �wiadcz� o tym, jak bardzo jest za�enowana. Nie mog�a okaza�, �e mia�a nadziej�, i� kuzynka w ogóle si� nie pojawi. - Och, przepraszam za spó�nienie. - Zofia u�cisn��a Ann�, która uzna�a, �e przeprosiny zako�czy�y temat, i zrezygnowa�a z dalszych wyja�nie�. Zofia pomog�a Annie roz�o�y� na ziemi koc. Jej perfumy konkurowa�y z woni� lasu. Pochyli�a si� i szepn��a: - Ale zrobi�am to dla ciebie, skarbie! A potem doda�a, ju� g�o�no: - Przywioz�am same pyszno�ci. Ach, có� mo�e by� przyjemniejszego ni� wycieczka do lasu z moj� kuzynk� i... moim przyjacielem Jankiem? Anna spojrza�a na Jana, zaj�tego czyszczeniem koni. By�o oczywiste, �e pojawienie si� Zofii zdenerwowa�o go. Czy zaniepokoi� go te� fakt, �e wymówi�a zdrobniale jego imi�? A mo�e wcale tego nie zauwa�y�? - Potem mo�emy si� wyk�pa� - mówi�a tymczasem Zofia. - To znaczy, je�li Jan oka�e si� tak wyrozumia�y i zostawi nas na chwil�. - Ja wola�abym nie - powiedzia�a Anna. - Wiesz, �e boj� si� wody. Zofia westchn��a demonstracyjnie. - Lubisz sprawia� wra�enie delikatnej i bezradnej, Anno. Przypuszczam, �e niektórym m��czyznom mo�e si� to wydawa� atrakcyjne. - Spojrza�a przelotnie na Jana, który sprawia� wra�enie ca�kowicie poch�oni�tego swym zaj�ciem. - Jednak�e taka poza wymaga zbyt wiele cierpliwo�ci, a przyznaj�, �e jest to cecha, której nie posiadam w nadmiarze. 71 RS Przez chwil� Annie zdawa�o si�, �e ta ostatnia uwaga przeznaczona by�a dla Jana, nie rozumia�a jednak jej znaczenia. Przytyki Zofii irytowa�y j�, mimo to postanowi�a je zignorowa�. - Mam pomys� - powiedzia�a. - Nazbierajmy malin, zjemy je do posi�ku. Nie jad�am �niadania i jestem g�odna jak wilk. Poza tym uwielbiam maliny! - Có�, nie wydaje mi si� to szczególnie zabawnym zaj�ciem - powiedzia�a Zofia - ale niech ci b�dzie. Odwróci�a si�, przy�o�y�a do ust z�o�one d�onie, jak czyni� to ch�opki, i zawo�a�a: - Stanis�aw! Po kilku minutach pojawi� si� s�u��cy, prowadz�c dwa konie. Pozostawili mu rozpakowanie tobo�ków z jedzeniem, a sami ruszyli w zaro�la, aby poszuka� malin. - Czy móg�by� pój�� przodem, Janie - poprosi�a Zofia -i sprawdzi�, czy da si� t�dy przej��? Jan wysun�� si� nieco do przodu i zacz�� usuwa� ze �cie�ki nieliczne przeszkody. Anna pomy�la�a, �e robi to niech�tnie. Zofia papla�a beztrosko, powstrzymuj�c Ann�, by nie sz�a zbyt szybko. Kiedy znalaz�y si� poza zasi�giem s�uchu Jana, szepn��a niecierpliwie: - I co? Co si� wydarzy�o? - Co masz na my�li? Mija�y w�a�nie w�skie przej�cie i Anna uda�a, �e próbuje ochroni� spódnic� przed podarciem. W ten sposób nie musia�a podnosi� wzroku. - Nie b�d� taka nie�mia�a! - sykn��a Zofia. - Powiedz mi. Mia� czelno�� ci� poca�owa�? Anna spojrza�a na Zofi� i skin��a g�ow�. - Doprawdy, Anno! Musz� wszystko z ciebie wyci�ga�? Anna zaczerpn��a oddechu i wyrzuci�a z siebie: - Poprosi� mnie o r�k�. - Co takiego? - Zofia otwar�a bezwiednie usta. Wydawa�a si� szczerze zdumiona. - �artujesz sobie? - Nie. Zofia westchn��a cicho. - I co... co mu odpowiedzia�a�? - Odrzuci�am go. Zofia otrz�sn��a si� z oszo�omienia i powiedzia�a, poruszona: 72 RS - Och, Anno, przykro mi, �e ci� na to narazi�am. Nie masz do mnie pretensji, prawda? My�la�am, �e po tym, co przesz�a�, ma�y flirt z Janem dobrze ci zrobi. To dlatego celowo si� spó�ni�am. Chcia�am da� wam czas. Kto móg�by przypu�ci�, �e on si� o�wiadczy? Mówi� powa�nie? - Och, tak. - Nie martw si�, skarbie. Zaraz wszystko naprawi�. - Nie b�d� niem�dra, Zofio. Ja... - Anna umilk�a, u�wiadamiaj�c sobie, �e Jan czeka, by si� do niego przy��czy�y. - T�dy - powiedzia�. - Znalaz�em ca�kiem przyzwoite miejsce. Kiedy zbierali maliny, Zofia papla�a nieustannie. Anna nie mog�a zrozumie� zachowania kuzynki. Czy�by Zofia s�dzi�a, �e jej zainteresowanie Janem to tylko przelotny kaprys? Je�li tak, trzeba uzbroi� si� w cierpliwo��. W stosownej chwili poinformuje j�, �e jest inaczej. Jan, znudzony i prawdopodobnie zirytowany kpinkami Zofii, co i rusz rzuca� Annie zniecierpliwione spojrzenia. W ko�cu nie mog�a ju� d�u�ej tego znie��. - Doko�czcie sami - powiedzia�a. - Pójd� przygotowa� jedzenie. - Po czym szybko oddali�a si� w kierunku, z którego przyszli. - Ale to ty chcia�a� zbiera� maliny! - krzykn��a za ni� Zofia. Anna nie wiedzia�a, czego w�a�ciwie chce. My�li k��bi�y si� jej w g�owie niczym p�dy je�yn, przez które musia�a si� przedziera�. Jej uczucia w stosunku do Jana, cho� silne i pozytywne, naznaczone by�y przeczuciem nieokre�lonego zagro�enia, a mo�e niestosowno�ci. Zachowanie kuzynki za� stanowi�o absolutn� zagadk�. Nim dotar�a do stawu, postanowi�a, �e czas zako�czy� wycieczk�. Poleci�a Stanis�awowi, by spakowa� z powrotem wiktua�y. Podesz�a bli�ej wody i spacerowa�a tam, czekaj�c na Jana i Zofi�. Chcia�a, aby ten dzie� ju� si� sko�czy�. Potrzebowa�a czasu, by zebra� my�li. A tak�e jasnego umys�u. Nie by�a pewna, czy chce wyj�� za Jana, chocia� wiedzia�a, �e go kocha, i to pomimo zmiennego usposobienia. Jego zaloty i o�wiadczyny by�y niewczesne i zbyt impulsywne. W jej stronach wygl�da�o to inaczej. Tradycja wymaga�a, by staraj�cy si� przyszed� do domu wybranki z butelk� wina przystrojon� kwiatami. M�oda dama przynosi�a specjalne, ma�e kieliszki, nape�nia�a je i podawa�a trunek najpierw kawalerowi, a potem rodzicom. Wszyscy s�czyli wino, a je�li panna tak�e podnios�a do ust kieliszek, m�ody cz�owiek móg� by� pewny, �e jego starania spotka�y si� z przychylno�ci�. 73 RS Ann� dr�czy�o te� poczucie winy. Zwa�ywszy, i� ukrywa�a przed swymi opiekunami znajomo�� z Janem, w przysz�o�ci mog�a spodziewa� si� z ich strony jedynie sprzeciwu. Przygl�da�a si�, jak Stanis�aw wk�ada do toreb przy siodle ostatnie pakunki z jedzeniem. Spakowawszy wszystko, wsiad� na konia i przemawia� do niego �artobliwie, czekaj�c. Przez polank� przesun�� si� cie�. Anna spojrza�a w gór� i zobaczy�a wielkiego or�a. Szybowa� majestatycznie po niebosk�onie. Przypomnia�a sobie, i� Jan przysi�g� na bia�ego or�a, �e b�dzie kocha� j� wiecznie. Ptak zatoczy� ko�o i run�� w dó�, znikaj�c za wierzcho�kami drzew. - Pewnie wypatrzy� tam obiad! - zawo�a� Stanis�aw. - Zapewne - zgodzi�a si� Anna, my�l�c o czym� innym. Wspomnia�a ojca i jego s�owa, które tak cz�sto powtarza�. Widzia�a go znów przy zastawionym do kolacji stole. Trzyma� w d�oni nó� i widelec, lecz zapomina� o jedzeniu, zaj�ty rozprawianiem. Jakie to dziwne, mówi�, �e symbolem Polski sta� si� w�a�nie orze�, ptak drapie�ny. Polska nie ma sta�ej armii i nie frymarczy ani nie odgra�a si� nikomu w salach tronowych Europy. Polacy to ludzie mi�uj�cy pokój, mimo to w przesz�o�ci kraje granicz�ce z Polsk� - Prusy, Austria i Rosja - zachowywa�y si� wobec niej jak drapie�cy i w ko�cu, przed dwudziestoma laty, ich �upem pad�a trzecia cz��� polskich ziem, zamieszka�a przez po�ow� ludno�ci kraju. To dziwne, lecz nie przywi�zywa�a wtedy do s�ów ojca szczególnej wagi. Zdawa�o si�, �e by�o to tak dawno. Jaka m�oda by�a wówczas... nim wszystko zacz��o si� rozpada�. Jak bardzo zaj�ta b�ahostkami m�odo�ci. Teraz s�owa ojca rozbrzmiewa�y echem w tunelu jej pami�ci, d�wi�cz�c prawd� i przeczuciem nieszcz��cia. Z zamy�lenia wyrwa� j� krzyk Zofii. - Wracaj do domu, Stanis�awie! - krzycza�a. - Wracaj natychmiast! Anna podnios�a wzrok. Zofia sta�a zwrócona do niej ty�em. - Co si� sta�o, Zofio? O co chodzi? Zofia powtórzy�a polecenie. Oszo�omiony stajenny pop�dzi� konia i znikn�� w lesie. Dziewczyna odwróci�a si� i zbieg�a po zboczu do Anny. - Jan mi to zrobi�! - zawo�a�a. Anna wpatrywa�a si� w kuzynk� z niedowierzaniem. Koronkowa bluzka, okrywaj�ca bujne wdzi�ki Zofii, by�a rozdarta z góry na dó�. 74 RS Jan nie da� na siebie d�ugo czeka�. Podbieg� do miejsca, gdzie sta�y dziewcz�ta, chwyci� Zofi� za ramiona i brutalnie odwróci�. Pod strzech� blond w�osów jego twarz by�a czerwona z gniewu. - Co powiedzia�a� Annie? - zapyta�, mocno trzymaj�c Zofi� za rami�. - No mów! Zofia nie odpowiedzia�a, prychn��a tylko, oburzona, �e potraktowano j� tak obcesowo. Jan odwróci� g�ow� i spojrza� na Ann�. - Co ta k�amliwa kreatura ci powiedzia�a? Scena rozgrywaj�ca si� na polanie nagle zacz��a wydawa� si� Annie dziwnie nierealna. Niedowierzanie zmieni�o si� w pomieszanie i l�k, gdy Jan, nie puszczaj�c ramienia Zofii, coraz usilniej domaga� si� wyja�nie�, ta za� wyrywa�a si�, nie przestaj�c �aja� go podniesionym g�osem. Anna czu�a si� tak, jakby wszystko to przytrafi�o si� komu� innemu. Wreszcie Jan odepchn�� histeryzuj�c� Zofi� i ruszy� ku Annie. - Powinna� pozna� prawd� o swojej kuzynce... - zacz��. Anna, ogarni�ta panik�, odwróci�a si� i zacz��a ucieka�. Ruszy� natychmiast za ni�, wykrzykuj�c usprawiedliwienia, których jej umys� nie potrafi� w tej chwili przyswoi� ani zrozumie�. S�ysza�a tupot swych stóp na wyschni�tym, sp�kanym brzegu stawu. Wzburzenie nie pozwala�o jej logicznie my�le�. Dok�d tak biegnie? Ledwie mog�a zaczerpn�� tchu, mimo to przy�pieszy�a. Tu� za sob� s�ysza�a ci��ki oddech Jana. Wbieg�a na szczyt niewielkiego wzgórza i zobaczy�a - zbyt pó�no, by si� zatrzyma� - �e z drugiej strony zbocze gwa�townie opada. Stoczy�a si� na �eb na szyj� prosto do wype�nionego wod� zag��bienia poni�ej, l�duj�c w niewygodnej siedz�cej pozycji. Kapelusz spad� jej z g�owy, a warkocz, upi�ty przedtem w koron�, opad� na ramiona. Spojrza�a w gór� i zobaczy�a Jana na szczycie zbocza. - Nic ci si� nie sta�o, Anno? - Zostaw mnie! - zawo�a�a. Stopa pali�a j� �ywym ogniem, lecz nie wspomnia�a o tym. Jan zeskoczy� ze skarpy i podszed� do niej. Ukl�k� na suchej ziemi i niezgrabnie wyci�gn�� ku niej d�o�. Odwróci�a wzrok, a potem ukry�a twarz w d�oniach. - Prosz�, zostaw mnie sam�, Janie. Prosz�! 75 RS Po chwili, która zdawa�a si� wieczno�ci�, spojrza�a znowu. Jan znikn��. Siedzia�a bez ruchu, odr�twia�a. Czy powinna go przywo�a�? Nagle u�wiadomi�a sobie, �e wcale nie chce, by odszed�. Lecz s�ysz�c oddalaj�cy si� stukot ko�skich kopyt, pomy�la�a, �e ju� za pó�no. Gor�ce �zy za-k�u�y j� pod powiekami. Co ona zrobi�a? Próbowa�a wsta�, ale nie mog�a. - Och, Anno, jeste� zraniona! - Na szczycie skarpy sta�a Zofia, spogl�daj�c w dó�. Anna powstrzyma�a �zy. - Okropnie piecze mnie w kostce - przyzna�a. - Ale nie s�dz�, by by�a z�amana. - Och, twoja lewa kostka! B�dziemy potrzebowa�y pomocy Jana, by wsadzi� ci� na siod�o. Nie próbuj si� porusza�, Anno. Zaraz go dogoni�. - B�d� ostro�na, Zofio - zawo�a�a, ale kuzynka zd��y�a ju� znikn�� jej z oczu. Podpieraj�c si� �okciami, wdrapa�a si� na niewielki wzgórek, sk�d mog�a zobaczy�, jak Zofia dosiada konia. Gdy odjecha�a galopem, Pegaz, nadal przywi�zana do krzewu, zar�a�a p�ochliwie, bezskutecznie próbuj�c si� uwolni�. Anna wiedzia�a, �e b�d� potrzebowa�y pomocy m��czyzny. Modli�a si�, by Zofia zdo�a�a dogoni� Jana i namówi� go do powrotu. I, co wa�niejsze, chcia�a da� Janowi szans�, by si� wyt�umaczy�. Przypomnia�a sobie, �e w jego spojrzeniu dostrzeg�a jedynie szczer� trosk�. Jak móg�by zrobi� to, o co oskar�a�a go Zofia, je�li Anna podbi�a jego serce? Unios�a si� na d�oniach i kolanach, po czym przeczo�ga�a na p�askie, ocienione miejsce na brzegu stawu. Osun��a si� na ziemi�, nabra�a wody w stulone d�onie i podnios�a je do spragnionych ust. Opad�a, wyczerpana, na plecy, wpatruj�c si� w bezchmurne niebo. Spotkanie z Janem Stelnickim by�o najbardziej ekscytuj�cym wydarzeniem w ca�ym jej �yciu. By� mo�e to wszystko sta�o si� zbyt wcze�nie. Mia�a zaledwie siedemna�cie lat. Oczywi�cie marzy�a o ma��e�stwie, domu, dzieciach -jednak �ycie, odk�d zamieszka�a z Gro�skimi, zdawa�o si� nie�� tyle wspania�ych obietnic, zw�aszcza w porównaniu z jej dotychczasow�, spokojn� egzystencj�. Pragn��a strz�sn�� z siebie dzieci�c� naiwno�� i nabra� og�ady oraz poloru. Pragn��a do�wiadczy� przyjemno�ci �ycia towarzyskiego w Warszawie, o jakich nieustannie opowiada�a jej Zofia. Za rok lub dwa zapewne znu�y�aby j� 76 RS bezczynno�� i swoboda, lecz nie by�a pewna, czy chce rezygnowa� z nich ju� teraz. Poza tym zmienne usposobienie Jana napawa�o j� l�kiem. By� tak niecierpliwy i gwa�towny. Czy naprawd� zaatakowa� Zofi�? Wydawa�o si� to niepoj�te. Ale czy Zofia sk�ama�aby w tak bardzo wa�nej sprawie? Po co? Anna martwi�a si� o Zofi�. Kuzynka dobrze je�dzi�a konno, jednak�e le�ne �cie�ki pe�ne by�y czepiaj�cych si� pn�czy, zwalonych pni, nisko wisz�cych konarów. Rozejrza�a si� dooko�a, próbuj�c skupi� uwag� na opadaj�cych, niesionych wiatrem jesiennych li�ciach. Czu�a si� osamotniona i bezradna. Czas mija� i czuwanie sprawia�o jej coraz wi�ksz� trudno��. Obudzi� j� g�os wykrzykuj�cy jej imi�. Natychmiast poczu�a ból. Gdy spa�a, s�o�ce przesun��o si� i teraz �wieci�o prosto na ni�. Czu�a, jakby zamiast skóry mia�a na twarzy such�, naci�gni�t� nadmiernie mask�. - Och, Anno - zawo�a�a Zofia. - Jan by� w�ciek�y! Zsun��a si� ostro�nie ze stoku i podesz�a do niej. - Kochanie, ale� ci� spali�o! Twarz masz czerwon� jak dojrza�a truskawka! - Nie wróci tu? - Nie, skarbie. Anna posmutnia�a. - Dogoni�am go spory kawa�ek st�d. Ledwie mnie wys�ucha�, tak by� w�ciek�y. Jest doprawdy niemo�liwy! - A Stanis�aw? - Próbowa�am dogoni� i jego, dlatego tak d�ugo mnie nie by�o. Jednak zbyt mnie wyprzedzi�. - Wi�c co zrobimy? - Jak my�lisz, czy przy mojej pomocy da�aby� rad� wsi��� na konia? - By� mo�e. Spróbujmy. Próbowa�y, ale po pó�godzinie ich wysi�ki sko�czy�y si� na tym, �e obie wyl�dowa�y na ziemi. - Jest tylko jedno wyj�cie - stwierdzi�a Zofia. - Musz� pojecha� do domu po pomoc. - Musisz? Nie mog�yby�my po prostu zaczeka�? Z pewno�ci� stajenny... - Nie. Przyprowadzi�am tu Stanis�awa - powiedzia�a Zofia, wstaj�c - i przypuszczam, �e stary g�upiec trafi jako� do domu, ale nie s�dz�, by zdo�a� sam odnale�� staw. A nim kto� zacznie nas szuka�, zrobi si� ciemno. Mog� w 77 RS ogóle tu nie trafi�. Ja i Walter odkryli�my to miejsce, kiedy byli�my dzie�mi, i nie powiedzieli�my o tym nikomu. Anna musia�a przyzna�, �e to jedyny rozs�dny plan. - Nie denerwuj si� - zapewni�a j� Zofia. - Postaram si� wróci� szybko. Czy Stanis�aw zostawi� co� do jedzenia? - Nie, kaza�am mu wszystko z powrotem zapakowa�. Zofia spojrza�a na Ann� z namys�em, lecz o nic nie zapyta�a. Wsta�a. - Szybko sprowadz� pomoc. - Zofio? - Tak, skarbie? - Czy to prawda? - Co mianowicie? - Czy Jan naprawd� ci� zaatakowa�? - Przecie� powiedzia�am. Podajesz w w�tpliwo�� moje s�owa, Anno? - Ale ja nie rozumiem. Dopiero co powiedzia�, �e mnie kocha. O�wiadczy� mi si�. - A ty mu uwierzy�a�? Och, Anno, musisz jeszcze wiele si� nauczy� o �wiecie i o m��czyznach! W szale nami�tno�ci m��czyzna powie wszystko, byle tylko osi�gn�� cel. Po prostu chcia� zrobi� z tob� to, na co mia� ochot�, nie chodzi�o mu o nic wi�cej. - Nie wierz�! Jan nie jest taki! - Musz� przyzna�, �e i mnie zaskoczy�. Gdybym podejrzewa�a, co zamierza, nie pu�ci�abym ci� z nim sam�. Dobrze, �e do was do��czy�am. - Spójrz na mnie, Zofio. Czy to prawda? Wpatrywa�a si� w twarz kuzynki, szukaj�c w niej �ladu nieszczero�ci. Modli�a si�, by oskar�enie Zofii by�o k�amstwem. Nie mog�a przecie� a� tak pomyli� si� co do Jana. - Nie udawa�a�?- naciska�a dalej. Nagle Zofia poczerwienia�a z gniewu. - Ty ma�y g�uptasie! - wysycza�a. - O�mielasz si� twierdzi�, �e k�ami�? Co sprawi�o, �e uwierzy�a�, i� m��czyzna taki jak Jan zechcia�by po�lubi� wiejsk� g�sk�, gdy mo�e wybiera� pomi�dzy najlepszymi pannami z Warszawy? Uzna� ci� za �atw� zdobycz, to wszystko! - Odwróci�a si� i odesz�a. Anna, oszo�omiona, spogl�da�a w �lad za kuzynk�, z rozchylonymi wargami, z których nie doby� si� �aden d�wi�k. Po kilku minutach spostrzeg�a, �e Zofia zabra�a nie tylko swego konia, ale i klacz. Zdj��a buty, najpierw ze zwichni�tej, spuchni�tej stopy, potem ze zdrowej. Po d�u�szym czasie sen pozwoli� jej wreszcie uciec od rzeczywisto�ci. 78 RS Zofia przystan��a na skraju lasu i niewidz�cymi oczami zapatrzy�a si� na drug� stron� polanki. Sz�a piechot�, prowadz�c za sob� konie. Nadal wrza�a gniewem. Wszystko posz�o zdecydowanie �le. Kolejny raz fa�szywie oceni�a sytuacj�. Mia�a nadziej�, �e wycieczka da Janowi sposobno��, by przyjrza� si� im obu, i �e Anna, prosta wie�niaczka, przegra w konfrontacji z ni�, wyrafinowan� uwodzicielk�. A przecie� zaplanowa�a wszystko tak starannie. Od kiedy Jan wróci� ze szko�y, miesi�cami dyskretnie, metodycznie go uwodzi�a. By�a pewna, �e za�y�o�� z Janem pozwoli jej uciec przed zaaran�owanym ma��e�stwem z Antonim Grawli�skim. Lecz je�li b�dzie zmuszona go po�lubi�, stanie si� tak z winy bezmy�lnej kuzynki. To Anna zniweczy�a jej plany i nadzieje na przysz�o��. Do licha z ni�! Zofia wini�a te� siebie. Przeklina�a dzie�, w którym powiedzia�a Annie, �e nie interesuje si� Stelnickim. Sk�d mog�a jednak wiedzie�, co z tego wyniknie? A dzisiaj, w malinowym chru�niaku, gdy odsun��a na bok dum� i wyjawi�a Janowi prawd� o swoich uczuciach, mia� czelno�� spojrze� jej w oczy i powiedzie�, �e zale�y mu tylko na Annie. I pomy�le�, �e straci�a Jana dla ma�ej Anny Marii z Sochaczewa! Co on w niej widzi? Czy to mo�liwe, by Anna jedynie udawa�a naiwn� i niewinn�? Nie mog�a pojawi� si� w Haliczu w gorszym dla Zofii momencie - albo dla siebie. Zofia nigdy nie wybaczy kuzynce, �e pokrzy�owa�a jej plany. Zastanawia�a si�, co mog�aby jeszcze zrobi�. Zdawa�a sobie spraw�, �e nie b�dzie w stanie sprawi�, by Jan na powrót si� ni� zainteresowa�, przynajmniej nie teraz. Och, by�a przekonana, �e nadejdzie czas, gdy znowu podejmie to wyzwanie. Jednak na razie b�dzie musia�a znale�� inn� drog� ucieczki od ma��e�stwa, które dla niej by�o jak egzekucja. Jakim� sposobem odwróci koleje losu. W tej chwili najwa�niejsze to zniszczy� romans Jana i Anny. Kuzynka nie dostanie Jana. Nigdy. Pr�dzej zobaczy ich oboje martwych. Nie dosiad�a konia, jak planowa�a. Po co si� �pieszy�? Wróci do domu na piechot� i spokojnie wszystko przemy�li. Ruszy g�ow� i znajdzie jakie� wyj�cie. W ko�cu Grawli�scy nie pojawi� si� w Haliczu przed Bo�ym Narodzeniem. Albo i wcale, je�li dobrze wszystko rozegra. Ruszy�a powoli w kierunku domu, prowadz�c za sob� wierzchowce. Ko�o fortuny znów si� odwróci, a za nast�pnym jego obrotem, lub mo�e za jeszcze nast�pnym, postawi� wreszcie na swoim. 79 Rozdzia� ósmy. RS Anna obudzi�a si� na pos�aniu z li�ci. Chocia� nie mia�a apetytu, w brzuchu burcza�o jej z g�odu. Kostka pulsowa�a t�pym bólem. Zapad�a noc, a wraz z ni� �miertelna cisza. W�ski rogalik ksi��yca i rozsiane po niebie gwiazdy spowija�y okolic� niebieskawym �wiat�em. Ka�da zmarszczka wody na stawie promieniowa�a dziwacznym, rozproszonym blaskiem. Sprawia�o to wra�enie, jakby przygl�da�o si� jej tysi�ce przejrzystych oczu. Paj�czyna korzeni martwego d�bu zdawa�a si� wykonywa� powolne, groteskowe ruchy. Niepokój �cisn�� Ann� za serce. Min��o ju� tyle godzin. Dlaczego Zofia nie wróci�a z pomoc�? Co j� zatrzyma�o? Wtulona w wydzielaj�cy cierpki zapach dywan z li�ci, wydawa�a si� sobie jedyn� ludzk� istot� na ziemi. Zadr�a�a, tkni�ta z�ym przeczuciem. Oddychanie zimnymi oparami nocy by�o jak wdychanie czystego strachu. Nie wpadn� w panik�, przyrzek�a sobie. Nagle, nie wiadomo dlaczego, przyszed� jej na my�l bo�ek Pan, i to, �e mia� zwyczaj straszy� podró�uj�cych przez jego lasy, wyskakuj�c niespodziewanie zza drzewa. Nagle cisz� zak�óci� odg�os deptanych li�ci. Anna skupi�a wzrok, jej cia�o st��a�o w oczekiwaniu. Wstrzymuj�c oddech, odwróci�a g�ow�, boj�c si� tego, co mo�e zobaczy�. Na skraju stawu, zaledwie o metr od wody, sta�a �ania z jelonkiem. Westchn��a cichutko, z ulg�. Na o�wietlonym ksi��ycowym blaskiem �ywym obrazie zwierz�ta niespiesznie zaspokaja�y pragnienie, a w panuj�cej dooko�a ciszy Anna s�ysza�a ich ch�eptanie. Obecno�� jeleni sprawi�a, �e poczu�a si� pewniej. Po�o�y�a si� na plecach i zapatrzy�a w gwiazdy, doznaj�c bardzo szczególnego uczucia. Wydawa�o si� jej, �e opu�ci�a cia�o i teraz szybuje wysoko nad ziemi� i drzewami. Hen, w dole, widzia�a staw, �ani� z jelonkiem i siebie le��c� na pos�aniu z li�ci. Zupe�nie, jakby jej duch sta� si� zbyt lekki, by cia�o mog�o go zatrzyma�. Po jakim� czasie dziwaczne uczucie min��o i znowu poczu�a si� �pi�ca. Walczy�a z senno�ci� przekonana, �e wkrótce kto� si� pojawi, by j� st�d zabra�. Jednak zm�czenie okaza�o si� silniejsze. Obudzi� j� ostry d�wi�k. Co to? Próbowa�a otrz�sn�� si� ze snu. Dzi�kuj�c w duszy Bogu, �e pomoc wreszcie nadesz�a, usiad�a, przetar�a oczy i rozejrza�a si� wokó� siebie. Nie zobaczy�a jednak nikogo. G�sta mg�a spowi�a las niczym ca�un, skrywaj�c ksi��yc i gwiazdy. Nas�uchiwa�a, s�dz�c, �e to wiatr j� 80 RS obudzi�, lecz w nieruchomym powietrzu nie drgn��a nawet ga��zka. By�a te� pewna, �e jelenie dawno znikn��y. Pomy�la�a o wilkach i ch�ód przenikn�� j� do ko�ci. Wie�� nios�a, �e drapie�niki poluj� w tych lasach stadami. Czas mija�. W ko�cu uzna�a, �e ha�as stanowi� jedynie wytwór jej wyobra�ni. U�o�y�a si� na powrót w gniazdku z ogrzanej ziemi i li�ci. Znowu! Nast�pny odg�os. Natychmiast usiad�a i potrz�sn��a g�ow�, próbuj�c rozproszy� sen. Gdzie� w pobli�u trzasn��a ga��zka. Nie mog�o by� co do tego w�tpliwo�ci. St�pni�cie. Potem kolejne. I jeszcze jedno. - Tutaj! - zawo�a�a. - Nad wod�! Odg�osy, które s�ysza�a, nie brzmia�y tak, jakby zbli�a� si� cz�owiek czy ko�. Z g�stwiny pobliskich krzaków dobiega�o ci��kie cz�apanie i dziwne pochrz�kiwania. W otumanionym snem umy�le Anny pojawi� si� obraz bestii, o jakiej opowiada� Jan. Co robi�? Zastanawia�a si� gor�czkowo, z bij�cym mocno sercem. Zza krzewów wytoczy�a si� jaka� posta�. S�dz�c z rozmiarów, móg� to by� nied�wied�, wielki i gro�ny. Strach przeszy� cia�o Anny niczym b�yskawica. Z wysi�kiem d�wign��a si� na nogi i ku�tykaj�c, zacz��a si� oddala�. W panice zdo�a�a przedrze� si� przez g�szcz otaczaj�cy staw. Za sob� s�ysza�a niepewne st�pni�cia. L�k znieczula� jej kostk�, gdy bieg�a, wci�� szybciej i szybciej, wymachuj�c przed sob� w ciemno�ci ramionami. Potkn��a si� o korze� i run��a jak d�uga na ziemi�, uderzaj�c twarz� o zbity grunt. O�lepiaj�cy ból eksplodowa� jej w g�owie i rozla� si� fal� po ca�ym ciele. Nagle co� chwyci�o j� mocno od ty�u, rozdzieraj�c bluzk� i obna�aj�c plecy. Stwór zaj�cza� niezrozumiale i rzuci� si� na Ann�. Owion�� j� zastarza�y smród alkoholu i ju� wiedzia�a, �e napastnik na pewno nie jest zwierz�ciem. Odwróci�a si� i spojrza�a w gór�. M��czyzna mia� na sobie bia�� koszul�. Wyci�ga� ramiona, by j� pochwyci�. Kim on jest? Co� ciep�ego sp�ywa�o jej na oko. Podnios�a r�k�, aby je otrze�. To by�a krew, jej w�asna. Napastnik pochwyci� j� i z ust Anny doby� si� zduszony krzyk. Odpowiedzia� mu g��boki rechot. Musz� ucieka�, pomy�la�a. Musz� biec! Z trudem d�wign��a si� na kl�czki, a potem wsta�a i uwolni�a si� z u�cisku pijaka. 81 RS Pobieg�a na o�lep w ciemno��, nie�wiadoma, �e kolczaste p�dy ci�gn� j� za spódnic�, a wierzbowe witki tn� twarz. Bieg�a, potyka�a si�, pada�a, po czym wstawa�a i znów bieg�a. Wreszcie nie mog�a ju� d�u�ej biec. Zatrzyma�a si� na chwil�, oddychaj�c ci��ko. Serce o ma�o nie wyskoczy�o jej z piersi. Musia�a znajdowa� si� w pobli�u stawu, poniewa� jej nozdrzy dobiega� charakterystyczny, ostry, a zarazem s�odki zapach wodnych lilii, wyra�nie wyczuwalny w nocnym powietrzu. Spostrzeg�a, �e stoi na niewysokiej skarpie. Wstrzyma�a oddech jeszcze krok i wyl�dowa�aby w wodzie. Obejrza�a si�. Nie dalej jak o kilkana�cie metrów od niej bia�a koszula porusza�a si� niczym nocna zjawa. Serce w niej zamar�o. Czu�a, �e jest zgubiona. Nagle m��czyzna si� zatrzyma�. Wiedzia�a, �e nads�uchuje. Sta�a bez ruchu, nie �miej�c nawet oddycha�. Zdj�ta obaw�, �e jasny kolor podartej bluzki zdradzi miejsce, gdzie si� ukry�a, zacz��a powoli przesuwa� si� w kierunku najbli�szego drzewa. Przywar�szy do pnia, okr��a�a go centymetr po centymetrze, ani na chwil� nie spuszczaj�c wzroku z majacz�cej w ciemno�ci bieli. Jednak przemieszczaj�c si�, musia�a poruszy� kamienie czy te� grudki ziemi. Us�ysza�a, jak ze�lizguj� si� ze skarpy i wpadaj� z cichym pluskiem do wody. Do licha! Przygryz�a mocno doln� warg�. Poczu�a na j�zyku smak krwi. A potem bia�a koszula ruszy�a prosto ku niej. Anna zdawa�a sobie spraw�, �e znajduje si� w pu�apce. Kr�ci�o jej si� w g�owie. Nagle co� przysz�o jej na my�l. Zdecydowana wepchn�� napastnika do stawu, oderwa�a si� od pnia i stan��a mu na drodze. Zbli�y� si� i wyci�gn�� ramiona, by pochwyci� zdobycz. Lecz kiedy znalaz� si� zaledwie o krok od niej, odst�pi�a na bok, zacisn��a oczy i z ca�ych si�, jakie jej zosta�y, pchn��a twarde jak ska�a cia�o. Napastnik krzykn��, zaskoczony, i zacz�� zsuwa� si� z urwiska. Poczu�a ulg�. Zdumia�a j� w�asna si�a. Jednak m��czyzna zd��y� zacisn�� pa�ce wokó� nadgarstka Anny i teraz ci�gn�� j� za sob�. Wpadli razem do stawu. Zimna woda natychmiast wype�ni�a jej uszy, nos, usta. Si�a upadku sprawi�a, �e napastnik rozlu�ni� uchwyt. Anna wynurzy�a si� i spojrza�a ponad wzburzon� wod�. Przekona�a si�, �e ma grunt pod nogami, i natychmiast zacz��a oddala� si� od m��czyzny, zmierzaj�c ku przeciwleg�emu brzegowi. Mokre ubranie i b�otniste dno nie pozwala�y jej porusza� si� zbyt szybko. 82 RS Nie po�wi�ci�a ani jednej my�li napastnikowi, który miota� si� w wodzie niedaleko niej. Nie dba�a o to, czy si� utopi. Mia�a nadziej�, �e tak! My�la�a tylko o tym, by przetrwa�. Po kilku minutach poczu�a znów g�sty, odurzaj�cy zapach lilii, rosn�cych w pobli�u starego d�bu - brzeg wznosi� si� tu �agodnie, �udz�c poczuciem bezpiecze�stwa. Powodowana impulsem, rzuci�a si� na brzuch i zacz��a rozgarnia� wod� energicznymi ruchami ramion, podpatrzonymi u Zofii. Cho� porusza�a si� niezdarnie, sun��a po powierzchni wody, a �wiadomo�� w�asnej mocy oraz nadzieja dodawa�y jej si�. W ko�cu wyczo�ga�a si� z bagnistego zbiornika i opad�a na ziemi�. Suchy brzeg wydawa� si� ciep�y w zetkni�ciu z jej przemarzni�tym cia�em. Le�a�a twarz� w dó�, niezdolna si� poruszy�, przywar�szy czo�em do kamienistej ziemi. Nie potrafi�a zebra� my�li. Plecy, nogi, ramiona - ka�da cz��� jej cia�a, wystawiona na dzia�anie nocnego powietrza, zdawa�a si� wch�ania� w siebie ch�ód. Nagle poczu�a na plecach ci��ar napastnika. Poci�gn�� j� gwa�townie ku sobie. Zion�c jej w twarz odorem przetrawionego alkoholu, wymamrota�: - Przyszed�em po ciebie, Anno. A mo�e tak jej si� tylko zdawa�o. - Ty pijana �winio! - krzykn��a. Lecz s�owa nie doby�y si� z jej poci�tych, zranionych ust. Napastnik brutalnie podci�gn�� j� wy�ej, po czym, rozdar�szy bluzk�, przywar� wargami do ust, szyi, piersi Anny. Jego dotyk w po��czeniu z kolejnym przyp�ywem paniki doda�y jej si� i przywróci�y g�os. Zacz��a si� wyrywa�, krzycz�c. Lecz on szybko zakry� jej usta d�oni�. Zduszony krzyk nienawi�ci i strachu przeszed� w j�k wywo�any rozdzieraj�cym bólem, gdy bestia przygniot�a j� swoim cia�em. 83 Rozdzia� dziewi�ty. RS Hrabina Stella Gro�ska niepokoi�a si� o m��a i syna, a zarazem by�a na nich z�a. W trakcie obiadu Leo otwarcie za��da�, by Walter z�o�y� rezygnacj� i wróci� do domu pomaga� w zarz�dzaniu maj�tkiem. Walter po raz kolejny da� do zrozumienia, �e nie zamierza podporz�dkowa� si� woli rodziców. Dobrze przynajmniej, �e Zofia i Anna nie by�y obecne przy gwa�townej wymianie zda�; s�dzi�a, �e nie stawi�y si� na posi�ek, gdy� ich codzienna lekcja konnej jazdy zacz��a si� dzi� pó�niej ni� zazwyczaj. Ojciec i syn krzyczeli na siebie, ignoruj�c protesty hrabiny. A potem sprawa, któr� tak d�ugo trzymali przed Walterem w sekrecie, wysz�a na jaw, i Leo o�wiadczy�, �e zamierza go wydziedziczy�. Walter by�, oczywi�cie, oszo�omiony i g��boko zraniony. Hrabina dostrzeg�a miotaj�ce nim uczucia, ukryte pod pozorami w�ciek�o�ci i gniewu. Po chwili wypad� z domu i dot�d nie wróci�. Dzie� by� ju� i tak wystarczaj�co okropny, a tu na dodatek ani córka, ani siostrzenica nie pojawi�y si� na kolacji. Atmosfera pogorszy�a si� jeszcze, gdy Leo wyci�gn�� od Stanis�awa, �e zorganizowano wycieczk�. Hrabina obawia�a si�, �e Zofia i Anna Maria, która dopiero uczy�a si� konnej jazdy, mog�y zapu�ci� si� za daleko - i to w towarzystwie Jana Stelnickiego. Na dodatek stajenny przedstawi� pokr�tn� historyjk� o tym, jak zosta� odes�any do domu razem z nieruszonym prowiantem. Hrabinie bardzo si� to nie spodoba�o. Dr�czy�y j� przeczucia: wiedzia�a, �e sta�o si� co� z�ego, bardzo z�ego. W ko�cu o zmierzchu pojawi�a si� Zofia z opowie�ci� o zwichni�tej kostce Anny. Hrabina upar�a si�, �e b�dzie towarzyszy�a w poszukiwaniach m��owi, Zofii i zarz�dcy. Jazda na furmance by�a d�uga i m�cz�ca. Kiedy ma�o widoczna �cie�ka sta�a si� zbyt w�ska dla furmanki, hrabin� pozostawiono na wozie, podczas gdy Zofia poprowadzi�a Walka i Leo nad staw na piechot�. Kiedy zobaczy�a, jak wracaj�, nios�c Ann� na prymitywnych noszach, zrobionych z koca, wiedzia�a ju�, �e jej najgorsze obawy si� potwierdzi�y. Cia�o siostrzenicy le��ce pod przykryciem by�o nagie, posiniaczone i zakrwawione. - Czy ona �yje? - spyta�a, ledwie mog�c oddycha�. Anna ockn��a si�, gdy furmanka, wioz�ca j� ku bezpiecznemu schronieniu, podskoczy�a na wyboistej drodze. Le�a�a na plecach, owini�ta w ci��ki, 84 RS pikowany pled. Nad jej g�ow� przesuwa�y si� s�abo widoczne kontury wierzcho�ków drzew. S�ysza�a, jak ciotka modli si� g�o�no, b�agaj�c Czarn� Madonn�, by zatrzyma�a Ann� z dala od wrót �mierci. Gdzie� obok pop�akiwa�a Zofia, lecz Anna nie mia�a si�y, by cho� unie�� powieki. Czyja umr�? - pomy�la�a, wzdrygaj�c si� na my�l o robakach w ziemi. Dlaczego dawni Polacy �ywili dla nich szacunek? By� mo�e dlatego, �e bez wzgl�du na to, jak usilnie próbowali t�pi� te stworzenia, one si� nie poddawa�y. Ich nieugi�ta wola �ycia okazywa�a si� silniejsza. Przesun��a powoli d�o�mi po obola�ym ciele i u�wiadomi�a sobie, �e jest naga. Wiedzia�a, �e nie rozebrali jej ci, którzy teraz wie�li j� ku bezpiecznemu schronieniu. Jej d�onie pow�drowa�y ni�ej, ku miejscu, gdzie ból by� najbardziej dotkliwy, a krew nadal wyp�ywa�a z cia�a. Próbowa�a ogarn�� my�lami to, co jej si� przydarzy�o. Oczami wyobra�ni zobaczy�a siebie biegn�c� z innymi dziewczynkami z Sochaczewa. Ucieka�a od strony rzeki i wspina�a si� na poro�ni�te chwastami wzgórze, zd��aj�c ku drodze. Dziewcz�ta za ni� �mia�y si� i pokrzykiwa�y z udawanym przera�eniem: - Uciekaj, Anno, uciekaj! Nie wolno ci si� potkn��! Nie wolno ci upa��! Biegnij �wawo, albo pochwyci ci� Marzanna! Anna unios�a wysoko spódnic�, przebieraj�c z ca�ych si� nogami i biegn�c tak, �e serce o ma�o nie wyskoczy�o jej z piersi. Sko�czy�a tego roku dziewi�� lat i ojciec pozwoli� jej uczestniczy� w wielkopostnym obrz�dzie topienia Marzanny. Miejscowe dziewcz�ta wrzuci�y w�a�nie wykonan� ze s�omy kuk�� prastarej bogini �mierci do rzeki, a teraz podskakiwa�y z �ywio�ow� rado�ci�, pomieszan� z l�kiem i zadziwieniem. Obrz�d mia� na celu utrzymanie Marzanny z dala przez nast�pny rok; wierzono, �e dziewczyna, która upadnie, wracaj�c po obrz�dzie do domu, nie do�yje Bo�ego Narodzenia. Dotar�szy do miasta, dziewcz�ta zwalnia�y, zm�czone, ale szcz��liwe, gotowe odbiera� gratulacje. Pod�piewywa�y wci�� od nowa: �mier� si� wije u p�otu Szukajmy k�opotu. Anna czu�a, �e znów biegnie, ucieka przed pod��aj�c� jej �ladem nienazwan� si��. Pole, przez które bieg�a, zaj��o si� ogniem, ze wszystkich stron otacza�y j� p�omienie. Nawet mityczny Dedal nie móg�by wymy�li� labiryntu, którego �ciany grozi�yby jej spaleniem, obróceniem w popió�. Bieg�a szybko poprzez sycz�cy �ar. Ta�cz�ce p�omienie dosi�g�y jej sukni, wspinaj�c si� po fa�dach i parz�c skór�. 85 RS Zmusi�a si�, by otworzy� oczy. Ogie� skurczy� si� do pojedynczego p�omienia stoj�cej na nocnym stoliku �wiecy. �ar jednak nie znikn��. Spojrza�a wzd�u� �ó�ka. W nogach sta�a nieruchomo, przygl�daj�c si� jej, Lutisza. - Ja p�on� - szepn��a Anna. Zanikn��a oczy, staraj�c si� zebra� do�� si�, by poprosi� kobiet� o otwarcie okna. Poranione wargi rozchyli�y si�, lecz nie doby� si� z nich �aden d�wi�k. - P�oniesz z gor�czki, panienko Anno - powiedzia�a starsza kobieta. Lutisza pomo�e ci wyzdrowie�. �ó�ko by�o niczym piec, buchaj�cy �arem nie do zniesienia, a ci��kie przykrycie wi�zi�o ból w jej ciele i podsyca�o go. - Prosz� - powiedzia�a. - Zdejmijcie ze mnie to przykrycie. - Nie! - odpar�a Lutisza ostro. - Nocne powietrze zabije panienk�. Musi panienka pozosta� w cieple. - Odejd�cie! Pozwólcie mi wsta�! - chwyci�a przykrycie, próbuj�c je odrzuci�, lecz s�u��ca przytrzyma�a j� za ramiona, a Anna nie mia�a do�� si�, by odepchn�� jej d�onie. W nocy zacz��o pada�. Miarowy stukot kropel o szyby dawa� Annie z�udzenie upragnionego ch�odu. Przed �witem przeja�ni�o jej si� w g�owie. U�wiadomi�a sobie, �e kto� modli si� tu� obok. Potem ten kto� uj�� jej d�o� i przytrzyma� j�. Us�ysza�a cichy szept i rozpozna�a g�os hrabiny. - Je�li zrobi� to Stelnicki, jak powiedzia�a�, drogo zap�aci za swój czyn. Zanim znaczenie i ci��ar tych s�ów dotar�y wreszcie do Anny, ciotk� zast�pi�a ju� Lutisza. - Gor�czka ust�pi�a - powiedzia�a. - Bogu niech b�d� dzi�ki! Marta zaraz przyniesie �niadanie. Chce si� panience pi�? Nie mog�a w to uwierzy�. Czy naprawd� oskar�y�a Jana? - Niczego mi nie trzeba. Lutisza zmieni�a wilgotn� po�ciel, po czym unios�a Ann� i posadzi�a, opar�szy o �wie�o wstrz��ni�te poduszki. Ruch spowodowa� bolesny skurcz, lecz Anna nie mia�a si� si� opiera�. Lutisza umieszcza�a w�a�nie na twarzy i szyi podopiecznej wilgotny, ch�odny r�cznik, gdy drzwi sypialni si� otwar�y. Anna unios�a ci��kie powieki i zobaczy�a, �e do pokoju wesz�a Marta z tac�. Postawi�a j� na stoliku przy �ó�ku, odwróci�a si�, spojrza�a ze zgroz� na Ann�, po czym dygn��a i po�piesznie wysz�a. 86 RS W spojrzeniu kobiety by�o co�, co zmrozi�o Annie krew w �y�ach. Jak te� musz� wygl�da�, pomy�la�a. Postanowi�a, �e przy pierwszej okazji przejrzy si� w wysokim lustrze, lecz nagle u�wiadomi�a sobie, �e lustra nie ma ju� w pokoju. Kto� musia� je usun��. Poczu�a zapach jedzenia i natychmiast zrobi�o si� jej niedobrze. - Nie mog� je��! - zawo�a�a. Lutisza zdj��a pokrywk� z paruj�cego pó�miska. - Siekane kacze w�tróbki - powiedzia�a. - Och, Lutiszo, prosz�, zabierz to. - Je�li nie b�dzie panienka jad�a, umrze panienka. Je�li zjem co� takiego, pomy�la�a Anna, umr� na pewno. - Nie mog�. Mo�e pó�niej. Lutisza palcem rozchyli�a jej wargi i zmusi�a do jedzenia. Po tuzinie �y�eczek duszonego mi�sa i kilku �ykach mleka Anna poczu�a, �e skr�caj� w �o��dku. Zacisn��a z�by i odmówi�a zjedzenia jeszcze cho�by k�sa. - Dobrze, w takim razie wystarczy. Czy mademoiselle chcia�aby mo�e troch� wody? Straci�a panienka mnóstwo p�ynu przez t� gor�czk�. Anna wypi�a pe�n� szklank� i opad�a z powrotem na puchowe poduszki. Deszcz nadal pada�. Pomimo uspokajaj�cego stukotu kropel o szyby nie mog�a zasn��. Zbyt dobrze pami�ta�a okropne szczegó�y napa�ci. Ciemno��, zimny staw, ból, odór cia�a napastnika... Strach nadchodzi� falami, wywo�uj�c md�o�ci. Ledwie uda�o jej si� utrzyma� w �o��dku skromny posi�ek. Czy naprawd� obwini�a Jana? Co j� do tego sk�oni�o? By�o zbyt ciemno, a ona tak strasznie si� ba�a. Nie rozpozna�a twarzy m��czyzny ani jego g�osu. Kto j� zaatakowa�? Pomy�la�a o Feliksie Paduchu, mordercy jej ojca, cz�owieku, który przysi�g�, �e na niej sko�czy si� ród Berezowskich. Dot�d nie traktowa�a powa�nie jego gró�b, lecz teraz musia�a si� zastanowi�. Czy Paduch by�by na tyle zdeterminowany, by pojecha� a� do Halicza i skrada� si� za sw� ofiar� jak zwierz�? Cia�o Anny zesztywnia�o z bólu i strachu. Zimny pot wyst�pi� jej na czo�o. Mo�e to zrobi� i zostawi� j�, by umar�a. Co� �cisn��o j� za gard�o. Si�gn��a po szklank� i upi�a �yk wody. Pomy�la�a znowu o Janie. By� niewinny. Musia� by�. Przysi�g�, �e j� kocha. I wtedy mu wierzy�a. Zreszt� teraz tak�e. Nie potrafi�a te� uzna� za prawdziwy zarzutu, �e zaatakowa� jej kuzynk�. Jednak w chwili gdy rozhisteryzowana Zofia rzuci�a na niego oskar�enie, na moment zw�tpi�a w niewinno�� 87 RS ukochanego. Dlaczego jej uwierzy�a? Z drugiej strony, kto spodziewa�by si� takiego podst�pu ze strony w�asnej kuzynki? Jakikolwiek Zofia mia�a po temu powód, z pewno�ci� k�ama�a, utrzymuj�c, �e to Jan porwa� na niej bluzk�. Pomijaj�c kwesti� winy, jej �ycie zmieni�o si� nieodwracalnie. Zosta�a zgwa�cona. Zakr�ci�o jej si� w g�owie, a �o��dek jakby nagle opad�. Jakie konsekwencje poci�gnie za sob� ten fakt? Czy Jan nadal b�dzie j� kocha�? Szanowa�? A ona? Czy b�dzie zdolna odwzajemni� mi�o��? Czy ma��e�stwo z nim, lub kimkolwiek innym, b�dzie w ogóle mo�liwe? A dzieci, pomy�la�a i szok przeszy� jej wn�trzno�ci niczym pocisk. - Dzieci - szepn��a g�o�no. - A je�li pocz��am dziecko? St�umi�a �zy. Przypomnia�a sobie, jak po �mierci rodziców ciotka wzi��a j� na stron� i powiedzia�a, �e jako m�oda szlachcianka nie musi si� o nic martwi�, wszelkie decyzje podejm� za ni� starsi, ona za� ma jedynie umacnia� w sobie cnoty, w�a�ciwe damie. Gdyby mog�a teraz post�pi� wedle s�ów ciotki, z�agodzi�oby to jej ból i wstyd. Jednak cz��� jej serca zamkn��a si� przed t� rad�, jakby kto� zatrzasn�� nagle drzwi. Przez dwadzie�cia cztery godziny Anna nie reagowa�a na obecno�� odwiedzaj�cych, którzy przychodzili i odchodzili. Oczy mia�a przez ca�y czas zamkni�te i udawa�a, �e �pi. Depresja nie opuszcza�a jej ani na chwil�. Popo�udnie nast�pnego dnia by�o zadziwiaj�co spokojne, je�li nie liczy� ci�g�ego uderzania deszczu o szyby i parapety. W ko�cu Anna zwlok�a si� z �ó�ka. Nie mog�a spa� ani walczy� d�u�ej z czarnymi my�lami. Owijaj�c si� bawe�nianym szlafrokiem, zauwa�y�a, jak jest posiniaczona. Ka�da cz��� jej cia�a wydawa�a si� pot�uczona i obola�a. Ignoruj�c dotkliwy ból w kostce i stopie, dotar�a do drzwi i wysz�a na korytarz. Stan��a, nads�uchuj�c i w pe�ni zdaj�c sobie spraw�, �e zachowuje si� dziwacznie. Mimo to sz�a dalej, kieruj�c si� ku tylnej klatce schodowej, przeznaczonej dla s�u�by. Ciep�e, nasycone kuchennymi zapachami powietrze w�drowa�o t�dy niczym przez komin. Zesz�a ostro�nie po ciemnych schodach. Wiedzia�a, �e przed s�u�b� niewiele da si� zachowa� w sekrecie. Zatem, pods�uchuj�c ich rozmow�, b�dzie mog�a czego� si� dowiedzie�. - Dobrze wiesz, �e je�li kto� z rodziny jest tak bardzo chory, jak panienka Anna, ka�demu przybywa obowi�zków. Tak�e tobie! Szorstki g�os nale�a� bez w�tpienia do Marty. - Tak, mamo. 88 RS Anna uchyli�a bezszelestnie drzwi i zerkn��a do kuchni. Po drugiej stronie pomieszczenia jasnow�osa i pulchna Marta nalewa�a zup� swemu synkowi Tomaszowi. Drzwi prowadz�ce na zewn�trz otwar�y si� i do kuchni wszed� m�� Marty. Zdj�� przemoczony ko�uch oraz czapk� i zaj�� miejsce przy stole. Ich dwie córki dope�nia�y zapewne popo�udniowych obowi�zków. Wa�ek poci�gn�� za sw� ciemn� brod�, smakuj�c jedzenie. By� kr�pym m��czyzn� z wielkim czarnym w�sem i o zgodnym usposobieniu. Marta nala�a sobie i m��owi zbo�owej kawy. Ta prawdziwa, kosztowna, bo pochodz�ca z importu, przeznaczona by�a jedynie dla pa�stwa. Marta usiad�a. - Wiesz, Wa�ek, dzi� rano mama zobaczy�a dwie sroki. Siedzia�y na p�ocie tu� ko�o zagrody dla kurcz�t. - Wyci�gn��a r�k� i z trosk� dotkn��a d�oni m��a. - Ptaki siedzia�y ty�em do domu. Wiesz, co to oznacza. W ciemnych oczach Walka tak�e pojawi� si� niepokój. - A co to oznacza? - dopytywa� si� piskliwie o�mioletni Tomasz. - Nic - odpar�a matka. - Sko�czy�e�? - Tak. - Wi�c zajmij si� kurcz�tami. Ch�opiec zsun�� si� z krzes�a i przebieg� przez kuchni�. Przy drzwiach odwróci� si� i zawo�a�: - Mog� nakarmi� te� sroki? - Zmiataj! - krzykn�� za nim ojciec. Trzasn��y drzwi. Ch�opi, cho� katolicy, pozostawali pod wp�ywem dawnych wierze� i przes�dów w o wiele wi�kszym stopniu ni� szlachta. Wierzyli na przyk�ad, �e sroka, siedz�ca przodem do domu, wró�y przybycie mile widzianych go�ci. Je�li jednak ptak usiad� zwrócony w przeciwn� stron�, traktowali to jak ostrze�enie przed niepo��dan� wizyt�. - Co zamierza pan? - spyta�a Marta. - Na razie nic. Czeka, a� przestanie pada�. My�l�, �e wróci nad staw, �eby poszuka� tam dowodów. - Dowodów? Jakich znowu dowodów? Przeciwko komu? Wa�ek wzruszy� ramionami. - Wa�ek, ty co� wiesz. Natychmiast mi powiedz! - Bo je�li nie, poszczujesz mnie psami - odpowiedzia� i westchn��. Wygl�da na to, �e szale�cem znad stawu by� m�ody Stelnicki. - Nie! - krzykn��a gwa�townie Marta. 89 RS Anna przycisn��a d�o� do ust, by st�umi� protest. Nawet s�u�ba wiedzia�a ju� o fa�szywym oskar�eniu! - Sk�d wiesz, �e to on? - spyta�a Marta. - Wiem, poniewa�, droga �ono, prowadzi�em furmank�, na której Gro�scy przywie�li panienk� Ann�. Powiedzia�a, kto j� zaatakowa�. - S�ysza�e�, jak mówi, �e to Stelnicki? - Có�, nie, ale panienka Zofia s�ysza�a. Zofia! Anna poczu�a, �e znów kr�ci si� jej w g�owie. To niemo�liwe - to musi by� jakie� nieporozumienie. - Jak my�lisz, Wa�ek - mówi�a tymczasem Marta - czy pan mo�e okaza� si� na tyle niem�dry, by samemu poszuka� zemsty na Stelnickim? W jego wieku? - Nie! - powiedzia� Wa�ek z przygan� w g�osie. - Przeka�e spraw� staro�cie i urz�dnikom s�dowym, je�li tylko panienka rozpozna w Stelnickim napastnika. - Pozwalaj�c, by wszyscy dowiedzieli si�, co zasz�o? Jako� w to w�tpi�. - Kiedy sprawa dotyczy szlachty, mo�na j� wyciszy�. Wa�ek umilk� i jakby si� namy�la�. - Z drugiej strony hrabia to cz�owiek twardy i uparty. - Raczej starszy pan o usposobieniu bardziej gwa�townym, ni� pozwalaj� mu na to si�y! Jak mo�esz podchodzi� do tego tak spokojnie? - Nie irytuj si�, kobieto. To sprawa m��czyzn. - To paskudna sprawa. I to nie m��czyzna le�y tam na górze, pó��ywy. Drzwi prowadz�ce do jadalni otwar�y si� z rozmachem i do kuchni wesz�a Lutisza, balansuj�c stosem brudnych naczy�. - Sko�czyli kluski z syropem - o�wiadczy�a. - Gotuj, us�uguj, troszcz si� o chor�. A teraz lady Gro�ska przeb�kuje co� o tym, �e mamy spodziewa� si� go�ci. Mówi� wam, ani chwili odpoczynku. Marta i Wa�ek spojrzeli na siebie znacz�co. Annie zrobi�o si� jeszcze bardziej s�abo. Opar�a si� o kamienn� �cian�, podczas gdy s�u��cy nadal rozprawiali. To, co us�ysza�a na temat wuja Leo, przej��o j� ch�odem do szpiku ko�ci. Rozmy�la�a gor�czkowo. Czy wuj otwarcie oskar�y Jana? Z jakim skutkiem? By� mo�e po tym, jak Feliks Paduch wymkn�� si� sprawiedliwo�ci, hrabia nie wierzy ju� s�dom. I dlaczego obwiniano akurat Jana? Poniewa� na wpó� przytomna ofiara oskar�y�a w�a�nie jego. Lecz Wa�ek nie s�ysza� Anny: to Zofia rzuci�a oskar�enie! 90 RS Nagle Anna u�wiadomi�a sobie, �e Lutisza idzie w jej stron� i jest ju� bardzo blisko. Wstrzyma�a oddech. O�mieli�a si� zerkn�� do kuchni i zobaczy�a, �e starsza kobieta podnosi tac�. - Zanios� to do pokoju hrabiny. Zanim zd��y�a wykona� tych par� kroków, dziel�cych j� od klatki schodowej, Anna otuli�a si� cia�niej szlafrokiem i utykaj�c, zacz��a z zadziwiaj�c� pr�dko�ci� wspina� si� po schodach. 91 Rozdzia� dziesi�ty. RS Ledwie zd��y�a zje�� po�udniowy posi�ek, z�o�ony z roso�u i chleba z mas�em, gdy do pokoju wesz�a podekscytowana Zofia. - Och, kuzynko, jak dobrze, �e wreszcie si� obudzi�a�! My�leli�my, �e zamierzasz przespa� reszt� �ycia. Nasze modlitwy musia�y zosta� wys�uchane. Pochyli�a si� i poca�owa�a Ann� lekko w policzek. - Jak si� czujesz, kochanie? - Troch� lepiej. - Z pewno�ci� wygl�dasz na znacznie zdrowsz�. - Naprawd�? Nie mam si� jak o tym przekona�. - Co takiego? - spyta�a Zofia, lecz nagle zrozumia�a. - Ach, lustro? G�os zadr�a� jej tylko na chwil�, a potem sk�ama�a bez wahania. - Widzisz, musia�am przymierzy� now� sukni� i potrzebowa�am wysokiego lustra. Dopilnuj�, by ci je przyniesiono. Anna nie podj��a tematu. Zofia przysun��a sobie krzes�o i usiad�a przy �ó�ku. By� to trudny moment i przez d�u�sz� chwil� �adna z nich si� nie odzywa�a. Anna nie by�a jeszcze pewna, jakie uczucia �ywi wobec kuzynki. Powód, dla którego Zofia nie �pieszy�a si� z rozpocz�ciem rozmowy, wkrótce sta� si� oczywisty. - Kiedy przestanie pada�, ojciec wybierze si� nad staw, aby poszuka� dowodów. Zofia uj��a d�o� Anny. Jej zwykle b�yszcz�ce oczy wydawa�y si� tego dnia dziwnie matowe. - Nie wiem, co spodziewa si� tam znale��. Lecz cokolwiek znajdzie i bez wzgl�du na to, czy w ogóle znajdzie, potem i tak uda si� do magistratu. - Do magistratu? - Tak, skarbie. Gdy dojdziesz nieco do siebie, b�dziesz musia�a odpowiedzie� na kilka pyta� i podpisa� dokument. - Jaki dokument? - Oskar�enie. Anna wpatrywa�a si� w ni� bez s�owa. - Przeciwko Stelnickiemu, oczywi�cie. Och, Anno, kto móg�by pomy�le� doda�a, wpatruj�c si� w kuzynk� zw��onymi oczami. - Ale ja nie pami�tam... - To Stelnicki wyrz�dzi� ci t�... t� okropn� krzywd�. 92 RS - Nie, to nie by� Jan. - Anno, kiedy znale�li�my ci� nad stawem, wyra�nie oskar�y�a� Stelnickiego. - Nie pami�tam tego, Zofio. Nie wierz�, �e mog�am powiedzie� co� takiego. - A zatem kto to by�? - spyta�a Zofia stanowczo. Anna opad�a na poduszki i spogl�daj�c w sufit, powiedzia�a: - By�o zbyt ciemno. Nie rozpozna�am jego twarzy. Ani g�osu. Wymamrota� tylko kilka s�ów g�osem zniekszta�conym przez alkohol, a mój strach... To móg� by� Feliks Paduch. - Cz�owiek, który zabi� twego ojca? �mieszne. To by� Stelnicki. - Zofia bezwiednie �cisn��a d�o� Anny. - Wiesz, �e to by� on. Z pewno�ci� nie chcia�aby� chroni� go... po czym� takim? Anna nie odpowiedzia�a. Musi by� co�, co mog�aby sobie przypomnie�, a co oczy�ci�oby Jana. Dlaczego tego nie pami�ta? - By� mo�e starasz si� wyrzuci� z pami�ci wszelkie wspomnienie o tym, poniewa� kiedy� ci na nim zale�a�o - powiedzia�a Zofia znacznie �agodniej. - Zofio, ja go kocham. Zofia zesztywnia�a na krze�le. - Powiadaj�, �e mi�emu s�owu musi towarzyszy� nieprzyjemne. Nie mo�esz nadal go kocha�! To, co zrobi�, jest niewybaczalne. Musi zosta� ukarany jak zwyk�y przest�pca! Anna chcia�a dalej broni� Jana, ale zabrak�o jej si�, by mówi�, czy cho�by si� poruszy�. Od dobrej chwili spazm nieopisanego bólu przeszywa� jej posiniaczone nogi, �o��dek i �ono. Gdyby by�a w stanie, j�kn��aby g�o�no. - Anno! Co si� sta�o? - spyta�a Zofia, przestraszona. - Jeste� blada jak Marzanna. To wszystko moja wina! Tylko moja. Powiedzia�am ci takie straszne rzeczy tam, przy stawie. Wiesz, �e nie mówi�am tego powa�nie... naprawd�, uwierz mi! - G�os jej si� za�ama�, a z oczu pop�yn��y �zy. W ko�cu spazm zacz�� ust�powa�. Zofia pochyli�a si� i poca�owa�a j�. Anna poczu�a dotyk mokrego policzka kuzynki i jej d�ugich rz�s. - Prosz�, Aniu, kochanie, musisz wyzdrowie�. Musisz. A potem wy�lizn��a si� z pokoju. Zofia po�pieszy�a do siebie, bardzo poruszona. Jej �zy by�y szczere. Sprawy zasz�y zbyt daleko. Pragn��a utrzyma� Ann� z dala od Jana, ale nie chcia�a, by kuzynka umar�a. Anna mia�a przed sob� �ycie. Pozna�aby innych m��czyzn. Co za� si� tyczy Jana, zap�aci�by za swoj� niesta�o��. Je�li to nie on przyczyni 93 RS si� do tego, bym wywin��a si� od ma��e�stwa, które zaplanowali dla mnie rodzice, znajd� inny sposób, postanowi�a. W ko�cu nie brakuje mi wyobra�ni. Podesz�a do okna. Na zewn�trz deszcz ch�osta� nieustaj�co ziemi�, odgradzaj�c dom od otoczenia szar� �cian� wody. W�tpi�a, by ojciec poszed� dzi� nad staw. Odwróci�a si� i spojrza�a na pó�k� nad kominkiem, gdzie spoczywa� list do Anny, który odebra�a Katarzynie nast�pnego ranka po incydencie nad stawem. Wychodzi�a w�a�nie z pokoju kuzynki, kiedy natkn��a si� na s�u��c�, wy�aniaj�c� si� ze s�u�bowej klatki schodowej z listem w d�oni. Zagrozi�a g�upiej dziewusze �mierci�, je�li wspomni cho� s�owem o jego istnieniu. Katarzyna przysi�g�a, �e nikt poza ni� nie widzia� pos�a�ca, który zapuka� do kuchennych drzwi, i �e nie pi�nie o tym ani s�owa. List pozosta� nieotwarty. Zofia ba�a si� go przeczyta�, ba�a si� tego, co Jan czu� do Anny, ba�a si� zobaczy� to na pi�mie. Podsyci�a ogie�, rozpalony z powodu wilgotnego powietrza. Przez d�u�sz� chwil� wpatrywa�a si� w list, my�l�c o tym, �e powinna przekaza� go Annie i �e z pewno�ci� przy�pieszy�oby to powrót do zdrowia kuzynki. Tak w�a�nie nale�a�o post�pi�. Ul�y�oby to jej sumieniu. Mog�aby ponie�� t� ofiar�. Wzi��a list i skierowa�a si� ku drzwiom. Lecz kiedy si�ga�a do klamki, przypomnia�a sobie chwil�, kiedy zobaczy�a Ann� i Jana, spoczywaj�cych obok siebie nad stawem. Krew znowu zagotowa�a si� jej w �y�ach. Co za z�y los sprowadzi� Ann� do Halicza? Zawróci�a i podesz�a do kominka. Kiedy rozjarzy� si� tam niewielki pomara�czowy p�omie�, rzuci�a list na palenisko i z satysfakcj� przygl�da�a si�, jak ogie� po�era chciwie papier, topi�c czerwony wosk piecz�ci Stelnickich. Westchn��a, rozmy�laj�c o tym, �e przypadkowe przej�cie listu przyczyni si�, by� mo�e, do tego, i� uda jej si� wspi�� wy�ej na drabinie fortuny. Nie zamierza�a dopu�ci�, by Anna pokrzy�owa�a jej plany. Po kilku minutach turkot kó� na �wirowym podje�dzie wyrwa� j� z zamy�lenia. Ciekawe, kto te� to mo�e by�. Podesz�a do okna. Do domu zbli�a� si� najelegantszy powóz, jaki kiedykolwiek widzia�a. Czarna skóra po�yskiwa�a wilgoci�. Pojazd ci�gni�ty by� przez czwórk� pi�knych bia�ych koni, a poza wo�nic� na ko�le siedzia�o dwóch lokai. Kto to mo�e by�? Zapukano do drzwi. 94 RS - Prosz� wej��! - zawo�a�a. Odwróci�a si� i zobaczy�a matk�. Hrabina Gro�ska niemal boja�liwie wsun��a si� do sypialni córki. Co� w wyrazie jej twarzy sprawi�o, �e Zofii zabrak�o nagle s�ów. - Zofio - powiedzia�a hrabina. - B�dziemy mieli dzi� go�ci. - Tak? - serce Zofii zacz��o opada� niczym kamie� w tocz�cym si� w zwolnionym tempie �nie. Wiedzia�a ju�, co zamierza powiedzie� matka. Poczu�a si� tak, jakby u jej stóp otworzy�a si� otch�a�, z której lada chwila wychyn� Furie, by zabra� j� ze sob� w ciemno��. Hrabina westchn��a przeci�gle, a potem powiedzia�a: - To Grawli�scy. Przez ca�e popo�udnie do uszu Anny dobiega�y odg�osy krz�taniny. Kiedy Lutisza przynios�a jej kolacj�, powiedzia�a te�, �e przybyli do nich z krótk� wizyt� Grawli�scy. Gdy nieco pó�niej zjawi�a si� Zofia, Anna po wyrazie twarzy kuzynki od razu odgad�a jej my�li. Zdenerwowana Zofia opad�a na krzes�o przy �ó�ku Anny. - Co si� sta�o? - spyta�a Anna. - Och, Anno, czuj� si� jak mucha zapl�tana w paj�cz� sie�. - Chwyci�a d�o� kuzynki i przycisn��a j� do piersi. - Nie widz� �adnej drogi ucieczki od paj�ka, który zamierza rzuci� si� na mnie. - O co chodzi, Zofio? Mówisz zagadkami. Anna podejrzewa�a, �e Zofia znowu odgrywa dramat. Kuzynka zaczerpn��a g��boko tchu. - Baron Grawli�ski i jego t�usta �ona przywie�li tu swego syna, pana Antoniego. Wracaj� z maj�tku pod Opolem, a s� w drodze do Sankt Petersburga. Przyjechali, aby nas zwi�za� w�z�em ma��e�skim. Fakt, �e widz� go po raz pierwszy w �yciu, nic nie znaczy. Nasi rodzice zaplanowali to, kiedy byli�my ma�ymi dzie�mi. - Nie wiedzia�am, �e spodziewamy si� go�ci. - Ani ja! Matka i ojciec sprytnie ukryli to przede mn�. Wiedz�c, �e jestem przeciwna temu ma��e�stwu, postanowili mnie zaskoczy� i wp�dzi� w pu�apk�. Och, wiedzia�am, �e b�d� musia�a jako� odwie�� ich od tego pomys�u. Ale teraz... co mam zrobi�, Anno? Zatka�a, chocia� jej oczy pozosta�y suche. - Co jeszcze mog�abym zrobi�? - Pozna�a� go? - Tak, w�a�nie zjedli�my razem kolacj�. 95 RS - I? - Och, nie wygl�da �le. Jest nawet do�� przystojny. Ale okropnie zarozumia�y, sztywny i zasadniczy. Sp�dz� �ycie w nudzie, nieustannej, nieprzerwanej nudzie! - By� mo�e formalny charakter pierwszego spotkania wypacza nieco twój os�d. - Och, nie. On ma takie staro�wieckie pogl�dy. Nietrudno go przejrze�. W swym ciasnym umy�le uwa�a �on� za stoj�c� niewiele wy�ej od s�u�by. Wygl�da�o to tak, jakby targowali si� o jak�� waz�, która ma ozdobi� kominek w ich domu. Stan� si� jego w�asno�ci�! Nie w�tpi�, �e b�dzie si� ode mnie oczekiwa�o, i� zaczn� produkowa� dzieci, jak Lutisza produkuje knedle. Och, powinnam go nienawidzi�. I nienawidz�! - Ciii, Zofio, jeszcze ci� us�ysz�. - Nie dbam o to. Wszystko tak fatalnie si� z�o�y�o. Mog�abym sk�oni� tatusia, by zmieni� pogl�d, lecz teraz, gdy Walter zbuntowa� si� przeciwko „rodzinie i ojczy�nie", tatu� na pewno nie dopu�ci, bym postawi�a na swoim. - Ale�, Zofio, skoro Walter odziedziczy wszystko, zrobisz dobrze, wychodz�c za m��. B�dziesz mia�a m��a, maj�tki w Polsce i Rosji. Wiesz, �e m��czy�ni pal� si� do �eniaczki, gdy mog� co� na tym zyska�, lecz rzadko, kiedy kobieta... - By� mo�e Walter nie odziedziczy niczego, Anno. - Co takiego? - Mniejsza z tym. I mo�esz by� pewna, �e ojciec obieca� im suty posag. Zofia zadar�a brod�. - Baronowa Zofia Grawli�ska - i jak to brzmi? Dla mnie wieje od tego nud�, ma��e�skimi obowi�zkami, zakurzonymi pokojami i straconymi szansami. Tak, baron jest stary i maj�tki pewnie nied�ugo przejd� na w�asno�� jego syna, lecz baronowa dopiero sko�czy�a pi��dziesi�tk� i jest silna jak ko� poci�gowy - ma nawet stosown� figur�. Do�yje dziewi��-dziesi�tki albo i lepiej. Z pewno�ci� nie zechce zrezygnowa� z przyjemno�ci, jakich mo�e dostarczy� jej komenderowanie synow�, która nie jest do�� dobra dla jej potomka. Umilk�a, aby zaczerpn�� tchu. - Nie, jestem pewna, �e mog�abym trafi� lepiej. A je�li nigdy nie wyjd� za m��, co z tego? W zupe�no�ci wystarczy mi, gdy b�d� mog�a �y� tak, jak chc�. Anna przez d�u�sz� chwil� wpatrywa�a si� w kuzynk�. Wreszcie spyta�a: - Czy pan Antoni wie o twojej niech�ci? 96 RS - Je�li nie, znaczy�oby to, �e jest g�upszy, ni� sobie wyobra�a�am. Zrobi�am wszystko, poza og�oszeniem tego na rogatkach, aby si� o tym dowiedzia�. - I to mu nie przeszkadza? - On to ignoruje. Powiedzia�am ci, �e zachowuj� si� tak, jakby przyjechali odebra� inwestycj�. Moje uczucia nic dla nich nie znacz�. Ojciec musia� obieca� im nie lada posag. - Nie s�dzisz, �e dopatrujesz si� ducha za ka�d� poruszaj�c� si� zas�on�? W wielu zaaran�owanych ma��e�stwach z czasem pomi�dzy ma��onkami rodzi si� za�y�o��. Zofio, tak by�o przecie� z twoimi rodzicami. - Ty te�, Anno? Dlaczego wszyscy z tak� ochot� kopiecie le��cego? Zaprzeczysz, �e wola�aby� zwi�zek oparty na mi�o�ci, taki jak ma��e�stwo twoich rodziców? Anna zacisn��a wargi. Nie mog�a zaprzeczy� czemu� takiemu. Nie mog�a te� nie postawi� sobie pytania, czyjej szansa na mi�o�� bezpowrotnie przepad�a. Jan zosta� nies�usznie oskar�ony. To by�o takie niesprawiedliwe. Jednak nie pojawi� si� ani nie napisa�. Co mog�a zrobi�? - Mówi�am ci te�, jaki jest jego stosunek do kobiet - perorowa�a dalej Zofia. - Nie mog�abym by� jego �on�. Nie znios�abym tego. Za �adne skarby! Jej ciemne oczy zw�zi�y si�. Spojrza�a na Ann� podejrzliwie. - Có�, Anno, s�dz�, �e odgrywasz rol� adwokata diab�a! Wierz mi, pr�dzej znajd� si� w klasztorze, ni� po�lubi� Grawli�skiego! - Ty, Zofio? - Anna roze�mia�a si�. - W klasztorze? - Có�, w ostateczno�ci mog�abym uciec do Francji. - Zofio, jeste� córk� hrabiego. We Francji klimat chyba by ci nie s�u�y�. Oczywi�cie, je�li chcesz zachowa� g�ow�. - Gilotyna by�aby bardziej lito�ciw� form� egzekucji ni� to, co zaplanowali dla mnie rodzice. Droga Anno, widz�, �e czujesz si� lepiej, skoro jeste� w stanie przekomarza� si� w ten sposób. Twoje �liczne zielone oczy �miej� si� ze mnie. Och, wiem. Zbyt si� nad sob� lituj�. Z pewno�ci� ma��e�stwo ma tak�e zalety, a kto powiedzia�, �e nie mog�abym od czasu do czasu uci�� sobie romansu na boku? Tego rodzaju rozkoszne wyst�pki s� w mie�cie bardzo rozpowszechnione. Umilk�a na chwil�, a kiedy si� odezwa�a, jej g�os znów brzmia� ponuro. - Ach, z ka�d� godzin� czuj� si� bardziej przyci�ni�ta do muru. Je�li szybko czego� nie wymy�l�... - Na wpó� wypowiedziane zdanie zawis�o w powietrzu. Czarne oczy Zofii przybra�y nieobecny wyraz. Anna zastanawia�a si�, czy kuzynce nie wpad� do g�owy jaki� pomys�. 97 RS - Ale co mo�esz zrobi�, Zofio? Zofia otrz�sn��a si� z zamy�lenia, �cisn��a d�o� Anny i roze�mia�a si� sztucznie: - Och, nic, kochanie... pozosta�o mi tylko wpa�� do pu�apki, któr� zastawiono na mnie dawno temu. Pu�apki, z której nigdy nie uda mi si� wydosta�. - Gdyby� tylko s�ysza�a sam� siebie, Zofio. - Och, wiem, jak to brzmi. Jestem jak Medea, nic tylko tragedia i l�k. S�dzisz, �e mnie znasz, ale tak nie jest. Nie b�d� ju� dzi� zawraca� ci g�owy. Wsta�a i dotkn��a ustami policzka Anny. - Twoim zadaniem jest wyzdrowie�, Anno. Dobranoc. Anna patrzy�a, jak kuzynka wychodzi. Czu�a, �e Zofia co� zamy�la. W ruchach kuzynki dawa�o si� bowiem wyczu� zdecydowanie i determinacj�. Nie wiedzie� czemu, przysz�o jej na my�l powiedzenie, którego matka u�y�a kiedy�, mówi�c o Feliksie Paduchu: „K�amca mo�e obej�� �wiat dooko�a, ale i tak nie wróci w to samo miejsce". 98 Rozdzia� jedenasty. RS W nocy przesta�o wreszcie pada� i hrabia o brzasku wyprawi� si� nad staw. W po�udnie nerwy hrabiny by�y ju� w takim stanie, i� obawia�a si�, �e mo�e dosta� palpitacji, które napawa�y j� takim l�kiem. Zastanawia�a si�, co te� jej m�� móg� tam znale��, o ile znajdzie cokolwiek. I co zrobi, je�li natknie si� na co� obci��aj�cego? Albo je�eli niczego takiego nie znajdzie? Anna upiera�a si�, �e napastnikiem nie by� Stelnicki. Zofia jednak niemal przekona�a ojca, �e to Jan by� winowajc�. A Leo by� uparty jak Litwin. A je�li zrobi� to ten Paduch? Co wtedy? Czy której� nocy nie wymorduje ich wszystkich we �nie? Takie rzeczy zdarza�y si� ostatnio we Francji. Czy Polsk� czeka podobny los? Hrabina nienawidzi�a konfliktów, a teraz otacza�y j� ze wszystkich stron. Zna�a siebie na tyle dobrze, by wiedzie�, �e gdyby wybór nale�a� do niej, posz�aby po linii najmniejszego oporu albo ca�kowitego zaprzeczenia. Jak wtedy gdy przymyka�a oczy na pija�stwo i k�ótnie pomi�dzy m��em a synem. Jednak w obecnej sytuacji by�o to niemo�liwe. Od kiedy Walter dowiedzia� si� prawdy, zdawa� si� nie dba� o to, czy zostanie wydziedziczony. Najwidoczniej zdecydowa�, �e pozostanie cz��ci� machiny wojennej carycy Katarzyny. Czy kiedy tym razem wyjedzie, martwi�a si� hrabina, jeszcze kiedykolwiek go zobacz�? I Zofia. Sk�d u niej ta sk�onno�� do zuchwalstwa i impertynencji? Hrabina by�a wstrz��ni�ta brakiem uprzejmo�ci córki wobec rodziny Grawli�skich. To by�by cud, gdyby ten �lub rzeczywi�cie doszed� do skutku. Zofia wydawa�a si� absolutnie zdecydowana, �e nie po�lubi pana Antoniego. Bóg jeden wie, rozmy�la�a dalej hrabina, jakiego wyboru dokona�aby, gdyby pozostawiono jej decyzj� w tej sprawie. Hrabina u�miecha�a si�, próbuj�c samotnie bawi� go�ci przy obiedzie. Wygl�da�o na to, �e opu�ci�y j� w�asne dzieci, i w �rodku a� gotowa�a si� z gniewu. To, �e piecze� by�a zbyt wysuszona, a pudding zimny, nie poprawi�o sytuacji. Ju� ona z nimi porozmawia, zarówno z dzie�mi jak i ze s�u�b�. Jednak�e po po�udniu potrafi�a ju� tylko martwi� si� o m��a. Zofia i Walter pojawili si� w ko�cu. Przepyta ich i z�aje pó�niej - a jeszcze lepiej, gdy zrobi to Leo. Na razie da�a im �wie�e konie i wys�a�a na poszukiwanie ojca. Kolacja okaza�a si� zdecydowanie smaczniejsza od obiadu, lecz atmosfera przy stole by�a pe�na napi�cia. Hrabina nie potrafi�a d�u�ej ukrywa� niepokoju. 99 RS Zamieni�a z go��mi zaledwie kilka s�ów i poczu�a ulg�, kiedy posi�ek dobieg� ko�ca. Anna dopiero co sko�czy�a si� posila�, gdy ciotka przysz�a j� odwiedzi�. Przynios�a nowinki na temat rodziny, otwarcie mówi�c o swoich troskach. Dziewczyna równie� nie kry�a tego, co j� dr�czy. - Czy jeste� pewna, ciociu, �e Jan nie pisa�? - Absolutnie. - Ale powiedzia�aby� mi, gdyby by�o inaczej, nawet je�li nie aprobujesz jego stosunku do religii lub podejrzewasz, �e pope�ni� ten straszny czyn? - Nie odmówi�abym mu prawa do tego, by broni� swej niewinno�ci, Anno. - Czy mog� do niego napisa�? - Z pewno�ci� nie! Anna szuka�a ucieczki w milczeniu. Dlaczego Jan nie napisa�? Jakie nowiny przyniesie wuj Leo? Brak wiedzy, my�la�a, mo�e by� trudniejszy do zniesienia ni� najgorsza prawda. Z do�u, od podwórka, dobieg� stukot kopyt i krzyki s�u��cych. Hrabina, dr��c niczym wa�ka, krzykn��a cicho, a potem przeprosi�a i pobieg�a prosto do klatki schodowej dla s�u�by. Anna wsta�a - ostatnio przychodzi�o jej to coraz �atwiej -i za�o�y�a szlafrok. W g�osach s�u�by da� si� s�ysze� nagl�cy ton i to sk�oni�o j�, by podej�� do okna. Zmierzch przechodzi� powoli w noc, mimo to rozpozna�a Zofi� i Waltera, spowitych fioletowym cieniem. Zsiadali w�a�nie z koni. Na trzecim wierzchowcu le�a�o, do�� bezceremonialnie przerzucone przez siod�o, czyje� cia�o. Anna przycisn��a d�o� do ust, by st�umi� krzyk. W jednej chwili znalaz�a si� znów w Sochaczewie, patrz�c, jak przynosz� cia�o jej ojca. Ogarn��a j� niemo�liwa do przezwyci��enia s�abo��. Zamkn��a na chwil� oczy, jakby chcia�a odegna� z�y sen. To nie mog�o przydarzy� si� wujkowi Leo, pomy�la�a, nie znowu, nie wujkowi. Nie mog�o. Po chwili okropne, urywane krzyki hrabiny Stelli Gro�skiej przeci��y nocn� cisz�. Hrabia Leo Gro�ski op�akiwany by� w salonie dworu Pod G�ogami przepisowe trzy dni i trzy noce. Czuwano przy zw�okach. Zamówiono sosnow� trumn� bez s�ków - niezgodnie z tradycj�, jak zauwa�y�a hrabina - gdy� niektórzy ch�opi nadal wierzyli, �e liczba s�ków w trumnie wró�y, ile dzieci umrze w danym roku, a je�li który� z s�ków wypad�by podczas ceremonii, 100 RS zmar�y móg�by przez ten otwór zabra� kogo� z sob� do wieczno�ci. �a�obnicy czuwali na zmian� przez ca�� dob�, snuj�c opowie�ci, lamentuj�c, �piewaj�c, modl�c si� i wznosz�c toasty wódk�, by uczci� spoczywaj�cego w otwartej trumnie zmar�ego. Anna czuwa�a przy zw�okach d�ugo w noc, lecz hrabina zabroni�a jej pój�cia na cmentarz. W dniu pogrzebu pozosta�a zatem na górze, siedz�c wyprostowana w wiklinowym fotelu i przys�uchuj�c si�, jak zabijaj� trumn� drewnianymi ko�kami. Wzdryga�a si� przy ka�dym uderzeniu m�otka. W ko�cu klekotanie usta�o i da� si� s�ysze� odg�os przesuwania czego� ci��kiego. Nios�cy trumn� m��czy�ni z rozmys�em uderzyli ni� trzy razy o framug� drzwi, gdy� w ten sposób zmar�y na zawsze �egna� si� z domem. Wszystko, co tylko da�o si� otworzy� - drzwi, okna, szuflady, szafki i skrzynie - zosta�o otwarte, aby dusza zmar�ego nie b��ka�a si� po domu, ale znalaz�a drog� na zewn�trz. Anna zosta�a sama. Lutisza zaproponowa�a, �e z ni� zostanie, lecz Anna zapewni�a j�, �e czuje si� ju� dobrze, i nak�oni�a, aby uczestniczy�a w ceremonii. Zdawa�a sobie bowiem spraw�, �e ch�opi bardzo szanowali wuja. Zreszt� rzeczywi�cie czu�a si� lepiej. Skurcze, które tak dawa�y si� jej we znaki, stawa�y si� coraz rzadsze i mniej bolesne. Teraz prze�ladowa�o j� poczucie winy. Gdyby nie jej niepos�usze�stwo, nic by si� nie wydarzy�o i wuj nie wpad�by w trz�sawisko po drodze nad staw. Nie utopi�by si� w nim. Wzdrygn��a si�. Ciotka Stella by�a fatalistk� i przekonywa�a Ann�, �e nie odegra�a ona �adnej roli w tym, co si� sta�o. Kuzyni te� jej nie obwiniali. Przynajmniej Zofia z pewno�ci� nie mia�a do Anny �alu. Co do Waltera, nie by�o go w salonie, ilekro� Anna przy��cza�a si� do �a�obników, musia�a wi�c polega� na s�owie Zofii, która zapewnia�a j�, �e brat te� nie obwinia jej o �mier� ojca. Sama zawsze szybko przebacza�a innym, pomna na s�owa ojca: „Przebaczaj �atwo innym, ale nie sobie". Je�li chodzi o �mier� wuja, jego s�owa okaza�y si� nader prawdziwe. Gdy wszyscy wrócili z pogrzebu, hrabina wesz�a na gór�, by odwiedzi� siostrzenic�. Anna nie mog�a nie zauwa�y�, jak bardzo �mier� m��a odbi�a si� na ciotce. Jej szczup�a sylwetka zdawa�a si� jeszcze bardziej krucha, a poci�ta zmarszczkami twarz wymizerowana. By�a nie tylko przygn�biona, lecz wydawa�a si� nieobecna duchem, dziwna. 101 RS Wraz z ciotk� pojawi� si� Antoni Grawli�ski, którego przedstawiono jej, kiedy czuwa�a przy zmar�ym. Do tej pory nie mieli jednak okazji porozmawia�. - Ciesz� si�, �e mog� wreszcie z pani� pogaw�dzi�, pani Anno - powiedzia� - i zapomnie� na chwil� o smutnych okoliczno�ciach. Pochyli� si�, by uca�owa� jej d�o�. - Musz� powiedzie�, �e zarówno pani Stella, jak i Zofia zawsze wyra�a�y si� o pani z wielkim uznaniem. Co za ba�amut, pomy�la�a Anna. Czy poinformowano go, jakiego rodzaju „choroba" zatrzymuje j� na górze? Oczywi�cie, �e tak. Czu�a, �e tak si� sta�o. Z pewno�ci� wspomniano o tym w niezwykle taktowny sposób, lecz on wiedzia�. - Dzi�kuj�, panie Grawli�ski. Mi�o mi pana pozna�. -Troch� dyplomacji nie zaszkodzi, pomy�la�a. - Ja równie� s�ysza�am o panu wiele dobrego. - Bardzo si� ciesz�, �e stan pani zdrowia ulega poprawie - powiedzia� z u�miechem. -1 ufam, �e b�dziemy dla siebie kim� wi�cej ni� tylko znajomymi. O co mu chodzi? Zastanawia�a si�, czy Zofia jednak nie wyrazi�a zgody na �lub. Czy Antoni zostanie jej kuzynem? Teraz, kiedy kobiety z rodziny Gro�skich zosta�y bez m�skiej opieki - Walter zamierza� jeszcze tego samego dnia wróci� do regimentu - by� mo�e ciotce uda�o si� zmusi� córk�, by zgodzi�a si� na oficjalne zar�czyny i szybki �lub. Pogaw�dzili chwil�, lecz atmosfera pozosta�a napi�ta. Anna przygl�da�a si� Antoniemu. By� bardzo szczup�y, lecz wysoki wzrost, czarne w�osy i szlachetne rysy twarzy zadawa�y k�am opisowi Zofii. Antoni nie mia� w�sów, a jego szare oczy wydawa�y si� nieco szkliste i jakby m�tne, lecz Anna przypisa�a to smutnym okoliczno�ciom ich spotkania. Usposobienie za� mia� zdecydowanie mi�e. W ko�cu hrabina powiedzia�a: - Musimy da� Annie odpocz��, Antoni. - Oczywi�cie. - Antoni wsta� i uca�owa� znowu d�o� Anny. - Musi si� pani czu� okropnie samotna tu na górze, pani Anno. Czy móg�bym jutro te� z�o�y� pani wizyt�? Anna u�miechn��a si� grzecznie: - Tak, oczywi�cie. Pó�niej Lutisza przynios�a jej kolacj�. - Czy pogrzeb by� �adny, Lutiszo? - spyta�a. 102 RS - Och, tak, mademoiselle. Halicz musia� opustosze�, gdy� wszyscy pojawili si� na cmentarzu. Ca�a parafia. A nikt nie p�aka� bardziej ni� jego ch�opi! - A Walter? Spodziewam si�, �e wpadnie po kolacji po�egna� si� ze mn�. A mo�e postanowi� zosta� jeszcze jeden dzie� w domu? - Walter, mademoiselle? - W oczach Lutiszy b�ysn�� gniew. - Och, panienko, panicz Walter wyjecha� wczesnym popo�udniem, i to niemal bez s�owa! Pan Antoni Grawli�ski odwiedza� Ann� codziennie, a czasami nawet dwa razy dziennie, przez ca�y nast�pny tydzie�, wykazuj�c wielkie zainteresowanie stanem jej zdrowia. Z uwagi na przyzwoito�� Lutisza lub Marta zostawa�y podczas tych wizyt w pokoju. Anna czu�a si� coraz lepiej i dopóki by�a w stanie wypiera� z pami�ci �mier� wuja i my�li o Janie, humor jej dopisywa�. Antoni nie by� z natury rozmowny, lecz nabra� zwyczaju czytania Annie, a ona lubi�a sp�dza� w ten sposób czas. Zwykle czytywa� jej Marlowe'a i Szekspira. Jednak to Wolter sta� si� ulubionym pisarzem Anny. Zofia za� sta�a si� nieuchwytna niczym motyl. Stawa�a od czasu do czasu w progu, pytaj�c Ann�, jak si� czuje, ale zdawa�a si� nie mie� czasu na d�u�sze rozmowy. Anna zastanawia�a si�, czy w g��bi duszy Zofia nie obwinia jej jednak o �mier� ojca. Interesowa�o j� tak�e, czy w ko�cu zgodzi si� wyj�� za Grawli�skiego. To, �e Grawli�scy nie wyjechali, rokowa�o nadzieje. By� mo�e obie rodziny postanowi�y odczeka� nieco z uwagi na �a�ob� po hrabim. Anna nie �mia�a zapyta� o to Antoniego. Co si� tyczy ciotki Stelli, wci�� pozostawa�a nieobecna duchem i przygn�biona. By� czwartkowy wieczór. Od p�on�cego na kominku ognia rozchodzi�o si� mi�e ciep�o. Anna nadal nie opuszcza�a sypialni. Cho� wi�kszo�� czasu sp�dza�a teraz w wygodnym wiklinowym fotelu, by�a ju� w �ó�ku, gdy ciotka i kuzynka pojawi�y si� na progu jej pokoju. - Nie �pisz, Anno Mario? - Nie, ciociu. Wejd�, prosz�. - Pomy�la�y�my, �e mo�e zechcia�aby� odmówi� z nami ró�aniec... za wujka Leo. - Tak, oczywi�cie. Zofia wesz�a za matk� do pokoju, ledwie si� odzywaj�c. Kobiety przysun��y sobie krzes�a do �ó�ka i usiad�y. Tego wieczoru hrabina odmawia�a modlitw� wyra�nie i z moc�, chocia� od �mierci m��a wydawa�a si� ogarni�ta jak�� dziwn� s�abo�ci�. 103 RS Zofia by�a silniejsza. Nigdy nie wykazywa�a si� szczególn� religijno�ci� i teraz te� odmawia�a modlitw� mechanicznie. Od czasu do czasu Anna przy�apywa�a kuzynk� na tym, �e przygl�da si� jej uwa�nie i jakby szacuj�ce Gdy Anna spogl�da�a jej w oczy, Zofia natychmiast odwraca�a wzrok. To nie jest Zofia, któr� znam, pomy�la�a. Po modlitwie przez jakie� pó� godziny wspomina�y hrabiego, opowiadaj�c o nim wzruszaj�ce albo zabawne historyjki. Szok najwyra�niej mija� i na jego miejscu pojawia� si� spokój, wynikaj�cy z pogodzenia si� z losem. Po jakim� czasie hrabina spowa�nia�a, wyprostowa�a si� i pochyli�a ku Annie, jakby chcia�a powierzy� jej sekret. - Có�, Anno Mario, chyba powinny�my o czym� z tob� porozmawia�... Zofia zerwa�a si� z krzes�a. Jan myli� si�, utrzymuj�c, �e Zofia nie nosi�aby �a�oby. Kuzynka mia�a na sobie czarny strój - i wygl�da�a w nim ol�niewaj�co. - Wybaczcie mi, mamo, Anno, ale musz� co� za�atwi�. - Co mianowicie? - sykn��a jej matka z roztargnieniem. Zofia uca�owa�a matk� oraz Ann� i po�pieszy�a do drzwi. - Zofio! - zawo�a�a hrabina z gniewem. - ��dam, by� zosta�a! Zofia, ignoruj�c matk�, odwróci�a si� w drzwiach i powiedzia�a: - Wpadn� pó�niej powiedzie� ci dobranoc, Anno. Drzwi si� zamkn��y. Hrabina pokr�ci�a g�ow� z dezaprobat�. - Jest równie niepoprawna jak jej brat. Och, gdzie pope�nili�my b��d? Co za ironia. Zawsze s�dzi�am, �e to siostra post�pi�a nierozs�dnie, id�c za g�osem serca i po�lubiaj�c twego ojca. Ale wystarczy, �e na ciebie spojrz�, bym u�wiadomi�a sobie, jak bardzo si� myli�am. Westchn��a. - Ach, pan Antoni ma szcz��cie, �e nie bierze na siebie odpowiedzialno�ci, jaka ��czy�aby si� z po�lubieniem kogo� takiego jak moja Zofia. - Ale� s�dzi�am... skoro Grawli�scy nie wyjechali... - Anno, moja droga, do�wiadczy�a� tylu tragedii w tak krótkim czasie. Musisz zostawi� to wreszcie za sob�. Musisz wyzdrowie� i rozpocz�� nowe �ycie, pe�ne nadziei i obietnic. Szczup�e r�ce hrabiny dr�a�y, kiedy uj��a d�onie siostrzenicy. Anna wpatrywa�a si� w twarz ciotki, w najwy�szym stopniu zdumiona. Poczu�a, jak ogarnia j� ponure, ledwie u�wiadomione przeczucie. - Anno Mario, jestem od ciebie starsza i jestem twoj� opiekunk�, wi�c moim obowi�zkiem jest spe�ni� rol� po�redniczki. 104 RS O czym ona mówi? Lodowate szpony strachu �cisn��y Ann� za serce. - Co masz na my�li, ciociu? - spyta�a, ledwie rozpoznaj�c swój g�os. Hrabina �cisn��a bezwiednie jej d�onie, i to tak mocno, �e zabola�o. - Anno Mario Berezowska - szepn��a uroczy�cie - pan Antoni Grawli�ski poprosi� o twoj� r�k�. Hrabina mówi�a dalej, lecz umys� Anny zosta� na jaki� czas wyzuty z wszelkich my�li oraz zdolno�ci pojmowania. Powoli niewiarygodna �wiadomo�� tego, �e Grawli�ski chcia� po�lubi� j�, nie Zofi�, zacz��a do niej dociera�. Ale� by�am g�upia, pomy�la�a. Tylko zupe�na idiotka nie domy�li�aby si�, co kryje si� za nieobecno�ci� Zofii i awansami Grawli�skiego! Tak, w jakim� sensie wiedzia�a, co si� �wi�ci, pojmowa�a to. Lecz nie pozwoli�a, aby ta my�l zakorzeni�a si� w jej umy�le. - Rodzina Grawli�skich - mówi�a dalej ciotka - nie jest w �aden sposób spokrewniona z Gro�skimi ani Berezowskimi, za to ma za sob� d�ug� i chlubn� histori�. Opanowanym g�osem zacz��a wylicza� szczegó�y, które mia�y za�wiadcza�, jak doskona�ym kandydatem na m��a jest m�ody Grawli�ski. Kiedy litania zalet wreszcie si� sko�czy�a, Anna u�miechn��a si� s�abo i powiedzia�a: - Ale ja nie chc� wychodzi� za m��, ciociu. - Lecz, Anno, w�a�nie ma��e�stwo mo�e nada� twemu �yciu w�a�ciwy bieg. Powinna� wyj�� za m�� - i to mo�liwie szybko! Ten... wypadek przy stawie... mo�e uniemo�liwi� ci zawarcie odpowiedniego zwi�zku. Poza tym nadal istnieje mo�liwo��, �e... - Umilk�a, za�enowana. Powstrzymanie si� przed stwierdzeniem na g�os, �e Anna mo�e urodzi� dziecko, czyni�o t� mo�liwo�� jeszcze bardziej z�owieszcz� i okropn�. A tak�e prawdopodobn�. Anna zadr�a�a na my�l o tym. - Droga siostrzenico, to, �e oficjalne zar�czyny z Zofi� nie dosz�y do skutku i �e m�ody Antoni poczu� do ciebie s�abo��, mo�e w ko�cu okaza� si� b�ogos�awie�stwem. - A dlaczegó� to powzi�� do mnie t� s�abo��, ciociu? - Có�, przekona� si�, �e jeste� pi�kna i czaruj�ca - nadzwyczaj czaruj�ca, jak si� wyrazi�. - Czy on wie? Ciotka odwróci�a wzrok. - Tak, kochanie, wie. I nie przeszkadza mu to. - Spojrza�a znowu na Ann� du�ymi, br�zowymi oczami. - Czy nie mówi nam to czego� o charakterze tego cz�owieka? 105 RS - Jego charakter móg� ulec znacznej poprawie, kiedy dowiedzia� si�, jak du�y jest maj�tek mego ojca... to znaczy, mój. - Och, Anno, jak mo�esz tak mówi�? To mi�y m�odzieniec, w dodatku przystojny. Wiele dziewcz�t uwa�a�oby za szcz��cie, gdyby uda�o im si� go zdoby�. - Wi�c niech go sobie bior�! Ten cz�owiek przygotowa� klatk� dla Zofii, a skoro ona mu si� wymkn��a, poszuka� sobie innego, bardziej oswojonego ptaka. - Anno, kochanie, trudno mi o tym mówi�, ale nie mo�esz by� zbyt wybredna po tym... - Wiem - wtr�ci�a Anna, by ciotka nie musia�a ubiera� my�li w s�owa. Hrabina odwróci�a si� na krze�le i zapatrzy�a na ciemniej�ce za oknem niebo. Cisza w pokoju przed�u�a�a si�. W ko�cu hrabina westchn��a ci��ko i powiedzia�a: - Jestem taka samotna. Mój Leo! Ludzie powiadali, �e jeste�my sobie oddani jak para bocianów. Nie le�a�by teraz w grobie, gdyby nie brak rozwagi. Zwykle bra� na siebie zbyt wiele, nie zastanawiaj�c si� zbytnio. Kiedy� zap�dzi� si� g��boko w las za dzikiem i nie wraca� przez dwa dni. Och, gdyby tym razem poszed� po prostu do starosty! Co za niem�dry, uparty cz�owiek! Anna patrzy�a na wstrz�sane szlochem plecy ciotki. - Zosta�am z dwojgiem dzieci, z których �adne nie przejawia �ladu poczucia odpowiedzialno�ci. Zofia odrzuca mo�liwo�� ma��e�stwa, które planowali�my dla niej od tak dawna, a Walter s�u�y jedynie sobie i tej paskudnej carycy Katarzynie. Leo b�aga� go, by zosta� i pomóg� w zarz�dzaniu maj�tkami, naszym i twoim. A on zdecydowanie odmówi�. Zastanawiam si�, czy jeszcze go zobacz�. Ponios�am kl�sk�, wychowuj�c dzieci; oboje odrzucili dawne warto�ci. Otar�a �a�osnym ruchem oczy. - Nie mamy m��czyzny, który by si� nami zaopiekowa�, Anno. Trzy kobiety, samotne w zmieniaj�cym si�, wrogim �wiecie. To nies�ychane! Co si� z nami stanie? Có� mi pozosta�o, jak tylko prosi� ci�, moje dziecko, by� zgodzi�a si� na to ma��e�stwo? Ze wzgl�du na nas wszystkie. Anna czu�a, �e ciotka znów na ni� spogl�da, mimo to nie otwiera�a oczu. - Anno? Lecz Anna nie mog�a zmusi� si�, by odpowiedzie�. Ws�ucha�a si� w odg�os kropel na szybach: znowu pada� deszcz. 106 RS Hrabina siedzia�a spokojnie, poruszaj�c bezg�o�nie ustami, pogr��ona w modlitwie czy rozmy�laniach. Po jakim� czasie wsta�a, przytkn��a mokry policzek do policzka siostrzenicy i bez s�owa wysz�a. Anna nie zdziwi�a si�, �e kuzynka nie zajrza�a, by powiedzie� jej „dobranoc". Le�a�a samotnie w pokoju, wpatrzona w ciemny prostok�t okna. Zastanawia�a si�, co te� Zofia mo�e mie� z tym wspólnego? 107 Rozdzia� dwunasty. RS Zanim Jan Stelnicki dotar� do rodzinnej rezydencji w Krakowie, jego ojciec zmar� na gwa�townie rozwijaj�cego si� raka. - Bardzo si� stara� dotrwa� do twego przyjazdu - zapewni� go wuj Teodor. Chcia� jeszcze cho� raz ci� zobaczy�. Jan by� zdruzgotany. Przejecha� ca�� drog� z Halicza do Krakowa bez snu. Wiedzia�, �e ojciec niedomaga, nie mia� jednak poj�cia, �e choroba jest tak powa�na. - Powiedzia� co�? - Wyrazi� jedynie �yczenie, by� kontynuowa� jego walk� - odpar�a ciotka Kasia. - W Stronnictwie Patriotycznym? - Tak - powiedzia� wuj Teodor. - Dla niego to by�o jak religia. - To by�a jego religia - zauwa�y� Jan. Czuwanie przy zw�okach i uroczysto�ci pogrzebowe potrwa�y zwyczajowe cztery dni, lecz zaj�cia, zwi�zane z zamkni�ciem domu w mie�cie, zaj��y mu ponad trzy tygodnie. Jan s�dzi�, �e orientuje si� w polityce, jednak dopiero teraz, podczas pobytu w Krakowie, dowiedzia� si�, i to z pierwszej r�ki, mnóstwa rzeczy o problemach wewn�trznych i zewn�trznych, trapi�cych ojczyzn�. Dowiadywa� si� tego od ludzi, którzy mieli bezpo�redni wp�yw na przysz�o�� jego kraju. Podczas niezliczonych wizyt kondolencyjnych odwiedzaj�ce go osoby opowiada�y mu wiele na temat pasji jego ojca: by�o ni� utworzenie nowej zreformowanej Polski. Pozna� Stanis�awa Staszica, ksi�dza zajmuj�cego si� polityk�, który w swych Przestrogach dla Polski b�aga� o wprowadzenie w Rzeczpospolitej reform, które pozwoli�yby narodowi przetrwa�. Pozna� Hugona Ko���taja, który odegra� tak wa�n� rol� podczas Sejmu Czteroletniego - ojciec Jana tak�e w nim uczestniczy� - i jego wizj� reform, gwarantuj�cych prawa wszystkim obywatelom. W pogrzebie wzi�li te� udzia� Ignacy Potocki i Stanis�aw Ma�achowski, którzy razem z Ko���tajem opracowali Konstytucj� 3 maja. Sam król Stanis�aw August przys�a� osobistego emisariusza z pisemnymi kondolencjami i s�owami najwy�szego uznania dla ojca Jana. Jednak�e najwi�ksze wra�enie wywar�o na m�odym Stelnickim spotkanie ze szkolnym koleg� ojca. Ucz�szczali razem do Szko�y Rycerskiej, pa�stwowej uczelni kszta�c�cej kadry dla potrzeb wojska i administracji. Tadeusz 108 RS Ko�ciuszko, wówczas czterdziestopi�cioletni, zyska� ju� sobie s�aw�, s�u��c pod rozkazami George'a Waszyngtona, a tak�e prac� przy obwarowywaniu West Point podczas ameryka�skiej wojny o niepodleg�o��. By� znów w Polsce, wielce zatroskany o przysz�o�� swego kraju i pe�en zapa�u w walce o jego zreformowanie i uniezale�nienie od wrogów, którzy chcieli rozszarpa� go na strz�py. - Próbowa�em �ci�gn�� twego ojca do Ameryki - powiedzia� Ko�ciuszko do Jana - lecz nie chcia� zostawi� rodziny. Piotr by� porz�dnym cz�owiekiem, patriot� i wspania�ym przyjacielem. Prawdopodobnie zrobi� dla Polski wszystko, co mo�na by�o tu zrobi�. Nadejd� gorsze czasy, synu, wspomnisz moje s�owa. Sprawa straci�a dobrego or�downika. Powiniene� by� z niego dumny. Jan by� zbudowany tym, �e najbardziej szanowani i wp�ywowi ludzie w pa�stwie okazuj� jego zmar�emu ojcu taki szacunek i przywi�zanie. U�wiadomi� te� sobie, �e jedynie po cz��ci rozumia� ojca, i podczas pogrzebu bez wstydu p�aka� z �alu i poczucia straty. Zacz�� podziela� zaanga�owanie rodzica i, co bardziej znacz�ce, u�wiadamia� sobie, jak wa�n� i znacz�c� rzecz� jest Sprawa. Konstytucja 3 maja, pierwszy tego rodzaj akt prawny w Europie, musi zosta� za wszelk� cen� utrzymana. By� to dokument okre�laj�cy prawa zarówno szlachty, jak i ch�opstwa. Zmiany, które wprowadza�, mia�y fundamentalne znaczenie. Odt�d to sejm mia� stanowi� prawa i pilnowa� przestrzegania ich, a �eby je uchwali�, potrzebna by�a jedynie nieznaczna wi�kszo��. Liberum veto - dawne prawo, które pozwala�o, by pojedynczy cz�onek sejmu blokowa� g�osowanie, mówi�c po prostu: „Nie pozwalam", zosta�o zniesione. Sejm, pospo�u z królem i rad� królewsk�, zwan� Stra�� Praw, mia� odt�d skutecznie rz�dzi� Polsk�. Wsz�dzie s�ycha� by�o has�o: Król z narodem, naród z królem. Wkrótce Jan te� zacz�� go powtarza�. Dowiedzia� si� o istnieniu opozycji, z�o�onej z cz��ci szlachty i magnaterii, która nie chcia�a przyzna� ludowi �adnych praw, i ubolewa�a nad pozbawieniem jej „z�otej wolno�ci", jak� zapewnia�o liberum veto. Modli� si�, by jej cz�onkowie, doznawszy o�wiecenia, opowiedzieli si� po stronie zwolenników demokracji. Pewnego razu ciotka zagadn��a go o plany ma��e�skie. - Masz dwadzie�cia pi�� lat i jeste� taki przystojny - naciska�a. - Czas si� o�eni�. Jan roze�mia� si�. 109 RS - Chcesz przez to powiedzie�, �e jestem u szczytu i odt�d b�d� ju� tylko stacza� si� ku staro�ci? Ciotka obla�a si� rumie�cem. - Nic podobnego, zastanawia�am si� tylko, czy nie potrzebujesz pomocy. Mog�abym przedstawi� ci kilka odpowiednich panien. - Jak zawsze zajmujesz si� swataniem, ciotko Kasiu? Nic z tego, nie wci�gniesz mnie na list� wolnych kawalerów. Na pewno si� ucieszysz, kiedy ci powiem, �e znalaz�em ju� przysz�� �on�. Ciotka otworzy�a szeroko oczy ze zdziwienia. - Czy ona si� zgodzi�a? - spyta�a. - Có�, jeszcze nie... Ale si� zgodzi. - Któ� móg�by oprze� si� Stelnickiemu, tak? Gdzie ona jest? - Okr�g�a twarz ciotki zab�ys�a niczym tarcza s�oneczna. - Kim jest? - Mieszka chwilowo w Haliczu. Na imi� ma Anna. Anna Maria. - �liczne imi�... i takie katolickie. - Tak, ciotko, ona jest katoliczk�. Ciotka u�miechn��a si� szata�sko. - Có�, mi�o b�dzie mie� wasz� ga��� rodziny znowu w owczarni. Jan te� si� u�miechn��. - Uwa�asz, �e si� nawróc�? - O tak, bez w�tpienia! Je�li jest tego warta, nawrócisz si�. Jan zmieni� temat. Nie wspomnia� ciotce o tragicznej i smutnej przesz�o�ci Anny. Ani o tym, i� mia� nadziej�, �e ma��e�stwo pozwoli jej rozpocz�� nowe �ycie. �ar, który rozpala� mu policzki, bra� si� z poczucia winy. Jan obwinia� si� o to, �e tamtego dnia nad stawem zachowa� si� nieodpowiednio. Zareagowa� zbyt impulsywnie. Jak zwykle zreszt�. B�dzie musia� to w sobie zmieni�. By� zbyt niecierpliwy. Co za ironia: to w�a�nie niewinno�� dziewczyny tak go w niej poci�ga�a. Ta sama niewinno��, która wystawi�a jego cierpliwo�� na ci��k� prób�. K�amstwa Zofii i jej wtr�canie si� pogorszy�y sytuacj�. Lecz jak móg� przypuszcza�, �e Anna rozszyfruje charakter Zofii zaledwie w kilka tygodni, skoro jemu zaj��o to o wiele wi�cej czasu? Jak móg� j� zostawi�? By�a pi�kna i krucha niczym ptak. Wróci�by tego dnia nad staw, ale w domu czeka� na niego pos�aniec z wie�ci� o tym, �e ojciec jest umieraj�cy. Mia� nadziej�, �e dostatecznie wyja�ni� swoje zachowanie w li�cie. By� pewien, �e Anna zrozumie i przebaczy mu. Za kilka dni b�dzie mia� do�� czasu, by wyt�umaczy� si� jej osobi�cie. 110 RS Tak, o�eni si� z Ann�. Jak�e za ni� t�skni�! Pokocha� t� dziewczyn� od pierwszego wejrzenia. 111 Cz��� druga Wstaw si� za z�� dziewczyn�; o dobrej mo�esz mówi�, co ci si� podoba. Przys�owie polskie Rozdzia� trzynasty. RS W tydzie� po pami�tnej rozmowie z ciotk� Anna zosta�a po�lubiona Antoniemu Grawli�skiemu przez ksi�dza z miejscowej parafii. �lub odby� si�, jak nakazywa�a tradycja, w niedziel�. Pan Antoni wygl�da� bardzo elegancko w galowym stroju, kiedy sta� wyprostowany, wspar�szy praw� d�o� na fioletowym pasie w turecki wzór. Podczas ceremonii, odprawianej w salonie, Anna ledwie trzyma�a si� na nogach. By nie upa��, uczepi�a si� kurczowo oparcia fotela. Mia�a na sobie jasn� jedwabn� sukni� i proste nakrycie g�owy. Jak nakazywa� obyczaj, rozpuszczone w�osy opada�y jej lu�no na plecy, symbolizuj�c przeobra�enie si� dziewcz�cia w kobiet�. Jednak zwa�ywszy na to, co sta�o si� nad stawem, za�lubin nie poprzedzi�a radosna uroczysto�� rozplatania warkocza, jaka zazwyczaj odbywa�a si� na dzie� przed �lubem. Zreszt� wydarzenia prowadz�ce do wesela i sama ceremonia zosta�y znacz�co skrócone. Przynajmniej miano poda� chleb weselny. Ciotka Stella osobi�cie dopilnowa�a, by ko�acz by� upieczony z najlepszej m�ki, a ciasto starannie wyrobione, wierzono bowiem, �e je�li spleciony na kszta�t warkocza wierzch ciasta p�knie, ma��e�stwo oka�e si� nieszcz��liwe. W miar� jak ceremonia si� przeci�ga�a, Anna zaciska�a pobiela�e knykcie coraz mocniej na oparciu fotela, ledwie s�uchaj�c zawodz�cego g�osu ksi�dza. W�asny �lub stawa� si� dla niej tortur�, mniemaj�c� nic wspólnego ze wspania�� ceremoni� z dziewcz�cych snów. Spojrza�a na barona Grawli�skiego, który sta� obok okna, nieco oddalony od kobiet. Jej te�� by� naprawd� bardzo stary. O tym, �e jeszcze oddycha, �wiadczy�o jedynie lekkie unoszenie si� koronek poni�ej szyi, pokrytej obwis�� skór�. Baronowa, kobieta du�a i nieatrakcyjna, sta�a nieruchomo niczym ska�a, z aprobat� spogl�daj�c na syna spod opuszczonych powiek. Zofia, radosna, w ró�owej sukni, udawa�a wzruszenie, lecz tylko ciotka p�aka�a naprawd�. 112 RS Anna nie by�a w stanie p�aka�. Nie mog�a sobie przypomnie�, kiedy w�a�ciwie zdecydowa�a, �e przyjmie o�wiadczyny. Zosta�a pokonana: przez ciotk�, przez Zofi�, przez w�asn� s�abo��. Brak wiadomo�ci od Jana pozbawi� j� z�udze�. Dlaczego nie napisa�? Czy przesta�a mu si� podoba�? Czy by� tak zmienny, jak twierdzi�a Zofia? Czy to co� w niej sprawi�o, �e nagle straci� zainteresowanie? A mo�e nie by�o ono niczym wi�cej, jak tylko tym, co Zofia okre�li�a jako umizgi? �a�owa�a, �e zareagowa�a tak gwa�townie, gdy Zofia oskar�y�a go nad stawem. Skonsternowana i oszo�omiona, odwróci�a si� od Jana, jakby wierzy�a jej, nie jemu. Czu�a jednak, �e je�li gniewa� si� na ni� z tego powodu, jego gniew z�agodnia�by z czasem - gdyby mu na niej zale�a�o. A je�li us�ysza� o napa�ci? Czy to mog�oby go odstraszy�? Wiedzia�a, i� wielu m��czyzn pragnie poj�� za �on� jedynie dziewic�. A mo�e fakt, �e Gro�scy oskar�yli go o to, i� jest sprawc� gwa�tu, nie pozwala� mu si� zbli�y�? Anna by�a jednak przekonana, �e to nie on jest winowajc�. Zatem dlaczego znikn��? Gdy ceremonia dobieg�a wreszcie ko�ca, spróbowa�a znale�� pociech� w rezygnacji, wmawiaj�c sobie, �e to los ich rozdzieli� i �e nie mogli nic na to poradzi�. Zaledwie poprzedniej nocy wygl�da�a przez okno, obserwuj�c, jak deszcz zalewa podjazd, �cie�ki i rowy. Ojciec opowiedzia� jej kiedy� o tym, jak wielkim szacunkiem darz� wod� Chi�czycy. Ten spokojny, pokorny byt, woda, zawsze znajdowa� sobie najni�sze miejsce, omijaj�c ska�y na swojej drodze. Zawsze cierpliwy. I niezniszczalny. Spojrza�a na m��a, zastanawiaj�c si�, czy post�pi�a s�usznie. Przez chwil� by�a równie potulna i uleg�a jak woda. Jaki oka�e si� ten zwi�zek? Po�lubiaj�c Antoniego, nie posz�a ani za g�osem serca, ani intuicji. Na zewn�trz deszcz pada� nieprzerwanie. Kiedy ksi�dz obwo�a� ich m��em i �on�, Anna spojrza�a na ma��onka i u�miechn��a si�. Hrabina powiedzia�a jej bowiem: „�aden m��czyzna nie �yczy sobie niech�tnej panny m�odej". Pó�niej, gdy otrzyma�a swój kawa�ek ko�acza, unios�a nieco ozdabiaj�c� go ga��zk�, symbol p�odno�ci, i zobaczy�a, �e pomimo wszelkich stara� chleb i tak p�k� podczas pieczenia. Dwa dni po �lubie Anna zaj�ta by�a przygotowaniami do wyjazdu do Warszawy. Mieli sp�dzi� tam zim� wraz z hrabin� i Zofi�. W�a�nie owija�a starannie w koc szkatu�k�, w której schowana by�a kryszta�owa go��bica. Nagle, pod wp�ywem impulsu, odwin��a pude�ko, otworzy�a je i wyj��a figurk�. Podesz�a z ni� do okna, by s�o�ce o�ywi�o kryszta� �wiat�em. 113 RS Kiedy� uwa�a�a ptaka za omen, wieszcz�cy szcz��liw� przysz�o��, a kupca, który jej go sprzeda�, za proroka z greckiego dramatu. Powiedzia�, �e ptak zaniesie j�, dok�d tylko zechce, nawet do jej snów. Powinna tylko trzyma� go pod �wiat�o, jak teraz, i wyobrazi� sobie, �e Iris, bogini t�czy, unosi j� naprzód, wci�� naprzód, ku przysz�o�ci. Teraz jednak w zimnym krysztale, o�wietlonym bladym pa�dziernikowym s�o�cem, nie by�o ani �ladu Iris. Ptak zdawa� si� jedynie reliktem przesz�o�ci. Nale�a� do dziecka, które wybra�o sobie dziwaczny prezent i pozosta�o odosobnione w swej ch�ci zatrzymania go na zawsze. Co sta�o si� z tym dzieckiem, z tymi marzeniami? Ruch na zewn�trz, pod oknem pokoju, oderwa� j� od rozmy�lania o go��bicy. Rozsun��a koronkowe firanki, a kiedy zerkn��a w dó�, ledwie mog�a uwierzy� w�asnym oczom. Jan Stelnicki w�a�nie zsiada� z konia. Wygl�da� tak jak w jej wspomnieniach, charyzmatyczny nawet w ruchach. I pi�kny. M��czyzna nie ma prawa by� tak pi�kny, pomy�la�a w dniu, gdy go pozna�a. Kiedy us�ysza�a stukanie do drzwi, by�a ju� u szczytu klatki schodowej, lecz zatrzyma�a si�. Zofia najwidoczniej tak�e dostrzeg�a Jana, gdy� pop�dzi�a do wej�cia niczym b�yskawica i otworzy�a ci��kie d�bowe drzwi. Z miejsca, w którym sta�a, Anna mog�a widzie� jedynie plecy kuzynki, lecz bez trudu wyobrazi�a sobie twarz Jana i maluj�c� si� na niej powag�. Zesz�a na �rodkowy podest, by lepiej s�ysze� rozmow�. - Dzie� dobry, Zofio - przywita� si� Jan. - Przyszed�em z�o�y� kondolencje. By�em w Krakowie i wróci�em dopiero wczoraj. Powiedziano mi, �e twój ojciec nie �yje. - Nie jeste� tu mile widziany, Janie Stelnicki. - Ach, jak zwykle nie owijasz w bawe�n�, Zofio. Có�, nie przyszed�em rozmawia� z tob�, lecz z Ann�, cho� pozwól, �e pogratuluj� ci z okazji zam��pój�cia. - Och! - zawo�a�a triumfuj�co Zofia - s�u�ba �le ci� poinformowa�a. To nie ja wysz�am za pana Grawli�skiego. Umilk�a, by spot�gowa� efekt. Anna dostrzeg�a zdumienie maluj�ce si� na twarzy Jana i nag�y ból przeszy� jej serce. - To Annie powiniene� z�o�y� gratulacje! - mówi�a tymczasem Zofia. Cisza. 114 RS Cho� zna�a go krótko, Anna nie widzia�a dot�d, by Janowi zabrak�o s�ów. Teraz jednak zaj�kn�� si�, nie wiedz�c, co odpowiedzie�, a jego twarz wyra�a�a jawne niedowierzanie. Przywar�a do balustrady. Ba�a si�, �e za chwil� zemdleje. Zofia mówi�a tymczasem, starannie wymawiaj�c s�owa, jak mia�a w zwyczaju: - Oczywi�cie, �yczysz mojej kuzynce wszystkiego najlepszego. Przeka�� jej to. A teraz opu�� ten dom. - Starannie modulowany g�os wzniós� si� na wy�sze rejestry. - I nigdy wi�cej nie próbuj zobaczy� si� z Ann�! Trzasn��y d�bowe drzwi. Znów da�o si� s�ysze� ko�atanie. Hrabina Gro�ska odes�a�a Zofi� ruchem d�oni, po czym otworzy�a drzwi i wysz�a na ganek, by porozmawia� z Janem. Zofia odwróci�a si� i zobaczy�a Ann�. Ich spojrzenia spotka�y si� na d�u�sz� chwil�. Anna wpatrywa�a si� w kuzynk� z niem� rozpacz� i gniewem. W oczach Zofii wida� by�o triumf, lecz tak�e przeb�ysk... czego w�a�ciwie? �alu? Skruchy? Nie potrafi�a dociec. A potem Zofia odwróci�a wzrok i bez s�owa zaj��a si� przygotowaniami do wyjazdu. Zdawa�a si� nuci� pod nosem. Anna wróci�a do pokoju. Upokorzenie nie pozwoli�o jej zej�� i porozmawia� z Janem. Upokorzenie i wstyd, �e nie zaczeka�a. Nie wierzy�a w jego mi�o��. Czu�a bowiem, �e tylko wa�ny powód móg� powstrzyma� Jana przed pojawieniem si� w domu ciotki. A ona nie zaczeka�a. Pope�ni�a b��d, za który zap�aci ca�ym swoim �yciem - nie by�o ju� odwrotu. Mimo to modli�a si� w duchu, by Jan jednak zechcia� si� z ni� zobaczy�. Hrabina nie zdo�a�aby go powstrzyma�, gdyby naprawd� tego chcia�. Jednak�e po kilku minutach us�ysza�a t�tent kopyt i ju� wiedzia�a, �e Jan odjecha�. Nie mog�a zmusi� si�, by podej�� do okna. Mo�e tak by�o najlepiej, my�la�a. Co mog�aby mu powiedzie�? Co si� sta�o, to si� nie odstanie. Ksi�dz po��czy� j� z m��czyzn�, którego nie kocha�a, chocia� przysi�g�a mu mi�o�� przed Bogiem. Uroczy�cie podnios�a kryszta�ow� go��bic� i trzymaj�c j� tak, jak trzyma si� co�, co jest martwe, u�o�y�a na aksamitnej wy�ció�ce. Pó�niej, gdy powóz unosi� j� w kierunku Warszawy, coraz dalej od Halicza, coraz dalej od Jana, przypomnia�a sobie wspania�� waz�, nale��c� kiedy� do ojca. Waza, wysoka na oko�o trzydzie�ci centymetrów, liczy�a sobie wi�cej lat 115 RS ni� kilkadziesi�t pokole� ludzkich. Na lazurowym tle widnia� bia�y wzór, przedstawiaj�cy li�cie winoro�li, ptaki i posta� Egipcjanki. By�a to najcenniejsza rzecz, jak� posiada� jej ojciec. Pewnego zimowego dnia niechc�cy str�ci� j� z podestu, na którym sta�a. Anna patrzy�a, jak bezcenny skarb rozpada� si� na kawa�eczki zbyt ma�e, by mo�na je by�o poskleja�. Wtedy jedyny raz w ca�ym swoim �yciu widzia�a, jak ojciec p�aka�. My�la�a, �e p�knie jej serce; jednak dopiero teraz pozna�a, czym jest ból z�amanego serca. I, jak jej ojciec, za swe cierpienie mog�a wini� jedynie siebie. 116 Rozdzia� czternasty. RS Hrabina Gro�ska pozostawa�a milcz�ca przez wi�ksz� cz��� podró�y. Czasami, po tym jak Anna zosta�a napadni�ta, jej syn zbuntowa� si� otwarcie przeciwko rodzicom, a m�� nagle zmar�, czu�a si� tak, jakby wst�powa�a w g�st�, ciemn� mg�� i traci�a kontakt z rzeczywisto�ci�. Surowe, sztywne zasady, wed�ug których j� wychowano, tytu� oraz pozycja zobowi�zywa�y j�, by sz�a naprzód, stawia�a czo�o wyzwaniom, bez ogl�dania si� na przeszkody. Próbowa�a zatem ukry� smutki w oddzielnej szufladce umys�u, zamkni�tej na g�ucho, do której nie zamierza�a zagl�da� bez koniecznej potrzeby. Musia�a zachowa� trze�wo�� my�lenia, by�a bowiem przekonana, �e ju� nied�ugo jej rozs�dek i autorytet moralny b�d� potrzebne siostrzenicy, a przede wszystkim córce. Modli�a si�, by w Warszawie ich �ycie wróci�o do normalno�ci. Jej uszczuplona rodzina musia�a zapomnie� o przesz�o�ci. Nic ju� nie mog�o zmieni� faktu, �e by�a wdow�. Jednak�e w mie�cie te� wszystko by�o inne ni� dawniej. Gdy tylko zamkni�ty powóz zaturkota� na brukowanych ulicach Pragi - przedmie�cia stolicy po�o�onego na wschodnim brzegu Wis�y - hrabina wyjrza�a przez otwarte okno, zaszokowana tym, jak bardzo pogorszy�a si� sytuacja biedoty. Bezdomni wie�niacy w ró�nym wieku, n�dznie odziani w�óczyli si� po w�skich ulicach. Niektórzy �ebrali, inni wa��sali si� po prostu bez celu. Ujrza�a puste twarze, bia�e maski, wyra�aj�ce jedynie brak nadziei. Gdy ruch uliczny spowolni� powóz, kilkoro obszarpanych uliczników zacz��o biec równolegle z nim, piskliwym g�osem dopraszaj�c si� ja�mu�ny albo jedzenia. Hrabina siedzia�a obok Zofii, naprzeciw Antoniego i Anny Marii. Nag�y ruch, wykonany przez siostrzenic�, przyci�gn�� jej uwag�. - Co robisz, Anno? - spyta�a. W gospodzie, gdzie zatrzymali si� na nocleg, kupili kosz z jedzeniem i teraz Anna przetrz�sa�a go w poszukiwaniu resztek. - Zamierzam da� to, co nam zosta�o, tym biednym dzieciom. - Oszala�a�? - zawo�a� Antoni. - To potomstwo najgorszej miejskiej ha�astry. - To tylko dzieci, i s� g�odne. - Nie ulega kwestii, �e to banda ha�a�liwych �obuzów - doda�a Zofia. 117 RS - G�b� ch�opa mo�na zawsze zatka� chlebem - odpar�a Anna, wyrzucaj�c przez okno chleb, kilka kie�basek i owoce. - Ci sami mali �ebracy z rozkosz� poder�n�liby ci gard�o, gdyby tylko mieli po temu okazj�. - Antoni u�miechn�� si� z przymusem. - Czy nie mam racji, hrabino Gro�ska? - Zachowa�a� si� niezbyt rozs�dnie, Anno Mario - hrabina by�a pewna, �e gdyby Antoni by� sam z �on�, na pewno by j� powstrzyma�. Anna zje�y�a si�. - Nie �wiadczy to dobrze o Warszawie. Co to za miasto? Zofio, czy masz jakie� drobne? Ja mam tylko trzy czy cztery monety. - �eby wyrzuci� je przez okno? Nie! - Zofio, prosz�! Daj mi to, co masz. Hrabina ze zdziwieniem przygl�da�a si�, jak kuzynki przez chwil� mierz� si� wzrokiem. A potem Zofia, jakby nagle dosz�a do wniosku, �e mo�e ust�pi� w tak nieistotnej sprawie, zajrza�a do sakiewki. - Masz. Ojciec i tak zawsze powtarza�, �e nie mam g�owy do pieni�dzy. Jej �miech zad�wi�cza� niczym monety, rzucone niedbale na chodnik. Ciotka Stella nie zaprotestowa�a, gdy siostrzenica wysun��a r�k� i rzuci�a drobniaki powi�kszaj�cej si� z ka�d� chwil� gromadzie ma�ych �ebraków. Wygl�da�o na to, �e czasami Anna potrafi jednak postawi� na swoim. Hrabina poczu�a przyp�yw poczucia winy, gdy� przypomnia�a sobie, jak wbrew protestom siostrzenicy nak�oni�a j� do ma��e�stwa. Teraz mog�a tylko modli� si� do Czarnej Madonny, by okaza�o si�, �e post�pi�a w�a�ciwie. - Wo�nica! - zawo�a� Antoni. - Przyspiesz troch�! W�a�nie w tym momencie hrabina zauwa�y�a ch�opca, ma�ego blondynka, najdrobniejszego spo�ród dzieciaków. Przykucn��, by podnie�� monet�, a za chwil� wsta� i triumfalnie pomacha� zaci�ni�t� w pi�stk� d�oni�. Spojrza�a w przelocie na wymizerowan� twarzyczk�, roz�wietlon� szerokim dzieci�cym u�miechem, i po�a�owa�a, �e nie si�gn��a do sakiewki. Hrabina Gro�ska zdawa�a sobie spraw� z istnienia biedy, lecz w ostatnich latach przepa�� pomi�dzy biednym ch�opstwem a bogat� szlacht� zdawa�a si� gwa�townie powi�ksza�. Tu� obok rozpadaj�cych si� lepianek biedoty wznosi�y si� wspania�e rezydencje arystokracji i duchowie�stwa. Domostwa klasy �redniej - kupców, rzemie�lników i handlarzy - stanowi�y zdecydowan� mniejszo��. �ycie szlachetnie urodzonych warszawian by�o jak g�sty gulasz, sporz�dzony z bogactwa i przepychu, przyprawiany bez umiaru dogadzaniem 118 RS sobie. Trudno by�o ju� odró�ni� ludzi ze starych, zamo�nych rodzin od nuworyszy. Tej nowej warstwie bogaczy stolica oferowa�a wszelkie rozrywki, styl �ycia zgodny z parysk� mod� i obyczajami. Je�dzili wytwornymi powozami, ci�gni�tymi przez konie czystej rasy, ubierali si� z przepychem i zarówno kobiety, jak i m��czy�ni nosili wielkie, modne peruki. Jedli wyborne potrawy i popijali je najprzedniejszymi winami, a delikatesy takie jak rosyjski kawior by�y na ich sto�ach równie powszechne jak sól. Codzienno�ci� biedoty, odzianej w wytarte �achmany i byle jakie trepy, by� brud, g�ód i beznadzieja. Hrabina próbowa�a wyja�ni� Annie, �e w ka�dym mie�cie sytuacja wygl�da podobnie. Jednak�e pó�niej, kiedy Antoni zaci�gn�� zas�ony w oknach i w zaleg�ej ciszy s�ycha� by�o jedynie stukot ko�skich podków na bruku, mimo woli zacz��a zastanawia� si�, czy tak by� powinno. Bia�a drewniana rezydencja Gro�skich mie�ci�a si� w najbogatszej cz��ci warszawskiego przedmie�cia, Pragi. W�ska, czterokondygnacyjna kamieniczka sta�a w szeregu budynków usytuowanych na skarpie, a z jej okien roztacza� si� wspania�y widok na Wis��, mury miejskie i Zamek Królewski. Cho� mniejszy ni� dwór w Haliczu, dom w Warszawie wyda� si� Annie jeszcze �adniejszy i lepiej urz�dzony. Zgodzi�a si� z Antonim i hrabin�, �e powinna doko�czy� rekonwalescencji w�a�nie tutaj. Zaj��a wraz z Antonim sze�� pokoi na pierwszym pi�trze, podczas gdy ciotka i kuzynka rozlokowa�y si� na parterze. Obie rodziny mia�y jada� posi�ki wspólnie. Anna mia�a nadziej� na spokojny zwi�zek, taki, który - cho� pozbawiony mi�o�ci - z czasem zaowocowa�by wzajemnym szacunkiem i trosk�. Nadzieje te zniweczy�o pojawienie si� w Haliczu Jana. Jak mog�aby kiedykolwiek znale�� szcz��cie przy Antonim, maj�c �wiadomo��, �e utraci�a m��czyzn�, którego naprawd� kocha�a? Antoni nie stara� si� skonsumowa� ich zwi�zku w noc po�lubn� ani podczas nast�pnych nocy, które sp�dzili Pod G�ogami. Wygl�da�o na to, i� zawarli milcz�ce porozumienie i m�ody baron zgodzi� si� z tym, �e jego �ona potrzebuje wi�cej czasu. W kilka tygodni po przyje�dzie do Warszawy przyszed� jednak do pokoju Anny. Nast�pnego dnia mia� wyjecha� do Petersburga. Matka napisa�a, �e ojciec jest ci��ko chory. Anna siedzia�a na �ó�ku, czytaj�c. Natychmiast u�wiadomi�a sobie, �e szare oczy m��a b�yszcz� oczekiwaniem, i to odkrycie przestraszy�o j�. Wiedzia�a, �e ten moment kiedy� nadejdzie, mimo to poczu�a nieprzyjemny skurcz �o��dka. 119 RS Antoni usiad� na �ó�ku, wyj�� jej ksi��k� z d�oni, spojrza� w oczy i poca�owa� delikatnie. Anna zadr�a�a na ca�ym ciele. By� delikatny. Romantyczny. I by� jej m��em. Lecz ona nie pragn��a zbli�enia. Gdy tylko j� dotkn��, poczu�a nudno�ci. Próbowa�a odwróci� g�ow�, gdy jego usta poszuka�y jej warg. Mrukn��a co�, prosz�c go, by przesta�. Chwyci� j� za ramiona i przycisn�wszy do poduszek, poca�owa� znowu. - Nie! - krzykn��a, odpychaj�c go. Usiad� z powrotem na �ó�ku i spojrza� na ni�. - O co chodzi? - Ja... Nie wiem. Nie jestem jeszcze gotowa, Antoni. - Min��o kilka tygodni, Anno. - Wiem. - Kiedy b�dziesz gotowa, by�my mogli sta� si� m��em i �on�? - Nie wiem. Wsta� gwa�townie. Twarz poczerwienia�a mu z gniewu i stanowczym tonem rzek�: - Sugeruj�, by� znalaz�a odpowied� na to pytanie, i to mo�liwie szybko, Anno Mario Grawli�ska. Jestem cierpliwy, ale moja cierpliwo�� ma granice. Wróc� z Petersburga z nale�nym mi tytu�em. A ty b�dziesz moj� baronow�. I to ma��e�stwo b�dzie ma��e�stwem nie tylko z nazwy. Zrozumia�a�? Odwróci�a twarz, aby na niego nie patrze�. Wzdrygn��a si�, s�ysz�c swoje nowe nazwisko. Po chwili us�ysza�a, �e drzwi si� zamkn��y. „Z nale�nym mi tytu�em". Z jakim spokojem wyczekiwa� �mierci ojca. Tymczasem ona odda�aby wszystko, byle tylko sp�dzi� chwil�, cho�by najkrótsz�, ze swoim. U�wiadomi�a sobie ironi� sytuacji. Pami�ta�a, jakich rad udziela�a Zofii, gdy ta skar�y�a si�, �e rodzice zmuszaj� j� do ma��e�stwa. Powiedzia�a wówczas, �e Antoni mo�e okaza� si� przystojnym kawalerem o szlachetnym charakterze i �e z czasem Zofia mog�aby go pokocha� i by� szcz��liwa. Nie wiedzia�a wtedy, �e wkrótce znajdzie si� na miejscu Zofii. Nie mia�a te� poj�cia, co b�dzie wtedy czu�a. Wzdrygn��a si� na my�l o tym, jak by�a g�upia. �adna kobieta nie powinna wychodzi� za m�� wbrew swojej woli. Nudno�ci powróci�y i cia�o Anny pokry�o si� zimnym potem. Zesz�a czym pr�dzej z �ó�ka, podbieg�a do nocnika i zacz��a wymiotowa� tak gwa�townie, 120 RS jakby chcia�a wyrzuci� z siebie wszystkie fizyczne i duchowe dolegliwo�ci, które j� prze�ladowa�y. Le�a�a potem bezsennie, wpatruj�c si� w drobne p�kni�cia na suficie. Antoni wyznaczy� jej termin. B�dzie musia�a ulec albo... albo co? Wreszcie o�mieli�a si� pomy�le� o tym, co czai�o si� w zakamarkach jej umys�u: czy ma��e�stwo da�oby si� anulowa�? Dlaczego nie? Nie zosta�o przecie� skonsumowane. I je�li pozostanie jej cho� troch� si�, nie zostanie skonsumowane nigdy, poprzysi�g�a sobie. Antoni zd��y� si� ju� co do niej rozczarowa�, nawet by� na ni� z�y - wi�c mo�e nie mia�by nic przeciwko temu, by odzyska� wolno��? Tak, to mog�oby si� uda�. Naprawd� mog�oby. Nie wiedzia�a, jak za�atwia si� uniewa�nienie ma��e�stwa, lecz w tych okoliczno�ciach z pewno�ci� by�oby to mo�liwe. Jednak czy starczy jej si�y woli, by pój�� t� drog� bez wzgl�du na wszystko? Czy b�dzie zdolna samodzielnie pokierowa� swoim �yciem? Przez jedn� b�og� chwil� �udzi�a si�, �e tak, starczy jej odwagi, a kiedy nad ranem zasn��a, �ni�a o tym, �e sam kardyna� Warszawy wr�cza jej akt uniewa�nienia. Po raz pierwszy od tygodni by�a zadowolona. Ulga nie trwa�a jednak d�ugo: rankiem nudno�ci wróci�y. Lutisza zaj��a si� Ann� i musia�a widocznie rozmawia� z hrabin� po tym, jak opu�ci�a sypialni� podopiecznej, gdy� wkrótce do pokoju Anny zawita�a hrabina, a wraz z ni� Zofia. Ciotka Stella wybada�a poblad�� Ann�, zadaj�c jej jedno pytanie po drugim. - Co mi jest, ciociu? - spyta�a Anna, kiedy litania pyta� wreszcie usta�a. Powa�na mina i zachowanie ciotki zacz��y napawa� j� l�kiem. - Jestem ci��ko chora? To powa�ne? - Nie, nie jeste� chora. Ale tak, sprawa jest powa�na. - Co chcesz przez to powiedzie�, ciociu? - Chc� powiedzie�, �e spodziewasz si� dziecka, Anno. Serce Anny zamar�o. Nowina og�uszy�a j�, cho� w g��bi duszy w�a�nie tego si� spodziewa�a. Zofia westchn��a g�o�no. - To dziecko, Anno. Czy jest Antoniego? - Nie. Ciotka zblad�a jak �ciana. - Jak mo�esz by� tak pewna? - Jestem pewna. Zofia natychmiast poj��a, o co chodzi. 121 RS - Chcesz powiedzie�, �e ma��e�stwo nie zosta�o dot�d skonsumowane? - Zofio! - krzykn��a hrabina, zgorszona. - Dobrze ju�, ciociu. Mog� o tym mówi�. Nie - odpar�a, potrz�saj�c g�ow�. - Nie zosta�o. W tych pierwszych chwilach, nim inne troski zwi�zane z przysz�ym macierzy�stwem sta�y si� udzia�em Anny, jedna my�l natychmiast dotar�a do jej �wiadomo�ci: uniewa�nienie ma��e�stwa nie by�o ju� mo�liwe. 122 Rozdzia� pi�tnasty. RS Antoni wróci� z Petersburga w tak pos�pnym nastroju, �e w pierwszej chwili Anna pomy�la�a, �e jej te�� zmar� i m�� zosta� baronem. Jednak�e zaprzeczy� oschle jej przypuszczeniom, twierdz�c, �e ojciec, zaskoczywszy wszystkich, wróci� nagle do zdrowia. Po czym, nie mówi�c wi�cej ani s�owa, uda� si� do swej sypialni. Nast�pnego dnia ciotka Stella zebra�a wszystkich po kolacji w salonie i przemówi�a: - Anno Mario, powiedzia�am Antoniemu o twoim... stanie. On rozumie, kochanie. Anna spojrza�a na m��a, który u�miechn�� si� s�abo. - I przyjmiesz je, Antoni? - spyta�a. - Przyjm�...? - Czy to, co mówi ciotka, oznacza, �e zgodzisz si� przyj�� moje dziecko? Chrz�kn��, zaskoczony. - To znaczy, uznam je za w�asne? Teraz odezwa�a si� Zofia: - Dziecko nie jest Antoniego, Anno, i jako takie zawsze b�dzie w waszym zwi�zku zawad�. - Lecz ciocia powiedzia�a, �e Antoni rozumie. Naprawd� rozumiesz, Antoni? - Tak, Anno, ale nie mog� uzna� dziecka za swoje. - Mia�am na my�li to, �e m�� b�dzie wspiera� ci� do czasu rozwi�zania powiedzia�a hrabina. - Doprawdy trudno by�oby mu je adoptowa�, je�li o tym w�a�nie my�la�a�. Gdyby urodzi� si� ch�opiec... nie mo�esz wymaga�, by uzna� go za dziedzica. Anna poczu�a, �e sztywnieje. - Dziedzica maj�tku mojego ojca? - I maj�tku Grawli�skich, kochanie. - Matka ma racj�, Anno. Oczywi�cie, nikt nie musi wiedzie�, �e dziecko nie jest Antoniego, lecz z prawnego punktu widzenia, a z jego punktu widzenia tak�e, dziecko nie mo�e dziedziczy� tytu�u ani maj�tku. Pos�uchaj, kochanie, zatrzymanie go przyczyni�oby tylko zmartwie� nam wszystkim... i wcale nie by�oby dobre dla samego dziecka. Pomy�l o tym. - Ju� o tym my�la�am - powiedzia�a Anna, spogl�daj�c kolejno w oczy kuzynce, ciotce i m��owi. - Wtedy, w pierwszych dniach po napa�ci. Potem jednak odsun��am od siebie t� my�l albo przynajmniej tak mi si� zdawa�o. Bóg 123 RS do tego nie dopu�ci, my�la�am. Lecz teraz... to dziwne, lecz odk�d wiem, �e ro�nie we mnie nowe �ycie, moje uczucia uleg�y zmianie. By� mo�e to �ycie, jak ka�de inne, jest darem od Boga. Chc� zatrzyma� dziecko. - Nie zamierzam dr�czy� ci� przypominaniem, przez co przesz�a� powiedzia�a hrabina - lecz pomy�l tylko: a gdyby� nie by�a m��atk�? Drogie dziecko! Twoja reputacja zosta�a ocalona. I czy nie powinna� dzi�kowa� losowi, �e uda�o ci si� zawrze� odpowiednie ma��e�stwo? Antoni prawie si� nie odzywa�, lecz ciotka i Zofia uparcie próbowa�y skruszy� w�t�y opór Anny. Dziecko nale�y odda�. - Ale co si� z nim stanie? - spyta�a w ko�cu Anna. - Znajdziemy mu dobry dom w innej parafii lub mie�cie - rzek�a hrabina. A ludziom powiemy, �e stracili�cie pierwsze dziecko. - Wszystko zostanie utrzymane w g��bokiej tajemnicy - doda�a Zofia. Mama wie, jak za�atwia� takie sprawy, prawda, mamo? W br�zowych oczach hrabiny zab�ys�o zdziwienie i gniew. Anna zauwa�y�a, �e pomi�dzy matk� a córk� rodzi si� napi�cie, lecz zbytnio martwi�a si� o los dziecka, by po�wi�ci� temu wi�cej uwagi. Szanowa�a ciotk� i kocha�a j�. I cho� hrabina ostatnio wydawa�a si� dziwnie nieobecna duchem i roztargniona, jej zdanie by�o dla Anny wa�ne. Tylko �e teraz nie by�a ju� t� sam� dziewczyn�, która przyjecha�a zamieszka� z Gro�skimi przed kilkoma zaledwie miesi�cami. Pokocha�a i straci�a sw� mi�o��. Uwik�a�a si� w ma��e�stwo bez mi�o�ci, cho� by�a przekonana, �e jej zwi�zek z Antonim nie ma przysz�o�ci. Dlatego przysi�g�a sobie, �e teraz pójdzie za g�osem serca i intuicji. Nie b�dzie wod�, która omija g�az na swojej drodze, lecz zmusi g�az, by jej ust�pi�. Wyprostowa�a si� na krze�le. Ju� zdecydowa�a. Wiedzia�a jednak, �e nie�atwo b�dzie przeciwstawi� si� rodzinie. - Postanowi�am zatrzyma� moje dziecko, ciociu. Tylko ono trzyma mnie przy �yciu. Antoni uderzy� pi��ci� w stó�. - Do��! Do�� si� ju� nas�ucha�em. Wsta�. - Zostawiam to pani, hrabino. Licz�, �e przemówi pani swej siostrzenicy do rozumu. Dobranoc. Po wyj�ciu Antoniego kobiety siedzia�y przez d�u�sz� chwil� w milczeniu. - Có� - powiedzia�a w ko�cu Zofia. - Uwa�am, �e decyzja Anny jest godna podziwu, mamo. Pami�taj jednak, �e ma jeszcze czas, by si� zastanowi�. Ca�e miesi�ce. 124 RS Zofia odgrywa zatroskan� dyplomatk�, pomy�la�a Anna. I jest taka pewna, �e w ko�cu zdo�a mnie przekona�... - Czy mog�aby� zostawi� mnie sam� z kuzynk�, mamo? Hrabina wydawa�a si� zm�czona i niezbyt skora przeciwstawia� si� córce, pozostawi�a wi�c spraw� w jej r�kach. Uca�owa�a dziewcz�ta na dobranoc i posz�a do swego pokoju. Zofia spojrza�a szacuj�co na kuzynk� czarnymi oczami. - Có�, Aniu - powiedzia�a - musisz by� realistk�. - Chc� zatrzyma� dziecko, Zofio. - Co spodziewasz si� przez to uzyska�? - Nie wiem, o czym mówisz. - My�l�, �e wiesz. - Nie mam ukrytego motywu. - Chyba wiem, co knujesz - powiedzia�a Zofia, u�miechaj�c si� sztucznie. Anna spojrza�a na kuzynk�. - My�lisz, �e je�li uprzesz si� zatrzyma� dziecko, Antoni zgodzi si� uniewa�ni� ma��e�stwo. O to ci chodzi, czy� nie? Nadal s�dzisz, �e w ko�cu uda ci si� zdoby� Jana! - Nie mam na to nadziei. - W rzeczywisto�ci uwa�asz... Nie, ty to wiesz!... �e dziecko jest jego, prawda? - Zofio, ja wiem, �e ono nie jest Jana. S�dzisz, �e jest jego? Zofia skrzywi�a si�. - Nie obchodzi mnie to - powiedzia�a z rosn�cym gniewem w g�osie. Anna wsta�a i skierowa�a si� ku drzwiom. - Pos�uchaj mnie, Anno. Je�li Antoni ci� opu�ci, ty, szlachcianka, nie b�dziesz mog�a wychowywa� nie�lubnego dziecka! - Zofio, to zupe�nie do ciebie niepodobne, �eby a� tak przejmowa� si� konwenansami. - Nie �artuj sobie ze mnie! Im szybciej u�wiadomisz sobie, �e nie mo�esz mie� Jana i �e on nie jest wart zachodu, tym szybciej u�o�ysz sobie �ycie. Przy drzwiach Anna odwróci�a si� i spojrza�a na kuzynk�. - Zatrzymam dziecko, Zofio. - Wi�c nie spodziewaj si� ode mnie pomocy - wysycza�a Zofia. - I nie oczekuj, �e Antoni b�dzie zachowywa� si� jak �wi�ty Józef wobec Dziewicy Maryi! 125 Rozdzia� szesnasty. RS Kilka dni min��o bez szczególnych incydentów. Antoni zacz�� jada� poza domem. Anna, Zofia i hrabina unika�y dra�liwych tematów. Anna nie my�la�a dot�d zbyt wiele o macierzy�stwie; ju� jako dziecko wola�a kryszta�ow� go��bic� ni� lalk�. Jednak nie mog�a d�u�ej odsuwa� od siebie tej my�li. Czu�a, �e zasz�y w niej pewne zmiany. To dziwne uczucie, wiedzie�, �e ro�nie w tobie nowa istota, my�la�a. Ju� teraz rodzi�a si� w jej sercu opieku�czo��. Ani przez chwil� nie chcia�a pozby� si� dziecka, chocia� tak bardzo komplikowa�o jej �ycie. Urodzi je i obdarzy tak� mi�o�ci�, jakby pochodzi�o ze zwi�zku z m��czyzn�, którego kocha. Dziecko nie wybiera sobie przecie� rodziców ani okoliczno�ci przyj�cia na �wiat, rozmy�la�a. Tymczasem pojawi� si� pilniejszy problem. Zanim te�� zachorowa�, spodziewa�a si�, �e wiosn� zamieszkaj� wraz z m��em w Sochaczewie. Teraz jednak obawia�a si�, �e Antoni b�dzie wola� pozosta� bli�ej rodziców na wypadek, gdyby stan zdrowia jego ojca si� pogorszy�. Ona natomiast nie chcia�a znale�� si� ani w rodowym maj�tku Grawli�skich pod Opolem, ani tym bardziej w Petersburgu. Pragn��a zamieszka� we w�asnym domu i nie nazbyt daleko od ciotki, od której mog�a spodziewa� si� ciep�a i mi�o�ci. Nie potrafi�a wyobrazi� sobie �ycia po�ród Grawli�skich. Antoni by� cz�owiekiem ch�odnym uczuciowo, podobnie jak jego rodzice. W�a�ciwie zimnym jak barszcz. Pewnego popo�udnia Anna mia�a zje�� obiad samotnie. Lutisza powiedzia�a, �e hrabina i Zofia uda�y si� na umówione spotkanie. Ciekawe, jakie te� wspólne sprawy mog� mie� ciotka i kuzynka, zastanawia�a si�. Siedz�c przy wielkim d�bowym stole, zwrócona plecami do wysokiej, zdobionej ciemnym wzorem chi�skiej serwantki, pe�nej sreber i cynowych naczy�, czu�a si� ma�a i nic nie-znacz�ca. Poza tym by�a za�enowana, gdy� trzy s�u��ce kr��y�y wokó� niej niczym kolibry wokó� kwiatu. Poda�y zup� grzybow� i udziec jeleni, przyrz�dzony po litewsku. Mi�so by�o nieco suche, co wskazywa�o na to, �e Lutisza naszpikowa�a je s�onin�. Nak�uwanie mi�sa szpikulcem powodowa�o wyciekanie z niego soku, dlatego matka Anny pilnowa�a zawsze, by kucharki owija�y mi�so przed pieczeniem cienkimi plasterkami s�oniny. Gdy piecze� by�a ju� niemal gotowa, s�onin� usuwano, a mi�so posypywano drobnym bia�ym cukrem, który pod wp�ywem wysokiej temperatury karmelizowa� si�, tworz�c na powierzchni chrupi�c� skórk�. Tak przyrz�dzone mi�so wydziela�o apetyczny sok, stanowi�cy podstaw� pysznego sosu. Od czasu do czasu pozwalano ma�ej Annie uczestniczy� w jego 126 RS przygotowaniu. Dodawa�a wtedy ostro�nie g�st� �mietan� i wyciska�a sok z cytryny. Na samo wspomnienie o tym �linka nap�yn��a jej do ust. Przepis by� o wiele lepszy ni� ten, który stosowa�a Lutisza. Jak�e t�skni�a za matk� i dawnym �yciem w rodzinnym Sochaczewie! Sko�czy�a je�� i w�a�nie mia�a wróci� do swych pokoi, gdy niebo rozdar�a b�yskawica. Zagrzmia�o dono�nie, a potem rozszala�a si� ulewa. Dzie�, cho� jesienny, wsta� ciep�y i pogodny, tote� w ca�ym domu pootwierano okna, aby wywietrzy� go przed zim�. Anna podbieg�a do okien w jadalni i zacz��a je kolejno zamyka�. Z g��bi domu nadbieg�a zaaferowana Lutisza. - Lutiszo, pobiegnij na gór� i pozamykaj tam okna, ja powinnam da� sobie rad� tu, na dole. - Tak, madame - odpar�a s�u��ca, �piesz�c ku schodom. Anna pozamyka�a okna w bibliotece, szwalni, salonie i sypialni hrabiny. Pokój Zofii by� ostatni w korytarzu. Wbieg�a do �rodka i dopiero wtedy odkry�a, �e okna s� tu zamkni�te, a powietrze nie�wie�e i przesycone zapachem perfum. Ju� mia�a odwróci� si� i wyj��, kiedy spostrzeg�a na wielkim puchowym �o�u dziwnie wygl�daj�c� ksi��eczk�. Przesz�a przez pokój, podnios�a j� i zacz��a obraca� w d�oniach. Obramowane z�otem strony przytrzymywa�a ok�adka, zdobiona czerwon� emali�. - Jakie to pi�kne - szepn��a. Otworzy�a ksi��eczk�, zerkn��a na pierwsz� stron� i a� westchn��a. Trzyma�a w d�oniach pami�tnik. Pami�tnik Zofii! Rozleg� si� kolejny huk, tak silny, �e niemal wstrz�sn�� domem w posadach. Anna rzuci�a ksi��eczk� i wybieg�a z pokoju. Korytarz rozja�ni� si� �wiat�em i zawibrowa� od uderzenia pioruna. Pobieg�a sprawdzi�, czy nie przeoczy�a którego� okna. - Wszystko pozamykane, madame - poinformowa�a j� Lutisza, kiedy spotka�y si� we frontowym holu. - Sprawdzi�am te� drugie pi�tro i poddasze. W sam� por�. Leje coraz mocniej. - Dzi�kuj�, Lutiszo. Oty�a s�u��ca dygn��a bez przekonania. Wygl�da�o to bardzo zabawnie i Anna skry�a �miech. 127 RS Ruszy�a ku schodom, lecz zatrzyma�a si� i odczeka�a, a� s�u��ca odejdzie z powrotem do kuchni. Gdy Lutisza znik�a, odwróci�a si� i pobieg�a w przeciwnym kierunku, poruszaj�c si� szybko niczym ptak w locie. Po chwili by�a z powrotem w pokoju Zofii. Zamkn��a za sob� drzwi. Dzia�a�a tak szybko, �e nawet nie mia�a czasu odczu� wyrzutów sumienia. Przeczytam go, pomy�la�a. Chocia� zdawa�a sobie spraw�, �e narusza prywatno�� Zofii, by�a zdecydowana przenikn�� pozory og�ady, pod którymi kry�y si� my�li kuzynki, i cho�by zerkn�� w g��b jej duszy. Wiedzia�a, �e to Zofia zaaran�owa�a ma��e�stwo z Antonim. Ten zwi�zek za�atwia� bowiem wiele spraw: chroni� Ann� przed plotkami, prawdopodobnym staropanie�stwem i, jak si� okaza�o, ha�b� pozama��e�skiego macierzy�stwa. Ocala� te� Gro�skich przed plotkami, zdejmowa� z nich odpowiedzialno�� za Ann�, a przede wszystkim uchroni� Zofi� przed losem, który uwa�a�a za gorszy od �mierci. Poza tym bardzo pragn��a dowiedzie� si�, co te� Zofia napisa�a o Janie. Otwar�a pami�tnik. Kuzynka nada�a mu tytu�: „Moje przyjemno�ci". Anna zacz��a czyta�, �lubuj�c sobie, �e przeczyta tylko te fragmenty, w których napotka swoje imi�. Ku swemu zdziwieniu ujrza�a je niemal od razu, w pierwszym wierszu: Kilka razy natkn��am si� na kuzynk� Ann�, pisz�c� co� w pami�tniku. Poniewa� dosta�am t� �liczn� ksi��eczk� z pustymi kartkami, postanowi�am poczyni� kilka zapisków. Anna pisze zapewne o sprawach ponurych i przygn�biaj�cych. Ja zamierzam pisa� tylko o tym, co sprawia mi przyjemno��. Biedna Anna! Po�lubiona m��czy�nie takiemu jak przysz�y baron Antoni. W przeciwie�stwie do mojej kuzynki zwi�za�am si� swego czasu z prawdziwym baronem i podejrzewam, �e ten zwi�zek dostarczy� mi o wiele wi�cej przyjemno�ci. Zdarzy�o si� to w zesz�ym roku. Byli�my na hucznym przyj�ciu, sporo wypili�my, a krótko po pó�nocy przenie�li�my si� do wynaj�tego przez niego apartamentu, gdzie baron pad� na �ó�ko i natychmiast zasn��. Rozbieraj�c si�, nie mog�am poradzi� sobie z koszul�. Chichocz�c, z pijack� niecierpliwo�ci� rozdar�am j� od góry do do�u i pozwoli�am, aby opad�a na pod�og�. Spojrza�am na barona, który le�a�, chrapi�c, na boku. Wytrze�wia�am, gdy tylko zobaczy�am jego umi��nione cia�o, widoczne przez obcis�e bryczesy. Ale� by� m�ski! 128 RS Kilka poca�unków przywróci�o memu kawalerowi si�y. Rozebra� si� szybko. To by�o po prostu rozkoszne, kiedy baron Driedruski leg� na mnie i na wielkim, puchowym �o�u nasze cia�a z��czy�y si� w powolnej, nieustaj�cej przyjemno�ci. Baron by� niezmordowany. Noc mija�a z wolna, jakby we �nie. By� ju� bliski spe�nienia, gdy poc�c si� obficie, powiedzia� nagle: „Musisz za mnie wyj��, Zofio. Nie chc� zostawia� ci�, wype�niwszy nasieniem, gdy� mo�esz urodzi� moje dziecko ". Mia�am ochot� si� roze�mia�! Nikt dot�d nie o�wiadczy� mi si� w tak nieodpowiedniej chwili. Czy�by baron s�dzi�, �e dzi�ki dziecku b�d� nale�a�a do niego w wi�kszym stopniu? Powstrzyma�am niewczesn� weso�o�� i grzecznie odmówi�am po�lubienia go. Zgodzi�am si� jednak urodzi� dziecko. Wkrótce b�dzie musia� powróci� do swego zamku na stokach Karpat. Jestem pewna, �e zostawi mi spor� sumk� na pensj� dla niani, a je�li b�d� wystarczaj�co sprytna, by� mo�e zdo�am go namówi�, by p�aci� na utrzymanie dziecka. Wiedzia�am, �e to ma�o prawdopodobne, bym pocz��a akurat wtedy. Zarówno niania, jak dziecko to tylko sprytny fortel. Jeden wieczór wype�niony przyjemno�ciami i b�d� mog�a g�aska� gronostajowe futro najpi�kniejszej peleryny w mie�cie. �a�osny baron mi nie odpowiada. Jak na m��czyzn� starszego ode mnie o pi�tna�cie �at, nie m�czy si� co prawda szybko, lecz jest zbyt ci��ki. Nim z nim sko�czy�am, by�o mi niemile gor�co. Lecz znios�abym jeszcze dziesi�� równie nieprzyjemnych do�wiadcze� dla dziesi�ciorga dzieci takich jak to, które jest teraz ozdob� mojej szafy. Nagle uszu Anny dobieg�y odg�osy towarzysz�ce zatrzymywaniu si� powozu. Rzuci�a pami�tnik na �ó�ko Zofii i pospiesznie opu�ci�a jej sypialni�. Zd��y�a wej�� do frontowego holu, gdy otworzy�y si� wej�ciowe drzwi. - Witaj, Anno - powiedzia�a Zofia. - Czy co� si� sta�o? Anna u�miechn��a si� z trudem, próbuj�c ukry�, jak bardzo jest zaszokowana. - Ale� nie. Spojrza�a na hrabin�. Cho� ciotka ostatnio stale wydawa�a si� roztargniona i niezdrowa, dzisiaj jej twarz by�a szara jak popió�, a du�e br�zowe oczy nabra�y dziwnie szalonego wyrazu. Jej twarz by�a mokra - od deszczu czy �ez, Anna nie by�a w stanie rozstrzygn��. Hrabina zwykle wita�a siostrzenic� serdecznie, tym razem jednak przemkn��a obok niej bez s�owa. 129 RS Gdy Anna us�ysza�a, �e za ciotk� zamykaj� si� drzwi, spojrza�a pytaj�co na Zofi�. - Och, jest zdenerwowana, Anno! - powiedzia�a kuzynka. - Prze�y�a dzisiaj niez�y szok. Za to ty promieniejesz, pomy�la�a Anna. - O co chodzi, Zofio? Gdzie by�y�cie? Ty nie wydajesz si� ani troch� wzburzona. - Och, ale� jestem, kochanie. Tylko �e dla mnie zaskoczenie okaza�o si� najprzyjemniejsze z mo�liwych. - Mów. Zofia wprowadzi�a Ann� do salonu i zamkn��a drzwi. - Nie uwierzysz. Wracamy w�a�nie od adwokata. - Zofio, powiedz mi, o co chodzi. - Anno... od jakiego� czasu wiedzia�am, �e Walter nie jest moim rodzonym bratem. Anna otworzy�a ze zdziwienia usta. - Gdy mama i tata s�dzili, �e nie b�d� mogli mie� w�asnych dzieci, adoptowali Waltera. A potem, po kilku latach, urodzi�a im si� córka. Ca�a ja! Rozpocz��am �ycie, zaskakuj�c innych. I przypuszczam, �e tak te� je zako�cz�. - Walter wiedzia�? - spyta�a Anna, opadaj�c na fotel. - Dowiedzia� si� dopiero podczas ostatniej wizyty w Haliczu. Ojciec wykrzycza� mu to w gniewie, kiedy nie zgodzi� si� zrezygnowa� ze s�u�by u Katarzyny i zosta� w domu. Zofia sta�a przed kaflowym piecem, gestykuluj�c z o�ywieniem. - Ojciec zagrozi�, �e wydziedziczy go, je�li nie podejmie rodzinnych obowi�zków. Oczywi�cie nie zd��y� tego zrobi�, gdy� umar� nagle. Jednak prawo stanowi, �e adoptowane dziecko nie mo�e dziedziczy� tytu�u. Ja go odziedziczy�am. I, kochanie, zg�osi�am te� prawa do ca�ego maj�tku. - Jak to mo�liwe? - Przypadkiem natkn��am si� na ostami testament ojca. Ale� mia�am szcz��cie. Matka nie mia�a poj�cia, �e istnieje, i dowiedzia�a si� o tym dopiero u adwokata. Spodziewa�a si�, �e zostanie odczytany dokument, który ojciec sporz�dzi� wiele lat temu. Och, powinna� by�a widzie� jej min�! - Co z Walterem? - A co mia�oby by�? Ma biedak pecha. Nie zamierza� podporz�dkowa� si� �yczeniu ojca. Za�o�y�, �e staruszek jednak go nie wydziedziczy. 130 RS Anna nie wiedzia�a, co powiedzie�. Nast�pne s�owa kuzynki potwierdzi�y jej najgorsze obawy. - Teraz ju� wiesz, dlaczego matka jest taka zdenerwowana, kochanie. Od dzi� ja sprawuj� ca�kowit� kontrol� nad maj�tkiem, pieni�dzmi, s�u�b�. Nad wszystkim! Anna spojrza�a na Zofi�, staraj�c si� przybra� mi�y wyraz twarzy. Lecz w g��bi jej serca czai� si� l�k o przysz�o�� ciotki i kuzyna. Wymamrota�a s�owa gratulacji. - Chyba wpadn� teraz do hrabiny - powiedzia�a po chwili, przerywaj�c pe�n� samozadowolenia tyrad� Zofii. - Zobacz�, jak si� czuje. - Poprawka, skarbie. Do hrabiny wdowy. Patrzysz na hrabin� Zofi� Gro�sk�. Teraz mam ju� nie tylko posag. By� mo�e nigdy nie wyjd� za m��! Ta polska obsesja na tle wczesnego wychodzenia za m�� i p�odno�ci to absurd. Poza tym, je�li caryca Katarzyna mo�e w pojedynk� w�ada� Rosj�, ja dam chyba rad� zawiadywa� maj�tkiem Gro�skich. W ko�cu �adni z nas magnaci. Cho� kiedy�, by� mo�e, w�eni� si� w magnack� rodzin�. Pochyli�a si� i poca�owa�a Ann�. - Id�, zobacz si� z matk�. Ja musz� znale�� Lutisz� i dopilnowa�, by do kolacji podano to musuj�ce francuskie wino, które ojciec chowa� w piwniczce. B�dziemy �wi�towa�, nawet bez matki. - Zofio? - Tak? - Dlaczego ojciec mia�by pomin�� w ten sposób �on�? Zofia przez chwil� wpatrywa�a si� w Ann�, a potem wzruszy�a ramionami. - Sk�d mog� wiedzie�? Mo�e s�dzi�, �e b�dzie wspó�czu�a Walterowi i jednak przeka�e mu to, czego ojciec pragn�� go pozbawi�. Obróci�a si� na pi�cie i wysz�a. Anna siedzia�a oszo�omiona. Cho� obawia�a si�, �e nowina ostatecznie za�amie ciotk�, nie mog�a si� zmusi�, by do niej pój��. Zamiast tego spróbowa�a uporz�dkowa� w�asne odczucia. Nie wspó�czu�a zbytnio Walterowi. Rozmy�la�a natomiast o wuju, który �y�by teraz, gdyby nie ona. I o ciotce, która utraci�a m��a, a prawdopodobnie tak�e syna. Co wi�cej, ciotka Stella by�a teraz zale�na od córki, t� bowiem nie sposób by�o kontrolowa�. Och, Zofia.! Zawiaduj�ca maj�tkiem Gro�skich i triumfuj�ca z powodu utracenia przez brata maj�tku. Anna podejrzewa�a, �e za t� nag�� odmian� losu kryj� si� nie lada machinacje. Przez twarz kuzynki przemkn�� delikatny, a jednak wymowny cie�, kiedy spyta�a j�, dlaczego ojciec mia�by w ten sposób 131 RS rozporz�dzi� maj�tkiem. Poza tym Anna przypomnia�a sobie rozmow� z Zofi�, kiedy ta skar�y�a si�, �e wed�ug oceny hrabiego jego córka nie zna warto�ci pieni�dza. Powiadano, �e ostatnia wola zmar�ego stanowi odzwierciedlenie jego �ycia. Nie wierzy�a, �e testament wuja móg�by by� tego potwierdzeniem. To niepodobne do niego, by pozostawi� uwielbian� �on� na �asce córki, zale�n� od niej pod ka�dym wzgl�dem. Co zrobi Zofia, maj�c tak� w�adz� i pieni�dze? I wolno�� - ile� wolno�ci zyska�a! Anna poczu�a uk�ucie zazdro�ci. I ona by�a kiedy� wolna, lecz pozwoli�a uwik�a� si� w ma��e�stwo bez mi�o�ci, do tego takie, w którym m�� spodziewa� si� podejmowa� decyzje. Czy tak mia�a wygl�da� jej przysz�o��, czy mo�e by� sposób, by odzyska� niezale�no��? Zofia, podobnie jak caryca, zdawa�a si� ow�adni�ta obsesj� presti�u, bogactwa i wolno�ci. A teraz zyska�a jeszcze w�adz�! No i te erotyczne wynurzenia, zapisane w pami�tniku. Dopiero teraz Anna w pe�ni u�wiadomi�a sobie, �e s� prawdziwe. Zadr�a�a, jakby w nagrzanym pokoju owion�� j� nagle przeci�g. Gdzie le�y �ród�o mojej si�y, rozmy�la�a, jak mam odnale�� j� w sobie i czy wystarczy jej, by przeciwstawi� si� przeciwno�ciom, które los postawi na mojej drodze? Ciotka zjad�a kolacj� w swoim pokoju. Anna pomy�la�a, �e jej nieobecno�� przy stole wygl�da tak, jakby hrabina abdykowa�a na rzecz córki. Zauwa�y�a, �e Zofia dopilnowa�a, by stó� zastawiony by� szczególnie uroczy�cie. Na �rodku ustawiono zdj�te z najwy�szych pó�ek chi�skiej serwantki srebrne pó�miski i naczynia. Kolacj� podano na najlepszej mi�nie�skiej porcelanie ciotki. Jej delikatny, ró�owy, b��kitny i fioletowy dese� przyci�ga� wzrok Anny. Pi�kno tych naczy� mog�oby dzia�a� koj�co, gdyby nie to, co wydarzy�o si� wcze�niej tego dnia. Anna w�tpi�a, czy porcelan� wyj�to z zamkni�tego kredensu za zgod� hrabiny. Wszystkiego, co znajdowa�o si� dzi� na stole, u�ywano dot�d jedynie przy szczególnych okazjach. Karafka do wina oraz kieliszki by�y co prawda z czeskiego szk�a, lecz srebrne sztu�ce, zdobione wyobra�eniem bia�ego or�a, wyprodukowano w manufakturze polskiej. Wszystko po�yskiwa�o i skrzy�o si� w blasku setki �wiec. Anna ze zdumieniem odkry�a, �e g�ównym daniem mia�o by� pieczone prosi�, podawane zazwyczaj na Wielkanoc. Antoni, podobnie jak jego �ona, nie mówi� wiele. Co kry�o si� za tymi szklistymi szarymi oczami? Pogodzi�a si� z faktem, i� o�eni� si� z ni� dla maj�tku i pieni�dzy, prawdopodobnie za namow� Zofii. Dla Anny jedyna 132 RS korzy��, wynikaj�ca z ma��e�stwa, sprowadza�a si� do tego, �e wychodz�c za Antoniego, mog�a zapewni� swemu dziecku nazwisko. Przygl�da�a si� m��owi, siedz�cemu po przeciwnej stronie sto�u. Czy teraz, po ujawnieniu testamentu, jego my�li pod��a�y w kierunku, jaki podejrzewa�a? Gdyby dawno zaplanowane ma��e�stwo dosz�o jednak do skutku, zyska�by wi�ksz� fortun� - dom w Warszawie, maj�tek pod Haliczem - i pi�kn� Zofi�. Co za ironia. Zamiast tego zwi�za� si� z biedniejsz� i mniej pi�kn� kobiet�, która w dodatku spodziewa�a si� dziecka innego m��czyzny. Transakcja, która kiedy� wydawa�a mu si� tak korzystna, z ka�dym dniem traci�a na warto�ci. Anna nie potrzebowa�a m�drych przepowiedni, by wiedzie�, �e jej ma��e�stwo skazane jest na pora�k�. Zastanawia�a si� jednak, w jaki sposób dobiegnie ono kresu. I jak b�dzie wygl�da�o jej �ycie, nim to si� stanie? Je�li Zofia zauwa�y�a, �e tylko ona naprawd� �wi�tuje, nie da�a tego po sobie pozna�. Zawo�a�a Lutisz�, kaza�a nape�ni� swój kieliszek po raz trzeci i unios�a go do u�miechni�tych, czerwonych warg. Tryska�a rado�ci�, musuj�c� niczym wino w kieliszku. 133 Rozdzia� siedemnasty. RS W listopadzie Jan Stelnicki wynaj�� w Warszawie niewielk� kamieniczk�. Dom rodzinny w Krakowie, by�ej stolicy Polski, mia� pozosta� zamkni�ty. Wybra� Warszaw�, poniewa� po �mierci ojca przy��czy� si� do Stronnictwa Patriotycznego, a Warszawa by�a teraz centrum politycznym kraju. Ci spo�ród szlachty i magnaterii, którzy czuli si� rozczarowani zmianami, jakie przynios�a konstytucja, coraz g�o�niej dowodzili swych racji. I byli niebezpieczni. Kr��y�y plotki, �e powo�ano ruch maj�cy na celu obalenie konstytucji, a jego uczestnicy zamierzali poprosi� caryc� Katarzyn�, by udzieli�a im poparcia. Takie dzia�anie mog�o wywo�a� zamieszki na wielk� skal�, rodzaj wojny domowej, po��czonej z walk� o niepodleg�o��: szlachta wyst�powa�aby przeciwko szlachcie, Polacy przeciwko Rosjanom. W konsekwencji Warszawa sta�a si� o�rodkiem wielu intryg, rozgrywanych na ró�nych poziomach, od zaplecza gospody po sal� tronow� w Zaniku Królewskim. Bywa�y jednak dni, gdy Jan zdobywa� si� na to, by przyzna� sam przed sob�, �e zamieszka� w Warszawie tak�e z innego powodu. W�drowa� wtedy ulicami do gospody zwanej Pod G�ow� Królowej, po�o�onej nad brzegiem rzeki i maj�cej bardzo specyficzn� klientel�. Nadesz�y ch�ody, siadywa� wi�c we wn�trzu, s�cz�c kaw�. Czasami dociera�y do niego ironiczne uwagi klientów, którzy s�dzili, �e jest ca�kowicie pogr��ony w rozmy�laniach lub mo�e odrobin� g�upkowaty. Lecz on nie patrzy� bezmy�lnie przed siebie, jak przypuszczali. Gdyby pod��yli wzrokiem za jego spojrzeniem, przekonaliby si�, �e spogl�da przez brudne okno ku bia�o szalowanemu domowi na przeciwleg�ym, urwistym brzegu zamarzaj�cej Wis�y. Raz odwa�y� si� przejecha� obok tego domu w zamkni�tej doro�ce. W oknie mign��a mu przez chwil� Zofia, lecz nie zobaczy� Anny. Zastanawia� si� nad przyczynami swej obsesji, pokpiwaj�c z w�asnej s�abo�ci. Dlaczego torturowa� si� marzeniami o zam��nej kobiecie? Dlaczego Anna w ogóle wysz�a za m��? By� tak pewny, �e go kocha. Modli� si�, by móg� cho� raz na ni� spojrze�. Lecz za �cianami bia�ego domu by�a dla� niedost�pna, niczym uwi�ziony ptak. Pewnego dnia natkn�� si� na Rynku na Zofi�, robi�c� zakupy. Zachowywa�a si� zarazem ch�odno i kokieteryjnie. Nie potrafi� jej rozszyfrowa�. 134 RS Skr�powani, wymienili pozdrowienia i nowiny. Zapyta� o hrabin� Gro�sk�, lecz nie móg� si� przemóc, aby zapyta� o Ann�. Zofia z zapa�em opowiada�a o tym, jak to odziedziczy�a wszystko, a Walter pozosta� z niczym. Nie interesowa�o go to, tote� nie stara� si� nad��y� za nag�ymi zwrotami opowiadanej historii. My�la� jedynie o Annie. Gdy Zofia zm�czy�a si� opowiadaniem, powiedzieli sobie: „Do widzenia", po czym Jan odwróci� si� i odszed�. - Och, Janie! - zawo�a�a za nim. Odwróci� si�. - Anna jest ca�kiem szcz��liwa. Wiesz, �e spodziewa si� dziecka? Jan poczu�, �e krew odp�ywa mu z twarzy. Zofia u�miechn��a si� tajemniczo. Wymamrota� cokolwiek, a potem uciek�. To po�o�y kres obsesji, pomy�la�. Od tego czasu unika� rzeki i ca�kowicie pogr��y� si� w pracy dla Sprawy. Nie min�� jednak miesi�c, a on znów siedzia� w gospodzie, przygl�daj�c si�, jak kurtyna �niegu opada do Wis�y, nie przys�aniaj�c jednak ca�kowicie bia�ego domu na skarpie. 135 Rozdzia� osiemnasty. RS W Wigili� Anna nie czu�a si� na tyle dobrze, by uczestniczy� w mszy. Posz�a do pokoju m��a, by �yczy� mu weso�ych �wi�t. Z przyjemno�ci� zauwa�y�a, �e Antoni ma na sobie elegancki niebieski szlafrok, który niedawno mu podarowa�a. Sta� przed lustrem, przycinaj�c cienki czarny w�sik. - Dzie� dobry, Antoni - powiedzia�a. - Przysz�am, by z�o�y� ci... K�tem oka dostrzeg�a, �e co� si� porusza. Spojrza�a w stron� �ó�ka. A tam, rozci�gni�ta na satynowej kapie, le�a�a, przewracaj�c kartki niewielkiej ksi��eczki ze sztychami, Minka, m�oda kobieta, któr� Antoni wynaj��, by sprz�ta�a ich apartamenty. Przez chwil� Anna wpatrywa�a si� w dziewczyn� z niedowierzaniem. Minka odwzajemni�a spojrzenie, spogl�daj�c na Ann� malutkimi oczkami, ledwie widocznymi w okr�g�ej, pyzatej twarzy. - Witam, madame. Taka bezczelno�� wprost nie mie�ci�a si� w g�owie. Anna odwróci�a si� do m��a, ten za� jedynie u�miechn�� si� pod w�sem. Jego to bawi, pomy�la�a. Sta�a nieruchomo, nie mog�c doby� s�ów i p�on�c z za�enowania. Nagle do pokoju wesz�a hrabina Gro�ska. Drzwi sta�y otworem, uzna�a wi�c, �e mo�e wej��, zapukawszy jedynie lekko dla formalno�ci. Serce Anny niemal przesta�o bi�, gdy ciotka wita�a si� serdecznie z ni� i z Antonim. Mia�a nadziej�, �e roztargnienie, z jakim hrabina traktowa�a od jakiego� czasu wszystko i wszystkich dooko�a, sprawi, i� nie dostrze�e s�u��cej. - Msza by�a pi�kna! - zawo�a�a. - Przynios�am ci troch� wody �wi�conej, kochanie... Umilk�a w pó� s�owa i z niedowierzaniem zapatrzy�a si� na Mink�, która wróci�a do przegl�dania ksi��ki. Gdyby dano jej wybór, Anna wola�aby umrze� ni� dozna� takiego upokorzenia, zw�aszcza w obecno�ci ciotki. Tymczasem hrabina, z oczami wielkimi jak spodki, wypad�a z pokoju. Anna zosta�a. Musia�a jako� zareagowa� na ten afront. Antoni u�miechn�� si� i wzruszy� ramionami, jakby to hrabina zachowa�a si� niestosownie. �yczy�a mu wi�c dobrej nocy i odwróci�a si�, by wyj��. Nic wi�cej nie mog�a zrobi�. Je�li on czerpie sadystyczn� przyjemno�� z poni�ania mnie, pomy�la�a, nie zamierzam dostarczy� mu jej wi�cej, ni� to si� ju� sta�o. 136 RS Do pokoju wpad�a nagle ciotka, niemal zbijaj�c Ann� z nóg. Porusza�a si� szybciej, ni� ktokolwiek móg�by przypuszcza�. Jej br�zowe oczy b�yszcza�y dziko. Hrabina dzier�y�a miot��, u�ywan� do czyszczenia pokojowego sedesu! - Ty bezczelna, zepsuta kreaturo! - wrzasn��a, rzucaj�c si� w stron� zmartwia�ej Minki. Przysadzista dziewczyna nie by�a w stanie porusza� si� dostatecznie szybko. Hrabina zdzieli�a j� wi�c miot�� po okolonej starannie zaplecionymi z�otymi w�osami g�owie, a potem uderza�a raz po raz, wykrzykuj�c: - Ty t�usta, zuchwa�a wied�mo! Minka wpad�a w histeri�, wykrzykuj�c przekle�stwa w dialekcie, który ledwie dawa� si� zrozumie�. W ko�cu, wrzeszcz�c i p�acz�c, wybieg�a z pokoju, a hrabina za ni�. W po�owie schodów s�u��ca potkn��a si� o w�asne spódnice i run��a w dó�. Podczas upadku ucierpia�a wida� wy��cznie jej duma, gdy� pozbiera�a si� b�yskawicznie i wybieg�a w noc. Lutisza, która us�ysza�a ha�asy, otwar�a przed ni� drzwi. Ciotka Stella nie zamierza�a jednak na tym poprzesta� i pogna�a za s�u��c�. Antoni, w�ciek�y, przeszed� obok Anny i pomaszerowa� do innej cz��ci domu. Na zewn�trz wrzaski Minki przerwa�y cisz� opustosza�ych z powodu �wi�t ulic. Anna wróci�a do swego pokoju. Kiedy mija�a lustro, zatrzyma�a si�, zdumiona tym, �e si� u�miecha. Przez chwil� wpatrywa�a si� w swoje odbicie, a potem zacz��a si� �mia�. Z pocz�tku dyskretnie, cichutko, a potem z ca�ej duszy. Ile� to czasu min��o, od kiedy ostatni raz tak si� �mia�a! - Weso�ych �wi�t, Minka! - powiedzia�a na g�os. - Weso�ych �wi�t, Antoni! Córka Jakuba Szrabera, zarz�dcy maj�tku w Sochaczewie, wychodzi�a za m�� i Anna wybra�a si� na �lub. Zrobi�a to wbrew woli m��a. Sprzeciwienie si� mu w tej sprawie stanowi�o niewielkie zwyci�stwo, mimo to rozkoszowa�a si� nim. Antoni odmówi� pojawienia si� na �lubie osoby z gminu -do tego �ydówki. Hrabina Gro�ska martwi�a si�, �e siostrzenica udaje si� tam sama, lecz Anna by�a jeszcze w stanie ukry�, �e jest w ci��y. Poza tym wiedzia�a, �e jej obecno�� sprawi przyjemno�� staremu przyjacielowi ojca. Dobrze zna�a te� matk� panny m�odej. Emma Szraber by�a przez kilka lat jej guwernantk�. Nie musia�a jecha� daleko, poniewa� �lub odbywa� si� na Pradze, gdzie ostatnio osiedli�o si� wiele �ydowskich rodzin. 137 RS Anna uzna�a ceremoni� za czaruj�c�: pan m�ody w czarnym kapeluszu z szerokim rondem i czarnym stroju wyda� jej si� nader przystojny, panna m�oda za�, odziana w bia�� perkalow� sukni�, wr�cz promienia�a rado�ci�. Obserwuj�c, jak spogl�daj� na siebie pod �lubnym baldachimem, od razu zorientowa�a si�, �e jest to zwi�zek dwóch serc. Z niesmakiem pomy�la�a o w�asnym, pozbawionym uczucia ma��e�stwie. Wszyscy wokó� szczerze gratulowali m�odej parze, �ycz�c im szcz��cia. Anna czu�a w synagodze obecno�� Boga i przypomnia�a sobie, co powiedzia� kiedy� Jan, �e Boga, jego Boga, mo�na znale�� w ka�dym ko�ciele. Teraz zrozumia�a wreszcie, co mia� na my�li. Bóg by� w ludziach i w mi�o�ci, któr� si� darzyli. Kobiety, stoj�ce po jednej stronie �wi�tyni, pop�akiwa�y z cicha i Anna czu�a si� troch� winna, gdy� nie wszystkie jej �zy by�y �zami wzruszenia. P�aka�a, wspominaj�c swój �lub, który si� odby�, i ten upragniony, który ju� nigdy si� nie odb�dzie. Pójdzie do grobu, kochaj�c tylko Jana. Zastanawia�a si�, czy o niej my�li i czy przyjecha� cho� raz do Warszawy. Nie, dosz�a do wniosku, po co mia�by to robi�? Jego dom rodzinny jest w Krakowie. Przypomnia�a sobie stare powiedzonko g�osz�ce, �e najlepsze w Polsce s�: wódka z Gda�ska, pierniki z Torunia i dziewcz�ta z Krakowa. Smutek �cisn�� j� za serce. Czy krakowianki rzeczywi�cie s� a� tak pi�kne? Czy Jan pozna� ju� któr�� z nich? Zapewne tak w�a�nie si� sta�o. Niemal ka�da kobieta uzna�aby go za bardzo atrakcyjnego. Anna powinna pogodzi� si� wreszcie z faktem, �e pr�dzej czy pó�niej Jan kogo� spotka. I �e si� o�eni. Poczu�a, �e kto� ci�gnie j� za r�kaw. S�siadka zaoferowa�a jej chusteczk�. Anna odmówi�a, prze�ykaj�c �zy i gorzkie my�li, jakie sta�y si� ich powodem. Przyj�cie odbywa�o si� w domu rodzinnym pana m�odego, niewielkim ceglanym budyneczku, elegancko urz�dzonym i pe�nym �wiat�a, ciep�a oraz przyby�ych t�umnie go�ci. Dzieciom pozwolono uczestniczy� w ceremonii i by�o ich tu wiele. Biega�y doko�a, ubrane w najlepsze stroje. Tak powinno by�, pomy�la�a Anna. Rodzina to przede wszystkim dzieci. Odsun��a na bok my�li o Janie i po chwili zrobi�o si� jej l�ej na duszy. Po wielu tygodniach choroby i miesi�cach odosobnienia zapomnia�a ju� niemal, jak dobrze jest si� bawi�. - Pani Anno Mario! - zawo�a� Jakub. - Jak�e si� ciesz�, �e zaszczyci�a nas pani swoj� obecno�ci�. Doskonale pani wygl�da! 138 RS - Dzi�kuj�, Jakubie - odpar�a. Gdyby wiedzia�, co wydarzy�o si� podczas ostatnich kilku miesi�cy, pomy�la�a. - Twoja Judyta jest pi�kn� pann� m�od�. Gratulacje! Jakub z dum� przedstawi� Ann� nowo�e�com oraz t�umowi krewnych i przyjació�. A potem wymówi� si�, przepraszaj�c: - Musz� dopatrzy� wielu spraw, lecz chcia�bym z pani� pomówi�, nim pani odjedzie. A teraz powinna pani koniecznie przywita� si� ze swoj� star� nauczycielk�. Gdzie te� podziewa si� moja �ona? Roze�mia� si�. - Tylko prosz� nie mówi�, �e nazwa�em j� star�. Ach, tam jest. Musi te� pani koniecznie pocz�stowa� si� zak�skami i nape�ni� swój talerz. Udziec jeleni jest doskona�y i nie mówi� tak wy��cznie dlatego, �e sam upolowa�em to zwierz�. Emma dopilnuje, by mia�a pani pe�ny talerz. Emmo! Szczupak w szarym sosie te� jest wyborny. - Czy jego te� osobi�cie z�owi�e�? - Có�, tak - roze�mia� si� Jakub, a jego ciemne oczy zab�ys�y. - Emmo! - Anna! - wykrzykn��a Emma Szraber, podbiegaj�c i obejmuj�c dawn� podopieczn�. - Powiedz mi - spyta�a, gdy ju� si� przywita�y. - Czy nadal grasz na pianinie? Anna poczu�a, �e si� czerwieni. Jakub znik�. - Nie, raczej nie, pani Szraber. Och, grywam od czasu do czasu, lecz musi pani przyzna�, �e nie mam do tego talentu. - Za�o�� si�, �e czytasz zbyt wiele ksi��ek, aby zawraca� sobie g�ow� graniem. O ile pami�tam, na tym polega� ca�y problem. By� mo�e przyda�oby ci si� te� wi�cej wiary w siebie. Odnawiaj�c znajomo�� z kobiet�, której zawdzi�cza�a wiedz� na temat literatury i sztuki, a tak�e znajomo�� j�zyków obcych, nie mog�a przesta� si� zastanawia�, o co te� mo�e chodzi� Jakubowi. By�a pewna, �e w jego b�yszcz�cych oczach dostrzeg�a cie� niepokoju. Gdy Anna u�wiadomi�a sobie, �e jest po�ród obecnych jedyn� szlachciank�, zacz��a zwraca� baczniejsz� uwag� na to, jak si� zachowuje. Po jakim� czasie jednak, dostrzegaj�c wokó� jedynie mi�o�� i ciep�o, rozlu�ni�a si� i zacz��a si� dobrze bawi�. Wkrótce okaza�o si�, �e jednak nie jest tu jedyn� przedstawicielk� klasy wy�szej. Sta�a w drzwiach biblioteki, z której usuni�to meble, by zmieni� j� w 139 RS sal� do ta�ca, i przygl�da�a si� go�ciom, podskakuj�cym �wawo w takt mazura, gdy us�ysza�a obok siebie obcy g�os: - Wygl�da na to, �e zdradzi�a pani� przytupuj�ca do taktu stopa, pani Grawli�ska. Zata�czy pani ze mn�? - Och nie, naprawd�. Odwróci�a si� szybko i spojrza�a na m��czyzn�. Nie rozpozna�a jego twarzy. - Czy my si� znamy? - Nie. Musz� wyzna�, �e Emma Szraber powiedzia�a mi, kim pani jest, i wys�a�a, bym z pani� zata�czy�. - Och, doprawdy? - Podejrzewam, �e skoro jeste�my ich najwy�ej postawionymi go��mi, uznali, �e powinni�my zabawia� si� nawzajem. Roze�mia� si�. - Czasami wydaje mi si�, i� ludzie z gminu s�dz�, �e wszyscy spo�ród szlachty znaj� si� nawzajem i nie trzeba ich sobie przedstawia�. Anna tak�e si� roze�mia�a. - Jestem Micha� Kolbi. Odwa�� si� jedynie szepn��, �e posiadam tytu� barona, gdy� republikanie nie lubi�, gdy nadu�ywa si� tytu�ów. Wyda� si� Annie równie rozmowny, jak atrakcyjny. A tak�e nieco zbyt �mia�y, cho� w niepowa�ny, frywolny sposób. Mia� oko�o trzydziestu lat, by� wysoki i dobrze zbudowany. Rysy mia� regularne, a jego wij�ce si� br�zowe w�osy i �agodne br�zowe oczy sprawia�y, �e wydawa� si� uderzaj�co przystojny. Odrzuci�a zaproszenie do ta�ca pod pretekstem, �e jest m��atk�. - Jakub mi powiedzia�. Czy kobiety przestaj� ta�czy�, kiedy wychodz� za m��? Nawet je�li m�� jest tak niem�dry, by spu�ci� je z oka? Anna poczu�a, �e oblewa si� rumie�cem. Nie mog�a zdoby� si�, by powiedzie� nieznajomemu o swoim odmiennym stanie, zw�aszcza �e nikt tutaj o tym nie wiedzia�. - Panie Kolbi, prosz� przyj�� grzeczn� odmow�. Innym razem. Zrezygnowa� na jaki� czas z ta�ca, ale nie da� si� zniech�ci� do o�ywionej rozmowy. Anna u�wiadomi�a sobie, �e cieszy j� towarzystwo tego m��czyzny, i da�a si� w ko�cu zaprosi� do walca. By�a pewna, �e nie zaszkodzi w ten sposób dziecku. Spostrzeg�a, �e �le oceni�a swego partnera: by� gadatliwy i bezpo�redni, ale nie p�ytki. Kiedy orkiestra umilk�a, podnios�a do ust kieliszek likieru i powiedzia�a: 140 RS - Za szcz��liwy rok 1792! Jak mi�o widzie� tyle zadowolonych polskich twarzy! - Gdyby� tak mog�o by� zawsze. - A s�dzi pan, �e nie b�dzie? Jest pan pesymist�, panie Kolbi? Nigdy bym tego o panu nie pomy�la�a. - Jestem realist�, droga pani. Ten rok b�dzie prze�omowy. Przez lata s�siedzi obdzierali nasz kraj jak kapust�, li�� po li�ciu. Jestem baronem, ale to tylko pusty tytu�. Widzi pani, nasza rodzina straci�a ziemi� na rzecz Rosjan po rozbiorze w 1772. - Och, jak�e mi przykro! - Dawno do tego przywyk�em. By�em wtedy dzieckiem. I tak mam szcz��cie, posiadam bowiem dom w Warszawie oraz do�� �rodków, bym móg� si� utrzyma�. Wiem jednak, �e Katarzyna nie spocznie, dopóki Polska nie zostanie w ca�o�ci zagrabiona, a ona nie zajmie Warszawy. Anna poczu�a przyp�yw l�ku. Cho� ziarno jej politycznych zainteresowa� zosta�o posiane przez ojca, rozkwit�o podczas jesiennych popo�udni, sp�dzanych na ��ce z Janem. On tak�e obawia� si� przysz�o�ci. - Prosz� mi powiedzie�, czy nadal s� w�ród szlachty tacy, którzy wspieraj� interesy Katarzyny? - Owszem. - A nasz sojusz z Prusami? Ich król przyrzek�, �e b�dzie broni� nas przed wszelk� agresj�. - Jest pani dobrze poinformowana, pani Grawli�ska, ale zbyt ufna. - Ucz� si�, panie Kolbi. Ca�y czas si� ucz�. - Wi�c prosz� nie pok�ada� ufno�ci w Prusach. Fryderykowi nie wolno ufa�. Odrzuci nasze interesy narodowe niczym gor�cy kartofel, gdy tylko dostrze�e mo�liwo�� wzbogacenia swego skarbca lub zagarni�cia nowych ziem. - Gdyby tylko cz��� szlachty, która tak sprzyja Katarzynie, dostrzeg�a, do czego to mo�e prowadzi�! - Do czego prowadzi, droga pani. Prosto w paj�cz� sie� czarnej wdowy. Oni za�, w przeciwie�stwie do pani, nie my�l� o kraju, a jedynie o swych dziecinnych �alach, swej cennej, tak zwanej z�otej wolno�ci, zagro�onej przez konstytucj�. - Jak mog� by� tak krótkowzroczni? 141 RS - Pani zainteresowanie zrobi�o na mnie wra�enie. Mam kr�g przyjació�, którzy podzielaj� moje pogl�dy. By� mo�e zechcia�aby pani spotka� si� z nimi? - Tak, z pewno�ci�! - I mo�e nawet przy��czy�aby si� pani do nas? - Och, panie Kolbi, có� by�by ze mnie za po�ytek! - Dostrzegam w pani rozum, si�� i hart ducha. No i, w przeciwie�stwie do wielu moich przyjació�, pochodzi pani ze szlachty. Nigdy nie wiadomo, pewnego dnia mo�e by� pani dla nas niezwykle u�yteczna. - I dla Polski? - za�mia�a si� Anna. - Zapewne. Prosz� si� nie �mia�. Nie wolno pani nie docenia� siebie, Anno. Mog� tak si� do pani zwraca�, prawda? Skin��a g�ow�. - Có�, chyba powinnam pozna� pa�skich przyjació�. - Doskonale! Jakub wzi�� Ann� na stron�, nim opu�ci�a dom weselny. - Pani Anno Mario - powiedzia�, j�kaj�c si� - czy ma pani odno�nie maj�tku plany, o których... zapomnia�a mi pani powiedzie�? - Nie, nic podobnego. Sk�d taki pomys�, Jakubie? - By� mo�e m�� pani planuje wprowadzi� tam jakie� zmiany? - Nic o tym nie wiem. Dlaczego pytasz? - Jestem pewien, �e to nie moja sprawa... - M�� by� ostatnio w maj�tku, tak? - Tak. - I co mia� ci do powiedzenia? - Niewiele. Ale zadawa� wiele pyta� na temat zbiorów. I by�o z nim kilku m��czyzn. - Szlachciców? - Nie. Wygl�da�o na to, �e pani m�� ich zatrudnia... Rozmawiali o zorganizowaniu jakiego� przedsi�wzi�cia. - Co us�ysza�e�? - Och, �ciszali g�os, gdy by�em w zasi�gu s�uchu. - Rozumiem. Nie martw si�. Wypytam m��a. Jestem pewna, �e istnieje rozs�dne wyt�umaczenie. Czy poza tym w maj�tku wszystko idzie swoim trybem? - Tak. Anna prze�kn��a z trudem. 142 RS - Trafili�cie mo�e na �lad Feliksa Paducha? Twarz Jakuba pociemnia�a na wspomnienie zabójcy. Potrz�sn�� g�ow�. - Nie, pani Anno. - Rozumiem. Có�, Jakubie, musz� ju� i��. Doskonale si� bawi�am. Skontaktuj� si� z tob� wkrótce. Szraberowie odprowadzili j� do powozu. - Szcz��liwej drogi! - zawo�ali, gdy pojazd ruszy�. Anna pomacha�a i krzykn��a co� w odpowiedzi. Usi�owa�a si� u�miechn��, mimo �e wzbiera� w niej niepokój. Gdy powóz toczy� si� brukowanymi ulicami w kierunku rezydencji Gro�skich, martwi�a si�, co te� zamy�la Antoni. Kiedy znalaz�a si� w domu, wesz�a do szwalni, gdzie hrabina, odziana jak zwykle w czer�, siedzia�a zamy�lona, wpatruj�c si� w p�on�cy na kominku ogie�. P�omienie rzuca�y na jej nieruchom� posta� ta�cz�ce cienie. Siwe w�osy mia�a nieuczesane. Na pod�odze le�a�o kilka numerów czasopisma dostarczaj�cego nowin na temat tego, co dzia�o si� w Królestwie. W tych dniach pisano g�ównie o polityce. Anna zastanawia�a si�, czy ciotka kiedykolwiek dojdzie do siebie po wstrz�sie, jakim by�o ujawnienie sekretnego testamentu jej m��a. Do tej pory nie odezwa�a si� do córki nawet s�owem. Siostrzenica próbowa�a wyrwa� j� z melancholii, opowiadaj�c barwnie o �lubie i przyj�ciu. Opisywa�a �ydowskie obyczaje weselne, jedzenie, muzyk�, ta�ce, wszechobecn� weso�o��. Hrabina przytakiwa�a, najwyra�niej niezainteresowana. Dopiero wzmianka o tym, �e Anna pozna�a tam czaruj�cego m��czyzn�, pe�nego z�ych przeczu�, wyrwa�a ciotk� z odr�twienia. - Och? A czego dotycz� te przeczucia? - On uwa�a, �e Polska, a nawet Warszawa, s� zagro�one. By�a zm�czona i dopiero poniewczasie u�wiadomi�a sobie, �e nie powinna porusza� tak ponurego tematu. Ku jej zdumieniu jednak w�a�nie ów temat sprawi�, �e ciotka wyra�nie si� o�ywi�a. - Wszystkie cywilizowane kraje s� dzi� zagro�one, Anno Mario! Spójrz tylko, w jakich czasach �yjemy. Dziewka w�adaj�ca Rosj� romansuje z prostymi �o�nierzami. I czy ma z tego powodu wyrzuty sumienia? „Je�li z�oto zacznie rdzewie�, czego mo�emy spodziewa� si� po �elazie?". 143 RS Anna rozpozna�a biblijn� aluzj�. W Opowie�ciach kanterberyjskich Chaucer bardzo si� nad tym rozwodzi�, odnosz�c t� przypowie�� do Parsona, jednej z nielicznych postaci po�ród hipokrytów, która mog�a stanowi� przyk�ad dla innych. Ciotka od jakiego� czasu zachowywa�a si�, co prawda, jak nawiedzona, lecz teraz mówi�a z sensem. - Tak wielkie imperium jak Francja pad�o pod ciosami skrwawionych wide� pospólstwa, a w�adaj�cy nim do niedawna królowa i król dr�� w wi�zieniu, podczas gdy buntuj�ce si� �winie ostrz� gilotyn�. Francuskie ksi��niczki, którym uda si� przetrwa�, zostan� wyrzucone na ulic�, by po�lubi�y szewców albo handlarzy ryb. Arystokracja tego �wiata przestanie istnie�. Zaniepokojona Anna wpatrywa�a si� w ciotk� bez s�owa. - Polska - mówi�a dalej hrabina - musi uchroni� sw� szlacht�, nawet je�li wszystkie pa�stwa woko�o rozpadn� si� jak domek z kart! Anna przysi�g�a sobie, �e w przysz�o�ci b�dzie unika� poruszania przy ciotce politycznych kwestii. G�os hrabiny z�agodnia� i brzmia� teraz niczym monotonne zakl�cie: - Przyszli w�adcy b�d� jedynie kiepsk� imitacj� prawdziwej arystokracji, Anno Mario, przyci�t� na kszta�t diamentu jak iskrz�ce si� pruskie szk�o. Westchn��a i doko�czy�a niewyra�nie: - �a�osna imitacja, nic wi�cej. Anna nie wiedzia�a, co odpowiedzie�. Obawia�a si�, by niew�a�ciwie dobrane s�owa nie sprawi�y, �e ciotka znowu ulegnie wzburzeniu. Po�egna�a si� wi�c po prostu, ca�uj�c hrabin� w poci�te zmarszczkami czo�o. W korytarzu niespodziewanie natkn��a si� na Zofi�, która wieczór sp�dzi�a poza domem, a teraz najwyra�niej pods�uchiwa�a. Przycisn�wszy palec do ust, wci�gn��a Ann� do kuchni. - Mama nie czuje si� dobrze, prawda? - spyta�a. - Nie jest ostatnio sob�. - Och, Anno, zachowuje si� tak dziwacznie! Te osobliwe aluzje do polityki. My�l�, �e w ten sposób próbuje poradzi� sobie z rzeczywisto�ci�. Och, jako� to prze�yje. Uwierz mi, tak naprawd� jest równie zdrowa na umy�le jak ty czy ja. A teraz opowiedz mi o weselu. Z niewiadomego powodu Zofia usi�owa�a od jakiego� czasu zacie�ni� ich przyja��. Cho� Anna w�tpi�a w jej szczero��, nie mia�a nikogo, przyjaciela ani krewnego, komu mog�aby si� zwierzy�. Czasami przy�apywa�a si� wi�c na tym, �e powierza kuzynce co� w zaufaniu. 144 RS Po raz drugi tego wieczoru zrelacjonowa�a przebieg uroczysto�ci i swoje spotkanie z baronem Kolbim. Zofia, udaj�c zainteresowanie, wzi��a ze sto�u misk� z g�stym jogurtem, dola�a do niej troch� wody i wymiesza�a starannie. - Có�, ciesz� si�, �e przyjemnie sp�dzi�a� popo�udnie, kochanie. Od dawna nie wychodzi�a� z domu. Anna przygl�da�a si�, zafascynowana, jak kuzynka nak�ada na twarz jogurt, przegl�daj�c si� w lustrze. - Doskonale wp�ywa na cer�, Anno. Ich spojrzenia, odbite w lustrze, spotka�y si�. - Mo�e by� te� spróbowa�a. Pó� godziny potrafi zdzia�a� cuda. Odmówi�a jednak. Przygl�daj�c si�, jak Zofia siada na kuchennym stole z twarz� podobn� do bia�ej maski, pomy�la�a, �e jej kuzynka jest tak pi�kna i obdarzona tak� witalno�ci�, �e Bóg z pewno�ci� przeznaczy� jej d�ugie �ycie, z jogurtem na twarzy czy bez. Ciekawe, gdzie te� sp�dzi�a dzisiejszy wieczór, zastanawia�a si� Anna mimo woli. 145 Rozdzia� dziewi�tnasty. RS W tydzie� po tym, jak hrabina przegna�a Mink� miot��, dziewczyna wróci�a do domu, by zabra� swoje rzeczy. Anna natkn��a si� na ni� na pode�cie schodów. Z rozbawieniem spostrzeg�a, �e Minka spogl�da nerwowo ma�ymi oczkami to tu, to tam, jakby obawia�a si�, �e lada chwila wyskoczy na ni� rozgniewana hrabina, podobna do Marzanny, bogini �mierci, o której mawiano, �e pojawia si� znik�d, odziana w przejrzyst� bia�� szat� i z kos� w d�oni, by odprowadzi� dusz� na s�d ostateczny. Anna wcisn��a jej w d�o� kilka monet jako wynagrodzenie za sprz�tanie i pomoc przy uk�adaniu fryzury, ale jednocze�nie ostrzeg�a: - Uwa�aj, Minko. Je�li cho� jeszcze raz si� tu poka�esz, to nie ciotka spu�ci ci lanie. Spojrzenie dziewczyny odzwierciedla�o oci��a�o�� jej umys�u. Dopiero po chwili s�owa Anny w pe�ni do niej dotar�y i na twarzy s�u��cej pojawi� si� wyraz zaskoczenia pomieszanego z czym� w rodzaju szacunku. - Zrozumia�a�, co chcia�am ci powiedzie�? - Tak, madame - szepn��a. Po tym, jak hrabina przep�dzi�a Mink�, nastawienie Antoniego do �ony zdecydowanie si� zmieni�o. Zacz�� znów okazywa� jej trosk�, kupowa� drobne prezenty i sp�dza� w domu wi�kszo�� wieczorów. Anna zastanawia�a si�, co te� mog�o wywo�a� zmian�, lecz by�a z niej zadowolona. Nast�pnego ranka po weselu córki Szrabera posz�a do gabinetu m��a. Nie wiedzia�a, jak poruszy� temat jego wizyty w maj�tku. Nie by�a nawet pewna, czy starczy jej odwagi, by to zrobi�. - Dzie� dobry, Anno! - powita� j� rado�nie Antoni. - Dobrze si� wczoraj bawi�a�? - Tak, bardzo mi�o sp�dzi�am czas - odpar�a, zdumiona, gdy� Antoni zdawa� si� nie pami�ta�, �e zabroni� jej si� tam pokazywa�. - To dobrze! Powinna� cz��ciej wychodzi�. W�a�nie mia�em do ciebie pój��. Mam tu kilka dokumentów, które trzeba podpisa�, sprawy prawne od ksi�cia Lubickiego. To zajmie tylko chwil�. Usi�d�, prosz�, kochanie. Usiad�a przy biurku Antoniego, na którym zawsze panowa� wzorowy porz�dek. - Oto dokumenty. Podpisz si� obok mnie, tu, w tych trzech miejscach powiedzia�, wskazuj�c je �onie, i stan�� za biurkiem, góruj�c nad ni�. 146 RS Anna zauwa�y�a piecz�� Lubickich, powa�anej bankierskiej familii. Jej ojciec od lat powierza� im sprawy maj�tku i rodziny. Przypomnia�a sobie, jakie wra�enie zrobi�o to na Antonim, �e jej maj�tek wart by� zainteresowania tak powa�nych bankierów. Strony, które mia�a podpisa�, pe�ne by�y cyfr i prawniczych formu�ek. Nie si�gn��a po pióro. Zamiast tego spyta�a: - Co jest w tych dokumentach, Antoni? - Och, to tylko zwyk�e formalno�ci. - Antoni zanurzy� pióro w ka�amarzu i wsun�� je w d�o� �ony. - Potwierdzaj�, �e wyra�asz wol�, bym sta� si� wspó�w�a�cicielem maj�tku twego ojca. - Ale podpisa�am ju� odpowiedni� ugod� przed �lubem. Antoni, musz� przeczyta� dokumenty, zanim je podpisz�. - Anno, prosz�, nie ma powodu... - Zatem powiedz mi, o co dok�adnie chodzi. - Doskonale - westchn��. - Te dokumenty pozwol� mi wycofa� cz��� pieni�dzy, które Lubicki ma w funduszu powierniczym. - Ale chyba masz prawo to uczyni�? Czym to si� ró�ni od umowy ma��e�skiej? - W testamencie twego ojca znajduje si� klauzula, która zastrzega, �e m�� mo�e bez twojej zgody czerpa� dochody z zysku, lecz by naruszy� kapita�, potrzebny jest twój podpis. - Rozumiem. Najwidoczniej ojciec, cho� tak beztroski, je�li chodzi o w�asne bezpiecze�stwo, okaza� si� zdumiewaj�co przezorny tam, gdzie chodzi�o o zabezpieczenie córki. - Oznacza to, �e potrzebujesz bardzo du�ej sumy. - Tak, rzeczywi�cie... musz� poczyni� pewne wydatki, a mój spadek... jak wiesz, nie mog� by� pewny, kiedy... - Czy móg�by� powiedzie� mi, na co dok�adnie zamierzasz przeznaczy� te pieni�dze? - Nie. - Antoni zje�y� si� z powodu �oninej impertynencji. Anna od�o�y�a pióro. - Chcia�em tylko powiedzie�, �e chodzi o interesy, o których nie wolno mi mówi� - doda� ju� o wiele �agodniejszym tonem. Spojrza�a na m��a i zapyta�a: - Czy zamierzasz poczyni� jakie� zmiany w moim maj�tku? 147 RS - Co takiego? - wyrazi� zdziwienie pomieszane z zaskoczeniem, przy czym lekko opad�a mu szcz�ka. - Maj�tek w Sochaczewie - zamierzasz wprowadzi� tam jakie� zmiany? Czy to dlatego potrzebujesz pieni�dzy? Twarz Antoniego poczerwienia�a z gniewu. - Ten w�cibski �yd! Co ci powiedzia�? - Prawd� mówi�c, niewiele. Anna spojrza�a znowu na biurko. - Tylko tyle, �e co� planujesz. Za wszelk� cen� stara�a si�, by jej g�os nie dr�a�. Stawienie czo�a m��owi wymaga�o silnych nerwów. - Ach! To prawda - stwierdzi� z widoczn� ulg� Antoni. -Planuj� odnowi� dom i kilka budynków gospodarskich, a tak�e postawi� wi�ksz� i bardziej u�yteczn� stodo��. Trzeba na to sporo pieni�dzy. U�miechn�� si� fa�szywie pod starannie przystrzy�onym w�sem i po�o�y� jej d�o� na ramieniu. - Mia�em nadziej�, �e zrobi� ci niespodziank�, Anno, lecz teraz... có�, Jakub wszystko zepsu�. - Rozumiem - odpar�a. Zdawa�a sobie spraw�, �e znale�li si� w impasie. A tak�e z tego, �e Antoni k�amie. Wsta�a i stan��a z nim twarz� w twarz. Modli�a si�, by wystarczy�o jej si� i determinacji. To, co Jakub powiedzia� o Antonim i jego knowaniach, podtrzymywa�o j� w postanowieniu. Rozmowa o maj�tku nieuchronnie przypomnia�a jej ojca i u�wiadomi�a, �e przekaza� jej mi�o�� do rodzinnej ziemi. Co naprawd� zamierza� jej m��? Wesele u Szraberów wp�yn��o na ni� jeszcze w inny sposób; zmieni�o nieco jej nastawienie do ma��e�stwa. Zobaczy�a, na czym powinno polega� prawdziwe ma��e�stwo. Czas przekona� si�, czy zwi�zek z Antonim ma szans� przetrwa�. Je�li oka�e si�, �e tak, dostosuje si� i postara znale�� w nim zadowolenie. Je�li nie... có�, w takim przypadku otworzy si� przed ni� przepa��, o której lepiej na razie nie my�le�. - Chcia�abym porozmawia� z tob� o czym� innym, Antoni. O dziecku. - Tak? - Antoni natychmiast przesta� si� u�miecha�. - Nie zmieni�am zdania - powiedzia�a, spogl�daj�c mu stanowczo w oczy. Chc� je zatrzyma�. - Rozumiem. Je�li oka�e si�, �e to dziewczynka, nie b�d� si� sprzeciwia�. - A je�li urodzi si� ch�opiec? - Nie b�dziesz mog�a go zatrzyma�. To wykluczone! 148 RS - Zastanawia�am si� nad tym - powiedzia�a z bij�cym mocno sercem. Nie mog�a ju� si� wycofa�. - Mo�na by�oby tak to rozwi�za�, by dziecko, je�li oka�e si� ch�opcem, odziedziczy�o maj�tek mego ojca. Drugi syn, nasz syn, odziedziczy�by twój. - Oszala�a�? - zapyta�, wpatruj�c si� w ni� z gniewem i zdumieniem. - To nie do pomy�lenia! Dzieli� maj�tek, który nasz �lub dopiero co po��czy�? Nale�y wzmacnia� dobrobyt i si�� rodu, nie os�abia�. Prawne korowody trwa�yby w niesko�czono��. I co powiedzieliby ludzie? - Nie obchodzi mnie, co powiedz� ludzie. - Lecz zacznie ci� obchodzi�, kiedy nie uznam dziecka za swoje i wszyscy dowiedz� si�, �e jest b�kartem. - U�miechn�� si�. - Dziecko bez ojca zostanie uznane za pochodz�ce z gminu i jako takie nie b�dzie mog�o dziedziczy� ziemi. Anna poczu�a, �e ogarnia j� gniew. Jak szybko rozegra� sw� najwa�niejsz� kart�. Gniew wyostrzy� jej umys� i nagle wiedzia�a ju�, co powiedzie�. - Ten ma�y podst�p obróci si� przeciwko tobie, Antoni. Jeste� zbyt dumny, by dopu�ci� do plotek. W ko�cu, co ludzie powiedz� o tobie, panie Antoni Grawli�ski? U�miechn��a si� w szczególny sposób, którego nauczy�a si� od matki. - Nazw� ci� rogaczem! To w�a�ciwe okre�lenie, czy� nie? Antoniemu zabrak�o s�ów. Spogl�da� na �on�, purpurowy z gniewu. Nie spodziewa� si� tego po niej. Ann� te� zaskoczy�o w�asne zachowanie. Na pocz�tku rozmowy by�a zdenerwowana i pe�na obaw, teraz za� konfrontacja z m��em zdawa�a si� dodawa� jej si�. - Antoni, po�lubi�e� mnie z uwagi na korzy�ci maj�tkowe, jakie nasz zwi�zek mo�e przynie�� tobie i twojej rodzinie. S�dzi�e�, �e o tym nie wiem? Wiedzia�e� tak�e, co to za szczególna choroba przyku�a mnie do �ó�ka, i �e istnieje mo�liwo��, i� urodz� dziecko. - Wiedzia�em, ale nie spodziewa�em si�... - Czego? �e odwa�� si� przeciwstawi� radom hrabiny i twojej woli? Powtarzam ci: postanowi�am zatrzyma� dziecko bez wzgl�du na wszystko. By� mo�e zechcesz uniewa�ni� ma��e�stwo. Mo�na to b�dzie �atwo przeprowadzi�. W ko�cu, nasz zwi�zek nie zosta�... - Przesta� opowiada� g�upstwa, Anno! - zawo�a� Antoni. - Nie b�dzie �adnego uniewa�nienia. Maj�tki zosta�y po��czone i tylko nasz syn b�dzie 149 RS móg� je dziedziczy�. Odt�d b�dziesz mi pos�uszna, a zaczniesz od podpisania tych papierów! - Nie zrobi� tego! - krzykn��a Anna. Jej bunt zaczyna� wymyka� si� spod kontroli. Antoni zamachn�� si� i grzbietem d�oni uderzy� j� w twarz. Otar�a usta, spogl�daj�c z niedowierzaniem na zakrwawion� d�o�. Poza incydentem przy stawie jeszcze nikt nigdy jej nie uderzy�. Podesz�a do drzwi. - B�dziesz mi pos�uszna, Anno Mario - wycedzi� Antoni przez zaci�ni�te z�by. Drzwi by�y teraz otwarte i nie chcia�, by kto� go us�ysza�. - Bo je�li nie... Anna odwróci�a si� i zmierzy�a go spojrzeniem. - To co zrobisz, Antoni? - spyta�a, u�miechaj�c si� do m��a. - Zabijesz mnie? Nie odpowiedzia�. Co� w jego ciemnoszarych oczach podpowiedzia�o jej, i� trafnie odgad�a, co mia� na my�li. Wróci�a do swej sypialni. Oto skutek tego, �e zbyt wcze�nie odkry� karty, pomy�la�a. Kiedy przyci�nie si� go do muru, potrafi jedynie uciec si� do g�upiego blefu. 150 Rozdzia� dwudziesty. RS W po�owie stycznia Zofia zatrudni�a dwie francuskie pokojówki, Clarice i Babette. Mia�y us�ugiwa� tylko jej. Je�li chodzi o Babette, Anna uwa�a�a, �e jest �liczna, ale cokolwiek lekkomy�lna. Dziewczyna mia�a dwoje najpi�kniejszych dzieci, jakie Anna kiedykolwiek widzia�a: ch�opca i dziewczynk� o jasnej cerze i w�osach. Dzieci pomaga�y od czasu do czasu w domu, wykonuj�c drobne prace albo biegaj�c na posy�ki. O ich ojcu nigdy nie wspominano. Dzieci zdawa�y si� mie� do�� zabawek i przysmaków, o co troszczy�a si� g�ównie hrabina i Lutisza. Matka jednak nie interesowa�a si� nimi zbytnio, podobnie jak reszta domowników. Podarki i �akocie to kiepski ekwiwalent mi�o�ci, pomy�la�a Anna. Dostrzega�a u malców potrzeb� ukierunkowania i szczerego zainteresowania, wi�c stara�a si� im to da�. Ci��a i zbli�aj�ce si� macierzy�stwo uczyni�y j� szczególnie wra�liw� na potrzeby dzieci. Czytywa�a im od czasu do czasu, a jeszcze cz��ciej opowiada�a bajki, czerpi�c z niesko�czonego zasobu legend i mitów, jakie zna�a. Jej opowie�ci zawsze ko�czy�y si� szcz��liwie. Dzieciaki i tak a� nazbyt szybko przekonaj� si�, �e szcz��liwe zako�czenia o wiele cz��ciej zdarzaj� si� w literaturze ni� w �yciu. Chocia� Babette nie by�a najlepsz� matk�, inne obowi�zki wykonywa�a znakomicie. Skrupulatnie dba�a o stroje i peruki Zofii. To w�a�nie dzi�ki oddaniu i pomocy obu pokojówek wsiadaj�ca do powozu przed domem Zofia wygl�da�a niemal zjawiskowo. Anna a� westchn��a, zaszokowana, spostrzeg�szy, �e nowa, niezwyk�e �mia�a toaleta ods�ania niemal zupe�nie bujny biust kuzynki. Hrabina nadal ignorowa�a córk�. Dzia�o si� tak nie tylko z powodu testamentu. Anna zacz��a podejrzewa�, �e Zofia zadaje si� z wieloma m��czyznami. Mimo �e zazwyczaj do pó�na w nocy le�a�a w �ó�ku, czytaj�c lub rozmy�laj�c, rzadko udawa�o jej si� doczeka� chwili powrotu Zofii do domu. Zdarza�y si� te� noce, kiedy kuzynka nie wraca�a w ogóle. Nim Zofia wysz�a, by sp�dzi� poza domem kolejny wieczór, Clarice przygotowywa�a dla niej specjalny strudel z rodzynkami, ton�cy w g�stym ró�anym syropie. Za ka�dym razem, kiedy kusz�cy zapach ciasta wype�nia� dom, Anna wiedzia�a, �e kuzynka wkrótce go opu�ci. Kilka razy po tym, jak Zofia wysz�a, Anna zakrada�a si� do jej pokoju, aby przy �wietle ogarka czyta� pami�tnik. Gardzi�a sob�, �e robi co� tak 151 RS niegodnego, lecz mroczna, ukryta strona jej natury czasem okazywa�a si� silniejsza. Je�li chodzi o rodzynkowy strudel, Zofia napisa�a: Ró�any syrop sprawia, �e m��czy�ni pragn� moich ust! Ledwie zjem strudel, a ju� mog�abym pobiec na piechot� do pa�acu, tyle dodaje mi energii. Jednak gromadz� t� energi� i przechowuj� do czasu, a� b�d� mog�a wykorzysta� j� w sposób mo�liwie najprzyjemniejszy. Nie znosz� rodzynek! Lecz kiedy sfermentuj� w wywarze z j�zycznika, nabieraj� i�cie magicznej mocy. Strudel roznieca we mnie �ar, gdy jestem z m��czyzn�. Wszelkie odczucia wznosz� si� na niebotyczne wy�yny. Dzi�ki strudlowi m��czy�ni po��daj� mnie, a ja nie musz� odmawia� �adnemu, który mi si� podoba. To takie zabawne, �e król Stanis�aw przypomina mi rodzynek! Gdy jestem na dworze, stary król rzadko mija mnie, nie wsun�wszy mi wpierw w usta �mia�ego j�zyka, jak stary, wylinia�y koliber. Król jest pomarszczony jak rodzynek, cho� jeszcze nie tak wysuszony. Sprawia mi przyjemno�� doprowadzanie do tego, �e jego sflacza�e i wysuszone cia�o poddaje si� tej cz��ci rodzynka, która nie jest jeszcze ca�kiem wyschni�ta. Podczas gdy inne nie zadowalaj� go i nawet nie �miej� spojrze� mu w oczy, ja zdo�a�am poruszy� naznaczon� wiekiem, lecz jeszcze nie ca�kiem obumar�� cz��� Jego Wysoko�ci. Do�wiadczam najwy�szego triumfu, gdy patrz�, jak dr�y z za�enowania z powodu swego wieku, a potem jak zostaje pokonany przez rozkosz! Czy Zofia naprawd� sypia�a z królem, zastanawia�a si� Anna, przypominaj�c sobie, co wie�niacy w Sochaczewie mówili o j�zyczniku, zielu o w�skich listkach, przypominaj�cych j�zyk w��a. Twierdzili, �e tylko bardzo odwa�na dziewczyna potrafi znale�� je w lesie - królestwie Szatana - lecz kiedy ju� je znajdzie, zaparzy i wypije napar, nie oprze jej si� �aden kawaler. M�odsze dziewcz�ta �piewa�y za�, bawi�c si�: J�zyczniku, j�zyczniku, zrywam ci� �mia�o Pi�� palców, szósta d�o� Niech m��czy�ni si� za mn� uganiaj� Duzi, mali, niech wszyscy za mn� biegaj�. Atmosfera w domu by�a napi�ta. Zofia i jej matka, coraz bardziej roztargniona i nieobecna duchem, rzadko dostrzega�y jedna drug�. Anna i Antoni zachowywali si� wobec siebie z ch�odn� rezerw�, lecz kwestia dziecka w ka�dej chwili znów mog�a wyp�yn��. Zima by�a tego roku wyj�tkowo ostra. W domu hula�y przeci�gi. Cho� Anna zacz��a si� ju� zaokr�gla�, jej stan nie by� jeszcze oczywisty dla kogo�, 152 RS kto nie wiedzia�by, �e jest przy nadziei. By�a w ci��y od czterech miesi�cy i niecierpliwie czeka�a, by male�stwo zacz��o si� porusza�. Pragn��a tego dziecka, jej dziecka. Uwa�a�a, �e �ycie to cud. Kuzyn Walter mia� racj�, gdy kilka miesi�cy temu - dzisiaj zdawa�o si� jej, �e od tej chwili min��y ju� �ata - przewidywa�, i� kampania turecka potrwa krótko. W�a�nie odniesiono decyduj�ce zwyci�stwo i Warszawa �wi�towa�a. Od dnia wesela w rodzinie Szraberów Anna korespondowa�a z baronem Micha�em Kolbim. Ulegaj�c jego pro�bie, postanowi�a wyda� przyj�cie dla uczczenia zwyci�stwa Rosjan nad Turkami, a tak�e, by pozyska� jak najszersze poparcie dla g�osowania, które mia�o zdecydowa� o ostatecznym przyj�ciu b�d� odrzuceniu konstytucji, zatwierdzonej przez sejm w maju poprzedniego roku. Zaproszono kilkoro Rosjan, znajomych barona, a tak�e przyjació�, których pragn�� jej przedstawi�. Byli to cz�onkowie politycznej grupy nacisku, do której ewentualnie mia�aby si� przy��czy�. Polityczne pogl�dy Anny, ukszta�towane przez ojca, wuja, Micha�a i Jana zd��y�y ju� okrzepn�� i skrystalizowa� si�. Zacz��a nawet czytywa� czasopismo prenumerowane przez ciotk�. Polska znalaz�a si� na rozdro�u, jakiego nie zna�a dot�d historia, pomimo gro�nych kryzysów, które gn�bi�y j� cz�sto na przestrzeni wieków. Hrabina i Zofia zgodzi�y si� udost�pni� salon i przylegaj�cy pokój muzyczny. Antoni wyjecha� na tydzie� do Opola, nie powiedziawszy, w jakiej sprawie ani kiedy dok�adnie wróci. �a�oba ciotki zwolni�a Ann� z konieczno�ci zaproszenia jej. Odetchn��a z ulg�, by�a bowiem pewna, �e zaniepokoi�by j� fakt, i� wi�kszo�� go�ci pochodzi�a z gminu lub klasy �redniej. Zofi� zaprosi�a jedynie z grzeczno�ci - kuzynka wychodzi�a ostatnio prawie co wieczór i nie nale�a�o oczekiwa�, �e si� poka�e. Stoj�c teraz w salonie, Anna przygl�da�a si� obecnym. Byli w�ród nich bankierzy, ludzie interesu, ksi�dz, kupcy, a nawet kilka osób ze wsi. Nie, ani ciotka, ani kuzynka nie pasowa�yby do tej grupy patriotów. - Przyj�cie jest udane - powiedzia� baron Kolbi. - A ty wygl�dasz dzisiaj ol�niewaj�co, Anno Mario. Anna czu�a si� podekscytowana. Oto pierwsze przyj�cie, jakie urz�dzi�a samodzielnie, okaza�o si� sukcesem. Mia�a na sobie sukni� ze srebrnoszarej satyny, przyozdobionej na ramionach koronk�. Babette zebra�a jej rudawobr�zowe w�osy i upi��a wysoko na g�owie, przytrzymuj�c sploty bursztynowymi spinkami, gdy� upiera�a si�, �e bursztyn roznieca w zielonych oczach Anny z�otawe iskierki. 153 RS Przyjaciele barona �wi�towali zwyci�stwo Rosjan. Patrz�c na wesel�cych si� go�ci, pomy�la�a, jak s� ró�ni. Trudno by�oby si� domy�li�, �e ��cz� ich wspólne pogl�dy. Lutisza i Marta, ubrane w najlepsze suknie, podawa�y nowym znajomym Anny grzane wino, paszteciki z mi�sem, sery i ca�y asortyment smakowitych francuskich deserów, przygotowanych wed�ug przepisów Babette i Clarice. Anna gaw�dzi�a w�a�nie z bankierem i jego �on�, kiedy u�wiadomi�a sobie, �e trzydziestka jej go�ci wydaje si� dziwnie poruszona. Pod��y�a wzrokiem za spojrzeniem bankiera i odwróci�a si�. Po przeciwnej stronie salonu, w drzwiach o �ukowym sklepieniu sta�a Zofia, mierz�c go�ci spojrzeniem ciemnych oczu. Anna st�umi�a westchnienie podziwu. Kuzynka, w jaskrawoczerwonej aksamitnej sukni z ryzykownie g��bokim dekoltem, ja�nia�a niczym p�omie�. Wysoko upi�t� fryzur� przyozdobiono jej czarnymi dopinanymi loczkami, w�skimi czerwonymi wst��eczkami i diamentowymi spinkami. Dostrzeg�a Ann� i u�miechn��a si� ol�niewaj�co: - Anno, kochanie! Kiedy sz�a ku niej przez pokój, Anna wstrzyma�a oddech z obawy, �e w�t�y skrawek materia�u, podtrzymuj�cy biust kuzynki, mo�e w ka�dej chwili opa��. Zofia sz�a wyprostowana, z wysoko uniesion� g�ow�, pewna siebie i w pe�ni �wiadoma, �e przyci�ga wszystkie spojrzenia. Przez t�um go�ci przebieg� szept. Nietrudno by�o si� domy�li�, co s�dz� zebrani. Jedni uwa�ali Zofi� za niewiarygodnie pi�kn�, inni, �e wygl�da skandalicznie, a jeszcze inni, �e jest zarazem pi�kna i wyzywaj�co ubrana. Gospodyni post�pi�a naprzód, by j� powita�. - Anno! - zawo�a�a Zofia. - Nie mog�am wyj��, nie rzuciwszy przedtem okiem na to ma�e zgromadzenie. Obieca�am ksi��nej Charlotte ju� wieki temu, �e pomog� jej bawi� go�ci podczas jednego z przyj��, które urz�dza. B�dzie oko�o dwustu osób, a ona jest taka bezradna. Wybaczysz mi, prawda? Anna u�miechn��a si�, wiedz�c, �e pytanie jest retoryczne. Jej nozdrzy dobieg� zapach ró�. Zofia bacznie przygl�da�a si� zebranym. - Och, chyba przesadnie si� ubra�am. Kuzynka roze�mia�a si�. - Nie powiedzia�abym, Zofio. Strojnisia zignorowa�a przygan�. - Có�, nie znam tu nikogo, skarbie - zr�cznie zmieni�a temat. - Kim s� ci ludzie? Czy nie ma w�ród nich nikogo ze szlachty? S�ysz�c to niefrasobliwie rzucone pytanie, Anna skuli�a si� wewn�trznie. 154 RS - Jest ich tu kilkoro - szepn��a. - Lecz g�ównie to pro�ci ludzie, przyjaciele pana Kolbiego... Pami�tasz, kiedy opowiada�am ci o weselu, wspomnia�am o baronie i jego grupce patriotów. - Nie - och, tak, rzeczywi�cie, mówi�a� co� takiego. Lecz mia�am wtedy za sob� d�ugi, m�cz�cy wieczór i chyba nie by�am w stanie si� skupi�. - Có�, tych dobrych ludzi jednoczy patriotyzm i ch�� obrony Konstytucji 3 maja. S� w�ród nich arty�ci, ludzie interesu, ksi�dz, a nawet kilku Rosjan. - Wygl�da mi to na niez�� mieszanin�! - oznajmi�a Zofia, nie staraj�c si� zni�y� g�osu. Anna zaczerwieni�a si�. - Chocia� ten tutaj wydaje si� interesuj�cy - powiedzia�a �piewnie Zofia, a jej czarne oczy zab�ys�y. - Przedstaw mi go, kuzynko. Odwróciwszy si� Anna spostrzeg�a, �e zmierza ku nim baron. Przedstawi�a go Zofii. - Ach, pan Kolbi - zawo�a�a Zofia przeci�gle - to o panu Anna tyle mówi! Bardzo mi mi�o pana pozna�. Kuzynka w�a�nie opowiada�a ze szczegó�ami o pa�skiej ma�ej grupce. Uwa�am, �e to fascynuj�ce. Anna wpatrywa�a si� w ni� ze zdumieniem pomieszanym z podziwem. Baron u�miechn�� si�. - Zatem podziela pani pogl�dy swojej kuzynki? - Pogl�dy? - Tak. Rozumiem, �e popiera pani nasz� Spraw�. - Wasz� Spraw�... tak, oczywi�cie. - Zofia zmiesza�a si�, ale natychmiast odzyska�a kontenans. - Có�, panie Kolbi, moim zdaniem kobiety nie s� stworzone do polityki. - Czy�by? - Tak. Co wi�cej, uwa�am, �e polityka to jedynie eufemizm, okre�laj�cy interes wojenny. - Interesuj�ca teoria, pani Gro�ska, i do pewnego stopnia prawdziwa. - Ale� jest absolutnie prawdziwa! - stwierdzi�a Zofia �mia�o. - Kobiety s� stworzone do innych rzeczy, o wiele ciekawszych ni� polityka. - Rozumiem. Baron najwidoczniej postanowi� nie wdawa� si� we flirt. Jego rozmówczyni u�miechn��a si�, chocia� nie by�a ju� tak pewna siebie. Anna zdawa�a sobie spraw�, �e kuzynka po��da uwagi ka�dego m��czyzny. - Gdybym mia�a czas, panie Kolbi - powiedzia�a - z pewno�ci� potrafi�abym unaoczni� panu ró�nic� pomi�dzy Aresem a Afrodyt�. 155 RS U�miechn�� si� z dezaprobat�. Spojrzenie oczu Zofii natychmiast sta�o si� lodowato zimne. Nie przywyk�a, by kto� si� jej opiera�. U�miechn��a si� z przymusem, spogl�daj�c to na kuzynk�, to na Kolbiego. Anna natychmiast u�wiadomi�a sobie, �e w przekonaniu Zofii baron zainteresowany jest ni�, Ann�. - Ale� z ciebie szelma, Anno - powiedzia�a, daj�c upust frustracji. - Jak pan zapewne wie, baronie Kolbi, moja kuzynka jest kobiet� zam��n�. I nied�ugo spodziewa si� dziecka. Mam nadziej�, ze wzgl�du na pana, �e nie trzyma�a tego w sekrecie. U�miechn��a si�. - Wiem, �e jest m��atk�. Nie, nie utrzymywa�a niczego w sekrecie. Odpowied� barona zdumia�a Ann�, czego stara�a si� nie da� po sobie pozna�. Nie wyjawi�a Kolbiemu, i� jest w odmiennym stanie, mimo to nawet nie mrugn��. - Có� - powiedzia�a Zofia - powinnam chyba zosta� i przekona� si�, o jakiej to „polityce" b�dzie tu dzisiaj mowa. Mo�e da�abym si� nawróci�. Lecz je�li zaraz nie wyjd�, spó�ni� si� na przyj�cie u ksi��nej. Musz� lecie�, Anno. Dobranoc, panie Kolbi. Ufam, �e jeszcze si� spotkamy. - Do widzenia, pani Gro�ska. Baron sk�oni� si�, lecz nie uca�owa� d�oni Zofii, czego ta najwyra�niej si� spodziewa�a. Zrobi�a kwa�n� min�, po czym obróci�a si� na pi�cie i przemkn��a jak burza przez t�um go�ci, z których wielu jeszcze nie otrz�sn��o si� z os�upienia, w jakie popadli na widok zjawiska w czerwieni. Anna czu�a si� w najwy�szym stopniu zawstydzona. Nie mog�c znale�� niczego na usprawiedliwienie zachowania Zofii, wspomnia�a, �e kuzynka wybiera si� na przyj�cie u Charlotte Sic, francuskiej ksi��nej. Dostrzeg�szy w oczach barona b�ysk zrozumienia, spyta�a: - Znasz j�, Michale? - Ze s�yszenia. Jego �agodne z natury, br�zowe oczy przybra�y wyraz ponury i zamy�lony. - Choroba, która przynios�a zgub� francuskiej arystokracji, szerzy si� teraz w naszej stolicy. A ksi��na Charlotte jest jej nosicielk�. - Ja... nie rozumiem. 156 RS - Och, niewa�ne. Mam nadziej�, �e nigdy nie b�dziesz musia�a zrozumie�. Ciesz si� przyj�ciem, Anno. - Powesela�. -Poza tym ju� i tak uwa�asz mnie za okropnego pesymist�. Dwójka przyjació� parskn��a �miechem. Mimo to Anna nie zapomnia�a o dziwnym stwierdzeniu, jakie wyg�osi�. By�a pewna, �e baron specjalnie zrezygnowa� z wyja�nie�, aby oszcz�dzi� jej przykro�ci, zwa�ywszy, �e Zofia by�a z ksi��n� blisko zaprzyja�niona. Gdy ma�a grupka Rosjan opu�ci�a przyj�cie, w salonie zapanowa�a atmosfera niepewno�ci. - Jeszcze jeden toast za zdrowie Katarzyny? - zapyta� kto� z sarkazmem w g�osie. - Nie b�d� pi� za t� nierz�dnic�! - Ani ja! Starszy m��czyzna z posiwia�� brod� przemówi�: - To bardzo pi�knie, �e odsun��a od nas gro�b� ataku barbarzy�ców, lecz gdzie skieruje swoje armie teraz? Jej kosynierzy nie b�d� czekali d�ugo, nim znajd� sobie nowe pole do skoszenia. - Wilhelm ma racj�! - Ale czy naprawd� mamy powód si� martwi�? - spyta�a �ona bankiera. Król Stanis�aw obieca�... Zebrani zachichotali gromadnie, uciszaj�c kobiet�. - Prosz� nie by� naiwn� - powiedzia� ksi�dz. - Z ca�ym nale�nym królowi szacunkiem... - Ach! - zawo�a� w�a�ciciel sklepu z dywanami. - Dlaczego ilekro� kto� zaczyna od s�ów „z ca�ym nale�nym królowi szacunkiem", od razu wiadomo, �e staruszkowi natychmiast dostan� si� s�owne ci�gi? Go�cie parskn�li zgodnym �miechem. - To dlatego, �e staruszek jest doprawdy beznadziejny -odpar�a jaka� kobieta. - Czy� nie by� jednym z niezliczonych kochanków Katarzyny? I tylko jej machinacjom zawdzi�cza, �e w ogóle zosta� królem. Dobrze si� zastanowi, zanim nadepnie jej na odcisk. - To by�by nie odcisk, lecz ca�y guz - powiedzia� baron. -Tak czy inaczej potrzebujemy króla, a on potrzebuje nas. My i tysi�ce takich jak my zapewni� Stanis�awowi si��, jakiej mu bez w�tpienia brak. Nim przyj�cie dobieg�o ko�ca, wszyscy recytowali ju� zgodnie: „Król z narodem, naród z królem!". Baron wychodzi� jako ostatni. 157 RS - Przyj�cie by�o niezwykle udane - zapewni� gospodyni�. - Jeste�my ci bardzo wdzi�czni. Widzisz, ju� okaza�a� si� dla nas u�yteczna. - Nie zrobi�am doprawdy nic wielkiego. - Anno, Sprawa to w�a�nie zwykli ludzie i proste uczynki. W ten sposób rodz� si� rzeczy wielkie. Mam nadziej�, �e nadal b�dziesz si� z nami spotyka�. - B�d�... Powiedz mi, Michale, czy wszystkie te opowie�ci o... hmmm, gor�cym temperamencie Katarzyny s� prawdziwe? Baron si� u�miechn��. Anna obla�a si� rumie�cem. - Co ci� tak rozbawi�o? - Och, nie ma powodu si� zawstydza�. Kobiety wykazuj� naturaln� ciekawo��, je�li chodzi o caryc�. Niektóre z tych opowie�ci s� przesadzone, lecz prawd� jest, �e miewa�a liczne romanse. - Zdajesz si� s�dzi�, �e tylko kobiety wykazuj� w takich sprawach ciekawo��. Tymczasem nawet w czasie dzisiejszego przyj�cia zaobserwowa�am, �e wielu m��czyzn z ochot� o tym plotkuje. Baron Kolbi si� roze�mia�. - Z pewno�ci� masz racj�. Nagle spowa�nia�. - Bardziej martwi mnie to, �e nami�tno�ci Katarzyny wobec m��czyzn dorównuje jej ��dza zdobywania nowych ziem i posiad�o�ci. - Ale sk�d si� to bierze, Michale? Rosja jest przecie� taka wielka. - Chodzi o w�adz�, Anno. W�adz� i pot�g�. - A rozwi�z�o�� daje jej w�adz� nad m��czyznami? - Tak, a przynajmniej z�udzenie w�adzy. Odprowadzi�a go�cia do drzwi. - Michale - zwróci�a si� do niego. - Sk�d wiedzia�e�, �e jestem przy nadziei? - Nie wiedzia�em. Spojrzeli na siebie, a potem jednocze�nie parskn�li �miechem. Rozstali si� w dobrych humorach. Anna odwróci�a si� i popatrzy�a na marmurow� pod�og� holu, pokryt� pi�knymi dywanami, na migocz�ce w kinkietach �wiece, eleganckie schody, bezcenne gobeliny, które setki francuskich zakonnic tka�y przez ca�e lata. A wszystko to stanowi�o zaledwie niewielk� cz��� tego, co nale�a�o teraz do Zofii. I stanowi�o instrument jej w�adzy. Pomy�la�a, �e zaczyna rozumie�, o co chodzi�o kuzynce. W�a�nie o to wszystko - ale nie zamierza�a na tym poprzesta�. 158 Rozdzia� dwudziesty pierwszy. RS Pewnego dnia po po�udniu Anna siedzia�a w salonie, gdzie wiele okien zapewnia�o najlepsze �wiat�o. Hrabina przebywa�a jak zwykle w odosobnieniu, za zamkni�tymi drzwiami swego pokoju, a Zofia uda�a si� dok�d� powozem. W pewnej chwili kto� ostro zapuka� do drzwi wej�ciowych, a po kilku minutach do pokoju wesz�a zmieszana Lutisza. - Madame... przy drzwiach stoi trzech cz�onków Gwardii Królewskiej. Domagaj� si�, �eby ich wpu�ci�. - Gwardii Królewskiej? - Serce Anny zacz��o szybciej bi�. - Tak, madame. - Z kim chc� si� zobaczy�? - Z pani� Zofi�, madame. - S�u��ca przest�pi�a niespokojnie z nogi na nog�. - Czy mam zawiadomi� starsz� pani�? - Nie, Lutiszo. Sama si� tym zajm�. Wprowad� ich. Po chwili do salonu wszed� brodaty oficer w towarzystwie dwóch �o�nierzy. Sk�onili si� formalnie. - Dzie� dobry pani - przemówi� oficer. By� ciemnow�osy i mocno zbudowany. Dwaj m�odsi, starannie ogoleni towarzysze, nie odezwali si�. Anna zacz��a podnosi� si� z krzes�a. - Witam panów. Co mog� dla panów zrobi�? - Nie musi pani wstawa� - odpowiedzia� oficer rado�nie. - Przynie�li�my podarki od króla. Mamy umie�ci� je w sypialni hrabiny. Anna zaczerpn��a oddechu z wra�enia. Czy�by sam król posy�a� Zofii prezenty? - Rozumiem - powiedzia�a. Na nic wi�cej nie potrafi�a si� zdoby�. Nagle przypomnia�a sobie o pami�tniku, w którym Zofia spisywa�a uwagi na temat króla, i natychmiast otrz�sn��a si� z os�upienia, wywo�anego wizyt�. Mój Bo�e! Pami�tnik le�a� prawie na widoku! Zofia nie trudzi�a si� chowaniem go, poniewa� s�u��ce nie umia�y czyta�, a nie spodziewa�a si�, by matka czy Anna mog�y naruszy� jej prywatno��. Pomy�la�a, �e je�li oficer znajdzie pami�tnik, mo�e go skonfiskowa� i przekaza� królowi - b�d� to z poczucia obowi�zku, b�d� spodziewaj�c si� nagrody. Uwagi Zofii zostan� wówczas uznane za zdrad�. A je�li prawdziwym powodem odwiedzin gwardzistów by�o w�a�nie przeszukanie sypialni? W jakim celu? Ju� sam pomys�, by przedstawiciele Gwardii Królewskiej domagali si� dost�pu do pokoju kuzynki, wydawa� si� niedorzeczny. Mimo to Anna 159 RS wiedzia�a, �e nie mo�e odmówi�. Instynktownie czu�a jednak, i� nie wolno dopu�ci�, aby pami�tnik wpad� im w r�ce. U�miechn��a si�, próbuj�c zapanowa� nad niepokojem. Musi co� wymy�li�. - Czy mogliby panowie usi���? - zaproponowa�a. - Nie, dzi�kujemy, prosz� pani - powiedzia� oficer. -Mamy zadanie do wykonania. - Lecz nie ma powodu a� tak si� �pieszy�. Nalegam, aby napili si� panowie ze mn� wina - powiedzia�a, u�miechaj�c si�, jak mia�a nadziej�, kokieteryjnie. - Czu�abym si� obra�ona, gdyby panowie odmówili. Nie co dzie� go�cimy tu przedstawicieli Gwardii Królewskiej. K�ciki ust oficera unios�y si� leciutko, ale powstrzyma� u�miech. Nie dano mu jednak szansy na odpowied�. Anna zwróci�a si� do Lutiszy, czekaj�cej w gotowo�ci przy drzwiach. - Podaj naszym wyj�tkowym go�ciom najlepsze wino. Lutisza zamruga�a, zdumiona, a potem znikn��a za drzwiami. Anna stara�a si� zachowa� spokój. Gor�czkowo rozmy�la�a nad tym, jakby tu wydosta� pami�tnik i ukry� go. - Jak wam na imi�? - spyta�a. Wiedzia�a, �e przekracza granice wyznaczone przez konwenanse, ale musia�a zyska� na czasie. - Mam na imi� Aleksy, prosz� pani - powiedzia� oficer, jakby by� tu sam, jakby tylko on si� liczy�. Anna wda�a si� z nim w pogaw�dk� na temat rosyjskiej kampanii przeciwko Turkom. Oficer zdawa� si� nie mie� na ten temat �adnych pogl�dów. Pod jego czarnym w�sem pojawi� si� u�miech, z pocz�tku niepewny, a potem szeroki i bezczelny. Aleksy przysun�� si� bli�ej miejsca, gdzie siedzia�a, i sta�, spogl�daj�c na ni� tak poufale, �e na ramionach Anny pojawi�a si� g�sia skórka. W ko�cu nie wiedzia�a ju�, co powiedzie�. By�o jej s�abo. Pochyli�a si� na krze�le i przytkn��a d�o� do czo�a. - Hrabina jest chora? Czy mog� jako� pomóc? Oficer ukl�k� i spojrza� z bliska w twarz Anny. W�sy opada�y mu lekko na ko�cach, lecz w jego pos�pnych czarnych oczach pojawi� si� b�ysk, który móg� �wiadczy� o ukrytym poczuciu humoru. - Troch� mi s�abo. - Prosz� pochyli� si� nieco bardziej. Po�o�y� Annie d�o� na plecach i lekko nacisn��. - A teraz prosz� g��boko oddycha�. 160 RS Ku zdumieniu Anny rozkaza� swoim ludziom, by zaczekali na niego w holu. Unios�a g�ow� w sam� por�, by zobaczy�, jak m�odzi stra�nicy wymieniaj� porozumiewawcze spojrzenia. - A teraz prosz� usi��� wygodnie i odchyli� si� do ty�u -powiedzia�, kiedy m�odzie�cy wyszli. Postawi� stopy Anny na sto�eczku, ale nie cofn�� d�oni. Kl�cz�c, masowa� delikatnie palcami jej kostki, a potem przesun�� d�onie niebezpiecznie wysoko wzd�u� �ydek. Ty �winio, przekl��a go w my�lach. - Uwa�am - mówi� tymczasem oficer - �e stopy i nogi to klucz do tego, by w�a�ciwie si� odpr��y�. Znów si� u�miecha�, jeszcze bardziej bezczelnie ni� przed chwil�. Anna u�wiadomi�a sobie, �e oficer traktuje jej zachowanie jako zach�t�. Kusi�o j�, by mu powiedzie�, �e jest zuchwa�ym, g�upim os�em, lecz powstrzyma�a si�, wiedz�c, �e w ten sposób po�le go wprost do pokoju Zofii. Zastanawia�a si�, gdzie te� podziewa si� Lutisza. �a�owa�a teraz, �e suknia nie pozwala domy�li� si� jej stanu. Przysz�o jej do g�owy, �eby wspomnie� mu o tym. Co zrobi�aby Zofia? Nagle j� ol�ni�o: oficer my�li, �e jestem Zofi�! Zaskoczona i przera�ona mo�liwo�ci� odkrycia pami�tnika, zapomnia�a si� przedstawi�. To wyja�nia�o, dlaczego zachowuje si� tak zuchwale, pewny, �e jego umizgi b�d� mile widziane. Anna wstrzyma�a oddech. Czy reputacj� Zofii znali ju� nawet m�odsi oficerowie Gwardii Królewskiej? Twarz Aleksego by�a ju� bardzo blisko jej twarzy. - Czuje si� pani lepiej? - zapyta�, owiewaj�c j� kwa�nym oddechem. Anna zerwa�a si� z krzes�a. - Zobaczmy, co te� wstrzymuje pokojówk�. Prosz�, niech pan tu zaczeka, Aleksy. Wypad�a z pokoju, modl�c si�, by nie pod��y� za ni�. Skin��a g�ow� stra�nikom w holu, u�wiadamiaj�c sobie, �e nie b�dzie mog�a wej�� do sypialni Zofii tak, by jej nie zauwa�ono. Zamiast tego ruszy�a wi�c ku wahad�owym drzwiom, prowadz�cym do kuchni i niemal wpad�a na Lutisz�, nios�c� tac� z czterema kryszta�owymi kieliszkami do wina. Natychmiast spostrzeg�a, �e s�u��ca nie aprobuje jej post�powania. - Wiem, co sobie my�lisz, Lutiszo, ale uwierz mi, to konieczne. Daj, wezm� wino. Mam dla ciebie o wiele powa�niejsze zadanie. - Ale, madame... 161 RS - Pos�uchaj - sykn��a - i zrób dok�adnie to, co ci powiem. �ycie nas wszystkich mo�e zale�e� od tego, jak si� sprawisz. Zrozumia�a�? Lutisza gapi�a si� na ni�, os�upia�a. Nie zna�a dot�d Anny od tej strony. - Tak, madame. - Doskonale! Widzisz, gdzie� w pokoju Zofii znajduje si� czerwona ksi��eczka, zapisana w �rodku. Je�li nie b�dzie jej na widoku, musisz jej poszuka�. Znajd� j� i ukryj przy sobie. A potem wró� do salonu i nie odst�puj mnie ani na chwil�, dopóki panowie nie wyjd�. Czy to jasne? Lustisza skin��a g�ow�. Powaga w g�osie pani nie unikn��a jej uwagi. Zmru�y�a z determinacj� oczy. Anna poda�a wino dwóm m�odym stra�nikom, a potem wesz�a do salonu, by rozegra� do ko�ca scen� z nadmiernie pewnym siebie oficerem. Modli�a si�, by s�u��ca wróci�a jak najpr�dzej. Nie usiad�a, ale stan��a obok kaflowego pieca. Ledwie zd��yli umoczy� wargi w winie, Lutisza wróci�a i zaj��a stanowisko obok swej pani. Anna poczu�a, �e ogarnia j� uczucie triumfu. Teraz mog�a zako�czy� gr� tak, jak zaplanowa�a. - Och, prosz� spojrze�, która to ju� godzina! - zawo�a�a, spogl�daj�c na stoj�cy zegar. - Nie zdawa�am sobie sprawy z up�ywu czasu. M�� wkrótce b�dzie w domu. - Pani... m��? - Pewno�� siebie oficera nagle znikn��a. U�miechn��a si� rozbawiona. - Tak... Owszem. - �artuje sobie pani ze mnie. - Dlaczego mia�abym to robi�, Aleksy? - spyta�a. Odgrywanie tej komedii zacz��o sprawia� jej perwersyjn� przyjemno��. - Có�... s�dzi�em, �e hrabina Gro�ska nie jest zam��na. - Och! Rzeczywi�cie, nie jest. Oficer wpatrywa� si� w ni� bez s�owa. Anna st�umi�a ch��, by si� roze�mia�. - Jestem Anna Maria Grawli�ska, hrabina sochaczewska, przysz�a baronowa opolska. Hrabina Gro�ska jest moj� kuzynk� - doda�a z u�miechem. - Kuzynk�? - Có�, tak. Och! Wzi�� mnie pan za Zofi�? Jakie to zabawne. Nie jeste�my do siebie ani troch� podobne! Oficer ze wszystkich si� stara� si� ukry� zaskoczenie oraz w�ciek�o��, lecz zdradza� go opadaj�cy ponuro w�s. W ko�cu Anna si� roze�mia�a. 162 RS - Och, podobno dobrze jest si� �mia�. Powiadaj�, �e kobieta przy nadziei powinna �piewa� i weseli� si�, by dziecko by�o �wawe i mia�o mi�y charakter. Oficer nadal si� w ni� wpatrywa�, a sens s�ów Anny z wolna do niego dociera�. Gdy to si� sta�o, odstawi� kieliszek, po czym wyprostowa� si� i przybra� oficjaln� min�. - Czy by�aby pani tak �askawa i poleci�a pokojówce, aby bez dalszej zw�oki zaprowadzi�a nas do pokoju hrabiny Gro�skiej? Annie bardzo odpowiada� ten powrót do formalno�ci. - Oczywi�cie, panie oficerze. Chcia� mnie wykorzysta�, pomy�la�a, a ja odwróci�am role i pos�u�y�am si� nim. Po chwili Lutisza wróci�a. Gdy Anna spojrza�a na ni� pytaj�co, u�miechn��a si� i poklepa�a po kieszeni. - Dobrze - szepn��a Anna. - A teraz zosta� ze mn�. Mo�esz usi���. - Och, pani Stella za nic nie pozwoli�aby... - Lutiszo, ja ci pozwalam. Siadaj. Zaryzykowa�a i wysz�a cicho do holu. Podesz�a pod drzwi sypialni kuzynki i przy�o�y�a do nich ucho. Dobiegaj�ce zza nich pe�ne frustracji pomruki, a tak�e odg�osy towarzysz�ce otwieraniu szuflad i szafek, a nawet przesuwaniu mebli upewni�y j�, �e stra�nicy naprawd� przeszukuj� pokój. Zastanawia�a si�, czy jaki� wróg Zofii nie powiadomi� króla o istnieniu pami�tnika. Westchn��a z ulg� na my�l, �e jest bezpiecznie ukryty. Wiedzia�a jednak, �e napi�cie nie opadnie, dopóki stra�nicy nie pójd�. Nas�uchiwa�a jeszcze przez kilka minut, a kiedy wyczu�a, �e rewizja zaraz si� sko�czy, pospieszy�a z powrotem do salonu, gdzie siedzia�a Lutisza. S�u��ca unios�a z trudem sw� imponuj�c� posta� i stan��a w pozie oczekiwania. Kiedy oficer wróci� do pokoju, Anna siedzia�a, opanowana, na krze�le. Dwaj pozostali czekali na niego w przedpokoju, gotowi do odej�cia. Ju� prawie po wszystkim, pomy�la�a. Zaraz sobie pójd�, a dom b�dzie wolny od ich w�cibskich oczu. - Zostawili�my podarki od króla w sypialni pani Gro�skiej - oznajmi� oficer. - Jak mi�o! - powiedzia�a z fa�szywym entuzjazmem. Oficer zmru�y� oczy i przyjrza� si� jej. - Prosz� mi powiedzie�, czy kuzynka pani ma jaki� inny pokój, gdzie zwyk�a pisywa� listy lub wiersze? 163 RS Anna ledwie mog�a w to uwierzy�. Oni naprawd� szukali pami�tnika. - Nie s�dz�, by Zofia w ogóle pos�ugiwa�a si� piórem. Jest na to zbyt zaj�ta. - O tak, z pewno�ci� - oficer u�miechn�� si� kpi�co. - Co� jeszcze, oficerze? - spyta�a, powstrzymuj�c gniew. - Nie, b�dziemy si� zbiera�. Annie ul�y�o, gdy� obawia�a si�, �e mog� chcie� przeszuka� ca�y dom. Lecz kiedy odwróci�a si� na krze�le, gotowa powiedzie� Lutiszy, �eby odprowadzi�a �o�nierzy do drzwi, spostrzeg�a, �e z kieszeni s�u��cej wystaje zdradziecko czerwona ksi��eczka. Bo�e, dopomó�! Pami�tnik musia� si� wysun��, kiedy Lutisza siada�a, i wygl�da�o na to, �e wypadnie, gdy tylko korpulentna s�u��ca si� poruszy. Anna modli�a si� w duchu, by strach nie odbi� si� na jej twarzy. Oficer w�a�nie pochyla� g�ow� w uk�onie. U�miechn��a si�, lecz dotychczasow� pewno�� siebie zast�pi�y z�e przeczucia. Ba�a si�, �e by�y zgubione. Ju� sobie wyobra�a�a, jak intruz ucieszy�by si�, gdyby znalaz� pami�tnik. Na razie jednak zbiera� si� do wyj�cia. Wstrzyma�a oddech. By�a jeszcze nadzieja. Lutisza zebra�a spódnice, gotowa odprowadzi� oficera do drzwi. Serce Anny zabi�o mocniej, gdy zobaczy�a, �e pami�tnik wysuwa si� jeszcze bardziej. - Lutiszo! - zawo�a�a, zrywaj�c si� z krzes�a. S�u��ca, przestraszona tonem jej g�osu, zatrzyma�a si� i odwróci�a podobnie jak oficer, najwidoczniej zaciekawiony. Anna uda�a, �e w�a�nie co� przysz�o jej do g�owy. - Sama odprowadz� mi�ego oficera, Lutiszo - zawo�a�a rado�nie, wpatruj�c si� z uporem w zak�opotan� s�u��c�. - Prosz�, zaczekaj tu na mnie. - To nie b�dzie konieczne, hrabino - powiedzia� zimno oficer. - Nie powinna si� pani przem�cza�. - Och, to �aden wysi�ek - upiera�a si� Anna. - Zw�aszcza kiedy chodzi o królewsk� stra�! Oficer wpatrywa� si� w ni�, szacuj�c spojrzeniem. Podejrzewa� co� albo uwa�a� j� za zupe�nie szalon�. Czym pr�dzej uj��a go pod rami� i wyprowadzi�a z salonu. - Mam nadziej�, �e jeszcze si� spotkamy, Aleksy. Je�li nawet on nie uwa�a jej za szalon�, pomy�la�a, spogl�daj�c na stoj�c� z otwartymi ustami s�u��c�, to Lutisza z pewno�ci� tak. 164 RS Kiedy �egna�a si� z �o�nierzami, twarz oficera nadal wyra�a�a podejrzliwo��. Zamkn��a drzwi i z ulg� opar�a si� o nie, �ywi�c gor�c� nadziej�, �e wi�cej nie spotka Aleksego. Wesz�a do salonu akurat w chwili, kiedy s�u��ca pochyla�a sw� kr�p� posta�, by podnie�� z pod�ogi pami�tnik. 165 Rozdzia� dwudziesty drugi. RS Gospoda Pod G�ow� Królowej, jak na pó�ne wtorkowe popo�udnie, by�a wyj�tkowo zat�oczona. Jan siedzia� samotnie na swym zwyk�ym miejscu przy oknie. Nie wygl�da� na zewn�trz ani te� nie �ledzi�, co dzieje si� wokó� niego. Wypi� ju� dwie szklaneczki, by uspokoi� nerwy. Mia� spotka� si� z królem Stanis�awem. Tygodniami wspó�pracowa� �ci�le z przyjacielem ojca, Hugonem Ko���tajem, który traktowa� go jak syna. W pe�ni zaanga�owa� si� w ruch patriotyczny. Konstytucja, uchwalona w poprzednim roku, stanowi�a jedynie podwaliny przysz�ych reform. Wiele pozostawa�o jeszcze do zrobienia. Ko���taj podj�� si� próby przekonania króla, �e pa�szczyzna ch�opów powinna zosta� zamieniona na czynsze. Jan mia� mu towarzyszy� i zosta� królowi przedstawiony. Przekonanie monarchy o potrzebie tak rewolucyjnych zmian by�o zadaniem nie lada, lecz Jan pok�ada� wielk� ufno�� w przyjacielu. Widzia� ju� nieraz, jak werbowa� dla Sprawy ludzi dot�d beztroskich i spragnionych jedynie zabawy i uciech. Ko���taj potrafi� przedstawia� swoje racje, argumentowa�, dyskutowa�, odpiera� zarzuty, by w ko�cu przekona� ka�dego, nawet króla. Tego ranka Jana wezwano do domu Ko���taja. Gospodarz le�a� w �ó�ku, os�abiony i �miertelnie blady. Powiedzia� Janowi, �e zapad� na influenc�, lecz przezwyci��y chorob�. - Jak wiesz - mówi� - jutro mamy spotka� si� z królem. - Mam odwo�a� spotkanie? Prze�o�y� na przysz�y tydzie�? - Nie - odpar� stanowczo Ko���taj. - Reformy nie mo�na d�u�ej odk�ada�. - Co zatem zrobimy, prosz� pana? - Spotkasz si� z królem, Janie. - Ja? - serce zaci��y�o Janowi w piersi. Nie móg� uwierzy� w to, co us�ysza�. - Sam? Ko���taj skin�� g�ow�. - Ale czy król mnie wys�ucha? - Dlaczego nie? Jeste� m�dry jak na swoje dwadzie�cia pi�� lat. Szybko si� uczysz. I nie brak ci wiary. Ufam, �e sobie poradzisz. - Ale... z samym królem? - Tak, z królem. To tylko cz�owiek, do tego o niezbyt stanowczym charakterze. Wspó�pracowa�e� ze mn� bli�ej ni� ktokolwiek inny. Wiesz, na 166 RS czym polega propozycja reformy, znasz przewidywane liczby, ewentualne korzy�ci. Po prostu przedstaw to jasno królowi, Janie. - Takie przeszukanie ze strony Gwardii Królewskiej to nic nadzwyczajnego - zapewnia�a Zofia Ann�. - Król nie jest pewny lojalno�ci swych poddanych. Chyba tak to ju� bywa z monarchami. Gdyby mieli powód s�dzi�, �e naprawd� co� ukrywam, wierz mi, nie ograniczyliby si� do mojej sypialni. Kuzynki sta�y w pokoju Zofii, która wróci�a w pó� godziny po tym, jak odjecha�a stra�. Anna poleci�a Lutiszy, aby to ona zwróci�a pami�tnik. W ten sposób Zofia nie mia�a powodu s�dzi�, �e Anna cho�by do niego zajrza�a. - Post�pi�a� bardzo sprytnie, kuzynko - powiedzia�a teraz, wymachuj�c pami�tnikiem. - To tylko taka niem�dra pisanina i par� gryzmo�ów. Wpad�am na ten pomys�, gdy zobaczy�am, jak zapisujesz co� w swoim diariuszu. Z drugiej strony, umar�abym, gdyby przeczytano to na dworze! Rzuci�a pami�tnik na toaletk� i uj��a d�onie Anny. Jej czarne oczy cho� raz spogl�da�y powa�nie. - Jestem ci bardzo wdzi�czna, Anno. Ocali�a� mi dzi� �ycie. Nie zapomn� o tym. Anna zmusi�a si� do u�miechu. Cho� by�a dumna, �e tak doskonale poradzi�a sobie w trudnej sytuacji, odczuwa�a te� wyrzuty sumienia z powodu swego w�cibstwa. - Spójrz tylko! - zawo�a�a Zofia, ci�gn�c j� w kierunku szafy. - Mam tutaj skrytk�. Nacisn��a ukryt� za przedni� nó�k� spr��yn� i z mebla wysun��a si� szufladka. W�o�y�a do niej pami�tnik. - Od tej chwili b�d� przechowywa�a go tutaj. Poczucie winy Anny jeszcze wzros�o. Kuzynka mia�a do niej zaufanie. Wola�aby, by Zofia nie pokaza�a jej ukrytej szuflady. Teraz, wiedz�c, gdzie jest pami�tnik, nadal b�dzie nara�ona na pokus�. - Czym tak si� martwisz, Anno? Niebezpiecze�stwo min��o, i to dzi�ki tobie. - Zofia obj��a j�. - Chod�, zobaczymy, jakie podarki zostawili dla mnie �o�nierze. Anna u�miechn��a si�, próbuj�c rozproszy� ponury nastrój i przysi�gaj�c sobie w duchu, �e wi�cej nie zajrzy do pami�tnika. Przeszuka�y pokój i znalaz�y ukryte prezenty. W ka�dej szufladzie, s�oju i wazonie znajdowa�y pier�cienie, kolczyki i brosze. W jedn� z peruk Zofii wpi�to per�owe spinki. A na toalecie, pod szkatu�k� z bi�uteri�, le�a�a koperta opatrzona królewskimi insygniami. 167 RS - A to ci dopiero - oznajmi�a Zofia. - Zaproszenie do Zamku. Jan z niepokojem wpatrywa� si� w twarz króla Stanis�awa Augusta. Przedstawi� ju� to, z czym przyszed�, i teraz czeka�, niepewny reakcji monarchy. Pudrowana peruka okala�a zwyczajn� twarz. Ma�e, bezbarwne oczy spogl�da�y spod ci��kich powiek. Nos króla by� w�ski, szcz�ka ledwie zaznaczona. M�ska uroda, która przyci�gn��a kiedy� do niego Katarzyn�, bezpowrotnie min��a. Jan pomy�la�, �e w czasach romansu z caryc� król musia� mie� oko�o dwudziestu pi�ciu lat, czyli by� w tym samym wieku, co on. Teraz dobiega� sze��dziesi�tki. Có� takiego dostrzeg�a w nim Katarzyna, �e wys�a�a do Polski armi�, zmuszaj�c magnatów, aby wybrali go na króla? Wydawa� si� ma�o poci�gaj�cy. Jan zaj�� ju� ponad godzin� królewskiego czasu. Przedstawi� królowi spraw�, staraj�c si� mówi� mo�liwie jasno, przekonuj�co, a zarazem taktownie. Cho� przed rozmow� dr�a� z niepokoju, to kiedy ju� spotka� si� z królem i zacz�� przedstawia� swoje argumenty, obawy znikn��y i ogarn��o go niespodziewane poczucie mocy i s�uszno�ci sprawy, nape�niaj�c energi�, swad� i ufno�ci� we w�asne si�y. Gdy król zacz�� zadawa� pytania, dyskusja doprowadzi�a w logiczny sposób do rozwa�a� o konieczno�ci powo�ania banku pa�stwowego oraz emisji papierowej waluty. W tych kwestiach Jan czu� si� nieco mniej pewnie, jednak na szcz��cie król nie analizowa� sprawy zbyt szczegó�owo. Po jakim� czasie, sko�czywszy dyskusj�, pogr��y� si� w rozmy�laniach. Minuty p�yn��y niespiesznie. Pospolity czy nie, z pewno�ci� nie podejmuje decyzji zbyt pochopnie, pomy�la� Jan. Przed�u�aj�ca si� cisza wyda�a mu si� wymowna i niezbyt obiecuj�ca. Nie mog�c ju� d�u�ej znie�� milczenia, zaskoczy� sam siebie, przemawiaj�c pierwszy: - Wszystko sprowadza si� do tego, panie, by ka�dy z naszych obywateli mia� prawo otrzymywa� zap�at� w narodowej walucie i prowadzi� swobodny handel. - Drogi m�odzie�cze - powiedzia� król. - Wszystko sprowadza si� do tego, �e uchwalili�my konstytucj� równie dobr� jak ta w Stanach Zjednoczonych i pierwsz� w Europie. Jan skin�� potakuj�co g�ow�. Król mówi� dalej, kiwaj�c ostrzegawczo palcem. 168 RS - Lecz kiedy zburzono Bastyli�, reformy, które podj�li�my, przestraszy�y koronowane g�owy Prus, Austrii i Rosji. Nie chc� mie� obok swych granic Polski, która przemawia g�osem ca�ego narodu, gdy� widz� w tym zagro�enie dla swojej w�adzy. Te pa�stwa nie b�d� bezczynnie przypatrywa�y si� reformom. M�ody or�downik reform zastanawia� si�, do czego prowadzi ta przemowa. Czy król zamierza odmówi�? - Jednak�e - stwierdzi� monarcha, wzdychaj�c - w zesz�ym roku wybrali�my drog� reform i teraz nie mo�emy si� wycofa�. Sprawa czynszów to tylko ma�y krok na tej drodze. Czas zmusza ludzi, by szli z post�pem. Pami�taj o tym, Janie. Mo�e by� tak, �e postawimy dwa kroki w przód, a jeden do ty�u, ale i tak b�dziemy posuwa� si� do przodu. To nieuniknione. Jan poczu�, jak ogarnia go podniecenie. - Zatem mog� powiedzie� Ko���tajowi... - Powiedz mu, �e ma wyzdrowie�. To królewski rozkaz. Och, i powiedz mu te�, by zaj�� si� spraw�, o której tu dzi� rozmawiali�my. Mia� ochot� krzykn�� z rado�ci. Serce bi�o mu jak szalone, stara� si� jednak powstrzyma� entuzjazm. Na jego twarzy nie pojawi� si� nawet �lad u�miechu. Nie chcia�, by król uzna� go za nowicjusza. - Przeka�� mu to, panie - powiedzia� tylko, jednak w �rodku odczuwa� g��bok� satysfakcj�. Jak�e dumny by�by z niego ojciec! - Pochodzisz z Halicza, prawda, Janie? - Tak, Wasza Wysoko��. - Och, zaledwie wczoraj pozna�em innego m�odzie�ca z Halicza, przekl�tego rosyjskiego najemnika. Towarzyszy� Rosjaninowi Fiodorowi Kuprinowi, który przywióz� �mia�e gro�by ze strony Katarzyny. Cho� ledwie mówi� po rosyjsku, polszczyzna Kuprina by�a jeszcze gorsza. Ten m�ody cz�owiek s�u�y� wi�c za t�umacza. - Jak brzmia�o jego nazwisko? - Nazwisko? Oczywi�cie, nazwisko, chyba... Gro�ski. - Walter Gro�ski? - Tak, w�a�nie. 169 Rozdzia� dwudziesty trzeci. RS Anna nie potrafi�a opanowa� podniecenia. Mia�a by� go�ciem na Zamku, po raz pierwszy w �yciu. Clarice i Babette ca�y ranek przygotowywa�y j� i Zofi� do uczestnictwa w królewskiej kolacji i koncercie. Zofia chcia�a kupi� Annie na t� okazj� now� sukni�, lecz ta odmówi�a, zgadzaj�c si� jedynie po�yczy� jedn� z toalet kuzynki. Wola�a nie mie� wobec niej d�ugu. Zofia upar�a si� natomiast co do peruki, twierdz�c, �e bez niej kobieta czu�aby si� na dworze, jakby by�a ca�kiem naga. Anna ust�pi�a wreszcie, daj�c si� przekona�. Louis i ma�a Babette tak�e dali si� ponie�� emocjom. Kr�cili si� pod nogami przez ca�y dzie�, kipi�c entuzjazmem. - Mo�emy pój�� zobaczy� króla? - spyta�a Babette. Francuskie pokojówki i Zofi� rozbawi�o to dzieci�ce pytanie i szczerze si� u�mia�y. Louis jednak wydawa� si� tym bardzo dotkni�ty. Cho� nic nie powiedzia�, Anna zdawa�a sobie spraw�, �e bardzo chcia�by pój��. Jednak ca�kiem doros�a duma, która zd��y�a ju� w nim zakie�kowa�, nie pozwala�a si� naprasza�. Po jakim� czasie, gdy pokojówki by�y zaj�te w pokoju Zofii, Anna spróbowa�a wyt�umaczy� dzieciom, �e przyj�cie jest dla doros�ych. Pomy�la�a, �e maj� jeszcze czas, by dowiedzie� si� wszystkiego o ró�nicach klasowych, na razie opowiedzia�a im o swej pierwszej podró�y do Warszawy i o tym, w jaki podziw wprawi� j� wówczas majestatyczny Zamek. Obieca�a tak�e, �e pewnego dnia zabierze je na przeja�d�k�, by mog�y bli�ej przyjrze� si� królewskiej rezydencji po drugiej stronie Wis�y. Zofia wesz�a do pokoju Anny przygotowana ju� do wyj�cia. Mia�a na sobie jedwabn� sukni� o podniesionej talii, ozdobion� przejrzystymi falbankami, wst��kami i jedwabnymi kwiatami. Uderzaj�co pi�kny komplet bi�uterii, jak� wybra�a na t� okazj�, sk�ada� si� z szafirowego wisiorka i pasuj�cych do niego kolczyków. Spostrzeg�szy strój, który Anna wybra�a dla siebie, przez chwil� wpatrywa�a si� w niego z rozdziawionymi ustami. - Nie mo�esz tego w�o�y�, kuzynko! - Naprawd�? Nie chcesz mi po�yczy� tej sukni? - Nie o to chodzi. Kochanie, wybieramy si� na królewski dwór, nie na targ rybny. Ta suknia jest zbyt prosta, zbyt skromna i bezbarwna! - Pi�kno polega na prostocie, Zofio, i dotyczy to tak�e sukni. Och, bardzo chcia�abym za�o�y� w�a�nie t�! Poza tym suknia nie jest tak zupe�nie 170 RS bezbarwna - przekonywa�a kuzynk� - wskazuj�c pastelowy kwietny wzór na kremowym tle przejrzystego materia�u. Tym razem podda�a si� Zofia. Suknia wymaga�a niewielkich poprawek - dopasowania bufiastych r�kawów i poszerzenia w talii. Bia�e skórzane pantofelki Anny dope�ni�y stroju, podobnie jak zawi�zana wokó� szyi bia�o-niebieska kamea jej matki. Ciekawe, co mama powiedzia�aby na to, �e znajd� si� dzi� na Zamku, pomy�la�a. Gdy by�a ju� ubrana, w�o�ono jej na g�ow� pudrowan� francusk� peruk�. Spojrza�a w lustro i oniemia�a, zaskoczona tym, jak bardzo zmieni� si� jej wygl�d. - Anno! - zawo�a�a Zofia. - Wygl�dasz absolutnie bosko! I wcale nie wida�, �e jeste� przy nadziei! Rzeczywi�cie, na widok swego odbicia Anna poczu�a, �e jej pewno�� siebie wzrasta. Cieszy�a si� te�, �e nie wida� by�o po niej ci��y. Oczywi�cie wiedzia�a, �e niektórzy wzi�liby jej za z�e, i� b�d�c w odmiennym stanie, wa�y si� cho�by wychyli� nos z domu. - Podaj mi praw� r�k�, Anno. Przynios�am ci pier�cionek. Masz pe�ne prawo skorzysta� z tego, co przys�a� mi król. Zofia wsun��a kuzynce na trzeci palec srebrny pier�cie� w kszta�cie lwiej �apy, �ciskaj�cej wielki kamie�. Anna westchn��a z zachwytu. - Co to za kamie�, Zofio? Nie potrafi� okre�li�, jakiego jest koloru. - Na tym polega jego urok, Anno. Zmienia barw� w zale�no�ci od otoczenia i �wiat�a. Czasami wydaje si� niebieski albo zielony, czasami fioletowy czy nawet krwistoczerwony -istna t�cza barw. To opal. - Jest wspania�y. - Ludzie, którzy potrafi� zmienia� si� w ten sposób, zawsze odnosz� sukces. Nale�y przystosowywa� si� do otoczenia i sytuacji. Potraktuj to jako lekcj� ze strony swej �wiatowej kuzynki. Zajrz� jeszcze do mamy i po�egnam si� z ni�. Zofia nie zaprosi�a matki. Ciekawe dlaczego. Czy�by powodem by�a depresja hrabiny? Antoni zosta� zaproszony, lecz musia� jeszcze co� za�atwi�. Mia� przy��czy� si� do nich pó�niej. Ich wzajemne stosunki nie uleg�y poprawie; Antoni nie stara� si� ju� do niej zbli�y�. By�o to b�ogos�awie�stwo, cho� wiedzia�a, �e wszystko ulegnie zmianie, kiedy urodzi si� dziecko. Na razie wygl�da�o na to, �e si� stara. Sp�dza� ostatnio w domu znacznie wi�cej czasu i by� wobec niej uprzedzaj�co grzeczny. Anna jednak wiedzia�a, �e co� knuje. Co� zwi�zanego 171 RS z jej maj�tkiem. Ba�a si�, czym to si� sko�czy. Gdyby tylko mog�a uzyska� uniewa�nienie! Czu�a si� jak zwierz� w pu�apce. Nie potrafi�a pój�� za rad� Zofii i zmieni� barw. Pokojówki skorzysta�y z okazji, �e Zofia wysz�a na chwil� z pokoju, i zacz��y komplementowa� Ann�. - Ach, vous �tes tr�s belle! - zawo�a�a Clarice. - B�dzie pani cr�me de la cr�me wszystkich kobiet w pa�acu! - Vous �tes magnifique! - zawtórowa�a jej Babette. A potem doda�a, zni�aj�c konfidencjonalnie g�os: - Prosz� uwa�a�, gdy� pani rozkwit�a nagle uroda mo�e sprawi�, �e inni wydadz� si� przy pani bezbarwni. Nie mo�e pani dopu�ci�, by tak si� sta�o, gdy� wtedy pani kuzynka ka�e nam pakowa� manatki. Pokojówki zachichota�y nieprzyzwoicie. Anna potraktowa�a to jak impertynencki �art, lecz jej pewno�� siebie znacznie wzros�a. Kiedy zajecha� po nie powóz, pada� lekki �nieg. Karze� pomóg� im wsi��� do powozu ksi��nej Charlotte Sic, któr� Anna mia�a w�a�nie pozna�. Ksi��na uciek�a z Francji przed mot�ochem i gro�b� gilotyny. By�a kobiet� w �rednim wieku, atrakcyjn�, cho� nieco zbyt pulchn�. Wysoka bia�a peruka, zaczesana prosto nad czo�em i zakr�cona po bokach i z ty�u g�owy, nadawa�aby ksi��nej wygl�d cherubina, gdyby nie wielka muszka, przyklejona na pulchnym policzku. Mia�a na sobie peleryn� z czarnego jedwabiu, zdobion� bia�ym futrem. Lecz to bi�uteria ksi��nej zrobi�a na Annie najwi�ksze wra�enie. Ponad g��bokim dekoltem sukni ze z�otego brokatu l�ni�y trzy sznury diamentowego naszyjnika, zapi�tego ciasno wokó� szyi i opadaj�cego kaskad� ku obna�onej, jak�e bujnej piersi. - Pani naszyjnik jest bardzo pi�kny. - Dzi�kuj�, Anno Mario. Jest w naszej rodzinie od pokole�. Nale�a� kiedy� do Eleonory Akwita�skiej. Ach! Te diamenty! S� wieczne, moja droga. - W przeciwie�stwie do ciebie - powiedzia�a Zofia. Charlotte pokra�nia�a i wyd��a policzki. - Ale� Zofio, mam dopiero trzydzie�ci dwa lata. Zofia uda�a, �e bardzo j� to roz�mieszy�o. Ksi��na przygl�da�a si� jej przez chwil� nieprzyja�nie, a potem powiedzia�a do Anny: - Zofia potrafi by� czasami bardzo nieprzyjemna. Nie wiem, doprawdy, dlaczego tak si� z ni� zaprzyja�ni�am. 172 RS - Ale� wiesz doskonale - roze�mia�a si� Zofia. Charlotte zignorowa�a ten komentarz. - Twoja kuzynka nie powiedzia�a mi, �e jeste� taka �liczna. Nic dziwnego, �e trzyma ci� w ukryciu. By�aby� dla niej nie lada konkurencj�. �miech Zofii ucich� jak uci�ty no�em. - Mówisz po francusku, moja droga? - spyta�a Charlotte. - Tylko troch� - przyzna�a Anna. - Zwykle rozmowa toczy si� zbyt szybko, bym mog�a wzi�� w niej udzia�. - Powinna� nad tym popracowa�, skarbie. W Europie znajomo�� francuskiego jest absolutnie niezb�dna. Pogaw�dziwszy jeszcze chwil� o b�ahostkach, przesz�y na francuski i zacz��y chichota� po dziewcz�cemu, przekonane, i� Anna nie nad��y za konwersacj�. Ich towarzyszka siedzia�a zahipnotyzowana blaskiem wspania�ych diamentów. Chocia� rodzice zaszczepili w niej przekonanie, �e pochodzi z klasy uprzywilejowanej, zaczyna�a u�wiadamia� sobie, �e niektórzy spo�ród szlachty s� od niej znacznie bogatsi. „Jest bogactwo i bogactwo", stwierdzi�a pewnego razu Zofia. Nie mog�a oderwa� wzroku od diamentów, rzucaj�cych b�yski w rytm ruchów powozu. To musi by� cudowne, rozmy�la�a, by� a� tak bogat�. Po jakim� czasie zacz��a przys�uchiwa� si� rozmowie, udaj�c zatopion� w my�lach. Zofia i ksi��na plotkowa�y w�a�nie na temat os�awionego W�ocha, który przed kilkoma dekadami wywo�a� na polskim dworze skandal. Mówi�y o tym, �e ów Giacomo Casanova posiada� wdzi�k i urok, któremu nie potrafi�y oprze� si� kobiety w �adnym wieku, a tak�e o tym, jak próbowa� zorganizowa� loteri� i nie powiod�o mu si�; jak wyzwa� na pojedynek którego� z Branickich i wygra�; jak zosta� wygnany z Polski, ale dopiero po tym, jak ogo�oci� ze z�ota sakiewki bogatych hazardzistów, a szkatu�ki kobiet z klejnotów. - Czy to prawda - spyta�a Zofia - �e zostawia� za sob� zast�py w�ciek�ych m��ów i ura�onych niewiast? Jeste� chyba do�� stara, by go pami�ta�? Charlotte zacisn��a wargi, udaj�c gniew. - Ty ma�a dziwko! - Powiadaj� - mówi�a tymczasem Zofia - �e by� cudownie wyposa�ony tam, gdzie ma to najwi�ksze znaczenie. - Jeste� niepoprawna - powiedzia�a Charlotte i roze�mia�a si�. - Wiem, wiem. 173 RS Chocia� do Zamku nie by�o daleko, zewn�trzny podwórzec i Wielki Dziedziniec by�y tak zat�oczone pojazdami, �e nim dotar�y do bramy, min��a godzina. Karze� ksi��nej, odziany w si�gaj�ce kolan bryczesy i surdut ze z�otego brokatu, pomóg� paniom wysi���, a potem poprowadzi� je obok wartowników w czerwono-�ó�tych mundurach. Na parterze s�u�ba odebra�a od nich okrycia, a potem posz�y za ma�ym cz�owieczkiem kr�conymi marmurowymi schodami i znalaz�y si� w przedpokoju przed Wielk� Sal�. Bogato zdobione pomieszczenie pe�ne by�o rozmawiaj�cych z o�ywieniem i �miej�cych si� ludzi. Zofia i Charlotte zatrzymywa�y si� co chwila, by wymieni� powitalne uk�ony i pogaw�dzi� ze znajomymi. Rozbrzmiewaj�ce gwarem pomieszczenie oszo�omi�o Ann� sw� wspania�o�ci�: cho� bez okien, o�wietlone by�o z�otymi kinkietami i wielkimi kryszta�owymi �yrandolami, z których ka�dy mie�ci� tuziny �wiec. Anna cieszy�a si�, i� tu przysz�a, �e nie wida� po niej ci��y i �e nie towarzyszy im Antoni. Dzi� b�dzie po prostu dobrze si� bawi�a, jak wszystkie samotne i niezale�ne kobiety, które si� tu znalaz�y. Chcia�a cho� przez jeden wieczór poczu� si� tak, jakby nic nie przydarzy�o si� jej we wrze�niu. Przez chwil� �a�owa�a, �e nie wybra�a bardziej wyrafinowanej sukni. Inne kobiety wystrojone by�y w toalety z egzotycznych materia�ów i o jaskrawych barwach. Kilka sukien, uszytych pod�ug francuskiej mody, mia�o co� w rodzaju rusztowania, krytego materia�em. Wi�kszo�� kobiet nosi�a peruki, a wiele mia�o twarze pokryte grub� warstw� pudru i mocno uró�owane policzki oraz usta. Wydawa�o si�, �e im starsza kobieta, tym mocniejszy makija�. Otacza�a je chmura perfum, a niemal zupe�nie obna�one biusty wygl�da�y niczym wystawy sklepów jubilerskich. M��czy�ni nie ust�powali kobietom barwno�ci� stroju. Wielu nadal nosi�o tradycyjny polski strój, taki jak zwykli nosi� m��czy�ni z Sochaczewa: d�ugie surduty ponad w�skimi spodniami, kolorowe pasy - cz�sto w turecki wzór - i krawatka pod szyj�. Starsi po�ród szlachty przypinali �a�cuchy i medale, przypominaj�ce o dawnych zas�ugach. Inni mieli na sobie orientalne stroje, które wesz�y w mod� po zwyci�stwie Jana Sobieskiego pod Wiedniem. Da�o si� jednak zauwa�y�, i� mimo przywi�zania Polaków do tradycji coraz wi�cej zwolenników zyskuje sobie strój w stylu francuskim - buty zapinane na sprz�czki, po�czochy i bryczesy, krezy oraz koronki przy koszulach. Cz��� szlachty uwa�a�a go jednak za zbyt kobiecy. 174 RS Obiad zosta� zapowiedziany na trzeci�. Zofia wyja�ni�a Annie, �e to dlatego, by wi�cej czasu pozosta�o na wieczorne rozrywki. Dzi� mia� si� odby� koncert. Karze� wprowadzi� kobiety do znajduj�cego si� za Wielk� Sal� Marmurowego Gabinetu, gdzie zasiad�y przy jednym z okr�g�ych sto�ów, przykrytych bia�ym jedwabiem. - Mamy szcz��cie - szepn��a ksi��na. - To pokój, w którym król wydaje czasami s�ynne obiady czwartkowe, na które zaprasza artystów, literatów i innych przedstawicieli inteligencji. Okr�g�e sto�y maj� oznacza�, �e wszyscy go�cie s� sobie równi. - Jak u króla Artura - zauwa�y�a Anna. - Równi czy nie, nie mamy a� tak znów wiele szcz��cia, Charlotte poprawi�a ksi��n� Zofia. - Kto� zd��y� mi ju� powiedzie�, �e król b�dzie dzi� jad� w Wielkiej Sali. - Ach! - wykrzykn��a ksi��na, umiarkowanie rozczarowana. - B�dziesz zatem musia�a troch� poczeka�, Anno, zanim nadarzy si� okazja, by� mog�a rzuci� na króla przelotne spojrzenie. Nowina nie bardzo Ann� obesz�a. Nadal z zachwytem rozgl�da�a si� po marmurowej sali z pod�og� w czarno-bia�� szachownic�, szaro-br�zowozielonymi �cianami, ozdobnymi framugami drzwi i si�gaj�cymi sufitu pilastrami. Pomi�dzy nimi umieszczono portrety oko�o dwudziestu monarchów, by�ych w�adców Polski. Puste miejsce po prawej r�ce Anny zarezerwowane by�o dla Antoniego. Anna przy�apa�a si� na tym, �e wola�aby, by m�� nie przyszed�. Tak dobrze si� dzi� bawi�a. Jedzenie by�o wyborne i pachnia�o niezwykle apetycznie. Nawet w najskromniejszym polskim domostwie oznak� go�cinno�ci by�a dba�o�� o to, co podaje si� na stó�, a król najwidoczniej za�yczy� sobie, by jego kuchmistrze pokazali dzi�, na co ich sta�. Królewski kucharz, Pawe� Tremo, uwa�any by� za najlepszego w Europie. Umiej�tnie ��czy� wykwintn� kuchni� francusk� z tradycyjnymi polskimi specja�ami, które tak smakowa�y królowi. Zofia ostrzeg�a Ann�, by jad�a z umiarem, i wkrótce okaza�o si� dlaczego. Przez blisko trzy godziny nieustaj�ca procesja lokai wnosi�a coraz to nowe dania: barszcz, przek�ski z zimnego mi�siwa, pikantne marynaty, ryby, jarzyny, a tak�e pieczenie, w tym ulubion� przez króla piecze� barani�. Annie najbardziej smakowa�a aromatyczna specjalno�� szefa kuchni - kuropatwa w sosie z orzechów laskowych. 175 RS Tak�e wybór win pozostawa� bez zarzutu - podawano napitki francuskie i hiszpa�skie, odpowiednie do ka�dego dania. �ródlan� wod�, któr� król wola� od wina, nalewano do kryszta�owych kielichów. - Wszystko tutaj jest takie wystawne - szepn��a Anna do Charlotte, jednak francuska ksi��na tylko wzruszy�a ramionami, jakby chcia�a powiedzie�, �e to jeszcze nic. Je�li o Polaku mawiano, �e jest sknerowaty, oznacza�o to jedynie, �e sk�pi sobie, by móc zaoferowa� wi�cej go�ciom. Anna do�wiadcza�a oto królewskiej go�cinno�ci - nie s�dzi�a jednak, by odbywa�o si� to kosztem króla. Z ulg� przekona�a si�, �e przy królewskim stole panuj� inne obyczaje ni� na wi�kszo�ci europejskich dworów: konwersacja odbywa�a si� tutaj po polsku, nie po francusku. By�a za to wdzi�czna królowi. I dumna. Podczas kolacji rozmawiano o szalonych dniach na wsi, polowaniach, przeja�d�kach �odziami udekorowanymi kwiatami, kosztownych miniaturowych portretach i porcelanowych figurynkach z Saksonii. Opowiadano historyjki pe�ne pikantnych kalamburów i dwuznaczno�ci. Z up�ywem wieczoru sta�o si� jasne, �e rozmowa traktowana jest tu jak sztuka. Ci ludzie nie mówili co prawda niczego wa�nego, lecz przemawiali z wdzi�kiem, dowcipem i swad�. Na deser podano owoce z królewskiej oran�erii. Gdy Anna zachwyca�a si� wybornymi morelami, pomara�czami i brzoskwiniami, Zofia zapewni�a j�, �e niektórzy spo�ród magnatów prze�cigaj� króla, podaj�c figi i ananasy z w�asnych cieplarni. Po lewej stronie Anny siedzia� starszawy baron, który nie odzywa� si� przez ca�y posi�ek. Dopiero potem przemówi�, zwracaj�c si� do wszystkich przy stole. - Czy s�yszeli�cie, co przydarzy�o si� hrabinie Kossakowskiej? - zapyta�. Ci, których uwag� uda�o mu si� zwróci�, roze�miali si� i przytakn�li. Baron wydawa� si� rozczarowany, lecz potem jego wzrok pad� na Ann�. - Nie s�ysza�a pani o tym, prawda, pani Grawli�ska? - Nie - odpar�a grzecznie Anna. - Wi�c musi pani pos�ucha�. To bardzo zabawna historia! Anna zauwa�y�a, �e Zofia przewraca oczami, mimo to skin��a g�ow�, daj�c m��czy�nie przyzwolenie, by zacz�� opowiada�. - Có�, jak pani zapewne wie, hrabina Kossakowska jest bardzo bogata. Jest �on� magnata. Och, to doprawdy pyszna historia. Anna skin��a ponownie. 176 RS - Có�, ekscentryczna hrabina jecha�a pewnego razu powozem, gdy jej uwag� przyci�gn��y nawo�ywania ulicznego sprzedawcy pomara�czy. Nabra�a ochoty na owoce, lecz okaza�o si�, �e nie ma przy sobie ani grosza. Mo�e to sobie pani wyobrazi�? - I co zrobi�a? - spyta�a Anna, gdy� starszy cz�owiek zawiesi� g�os niczym aktor, oczekuj�cy, �e jego sceniczny partner podejmie dialog. - Powiem pani, co dok�adnie zrobi�a. To doprawdy nadzwyczajne! Otó� wr�czy�a os�upia�emu handlarzowi per�owy naszyjnik, licz�c sobie po perle za owoc. - Co� takiego! - zawo�a�a Anna. Baron �mia� si� tak szczerze, �e nie zauwa�y�, i� nie uwa�a ona opowie�ci za szczególnie zabawn�. Przypomnia�a sobie, jak swego czasu ojciec powiedzia�, �e niektórzy spo�ród szlachty jedynie pró�niacze �ycie uwa�aj� za godne szlachcica. Kiedy obserwowa�a otaczaj�cy j� przepych i ostentacyjne bogactwo, pomy�la�a, �e zaczyna rozumie�, co sta�o si� we Francji. Po kolacji karze� zaprowadzi� je do pokoju wypoczynkowego dla pa�, a potem do Wielkiej Sali, najwi�kszego i najwspanialszego pomieszczenia w ca�ym Zamku. Sto�y zd��ono ju� usun��, a po�rodku sali ustawiono podium, otoczone przez co najmniej dwie setki krzese�. Jedn� ze �cian zajmowa�y okna wychodz�ce na Wis�� i w�a�nie w ich pobli�u Zofia dostrzeg�a kilka ostatnich wolnych miejsc. - Spójrz! - zawo�a�a Anna, zerkaj�c na ciemniej�ce niebo. - Wida� twój dom, Zofio, tam, na drugim brzegu, dok�adnie naprzeciw Zaniku! Na Zofii ani na ksi��nej nie zrobi�o to jednak wra�enia. Anna usiad�a na mi�kko wy�cie�anym krze�le, stoj�cym nieco z ty�u i na prawo w stosunku do zajmowanych przez Zofi� i Charlotte. Cho� wi�kszo�� �wiec wygaszono, Anna rozgl�da�a si� z zainteresowaniem po wielkiej sali z intarsjowan� drewnian� pod�og�, bia�o-z�otymi �cianami i co najmniej dwoma tuzinami marmurowych kolumn. Jej uwag� przyci�gn��y stoj�ce po obu stronach g�ównego wej�cia pos�gi. Poklepa�a dyskretnie Zofi� po ramieniu, szepcz�c: - Czy to wizerunki Apolla i Minerwy, Zofio? - To jest Apollo, Anno - odpar�a Zofia, nie staraj�c si� �ciszy� g�osu - lecz je�li podejdziesz bli�ej, przekonasz si�, �e ma on twarz Stanis�awa Augusta. Charlotte odwróci�a si�, chichocz�c. 177 RS - A gdyby� ju� tam by�a, zobaczy�aby�, �e Minerwa zdradza dziwne podobie�stwo do Katarzyny. Anna cofn��a si�, nie wiedz�c, co o tym s�dzi�. Z pewno�ci� nadanie Apollinowi rysów Stanis�awa Augusta nie by�o dla bóstwa zbyt pochlebne, poza tym �wiadczy�o o pró�no�ci króla. Twarz Katarzyny, wie�cz�ca pos�g Minerwy, zdawa�a si� do�� �adna, lecz aluzja do Rosji by�a co najmniej niestosowna. Naczelnym motywem dekoracji sali by�o przedstawienie boskiego porz�dku. Anna nie mog�a jednak przyjrze� si� dok�adniej sufitowi, na którym namalowano wizj� Chaosu, poniewa� �wiat�o zosta�o przy�mione i w sali pojawi� si� sam król. Setki przedstawicieli szlachty wsta�o, a potem ukl�k�o, gdzie kto móg�. Król powita� t�um u�miechem, szczerym i zwyczajnym, a potem machni�ciem prawej d�oni da� obecnym znak, by powstali, i skierowa� si� do tronu, umieszczonego w rogu sali. Skin�� g�ow� francuskiemu skrzypkowi, który zaj�� miejsce na podium. Teraz jedynie �wiat�a otaczaj�ce podwy�szenie rozja�nia�y mrok. Po chwili Anna poczu�a, �e jest obserwowana. Czy�by karze�? Dok�d poszed�? Gor�co uderzy�o jej do g�owy, a na ramionach pojawi�a si� g�sia skórka. Obecno�� kar�a i uwaga, jak� jej po�wi�ca�, sprawia�y, �e czu�a si� niepewnie. Zaczerpn��a tchu i odwróci�a si� gwa�townie, lecz z ty�u nie by�o nikogo. Nic, tylko okna, a za nimi rzeka. Uzna�a, �e skrzypek jest znakomity, dlatego dziwi�o j�, i� wi�kszo�� go�ci nadal rozmawia, ledwie �ciszaj�c g�os. Niektórzy w�drowali nawet w pó�mroku sali, odnajduj�c znajomych. Tak�e Zofia i Charlotte gaw�dzi�y weso�o, rozgl�daj�c si� dooko�a. W pewnej chwili Zofia odwróci�a g�ow� w prawo, najdalej jak tylko mog�a, i zacz��a bez skr�powania przygl�da� si� uderzaj�co przystojnemu, czarnow�osemu oficerowi, który nie móg� nie zauwa�y�, �e wzbudzi� jej zainteresowanie. Oficerowi towarzyszy� olbrzymi, mocno zbudowany m��czyzna o nordyckim typie urody, ubrany nie w mundur, lecz oficjalny zielony surdut ze srebrnymi guzikami. Anna zauwa�y�a, �e kreza przy mankietach i pod szyj� tak postawnego m��czyzny wygl�da po prostu �miesznie. - Och, Charlotte, spójrz na tego boskiego Rosjanina w czerwonym mundurze - powiedzia�a Zofia, nie spuszczaj�c z m��czyzny wzroku. - Podejrzewam, �e nie jest zbyt wysoki - zauwa�y�a Charlotte. 178 RS - Có�, mnie si� podoba - stwierdzi�a Zofia, skin�wszy m��czy�nie g�ow�. Odwróci�a si�, by sprawdzi�, czy kuzynka na ni� patrzy. Anna zd��y�a ju� jednak odwróci� wzrok i teraz ze skupion� min� przygl�da�a si� skrzypkowi, udaj�c, �e zupe�nie zatraci�a si� w muzyce. - Mówi� ci, kiedy wstanie, przekonasz si�, �e jest niski -upiera�a si� Charlotte. - Dlaczego mia�oby ci to przeszkadza�, Charlotte? - spyta�a Zofia. - W ko�cu trzymasz w domu kar�a i masz go na ka�de zawo�anie. Za�mia�y si� figlarnie. Co te� Zofia mog�a sugerowa�? Anna wola�a o tym nie my�le�. Kuzynka tymczasem przygl�da�a si� zmru�onymi oczami Rosjaninowi. Wida� by�o, �e jest ni� oczarowany. - Poza tym - doda�a Zofia przez zaci�ni�te z�by - wielu ma�ych m��czyzn jest w rzeczywisto�ci ca�kiem poka�nych rozmiarów, i na odwrót. Przyjació�ki zacz��y gwa�townie si� wachlowa�, by ukry� rozbawienie. Anna udawa�a, �e nie rozumie, o czym rozmawiaj�, lecz twarz jej p�on��a. Po raz kolejny utwierdza�a si� w przekonaniu, �e to, co Zofia napisa�a w pami�tniku, by�o prawd�. Epizod z baronem Driedruskim nie zosta� wymy�lony. Zwabi�a go w sie�, wykorzysta�a dla w�asnej przyjemno�ci, a potem, zmontowawszy intryg�, w wyniku której zapewnia�a sobie comiesi�czny dochód na utrzymanie wyimaginowanego dziecka, porzuci�a. Ilu ich jeszcze by�o? Przystojny Rosjanin wpatrywa� si� w Zofi�, jakby s�dzi�, �e tylko on jeden zas�uguje na to, by si� do niego u�miechn��a. Zakochani m��czy�ni s� �lepi, u�wiadomi�a sobie Anna. Rosjanin po�piesznie co� pisa�, najwidoczniej z w�asnej woli zmierzaj�c prosto w sie� utkan� przez Zofi�. Znowu poczu�a, �e jest obserwowana. Przyjrza�a si� ukradkiem zebranym, sprawdzaj�c jeden rz�d krzese� po drugim, ale niczego nie odkry�a. A potem spostrzeg�a m��czyzn�, stoj�cego w drzwiach prowadz�cych na balkon. Ledwie majaczy� w cieniu, mimo to wiedzia�a, �e si� jej przygl�da. I chyba go rozpozna�a. Pochyli�a si� i tr�ci�a kuzynk�. - Zofio, wydaje mi si�, �e jest tu Walter. Lecz kiedy odwróci�a si�, by wskaza� go kuzynce, w drzwiach nie by�o ju� nikogo. Zofia wydawa�a si� zirytowana: - To niem�dre, Anno. Co mia�by tu robi�? Albo w ogóle w Warszawie, je�li ju� o tym mowa? 179 RS - Naprawd� sta� tam m��czyzna, który przygl�da� si� nam i wygl�da� jak Walter. - Có�, gdyby to by� on, z pewno�ci� podszed�by, �eby si� przywita�. - Zofia odwróci�a si�, gotowa do flirtu. Po chwili pos�aniec dor�czy� jej li�cik. Zofia zerkn��a na niego, po czym wsta�a, szepn��a co� do Charlotte i zwróci�a si� do Anny: - Kochanie, zaraz wracam. Musz� przywita� si� ze starym przyjacielem. Siedzi tam, po drugiej stronie sali. Gdyby nie fakt, �e Anna z ka�dym dniem dowiadywa�a si� o kuzynce czego� nowego, z pewno�ci� zdumia�by j� bezczelny charakter tego k�amstwa. Gdy Zofia odesz�a, Charlotte poklepa�a jej krzes�o, gestem i mimik� zach�caj�c Ann�, by si� przesiad�a. Anna pos�ucha�a mimo obaw, �e ksi��na zamierza gaw�dzi� podczas koncertu nieszcz�snego skrzypka, którego chyba nikt nie s�ucha�. Tymczasem ksi��na wyj��a z torebki srebrn� flaszk�. - Najwy�sza pora na ma�� kropelk� - powiedzia�a, wr�czaj�c swojej towarzyszce srebrn� zakr�tk�. - Musisz napi� si� ze mn�. - Co to takiego? - szepn��a Anna. - Po prostu porz�dnie sobie �yknij, dziecko. Anna trzyma�a w d�oni srebrny kubek bez uszka. Jej uwag� przyci�gn�� widok Zofii, siadaj�cej obok Rosjanina, który wygl�da�, jakby wpad� w trans. - No ju�, wypij! - nalega�a ksi��na. Nie namy�laj�c si� d�u�ej, opró�ni�a naczynko. Trunek pop�yn�� do �o��dka, pal�c niczym trucizna. �adne lekarstwo nie by�o a� tak mocne. Zacz��a krztusi� si� i kaszle�. Charlotte parskn��a �miechem. - Przepraszam, kochanie. Na pocz�tek wystarczy�by raczej �yczek. Ogie� pal�cy wn�trzno�ci Anny z wolna przygasa�. - Czy jestem czerwona na twarzy? - Nie bardziej ni� wi�kszo�� obecnych tu dam - odpowiedzia�a ze �miechem Charlotte. - Poza tym jest tak ciemno, �e trudno to oceni�. - Co to takiego? - Wódka, ma chere. - Smakuje jak ogie�. - S�dzi�am, �e jeste� przyzwyczajona do tego rodzaju trunków, Anno. - Dlaczegó� to? Ksi��na opró�ni�a naczynko i otar�a chusteczk� czerwone wargi. 180 RS - Zofia powiedzia�a mi, �e twój m�� posiada w swoim maj�tku gorzelni�. To ko�o Opola, tak? - Tak, ko�o Opola. Anna ledwie mog�a uwierzy� w�asnym uszom. Nikt nigdy nie wspomnia� jej o gorzelni. - I - mówi�a dalej ksi��na - planuje otworzy� kolejn�, bardzo du��, gdzie� blisko Warszawy. Chyba w Sochaczewie. Serce Anny przesta�o na chwil� bi�. Czy dobrze us�ysza�a? Przygl�da�a si�, jak Charlotte nalewa sobie kolejn� porcj� alkoholu. Czy to mo�liwe? Czy to w�a�nie planowa� Antoni? Postawi� gorzelni� w maj�tku jej rodziców? Och, wielu spo�ród szlachty posiada�o niewielkie prywatne wytwórnie alkoholu, produkuj�ce na w�asny u�ytek. Ale robi� z tego interes? Na ziemi jej przodków? Tej, któr� tak kocha� jej ojciec? Po�wi�ci� niema�o potu i krwi, by j� utrzyma�. Twarz Anny p�on��a mocniej ni� po wypiciu wódki. Co stanie si� z ogrodem? I kwiatami, które stanowi�y - w pewnym sensie - spadek po matce? Zaszokowana, nie odzywa�a si� przez d�ugi czas. D�wi�k skrzypiec dobiega� teraz jakby z oddali, z innego �wiata. Oczywi�cie, to musi by� prawda. Przypomnia�a sobie, co powiedzia� Jakub. Antoni i jego doradcy interesowali si� zbiorami zbó�. Wszystko doskonale do siebie pasowa�o. Jak ma�o wiem o swym m��u, pomy�la�a. Produkcja mocnych trunków nie by�a zaj�ciem odpowiednim dla szlachty. Anna wiedzia�a, �e sprzedawanie alkoholu ch�opom, którzy ledwie mogli sobie na niego pozwoli�, przyczyni si� do pogorszenia ich i tak n�dznej egzystencji. Ul�y�o jej, gdy Zofia wróci�a na miejsce obok ksi��nej. Szybko przesiad�a si� na swoje krzes�o. - Spodoba ci si� August, Charlotte - powiedzia�a kuzynka. - August? - zdziwi�a si� ksi��na. - Kim jest August? - To ten du�y facet towarzysz�cy mojemu Rosjaninowi. Charlotte poruszy�a si� na krze�le, by lepiej widzie�. - Zbyt pot��ny. Wygl�da jak nied�wied� odziany w wytworny strój, do tego z szop� blond w�osów. Jest groteskowy! - Nie zgadzam si� z tob�, Charlotte. To najwy�szy i najlepiej zbudowany m��czyzna ze wszystkich tu obecnych. - Zatem dlaczego wybra�a� dla siebie jego towarzysza? - Kaprys. A mo�e przyci�gn�� mnie nieodparty zapach prawdziwego bogactwa. 181 RS Ksi��na chrz�kn��a. - Ten August to pewnie tylko adiutant twojego Rosjanina - powiedzia�a nad�sana. - Poza tym wygl�da jak Szwed. - Bo on jest Szwedem! I co z tego? Czy kiedykolwiek sprawia�o ci to ró�nic�? - powiedzia�a Zofia, u�miechaj�c si� ironicznie. - Szwed czy nie, to �akomy k�sek. Ksi��na jeszcze przez jaki� czas udawa�a, �e si� d�sa, ale po chwili chichota�a ju� weso�o z przyjació�k�. Nim Anna zd��y�a wypyta� Zofi� o gorzelni�, w koncercie nast�pi�a przerwa, a kuzynka i jej towarzyszka skorzysta�y z okazji, by si� wymówi�. Wybiera�y si� na spotkanie Rosjanina i Szweda. Anna siedzia�a jak odr�twia�a. Skrzypek podj�� gr�. Znowu poczu�a na sobie czyj� wzrok. Jednak�e miejsce, gdzie rzekomo dostrzeg�a przedtem Waltera, by�o puste. Przebieg�a spojrzeniem po twarzach go�ci. M��czyzna, siedz�cy z ty�u, na lewo od tronu, wpatrywa� si� w ni�, wiedzia�a jednak instynktownie, �e nie jest podobny do Waltera. Zanim zd��y�a mu si� przyjrze�, jej uwag� zwróci�o drobne zamieszanie w szeregu krzese� przed ni�. Jaki� cz�owiek zajmowa� miejsce Zofii. Ju� mia�a powiedzie� mu, �e krzes�o jest zaj�te, kiedy odwróci� si� i zobaczy�a jego twarz. Serce w niej zamar�o. To by� Antoni, jej m��. 182 Rozdzia� dwudziesty czwarty. RS Jan zjawi� si� w Zamku powodowany kaprysem. Pod koniec rozmowy król zaproponowa�, by m�odzieniec wzi�� udzia� w obiedzie zamiast Ko���taja i usiad� blisko tronu. Jan nie mia� na to ochoty. Nie u�miecha�o mu si� wys�uchiwanie przez ca�y wieczór czczej paplaniny, w�a�ciwej tego rodzaju okazjom. Mimo to dyplomacja wymaga�a, by si� pojawi�. Nie móg� przecie� odmówi� królowi. Kolacja by�a nudna, lecz wyst�p skrzypka bardzo mu si� podoba�. Artysta uchodzi� za jednego z najzdolniejszych muzyków w Europie. Jan by� ju� na jego koncercie w Pary�u i uwa�a� skrzypka za geniusza. S�ucha� chciwie, pozwalaj�c, by muzyka oplot�a go i wype�ni�a d�wi�kiem. Jednak�e nie dane mu by�o s�ucha� w skupieniu, gdy�, jak si� wkrótce przekona�, wokó� panowa� niezno�ny szum. Ludzie wstawali ze swoich miejsc, chodzili i rozmawiali, nie zwa�aj�c na to, �e przeszkadzaj� innym. Jan zacz�� ju� �a�owa�, �e w ogóle tu przyszed�. Nawet bywalcy gospody Pod G�ow� Królowej zachowywaliby si� bardziej stosownie. Przesuwa� bezmy�lnie wzrokiem po rz�dach krzese�, ustawionych pod wychodz�cymi na rzek� oknami, gdy nagle jego uwag� przyci�gn��y kobiety siedz�ce na skraju rz�du. Ich d�onie, g�owy i usta znajdowa�y si� w ci�g�ym ruchu. Od czasu do czasu dobiega�y go te� ich g�osy. U�wiadomi� sobie, �e jedna z kobiet to Zofia. No tak, ta znalaz�a si� w swoim �ywiole, pomy�la�. Có�, szkoda, �e koncert spotka� si� z tak mizernym zainteresowaniem ze strony Zofii oraz jej przesadnie ubranej i wymalowanej towarzyszki. Od czasu do czasu spogl�da� na nie, gdy czyj� ruch lub g�o�niejszy d�wi�k odrywa� jego uwag� od wyst�pu. Zastanawia� si� w�a�nie, czyby nie wymkn�� si� podczas pierwszej przerwy, i po raz kolejny zerkn�� bezwiednie ku oknom. Obie przyjació�ki znikn��y. I w�a�nie wtedy dostrzeg� kobiet�, któr� dot�d zas�ania�a Zofia. Pochyli� si� w przód i mru��c oczy, spogl�da� w pó�mrok po drugiej stronie podium. Czy to mo�liwe? W przeciwie�stwie do pozosta�ych dam ta siedzia�a spokojna i milcz�ca. Nie odrywa� od niej wzroku i w ko�cu kobieta spojrza�a ku miejscu, gdzie siedzia�, jakby wyczuwaj�c na sobie jego wzrok. Szybko cofn�� g�ow� i ukry� si� w cieniu za tronem. Peruka mog�a myli�, lecz pe�gaj�ce �wiat�o rozja�ni�o na moment jej twarz i Jan si� upewni�. 183 RS Pomy�le�, �e ca�ymi godzinami, ba, dniami, przesiadywa� w gospodzie, czuwaj�c i �ywi�c nadziej�, �e uda mu si� cho� z daleka dostrzec Ann�. A teraz, przez czysty przypadek, natkn�� si� na ni� w Zamku, i to odzian� jak kurtyzana. Znowu pochyli� si� na krze�le, zastanawiaj�c si�, gdzie te� mo�e by� jej m��. 184 Rozdzia� dwudziesty pi�ty. RS - Kto ci powiedzia�? - dopytywa� si� Antoni. - Co za ró�nica? Wiem. Anna zaczeka�a do antraktu, by stawi� czo�o m��owi, który odwróci� krzes�o Zofii, by usi��� twarz� do niej. Wiedzia�a, �e powinna odczeka�, a� wróc� do domu, a nawet kilka nast�pnych dni, nie nara�aj�c si� na konfrontacj�, dopóki nie och�onie i nie uspokoi si�. Jednak szok by� zbyt silny, a poczucie zdrady i gniew zbyt wielkie. Prawd� mówi�c, ledwie zdo�a�a wytrzyma� do przerwy. - A zatem wiesz. I co z tego? - To si� nie stanie. - Tak s�dzisz? - Tak. Nie pozwol� na to. - Zaczekaj, a� podam ci szczegó�y. Powstrzymaj gniew przynajmniej na chwil�, Anno Mario. B�dziemy bogatsi, ni� mog�aby� sobie wyobrazi�! Twój maj�tek do doskona�e miejsce, by rozwin�� tego typu interes. Znajduje si� tak blisko stolicy! Popyt na dobr� wódk� ro�nie, a transport Wis�� z gorzelni w Sochaczewie to marzenie ka�dego przedsi�biorcy. - Nie b�dzie gorzelni na ziemi mego ojca. Pr�dzej umr�. - Pos�uchaj, Anno Mario, prosz�. Po��czyli�my nasze maj�tki. Mamy teraz wi�cej �rodków i mo�liwo�ci, ni� mieliby�my, gospodarz�c w pojedynk�. Je�li dodamy do tego zyski z przedsi�wzi�cia, o którym mówi�, mo�emy sta� si� magnatami, przysi�gam! - Nie interesuje mnie to. - Zmienisz zdanie, kiedy przekonasz si�, jaki presti� i w�adza wi��� si� z tym, �e jest si� �on� magnata. - Powiedzia�am ci ju�, Antoni, �e to mnie nie obchodzi. - Nie potrzebuj� twojej zgody, Anno Mario. - Potrzebujesz mego podpisu, aby po�o�y� r�ce na kapitale, który Lubiccy dla mnie trzymaj�. - To prawda, jeste� bystra. Lecz twój sprzeciw tylko odwlecze moje plany. Gdy umrze ojciec, b�d� mia� do�� �rodków, by samodzielnie za�o�y� interes. B�d� potrzebowa� jedynie gruntu. W testamencie twego ojca nie ma natomiast nic, co mog�oby powstrzyma� mnie przed wykorzystaniem go, jak zechc�. - Wszystko jedno, nie dostaniesz tej ziemi! - Anna wsta�a, cho� nie wiedzia�a, dok�d mog�aby uciec. Dr�a�a na ca�ym ciele. 185 RS Antoni tak�e wsta�. Chwyci� j� za nadgarstek i obróci� ku sobie. Spojrza�a z gniewem na jego d�o�, wi�c j� pu�ci�. - Ust�pi�, je�li chodzi o dziecko - szepn��. - Ja... uznam je za swoje, nawet je�li b�dzie to ch�opiec. Zaskoczy� tym Ann�. Spojrza�a na m��a. Wyraz jego twarzy maskowa� skutecznie w�s. Zastanawia�a si�, czy rzeczywi�cie gotów by� ust�pi�, czy powiedzia� tak, by sk�oni� j� do ust�pstw. Zreszt� nie obchodzi�o jej to. Gdyby tylko mog�a uwolni� si� od niego i �y� w�asnym �yciem. - Nie rozumiesz, co ta ziemia znaczy�a dla mego ojca, co znaczy dla mnie. Nie b�dzie w moim maj�tku gorzelni. B�d� walczy�a z tob� z�bami i pazurami, panie Antoni Grawli�ski. Nie dopuszcz� do tego! Antoni, w�ciek�y, uniós� d�o�. Co� w oczach Anny sprawi�o jednak, �e si� powstrzyma�. - No, dalej, Antoni. Uderz mnie. Narobi� takiego wrzasku, �e zadr�� kamienie w Zamku, a król og�uchnie! Niech wszyscy si� dowiedz�, w jaki sposób zwyk�e� radzi� sobie z kobietami! W�s Antoniego opad�, podobnie d�o�. - Uderzy�e� mnie raz. Nie zrobisz tego wi�cej. - A jak ci si� wydaje, jak� to masz nade mn� w�adz�? Nim zd��y�a odpowiedzie�, pojawi�a si� Zofia i Charlotte. Pozdrowi�y Antoniego, lecz wyraz ich twarzy �wiadczy�, �e co� s�ysza�y. - Rozmawiali�my o gorzelni - powiedzia�a �mia�o Anna. - Kto jej powiedzia�? - zapyta� Antoni, zwracaj�c si� do Zofii. Zofia otworzy�a szerzej oczy. - Nie ja, przysi�gam. - Có�, kto� to jednak zrobi�. Antoni przecisn�� si� pomi�dzy Charlotte a Zofi� i wyszed� z Wielkiej Sali. Zofia ju� mia�a zapyta� o to Ann�, gdy nagle j� ol�ni�o. Prawda by�a oczywista. Spojrza�a na Charlotte. Ksi��na skurczy�a si� pod jej ostrym spojrzeniem. - Powiedzia�am, �e nie wolno ci pisn�� nawet s�ówka! - My�la�am tylko... - Ty t�usta idiotko! Problem z tob� polega na tym, �e próbujesz my�le�! Wyci�gn��a r�k�, zerwa�a Charlotte peruk� z g�owy i wyrzuci�a j� przez okno, otwarte, by wpu�ci� nieco �wie�ego powietrza. D�onie ksi��ny pow�drowa�y ku przerzedzonym, siwiej�cym w�osom. Zacz��a krzycze� i nie przesta�a, dopóki Zofia nie wymierzy�a jej silnego 186 RS policzka. Po czym odwróci�a si� i wysz�a, nie zwa�aj�c na zbieraj�cy si� wokó� t�um w najwy�szym stopniu zaskoczonych go�ci. - Na co si� gapisz? - zawo�a�a ksi��na do kar�a, który wy�oni� si� nie wiadomo sk�d i sta� teraz, spogl�daj�c z niedowierzaniem na swoj� pani�. - Id� po moje w�osy! Spojrza�a z nienawi�ci� na Ann�, po czym schowa�a si� za najbli�sz� kotar�, by tam zaczeka�, a� wróci jej s�u��cy. Anna sta�a jak sparali�owana, nie mog�c doby� g�osu. Obrót spraw zaskoczy� j� i przerazi�. Nie zrobi�aby niczego, by jeszcze bardziej upokorzy� ksi��n�, lecz pó�niej, kiedy ju� znalaz�a si� w domu, dojrza�a w sytuacji z peruk� odrobin� czarnego humoru i nawet si� roze�mia�a. Siedzia�a przez jaki� czas sama, zatopiona w my�lach i pewna, �e Antoni wróci. Je�liby to zrobi�, wysz�aby natychmiast, nawet gdyby to oznacza�o, �e musi wróci� do domu na piechot�. Nie zdawa�a sobie sprawy, �e kto� za ni� stoi, dopóki nie przemówi�. - Anna? Na d�wi�k tego melodyjnego g�osu a� zje�y�y si� jej w�oski na karku. Od razu wiedzia�a, kto to. Zabrak�o jej tchu, kiedy podniós�szy wzrok, spojrza�a prosto w kobaltowob��kitne oczy Jana. Wyobra�a�a sobie t� chwil� wiele razy. Zastanawia�a si�, co wówczas powie, jak si� zachowa. Teraz ledwie mog�a my�le�. W miar� zaawansowania ci��y jej serce zaczyna�o �ywiej bi� z byle powodu. Teraz uderza�o tak mocno, i� wydawa�o si� jej, �e zemdleje. Nie dr�a�aby tak, gdyby stan�� przed ni� sam król. W jakiej� francuskiej powie�ci przeczyta�a, �e serce jest �ród�em romantycznych uczu� i mi�o�ci. Teraz wiedzia�a, �e to prawda. Jan u�miechn�� si� i sk�oni�. Nie by� to ju� jednak ów wyra�aj�cy niezachwian� pewno�� siebie radosny u�miech, jaki pozna�a latem, lecz raczej pe�en wahania, niepewny u�mieszek, w którym da�o si� te� dostrzec cie� smutku. Uj�� jej d�o� i uca�owa�, mówi�c cicho: - Anno. Nie mog�a si� odezwa�. Mog�a tylko my�le�: to wszystko, na co mog�abym mie� nadziej�, wszystko, co mo�e si� jeszcze pomi�dzy nami wydarzy�. Jej serce przepe�nia� taki bezmiar uczucia, �e nawet nie prosi�a losu o wi�cej. - Jak dobrze ci� widzie�, Anno. Mog� usi���? - Oczywi�cie. 187 RS Usiad� na krze�le Zofii, jak przedtem Antoni. Przez chwil� wymieniali jedynie uprzejmo�ci, których potem w ogóle nie pami�ta�a. W ko�cu zdecydowa�a si� poruszy� starannie dot�d omijany temat. - Wiesz, dlaczego wysz�am za m��, Janie? - Chyba tak. Wypyta�em zarz�dc� Gro�skich... - Walka? - Tak, i w ten sposób dowiedzia�em si� o tym, co... co zasz�o tamtej nocy przy stawie. Wa�ek uwa�a, �e wywarto na ciebie presj�. - To prawda. Oczy Jana nape�ni�y si� �zami. - Och, Anno, gdybym tylko ci� tam nie zostawi�! Mog� wini� jedynie siebie za to, co ci� spotka�o. - Zachowa�am si� niem�drze. - Zamierza�em wróci�, naprawd�. - Czy Zofia dogoni�a ci� wtedy? - Tak. - I powiedzia�a, �e zwichn��am nog� w kostce i nie mog� dosi��� konia? - Nie, o tym nawet nie wspomnia�a. - Och. - Nim dotar�em do domu, zd��y�em ju� och�on�� i zamierza�em wróci�, lecz... nie otrzyma�a� listu, który wys�a�em nast�pnego dnia? - Nie otrzyma�am �adnego listu, Janie. Jan zblad�. - To mnie nie dziwi. Zofia ma wiele na sumieniu. Opowiedzia� jej o wydarzeniach, które towarzyszy�y �mierci ojca, i o tym, jak po powrocie do domu zasta� w nim pos�a�ca z wiadomo�ci�, �e powinien natychmiast uda� si� do Krakowa. - Próbowa�em wyja�ni� to w li�cie - zako�czy�. - Wiedzia�em, �e kiedy go otrzymasz, zrozumiesz. Anna stara�a si� powstrzyma� �zy cisn�ce si� do oczu na my�l o tym, jak� krzywd� im wyrz�dzono. Jednak czar tej chwili sprawi�, �e potrafi�a pow�ci�gn�� gniew i �al. - Teraz rozumiem, Janie - powiedzia�a, wzdychaj�c g��boko. - Nie mo�esz wiedzie�, �e... jestem przy nadziei. - Ale� wiem. - Sk�d? - Zofia powiedzia�a mi o tym pewnego dnia na Rynku. Sprawi�o jej to nie lada przyjemno��. 188 RS - Och. - Zaczerpn��a tchu, przygotowuj�c si�, by dopowiedzie� reszt�. Janie, dziecko to rezultat tego, co wydarzy�o si� nad stawem. - Mój Bo�e! - zawo�a�, zdumiony i pe�en wspó�czucia. - Zofia próbowa�a oskar�y� ciebie. - Wa�ek powiedzia� mi i o tym. - Jan zmru�y� oczy. - Zatem ty nie s�dzi�a�... - Nie. Westchn�� z ulg�. - Wiesz, kto to by�, Anno? - Nie. - Na pewno? Skin��a g�ow�. Jan uj�� jej d�o�. Wiara Anny w to, �e ani gwa�t, ani dziecko, które mia�o przyj�� na �wiat w jego efekcie, nie wp�yn��y na uczucia Jana do niej, nagle si� umocni�a. Pragn��a opowiedzie� mu o swym pozbawionym mi�o�ci ma��e�stwie i o planach m��a. Chcia�a powiedzie� to, czego obawia�a si� wyzna� nad stawem. �e go kocha. Lecz nim zd��y�a si� odezwa�, zrzuci� ci��ar z serca, u�wiadomi�a sobie, �e kto� stoi za krzes�em Jana. Podnios�a wzrok i zobaczy�a Antoniego. Tu� za nim sta�a Zofia, szepcz�c mu co� do ucha. - Och? - zawo�a� Antoni. - Wi�c to jest Stelnicki? �mia�ek, który wa�y si� romansowa� z czyj�� �on� tu� pod nosem jej m��a, i to w miejscu tak prominentnym jak Zamek Królewski! - Nic takiego nie mia�o tu miejsca! - odpar�a Anna. Teraz stali ju� oboje, ona i Jan. - Co za wzruszaj�ca scenka - mówi� dalej Antoni. - Nie s�dzisz, Zofio? Zofia wygl�da�a na kompletnie zaskoczon� i chyba po raz pierwszy w �yciu zabrak�o jej s�ów. - Gdy tylko spostrzeg�em Ann� z drugiej strony sali, panie Grawli�ski powiedzia� Jan - podszed�em spiesznie, by si� przywita�. - Ile� to razy mia� miejsce ten tak zwany zbieg okoliczno�ci, Anno? zapyta� kpi�co Antoni. - Ile razy widzia�a� si� z tym m��czyzn�? - Dobrze wiesz, �e nie wychodz� z domu, Antoni. - Nie wiedzia�em o tym, ale w przysz�o�ci z pewno�ci� oka�� si� bardziej przewiduj�cy - rzek� Antoni, mierz�c Jana spojrzeniem. - Mia�bym pe�ne prawo wyzwa� tego cz�owieka na pojedynek. Spojrza� teraz na �on�. 189 RS - Kim on dla ciebie jest, Anno? Zofia powiedzia�a mi, �e by� nad stawem, gdy zdarzy� si� ten wypadek. Czy to on zrobi� ci brzuch? Anna milcza�a, niezdolna skry� upokorzenie. - Nie, prosz� pana, to nie ja dopu�ci�em si� tego czynu -odpar� Jan, czerwieniej�c z gniewu. - Rzeczywi�cie, by�em tamtego dnia nad stawem. I wini� si� za to, �e pozostawi�em Ann� pod opiek� jej beztroskiej kuzynki. B�d� wini� si� do samej �mierci. Lecz je�li chcia�by pan ci�gn�� dalej ten drugi w�tek, to ja, drogi panie, wyzywam ci�, by� wyszed� ze mn� na zewn�trz... teraz. Antoni sta� sztywny, milcz�c, i po raz pierwszy w jego bezbarwnych oczach Anna dostrzeg�a l�k. Nikt nie odezwa� si� przez pe�n� minut�. - Pójd� ju�, Anno - powiedzia� w ko�cu Jan - zanim przysporz� ci jeszcze wi�cej k�opotów. Sk�oni� si� przed ni� i odwróci� tak, �e sta� teraz plecami do Antoniego. - Wiadomo��, wys�ana do gospody Pod G�ow� Królowej, zawsze do mnie dotrze - wyszepta�. Skin��a g�ow�, jakby zrozumia�a. Nie czas rozwi�zywa� zagadki. Mia�a zaledwie kilka sekund, aby utrwali� w pami�ci jego obraz. Nie wiedzia�a, czy jeszcze kiedy� go zobaczy. Jan odwróci� si� i zmuszaj�c Zofi� i Antoniego, by odsun�li si� i przepu�cili go, wyszed� z sali. Przez ca�y czas traktowa� Zofi� tak, jakby jej w ogóle nie by�o. - Anno, jak mog�a� - zacz��a kuzynka. - Niewa�ne! - zawo�a� Antoni. - Zostaw nas, Zofio! Anna zdawa�a sobie spraw�, �e Antoni zechce da� upust gniewowi. Poza tym wstydzi� si�, �e zosta� zmuszony, by spu�ci� z tonu. Zofia zacz��a co� mówi�, lecz rozmy�li�a si� i odesz�a. Antoni odwróci� si� do �ony. - Twoja kuzynka sk�oni�a mnie, bym wróci�, spróbowa� ci� przekona�. I prosz�, oto co zasta�em! - Szkoda twoich s�ów, Antoni. - By� mo�e to nie by� wcale gwa�t. Mo�e wszystko odby�o si� za obopóln� zgod�. - Jeste� godny pogardy. Zapytaj Lutisz�, która piel�gnowa�a mnie po tym, co si� wtedy wydarzy�o. - Kim jest dla ciebie ten cz�owiek, Anno Mario? Anna z trudem oddycha�a. Gard�o mia�a wyschni�te i ledwie mog�a mówi�. 190 RS - To m��czyzna, na którym kiedy� mi zale�a�o. Wydaje si�, �e by�o to wieki temu. - A teraz? Zastanawia�a si� przez chwil�. Oczywi�cie, kocha�a Jana, t�skni�a za nim. Uczucie to by�o tak silne, �e mia�a wra�enie, jakby kochali si� ju� w poprzednim �yciu. Teraz jednak nie by�o na to nadziei. Zwil�y�a wargi i spojrza�a na m��a. - Teraz, Antoni, jestem twoj� �on�. B�d� honorowa�a to zobowi�zanie. Lecz nie my�l, �e mo�esz postawi� gorzelni� na ziemi, gdzie �y� i umar� mój ojciec. Nie wyobra�aj sobie te�, �e mo�esz mnie uderzy�. Widz�, �e masz na to wielk� ochot�. Je�li si� o�mielisz, po�a�ujesz. - A co zrobisz, Anno Mario? Na�lesz na mnie Stelnickiego? - Nie! Sama rozgrywam w�asne bitwy. - Wi�c b�dziesz walczy� sama ze sob�! Ja wyje�d�am dzi� wieczorem do Petersburga. - Wyje�d�asz? - Och, nie ciesz si� przedwcze�nie, Anno. Widz� to w twoich oczach. Nie pozb�dziesz si� mnie tak �atwo. U�miechn�� si�. - Los po��czy� nasze �cie�ki, czy� nie? Patrzy�a w milczeniu, jak m�� opuszcza sal�. Po chwili opad�a z wolna na krzes�o. Nagle u�wiadomi�a sobie, �e publiczno�� zd��y�a ju� wróci� na miejsca. Od jak dawna siedz�cy w pobli�u go�cie tak si� jej przygl�dali? Usiad�a, oszo�omiona, z p�on�c� twarz�. D�wi�ki skrzypiec znów wype�ni�y sal�. Có�, wreszcie przemówi�am w�asnym g�osem, pomy�la�a. Tylko za jak� cen�? 191 Rozdzia� dwudziesty szósty. RS Powóz zaturkota� na drewnianym mo�cie, ��cz�cym Warszaw� z Prag�. Zofia spojrza�a na zamy�lon� Ann�. Zdziwi�a j� si�a niech�ci, jak� odczuwa�a wobec kuzynki. Zabra�a j� do Zamku w nagrod� za to, �e ocali�a pami�tnik przed �o�nierzami króla. Co za okropny b��d pope�ni�a! Lecz kto móg� przypu�ci�, �e Anna spotka tam Stelnickiego? Nie�atwo by�o jej przekona� Antoniego, by zosta� w Zamku i wróci� do �ony. Zofia pragn��a, aby ma��e�stwo Anny przetrwa�o, nawet gdyby ambicje Antoniego mia�y sprawi�, �e zostaliby magnatami, stoj�cymi na drabinie spo�ecznej wy�ej ni� ona. Nie �yczy�a kuzynce �le, naprawd�. Przeciwnie, lubi�a j�. Niech sobie �yj� szcz��liwie! Sama te� mia�a nie lada ambicje. I do�� ufno�ci we w�asne si�y, by je zrealizowa�. Lecz ca�a sztywnia�a na wspomnienie chwili, kiedy natkn��a si� na Ann� i Jana w Zamku. Mdl�ce, ze wszech miar nieprzyjemne uczucie nadchodzi�o falami. By�o zupe�nie tak jak wtedy, gdy zobaczy�a ich w lesie. Obraz wywo�ywa� w jej duszy mroczne, nieznane emocje, które sprawia�y, �e stawa�a si� zdolna do wszystkiego. Siedzia�a w powozie, nie�wiadoma up�ywu czasu i przebytej drogi. Próbowa�a uporz�dkowa� kot�uj�ce si� w niej uczucia. Cho� trudno jej by�o przyzna� si� do tego samej przed sob�, z powodu ura�onej dumy nadal obwinia�a kuzynk� za to, �e o�mieli�a si� pokrzy�owa� jej plany. Jaki� czas temu dosz�a do wniosku, �e skoro Anna wysz�a za Grawli�skiego, ewentualny zwi�zek kuzynki ze Stelnickim pozostanie w sferze marze�. Lecz teraz, gdy zobaczy�a ich razem trzymaj�cych si� za r�ce, gwa�towne uczucia znowu od�y�y. Czy by�a to zazdro��? Czy�by kocha�a Jana? Pragn��a go, to pewne. Z jakiego� dziwnego powodu, gdy przekona�a si�, �e jego zainteresowanie Ann� wcale nie wygas�o, zapragn��a go jeszcze bardziej. A gdy zobaczy�a, jak stawia czo�o �a�osnemu tchórzowi, Grawli�skiemu, rozpali�o to jej po��danie do bia�o�ci. Gdybym mog�a go mie� chocia� raz, my�la�a, sprawi�, �eby mi uleg�, wystarczy�oby to, by mnie zadowoli�. Sta�by si� wtedy niegodny Anny zarówno w jej oczach, jak i we w�asnych. Oboje ulepieni byli z tej samej nudnej gliny honoru i godno�ci. Dopóki kuzynka pozostawa�a w pobli�u, nie mog�o by� mowy o tym, by uda�o jej si� uwie�� Jana. Co gorsza, Anna i Jan mogli nawi�za� romans. Zofia 192 RS u�wiadomi�a sobie, �e nie doceni�a odwagi Anny ani si�y jej uczucia. Musi by� jaki� sposób, by si� jej pozby�. Uwa�a�a, �e jest do�� sprytna. Doskonale poradzi�a sobie z Walterem. U�miechn��a si�, bardzo z siebie zadowolona. By�a zdumiona, odkrywszy, �e Walter jest w Zamku. Obawia�a si�, �e którego� dnia pojawi si�, oburzony tym, �e pozbawi�a go domu i maj�tku. Podejrzewa�a tak�e, i� b�dzie próbowa� szanta�owa� j� tym, co zdarzy�o si� tamtej nocy na moczarach. Lecz czy nie by� równie winny jak ona? Nie móg� jej oskar�y�, nie oskar�aj�c jednocze�nie siebie. Odparowywa�a ka�dy jego cios, gdy�, cho� nie ��czy�y ich wi�zy krwi, byli ulepieni z tej samej gliny - ani troch� nienudnej. U�miechn��a si� szerzej. Oczywi�cie, okaza�a si� sprytniejsza. Kiedy gro�ba szanta�u obróci�a si� przeciwko niemu, biedny Walter musia� zadowoli� si� obietnic� u�amka warto�ci maj�tku. Tyle by�a gotowa zap�aci�, by uratowa� jego dum� i sk�oni� go, by siedzia� cicho. I tak wy�wiadcza�a mu �ask�. Pomimo sprzeciwu ze strony rodziców postanowi� zrealizowa� swoje ambicje i pój�� w�asn� drog�. Dawa�a mu sposobno��, by móg� �y� tak, jak chce. W ko�cu dotarli do rezydencji Gro�skich. Obserwowa�a w milczeniu, jak Anna, która siedzia�a naprzeciw olbrzymiego Szweda, wysiada, korzystaj�c z pomocy kar�a, który odprowadzi� j� do drzwi. Nie odpowiedzia�a na po�egnanie ze strony Zofii i obu m��czyzn. Czy nie by�aby zdziwiona, gdyby dowiedzia�a si�, �e mia�a jednak racj� i Walter by� tego dnia w Zamku? Lecz Zofia wiedzia�a, �e lepiej trzyma� ich z daleka od siebie. Siedzia�a naprzeciwko Szweda, maj�c u boku Rosjanina. Z jego drugiej strony siedzia�a Charlotte. Skin��a g�ow� ksi��nej, która przesiad�a si� na miejsce zajmowane przedtem przez Ann�. Powóz zawróci� do miasta. - Och, zatrzymajmy si� na chwil� przy fontannie na Rynku - powiedzia�a Zofia, gdy powóz zjecha� z mostu i skierowa� si� ku murom miejskim. - Ale jest ju� tak pó�no - zaprotestowa�a Charlotte. By�a zm�czona, nieco wstawiona i bardzo chcia�a dosta� si� ju� do gospody, gdzie Rosjanin i jego towarzysz wynajmowali pokoje. - To nie zajmie du�o czasu, Charlotte - powiedzia�a Zofia. - Gdyby teraz by�o lato, mog�yby�my zanurzy� stopy. Dlaczego zawierzy�a Charlotte w kwestii gorzelni? Nie mog�a teraz odegra� si� na Annie, lecz nic nie przeszkodzi jej zem�ci� si� na przyjació�ce. 193 RS - Przy fontannie zrób tak, jak ci mówi�am! - zawo�a�a do wo�nicy. - Och, zaplanowa�a� to? - zdziwi�a si� ksi��na. - Cicho b�d�, szykuje si� niez�a zabawa. Gdy powóz wjecha� na Rynek, zacz�li sposobi� si�, by wysi���. Karze� pomóg� swojej pani zej�� po schodkach na ziemi�. I wtedy Zofia, miast wyj�� z powozu, wychyli�a si�, chwyci�a drzwiczki i zatrzasn��a je. - Ruszaj! - krzykn��a do wo�nicy. Wo�nica pop�dzi� konie. Powóz potoczy� si� przez Rynek, turkocz�c po kamieniach i b�yskawicznie nabieraj�c szybko�ci. - Zatrzymajcie si�! - zawo�a�a Charlotte. - Zatrzymajcie! Zofio, to nie jest zabawne! Zofia wychyli�a si� przez otwarte okno. - Zaczekaj tam, skarbie, przy�lemy po ciebie twój powóz. Krzyki ksi��ny nios�y si� echem po pustym placu. Ma�y cz�owieczek obok niej wykrzykiwa� co� zadziwiaj�co g��bokim g�osem. Jednak�e Zofia musia�a przekupi� wo�nic� na tyle skutecznie, �e og�uch� na pro�by swej pani. Zofia roze�mia�a si� i zawo�a�a: - Ucisz si�, bo obudzisz ca�� Warszaw�! Odwróci�a si� i spojrza�a na zaskoczonych towarzyszy. Byli zbyt pijani, �eby si� jej przeciwstawi�. Zachichota�a, widz�c ich g�upie miny. - Charlotte ma rzeczywi�cie dono�ny g�os, prawda? Postuka�a palcami w parapet. - Nie rób takiej zmartwionej miny, Augu�cie. Potrafi� zadowoli� was obu. Twarz m��czyzny poja�nia�a. Wymienili z oficerem spojrzenia, a potem Rosjanin zapyta�: - A co z pani kuzynk�? By� mo�e by�aby w nastroju na zabaw� we czworo? Jest bardzo pi�kna. Zofia zwróci�a si� do niego, tym razem nie z obietnic� nami�tno�ci, lecz z przekle�stwem na ustach. Anna niewiele spa�a tej nocy, a nast�pnego dnia snu�a si� po domu jak cie�. Jedynie wspomnienie rozmowy z Janem pozwala�o jej jako tako funkcjonowa�. Nadal go kocha�a - nie by�o sensu temu zaprzecza�. Prawd� mówi�c, rozstanie jeszcze pog��bi�o jej uczucia. A on kocha� j� - wiedzia�a o tym. Wspomnienia podnosi�y j� na duchu i pozwala�y przetrwa� dzie�. Co jaki� czas nap�ywa�y jednak my�li, które �cina�y lodem jej serce. 194 RS My�la�a o Zofii. Cho� nie zd��yli wczoraj o tym porozmawia�, Anna by�a przekonana, �e kuzynka sk�ama�a przy stawie, oskar�aj�c Jana, �e j� napastowa�. Czy mog�a te� przej�� list? Jedno by�o pewne: to Zofia zaaran�owa�a jej ma��e�stwo z Antonim. Los dwukrotnie okaza� si� �askawy dla kuzynki, niszcz�c zarazem �ycie innych osób. Gdyby nie �mier� wujka Leo i gwa�t, sytuacja Zofii by�aby teraz zupe�nie inna. By�aby �on� Antoniego, pozbawion� niezale�no�ci, w�adzy i presti�u, którymi tak si� rozkoszowa�a. Cho� darzy�a chyba Ann� siostrzan� mi�o�ci� i na ogó� dzia�a�a zgodnie z jej interesami, czasami jej post�powaniem zdawa�y si� kierowa� mroczne, tajemne si�y. Anna dok�adnie zapami�ta�a wyraz twarzy Zofii, kiedy patrzy�a w Zamku na ni� i Jana. Cho� raz maska, jak� prezentowa�a �wiatu - osoby bystrej, zabawnej, pewnej siebie - opad�a, odkrywaj�c zazdro�� i nienawi��. Anna zastanawia�a si�, czy to mo�liwe, by kuzynka skrycie kocha�a Jana. Je�li tak, dlaczego zach�ca�a j�, by si� z nim spotyka�a? Czy Zofia by�aby w ogóle zdolna pokocha� jednego m��czyzn�? Przecie�, jak si� kiedy� wyrazi�a, t�skni�a za tym, by móc zrywa� wszystkie kwiaty w ogrodzie. Od tych rozmy�la� Annie zakr�ci�o si� w g�owie. Nie potrafi�a doszuka� si� w tym sensu. Wiedzia�a jedno: nale�a�o wynie�� si� z Warszawy, uciec od Zofii. Dr�czy�a j� te� my�l o zbli�aj�cej si� nieuchronnie konfrontacji z Antonim. Cho� wiadomo�� o wyje�dzie m��a sprawi�a jej ulg�, zdawa�a sobie spraw�, �e walka dopiero si� zaczyna. By�a te� przekonana, �e Antoni nie zechce uniewa�ni� ma��e�stwa. O ile, oczywi�cie, ona nie zgodzi si� odda� mu wszystkiego. Nie zamierza�a tego zrobi�. By�a, co prawda, szlachciank�, lecz niezbyt zamo�n�. Cho� ojciec dobrze zarz�dza� maj�tkiem i m�drze lokowa� dochód u Lubickich, posiada� tylko ten jeden maj�tek i �adnego domu w mie�cie. Dwór i ziemia w Sochaczewie by�y dla niego wszystkim. �adna ofiara, któr� musia�aby ponie��, by je utrzyma�, nie wydawa�a si� Annie zbyt wielka. Na my�l o tym, i� jej �a�osne ma��e�stwo narazi�o na niebezpiecze�stwo zarówno rodzinn� ziemi�, jak i finanse, co� �cisn��o j� w �o��dku. Nie dba�a ani troch� o to, �e dzi�ki planom Antoniego rodzina mog�aby osi�gn�� magnacki status. Pr�dzej umrze, ni� dopu�ci, by na ziemi jej przodków wybudowano gorzelni�! Sochaczew! - pomy�la�a nagle. - Tam powinnam si� uda�. Do domu! 195 RS Antoniego nale�y zmusi�, by zrezygnowa� z pomys�u produkowania alkoholu. Napisze do ksi�cia Józefa Lubickiego, by� mo�e znajdzie si� jaki� prawny kruczek. Je�li nie, b�dzie na miejscu, by walczy� z nim do ko�ca. Lecz jaki by�by ten koniec? Zastanawia�a si�. Jak� mia�a szans�, by pobi� Antoniego na jego w�asnym polu, w grze dost�pnej jedynie dla m��czyzn? Kobiety te� mia�y do odegrania pewne role: musia�y nosi� maski i ci��kie suknie, �wiadcz�ce o ich pozycji spo�ecznej, zupe�nie jak aktorzy w greckich dramatach. M��czy�ni, odziani w spodnie i obdarzeni z definicji w�adz�, zawsze mieli nad nimi przewag�. Po raz pierwszy Anna nie potrafi�a wini� carycy Katarzyny za to, i� nie waha si� wykorzystywa� mo�liwo�ci niedost�pnych na ogó� jej p�ci. Roze�mia�a si� cichutko, u�wiadamiaj�c sobie gorzki paradoks: w dramatach greckich nawet role kobiet zarezerwowane by�y dla m��czyzn. 196 Rozdzia� dwudziesty siódmy. RS - Gorzelnia? - hrabina Gro�ska spojrza�a na siostrzenic�, upuszczaj�c ze zdumienia robótk�. Anna sta�a przed ciotk�. - Tak, ciociu Stello, gorzelnia. To prawda. I gdyby nie ksi��na Charlotte, dowiedzia�abym si� o tym dopiero po fakcie. Hrabina stara�a si� pozbiera� po tym, co us�ysza�a. - I ty o tym wiedzia�a�, Zofio? - spyta�a oskar�ycielskim tonem, chocia� zdawa�a sobie spraw�, �e córka nie liczy si� ju� z jej zdaniem. Zofia wzruszy�a ramionami. Sta�a, wygl�daj�c przez francuskie okno. - Owszem. - I nic nie powiedzia�a�? - Uwa�a�am, �e to nie moja sprawa. Hrabina wyczu�a, �e pomi�dzy córk� a siostrzenic� panuje dziwne napi�cie. - Ale to dotyczy Anny. - Je�li to, co zamy�la Antoni, mo�e przynie�� im obojgu niewyobra�alne bogactwo, co mo�e by� w tym z�ego? - Nie wychowa�am ci�, by� s�dzi�a, �e pieni�dze czyni� cz�owieka szlachcicem. - Lecz szlachcic, który ich nie ma, jest po prostu �a�osny - odpar�a Zofia, odwracaj�c si�, by spojrze� na matk�. - Pieni�dze rz�dz� teraz �wiatem, mamo. Maj�c takie bogactwo, jakie spodziewa si� uzyska� Antoni, Anna nie b�dzie musia�a o nic si� martwi�. Szkoda, �e ja nie mam tyle szcz��cia. - Nie chc� takich pieni�dzy - powiedzia�a Anna tonem niezwykle, jak na siebie, ostrym. - Tego, czego ty chcesz, Anno - powiedzia�a Zofia, spogl�daj�c na kuzynk� - i tak nie mo�esz ju� dosta�. Napi�cie w pokoju jeszcze si� wzmog�o. - O co tu chodzi? - spyta�a hrabina. - Planuj� wróci� do Sochaczewa - powiedzia�a Anna. - Nie mo�esz tego zrobi� - odpar�a natychmiast Zofia. - Mog�. Tam b�d� u siebie. I urodz� dziecko na w�asnej ziemi. - Anno Mario, jestem zmuszona przeciwstawi� si� tym planom powiedzia�a hrabina. - Twój m�� wróci tutaj i w�a�nie tu powinien ci� znale��. Umilk�a na chwil�. 197 RS - Poza tym musisz my�le� o dziecku, kochanie. Tu w Warszawie mamy po�o�ne i lekarzy. Có�, nawet ja mog�abym okaza� si� bardziej pomocna ni� ktokolwiek mieszkaj�cy w twoim maj�tku. Jak zwykle w chwili stresu serce hrabiny zacz��o bi� nieregularnie, trzepocz�c szybko, by po chwili zwolni�, omijaj�c co drugie uderzenie. Hrabina czu�a si� naprawd� rozdarta. M��czyzna, do po�lubienia którego nak�oni�a siostrzenic�, zamierza� nie tylko zniszczy� maj�tek Berezowskich, ale zha�bi� nazwisko i pami�� rodziców Anny. Co wi�cej, opu�ci� j�, by pojecha� do matki do Petersburga. A teraz ona doradza Annie, by na niego czeka�a. To by�a konwencjonalna rada, taka, jakiej mo�na by�o spodziewa� si� po kobiecie z jej pozycj� spo�eczn� i wychowaniem. Jednak nie by�a pewna, czy jest to dobra rada. - No i jeszcze ten Paduch, Anno - mówi�a tymczasem Zofia. - Nie chc�, by� przebywa�a sama w maj�tku, kiedy morderca grasuje na wolno�ci. To zbyt niebezpieczne. - Niebezpiecze�stwo - powiedzia�a Anna - niekoniecznie musi czai� si� na zewn�trz domu. I znowu hrabina poczu�a, jak pomi�dzy kuzynkami przep�ywa fala napi�cia. Nie rozumia�a, co mog�o by� jej przyczyn�. - Có�, pojecha�aby� tam na pró�no - powiedzia�a Zofia ostro. - I tak musia�aby� zaraz wraca�. - Dlaczego? - spyta�a Anna. - Poniewa� twój dom w Sochaczewie ju� nie istnieje. Zosta� zburzony odpowiedzia�a i, nim którakolwiek z kobiet zd��y�a zareagowa� na t� rewelacj�, otworzy�a francuskie okno i wysz�a przez nie do ogrodu. Cho� Zofia ch�tnie pozby�aby si� Anny, nie mog�a jednak dopu�ci�, by kuzynka pojecha�a sama do Sochaczewa. Na my�l o tym ciarki przebieg�y jej po grzbiecie, i wcale nie chodzi�o tu o Feliksa Paducha. Nie, raczej o Jana. Sochaczew znajdowa� si� blisko Warszawy, o wiele za blisko dla opuszczonej przez m��a Anny i zdeterminowanego Stelnickiego. Nie mo�na by�o dopu�ci�, by jeszcze kiedykolwiek si� spotkali. Gdyby Antoni by� z Ann� w Sochaczewie, sprawy wygl�da�yby inaczej. A by�oby jeszcze lepiej, gdyby to Anna do��czy�a do Antoniego w Petersburgu! Wmawiaj�c Annie, �e jej dom zosta� zburzony, dzia�a�a pod wp�ywem impulsu, da�o jej to jednak nieco czasu. Tylko ile? By�a pewna, �e Anna pisze w�a�nie do Jakuba Szrabera, aby dowiedzie� si� prawdy. 198 RS Zasiad�a wi�c, aby napisa� w�asny list. Mia�a nadziej�, �e nietrudno b�dzie znale�� pos�a�ca, który, odpowiednio wynagrodzony, zgodzi si� wyruszy� natychmiast do Petersburga. Anna mo�e otrzyma� odpowied� z Sochaczewa mniej wi�cej za tydzie�. Zofia zdawa�a sobie spraw�, �e musi okaza� si� szybsza, mimo i� jej korespondencja mia�a do przebycia znacznie d�u�sz� drog�. 199 Rozdzia� dwudziesty ósmy. RS Ranek wsta� deszczowy i nad wodami Wis�y unosi�y si� ci��kie, szare chmury. Jedynym klientem w gospodzie Pod G�ow� Królowej by� Jan Stelriicki. Siedzia�, s�cz�c kaw� i po raz setny wspominaj�c spotkanie z Ann�. Obraz jej twarzy, wyra�aj�cej zaskoczenie i rado��, nieustannie go nawiedza�. Nadal go kocha�a, to by�o wida� na pierwszy rzut oka. Ju� nigdy nie b�dzie próbowa� wyprze� z pami�ci tych szeroko otwartych, g��boko osadzonych zielonych oczu. Wype�nia�a je mi�o��, przekraczaj�ca granice miejsca i czasu. Jan wpatrywa� si� w dom po drugiej stronie rzeki. Brudne szyby ukazywa�y odbicie jego twarzy. W�osy mia� zmierzwione, a pod oczami ciemne kr�gi rezultat braku snu. By� zm�czony. Znu�ony my�leniem o ró�nych „gdyby tylko": gdyby Anna nie wysz�a za m��; gdyby nie zosta�a zgwa�cona; gdyby nie spodziewa�a si� dziecka. A przede wszystkim, gdyby by� wróci� tamtego dnia nad staw. Musia� przyj�� odpowiedzialno�� za to, jak si� zachowa�, i �y� z poczuciem winy. Wiedzia� jednak, �e to ona cierpia�a najbardziej. To takie niesprawiedliwe, �e jedna pochopna decyzja, podj�ta pod wp�ywem ura�onej ambicji i gniewu, mo�e zmieni� �ycie na zawsze. Ale tak w�a�nie si� sta�o. W dniach, kiedy poczucie winy stawa�o si� nie do zniesienia, rozmy�la� o Feliksie Paduchu. Czy to on zaatakowa� Ann�? I zap�odni� j�? Jak znale�� cz�owieka, który ucieka� przed prawem? Wyobra�a� sobie, �e pewnego dnia schwyta Paducha i pom�ci Ann�. Na razie musia� przyzna�, �e j� kocha�. I �e ona kocha�a jego. Nie �mia� jednak rozbudza� w sobie nadziei na przysz�o��. B�dzie musia� nauczy� si� �y� bez niej. Nie po�lubi nikogo innego. Po�wi�ci si� polityce. Zmusi� si�, by zwróci� my�li ku tamtym sprawom. Rozstrzygni�cie by�o ju� tylko kwesti� dni. Konstytucja musia�a zosta� uznana przez ca�y naród. Zdawa� sobie jednak spraw�, �e Katarzyna nie �a�uje grosza ani gró�b, by przekupi� b�d� zastraszy� jak najwi�cej zwolenników ustawy. Je�li nawet nie uda jej si� doprowadzi� do obalenia konstytucji, zasieje w umys�ach cz��ci Polaków ziarno w�tpliwo�ci. Jan wiedzia� tak�e, i� najwa�niejszy umys� w królestwie nie odznacza� si� sta�o�ci�. Czy król wytrwa przy Sprawie? 200 RS W ostatnich tygodniach Janowi nie brakowa�o okazji, by nauczy� si� publicznie przemawia�. Czyni� to codziennie, a nawet po kilka razy jednego dnia. Przemawia� do wszystkich, którzy chcieli go s�ucha�. �adna grupka, na któr� móg�by wywrze� polityczny nacisk, nie by�a zbyt ma�a, �aden obywatel zbyt niewiele znacz�cy. Cz�sto przemowa zamienia�a si� w debat� z lud�mi o przeciwstawnych pogl�dach, twardo trzymaj�cymi si� swego punktu widzenia. Jan bardzo to lubi�. B�yskawiczne wynajdywanie odpowiedzi na argumenty i oskar�enia strony przeciwnej wyostrza�o umys� i pozwala�o bardziej umocni� jego demokratyczne przekonania, ni� mog�aby to uczyni� retoryka. Broni� za�arcie swoich racji, daj�c si� ponie�� emocjom i ciesz�c si� b�yskotliwo�ci� swego umys�u. W takich chwilach my�li o Annie, z�amanym sercu i Grawli�skim z jego cienkim w�sikiem pierzcha�y. Wystarczy�o jednak, by zosta� sam, a smutek powraca�. Co bardziej dociekliwi spo�ród jego towarzyszy s�dzili, �e smutek ów wynika z braku wiary w powodzenie Sprawy. Zastanawia� si�, czy Anna zrozumia�a, co chcia� powiedzie�, wspominaj�c o gospodzie Pod G�ow� Królowej. W�tpi�, by kiedykolwiek o niej s�ysza�a. Czy odwa�y si� kogo� zapyta�? Czy napisze? Wsta� szybko, odsun�� krzes�o i si�gn�� do kieszeni, by zap�aci� starej w�a�cicielce o imieniu Hortenspa. Potrz�sn�� mimo woli g�ow�, rozmy�laj�c o przysz�o�ci i oddaj�c si� marzeniom, które nie maj� szansy si� zi�ci�. Anna przemierza�a pokój, zastanawiaj�c si�, kiedy nadejdzie list od Jakuba. Podejrzewa�a, �e Zofia sk�ama�a, mówi�c o domu. Musia�a sk�ama�! W zimie raczej nie budowano ani te� nie burzono niczego, je�li nie by�o to konieczne. Jednak dlaczego mia�aby powiedzie� co� takiego? Nie przebaczy�aby Antoniemu, gdyby okaza�o si�, �e kaza� zburzy� dwór. Na sam� my�l o czym� takim kr�ci�o si� jej w g�owie. Co zrobi, je�li wiadomo�� oka�e si� prawdziwa? Co do Zofii, jej tak�e nie zamierza�a przebaczy�, bez wzgl�du na to, czy powiedzia�a prawd� i trzyma�a fakt zburzenia domu w sekrecie przed ni�, czy te� sk�ama�a z sobie tylko wiadomego, niew�tpliwie egoistycznego powodu. Je�li Jakub potwierdzi, �e dom nadal stoi, ona wróci do Sochaczewa i nawet nie spojrzy za siebie. Urodzi tam dziecko. Jako� poradzi sobie z Antonim, oddaj�c mu to, z czego b�dzie w stanie zrezygnowa� - poza, oczywi�cie, ziemi� i domem - by uwolni� si� od tego bezsensownego ma��e�stwa. Co za� si� tyczy Jana... 201 RS Z ulicy dobieg� j� d�wi�k ko�skich kopyt. Zdawa� si� cichn��, jakby kto� zatrzymywa� si� przed domem. Anna podbieg�a do okna. M��czyzna z torb� pocztow� na ramieniu w�a�nie zsiada� z wierzchowca. Poruszaj�c si� najszybciej, jak na to pozwala� jej stan, wybieg�a na korytarz i klatk� schodow�. W po�owie schodów u�wiadomi�a sobie, �e Zofia okaza�a si� szybsza. Kuzynka zamyka�a w�a�nie drzwi, trzymaj�c w d�oni list. Anna zesz�a ze schodów. Przysz�o jej do g�owy, �e Zofia zamierza ukry� list, jak kiedy� ten od Jana. - To chyba do mnie - powiedzia�a. Zofia obróci�a list w r�kach. - Rzeczywi�cie - przyzna�a, obrzucaj�c Ann� szacuj�cym spojrzeniem migda�owych oczu. - Spodziewa�a� si� listu? - Tak, od Jakuba Szrabera. - Och? - u�miechn��a si�, podaj�c jej list. - Ten jest chyba z Sankt Petersburga. Czy�by napisa� do ciebie m��? Podczas kolacji hrabina przesz�a od razu do rzeczy. - Co pisze Antoni, Anno Mario? Anna spojrza�a na Zofi�, która udawa�a brak zainteresowania. Musia�a jednak odpowiedzie� hrabinie. - Przeprasza za swoje zachowanie. - Wspomnia� co� o domu? - Nie. - Czy wkrótce wraca? - Nie, ciociu. Pisze, �e jego ojciec nadal jest chory i �yczy sobie, bym przyjecha�a do Petersburga. - Do Petersburga? - spyta�a hrabina. - Jestem pewna, �e chce wszystko naprawi� - wtr�ci�a Zofia. - Mo�e powinna� pojecha�. - Nie chc� jecha� - powiedzia�a Anna. - Poza tym musz� bra� pod uwag� dobro dziecka. - W�a�nie, Anno Mario - zgodzi�a si� z ni� hrabina. - Jeste� przy nadziei ju� od prawie pi�ciu miesi�cy, a podró�owanie na pewno okaza�oby si� m�cz�ce. Z drugiej strony, istnieje szansa, �e uratujesz w ten sposób swoje ma��e�stwo. Dlaczego nie chcesz jecha�? - Fizycznie jako� bym to znios�a. Mam jednak z�e przeczucie... - Wiesz o tym - przerwa�a jej ciotka - i� zwyk�am odnosi� si� z najwi�ksz� podejrzliwo�ci� do wszystkiego, co rosyjskie. Nie potrafi� inaczej. Katarzyna i jej poprzednicy nigdy nie traktowali nas uczciwie. Nie podoba mi si�, �e 202 RS Walter s�u�y w carskim wojsku ani �e twój m�� posiada rezydencj� w Petersburgu zamiast tu czy w Krakowie. Czasy s� niepewne, wi�c nie�atwo mi pogodzi� si� z tym, �e mia�abym wys�a� ci� tam sam�. Mam jednak na wzgl�dzie przede wszystkim wasze dobro. Rodzina jest wa�niejsza ni� kraj. - S�dzisz, �e to mój obowi�zek? - spyta�a Anna, z�ymaj�c si� w duchu. - Tak. - Matka ma racj� - powiedzia�a Zofia, gdy hrabina odesz�a od sto�u. Antoni potrafi by� elastyczny. Jestem pewna, �e w ko�cu si� dogadacie. Jeste� kobiet�, Anno. Do tego czaruj�c�. Nie bój si� pos�u�y� tym, co da� ci Bóg. - Wola�abym raczej pos�u�y� si� g�ow�. - Ach, zrób to! Kobieta, która pos�uguje si� zarówno wdzi�kami, jak i rozumem, potrafi wiele osi�gn��. Antoni jest w ko�cu tylko m��czyzn�. - Gdyby to ode mnie zale�a�o, wola�abym nigdy wi�cej go nie ogl�da�. - Nonsens! Czy on spodziewa si� odpowiedzi? - Nie. Wynaj�� ju� nawet powóz - odpar�a Anna z gniewem. - Ma przyby� po mnie za trzy dni. - Zatem postanowione. Je�li potrzebna ci pomoc przy pakowaniu, mo�esz wzi�� Clarice albo Babette. - Rozumiem wi�c, �e gdybym zosta�a, nie by�abym tu mile widziana. Zofia u�miechn��a si� i spojrza�a na kuzynk� ciemnymi, roziskrzonymi oczami. - Och, Aniu, kochanie, to w ogóle nie wchodzi w rachub�. Anna postanowi�a, �e jednak pojedzie. Nie dlatego, �e czu�a si� w obowi�zku to zrobi�, ale w nadziei, �e losy jej ma��e�stwa wreszcie si� rozstrzygn�. Zamierza�a doprowadzi� do ostatecznej konfrontacji z Antonim. Chcia�a odzyska� ziemi� i dom, pragn��a dziecka, a tak�e - kiedy dziecko si� urodzi i otrzyma nazwisko - anulowania ma��e�stwa, je�li pozwoli na to Ko�ció�. W innym przypadku zostanie jej separacja. Nie by�a w stanie wyobrazi� sobie, �e mog�aby �y� z Antonim, by� zmuszon� mu ulega�... pod jakimkolwiek wzgl�dem. Na sam� my�l o tym, �e mia�aby dzieli� z nim �o�e, ogarnia� j� wstr�t. Nie zrobi tego! Przypomnia�a sobie jedn� ze swych ulubionych opowie�ci. Otó� pewna �ona bywa�a regularnie bita za to, �e nie przygotowywa�a na czas posi�ku. Pewnego dnia przywo�a�a na pomoc ducha opieku�czego, zwanego Bukwiczynk�, od zio�a znanego jako le�na bukwica. Rada, jak� od niego uzyska�a, by�a prosta: Nie p�acz, nie przeklinaj Poniewa� to twoja wina. 203 RS Gdy inne przygotowuj� �niadanie, ty tak�e je przygotowuj Gdy inne gotuj� obiad, ty tak�e obiad gotuj Kolacja musi zosta� podana w porze kolacji, i Twój m�� nie b�dzie ci� wi�cej bi�. Jaki st�d mora�? Dla Anny rada Bukwiczynki nie by�a wiele warta. W opowie�ci, któr� przerobi�a na w�asn� mod��, wrzeszcz�cy i pijany m�� wygania� �on� z kuchni, wymachuj�c ci��k� chochl�. P�acz�ca kobieta przebiega�a ciemne podwórko, by ukry� si� za studni�. M��czyzna rzuca� si� na ni�, lecz wpada� do studni, a jego pijackie krzyki szybko cich�y. Zdaniem Anny tak w�a�nie zrodzi�o si� powiedzenie: „Milcz�cy jak studnia". Za�mia�a si� sama do siebie. Nie, nie wrzuci Antoniego do studni, cho� mia�a na to wielk� ochot�. Zamiast tego po�wi�ci cz��� swego maj�tku, by si� od niego uwolni�. Zrezygnuje z funduszu powierniczego. By� ca�kiem spory, a Antoni to cz�owiek chciwy. By� mo�e zadowoli si� tym, co ona zechce mu odda�. Jednak martwi�o j�, �e dochody z gorzelni mog� zosta� oszacowane wy�ej, ni� wynosi�a warto�� funduszu. Antoni chcia� zosta� magnatem, a nic, co mog�a zaoferowa� - poza ziemi� w Sochaczewie - nie mog�o mu tego zapewni�. Usiad�a przy biurku i napisa�a dwa listy. Pierwszy, zaadresowany do barona Micha�a Kolbiego, informowa�, �e nie b�dzie mog�a uczestniczy� w przyj�ciu z okazji g�osowania, poniewa� wyje�d�a na jaki� czas do Petersburga. Zwierzy�a si� te� przyjacielowi ze swoich obaw, dotycz�cych tej podró�y. S�owa ciotki tycz�ce si� Katarzyny wróci�y do niej jak echo. Poczu�a si� jak zdrajczyni. Jej ojciec te� nie mówi� nigdy o carycy nic dobrego. Na my�l o tym, �e dziecko mog�oby urodzi� si� na obcej ziemi, zrobi�o jej si� zimno. Przysi�g�a sobie, �e nie pozostanie w Rosji d�ugo. Drugi list zaadresowa�a do hrabiego Jana Stelnickiego. D�onie dr�a�y jej, gdy go pisa�a. Czy starczy jej odwagi, aby go wys�a�? Zapytawszy Micha�a, dowiedzia�a si�, �e gospoda znajduje si� po drugiej stronie rzeki, naprzeciw domu Gro�skich. Odwiedza�o j� zazwyczaj pospólstwo oraz kilku politycznych dysydentów. Serce zabi�o jej mocniej na my�l, �e Jan nieraz musia� by� tak blisko, oddzielony od niej zaledwie nurtem rzeki. Westchn��a. Nawet gdyby o tym wiedzia�a, rzeka - zwa�ywszy na okoliczno�ci - znaczy�a tyle co ocean. 204 RS Poprzedniego dnia wynaj��a powóz i kaza�a powie�� si� wzd�u� rzeki. Wyjrza�a przez okno i zobaczy�a obskurn� gospod�. Znajdowa�a si� na parterze dwukondygnacyjnego budynku z czerwonej ceg�y. Bez w�tpienia w lecie klientela wyl�ga�a z ha�asem na w�sk� ulic�. Na wyblak�ym zielonym szyldzie napisano czerwonymi literami nazw� przybytku. Pod tworz�cym �uk napisem widnia� niezdarnie namalowany czarny profil kobiecej g�owy. Serce Anny zacz��o mocniej bi� na sam� my�l o tym, �e Jan siedzi, by� mo�e, za tymi brudnymi oknami. Przez drugie okno doro�ki widzia�a dom Gro�skich, wzniesiony na skarpie po przeciwnej stronie rzeki. Czy Jan wybra� to miejsce ze wzgl�du na jego po�o�enie? O�miela�a si� s�dzi�, �e tak w�a�nie by�o. �a�owa�a teraz, i� nie kaza�a wo�nicy si� zatrzyma� i nie wys�a�a go, by zapyta�, czy Jan znajduje si� w gospodzie. Lecz ostro�no�� nie pozwoli�a jej wykorzysta� szansy. Sko�czy�a list i przeczyta�a go. Zmarszczy�a brwi. Oczywi�cie nie mo�e napisa� o tym, co do niego czuje. Pisa�a wi�c o swoim zdrowiu i pyta�a o jego. Wspomnia�a g�osowanie, które mia�o odby� si� ju� nast�pnego dnia, i jego znaczenie dla Sprawy. W ko�cu doda�a tak�e, i� za trzy dni wybiera si� do Petersburga, i opisa�a, czym b�dzie si� do tego czasu zajmowa�a, daj�c tym samym Janowi wskazówk�, �e gdyby chcia� j� odwiedzi�, mo�e to uczyni� nast�pnego ranka po g�osowaniu, mi�dzy dziesi�t� a dwunast�. Sko�czy�a czyta�, lecz jej czo�o pozosta�o zmarszczone. List by� nieco md�y, w�tpi�a jednak, czy zdoby�aby si� na to, aby wyrazi� w nim wi�cej emocji. Poza tym nie mia�a ju� czasu, by próbowa�. Co pomy�li sobie ciotka, kiedy Jan je odwiedzi, zastanawia�a si�. A Zofia? Jednak�e, zwa�ywszy, i� opuszcza�a dom Gro�skich, postanowi�a da� sobie spokój z ostro�no�ci� i poleci�a Babette, by list wys�ano w ci�gu godziny. Nie mog� sp�dzi� �ycia, wybieraj�c zawsze najbezpieczniejsz� �cie�k�, pomy�la�a, przygl�daj�c si� jednocze�nie, jak Babette oddala si� po�piesznie chodnikiem. Wspomnia�a, co powiedzia� jej kiedy� ojciec: „Czasami trzeba po prostu zda� si� na los". 205 Cz��� trzecia Korzenie wiedzy s� gorzkie, za to owoc s�odki. Przys�owie polskie Rozdzia� dwudziesty dziewi�ty. RS Powóz, który mia� zabra� Ann� do Petersburga, przyjecha� rankiem, w dniu g�osowania. O dwa dni za wcze�nie. Anna nie zna�a rosyjskiego zbyt dobrze, by�a jednak w stanie zrozumie� troch� z tego, co mówili przys�ani po ni� dwaj m��czy�ni. Tak, owszem, jest spakowana, przyzna�a, wola�aby jednak zaczeka� jeszcze te dwa dni. Wyjedzie dopiero po wizycie Jana. To niemo�liwe, powiedzieli, okazuj�c jej zaledwie minimum szacunku. Zap�acono im, by zabrali j� i zaraz wracali, bez zatrzymywania si� w Warszawie czy gdziekolwiek indziej. Byli to gburowaci prostacy, niemaj�cy poj�cia, jak si� zachowa�. Zofia i hrabina nie okaza�y si� zbytnio pomocne. B�dzie musia�a jecha�. Schroni�a si� w swoim pokoju. Powstrzymuj�c �zy rozczarowania, spogl�da�a na kryszta�ow� go��bic� i zastanawia�a si�, czy powinna zabra� j� w d�ug� i trudn� podró�. Intuicja podpowiada�a jej, by zostawi�a ptaka. W�o�y�a go wi�c z powrotem do inkrustowanej szkatu�ki i odda�a hrabinie na przechowanie. Post�pi�a podobnie jak ze swoimi marzeniami, schowa�a je i od�o�y�a na pó�niej. Spotkanie z Janem nie dojdzie zatem do skutku. By�a pewna, �e Jan przyjdzie - tylko po to, aby dowiedzie� si�, �e jej ju� nie ma. A przecie� wystarczy�aby dwudziestoczterogodzinna zw�oka. Có�, sta�o si� inaczej. Usiad�a, aby napisa� do niego drugi list. Podesz�a do bocznego wej�cia, gdzie sta� zdezelowany powóz. Z ciotk� po�egna�a si� ju� wcze�niej, oddaj�c jej go��bic�. Nie mia�a ochoty �egna� si� z Zofi�. Otrzyma�a rankiem list od Jakuba, w którym zaprzecza� on, jakoby jej dom zosta� zburzony. Zofia zatem sk�ama�a. Anna czu�a zarazem ulg� i pogard�. Nie chcia�a mie� wi�cej z kuzynk� nic wspólnego. Kiedy za�atwi spraw� z Antonim, wróci do Sochaczewa. Najszybciej, jak tylko si� da. Siedzia�a ju� w powozie, a Rosjanie mocowali na dachu jej baga�, kiedy nadbieg�a Babette. 206 RS - Prosz� zaczeka�, madame! - zawo�a�a. - Och, bardzo prosz�! Anna wyjrza�a przez okno i zobaczy�a, �e pokojówka biegnie ku niej, ci�gn�c za sob� dzieci. - Och, madame, prosz� - powiedzia�a, zdyszana. - Gdyby by�a pani tak dobra i zechcia�a zabra� ze sob� Louisa i ma�� Babette jako s�u��cych. Mo�e pani zatrzyma� ich, jak d�ugo zechce, albo do czasu, a� dorosn�. - Co takiego? - spyta�a Anna, w najwy�szym stopniu zdumiona. - Wiem, �e pani� lubi�, pani Anno. Ma pani na nich taki dobry wp�yw! Poza tym uwielbiaj� pani opowie�ci. Tu tylko pl�cz� si� pod nogami, a pani Zofia nie ma do nich zbyt wiele cierpliwo�ci. Powiedzia�a, �e musz� je odes�a� lub odej�� wraz z nimi. Anna wpatrywa�a si� w m�od� matk� z niedowierzaniem. Czy wi�zy krwi tak ma�o dla niej znaczy�y? Lecz wida� Babette, podobnie jak Zofia, my�la�a tylko o sobie. Wzdrygn��a si� na my�l o tym, jak� odpowiedzialno�� bra�a na swoje barki, mimo to zgodzi�a si� bez wahania. Dzieci by�y zepsute, niewychowane i pozbawione mi�o�ci. Mia�a nadziej�, �e zdo�a naprawi� przynajmniej cz��� wyrz�dzonej im krzywdy. Biedactwa. U�wiadomi�a sobie te�, i� Babette najwidoczniej by�a pewna jej zgody, gdy� rzeczy dzieci by�y ju� spakowane. Maluchy wdrapa�y si� do powozu i usiad�y naprzeciw Anny. Spojrza�a na ich okr�g�e twarzyczki. Dopóki nie dorosn�? W co ona si� znów wpakowa�a? Gdy powóz toczy� si� podjazdem, spojrza�a w okna pokoju Zofii. By�a pewna, �e zas�ony poruszy�y si�. Czy kuzynka sta�a za nimi, dyskretnie obserwuj�c jej odjazd? Czy uczucia Zofii wobec niej by�y równie ambiwalentne, jak te, które wype�nia�y j� sam�. Babette sta�a w drzwiach, machaj�c do dzieci i wykrzykuj�c s�owa po�egnania. Anna odwróci�a si� i zobaczy�a, �e Louis i ma�a Babette siedz� nieruchomo, a w ich oczach nie wida� �ez. Zacz�� pada� �nieg. Powóz wjecha� na most, ��cz�cy Prag� z miastem, a potem skr�ci� w lewo, w ulic� biegn�c� równolegle do rzeki. Có�, pomy�la�a Anna, te dwa rosyjskie nied�wiedzie maj� przynajmniej do�� inteligencji, by zrozumie�, �e proponuje im si� �apówk�. Powóz zatrzyma� si� na kamiennym chodniku przed gospod� i jeden z Rosjan niezdarnie pomóg� Annie wysi���. Dzie� g�osowania by� dla Jana dniem gor�czkowej aktywno�ci. Wraz z grup� podobnie my�l�cych entuzjastów je�dzi� od miasta do miasta, od sejmiku do sejmiku, by przekonywa� do Sprawy i sk�ania� do udzia�u w g�osowaniu 207 RS tych, którzy jeszcze tego nie uczynili. Gdy wróci� wreszcie do Warszawy, by�o ju� bardzo pó�no. Patrioci byli dobrej my�li. Wierzyli, �e konstytucja, zatwierdzona przez sejm w zesz�ym roku, zostanie te� ratyfikowana przez sejmiki w ca�ej Polsce, zapocz�tkowuj�c tym samym proces reform w królestwie. Mimo entuzjazmu, z jakim podchodzi� do swej politycznej dzia�alno�ci, ów wa�ny sk�din�d dzie� do�� mu si� d�u�y�. A to z powodu listu, spoczywaj�cego w kieszeni na piersi. Jutro zobaczy si� z Ann�. Niewa�ne, �e b�dzie to ostatni raz przed d�ug� przerw�. Zobaczy j�. Sam�, jak mia� nadziej�. Nie si�ga� my�lami poza dzie� jutrzejszy. Jutro by�o jego przysz�o�ci�. 208 Rozdzia� trzydziesty. RS Nied�ugo po tym, jak powóz wyjecha� z miasta i zacz�� toczy� si� przez �ci�t� mrozem wiejsk� okolic�, Anna poczu�a si� niedobrze. Z�e przeczucia dr�czy�y j�, od kiedy otrzyma�a list Antoniego. Swe obecne samopoczucie przypisywa�a jednak raczej ci��y i trudom podró�owania. Je�li powóz i ludzie, których po ni� wys�a�, maj� by� dowodem na to, �e Antoni potrafi� oszcz�dza� grosz, z pewno�ci� uda mu si� zosta� magnatem, pomy�la�a. Musia� wynale�� najta�szy wehiku� w ca�ym Petersburgu. Powóz by� zniszczony i najwidoczniej zbudowano go, zanim wynaleziono spr��yny. Odczuwa�a ka�d� nierówno�� i kamie� na drodze. W oknach nie by�o szyb, tylko okiennice. Zamkni�to je tak dok�adnie, jak tylko si� da�o, mimo to od okien ci�gn��o ch�odem. Dwa typy, zmieniaj�ce si� co jaki� czas na ko�le, przypomina�y natomiast postaci z tragikomedii. Anna próbowa�a usadowi� si� jak najwygodniej. �nieg nadal pada�. Podró� zim� mia�a swoje dobre strony: spod kó� nie unosi� si�, jak latem, kurz, podró�nym nie grozi�o te�, �e utkn� w wiosennym b�ocku. Hrabina postara�a si� o wypchane g�sim puchem ko�dry, które ochrania�y pasa�erów przed mro�nym powietrzem. Otulili si� nimi a� po czubki g�ów, a stopy wsparli na dwóch krytych pojemnikach z gor�cymi w�glami. Lutisza zawi�za�a Annie wokó� pasa garbowan� ko�l� skór�, która mia�a dodatkowo ochroni� dziecko przed ch�odem. Przysz�a matka nie mog�a jeszcze wtedy wiedzie�, jak bardzo przydatny oka�e si� ów kawa�ek skóry. Nie zd��yli odjecha� daleko, a ju� zacz��a pow�tpiewa� w to, czy zabieranie w tak d�ug� podró� dzieci to aby na pewno dobry pomys�. Maluchy by�y niegrzeczne i bez przerwy papla�y w gminnej francuszczy�nie. Cho� �adnie ubrane, by�y jednak brudne, gdy� nie nauczono ich regularnie si� my�. Louis mia� osiem lat, a Babette sze�� i Anna martwi�a si�, �e przyuczenie do s�u�by dwójki dzieciaków niewiedz�cych, co to dyscyplina, mo�e okaza� si� zadaniem trudnym i mocno niewdzi�cznym. W ci�gu dnia zatrzymali si� w gospodzie, aby odpocz�� i nakarmi� konie. M��czy�ni zamówili jedzenie, lecz Anna przed�o�y�a zawarto�� swego koszyka z prowiantem nad posi�ek w zaszczurzonej, cuchn�cej gospodzie, do tego pod obstrza�em w�cibskich oczu. Skorzysta�a jednak z toalety, cho� by�a brudna. Gdyby podró�owa�a samotnie, ch�tniej ul�y�aby sobie na �niegu. Im bli�ej nocy, tym by�o zimniej, tote�, nim wsiedli do powozu, Anna poleci�a Louisowi, by poszed� do gospody wymieni� w�gle w ogrzewaczach do 209 RS stóp. T�pi Rosjanie oczywi�cie o tym nie pomy�leli, a ona wola�a ich o nic nie prosi�. Ch�opiec potrz�sn�� jednak g�ow�: - Nie pójd�, chc� wej�� do powozu, gdzie jest ciep�o. - Nie b�dzie tam ciep�o zbyt d�ugo, je�li nie przyniesiesz w�gli. - Nie pójd�-upiera� si� malec. Babette natychmiast zacz��a na�ladowa� brata. - Nie pójd�! - powiedzia�a swym cienkim g�osikiem. - Louis! - zawo�a�a Anna ostro. Ch�opiec zatrzyma� si� i spojrza� na ni� spod grzywy br�zowych kr�conych w�osów. Anna po raz pierwszy podnios�a dzi� na dzieci g�os, by� wi�c mocno zaskoczony. - Chod� tutaj! Zawaha� si�. - Natychmiast, Louis! Ch�opiec zbli�y� si� powoli, a w jego oczach wida� by�o zarówno bunt, jak i strach. Babette o buzi cherubinka, wykrzywionej strachem, przywar�a do boku brata. Anna nie odzywa�a si� przez chwil�, zbieraj�c my�li. Jej milczenie sprawi�o, �e ch�opiec poczu� si� jeszcze bardziej nieswojo. - Jestem wasz� opiekunk� - powiedzia�a po francusku. - Zrozumia�e�? Skin�� niepewnie g�ow�. - Je�li mamy zosta� ze sob�, musimy dobrze si� zrozumie�. Dopóki b�dziecie ze mn�, b�d� pe�ni�a rol� waszej matki. Je�li za�ycz� sobie czego�, czego ona od was nie wymaga�a, lub zrobi� co� inaczej, ni� robi�a to ona, nic wam do tego. Macie by� pos�uszni. Nie b�d� wymaga�a zbyt wiele, lecz je�li o co� poprosz�, spodziewam si�, �e polecenie zostanie wype�nione. Bez zb�dnych s�ów i komentarzy. Czy to jasne? - Oui - odpar� Louis, lecz w jego g�osie oraz wyrazie zaci�ni�tych buntowniczo ust nadal wyczuwa�a sprzeciw. - Oui? - Oui, madame. - Dobrze. W zamian zaopiekuj� si� wami. Szybko zostaniemy przyjació�mi, prawda, Louis? U�miecha�a si� przyja�nie, by sk�oni� go do zarzucenia oporu. - Oui, madame - powtórzy�, u�miechaj�c si� nie�mia�o. - A teraz dopilnuj, by do ogrzewaczy w�o�ono �wie�e w�gle. Jestem absolutnie pewna, �e nie zamarzniesz na �mier�, wykonuj�c to polecenie. 210 RS Ch�opiec odszed�, by wyj�� z powozu piecyki. Anna zwróci�a si� tymczasem do dziewczynki: - Nigdy wi�cej nie zwracaj si� do mnie w ten sposób, zrozumia�a�, Babette? Jasnow�osa dziewczynka spojrza�a na ni� szeroko otwartymi, pe�nymi �ez niebieskimi oczami. Jej ma�e usteczka, ledwie widoczne pomi�dzy pulchnymi policzkami, wygi��y si� w podkówk�. - Oui, madame - powiedzia�a. Anna mia�a wielk� ochot� przytuli� dzieci. Zamiast tego poleci�a: - A teraz biegnij do gospody za swoim bratem. Wiedzia�a, �e maluchy sprawdzaj�, na ile mog� sobie pozwoli�. Wiedzia�a te�, �e pomy�lnie przesz�a test i tylko zyska�a w ich oczach. Czu�a, �e dzieci posiadaj� swego rodzaju szósty zmys� i �e dopiero teraz zasady ich wzajemnych stosunków zosta�y ustalone. Louis i Babette odpowiedz� uczuciem na mi�o��, jak� zamierza�a ich otoczy�. Wpierw jednak musia�a nauczy� dzieci szacunku. Wkrótce byli znów w drodze. Annie nadal dokucza�y nudno�ci. Z�e przeczucia, dotycz�ce tej podró�y, jeszcze si� nasili�y. Wkrótce niebo pociemnia�o i zacz�� pada� �nieg. Nieustannie zadawa�a sobie pytanie, jak to by�o mo�liwe, �e Rosjanie przyjechali dwa dni wcze�niej, ni� zapowiada� Antoni? Czy chcieli j� zaskoczy�? Czy jej m�� obawia� si�, �e ona mo�e opu�ci� dom Gro�skich, nim przyb�dzie powóz? Dosz�a do wniosku, �e wszystko to by�o bardzo dziwne. Jan i jego patriotycznie nastawieni towarzysze, zarówno spo�ród szlachty jak i pospólstwa, przybyli do gospody po pó�nocy. Mieli za sob� bardzo d�ugi dzie�. Stelnicki wynaj�� karczm�, by mogli spokojnie �wi�towa�. Poniewa� by�o to prywatne przyj�cie, gospoda mia�a pozosta� otwarta d�u�ej. Zazwyczaj zamykano j� o pó�nocy. Teraz w niewielkiej sali t�oczy�a si� ponad setka m��czyzn. Jan odczuwa� wielk� satysfakcj�, gdy� uda�o mu si� zebra� w jednym miejscu zarówno wa�ne postaci - takie jak jego mentor Hugo Ko���taj, Ignacy Potocki, Stanis�aw Ma�achowski i Tadeusz Ko�ciuszko - jak i zwyk�ych obywateli. Franciszek Karpi�ski, znany poeta i przyjaciel króla, uraczy� ich wierszem, napisanym specjalnie na t� okazj�. Stelnicki by� podekscytowany zatwierdzeniem konstytucji, jednak nie przestawa� my�le� o jutrzejszym spotkaniu z Ann�. Przyrzek� sobie, �e nie b�dzie dzi� pi� alkoholu, by nazajutrz mie� jasny umys�. Liczy� godziny dziel�ce go od spotkania. 211 RS Hortenspa, kobieta o kr�pej figurze i dzielnym sercu, przedar�a si� ku niemu przez t�um i zawo�a�a bez tchu: - Panie Stelnicki! Przez to zamieszanie niemal zapomnia�am... - O co chodzi? - Dzi� rano pewna dama przysz�a tu, �eby si� z panem zobaczy�. - Dama? - zapyta� Jan. Chocia� zdarza�o si�, �e kobiety odwiedza�y gospod�, raczej nie by�o w�ród nich dam. Jego serce zacz��o szybciej bi�. - Tak - potwierdzi�a Hortenspa - dama o uderzaj�cym wygl�dzie, z br�zowymi w�osami i g��boko osadzonymi oczami, bardzo powa�na. Jana ogarn��o z�e przeczucie. Patrzy�, jak kobieta si�ga do kieszeni fartucha. - O zielonych oczach? - Och, tak, prosz� pana. Bardzo pi�kna, ale z wyrazem takiego smutku na twarzy, �e cz�owiekowi mog�oby p�kn�� serce od samego patrzenia na ni�. Zostawi�a dla pana list. Wzi�� list i przez chwil� obraca� go w d�oniach. - Dzi�kuj�, Hortenspa. - Mam nadziej�, �e to nie �adne z�e nowiny. Kobieta odwróci�a si� i znik�a w t�umie. Jan usiad�, czuj�c, �e jego puls przy�piesza. List od Anny! Koperta pasowa�a do tej, któr� skrywa� w kieszeni na piersi. Co w nim jest, zastanawia� si�. Czy chodzi o zmian� planów? Próbowa� st�umi� narastaj�c� panik�. Szybko otworzy� list. Zawiera� jedynie krótk� wiadomo��, kilka zda�, które przeczyta�, rzuciwszy na nie raz okiem. Anna opu�ci�a ju� Warszaw�! Mia�a spotka� si� z m��em w Sankt Petersburgu. W Rosji! Co� �cisn��o go w �o��dku. Wyjecha�a. Nie b�dzie spotkania. Czu� si� tak, jakby wyrwano mu z piersi serce. Przeczyta� wiadomo�� ponownie, lecz nie zmieni�o to jej sensu. Tekst tchn�� smutkiem, cho� zawiera� zaledwie trzy zdania. Musia�a wyje�d�a� w po�piechu, domy�li� si�. Kiedy znów j� zobacz�? - zastanawia� si� w rozpaczy. Zamówi� alkohol. Próbowa� skry� smutek, by nie zwraca� na siebie uwagi i nie psu� radosnego nastroju. Po kilku szklaneczkach, kiedy oswoi� si� ju� z my�l�, �e ich spotkanie nie dojdzie do skutku, pomy�la� o tym, ile odwagi wykaza�a Anna, przychodz�c osobi�cie do gospody. �atwo móg� wyobrazi� sobie w tej sytuacji Zofi�, lecz Anna? U�miechn�� si� bezwiednie. Anna Maria powoli stawa�a si� kobiet�: 212 RS �wiadom�, zrównowa�on� i pewn� siebie. By� z niej bardzo dumny, wzruszy�o go te�, i� posun��a si� tak daleko, by zawiadomi� go, �e wyje�d�a. Szcz��liwej podró�y, Aniu, pomodli� si� w duchu. Niech Bóg ci� prowadzi i ustrze�e od wszelkiego z�a. Nie pos�ugiwa� si� dot�d zdrobnieniem jej imienia, nawet w my�lach. Teraz przysz�o mu to nader �atwo, gdy� nigdy nie by�a mu a� tak bliska - mimo i� rozdzieli�a ich olbrzymia przestrze�, i to Bóg wie, na jak d�ugo. 213 Rozdzia� trzydziesty pierwszy. RS Nieust�pliwa �nie�yca, której towarzyszy� lodowaty wiatr, atakowa�a powóz kilka dni z rz�du. Czwartego dnia siedzieli zoboj�tniali w rozko�ysanym poje�dzie, ws�uchuj�c si� w przenikliwe po�wistywanie wichru. Poruszali si� w i�cie �ó�wim tempie i Anna mia�a nadziej�, �e natrafi� wkrótce na jak�� gospod�. Je�li Rosjanie maj� do spó�ki cho�by po�ow� mózgu - a wydawa�o si� to w�tpliwe -poszukaj� schronienia najszybciej, jak tylko si� da. Louis by� tego dnia dziwnie spokojny, lecz Anna przypisywa�a to l�kowi przed burz� i nudzie. Zacz�� mamrota� co� pod nosem, przerzucaj�c francusk� ksi��eczk�, ale w jego g�osie nie by�o, jak zwykle, �ycia. Anna w�tpi�a te�, by ch�opiec móg� rozró�ni� litery w pó�mroku, rozja�nionym tylko nik�ym blaskiem pojedynczej lampy. Ma�a Babette le�a�a obok brata, ledwie widoczna spod ko�dry. Nie poruszy�a si� od wielu godzin, od postoju rankiem w gospodzie. Anna pomy�la�a, jak wyczerpuj�ca musi by� dla nich ta podró�. Dzi�kowa�a w duchu Bogu, �e dzieci nie boj� si� zawieruchy, tak jak ona. Prawd� mówi�c, zazdro�ci�a im tego. O zmierzchu powóz zatrzyma� si� gwa�townie. Co te� mog�o si� sta�, zaniepokoi�a si�. Serce podskoczy�o jej w piersi na my�l o ciep�ej gospodzie. Nie skar�y�aby si�, nawet gdyby lokal by� brudny, cuchn�cy i pe�en gryzoni - zreszt� z pewno�ci� taki w�a�nie si� oka�e. Nikt nie podszed�, aby otworzy� drzwi. Spróbowa�a uchyli� okiennic�, lecz ta przymarz�a na dobre. Pchn��a wi�c drzwi, lecz one tak�e nie ust�pi�y. Wygl�da�o na to, �e zostali uwi�zieni w �rodku powozu pod grub� pokryw� �niegu i lodu. Ogarn��o j� uczucie klaustrofobii. Stara�a si� us�ysze� co� poprzez wycie wichru. Co tam si� dzia�o? - Czego chcecie? - st�umiony g�os z zewn�trz musia� nale�e� do którego� z Rosjan. Oczywi�cie s�dzi�a, �e zwracaj� si� z tym pytaniem do niej. Ju� mia�a krzykn�� co� w odpowiedzi, lecz d�wi�k innych g�osów, s�ów wypowiadanych po polsku, sprawi�, �e si� rozmy�li�a. Kim mogli by� Polacy, zatrzymuj�cy ich na odludnej drodze? Wyt��y�a s�uch, lecz poprzez wycie wiatru i odg�os ko�skich kopyt niewiele mog�a us�ysze�. Wyj��a z koszyka �y�k�, któr� zapakowa�a tam 214 RS Lutisza, i podwa�y�a okiennic�, ta za� unios�a si� nieco i Anna mog�a zobaczy� fragment rozgrywaj�cej si� na zewn�trz sceny. By�o jasne, �e Polacy i Rosjanie nie bardzo mog� si� porozumie�. Polaków by�o trzech, wszyscy na koniach. Za oszronionymi w�sami kry�y si� zaci�te, gniewne twarze. Ogarn�� j� l�k. Przypomnia�a sobie, �e ciotka przestrzega�a j�, co powinna zrobi�, gdyby napadli ich rabusie. W tych czasach wcale nie zdarza�o si� to tak rzadko. Ciotka radzi�a, by nie próbowa�a stawia� oporu, lecz trzyma�a w jednej d�oni kosztowno�ci, a w drugiej ma�y krucyfiks, który jej podarowa�a. Powinna ukry� jedynie �ywno��, gdy� mo�e to ocali� im �ycie, je�li zostan� ograbieni z powozu. Anna da�a sobie jednak spokój z szukaniem krucyfiksu. Zamiast tego spojrza�a na dzieci. Babette pozostawa�a nieruchoma, mimo ha�asu na zewn�trz. Louis siedzia� z otwart� na kolanach ksi��k�, ale nie czyta�. Jego oczy, ciemne i puste, zdawa�y si� nale�e� do starca, nie do dziecka. - Boisz si�, Louis? Ch�opiec z wolna potrz�sn�� g�ow�. Co� z�ego dzieje si� z dzie�mi, u�wiadomi�a sobie. Co� bardzo z�ego. Jeden z Polaków domaga� si� od Rosjan, by powiedzieli, dok�d jad�. S�ysza�a, jak Rosjanie naradzaj� si� pomi�dzy sob�. Ju� mia�a zawo�a�, �e udaj� si� do Sankt Petersburga, gdy jeden z Rosjan powiedzia�: - Do Opola. Pomy�la�a, �e musia�a si� przes�ysze�. Pytanie powtórzono. - Do Opola! - odpar� ponownie Rosjanin. Annie �cisn��o si� serce. Nie jechali wi�c na wschód do Petersburga, ale na po�udniowy zachód, do Opola, gdzie znajdowa�a si� wiejska posiad�o�� Grawli�skich. Ale dlaczego? I po co te podst�py? Jeszcze raz spróbowa�a otworzy� drzwi. Za��da od Rosjan wyja�nie�. Jednak�e drzwi nie ust�pi�y. By�a zamkni�ta we wn�trzu powozu niczym w grobowcu. - Kogo wieziecie? - dobieg� j� g�os Polaka. Po kilku chwilach, gdy sens pytania wreszcie dotar� do Rosjan, us�ysza�a swoje nazwisko. - Zsiadajcie. Otwórzcie drzwi. Porozmawiamy z ni�. Anna st�umi�a okrzyk strachu. Louis tak�e wydawa� si� przera�ony. 215 RS - Czy móg�by� usi��� ko�o mnie? - spyta�a, staraj�c si�, by zabrzmia�o to mo�liwie zwyczajnie. Ch�opiec zignorowa� j�. - Prosz�, Louis! Wsta� i opad� na siedzenie obok Anny. Jej cierpliwo�� zosta�a wystawiona na prób� i przez chwil� odczuwa�a pokus�, aby uderzy� dziecko. - �le si� czuj� - powiedzia� ch�opiec. - No ju�, po prostu si� przestraszy�e� - powiedzia�a, otulaj�c go ko�dr�. Wszystko b�dzie dobrze. Wcale nie by�a jednak tego pewna. Modli�a si�, by Bóg zechcia� ocali� dwoje powierzonych jej malców, a tak�e jej w�asne, nienarodzone jeszcze dziecko. Mija�y minuty. Wygl�da�o na to, �e Rosjanie nie kwapi� si�, aby otworzy� powóz. Crescendo gniewnych g�osów wyrwa�o Ann� z zamy�lenia, przerywaj�c cich� modlitw�. Rozleg� si� wystrza� z pistoletu, a zaraz potem krzyk. Louis wygramoli� si� z ko�dry i osun�� na pod�og� w pobli�u drzwi. Anna wyjrza�a przez szpar� w oknie i zobaczy�a konia bez je�d�ca. Nie mia�a poj�cia, co tam si� dzieje. Dlaczego Rosjanie woleli kogo� zabi�, ryzykuj�c g�ow�, ni� otworzy� powóz? Jeszcze jeden wystrza�, a po nim brz�k bia�ej broni i odg�osy towarzysz�ce walce. - Bo�e, dopomó�! - zawo�a�a. Kolejny strza�. Kula wpad�a do powozu i utkwi�a w �cianie tu� nad g�ow� �pi�cej Babette. Anna poczu�a dym. Spojrza�a na pod�og�. Louis przewróci� jeden z ogrzewaczy i w�gle wysypa�y si�, a pod�oga zaj��a ogniem. Na razie drewno tylko si� �arzy�o, mia�a wi�c nadziej�, �e zdo�a je ugasi�. Jednak Louis nie pozwala� jej si� skupi�. Bez przerwy tr�ca� siostr�, powtarzaj�c: - Babette, Babette. Jak to mo�liwe, �e dziewczynka nie s�ysza�a zgie�ku ani odg�osu wystrza�ów? Na zewn�trz zapanowa� chaos. Anna straci�a nad sob� kontrol�. Krzycza�a i p�aka�a jednocze�nie, nie wiedz�c, co powinna uczyni�. Nagle kto� poci�gn�� za drzwi. Natychmiast otrze�wia�a. Powóz zatrz�s� si�, lecz drzwi nie ust�pi�y. - Prosz� popchn�� z drugiej strony! - zawo�a� kto� po polsku. 216 RS Siedzia�a przera�ona, wpatruj�c si� w drzwi. Nie wiedzia�a, komu zaufa� Polakom czy Rosjanom. Powóz przesta� si� trz���. Najwidoczniej Polacy odst�pili. Postanowi�a, �e musi si� pozbiera�. Je�li chce ocali� siebie i dzieci, trzeba dzia�a�. Si�gn��a ku nieruchomej postaci owini�tej w ko�dr�. Przeczucie podpowiedzia�o jej, �e dziewczynka nie �yje, jeszcze zanim dotkn��a ma�ej jak u lalki d�oni i przekona�a si�, �e jest lodowata. Zaszokowana i niezdolna rozumowa� jasno pomy�la�a, �e je�li podniesie Babette i przytuli j� do siebie, dziewczynka rozgrzeje si� i powróci do �ycia. - Louis, pomó� mi podnie�� siostr�. Ch�opiec mia� wzrok utkwiony w Annie, lecz nie poruszy� si�. Nawet w gasn�cym �wietle latarni dostrzeg�a, �e pod oczami ma ciemnoniebieskie kr�gi. Malec by� chory. Tego dnia Rosjanie przynie�li z gospody potrawk� z grzybów i jajek. Dzieci zjad�y j�, lecz Anna wola�a kie�bas�, jogurt i ciemny chleb z koszyka. Zrozumia�a nagle, �e dzieci zosta�y otrute przez Rosjan, ci za� bez w�tpienia s�dzili, �e ona tak�e zjad�a trucizn�. Antoni wynaj�� ich, by mnie zabili! U�wiadomi�a to sobie z przera�aj�c� jasno�ci�. Unios�a Babette, spojrza�a jej w twarz i westchn��a, przera�ona. Nieruchome oczy dziecka otacza�y granatowoczarne kr�gi, otwarte usta z fioletowymi wargami wygl�da�y jak czarna dziura. Babette nie wróci ju� do �ycia. Przyci�gn��a do siebie Louisa i tuli�a go z ca�ych si�. Wiedzia�a jednak, �e to si� na nic nie zda. On tak�e umiera�. Przywar� mocno do Anny, spogl�daj�c na ni� szeroko otwartymi niebieskimi oczami. Wiedzia�. Powóz zatrz�s� si� gwa�townie i zako�ysa�. Anna s�ysza�a r�enie koni, staj�cych d�ba ze strachu. Musz� si� st�d wydosta�, my�la�a gor�czkowo. Nawet je�li powóz si� nie przewróci, zgin� od dymu i ognia. By�o ju� za pó�no, by ugasi� po�ar, który rozprzestrzenia� si� nieub�aganie. Pozostawa�a jedynie ucieczka. Zostawi�a Louisa i spróbowa�a otworzy� drzwi po stronie przeciwnej do tej, gdzie toczy�a si� walka. Nie wiedzia�a, czy ktokolwiek pozosta� jeszcze przy �yciu. Oboje zacz�li kaszle�. Czu�a, jak �ar przenika podeszwy jej butów. Rzuci�a si� na drzwi. Ust�pi�y dopiero za trzecim razem i Anna w ostatniej chwili uchroni�a si� przed upadkiem do przydro�nego rowu. Tylne ko�o 217 RS powozu zacz��o si� ju� osuwa� i powóz przechyli� si� niebezpiecznie, jakby mia� za chwil� stoczy� si� z drogi. Nagle pojazd podskoczy�, a Anna opad�a bezwolnie na siedzenie. Nap�ywaj�ce powietrze podsyci�o wida� ogie�, gdy� p�omienie rozgorza�y z now� si��. Louis przesta� kaszle�. - Louis! Louis! Chwyci�a r�k� ch�opca i poszuka�a pulsu. Nie znalaz�a. Nie by�o czasu, by op�akiwa� dzieci, czy cho�by o nich my�le�. Anna podesz�a do drzwi i zsun��a si� najni�ej, jak tylko si� da�o, a potem skoczy�a, opadaj�c niczym bezskrzyd�y ptak prosto do zimnego, wilgotnego, lecz wys�anego mi�kkim �niegiem rowu. 218 Rozdzia� trzydziesty drugi. RS Hrabina Stella Gro�ska czu�a si� tak, jakby przewleczono j� przez ucho igielne, w wyniku czego znalaz�a si� w jakim� obcym miejscu, z którego jednak uda�o jej si� wydosta�. Powoli zaczyna�a znów czu� si� jak kobieta, któr� by�a, nim umar� jej m��. Och, zdawa�a sobie spraw�, �e Anna i Zofia uwa�aj� j� za dziwaczk�. Jej samej wydawa�o si�, �e otaczaj� co� w rodzaju chmury. Czasami czu�a si� tak, jakby by�a wi��niem we w�asnym ciele, przygl�daj�cym si� bezwolnie, jak mówi i robi rzeczy niezwyk�e i dziwaczne. Mówi�a sama do siebie, dzierga�a na drutach bezkszta�tne formy, pru�a je i zaczyna�a od nowa. Pokrzykiwa�a te� na s�u�b�, i to z byle powodu. Mimo to próba, jak� musia�a przej��, pozwoli�a jej lepiej pozna� sam� siebie. Z urodzenia i wychowania by�a szlachciank�. By�a te� �on� szlachcica. Jej stosunki z Leo, a przedtem z ojcem, oparte by�y na tej samej zasadzie, jak matki z m��em: obie s�ucha�y m��czyzn, nie podaj�c w w�tpliwo�� s�uszno�ci ich decyzji. Nie mia�a okazji, aby nauczy� si� my�le� samodzielnie. Wpojono jej, aby we wszystkim zdawa�a si� na m��czyzn�. Zamiana ojca na m��a, po�lubionego zgodnie z wol� rodziców, którzy zaaran�owali to ma��e�stwo, zosta�a starannie przygotowana i przeprowadzona. Nie do niej nale�a�o kwestionowa� swe miejsce w rodzinie, a tak�e w �wiecie. Na szcz��cie Leo okaza� si� dobrym m��em. Nigdy jej �le nie traktowa� i z czasem po��czy�o ich uczucie. Oczywi�cie zdarza�y mu si� okresy nadmiernego picia alkoholu lub te� incydenty, podczas których zbyt brutalnie obchodzi� si� z ich przybranym synem, lecz nauczy�a si� wywiera� na niego wp�yw, neutralizuj�c tego rodzaju zachowania. Stella nie wiedzia�a, jak �y� bez m��czyzny. Nie by�a przygotowana na nag�� �mier� m��a, na konieczno�� podejmowania decyzji w sprawach tycz�cych si� Anny albo reagowania na zachowanie dwójki swoich dzieci. Wszystko to sprawi�o, �e czu�a si� jak na opadaj�cej w dó� spirali. Co spowodowa�o, �e w ko�cu otrz�sn��a si� i zawróci�a? Cz��ciowo by�a to troska o Ann�. �a�owa�a teraz, �e pozwoli�a jej pojecha� do Rosji, do Antoniego Grawli�skiego. Wreszcie zacz��o do niej dociera�, jak kiepskim by� m��em. Ju� epizod z Mink� wystarczy�by za dowód. W jakie niebezpiecze�stwo wpakowa�a swoj� siostrzenic� tym razem? Powracaj�ca wci�� my�l, �e Annie naprawd� co� zagra�a, sprawia�a, �e ramiona hrabiny pokrywa�y si� g�si� skórk�. 219 RS Swoje ozdrowienie przypisywa�a tak�e modlitwie. Podczas miesi�cy próby nie wyrzek�a si� wiary. Modlitwa pomaga�a jej znosi� cierpienie i trwa�. Modlitwa - najlepszy przyjaciel ka�dego Polaka. Siedzia�a teraz w szwalni, pogr��ona w czytaniu specjalnego wydania swego ulubionego czasopisma. Wiadomo�ci by�y dobre. Okaza�o si�, i� konstytucja zostanie utrzymana. G�osowanie, cho� wyników nie potwierdzono dot�d oficjalnie, wykaza�o jednoznaczne poparcie dla reform. Czytaj�c, nuci�a pod nosem, przys�uchuj�c si� odg�osom �wi�towania i weso�ego zgie�ku, dobiegaj�cego z ulic Warszawy i Pragi. Co za szcz��liwy dzie�! Polska by�a pierwszym krajem w Europie, który przyj�� tak post�pow� ustaw�. Pomimo sprzeciwu niektórych spo�ród magnatów konstytucja zosta�a obroniona. Hrabina czu�a si� dumna z postawy swego narodu. By�a tak�e dumna z siebie. Przed �mierci� Leo przyjmowa�a jego pogl�dy jako w�asne. Jednak�e w ci�gu ostatnich tygodni sta�a si� politycznie rozbudzona i dociekliwa. Godziny, po�wi�cane dot�d na bezu�yteczne robótki, sp�dza�a teraz, czytaj�c o Ko�ciuszce i o Sprawie. Zacz��a dostrzega�, jak nies�uszne i potencjalnie gro�ne by�y dzia�ania, maj�ce na celu niedopuszczenie do tego, by wszystkie klasy spo�eczne mog�y �y� na przyzwoitym poziomie. Ludzie powinni mie� mo�liwo�� pe�nego rozwini�cia swoich mo�liwo�ci i talentów. Pisa� o tym Thomas Paine w dziele Prawa cz�owieka. Ta �wie�o odkryta, prosta filozofia bardzo si� jej spodoba�a. My�la�a teraz samodzielnie i czu�a si� z tym o wiele lepiej. Zyska�a te� spokój i pewno�� siebie. Podczas uroczysto�ci nad Wis�� s�ycha� by�o strza�y na wiwat, co sprowadzi�o my�li hrabiny na mniej radosne tory. Przypomnia�a sobie rozbiór w roku 1772. Mia�a wtedy trzydzie�ci dziewi�� lat. D�ugotrwa�y marsz Polski ku demokracji w�a�nie si� rozpocz��. M�ody król Stanis�aw popiera� ruch reformatorski, podobnie jak dzisiaj. Niestety, w trzech s�siaduj�cych z Polsk� mocarstwach autokratyzm �wi�ci� akurat najwi�ksze triumfy w ca�ym tysi�cleciu. Habsburgowie w Austrii, Hohenzollernowie w Prusach i Romanowowie w Rosji tworzyli swoje imperia kosztem prostych obywateli i ch�opów. Powiadano, �e dziewi��dziesi�t pi�� procent Rosjan to ch�opi pa�szczy�niani, �yj�cy w skrajnej n�dzy. W miastach polskich rozpowszechni�o si� wówczas powiedzonko, unaoczniaj�ce ró�nice w traktowaniu obywateli w obu krajach. Brzmia�o ono: „Musi to na Rusi, w Polsce jak kto chce". 220 RS Wspomnia�a, jak w�adcy Austrii, Rosji i Prus, obawiaj�c si�, i� demokratyczne przemiany w Polsce mog� zach�ci� ich obywateli, by tak�e zacz�li domaga� si� reform, postanowili rozdzieli� pomi�dzy siebie cz��� kraju. Polskie ziemie i zamieszkuj�cy je ludzie zostali sprzedani jak byd�o, bez prawa powrotu do macierzy. Na Boga, pomy�la�a, konstytucja musi si� osta�! Dopiero teraz, po tym, jak odzyska�a si�y i ch�� do �ycia, by�a w stanie zrozumie� w pe�ni znaczenie i historyczn� wag� tego g�osowania. Lecz dostrzega�a te� niebezpiecze�stwo. Trzy zdradzieckie imperia by�y dzi� silniejsze ni� dwadzie�cia lat wcze�niej. Czy pozostan� bezczynne, przygl�daj�c si�, jak w granicz�cym z nimi kraju rozkwita demokracja? Na pewno potrafi� dostrzec tylko jej ciernie. Wzdrygn��a si�, jakby od ch�odu. Wiedzia�a, �e mocarstwa nie pozostan� bezczynne. B�d� dzia�a�y. Jak Polska mo�e odpowiedzie� na ich agresj�? Nastawiona pokojowo Rzeczpospolita nie posiada�a sta�ej armii. Skarb pa�stwa p�aci� za utrzymanie oddzia�ów, licz�cych oko�o osiemnastu tysi�cy �o�nierzy - co stanowi�o niewielk� si��. Poza tym kr��y�y plotki, jakoby skorumpowane w�adze polityczne i wojskowe zmniejszy�y t� liczb� dla w�asnych korzy�ci i teraz liczebno�� armii nie przekracza�a jedenastu tysi�cy. Za oknem �wi�towano ha�a�liwie, ale hrabina pogr��y�a si� w nieweso�ych rozmy�laniach. Có� znaczy�o jedena�cie tysi�cy �o�nierzy wobec armii, jak� mog�y wystawi� trzy pot��ne mocarstwa? Modli�a si�, aby nie dane jej by�o us�ysze�, jak na ulicach Warszawy rozbrzmiewaj� wystrza�y z wra�ej broni. 221 Rozdzia� trzydziesty trzeci. RS Anna le�a�a oszo�omiona przez co najmniej kilka minut. �nieg pokrywa� jej twarz i r�ce, z wolna przywracaj�c j� do �wiadomo�ci. Wpad�a do g��bokiego, naturalnego rowu obok drogi. Spojrza�a w gór�. Ponad ni� powóz, wyra�nie widoczny na tle ciemniej�cego nieba, przechyla� si� niebezpiecznie. Spód budy p�on��, a przera�one konie t�uk�y kopytami i r�a�y rozpaczliwie. Niebezpiecze�stwo przewrócenia si� powozu sprawi�o, �e do reszty odzyska�a przytomno��. Poczo�ga�a si� z trudem wzd�u� rowu, zapadaj�c w kopnym �niegu. �nie�yca z ka�d� chwil� przybiera�a na sile. Deszcz ze �niegiem, niesiony silnym wiatrem, ch�osta� twarz Anny i jej go�e d�onie. Ledwo zd��y�a oddali� si� dwadzie�cia kroków od powozu, gdy us�ysza�a trzask, a potem huk. Obejrza�a si� i zobaczy�a, �e konie zosta�y odci�te: znaczy�o to, �e co najmniej jeden z m��czyzn prze�y�! Powóz le�a� w rowie, obrócony ko�ami do góry, a p�omienie owija�y si� wokó� niego niczym ogniste w��e. Anna patrzy�a na to przez d�u�sz� chwil�, a potem przysz�o jej do g�owy, �e powinna wróci� po dzieci. Lecz Louis i Babette nie �yli. Nic ju� nie mo�na by�o dla nich zrobi�. Niech Bóg zabierze do siebie ich niewinne duszyczki! Instynktownie dotkn��a brzucha. Musi chroni� w�asne dziecko, za wszelk� cen�. Rozejrza�a si� dooko�a. Tutaj zbyt �atwo mo�na j� by�o dojrze�. Potrzebowa�a bezpieczniejszego schronienia. Wyj�cy nieustannie wiatr zag�usza� wszelkie odg�osy. Kto z dwójki Rosjan i trójki Polaków prze�y�? Modl�c si� gor�co, by nie zosta�a dostrze�ona, ruszy�a, czo�gaj�c si�, w gór� zbocza wznosz�cego si� przy drodze, gdzie �wierki stanowi�y pewn� os�on�. Ukrywszy si�, przykl�k�a i schowa�a twarz i r�ce w pelerynie, jak �ó�w chowaj�cy si� w swojej skorupie. Straci�a poczucie czasu. W ko�cu odwa�y�a si� zerkn�� spomi�dzy ga��zi. By�o ju� ca�kiem ciemno i tylko dopalaj�cy si� powóz dawa� troch� �wiat�a. Wpatrywa�a si� w niego przez d�u�sz� chwil�, lecz nie dostrzeg�a nikogo - ani koni, ani ludzi. Poprzez bia�� zas�on� �niegu widzia�a spoczywaj�ce na ziemi cia�a. Komukolwiek uda�o si� prze�y�, najwidoczniej dawno uciek�. Powoli zsun��a si� do rowu i wyczo�ga�a na drog�. Wsta�a ostro�nie i posz�a przyjrze� si� cia�om zabitych. By�o ich cztery i jedno konia. 222 RS Wspomnia�a dzie�, kiedy do domu przyniesiono zw�oki ojca. Dlaczego takie rzeczy musz� si� wydarza�, zastanawia�a si�, dr��c na zimnie. Otuli�a si� we�nian� peleryn�, jedn� r�k� przyciskaj�c do twarzy ko�nierz, drug� obejmuj�c brzuch. Ogie� zapewnia� wystarczaj�co du�o �wiat�a, by da�o si� zidentyfikowa� m��czyzn. Byli zakrwawieni i mieli surowe, ponure twarze, jakby �wiat, w którym si� znale�li, nie by� im przyjazny. Najpierw natkn��a si� na cia�o Polaka, potem Rosjanina, a potem jeszcze jednego Polaka. Ostatni spoczywa� twarz� w dó� obok martwego konia. Zacz��a si� zastanawia�. Przez szczelin� w okiennicach dostrzeg�a trzech Polaków, cho� mog�o by� ich wi�cej. Czy to by� w�a�nie ten trzeci? A mo�e drugi Rosjanin? Zaczerpn��a g��boko oddechu, po czym schyli�a si� i poci�gn��a za powalany krwi� p�aszcz. Cho� kosztowa�o j� to wiele wysi�ku, w ko�cu uda�o jej si� odwróci� cia�o. Krzykn��a, zaszokowana. M��czyzna, do którego strzelono zapewne z bliska, zosta� prawie ca�kowicie pozbawiony twarzy. Dolnej szcz�ki w ogóle nie mia�. Mimo to pozna�a po ubraniu, �e nie by� Rosjaninem. A zatem drugi Rosjanin uciek�. Na chwil� jej serce przesta�o bi�. Gdzie mo�e by� teraz? Rozejrza�a si� po ciemniej�cej z ka�d� chwil� okolicy. Czy Rosjanin wróci? A mo�e ju� tu jest i obserwuje j� z ukrycia? Zap�acono mu, by j� zabi�. Czy zechce doko�czy� zadanie? Dosz�a do wniosku, �e jednak tego nie zrobi. Bez w�tpienia uzna�, �e zmar�a w powozie, je�li nie od trucizny, to w wyniku po�aru. Poza tym zabra� ocala�e konie. Sprzedaje i zarobi dodatkowo. �wiadomo�� tego, co si� sta�o, omal nie doprowadzi�a jej do szale�stwa. Lodowaty nocny wiatr przenika� przez peleryn� jak przez cienk� sukni�. Anna by�a wyczerpana. �ci�gn��a z zabitego konia derk� i rozpostar�a j� na jego boku i grzbiecie tak, aby utworzy�o si� co� w rodzaju prymitywnego namiotu. Zdj�wszy jednemu z martwych Polaków r�kawice, wczo�ga�a si� pod derk�. Dr��c z zimna i z powodu niedawnych prze�y�, przywar�a do ciep�ego jeszcze ko�skiego boku. Le�a�a tak, dr��c, modl�c si� i wychwalaj�c w duchu Lutisz� za to, i� wykaza�a do�� przezorno�ci, by owin�� jej brzuch ciep�� ko�l� skór�. Gdyby� tylko ochrona okaza�a si� wystarczaj�ca, pomy�la�a, zmartwiona. Po jakim� czasie poczu�a si� tak, jakby wci�gano j� w niebiesk�, lodowat� pustk� - jakby by�a ma�ym stateczkiem, porwanym przez bystre nurty rzeki zapomnienia, Lete. 223 RS Gdy si� ockn��a, ko�skie truch�o zesztywnia�o ju� i przypomina�o lodow� rze�b�, pozbawion� odrobiny ciep�a. Wyczo�ga�a si� spod derki. Pozostawanie d�u�ej w tym prymitywnym schronieniu oznacza�o poddanie si� �mierci. Doko�a by�a ju� noc. Anna przekl��a w�asn� g�upot�. Czy nie zdawa�a sobie sprawy, �e martwy ko� nie b�dzie ogrzewa� jej w niesko�czono��? Zamiast spa� powinna by�a podsyca� ogie� resztkami powozu. Zerkn��a do rowu. Ogie� najwidoczniej dawno ju� zgas�. By�a g�odna. Zapomnia�a o krucyfiksie i o koszyku z jedzeniem. Nie uratowa�a ani jednego, ani drugiego. Rady ciotki Stelli nie przyda�y si� zatem na nic. Dosz�a do wniosku, �e musia�a spa� godzin� lub dwie. �nie�yca tymczasem ucich�a i krajobraz wokó� niej wydawa� si� zadziwiaj�co spokojny. Nic si� nie porusza�o. Anna zacz��a chodzi� tam i z powrotem, aby si� rozgrza�. Jak przetrwa�? I gdzie si� w ogóle znajduje? Jak daleko st�d do ludzkich siedzib? Czy �wiat�o dnia pomo�e jej w obraniu w�a�ciwego kierunku? I czy do�yje �witu? Po chwili, zm�czona, przystan��a i ws�ucha�a si� w lodowat� cisz�. Ju� mia�a si� poruszy�, gdy us�ysza�a co� jakby trzask. Nie wiedzia�a, co by to mog�o by�, lecz z pewno�ci� co� s�ysza�a. Zdr�twia�e z zimna stopy ponios�y j� znów w stron� rowu. Spojrza�a na zw�glone szcz�tki powozu. Znów us�ysza�a jaki� odg�os. U�wiadomi�a sobie, �e by� to trzask pal�cego si� drewna. Ma�y ogienek wybuchn�� z now� si��, po�eraj�c niespalony dot�d fragment powozu. Poczu�a przyp�yw nadziei. Wskoczy�a do rowu. Wiedzia�a, co musi zrobi�, nim zajmie si� rozniecaniem na nowo ognia. Cia�o by�o siedliskiem nie�miertelnej duszy i cho�by dlatego zas�ugiwa�o na godny pochówek. Oczywi�cie, nie b�dzie w stanie pochowa� dzieci sama, lecz - je�li Bóg zechce - kto� dopilnuje, by spocz��y na po�wi�conej ziemi. Si�gn��a w g��b zw�glonego powozu i z trudem wyci�gn��a Babette, a potem powlok�a zw�oki rowem. Wróci�a po Louisa. Cia�o ch�opca by�o okropnie nadpalone; pozbawione ga�ek oczodo�y �wieci�y pustk� w niemo�liwej do rozpoznania twarzy. Anna przeci�gn��a cia�o o trzydzie�ci kroków, do miejsca, gdzie le�a�a jego siostra. Wróci�a w pobli�e powozu i opad�a na kl�czki. Zacz��a wymiotowa�, pozbywaj�c si� n�dznych resztek tego, co zjad�a wcze�niej. Dlaczego musia�o zgin�� dwoje niewinnych dzieci? �ycie ledwie si� dla nich zacz��o. Nie potrafi�a odsun�� od siebie my�li, �e dzieci zgin��y, poniewa� jej m�� postanowi� pozby� si� �ony. 224 RS Zdaj�c sobie spraw�, �e zimno zabije j� nawet bez dalszej pomocy Antoniego, skupi�a si� na tym, co by�o teraz najwa�niejsze. Musi prze�y�. Podbieg�a do powozu, modl�c si�, by p�omie� ca�kiem nie wygas�. Znalaz�a go i podsyci�a kawa�kami drewna oraz innymi palnymi rzeczami, które dot�d nie sp�on��y. Ogie� rozgorza� z umiarkowanym wigorem, posy�aj�c w niebo s�up ciemnego dymu. Rzuci�a si� zbiera� w �niegu ga��zie i chrust. Po chwili od ognia zacz��o p�yn�� b�ogos�awione ciep�o. Rozpu�ci�a d�ugie w�osy, pozwalaj�c, by powiewa�y swobodnie nad ogniskiem. Nie martwi�a si� tym, �e ich ko�cówki mog� si� przypali�, byle tylko w�osy by�y znów suche. By�o jej zimno, przemok�a te� tu i ówdzie, lecz ten niewielki ogie�, by� mo�e, pozwoli jej dotrwa� do �witu. Mija�y godziny. Ciemno�� nocy nabra�a niebieskawego odcienia. Nied�ugo wstanie dzie�, pomy�la�a. Porusza�a si�, by si� rozgrza� i utrzyma� ogie�. Szukaj�c drewna, za ka�dym razem musia�a zapuszcza� si� coraz dalej rowem albo w g��b �wierkowego lasu. Przychodzi�o jej to z coraz wi�kszym trudem. S�ab�a z ka�d� chwil�, podobnie jak ogie�. Na dodatek przemarzni�ty organizm coraz trudniej radzi� sobie z ch�odem. Gdy niebo na wschodzie przybra�o barw� zimnej czerwieni, Anna przekona�a si�, �e droga naprawd� prowadzi na po�udniowy zachód. Wschodz�ce s�o�ce zdawa�o si� podkre�la� nieska�on� biel �niegu. Z ty�u by� las �wierkowy, przed ni� za� rozpo�ciera�a si� rozleg�a po�a� p�askich, o�nie�onych pól. Dalej na po�udnie, w odleg�o�ci kilku kilometrów, wida� by�o zagajnik dorodnych brzóz. Wysokie i smuk�e drzewa, pokryte cz��ciowo �niegiem, wygl�da�y jak oddzia� �o�nierzy. Anna zadr�a�a od ch�odu, który opanowa� j� od wewn�trz. Jak daleko st�d do ludzkich osiedli? - zapytywa�a si� w duchu, próbuj�c opanowa� rodz�c� si� panik�. Czy powinna zosta� tutaj w nadziei, �e natknie si� na ni� jaki� podró�ny, czy lepiej pój�� drog�? Tam, sk�d przyjechali, nie by�o nic -ostatni� gospod� min�li na wiele godzin przedtem, nim zostali zatrzymani. A mo�e tylko tak si� jej wydawa�o? Czy wyruszy� przed siebie? Odrzuci�a t� my�l, gdy� przysz�o jej do g�owy, �e mog�aby znale�� si� w Opolu, na �asce Antoniego. Modli�a si�, aby Bóg pomóg� jej podj�� w�a�ciw� decyzj�, doznaj�c jednocze�nie tego samego uczucia, co wtedy przy stawie: jej duch zdawa� si� unosi� nad cia�em. Spogl�da�a z góry na drzewa, �nieg i na siebie. By�a jednym z niewielu ciemnych punkcików w olbrzymiej misie bielusie�kiego jogurtu. 225 RS Wraz z t� �wiadomo�ci� nadesz�o uczucie znikomo�ci i bezradno�ci. Ogarn��a j� g��boka rozpacz. Wydawa�o si�, �e przez ca�e minuty spogl�da z góry na swoj� posta�, poruszaj�c� si� bez celu w otulonym biel� bezkresnym krajobrazie. Nagle duch Anny znowu po��czy� si� z cia�em, gdy� us�ysza�a jaki� odg�os! Ws�ucha�a si� w �mierteln� cisz�. To co� brzmia�o jak szczekanie psa. Znowu! A potem jeszcze raz, i jeszcze. Odleg�e szczekanie dobiega�o od strony brzozowego lasu, daleko na po�udnie. Rozpozna�a ujadanie psów my�liwskich, trzymanych na smyczy. Ludzie musieli by� zatem niedaleko! Jakby na potwierdzenie tej my�li w powietrzu rozbrzmia� my�liwski okrzyk. To musz� by� ch�opi, pomy�la�a, modl�c si�, by okazali si� bogobojni. Czeka�a, lecz nikt si� nie ukazywa�. Cho� bardzo chcia�a zawo�a�, wpojone jej przez lata zasady szlacheckiego wychowania nie pozwala�y na to. Minuty bieg�y nieub�aganie. Ukl�k�a, poniewa� nie mog�a ju� sta�. Min��o oko�o pó� godziny; nadal by�o cicho jak w grobowcu. Zrobi�o si� tak zimno, �e musia�a oddycha� ustami. Gard�o mia�a �ci�ni�te i obola�e, bola�y j� te� p�uca. W lesie ani w jego pobli�u nie da�o si� zauwa�y� �ladu �ycia. Pomoc by�a blisko, lecz omin��a j�. Z zimna nie by�a w stanie nawet si� rozp�aka�. Jak mog�a by� tak g�upia i nawet nie zawo�a�? Postanowi�a, �e nigdy ju� nie przed�o�y pi�knoduchowskich zasad swej klasy nad w�asne �ycie. Ale czy nie jest za pó�no? Hrabina Anna Maria Grawli�ska wsta�a. A potem wrzasn��a bez namys�u: - Jezu Chryste, dopomó�! Jej zachrypni�ty g�os wydawa� si� bardzo cichy w porównaniu ze �wistem wiatru. Nie dobiegnie daleko. Panika, tak d�ugo trzymana na wodzy, ogarn��a j� z ca�� moc�. Ona i jej dziecko byli ju� w�a�ciwie martwi. Zawo�a�a jeszcze raz, a potem kolejny. Marz�a tak strasznie, �e przysz�o jej do g�owy, by wskoczy� w ogie�, lecz kiedy spojrza�a w kierunku ogniska, przekona�a si�, �e wygas�o. - Na pomoc! - zawo�a�a. - Pomocy! Niech kto� mnie us�yszy! Kr��y�a w kó�ko, czuj�c, jak z ka�d� chwil� coraz bardziej dr�twieje. Zacz��a klaska� w okryte r�kawicami d�onie, by pobudzi� kr��enie. - Na mi�o�� bosk�, niech kto� mi pomo�e! Potkn��a si� i upad�a. Je�li nie by�o jej dane prze�y�, modli�a si� cho� o to, by �mier� nadesz�a mo�liwie szybko. Psy rozszczeka�y si� na nowo. Anna unios�a g�ow� i odgarn��a z twarzy w�osy. Spojrza�a w kierunku zagajnika. Szczekanie rozbrzmiewa�o teraz bli�ej. A potem spomi�dzy drzew 226 RS wy�oni�o si� pó� tuzina psów, posuwaj�cych si� skokami wprost ku niej. Za nimi pod��a�o oko�o dziesi�ciu ludzi, zapewne m��czyzn, z czego trzech na koniach. Oni tak�e zacz�li si� zbli�a�. Nie mog�a nawet cieszy� si� z tego, �e jej modlitwa zosta�a wys�uchana. Ba�a si�, �e m��czy�ni nie oka�� jej szacunku, poniewa� wydziera�a si� jak prostaczka. Wsta�a i nim zdo�ali do niej dotrze�, ogarn��a si� na tyle, na ile by�o to mo�liwe. - Jestem szlachciank� - powiedzia�a, kiedy w ko�cu stan�li przed ni�, zdumieni widokiem kobiety i le��cych wokó� cia�. Sta�a przed nimi wyprostowana i przemawia�a g�osem, któremu stara�a si� nada� pewno�ci: - Potrzebuj� waszej pomocy. Nerwowo przyjrza�a si� grupie gapi�cych si� na ni�, skromnie odzianych m��czyzn. Ich milczenie budzi�o niepokój. - Mój powóz zosta� napadni�ty i dwoje dzieci zgin��o -powiedzia�a, upokorzona tym, �e nie potrafi powstrzyma� si� od szcz�kania z�bami. - Ja... potrzebuj� suchych ubra� i jedzenia. Potem chcia�abym... wróci� do Warszawy. Jeden z je�d�ców musia� by� przywódc�. Zeskoczy� z konia z niezwyk�� jak na tak pot��nego m��czyzn� zwinno�ci� i podszed� do Anny. Jego ma�e niebieskie oczy ponad czarn� brod� wydawa�y si� dziwnie m�tne i nieprzejrzyste. - Kim pani jest? - zapyta�. - Jestem Anna Maria Berezowska, hrabina z maj�tku ko�o Sochaczewa. Nie o�mieli�a si� u�y� nazwiska Grawli�ska z obawy, �e je�li znajduj� si� w pobli�u Opola, ch�opi mog� je zna�. - I dok�d to pani podró�owa�a? - To teraz bez znaczenia. - Pytanie zaskoczy�o j�. - Chc� tylko wróci� do Warszawy. Przygl�da� si� jej przez chwil�, po czym odszed�. Sta�a spokojna i wyprostowana, staraj�c si� ukry� dr�enie. M��czy�ni tymczasem przygl�dali si� cia�om. Przywódca wykrzycza� szybko rozkazy w dialekcie, którego nie rozumia�a. Gdy do niej wróci�, mia� w d�oni nó� my�liwski z nagim ostrzem. Pozostali m��czy�ni odwrócili si� do nich plecami, tworz�c kr�g os�aniaj�cy Ann� i przywódc�. Zadr�a�a, zarówno z zimna, jak i ze strachu. Nie odezwa�a si�, b�agaj�c w duchu Boga, by m��czyzna nie odwa�y� si� tkn�� szlachcianki. 227 RS Wiedzia�a jednak, �e czasy si� zmieni�y. Ch�opi byli teraz znacznie �mielsi. Przyk�adem by�o cho�by to, jak zgin�� jej ojciec. Serce podesz�o jej do gard�a, gdy zobaczy�a, �e m��czyzna zbli�a si� i wyci�ga r�ce. Zmusi� j�, by zdj��a przemoczon� peleryn�. Suknia pod spodem by�a równie� mokra. Chwyci� Ann� wielkimi d�o�mi za ramiona i odwróci� tak, �e teraz sta�a zwrócona do niego plecami. Zacz��a protestowa�, lecz j� uciszy�. Przez ca�y czas co� mówi�, lecz rozgor�czkowany umys� Anny nie by� w stanie tego poj��. Co on zamierza? Poczu�a, �e uj�� w d�onie fa�d jej sukni w okolicy talii, a potem rozci�� materia� a� po szyj� jednym d�ugim ruchem. Krzykn��a i odwróci�a si� gwa�townie. - Przesta�, co robisz? Jestem szlachciank�, s�ysza�e�? Nie wa� si� dotyka� mnie swymi brudnymi �apami! M��czyzna chwyci� j� za ramiona i trzyma�, dopóki nie min�� atak histerii. - Nie zrobimy pani krzywdy - przemawia� spokojnie, niespiesznie, po ch�opsku rozs�dnie. - Us�yszeli�my, jak wo�a�a pani o pomoc i nie zamierzamy odmawia�. Jest pani chora i przemarzni�ta. Mo�e pani umrze�, je�li mnie pani teraz nie pos�ucha. Pomo�emy pani. Anna i tak nie mia�a si� si� opiera�. M��czyzna mówi� prawd�: by�a bardzo chora. Zdj�� z niej wszystko, nawet ko�l� skór�, chroni�c� brzuch. Sta�a z opuszczon� g�ow�, a wilgotne, spl�tane w�osy lito�ciwie skrywa�y upokorzenie, przy którym zimno zdawa�o si� niewiele znacz�ce. M��czy�ni w milczeniu owijali j� w ciep�e nied�wiedzie skóry. - Zabierzemy pani� do naszego domu - rzek� przywódca. - Nie mog� jecha� konno. - Wiem, jest pani przy nadziei. Dwaj moi ludzie przygotowali dla pani nosze. Po chwili byli ju� gotowi do drogi. Anna le�a�a na noszach, sporz�dzonych ze �wierkowych ga��zi i skór. Twarz zakryto jej p�atem nied�wiedziej skóry, aby uchroni� przed odmro�eniem. Wyznaczono m��czyzn, którzy mieli nie�� nosze jako pierwsi, i rozpocz��a si� wyprawa. Anna zastanawia�a si�, jak� odleg�o�� b�d� musieli przeby�. Czas mija� powoli i w ko�cu zapad�a w sen. �ni�o jej si�, �e jest w Warszawie i stoi na Rynku, pe�nym rozkrzyczanych, �miej�cych si� ludzi. 228 RS T�um popycha� j� i omal nie po�lizn��a si� na wilgotnych kamieniach. Spojrza�a w dó� i zobaczy�a, �e s� wilgotne od krwi. Ludzie t�oczyli si� wokó� olbrzymiej platformy, na której ustawiono replik� francuskiej gilotyny. Ca�a szlachta królestwa mia�a zosta� tu dzi� stracona. Wst�powali kolejno na podwy�szenie i podchodzili do gilotyny, która obcina�a im g�owy. Nie by�o koszyka, do którego mog�yby wpada�, toczy�y si� wi�c przez plac, poszturchiwane przez wiwatuj�cy i rozst�puj�cy si� przed nimi mot�och. Gdy mija�y miejsce, gdzie sta�a, wydawa�o si� jej, �e ich oczy i usta nadal si� poruszaj�. Toczy�y si� kr�t� uliczk�, biegn�c� ku skarpie nad Wis��. Opada�y w dó�, niczym od�upane bry�y kamienia, dopóki z pluskiem nie wpad�y, jedna po drugiej, do wody. Na schodach wiod�cych do gilotyny zobaczy�a znajomych swoich rodziców i kilkoro przyjació� z dzieci�stwa, barona Micha�a Kolbiego, a za nim swoj� ciotk�. - Ciociu Stello! - zawo�a�a, lecz ciotka zdawa�a si� jej nie s�ysze�. Tu� za ciotk� sta�a Zofia. - Zofio! - krzykn��a Anna. - Zofio! Zofia odwróci�a sw� w�adcz� g�ow�. Jej ciemne �renice rozszerzy�y si�. U�miechn��a si�, poznaj�c kuzynk�, a potem unios�a rami�. Nie po to, by j� pozdrowi�, ale by wskaza� t�umowi. Egzekucje zosta�y natychmiast wstrzymane. T�um ucich�, kiedy ostatnia g�owa przetoczy�a si� obok Anny. Wszyscy patrzyli teraz tylko na ni�. M��czy�ni w dziwacznych, niekompletnych mundurach ruszyli ku swej ofierze. Chwycili j� brutalnie i przy akompaniamencie wiwatuj�cego t�umu ponie�li wysoko nad g�owami, ku podwy�szeniu. Chcia�a zawo�a�: Nie! Z obola�ego, wyschni�tego gard�a nie doby� si� jednak �aden d�wi�k. 229 Rozdzia� trzydziesty czwarty. RS Ockn��a si�, kiedy ch�opi postawili nosze w pobli�u paleniska, w wielkiej, zbudowanej z kamienia i belek izbie. Przywódca spojrza� na ni� niebieskimi oczami, które nie wydawa�y si� ju� takie m�tne. - Jest pani teraz bezpieczna. Zostawiam pani� z naszymi kobietami. Anna próbowa�a si� odezwa�, ale nie by�a w stanie tego uczyni�. M��czyzna przytkn�� palec do warg. - Prosz� nic nie mówi�, tylko odpoczywa�. Zamkn��a oczy. Zdawa�a sobie spraw�, �e mnóstwo ludzi przysz�o, by j� zobaczy�. Pochylali si� nad ni�, mówi�c co� przyciszonymi g�osami. Nawet nie próbowa�a zrozumie�, o czym tak szepcz�. Wkrótce zapad�a w g��boki sen. W pewnej chwili poczu�a, �e jest przenoszona, mimo to nie pozwoli�a sobie w pe�ni si� rozbudzi�. Kiedy wreszcie si� obudzi�a, poza ni� w izbie by�a jeszcze tylko jedna osoba, kobieta. Sta�a niedaleko, zaj�ta czym� przy palenisku. Gdy tylko Anna otworzy�a oczy, tamta natychmiast do niej podesz�a. Mia�a jasne w�osy i chyba nie sko�czy�a jeszcze czterdziestu lat. Anna pomy�la�a, �e jest nawet atrakcyjna. Przemówi�a w tym samym dziwnym dialekcie, jakim pos�ugiwali si� m��czy�ni. - Jestem Lucyna... czy pani hrabina zechcia�aby mo�e skorzysta� z nocnika? Gdyby Anna by�a cho� troch� silniejsza, z pewno�ci� rozbawi�oby j� to powitanie. Na razie jednak mog�a tylko potrz�sn�� g�ow�. Jej gard�o, podobnie jak g�owa, p�on��o �ywym ogniem. Kiedy podnios�a d�o�, by poprze� odmow� gestem, spostrzeg�a, �e zosta�a ubrana w ch�opsk� koszul� nocn�. Lucyna zdawa�a si� czyta� w jej my�lach. - Ubra�y�my pani�, hrabino. Wkrótce do wysokiego pomieszczenia wesz�y inne kobiety, odziane w bezbarwne, workowate suknie, i zacz��y przygotowywa� posi�ek, krz�taj�c si� wokó� wielkiego paleniska. By�y w ró�nym wieku. Rzadko odzywa�y si� do siebie, a kiedy ju� to robi�y, mówi�y spokojnie, tonem pe�nym szacunku. Zauwa�y�a, �e od czasu do czasu zerkaj� na ni� spod oka. Kiedy posi�ek by� ju� gotowy, wszyscy zebrali si� w izbie, która s�u�y�a jednocze�nie za kuchni� i jadalni�. Najwidoczniej kilka rodzin mieszka�o i pracowa�o razem w du�ym budynku, tworz�c rodzinny klan. Raczej zgodny, 230 RS jak szybko zd��y�a si� przekona�. S�dzi�a, �e takie klany nale�� ju� do przesz�o�ci, lecz wida� si� myli�a. - Czy hrabina chcia�aby mo�e troch� zupy? - Czy hrabina b�dzie jad�a? - Troch� mleka, prosz� pani? Anna by�a zbyt chora, by odpowiedzie�. Przy�o�y�a g�ow� do poduszki i zapad�a z powrotem w pe�en majaków sen. Po jakim� czasie poczu�a, �e kto� delikatnie ni� potrz�sa. Cz�onkowie klanu zjedli ju� posi�ek. - Otwórz usta, dziecko. Otwórz usta. Spojrza�a w gór� i zobaczy�a chudego staruszka, którego pozostali nazywali Sowie Oczy. Szczypa� j� w policzki, zmuszaj�c, by go s�ucha�a. Zajrza� Annie do ust, a potem znów �cisn�� jej policzki. - Szerzej, dziecko. Przekl��a go po cichu, pragn�c, by sobie poszed�. Starzec podsun�� jej pod nos paskudnie woniej�ce ziele i natychmiast kichn��a. Kichni�cie wstrz�sn��o ca�ym jej cia�em. Jaka� kobieta zakry�a nos i usta Anny p�ótnem, a potem wytar�a to, co wydoby�o si� z jej gard�a i nosa. Kichn��a ponownie i poczu�a w gardle krew. Staruszek mamrota� co� pod nosem, bardzo z siebie zadowolony. - Pos�uchaj, dziecko - powiedzia�. - �zy niemowl�cia przynios� ulg� twemu obola�emu i krwawi�cemu gard�u. Nie by�a w stanie wyobrazi� sobie, co te� mo�e mie� na my�li. Chcia�a jedynie, aby pozostawi� j� w spokoju. Tymczasem Sowie Oczy zawo�a� cienkim, a mimo to w�adczym g�osem: - Sylwio, przynie� tu swoje dziecko. Anna otwar�a oczy i zaskoczona ujrza�a, �e Sowie Oczy trzyma ponad ni� nagie dziecko. Klepn�� je mocno w po�ladek. Czerwona, napi�ta twarzyczka dziecka znajdowa�a si� tu� nad jej twarz�. Jedna z kobiet przytrzymywa�a j�, nie pozwalaj�c zamkn�� ust. Po chwili poczu�a, jak ciep�e, s�onawe �zy sp�ywaj� jej po j�zyku do gard�a. Próbowa�a przeciwstawi� si� tej starej ludowej praktyce medycznej, lecz d�onie przytrzymuj�ce jej usta i g�ow� by�y silne. Sowie Oczy uderza� dziecko tak d�ugo, i� Annie wydawa�o si�, �e zwariuje, je�li �a�osny, piskliwy p�acz zaraz nie ucichnie. Potem przyniesiono nast�pne dziecko i potraktowano je w ten sam sposób. 231 RS Kiedy zabieg dobieg� ko�ca, le�a�a wyczerpana zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie, a krzyki dzieci nadal d�wi�cza�y jej w uszach. Wkrótce przekona�a si� jednak, �e krople s�onawych �ez przynios�y b�ogos�awion� ulg� jej ustom i gard�u. Zasn��a po raz kolejny. Odg�osy g�o�nego stukania, nieustaj�cego walenia metalem o drewno rozbrzmiewa�y echem w przepastnym domu. Anna skuli�a si� na swoim miejscu przy palenisku, zdj�ta natychmiastow� obaw�, �e poczucie bezpiecze�stwa, jakie zapewnia� klan, mo�e zosta� jej odebrane. Sta� przed ni� olbrzymi m��czyzna o kamiennej twarzy, a za nim t�oczyli si� w ch�odnej izbie podekscytowani wie�niacy. M��czyzna by� Rosjaninem. - Przyjecha�em po pani�, pani Grawli�ska - powiedzia� kiepsk� polszczyzn�. - Kim pan jest? - Przys�a� mnie pani m��, bym zabra� pani� do Opola. - Jak tamci? - Niestety, zostali napadni�ci przez rabusiów. - To nie rabusie otruli Louisa i Babette! - Musi pani jecha�. Rodzina Grawli�skich oczekuje pani. - Nie pojad�. Zamierzacie mnie zabi�. - Pójdzie pani ze mn� po dobroci, prawda? - Z pewno�ci� nie pójd� po dobroci! - Anna zerwa�a si� z �ó�ka i podbieg�a do przywódcy klanu. - Nie mo�ecie pozwoli�, by ten cz�owiek mnie zabra�. Zosta� wynaj�ty przez mego m��a, aby mnie zabi�. Przywódca wydawa� si� nie rozumie�, co do niego mówi�a. Przebiega�a spojrzeniem od jednej twarzy do drugiej, lecz ch�opi spogl�dali na ni� oboj�tnie. Zacz��a wi�c biega� od jednego do drugiego, b�agaj�c o pomoc. Stali nieporuszeni. Nie rozumieli. Nagle przysz�o jej do g�owy, i� by� mo�e rozumieli bardzo dobrze. Mo�e po prostu rozkoszowali si� tym, �e hrabina, przedstawicielka znienawidzonej powszechnie szlachty, otrzyma zas�u�on� kar�. Ogarn��a j� rozpacz. Paskudny Rosjanin ruszy� ku niej. Jego masywne ramiona opad�y w dó� niczym skrzyd�a s�pa i zgarn��y j�. Obudzi�a si� zlana potem. Kobiety zaczyna�y schodzi� si� do izby, by przygotowa� �niadanie. 232 RS Fizycznie Anna czu�a si� nieco lepiej. Mog�a prze�yka�. I po raz pierwszy od d�u�szego czasu by�a te� w stanie my�le�. Rozpacz, jaka ogarn��a j� we �nie, nie ust�pi�a jednak. Nie mog�a zapomnie�, �e m�� kaza� j� zabi� i by� odpowiedzialny za �mier� dwojga niewinnych dzieci. Przypomnia�a sobie, co kiedy� powiedzia�. Ostrzeg�, �e je�li o�mieli si� stan�� mu na drodze, zabije j�. A mo�e tylko w�o�y�a mu te s�owa w usta? Niewa�ne, jak by�o, teraz wiedzia�a, �e to prawda. Antoni by� wystarczaj�co zdeterminowany, by to zrobi�. Pragn�� wy��cznie jej maj�tku i ziemi. Nie chcia� Anny, a ju� na pewno nie chcia� dziecka obcego m��czyzny. Jej �mier� by�aby dla niego nie lada gratk�. Móg�by zrobi�, co tylko by zechcia� z jej dziedzictwem, by� mo�e nawet zrealizowa� swe marzenie i zosta� magnatem. Kim byli zabici Polacy? Wiedzia�a, �e to nie rabusie. Pytali o ni�. Kto� wys�a� ich, by j� uratowali, ale kto to móg� by�? Jak daleko st�d do Opola i maj�tku Grawli�skich? Na my�l o tym, �e jeden z Rosjan prze�y�, ciarki przebieg�y jej po kr�gos�upie. Antoni prawdopodobnie szybko dowie si�, �e jego �ona ocala�a. A wtedy zacznie jej szuka�. Dopóki tu zostanie, jej to�samo�� musi pozosta� tajemnic�. �a�owa�a teraz, �e lekkomy�lnie zdradzi�a swe panie�skie nazwisko. Musi jak najszybciej wróci� do Warszawy. Z obawy, �e Antoni odkryje miejsce jej pobytu, nie o�mieli�a si� napisa� do ciotki ani do Zofii z pro�b�, aby przys�a�y po ni� powóz. Wiedzia�a tak�e, �e w li�cie nie mo�e otwarcie oskar�y� m��a. Krewne z pewno�ci� okaza�yby si� wobec tego rodzaju rewelacji nader sceptyczne. Zatem musi dosta� si� do Warszawy na w�asn� r�k�. Ale co wtedy? Czy zdo�a przekona� ciotk� i kuzynk�? W�adze? Czy dysponuje jakimkolwiek dowodem na udzia� Antoniego w spisku? Kto jej uwierzy? Serce zamar�o w niej na my�l o tym, �e m�� mo�e po prostu na ni� czeka�. By� mo�e nale�a�oby uda� si� do Lubickich. Bankierzy byli zaprzyja�nieni z jej rodzicami. Ale czy jej uwierz�? Czy Antoni i o tym pomy�la�? Móg� przygotowa� sobie wiarygodn� historyjk�. W Sochaczewie równie� nie czu�aby si� bezpiecznie. W maj�tku by�aby samotna i sta�aby si� �atwym celem. A co z Janem? Mo�na by�oby wys�a� wiadomo�� do gospody Pod G�ow� Królowej. Lecz sk�d pewno��, �e Jan b�dzie akurat w Warszawie? Nie mog�a siedzie� tu w niesko�czono��, licz�c, �e wiadomo�� w ko�cu do niego dotrze. 233 RS Od tych rozmy�la� kr�ci�o jej si� w g�owie. Rozwa�a�a wszelkie mo�liwo�ci, by po chwili ka�d� odrzuci�. Nie, sama dostanie si� do Warszawy. Wiedzia�a, �e gdy ju� si� tam znajdzie, nie pozostanie jej nic innego, jak zwróci� si� do Jana. On b�dzie wiedzia�, co robi�. Na sam� my�l o nim zrobi�o jej si� ciep�o na sercu. Nagle u�wiadomi�a sobie, �e dziecko kopie. Po raz pierwszy poczu�a w sobie rodz�ce si� �ycie. Uzna�a, �e to dobry znak. Ca�e jej cia�o zdawa�o si� pulsowa� ciep�ym �yciem. U�miechn��a si� do siebie. Wyzdrowiej�. Zjad�a �niadanie, z�o�one z mleka i posmarowanego mas�em chleba, po czym znowu zapad�a w sen. Obudzi�a si� pó�nym rankiem i zaskoczona spostrzeg�a, �e w izbie znajduje si� jedynie m�ody m��czyzna w wieku osiemnastu czy dziewi�tnastu lat. Siedzia�, trzymaj�c w d�oni paruj�cy kubek, i przygl�da� si� jej. Usiad�a powoli, ostro�nie, wdychaj�c o�ywczy zapach zbo�owej kawy. M��czyzna odstawi� kubek, wsta� i zbli�y� si� do Anny. - Kim jeste�? - spyta�a. By� ogolony i dobrze ubrany. Z pewno�ci� nie wygl�da� na ch�opa. Ze strachu �cisn��o j� w �o��dku. Ba�a si�, �e jej sen w�a�nie si� zi�ci� i m��czyzna zaraz odezwie si� po rosyjsku, ��daj�c, by z nim pojecha�a. M�odzieniec u�miechn�� si�, lecz nie zatrzyma�. W ko�cu stan�� tu� przy niej. - Przepraszam, je�li pani� przestraszy�em - powiedzia�. Mówi� po polsku, i to jak kto� pochodz�cy z wy�szej sfery. - Tylko na chwil� - odpowiedzia�a Anna z ulg�. - Przykro mi. Mam na imi� Antek. - Jestem hrabina Anna Maria Berezowska - przedstawi�a si�. - Witam pani� - sk�oni� si� i zapyta�: - Czy mog� usi���? - Oczywi�cie. Patrzy�a, jak przysuwa sobie sto�ek. By� przystojnym m�odzie�cem o umi��nionym ciele, br�zowych w�osach, regularnych rysach. - Przybywa pani z Warszawy? - Tak. - I dok�d si� pani udaje? - Teraz chcia�abym ju� tylko wróci� do stolicy. 234 RS - Rozumiem - powiedzia�. - Ja nigdy nie by�em w Warszawie. Przypuszczam, i� �ycie wygl�da tam zupe�nie inaczej. Bardzo chcia�bym to zobaczy�. - Którego� dnia na pewno zobaczysz. Powiedz mi, jak daleko st�d do Warszawy? - Przy tej pogodzie b�dzie z pi��, sze�� dni jazdy. Westchn��a, zaskoczona. Musieli zajecha� dalej, ni� s�dzi�a. Gdyby podró�owali na wschód, byliby ju� w Rosji. Jak zdo�a wróci�? - Wydaje si� pani nieco oszo�omiona. - Co takiego? Och, przepraszam. Po prostu si� zamy�li�am. Powiedz mi, Antku, sk�d pochodzisz? - Có�, to mój dom. - Co takiego? - Pozna�a pani naszego patriarch�, Witka? - Tak, cho� nie wiedzia�am, �e ma na imi� Witek. - To mój ojciec. - Twój ojciec? Ale� ty z pewno�ci� nie jeste�... - zabrak�o jej s�ów. - Taki jak pozostali? - U�miechn�� si� po ch�opi�cemu. - Och, ale� jestem. Zmyli�y pani� mój strój i mowa. Skin��a g�ow�. - Prosz� pozwoli�, �e wyja�ni�. Matka zmar�a, wydaj�c na �wiat mnie i mojego brata. Och, mam brata bli�niaka, Stefana. Witek bardzo prze�y� �mier� �ony i chyba przera�a�a go perspektywa wychowywania dwójki niemowl�t. Zdarzy�o si� tak, �e pan Gaiki, w�a�ciciel starego, zrujnowanego zamku i wszystkich ziem, które wida� z jego wie�y, zawar� z Witkiem ugod�. On i baronowa, jego �ona, byli bezdzietni. Stefan i ja zostali�my im przekazani w zamian za to, �e cz�onkowie klanu b�d� mogli osiedli� si� tutaj i �y� jako ludzie wolni. Anna nie s�ysza�a dot�d o czym� podobnym. Lecz m�odzieniec wydawa� si� absolutnie szczery. - Zatem nie mieszkasz tu na sta�e? - Nie, mieszkam w rodzinnym dworze Galkich, po�o�onym nieco na po�udnie st�d. - Przyjecha�e� odwiedzi� Witka? - Pos�a� po nas, aby�my mogli porozmawia� o tym, co zrobi� z pani�, kiedy ju� stanie pani na nogi. - Rozumiem, �e Stefan te� tu jest? 235 RS - Przyb�dzie dzi� wieczorem. Westchn��a cicho. Zatem sytuacja nie by�a a� tak beznadziejna, jak s�dzi�a. - Jak daleko st�d do Opola? - spyta�a, staraj�c si�, by zabrzmia�o to mo�liwie oboj�tnie. - To najbli�sze miasto. Oddalone o dzie� drogi na zachód. Annie ul�y�o. Wola�aby oczywi�cie, by Opole znajdowa�o si� o sto dni od nich, lecz jeden dzie� wystarczy - przynajmniej tak� mia�a nadziej�. - Czy w pobli�u jest jakie� inne miasto lub miejscowo��? -spyta�a. - Na po�udnie od nas. To Cz�stochowa. - Och, Antku, widzia�e� j�? Czarn� Madonn�? - spyta�a zaskoczona. - Oczywi�cie. Wiele razy. - Powiadaj�, �e obraz ma cudown� moc. - Rzeczywi�cie, s�ysza�em o tym... prosz� mi powiedzie�, pani Berezowska, czy potrzebuje pani cudu? - Co takiego? Có�, by� mo�e - odpowiedzia�a po chwili, u�miechaj�c si�. - Prosz� si� nie martwi�. Stefan i ja znajdziemy sposób, by mog�a pani wróci� do Warszawy. Czy tego w�a�nie cudu pani potrzebuje? Gdyby to by�o takie proste, pomy�la�a. - By� mo�e - powtórzy�a. - To zabawne, Antku. Ty widzia�e� Czarn� Madonn� i chcia�by� pojecha� do Warszawy, a ja by�am w Warszawie i chcia�abym zobaczy� Czarn� Madonn�. Roze�mieli si� swobodnie niczym para przyjació�. Anna u�wiadomi�a sobie, �e Antek stanowi zdrobnienie od Antoniego. Jakie to dziwne, pomy�la�a, �e nigdy nie zwraca�am si� w ten sposób do m��a. I ju� raczej nie b�d�. Gdy ch�opak wyszed�, zacz��a rozmy�la� o Czarnej Madonnie. Obraz fascynowa� j� bardziej ni� legendy czy ulubione mity. Malowid�o, b�d�ce bizantyjsk� ikon�, przyw�drowa�o do klasztoru ojców paulinów w czternastym wieku. W nast�pnym stuleciu zniszczyli go husyci. Obraz zosta� odrestaurowany, ale na twarzy Madonny pozosta�y �lady po dwóch ci�ciach ostrzem, a samo malowid�o mocno �ciemnia�o. W 1655 roku klasztor odegra� kluczow� rol� podczas wojny ze Szwedami. Od tego czasu Czarna Madonna postrzegana by�a jako Królowa Polski i �wi�ta patronka Polaków. Anna zapomnia�a na chwil� o swoich troskach i odda�a si� marzeniom o tym, by zobaczy� Ciemn� Pani�. Pó�niej w izbie zaroi�o si� od pracuj�cych kobiet. Jedne przygotowywa�y kie�basy, inne czy�ci�y dopiero co upolowan� zwierzyn�. Trzy czy cztery starsze niewiasty zasiad�y przy ogniu, szyj�c i rozmawiaj�c. Podczas gdy 236 RS Lucyna i inne kobiety przygotowywa�y po�udniowy posi�ek, Sowie Oczy sta� pochylony nad sto�em, przycinaj�c skóry. Tylko jedna osoba przygl�da�a si� Annie: stara kobieta, siedz�ca samotnie i zaj�ta prac� nad kawa�kiem skóry. Anna zauwa�y�a j� ju� wcze�niej. W przeciwie�stwie do innych niewiast starucha nie okaza�a jej nawet �ladu powa�ania czy uprzejmo�ci. Liczne zmarszczki, ��obi�ce jej zniszczon� twarz, zdawa�y si� zbiega� u w�skich warg, zaci�ni�tych w grymasie wiecznego niezadowolenia. Kiedy ju� raczy�a odezwa� si� do pozosta�ych, mówi�a szybko, urywanie, tonem ostrym i nieprzyjemnym. Anna odwzajemni�a spojrzenie. Nawet u�miech nie prze�ama� lodów. Po chwili starucha odwróci�a wzrok. Mimo to co jaki� czas Anna czu�a, �e kobieta spogl�da na ni� spod rzadkich, prostych jak druty kosmyków. Jest niczym stary kot, pomy�la�a, przestraszony, a jednak gotów zaatakowa�. Obiad i kolacja okaza�y si� bardzo po�ywne. Chora zjad�a, ile tylko mog�a. Stan jej zdrowia z wolna si� poprawia�. Wieczorem przyjecha� Stefan. Anna siedzia�a przy palenisku. Gdy Antek go wprowadzi�, spojrza�a na nich, zdumiona. Stefan stanowi� lustrzane odbicie brata: te same br�zowe, faluj�ce w�osy, rze�bione rysy, muskularna sylwetka. - Jeden z was powinien natychmiast zapu�ci� brod� - powiedzia�a. - Inaczej za nic nie zdo�am was odró�ni�. Bracia roze�mieli si�. Stefan uca�owa� d�o� Anny. - Nie widzi pani pomi�dzy nami �adnej ró�nicy? - zapyta�. - Niech no si� przyjrz� - odpar�a, spogl�daj�c to na jednego, to na drugiego. - Oczywi�cie! Ty, Antku, masz na policzku ma�e znami�. A gdzie jest twoje, Stefanie? - Zosta�em oszukany przez los, je�li ju� musi pani wiedzie� - odpar� Stefan. Obj�� brata i doda�: - Widzi pani, dziewcz�ta uwielbiaj� to znami�, prawda, braciszku? Antek zarumieni� si� z za�enowania. W milczeniu przyzna�a, �e znami� mo�e i zapewnia�o Antkowi przewag� na starcie, jednak Stefan odznacza� si� niezwykle przyjacielskim usposobieniem i emanowa� nieskrywan� zmys�owo�ci�, co równowa�y�o t� przewag�. Obaj byli uderzaj�co przystojni. Wzrost, si�� i postur� odziedziczyli najwidoczniej po Witku, lecz urod� mieli chyba po matce. - Z przykro�ci� us�ysza�em o tym, co si� pani przydarzy�o - powiedzia� Stefan. Antek spojrza� na brata z nagan�, co zauwa�y�a tylko Anna. 237 RS - Tragiczna sprawa - mówi� tymczasem Stefan. - Jak rozumiem, zgin��a dwójka dzieci. Nie by�y pani, prawda? - Nie, ale znajdowa�y si� pod moj� opiek�. To niewinne ofiary. - To wszystko jest bardzo smutne, ale nale�y ju� do przesz�o�ci - wtr�ci� Antek, próbuj�c zmieni� temat. - Hrabina oczekuje swego pierwszego dziecka i powinna spogl�da� jedynie w przysz�o��. - Oczywi�cie - powiedzia� Stefan. - Prosz� mi wybaczy�. Mam nadziej�, i� czuje si� pani lepiej. - Z ka�dym dniem - odpar�a. - Cho� na to nie wygl�dam. - Nonsens - oburzy� si� Stefan. - Jest pani bardzo pi�kna. Prawda, Antku? - Rzeczywi�cie. - Dzi�kuj�. - Anna poczu�a si� niezr�cznie. Nie zamierza�a wymusza� komplementów. - Je�li natychmiast nie usi�dziecie, od spogl�dania na was zesztywnieje mi kark. Bracia przyci�gn�li sobie sto�ki. Gdy to robili, Anna u�wiadomi�a sobie, �e nie byli w izbie sami. Ruch w zacienionej cz��ci pomieszczenia, w pobli�u odleg�ych drzwi, przyci�gn�� jej spojrzenie. Dostrzeg�a skulon� posta� i nie wiadomo dlaczego od razu nabra�a pewno�ci, �e by�a to staruszka, która okazywa�a jej tak� niech��. Chocia� obecno�� staruchy sprawia�a, �e ciarki przechodzi�y jej po kr�gos�upie, zignorowa�a l�k i przybrawszy powa�ny ton, zwróci�a si� do braci: - Co zrobiono z cia�ami tych, którzy zgin�li przy powozie? - Ju� si� nimi zaj�to - odpowiedzia� Antek. - Zosta�y pogrzebane. Nie musi pani si� martwi�. - Jedno zmartwienie mniej - odpar�a. - Podzi�kujcie, prosz�, tym, którzy ich pogrzebali. - Jak rozumiem, chce pani wróci� do Warszawy? - zapyta� Stefan. - Tak, najszybciej jak to mo�liwe. - Czy jest tam m�� pani? M��. Anna poczu�a, �e si� czerwieni. - Nie, nie ma go teraz w mie�cie. - A czy kto� stamt�d móg�by przys�a� po pani� powóz? - zapyta� Antek. - Nie. - Zawie�liby�my pani� osobi�cie - powiedzia� m�odzieniec - lecz ojciec nigdy si� na to nie zgodzi. Obawia�by si�, �e miasto mog�oby okaza� si� zbyt atrakcyjne dla dwóch wiejskich ch�opców. 238 RS - M��czyzn! - poprawi� go Stefan. - Mamy po osiemna�cie lat. - Ch�tnie zap�ac� za wypo�yczenie powozu wraz z wo�nic� - zapewni�a, próbuj�c zapanowa� nad ogarniaj�c� j� rozpacz�. Im d�u�ej tu zostanie, tym wi�ksze prawdopodobie�stwo, �e m��owi uda si� j� odnale��. Antek zdawa� sobie spraw�, jak bardzo by�a zmartwiona. - W Cz�stochowie jest przecie� klasztor. Maj� tam powozy, a opat wyje�d�a od czasu do czasu do Warszawy. Anna poczu�a przyp�yw nadziei. - Ojciec Florian, ksi�dz z klasztoru, b�dzie tutaj w nast�pn� niedziel� — powiedzia� Stefan. - Przyje�d�a co drugi tydzie�, by odprawi� msz� w starej kaplicy i zapewni� religijn� pos�ug� klanowi. - Opowiemy mu, w jakiej znalaz�a si� pani sytuacji - wyja�ni� Antek. - Na pewno pomo�e pani dosta� si� do Warszawy. Podzi�kowa�a w duchu Bogu. Stara kobieta wy�oni�a si� z cienia. Wykrzykuj�c co� niezrozumiale pod adresem Anny, zdawa�a si� strofowa� braci. Ostrym g�osem zada�a im pytanie, wys�ucha�a odpowiedzi, skrzywi�a si� i znów o co� spyta�a. Bli�niacy odpowiadali jej z szacunkiem w miejscowym dialekcie, zerkaj�c nerwowo na Ann�. Zdawali si� bardzo za�enowani. W ko�cu be�kot staruszki eksplodowa� stekiem wyzwisk, skierowanych na braci. Antek widocznie si� zdenerwowa�. Przemówi� ostro do staruszki, a ta skuli�a si� nieco, oceniaj�c kocimi oczami sytuacj�. Odwróci�a si� ku Annie, wskaza�a j� oskar�ycielsko palcem, po czym wyrzuci�a z siebie kolejny potok niezrozumia�ych sylab. Nast�pnie obróci�a si� na pi�cie i wypad�a z izby. Anna patrzy�a w �lad za ni�, zdumiona. - Przepraszam za Nelk� - powiedzia� Antek. Wydawa� si� zdenerwowany i upokorzony. - Kim ona jest? - spyta�a. - To matka Witka - wyja�ni�, spuszczaj�c wzrok. - Nasza babka. - Wygl�da na to, �e bardzo mnie nie lubi. - Prosz� si� ni� nie przejmowa� - powiedzia� Stefan. -Ona nie lubi nikogo, kto nie nale�y do rodziny. - Mój brat pomniejsza problem - wtr�ci� Antek. - Prawd� mówi�c, Nelka nie pozostaje te� w dobrych stosunkach z wieloma spo�ród nas. - I tylko to ma mi za z�e? �e nie jestem jedn� z was? 239 RS - Chodzi o to, �e jest pani tu obca - powiedzia� Stefan. Anna nie bardzo mu wierzy�a. - A mo�e raczej o to, �e jestem szlachciank�? - spyta�a. Bracia wydawali si� zawstydzeni. - Owszem - przyzna� w ko�cu Antek. - Jej jedyne do�wiadczenie z przedstawicielk� wy�szej klasy... có�, nie ma potrzeby teraz w to wnika�. Mia�o tragiczne konsekwencje. - Poza tym - doda� Stefan - nigdy nie pogodzi�a si� z tym, �e Witek odda� nas baronowi. - Rozumiem. Jestem jednak pewna, �e jej niech�� ma bardziej osobiste pod�o�e. Bracia najwidoczniej wahali si�, czy mówi�. Patrzy�a na nich uparcie, wzrokiem domagaj�c si� wyja�nie�. - Przys�uchiwa�a si� naszej rozmowie - powiedzia� w ko�cu Antek. - Gdy dowiedzia�a si�, �e nie przyjedzie po pani� m��, i �e nie przebywa obecnie w Warszawie... có�, ona ma nie lada wyobra�ni�. - I có� takiego sobie wyobrazi�a? - spyta�a Anna. - Podejrzewa, �e nie jest pani m��atk� - powiedzia� z zak�opotaniem Stefan - i �e uciek�a pani od rodziny, poniewa� dziecko nie ma ojca. - Och! - Anna by�a zdumiona. - Mo�ecie by� pewni, �e mam m��a. To dziwne, pomy�la�a, zapewnia� ich o tym, �e jest m��atk�, cho� wola�aby, by by�o inaczej. Czu�a te�, �e w zachowaniu staruszki kryje si� co� wi�cej. - Kiedy wasza babka wskaza�a na mnie palcem, co wtedy mówi�a? Bli�niacy milczeli. Twarz Stefana wygl�da�a niczym maska, lecz drugi z braci spogl�da� na ni� ze szczer� trosk� w piwnych oczach. - Pani Berezowska - powiedzia� w ko�cu - b�agam, by pomin��a pani milczeniem dziwactwa Nelki. Klan nadal trzyma si� starych, bezzasadnych przes�dów. Jej s�owa mog�yby jedynie pani� zrani�. Lepiej... - Chc� wiedzie� - nalega�a. Antoni czu� si� pokonany. Westchn�wszy, powtórzy� s�owa babki: - Powiedzia�a, �e dziecko zosta�o pocz�te przez diab�a i... - Mów dalej. - ...�e kto� taki jak pani powinien zosta� potraktowany tak, jak nasi przodkowie traktowali wied�my - wygnany za pomoc� pal�cych si� �wiec i pogrzebacza. 240 Rozdzia� trzydziesty pi�ty. RS Zofia by�a �miertelnie znudzona. Kr��y�a po pokojach, czekaj�c na hrabiego Henryka Literskiego. Co te� mog�o go zatrzyma�? Podesz�a do okna w salonie i odsun��a koronkowe zas�ony. Nad Wis�� zapada� fio�kowy zmierzch. Ani �ladu Henryka. Odwróci�a si� na pi�cie, mocno zirytowana. W domu panowa� spokój nie do zniesienia. Brakowa�o jej Anny. Zdumia�o j� to odkrycie. Bez niej i francuskich dzieciaków dom by� jak krypta. Nie odezwa�a si� dot�d. Zofia u�miechn��a si� na my�l o swej biednej kuzynce, obarczonej dwójk� niezno�nych maluchów. By�a bardzo zadowolona ze swojego pomys�u. Wyjazd Anny do Sankt Petersburga stanowi� najlepsze wyj�cie. W ko�cu jako� dogada si� z m��em. B�dzie musia�a. Tak to ju� jest, pomy�la�a, �e kobiety, które zbyt d�ugo wahaj� si�, nim dokonaj� wyboru, potem musz� godzi� si� na to, co dla nich wybior� inni. Us�ysza�a, �e gdzie� w pobli�u zamykaj� si� drzwi. To na pewno matka, kr���ca po domu jak nieme widmo. Ku zaskoczeniu córki hrabina Stella zdawa�a si� wraca� do normalnego stanu, lecz odzywa�a si� wy��cznie do s�u�by. Nie mog�a pogodzi� si� z tym, jak �y�a Zofia. Teraz bez w�tpienia zamkn��a si� znów w szwalni. Nabra�a ostatnio zwyczaju przesiadywania tam po kolacji. Rzadko jednak szy�a. Interesowa�a si� polityk�. Zofia nieraz s�ysza�a, jak matka mówi�a do siebie, czy te�, jak si� jej wydawa�o, do swego rozmówcy, rozwa�aj�c polityczne kwestie. Co zrobi Katarzyna? Czego spróbuj� teraz Austria i Prusy? Jak Polska mo�e si� przed nimi uchroni�? Czy król Stanis�aw nadal b�dzie wspiera� konstytucj�? Kiedy widzia�a matk� zag��bion� w lekturze politycznego czasopisma i zaj�t� rozwa�aniem tego czy tamtego posuni�cia, mia�a ochot� krzycze�. I nie tylko matka tak si� zachowywa�a. Ca�a Warszawa politykowa�a z zapa�em, i to w�a�nie polityka sta�a si� g�ównym tematem rozmów, a nawet plotek. Zofia nienawidzi�a tego. Baron Micha� Kolbi, który odwiedzi� j� którego� dnia, pytaj�c o Ann�, te� mówi� o polityce. Poza tym zadawa� jedno pytanie za drugim, wypytuj�c o kuzynk�. Wydawa� si� szczerze zatroskany tym, �e nie otrzymali od niej �adnej wiadomo�ci. Ale dlaczego on mia�by si� tym martwi�? Zofia nie mog�a tego zrozumie�. Czy to mo�liwe, by Anna mia�a na m��czyzn a� taki wp�yw? Zofia nie wybaczy�a Kolbiemu, �e nie zareagowa� na jej awanse podczas przyj�cia, odpowiada�a wi�c na pytania w sposób rozmy�lnie niedba�y i 241 RS powierzchowny, �a�uj�c, �e nie ma wie�ci, które mog�aby ukry� przed tym nad�tym os�em. Jednak ka�demu niepowodzeniu, takiemu jak z Kolbim, mog�a przeciwstawi� rejestr sukcesów. Potrafi�a flirtowa� z trzema m��czyznami jednego wieczoru, wzbudzaj�c w ka�dym z nich przekonanie, �e pozwoli si� uwie��. I czasami rzeczywi�cie tak by�o. Wybiera�a przy tym zwierzyn�, któr� najtrudniej by�o upolowa�. Je�li m��czyzna by� �onaty, doskonale. Je�li by� �onaty i mia� sta�� kochank�, jeszcze lepiej. Zdarzy�o si� nawet tak, �e który� z nich mia� �on�, kochank� i kochanka. Och, jak� czu�a rozkosz, wprowadzaj�c nieco zam�tu w tak� ma�� mena�eri�! Przekona�a si�, �e stosuj�c w�a�ciwe �rodki zapobiegaj�ce pocz�ciu, nie musi odmawia� sobie nikogo, kto jej si� podoba�. Tylko �e ostatnio ma�o kto wydawa� si� dostatecznie atrakcyjny. Seksualny aspekt tych przygód zaczyna� j� nudzi� i �aden m��czyzna nie potrafi� zainteresowa� jej na d�u�ej. By�o jednak wyzwanie, któremu nie potrafi�a dot�d sprosta�: Jan Stelnicki. Dlaczego nie mog�a wybi� go sobie z g�owy? �aden inny m��czyzna nie potrafi� a� tak zaj�� jej my�li. U�miechn��a si�. By� mo�e chodzi�o po prostu o to, �e si� opar� jej wdzi�kom. Jan mieszka� teraz w mie�cie. A skoro Anna wyjecha�a, musia� by� jaki� sposób, by go zwabi�. Sta� si� dla niej tym, czym by�o z�ote runo dla Argonautów. Odpowied� na to, jak mog�aby sprosta� owemu wyzwaniu, pojawi�a si� pod postaci� hrabiego Henryka Literskiego. Zofia uwa�a�a, �e jest odra�aj�cy: brzydki, pozbawiony klasy, beznadziejnie naiwny i niewykszta�cony. Lecz by� w niej zadurzony, czci� ziemi�, po której st�pa�a. Wr�cz prosi� si�, by go wykorzysta�. Henryk, szlachcic bez ziemi, nieposiadaj�cy �adnego zaj�cia ani zainteresowa�, �y� z niewielkiego funduszu powierniczego. Ch�tnie szpiegowa� dla Zofii, donosz�c jej o posuni�ciach Jana Stelnickiego. Zapisywa� wszystko w ma�ym �ó�tym dzienniczku i regularnie zdawa� jej sprawozdania. Je�li nawet przypuszcza�, �e to skrywana nami�tno�� sk�ania Zofi�, by ucieka�a si� do takich posuni��, nie okazywa� tego. Od czasu do czasu wspomina�a niejasno, �e szpieguje Jana z pobudek politycznych, a on nie zadawa� pyta�. Gdy wydawa�a si� zainteresowana tym, co jej przynosi�, jego chuda, naznaczona �ladami po ospie twarz promienia�a. Jej zadowolenie w zupe�no�ci mu wystarcza�o. To oraz niewypowiedziana, mglista obietnica, �e pewnego 242 RS razu b�dzie móg� spodziewa� si� czego� wi�cej ni� tylko delikatnego dotyku jej ust na dziobatym policzku. Od Henryka dowiedzia�a si�, �e �wiatek, w którym obraca si� Jan, jest stosunkowo ma�y. Stelnickiego pasjonowa�a jedynie polityka, co dla Zofii by�o czym� niepoj�tym. Wszyscy jego przyjaciele byli jako� powi�zani z rz�dem i królem. Wielu wydawa�o si� na tyle starych, �e mogli by� w wieku jego ojca. I nie by�o w�ród nich kobiet. Jan albo wyg�asza� polityczne przemówienia, albo te� pisa� je w niewielkiej kamienicy, któr� wynaj��. Us�ugiwa�a mu tam niewiasta w �rednim wieku o imieniu Wanda. Cz�sto zachodzi� na nabrze�e i przesiadywa� w gospodzie zwanej Pod G�ow� Królowej, miejscu, które Henryk nazywa� piekieln� dziur�. Domy�la�a si�, �e obserwuje stamt�d bia�y dom Gro�skich po drugiej stronie rzeki. Odwróci�a si� od okna, zaci�gaj�c na powrót zas�ony. Bez trudu potrafi�a wyobrazi� sobie, jak przed wyjazdem Anny Jan przesiadywa� tygodniami w gospodzie, wpatruj�c si� w dom na przeciwleg�ym brzegu z nadziej�, �e uda mu si� dojrze� ukochan�. Zofia poczu�a, �e czerwienieje z zazdro�ci. W jaki sposób Annie uda�o si� wzbudzi� gor�ce uczucie m��czyzny takiego jak Stelnicki? I jak to si� sta�o, �e ona je straci�a? Gdzie pope�ni�a b��d? Jak mia�a odczyta� jego obecne sparta�skie �ycie? Czy oswaja� si� z my�l� o �yciu bez Anny? Bez nadziei na to, �e kiedykolwiek mog� by� razem? Czy postanowi� pogodzi� si� z rzeczywisto�ci�? Je�li tak, w�a�nie w tym upatrywa�a swej szansy. Serce zabi�o jej mocniej na my�l o takim wyzwaniu. Wyobra�a�a sobie, �e go uwodzi, a nawet po�lubia. T�sknota za Ann� ust�pi�a zadawnionej urazie wobec kuzynki, która o�mieli�a si� pokrzy�owa� jej plany. Rozkoszowa�a si� my�l� o tym, jak powie jej, �e zdoby�a Jana. W ko�cu i tak to ona zatriumfuje. Napisa�a do niego, wyra�aj�c umiarkowane przeprosiny i zawoalowane zainteresowanie. Jednak�e nie chwyci� przyn�ty. Henryk znalaz� nadpalone resztki listu w popielniczce w gospodzie. Nie zaskoczy�o to Zofii. Uzna�a, �e duma powstrzymuje go przed tym, by odpowiedzia� na list. Lecz ona nie da si� zniech�ci�. Jego opór jedynie podsyca� to, co powoli stawa�o si� obsesj�. Ucieknie si� do bardziej bezpo�rednich �rodków. Okazja pr�dzej czy pó�niej si� nadarzy, i nawet je�li nie uda jej si� zdoby� Jana, przynajmniej zem�ci si� na nim i na kuzynce, która zniweczy�aby wszystkie jej plany, gdyby ona, Zofia, nie okaza�a si� tak sprytna. Zap�ac� za to oboje. 243 RS W ko�cu pojawi� si� Henryk. Gdyby wiedzia�, �e wiadomo�ci, które przyniós�, warte by�y sp�dzenia z nim popo�udnia w sypialni, zastanawia�a si� pó�niej Zofia, pewnie stara�by si� lepiej je wykorzysta�. Jednak, ol�niony jej urod�, nie potrafi� my�le� jasno. Informacja ujawni�a si�, kiedy Henryk przedstawia� najnowsz� litani� zaj�� hrabiego Stelnickiego. Wyrzuci� z siebie nowin� ot tak, bez zastanowienia i cho�by b�ysku w oku: - Och, i jeszcze co�. Za dwa tygodnie pan Stelnicki pojawi si� na balu u hrabiny Lubomirskiej. - Co takiego? - zawo�a�a Zofia. To takie niepodobne do Jana, który unika� imprez czysto towarzyskich. - Sk�d o tym wiesz? - Siedzia�em przy s�siednim stoliku i wszystko s�ysza�em. Nie chcia� tam i��, lecz przyjaciele namówili go, twierdz�c, �e to ostatnie wielkie przyj�cie i nie wiadomo, kiedy odb�dzie si� nast�pne. Wiesz mo�e, dlaczego mia�oby tak by�, Zofio? - spyta�, zaintrygowany. - Nie, i nie obchodzi mnie to. Opowiedz mi o lepiej balu, Henryku, zanim odwróc� ci� do góry nogami i wytrz�s� z ciebie wszystkie informacje. Nie �pieszy�e� si�, by mi je przekaza�. Henryk wydawa� si� zaskoczony i skonsternowany nag�ym przejawem entuzjazmu Zofii. - Odb�dzie si� za dwa tygodnie. - Tak, tak, ju� to mówi�e�. - To b�dzie bal maskowy. - Co takiego? - Bal maskowy - powtórzy�. - No wiesz, Zofio, wszyscy przychodz� wtedy w... - Wiem, co to bal maskowy, durniu! Dowiedzia�e� si� jeszcze czego�? Henryk wydawa� si� ura�ony. - Tylko tego, �e hrabia zamierza przebra� si� za cesarza Justyniana dorzuci�. To zbyt pi�kne, by mog�o by� prawdziwe, pomy�la�a. Oto szansa. Nawet je�li nie uda jej si� zdoby� zaproszenia, i tak pójdzie. Na bal maskowy nietrudno by�o si� dosta�. Robi�a to co najmniej pó� tuzina razy. I zawsze doskonale si� przy tym bawi�a. Podczas gdy Henryk marudzi� co� o jakim� g�upim balu kostiumowym, w którym kiedy� uczestniczy�, Zofia zacz��a ju� obmy�la� plan: zaproszenie, suknia, rozkoszna pu�apka, która na zawsze rozdzieli Jana i Ann�. 244 RS - Ale kim by� Justynian, Zofio? - zapyta� Henryk. - W�adc� jakiego� europejskiego pa�stewka? - Bo�e, Henryku, ale� z ciebie nieuk - za�mia�a si� Zofia. - Justynian rz�dzi� w szóstym wieku imperium bizantyjskim! - Och. Biedny osio�, pomy�la�a, nie jest nawet w stanie u�wiadomi� sobie, �e z niego kpi. 245 Rozdzia� trzydziesty szósty. RS Anna spa�a niespokojnie, a kiedy si� przebudzi�a, odkry�a, �e jest w izbie sama. Ogie� na palenisku ledwie si� tli�. Musi by� bardzo pó�no, pomy�la�a. Przez chwil� by�a niemal pewna, �e co� porusza si� w ciemno�ciach. Przypomnia�a sobie o staruszce i serce �cisn��o si� jej ze strachu. Minuty mija�y w ciszy, przerywane jedynie cichym trzaskaniem drew na palenisku. Wpatrywa�a si� w niewyra�ne, rozko�ysane cienie na suficie, a� my�li zacz��y m�ci� si� jej w g�owie. Z wolna odp�ywa�a w sen. Nagle poczu�a dziwne gor�co u podstawy kr�gos�upa. Z ka�d� chwil� �ar rozprzestrzenia� si� wzd�u� jej ud i �ydek, si�gaj�c ko�ci stóp i placów u nóg, przemieszczaj�c si� wzd�u� kr�gos�upa a� do g�owy. Uczuciu gor�ca towarzyszy� przyp�yw dziwnej energii, która zupe�nie ni� zaw�adn��a. Le�a�a bezradna, niezdolna poruszy� si� ani przemówi�. Si�a, która zapanowa�a nad jej cia�em, spowodowa�a, �e zacz��a dr�e� nieopanowanie, jakby dotkni�ta parali�em. W jej g�owie eksplodowa�o bia�e �wiat�o. Serce przy�pieszy�o bieg. Oddycha�a szybko, urywanie. Wydawa�o si� jej, �e do�wiadcza naraz setek emocji. Niektóre by�y przyjemne, inne przera�aj�ce. Zanurzy�a si� w wiruj�cym labiryncie mi�o�ci i nienawi�ci, strachu i po��dania, si�y i s�abo�ci. A potem pojawi�y si� wizje. T�um ludzi. Twarze: kochaj�ce, gniewne, oboj�tne. Obce i znajome oblicza wirowa�y, opadaj�c ku niej, znikaj�c i przemieniaj�c si� w inne. Anna wpatrywa�a si� w nie, jakby szuka�a tego jednego jedynego. A mo�e wszystkich, które by�y jej bliskie, i �ycia, które min��o. Zobaczy�a ukochan� babci�. Przyjació� z dzieci�stwa. Ch�opów z maj�tku w Sochaczewie. A potem rodziców - twarz ojca ja�nia�a niczym oblicze Boga, a matka wygina�a wargi w u�miechu, który tylko na pozór by� u�miechem. Czy przyszli, by si� z ni� po��czy�? Czy znów b�dzie mia�a rodzin�? Twarze rodziców zacz��y nagle rozp�ywa� si� i blakn��, zlewaj�c si� w jedno nierozpoznawalne, mroczne i gro�ne oblicz�. Oczy tej postaci nie by�y ani niebieskie jak u ojca, ani fio�kowoszare, jak u matki. Nie, opuszczone brwi skrywa�y p�omienie. A jednak by�y to oczy kogo�, kogo zna�a. Kogo�, kogo si� ba�a i kogo nienawidzi�a. Serce �cisn��o si� jej bole�nie. Kto to by�? Czerwone oczy �arzy�y si� i cho� rozum podpowiada�, �e oczy nie mog� si� �mia�, wiedzia�a, i� owe �renice z�a na�miewaj� si� z niej. Mierzy�y Ann�, jakby chcia�y obj�� j� w posiadanie. Nie! - krzykn��a, a mo�e tylko próbowa�a krzykn��. 246 RS Z wolna odnalaz�a w sobie si��, która ros�a i ros�a, dopóki nie wypchn��a z jej cia�a obcej energii, sprowadzaj�cej okropne wizje. Cia�o Anny przesta�o dr�e�, a oddech uspokoi� si�. Fakt, �e zdo�a�a w�asnymi si�ami odzyska� kontrol� nad cia�em i umys�em, zadziwi� j�. Przez d�u�szy czas odpoczywa�a wyczerpana, niezdolna si� poruszy�. By�a pewna, �e to, co si� jej przydarzy�o, nie by�o snem. Le�a�a bezradnie, ulegaj�c na jawie si�om, których istnienie przekracza�o jej wyobra�ni�. Dopiero gdy przypomnia�a sobie �arz�ce si� oczy, pami�� nasun��a kolejne wspomnienie. Tak, jarzy�y si� czerwonym blaskiem, lecz by�y br�zowe. I nagle wiedzia�a ju�, do kogo nale�a�y. Cho� nie tak dawno jej cia�o trawi�a gor�czka, teraz ogarn�� j� lodowaty ch�ód. S�ysza�a, jak szcz�ka�y jej z�by. Oczy wygl�da�y doprawdy diabolicznie. Zastanawia�a si�, czy to Nelka naprowadzi�a j� na t� my�l swoj� gadanin� o diable. Anna wiedzia�a o istnieniu zakazanych ksi��ek, które opisywa�y niesamowite przypadki zaw�adni�cia przez diab�a cia�ami dziewic i zap�odnienia ich nasieniem zepsucia. I czy� nie uwa�ano powszechnie, �e oczy diab�a s� czerwone? Wzdrygn��a si�. Czy co� takiego by�o w ogóle mo�liwe? Próbowa�a nie my�le� o Nelce. Nie, te oczy nie nale�a�y do diab�a, ale do kogo� z krwi i ko�ci. I by�y bardziej br�zowe ni� czerwone. To by�y oczy napastnika, który zaatakowa� j� przy stawie. Bezwiednie przycisn��a d�o� do spierzchni�tych ust. Oczy w tym �nie, który nie by� snem, stanowi�y klucz do ustalenia to�samo�ci gwa�ciciela - i ojca jej dziecka. Tylko czyje to by�y oczy? Nie spotka�a nigdy Feliksa Paducha, ch�opa, który poprzysi�g�, �e zem�ci si� na rodzinie ojca. Jakiego koloru mia� oczy? Czy to móg� by� on? Znowu ogarn�� j� ch�ód. Podci�gn��a futra prawie pod brod�. Prawd� mówi�c, wcale nie chcia�a zobaczy� tych oczu ponownie. Nawet gdyby oznacza�o to, �e nigdy nie dowie si�, do kogo nale��. Pog�adzi�a poruszaj�ce si� �ono. Jednego by�a pewna: dziecko, które nosi, nie jest pomiotem szatana. Odzyskiwa�a si�y, czekaj�c na przyjazd ojca Floriana i powrót do Warszawy. �y�a po to, by znów zobaczy� Jana. T�skni�a za nim nieustannie, nawet je�li t�sknota zabarwiona by�a poczuciem winy, które nie pozwala�o jej w pe�ni rozkoszowa� si� wspomnieniami. Po�ywne jedzenie, zio�a i wywary sporz�dzane przez Sowie Oczy - wszystko to sprawia�o, �e powraca�a do zdrowia. Ból gard�a, uczucie ci��aru w piersi, kaszel i katar stopniowo s�ab�y. 247 RS Przygl�da�a si� codziennemu �yciu klanu. Podczas gdy Sowie Oczy, kobiety i m�odzie� zajmowali si� domem, m��czy�ni polowali. Kolacja stanowi�a towarzysk� kulminacj� dnia, czas po�wi�cany rodzinie. Klan utrzymywa� kilka koni, niezliczon� liczb� psów my�liwskich i kilka soko�ów. Przetwory owocowe i warzywne pochodzi�y z w�asnego ogrodu, ten za� by� poka�nej wielko�ci. Rodziny oddawa�y baronowi cz��� plonów i upolowanej zwierzyny. Anna by�a zdumiona, �e tak feudalne stosunki mog�y utrzyma� si� i funkcjonowa� a� do tych czasów. Jednak pomimo zacofania i niewyszukanego stylu �ycia ludzie ci wydawali si� jej szcz��liwsi ni� ktokolwiek, kogo zna�a, i to zarówno po�ród szlachty, jak i pospólstwa. Nelka by�a wymownie nieobecna, cho� Anna czu�a, �e przebywa�a gdzie� w pobli�u. Antek i Stefan mieli pozosta� z klanem do przyjazdu ojca Floriana. Zostali ch�tnie, jak zapewnili Ann�, gdy� dawa�o im to okazj�, by mogli sp�dzi� nieco czasu z ojcem i polowa� z m��czyznami. Dzie� po dniu dotrzymywali jej kolejno towarzystwa i Anna dobrze ich pozna�a. Cho� byli tak do siebie podobni fizycznie, ró�nili si� charakterem i usposobieniem. Antek by� gadatliwy. Kiedy przebywa� w jej towarzystwie, rozmawiali bez ustanku. Zafascynowany �yciem w stolicy i tamtejsz� szlacht�, wypytywa� j� o wszystko. Wydawa� si� zainteresowany nawet tym, jak wygl�da�o �ycie Anny w Sochaczewie, nim zmarli jej rodzice. Odkry�a, �e nie�le orientuje si� w polityce i, podobnie jak ona, jest zwolennikiem konstytucji. Stopniowo zbli�y�a si� do niego na tyle, �e zacz��a opowiada� mu o tym, co przydarzy�o jej si� po �mierci rodziców. Opowiada�a o nieszcz��liwym ma��e�stwie, mi�o�ci do innego m��czyzny, trosce o los dziecka. Nie mog�a jednak zmusi� si�, by opowiedzie� o gwa�cie i o tym, i� m�� zleci� zamordowanie jej. Cho� nie powiedzia�a wszystkiego i tak poczu�a si� lepiej. Antek okazywa� jej serdeczno�� i zrozumienie. By� jak brat, którego nigdy nie mia�a. Stefan to zupe�nie inna historia. Nie min��o wiele czasu, a przesta�a czu� si� w jego obecno�ci swobodnie. By� czaruj�cy i troskliwy, ale musieli bardzo si� stara�, by znale�� temat do rozmowy. U�wiadomi�a sobie jednak, �e by�o co� jeszcze. Ilekro� zdarzy�o jej si� spojrze� g��biej w jego powa�ne oczy, na nowo uderza�o j�, jak bardzo jest poci�gaj�cy. A to wyprowadza�o Ann� z równowagi. Co dziwne, Stefan zdawa� si� postrzega� j� tak, jakby nie by�a m��atk�, do tego w pi�tym miesi�cu ci��y. Zdarza�o mu si� czyni� uwagi - niestosowne i nie na czasie - które nie mog�y by� niczym innym jak prób� flirtu. Z�o�y�a to 248 RS na karb zmys�owo�ci, któr� wyczu�a w nim ju� pierwszego wieczoru. By� m��czyzn�, którego bardzo interesowa�y kobiety. T�umaczy�a sobie jednak, �e jego zachowanie, cho� nie na miejscu, jest zupe�nie nieszkodliwe. Przygotowania do przyjazdu ojca Floriana zacz��y si� na d�ugo przed niedzielnym porankiem. Podczas gdy kobiety skuba�y dzikie ptactwo i doprawia�y zupy oraz gulasze, perkocz�ce potem godzinami nad paleniskiem, m��czy�ni, którzy akurat nie polowali, wykonywali l�ejsze prace domowe. By�o w nich jakie� spokojne podekscytowanie, które udziela�o si� dzieciom, zawsze ch�tnym, by wyrazi� g�o�no sw� rado��. Przyjazd ksi�dza stanowi� nie lada atrakcj�, wyczekiwan� niecierpliwie, gdy� pozwala�a oderwa� si� od codzienno�ci. Magda, starsza córka Lucyny, zaplot�a Annie w�osy, a potem wraz z matk� zaprowadzi�a j� do drewnianej wanny. M��czy�ni przynie�li gor�c� wod� i Anna mia�a jako pierwsza skorzysta� z k�pieli. Odda�a si� tej niemal zapomnianej przyjemno�ci w b�ogim przekonaniu, �e ju� nied�ugo znajdzie si� znowu w Warszawie. Rankiem cz�onkowie klanu zebrali si� w nieogrzewanej kaplicy, odziani starannie w skromne, lecz nieskazitelnie czyste niedzielne ubrania. Tylko strój bli�niaków by� o wiele bardziej wyrafinowany. Zw�aszcza ich pasy, ten symbol polsko�ci, z daleka rzuca�y si� w oczy. Ann� mierzi� w�asny wygl�d. Kobiety zrobi�y, co mog�y, by oczy�ci� i pozszywa� jej sukni�, mimo to przedstawia�a �a�osny widok. Narzuci�a wi�c na ni� utkany w domu szal, a g�ow� zakry�a koronkowym czepkiem. To ci dopiero wra�enie wywr� na ojcu Florianie, pomy�la�a. Z pewno�ci� we�mie mnie za pos�ugaczk�. Bli�niacy ukl�kli po obu stronach Anny na wyszczerbionej kamiennej pod�odze. Godzina, kiedy ksi�dz zwykle zjawia� si� w kaplicy, nadesz�a, a potem min��a. - Jak si� czujesz? - spyta� Antek. - Dobrze - odpar�a. Prawd� mówi�c, umiera�a z g�odu. Wszyscy po�cili od poprzedniego dnia, by móc przyj�� komuni�. W ko�cu wierni podnie�li si� z kl�czek i usiedli na twardych �awkach bez opar�. Antek przeprosi� Ann� i wyszed� rozejrze� si� za ksi�dzem. 249 RS Martwi�a si�, �e ojciec Florian nie przyb�dzie. Je�li tak si� stanie, jak d�ugo potrwa, nim uda im si� stworzy� nowy plan? By zaj�� czym� my�li, przygl�da�a si� zniszczonej kaplicy. Wysoki sufit zawali� si� miejscami, a �e go nie naprawiono, na d�oniach i uniesionej twarzy czu�a pojedyncze p�atki �niegu. W poz�acanych niszach wzd�u� bocznych �cian sta�y naturalnej wielko�ci pos�gi �wi�tych i aposto�ów, tak stare, �e nie sposób by�o rozró�ni� rysów twarzy. Marmurowy o�tarz by� mocno zniszczony, lecz tabernakulum po�yskiwa�o z�otem. W �cianie powy�ej o�tarza znajdowa� si� okr�g�y otwór, w którym by�o kiedy� witra�owe okno. Anna mog�a spogl�da� przez nie ku miejscu, gdzie opustosza�e, pokryte biel� wzgórza zlewa�y si� z niesko�czon� p�aszczyzn� szarego zimowego nieba. Zadr�a�a i otuli�a si� cia�niej p�aszczem. Nagle jej uwag� przyci�gn�� dobiegaj�cy spod sklepienia odg�os. Jaki� ptak - go��b grzywacz - trzepota� rozpaczliwie skrzyd�ami, staraj�c si� znale�� drog� na wolno��. Zab��kane ptaki musia�y cz�sto trafia� do kaplicy, gdy� nikt poza Ann� nie zwróci� uwagi na to, co dzieje si� pod sklepieniem. Pi�kny ptak, schwytany w pu�apk�, z ka�d� chwil� stawa� si� bardziej przera�ony. Przygl�da�a si� bezradnie, jak fruwa od jednej belki do drugiej, a potem zatacza ko�a, staraj�c si� wydosta�. Kiedy na ziemi� opad�o bezg�o�nie kilka piór, niektórzy spo�ród wiernych spojrzeli wreszcie w gór�. L�k �cisn�� serce Anny. Obawia�a si�, �e ptak, ogarni�ty panik�, zginie, nim zdo�a odnale�� drog� na wolno��. Lecz nagle go��b sfrun�� w dó�, poszybowa� wzd�u� nawy i znikn�� w otworze okiennym za o�tarzem. Przez chwil� czu�a, �e jej serce tak�e szybuje, unoszone nadziej�. - Stefanie, czy zdarza�o si� ju�, by ksi�dz... - umilk�a, nim zd��y�a zapyta� o mo�liw� przyczyn� nieobecno�ci ksi�dza. Nelka odwróci�a si� bowiem i obrzuci�a j� spojrzeniem tak nienawistnym, �e dalsze s�owa uwi�z�y Annie w gardle. Mimo to nie spu�ci�a wzroku. Nagle cisz� przerwa�o skrzypienie ci��kich drzwi. Wszyscy odwrócili si� i zobaczyli Antka z ksi�dzem. Wysoki m��czyzna ruszy� wprost ku o�tarzowi, nie spojrzawszy nawet na wiernych. Antek powróci� na swoje miejsce u boku Anny. Wszyscy wstali. Ksi�dz, odwrócony plecami do wiernych, natychmiast zacz�� przygotowywa� o�tarz. Wygolon� tonsur� otacza� wianuszek siwiej�cych w�osów, a naga czaszka na czubku g�owy b�yszcza�a niczym 250 RS lustro. Pot��n� sylwetk� mnicha skrywa� ciemnobr�zowy habit, si�gaj�cy przemoczonych butów. Anna mia�a nadziej�, �e Antek zd��y� ju� wspomnie� ksi�dzu o k�opotliwym po�o�eniu, w jakim si� znalaz�a. S�dzi�a, �e ksi�dz zechce pozna� j�, nim zacznie odprawia� msz�. Nie zrobi� tego jednak. Zdawa� si� w ogóle nie dostrzega� gromadki ch�opów, która tak d�ugo na niego czeka�a. Serce Anny przesta�o na moment bi�. I ten cz�owiek mia�by pomóc jej wróci� do domu? Ksi�dz odwróci� si�, by spojrze� na wiernych. Msza zaraz mia�a si� rozpocz��. Zapewne dobiega pi��dziesi�tki, oceni�a. Twarz mia� rumian� i pospolit�. Ma�e oczy by�y tak g��boko osadzone, �e nie da�o si� okre�li� ich koloru ani wyrazu. Anna pomy�la�a, �e ksi�dzu nie dopisuje dzi� humor. Swoje obowi�zki wykonywa� do�� niedbale, a na jego twarzy malowa� si� grymas uporu. Nagle u�wiadomi�a sobie, �e kap�an wpatruje si� w ni�. W pierwszej chwili mia�a ochot� odwróci� wzrok, lecz zapanowa�a nad sob� i odwzajemni�a spojrzenie. Twarz ksi�dza poczerwienia�a jeszcze mocniej. Odwróci� si�, aby doko�czy� przygotowa�. Uzna� mnie za zuchwa��, pomy�la�a. Konflikt wisia� w powietrzu. A je�li plan, który wspólnie wymy�lili, nie powiedzie si�? Martwi�a si�, gdy� ka�dy dzie� zw�oki móg� sprawi�, �e Antoni w ko�cu j� odnajdzie. Zacz��a si� modli�. Ksi�dz zszed� po trzech stopniach, wiod�cych do o�tarza, i post�pi� w jej kierunku. Antek poci�gn�� j� ku nawie i przedstawi� kap�anowi. - Niech Jezus oka�e si� dla ciebie �askawy, pani - powiedzia� ksi�dz - i dla tych, co z tob� podró�owali. Wyci�gn�� d�o�, by mog�a uca�owa� pier�cie�. - Oczywi�cie, zrobi�, co w mojej mocy, by mog�a pani wróci� do Warszawy. Anna os�ab�a z powodu postu i d�ugiego czekania, nie ukl�k�a wi�c, lecz nadal sta�a. Pomy�la�a, �e ch�opi z pewno�ci� uznaj� jej zachowanie za szokuj�ce, lecz nic nie mog�a na to poradzi�. - Czy chcia�aby pani wyspowiada� si� przed msz�? - Tak, ojcze. By� mo�e oceni�a ksi�dza zbyt surowo. W ko�cu ten cz�owiek przybywa z kaplicy Czarnej Madonny. Mo�e to w�a�nie cud, na który czeka�a? 251 RS Konfesjona�, ustawiony z przodu �wi�tyni, sk�ada� si� z krzes�a dla ksi�dza i kl�cznika dla spowiadaj�cego si�. Anna opowiedzia�a szeptem o tym, co wydarzy�o si� podczas podró�y i, na wyra�ne �yczenie ksi�dza, nie szcz�dzi�a szczegó�ów. Stara�a si� mówi� krótko, wiedzia�a bowiem, �e wie�niacy s� równie g�odni i zm�czeni jak ona. Powiedzia�a ksi�dzu o Louisie i Babette i o tym, �e czuje si� winna, gdy� nie okaza�a im do�� cierpliwo�ci. Ojciec Florian zapewni� j�, �e nie ma powodu tym si� martwi�. - Czasami zdarza si� tak, �e jednej osobie udaje si� prze�y�, a innym nie t�umaczy�. - Wtedy cz�sto ten, kto prze�y�, czuje si� winny. Nie obarczaj si� win�, dziecko. Anna nie odwa�y�a si� opowiedzie� o strasznych podejrzeniach wobec Antoniego. Wydawa�y si� zbyt nierealne, by ubra� je w s�owa. Poza tym czu�a, �e ksi�dz i tak by jej nie uwierzy�. - Czy wysz�a� za m�� z mi�o�ci, córko? - zapyta�. Pytanie by�o tak nieoczekiwane, �e Anna zamilk�a i przez chwil� jedynie wpatrywa�a si� w zakonnika. Co, u licha, sk�oni�o go, by o to zapyta�? - Nie - powiedzia�a w ko�cu. - Ma��e�stwo z Antonim zosta�o zaaran�owane. - Czy on ci� bije? - Uderzy� mnie... raz. - Rozumiem - odpar� ksi�dz, przygl�daj�c si� jej badawczo. - Jeste� m�oda westchn�� w ko�cu. - Ma��e�stwo nie wygl�da tak, jak w dziewcz�cych snach czy romantycznych powie�ciach. Ma��e�stwo staje si� nim naprawd�, kiedy oboje partnerzy w pe�ni z sob� wspó�pracuj�. To wspólnota dusz. �ona powinna bardziej troszczy� si� o dobro m��a ni� o w�asne i czerpa� z tego rado�� oraz szcz��cie. - A czy m�� nie powinien troszczy� si� o to, by jego �ona by�a szcz��liwa? - Tak, oczywi�cie - odpar� ksi�dz, spogl�daj�c Annie prosto w oczy. Jednak czasami to kobieta musi bardziej si� po�wi�ci�. Odczuwa�a pokus�, by zapyta�, dlaczego tak ma by�, ale nie o�mieli�a si� tego zrobi�. Nie �mia�a te� wspomnie� o tym, jak pozbawiony wszelkiej nadziei by� jej zwi�zek z Antonim, i �e kocha innego. - Jestem pewien, �e nie ma pani powodu si� skar�y�, pani Berezowska. Powinna pani by� lojalna wobec m��a dusz� i cia�em. Anna drgn��a na d�wi�k panie�skiego nazwiska, lecz nim zdo�a�a powiedzie� mu, jak si� naprawd� nazywa, on ju� udziela� jej rozgrzeszenia. 252 RS K�amstwo na temat tego, kim jest, b�dzie jedynym grzechem, który splami jej dusz�. - Odprawi� teraz msz�, a potem pójd� z m��czyznami do miejsca, gdzie zgin��y dzieci i reszta. Trzeba wyprawi� im chrze�cija�ski pochówek. Wsta� i natychmiast oznajmi�, �e nie b�dzie ju� móg� wys�ucha� dzi� ani jednej spowiedzi. Gdy ojciec Florian odprawia� po�piesznie msz�, Anna zastanawia�a si�, czy wie�niacy nie obarcz� jej win� za to, �e ksi�dz nie mia� czasu wys�ucha� nikogo spo�ród nich. Rozgrzeszenie mia�a otrzyma� dzi� jedynie przedstawicielka uprzywilejowanej klasy. Gdy ceremonia dobieg�a ko�ca, zagadkowy ojciec Florian opu�ci� wraz z m��czyznami kaplic�. - Hrabina nie czuje si� dobrze? S�owa dociera�y do �wiadomo�ci Anny, jakby p�yn��y z drugiej strony d�ugiego tunelu. Poczu�a, �e kto� dotyka d�oni� jej czo�a. - Prosz� pani? - Co? Tak? Le�a�a w pobli�u paleniska. - Jest pani chora? Unios�a powieki i zobaczy�a, �e Sowie Oczy w�a�nie cofa ko�cist� d�o�. - Nie... tylko troch� kr�ci mi si� w g�owie. - Z g�odu? Nie mog�a zaprzeczy�. By�a g�odna jak wilk. Staruszek odwróci� si� i zawo�a� do Lucyny: - Przynie� talerz gulaszu z jelenia. Kobieta oderwa�a si� od tego, co robi�a przy palenisku, i wymamrota�a co�, czego Anna nie zrozumia�a, lecz z jej tonu przebija�o niezadowolenie. Sowie Oczy straci� cierpliwo��: - To dla hrabiny, kobieto. Po�piesz si�. Lucyna spojrza�a na Ann� i jej spojrzenie z�agodnia�o. Nie zwlekaj�c, na�o�y�a gulaszu do drewnianej miski i przynios�a go�ciowi. Lecz nim Sowie Oczy zd��y� podsun�� jej do ust pierwsz� �y�k�, pojawi�a si� Nelka. - Ona zaczeka! - zaskrzecza�a. - B�dzie musia�a jeszcze zaczeka�! Anna zrozumia�a pocz�tkow� niech�� Lucyny. Nikt nie powinien by� przerwa� postu, dopóki ksi�dz i m��czy�ni nie wróc�, odprawiwszy ceremoni� w miejscu pochówku zabitych. 253 RS - Ona musi zaczeka�! - wysycza�a kobieta. - Nie b�dzie tu �adnych przywilejów! - Hrabina musi je��! - powiedzia� Sowie Oczy. Anna oswoi�a si� ju� z miejscowym dialektem i sporo rozumia�a. -Hrabina Berezowska jest przy nadziei. Oboje jeste�my ju� starzy, Nelka, lecz ty jeste� kobiet� i chyba pami�tasz jeszcze, jak to jest, gdy nosi si� dziecko. Ona b�dzie jad�a - nie dlatego, �e jest ze szlachty, ale dlatego, �e musi karmi� bezradn� istot�, któr� nosi pod sercem. Czy zosta�em zrozumiany? Starucha wykrzywi�a pomarszczon� twarz i wyd��a z pogard� usta. - Ma w brzuchu diabelski pomiot, ot co! - wysycza�a i znik�a z izby. - Jedz, dziecko - powiedzia� Sowie Oczy �agodnie. Anna le�a�a na boku, spogl�daj�c na misk� pe�n� sosu, warzyw i jeleniego mi�sa. Aromat gulaszu wype�nia� jej nozdrza. �lina nap�ywa�a do ust. Lecz potem spojrza�a na obserwuj�ce j� twarze i kilka innych, udaj�cych oboj�tno��. Ma�a córeczka Lucyny, Wera, wpatrywa�a si� g�odnym wzrokiem w misk�. - Nie - powiedzia�a, odsuwaj�c naczynie. - Zaczekam na m��czyzn. Sowie Oczy protestowa�, lecz Anna pozosta�a nieugi�ta. Po chwili uniós� jej g�ow� i sk�oni�, aby wypi�a dziwny, ciemny napar. Cho� do�� szczególny w smaku, nie by� jednak niesmaczny. Nie min��o wiele czasu, a zaci��y�y jej powieki. Wyobra�nia, pobudzona wida� przez tajemniczy napój, podsun��a jej obraz pi�knego, za�nie�onego krajobrazu, niezwykle realistyczny. Czu�a ch�ód, uderzenia mro�nego powietrza na twarzy i rze�ki zapach �wie�ego �niegu. A potem co� si� w nim poruszy�o. Pojawi�y si� postacie ludzi, zaj�tych jak�� prac�. Stopniowo sylwetki i twarze sta�y si� bardziej wyra�ne i oto wiedzia�a ju�, kim s� i co robi�. W �ci�tej mrozem ziemi znajdowa�y si� groby, wykopane przez ch�opów kilka tygodni temu. Wizja pozosta�a niema i bezd�wi�czna, widzia�a jednak, �e usta ksi�dza poruszaj� si� w modlitwie, a jego prawa d�o� wykonuje znak krzy�a nad ka�dym z grobów. U�wiadomi�a sobie, �e to ojciec Florian. Potem dostrzeg�a dwa ma�e pagórki, kryj�ce mogi�y Louisa i Babette. Ma�e, zamarzni�te groby bez �adnych oznacze�. Zmaga�a si� z sob�, by nie zasn��. Ksi�dz - jej po��czenie ze �wiatem zewn�trznym, ogniwo ��cz�ce j� z domem - mia� wkrótce wróci�. Musz� zachowa� �wiadomo��, my�la�a, osuwaj�c si� w g��boki, wywo�any narkotykiem sen. Musz� zachowa� �wiadomo��... 254 RS W kilka godzin pó�niej Stefan poinformowa� Ann�, �e ksi�dz odjecha� do Cz�stochowy bez niej. Usiad�a i spojrza�a na niego z niedowierzaniem. - Ale... dlaczego? - Uznano, �e jest pani zbyt s�aba, by podró�owa�. - By�am po prostu g�odna... a potem podano mi ten napar... Och, Stefanie, kiedy on znów tu zawita? - Przyje�d�a co drug� niedziel�. - Dwa tygodnie. Poczu�a, �e ogarnia j� rozpacz. Nie mog�a pozwoli� sobie na strat� kolejnych dwóch tygodni. Antoni pewnie i tak ju� jej szuka. Co robi�? - Nie musi pani st�d wyje�d�a�, pani Berezowska - powiedzia� Stefan. - Nie musi pani wyje�d�a� w ogóle. - Ale� musz�, i to wkrótce. Nagle u�wiadomi�a sobie, �e na twarzy Stefana maluje si� napi�cie. Wygl�da�, jakby zbiera� si� na odwag�. - Ja... nie ma dla mnie znaczenia, czy w ogóle mia�a pani m��a albo czy ma��e�stwo pani nie jest szcz��liwe. - Co chcesz przez to powiedzie�? - Có�, ani razu nie wspomnia�a pani o mi�o�ci do m��a lub o tym, �e chce pani do niego wróci� - do Warszawy, tak, lecz nie do m��a. Anna zje�y�a si�, nie wiedz�c, do czego mia�aby prowadzi� ta rozmowa. - To nie twoja sprawa, Stefanie. - Chcia�bym, aby sta�a si� moja. Spojrza�a na niego pytaj�co. - Chc�, by pani z nami zosta�a. Oczywi�cie, nie w tym zrujnowanym, lecz w naszym domu. Prosz� pozwoli�, bym zosta� ojcem dla pani dziecka... i m��em dla pani. - Nie mówisz powa�nie! - Owszem, mówi�. Tak, teraz to widzia�a. - To niemo�liwe, Stefanie - odpar�a, nie mog�c zdoby� si� na u�miech. - Poniewa� nie nale�� do szlachty? - Nie, nie o to chodzi... - W�a�nie, �e o to! By� mo�e nie urodzi�em si� szlachcicem, lecz zosta�em tak wychowany przez barona Galkiego, posiadam te� lepsze wykszta�cenie ni� niejeden spo�ród szlachty... - Nie w tym problem. Nie mog� nawet si� nad tym zastanawia�. 255 RS - Zakocha�em si� w pani. - Lecz ja nie mog� odwzajemni� twojej mi�o�ci. Musisz uwierzy�, �e naprawd� mam m��a. - Czy mo�e mi pani powiedzie� z r�k� na sercu, �e to szcz��liwy zwi�zek? Mo�e pani? Chwil� potrwa�o, nim mog�a mu odpowiedzie�. Pomy�la�a o swoich nadziejach i o tym, jak obróci�y si� wniwecz. Seria zaz�biaj�cych si� zdarze�, sk�adaj�cych si� od jakiego� czasu na �ycie Anny, przesun��a si� przed jej oczami jak fabu�a greckiej sztuki o skomplikowanej intrydze. Mog�a interpretowa� j� jako tragedi� lub komedi�, wi�c by si� nie rozp�aka�, wybra�a �miech. - Och, Stefanie, nie mog�abym nawet zastanawia� si�... - Co w tym takiego �miesznego? - Nic... tego po prostu nie da si� wyt�umaczy�. Teraz �mia�a si� ju� otwarcie. Twarz Stefana czerwienia�a z ka�d� chwil�. - Przypuszczam, �e to bardzo zabawne, kiedy cymba� taki jak ja zrobi z siebie g�upca? - Och, nic podobnego, Stefanie. Nie o to chodzi. Nagle u�wiadomi�a sobie, �e nie ma do czynienia z Antkiem, który potrafi� odczyta� subtelno�ci wyrazu twarzy czy s�ów. On dostrzeg�by w jej s�owach ironi�, zorientowa�by si�, �e Anna �miechem pokrywa ból. Lecz jego brat, powodowany emocjami, których nie potrafi� opanowa�, nie by� w stanie dostrzec niczego, poza brutalnie wyra�on� odmow�, która zrani�a jego uczucia. Wisielczy humor opu�ci� Ann� równie nagle, jak si� pojawi�. Wiedzia�a, �e musi z�agodzi� ból, jaki zada�a Stefanowi. Tylko �e ju� go nie by�o. 256 Rozdzia� trzydziesty siódmy. RS Dwa tygodnie pó�niej siedzia�a znowu w kaplicy, oczekuj�c przyjazdu ksi�dza. Czas mija� niezno�nie powoli. Stefan trzyma� si� z dala od klanu. Anna zwierzy�a si� Antkowi z tego, co zasz�o podczas ostatniego, niefortunnego spotkania, i ten próbowa� porozmawia� ze Stefanem, u�agodzi� go, lecz na pró�no. Podczas gdy Antek potrafi� mówi� o uczuciach, jego brat bli�niak - którego uczucia z pewno�ci� by�y równie �ywe i g��bokie - nie by� do tego zdolny. Jak mia�a zado��uczyni� jego zranionej dumie? Siedzia�a w zimnej kaplicy od rana, a by�o ju� wczesne popo�udnie. Jej najgorsze obawy si� sprawdzi�y - ksi�dz nie przyjecha�. - Nie b�dziemy d�u�ej czekali - zadecydowa� w ko�cu Witek. - Co� powstrzyma�o ksi�dza i nie przyjedzie. - To ona go powstrzyma�a - sykn��a Nelka na tyle g�o�no, �e wszyscy j� us�yszeli. Anna nie odwróci�a si�, by spojrze� na staruch�. Siedzia�a sztywno, czuj�c, jak jej twarz oblewa si� rumie�cem. Zdawa�a sobie jednak spraw�, �e inni z uwag� s�uchaj� Nelki. - Ta kobieta to z�o - sycza�a dalej starucha. - To ona trzyma ksi�dza z dala od nas! Nie wróci, dopóki ona tu b�dzie. Musimy si� jej pozby�! - Do��, Nelka! - powiedzia� Witek nie tyle g�o�no, ile stanowczo. - Niemo�liwe, by� tego nie widzia�, Witek. Ona jest narz�dziem szatana. - Id� z innymi kobietami, Nelko, pomó� przy posi�ku. I przesta� mamrota�. Kobieta skrzywi�a si� paskudnie, lecz pos�ucha�a. Anna le�a�a bezsennie, cho� dawno min��a pó�noc. By�a sama. To prawda, zastanawia�a si� ponuro. Ksi�dz nie przyjecha� z jej powodu. Nie wiedzia�a jedynie, dlaczego tak si� sta�o. To by�a zagadka. I jak teraz dostanie si� do Warszawy? Pomy�la�a o Janie i jej serce natychmiast zacz��o szybciej bi�. Gdyby tylko wiedzia�, w jakim po�o�eniu si� znalaz�a... Lecz nie ma co o tym my�le�. Antek zapewni� j� jeszcze tego wieczoru, �e wymy�li nowy plan. Modli�a si�, by by� w stanie jej pomóc, lecz przez ca�y czas w pod�wiadomo�ci czai�o si� pytanie: Czy Antoni j� odnajdzie? Jej my�li zak�óci� jaki� ha�as. Natychmiast usiad�a na �ó�ku. Nerwy mia�a napi�te do ostatnich granic. Wbi�a wzrok w mroczn� przestrze� przed sob�, czuj�c, jak serce t�ucze si� jej w piersi. To nic takiego, wmawia�a sobie, po prostu Lucyna przysz�a sprawdzi�, jak si� czuj�, albo mysz buszuje pod sto�em 257 RS w poszukiwaniu okruchów. Nagle zobaczy�a p�omie� �wiecy, który zdawa� si� p�yn�� od strony odleg�ych drzwi. Za nim pojawi� si� nast�pny, i jeszcze jeden. Wpatrywa�a si� w pe�gaj�ce �wiate�ka, niezdolna przemówi�. Zakapturzone postacie nios�y ogarki. Ustawia�y si� z wolna w szeregu niczym druidyjscy kap�ani. Przera�ona, nie mog�a wykrztusi� s�owa i odezwa�a si� dopiero, kiedy stan��y przed ni�. - Kim jeste�cie? - spyta�a. - Po co przyszli�cie? - Przysz�y�my po ciebie, hrabino. Anna natychmiast rozpozna�a ten g�os. - O co ci chodzi? - Pora, �eby� nas opu�ci�a - powiedzia�a Nelka, zsuwaj�c z twarzy kaptur i uwalniaj�c sko�tunione w�osy. Jej oczy, w których odbija� si� blask ognia, by�y niczym dwa emanuj�ce gro�b� dyski. Anna przygl�da�a si�, os�upia�a, jak starucha podchodzi do paleniska i wtyka w nie pogrzebacz. Spojrza�a na inne postaci. Same staruchy, przyjació�ki Nelki. Ich twarze wygl�da�y jak maski o nieub�aganym wyrazie. - Dlaczego tak mnie nienawidzicie? - spyta�a, staraj�c si� ukry� ogarniaj�c� j� panik�. - Jeste� z�em! - plun��a Nelka. Poniewa� sta�a tu� przy niej, Anna poczu�a na twarzy �lin�. - Chodzi o to, �e jestem szlachciank�, tak? Kobieta roze�mia�a si�. - Twoje �y�y b�d� krwawi�y równie �atwo, jak czyjekolwiek, a krew b�dzie równie czerwona. - Dlaczego, Nelka? Powiedz, dlaczego a� tak mnie nienawidzisz? - Tacy jak ty deptali biednych, odk�d tylko pami�tam. Jej oczy przybra�y dziwnie nieobecny wyraz, a g�os sta� si� monotonny: - Post�pimy s�usznie, powstaj�c i wyrzynaj�c was wszystkich! - Czy baron Ga�ki a� tak �le ci� traktowa�? Kobieta drgn��a, jakby otrz�saj�c si� z transu. - Wsta� i otul si� szalem. Na dworze jest zimno. - Oni nigdy si� na to nie zgodz�, Nelka. Ani Witek, ani twoi wnukowie. - Oni s� �lepi. Dosy� gadania! Wstawaj! Nelka skin��a na kobiety i dwie z nich zmusi�y Ann�, by si� podnios�a. Spróbowa�a krzykn��, lecz czyja� d�o� zakry�a jej usta. I kiedy szamota�a si� z nimi, próbuj�c si� uwolni�, u�wiadomi�a sobie, �e w izbie jest jeszcze kto�, pi�ta osoba, która wy�oni�a si� z cienia i podesz�a do paleniska. 258 RS Rozpozna�a Stefana. Dzi�ki ci, Bo�e, pomy�la�a. On poradzi sobie z t� szalon� staruch�, swoj� babk�. Niezdolna si� odezwa�, gdy� czyja� d�o� nadal przes�ania�a jej usta, wzrokiem b�aga�a m�odzie�ca o pomoc. Stefan zbli�y� si� do kobiet z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Dlaczego zwleka? - zastanawia�a si� Anna. Czemu nic nie mówi? Nelka odwróci�a si� i spostrzeg�a wnuka. Jednak nie wydawa�a si� zdziwiona. - Ko� gotowy? - spyta�a. Skin�� g�ow�. Anna zrozumia�a. Jej nadzieja trwa�a krócej ni� b�ysk komety. Stefan jej nie pomo�e. Zjawi� si� tutaj, by pomóc babce j� wygna�. Nelka podesz�a bli�ej paleniska i Anna skorzysta�a z okazji, by raz jeszcze wzrokiem poprosi� Stefana o pomoc. Jego zimne, kamienne spojrzenie jakby na chwil� z�agodnia�o, lecz kiedy babka wróci�a, nios�c pogrzebacz, i do��czy�a do tworz�cych pó�okr�g postaci, twarz m�odzie�ca znowu przybra�a zaci�ty wyraz. Koniec rozpalonego pogrzebacza gorza� czerwieni�. Nelka trzyma�a go tu� przy czole Anny, która czu�a, jak �ar opala jej brew. - Je�li b�dziesz si� szarpa� lub krzykniesz - ostrzeg�a j� - nikt wi�cej nie spojrzy na ciebie z przyjemno�ci�. Ucisz j�, Stefan. Kobieta, która trzyma�a dot�d d�o� na ustach Anny, cofn��a r�k�, a ch�opak wepchn�� Annie knebel w usta. Ale� musia�am go zrani�, pomy�la�a. Poszturchiwana ko�cistymi palcami Nelki, wysz�a z izby i ruszy�a wzd�u� opustosza�ych pomieszcze�, a potem po kamiennych stopniach, prowadz�cych do stajen. Tam Stefan zwi�za� jej r�ce. - Wsad� j� na konia - rozkaza�a Nelka. - Wyprowad� g��boko w las i zostaw. - A ko�? - zapyta� Stefan. - Przyprowad� go z powrotem. Ona zna diabelskie sztuczki, a las jest domem diab�a, wszyscy o tym wiedz�. Niech on jej pomo�e. Anna chcia�a krzykn��. Nie mog�a jecha� teraz konno. Wiedzia�a, �e to zabije dziecko. A i ona, pozostawiona sama zim� w lesie, tak�e nie zdo�a przetrwa�. Nie mog�a uwierzy�, �e to si� dzieje naprawd�. Przesun��a spojrzeniem po twarzach kobiet. Wiedzia�y, �e ogarni�ta szale�stwem Nelka wysy�a j� na pewn� �mier�, mimo to sta�y nieruchomo niczym pos�gi. Wydawa�o si� jej, �e w twarzy jednej z kobiet dostrzega cie� �alu i wspó�czucia. T� kobiet� by�a 259 RS Janka, która okaza�a jej sympati� w pierwszych dniach pobytu w�ród ludzi z klanu. Jednak Anna zdawa�a sobie spraw�, �e wahanie Janki spotka�oby si� z natychmiastow� reakcj� ze strony zgorzknia�ej Nelki, której uda�o si� przekona� i zastraszy� reszt� kobiet. Wiedzia�a te�, �e nie mo�e spodziewa� si� pomocy ze strony Stefana. Ch�opak nie zmieni zdania. Nie�wiadome okrucie�stwo i bezmy�lny �miech przypiecz�towa�y jej los. Mimo to, kiedy wsadza� j� na konia, spojrza�a mu w oczy, szukaj�c w nich cho� �ladu wspó�czucia. Lecz jego oczy by�y zimne i bez wyrazu. Nienawidzi�a go teraz i wiedzia�a - niech Bóg jej wybaczy - �e pójdzie na �mier�, nienawidz�c go. Gdy Stefan dosiad� swego konia, kobiety zebra�y si� wokó� Anny i unios�y wy�ej �wiece. Nelka trzyma�a uniesiony pogrzebacz, jakby mia�a uderzy� nim konia. Jakich�e to starych przes�dów sta�am si� ofiar�, pomy�la�a. - Otwórz drzwi, Janka! - rozkaza�a Nelka. Kobieta pos�ucha�a. Do stajni wdar� si� podmuch zimnego powietrza. Janka ruszy�a ku pozosta�ym, gdy nagle co� przyci�gn��o jej uwag�. Zatrzyma�a si� w pó� kroku i zawaha�a. Kobiety pod��y�y wzrokiem za jej spojrzeniem. Na drewnianym progu majaczy�a czyja� posta�. Jedna z kobiet westchn��a cicho. Antek. 260 Rozdzia� trzydziesty ósmy. RS Wynaj�ty powóz zajecha� na podjazd pa�acu w Wilanowie, niegdysiejszej letniej rezydencji króla Jana Sobieskiego. Zofia odsun��a okiennic�. Na chwil� jej pewno�� siebie os�ab�a. Sta�a oto u wrót rezydencji dorównuj�cej wspania�o�ci� samemu Zamkowi. Po�o�ona w�ród ogrodów w stylu w�oskim �ó�ta budowla, chocia� zdobiona na sposób francuski, odzwierciedla�a w pewien sposób prostot� polskiego dworu. Wo�nica do��czy� do szeregu wolno posuwaj�cych si� ku g�ównemu wej�ciu pojazdów, gdzie wysiadali uczestnicy balu. Czy zostanie wpuszczona? Po raz pierwszy ogarn��y j� w�tpliwo�ci. Ostatnie dwa tygodnie sp�dzi�a, zdobywaj�c informacje, a potem pilnuj�c krawcowej, której powierzono zadanie uszycia czerwonej sukni oraz bogato zdobionej klejnotami tuniki. Opatrzona kapturem szata mia�a barw� szkar�atu. Teodora, która zaczyna�a jako aktorka - co wówczas by�o synonimem prostytutki - awansowa�a do godno�ci w�adczyni, nosz�cej królewsk� purpur�, tote� Zofia znajdowa�a wielk� przyjemno�� w odgrywaniu tej roli. Toaleta, uszyta z mi�sistego aksamitu, opada�a ku ziemi szeregiem majestatycznych fa�d. Wiedzia�a, i� niektórzy go�cie b�d� mieli maski zakrywaj�ce ca�� twarz, inni takie, które zas�aniaj� tylko oczy, a cz��� nie za�o�y masek w ogóle. D�ugo zastanawia�a si�, nim podj��a decyzj�. Wola�a, by Jan nie rozpozna� jej a� do chwili, gdy sama tego zechce. Dlatego wybra�a mask� zakrywaj�c� ca�� twarz, z wyj�tkiem ust i brody. Wyrazi�cie zarysowane usta stanowi�y mocny atut jej urody, b�dzie wi�c mog�a wykorzysta� go, by czarowa� m��czyzn. Maseczka, zrobiona ze szkar�atnego filcu, by�a zdobiona wzd�u� górnej kraw�dzi klejnotami i bia�ymi piórami. Zaledwie dzie� wcze�niej, po tym jak przywieziono jej sukni�, wybra�a si� do ksi��nej Charlotte, aby po�yczy� od niej bi�uteri�. Przyjació�ka ch�tnie po�yczy�aby jej swój trzycz��ciowy naszyjnik z brylantów i Zofia odczuwa�a pokus�, by skorzysta� z oferty. Dosz�a jednak do wniosku, �e naszyjnik sk�adaj�cy si� z dwudziestu sze�ciu rubinów i pasuj�ce do niego kolczyki b�d� wygl�da�y bardziej bizantyjsko. - Nie s�dz�, by� przejmowa�a si� tym, �e twój g��boki dekolt nie wygl�da szczególnie bizantyjsko - strofowa�a j� Charlotte. Zofia roze�mia�a si�. - Masz racj�. By� mo�e obawiam si�, �e powód� diamentów odwróci�aby uwag� od moich walorów. 261 RS W ko�cu wysiad�a z powozu i zmiesza�a si� z t�umem innych go�ci. Po chwili sta�a ju� w kolejce, czekaj�c, a� zapowiedz� j� przy wej�ciu do sali balowej, i zastanawia�a si�, jakby tu unikn�� spotkania z hrabin� Lubomirsk�. Kolejka posuwa�a si� jednak zadziwiaj�co szybko i nim si� zorientowa�a, sta�a ju� przed hrabin�. Gospodyni mia�a na sobie wyszukan� bia�� toalet�, która sprawia�a, �e wydawa�a si� wr�cz kwadratowa. Wieniec z li�ci mirtu wie�czy� wysok�, pudrowan� peruk�, wznosz�c� si� ponad okr�g��, pyzat� twarz�. Zofia oceni�a, �e hrabina wygl�da po prostu �miesznie. - Jest pani bez w�tpienia wielk� bogini� Her�! - zawo�a�a z entuzjazmem. Pe�ne czerwone usta hrabiny rozci�gn��y si� w u�miechu zadowolenia. - Jak pani to odgad�a? - Z zapa�em studiuj� mitologi� - odpowiedzia�a, zapominaj�c doda�, i� pods�ucha�a, jak hrabina zdradza swoj� to�samo�� parze, która sta�a przed ni�. - A kim pani jest? Och, wygl�da pani prze�licznie. - Cesarzowa Teodora. - Rozumiem. Cudownie! Hrabina zmru�y�a ma�e oczka. -Ale kim pani naprawd� jest? Przysi�gam, �e nie potrafi� pani rozpozna�. Wyci�gn��a pulchn� d�o�, by zdj�� Zofii mask�. Ta jednak odsun��a si� z u�miechem. - Ale�, pani hrabino, czy� nie o to w�a�nie chodzi w tej zabawie? Kobieta spojrza�a na ni�, zdumiona. Otworzy�a usta, by przemówi�, lecz zaraz roze�mia�a si� i powiedzia�a tylko: - Och, oczywi�cie, ma pani racj�. Lecz musz� si� dowiedzie� przed ko�cem balu, s�ysza�a pani? Zofia zosta�a wi�c zaanonsowana jako Teodora, cesarzowa Bizancjum, i natychmiast tysi�c par oczu zwróci�o si� w jej stron�. Nawet z zakryt� twarz� sta�a si� postaci�, o której najwi�cej mówiono tego wieczoru. Zdawa�a sobie spraw�, �e wzbudza ciekawo�� zebranych. Nie by�o jej zatem trudno wykorzysta� dla w�asnych celów starego barona, siedz�cego przy stole Jana. Udaj�c francuski akcent, oczarowa�a go i sk�oni�a, by poprosi� j� o przy��czenie si� do ich grupki. Przyniesiono dodatkowe krzes�o, a go�cie uznali nag�e pojawienie si� �ony cesarza Justyniana za tak zabawne i niespodziewane, i� posadzono j� obok niezamaskowanego Jana. Z pocz�tku siedzia� sztywno i ledwie si� odzywa�, lecz z czasem, za spraw� serwowanego obficie francuskiego wina, nieco si� rozlu�ni�. 262 RS Siedz�cy przy stole m��czy�ni, a tak�e niektóre kobiety, �ywo interesowali si� polityk� i rozmowa cz�sto wraca�a do tematu konstytucji. Zofia nie znosi�a takich rozmów i robi�a, co tylko by�o w jej mocy, by sprowadzi� konwersacj� na l�ejsze tory. Ju� samo udawanie, �e �le mówi po polsku, sprawia�o jej wiele rado�ci. Ta�czy�a z Janem kilkakrotnie. Stanowili pi�kn� par� i by�a pewna, �e go�cie o nich plotkuj�. Przemawia�a do niego czaruj�cym, acz nieco przesadnym szeptem, pilnuj�c si�, by nie rozpozna� jej g�osu. - Jest pani pewna, �e ju� si� gdzie� nie spotkali�my? - zapyta� raz, kiedy wracali na swoje miejsca, ledwie mog�c zaczerpn�� tchu po szczególnie �wawym ta�cu. - Jestem pa�sk� �on�. - Nie, doprawdy. Czy my...? - Kiedy� musi si� pan o�eni�. - Sk�d pani wie, �e ju� nie jestem �onaty? Zofia zapl�ta�a si� we w�asn� sie�, lecz zamiast strachu odczuwa�a jedynie podniecenie. - Kto� mi powiedzia� - odpar�a, u�miechaj�c si� z niezachwian� pewno�ci� siebie. - Kim pani jest? Podeszli ju� do stolika i dalsze pytania zosta�y jej oszcz�dzone. Czy�by Jan co� podejrzewa�? By� wobec niej uprzejmy i serdeczny, mimo to czu�a si� rozczarowana. W miar� jak mija� wieczór, sta�o si� oczywiste, i� mo�e mie� ka�dego obecnego tu m��czyzn� poza Janem Stelnickim. Postanowi�a uciec si� do podst�pu, cho� mia�a wcze�niej nadziej�, �e nie oka�e si� to konieczne. Obowi�zek sk�oni� Jana, by zata�czy� ze star� baronow� o twarzy pokrytej �ladami po ospie, zajmuj�c� miejsce po jego drugiej stronie. Gdy odszed�, Zofia wyj��a z fa�dów szaty kobaltowoniebieski flakonik. Nie kryj�c si�, wzi��a do r�ki na wpó� opró�niony kieliszek Jana, po czym opu�ci�a go na kolana i przekonawszy si�, �e nikt na ni� nie patrzy, wsypa�a do wina zawarto�� buteleczki. Noc� na ulicach Warszawy panowa�y spokój i cisza, przerywana tylko od czasu do czasu turkotaniem powozów, rozwo��cych do domów zm�czonych zabaw� uczestników balu maskowego w Wilanowie. Zofia obawia�a si�, �e rodzinny powóz Gro�skich, opatrzony herbem, móg�by zosta� rozpoznany, 263 RS zatem nie szcz�dz�c kosztów, wypo�yczy�a pojazd o wiele bardziej wytworny i wspania�y. Jan spoczywa�, pó�przytomny, na siedzeniu obok. To by�o takie �atwe, pomy�la�a, tak niewiarygodnie �atwe. W ko�cu, dlaczego nie mia�oby tak by�? Teodora by�a przecie� aktork�, czy� nie? Kiedy Jan �le si� poczu�, zaproponowa�a, �e go odwiezie. Sk�ama�a, �e i tak mia�a zamiar wyj��, nie b�dzie to wi�c dla niej �adn� niedogodno�ci�. Dwaj spo�ród siedz�cych z nimi przy stole m��czyzn pomogli jej zaprowadzi� Stelnickiego do powozu. Zapyta�a go, gdzie mieszka, cho� zna�a adres. Henryk by� bardzo dok�adny w swoich raportach. Wiedzia�a tak�e, i� stara s�u��ca mieszka na ty�ach kamienicy i jest przyg�ucha. Gdy powóz dojecha� na miejsce, Jan nadal by� pó�przytomny. Wo�nica, który najwidoczniej s�dzi�, �e jego pasa�er jest po prostu pijany, nie powiedzia� nic, tylko pomóg� Zofii zaprowadzi� go do drzwi. Jan manipulowa� chwil� przy zamku, lecz wreszcie drzwi stan��y otworem. Zofia wraz z wo�nic� zataszczyli go po schodach do sypialni. Odprawi�a wo�nic�, daj�c mu suty napiwek, i wróci�a do sypialni. Jan le�a� na �ó�ku i zdawa� si� spa�. Ale� w�skie to �ó�ko, pomy�la�a, staj�c w nogach mebla. Typowe �ó�ko samotnego m��czyzny. Nieprzytomny, wyda� jej si� jeszcze przystojniejszy ni� zwykle. Wygl�da� jak �pi�cy cherubin. Zdj��a purpurow� sukni�. Oczywi�cie, teraz nie b�dzie z niego po�ytku. Lecz rankiem, kiedy obudzi si� i znajdzie j� nag� w tym w�skim �ó�ku... Có�, jest przecie� tylko m��czyzn�, czy� nie? Poka�e mu przyjemno�ci, jakich nawet nie potrafi� sobie wyobrazi�. B�dzie mój, pomy�la�a. Nawet gdyby jakim� cudem opar� si� pokusie, i tak szkoda ju� si� stanie. Sp�dz� razem noc. Jan b�dzie o tym wiedzia�, a Anna dowie si� w swoim czasie i przezwyci��y wreszcie uczucie, jakim go darzy�a. A ona, Zofia, by� mo�e, przy okazji pozb�dzie si� swojej obsesji. Zdj��a mask� i rzuci�a j� na pod�og�. Podnios�a wzrok i zaskoczona spostrzeg�a, �e Jan, zamroczony narkotykiem, wpatruje si� w ni�. - Zofia? - szepn��. U�miechn��a si�. Czeka�a, by powiedzia� co� jeszcze; przenikn�� j� dreszcz rozbudzonego nagle po��dania. Z rozkosz� rozbierze si� dla niego. Lecz Jan rozczarowa� j�, zapadaj�c na powrót w sen. 264 RS Podesz�a do serwantki i spojrza�a na swe odbicie w wisz�cym ponad ni� lustrze. Nadal si� u�miecha�a. To by�o takie �atwe. Zbyt �atwe, pomy�la�a, czuj�c, jak rodzi si� w niej z�e przeczucie. Odegna�a je natychmiast. Si�gn��a do karku, by odpi�� rubinowy naszyjnik. Zdj��a go i po�o�y�a na serwantce. Si�gn��a po kolczyki... i przekona�a si�, �e nie ma ich w uszach. Serce Zofii zamar�o. Zakr�ci�o jej si� w g�owie i musia�a przytrzyma� si� blatu mebla. Dobry Bo�e, pomy�la�a, gdzie te� mog� by� kolczyki? Pokój zawirowa� jej przed oczami. A potem sobie przypomnia�a. Nim opu�cili przyj�cie, uda�a si� do pokoju dla pa�, gdzie zdj��a mask� i kolczyki, aby od�wie�y� twarz. Co prawda nie mia�a zwyczaju zdejmowa� przy tym kolczyków, lecz ich zapi�cie by�o zbyt ciasne i uszy bola�y j� tak bardzo, �e chwilowa ulga okaza�a si� zbyt wielk� pokus�. S�odki Jezu! Zostawi�a bezcenne rubiny w toalecie dla pa�! Nie my�la�a logicznie, zaj�ta roztrz�saniem problemu, jakby tu mo�liwie najszybciej wyprowadzi� Stelnickiego z pa�acu. Zaczerpn��a g��boko oddechu. Co powinna zrobi�? Czy inny go�� móg� je zabra�? Modli�a si�, by tak si� nie sta�o. By�a jeszcze nadzieja: do pomocy paniom przydzielono s�u��c�, a s�u�ba Lubomirskich s�yn��a z uczciwo�ci hrabia nie tolerowa�by �adnych niedoci�gni�� w tej dziedzinie. Je�li dopisze jej szcz��cie, wystarczy, i� wróci do pa�acu i powie, �e klejnoty nale�� do niej. Spojrza�a na Jana, czuj�c, jak znów budzi si� w niej po��danie. Czy rubiny b�d� tam jeszcze rano? A je�li zaczeka, czy b�dzie w stanie spa� - i kocha� si� swobodnie - martwi�c si� o klejnoty? Za�o�y�a z powrotem naszyjnik. Przyda si� jako dowód, �e mia�a na sobie tak�e kolczyki. Pomknie do pa�acu Lubomirskich i wróci tu jak na skrzyd�ach, postanowi�a. Podnios�a z pod�ogi maseczk� i spojrza�a jeszcze raz na Jana. Tak, �pi jak anio�. Na dole z�o�y�a mask� na pó� i wepchn��a pomi�dzy drzwi a framug�, by móc swobodnie dosta� si� do �rodka, gdy wróci. 265 Rozdzia� trzydziesty dziewi�ty. RS Twarz Antka, kiedy tak sta�, przygl�daj�c si� zebranej w stajni gromadce, wyra�a�a oburzenie pomieszane ze zdziwieniem, lecz jego spojrzenie wyda�o si� Annie nieco m�tne. Zerkn�� przelotnie na ni�, a potem spojrza� na babk�. Nelka nie spu�ci�a wzroku, lecz przez d�u�sz� chwil� mierzy�a si� z nim spojrzeniem. Potem jej g�os przerwa� pe�n� napi�cia cisz�. - Nadszed� czas, by pozby� si� z�a, które zagnie�dzi�o si� po�ród nas powiedzia�a, wykrzywiaj�c lekko usta. Natychmiast zorientowa�a si�, �e starannie obmy�lony plan mo�e si� nie powie��. Anna spojrza�a na Antka, zastanawiaj�c si�, czy starczy mu odwagi, by sprzeciwi� si� rodzinie. Zdawa�a sobie spraw�, �e ch�opak nie odczuwa wobec niej fizycznego poci�gu, nie wiedzia�a natomiast, czy wi��, jaka zd��y�a si� mi�dzy nimi wytworzy�, jest na tyle silna, by chcia� jej pomóc. - Jeste� gotów to zrobi�? - zapyta� brata. - Tak - odpar� Stefan, siedz�cy na swym ogierze. - Dlaczego? - Ona jest z�a. Nelka mówi... - Od kiedy to wierzysz w przes�dy? - Mo�e jest w nich co� z prawdy. Nie wyzby�em si� do ko�ca starej wiary jak ty. - Wiesz, �e Nelka nienawidzi arystokracji i ta nienawi�� j� za�lepia. - A ty nie powiniene� zapomina� o swoim... naszym pochodzeniu, Antku. Arystokracja nigdy nas nie zaakceptuje. Baron mo�e zapewni� nam byt, lecz nie mo�emy dziedziczy� po nim tytu�u. Jego ród wyga�nie wraz z nim. - Nie potrzebujemy tytu�ów, Stefanie. Rzeczpospolita jest republik�! Nie dlatego to robisz i dobrze o tym wiesz! Stefan siedzia� w siodle wyprostowany i milcz�cy. - Czy nie jest aby prawd� - kontynuowa� Antek - �e kieruj� tob� powody bardziej osobistej natury? Anna niemal czu�a, jak Stefan sztywnieje z napi�cia u jej boku. Brat by� nieub�agany. - Na mi�o�� bosk�, Stefanie, hrabina jest zam��na i przy nadziei. Czego mog�e� si� spodziewa�? A teraz chcesz po�wi�ci� jej �ycie, by ratowa� swoj� dum�? Odpowiedz mi! 266 RS - Do diab�a z ni�! - wrzasn��a nagle Nelka. Dziewczyna odwróci�a si� w sam� por�, by zobaczy�, �e stara unosi pogrzebacz, jakby zamierza�a uderzy� nim konia. - Przesta�! - zawo�a� Antek. Nelka unios�a wy�ej pogrzebacz, robi�c zamach. Dla Anny czas si� zatrzyma�... zebra�a si�y, przygotowuj�c si� na to, �e ko� skoczy nagle przed siebie. Jednak�e Antek rzuci� si� na babk� i wyrwawszy z jej szponiastej d�oni pogrzebacz, odrzuci� go w drugi koniec stajni. Stefan zeskoczy� z konia i rzuci� si� na brata. Upadli obaj na pod�og�. Przez chwil� Antek le�a� oszo�omiony, twarz� w dó�, na pokrytym s�om� klepisku. Napstnik siedzia� na nim, przytrzymuj�c jego d�onie z ty�u na plecach. - Znajd� jaki� sznur, Nelka! - zawo�a�. Lecz nim zd��y� doko�czy� polecenie, Antek oswobodzi� d�onie. Podci�gn�� kolana, uniós� si� i zrzuci� z siebie brata. Zacz�li kr��y� z wolna wokó� siebie, przygl�daj�c si� w napi�ciu jeden drugiemu. Nagle zwarli si� ze sob�, wymierzaj�c szybkie ciosy. Ka�dy z nich próbowa� uzyska� przewag� ju� w tym pierwszym natarciu. Anna podejrzewa�a, �e si�owali si� tak ju� nieraz i �e by� to rodzaj rytualnej zabawy pomi�dzy dwójk� dorastaj�cych razem ch�opców. Jednak zawzi�ty wyraz ich twarzy zaprzecza�, �e chodzi tu o zabaw�. Jakby na dany znak chwycili si� za nadgarstki, po czym, wygi�wszy plecy w �uk, zacz�li obraca� si� coraz szybciej niczym w jakim� dziwacznym rosyjskim ta�cu. Nelka i pozosta�e kobiety cofn��y si�, by zrobi� im miejsce. Tylko Janka przemkn��a ku otwartym drzwiom i, niezauwa�ona przez nikogo z wyj�tkiem Anny, wy�lizn��a si� na zewn�trz, znikaj�c w ciemno�ci. Bli�niacy obracali si� dooko�a, wci�� szybciej i szybciej, a� wreszcie pod jednym z nich zacz��y ugina� si� nogi. Co zadziwiaj�ce, drugi z braci - tylko który? - mia� jeszcze do�� si�, by wykorzysta� chwilow� przewag�. Zacz�� przy�piesza�, by potem, w odpowiednio wybranym momencie, pu�ci� brata, który zatoczy� si� do ty�u, uderzaj�c plecami o drewnian� przegrod�. Rozleg� si� g�o�ny trzask i pokonany osun�� si� na ziemi�. Cho� g�owa spoczywa�a mu bezw�adnie na piersi, Anna dostrzeg�a znami� na policzku. - Wstawaj! - powiedzia� Stefan rozkazuj�co. - Jeszcze z tob� nie sko�czy�em. Podszed� do miejsca, gdzie le�a� Antek, oszo�omiony, lecz przytomny, i kopn�� go w �ebra. 267 RS - Powiedzia�em, wstawaj! Podniós� nog�, by kopn�� go po raz kolejny, lecz Antek chwyci� j� i zacz�� si� podnosi�. Stefan zamacha� rozpaczliwie ramionami, próbuj�c uderzy� brata i nie straci� przy tym równowagi. Tymczasem Antek wsta� i jednym szarpni�ciem pos�a� go na ziemi�. Stefan upad� z g�uchym st�kni�ciem. Antek natychmiast rzuci� si� na niego i potoczyli si� razem po s�omie. Stefanowi uda�o si� przycisn�� brata kolanami do pod�ogi. Natychmiast zdzieli� go pi��ci� w twarz. Raz, potem drugi. Pola�a si� krew. Anna zacz��a porusza� d�o�mi, by poluzowa� wi�zy. Uda�o jej si� to tylko cz��ciowo, mog�a wi�c jedynie przygl�da� si� walce, niezdolna zrobi� cokolwiek, czy cho�by oderwa� wzrok od walcz�cych. Walka wci�� trwa�a. W ko�cu Antkowi uda�o si� jako� zepchn�� brata na bok. Po chwili stali ju� obaj na nogach, znów okr��aj�c si� powoli, czujnie. W stajni panowa�a grobowa cisza. Antek krwawi� mocno. Tymczasem Annie uda�o si� jeszcze bardziej poluzowa� wi�zy. Przypuszcza�a, �e do tej pory Antek unika� mocnych ciosów pi��ciami, wol�c si�owa� si� tylko z bratem i jako� przywo�a� go do rozs�dku. Teraz jednak wyprostowa� si�, a jego twarz zdradza�a determinacj�. Tak jakby wiedzia�, �e je�li nie b�dzie walczy� w sposób narzucony przez Stefana, zostanie pokonany. Stefan po raz kolejny wymierzy� mu cios w twarz. Jego pi��� trafi�a jednak w powietrze, gdy� Antek zgrabnie si� uchyli�, zyskuj�c w ten sposób czas, by wymierzy� bratu mocny cios w �o��dek. Stefan zgi�� si� wpó�. Antek natychmiast wykorzysta� okazj� i waln�� go z ca�ej si�y pi��ci� w wykrzywion� bólem twarz, sprawiaj�c, �e brat wyprostowa� si� mimo woli. Kolejny cios pos�a� go o siedem czy osiem kroków w ty�. Stefan wsta�, trzymaj�c w d�oni pogrzebacz. Jego oczy p�on��y ��dz� mordu. Anna zd��y�a ju� niemal oswobodzi� d�onie i teraz gor�czkowo szarpa�a wi�zy. Nie dopu�ci do tego, by z jej powodu brat zabi� brata. Nelka i pozosta�e kobiety nawet si� nie poruszy�y - gapi�y si� na walcz�cych jak zahipnotyzowane scen� przemocy. Nie zauwa�y�y, �e Anna zdo�a�a oswobodzi� d�onie. Stefan zatoczy� si� w kierunku Antka, który czeka�, zachowuj�c czujno��, by stawi� mu czo�o. Przeciwnik zbli�y� si� i zamachn�� z ca�ej si�y pogrzebaczem. Dziewczyna wyj��a z ust knebel i g�o�no krzykn��a. Nikt nie zwróci� na ni� uwagi. 268 RS Antek uskoczy� i pogrzebacz uderzy� w skraj koryta do pojenia koni, roz�upuj�c drewno. Us�yszawszy towarzysz�cy temu �oskot, Anna zamilk�a. Nim Stefan zd��y� ponownie si� zamachn��, Antek zada� cios stop�, wytr�caj�c mu z r�k pogrzebacz, a potem chwyci� brata za kark i wepchn�� mu g�ow� g��boko do pe�nego wody koryta. Po kilku sekundach twarz Stefana ukaza�a si� nad powierzchni�. Zaczerpn�� gor�czkowo powietrza, lecz Antek znów wepchn�� mu g�ow� pod wod�. Czuj�c, �e si� topi, ch�opak walczy� rozpaczliwie, próbuj�c si� uwolni�, lecz brat sta� poza zasi�giem jego uderzaj�cych na o�lep r�k i nóg, coraz mocniej wpychaj�c mu g�ow� pod wod�. Wkrótce Stefan nie mia� ju� si�, by walczy�. Anna u�wiadomi�a sobie nagle, �e nie powinna milcze�. - Przesta�, Antek - zawo�a�a. - Przesta� natychmiast! Zabijesz go! Nie przestawa�a krzycze�, nie przebieraj�c w s�owach. Nie by�a w stanie samodzielnie zsi��� z konia, inaczej podbieg�aby do ch�opca, by go powstrzyma�. W ko�cu Antek otrz�sn�� si� z amoku i spojrza� na ni�. - Prosz�, Antek - powiedzia�a spokojniej, lecz nie mniej nagl�co. - Prosz�! Jego oczy rozszerzy�y si� i wida� by�o, �e wraca mu �wiadomo�� i rozs�dek. Wyci�gn�� brata z wody i po�o�y� go na ziemi twarz� w dó�. Stefan nie poruszy� si� i Anna by�a pewna, �e nie �yje. Jednak po chwili charkot, któremu towarzyszy�o s�abe westchnienie, upewni� j�, �e si� myli. Podzi�kowa�a w duchu Bogu. Kiedy do stajni wszed� Witek, Stefan oddycha� ju� prawie normalnie. - Co tu si� dzieje?! - hukn��. Janka kr�ci�a si� nerwowo w cieniu za nim. Anna pob�ogos�awi�a w duchu kobiet� za to, �e przeciwstawi�a si� Nelce i sprowadzi�a przywódc� klanu. Cisza. - Czy �aden z mych synów nie przemówi? Stefan zbiera� si� z pod�ogi, unikaj�c wzroku ojca. - Chcieli wygna� hrabin� Berezowsk� - powiedzia� Antek. Kobiety cofn��y si�. Wszystkie, poza Nelk�. Gdy Witek wszed� g��biej do stajni, starucha wysz�a mu na spotkanie. - Sprowadzi�a na nas nieszcz��cie. Trzeba j� wygna�. Widzisz, jak nastawi�a brata przeciwko bratu? Pos�u�y�a si� diabelskimi sztuczkami, by otumani� Antka... Witek podniós� d�o�, uciszaj�c matk�. 269 RS - Nie rozumiesz, kobieto? To ty nastawi�a� brata przeciwko bratu. Nie hrabina. Czy by�aby� zadowolona, gdyby jeden z nich zabi� drugiego? Zejd� mi z oczu, nim zapomn�, �e masz w tej rodzinie miejsce, i nim przyniesiesz mi jeszcze wi�cej wstydu! Nelka otworzy�a pomarszczone niczym suszona �liwka usta, lecz rozmy�li�a si� i, rzuciwszy Annie ostatnie nienawistne spojrzenie, wy�lizn��a si� ze stajni, a pozosta�e kobiety -z wyj�tkiem Janki - ruszy�y potulnie za ni�. Antek pomóg� Annie zsi��� z konia. - Pomaga�e� babce? - spyta� Witek Stefana. Ch�opak nie odpowiedzia�. - Przygotuj si�, by natychmiast wróci� do pana Galkiego, Stefanie. Jak widz�, jeste� bardziej jego synem ni� moim. Lecz zanim wyjedziesz, porozmawiamy. Stefan wyku�tyka� ze stajni ze spuszczon� g�ow�. - Jest mi wstyd i bardzo pani� przepraszam - powiedzia� Witek. - Nie uratowa�em pani z zimowego pustkowia tylko po to, by potem narazi� na co� takiego. Prosz� mi wybaczy�. - Z pewno�ci� nie ponosisz winy za to, co si� sta�o, Witku. Nic mi nie b�dzie. Jestem ci wdzi�czna za interwencj�... i Antkowi tak�e. Witek odwróci� si� do syna. - Nic ci nie jest? - Nic. - Sta�e� si� m��czyzn�. Prostota i szczero�� tego stwierdzenia czyni�y je tym bardziej znacz�cym. - A pani dowiod�a swej warto�ci jako hrabina i jako kobieta - doda�, zwracaj�c si� do Anny. - Jutro mój syn Antek odwiezie pani� do Cz�stochowy, sk�d b�dzie pani mog�a wróci� do Warszawy. Serce Anny zabi�o mocniej, gdy to us�ysza�a. - Och, dzi�kuj�-powiedzia�a. Potem b�dzie �a�owa�, �e nie powiedzia�a o wiele wi�cej, by wyrazi�, jak bardzo docenia�a to, co dla niej zrobiono. Witek i jego klan uratowali j� od pewnej �mierci w�ród za�nie�onych bezkresnych pól. - Gdyby by�a pani zdrowa, post�pi�bym tak od razu. Wygl�da te� na to, �e pok�ada�em zbyt wiele wiary w ksi�dzu. Zobaczymy si� zatem jutro rano. - Witku - powiedzia�a, k�ad�c mu d�o� na ramieniu. - Tak, pani Berezowska? - Nie oceniaj Stefana zbyt surowo. Przygl�da� si� jej przez chwil�, a potem si� u�miechn��. 270 RS - Kiedy nas pani opu�ci, b�dzie to dla nas wielka strata. Odwróci� si�, by odej��, a Janka podrepta�a nie�mia�o za nim. - Janka! - zawo�a�a Anna cicho. Staruszka odwróci�a si� i spojrza�a na ni� z mieszanin� ciekawo�ci i strachu. - Dzi�kuj� - szepn��a Anna. Wiedzia�a, �e Nelka niepr�dko zapomni przyjació�ce zdrad�. Kobieta rozci�gn��a usta w bezz�bnym, bladym u�miechu. Dygn��a niezdarnie i odesz�a, niemal nast�puj�c Witkowi na pi�ty. 271 Rozdzia� czterdziesty. RS Zofia siedzia�a bardzo z siebie zadowolona w powozie, który uda�o jej si� wynaj�� na wypraw� do Wilanowa i z powrotem. Spojrza�a w dó� i u�miechn��a si�. W zag��bieniu d�oni trzyma�a kolczyki. Pokojówka, która mia�a troszczy� si� o wygod� pa�, posz�a jej szuka�, gdy tylko zauwa�y�a zgub� - a przynajmniej tak twierdzi�a. I nawet mog�a to by� prawda, pomy�la�a Zofia, bo przecie� wysz�a z balu zaraz po wizycie w pokoju dla pa�. To tylko drobne opó�nienie, pociesza�a si�, wracaj�c my�lami do Jana. Czy� to nie zabawne, �e ta niewielka zw�oka sprawi, i� oprzytomnieje i b�dzie w stanie reagowa� na jej zaloty? Jakim kochankiem si� oka�e? Zimne powietrze i podniecenie, towarzysz�ce u�wiadomieniu sobie zguby, a potem odnalezieniu jej tylko wzmog�y po��danie. Po raz drugi tego wieczoru odprawi�a wo�nic� pod drzwiami domu Jana. Ju� mia�a si�gn�� do klamki, kiedy u�wiadomi�a sobie, �e nie widzi maski, któr� zabezpieczy�a wej�cie przed zamkni�ciem. Z bij�cym mocno sercem pchn��a ci��kie drzwi. Zamkni�te! Odsun��a si� i spojrza�a w okna. W ani jednym nie pali�o si� �wiat�o. Niedowierzaj�c swemu pechowi, wróci�a do drzwi i ponownie spróbowa�a je otworzy�. Na pró�no. Zacz��a ogarnia� j� z�o��. Co si� sta�o? Czy�by staruszka zerwa�a si� z �ó�ka w �rodku nocy i zasta�a drzwi uchylone? A mo�e Jan odzyska� �wiadomo�� na tyle, �e zszed� po schodach? Zastuka�a kilka razy ko�atk� i czeka�a. �adnej reakcji. Spróbowa�a jeszcze raz. Dosz�a do wniosku, �e to jednak s�u��ca musia�a zamkn�� drzwi. Jan by� zbyt oszo�omiony. A teraz stara kobieta wróci�a zapewne do swego pokoju na ty�ach domu i posz�a spa�. Nawet, gdyby nie zd��y�a jeszcze usn��, i tak nic nie us�yszy - Henryk powiedzia� przecie�, �e jest przyg�ucha. Do licha z ni�! Na ziemi co� zab�ys�o w blasku ksi��yca. Schyli�a si� i podnios�a zgniecion� mask�. Wróci�a do drzwi i zapuka�a jeszcze raz, chocia� wiedzia�a ju�, �e jej ma�a intryga sko�czy�a si� niepowodzeniem. W ko�cu unios�a gniewnie spódnic� i pomaszerowa�a kr�t� brukowan� uliczk� ku mostowi ��cz�cemu Warszaw� z Prag�. Skronie pulsowa�y jej bólem na my�l o tym, �e obiecuj�cy wieczór zako�czy� si� tak� kl�sk�. Mog�a tylko mie� nadziej�, �e nikt znajomy nie zobaczy jej wracaj�cej na piechot� do domu. By�oby to ostateczne upokorzenie. 272 RS Dwa dni pó�niej, kiedy odnios�a ksi��nej bi�uteri�, Charlotte wyzna�a jej pomi�dzy wybuchami �miechu, i� rzekome klejnoty to tylko szkie�ka, pi�knie barwione i oszlifowane, niemniej jednak szkie�ka. 273 Rozdzia� czterdziesty pierwszy. RS Anna i Antek zmierzali tymczasem bez przeszkód ku Cz�stochowie, po�o�onej w�ród wapiennych wzgórz, rozci�gaj�cych si� od Krakowa do Wielunia nad rzek� Wart�. Antek opowiedzia� jej wiele ciekawych rzeczy o klasztorze jasnogórskim, po�o�onym na ziemi darowanej ojcom paulinom w roku 1382. Czarna Madonna, ikona, któr� Anna tak bardzo chcia�a zobaczy�, znalaz�a si� tam ju� w trzy lata pó�niej, a klasztor sta� si� miejscem, do którego pielgrzymowa�y pokolenia Polaków. - A oto i dzwonnica! - zawo�a�, gdy sanie pokona�y zakr�t na drodze. Patrzy�a zdumiona i zachwycona. Byli jeszcze do�� daleko od klasztoru, mimo to majestatyczna wie�a wznosi�a si� ponad okryt� �niegiem okolic� niczym rze�biona ska�a. - Je�li chce pani zobaczy� dzwon, to wiedzie do niego pi��set stopni. - Nie mamy na to czasu. To Czarn� Madonn� chcia�abym zobaczy�. - Powiadaj�, �e ikona wskazuje drog� tym, którzy j� zgubili. - Tym ch�tniej zobacz� obraz. Wróci�a my�lami do momentu, kiedy rano �egna�a si� z klanem. Rozstanie mia�o s�odko-gorzki smak i zosta�o oblane obficie �zami. W pasie zawi�zan� mia�a ko�l� skór�, t� sam�, któr� da�a jej Lutisza - jak si� wydawa�o, wieki temu. Stara kobieta okaza�a si� równie bystra i przewiduj�ca jak Sowie Oczy, gdy� skóra ocali�a Annie �ycie, gdy musia�a samotnie stawi� czo�o szalej�cym �ywio�om wichru i �nie�ycy. Na podró� ubra�a si� w br�zow� sukni�, któr� kobiety wyczy�ci�y i pozszywa�y. Przysi�g�a sobie jednak, �e zniszczy j�, gdy tylko znajdzie si� w domu. Nie �yczy�a sobie, by cokolwiek przypomina�o jej t� wypraw�. Magda i Wera zaplot�y w�osy Anny tak, jak poleci�a im matka, owijaj�c zaplecione warkocze wokó� uszu, aby ochroni� je przed mrozem. Gdy j� czesano, do Anny zbli�y�a si� z ponur� min� Lucyna. - O co chodzi? - spyta�a Anna. - Powiedz! - Och, prosz� pani - j�kn��a kobieta. - Prosz� spojrze�, co sta�o si� z pani pi�knymi bucikami. Przyciska�a je do obfitego biustu. Buty by�y odbarwione, skurczone i bezkszta�tne - zdecydowanie do niczego. - Tak mi przykro - ubolewa�a dalej Lucyna, jakby to, co sta�o si� z butami, by�o jej win� - próbowa�y�my je oczy�ci� i nat�u�ci� skór�, lecz... sama pani widzi. 274 RS Co powiedziawszy, rozp�aka�a si�. - Ha! - zawo�a�a Anna ze �miechem. - To ci dopiero widok! Nie martw si�, Lucyno. Nie zamierzam nosi� tych butów. Nigdy ich nie lubi�am - za�mia�a si� konspiracyjnie. -Cisn��y mnie w palce! Je�li mo�na, zatrzymam te wspania�e futrzane trzewiki, które dla mnie uszy�y�cie. Lucyna zamruga�a, by pozby� si� �ez, a potem skin��a g�ow� i u�miechn��a si� leciutko. Hrabina wzi��a jeden but i pokaza�a go córkom Lucyny, �miej�c si�. - Spójrzcie tylko, dziewczynki, jaka dziwaczna musia�aby by� stopa, na któr� teraz by pasowa�y! Roze�mia�y si� weso�o, a po chwili Lucyna odpr��y�a si� i przy��czy�a do ogólnej weso�o�ci. Anna �a�owa�a, �e nie jest w stanie z równ� �atwo�ci� prze�ama� niech�ci i uporu Nelki, jednak staruszki nigdzie nie by�o wida�. Podobnie jak Stefana. Oczywi�cie, po cz��ci nienawidzi�a Nelki za to, co próbowa�a zrobi� zesz�ej nocy, lecz nie chcia�a opu�ci� klanu, który uratowa� jej �ycie, z sercem pe�nym wrogich uczu�. Dzia�ania staruszki wynika�y z ignorancji, Stefan za� kierowa� si� emocjami. Uwa�a�a, �e nie ma prawa ich os�dza�. Po obfitym �niadaniu ca�y klan zebra� si� przed stajni�, by po�egna� Ann�. Antek dogl�da� sa� i koni. Rozerwa�a z�oty �a�cuch, na którym wisia�a kamea jej matki, dziel�c go na sze�� kawa�ków, które zamierza�a rozda�. Postanowi�a jednak nie narusza� skromnego zasobu monet, gdy� mog�y okaza� si� niezb�dne podczas podró�y do Warszawy. Zdecydowa�a, �e najlepiej b�dzie obdarowa� seniork� ka�dej rodziny. Kobiety by�y zaskoczone i odmówi�y przyj�cia z�ota. Musia�a chwyta� ich ukryte d�onie i wciska� im podarki w gar��. Janka tak�e odmówi�a przyj�cia prezentu, lecz Annie uda�o si� jako� rozprostowa� jej palce. Kiedy kobieta spojrza�a w dó�, zobaczy�a zaskoczona, �e na jej d�oni spoczywaj� dwa kawa�ki z�ota. Spojrza�a na Ann�, która wzrokiem nakazywa�a jej milczenie. - We� ten drugi - szepn��a - i kiedy wyjad�, daj go Nelce. Janka skin��a g�ow�, spogl�daj�c na ni� oczami wielkimi jak dwa ksi��yce. Stare umys�y i serca trudno jest odmieni�, pomy�la�a Anna, mimo to trzeba próbowa�. Kiedy podarki zosta�y rozdane, podesz�a do Sowich Oczu. - �adna ilo�� z�ota nie by�aby dostateczna, by ci odp�aci�, przyjacielu. Uratowa�e� mnie od �mierci. 275 RS Starzec uniós� krzaczaste brwi. - Jed� z Bogiem, pani. Oby twoje �ycie up�ywa�o w zdrowiu i szcz��ciu. Przede wszystkim za� zawierz swemu sercu. Obj��a go. - Tobie zawdzi�czam nie mniej - powiedzia�a, zwracaj�c si� do Witka i obejmuj�c go na oczach ca�ego klanu. Twarz m��czyzny poczerwienia�a. Przest�powa� z nogi na nog� niczym nerwowy ko�. - Co prawda to prawda - mówi�a dalej. - Na pewno pami�tasz, �e omal nie umar�am z za�enowania, gdy po raz pierwszy si� spotkali�my. - Do widzenia, pani Berezowska. To by�o wszystko, co zdo�a� powiedzie�. Za chwil� to Anna mia�a prze�y� moment zaskoczenia. Gdy wesz�a do sa�, Lucyna, Janka, Magda, ma�a Wera i dwie inne kobiety wcisn��y si� na siedzenie obok niej. Nie wiedz�c, co zamierzaj�, przygl�da�a si� im, oniemia�a. Widz�c jej zdumienie, kobiety zachichota�y. Wreszcie Lucyna wyja�ni�a: - T�oczenie si� z podró�uj�cym w saniach czy powozie zapewnia pomy�lno��, poza tym ciep�o naszych cia� ogrzeje sanie, a czeka ci� d�uga podró� w zimnie. Anna za�mia�a si� z uznaniem, podczas gdy rozgadane kobiety utyka�y wokó� niej pledy i futra. Przez chwil� wydawa�o si�, �e wszystkie tworz� jedno��, jakby podzia�y spo�eczne nie istnia�y. - Pora wyrusza� - powiedzia� Antek, uko�czywszy przygotowania. Hrabina da�a sobie spokój z przes�dami klasowymi i serdecznie uca�owa�a kobiety w oba policzki. Gdy Antek pomaga� krewniaczkom wysi���, po ich twarzach p�yn��y �zy. Wdrapa� si� na kozio�. Ma�a Wera spojrza�a na Ann� smutnymi, szeroko otwartymi oczami. - Czy wróci pani tu kiedy�? - spyta�a g�osem dr��cym ze wzruszenia. - Nie wiem, malutka - odpar�a. Nagle otwarto wielkie wrota i m��czy�ni wypchn�li sanie na �nieg, gdzie zacz��y sun�� g�adko, ci�gni�te ochoczo przez wypocz�te konie. Anna odwróci�a si�, by pomacha�. Lata pó�niej nadal pami�ta�a widok, jaki ukaza� si� wówczas jej oczom: cz�onkowie klanu, tul�cy si� do siebie dla ochrony przed zimnem, m��czy�ni machaj�cy na po�egnanie, kobiety przyciskaj�ce do oczu chusteczki. - Z Bogiem! - wo�ali. - Niech Bóg pani� prowadzi, hrabino! 276 RS - Nie zapomn� was! - zawo�a�a Anna. - Je�li kiedykolwiek znajdziecie si� w Warszawie, przyjed�cie mnie odwiedzi�! Odwróci�a si� na siedzeniu. Antek zaj�ty by� ko�mi i wyszukiwaniem dla nich drogi. W duchu zgani�a si� za to, �e powiedzia�a co� tak g�upiego. Wiedzia�a, �e to w�tpliwe, by ktokolwiek z nich odwiedzi� kiedy� stolic�. Zw�aszcza dotyczy�o to kobiet, które prawdopodobnie rzadko zapuszcza�y si� dalej ni� granica ogrodów otaczaj�cych zamek. Jak�e ma�y jest ich �wiat, pomy�la�a. �yj� na ziemi, któr� uprawiaj�, dopóki w ko�cu nie stanie si� ich grobem. Zazdro�ci�a im - cho� z drugiej strony zdawa�a sobie spraw�, �e pragnie od �ycia czego� wi�cej - dla siebie i swego dziecka. Teraz, kiedy zbli�ali si� do Cz�stochowy, zada�a wreszcie pytanie, które tak j� dr�czy�o. - Powiedz mi, Antku, dlaczego Nelka a� tak mnie nienawidzi? Ch�opak westchn��. - Tu nie chodzi o pani�, prosz� mi wierzy�. Naprawd� nie. - Tak s�dzisz? - Ona nienawidzi arystokracji w ogóle. Nienawi�� odbiera jej rozum. Widzi pani, gdy by�a m�od� kobiet�, ksi��nej z s�siedniej parafii wpad� w oko m�� Nelki - mój dziadek. Ksi��na zmówi�a si� ze szlacheck� rodzin�, od której zale�a� byt moich dziadków, i ci zmusili dziadka, by zosta� jej lokajem. Spojrza� znacz�co na Ann�. - Cho�, oczywi�cie, nie o to jej chodzi�o. - I co si� sta�o? - Pod nieobecno�� m��a Nelka urodzi�a Witka. Dziadek pragn�� wróci� do swej rodziny, lecz ksi��na nie chcia�a o tym s�ysze�. Kiedy próbowa� uciec, przydarzy� mu si� wypadek. Dziadek zmar�. Babka nigdy nie uwierzy�a, �e to naprawd� by� wypadek. Anna pomy�la�a, �e us�ysza�a w�a�nie wyj�tkowo paskudn� histori�, jakby �ywcem przeniesion� z mroków �redniowiecza. - �ycie Nelki leg�o w gruzach - powiedzia�a. - To wszystko wyja�nia. - Spotka�a j� okropna rzecz, prosz� pani. Lecz Nelka by�a wówczas m�od� kobiet� i mog�a stworzy� sobie nowe �ycie. Zamiast tego zgorzknia�a i dopu�ci�a, by ta tragedia zmieni�a jej serce w kamie�. To, co si� wydarzy�o, t�umaczy jej zachowanie, ale go nie usprawiedliwia. - Pierwsza mi�o�� mo�e by� zarazem najsilniejsza, Antku. Nie sposób o niej zapomnie� ani jej zast�pi�. 277 RS Milczenie ch�opca jasno �wiadczy�o, �e dziwi go usprawiedliwianie babki przez Ann�. Przez chwil� podró�owali w ciszy. Pomy�la�a, �e historia ksi��ny, Nelki i jej m��a mog�aby sta� si� kanw� wspania�ego mitu. Lecz jakie szcz��liwe zako�czenie da�oby si� mu przypisa�? Antek przerwa� cisz�. - Babka, co prawda, nie potrafi zapomnie� o swoich krzywdach, lecz Stefan bardzo �a�uje, �e jej pos�ucha�. - Naprawd�? - Bardzo si� wstydzi, prosz� pani. Czu� si� zbyt upokorzony, by przyj�� si� po�egna�. Uwa�a, �e nie jest wart, by mu pani wybaczy�a. - Rozumiem. - Wiem, �e to wygl�da na tchórzostwo. Lecz Stefan nie jest tchórzem. Obaj zamierzamy przy��czy� si� do patriotów i walczy�. Anna otwar�a ze zdumienia usta. - Och, niech Bóg ma ci� w opiece, Antku. Niech ma w opiece was obu! I mo�esz powiedzie� bratu, �e mu wybaczam, s�yszysz? U�miechn�� si� z prawdziw� ulg� i Anna pomy�la�a, �e musi bardzo kocha� brata. Rozmowa o Sprawie nieuchronnie doprowadzi�a do tego, �e zacz��a my�le� o Janie. Zastanawia�a si�, czy z czasem stanie si� kobiet� tak� jak Nelka zgorzknia�� i nieszcz��liw�, poniewa� jej mi�o�� nie mia�a szansy si� spe�ni�. Sanie min��y bram� prowadz�c� na dziedziniec przed kaplic�. Podró� nie trwa�a nawet jednego dnia. Nazajutrz po balu Jan Stelnicki zosta� oficerem - porucznikiem lekkiej kawalerii. Mianowa� go sam Tadeusz Ko�ciuszko. Jan by� z tego dumny i czu� si� wielce zaszczycony, lecz nie �wi�towa� zbyt intensywnie, poniewa� skutki za�ycia narkotyku nadal dawa�y o sobie zna� - odczuwa� nudno�ci i przenikliwy ból g�owy. Zastanawia� si�, co te� dosypano mu do wina podczas balu. Sam alkohol nie móg�by mu a� tak zaszkodzi�. Nie wiedzia�, jak dosta� si� do domu. Oczywi�cie pami�ta� Teodor�, tajemnicz� Francuzk�, która siedzia�a obok niego. Przyjaciele powiedzieli mu pó�niej, �e zaj��a si� nim, kiedy poczu� si� �le przy stole. Kobieta zapewni�a wszystkich, �e dopilnuje, aby bezpiecznie dotar� do domu. Nikt nie wiedzia�, kim by�a. 278 RS Wida� jako� uda�o si� jej dowie�� mnie na miejsce, zastanawia� si� teraz Jan, a tak�e wprowadzi� na gór� i po�o�y�. A potem tajemnicza dama znikn��a. To by�o najbardziej zagadkowe ze wszystkiego. Co dziwniejsze, przez ca�y dzie� - nawet podczas ceremonii prze�ladowa�o go wspomnienie kobiety w stroju Teodory, stoj�cej w nogach �ó�ka. Najwi�kszy niepokój Jana budzi� fakt, �e nie mia�a na sobie maski, a jej twarz by�a twarz� Zofii. Te roze�miane czarne oczy nie mog�y nale�e� do nikogo innego. Lecz jak to mo�liwe? Nie, to nie mog�a by� ona. Widocznie narkotyk spowodowa�, �e rysy tajemniczej kobiety zmieni�y si� w twarz Zofii. Jednak�e to, �e w narkotycznej wizji pojawi�a si� akurat ona, mocno go niepokoi�o. - Witajcie, pielgrzymi! U wej�cia do kaplicy powita� ich bardzo wysoki i szczup�y zakonnik. - Przykro mi, lecz spó�nili�cie si� na msz�. - Nic nie szkodzi, ojcze - powiedzia� Antek. - Hrabina chcia�aby zobaczy� obraz Czarnej Madonny. Ksi�dz wydawa� si� zdumiony, kiedy us�ysza�, �e Anna jest hrabin�. Przyjrza� jej si� z min� wyra�aj�c� jawny sceptycyzm, a potem podobnym spojrzeniem obdarzy� konia i proste ch�opskie sanie. - Dopiero co zamkn��em. Nast�pna msza b�dzie o szóstej. - Och, ale ja tak bardzo chcia�abym zobaczy� ikon� ju� teraz - poprosi�a. Nie móg�by ojciec otworzy� cho� na kilka minut? - Widzi ojciec - powiedzia� Antek. - Hrabina jest... nieco s�abowita. Spodziewa si� dziecka. - Rozumiem - powiedzia� ksi�dz, spogl�daj�c na Ann�. -A jak brzmi nazwisko hrabiny? - Anna Maria Berezowska z Sochaczewa - odpar�a formalnie. Podejrzewa�a, �e zakonnik próbuje doszuka� si� w jej mowie i sposobie zachowania dowodu na to, i� rzeczywi�cie jest szlachciank�. Stara�a si� wygl�da� na zdecydowan� i pewn� siebie. Mia�a te� nadziej�, �e ksi�dz nie uzna faktu, i� nie przedstawi�a si� nazwiskiem m��a, za brak szczero�ci. - Sochaczew le�y w pobli�u Warszawy, prawda, pani Berezowska? U�miechn��a si�. Naprawd� j� sprawdza�. - Kilka godzin jazdy przy dobrej pogodzie. Sp�dza�am zim� w Warszawie. Wydawa�o si�, �e podejrzenia zakonnika zosta�y rozwiane i Antek postanowi� ku� �elazo, póki gor�ce. 279 RS - Czy hrabina mog�aby pomodli� si� kilka minut przed obrazem i zapali� �wiec�? Ksi�dz przygl�da� si� Annie jeszcze przez chwil�, a potem skin�� g�ow�. - Tak, oczywi�cie. Odwróci� si� i otworzy� drzwi. - Prosz� wej��, pani Berezowska, i prosz� si� nie �pieszy�. Nigdzie si� nie wybieram. W kaplicy jest pi�� o�tarzy. Prosz� i�� g�ówn� naw�, a znajdzie si� pani przed obrazem. Podzi�kowa�a i wesz�a do zimnego, mrocznego wn�trza. St�pa�a cicho w swych futrzanych trzewikach. Min��a krucht� i wesz�a do nawy g�ównej, zatrzymuj�c si� na chwil�, aby jej oczy przywyk�y do mroku. Opalizuj�ce �wiat�o, przenikaj�ce przez witra�e, w po��czeniu z pe�gaj�cymi p�omykami wielu �wiec wotywnych tworzy�y magiczny nastrój. S�ysza�a, jak Antek rozmawia� z ksi�dzem. Pad�o imi� ojca Floriana. Wiedzia�a, �e ch�opak pyta� o niego, a tak�e o to, jak Anna mog�aby dosta� si� do Warszawy. Mimo �e rozmowa dotyczy�a tak wa�nych dla niej kwestii, nie próbowa�a d�u�ej si� jej przys�uchiwa�. Podda�a si� nastrojowi kaplicy. Ruszy�a do przodu, pchana nieuchwytn�, tajemn� si��. Sz�a z wolna wzd�u� nawy. Nie widzia�a dot�d niczego podobnego. Oczywi�cie, w Warszawie by�a katedra, lecz tak olbrzymia i wspania�a, �e w jej wn�trzu cz�owiek czu� si� zagubiony i nic nieznacz�cy. Nie emanowa�a ciep�em, tak jak to miejsce. Nie wyczuwa�o si� tam bezpo�redniej blisko�ci bóstwa. �ciany kaplicy pokrywa�y wota - ornaty, gobeliny, haftowane materie, bro�, korony i cenne kamienie, z�o�one w podzi�ce za �ask� i cuda. By�o to miejsce, gdzie wyczuwa�o si� mistyczn� obecno�� nadprzyrodzonej mocy. Podesz�a do wielkiego miecza, spoczywaj�cego w specjalnej niszy. Przeczytawszy podpis, dowiedzia�a si�, �e jest to miecz, którym walczy� król Jan Sobieski, przep�dzaj�c Turków spod Wiednia. Serce mocniej zabi�o jej w piersi. Przodek Anny - dziadek ojca - by� wtedy pod Wiedniem. Walczy� rami� w rami� z królem Sobieskim i w nagrod� za m�stwo oraz po�wi�cenie hrabia Waldstein, ambasador Austrii przy polskim dworze, zarekomendowa� go swemu w�adcy. W ten oto sposób przodek Anny zdoby� szlachectwo. Na my�l o tym zrobi�o jej si� s�abo. Jest tym, kim jest tylko dlatego, �e wiele lat temu kto� zachowa� si� tak, a nie inaczej. Mimo �e pradziad �y� w tak odleg�ych czasach, czu�a, �e ��czy ich wi��. Rozpiera�a j� duma. Jaki on by�? Czy przypomina� mitycznego herosa? A mo�e by� po prostu jednym z milionów Polaków, którzy na przestrzeni wieków ryzykowali wszystkim, co mieli, i 280 RS cz�sto oddawali �ycie za ojczyzn�? Oni te� byli bohaterami. Tak czy inaczej pomodli�a si� za swego przodka, b�agaj�c, by nad ni� czuwa�. Ruszy�a powoli w kierunku obrazu i zbli�y�a si� do wysokiej kraty, oddzielaj�cej wiernych od sanktuarium. Zobaczy�a ikon� - proste malowid�o na drewnie, zawieszone ponad o�tarzem z hebanu i srebra. Jej spojrzenie przyci�gn��y oczy Maryi. Wydawa�y si� absolutnie realne, jakby obserwowa�y Ann�, odczytywa�y jej my�li. W obrazie by�o co� tak dziwnego i nieziemskiego, �e a� zabrak�o jej tchu. Po chwili by�a ju� jednak w stanie dostrzec inne szczegó�y. Na obrazie przedstawiono popiersie Madonny, odzianej w ciemn� szat� i opo�cz� z materia�u w dese� z lilii. Okrycie g�owy ozdabia�a pojedyncza sze�cioramienna gwiazda, umieszczona dok�adnie po�rodku czo�a. Na r�kach trzyma�a Dzieci�tko; wokó� g�ów obu postaci wida� by�o z�ote aureole, kontrastuj�ce z ciemn� karnacj� twarzy. Jak te� mog�o wygl�da� malowid�o, zanim zniszczyli je husyci, a pó�niejsza rekonstrukcja spowodowa�a �ciemnienie barw? I czy ma to znaczenie, skoro dzi� obraz jest tak pi�kny? Nie sposób by�o oderwa� wzroku od oczu Dziewicy. Zdawa�y si� zna� i opowiada� histori� �wiata - nie t�, opart� na ideach czy s�owach, lecz na pot�dze emocji. Anna przypomnia�a sobie, �e Czarna Madonna wskazuje pono� drog� b��dz�cym. Ukl�k�a, modl�c si� o przewodnictwo. Mija�y minuty. Us�ysza�a szelest i przypomnia�a sobie, �e Antek i ksi�dz nadal czekaj�. Zatopiona w kontemplacji i modlitwie, straci�a poczucie czasu. Podesz�a do p�on�cej ju� �wiecy i zapali�a od niej swoj�. Spojrza�a po raz ostatni na Czarn� Madonn�, o�mielaj�c si� mie� nadziej�, �e jej modlitwy zosta�y wys�uchane, a potem odwróci�a si� i ruszy�a z powrotem ku kruchcie. Zamiast wysokiego chudego ksi�dza dostrzeg�a imponuj�c� sylwetk� ojca Floriana. By� to dla niej nie lada szok. Nie ufa�a zakonnikowi od pocz�tku, a potem, kiedy nie pojawi� si�, by odprawi� msz�, sta�a si� wobec niego podwójnie nieufna. Natychmiast ogarn��o j� przeczucie, �e to spotkanie nie wró�y niczego dobrego. - Jak mi�o znów pani� widzie�! - zawo�a� tymczasem ksi�dz. - Prosz� pozwoli�, bym najpierw wyrazi� �al, �e nie mog�em odprawi� mszy w niedziel�. B�agam o wybaczenie! Anna u�miechn��a si�. - Nie ma potrzeby... - Widzi pani, by�em chory. Przykuty do �ó�ka. Nie mog�em pojecha�. 281 RS - Mam nadziej�, �e teraz czuje si� ojciec lepiej - powiedzia� Antek. - O tak. - To dobrze. Ojcze, zaistnia�y pewne okoliczno�ci i postanowili�my przywie�� tu hrabin�, by mog�a jak najszybciej dosta� si� do Warszawy. Pomo�e nam ojciec? - Mog� zrobi� co� znacznie lepszego! - Co masz na my�li, ojcze? Ojciec Florian spojrza� na Ann�. - Moja choroba przyczyni�a si� do tego, �e pani Grawli�ska sama do nas przyjecha�a. Ludzie ciemni i przes�dni mogliby powiedzie�, �e przywiod�o j� tu Przeznaczenie. Ja uwa�am, �e takie przypadki to dzie�o Boga. Zamar�a ze strachu. Ojciec Florian u�y� jej ma��e�skiego nazwiska! Natychmiast domy�li�a si�, �e musia� kontaktowa� si� z Antonim. Kiedy? W jaki sposób? Usi�owa�a przebi� spojrzeniem mrok kaplicy, zastanawiaj�c si� gor�czkowo, czy Antoni ju� tu jest. - Hrabina tak si� nie nazywa, ojcze - powiedzia� Antek. - Och, ale� tak, nazywa si�, czy� nie, pani Grawli�ska? Skin��a g�ow�. Czu�a, �e robi jej si� niedobrze. - To moje nazwisko po m��u. - Po co ta szarada, pani Grawli�ska? - zapyta� ojciec Florian. Anna zacisn��a wargi. By�o tak, jakby zakonnik zrzuca� jedn� mask� po drugiej, przeistaczaj�c si� z osoby zatroskanej o jej dobro we wroga. - Nie chc� mie� z moim m��em wi�cej do czynienia. - Lecz jest pani zam��na, moja droga - powiedzia� ksi�dz -do tego przy nadziei. M�� bardzo si� o pani� martwi. - O tak, z pewno�ci� - powiedzia�a, skrywaj�c gorycz. - Gdzie... gdzie jest Antoni? - Och, tu znowu zadzia�a� przypadek. Gdybym si� nie rozchorowa�, nie by�oby mnie tutaj, kiedy przyjecha�, szukaj�c �ony. Z pocz�tku nie mogli�my si� porozumie�, gdy� powsta�o pewne zamieszanie z powodu nazwiska, lecz w ko�cu ta ma�a tajemnica zosta�a rozwik�ana. Zbieg�a �ona pos�u�y�a si� panie�skim nazwiskiem. - Zbieg�a �ona? - Antek spojrza� pytaj�co na Ann�. U�miechn��a si� s�abo. Jak mia�a wyja�ni� mu to w kilku s�owach - do tego w obecno�ci ksi�dza? Tymczasem ojciec Florian zacz�� wymienia� litani� �oninych powinno�ci, ko�cz�c na tym, �e Anna ma równie� obowi�zki wobec swego dziecka. Gdy zamilk�, Antek zada� wreszcie to najwa�niejsze w tej chwili pytanie: 282 RS - Lecz gdzie jest pan Grawli�ski, prosz� ojca? Twarz ksi�dza spochmurnia�a. - Niestety, wys�a�em go dzi� rano do maj�tku Galkich, gdzie, oczywi�cie, powiedz� mu, �e uda�a si� pani tutaj. Wtedy pan Grawli�ski albo zostanie tam na noc, albo natychmiast wyruszy z powrotem. Podejrzewam, �e zostanie, i szcz��liwe po��czenie ma��onków nast�pi dopiero jutro rano. Z ulgi Annie a� zakr�ci�o si� w g�owie. By�a bezpieczna, cho� tylko na chwil�. - Có�, Antku - powiedzia� ksi�dz - zaprowad� konie do szopy i przeka� je stajennemu. A potem przy��cz si� do nas. Zjemy gor�cy posi�ek w klasztorze. Chod�my, pani Grawli�ska. Anna wymieni�a spojrzenia z Antkiem. Nie móg� wiedzie�, jak bardzo jest zdenerwowana, lecz jej brak entuzjazmu wobec perspektywy po��czenia si� z m��em nie uszed� jego uwagi. Spojrza� na ni� pytaj�co, jakby oczekiwa� wskazówek. Skin��a g�ow�, daj�c mu do zrozumienia, by wykona� polecenia ksi�dza. Gdy doszli do zewn�trznej bramy klasztoru, wiedzia�a ju�, co zrobi. Antoni nie zostanie na noc w maj�tku Galkich, lecz wróci natychmiast do Cz�stochowy, by�a o tym przekonana. Jej wewn�trzny zegar tyka� nagl�co, ostrzegaj�c przed niebezpiecze�stwem. - Przepraszam, ojcze! - zawo�a�a na pozór spontanicznie - lecz przypomnia�am sobie, �e zostawi�am w saniach kame� mojej matki, a nigdzie si� bez niej nie ruszam. To zajmie tylko chwil�. - Nonsens! Po�lemy po ni� Antka, gdy do nas do��czy. - Och, on nie ma poj�cia, gdzie szuka�! Zaraz b�d� z powrotem! Pobieg�a ku kaplicy, nim zakonnik zd��y� jej to uniemo�liwi�. Antek wychodzi� w�a�nie ze stajni. - O co chodzi? - zapyta�. - Nie powinna pani biec. - Musia�am! Zrozumia�. - A wi�c pani naprawd� ucieka. - Dopiero od tej chwili, Antku. Czy zaufasz mi, je�li przyrzekn�, �e opowiem ci o wszystkim, gdy oddalimy si� od tego miejsca? Musimy natychmiast st�d wyjecha�! - Lecz konie potrzebuj� odpoczynku, a nam przyda�by si� posi�ek. - Zw�oka mo�e mnie kosztowa� �ycie. Wiem, �e to brzmi absurdalnie. I wiem, �e prosz� o wiele, gdy� oczekuj� ci� w domu... ale czy pomo�esz mi dosta� si� do Warszawy? 283 RS Antek nie waha� si� ani chwili. - Oczywi�cie, prosz� pani. - B�dziemy musieli jecha� bocznymi drogami, omijaj�c g�ówne trakty. Skin�� g�ow�. - Niech Bóg ci pob�ogos�awi, Antku. I, prosz�, mów mi Anno. Znacznie pó�niej, na opustosza�ej, zdradliwej i wyboistej bocznej drodze, gdy mia�a ju� pewno��, �e ucieczka si� powiod�a, pomy�la�a, �e Czarna Madonna wida� uczyni�a dla niej cud. 284 Cz��� czwarta Nie ponaglaj rzeki, i tak pop�ynie. Przys�owie polskie. Rozdzia� czterdziesty drugi. RS Pewnego ch�odnego dnia w po�owie marca Anna znowu ujrza�a Prag�. Przyjechali wraz z Antkiem powozem, który wypo�yczyli poprzedniego dnia, gdy topniej�cy �nieg uniemo�liwi� poruszanie si� saniami. Podró�, trwaj�ca kilka dni, by�a d�uga i nu��ca, a drogi ledwie zas�ugiwa�y na t� nazw�. Noc� zatrzymywali si� g�ównie w prywatnych domach z obawy, �e Antoni mo�e szuka� ich po gospodach. Zarówno w zwyczajnych ch�opskich zagrodach, jak w nieco bogatszych dworkach przyjmowano ich z typowo polsk� go�cinno�ci�. Drzwi otworzy�a im Lutisza. Gdy zobaczy�a Ann�, jej twarz poja�nia�a z rado�ci. - Och, pani Anna! - wykrzykn��a zdumiona, unosz�c ku twarzy wielkie d�onie. A potem, zapominaj�c o tym, czego j� nauczono, zawo�a�a g�o�no po polsku: - Hrabina wróci�a! Dzi�ki Bogu, hrabina wróci�a! Przysadzista s�u��ca bez namys�u obj��a Ann� i przytuli�a, a potem odsun��a si�, za�enowana w�asnym, nazbyt poufa�ym zachowaniem. - Prosz� mi wybaczy�, madame - powiedzia�a, wracaj�c do wyuczonej francuszczyzny - to z rado�ci. - Nikt nie cieszy si� bardziej ode mnie - powiedzia�a Anna. Odwzajemni�a u�cisk na dowód tego, i� mówi prawd�, a potem przedstawi�a Antka. - Wejd�cie, wejd�cie, na dworze jest zimno. Bociany dopiero dzisiaj wróci�y na dach. Marta powiedzia�a, �e to dobry znak - i rzeczywi�cie! Och, prosz� wybaczy� mi t� paplanin�... Dobrze si� pani czuje? Co z dzieckiem? - Wszystko w porz�dku, Lutiszo, oboje czujemy si� dobrze. Podró� sprawi�a, �e dziecko sta�o si� bardzo ruchliwe, mo�esz mi wierzy�. Anna by�a wi�cej ni� zadowolona, �e znów widzi bezz�bny u�miech starej s�u��cej. - S�yszeli�my... to znaczy, pan Grawli�ski powiedzia�, �e pani nie �yje, �e powóz zosta� napadni�ty przez rozbójników. - Uciek�am, Lutiszo - powiedzia�a, a potem zapyta�a szeptem: - Gdzie jest mój m��? 285 RS Serce bi�o jej jak oszala�e. - Nie wiem, madame. Wyjecha� kilka tygodni temu. - Rozumiem. Nadal stali w holu przy drzwiach. Anna opanowa�a si� i zapyta�a: - Jak ciotka? - Dobrze. - A Zofia? Jest w domu? - Nie ma jej! Odpowied� pad�a z ust ciotki Stelli, która zbiega�a w�a�nie po schodach z werw� m�odej dziewczyny. - Jest na jakiej� przekl�tej wycieczce statkiem! - doda�a. - S�odki Jezu, Aniu, twój widok to prawdziwa rozkosz dla moich starych oczu! Anna le�a�a, nie �pi�c, a �ycie i energia z wolna wraca�y do przemarzni�tego i znu�onego podró�� cia�a. W pokoju by�o ciemno. Nie mia�a poj�cia, która mo�e by� godzina. Wiedzia�a, �e spa�a wiele godzin, budz�c si� od czasu do czasu, kiedy Lutisza przynosi�a jej co� do zjedzenia. Próbowa�a nie my�le� o Antonim ani o tym, ile czasu minie, nim jej m�� si� poka�e, co z pewno�ci� nieuchronnie nast�pi. Modli�a si�, by Antek dotar� bezpiecznie do domu. Rozstanie z nim by�o trudne, gdy� z�yli si� ze sob� podczas jej pobytu w osadzie, a zw�aszcza podczas podró�y. Rozmowa przychodzi�a im niezwyk�e �atwo. Opowiedzia�a mu o wszystkim: o napa�ci przy stawie, o dziecku, próbie zamachu na jej �ycie, mi�o�ci do innego m��czyzny, podejrzeniach odno�nie Zofii. On za� s�ucha� i wida� by�o, �e jej wierzy. Chcia� nawet zosta� i pomóc jej podczas konfrontacji z Antonim, lecz Anna nie mog�a na to pozwoli�. Oczekiwa�a go rodzina, poza tym mia� przecie� wst�pi� do armii patriotów. Z uporem powtarza�a, �e b�dzie jej mia� kto pomóc, prezentuj�c pewno�� siebie, której wcale nie czu�a. ��czy�o ich pokrewie�stwo dusz - by� jak brat, którego mog�aby mie�. Antek za�, je�li nawet uwa�a� j� za poci�gaj�c�, nigdy si� z tym nie zdradzi�. Zachowywa� si� ze wszech miar stosownie. Gdy po�egnawszy si�, wraca� do powozu, sta�a w drzwiach. Odwróci� si� tylko raz, by u�miechn�� si� smutno i pomacha�. Pomacha�a mu tak�e, zastanawiaj�c si�, czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczy. Si�gn��a po szklank� z wod�, któr� Lutisza postawi�a na stoliku obok �ó�ka. Jakie to dziwne, pomy�la�a. Antek odegra� tak wa�n� rol� w jej �yciu. Chocia� pochodzi� z plebsu, okaza� si� cz�owiekiem nies�ychanie szlachetnym. Nawet 286 RS rycerz nie zrobi�by dla niej wi�cej. Uratowa� j�, i to dwukrotnie. Oto lekcja, któr� po raz kolejny da�o jej �ycie: si�a charakteru nie przejawia si� w samym tylko urodzeniu, ale wykuwa w ogniu �yciowych do�wiadcze�. A teraz znik� z jej �ycia, niczym aktor opuszczaj�cy scen� po odegraniu roli w sztuce. Oto nast�pna lekcja, rozmy�la�a. Tak to ju� jest, �e ludzie pojawiaj� si� w twoim �yciu - a ty w ich - a potem znikaj�. Scena zapisana i odegrana. Uwa�a�a, �e jest w tym co� niesko�czenie smutnego. Czy tak te� b�dzie z Janem? Zniknie z jej �ycia? Zastanawia�a si�, czy dosta� wiadomo��, któr� Antek obieca� zostawi� w gospodzie, zanim opu�ci Warszaw�. Próbowa�a oceni�, ile te� mog�o min�� godzin, ale nie by�a w stanie my�le� jasno. Zreszt�, co za ró�nica? By�a pewna, �e przyjdzie. Dopi�a wod� i opad�a z powrotem na poduszki. Wygl�da�o na to, �e nadal potrzeba jej snu, cho� od chwili, gdy ciotka zapakowa�a j� do �ó�ka, min��o wiele godzin. - Co to za wycieczka, na któr� wybra�a si� Zofia? - spyta�a wcze�niej. - Rejs po Wi�le - odpar�a ciotka. - Na jakim� wielkim i wymy�lnym statku. Wyobra�asz sobie? Lód jeszcze do ko�ca nie stopnia�. Przypuszczam, �e w�a�cicielem statku jest jaki� magnat czy inny osobnik z nadmiarem gotówki w sakiewce. Pomy�l, jak te pieni�dze przyda�yby si� Ko�ciuszce! Na sam� my�l o tym krew gotuje mi si� w �y�ach! - Ciotko Stello, gdzie jest Babette? - Jest tam, niech Bóg ma j� w swej opiece, na tym statku grzeszników. Us�uguje twojej kuzynce i jest �wiadkiem nie wiadomo jakich rozrywek! - Och. Wyraz zgorzknienia na twarzy ciotki ust�pi� miejsca wspó�czuciu. - Ach, moja droga... dzieci. Czy one naprawd�...? Anna skin��a g�ow�. - Niestety. Nie prze�y�y. - Jakie to smutne. Tego si� obawiali�my. S�yszeli�my, �e znaleziono tam dwa ma�e groby. Co to za �wiat! Có�, musisz si� wyspa�. Opowiesz nam o wszystkim, kiedy wypoczniesz. Hrabina wsta�a, szykuj�c si� do wyj�cia. - By� mo�e nie znaczy to teraz zbyt wiele, ale Babette nie by�a dobr� matk� - powiedzia�a. - Ani ja dobr� opiekunk�. 287 RS - Och, jestem pewna, �e zrobi�a�, co by�o w twojej mocy. Dzieci sprawiaj� k�opoty. Spójrz tylko na moje, Anno Mario. Mo�e to nasza wina, moja i Leo. By� mo�e rodzice najmniej ze wszystkich nadaj� si� do wychowywania dzieci. Wysz�a z pokoju. Anna po�o�y�a d�o� na brzuchu. Co za dziwne rzeczy opowiada hrabina, pomy�la�a. D�ugo potrwa�o, nim wreszcie uda�o jej si� zasn��. Us�ysza�a, �e kto� j� wo�a. M��czyzna. Wydawa�o jej si�, �e dopiero co zasn��a. By� to gniewny g�os, przemawiaj�cy z dobrze znan� niecierpliwo�ci�: - Anno Mario! Anno Mario! Usiad�a na �ó�ku, wyprostowana jak �wieca, z czo�em zroszonym potem i sercem t�uk�cym si� w piersi. Dopiero co nasta� �wit i w sypialni cienie nocy miesza�y si� z bladym �wiat�em poranka. Czu�a ulotn� cisz� budz�cego si� dnia. I namacaln� obecno�� zagro�enia. Nagle jej uszu dobieg� s�aby metaliczny d�wi�k. Odwróci�a si�, by spojrze� ze strachem na drzwi. Klamka opuszcza�a si� z wolna, niemal niedostrzegalnie! Serce zamar�o jej w piersi. Us�ysza�a klikni�cie, oznaczaj�ce, �e zamek ust�pi� i drzwi powoli zacz��y si� otwiera�. W cieniu pokoju zobaczy�a wysok� posta�. Nie s�ysza�a kroków, które sygnalizowa�yby jej zbli�anie si�. - Kto... kto tam jest? - ledwie mog�a rozpozna� swój g�os, tak by� piskliwy. Posta� drgn��a i zacz��a bezszelestnie zbli�a� si� do �ó�ka. W mgnieniu oka m��czyzna sta� ju� nad ni�, u�miechaj�c si� podst�pnie. Anna podnios�a wzrok i spojrza�a prosto w twarz Antoniego. Zaczerpn��a gwa�townie oddechu. A potem spostrzeg�a w jego d�oniach sznur. Wiedzia�a, do czego jest mu potrzebny. Spróbowa�a wsta�. - Nie, Antoni! - zawo�a�a. Natychmiast skoczy� ku niej, zaciskaj�c jej sznur na gardle. Walczy�a, by oswobodzi� si� i krzykn��, lecz on ju� zd��y� zatka� jej usta d�oni�. Wymachiwa�a bezradnie ramionami, a sznur coraz mocniej zaciska� si� jej na gardle. Mija�y sekundy. �wiat wokó� pociemnia�. Czu�a, �e spada w czarn� otch�a�. Nagle jego d�o� znikn��a, a strach Anny eksplodowa� krzykiem, jaki mog�aby wyda� z siebie wiedziona na zatracenie dusza. Powoli u�wiadomi�a sobie, �e kto� poklepuje j� lekko po policzkach. - Obud� si� - us�ysza�a. - Obud� si�, moje dziecko. Uchyli�a powieki i zobaczy�a Lutisz�, przygl�daj�c� si� jej z trosk� w oczach. 288 RS - Mia�a pani z�y sen - powiedzia�a s�u��ca. - Nie s�ysza�am dot�d, by kto� tak krzycza�. Zapomnia�a pani, �e jest ju� z nami, bezpieczna w domu? Anna spróbowa�a si� u�miechn��. W domu, tak, ale czy bezpieczna? - Nied�ugo po�udnie, pani Anno - mówi�a tymczasem Lutisza - trzeba wsta� i si� ruszy�. Ma pani go�cia! Nowina sprawi�a, �e Anna natychmiast oprzytomnia�a, otrz�saj�c si� z resztek snu. - Kto taki? - spyta�a bez tchu. RS 289 290 Rozdzia� czterdziesty trzeci. RS Wesz�a do salonu i zasta�a tam Jana, rozmawiaj�cego przyciszonym g�osem z ciotk�. Oboje wstali. - Jan mówi - odezwa�a si� hrabina - �e do niego pisa�a�. Serce Anny podskoczy�o z rado�ci na widok ukochanego, mimo i� wiedzia�a, �e musi uzbroi� si� wewn�trznie, by stawi� czo�o ciotce. - Rzeczywi�cie - odpar�a. Oto nadesz�a chwila konfrontacji. Czy zako�czy si� okropn� scen�? - Rozumiem. - Hrabina spojrza�a uwa�nie na siostrzenic�. - Nie martw si�, dziecko. Nie zamierzam ci� �aja�. W ko�cu ten oto m��czyzna zaci�gn�� si� pod sztandar Ko�ciuszki. Anna nie mia�a czasu zareagowa� na t� zadziwiaj�c� zmian� pogl�dów ciotki. Jan, odziany w mundur sk�adaj�cy si� z czarnych wysokich butów, bia�ych spodni i ciemnoniebieskiej bluzy, podkre�laj�cej b��kit jego oczu, szed� ju� przez pokój. Uca�owa� jej d�o� z nies�ychanie powa�nym wyrazem twarzy. - Wiele przesz�a�. U�miechn��a si� do tych oczu. W�tpi�a, czy kiedykolwiek go zobaczy, czy spojrzy jeszcze cho� raz w te oczy. I oto sta� przed ni�. - W tej historii kryje si� o wiele wi�cej, ni� powiedzia�a ci hrabina. - Czy mam zostawi� was na chwil�? - zapyta�a ciotka. - Nie, ciociu. Ty tak�e powinna� us�ysze�, co mam do powiedzenia. Chodzi o Antoniego. Usiad�a naprzeciw Jana i ciotki. Ciekawe, czy mi uwierz�, pomy�la�a. Nie by�a pewna, czy sama tak do ko�ca wierzy w to, i� m�� próbowa� j� zabi�, i zabi�, cho� po�rednio, dwójk� niewinnych dzieci. Mo�e by�o jakie� wyt�umaczenie, mo�e znajdzie si� dowód na to, �e �le zinterpretowa�a fakty lub wyci�gn��a z nich mylne wnioski. Opowie�� zaj��a jej nieco ponad pó� godziny. Zamilk�a i spojrza�a na zaskoczone twarze hrabiny i Jana. Opowiadaj�c i przywo�uj�c z pami�ci okropne do�wiadczenia, jakie sta�y si� jej udzia�em, na nowo prze�ywa�a miniony koszmar. Kiedy sko�czy�a, na chwil� zapanowa�a cisza. Wspominanie i relacjonowanie umocni�o podejrzenia Anny. Ale co z Janem i ciotk� Stell�? Wpatrywa�a si� w zwrócone ku niej twarze. Czy uwierzyli? - Zatem - westchn�� Stelnicki - Rosjanin, który zbieg�, bez w�tpienia opowiedzia� o wszystkim Antoniemu. Twój m�� mia� pewnie nadziej�, �e 291 RS zgin��a�, lecz kiedy wróci� na miejsce, gdzie zaatakowano powóz, nie znalaz� potwierdzenia dla swoich przypuszcze�. Przeprowadzi� wi�c ma�e �ledztwo i natkn�� si� na ksi�dza. - Bo�e w niebiesiech - westchn��a ciotka. - Czy to mo�liwe, Anno? Twój m��? - A czy jest inne wyt�umaczenie? Hrabina tylko potrz�sn��a g�ow�. - Kto móg� wys�a� Polaków? - zapyta� Jan. - W�a�nie - wtr�ci�a ciotka. Anna potrz�sn��a z wolna g�ow�. - Nie wiem. Jestem pewna, �e przybyli, by mnie ratowa�. S�dzi�am, �e to ty ich wys�a�e�... lub mo�e Zofia? - Gdybym wiedzia�, �e jeste� w tarapatach - rzek� Jan -nie wysy�a�bym nikogo, lecz sam wyruszy�bym ci na ratunek, Anno. Mam nadziej�, �e pewnego dnia dane mi b�dzie u�cisn�� r�k� tego Antka. - Ja te� nie mam poj�cia, kto by to móg� by�, kochanie. I chyba mog� powiedzie� to samo o Zofii. - Zatem to tajemnica - powiedzia�a Anna. - I co my zrobimy? - zawo�a�a hrabina. - Co b�dzie, je�li Antoni si� tu poka�e? - Och, z pewno�ci� si� poka�e - odpowiedzia�a. - I s�dz�, �e nie b�dziemy czeka�y zbyt d�ugo. - Je�li to prawda, musimy go oskar�y� - powiedzia�a hrabina. - Nale�y trzyma� go od ciebie z daleka, Anno. Powinien te� zap�aci� za to, �e odebra� �ycie dwójce dzieci. Czy� nie tak, Janie? - W doskona�ym �wiecie, owszem. - Co chcesz przez to powiedzie�? - Chc� powiedzie�, �e mamy tylko zbiegi okoliczno�ci, przypuszczenia, nic poza tym. Anna jest jedynym �yj�cym �wiadkiem. A nie widzia�a niczego, co bezpo�rednio wskazywa�oby na Antoniego. Poczu�a, �e krew �cina si� jej w �y�ach. By�o tak, jak si� obawia�a. Jan mia� racj�. Nie istnia� �aden dowód, �wiadcz�cy przeciwko jej m��owi. Nic namacalnego. A teraz Antoni porusza� si� swobodnie, gotów uderzy�, gdy b�dzie mu to na r�k�. Hrabina, podekscytowana nowinami, poczerwienia�a na twarzy i siostrzenica zacz��a j� uspokaja�. - To nic takiego - upiera�a si� ciotka - tylko moje palpitacje. Zaraz mi przejdzie. 292 RS Mimo to wezwano Lutisz�. We trójk� odprowadzili hrabin� do drzwi jej sypialni. - Lepiej ju� pójd� - powiedzia� Stelnicki, gdy Anna wysz�a z pokoju ciotki. Odprowadzaj�c go do drzwi, poczu�a znajom� pustk� w sercu. Jak�e gor�co pragn��a, aby odwróci� si� i j� przytuli�! By� mo�e lepiej by�oby nigdy go nie zobaczy� ni� widzie� przez krótk� chwil�, a potem si� rozstawa�. Nic, tylko rozstania. Odwróci� si� i uj�� jej d�o�. - Wiedzia�a�, �e gdy tylko si� dowiem, przyjd�? - Oczywi�cie. - Musisz zrobi� to, o co ci� poprosz�, Anno. Bez wzgl�du na wszystko pozostan� w mie�cie, dopóki Antoni si� nie poka�e. Musisz mie� przygotowany list. I gdy tylko go zobaczysz, natychmiast po�lij kogo� z wiadomo�ci� do gospody Pod G�ow� Królowej, s�yszysz? - Tak. - Nie przesiaduj� tam bez przerwy, lecz b�d� wiedzieli, gdzie mnie szuka�. Je�li gospoda b�dzie zamkni�ta, niech twój pos�aniec obudzi w�a�cicielk�. Mieszka na pi�trze i ma m�odego syna, który szybko dostarczy mi wiadomo��. Skin��a g�ow�. - Zapytasz Zofi� o Polaków, którzy przybyli, by ci pomóc? - Zapytam. - B�d� dzielna. - Uca�owa� jej d�o�. - Powinienem i��. - Lecz... Zatrzyma� si� w otwartych drzwiach, odwróci� i spojrza� na ni�. - O co chodzi, Anno? - Ale co b�dziesz móg� zrobi�... to znaczy, kiedy Antoni si� poka�e? Jan u�miechn�� si� tajemniczo. - Stawi� mu czo�o - powiedzia�, a potem odwróci� si� i zacz�� schodzi� po stopniach, prowadz�cych na ulic�. - Ale co to w�a�ciwie znaczy? - zawo�a�a. Uda�, �e nie dos�ysza� pytania. Zofia wróci�a po po�udniu i zaraz wpad�a do pokoju Anny, okazuj�c zaskoczenie i rado��. - Och, Anno, moja droga, my�leli�my, �e nie �yjesz! - zawo�a�a, wypuszczaj�c wreszcie kuzynk� z obj��. - To naprawd� ty? Anna u�miechn��a si�. - Tak, to ja. - A dziecko? 293 RS - Ma si� dobrze. - Co za cudowne nowiny! Wróci�am w�a�nie ze wspania�ego rejsu, cho� statek nawet nie opu�ci� doku. Na rzece jest jeszcze zbyt du�o lodu. Ale i tak by�o cudownie. Och, Anno, tak bardzo si� ciesz�, �e zasta�am ci� w domu, bezpieczn�. Antoni nie mia� zbyt wiele nadziei, je�li o to chodzi. Lecz jednak ci� odnalaz�! Jak cudownie! Czy on tu jest? - Usi�d�, Zofio. Musz� opowiedzie� ci... o Antonim. - O co chodzi? - spyta�a Zofia, sadowi�c si� naprzeciw kuzynki. Anna opowiedzia�a ca�� histori�, po raz drugi tego dnia. Mówi�c, przygl�da�a si� Zofii, lecz jej twarz nie zdradza�a, co s�dzi o tym, �e kuzynka o w�os unikn��a nieszcz��cia, a tak�e o �mierci dzieci. Jednak�e nie kry�a niedowierzania, je�li chodzi o rol�, jak� mia�by odegra� w tych szokuj�cych wydarzeniach Antoni. - Uwa�am to za nieprawdopodobne, Anno, wysoce nieprawdopodobne oznajmi�a, gdy dziewczyna umilk�a. - Zatem to nie ty wys�a�a� Polaków, by odbili mnie Rosjanom? - Ja? Oczywi�cie, �e nie. To mogli by� rozbójnicy. By� mo�e wyci�gn��a� fa�szywe wnioski. Z pewno�ci� twój m�� potrafi wszystko wyja�ni�, gdy tylko si� tu zjawi. - Zofio, je�li Antoni zyska wst�p do tego domu, moje �ycie nie b�dzie warte funta k�aków. By� mo�e nie zrobi nic od razu, lecz w ko�cu jednak znajdzie sposób, by si� mnie pozby�. - Nie uwa�asz, �e gdyby� bardziej zaanga�owa�a si� w to ma��e�stwo i... - Nie! Nawet gdybym przekaza�a mu maj�tek w Sochaczewie, karty zosta�y ju� odkryte. Antoni zdecydowa�, �e jestem dla niego ci��arem. Musisz to zrozumie�, Zofio. Musz� ci� przekona�. Twoja matka dostrzega niebezpiecze�stwo, i Jan tak�e. - Jan? - Zofia gwa�townie poblad�a. - Tak. - By� tutaj? Anna skin��a g�ow�. - Na czyje zaproszenie? - Moje. Zofia zaczerpn��a oddechu. - Ty ma�a spryciarko! Nic dziwnego, �e chcesz pozby� si� ma��onka! By� mo�e to ty próbujesz go zabi�. Jeste� w domu dopiero jeden dzie�, a Jan ju� tu 294 RS w�szy. Kiedy wreszcie wy-zb�dziesz si� pró�nego marzenia o tym, by dosta� Stelnickiego? - Nie �ywi� nadziei, by... - Nawet nie próbuj zaprzecza� - twarz Zofii poczerwienia�a z gniewu. - I co hrabia Stelnicki mo�e zrobi�, by poprawi� sytuacj�? - Nie wiem, co on planuje. - Przypuszczam, �e by�aby� zadowolona, gdyby wyzwa� Antoniego na pojedynek i go zabi�. Czy to rozwi�za�oby twoje problemy, kuzynko? - Nie �ycz�... - Nie pozwalam ci wi�cej go tu zaprasza�, pami�taj o tym. Ruszy�a do drzwi, mówi�c: - Och, wieczorem b�dzie u mnie kilka osób. Gdyby przyj�cie okaza�o si� zbyt ha�a�liwe, po�lij mi s�ówko. Przy drzwiach odwróci�a si� i jakby nieco z�agodnia�a. - A co si� tyczy Antoniego, przeprowadz� ma�e dochodzenie. Je�li oka�e si� winny, zostaw to mnie. - Zofio? - zawo�a�a Anna. - Tak? - Przy�lesz na gór� Babette? - Przy�l� - powiedzia�a i wysz�a. Ann� czeka�o ma�o przyjemne zadanie powiadomienia Babette o �mierci jej dzieci. Jak to mo�liwe, zastanawia�a si�, �e Zofia nie zareagowa�a na tragiczn� histori� francuskich malców? Czy ona nie ma serca? Je�li pokojówka mówi�a prawd�, gdy powierza�a Annie swe dzieci, to znaczy, �e kuzynka pod gro�b� utraty posady zmusi�a j�, by odes�a�a maluchy. Czy�by nie zdawa�a sobie sprawy, i� to w�a�nie doprowadzi�o do ich �mierci? Wróci�a my�lami do tego, jak Zofia zareagowa�a na wzmiank� o Janie. Nie brakowa�o w tym emocji! Dlaczego ona a� tak pogardza Janem? Anna celowo wspomnia�a o jego wizycie, gdy� chcia�a przekona� si�, jaka b�dzie jej reakcja. Czy kuzynka naprawd� uwa�a, �e to Jan zaatakowa� Ann� przy stawie? A mo�e sama si� w nim podkochuje? Ale jak to mo�liwe? Zaprzeczy�a przecie�, �e Stelnicki j� poci�ga, i nawet zach�ca�a Ann�, by z nim flirtowa�a. Dostrzega�a ironi� losu w tym, �e stara hrabina nie by�a ju� przeciwna jej kontaktom z Janem, a przynajmniej na to wygl�da�o. Teraz to Zofia zabroni�a mu wst�pu do swego domu. Anna zdawa�a sobie spraw�, �e bez wzgl�du na to, jakimi motywami kieruje si� kuzynka, pewnego dnia dojdzie pomi�dzy nimi do konfrontacji, cho� wola�aby tego unikn��. 295 RS Babette nie pokaza�a si� od razu. Min��o sporo czasu, nim wreszcie otwar�a drzwi i niepewnie wsun��a si� do pokoju. - Jak mi�o pani� widzie�, madame. - Och, Babette, ja te� ciesz� si�, �e ci� widz�. - Anna podesz�a do pokojówki i uca�owa�a j� lekko w oba policzki. Nie dba�a o to, �e przekracza granice stosunków pomi�dzy pa�stwem a s�u�b�. Nauczy�a si� ju�, �e Marzanna nie uznaje klas. - Dobrze by� znów w domu. �liczna francuska pokojówka sta�a przed ni�. Jej b�yszcz�ce ciemne w�osy opada�y na drobn� twarz w kszta�cie serca. Anna u�wiadomi�a sobie, �e nie mo�e wiedzie�, co dziewczyna naprawd� czuje. - Och, Babette, �a�uj� tylko, �e nie ma tu z nami Louisa ani twojej córki. Tak mi przykro... S�u��ca u�miechn��a si� lekko. - Pogodzi�am si� z losem. Ju� kilka tygodni temu us�yszeli�my, �e pan Grawli�ski znalaz� dwa ma�e groby. Madame nie mo�e si� obwinia�. W ko�cu to ja odda�am je pani na s�u�b�. To, co si� sta�o, to by�a wola boska. - By� mo�e. Chcia�aby� pozna� okoliczno�ci? - A co by to da�o, madame? - Uwa�am, �e powinna� wiedzie� - oznajmi�a z uporem Anna, sk�aniaj�c Babette, by usiad�a. Pokojówka zawaha�a si�, lecz pos�ucha�a. Anna spokojnie opowiedzia�a o tym, �e dogada�a si� z dzie�mi, i o nadziejach, zwi�zanych z ich przysz�o�ci�. To by�y dobre dzieci, potrzebowa�y jedynie stanowczo�ci i uczucia. Gdyby tylko oczy rodziców b�yszcza�y za ka�dym razem, kiedy spogl�daj� na swoje dzieci, wszystkie rodziny by�yby szcz��liwe, pomy�la�a. Pragn��a u�wiadomi� Babette g��bi� straty, poza tym by�oby jej l�ej, gdyby s�u��ca dzieli�a jej ból i poczucie winy. Opowiedzia�a wi�c o intrydze, truci�nie, walce, po�arze powozu. Kiedy sko�czy�a, dziewczyna siedzia�a nieruchomo, oniemia�a. Natychmiast po�a�owa�a, �e opowiedzia�a pokojówce wszystko ze szczegó�ami. Co dobrego mog�o wynikn�� z tego, �e na powrót z�amie jej serce? Opowiadanie o szczegó�ach by�o przejawem egoizmu i bezmy�lno�ci. W ko�cu ona i jej dziecko prze�yli. 296 RS Wsta�a i wesz�a do alkowy, gdzie sta�o jej biurko. Wyj��a z szuflady przygotowane na t� okazj� banknoty, ca�kiem spor� sumk�, i wr�czy�a je Babette. Pokojówka ch�tnie przyj��a pieni�dze. - Chcia�abym, �eby� to wzi��a, Babette - powiedzia�a. S�u��ca skin��a spokojnie g�ow� i wsta�a, by odej��. - Jest pani bardzo szczodra, pani Grawli�ska. Anna u�miechn��a si�, pewna, �e jej s�owa poruszy�y serce Babette. - Nie powinna si� pani tak tym przejmowa� - powiedzia�a tymczasem dziewczyna, podchodz�c do drzwi i odwracaj�c si�. - To nie by�y dobre dzieci. Nie mia�y ojca. A ja nie jestem chyba dobr� matk�. One nie by�y ze mn� szcz��liwe. Chyba wiedzia�y, �e nie zosta�y... zaplanowane. By� mo�e, madame, sta�o si� najlepiej, jak mog�o si� sta�. Anna z niedowierzaniem wpatrywa�a si� w zamkni�te teraz drzwi. S�owa ciotki Stelli wróci�y do niej, przejmuj�c ch�odem: „By� mo�e rodzice najmniej ze wszystkich nadaj� si� do tego, by wychowywa� dzieci". 297 Rozdzia� czterdziesty czwarty. RS Wiadomo�� nadesz�a o zmierzchu. Jan siod�a� po�piesznie konia, bij�c si� z my�lami. To, �e wiadomo�� nadesz�a od hrabiny Stelli, a nie od Anny, by�o niepokoj�ce. Hrabina pisa�a: „Antoni jest w domu, przyjd� natychmiast". Dlaczego to Anna nie napisa�a osobi�cie? Czy co� ju� si� sta�o? Poprawi� ukryty pod kamizelk� pistolet i wyprowadzi� konia ze stajni. Anna powiedzia�a, �e Antoni wkrótce si� poka�e, i mia�a racj�. Czy nie myli�a si� te� w innych sprawach? Uwierzy� jej, kiedy opowiada�a o swoich podejrzeniach, lecz teraz wszystko to wydawa�o si� nierealne. Co za cz�owiek knuje, by zabi� w�asn� �on�, nara�aj�c �ycie niewinnych dzieci? Oczywi�cie, tacy ludzie stawiaj�cy siebie ponad wszystkich, istnieli. Dosiad� konia, spi�� go ostrogami i ruszy� przez pe�ne b�ota ulice. Na sam� my�l o tym, �e kto� móg�by skrzywdzi� Ann�, ogarnia� go gniew. Od kiedy ponownie j� spotka�, móg� my�le� tylko o niej. Gdyby to, co mówi�a, okaza�o si� prawd�, by�by zdolny zabi� Grawli�skiego. Na co komu formalny pojedynek? Albo powolne i niepewne w skutkach dzia�anie prawa? Gdyby tylko mia� pewno��, �e Antoni �ywi wobec �ony z�e zamiary, zrobi�by to. Bez wahania. Lecz je�li Anna pozwoli�a, by na jej os�d wp�yn��a niech�� do tego m��czyzny i zaaran�owanego ma��e�stwa lub mi�o�� do niego, Jana? W doskona�ym �wiecie, powiedzia� pani Gro�skiej, Antoniemu dowiedziono by winy. Lecz �wiat nie jest doskona�y, dobrze o tym wiedzia�. „Je�li chcesz spotka� anio�a, musisz i�� do nieba", mawia�a jego matka. Rzeczywisto�� wygl�da zupe�nie inaczej. Ilu� to winnych unika w dzisiejszych czasach kary? Czy z Antonim te� by tak by�o? �ci�gn�� wodze, gdy� dotar� do zat�oczonych ulic w pobli�u mostu prowadz�cego na Prag�. U�wiadomi� sobie, �e ma spocone d�onie. Denerwowa� si�. Mia� dwie mo�liwo�ci, obie nadzwyczaj proste. Móg� zabi� Antoniego albo pozwoli� mu �y�. Jakie konsekwencje poci�gn��aby za sob� ka�da z tych opcji? Zabicie go rozwi�za�oby problem. M�� kobiety, któr� kocha, zosta�by usuni�ty z drogi. Po jakim� czasie mog�aby po�lubi� innego m��czyzn� - jego. Lecz jak wygl�da�oby to w �wietle prawa? A je�li Antoni jest jednak niewinny? Lub jego winy nie da si� udowodni�? Czy móg�by �y� dalej ze �wiadomo�ci�, �e odebra� innemu cz�owiekowi �ycie - i �on�? Nie, wyrzuty sumienia nie da�yby mu spokoju. 298 RS A je�li pozwoli mu �y�, czy istnieje sposób nak�onienia go, �eby wycofa� si� z tego pseudoma��e�stwa? Czy da�oby si� zastraszy� go na tyle, by zgodzi� si� zwróci� Annie wolno��? Albo go przekupi�? Nale�y te� wzi�� pod uwag� religijne zasady Anny. Dopóki Grawli�ski �yje, zarówno ona, jak i jej Ko�ció� b�d� uwa�ali ich zwi�zek za ma��e�stwo. Jan wiedzia�, �e Ko�ció� katolicki nie uznaje rozwodów, lecz je�li ma��e�stwo nie jest tak naprawd� ma��e�stwem, czy nie da�oby si� go anulowa�? Zasady, jakimi kierowa� si� taki czy inny Ko�ció�, cz�sto bywa�y dla� nie do poj�cia. Dudnienie kopyt na drewnianym mo�cie zdawa�o si� jeszcze powi�ksza� zam�t panuj�cy w my�lach Stelnickiego. Mia� tylko kilka minut, by zdecydowa�, jak post�pi. W ko�cu dotar� do domu Gro�skich. Hrabina Stella przywita�a go u progu, trzymaj�c lamp�. Najwidoczniej wyczekiwa�a jego przybycia, poniewa� nie zd��y� nawet unie�� ko�atki, a ju� otworzy�a drzwi i wprowadzi�a go do �rodka. Ruszyli bezszelestnie ku otwartym drzwiom salonu. S�ysza� dobiegaj�ce stamt�d �ciszone g�osy. Najpierw zobaczy� Ann�. Siedzia�a na krze�le i nie wydawa�a si� ani przestraszona, ani rozgniewana, ale po prostu przygaszona i jakby zoboj�tnia�a. Nakrapiane bursztynem zielone oczy by�y niczym pozbawione �ycia stawy. Antoni przemierza� pokój szybkimi krokami, kr���c wokó� �ony. Wydawa� si� wzburzony, cho� wida� by�o, �e stara si� przemawia� spokojnie. Wyraz zaskoczenia i przestrachu na twarzy �ony powiedzia� mu, �e nie s� ju� sami. Odwróci� si�, zaskoczony widokiem obcego m��czyzny, a potem �wiadomo�ci�, kogo ma przed sob�. Lecz szybko ukry� niezadowolenie. - Stelnicki, czy� nie? - zapyta�, u�miechaj�c si� z przymusem. - Tak jest, prosz� pana - odpar� Jan, strzelaj�c obcasami i k�aniaj�c si� z lekka. - Có�, Anno Mario - zawo�a� Antoni - mamy go�cia! Skin��a w milczeniu g�ow�. Hrabina nie wesz�a za Janem do pokoju, lecz pozosta�a w progu. Stelnicki spodziewa� si�, �e zastanie Ann� we �zach b�d� miotaj�c� oskar�enia. Có� mia�a znaczy� ta oboj�tno��? Czy sprawy mia�y si� tak, jak przypuszcza�a, czy co� sprawi�o, �e zmieni�a zdanie? Antoni powiód� spojrzeniem od go�cia do �ony i z powrotem. - Ach, z pewno�ci� nie zachowujecie si� tak, jakby�cie ostatni raz widzieli si� na Zaniku. Je�li o mnie chodzi, móg�bym przysi�c, �e spotkali�cie si� niedawno. 299 RS Zachowywa� si� tak, jakby Anna i Jan byli dwójk� dzieci, przy�apan� na tym, �e planowali zabroniony figiel. - Mam racj�? Czy to prawda? Jan spróbowa� grzecznie si� u�miechn��. Nie mo�na odmówi� Grawli�skiemu bystro�ci, pomy�la�. - Z�o�y�em wczoraj wizyt�, aby powita� Ann�, i dopiero wtedy dowiedzia�em si�, przez co przesz�a. - Zwyk�� wizyt� towarzysk�? - zapyta� Antoni. K�ciki jego ciemnych w�sów unios�y si� w ironicznym u�miechu. - W kilka godzin po tym, jak pojawi�a si� w Warszawie? Có� za zbieg okoliczno�ci! - Prawda? - zauwa�y� Jan, nie trac�c pewno�ci siebie. - Tymczasem sta� si� pan �o�nierzem. - Owszem. - Piechota? Stelnicki zdawa� sobie spraw�, �e Antoni doskonale wie, do jakiej formacji wst�pi�, lecz postanowi�, �e nie da si� sprowokowa�. - Lekka kawaleria - powiedzia� z u�miechem. - Wiesz, mój drogi Stelnicki, naprawd� powinienem si� na ciebie pogniewa�. Kiedy ostatni raz ci� widzia�em, by�e� z moj� �on�. J� tak�e widzia�em wówczas po raz ostami. Przemówili�my si� wtedy, ty i ja. A teraz, kiedy szcz��liwie znów si� po��czyli�my - po przezwyci��eniu tylu niebezpiecze�stw - znowu tu jeste�. Czy to nie dziwne? Gdybym nie by� w tak podnios�ym nastroju z racji tego, �e odnalaz�em Ann� Mari�, chocia� nie spodziewa�em si� ju� jej zobaczy�, móg�bym nie znale�� w sercu do�� uprzejmo�ci dla takiego szelmy jak ty. Lecz z drugiej strony, moj� �on� nietrudno polubi�, prawda? Anna wpatrywa�a si� w m��a, jakby w�a�nie zacytowa� Pismo �wi�te, i nie zaprotestowa�a. Po chwili zwróci�a wzrok na Jana, lecz nie odezwa�a si�. - Tak - odpar�. - Z pewno�ci� nietrudno j� polubi�. - I pokocha�? Jan poczu�, �e ogarnia go gniew. Pó�niej u�wiadomi� sobie, �e to prawda tak go rozgniewa�a. Oczywi�cie, ju� dawno otworzy� serce dla Anny, lecz fakt, �e Grawli�ski o tym mówi�, jako� umniejsza� to uczucie. Zmusi� si�, by zachowa� spokój. - Nie móg�by pan mie� lepszej �ony, Grawli�ski. - Tak, zgadzam si�. Anna Maria ma jednak sk�onno�� do fantazjowania. To jej g�ówna wada. Przypuszczam, �e w dzieci�stwie zbyt du�o czyta�a. 300 RS �adne z nich si� nie odezwa�o. - To zadziwiaj�ce. �ona ubzdura�a sobie, �e to ja stoj� za tymi strasznymi wydarzeniami, które j� spotka�y. Có�, mog� tylko zgadywa�, �e to jej brak wiary we mnie odci�ga ci� w tej chwili od bohaterskich wyczynów, jakimi zapewne ostatnio si� parasz. Anna poruszy�a si� na krze�le. Jan nie wiedzia�, co s�dzi� o jej przed�u�aj�cym si� milczeniu. - A pan zapewni� j�... - �e jestem niewinny? Przysi�g�em na grób mego ojca! Cho� zabola�o mnie do �ywego, �e mog�a pomy�le� co� takiego, a co dopiero o tym mówi�. Lecz pos�ucha�a g�osu rozs�dku i na powrót jeste�my rodzin�. - Rozumiem. - Nie dopuszcz�, by znów zagrozi�o jej niebezpiecze�stwo. Pozostanie pod moj� opiek�. Widzisz, Stelnicki, b�dziemy szcz��liwi. Po tych s�owach Anna wsta�a i obaj m��czy�ni natychmiast na ni� spojrzeli. - To niemo�liwe, Antoni - powiedzia�a cicho, lecz stanowczo. - Anno, najdro�sza, odzyska�a� mow� jedynie po to, by powiedzie� co� takiego! Wypowiadasz te s�owa pod wp�ywem chwili i nikt obcy nie powinien tego s�ucha�. - Nie dopuszcz�, by� zosta� w tym domu. - Jestem twoim m��em, a dom nale�y do Zofii. - Wi�c ja tu nie zostan�! - I co zrobisz? - zapyta� Antoni, trac�c cierpliwo��. - Uciekniesz z nim? Z �o�nierzem? Zha�bisz nazwisko ciotki? I pami�� ojca? Wzmianka o ojcu zaskoczy�a i zdenerwowa�a Ann�. Spojrza�a na m��a, a w jej zielonych oczach p�on�� ogie�. Najwidoczniej jednak zabrak�o jej s�ów. - Powiedzia�em ci! - mówi� dalej Antoni. - Wyja�ni�em! - Co takiego? - dopytywa� si� Jan. - Co ci wyja�ni�, Anno? Antoni odwróci� si� do Jana. - Nie jeste� tu ju� mile widziany, Stelnicki. No dalej, Anno, powiedz mu. A kiedy ci powie, spodziewam si�, �e znikniesz wreszcie z naszego �ycia. Id� sobie bawi� si� w �o�nierza. Wpatrywa�a si� w m��a z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jakie uczucia skrywa�a pod pozorami oboj�tno�ci, zastanawia� si� Jan. Gniew? A potem odwróci�a si� plecami do obu m��czyzn. - Anno Mario? - nalega� Antoni, staraj�c si�, by jego g�os brzmia� czule. Powiedz Stelnickiemu. 301 RS Odwrócona do nich plecami powiedzia�a tonem pozbawionym emocji: - Antoni twierdzi, �e to on wys�a� Polaków. Jan pozwoli� sobie na chwil� zastanowienia. Je�li Grawli�ski mówi prawd�, oznacza to, �e naprawd� ocali� �onie �ycie. Niepokoj�ce przypuszczenie. Nic dziwnego, �e Anna czuje si� rozdarta. Ona tak�e, podobnie jak on, nie marzy�a o niczym innym jak tylko, by sko�czy� z Antonim raz na zawsze. - Oczywi�cie, �e to ja wys�a�em Polaków - mówi� tymczasem Antoni. Rosjanie z pewno�ci� porwali Ann� dla okupu. - Dla okupu? - zapyta� Jan. - Czy jest na to jaki� dowód? - Dowód? Komu potrzebny dowód, Stelnicki? Najwidoczniej ja zosta�em os�dzony bez �adnego dowodu. - Wierzysz mu, Anno? - zapyta� Jan. Nie odwróci�a si�. Po d�u�szej chwili szepn��a jednak: - By� mo�e... nie wiem... - Pos�uchaj, Anno Mario - powiedzia� Antoni. Ruszy� ku �onie i chwyci� j� za rami�. Pó�niej Jan uzna�, �e wida� dopatrzy� si� w tym ruchu zapowiedzi przemocy i to sk�oni�o go do dzia�ania. W tym momencie nie traci� jednak czasu na zastanawianie si�. Nadesz�a pora czynów. Post�pi� w przód trzy starannie odmierzone kroki i wymierzy� Antoniemu cios pi��ci� w twarz. 302 Rozdzia� czterdziesty pi�ty. RS Anna le�a�a, nie mog�c zasn��. Pod oknami jej sypialni panowa� gwar, jakby t�oczy�a si� tam setka s�u��cych. W domu go�cie Zofii ta�czyli i weselili si�. Orkiestra zarzuci�a powolne, stateczne polonezy i menuety na rzecz skocznych mazurów i polek. �ywio�owy �miech przechodzi� w niesk�adny harmider, przerywany wysokimi piskami i brz�kiem t�uk�cego si� szk�a. Przypuszcza�a, �e to kryszta�owe kieliszki jej ciotki odchodz� w�a�nie w niebyt. Ha�asy dobiegaj�ce z parteru nie by�y jedyn� przyczyn� bezsenno�ci Anny. Za trzydzie�ci sze�� godzin jej m�� mia� si� pojedynkowa� z Janem. Który� z nich mo�e wkrótce umrze� i nie widzia�a sposobu, by temu zapobiec. Zdawa�a sobie spraw�, �e kiedy m��czy�ni raz zdecyduj� si� na pojedynek, ani Bóg, ani nikt inny nie jest w stanie ich od tego odwie��. Antoni zosta� zmuszony, by wyzwa� Jana. Nie mia� innego wyj�cia. Odzyskawszy �wiadomo��, ujrza� nad sob� twarz Anny, Jana, hrabiny Stelli i kilkorga spo�ród s�u�by. Obj�� spojrzeniem ich wszystkich, a potem zwróci� wzrok na Stelnickiego i zapyta� chrapliwie: - Kiedy? Ustalono, �e strony spotkaj� si� rankiem we wtorek, w lasku tu� za Prag�. Pojedynek odb�dzie si� na pistolety. Jan i Antoni mog� przyprowadzi� po dwóch sekundantów. Nikt wi�cej nie móg� by� obecny, poniewa� pojedynkowanie si� by�o zabronione, i to ju� od dziesi�cioleci. Jeden lub drugi z nich mo�e zgin��. A nawet obaj. Co sk�oni�o Jana, by uderzy� Antoniego? Przypomnia�a sobie, �e hrabia Stelnicki potrafi dzia�a� pochopnie. Wtedy przy stawie pozwoli�, by powodowa� nim gniew, poniewa� przypuszcza�, �e Anna uwierzy�a oskar�eniom Zofii. O tak, rozgniewa� si� na tyle, by zostawi� j� sam�. Gdzie te� przebywa teraz jej m��? Nie nalega�, by pozwolono mu pozosta� u Gro�skich, nie po takiej scenie. Zastanawia�a si�, czy Antoni nie zdecyduje si� uciec. Dosz�a jednak do wniosku, �e ch�� zostania magnatem zatrzyma go w stolicy nawet, je�li nie dokona tego poczucie honoru. O pó�nocy wsta�a z �ó�ka i otuli�a si� niebieskim szlafrokiem. Lutisza ostrzeg�a j� co prawda, by pozosta�a w sypialni, lecz ponure my�li i odg�osy zabawy sprawi�y, �e sta�a si� niespokojna. Ca�y dom zdawa� si� wibrowa� muzyk� i �miechem. Chcia�a tylko zerkn�� na to z balkonu. 303 RS Po tym, jak ustalono warunki pojedynku, widzia�a si� z Zofi� jedynie bardzo krótko. Jej reakcji nie sposób by�o odczyta�. Anna przypuszcza�a, �e kuzynka odwo�a przyj�cie, gdy� zabawa w tych okoliczno�ciach wydawa�a si� czym� zdecydowanie niestosownym. Najwidoczniej jednak Zofia tak nie uwa�a�a. Nie przysz�o jej te� do g�owy, aby zaprosi� kuzynk�. Anna z�o�y�a to na karb faktu, �e by�a w szóstym miesi�cu ci��y, a kobiety w odmiennym stanie nie pokazywa�y si� publicznie. Z drugiej strony Zofia nie przejmowa�a si� przecie� konwenansami. Otworzy�a drzwi na korytarz i natychmiast sta�o si� dla niej jasne, dlaczego nie zosta�a zaproszona. Zd��y�a post�pi� zaledwie pó� kroku, gdy tu� obok przebieg�a m�oda kobieta, a za ni� starszy m��czyzna o bujnych siwych bokobrodach i w�osach czarnych jak heban. Biegn�ca zatrzyma�a si� na balkonie, pozwalaj�c, by m��czyzna j� dogoni�. Wtedy odskoczy�a z wdzi�kiem, nie daj�c si� pochwyci�. Odwróci�a si� i pobieg�a z powrotem, lecz zatrzyma�a si� jak wryta, kiedy spostrzeg�a Ann�. - Och! - zawo�a�a. - Przepraszam, mam nadziej�, �e nie zak�ócili�my pani spokoju. Mocno upudrowana peruka przekrzywi�a si� jej na g�owie, a loki zwisa�y swobodnie, nieupi�te. Spod rozche�stanej pomara�czowej sukni balowej, przybranej obficie bladozielonymi falbankami, wy�ania�a si� obna�ona pier�. - Mam ci�, psotnico! - zawo�a� zalotnik, obejmuj�c od ty�u jej tali�. - Przesta�, g�upcze! - zawo�a�a. - Czy jeste� równie �lepy jak stary? M��czyzna dostrzeg� Ann� i u�miechn�� si� niem�drze. - Jest pani kuzynk� Zofii, prawda? - spyta�a kobieta, bez skr�powania poprawiaj�c stanik sukni. Anna wpatrywa�a si� w ni� bez s�owa, a ona nadal papla�a bez sensu. Muszka, zbyt du�a, by dodawa� uroku, chwia�a si� niepewnie na bia�ym policzku nieznajomej jak dorodna brodawka. Szminka na wargach rozmaza�a si� i usta kobiety wygl�da�y, jakby za chwil� mia�y zsun�� si� jej z twarzy. Starzec oprzytomnia�, staraj�c si� przywo�a� tyle pewno�ci siebie i czaru, ile tylko móg�. - Dobry wieczór pani - powiedzia�, najwidoczniej nie zdaj�c sobie sprawy, jak komicznie wygl�da. - Co za udane przyj�cie! Przy��czy si� pani do nas? Nim Anna zd��y�a wymy�li� jak�� wymówk�, kobieta wbi�a z rozmachem �okcie w poka�ny brzuch m��czyzny. Ten za�, zaskoczony, pu�ci� j� i zaniós� si� kaszlem. 304 RS Wykorzysta�a okazj�, by uciec i zbieg�a po schodach, nuc�c g�upiutk� francusk� piosenk�. Pozostawiony zalotnik opanowa� kaszel i wyprostowa� si�, spogl�daj�c niepewnie na Ann�. Przekrzywiony tupecik na jego g�owie wygl�da� jak martwy kruk. U�miecha� si� dziwnie i hrabina z przera�eniem u�wiadomi�a sobie, �e zamierza przenie�� na ni� swe zainteresowanie. Natychmiast owin��a si� cia�niej szlafrokiem, by móg� dostrzec, �e jest w odmiennym stanie. Podzia�a�o, pomimo �e m��czyzna musia� by� nie�le pijany. Jego oczy rozszerzy�y si� i nagle jakby zesztywnia�. - Madame - wybe�kota�, jak mu si� zapewne zdawa�o, z godno�ci� - czy b�dzie pani tak mi�a i wybaczy mi, �e si� oddal�? Chcia�bym wróci� do go�ci. Po kilku sekundach czarna peruczka sun��a ju�, podskakuj�c z lekka, po schodach. Anna postanowi�a zobaczy�, co te� dzieje si� na dole. Wesz�a na balkon wychodz�cy na hol, trzymaj�c si� z dala od balustrady, by nie zosta� rozpoznan�. W olbrzymim �yrandolu zapalono tylko po�ow� �wiec, wi�c hol domu Gro�skich ton�� w pó�mroku. O�mielona tym podesz�a bli�ej. To, co zobaczy�a, przypomina�o powrót na ziemi� Szatana. Zdawa�o si�, �e wszelkie m�ty Warszawy zgromadzi�y si� tej nocy w domu Zofii, zalegaj�c schody, dywany i marmurowe posadzki. Ci, którzy nadal ta�czyli, potykali si� o le��cych. Anna zorientowa�a si�, �e kilkoro spo�ród na wpó� rozebranych biesiadników z pewno�ci� nale�y do szlachty. Có� za paradoks. Ciekawe, gdzie te� podziewa si� ciotka, pomy�la�a. Jak mo�e dopu�ci�, by tu� pod jej bokiem dzia�o si� co� tak obrzydliwego? A potem spostrzeg�a pulchn� Charlotte Sic. Gdy pierwszy raz j� spotka�a, ksi��na by�a przystrojona brylantami: wysok� z�ot� peruk� zdobi�a diamentowa tiara, w uszach mia�a d�ugie, pasuj�ce do tiary kolczyki, a na piersi bajeczny, trzycz��ciowy naszyjnik. Teraz powy�ej pasa nie mia�a na sobie nic. Anna zamruga�a z niedowierzaniem. Musia�a przy tym cicho krzykn�� albo te� ksi��na poczu�a utkwiony w niej wzrok, gdy� unios�a g�ow� i spojrza�a na ni� zdziwiona. Los zrz�dzi�, �e orkiestra sko�czy�a gra� mazura i kiedy Charlotte zawo�a�a, by wszyscy spojrzeli w gór�, doskonale j� us�yszano. - Zofio! - zawo�a�a, moduluj�c g�os niczym do�wiadczona aktorka. - Nie powiedzia�a� mi, �e zainwestowa�a� w pos�g! -mówi�c to, wskazywa�a na Ann�. 305 RS Instynkt nakazywa� Annie natychmiastow� ucieczk�, mimo to nie mog�a oderwa� stóp od pod�ogi. - Ale� to nie jest pos�g! - zawo�a�a �piewnie jaka� kobieta, która wida� potraktowa�a s�owa Charlotte dos�ownie. - Có� zatem - powiedzia�a ksi��na - je�li to nie pos�g, zapewne mamy do czynienia z objawieniem, do tego ca�ym w b��kicie. Zofio, chod� szybko! Do licha, gdzie ona jest? Objawi�a si� nam Dziewica Maryja, i to przed porodem! Anna nie czeka�a, by si� przekona�, czy Zofia znajduje si� w�ród osób, które zacz��y wychodzi�, zaciekawione, z s�siednich pokojów. Krew uderzy�a jej do g�owy, zabarwiaj�c ró�em policzki. Nagle szata�ski �miech zerwa� zakl�cie, które zatrzymywa�o j� w miejscu. Odwróci�a si� i umkn��a do swojej sypialni. Co te� napad�o ksi��n�, �e odezwa�a si� do Anny w ten sposób? Przedtem by�a dla niej ca�kiem mi�a. By� mo�e Zofia znalaz�a sposób, aby odp�aci� przyjació�ce za to, �e powiedzia�a Annie o zamiarze Antoniego dotycz�cym za�o�enia w Sochaczewie gorzelni. Przyj�cie trwa�o do samego �witu. Nast�pnego ranka do saloniku na pi�trze wprowadzono nieznanego Annie dot�d hrabiego. - Pani Grawli�ska, jestem Pawe� Potecki - przedstawi� si�. Skin��a g�ow�, zastanawiaj�c si�, co te� go sprowadza. Hrabia mia� mocn� sylwetk�, a twarz o szlachetnych rysach okolon� czarnymi, wij�cymi si� w�osami. - Zofia tak cz�sto o pani wspomina. Ciesz� si� zatem, �e wreszcie mog� pani� pozna� - powiedzia�. - Dzi�kuj�. - Nie wiedzia�a, co wi�cej mog�aby powiedzie�. Nigdy nie s�ysza�a, by Zofia wspomina�a o nim. O co te� mo�e mu chodzi�? M��czyzna spojrza� na Lutisz�, która wprowadzi�a go do saloniku, a teraz udawa�a zaj�t� odkurzaniem mebli. Anna u�wiadomi�a sobie, �e hrabia waha si�, czy mo�e mówi� w obecno�ci s�u��cej. - Mog�aby� zostawi� nas na chwil�, Lutiszo? - poprosi�a. - Zadzwoni�, gdy b�d� ci� potrzebowa�a. Pot��na kobieta zje�y�a si� na t� pro�b� i spojrza�a pytaj�co na Ann�. Ta jednak odpowiedzia�a �mia�ym spojrzeniem i w ko�cu s�u��ca wysz�a, zostawiaj�c jednak drzwi szeroko otwarte. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e s�ysza�a wiele z tego, co wydarzy�o si� ostatnio w domu. Anna podejrzewa�a, �e nie odejdzie, lecz b�dzie czai�a si� w pobli�u, gotowa po�pieszy� jej z pomoc�. 306 RS Spojrzeli na siebie z hrabi� i roze�mieli si�. - To prawdziwy skarb - zauwa�y� pan Potecki. - Bez w�tpienia s�dzi, �e powinnam pozosta� w bezpiecznym zamkni�ciu, dopóki nie nadejdzie mój czas. Lecz nie wiem, jak mogliby�my si� bez niej obej��. Jest nieoceniona. Hrabia spowa�nia�. - Pani Grawli�ska, ja... - Pani Berezowska, je�li �aska - poprawi�a go Anna. - Prosz� nazywa� mnie panie�skim nazwiskiem, nie tym po m��u. Nie uwa�am si� ju� za m��atk�. Hrabia wytrzeszczy� oczy, lecz skin�� g�ow� na znak zgody. - Jak sobie pani �yczy. Pani Berezowska, Zofia prosi�a mnie, bym porozmawia� z pani� o ostatniej nocy. - Ach tak? - Jest zrozpaczona tym, �e sprawy wymkn��y si� jej spod kontroli. - Rozumiem. Prosz� mi powiedzie�, czy i pan by� tu wówczas obecny? - Nie, dopiero co przyjecha�em do miasta. - Och! Jako� nie wydawa�o jej si�, by hrabia móg� uczestniczy� w tego rodzaju zabawie. Postrzega�a go jako m��czyzn� obdarzonego charakterem. - Lecz, jak rozumiem, zabawa sta�a si� nieco zbyt o�ywiona. - Zofia tak to okre�li�a? Có�, te s�owa nie oddaj� w pe�ni tego, co si� tu dzia�o. - Jest mocno zawstydzona. Przyby�em, aby przeprosi� w jej imieniu. Jak rozumiem, poczyniono pewne komentarze, tycz�ce si� pani. - Och, to tylko g�upstwa, wygadywane przez g�upi�, pijan� kobiet�. - Zatem wybaczy pani kuzynce? Anna zastanawia�a si� przez chwil�, a hrabia cierpliwie czeka�. - Panie Potecki - powiedzia�a w ko�cu tonem pe�nym rezygnacji - nie mnie s�dzi� kuzynk�. Zofia nie musi si� przede mn� t�umaczy�. Jestem w tym domu tylko go�ciem. - Zatem nie gniewa si� pani na ni�? - Jak mog�abym? Zofia i jej rodzice tyle dla mnie zrobili. Poza tym... by� mo�e jej ojciec nadal by �y� i móg�by przywo�a� j� do porz�dku, gdybym pewnego dnia nie post�pi�a wbrew �yczeniom jego i ciotki. Nie, nie mam prawa jej ocenia�. �a�uj� tylko... - Wiem - przerwa� jej hrabia. - Zofia to nieposkromione stworzenie o s�abym charakterze. Jest jak nieoswojony tropikalny ptak o barwnym 307 RS upierzeniu. Lecz jej intencje s� dobre, pani Anno, i mocno pani� kocha. Zrobi�aby dla pani wszystko. Czasami musimy przyjmowa� tych, których kochamy, takimi, jacy s�, zamiast próbowa� ich zmieni�. - Chcia� pan powiedzie�: poskromi�? - Tak. - By� mo�e ma pan racj�. Instynktownie wiedzia�a, �e hrabia kocha si� w Zofii, ta za� nie szcz�dzi mu okazji, by móg� jej wybacza�. Mi�o��, pomy�la�a, ma w sobie niezwyk�� moc. Hrabia wsta�, sposobi�c si� do odej�cia. - Zatem mog� powiedzie� Zofii, �e mi�dzy paniami nic si� nie zmieni�o? Anna u�miechn��a si�. - Tak. Nie wiedzia�a, dlaczego ufa jednemu ze znajomych kuzynki, ale tak w�a�nie by�o. Ufa�a mu. Hrabia uca�owa� jej d�o�. - �ycz� pani silnego dziecka, pani Anno. Silnego i zdrowego. - A je�li urodzi si� dziewczynka? Roze�mia� si�. - Czasami wydaje mi si�, �e dziewcz�ta potrzebuj� w �yciu wi�cej si�y ni� ch�opcy. Gdy wyszed�, Anna pogr��y�a si� w rozmy�laniach. Hrabia zamierza� powiedzie� Zofii, �e mi�dzy nimi nic si� nie zmieni�o. Mia�a ochot� si� roze�mia�. Nawet gdyby Bóg pozwoli� im do�y� pó�nego wieku, zawsze b�d� obraca�y si� w dwóch ró�nych �wiatach. Poniewa� z pewno�ci� zmieni�o si� wszystko. 308 Rozdzia� czterdziesty szósty. RS Jan wsta� na d�ugo przed �witem. By� oci��a�y i nie potrafi� my�le� jasno. Prawie nie spa� tej nocy. A powinien wypocz��, aby by� szybkim. Tymczasem, pomimo i� poprzedniego wieczoru zrezygnowa� z trunków, brak snu spowodowa�, �e czu� si� znu�ony. Czy Grawli�skiemu uda�o si� lepiej wypocz��? Gol�c si�, spogl�da� na swe odbicie w lustrze. Nasz�a go my�l, i� by� mo�e goli si� po raz ostatni. Natychmiast odsun�� j� od siebie. By� pewny swoich umiej�tno�ci strzeleckich. Na wsi regularnie �wiczy�, a podczas studiów doskonali� strzelanie z pistoletu oraz szermierk�. Nigdy nie wiadomo, kiedy kto� z jego stanu zostanie powo�any, aby przewodzi� w bitwie. Lecz co z Antonim? Czyjego przeciwnik potrafi dobrze strzela�? Hrabia Stelnicki nie uczestniczy� dot�d w pojedynku. Czy Grawli�ski mia� w tych sprawach wi�cej do�wiadczenia? Jak to jest kogo� zabi�? Czy b�dzie w stanie to zrobi�? Od d�u�szego czasu zanosi�o si� na to, �e Polska b�dzie musia�a walczy�, aby utrzyma� niepodleg�o��. Post�p demokracji nie podoba� si� s�siadom: Prusom, Austrii i Rosji, które ju� raz podnios�y przeciwko Polsce zbrojne rami�. Nast�pnym razem on sam znajdzie si� w ogniu walki i b�dzie musia� zabija�. Nie wiedzia�, dlaczego jest tego taki pewien, lecz oczami wyobra�ni widzia� ju� siebie w bitwie, walcz�cego za swój kraj, swoje dziedzictwo. Lecz zabi� kogo� w pojedynku? Zabi� Grawli�skiego? To co� zupe�nie innego. A jednak, czy mo�e pozwoli� mu �y�? Czy Antoni rzeczywi�cie stanowi� a� takie zagro�enie, jak s�dzi�a Anna? Pami�ta� chwil�, gdy go uderzy�, i musia� przyzna� przed sob�, �e nie uczyni� tego w jej obronie. Post�pi� tak powodowany rozczarowaniem, �e Antoni mo�e by� jednak niewinny. I prosz�, do czego dosz�o. A je�li Antoni odda lepszy strza�? Gospodyni zapuka�a do drzwi i powiedzia�a, �e przybyli jego przyjaciele: Artur i Józef. Wybra� ich na sekundantów. - Chleb i kawa dla wszystkich? - spyta�a gospodyni. - Nie, Wando, podaj co� bardziej tre�ciwego. Mo�e omlet, tak, omlet z kie�bas� lub szynk� - albo z jednym i drugim! Kobieta po�pieszy�a do kuchni, zadowolona z odmiany. Nie wiedzia�a o pojedynku. 309 RS Hrabina Stella Gro�ska zasiad�a w salonie na parterze. Towarzyszy�a jej córka oraz siostrzenica. Mia�y oczekiwa� tu na wiadomo��, jak zako�czy� si� pojedynek pomi�dzy Antonim a Janem. Zarówno Anna, jak i Zofia unika�y wzroku hrabiny. Napi�cie wydawa�o si� niemal namacalne. Co te� zasz�o pomi�dzy kuzynkami, zastanawia�a si� pani Gro�ska. Oczywi�cie, by�o przyj�cie. Skrzywi�a si� na samo wspomnienie. W domu nadal panowa� nie�ad. No i tyle kryszta�owych kieliszków zosta�o rozbitych! Nie czu�a si� dobrze tamtego wieczoru i wcze�nie uda�a si� na spoczynek. Rankiem powiedziano jej, �e wszystko przespa�a. Lecz gdy zobaczy�a, w jakim stanie by� dom, nie mog�a w to uwierzy�. Nie, nie przespa�a przyj�cia tak po prostu. Podejrzewa�a, �e zosta�a u�piona. Nie by�o sensu porusza� tego tematu teraz, kiedy w lesie rozgrywa� si� pojedynek, lecz obieca�a sobie, �e w przysz�o�ci oka�e si� bardziej czujna. Pomy�le� tylko, musia�a mie� si� na baczno�ci przed w�asn� córk�! Nagle wróci�o do niej mgliste wspomnienie. �ni�a, �e obudziwszy si� z g��bokiego snu, ujrza�a m��czyzn�, zagl�daj�cego do jej sypialni. M��czyzna móg�by by� sobowtórem Waltera. Czy aby na pewno by� to sen? - Zofio - spyta�a - czy Walter by� na twoim przyj�ciu? - Walter? - powtórzy�a Zofia z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a potem, spojrzawszy wpierw na matk�, a potem na Ann�, u�miechn��a si� szelmowsko i powiedzia�a: - Och, mamo, to by�o przyj�cie, na mi�o�� bosk�! Nikt nie zaprasza na przyj�cie brata takiego jak Walter. Nim Jan i jego towarzysze dotarli do lasu, nasta� ranek, ch�odny i rze�ki. G�ste poranne mg�y unosi�y si� nad ziemi�. Jan obserwowa� dobywaj�ce si� z ust ob�oczki pary, zadowolony, �e ch�ód go rozbudzi�. Jako� nie mia� nastroju do rozmowy. Józef prowadzi�. Wykonywa� ju� kiedy� podobn� misj�. Stelnicki nie zapyta�, jak si� sko�czy�a. Wkrótce dotarli do miejsca, gdzie zaro�la i nisko zwieszaj�ce si� ga��zie uniemo�liwia�y dalsz� jazd�. - Tu zostawimy konie - powiedzia� Józef. - Polanka jest o trzysta kroków st�d. Wygl�da na to, �e jeste�my pierwsi. Zsiedli i przywi�zali wierzchowce, a potem zacz�li przedziera� si� przez g�stwin�: najpierw Józef, potem Jan, a na ko�cu Artur, nios�cy kasetk� z pistoletami. 310 RS W lesie panowa� spokój, a unosz�ce si� tu i ówdzie g�ste mg�y sprawia�y, �e krajobraz by� jak malarska kompozycja. Przyjaciele umilkli. Jan rozmy�la� o tym, do czego Grawli�ski posun�� si�, próbuj�c pozby� si� Anny i przej�� jej ziemi�. Je�li to prawda, do czego jeszcze jest zdolny? Czy poka�e si� dzisiaj na umówionym miejscu? A je�li tak, czy b�dzie walczy� honorowo? I czy honorowa walka oznacza, �e trzeba strzela� tak, by zabi�? Gdzie� w oddali kuku�ka zaintonowa�a swój ptasi lament. Jan wspomnia� wycieczk� po lesie, kiedy s�uchali jej oboje, on i Anna. Zapyta� j� wtedy, czy ma drobne monety, by nimi zabrz�cze� i tym samym odwróci� z�y omen. �adne z nich nie mia�o wtedy monet. Jan nie by� przes�dny, lecz musia� przyzna�, �e ich �ycie zmieni�o si� od tego dnia. Teraz zorientowa� si�, �e mimo woli si�ga do kieszeni. By�a równie pusta jak tamtego dnia. Opar� si� pokusie, by zapyta� przyjació�, czy który� z nich ma przy sobie drobne pieni�dze. Antoni i jego sekundanci powinni by� ju� na miejscu. Gdzie te� mogli si� podziewa�? Po chwili wyda�o mu si�, �e s�yszy jaki� ha�as, co� jakby trzask ga��zki, nadepni�tej ko�skim kopytem. Inni tak�e to us�yszeli. Zatrzymali si�, nas�uchuj�c. Doko�a panowa� spokój. Józef zapewni� Jana, �e do polanki nie prowadzi �cie�ka, któr� móg�by pokona� je�dziec. Artur zasugerowa�, �e to jakie� le�ne stworzonko buszuje w poszukiwaniu �niadania. Ruszyli dalej. Lecz zmys�y Jana, i tak pobudzone, wyostrzy�y si�. A je�li Antoni wola� nie ryzykowa� i przygotowa� zasadzk�? Móg� wynaj�� ludzi, by go zabili, tak jak planowa� uczyni� to z Ann�. Serce �cisn��o mu si� na my�l, �e oznacza�oby to, i� przyprowadzi� przyjació� na pewn� �mier�. Nikt nie wyjdzie z lasu �ywy, by nie móg� opowiedzie�, co si� sta�o. Kuku�ka zakuka�a znowu, tym razem bli�ej. Jan wiedzia�, �e jego towarzysze wzmogli czujno��. Ca�a trójka zamilk�a. A kiedy ruszyli dalej, us�ysza�, �e id�cy za nim Artur po cichu, prawie nies�yszalnie, pobrz�kuje monetami. Zofia siedzia�a na krze�le, postukuj�c wypiel�gnowanymi paznokciami o por�cz i przygl�daj�c si�, jak matka robi na drutach, a Anna udaje, �e czyta. Próbowa�y ukry� zdenerwowanie. Czym ona mog�aby si� denerwowa�? A jednak czu�a si� nieswojo. Wsta�a i zacz��a przemierza� pokój. Wiedzia�a, �e matka spogl�da na ni� od czasu do czasu z dezaprobat�. Hrabina nadal z�o�ci�a si� z powodu przyj�cia i tego, jak wygl�da� potem dom. 311 RS Có�, pomy�la�a Zofia, matka b�dzie musia�a przywykn�� do zmian wokó� siebie. Jest teraz tylko wdow�. Dom z pewno�ci� nie zostanie na wieki okryty krep�. A je�li to dla niej zbyt wiele, mo�e wróci� do Halicza. U�miechn��a si� na my�l o tym, jak dobrze laudanum przys�u�y�o si� jej planom. Charlotte mia�a racj�: par� kropli dodanych do wieczornej sherry matki i hrabina szybciutko uda�a si� na swoje prywatne przyj�cie do sypialni! Anna nie wspomnia�a o minionym wieczorze nawet s�owem. Zofia z�aja�a Charlotte, lecz szkoda ju� si� sta�a. Nie chcia�a, by kuzynka cierpia�a niepotrzebnie. Prawd� mówi�c, �yczy�a jej wszystkiego co najlepsze, z wyj�tkiem jednego. Wydelegowanie Paw�a, by j� u�agodzi�, okaza�o si� s�usznym posuni�ciem. Zawsze mo�na znale�� kogo�, kto uporz�dkuje za nas sprawy. Dzisiejsze zdarzenie stanowi�o najlepszy tego przyk�ad. Do pokoju wtoczy�a si� Lutisza, nios�c tac� z kaw�. - Kawa? - zawo�a�a Zofia. - My�l�, �e potrzebujemy czego� mocniejszego! - Zofio! - krzykn��a hrabina karc�co. - Jak mo�esz pi� i okazywa� tak� beztrosk�, kiedy w tej chwili kto� tam mo�e umiera! Zofia spojrza�a na Ann�, która wygl�da�a tak, jakby mia�a za chwil� si� u�miechn��, a zarazem rozp�aka�. - Przepraszam - powiedzia�a. - Chodzi�o mi tylko o to, �e kawa dzia�a pobudzaj�co, a wy jeste�cie ju� wystarczaj�co zdenerwowane. - Ty za�, jak przypuszczam, nie? - spyta�a gniewnie matka. - Nie - sk�ama�a Zofia. Anna podnios�a wzrok znad ksi��ki. - Czy s�dzisz, �e pojedynek cokolwiek rozstrzygnie? Zofia usiad�a. Dobre pytanie, pomy�la�a. Obiektywne i szczere. Gdyby jeszcze tylko zna�a odpowied�. - Nie, Anno, przypuszczam, �e nie. - Wszystko w r�kach Boga - powiedzia�a hrabina. - Bez wzgl�du na to, jaki b�dzie rezultat - westchn��a Anna - nic dobrego z tego nie wyniknie. - Z pewno�ci� masz racj�, Anno - odpar�a Zofia. Spojrza�a w jej zielone oczy i pomy�la�a co� zupe�nie innego: „Ach, kuzynko, m�� albo ukochany, o to ci chodzi? I wiem, kogo by� wybra�a!". W�tpliwo�ci Jana co do Grawli�skiego nie sprawdzi�y si�. Antoni przyby� wraz z sekundantami zaledwie w kilka minut po tym, jak odnale�li polank�. Najpierw odby�y si� wst�pne uprzejmo�ci: przedstawianie sekundantów, u�ciski r�k, krótka, lecz uprzejma rozmowa. 312 RS Jan nie potrafi� odgadn��, o czym my�li Antoni. Szare oczy Grawli�skiego wydawa�y si� oboj�tne, lecz gdzie� pod pow�ok� oboj�tno�ci kry�o si� co� jakby utajony ogie�. Rozpalony determinacj� czy raczej strachem? Józef przypomnia� wszystkim zasady: sygna� do rozpocz�cia, pi�tna�cie kroków, obrót i strza�. Drugi z sekundantów sprawdzi� bro� przeciwnika. Zaproponowano, aby z powodu mg�y skróci� odleg�o�� do dziesi�ciu kroków, ale nie osi�gni�to ugody. Dystans nie zosta� zatem zmieniony. Stelnicki chcia� powiedzie� przeciwnikowi, �e wola�by strzela� tylko do pierwszej krwi. Nie dalej jak przed pó�godzin� doszed� do wniosku, i� potrzebuje wi�cej dowodów na to, �e ten cz�owiek próbowa� zabi� Ann�. I nie dlatego, �e jej nie wierzy�. Po prostu potrzebowa� dowodów, zanim odbierze komu� �ycie. Uderzy�o go, �e w pewnych okoliczno�ciach cz�owiek mo�e zw�tpi� w ukochan� osob�, tak jak Anna zw�tpi�a w niego nad stawem. A on wtedy nie zrozumia�. Nie potrafi� jednak zmusi� si�, by powiedzie� cokolwiek. By�oby to sprzeczne z tradycj�. Dzi� przemówi� jedynie pistolety, a podejrzewa�, �e Antoni b�dzie strzela� tak, �eby zabi�. Ale przede wszystkim to duma nie pozwala mu si� odezwa�. Nie potrafi�by pogodzi� si� z czyim� przypuszczeniem, i� stara si� ocali� skór�. Przeciwników poproszono, aby zaj�li pozycje. Uczynili to, wybrawszy uprzednio bro�. �aden nie spojrza� drugiemu w oczy. Zbli�yli si� i stan�li do siebie plecami, gotowi rozej�� si� w przeciwnych kierunkach. B�d� od siebie oddaleni o trzydzie�ci kroków, rozmy�la� Jan. Czy mg�a nie utrudni dostrze�enia przeciwnika? I czy w takich warunkach b�dzie mia�o znaczenie, który z nich lepiej strzela? Je�li jeden strza� nie za�atwi sprawy, pojedynek zostanie uznany za nierozstrzygni�ty. Przeciwnicy si�gn� wówczas po zapasowe pistolety i b�d� strzela� z odleg�o�ci dwudziestu kroków. A wtedy trudno nie trafi�. Najl�ejszy ha�as - szelest mysich �ap na suchych li�ciach czy uderzenia skrzyde� nietoperza - rozchodzi� si� echem po lesie. Jan s�ysza� s�abe rytmiczne uderzenia, dobiegaj�ce, zdawa�oby si�, z odleg�o�ci mil, i wprawiaj�ce w wibracj� poszycie pod stopami i jego samego. Nim dano sygna�, zorientowa� si�, �e s�yszy bicie swego serca. „Nie mo�e by� odwa�nym ten - mawia� jego ojciec - kto nie zazna� strachu". 313 RS Sekundanci obu stron skin�li g�owami i przeciwnicy zacz�li oddala� si� od siebie. Sekundant Antoniego liczy� kroki. - Raz... dwa... Jan stara� si� skoncentrowa�. Je�li mu si� nie uda, czeka go �mier�. Nie b�dzie ju� pracowa� na rzecz demokracji... - Pi��... sze��... ...i �y� w pobli�u Anny, wszystko jedno w jakim charakterze. - Osiem... dziewi��... Próbowa� si� skoncentrowa�. Zrani Antoniego i zmusi, by zrezygnowa� z Anny. Tylko jak? - Dwana�cie... trzyna�cie... Us�ysza� jaki� odg�os. Trzask ga��zki? Gdzie? W pobli�u? Co to takiego? - Czterna�cie... Nie mia�o ju� znaczenia, co us�ysza�. Cokolwiek to by�o, wystarczy�o, by go zdekoncentrowa�. - Pi�tna�cie. Obrót i strza�! Jan obróci� si� zaledwie o u�amek sekundy wolniej od przeciwnika. Lecz to przes�dzi�o. Grawli�ski strzeli� pierwszy. 314 Rozdzia� czterdziesty siódmy. RS Kobiety tymczasem czeka�y. �adna nie odezwa�a si� chyba przez godzin�. Anna pomy�la�a, �e zaraz zacznie krzycze�. Czemu nie sprzeciwi�a si� tradycji i nie pojecha�a do lasu? Dlaczego kobiety mog�y jedynie siedzie� w salonie i czeka�, podczas gdy m��czy�ni zajmowali si� czym� tak �miertelnie niebezpiecznym? Wpatrywa�a si� jak zaczarowana w malowany porcelanowy zegar, stoj�cy na kominku. Do ustalonej godziny - dziesi�tej - brakowa�o trzydziestu minut. Wskazówki posuwa�y si� tak wolno, i� Anna pomy�la�a, �e zegar z pewno�ci� si� pó�ni. Nagle u�wiadomi�a sobie, �e nie ona jedna z napi�ciem wpatruje si� w minutow� wskazówk�. Oczy ciotki w�drowa�y do kominka w regularnych odst�pach niczym �wiat�a sygnalizacyjne. Co b�dzie, je�li Jan zabije Antoniego? Czy �mier� m��a nie stanie pomi�dzy ni� a ukochanym? A je�li Antoni prze�yje? Co za�atwi ten prymitywny rytua� obrony honoru? A je�li to Jan zginie? Nie mog�a dopu�ci� do siebie takiej ewentualno�ci. �ycie bez niego by�o nie do pomy�lenia. Nawet je�li si� nie pobior�, �ycie bez Jana nie by�o �yciem w ogóle. U�wiadomi�a sobie, �e mimo woli wstrzymuje oddech. Powinnam by�a tam pój��, powtarza�a sobie w duchu, powinnam by�a. Za dziesi�� dziesi�ta kto� zapuka� do frontowych drzwi. Kobiety spojrza�y na siebie, zdziwione. Jakich nowin mo�na by�o si� spodziewa� o tej porze? Pojedynek mia� odby� si� za kilka minut, a potem min� pewnie ze dwie godziny, nim czego� si� dowiedz�. Po chwili Lutisza wprowadzi�a do salonu go�cia. Anna podnios�a wzrok i zobaczy�a, �e zbli�a si� do niej baron Kolbi. Próbowa�a pokry� zaskoczenie u�miechem. Od powrotu do Warszawy nie po�wi�ci�a baronowi ani jego kr�gowi patriotów nawet jednej my�li. Nie by�o na to czasu. Wsta�a, by go powita� i przedstawi� ciotce. Zofii, oczywi�cie, nie trzeba by�o Micha�a przedstawia�, a milcz�ce skinienie g�ow� w kierunku go�cia jasno �wiadczy�o, �e nie zapomnia�a ch�odu, jakim odpowiedzia� na jej zaloty podczas pami�tnego przyj�cia. Micha�, rozpromieniony, zwróci� si� do Anny: - Obawia�em si�, �e ju� nie �yjesz, i to pomimo moich wysi�ków. Chwa�a Bogu! Tak si� ciesz�, �e widz� ci� ca�� i zdrow�! 315 RS U�miechn��a si�. - Wygl�da na to, �e mam twardszy �ywot ni� kot. Usi�dziesz? Baron przysun�� sobie krzes�o i usiad� obok kobiet. Anna zerkn��a na zegar. Wizyta barona cieszy�a j�, lecz pozbawia�a mo�liwo�ci nieustannego sprawdzania czasu. Do chwili rozpocz�cia pojedynku pozosta�y ju� tylko minuty. - Jakich wysi�ków? - spyta�a Zofia. Dopiero teraz s�owa barona w pe�ni do Anny dotar�y: „Pomimo moich wysi�ków..." - Anna nie myli�a si� co do Antoniego - powiedzia� Micha�. - Kiedy wyruszy�a do Petersburga, przeprowadzi�em ma�e �ledztwo i szybko odkry�em ca�� intryg�. - Intryg�? - spyta�a hrabina. Baron spojrza� na hrabin�. - Wypyta�em o ludzi, którzy mieli odwie�� pani siostrzenic� do Petersburga. To, co napisa�a w li�cie, obudzi�o moje podejrzenia. Znalaz�em cz�owieka, Rosjanina, który zrezygnowa� ze zleconego zaj�cia, poniewa�... Anna podejrzewa�a, �e nowiny, jakie zamierza im przekaza� Micha�, s� na tyle szokuj�ce, �e waha si� to zrobi� w obecno�ci schorowanej ciotki. - Tak - powiedzia�a hrabina - prosz� mówi� dalej. Micha� skin�� g�ow� i zaczerpn�� oddechu. - ...poniewa� Grawli�ski nie zamierza� sprowadzi� �ony do Petersburga. Powóz mia� dotrze� do Opola, do rodzinnego maj�tku Grawli�skich, lecz Anna nie przyby�aby tam... �ywa. Hrabina westchn��a, przera�ona. - A wi�c to prawda. Na Boga, to prawda! - Zatem Antoni - powiedzia�a Zofia dziwnie oboj�tnym tonem - naprawd� planowa� j� zabi�. Spojrza�y obie na Ann�, która nie wydawa�a si� zbyt przej�ta tym, co us�ysza�a. - To twoi ludzie próbowali odbi� mnie Rosjanom - powiedzia�a. Baron przytakn��. - Niech Bóg we�mie do siebie ich dzielne i dobre dusze. - Ugania�em si� za Antonim od tygodni, ale to sprytny diabe�. Dotar�em a� do Opola i Cz�stochowy, lecz zawsze wyprzedza� mnie o krok. Wiem, �e jest teraz w Warszawie. Zamierzam wyzwa� go na pojedynek. Jak si� domy�lam, jeszcze si� tu nie pokaza�? 316 RS Kobiety wymieni�y spojrzenia i opowiedzia�y, gdzie w�a�nie przebywa Antoni i co si� tam dzieje. Nim Anna zd��y�a spojrze� na zegar, ten wybi� dziesi�t�. Kula przemkn��a obok lewego ucha Jana. Antoni naprawd� strzela� tak, �eby zabi�, przemkn��o mu przez my�l. Celowa� w g�ow�, lecz chybi�. Jan zaczerpn�� g��boko oddechu i wycelowa�. By� pewny, �e móg�by zabi� Antoniego - serce stanowi�o zdecydowanie lepszy cel ni� g�owa - jednak, bez solidnego dowodu na to, �e Antoni by� winien próby zabójstwa... Wycelowa� ponownie, tym razem nie w serce, i strzeli�. Trafi� w prawe rami�. Antoni nawet nie upad�. Os�oni� lew� d�oni� ran�, która nie krwawi�a zbyt mocno. Spojrza� na Jana i u�miechn�� si�, jakby chcia� powiedzie�: By�e� dzi� lepszy, lecz niewiele. Mia�em swoj� szans�, pomy�la� Jan, i by� mo�e po�a�uj�, �e jej nie wykorzysta�em. Antoni, �ywy, nadal stanowi� dla Anny zagro�enie. Nagle rozleg� si� strza� z innego pistoletu! Jan, zaskoczony, spostrzeg�, �e pier� Antoniego eksploduje fontann� krwi. Spojrza� na Jana rozszerzonymi z szoku i bólu oczami, a potem run�� na ziemi�. - Tam! Tam! - zawo�a� Józef, wskazuj�c chmurk� dymu obok wielkiego d�bu. - Stamt�d strzelano! Jeden z przyjació� Antoniego pobieg� mu na pomoc. Stelnicki i pozostali ruszyli ku miejscu, gdzie ukrywa� si� strzelec. Jan przypomnia� sobie, �e w�a�nie stamt�d dobieg� trzask, który wytr�ci� go ze stanu koncentracji. Biegn�c, wzi�� od Artura dodatkowy pistolet. Lecz nim zdo�ali cokolwiek dostrzec, us�yszeli t�tent kopyt. Najwidoczniej musia�a tam by� �cie�ka, a poniewa� ich konie zosta�y o kilkaset metrów z ty�u, nie mieli cienia szansy, aby dogoni� strzelca. Mimo to Jan wycelowa� i nacisn�� spust. Strza� rozleg� si� echem w cichym lesie. Cel jednak zd��y� ju� oddali� si� poza zasi�g kul i bezpiecznie zbiec. Wrócili do miejsca, gdzie le�a� bez �ycia Grawli�ski. 317 Rozdzia� czterdziesty ósmy. RS - On nie �yje i ju�! - powiedzia�a Zofia. - Kogo obchodzi, kto go zabi�, Anno! - Tego rodzaju cz�owiek - po�pieszy� jej z pomoc� Micha� - musia� mie� wielu wrogów. Baron zosta� u Gro�skich, gdzie czeka� na wynik pojedynku. Jan przyby� z nowinami po nieca�ych dwóch godzinach. Anna spojrza�a na drzwi, gdy si� w nich pojawi�. Jej dusza otwar�a si� na ten widok, wype�niaj�c ciep�em i �wiat�em. Zd��y�a ju� przygotowa� si� na najgorsze. W ko�cu je�li ojciec móg� opu�ci� j� i umrze�... Jan by� mocno przygn�biony. Nie zdziwi�o to Anny. Zetkn�� si� przecie� ze �mierci�, i to w bardzo niepokoj�cych okoliczno�ciach. Poznawszy barona, wys�ucha� oskar�e� pod adresem Antoniego bez wi�kszego zainteresowania. Podziela� zdanie Zofii: liczy�o si� tylko to, �e Anna b�dzie mog�a �y� spokojnie, wolna od strachu przed m��em. Nie by�o okazji, by mogli porozmawia� na osobno�ci. W nast�pnych dniach Anna du�o rozmy�la�a o tym, jak Jan zareagowa� na �mier� Antoniego. Stara�a si� te� rozezna� we w�asnych uczuciach i uczciwie je oceni�. Nie �yczy�a nikomu �mierci, mia�a jednak �wiadomo��, �e teraz ona i dziecko b�d� bezpieczni, a to dzi�ki tajemniczemu zabójcy. Kto móg� nim by�? Feliks Paduch? Micha� rozwi�za� jedn� zagadk�, lecz zaraz pojawi�a si� nast�pna, nie mniej dr�cz�ca. Nie zorganizowa�a pochówku m��a, cho� czu�a si� w obowi�zku przywdzia� �a�ob�. Odes�a�a cia�o Antoniego matce wraz z formalnym listem, w którym zrzek�a si� wszelkich pretensji do maj�tku i tytu�u Grawli�skich. Niech jego rodzice zatrzymaj� wszystko, pomy�la�a. Nie chcia�a mie� z nimi nic wspólnego. Cho� baron by� stary i prawdopodobnie nieszkodliwy, Micha� wydawa� si� przekonany, �e baronowa Grawli�ska doskonale wiedzia�a, co zamierza Antoni. Kto wie, do czego mo�e by� zdolna matka, która wychowa�a takiego syna? Anna wola�a, by wszelkie wi�zy, ��cz�ce j� z t� rodzin�, zosta�y raz na zawsze zerwane. W trzecim tygodniu kwietnia zima by�a ju� tylko wspomnieniem. Pierwsze mg�y i deszcze, zwiastuj�ce wiosn�, zmy�y resztki ci��kiej zimy. Przez kilka dni Anna nie mia�a od Jana �adnych wie�ci. Zacz��a si� nawet zastanawia�, czy to nie sprzeciw Zofii stan�� na przeszkodzie ich kontaktom. Kilkoro spo�ród zaprzyja�nionych patriotów odwiedzi�o j�, przynosz�c ulg� w 318 RS trudnych chwilach spowodowanych zaawansowan� ci���. Poniewa� wielu z nich by�o lud�mi z gminu, strzeg�a si�, aby utrzyma� te wizyty w tajemnicy przed Zofi� i ciotk�. W Haliczu, pozostaj�cym od rozbioru w 1772 roku pod jurysdykcj� Austrii, a tak�e w ca�ej Polsce op�akiwano �mier� Leopolda II, cesarza Austrii i brata Marii Antoniny. Sprzyja� on bowiem konstytucji w przekonaniu, i� wprowadzone przez ni� reformy mog� zapobiec rewolucji w Europie �rodkowej. Przyjaciele Anny �udzili si� nadziej� - cho� by�a ona nader w�t�a �e jego nast�pca, Franciszek II, b�dzie honorowa� sojusz z Polsk� zawarty przez ojca. Ciotka Stella czu�a si� lepiej i, podobnie jak Zofia, by�a dla Anny mi�a w tygodniach, które nast�pi�y po �mierci Antoniego. Kuzynka nie zaprzesta�a jednak ma�o wyszukanych rozrywek we w�asnym domu i Anna postanowi�a, �e wyjedzie z miasta, gdy tylko dziecko si� urodzi. Pewnego popo�udnia drzema�a w�a�nie w swoim pokoju, kiedy Lutisza powiadomi�a j�, �e w salonie na dole czeka hrabia Stelnicki. - Czy mam powiedzie�, �e jest pani niedysponowana, madame? - Niedysponowana? Oczywi�cie, �e nie. Podaj mi lusterko. - Ale, prosz� pani... - Co takiego? - Za sze�� czy siedem tygodni urodzi pani dziecko - powiedzia�a s�u��ca, podaj�c jej lusterko. - A pani m�� dopiero co umar�. To niestosowne, by widywa�a si� pani z panem Stelnickim. Pokojówka umilk�a i poczerwienia�a, zawstydzona w�asn� �mia�o�ci�. - Rozumiem, co chcesz powiedzie�, Lutiszo. Wiem, co mówi si� pomi�dzy s�u�b� o panu Stelnickim. Pos�uchaj mnie: to nie jest prawda. Wuj Leo si� pomyli�; Jan nie ponosi odpowiedzialno�ci za to, co zdarzy�o si� we wrze�niu nad stawem. Rozumiesz? - Tak, madame. Jan wsta� i skomplementowa� Ann�, gdy si� do niego zbli�y�a. - Ale� z ciebie k�amca, panie Stelnicki - odpar�a. - Panie Stelnicki? Tak formalnie? �artobliwa odpowied� zamar�a Annie na ustach, gdy zobaczy�a Zofi� siedz�c� w fotelu hrabiny, ustawionym przy kominku. Kuzynka zaj�ta by�a robótk�. Robótk�! Anna nie mog�a si� powstrzyma�, by nie westchn�� z cicha. Nie widzia�a dot�d, by kuzynka kiedykolwiek robi�a na drutach. Zrozumia�a, 319 RS �e to tylko przedstawienie i �e Zofia zamierza pozosta� w salonie podczas wizyty Jana. Poczu�a, �e budzi si� w niej gniew. Jan wypyta� Ann� o zdrowie, okazuj�c szczer� trosk� w zwi�zku ze zbli�aj�cym si� terminem porodu. - Co takiego? Tak, czuj� si� dobrze - odpar�a nieprzytomnie, odrywaj�c wzrok od kuzynki, udaj�cej brak zainteresowania rozmow�. - Nie potrwa to d�ugo, Anno, kochanie - powiedzia�a Zofia, wpatrzona w robótk� - je�li nie b�dziesz o siebie dba�a. Powinna� by� w �ó�ku. - Nic mi nie jest, Zofio - odpar�a. - A czy ty nie powinna� przygotowywa� si� do wieczornego przyj�cia? - spyta�a na pozór lekko, wiedz�c jednak, �e kuzynka pojmie aluzj�. O czym ci dwoje mogli rozmawia�, nim zesz�a do salonu? - Och, jest jeszcze mnóstwo czasu - odpar�a Zofia tym samym fa�szywie lekkim tonem. - Mam na to ca�e popo�udnie. Jan i Anna usiedli obok siebie na sofie. Go�� wyja�ni�, �e je�dzi� do Krakowa z polityczn� misj� i �e za dzie� czy dwa b�dzie musia� tam wróci�. Czu�a, �e tylko obecno�� Zofii powstrzymuje go od uca�owania jej d�oni, a nawet przytrzymania jej w u�cisku. Spotkali si� oto po raz pierwszy po �mierci Antoniego i wiedzia�a, i� �adne z nich nie o�mieli si� g�o�no powiedzie� tego, co mówi�y ich spojrzenia. Przez pó� godziny prowadzili grzeczn� i do�� sztywn� konwersacj�. Gniew Anny rós� z ka�d� stracon� minut�. W ko�cu mia�a do��. Nie pozwoli, by Zofia swoim wtr�caniem si� popsu�a jej szyki. Przemówi�a bezpo�rednio do Jana, ignoruj�c jej obecno��. - Janie, poród zawsze niesie ze sob� ryzyko. Gdyby mi si� co� sta�o... - Ale� Anno, wygl�dasz wspaniale! Nic ci si� nie stanie. - Mimo to chcia�abym, aby� to wzi��. - Wyj��a spomi�dzy fa�d spódnicy zapiecz�towany dokument. - To mój testament i ostatnia wola. Spisa�am je na wypadek, gdyby dziecko mnie prze�y�o. Twarz Jana pociemnia�a. Si�gn�� po dokument. Anna poczu�a, �e Zofia si� jej przygl�da. Zignorowa�a to. - Zanim go we�miesz, musz� poprosi� ci�, by�, je�li umr�, zosta� opiekunem mego dziecka. Zofia zaczerpn��a g�o�no oddechu i poruszy�a si� na fotelu, lecz Anna nadal nie zwraca�a na ni� uwagi. - Oczywi�cie, Aniu - szepn�� Jan. Poda�a mu dokument. 320 RS - Los mego dziecka i jego byt b�dzie zale�a� tylko od ciebie. Dopilnuj jego edukacji. Chc�, aby pozna�o cztery czy pi�� j�zyków. Znajomo�� j�zyków to klucz do przysz�o�ci. Dopilnujesz tego? Wiem, �e prosz� o wiele. - Sk�d�e znowu, lecz nie musimy martwi� si� o takie rzeczy. Sama nauczysz je polskiego, rosyjskiego i francuskiego! - Nie martwi� si� o siebie, Janie. Chc�, by mój syn wyrós� na m��czyzn� o silnym charakterze. - Sk�d wiesz, �e to b�dzie ch�opiec? Wzruszy�a ramionami. - Powiedzmy, �e mam przeczucie. Zdziwi�abym si�, gdyby urodzi�a si� dziewczynka. Nagle poczu�a, �e robi jej si� s�abo. - Dobrze si� czujesz? - zapyta� Jan. - Poblad�a�. - To nic, zakr�ci�o mi si� w g�owie. Zaraz przejdzie. - Jest zbyt s�aba, by nie le�e� w �ó�ku - powiedzia�a Zofia. - Wiedzia�am, �e ta wizyta oka�e si� dla ciebie zbyt m�cz�ca, Anno Mario. Bo�e, jeste� blada jak Marzanna! Jan zignorowa� Zofi�, jak przedtem Anna. - Zostan� w Warszawie, dopóki nie urodzi si� dziecko - powiedzia�. - Nie ma takiej potrzeby - odpar�a. - To jeszcze kilka tygodni, a masz na g�owie wa�ne sprawy. Skin�� z oci�ganiem g�ow�. - Pewnie i tak na nic bym si� nie przyda�. Lecz zadbam o to, by� wiedzia�a, gdzie jestem, i mog�a w ka�dej chwili zawiadomi� mnie o porodzie lub o tym, �e jestem ci potrzebny. - Dzi�kuj�, Janie. U�miechn�� si� i przez chwil� Anna, otulona ciep�em tego u�miechu, czu�a si� absolutnie szcz��liwa. - Anno, kochanie - powiedzia�a Zofia z naciskiem - pora, by� wróci�a do swego pokoju. - Zofia ma racj� - przytakn�� Jan, nim Anna zd��y�a zaprotestowa�. Powinienem ju� i��. Wsta� i sk�oni� si�. Zofia zadzwoni�a po Lutisz�. A kiedy s�u��ca wesz�a do salonu, wsta�a nagle i powiedzia�a: - Odprowadz� pana Stelnickiego do drzwi, Lutiszo, a ty pomó� Annie dosta� si� do sypialni. 321 RS Anna zawrza�a z gniewu. Kuzynka znów si� wtr�ca�a. Ciekawe, co powiedzia�by Jan, gdyby mogli cho� na chwil� zosta� sami, pomy�la�a. Wychodz�c, spojrza� na ni� po raz ostatni kobaltowoniebieskimi oczami, jakby chcia� doda� jej otuchy. Zapami�ta to spojrzenie i b�dzie czerpa�a z niego si�� w trudnych chwilach porodu. 322 Rozdzia� czterdziesty dziewi�ty. RS Cho� Konstytucja 3 maja podzieli�a szlacht�, pierwsz� rocznic� jej uchwalenia obchodzono w stolicy hucznie i ze szczer� rado�ci�. Tego dnia Anna przyjmowa�a w salonie na parterze szwaczki i handlarki. Pomimo i� stosunki pomi�dzy Zofi� a matk� pozostawa�y ch�odne, ku zdumieniu Anny kuzynka uczestniczy�a w spotkaniu i wygl�da�o na to, �e z przyjemno�ci� pomaga jej i hrabinie wybiera� dzieci�ce ubranka. Hrabina Gro�ska wydzierga�a kilka ubranek, lecz trzeba by�o jeszcze sporo dokupi�. Anna wola�a czyta� ni� szy�, wi�c tym bardziej docenia�a mistrzostwo, jakiego wymaga�o uszycie jedwabnych czapeczek, koronkowych i p�óciennych koszulek, malutkich, dzierganych buciczków i, oczywi�cie, pieluch. Ka�da rzecz mia�a wpleciony we wzór ozdobny zakr�tas, stanowi�cy podpis szwaczki, i Anna kupi�a od ka�dej po kilka sztuk. - Och, Anno - zawo�a�a Zofia z zachwytem - pozwól, �e kupi� dla twego dziecka t� bia�� jedwabn� koszulk�. Doprawdy, godna jest samego ksi�cia! Anna nie odpowiedzia�a, gdy� trzyma�a si� za brzuch, dysz�c z bólu. Przeszywaj�cy skurcz pojawi� si� nieoczekiwanie. Krew nap�yn��a jej do twarzy, zalewaj�c nieprzyjemnym �arem, a potem odp�yn��a. Po chwili paroksyzm ust�pi�, lecz zaraz pojawi� si� nast�pny. Anna krzykn��a z bólu. Kobiety zakrz�tn��y si� wokó� niej niczym pszczo�y wokó� swej królowej. Nak�oniono j�, by odchyli�a si� na krze�le. Oddycha�a z trudem, podczas gdy ciotka i kuzynka, stoj�ce po obu stronach krzes�a, wypytywa�y j� i dodawa�y otuchy. Lutisza i Marta krz�ta�y si� w pobli�u z wielce powa�nymi minami. Annie brakowa�o powietrza. Zrobi�o jej si� s�abo. Ból zaatakowa� po raz trzeci i ogarn��a j� panika. Czy to normalne? Czy�by dotrwa�a do tego momentu, by teraz poroni�, jak jej matka? Wskaza�a na le��ce na stole ubranka, które wybra�a. Po chwili mia�a je ju� na kolanach i przyciska�a do piersi. Zamkn�wszy oczy, poczu�a przyp�yw gor�ca i dziwne, obce ruchy wewn�trz swojego cia�a. - Prosz� pochyli� si� do przodu i oddycha� - powiedzia�a Lutisza, naciskaj�c r�k� na jej g�ow�. Drug� r�k� - jaka� ona wielka, pomy�la�a Anna po�o�y�a jej na brzuchu. Podczas nast�pnych kilku minut ból to pojawia� si�, to znika�. - Pani Anna - oznajmi�a w ko�cu Lutisza - wkrótce urodzi. - To niemo�liwe! - powiedzia�a hrabina. - Termin przypada dopiero w przysz�ym miesi�cu. 323 RS - Musia�a� si� pomyli�, Lutiszo - popar�a matk� Zofia. - Nied�ugo powie to pani dziecku sama, pani Zofio - odpar�a Lutisza �mia�o. - Jest gotowe, by przyj�� na �wiat. Szmer rozmów i odg�osy gor�czkowej krz�taniny dobiega�y jakby z oddali. W pewnej chwili Anna poczu�a, �e po jej nogach rozlewa si� dziwne ciep�o. Otwar�a oczy i przekona�a si�, �e dó� cia�a ma ca�y mokry. Lutisza mia�a racj�: zaczyna� si� poród! Chocia� dziwi�o j�, �e dziecko tak �pieszy si� na �wiat, przede wszystkim odczuwa�a strach. Ba�a si� nie tyle bólu, który, jak wiedzia�a, musi przyj��, lecz tego, czy male�stwo oka�e si� do�� silne. Wiedzia�a, �e dzieci, które rodz� si� przedwcze�nie, rzadko prze�ywaj�. Handlarki odprawiono. Za ka�dym razem, gdy otwiera�y si� drzwi na ulic�, uszu Anny dobiega�y d�wi�ki muzyki i odg�osy zabawy. Pomy�la�a, �e to dobry omen. Jej dziecko urodzi si� w rocznic� uchwalenia konstytucji. Ojciec powiedzia� kiedy�, by doszukiwa�a si� znaczenia w ma�ych sprawach. - Hrabina musi si� po�o�y� - powiedzia�a Lutisza. - Nie zaryzykujemy wspinania si� po schodach - odpar�a ciotka Stella, która w godzinie próby zachowa�a zdumiewaj�co jasny umys�. - Zabierzcie j� do mojej sypialni. Ruszy�a wraz z Mart� przodem, by przygotowa� �ó�ko, podczas gdy Zofia i Lutisza podtrzymywa�y Ann�, prowadz�c j� do pokoju ciotki. Mija�y godziny. Kiedy przy �ó�ku pojawi� si� ksi�dz, Anna by�a na wpó� przytomna. Powiedzia�, jakie modlitwy powinna odmówi�, lecz ból nie pozwala� jej si� skupi�. Przed odej�ciem ksi�dz w�o�y� w d�onie po�o�nicy ró�aniec, lecz wkrótce go wypu�ci�a. - S�yszysz mnie, Anno Mario? - spyta�a ciotka. - Tak. - Pos�a�y�my po lekarza, lecz mo�e nie zd��y� na czas. W razie konieczno�ci poród odbierze Lutisza. Ma w tym do�wiadczenie. Zrozumia�a�? Anna skin��a g�ow�. Wydawa�o jej si�, �e w pokoju jest nieprawdopodobnie gor�co. Twarz mia�a zlan� potem. Wyj�to jej z w�osów grzebyki i teraz wilgotne pasma opada�y bez przeszkód na ramiona. Pos�usznie robi�a to, co jej kazano. Lutisza przygotowywa�a si�, aby odegra� rol� po�o�nej. Hrabina i Marta mia�y jej pomaga�. Zofia wymówi�a si� i wysz�a, szepn�wszy wpierw kuzynce do ucha s�owa otuchy i zach�ty. Ból jeszcze si� wzmóg�. 324 RS Na zewn�trz �wi�towano coraz gorliwiej, a skoczne tony polki i mazura tworzy�y niesamowite t�o dla tego, co dzia�o si� w pokoju. Anna zacz��a porusza� si� w takt muzyki, nie dbaj�c, co pomy�l� sobie opiekuj�ce si� ni� kobiety. Potem wydawa�o si� jej, �e to by�o we �nie. Krzycza�a z bólu, lecz nikt nie móg� mie� jej tego za z�e. Nie zazna�a dot�d takiego cierpienia. Przez jaki� czas by�a nawet pewna, �e nadesz�a jej ostatnia chwila. Wiedzia�a, �e wiele kobiet umiera podczas porodu. Modli�a si� jednak przede wszystkim o to, by dziecko urodzi�o si� zdrowe. Podczas najsilniejszego skurczu us�ysza�a, jak ciotka szepcze jej do ucha: - Bóg nie daje niczego za darmo, lecz otwiera wszystko, by ka�dy móg� czerpa� tyle, ile potrzebuje. Czu�a, �e kobiety dotykaj� jej, pouczaj�, nalegaj�. Z�o�y�a ufno�� w Bogu i w Lutiszy. �adne z nich dot�d jej nie zawiod�o. - Przyj, Anno, przyj! Jeszcze. Mocniej, Anno! Wychodzi, Anno. Przyj! Dziecko wychodzi! Jeszcze jeden wysi�ek, tak niewyobra�alny, �e z wielkim trudem by�a w stanie go podj��, a potem ulga. Powiedziano jej, �e ta faza porodu przebieg�a szybko, lecz Annie ka�da chwila zdawa�a si� wieczno�ci�. Nagle jej uszu dobieg� piskliwy krzyk. Natychmiast unios�a powieki. P�acz dziecka! Lutisza trzyma�a noworodka wysoko w powietrzu. Przeci�to p�powin�. Cia�ko krzycz�cego male�stwa pokrywa�a krew i w pierwszej chwili Anna pomy�la�a, �e dziecko umiera. Unios�a g�ow� i próbowa�a zawo�a� na alarm. - Pi�kny ch�opaczek - oznajmi�a ciotka. - On krwawi... - Nic podobnego, po prostu trzeba go umy� - uspokoi�a j� Lutisza. Cudowny dzieciak! Anna opad�a na poduszki, próbuj�c si� u�miechn��. Mam syna! Kobiety krz�ta�y si� wokó� niej w niesko�czono��, ona za� pragn��a tylko zawo�a�, by dano jej dziecko. Nie mog�a jednak tego uczyni�, gdy� by�a zbyt s�aba i za bardzo kr�ci�o jej si� w g�owie. W ko�cu trzyma�a male�stwo w ramionach. Przez chwil� wydawa�o si� jej, �e kobiety musia�y si� pomyli�. Noworodek by� tak male�ki i drobniutki, �e musia� by� chyba dziewczynk�. Cho� córka by�aby równie mile widziana, pragn��a si� przekona�, czy naprawd� urodzi�a syna. - Wybra�a� ju� dla niego imiona, kochanie? - spyta�a ciotka Stella. - Tak. Przedstawiam wam Jana Micha�a. 325 RS Przytuli�a wierc�ce si� niemowl� do nagiej piersi, delikatnie g�adz�c palcami g�ówk�, pokryt� pasmami pi�knych jasnych w�osów. Po jakim� czasie dziecko usn��o. Anna, wyczerpana porodem, wkrótce posz�a w jego �lady. Zapad�a w mocny, spokojny sen, z dzieckiem wtulonym w zag��bienie ramienia. Pó�niej zauwa�y�a, �e Lutisza zawi�za�a male�stwu na r�czce czerwon� wst��k�, która, wed�ug ludowych wierze�, mia�a chroni� przed urokiem. 326 Rozdzia� pi��dziesi�ty. RS Opieka nad dzieckiem stanowi�a dla Anny �ród�o nieustaj�cego szcz��cia. Z ka�dym tygodniem Jan Micha� wydawa� si� jej pi�kniejszy i bardziej kochany. Zapewne tak wydaje si� ka�dej matce, my�la�a. - Niech no popatrz� na twoje niebieskie oczka - zawodzi�a �piewnie, robi�c miny. Ma oczy szeroko otwarte, patrz�ce bystro i szybkie niczym u soko�a, my�la�a. Wpatrywa� si� w twarz matki, jakby próbowa� zrozumie�, co mówi. Mia� zaledwie kilka tygodni, kiedy zareagowa� na jej b�aze�stwa bezz�bnym u�miechem, a potem zacz�� chichota�, przygl�daj�c si�, jak stroi miny. Anna u�wiadomi�a sobie, �e macierzy�stwo j� zmieni�o. Nieokre�lone l�ki, ogarniaj�ce j� czasami niczym powiew pustynnego wiatru, ust�pi�y. Oczywi�cie dr�czy� j� niepokój, maj�cy swe �ród�o w mrocznych wydarzeniach, które rozpocz��y si� w dniu �mierci ojca i po�o�y�y cieniem na nieszcz��liwym ma��e�stwie, lecz teraz o�miela�a si� �ywi� nadziej�, �e los wreszcie si� odmieni. Macierzy�stwo zdawa�o si� sprawia�, �e czu�a nieustaj�ce zadowolenie. Sp�yn�� te� na ni� szczególny spokój, nieznany, by�a tego pewna, oddanym wiecznej wojaczce m��czyznom. Homer z gruntu si� myli�. Tak, Odyseusz sta� u steru majestatycznego statku i przedziera� si� przez fale, gnaj�c od jednej przygody do drugiej, a po drodze wpadaj�c w rozkoszn� pu�apk� ramion Kirke i Kalipso. I to jego historia nazwa�a dzielnym. Lecz Anna wiedzia�a, �e Penelopa, która musia�a znie�� ból narodzin ich syna, by�a z nich dwojga dzielniejsza. To ona musia�a czerpa� z wewn�trznych zasobów odwagi i m�dro�ci, by przez dwadzie�cia lat zwodzi� zalotników i samotnie wychowywa� dziecko. I to jej przysz�o czeka�. Homer nie wys�awia Penelopy w wystarczaj�cym stopniu za to, �e zajmowa�a si� domem i dochowa�a wierno�ci m��owi. By�a prawdziw� bohaterk�, rozmy�la�a teraz Anna, tak� jak ka�da kobieta, która ryzykuje �ycie, by urodzi� dziecko. Cz�sto zabiera�a ma�ego do kuchni - �ona domu, jak j� nazywa�a - i sp�dza�a tam dzie� z Lutisza, Mart� oraz jej córkami, Katarzyn� i Marcelin�. Olbrzymie pomieszczenie mia�o szerokie okna, dostarczaj�ce �wiat�a i ciep�a zio�om w doniczkach, rozstawionych na parapetach. Anna uwielbia�a kusz�ce aromaty piek�cego si� chleba i puddingów, perkocz�cych na wolnym ogniu zup, piek�cego si� na ro�nie mi�sa, z którego t�uszcz skapywa� wprost do ognia, sprawiaj�c, �e trzeszcza� i rzuca� iskrami. Tu zawsze wrza�o �ycie, panowa�a ciep�a i zdrowa atmosfera, która przywraca�a jej ch�� do �ycia. 327 RS Czasami, kiedy kobiety bawi�y si� z Janem Micha�em, uczestniczy�a w prostych pracach i przygotowywaniu posi�ków. W domu pomaga�a Luizie przyrz�dza� niektóre dania, lecz dopiero tutaj, pod fachowym przewodnictwem Lutiszy i Marty, jej kulinarne umiej�tno�ci mog�y w pe�ni si� rozwin��. Cho� bardzo lubi�a sp�dza� czas ze s�u�b�, stara�a si�, by ciotka ani Zofia nie zorientowa�y si�, jak bardzo jest z ni� zaprzyja�niona. Pewnego dnia Anna zagniata�a ciasto na ciemny chleb, a Katarzyna trzyma�a na r�ku Jana Micha�a, pod�piewuj�c mu cichutko. M�odszy brat Katarzyny, Tomasz, podszed� i zacz�� przekomarza� si� z dzieckiem. Patrz�c na nich, Anna nie mog�a powstrzyma� u�miechu. Wygl�dali razem jak grupka dzieci odgrywaj�cych scen� w szopce, z Janem Micha�em w roli Dzieci�tka. - Czy móg�bym te� go potrzyma�? - zapyta� Tomasz, który nie by� ani troch� nie�mia�y. - Teraz ja go trzymam - powiedzia�a Katarzyna. - Ale nie b�dziesz tego robi�a przez ca�y dzie�, prawda? Daj mi na niego popatrze�... Jakiego koloru ma oczy, pani Grawli�ska? - Niebieskie - odpar�a Anna. Nie widzia�a powodu, aby odmawia� ch�opcu. - Za chwil� b�dziesz móg� go potrzyma�... Pami�taj jednak, aby od teraz zwraca� si� do mnie: pani Berezowska. - Tak, pani... Berezowska. - Odejd�, Tomaszu - poprosi�a Katarzyna. - Widzisz, ma�y krzywi si� na twój widok. - Nieprawda! Poza tym my�l�, �e jego oczy s� br�zowe. - S� niebieskie. Nie s�ysza�e�, co powiedzia�a hrabina? Anna spojrza�a na ch�opca. Wygl�da�o na to, �e ma�y waha si�, czy powiedzie� co� jeszcze, a kiedy podchwyci� jej spojrzenie, zacisn�� wargi. Wiedzia�, �e nie powinien sprzeciwia� si� doros�ym. Hrabina pomy�la�a, �e ca�kiem s�usznie ochrzczono go imieniem aposto�a, który by� niedowiarkiem. Marta podesz�a do syna, jakby zamierza�a przegoni� go z kuchni, lecz zatrzyma�a si� na chwil� zaskoczona, spojrzawszy na dziecko. - Có�, prosz� pani, Tomasz mo�e mie� racj�. Oczy ma�ego chyba rzeczywi�cie sta�y si� bardziej br�zowe... naprawd�! Czasami tak si� dzieje, �e dziecko rodzi si� z niebieskimi oczami, które potem zmieniaj� kolor. Br�zowe. Anna poczu�a, �e co� �ciska j� za serce. S�owo to by�o niczym nó� i wbi�o si� bole�nie w jej pier�, zanim zd��y�a podej�� do dziecka. Br�zowe oczy. Zakr�ci�o jej si� w g�owie. Ma oczy po ojcu! Wiedzia�a o tym. Widzia�a, jak si� zmieniaj�, lecz udawa�a, �e tego nie dostrzega, modl�c si�, 328 RS aby nie by�a to prawda. Lecz teraz, kiedy kto� inny potwierdzi� jej spostrze�enie, nie mog�a ju� d�u�ej si� oszukiwa�. Zdj�ta panik�, pragn�c jak najszybciej dotrze� do dziecka, odsun��a si� od sto�u tak gwa�townie, �e misa z ciastem spad�a na pod�og� i si� rozbi�a. Anna spojrza�a na Babette, która wesz�a do jej pokoju. Wygl�da�o na to, �e s�u��ca co dzie� ma na sobie nowe ubranie b�d� bi�uteri�, co nasuwa�o podejrzenie, �e pokojówka w�a�nie na to wydaje otrzymane od hrabiny pieni�dze. Je�li odczuwa�a smutek po �mierci dzieci, nie by�o tego po niej wida�. Anna zamierza�a da� jej kolejn� sumk�, wystarczaj�c�, by mog�a spokojnie �y� na staro��, lecz rozmy�li�a si�. Babette by�a kobiet� woln�, s�u�y�a nie tylko u Zofii, lecz pomaga�a te� od czasu do czasu innym damom, a �e doskonale radzi�a sobie z makija�em i czesaniem, z pewno�ci� by�aby w stanie zgromadzi� fundusze, które zapewni�yby jej bezpieczn� staro��. Nic jednak nie wskazywa�o na to, �e tak w�a�nie post�powa�a. Babette trzyma�a w d�oniach paczk� starannie zapakowan� w bia�y papier i obwi�zan� czerwon� wst��k�. - Prezent dla pani - powiedzia�a - od pana hrabiego Stelnickiego. Serce Anny natychmiast zacz��o szybciej bi�. - Od Jana? - zawo�a�a, odruchowo pos�uguj�c si� imieniem ukochanego. Czy pan Stelnicki tu jest? Na dole? - Nie, prosz� pani. Paczk� przyniós� pos�aniec. - Ach tak. - U�miechn��a si�, by ukry� rozczarowanie. Zaczeka�a z otwarciem przesy�ki, a� zostanie sama. W �rodku znalaz�a przepi�kn� jedwabn� sukienk� do chrztu i pasuj�c� do niej czapeczk�. Od paru ju� dni zwodzi�a ciotk�, odk�adaj�c uroczysto�� do czasu, a� Jan odpowie na list, w którym prosi�a go, by zosta� ojcem chrzestnym jej syna. Odpowied� nadesz�a wraz z sukienk�. Otwar�a j� i przez chwil� przygl�da�a si� szerokim, starannym poci�gni�ciom pióra. Wspomnia�a list, który Zofia musia�a przechwyci� tak dawno temu, list, który sprawi�by, �e z pewno�ci� czeka�aby na Jana, miast wyj�� za Antoniego. Wspomnienie to nadal j� nawiedza�o. Wiadomo�� by�a krótka. Sukienka stanowi�a rodzinny strój do chrztu Stelnickich i Jan wyra�a� nadziej�, �e Anna ubierze w ni� ma�ego Jana Micha�a. Wzruszy�o j� to. Podnios�a sukieneczk� i przez chwil� podziwia�a umiej�tno�ci niezb�dne, aby powsta�o - ile� to lat temu? - co� tak pi�knego. Oczywi�cie bia�y jedwab zd��y� ju� nieco z�ó�kn��, ale to tylko podnosi�o warto�� ubranka. Przytuli�a je na chwil� do policzka. 329 RS Lecz kiedy spojrza�a znowu na list, jej serce �cisn��o si� z �alu i rozczarowania. Jan nadal by� potrzebny w Krakowie. Zatrzyma�o go co� zwi�zanego ze Spraw�. By�by zaszczycony, mog�c zosta� ojcem chrzestnym ma�ego, pisa�, lecz nie jest przecie� katolikiem. Anna musia�a o tym zapomnie�. Zamy�li�a si�. Nie, nie zapomnia�a, po prostu nie dostrzeg�a zwi�zku. Jedyne, co si� liczy�o, wtedy i teraz, to fakt, �e gdyby jej si� co� sta�o, synem zaopiekowa�by si� Jan. Westchn��a. Oczywi�cie mia� racj�. Ko�ció� nie pozwoli mu trzyma� dziecka do chrztu, a nawet uczestniczy� w uroczysto�ci! Poczu�a si� g��boko rozczarowana. Z ulicy dobiega� turkot kó�, w pokoju obok jej syn gaworzy� i �mia� si�, w kuchni tryskaj�ce rado�ci� s�u��ce przygotowywa�y kolacj�. Ta chwila by�a niezwyk�a tylko dla niej. Wsz�dzie dooko�a �ycie toczy�o si� swoim trybem. Przycisn��a do ust mi�kki materia� ubranka. Anna wybra�a drugie imi� dla syna, aby uhonorowa� barona Micha�a Kolbiego, i to on zosta� w ko�cu ojcem chrzestnym ma�ego. Przyjació�ka Anny, Helena Lubicka, zosta�a matk� chrzestn�. By�a córk� ksi�cia Lubickiego, który zarz�dza� rodzinnym maj�tkiem Berezowskich. Zanim udali si� do katedry, Zofia wymówi�a si� od pój�cia, przekonuj�c Ann� ze �miechem: - Katedra zawali si�, je�li tam wejd� - powiedzia�a. - Po prostu to wiem. I kto zap�aci za te pi�kne witra�e? Anna podejrzewa�a jednak, �e kuzynka d�sa si� o to, i� nie poproszono jej, aby zosta�a matk� chrzestn�. Cho� Zofia zdawa�a si� szczerze przywi�zana do dziecka, Anna od pocz�tku nie bra�a jej pod uwag�. I nie �a�owa�a tej decyzji. Jan Micha� Grawli�ski zosta� ochrzczony i og�oszony wyzwolonym spod w�adzy szatana. Nawet nie zakwili�, gdy woda sp�yn��a mu po g�ówce i twarzy. Pomimo i� by� koniec maja, w katedrze panowa� dokuczliwy ch�ód. Jednak migocz�ce �wiat�o, wpadaj�ce przez witra�e i oz�acaj�ce postaci �wi�tych, oraz wielki krzy� nad o�tarzem mia�o w sobie dziwne ciep�o. Ciep�o, które sprawia�o, �e Anna przesta�a odczuwa� ch�ód. Tak oto da�a o sobie zna�, pomy�la�a pó�niej, obecno�� Boga. Podczas chrztu poczu�a, �e co� budzi si� w jej duszy. Przypomnia�a sobie, jak ojciec wzi�� j� pewnego razu na stron� i powiedzia�, �e przodek, który zbudowa� ich dom - m��czyzna uszlachcony przez Jana Sobieskiego - mia� w sobie krew �ydowsk�. By�o to co�, o czym jej matka, uosobienie oddanej Ko�cio�owi katoliczki, nigdy nie wspomina�a. �wiadomo�� mieszanego 330 RS pochodzenia niepokoi�a Ann�, zatruwaj�c jej serce w�tpliwo�ciami odno�nie wiary. Jak mog�a nosi� w sobie histori� i dogmaty dwóch religii? Czasami wola�aby, by ojciec nigdy jej o tym nie powiedzia�. Jednak szczególny spokój, jaki sp�yn�� na ni� wraz z macierzy�stwem, zdawa� si� koi� tak�e i te niepokoje. Wiara w istnienie Boga p�yn��a z elizejskiego �ród�a w jej duszy z tak� si��, i� zdawa�o si� jej, �e mog�aby stawi� czo�o armii szatana w pojedynk� i bez strachu. Jan mia� racj�. Czu�a to podczas wesela Szraberów, i teraz tak�e. Boga mo�na znale�� w ka�dym ko�ciele. Cz�onkowie innych religii wierzyli w to tak samo, jak �ydzi i katolicy. A kimkolwiek jest Bóg, istnieje, poniewa� w niego wierzymy. Wróci�a my�lami do chwil sp�dzonych na t�tni�cym �yciem polu w Haliczu, gdzie Jan powiedzia�, �e jego Bóg jest tam: na ��ce, w polu i na niebie. Teraz rozumia�a. 331 Rozdzia� pi��dziesi�ty pierwszy. RS Anna dosz�a do wniosku, �e pora zastanowi� si� nad przysz�o�ci�. Zachowanie Zofii nie zmieni�o si� ani na jot�. Cz�sto pozostawa�a poza domem przez ca�y wieczór, od czasu do czasu urz�dza�a te� szalone przyj�cia. Ciotka Stella, ograniczona rol� hrabiny wdowy, nie mia�a nad córk� w�adzy, a jej obiekcje bywa�y kwitowane jedynie obra�onym milczeniem. Przenios�a si� wi�c na pi�tro, do dawnego pokoju Antoniego, jak najdalej od córki i jej wybryków. Cho� Anna stara�a si� nie ocenia� post�powania kuzynki, zdawa�a sobie spraw�, �e b�dzie musia�a wkrótce opu�ci� jej dom. Ojciec powiedzia� kiedy�, �e zwierz�, które urodzi�o si� w lesie i nie zosta�o na czas poskromione, mo�e zabi�. I kto móg�by je za to wini�? Tak samo by�o z Zofi�. Gdyby kto� w por� j� poskromi�, nie by�aby dzi� taka, jaka jest - ani ona, ani jej przyjaciele. Rozbójnik nie napada�by i nie krad�, a zabójca zabija�. Lecz z jakiego� powodu rodzice nie mogli da� sobie z ni� rady. Kiedy wiosenne deszcze i nast�puj�ce po nich powodzie wreszcie ust�pi�, a letnie s�o�ce osuszy drogi, Anna zabierze Jana Micha�a do domu w Sochaczewie, by dorasta� z dala od miejskiego �ycia. Zastanawia�a si� te�, czy ciotka Stella nie zechce towarzyszy� jej do Sochaczewa. Tymczasem nadesz�o zaproszenie od ksi�cia Józefa Lubickiego, przyjaciela rodziny, zawiaduj�cego finansami Berezowskich. Zbli�a�y si� osiemdziesi�te urodziny matki ksi�cia i z tej okazji mia�a odby� si� msza, a po niej przyj�cie. W dniu uroczysto�ci Anna wcisn��a si� w dopasowan� �a�obn� sukni� z czarnej tafty i koronki, my�l�c o tym, �e suknia sama w sobie mog�aby s�u�y� za trumn� ka�dej �ywej istocie. Clarice zebra�a jej w�osy i upi��a wysoko za pomoc� bursztynowych spinek, lecz Anna zakry�a g�ow� czarnym welonem i dzie�o pokojówki pozosta�o nieujawnione. Do drzwi zapuka�a Lutisza z wiadomo�ci�, �e przyby�a pani Helena Lubicka. - Wprowad� j�, Lutiszo - rzek�a Anna. - Jan Micha� gotowy? - Tak. Helena z rado�ci� zgodzi�a si� zajecha� po przyjació�k� z dzieci�stwa. Anna nie chcia�a prosi� Zofii o powóz, gdy� zaproszenie obj��oby wówczas tak�e kuzynk�, a tego Anna pragn��a za wszelk� cen� unikn��. 332 RS Prawdopodobnie Zofia odmówi�aby pój�cia na msz�, jednak czasami zachowywa�a si� w sposób absolutnie nieprzewidywalny i tym razem mog�aby przyj�� zaproszenie. Helena wesz�a energicznie do pokoju. Podczas chrztu syna Ann� zaskoczy�a zmiana w wygl�dzie przyjació�ki. Nie widzia�a jej od Bo�ego Narodzenia przed dwoma laty i ró�nica okaza�a si� uderzaj�ca. Cho� Helena by�a zbyt gruboko�cista, by mo�na by�o uzna� j� za klasycznie pi�kn�, to b�yszcz�ce czarne loki wokó� porcelanowobia�ej twarzy o ró�anych policzkach oraz rze�bione rysy sprawia�y, �e wydawa�a si� bardzo atrakcyjna. Za Helen� post�powa�a s�u�ka, podtrzymuj�c tren z koronki o barwie ko�ci s�oniowej. - Wygl�dasz �licznie, Anno, nawet w czerni. Nieoczekiwany komplement sprawi�, �e Anna zesztywnia�a lekko. - Dzi�kuj�, ale Heleno, jaka� ty jeste� pi�kna! Na dole inna pokojówka Lubickich trzyma�a ju� na r�kach Jana Micha�a, odzianego w b��kitne ubranko. Postawna niewiasta ruszy�a ku drugiemu powozowi, który mia� zabra� j� i dziecko prosto do rezydencji Lubickich, nie do katedry, gdzie udawa�y si� obie panie. Anna i Helena zasiad�y w dwuosobowym powoziku i skierowa�y si� do ko�cio�a. - Twoje dziecko jest pi�kne, Anno - powiedzia�a Helena. - I takie �wawe. - Dzi�kuj�. - Musia�o by� ci ostatnio ci��ko. Tyle rzeczy wydarzy�o si� w tak krótkim czasie. Helena zacz��a wypytywa� o nieoczekiwane ma��e�stwo przyjació�ki i przedwczesn� �mier� jej m��a. Anna odpowiada�a monosylabami, a wreszcie uda�o jej si� skierowa� rozmow� na temat dwóch adoratorów Heleny, których trzyma�a w niepewno�ci. Nagle powóz zatrzyma� si� po�ród t�umu i zgie�ku. - Pomocy! - dobieg� ich zduszony g�os. - Pomó�cie mi! Przyjació�ki otworzy�y okno i wyjrza�y na ulic�. Ma�y mostek przed nimi pe�en by� podekscytowanych ludzi. - Co si� sta�o? - zawo�a�a Helena do wo�nicy. - Kto� wpad� do �cieku i w�a�nie próbuj� go wy�owi�. Wype�niony wod� z ostatnich powodzi oraz nieczysto�ciami rów niemal wyst�powa� z brzegów, a nieszcz�sny pechowiec wpad� do niego w 333 RS najg��bszym miejscu. Czarna od brudu twarz m��czyzny by�a ju� ledwie widoczna ponad p�yn�c� szybko ohydn� ciecz�, i tylko pe�en przera�enia g�os wskazywa� miejsce, gdzie nieszcz��nik si� znajduje. Ton�cemu rzucono lin�, przytrzymywan� teraz przez kilku m��czyzn. Powoli przyci�gn�li go do siebie, a potem pochwycili, unie�li i wywlekli na most. Stan�� na trz�s�cych si� nogach, z g�ow� pokryt� czarnymi k�dziorami, wygl�daj�cymi jak owcza we�na, i próbowa� otrze� pi��ciami oczy z brudu. Napi�cie w t�umie zel�a�o. Jaka� kobieta krzykn��a piskliwie: - G�upiec ta�czy� na mo�cie! A� wta�cowa� si� prosto do �cieku! T�um rykn�� �miechem. - Teraz, �eby si� oczy�ci� - zawo�a� kto� - powinien chyba wta�cowa� si� do Wis�y! M��czyzna u�miechn�� si�. Bia�e z�by zab�ys�y na tle pociemnia�ej od brudu twarzy. Rozochocony t�um zacz�� rozchodzi� si� z wolna, jakby ludzie nie mieli ochoty powraca� do codziennej harówki. Kiedy na mo�cie nie by�o ju� nikogo, Anna pomy�la�a, �e mi�o by�o do�wiadczy� przejawów pogodnego usposobienia Polaków. Czy te proste duszyczki mog�yby zaanga�owa� si� w co� tak krwawego, jak rewolucja we Francji? Nie. Ten drobny epizod przekona� j�, �e ludzie zamieszkuj�cy Prag� s� tacy sami jak ci w Sochaczewie czy w Haliczu. Nastawienie ch�opów, nawet w trudnych czasach, by�o niezwykle pokojowe. Ju� mia�y zamkn�� okno, kiedy tu� obok przemkn�� powóz, którego wo�nica za wszelk� cen� próbowa� wjecha� na most jako pierwszy. W �rodku, po�ród barwnie zapakowanych paczuszek, siedzia�a odziana w pomara�czow� sukni� Zofia. By�a z go�� g�ow�, a miejsce obok zajmowa� przystojny m�ody d�entelmen, ani chybi najnowszy adorator i darczy�ca. Jego towarzyszka trzyma�a g�ow� wysoko i patrzy�a prosto przed siebie, mówi�c z o�ywieniem. - Ciekawe, kim jest ta wulgarna kobieta - szepn��a Helena. Anna czym pr�dzej odsun��a si� od okna. - Co za ró�nica? - spyta�a. - Mam nadziej�, �e przez to zamieszanie nie spó�nimy si� na msz�. Usiad�a prosto, dotykaj�c plecami poduszek oparcia, które �agodzi�y wstrz�sy, gdy powóz z turkotem wtoczy� si� na drewniany most. 334 RS Przyby�y na msz� jako ostatnie. Dzwony, wzywaj�ce na Anio� Pa�ski, wybija�y ostatni� nut�, gdy przyjació�ki wspina�y si� na stopnie katedry pod wezwaniem �wi�tego Jana. Helena poprowadzi�a Ann� do przedniej cz��ci nawy, gdzie siedzia�a jej rodzina. W katedrze by�o gor�co i duszno, a msza ci�gn��a si� w niesko�czono��. To, co zasz�o przy mo�cie, tym dobitniej uzmys�owi�o Annie, �e musi opu�ci� Warszaw�. Wygl�d i zachowanie kuzynki sprawi�y, �e Anna wstydzi�a si� za ni�. Jeszcze wi�kszym wstydem napawa� j� fakt, �e nie przyzna�a si� Helenie, i� zna Zofi�. Ale co niby mia�a powiedzie�? Heleno, ta wulgarna kobieta to moja kuzynka? Zostawi Zofi� jej losowi. Pewnego dnia, by�a tego pewna, jej uroda przeminie, a wtedy m��czy�ni i ich pieni�dze ulec� niczym jesienne li�cie. B�dzie potrzebowa�a wówczas pomocy Anny. Tylko czy ona potrafi okaza� si� na tyle wielkoduszna, by tej pomocy udzieli�? Mia�a tak� nadziej�. Monotonny g�os ksi�dza przetacza� si� nad ni� niczym fala uderzaj�ca o odleg�y brzeg, dopóki nie us�ysza�a swego panie�skiego nazwiska, a zaraz potem nazwiska m��a. Wygl�da�o na to, �e Lubiccy poprosili ksi�dza, aby pomodli� si� tak�e za Antoniego. Ukl�k�a wyprostowana jak �wieca, doskonale �wiadoma, �e wszyscy na ni� patrz�. Wola�aby by� w ka�dym innym miejscu, byle nie tutaj. Gdy wysz�y z katedry, z rozkosz� wci�gn��a do p�uc ch�odniejsze powietrze. Dzie� by� s�oneczny i wia� rze�ki wiosenny wiatr. Helena poprowadzi�a Ann� do swoich rodziców, stoj�cych na stopniach ko�cio�a. Stara dama, matka ksi�cia, nie by�a obecna, gdy� rzadko opuszcza�a domowe zacisze. Matka Heleny, ksi��na Ada Lubicka, w wieku lat pi��dziesi�ciu nadal cieszy�a si� urod�, a wysoka br�zowa peruka jeszcze j� odm�adza�a. Kiedy si� u�miechn��a, wiek przesta� mie� znaczenie. Zawsze bardzo uczuciowa, teraz omal si� nie rozp�aka�a: - Och, Anno Mario - szepn��a, obejmuj�c podopieczn�. -Drogie, drogie dziecko. Ksi��� Lubicki wydawa� si� o wiele starszy od �ony. By� mo�e sprawia�y to bia�e jak mleko w�osy i pobru�d�ona twarz. Ojciec Anny zwyk� napomina� go, �e za bardzo przejmuje si� interesami. Anna pomy�la�a, i� ksi��� rzeczywi�cie postarza� si� pod brzemieniem trosk. Z�o�y� jej kondolencje, a ona podzi�kowa�a, próbuj�c si� u�miechn��. Nie znosi�a tego, �e musi udawa�, i� op�akuje Antoniego. Podobnie jak wyparcie si� pokrewie�stwa z Zofi� by�a 335 RS to kolejna maska, któr� zmuszona by�a nosi�, jeszcze bardziej niewygodna ni� obcis�a czarna suknia. - Gdy nasze rodziny ostatni raz sp�dza�y razem Bo�e Narodzenie - mówi�a tymczasem ksi��na - któ� móg� przewidzie�, �e sprawy tak si� potocz�? Wspó�czucie ksi��nej zirytowa�o Ann�. Cho� uwielbia�a Lubickich, udawanie �a�oby i okropne uczucie dwulicowo�ci sprawi�o, i� zapyta�a, czy nie mog�aby wymówi� si� od uczestnictwa w przyj�ciu i wróci� z ma�ym Janem do domu. Jednak Lubiccy nie chcieli o tym s�ysze�. Zacz�li wi�c schodzi� po stopniach katedry. Anna przygl�da�a si� potokowi ubranych na czerwono, zielono, �ó�to i niebiesko ludzi, zd��aj�cych do swych powozów, przy których czuwali wo�nice. Nie widzia�a tak du�ego zgromadzenia od czasu kolacji na Zamku. Nowa rezydencja Lubickich wyda�a si� Annie pa�acem. U bramy jej spojrzenie przyci�gn�� geometryczny dese� na wyk�adanej ceg�� �cie�ce. Na g�stej murawie trawnika baraszkowa�y rude wiewiórki, ganiaj�c si� od drzewa do drzewa. Po obu stronach domu znajdowa�y si� cieniste ogrody z wielobarwnymi dywanami bujnych, wiosennych kwiatów, pe�ne gaw�dz�cych weso�o go�ci. Helena zaprowadzi�a Ann� na pi�tro, gdzie wyj��a z szafy wspania�� sukni� z gazy w kolorze królewskiego b��kitu. - Jaka pi�kna! - zawo�a�a Anna. - Ciesz� si�, �e ci si� podoba. Za�ó� j�. - Co takiego? - Za�ó�. Ju� od samego patrzenia na t� czarn� krep� robi mi si� gor�co i niewygodnie. Anna u�miechn��a si�. Sk�d Helena wiedzia�a? Odrzucenie czerni mo�e by� odpowiedzi� na par� pyta� dotycz�cych jej straty. Poza tym b��kitna suknia by�a naprawd� pi�kna. Zgodzi�a si� wi�c j� za�o�y�. Kiedy stan��a potem przed lustrem, przyjació�ka spojrza�a na jej odbicie i zawo�a�a, promieniej�c z zadowolenia: - Wygl�dasz cudownie, Anno! - Merci - odpar�a Anna, obracaj�c si� i zginaj�c kolana w parodii uk�onu. Panna Lubicka roze�mia�a si�, lecz szybko spowa�nia�a. - Anno, twoi rodzice nie �yj� od ponad roku i cho� pewnie zaprzeczysz temu, co powiem, lub nawet przestaniesz mnie lubi�, to wydaje mi si�, �e strata m��a nieszczególnie ci� dotkn��a. Oczywi�cie nie powinnam w ogóle o tym wspomina�... 336 RS - Rzeczywi�cie, Heleno - odpar�a Anna. - Có�, powiedzia�a�, co my�lisz, a ja obiecuj�, �e b�d� si� dzi� dobrze bawi�a! Przyjació�ki zesz�y kr�tymi schodami, a potem ruszy�y przez wielki salon, zamiataj�c spódnicami hebanow� pod�og�, g�adk� jak szk�o. Uwag� Anny przyci�gn�� relief na lazurowym suficie, przedstawiaj�cy cherubiny. Odwiedzi�a syna w kwaterach dla s�u�by i nakarmi�a go, nim podano do sto�u. Obiad móg�by �mia�o rywalizowa� z królewskim przyj�ciem. Anna zaj��a honorowe miejsce przy stole Lubickich, ustawionym przed rz�dami wytwornie nakrytych stolików, przy których mia�y zasi��� co najmniej dwie setki go�ci. Przez otwarte wysokie, eleganckie francuskie okna do pokoju wlewa�y si� potoki �wiat�a oraz zapach kwiatów i ziemi z ogrodu. Stara ksi��na Lubicka u�miecha�a si� rado�nie bezz�bnymi ustami, ciesz�c si� jak dziecko z nieko�cz�cej si� parady talerzy i pó�misków. Pó�niej staruszka przywo�a�a do siebie Ann� i powiedzia�a konfidencjonalnym tonem: - Wszyscy my�l�, �e to ju� moje ostatnie urodziny, lecz ja ich zaskocz� i do�yj� osiemdziesi�tych pi�tych! Anna roze�mia�a si�. - Nie w�tpi�, �e b�dzie pani �wi�towa� i dziewi��dziesi�te. Prosz� mi powiedzie�, na czym polega sekret pani d�ugiego �ycia? Kobieta u�miechn��a si�. - Pob�a�aj sobie. - Pob�a�a� sobie? - Tak, Anno. Id� za g�osem serca. Pob�a�aj swoim zachciankom. To zwykle s�uszna droga. A nawet je�li nie, nie przejmuj si� zbytnio opini� �wiata. - To dobra filozofia - powiedzia�a Anna, patrz�c, jak staruszka osusza kieliszeczek wódki. Lecz Zofia doprowadzi�a j� do skrajno�ci, pomy�la�a. Po posi�ku, gdy wi�kszo�� go�ci uda�a si� do innych pokojów lub do ogrodu, ksi��� Lubicki pokaza� Annie drewniane puzderko z herbem Berezowskich na wieczku: pó�ksi��ycem wschodz�cym ponad �ab�dziem. Patrzy�a zdumiona. Widzia�a puzderko po raz pierwszy w �yciu. - Nale�a�o do twego ojca - wyja�ni� ksi��� - a teraz nale�y do ciebie. Otwar�a szkatu�k� i zobaczy�a plik dokumentów, opatrzonych podpisem jej ojca. - Oto kompletny spis lokat twego ojca. - Wydaje si�, �e jest ich tak du�o... 337 RS - I s� sporo warte... jeste� bogat� m�od� kobiet�, Anno Mario. - Cieszy mnie to. Ale dlaczego daje mi je pan akurat teraz? - Do podpisu. Wiem, �e ty i twój zmar�y m�� mieli�cie pewne plany odno�nie zysków, jakie mog�oby przynie�� zainwestowanie tych pieni�dzy. Wnosz�, �e nadal chcia�aby� pozby� si�... - Nie - zaprzeczy�a Anna. - Nie ma �adnych planów. Ju� nie. Chcia�abym, by nadal zajmowa� si� pan moimi finansami. Mo�e pan sobie potr�ci� taki procent, jakiego pan sobie za�yczy... - Nie bior� za to pieni�dzy. Przyja�� twego ojca stanowi�a wystarczaj�c� zap�at�. Ksi��� u�miechn�� si�. - A zatem, je�li takie jest twoje �yczenie, b�d� robi� to dalej. - Dzi�kuj�. - Ty i twój syn b�dziecie mogli �y� wygodnie z samych odsetek. Nadesz�a Helena i zabra�a Ann� do ogrodu. Na zewn�trz grupki rozmawiaj�cych z o�ywieniem go�ci gromadzi�y si� na parkiecie z kwadratowych kamiennych p�yt, polakierowanych na czerwono. Rosn�ce po obu stronach wdzi�czne brzozy tworzy�y nad nimi �ywe sklepienie z li�ci. Go�cie zacz�li ustawia� si� do niemieckiego kotyliona. Ch�odny wiaterek porusza� od czasu do czasu listowiem, sprawiaj�c, �e bi�uteria i bogato zdobione stroje tancerzy po�yskiwa�y w promieniach s�o�ca. Gdyby tylko przyj�cia Zofii wygl�da�y tak, jak ta uroczysto��, pomy�la�a Anna. Kotyliona prowadzi�a dama o uderzaj�cej powierzchowno�ci, odziana w bia�y jedwab i koronki, a partnerowa� jej cudzoziemsko wygl�daj�cy m��czyzna, poruszaj�cy si� z wdzi�kiem, acz nieco wynio�le. Kobieta ubrana by�a bardzo stylowo, pocz�wszy od malutkich, wyszywanych klejnotami pantofelków po koron� wie�cz�c� wysok�, bia�� peruk�. Anna zauwa�y�a, �e tancerka musia�a dawno przekroczy� trzydziestk�, mimo to nadal przyci�ga�a spojrzenia m��czyzn. Jej u�miech, cho� pogodny niczym u Madonny, �wiadczy�, �e zdaje sobie spraw� z zainteresowania, jakie wzbudza. Gdy taniec si� sko�czy�, kobieta po�pieszy�a ku dziewcz�tom, a partner pod��y� jej �ladem. Helena przedstawi�a j� jako markiz� Wielopolsk�. Jej partnerem by� Guy Mornay, francuski hrabia. - Ciesz� si�, �e pani� pozna�am - powiedzia�a Anna. -Jest pani dobrze znana w warszawskim towarzystwie. U�miech Madonny sta� si� nieco szerszy. 338 RS - A ja s�ysza�am wiele o pani, pani Grawli�ska. Z drobnych kocich rysów trudno by�o odczyta�, co markiza naprawd� my�li. Anna by�a jednak pewna, �e w jej tonie kryje si� pewna dwuznaczno��. Helena przedstawi�a przyjació�k�, u�ywaj�c nazwiska jej m��a. Anna nie zamierza�a tego prostowa�. W ko�cu nadal je nosi�a, i jej syn tak�e. Hrabia zbli�y� si� do niej. - Czy pani Grawli�ska zechcia�aby zata�czy�? - spyta�. Spojrza�a na �ci�gni�t� w lekkim grymasie twarz hrabiego. Tak ubrana nie mog�a wymówi� si� �a�ob�. - Ja... nie wiem, jak si� ta�czy te niemieckie ta�ce. Hrabia odwróci� si� do markizy. - Dobra hrabina mówi, �e nie potrafi ta�czy� tych „niemieckich ta�ców"! powiedzia� jakby przez nos. Anna zauwa�y�a, �e jego g�os brzmi afektowanie. Kto� w pobli�u prychn�� rozbawiony. Zaczerwieni�a si� z za�enowania. - Nonsens, moja droga - powiedzia�a markiza protekcjonalnie. - To jeden z naj�atwiejszych ta�ców. Aby si� nauczy�, trzeba spróbowa�. Uj��a d�o� Anny i poda�a Francuzowi, ten za� poprowadzi� j� na parkiet, nim zd��y�a zaprotestowa�. Z pocz�tku czu�a si� niepewnie. Wydawa�o si� jej, �e wszyscy tylko czekaj�, a� pomyli kroki. �a�owa�a nawet, �e zdj��a �a�obny strój i �e zosta�a na przyj�ciu. Wkrótce jednak z�apa�a rytm i od tej chwili sun��a ju� po parkiecie g�adko, jakby ta�czy�a z hrabi� setki razy. - Wspaniale sobie pani radzi - powiedzia�. - Ju� prawie pora na zmian� partnerów. - Co takiego? - Lecz nim zd��y�a na dobre si� przestraszy�, ta�czy�a ju� z nast�pnym partnerem. A potem z kolejnym. Ku swemu zdziwieniu nie zmyli�a kroku i nagle taniec zacz�� sprawia� jej przyjemno��. Przep�yn��a obok miejsca, gdzie sta�y Helena z markiz�. Helena pomacha�a jej. U�miech markizy wydawa� si� niezmieniony, lecz w oczach wida� by�o zaskoczenie. Nim taniec si� sko�czy�, znalaz�a si� znów w ramionach hrabiego. Obj�� j� w talii i sprowadzi� z parkietu. - Jest pani bardzo pi�kna. Czy mog� zwraca� si� do pani: Anno? - Prosz� mnie pu�ci� - szepn��a. Hrabia nie cofn�� ramienia. - Zofia nie jest tak �liczna jak pani. Dlaczego tak d�ugo trzyma�a si� pani z dala od towarzystwa? - Zna pan moj� kuzynk�? - spyta�a Anna, odwracaj�c si� do hrabiego. 339 RS - Oczywi�cie - odpar�, u�miechaj�c si� dwuznacznie. Odepchn��a go i podesz�a szybko do Heleny. - Musz� zaraz wyj�� - oznajmi�a. - Dzi�kuj� ci za uprzejmo��. Pozdrów ode mnie rodziców i babk�. - Co si� sta�o, Anno? - Nic takiego. Przepraszam, nie czuj� si� dobrze. - To fatalnie - zmartwi�a si� Helena. - Nie chcia�aby� osobi�cie po�egna� si� z moim ojcem? Mo�e mie� jeszcze jakie� pytania... - Tak, powinnam mu podzi�kowa�. Gdzie on jest? - Pan Lubicki - powiedzia�a markiza Wielopolska - ju� jaki� czas temu schroni� si� w bibliotece z moim m��em i kilkoma innymi panami. Anna poczu�a, �e nie znosi tej aroganckiej kobiety. Spostrzeg�a hrabiego. W�a�nie si� do nich zbli�a�, nios�c dwa kieliszki z winem. Zignorowa�a go i ruszy�a ku domowi. Gdy ju� znalaz�a si� w �rodku, us�ysza�a za sob� szybkie, lekkie kroki. - Anno - powiedzia�a nadchodz�ca Helena - chora czy nie, zachowa�a� si� bardzo nieuprzejmie, opuszczaj�c tak nagle markiz� i hrabiego. - Przepraszam - odpar�a, nie zwalniaj�c - lecz nie dbam zbytnio o markiz� ani o francuskiego hrabiego bez manier. - Co si� sta�o? Powiedzia� co�, a mo�e zrobi�? - Niewa�ne. - Anna westchn��a i zatrzyma�a si� przed wielkimi podwójnymi drzwiami. - Wybacz, Heleno. Mo�e jestem dzi� przewra�liwiona, lecz musz� wraca� do domu. Czy to biblioteka? - Tak. Zapuka�a i nie czekaj�c na odpowied�, wesz�a, a za ni� Helena. Dziesi�ciu czy dwunastu znajduj�cych si� w bibliotece m��czyzn umilk�o nagle w samym �rodku gor�cej dyskusji. Anna zd��y�a jeszcze us�ysze�, jak powtarzaj� z pogard� kilka nazwisk. Zaciekawiona, w sekund� zapomnia�a o hrabim i markizie. Kobiety zbli�y�y si� powoli, niepewnie, i m��czy�ni ucichli. Spogl�dali na nie z jawnym zniecierpliwieniem i Anna poczu�a si� jak intruz. Ksi��� Lubicki, zasiadaj�cy za wielkim biurkiem, spostrzeg� je dopiero teraz. - O co chodzi, Heleno? - zapyta� niecierpliwie. - Przepraszam, ojcze. Nie wiedzia�y�my... - To moja wina, wasza wysoko�� - wtr�ci�a Anna. - Chcia�am po prostu si� po�egna�. 340 RS Ksi��� u�miechn�� si�. - W takim razie nie przeszkodzi�a� nam. Anna pragn��a ju� tylko wydosta� si� z pokoju, lecz ksi��� upar� si�, by przedstawi� obecnym zarówno j�, jak i córk�. Ostatni z m��czyzn, którym j� przedstawiono, by� kruchym starcem, siedz�cym w pobli�u biurka. Anna z trudem ukry�a zdziwienie, gdy okaza�o si�, �e jest to markiz Wielopolski, m�� kobiety o u�miechu Madonny, starszy od niej o par� dziesi�tków lat. Je�li Anna w jakikolwiek sposób zdradzi�a si� ze swym zdumieniem, markiz nie okaza�, �e to dostrzega. Zachowa� powag� i wida� by�o, �e my�li o czym� innym. Zwróci�a si� do ksi�cia: - Adieu - powiedzia�a, odwracaj�c si�, by wyj��. Nagle, pod wp�ywem impulsu, zawróci�a. - Prosz� mi wybaczy�, panie Lubicki, lecz kiedy wesz�y�my, us�ysza�am, �e wymieniaj� panowie nazwiska kilku magnatów. Czy co� si� sta�o? Stary markiz nagle si� o�ywi�. - Nazwiska, które pani s�ysza�a, to: Feliks Potocki, Seweryn Rzewuski i Ksawery Branicki. Jeszcze pani o nich us�yszy. - Rozumiem - skin��a g�ow�. Starzec przemawia z powag� staro�ytnego greckiego wieszcza Tiresiasa, pomy�la�a, i nagle przeszy� j� dreszcz. - Nale�� do szlachty - mówi� dalej markiz - lecz brakuje im nawet szczypty zwyk�ego ch�opskiego rozs�dku. Anna zapami�ta�a sobie wymienione nazwiska. Co� wa�nego dzieje si� w Rzeczpospolitej, pomy�la�a, a ci ludzie s� w to wpl�tani. Bez w�tpienia jej przyjaciele z kr�gu patriotów b�d� wiedzieli, o co chodzi. - Jak my�lisz, co mog�o si� sta�? - spyta�a Heleny, gdy wysz�y z biblioteki. - Nie mam poj�cia - odpar�a przyjació�ka - ale na pewno nic dobrego. Zamierzam szybko si� tego dowiedzie�. Nie zostaniesz, a� sko�czy si� narada? Anna odmówi�a. - Przyja�� jest jak wino - zawo�a�a Helena, gdy powóz, uwo��cy Ann� i Jana Micha�a, toczy� si� podjazdem - im starsza, tym lepsza! Anna pomacha�a na po�egnanie. W s�owach panny Lubickiej d�wi�cza�a ironia. Spojrza�a na ma�ego Jana Micha�a, zasypiaj�cego w jej ramionach. Nie zdradzi�a Helenie, w jakich okoliczno�ciach zosta� pocz�ty, ani �e zna Zofi�. Nie czu�a si� ju� w obecno�ci przyjació�ki na tyle swobodnie, by bez namys�u zdradza� jej sekrety. Czas i okoliczno�ci stan��y pomi�dzy nimi. 341 RS U�wiadomi�a sobie nagle, �e muzyka umilk�a, a w g�osach dobiegaj�cych z ogrodów wyczuwa si� podniecenie i jakby przestrach. Go�cie zacz�li nap�ywa� na podjazd, kieruj�c si� ku swym powozom. Rozpozna�a w�ród nich kilku m��czyzn obecnych na spotkaniu. Co za tajemnice ujawniono dzi� w bibliotece Lubickich? 342 Rozdzia� pi��dziesi�ty drugi. RS Powiedziano jej, �e znajdzie Zofi� w salonie. Kuzynka le�a�a na sofie, przykrytej futrem i ustawionej naprzeciw francuskiego okna tak, by s�o�ce mog�o bez przeszkód ogrzewa� jej cia�o i ró�owi� skór�. By�a naga. - Wejd�, Anno! No, wejd�, nie wstyd� si�, skoro ja si� nie wstydz�. Anna odwróci�a wzrok i spojrza�a na stó�. Zobaczy�a talerz z rostbefem i lusterko. Znów przenios�a wzrok na kuzynk� i podesz�a z wolna do sofy. Opad�a na poduszki, nie mog�c wykrztusi� s�owa. - Ooch! - zawo�a�a �piewnie Zofia. - Czy to nie cudowne, �e mamy wreszcie ciep�e popo�udnie? Opowiedz mi o uroczysto�ci, kochanie. Kto tam by�? Czy by�o bardzo nudno? - Nie, ca�kiem mi�o. Cia�o Zofii by�o doprawdy doskona�e. Ale có� za kobieta wylegiwa�aby si� bezwstydnie naga w s�o�cu, jedz�c w po�udnie mi�so i gapi�c si� na swe odbicie w lustrze? - Te� co�, wyprawia� imieniny kobiecie, która sko�czy�a osiemdziesi�t lat. To jak po�egnalne przyj�cie! - Zofio! - Wiesz, jest takie powiedzenie: M�ody mo�e umrze�, stary musi. Poniewa� Zofia nalega�a, Anna opisa�a jej msz� i przyj�cie, a tak�e dom Lubickich i przyby�ych go�ci. Wspomnia�a o francuskim hrabim, pilnie �ledz�c wyraz twarzy Zofii, lecz ta niczym nie zdradzi�a, �e go zna. - Mnie to wszystko wydaje si� do�� nu��ce, Anno. Wielu spo�ród go�ci, których wymieni�a�, to nudziarze i sztywniacy, kurczowo trzymaj�cy si� minionej ery. Lecz ciesz� si�, �e ty dobrze si� bawi�a�. - By�o bardzo mi�o, Zofio, ale sko�czy�o si� dziwnie. - Co masz na my�li? Anna zrelacjonowa�a szczegó�owo spotkanie w bibliotece i to, co zosta�o tam powiedziane. Kuzynka s�ucha�a jej z rosn�cym zainteresowaniem. - Nazwiska, Anno, te trzy nazwiska. Pami�tasz je? Musisz pami�ta�! - Tak, pami�tam. - Nie znosz� polityki i dlatego obie z matk� uwa�acie mnie za idiotk�. Lecz ja wiem swoje... A teraz zdrad� mi te nazwiska. - Potocki, Branicki i Rzewuski. 343 RS - Ach, zatem czas nadszed� - wymamrota�a cicho. - Czas? Na co? Co si� dzieje? - Och, Anno - powiedzia�a Zofia, wzdychaj�c. - Zachowujesz si� tak, jakby� nie mia�a poj�cia, o czym mi w�a�nie powiedzia�a�. - Wsta�a i zacz��a przemierza� pokój, stawiaj�c szybkie, krótkie kroki. Anna nie by�a pewna, czy kuzynka jest zadowolona, czy tylko podekscytowana. - Ja naprawd� nie rozumiem! - Ha! - Zofia roze�mia�a si�, szacuj�c j� spojrzeniem czarnych oczu. - To takie podobne do ciebie, kuzynko, zda� dok�adne sprawozdanie z wydarze�, których by�a� �wiadkiem, i nie zorientowa� si�, o co chodzi. By�aby� bezcenn� wspó�pracownic� króla! Anna wzruszy�a ramionami. - Z tych niewielu faktów trudno by�oby doprawdy... Lecz Zofia nie s�ucha�a. - Lutisza! - wrzasn��a. - Lutisza! S�u��ca zjawi�a si� niemal natychmiast. Otworzy�a podwójne drzwi. Na widok nagiej pani oczy omal nie wysz�y jej z orbit. - List, Lutiszo, ten, który przyszed� dzi� rano. Gdzie on jest? - Zostawi�am w pani pokoju, mademoiselle. - Przynie� go natychmiast! S�u��ca wycofa�a si� ku schodom. Anna pomy�la�a, �e Zofia wydaje si� dziwnie rozradowana i podniesiona na duchu. Dobry nastrój kuzynki nie trwa� jednak d�ugo. Przez wej�cie do g�ównego holu Anna dostrzeg�a Marcelin� otwieraj�c� drzwi frontowe, by wpu�ci� sze�� czy siedem kobiet, przyby�ych, by pomóc w przygotowaniach do kolacji, któr� Zofia wydawa�a tego wieczoru. - Bo�e �wi�ty! - wrzasn��a Zofia, ruszaj�c biegiem przez hol. - Czy �adna z was nie ma odrobiny rozumu w tych nocnikach, które nosicie na ramionach zamiast g�ów? Kobiety �cisn��y si� w gromadk� niczym stado saren, przestraszone g�osem i widokiem nagiej hrabiny. - Nie stójcie tak, wij�c si� niczym robactwo! Je�li nie potraficie wej�� do domu drzwiami dla s�u�by, mo�ecie wróci� do swoich pa�! Wysz�y po�piesznie, t�ocz�c si� i przepychaj�c. - Przynajmniej ty powinna� wiedzie� - z�aja�a Zofia Marcelin�. - Nigdy wi�cej nie wpuszczaj s�u�by frontowymi drzwiami! 344 RS Przera�ona dziewczyna skin��a g�ow� i uciek�a do kuchni, zas�aniaj�c twarz czerwonym fartuchem. Gdy Zofia wróci�a do salonu, spojrza�a na Ann�, potem na siebie, a potem znowu na Ann�. U�miechn��a si�, gdy� nagle u�wiadomi�a sobie, �e zachowa�a si� jak posta� z farsy, wybiegaj�c nago i wrzaskiem domagaj�c si�, by s�u��ce zachowywa�y si� zgodnie z zasadami. Parskn��a g�o�nym �miechem. Anna nie mog�a si� powstrzyma�, by jej nie zawtórowa�. Kuzynka chwyci�a futro le��ce na sofie i okry�a si� nim, jak si� okaza�o, w sam� por�, gdy� do salonu wesz�a hrabina. - O co to zamieszanie? - spyta�a, spogl�daj�c na córk�. - Nic takiego, mamo. Po prostu g�upie s�u��ce nie zachowa�y si� jak nale�y. - Czy to jaka� nowa moda? - zapyta�a hrabina, zajmuj�c swe zwyk�e miejsce. Zofia pozostawi�a pytanie bez odpowiedzi. Anna spostrzeg�a, �e ukradkiem wzi��a co� ze sto�u. Nie zauwa�y�a tego wcze�niej - by� to kawa�ek niebieskiego aksamitu, spowijaj�cy jaki� drobny przedmiot. Odwrócona plecami do matki, podesz�a do Anny, wcisn��a jej pakuneczek w d�onie, szepcz�c co� o przechowaniu w bezpiecznym miejscu. Po chwili zjawi�a si� Lutisza z listem, zawstydzona tym, �e wnuczka pope�ni�a tak� gaf�. Ju� mia�a przeprosi�, gdy Zofia rzuci�a si� na list i zacz��a po�piesznie go otwiera�. Anna mrugn��a porozumiewawczo do Lutiszy i odes�a�a j� gestem. Je�li chodzi�o o niedoci�gni�cia ze strony s�u�by, Zofia by�a pr�dka w gniewie, lecz nie pami�tliwa. Przeczyta�a chciwie list i zniecierpliwienie ust�pi�o miejsca zadowoleniu i satysfakcji. - Có�! Zrobione! - Co takiego? - spyta�a Anna. - Potocki i pozostali, których wymieni�a�, zawi�zali w Targowicy konfederacj� - z caryc� Katarzyn�! - Nie! - krzykn��a hrabina. - To nie mo�e by� prawda! - Ale jest, mamo. - Jaki jest cel tej konfederacji? - spyta�a Anna. Zofia zadar�a arogancko brod�. - Ujarzmienie mieszcza�stwa, obalenie konstytucji i przywrócenie królestwa takim, jakie by�o niegdy�. W�a�nie tego nie potrafi�a� rozszyfrowa�, kuzynko. I nad tym tak deliberowali ci s�abeusze u Lubickich! 345 RS - Lecz my wspieramy konstytucj� - powiedzia�a hrabina - tak jak czyni� to twój ojciec. - Ojciec si� myli�, mamo. W tej sprawie racj� mia� Walter. Konstytucja nie sprzyja interesom szlachty. Dopuszcza, by ludzie z gminu posiadali na w�asno�� ziemi�! - Czy to takie okropne? - Tak, mamo. Gdyby�my im nie przeszkodzili, gromadziliby bogactwo i w ko�cu nas zniszczyli. A tak maj�tek królestwa pozostanie we w�a�ciwych r�kach. W naszych r�kach. - I wszystko to stanie si� z jej pomoc�, jak sadz�? - Katarzyny? Rzeczywi�cie. Niech �yje imperatorowa Rosji! - Imperatorowa dziwka! - prychn��a hrabina z pogard�. - Czy to zbyt wiele, da� pospólstwu ziemi�, co�, co pozwoli�oby im si� utrzyma�, jaki� powód do dumy? - Tak, matko, zbyt wiele. Powiedz, z jak� cz��ci� naszych posiad�o�ci by�aby� gotowa si� rozsta�? - Je�li zasz�aby taka potrzeba, poradziliby�my sobie z mniejsz� ilo�ci� ziemi. Reformy konstytucyjne os�abi�yby napi�cia spo�eczne, prowadz�ce do takich wybuchów gniewu, jakie mia�y miejsce we Francji. - Có�, w takim razie ciesz� si�, �e to ja dzier�� piecz� nad maj�tkiem Gro�skich. Konstytucja wywo�a�a niepokoje, mamo, nie u�mierzy�a je. Hrabina skrzywi�a si� z dezaprobat�, gdy córka wspomnia�a o tym, kto zawiaduje teraz maj�tkiem rodziny. Mimo to zaczerpn��a g��boko oddechu i powiedzia�a: - Niepokoje s� rozbudzane przez cz��� szlachty, niezadowolon� z tego, �e mia�aby odda� cokolwiek ni�szym klasom. Poza tym, nawet je�li reforma okaza�aby si� dla nas niekorzystna, jak zdajesz si� s�dzi�, nie usprawiedliwia to zwracania si� o pomoc do Katarzyny. To tak, jakby schwytana w pu�apk� mysz prosi�a o pomoc wielk�, g�odn� kotk�. By� mo�e kocica jej udzieli... lecz co potem? - Potem - zawo�a�a Zofia rado�nie - nie b�dzie ju� konstytucji ani obchodów 3 Maja, które o�mielaj� mot�och. Tylko �wi�ta i �wi�towanie dla prawdziwych synów i córek królestwa! - Staniemy si� kolacj� dla kotki - powiedzia�a hrabina - a ona wy ch�epce nas jak �mietank�. - Zapytaj Ann� - Zofia odwróci�a si� do kuzynki. - Jakie jest twoje zdanie, Aniu? 346 RS - Zgadzam si� z twoj� matk�, Zofio. �le jest obala� konstytucj� si��, a jeszcze gorzej anga�owa� w to Katarzyn�. - Cicha woda z ciebie, do tego niezbyt m�dra, wiesz, Anno? Có�, widz�, �e zosta�am przeg�osowana we w�asnym domu. - Gdyby twój ojciec tu by� - powiedzia�a hrabina - poparliby�my konstytucj� uchwalon� przez sejm i podpisan� przez króla Stanis�awa. - Ach, lecz go tu nie ma, prawda, mamo? A ja udziel� poparcia temu, kto mo�e zapewni� mi korzy��. Hrabina wygl�da�a, jakby kto� j� uderzy�. Twarz Zofii zastyg�a w mask� uporu. - Wybacz mi, mamo, lecz ja nie jestem zwierz�ciem politycznym jak ty, z twoimi pamfletami, i ty, Anno, z twoj� grupk� patriotów. Jestem za to realistk�, a realista popiera silniejszego... Có�, powinnam ju� chyba odpocz��, nim zaczn� przygotowywa� si� do przyj�cia. Dzi�kuj�, kuzynko, za informacje, cho� nie by�y kompletne. Gdyby nie ty, nie otworzy�abym listu od Paw�a i przy kolacji by�abym jedyn� osob�, która nie wie o zawi�zaniu si� konfederacji. Dopiero bym si� czu�a! Uca�owa�a matk�, a potem Ann�, po czym ruszy�a do drzwi, rzuciwszy nonszalancko: - My�la�am, �e wiadomo�� od Paw�a to nic innego jak kolejne o�wiadczyny. Anna i hrabina siedzia�y przez jaki� czas w milczeniu. W ko�cu siostrzenica wymówi�a si�, poca�owa�a ciotk� w oba policzki i posz�a do siebie. W sypialni rozwin��a niebieski aksamit i przez chwil� ze zdumieniem wpatrywa�a si� w z�ot� szpilk� ze szmaragdow� g�ówk�. Jan Micha� chichota� rado�nie, gdy matka zwija�a w pier�cionki jego z�ote w�oski. Dopiero co ubra�a go w dziergane �piochy i koszulk�, lamowane niebiesk� wst��k�. Us�ysza�a pukanie i do pokoju zajrza�a Zofia. - Mog� wej��? - Tak, oczywi�cie. - Ach, niech no si� przyjrz� temu ma�emu cz�owieczkowi! - Podesz�a do �ó�ka, na którym oboje le�eli. - Och, czy nie jest kochany w tych malutkich ubrankach? Jak ma�y ksi���. A te jego rozkoszne loki! Anna usiad�a na skraju �ó�ka. - Dlaczego da�a� mi t� szpilk�, Zofio? - Och, to drobnostka. 347 RS - Zatem nie jest prawdziwa? - Ale� jest. Po prostu chcia�abym, by� przechowa�a j� dla mnie... Obawiam si�, �e mog�abym j� zgubi�. - Zgubi�? - Albo przegra�, kto wie? Musisz zadawa� tyle pyta�? Czy to zbyt wiele, prosi� ci�, by� j� przechowa�a? - Nie, chyba nie. Zofia po�askota�a Jana Micha�a palcem, a kiedy ju� mia� schwyta� palec z wypolerowanym starannie paznokciem, cofn��a d�o� i roze�mia�a si� tak zara�liwie, �e ma�y natychmiast zacz�� chichota�. - Dlaczego nie wynajmiesz mamki i nie ode�lesz ich oboje na wie�? Jeste� teraz kobiet� woln� i tu w mie�cie mog�aby� prowadzi� o wiele bardziej swobodne �ycie. Mam co do ciebie plany. Propozycja odes�ania dziecka podzia�a�a na Ann� niczym policzek. - Zofio, dziecko w niczym mnie nie ogranicza. - Nie chcia�am ci� urazi�. Chodzi po prostu o to, �e wcze�niej czy pó�niej b�dziesz musia�a pomy�le� o kolejnym ma��e�stwie. - W moich stronach tradycja ka�e, by odczeka� rok. - Tradycja! Zwykle sprowadza si� do tego, �e par� starych osób mówi ci, co masz robi�. Tradycja jest po to, by j� �ama�. - Nie zamierzam szuka� m��a. - Anno? - Tak? Zofia spojrza�a jej w oczy. - Dlaczego da�a� ma�emu na imi� Jan? Anna zmusi�a si�, by odwzajemni� spojrzenie. - S�dz�, �e to tradycyjne imi� w naszej rodzinie. - Nie nabierzesz mnie. Nikt w twojej rodzinie ani ze strony matki, ani ojca nie nosi tego imienia. - Och, mylisz si�. Twoja matka twierdzi, �e w�ród protoplastów rodziny Gro�skich jest sam król Jan Sobieski. - Ach tak, Jan Sobieski. Wielki patriota. Zofia na powrót zaj��a si� zabaw� z Janem Micha�em. Anna czu�a, �e krew pulsuje jej w skroniach. Wiedzia�a, �e kuzynka nie odst�pi tak �atwo od tematu. - Anno, kiedy przestaniesz durzy� si� w Stelnickim? - Nie jestem zadurzona. 348 RS - Och, doskonale. Zatem wydaje ci si�, �e go kochasz, czy� nie? - spyta�a Zofia, nadal wpatruj�c si� w dziecko. - I s�dzisz, �e Jan kocha ciebie? M��czyzna taki jak on? Naprawd� my�lisz, �e b�dzie czeka� a� rok? Anna nie odezwa�a si�. - Ciekawi mnie, dlaczego nazwa�a� tak dziecko. Czasami o tym my�l�. Nie s�dzisz chyba, �e to Stelnicki jest ojcem? Twierdzi�a� przecie�, �e kto inny zaatakowa� ci� nad stawem. - Twierdzi�am? - Tak, a my przyj�li�my t� historyjk�. - To nie by�a historyjka, Zofio. - Có�, dlaczego mia�aby� nazwa� dziecko akurat tak, chyba �e... - Chyba �e co? Zofia podnios�a wzrok i spojrza�a kuzynce w oczy. - Chyba �e pocz��a� je przed noc� przy stawie! Te wszystkie spotkania na ��ce... z pewno�ci� nie brakowa�o wam okazji. A ma�y Jan urodzi� si� przedwcze�nie. Przynajmniej tak s�dzili�my. Anna nie mog�a uwierzy� w�asnym uszom. - I - mówi�a dalej Zofia - dlaczego ubra�a� dziecko do chrztu w rodzinny strój Stelnickich? - Jan nie jest jego ojcem - powiedzia�a Anna z naciskiem, staraj�c si� opanowa� gniew. - Och, rzeczywi�cie, chyba jednak nie. To by�o g�upie z mojej strony, przyznaj�. By�a� wtedy zbyt niewinna, prawda, Anno? Pos�uchaj mnie. Wiem, �e cierpia�a�, lecz ka�da dziewczyna prze�ywa cho� jeden romans, który �le si� ko�czy. W twoim przypadku chodzi�o w�a�nie o Jana... Musisz o nim zapomnie�. Dopilnuj�, by twoje nast�pne ma��e�stwo zako�czy�o si� sukcesem. - Takim jak ma��e�stwo z Antonim? - Touche! Nie, tym razem pójdzie nam lepiej. - Zofio, zamierzam wyjecha� do Sochaczewa. - Tak? Kiedy? - W ko�cu przysz�ego tygodnia. - Rozumiem. - Zofia wsta�a. - To ko�czy spraw�, czy� nie? Podesz�a do drzwi, lecz zatrzyma�a si�. - Ale przyjedziesz do nas znowu na zim�, prawda? - Nie wiem. 349 RS - Musisz. - Odwróci�a si�, by spojrze� na kuzynk�. - Wiesz, �e ci� kocham, prawda, Aniu? Anna zmusi�a si� do u�miechu. - By� mo�e Sochaczew okaza�by si� te� mi�ym schronieniem dla mojej matki. Jak s�dzisz? Nie odpowiedzia�a i Zofia wróci�a do swego pokoju, by przygotowa� si� do pó�nowieczornej kolacji. Hrabina Gro�ska i Anna zasiad�y razem do �niadania. - Anno Mario, Zofia powiada, �e zamierzasz wyjecha� do Sochaczewa. - Tak planowa�am, i nawet chcia�am cioci� zaprosi� do siebie, jednak�e... - Tak? - Có�, pomy�la�am, �e je�li ty, ciociu, wybierzesz si� na lato do Halicza, by� mo�e to ja mog�abym przy��czy� si� do ciebie. - Och, z pewno�ci�. B�dzie mi bardzo mi�o ci� go�ci�. - Hrabina u�miechn��a si�. - Powiedz mi, kochanie, czy list, który otrzyma�a� dzi� rano, wp�yn�� na twoj� decyzj�? Anna poczu�a, �e robi jej si� zimno. - Sk�d wiesz, ciociu? - Przeczucie. List by� od niego, prawda? Od Jana? Skin��a g�ow�. - Zamierza sp�dzi� lato w rodzinnym maj�tku pod Haliczem? - Nie, ciociu. W polityce zbyt wiele si� dzieje, a on nierozerwalnie zwi�za� si� ze Spraw�. B�dzie w Haliczu tylko przez krótki okres, zanim przy��czy si� do Ko�ciuszki. Gdyby�my wyjecha�y w ko�cu tygodnia, nasz pobyt i jego zaz�bia�by si� przez dzie� czy dwa... - Pokona� tak wielk� odleg�o�� dla jednego czy dwóch dni... Swego czasu udzieli�am ci bardzo z�ej rady, moje dziecko. Nie powinnam by�a zmusza� ci�, by� wysz�a za Grawli�skiego. Hrabina omal si� nie rozp�aka�a. - Anno Mario, czy kiedykolwiek mi wybaczysz? - To ja podj��am wtedy decyzj�. - Lecz ja i Zofia nak�oni�y�my ci� do tego. - Nie ma potrzeby si� obwinia�. Antoni nie by� taki, jakim si� wydawa�. - Powinnam by�a wiedzie�. Dostrzec to! By�y pewne oznaki... Tyje dostrzeg�a�, prawda? Anna wyci�gn��a nad sto�em d�o�. - Wszyscy mieli�my nadziej�, �e sprawy si� u�o��. - Modl� si� tylko o to, bym po�y�a wystarczaj�co d�ugo, �eby zobaczy� ci� szcz��liw�, Aniu. 350 RS Hrabina u�cisn��a d�o� siostrzenicy, a ta zatrzepota�a rz�sami, by pozby� si� �ez. - Mam Jana Micha�a. Na razie nie prosz� losu o wi�cej. - Pojedziemy do domu Pod G�ogami razem - rzek�a hrabina, rozpogodziwszy si�. - Zapomnimy o tym, co dzieje si� tu, na Pradze, i b�dziemy mia�y cudowne lato. Umilk�a, po czym zerwa�a si� z krzes�a. - Och, Anno, po co czeka� do ko�ca tygodnia? Mo�emy spakowa� si� dzisiaj i wyruszy� ju� rankiem! Po po�udniu, gdy Zofia wysz�a, Anna w�lizn��a si� do jej pokoju. Pami�tnik nadal spoczywa� w ukrytej szufladce. Nie mog�a si� powstrzyma�, by nie przeczyta�, jakie te� plany ma wzgl�dem niej Zofia. Cho� nie natkn��a si� na swoje nazwisko, uda�o jej si� odkry�, w jaki sposób szmaragdowa szpilka znalaz�a si� w posiadaniu kuzynki i dlaczego uwa�a�a ona, �e u Anny klejnot b�dzie bardziej bezpieczny. A oto co zdarzy�o si� podczas spotkania z potworem z Hagi: barona Vahnika przyprowadzi� na moje przyj�cie chudy Garbozki, a kiedy go przedstawi�, ten natychmiast zacz�� wpatrywa� si� we mnie �mia�o ma�ymi, ciemnymi oczkami. Baron ma wielki nos i grube wargi, które jednak wydaj� si� zmys�owe. Odwzajemni�am spojrzenie, nie z podziwu dla jego umiej�tno�ci jako skrzypka, ale z respektu dla wielkiego bogactwa oraz kr�g�ych i zach�caj�cych do tego, by je uszczypn��, po�ladków, pod dosy� zgarbionym grzbietem. Wodzi� za mn� oczami, gdy przechadza�am si� pomi�dzy go��mi. A ilekro� na niego spojrza�am, gapi� si� na mnie niczym g�odne ciel� na swoj� matk�. Gdy wesz�am do s�abo o�wietlonego pokoju muzycznego, by przynie�� stamt�d czerwone wino specjalnego gatunku, pod��y� za mn� niczym t�usta �ma za ta�cz�cym p�omieniem. Zaszed� mnie z ty�u i gwa�townie obj��. Z miejsca, gdzie stali�my, mogli�my by� widziani przez go�ci w salonie, odepchn��am wi�c barona i podesz�am do podwójnych drzwi, pytaj�c g�o�no: „Prosz� mi powiedzie�, panie Vahnik, co te� sprawia, �e Haga jest tak wa�nym miastem? ". Klik! Drzwi zosta�y zamkni�te, a on natychmiast rzuci� si� na mnie. �ciskaj�c w d�oniach karafk� z winem, umkn��am mu z wdzi�kiem, okr��aj�c pianino i pó�ki z ksi��kami. Oczywi�cie, w ko�cu z�apa� mnie i przytrzyma� tak mocno, �e z najwy�szym trudem powstrzyma�am okrzyk bólu, cho� cala sprawa wielce mnie bawi�a. 351 RS „Musz� zanie�� go�ciom wino ", powiedzia�am. „Ja jestem go�ciem", odpar�, przyciskaj�c mnie do �ciany pomi�dzy pó�kami. „ Wi�c prosz� spróbowa� wina ". „ Wol� spróbowa� twoich ust". „ To b�dzie pana kosztowa�o ". „Zbyt lubisz si� bawi�!" Chwyci� mnie tak mocno, �e pu�ci�am karafk�, która rozbi�a si� na pod�odze. „Prosz� spojrze�, co pan narobi�!", zawo�a�am. „Karafka by�a kryszta�owa i mia�a ponad sto lat, a wino to resztka ulubionego trunku z zapasów mego ojca!". „Musisz spotka� si� ze mn� pó�niej", powiedzia�. „By� mo�e, je�li przyniesie pan co�, co zrekompensuje mi strat� ". „Dobrze". „ Wierz� panu, lecz by si� upewni�, zatrzymam na razie to ", powiedzia�am, wyci�gaj�c z krawatki pod szyj� barona szmaragdow� szpilk�. „Ale... ta szpilka nale�a�a do mego ojca ". Wpi��am klejnot ostro�nie w stanik sukni. „Zatem stanowi doskona�� rekompensat� za star� karafk� mojego ojca i bezcenne wino, �e nie wspomn� o przyjemno�ciach, jakie mam dla pana w zanadrzu ". W ten sposób otrzyma�am wspania�� szmaragdow� szpilk� za wino co najwy�ej �redniej jako�ci i karafk� z r�ni�tego szkl�. Kiedy rozstawali�my si� nast�pnego dnia, poprosi� o zwrot szpilki, lecz powiedzia�am, �e j� zgubi�am. Musz� si� upewni�, �e na jaki� czas zniknie z widoku. W domu panowa�a gor�czkowa krz�tanina, zwi�zana z wyjazdem obu pa� do Halicza. Po po�udniu Anna nie mog�a znale�� nigdzie hrabiny, zesz�a wi�c do kuchni. Pomimo panuj�cego tam zamieszania Jan Micha�, zm�czony k�piel�, spa� s�odko w kolebce zawieszonej na belce w pobli�u otwartych drzwi. - Gdzie pani Stella, Lutiszo? Lutisza wyjmowa�a w�a�nie z pieca dwa olbrzymie bochenki s�odko pachn�cego �ytniego chleba. - Pojecha�a do apteki, prosz� pani. - Och. Wida� by�o, �e Lutisza p�aka�a. Serce Anny �cisn��o si� wspó�czuciem dla s�u��cej, która mia�a zosta� w Warszawie, by szkoli� now� s�u�b� dla Zofii, podczas gdy jej córka Marta i wnuki: Marcelina, Katarzyna i Tomasz udawali 352 RS si� z paniami do Halicza. M�� Marty, Wa�ek, wyjecha� ju� przed kilkoma miesi�cami, by dopatrzy� upraw. - Chcia�aby pani pi�tk�? - Wiesz, �e nie potrafi� odmówi� sobie twojego chleba... B�dzie nam ciebie brakowa�o, Lutiszo. - Pory roku nast�puj� jedna po drugiej i jesie� szybko nadejdzie - odpar�a s�u��ca, u�miechaj�c si� dzielnie. - Zapewne - zgodzi�a si� z ni� Anna, �uj�c chleb. Nie wspomnia�a, �e nie zamierza wraca� do domu Zofii. - A czego mo�e potrzebowa� hrabina z apteki? - Musi zapewni� sobie zapas lekarstwa na ca�e lato. - Jakiego lekarstwa? - Nie wiem, prosz� pani. - D�ugo ju� je przyjmuje? - Zacz��a dopiero ostatnio. Prosz�, jeszcze jedna pi�tka. Moje wnuki zawsze prosz� o mi�kk� o�ródk�. Nie wiedz�, co dobre. Anna si�gn��a po chleb. Spostrzeg�a, �e szare oczy Lutiszy pe�ne s� �ez. Nim wysz�a z kuchni, uca�owa�a wielce tym zaskoczon� Lutisz� najpierw w jeden policzek, a potem w drugi. 353 Rozdzia� pi��dziesi�ty trzeci. RS Anna uda�a si� do sypialni, by zapakowa� swoje skarby. Do wyk�adanego aksamitem pude�ka, w którym spoczywa�a kryszta�owa go��bica, w�o�y�a mieni�cy si� barwami pier�cie� - dzi� opal wydawa� si� rubinowo czerwony - i szmaragdow� szpilk�, zawijaj�c oba przedmioty w mi�kkie szmatki. - Pani Zofia prosi, by zesz�a pani do jadalni - powiedzia�a Marcelina, staj�c w otwartych drzwiach. - Zofia? Chcesz powiedzie�, �e o tej porze jest ju� na nogach? - Tak, prosz� pani. �yczy sobie pani, bym znios�a to pud�o do powozu? spyta�a dziewczyna, w widoczny sposób podekscytowana podró��. - Nie, Marcelino, sama je zanios�. Powiedz hrabinie, �e zaraz zejd�. Wysz�a najpierw z domu, aby bezpiecznie umie�ci� puzdro w powozie. Na dworze dopiero zaczyna�o si� rozwidnia�. Katarzyna pomacha�a do niej z powozu wynaj�tego dla s�u�by. Wszyscy zdawali si� by� gotowi do podró�y. Wróci�a do domu. W jadalni ciotka, ubrana w ciemny podró�ny strój, siedzia�a sztywno za sto�em, z którego uprz�tni�to ju� po �niadaniu. Siostrzenica usiad�a po jej lewej stronie. Naprzeciw, oddzielona od nich szeroko�ci� sto�u, sta�a Zofia. Mia�a na sobie poranny szlafrok, w�osy w nie�adzie, a pod oczami ciemne kr�gi. Anna zastanawia�a si�, czy kuzynka k�ad�a si� tej nocy cho� na chwil�. - Przepraszam, �e trwa�o to tak d�ugo - powiedzia�a. - O co chodzi, Zofio? - spyta�a hrabina. - Chcia�yby�my dojecha� jak najdalej, nim zrobi si� gor�co. - I dojedziecie, nie martw si�, mamo - wymuszony u�miech na twarzy Zofii, podkre�laj�cy jej mroczn� urod�, sprawi�, �e wydawa�a si� niezwykle podobna do matki Anny. - Modl� si�, by�cie obie, a tak�e male�stwo, mia�y bezpieczn� podró� i sp�dzi�y w Haliczu wspania�e lato. Je�li tylko b�dziecie czego� potrzebowa�y, dajcie mi zna�, a natychmiast wszystkim si� zajm�. Zamierzam opiekowa� si� wami do czasu, a� znajdzie si� jaki� dobry m��czyzna, który by mnie zast�pi� i zaj�� si� nami wszystkimi. Anna przygl�da�a si� kuzynce z zainteresowaniem. Zofia zaciska�a d�onie na oparciu krzes�a, a� pobiela�y jej knykcie. By�a zdenerwowana. Ta ma�a przemowa z pewno�ci� mia�a do czego� prowadzi�, ale do czego? Anna nie widzia�a dot�d, by kuzynka zachowywa�a si� tak formalnie. - Wierz� - mówi�a dalej Zofia - �e zrobi�, co tylko si� da w najlepiej poj�tym interesie osób, które tak kocham, to znaczy: was obu. 354 RS Umilk�a. Anna i hrabina czeka�y. - I w�a�nie dlatego, �e was kocham, umie�ci�am wasze podpisy obok podpisów innych przedstawicieli szlachty, popieraj�cych konfederacj� z Targowicy. Hrabina zaczerpn��a gwa�townie powietrza. - Co takiego zrobi�a�? Jak �mia�a� przypuszcza�, �e... - Nalegam, by� pozwoli�a mi sko�czy�, matko - mówi�a z naciskiem Zofia. - Gdyby�my nie podpisa�y, jak uczynili to wszyscy co bardziej rozs�dni przedstawiciele szlachty z Warszawy i ca�ej Polski, caryca nie zagwarantowa�aby nam nietykalno�ci ani osobistej, ani maj�tkowej. - W imi� Jezusa Chrystusa, nie zgadzam si�! - zawo�a�a ciotka Stella, wyprostowawszy si� na krze�le. Jej twarz p�on��a oburzeniem. - Je�li zale�y ci na �yciu, w�asnym i cz�onków twojej rodziny, a tak�e na tym, by zachowa� nazwisko oraz tytu�, musisz pogodzi� si� z tym, co uczyni�am. Je�li nasze nazwiska nie znajd� si� obok innych, caryca uzna nas za wywrotowców. Mo�emy zosta� wygnane lub straci� �ycie. Chyba �e uciekniemy do innego pa�stwa. A tego raczej by� nie chcia�a, prawda, matko? - Nie ulegn� kaprysom rosyjskiej carycy. Jestem bogobojn� poddan� polskiego króla! - Tyle �e ten król to obawiaj�cy si� Katarzyny poddany Rosji! - zawo�a�a Zofia z pe�n� gniewu pogard�. - Jest jak dojrza�a jagoda pod zdobionym klejnotami pantoflem carycy. Hrabina tak�e wpad�a w gniew i zacz��a krzycze�: - Rosjanie to zwierz�ta, na wpó� ludzie, na wpó� wilki! Nawet Litwini czcili drzewa i w��e, nim przynie�li�my im Boga i cywilizacj�. Rosjanie nie mieszkaj� ju�, by� mo�e, w jaskiniach czy wilczych jamach - och, mog� sobie nawet mieszka� w pa�acach i chodzi� odziani w jedwabie - lecz nie wyzbyli si� wrodzonych sk�onno�ci! Teraz tocz� wojny, Zofio. Nauczyli si�, �e kordy i pistolety s� skuteczniejsze od dzid. A tak�e tego, jak maszerowa�, tocz� wi�c wojny. - Tak - odpar�a szybko Zofia - teraz tocz� wojny. I jest bardziej ni� prawdopodobne, �e u ich boku pomaszeruj� armie Prus i Austrii! Je�li oni tocz� wojn�, a my nie, musimy zda� si� na ich opiek�. Kiedy konstytucja zostanie obalona, a ch�opi i pospólstwo przywo�ani do porz�dku, wojna si� sko�czy. Jeste�my szlacht� i przetrwamy. Tylko zbuntowane byd�o b�dzie gin��, matko. Tylko ci, którzy stawi� opór, zostan� ukarani. Szlachta musi zapanowa� nad ch�opstwem i tymi, którzy uzurpuj� sobie prawo do naszych 355 RS ziem i maj�tku. Gdy konstytucja upadnie, zostaniemy pozostawieni w spokoju, by�my mogli cieszy� si� naszym dziedzictwem. - Wcale sobie tego nie �ycz�! - wysycza�a hrabina. - Nie stan� przeciw konstytucji. Leo te� by tak nie post�pi�. I nie pozwol�, by ci, którzy dzielnie jej broni�, umierali zamiast mnie! - Hrabina wsta�a. - Zaczekam na ciebie w powozie, Anno Mario - powiedzia�a, wychodz�c po�piesznie z pokoju. - Wi�c umrzesz! - krzykn��a za ni� Zofia, a potem doda�a ciszej, by matka jej nie us�ysza�a. - Chyba �e oka�� si� wystarczaj�co sprytna, by ci� przed tym uchroni�. - Milcza�am dot�d, Zofio - powiedzia�a Anna - lecz teraz mówi� do ciebie tak, jak przedtem matka. Wszyscy jeste�my dzie�mi Boga, bez wzgl�du na stan i urodzenie. Nasi obywatele nie powinni umiera� w obronie praw, ustanowionych przez Konstytucj� 3 maja. Nikt te� nie powinien umiera� za nas. - Anno, nasze nazwiska zosta�y ju� umieszczone po�ród nazwisk ludzi popieraj�cych targowic�. - Uczyni�a� �le, Zofio. Wiem, �e wielu ludzi nie zgadza si� z postanowieniami konfederacji, wielu te� nie podpisze si� pod ni�, a w�ród nich Lubiccy. - I, jak przypuszczam, Stelnicki, w tym swoim �licznym mundurze! Wszyscy oni to g�upcy, prowokuj�cy w�asn� zgub�. Zofia okr��y�a stó� i podesz�a do kuzynki, przemawiaj�c tonem jednocze�nie b�agalnym i w�adczym. - Je�li uwa�asz, �e nie mam racji, powiedz mi, Anno Mario BerezowskaGrawli�ska, co nale�a�o uczyni�! - Mog� ci tylko powiedzie�, �e nie powinni�my bra� w tym udzia�u. Musz� ci� prosi�, by nazwisko twojej matki, moje i Jana Micha�a zosta�o usuni�te z dokumentów popieraj�cych konfederacj�. - Czy dla ciebie wszystko musi by� tak proste i czarno-bia�e, Anno? Nie potrafisz zachowa� si� rozs�dnie? - Twoja matka i ja musimy kierowa� si� tym, co nakazuje nam sumienie. Nie b�dziemy szuka�y opieki Katarzyny: - Lecz Polacy nie b�d� w stanie si� jej przeciwstawi�! -Zofia pochyli�a si� nad Ann� i uj��a jej d�o�. - By� mo�e ty i matka macie racj�. By� mo�e Polacy s� zbyt blisko Boga, by walczy� i wojowa�. A mo�e polska szlachta zbyt d�ugo siedzia�a na jedwabiach i zapomnia�a ju�, jak si� walczy. - Czy to, �e naród nie jest w stanie walczy�, �wiadczy o jego upadku? 356 RS Zofia wzruszy�a ramionami. - Nie potrafi� powiedzie�. Wspomnia�am kiedy� tobie i baronowi Kolbiemu, �e moim zdaniem kobiety nie nadaj� si� do polityki. Nadal tak twierdz�. Ani ty, ani ja nie jeste�my w stanie wp�yn�� na poczynania m��czyzn w tej materii, ani tym bardziej ich kontrolowa�... Lecz wi�ksza cz��� Polski przepadnie, Anno. Nie wiem, jak du�a, lecz tak si� stanie, a ja nie dopuszcz�, by�my zgin��y wraz z ni�. Ukl�k�a przed kuzynk�, spogl�daj�c na ni� b�agalnie czarnymi oczami. - Ty i matka musicie pogodzi� si� z tym, co zrobi�am, inaczej b�dziecie musia�y stawi� czo�o si�om konfederacji. A wtedy mo�esz zgin��, moja matka równie�. Z powodu waszego uporu oraz ignorancji mo�emy zgin�� wszyscy. Poza tym masz teraz dziecko. Musisz my�le� tak�e o nim. U�cisn��a krótko d�o� Anny i wsta�a. - Dobrze si� sk�ada, �e wyje�d�acie na lato na wie�. Mam tylko nadziej�, �e b�dziecie tam bezpieczne, gdy zaczn� si� niepokoje, co niechybnie nast�pi. - Nie powinnam kaza� im d�u�ej na siebie czeka� - powiedzia�a Anna. Czu�a si� rozdarta. Nie by�o sensu nadal si� k�óci�. Kompromis i tak nie by� mo�liwy. Cho� nie zgadza�a si� z Zofi�, czu�a, �e kuzynka szczerze troszczy si� o matk�, a tak�e o ni� i o ma�ego Jana Micha�a. - Có�, zatem w drog�! - Zofia u�cisn��a Ann� i doda�a: - Lecz je�li pojawi� si� w Haliczu, a w�ciekli Rosjanie, Polacy lub jedni i drudzy b�d� deptali mi po pi�tach, zatapiaj�c z�by w po�ladkach, prosz�, nie zamknij przed kuzynk� drzwi jej w�asnego domu! Anna wyobrazi�a sobie t� scen� i mimo woli parskn��a �miechem. - Powa�nie, Anno, je�li b�dziesz musia�a stawi� czo�o Rosjanom, powiedz im, �e chroni ci� konfederacja. Je�li pojawi� si� polscy patrioci, powiedz, �e ponad wszystko przedk�adasz dobro Polski. Lecz sprzyjaj raczej Rosjanom, kochanie, bo na koniec i tak dziwka zwyci��y. Uca�owa�a kuzynk� w policzek. - Z Bogiem, Aniu. Anna wsta�a. - Do widzenia. - Jeszcze jedno. - Tak? - spyta�a Anna, odwracaj�c si�. - Zapomnisz o nim, prawda? - Nie spodziewam si� zbyt wiele, je�li chodzi o Jana Stelnickiego. Lecz, Zofio, dlaczego a� tak ci� to interesuje? 357 RS - Interesuje? - Dlaczego tak ci na tym zale�y? Powiedz mi: kochasz go? Jak d�ugo czeka�a, by zada� to pytanie! Zofia przez d�ug� chwil� wpatrywa�a si� w ni�, a potem wzruszy�a ramionami. - Mo�e i tak. Oto najgorszy koszmar w�a�nie si� zi�ci�, pomy�la�a Anna. To dlatego tak d�ugo zwleka�a. Ba�a si� tego, co mo�e us�ysze� w odpowiedzi. Nagle zrobi�o jej si� s�abo. - A kiedy przyjecha�am do Halicza...? - Dlaczego zach�ca�am ci�, by� z nim flirtowa�a? Anna skin��a g�ow�. - To by�o g�upie z mojej strony, przyznaj�. Pok�ócili�my si� i nie s�dzi�am, �e twoje zainteresowanie nim mog�oby komukolwiek zaszkodzi�. Po raz pierwszy posmakowa�a� wtedy romansu i... - ...i s�dzi�a�, �e naiwna kuzyneczka z Sochaczewa wyda si� w porównaniu z tob� nijaka i ma�o atrakcyjna, tak? - Nie b�d� wobec siebie niesprawiedliwa, Anno. - Masz tylu m��czyzn. - Jan jest wyj�tkowo atrakcyjny. - Zatem... nadal masz nadziej� go zdoby�? Zofia rozci�gn��a wargi w rozmy�lnie z�o�liwym u�miechu. - A ty nie? Annie zabrak�o s�ów. Na zewn�trz konie przest�powa�y niespokojnie z nogi na nog�, a powóz, który mia� zabra� j� daleko od Zofii, czeka�. Kusi�o j�, by wybiec bez s�owa. Opanowa�a si� jednak, zaczerpn��a tchu i stawi�a czo�o kuzynce: - Nie my�l, �e ci� nie doceniam, Zofio. Jeste� pi�kna i pe�na powabu. Je�li zdo�asz zdoby� Jana, niech i tak b�dzie. Lecz ju� raz mnie nie doceni�a�. Sugeruj�, by� nie pope�ni�a tego b��du ponownie. To powiedziawszy, odwróci�a si� i wysz�a z pokoju, a potem z domu, pozostawiaj�c w jadalni os�upia�� Zofi�. By� pierwszy czerwca. Ma�y orszak z�o�ony z dwóch powozów wyruszy� na po�udnie Polski, uwo��c Ann�, jej syna i ciotk� Stell�. 358 Cz��� pi�ta Gdy wiatr nie s�u�y, do wiose� trzeba. Przys�owie polskie. Rozdzia� pi��dziesi�ty czwarty. RS Niebo pozostawa�o b��kitne, a drogi szcz��liwie suche, powozy mog�y wi�c toczy� si� szybko, bez przeszkód zd��aj�c ku odleg�ym po�udniowym kra�com Rzeczpospolitej. Anna zastanawia�a si�, o czym te� mo�e rozmy�la� jej milcz�ca stoicko ciotka. Musia�a wiedzie�, tak jak wiedzia�a to ona sama, �e Zofia nie usunie ich nazwisk z dokumentu. Jej arogancja w sprawie, która w�a�nie wysz�a na jaw, jeszcze pog��bi�a przepa�� pomi�dzy matk� a córk�. Hrabina Berezowska odci��a si� od kuzynki zarówno pod wzgl�dem politycznym, jak i osobistym. Jakim prawem Zofia umie�ci�a nazwisko Anny i Jana Micha�a na dokumencie popieraj�cym konfederacj�? I czy naprawd� wierzy�a, �e jest w stanie zdoby� Jana? Czy by�a to tylko niem�dra fantazja, czy przypuszczenie oparte na faktach? Jan nigdy nie wspomnia�, �e co� ��czy�o go z Zofi�. Dlaczego? Czy by� jej kolejn� zdobycz�? A je�li zale�a�o mu na niej kiedy�, czy mog�oby tak by� znowu? Teraz zachowanie Zofii przy stawie nabra�o sensu. Anna opowiedzia�a kuzynce o o�wiadczynach, a ona udawa�a przekonan�, i� Anna nie �yczy sobie tak intensywnych zalotów. Podczas gdy naprawd� sama my�l o tym, �e Jan móg�by potraktowa� Ann� powa�nie, napawa�a j� przera�eniem. Kiedy zostali sami, musieli si� pok�óci� - by� mo�e Zofia próbowa�a uwie�� Jana, a kiedy nie zareagowa�, w�ciek�a si� i porwa�a na sobie bluzk�, oskar�aj�c go o napa��. I ta szarada sta�a si� pocz�tkiem szeregu zdarze�, które doprowadzi�y w efekcie do gwa�tu, pocz�cia dziecka i skazanego na niepowodzenie ma��e�stwa z Antonim. Oczywi�cie by� jeszcze list od Jana, który Zofia przechwyci�a i bez cienia wyrzutów sumienia zniszczy�a. Teraz Anna wiedzia�a ju�, do czego kuzynka jest w stanie si� posun��, aby postawi� na swoim. W kilka dni pó�niej widok dworu z bia�ego wapienia z kolumnowym portykiem ucieszy� oczy Anny i jej ciotki. Pierwszego ranka po powrocie Marta przysz�a do pokoju Anny z wiadomo�ci�, �e na dole w salonie czeka na ni� go��. Hrabina odgad�a, kim mo�e by� ów go��, lecz nie zapyta�a o to s�u��cej. 359 RS Spojrza�a t�sknie na jedn� z ulubionych letnich sukienek, niebiesk�, zdobion� koronk� przy dekolcie oraz r�kawach, po czym przywdzia�a czarn� �a�obn� szat�. Ale� si� ucieszy, gdy wreszcie b�dzie mog�a odrzuci� niechcian� �a�ob�! Przystan��a na chwil� na górnym pode�cie, gdzie na wysokim postumencie sta� wielki kamienny orze�, symbol Polski. Zesz�ego lata mija�a rze�b� wiele razy, nie po�wi�caj�c jej nawet chwili uwagi. Teraz przystan��a, my�l�c o zagro�eniu czyhaj�cym na ojczyzn�. Dotkn��a szorstkiej powierzchni i w my�lach poprosi�a or�a, by pozosta� czujny. Wydawa�o jej si�, �e ptak mruga do niej szklanym okiem, potwierdzaj�c, kim jest przyby�y. U�miechn��a si� leciutko na t� niem�dr� my�l i szybko zesz�a po schodach. Na dole zatrzyma�a si� gwa�townie, staj�c twarz� w twarz z Janem. Ciemnoniebieskie oczy zdawa�y si� �mia� z jej zaskoczenia. Natychmiast pochyli� si� i uca�owa� d�o� Anny. Unosz�c jasn� g�ow�, powiedzia�: - Kiedy ostatnio ci� widzia�em, nie porusza�a� si� tak szybko. Roze�mia�a si�. - Nosi�am wtedy pod sercem dziecko! - Z dzieckiem czy nie i tak wygl�da�a� pi�knie. Poczu�a, �e si� rumieni. Zaczerpn��a oddechu. S�odki ton jego g�osu sprawi� jej wi�ksz� przyjemno�� ni� komplement. - Och, Janie, jak dobrze znowu ci� widzie�! Przez chwil� milczeli. Nie puszcza� jej d�oni. Wreszcie wprowadzi� j� do salonu, gdzie czeka�a hrabina Gro�ska. Anna poczu�a si� rozczarowana. Nic nie mog�a na to poradzi�. Tak bardzo t�skni�a za tym, by porozmawia� z nim na osobno�ci! Chcia�a rozkoszowa� si� jego obecno�ci�. Poza tym o tyle rzeczy musia�a go zapyta�. - Przyszed�em si� po�egna�, Anno - powiedzia� tymczasem Jan. Nie zd��y�a zareagowa�, gdy� do salonu wesz�a Marta, nios�c tac� z trzema kieliszkami wina. �adne z nich nie przemówi�o, dopóki s�u��ca nie wysz�a. Zw�oka zdawa�a si� trwa� bez ko�ca. Serce t�uk�o si� jej w piersi. Co on chcia� przez to powiedzie�? Czy�by czeka�a tak d�ugo i przeby�a tak� odleg�o�� jedynie po to, aby us�ysze� kolejne „do widzenia"? Czy �ycie ma im do zaoferowania jedynie to? Seri� po�egna� i sp�dzanie wi�kszej cz��ci �ycia osobno? 360 RS Gdy wszyscy trzymali ju� kieliszki w d�oni, a s�u��ca wysz�a, Anna powiedzia�a: - Wino rankiem - chyba zakr�ci mi si� w g�owie! Ciotka Stella u�miechn��a si�, lecz zaraz spowa�nia�a. - Jan musi pój�� walczy� z Rosjanami, Anno. Jan spojrza� na Ann�, jakby chcia� potwierdzi� to, co powiedzia�a hrabina. Uniós� kieliszek: - Za Polsk�! Hrabina Gro�ska powtórzy�a toast. Anna ledwie go wyszepta�a. Podnios�a kieliszek i s�cz�c wino, wpatrywa�a si� w Jana. Odchodzi�, by walczy� z Rosjanami. Wiedzia�a, �e powinna martwi� si� o kraj, lecz mog�a my�le� jedynie o tym, �e Jan mo�e zosta� ranny lub nawet zabity. Tylko Jan Micha� móg� rywalizowa� z nim o miejsce w jej sercu, lecz mi�o�� do syna by�a uczuciem macierzy�skim, ró�ni�cym si� od nami�tno�ci, jak� odczuwa�a wobec ukochanego m��czyzny. �wiadomo�� tego, �e Jan wkrótce znajdzie si� w niebezpiecze�stwie, sprawi�a, �e uczucia Anny wybuch�y ze zdwojon� si��. Wszystko inne niewiele si� teraz liczy�o. Wiedzia�a, �e nie potrafi pokocha� tak nikogo innego. Z ochot� umar�aby, aby zapewni� mu bezpiecze�stwo. Jan tak�e patrzy� na Ann�. - Caryca Katarzyna wys�a�a przeciwko nam wojska, by poprze� targowic� i obali� konstytucj�. Musz� do��czy� do oddzia�ów Ko�ciuszki szybciej, ni� si� spodziewa�em. - Kiedy wyje�d�asz? - Jutro w po�udnie. Nie! Tak ma�o czasu... - O dziesi�tej, nim wyjedziemy, odb�dzie si� msza - mówi� dalej Jan. - Msza? - spyta�a hrabina, niezdolna ukry� zdziwienie. - Nie, prosz� pani - roze�mia� si� - nie nawróci�em si� z dnia na dzie�. Mo�e kiedy� tak si� zdarzy, lecz jeszcze nie teraz. Wi�kszo�� m��czyzn z maj�tku zamierza przy��czy� si� do oddzia�ów Ko�ciuszki, poprosi�em wi�c ksi�dza, by przyjecha� do nas i odprawi� msz� w intencji ich szcz��liwego powrotu. - Rozumiem - powiedzia�a hrabina Gro�ska. - Lecz b�d� w niej uczestniczy� i mam nadziej�, �e obie panie tak�e. Anny i jej ciotki nie trzeba by�o zach�ca�. Zgodzi�y si� natychmiast. - Wiem, �e dopiero co przyjecha�y�cie, lecz musz� poradzi� wam, by�cie jak najszybciej wróci�y do Warszawy. Tu szybko mo�e zrobi� si� niebezpiecznie. 361 RS - S�odki Jezu! - zawo�a�a ciotka Stella. Jej twarz, podobnie jak twarz Anny, wyra�a�a l�k i rozczarowanie. - Jak tam Jan Micha�? - zapyta� Jan, najwidoczniej próbuj�c zmieni� temat na weselszy. - Dobrze - odpar�a Anna. - Chcia�by� go zobaczy�? Twarz Jana poja�nia�a. - Oczywi�cie. - Zawo�am Mart�. - Nie, Anno - powiedzia�a hrabina. - Pozwól, �e ja przynios� ma�ego. Anna pob�ogos�awi�a w duszy ciotk�, podejrzewaj�c, �e rozmy�lnie wychodzi, by zapewni� jej troch� czasu sam na sam z Janem. Usiedli razem na sofie. Jej serce natychmiast zacz��o mocniej bi�. Nie by�a ju� pewna, czy zdo�a opanowa� emocje. Jan wzi�� na siebie ci��ar prowadzenia rozmowy, a mówi� g�ównie o rosyjskiej inwazji. Ta niewielka ilo�� czasu, któr� mogli sp�dzi� sam na sam, up�ywa�a im na omawianiu spraw wa�nych co prawda, lecz publicznych. Jak mia�a zmieni� temat na bardziej odpowiadaj�cy potrzebom jej serca? W ko�cu Jan zorientowa� si�, �e Anna s�ucha go niezbyt uwa�nie. - O co chodzi? - zapyta�, bior�c jej d�o� w swoj�. - Czy wiesz, co zamierza Zofia? - spyta�a Anna, zdumiona tym, �e porusza dr�cz�c� j� kwesti� tak szybko i bez wahania. - Zofia? Anna skin��a g�ow�. - Co ci takiego powiedzia�a? - �e ci� kocha. Jan roze�mia� si� nienaturalnie. - Tak powiedzia�a? To nieprawda. Ona mnie nie kocha, jej duma zosta�a zraniona, to wszystko. - Zatem by� czas, kiedy... Po�o�y� palec na jej ustach. - Kochasz mnie, Anno? - Dopiero niedawno zosta�am wdow�. Musi min�� rok, nim b�d� mog�a kogo� po�lubi�. - Niektóre konwenanse nale�y po prostu zignorowa�. Czy my�la� tak samo jak Zofia? �e Anna powinna odrzuci� tradycj� i wyj�� za m��, kiedy zechce? - Co chcesz przez to powiedzie�? - Mog�aby� przyjecha� do Krakowa. By�aby� tam bezpieczna, gdy� miasto jest w r�kach patriotów. - Do Krakowa? 362 RS Annie zakr�ci�o si� w g�owie. O co mu chodzi? Prosi j� o r�k� czy o to, by po prostu z nim �y�a? - Pytam ci� jeszcze raz, Anno: kochasz mnie? W tej chwili do salonu wesz�a hrabina, nios�c w ramionach ma�ego Jana Micha�a. Anna nie odpowiedzia�a na zadane przez Jana pytanie. Wstali i Jan zaj�� si� zabawianiem dziecka, w czym towarzyszy�a mu ciotka. Wzi�� ma�ego na r�ce i robi� do niego �mieszne miny, jak czasem jego matka. Gdyby tylko dziecko by�o jego, pomy�la�a. - Musz� ju� wraca� - powiedzia� po jakim� czasie, oddaj�c malca Annie. Zatem mog� spodziewa� si� pa� jutro o dziesi�tej? Anna skin��a g�ow�. Sposobno��, by powiedzie� Janowi, �e go kocha, pojawi�a si� i odesz�a. Lecz jutro pojawi si� nast�pna. - Och, poleci�am przygotowa� taki dobry posi�ek - zauwa�y�a z �alem ciotka. - Prosz� mi wybaczy�, pani Gro�ska, lecz tyle jest do zrobienia. Skoro inni m��czy�ni jad� wraz ze mn�, b�d� musia� zamkn�� dom. - Rozumiem - odpar�a hrabina, przyjmuj�c poca�unek w policzek jako zado��uczynienie. - Do zobaczenia jutro rano, panie Stelnicki. - Dobrze. A je�li szcz��cie dopisze, nigdy nie b�dzie pani musia�a mówi� do mnie: obywatelu Stelnicki. Jan odwróci� si� do Anny. Uca�owa� wpierw dziecko, a potem j� - w oba policzki. - Zatem do zobaczenia rano. Gdy wyszed�, Anna zwróci�a si� do ciotki. - Co Jan mia� na my�li, mówi�c, �e je�li szcz��cie dopisze, nigdy nie stanie si� obywatelem Stelnickim? - Nie przy��czy� si� do konfederacji, Anno. Je�li oddzia�y Ko�ciuszki zostan� pokonane, Jan straci szlachectwo i maj�tek. Stanie si� po prostu obywatelem Stelnickim. - Tylko Bóg mo�e odebra� mu tytu�! - powiedzia�a Anna, p�on�c gniewem. - By� mo�e, kochanie. Lecz zbieraj�ca si� od dawna burza wreszcie nadesz�a i obawiam si�, �e od tej pory nic ju� nie b�dzie dla nas takie samo. 363 Rozdzia� pi��dziesi�ty pi�ty. RS Anna niewiele spa�a tej nocy. Wci�� na nowo analizowa�a spotkanie z Janem. Nie odpowiedzia�, gdy zapyta�a o jego uczucia wobec Zofii. Lecz z drugiej strony - nie zd��y�a zapyta� o to, co ich ��czy�o, gdy� po�o�y� jej palec na wargach, pytaj�c, czy go kocha. A ona nie odpowiedzia�a. Oczywi�cie, kocha go ponad �ycie. Lecz co, je�li on i Zofia te� kiedy� si� kochali? I je�li to ona zerwa�a? Co dobrego mog�oby z tego wynikn��? A je�li kuzynka nigdy nie wyzna�a Janowi mi�o�ci? Czy to, �e teraz si� o tym dowiedzia�, czyni jak�� ró�nic�? Do �witu mog�a ju� skupi� si� wy��cznie na jednym: musi powiedzie� mu, �e go kocha. A je�li Zofia te� darzy go uczuciem, có�, b�dzie musia� wybra�. �niadanie podano tego dnia wcze�nie. Nim Marta zabra�a si� do uprz�tania sto�u, zwróci�a si� do hrabiny. Wida� by�o, �e jest bardzo przej�ta. - Och, madame, Wa�ek upiera si�, �eby pój�� walczy�, a Bóg jeden wie, �e potrzebuj� go tutaj, i pani tak�e! Nie jest �o�nierzem i nie jest ju� m�ody. - Wiem, Marto. Rozmawia� ze mn� wcze�niej, on i kilku innych m��czyzn. Ch�tnie zatrzyma�abym go, lecz zbyt wiele mamy do stracenia, gdyby rosyjska wilczyca zwyci��y�a. - Tak, madame - powiedzia�a Marta, nie kryj�c �ez, które sp�ywa�y jej po policzkach. - Wiem. - Nie tra� ducha, Marto. Powiadaj�, �e pokój nie mo�e trwa� bez konfliktu. Chcia�aby� wybra� si� z nami na msz�? - Och, tak! Dzi�kuj�, pani Gro�ska. - Doskonale. Dopilnuj, by Stanis�aw przygotowa� wozy. Wszystkie kobiety, które zechc� pojecha�, mog� to uczyni�. Marta skin��a g�ow�, ocieraj�c �zy. - Ciesz si� - mówi�a dalej hrabina - �e twój syn Tomasz jest zbyt m�ody, by walczy�. Marta skin��a g�ow�. - Mimo to nie przestaje b�aga�, bym pozwoli�a mu przy��czy� si� do ojca. Anna sta�a w holu na parterze, niecierpliwie wygl�daj�c ciotki, która zbyt d�ugo si� zbiera�a. Opanowa�a pokus�, by pos�a� po ni� s�u��c�, gdy� przysz�o jej do g�owy, �e hrabina, by� mo�e, nie czuje si� dobrze. Wa�ek i pozostali m��czy�ni odjechali ju� do maj�tku Stelnickich. Obok domu czeka�a na nie gromadka kobiet. 364 RS W ko�cu hrabina Gro�ska wy�oni�a si� z pokoju, odziana w czarn� sukni� z po�yskuj�cej satyny. Wysz�y z domu. Anna nios�a na r�kach Jana Micha�a, którego twarzyczk� os�ania� przed porannym s�o�cem lekki kocyk. Kryty dwukonny powóz czeka� ju� na podje�dzie, a stary Stanis�aw przytrzymywa� otwarte drzwi. Za powozem sta�y dwie furmanki, ka�da ci�gni�ta przez jednego konia. Na nich za� ulokowa�o si� kilka kobiet z maj�tku. Poszeptywa�y mi�dzy sob� powa�nie, ale umilk�y na widok zbli�aj�cych si� ku powozowi. Anna us�ysza�a jeszcze, jak jedna z kobiet op�akuje utrat� swego m��czyzny. Dwór Stelnickich w miejscowo�ci U�cie Zielone nie le�a� zbyt daleko od dworu Pod G�ogami, lecz prowadz�ca do niego droga by�a kr�ta. Stanis�aw nie po�piesza� koni, gdy� kobiety, powo��ce furmankami, nie mia�y do�wiadczenia z ko�mi. Anna niecierpliwi�a si�, �a�uj�c, �e nie dosiad�a wierzchowca i nie pojecha�a na skróty przez las, odgraniczaj�cy posiad�o�ci. Jak�e pragn��a zazna� znów wolno�ci, jak� dawa�a jazda, poczu� we w�osach i na twarzy wiatr, zobaczy� migaj�ce pod kopytami bruzdy! Lecz rankiem odda�a Pegaz Wa�kowi, by mia� dobrego konia, kiedy przy��czy si� do Ko�ciuszki. Nagle u�wiadomi�a sobie, �e nie je�dzi�a konno od pami�tnego dnia nad stawem. W powozie by�o duszno i gor�co. Anna rozebra�a dziecko i zacz��a wachlowa� niespokojne, zaczerwienione z gor�ca niemowl�, w czym pomaga�a jej ciotka. Nie min��o nawet pó� godziny, a pod��aj�cy kr�t� drog� powóz nagle si� zatrzyma�. Okna pojazdu zamkni�to dla ochrony przed kurzem i skwarem. Anna otwar�a je i, rozczarowana, przekona�a si�, �e nie dojechali jeszcze na miejsce. Stanis�aw natychmiast otworzy� drzwi. - Ojciec Janewicki pob�ogos�awi nas tutaj, pani Gro�ska. Serce Anny �cisn��o si� przeczuciem. Domy�li�a si�, �e zasz�o co� nieprzewidzianego. Wysiad�a z powozu. Ciotka zosta�a wewn�trz, trzymaj�c na r�kach Jana Micha�a. Stary ksi�dz, który wieki temu udzieli� �lubu Annie i Antoniemu, przywita� je serdecznie, cho� min� mia� powa�n�. - Wys�ano mnie, bym z paniami pomówi� - oznajmi�. - Przykro mi, �e nie zd��y�em, nim opu�ci�y panie maj�tek - doda� ze smutkiem. - Msza zosta�a ju� odprawiona. Widzi pani, Rosjanie wkroczyli na polsk� ziemi�. - A m��czy�ni? Pan Stelnicki? - Odjechali. Wszyscy odjechali. Je�li pani pozwoli, pomodlimy si� za ich bezpieczny powrót tu, na poboczu drogi. 365 RS Odmówi�y z ksi�dzem ca�y ró�aniec. Hrabina pozosta�a z dzieckiem w powozie, podczas gdy Anna, Stanis�aw i krzepkie ch�opskie niewiasty wy�piewywa�y odpowiedzi po�ród polskiego krajobrazu, który zdawa� si� obiecywa� lato jak ka�de inne. Lecz to lato nie b�dzie takie jak inne, pomy�la�a Anna. Porusza�a ustami, mechanicznie wypowiadaj�c s�owa modlitwy, ale my�la�a tylko: Nie powiedzia�am mu... Nie powiedzia�am mu... Nie powiedzia�am... - Jed�cie dalej prosto - rzek� ksi�dz po sko�czonej modlitwie - a potem skr��cie w lewo, na podjazd Stelnickich. S�u��ce czekaj� na was z posi�kiem. Musicie odpocz��, nim wyruszycie w drog� powrotn�. Poza tym jest tu zbyt w�sko, by pojazdy mog�y zawróci�. Dzie� teraz d�ugi, zd��ycie wróci� do domu przed zmrokiem. Pokój z wami. Hrabina przywo�a�a go do powozu. - Pokój niech b�dzie z nami wszystkimi - powiedzia�a, wsuwaj�c mu w d�o� kilka monet. Pojazdy skr�ci�y na podjazd maj�tku Stelnickich, mijaj�c bram� w wysokim drewnianym p�ocie. Wygl�daj�cy go�cinnie dwupi�trowy dom, zbudowany z niemalowanego drewna, mia� stromy, pokryty zielonkawym gontem dach, z którego wystawa�y podobne do oczu, ukryte pod wyst�pami dachu okna mansardy. Wszyscy cz�onkowie m�skiej s�u�by Stelnickiego przy��czyli si� do Sprawy. Pokojówki, czekaj�ce na obie hrabiny, zachowywa�y si� grzecznie, lecz milcza�y ponuro. Anna czu�a si� tak, jakby dom, a w�a�ciwie ca�� Polsk� spowi� niewidzialny ca�un, wprawiaj�c mieszka�ców w odr�twienie i smutek, spowodowane wojn�. Ile� to kobiet, duma�a, szlachetnie urodzonych i pochodz�cych z ludu, cierpia�o na przestrzeni wieków ten sam los, patrz�c, jak ich m��czy�ni odchodz� na wojn�, a potem trzymaj�c nieustann� wart� w nadziei, �e kiedy� powróc�? I ilu z nich nie wróci�o? Panie zaprowadzono do sypialni na pi�trze, by mog�y od�wie�y� si� przed posi�kiem. Pokój, tak jak reszta domu, by� czysty, lecz brakowa�o mu kobiecej r�ki. Anna przypisa�a to faktowi, �e matka Jana umar�a wiele lat temu. Hrabina Gro�ska przysiad�a na �ó�ku. - Och, chyba zaraz zemdlej�, Anno Mario. - Strasznie dzi� gor�co. Mo�e po�o�ysz si� na chwil�, ciociu? Nie sposób by�o nie zauwa�y�, �e twarz hrabiny jest bia�a jak stoj�cy na toaletce porcelanowy dzban na wod�. 366 RS - Nie, to przejdzie. Czasami ogarnia mnie s�abo��, lecz zawsze mija. Nie pomy�la�am, by zabra� ze sob� lekarstwo. Hrabina z trudem podnios�a si� z �ó�ka. - My�l�, �e pomog�oby mi, gdybym co� zjad�a. Marcie pozwolono usi��� z paniami przy stole w jadalni, by mog�a trzyma� dziecko, podczas gdy one si� posila�y. Pozosta�e kobiety mia�y zje�� w kuchni. Przed Ann� i hrabin� ustawiono talerze esencjonalnej, bogato zaprawionej �mietan� kartoflanki. G�ówne danie sk�ada�o si� z grubo pokrojonego ciemnego chleba, pierogów z grzybami i duszonej dziczyzny. Ju� sam zapach jedzenia zdawa� si� przywraca� hrabinie si�y. Anna rozgl�da�a si� po pokoju, ze szczególn� uwag� przypatruj�c si� pó�ce, biegn�cej wzd�u� wszystkich �cian, ponad drzwiami i oknami. Sta�y na niej przeró�ne naczynia, garnki, ozdobne talerze i tace na chleb, ustawione bez �adu i sk�adu, lecz stwarzaj�ce przytuln� atmosfer�. Jedna my�l napawa�a j� rado�ci�: to by� dom Jana. O�miela�a si� mie� nadziej�, �e ona i jej syn zjedz� w tej jadalni jeszcze wiele posi�ków. Jednak zanim sko�czy�y, hrabin� znowu dopad�a s�abo��. - Wracajcie - powiedzia�a. - Ja chyba powinnam zosta� tu na noc. Mo�esz przys�a� po mnie rano Stanis�awa. - Nawet nie chc� o tym s�ysze�. - Anna nie zamierza�a spuszcza� ciotki z oczu. - Ja te� jestem zm�czona, cho� podró� nie trwa�a d�ugo. Zostaniemy wszyscy. Po kilku godzinach hrabina Gro�ska i Jan Micha�, zjad�szy lekki posi�ek, udali si� do osobnych sypialni, a Anna ruszy�a zwiedza� dwór. Cho� dom Stelnickich by� du�y, zdecydowanie nie by�a to wytworna rezydencja. Kryte tynkiem �ciany, niegdy� bia�e, pociemnia�y z up�ywem lat. Prawie w ka�dym pokoju wisia�y gobeliny, lecz umeblowanie by�o skromne i wy��cznie u�yteczne. Dawa�o si� odczu�, �e od d�u�szego czasu mieszka tu samotny m��czyzna. Po zmierzchu schroni�a si� w ma�ej sypialni, gdzie by� ju� jej syn. Jedna ze s�u��cych przynios�a prost� ko�ysk�, w której mo�na by�o go po�o�y�. Spa� teraz zdrowym, mocnym snem. Wieczór nie przyniós� och�ody, co by�o dziwne jak na czerwiec. Anna nie mia�a nocnego stroju, po�o�y�a si� wi�c w ubraniu na nieroz�cielonym �ó�ku. Lutisza z�aja�aby j�, gdyby wiedzia�a, �e zostawi�a otwarte okna, umo�liwiaj�c tym samym przedostanie si� do pokoju kto wie jakim nocnym duchom. Lecz Anna nie duchów si� ba�a. 367 RS W ko�cu zapad�a w niespokojny ni to sen, ni drzemk�. Nad ranem musia�a zasn�� g��biej, gdy� obudzi�y j� dopiero ha�asy, dobiegaj�ce z boku domu. S�ycha� by�o r�enie koni i st�umione g�osy. Jan Micha� obudzi� si� i zacz�� p�aka�. Anna wzi��a go do �ó�ka i zacz��a karmi�, zastanawiaj�c si�, co te� oznacza ten harmider. Mimo i� zdawa�a sobie spraw�, �e nie ma na to nadziei, modli�a si�, aby to Jan wróci� niespodziewanie do domu. Nie musia�a d�ugo docieka�, co te� dzieje si� na dole. Drzwi otworzy�y si� raptownie i do pokoju wmaszerowa� m��czyzna w czerwonym rosyjskim mundurze. Nie zmiesza� si� ani nie odwróci� wzroku, kiedy zobaczy� karmi�c�. Gniew przezwyci��y� za�enowanie i Anna zapyta�a ostrym tonem: - Kim jeste�, by zachowywa� si� w ten sposób? - Z rozkazu carycy Katarzyny - burkn�� m��czyzna kiepsk� polszczyzn�pójdzie pani natychmiast ze mn�. - Prosz� si� odwróci�! - za��da�a po rosyjsku. �o�nierz, zaskoczony, zacz�� si� jej przygl�da�. Anna nie spu�ci�a oczu i wreszcie intruz odwróci� wzrok. Zapi��a sukni�, a potem wsta�a, i, tul�c do siebie Jana Micha�a, ruszy�a za wysok� postaci� w d�ugim p�aszczu i wysokich czarnych butach. M��czyzna nie wypuszcza� z d�oni pistoletu. Weszli do pokoju hrabiny. Ciotka sta�a odwrócona do nich twarz�, trzymaj�c w d�oni Bibli�. Marta i jej córki kuli�y si� za hrabin�, wyra�nie przera�one. - Która z was jest hrabin� Gro�sk�? - zapyta� Rosjanin. Ciotka Stella z wolna unios�a wzrok i spojrza�a mu w oczy. - Z kim rozmawiam? - Kapitan armii carycy Katarzyny, cesarzowej Rosji - odpowiedzia� m��czyzna butnie. - Ja jestem hrabina Stella Gro�ska - odpar�a z godno�ci�. -S�siedni maj�tek nale�y do mnie. - A pani? - zwróci� si� do Anny. - Hrabina Anna Maria Berezowska-Grawli�ska - wyrecytowa�a, maj�c nadziej�, �e jej g�os brzmi równie spokojnie jak g�os ciotki. - Czy nazwiska waszych m��ów znalaz�y si� na dokumencie popieraj�cym konfederacj� z Targowicy? - Jeste�my wdowami - odpar�a starsza hrabina. Anna zdawa�a sobie spraw�, �e taka odpowied� nie wystarczy. Wiedzia�a te�, �e, by oszcz�dzi� ciotk�, musi powiedzie� to, co nale�a�o: 368 RS - Nasze nazwiska znajduj� si� na dokumencie popieraj�cym konfederacj�. S�owa zdrady rani�y jej serce, lecz có� innego mog�a uczyni�? - Ach, zatem wielce szanowne damy mog� opu�ci� ten dom. I musz� poprosi� was, by�cie uczyni�y to jak najszybciej, poniewa� nale�y on do zdrajcy i jako taki zostanie zniszczony. Anna poczu�a, �e gniew barwi szkar�atem jej policzki. Nie by�a to jednak odpowiednia chwila, by broni� Jana i jego domu. Inni znajdowali si� w bezpo�rednim niebezpiecze�stwie. Nale�a�o ich ratowa�. - To nasze s�u��ce. Pozosta�e s� na dole. Wróc� wraz z nami do domu. Rosjanin przyjrza� si� bacznie Marcie, Marcelinie i Katarzynie, a potem wzruszy� oboj�tnie ramionami. Nagle od strony podwórka dobieg�y ich ha�asy, �wiadcz�ce o nie lada zamieszaniu. Wkrótce na progu stan�� drugi Rosjanin. Powiedzia� kapitanowi, �e przyby� inny oddzia�. - Có�, doskonale - odpar� m��czyzna. - Zatem, mi�e panie, pozostaniecie przez jaki� czas w tym pokoju. Kapitan wyszed�, lecz nim to uczyni�, odwróci� si� i otaksowa� Ann� spojrzeniem, od którego zje�y�y jej si� w�osy na karku. Kobiety zosta�y same, tylko z modlitw� i ponurymi domys�ami. Tymczasem upa� narasta�. Odg�osy strza�ów, pijackie pokrzykiwania i wrzaski kobiet sprawia�y, �e omal nie oszala�y z niepokoju. Jan Micha� p�aka�. Reszta by�a zbyt przera�ona, by robi� cho� to. Co dzia�o si� na dole? Na zewn�trz domu? Dlaczego ich nie wypuszczono? Sk�d ta zw�oka? Annie przychodzi�y na my�l najgorsze przypuszczenia. - Ciotko Stello - szepn��a - je�li co� mi si� stanie, ufam, �e dopilnujesz, by Jan Micha� by� bezpieczny. - Dziecku nic si� nie stanie. Gwarantuj� ci to, Anno. Ani nam. Ci barbarzy�cy nie o�miel� si� tkn�� nikogo z tytu�em. Anna nie by�a tego ani troch� pewna. Martwi�a si� zw�aszcza o dwie m�ode s�u��ce. Co przydarzy�o si� s�u��cym Stelnickiego? M��czy�ni na wojnie zdolni s� do wszystkiego. Martwi�a si� tak�e o siebie. Gdyby który� z Rosjan zgwa�ci� szlachciank�, niechybnie zamordowa�by j�, by ukry� sw� zbrodni�. Nawet gdyby tego nie zrobi�, ona i tak nie chcia�aby d�u�ej �y�. Na kilka godzin zapad�a cisza, dokuczliwa niczym lej�cy si� z nieba �ar. Dziecko, wyczerpane p�aczem, zasn��o. Wreszcie z korytarza dobieg� ich uszu odg�os ci��kich m�skich kroków. Otwarto drzwi i do pokoju wszed� m�ody oficer. 369 RS - Pani Gro�ska - powiedzia�, najwidoczniej orientuj�c si�, która to z nich pani i pani s�u��ce pójd� ze mn�. Mo�ecie wróci� do maj�tku. Mówi� doskona�� polszczyzn�. - A moja siostrzenica, hrabina Grawli�ska? - Nie mam co do niej rozkazów. - Zatem ja tak�e zostan�. - Musisz jecha�, ciociu. Nie martw si� o mnie. Szybko, zabierz st�d Mart� i jej córki. To jedyna szansa, by unikn�� nieszcz��cia. - Porozmawiam z tym, kto tu dowodzi. Nie martw si�, Anno, pojedziesz z nami. Zosta�a sama. Czas p�yn�� powoli. Kiedy min��o pó� godziny i nadal nic si� nie dzia�o, przy�o�y�a ucho do drzwi. Ciotka k�óci�a si� z kim� na dole. - Ale dlaczego to robisz? - dopytywa�a si�. Brzmia�o to dziwnie, jakby zna�a swego rozmówc�. Ale jak to mo�liwe? Na chwil� wszystko ucich�o, a potem na bocznym podwórku zacz�� si� ruch. Anna podesz�a do okna. Przygotowywano powóz Gro�skich i furmanki. Na pewno zaraz po mnie przyjd�, pomy�la�a, spokojnie ubieraj�c synka. Znów us�ysza�a kroki na schodach. Otwarto drzwi i do pokoju wesz�a Katarzyna, zap�akana i dr��ca. Wartownik pozosta� za drzwiami. Dziewczyna nios�a du�� p�ócienn� torb� w kszta�cie worka. Ciotka trzyma�a w niej robótk�. Teraz worek by� pusty. - O co chodzi, Katarzyno? - szepn��a Anna. - Powiedz mi! - Przysz�am po dziecko. - Dziewczyna mówi�a jak w transie. - Pani Gro�ska powiedzia�a, �e oni nie wiedz�, i� ma�y Jan Micha� tu jest. Nagle s�u��ca, nie mog�c ju� d�u�ej znie�� napi�cia, zacz��a szlocha�. - Tak bardzo si� boj�. Och, nie s�dz�, bym by�a w stanie to zrobi�, madame, naprawd� nie s�dz�! - Dlaczego przysz�a� po dziecko, Katarzyno? Dok�d je zabierzesz? Co stanie si� ze mn�? - Tak si� boj�, madame. Tak bardzo si� boj�. Anna u�wiadomi�a sobie, �e niczego wi�cej si� nie dowie. Podesz�a do okna. Zobaczy�a Mart� i Marcelin�. A potem w polu widzenia ukaza�a si� hrabina. Wróci�a do Katarzyny. - Masz wynie�� dziecko w torbie, tak, Katarzyno? Dziewczyna skin��a g�ow�. - �ycie mojego syna zale�y od tego, jak si� zachowasz, rozumiesz? Potrz�sn��a dziewczyn�. - Rozumiesz? 370 RS - Tak, madame - odpar�a Katarzyna, poci�gaj�c nosem. Wygl�da�o na to, �e zdo�a�a si� ju� nieco opanowa�. Dziecko nadal spa�o. Anna u�o�y�a je ostro�nie w worku, musn�wszy wpierw czo�o syna poca�unkiem. - Doskonale, Katarzyno, bierz go i id�. Bóg da ci odwag�. Uwa�aj tylko, by nie obudzi� ma�ego. Dziewczyna wysz�a. Anna us�ysza�a szcz�k zamka. Wstrzymuj�c oddech, przys�uchiwa�a si� odg�osom kroków u stóp schodów. Czy dziewczyn� przepytywano? Czy dziecko obudzi si� i, przestraszone, zap�acze? Odruchowo unios�a r�ce, by przeczesa� nimi nerwowo w�osy, jak czyni�a to w dzieci�stwie. Odg�osy umilk�y, opu�ci�a wi�c d�onie. Podbieg�a do okna i wychyli�a si� mocno, staraj�c si� dostrzec powóz. Na furmankach siedzia�y kobiety z maj�tku Gro�skich. Wygl�da�o na to, �e hrabina zd��y�a wsi��� ju� do powozu. Patrzy�a, boj�c si� nawet mrugn��, jak Katarzyna toruje sobie ostro�nie drog�. Stanis�aw wychyli� si� z koz�a i wzi�� od dziewczyny worek. �pij, malutki, �pij, b�aga�a w my�lach synka. Jeszcze troch�. Marta wyci�gn��a silne d�onie i przej��a torb�. Drzwi powozu zamkn��y si� i Katarzyna ruszy�a ku pierwszej furmance. Powóz potoczy� si� pylistym podjazdem, zrazu powoli, potem coraz szybciej. Anna patrzy�a, dopóki pojazd nie znikn�� jej z oczu... i dopóki da�o si� go s�ysze�. A wtedy, do cna wyczerpana, osun��a si� na pod�og� przy oknie. Dopiero teraz, pewna bezpiecze�stwa innych, zacz��a obawia� si� o siebie. Dlaczego oddzielono j� od pozosta�ych i pozostawiono w maj�tku Stelnickich? Rosyjski kapitan powiedzia�, �e dom ma zosta� zniszczony. Co si� z ni� wtedy stanie? Mija�y godziny. Nim zapad�a noc, Anna by�a ju� g�odna i bardzo potrzebowa�a skorzysta� z nocnika. W pokoju niczego takiego nie by�o. Zapuka�a zatem w drzwi. - Potrzebuj�, by mi us�u�ono! - zawo�a�a. Us�ysza�a odg�os ci��kich kroków, st�paj�cych w t� i z powrotem, a potem odleg�e g�osy. Zawo�a�a ponownie. W ko�cu drzwi otworzy�y si�. Za nimi sta� nieznany jej wartownik, a za jego plecami kuli�a si� jedna ze s�u��cych Jana Stelnickiego. - Gdy pani sko�czy, pójdzie pani za mn� - powiedzia� wartownik. 371 RS Kiedy znalaz�y si� w pokoju, który zajmowa�a w nocy, próbowa�a wypyta� dziewczyn�, lecz ta stan��a twarz� do �ciany i nie odpowiada�a. Z pocz�tku Anna s�dzi�a, �e s�u��ca musi by� niespe�na rozumu, lecz szybko u�wiadomi�a sobie, �e jest po prostu �miertelnie przera�ona. Gdy wysz�y z pokoju, dziewczyn� odprawiono, a ona ruszy�a za wartownikiem do salonu na parterze. - Jestem bardzo g�odna - powiedzia�a. Rosjanin zignorowa� j�. Sze�cioramienny kandelabr o�wietla� jedynie cz��� pokoju. Grupka m��czyzn otacza�a sof� ze spoczywaj�cym na niej m��czyzn�, który wygl�da�, jakby by� ci��ko ranny. Zajmowa� si� nim wojskowy chirurg. Wartownik, który przyprowadzi� Ann�, popchn�� j� ku grupce m��czyzn. Post�pi�a w przód, unikaj�c skupiania wzroku na kimkolwiek i czymkolwiek. Kilku m��czyzn odst�pi�o na bok, ods�aniaj�c le��cego na sofie brodatego m��czyzn� z okropn� czerwon� dziur� w piersi. Popchni�to j� do samego skraju sofy, lecz nadal nie spojrza�a na pacjenta. - Ona tu jest - powiedzia� kto� do rannego spoczywaj�cego na sofie. M��czyzna odwróci� g�ow� i Anna poczu�a na sobie jego wzrok. Nadal patrzy�a w pod�og�. - Potrzymasz mnie za r�k�, kiedy chirurg b�dzie opatrywa� ran� powiedzia� m��czyzna rozkazuj�co. Wyci�gn�� szybko r�k�, pochwyci� d�o� Anny i o ma�o nie zmia�d�y� jej w u�cisku. Z trudem powstrzyma�a si�, by nie krzykn��. Dlaczego to j� spotyka? W miar� jak chirurg zajmowa� si� pacjentem, ten coraz mocniej �ciska� d�o� Anny. A gdy do rany przy�o�ono gor�ce �elazo, by j� odkazi�, ranny wrzasn�� z bólu i uniós� si� na pos�aniu. Powodowana lito�ci� i wspó�czuciem, jakie �ywi�aby wobec ka�dego cierpi�cego stworzenia, spojrza�a wreszcie na rannego m��czyzn�. To, co zobaczy�a, sprawi�o, �e zapomnia�a o �elaznym u�cisku i paznokciu, wbijaj�cym si� jej bole�nie w kciuk. Nie czu�a te� smrodu przypalanego cia�a. Powieki m��czyzny rozwar�y si� na moment z bólu oraz pod wp�ywem szoku i Anna zobaczy�a ukryte dot�d pod nimi czerwonawobr�zowe oczy. Nie by� kim� obcym. To on by� tym, który... który zaatakowa� j� we wrze�niu... nad stawem. Zabrak�o jej tchu. Zobaczy�a, jak m��czyzna u�miecha si� mimo bólu, �wiadom, �e zosta� rozpoznany. Straci�a przytomno��, ujrzawszy swego kuzyna Waltera. 372 Rozdzia� pi��dziesi�ty szósty. RS Powoli wraca�a jej �wiadomo��. S�ysza�a skrzypienie drzwi i przybli�aj�ce si�, a potem oddalaj�ce kroki. Kiedy us�ysza�a, �e drzwi znowu si� zamykaj�, odwa�y�a si� uchyli� powieki. Znajdowa�a si� w tym samym, co przedtem, pokoju. Rzucono j� niedbale na �ó�ko, tak �e g�owa zwisa�a jej nad pod�og�. Unios�a si� nieco i zobaczy�a, �e na stoliku obok �ó�ka kto� postawi� tac� z jedzeniem. Cho� by�a rozpaczliwie g�odna, nie mog�a zmusi� si�, by usi��� i zacz�� je��. Mog�a jedynie my�le� o Walterze. Zgwa�ci� j� w�asny kuzyn. Co prawda wiedzia�a ju�, �e nie jest on rodzonym synem Gro�skich, lecz co za ró�nica? Jak to mo�liwe, �e nie domy�li�a si�, kto jej to zrobi�? Nie odgad�a? Wspomnienie wpatrzonych w ni� uparcie oczu powinno by�o u�wiadomi� jej, �e te same oczy przygl�da�y si� jej bezczelnie ponad sto�em w domu wujostwa. Najwidoczniej co�, jaka� cz��� jej umys�u powstrzymywa�a j� przed tym skojarzeniem. Có�, teraz prawda wysz�a na jaw. I �eby jeszcze bardziej skomplikowa� sprawy, ojciec jej dziecka nadal s�u�y� Katarzynie, która próbowa�a zagarn�� Polsk�. Hrabina Gro�ska rzeczywi�cie zna�a m��czyzn�, z którym si� k�óci�a. By� jej synem! Nic dziwnego, �e wpad�a w gniew. Walter musia� wyzna�, �e to on jest ojcem dziecka i �e zamierza zatrzyma� przy sobie Ann�. Przekonawszy si�, �e nie zdo�a go od tego odwie��, hrabina postara�a si� przynajmniej zabra� dziecko, wykazuj�c przy tym nie byle jak� przytomno�� umys�u. Nigdy nie b�dzie w stanie odwdzi�czy� si� ciotce za ten przejaw sprytu i rozs�dku. Usiad�a z wysi�kiem na skraju �ó�ka, obok stolika z tac�. Ba�a si�, �e zwróci przyniesiony jej pasztet, lecz jako� uda�o jej si� tego unikn��. Popi�a jedzenie wod�, a potem kwa�nym mlekiem. Nie min��o jednak wiele czasu, gdy musia�a znów wezwa� pomoc. Jedzenie nie pos�u�y�o jej i rozchorowa�a si�. Rankiem obudzi� j� g�os Lilki, gospodyni Jana. - Przynios�am co� na �niadanie, pani Grawli�ska. - Dzi�kuj� - wyszepta�a z trudem Anna, zanim s�u��ca wymkn��a si� z pokoju. Staruszka przypomina�a jej Lutisz�, tyle �e by�a od niej znacznie szczuplejsza. U�wiadomi�a sobie, �e czuje si� lepiej. Po jakim� czasie zjawi� si� oficer, który przyszed� poprzedniego dnia po hrabin� Gro�sk�. Mówi� po polsku zbyt dobrze, jak na Rosjanina. Anna podejrzewa�a, �e musi by�, jak Walter, polskim najemnikiem. 373 RS - Polecono mi zebra� razem wszystkie kobiety. Wysz�a za nim z pokoju. Na dole rozkazano jej, by ustawi�a si� razem ze s�u��cymi, a potem poprowadzono je do salonu, gdzie, wsparty na poduszkach, spoczywa� na sofie Walter. Anna nie mog�a znie�� my�li, �e musi sta� przed nim jak �ebraczka. Kusi�o j�, by splun�� mu w twarz. Trzyma�a jednak gniew na wodzy. Osiem czy dziewi�� kobiet sta�o sztywno w szeregu, pop�akuj�c ze strachu przed m��czyzn� le��cym na sofie z rozpi�t� koszul�, ods�aniaj�c� poro�ni�t� ciemnymi w�osami pier� i splamione krwi� banda�e. Walter natychmiast zauwa�y� Ann�. - Podejd� tutaj! Kobiety wydawa�y si� zdziwione, �e traktuje j� w ten sposób. Post�pi�a dwa kroki do przodu. Za wszelk� cen� stara�a si� sta� prosto, z uniesion� g�ow�. - Powiedzia�em, chod� tutaj! - Spróbowa� pochwyci� jej d�o�, lecz skrzywi� si� z bólu i cofn�� r�k�. Anna nie poruszy�a si�. W�ciek�y, wyci�gn�� znów d�o�, chwyci� j� i poci�gn�� ku sobie. Spróbowa�a si� uwolni�. Zapar�a si� nogami, a wtedy on nagle j� pu�ci�. Upad�a ci��ko na pod�og�. Pomimo bólu Walter roze�mia� si� i znów z�apa� Ann� za rami�. Poci�gn�� j� ku sobie, tr�caj�c jednocze�nie butem w bok. - Zdepcz� j� - oznajmi� - tak jak zdepcz� ka�dego, kto oka�e si� do�� g�upi, by mi si� sprzeciwi�. W pokoju zapad�a cisza. Kobiety zamar�y ze strachu. Wszystkie, poza Lilk�, która spogl�da�a na gro��cego im oficera z ledwie maskowan� pogard� w niebieskich oczach. Anna u�wiadomi�a sobie, �e s�u��ca musia�a zna� Waltera, który dorasta� przecie� w s�siednim maj�tku. Powstrzyma�a �zy i st�umi�a cisn�cy si� na usta krzyk. - Jestem kapitan Gro�ski - powiedzia�. - B�dziecie us�ugiwa� mi i wykonywa� moje polecenia! Ten dom zostaje zaj�ty w imieniu Katarzyny, carycy Rosji. Kobiety wpatrywa�y si� w niego, ich twarze by�y niczym chór z greckiej tragedii. - Ty, stara... - warkn��. - Lilka - o�mieli�a si� powiedzie� s�u��ca, wyst�puj�c przed szereg. - Dopilnujesz, by moi ludzie mieli co je�� i wszystko, czego im trzeba. Jest nas dwudziestu. Macie pracowa� od �witu do zmierzchu, s�yszysz? A w nocy 374 RS nie wolno wam marnowa� �wiec ani latarni. Za ka�d�, która zbiegnie, pozosta�e strac� po palcu. Zrozumiano? Nie b�dziecie przyjmowa� polece� od tej tu hrabiny; ona jest w tym domu tylko wi��niem. Je�li ucieknie, wszystkie umrzecie. A teraz do roboty! No ju�, rusza� si�! Kiedy kobiety po�pieszy�y do kuchni, Walter pu�ci� Ann�. Odczo�ga�a si� o kilka kroków i wsta�a. - Jestem stronniczk� Katarzyny! - zawo�a�a. - Moje nazwisko widnieje na dokumentach konfederacji. Nie masz prawa mnie tu wi�zi�! - Ty stronniczk� Katarzyny? - zapyta� szyderczo. - To pomys� Zofii, bez w�tpienia. A jak my�lisz, kto jej go podsun��? - Ty? - Tak. - W Zamku, tamtej nocy. Naprawd� ci� wtedy widzia�am! Roze�mia� si�. - Zapomnia�a� o naszym zwi�zku? - To ty by�e�... - Tak, Aniu, to by�em ja, na mi�o�� bosk�. A teraz, gdzie jest mój syn? Id� na gór� i przynie� go. - Dziecka tu nie ma. - Jak to nie ma? ��esz. Natychmiast go przynie�! - Mój syn jest w Warszawie. - W Warszawie? Traktujesz go jak b�karta? - A czy nie tym w�a�nie by by�, gdybym nie wysz�a za Antoniego? Twoim b�kartem. Walter wbi� w ni� gniewny wzrok, a potem nagle si� roze�mia�. - Masz wi�cej hartu i odwagi, ni� podejrzewa�em, kuzynko. - Mój syn nie jest traktowany jak b�kart. Wszyscy troskliwie si� nim opiekujemy. - Zatem dlaczego nie zabra�a� go ze sob� na wie�? - zapyta�, mru��c oczy. - Chcia�am, lecz Zofia i ciotka upar�y si�, �e powinnam pojecha� sama i odzyska� tu si�y. Dziecko jest chorowite i zbyt ma�e na tak� podró�. Zosta�o w mie�cie z mamk�. Czy jej uwierzy? I do czego by�by zdolny, gdyby dowiedzia� si�, �e dziecko zosta�o wykradzione z maj�tku, i to przez jego w�asn� matk�? Anna modli�a si� w duchu, by hrabina zabra�a ma�ego do Warszawy. W Haliczu nikt nie móg� ju� czu� si� bezpiecznie. Wypytawszy j� nieco dok�adniej, Walter niech�tnie porzuci� temat. Przyniesiono krzes�o i poleci� jej, by usiad�a u jego boku, po czym zacz�� 375 RS rozwodzi� si� o tym, jak zosta� awansowany na kapitana. Przechwala� si� swoj� w�adz� i tym, co robi dla carycy. Od czasu do czasu pyta� o co� Ann�, a ona odpowiada�a najbardziej pow�ci�gliwie, jak umia�a. Nie czu�a si� ju� fizycznie zagro�ona. Prawd� mówi�c, wygl�da�o na to, �e Walter próbuje zbudowa� pomi�dzy nimi swego rodzaju wi��. O co mu chodzi? Ba�a si� nawet o tym my�le�. Co jaki� czas wydawa� podw�adnym rozkazy. Anna dowiedzia�a si�, �e pierwszy kapitan wyjecha� wraz ze swymi lud�mi, zostawiaj�c Waltera i jego oddzia�ek, w tym kilku rannych. Na wie�� o tym, �e rosyjskiego kapitana nie ma ju� w maj�tku, odetchn��a z ulg�, nie tylko dlatego, i� po��dliwie si� jej przygl�da�, ale �e widzia� dziecko. W pewnej chwili do pokoju wszed� mówi�cy doskonale po polsku oficer. Serce w niej zamar�o. Czy oficer zauwa�y� �pi�ce niemowl�, gdy przyszed� po ciotk� i pozosta�e kobiety? B�aga�a Boga, by tak si� nie sta�o. A je�li ju� zauwa�y� ma�ego, jaka mog�a by� szansa na to, �e wspomni o nim Walterowi? I co ze s�u�b� Jana? Wszystkie kobiety widzia�y dziecko, zachwyca�y si� nim. Na razie Walter zdawa� si� zbyt ow�adni�ty bólem. By� mo�e zm�czy�a go rozmowa; tak czy inaczej Anna zosta�a odprawiona. Przy pierwszej okazji poprosi�a Lilk�, by nie wspomina�a o Janie Michale i nak�oni�a do milczenia pozosta�e kobiety. S�u��ca skin��a ze zrozumieniem g�ow�. - Pani ciotka ju� nam o tym mówi�a. Pozosta�e przysi�g�y, �e nie pisn� ani s�ówka. - Rozpozna�a� go? - spyta�a Anna. - Waltera? - Tak, prosz� pani. Ju� kiedy by� ch�opcem, wiedzia�am, �e nie wyro�nie z niego nic dobrego. Prosz� mi wybaczy�, ale to diabelskie nasienie. Jak�e prawdziwe jest powiedzenie, pomy�la�a Anna, mówi�ce, �e nikt lepiej nie orientuje si� w tym, co dzieje si� w domu, ni� s�u�ba. Dnie mija�y i oficer nie wspomnia� Walterowi o dziecku. Zacz��a wierzy�, �e go nie zauwa�y�. Hrabina Berezowska pozosta�a uwi�ziona w pokoju na pi�trze. Lilka ukradkiem poinformowa�a j�, �e ciotka Stella wyjecha�a z dzieckiem do Warszawy. Anna odetchn��a z ulg�. Z okna obserwowa�a, jak krajobraz wybucha feeri� kolorów, nim zamrze na zim�. Kolejne tygodnie spada�y z kalendarza niczym li�cie z drzew, a ko�o pór roku nieustannie si� obraca�o. 376 RS Tylko Rosjanom wolno by�o je�� mi�so. Anna podejrzewa�a, �e by� to rodzaj tortury, który Walter wymy�li�, by jej dokuczy�, lecz nie zaprotestowa�a. Nie chcia�a dawa� mu satysfakcji. Zreszt� po jakim� czasie nie by�o ju� o czym mówi�, poniewa� zwierz�ta, których nie zar�ni�to, zdech�y z braku opieki. Lilka robi�a, co w jej mocy, by hrabina nie g�odowa�a, lecz postne jedzenie by�o bardzo monotonne. �niadanie sk�ada�o si� z kaszy na mleku i czasami owocu, �wie�ego lub suszonego. Obiadu nie by�o w ogóle, na kolacj� za� dostawa�a nieodmiennie czarny chleb, jarzyny i �ur, zazwyczaj podawany w po�cie. W Sochaczewie Anna nieraz pomaga�a nastawia� �ur, przygotowywany ze sfermentowanej �ytniej m�ki i podawany z gotowanymi ziemniakami. Tradycyjnie pod koniec postu wielki garniec, u�ywany do przygotowywania �uru, zostawa� uroczy�cie rozbity - tak bardzo wszyscy mieli ju� do�� tej potrawy. W ci�gu tych wielu miesi�cy sp�dzonych w maj�tku Stelnickich nawet t�uczenie garnka nie przerwa�o monotonii codziennego bytowania. Od czasu do czasu pozwalano Annie czyta� ksi��ki z biblioteki na dole. By�a to prawdziwa uczta, cho� jedynie dla ducha. Przeczyta�a wszystkie zgromadzone tam dzie�a francuskiego pisarza Woltera. Podoba�o si� jej, �e historie, które opisywa�, stanowi�y m�drze wymy�lone przypowie�ci, ujawniaj�ce s�abo�ci i niedostatki ludzkiego charakteru. Pisz�c o nietolerancji, Wolter sugerowa�, �e niewiele da si� zrobi�, by os�abi� odwieczn� moc jej dzia�ania. „Je�li tylko mo�esz, uciekaj", radzi�. Ucieczka. Codziennie musia�a siadywa� u boku Waltera. Stan jego zdrowia powoli si� poprawia�. Anna przekona�a si�, �e przepe�nia go duma i ambicja. Bez przerwy rozprawia� o swojej roli jako wa�nego ��cznika pomi�dzy caryc� a królem Stanis�awem. Podejrzewa�a, �e jest po prostu t�umaczem, lecz s�dz�c z tego, co mówi�, mia� pos�uch u samej Katarzyny i pewnego dnia zostanie licz�c� si� postaci� w polsko-rosyjskiej polityce. Anna prawie si� nie odzywa�a, co nieodmiennie doprowadza�o go do w�ciek�o�ci. Pewnego dnia da� jej do zrozumienia, �e zna jaki� sekret. Udawa�a, �e nic j� to nie obchodzi, cho� by�a ciekawa. - By� mo�e zainteresuj� ci� ostatnie nowiny, Anno - powiedzia� w ko�cu. Si�y Ko�ciuszki zosta�y odparte przez armi� carycy. 377 RS Nie uwierzy�a mu. Nie chcia�a uwierzy�. Czy bojowy duch patriotów móg� zosta� z�amany przez ludzi pokroju Waltera? Gdzie jest Jan? Czy nic mu nie grozi? - Spodziewam si�, �e nied�ugo b�d� musia� wróci� do Rosji - doda� Walter, gdy nie zareagowa�a na wcze�niejsze rewelacje. Wiedzia�a, �e si� z ni� dra�ni. Stara�a si� ukry� rosn�c� nadziej�. Czy pozwol� jej wróci� do Warszawy? - Musisz pos�a� po dziecko - powiedzia�. - Co takiego? - spyta�a bez tchu. - Trzeba go tu natychmiast sprowadzi�. - Walterze, dziecko jest zbyt ma�e... i chorowite. - Moje dziecko nie mo�e by� chorowite. Spójrz tylko na nas, Anno. Jego rodzice zostali stworzeni, by przetrwa�. On te� taki b�dzie. Potem wyjawi� jej swoje plany. Ona i Jan Micha� mieli zamieszka� w Petersburgu. Walter zamierza� da� dziecku swoje nazwisko, lecz nie planowa� �eni� si� z Ann�. Zagrozi�oby to jego pozycji na dworze. Syn mia�by pozosta� b�kartem. Annie kr�ci�o si� w g�owie od tego, co powiedzia�, a zw�aszcza, �o pomin��. Dzi�kowa�a w duszy Bogu, �e Walter nie zamierza si� z ni� �eni�. Lecz kim mia�a dla niego by�? Oficjaln� kochank�? Czy s�dzi�, �e ona si� na to zgodzi? - Wol�, by mój syn by� b�kartem - dowodzi� tymczasem. - Historia pe�na jest przyk�adów na to, �e b�karty zdobywa�y wp�ywy i olbrzymi� w�adz�. - Spodziewasz si�, �e pojad� do Rosji i b�d� go dla ciebie wychowywa�a? - Rozczarowujesz mnie, Anno. Oczywi�cie, to b�dzie wy��cznie twój wybór. Uzna�em za pewnik, �e nie pozwoli�aby�, by kto inny wychowywa� twego syna. Lecz, s�dz�c po tym, �e zostawi�a� go w Warszawie, by� mo�e nie jeste� typem macierzy�skim? To dla niego tylko gra, u�wiadomi�a sobie. Zaszachowa� j�, a teraz bawi si�, zaganiaj�c z jednego pola na inne. Rozgniewana, zerwa�a si� na równe nogi. - Pr�dzej zabij� siebie i syna, ni� pozwol�, by� zabra� nas do Petersburga! - Ty, Anno? - roze�mia� si� Walter. - W roli Medei? Nie wygl�dasz mi na to. Umkn��a do swego przypominaj�cego cel� pokoiku, rozmy�laj�c o tym, �e brawura nic jej nie da�a, a jemu dostarczy�a kolejnej porcji rozrywki. Zrozpaczona i w�ciek�a, rzuci�a si� na �ó�ko. „Je�li tylko mo�esz, uciekaj". 378 RS Po po�udniu, gdy odmówi�a zej�cia na dó�, sprowadzono j� tam si��. Na stole le�a� ju� papier i pióro. Mia�a napisa� do ciotki i Zofii, ��daj�c, by natychmiast przys�a�y dziecko. Kiedy ostrze�enia ani miotane pod jej adresem gro�by nie poskutkowa�y, Walter kaza� sprowadzi� Lilk�. A potem spokojnym, konwersacyjnym tonem zagrozi�, �e za ka�dy dzie� zw�oki utnie Lilce jeden palec. Dopilnowa� te�, by wojskowy chirurg znajdowa� si� w pobli�u. - Prosz� si� mn� nie przejmowa� - powiedzia�a Lilka z zawzi�t� min�. Jednak, pomimo jej brawury, Anna si�gn��a po pióro. Z ka�dym mijaj�cym dniem coraz bardziej obawia�a si� chwili, gdy Jan Micha� dostanie si� w r�ce Waltera. Tymczasem jego nastrój pogarsza� si�, a cierpliwo�� by�a na wyczerpaniu. Podw�adni, podobnie jak s�u�ebne, st�pali na palcach, obawiaj�c si� gniewu dowódcy. Rana bardzo mu dokucza�a i zacz�� nawet przeb�kiwa�, �e chyba powinien wybra� si� do Warszawy, zasi�gn�� rady innego lekarza. W trzy tygodnie po tym, jak wys�ano list, Ann� obudzi� chrz�st �wiru na podje�dzie. Czy w�a�nie tej chwili tak si� obawia�a? Czy Jan Micha� znajduje si� w powozie? Gdy zawo�a�a, wartownik otworzy� drzwi. Zbieg�a po schodach, nie bacz�c na rozwian� fryzur� i to, �e ma na sobie jedynie szlafrok. Przed Walterem sta� samotny pos�aniec. Ani �ladu Jana Micha�a. - Mam list dla hrabiny Grawli�skiej-Berezowskiej - powiedzia� m�odzieniec, wyjmuj�c kopert� ze skórzanej torby na dokumenty. - Gdzie dziecko? - dopytywa� si� Walter. - Mam tylko list - odpar� m��czyzna, zaciekawiony. - Ja jestem hrabina Graw�i�ska-Berezowska - powiedzia�a Anna, wyci�gaj�c dr��c� r�k�, by wzi�� list. Miast spodziewanej ulgi targn��o ni� przeczucie czego� strasznego i nieodwracalnego. Walter wyrwa� pos�a�cowi list i wszed� do salonu. Ruszy�a po�piesznie za nim. Otworzy� list i przeczyta� go, a potem spojrza� na Ann�. Jego twarz ponad czarn� brod� przybra�a barw� popio�u. Pos�aniec wszed� za nimi do salonu. - Zaczekaj w holu! I zamknij za sob� drzwi! - warkn�� na niego Walter. M��czyzna wycofa� si� niezw�ocznie. - Co si� sta�o? - spyta�a Anna, czuj�c, jak serce t�ucze si� jej w piersi. 379 RS Spojrza� na ni� z twarz� wykrzywion� w�ciek�o�ci�. Zgniót� pergamin i rzuci� go jej. Szybko rozwin��a list i wyg�adzi�a go. Najdro�sza kuzynko Anno, Dobry Bóg zabra� do siebie twoje dziecko, Jana Micha�a. Malec po�kn�� przypadkiem moj� szmaragdow� szpilk�. Pochowano go w zesz�� niedziel� z pe�nym b�ogos�awie�stwem Boga i Jego Ko�cio�a. Wysy�am wiadomo�� powozem, by� mog�a wróci� do tych, którzy dziel� z tob� ból straty. Z wyrazami mi�o�ci i nadziei Zofia Jan Micha� nie �yje... Annie zasch�o w gardle. Bezmy�lnie wpatrywa�a si� w list, nie widz�c s�ów. Jej syn nie �yje. Jak to mo�liwe? Bóg nie dopu�ci�by, by sta�a si� taka tragedia. - Jan Micha�! - krzykn��a, odzyskuj�c g�os. - Moje dziecko! To nie mo�e by� prawda! Zesztywnia�a z bólu patrzy�a, jak jej d�onie dr� pergamin, jakby zniszczenie listu mog�o uniewa�ni� to, co by�o w nim napisane. - Nie! Nie Jan Micha�! Krzyk umilk� nagle, kiedy co� uderzy�o j� mocno w rami�. Przelecia�a przez pokój i uderzy�a plecami o �cian�. Spojrza�a w gór� i zobaczy�a stoj�cego nad ni� Waltera. W d�oni trzyma� bagnet. Twarz ponad brod� nie by�a ju� bia�a, lecz czerwona z gniewu. Ann� nie obchodzi�o, czy bagnet przeszyje za chwil� jej serce. Walter tylko ul�y�by jej w ten sposób w bólu. - Nie pozwoli�e� mi pojecha� do syna! - wrzeszcza�a. - A teraz on nie �yje! Zabi�a go twoja siostra! �zy, powstrzymywane od tak dawna, zak�u�y j� pod powiekami, lecz nie pozwoli�a im pop�yn��. Walter podniós� strz�py listu, �cisn�� je w d�oni i odrzuci�, wbijaj�c wzrok w Ann�. - Do diab�a z tob�! Z tob� i twoim synem, skoro okaza� si� tak g�upi! Urodzisz mi innego. - Nigdy! - krzykn��a, spluwaj�c. Spojrza� na plwocin� na r�kawie swojej koszuli, a potem na Ann�. - Kiedy nadejdzie czas, b�dziesz inaczej �piewa�. Odrzuci� bagnet i wyszed� do holu porozmawia� z pos�a�cem. 380 RS Próbuj�c zapanowa� nad rozpacz�, ukl�k�a. Spojrza�a na bagnet, �a�uj�c, �e nie ma do�� si�, by u�y� go przeciwko Walterowi - lub sobie. B�ysk ostrza sprawi�, �e pomy�la�a o szpilce. Jak bardzo musia� cierpie� jej syn, nim �mier� zabra�a jego duszyczk�! Jak Zofia mog�a by� tak nieuwa�na? I jakie to do niej podobne, by w tak dosadny sposób opisa�, co si� zdarzy�o. Szmaragdowa szpilka. Anna zamar�a. Kuzynka nie mia�a szmaragdowej szpilki. Klejnot spoczywa� w szkatu�ce z go��bic�. Szkatu�ka za� znajdowa�a si� w jej ma�ym pokoiku, ukryta na dnie szafy. Szpilka by�a na górze, a Jan Micha� �y�. Ju� samo to s�owo pulsowa�o rado�ci� istnienia. List mia� jedynie oszuka� Waltera, przekona� go, �e syn nie �yje. Sprytna Zofia nie zabi�a Jana Micha�a. Ona go uratowa�a! Anna zala�a si� �zami, lecz by�y to �zy rado�ci i ulgi, poza tym nikt ich nie widzia�. Jej syn �y�, a niczego nie podejrzewaj�cy Walter zosta� wyprowadzony w pole. Powoli do jej �wiadomo�ci zacz��y dociera� st�umione g�osy. W holu Walter odprawia� pos�a�ca. - Lecz powiedziano mi - nalega� m�odzieniec - �e hrabina Berezowska b�dzie chcia�a wróci� do Warszawy. Dlatego wys�ano powóz. - Hrabina nie wróci do Warszawy! - rykn�� Walter. - A teraz odejd�. Je�li zostaniesz na ziemi tego zdrajcy jeszcze cho� dwie minuty, ka�� ci� rozstrzela�! Anna u�wiadomi�a sobie, �e perspektywa wolno�ci oddala si� nieub�aganie. Wpad�a do holu, ocieraj�c �zy. - Walterze! Pozwól mi wróci� do Warszawy. B�agam, pozwól mi jecha�! Walter odwróci� si� i spojrza� na ni�. - Popatrz tylko na siebie, kuzynko. Nie jeste� w stanie podró�owa�. B�aga�a go nadal, lecz bezskutecznie, a po chwili us�ysza�a turkot kó� oddalaj�cego si� powozu. Ruszy�a ku drzwiom, lecz Walter podstawi� jej nog�, sprawiaj�c, �e pad�a jak d�uga na pod�og�. 381 Rozdzia� pi��dziesi�ty siódmy. RS Plany wyjazdu do Petersburga i zabrania tam Anny trzeba by�o od�o�y�. Walter zosta� wezwany do Warszawy, gdzie mia� s�u�y� pomoc� podczas formu�owania warunków traktatu pokojowego pomi�dzy Polsk� a Rosj�. Zabra� jedynie po�ow� swych ludzi. Reszta mia�a pozosta� w maj�tku Stelnickich. Anna b�aga�a, by wzi�� j� ze sob�, lecz odmówi�. Pomimo przekonania, �e jego syn nie �yje, nadal upiera� si�, by zabra� Ann� do Petersburga i tam uczyni� z niej swoj� kochank�. Gdy nalega�a, spoliczkowa� j�, a potem bi� niemal do utraty przytomno�ci. Siniaki znikn��y dopiero po kilku tygodniach. Tymczasem nadesz�a zima i zarówno dla ciemi��ycieli, jak i wi�zionych nadszed� rok 1793. W pokoju by�o bardzo zimno. Drewno racjonowali �o�nierze, którzy najwidoczniej nie mieli poj�cia o r�baniu szczap. Rano zjawia�a si� s�u��ca z nar�czem drew, które mia�y wystarczy� na ca�y dzie�. Utrzymanie ciep�a za pomoc� tak mizernej ilo�ci opa�u by�o niewykonalne. Nawet mityczny Syzyf nie móg�by otrzyma� bardziej niemo�liwego do wype�nienia zadania, rozmy�la�a, próbuj�c podsyci� ogie�. Zreszt� nawet gdy p�on��, w pokoju i tak panowa� dokuczliwy zi�b. Nie zezwolono jej na utrzymywanie korespondencji. Wiedzia�a, �e listy przychodz� lecz przejmowano je, nim do niej dotar�y. Czy Walter skontaktuje si� z matk� podczas pobytu w Warszawie? Czy ciotce i kuzynce uda si� zachowa� w tajemnicy fakt, �e Jan Micha� �yje? Jak miewa si� jej syn? I Jan. Czy jest bezpieczny? Je�li �yje, nie mo�e wiedzie�, �e Anna jest wi�ziona w jego domu. Czy ironia tej sytuacji nie �wiadczy o tym, �e bogowie z nich zadrwili? Porucznik Szymon Borawiecki, m�ody polski najemnik, którego Walter mianowa� swoim zast�pc� i dowódc� pozosta�ych o�miu czy dziesi�ciu �o�nierzy, sta� si� dla niej �ród�em informacji o tym, co dzia�o si� w Polsce i Europie. Dwudziestego pierwszego stycznia król Ludwik XVI wspi�� si� na stopnie gilotyny. Cho� dla wielu nie by�o to zbytnim zaskoczeniem, wiadomo�� zaszokowa�a Ann�. Porucznik Borawiecki przepowiada�, �e królowa Maria Antonina wkrótce pod��y na szafot za m��em. 382 RS Oczy wszystkich monarchów w Europie musia�y by� w tym czasie zwrócone na Pary�. Nie rokowa�o to dobrze polskiemu ruchowi patriotycznemu. Anna zdawa�a sobie spraw�, i� stracenie francuskiego króla sprawi, �e koronowane g�owy Europy poczuj� si� mniej pewnie, a ich obawa przed Polsk� i wprowadzanymi w niej demokratycznymi reformami wzro�nie. Z pewno�ci� monarchowie nie b�d� chcieli dopu�ci�, by tak�e ich lud zacz�� si�� domaga� si� praw i ziemi. A niepewni swej przysz�o�ci w�adcy u�yj� wszelkich dost�pnych im �rodków i wp�ywów, by nowy porz�dek w Polsce zosta� zgnieciony, jak kwiat pod �o�nierskim butem. Polacy nie radzili sobie zbyt dobrze, lecz Walter przedwcze�nie og�osi� zwyci�stwo Rosji. Pod przywództwem ksi�cia Józefa Poniatowskiego oraz Tadeusza Ko�ciuszki bohaterskie oddzia�y, odnosz�ce przez krótki czas sukcesy, teraz dzielnie si� broni�y. Lecz dwaj sojusznicy Polski, Austria i Prusy, które w 1791 roku obieca�y jej broni� przed atakiem z zewn�trz, zdradzili. Nowy cesarz Austrii, Franciszek II, zarzuci� polityk� ojca, zak�adaj�c� wspieranie Polski. Fryderyk Wilhelm z Prus, jawnie pogwa�caj�c poczynione przez siebie obietnice, odmówi� zaanga�owania si� w obron� konstytucji, której rzekomo nigdy nie popiera�. Anna wspomnia�a ostrze�enia Jana, wyg�aszane rok wcze�niej. Przypominaj�c, �e Austria i Prusy skorzysta�y na pierwszym rozbiorze Polski w roku 1772, kiedy to Halicz przeszed� we w�adanie Austrii, wskazywa�, �e chciwo�� rzadko maleje, przeciwnie, z czasem zwykle ro�nie. Opór Polski, dysponuj�cej dzielnymi, lecz niewielkimi i napr�dce skleconymi oddzia�ami, zosta� w ko�cu st�umiony przez armi� carycy. Jak� kar� - egzekwowan� przy pomocy Waltera - na�o�y ona na sejm i króla, mia�o si� dopiero okaza�. Ko�ciuszko i jego niewielkie, zdziesi�tkowane oddzia�y, sk�adaj�ce si� ze szlachty i ch�opów, wycofali si� do Lipska, aby wyleczy� rany i dokona� przegrupowania. Anna modli�a si�, by m��czy�ni z obu maj�tków prze�yli i wrócili bezpiecznie do domów. No i, oczywi�cie, Jan, o powrót którego nieustannie zanosi�a do Boga b�agania i pro�by. Annie zezwolono, aby pod stra�� korzysta�a przez godzin� dziennie z biblioteki. Cz�sto siadywa� z ni� tam porucznik Borawiecki. By�a mu wdzi�czna za towarzystwo i za to, �e mog�a z nim rozmawia�, przedstawiaj�c swój punkt widzenia. Pewnego dnia w po�owie grudnia dyskutowali w�a�nie o przysz�o�ci Polski. Porucznik argumentowa�, �e zmiany nie b�d� znowu a� tak wielkie. 383 RS - Dobra strona sytuacji polega na tym - t�umaczy� - �e interwencja Katarzyny powstrzyma ch�opstwo, je�li mia�oby ochot� si� zbuntowa�. Nie wolno dopu�ci�, by i u nas zdarzy�o si� to, co we Francji. - Zatem s�dzi pan, �e nasi ch�opi te� by powstali? - Dlaczego nie, skoro przekonali si�, �e lud mo�e zg�adzi� króla Francji? - Sta�o si� tak z powodu ekscesów francuskiej arystokracji, poruczniku. Cho� mia�am okazj� na w�asne oczy zobaczy�, co potrafi� nasi arystokraci. Gdzie im tam do Francuzów. A demokratyczna reforma uspokoi�aby nastroje w�ród pospólstwa. - Ko�ci dla psów? - Z ca�� pewno�ci� nie tylko. Prawdziwa reforma. Od dawna nale�ne im prawa, w�asno�� ziemi, szacunek dla samych siebie. - Nie�atwo by�oby to przeprowadzi�. - Och nie, wcale nie! Ironia polega jednak na tym, �e najbardziej chciwi spo�ród szlachty próbuj� ocali� dla siebie ka�dy skrawek, przekazuj�c Polsk� Katarzynie, która przy��czy j� ca�� do Rosji, jak zdziecinnia�a ze staro�ci kobieta, doszywaj�ca kolejny skrawek materia�u do ko�dry, która i tak jest ju� zbyt niepor�czna. Porucznik skin�� g�ow�. - S�dz�, �e b�dzie oczekiwa�a czego� w zamian. - B�dzie chcia�a Polski. Nie obchodzi to pana? Porucznik wzruszy� ramionami. Anna przygl�da�a si� przez chwil� jego zgrabnej ch�opi�cej sylwetce, br�zowym faluj�cym w�osom, starannie ogolonej twarzy o nieco kanciastych rysach. - Nie interesuje si� pan polityk�, poruczniku? Czy wyrzek� si� pan polskiego obywatelstwa, by s�u�y� Katarzynie? - Nie, jestem Polakiem. Moi rodzice maj� ziemi�. - A czy nietrudno pogodzi� jedno z drugim? Bycie Polakiem, a zarazem rosyjskim �o�nierzem? Nie czuje pan, �e winien pozosta� wierny ojczy�nie? - Interesy obu krajów nie musz� sta� ze sob� w sprzeczno�ci. - Och, ale tak w�a�nie jest! To Sprawa, której przewodzi Ko�ciuszko, s�u�y interesom prawdziwej Polski: dumnej, walecznej i niech�tnej obcym rz�dom. Kilka tygodni temu powiedzia� mi pan, �e to ��dza przygód sprawi�a, i� zosta� pan najemnikiem. Poruczniku, Ko�ciuszko stoi na czele przygody bliskiej sercu ka�dego Polaka: walki o wolno��. Wsta�a, podesz�a do pó�ki i zdj��a z niej ksi��k�. 384 RS - Czyta� pan to? - Republik� Platona? Tak, czyta�em. - Napisano w niej, �e cz�owiek, który odmawia rz�dzenia, skazuje si� tym samym na to, �e b�dzie rz�dzony przez kogo� gorszego od siebie. - Ach, to niezwykle m�dra my�l. - Zatem zgadza si� pan...? - Pani Grawli�ska - westchn�� porucznik. - Jest pani kobiet�, podejrzewam, o zbyt idealistycznym nastawieniu. - Sugeruje pan, �e czego� nie ogarniam. - Mo�na to wyja�ni� w prosty sposób. - Wi�c prosz� mi powiedzie�, poruczniku. Niech pan nie traktuje mnie protekcjonalnie. - Jestem realist�. I jako taki zdaj� sobie spraw�, �e Ko�ciuszko i ci, co za nim pójd�, cho�by nie wiem jak szlachetni i patriotycznie nastawieni, b�d� skazani na pora�k�. Gdyby tylko wiedzia�a pani, jakimi si�ami dysponuje Katarzyna... - Ale to sprowadza dyskusj� do spraw podstawowych, czy� nie, poruczniku? Pan opowiedzia� si� po stronie tych, którzy zwyci��aj�. Prawda? Powinien pan poprosi� mego kuzyna Waltera, by pozna� pana ze swoj� siostr�. Z pewno�ci� macie ze sob� wiele wspólnego. - Ach, czy� nie powiadaj�, �e to przeciwie�stwa przyci�gaj� si� najmocniej? Anna spojrza�a na porucznika. Nietrudno by�o si� domy�li�, o co mu chodzi. Och, nie powinna czu� si� zaskoczona. Zw�aszcza �e stara�a si� podtrzyma� jego zainteresowanie na wiele subtelnych sposobów. A teraz on wy�o�y� karty. Roze�mia� si� na wpó� �wiadomie. - Nie s�dzi�a pani chyba, �e zdo�a zrobi� ze mnie patriot�? - Nie. Chcia�abym prosi� o co� innego. U�wiadomi�a sobie, �e pod wp�ywem impulsu zacz��a rozgrywa� w�asne karty. - O co chodzi? Je�li tylko nie wykroczy to poza zasi�g mojej w�adzy... - W�adza. Znowu do tego wracamy. - Rozmawia pani z cz�owiekiem, który nie ma jej zbyt wiele. - Ma pan jej do��, by pozwoli� mi odej��. Powiedzia�a to. Tak po prostu. Zaczerpn��a g��boko oddechu. 385 RS - Pani Grawli�ska - powiedzia� porucznik, przeci�gaj�c g�oski w jej nazwisku, jakby wypowiedzenie nast�pnych s�ów mia�o sprawi� mu ból - to po prostu niemo�liwe. - Musia�by pan tylko na chwil� odwróci� wzrok. Ja zaj��abym si� reszt�. Poruczniku, chc� odzyska� wolno��. - Nie mog�, prosz� pani. - Zabawia�am pana miesi�cami, opowiadaj�c historyjki i mity. Teraz chcia�abym opowiedzie� panu prawdziw� histori�... dotyczy ona Waltera. Nie czekaj�c, czy si� zgodzi, zacz��a opowiada�, jak przyjecha�a do Halicza, o gwa�cie nad stawem i o tym, jak to wydarzenie wp�yn��o na jej �ycie. Porucznik siedzia� spokojnie, oszo�omiony. - Teraz rozumiem, dlaczego a� tak go pani nienawidzi. - Tak, a po tym wszystkim on teraz knuje, by zabra� mnie do Petersburga i tam zrobi� ze mnie swoj� kochank�. - Lecz je�li pani si� nie zgodzi? - A kto w tym zapomnianym przez Boga miejscu przyjdzie mi z pomoc�? Kobiety, poza Katarzyn�, nie maj� tu w�adzy. Szymonie - powiedzia�a, po raz pierwszy pos�uguj�c si� jego imieniem i patrz�c mu w oczy - prosz�... prosz�, pomó� mi. - Pani Grawli�ska, ju� pani pomog�em. - Jak? - Nie wspominaj�c Walterowi, �e dziecko tu by�o i �e jako� uda�o si� pani przekaza� je ciotce i wywie��. Westchn��a, zaskoczona. - Pan wiedzia�? I milcza�? Porucznik skin�� g�ow�. - Pani Anno, my�l�, �e nie musz� pani tego mówi�... sama pani wie, �e zale�y mi na pani. I gdybym móg� spe�ni� pani pro�b�, zrobi�bym to. Westchn��. - Lecz jestem bezsilny. Anna wsta�a. - Dzi�kuj�, �e nie powiedzia� pan Walterowi o moim synu, ale nie ryzykowa� pan niczego, zachowuj�c milczenie. Gra dobieg�a ko�ca. - A teraz, gdyby móg� pan odprowadzi� mnie do mego pokoju... - Musi pani zrozumie�... - Och, rozumiem. - Spróbowa�a si� u�miechn��. - Poruczniku Borawiecki, je�li znajdzie si� pan kiedy� w Warszawie, proponuj�, by trzyma� si� pan z dala 386 RS od sto�ów do gry w faraona. W tej grze, czego by pan nie zrobi�, i tak zwykle wygrywa bankier. Pó�niej, kiedy znalaz�a si� ju� w swym pokoju, po�a�owa�a, �e by�a wobec niego tak uszczypliwa. Nie mia�a racji. Prosi�a o zbyt wiele. Wykorzysta�a fakt, �e by� ni� zainteresowany, pos�u�y�a si� tym. Wiedzia�a, �e gdyby pomóg� jej uciec, Walter odebra�by mu patent oficerski, je�li nie �ycie. 387 Rozdzia� pi��dziesi�ty ósmy. RS Walter pozosta� w Warszawie d�u�ej, ni� ktokolwiek móg� si� spodziewa�. Lato roku 1793 by�o suche i gor�ce. Nawet z okien ma�ego, dusznego pokoiku na pi�trze da�o si� zauwa�y�, jak bardzo sp�kana jest ziemia. Czasami o dom uderza�y chmury py�u, jakby Polska sta�a si� pustyni�. Krzewy i drzewa szybko z�ó�k�y, a wiosenne trawy usch�y. Wydawa�o si�, �e kraj, a wraz z nim ca�a przyroda smuci si� z powodu rosyjskiej inwazji. Od czasu, kiedy Anna przyby�a do U�cia, by znale�� tu wi�zienie, min�� ponad rok. Serce Anny zadr�a�o, kiedy dwudziestego sierpnia nadesz�a wiadomo��, �e siedemnastego zosta� podpisany traktat pokojowy. Dokument, opracowany w roku 1792, zyska� moc prawn�: rosyjskie bagnety obali�y Konstytucj� 3 maja i przywróci�y przywileje szlachcie. Pod pretekstem obaw o to, i� Polska mo�e sta� si� zarzewiem rewolucji, Katarzyna za��da�a nowego rozbioru, tak znacz�co pomniejszaj�cego obszar kraju, �e Polacy z nostalgi� mogli my�le� o poprzednim. Bezsilny i godny po�a�owania król Stanis�aw podpisa� traktat i poradzi� sejmowi, aby uczyni� podobnie, gdy� opór nie ma sensu. Kr��y�y pog�oski, �e król chcia� abdykowa�, lecz Katarzyna, jego niegdysiejsza kochanka, nalega�a, aby zatrzyma� tytu�, nawet je�li nie wi�za�a si� ju� z nim �adna w�adza. Zmuszony do tego sejm przyj�� traktat, który oddawa� we w�adanie Rosji olbrzymi� cz��� polskich ziem: ca�e wschodnie dzielnice od Inflant po Mo�dawi�. A kiedy sejm wielogodzinnym milczeniem zaprotestowa� przeciwko temu, by Prusy zagarn��y Wielkopolsk�, Kujawy, Toru� i Gda�sk, zaprzedany zaborcom marsza�ek Stanis�aw Bieli�ski, nak�oniony do tego przez rosyjskiego ambasadora, o�wiadczy�, �e milczenie oznacza zgod�. Anna mog�a si� jedynie domy�la�, i� jako t�umacz rosyjskiego ambasadora Walter tak�e odegra� rol�, jakkolwiek minimaln�, w rozbiorze swojej ojczyzny. By�a to gorzka my�l. Polsce pozostawiono zaledwie jedn� trzeci� zajmowanych przez ni� kiedy� ziem. Warszawa i to, co jeszcze nazywano Polsk� mia�o by� okupowane. W ma�ych miastach rozmieszczono garnizony, wiele wsi zosta�o z�upionych. Najl�ejszy opór oznacza� zes�anie na Syberi�, zapomnian� przez Boga i ludzi, skut� wiecznym mrozem cz��� Rosji, rz�dzon� przez wojsko. Porucznik Borawiecki wyzna� Annie, �e kiedy Walter wróci do U�cia, oddzia� wyruszy do Petersburga. 388 RS By�a bardziej ni� pewna, �e tak niegdy� go�cinny dom Stelnickich zostanie zniszczony. Co stanie si� ze s�u�ebnymi, które przetrwa�y wraz z ni�? Anna nie mia�a wiadomo�ci od nikogo z Warszawy, a zdawa�a sobie spraw�, �e je�li Walterowi uda si� postawi� na swoim, wkrótce znajdzie si� w Petersburgu bez nadziei na to, �e kiedykolwiek zobaczy swój dom, dziecko czy tych, których kocha�a. „Uciekaj", rada Woltera d�wi�cza�a wci�� echem w jej g�owie. �o�nierze, a wraz z nimi Walter, przybyli w tydzie� pó�niej. Sta�o si� to podczas codziennej wizyty Anny w bibliotece. Potem nieraz zastanawia�a si�, jak drobne sprawy mog� odmieni� bieg czyjego� �ycia. Gdyby m��czy�ni wrócili godzin� wcze�niej lub dziesi�� minut pó�niej, by�aby zamkni�ta w swoim pokoju. Tymczasem porucznik Borawiecki przebywa� z ni� akurat w bibliotece. W ci�gu miesi�cy, jakie min��y od pami�tnej rozmowy, mieli sobie coraz mniej do powiedzenia, tote� siedzieli w milczeniu, czytaj�c. W pierwszej chwili Anna pomy�la�a, i� dobieg� j� odg�os dalekiego gromu, i ucieszy�a si�, �e burza zaspokoi wreszcie pragnienie wysuszonej ziemi. Lecz cho� d�wi�k si� przybli�a�, s�o�ce nadal �wieci�o. Wreszcie domy�li�a si�, �e s�yszy t�tent wielu ko�skich kopyt na stwardnia�ej od suszy ziemi. Nie min��o wiele czasu, a w domu zapanowa�o poruszenie. Potem da�o si� s�ysze� krzyki i przekle�stwa. Oddzia� Waltera, znacznie powi�kszony, powróci�. �o�nierze byli pijani i samowolni. - Prosz� si� nie obawia� - uspokaja� Ann� porucznik. - Bez w�tpienia �wi�towali podpisanie traktatu i rych�y powrót do Rosji. Wsta� i podszed� do drzwi. - Prosz� tu pozosta�. Zatrzymam ich z dala od domu. Nie b�dzie w stanie tego dokona�, pomy�la�a Anna, odrzucaj�c ksi��k�, gdy tylko za porucznikiem zamkn��y si� drzwi. Nic nie utrzyma Waltera z dala od niej. Podbieg�a do drzwi, odczeka�a, a� porucznik si� oddali, i si�gn��a do klamki. Drzwi nie by�y zamkni�te na klucz. Otworzy�a je i zerkn��a do pokoju muzycznego. Wymkn��a si� z biblioteki i pobieg�a niczym strza�a przez kolejne pokoje, kieruj�c si� ku tylnej cz��ci domu i kuchni. Dwie podkuchenne wstrzyma�y oddech, widz�c j�. Sekundy pó�niej do kuchni wbieg�a poprzez wahad�owe drzwi, dziel�ce j� od jadalni, inna s�u��ca. Tu� za ni� bieg� rosyjski �o�nierz. Chwyci� dziewczyn� w pasie i zarzuciwszy j� sobie na rami�, ruszy� ku 389 RS pomieszczeniom dla s�u�by. Anna wymieni�a pe�ne strachu spojrzenia z dwiema s�u��cymi. Wszystkie trzy zdawa�y sobie spraw�, co im grozi. Do kuchni wesz�a Lilka i zacz��a uspokaja� s�u��ce. Nie chcia�y jednak jej s�ucha� i wybieg�y przez tylne drzwi. - Wpadn� im prosto w �apy - powiedzia�a Lilka. - G�uptasy. - To szansa tak�e dla mnie - powiedzia�a Anna. - Musz� j� wykorzysta�. - Prosz� si� zatrzyma�! - zawo�a�a staruszka. Co� w jej g�osie zaalarmowa�o Ann�. Odwróci�a si� i zobaczy�a, �e Lilka �pieszy ku niej. - Nie ma po co wychodzi� z domu. Jest tam z setka m��czyzn. Wszyscy pijani i ogarni�ci szale�stwem. - Ale ja musz� si� wydosta�! Od strony jadalni dobieg� je tupot ci��kich kroków. S�u��ca wepchn��a Ann� do spi�arni w rogu kuchni. - Prosz� si� tam ukry� - szepn��a, wskazuj�c stos worków z ziarnem, zgromadzonych pod �cian�. - Dopóki nie odjad�! Anna nadal si� waha�a, lecz kobieta wepchn��a j� stwardnia�ymi od pracy d�o�mi za worki, zmuszaj�c, by przykucn��a. Niemal w tej samej chwili drzwi zosta�y otwarte na o�cie� i do kuchni wtoczy� si� �o�nierz, odpychaj�c Lilk�. - Z drogi, starucho! - Nic ci si� nie sta�o? - spyta�a Anna, gdy �o�dak wyszed� tylnymi drzwiami. - Prosz� tam zosta� - szepn��a s�u��ca, poruszaj�c g�ow� z lewa na prawo niczym stary orze�. Przekonawszy si�, �e s� chwilowo bezpieczne, podesz�a bli�ej. - Dziewcz�ta mnie nie pos�ucha�y. Wybieg�y, a tam nie ma si� gdzie schowa�. Pani musi mnie wys�ucha�. Jest tu kryjówka. Prosz� pomóc mi przesun�� worek. Anna pomog�a i spod ci��kiego worka wy�oni�a si� klapa, prowadz�ca do piwnicy. - To piwnica na w�dzonki - powiedzia�a Lilka, podnosz�c klap�. - Prosz� usi��� na skraju i zeskoczy�. Szybko! By�a to ostatnia rzecz, jak� mia�aby ochot� zrobi�. Ba�a si�, �e kiedy ju� znajdzie si� w piwnicy, b�dzie bezbronna, pozbawiona mo�liwo�ci ucieczki. Lecz silne, �ylaste d�onie ponagla�y j�. - Musi pani przeczeka� tu, a� b�dzie bezpiecznie - mówi�a staruszka swym piskliwym g�osem. - Inaczej pani� zabij�. Zgwa�c�, a potem zabij�. 390 RS I nagle Anna siedzia�a ju� w kucki w piwnicy. Spojrza�a w gór� i zobaczy�a, �e Lilka podaje jej zapalon� �wiec�. Potem zacz��a zamyka� klap�. - Nie boisz si� o siebie? Kobieta chrz�kn��a tylko i spyta�a: - A czego oni mog� chcie� ode mnie? - po czym na dobre zamkn��a piwnic�. Anna us�ysza�a jeszcze, jak s�u��ca szepcze modlitwy, przesuwaj�c na miejsce worek. Piwnica mia�a nieca�y metr wysoko�ci. By�o to w�skie pomieszczenie, si�gaj�ce od jadalni po fundament. W oddali pob�yskiwa�o �wiat�o. Wyj�cie? P�omie� �wiecy rozja�nia� ciemno�� na tyle, �e mog�a obejrze� najbli�sze otoczenie. Ponad jej g�ow� paj�czyny ko�ysa�y si� z wolna, unoszone ciep�em i dymem. Kie�basy i szynki, spowite w bia�e p�ótno, zwisa�y z belek sufitu. Pod�oga kuchni zatrzeszcza�a, a potem j�kn��a pod ci��arem wielu m��czyzn. Przys�uchuj�c si� krzykom, odg�osom bieganiny, trzaskania drzwiami i t�uczenia szk�a, mog�a jedynie wyobra�a� sobie, jaki chaos panuje w tej chwili na górze. Rosyjskie przekle�stwa, które zdo�a�a zrozumie�, by�y wyj�tkowo plugawe i ohydne. S�ysza�a tak�e krzyk mordowanych, jak jej si� zdawa�o, kobiet. - Bo�e, dopomó�! - zawo�a�a. Pad�a na klepisko, przyciskaj�c d�onie do uszu, by st�umi� odg�osy tego, co dzia�o si� na górze. Nie mia�a poj�cia, ile czasu min��o, nim odwa�y�a si� je ods�oni�. Od strony podwórka dobiega�y ostro wykrzykiwane rozkazy i d�wi�ki tr�bki. Konie r�a�y niespokojnie, uderzaj�c kopytami o ziemi�. Rosjanie zbierali si� do odej�cia. Gdyby zdo�a�a wytrzyma� jeszcze troch�... - Anno Mario! - dobieg�o j� z góry. Wstrzyma�a oddech. Walter! By� w jadalni, niemal tu� nad jej g�ow�. - Anno! - zawo�a�. A potem kroki oddali�y si�, a g�os �cieli� w oddali. Sprawdza� pokoje na pi�trze. I z pewno�ci� szala� z w�ciek�o�ci. Anna spojrza�a na �wiate�ko na ko�cu piwnicy. Wzi��a �wiec� i poczo�ga�a si� w tamt� stron�. Suknia znacznie spowalnia�a ruchy, szybko te� otar�a sobie d�onie i �okcie. A kiedy w ko�cu przeby�a te dwadzie�cia czy trzydzie�ci kroków, spotka�o j� rozczarowanie. �wiat�o przedostawa�o si� przez ma�e okienko. Wybijanie szyby nie mia�o sensu, gdy� w oknie znajdowa�y si� kraty, uniemo�liwiaj�ce ucieczk�. 391 RS Odwróci�a si� i poczo�ga�a z powrotem do wej�cia. - Anno! Anno! - gniewne nawo�ywania Waltera rozbrzmiewa�y teraz dok�adnie nad jej g�ow�. Zatrzyma�a si�, zmro�ona d�wi�kiem tego g�osu. Musia�a zacisn�� z�by na palcach, by st�umi� wzbieraj�c� w sercu rozpacz. W domu uspokoi�o si� znacznie i nie s�ysza�a ju� tak wielu ha�asów. Za to na podwórku harmider wzmaga� si� z minuty na minut�. M��czy�ni szykowali si� do odjazdu. On nie zna tej kryjówki, uspokaja�a sam� siebie. Móg� nawet doj�� do wniosku, �e uciek�a ju� wcze�niej, przed jego powrotem. Wyjedzie i zabierze swych �o�nierzy. No, dalej, odje�d�aj! Lecz nim wyjedzie, na pewno przepyta porucznika Borawieckiego i Lilk�... Co� jeszcze przyci�gn��o uwag� Anny. Jej nozdrzy dobieg� silny, gryz�cy zapach. Unios�a �wiec� i spojrza�a na sufit. Spomi�dzy belek s�czy�y si� smu�ki dymu. Dom zosta� podpalony! Waha�a si�, czy wej�� do kryjówki, poniewa� nie chcia�a zosta� w niej uwi�ziona. Teraz jej obawy si� sprawdzi�y. Spróbowa�a opanowa� panik�. Zostawi�a �wiec� i podczo�ga�a si� do miejsca tu� pod klap�. Si�gn��a do góry i pchn��a klap�, lecz ta ani drgn��a. Worek, ustawiony przez Lilk�, dobrze j� zabezpiecza�. Unios�a si� i napar�a na drzwi barkiem. Klapa poruszy�a si� nieznacznie. Unosi�a j� stopniowo, centymetr po centymetrze, zbieraj�c za ka�dym razem si�y. Wreszcie drzwi otworzy�y si� mniej wi�cej w po�owie. Wyci�gn��a r�k�, by odsun�� worek i w tej samej chwili chwycono j� za nadgarstek. Worek i klapa zosta�y odsuni�te jednym ruchem i Anna poczu�a, �e kto� wci�ga j� do kuchni, jakby by�a szmacian� lalk�. - Ach, powiadaj�, �e najlepsze ryby p�ywaj� przy samym dnie! Nie od razu zorientowa�a si�, do kogo nale�y g�os i twarz, któr� mia�a przed sob�. Porucznik Borawiecki. - Bogu niech b�d� dzi�ki - westchn��a, uszcz��liwiona, �e zosta�a wyci�gni�ta z pu�apki, i �e cz�owiekiem, który pomóg� jej si� wydosta�, nie by� Walter. - My�l�, �e on ju� zrezygnowa� - powiedzia� porucznik. -Jest na dworze. - Czy pan mu mnie przeka�e? - Nie, pani Anno. - Co mam robi�, Szymonie? 392 RS - Je�li uda nam si� przedosta� na wschodni� stron� domu, b�dzie pani mog�a wymkn�� si� do ogrodu, a stamt�d dalej, na pola. B�dzie pani musia�a biec, ile si� w nogach, gdy� wszystko tu sp�onie niczym wi�zka s�omy. Chod�my. Odprowadz� pani� do drzwi. Odwrócili si� i Anna omal nie potkn��a si� o cia�o Lilki. Zatrzyma�a si� nagle i spojrza�a na oficera. Skin�� g�ow�. - To sprawka Waltera. Nie chcia�a powiedzie�, gdzie si� pani podzia�a. Lecz ja wyczu�em, �e staruszka co� wie. Dlatego wróci�em. Po�pieszmy si�! Lecz kiedy zbli�yli si� do tylnego wyj�cia, na progu pojawi� si� Walter. - Czy� to nie pi�kny widok? - zapyta�. - Pozwól jej odej��, Walterze. - Oszala�e�? - Po prostu j� wypu��. Do�� si� ju� nacierpia�a. Walter roze�mia� si�. - Tak po prostu? Nie s�dz�. Ruszy� ku nim przez kuchni�. Porucznik wyci�gn�� pistolet. Jego dowódca stan��, zaskoczony. - Wystrzela�e� swoje pistolety na zewn�trz, Walterze. - Prawda, ale mam jeszcze szabl�. - Rzeczywi�cie. - W niebieskich oczach porucznika wida� by�o determinacj�. - Wyci�gnij j�, a zginiesz. Zrób jeszcze krok w nasz� stron�, a zabij� ci�. Walter nie poruszy� si�. Na jego twarzy wida� by�o niepewno��. - A teraz - powiedzia� porucznik - odsu� si� trzy kroki w lewo, by hrabina mog�a przej��. - Dlaczego to robisz, Borawiecki? - zapyta� Walter, niech�tnie ust�puj�c. Czy uda�o jej si� znale�� drog� do twego serca? Rok w wi�zieniu z pewno�ci� uczyni� j� bardzo pomys�ow�. - Szymonie, jeste� gotów po�wi�ci� wszystko? - spyta�a Anna. - Jestem, Anno. Zrób tak, jak ci mówi�em. Niech Bóg ci� prowadzi. Nie ogl�daj si� za siebie. - Ale... - Zrób to, Anno! Jestem najlepszym strzelcem w ca�ym regimencie, cho� w tej sytuacji na niewiele mi si� to przyda. Szanse s� po mojej stronie. Mo�esz uzna�, �e twoje k�opoty z Walterem si� sko�czy�y. Szybko! Anna przenios�a spojrzenie z Szymona na kuzyna, a potem spojrza�a znów na Szymona. - Zobaczymy si� przy stoliku do faraona - powiedzia� porucznik. - No ju�, biegnij! 393 RS - Najpierw musz� zabra� co� z mego pokoju. - Co takiego? - zawo�a� Szymon. - Szkatu�k�. - To wa�ne? - Tak. - Chryste! Szkoda czasu na k�ótnie. U�yj tylnych schodów. Frontowe ju� sp�on��y. Po�piesz si�! Wymin��a ostro�nie Waltera i pobieg�a. Pi�tro pe�ne by�o dymu, mimo to odnalaz�a pokój, szaf�, szkatu�k�. Po chwili by�a ju� z powrotem w holu. Zbieg�a schodami dla s�u�by, przemkn��a przez kuchni� i wybieg�a na zewn�trz, s�ysz�c, jak Szymon przynaglaj� do po�piechu. Wiedzia�a, podobnie jak wiedzia� to Walter, �e Szymon zamierza go zabi�. Musi go zabi�. Na dworze uderzy�a w ni� fala gor�ca. Wszystkie budynki p�on��y. Kilku m��czyzn biega�o tam i sam, podczas gdy inni starali si� utrzyma� przestraszone konie. Zaryzykowa�a i pogna�a ku wschodniej �cianie domu. Z bij�cym mocno sercem i dudni�cym w g�owie pulsem wbieg�a do wyschni�tego, zapuszczonego ogrodu i pomkn��a ku le��cym za nim polom. Biegn�c, modli�a si�, by jej nie dostrze�ono. A je�li ju� to si� stanie, by nikomu nie chcia�o si� jej �ciga�. Zatem na pola. Bieg�a i bieg�a, ledwie mog�c oddycha� z gor�ca i krztusz�c si� dymem. Raz potkn��a si� i upad�a. A kiedy wsta�a, zdecydowa�a si� zerkn�� za siebie. Dom p�on��, jakby ziemia otworzy�a si�, pozwalaj�c, by ognie Tartaru poch�on��y rodzinn� siedzib� Jana. A potem us�ysza�a strza�. Przez dobr� minut� wpatrywa�a si� w dom. Nic. Wyzuty z dyscypliny i karno�ci regiment zbiera� si� do odej�cia. Porucznik zaryzykowa� dla niej �ycie. Gdyby tylko mog�a wróci�, przekona� si�, �e jest bezpieczny, a Walter zgin��. Wiedzia�a jednak, �e nie wolno jej tego uczyni�. Odwróci�a si� niech�tnie i ruszy�a w kierunku maj�tku Gro�skich. Szymon Borawiecki jednak postawi� wszystko na jedn� kart�. 394 Rozdzia� pi��dziesi�ty dziewi�ty. RS Gor�cy wiatr porusza� �any pszenicy. Anna bieg�a. Z nieba la� si� �ar. Nim dotar�a do zaro�li na poboczu drogi, by�a mokra od potu. Stanik ciemnej sukni ciasno oblepia� jej cia�o. Odstawi�a szkatu�k� i, wyczerpana, pozwoli�a sobie spocz�� na sp�achetku mi�kkiej, wysokiej trawy, ocienionym drzewami. Le�a�a, dysz�c ci��ko. Nikt jej nie goni�. Nie dobiega� tu �aden ludzki g�os, nic tylko st�umiony ryk i trzask ognia, po�eraj�cego maj�tek Stelnickich, budynki, zbiory. M��czy�ni odjechali. Anna opar�a si� zm�czeniu. Nie powinna odpoczywa� zbyt d�ugo, gdy� wysuszone zbo�e mog�o w ka�dej chwili zaj�� si� ogniem, który dotar�by a� do niej. Gdy tylko by�a w stanie w miar� swobodnie oddycha�, wsta�a i wspi��a si� na drzewo. Zobaczy�a, �e dom stoi w ogniu. P�omienie wystrzeliwa�y z okien pokoju, w którym sp�dzi�a pi�tna�cie ostatnich miesi�cy. Wyci�gaj�ce si� �ar�ocznie ku niej j�zory ognia zaczyna�y ju� liza� pola. Susza sprawi�a, �e wszystko doskonale si� pali�o. Zeskoczy�a z drzewa i zacz��a �ci�ga� halki, by móc szybciej si� porusza�. Chwyci�a szkatu�k� i ruszy�a ku maj�tkowi Gro�skich, nie wiedz�c, co tam zastanie. Je�li dom b�dzie zamkni�ty, nie mia�a klucza. A je�li oka�e si� zniszczony? Z pocz�tku próbowa�a i�� rowem, lecz by�o tam tyle chwastów i kolczastych krzewów, �e dwa razy upad�a. Wspi��a si� zatem na wysokie pobocze i maszerowa�a, ogl�daj�c si� od czasu do czasu z obawy, �e Rosjanie mog� wybra� w�a�nie t� drog�. Nie widzia�a ju� ognia, tylko przes�aniaj�ce niebo s�upy truj�cego dymu, niektóre czarne, niektóre bia�e. Dotar�a do mostka nad ma�ym dop�ywem Dniestru, p�ytkim strumykiem, odgraniczaj�cym w�o�ci Gro�skich i Stelnickich. Zesz�a ku wodzie, obiecuj�cej ch�ód i odpoczynek. Zdj��a buty i zostawi�a je wraz ze szkatu�k� w cieniu wierzby. Wesz�a do wody i zacz��a brodzi� w w�skim strumieniu. Muliste dno by�o mi�kkie, woda przyjemnie ch�odzi�a stopy. Pochyli�a si�, spryska�a twarz, a potem zacz��a chciwie pi�. Wyj��a z w�osów szpilki, a kiedy opad�y, nabra�a w d�onie wody i pola�a ni� g�ow�. Usiad�a na du�ym g�azie ze stopami zanurzonymi w strumieniu. Na krótk� chwil� przenios�a si� znów w czasy dzieci�stwa, rozkoszuj�c si� prostymi 395 RS przyjemno�ciami: s�o�cem, dotykiem kamienia, wod�. Te rzeczy by�y prawdziwe, trwa�y, dawa�y �ycie. Na kilka minut koszmar tego, co przydarzy�o si� Polsce i jej narodowi, znik�. Jak to jest, rozmy�la�a, �e ludzie mog� zabija� tak bezlito�nie? Zanim odesz�a, napi�a si� jeszcze wody ze strumienia. Nim dotar�a do zabudowa� maj�tku Gro�skich, min��a godzina. Drzwi opustosza�ych stodó� i stajen sta�y otworem. Dwór zdawa� si� nietkni�ty i pozamykany. Okna zabezpieczono okiennicami. Gdy Anna min��a naro�nik i znalaz�a si� przed frontem domu, zobaczy�a otwarty wóz, zaprz��ony w jednego konia. Na nim za� meble, rze�by i inne cenne przedmioty. A potem us�ysza�a krzyk. Po drugiej stronie wozu dwie kobiety walczy�y ze sob�, kopi�c si� i wrzeszcz�c. Gdy podesz�a bli�ej, zobaczy�a, �e jedn� z nich jest s�u��ca, drug� za� - starsza, t��sza, jaskrawo ubrana wie�niaczka o pospolitych rysach. Dziewczyna nie by�a w stanie d�u�ej walczy� i upad�a. Ch�opka zacz��a bezlito�nie kopa� japo plecach, brzuchu i podbrzuszu. - Przesta�! - zawo�a�a Anna. - Przesta�! Kobieta zdawa�a si� jej nie s�ysze�. Nim Anna zd��y�a zadrze� spódnice i ruszy� na pomoc, z domu wybieg�a inna s�u��ca. Niezauwa�ona przez walcz�ce kobiety, podbieg�a do wozu i wyci�gn��a z niego z�oty kandelabr. Unios�a go wysoko i opu�ci�a na ch�opk�, uderzaj�c j� w ty� g�owy. T�ga kobieta pad�a jak k�oda. Anna podbieg�a i zobaczy�a, �e wokó� jej g�owy tworzy si� ciemna ka�u�a. - Co to ma znaczy�? - spyta�a stanowczo. - Pani Berezowska! Anna spojrza�a na jasnow�os�, ho�� kobiet�. W jej orzechowych oczach zdumienie miesza�o si� z rado�ci�. S�u��c�, która nadal trzyma�a kandelabr, by�a Marta. - Co robisz? - spyta�a Anna. - I co si� tu, na mi�o�� bosk�, dzieje? - Próbowa�a zabi� moj� Marcelin�. Nagle ich uszu dobieg� m�ski g�os, nawo�uj�cy z domu. Marta natychmiast spochmurnia�a. Spojrza�a na barwnie odzian�, le��c� niewiast�. - Kto jest w domu, Marto? - Jej m��. To szabrownicy. Paso�yty. Och, madame, co my zrobimy? - Musimy j� ukry�. Dalej, po�piesz si�! 396 RS Postawi�a szkatu�k� obok wozu. Powlok�y cia�o kobiety ku oddalonym o trzydzie�ci kroków zaro�lom i ukry�y tak, by nie by�o go wida� od strony domu. - Nie rozumiem ich rosyjskiego, madame - opowiada�a tymczasem Marta. Wiem tylko, �e kobieta w�ciek�a si�, gdy jej m��czyzna zwróci� uwag� na moj� Marcelin�. K�óci�a si� z nim w domu, a potem wysz�a, by zabi� moj� córk�. Och, madame, zrobi�am to, co zrobi�aby na moim miejscu ka�da matka! Anna nie odezwa�a si�. Wróci�y do Marceliny. Dziewczyna by�a nieprzytomna i tak pokrwawiona, �e trudno by�oby j� rozpozna�. Nagle z domu wy�oni� si� m��czyzna. Anna wyprostowa�a si�, oceniaj�c sytuacj�. Serce t�uk�o si� jej w piersi, podczas gdy nieznajomy szed� ku nim, potykaj�c si� od czasu do czasu. By� pijany. Jego posiwia�e w�osy i broda by�y d�ugie i skudlone. Musia� mie� oko�o czterdziestu pi�ciu lat. Kosztowne ubranie opina�o kr�p� sylwetk�. Anna rozpozna�a kamizelk� ze z�otymi guzikami, nale��c� niegdy� do wuja Leo. - Jestem hrabina Anna Maria Berezowska - powiedzia�a po rosyjsku, gdy stan�� przed ni� na tyle blisko, �e czu�a jego kwa�ny oddech. - Podczas nieobecno�ci mojej kuzynki, hrabiny Zofii Gro�skiej, maj�tek pozostaje pod moj� opiek�. M��czyzna gapi� si� na ni�, otumaniony alkoholem. - A ja jestem carem Rosji - powiedzia� drwi�co gminnym rosyjskim. Sk�oni� si�. - Caryca, moja �ona, te� tu gdzie� jest. Czy dobra hrabina mo�e j� widzia�a? U�miechn�� si�, ods�aniaj�c szpar� pomi�dzy zepsutymi z�bami. - Nie widzia�am - odpar�a Anna, z niepokojem spogl�daj�c na widniej�c� na ziemi ciemn� plam�. - Jestem zmuszona ��da�, by�cie natychmiast opu�cili t� ziemi� - doda�a, zbli�aj�c si� nieco do wozu, jakby chcia�a zbada� jego zawarto��. Mia�a nadziej�, �e jej suknia, cho� nie tak obfita do�em z powodu braku halek, zdo�a zakry� plam�. - Mo�ecie zabra� to, co tu macie, i wyno�cie si�. - Mo�emy? - podszed� do Anny i uderzy� j� w twarz tak mocno, �e niemal upad�a. Pier�cie�, który mia� na palcu, przeci�� jej policzek. - Och, hrabino, na wozie jest jeszcze mnóstwo miejsca. Zauwa�y� le��c� Marcelin�. - Co jest tej ma�ej? - Zachorowa�a - odpar�a Anna, ocieraj�c strumyczek krwi, ciekn�cy jej po policzku. - Szkoda. Wi�c ty wykonasz jej prac�. Zostawi� dla niej miejsce na wozie. 397 RS U�wiadomiwszy sobie, �e szabrownik zamierza zabra� Marcelin�, powtórzy�a, oburzona: - Jestem hrabina Anna Berezowska... Szabrownik uderzy� j� znowu, posy�aj�c na ziemi�. - Mo�e i nie wygl�dasz w tych szmatach na hrabin�, lecz musz� przyzna�, �e jeste� wystarczaj�co bezczelna, by ni� by�. Hrabina czy nie, zrobisz, co ci ka��! Marta pomog�a Annie wsta�. - Nina! - zawo�a� m��czyzna, rozgl�daj�c si� badawczo dooko�a. - Nina! Anna upewni�a si�, �e suknia znowu zakrywa plam�. - Mo�e jest w domu. Ch�op chrz�kn��. - Zatem do �rodka! Nagle zauwa�y� szkatu�k�. - A co to znowu takiego? - To moje! - powiedzia�a Anna. Trzymaj�c j� na odleg�o�� wyci�gni�tego ramienia, otworzy� szkatu�k� i wyj�� kryszta�ow� go��bic�. - Dostan� za to �adn� cen� - powiedzia�. Puzderko wypad�o mu z r�k i Anna schyli�a si�, by je podnie��. - Go jeszcze tam jest? - Nic - odpar�a, lecz w tej samej chwili pier�cionek z opalizuj�cym kamieniem wysun�� si� z otulaj�cej go aksamitnej szmatki. - Nic? - Ch�op natychmiast go podniós�. - �adne mi nic. Nie bez trudno�ci wsun�� pier�cionek na ma�y palec i zacz�� go podziwia�. Potem odebra� Annie puzderko, schowa� do niego go��bic� i umie�ci� wszystko pod siedzeniem wozu, po czym pchn�� Ann� i Mart� ku frontowym drzwiom. Gdy Marta próbowa�a si� zatrzyma�, by zobaczy�, co z Marcelin�, kopn�� j�. - Chod�, masz robot� do wykonania. Cho� Marta nie zrozumia�a, co powiedzia�, sens jego s�ów by� jasny. Musia�a zostawi� córk�. Kiedy sz�y, potykaj�c si�, ku drzwiom, Anna niepostrze�enie wsun��a owini�t� w aksamit szmaragdow� szpilk� za stanik sukni. Ogarn��a spojrzeniem parter domu. By� ju� doszcz�tnie spl�drowany. Kiedy sz�y, Marta szepn��a: - Je�li ten �ajdak powie, �e daruje nam �ycie, prosz� mu nie wierzy�. Nie b�dzie chcia� zostawi� �wiadków. Po��da Marceliny, lecz kiedy b�dzie mia� jej 398 RS dosy�, j� tak�e zabije. Musi pani ucieka�, pani Anno. Jako� go zatrzymam, a pani musi uciec. M��czyzna odwróci� si� i spojrza� na nie z gniewem, jakby rozumia� po polsku. Anna nie odwa�y�a si� odpowiedzie�. Posz�y za nim na pi�tro, a potem przez puste pokoje, pozbawione wi�kszo�ci mebli. Szabrownik pokazywa� rzeczy, które chcia� zabra� do wozu. Anna za ka�dym razem potakiwa�a. Rozkaza� im, by roz�o�y�y na cz��ci mahoniowe �ó�ko, w którym sypia�a, kiedy go�ci�a Pod G�ogami. Gdy to robi�y, zauwa�y�a, �e m��czyzna mija pokój, nios�c nar�cze ksi��ek z niewielkiej, znajduj�cej si� na pi�trze biblioteki. Po chwili us�ysza�y g�o�ny �oskot. Szabrownik zrzuca� najcenniejsze skarby jej wuja przez balustrad� na marmurow� posadzk� w holu. Na my�l o tym, �e �ajdak traktuje ukochane ksi��ki Gro�skich z tak� pogard�, skronie Anny zacz��y pulsowa� gniewem. Ksi��ki stanowi�y symbol miejsca rodziny w polskim spo�ecze�stwie i by�y równie cenne jak stara bro�, rozwieszona na �cianach dworów jak Polska d�uga i szeroka. Na szcz��cie hrabina Gro�ska zabra�a rodzinny or�� do Warszawy, kiedy dwa lata temu opuszcza�y maj�tek, by zamieszka� w domu na Pradze. To zadziwiaj�ce, pomy�la�a, �e te dwa symbole szlachecko�ci - bro� i ksi��ki - s� z sob� tak nierozerwalnie zwi�zane. - Musi pani ucieka� - nalega�a Marta. - Ja go zatrzymam. Wynios�y z pokoju puchowy materac, lecz nim zd��y�y znie�� go po schodach, m��czyzna przeszed� obok nich z kolejnym nar�czem ksi��ek i zrzuci� je do holu. Podniós� materac i pchn�� go przez balustrad� tak, �e upad� na stos ksi��ek. - No i prosz�! - Zarechota�, rozbawiony swym b�aze�stwem, a potem spostrzeg�, �e kobiety wpatruj� si� w niego, stoj�c bezczynnie. - Do roboty! - zawo�a�. - Czy on jest tu sam? - spyta�a Anna, kiedy znalaz�y si� na powrót w sypialni. - Wczoraj by�o ich wi�cej, ale odeszli, zabieraj�c, co si� da. Zostali tylko on i jego kobieta. - A co, na mi�o�� bosk�, wy tu robi�y�cie? - Pani Zofia jako� dowiedzia�a si�, �e dom trzeba b�dzie spisa� na straty. Przys�a�a nas, by�my zabrali, co tylko da si� przewie�� do Warszawy. Dwaj m��czy�ni, których wynaj��a, by nam pomogli, zostali zabici przez tamtych. Ale to on - sykn��a, skin�wszy g�ow� w kierunku holu - zabi� bezbronnego Stanis�awa. 399 RS - Stary Stanis�aw! Twój te��... mój Bo�e! - Musi pani ucieka�, madame! Ja nie mog� zostawi� Marceliny. Nie dostanie jej, póki �yj�. W ko�cu znajdzie cia�o �ony, to tylko kwestia czasu. Zataszczy�y do wozu s�upki �ó�ka. Gdyby nie le��ca nadal bez �wiadomo�ci Marcelina, obie mog�yby �mia�o uciec. - Dalej, do roboty! - burkn�� m��czyzna, kiedy wróci�y do domu. Le�a� na zrzuconym z pi�tra materacu. W jednej r�ce trzyma� ksi��k� otwart� na stronie, gdzie znajdowa� si� jaki� sztych, w drugiej karafk�, z której co jaki� czas popija�. - Tylko nie zapomnijcie o orle - ostrzeg� je, wykonuj�c zamaszysty gest karafk�. Wchodzi�y na schody przy akompaniamencie pijackich nawo�ywa�. - Nina! - wo�a� m��czyzna. - Ni-na, Ni-na - zawodzi�, zmieniaj�c ton, jakby oczarowany tym, �e imi� �ony mo�na wypowiedzie� na tyle sposobów. Na pode�cie Anna przyjrza�a si� metrowej wysoko�ci or�u, stoj�cemu na postumencie. �ajdak na dole z pewno�ci� nie zawaha�by si� ukra�� symbolu. Kobiety szybko przekona�y si�, �e pos�g jest zbyt ci��ki, by da�y rad� go unie��. Anna zastanawia�a si� nawet, czy szabrownik aby nie �artowa�, ka��c im go zabra�. Prawdopodobnie nie mia� poj�cia, jaki jest ci��ki. Zerkn��a przez balustrad�. Mamrota� co� do siebie, przewracaj�c kartki w poszukiwaniu dalszych sztychów. I wtedy co� przysz�o jej do g�owy. Wzrokiem nakaza�a Marcie, by pomog�a jej przesun�� or�a wzd�u� balustrady. Gdy s�u��ca domy�li�a si�, co Anna zamierza, jej oczy zaokr�gli�y si� jak spodki. Nie marnowa�a jednak czasu. Zacz��y popycha� or�a. Przesuwa� si� powoli, centymetr po centymetrze. W ko�cu, podskoczywszy lekko, zsun�� si� z postumentu na barierk� i zachwia�. Przytrzyma�y pos��ek, a kiedy stan�� znów pewnie, zacz��y przesuwa� go wzd�u� barierki, zwa�aj�c pilnie, by nie straci� równowagi. Czo�a zrosi� im pot, otarte do krwi palce szczypa�y i piek�y. Mimo to nie ustawa�y w wysi�ku. Wreszcie Anna stwierdzi�a, �e pos�g stoi we w�a�ciwym miejscu. Spojrza�a w dó� i zobaczy�a, �e Rosjanin wydziera sztych z ksi��ki o poz�acanych brzegach. - Teraz! - szepn��a nagl�co. Zepchn��y or�a. Z zadziwiaj�c� szybko�ci� i si�� kamienny ptak run�� w dó� jakby w poszukiwaniu zdobyczy. Materac st�umi� d�wi�k upadku i odg�os p�kaj�cych ko�ci. 400 RS Szabrownik zd��y� wyda� z siebie tylko krótki okrzyk. Czy zauwa�y� or�a? Marta zbieg�a na dó�. - I kto powiedzia�, �e kobiety musz� by� bezradne? - zawo�a�a �piewnie, kopi�c zawzi�cie le��c� bez �ycia posta�. W jej g�osie s�ycha� by�o histeri�. Kto powiedzia�? - Tak - zgodzi�a si� z ni� Anna, schodz�c na parter. - Kobiety te� mog� zabija�. Zostaw go, Marto. Trupowi i tak nie mo�na ju� nic zrobi�. - A szkoda! - zawo�a�a Marta. - Zabi� biednego Stanis�awa! Ten �otr umar� zbyt szybko! Rosjanin le�a� twarz� do góry, oczy niemal wychodzi�y mu z orbit, z k�cika ust s�czy�a si� krew. Pier� i szyja zosta�y zmia�d�one niczym gar�� czerwonych jagód. Anna stan��a nad trupem i zdj��a mu z palca swój pier�cionek. Nie by�o to �atwe zadanie. Mia�a nadziej�, �e zabitemu starczy�o czasu, by pojedna� si� z Bogiem. Cho� kamienny orze� rozp�aszczy� cia�o na materacu, sam pozosta� nietkni�ty. Po�pieszy�y do Marceliny i wspólnym wysi�kiem jako� uda�o im si� przywróci� dziewczyn� do przytomno�ci. Usun�wszy z wozu kilka wi�kszych przedmiotów, po�o�y�y na nim m�od� s�u��c�, zapewniaj�c, �e szabrownicy odeszli. Zrobi�y jeszcze kilka kursów do domu, wynosz�c ksi��ki Gro�skich. Zanim sko�czy�y, pola i budynki gospodarskie stan��y w ogniu. - Jed�my - powiedzia�a Anna, sposobi�c si�, by wej�� na wóz. - Prosz� zaczeka�, madame. - Marta odwróci�a si� i pobieg�a do domu. Hrabina niecierpliwi�a si�, czekaj�c, jak jej si� wydawa�o, w niesko�czono��. - Wracaj, Marto, bo upieczemy si� jak prosiaki na ro�nie! Gor�ce podmuchy nawiewa�y ku nim smugi dymu, zmieszanego z popio�em. W ko�cu s�u��ca pojawi�a si� w drzwiach, tocz�c przed sob� or�a. - Na mi�o�� bosk�, Marto, co ty wyprawiasz! - krzykn��a Anna, biegn�c ku niej. - Ty� domu p�onie! - My te� sp�oniemy, je�li nie uda nam si� w por� ruszy� wozu! - Musimy zabra� or�a. - Marta zatrzyma�a si� u szczytu niewielkich schodów. Spojrza�a Annie w oczy. - To symbol Polski i tego wspania�ego domu. Nie mo�emy go tu zostawi�. - Musi zosta�, Marto! Chcesz po�wi�ci� nasze �ycie dla kamienia? 401 RS - Nie mo�emy, madame. Je�li go nie zabierzemy, do ko�ca �ycia b�d� prze�ladowa�y nas nieszcz��cia. Z ty�u domu rozleg� si� trzask p�kaj�cych pod wp�ywem �aru szyb. Anna spojrza�a na s�u��c�, ta jednak nie zamierza�a ust�pi�. - No dobrze, pomog� ci. Znie�my go z ganku. Gdy orze� znalaz� si� na ziemi, podtoczy�y go jak najbli�ej, a potem, wyt��aj�c wszystkie si�y, podnios�y i u�o�y�y na wozie. Dysz�c z wysi�ku, wdrapa�y si� na kozio�. Anna uj��a wodze i smagn��a batem starego konia. Wóz zacz�� toczy� si� d�ugim podjazdem ku rzece. - B�dziemy musia�y zeskroba� z or�a krew, nim poka�emy go hrabinie powiedzia�a Marta. - W�tpi�, czy zejdzie, Marto. Nim dojecha�y do drogi, Anna zatrzyma�a wóz i odwróci�a si�. Ogie� po�era� dom, który wywar� na niej takie wra�enie... zaledwie dwa lata temu? Dom Gro�skich wygl�da� przez chwil� jak wielka lampa, kontrastuj�ca z ciemniej�cym od zmierzchu niebem. Zabudowania p�on��y niczym wi�zki s�omy, wysuszone przez kilka gor�cych letnich miesi�cy. Anna wspomnia�a stare przys�owie: „Z�odziej, zabrawszy wszystko, k�ty zostawi, a ogie� wszystko zabierze". Ko�czy�a si� pewna epoka. Paradoksalnie, cho� ogie� niós� ze sob� ból utraty i �mierci, by�a w nim tak�e si�a i pi�kno. By� straszny, a zarazem wspania�y. Anna znów uderzy�a konia i ci��ko wy�adowany wóz ruszy� ku drodze, biegn�cej równolegle do rzeki Dniestr. Po godzinie ju� tylko s�aby pomara�czowy blask roz�wietla� bezksi��ycow� noc. Anna nie widzia�a drogi, lecz ko� zdawa� si� dobrze sobie radzi�. Jecha�y powoli. Poza dobiegaj�cym znad rzeki �a�obnym kumkaniem �ab noc by�a cicha niczym �mier�. Anna u�wiadomi�a sobie, �e ch�opki obawiaj� si� nocnych duchów, zacz��a wi�c z nimi rozmawia�. Marta opowiedzia�a jej, �e Jan Micha� jest �ywym, radosnym dzieckiem, wnosz�cym do domu Gro�skich wiele rado�ci i przysparzaj�cym wszystkim zaj�cia. Annie trudno by�o sobie wyobrazi�, jak wygl�da teraz jej syn. Nie widzia�a go dobrze ponad rok. - Masz jakie� wie�ci od m��a, Marto? - Nie, madame. Wa�ek jest z Ko�ciuszk�. Mamy nadziej�, �e wszystko dobrze si� sko�czy. Oczywi�cie nie pisa�, przecie� nie umie pisa�. - A by�y mo�e... czy by�y jakie� listy od hrabiego Stelnickiego? 402 RS W innych czasach i okoliczno�ciach nie o�mieli�aby si� zapyta� o to nikogo ze s�u�by. - Nic o tym nie wiem, pani Anno. - Nawet jednego s�owa? - Nie, madame. Marta i Marcelina, zm�czone wydarzeniami dnia, zapad�y w sen. W ciemno�ci nocy Anna nie odwa�y�a si� po�piesza� konia. 403 Rozdzia� sze��dziesi�ty. RS O �wicie podró�niczki natkn��y si� na kilka ch�opskich chat. Mieszka�cy przyj�li je go�cinnie, gdy� nazwisko Gro�skich by�o im dobrze znane. - We� kandelabr - powiedzia�a Anna do Marty - i daj go tym ludziom. B�dziemy potrzebowa�y jedzenia i wody na podró� do Warszawy. Spróbuj te� wytargowa� �wie�ego konia. Ca�� trójk� zaprowadzono do ma�ej chaty, gdzie kobiety umy�y si� i zjad�y smakowite �niadanie, sk�adaj�ce si� z kaszy, placka i zbo�owej kawy. Anna i Marta z rado�ci� zauwa�y�y, �e Marcelina nieco si� posili�a. Wygl�da�o na to, �e dojdzie do siebie, i to ju� za kilka dni. Kiedy dzi�kowa�y gospodarzom, Anna pomy�la�a o tym, jak bardzo ró�ni� si� ci ludzie od ch�opów z Francji. Wiedzia�a, �e i w Polsce da�oby si� znale�� ciemi��onych i przez to zgorzknia�ych przedstawicieli tej klasy, lecz trudno jej by�o wyobrazi� sobie, by ci ludzie, szczerze dzi� zasmuceni zniszczeniem maj�tków Stelnickich i Gro�skich, mogli z�apa� za wid�y i kosy, by ruszy� przeciwko polskiej szlachcie. Przeciwnie, to ludzie tacy jak oni chwycili, jak Polska d�uga i szeroka, za bro� i stan�li do walki z obcym naje�d�c�, i to kolejny raz na przestrzeni wieków. Tacy w�a�nie byli Polacy. Gdy tylko wsiad�y na wóz, Anna zorientowa�a si�, �e �wiecznik wróci� na swoje miejsce za siedzeniem. - Powiedzia�am, by� da�a im kandelabr, Marto. - Nie przyj�liby go, madame. Nim Anna zd��y�a zada� jeszcze jakie� pytanie albo zacz��a nalega�, by ch�opi przyj�li zap�at�, na drodze ukaza�a si� karawana z�o�ona z setki rosyjskich kawalerzystów, kilku dobrze wyekwipowanych powozów i podwód z ró�nego rodzaju zaopatrzeniem. S�o�ce ta�czy�o na z�otym szamerunku czerwonego kapita�skiego p�aszcza, kiedy dowódca skierowa� wierzchowca prosto ku wozowi. Ani jego zachowanie, ani zachowanie jego ludzi nie wskazywa�o na brak karno�ci. Twarz mia� starannie ogolon�, o stanowczym wyrazie. - Kim jeste�cie? - zapyta�. Zdj�� trój graniasty kapelusz, lecz nie przedstawi� si�. - Jestem hrabina Anna Maria Berezowska-Grawli�ska z Sochaczewa odpar�a, dbaj�c o to, by przedstawi� si� pe�nym imieniem i nazwiskiem, jakie Zofia umieszcza�a na adresowanych do niej listach. - Jest pani szlachciank�? 404 RS - Chyba to w�a�nie powiedzia�am, czy� nie, kapitanie? Bo mówi� z kapitanem, prawda? - Tak, jestem kapitan Krestianow - odpowiedzia� oficer, spogl�daj�c na jej zniszczon� sukni� i ch�opski wóz. Anna opowiedzia�a mu o spaleniu maj�tków, unikaj�c wzmianki o regimencie Waltera. - Mia�a pani szcz��cie, �e uda�o si� pani uciec, hrabino. Skin��a g�ow�. S�owa Rosjanina zabrzmia�y dziwnie obco. Mówienie o szcz��ciu nie wydawa�o jej si� zbyt stosowne. - Prosz� mi powiedzie�, hrabino, jest pani stronniczk� cesarzowej? Anna z trudem prze�kn��a �lin�. - Moje nazwisko zosta�o umieszczone na dokumencie wspieraj�cym konfederacj� z Targowicy. Kapitan demonstracyjnie wezwa� do siebie porucznika, ka��c mu przynie�� list�. Pomy�la�a, �e oficer nadal w�tpi, czy ma do czynienia ze szlachciank�. - Prosz� powtórzy� nazwisko - za��da�. Pos�ucha�a, a wtedy zacz�� przeszukiwa� licz�c� kilka stron list�. - Jaki jest cel pani podró�y? - zapyta�, nie odrywaj�c wzroku od listy. - Warszawa - lub raczej: Praga. - Ach, jest, hrabina Anna Maria Berezowska-Grawli�ska. S�usznie si� domy�la�a. Zofia umie�ci�a na dokumencie oba jej nazwiska. - Dlaczego nie u�ywa pani wy��cznie nazwiska m��a? - Jestem wdow�, kapitanie Krestianow - odpar�a, starannie wymawiaj�c nazwisko oficera. - Zamierzam powróci� do panie�skiego nazwiska. - To chyba do�� niezwyk�e? - Moje ma��e�stwo by�o niezwyk�e. Czy b�dziemy mog�y kontynuowa� podró�, kapitanie? Kapitan wytrzyma� jej spojrzenie. - Na li�cie umieszczono tak�e nazwisko pani syna, Jana Micha�a Grawli�skiego. - Tak. Jest zbyt ma�y, by podró�owa�. Zosta� w stolicy, pod opiek� mojej ciotki, hrabiny Stelli Gro�skiej. Jej nazwisko tak�e znajduje si� na li�cie, je�li by�by pan �askaw sprawdzi�. Anna wiedzia�a, �e cho� to s�odycz zwykle przyci�ga muchy, odrobina protekcjonalno�ci i rozdra�nienia mo�e skuteczniej przekona� oficera, jaki jest jej spo�eczny status. 405 RS - W porz�dku. - Kapitan nie zamierza� sprawdza� d�ugiej listy po raz kolejny. - Jest pani pod opiek� Katarzyny, carycy Rosji. My te� udajemy si� do Warszawy i b�dziemy zaszczyceni, mog�c pani towarzyszy�. Zapewnimy wam ochron�. Dopilnuj� te�, by hrabina mog�a podró�owa� wygodniejszym pojazdem. Kto� z moich ludzi zajmie si� wozem. Anna spostrzeg�a, �e Marta zesztywnia�a. Próbowa�a odmówi�, lecz jej obiekcje zosta�y odrzucone. Wkrótce te� przeniesiono j� do luksusowego powozu. W�a�cicielem pojazdu by� dobrze prosperuj�cy polski lekarz, p�katy m��czyzna z bujn� brod� i rzedniej�cymi siwymi w�osami. Kiedy burkn�� co� na powitanie, domy�li�a si�, �e nie pozostawiono mu wyboru co do tego, czy chce dzieli� z kim� swój przestronny powóz. Wkrótce byli znów w drodze. Gdy przeje�d�ali przez ma�e wioski, towarzyszy�o im powolne, �a�obne bicie ko�cielnych dzwonów. - Czy nasz kraj op�akuje inwazj� Rosjan? - szepn��a. - Bardziej prawdopodobne, �e odbywaj� si� pogrzeby -powiedzia� lekarz. Polscy patrioci, którzy byli na tyle niem�drzy, �e powstali przeciwko pot�dze Rosji, zostali wyr�ni�ci w pie�. Pó�niej Anna dostrzeg�a przez okno pogrzebowy orszak. Patrzy�a, jak kobiety i m��czy�ni wznosz� �a�obn� pie�� w intencji tych, którzy zgin�li w walce, oraz tych, którzy zostali i zmuszeni byli przygl�da� si� bezradnie, jak ich kraj obraca si� w perzyn�. Grupa ch�opów sz�a za wozem, którym zwykle przewozi si� gnój. Na wozie spoczywa�a prosta sosnowa trumna z namalowanym na niej niewprawn� d�oni� portretem ukazuj�cym, jak m�ody by� zmar�y. Ci, którzy przetrwali - pro�ci, lecz obdarzeni wielkim sercem ch�opi - musieli s�dzi�, �e �wiat ich zdradzi�. Panowie, szlachta i król zawiedli. Prusacy, Austriacy i Rosjanie b�d� siedzieli przy polskich sto�ach, pij�c polsk� krew. Anna czu�a jedno�� z tymi lud�mi. A przecie� nale�a�a do tej cz��ci szlachty, któr� Katarzyna postanowi�a oszcz�dzi�. Tylko za jak� cen�? Czu�a si� tak, jakby zdradzi�a bezimienne t�umy, gromadz�ce si� dzi� w ka�dej polskiej wiosce, mie�cie i miasteczku. U�wiadomi�a te� sobie, �e szlachectwo niewiele dla niej znaczy. Tak naprawd� liczy�o si� jedynie to, by jej bliscy byli bezpieczni i dobrze im si� wiod�o, podobnie jak ca�emu narodowi. Modli�a si� za ciotk� Stell� i ma�ego Jana Micha�a. Modli�a si� za Jana - gdziekolwiek w tym morzu krwi si� 406 RS znajdowa�. I, tak, modli�a si� za Zofi�. Jan Micha� wpad�by w �apy Waltera, gdyby nie jej ciotka, kuzynka i szmaragdowa szpilka. Co za� si� tyczy jej samej, to, cho� niech�tnie o tym my�la�a, gdzie by�aby teraz, gdyby Zofia nie umie�ci�a jej nazwiska na dokumencie wspieraj�cym konfederacj�? W pewnej chwili powóz zatrzymano, aby przepu�ci� kolejny kondukt. - Dlaczego to nam ka�e si� czeka�? - wymamrota� lekarz. - W ko�cu ci patrioci maj� mnóstwo czasu, by pochowa� swych zmar�ych! - Zatem nie popiera pan Sprawy? - spyta�a Anna. - Mam swoj� w�asn� spraw�. Nauczy�em si� tego od szlachty. - Zbytnio pan uogólnia, doktorze. To samolubni arystokraci zaprosili tu Katarzyn�. Ale w�ród szlachty jest wielu innych, godnych szacunku. Lekarz tylko chrz�kn��. - Sprawa zjednoczy�a Polaków, zarówno szlacht� i arystokracj�, jak i mieszcza�stwo czy ch�opstwo - argumentowa�a. Lekarz wzruszy� ramionami. - Lecz Sprawa i tak upad�a. - Zamierza pan pozosta� w Polsce? - Och, tak. Zamierzam wykorzysta� szans�, pani Berezowska-Grawli�ska. Je�li b�dzie trzeba, oddam si� na us�ugi Rosjan. Spodziewam si� nie�le na tym wzbogaci�. - Jak mo�e pan tak post�powa�? Nie dba pan o to, �e Polska zostanie podarta na pasy niczym prze�cierad�o? - Pozbieram te pasy, zrobi� z nich banda�e i ka�� Rosjanom za nie zap�aci�! G�sta, czarna brew nad lewym okiem m��czyzny unios�a si�, a czo�o zmarszczy�o. U�miechn�� si�, ods�aniaj�c ma�e, po�ó�k�e z�by. - A co z pani�, hrabino? Okaza�a si� pani bardzo przezorna, sprzymierzaj�c si� ze z�� cesarzow�. Czy nie dba pani o Polsk�? Ale� tak, dbam! Ju� mia�a to powiedzie�, kiedy u�wiadomi�a sobie, �e lekarz zniweczy� lini� jej obrony tak skutecznie, jakby usun�� jej serce. 407 Cz��� szósta Odwaga wygrywa, odwaga przegrywa. Przys�owie polskie Rozdzia� sze��dziesi�ty pierwszy. RS Pierwszym znakiem tego, �e zbli�aj� si� do miasta, by�y g�osy bawi�cych si� na ulicach dzieci. Wkrótce mia� zapa�� zmierzch. Powietrze by�o duszne. Anna otworzy�a okno, gdy tylko powóz zaturkota� na brukowanych kocimi �bami ulicach Pragi. Poprosi�a lekarza, by kaza� wo�nicy zatrzyma� powóz, i przekaza� kapitanowi, �e chcia�aby si� po�egna�. Zanim wysiad�a, podzi�kowa�a w�a�cicielowi powozu za jego udost�pnienie. Ten skin�� niedbale g�ow� ze s�owami: - Do widzenia, pani Grawli�ska-Berezowska. Anna mia�a nadziej�, �e nie ujrzy tego cz�owieka nigdy wi�cej. Kapitan osobi�cie pomóg� jej wysi���. - Rozka�� dwóm �o�nierzom, by eskortowali wóz do domu pani ciotki. Przy jakiej ulicy mieszka hrabina? - Dom stoi na skarpie, na lewo st�d. Lecz nie potrzebujemy eskorty, kapitanie. - Nie szkodzi, i tak j� pani dostanie. Na ulicach mo�e by� niebezpiecznie. - Na ulicach Pragi? Od kiedy? - Nagle u�wiadomi�a sobie, �e dzieci nie bawi� si�, lecz �ebrz�. - Chleba! Chleba! - zawodzi�y. - Jeste�my g�odne! - Tu, w bogatej dzielnicy miasta? Maluchy otoczy�y Ann�, kiedy sz�a pod eskort� �o�nierzy do wozu, na którym czeka�y ju� Marta i Marcelina. Najstarszy ch�opiec, ciemnow�osy i wychudzony, bieg� przed ni�. - Chleba, pani! Ja�mu�ny! - Nie móg� mie� wi�cej ni� siedem lat. Pozosta�e sz�y za nim, powtarzaj�c: - Chleba, pani! - Na ko�cu wlok�a si� malutka dziewczynka o sko�tunionych jasnych w�oskach, ubrana w podart� sukienczyn�. Anna zatrzyma�a si� i spojrza�a na gromadk� dzieciaków. Czu�a, i� �ebrz� dopiero od niedawna. To nie byli zwykli ulicznicy. - Dlaczego �ebrzecie? - spyta�a ch�opca. 408 RS Spojrza� na ni� szeroko otwartymi oczami, zdumiony tym, �e si� do niego zwróci�a. Dziewczynka chwyci�a go za r�k�. - To twoja siostra? Ch�opiec skin�� g�ow�. - �liczna z ciebie dziewuszka - powiedzia�a Anna, przykl�kaj�c. - Spójrzcie tylko na te do�eczki! - Mimo woli pomy�la�a o Louisie i Babette, lecz szybko si� opanowa�a. Musi zrobi� co� dla tych dzieciaków, t�ocz�cych si� wokó� niej. - Chcia�by� dosta� troch� chleba dla siebie i siostry? - Tak, pani - szepn�� ch�opiec grzecznie. Czu�a, �e kapitan zaczyna si� niecierpliwi�, mimo to nie przerwa�a rozmowy z dzie�mi. - Wi�c powiedz mi, dlaczego �ebrzecie? Ch�opiec spojrza� ze strachem na kapitana. - Mo�esz mi powiedzie� - o�miela�a go Anna. - Jestem pewna, �e on niewiele z tego zrozumie. Wreszcie ch�opiec zdoby� si� na odwag�. - Odk�d oni si� pojawili, nikomu nie wolno pracowa� w polu. Ojciec nie mo�e nas wy�ywi�. - Chod�my, hrabino - ponagli� j� Rosjanin. - Prosz� zignorowa� tych uliczników. To tylko bezdomne b�karty. Spojrza� na dzieci. - Uciekajcie st�d! - zawo�a�, zaczerwieniony z gniewu. - No ju�! Oczy siedmiorga czy o�miorga maluchów rozszerzy�y si� ze strachu przed obcym �o�nierzem. Poj��y, co chce im powiedzie�, nawet je�li nie zrozumia�y s�ów. Jednak nadzieja i g�ód nie pozwala�y im si� poruszy�. - Kapitanie - powiedzia�a Anna, zmuszaj�c oficera, by spojrza� jej w oczy wasza znakomita cesarzowa mo�e pozbawi� nas ojczyzny, a rodziców tych uliczników, jak by� pan �askaw si� wyrazi�, mo�liwo�ci zarobienia na jedzenie dla nich, ale czy odmówi im tak�e skórki chleba, o któr� zmuszeni s� �ebra�? Czy Katarzyna jest kobiet� bez serca? �mia�e s�owa sprawi�y, �e m��czyzna zje�y� si� i jeszcze bardziej poczerwienia�. Wola� jednak nie prowokowa� sceny. Anna rozda�a resztki zapasów, wciskaj�c je w ma�e, wyci�gni�te d�onie. - Zaczekajcie - powiedzia�a do tych, dla których jedzenia zabrak�o. - Nie odchod�cie. Podesz�a do wozu, mimo i� wiedzia�a, �e zmusza wszystkich, by na ni� czekali. 409 RS - Marto! Daj mi to, czego nie zjad�y�cie. Szybko! S�u��ca otwar�a szeroko oczy, lecz pos�ucha�a. Hrabina wzi��a jedzenie i wróci�a do dzieci, �wiadoma setek utkwionych w niej spojrze� - patrzyli na ni� kawalerzy�ci, wo�nice, przedstawiciele polskiej szlachty, a tak�e lekarz. Wyprostowa�a plecy, za�enowana tym, �e przyci�ga uwag�, lecz zdecydowana stawi� czo�o Rosjanom, cho�by w tej drobnej sprawie. Maluchy krzykn��y rado�nie, kiedy wr�czy�a im niedojedzone bochenki chleba, kie�bas� i ciasto z jab�kami. Niektórzy spo�ród t�umu, który zd��y� si� ju� zgromadzi�, wo�ali: - Niech Bóg pani� b�ogos�awi! Niech pani� Bóg b�ogos�awi! - Przepraszam za k�opot, kapitanie - powiedzia�a, zwracaj�c si� do oficera. Teraz chcia�abym pojecha� do domu. Gdy wóz zatrzyma� si� przed frontem rezydencji Gro�skich, na ulicy panowa�a cisza i ciemno��. Anna odprawi�a Rosjan, gdy tylko pomogli im zsi��� z wozu. Odwróci�a si�, by spojrze� na drugi brzeg Wis�y, ku Warszawie. Wygl�da�o na to, �e jej los by� jak przyp�yw, zawsze w ko�cu sprowadza� j� do stolicy. Kolumna Zygmunta nadal wznosi�a si� wysoko nad placem Zamkowym, a Zamek sta� na wysokiej wi�lanej skarpie tak samo jak od stuleci. Król przemierza� rozleg�e komnaty, lecz ulicami miasta w�ada�a obca si�a. Pobieg�a spojrzeniem w stron� mostu, gdzie nadal wida� by�o zmierzaj�cy ku miejskim murom orszak, wiedziony przez Rosjan. Us�ysza�a, �e drzwi domu otwieraj� si�. Odwróci�a si� i zobaczy�a pot��n�, dobrze znajom� posta� z g�ow� pochylon� uni�enie, lecz z wyrazem rado�ci na twarzy. Bia�y, zdobiony koronk� czepek po�yskiwa� w ciemno�ci jak ksi��yc. - Lutiszo! - zawo�a�a. Przysadzista s�u��ca zbieg�a po schodach i po chwili obejmowa�a ju� Ann� nied�wiedzim u�ciskiem. Potem przysz�a kolej na córk� i wnuczk�. - Bogu niech b�d� dzi�ki! - powtarza�a. Anna poczu�a, jak wzbiera w niej fala wzruszenia. Je�li nawet nie mog�a nazwa� rezydencji Gro�skich domem, by�o to przynajmniej miejsce, gdzie czu�a si� bezpiecznie i gdzie zawsze mile j� witano. Z pewno�ci� te� powrót tutaj stanowi� mi�� alternatyw� dla tego, co mog�oby spotka� j� w Sankt Petersburgu. W tym domu s� ludzie, których kocham i którzy kochaj� mnie, pomy�la�a. Serce zacz��o szybciej bi� jej w piersi na my�l o tym, �e wkrótce zobaczy jedn� z dwóch istot, bez których nie wyobra�a�a sobie �ycia. 410 RS - Moje dziecko? - wykrztusi�a, przezwyci��aj�c wzruszenie. - Jan Micha�? - Och, wszystko z nim w porz�dku! - zapewni�a j� czym pr�dzej Lutisza. Pi�kne dziecko, i tak bystre, jak tylko mo�na sobie wyobrazi�! - doda�a, ocieraj�c wielkimi d�o�mi mokre od �ez policzki. Anna u�miechn��a si�, wstrzymuj�c �zy. Musi by� bystry, je�li ma przetrwa� w czasach takich jak te, pomy�la�a. Unios�a fa�dy porwanej i osmalonej czarnej sukni, sposobi�c si�, by pokona� kilka stopni, dziel�cych j� od domu. Nagle spostrzeg�a Zofi�, stoj�c� w progu niczym szkar�atna zjawa. Suknia kuzynki, toaleta z najczerwie�szego aksamitu, obszyta by�a setkami ko�ysz�cych si� srebrnych paciorków, odbijaj�cych �wiat�o ksi��yca, gdy Zofia zbiega�a szybko po schodach. Wysok�, bia��, pudrowan� peruk� zdobi�a czerwona aksamitna wst��ka. Jej policzki i wargi by�y mocno uró�owane, a oczy b�yszcza�y niczym polerowany heban. - Anno! - zawo�a�a. - Och, Anno, kochanie! Wydawa�a si� szczerze zadowolona, �e j� widzi. Wyci�gni�te szeroko ramiona Zofii wygl�da�y jak skrzyd�a soko�a. I jak tu nie cieszy� si� z takiego przyj�cia? Mimo to odwzajemni�a u�cisk swej wyperfumowanej kuzynki z pewn� rezerw�. - Ciesz� si�, �e wróci�am, Zofio. - Cudownie jest mie� ci� tutaj, bezpieczn�. Nie wa� si� wi�cej wyje�d�a�, zrozumia�a�? To jest twój dom! Dom. Na chwil� zapomnia�a, w jakich okoliczno�ciach go opu�ci�a - kiedy to wysz�o na jaw, �e Zofia umie�ci�a ich nazwiska pod dokumentem konfederacji, a potem zasugerowa�a, �e kocha Jana, ostrzegaj�c Ann�, by z niego zrezygnowa�a. Teraz odsun��a to wszystko od siebie, grzej�c si� w cieple s�ów kuzynki, emanuj�cych mi�o�ci� i bezpiecze�stwem po tylu miesi�cach pustki i odosobnienia. Wspomniawszy, �e to kuzynka uratowa�a Jana Micha�a, chroni�c dziecko przed Walterem, obj��a j�, nie staraj�c si� powstrzyma� gor�cych �ez szcz��cia, które nap�yn��y jej do oczu. Zofia przybli�y�a usta do jej ucha. - S� tu Rosjanie - wysycza�a przez zaci�ni�te z�by. - Albo powitamy ich uroczy�cie, albo zginiemy. Nie pope�nij b��du, Aniu! Kuzynka nie zd��y�a jeszcze umilkn��, a Anna spojrza�a na drzwi wej�ciowe, gdzie w migocz�cym �ó�tym �wietle, wylewaj�cym si� z domu na ganek, sta�a wysoka posta� w czerwonym mundurze rosyjskiego �o�nierza. Z domu dobiega�y odg�osy weso�ej zabawy. Ca�a rado�� z powrotu znik�a. Serce 411 RS zaci��y�o jej w piersi niczym kamie�, gdy� u�wiadomi�a sobie, �e ten próg oferowa� jedynie nowy rodzaj rozpaczy. Zofia odsun��a si�, trzymaj�c j� na odleg�o�� ramienia. Ze stanowczym wyrazem twarzy w milczeniu b�aga�a j� ciemnymi oczami, by dostosowa�a si� do sytuacji. Potem, kiedy spojrza�a na drzwi, chwyci�a Ann� pod rami� i prowadz�c j�, przesz�a kolejn� metamorfoz�. Powa�na mina zosta�a bez wysi�ku zast�piona mask� promieniej�cej, cho� fa�szywej weso�o�ci. Papla�a podekscytowanym tonem, wydaj�c okrzyki rado�ci, gdy mija�y spogl�daj�cego na nie ch�odno Rosjanina i wchodzi�y do domu, kieruj�c si� ku schodom. - Jaka szkoda, �e jeste� zm�czona, kuzynko, i nie mo�esz przy��czy� si� do nas dzisiaj - powiedzia�a g�o�no, prezentuj�c pewno�� siebie i zimn� krew do�wiadczonej aktorki. -Có�, w takim razie zobacz� si� z tob� jutro rano. Spij dobrze, kochanie - doda�a, ca�uj�c Ann� w oba policzki. A potem znikn��a niczym zmiennokszta�tna zjawa, któr� przecie� by�a. Anna zacz��a wspina� si� po schodach. Us�ysza�a, �e Lutisza pod��a za ni�, odwróci�a si� wi�c i zapyta�a szeptem: - Gdzie jest mój syn? - �pi w pokoju na poddaszu, madame, gdzie nie dochodz� ha�asy z do�u. - Na poddaszu? - Tak. Jest tam te� Katarzyna, na wypadek gdyby ma�y obudzi� si� i przestraszy�. Na pode�cie pierwszego pi�tra, gdzie znajdowa�y si� pokoje Anny, Lutisza odwróci�a si� ku niej, blokuj�c drog� na poddasze. - Ch�opczyk jest ca�kiem zdrowy - zapewni�a - lecz powinny�my pozwoli� mu si� wyspa�, nim zabawa na dole nie stanie si� zbyt ha�a�liwa. Pierwsz� reakcj� Anny by�a ch�� natychmiastowego z�ajania s�u��cej i wymini�cia jej, lecz instynkt macierzy�ski sk�oni� j�, by uleg�a perswazji, aczkolwiek niech�tnie. Poza tym by�a roztrz�siona i obola�a po d�ugiej je�dzie i przej�ciach ostatnich dni. Bosko by�oby wyci�gn�� si� od razu na mi�kkim, puchowym �o�u. W�tpi�a, czy nawet krzyki zagubionych dusz w Tartarze mog�yby zak�óci� jej sen tej nocy. - Pani Anno? - Tak, Lutiszo? - Jak tam stary Stanis�aw? Zosta� Pod G�ogami? Anna si� odwróci�a. Nim b�dzie mog�a odpocz��, musi pocieszy� Lutisz� po tym, jak powie jej o �mierci te�cia Marty. Zapewne na dole matka opowiada 412 RS w�a�nie Katarzynie i Tomaszowi, �e ich dziadek zosta� zamordowany, pomy�la�a. S�o�ce sta�o ju� wysoko na niebie, gdy obudzi�y j� dobiegaj�ce od strony wej�cia szepty. Poranek wsta� ciep�y i jasny. Usiad�a raptownie i spojrza�a na otwarte drzwi, odgarniaj�c z oczu w�osy. A tam, tu� za progiem, sta�y ciotka Stella i Lutisza. U�miecha�y si� leciutko. Anna spojrza�a w dó� i a� westchn��a z wra�enia. Pomi�dzy kobietami sta�, wyci�gaj�c ramionka dla zachowania równowagi, jej syn. Pomy�la�a, �e wygl�da jak zjawisko w czerwonych spodenkach na szelkach, nieskazitelnie bia�ej koszulce z r�kawami do �okci i bia�ych bucikach. Jasne loki otacza�y kr�g�� buzi� o doskona�ych rysach i aksamitnie g�adkich, rumianych policzkach. - Chod�, mój ma�y - powiedzia�a ciotka, podprowadzaj�c dziecko bli�ej matki. Ch�opiec, zadowolony, �e sta� si� o�rodkiem uwagi, roze�mia� si�, chichocz�c piskliwie. Anna wpatrywa�a si� w niego z niedowierzaniem. Oczywi�cie, spodziewa�a si�, �e Jan Micha� uro�nie, lecz fakt, �e z niemowl�cia, które swobodnie mie�ci�o si� w torbie na robótki, wyrós� na stawiaj�cego pierwsze kroki ch�opczyka o roze�mianej, uniesionej ku górze buzi, zadziwi� j�. Podczas ich roz��ki zmieni� si� z berbecia o czerwonej buzi, niedaj�cego si� odró�ni� od innych dzieci, w stawiaj�c� pierwsze, niepewne kroki ludzk� istot�, obdarzon� jedyn� w swoim rodzaju �yw� osobowo�ci�. I czy naprawd� mia�o znaczenie, �e te rzucaj�ce ciep�e b�yski br�zowe oczy by�y oczami jego ojca, Waltera? Powróci�a my�lami do jak�e znacz�cej chwili, kiedy to w kuchni Gro�skich ma�y Tomasz zauwa�y�, �e oczy dziecka z niebieskich staj� si� br�zowe. Wówczas przera�eniem napawa�a j� nawet my�l o tym, �e móg� odziedziczy� co� po swoim ojcu. Lecz Walter odszed� i nie stanowi� ju� zagro�enia ani dla matki, ani dla dziecka. A je�li mo�e mie� ma�ego Jana tylko za cen� tego, �e pocz�� go Walter, trudno. I tak jest wdzi�czna Bogu, �e jej go da�. Ze�lizn��a si� z �ó�ka i przykl�k�a na pod�odze, wyci�gaj�c ramiona i przywo�uj�c do siebie syna. - Chod� tutaj - szepn��a. - Chod� do mamy. Hrabina i s�u��ca pu�ci�y ch�opca. Sta� teraz o w�asnych si�ach. S�owa wypowiedziane przez Ann� sprawi�y, �e zwróci� na ni� uwag�. Ma�e stopki zatrzyma�y si�, a czo�o zmarszczy�o z zaskoczenia, a potem l�ku. Odwróci� si� 413 RS i spojrza� rozszerzonymi ze strachu oczami na Lutisz�, a potem wyci�gn�� r�czki, chwyci� j� za spódnice i uczepi� si� ich kurczowo. Kiedy zmuszono j�, by si� z nim rozsta�a, ma�y mia� niespe�na dwa miesi�ce i w ogóle jej nie pami�ta�. - Chod�, Janie Michale - prosi�a mi�kko, cho� serce p�ka�o jej z bólu i t�sknoty. - Chod� do mnie. Malec zakwili�, wpychaj�c do ust ma�� pi�stk�, a jego oczy, wpatrzone w Ann� z wyrazem niepewno�ci, wype�ni�y si� �zami. Powstrzymuj�c �kanie i ze wszystkich si� staraj�c si� nie okaza� rozczarowania, przemawia�a do niego uspokajaj�cym, cichym g�osem. Przysuwa�a si� powoli, niemal niezauwa�alnie, nie wstaj�c z kolan. Po chwili l�k i nie�mia�o�� zacz��y ust�powa�. Powoli, bardzo powoli k�ciki ust dziecka unios�y si�, a� w ko�cu spokojny g�os Anny i zabawne miny poskutkowa�y i ma�y roze�mia� si�, najpierw cichutko, a potem g�o�niej, z ca�ego serca. Czy j� pami�ta�? - Chod�, Janie Michale - nalega�a, przysuwaj�c si� coraz bli�ej i wyci�gaj�c ku niemu ramiona. - Chod� do mamy. Ma�y zawaha� si� w widoczny sposób, lecz trwa�o to krótko. Niemal natychmiast u�miechn�� si�, po czym, szczebiocz�c niezrozumiale, acz rado�nie, wykona� dziel�ce go od matki trzy czy cztery kroki i wreszcie znalaz� si� w jej obj�ciach. Przytuli�a go delikatnie, jakby by� piskl�ciem, które �atwo zgnie��. - Wreszcie trzymam w ramionach mego syna - wymamrota�a, spogl�daj�c na ciotk� i Lutisz�. - Bior� was na �wiadków: przysi�gam, �e nigdy wi�cej nie pozwol�, by mnie z nim roz��czono. Ciotka Stella i Lutisza da�y wreszcie upust 'wzruszeniu i rozp�aka�y si�. Anna westchn��a. Nie chcia�a p�aka� w obecno�ci dziecka. Mog�oby nie zrozumie�, �e to z rado�ci. Po kilku minutach u�wiadomi�a sobie, �e nie przywita�a si� jak nale�y z ciotk�. Wsta�a z pod�ogi i uca�owa�a ocieraj�c� oczy hrabin�. Dopiero pó�niej, kiedy posz�a zobaczy� si� z ciotk� Stell� i zasta�a j� zaj�t� szyciem, mog�a dobrze si� jej przyjrze�. Hrabina Gro�ska wygl�da�a jak krucha drezde�ska figurynka, z ka�d� chwil� s�absza. Musia�a by� chora, bardzo chora. Paradoksalnie mimo utraty si� fizycznych wróci�a jej jasno�� umys�u. Wszystko to, co mog�o wydawa� si� w niej dziwaczne, znik�o. Podobnie jak czarny strój, który nosi�a ci�gle od �mierci m��a. Teraz Anna przy�apa�a si� na 414 RS tym, �e ze zdumieniem przygl�da si� �licznej ciemnozielonej sukni, w której ciotka wygl�da niezwykle elegancko. Zdj��a �a�ob�. Tradycja wymaga�a, by m�ode wdowy op�akiwa�y m��a przez rok i jeden dzie�, lecz starsze kobiety, które utraci�y ma��onka, z którym prze�y�y niemal ca�e �ycie, nosi�y czasem �a�ob� do ko�ca swych dni. - Wejd�. No, ju�, wchod�, dziecko! - powiedzia�a hrabina. - Sk�d to wahanie? - Twoja suknia, ciociu, jest taka pi�kna! - Zbyt pi�kna dla starej wdowy? - Nie, nie. Po prostu mnie zaskoczy�a�. - U�wiadomi�am sobie pewne rzeczy, Anno Mario - powiedzia�a hrabina, odk�adaj�c robótk�. - Na przyk�ad to, jak cenne jest �ycie. I jakie kruche. Pozosta�a we mnie jeszcze odrobina si� �ywotnych i woli walki. Och, tak bardzo skupi�am si� na �a�obie, �e zapomnia�am o cudownych dniach i latach naszego ma��e�stwa. Pami�ta�am tylko dzie� �mierci Leo, a przecie� sp�dzili�my ze sob� tyle pe�nych szcz��cia chwil. Post�powa�am niesprawiedliwie wobec niego i wobec siebie. Gdy tylko zda�am sobie z tego spraw�, od�o�y�am czarn� sukni�. Prawd� mówi�c, spali�am j�. - Rozumiem. - Nie pochwalasz tego? - Ale� sk�d! Och, ciociu, wróci�a� wreszcie do �ycia! Ciotka Stella u�miechn��a si�. - Przypuszczam, �e to ma�y Jan Micha� mi w tym pomóg�. Gdy wrócili�my do Warszawy bez ciebie, u�wiadomi�am sobie, �e przez jaki� czas b�d� odpowiedzialna za to m�ode �ycie. Musia�am �y�, cho�by tylko dla niego. - Dzi�kuj� ci za to, ciociu. - No i jest jeszcze Polska, kolejny przedmiot mej troski. - Czy sytuacja wygl�da tak �le, jak si� wydaje? To znaczy, Rosjanie w Warszawie, Rosjanie w tym domu? - Nie, Anno, Polska nie zgin��a. Jeszcze nie! Nasz opór nie zosta� poddany najci��szej próbie. - Zatem nadal �ywisz nadziej�? - Dopóki Ko�ciuszko �yje i oddycha, zawsze jest nadzieja. - A �yje? - Na Boga, Anno, to symbol naszej niepodleg�o�ci. Od kilku miesi�cy przebywa na dobrowolnym wygnaniu w Pary�u, lecz nawet tam nie ustaje w dzia�aniu, gromadz�c wokó� siebie szlacht�, ziemia�stwo oraz ch�opów i 415 RS wyczekuj�c stosownej chwili. Pewnego dnia udowodni Katarzynie, �e Polska nie jest tak �atw� zdobycz�, jak jej si� zdawa�o. Czy Jan jest z Ko�ciuszk�? - zastanawia�a si� Anna. Z pewno�ci� bra� udzia� we wcze�niejszych walkach z Rosjanami. Czy prze�y�? Czy ktokolwiek mia� od niego wiadomo��? Nie dopuszcza�a do siebie my�li, �e mog�o wydarzy� si� najgorsze. - Ciotko Stello, przysz�am pomówi� z tob� o Walterze. Kobieta osun��a si� ni�ej na krze�le, a jej spojrzenie spochmurnia�o. - Wiesz chyba - powiedzia�a Anna cicho - �e to Walter jest ojcem Jana Micha�a. - O tak, wiem - odpar�a hrabina g�osem wypranym z wszelkiej emocji. Spojrzenie, utkwione teraz w siostrzenicy, wyostrzy�o si�. - Wiem. Niech Bóg mu wybaczy. Powiedzia� mi to zesz�ego lata w domu Stelnickiego. Wyrzuca� z siebie szczegó�y bez cienia wstydu. - A ty nie straci�a� przytomno�ci umys�u i dzielnie wydosta�a� ma�ego spod jego wp�ywu. Do �mierci b�d� ci za to wdzi�czna, ciociu. - Och, uwierz mi, kochanie, stara�am si� przekona� Waltera, by pozwoli� ci z nami odjecha�, lecz on mnie nie s�ucha�. Co sprawia, �e cz�owiek zachowuje si� jak szaleniec? A to, co ci zrobi�... - g�os ciotki dr�a� z emocji. - Och, Anno, ten ostatni rok musia� by� dla ciebie tortur�. Nie potrafi� sobie wyobrazi�, jak uda�o ci si� go przetrwa�. - Nie by�o tak �le - sk�ama�a. - Tak czy inaczej, co by�o, min��o i teraz jestem z powrotem w domu. - Anno, wiesz, �e Walter by� dzieckiem adoptowanym? - Tak, Zofia mi powiedzia�a. - Ach tak. Nie s�d�, �e temu przypisuj� jego post�pki. Spójrz tylko na Zofi�. To moja córka, cho� nikt by tego nie powiedzia�. Adoptowany czy nie, pomy�la�a Anna, jak te� matka przyjmie wiadomo��, �e jej jedyny syn nie �yje? Przezwyci��aj�c ogarniaj�c� j� s�abo��, zacz��a mówi�: - Ciociu... Hrabina umilk�a i spojrza�a na ni� z uwag�. Anna wróci�a wspomnieniami do chwili, kiedy w p�on�cym domu Stelnickich zostawi�a Waltera, który mia� do obrony jedynie szabl�, z celuj�cym do niego z pistoletu porucznikiem Borawieckim. Po chwili, kiedy znalaz�a si� ju� na polu, us�ysza�a strza�, a potem ogie� poch�on�� dom. - O co chodzi, Anno? - spyta�a tymczasem ciotka. - Jeste� blada jak p�ótno. 416 RS - Ciociu - powtórzy�a, wracaj�c do rzeczywisto�ci i ujmuj�c wychudzon�, pokryt� b��kitnymi �y�kami d�o� ciotki -Walter nie �yje. Wiadomo�� okry�a cieniem twarz starszej kobiety. Przez d�u�sz� chwil� siedzia�a bez ruchu, zesztywnia�a, palcami drugiej r�ki �ciskaj�c por�cz krzes�a, a� pobiela�y jej knykcie. A potem g�owa opad�a jej na pier�. - Ciociu Stello! - zawo�a�a Anna z przestrachem. Czy�by hrabina dosta�a ataku serca? Je�li tak, Anna nigdy sobie tego nie wybaczy. Jednak d�o� ciotki pozostawa�a ciep�a, a kiedy podnios�a wreszcie g�ow�, w jej oczach b�yszcza�y �zy, cho� �adna nie sp�yn��a na policzek. Spojrza�a na siostrzenic� i powiedzia�a: - Nie chc� zna� szczegó�ów. Nie teraz. - Odetchn��a g��boko, a potem przemówi�a z gorzk� rezygnacj� w g�osie: -Och, pokaza� si� tu którego� dnia, gdy by� w Warszawie, wykonuj�c brudn� robot� dla dziwki-cesarzowej. Zwróci� si� przeciwko rodzinie, przeciwko ojczy�nie. Co mog�am zrobi� innego, jak tylko pój�� za przyk�adem Leo i wyprze� si� go? Lecz wierz mi, Anno, fakt, �e nie by� moim rodzonym synem, nie sprawi�, �e �atwiej mi by�o to uczyni�. Có�, teraz nie przyniesie ju� wi�cej wstydu temu domowi i dobremu imieniu swego ojca... ju� nie. Anna nie mia�a poj�cia, jak pocieszy� ciotk�. Milcza�a wi�c, czuj�c si� absolutnie bezradna. Ciotka Stella przemówi�a znowu: - Nie wiem, jak to si� sta�o, ale oboje z Leo nie sprawdzili�my si� jako rodzice. Wychowali�my m��czyzn� z dusz� barbarzy�cy i kobiet� o mentalno�ci rozwi�z�ej suki. Poszuka�a spojrzeniem oczu dziewczyny. - Jak�e zazdroszcz� mej zmar�ej siostrze córki takiej jak ty. I pomy�le�, �e swego czasu uwa�ali�my, i� pope�nia mezalians! Chcia�abym my�le� o tobie jako o mojej córce, Anno Mario, poniewa� nie mam ju� dzieci. D�ugo wstrzymywane �zy przerwa�y wreszcie tam� i pop�yn��y obficie po przywi�d�ych policzkach. - Jeste� teraz moj� matk�, ciociu - powiedzia�a Anna, �ciskaj�c jej d�o�. Hrabina u�miechn��a si�, a jej twarz poja�nia�a. - Tylko ty, moja Aniu, odziedziczy�a� wszystkie cechy pi�knej wodnej lilii i rozkwit�a�. Otar�a �zy. - Jednak moczary zosta�y osuszone i hordy chwastów rozrzucaj� teraz w�asne, krzepkie nasiona. Ty, kochanie, musisz nauczy� si�, jak by� lili�, która 417 RS potrafi si� przystosowa�, przetrwa� w�ród chwastów. Cho� b�d� wschodzi� wsz�dzie wokó� ciebie, gro��c zaduszeniem, musisz przetrwa�. Anna wpatrywa�a si� w ciotk�, oniemia�a. - Mówi� przeno�niami, Aniu, lecz ty rozumiesz, prawda? - Tak... chyba tak. - Jestem ju� stara. Wszystko to niewiele dla mnie znaczy. Lecz ty jeste� m�oda i masz czas, by si� zmieni�. Musisz przystosowa� si� do �ycia w chaosie, jaki zapanowa� teraz w Polsce. Wpatrywa�a si� w twarz siostrzenicy, jakby czyta�a w niej niczym w otwartej ksi�dze. - Och, nie musisz sta� si� taka jak Zofia, Anno. Nie s�d�, �e chodzi mi o co� takiego. - Zatem jak mam si� zmieni�, ciociu? I co wa�niejsze, jak uchroni� Jana Micha�a, by przetrwa� to, co si� dzieje, i co jeszcze mo�e nadej��? - Musisz wyj�� za m��, dziecko. To jedyne wyj�cie dla ciebie i twego syna. Bo�e, miej nas w opiece, lecz Zofia mog�aby si� tu okaza� pomocna. Tylko tym razem upewnij si�, �e m��czyzna, za którego wyjdziesz, chce ci� po�lubi� dla ciebie samej. - Pragn� tylko jednego m��czyzny, ciociu. - Jana? - Tak. - Pos�uchaj mnie, Anno. �ycie cz�sto ró�ni si� od marze�. Moje ma��e�stwo zosta�o zaaran�owane. To nie by� mój wybór... Prawd� mówi�c, by�am wtedy na zabój zakochana w pewnym m�odzie�cu. Lecz nie by� mi przeznaczony. I nie �a�uj�, �e za niego nie wysz�am. Moje ma��e�stwo by�o udane, nawet je�li dzieci nie spe�ni�y naszych oczekiwa�. - Zamierzam czeka� na Jana. - Nadal jest z Ko�ciuszk�? - Nie wiem. My�la�am, �e przys�a� wiadomo�� tutaj. - O ile wiem, nie. - Hrabina westchn��a. - Zatem nie wiemy nawet, czy prze�y�. Zdajesz sobie jednak spraw�, �e je�li Rosjanie si� utrzymaj�, a Jan wróci �ywy, b�dzie cz�owiekiem biednym i pozbawionym tytu�u. Nie zostanie mu zbyt wiele do zaoferowania bogatej arystokratce, jak� jeste�, Anno. To nie sugestia, �e powinna ponownie wyj�� za m��, ani przypomnienie, �e Jan zostanie odarty z w�o�ci i tytu�u wbi�y si� w serce Anny jak nó�; uczyni� to pe�en pow�tpiewania ton g�osu ciotki, mówi�cej: „Je�li Jan prze�yje". 418 RS - Ma��e�stwo z m��czyzn� - mówi�a dalej hrabina - nie tak otwarcie wspieraj�cym ruch patriotyczny zapewni ci nale�ne miejsce w�ród arystokracji. - Zmieni�a� si� w ci�gu tego roku, ciociu. Pami�tam twój wybuch gniewu, gdy dowiedzia�a� si�, �e Zofia umie�ci�a nasze nazwiska na li�cie osób popieraj�cych konfederacj�. A podczas ostatniego spotkania z Janem nie kry�a�, �e podziwiasz go za to, i� ma odwag� czynnie broni� swoich przekona�. - Pozosta�am wierna swoim przekonaniom. Nie b�d� wobec mnie niesprawiedliwa, Anno Mario. Oczywi�cie, nadal popieram Ko�ciuszk� i jego oddzia�y. Bóg wie, �e wspomog�am Spraw� nie tylko pieni�dzmi, ale i bi�uteri�. Lecz martwi� si� o przysz�o�� twoj� i Jana Micha�a. Nie o�mieli�abym si� namawia� ci� do ma��e�stwa... - Nie, ciociu - przerwa�a jej Anna - nie namówisz mnie do tego. Nie zapominajmy, do czego doprowadzi�o moje ma��e�stwo z Antonim. Jan �yje, wiem, �e tak jest. A czy wróci jako szlachcic, czy jako zwyk�y obywatel, zostan� przy obywatelu Stelnickim, tak jak zosta�abym przy hrabim. Ciotka Stella siedzia�a oszo�omiona. Wygl�da�a, jakby kto� wymierzy� jej policzek. W oczach starszej damy znowu wezbra�y �zy. Anna natychmiast po�a�owa�a swych s�ów. Sprawia� przykro�� ciotce to jak strzela� z armaty do wróbla. - Och, ciociu, tak mi przykro. Ja... - Nie, Anno - powiedzia�a hrabina, wykonuj�c lekki ruch d�oni� pokryt� starczymi plamami - w twoich s�owach d�wi�czy prawda. Gdyby� tylko wiedzia�a, jak bardzo �a�uj�, �e narzuci�am ci to ma��e�stwo z Antonim. - Niczego mi nie narzuci�a�. - Och, z pewno�ci� to w�a�nie zrobi�am! Po �mierci Leo miesi�cami zachowywa�am si� jak szalona, lecz to mnie, oczywi�cie, nie usprawiedliwia. Nie uchylam si� od odpowiedzialno�ci. Anna zapewni�a hrabin�, �e nie ma do niej pretensji, lecz kiedy to mówi�a, u�wiadomi�a sobie, �e jednak mia�a ciotce za z�e nak�onienie jej do niechcianego ma��e�stwa. Ale wrogie uczucia, teraz uwolnione, rozwia�y si� niczym kwa�ne wapory po otwarciu d�ugo zamkni�tego s�oika. - Trzeba rozliczy� si� z przesz�o�ci� i zostawi� j� za sob�, ciociu. Hrabina spojrza�a na ni� z mi�o�ci�. - S�dzi�am - rzek�a - �e to ja powinnam udziela� m�odym rad. Chod�, obejmij mnie. Jajko m�drzejsze od kury! 419 RS Anna ukl�k�a obok krzes�a ciotki, obj��a j� i przytuli�a. - Skoro ju� rozliczamy si� z przesz�o�ci�, czy mog� zapyta�, co sta�o si� z moim domem w Haliczu? Czy dwór Pod G�ogami przepad�? Spojrza�a na ciotk�. S�owa uwi�z�y jej w gardle. Mog�a jedynie skin�� g�ow�. - Rozumiem - powiedzia�a hrabina z rezygnacj�. - Zbudujemy nast�pny! - zawo�a�a Zofia. Zaskoczona Anna wsta�a po�piesznie. Kuzynka nadal lubi�a pojawia� si� nieoczekiwanie. - Zbudujemy co� znacznie lepszego ni� zwyk�y dwór - mówi�a dalej Zofia. Zbudujemy pa�ac! Jestem coraz bogatsza i wkrótce b�dzie mnie sta�, �eby budowa� zarówno tu, w mie�cie, jak i na wsi. Gdy tylko rozwieje si� gro�ba wojny. - Zatem planujesz budowa�, nawet je�li Rosjanie zagarn� Polsk�? - spyta�a Anna. - Je�li Rosjanie zwyci���, b�d� budowa�a. Je�li Polacy odnios� sukces, tak�e. - Zofio - powiedzia�a hrabina, z trudem zachowuj�c spokój - je�li s�dzisz, �e wznosz�c wspania�e budowle, tworzysz co� trwa�ego i warto�ciowego, mylisz si�. Nasze rodziny nie mieszkaj� we wspania�ych pa�acach, jak wielu magnatów. Nasi przodkowie, my, Jan Micha� i ci, co przyjd� po nim, mieszkaj� we w�asnych domach, niewa�ne jak skromnych. Liczne portrety, zdobi�ce �ciany jadalni i korytarza prowadz�cego do biblioteki pe�nej starych ksi��ek oddaj� cze�� tym, którzy odeszli. Kordy, szpady, szable i strzelby, zawieszone wokó� naszej tarczy herbowej, mówi� o ich odwadze. A �wi�te obrazy, które mo�na znale�� zarówno w pokojach pa�stwa, jak i s�u�by, odzwierciedlaj� nie tylko wiar�, opart� na wpojonym g��boko przekonaniu, �e czeka nas zbawienie, lecz tak�e ufno�� w to, �e Polska wyzwoli si� spod w�adzy zaborców, cho�by przysz�o nam czeka� nie wiem jak d�ugo. Na chwil� zapad�a cisza. W ko�cu Zofia zacz��a wyg�asza� swoj� przemow�. - Och, wiem, �e to milczenie �wiadczy o krytyce. Nie rozumiecie albo nie chcecie zrozumie�. Mamo, nasz maj�tek w Haliczu zosta� zniszczony. I pytam was obie, co takiego mia�oby zapewni� bezpiecze�stwo dachowi, który mamy teraz nad g�ow�? Jeste�my otoczone przez rosyjskiego nied�wiedzia, który mo�e zaci�gn�� kobiety podbitego narodu do swej jaskini, gdy tylko przyjdzie mu na to ochota. Mo�emy jedynie ta�czy� przed nimi tak, by pluli na nas 420 RS z�otem, nie jadem. Nie w�tpi� jednak, i� obie pot�piacie mnie za to, �e ta�cz�. Wsta�a i spojrza�a uwa�nie na twarz matki, a potem Anny. - Lecz je�li przestan� ta�czy�, wszyscy przestaniemy oddycha�. Ty, matko, umrzesz pierwsza, gdy� jeste� uparta i nie potrafisz wyrzec si� swoich nawyków. Je�li b�d� nadal ta�czy�a, zapewni� nam bezpiecze�stwo i b�dziemy mog�y odbudowa� dom w Haliczu, czyni�c ze� wspania�e miejsce, w którym b�dziecie mog�y umie�ci� wszystkie wasze portrety, szable, ksi��ki i ikony Dziewicy. Miejsce spokojne i przyjemne, w którym mog�aby� sp�dzi� ostatnie lata �ycia, mamo. Hrabina nie odpowiedzia�a, wi�c Zofia spojrza�a b�agalnie na Ann�. - Mo�e przynajmniej ty mnie zrozumiesz, kuzynko. - Rozumiem, �e ten taniec to jedynie eufemizm. - Och, przypuszczam, �e oceniasz mnie niemal jak ladacznic�, lecz ja potrafi� dostrzec szans� i wol� da� si� porwa� tr�bie powietrznej, która poniesie mnie prosto w burz�, ni� wie�� spokojne �ycie. S�owa Zofii przypomnia�y Annie rozmow� z panem Kurowskim, lekarzem, którego zmuszono, by zabra� j� do swego powozu. On tak�e traktowa� rosyjsk� inwazj� jako szans� na wzbogacenie si�. - Anno - powiedzia�a Zofia, staj�c przed kuzynk� - nadejdzie czas, �e b�dziesz musia�a wspomóc mnie w ta�cu. Anna gapi�a si� na ni�, jakby kuzynka nagle zacz��a mówi� po holendersku. Na szcz��cie nie musia�a reagowa� na t� rewelacj�, gdy� hrabina, która zdawa�a si� nie s�ysze� ostatnich s�ów córki, powiedzia�a szorstko: - Zofio, twój brat nie �yje. Zofia zamar�a. Powoli odwróci�a si� do matki, a potem do Anny. Twarz jej poblad�a, a spojrzenie sta�o si� dziwnie nieobecne. Wida� by�o, �e jest szczerze zaskoczona. Jednak nie trwa�o to d�ugo. Szybko odzyska�a kontenans. Wyprostowa�a ramiona i wbi�a wzrok w Ann�. - Jestem pewna, �e po tym, co ci zrobi�, nie b�dziesz go zbytnio �a�owa�. Chocia�, by� mo�e, je�li przypomnisz sobie, �e da� ci ma�ego Jana Micha�a, którego tak bardzo kochasz, twoja nienawi�� nie pójdzie za nim do grobu. Nie czekaj�c na odpowied�, zwróci�a si� do hrabiny: - Ty, mamo, b�dziesz musia�a op�akiwa� go za nas obie, gdy� nie zamierzam traci� energii na rozpami�tywanie przesz�o�ci i op�akiwanie tych, którzy nie �yj�. Musz� zatroszczy� si� o nasz� przysz�o��. Obróciwszy si� na pi�cie, wypad�a z pokoju, nie zapytawszy o okoliczno�ci �mierci brata. 421 RS Przy pierwszej nadarzaj�cej si� okazji Anna zapyta�a Zofi�, czy nie nadesz�a wiadomo�� od Jana. Kuzynka zesztywnia�a lekko, lecz pozosta�a spokojna. - Nie, kochanie, nie napisa� ani s�owa - odpar�a z twarz� jak maska. 422 Rozdzia� sze��dziesi�ty drugi. RS W pokoju muzycznym rezydencji Gro�skich Anna spotka�a si� ze swymi patriotycznie nastawionymi przyjació�mi. Dla pozoru mia� to by� recital i Anna rzeczywi�cie odegra�a kilka utworów, jednak uwaga wszystkich skupiona by�a g�ównie na nowinach, które dotar�y ostatnio do Warszawy - zaskakuj�cych, a nawet szokuj�cych. Królowa Francji zosta�a pozbawiona �ycia i kr��y�y na jej temat ró�ne opinie. Dla jednych bohaterka i m�czenniczka, dla innych megiera, by�a postrzegana jako kobieta o wielu twarzach. Nikt nie móg� jednak zaprzeczy�, �e sta�a si� ofiar�. Zaledwie przed dziesi�cioma dniami, 16 pa�dziernika, wst�pi�a w �lad za swym m��em na stopnie gilotyny. Wie�� nios�a, �e sz�a na �mier� z godno�ci� oraz wysoko podniesion� g�ow� ku wielkiemu rozczarowaniu jej oskar�ycieli, którzy mieli nadziej�, �e zobacz�, jak kuli si� i dr�y ze strachu na widok okrwawionego szafotu. To Anna zwo�a�a dzisiejsze zebranie. Kilkoro spo�ród przyjació� by�o nieobecnych, jak baron Micha� Kolbi, który wst�pi� do oddzia�ów Ko�ciuszki. Pojawili si� jednak nowi go�cie, do��czaj�c do towarzystwa z�o�onego z przedstawicieli ziemia�stwa, bankierów, rzemie�lników, ludzi interesu, ich �on i zwyk�ych mieszka�ców stolicy. Kiedy zabrak�o Micha�a, Anna by�a tu jedyn� przedstawicielk� arystokracji. Swego czasu fakt ten sprawi�by, �e czu�aby si� nieswojo, teraz liczy�a si� jedynie Sprawa. Nie tylko losy Francji niepokoi�y dzi� zebranych. Nie min��o wiele czasu, a tematem konwersacji sta�y si� ostatnie wydarzenia w Polsce. Pozornie w�adz� nadal dzier�y� król, jednak de facto polityk� tworzono w rosyjskiej ambasadzie. Rosyjskie garnizony sprawowa�y kontrol� nad ca�ym krajem, a pi�tego tego miesi�ca, w wyniku nowego traktatu, nawet ta niewielka cz��� kraju, której król Stanis�aw i sejm nie oddali w sierpniu agresorom, dosta�a si� w r�ce Rosji. - Czy wiecie - spyta�a Anna go�ci - �e w rezultacie mo�e si� to obróci� na nasz� korzy��? - Korzy��, prosz� pani? - zapyta� jeden z kupców. - Tak - odpar�a Anna. - By� mo�e dostarczy motywacji opiesza�ym rodakom, którzy jeszcze nie przyst�pili do Sprawy, i przekona ich, �e uleg�o�� mo�e prowadzi� jedynie do niewolnictwa. - Sprawi, �e popr� masowo Ko�ciuszk� - doda� kupiec. - W�a�nie! - zgodzi�a si� z nim Anna. 423 RS - Inna okoliczno��, dzia�aj�ca na nasz� korzy��, której Katarzyna z pewno�ci� nie wzi��a pod uwag� - powiedzia� drugi mieszczanin - to trzydzie�ci tysi�cy polskich �o�nierzy, zwolnionych przez ni� ze s�u�by. Te niespokojne dusze ci�gn� na Kraków i Warszaw�, stanowi�c naturalne zarzewie rewolucji. �aden Rosjanin nie �mie spacerowa� ulicami Warszawy w pojedynk� z obawy, by nie zosta� ci��ko pobitym. - Lecz je�li magnaci nie podejm� zdecydowanego dzia�ania i nie zaryzykuj� utraty jedwabi, na których siedz� -przepowiada� z�owró�bnie inny - nasz los b�dzie przes�dzony. - Ci, którzy zdradzili, podpisuj�c si� pod konfederacj� targowick�, nie kiwn� palcem - powiedzia� kolejny mieszczanin. - S� straceni dla Sprawy. �yj� sobie, op�ywaj�c w dostatki, przekupywani przez Rosjan, podczas gdy drobna szlachta i ch�opi, pozbawieni mo�liwo�ci zarobkowania, chodz� g�odni po ulicach. Jakkolwiek go�cie ró�nili si� w opiniach co do Marii Antoniny, to je�li chodzi o caryc� Katarzyn�, przemawiali jednym g�osem, pe�nym nienawi�ci. Za jej spraw� Polska zosta�a zredukowana do bochenka chleba, o który Rosja, Austria i Prusy bi�y si� niczym g�odne zwierz�ta. Mimo to �ywiono nadziej�, �e dzi�ki wysi�kom zjednoczonego polskiego spo�ecze�stwa, zarówno szlachty, jak i mieszczan i pospólstwa, dojdzie do zwyci�skiej kampanii w obronie niepodleg�o�ci. Przyjaciele Anny zapewnili j�, �e ta ich gromadka to zaledwie drobny skrawek wielobarwnej ko�dry, pokrywaj�cej oba brzegi Warszawy, i �e jest wiele takich grup - zjednoczonych pragnieniem wolno�ci - które spotykaj� si� w sekrecie. Modl�c si� i nie trac�c nadziei, czekali, bacznie obserwuj�c rozwój sytuacji. Mija�y tygodnie i kiedy nadesz�a zima, wi�� pomi�dzy dzieckiem a matk� znów by�a silna. Jan Micha� zaakceptowa� fakt, �e matka jest najwa�niejsz� osob� w jego ma�ym �wiatku. Anna cz�sto sama piel�gnowa�a go, co przedtem powierzano s�u�bie, on za� nabra� zwyczaju nazywania jej matk�. By� zdrowym i szcz��liwym dzieckiem, wszystkiego ciekawym, zawsze w ruchu, ch�tnym do poznawania �wiata wszystkimi zmys�ami. W Bo�e Narodzenie 1793 roku Jan Micha� powa�nie zachorowa�. Anna poleci�a przenie�� �ó�eczko syna do swej sypialni, tak by mog�a czujnie obserwowa� przebieg choroby. Malec nie jad� od czterdziestu o�miu godzin, gdy� wszystko, co mu podawano, natychmiast zwraca�. Jego po�ciel by�a ci�gle wilgotna od potu, a czo�o rozpalone. Prawie nie p�aka�, co martwi�o 424 RS Ann� równie mocno, jak gdyby p�aka� bez przerwy. Walczy�a z senno�ci�, nie odst�puj�c go ani na chwil�. Gor�czka nieznanego pochodzenia, takie jak ta, nie by�a rzadko�ci� i cz�sto ko�czy�a si� �le. Czy dziecko odejdzie w ciszy, gdy zmo�e j� zm�czenie? Czy obudzi si� i zastanie syna martwego? Czy szcz��liwe po��czenie matki i dziecka zako�czy si� tragedi�? Pierwszego dnia choroby Anna posz�a do ciotki, by poprosi� o sprowadzenie lekarza. Jednak rodzinnego lekarza Gro�skich nie by�o w Warszawie. Podobnie jak wielu porz�dnych ludzi tego zawodu przy��czy� si� do Ko�ciuszki, by s�u�y� wiedz� i talentem rannym patriotom. Stan dziecka stale si� pogarsza� i Anna, ca�a we �zach, znowu zwróci�a si� do ciotki. Hrabina przygotowywa�a si� do pój�cia na msz� w katedrze. - Nic mu nie lepiej? Anna potrz�sn��a g�ow�. - Och, ciociu, co mo�emy zrobi�? - Nie wiem, Anno, cho� jedna osoba pewnie zna�aby odpowied� na to pytanie. - Kto taki? Ciotka Stella zdawa�a si� waha�. - Powiedz mi, ciociu! Kto móg�by nam pomóc? Hrabina westchn��a z rezygnacj�. - Zofia. - Lekarz przyjecha� - zaanonsowa�a Marta szeptem. - Dzi�ki Bogu! - zawo�a�a Anna, zrywaj�c si� na równe nogi. - Zosta� z Janem Micha�em, Marto, póki go tu nie przyprowadz�. Zbieg�a ze schodów. Najwidoczniej Zofii uda�o si� jako� �ci�gn�� medyka, i to w Bo�e Narodzenie! Niech Bóg j� pob�ogos�awi, pomy�la�a. J� i lekarza. Doktor sta� w holu, tak i� schodz�c, widzia�a jedynie jego szerokie plecy. Zdejmowa� w�a�nie ci��ki p�aszcz, otrz�saj�c go z p�atków �niegu. - Jak to dobrze, �e zgodzi� si� pan przyjecha� tu, na Prag�, doktorze powiedzia�a, czuj�c, �e wraca jej nadzieja. - I to podczas tak okropnej pogody. Od razu zrobi�o mi si� l�ej na sercu... Przyby�y odwróci� si� i Anna natychmiast umilk�a. Sta�a, wpatruj�c si� ze zdziwieniem w Kurowskiego, lekarza, który wbrew swej woli dzieli� z ni� powóz w czasie powrotu do stolicy. Medyk dostrzeg� reakcj� Anny i przez chwil� przygl�da� si� jej uwa�nie ma�ymi ciemnymi oczami, ledwie widocznymi spod opadaj�cych powiek i krzaczastych brwi. 425 RS - Ach! - wykrzykn�� zdziwiony, poznaj�c j�, a jego oczy zab�ys�y. Hrabina, która troszczy si� o dzieci ulicy. - Teraz martwi� si� przede wszystkim o swoje dziecko - powiedzia�a. Pogarda Anny wobec tego cz�owieka ani troch� nie zmala�a. Postanowi�a jednak, �e b�dzie si� zachowywa� jak aktorka, która odgrywa powierzon� jej rol�, mimo �e nie lubi swego partnera. - Czy pan go zbada? Pot��ny m��czyzna chrz�kn��. - W�a�nie w tym celu Zofia - pani Gro�ska - po mnie pos�a�a - oznajmi�, podnosz�c br�zow� lekarsk� torb�. - Prosz� mnie do niego zaprowadzi�. Wchodz�c za Ann� po schodach, zapyta� jedynie: - W jakim wieku jest dziecko? - Ma prawie dwadzie�cia miesi�cy - odpowiedzia�a Anna po krótkim namy�le. Gdy weszli do pokoju, zastali tam Mart� i Lutisz�. Lekarz, zdyszany po wej�ciu na schody, podszed� do �ó�eczka i odsun�� przykrycie. Anna stan��a obok, czujnie wpatruj�c si� w twarz doktora. Jednak zakrywaj�ca j� w du�ym stopniu posiwia�a broda nie pozwala�a niczego z niej odczyta�. - W pokoju nie jest wystarczaj�co ciep�o - oznajmi� lekarz szorstko. Anna wys�a�a Mart�, by przynios�a wi�cej drewna do kaflowego pieca. W pokoju by� tak�e kominek, pozosta�o�� z czasów, kiedy nie stawiano jeszcze pieców, i lekarz nalega�, by w nim tak�e napalono. Zdj�� ma�emu wilgotne od potu ubranko i zacz�� bada� go grubymi paluchami, a� dziecko poczerwienia�o na buzi i zanios�o si� piskliwym krzykiem, m�óc�c doko�a r�czkami i nó�kami. Matka mog�a jedynie bezradnie si� temu przygl�da�. - My�l�, �e b�dzie lepiej, je�li zaczeka pani na dole - powiedzia� do niej doktor. - Niech pokojówka przyniesie mi troch� p�ynnego t�uszczu, miodu, gor�cej wody i �wie�� po�ciel. Anna wys�a�a Lutisz� po rzeczy, których sobie za�yczy�, sama jednak nie mia�a ochoty wychodzi�. Spojrza� na ni� stanowczo. - Prosz� nie kwestionowa� polece� - powiedzia�. - Za�yczy�a sobie pani moich us�ug, wi�c prosz� robi�, co mówi�. Nie pozosta�o jej nic innego, jak tylko pos�ucha�. Za drzwiami natkn��a si� na Mart�, wracaj�c� z nar�czem drew. - Marto, prosz�, zróbcie tak, by która� z was, ty albo twoja matka, by�a przez ca�y czas w pokoju, chyba �e lekarz was wyprosi. Rozumiesz? 426 RS - Tak, madame. Po jakim� czasie Anna us�ysza�a, �e Lutisza schodzi po co� do kuchni. Natychmiast po�pieszy�a j� wypyta�. - Za�yczy� sobie gor�cych w�gli do ogrzewacza - powiedzia�a s�u��ca. Zamierza upiec to dziecko �ywcem. Nie widzia�am jeszcze, by jaki� malec tak cierpia�. Obróci�a ku Annie wilgotn� od potu twarz. - Bo�e, madame - za�ka�a - nie s�dz�, by Jan Micha� doczeka� �witu. Pozostawiona sama w kuchni, Anna opad�a bezw�adnie na krzes�o. Jak�e bezmy�lna okaza�a si� s�u��ca, mówi�c co� takiego. Lecz szczery ból Lutiszy �wiadczy� o tym, �e dostrzeg�a prawd�. Wkrótce drzwi do pokoju chorego otwar�y si�, a potem zamkn��y. Krzyk Jana Micha�a przeszy� serce matki niczym nó�. Z trudem powstrzymywa�a wybuch rozpaczy. Opar�a g�ow� na blacie sto�u i zacz��a modli� si� do Czarnej Madonny. W ko�cu Marta zesz�a na dó�, by zaj�� si� kuchni�. Nie mówi�a wiele, a twarz mia�a ponur�. Gdy pojawi�y si� Marcelina i Katarzyna, by pomóc w przygotowaniu �wi�tecznego posi�ku, Anna schroni�a si� w salonie, zajmuj�c posterunek w pobli�u stoj�cego zegara. Hrabina Gro�ska wróci�a ze �wi�tecznej mszy, a kiedy okaza�o si�, �e siostrzenica nie ma do przekazania �adnych wie�ci, uda�a si� do swego pokoju. Anna siedzia�a sama. Godziny mija�y niezwykle powoli i nawet kuranty brzmia�y tego dnia dziwnie nieharmonijnie. Od czasu do czasu krzyk dziecka przebija� si� przez �ciany, lecz podczas drugiej godziny czuwania nie s�ysza�a go ju� ani razu. Nie o�miela�a si� domniemywa�, co mog�a oznacza� ta cisza. Tykanie zegara doprowadza�o j� niemal do ob��du. Z trudem powstrzymywa�a si�, by nie wbiec na gór�. W ko�cu us�ysza�a, �e drzwi na pi�trze otwieraj� si�. Dobieg� j� g�os lekarza, udzielaj�cego Lutiszy instrukcji. Czeka�a na niego u stóp schodów. Nieodgadniona twarz doktora nie wró�y�a nic dobrego. - Czy on...? Doktor Kurowski obrzuci� Ann� zniecierpliwionym spojrzeniem i przeszed� obok, zd��aj�c do wieszaka, na którym wisia� jego p�aszcz. - Gor�czka opada - powiedzia�, przechodz�c. - Dziecko wyzdrowieje. - Dzi�ki Bogu! - Anna gwa�townie zaczerpn��a powietrza, a potem wypu�ci�a je z ulg�, jakby s�owa doktora wróci�y jej �ycie. 427 RS - Trzymajcie ma�ego w cieple, nawet je�li gor�co wyda si� wam nie do wytrzymania. Smarujcie go oliw� cztery razy dziennie i trzymajcie pod przykryciem. Uda�o mu si� zatrzyma� w �o��dku nieco wody z miodem. Prosz� dopilnowa�, by podawano mu to regularnie, dopóki nie b�dzie w stanie zje�� czego� bardziej konkretnego. Mo�ecie spróbowa� lekkiego roso�u z kropl� absyntu. Lekarz sta� ubrany w futrzan� czapk� i p�aszcz, gotów do wyj�cia. - Dobrze, doktorze. - Z ulgi Annie a� zakr�ci�o si� w g�owie. - Dzi�kuj� bardzo. Lutisza zesz�a po schodach i ruszy�a w kierunku kuchni, ocieraj�c d�o�mi spocon� twarz. - Bogu niech b�d� dzi�ki - mamrota�a pod nosem. - Bogu i bia�emu or�owi. - Tak, tak, or�owi - powtórzy� doktor Kurowski. - Prosz� mi powiedzie�, czy teraz, kiedy ca�a Rzeczpospolita znalaz�a si� w obcych r�kach, nadal �udzi si� pani, �e orze� przegna rosyjskiego nied�wiedzia? Anna poczu�a, �e dr�twiej� jej wargi, mimo to spróbowa�a si� u�miechn��. - Dopóki serca i umys�y Polaków przepe�nione s� marzeniami o niepodleg�o�ci, b�d� dzieli�a je z innymi. - Bo to rzeczywi�cie marzenia, drogie dziecko, i tylko one w ko�cu pani zostan�. Podniós� torb�. - A teraz kwestia mojego honorarium. - Honorarium? Ach, tak! Ile ono wynosi? - Pi��dziesi�t dukatów. S�dzi�a, �e si� przes�ysza�a albo �e lekarz z niej �artuje. - Pi��dziesi�t dukatów - powtórzy�a, niczym Echo za Narcyzem. - Tak w�a�nie powiedzia�em, droga pani. Mój czas jest cenny. Poza tym mamy �wi�to. - Tak, Bo�e Narodzenie - przytakn��a, pewna, �e lekarz nie zrozumie kryj�cej si� w tym ironii. - Ale nie trzymam takich sum w domu. Moje pieni�dze zosta�y zainwestowane. Czy nie mog�abym wys�a� ich panu w poniedzia�ek? - Obawiam si�, �e musz� nalega�, by da�a mi pani jakie� zabezpieczenie... - Ja si� tym zajm�! - dobieg� ich nagle g�os Zofii. Nadesz�a z tylnej cz��ci domu. Przesadnie ozdobna suknia, jak� mia�a na sobie, by�a nieco zmi�ta, co �wiadczy�o, �e musia�a dopiero co wróci� z bo�onarodzeniowej zabawy. - Ile wynosi pa�skie honorarium, doktorze? 428 RS - Pi��dziesi�t dukatów. Zofia zatrzyma�a si�, zdumiona wysoko�ci� sumy. - Dziecko czuje si� dobrze? - Nie mog� tego zagwarantowa�, lecz s�dz�, �e wyzdrowieje. - Dobrze. Prosz� chwil� zaczeka�. Przynios� pieni�dze. Odwróci�a si� i wesz�a do biblioteki, gdzie za portretem przodka znajdowa� si� �cienny sejf. Anna nie odezwa�a si� ju� nawet s�owem, tylko pobieg�a do Jana Micha�a. Wieczorem zapuka�a do pokoju Zofii. Kuzynka przespa�a wi�ksz� cz��� dnia, nie zesz�a nawet na �wi�teczny obiad. Teraz przygotowywa�a si�, by przyj�� go�ci. - Jak ch�opiec? - spyta�a. - Gor�czka spad�a i teraz twardo �pi. - Dobrze! Bardzo si� ciesz�, Anno. Naprawd�. Nie b�dzie tu dzi� zbyt wielu go�ci, zaledwie pi�tna�cie czy dwadzie�cia osób, wi�c ha�as nie powinien mu przeszkadza�. - Przenios� go z powrotem na poddasze. - Ty te� musisz troch� odpocz��, Anno. Wydajesz si� bardzo zm�czona. - Jak pozna�a� doktora Kurowskiego, Zofio? - Och, jest szeroko znany w kr�gu moich przyjació�. Rosyjski porucznik bardzo go poleca�. - Rozumiem. - Chocia� nie wspomnia� ani s�owem, �e honoraria, jakich ��da, s� tak horrendalnie wysokie. Pi��dziesi�t dukatów! - My�l�, �e on uzale�nia honorarium od pacjenta. - Co chcesz przez to powiedzie�? - S�dz�, i� pan doktor mnie nie lubi. - Ciebie, Anno? Bardzo w to w�tpi�. - Jutro pojad� do Lubickich. - Nie zrobisz tego! Pieni�dze, które masz u nich, to twoje zabezpieczenie na przysz�o�� i nie powinno si� ich rusza�. - Nie mog� pozwoli�, by� zap�aci�a tak wysoki rachunek. - A co mi za ró�nica? - Zofia roze�mia�a si�, spogl�daj�c na odbicie Anny w lustrze. - Nie by�abym wcale zdziwiona, gdyby te pieni�dze wróci�y do mnie za tydzie� albo za miesi�c. Naprawd�, nie zaprz�taj sobie tym g�owy. Najwa�niejsze, �e twoje dziecko otrzyma�o dobr� opiek�. Gaw�dzi�y jeszcze przez chwil�. Anna siedzia�a za Zofi�, nak�adaj�c� przed lustrem makija�. Po jakim� czasie podzi�kowa�a kuzynce po raz kolejny i 429 RS wsta�a, zamierzaj�c wyj��. Zofia jednak�e obróci�a si� na sto�ku, wsta�a i chwyci�a j� za rami�. - Anno, kochanie - powiedzia�a, utkwiwszy w kuzynce spojrzenie czarnych oczu - nie mog� si� rozdwoi�. Teraz masz chore dziecko, którym musisz si� zajmowa�, lecz kiedy ma�y wyzdrowieje, poprosz� ci�, by� zacz��a pomaga� mi w zabawianiu rosyjskich intruzów. Dzi�ki temu zachowamy bezpieczny dach nad g�ow� w tym szybko gin�cym kraju. Musisz stawi� czo�o faktom: Rzeczpospolita raczej nie d�wignie si� z upadku. - Co... co mia�abym robi�? - Jeste� pi�kn� kobiet�, Anno, godn� po��dania. Odwraca si� za tob� wi�cej g�ów, ni� mog�aby� przypu�ci�. Widzia�am to. Znasz rosyjski lepiej ode mnie, a przy twojej inteligencji i uroku wkrótce staniesz si� czaruj�ca i b�yskotliwie dowcipna. Obie z Charlotte s�dzimy, �e by�aby� wspania�� gospodyni�. W pierwszej chwili hrabinie Berezowskiej po prostu odj��o mow�. Spróbowa�a delikatnie oswobodzi� rami�. - Obawiam si� - powiedzia�a - �e nie mam talentu do tego rodzaju zaj�cia. - Nonsens! Pozwól, �e to oceni�, gdy przyjdzie czas. - Zofia pu�ci�a kuzynk�. - A teraz id� ju�. Musz� si� przygotowa�. Anna pobieg�a do Jana Micha�a, wyrzucaj�c z my�li propozycj� Zofii. Nast�pnego ranka wsta�a wcze�nie i od razu uda�a si� do Lubickich po pieni�dze. Nowy Rok 1794 zacz�� si� szcz��liwie. Ma�y Jan Micha� zdawa� si� powraca� w pe�ni do zdrowia. Anna nie posiada�a si� z rado�ci, obserwuj�c, jak na powrót staje si� beztroskim i ciekawym �wiata dzieckiem. Zastanawia�a si�, kiedy Zofia znów przyjdzie do niej z propozycj�, by pomog�a jej zabawia� Rosjan. I co dzie� �wiczy�a, w jaki sposób jej odmówi. Czym kierowa�a si� kuzynka, proponuj�c jej co� tak nies�ychanego? Anna nie by�a w stanie zg��bi� motywów Zofii. Czy naprawd� chodzi�o o to, by zapewni� bezpiecze�stwo domowi i rodzinie, czy te� raczej o to, jak sk�onna by�a przypuszcza�, �e takie zachowanie Anny zniweczy�oby jej marzenia o szcz��liwym �yciu z Janem? Czy to mo�liwe, by Zofia nadal �ywi�a nadziej�, �e którego� dnia Jan po�lubi w�a�nie j�? Kolejna zagadka. - Wreszcie nadchodzi! - zawo�a� �ydowski piekarz, wpadaj�c spó�niony do pokoju muzycznego. 430 RS Anna w�a�nie sko�czy�a gra� jeden z zapami�tanych z dzieci�stwa utworów, lecz przybysz nie by� w stanie zaczeka�, a� wybrzmi ostatnia nuta, a tym bardziej brawa. - Nadchodzi! - powtórzy�. - Kiedy? - zapyta� chór g�osów. - W nast�pnym miesi�cu. W lutym. - Sk�d wiesz? - zapyta� sklepikarz. - Ja s�ysza�em, �e w kwietniu. - Czeka�, czeka�, nic tylko czeka� - poskar�y�a si� szwaczka. - Dlaczego musimy ci�gle czeka�? Piekarz u�miechn�� si�: - Wiatr wieje tak szybko, jak chce. - To dobra maksyma - odparowa�a szwaczka - lecz powiadam wam, je�li Ko�ciuszko szybko czego� nie zrobi, Katarzyna wbije pazury w Rzeczpospolit� tak mocno, �e wszelka walka b�dzie skazana na niepowodzenie. Anna pozosta�a przy pianinie, z zainteresowaniem przys�uchuj�c si� rozmowie. Jej patriotycznie nastawieni przyjaciele spotykali si� w domu Gro�skich co tydzie� od czasu pami�tnego wieczorku we wrze�niu ubieg�ego roku. Anna organizowa�a spotkania w dniu, który Zofia sp�dza�a zwykle u krawcowej na Rynku, i niezbyt wcze�nie rano, kiedy hrabina pozostawa�a w swoim pokoju, czytaj�c Bibli� i publikacje na tematy polityczne. Anna by�a pewna, �e ani ciotka, ani kuzynka nie zaaprobowa�yby tych spotka�. Zofia uzna�aby je za ryzykowne, gdy� mog�y zaszkodzi� jej opinii w�ród Rosjan, a hrabina za skandaliczne, gdy� �aden z go�ci nie pochodzi� ze szlachty. Jako �e dom Gro�skich znany by� z go�cinno�ci wobec Rosjan, stanowi� najmniej podejrzane, a tym samym bezpieczne miejsce spotka�. Po jakim� czasie tego rodzaju zebrania sta�y si� wyj�tkowo ryzykowne, gdy� Katarzyna rozkaza�a, by aresztowano wszystkich wywrotowców. Mimo to Anna nie ukrywa�a niczego przed s�u�b�. Ufa�a im bez zastrze�e�. U�wiadomi�a te� sobie, �e cho� p�omie� patriotyzmu od czasu do czasu ogarnia równie� szlacht�, zw�aszcza niektórych spo�ród magnatów, to w sercach ch�opstwa p�onie stale, z niezawodno�ci� najlepszej woskowej �wiecy. Podczas pierwszych spotka� przekazywano sobie niewiele nowin. Chodzi�o raczej o to, by sp�dza� czas po�ród ludzi �ywi�cych nadziej�, i� Rzeczpospolita jednak nie upadnie. Ostatnio wszak�e m�yn pog�osek pracowa� pe�n� par�. Wydawa�o si� pewne, �e Ko�ciuszko zamierza wkrótce co� przedsi�wzi��. 431 RS Grupka czterech czy pi�ciu osób, zgromadzona wokó� pianina, zas�ania�a Annie widok, tote� gdy nagle otwar�y si� drzwi, nie mog�a dostrzec, kto pojawi� si� na progu. S�dzi�a, �e to Lutisza lub Marta z przek�skami. Jednak po chwili o�ywiona konwersacja przycich�a, a normalny ton g�osu zast�pi�y szepty, które w ko�cu ust�pi�y miejsca pe�nej napi�cia ciszy. Jeden ze stoj�cych przed pianinem m��czyzn odwróci� si� i sk�oni�. Anna wsta�a, czuj�c, jak krew odp�ywa jej z twarzy. Nieruchoma sylwetka w zielonej sukni to nie móg� by� nikt inny jak tylko hrabina Stella Gro�ska. Ciotka u�miecha�a si�, lecz Anna, zdenerwowana, nie potrafi�a odczyta�, co mia� wyra�a� ten u�miech. Jak ciotka zareaguje na to, �e siostrzenica urz�dza w jej domu tajne spotkania, nara�aj�c mieszka�ców? Oczy wszystkich obecnych, utkwione w hrabinie, zwróci�y si� z wolna ku gospodyni, gdy ta ruszy�a powoli, by przywita� ciotk�. Mia�a uczucie, �e od drzwi dzieli j� niewyobra�alna odleg�o��. Nie mog�a opanowa� dr�enia, a serce t�uk�o si� jej w piersi niczym ptak w klatce. - Witaj, ciotko Stello - us�ysza�a w�asny g�os. Powitanie zabrzmia�o jednak g�ucho i bezbarwnie. - Witaj, Anno Mario - odpar�a ciotka. Anna spróbowa�a uj�� jej d�o� i poprowadzi� hrabin� w g��b salonu, lecz ta nie zamierza�a na to pozwoli�. - Przeszkadzamy ci? S�dzi�am, �e czytasz lub odpoczywasz. - Naprawd�? - Ja... podejmuj� w�a�nie kilkoro przyjació�. - Anna nadal nie potrafi�a odczyta�, co oznacza u�miech ciotki. - Rozumiem - powiedzia�a hrabina. A potem u�miech znikn��. - Anno, gdy wesz�am, wszyscy tu rozprawiali z o�ywieniem. Co si� sta�o? - To tylko plotki, ciociu. - Jakie plotki? - naciska�a hrabina. - Nic okre�lonego, lecz kr��� pog�oski, �e Ko�ciuszko zamierza rozpocz�� wkrótce kampani�. - Bogu niech b�d� dzi�ki! - Ciotko Stello - szepn��a Anna. - Nie chcia�am, by� wiedzia�a o tych spotkaniach. Hrabina przyjrza�a si� jej br�zowymi oczami, przenios�a spojrzenie na ucich�e nagle towarzystwo, a potem znów na ni�. Nagle parskn��a krótkim �mieszkiem. 432 RS - Moja droga, by� mo�e teraz jest to bardziej dom Zofii ni� mój, ale nie s�dzisz chyba, �e nie wiem, co si� w nim dzieje? - Wiedzia�a�? - Oczywi�cie! Spotkania odbywaj� si� tu co tydzie�. W czwartki, gdy Zofia sp�dza czas na zakupach. Mam racj�, czy te� zawodzi mnie umys�? - Masz racj�. To niewybaczalne z mojej strony, �e nadu�ywam twej go�cinno�ci. Pozwoli�am sobie na zbyt wiele. W przysz�o�ci... - Anno Mario!- przerwa�a jej stanowczo hrabina. - Tak, ciociu? - Czy mog� przy��czy� si� do grona twoich przyjació�? Anna zamilk�a i przez chwil� wpatrywa�a si� w ciotk�, zaskoczona. - Och, wiem - powiedzia�a hrabina, machaj�c lekcewa��co d�oni� - kiedy� mia�am inne pogl�dy i mocno si� ich trzyma�am. Lecz czasy s� niebezpieczne, a ja nie chc� pozosta� w tyle, uczepiona kurczowo przesz�o�ci. - Ja... z przyjemno�ci� przedstawi� ci moich go�ci, ciociu. - Spojrzyjmy na to w ten sposób - mówi�a dalej hrabina wystarczaj�co g�o�no, by wszyscy mogli j� us�ysze�. - Dlaczego mam ogranicza� si� do zwietrza�ych nowin na temat ruchu patriotycznego, które mog� znale�� w nieaktualnych publikacjach, skoro mieszkam w stolicy, a ludzie doskonale orientuj�cy si� w sytuacji spotykaj� si� w moim domu? - Powiedzia�a, �e doskonale orientujemy si� w sytuacji -wypali� szewc, a potem szybko zas�oni� d�oni� usta, za�enowany tym, �e wypowiedzia� na g�os swe my�li. Pozostali go�cie roze�miali si� i napi�cie w pokoju zel�a�o. Anna wzi��a ciotk� za r�k� i poprowadzi�a przez salon, przedstawiaj�c jej ka�dego po kolei. Witaj�c si� z hrabin�, wszyscy sk�aniali grzecznie g�owy. Kiedy formalno�ciom sta�o si� zado��, ciotka Stella wda�a si� w o�ywion� rozmow� z bankierem, w�a�cicielem jednego z sze�ciu najwi�kszych banków w stolicy, z których wszystkie og�osi�y w zesz�ym roku niewyp�acalno��. Gdy go�cie wyszli, hrabina wygl�da�a na wyczerpan�, ale szcz��liw�. - Anno - powiedzia�a - nie wa� si� zapomina�, �e jeste� dla mnie jak córka, a mój dom jest twoim domem. - Dzi�kuj�, ciociu, lecz Zofia nie mo�e si� o tym dowiedzie�. - Ach, Zofia! - zawo�a�a hrabina, machaj�c niecierpliwie, acz z wdzi�kiem, d�oni�. - Do licha z Zofi�! 433 Rozdzia� sze��dziesi�ty trzeci. RS Rynek w Krakowie by� porucznikowi Stelnickiemu dobrze znany. W ko�cu to w�a�nie tutaj sta�a nale��ca do jego rodziny kamienica. Tu, a tak�e na prowadz�cych do Rynku uliczkach bawi� si�, b�d�c dzieckiem. Jednak dopiero teraz, po tym, jak towarzysz�c Ko�ciuszce, odwiedzi� tuziny miast i miasteczek, u�wiadomi� sobie, �e krakowski Rynek jest wyj�tkowo du�y. Nawet warszawski nie móg� si� z nim równa�. Dobrze si� sk�ada, �e jest tu a� tyle miejsca, pomy�la� z wdzi�czno�ci�, patrz�c na zgromadzone wokó� siebie t�umy. Dwu- i trzypi�trowe kamieniczki, okalaj�ce plac, tak�e pe�ne by�y ludzi, spogl�daj�cych z dachów i okien. Wsz�dzie dooko�a czu�o si� powiew historii. Dzisiejszy dzie� - dwudziesty czwarty marca - przetrwa w pami�ci narodu na zawsze. Je�li Bóg da, b�dzie bowiem oznacza� pocz�tek ko�ca obcych wp�ywów w Rzeczpospolitej. Tak jak bia�e bociany powracaj� po d�ugiej zimie na polskie dachy, tak patrioci, szlachta i lud powróc� wkrótce do domów, rozmy�la� z nadziej� Jan. Podobnie jak reszta zgromadzonych sta� w ten ch�odny, cho� s�oneczny poranek, oczekuj�c na pojawienie si� Ko�ciuszki. Towarzysz�c ma�emu genera�owi, mia� okazj� zobaczy� co� wi�cej ni� tylko place miast. Widzia� bitwy i krew, bohaterstwo i �mier�, ale równie�, daj�ce si� wyczu� tak�e dzisiaj, umi�owanie wolno�ci, i to zarówno w�ród szlachty, jak i mieszczan, ch�opów czy �ydów. Czy Sprawa, któr� popiera tak wielu, mog�aby upa��? Czu�, �e emocje t�umu przep�ywaj� skro� niego niczym rzeka. Przed rozbiorem w 1793 roku do�wiadczy� smaku zwyci�stwa i pora�ki. Pod Dubienk� otrzyma� pchni�cie bagnetem w prawe rami�, lecz zwyci�stwo by�o tak s�odkie, �e prawie nie poczu� bólu. Prawdziwe nieszcz��cie nadesz�o, kiedy Fryderyk Wilhelm z Prus z�ama� obietnic� dan� Polakom i przesta� popiera� ich d��enia do niepodleg�o�ci, a ksi��� Ludwig wycofa� podlegaj�ce mu litewskie oddzia�y z pola bitwy. Jednak prawdziwa kl�ska nadesz�a dopiero, kiedy niektórym spo�ród magnatów uda�o si� przekona� króla, �e nie ma wyboru i musi przy��czy� si� do konfederacji targowickiej. Kuzyn króla, genera� Józef Poniatowski, zwyci�zca spod Zieleniec, z�o�y� w dowód protestu dymisj�, podobnie jak genera� Ko�ciuszko. Jan by� zadowolony, �e rana zatrzyma�a go tego czarnego dnia z dala od stolicy. Ko�ciuszko wróci� pokonany, ale nie za�amany. On nigdy si� nie podda, rozmy�la� Jan. 434 RS Wi�ksz� cz��� roku 1793 sp�dzi� z Ko�ciuszk� w Pary�u. Genera� �ywi� nadziej�, �e uda mu si� przekona� Francj�, by popar�a d��enia niepodleg�o�ciowe Polaków. Ma�y genera� by� cz�owiekiem wytrwa�ym i obdarzonym zdolno�ci� przekonywania. Jednak z czasem dotar�y do nich pog�oski, �e w kraju rodzi si� zarzewie buntu. Powrócili wi�c. Kraków by� wolny, poniewa� dwunastego marca genera� Madali�ski odbi� miasto Rosjanom. Ko�ciuszko wszed� na plac i t�um powita� go okrzykami, pozdrowieniami i pie�ni�. Wiwaty trwa�y i trwa�y. Madali�ski sta� obok Ko�ciuszki, i je�li nawet by� zawiedziony, �e to Ko�ciuszko odbiera ho�dy zamiast niego, cho� pojawi� si� w Krakowie zaledwie wczoraj, nie okaza� tego. Ma�y genera� wyszed� na �rodek placu i zatrzyma� si� niedaleko miejsca, gdzie sta� ze swym oddzia�em Jan Stelnicki. Wódz ubrany by� w d�ugi bia�y p�aszcz, obszyty przy ko�nierzu czerwon� wst��k�, bia�e spodnie, bia�� koszul� oraz czerwon� kamizelk�. Na szyi mia�, zawieszony na wst�dze, krzy� Virtuti Militari, a na g�owie, podobnie jak teraz Jan, ch�opsk� rogatywk�, czerwon�, obszyt� u do�u czarnym baranim ko�uszkiem. Dlaczego nie mia�by nosi� ch�opskiej czapki, pomy�la� Jan, rozgl�daj�c si� po otaczaj�cym go t�umie. Bez ch�opów Sprawa po prostu by nie istnia�a. Tu, na Rynku, znajdowa�o si� ich tysi�ce. Przybyli z kosami, gotowi ruszy� za swym genera�em. W ko�cu okrzyki ucich�y i Ko�ciuszko wyg�osi� serdeczn� przemow�, przysi�gaj�c walczy� o „wolno��, ca�o�� i niepodleg�o��" swego kraju. Wystosowa� odezw� do wszystkich stanów - poniewa� ich przedstawiciele znajdowali si� tu dzisiaj -by nie kierowali si� egoizmem i w pe�ni oddali sprawie wyswobodzenia Rzeczpospolitej Polski i Litwy. Zamierza� „zjednoczy� serca, d�onie i wysi�ki w ca�ym kraju". Nast�pnie proklamowa� akt insurekcji, przyjmuj�c w�adz� dyktatorsk� i ustanawiaj�c tymczasow� konstytucj�, która dawa�a wolno�� ch�opom, a ziemi� ka�demu, kto si�gnie po or�� w obronie Rzeczpospolitej. - Poczujcie w ko�cu sw� moc! - zawo�a�, jakby s�ucha� go ca�y naród. Wyt��cie si�y. Skupcie si� na tym, by by� wolnymi i niezale�nymi. Dzi�ki jedno�ci i odwadze mo�ecie osi�gn�� ten szlachetny cel. Przygotujcie si� na zwyci�stwa i pora�ki. Zarówno w jednym, jak i w drugim duch prawdziwego patriotyzmu powinien doda� wam si� i energii. A teraz pozosta�o mi ju� tylko s�awi� wasze Powstanie i s�u�y� wam tak d�ugo, jak d�ugo Niebiosa pozwol� mi �y�! 435 RS Tu genera� podrzuci� w powietrze sw� ch�opsk� czapk�, a t�um, wrzeszcz�c op�ta�czo, porwa� go na r�ce i uniós�. Jan obraca� w d�oni w�asn� rogatywk�. Serce omal nie p�k�o mu z dumy. Gdyby tylko Anna mog�a to zobaczy�, pomy�la�. Anna o oczach jak szmaragdowe b�yskawice. �zy zak�u�y go pod powiekami. 436 Rozdzia� sze��dziesi�ty czwarty. RS Anna wesz�a do salonu i zdumia�a si�, ujrzawszy w nim Paw�a Poteckiego. - Czekam na Zofi� - wyja�ni� hrabia, wstaj�c. - Z ochot� dotrzymam panu towarzystwa - powiedzia�a Anna, siadaj�c. Zorientowa�a si�, �e Potecki przyby� w �ci�le okre�lonym celu. By� ubrany do�� nietypowo, w ciemny strój, a w jego zachowaniu dawa�o si� wyczu� zdenerwowanie. Mimo to dalej by� przystojnym m��czyzn� o szlachetnej postawie. Anna nadal by�a mu wdzi�czna, �e zatroszczy� si� o ni� po pami�tnym przyj�ciu Zofii, kiedy to pijana ksi��na Sic paskudnie sobie z niej zakpi�a. - Gratulacje, pani Anno. Od czasu, kiedy ostatni raz si� widzieli�my, zosta�a pani matk�. - Dzi�kuj� panu. - To ch�opiec? - Tak, silny i zdrowy. - Ha! - roze�mia� si� hrabia. - Pami�ta pani nasz� rozmow�. Gdyby urodzi�a si� dziewczynka, z pewno�ci� tak�e by�aby silna. - Bez w�tpienia - zawtórowa�a mu Anna. Jakby na zamówienie do pokoju wbieg� Jan Micha�, �ciskaj�c w r�czce kawa�ek �ytniego chleba. - Matko, spójrz! - zawo�a�. - Chleb! Zatrzyma� si� ko�o krzes�a i podniós� r�czk�, by pokaza�, co w niej ma. - Ach, skórka! - zawo�a�a �piewnie Anna. - Smakuje ci, Janie Michale? - O tak. Lutisza mówi, �e to najlepsze! - Lutisza piecze dzi� chleb? - zapyta� hrabia ch�opca. Malec odwróci� si�, spojrza� na obcego i skin�� niepewnie g�ow�. - Ale� z ciebie prawdziwy ma�y m��czyzna - orzek� Potecki. - O tak! - potwierdzi�o dziecko. Hrabia za�mia� si� i posadzi� sobie malca na kolanach. W drzwiach pojawi�a si� zdyszana Marta. Najwidoczniej przybieg�a tu za ch�opcem. - Och, przepraszam, madame - wykrztusi�a. - Nie wiedzia�am, �e ma pani go�cia. - Pan Potecki czeka na pani� Zofi�. Marta pokra�nia�a. - Odwróci�am si� tylko na chwil�, a ma�y natychmiast zsun�� si� z krzese�ka i uciek�. - Jeszcze kilka minut - za�artowa� hrabia - a chwyci�by za szabl� albo porwa� ze �ciany inn� sztuk� broni i wyruszy�by do Krakowa! 437 RS Marta, przera�ona, zas�oni�a d�oni� usta. - Wszystko w porz�dku, Marto - zapewni�a Anna ze �miechem. - Troch� potrwa, nim b�dzie w stanie unie�� któr�� z tych rzeczy. A je�li Bóg da, nie b�dzie takiej potrzeby. Malec zsun�� si� z kolan hrabiego i podbieg� do s�u��cej. - Marto - powiedzia�a Anna - dopilnuj, by Jan Micha� nie jad� ju� nic przed obiadem. - Tak, madame - szepn��a s�u��ca, dygaj�c. Wysz�a i zamkn��a drzwi za sob� i ma�ym Janem. - To takie bystre dziecko - powiedzia� go��, wstaj�c. - Na pewno jest pani z niego dumna. - Jestem. Musi pan ju� i��? Kuzynka powinna wróci� lada chwila. - Obawiam si�, �e nie mog� d�u�ej czeka�. Zofia jest tak nieprzewidywalna. - Nieposkromiona, czy� nie tego okre�lenia wola�by pan u�y�? Hrabia roze�mia� si�. - Nieoswojony tropikalny ptak, o ile pami�tam. Có�, nie przeszkadza jej to by� tak�e nieprzewidywaln�. Anna nie mog�a si� powstrzyma�, by nie parskn�� �miechem. - Po�egnaj� pani ode mnie? Zauwa�y�a, �e na twarzy hrabiego znowu pojawi� si� wyraz napi�cia. - Po�egna? - zapyta�a ze zdziwieniem. - Tak. S�ysza�a pani zapewne, �e Ko�ciuszko wezwa� wszystkich do broni? - Oczywi�cie. To dla nas wielka nadzieja. Nagle dotar�o do niej znaczenie tego, co us�ysza�a. - Jedzie pan do Krakowa?! Potecki przytakn��. - Niech Bóg b�dzie z tob�, Pawle! - zawo�a�a Anna. Emocje sprawi�y, �e zwróci�a si� do� po imieniu. - Zbyt wielu spo�ród szlachty nie zareagowa�o na wezwanie - powiedzia�. Boj� si� reform, które genera� obieca� ch�opom. Jednak, na Boga, przede wszystkim powinni�my si� martwi� o to, co zagra�a nam z zewn�trz! - Jestem pewna, �e bardzo si� tam przydasz. - Anna dotkn��a �okcia hrabiego. - Jestem z ciebie dumna. - Pomy�la�bym raczej, �e nie b�dziesz chcia�a nawet s�ysze� o wojnie, Anno. - Bo wola�abym nie s�ysze�. Lecz w pe�ni popieram Spraw�, podobnie jak moja ciotka. - Czy kto� ci bliski walczy za ojczyzn�, Anno? 438 RS - Tak, jest z Ko�ciuszk�... porucznik Jan Stelnicki. - Rozejrz� si� za nim. Dzi�kuj� za zaufanie. W�tpi�, czy Zofia oka�e si� tak wyrozumia�a. - U�miechn�� si� smutno. - Tak, ja tak�e w to w�tpi�. - B�dzie w�ciek�a. - Kochasz j�, prawda, Pawle? - Tak - powiedzia�, oblewaj�c si� rumie�cem. - Wyzna�a mi, �e prosi�e� j� o r�k� - mówi�a dalej, zaszokowana w�asn� �mia�o�ci�. - Tak. Wiele razy. Nasza znajomo�� opiera si� jednak na tym, co wygodne, nie na tym, co konwencjonalne. Wygodne dla Zofii, rzecz jasna. Jeste� jej kuzynk�, Anno. Powiedz, czy ona kocha innego? Pytanie zaskoczy�o Ann�. - Ja... ja nie wiem. Drzwi do salonu otworzy�y si�, co uchroni�o j� przed dalsz� indagacj�. - Bo�e, co za powa�ne t�te-�-t�te! - zawo�a�a �piewnie Zofia. - Witaj, Pawle. Witaj, Anno. Anna czym pr�dzej wymówi�a si� od towarzystwa, �egnaj�c si� z hrabi� i �ycz�c mu wszystkiego dobrego. - Kto� móg�by pomy�le�, �e Anna wyprawia ci� na wojn�, Pawle powiedzia�a Zofia. Wchodz�c po schodach, Anna zastanawia�a si�, dlaczego kuzynka odrzuca tak przystojnego i przyzwoitego adoratora. Czy nie potrafi zadowoli� si� jednym m��czyzn�? A mo�e nadal ma na oku innego? Przez nast�pne pó� godziny z salonu dobiega� podniesiony g�os Zofii, bez w�tpienia próbuj�cej wyperswadowa� hrabiemu jego zamiary. Jego tak�e da�o si� s�ysze�, lecz mówi� ciszej i tak, jakby przemawia� komu� do rozs�dku. W chwil� po tym, jak g�osy ucich�y, Anna us�ysza�a, �e zamykaj� si� wej�ciowe drzwi. Zesz�a na dó�. Zofia nadal by�a w salonie. - Oczywi�cie - powiedzia�a, spostrzeg�szy kuzynk� - dobrze wiesz, co on planuje. - Owszem. - I, jak przypuszczam, popierasz to? - Tak. - Pawe� jest g�upcem - oznajmi�a Zofia drwi�co. - Nie nam aprobowa� go lub gani�. Jest doros�y i musi post�powa� tak, jak dyktuje mu sumienie. Wola�aby�, by zachowywa� si� inaczej? 439 RS Zofia spojrza�a na ni�, jakby rozwa�a�a znaczenie tego, co przed chwil� us�ysza�a. Zaczerpn��a g��boko oddechu, a potem wypu�ci�a z wolna powietrze i powiedzia�a: - Sumienie, te� mi co�! - Zofio - rzek�a Anna, chwytaj�c j� za rami�. - Pawe� ci� kocha! Po�lij po niego lub pozwól, �e ja to uczyni�! - Och, Anno - odpar�a zniecierpliwiona kuzynka, wyrywaj�c si� jej, i ruszy�a ku drzwiom. - Zofio, nie pozwól, by uda� si� na wojn� przygn�biony, bo mo�e z niej nie wróci�! - nalega�a Anna. Zofia odwróci�a si� i utkwi�a w niej spojrzenie ciemnych, migda�owych oczu. - Jak te� brzmi to powiedzenie? Na miejsce ka�dego g�upca znajdzie si� dwóch nast�pnych. Có�, kuzynko, prosz� ci�, nie w��czaj mnie do tego. Nowina zasta�a Ann� w domu Lubickich. Ko�czy�a omawia� z ksi�ciem sprawy finansowe, gdy Mundek, dwunastoletni brat Heleny, który dopiero co przybieg� z placu przed Zamkiem, zawo�a�: - Ko�ciuszko spotka� si� z wrogiem - wykrzykiwa� piskliwym ch�opi�cym g�osem - i odnie�li�my zwyci�stwo! Niech �yje Republika! W wielkim domu natychmiast zapanowa�o o�ywienie. Cz�onkowie rodziny, przyjaciele, s�u�ba, wszyscy zacz�li wykrzykiwa� rado�nie: - Niech �yje Republika! Niech �yje orze� bia�y! Niech �yje ma�y genera�! W ci�gu nast�pnych kilku dni poznali wi�cej szczegó�ów. Odezwa Ko�ciuszki nie pozosta�a bez echa. Setki i tysi�ce ch�opów uzbrojonych jedynie w kosy i inne ostre narz�dzia ruszy�y, podobnie jak armia szlachty i czeladzi, by przy��czy� si� do walcz�cych pod sztandarem z bia�ym or�em na czerwonym tle. Ko�ciuszko nie czeka�, a� Rosjanie pomaszeruj� na Kraków. Ruszy� na pó�noc z czterema tysi�cami regularnego wojska i dwoma tysi�cami kosynierów. Czwartego kwietnia, w pobli�u Rac�awic, rosyjscy genera�owie Tormasow i Pustowa�ow zaatakowali oddzia�y Ko�ciuszki z dwu stron naraz. Lecz zanim trzecia armia, dowodzona przez Denisowa, zd��y�a w��czy� si� do walki, polscy �o�nierze, wspierani przez walcz�cych z szale�cz� determinacj�, nieustraszonych kosynierów, przeprowadzili frontalny atak, zadaj�c Rosjanom druzgoc�c� kl�sk�. 440 RS Katarzyna straci�a tysi�c �o�nierzy, a Polska zyska�a nadziej�. Hrabina Berezowska zastanawia�a si�, co te� musz� sobie my�le� Rosjanie okupuj�cy Warszaw�. Z pewno�ci� mieli powód, by si� martwi�. Anna bawi�a si� z Janem Micha�em w pokoiku na poddaszu, kiedy w drzwiach stan��a Lutisza, wo�aj�c: - Madame, hrabina Stella prosi, by zesz�a pani do pokoju muzycznego. S� tam pani go�cie. - Wielkie nieba, Lutiszo! Straci�am poczucie czasu! Zaraz schodz�. Przy�lij, prosz�, Marcelin� lub Katarzyn�, by zaj��y si� Janem. Od zwyci�stwa Ko�ciuszki min��o zaledwie kilka dni i Anna spodziewa�a si� zasta� na dole radosne twarze. Lecz kiedy otworzy�a drzwi, zauwa�y�a, �e przyjaciele maj� miny pow�ci�gliwe, a nawet powa�ne. M��czy�ni wstali, gdy wesz�a. - Dzie� dobry, pani Berezowska - powita� j� niejednolity chór. - Dzie� dobry - odpar�a, przygl�daj�c si� grupie dwudziestu, dwudziestu pi�ciu osób, zebranych w pokoju muzycznym. - Dlaczego nie �wi�tujemy? Wkrótce mia�a si� dowiedzie�. Usiad�a obok ciotki, która wydawa�a si� równie zaciekawiona. Podczas gdy reszta milcza�a, obywatel Donakevi, bankier, wzi�� na siebie obowi�zek wyja�nienia Annie sytuacji, zaczynaj�c od pytania: - Zna pani szewca Kili�skiego? Anna potrz�sn��a g�ow�. - S�ysza�am o nim - wtr�ci�a hrabina. - Jest dobrym patriot�, prawda? - Owszem, jest patriot� - odpowiedzia� bankier - ale by� mo�e zbyt radykalnym. - Czy� patrioci cz�sto nie musz� ucieka� si� do radykalnych �rodków, je�li zachodzi taka potrzeba? - spyta�a Anna. - Tak, oczywi�cie, ma pani racj�. Lecz prosz� pozwoli�, �e wyja�ni�. Jan Kili�ski i inni pod�egaj� mieszka�ców Warszawy, i robi� to niezwykle skutecznie, by powstali i przej�li kontrol� nad stolic�, nie czekaj�c, a� Ko�ciuszko dotrze tu z po�udnia. - Lecz je�li da�oby si� to przeprowadzi�... - zacz��a hrabina. - Och, niewykluczone, pani Gro�ska, ale potrzeba cz�owieka takiego jak Ko�ciuszko, z jego opanowaniem i przywódczym talentem, by wzi�� miasto bez niepotrzebnego rozlewu krwi i strat w ludziach. - A ta gromada buntowników? - dopytywa�a si� Anna. - To tylko pstra mieszanina rozgniewanych obywateli, �o�nierzy bez przydzia�u i, co nieuniknione, miejskiej ha�astry. 441 RS - Jednym s�owem, mot�och - podpowiedzia�a. - W�a�nie. Warszawa mo�e si� okaza� drugim Pary�em. - A Katarzyna... - zastanawia�a si� na g�os Anna. Hrabina Gro�ska westchn��a przeci�gle i doko�czy�a za siostrzenic�: - Rozw�cieczona do bia�o�ci spadnie na Prag� i stolic� niczym smoczy ogie�. - Bo�e, czy niczego nie da si� zrobi�? - Anna przesun��a spojrzeniem po zaniepokojonych twarzach, u�wiadamiaj�c sobie, �e oprócz niepokoju maluje si� na nich oczekiwanie. O co im chodzi? Czego ci ludzie ode mnie chc�? Odwróci�a twarz ku bankierowi Donakeviemu. - Pani Berezowska - zacz�� bankier niezdecydowanie - chcieli�my prosi� pani�... to znaczy, mamy nadziej�, �e pani by�aby w stanie co� zrobi�. - Ja? - spyta�a z najwy�szym zdumieniem. - A có� ja takiego mog�abym zrobi�? - Mog�aby pani dotrze� do króla - powiedzia� bankier, tym razem bez wahania. - Spo�ród nas jedynie pani mia�aby szans� sprawi�, by jej wys�ucha�. Przemawia�aby pani nie tylko w imieniu tej ma�ej gromadki, zebranej teraz w pani salonie, ale w imieniu tysi�cy obywateli, którzy nie �ycz� sobie anarchii na ulicach. Musimy zaczeka�, a� ma�y genera� oswobodzi stolic�. - Król mnie nie zna - powiedzia�a Anna, potrz�saj�c g�ow�. Bankier wydawa� si� zawiedziony. Roze�mia�a si� z przymusem. - S�dzili�cie, �e skoro pochodz� ze szlachty, musz� zna� króla? - Nie wiedzieli�my tego, prosz� pani, lecz... - Tak? - Pani Gro�ska go zna. Anna wstrzyma�a oddech. Od razu wiedzia�a, �e bankier nie ma na my�li jej ciotki, która siedzia�a tu� obok, milcz�ca niczym g�az. - Moja kuzynka? Bankier skin�� tylko g�ow�, gdy� by� cz�owiekiem dyskretnym. Anna mog�a sobie jedynie wyobra�a�, jakie� to plotki pod��aj� �ladem modnych pantofelków Zofii. - Hrabina Zofia Gro�ska ma dost�p do króla, a pani, jako jej kuzynka i arystokratka, z pewno�ci� uzyska pos�uchanie. Wierzymy, �e tak w�a�nie si� stanie. - To nie do pomy�lenia. - Na sam� my�l o czym� takim Ann� rozbola�a g�owa. -1 co mia�abym powiedzie� królowi? 442 RS - Mog�aby pani przekaza� mu nasze przes�anie - powiedzia�a b�agalnie �ona bankiera. - Moja droga, trzeba co� przedsi�wzi��, i to natychmiast. Od tego zale�y �ycie wielu ludzi! Annie zakr�ci�o si� w g�owie. Spojrza�a na swoich go�ci, zastanawiaj�c si�, jak to si� sta�o, �e stan��a przed tak powa�n� prób�. Co sobie my�leli ci ufni ludzie? Jakie pok�adali w niej nadzieje? Nigdy dot�d nie czu�a si� tak niepewna i ma�o znacz�ca. A potem przypomnia�a sobie, co odpowiedzia� jej dwa lata temu Micha� Kolbi, gdy zapyta�a go, w jaki sposób mog�aby by� przydatna grupce patriotów. Zapewni� j� wtedy, �e pewnego dnia, by� mo�e, b�dzie mog�a odda� im nieocenione us�ugi. Niechybnie przypomnia�by jej o tym teraz, gdyby nie by� z Ko�ciuszk�, oddaj�c nieocenione us�ugi genera�owi i ojczy�nie. - Pani Berezowska? - szepn�� bankier, przywo�uj�c j� do rzeczywisto�ci. Spojrza�a na ciotk�. Hrabina wygl�da�a tak, jakby mia�a ochot� skin�� z aprobat� g�ow�. Nie uczyni�a tego jednak. Anna czu�a, �e ciotka chce, by samodzielnie podj��a decyzj�. Prze�kn��a zatem nerwowo i powiedzia�a: - Pojad� do Zamku jeszcze dzi� po po�udniu. Zofia wróci�a z zakupów o pierwszej. Anna nie traci�a czasu, lecz posz�a do niej od razu, nim kuzynka zacz��a przygotowywa� si� do kolejnego wieczornego przyj�cia. Bez tchu wyja�ni�a, co grozi miastu ze strony Kili�skiego i gromady jego buntowników. Zofia by�a zaskoczona. - Sk�d ty o tym wiesz? - Mam przyjació�, ludzi, którzy wiedz�, co mówi�. - Nadal spotykasz si� z t� ho�ot�? Ufam, �e nie odbywa si� to