Rozdział

Transkrypt

Rozdział
JAM E S CON R OYD
M AR TIN
N IE P ON AGL AJ
R ZE K I
1
Prolog
Dok�dkolwiek si� udasz, nie uciekniesz przed sob�.
Przys�owie polskie
RS
Sochaczew, rok 1779
Anna zatrzepota�a powiekami w ostrym �wietle poranka, po czym unios�a je
na dobre. Poczu�a przyspieszone bicie serca. Dzie�, na który tak wyczekiwa�a,
wreszcie nadszed�. Dwudziesty szósty lipca. Jej imieniny. Czym pr�dzej
usiad�a i spojrza�a na stó� pod oknem. Paczka, owini�ta w czerwony papier,
by�a na swoim miejscu. Dziewczynka westchn��a cicho, z ulg�.
Wyskoczy�a z �ó�ka i si�gn��a po szlafrok. Szybko umy�a si� i ubra�a,
przywdziewaj�c niebiesk� sukienk� zdobion� koronk� i b�yszcz�ce pantofelki z
bia�ej skóry, przeznaczone na szczególne okazje. Zacz��a energicznie
szczotkowa� swe br�zowe w�osy. Gdy niecierpliwym ruchem wbi�a szczotk� w
spl�tany lok, lustro ukaza�o odbicie jej skrzywionej twarzyczki. Widoczny na
niej grymas by� nad wyraz doros�y, podobny do tego, jaki cz�sto pojawia� si�
na twarzy matki Anny.
Szczotkowa�a i szczotkowa�a. Wiedzia�a, �e gdyby nie po�wi�ci�a temu
dosy� uwagi, zosta�aby delikatnie z�ajana przez Luiz�, kiedy ta przyjdzie
zaple�� jej warkocz. My�li dziewczynki zaj�te by�y jednak czym� innym. Co
chwila spojrzenie jej zielonych, nakrapianych bursztynowo oczu przesuwa�o
si� po tafli lustra, szukaj�c odbicia zawini�tej w czerwony papier paczki.
Wieczorem, mimo zm�czenia, stara�a si� powstrzyma� sen, jak d�ugo si� da�o,
w obawie, �e gdy za�nie, prezent zniknie. Nic takiego si� jednak nie sta�o. By�
tutaj i nale�a� do niej. By si� o tym upewni�, wystarczy�o na niego spojrze�.
Le�a�, czerwony jak dojrza�e jab�ko, lecz o wiele bardziej kusz�cy.
Doko�czywszy wyj�tkowo szybko porannej toalety, �ci�gn��a paczk� ze
sto�u i przycisn��a obiema r�kami do piersi. Ostro�nie zamkn��a za sob� drzwi
sypialni i ruszy�a korytarzem ku klatce schodowej. Chocia� dzisiejszy dzie�
ró�ni� si� od innych, z do�u dobiega� znajomy zapach kawy i kie�basek.
Si�gn��a r�k� do wysokiej balustrady i zacz��a schodzi�, ostro�nie niczym
staruszka, stawiaj�c obie stopy na jednym stopniu i zatrzymuj�c si�, nim
pokona�a kolejny. Wreszcie znalaz�a si� na parterze ziemia�skiego dworu.
Wesz�a do jadalni i zasta�a matk� przy �niadaniu. Obok krzes�a sta�a
pokojówka i nalewa�a swej pani kaw� do chi�skiej fili�anki. Z naczy�
ustawionych na stoj�cym z boku kredensie unosi�a si� para.
2
RS
Ciemnow�osa hrabina Teresa Berezowska spojrza�a na córk� i u�miechn��a
si�.
- Dzie� dobry, Anno. Wszystkiego najlepszego z okazji imienin.
- Mi�ego �wi�ta - doda�a Luiza rado�nie. - Ile� to latek liczy sobie moja
ma�a dama?
Anna u�miechn��a si�, zadowolona, �e jest obiektem takiego
zainteresowania.
- Pi��! - odpar�a. Ju� mia�a unie�� d�o� z roz�o�onymi palcami, by pokaza�
t� liczb�, lecz w mgnieniu oka u�wiadomi�a sobie, �e je�li to zrobi, upu�ci
paczk�. Serce zabi�o jej mocniej na my�l o takim nieszcz��ciu.
- Najpierw talerz kaszy z mlekiem i jajko w koszulce -mówi�a tymczasem
Luiza - a kiedy to zjesz, dostaniesz kawa�ek puszystej babki. To twoje �wi�to.
Dziewczynka podesz�a drobnymi kroczkami do matki, �eby, jak zwykle,
uca�owa� j� w policzek. Hrabina pochyli�a si�, aby córka mog�a dosi�gn�� jej
twarzy, któr� Anna uwa�a�a za najpi�kniejsz� na �wiecie. Krzes�o, zajmowane
zwykle przez ojca, by�o puste, wi�c wróci�a od razu na swoje miejsce.
Ostro�nie po�o�y�a paczk� tu� obok talerza. Uwolniona od skarbu, wdrapa�a
si� na krzes�o.
Luiza postawi�a przed dziewczynk� �niadanie, nuc�c melodyjnie pod
nosem. Anna postanowi�a, �e zje wszystko, do ostatniego k�sa, czu�a bowiem
dobiegaj�cy nie wiadomo sk�d smakowity zapach oblanej lukrem babki. Gdzie
ona jest? -zastanawia�a si�. Lekkie, s�odkie ciasto z rodzynkami by�o
ulubionym przysmakiem dziewczynki.
Podnosz�c do ust pierwsz� �y�eczk� jajka, dziewczynka zauwa�y�a, �e
spojrzenie szarofio�kowych oczu matki skierowane jest na czerwon� paczk�.
Kobieta nie u�miecha�a si� ju�.
W g�owie Anny zabrzmia� ostrzegawczy dzwonek. Od�o�y�a �y�eczk�,
my�l�c o tym, by poszuka� wsparcia u ojca.
- Gdzie tatu�?
- Wyjecha� w sprawach zwi�zanych z maj�tkiem - odpar�a hrabina. - Wci��
te interesy.
Ton g�osu matki przerazi� dziecko. Hrabina spogl�da�a to na paczk�, to na
córk�.
- I co my tu mamy, Anno Mario Berezowska? Czy to nowa lalka?
- Nie, mamo.
- Tak my�la�am. Paczka nie ma w�a�ciwego kszta�tu ani rozmiaru. Zatem,
co to takiego?
3
RS
Annie zasch�o w ustach.
- Ja... nie chcia�am lalki. Hrabina zacisn��a wargi.
- Lecz ojciec zabra� ci� wczoraj taki kawa� drogi do stolicy specjalnie po to,
by kupi� ci lalk� z kolorkami na buzi, szklanymi oczami i prawdziwymi
w�osami. Czy w ca�ej Warszawie nie uda�o si� takiej znale��?
- Och, nie, by�o tam mnóstwo lalek, mamusiu, ale...
- Ale co?
- Ale ja wola�am to.
- Wola�a� to? I �wiadomie sprzeciwi�a� si� mojej woli? Mia�a� wybra�
sobie lalk�.
Anna nie wiedzia�a, co powiedzie�. Matka nie podnios�a na ni� g�osu.
Nigdy tego nie robi�a. Lecz Anna rozpozna�a powa�ny ton w jej g�osie i upór w
spojrzeniu. Zadr�a�a, postanawiaj�c, �e si� nie rozp�acze.
- Czy mog�aby� zostawi� nas na chwil�, Luizo? - poprosi�a hrabina z
u�miechem.
Anna poczu�a, �e serce w niej zamiera. Zna�a ten u�miech, który tak
naprawd� nie by� wcale u�miechem. Wola�aby, by stara Luiza zosta�a w
pokoju, ale wiedzia�a, �e lepiej o to nie prosi�.
S�u��ca dygn��a, po czym ruszy�a ku drzwiom prowadz�cym do kuchni.
Wychodz�c, u�miechn��a si� do Anny serdecznie, chc�c doda� jej otuchy. Ale
jej u�miech nie zdzia�a� zbyt wiele.
- Otwórz to! - poleci�a hrabina, gdy tylko pokojówka znikn��a za
wahad�owymi drzwiami. - Zobaczmy, co te� mog�o wyda� si� ma�ej
dziewczynce bardziej godne po��dania ni� nowa lalka.
- Nie powinny�my poczeka� na tatusia?
- Otwórz to, Anno Mario. - Hrabina nie zamierza�a pozwoli�, by
pi�cioletnia spryciarka próbowa�a zmieni� jej postanowienie.
Prezent wprawi� Ann� w taki zachwyt, �e nie pomy�la�a o tym, jak
zareaguje matka. Zacz��a niezdarnie rozdziera� papier spoconymi r�czkami.
To by�a jej pierwsza wyprawa do stolicy. Siedzia�a na kolanach ojca,
spogl�daj�c na wszystko szeroko otwartymi oczami, a powóz podskakiwa� na
wyboistej drodze. Trwa�o to ca�e godziny, lecz wreszcie dotarli do przedmie��
Warszawy, potem przekroczyli drewniany most na Wi�le i ko�a pojazdu
zaturkota�y na brukowanych ulicach stolicy. Miasto by�o doprawdy
zadziwiaj�ce, jakby �ywcem wyj�te z jednej z jej ksi��eczek.
- Och, tato! - zawo�a�a, kiedy mijali Zamek Królewski. - Czy tu mieszka
król? Naprawd�?
4
RS
Ojciec u�miechn�� si�.
- Tak, naprawd�.
Przejechali obok katedry pod wezwaniem �wi�tego Jana, mijaj�c
rezydencje bogatej szlachty. Bardzo bogatej. Ojciec nazywa� tych ludzi
magnatami.
- Dlaczego ty nie jeste� magnatem? - spyta�a.
- Mam tyle, ile mi trzeba - roze�mia� si�, przytulaj�c j�. Na dziedzi�cu
przed Zamkiem zadarli g�owy, by spojrze� na kolumn� Zygmunta. Król,
odlany z br�zu, dzier�y� w jednej d�oni krzy�, a w drugiej miecz - niczym jaki�
�wi�ty wojownik. Ojciec powiedzia� jej, �e to w�a�nie ów król przeniós� stolic�
z Krakowa do Warszawy. Po latach b�dzie pami�ta�a Zamek jako wielk� i
onie�mielaj�c� budowl�, natomiast wspomnieniem zachowanym w sercu
pozostanie u�cisk ojca - bij�ca od niego si�a, ciep�o i lekki zapach myd�a do
golenia.
Wjechali na Rynek, utkany sklepami i straganami niczym po�yskuj�cy
plaster miodu. By�o tam pe�no lalek wszelkiego rodzaju, pi�knych i ubranych
pod�ug najnowszej mody. Podoba�y si� Annie, lecz kiedy jej spojrzenie pad�o
na iskrz�cy si� przedmiot, który teraz rozpakowywa�a, wszystko inne przesta�o
dla niej istnie�.
- Czy w�a�nie to chcia�aby� dosta�, Aniu? - spyta� ojciec. Spojrza�a na
niego, u�wiadamiaj�c sobie, �e w�a�nie zamierza spe�ni� jej �yczenie.
- Och, tak! - zawo�a�a.
Tego dnia w zaczarowanym mie�cie królów wyobra�enia �wi�ta, �ycze� i
magii zla�y si� w jej umy�le w jedno. Zdawa�oby si�, na zawsze.
Czerwony papier p�k� na rogu, potem na drugim. Ukryty pod nim
przedmiot zab�ysn�� i zamigota�.
Hrabina, zniecierpliwiona, po�pieszy�a córce z pomoc� i po chwili zosta�
ods�oni�ty. Przed hrabin� sta� przepi�knie ci�ty kryszta�, pulsuj�c �yciem i
ciep�em. Wy�aniaj�ce si� z kryszta�owej podstawy delikatnie rze�bione nó�ki
unosi�y posta� ptaka. Skrzyd�a mia� roz�o�one, a dziób uniesiony, jakby podrywa� si� do lotu.
- Co to takiego!?- krzykn��a hrabina.
Anna nie potrafi�a rozpozna�, czy matka jest zachwycona, zaskoczona, czy
rozgniewana. Mimo to jej strach ulotni� si� na widok cudu, jaki mia�a przed
sob�.
- Och, to ptak, mamo. Kryszta�owa go��bica! Czy� nie jest pi�kna?
5
RS
- Widz�, �e to ptak, Anno Mario. Lecz dlaczego ty czy jakakolwiek inna
dziewczynka mia�aby pragn�� czego� takiego? I to zamiast lalki!
- Bo to jest takie �adne, mamusiu. Wiesz, �e uwielbiam ptaki. Zawsze
chcia�am mie� cho� jednego, ale tatu� powiedzia�, �e ptaki powinny by� wolne.
A tego mog�abym zatrzyma�. Spójrz tylko, jak b�yszczy i rzuca iskry. Poza
tym... jest zaczarowany!
- Zaczarowany?
- Och, tak.
- Dlaczego mia�by by� zaczarowany?
- Widzisz, jak �wiat�o przenika przez kryszta�? Wida� wszystkie kolory, jak
w t�czy.
- Raczej jak w pryzmacie - stwierdzi�a hrabina.
- Jak w czym?
- Mniejsza z tym, mów dalej.
- No wi�c sprzedawca powiedzia�, �e ptak jest zaczarowany. I �e zaniesie
mnie tam, gdzie b�d� chcia�a. Nawet do garnca ze z�otem na ko�cu t�czy!
- Co za stek pompatycznych bzdur! To nie ptak jest zaczarowany, tylko
j�zyk tego sprzedawcy. Za�o�� si�, �e nie�le sobie policzy� za ten nonsens!
Serce Anny zabi�o gwa�townie. Spojrza�a na matk�. Twarz hrabiny
poró�owia�a.
- Ale tatu�... - dziewczynka umilk�a, gdy matka unios�a ostrzegawczo palec.
- Anno Mario, kochanie, to twoja matka zaproponowa�a, aby� dosta�a na
imieniny lalk�, czy� nie? Nie s�dzisz, �e matka wie lepiej ni� ty, czym
powinna� si� bawi�?
Anna z trudem powstrzymywa�a �zy. Gdyby tylko potrafi�a wyt�umaczy�,
�e pokocha�a tego ptaka! Próbowa�a z ca�ych si�, lecz matka i tak nie
zrozumia�a.
- Miewasz dziwne pomys�y, skarbie - mówi�a tymczasem hrabina - i
upierasz si� przy nich. Tak, mo�esz patrze� na ptaka, lecz lalk� mog�aby� si�
bawi�.
Czy�by w jej g�osie pojawi�y si� �agodniejsze nutki? Anna o�mieli�a si�
mie� nadziej�.
Hrabina wzi��a ptaka do r�k, przenios�a go przez pokój i postawi�a na
najwy�szej pó�ce serwantki z porcelan�, poza zasi�giem r�k Anny.
- Zostanie tutaj, dopóki nie postanowi�, co z tym zrobi�. Je�li nie chcesz
lalki...
- Ale mam ju� Buttons!
6
RS
- Star� szmacian� kuk��! - powiedzia�a hrabina, odwracaj�c si� do córki.
- Nie potrzebuj� innej...
- I nie dostaniesz. By� mo�e w tym roku b�dziesz musia�a oby� si� bez
prezentu. Czy masz poj�cie, jak bardzo zdenerwowa�a� mam�?
Anna patrzy�a na matk� zaciskaj�c� wargi tak, �e zmieni�y si� w cienk�
lini�, a potem zupe�nie znik�y.
- Masz poj�cie?
Anna nie odwa�y�a si� odezwa�.
- Widz�, �e nie. Id� na gór� si� po�o�y�. Doko�cz �niadanie - powiedzia�a
hrabina i wysz�a z jadalni.
Dziewczynka powoli ko�czy�a je�� zimny ju� posi�ek, nie odrywaj�c
spojrzenia szeroko otwartych oczu od szafki z uwi�zion� w niej go��bic�.
- Ach, Anno - zawo�a�a �piewnie Luiza, podchodz�c do kredensu. - Widz�,
�e jeste� gotowa na kawa�ek babki, moja ma�a solenizantko!
Jednak�e dziewczynka ze�lizn��a si� z krzes�a i wysz�a, nim pokojówka
zd��y�a si� odwróci�. By�a ju� w po�owie schodów, gdy us�ysza�a wo�anie
Luizy.
Nie odwróci�a si�.
- O co chodzi, moje zielone ocz�ta? - zapyta� ojciec. Zsiad� z konia i sta�,
góruj�c nad córk�. - P�aka�a�? Dlaczego?
Anna czeka�a na niego w stajni od ponad godziny. Ukradkiem wysz�a z
pokoju, zesz�a na parter klatk� schodow� dla s�u�by, przebieg�a przez kuchni� i
wynikn��a si� tylnymi drzwiami. Min��a dziedziniec i wesz�a do stajni. Z
niepokojem czeka�a na ojca. Gdy by�a smutna lub zdenerwowana, zwyk�a
wsuwa� w swoje d�ugie br�zowe w�osy rozprostowane palce i przesuwa� nimi
koj�cymi ruchami jak mi�kk� szczotk�, tak jak robi�a to pokojówka podczas
czesania. Jednak dzisiaj stary nawyk miast uspokaja� zdawa� si� powi�ksza�
niepokój. Nawet obecno�� cudownie majestatycznych koni nie rozproszy�a jej
smutku.
- Aniu - dopytywa� si� ojciec, unosz�c j� i sadzaj�c na siodle. - Znowu
ci�gn��a� si� za w�osy... Powiedz mi, co si� sta�o.
Nagle u�wiadomi�a sobie, �e patrzy na ojca z góry. Siedzia�a na koniu po
raz pierwszy w �yciu i serce bi�o jej jak szalone. Zwierz� poruszy�o si� pod ni�
i by�o to tak, jakby góra zbudzi�a si� do �ycia. To ekscytuj�ce zdarzenie nie odwróci�o jednak na d�ugo jej uwagi od dr�cz�cej my�li o utraconym ptaku. Z
trudem powstrzymuj�c �zy, opowiedzia�a, co si� wydarzy�o. Nap�aka�a si� ju�
7
RS
do�� w swoim pokoju i nie zamierza�a dopu�ci�, by ktokolwiek widzia� j�
p�acz�c�. Nawet ojciec.
- To powa�na sprawa - powiedzia� hrabia, kiedy sko�czy�a relacj�.
- Naprawd� musz� z niego zrezygnowa�, ojcze? Nie mog� zatrzyma�
ptaka?
- Czy matka powiedzia�a, �e nie pozwala ci go zatrzyma�?
- Nie, nie powiedzia�a tego.
- Lecz s�dzisz, �e w�a�nie to mia�a na my�li?
Anna skin��a g�ow�. Przygryz�a doln� warg� i unios�a bezwiednie d�o� ku
w�osom.
- No dobrze - powiedzia� ojciec, delikatnie powstrzymuj�c d�o� córki - nie
wolno nam traci� nadziei. Zobacz�, co da si� zrobi�.
- Porozmawiasz z ni�?
- Och, podejrzewam, �e to ona b�dzie chcia�a mówi� ze mn� - odpar�,
�miej�c si�. - Ale tak, porozmawiam z ni�.
- Dzi�kuj�, tatusiu!
- Chod�my zatem.
Zdj�� córk� z konia, a kiedy jego usta znalaz�y si� tu� przy jej uchu,
powiedzia�:
- Czasami trzeba po prostu zda� si� na los.
Anna obj��a ojca mocno za szyj�. Pachnia� polem i wiatrem. Jeszcze jeden
zapach, który zachowa na zawsze w pami�ci.
- Nie obiecuj�, �e mi si� uda. A nawet je�li, mo�e to oznacza�, �e b�dziesz
musia�a sprawi� mamie przyjemno�� w inny sposób. Lub zrezygnowa� z
czego�.
- Och, zrobi� wszystko, absolutnie wszystko.
- Zobacz�, co uda mi si� wskóra�.
Widocznie rozmowa zako�czy�a si� pomy�lnie, bo kiedy Anna obudzi�a si�
nast�pnego ranka, na stole obok �ó�ka sta�a mieni�ca si� w �wietle go��bica.
Dziewczynka podnios�a j� delikatnie, jakby ptak by� �ywy, zafascynowana
zakl�t� w nim t�cz�. Min� lata, nim dowie si�, co zosta�o po�wi�cone, by
mog�a zatrzyma� ptaka, i kolejne, nim zrozumie sens filozoficznego
stwierdzenia ojca: „Czasami trzeba po prostu zda� si� na los".
8
Cz��� pierwsza
Trzech rzeczy nie sposób ukry�: ognia, ch�odu i mi�o�ci.
Przys�owie polskie.
Rozdzia� pierwszy.
RS
Halicz, rok 1791.
Zastyg�a w bezruchu, niczym posta� z obrazu, po�ród kwiatów i traw,
samotna, z daleka od domu. To ostatnie wydarzenia, a nie lata dorastania
sprawi�y, �e Anna straci�a zrodzon� w dzieci�stwie zdolno�� do przenoszenia
si� w �wiat wyobra�ni. Prawd� mówi�c, ta m�oda dziewczyna, stoj�ca u progu
kobieco�ci, straci�a równie� wi�� z ca�ym otaczaj�cym j� �wiatem realnym.
Popo�udnie by�o wr�cz sielankowe, a ��ka mieni�a si� barwami, emanuj�c
ciep�em. Na s�siednim polu wietrzyk porusza� k�osami pszenicy i j�czmienia,
wprawiaj�c �any w pe�ne wdzi�ku falowanie. Po jakim� czasie Anna skupi�a
wzrok na �wie�o opad�ych li�ciach, niesionych wiatrem. Uderza�y o pie�
pot��nego d�bu, odlatywa�y, wiruj�c, by po chwili znów zbli�y� si� do drzewa.
W ich niespokojnych wzlotach, w ich bezradno�ci wobec porywów wiatru
odnajdywa�a co� w rodzaju braterstwa. Ona tak�e unosi�a si� bezwolnie na falach �ycia. A gdzie� w g��bi jej istoty wzrasta�a kolczasta ró�a, k�uj�ca i
bole�nie przeszywaj�ca niczym �a�obny g�os syren dochodz�cy zza horyzontu.
Jak mog�o do tego doj��? Zaledwie przed kilkoma miesi�cami, gdy
uchwalano Konstytucj� 3 maja, �wiat Anny by� uporz�dkowany i szcz��liwy.
Jej ojciec cieszy� si� z wprowadzanych reform. Nie widzia� w nich zagro�enia,
jak niektórzy spo�ród szlachty. Hrabia Samuel Berezowski nie by� magnatem
ani arystokrat�, lecz �rednio zamo�nym szlachcicem. Jego prapradziadek
otrzyma� tytu� hrabiego, kiedy w 1683 pomóg� legendarnemu królowi Janowi
Sobieskiemu i wojskom chrze�cija�skiej Europy zatrzyma� Turków z dala od
Wiednia. Hrabia osobi�cie zarz�dza� niewielkim maj�tkiem i ju� wcze�niej da�
ch�opom z nale��cej do maj�tku wioski, licz�cej dwana�cie rodzin, swobod�
my�lenia i dzia�ania. Sta�o si� zwyczajem, �e ch�opi zwracali si� do niego:
Panie Berezowski.
Dla matki Anny tak�e nasta�y szcz��liwe dni, by�a bowiem w ósmym
miesi�cu ci��y. W m�odo�ci hrabina Teresa przeciwstawi�a si� krewnym,
odrzucaj�c zwi�zek z magnatem, by pój�� za g�osem serca. Nie os�abi�o to
jednak jej ambicji, aby dzieci, dzi�ki odpowiednim ma��e�stwom, podnios�y
9
RS
status rodziny. Cho� wola�aby, by pierwszy urodzi� si� syn, cieszy�a si� razem
z Samuelem, gdy na �wiat przysz�a zdrowa, zielonooka dziewczynka, Anna
Maria. Wierzy�a, �e wszystko jeszcze przed ni� i w nast�pnych latach wyda na
�wiat zast�py ch�opców. Tymczasem kilka nast�puj�cych po sobie poronie�
os�abi�o jej zdrowie i nadwer��y�o urod�. Mimo to, wbrew radom lekarzy,
upiera�a si�, by wci�� na nowo zachodzi� w ci���. Jednak dopiero teraz, po
siedemnastu latach od urodzenia Anny, wydawa�o si� pewne, �e zdo�a donosi�
kolejne dziecko.
Stosunki Anny z matk� poprawi�y si� po incydencie z go��bic�, cho� nigdy
nie sta�y si� tak naprawd� bliskie. Z czasem dziewczynka u�wiadomi�a sobie,
�e cho� kocha oboje rodziców, musi pogodzi� si� z tym, �e g�ówn� trosk�
matki by�o sprowadzenie na �wiat ch�opców. Podczas gdy ojciec obdarowywa�
Ann� mi�o�ci� hojnie i bez ogranicze�, matka zaszczepi�a w niej - zarówno
poprzez s�owa, jak i zachowanie - poczucie, �e nie jest w pe�ni warto�ciowa.
Dziewczyna zamkn��a si� w sobie, uciekaj�c do królestwa wyobra�ni.
Zatopiona we w�asnym �wiecie, po�ród ba�niowych postaci i miejsc,
marzy�a o bracie lub siostrze, którzy mogliby stanowi� kotwic�, ��cz�c� j� z
realnym �wiatem.
Jednak nie dane jej by�o mie� rodze�stwa.
Feliks Paduch, ch�op z maj�tku, sprawia� k�opoty od zawsze. Gdy tylko
podrós�, zacz�� kra�� i wdawa� si� w bijatyki.
W wieku trzydziestu lat by� leniwym, zapijaczonym, zgorzknia�ym i
m�ciwym cz�owiekiem, kwestionuj�cym sw� pozycj� spo�eczn� i
nienawidz�cym �wiata. Ch�opi szeptali, �e by� zamieszany w zabójstwo
podró�uj�cego po okolicy Francuza, lecz �aden nie o�mieli� si� otwarcie go
oskar�y�.
Hrabina Berezowska namawia�a m��a, aby wyeksmitowa� Paducha z
maj�tku, i hrabia dwukrotnie omal tego nie zrobi�. W kilka dni po uchwaleniu
konstytucji wybra� si� do chaty Paducha, gdy� jeden z s�siadów, szlachcic,
oskar�y� go o kradzie� kilku worków ziarna. Hrabina próbowa�a powstrzyma�
m��a, przekonuj�c, �e starosta sam poradzi sobie ze spraw�, lecz hrabia, czuj�c
si� odpowiedzialny za swoich ch�opów, nie chcia� pozostawi� jej w r�kach
magistrackich urz�dników.
Tego w�a�nie dnia �ycie szcz��liwej dot�d rodziny zmieni�o si� na zawsze.
Anna siedzia�a w�a�nie przy oknie po�o�onej na drugim pi�trze sypialni,
czytaj�c francuskie t�umaczenie Snu nocy letniej, gdy us�ysza�a, �e na dole co�
si� dzieje. Wyjrza�a przez okno i zobaczy�a gromadk� o�miu czy dziesi�ciu
10
RS
ch�opów otaczaj�cych dwuko�ow� furmank�. Na niej za�, u�o�one na s�omianej
macie, le�a�o cia�o jej ojca.
Poniewa� ch�opów ��czy�y z panem wi�zy oparte na wzajemnym szacunku,
tym razem nie zawahali si� przed oskar�eniem Paducha o morderstwo. To
Anna musia�a powiadomi� o wszystkim matk�, a potem - sama pogr��ona w
smutku -wys�uchiwa�, jak hrabina op�akuje m��a, oskar�aj�c go jednocze�nie
o to, i� zaanga�owa� si� w spraw� niegodn� jego statusu, jak� by�o dociekanie
winy Feliksa Paducha.
Hrabina popad�a w rozpacz. Zdaniem Anny szok spowodowany utrat� m��a
przy�pieszy� poród. Ch�opiec �y� tylko dwa dni. Hrabina nie dosz�a ju� do
siebie po �mierci hrabiego i trudach trwaj�cego trzyna�cie godzin porodu. Gdy
dziecko zmar�o, przesta�a je�� i w tydzie� pó�niej, nieprzytomna z bólu,
gniewu i rozpaczy, równie� zmar�a.
Tak oto w ci�gu kilku zaledwie dni Anna straci�a rodzin�. Ni� jej
spokojnego �ycia w Sochaczewie zosta�a zerwana.
Tego dnia, w dniu �mierci matki, sta�a w ogrodzie, niezdolna p�aka�. Jak�e
jej matka kocha�a kwiaty, które tu ros�y! Prawd� mówi�c, Anna zainteresowa�a
si� ogrodnictwem, by przypodoba� si� matce, która uwielbia�a �wie�e kwiaty
w domu. Wiosn� tamtego roku, kiedy przynios�a do domu kryszta�ow�
go��bic�, ojciec pomóg� jej za�o�y� w�asny ogród. Uprawia�a go i stara�a si�
sprawi� matce przyjemno��, dostarczaj�c wci�� nowe bukiety.
Ca�e to ogrodnicze przedsi�wzi�cie sprawi�o, �e Anna pokocha�a ro�liny.
Ojciec da� jej cebulki sprowadzone z Holandii. Pos�usznie zasadzi�a je na
jesieni, dziwi�c si�, jak co� tak �miesznego mo�e sta� si� zacz�tkiem
delikatnego, wysublimowanego pi�kna. Lecz wiosn� zielone p�dy przebi�y
brunatn� ziemi� i dzi�ki obfitym deszczom wysun��y ku niebu dzielne,
pot��niej�ce z ka�dym dniem ramiona. Anna zasadzi�a cebulki w równych
rz�dach niczym �o�nierzy, tote� kiedy p�ki otwar�y si� nagle, wybuchaj�c
feeri� barw - czerwieni, fioletu, pomara�czu i �ó�ci - ledwie mog�a
pow�ci�gn�� rado��. To by�o jak cud. Chwila, kiedy wr�czy�a zaskoczonej
matce pierwszy bukiet, do tej pory napawa�a j� dum�. Z czasem dosz�a do
wniosku, �e kwiaty w symboliczny sposób odzwierciedlaj� ró�nice pomi�dzy
jej rodzicami: podczas gdy ojciec uwielbia� �yj�ce, rosn�ce na grz�dkach
ro�liny, matka wola�a podziwia� kwiaty ci�te, zanurzone w ch�odnej wodzie i
ustawione w zacienionych pokojach.
Sposób, w jaki matka potraktowa�a j�, kiedy przynios�a do domu go��bic�,
by� dla Anny nauczk� i wp�yn�� na charakter ich wzajemnych stosunków. Anna
11
RS
uparcie kocha�a matk�, lecz podstawy tej mi�o�ci by�y na tyle chwiejne, �e
cho� nigdy ca�kiem si� nie za�ama�y, zawsze istnia�a taka gro�ba. Cho� trudno
jej by�o si� z tym pogodzi�, Anna w�tpi�a, czy matka naprawd� j� kocha.
Hrabina pozosta�a ch�odna uczuciowo, a jedynym wyrazem jej mi�o�ci bywa�o
przytakni�cie lub lekkie poklepanie po g�owie. By�a to mi�o�� dozowana
oszcz�dnie, jak �adnie opakowane �wi�teczne cukierki, i okazywana tak
rzadko, �e Anna przechowywa�a w pami�ci ka�dy jej przejaw jak bezcenny
skarb. Dorasta�a pewna jedynie bezwarunkowej mi�o�ci ojca, mi�o�ci, która
promieniowa�a ciep�em niczym s�o�ce.
Polega�a na nim w pe�ni, tote� kiedy zgin��, zda�a sobie spraw�, �e nie ma
ju� komu zaufa�. Nawet on j� zawiód�, umieraj�c. Je�li bowiem w swoim
post�powaniu zda� si� na los, nie wynik�o z tego nic dobrego.
Starsza siostra matki, hrabina Stella Gro�ska, przyby�a wraz z m��em i
córk� Zofi� na jeden pogrzeb, a przysz�o jej uczestniczy� w trzech. Gdy
opuszczali Sochaczew, by wróci� do swego maj�tku pod Haliczem na po�udniu
Polski, nalegali, by Anna wyjecha�a wraz z nimi. Hrabia i hrabina zostali jej
prawnymi opiekunami do czasu, a� uko�czy osiemna�cie lat.
Z pocz�tku Anna by�a im wdzi�czna. Jej dotychczasowy �wiat przesta�
istnie�, cieszy�a si� wi�c, �e jest kto�, kto za ni� my�li i decyduje. A ciotka i
wuj byli lud�mi kochaj�cymi i serdecznymi. Zofia te� traktowa�a j� �yczliwie,
cho� bardzo si� od siebie ró�ni�y. Kuzynka by�a bowiem kobiet� �wiatow� i z
natury towarzysk�.
Pa�stwo Gro�scy starali si�, jak tylko mogli, by Anna dobrze si� u nich
czu�a. Jednak�e z czasem t�sknota za domem i znajomym otoczeniem stawa�a
si� coraz trudniejsza do zniesienia. Jej sny by�y mroczne, przepe�nione
poczuciem odrzucenia i osamotnienia. Czasami w nocy budzi�a si� na d�wi�k
w�asnego g�osu, wo�aj�c ojca. Ciotka i wuj bardzo przejmowali si� tymi
atakami melancholii, lecz Anna tylko udawa�a, �e ich starania przynosz�
ukojenie. T�skni�a za bezpiecznym schronieniem w ojcowskiej bibliotece,
gdzie sp�dzi�a w dzieci�stwie tyle godzin, przenosz�c si� do innych miejsc i w
inne czasy dzi�ki ksi��kom, stoj�cym na pokrytych politur� pó�kach. Przede
wszystkim za� pragn��a op�akiwa� rodzin� u grobu, dotyka� ziemi, która tuli�a
jej bliskich, czego ona nie mog�a ju� robi�.
Cz�sto zastanawia�a si�, dlaczego dane jej by�o przetrwa�. Czy uczyni�a
co�, co spowodowa�o, �e utraci�a swój �wiat? Czasami �apa�a si� na tym, i�
�a�uje, �e nie le�y obok rodziny na wzgórku, gdzie cztery pokolenia
Berezowskich spoczywa�y po�ród stokrotek, b�awatków i maków. Co jeszcze
12
RS
�ycie mog�o jej zaoferowa�? Nast�pi� w nim tragiczny zwrot, który przywodzi�
na my�l opowie�ci i legendy z dzieci�stwa. One te� cz�sto ko�czy�y si�
tragicznie. Dlaczego?
Kiedy podros�a, wyrobi�a w sobie nawyk czytania tylko do momentu, gdy
historia zaczyna�a przybiera� z�y obrót. Wtedy odk�ada�a ksi��k� i wymy�la�a
w�asne szcz��liwe zako�czenie. Jej ulubion� histori� by�a opowie�� o Juracie,
królowej Ba�tyku. Cho� Anna nie potrafi�a w pe�ni identyfikowa� si� z t�
legendarn� pi�kno�ci�, cieszy�a si�, �e mia�y przynajmniej co� wspólnego:
zielone oczy. Tym, co najbardziej podziwia�a w bogini, by�a zdolno��
poddania si� nami�tno�ci. Och, jak bardzo pragn��a, by i jej przydarzy�o si�
co� takiego!
Jurata mieszka�a w bursztynowym pa�acu na dnie morza. Pewnego dnia
m�ody rybak z�ama� jedno z ustanowionych przez ni� praw, ale �yczliwa bogini
przebaczy�a mu. Zakocha�a si� w rybaku i, odwa�nie sprzeciwiaj�c si� prawom
i obyczajom, co wieczór podp�ywa�a do brzegu, by si� z nim spotka�. Anna
uwa�a�a, �e legenda jest bardzo romantyczna. I w�a�nie w tym miejscu zwykle
wnosi�a do historii istotne poprawki. Nie podoba�o jej si� tragiczne
zako�czenie, w którym bóg b�yskawic i piorunów, Perkun - zakochany w Juracie - wpad� w gniew, poniewa� z�ama�a ona prawo mówi�ce, �e istoty z innego
�wiata mog�y ��czy� si� tylko pomi�dzy sob�. Perkun zniszczy� pa�ac
uderzeniami pioruna i od tej pory nikt ju� nie widzia� Juraty. Fragmenty
zburzonego pa�acu wyp�ywa�y czasem na ba�tyckie pla�e, a ludzie zbierali je i
cenili jak skarby.
W zako�czeniu wymy�lonym przez Ann� Jurata zamkn��a si� w swym
bursztynowym pa�acu, burz�c go kawa�ek po kawa�ku - wyczyn godny herosa.
Potem za� podst�pnie rozbudzi�a w�ród bogów i bogi� nami�tno�� do �ó�tego
kamienia. W ko�cu z�agodzi�a gniew Perkuna, zdradzaj�c mu miejsce, gdzie
ukry�a najwi�ksze na �wiecie zasoby bursztynu, czyni�c go tym samym jeszcze
pot��niejszym i bardziej powa�anym.
Nami�tno�� Juraty by�a tak wielka, �e bogini przybra�a ludzk� posta�,
odrzucaj�c nie�miertelno�� z mi�o�ci do rybaka.
Do Anny stoj�cej nieruchomo po�ród ��ki tylko cz��ciowo dociera� �wiat,
który j� otacza�. By�a niczym intruz na francuskim obrazie, przedstawiaj�cym
wiejsk� sielank�. Czy roztaczaj�cy si� przed ni� widok jest aby prawdziwy?
By� mo�e jej �ycie to ju� tylko sen... Czy mog�aby �ni� �ycie? My�l ta, cho�
dziwaczna, pobudza�a wyobra�ni�. Czy co� takiego by�o w ogóle mo�liwe? W
13
RS
tej chwili jej przypuszczenia nie wydawa�y si� wcale bezsensowne. Gdyby
tylko to, co si� wydarzy�o, by�o iluzj�, pomy�la�a... Gdyby tylko...
Nagle z zadumy wyrwa� j� g��boki m�ski g�os:
- Hrabina Anna, jak s�dz�?
Zbyt raptownie przywo�ano j� do rzeczywisto�ci, tote� nim umys� Anny
zd��y� zareagowa�, z jej ust doby� si� instynktowny, cichy okrzyk. Odwróci�a
si� pospiesznie, kieruj�c twarz ku zachodz�cemu s�o�cu, i os�oni�a oczy d�oni�,
by spojrze� na dosiadaj�cego wierzchowca m��czyzn�.
Czu�a na skórze �ar popo�udniowego s�o�ca. Z pocz�tku widzia�a jedynie
sylwetk�, rysuj�c� si� na tle nieba niczym wycinanka. Mimo to zorientowa�a
si�, �e ma przed sob� kogo�, kto nie mieszka w maj�tku Gro�skich.
- Pi�kny dzi� dzie�, prawda?
U�miecha� si� do niej w sposób, którego nie potrafi�a zinterpretowa�.
- Kim pan jest? - Ledwie poznawa�a swój g�os. Wydawa� si� taki oboj�tny i
s�aby. Czu�a gwa�towne bicie serca i przez g�ow� przemkn��a jej my�l o
ucieczce.
- Przepraszam, je�li pani� przestraszy�em. - Nieznajomy przesta� si�
u�miecha�. - My�la�em, �e s�yszy pani st�panie mego konia.
- Owszem, przestraszy� mnie pan. Niczego nie s�ysza�am. - Stara�a si�
odzyska� nad sob� kontrol�. Nie b�dzie ucieka�a. - Móg� pan zawo�a� do mnie,
zbli�aj�c si�.
- Naprawd�, bardzo mi przykro, hrabino Anno - bo jest pani ni�, prawda?
Przypomnia�a sobie o formach towarzyskich.
- Pani Anna Maria. Rodzice nie u�ywali tytu�u.
- Prosz� mi wybaczy� - powiedzia�, okr��aj�c j�. - Tutaj wielu spo�ród
szlachty to robi.
- Cz�sto podkrada si� pan do ludzi?
Unios�a g�ow�, udaj�c �mielsz�. Zorientowa�a si�, �e mimo woli ona te� si�
obraca, a� wreszcie nie musia�a ju� os�ania� oczu d�oni�. By�a pewna, �e
przybysz zainicjowa� ten ma�y taniec specjalnie w tym celu.
- S�dzi�em, �e uda�o mi si� przezwyci��y� ów brzydki nawyk, pani Anno
Mario.
Jego niefrasobliwo�� by�a doprawdy denerwuj�ca. Anna postanowi�a nie
odpowiada�.
- I co takiego sprowadza pani� tutaj? - dopytywa� si�. Anna wykrzywi�a
wargi w u�miechu, którego nauczy�a si� od matki, a który tak naprawd� nie by�
wcale u�miechem.
14
RS
- Mog�abym o to samo zapyta� pana.
- To prawda.
Teraz to on musia� os�ania� oczy d�oni�, mimo to wyci�gn�� j�, wskazuj�c
przed siebie.
- Ziemia pani wuja ko�czy si� tam, na zachód, na tym polu pszenicy. ��ka
nale�y do mnie.
- Och - Anna poczu�a, �e pewno�� siebie wyp�ywa z niej niczym zimny
górski strumyk. Jak zgrabnie j� usadzi�.
- Zatem jestem tu intruzem? Ju� sobie id�.
- Nie musi pani tego robi�, Anno - powiedzia� z u�miechem. - Lasów i pól
nie zamyka si� na klucz.
By�o to powiedzenie, którym cz�sto pos�ugiwa� si� jej ojciec, i kiedy�
s�dzi�a nawet, �e sam je wymy�li�. Spogl�daj�c na nieznajomego, powiedzia�a:
- Przysz�am tu dlatego, �e ��ka wyda�a mi si� tak spokojna, tak sprzyjaj�ca
rozmy�laniom.
- No prosz�, �adna dziewczyna - i na dodatek my�l�ca!
- Czy te cechy tak rzadko chodz� ze sob� w parze?
Ten cz�owiek jest niemo�liwy, pomy�la�a, prostuj�c dumnie plecy.
- Nie, oczywi�cie, �e nie. Paln��em g�upstwo. Kobaltowo-b��kitne oczy
zab�ys�y, gdy na ni� spojrza�. U�miechn��a si�, unosz�c g�ow�, by lepiej mu si�
przyjrze�.
- Przynajmniej w tym si� zgadzamy. Roze�mia� si�.
Anna natychmiast uzna�a swe ma�e zwyci�stwo za nic nie-znacz�ce.
Czy�by na�miewa� si� z niej? Odwróci�a si�.
- Dawno powinnam by� w domu, wi�c je�li pan wybaczy... Jednym
szybkim ruchem zsun�� si� z czarnego ogiera. Strach natychmiast powróci� i
Anna bezwiednie cofn��a si� o krok.
- Och, nawet si� sobie nie przedstawili�my - powiedzia� m��czyzna. Prosz� pozwoli�, bym jeszcze przez chwil� pani� zatrzyma�. Jestem Jan
Stelnicki z maj�tku U�cie Zielone.
Wyprostowa� si� i sk�oni� g�ow�, spogl�daj�c na Ann�. Ciemnoszare
spodnie wetkni�te w wysokie czarne buty, bia�a jedwabna koszula i czerwony
pas w talii sprawia�y, �e prezentowa� si� znakomicie. Strój m�odego cz�owieka
stanowi� mieszank� wp�ywów polskich i zachodnich, lecz to, �e nie mia�
nakrycia g�owy, nie przystawa�o ani do polskich, ani do zachodnich
obyczajów.
15
RS
Anna skin��a g�ow�, unosz�c wzrok, by obj�� spojrzeniem jego wysok�
posta�.
- Có�, jak wida�, wie pan, kim ja jestem, nie mam wi�c wiele do dodania.
Stara�a si� mówi� poirytowanym tonem, chocia� nie czu�a si� rozdra�niona.
Pomimo braku kapelusza i nazbyt familiarnego zachowania w ca�ej jego
postawie i mowie zna� by�o szlachectwo. Gdy stan�� w cieniu wielkiego d�bu,
obj��a wreszcie spojrzeniem arystokratyczne, m�skie rysy pod grzyw�
faluj�cych z�otych w�osów, roze�miane usta, brod� z do�eczkiem i te niezwyk�e
ciemnoniebieskie oczy. Co� poruszy�o si� w g��bi jej istoty: co� pierwotnego i
nieznanego. M��czyzna nie ma prawa by� taki pi�kny.
- Pani Anno - powiedzia� tonem niemal�e intymnym - czy pozwoli pani, �e
z�o�� jej wyrazy najg��bszego wspó�czucia? Wiadomo�� o �mierci rodziców
pani bardzo mnie zasmuci�a.
- Dzi�kuj�, panie Stelnicki.
�al i rozpacz, które od miesi�cy trawi�y �ycie Anny, nagle jakby si�
odsun��y. Jej zniecierpliwienie w stosunku do nieznajomego nieoczekiwanie
utorowa�o drog� fascynacji, nie - wolnej jednak od ostro�no�ci. Przygl�da�a si�
ruchom jego warg, porcelanowej bieli z�bów. Nie mia� w�sów, wbrew polskiej
modzie i tradycji. By�o w nim co� niezwykle poci�gaj�cego, a tak�e si�a, nie
fizyczna - cho� i tej mu najwyra�niej nie brakowa�o - lecz moc emanuj�ca z
wn�trza, wyczuwalna w spojrzeniu, w g�osie.
- Czy d�ugo zostanie pani u Gro�skich? - zapyta�.
Ju� mia�a odpowiedzie�, �e to nie jego sprawa, lecz zbyt d�ugo zwleka�a i
nagle opu�ci�o j� rozdra�nienie. Us�ysza�a, jak mówi, �e owszem, pozostanie tu
przez jaki� czas i �e Gro�scy traktuj� j� bardzo dobrze. Stelnicki odwróci� si�,
aby przywi�za� konia do ga��zi. Zapyta�, dlaczego do tej pory nie mieli okazji
si� spotka�. Przygl�daj�c si�, jak wi��e lejce, odpar�a, �e przedtem by�a u
wujostwa zaledwie dwa razy, i to przed laty. Stelnicki zapewne by� wtedy na
uniwersytecie. Kiedy odwróci� si� do niej, Anna przezornie spu�ci�a wzrok,
pytaj�c grzecznie, gdzie odbywa� studia. W Krakowie, odpar�, a potem przez
dwa lata w Pary�u.
Anna uda�a, �e nie zrobi�o to na niej wra�enia. Nigdy nie by�a w Krakowie,
ale bywa�a w Warszawie - niezbyt cz�sto, zwa�ywszy, �e jej dom rodzinny
znajdowa� si� tak blisko stolicy. Pary� jednak wydawa� si� jej niesko�czenie
daleki. By� Miastem �wiat�a, kwintesencj� europejskiej kultury. Bardzo
chcia�aby go zobaczy�. Cho� trwaj�ce tam teraz rozruchy uczyni�y stolic�
Francji dosy� niebezpieczn�... Ile on mo�e mie� lat, zastanawia�a si�,
rozmawiaj�c. Dwadzie�cia dwa? Dwadzie�cia trzy?
- Ciesz� si�, �e nie zamierza pani wkrótce wyjecha� - powiedzia� w pewnej
chwili. - Ufam, �e b�dzie mi wolno pokaza� pani okolic�. Do�ynki
obchodzimy tu bardzo uroczy�cie...
Oszo�omiona, przys�uchiwa�a si�, jak m�odzieniec opowiada o miejscowych
zwyczajach, zwi�zanych z jesieni�. Co sprawia�o, �e rozmawia� z ni� tak,
jakby znali si� przez ca�e �ycie? Bezwiednie unios�a d�o� ku czarnej koronce
pod szyj�. Jego g�os by� taki ciep�y, taki muzykalny, a spojrzenie niebieskich
oczu kusz�ce jak wody jeziora w sierpniu. Mimo to zastanawia�a si�, czy jest
szczery. Czy szczero�� i zbytnia �mia�o�� mog� i�� ze sob� w parze?
- Panie Stelnicki - wtr�ci�a wreszcie, kiedy na chwil� umilk�, by nabra� tchu
- obawiam si�, �e takie rozrywki jeszcze przez jaki� czas b�d� dla mnie
niedost�pne.
- Oczywi�cie. Prosz� mi wybaczy�. - Sk�oni� si� w pas. -Lecz i w zimie,
kiedy ju� zrzuci pani �a�ob�, nie zabraknie tu atrakcji - przyj�cia, kuligi, a
tak�e...
Przerwa�a mu, u�miechaj�c si� pob�a�liwie:
- Och, obawiam si�, �e za kilka tygodni ciotka i wuj zamkn� dom. Zim�
sp�dzimy w Warszawie.
- Oczywi�cie. Zapomnia�em, �e Gro�scy maj� taki zwyczaj. No có�, dopóki
pani tu jest, osobi�cie zorganizuj� kulig. Nasze przeja�d�ki s� w okolicy
szeroko znane, a �aden dwór w Haliczu nie odmówi wzi�cia udzia�u w takiej
zabawie!
- I nie zaniknie drzwi przed uczestnikami, dopóki w piwniczce gospodarza
zostanie cho� troch� wódki - za�mia�a si� Anna.
- No w�a�nie - zgodzi� si� Stelnicki, wtóruj�c Annie. Ale ju� po chwili
westchn�� ci��ko i zrobi� przesadnie rozczarowan� min�.
- Ach, ta zima nie b�dzie dla mnie zbyt przyjemna.
Ale� on ma tupet, pomy�la�a Anna. To, co powiedzia� przed chwil�, z
pewno�ci� nie by�o szczere.
Jednak sztuczny grymas znik� z jego twarzy równie szybko, jak si� pojawi�
i Stelnicki powesela�. Wbi� w Ann� spojrzenie niebieskich oczu.
- Czas jest panem �wiata i mo�e by� sprzymierze�cem lub wrogiem. Niech
b�dzie dla nas przyjacielem, pani Anno Mario.
Anna nie s�ysza�a dot�d tego powiedzenia, lecz odczyta�a jego przes�anie i
twarz jej zap�on��a rumie�cem. �mia�o�� Stelnickiego wytr�ca�a j� z
17
RS
równowagi. �aden m��czyzna, a ju� z pewno�ci� nikt obcy, nie traktowa� jej
tak bezceremonialnie. Gard�o Anny, i tak ju� wyschni�te, zacisn��o si� jeszcze
bardziej, kiedy zastanawia�a si�, jak zmieni� ten swobodny ton rozmowy.
- Nie sp�dza pan zimy w mie�cie, panie Stelnicki?
- Musi pani zwraca� si� do mnie po imieniu. Prosz�. Mia�a wielk� ochot�
zgasi� wyczekuj�cy u�mieszek Jana.
Czy ten m��czyzna nigdy nie napotyka oporu? Lecz w tej samej chwili,
kiedy to pomy�la�a, bezwiednie skin��a g�ow�, w duchu obiecuj�c sobie, �e
zignoruje pro�b�.
Jej zgoda usatysfakcjonowa�a Jana i zacz�� jej opowiada�, jak to przed laty
zwyk� sp�dza� grudzie� i stycze� w Krakowie - gdzie mieszka� teraz jego
ojciec - lecz doszed� do wniosku, �e woli wie�. Tak, nawet w zimie, podkre�la�,
jakby przyznawa� si� do swego rodzaju dziwactwa. Wygl�da�o na to, �e jego
matka zmar�a przed kilkoma laty. Zapewni� Ann�, �e wie, co ona czuje, i �e
czas pomo�e uleczy� rany.
Mimo �e by� bezczelny, a ona zak�opotana, ku zaskoczeniu Anny co� w niej
pragn��o przed�u�y� rozmow�. Lecz kiedy wspomnia�a na sw� �a�ob�,
obowi�zek sk�oni� j�, by powiedzia�a, �e musi wraca�.
- Doskonale - us�ysza�a w odpowiedzi - skieruj� konia do domu Gro�skich,
je�li zechce pani pojecha�.
- Och, nie!
- Je�dzi pani konno?
- Oczywi�cie, ale rozumie pan, wysz�am, aby si� przej��. Inaczej
wzi��abym wierzchowca. Ch�tnie przejd� si� z powrotem. - Czu�a, �e mówi
zbyt szybko, lecz Jan wydawa� si� usatysfakcjonowany wymówk�.
- Có�, pani Anno Mario - powiedzia�, k�aniaj�c si�. - Witam pani� w
Haliczu i b�d� niecierpliwie wyczekiwa� nast�pnego spotkania. Mam nadziej�,
�e pewnego dnia razem wybierzemy si� na przeja�d�k�. Widoki s� tu
niezwykle malownicze. Kiedy sko�czy si� dla pani okres �a�oby?
- Za trzy tygodnie.
Jego g��boki g�os ju� nie wydawa� si� obcy ani przera�aj�cy. Brzmia�
lirycznie, jak g�os, o którym wiedzia�a, �e gdzie� tam istnieje, i chowa�a go w
g��bi serca. By� jak pie�� przodków, pierwotna, a jednak koj�ca. Czy on
naprawd� a� tak si� mn� interesuje, pomy�la�a, czy te� �a�oba uczyni�a mnie
podatn� na wzruszenia? A mo�e wyobra�nia p�ata mi figle? Có� to by� za ptak,
g�upiutki i �atwy do schwytania, do którego Poloniusz przyrówna� Ofeli�?
S�onka, tak, to by�a s�onka. Czy tym w�a�nie jestem? A jednak serce Anny bi�o
18
RS
przy�pieszonym rytmem. Chcia� zobaczy� si� z ni� znowu. Ta my�l by�a
zarówno niepokoj�ca, jak ekscytuj�ca.
- Prosz� wybaczy�, �e pani dzi� przeszkodzi�em - mówi� tymczasem
Stelnicki. - Po prostu z daleka wzi��em pani� za Zofi�, wi�c podjecha�em. Z
pewno�ci� wpadn� do Gro�skich za trzy tygodnie. Ale có� ja tu widz�?
Rumieniec?
Anna przekl��a go w duchu za to, �e wytkn�� jej zmieszanie. Zmusi�a si�,
by parskn�� krótkim �mieszkiem.
- To z pewno�ci� zabawne. Nikt dot�d nie pomyli� mnie z moj� pi�kn�
kuzynk�, zapewniam pana. Mog�abym sobie jedynie �yczy�, aby wygl�da� jak
ona.
- Ale�, Anno - w tej sytuacji musi pani pozwoli�, �e b�d� tak si� do niej
zwraca� - nie ma, doprawdy, powodu, by mia�a pani �yczy� sobie tego.
Dosiad� swego czarnego wierzchowca. Skóra zatrzeszcza�a, kiedy
poprawia� si� w siodle ze swobod� i wdzi�kiem kogo�, kto je�dzi konno przez
ca�e �ycie.
Anna znów przy�apa�a si� na tym, �e si� w niego wpatruje.
- Popatrz! - powiedzia�, wskazuj�c co� szerokim gestem. - Widzisz te dwa
polne kwiaty, �ó�ty i fio�kowy? Ró�ni� si� od siebie jak dzie� od nocy. Lecz
kto móg�by powiedzie�, który z nich jest pi�kniejszy? Och, g�upiec móg�by.
Lecz tylko on.
Siod�o zatrzeszcza�o znowu, kiedy pochyli� si� ku niej, jakby mia� zdradzi�
wielki sekret.
- Ale czy wiesz, co mog�oby sprawi�, �e jeden zosta�by uznany za bardziej
godny po��dania ni� drugi? - zapyta�.
Wpatrywa� si� w ni� tak intensywnie, �e Anna mog�a jedynie w milczeniu
potrz�sn�� g�ow�.
- Jego zapach!
Szeroki, �obuzerski u�miech, widoczny na ogorza�ej od s�o�ca twarzy,
ods�oni� rz�d bia�ych równych z�bów. Nagle �ci�gn�� wodze, a kiedy ko�
stan�� na tylnych nogach, pomacha� Annie d�oni�, zawróci� wierzchowca i
pogna� z wiatrem w zawody. Anna sta�a tak blisko, �e ziemia zadr�a�a jej pod
stopami, gdy olbrzymie zwierz� opu�ci�o kopyta. Cofn��a si� niepewnie, czuj�c
na twarzy powiew, wywo�any gwa�townym machni�ciem ko�skiego ogona.
Z oddali dobieg�y j� s�owa po�egnania.
Rozchyli�a wargi, jakby zamierza�a odpowiedzie�, i sta�a tak, spogl�daj�c
za nim, dopóki nie znikn�� za szczytem wzgórza.
19
RS
Nogi pod ni� dr�a�y. Czu�a si� jak kto� porzucony przez wroga na polu
bitwy. M�odzieniec by� niepoprawny: niezno�nie pewny siebie, dumny,
wynios�y. Sprawia�, �e instynktownie próbowa�a si� broni�, jakby podnosi�a
zwodzone mosty. No i �artowa� sobie z niej. �ó�te i fio�kowe kwiatki, te� mi
co�. Jest pan szelm� i hultajem, panie Stelnicki!
Mimo to fascynowa� j�. Przez krótk� chwil� w jej �yciu zago�ci�o co� poza
�mierci�, ciemno�ci� i �a�ob�. Opad�a na ziemi�, a sztywna satynowa spódnica
wyd��a si� wokó� niej jak wielka czarna poduszka.
�wiat by� taki sam jak przedtem, zanim pojawi� si� Stelnicki. Li�cie
ta�czy�y na wietrze. Motyl trzepota� skrzyde�kami po�ród polnego kwiecia. Na
pobliskiej ga��zi przycupn�� niepewnie ma�y wróbel.
Anna siedzia�a, odtwarzaj�c w my�lach spotkanie. Próbowa�a
uporz�dkowa� swoje odczucia. Oczywi�cie Stelnicki jest uderzaj�co
przystojny, przyzna�a. Lecz poza urod� by�o w nim co� jeszcze, jaki�
szczególny wdzi�k lub rodzaj energii, przyci�gaj�cy niczym magnes. Jedno
zwyk�e spotkanie, a ju� czu�a, �e w jej �yciu zasz�a zmiana. Mo�e czeka� j�
wy�niony romans, o jakich czyta�a, marzy�a, wymy�la�a je?
Nagle ogarn��o j� zw�tpienie. U�miechn��a si� kpi�co. Nie b�d� jak ta
niem�dra s�onka. Nie dam si� z�apa� tak �atwo. Jestem zbyt dojrza�a, �eby
zadurzy� si� jak pensjonarka i wyobra�a� sobie nie wiadomo co. Mimo to nie
potrafi�a uwolni� si� od jednej my�li, jednego wspomnienia.
Matka cz�sto powtarza�a Annie, i� wiedzia�a, �e wyjdzie za jej ojca ju� w
chwili, gdy pierwszy raz go ujrza�a. I zrobi�a to, pomimo zastrze�e� ze strony
rodziców i ofert ze strony zamo�niejszych i maj�cych wy�sz� pozycj�
spo�eczn� konkurentów.
Wiedzia�a! A zatem to mo�liwe. Na sam� my�l o tym co� �cisn��o j� w
piersi. Czy ze mn� dzieje si� podobnie?
Jednak umys� nie przestawa� dr�czy� jej w�tpliwo�ciami, odgrywaj�c rol�
adwokata diab�a. Mo�e Stelnicki nie by� z ni� szczery, my�la�a. Mo�e
wykorzystywa� po prostu swój urok. Tylko po co mia�by to robi�? Mo�e od
dawna �wiczy si� w sztuce uwodzenia. Mo�e robi to z pró�no�ci...
Lecz by�o te� co� g��bszego - jakie� tajemnicze ogniwo - przyci�ga�o ono
Ann� i przydawa�o znaczenia temu, co zdawa�o si� jedynie przypadkowym
spotkaniem. To ogniwo móg� wyku� jedynie kowal bogów, Hefajstos.
Siedzia�a, patrz�c na ��k�, która nagle wyda�a jej si� niezwykle barwna,
pe�na ruchu, pulsuj�ca ciep�em i �yciem. Po raz pierwszy m��czyzna wywar�
na niej tak piorunuj�ce wra�enie. Upaja�a si� tym uczuciem jak francuskim
20
RS
winem. Wype�nia�o jej cia�o i umys�, przenosz�c je w dziwn�, nieziemsk�
przestrze�.
Chmury, które nie nios�y deszczu, nadp�yn��y nad ��k�, a potem odesz�y.
S�o�ce z wolna chyli�o si� ku zachodowi. Wreszcie wsta�a, p�osz�c wróbla, i
zdecydowanym krokiem ruszy�a ku domowi. By� mo�e ma jednak przed sob�
przysz�o��. Je�li mo�na zmieni� zako�czenie legendy, dlaczego z histori� jej
�ycia mia�oby by� inaczej?
Wiatr si� wzmóg� i wydymaj�c fa�dy jej czarnej spódnicy, pcha� j� do
przodu niczym �agiel.
Roze�mia�a si� i pobieg�a. Biegn�c, my�la�a o tym, co powiedzia� Stelnicki,
�e czas jest panem �wiata. Ju� ona postara si�, by by� jej przyjacielem, nie
wrogiem.
- W ko�cu - powiedzia�a na g�os - potrzeba czasu, by nauczy� si� je�dzi�
konno!
21
Rozdzia� drugi.
RS
Pod G�ogami, w rodzinnym dworze Gro�skich, nikt nie zabroni jej je�dzi�.
Nie tak, jak w Sochaczewie. Anna uda�a si� prosto do swej sypialni na drugim
pi�trze. Umy�a si� i przebra�a do kolacji, a potem podesz�a do masywnej starej
serwantki i wysun��a doln� szuflad�. Wyj��a z niej drewniane, inkrustowane
pude�ko, dzie�o tatrza�skich artystów. Ostro�nie postawi�a szkatu�k� na
serwantce i unios�a wieczko.
Nawet tu, z dala od okna, kryszta� l�ni� jasno na tle czerwonej aksamitnej
wy�ció�ki. Anna wyj��a figurk� z pude�ka i postawi�a na czarnym marmurze.
Obraca�a j� to w t�, to w tamt� stron�, nie mog�c si� zdecydowa�. Dopiero tu�
przed �mierci� matki pozna�a, jak� kryje tajemnic�. Czy to nie dziwne, �e
w�a�nie ów pi�kny, lecz martwy przedmiot przyczyni� si� do tego, �e nie
potrafi je�dzi� konno? Widok go��bicy jak zwykle sprawi� jej przyjemno��,
lecz znajome uczucie spokoju, które ogarnia�o j�, kiedy patrzy�a na rze�b�, tym
razem nie chcia�o si� pojawi�.
Powiedzia�a Stelnickiemu, �e je�dzi konno. Nigdy przedtem nie sk�ama�a i
fakt, �e to zrobi�a, mocno j� zaniepokoi�. Nie wyniknie z tego nic dobrego,
pomy�la�a.
Nie ma sprawy, uzna�a po chwili, Zofia mnie nauczy. I pewnego dnia
wybior� si� z Janem na przeja�d�k�.
Po raz pierwszy pomy�la�a o nieznajomym, nazywaj�c go po imieniu.
Spojrza�a w lustro i przekona�a si�, �e jej twarz wyra�a niepewno��, ale i
zadowolenie, jakby mimo nieobecno�ci Jana rodzi�a si� pomi�dzy nimi pewna
za�y�o��.
Zostawi�a go��bic� na serwantce, pewna, �e s�u��ca nie o�mieli si� jej
tkn��, i zesz�a na parter, aby poszuka� Zofii.
Znalaz�a kuzynk� i jej matk� w ma�ym saloniku, z którego wchodzi�o si� do
pomieszcze� zajmowanych przez pana i pani� domu: przedpokoju oraz
sypialni. By�a tak podekscytowana, �e nawet nie usiad�a, lecz bez namys�u, z
dzieci�c� beztrosk� opowiedzia�a o tym, jak pozna�a Jana Stelnickiego. Zofia
okaza�a �ywe zainteresowanie i Anna na chwil� zapomnia�a, �e w salonie jest
równie� ciotka. Lecz kiedy umilk�a, spostrzeg�a, �e hrabina mocno poblad�a, a
jej br�zowe, pe�ne wyrazu oczy wpatruj� si� w siostrzenic� z wyrazem
prawdziwej grozy.
- Chcesz powiedzie�, �e spotka�a� si� ze Stelnickim gdzie� na polu? I by�a�
sama? - spyta�a.
22
RS
- Nie, nie sama - za�artowa�a Zofia, nim Anna zd��y�a si� odezwa�. Przecie� s�ysza�a�: Jan tam by�. I có�, kuzynko, co o nim s�dzisz? Czy nie jest
przystojny?
- O tak - odpar�a Anna cicho. - I czaruj�cy.
- Pewnego dnia - mówi�a dalej Zofia - zostanie hrabi� Stelnickim.
- Hrabia czy nie - zaprotestowa�a ciotka - zachowuje si� w sposób
niedopuszczalny. Co za �mia�o��! Nie zosta� przedstawiony, a Anna by�a sama,
bez przyzwoitki. I nie mia� nawet na tyle dobrych manier, by w�o�y� kapelusz!
- Och, mamo, nie ekscytuj si� tak - powiedzia�a Zofia. -Dostaniesz
palpitacji. Jutro te� jest dzie�.
- Tak, powinnam go doczeka�!
Wesz�a s�u��ca i powiedzia�a, �e kolacja gotowa.
Anna nie mia�a apetytu. By�a niespokojna jak wierzba na wietrze. W g��bi
serca ona te� uwa�a�a spotkanie za niew�a�ciwe. Dlaczego nie pomy�la�a o
tym, jak zareaguje ciotka? Co za g�upi impuls kaza� jej wszystko wypapla�?
Ale� jestem niem�dra. Musz� uwa�a�, �eby najpierw pomy�le�, zanim co�
powiem.
Podesz�a do krzes�a, na którym siedzia�a hrabina, przykl�k�a i uj��a d�o�
ciotki.
- Och, nie oskar�aj go o zbytni� �mia�o��, ciociu. Zbli�y� si� do mnie tylko
dlatego, �e z daleka wzi�� mnie za Zofi�.
- I gdzie ja wtedy by�am? - spyta�a Zofia �piewnie. - Gdybym tylko
wiedzia�a, �e na polach dojrzewaj� m��czy�ni!
- Zofio!
Zofia zrobi�a zabawn� min�.
- Jeste� zbyt powa�na, mamo.
- Nie tak powa�na, jak by�by twój ojciec, gdyby us�ysza�, co wygadujesz!
Hrabina uj��a d�o� Anny i powiedzia�a zdecydowanie �agodniej:
- By� mo�e nie zdajesz sobie sprawy z niestosowno�ci takiego
post�powania, moje dziecko. Tak czy inaczej twoi rodzice nie zaakceptowaliby
tej znajomo�ci. Jan Stelnicki, cho� dobry s�siad i przyjaciel, nie jest
katolikiem, lecz zwolennikiem aria�skiej herezji.
- To jego ojciec jest arianinem, mamo - wtr�ci�a Zofia. - Jan niezbyt
przejmuje si� religi�.
Hrabina zacisn��a wargi tak, �e jej usta przypomina�y sakiewk� o
zaci�gni�tych troczkach.
23
RS
- Ró�nica pomi�dzy heretykiem a poganinem jest bardzo cienka, Zofio, i
nie zamierzam o tym dyskutowa�.
Wsta�a nagle, poci�gaj�c Ann� za sob�.
- Przejdziemy teraz do jadalni.
Unios�a twarz, by spojrze� Annie w oczy, a w jej g�osie d�wi�cza�a
stanowczo��:
- Anno Mario, jestem zmuszona zabroni� ci, by� oddala�a si� samotnie od
dworu. Postaraj si� tak�e, by ani s�owo na temat tego... tego spotkania nie
dotar�o do uszu wuja. Wyzywa� m��czyzn na pojedynek, maj�c po temu mniej
wa�ny powód. I �eby�my dobrze si� zrozumia�y: pod �adnym pozorem nie
wolno ci spotyka� si� ze Stelnickim.
Na pozór kolacja przebieg�a w serdecznej atmosferze. Anna rozmawia�a z
ciotk�, wujem, kuzynk�, odpowiadaj�c na pytania, u�miechaj�c si�, a nawet
troch� �miej�c. Jednak jej my�li i emocje nie bra�y w tym udzia�u.
Przypomnia�a sobie piskl� ze z�amanym skrzyd�em, które kiedy� znalaz�a.
Ojciec zrobi� dla niego �ubki, a Anna piel�gnowa�a ptaszka z oddaniem,
wyczekuj�c chwili, gdy po raz pierwszy wzniesie si� w powietrze. Jednak
pewnego ranka odkry�a, �e pomimo jej wysi�ków i tl�cej si� w malutkiej piersi
woli �ycia piskl� umar�o w nocy.
Nim kolacja dobieg�a ko�ca, Ann� znów, jak przed laty, ogarn��o
przygn�bienie.
24
Rozdzia� trzeci.
RS
Zofia siedzia�a przy bia�ej francuskiej toaletce, z nieobecn� min�
przesuwaj�c szczotk� po l�ni�cych ciemnych w�osach. Zmy�a ju� makija�, a na
jej twarzy malowa� si� upór i powaga. Westchn��a g��boko do swego odbicia w
lustrze. Nie pozosta�o jej nic innego jak tylko stawi� czo�o Annie i po�o�y�
kres jej dziecinnemu zadurzeniu.
Lecz jak to zrobi�? Nie przestawa�a szczotkowa� w�osów, wpatruj�c si� jak
zauroczona w swoje odbicie. By�y dwie mo�liwo�ci: Mog�a st�umi�
zainteresowanie Anny, popieraj�c matk� w kwestii stosunku Jana do religii.
Kuzynka by�a zbyt nieskomplikowana i potulna, by sprzeciwi� si� ca�ej
rodzinie. Mog�a te� powiedzie� jej prawd�, �e ma wobec Stelnickiego pewne
zamiary. Lecz je�li tak post�pi, mo�e sprowokowa� k�opoty. Zastanawia�a si�,
czy Anna mog�aby zawie�� jej zaufanie. Gdyby rodzice dowiedzieli si�, co
zamierza ich córka, byliby w�ciekli, nie mówi�c o tym, �e jej zamys�y
zosta�yby unicestwione w zarodku.
Czarne oczy w kszta�cie migda�ów wpatrywa�y si� w zwierciad�o, szukaj�c
tam odpowiedzi. Nie ucieknie od tego pytania. Czy kocha�a Jana? Przechyli�a
na bok g�ow�, zastanawiaj�c si� nad tym. By� niewiarygodnie przystojny i
promieniowa� czarem. To, �e odczuwali do siebie poci�g, nie ulega�o kwestii.
W ci�gu tych kilku miesi�cy, jakie min��y od jego powrotu z Pary�a, kilka razy
spotkali si� potajemnie. Lecz dwa tygodnie temu - tu� przed tym, jak pojecha�a
z rodzicami, by zabra� Ann� z Sochaczewa - pope�ni�a b��d, który postawi� pod
znakiem zapytania przysz�o�� ich romansu. Jednak�e, nawet gdyby nie mia�a
innych atutów, jej uroda i wyrafinowanie mog�yby - i z pewno�ci� tak w�a�nie
si� stanie - sk�oni� go, by do niej wróci�.
Wpatrywa�a si� w lustro niczym w g��b w�asnej duszy. Czy ja go kocham?
Zadawa�a sobie to pytanie, gdy� wiedzia�a, �e bez wzgl�du na to, jak jest
naprawd�, mo�e zosta� zmuszona, by powiedzie� Annie, �e kocha Jana. I
nawet je�li mia�oby to by� k�amstwo... có�, lepiej by� przygotowan�. Jeszcze
przez jaki� czas wpatrywa�a si� w swoje odbicie, a� wreszcie mog�a uczciwie
stwierdzi�: nie kocha�a go. Po prostu pasowa� do jej planu. Czy tego chce, czy
nie, odda jej nieocenion� przys�ug�. Jego wygl�d i urok za� by�y dodatkowymi
atutami.
Nie mia�a zamiaru rezygnowa� z niego dla Anny. Có�, trudno, b�dzie
musia�a k�ama�, by zdusi� w zarodku nadzieje kuzynki. Zacz��a si�
intensywnie zastanawia�. Wiedzia�a z do�wiadczenia, �e k�amstwo, je�li ma
25
RS
by� skuteczne, powinno by� przemy�lane i dopracowane do ostatniego
szczegó�u. B�dzie ostro�na. Nie pope�ni b��du.
Mimo to czu�a presj� czasu. W Bo�e Narodzenie mia�a po�lubi�
m��czyzn�, którego dot�d nie widzia�a, a któremu zosta�a przyrzeczona przez
rodziców, gdy by�a jeszcze niemowl�ciem. Na sam� my�l o tym krew gotowa�a
si� jej w �y�ach.
�wiat si� zmienia� - lecz nie dla rodziców Zofii, zw�aszcza dla ojca. Nie
ust�pi�, chyba �e zmusz� ich do tego okoliczno�ci. Lecz ona tak�e potrafi by�
uparta. I sprytna. Nie po�wi�ci m�odo�ci i rado�ci �ycia, wi���c si� z
obowi�zku z jakim� nudziarzem. Nic z tego.
Jan stanowi� dla niej bilet do �ycia wolnego od ciasnych konwenansów. Jej
plan przewidywa�, �e powie rodzicom o zwi�zku z Janem, kiedy ten zostanie
skonsumowany. Je�li nie zgodz� si� zerwa� wieloletniego narzecze�stwa, sama
powie o tym narzeczonemu. Ale co b�dzie, je�li narzeczony oka�e si�
cz�owiekiem bez charakteru, niedbaj�cym o to, czy panna m�oda wejdzie do
ma��e�skiej �o�nicy nietkni�ta? Co wtedy? Je�li zajdzie potrzeba, posunie si�
do tego, by o�wiadczy�, �e jest przy nadziei. Co za� si� tyczy Jana, by� mo�e
za kilka lat zgodzi si� nawet za niego wyj��. W�tpi�a, by trafi� jej si� lepszy
konkurent. Tak, pewnego dnia mo�e nawet go pokocha. Teraz jednak t�skni�a
za wolno�ci�, nie za ma��e�stwem. Bardzo powa�nie traktowa�a �artobliwe
powiedzonko, �e cz�owiek powinien przez trzy lata si� wyszumie�, nim wst�pi
w zwi�zek ma��e�ski. Nie chcia�a odgrywa� postarzaj�cej roli �ony, matki,
babki - przynajmniej dopóki nie posmakuje �ycia. Najbli�sze lata b�d� niczym
z�ote dukaty, wydane na przyjemno�ci.
Rodzice spiskowali, by ograbi� j� z m�odo�ci. Na my�l o tym, �e mia�aby
�y� jedynie dla obowi�zków, zimny dreszcz przebiega� jej po plecach. Równie
dobrze mog�aby umrze�.
Wróci�a my�lami do kuzynki. By�o jej naprawd� przykro, �e Anna sta�a si�
cz��ci� tej intrygi. Lubi�a j�. Szkoda, �e dziewczyna stan��a pomi�dzy si�ami,
którym nie by�a w stanie stawi� czo�o. Bez w�tpienia Jan by� jak zwykle
grzeczny i ujmuj�cy, lecz przecie� nie móg� naprawd� interesowa� si�
kuzynk�. To by�oby �mieszne. Anna, naiwna i nieznaj�ca m��czyzn, musia�a
�le oceni� jego intencje.
Och, kuzyneczka, o szeroko otwartych oczach i zaplecionych w warkocze
w�osach, by�a na swój dziecinny sposób �adna, lecz ciemnow�osa Zofia od
dawna zdawa�a sobie spraw�, �e jej uroda nie musi obawia� si�
wspó�zawodnictwa. Podczas zebra� towarzyskich, zarówno tu, na wsi, jak i w
26
RS
mie�cie, zawsze wzbudza�a zainteresowanie, przyci�gaj�c m��czyzn tak, jak
p�omie� przyci�ga owady. Kobietom o wiele pi�kniejszym ni� Anna nie
udawa�o si� przy�mi� blasku Zofii. Nie, mia�a pewno��, �e dziewczyna nie
stanowi�a zagro�enia.
By�a przekonana, �e ze strony Anny to nic innego jak tylko niem�dre
zauroczenie, bez w�tpienia pierwsze. Zdradzi sw� za�ciankow� kuzyneczk�,
lecz zrobi to najdelikatniej, jak b�dzie mog�a. Anna jako� prze�yje ten zawód,
pomy�la�a. W ko�cu nie b�dzie mia�a wyboru.
Kto� zapuka� do drzwi. Zofia otwar�a je i zobaczy�a córk� s�u��cej.
Dziewczyna by�a blada i ledwie mog�a mówi�.
- O co chodzi? - spyta�a Zofia ostro. - Napisa�? Da� ci li�cik? Mów!
Trzynastoletnia Marcelina wygl�da�a jak mysz schwytana w pu�apk�. Zofia
chwyci�a j� za r�k� i wci�gn��a do pokoju, zatrzaskuj�c drzwi.
- A teraz powiedz mi, co si� wydarzy�o!
Szare oczy dziewczyny rozszerzy�y si� ze strachu.
- On... zwróci� pani list. - Si�gn��a do kieszeni fartucha.
- Nie przeczyta� go? Potrz�sn��a g�ow�.
Zofia uderzy�a j� mocno w twarz.
- Odpowiedz!
- Nie, nie przeczyta� - za�ka�a Marcelina, podaj�c Zofii kopert�. Z k�cika jej
ust s�czy�a si� krew.
- Poprosi�... poprosi�, by pani... z �aski swojej...
- Tak? - dopytywa�a si� Zofia. Mia�a ochot� uderzy� dziewczyn� znowu,
lecz powstrzyma�a si�. - O co poprosi�?
- By pani wi�cej do niego nie pisa�a - wyrzuci�a z siebie Marcelina,
zdobywaj�c si� na odwag�.
Zofia chwyci�a list i przez chwil� wpatrywa�a si� w niego, próbuj�c
otrz�sn�� si� z szoku.
Marcelina, spodziewaj�c si�, �e za chwil� znowu oberwie, zacz��a szlocha�
i trz��� si�.
Po chwili Zofia odzyska�a jasno�� umys�u.
- Dobrze ju�, dobrze, Marcelino. Przesta�, powiedzia�am! We� t�
chusteczk�, wytrzyj oczy i twarz. Mo�esz odej��.
Dziewczyna odwróci�a si�, by wyj��. Zofia chwyci�a j� za nadgarstek.
- Wiesz, �e nie wolno ci nikomu o tym wspomina�, prawda? Przysi�gam,
Marcelino, je�li si� wygadasz, mój ojciec wyp�dzi st�d ca�� twoj� rodzin�, i to
z dnia na dzie�. Zrozumia�a�?
27
RS
Dziewczyna patrzy�a na ni� w niemej rozpaczy. Zofia chwyci�a j� za
ramiona i potrz�sn��a.
- Zrozumia�a�? - spyta�a ponownie, wbijaj�c jej w cia�o d�ugie paznokcie.
Marcelina zdo�a�a jedynie skin�� g�ow� i szepn��:
- Oui, mademoiselle.
- To dobrze.
Zofia opanowa�a si� ju�, a nawet zdo�a�a u�miechn��.
- Twój akcent si� poprawia. Zaczekaj, dam ci jedn� z moich wst��ek.
Wiem, jak je lubisz.
Zacz��a przeszukiwa� szuflad�, lecz kiedy odwróci�a si�, trzymaj�c w d�oni
wst��k�, dziewczyny ju� nie by�o.
Zofia opad�a na krzes�o. Czy to mo�liwe, �eby odes�a� jej list, nawet go nie
czytaj�c? Jan Stelnicki j� odrzuci�.
Odrzucenie. Nie zna�a dot�d tego uczucia i bardzo jej si� nie spodoba�o. Jak
to mo�liwe, zastanawia�a si�. Jej plany obraca�y si� wniwecz, nim zd��y�a
wprowadzi� je w czyn.
Co teraz? Gor�czkowo szuka�a wyj�cia z sytuacji.
Min��o kilka minut. W ko�cu zacisn��a d�o� o d�ugich, wypolerowanych
paznokciach, zgniataj�c list. Nie wywiesi bia�ej flagi z powodu jednego
niepowodzenia. Zrobi co�. Tylko co? Potrzebowa�a czasu, by obmy�li�
nast�pny ruch. Z pocz�tku wszystko sz�o dobrze. Podczas kolejnych spotka� w
lesie ona i Jan stawali si� sobie coraz bli�si. Chocia� udawa� d�entelmena,
trzymaj�c nami�tno�� na wodzy, wiedzia�a, �e j� kocha.
Wróci�a my�lami do ostatniego spotkania. Okaza�o si� absolutn� katastrof�.
Jego nieko�cz�ca si� rezerwa sprawi�a, �e straci�a wreszcie cierpliwo��. Teraz
u�wiadomi�a sobie w ko�cu, �e zbyt si� spieszy�a, d���c do zbli�enia. A
wszystko przez to, �e czas zam��pój�cia nadchodzi� nieub�aganie, rodzice naciskali, a kodeks post�powania Jana nie by� ani troch� bardziej nowoczesny ni�
ten, który wyznawali rycerze ze starych francuskich legend. Mówi�, �e troszczy
si� o jej honor.
Gdyby tylko wiedzia�.
To w�a�nie wtedy Zofia przej��a inicjatyw�, pragn�c, by niewinne
pieszczoty zmieni�y si� wreszcie w co� wi�cej. Odda�a poca�unek z
nieskr�powan� nami�tno�ci�, a potem zacz��a odpina� mu pas. Jej
agresywno�� zaszokowa�a Jana. Zaszokowa�a i rozgniewa�a. Pok�ócili si�.
Oczywi�cie pope�ni�a b��d, i to powa�ny. Jej bezpo�rednio�� zgasi�a po��danie,
które, jak dobrze wiedzia�a, w nim p�on��o. Ich rozstanie, tu� przed tym, jak
28
RS
Gro�scy wyjechali do Sochaczewa, by�o bolesne, a k�ótnia pozosta�a
nierozstrzygni�ta. By�a jednak pewna, �e reakcja Jana stanowi jedynie przejaw
ura�onej m�skiej dumy i �e po kilku tygodniach ch�opak z�agodnieje.
Có�, myli�a si�. Najwidoczniej �le go oceni�a. Powróci�a my�lami do
tera�niejszo�ci i spojrza�a na zapiecz�towan� kopert�. Dlaczego nie przeczyta�
listu? Rozgniewana, podar�a go na drobne kawa�eczki.
Siedzia�a, kipi�c z w�ciek�o�ci. Czy by�y jeszcze inne powody jego
zachowania? Czy zniech�ci�o go to, �e mia�a wkrótce wyj�� za m��? Wiedzia�
o d�ugim narzecze�stwie Zofii, ale powiedzia�a mu, �e zamierza sprzeciwi� si�
rodzicom, kiedy nadejdzie czas. Czy obawia� si� jej ojca? Narzeczonego? Czy
to mo�liwe, by nie zale�a�o mu na niej tak, jak s�dzi�a? Natychmiast odrzuci�a
t� ostatni� mo�liwo��. Naprawd� j� kocha� - kobiecy instynkt podpowiada� jej,
�e podbi�a jego serce.
A zatem o co mu chodzi? I jak mog�aby si� z nim zobaczy�? Nauczy�a si�
ju�, �e nie powinna by� zbyt przedsi�biorcza. Jak mog�aby zrobi� cokolwiek,
nie zdradzaj�c si�, �e przej��a inicjatyw�?
Poza tym musi jeszcze raz zastanowi� si�, co powie Annie.
Anna! Zofia wyprostowa�a si� na krze�le. Oczywi�cie! Spojrza�a na swe
odbicie szeroko otwartymi oczami. Dlaczego nie wpad�a na to od razu?
Przecie�, gdyby by�a na jego miejscu, post�pi�aby dok�adnie tak samo. To takie
oczywiste!
Jan pos�ugiwa� si� Ann�, by wzbudzi� w niej zazdro��!
Co mog�oby zainteresowa� go w prostej, wiejskiej dziewczynie? Anna, z jej
zielonymi oczami, zaplecionymi w warkocz w�osami, jej entuzjazmem i
naiwno�ci�! To jedynie niem�dry fortel i nic poza tym.
U�miechn��a si� do swego odbicia. Có�, pozwoli mu realizowa� ten plan mimo wszystko jednak go nie doceni�a. A potem... Nauczka dobrze mu zrobi,
pomy�la�a.
Postanowi�a, �e nie b�dzie pisa�a wi�cej listów ani przejawia�a
zainteresowania. Brak inicjatywy z jej strony z pewno�ci� sk�oni go, by do niej
wróci�. Pewno�� siebie, jej nieodst�pna towarzyszka, wróci�a. Jan przyczo�ga
si� do niej na kl�czkach. A ona pozwoli mu b�aga� i b�dzie rozkoszowa�a si�
ka�d� chwil�.
Nie, nie powie Annie, co ��czy j� ze Stelnickim. Wr�cz przeciwnie, b�dzie
j� zach�ca�, ot tak, dla zabawy. Naiwno�� i prostota dziewczyny obróc� si�
przeciwko niej; gdy zdejmie wreszcie �a�ob�, zapewne przywdzieje znów strój
29
RS
wie�niaczki. Jan znudzi si� ni� b�yskawicznie i wróci. Roze�mia�a si�,
spogl�daj�c na swe odbicie, które wtórowa�o jej weso�o�ci.
Do grudnia zosta�o jeszcze sporo czasu. W Bo�e Narodzenie rodzice
nieodwo�alnie zechc� wyegzekwowa� od córki pos�usze�stwo i wyda� j� za
m��. Je�li im si� uda, b�dzie to dla niej jak egzekucja, pomy�la�a z wisielczym
humorem. Nie! Zwyci��� w rozgrywce z rodzicami i ze Stelnickim, a je�li
Anna wejdzie mi w drog�, có�, niech Bóg maj� w opiece!
Zofia zapuka�a i nie czekaj�c na odpowied�, wesz�a do pokoju kuzynki.
- Witaj, kochanie.
- Dzie� dobry.
Anna siedzia�a przy ma�ym francuskim biurku.
- Piszesz wiersze?
- Nie - roze�mia�a si�. - Prowadz� dziennik i od czasu do czasu co� w nim
zapisuj�.
- Dziennik? Co za wspania�y pomys�! Ja te� powinnam to robi�. - Zofia
u�miechn��a si� figlarnie. - Domy�lam si�, �e piszesz o Janie Stelnickim?
Twarz Anny sp�on��a rumie�cem.
- Tak my�la�am!
Zofia wspar�a d�onie na biodrach.
- Co takiego my�la�a�?
- Och, nie b�d� taka boja�liwa. A mo�e przemawia przez ciebie
nie�mia�o��? Có�, to ci� do niczego nie doprowadzi. Spodoba� ci si�, prawda?
Spróbuj tylko zaprzeczy�.
- Potrafisz by� okrutna, Zofio - powiedzia�a Anna, udaj�c brak
zainteresowania. - A je�li nawet tak, co za ró�nica? Nie wolno mi si� z nim
spotyka�.
- Bo mama ci zabroni�a? - Zofia ruszy�a drobnym kroczkiem w g��b pokoju.
- Na twoim miejscu nie przejmowa�abym si� tym za bardzo.
- Co masz na my�li?
- Mam na my�li, �e sprytna dziewczyna, taka jak ty, z pewno�ci� potrafi
uci�� sobie dyskretnie ma�y flirt.
- Nie powinnam sprzeciwia� si� twojej matce.
- Nie musi o tym wiedzie�. Anno, kochanie, za rok b�dziesz stanowi�a o
sobie i zarz�dza�a w�asnym maj�tkiem. Czy b�dzie to mia�o wtedy znaczenie?
M�od� jest si� tylko raz.
- Ile lat ma Jan?
- Jest dla ciebie za stary!
30
RS
- Naprawd�? Tak uwa�asz?
- Naprawd�? - powtórzy�a Zofia, wykrzywiaj�c twarz w przesadnym
grymasie zdumienia. - Tak uwa�asz?
- Zofio, prosz�!
- Dwadzie�cia pi��. - Skrzywi�a lekko wargi, a potem rozci�gn��a je w
szerokim, domy�lnym u�miechu. - Bo�e, ty rzeczywi�cie si� w nim zadurzy�a�!
Prawda? Musia� by� wyj�tkowo czaruj�cy. Gdy zechce, doprawdy trudno mu
si� oprze�. B�d� ostro�na, moja droga. Jego nastroje bywaj� zmienne jak
pogoda. Lecz widz�, �e dzisiaj okaza� si� prawdziwym Don Juanem!
Z podniecenia Annie poró�owia�y policzki.
- Przypuszczam, �e ka�da dziewczyna by�aby nim oczarowana. Ty nie
jeste�, Zofio?
- Ja? Nie!
- Czy to dlatego, �e jest starszy?
- Raczej nie. �artowa�am, je�li chodzi o ró�nic� wieku, g�sko. Có�,
miewa�am wielbicieli starszych od Jana. Jeste�my po prostu przyjació�mi. Och,
przyznaj�, to najprzystojniejszy z m��czyzn, lecz moje upodobania si�gaj�, �e
tak powiem, szerzej.
Roze�mia�a si� ostro, dwuznacznie. Szokowanie kuzynki sprawia�o jej
przyjemno��.
- Po co zadowala� si� ró��, kiedy w ogrodzie ro�nie tyle kwiatów, które
tylko czekaj�, by je zerwa�?
- Jeste� taka pi�kna, Zofio. Musisz mie� wielu adoratorów.
- Tu, na wsi, z pewno�ci� jest ich zbyt ma�o. Za to w Warszawie!
Zdziwi�aby� si�. Podobnie jak moi rodzice. Ach, oni stanowi� problem!
Zofia zacz��a przemierza� pokój.
- Na wsi niczego nie da si� utrzyma� w tajemnicy, lecz w mie�cie... có�, s�
sposoby. Jednak wcze�niej czy pó�niej b�d� musia�a sprzeciwi� si� rodzicom.
Och, Anno, oczekuj� po mnie, �e wyjd� za m��czyzn�, którego nie widzia�am
dot�d na oczy! To syn jakiego� barona. Nasze rodziny zaplanowa�y, �e si�
po��cz�, gdy by�am dzieckiem. Mo�esz sobie to wyobrazi�? W dodatku mój
narzeczony nie otrzyma tytu�u ani maj�tku, dopóki stary baron nie spocznie w
grobie. - Zofia odwróci�a si� do Anny i ci��ko westchn��a. - Teraz ju� si� tak
nie post�puje, ale czy moi rodzice o tym wiedz�?
- Mo�e zdo�asz go pokocha�, je�li oka�e si� przystojny i szlachetny.
- Jak twój Don Juan? - zakpi�a. - Jeste� niepoprawn� optymistk�, Anno. Nie
wiem, czy zdo�amy kiedykolwiek si� dogada�.
31
RS
Zofia spostrzeg�a szklanego ptaka i natychmiast do niego podesz�a.
- Och, co to za figurka? Go��bica! Jest z kryszta�u?
- Tak. Dosta�am j� na pi�te urodziny. - Anna wsta�a, obawiaj�c si� o
bezpiecze�stwo swego skarbu. - Tatu� zabra� mnie do Warszawy, abym
wybra�a sobie lalk� ze szklanymi oczami i prawdziwymi w�osami, ale ja
zakocha�am si� w kryszta�owym ptaku. Mama dosta�a ataku z�o�ci, kiedy go
zobaczy�a.
Zofia porwa�a figurk� z blatu i pospieszy�a z ni� ku �wiat�u, obracaj�c
kryszta� na wszystkie strony.
- Ale� dlaczego, przecie� jest �liczna. Spójrz tylko, jak przenikaj� �wiat�o.
U�wiadomi�a sobie, �e Anna stoi tu� za ni�.
- Nie obawiaj si�, kochanie, nie upuszcz� jej.
- Dopiero ostatnio domy�li�am si�, �e mama zmusi�a tat�, aby obieca�, �e
nie b�dzie mnie uczy� konnej jazdy. Tylko pod takim warunkiem pozwoli�a mi
zatrzyma� go��bic�.
- Dlaczego to zrobi�a? - spyta�a Zofia, odwracaj�c si� do kuzynki.
- By�am jedynaczk� i stale martwi�a si� o moje zdrowie. Gdyby uda�o jej si�
donosi� cho� jeszcze jedn� ci���, pewnie nie by�aby tak opieku�cza.
- O�miel� si� powiedzie�, �e wkrótce rozwiniesz skrzyd�a. A Jan b�dzie
dobry na pocz�tek.
- Zofio! - zawo�a�a Anna, zaszokowana.
- Och, nie odgrywaj md�ej heroiny z jednej ze swych ksi��ek.
- Nie chcesz chyba powiedzie�, �e powinnam sprzeciwi� si� woli twoich
rodziców?
- Oczywi�cie, tyle �e po kryjomu. Ostro�nie odstawi�a go��bic� na blat
serwantki.
- Pójd� ju� si� po�o�y�, kochanie.
- Zofio?
- Tak? - Zofia odwróci�a si� do Anny. Anna post�pi�a ku niej.
- Nauczysz mnie je�dzi� konno?
Zofia zmru�y�a oczy, u�miechaj�c si� z aprobat�.
- Och, Aniu, jeste� przejrzysta jak twoja szklana go��bica! Chcesz je�dzi� z
Janem, to oczywiste. Nie denerwuj si�, naucz� ci�. - Obj��a kuzynk�. Uwielbiam to. Pomy�le� tylko, twój pierwszy romans.
- Ja... nie jestem pewna, czy dam sobie rad�.
Zofia odsun��a Ann� na odleg�o�� ramion.
32
RS
- Chcesz mi powiedzie�, �e nigdy nie próbowa�a� przechytrzy� rodziców?
Nigdy nie dosiad�a� konia?
- Och, my�la�am, �eby to zrobi�. Gdy nie uda�o mi si� ich przekona�,
g�ównie mamy... zacz��am wymy�la� setki planów. Przekupi�am nawet
wie�niaka, by mnie uczy�.
- I co?
Anna spu�ci�a wzrok.
- Nie mog�am tego zrobi�.
- Och, Anno! Ze strachu czy z uczciwo�ci?
- Nie wiem. Prawdopodobnie w gr� wchodzi�o jedno i drugie.
Zofia pu�ci�a kuzynk�.
- Mo�e i dorasta�a� pod kloszem, Anno Mario Berezowska, ale dzi� to ja ci
zazdroszcz�. Masz ju� tytu�, a za nieca�y rok b�dziesz mog�a w pe�ni sob�
rozporz�dza�. A ja? Prawdopodobnie b�d� wtedy star� zam��n� kobiet�, która
najlepsz� cz��� �ycia ma ju� za sob�.
- Przesadzasz, Zofio. Jestem niemal pewna, �e je�li o to chodzi, zdo�asz w
ko�cu postawi� na swoim.
Szczero��, widoczna w zielonych oczach Anny, na chwil� chwyci�a Zofi�
za serce. Odrzuci�a jednak g�ow� i roze�mia�a si�.
- Có�, droga kuzynko, wcale by mnie to nie zdziwi�o.
33
Rozdzia� czwarty.
RS
Anna nie potrafi�a usun�� Jana ze swoich my�li. Beztroski �miech i
przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu nawiedza�y j� niczym anielska zjawa.
S�owa zach�ty, wypowiedziane przez Zofi�, d�wi�cza�y jej w uszach, dodaj�c
odwagi do tego stopnia, �e o�miela�a si� my�le�, i� powinna zobaczy� si� z
nim znowu. Czy� bogini Jurata nie sprzeniewierzy�a si� obyczajom i prawu,
aby spotyka� si� z rybakiem?
Dziewczyna zdawa�a sobie jednak spraw�, �e zakaz ciotki Stelli stanowi
problem, którego nie nale�y lekcewa�y�. Postawi�a spraw� jasno, a jeszcze
przez jaki� czas mia�a by� jej prawn� opiekunk�.
Na razie Anna czu�a si� podniesiona na duchu, gdy� Zofia zapewni�a j�, �e
nie interesuje jej Stelnicki. Poradzi sobie jako� z ciotk�, lecz gdyby Zofia
wyrazi�a zainteresowanie Janem, by�aby zdruzgotana. Usun��aby si� bez s�owa
protestu, nie tylko z uwagi na honor, lecz tak�e dlatego, i� by�a przekonana, �e
Zofia zdob�dzie ka�dego m��czyzn�, którego zapragnie.
Gdy kilka tygodni temu Gro�scy przyjechali po ni� do Sochaczewa, Ann�
zaskoczy�o, jak bardzo zmieni�a si� jej kuzynka. Pami�ta�a Zofi� jako
niezdarn�, ch�opakowat� dziewczynk�, nieustannie skar��c� si�, �e starszy brat
nie w��cza jej do swych podwórkowych zabaw. Ju� wtedy by�a rozpieszczona,
a od Waltera oczekiwano, �e b�dzie opiekowa� si� siostr� i zapewnia� jej
rozrywk�. Zofia posiada�a niedaj�c� si� wyt�umaczy� umiej�tno�� radzenia
sobie z rodzicami, za co Anna bardzo j� podziwia�a. Przekonawszy si�, �e
napady z�ego humoru nic jej nie dadz�, rozwin��a do perfekcji umiej�tno�ci
dyplomatyczne, które rzadko j� zawodzi�y.
Od tego czasu min��o zaledwie pi�� lat i oto kuzynka sta�a si� kruczow�os�,
ciemnook� kobiet� o niezwyk�ej urodzie i wyrafinowanym zachowaniu. Nie
pozwala�a, by zwracano si� do niej zdrobniale „Zosiu". Gdy powóz, ko�ysz�c,
toczy� si� drog� prowadz�c� do Halicza, Anna wpatrywa�a si� w kuzynk�, nie
mog�c oderwa� od niej oczu. Podziwia�a rozkwitaj�c� urod� Zofii i nieco jej
zazdro�ci�a. Czy to mo�liwe, �e Zofia mia�a zaledwie osiemna�cie lat i by�a
tylko o rok starsza od niej?
Anna nie uwa�a�a si� za pi�kn�, a ju� z pewno�ci� nie mog�a równa� si�
urod� z tak uderzaj�co pi�knym stworzeniem, jakim sta�a si� Zofia. Mia�a
jednak nadziej�, �e w sprzyjaj�cych okoliczno�ciach mo�e wydawa� si�
atrakcyjna. Matka mówi�a jej, �e pi�kno to �wiat�o, które promienieje z wn�-
34
RS
trza. I ona stara�a si� w to wierzy�, chocia� czasami trudno jej by�o nie
dostrzega� w tym ironii, gdy� matka by�a bardzo urodziwa.
Kiedy Anna doros�a, okaza�o si�, �e wzrostem dorównuje wi�kszo�ci
m��czyzn, sylwetk� za� mia�a smuk��, cho� mocn�.
- Twoja figura dopiero si� kszta�tuje - powiedzia�a matka, gdy dziewczynka
zwierzy�a si� jej, �e martwi j� brak kobiecych kszta�tów. - B�d� cierpliwa.
Jeste� teraz na wpó� dzieckiem, na wpó� kobiet�, Anno Mario. Nied�ugo otoczy
ci� rój wielbicieli.
Wed�ug Anny jej najwi�kszym atutem by�y w�osy. Z wiekiem �ciemnia�y
nieco i mia�y teraz kasztanow� barw�, roz�wietlon� rdzawymi pasemkami. W
domu nosi�a je pod�ug wiejskiej mody - splecione w dwa grube warkocze,
które si�ga�y jej do pasa. Jednak w okresie �a�oby zacz��a splata� je w
pojedynczy warkocz, który owija�a wokó� g�owy jak koron�. Wi�kszo�� ludzi
zwraca�a jednak uwag� przede wszystkim na jej szmaragdowe oczy, g��boko
osadzone i nakrapiane bursztynem.
U Zofii Anna rozpozna�a ten sam typ mrocznej urody, jakim szczyci�a si�
jej matka. Zofia by�a chyba nawet od niej �adniejsza. Gdyby zagi��a parol na
Stelnickiego, wszystko by�oby stracone.
Przez kilka dni Anna nie wychodzi�a poza zabudowania dworu,
zaznajamiaj�c si� z tym, co s�u�ba zwyk�a nazywa� „du�ym domem",
rozlokowanym majestatycznie na skraju urwiska nad rzek� Dniestr. Podobnie
jak dom w Sochaczewie, a tak�e wiele innych dworów drobnej szlachty,
stanowi�cej rdze� polskiego spo�ecze�stwa tamtych czasów, równie� ten dwór
mia� z frontu ganek podparty dwiema mocnymi bielonymi kolumnami - nieme
�wiadectwo staropolskiej go�cinno�ci. Zbudowany z wapienia dom mia� wiele
pokojów i udogodnie� s�u��cych wygodzie, co imponowa�o Annie, ale
najwi�kszy podziw i przekonanie, i� dwór elegancj� nie ust�puje miejskiej
rezydencji, wzbudza�a w niej mansarda z krytymi daszkiem oknami,
wystaj�cymi z pokrytego zielonym gontem dachu. Spacerowa�a kr�tymi
�cie�kami, poznaj�c kwietne ogrody, sady, staw, domek zarz�dcy i niezliczone
inne budynki.
Wi�ksza cz��� posiadanej przez hrabiego Leo Gro�skiego ziemi - a by�o
tego niema�o - zosta�a oddana w dzier�aw� ch�opom, z którymi Anna nie mia�a
okazji si� zetkn��, pozna�a jednak rodzin� zarz�dcy gospodarstwa Gro�skich.
Pewnego razu natkn��a si� podczas spaceru na Katarzyn� i Marcelin�, córki
zarz�dcy. Pracowa�y ci��ko w ogródku warzywnym. Pozdrowi�a je, a one
35
RS
dygn��y grzecznie, lecz przygl�da�y jej si� zaskoczone, kiedy przedziera�a si�
przez rz�dy buraków, marchwi, kapusty i cebuli.
W domu Anna bardzo lubi�a uprawia� swój sp�achetek ziemi, dlatego
zainteresowa� j� du�y ogród Gro�skich. Gdy zatrzyma�a si� na chwil�, aby
podziwia� ró�ne rodzaje cebuli, wywo�a�a ogromne zdumienie dziewcz�t. To
nie do pomy�lenia, aby dama, hrabina, wiedzia�a co� o takich sprawach lub
interesowa�a si� nimi.
Mog�a wyczyta� to w ich twarzach: noga panny Zofii z pewno�ci� nie
posta�a dot�d w warzywniku.
Rozbawi�a j� reakcja s�u��cych, nie czu�a si� wszak�e zawstydzona tym, �e
zosta�a wychowana jak wie�niaczka. Ojciec nauczy� j� ceni� zapach i dotyk
ziemi, kocha� prac� na roli. Dopóki Polak ma przynajmniej kawa�ek w�asnej
ziemi, mawia�, zawsze b�dzie cz�owiekiem bogatym. Mimo to Anna zdawa�a
sobie spraw�, �e jej zachowanie wywo�a komentarze, a nie chc�c denerwowa�
ciotki, postanowi�a, �e porozmawia z dziewcz�tami przy innej okazji. Je�li
dopisze jej szcz��cie, ciotka wcale si� o tym nie dowie.
Pod koniec tygodnia zarówno dom, jak i ogród nie mia�y ju� dla niej
tajemnic. Chocia� t�umaczy�a sobie, �e ta aktywno�� pomo�e jej st�umi� ból po
stracie rodziców, w g��bi duszy wiedzia�a, �e przede wszystkim próbuje
zapanowa� w ten sposób nad dziwn� i przemo�n� si��, która p�yn��a w niej niczym rw�ca rzeka. Jej my�li kr��y�y wokó� nieokre�lonych, a jednak
powa�nych rozterek dziewcz�cego serca - i wokó� Jana Stelnickiego.
Sprzeciwiaj�c si� poleceniu ciotki, posz�a na ��k�, gdzie wówczas go
spotka�a. W�drowa�a bez celu po�ród kwiatów i wysokiej trawy, pogr��ona w
rozmy�laniach.
Oczywi�cie Jana tam nie by�o. Nie, �eby naprawd� spodziewa�a si� go
spotka�. A jednak miejsce to przyci�ga�o j� niczym pó�noc ig�� kompasu.
Straci�a rachub� czasu. Nie s�ucha�a �piewu ptaków, inaczej zwróci�aby
uwag�, �e nagle zamilk�y. Zbiera�o si� na burz�.
Grzmot wyrwa� j� z zadumy. Niebo pociemnia�o od deszczowych chmur.
Anna unios�a spódnice i pobieg�a przez ��k�, a krople deszczu, wielkie i
lodowato zimne, sprawi�y, �e uzna�a swoje zachowanie za przejaw g�upiutkich
dziewcz�cych marze� i nadziei.
Bieg�a pod wiatr. To strata rodziców i mój niespokojny umys� przywiod�y
mnie do tego, pomy�la�a. Zachowuj� si� jak idiotka, wykradam z domu za
plecami ciotki, pozwalam, by jedno spotkanie z m��czyzn� mia�o na mnie a�
36
RS
taki wp�yw. Dzi� podczas kolacji zapytam, czy mog�abym wróci� do Sochaczewa, postanowi�a.
Gdy wreszcie w�lizn��a si� do domu, przemokni�ta do bielizny i zmartwia�a
ze strachu, i� mo�e zosta� przy�apana, us�ysza�a ostry g�os kuzynki:
- Gdzie by�a�?
Sta�a, milcz�c i dr��c z zimna.
- Przedstawiasz sob� �a�osny widok, Anno!
- Ja... spacerowa�am. - Poci�gn��a nosem. - A potem z�apa�a mnie burza.
- W�a�nie widz�. Matka ci� szuka�a.
- Ale nie wysz�a z domu, �eby mnie znale��, prawda? -spyta�a Anna,
próbuj�c ukry� panik� w g�osie.
- Nie, wys�a�a w tym celu mnie i musz� powiedzie�, �e przeszuka�am ka�d�
pi�d� ziemi.
- Och - Anna uzna�a, �e trzeba pogodzi� si� z upokorzeniem. - Có�, mog�
zatem wyzna� ci, �e by�am...
- Powiedzia�am jej, droga kuzynko - wtr�ci�a Zofia - �e odpoczywasz w
swoim pokoju, gdy� chwyci� ci� lekki ból g�owy. - Spojrza�a znacz�co
�miej�cymi si� oczami, co �wiadczy�o, �e domy�li�a si� prawdy. - A teraz id�
si� wysuszy�, bo je�li ten ból g�owy sko�czy si� zapaleniem p�uc, trudno to
b�dzie wyt�umaczy�.
Anna wróci�a do pokoju i opad�a, wyczerpana, na �ó�ko. Czu�a si� tak,
jakby w�a�nie odroczono egzekucj�, i z ulg� postanowi�a, �e b�dzie trzyma� si�
z dala od ��ki.
Podczas kolacji tym razem to ciotka Stella brutalnie wyrwa�a j� z
zamy�lenia.
- Jeste� dzi� bardzo milcz�ca, moja droga - powiedzia�a, spogl�daj�c z
trosk� znad deseru. - To przez ten ból g�owy?
Anna poczu�a, �e �ciska j� w gardle. Co mia�a powiedzie�? Zosta�a
przy�apana na k�amstwie i mog�a jedynie �a�owa� swego niepos�usze�stwa.
- Anna jest zm�czona, mamo - wtr�ci�a natychmiast Zofia, przychodz�c jej
z pomoc�. - I nadal bardzo smutna - doda�a, po czym unios�a do ust k�s
�liwkowego knedla i u�miechn��a si� dyskretnie do kuzynki.
Anna przez chwil� wpatrywa�a si� w ni�, podziwiaj�c niewinn� min� oraz
figlarne spojrzenie ciemnych oczu, a potem zerkn��a nerwowo na deser,
którego nawet nie tkn��a.
- Bardzo prze�y�a� strat� rodziny, dziecko - powiedzia�a hrabina. - To
okropne, �e �mier� wywiera taki wp�yw na m�odych. Có�, okres �a�oby
37
RS
wkrótce si� sko�czy. A ty ju� teraz powinna� skupi� umys� na czym� innym.
Jeste� m�oda i musisz zajmowa� si� tym, co przystoi m�odym. Moja siostra
bardzo lubi�a pewne stoickie powiedzonko, tycz�ce si� przesz�o�ci. Pami�tasz
je, Anno Mario?
- Tak, ciociu - odpowiedzia�a, przypominaj�c sobie melodyjny g�os matki. Mama powiedzia�aby, �e nie da si� zmieni� przesz�o�ci, wi�c ka�de spojrzenie
wstecz ograbia nas z cz�stki tera�niejszo�ci.
- Tak! - zawo�a�a hrabina. - Dok�adnie tak!
Anna nie mog�a si� jednak powstrzyma�, aby nie zauwa�y�, �e to
powiedzenie okaza�o si� dla matki pustymi s�owami. Nie potrafi�a zapobiec
temu, by przesz�o�� dopad�a j� i zniszczy�a. Cho� rada matki by�a dla niej
zgodna z tym, co powiedzia� ojciec: „Czasami trzeba po prostu zda� si� na
los".
38
Rozdzia� pi�ty.
RS
Spacer po ��ce sta� si� dla Anny codziennym nawykiem. Przez kilka dni
odbywa�a go w samotno�ci. I kiedy zacz��a ju� s�dzi�, �e wi�cej go tu nie
spotka, i� jego obecno�� by�a jedynie wytworem wyobra�ni, Jan si� pojawi�.
Tym razem dostrzeg�a go w oddali, a kiedy zawróci� konia i pogalopowa� ku
niej, serce mimo woli zacz��o jej szybciej bi�.
- Dzie� dobry, pani Anno - powiedzia�, wstrzymuj�c konia.
- Dzie� dobry, panie Stelnicki - odpar�a, nie mog�c powstrzyma� u�miechu
równie szczerego jak ten, którym j� obdarzy�.
- Jan - pami�tasz?
- Tak.
- Nadal pogr��ona w rozmy�laniach?
- Nie tak bardzo.
- To dobrze!
Zeskoczy� zgrabnie z konia.
- S�dzi�am, �e �niwa s� u was jeszcze w pe�ni - powiedzia�a, próbuj�c ukry�
rosn�ce z ka�d� chwil� podniecenie.
- Bo tak jest.
- Mimo to masz czas na przeja�d�ki?
- Moi ludzie ci��ko pracuj� i s� godni zaufania. Przywi�za� konia do
rosn�cej nisko ga��zi.
- To twoja pszenica?
- Tak.
- A co jeszcze uprawiasz... Janie? U�miechn�� si�.
- J�czmie� i owies.
- A zatem stosujesz p�odozmian.
Oczy Jana rozszerzy�y si� pod brwiami tak jasnymi, �e niemal
niewidocznymi.
- O co chodzi? - spyta�a, dostrzeg�szy jego zdumienie.
- Zaskoczy�a� mnie.
- Tym, �e orientuj� si� w takich sprawach? - Anna roze�mia�a si�,
przechylaj�c na bok g�ow�. - Có�, pewnie zdziwisz si� jeszcze bardziej, lecz
musz� ci powiedzie�, �e wiem, jak sia�, sadzi� i uprawia� ro�liny, a tak�e
zbiera� owoce i warzywa, a nawet tyto�.
- Doprawdy! - zawo�a�, w widoczny sposób zainteresowany. - Zwykle
pozostawiamy upraw� warzyw i owoców naszym ch�opom, ci za� ograniczaj�
39
RS
si� do ziemniaków i buraków, wi�c moja wiedza na ten temat jest do��
ograniczona. Co za� si� tyczy tytoniu, nie mam poj�cia, jak go uprawia�!
Gdzie si� tego nauczy�a�?
- Uczy�am si� od ojca. Mia�am te� ma�y ogródek. Wspomnienia
zaatakowa�y j� z tak� si��, �e z trudem powstrzyma�a �zy.
- Za jaki� czas wróc� do Sochaczewa, by zarz�dza� swoim maj�tkiem.
- To gdzie� blisko Warszawy, prawda? - zapyta� Jan mi�kko, wspó�czuj�co.
- O kilka godzin jazdy na zachód.
- Anno, nie zechcia�aby� usi��� na chwil� w cieniu tego d�bu? Cho� masz
na g�owie kapelusz z budk�, s�o�ce i tak opali ci twarz.
- Nie powinnam pozostawa� zbyt d�ugo poza domem.
- To nie b�dzie trwa�o d�ugo. Z pewno�ci� mo�esz zmarnowa� troch� czasu,
by porozmawia� z takim nicponiem jak ja. - Jego oczy, b��kitne niczym
jeziora, zdawa�y si� j� b�aga�.
Anna roze�mia�a si�.
- No dobrze, ale tylko kilka minut.
To, �e nazwa� siebie nicponiem, tak jak sama go okre�li�a, kiedy poprzednio
si� spotkali, przyda�o jej �miechowi g��bi.
Jan rozpostar� surdut na wyschni�tej, przero�ni�tej trawie i pomóg� Annie
usi���. Przygl�da�a si�, jak siada naprzeciw niej ze skrzy�owanymi nogami.
Zrobi� to bez najmniejszego wysi�ku. Znowu, wbrew temu, co nakazywa�
obyczaj, nie nosi� nakrycia g�owy. Jego koszula z cienko tkanego p�ótna mia�a
lu�ne r�kawy i krez� pod szyj�. Spodnie mia� br�zowe, o ton ja�niejsze ni�
surdut. Si�gaj�ce do po�owy �ydki rdzawo-czerwone buty zrobione by�y z
dobrej skóry, mi�kkiej i b�yszcz�cej.
- Jak brzmi twoje nazwisko, Anno? Kiedy zwróci�em si� do ciebie
poprzednim razem, uzna�a� zapewne, �e brak mi manier, lecz widzisz, wiem
tylko, jak masz na imi�. Nie nazywasz si� Gro�ska, prawda?
- Nie. Moja mama i ciotka Stella by�y siostrami, cho� mama by�a od ciotki
du�o m�odsza. Ojciec nazywa� si� Berezowski - Samuel Berezowski.
Jan zacz�� opowiada� o drzewie, od którego wzi��o si� to nazwisko wychwala� brzoz�, mówi�c, jak pi�knym jest drzewem, wysokim i bia�ym,
wdzi�cznym, silnym i zdrowym. To odpowiednie nazwisko dla kogo� takiego
jak ona, stwierdzi� w ko�cu.
Anna obla�a si� rumie�cem.
- Mój ojciec powiedzia�by, �e jest odpowiednie, poniewa� zawsze znalaz�by
si� powód, by przy�o�y� mi brzozow� witk�.
40
RS
Jan roze�mia� si� szczerze.
- Ale z pewno�ci� nigdy tego nie zrobi�!
- Nie! - teraz Anna tak�e si� �mia�a. - Chocia� nieraz go kusi�o.
- Pani Anna Maria Berezowska - brzmi bardzo �adnie.
- Dzi�kuj� - u�miechn��a si�, pochyli�a i skin��a g�ow� w kpi�cej parodii
uk�onu.
Jan zmarszczy� brwi i spowa�nia�. Widzia�a go takim po raz pierwszy, a ju�
zupe�nie nie by�a przygotowana na to, �e zapyta:
- Jak to si� sta�o, �e twoi rodzice zmarli tak szybko po sobie, Anno?
Przez chwil� wpatrywa�a si� w niego, a potem odwróci�a wzrok.
- Wybacz, prosz� - powiedzia�. - Nie powinienem by� porusza� tego tematu.
Anna machn��a lekko d�oni�.
- Nie ma powodu przeprasza�.
- Przeciwnie, jest. Ale� ze mnie idiota.
- Nic podobnego. Jestem niem�dra, wiem, ale co� nie pozwala mi o tym
mówi�... tak jakby to wszystko nigdy si� nie wydarzy�o.
Nie mog�a si� zmusi�, aby na niego spojrze�.
- Czasami wydaje mi si�, �e jestem tu po prostu na wakacjach, a w ko�cu
wrze�nia wróc� do Sochaczewa, do domu i rodziców. A potem sobie
przypominam i wtedy pytam sam� siebie: Czy jestem po dziewcz�cemu
niem�dra, czy cierpi� na zaburzenia umys�u?
- Ani jedno, ani drugie. To ludzka rzecz wypiera� z serca ból.
Pochyli� si� ku niej, uj�� j� pod brod� i odwróci� g�ow� tak, by nie mog�a
uciec spojrzeniem. Jego g�os, cho� równie lekki jak dotyk, by� jednak
stanowczy i koj�cy.
- Ale nie wolno ci si� oszukiwa�. Mówienie o �mierci oznacza pogodzenie
si� z ni�. A dopiero wtedy mo�e zacz�� si� proces zdrowienia.
Anna nie s�ysza�a dot�d, by jaki� m��czyzna - poza jej ojcem - przemawia�
w sposób tak �agodny. Poczu�a, �e gdzie� w niej p�ka tama. Zala�a j� fala
uczucia, daleko wykraczaj�ca poza zwyk�e zadurzenie.
- Mój ojciec zosta� zamordowany, Janie - powiedzia�a, z trudem
opanowuj�c emocje.
Jan zamruga�, zdumiony.
- Zamordowany? Anna skin��a g�ow�.
- Dopiero co sko�czy� czterdzie�ci lat. - W jej oczach zab�ys�y �zy.
- Dobrze ju�, Anno, nie musisz o tym mówi�.
Jako� uda�o jej si� powstrzyma� �zy.
41
RS
- Nic mi nie jest. Masz racj�. By� mo�e powinnam o tym z kim�
porozmawia�.
- Bardzo go kocha�a�.
- Jego nie da�o si� nie kocha�. Lepiej czu� si�, przemierzaj�c pola na swoim
bia�ym ogierze ni� prowadz�c czcze rozmowy w pa�acach magnatów.
Traktowa� ch�opów z szacunkiem, pewnie dlatego, �e czu� si� tak bardzo
zwi�zany z ziemi�. Uwa�a�, �e przynale�� bardziej do ziemi ni� do niego.
Cz�sto powtarza�, �e to jedynie przypadek i odrobina odwagi sk�oni�y jego
przodka, aby pojecha� walczy� z Turkami u boku Jana Sobieskiego. To wtedy,
sto lat temu, nasza rodzina uzyska�a szlachectwo i ziemi� nad Wis��.
Umilk�a, zbieraj�c si�y, by mówi� dalej.
- Ch�opi kochali ojca... wszyscy z wyj�tkiem Feliksa Pa-ducha, pijaka i
lenia, który potrafi� ukra�� w sekund� wszystko, co tylko pozostawa�o bez
opieki.
Poczu�a w sercu gorycz.
- Gdyby tata wygna� go z maj�tku, czym od czasu do czasu grozi�, nadal by
�y�.
- To Paduch go zabi�?
- Tak. Zosta� schwytany, lecz uciek�, nim go skazano, zmyliwszy czujno��
magistrackich urz�dników. A przedtem poprzysi�g�, �e ród mego ojca sko�czy
si� na mnie.
Jan otwar� ze zdumienia usta.
- Czy to dlatego hrabia Gro�ski nalega�, aby� mieszka�a przez ten rok z
nimi?
- Cz��ciowo zapewne tak.
- A twoja matka?
- Bardzo kocha�a ojca, mimo to do ko�ca pozosta� dla niej zagadk�.
Anna opowiedzia�a o okoliczno�ciach poprzedzaj�cych �mier� matki i
nowo narodzonego braciszka.
- Och, jak�e mi przykro, Anno. Bo�e, straci�a� ca�� rodzin�.
- Tak.
Niezr�czna cisza przed�u�a�a si�. �adne z nich nie mia�o ochoty pierwsze
si� odezwa�. Anna przygl�da�a si� parze ptaków, które zerwa�y si� z ga��zi i
kr��y�y teraz nad ��k�. To Jan prze�ama� w ko�cu milczenie.
- Coraz wi�cej ludzi w rodzaju Paducha podejmuje takie dzia�ania, buntuj�c
si� przeciwko swojej pozycji. S�dz�, �e to bunt ch�opstwa we Francji
spowodowa�, �e i u nas narasta niezadowolenie.
42
RS
- Naprawd�? - Anna wykorzysta�a t� chwil�, by dyskretnie otrze� z policzka
�z�. - Nie przypuszczasz jednak, by co� takiego mog�o zdarzy� si� i u nas?
- Mam nadziej�, �e do tego nie dojdzie. Nasi ch�opi maj� si� lepiej ni� ci
biedacy we Francji. Oczywi�cie nie brak im trosk, lecz nowo uchwalona
konstytucja jest dla nich bardzo korzystna, podobnie jak dla klasy �redniej.
Zmarszczy�, tym razem z trosk�, jasne brwi.
- Jednak�e, je�li Polska pogr��y si� w anarchii, b�dzie to wina szlachty.
- Szlachty?
- Tak, wielu spo�ród szlachty, jak równie� kilku magnatów - cho� sk�din�d
nie s� to �li ludzie - wzdryga si� na my�l, �e mieliby przyzna� ch�opom
jakiekolwiek prawa. Przysi�gli, �e dopilnuj�, by Konstytucja 3 maja zosta�a
uchylona.
- Lecz uchwalono j� dopiero w tym roku - powiedzia�a Anna. W jej szeroko
otwartych oczach wida� by�o zdumienie.
- Tak, i je�li j� odrzucimy, zas�u�ymy sobie na to, co lud serwuje teraz
francuskim arystokratom. Na gilotyn�.
Anna siedzia�a spokojnie, zaskoczona zarówno tym, co mówi�, jak i si��
jego politycznych przekona�. Niepoprawny sza�awi�a, którego spotka�a
poprzednio, ujawnia� oto inne cechy charakteru. Postanowi�a zaryzykowa� i
spyta� go o rodzin�.
- Co s�dzi o tym twój ojciec?
- Jest zdecydowanie za konstytucj� - w melodyjnym g�osie Jana d�wi�cza�a
teraz duma. - Du�o nad ni� pracowa�, cho� poza scen�. Nie jest ca�kiem
zdrowy. Martwi� si� o niego. - Umilk� na chwil�. - Tak czy inaczej przed tob�
nowe �ycie, Anno. Na pewno b�dzie szcz��liwe.
- Mam nadziej�.
- Ty... nie przejmujesz si� tym, co powiedzia� Paduch?
- Nie... nie bardzo. To tylko pijackie przechwa�ki.
- Jestem pewien, �e tak w�a�nie by�o. Có�, musimy wkrótce wybra� si� na
przeja�d�k� - oczywi�cie, kiedy ju� zdejmiesz �a�ob�. Bardzo chcia�bym
pokaza� ci okolic�.
Cho� jego entuzjazm sprawi� Annie rado��, poczu�a, �e si� rumieni. Przez
ca�e �ycie �a�owa�a, �e nie potrafi zapanowa� nad t� zdradzieck� reakcj�
organizmu.
- O co chodzi? - spyta�, zatroskany. Zrezygnowana, zaczerpn��a powietrza,
a potem wyrzuci�a z siebie:
- Panie Stelnicki, nie umiem je�dzi� konno!
43
RS
Chwil� trwa�o, nim to, co powiedzia�a, w pe�ni do niego dotar�o, lecz kiedy
tak si� sta�o, Jan roze�mia� si� z ulg�.
Anna nie wiedzia�a, jak zareagowa�. Z jednej strony mia�a ochot� podzieli�
jego weso�o��, z drugiej odczuwa�a potrzeb� wyt�umaczenia si�.
- Tata zgodzi� si� mnie uczy�, ale mama stanowczo si� temu sprzeciwi�a.
Ba�a si� o moje bezpiecze�stwo. Lecz Zofia ju� zacz��a odbywa� ze mn�
lekcje! Wyje�d�amy rankami. Co za niewiarygodne uczucie - szybowa� w
powietrzu niczym ptak! Chyba nie jestem w tym zbyt dobra. Za to mocno obola�a.
- Wyobra�am sobie! - Jan próbowa� opanowa� weso�o��, lecz nie uda�o mu
si�. - Przepraszam, �e si� �miej�. Wybacz mi. Nie�le mnie przestraszy�a�,
kiedy zrobi�a� si� taka powa�na. Przez chwil� s�dzi�em, i� zamierzasz
powiedzie� mi, �e jeste�... zar�czona.
- Co takiego? Och nie, nie.
- To dobrze. Nie martw si�. Poradzisz sobie z koniem, tak jak poradzi�a�
sobie z kuzynk�... mam na my�li to, �e sk�oni�a� j�, by wysz�a z domu rankiem.
Najwidoczniej dobrze zna Zofi�, pomy�la�a Anna.
- Och, bardzo pó�nym rankiem - wyja�ni�a.
Oboje zacz�li si� �mia�. Tym razem Anna czu�a si� szczerze rozbawiona. I
ani troch� winna, �e dzieje si� to kosztem kuzynki.
- Zostaniesz ekspertem, nim si� obejrzysz. - Jan po�o�y� d�o� na d�oni
Anny. - A wtedy czeka nas mnóstwo d�ugich, bardzo d�ugich przeja�d�ek. Ton jego g�osu obni�y� si�. Pochyli� ku niej g�ow�.
Nagle otrze�wia�a i cofn��a d�o�.
- O co chodzi? Co si� sta�o, Anno?
- Chodzi o to... - Umilk�a, po czym z bij�cym mocno sercem doda�a: Obawiam si�, �e wujostwo nie pozwol� ci mnie odwiedza�.
U�miechn�� si� z ulg�.
- Oczywi�cie, �e pozwol�. Jeste�my s�siadami, bardzo ze sob�
zaprzyja�nionymi.
- Lecz widzisz... nie jeste� katolikiem.
- Czy tylko o to chodzi? - roze�mia� si�. Jego reakcja zaskoczy�a Ann�.
- Nie rozumiesz chyba, jak� to czyni ró�nic�... to, �e nie jeste� katolikiem.
- Och, to prawda, przyznaj�. Moi rodzice byli arianami, cho� ojciec ostatnio
znacznie wi�ksz� wag� przywi�zuje do polityki ni� do religii. A ja nie wyznaj�
�adnej wiary.
44
RS
- Panie Stelnicki - powiedzia�a Anna, bardzo dok�adnie wymawiaj�c s�owa
- ten fakt jeszcze powi�ksza przepa�� pomi�dzy nami.
- Nie zrozum mnie �le. Wierz� w Boga. Rozejrzyj si� dooko�a. Jak
ktokolwiek obdarzony wzrokiem móg�by w niego nie wierzy�? Chodzi jedynie
o to, �e mój Bóg jest w moim sercu i we wszystkim, co nas otacza - w trawie
na ��ce, w polu pe�nym zbo�a, w kwiatach, w tym starym d�bie i w b��kicie
nieba. Mój Bóg jest osobisty. Nie praktykuj� �adnej z ko�cielnych religii,
chocia� nie mog� powiedzie�, �e nie wierz� w ich doktryny. Rozumiesz?
- Chyba... chyba tak - odpowiedzia�a, cho�, prawd� mówi�c, wszystko to
by�o dla niej zagadk�, w dodatku mocno niepokoj�c�.
- Porozmawiam z twoim wujem - mówi� dalej Jan. - A je�li nie zgodzi si�,
bym ci� widywa�, zostan� katolikiem.
Anna otworzy�a ze zdumienia usta.
- Janie, prosz�, nie traktuj tego tak lekko.
- Och, lubi� sobie po�artowa�, jak ka�dy, lecz kiedy mówi� serio, musisz
mi wierzy�.
- Nie mo�esz mówi� powa�nie! Religii nie wk�ada si� jak p�aszcza czy
kapelusza.
- To, �e nie mam teraz na g�owie kapelusza, nie oznacza, �e nie mog� go
za�o�y�!
Wpatrywa�a si� w niego, jakby nagle zacz�� mówi� po serbsku.
- Pozwól mi sko�czy�, Anno. To nie by�oby tak, �e po prostu przyj��bym
zasady twojej religii. Ale jestem pewien, �e mog� odnale�� mego Boga tak�e w
twoim ko�ciele. Widzisz, uwa�am, �e mo�na go znale�� w ka�dej �wi�tyni.
Jan z ka�d� chwil� stawa� si� bardziej zagadkowy. Czy mówi� serio? Czy
naprawd� zosta�by katolikiem ze wzgl�du na ni�? I dlaczego ona nie potrafi
powstrzyma� si�, by pow�tpiewa� w jego szczero��?
- Je�li wuj i ciotka wyra�� zgod� - mówi� dalej - czy móg�bym którego�
dnia wpa�� z wizyt�?
- Och, tak! - S�owa ulecia�y z jej ust, szybsze ni� my�l. A potem
przypomnia�a sobie, �e musi zachowa� dyskrecj�. - Powinnam ju� wróci� do
domu, Janie.
- Wybierzesz si� jutro na spacer, Anno? U�miechn��a si�.
- Mog�abym.
- Doskonale! Wiesz, �e kiedy u�miechasz si� figlarnie, tak jak teraz, w
twoich policzkach pojawiaj� si� do�eczki?
Pomóg� jej wsta�, a potem dosiad� konia.
45
RS
- Zatem do zobaczenia tutaj... chyba �e chcia�aby� po�wiczy� teraz jazd�
konn�?
- Nie, dzi�kuj� bardzo. Ch�tnie si� przejd�. I jeszcze co�, Janie powiedzia�a �artobliwie - postaraj si�, by nast�pnym razem nie pomyli� mnie z
Zofi�.
Wargi Jana rozci�gn��y si� w szata�skim u�mieszku.
- Teraz ja musz� ci co� wyzna�, Anno. Nie widzia�em dot�d Zofii ubranej
na czarno - jestem pewien, �e gdyby musia�a nosi� �a�ob�, jako� obesz�aby
tradycj� i pojawi�a si� w ol�niewaj�cej ró�owej kreacji. A zatem, jak widzisz,
doskonale wiedzia�em, kim jeste� - Zofia poinformowa�a mnie bowiem o
twoim rych�ym przyje�dzie.
Spi�� konia ostrogami i odjecha�.
Anna sta�a, spogl�daj�c w �lad za oddalaj�c� si� sylwetk�, zastanawiaj�c
si�, co te� ma w sobie ten m�odzieniec, �e w jego obecno�ci krew zaczyna
szybciej kr��y� jej w �y�ach. Lecz wszelkie w�tpliwo�ci co do tego, �e oto
spotka�a m��czyzn�, którego b�dzie kocha�a i którego po�lubi, rozwia�y si�
niczym mg�a w po�udnie.
Zofia, ukryta na niewysokim wzgórzu ponad ��k�, widzia�a dostatecznie
du�o. Cho� nie s�ysza�a, o czym Anna i Jan rozmawiaj�, dostrzeg�a odbijaj�ce
si� na ich twarzach uczucia tak wyra�nie, jakby mieli na sobie maski z
greckiego teatru.
Sta�a jak sparali�owana, cho� targa�y ni� fale gwa�townych emocji.
Zobaczy� to uwierzy�, mimo to ledwie by�a w stanie przyj�� do �wiadomo�ci,
�e czu�a scena, jakiej by�a �wiadkiem, naprawd� si� wydarzy�a.
Co ten Jan knuje? Anna mia�a racj�: rzeczywi�cie zachowywa� si� tak,
jakby by� ni� zainteresowany. I okazywa� to bardzo wyra�nie. Dlaczego?
Czy�by naprawd� interesowa� si� kuzynk�? W jakim stopniu? A mo�e
próbowa�, jak podejrzewa�a, wzbudzi� w niej zazdro��?
W przyp�ywie gniewu uderzy�a szpicrut� o fa�dy spódnicy. Wiedzia�a, �e
nie pozostaje jej nic innego jak pozwoli�, by ten ma�y flirt sam si� wypali�. Nic
z tego nie wyjdzie, by�a o tym przekonana. Mimo to czu�a si� dziwnie
bezradna, jakby ton��a. Nie podoba�o jej si� to uczucie.
I nagle u�wiadomi�a sobie, �e jest po prostu zazdrosna. A to podoba�o si�
jej jeszcze mniej. Czy�by kocha�a Steinickiego? By� mo�e. A mo�e reaguje w
ten sposób, poniewa� nie mo�e znie�� my�li o przegranej, i to na rzecz naiwnej
wie�niaczki. Przekl��a w my�lach kuzynk�.
46
RS
Dosiad�a konia. Dla czystej zabawy podsyca�a w Annie uczucia do Jana.
Có�, gra okaza�a si� niebezpieczna, a sprawy przyj��y nieoczekiwany obrót.
Mimo to postanowi�a, �e to nie ona poniesie w ko�cu pora�k�.
- Anno Mario Berezowska - wyszepta�a przez zaci�ni�te z�by. - B�dziesz
przeklina� dzie�, w którym przyby�a� do Halicza.
47
Rozdzia� szósty.
RS
Anna przywyk�a do trybu �ycia, jaki prowadzili Gro�scy. Jad�c tu, nie
wiedzia�a, czego si� spodziewa�, gdy� po pierwszym rozbiorze Polski w 1772
roku miasto i obwód Halicz dosta�y si� we w�adanie Austrii. Na miejscu
okaza�o si� jednak, �e Halicz nie ró�ni si� zbytnio od Sochaczewa, a �ycie jego
obywateli od tego, jakie wiedli jej krajanie. Stara kultura przetrwa�a i
rozkwita�a pod rz�dami Leopolda II Austriackiego.
Tryb �ycia samej Anny bardzo si� jednak zmieni�. W domu pomaga�a
matce i s�u��cej Luizie w prowadzeniu gospodarstwa, a tutaj, Pod G�ogami,
kobiety wyszywa�y, czyta�y i oddawa�y si� rozrywkom, nie troszcz�c si� o to,
by dom funkcjonowa� jak nale�y. Tym bowiem zajmowa�y si� cztery s�u��ce,
które gotowa�y i wykonywa�y wszelkie prace domowe. Dla hrabiny, jej córki i
siostrzenicy nie zostawa�o ju� nic do zrobienia.
Rankami czyta�a, a kiedy Zofia wsta�a - zwykle tu� przed po�udniem odbywa�y lekcje konnej jazdy. Popo�udnia sp�dza�a z Janem. Hrabina Stella
nie dopytywa�a si� zbytnio, gdzie te� podziewa si� siostrzenica. Anna
podejrzewa�a, �e Zofia t�umaczy przed matk� jej nieobecno��. Martwi�a si�, �e
w ko�cu wszystko si� wyda i wujostwo po�o�� kres randkom.
Jak d�ugo co� takiego da si� utrzyma� w tajemnicy? Poza tym Jan co dzie�
prosi� j�, by zgodzi�a si� na ca�odniow� przeja�d�k�.
Czas sp�dzony z Janem by� najlepsz� por� dnia. Spacerowali po ��ce lub
siadywali pod wielkim d�bem i nigdy nie brak�o im tematu do rozmowy. Anna
opowiada�a o �yciu w Sochaczewie i którego� dnia u�wiadomi�a sobie, �e
zaczyna godzi� si� z tym, co j� spotka�o. Przys�uchiwa�a si�, jak Jan opowiada
o swoich przemy�leniach i dzieli si� z ni� do�wiadczeniami. Podziwia�a jego
elokwencj�, bystro�� oraz poczucie humoru.
Noc�, kiedy le�a�a w �ó�ku, jej my�li i serce przepe�nia�y wspomnienia o
Janie. Rodzi�a si� w niej nadzieja, �e ch�opak j� kocha, cho� czasami zak�ócana
w�tpliwo�ciami. By�a pewna, �e charakteryzuj�cy go sposób bycia - ta
pewno�� siebie zwyci�zcy - rzuci�by mu do stóp ka�d� kobiet�: najbogatsz�,
najbardziej wyrafinowan�, najpi�kniejsz�. Czy to w ogóle do pomy�lenia, aby
pewnego razu o�wiadczy� si� jej?
Od czasu do czasu ogarnia� j� niepohamowany l�k; pó�niej przypisywa�a
z�e przeczucia temu, �e straci�a wszystkich, których kocha�a. Stara�a si� nad
nimi zapanowa�. Czy nie zas�u�y�a na troch� szcz��cia? Gdy w sercu po raz
48
RS
pierwszy rozkwitnie mi�o��, niszcz�ce my�li nie powinny mie� do niego
dost�pu. A Anna by�a bardzo zakochana.
Pewnego dnia Zofia czeka�a na ni� na ganku.
- Walter przyje�d�a do domu, Anno!
- Jak cudownie! Min��o ju� tyle czasu, �e w�tpi�, bym go pozna�a. Ile on
ma teraz lat?
- Zaledwie dwadzie�cia dwa.
- I jest �o�nierzem! Musicie by� bardzo dumni i szcz��liwi.
- Ale� z ciebie romantyczna dusza, kochanie. Walter jest najemnym
�o�nierzem w militarnej machinie Katarzyny - oficerem, to prawda - ale jednak
najemnikiem. Z pewno�ci� pozosta� niezno�ny i zuchwa�y. Nie jeste�my ze
sob� zbyt blisko. Och, nie rób tak zaskoczonej miny! - Przytuli�a Ann�.
- Gdybym mog�a mie� siostr�, tak� jak ty, Aniu. Mimo wszystko przyjazd
Waltera wniesie nieco �ycia do tego ponurego domostwa, troch� rozrywki.
Mo�e urz�dzi si� ze dwa przyj�cia, aby odp�dzi� nud� ostatnich dni na wsi.
Och, a jesieni� poka�� ci Warszaw�!
- Zofio, bywa�am ju� w Warszawie. Zapomnia�a�, jak blisko stolicy le�y
Sochaczew?
- Och! A bywa�a� w teatrze? Na koncertach? W operze? Na dworskich
przyj�ciach?
Annie nie pozosta�o nic innego jak tylko potrz�sn�� przecz�co g�ow�.
- Có� - zauwa�y�a Zofia ze �miechem - to znaczy, �e w�a�ciwie nie znasz
Warszawy!
- To, co mówisz, brzmi bardzo ekscytuj�co.
- Och, moja droga, tam wszystko odbywa si� pod�ug francuskiej mody. Tak
jest na ca�ym kontynencie.
- Naprawd�? Có�, na razie zadowol� si� tym, �e zobacz� znów swego
kuzyna. I ty te� pewnie si� cieszysz, cho� wolisz si� do tego nie przyznawa�.
Kiedy mo�emy si� go spodziewa�?
- W �rod�. A teraz prawdziwa niespodzianka!
- Co takiego? Jaka niespodzianka?
Ciemne oczy Zofii zab�ys�y. Trzymanie kuzynki w niepewno�ci sprawia�o
jej przyjemno��.
- Och, Zofio, powiedz mi!
- Mama zgodzi�a si�, by� tego dnia zdj��a �a�ob� - powiedzia�a powoli, aby
wzmóc efekt.
- Naprawd�? - spyta�a Anna bez tchu. - Tak wcze�nie?
49
RS
- Wiem, i mo�esz by� pewna, �e musia�am nie�le si� wysili�, by j� do tego
namówi�.
- Ale czy uwa�asz... �e to w�a�ciwe?
- Tak samo w�a�ciwe jak to, w jaki sposób sp�dzasz popo�udnia.
Anna umilk�a. Jej twarz okry�a si� rumie�cem za�enowania.
- Dobrze ju�, dobrze. Chcia�am tylko powiedzie�, �e to cudowne, g�uptasie.
Przyjazd Waltera dostarczy� mi doskona�ego pretekstu. Och, nie patrz tak na
mnie! Pos�uchaj, osobi�cie dopilnuj�, by� wygl�da�a jak najlepiej. Chod�my od
razu na gór�, wybierzemy dla ciebie sukni�! Anna zawaha�a si�.
- Zofio?
- Naprawd� nie musisz czu� si� winna.
- Nie o to chodzi.
- A zatem, o co?
- Dzi� Jan sk�oni� mnie, bym mu obieca�a, �e pojedziemy razem na konn�
wycieczk� nast�pnego dnia po tym, jak zdejm� �a�ob�. Jak ukryj� to przed
twoimi rodzicami? Nie jestem gotowa, by stawi� im czo�o w zwi�zku z
Janem... jeszcze nie.
- Wycieczka z Janem? W dzie� po tym, jak zdejmiesz �a�ob�?
Zofia namy�la�a si� przez chwil�, a jej migda�owe oczy zw�zi�y si� tak, �e
przypomina�y szparki. Nagle otworzy�a je szeroko.
- Wiem! A gdybym tak powiedzia�a, �e zorganizowa�am wycieczk� z
piknikiem i �e oboje z Walterem we�miemy w niej udzia�?
- Och, by�oby cudownie! Prawd� mówi�c, wola�abym mie� was przy sobie.
- Na pewno b�dziemy �wietnie si� bawi�. Lutisza zapakuje prowiant.
Umówmy si� na czwartek rano.
- Ale czy my�lisz, �e uda ci si� przekona� rodziców, aby i Jan móg� z nami
pojecha�?
Zofia wzruszy�a ramionami.
- A co to szkodzi, je�li przy��czy si� do nas podczas pikniku? To niewinna
rozrywka, kochanie.
- Mam nadziej�, �e rodzice si� zgodz�. I tak czuj� si� paskudnie, okazuj�c
niepos�usze�stwo twojej matce.
- Jeszcze jedno, Anno.
- Co takiego?
- Uwa�am, i� nie powinna� wspomina� Janowi, �e Walter i ja zamierzamy z
wami pojecha�. Przynajmniej nie wcze�niej jak w czwartek rano.
- Ale dlaczego...
50
RS
- Zaufaj mi, Aniu. No, chod� i przesta� wreszcie si� martwi�.
Powiedzia�am, �e wszystkim si� zajm�, tak czy nie?
Hrabina Stella Gro�ska przeprowadza�a inspekcj� kuchni, gdzie na ro�nie
skwiercza�o pieczyste.
- Obracacie je wystarczaj�co cz�sto?
Stara Lutisza przewróci�a oczami, lecz odpowiedzia�a zgodnie z francusk�
mod�, tak jak zosta�a, wraz z reszt� domowej s�u�by, przyuczona:
- Tak, madame Gro�ska.
- I polewacie t�uszczem?
- Tak, madame.
- Dobrze. Dzi� wieczorem wszystko musi by� jak nale�y.
Podesz�a do sto�u, ustawionego w pobli�u wielkiego, bia�ego ceramicznego
pieca, u�ywanego jedynie do pieczenia chleba.
- Marto, czy chleb jest aby na pewno �wie�y? Ten, który jedli�my rankiem,
absolutnie nie b�dzie si� nadawa�.
Córka Lutiszy u�miechn��a si� pob�a�liwie.
- Jest jeszcze gor�cy, madame Gro�ska.
- Rzeczywi�cie. - Hrabina od�ama�a z �ytniego chleba kawa�ek skórki i
w�o�y�a go sobie do ust. - Wyborny! Bez chleba nawet mi�so nie ma smaku.
- Wiadomo - przytakn��a Lutisza i roze�mia�a si�. Hrabina zako�czy�a
obchód kuchni.
- Widz�, �e wszystko w porz�dku, tak jak si� spodziewa�am. Wiem, �e wam
tu przeszkadzam i opó�niam robot�, ale min�� ju� rok, od kiedy mój syn by� w
domu.
- To bardzo d�ugo - powiedzia�a Lutisza. - Mi�o nam b�dzie znowu
zobaczy� panicza.
Hrabina po raz trzeci sprawdzi�a, czy i w jadalni przygotowania id� pe�n�
par�, po czym uda�a si� do zachodniego skrzyd�a domu.
Walter przyjecha� w dobrym humorze. Wydawa� si� szcz��liwy. Dumny z
tego, co robi dla Rosji. Hrabina mia�a na ten temat w�asne zdanie, ale przede
wszystkim martwi�a si�, jak syn zareaguje na to, co ona i Leo postanowili o
jego przysz�o�ci. Walter by� w gor�cej wodzie k�pany, podobnie jak Leo.
Znów, jak dawniej, przyjdzie jej �agodzi� spory.
Zasta�a m��a ubieraj�cego si� do kolacji. Zak�ada� w�a�nie sw� najlepsz�
koszul�.
- Ale� jeste� przystojny, Leo!
- To znaczy, jak na staruszka? To chcia�a� powiedzie�?
51
RS
- Nic podobnego!
- Do licha, nie mog� sobie poradzi� z tymi guziczkami. Nie mog� robi�
wi�kszych?
Hrabina podesz�a do m��a i, jak setki razy przedtem, zapi��a mu koszul�.
- Musisz poskar�y� si� ostrygom - roze�mia�a si�. - Powiedz im, aby rodzi�y
wi�ksze per�y. Nasze dzieci, by� mo�e, doros�y, Leo, ale my nie stali�my si�
przez to starzy.
Hrabia chrz�kn��.
- To, �e s� ju� du�e, nie oznacza, �e doros�y, Stello.
- Nie zaczniesz rozmawia� przy stole o tym, dlaczego Walter musia� wróci�
do domu, prawda? Nie przy kolacji, w obecno�ci Anny.
- Nie zaczn�.
- I nie b�dziesz zbyt du�o pi�?
- Nie.
- Ani zach�ca� do picia Waltera?
- Walter nie potrzebuje �adnej zach�ty - za�mia� si� hrabia. - Gderasz, moja
droga.
- Przepraszam. Co zrobisz, je�li Walter nie zgodzi si� wróci� do Halicza?
- Mówili�my ju� o tym, Stello.
- Naprawd� zagrozisz mu, �e go wydziedziczysz?
- Mam szczer� nadziej�, �e do tego nie dojdzie.
- Lecz je�li to zrobisz, b�dziesz musia� zdradzi� mu... wiesz... to, co
trzymali�my przed nim w sekrecie.
- Nie jestem pewien, czy post�pili�my m�drze, zatajaj�c to. Pewnego dnia
b�dzie musia� si� dowiedzie�.
- W tym stanie rzeczy boj� si� mu powiedzie�. Obawiam si�, jak to
przyjmie.
Hrabina namy�la�a si� przez chwil�.
- Poza tym jest jeszcze Zofia, ona tak�e... No, zrobione! Hrabia odwróci�
si�, by spojrze� w lustro.
- Dzi�kuj� ci, moja droga.
- Sam móg�by� to zrobi�, gdyby� tylko wykaza� odrobin� cierpliwo�ci.
Spojrza�a zza pleców m��a na jego odbicie w lustrze.
- Wiesz, Leo, czasami wydaje mi si�, �e Zofia zna nasz sekret.
- Zofia? Nonsens, jak mog�aby si� dowiedzie�? Skoro ju� tu jeste�,
mog�aby� pomóc mi za�o�y� pas?
52
RS
- Ona potrafi by� bardzo sprytna - stwierdzi�a hrabina, bior�c do r�k
br�zowofioletowy jedwab w turecki wzór. - Cho� to moja córka, ma w sobie
co� szata�skiego.
Hrabina owin��a pas wokó� talii m��a i zawi�za�a go.
- Nigdy nie wiem, o czym ona my�li. A matka powinna to wiedzie�.
- Czy to mo�liwe, by dowiedzia�a si� o Walterze?
- Có�, by� mo�e. Pewnego dnia wesz�am do pokoju i odkry�am, �e
sekretarzyk nie jest zamkni�ty na klucz. Nigdy nie zostawiam otwartego. A
stare papiery i listy le�a�y inaczej ni� przedtem. Nie przywi�zywa�am do tego
wagi. Nie chcia�am wierzy�, �e by�aby zdolna szpera� w moich rzeczach.
- Có�, zostawmy to - powiedzia� hrabia, odwracaj�c si� do �ony. - Chyba �e
sama zacznie o tym mówi�. Zofia zawsze by�a nieokie�znana, Stello, i nadal
taka jest. O�mielam si� s�dzi�, �e ma��e�stwo nauczy j� pokory.
- Nie s�dzisz, �e powinni�my jej powiedzie�, i� lada dzie� spodziewamy si�
Grawli�skich?
- Nie! To akurat zamierzam utrzyma� przed ni� w sekrecie. Nie mam
ochoty si� k�óci�. A tak, przyjad� niespodziewanie, �lub si� odb�dzie i po
wszystkim. Gotowa?
Wyszli z sypialni. Kiedy znale�li si� w przedpokoju, hrabia zapyta�:
- Powiedz mi, Stello, jak to mo�liwe, �e wychowali�my dwójk� dzieci,
które tak zdecydowanie odrzucaj� nasz system warto�ci? Cz�owiek powinien
pozostawi� po sobie co� wi�cej ni� tylko ziemi� i pieni�dze.
- S� jeszcze m�odzi, Leo. M�ode piwo zawsze si� burzy. Sam tak mówi�e�.
Wydawa�o si�, �e jej odpowied� uspokoi�a m��a, mimo to, kiedy szli rami�
w rami� do jadalni, hrabina nie potrafi�a wyzby� si� z�ych przeczu�. Leo nie
nale�a� bowiem do ludzi cierpliwych.
A i zachowanie Waltera trudno by�o przewidzie�.
Anna wstrzyma�a oddech, by Zofia mog�a zapi�� jej sukni�, któr� dla niej
wybra�a.
- Czer� dobra jest dla rzeczy martwych - sykn��a jej do ucha. - Kiedy kwiat
wi�dnie, czernieje i rozk�ada si�, podobnie ma si� rzecz z lud�mi i
zwierz�tami. Kto powiedzia�, �e istota, która jeszcze oddycha, powinna
okrywa� si� czym� tak pozbawionym koloru? Precz z twoj� �a�ob�! No,
sko�czone. Mo�esz si� odwróci�. Ale�, Anno, wygl�dasz cudownie! �ó�ty to
nie mój kolor, ale na tobie wygl�da bosko.
- Naprawd�, Zofio?
53
RS
- Naprawd�, Zofio? - przedrze�nia�a j� ze �miechem. - Uwierz mi, ciesz�
si�, �e na dole nie czeka �aden wielbiciel, którego mog�aby� mi odbi�. Cho�
przed sobotnim przyj�ciem chyba zamkn� ci� w pokoju.
Anna spojrza�a w wysokie lustro, odbijaj�ce jej sylwetk�. Rzeczywi�cie,
suknia Zofii zdawa�a si� j� odmienia�.
- Widzia�a� si� ju� z Walterem? - spyta�a kuzynk�.
- Tak - odpar�a Zofia oboj�tnie. - Popatrzmy. Prawie nie potrzebujesz ró�u.
- U�miechn��a si� szelmowsko. - Te spacery po ��kach najwidoczniej bardzo ci
s�u��.
Anna zaniemówi�a z za�enowania. Czu�a, �e krew uderza jej do g�owy.
- Wystarczy odrobina czerwieni na wargi i troch� pudru.
- Och, nigdy nie malowa�am twarzy.
Zofia uciszy�a jej w�tpliwo�ci niecierpliwym machni�ciem d�oni.
- Na wszystko przychodzi czas, Anno. Czy Biblia nie wspomina czego� na
ten temat? To nasz czas, kuzynko.
Anna ust�pi�a i rezultat mile j� zaskoczy�. Gdy by�y ju� gotowe zej�� na
dó�, po�o�y�a d�o� na ramieniu kuzynki, zatrzymuj�c j�.
- Zofio, wspomnia�a� o naszej wycieczce rodzicom?
- Nie, kochanie - odpar�a, wpatruj�c si� w Ann� nieprzeniknionym
spojrzeniem. A potem odwróci�a si� i zacz��a schodzi�.
Anna pobieg�a za ni�.
- Ale ja ju� powiedzia�am Janowi. B�dzie tu o siódmej rano.
- Porusz� temat wycieczki wieczorem, spontanicznie, jakbym w�a�nie
wpad�a na pomys� urz�dzenia jej. Pozostaw to mnie.
Nie pora by�a si� tym martwi�. Walter czeka� na nie u stóp schodów.
- Ach, czas potrafi dokona� cudu! Czy to naprawd� ty, Anno? - zapyta�,
ca�uj�c j� na francusk� mod�� w oba policzki.
- Tak, to ja.
- Ten sam ma�y urwis, który spad� z wierzby?
- Och, jak zawodna bywa pami�� i jak �atwo ni� manipulowa� - za�mia�a
si�. - Z tego, co ja pami�tam, zosta�am z niej zepchni�ta.
- Bo zosta�a� - powiedzia�a Zofia, przeci�gaj�c samog�oski. - Jako ch�opiec
Walter nie by� szczególnie rycerski. O ile w ogóle kiedykolwiek by�. A mo�e
powinnam powiedzie�: jest?
Walter sk�oni� si� przesadnie.
- Wszyscy si� zmieniamy, Zosiu. Mam nadziej�, �e nasza droga kuzynka
nie �ywi ju� urazy.
54
RS
- Mo�esz by� pewien, �e ja b�d� �ywi�a do ciebie uraz�, je�li nie
przestaniesz nazywa� mnie Zosi�. Mam na imi� Zofia.
- Wspomnienia! - zawo�a�a Anna w nadziei, �e uda jej si� zapobiec k�ótni. Pami�tasz ten wieczór, gdy Walter wystraszy� nas na �mier� krwawymi
opowie�ciami?
- Pami�tam.
- A zatem mam dla was dobre nowiny - powiedzia� Walter. - Otó�
do�wiadczenia ze s�u�by znacznie zwi�kszy�y mój repertuar krwawych
opowie�ci. Tylko �e te ostatnie oparte s� na faktach, drogie panie.
- Jestem tego pewna - powiedzia�a Anna ze �miechem. Walter i Anna
pogaw�dzili jeszcze przez kilka minut, po czym ruszyli, �miej�c si�, do jadalni.
Tylko Zofia nie by�a dzi�, jak zwykle, o�ywiona.
Kuzynki siedzia�y naprzeciw Waltera. Hrabia i hrabina, zajmuj�cy miejsca
po przeciwnych kra�cach wielkiego sto�u, wydawali si� zadowoleni, �e ich
ma�a rodzina jest znowu razem.
Anna uzna�a, �e Walter wygl�da ca�kiem nie�le w szamerowanym z�otem
czerwonym mundurze porucznika. Nietrudno by�o namówi� go, by zacz��
opowiada� o swych przygodach w s�u�bie Katarzyny. Wyja�ni�, �e z racji
polskiego pochodzenia przydzielono go do s�u�by w dyplomacji pomi�dzy
caryc� a królem Stanis�awem. Anna by�a pod wra�eniem. Rodzice
przys�uchiwali si� opowie�ciom syna, lecz Zofia s�czy�a spokojnie wino,
niezbyt zainteresowana rozmow�.
Lutisza zacz��a podawa� pieczon� kaczk� z sosem i grzybami, danie i�cie
niebia�skie. Anna spojrza�a przez stó� na Waltera i podchwyci�a jego
spojrzenie. Przygl�da� si� kuzynce otwarcie. Uzna�a, �e jego kwadratowa twarz
o ci��kich rysach pasuje do �o�nierza. W czerwonawobr�zowych oczach
kuzyna, osadzonych g��boko pod czarnymi niczym bezgwiezdna noc w�osami
by�o jednak co�, co sprawia�o, �e ciarki przechodzi�y jej po kr�gos�upie.
Zapewne to trudne �o�nierskie do�wiadczenia nadaj� jego spojrzeniu ten
mroczny wyraz, pomy�la�a.
Podczas kolacji, w miar� jak w karafce ubywa�o wina, jego twarz o
uderzaj�cych, nawet okrutnych rysach coraz cz��ciej zwraca�a si� w jej stron�,
zw�aszcza gdy nikt nie patrzy�.
Ona jednak, nim opró�ni�a do po�owy swój kieliszek, by�a ju� ca�kiem
pogr��ona w rozmy�laniach o jutrzejszej wycieczce i o Janie Stelnickim...
Nag�a zmiana tonu zwróci�a jej uwag�.
55
RS
- Nie mog� uwierzy�, �e popierasz Konstytucj� 3 maja -powiedzia� Walter
ostro, zwracaj�c si� do ojca.
- To wielka i wa�na reforma. - Hrabia Gro�ski, niewysoki i przysadzisty,
poruszy� si� na krze�le.
- Dla kogo wa�na?
- Dla wszystkich.
Wino zd��y�o ju� zaszumie� im w g�owach, tote� z ka�d� chwil� dyskusja
stawa�a si� bardziej gor�ca.
- Och, z pewno�ci� ka�dy znajdzie tam co� dla siebie - stwierdzi�
sarkastycznie Walter. - Ch�opom przyznano prawa, s�u�ba mo�e kupi� sobie
wolno��, klasa �rednia bra� udzia� w polityce, a wszystkim gwarantuje si�
swobody religijne. A teraz powiedz mi, co my na tym zyskamy?
- Co masz na my�li? - zapyta� hrabia.
- Wydaje si�, �e konstytucja przynosi korzy�� wszystkim prócz szlachty.
- Ja powiem ci, co na tym zyskali�my - powiedzia�a nagle Zofia i wszystkie
oczy zwróci�y si� na ni�. Siedzia�a, bardzo z siebie zadowolona, w sukni o
barwie cynamonu, i wygl�da�a tak, jakby nagle wróci�a do �ycia. Anna
zauwa�y�a, �e kieliszek kuzynki, który zosta� niedawno ponownie nape�niony,
znów stoi pusty.
- S�ysza�e� mo�e mazurka, napisanego dla uczczenia konstytucji? - spyta�a.
- To wspania�a melodia, przeznaczona w dodatku do ta�ca! Naucz� ci�
kroków, bracie.
Pi��� hrabiego wyl�dowa�a na stole z tak� si��, �e naczynia i srebra
zabrz�cza�y dono�nie, p�omienie za� osadzonych w kandelabrach �wiec
zamigota�y, rzucaj�c wokó� ta�cz�ce cienie.
- Nie pochwalam tego, �e traktujesz t� spraw� tak nonszalancko, m�oda
damo! - zawo�a�.
Zofia, ani troch� nieprzej�ta, mrugn��a rozweselona do Anny.
- Polska szlachta - mówi� dalej hrabia - zyska sobie zas�u�one miejsce w
historii dzi�ki temu, �e przyzna�a prawa wszystkim stanom. Je�li dopiero co
utworzone pa�stwo, takie jak Stany Zjednoczone Ameryki, mog�o odnie��
sukces w podobnym przedsi�wzi�ciu, to na Boga, Polska, ze swoj� wspania��
przesz�o�ci�, te� mo�e tego spróbowa�.
Walter potrz�sn�� g�ow�.
- Te ust�pstwa to dopraszanie si� o k�opoty. Mot�och zacznie domaga� si�
wci�� wi�cej i wi�cej, gdy� uzna, �e si�a arystokracji s�abnie, i b�dzie mia�
dobry powód, by tak s�dzi�.
56
RS
Hrabina Gro�ska wyprostowa�a si� na krze�le, a w jej du�ych oczach wida�
by�o trosk�. Obawia�a si�, �e starannie zaplanowany przez ni� posi�ek mo�e
ulec zak�óceniu.
- Leo, czy nie mogliby�cie podyskutowa� o tym po kolacji?
Lecz hrabia zdawa� si� jej nie s�ysze�.
- Nie rozumiesz, Walterze - argumentowa� - �e je�li ch�opstwu i klasom
�rednim nie przyzna si� pewnych praw i przywilejów, mo�e wydarzy� si� to,
co we Francji?
- Nie stanie si� tak, je�li arystokracja zachowa siln� pozycj�. Uwa�am, �e
sejm, który uchwali� t� tak zwan� konstytucj�, musia� sk�ada� si� z g�upców.
Je�li za� chodzi o króla, to fakt, �e j� podpisa�, tylko potwierdza moj� o nim
opini�. Uwa�am go za cymba�a i s�abeusza.
Hrabia poczerwienia� z gniewu.
- �miesz mówi� w ten sposób o swoim królu? Swojej ojczy�nie? Gdzie
twoja lojalno��, Walterze? Gdzie?
Walter wzruszy� ramionami.
- Prosz�, nie ekscytuj si� tak, mój drogi - powiedzia�a b�agalnie hrabina. Nie b�dzie wi�cej rozmów o polityce przy tym stole. Porozmawiacie o tym
pó�niej, na osobno�ci. Co sobie pomy�li Anna?
Zapanowa�a nieprzyjemna cisza. Hrabia podporz�dkowa� si� �yczeniu
ma��onki i po chwili jego twarz odzyska�a normaln� barw�.
Walter znów spojrza� na Ann�. W jego br�zowawych
oczach czai�o si� co� zimnego i podst�pnego. Czy tak zachowuj� si�
�o�nierze?
Chrz�kn��a odruchowo, aby oczy�ci� gard�o, i zapyta�a:
- Jak d�ugo zostaniesz w domu, Walterze?
- Obawiam si�, �e b�d� musia� wyjecha� przed up�ywem tygodnia.
Kampania przeciwko Turkom przybiera na sile. Pojad� prosto na front.
- Och, Walterze! - zawo�a�a hrabina, unosz�c d�onie ku twarzy.
- Nie martw si�, mamo. Spodziewamy si� rych�ego zwyci�stwa.
- Obiecujesz, �e b�dziesz o siebie dba�?
- Obiecuj�, manio. Ojcze, musisz zgodzi� si� ze mn� przynajmniej w tej
kwestii: nasz kontynent stanie si� znacznie bardziej bezpieczny, kiedy na dobre
rozgromimy Turków.
- Znowu ta polityka - westchn��a Zofia. - Chyba zaczn� krzycze�.
- Przyznaj� - odpar� hrabia - �e barbarzy�cy na to zas�uguj�. Jednak
waleczno�� genera�ów Katarzyny nie sprawi, �e j� polubi�, ani nie wp�ynie na
57
RS
mój brak zaufania do niej. By� mo�e caryca uchroni nas przed przysz�ym
zagro�eniem ze strony Turków, lecz kto, na mi�o�� bosk�, uchroni nas przed
ni�?
- Wiesz - Szepn��a Zofia do Anny - �e Katarzyna by�a kiedy� kochank�
króla Stanis�awa? Powiadaj�, �e nie tylko jego. Podobno mia�a nie mniej
m��czyzn ni�...
- Zofio! - przerwa�a jej gniewnie hrabina. - Nie jestem tak g�ucha na twoje
wulgarne uwagi, jak ci si� wydaje. Ten temat nie nadaje si� do omawiania przy
stole, i to przez m�od� dam�. Zrozumia�a�!
- Tak, mamo. Przepraszam.
Nie mog�a si� jednak powstrzyma�, by nie zachichota� i nie szepn�� cicho
do Anny:
- Ale to ciekawsze od wszystkiego, co tu us�ysza�y�my.
- Walterze - mówi� tymczasem hrabia - kiedy turecka kampania si�
sko�czy, �yczy�bym sobie, by� z�o�y� rezygnacj�.
Walter, zaskoczony, zaoponowa� z uraz�:
- Ale�, ojcze, pisa�em ci o tym.
- Walterze, mój drogi - powiedzia�a b�agalnie hrabina. - Nie stajemy si�
m�odsi, twój ojciec i ja. Jest naszym �yczeniem... i doprawdy ju� pora... by�
podj�� tu swe obowi�zki.
Walter wola� nie czeka�, a� �zy, które b�yszcza�y ju� w oczach jego matki,
sp�yn� po policzkach.
- Ach, patrzcie tylko! - zawo�a�. - Lutisza przynios�a nam deser!
- Auuu! - pisn��a pulchna s�u��ca.
Walter uszczypn�� j� i jedno z ciast na miodzie zsun��o si� z patery.
Napi�cie na chwil� zel�a�o i wszyscy parskn�li �miechem, nawet
skonfundowana, bezz�bna s�u��ca, która umkn��a do kuchni, zakrywaj�c
poczerwienia�� twarz fartuchem.
Anna unios�a wzrok znad ksi��ki i z roztargnieniem wpatrywa�a si� w
niewielki ogie�, p�on�cy w salonie. Hrabina kaza�a rozpali� w kominku, aby
odegna� ch�ód wrze�niowego wieczoru, i teraz z nieobecn� min� robi�a co� na
drutach. Zofia trzyma�a w d�oniach ksi��k�, lecz nawet nie próbowa�a udawa�,
�e czyta. Wszystkie trzy przys�uchiwa�y si� z przej�ciem, jak hrabia i Walter
pokrzykuj� na siebie w bibliotece.
Hrabina westchn��a smutno.
- Nie potrafi� zgodzi� si� w �adnej sprawie, Anno. Lecz s� ulepieni z tej
samej gliny. Uparci, samowolni i porywczy.
58
RS
Zofia odrzuci�a ksi��k� na pod�og� i zerwa�a si� z krzes�a.
- S�uchajcie! - zawo�a�a z nietajon� rado�ci� w g�osie. - Ojciec zabiera
Waltera do piwnicy!
Anna wpatrywa�a si� w kuzynk�, po raz pierwszy dostrzegaj�c mroczn�
stron� jej natury.
- Och, nie patrz tak na mnie, Anno - powiedzia�a Zofia. - Ojciec cz�sto
kara� nas, zamykaj�c w piwnicy na wino, nieraz na ca�� noc. Do czasu, a�
pewnego dnia oboje upili�my si� do nieprzytomno�ci - roze�mia�a si� na
wspomnienie tego wydarzenia. - Mnie uda�o si� unikn�� wtedy lania. Walter
nie mia� tyle szcz��cia. Oczywi�cie teraz ju� si� to nie zdarza.
Musia� powiedzie� co� naprawd� okropnego, �e a� tak rozgniewa� ojca.
Hrabina wydawa�a si� zaniepokojona rado�ci� córki.
- Podejrzewam, �e ojciec po prostu chce zaoszcz�dzi� Annie rodzinnej
sceny. Co za� si� tyczy ciebie, Zofio, by� mo�e nie jeste� a� tak doros�a, by nie
mo�na by�o ci� ukara�. Zajmij si� swoimi sprawami.
- Gdybym tylko mia�a jak�� spraw�, któr� mog�abym si� zaj�� powiedzia�a Zofia do Anny.
- Co takiego powiedzia�a�? - dopytywa�a si� hrabina.
- Powiedzia�am - sk�ama�a Zofia - �e mam ju� osiemna�cie lat. Nie s�dzisz,
Anno, �e rodzina i spo�ecze�stwo narzucaj� m�odym ludziom zbyt wiele
ogranicze�, zw�aszcza je�li chodzi o nasz� p�e�? Kobieta musi mie�
czterdziestk�, by mog�a cieszy� si� wolno�ci�, a wtedy to ju� i tak nie ma znaczenia - zachichota�a, rozbawiona.
Anna nie zamierza�a da� si� wci�gn�� w rodzinn� k�ótni�. Czu�a si� jak
intruz.
- Dobranoc, ciociu - powiedzia�a, za�enowana. Wsta�a i poca�owa�a
hrabin�. - Zrobi�o si� pó�no i jestem zm�czona.
Spojrza�a wymownie na Zofi�.
- Chcia�abym wczesnym rankiem wybra� si� na przeja�d�k� - doda�a.
Zofia zdawa�a si� nie pojmowa� aluzji.
- Obie powinny�my odpocz��, Zofio - naciska�a Anna.
- Do �ó�ka! Nic, tylko do �ó�ka! Jak ja nie znosz� tej okropnej wsi. �adnych
wesel, bankietów, opery, bali - tylko zabójczo �wie�e powietrze. A muzyka,
jak�e brakuje mi muzyki!
Zofia wyci�gn��a wymownym gestem r�ce i zacz��a ta�czy� przed
kominkiem mazura, pod�piewuj�c weso�o do taktu.
59
RS
Anna ruszy�a ku drzwiom, rozmy�laj�c o tym, �e kuzynka z pewno�ci�
zapomnia�a powiedzie� rodzicom o wycieczce.
- Pos�uchaj! - szepn��a Zofia ostro, pow�ci�gaj�c rozbawienie. - Czy to
mo�liwe, by ojciec u�y� bata?
- Nie b�d� niem�dra - powiedzia�a hrabina. Mimo to
Anna spostrzeg�a, �e ciotka jest zatroskana. Uzna�a, �e nie ma co d�u�ej
zostawa� w salonie. Cmokn��a kuzynk� niedbale w policzek i posz�a prosto do
swego pokoju.
Tej nocy d�ugo le�a�a, nie mog�c zasn��, niezdolna ode-gna� mrocznych i
nieokre�lonych przeczu�. Wydarzenia wieczoru wytr�ci�y j� z równowagi.
Poza tym czu�a si� niezr�cznie, b�d�c �wiadkiem rodzinnej sprzeczki. Walter
nie wywar� na niej zbyt dobrego wra�enia i w g��bi duszy cieszy�a si�, �e jego
pobyt b�dzie krótki. Tak�e Zofia odnosi�a si� do brata w sposób co najmniej
dziwny, czego oznaki spostrzeg�a ju� przedtem. Brat i siostra musieli darzy�
si� mi�o�ci�, lecz co� najwidoczniej nie pozwala�o ujawni� si� uczuciu.
I dlaczego Zofia nie wspomnia�a o wycieczce? Anna nie mog�a uwierzy�,
�e jej tak bystra zazwyczaj kuzynka nie poj��a aluzji. A skoro tak, zawiod�a j�
celowo. Dlaczego?
Mo�e i dobrze si� sta�o, zwa�ywszy, w jakim humorze byli tego wieczoru
hrabia i hrabina.
Co si� teraz stanie? Pewnie b�dzie musia�a odes�a� Jana z niczym. Czy on
to zrozumie? Co sobie my�li Zofia? Anna le�a�a, nas�uchuj�c kroków kuzynki
za drzwiami. Postanowi�a, �e j� zawo�a, jednak obfita kolacja i wino sprawi�y,
�e w ko�cu zapad�a w drzemk�. A po chwili, z taktami mazurka
pobrzmiewaj�cymi w g�owie, odda�a si� we w�adanie snu.
60
Rozdzia� siódmy.
RS
Obudzi�a si� tu� przed siódm�, pe�na napi�cia i oczekiwania. Dr��c w
zimnym pokoju, szybko umy�a si�, ubra�a i po�pieszy�a do pokoju kuzynki.
- Obud� si�, Zofio - szepn��a, delikatnie potrz�saj�c dziewczyn�. - Jan lada
chwila pojawi si� przy stajniach. By� mo�e ju� tam jest. Co zrobimy?
Zofia j�kn��a i g��biej wtuli�a twarz w poduszk�.
- Zofio, prosz�!
- Czy to naprawd� ju� ranek? - spyta�a sennym g�osem.
- Naprawd�. Co z nasz� wypraw�? Z pewno�ci� musimy j� odwo�a�.
- Ale� dlaczego?
- Twoi rodzice...
- Poradz� sobie z nimi - powiedzia�a Zofia, siadaj�c na �ó�ku.
- Och, s�dzisz, �e ci si� uda? Rozmawia�a� z Walterem o tym, by si� do nas
przy��czy�?
- Tak. Gdy wszyscy poszli do �ó�ek, zesz�am do piwnicy, by go zapyta�.
Niepotrzebnie, gdy� wszystko, co zdo�a�am uzyska�, to ten ból g�owy.
- Zofio, ty pi�a�!
- Och, troch� wina - zawo�a�a �piewnie, tr�c oczy. - Wspominali�my nasze
dzieci�stwo i �miali�my si�. Wiesz, mo�e i masz racj�. Chyba rzeczywi�cie
�ywi� wobec Waltera cieplejsze uczucia.
- Oczywi�cie, �e tak. I co, nie chcia� si� z nami wybra�? Zofia potrz�sn��a
g�ow�.
- Wykaza� absolutny brak zainteresowania. Przypuszczam, �e ma do��
konnej jazdy. Ale mo�emy jecha� we trójk�.
- Je�li jeste� pewna...
- Jestem. Po co psu� ci ten dzie�?
- Wi�c wyskakuj z �ó�ka i po�piesz si�.
- Musz� mie� troch� czasu, �eby si� przygotowa�, Anno. Wiesz, jak� wag�
przyk�adam do wygl�du.
- Zaczekamy na ciebie przy stajniach. Ale obiecaj, �e si� po�pieszysz.
- Co ty masz na sobie?
- Jedwabn� bluzk� i zielon� spódnic�.
- Ta spódnica si� nie nadaje, skarbie. Jest taka... wiejska. Teraz, kiedy
wyzwoli�a� si� ju� od tej okropnej czerni, musimy z tob� co� zrobi�. W szafie
znajdziesz rdzaw� spódnic� do konnej jazdy i pasuj�cy do niej �akiet.
Anna uzna�a, �e lepiej si� nie sprzecza�, i szybko znalaz�a amazonk�.
61
RS
- Zofio, ona jest po prostu boska!
- Mo�esz j� zatrzyma�. Bluzka jest dobra, kremowy kolor b�dzie pasowa�
do rdzawego. No, szybko, przebieraj si�!
Siedzia�a nieruchomo, czekaj�c, a� Anna si� przebierze.
- No! O wiele lepiej. Anna podesz�a do �ó�ka.
- Prosz�, Zofio, czy mog�aby� wsta�?
- W�a�nie co� przysz�o mi do g�owy - oznajmi�a Zofia jak gdyby nigdy nic.
- Jed�cie do tego sekretnego stawu w lesie. Ja zabior� stajennego i pojedziemy
skrótem. Mo�e nawet znajdziemy si� tam przed wami. B�d� mia�a czas, �eby
si� wyszykowa�, a Lutisza b�dzie mog�a przygotowa� kosz z prowiantem.
Obawiam si�, �e zapomnia�am wspomnie� jej o tym wczoraj.
- Och, nie! Zaczekam na ciebie i jedzenie. Wy�l� kogo� ze s�u�by, aby
uprzedzi� Jana, �e si� spó�nimy.
- Nie, Anno, to postanowione. Nalegam, by� pojecha�a z Janem.
- Lecz ciotka Stella... - westchn��a dziewczyna, przera�ona - i twój ojciec...
je�li si� dowiedz�...
- Lubisz martwi� si� na zapas. Przysi�gam, zajm� si� nimi, kochanie.
Zofia uj��a d�onie Anny i przyci�gn��a j� do siebie, szacuj�c spojrzeniem
ciemnych oczu.
- Janek jest nieszkodliwy, Aniu. To oswojony nied�wied�. Znam go. Miewa
zmienne nastroje, ale z pewno�ci� nie ma si� czym martwi�. A teraz biegnij.
Och, i niech moje pojawienie si� przy stawie b�dzie niespodziank�, dobrze?
- Ach, Zofio - szepn��a Anna, u�wiadamiaj�c sobie, �e dr�y. - Nie
mog�abym...
- Ale� tak, mog�aby�. I zrobisz to! Nie b�d� dziecinna, Anno. Jak mo�esz
mie� nadziej�, �e kiedykolwiek staniesz si� kobiet� �wiatow�, skoro nie
potrafisz wyzby� si� wiejskiej wstydliwo�ci? Czy s�dzisz, �e Francuzka
wzdryga�aby si� przed spotkaniem z przystojnym m��czyzn�? Nigdy!
Z bij�cym mocno sercem Anna zbieg�a schodami dla s�u�by, modl�c si�, by
nikt jej nie dostrzeg�. Co� nie dawa�o jej spokoju. Zofia, mówi�c o Stelnickim,
pos�u�y�a si� zdrobnieniem jego imienia. Czy by�a z nim a� tak
zaprzyja�niona? Nagle u�wiadomi�a sobie, �e kuzynka i Jan znaj� si� od dziecka, wi�c taka familiarno�� jest w ich przypadku zupe�nie naturalna.
Wydostawszy si� z domu, przypi��a do w�osów je�dziecki kapelusz i
po�pieszy�a ku stajniom, czuj�c rze�kie powietrze poranka.
W g�owie mia�a zam�t. Zdawa�a sobie spraw�, �e wyprawa do lasu z
Janem, bez przyzwoitki, zosta�aby przez wielu uznana za skandaliczn�, lecz
62
RS
serce bi�o jej mocniej na sam� my�l o tym, �e b�dzie z nim sam na sam po raz
pierwszy, od kiedy zdj��a �a�ob�. By�a zarazem szcz��liwa i przestraszona.
Zofia mia�a racj�: zanim Anna pozna�a Jana, nie mia�a �adnych
do�wiadcze� z m��czyznami. A podczas spotka� na ��ce jej �a�oba stanowi�a
swego rodzaju tarcz� - bez niej czu�a si� zagubiona. Nie wiedzia�a, co mówi�,
jak si� zachowa�. �a�owa�a, �e �wiatowa kuzynka nie da�a jej kilku dobrych
rad. Kiedy impulsywna Zofia znajdowa�a si� w pobli�u, rozmowa nigdy nie
kula�a. Jak zachowa si� teraz Jan? Co powie? Czy to mo�liwe, by powiedzia�,
�e j� kocha?
Jan sta� tu� przy wej�ciu do stajni. U�miecha� si�. Niebieski kolor jego
stroju uwydatnia� jeszcze b��kit oczu. Koszula, rozpi�ta pod szyj� i ukazuj�ca
g�stwin� rudawoblond w�osów, zdawa�a si� bardzo bia�a na tle opalonej skóry.
Trzyma� wodze swego czarnego wierzchowca, a tak�e drugiego konia, nieco
mniejszego.
- Ta jest dla ciebie, Anno - powiedzia�, skinieniem g�owy wskazuj�c
�nie�nobia�� klacz - je�li j� zechcesz.
- Nie mia�e� chyba na my�li...
- Owszem, jak najbardziej. - U�miechn�� si� jeszcze szerzej.
Anna sta�a, staraj�c si� powstrzyma� fontann� �ez. Wychowanie i wpojone
zasady podpowiada�y jej, �e musi odrzuci� tak wspania�y prezent, ale nie
mog�a si� zmusi�, by to zrobi�. Mo�e pó�niej, kiedy poradzi si� kuzynki. Nie
chcia�a zaczyna� dnia, sprawiaj�c przykro�� Janowi lub nawet obra�aj�c go.
Do stajni wszed� starszy stajenny.
- Spójrzcie tylko, Stanis�awie! Pan Stelnicki podarowa� mi klacz. Czy� nie
jest �liczna?
- Prawdziwa pi�kno��, panienko.
- My�licie, �e znajdzie si� tu dla niej miejsce, Stanis�awie? - zapyta� Jan.
- Jeden ko� wi�cej nie sprawi ró�nicy, prosz� pana.
- Dzi�kuj�, Janie - powiedzia�a Anna. - Chocia� to prezent zdecydowanie
zbyt wspania�y.
- Nonsens. - Popatrzy� na ni� przenikliwie.
Gdy wyszli ze stajni, pomóg� jej dosi��� klaczy, a potem po�artowa� chwil�
ze stajennym, wsuwaj�c mu w s�kat� d�o� kilka monet.
Anna podda�a si� impulsowi, korzystaj�c z okazji, aby popisa� si� nowymi
umiej�tno�ciami. Nie czekaj�c, a� Jan dosi�dzie konia, trzepn��a mleczny bok
klaczy szpicrut�. Ta za� pomkn��a niczym b�yskawica, uderzaj�c dono�nie
kopytami o tward� ziemi�.
63
RS
Zaledwie od kilku dni jazda zacz��a sprawia� Annie prawdziw�
przyjemno��. W miar� czynionych post�pów, gdy przesz�a od umiarkowanego
k�usa do szybkiego galopu, ogarnia�y j� weso�o�� i poczucie si�y. Rado�� �ycia
pulsowa�a we krwi.
Jak�e inaczej czu�a si� dzisiaj! Wierzchowiec pogalopowa� tak szybko, �e z
trudem oddycha�a i ledwie utrzymywa�a si� w siodle. By�a zbyt przera�ona,
aby zawo�a� o pomoc.
Z ty�u dobieg� j� t�tent kopyt. Mia�a nadziej� - modli�a si�, by to by� Jan.
Wydawa�o jej si� te�, �e j� wo�a.
Starannie zaorane bruzdy ziemi miga�y w szale�czym p�dzie, a wiatr siek�
twarz. Krajobraz wokó� stanowi� o�lepiaj�c� mieszanin� zlewaj�cych si�
kolorów.
Anna uczy�a si� je�dzi� na mniejszym i o wiele spokojniejszym
wierzchowcu, dlatego jej wysi�ki powstrzymania klaczy nic nie da�y. Ba�a si�,
�e ko� potknie si� i zrzuci j� na tward� ziemi�, a nie by�a w stanie zaczerpn��
naraz tyle powietrza, by krzykn��.
W ko�cu Jan zrówna� si� z ni�, a pot��ny bok jego wierzchowca napar� na
klacz. Jan si�gn�� po wodze klaczy i kiedy ju� niemal zbli�ali si� do lasu,
zdo�a� j� zatrzyma�.
Dziewczyna chwyta�a gwa�townie powietrze. Ba�a si�, �e zemdleje.
- Nic ci si� nie sta�o? - W jego g�osie wyczuwa�a trosk�, ale i rozbawienie.
- Chyba nic. Tylko zabrak�o mi tchu. Czuj� si� te� nieco upokorzona.
O�mielam si� twierdzi�, �e Anio� to zdecydowanie spokojniejsze stworzenie.
- Powinienem by� ostrzec ci�, �e klacz ma w sobie bojowego ducha. Konie
s� jak ludzie, miewaj� ró�ne temperamenty. I tak jak ludzi, trzeba najpierw je
pozna�, a dopiero potem poddawa� próbie.
- Dzi�ki za rad�, cho� nieco spó�nion� - Annie uda�o si� roze�mia�, mimo
i� �mia�a si� z samej siebie. - Powiedz, czy ten ko� ma imi�?
- Nazywamy j� Pegaz.
- Bardzo stosownie! My�l�, �e ona naprawd� ma skrzyd�a! Jan roze�mia�
si�. Anna dostrzeg�a w jego oczach iskierk�, która mog�a �wiadczy� o
zapalczywo�ci.
Przed nimi rozci�ga� si� d�bowy bór okryty barwami, które by�y
zapowiedzi� orgii kolorów nadchodz�cej jesieni.
- Czy� nie jest tu pi�knie? - spyta�a, staraj�c si� sprawia� wra�enie
opanowanej.
64
RS
- Pozwól, �e pomog� ci zsi���. - Jego g�os by� jak pieszczota. Odpoczniemy chwil�.
- Nie - odpar�a Anna. - Nic mi nie jest. Jed�my dalej.
- Musisz mocniej trzyma� wodze - ostrzeg�, podaj�c je Annie. - Klacz musi
wiedzie�, kto jest tu panem - lub pani�. - Jego d�o� dotkn��a d�oni Anny i
pozosta�a tak przez chwil�.
Konie ruszy�y st�pa i po chwili ogarn�� ich cie� wielkich drzew. W g�owie
Anny my�li wirowa�y niczym li�cie na wietrze. Dlaczego pos�ucha�a Zofii?
Dlaczego nara�a na szwank swoj� reputacj�? I czy mo�e narazi� j� jeszcze
bardziej? Nie ma do�wiadczenia w umizgach. Jak mog�a s�dzi�, �e potrafi
oceni� charakter cz�owieka, skoro nie jest w stanie zrobi� tego nawet z
koniem?
Zag��biwszy si� w las, musieli starannie wybiera� drog�, gdy� stary trakt
zaro�ni�ty by� g�sto dzik� ró�� i orlic�. Tu i tam uko�ne promienie przebija�y
si� przez korony drzew, rzucaj�c na le�ne poszycie snopy �wiat�a. Unosz�ca si�
mg�a czyni�a ranne powietrze niemal widocznym. M�ode d�by wyrasta�y z
ukrytych pod ziemi� korzeni, walcz�c o odrobin� �wiat�a, którego zawsze tu
brakowa�o. W lesie panowa� przyjemny ch�ód, jazda sprawia�a Annie
przyjemno��, wkrótce poczu�a wi�c, �e si� odpr��a.
- Masz jakie� monety, Anno?
- Monety?
Jej zdziwienie trwa�o tylko chwil�, gdy� niemal natychmiast us�ysza�a
niesamowity odg�os. Gdzie� w g��bi lasu kuku�ka zaintonowa�a swój
dziwaczny lament.
- Nie, nie mam.
- Ani ja. Lecz jakie nieszcz��cie mog�oby spotka� nas w tak pi�kny dzie�?
Szacunek, jaki �ywi�a dla legend i wierze�, sprawi�, i� po�a�owa�a, �e Jan
da� swoje monety Stanis�awowi.
Babcia opowiedzia�a kiedy� Annie tak� oto star� ludow� ba��: �liczna
dziewczyna za�artowa�a sobie ze �wi�tej Anny, zbieraj�c w lesie jagody.
Obra�ona �wi�ta zmieni�a j� w kuku�k�, aby bez ko�ca nawiedza�a okolic�,
�al�c si� na swój los i wieszcz�c nieszcz��cie. Je�li jednak kto�, s�ysz�c jej zawodzenie, zabrz�czy monetami, uchroni si� od z�ego.
Anna uwa�a�a zawsze, i� taka chorobliwa ch�� zemsty nie przystoi �wi�tej.
W�tpi�a te�, by uleganie przes�dom mog�o zapewni� bezpiecze�stwo. Mimo
to, kiedy u�wiadomi�a sobie, �e �adne z nich nie ma monet, poczu�a pewien
65
RS
niepokój. Oczywi�cie, Jan ma racj�. Co z�ego mog�oby przydarzy� si� im w tak
pi�kny dzie�? Próbowa�a odsun�� od siebie l�k.
Jan zatrzyma� si� i zsiad� z konia. Anna patrzy�a, jak pochyla si� nad
zwalonym pniem. Wyprostowa� si� i, roze�miany, pokaza� jej ogromny grzyb.
- Spójrz tylko na to, Anno!
Grzyb, wielki niczym pi���, wygl�da� jak nakrapiany be�owy kwiat.
- Mo�e by� truj�cy - powiedzia�a Anna.
- Nie, nie jest, ale masz racj�, nale�y zachowa� ostro�no��. Las mo�e by�
niebezpieczny, ale i hojny.
Jan wyj�� nó� i naci�� trzon grzyba.
- Widzisz? Ró�owy jak pupa niemowl�cia. Gdyby by� bia�y i ocieka�
wilgoci�, mieliby�my powód do zmartwienia. Te grzyby nie s� zbyt dobre do
jedzenia, ale nadaj� si� do zup i gulaszu. Dla Lutiszy b�dzie mi�ym prezentem.
Podzieli� grzyb na cz��ci i schowa� do torby przy siodle. Znów si� pochyli�.
- Je�li wszystkie s� tak du�e - powiedzia�a Anna - nie trzeba nam wielu.
Jan wyprostowa� si�, a potem podszed� do niej, u�miechaj�c si� lekko i
kryj�c d�o� za plecami.
- Nie mam teraz szczególnej ochoty na grzyby - za�artowa�a.
- Wyci�gnij r�k�.
Anna z wolna wyci�gn��a d�o�, a on po�o�y� na niej ma�y czerwony
kwiatek.
- Dzi�kuj�, Janie.
Pochyli� si� w przesadnym uk�onie.
- Powiedz mi, czy kto� mówi do ciebie Janek? - spyta�a.
- Nie, nikt. Ale ty mo�esz, je�li masz ochot�.
Anna poczu�a, �e jej twarz oblewa rumieniec. Nie wiedzia�a, jak
zareagowa�.
Jan wpatrywa� si� w ni�, mru��c oczy i u�miechaj�c si� coraz szerzej.
Czu�a, jakby przewierca� j� tym spojrzeniem na wylot. W jaki� dziwny sposób
by�a pewna, �e Jan wie, co ona czuje, i o�miela�a si� nawet s�dzi�, �e ona
równie� zna jego my�li. Dzisiaj mi si� o�wiadczy.
Nie zsiad�a z konia, cho� by�a pewna, �e Jan chcia�by, by to zrobi�a. Ukryta
w ch�odnym cieniu z aprobat� obserwowa�a, jak jej towarzysz dosiada
wierzchowca. Wydawa� si� taki przystojny. M�ski, a zarazem wra�liwy na
innych i kruche pi�kno natury. S�odka wo� lasu przenikn��a j� od stóp do
g�ów, oszo�amiaj�c i przepe�niaj�c fal� mi�o�ci do tego m��czyzny.
66
RS
Jechali z wolna lasem przez niemal dwie godziny. L�ki Anny - intuicyjne i
nieokre�lone - uderza�y w ni� od czasu do czasu niczym powiew st�ch�ego
powietrza, lecz szybko mija�y.
Dotarli do niewielkiego strumyka i pozwolili koniom si� napi�. Jan
podprowadzi� wierzchowca bardzo blisko klaczy.
- Anno - powiedzia�, pochylaj�c si� ku niej. Obj�� ramieniem jej tali� i
przyci�gn�� dziewczyn� bli�ej siebie.
Poca�owa� j�, z pocz�tku bardzo delikatnie. Anna nie odwzajemni�a
poca�unku, ale i nie cofn��a si�. Jego wargi wyda�y jej si� dziwnie mi�kkie, a
ich dotyk cudowny. Z jej ust doby�o si� ciche, uleg�e westchnienie. Jan
zacie�ni� u�cisk i piersi Anny przywar�y do rozpi�tego surduta, kiedy ca�owa�
jej usta, a potem szyj�. Trzyma� j� tak mocno, �e powinna odczuwa� ból, lecz
by�a jak odr�twia�a. Konie porusza�y si� pod nimi niespokojnie, by� mo�e
zdenerwowane wzajemn� blisko�ci�. Jan szepta� co� tak cicho, �e nie potrafi�a
zrozumie� s�ów. Lecz kiedy przybli�y� usta do jej ucha, us�ysza�a, �e
bezustannie powtarza jej imi�.
- Pomog� ci zsi��� - wymamrota�.
Anna uda�a, �e nie s�yszy. Blisko�� m��czyzny, poca�unki, wszystko to
sprawi�o, �e w jej g�owie zad�wi�cza� alarm, g�o�ny niczym dzwony opactwa.
Nie pozwoli - nie mo�e pozwoli� - by sytuacja wymkn��a si� jej spod kontroli.
Kiedy powtórzy� propozycj� na tyle g�o�no, �e nie mo�na by�o tego
zignorowa�, odsun��a si� od niego.
- Janie, przed nami d�uga droga, je�li mamy dotrze� do stawu, o którym ci
mówi�am.
�cisn��a pi�tami boki wierzchowca i klacz wesz�a pos�usznie do strumienia,
rozchlapuj�c wod�. Sk�ama�a. Staw znajdowa� si� ca�kiem blisko.
Teraz ba�a si� ju� nie na �arty. Nie powinna by�a zag��bia� si� w las tylko z
Janem. Co j� op�ta�o? Matka powtarza�a jej, by unika�a pokusy i ryzyka.
Obawia�a si� tak�e siebie, gdy� poca�unki i blisko�� Jana obudzi�y w niej
dziwne, nieznane dot�d uczucia. Czy pope�ni�a ten sam b��d, co Ikar? Wznios�a
si� zbyt wysoko, lecia�a zbyt blisko s�o�ca? Teraz mog�a si� tylko modli�, by
Zofia czeka�a na nich przy stawie.
Przez jaki� czas w milczeniu jechali wzd�u� strumienia. Anna prowadzi�a, a
Jan pod��a� za ni�, brzd�kaj�c s�odko na drumli. Od czasu do czasu przerywa�,
by na�ladowa� �piewaj�cego w pobli�u ptaka. Anna ch�tnie roze�mia�aby si� i
odwróci�a g�ow�, by na niego popatrze�, ale twarz Jana pozostawa�a
nieprzenikniona. Czy�by go rozgniewa�a?
67
RS
Uwag� Anny przyci�gn��y po�yskuj�ce na p�ytkim dnie strumyka kamienie.
Mieni�y si� barwami i by�o ich tysi�ce. Te mniejsze przypomina�y b�yszcz�ce
nieszlifowane granaty, szmaragdy i bursztyny. A mo�e to tylko gra �wiat�a na
wodzie sprawia�a, �e wygl�da�y jak klejnoty? Anna mia�a ch�� zapyta�, czy to
mo�liwe, by niektóre z nich naprawd� by�y kamieniami szlachetnymi, lecz nie
zrobi�a tego. Nie chcia�a wyda� si� naiwna.
Strumie� opada� teraz gwa�townie, prowadz�c ich w g��b lasu, gdzie
drzewa ros�y jeszcze g��ciej.
Nagle Anna zobaczy�a pod wod� co� dziwnego. By�o bia�e, o
zakrzywionym kszta�cie, zaostrzonym na ko�cu. Wstrzyma�a konia.
- Spójrz, Janie! - zawo�a�a. - Tam, blisko brzegu!
- Co takiego, Anno?
- Wygl�da jak z�b. Tak, jak olbrzymi z�b!
Zbli�yli si� do tajemniczego przedmiotu. Jan podjecha� do brzegu, zsiad�,
zanurzy� w wodzie obie d�onie i podniós� go.
- Jak my�lisz, co to takiego? - spyta�a.
- To rzeczywi�cie z�b, chocia� olbrzymi i bardzo ci��ki!
Przez chwil� przygl�da� si� znalezisku, obracaj�c je w d�oniach.
- Wyobra�am sobie, �e to kie� mastodonta, zwierz�cia wielkiego jak to
drzewo.
Anna poczu�a uk�ucie l�ku, mimo to roze�mia�a si�.
- Rzeczywi�cie, wyobra�asz sobie. Masz na my�li smoka? Jan u�miechn��
si� pob�a�liwie.
- Mastodonty to zwierz�ta, które w�drowa�y kiedy� po tych terenach.
Ludzie wierz�, �e nasi praprzodkowie je wybili.
- Mamy zatem szcz��cie - zauwa�y�a Anna ze �miechem. -Gdyby�my tylko
mogli zabra� go ze sob�. Chcia�abym pokaza� Zofii kie� prawdziwego smoka.
Jan nagle przesta� si� u�miecha�.
- Mówi� powa�nie, Anno. Ten kie� nie pochodzi od smoka, ale od wielkiej
bestii, która niegdy� przemierza�a te tereny. Moi ch�opi wykopali nawet ca�y
jej szkielet!
Anna nadal spogl�da�a na niego z niedowierzaniem.
- To prawda! - zawo�a�.
- O takich stworach czyta si� tylko w bajkach - powiedzia�a. - �artujesz
sobie ze mnie.
Jan, rozgniewany, zamachn�� si� i rzuci� kie� w najg��bsz� wod�. W
milczeniu dosiad� konia.
68
RS
Anna by�a zdumiona. Naprawd� si� na ni� rozgniewa�. Ale dlaczego? Zofia
mia�a racj�: jego usposobienie by�o zmienne.
Oddalili si� od strumienia i zacz�li przedziera� si� przez kolczaste zaro�la i
krzaki, kieruj�c si� ku sercu lasu.
- Prowadzisz mnie przez labirynt zaro�li! - zawo�a� z ty�u. - Ufam, �e wiesz,
gdzie znajduje si� ten ukryty staw?
- Och, tak! - zawo�a�a �piewnie Anna, lecz nagle ogarn��y j� w�tpliwo�ci.
Zofia zabra�a j� do tego sekretnego miejsca kilka razy. Anna wierzy�a, �e tylko
one dwie wiedz�, gdzie si� znajduje. Mo�na tam by�o p�ywa� i k�pa� si� w
bezpiecznym odosobnieniu, cho� Ann� zniech�ca�a obecno�� owadów i ryb
oraz g�stwina wodnych ro�lin. Zofia nie mia�a takich uprzedze� i chlapa�a si�
beztrosko w ch�odnej wodzie, podczas gdy Anna siedzia�a na brzegu,
zazdroszcz�c kuzynce odwagi.
W ko�cu konie przeprowadzi�y ich pod zwieszaj�cymi si� nisko ga��ziami
wierzby i zobaczyli staw.
- Spójrz tam! - powiedzia�a, wskazuj�c na oczko wodne otoczone kr�giem
powalonych d�bów i wierzb. Martwy d�b sta� nad sam� wod� niczym pot��ny
starzec, a jego olbrzymie poskr�cane korzenie stercza�y z urwistego brzegu.
Serce Anny zacz��o bi� szybciej. Spojrza�a przed siebie, a potem rozejrza�a
si� dooko�a. Jechali tak wolno, i� by�a pewna, �e Zofia zd��y�a ju� tu dotrze�.
Jednak�e nigdzie nie by�o ani �ladu kuzynki. Ach, Zofio, co za sprytna
sztuczka, zostawi� mnie sam na sam z Janem, pomy�la�a.
Zacisn��a d�onie na wodzach, a� zbiela�y jej knykcie. Klacz stan��a i Anna
pochyli�a si� do przodu.
- Czego tak wypatrujesz? - zapyta� Jan, zsiadaj�c.
- Niczego - odpar�a.
Je�li nawet by� na ni� w�ciek�y, najwidoczniej gniew min��.
- Anno, pozwól, �e ci pomog� - powiedzia� cicho, lecz nagl�co.
Delikatnie uj�� j� w talii i bez wysi�ku zsadzi� z konia. Jest taki silny,
pomy�la�a. Gdy tylko jej stopy dotkn��y ziemi, otoczy� j� ramionami i zacz��
ca�owa�, tym razem znacznie mocniej, przyciskaj�c wargi do jej ust i
rozdzielaj�c je swoimi.
Ciep�o jego warg i moc promieniuj�ca z silnego cia�a sprawi�y, �e czu�a si�
tak, jakby sta�a jedynie dzi�ki niemu. Je�li j� pu�ci, upadnie.
Nagle poczu�a w ustach jego j�zyk i zaskoczy�o j�, �e ta nieznana i
nieoczekiwana pieszczota mo�e dostarczy� tak s�odkich prze�y�.
69
RS
Próbowa�a go odepchn��, lecz trzyma� j� mocno i po chwili osun��a si�
wraz z nim na mi�kkie, suche li�cie.
Mog�a my�le� jedynie o tym, �e nie wolno jej dopu�ci�, by to si� sta�o.
Walczy�a z Janem i z sob�, gdy� co� w niej wcale nie chcia�o, by przesta�.
Kiedy siedzia�a na koniu, czu�a si� stosunkowo bezpieczna, gdy� mog�a w
ka�dej chwili uciec. Na ziemi by�a zdana na jego �ask�.
- Przesta�... prosz�...
W powietrzu tu� nad ziemi� unosi�a si� ciep�a wo� wi�dn�cych w s�o�cu
li�ci i kwiatów. Annie zdawa�o si�, i� jaki� ci��ar ci�gnie w dó� jej powieki,
zmuszaj�c, by je przymkn��a, podczas gdy Jan nie przestawa� jej ca�owa�.
Nagle poczu�a pod brod� jedwabiste w�osy, a na szyi dotyk ciep�ych ust.
Zmusi�a si�, by otworzy� oczy. Nie zapi��a górnego guzika bluzki i jego wargi
w�drowa�y bez przeszkód coraz ni�ej, sk�adaj�c lekkie, pieszczotliwe
poca�unki. Uczucia, jakich do�wiadcza�a, by�y dla niej zupe�nie nowe i
absolutnie rozkoszne. Zdawa�a sobie jednak spraw�, �e mog� te� by�
niebezpieczne.
- Janie - szepn��a. - Prosz�, przesta�.
Spojrza� na ni� i w jego oczach dostrzeg�a jedynie po��danie. Przestraszy�a
si�. Przygl�da� si� jej uwa�nie. Powoli w jego b��kitnych oczach czu�o��
zast�pi�a nami�tno��. Anna u�wiadomi�a sobie od razu, �e tam, gdzie
dostrzega�a zagro�enie, by�o jedynie bezpiecze�stwo, jedynie si�a.
- Wyjd� za mnie, Anno. Przysi�gam na or�a bia�ego, �e b�d� kocha� ci�
zawsze.
Anna westchn��a cicho, ale nie by�a w stanie si� odezwa�. Jej marzenia
w�a�nie si� urzeczywistnia�y i odt�d nic ju� nie b�dzie takie samo. Koniec z
samotno�ci�. Znów b�dzie cz��ci� rodziny. Jak jej rodzice, do�wiadczy mi�o�ci
i ma��e�stwa.
W ko�cu uda�o jej si� zaczerpn�� tchu.
- Janie, ja... to zbyt szybko po... - powiedzia�a z trudem.
- Wcale nie! By�o nam przeznaczone, by�my spotkali si� akurat teraz. Na
pewno to czujesz, tak samo jak ja.
- Chodzi jedynie o to...
- B�dziesz ze mn� szcz��liwa, obiecuj�! Je�li musimy troch� poczeka�,
trudno. Jako� wytrzymamy. Tylko powiedz, �e za mnie wyjdziesz. Kocham
ci�, Anno.
- Och, Janie, ja...
- Anno! Janie! - dobieg� ich radosny g�os Zofii.
70
RS
Jan zerwa� si� na równe nogi, po czym pomóg� wsta� Annie.
- A ona co tu robi? - szepn��, zdenerwowany. Od razu rozpozna�, do kogo
nale�y g�os.
- Przywioz�a lunch. To mia�a by� niespodzianka.
- Och, i jest, bez w�tpienia.
- Tutaj! - zawo�a�a Anna s�abo. Twarz jej p�on��a. Co Zofia zd��y�a
zobaczy�?
- Tu jeste�cie! - krzykn��a Zofia, wy�aniaj�c si� zza drzewa. - Dzie� dobry,
Anno... Janie.
Jej g�os rozbrzmiewa� rado�ci� �ycia i niewinno�ci�. Mia�a na sobie ró�owy
strój do konnej jazdy i bia�� koronkow� bluzk�. Jej czarne wij�ce si� w�osy
opada�y fal� na plecy.
- Dzie� dobry, Zofio - odpowiedzia� Jan, udaj�c, �e jest bardzo zaj�ty
przywi�zywaniem koni do krzaka, cho� zrobi� to przed paroma minutami.
- Zacz��am ju� my�le�, �e nie przyjdziesz - powiedzia�a Anna, �wiadoma,
�e jej g�os i wygl�d �wiadcz� o tym, jak bardzo jest za�enowana. Nie mog�a
okaza�, �e mia�a nadziej�, i� kuzynka w ogóle si� nie pojawi.
- Och, przepraszam za spó�nienie. - Zofia u�cisn��a Ann�, która uzna�a, �e
przeprosiny zako�czy�y temat, i zrezygnowa�a z dalszych wyja�nie�.
Zofia pomog�a Annie roz�o�y� na ziemi koc. Jej perfumy konkurowa�y z
woni� lasu. Pochyli�a si� i szepn��a:
- Ale zrobi�am to dla ciebie, skarbie! A potem doda�a, ju� g�o�no:
- Przywioz�am same pyszno�ci. Ach, có� mo�e by� przyjemniejszego ni�
wycieczka do lasu z moj� kuzynk� i... moim przyjacielem Jankiem?
Anna spojrza�a na Jana, zaj�tego czyszczeniem koni. By�o oczywiste, �e
pojawienie si� Zofii zdenerwowa�o go. Czy zaniepokoi� go te� fakt, �e
wymówi�a zdrobniale jego imi�? A mo�e wcale tego nie zauwa�y�?
- Potem mo�emy si� wyk�pa� - mówi�a tymczasem Zofia. - To znaczy, je�li
Jan oka�e si� tak wyrozumia�y i zostawi nas na chwil�.
- Ja wola�abym nie - powiedzia�a Anna. - Wiesz, �e boj� si� wody.
Zofia westchn��a demonstracyjnie.
- Lubisz sprawia� wra�enie delikatnej i bezradnej, Anno. Przypuszczam, �e
niektórym m��czyznom mo�e si� to wydawa� atrakcyjne. - Spojrza�a
przelotnie na Jana, który sprawia� wra�enie ca�kowicie poch�oni�tego swym
zaj�ciem. - Jednak�e taka poza wymaga zbyt wiele cierpliwo�ci, a przyznaj�,
�e jest to cecha, której nie posiadam w nadmiarze.
71
RS
Przez chwil� Annie zdawa�o si�, �e ta ostatnia uwaga przeznaczona by�a dla
Jana, nie rozumia�a jednak jej znaczenia. Przytyki Zofii irytowa�y j�, mimo to
postanowi�a je zignorowa�.
- Mam pomys� - powiedzia�a. - Nazbierajmy malin, zjemy je do posi�ku.
Nie jad�am �niadania i jestem g�odna jak wilk. Poza tym uwielbiam maliny!
- Có�, nie wydaje mi si� to szczególnie zabawnym zaj�ciem - powiedzia�a
Zofia - ale niech ci b�dzie.
Odwróci�a si�, przy�o�y�a do ust z�o�one d�onie, jak czyni� to ch�opki, i
zawo�a�a:
- Stanis�aw!
Po kilku minutach pojawi� si� s�u��cy, prowadz�c dwa konie. Pozostawili
mu rozpakowanie tobo�ków z jedzeniem, a sami ruszyli w zaro�la, aby
poszuka� malin.
- Czy móg�by� pój�� przodem, Janie - poprosi�a Zofia -i sprawdzi�, czy da
si� t�dy przej��?
Jan wysun�� si� nieco do przodu i zacz�� usuwa� ze �cie�ki nieliczne
przeszkody. Anna pomy�la�a, �e robi to niech�tnie.
Zofia papla�a beztrosko, powstrzymuj�c Ann�, by nie sz�a zbyt szybko.
Kiedy znalaz�y si� poza zasi�giem s�uchu Jana, szepn��a niecierpliwie:
- I co? Co si� wydarzy�o?
- Co masz na my�li?
Mija�y w�a�nie w�skie przej�cie i Anna uda�a, �e próbuje ochroni� spódnic�
przed podarciem. W ten sposób nie musia�a podnosi� wzroku.
- Nie b�d� taka nie�mia�a! - sykn��a Zofia. - Powiedz mi. Mia� czelno�� ci�
poca�owa�?
Anna spojrza�a na Zofi� i skin��a g�ow�.
- Doprawdy, Anno! Musz� wszystko z ciebie wyci�ga�? Anna zaczerpn��a
oddechu i wyrzuci�a z siebie:
- Poprosi� mnie o r�k�.
- Co takiego? - Zofia otwar�a bezwiednie usta. Wydawa�a si� szczerze
zdumiona. - �artujesz sobie?
- Nie.
Zofia westchn��a cicho.
- I co... co mu odpowiedzia�a�?
- Odrzuci�am go.
Zofia otrz�sn��a si� z oszo�omienia i powiedzia�a, poruszona:
72
RS
- Och, Anno, przykro mi, �e ci� na to narazi�am. Nie masz do mnie
pretensji, prawda? My�la�am, �e po tym, co przesz�a�, ma�y flirt z Janem
dobrze ci zrobi. To dlatego celowo si� spó�ni�am. Chcia�am da� wam czas. Kto
móg�by przypu�ci�, �e on si� o�wiadczy? Mówi� powa�nie?
- Och, tak.
- Nie martw si�, skarbie. Zaraz wszystko naprawi�.
- Nie b�d� niem�dra, Zofio. Ja... - Anna umilk�a, u�wiadamiaj�c sobie, �e
Jan czeka, by si� do niego przy��czy�y.
- T�dy - powiedzia�. - Znalaz�em ca�kiem przyzwoite miejsce.
Kiedy zbierali maliny, Zofia papla�a nieustannie. Anna nie mog�a
zrozumie� zachowania kuzynki. Czy�by Zofia s�dzi�a, �e jej zainteresowanie
Janem to tylko przelotny kaprys? Je�li tak, trzeba uzbroi� si� w cierpliwo��. W
stosownej chwili poinformuje j�, �e jest inaczej.
Jan, znudzony i prawdopodobnie zirytowany kpinkami Zofii, co i rusz
rzuca� Annie zniecierpliwione spojrzenia.
W ko�cu nie mog�a ju� d�u�ej tego znie��.
- Doko�czcie sami - powiedzia�a. - Pójd� przygotowa� jedzenie. - Po czym
szybko oddali�a si� w kierunku, z którego przyszli.
- Ale to ty chcia�a� zbiera� maliny! - krzykn��a za ni� Zofia.
Anna nie wiedzia�a, czego w�a�ciwie chce. My�li k��bi�y si� jej w g�owie
niczym p�dy je�yn, przez które musia�a si� przedziera�. Jej uczucia w stosunku
do Jana, cho� silne i pozytywne, naznaczone by�y przeczuciem nieokre�lonego
zagro�enia, a mo�e niestosowno�ci. Zachowanie kuzynki za� stanowi�o
absolutn� zagadk�. Nim dotar�a do stawu, postanowi�a, �e czas zako�czy�
wycieczk�. Poleci�a Stanis�awowi, by spakowa� z powrotem wiktua�y.
Podesz�a bli�ej wody i spacerowa�a tam, czekaj�c na Jana i Zofi�. Chcia�a,
aby ten dzie� ju� si� sko�czy�. Potrzebowa�a czasu, by zebra� my�li. A tak�e
jasnego umys�u. Nie by�a pewna, czy chce wyj�� za Jana, chocia� wiedzia�a, �e
go kocha, i to pomimo zmiennego usposobienia.
Jego zaloty i o�wiadczyny by�y niewczesne i zbyt impulsywne. W jej
stronach wygl�da�o to inaczej. Tradycja wymaga�a, by staraj�cy si� przyszed�
do domu wybranki z butelk� wina przystrojon� kwiatami. M�oda dama
przynosi�a specjalne, ma�e kieliszki, nape�nia�a je i podawa�a trunek najpierw
kawalerowi, a potem rodzicom. Wszyscy s�czyli wino, a je�li panna tak�e
podnios�a do ust kieliszek, m�ody cz�owiek móg� by� pewny, �e jego starania
spotka�y si� z przychylno�ci�.
73
RS
Ann� dr�czy�o te� poczucie winy. Zwa�ywszy, i� ukrywa�a przed swymi
opiekunami znajomo�� z Janem, w przysz�o�ci mog�a spodziewa� si� z ich
strony jedynie sprzeciwu.
Przygl�da�a si�, jak Stanis�aw wk�ada do toreb przy siodle ostatnie pakunki
z jedzeniem. Spakowawszy wszystko, wsiad� na konia i przemawia� do niego
�artobliwie, czekaj�c.
Przez polank� przesun�� si� cie�. Anna spojrza�a w gór� i zobaczy�a
wielkiego or�a. Szybowa� majestatycznie po niebosk�onie. Przypomnia�a sobie,
i� Jan przysi�g� na bia�ego or�a, �e b�dzie kocha� j� wiecznie.
Ptak zatoczy� ko�o i run�� w dó�, znikaj�c za wierzcho�kami drzew.
- Pewnie wypatrzy� tam obiad! - zawo�a� Stanis�aw.
- Zapewne - zgodzi�a si� Anna, my�l�c o czym� innym. Wspomnia�a ojca i
jego s�owa, które tak cz�sto powtarza�.
Widzia�a go znów przy zastawionym do kolacji stole. Trzyma� w d�oni nó�
i widelec, lecz zapomina� o jedzeniu, zaj�ty rozprawianiem. Jakie to dziwne,
mówi�, �e symbolem Polski sta� si� w�a�nie orze�, ptak drapie�ny. Polska nie
ma sta�ej armii i nie frymarczy ani nie odgra�a si� nikomu w salach tronowych
Europy. Polacy to ludzie mi�uj�cy pokój, mimo to w przesz�o�ci kraje
granicz�ce z Polsk� - Prusy, Austria i Rosja - zachowywa�y si� wobec niej jak
drapie�cy i w ko�cu, przed dwudziestoma laty, ich �upem pad�a trzecia cz���
polskich ziem, zamieszka�a przez po�ow� ludno�ci kraju.
To dziwne, lecz nie przywi�zywa�a wtedy do s�ów ojca szczególnej wagi.
Zdawa�o si�, �e by�o to tak dawno. Jaka m�oda by�a wówczas... nim wszystko
zacz��o si� rozpada�. Jak bardzo zaj�ta b�ahostkami m�odo�ci. Teraz s�owa
ojca rozbrzmiewa�y echem w tunelu jej pami�ci, d�wi�cz�c prawd� i
przeczuciem nieszcz��cia.
Z zamy�lenia wyrwa� j� krzyk Zofii.
- Wracaj do domu, Stanis�awie! - krzycza�a. - Wracaj natychmiast!
Anna podnios�a wzrok. Zofia sta�a zwrócona do niej ty�em.
- Co si� sta�o, Zofio? O co chodzi?
Zofia powtórzy�a polecenie. Oszo�omiony stajenny pop�dzi� konia i znikn��
w lesie.
Dziewczyna odwróci�a si� i zbieg�a po zboczu do Anny.
- Jan mi to zrobi�! - zawo�a�a.
Anna wpatrywa�a si� w kuzynk� z niedowierzaniem. Koronkowa bluzka,
okrywaj�ca bujne wdzi�ki Zofii, by�a rozdarta z góry na dó�.
74
RS
Jan nie da� na siebie d�ugo czeka�. Podbieg� do miejsca, gdzie sta�y
dziewcz�ta, chwyci� Zofi� za ramiona i brutalnie odwróci�. Pod strzech� blond
w�osów jego twarz by�a czerwona z gniewu.
- Co powiedzia�a� Annie? - zapyta�, mocno trzymaj�c Zofi� za rami�. - No
mów!
Zofia nie odpowiedzia�a, prychn��a tylko, oburzona, �e potraktowano j� tak
obcesowo.
Jan odwróci� g�ow� i spojrza� na Ann�.
- Co ta k�amliwa kreatura ci powiedzia�a?
Scena rozgrywaj�ca si� na polanie nagle zacz��a wydawa� si� Annie
dziwnie nierealna. Niedowierzanie zmieni�o si� w pomieszanie i l�k, gdy Jan,
nie puszczaj�c ramienia Zofii, coraz usilniej domaga� si� wyja�nie�, ta za�
wyrywa�a si�, nie przestaj�c �aja� go podniesionym g�osem. Anna czu�a si� tak,
jakby wszystko to przytrafi�o si� komu� innemu.
Wreszcie Jan odepchn�� histeryzuj�c� Zofi� i ruszy� ku Annie.
- Powinna� pozna� prawd� o swojej kuzynce... - zacz��.
Anna, ogarni�ta panik�, odwróci�a si� i zacz��a ucieka�.
Ruszy� natychmiast za ni�, wykrzykuj�c usprawiedliwienia, których jej
umys� nie potrafi� w tej chwili przyswoi� ani zrozumie�.
S�ysza�a tupot swych stóp na wyschni�tym, sp�kanym brzegu stawu.
Wzburzenie nie pozwala�o jej logicznie my�le�.
Dok�d tak biegnie? Ledwie mog�a zaczerpn�� tchu, mimo to przy�pieszy�a.
Tu� za sob� s�ysza�a ci��ki oddech Jana.
Wbieg�a na szczyt niewielkiego wzgórza i zobaczy�a - zbyt pó�no, by si�
zatrzyma� - �e z drugiej strony zbocze gwa�townie opada.
Stoczy�a si� na �eb na szyj� prosto do wype�nionego wod� zag��bienia
poni�ej, l�duj�c w niewygodnej siedz�cej pozycji. Kapelusz spad� jej z g�owy,
a warkocz, upi�ty przedtem w koron�, opad� na ramiona.
Spojrza�a w gór� i zobaczy�a Jana na szczycie zbocza.
- Nic ci si� nie sta�o, Anno?
- Zostaw mnie! - zawo�a�a. Stopa pali�a j� �ywym ogniem, lecz nie
wspomnia�a o tym.
Jan zeskoczy� ze skarpy i podszed� do niej. Ukl�k� na suchej ziemi i
niezgrabnie wyci�gn�� ku niej d�o�.
Odwróci�a wzrok, a potem ukry�a twarz w d�oniach.
- Prosz�, zostaw mnie sam�, Janie. Prosz�!
75
RS
Po chwili, która zdawa�a si� wieczno�ci�, spojrza�a znowu. Jan znikn��.
Siedzia�a bez ruchu, odr�twia�a.
Czy powinna go przywo�a�? Nagle u�wiadomi�a sobie, �e wcale nie chce,
by odszed�. Lecz s�ysz�c oddalaj�cy si� stukot ko�skich kopyt, pomy�la�a, �e
ju� za pó�no. Gor�ce �zy za-k�u�y j� pod powiekami. Co ona zrobi�a?
Próbowa�a wsta�, ale nie mog�a.
- Och, Anno, jeste� zraniona! - Na szczycie skarpy sta�a Zofia, spogl�daj�c
w dó�.
Anna powstrzyma�a �zy.
- Okropnie piecze mnie w kostce - przyzna�a. - Ale nie s�dz�, by by�a
z�amana.
- Och, twoja lewa kostka! B�dziemy potrzebowa�y pomocy Jana, by
wsadzi� ci� na siod�o. Nie próbuj si� porusza�, Anno. Zaraz go dogoni�.
- B�d� ostro�na, Zofio - zawo�a�a, ale kuzynka zd��y�a ju� znikn�� jej z
oczu.
Podpieraj�c si� �okciami, wdrapa�a si� na niewielki wzgórek, sk�d mog�a
zobaczy�, jak Zofia dosiada konia. Gdy odjecha�a galopem, Pegaz, nadal
przywi�zana do krzewu, zar�a�a p�ochliwie, bezskutecznie próbuj�c si�
uwolni�.
Anna wiedzia�a, �e b�d� potrzebowa�y pomocy m��czyzny. Modli�a si�, by
Zofia zdo�a�a dogoni� Jana i namówi� go do powrotu. I, co wa�niejsze, chcia�a
da� Janowi szans�, by si� wyt�umaczy�. Przypomnia�a sobie, �e w jego
spojrzeniu dostrzeg�a jedynie szczer� trosk�. Jak móg�by zrobi� to, o co
oskar�a�a go Zofia, je�li Anna podbi�a jego serce?
Unios�a si� na d�oniach i kolanach, po czym przeczo�ga�a na p�askie,
ocienione miejsce na brzegu stawu. Osun��a si� na ziemi�, nabra�a wody w
stulone d�onie i podnios�a je do spragnionych ust.
Opad�a, wyczerpana, na plecy, wpatruj�c si� w bezchmurne niebo.
Spotkanie z Janem Stelnickim by�o najbardziej ekscytuj�cym wydarzeniem w
ca�ym jej �yciu. By� mo�e to wszystko sta�o si� zbyt wcze�nie. Mia�a zaledwie
siedemna�cie lat. Oczywi�cie marzy�a o ma��e�stwie, domu, dzieciach -jednak
�ycie, odk�d zamieszka�a z Gro�skimi, zdawa�o si� nie�� tyle wspania�ych
obietnic, zw�aszcza w porównaniu z jej dotychczasow�, spokojn� egzystencj�.
Pragn��a strz�sn�� z siebie dzieci�c� naiwno�� i nabra� og�ady oraz poloru.
Pragn��a do�wiadczy� przyjemno�ci �ycia towarzyskiego w Warszawie, o
jakich nieustannie opowiada�a jej Zofia. Za rok lub dwa zapewne znu�y�aby j�
76
RS
bezczynno�� i swoboda, lecz nie by�a pewna, czy chce rezygnowa� z nich ju�
teraz.
Poza tym zmienne usposobienie Jana napawa�o j� l�kiem. By� tak
niecierpliwy i gwa�towny. Czy naprawd� zaatakowa� Zofi�? Wydawa�o si� to
niepoj�te.
Ale czy Zofia sk�ama�aby w tak bardzo wa�nej sprawie? Po co?
Anna martwi�a si� o Zofi�. Kuzynka dobrze je�dzi�a konno, jednak�e le�ne
�cie�ki pe�ne by�y czepiaj�cych si� pn�czy, zwalonych pni, nisko wisz�cych
konarów. Rozejrza�a si� dooko�a, próbuj�c skupi� uwag� na opadaj�cych,
niesionych wiatrem jesiennych li�ciach.
Czu�a si� osamotniona i bezradna. Czas mija� i czuwanie sprawia�o jej coraz
wi�ksz� trudno��.
Obudzi� j� g�os wykrzykuj�cy jej imi�. Natychmiast poczu�a ból. Gdy spa�a,
s�o�ce przesun��o si� i teraz �wieci�o prosto na ni�. Czu�a, jakby zamiast skóry
mia�a na twarzy such�, naci�gni�t� nadmiernie mask�.
- Och, Anno - zawo�a�a Zofia. - Jan by� w�ciek�y! Zsun��a si� ostro�nie ze
stoku i podesz�a do niej.
- Kochanie, ale� ci� spali�o! Twarz masz czerwon� jak dojrza�a truskawka!
- Nie wróci tu?
- Nie, skarbie. Anna posmutnia�a.
- Dogoni�am go spory kawa�ek st�d. Ledwie mnie wys�ucha�, tak by�
w�ciek�y. Jest doprawdy niemo�liwy!
- A Stanis�aw?
- Próbowa�am dogoni� i jego, dlatego tak d�ugo mnie nie by�o. Jednak zbyt
mnie wyprzedzi�.
- Wi�c co zrobimy?
- Jak my�lisz, czy przy mojej pomocy da�aby� rad� wsi��� na konia?
- By� mo�e. Spróbujmy.
Próbowa�y, ale po pó�godzinie ich wysi�ki sko�czy�y si� na tym, �e obie
wyl�dowa�y na ziemi.
- Jest tylko jedno wyj�cie - stwierdzi�a Zofia. - Musz� pojecha� do domu po
pomoc.
- Musisz? Nie mog�yby�my po prostu zaczeka�? Z pewno�ci� stajenny...
- Nie. Przyprowadzi�am tu Stanis�awa - powiedzia�a Zofia, wstaj�c - i
przypuszczam, �e stary g�upiec trafi jako� do domu, ale nie s�dz�, by zdo�a�
sam odnale�� staw. A nim kto� zacznie nas szuka�, zrobi si� ciemno. Mog� w
77
RS
ogóle tu nie trafi�. Ja i Walter odkryli�my to miejsce, kiedy byli�my dzie�mi, i
nie powiedzieli�my o tym nikomu.
Anna musia�a przyzna�, �e to jedyny rozs�dny plan.
- Nie denerwuj si� - zapewni�a j� Zofia. - Postaram si� wróci� szybko. Czy
Stanis�aw zostawi� co� do jedzenia?
- Nie, kaza�am mu wszystko z powrotem zapakowa�. Zofia spojrza�a na
Ann� z namys�em, lecz o nic nie zapyta�a. Wsta�a.
- Szybko sprowadz� pomoc.
- Zofio?
- Tak, skarbie?
- Czy to prawda?
- Co mianowicie?
- Czy Jan naprawd� ci� zaatakowa�?
- Przecie� powiedzia�am. Podajesz w w�tpliwo�� moje s�owa, Anno?
- Ale ja nie rozumiem. Dopiero co powiedzia�, �e mnie kocha. O�wiadczy�
mi si�.
- A ty mu uwierzy�a�? Och, Anno, musisz jeszcze wiele si� nauczy� o
�wiecie i o m��czyznach! W szale nami�tno�ci m��czyzna powie wszystko,
byle tylko osi�gn�� cel. Po prostu chcia� zrobi� z tob� to, na co mia� ochot�, nie
chodzi�o mu o nic wi�cej.
- Nie wierz�! Jan nie jest taki!
- Musz� przyzna�, �e i mnie zaskoczy�. Gdybym podejrzewa�a, co
zamierza, nie pu�ci�abym ci� z nim sam�. Dobrze, �e do was do��czy�am.
- Spójrz na mnie, Zofio. Czy to prawda? Wpatrywa�a si� w twarz kuzynki,
szukaj�c w niej �ladu
nieszczero�ci. Modli�a si�, by oskar�enie Zofii by�o k�amstwem. Nie mog�a
przecie� a� tak pomyli� si� co do Jana.
- Nie udawa�a�?- naciska�a dalej. Nagle Zofia poczerwienia�a z gniewu.
- Ty ma�y g�uptasie! - wysycza�a. - O�mielasz si� twierdzi�, �e k�ami�? Co
sprawi�o, �e uwierzy�a�, i� m��czyzna taki jak Jan zechcia�by po�lubi� wiejsk�
g�sk�, gdy mo�e wybiera� pomi�dzy najlepszymi pannami z Warszawy? Uzna�
ci� za �atw� zdobycz, to wszystko! - Odwróci�a si� i odesz�a.
Anna, oszo�omiona, spogl�da�a w �lad za kuzynk�, z rozchylonymi
wargami, z których nie doby� si� �aden d�wi�k. Po kilku minutach spostrzeg�a,
�e Zofia zabra�a nie tylko swego konia, ale i klacz.
Zdj��a buty, najpierw ze zwichni�tej, spuchni�tej stopy, potem ze zdrowej.
Po d�u�szym czasie sen pozwoli� jej wreszcie uciec od rzeczywisto�ci.
78
RS
Zofia przystan��a na skraju lasu i niewidz�cymi oczami zapatrzy�a si� na
drug� stron� polanki. Sz�a piechot�, prowadz�c za sob� konie.
Nadal wrza�a gniewem. Wszystko posz�o zdecydowanie �le. Kolejny raz
fa�szywie oceni�a sytuacj�. Mia�a nadziej�, �e wycieczka da Janowi
sposobno��, by przyjrza� si� im obu, i �e Anna, prosta wie�niaczka, przegra w
konfrontacji z ni�, wyrafinowan� uwodzicielk�.
A przecie� zaplanowa�a wszystko tak starannie. Od kiedy
Jan wróci� ze szko�y, miesi�cami dyskretnie, metodycznie go uwodzi�a.
By�a pewna, �e za�y�o�� z Janem pozwoli jej uciec przed zaaran�owanym
ma��e�stwem z Antonim Grawli�skim. Lecz je�li b�dzie zmuszona go
po�lubi�, stanie si� tak z winy bezmy�lnej kuzynki. To Anna zniweczy�a jej
plany i nadzieje na przysz�o��. Do licha z ni�!
Zofia wini�a te� siebie. Przeklina�a dzie�, w którym powiedzia�a Annie, �e
nie interesuje si� Stelnickim. Sk�d mog�a jednak wiedzie�, co z tego wyniknie?
A dzisiaj, w malinowym chru�niaku, gdy odsun��a na bok dum� i wyjawi�a Janowi prawd� o swoich uczuciach, mia� czelno�� spojrze� jej w oczy i
powiedzie�, �e zale�y mu tylko na Annie.
I pomy�le�, �e straci�a Jana dla ma�ej Anny Marii z Sochaczewa! Co on w
niej widzi? Czy to mo�liwe, by Anna jedynie udawa�a naiwn� i niewinn�? Nie
mog�a pojawi� si� w Haliczu w gorszym dla Zofii momencie - albo dla siebie.
Zofia nigdy nie wybaczy kuzynce, �e pokrzy�owa�a jej plany.
Zastanawia�a si�, co mog�aby jeszcze zrobi�. Zdawa�a sobie spraw�, �e nie
b�dzie w stanie sprawi�, by Jan na powrót si� ni� zainteresowa�, przynajmniej
nie teraz. Och, by�a przekonana, �e nadejdzie czas, gdy znowu podejmie to
wyzwanie. Jednak na razie b�dzie musia�a znale�� inn� drog� ucieczki od
ma��e�stwa, które dla niej by�o jak egzekucja.
Jakim� sposobem odwróci koleje losu. W tej chwili najwa�niejsze to
zniszczy� romans Jana i Anny. Kuzynka nie dostanie Jana. Nigdy. Pr�dzej
zobaczy ich oboje martwych.
Nie dosiad�a konia, jak planowa�a. Po co si� �pieszy�? Wróci do domu na
piechot� i spokojnie wszystko przemy�li. Ruszy g�ow� i znajdzie jakie�
wyj�cie. W ko�cu Grawli�scy nie pojawi� si� w Haliczu przed Bo�ym
Narodzeniem.
Albo i wcale, je�li dobrze wszystko rozegra.
Ruszy�a powoli w kierunku domu, prowadz�c za sob� wierzchowce. Ko�o
fortuny znów si� odwróci, a za nast�pnym jego obrotem, lub mo�e za jeszcze
nast�pnym, postawi� wreszcie na swoim.
79
Rozdzia� ósmy.
RS
Anna obudzi�a si� na pos�aniu z li�ci. Chocia� nie mia�a apetytu, w brzuchu
burcza�o jej z g�odu. Kostka pulsowa�a t�pym bólem.
Zapad�a noc, a wraz z ni� �miertelna cisza. W�ski rogalik ksi��yca i
rozsiane po niebie gwiazdy spowija�y okolic� niebieskawym �wiat�em. Ka�da
zmarszczka wody na stawie promieniowa�a dziwacznym, rozproszonym
blaskiem. Sprawia�o to wra�enie, jakby przygl�da�o si� jej tysi�ce
przejrzystych oczu. Paj�czyna korzeni martwego d�bu zdawa�a si� wykonywa�
powolne, groteskowe ruchy. Niepokój �cisn�� Ann� za serce. Min��o ju� tyle
godzin. Dlaczego Zofia nie wróci�a z pomoc�? Co j� zatrzyma�o?
Wtulona w wydzielaj�cy cierpki zapach dywan z li�ci, wydawa�a si� sobie
jedyn� ludzk� istot� na ziemi. Zadr�a�a, tkni�ta z�ym przeczuciem. Oddychanie
zimnymi oparami nocy by�o jak wdychanie czystego strachu. Nie wpadn� w
panik�, przyrzek�a sobie. Nagle, nie wiadomo dlaczego, przyszed� jej na my�l
bo�ek Pan, i to, �e mia� zwyczaj straszy� podró�uj�cych przez jego lasy,
wyskakuj�c niespodziewanie zza drzewa.
Nagle cisz� zak�óci� odg�os deptanych li�ci. Anna skupi�a wzrok, jej cia�o
st��a�o w oczekiwaniu. Wstrzymuj�c oddech, odwróci�a g�ow�, boj�c si� tego,
co mo�e zobaczy�. Na skraju stawu, zaledwie o metr od wody, sta�a �ania z
jelonkiem.
Westchn��a cichutko, z ulg�. Na o�wietlonym ksi��ycowym blaskiem
�ywym obrazie zwierz�ta niespiesznie zaspokaja�y pragnienie, a w panuj�cej
dooko�a ciszy Anna s�ysza�a ich ch�eptanie. Obecno�� jeleni sprawi�a, �e
poczu�a si� pewniej.
Po�o�y�a si� na plecach i zapatrzy�a w gwiazdy, doznaj�c bardzo
szczególnego uczucia. Wydawa�o si� jej, �e opu�ci�a cia�o i teraz szybuje
wysoko nad ziemi� i drzewami. Hen, w dole, widzia�a staw, �ani� z jelonkiem i
siebie le��c� na pos�aniu z li�ci. Zupe�nie, jakby jej duch sta� si� zbyt lekki, by
cia�o mog�o go zatrzyma�.
Po jakim� czasie dziwaczne uczucie min��o i znowu poczu�a si� �pi�ca.
Walczy�a z senno�ci� przekonana, �e wkrótce kto� si� pojawi, by j� st�d
zabra�. Jednak zm�czenie okaza�o si� silniejsze.
Obudzi� j� ostry d�wi�k. Co to? Próbowa�a otrz�sn�� si� ze snu. Dzi�kuj�c
w duszy Bogu, �e pomoc wreszcie nadesz�a, usiad�a, przetar�a oczy i rozejrza�a
si� wokó� siebie. Nie zobaczy�a jednak nikogo. G�sta mg�a spowi�a las niczym
ca�un, skrywaj�c ksi��yc i gwiazdy. Nas�uchiwa�a, s�dz�c, �e to wiatr j�
80
RS
obudzi�, lecz w nieruchomym powietrzu nie drgn��a nawet ga��zka. By�a te�
pewna, �e jelenie dawno znikn��y. Pomy�la�a o wilkach i ch�ód przenikn�� j�
do ko�ci. Wie�� nios�a, �e drapie�niki poluj� w tych lasach stadami.
Czas mija�.
W ko�cu uzna�a, �e ha�as stanowi� jedynie wytwór jej wyobra�ni. U�o�y�a
si� na powrót w gniazdku z ogrzanej ziemi i li�ci.
Znowu! Nast�pny odg�os.
Natychmiast usiad�a i potrz�sn��a g�ow�, próbuj�c rozproszy� sen.
Gdzie� w pobli�u trzasn��a ga��zka. Nie mog�o by� co do tego w�tpliwo�ci.
St�pni�cie. Potem kolejne. I jeszcze jedno.
- Tutaj! - zawo�a�a. - Nad wod�!
Odg�osy, które s�ysza�a, nie brzmia�y tak, jakby zbli�a� si� cz�owiek czy
ko�. Z g�stwiny pobliskich krzaków dobiega�o ci��kie cz�apanie i dziwne
pochrz�kiwania. W otumanionym snem umy�le Anny pojawi� si� obraz bestii,
o jakiej opowiada� Jan.
Co robi�? Zastanawia�a si� gor�czkowo, z bij�cym mocno sercem.
Zza krzewów wytoczy�a si� jaka� posta�. S�dz�c z rozmiarów, móg� to by�
nied�wied�, wielki i gro�ny. Strach przeszy� cia�o Anny niczym b�yskawica. Z
wysi�kiem d�wign��a si� na nogi i ku�tykaj�c, zacz��a si� oddala�. W panice
zdo�a�a przedrze� si� przez g�szcz otaczaj�cy staw. Za sob� s�ysza�a niepewne
st�pni�cia. L�k znieczula� jej kostk�, gdy bieg�a, wci�� szybciej i szybciej,
wymachuj�c przed sob� w ciemno�ci ramionami.
Potkn��a si� o korze� i run��a jak d�uga na ziemi�, uderzaj�c twarz� o zbity
grunt. O�lepiaj�cy ból eksplodowa� jej w g�owie i rozla� si� fal� po ca�ym ciele.
Nagle co� chwyci�o j� mocno od ty�u, rozdzieraj�c bluzk� i obna�aj�c
plecy. Stwór zaj�cza� niezrozumiale i rzuci� si� na Ann�. Owion�� j� zastarza�y
smród alkoholu i ju� wiedzia�a, �e napastnik na pewno nie jest zwierz�ciem.
Odwróci�a si� i spojrza�a w gór�. M��czyzna mia� na sobie bia�� koszul�.
Wyci�ga� ramiona, by j� pochwyci�.
Kim on jest?
Co� ciep�ego sp�ywa�o jej na oko. Podnios�a r�k�, aby je otrze�. To by�a
krew, jej w�asna.
Napastnik pochwyci� j� i z ust Anny doby� si� zduszony krzyk.
Odpowiedzia� mu g��boki rechot.
Musz� ucieka�, pomy�la�a. Musz� biec! Z trudem d�wign��a si� na kl�czki,
a potem wsta�a i uwolni�a si� z u�cisku pijaka.
81
RS
Pobieg�a na o�lep w ciemno��, nie�wiadoma, �e kolczaste p�dy ci�gn� j� za
spódnic�, a wierzbowe witki tn� twarz. Bieg�a, potyka�a si�, pada�a, po czym
wstawa�a i znów bieg�a.
Wreszcie nie mog�a ju� d�u�ej biec. Zatrzyma�a si� na chwil�, oddychaj�c
ci��ko. Serce o ma�o nie wyskoczy�o jej z piersi. Musia�a znajdowa� si� w
pobli�u stawu, poniewa� jej nozdrzy dobiega� charakterystyczny, ostry, a
zarazem s�odki zapach wodnych lilii, wyra�nie wyczuwalny w nocnym powietrzu. Spostrzeg�a, �e stoi na niewysokiej skarpie. Wstrzyma�a oddech jeszcze krok i wyl�dowa�aby w wodzie.
Obejrza�a si�. Nie dalej jak o kilkana�cie metrów od niej bia�a koszula
porusza�a si� niczym nocna zjawa.
Serce w niej zamar�o. Czu�a, �e jest zgubiona.
Nagle m��czyzna si� zatrzyma�. Wiedzia�a, �e nads�uchuje.
Sta�a bez ruchu, nie �miej�c nawet oddycha�.
Zdj�ta obaw�, �e jasny kolor podartej bluzki zdradzi miejsce, gdzie si�
ukry�a, zacz��a powoli przesuwa� si� w kierunku najbli�szego drzewa.
Przywar�szy do pnia, okr��a�a go centymetr po centymetrze, ani na chwil� nie
spuszczaj�c wzroku z majacz�cej w ciemno�ci bieli. Jednak przemieszczaj�c
si�, musia�a poruszy� kamienie czy te� grudki ziemi. Us�ysza�a, jak ze�lizguj�
si� ze skarpy i wpadaj� z cichym pluskiem do wody.
Do licha! Przygryz�a mocno doln� warg�. Poczu�a na j�zyku smak krwi.
A potem bia�a koszula ruszy�a prosto ku niej.
Anna zdawa�a sobie spraw�, �e znajduje si� w pu�apce. Kr�ci�o jej si� w
g�owie. Nagle co� przysz�o jej na my�l. Zdecydowana wepchn�� napastnika do
stawu, oderwa�a si� od pnia i stan��a mu na drodze.
Zbli�y� si� i wyci�gn�� ramiona, by pochwyci� zdobycz. Lecz kiedy znalaz�
si� zaledwie o krok od niej, odst�pi�a na bok, zacisn��a oczy i z ca�ych si�, jakie
jej zosta�y, pchn��a twarde jak ska�a cia�o.
Napastnik krzykn��, zaskoczony, i zacz�� zsuwa� si� z urwiska. Poczu�a
ulg�. Zdumia�a j� w�asna si�a. Jednak m��czyzna zd��y� zacisn�� pa�ce wokó�
nadgarstka Anny i teraz ci�gn�� j� za sob�.
Wpadli razem do stawu. Zimna woda natychmiast wype�ni�a jej uszy, nos,
usta. Si�a upadku sprawi�a, �e napastnik rozlu�ni� uchwyt.
Anna wynurzy�a si� i spojrza�a ponad wzburzon� wod�. Przekona�a si�, �e
ma grunt pod nogami, i natychmiast zacz��a oddala� si� od m��czyzny,
zmierzaj�c ku przeciwleg�emu brzegowi. Mokre ubranie i b�otniste dno nie
pozwala�y jej porusza� si� zbyt szybko.
82
RS
Nie po�wi�ci�a ani jednej my�li napastnikowi, który miota� si� w wodzie
niedaleko niej. Nie dba�a o to, czy si� utopi. Mia�a nadziej�, �e tak! My�la�a
tylko o tym, by przetrwa�.
Po kilku minutach poczu�a znów g�sty, odurzaj�cy zapach lilii, rosn�cych w
pobli�u starego d�bu - brzeg wznosi� si� tu �agodnie, �udz�c poczuciem
bezpiecze�stwa.
Powodowana impulsem, rzuci�a si� na brzuch i zacz��a rozgarnia� wod�
energicznymi ruchami ramion, podpatrzonymi u Zofii. Cho� porusza�a si�
niezdarnie, sun��a po powierzchni wody, a �wiadomo�� w�asnej mocy oraz
nadzieja dodawa�y jej si�.
W ko�cu wyczo�ga�a si� z bagnistego zbiornika i opad�a na ziemi�. Suchy
brzeg wydawa� si� ciep�y w zetkni�ciu z jej przemarzni�tym cia�em. Le�a�a
twarz� w dó�, niezdolna si� poruszy�, przywar�szy czo�em do kamienistej
ziemi. Nie potrafi�a zebra� my�li. Plecy, nogi, ramiona - ka�da cz��� jej cia�a,
wystawiona na dzia�anie nocnego powietrza, zdawa�a si� wch�ania� w siebie
ch�ód.
Nagle poczu�a na plecach ci��ar napastnika. Poci�gn�� j� gwa�townie ku
sobie. Zion�c jej w twarz odorem przetrawionego alkoholu, wymamrota�:
- Przyszed�em po ciebie, Anno. A mo�e tak jej si� tylko zdawa�o.
- Ty pijana �winio! - krzykn��a. Lecz s�owa nie doby�y si� z jej poci�tych,
zranionych ust.
Napastnik brutalnie podci�gn�� j� wy�ej, po czym, rozdar�szy bluzk�,
przywar� wargami do ust, szyi, piersi Anny.
Jego dotyk w po��czeniu z kolejnym przyp�ywem paniki doda�y jej si� i
przywróci�y g�os. Zacz��a si� wyrywa�, krzycz�c. Lecz on szybko zakry� jej
usta d�oni�.
Zduszony krzyk nienawi�ci i strachu przeszed� w j�k wywo�any
rozdzieraj�cym bólem, gdy bestia przygniot�a j� swoim cia�em.
83
Rozdzia� dziewi�ty.
RS
Hrabina Stella Gro�ska niepokoi�a si� o m��a i syna, a zarazem by�a na
nich z�a. W trakcie obiadu Leo otwarcie za��da�, by Walter z�o�y� rezygnacj� i
wróci� do domu pomaga� w zarz�dzaniu maj�tkiem. Walter po raz kolejny da�
do zrozumienia, �e nie zamierza podporz�dkowa� si� woli rodziców.
Dobrze przynajmniej, �e Zofia i Anna nie by�y obecne przy gwa�townej
wymianie zda�; s�dzi�a, �e nie stawi�y si� na posi�ek, gdy� ich codzienna
lekcja konnej jazdy zacz��a si� dzi� pó�niej ni� zazwyczaj.
Ojciec i syn krzyczeli na siebie, ignoruj�c protesty hrabiny. A potem
sprawa, któr� tak d�ugo trzymali przed Walterem w sekrecie, wysz�a na jaw, i
Leo o�wiadczy�, �e zamierza go wydziedziczy�.
Walter by�, oczywi�cie, oszo�omiony i g��boko zraniony. Hrabina
dostrzeg�a miotaj�ce nim uczucia, ukryte pod pozorami w�ciek�o�ci i gniewu.
Po chwili wypad� z domu i dot�d nie wróci�.
Dzie� by� ju� i tak wystarczaj�co okropny, a tu na dodatek ani córka, ani
siostrzenica nie pojawi�y si� na kolacji. Atmosfera pogorszy�a si� jeszcze, gdy
Leo wyci�gn�� od Stanis�awa, �e zorganizowano wycieczk�. Hrabina obawia�a
si�, �e Zofia i Anna Maria, która dopiero uczy�a si� konnej jazdy, mog�y
zapu�ci� si� za daleko - i to w towarzystwie Jana Stelnickiego. Na dodatek
stajenny przedstawi� pokr�tn� historyjk� o tym, jak zosta� odes�any do domu
razem z nieruszonym prowiantem.
Hrabinie bardzo si� to nie spodoba�o. Dr�czy�y j� przeczucia: wiedzia�a, �e
sta�o si� co� z�ego, bardzo z�ego.
W ko�cu o zmierzchu pojawi�a si� Zofia z opowie�ci� o zwichni�tej kostce
Anny. Hrabina upar�a si�, �e b�dzie towarzyszy�a w poszukiwaniach m��owi,
Zofii i zarz�dcy.
Jazda na furmance by�a d�uga i m�cz�ca. Kiedy ma�o widoczna �cie�ka
sta�a si� zbyt w�ska dla furmanki, hrabin� pozostawiono na wozie, podczas
gdy Zofia poprowadzi�a Walka i Leo nad staw na piechot�.
Kiedy zobaczy�a, jak wracaj�, nios�c Ann� na prymitywnych noszach,
zrobionych z koca, wiedzia�a ju�, �e jej najgorsze obawy si� potwierdzi�y.
Cia�o siostrzenicy le��ce pod przykryciem by�o nagie, posiniaczone i
zakrwawione.
- Czy ona �yje? - spyta�a, ledwie mog�c oddycha�.
Anna ockn��a si�, gdy furmanka, wioz�ca j� ku bezpiecznemu schronieniu,
podskoczy�a na wyboistej drodze. Le�a�a na plecach, owini�ta w ci��ki,
84
RS
pikowany pled. Nad jej g�ow� przesuwa�y si� s�abo widoczne kontury
wierzcho�ków drzew. S�ysza�a, jak ciotka modli si� g�o�no, b�agaj�c Czarn�
Madonn�, by zatrzyma�a Ann� z dala od wrót �mierci. Gdzie� obok
pop�akiwa�a Zofia, lecz Anna nie mia�a si�y, by cho� unie�� powieki.
Czyja umr�? - pomy�la�a, wzdrygaj�c si� na my�l o robakach w ziemi.
Dlaczego dawni Polacy �ywili dla nich szacunek? By� mo�e dlatego, �e bez
wzgl�du na to, jak usilnie próbowali t�pi� te stworzenia, one si� nie
poddawa�y. Ich nieugi�ta wola �ycia okazywa�a si� silniejsza.
Przesun��a powoli d�o�mi po obola�ym ciele i u�wiadomi�a sobie, �e jest
naga. Wiedzia�a, �e nie rozebrali jej ci, którzy teraz wie�li j� ku bezpiecznemu
schronieniu. Jej d�onie pow�drowa�y ni�ej, ku miejscu, gdzie ból by�
najbardziej dotkliwy, a krew nadal wyp�ywa�a z cia�a. Próbowa�a ogarn��
my�lami to, co jej si� przydarzy�o.
Oczami wyobra�ni zobaczy�a siebie biegn�c� z innymi dziewczynkami z
Sochaczewa. Ucieka�a od strony rzeki i wspina�a si� na poro�ni�te chwastami
wzgórze, zd��aj�c ku drodze. Dziewcz�ta za ni� �mia�y si� i pokrzykiwa�y z
udawanym przera�eniem:
- Uciekaj, Anno, uciekaj! Nie wolno ci si� potkn��! Nie wolno ci upa��!
Biegnij �wawo, albo pochwyci ci� Marzanna!
Anna unios�a wysoko spódnic�, przebieraj�c z ca�ych si� nogami i biegn�c
tak, �e serce o ma�o nie wyskoczy�o jej z piersi. Sko�czy�a tego roku dziewi��
lat i ojciec pozwoli� jej uczestniczy� w wielkopostnym obrz�dzie topienia
Marzanny. Miejscowe dziewcz�ta wrzuci�y w�a�nie wykonan� ze s�omy kuk��
prastarej bogini �mierci do rzeki, a teraz podskakiwa�y z �ywio�ow� rado�ci�,
pomieszan� z l�kiem i zadziwieniem.
Obrz�d mia� na celu utrzymanie Marzanny z dala przez nast�pny rok;
wierzono, �e dziewczyna, która upadnie, wracaj�c po obrz�dzie do domu, nie
do�yje Bo�ego Narodzenia.
Dotar�szy do miasta, dziewcz�ta zwalnia�y, zm�czone, ale szcz��liwe,
gotowe odbiera� gratulacje. Pod�piewywa�y wci�� od nowa:
�mier� si� wije u p�otu Szukajmy k�opotu.
Anna czu�a, �e znów biegnie, ucieka przed pod��aj�c� jej �ladem
nienazwan� si��. Pole, przez które bieg�a, zaj��o si� ogniem, ze wszystkich
stron otacza�y j� p�omienie. Nawet mityczny Dedal nie móg�by wymy�li�
labiryntu, którego �ciany grozi�yby jej spaleniem, obróceniem w popió�. Bieg�a
szybko poprzez sycz�cy �ar. Ta�cz�ce p�omienie dosi�g�y jej sukni, wspinaj�c
si� po fa�dach i parz�c skór�.
85
RS
Zmusi�a si�, by otworzy� oczy.
Ogie� skurczy� si� do pojedynczego p�omienia stoj�cej na nocnym stoliku
�wiecy. �ar jednak nie znikn��. Spojrza�a wzd�u� �ó�ka. W nogach sta�a
nieruchomo, przygl�daj�c si� jej, Lutisza.
- Ja p�on� - szepn��a Anna. Zanikn��a oczy, staraj�c si� zebra� do�� si�, by
poprosi� kobiet� o otwarcie okna. Poranione wargi rozchyli�y si�, lecz nie
doby� si� z nich �aden d�wi�k.
- P�oniesz z gor�czki, panienko Anno - powiedzia�a starsza kobieta. Lutisza pomo�e ci wyzdrowie�.
�ó�ko by�o niczym piec, buchaj�cy �arem nie do zniesienia, a ci��kie
przykrycie wi�zi�o ból w jej ciele i podsyca�o go.
- Prosz� - powiedzia�a. - Zdejmijcie ze mnie to przykrycie.
- Nie! - odpar�a Lutisza ostro. - Nocne powietrze zabije panienk�. Musi
panienka pozosta� w cieple.
- Odejd�cie! Pozwólcie mi wsta�! - chwyci�a przykrycie, próbuj�c je
odrzuci�, lecz s�u��ca przytrzyma�a j� za ramiona, a Anna nie mia�a do�� si�,
by odepchn�� jej d�onie.
W nocy zacz��o pada�. Miarowy stukot kropel o szyby dawa� Annie
z�udzenie upragnionego ch�odu. Przed �witem przeja�ni�o jej si� w g�owie.
U�wiadomi�a sobie, �e kto� modli si� tu� obok. Potem ten kto� uj�� jej d�o� i
przytrzyma� j�.
Us�ysza�a cichy szept i rozpozna�a g�os hrabiny.
- Je�li zrobi� to Stelnicki, jak powiedzia�a�, drogo zap�aci za swój czyn.
Zanim znaczenie i ci��ar tych s�ów dotar�y wreszcie do Anny, ciotk�
zast�pi�a ju� Lutisza.
- Gor�czka ust�pi�a - powiedzia�a. - Bogu niech b�d� dzi�ki! Marta zaraz
przyniesie �niadanie. Chce si� panience pi�?
Nie mog�a w to uwierzy�. Czy naprawd� oskar�y�a Jana?
- Niczego mi nie trzeba.
Lutisza zmieni�a wilgotn� po�ciel, po czym unios�a Ann� i posadzi�a,
opar�szy o �wie�o wstrz��ni�te poduszki. Ruch spowodowa� bolesny skurcz,
lecz Anna nie mia�a si� si� opiera�.
Lutisza umieszcza�a w�a�nie na twarzy i szyi podopiecznej wilgotny,
ch�odny r�cznik, gdy drzwi sypialni si� otwar�y. Anna unios�a ci��kie powieki
i zobaczy�a, �e do pokoju wesz�a Marta z tac�. Postawi�a j� na stoliku przy
�ó�ku, odwróci�a si�, spojrza�a ze zgroz� na Ann�, po czym dygn��a i po�piesznie wysz�a.
86
RS
W spojrzeniu kobiety by�o co�, co zmrozi�o Annie krew w �y�ach. Jak te�
musz� wygl�da�, pomy�la�a. Postanowi�a, �e przy pierwszej okazji przejrzy si�
w wysokim lustrze, lecz nagle u�wiadomi�a sobie, �e lustra nie ma ju� w
pokoju. Kto� musia� je usun��.
Poczu�a zapach jedzenia i natychmiast zrobi�o si� jej niedobrze.
- Nie mog� je��! - zawo�a�a.
Lutisza zdj��a pokrywk� z paruj�cego pó�miska.
- Siekane kacze w�tróbki - powiedzia�a.
- Och, Lutiszo, prosz�, zabierz to.
- Je�li nie b�dzie panienka jad�a, umrze panienka. Je�li zjem co� takiego,
pomy�la�a Anna, umr� na pewno.
- Nie mog�. Mo�e pó�niej.
Lutisza palcem rozchyli�a jej wargi i zmusi�a do jedzenia. Po tuzinie
�y�eczek duszonego mi�sa i kilku �ykach mleka Anna poczu�a, �e skr�caj� w
�o��dku. Zacisn��a z�by i odmówi�a zjedzenia jeszcze cho�by k�sa.
- Dobrze, w takim razie wystarczy. Czy mademoiselle chcia�aby mo�e
troch� wody? Straci�a panienka mnóstwo p�ynu przez t� gor�czk�.
Anna wypi�a pe�n� szklank� i opad�a z powrotem na puchowe poduszki.
Deszcz nadal pada�. Pomimo uspokajaj�cego stukotu kropel o szyby nie
mog�a zasn��. Zbyt dobrze pami�ta�a okropne szczegó�y napa�ci. Ciemno��,
zimny staw, ból, odór cia�a napastnika... Strach nadchodzi� falami, wywo�uj�c
md�o�ci. Ledwie uda�o jej si� utrzyma� w �o��dku skromny posi�ek.
Czy naprawd� obwini�a Jana? Co j� do tego sk�oni�o? By�o zbyt ciemno, a
ona tak strasznie si� ba�a. Nie rozpozna�a twarzy m��czyzny ani jego g�osu.
Kto j� zaatakowa�?
Pomy�la�a o Feliksie Paduchu, mordercy jej ojca, cz�owieku, który
przysi�g�, �e na niej sko�czy si� ród Berezowskich. Dot�d nie traktowa�a
powa�nie jego gró�b, lecz teraz musia�a si� zastanowi�. Czy Paduch by�by na
tyle zdeterminowany, by pojecha� a� do Halicza i skrada� si� za sw� ofiar� jak
zwierz�?
Cia�o Anny zesztywnia�o z bólu i strachu. Zimny pot wyst�pi� jej na czo�o.
Mo�e to zrobi� i zostawi� j�, by umar�a. Co� �cisn��o j� za gard�o. Si�gn��a po
szklank� i upi�a �yk wody.
Pomy�la�a znowu o Janie. By� niewinny. Musia� by�. Przysi�g�, �e j� kocha.
I wtedy mu wierzy�a. Zreszt� teraz tak�e. Nie potrafi�a te� uzna� za prawdziwy
zarzutu, �e zaatakowa� jej kuzynk�. Jednak w chwili gdy rozhisteryzowana
Zofia rzuci�a na niego oskar�enie, na moment zw�tpi�a w niewinno��
87
RS
ukochanego. Dlaczego jej uwierzy�a? Z drugiej strony, kto spodziewa�by si�
takiego podst�pu ze strony w�asnej kuzynki? Jakikolwiek Zofia mia�a po temu
powód, z pewno�ci� k�ama�a, utrzymuj�c, �e to Jan porwa� na niej bluzk�.
Pomijaj�c kwesti� winy, jej �ycie zmieni�o si� nieodwracalnie. Zosta�a
zgwa�cona. Zakr�ci�o jej si� w g�owie, a �o��dek jakby nagle opad�.
Jakie konsekwencje poci�gnie za sob� ten fakt? Czy Jan nadal b�dzie j�
kocha�? Szanowa�? A ona? Czy b�dzie zdolna odwzajemni� mi�o��? Czy
ma��e�stwo z nim, lub kimkolwiek innym, b�dzie w ogóle mo�liwe?
A dzieci, pomy�la�a i szok przeszy� jej wn�trzno�ci niczym pocisk.
- Dzieci - szepn��a g�o�no. - A je�li pocz��am dziecko? St�umi�a �zy.
Przypomnia�a sobie, jak po �mierci rodziców ciotka wzi��a j� na stron� i
powiedzia�a, �e jako m�oda szlachcianka nie musi si� o nic martwi�, wszelkie
decyzje podejm� za ni� starsi, ona za� ma jedynie umacnia� w sobie cnoty,
w�a�ciwe damie. Gdyby mog�a teraz post�pi� wedle s�ów ciotki, z�agodzi�oby
to jej ból i wstyd. Jednak cz��� jej serca zamkn��a si� przed t� rad�, jakby kto�
zatrzasn�� nagle drzwi.
Przez dwadzie�cia cztery godziny Anna nie reagowa�a na obecno��
odwiedzaj�cych, którzy przychodzili i odchodzili. Oczy mia�a przez ca�y czas
zamkni�te i udawa�a, �e �pi. Depresja nie opuszcza�a jej ani na chwil�.
Popo�udnie nast�pnego dnia by�o zadziwiaj�co spokojne, je�li nie liczy�
ci�g�ego uderzania deszczu o szyby i parapety.
W ko�cu Anna zwlok�a si� z �ó�ka. Nie mog�a spa� ani walczy� d�u�ej z
czarnymi my�lami. Owijaj�c si� bawe�nianym szlafrokiem, zauwa�y�a, jak jest
posiniaczona. Ka�da cz��� jej cia�a wydawa�a si� pot�uczona i obola�a.
Ignoruj�c dotkliwy ból w kostce i stopie, dotar�a do drzwi i wysz�a na korytarz.
Stan��a, nads�uchuj�c i w pe�ni zdaj�c sobie spraw�, �e zachowuje si�
dziwacznie. Mimo to sz�a dalej, kieruj�c si� ku tylnej klatce schodowej,
przeznaczonej dla s�u�by. Ciep�e, nasycone kuchennymi zapachami powietrze
w�drowa�o t�dy niczym przez komin.
Zesz�a ostro�nie po ciemnych schodach. Wiedzia�a, �e przed s�u�b�
niewiele da si� zachowa� w sekrecie. Zatem, pods�uchuj�c ich rozmow�,
b�dzie mog�a czego� si� dowiedzie�.
- Dobrze wiesz, �e je�li kto� z rodziny jest tak bardzo chory, jak panienka
Anna, ka�demu przybywa obowi�zków. Tak�e tobie!
Szorstki g�os nale�a� bez w�tpienia do Marty.
- Tak, mamo.
88
RS
Anna uchyli�a bezszelestnie drzwi i zerkn��a do kuchni. Po drugiej stronie
pomieszczenia jasnow�osa i pulchna Marta nalewa�a zup� swemu synkowi
Tomaszowi.
Drzwi prowadz�ce na zewn�trz otwar�y si� i do kuchni wszed� m�� Marty.
Zdj�� przemoczony ko�uch oraz czapk� i zaj�� miejsce przy stole. Ich dwie
córki dope�nia�y zapewne popo�udniowych obowi�zków.
Wa�ek poci�gn�� za sw� ciemn� brod�, smakuj�c jedzenie. By� kr�pym
m��czyzn� z wielkim czarnym w�sem i o zgodnym usposobieniu. Marta nala�a
sobie i m��owi zbo�owej kawy. Ta prawdziwa, kosztowna, bo pochodz�ca z
importu, przeznaczona by�a jedynie dla pa�stwa.
Marta usiad�a.
- Wiesz, Wa�ek, dzi� rano mama zobaczy�a dwie sroki. Siedzia�y na p�ocie
tu� ko�o zagrody dla kurcz�t. - Wyci�gn��a r�k� i z trosk� dotkn��a d�oni m��a.
- Ptaki siedzia�y ty�em do domu. Wiesz, co to oznacza.
W ciemnych oczach Walka tak�e pojawi� si� niepokój.
- A co to oznacza? - dopytywa� si� piskliwie o�mioletni Tomasz.
- Nic - odpar�a matka. - Sko�czy�e�?
- Tak.
- Wi�c zajmij si� kurcz�tami.
Ch�opiec zsun�� si� z krzes�a i przebieg� przez kuchni�. Przy drzwiach
odwróci� si� i zawo�a�:
- Mog� nakarmi� te� sroki?
- Zmiataj! - krzykn�� za nim ojciec. Trzasn��y drzwi.
Ch�opi, cho� katolicy, pozostawali pod wp�ywem dawnych wierze� i
przes�dów w o wiele wi�kszym stopniu ni� szlachta. Wierzyli na przyk�ad, �e
sroka, siedz�ca przodem do domu, wró�y przybycie mile widzianych go�ci.
Je�li jednak ptak usiad� zwrócony w przeciwn� stron�, traktowali to jak ostrze�enie przed niepo��dan� wizyt�.
- Co zamierza pan? - spyta�a Marta.
- Na razie nic. Czeka, a� przestanie pada�. My�l�, �e wróci nad staw, �eby
poszuka� tam dowodów.
- Dowodów? Jakich znowu dowodów? Przeciwko komu? Wa�ek wzruszy�
ramionami.
- Wa�ek, ty co� wiesz. Natychmiast mi powiedz!
- Bo je�li nie, poszczujesz mnie psami - odpowiedzia� i westchn��. Wygl�da na to, �e szale�cem znad stawu by� m�ody Stelnicki.
- Nie! - krzykn��a gwa�townie Marta.
89
RS
Anna przycisn��a d�o� do ust, by st�umi� protest. Nawet s�u�ba wiedzia�a
ju� o fa�szywym oskar�eniu!
- Sk�d wiesz, �e to on? - spyta�a Marta.
- Wiem, poniewa�, droga �ono, prowadzi�em furmank�, na której Gro�scy
przywie�li panienk� Ann�. Powiedzia�a, kto j� zaatakowa�.
- S�ysza�e�, jak mówi, �e to Stelnicki?
- Có�, nie, ale panienka Zofia s�ysza�a.
Zofia! Anna poczu�a, �e znów kr�ci si� jej w g�owie. To niemo�liwe - to
musi by� jakie� nieporozumienie.
- Jak my�lisz, Wa�ek - mówi�a tymczasem Marta - czy pan mo�e okaza� si�
na tyle niem�dry, by samemu poszuka� zemsty na Stelnickim? W jego wieku?
- Nie! - powiedzia� Wa�ek z przygan� w g�osie. - Przeka�e spraw� staro�cie
i urz�dnikom s�dowym, je�li tylko panienka rozpozna w Stelnickim
napastnika.
- Pozwalaj�c, by wszyscy dowiedzieli si�, co zasz�o? Jako� w to w�tpi�.
- Kiedy sprawa dotyczy szlachty, mo�na j� wyciszy�. Wa�ek umilk� i jakby
si� namy�la�.
- Z drugiej strony hrabia to cz�owiek twardy i uparty.
- Raczej starszy pan o usposobieniu bardziej gwa�townym, ni� pozwalaj�
mu na to si�y! Jak mo�esz podchodzi� do tego tak spokojnie?
- Nie irytuj si�, kobieto. To sprawa m��czyzn.
- To paskudna sprawa. I to nie m��czyzna le�y tam na górze, pó��ywy.
Drzwi prowadz�ce do jadalni otwar�y si� z rozmachem i do kuchni wesz�a
Lutisza, balansuj�c stosem brudnych naczy�.
- Sko�czyli kluski z syropem - o�wiadczy�a. - Gotuj, us�uguj, troszcz si� o
chor�. A teraz lady Gro�ska przeb�kuje co� o tym, �e mamy spodziewa� si�
go�ci. Mówi� wam, ani chwili odpoczynku.
Marta i Wa�ek spojrzeli na siebie znacz�co.
Annie zrobi�o si� jeszcze bardziej s�abo. Opar�a si� o kamienn� �cian�,
podczas gdy s�u��cy nadal rozprawiali. To, co us�ysza�a na temat wuja Leo,
przej��o j� ch�odem do szpiku ko�ci.
Rozmy�la�a gor�czkowo. Czy wuj otwarcie oskar�y Jana? Z jakim
skutkiem? By� mo�e po tym, jak Feliks Paduch wymkn�� si� sprawiedliwo�ci,
hrabia nie wierzy ju� s�dom.
I dlaczego obwiniano akurat Jana? Poniewa� na wpó� przytomna ofiara
oskar�y�a w�a�nie jego. Lecz Wa�ek nie s�ysza� Anny: to Zofia rzuci�a
oskar�enie!
90
RS
Nagle Anna u�wiadomi�a sobie, �e Lutisza idzie w jej stron� i jest ju�
bardzo blisko.
Wstrzyma�a oddech.
O�mieli�a si� zerkn�� do kuchni i zobaczy�a, �e starsza kobieta podnosi
tac�.
- Zanios� to do pokoju hrabiny.
Zanim zd��y�a wykona� tych par� kroków, dziel�cych j� od klatki
schodowej, Anna otuli�a si� cia�niej szlafrokiem i utykaj�c, zacz��a z
zadziwiaj�c� pr�dko�ci� wspina� si� po schodach.
91
Rozdzia� dziesi�ty.
RS
Ledwie zd��y�a zje�� po�udniowy posi�ek, z�o�ony z roso�u i chleba z
mas�em, gdy do pokoju wesz�a podekscytowana Zofia.
- Och, kuzynko, jak dobrze, �e wreszcie si� obudzi�a�! My�leli�my, �e
zamierzasz przespa� reszt� �ycia. Nasze modlitwy musia�y zosta� wys�uchane.
Pochyli�a si� i poca�owa�a Ann� lekko w policzek.
- Jak si� czujesz, kochanie?
- Troch� lepiej.
- Z pewno�ci� wygl�dasz na znacznie zdrowsz�.
- Naprawd�? Nie mam si� jak o tym przekona�.
- Co takiego? - spyta�a Zofia, lecz nagle zrozumia�a. - Ach, lustro?
G�os zadr�a� jej tylko na chwil�, a potem sk�ama�a bez wahania.
- Widzisz, musia�am przymierzy� now� sukni� i potrzebowa�am wysokiego
lustra. Dopilnuj�, by ci je przyniesiono.
Anna nie podj��a tematu.
Zofia przysun��a sobie krzes�o i usiad�a przy �ó�ku. By� to trudny moment i
przez d�u�sz� chwil� �adna z nich si� nie odzywa�a. Anna nie by�a jeszcze
pewna, jakie uczucia �ywi wobec kuzynki.
Powód, dla którego Zofia nie �pieszy�a si� z rozpocz�ciem rozmowy,
wkrótce sta� si� oczywisty.
- Kiedy przestanie pada�, ojciec wybierze si� nad staw, aby poszuka�
dowodów.
Zofia uj��a d�o� Anny. Jej zwykle b�yszcz�ce oczy wydawa�y si� tego dnia
dziwnie matowe.
- Nie wiem, co spodziewa si� tam znale��. Lecz cokolwiek znajdzie i bez
wzgl�du na to, czy w ogóle znajdzie, potem i tak uda si� do magistratu.
- Do magistratu?
- Tak, skarbie. Gdy dojdziesz nieco do siebie, b�dziesz musia�a
odpowiedzie� na kilka pyta� i podpisa� dokument.
- Jaki dokument?
- Oskar�enie.
Anna wpatrywa�a si� w ni� bez s�owa.
- Przeciwko Stelnickiemu, oczywi�cie. Och, Anno, kto móg�by pomy�le� doda�a, wpatruj�c si� w kuzynk� zw��onymi oczami.
- Ale ja nie pami�tam...
- To Stelnicki wyrz�dzi� ci t�... t� okropn� krzywd�.
92
RS
- Nie, to nie by� Jan.
- Anno, kiedy znale�li�my ci� nad stawem, wyra�nie oskar�y�a�
Stelnickiego.
- Nie pami�tam tego, Zofio. Nie wierz�, �e mog�am powiedzie� co� takiego.
- A zatem kto to by�? - spyta�a Zofia stanowczo.
Anna opad�a na poduszki i spogl�daj�c w sufit, powiedzia�a:
- By�o zbyt ciemno. Nie rozpozna�am jego twarzy. Ani g�osu. Wymamrota�
tylko kilka s�ów g�osem zniekszta�conym przez alkohol, a mój strach... To
móg� by� Feliks Paduch.
- Cz�owiek, który zabi� twego ojca? �mieszne. To by� Stelnicki. - Zofia
bezwiednie �cisn��a d�o� Anny. - Wiesz, �e to by� on. Z pewno�ci� nie
chcia�aby� chroni� go... po czym� takim?
Anna nie odpowiedzia�a. Musi by� co�, co mog�aby sobie przypomnie�, a
co oczy�ci�oby Jana. Dlaczego tego nie pami�ta?
- By� mo�e starasz si� wyrzuci� z pami�ci wszelkie wspomnienie o tym,
poniewa� kiedy� ci na nim zale�a�o - powiedzia�a Zofia znacznie �agodniej.
- Zofio, ja go kocham. Zofia zesztywnia�a na krze�le.
- Powiadaj�, �e mi�emu s�owu musi towarzyszy� nieprzyjemne. Nie mo�esz
nadal go kocha�! To, co zrobi�, jest niewybaczalne. Musi zosta� ukarany jak
zwyk�y przest�pca!
Anna chcia�a dalej broni� Jana, ale zabrak�o jej si�, by mówi�, czy cho�by
si� poruszy�. Od dobrej chwili spazm nieopisanego bólu przeszywa� jej
posiniaczone nogi, �o��dek i �ono. Gdyby by�a w stanie, j�kn��aby g�o�no.
- Anno! Co si� sta�o? - spyta�a Zofia, przestraszona. - Jeste� blada jak
Marzanna. To wszystko moja wina! Tylko moja. Powiedzia�am ci takie
straszne rzeczy tam, przy stawie. Wiesz, �e nie mówi�am tego powa�nie...
naprawd�, uwierz mi! - G�os jej si� za�ama�, a z oczu pop�yn��y �zy.
W ko�cu spazm zacz�� ust�powa�.
Zofia pochyli�a si� i poca�owa�a j�. Anna poczu�a dotyk mokrego policzka
kuzynki i jej d�ugich rz�s.
- Prosz�, Aniu, kochanie, musisz wyzdrowie�. Musisz. A potem wy�lizn��a
si� z pokoju.
Zofia po�pieszy�a do siebie, bardzo poruszona. Jej �zy by�y szczere. Sprawy
zasz�y zbyt daleko. Pragn��a utrzyma� Ann� z dala od Jana, ale nie chcia�a, by
kuzynka umar�a. Anna mia�a przed sob� �ycie. Pozna�aby innych m��czyzn.
Co za� si� tyczy Jana, zap�aci�by za swoj� niesta�o��. Je�li to nie on przyczyni
93
RS
si� do tego, bym wywin��a si� od ma��e�stwa, które zaplanowali dla mnie
rodzice, znajd� inny sposób, postanowi�a. W ko�cu nie brakuje mi wyobra�ni.
Podesz�a do okna. Na zewn�trz deszcz ch�osta� nieustaj�co ziemi�,
odgradzaj�c dom od otoczenia szar� �cian� wody. W�tpi�a, by ojciec poszed�
dzi� nad staw.
Odwróci�a si� i spojrza�a na pó�k� nad kominkiem, gdzie spoczywa� list do
Anny, który odebra�a Katarzynie nast�pnego ranka po incydencie nad stawem.
Wychodzi�a w�a�nie z pokoju kuzynki, kiedy natkn��a si� na s�u��c�,
wy�aniaj�c� si� ze s�u�bowej klatki schodowej z listem w d�oni. Zagrozi�a
g�upiej dziewusze �mierci�, je�li wspomni cho� s�owem o jego istnieniu.
Katarzyna przysi�g�a, �e nikt poza ni� nie widzia� pos�a�ca, który zapuka� do
kuchennych drzwi, i �e nie pi�nie o tym ani s�owa.
List pozosta� nieotwarty. Zofia ba�a si� go przeczyta�, ba�a si� tego, co Jan
czu� do Anny, ba�a si� zobaczy� to na pi�mie.
Podsyci�a ogie�, rozpalony z powodu wilgotnego powietrza.
Przez d�u�sz� chwil� wpatrywa�a si� w list, my�l�c o tym, �e powinna
przekaza� go Annie i �e z pewno�ci� przy�pieszy�oby to powrót do zdrowia
kuzynki. Tak w�a�nie nale�a�o post�pi�. Ul�y�oby to jej sumieniu. Mog�aby
ponie�� t� ofiar�.
Wzi��a list i skierowa�a si� ku drzwiom. Lecz kiedy si�ga�a do klamki,
przypomnia�a sobie chwil�, kiedy zobaczy�a Ann� i Jana, spoczywaj�cych
obok siebie nad stawem. Krew znowu zagotowa�a si� jej w �y�ach. Co za z�y
los sprowadzi� Ann� do Halicza?
Zawróci�a i podesz�a do kominka. Kiedy rozjarzy� si� tam niewielki
pomara�czowy p�omie�, rzuci�a list na palenisko i z satysfakcj� przygl�da�a
si�, jak ogie� po�era chciwie papier, topi�c czerwony wosk piecz�ci
Stelnickich.
Westchn��a, rozmy�laj�c o tym, �e przypadkowe przej�cie listu przyczyni
si�, by� mo�e, do tego, i� uda jej si� wspi�� wy�ej na drabinie fortuny. Nie
zamierza�a dopu�ci�, by Anna pokrzy�owa�a jej plany.
Po kilku minutach turkot kó� na �wirowym podje�dzie wyrwa� j� z
zamy�lenia.
Ciekawe, kto te� to mo�e by�. Podesz�a do okna. Do domu zbli�a� si�
najelegantszy powóz, jaki kiedykolwiek widzia�a. Czarna skóra po�yskiwa�a
wilgoci�. Pojazd ci�gni�ty by� przez czwórk� pi�knych bia�ych koni, a poza
wo�nic� na ko�le siedzia�o dwóch lokai. Kto to mo�e by�?
Zapukano do drzwi.
94
RS
- Prosz� wej��! - zawo�a�a. Odwróci�a si� i zobaczy�a matk�.
Hrabina Gro�ska niemal boja�liwie wsun��a si� do sypialni córki. Co� w
wyrazie jej twarzy sprawi�o, �e Zofii zabrak�o nagle s�ów.
- Zofio - powiedzia�a hrabina. - B�dziemy mieli dzi� go�ci.
- Tak? - serce Zofii zacz��o opada� niczym kamie� w tocz�cym si� w
zwolnionym tempie �nie. Wiedzia�a ju�, co zamierza powiedzie� matka.
Poczu�a si� tak, jakby u jej stóp otworzy�a si� otch�a�, z której lada chwila
wychyn� Furie, by zabra� j� ze sob� w ciemno��.
Hrabina westchn��a przeci�gle, a potem powiedzia�a:
- To Grawli�scy.
Przez ca�e popo�udnie do uszu Anny dobiega�y odg�osy krz�taniny. Kiedy
Lutisza przynios�a jej kolacj�, powiedzia�a te�, �e przybyli do nich z krótk�
wizyt� Grawli�scy.
Gdy nieco pó�niej zjawi�a si� Zofia, Anna po wyrazie twarzy kuzynki od
razu odgad�a jej my�li. Zdenerwowana Zofia opad�a na krzes�o przy �ó�ku
Anny.
- Co si� sta�o? - spyta�a Anna.
- Och, Anno, czuj� si� jak mucha zapl�tana w paj�cz� sie�. - Chwyci�a d�o�
kuzynki i przycisn��a j� do piersi. - Nie widz� �adnej drogi ucieczki od paj�ka,
który zamierza rzuci� si� na mnie.
- O co chodzi, Zofio? Mówisz zagadkami.
Anna podejrzewa�a, �e Zofia znowu odgrywa dramat. Kuzynka zaczerpn��a
g��boko tchu.
- Baron Grawli�ski i jego t�usta �ona przywie�li tu swego syna, pana
Antoniego. Wracaj� z maj�tku pod Opolem, a s� w drodze do Sankt
Petersburga. Przyjechali, aby nas zwi�za� w�z�em ma��e�skim. Fakt, �e widz�
go po raz pierwszy w �yciu, nic nie znaczy. Nasi rodzice zaplanowali to, kiedy
byli�my ma�ymi dzie�mi.
- Nie wiedzia�am, �e spodziewamy si� go�ci.
- Ani ja! Matka i ojciec sprytnie ukryli to przede mn�. Wiedz�c, �e jestem
przeciwna temu ma��e�stwu, postanowili mnie zaskoczy� i wp�dzi� w
pu�apk�. Och, wiedzia�am, �e b�d� musia�a jako� odwie�� ich od tego pomys�u.
Ale teraz... co mam zrobi�, Anno?
Zatka�a, chocia� jej oczy pozosta�y suche.
- Co jeszcze mog�abym zrobi�?
- Pozna�a� go?
- Tak, w�a�nie zjedli�my razem kolacj�.
95
RS
- I?
- Och, nie wygl�da �le. Jest nawet do�� przystojny. Ale okropnie
zarozumia�y, sztywny i zasadniczy. Sp�dz� �ycie w nudzie, nieustannej,
nieprzerwanej nudzie!
- By� mo�e formalny charakter pierwszego spotkania wypacza nieco twój
os�d.
- Och, nie. On ma takie staro�wieckie pogl�dy. Nietrudno go przejrze�. W
swym ciasnym umy�le uwa�a �on� za stoj�c� niewiele wy�ej od s�u�by.
Wygl�da�o to tak, jakby targowali si� o jak�� waz�, która ma ozdobi� kominek
w ich domu. Stan� si� jego w�asno�ci�! Nie w�tpi�, �e b�dzie si� ode mnie
oczekiwa�o, i� zaczn� produkowa� dzieci, jak Lutisza produkuje knedle. Och,
powinnam go nienawidzi�. I nienawidz�!
- Ciii, Zofio, jeszcze ci� us�ysz�.
- Nie dbam o to. Wszystko tak fatalnie si� z�o�y�o. Mog�abym sk�oni�
tatusia, by zmieni� pogl�d, lecz teraz, gdy Walter zbuntowa� si� przeciwko
„rodzinie i ojczy�nie", tatu� na pewno nie dopu�ci, bym postawi�a na swoim.
- Ale�, Zofio, skoro Walter odziedziczy wszystko, zrobisz dobrze,
wychodz�c za m��. B�dziesz mia�a m��a, maj�tki w Polsce i Rosji. Wiesz, �e
m��czy�ni pal� si� do �eniaczki, gdy mog� co� na tym zyska�, lecz rzadko,
kiedy kobieta...
- By� mo�e Walter nie odziedziczy niczego, Anno.
- Co takiego?
- Mniejsza z tym. I mo�esz by� pewna, �e ojciec obieca� im suty posag.
Zofia zadar�a brod�.
- Baronowa Zofia Grawli�ska - i jak to brzmi? Dla mnie wieje od tego
nud�, ma��e�skimi obowi�zkami, zakurzonymi pokojami i straconymi
szansami. Tak, baron jest stary i maj�tki pewnie nied�ugo przejd� na w�asno��
jego syna, lecz baronowa dopiero sko�czy�a pi��dziesi�tk� i jest silna jak ko�
poci�gowy - ma nawet stosown� figur�. Do�yje dziewi��-dziesi�tki albo i
lepiej. Z pewno�ci� nie zechce zrezygnowa� z przyjemno�ci, jakich mo�e
dostarczy� jej komenderowanie synow�, która nie jest do�� dobra dla jej
potomka. Umilk�a, aby zaczerpn�� tchu.
- Nie, jestem pewna, �e mog�abym trafi� lepiej. A je�li nigdy nie wyjd� za
m��, co z tego? W zupe�no�ci wystarczy mi, gdy b�d� mog�a �y� tak, jak chc�.
Anna przez d�u�sz� chwil� wpatrywa�a si� w kuzynk�. Wreszcie spyta�a:
- Czy pan Antoni wie o twojej niech�ci?
96
RS
- Je�li nie, znaczy�oby to, �e jest g�upszy, ni� sobie wyobra�a�am. Zrobi�am
wszystko, poza og�oszeniem tego na rogatkach, aby si� o tym dowiedzia�.
- I to mu nie przeszkadza?
- On to ignoruje. Powiedzia�am ci, �e zachowuj� si� tak, jakby przyjechali
odebra� inwestycj�. Moje uczucia nic dla nich nie znacz�. Ojciec musia�
obieca� im nie lada posag.
- Nie s�dzisz, �e dopatrujesz si� ducha za ka�d� poruszaj�c� si� zas�on�? W
wielu zaaran�owanych ma��e�stwach z czasem pomi�dzy ma��onkami rodzi
si� za�y�o��. Zofio, tak by�o przecie� z twoimi rodzicami.
- Ty te�, Anno? Dlaczego wszyscy z tak� ochot� kopiecie le��cego?
Zaprzeczysz, �e wola�aby� zwi�zek oparty na mi�o�ci, taki jak ma��e�stwo
twoich rodziców?
Anna zacisn��a wargi. Nie mog�a zaprzeczy� czemu� takiemu. Nie mog�a
te� nie postawi� sobie pytania, czyjej szansa na mi�o�� bezpowrotnie
przepad�a. Jan zosta� nies�usznie oskar�ony. To by�o takie niesprawiedliwe.
Jednak nie pojawi� si� ani nie napisa�. Co mog�a zrobi�?
- Mówi�am ci te�, jaki jest jego stosunek do kobiet - perorowa�a dalej Zofia.
- Nie mog�abym by� jego �on�. Nie znios�abym tego. Za �adne skarby!
Jej ciemne oczy zw�zi�y si�. Spojrza�a na Ann� podejrzliwie.
- Có�, Anno, s�dz�, �e odgrywasz rol� adwokata diab�a! Wierz mi, pr�dzej
znajd� si� w klasztorze, ni� po�lubi� Grawli�skiego!
- Ty, Zofio? - Anna roze�mia�a si�. - W klasztorze?
- Có�, w ostateczno�ci mog�abym uciec do Francji.
- Zofio, jeste� córk� hrabiego. We Francji klimat chyba by ci nie s�u�y�.
Oczywi�cie, je�li chcesz zachowa� g�ow�.
- Gilotyna by�aby bardziej lito�ciw� form� egzekucji ni� to, co zaplanowali
dla mnie rodzice. Droga Anno, widz�, �e czujesz si� lepiej, skoro jeste� w
stanie przekomarza� si� w ten sposób. Twoje �liczne zielone oczy �miej� si� ze
mnie. Och, wiem. Zbyt si� nad sob� lituj�. Z pewno�ci� ma��e�stwo ma tak�e
zalety, a kto powiedzia�, �e nie mog�abym od czasu do czasu uci�� sobie
romansu na boku? Tego rodzaju rozkoszne wyst�pki s� w mie�cie bardzo
rozpowszechnione.
Umilk�a na chwil�, a kiedy si� odezwa�a, jej g�os znów brzmia� ponuro.
- Ach, z ka�d� godzin� czuj� si� bardziej przyci�ni�ta do muru. Je�li szybko
czego� nie wymy�l�... - Na wpó� wypowiedziane zdanie zawis�o w powietrzu.
Czarne oczy Zofii przybra�y nieobecny wyraz.
Anna zastanawia�a si�, czy kuzynce nie wpad� do g�owy jaki� pomys�.
97
RS
- Ale co mo�esz zrobi�, Zofio?
Zofia otrz�sn��a si� z zamy�lenia, �cisn��a d�o� Anny i roze�mia�a si�
sztucznie:
- Och, nic, kochanie... pozosta�o mi tylko wpa�� do pu�apki, któr�
zastawiono na mnie dawno temu. Pu�apki, z której nigdy nie uda mi si�
wydosta�.
- Gdyby� tylko s�ysza�a sam� siebie, Zofio.
- Och, wiem, jak to brzmi. Jestem jak Medea, nic tylko tragedia i l�k.
S�dzisz, �e mnie znasz, ale tak nie jest. Nie b�d� ju� dzi� zawraca� ci g�owy.
Wsta�a i dotkn��a ustami policzka Anny.
- Twoim zadaniem jest wyzdrowie�, Anno. Dobranoc. Anna patrzy�a, jak
kuzynka wychodzi. Czu�a, �e Zofia co� zamy�la. W ruchach kuzynki dawa�o
si� bowiem wyczu� zdecydowanie i determinacj�. Nie wiedzie� czemu,
przysz�o jej na my�l powiedzenie, którego matka u�y�a kiedy�, mówi�c o
Feliksie Paduchu: „K�amca mo�e obej�� �wiat dooko�a, ale i tak nie wróci w to
samo miejsce".
98
Rozdzia� jedenasty.
RS
W nocy przesta�o wreszcie pada� i hrabia o brzasku wyprawi� si� nad staw.
W po�udnie nerwy hrabiny by�y ju� w takim stanie, i� obawia�a si�, �e
mo�e dosta� palpitacji, które napawa�y j� takim l�kiem. Zastanawia�a si�, co
te� jej m�� móg� tam znale��, o ile znajdzie cokolwiek. I co zrobi, je�li natknie
si� na co� obci��aj�cego? Albo je�eli niczego takiego nie znajdzie?
Anna upiera�a si�, �e napastnikiem nie by� Stelnicki. Zofia jednak niemal
przekona�a ojca, �e to Jan by� winowajc�. A Leo by� uparty jak Litwin.
A je�li zrobi� to ten Paduch? Co wtedy? Czy której� nocy nie wymorduje
ich wszystkich we �nie? Takie rzeczy zdarza�y si� ostatnio we Francji. Czy
Polsk� czeka podobny los?
Hrabina nienawidzi�a konfliktów, a teraz otacza�y j� ze wszystkich stron.
Zna�a siebie na tyle dobrze, by wiedzie�, �e gdyby wybór nale�a� do niej,
posz�aby po linii najmniejszego oporu albo ca�kowitego zaprzeczenia. Jak
wtedy gdy przymyka�a oczy na pija�stwo i k�ótnie pomi�dzy m��em a synem.
Jednak w obecnej sytuacji by�o to niemo�liwe.
Od kiedy Walter dowiedzia� si� prawdy, zdawa� si� nie dba� o to, czy
zostanie wydziedziczony. Najwidoczniej zdecydowa�, �e pozostanie cz��ci�
machiny wojennej carycy Katarzyny. Czy kiedy tym razem wyjedzie, martwi�a
si� hrabina, jeszcze kiedykolwiek go zobacz�?
I Zofia. Sk�d u niej ta sk�onno�� do zuchwalstwa i impertynencji? Hrabina
by�a wstrz��ni�ta brakiem uprzejmo�ci córki wobec rodziny Grawli�skich. To
by�by cud, gdyby ten �lub rzeczywi�cie doszed� do skutku. Zofia wydawa�a si�
absolutnie zdecydowana, �e nie po�lubi pana Antoniego. Bóg jeden wie,
rozmy�la�a dalej hrabina, jakiego wyboru dokona�aby, gdyby pozostawiono jej
decyzj� w tej sprawie.
Hrabina u�miecha�a si�, próbuj�c samotnie bawi� go�ci przy obiedzie.
Wygl�da�o na to, �e opu�ci�y j� w�asne dzieci, i w �rodku a� gotowa�a si� z
gniewu. To, �e piecze� by�a zbyt wysuszona, a pudding zimny, nie poprawi�o
sytuacji. Ju� ona z nimi porozmawia, zarówno z dzie�mi jak i ze s�u�b�.
Jednak�e po po�udniu potrafi�a ju� tylko martwi� si� o m��a. Zofia i Walter
pojawili si� w ko�cu. Przepyta ich i z�aje pó�niej - a jeszcze lepiej, gdy zrobi to
Leo. Na razie da�a im �wie�e konie i wys�a�a na poszukiwanie ojca.
Kolacja okaza�a si� zdecydowanie smaczniejsza od obiadu, lecz atmosfera
przy stole by�a pe�na napi�cia. Hrabina nie potrafi�a d�u�ej ukrywa� niepokoju.
99
RS
Zamieni�a z go��mi zaledwie kilka s�ów i poczu�a ulg�, kiedy posi�ek dobieg�
ko�ca.
Anna dopiero co sko�czy�a si� posila�, gdy ciotka przysz�a j� odwiedzi�.
Przynios�a nowinki na temat rodziny, otwarcie mówi�c o swoich troskach.
Dziewczyna równie� nie kry�a tego, co j� dr�czy.
- Czy jeste� pewna, ciociu, �e Jan nie pisa�?
- Absolutnie.
- Ale powiedzia�aby� mi, gdyby by�o inaczej, nawet je�li nie aprobujesz
jego stosunku do religii lub podejrzewasz, �e pope�ni� ten straszny czyn?
- Nie odmówi�abym mu prawa do tego, by broni� swej niewinno�ci, Anno.
- Czy mog� do niego napisa�?
- Z pewno�ci� nie!
Anna szuka�a ucieczki w milczeniu. Dlaczego Jan nie napisa�? Jakie
nowiny przyniesie wuj Leo? Brak wiedzy, my�la�a, mo�e by� trudniejszy do
zniesienia ni� najgorsza prawda.
Z do�u, od podwórka, dobieg� stukot kopyt i krzyki s�u��cych. Hrabina,
dr��c niczym wa�ka, krzykn��a cicho, a potem przeprosi�a i pobieg�a prosto do
klatki schodowej dla s�u�by.
Anna wsta�a - ostatnio przychodzi�o jej to coraz �atwiej -i za�o�y�a szlafrok.
W g�osach s�u�by da� si� s�ysze� nagl�cy ton i to sk�oni�o j�, by podej�� do
okna.
Zmierzch przechodzi� powoli w noc, mimo to rozpozna�a Zofi� i Waltera,
spowitych fioletowym cieniem. Zsiadali w�a�nie z koni.
Na trzecim wierzchowcu le�a�o, do�� bezceremonialnie przerzucone przez
siod�o, czyje� cia�o.
Anna przycisn��a d�o� do ust, by st�umi� krzyk. W jednej chwili znalaz�a
si� znów w Sochaczewie, patrz�c, jak przynosz� cia�o jej ojca. Ogarn��a j�
niemo�liwa do przezwyci��enia s�abo��. Zamkn��a na chwil� oczy, jakby
chcia�a odegna� z�y sen. To nie mog�o przydarzy� si� wujkowi Leo, pomy�la�a,
nie znowu, nie wujkowi. Nie mog�o.
Po chwili okropne, urywane krzyki hrabiny Stelli Gro�skiej przeci��y nocn�
cisz�.
Hrabia Leo Gro�ski op�akiwany by� w salonie dworu Pod G�ogami
przepisowe trzy dni i trzy noce. Czuwano przy zw�okach. Zamówiono sosnow�
trumn� bez s�ków - niezgodnie z tradycj�, jak zauwa�y�a hrabina - gdy�
niektórzy ch�opi nadal wierzyli, �e liczba s�ków w trumnie wró�y, ile dzieci
umrze w danym roku, a je�li który� z s�ków wypad�by podczas ceremonii,
100
RS
zmar�y móg�by przez ten otwór zabra� kogo� z sob� do wieczno�ci. �a�obnicy
czuwali na zmian� przez ca�� dob�, snuj�c opowie�ci, lamentuj�c, �piewaj�c,
modl�c si� i wznosz�c toasty wódk�, by uczci� spoczywaj�cego w otwartej
trumnie zmar�ego.
Anna czuwa�a przy zw�okach d�ugo w noc, lecz hrabina zabroni�a jej
pój�cia na cmentarz. W dniu pogrzebu pozosta�a zatem na górze, siedz�c
wyprostowana w wiklinowym fotelu i przys�uchuj�c si�, jak zabijaj� trumn�
drewnianymi ko�kami. Wzdryga�a si� przy ka�dym uderzeniu m�otka.
W ko�cu klekotanie usta�o i da� si� s�ysze� odg�os przesuwania czego�
ci��kiego. Nios�cy trumn� m��czy�ni z rozmys�em uderzyli ni� trzy razy o
framug� drzwi, gdy� w ten sposób zmar�y na zawsze �egna� si� z domem.
Wszystko, co tylko da�o si� otworzy� - drzwi, okna, szuflady, szafki i skrzynie
- zosta�o otwarte, aby dusza zmar�ego nie b��ka�a si� po domu, ale znalaz�a
drog� na zewn�trz.
Anna zosta�a sama. Lutisza zaproponowa�a, �e z ni� zostanie, lecz Anna
zapewni�a j�, �e czuje si� ju� dobrze, i nak�oni�a, aby uczestniczy�a w
ceremonii. Zdawa�a sobie bowiem spraw�, �e ch�opi bardzo szanowali wuja.
Zreszt� rzeczywi�cie czu�a si� lepiej. Skurcze, które tak dawa�y si� jej we znaki, stawa�y si� coraz rzadsze i mniej bolesne.
Teraz prze�ladowa�o j� poczucie winy. Gdyby nie jej niepos�usze�stwo, nic
by si� nie wydarzy�o i wuj nie wpad�by w trz�sawisko po drodze nad staw. Nie
utopi�by si� w nim.
Wzdrygn��a si�. Ciotka Stella by�a fatalistk� i przekonywa�a Ann�, �e nie
odegra�a ona �adnej roli w tym, co si� sta�o. Kuzyni te� jej nie obwiniali.
Przynajmniej Zofia z pewno�ci� nie mia�a do Anny �alu. Co do Waltera, nie
by�o go w salonie, ilekro� Anna przy��cza�a si� do �a�obników, musia�a wi�c
polega� na s�owie Zofii, która zapewnia�a j�, �e brat te� nie obwinia jej o
�mier� ojca. Sama zawsze szybko przebacza�a innym, pomna na s�owa ojca:
„Przebaczaj �atwo innym, ale nie sobie". Je�li chodzi o �mier� wuja, jego s�owa
okaza�y si� nader prawdziwe.
Gdy wszyscy wrócili z pogrzebu, hrabina wesz�a na gór�, by odwiedzi�
siostrzenic�. Anna nie mog�a nie zauwa�y�, jak bardzo �mier� m��a odbi�a si�
na ciotce. Jej szczup�a sylwetka zdawa�a si� jeszcze bardziej krucha, a poci�ta
zmarszczkami twarz wymizerowana. By�a nie tylko przygn�biona, lecz
wydawa�a si� nieobecna duchem, dziwna.
101
RS
Wraz z ciotk� pojawi� si� Antoni Grawli�ski, którego przedstawiono jej,
kiedy czuwa�a przy zmar�ym. Do tej pory nie mieli jednak okazji
porozmawia�.
- Ciesz� si�, �e mog� wreszcie z pani� pogaw�dzi�, pani
Anno - powiedzia� - i zapomnie� na chwil� o smutnych okoliczno�ciach.
Pochyli� si�, by uca�owa� jej d�o�.
- Musz� powiedzie�, �e zarówno pani Stella, jak i Zofia zawsze wyra�a�y
si� o pani z wielkim uznaniem.
Co za ba�amut, pomy�la�a Anna. Czy poinformowano go, jakiego rodzaju
„choroba" zatrzymuje j� na górze? Oczywi�cie, �e tak. Czu�a, �e tak si� sta�o.
Z pewno�ci� wspomniano o tym w niezwykle taktowny sposób, lecz on
wiedzia�.
- Dzi�kuj�, panie Grawli�ski. Mi�o mi pana pozna�. -Troch� dyplomacji nie
zaszkodzi, pomy�la�a. - Ja równie� s�ysza�am o panu wiele dobrego.
- Bardzo si� ciesz�, �e stan pani zdrowia ulega poprawie - powiedzia� z
u�miechem. -1 ufam, �e b�dziemy dla siebie kim� wi�cej ni� tylko znajomymi.
O co mu chodzi? Zastanawia�a si�, czy Zofia jednak nie wyrazi�a zgody na
�lub. Czy Antoni zostanie jej kuzynem? Teraz, kiedy kobiety z rodziny
Gro�skich zosta�y bez m�skiej opieki - Walter zamierza� jeszcze tego samego
dnia wróci� do regimentu - by� mo�e ciotce uda�o si� zmusi� córk�, by zgodzi�a si� na oficjalne zar�czyny i szybki �lub.
Pogaw�dzili chwil�, lecz atmosfera pozosta�a napi�ta. Anna przygl�da�a si�
Antoniemu. By� bardzo szczup�y, lecz wysoki wzrost, czarne w�osy i
szlachetne rysy twarzy zadawa�y k�am opisowi Zofii. Antoni nie mia� w�sów, a
jego szare oczy wydawa�y si� nieco szkliste i jakby m�tne, lecz Anna
przypisa�a to smutnym okoliczno�ciom ich spotkania. Usposobienie za� mia�
zdecydowanie mi�e.
W ko�cu hrabina powiedzia�a:
- Musimy da� Annie odpocz��, Antoni.
- Oczywi�cie. - Antoni wsta� i uca�owa� znowu d�o� Anny. - Musi si� pani
czu� okropnie samotna tu na górze, pani Anno. Czy móg�bym jutro te� z�o�y�
pani wizyt�?
Anna u�miechn��a si� grzecznie:
- Tak, oczywi�cie.
Pó�niej Lutisza przynios�a jej kolacj�.
- Czy pogrzeb by� �adny, Lutiszo? - spyta�a.
102
RS
- Och, tak, mademoiselle. Halicz musia� opustosze�, gdy� wszyscy pojawili
si� na cmentarzu. Ca�a parafia. A nikt nie p�aka� bardziej ni� jego ch�opi!
- A Walter? Spodziewam si�, �e wpadnie po kolacji po�egna� si� ze mn�. A
mo�e postanowi� zosta� jeszcze jeden dzie� w domu?
- Walter, mademoiselle? - W oczach Lutiszy b�ysn�� gniew. - Och,
panienko, panicz Walter wyjecha� wczesnym popo�udniem, i to niemal bez
s�owa!
Pan Antoni Grawli�ski odwiedza� Ann� codziennie, a czasami nawet dwa
razy dziennie, przez ca�y nast�pny tydzie�, wykazuj�c wielkie zainteresowanie
stanem jej zdrowia. Z uwagi na przyzwoito�� Lutisza lub Marta zostawa�y
podczas tych wizyt w pokoju. Anna czu�a si� coraz lepiej i dopóki by�a w
stanie wypiera� z pami�ci �mier� wuja i my�li o Janie, humor jej dopisywa�.
Antoni nie by� z natury rozmowny, lecz nabra� zwyczaju czytania Annie, a
ona lubi�a sp�dza� w ten sposób czas. Zwykle czytywa� jej Marlowe'a i
Szekspira. Jednak to Wolter sta� si� ulubionym pisarzem Anny.
Zofia za� sta�a si� nieuchwytna niczym motyl. Stawa�a od czasu do czasu w
progu, pytaj�c Ann�, jak si� czuje, ale zdawa�a si� nie mie� czasu na d�u�sze
rozmowy. Anna zastanawia�a si�, czy w g��bi duszy Zofia nie obwinia jej
jednak o �mier� ojca. Interesowa�o j� tak�e, czy w ko�cu zgodzi si� wyj�� za
Grawli�skiego. To, �e Grawli�scy nie wyjechali, rokowa�o nadzieje. By� mo�e
obie rodziny postanowi�y odczeka� nieco z uwagi na �a�ob� po hrabim.
Anna nie �mia�a zapyta� o to Antoniego. Co si� tyczy ciotki Stelli, wci��
pozostawa�a nieobecna duchem i przygn�biona.
By� czwartkowy wieczór. Od p�on�cego na kominku ognia rozchodzi�o si�
mi�e ciep�o. Anna nadal nie opuszcza�a sypialni. Cho� wi�kszo�� czasu
sp�dza�a teraz w wygodnym wiklinowym fotelu, by�a ju� w �ó�ku, gdy ciotka i
kuzynka pojawi�y si� na progu jej pokoju.
- Nie �pisz, Anno Mario?
- Nie, ciociu. Wejd�, prosz�.
- Pomy�la�y�my, �e mo�e zechcia�aby� odmówi� z nami ró�aniec... za
wujka Leo.
- Tak, oczywi�cie.
Zofia wesz�a za matk� do pokoju, ledwie si� odzywaj�c. Kobiety
przysun��y sobie krzes�a do �ó�ka i usiad�y.
Tego wieczoru hrabina odmawia�a modlitw� wyra�nie i z moc�, chocia� od
�mierci m��a wydawa�a si� ogarni�ta jak�� dziwn� s�abo�ci�.
103
RS
Zofia by�a silniejsza. Nigdy nie wykazywa�a si� szczególn� religijno�ci� i
teraz te� odmawia�a modlitw� mechanicznie. Od czasu do czasu Anna
przy�apywa�a kuzynk� na tym, �e przygl�da si� jej uwa�nie i jakby szacuj�ce
Gdy Anna spogl�da�a jej w oczy, Zofia natychmiast odwraca�a wzrok.
To nie jest Zofia, któr� znam, pomy�la�a.
Po modlitwie przez jakie� pó� godziny wspomina�y hrabiego, opowiadaj�c o
nim wzruszaj�ce albo zabawne historyjki. Szok najwyra�niej mija� i na jego
miejscu pojawia� si� spokój, wynikaj�cy z pogodzenia si� z losem.
Po jakim� czasie hrabina spowa�nia�a, wyprostowa�a si� i pochyli�a ku
Annie, jakby chcia�a powierzy� jej sekret.
- Có�, Anno Mario, chyba powinny�my o czym� z tob� porozmawia�...
Zofia zerwa�a si� z krzes�a.
Jan myli� si�, utrzymuj�c, �e Zofia nie nosi�aby �a�oby. Kuzynka mia�a na
sobie czarny strój - i wygl�da�a w nim ol�niewaj�co.
- Wybaczcie mi, mamo, Anno, ale musz� co� za�atwi�.
- Co mianowicie? - sykn��a jej matka z roztargnieniem. Zofia uca�owa�a
matk� oraz Ann� i po�pieszy�a do drzwi.
- Zofio! - zawo�a�a hrabina z gniewem. - ��dam, by� zosta�a!
Zofia, ignoruj�c matk�, odwróci�a si� w drzwiach i powiedzia�a:
- Wpadn� pó�niej powiedzie� ci dobranoc, Anno. Drzwi si� zamkn��y.
Hrabina pokr�ci�a g�ow� z dezaprobat�.
- Jest równie niepoprawna jak jej brat. Och, gdzie pope�nili�my b��d? Co za
ironia. Zawsze s�dzi�am, �e to siostra post�pi�a nierozs�dnie, id�c za g�osem
serca i po�lubiaj�c twego ojca. Ale wystarczy, �e na ciebie spojrz�, bym
u�wiadomi�a sobie, jak bardzo si� myli�am.
Westchn��a.
- Ach, pan Antoni ma szcz��cie, �e nie bierze na siebie odpowiedzialno�ci,
jaka ��czy�aby si� z po�lubieniem kogo� takiego jak moja Zofia.
- Ale� s�dzi�am... skoro Grawli�scy nie wyjechali...
- Anno, moja droga, do�wiadczy�a� tylu tragedii w tak krótkim czasie.
Musisz zostawi� to wreszcie za sob�. Musisz wyzdrowie� i rozpocz�� nowe
�ycie, pe�ne nadziei i obietnic.
Szczup�e r�ce hrabiny dr�a�y, kiedy uj��a d�onie siostrzenicy.
Anna wpatrywa�a si� w twarz ciotki, w najwy�szym stopniu zdumiona.
Poczu�a, jak ogarnia j� ponure, ledwie u�wiadomione przeczucie.
- Anno Mario, jestem od ciebie starsza i jestem twoj� opiekunk�, wi�c
moim obowi�zkiem jest spe�ni� rol� po�redniczki.
104
RS
O czym ona mówi? Lodowate szpony strachu �cisn��y Ann� za serce.
- Co masz na my�li, ciociu? - spyta�a, ledwie rozpoznaj�c swój g�os.
Hrabina �cisn��a bezwiednie jej d�onie, i to tak mocno, �e zabola�o.
- Anno Mario Berezowska - szepn��a uroczy�cie - pan Antoni Grawli�ski
poprosi� o twoj� r�k�.
Hrabina mówi�a dalej, lecz umys� Anny zosta� na jaki� czas wyzuty z
wszelkich my�li oraz zdolno�ci pojmowania.
Powoli niewiarygodna �wiadomo�� tego, �e Grawli�ski chcia� po�lubi� j�,
nie Zofi�, zacz��a do niej dociera�. Ale� by�am g�upia, pomy�la�a. Tylko
zupe�na idiotka nie domy�li�aby si�, co kryje si� za nieobecno�ci� Zofii i
awansami Grawli�skiego! Tak, w jakim� sensie wiedzia�a, co si� �wi�ci,
pojmowa�a to. Lecz nie pozwoli�a, aby ta my�l zakorzeni�a si� w jej umy�le.
- Rodzina Grawli�skich - mówi�a dalej ciotka - nie jest w �aden sposób
spokrewniona z Gro�skimi ani Berezowskimi, za to ma za sob� d�ug� i chlubn�
histori�.
Opanowanym g�osem zacz��a wylicza� szczegó�y, które mia�y za�wiadcza�,
jak doskona�ym kandydatem na m��a jest m�ody Grawli�ski.
Kiedy litania zalet wreszcie si� sko�czy�a, Anna u�miechn��a si� s�abo i
powiedzia�a:
- Ale ja nie chc� wychodzi� za m��, ciociu.
- Lecz, Anno, w�a�nie ma��e�stwo mo�e nada� twemu �yciu w�a�ciwy bieg.
Powinna� wyj�� za m�� - i to mo�liwie szybko! Ten... wypadek przy stawie...
mo�e uniemo�liwi� ci zawarcie odpowiedniego zwi�zku. Poza tym nadal
istnieje mo�liwo��, �e... - Umilk�a, za�enowana.
Powstrzymanie si� przed stwierdzeniem na g�os, �e Anna mo�e urodzi�
dziecko, czyni�o t� mo�liwo�� jeszcze bardziej z�owieszcz� i okropn�. A tak�e
prawdopodobn�. Anna zadr�a�a na my�l o tym.
- Droga siostrzenico, to, �e oficjalne zar�czyny z Zofi� nie dosz�y do skutku
i �e m�ody Antoni poczu� do ciebie s�abo��, mo�e w ko�cu okaza� si�
b�ogos�awie�stwem.
- A dlaczegó� to powzi�� do mnie t� s�abo��, ciociu?
- Có�, przekona� si�, �e jeste� pi�kna i czaruj�ca - nadzwyczaj czaruj�ca,
jak si� wyrazi�.
- Czy on wie? Ciotka odwróci�a wzrok.
- Tak, kochanie, wie. I nie przeszkadza mu to. - Spojrza�a znowu na Ann�
du�ymi, br�zowymi oczami. - Czy nie mówi nam to czego� o charakterze tego
cz�owieka?
105
RS
- Jego charakter móg� ulec znacznej poprawie, kiedy dowiedzia� si�, jak
du�y jest maj�tek mego ojca... to znaczy, mój.
- Och, Anno, jak mo�esz tak mówi�? To mi�y m�odzieniec, w dodatku
przystojny. Wiele dziewcz�t uwa�a�oby za szcz��cie, gdyby uda�o im si� go
zdoby�.
- Wi�c niech go sobie bior�! Ten cz�owiek przygotowa� klatk� dla Zofii, a
skoro ona mu si� wymkn��a, poszuka� sobie innego, bardziej oswojonego
ptaka.
- Anno, kochanie, trudno mi o tym mówi�, ale nie mo�esz by� zbyt
wybredna po tym...
- Wiem - wtr�ci�a Anna, by ciotka nie musia�a ubiera� my�li w s�owa.
Hrabina odwróci�a si� na krze�le i zapatrzy�a na ciemniej�ce za oknem
niebo.
Cisza w pokoju przed�u�a�a si�.
W ko�cu hrabina westchn��a ci��ko i powiedzia�a:
- Jestem taka samotna. Mój Leo! Ludzie powiadali, �e jeste�my sobie
oddani jak para bocianów. Nie le�a�by teraz w grobie, gdyby nie brak rozwagi.
Zwykle bra� na siebie zbyt wiele, nie zastanawiaj�c si� zbytnio. Kiedy�
zap�dzi� si� g��boko w las za dzikiem i nie wraca� przez dwa dni. Och, gdyby
tym razem poszed� po prostu do starosty! Co za niem�dry, uparty cz�owiek!
Anna patrzy�a na wstrz�sane szlochem plecy ciotki.
- Zosta�am z dwojgiem dzieci, z których �adne nie przejawia �ladu poczucia
odpowiedzialno�ci. Zofia odrzuca mo�liwo�� ma��e�stwa, które planowali�my
dla niej od tak dawna, a Walter s�u�y jedynie sobie i tej paskudnej carycy
Katarzynie. Leo b�aga� go, by zosta� i pomóg� w zarz�dzaniu maj�tkami,
naszym i twoim. A on zdecydowanie odmówi�. Zastanawiam si�, czy jeszcze
go zobacz�. Ponios�am kl�sk�, wychowuj�c dzieci; oboje odrzucili dawne
warto�ci.
Otar�a �a�osnym ruchem oczy.
- Nie mamy m��czyzny, który by si� nami zaopiekowa�, Anno. Trzy
kobiety, samotne w zmieniaj�cym si�, wrogim �wiecie. To nies�ychane! Co si�
z nami stanie? Có� mi pozosta�o, jak tylko prosi� ci�, moje dziecko, by�
zgodzi�a si� na to ma��e�stwo? Ze wzgl�du na nas wszystkie.
Anna czu�a, �e ciotka znów na ni� spogl�da, mimo to nie otwiera�a oczu.
- Anno?
Lecz Anna nie mog�a zmusi� si�, by odpowiedzie�. Ws�ucha�a si� w odg�os
kropel na szybach: znowu pada� deszcz.
106
RS
Hrabina siedzia�a spokojnie, poruszaj�c bezg�o�nie ustami, pogr��ona w
modlitwie czy rozmy�laniach.
Po jakim� czasie wsta�a, przytkn��a mokry policzek do policzka
siostrzenicy i bez s�owa wysz�a.
Anna nie zdziwi�a si�, �e kuzynka nie zajrza�a, by powiedzie� jej
„dobranoc". Le�a�a samotnie w pokoju, wpatrzona w ciemny prostok�t okna.
Zastanawia�a si�, co te� Zofia mo�e mie� z tym wspólnego?
107
Rozdzia� dwunasty.
RS
Zanim Jan Stelnicki dotar� do rodzinnej rezydencji w Krakowie, jego ojciec
zmar� na gwa�townie rozwijaj�cego si� raka.
- Bardzo si� stara� dotrwa� do twego przyjazdu - zapewni� go wuj Teodor. Chcia� jeszcze cho� raz ci� zobaczy�.
Jan by� zdruzgotany. Przejecha� ca�� drog� z Halicza do Krakowa bez snu.
Wiedzia�, �e ojciec niedomaga, nie mia� jednak poj�cia, �e choroba jest tak
powa�na.
- Powiedzia� co�?
- Wyrazi� jedynie �yczenie, by� kontynuowa� jego walk� - odpar�a ciotka
Kasia.
- W Stronnictwie Patriotycznym?
- Tak - powiedzia� wuj Teodor. - Dla niego to by�o jak religia.
- To by�a jego religia - zauwa�y� Jan.
Czuwanie przy zw�okach i uroczysto�ci pogrzebowe potrwa�y zwyczajowe
cztery dni, lecz zaj�cia, zwi�zane z zamkni�ciem domu w mie�cie, zaj��y mu
ponad trzy tygodnie.
Jan s�dzi�, �e orientuje si� w polityce, jednak dopiero teraz, podczas pobytu
w Krakowie, dowiedzia� si�, i to z pierwszej r�ki, mnóstwa rzeczy o
problemach wewn�trznych i zewn�trznych, trapi�cych ojczyzn�. Dowiadywa�
si� tego od ludzi, którzy mieli bezpo�redni wp�yw na przysz�o�� jego kraju.
Podczas niezliczonych wizyt kondolencyjnych odwiedzaj�ce go osoby
opowiada�y mu wiele na temat pasji jego ojca: by�o ni� utworzenie nowej
zreformowanej Polski. Pozna� Stanis�awa Staszica, ksi�dza zajmuj�cego si�
polityk�, który w swych Przestrogach dla Polski b�aga� o wprowadzenie w
Rzeczpospolitej reform, które pozwoli�yby narodowi przetrwa�.
Pozna� Hugona Ko���taja, który odegra� tak wa�n� rol� podczas Sejmu
Czteroletniego - ojciec Jana tak�e w nim uczestniczy� - i jego wizj� reform,
gwarantuj�cych prawa wszystkim obywatelom.
W pogrzebie wzi�li te� udzia� Ignacy Potocki i Stanis�aw Ma�achowski,
którzy razem z Ko���tajem opracowali Konstytucj� 3 maja.
Sam król Stanis�aw August przys�a� osobistego emisariusza z pisemnymi
kondolencjami i s�owami najwy�szego uznania dla ojca Jana.
Jednak�e najwi�ksze wra�enie wywar�o na m�odym Stelnickim spotkanie ze
szkolnym koleg� ojca. Ucz�szczali razem do Szko�y Rycerskiej, pa�stwowej
uczelni kszta�c�cej kadry dla potrzeb wojska i administracji. Tadeusz
108
RS
Ko�ciuszko, wówczas czterdziestopi�cioletni, zyska� ju� sobie s�aw�, s�u��c
pod rozkazami George'a Waszyngtona, a tak�e prac� przy obwarowywaniu
West Point podczas ameryka�skiej wojny o niepodleg�o��. By� znów w Polsce,
wielce zatroskany o przysz�o�� swego kraju i pe�en zapa�u w walce o jego zreformowanie i uniezale�nienie od wrogów, którzy chcieli rozszarpa� go na
strz�py.
- Próbowa�em �ci�gn�� twego ojca do Ameryki - powiedzia� Ko�ciuszko do
Jana - lecz nie chcia� zostawi� rodziny. Piotr by� porz�dnym cz�owiekiem,
patriot� i wspania�ym przyjacielem. Prawdopodobnie zrobi� dla Polski
wszystko, co mo�na by�o tu zrobi�. Nadejd� gorsze czasy, synu, wspomnisz
moje s�owa. Sprawa straci�a dobrego or�downika. Powiniene� by� z niego
dumny.
Jan by� zbudowany tym, �e najbardziej szanowani i wp�ywowi ludzie w
pa�stwie okazuj� jego zmar�emu ojcu taki szacunek i przywi�zanie.
U�wiadomi� te� sobie, �e jedynie po cz��ci rozumia� ojca, i podczas pogrzebu
bez wstydu p�aka� z �alu i poczucia straty.
Zacz�� podziela� zaanga�owanie rodzica i, co bardziej znacz�ce,
u�wiadamia� sobie, jak wa�n� i znacz�c� rzecz� jest Sprawa.
Konstytucja 3 maja, pierwszy tego rodzaj akt prawny w Europie, musi
zosta� za wszelk� cen� utrzymana. By� to dokument okre�laj�cy prawa
zarówno szlachty, jak i ch�opstwa. Zmiany, które wprowadza�, mia�y
fundamentalne znaczenie. Odt�d to sejm mia� stanowi� prawa i pilnowa�
przestrzegania ich, a �eby je uchwali�, potrzebna by�a jedynie nieznaczna
wi�kszo��. Liberum veto - dawne prawo, które pozwala�o, by pojedynczy
cz�onek sejmu blokowa� g�osowanie, mówi�c po prostu: „Nie pozwalam",
zosta�o zniesione. Sejm, pospo�u z królem i rad� królewsk�, zwan� Stra��
Praw, mia� odt�d skutecznie rz�dzi� Polsk�. Wsz�dzie s�ycha� by�o has�o: Król
z narodem, naród z królem. Wkrótce Jan te� zacz�� go powtarza�.
Dowiedzia� si� o istnieniu opozycji, z�o�onej z cz��ci szlachty i magnaterii,
która nie chcia�a przyzna� ludowi �adnych praw, i ubolewa�a nad
pozbawieniem jej „z�otej wolno�ci", jak� zapewnia�o liberum veto. Modli� si�,
by jej cz�onkowie, doznawszy o�wiecenia, opowiedzieli si� po stronie
zwolenników demokracji.
Pewnego razu ciotka zagadn��a go o plany ma��e�skie.
- Masz dwadzie�cia pi�� lat i jeste� taki przystojny - naciska�a. - Czas si�
o�eni�.
Jan roze�mia� si�.
109
RS
- Chcesz przez to powiedzie�, �e jestem u szczytu i odt�d b�d� ju� tylko
stacza� si� ku staro�ci?
Ciotka obla�a si� rumie�cem.
- Nic podobnego, zastanawia�am si� tylko, czy nie potrzebujesz pomocy.
Mog�abym przedstawi� ci kilka odpowiednich panien.
- Jak zawsze zajmujesz si� swataniem, ciotko Kasiu? Nic z tego, nie
wci�gniesz mnie na list� wolnych kawalerów. Na pewno si� ucieszysz, kiedy ci
powiem, �e znalaz�em ju� przysz�� �on�.
Ciotka otworzy�a szeroko oczy ze zdziwienia.
- Czy ona si� zgodzi�a? - spyta�a.
- Có�, jeszcze nie... Ale si� zgodzi.
- Któ� móg�by oprze� si� Stelnickiemu, tak? Gdzie ona jest? - Okr�g�a
twarz ciotki zab�ys�a niczym tarcza s�oneczna. - Kim jest?
- Mieszka chwilowo w Haliczu. Na imi� ma Anna. Anna Maria.
- �liczne imi�... i takie katolickie.
- Tak, ciotko, ona jest katoliczk�. Ciotka u�miechn��a si� szata�sko.
- Có�, mi�o b�dzie mie� wasz� ga��� rodziny znowu w owczarni.
Jan te� si� u�miechn��.
- Uwa�asz, �e si� nawróc�?
- O tak, bez w�tpienia! Je�li jest tego warta, nawrócisz si�. Jan zmieni�
temat. Nie wspomnia� ciotce o tragicznej i smutnej przesz�o�ci Anny. Ani o
tym, i� mia� nadziej�, �e ma��e�stwo pozwoli jej rozpocz�� nowe �ycie. �ar,
który rozpala� mu policzki, bra� si� z poczucia winy. Jan obwinia� si� o to, �e
tamtego dnia nad stawem zachowa� si� nieodpowiednio. Zareagowa� zbyt
impulsywnie. Jak zwykle zreszt�. B�dzie musia� to w sobie zmieni�. By� zbyt
niecierpliwy. Co za ironia: to w�a�nie niewinno�� dziewczyny tak go w niej
poci�ga�a. Ta sama niewinno��, która wystawi�a jego cierpliwo�� na ci��k�
prób�. K�amstwa Zofii i jej wtr�canie si� pogorszy�y sytuacj�. Lecz jak móg�
przypuszcza�, �e Anna rozszyfruje charakter Zofii zaledwie w kilka tygodni,
skoro jemu zaj��o to o wiele wi�cej czasu?
Jak móg� j� zostawi�? By�a pi�kna i krucha niczym ptak. Wróci�by tego
dnia nad staw, ale w domu czeka� na niego pos�aniec z wie�ci� o tym, �e ojciec
jest umieraj�cy.
Mia� nadziej�, �e dostatecznie wyja�ni� swoje zachowanie w li�cie. By�
pewien, �e Anna zrozumie i przebaczy mu. Za kilka dni b�dzie mia� do��
czasu, by wyt�umaczy� si� jej osobi�cie.
110
RS
Tak, o�eni si� z Ann�. Jak�e za ni� t�skni�! Pokocha� t� dziewczyn� od
pierwszego wejrzenia.
111
Cz��� druga
Wstaw si� za z�� dziewczyn�;
o dobrej mo�esz mówi�, co ci si� podoba.
Przys�owie polskie
Rozdzia� trzynasty.
RS
W tydzie� po pami�tnej rozmowie z ciotk� Anna zosta�a po�lubiona
Antoniemu Grawli�skiemu przez ksi�dza z miejscowej parafii. �lub odby� si�,
jak nakazywa�a tradycja, w niedziel�.
Pan Antoni wygl�da� bardzo elegancko w galowym stroju, kiedy sta�
wyprostowany, wspar�szy praw� d�o� na fioletowym pasie w turecki wzór.
Podczas ceremonii, odprawianej w salonie, Anna ledwie trzyma�a si� na
nogach. By nie upa��, uczepi�a si� kurczowo oparcia fotela. Mia�a na sobie
jasn� jedwabn� sukni� i proste nakrycie g�owy. Jak nakazywa� obyczaj,
rozpuszczone w�osy opada�y jej lu�no na plecy, symbolizuj�c przeobra�enie si�
dziewcz�cia w kobiet�. Jednak zwa�ywszy na to, co sta�o si� nad stawem,
za�lubin nie poprzedzi�a radosna uroczysto�� rozplatania warkocza, jaka
zazwyczaj odbywa�a si� na dzie� przed �lubem. Zreszt� wydarzenia
prowadz�ce do wesela i sama ceremonia zosta�y znacz�co skrócone.
Przynajmniej miano poda� chleb weselny. Ciotka Stella osobi�cie
dopilnowa�a, by ko�acz by� upieczony z najlepszej m�ki, a ciasto starannie
wyrobione, wierzono bowiem, �e je�li spleciony na kszta�t warkocza wierzch
ciasta p�knie, ma��e�stwo oka�e si� nieszcz��liwe.
W miar� jak ceremonia si� przeci�ga�a, Anna zaciska�a pobiela�e knykcie
coraz mocniej na oparciu fotela, ledwie s�uchaj�c zawodz�cego g�osu ksi�dza.
W�asny �lub stawa� si� dla niej tortur�, mniemaj�c� nic wspólnego ze
wspania�� ceremoni� z dziewcz�cych snów.
Spojrza�a na barona Grawli�skiego, który sta� obok okna, nieco oddalony
od kobiet. Jej te�� by� naprawd� bardzo stary. O tym, �e jeszcze oddycha,
�wiadczy�o jedynie lekkie unoszenie si� koronek poni�ej szyi, pokrytej obwis��
skór�. Baronowa, kobieta du�a i nieatrakcyjna, sta�a nieruchomo niczym ska�a,
z aprobat� spogl�daj�c na syna spod opuszczonych powiek.
Zofia, radosna, w ró�owej sukni, udawa�a wzruszenie, lecz tylko ciotka
p�aka�a naprawd�.
112
RS
Anna nie by�a w stanie p�aka�. Nie mog�a sobie przypomnie�, kiedy
w�a�ciwie zdecydowa�a, �e przyjmie o�wiadczyny. Zosta�a pokonana: przez
ciotk�, przez Zofi�, przez w�asn� s�abo��. Brak wiadomo�ci od Jana pozbawi�
j� z�udze�. Dlaczego nie napisa�? Czy przesta�a mu si� podoba�? Czy by� tak
zmienny, jak twierdzi�a Zofia? Czy to co� w niej sprawi�o, �e nagle straci�
zainteresowanie? A mo�e nie by�o ono niczym wi�cej, jak tylko tym, co Zofia
okre�li�a jako umizgi? �a�owa�a, �e zareagowa�a tak gwa�townie, gdy Zofia
oskar�y�a go nad stawem. Skonsternowana i oszo�omiona, odwróci�a si� od
Jana, jakby wierzy�a jej, nie jemu. Czu�a jednak, �e je�li gniewa� si� na ni� z
tego powodu, jego gniew z�agodnia�by z czasem - gdyby mu na niej zale�a�o.
A je�li us�ysza� o napa�ci? Czy to mog�oby go odstraszy�? Wiedzia�a, i�
wielu m��czyzn pragnie poj�� za �on� jedynie dziewic�. A mo�e fakt, �e
Gro�scy oskar�yli go o to, i� jest sprawc� gwa�tu, nie pozwala� mu si� zbli�y�?
Anna by�a jednak przekonana, �e to nie on jest winowajc�. Zatem dlaczego
znikn��?
Gdy ceremonia dobieg�a wreszcie ko�ca, spróbowa�a znale�� pociech� w
rezygnacji, wmawiaj�c sobie, �e to los ich rozdzieli� i �e nie mogli nic na to
poradzi�.
Zaledwie poprzedniej nocy wygl�da�a przez okno, obserwuj�c, jak deszcz
zalewa podjazd, �cie�ki i rowy. Ojciec opowiedzia� jej kiedy� o tym, jak
wielkim szacunkiem darz� wod� Chi�czycy. Ten spokojny, pokorny byt, woda,
zawsze znajdowa� sobie najni�sze miejsce, omijaj�c ska�y na swojej drodze.
Zawsze cierpliwy. I niezniszczalny.
Spojrza�a na m��a, zastanawiaj�c si�, czy post�pi�a s�usznie. Przez chwil�
by�a równie potulna i uleg�a jak woda. Jaki oka�e si� ten zwi�zek? Po�lubiaj�c
Antoniego, nie posz�a ani za g�osem serca, ani intuicji.
Na zewn�trz deszcz pada� nieprzerwanie. Kiedy ksi�dz obwo�a� ich m��em
i �on�, Anna spojrza�a na ma��onka i u�miechn��a si�. Hrabina powiedzia�a jej
bowiem: „�aden m��czyzna nie �yczy sobie niech�tnej panny m�odej".
Pó�niej, gdy otrzyma�a swój kawa�ek ko�acza, unios�a nieco ozdabiaj�c� go
ga��zk�, symbol p�odno�ci, i zobaczy�a, �e pomimo wszelkich stara� chleb i
tak p�k� podczas pieczenia.
Dwa dni po �lubie Anna zaj�ta by�a przygotowaniami do wyjazdu do
Warszawy. Mieli sp�dzi� tam zim� wraz z hrabin� i Zofi�. W�a�nie owija�a
starannie w koc szkatu�k�, w której schowana by�a kryszta�owa go��bica.
Nagle, pod wp�ywem impulsu, odwin��a pude�ko, otworzy�a je i wyj��a
figurk�. Podesz�a z ni� do okna, by s�o�ce o�ywi�o kryszta� �wiat�em.
113
RS
Kiedy� uwa�a�a ptaka za omen, wieszcz�cy szcz��liw� przysz�o��, a kupca,
który jej go sprzeda�, za proroka z greckiego dramatu. Powiedzia�, �e ptak
zaniesie j�, dok�d tylko zechce, nawet do jej snów. Powinna tylko trzyma� go
pod �wiat�o, jak teraz, i wyobrazi� sobie, �e Iris, bogini t�czy, unosi j� naprzód,
wci�� naprzód, ku przysz�o�ci.
Teraz jednak w zimnym krysztale, o�wietlonym bladym pa�dziernikowym
s�o�cem, nie by�o ani �ladu Iris. Ptak zdawa� si� jedynie reliktem przesz�o�ci.
Nale�a� do dziecka, które wybra�o sobie dziwaczny prezent i pozosta�o
odosobnione w swej ch�ci zatrzymania go na zawsze. Co sta�o si� z tym
dzieckiem, z tymi marzeniami?
Ruch na zewn�trz, pod oknem pokoju, oderwa� j� od rozmy�lania o
go��bicy. Rozsun��a koronkowe firanki, a kiedy zerkn��a w dó�, ledwie mog�a
uwierzy� w�asnym oczom. Jan Stelnicki w�a�nie zsiada� z konia.
Wygl�da� tak jak w jej wspomnieniach, charyzmatyczny nawet w ruchach. I
pi�kny. M��czyzna nie ma prawa by� tak pi�kny, pomy�la�a w dniu, gdy go
pozna�a.
Kiedy us�ysza�a stukanie do drzwi, by�a ju� u szczytu klatki schodowej,
lecz zatrzyma�a si�. Zofia najwidoczniej tak�e dostrzeg�a Jana, gdy� pop�dzi�a
do wej�cia niczym b�yskawica i otworzy�a ci��kie d�bowe drzwi.
Z miejsca, w którym sta�a, Anna mog�a widzie� jedynie plecy kuzynki, lecz
bez trudu wyobrazi�a sobie twarz Jana i maluj�c� si� na niej powag�. Zesz�a na
�rodkowy podest, by lepiej s�ysze� rozmow�.
- Dzie� dobry, Zofio - przywita� si� Jan. - Przyszed�em z�o�y� kondolencje.
By�em w Krakowie i wróci�em dopiero wczoraj. Powiedziano mi, �e twój
ojciec nie �yje.
- Nie jeste� tu mile widziany, Janie Stelnicki.
- Ach, jak zwykle nie owijasz w bawe�n�, Zofio. Có�, nie przyszed�em
rozmawia� z tob�, lecz z Ann�, cho� pozwól, �e pogratuluj� ci z okazji
zam��pój�cia.
- Och! - zawo�a�a triumfuj�co Zofia - s�u�ba �le ci� poinformowa�a. To nie
ja wysz�am za pana Grawli�skiego.
Umilk�a, by spot�gowa� efekt.
Anna dostrzeg�a zdumienie maluj�ce si� na twarzy Jana i nag�y ból przeszy�
jej serce.
- To Annie powiniene� z�o�y� gratulacje! - mówi�a tymczasem Zofia.
Cisza.
114
RS
Cho� zna�a go krótko, Anna nie widzia�a dot�d, by Janowi zabrak�o s�ów.
Teraz jednak zaj�kn�� si�, nie wiedz�c, co odpowiedzie�, a jego twarz wyra�a�a
jawne niedowierzanie.
Przywar�a do balustrady. Ba�a si�, �e za chwil� zemdleje.
Zofia mówi�a tymczasem, starannie wymawiaj�c s�owa, jak mia�a w
zwyczaju:
- Oczywi�cie, �yczysz mojej kuzynce wszystkiego najlepszego. Przeka�� jej
to. A teraz opu�� ten dom. - Starannie modulowany g�os wzniós� si� na wy�sze
rejestry. - I nigdy wi�cej nie próbuj zobaczy� si� z Ann�!
Trzasn��y d�bowe drzwi.
Znów da�o si� s�ysze� ko�atanie.
Hrabina Gro�ska odes�a�a Zofi� ruchem d�oni, po czym otworzy�a drzwi i
wysz�a na ganek, by porozmawia� z Janem.
Zofia odwróci�a si� i zobaczy�a Ann�. Ich spojrzenia spotka�y si� na d�u�sz�
chwil�.
Anna wpatrywa�a si� w kuzynk� z niem� rozpacz� i gniewem. W oczach
Zofii wida� by�o triumf, lecz tak�e przeb�ysk... czego w�a�ciwie? �alu?
Skruchy? Nie potrafi�a dociec.
A potem Zofia odwróci�a wzrok i bez s�owa zaj��a si� przygotowaniami do
wyjazdu. Zdawa�a si� nuci� pod nosem.
Anna wróci�a do pokoju. Upokorzenie nie pozwoli�o jej zej�� i
porozmawia� z Janem. Upokorzenie i wstyd, �e nie zaczeka�a. Nie wierzy�a w
jego mi�o��. Czu�a bowiem, �e tylko wa�ny powód móg� powstrzyma� Jana
przed pojawieniem si� w domu ciotki. A ona nie zaczeka�a. Pope�ni�a b��d, za
który zap�aci ca�ym swoim �yciem - nie by�o ju� odwrotu.
Mimo to modli�a si� w duchu, by Jan jednak zechcia� si� z ni� zobaczy�.
Hrabina nie zdo�a�aby go powstrzyma�, gdyby naprawd� tego chcia�.
Jednak�e po kilku minutach us�ysza�a t�tent kopyt i ju� wiedzia�a, �e Jan
odjecha�. Nie mog�a zmusi� si�, by podej�� do okna. Mo�e tak by�o najlepiej,
my�la�a. Co mog�aby mu powiedzie�? Co si� sta�o, to si� nie odstanie. Ksi�dz
po��czy� j� z m��czyzn�, którego nie kocha�a, chocia� przysi�g�a mu mi�o��
przed Bogiem.
Uroczy�cie podnios�a kryszta�ow� go��bic� i trzymaj�c j� tak, jak trzyma
si� co�, co jest martwe, u�o�y�a na aksamitnej wy�ció�ce.
Pó�niej, gdy powóz unosi� j� w kierunku Warszawy, coraz dalej od Halicza,
coraz dalej od Jana, przypomnia�a sobie wspania�� waz�, nale��c� kiedy� do
ojca. Waza, wysoka na oko�o trzydzie�ci centymetrów, liczy�a sobie wi�cej lat
115
RS
ni� kilkadziesi�t pokole� ludzkich. Na lazurowym tle widnia� bia�y wzór,
przedstawiaj�cy li�cie winoro�li, ptaki i posta� Egipcjanki. By�a to
najcenniejsza rzecz, jak� posiada� jej ojciec.
Pewnego zimowego dnia niechc�cy str�ci� j� z podestu, na którym sta�a.
Anna patrzy�a, jak bezcenny skarb rozpada� si� na kawa�eczki zbyt ma�e, by
mo�na je by�o poskleja�. Wtedy jedyny raz w ca�ym swoim �yciu widzia�a, jak
ojciec p�aka�. My�la�a, �e p�knie jej serce; jednak dopiero teraz pozna�a, czym
jest ból z�amanego serca. I, jak jej ojciec, za swe cierpienie mog�a wini�
jedynie siebie.
116
Rozdzia� czternasty.
RS
Hrabina Gro�ska pozostawa�a milcz�ca przez wi�ksz� cz��� podró�y.
Czasami, po tym jak Anna zosta�a napadni�ta, jej syn zbuntowa� si� otwarcie
przeciwko rodzicom, a m�� nagle zmar�, czu�a si� tak, jakby wst�powa�a w
g�st�, ciemn� mg�� i traci�a kontakt z rzeczywisto�ci�. Surowe, sztywne zasady, wed�ug których j� wychowano, tytu� oraz pozycja zobowi�zywa�y j�, by
sz�a naprzód, stawia�a czo�o wyzwaniom, bez ogl�dania si� na przeszkody.
Próbowa�a zatem ukry� smutki w oddzielnej szufladce umys�u, zamkni�tej na
g�ucho, do której nie zamierza�a zagl�da� bez koniecznej potrzeby. Musia�a
zachowa� trze�wo�� my�lenia, by�a bowiem przekonana, �e ju� nied�ugo jej
rozs�dek i autorytet moralny b�d� potrzebne siostrzenicy, a przede wszystkim
córce.
Modli�a si�, by w Warszawie ich �ycie wróci�o do normalno�ci. Jej
uszczuplona rodzina musia�a zapomnie� o przesz�o�ci. Nic ju� nie mog�o
zmieni� faktu, �e by�a wdow�.
Jednak�e w mie�cie te� wszystko by�o inne ni� dawniej. Gdy tylko
zamkni�ty powóz zaturkota� na brukowanych ulicach Pragi - przedmie�cia
stolicy po�o�onego na wschodnim brzegu Wis�y - hrabina wyjrza�a przez
otwarte okno, zaszokowana tym, jak bardzo pogorszy�a si� sytuacja biedoty.
Bezdomni wie�niacy w ró�nym wieku, n�dznie odziani w�óczyli si� po
w�skich ulicach. Niektórzy �ebrali, inni wa��sali si� po prostu bez celu. Ujrza�a
puste twarze, bia�e maski, wyra�aj�ce jedynie brak nadziei.
Gdy ruch uliczny spowolni� powóz, kilkoro obszarpanych uliczników
zacz��o biec równolegle z nim, piskliwym g�osem dopraszaj�c si� ja�mu�ny
albo jedzenia.
Hrabina siedzia�a obok Zofii, naprzeciw Antoniego i Anny Marii. Nag�y
ruch, wykonany przez siostrzenic�, przyci�gn�� jej uwag�.
- Co robisz, Anno? - spyta�a.
W gospodzie, gdzie zatrzymali si� na nocleg, kupili kosz z jedzeniem i teraz
Anna przetrz�sa�a go w poszukiwaniu resztek.
- Zamierzam da� to, co nam zosta�o, tym biednym dzieciom.
- Oszala�a�? - zawo�a� Antoni. - To potomstwo najgorszej miejskiej
ha�astry.
- To tylko dzieci, i s� g�odne.
- Nie ulega kwestii, �e to banda ha�a�liwych �obuzów - doda�a Zofia.
117
RS
- G�b� ch�opa mo�na zawsze zatka� chlebem - odpar�a Anna, wyrzucaj�c
przez okno chleb, kilka kie�basek i owoce.
- Ci sami mali �ebracy z rozkosz� poder�n�liby ci gard�o, gdyby tylko mieli
po temu okazj�. - Antoni u�miechn�� si� z przymusem. - Czy nie mam racji,
hrabino Gro�ska?
- Zachowa�a� si� niezbyt rozs�dnie, Anno Mario - hrabina by�a pewna, �e
gdyby Antoni by� sam z �on�, na pewno by j� powstrzyma�.
Anna zje�y�a si�.
- Nie �wiadczy to dobrze o Warszawie. Co to za miasto? Zofio, czy masz
jakie� drobne? Ja mam tylko trzy czy cztery monety.
- �eby wyrzuci� je przez okno? Nie!
- Zofio, prosz�! Daj mi to, co masz.
Hrabina ze zdziwieniem przygl�da�a si�, jak kuzynki przez chwil� mierz�
si� wzrokiem. A potem Zofia, jakby nagle dosz�a do wniosku, �e mo�e ust�pi�
w tak nieistotnej sprawie, zajrza�a do sakiewki.
- Masz. Ojciec i tak zawsze powtarza�, �e nie mam g�owy do pieni�dzy.
Jej �miech zad�wi�cza� niczym monety, rzucone niedbale na chodnik.
Ciotka Stella nie zaprotestowa�a, gdy siostrzenica wysun��a r�k� i rzuci�a
drobniaki powi�kszaj�cej si� z ka�d� chwil� gromadzie ma�ych �ebraków.
Wygl�da�o na to, �e czasami Anna potrafi jednak postawi� na swoim. Hrabina
poczu�a przyp�yw poczucia winy, gdy� przypomnia�a sobie, jak wbrew protestom siostrzenicy nak�oni�a j� do ma��e�stwa. Teraz mog�a tylko modli� si�
do Czarnej Madonny, by okaza�o si�, �e post�pi�a w�a�ciwie.
- Wo�nica! - zawo�a� Antoni. - Przyspiesz troch�!
W�a�nie w tym momencie hrabina zauwa�y�a ch�opca, ma�ego blondynka,
najdrobniejszego spo�ród dzieciaków. Przykucn��, by podnie�� monet�, a za
chwil� wsta� i triumfalnie pomacha� zaci�ni�t� w pi�stk� d�oni�. Spojrza�a w
przelocie na wymizerowan� twarzyczk�, roz�wietlon� szerokim dzieci�cym
u�miechem, i po�a�owa�a, �e nie si�gn��a do sakiewki.
Hrabina Gro�ska zdawa�a sobie spraw� z istnienia biedy, lecz w ostatnich
latach przepa�� pomi�dzy biednym ch�opstwem a bogat� szlacht� zdawa�a si�
gwa�townie powi�ksza�. Tu� obok rozpadaj�cych si� lepianek biedoty
wznosi�y si� wspania�e rezydencje arystokracji i duchowie�stwa. Domostwa
klasy �redniej - kupców, rzemie�lników i handlarzy - stanowi�y zdecydowan�
mniejszo��.
�ycie szlachetnie urodzonych warszawian by�o jak g�sty gulasz,
sporz�dzony z bogactwa i przepychu, przyprawiany bez umiaru dogadzaniem
118
RS
sobie. Trudno by�o ju� odró�ni� ludzi ze starych, zamo�nych rodzin od
nuworyszy. Tej nowej warstwie bogaczy stolica oferowa�a wszelkie rozrywki,
styl �ycia zgodny z parysk� mod� i obyczajami. Je�dzili wytwornymi
powozami, ci�gni�tymi przez konie czystej rasy, ubierali si� z przepychem i
zarówno kobiety, jak i m��czy�ni nosili wielkie, modne peruki. Jedli wyborne
potrawy i popijali je najprzedniejszymi winami, a delikatesy takie jak rosyjski
kawior by�y na ich sto�ach równie powszechne jak sól. Codzienno�ci� biedoty,
odzianej w wytarte �achmany i byle jakie trepy, by� brud, g�ód i beznadzieja.
Hrabina próbowa�a wyja�ni� Annie, �e w ka�dym mie�cie sytuacja wygl�da
podobnie. Jednak�e pó�niej, kiedy Antoni zaci�gn�� zas�ony w oknach i w
zaleg�ej ciszy s�ycha� by�o jedynie stukot ko�skich podków na bruku, mimo
woli zacz��a zastanawia� si�, czy tak by� powinno.
Bia�a drewniana rezydencja Gro�skich mie�ci�a si� w najbogatszej cz��ci
warszawskiego przedmie�cia, Pragi. W�ska, czterokondygnacyjna kamieniczka
sta�a w szeregu budynków usytuowanych na skarpie, a z jej okien roztacza� si�
wspania�y widok na Wis��, mury miejskie i Zamek Królewski. Cho� mniejszy
ni� dwór w Haliczu, dom w Warszawie wyda� si� Annie jeszcze �adniejszy i
lepiej urz�dzony.
Zgodzi�a si� z Antonim i hrabin�, �e powinna doko�czy� rekonwalescencji
w�a�nie tutaj. Zaj��a wraz z Antonim sze�� pokoi na pierwszym pi�trze,
podczas gdy ciotka i kuzynka rozlokowa�y si� na parterze. Obie rodziny mia�y
jada� posi�ki wspólnie.
Anna mia�a nadziej� na spokojny zwi�zek, taki, który - cho� pozbawiony
mi�o�ci - z czasem zaowocowa�by wzajemnym szacunkiem i trosk�. Nadzieje
te zniweczy�o pojawienie si� w Haliczu Jana. Jak mog�aby kiedykolwiek
znale�� szcz��cie przy Antonim, maj�c �wiadomo��, �e utraci�a m��czyzn�,
którego naprawd� kocha�a?
Antoni nie stara� si� skonsumowa� ich zwi�zku w noc po�lubn� ani podczas
nast�pnych nocy, które sp�dzili Pod G�ogami. Wygl�da�o na to, i� zawarli
milcz�ce porozumienie i m�ody baron zgodzi� si� z tym, �e jego �ona
potrzebuje wi�cej czasu.
W kilka tygodni po przyje�dzie do Warszawy przyszed� jednak do pokoju
Anny. Nast�pnego dnia mia� wyjecha� do
Petersburga. Matka napisa�a, �e ojciec jest ci��ko chory. Anna siedzia�a na
�ó�ku, czytaj�c. Natychmiast u�wiadomi�a sobie, �e szare oczy m��a b�yszcz�
oczekiwaniem, i to odkrycie przestraszy�o j�. Wiedzia�a, �e ten moment kiedy�
nadejdzie, mimo to poczu�a nieprzyjemny skurcz �o��dka.
119
RS
Antoni usiad� na �ó�ku, wyj�� jej ksi��k� z d�oni, spojrza� w oczy i
poca�owa� delikatnie.
Anna zadr�a�a na ca�ym ciele.
By� delikatny. Romantyczny. I by� jej m��em.
Lecz ona nie pragn��a zbli�enia. Gdy tylko j� dotkn��, poczu�a nudno�ci.
Próbowa�a odwróci� g�ow�, gdy jego usta poszuka�y jej warg. Mrukn��a co�,
prosz�c go, by przesta�.
Chwyci� j� za ramiona i przycisn�wszy do poduszek, poca�owa� znowu.
- Nie! - krzykn��a, odpychaj�c go. Usiad� z powrotem na �ó�ku i spojrza� na
ni�.
- O co chodzi?
- Ja... Nie wiem. Nie jestem jeszcze gotowa, Antoni.
- Min��o kilka tygodni, Anno.
- Wiem.
- Kiedy b�dziesz gotowa, by�my mogli sta� si� m��em i �on�?
- Nie wiem.
Wsta� gwa�townie. Twarz poczerwienia�a mu z gniewu i stanowczym tonem
rzek�:
- Sugeruj�, by� znalaz�a odpowied� na to pytanie, i to mo�liwie szybko,
Anno Mario Grawli�ska. Jestem cierpliwy, ale moja cierpliwo�� ma granice.
Wróc� z Petersburga z nale�nym mi tytu�em. A ty b�dziesz moj� baronow�. I
to ma��e�stwo b�dzie ma��e�stwem nie tylko z nazwy. Zrozumia�a�?
Odwróci�a twarz, aby na niego nie patrze�. Wzdrygn��a si�, s�ysz�c swoje
nowe nazwisko.
Po chwili us�ysza�a, �e drzwi si� zamkn��y. „Z nale�nym mi tytu�em". Z
jakim spokojem wyczekiwa� �mierci ojca. Tymczasem ona odda�aby wszystko,
byle tylko sp�dzi� chwil�, cho�by najkrótsz�, ze swoim.
U�wiadomi�a sobie ironi� sytuacji. Pami�ta�a, jakich rad udziela�a Zofii,
gdy ta skar�y�a si�, �e rodzice zmuszaj� j� do ma��e�stwa. Powiedzia�a
wówczas, �e Antoni mo�e okaza� si� przystojnym kawalerem o szlachetnym
charakterze i �e z czasem Zofia mog�aby go pokocha� i by� szcz��liwa.
Nie wiedzia�a wtedy, �e wkrótce znajdzie si� na miejscu Zofii. Nie mia�a
te� poj�cia, co b�dzie wtedy czu�a. Wzdrygn��a si� na my�l o tym, jak by�a
g�upia. �adna kobieta nie powinna wychodzi� za m�� wbrew swojej woli.
Nudno�ci powróci�y i cia�o Anny pokry�o si� zimnym potem. Zesz�a czym
pr�dzej z �ó�ka, podbieg�a do nocnika i zacz��a wymiotowa� tak gwa�townie,
120
RS
jakby chcia�a wyrzuci� z siebie wszystkie fizyczne i duchowe dolegliwo�ci,
które j� prze�ladowa�y.
Le�a�a potem bezsennie, wpatruj�c si� w drobne p�kni�cia na suficie.
Antoni wyznaczy� jej termin. B�dzie musia�a ulec albo... albo co?
Wreszcie o�mieli�a si� pomy�le� o tym, co czai�o si� w zakamarkach jej
umys�u: czy ma��e�stwo da�oby si� anulowa�? Dlaczego nie? Nie zosta�o
przecie� skonsumowane. I je�li pozostanie jej cho� troch� si�, nie zostanie
skonsumowane nigdy, poprzysi�g�a sobie. Antoni zd��y� si� ju� co do niej
rozczarowa�, nawet by� na ni� z�y - wi�c mo�e nie mia�by nic przeciwko temu,
by odzyska� wolno��?
Tak, to mog�oby si� uda�. Naprawd� mog�oby. Nie wiedzia�a, jak za�atwia
si� uniewa�nienie ma��e�stwa, lecz w tych okoliczno�ciach z pewno�ci�
by�oby to mo�liwe.
Jednak czy starczy jej si�y woli, by pój�� t� drog� bez wzgl�du na
wszystko? Czy b�dzie zdolna samodzielnie pokierowa� swoim �yciem? Przez
jedn� b�og� chwil� �udzi�a si�, �e tak, starczy jej odwagi, a kiedy nad ranem
zasn��a, �ni�a o tym, �e sam kardyna� Warszawy wr�cza jej akt uniewa�nienia.
Po raz pierwszy od tygodni by�a zadowolona.
Ulga nie trwa�a jednak d�ugo: rankiem nudno�ci wróci�y.
Lutisza zaj��a si� Ann� i musia�a widocznie rozmawia� z hrabin� po tym,
jak opu�ci�a sypialni� podopiecznej, gdy� wkrótce do pokoju Anny zawita�a
hrabina, a wraz z ni� Zofia. Ciotka Stella wybada�a poblad�� Ann�, zadaj�c jej
jedno pytanie po drugim.
- Co mi jest, ciociu? - spyta�a Anna, kiedy litania pyta� wreszcie usta�a.
Powa�na mina i zachowanie ciotki zacz��y napawa� j� l�kiem. - Jestem ci��ko
chora? To powa�ne?
- Nie, nie jeste� chora. Ale tak, sprawa jest powa�na.
- Co chcesz przez to powiedzie�, ciociu?
- Chc� powiedzie�, �e spodziewasz si� dziecka, Anno. Serce Anny zamar�o.
Nowina og�uszy�a j�, cho� w g��bi duszy w�a�nie tego si� spodziewa�a. Zofia
westchn��a g�o�no.
- To dziecko, Anno. Czy jest Antoniego?
- Nie.
Ciotka zblad�a jak �ciana.
- Jak mo�esz by� tak pewna?
- Jestem pewna.
Zofia natychmiast poj��a, o co chodzi.
121
RS
- Chcesz powiedzie�, �e ma��e�stwo nie zosta�o dot�d skonsumowane?
- Zofio! - krzykn��a hrabina, zgorszona.
- Dobrze ju�, ciociu. Mog� o tym mówi�. Nie - odpar�a, potrz�saj�c g�ow�.
- Nie zosta�o.
W tych pierwszych chwilach, nim inne troski zwi�zane z przysz�ym
macierzy�stwem sta�y si� udzia�em Anny, jedna my�l natychmiast dotar�a do
jej �wiadomo�ci: uniewa�nienie ma��e�stwa nie by�o ju� mo�liwe.
122
Rozdzia� pi�tnasty.
RS
Antoni wróci� z Petersburga w tak pos�pnym nastroju, �e w pierwszej
chwili Anna pomy�la�a, �e jej te�� zmar� i m�� zosta� baronem.
Jednak�e zaprzeczy� oschle jej przypuszczeniom, twierdz�c, �e ojciec,
zaskoczywszy wszystkich, wróci� nagle do zdrowia. Po czym, nie mówi�c
wi�cej ani s�owa, uda� si� do swej sypialni.
Nast�pnego dnia ciotka Stella zebra�a wszystkich po kolacji w salonie i
przemówi�a:
- Anno Mario, powiedzia�am Antoniemu o twoim... stanie. On rozumie,
kochanie.
Anna spojrza�a na m��a, który u�miechn�� si� s�abo.
- I przyjmiesz je, Antoni? - spyta�a.
- Przyjm�...?
- Czy to, co mówi ciotka, oznacza, �e zgodzisz si� przyj�� moje dziecko?
Chrz�kn��, zaskoczony.
- To znaczy, uznam je za w�asne? Teraz odezwa�a si� Zofia:
- Dziecko nie jest Antoniego, Anno, i jako takie zawsze b�dzie w waszym
zwi�zku zawad�.
- Lecz ciocia powiedzia�a, �e Antoni rozumie. Naprawd� rozumiesz,
Antoni?
- Tak, Anno, ale nie mog� uzna� dziecka za swoje.
- Mia�am na my�li to, �e m�� b�dzie wspiera� ci� do czasu rozwi�zania powiedzia�a hrabina. - Doprawdy trudno by�oby mu je adoptowa�, je�li o tym
w�a�nie my�la�a�. Gdyby urodzi� si� ch�opiec... nie mo�esz wymaga�, by uzna�
go za dziedzica.
Anna poczu�a, �e sztywnieje.
- Dziedzica maj�tku mojego ojca?
- I maj�tku Grawli�skich, kochanie.
- Matka ma racj�, Anno. Oczywi�cie, nikt nie musi wiedzie�, �e dziecko nie
jest Antoniego, lecz z prawnego punktu widzenia, a z jego punktu widzenia
tak�e, dziecko nie mo�e dziedziczy� tytu�u ani maj�tku. Pos�uchaj, kochanie,
zatrzymanie go przyczyni�oby tylko zmartwie� nam wszystkim... i wcale nie
by�oby dobre dla samego dziecka. Pomy�l o tym.
- Ju� o tym my�la�am - powiedzia�a Anna, spogl�daj�c kolejno w oczy
kuzynce, ciotce i m��owi. - Wtedy, w pierwszych dniach po napa�ci. Potem
jednak odsun��am od siebie t� my�l albo przynajmniej tak mi si� zdawa�o. Bóg
123
RS
do tego nie dopu�ci, my�la�am. Lecz teraz... to dziwne, lecz odk�d wiem, �e
ro�nie we mnie nowe �ycie, moje uczucia uleg�y zmianie. By� mo�e to �ycie,
jak ka�de inne, jest darem od Boga. Chc� zatrzyma� dziecko.
- Nie zamierzam dr�czy� ci� przypominaniem, przez co przesz�a� powiedzia�a hrabina - lecz pomy�l tylko: a gdyby� nie by�a m��atk�? Drogie
dziecko! Twoja reputacja zosta�a ocalona. I czy nie powinna� dzi�kowa�
losowi, �e uda�o ci si� zawrze� odpowiednie ma��e�stwo?
Antoni prawie si� nie odzywa�, lecz ciotka i Zofia uparcie próbowa�y
skruszy� w�t�y opór Anny. Dziecko nale�y odda�.
- Ale co si� z nim stanie? - spyta�a w ko�cu Anna.
- Znajdziemy mu dobry dom w innej parafii lub mie�cie - rzek�a hrabina. A ludziom powiemy, �e stracili�cie pierwsze dziecko.
- Wszystko zostanie utrzymane w g��bokiej tajemnicy - doda�a Zofia. Mama wie, jak za�atwia� takie sprawy, prawda, mamo?
W br�zowych oczach hrabiny zab�ys�o zdziwienie i gniew. Anna
zauwa�y�a, �e pomi�dzy matk� a córk� rodzi si� napi�cie, lecz zbytnio
martwi�a si� o los dziecka, by po�wi�ci� temu wi�cej uwagi.
Szanowa�a ciotk� i kocha�a j�. I cho� hrabina ostatnio wydawa�a si�
dziwnie nieobecna duchem i roztargniona, jej zdanie by�o dla Anny wa�ne.
Tylko �e teraz nie by�a ju� t� sam� dziewczyn�, która przyjecha�a zamieszka� z
Gro�skimi przed kilkoma zaledwie miesi�cami. Pokocha�a i straci�a sw� mi�o��. Uwik�a�a si� w ma��e�stwo bez mi�o�ci, cho� by�a przekonana, �e jej
zwi�zek z Antonim nie ma przysz�o�ci. Dlatego przysi�g�a sobie, �e teraz
pójdzie za g�osem serca i intuicji. Nie b�dzie wod�, która omija g�az na swojej
drodze, lecz zmusi g�az, by jej ust�pi�.
Wyprostowa�a si� na krze�le. Ju� zdecydowa�a. Wiedzia�a jednak, �e
nie�atwo b�dzie przeciwstawi� si� rodzinie.
- Postanowi�am zatrzyma� moje dziecko, ciociu. Tylko ono trzyma mnie
przy �yciu.
Antoni uderzy� pi��ci� w stó�.
- Do��! Do�� si� ju� nas�ucha�em. Wsta�.
- Zostawiam to pani, hrabino. Licz�, �e przemówi pani swej siostrzenicy do
rozumu. Dobranoc.
Po wyj�ciu Antoniego kobiety siedzia�y przez d�u�sz� chwil� w milczeniu.
- Có� - powiedzia�a w ko�cu Zofia. - Uwa�am, �e decyzja Anny jest godna
podziwu, mamo. Pami�taj jednak, �e ma jeszcze czas, by si� zastanowi�. Ca�e
miesi�ce.
124
RS
Zofia odgrywa zatroskan� dyplomatk�, pomy�la�a Anna. I jest taka pewna,
�e w ko�cu zdo�a mnie przekona�...
- Czy mog�aby� zostawi� mnie sam� z kuzynk�, mamo?
Hrabina wydawa�a si� zm�czona i niezbyt skora przeciwstawia� si� córce,
pozostawi�a wi�c spraw� w jej r�kach. Uca�owa�a dziewcz�ta na dobranoc i
posz�a do swego pokoju.
Zofia spojrza�a szacuj�co na kuzynk� czarnymi oczami.
- Có�, Aniu - powiedzia�a - musisz by� realistk�.
- Chc� zatrzyma� dziecko, Zofio.
- Co spodziewasz si� przez to uzyska�?
- Nie wiem, o czym mówisz.
- My�l�, �e wiesz.
- Nie mam ukrytego motywu.
- Chyba wiem, co knujesz - powiedzia�a Zofia, u�miechaj�c si� sztucznie.
Anna spojrza�a na kuzynk�.
- My�lisz, �e je�li uprzesz si� zatrzyma� dziecko, Antoni zgodzi si�
uniewa�ni� ma��e�stwo. O to ci chodzi, czy� nie? Nadal s�dzisz, �e w ko�cu
uda ci si� zdoby� Jana!
- Nie mam na to nadziei.
- W rzeczywisto�ci uwa�asz... Nie, ty to wiesz!... �e dziecko jest jego,
prawda?
- Zofio, ja wiem, �e ono nie jest Jana. S�dzisz, �e jest jego?
Zofia skrzywi�a si�.
- Nie obchodzi mnie to - powiedzia�a z rosn�cym gniewem w g�osie.
Anna wsta�a i skierowa�a si� ku drzwiom.
- Pos�uchaj mnie, Anno. Je�li Antoni ci� opu�ci, ty, szlachcianka, nie
b�dziesz mog�a wychowywa� nie�lubnego dziecka!
- Zofio, to zupe�nie do ciebie niepodobne, �eby a� tak przejmowa� si�
konwenansami.
- Nie �artuj sobie ze mnie! Im szybciej u�wiadomisz sobie, �e nie mo�esz
mie� Jana i �e on nie jest wart zachodu, tym szybciej u�o�ysz sobie �ycie.
Przy drzwiach Anna odwróci�a si� i spojrza�a na kuzynk�.
- Zatrzymam dziecko, Zofio.
- Wi�c nie spodziewaj si� ode mnie pomocy - wysycza�a Zofia. - I nie
oczekuj, �e Antoni b�dzie zachowywa� si� jak �wi�ty Józef wobec Dziewicy
Maryi!
125
Rozdzia� szesnasty.
RS
Kilka dni min��o bez szczególnych incydentów. Antoni zacz�� jada� poza
domem. Anna, Zofia i hrabina unika�y dra�liwych tematów.
Anna nie my�la�a dot�d zbyt wiele o macierzy�stwie; ju� jako dziecko
wola�a kryszta�ow� go��bic� ni� lalk�. Jednak nie mog�a d�u�ej odsuwa� od
siebie tej my�li. Czu�a, �e zasz�y w niej pewne zmiany. To dziwne uczucie,
wiedzie�, �e ro�nie w tobie nowa istota, my�la�a. Ju� teraz rodzi�a si� w jej
sercu opieku�czo��. Ani przez chwil� nie chcia�a pozby� si� dziecka, chocia�
tak bardzo komplikowa�o jej �ycie. Urodzi je i obdarzy tak� mi�o�ci�, jakby
pochodzi�o ze zwi�zku z m��czyzn�, którego kocha. Dziecko nie wybiera sobie
przecie� rodziców ani okoliczno�ci przyj�cia na �wiat, rozmy�la�a.
Tymczasem pojawi� si� pilniejszy problem. Zanim te�� zachorowa�,
spodziewa�a si�, �e wiosn� zamieszkaj� wraz z m��em w Sochaczewie. Teraz
jednak obawia�a si�, �e Antoni b�dzie wola� pozosta� bli�ej rodziców na
wypadek, gdyby stan zdrowia jego ojca si� pogorszy�. Ona natomiast nie
chcia�a znale�� si� ani w rodowym maj�tku Grawli�skich pod Opolem, ani tym
bardziej w Petersburgu. Pragn��a zamieszka� we w�asnym domu i nie nazbyt
daleko od ciotki, od której mog�a spodziewa� si� ciep�a i mi�o�ci. Nie potrafi�a
wyobrazi� sobie �ycia po�ród Grawli�skich. Antoni by� cz�owiekiem ch�odnym uczuciowo, podobnie jak jego rodzice. W�a�ciwie zimnym jak barszcz.
Pewnego popo�udnia Anna mia�a zje�� obiad samotnie. Lutisza
powiedzia�a, �e hrabina i Zofia uda�y si� na umówione spotkanie. Ciekawe,
jakie te� wspólne sprawy mog� mie� ciotka i kuzynka, zastanawia�a si�.
Siedz�c przy wielkim d�bowym stole, zwrócona plecami do wysokiej,
zdobionej ciemnym wzorem chi�skiej serwantki, pe�nej sreber i cynowych
naczy�, czu�a si� ma�a i nic nie-znacz�ca. Poza tym by�a za�enowana, gdy�
trzy s�u��ce kr��y�y wokó� niej niczym kolibry wokó� kwiatu. Poda�y zup�
grzybow� i udziec jeleni, przyrz�dzony po litewsku. Mi�so by�o nieco suche,
co wskazywa�o na to, �e Lutisza naszpikowa�a je s�onin�. Nak�uwanie mi�sa
szpikulcem powodowa�o wyciekanie z niego soku, dlatego matka Anny
pilnowa�a zawsze, by kucharki owija�y mi�so przed pieczeniem cienkimi
plasterkami s�oniny. Gdy piecze� by�a ju� niemal gotowa, s�onin� usuwano, a
mi�so posypywano drobnym bia�ym cukrem, który pod wp�ywem wysokiej
temperatury karmelizowa� si�, tworz�c na powierzchni chrupi�c� skórk�. Tak
przyrz�dzone mi�so wydziela�o apetyczny sok, stanowi�cy podstaw� pysznego
sosu. Od czasu do czasu pozwalano ma�ej Annie uczestniczy� w jego
126
RS
przygotowaniu. Dodawa�a wtedy ostro�nie g�st� �mietan� i wyciska�a sok z
cytryny. Na samo wspomnienie o tym �linka nap�yn��a jej do ust. Przepis by� o
wiele lepszy ni� ten, który stosowa�a Lutisza. Jak�e t�skni�a za matk� i
dawnym �yciem w rodzinnym Sochaczewie!
Sko�czy�a je�� i w�a�nie mia�a wróci� do swych pokoi, gdy niebo rozdar�a
b�yskawica. Zagrzmia�o dono�nie, a potem rozszala�a si� ulewa.
Dzie�, cho� jesienny, wsta� ciep�y i pogodny, tote� w ca�ym domu
pootwierano okna, aby wywietrzy� go przed zim�. Anna podbieg�a do okien w
jadalni i zacz��a je kolejno zamyka�.
Z g��bi domu nadbieg�a zaaferowana Lutisza.
- Lutiszo, pobiegnij na gór� i pozamykaj tam okna, ja powinnam da� sobie
rad� tu, na dole.
- Tak, madame - odpar�a s�u��ca, �piesz�c ku schodom.
Anna pozamyka�a okna w bibliotece, szwalni, salonie i sypialni hrabiny.
Pokój Zofii by� ostatni w korytarzu. Wbieg�a do �rodka i dopiero wtedy
odkry�a, �e okna s� tu zamkni�te, a powietrze nie�wie�e i przesycone
zapachem perfum.
Ju� mia�a odwróci� si� i wyj��, kiedy spostrzeg�a na wielkim puchowym
�o�u dziwnie wygl�daj�c� ksi��eczk�. Przesz�a przez pokój, podnios�a j� i
zacz��a obraca� w d�oniach. Obramowane z�otem strony przytrzymywa�a
ok�adka, zdobiona czerwon� emali�.
- Jakie to pi�kne - szepn��a.
Otworzy�a ksi��eczk�, zerkn��a na pierwsz� stron� i a� westchn��a.
Trzyma�a w d�oniach pami�tnik. Pami�tnik Zofii!
Rozleg� si� kolejny huk, tak silny, �e niemal wstrz�sn�� domem w
posadach.
Anna rzuci�a ksi��eczk� i wybieg�a z pokoju. Korytarz rozja�ni� si�
�wiat�em i zawibrowa� od uderzenia pioruna. Pobieg�a sprawdzi�, czy nie
przeoczy�a którego� okna.
- Wszystko pozamykane, madame - poinformowa�a j� Lutisza, kiedy
spotka�y si� we frontowym holu. - Sprawdzi�am te� drugie pi�tro i poddasze.
W sam� por�. Leje coraz mocniej.
- Dzi�kuj�, Lutiszo.
Oty�a s�u��ca dygn��a bez przekonania. Wygl�da�o to bardzo zabawnie i
Anna skry�a �miech.
127
RS
Ruszy�a ku schodom, lecz zatrzyma�a si� i odczeka�a, a� s�u��ca odejdzie z
powrotem do kuchni. Gdy Lutisza znik�a, odwróci�a si� i pobieg�a w
przeciwnym kierunku, poruszaj�c si� szybko niczym ptak w locie.
Po chwili by�a z powrotem w pokoju Zofii. Zamkn��a za sob� drzwi.
Dzia�a�a tak szybko, �e nawet nie mia�a czasu odczu� wyrzutów sumienia.
Przeczytam go, pomy�la�a.
Chocia� zdawa�a sobie spraw�, �e narusza prywatno�� Zofii, by�a
zdecydowana przenikn�� pozory og�ady, pod którymi kry�y si� my�li kuzynki,
i cho�by zerkn�� w g��b jej duszy. Wiedzia�a, �e to Zofia zaaran�owa�a
ma��e�stwo z Antonim. Ten zwi�zek za�atwia� bowiem wiele spraw: chroni�
Ann� przed plotkami, prawdopodobnym staropanie�stwem i, jak si� okaza�o,
ha�b� pozama��e�skiego macierzy�stwa. Ocala� te� Gro�skich przed plotkami,
zdejmowa� z nich odpowiedzialno�� za Ann�, a przede wszystkim uchroni�
Zofi� przed losem, który uwa�a�a za gorszy od �mierci.
Poza tym bardzo pragn��a dowiedzie� si�, co te� Zofia napisa�a o Janie.
Otwar�a pami�tnik.
Kuzynka nada�a mu tytu�: „Moje przyjemno�ci". Anna zacz��a czyta�,
�lubuj�c sobie, �e przeczyta tylko te fragmenty, w których napotka swoje imi�.
Ku swemu zdziwieniu ujrza�a je niemal od razu, w pierwszym wierszu:
Kilka razy natkn��am si� na kuzynk� Ann�, pisz�c� co� w pami�tniku.
Poniewa� dosta�am t� �liczn� ksi��eczk� z pustymi kartkami, postanowi�am
poczyni� kilka zapisków. Anna pisze zapewne o sprawach ponurych i
przygn�biaj�cych. Ja zamierzam pisa� tylko o tym, co sprawia mi
przyjemno��.
Biedna Anna! Po�lubiona m��czy�nie takiemu jak przysz�y baron Antoni.
W przeciwie�stwie do mojej kuzynki zwi�za�am si� swego czasu z
prawdziwym baronem i podejrzewam, �e ten zwi�zek dostarczy� mi o wiele
wi�cej przyjemno�ci.
Zdarzy�o si� to w zesz�ym roku. Byli�my na hucznym przyj�ciu, sporo
wypili�my, a krótko po pó�nocy przenie�li�my si� do wynaj�tego przez niego
apartamentu, gdzie baron pad� na �ó�ko i natychmiast zasn��.
Rozbieraj�c si�, nie mog�am poradzi� sobie z koszul�. Chichocz�c, z
pijack� niecierpliwo�ci� rozdar�am j� od góry do do�u i pozwoli�am, aby
opad�a na pod�og�.
Spojrza�am na barona, który le�a�, chrapi�c, na boku. Wytrze�wia�am, gdy
tylko zobaczy�am jego umi��nione cia�o, widoczne przez obcis�e bryczesy.
Ale� by� m�ski!
128
RS
Kilka poca�unków przywróci�o memu kawalerowi si�y. Rozebra� si�
szybko.
To by�o po prostu rozkoszne, kiedy baron Driedruski leg� na mnie i na
wielkim, puchowym �o�u nasze cia�a z��czy�y si� w powolnej, nieustaj�cej
przyjemno�ci. Baron by� niezmordowany. Noc mija�a z wolna, jakby we �nie.
By� ju� bliski spe�nienia, gdy poc�c si� obficie, powiedzia� nagle: „Musisz
za mnie wyj��, Zofio. Nie chc� zostawia� ci�, wype�niwszy nasieniem, gdy�
mo�esz urodzi� moje dziecko ".
Mia�am ochot� si� roze�mia�! Nikt dot�d nie o�wiadczy� mi si� w tak
nieodpowiedniej chwili. Czy�by baron s�dzi�, �e dzi�ki dziecku b�d� nale�a�a
do niego w wi�kszym stopniu?
Powstrzyma�am niewczesn� weso�o�� i grzecznie odmówi�am po�lubienia
go. Zgodzi�am si� jednak urodzi� dziecko. Wkrótce b�dzie musia� powróci� do
swego zamku na stokach Karpat. Jestem pewna, �e zostawi mi spor� sumk� na
pensj� dla niani, a je�li b�d� wystarczaj�co sprytna, by� mo�e zdo�am go
namówi�, by p�aci� na utrzymanie dziecka.
Wiedzia�am, �e to ma�o prawdopodobne, bym pocz��a akurat wtedy.
Zarówno niania, jak dziecko to tylko sprytny fortel. Jeden wieczór wype�niony
przyjemno�ciami i b�d� mog�a g�aska� gronostajowe futro najpi�kniejszej
peleryny w mie�cie.
�a�osny baron mi nie odpowiada. Jak na m��czyzn� starszego ode mnie o
pi�tna�cie �at, nie m�czy si� co prawda szybko, lecz jest zbyt ci��ki. Nim z nim
sko�czy�am, by�o mi niemile gor�co. Lecz znios�abym jeszcze dziesi�� równie
nieprzyjemnych do�wiadcze� dla dziesi�ciorga dzieci takich jak to, które jest
teraz ozdob� mojej szafy.
Nagle uszu Anny dobieg�y odg�osy towarzysz�ce zatrzymywaniu si�
powozu. Rzuci�a pami�tnik na �ó�ko Zofii i pospiesznie opu�ci�a jej sypialni�.
Zd��y�a wej�� do frontowego holu, gdy otworzy�y si� wej�ciowe drzwi.
- Witaj, Anno - powiedzia�a Zofia. - Czy co� si� sta�o? Anna u�miechn��a
si� z trudem, próbuj�c ukry�, jak bardzo jest zaszokowana.
- Ale� nie.
Spojrza�a na hrabin�. Cho� ciotka ostatnio stale wydawa�a si� roztargniona i
niezdrowa, dzisiaj jej twarz by�a szara jak popió�, a du�e br�zowe oczy nabra�y
dziwnie szalonego wyrazu. Jej twarz by�a mokra - od deszczu czy �ez, Anna
nie by�a w stanie rozstrzygn��. Hrabina zwykle wita�a siostrzenic� serdecznie,
tym razem jednak przemkn��a obok niej bez s�owa.
129
RS
Gdy Anna us�ysza�a, �e za ciotk� zamykaj� si� drzwi, spojrza�a pytaj�co na
Zofi�.
- Och, jest zdenerwowana, Anno! - powiedzia�a kuzynka. - Prze�y�a dzisiaj
niez�y szok.
Za to ty promieniejesz, pomy�la�a Anna.
- O co chodzi, Zofio? Gdzie by�y�cie? Ty nie wydajesz si� ani troch�
wzburzona.
- Och, ale� jestem, kochanie. Tylko �e dla mnie zaskoczenie okaza�o si�
najprzyjemniejsze z mo�liwych.
- Mów.
Zofia wprowadzi�a Ann� do salonu i zamkn��a drzwi.
- Nie uwierzysz. Wracamy w�a�nie od adwokata.
- Zofio, powiedz mi, o co chodzi.
- Anno... od jakiego� czasu wiedzia�am, �e Walter nie jest moim rodzonym
bratem.
Anna otworzy�a ze zdziwienia usta.
- Gdy mama i tata s�dzili, �e nie b�d� mogli mie� w�asnych dzieci,
adoptowali Waltera. A potem, po kilku latach, urodzi�a im si� córka. Ca�a ja!
Rozpocz��am �ycie, zaskakuj�c innych. I przypuszczam, �e tak te� je
zako�cz�.
- Walter wiedzia�? - spyta�a Anna, opadaj�c na fotel.
- Dowiedzia� si� dopiero podczas ostatniej wizyty w Haliczu. Ojciec
wykrzycza� mu to w gniewie, kiedy nie zgodzi� si� zrezygnowa� ze s�u�by u
Katarzyny i zosta� w domu.
Zofia sta�a przed kaflowym piecem, gestykuluj�c z o�ywieniem.
- Ojciec zagrozi�, �e wydziedziczy go, je�li nie podejmie rodzinnych
obowi�zków. Oczywi�cie nie zd��y� tego zrobi�, gdy� umar� nagle. Jednak
prawo stanowi, �e adoptowane dziecko nie mo�e dziedziczy� tytu�u. Ja go
odziedziczy�am. I, kochanie, zg�osi�am te� prawa do ca�ego maj�tku.
- Jak to mo�liwe?
- Przypadkiem natkn��am si� na ostami testament ojca. Ale� mia�am
szcz��cie. Matka nie mia�a poj�cia, �e istnieje, i dowiedzia�a si� o tym dopiero
u adwokata. Spodziewa�a si�, �e zostanie odczytany dokument, który ojciec
sporz�dzi� wiele lat temu. Och, powinna� by�a widzie� jej min�!
- Co z Walterem?
- A co mia�oby by�? Ma biedak pecha. Nie zamierza� podporz�dkowa� si�
�yczeniu ojca. Za�o�y�, �e staruszek jednak go nie wydziedziczy.
130
RS
Anna nie wiedzia�a, co powiedzie�. Nast�pne s�owa kuzynki potwierdzi�y
jej najgorsze obawy.
- Teraz ju� wiesz, dlaczego matka jest taka zdenerwowana, kochanie. Od
dzi� ja sprawuj� ca�kowit� kontrol� nad maj�tkiem, pieni�dzmi, s�u�b�. Nad
wszystkim!
Anna spojrza�a na Zofi�, staraj�c si� przybra� mi�y wyraz twarzy. Lecz w
g��bi jej serca czai� si� l�k o przysz�o�� ciotki i kuzyna. Wymamrota�a s�owa
gratulacji.
- Chyba wpadn� teraz do hrabiny - powiedzia�a po chwili, przerywaj�c
pe�n� samozadowolenia tyrad� Zofii. - Zobacz�, jak si� czuje.
- Poprawka, skarbie. Do hrabiny wdowy. Patrzysz na hrabin� Zofi�
Gro�sk�. Teraz mam ju� nie tylko posag. By� mo�e nigdy nie wyjd� za m��!
Ta polska obsesja na tle wczesnego wychodzenia za m�� i p�odno�ci to absurd.
Poza tym, je�li caryca Katarzyna mo�e w pojedynk� w�ada� Rosj�, ja dam chyba rad� zawiadywa� maj�tkiem Gro�skich. W ko�cu �adni z nas magnaci.
Cho� kiedy�, by� mo�e, w�eni� si� w magnack� rodzin�.
Pochyli�a si� i poca�owa�a Ann�.
- Id�, zobacz si� z matk�. Ja musz� znale�� Lutisz� i dopilnowa�, by do
kolacji podano to musuj�ce francuskie wino, które ojciec chowa� w piwniczce.
B�dziemy �wi�towa�, nawet bez matki.
- Zofio?
- Tak?
- Dlaczego ojciec mia�by pomin�� w ten sposób �on�? Zofia przez chwil�
wpatrywa�a si� w Ann�, a potem wzruszy�a ramionami.
- Sk�d mog� wiedzie�? Mo�e s�dzi�, �e b�dzie wspó�czu�a Walterowi i
jednak przeka�e mu to, czego ojciec pragn�� go pozbawi�.
Obróci�a si� na pi�cie i wysz�a.
Anna siedzia�a oszo�omiona. Cho� obawia�a si�, �e nowina ostatecznie
za�amie ciotk�, nie mog�a si� zmusi�, by do niej pój��. Zamiast tego
spróbowa�a uporz�dkowa� w�asne odczucia. Nie wspó�czu�a zbytnio
Walterowi. Rozmy�la�a natomiast o wuju, który �y�by teraz, gdyby nie ona. I o
ciotce, która utraci�a m��a, a prawdopodobnie tak�e syna. Co wi�cej, ciotka
Stella by�a teraz zale�na od córki, t� bowiem nie sposób by�o kontrolowa�.
Och, Zofia.! Zawiaduj�ca maj�tkiem Gro�skich i triumfuj�ca z powodu
utracenia przez brata maj�tku. Anna podejrzewa�a, �e za t� nag�� odmian� losu
kryj� si� nie lada machinacje. Przez twarz kuzynki przemkn�� delikatny, a
jednak wymowny cie�, kiedy spyta�a j�, dlaczego ojciec mia�by w ten sposób
131
RS
rozporz�dzi� maj�tkiem. Poza tym Anna przypomnia�a sobie rozmow� z Zofi�,
kiedy ta skar�y�a si�, �e wed�ug oceny hrabiego jego córka nie zna warto�ci
pieni�dza. Powiadano, �e ostatnia wola zmar�ego stanowi odzwierciedlenie
jego �ycia. Nie wierzy�a, �e testament wuja móg�by by� tego potwierdzeniem.
To niepodobne do niego, by pozostawi� uwielbian� �on� na �asce córki,
zale�n� od niej pod ka�dym wzgl�dem. Co zrobi Zofia, maj�c tak� w�adz� i
pieni�dze?
I wolno�� - ile� wolno�ci zyska�a! Anna poczu�a uk�ucie zazdro�ci. I ona
by�a kiedy� wolna, lecz pozwoli�a uwik�a� si� w ma��e�stwo bez mi�o�ci, do
tego takie, w którym m�� spodziewa� si� podejmowa� decyzje. Czy tak mia�a
wygl�da� jej przysz�o��, czy mo�e by� sposób, by odzyska� niezale�no��?
Zofia, podobnie jak caryca, zdawa�a si� ow�adni�ta obsesj� presti�u,
bogactwa i wolno�ci. A teraz zyska�a jeszcze w�adz�! No i te erotyczne
wynurzenia, zapisane w pami�tniku. Dopiero teraz Anna w pe�ni u�wiadomi�a
sobie, �e s� prawdziwe. Zadr�a�a, jakby w nagrzanym pokoju owion�� j� nagle
przeci�g. Gdzie le�y �ród�o mojej si�y, rozmy�la�a, jak mam odnale�� j� w
sobie i czy wystarczy jej, by przeciwstawi� si� przeciwno�ciom, które los
postawi na mojej drodze?
Ciotka zjad�a kolacj� w swoim pokoju. Anna pomy�la�a, �e jej nieobecno��
przy stole wygl�da tak, jakby hrabina abdykowa�a na rzecz córki.
Zauwa�y�a, �e Zofia dopilnowa�a, by stó� zastawiony by� szczególnie
uroczy�cie. Na �rodku ustawiono zdj�te z najwy�szych pó�ek chi�skiej
serwantki srebrne pó�miski i naczynia. Kolacj� podano na najlepszej
mi�nie�skiej porcelanie ciotki. Jej delikatny, ró�owy, b��kitny i fioletowy
dese� przyci�ga� wzrok Anny. Pi�kno tych naczy� mog�oby dzia�a� koj�co,
gdyby nie to, co wydarzy�o si� wcze�niej tego dnia. Anna w�tpi�a, czy
porcelan� wyj�to z zamkni�tego kredensu za zgod� hrabiny. Wszystkiego, co
znajdowa�o si� dzi� na stole, u�ywano dot�d jedynie przy szczególnych
okazjach. Karafka do wina oraz kieliszki by�y co prawda z czeskiego szk�a,
lecz srebrne sztu�ce, zdobione wyobra�eniem bia�ego or�a, wyprodukowano w
manufakturze polskiej. Wszystko po�yskiwa�o i skrzy�o si� w blasku setki
�wiec.
Anna ze zdumieniem odkry�a, �e g�ównym daniem mia�o by� pieczone
prosi�, podawane zazwyczaj na Wielkanoc.
Antoni, podobnie jak jego �ona, nie mówi� wiele. Co kry�o si� za tymi
szklistymi szarymi oczami? Pogodzi�a si� z faktem, i� o�eni� si� z ni� dla
maj�tku i pieni�dzy, prawdopodobnie za namow� Zofii. Dla Anny jedyna
132
RS
korzy��, wynikaj�ca z ma��e�stwa, sprowadza�a si� do tego, �e wychodz�c za
Antoniego, mog�a zapewni� swemu dziecku nazwisko.
Przygl�da�a si� m��owi, siedz�cemu po przeciwnej stronie sto�u. Czy teraz,
po ujawnieniu testamentu, jego my�li pod��a�y w kierunku, jaki podejrzewa�a?
Gdyby dawno zaplanowane ma��e�stwo dosz�o jednak do skutku, zyska�by
wi�ksz� fortun� - dom w Warszawie, maj�tek pod Haliczem - i pi�kn� Zofi�.
Co za ironia. Zamiast tego zwi�za� si� z biedniejsz� i mniej pi�kn� kobiet�,
która w dodatku spodziewa�a si� dziecka innego m��czyzny. Transakcja, która
kiedy� wydawa�a mu si� tak korzystna, z ka�dym dniem traci�a na warto�ci.
Anna nie potrzebowa�a m�drych przepowiedni, by wiedzie�, �e jej
ma��e�stwo skazane jest na pora�k�. Zastanawia�a si� jednak, w jaki sposób
dobiegnie ono kresu. I jak b�dzie wygl�da�o jej �ycie, nim to si� stanie?
Je�li Zofia zauwa�y�a, �e tylko ona naprawd� �wi�tuje, nie da�a tego po
sobie pozna�. Zawo�a�a Lutisz�, kaza�a nape�ni� swój kieliszek po raz trzeci i
unios�a go do u�miechni�tych, czerwonych warg. Tryska�a rado�ci�, musuj�c�
niczym wino w kieliszku.
133
Rozdzia� siedemnasty.
RS
W listopadzie Jan Stelnicki wynaj�� w Warszawie niewielk� kamieniczk�.
Dom rodzinny w Krakowie, by�ej stolicy Polski, mia� pozosta� zamkni�ty.
Wybra� Warszaw�, poniewa� po �mierci ojca przy��czy� si� do Stronnictwa
Patriotycznego, a Warszawa by�a teraz centrum politycznym kraju.
Ci spo�ród szlachty i magnaterii, którzy czuli si� rozczarowani zmianami,
jakie przynios�a konstytucja, coraz g�o�niej dowodzili swych racji. I byli
niebezpieczni. Kr��y�y plotki, �e powo�ano ruch maj�cy na celu obalenie
konstytucji, a jego uczestnicy zamierzali poprosi� caryc� Katarzyn�, by
udzieli�a im poparcia.
Takie dzia�anie mog�o wywo�a� zamieszki na wielk� skal�, rodzaj wojny
domowej, po��czonej z walk� o niepodleg�o��: szlachta wyst�powa�aby
przeciwko szlachcie, Polacy przeciwko Rosjanom. W konsekwencji Warszawa
sta�a si� o�rodkiem wielu intryg, rozgrywanych na ró�nych poziomach, od
zaplecza gospody po sal� tronow� w Zaniku Królewskim.
Bywa�y jednak dni, gdy Jan zdobywa� si� na to, by przyzna� sam przed
sob�, �e zamieszka� w Warszawie tak�e z innego powodu. W�drowa� wtedy
ulicami do gospody zwanej Pod G�ow� Królowej, po�o�onej nad brzegiem
rzeki i maj�cej bardzo specyficzn� klientel�. Nadesz�y ch�ody, siadywa� wi�c
we wn�trzu, s�cz�c kaw�. Czasami dociera�y do niego ironiczne uwagi
klientów, którzy s�dzili, �e jest ca�kowicie pogr��ony w rozmy�laniach lub
mo�e odrobin� g�upkowaty. Lecz on nie patrzy� bezmy�lnie przed siebie, jak
przypuszczali. Gdyby pod��yli wzrokiem za jego spojrzeniem, przekonaliby
si�, �e spogl�da przez brudne okno ku bia�o szalowanemu domowi na
przeciwleg�ym, urwistym brzegu zamarzaj�cej Wis�y.
Raz odwa�y� si� przejecha� obok tego domu w zamkni�tej doro�ce. W
oknie mign��a mu przez chwil� Zofia, lecz nie zobaczy� Anny.
Zastanawia� si� nad przyczynami swej obsesji, pokpiwaj�c z w�asnej
s�abo�ci. Dlaczego torturowa� si� marzeniami o zam��nej kobiecie? Dlaczego
Anna w ogóle wysz�a za m��? By� tak pewny, �e go kocha.
Modli� si�, by móg� cho� raz na ni� spojrze�. Lecz za �cianami bia�ego
domu by�a dla� niedost�pna, niczym uwi�ziony ptak.
Pewnego dnia natkn�� si� na Rynku na Zofi�, robi�c� zakupy.
Zachowywa�a si� zarazem ch�odno i kokieteryjnie. Nie potrafi� jej
rozszyfrowa�.
134
RS
Skr�powani, wymienili pozdrowienia i nowiny. Zapyta� o hrabin� Gro�sk�,
lecz nie móg� si� przemóc, aby zapyta� o Ann�. Zofia z zapa�em opowiada�a o
tym, jak to odziedziczy�a wszystko, a Walter pozosta� z niczym. Nie interesowa�o go to, tote� nie stara� si� nad��y� za nag�ymi zwrotami opowiadanej
historii. My�la� jedynie o Annie. Gdy Zofia zm�czy�a si� opowiadaniem,
powiedzieli sobie: „Do widzenia", po czym Jan odwróci� si� i odszed�.
- Och, Janie! - zawo�a�a za nim. Odwróci� si�.
- Anna jest ca�kiem szcz��liwa. Wiesz, �e spodziewa si� dziecka?
Jan poczu�, �e krew odp�ywa mu z twarzy.
Zofia u�miechn��a si� tajemniczo.
Wymamrota� cokolwiek, a potem uciek�.
To po�o�y kres obsesji, pomy�la�. Od tego czasu unika� rzeki i ca�kowicie
pogr��y� si� w pracy dla Sprawy.
Nie min�� jednak miesi�c, a on znów siedzia� w gospodzie, przygl�daj�c
si�, jak kurtyna �niegu opada do Wis�y, nie przys�aniaj�c jednak ca�kowicie
bia�ego domu na skarpie.
135
Rozdzia� osiemnasty.
RS
W Wigili� Anna nie czu�a si� na tyle dobrze, by uczestniczy� w mszy.
Posz�a do pokoju m��a, by �yczy� mu weso�ych �wi�t. Z przyjemno�ci�
zauwa�y�a, �e Antoni ma na sobie elegancki niebieski szlafrok, który niedawno
mu podarowa�a. Sta� przed lustrem, przycinaj�c cienki czarny w�sik.
- Dzie� dobry, Antoni - powiedzia�a. - Przysz�am, by z�o�y� ci...
K�tem oka dostrzeg�a, �e co� si� porusza. Spojrza�a w stron� �ó�ka. A tam,
rozci�gni�ta na satynowej kapie, le�a�a, przewracaj�c kartki niewielkiej
ksi��eczki ze sztychami, Minka, m�oda kobieta, któr� Antoni wynaj��, by
sprz�ta�a ich apartamenty.
Przez chwil� Anna wpatrywa�a si� w dziewczyn� z niedowierzaniem.
Minka odwzajemni�a spojrzenie, spogl�daj�c na Ann� malutkimi oczkami,
ledwie widocznymi w okr�g�ej, pyzatej twarzy.
- Witam, madame.
Taka bezczelno�� wprost nie mie�ci�a si� w g�owie. Anna odwróci�a si� do
m��a, ten za� jedynie u�miechn�� si� pod w�sem.
Jego to bawi, pomy�la�a. Sta�a nieruchomo, nie mog�c doby� s�ów i p�on�c
z za�enowania.
Nagle do pokoju wesz�a hrabina Gro�ska. Drzwi sta�y otworem, uzna�a
wi�c, �e mo�e wej��, zapukawszy jedynie lekko dla formalno�ci.
Serce Anny niemal przesta�o bi�, gdy ciotka wita�a si� serdecznie z ni� i z
Antonim. Mia�a nadziej�, �e roztargnienie, z jakim hrabina traktowa�a od
jakiego� czasu wszystko i wszystkich dooko�a, sprawi, i� nie dostrze�e
s�u��cej.
- Msza by�a pi�kna! - zawo�a�a. - Przynios�am ci troch� wody �wi�conej,
kochanie...
Umilk�a w pó� s�owa i z niedowierzaniem zapatrzy�a si� na Mink�, która
wróci�a do przegl�dania ksi��ki.
Gdyby dano jej wybór, Anna wola�aby umrze� ni� dozna� takiego
upokorzenia, zw�aszcza w obecno�ci ciotki.
Tymczasem hrabina, z oczami wielkimi jak spodki, wypad�a z pokoju.
Anna zosta�a. Musia�a jako� zareagowa� na ten afront. Antoni u�miechn��
si� i wzruszy� ramionami, jakby to hrabina zachowa�a si� niestosownie.
�yczy�a mu wi�c dobrej nocy i odwróci�a si�, by wyj��. Nic wi�cej nie mog�a
zrobi�. Je�li on czerpie sadystyczn� przyjemno�� z poni�ania mnie, pomy�la�a,
nie zamierzam dostarczy� mu jej wi�cej, ni� to si� ju� sta�o.
136
RS
Do pokoju wpad�a nagle ciotka, niemal zbijaj�c Ann� z nóg. Porusza�a si�
szybciej, ni� ktokolwiek móg�by przypuszcza�. Jej br�zowe oczy b�yszcza�y
dziko. Hrabina dzier�y�a miot��, u�ywan� do czyszczenia pokojowego sedesu!
- Ty bezczelna, zepsuta kreaturo! - wrzasn��a, rzucaj�c si� w stron�
zmartwia�ej Minki.
Przysadzista dziewczyna nie by�a w stanie porusza� si� dostatecznie
szybko. Hrabina zdzieli�a j� wi�c miot�� po okolonej starannie zaplecionymi
z�otymi w�osami g�owie, a potem uderza�a raz po raz, wykrzykuj�c:
- Ty t�usta, zuchwa�a wied�mo!
Minka wpad�a w histeri�, wykrzykuj�c przekle�stwa w dialekcie, który
ledwie dawa� si� zrozumie�. W ko�cu, wrzeszcz�c i p�acz�c, wybieg�a z
pokoju, a hrabina za ni�. W po�owie schodów s�u��ca potkn��a si� o w�asne
spódnice i run��a w dó�. Podczas upadku ucierpia�a wida� wy��cznie jej duma,
gdy� pozbiera�a si� b�yskawicznie i wybieg�a w noc.
Lutisza, która us�ysza�a ha�asy, otwar�a przed ni� drzwi.
Ciotka Stella nie zamierza�a jednak na tym poprzesta� i pogna�a za s�u��c�.
Antoni, w�ciek�y, przeszed� obok Anny i pomaszerowa� do innej cz��ci
domu.
Na zewn�trz wrzaski Minki przerwa�y cisz� opustosza�ych z powodu �wi�t
ulic.
Anna wróci�a do swego pokoju. Kiedy mija�a lustro, zatrzyma�a si�,
zdumiona tym, �e si� u�miecha. Przez chwil� wpatrywa�a si� w swoje odbicie,
a potem zacz��a si� �mia�. Z pocz�tku dyskretnie, cichutko, a potem z ca�ej
duszy. Ile� to czasu min��o, od kiedy ostatni raz tak si� �mia�a!
- Weso�ych �wi�t, Minka! - powiedzia�a na g�os. - Weso�ych �wi�t, Antoni!
Córka Jakuba Szrabera, zarz�dcy maj�tku w Sochaczewie, wychodzi�a za
m�� i Anna wybra�a si� na �lub. Zrobi�a to wbrew woli m��a. Sprzeciwienie
si� mu w tej sprawie stanowi�o niewielkie zwyci�stwo, mimo to rozkoszowa�a
si� nim.
Antoni odmówi� pojawienia si� na �lubie osoby z gminu -do tego �ydówki.
Hrabina Gro�ska martwi�a si�, �e siostrzenica udaje si� tam sama, lecz Anna
by�a jeszcze w stanie ukry�, �e jest w ci��y. Poza tym wiedzia�a, �e jej
obecno�� sprawi przyjemno�� staremu przyjacielowi ojca. Dobrze zna�a te�
matk� panny m�odej. Emma Szraber by�a przez kilka lat jej guwernantk�.
Nie musia�a jecha� daleko, poniewa� �lub odbywa� si� na Pradze, gdzie
ostatnio osiedli�o si� wiele �ydowskich rodzin.
137
RS
Anna uzna�a ceremoni� za czaruj�c�: pan m�ody w czarnym kapeluszu z
szerokim rondem i czarnym stroju wyda� jej si� nader przystojny, panna m�oda
za�, odziana w bia�� perkalow� sukni�, wr�cz promienia�a rado�ci�.
Obserwuj�c, jak spogl�daj� na siebie pod �lubnym baldachimem, od razu zorientowa�a si�, �e jest to zwi�zek dwóch serc. Z niesmakiem pomy�la�a o
w�asnym, pozbawionym uczucia ma��e�stwie.
Wszyscy wokó� szczerze gratulowali m�odej parze, �ycz�c im szcz��cia.
Anna czu�a w synagodze obecno�� Boga i przypomnia�a sobie, co powiedzia�
kiedy� Jan, �e Boga, jego Boga, mo�na znale�� w ka�dym ko�ciele. Teraz
zrozumia�a wreszcie, co mia� na my�li. Bóg by� w ludziach i w mi�o�ci, któr�
si� darzyli.
Kobiety, stoj�ce po jednej stronie �wi�tyni, pop�akiwa�y z cicha i Anna
czu�a si� troch� winna, gdy� nie wszystkie jej �zy by�y �zami wzruszenia.
P�aka�a, wspominaj�c swój �lub, który si� odby�, i ten upragniony, który ju�
nigdy si� nie odb�dzie.
Pójdzie do grobu, kochaj�c tylko Jana. Zastanawia�a si�, czy o niej my�li i
czy przyjecha� cho� raz do Warszawy. Nie, dosz�a do wniosku, po co mia�by to
robi�? Jego dom rodzinny jest w Krakowie. Przypomnia�a sobie stare
powiedzonko g�osz�ce, �e najlepsze w Polsce s�: wódka z Gda�ska, pierniki z
Torunia i dziewcz�ta z Krakowa. Smutek �cisn�� j� za serce. Czy krakowianki
rzeczywi�cie s� a� tak pi�kne? Czy Jan pozna� ju� któr�� z nich? Zapewne tak
w�a�nie si� sta�o. Niemal ka�da kobieta uzna�aby go za bardzo atrakcyjnego.
Anna powinna pogodzi� si� wreszcie z faktem, �e pr�dzej czy pó�niej Jan
kogo� spotka. I �e si� o�eni.
Poczu�a, �e kto� ci�gnie j� za r�kaw. S�siadka zaoferowa�a jej chusteczk�.
Anna odmówi�a, prze�ykaj�c �zy i gorzkie my�li, jakie sta�y si� ich powodem.
Przyj�cie odbywa�o si� w domu rodzinnym pana m�odego, niewielkim
ceglanym budyneczku, elegancko urz�dzonym i pe�nym �wiat�a, ciep�a oraz
przyby�ych t�umnie go�ci. Dzieciom pozwolono uczestniczy� w ceremonii i
by�o ich tu wiele. Biega�y doko�a, ubrane w najlepsze stroje. Tak powinno by�,
pomy�la�a Anna. Rodzina to przede wszystkim dzieci.
Odsun��a na bok my�li o Janie i po chwili zrobi�o si� jej l�ej na duszy. Po
wielu tygodniach choroby i miesi�cach odosobnienia zapomnia�a ju� niemal,
jak dobrze jest si� bawi�.
- Pani Anno Mario! - zawo�a� Jakub. - Jak�e si� ciesz�, �e zaszczyci�a nas
pani swoj� obecno�ci�. Doskonale pani wygl�da!
138
RS
- Dzi�kuj�, Jakubie - odpar�a. Gdyby wiedzia�, co wydarzy�o si� podczas
ostatnich kilku miesi�cy, pomy�la�a. - Twoja Judyta jest pi�kn� pann� m�od�.
Gratulacje!
Jakub z dum� przedstawi� Ann� nowo�e�com oraz t�umowi krewnych i
przyjació�. A potem wymówi� si�, przepraszaj�c:
- Musz� dopatrzy� wielu spraw, lecz chcia�bym z pani� pomówi�, nim pani
odjedzie. A teraz powinna pani koniecznie przywita� si� ze swoj� star�
nauczycielk�. Gdzie te� podziewa si� moja �ona?
Roze�mia� si�.
- Tylko prosz� nie mówi�, �e nazwa�em j� star�. Ach, tam jest. Musi te�
pani koniecznie pocz�stowa� si� zak�skami i nape�ni� swój talerz. Udziec
jeleni jest doskona�y i nie mówi� tak wy��cznie dlatego, �e sam upolowa�em to
zwierz�. Emma dopilnuje, by mia�a pani pe�ny talerz. Emmo! Szczupak w
szarym sosie te� jest wyborny.
- Czy jego te� osobi�cie z�owi�e�?
- Có�, tak - roze�mia� si� Jakub, a jego ciemne oczy zab�ys�y. - Emmo!
- Anna! - wykrzykn��a Emma Szraber, podbiegaj�c i obejmuj�c dawn�
podopieczn�.
- Powiedz mi - spyta�a, gdy ju� si� przywita�y. - Czy nadal grasz na
pianinie?
Anna poczu�a, �e si� czerwieni. Jakub znik�.
- Nie, raczej nie, pani Szraber. Och, grywam od czasu do czasu, lecz musi
pani przyzna�, �e nie mam do tego talentu.
- Za�o�� si�, �e czytasz zbyt wiele ksi��ek, aby zawraca� sobie g�ow�
graniem. O ile pami�tam, na tym polega� ca�y problem. By� mo�e przyda�oby
ci si� te� wi�cej wiary w siebie.
Odnawiaj�c znajomo�� z kobiet�, której zawdzi�cza�a wiedz� na temat
literatury i sztuki, a tak�e znajomo�� j�zyków obcych, nie mog�a przesta� si�
zastanawia�, o co te� mo�e chodzi� Jakubowi. By�a pewna, �e w jego
b�yszcz�cych oczach dostrzeg�a cie� niepokoju.
Gdy Anna u�wiadomi�a sobie, �e jest po�ród obecnych jedyn� szlachciank�,
zacz��a zwraca� baczniejsz� uwag� na to, jak si� zachowuje. Po jakim� czasie
jednak, dostrzegaj�c wokó� jedynie mi�o�� i ciep�o, rozlu�ni�a si� i zacz��a si�
dobrze bawi�.
Wkrótce okaza�o si�, �e jednak nie jest tu jedyn� przedstawicielk� klasy
wy�szej. Sta�a w drzwiach biblioteki, z której usuni�to meble, by zmieni� j� w
139
RS
sal� do ta�ca, i przygl�da�a si� go�ciom, podskakuj�cym �wawo w takt mazura,
gdy us�ysza�a obok siebie obcy g�os:
- Wygl�da na to, �e zdradzi�a pani� przytupuj�ca do taktu stopa, pani
Grawli�ska. Zata�czy pani ze mn�?
- Och nie, naprawd�.
Odwróci�a si� szybko i spojrza�a na m��czyzn�. Nie rozpozna�a jego
twarzy.
- Czy my si� znamy?
- Nie. Musz� wyzna�, �e Emma Szraber powiedzia�a mi, kim pani jest, i
wys�a�a, bym z pani� zata�czy�.
- Och, doprawdy?
- Podejrzewam, �e skoro jeste�my ich najwy�ej postawionymi go��mi,
uznali, �e powinni�my zabawia� si� nawzajem.
Roze�mia� si�.
- Czasami wydaje mi si�, i� ludzie z gminu s�dz�, �e wszyscy spo�ród
szlachty znaj� si� nawzajem i nie trzeba ich sobie przedstawia�.
Anna tak�e si� roze�mia�a.
- Jestem Micha� Kolbi. Odwa�� si� jedynie szepn��, �e posiadam tytu�
barona, gdy� republikanie nie lubi�, gdy nadu�ywa si� tytu�ów.
Wyda� si� Annie równie rozmowny, jak atrakcyjny. A tak�e nieco zbyt
�mia�y, cho� w niepowa�ny, frywolny sposób.
Mia� oko�o trzydziestu lat, by� wysoki i dobrze zbudowany. Rysy mia�
regularne, a jego wij�ce si� br�zowe w�osy i �agodne br�zowe oczy sprawia�y,
�e wydawa� si� uderzaj�co przystojny.
Odrzuci�a zaproszenie do ta�ca pod pretekstem, �e jest m��atk�.
- Jakub mi powiedzia�. Czy kobiety przestaj� ta�czy�, kiedy wychodz� za
m��? Nawet je�li m�� jest tak niem�dry, by spu�ci� je z oka?
Anna poczu�a, �e oblewa si� rumie�cem. Nie mog�a zdoby� si�, by
powiedzie� nieznajomemu o swoim odmiennym stanie, zw�aszcza �e nikt tutaj
o tym nie wiedzia�.
- Panie Kolbi, prosz� przyj�� grzeczn� odmow�. Innym razem.
Zrezygnowa� na jaki� czas z ta�ca, ale nie da� si� zniech�ci� do o�ywionej
rozmowy. Anna u�wiadomi�a sobie, �e cieszy j� towarzystwo tego m��czyzny,
i da�a si� w ko�cu zaprosi� do walca. By�a pewna, �e nie zaszkodzi w ten
sposób dziecku. Spostrzeg�a, �e �le oceni�a swego partnera: by� gadatliwy i
bezpo�redni, ale nie p�ytki.
Kiedy orkiestra umilk�a, podnios�a do ust kieliszek likieru i powiedzia�a:
140
RS
- Za szcz��liwy rok 1792! Jak mi�o widzie� tyle zadowolonych polskich
twarzy!
- Gdyby� tak mog�o by� zawsze.
- A s�dzi pan, �e nie b�dzie? Jest pan pesymist�, panie Kolbi? Nigdy bym
tego o panu nie pomy�la�a.
- Jestem realist�, droga pani. Ten rok b�dzie prze�omowy. Przez lata
s�siedzi obdzierali nasz kraj jak kapust�, li�� po li�ciu. Jestem baronem, ale to
tylko pusty tytu�. Widzi pani, nasza rodzina straci�a ziemi� na rzecz Rosjan po
rozbiorze w 1772.
- Och, jak�e mi przykro!
- Dawno do tego przywyk�em. By�em wtedy dzieckiem. I tak mam
szcz��cie, posiadam bowiem dom w Warszawie oraz do�� �rodków, bym móg�
si� utrzyma�. Wiem jednak, �e Katarzyna nie spocznie, dopóki Polska nie
zostanie w ca�o�ci zagrabiona, a ona nie zajmie Warszawy.
Anna poczu�a przyp�yw l�ku. Cho� ziarno jej politycznych zainteresowa�
zosta�o posiane przez ojca, rozkwit�o podczas jesiennych popo�udni,
sp�dzanych na ��ce z Janem. On tak�e obawia� si� przysz�o�ci.
- Prosz� mi powiedzie�, czy nadal s� w�ród szlachty tacy, którzy wspieraj�
interesy Katarzyny?
- Owszem.
- A nasz sojusz z Prusami? Ich król przyrzek�, �e b�dzie broni� nas przed
wszelk� agresj�.
- Jest pani dobrze poinformowana, pani Grawli�ska, ale zbyt ufna.
- Ucz� si�, panie Kolbi. Ca�y czas si� ucz�.
- Wi�c prosz� nie pok�ada� ufno�ci w Prusach. Fryderykowi nie wolno
ufa�. Odrzuci nasze interesy narodowe niczym gor�cy kartofel, gdy tylko
dostrze�e mo�liwo�� wzbogacenia swego skarbca lub zagarni�cia nowych
ziem.
- Gdyby tylko cz��� szlachty, która tak sprzyja Katarzynie, dostrzeg�a, do
czego to mo�e prowadzi�!
- Do czego prowadzi, droga pani. Prosto w paj�cz� sie� czarnej wdowy. Oni
za�, w przeciwie�stwie do pani, nie my�l� o kraju, a jedynie o swych
dziecinnych �alach, swej cennej, tak zwanej z�otej wolno�ci, zagro�onej przez
konstytucj�.
- Jak mog� by� tak krótkowzroczni?
141
RS
- Pani zainteresowanie zrobi�o na mnie wra�enie. Mam kr�g przyjació�,
którzy podzielaj� moje pogl�dy. By� mo�e zechcia�aby pani spotka� si� z
nimi?
- Tak, z pewno�ci�!
- I mo�e nawet przy��czy�aby si� pani do nas?
- Och, panie Kolbi, có� by�by ze mnie za po�ytek!
- Dostrzegam w pani rozum, si�� i hart ducha. No i, w przeciwie�stwie do
wielu moich przyjació�, pochodzi pani ze szlachty. Nigdy nie wiadomo,
pewnego dnia mo�e by� pani dla nas niezwykle u�yteczna.
- I dla Polski? - za�mia�a si� Anna.
- Zapewne. Prosz� si� nie �mia�. Nie wolno pani nie docenia� siebie, Anno.
Mog� tak si� do pani zwraca�, prawda?
Skin��a g�ow�.
- Có�, chyba powinnam pozna� pa�skich przyjació�.
- Doskonale!
Jakub wzi�� Ann� na stron�, nim opu�ci�a dom weselny.
- Pani Anno Mario - powiedzia�, j�kaj�c si� - czy ma pani odno�nie maj�tku
plany, o których... zapomnia�a mi pani powiedzie�?
- Nie, nic podobnego. Sk�d taki pomys�, Jakubie?
- By� mo�e m�� pani planuje wprowadzi� tam jakie� zmiany?
- Nic o tym nie wiem. Dlaczego pytasz?
- Jestem pewien, �e to nie moja sprawa...
- M�� by� ostatnio w maj�tku, tak?
- Tak.
- I co mia� ci do powiedzenia?
- Niewiele. Ale zadawa� wiele pyta� na temat zbiorów. I by�o z nim kilku
m��czyzn.
- Szlachciców?
- Nie. Wygl�da�o na to, �e pani m�� ich zatrudnia... Rozmawiali o
zorganizowaniu jakiego� przedsi�wzi�cia.
- Co us�ysza�e�?
- Och, �ciszali g�os, gdy by�em w zasi�gu s�uchu.
- Rozumiem. Nie martw si�. Wypytam m��a. Jestem pewna, �e istnieje
rozs�dne wyt�umaczenie. Czy poza tym w maj�tku wszystko idzie swoim
trybem?
- Tak.
Anna prze�kn��a z trudem.
142
RS
- Trafili�cie mo�e na �lad Feliksa Paducha?
Twarz Jakuba pociemnia�a na wspomnienie zabójcy. Potrz�sn�� g�ow�.
- Nie, pani Anno.
- Rozumiem. Có�, Jakubie, musz� ju� i��. Doskonale si� bawi�am.
Skontaktuj� si� z tob� wkrótce.
Szraberowie odprowadzili j� do powozu.
- Szcz��liwej drogi! - zawo�ali, gdy pojazd ruszy�. Anna pomacha�a i
krzykn��a co� w odpowiedzi. Usi�owa�a si� u�miechn��, mimo �e wzbiera� w
niej niepokój.
Gdy powóz toczy� si� brukowanymi ulicami w kierunku rezydencji
Gro�skich, martwi�a si�, co te� zamy�la Antoni.
Kiedy znalaz�a si� w domu, wesz�a do szwalni, gdzie hrabina, odziana jak
zwykle w czer�, siedzia�a zamy�lona, wpatruj�c si� w p�on�cy na kominku
ogie�. P�omienie rzuca�y na jej nieruchom� posta� ta�cz�ce cienie. Siwe w�osy
mia�a nieuczesane.
Na pod�odze le�a�o kilka numerów czasopisma dostarczaj�cego nowin na
temat tego, co dzia�o si� w Królestwie. W tych dniach pisano g�ównie o
polityce.
Anna zastanawia�a si�, czy ciotka kiedykolwiek dojdzie do siebie po
wstrz�sie, jakim by�o ujawnienie sekretnego testamentu jej m��a. Do tej pory
nie odezwa�a si� do córki nawet s�owem.
Siostrzenica próbowa�a wyrwa� j� z melancholii, opowiadaj�c barwnie o
�lubie i przyj�ciu. Opisywa�a �ydowskie obyczaje weselne, jedzenie, muzyk�,
ta�ce, wszechobecn� weso�o��.
Hrabina przytakiwa�a, najwyra�niej niezainteresowana. Dopiero wzmianka
o tym, �e Anna pozna�a tam czaruj�cego m��czyzn�, pe�nego z�ych przeczu�,
wyrwa�a ciotk� z odr�twienia.
- Och? A czego dotycz� te przeczucia?
- On uwa�a, �e Polska, a nawet Warszawa, s� zagro�one. By�a zm�czona i
dopiero poniewczasie u�wiadomi�a sobie, �e nie powinna porusza� tak
ponurego tematu. Ku jej zdumieniu jednak w�a�nie ów temat sprawi�, �e ciotka
wyra�nie si� o�ywi�a.
- Wszystkie cywilizowane kraje s� dzi� zagro�one, Anno Mario! Spójrz
tylko, w jakich czasach �yjemy. Dziewka w�adaj�ca Rosj� romansuje z
prostymi �o�nierzami. I czy ma z tego powodu wyrzuty sumienia? „Je�li z�oto
zacznie rdzewie�, czego mo�emy spodziewa� si� po �elazie?".
143
RS
Anna rozpozna�a biblijn� aluzj�. W Opowie�ciach kanterberyjskich
Chaucer bardzo si� nad tym rozwodzi�, odnosz�c t� przypowie�� do Parsona,
jednej z nielicznych postaci po�ród hipokrytów, która mog�a stanowi� przyk�ad
dla innych. Ciotka od jakiego� czasu zachowywa�a si�, co prawda, jak
nawiedzona, lecz teraz mówi�a z sensem.
- Tak wielkie imperium jak Francja pad�o pod ciosami skrwawionych wide�
pospólstwa, a w�adaj�cy nim do niedawna królowa i król dr�� w wi�zieniu,
podczas gdy buntuj�ce si� �winie ostrz� gilotyn�. Francuskie ksi��niczki,
którym uda si� przetrwa�, zostan� wyrzucone na ulic�, by po�lubi�y szewców
albo handlarzy ryb. Arystokracja tego �wiata przestanie istnie�.
Zaniepokojona Anna wpatrywa�a si� w ciotk� bez s�owa.
- Polska - mówi�a dalej hrabina - musi uchroni� sw� szlacht�, nawet je�li
wszystkie pa�stwa woko�o rozpadn� si� jak domek z kart!
Anna przysi�g�a sobie, �e w przysz�o�ci b�dzie unika� poruszania przy
ciotce politycznych kwestii.
G�os hrabiny z�agodnia� i brzmia� teraz niczym monotonne zakl�cie:
- Przyszli w�adcy b�d� jedynie kiepsk� imitacj� prawdziwej arystokracji,
Anno Mario, przyci�t� na kszta�t diamentu jak iskrz�ce si� pruskie szk�o.
Westchn��a i doko�czy�a niewyra�nie:
- �a�osna imitacja, nic wi�cej.
Anna nie wiedzia�a, co odpowiedzie�. Obawia�a si�, by niew�a�ciwie
dobrane s�owa nie sprawi�y, �e ciotka znowu ulegnie wzburzeniu. Po�egna�a
si� wi�c po prostu, ca�uj�c hrabin� w poci�te zmarszczkami czo�o.
W korytarzu niespodziewanie natkn��a si� na Zofi�, która wieczór sp�dzi�a
poza domem, a teraz najwyra�niej pods�uchiwa�a. Przycisn�wszy palec do ust,
wci�gn��a Ann� do kuchni.
- Mama nie czuje si� dobrze, prawda? - spyta�a.
- Nie jest ostatnio sob�.
- Och, Anno, zachowuje si� tak dziwacznie! Te osobliwe aluzje do polityki.
My�l�, �e w ten sposób próbuje poradzi� sobie z rzeczywisto�ci�. Och, jako� to
prze�yje. Uwierz mi, tak naprawd� jest równie zdrowa na umy�le jak ty czy ja.
A teraz opowiedz mi o weselu.
Z niewiadomego powodu Zofia usi�owa�a od jakiego� czasu zacie�ni� ich
przyja��. Cho� Anna w�tpi�a w jej szczero��, nie mia�a nikogo, przyjaciela ani
krewnego, komu mog�aby si� zwierzy�. Czasami przy�apywa�a si� wi�c na
tym, �e powierza kuzynce co� w zaufaniu.
144
RS
Po raz drugi tego wieczoru zrelacjonowa�a przebieg uroczysto�ci i swoje
spotkanie z baronem Kolbim.
Zofia, udaj�c zainteresowanie, wzi��a ze sto�u misk� z g�stym jogurtem,
dola�a do niej troch� wody i wymiesza�a starannie.
- Có�, ciesz� si�, �e przyjemnie sp�dzi�a� popo�udnie, kochanie. Od dawna
nie wychodzi�a� z domu.
Anna przygl�da�a si�, zafascynowana, jak kuzynka nak�ada na twarz jogurt,
przegl�daj�c si� w lustrze.
- Doskonale wp�ywa na cer�, Anno.
Ich spojrzenia, odbite w lustrze, spotka�y si�.
- Mo�e by� te� spróbowa�a. Pó� godziny potrafi zdzia�a� cuda.
Odmówi�a jednak. Przygl�daj�c si�, jak Zofia siada na kuchennym stole z
twarz� podobn� do bia�ej maski, pomy�la�a, �e jej kuzynka jest tak pi�kna i
obdarzona tak� witalno�ci�, �e Bóg z pewno�ci� przeznaczy� jej d�ugie �ycie, z
jogurtem na twarzy czy bez.
Ciekawe, gdzie te� sp�dzi�a dzisiejszy wieczór, zastanawia�a si� Anna
mimo woli.
145
Rozdzia� dziewi�tnasty.
RS
W tydzie� po tym, jak hrabina przegna�a Mink� miot��, dziewczyna wróci�a
do domu, by zabra� swoje rzeczy.
Anna natkn��a si� na ni� na pode�cie schodów. Z rozbawieniem
spostrzeg�a, �e Minka spogl�da nerwowo ma�ymi oczkami to tu, to tam, jakby
obawia�a si�, �e lada chwila wyskoczy na ni� rozgniewana hrabina, podobna
do Marzanny, bogini �mierci, o której mawiano, �e pojawia si� znik�d, odziana
w przejrzyst� bia�� szat� i z kos� w d�oni, by odprowadzi� dusz� na s�d
ostateczny.
Anna wcisn��a jej w d�o� kilka monet jako wynagrodzenie za sprz�tanie i
pomoc przy uk�adaniu fryzury, ale jednocze�nie ostrzeg�a:
- Uwa�aj, Minko. Je�li cho� jeszcze raz si� tu poka�esz, to nie ciotka spu�ci
ci lanie.
Spojrzenie dziewczyny odzwierciedla�o oci��a�o�� jej umys�u. Dopiero po
chwili s�owa Anny w pe�ni do niej dotar�y i na twarzy s�u��cej pojawi� si�
wyraz zaskoczenia pomieszanego z czym� w rodzaju szacunku.
- Zrozumia�a�, co chcia�am ci powiedzie�?
- Tak, madame - szepn��a.
Po tym, jak hrabina przep�dzi�a Mink�, nastawienie Antoniego do �ony
zdecydowanie si� zmieni�o. Zacz�� znów okazywa� jej trosk�, kupowa� drobne
prezenty i sp�dza� w domu wi�kszo�� wieczorów. Anna zastanawia�a si�, co
te� mog�o wywo�a� zmian�, lecz by�a z niej zadowolona.
Nast�pnego ranka po weselu córki Szrabera posz�a do gabinetu m��a. Nie
wiedzia�a, jak poruszy� temat jego wizyty w maj�tku. Nie by�a nawet pewna,
czy starczy jej odwagi, by to zrobi�.
- Dzie� dobry, Anno! - powita� j� rado�nie Antoni. - Dobrze si� wczoraj
bawi�a�?
- Tak, bardzo mi�o sp�dzi�am czas - odpar�a, zdumiona, gdy� Antoni zdawa�
si� nie pami�ta�, �e zabroni� jej si� tam pokazywa�.
- To dobrze! Powinna� cz��ciej wychodzi�. W�a�nie mia�em do ciebie
pój��. Mam tu kilka dokumentów, które trzeba podpisa�, sprawy prawne od
ksi�cia Lubickiego. To zajmie tylko chwil�. Usi�d�, prosz�, kochanie.
Usiad�a przy biurku Antoniego, na którym zawsze panowa� wzorowy
porz�dek.
- Oto dokumenty. Podpisz si� obok mnie, tu, w tych trzech miejscach powiedzia�, wskazuj�c je �onie, i stan�� za biurkiem, góruj�c nad ni�.
146
RS
Anna zauwa�y�a piecz�� Lubickich, powa�anej bankierskiej familii. Jej
ojciec od lat powierza� im sprawy maj�tku i rodziny. Przypomnia�a sobie, jakie
wra�enie zrobi�o to na Antonim, �e jej maj�tek wart by� zainteresowania tak
powa�nych bankierów. Strony, które mia�a podpisa�, pe�ne by�y cyfr i
prawniczych formu�ek.
Nie si�gn��a po pióro. Zamiast tego spyta�a:
- Co jest w tych dokumentach, Antoni?
- Och, to tylko zwyk�e formalno�ci. - Antoni zanurzy� pióro w ka�amarzu i
wsun�� je w d�o� �ony. - Potwierdzaj�, �e wyra�asz wol�, bym sta� si�
wspó�w�a�cicielem maj�tku twego ojca.
- Ale podpisa�am ju� odpowiedni� ugod� przed �lubem. Antoni, musz�
przeczyta� dokumenty, zanim je podpisz�.
- Anno, prosz�, nie ma powodu...
- Zatem powiedz mi, o co dok�adnie chodzi.
- Doskonale - westchn��. - Te dokumenty pozwol� mi wycofa� cz���
pieni�dzy, które Lubicki ma w funduszu powierniczym.
- Ale chyba masz prawo to uczyni�? Czym to si� ró�ni od umowy
ma��e�skiej?
- W testamencie twego ojca znajduje si� klauzula, która zastrzega, �e m��
mo�e bez twojej zgody czerpa� dochody z zysku, lecz by naruszy� kapita�,
potrzebny jest twój podpis.
- Rozumiem.
Najwidoczniej ojciec, cho� tak beztroski, je�li chodzi o w�asne
bezpiecze�stwo, okaza� si� zdumiewaj�co przezorny tam, gdzie chodzi�o o
zabezpieczenie córki.
- Oznacza to, �e potrzebujesz bardzo du�ej sumy.
- Tak, rzeczywi�cie... musz� poczyni� pewne wydatki, a mój spadek... jak
wiesz, nie mog� by� pewny, kiedy...
- Czy móg�by� powiedzie� mi, na co dok�adnie zamierzasz przeznaczy� te
pieni�dze?
- Nie. - Antoni zje�y� si� z powodu �oninej impertynencji. Anna od�o�y�a
pióro.
- Chcia�em tylko powiedzie�, �e chodzi o interesy, o których nie wolno mi
mówi� - doda� ju� o wiele �agodniejszym tonem.
Spojrza�a na m��a i zapyta�a:
- Czy zamierzasz poczyni� jakie� zmiany w moim maj�tku?
147
RS
- Co takiego? - wyrazi� zdziwienie pomieszane z zaskoczeniem, przy czym
lekko opad�a mu szcz�ka.
- Maj�tek w Sochaczewie - zamierzasz wprowadzi� tam jakie� zmiany? Czy
to dlatego potrzebujesz pieni�dzy?
Twarz Antoniego poczerwienia�a z gniewu.
- Ten w�cibski �yd! Co ci powiedzia�?
- Prawd� mówi�c, niewiele. Anna spojrza�a znowu na biurko.
- Tylko tyle, �e co� planujesz.
Za wszelk� cen� stara�a si�, by jej g�os nie dr�a�. Stawienie czo�a m��owi
wymaga�o silnych nerwów.
- Ach! To prawda - stwierdzi� z widoczn� ulg� Antoni. -Planuj� odnowi�
dom i kilka budynków gospodarskich, a tak�e postawi� wi�ksz� i bardziej
u�yteczn� stodo��. Trzeba na to sporo pieni�dzy.
U�miechn�� si� fa�szywie pod starannie przystrzy�onym w�sem i po�o�y�
jej d�o� na ramieniu.
- Mia�em nadziej�, �e zrobi� ci niespodziank�, Anno, lecz teraz... có�,
Jakub wszystko zepsu�.
- Rozumiem - odpar�a. Zdawa�a sobie spraw�, �e znale�li si� w impasie. A
tak�e z tego, �e Antoni k�amie.
Wsta�a i stan��a z nim twarz� w twarz. Modli�a si�, by wystarczy�o jej si� i
determinacji. To, co Jakub powiedzia� o Antonim i jego knowaniach,
podtrzymywa�o j� w postanowieniu. Rozmowa o maj�tku nieuchronnie
przypomnia�a jej ojca i u�wiadomi�a, �e przekaza� jej mi�o�� do rodzinnej
ziemi. Co naprawd� zamierza� jej m��? Wesele u Szraberów wp�yn��o na ni�
jeszcze w inny sposób; zmieni�o nieco jej nastawienie do ma��e�stwa.
Zobaczy�a, na czym powinno polega� prawdziwe ma��e�stwo. Czas przekona�
si�, czy zwi�zek z Antonim ma szans� przetrwa�. Je�li oka�e si�, �e tak,
dostosuje si� i postara znale�� w nim zadowolenie. Je�li nie... có�, w takim
przypadku otworzy si� przed ni� przepa��, o której lepiej na razie nie my�le�.
- Chcia�abym porozmawia� z tob� o czym� innym, Antoni. O dziecku.
- Tak? - Antoni natychmiast przesta� si� u�miecha�.
- Nie zmieni�am zdania - powiedzia�a, spogl�daj�c mu stanowczo w oczy. Chc� je zatrzyma�.
- Rozumiem. Je�li oka�e si�, �e to dziewczynka, nie b�d� si� sprzeciwia�.
- A je�li urodzi si� ch�opiec?
- Nie b�dziesz mog�a go zatrzyma�. To wykluczone!
148
RS
- Zastanawia�am si� nad tym - powiedzia�a z bij�cym mocno sercem. Nie
mog�a ju� si� wycofa�. - Mo�na by�oby tak to rozwi�za�, by dziecko, je�li
oka�e si� ch�opcem, odziedziczy�o maj�tek mego ojca. Drugi syn, nasz syn,
odziedziczy�by twój.
- Oszala�a�? - zapyta�, wpatruj�c si� w ni� z gniewem i zdumieniem. - To
nie do pomy�lenia! Dzieli� maj�tek, który nasz �lub dopiero co po��czy�?
Nale�y wzmacnia� dobrobyt i si�� rodu, nie os�abia�. Prawne korowody
trwa�yby w niesko�czono��. I co powiedzieliby ludzie?
- Nie obchodzi mnie, co powiedz� ludzie.
- Lecz zacznie ci� obchodzi�, kiedy nie uznam dziecka za swoje i wszyscy
dowiedz� si�, �e jest b�kartem. - U�miechn�� si�. - Dziecko bez ojca zostanie
uznane za pochodz�ce z gminu i jako takie nie b�dzie mog�o dziedziczy�
ziemi.
Anna poczu�a, �e ogarnia j� gniew. Jak szybko rozegra� sw� najwa�niejsz�
kart�. Gniew wyostrzy� jej umys� i nagle wiedzia�a ju�, co powiedzie�.
- Ten ma�y podst�p obróci si� przeciwko tobie, Antoni. Jeste� zbyt dumny,
by dopu�ci� do plotek. W ko�cu, co ludzie powiedz� o tobie, panie Antoni
Grawli�ski?
U�miechn��a si� w szczególny sposób, którego nauczy�a si� od matki.
- Nazw� ci� rogaczem! To w�a�ciwe okre�lenie, czy� nie? Antoniemu
zabrak�o s�ów. Spogl�da� na �on�, purpurowy
z gniewu. Nie spodziewa� si� tego po niej.
Ann� te� zaskoczy�o w�asne zachowanie. Na pocz�tku rozmowy by�a
zdenerwowana i pe�na obaw, teraz za� konfrontacja z m��em zdawa�a si�
dodawa� jej si�.
- Antoni, po�lubi�e� mnie z uwagi na korzy�ci maj�tkowe, jakie nasz
zwi�zek mo�e przynie�� tobie i twojej rodzinie. S�dzi�e�, �e o tym nie wiem?
Wiedzia�e� tak�e, co to za szczególna choroba przyku�a mnie do �ó�ka, i �e
istnieje mo�liwo��, i� urodz� dziecko.
- Wiedzia�em, ale nie spodziewa�em si�...
- Czego? �e odwa�� si� przeciwstawi� radom hrabiny i twojej woli?
Powtarzam ci: postanowi�am zatrzyma� dziecko bez wzgl�du na wszystko. By�
mo�e zechcesz uniewa�ni� ma��e�stwo. Mo�na to b�dzie �atwo przeprowadzi�.
W ko�cu, nasz zwi�zek nie zosta�...
- Przesta� opowiada� g�upstwa, Anno! - zawo�a� Antoni. - Nie b�dzie
�adnego uniewa�nienia. Maj�tki zosta�y po��czone i tylko nasz syn b�dzie
149
RS
móg� je dziedziczy�. Odt�d b�dziesz mi pos�uszna, a zaczniesz od podpisania
tych papierów!
- Nie zrobi� tego! - krzykn��a Anna. Jej bunt zaczyna� wymyka� si� spod
kontroli.
Antoni zamachn�� si� i grzbietem d�oni uderzy� j� w twarz.
Otar�a usta, spogl�daj�c z niedowierzaniem na zakrwawion� d�o�. Poza
incydentem przy stawie jeszcze nikt nigdy jej nie uderzy�.
Podesz�a do drzwi.
- B�dziesz mi pos�uszna, Anno Mario - wycedzi� Antoni przez zaci�ni�te
z�by. Drzwi by�y teraz otwarte i nie chcia�, by kto� go us�ysza�. - Bo je�li nie...
Anna odwróci�a si� i zmierzy�a go spojrzeniem.
- To co zrobisz, Antoni? - spyta�a, u�miechaj�c si� do m��a. - Zabijesz
mnie?
Nie odpowiedzia�. Co� w jego ciemnoszarych oczach podpowiedzia�o jej, i�
trafnie odgad�a, co mia� na my�li.
Wróci�a do swej sypialni. Oto skutek tego, �e zbyt wcze�nie odkry� karty,
pomy�la�a. Kiedy przyci�nie si� go do muru, potrafi jedynie uciec si� do
g�upiego blefu.
150
Rozdzia� dwudziesty.
RS
W po�owie stycznia Zofia zatrudni�a dwie francuskie pokojówki, Clarice i
Babette. Mia�y us�ugiwa� tylko jej. Je�li chodzi o Babette, Anna uwa�a�a, �e
jest �liczna, ale cokolwiek lekkomy�lna. Dziewczyna mia�a dwoje
najpi�kniejszych dzieci, jakie Anna kiedykolwiek widzia�a: ch�opca i dziewczynk� o jasnej cerze i w�osach. Dzieci pomaga�y od czasu do czasu w domu,
wykonuj�c drobne prace albo biegaj�c na posy�ki. O ich ojcu nigdy nie
wspominano.
Dzieci zdawa�y si� mie� do�� zabawek i przysmaków, o co troszczy�a si�
g�ównie hrabina i Lutisza. Matka jednak nie interesowa�a si� nimi zbytnio,
podobnie jak reszta domowników. Podarki i �akocie to kiepski ekwiwalent
mi�o�ci, pomy�la�a Anna. Dostrzega�a u malców potrzeb� ukierunkowania i
szczerego zainteresowania, wi�c stara�a si� im to da�. Ci��a i zbli�aj�ce si�
macierzy�stwo uczyni�y j� szczególnie wra�liw� na potrzeby dzieci.
Czytywa�a im od czasu do czasu, a jeszcze cz��ciej opowiada�a bajki, czerpi�c
z niesko�czonego zasobu legend i mitów, jakie zna�a. Jej opowie�ci zawsze
ko�czy�y si� szcz��liwie. Dzieciaki i tak a� nazbyt szybko przekonaj� si�, �e
szcz��liwe zako�czenia o wiele cz��ciej zdarzaj� si� w literaturze ni� w �yciu.
Chocia� Babette nie by�a najlepsz� matk�, inne obowi�zki wykonywa�a
znakomicie. Skrupulatnie dba�a o stroje i peruki Zofii. To w�a�nie dzi�ki
oddaniu i pomocy obu pokojówek wsiadaj�ca do powozu przed domem Zofia
wygl�da�a niemal zjawiskowo. Anna a� westchn��a, zaszokowana, spostrzeg�szy, �e nowa, niezwyk�e �mia�a toaleta ods�ania niemal zupe�nie bujny biust
kuzynki.
Hrabina nadal ignorowa�a córk�. Dzia�o si� tak nie tylko z powodu
testamentu. Anna zacz��a podejrzewa�, �e Zofia zadaje si� z wieloma
m��czyznami. Mimo �e zazwyczaj do pó�na w nocy le�a�a w �ó�ku, czytaj�c
lub rozmy�laj�c, rzadko udawa�o jej si� doczeka� chwili powrotu Zofii do
domu. Zdarza�y si� te� noce, kiedy kuzynka nie wraca�a w ogóle.
Nim Zofia wysz�a, by sp�dzi� poza domem kolejny wieczór, Clarice
przygotowywa�a dla niej specjalny strudel z rodzynkami, ton�cy w g�stym
ró�anym syropie. Za ka�dym razem, kiedy kusz�cy zapach ciasta wype�nia�
dom, Anna wiedzia�a, �e kuzynka wkrótce go opu�ci.
Kilka razy po tym, jak Zofia wysz�a, Anna zakrada�a si� do jej pokoju, aby
przy �wietle ogarka czyta� pami�tnik. Gardzi�a sob�, �e robi co� tak
151
RS
niegodnego, lecz mroczna, ukryta strona jej natury czasem okazywa�a si�
silniejsza.
Je�li chodzi o rodzynkowy strudel, Zofia napisa�a:
Ró�any syrop sprawia, �e m��czy�ni pragn� moich ust! Ledwie zjem
strudel, a ju� mog�abym pobiec na piechot� do pa�acu, tyle dodaje mi energii.
Jednak gromadz� t� energi� i przechowuj� do czasu, a� b�d� mog�a
wykorzysta� j� w sposób mo�liwie najprzyjemniejszy.
Nie znosz� rodzynek! Lecz kiedy sfermentuj� w wywarze z j�zycznika,
nabieraj� i�cie magicznej mocy. Strudel roznieca we mnie �ar, gdy jestem z
m��czyzn�. Wszelkie odczucia wznosz� si� na niebotyczne wy�yny. Dzi�ki
strudlowi m��czy�ni po��daj� mnie, a ja nie musz� odmawia� �adnemu, który
mi si� podoba.
To takie zabawne, �e król Stanis�aw przypomina mi rodzynek! Gdy jestem
na dworze, stary król rzadko mija mnie, nie wsun�wszy mi wpierw w usta
�mia�ego j�zyka, jak stary, wylinia�y koliber.
Król jest pomarszczony jak rodzynek, cho� jeszcze nie tak wysuszony.
Sprawia mi przyjemno�� doprowadzanie do tego, �e jego sflacza�e i wysuszone
cia�o poddaje si� tej cz��ci rodzynka, która nie jest jeszcze ca�kiem wyschni�ta.
Podczas gdy inne nie zadowalaj� go i nawet nie �miej� spojrze� mu w oczy, ja
zdo�a�am poruszy� naznaczon� wiekiem, lecz jeszcze nie ca�kiem obumar��
cz��� Jego Wysoko�ci.
Do�wiadczam najwy�szego triumfu, gdy patrz�, jak dr�y z za�enowania z
powodu swego wieku, a potem jak zostaje pokonany przez rozkosz!
Czy Zofia naprawd� sypia�a z królem, zastanawia�a si� Anna,
przypominaj�c sobie, co wie�niacy w Sochaczewie mówili o j�zyczniku, zielu
o w�skich listkach, przypominaj�cych j�zyk w��a. Twierdzili, �e tylko bardzo
odwa�na dziewczyna potrafi znale�� je w lesie - królestwie Szatana - lecz
kiedy ju� je znajdzie, zaparzy i wypije napar, nie oprze jej si� �aden kawaler.
M�odsze dziewcz�ta �piewa�y za�, bawi�c si�:
J�zyczniku, j�zyczniku, zrywam ci� �mia�o Pi�� palców, szósta d�o� Niech
m��czy�ni si� za mn� uganiaj� Duzi, mali, niech wszyscy za mn� biegaj�.
Atmosfera w domu by�a napi�ta. Zofia i jej matka, coraz bardziej
roztargniona i nieobecna duchem, rzadko dostrzega�y jedna drug�. Anna i
Antoni zachowywali si� wobec siebie z ch�odn� rezerw�, lecz kwestia dziecka
w ka�dej chwili znów mog�a wyp�yn��.
Zima by�a tego roku wyj�tkowo ostra. W domu hula�y przeci�gi. Cho�
Anna zacz��a si� ju� zaokr�gla�, jej stan nie by� jeszcze oczywisty dla kogo�,
152
RS
kto nie wiedzia�by, �e jest przy nadziei. By�a w ci��y od czterech miesi�cy i
niecierpliwie czeka�a, by male�stwo zacz��o si� porusza�. Pragn��a tego
dziecka, jej dziecka. Uwa�a�a, �e �ycie to cud.
Kuzyn Walter mia� racj�, gdy kilka miesi�cy temu - dzisiaj zdawa�o si� jej,
�e od tej chwili min��y ju� �ata - przewidywa�, i� kampania turecka potrwa
krótko. W�a�nie odniesiono decyduj�ce zwyci�stwo i Warszawa �wi�towa�a.
Od dnia wesela w rodzinie Szraberów Anna korespondowa�a z baronem
Micha�em Kolbim. Ulegaj�c jego pro�bie, postanowi�a wyda� przyj�cie dla
uczczenia zwyci�stwa Rosjan nad Turkami, a tak�e, by pozyska� jak najszersze
poparcie dla g�osowania, które mia�o zdecydowa� o ostatecznym przyj�ciu
b�d� odrzuceniu konstytucji, zatwierdzonej przez sejm w maju poprzedniego
roku.
Zaproszono kilkoro Rosjan, znajomych barona, a tak�e przyjació�, których
pragn�� jej przedstawi�. Byli to cz�onkowie politycznej grupy nacisku, do
której ewentualnie mia�aby si� przy��czy�. Polityczne pogl�dy Anny,
ukszta�towane przez ojca, wuja, Micha�a i Jana zd��y�y ju� okrzepn�� i
skrystalizowa� si�. Zacz��a nawet czytywa� czasopismo prenumerowane przez
ciotk�. Polska znalaz�a si� na rozdro�u, jakiego nie zna�a dot�d historia,
pomimo gro�nych kryzysów, które gn�bi�y j� cz�sto na przestrzeni wieków.
Hrabina i Zofia zgodzi�y si� udost�pni� salon i przylegaj�cy pokój
muzyczny. Antoni wyjecha� na tydzie� do Opola, nie powiedziawszy, w jakiej
sprawie ani kiedy dok�adnie wróci. �a�oba ciotki zwolni�a Ann� z konieczno�ci
zaproszenia jej. Odetchn��a z ulg�, by�a bowiem pewna, �e zaniepokoi�by j�
fakt, i� wi�kszo�� go�ci pochodzi�a z gminu lub klasy �redniej. Zofi� zaprosi�a
jedynie z grzeczno�ci - kuzynka wychodzi�a ostatnio prawie co wieczór i nie
nale�a�o oczekiwa�, �e si� poka�e.
Stoj�c teraz w salonie, Anna przygl�da�a si� obecnym. Byli w�ród nich
bankierzy, ludzie interesu, ksi�dz, kupcy, a nawet kilka osób ze wsi. Nie, ani
ciotka, ani kuzynka nie pasowa�yby do tej grupy patriotów.
- Przyj�cie jest udane - powiedzia� baron Kolbi. - A ty wygl�dasz dzisiaj
ol�niewaj�co, Anno Mario.
Anna czu�a si� podekscytowana. Oto pierwsze przyj�cie, jakie urz�dzi�a
samodzielnie, okaza�o si� sukcesem. Mia�a na sobie sukni� ze srebrnoszarej
satyny, przyozdobionej na ramionach koronk�. Babette zebra�a jej
rudawobr�zowe w�osy i upi��a wysoko na g�owie, przytrzymuj�c sploty
bursztynowymi spinkami, gdy� upiera�a si�, �e bursztyn roznieca w zielonych
oczach Anny z�otawe iskierki.
153
RS
Przyjaciele barona �wi�towali zwyci�stwo Rosjan. Patrz�c na wesel�cych
si� go�ci, pomy�la�a, jak s� ró�ni. Trudno by�oby si� domy�li�, �e ��cz� ich
wspólne pogl�dy.
Lutisza i Marta, ubrane w najlepsze suknie, podawa�y nowym znajomym
Anny grzane wino, paszteciki z mi�sem, sery i ca�y asortyment smakowitych
francuskich deserów, przygotowanych wed�ug przepisów Babette i Clarice.
Anna gaw�dzi�a w�a�nie z bankierem i jego �on�, kiedy u�wiadomi�a sobie,
�e trzydziestka jej go�ci wydaje si� dziwnie poruszona. Pod��y�a wzrokiem za
spojrzeniem bankiera i odwróci�a si�.
Po przeciwnej stronie salonu, w drzwiach o �ukowym sklepieniu sta�a Zofia,
mierz�c go�ci spojrzeniem ciemnych oczu.
Anna st�umi�a westchnienie podziwu.
Kuzynka, w jaskrawoczerwonej aksamitnej sukni z ryzykownie g��bokim
dekoltem, ja�nia�a niczym p�omie�. Wysoko upi�t� fryzur� przyozdobiono jej
czarnymi dopinanymi loczkami, w�skimi czerwonymi wst��eczkami i
diamentowymi spinkami. Dostrzeg�a Ann� i u�miechn��a si� ol�niewaj�co:
- Anno, kochanie!
Kiedy sz�a ku niej przez pokój, Anna wstrzyma�a oddech z obawy, �e w�t�y
skrawek materia�u, podtrzymuj�cy biust kuzynki, mo�e w ka�dej chwili opa��.
Zofia sz�a wyprostowana, z wysoko uniesion� g�ow�, pewna siebie i w
pe�ni �wiadoma, �e przyci�ga wszystkie spojrzenia.
Przez t�um go�ci przebieg� szept. Nietrudno by�o si� domy�li�, co s�dz�
zebrani. Jedni uwa�ali Zofi� za niewiarygodnie pi�kn�, inni, �e wygl�da
skandalicznie, a jeszcze inni, �e jest zarazem pi�kna i wyzywaj�co ubrana.
Gospodyni post�pi�a naprzód, by j� powita�.
- Anno! - zawo�a�a Zofia. - Nie mog�am wyj��, nie rzuciwszy przedtem
okiem na to ma�e zgromadzenie. Obieca�am ksi��nej Charlotte ju� wieki temu,
�e pomog� jej bawi� go�ci podczas jednego z przyj��, które urz�dza. B�dzie
oko�o dwustu osób, a ona jest taka bezradna. Wybaczysz mi, prawda?
Anna u�miechn��a si�, wiedz�c, �e pytanie jest retoryczne. Jej nozdrzy
dobieg� zapach ró�.
Zofia bacznie przygl�da�a si� zebranym.
- Och, chyba przesadnie si� ubra�am. Kuzynka roze�mia�a si�.
- Nie powiedzia�abym, Zofio. Strojnisia zignorowa�a przygan�.
- Có�, nie znam tu nikogo, skarbie - zr�cznie zmieni�a temat. - Kim s� ci
ludzie? Czy nie ma w�ród nich nikogo ze szlachty?
S�ysz�c to niefrasobliwie rzucone pytanie, Anna skuli�a si� wewn�trznie.
154
RS
- Jest ich tu kilkoro - szepn��a. - Lecz g�ównie to pro�ci ludzie, przyjaciele
pana Kolbiego... Pami�tasz, kiedy opowiada�am ci o weselu, wspomnia�am o
baronie i jego grupce patriotów.
- Nie - och, tak, rzeczywi�cie, mówi�a� co� takiego. Lecz mia�am wtedy za
sob� d�ugi, m�cz�cy wieczór i chyba nie by�am w stanie si� skupi�.
- Có�, tych dobrych ludzi jednoczy patriotyzm i ch�� obrony Konstytucji 3
maja. S� w�ród nich arty�ci, ludzie interesu, ksi�dz, a nawet kilku Rosjan.
- Wygl�da mi to na niez�� mieszanin�! - oznajmi�a Zofia, nie staraj�c si�
zni�y� g�osu.
Anna zaczerwieni�a si�.
- Chocia� ten tutaj wydaje si� interesuj�cy - powiedzia�a �piewnie Zofia, a
jej czarne oczy zab�ys�y. - Przedstaw mi go, kuzynko.
Odwróciwszy si� Anna spostrzeg�a, �e zmierza ku nim baron. Przedstawi�a
go Zofii.
- Ach, pan Kolbi - zawo�a�a Zofia przeci�gle - to o panu Anna tyle mówi!
Bardzo mi mi�o pana pozna�. Kuzynka w�a�nie opowiada�a ze szczegó�ami o
pa�skiej ma�ej grupce. Uwa�am, �e to fascynuj�ce.
Anna wpatrywa�a si� w ni� ze zdumieniem pomieszanym z podziwem.
Baron u�miechn�� si�.
- Zatem podziela pani pogl�dy swojej kuzynki?
- Pogl�dy?
- Tak. Rozumiem, �e popiera pani nasz� Spraw�.
- Wasz� Spraw�... tak, oczywi�cie. - Zofia zmiesza�a si�, ale natychmiast
odzyska�a kontenans. - Có�, panie Kolbi, moim zdaniem kobiety nie s�
stworzone do polityki.
- Czy�by?
- Tak. Co wi�cej, uwa�am, �e polityka to jedynie eufemizm, okre�laj�cy
interes wojenny.
- Interesuj�ca teoria, pani Gro�ska, i do pewnego stopnia prawdziwa.
- Ale� jest absolutnie prawdziwa! - stwierdzi�a Zofia �mia�o. - Kobiety s�
stworzone do innych rzeczy, o wiele ciekawszych ni� polityka.
- Rozumiem.
Baron najwidoczniej postanowi� nie wdawa� si� we flirt.
Jego rozmówczyni u�miechn��a si�, chocia� nie by�a ju� tak pewna siebie.
Anna zdawa�a sobie spraw�, �e kuzynka po��da uwagi ka�dego m��czyzny.
- Gdybym mia�a czas, panie Kolbi - powiedzia�a - z pewno�ci� potrafi�abym
unaoczni� panu ró�nic� pomi�dzy Aresem a Afrodyt�.
155
RS
U�miechn�� si� z dezaprobat�.
Spojrzenie oczu Zofii natychmiast sta�o si� lodowato zimne. Nie
przywyk�a, by kto� si� jej opiera�. U�miechn��a si� z przymusem, spogl�daj�c
to na kuzynk�, to na Kolbiego.
Anna natychmiast u�wiadomi�a sobie, �e w przekonaniu Zofii baron
zainteresowany jest ni�, Ann�.
- Ale� z ciebie szelma, Anno - powiedzia�a, daj�c upust frustracji. - Jak pan
zapewne wie, baronie Kolbi, moja kuzynka jest kobiet� zam��n�. I nied�ugo
spodziewa si� dziecka. Mam nadziej�, ze wzgl�du na pana, �e nie trzyma�a
tego w sekrecie.
U�miechn��a si�.
- Wiem, �e jest m��atk�. Nie, nie utrzymywa�a niczego w sekrecie.
Odpowied� barona zdumia�a Ann�, czego stara�a si� nie da� po sobie
pozna�. Nie wyjawi�a Kolbiemu, i� jest w odmiennym stanie, mimo to nawet
nie mrugn��.
- Có� - powiedzia�a Zofia - powinnam chyba zosta� i przekona� si�, o jakiej
to „polityce" b�dzie tu dzisiaj mowa. Mo�e da�abym si� nawróci�. Lecz je�li
zaraz nie wyjd�, spó�ni� si� na przyj�cie u ksi��nej. Musz� lecie�, Anno.
Dobranoc, panie Kolbi. Ufam, �e jeszcze si� spotkamy.
- Do widzenia, pani Gro�ska.
Baron sk�oni� si�, lecz nie uca�owa� d�oni Zofii, czego ta najwyra�niej si�
spodziewa�a.
Zrobi�a kwa�n� min�, po czym obróci�a si� na pi�cie i przemkn��a jak burza
przez t�um go�ci, z których wielu jeszcze nie otrz�sn��o si� z os�upienia, w
jakie popadli na widok zjawiska w czerwieni.
Anna czu�a si� w najwy�szym stopniu zawstydzona. Nie mog�c znale��
niczego na usprawiedliwienie zachowania Zofii, wspomnia�a, �e kuzynka
wybiera si� na przyj�cie u Charlotte Sic, francuskiej ksi��nej.
Dostrzeg�szy w oczach barona b�ysk zrozumienia, spyta�a:
- Znasz j�, Michale?
- Ze s�yszenia.
Jego �agodne z natury, br�zowe oczy przybra�y wyraz ponury i zamy�lony.
- Choroba, która przynios�a zgub� francuskiej arystokracji, szerzy si� teraz
w naszej stolicy. A ksi��na Charlotte jest jej nosicielk�.
- Ja... nie rozumiem.
156
RS
- Och, niewa�ne. Mam nadziej�, �e nigdy nie b�dziesz musia�a zrozumie�.
Ciesz si� przyj�ciem, Anno. - Powesela�. -Poza tym ju� i tak uwa�asz mnie za
okropnego pesymist�.
Dwójka przyjació� parskn��a �miechem. Mimo to Anna nie zapomnia�a o
dziwnym stwierdzeniu, jakie wyg�osi�. By�a pewna, �e baron specjalnie
zrezygnowa� z wyja�nie�, aby oszcz�dzi� jej przykro�ci, zwa�ywszy, �e Zofia
by�a z ksi��n� blisko zaprzyja�niona.
Gdy ma�a grupka Rosjan opu�ci�a przyj�cie, w salonie zapanowa�a
atmosfera niepewno�ci.
- Jeszcze jeden toast za zdrowie Katarzyny? - zapyta� kto� z sarkazmem w
g�osie.
- Nie b�d� pi� za t� nierz�dnic�!
- Ani ja!
Starszy m��czyzna z posiwia�� brod� przemówi�:
- To bardzo pi�knie, �e odsun��a od nas gro�b� ataku barbarzy�ców, lecz
gdzie skieruje swoje armie teraz? Jej kosynierzy nie b�d� czekali d�ugo, nim
znajd� sobie nowe pole do skoszenia.
- Wilhelm ma racj�!
- Ale czy naprawd� mamy powód si� martwi�? - spyta�a �ona bankiera. Król Stanis�aw obieca�...
Zebrani zachichotali gromadnie, uciszaj�c kobiet�.
- Prosz� nie by� naiwn� - powiedzia� ksi�dz. - Z ca�ym nale�nym królowi
szacunkiem...
- Ach! - zawo�a� w�a�ciciel sklepu z dywanami. - Dlaczego ilekro� kto�
zaczyna od s�ów „z ca�ym nale�nym królowi szacunkiem", od razu wiadomo,
�e staruszkowi natychmiast dostan� si� s�owne ci�gi?
Go�cie parskn�li zgodnym �miechem.
- To dlatego, �e staruszek jest doprawdy beznadziejny -odpar�a jaka�
kobieta. - Czy� nie by� jednym z niezliczonych kochanków Katarzyny? I tylko
jej machinacjom zawdzi�cza, �e w ogóle zosta� królem. Dobrze si� zastanowi,
zanim nadepnie jej na odcisk.
- To by�by nie odcisk, lecz ca�y guz - powiedzia� baron. -Tak czy inaczej
potrzebujemy króla, a on potrzebuje nas. My i tysi�ce takich jak my zapewni�
Stanis�awowi si��, jakiej mu bez w�tpienia brak.
Nim przyj�cie dobieg�o ko�ca, wszyscy recytowali ju� zgodnie: „Król z
narodem, naród z królem!". Baron wychodzi� jako ostatni.
157
RS
- Przyj�cie by�o niezwykle udane - zapewni� gospodyni�. - Jeste�my ci
bardzo wdzi�czni. Widzisz, ju� okaza�a� si� dla nas u�yteczna.
- Nie zrobi�am doprawdy nic wielkiego.
- Anno, Sprawa to w�a�nie zwykli ludzie i proste uczynki. W ten sposób
rodz� si� rzeczy wielkie. Mam nadziej�, �e nadal b�dziesz si� z nami spotyka�.
- B�d�... Powiedz mi, Michale, czy wszystkie te opowie�ci o... hmmm,
gor�cym temperamencie Katarzyny s� prawdziwe?
Baron si� u�miechn��. Anna obla�a si� rumie�cem.
- Co ci� tak rozbawi�o?
- Och, nie ma powodu si� zawstydza�. Kobiety wykazuj� naturaln�
ciekawo��, je�li chodzi o caryc�. Niektóre z tych opowie�ci s� przesadzone,
lecz prawd� jest, �e miewa�a liczne romanse.
- Zdajesz si� s�dzi�, �e tylko kobiety wykazuj� w takich sprawach
ciekawo��. Tymczasem nawet w czasie dzisiejszego przyj�cia
zaobserwowa�am, �e wielu m��czyzn z ochot� o tym plotkuje.
Baron Kolbi si� roze�mia�.
- Z pewno�ci� masz racj�. Nagle spowa�nia�.
- Bardziej martwi mnie to, �e nami�tno�ci Katarzyny wobec m��czyzn
dorównuje jej ��dza zdobywania nowych ziem i posiad�o�ci.
- Ale sk�d si� to bierze, Michale? Rosja jest przecie� taka wielka.
- Chodzi o w�adz�, Anno. W�adz� i pot�g�.
- A rozwi�z�o�� daje jej w�adz� nad m��czyznami?
- Tak, a przynajmniej z�udzenie w�adzy. Odprowadzi�a go�cia do drzwi.
- Michale - zwróci�a si� do niego. - Sk�d wiedzia�e�, �e jestem przy
nadziei?
- Nie wiedzia�em.
Spojrzeli na siebie, a potem jednocze�nie parskn�li �miechem. Rozstali si�
w dobrych humorach.
Anna odwróci�a si� i popatrzy�a na marmurow� pod�og� holu, pokryt�
pi�knymi dywanami, na migocz�ce w kinkietach �wiece, eleganckie schody,
bezcenne gobeliny, które setki francuskich zakonnic tka�y przez ca�e lata. A
wszystko to stanowi�o zaledwie niewielk� cz��� tego, co nale�a�o teraz do
Zofii. I stanowi�o instrument jej w�adzy.
Pomy�la�a, �e zaczyna rozumie�, o co chodzi�o kuzynce. W�a�nie o to
wszystko - ale nie zamierza�a na tym poprzesta�.
158
Rozdzia� dwudziesty pierwszy.
RS
Pewnego dnia po po�udniu Anna siedzia�a w salonie, gdzie wiele okien
zapewnia�o najlepsze �wiat�o. Hrabina przebywa�a jak zwykle w odosobnieniu,
za zamkni�tymi drzwiami swego pokoju, a Zofia uda�a si� dok�d� powozem.
W pewnej chwili kto� ostro zapuka� do drzwi wej�ciowych, a po kilku
minutach do pokoju wesz�a zmieszana Lutisza.
- Madame... przy drzwiach stoi trzech cz�onków Gwardii Królewskiej.
Domagaj� si�, �eby ich wpu�ci�.
- Gwardii Królewskiej? - Serce Anny zacz��o szybciej bi�.
- Tak, madame.
- Z kim chc� si� zobaczy�?
- Z pani� Zofi�, madame. - S�u��ca przest�pi�a niespokojnie z nogi na nog�.
- Czy mam zawiadomi� starsz� pani�?
- Nie, Lutiszo. Sama si� tym zajm�. Wprowad� ich.
Po chwili do salonu wszed� brodaty oficer w towarzystwie dwóch �o�nierzy.
Sk�onili si� formalnie.
- Dzie� dobry pani - przemówi� oficer. By� ciemnow�osy i mocno
zbudowany. Dwaj m�odsi, starannie ogoleni towarzysze, nie odezwali si�.
Anna zacz��a podnosi� si� z krzes�a.
- Witam panów. Co mog� dla panów zrobi�?
- Nie musi pani wstawa� - odpowiedzia� oficer rado�nie. - Przynie�li�my
podarki od króla. Mamy umie�ci� je w sypialni hrabiny.
Anna zaczerpn��a oddechu z wra�enia. Czy�by sam król posy�a� Zofii
prezenty?
- Rozumiem - powiedzia�a. Na nic wi�cej nie potrafi�a si� zdoby�.
Nagle przypomnia�a sobie o pami�tniku, w którym Zofia spisywa�a uwagi
na temat króla, i natychmiast otrz�sn��a si� z os�upienia, wywo�anego wizyt�.
Mój Bo�e! Pami�tnik le�a� prawie na widoku! Zofia nie trudzi�a si�
chowaniem go, poniewa� s�u��ce nie umia�y czyta�, a nie spodziewa�a si�, by
matka czy Anna mog�y naruszy� jej prywatno��.
Pomy�la�a, �e je�li oficer znajdzie pami�tnik, mo�e go skonfiskowa� i
przekaza� królowi - b�d� to z poczucia obowi�zku, b�d� spodziewaj�c si�
nagrody. Uwagi Zofii zostan� wówczas uznane za zdrad�. A je�li prawdziwym
powodem odwiedzin gwardzistów by�o w�a�nie przeszukanie sypialni? W
jakim celu? Ju� sam pomys�, by przedstawiciele Gwardii Królewskiej domagali
si� dost�pu do pokoju kuzynki, wydawa� si� niedorzeczny. Mimo to Anna
159
RS
wiedzia�a, �e nie mo�e odmówi�. Instynktownie czu�a jednak, i� nie wolno
dopu�ci�, aby pami�tnik wpad� im w r�ce.
U�miechn��a si�, próbuj�c zapanowa� nad niepokojem. Musi co� wymy�li�.
- Czy mogliby panowie usi���? - zaproponowa�a.
- Nie, dzi�kujemy, prosz� pani - powiedzia� oficer. -Mamy zadanie do
wykonania.
- Lecz nie ma powodu a� tak si� �pieszy�. Nalegam, aby napili si� panowie
ze mn� wina - powiedzia�a, u�miechaj�c si�, jak mia�a nadziej�, kokieteryjnie.
- Czu�abym si� obra�ona, gdyby panowie odmówili. Nie co dzie� go�cimy tu
przedstawicieli Gwardii Królewskiej.
K�ciki ust oficera unios�y si� leciutko, ale powstrzyma� u�miech.
Nie dano mu jednak szansy na odpowied�. Anna zwróci�a si� do Lutiszy,
czekaj�cej w gotowo�ci przy drzwiach.
- Podaj naszym wyj�tkowym go�ciom najlepsze wino.
Lutisza zamruga�a, zdumiona, a potem znikn��a za drzwiami. Anna stara�a
si� zachowa� spokój. Gor�czkowo rozmy�la�a nad tym, jakby tu wydosta�
pami�tnik i ukry� go.
- Jak wam na imi�? - spyta�a. Wiedzia�a, �e przekracza granice wyznaczone
przez konwenanse, ale musia�a zyska� na czasie.
- Mam na imi� Aleksy, prosz� pani - powiedzia� oficer, jakby by� tu sam,
jakby tylko on si� liczy�.
Anna wda�a si� z nim w pogaw�dk� na temat rosyjskiej kampanii
przeciwko Turkom. Oficer zdawa� si� nie mie� na ten temat �adnych
pogl�dów. Pod jego czarnym w�sem pojawi� si� u�miech, z pocz�tku
niepewny, a potem szeroki i bezczelny. Aleksy przysun�� si� bli�ej miejsca,
gdzie siedzia�a, i sta�, spogl�daj�c na ni� tak poufale, �e na ramionach Anny
pojawi�a si� g�sia skórka.
W ko�cu nie wiedzia�a ju�, co powiedzie�. By�o jej s�abo. Pochyli�a si� na
krze�le i przytkn��a d�o� do czo�a.
- Hrabina jest chora? Czy mog� jako� pomóc?
Oficer ukl�k� i spojrza� z bliska w twarz Anny. W�sy opada�y mu lekko na
ko�cach, lecz w jego pos�pnych czarnych oczach pojawi� si� b�ysk, który móg�
�wiadczy� o ukrytym poczuciu humoru.
- Troch� mi s�abo.
- Prosz� pochyli� si� nieco bardziej. Po�o�y� Annie d�o� na plecach i lekko
nacisn��.
- A teraz prosz� g��boko oddycha�.
160
RS
Ku zdumieniu Anny rozkaza� swoim ludziom, by zaczekali na niego w
holu. Unios�a g�ow� w sam� por�, by zobaczy�, jak m�odzi stra�nicy
wymieniaj� porozumiewawcze spojrzenia.
- A teraz prosz� usi��� wygodnie i odchyli� si� do ty�u -powiedzia�, kiedy
m�odzie�cy wyszli.
Postawi� stopy Anny na sto�eczku, ale nie cofn�� d�oni. Kl�cz�c, masowa�
delikatnie palcami jej kostki, a potem przesun�� d�onie niebezpiecznie wysoko
wzd�u� �ydek. Ty �winio, przekl��a go w my�lach.
- Uwa�am - mówi� tymczasem oficer - �e stopy i nogi to klucz do tego, by
w�a�ciwie si� odpr��y�.
Znów si� u�miecha�, jeszcze bardziej bezczelnie ni� przed chwil�. Anna
u�wiadomi�a sobie, �e oficer traktuje jej zachowanie jako zach�t�. Kusi�o j�, by
mu powiedzie�, �e jest zuchwa�ym, g�upim os�em, lecz powstrzyma�a si�,
wiedz�c, �e w ten sposób po�le go wprost do pokoju Zofii. Zastanawia�a si�,
gdzie te� podziewa si� Lutisza.
�a�owa�a teraz, �e suknia nie pozwala domy�li� si� jej stanu. Przysz�o jej do
g�owy, �eby wspomnie� mu o tym. Co zrobi�aby Zofia?
Nagle j� ol�ni�o: oficer my�li, �e jestem Zofi�! Zaskoczona i przera�ona
mo�liwo�ci� odkrycia pami�tnika, zapomnia�a si� przedstawi�. To wyja�nia�o,
dlaczego zachowuje si� tak zuchwale, pewny, �e jego umizgi b�d� mile
widziane. Anna wstrzyma�a oddech. Czy reputacj� Zofii znali ju� nawet m�odsi
oficerowie Gwardii Królewskiej?
Twarz Aleksego by�a ju� bardzo blisko jej twarzy.
- Czuje si� pani lepiej? - zapyta�, owiewaj�c j� kwa�nym oddechem.
Anna zerwa�a si� z krzes�a.
- Zobaczmy, co te� wstrzymuje pokojówk�. Prosz�, niech pan tu zaczeka,
Aleksy.
Wypad�a z pokoju, modl�c si�, by nie pod��y� za ni�. Skin��a g�ow�
stra�nikom w holu, u�wiadamiaj�c sobie, �e nie b�dzie mog�a wej�� do
sypialni Zofii tak, by jej nie zauwa�ono. Zamiast tego ruszy�a wi�c ku
wahad�owym drzwiom, prowadz�cym do kuchni i niemal wpad�a na Lutisz�,
nios�c� tac� z czterema kryszta�owymi kieliszkami do wina. Natychmiast
spostrzeg�a, �e s�u��ca nie aprobuje jej post�powania.
- Wiem, co sobie my�lisz, Lutiszo, ale uwierz mi, to konieczne. Daj, wezm�
wino. Mam dla ciebie o wiele powa�niejsze zadanie.
- Ale, madame...
161
RS
- Pos�uchaj - sykn��a - i zrób dok�adnie to, co ci powiem. �ycie nas
wszystkich mo�e zale�e� od tego, jak si� sprawisz. Zrozumia�a�?
Lutisza gapi�a si� na ni�, os�upia�a. Nie zna�a dot�d Anny od tej strony.
- Tak, madame.
- Doskonale! Widzisz, gdzie� w pokoju Zofii znajduje si� czerwona
ksi��eczka, zapisana w �rodku. Je�li nie b�dzie jej na widoku, musisz jej
poszuka�. Znajd� j� i ukryj przy sobie. A potem wró� do salonu i nie odst�puj
mnie ani na chwil�, dopóki panowie nie wyjd�. Czy to jasne?
Lustisza skin��a g�ow�. Powaga w g�osie pani nie unikn��a jej uwagi.
Zmru�y�a z determinacj� oczy.
Anna poda�a wino dwóm m�odym stra�nikom, a potem wesz�a do salonu,
by rozegra� do ko�ca scen� z nadmiernie pewnym siebie oficerem. Modli�a si�,
by s�u��ca wróci�a jak najpr�dzej.
Nie usiad�a, ale stan��a obok kaflowego pieca. Ledwie zd��yli umoczy�
wargi w winie, Lutisza wróci�a i zaj��a stanowisko obok swej pani.
Anna poczu�a, �e ogarnia j� uczucie triumfu. Teraz mog�a zako�czy� gr�
tak, jak zaplanowa�a.
- Och, prosz� spojrze�, która to ju� godzina! - zawo�a�a, spogl�daj�c na
stoj�cy zegar. - Nie zdawa�am sobie sprawy z up�ywu czasu. M�� wkrótce
b�dzie w domu.
- Pani... m��? - Pewno�� siebie oficera nagle znikn��a. U�miechn��a si�
rozbawiona.
- Tak... Owszem.
- �artuje sobie pani ze mnie.
- Dlaczego mia�abym to robi�, Aleksy? - spyta�a. Odgrywanie tej komedii
zacz��o sprawia� jej perwersyjn� przyjemno��.
- Có�... s�dzi�em, �e hrabina Gro�ska nie jest zam��na.
- Och! Rzeczywi�cie, nie jest. Oficer wpatrywa� si� w ni� bez s�owa. Anna
st�umi�a ch��, by si� roze�mia�.
- Jestem Anna Maria Grawli�ska, hrabina sochaczewska, przysz�a
baronowa opolska. Hrabina Gro�ska jest moj� kuzynk� - doda�a z u�miechem.
- Kuzynk�?
- Có�, tak. Och! Wzi�� mnie pan za Zofi�? Jakie to zabawne. Nie jeste�my
do siebie ani troch� podobne!
Oficer ze wszystkich si� stara� si� ukry� zaskoczenie oraz w�ciek�o��, lecz
zdradza� go opadaj�cy ponuro w�s. W ko�cu Anna si� roze�mia�a.
162
RS
- Och, podobno dobrze jest si� �mia�. Powiadaj�, �e kobieta przy nadziei
powinna �piewa� i weseli� si�, by dziecko by�o �wawe i mia�o mi�y charakter.
Oficer nadal si� w ni� wpatrywa�, a sens s�ów Anny z wolna do niego
dociera�. Gdy to si� sta�o, odstawi� kieliszek, po czym wyprostowa� si� i
przybra� oficjaln� min�.
- Czy by�aby pani tak �askawa i poleci�a pokojówce, aby bez dalszej zw�oki
zaprowadzi�a nas do pokoju hrabiny Gro�skiej?
Annie bardzo odpowiada� ten powrót do formalno�ci.
- Oczywi�cie, panie oficerze.
Chcia� mnie wykorzysta�, pomy�la�a, a ja odwróci�am role i pos�u�y�am si�
nim.
Po chwili Lutisza wróci�a. Gdy Anna spojrza�a na ni� pytaj�co, u�miechn��a
si� i poklepa�a po kieszeni.
- Dobrze - szepn��a Anna. - A teraz zosta� ze mn�. Mo�esz usi���.
- Och, pani Stella za nic nie pozwoli�aby...
- Lutiszo, ja ci pozwalam. Siadaj.
Zaryzykowa�a i wysz�a cicho do holu. Podesz�a pod drzwi sypialni kuzynki
i przy�o�y�a do nich ucho. Dobiegaj�ce zza nich pe�ne frustracji pomruki, a
tak�e odg�osy towarzysz�ce otwieraniu szuflad i szafek, a nawet przesuwaniu
mebli upewni�y j�, �e stra�nicy naprawd� przeszukuj� pokój.
Zastanawia�a si�, czy jaki� wróg Zofii nie powiadomi� króla o istnieniu
pami�tnika. Westchn��a z ulg� na my�l, �e jest bezpiecznie ukryty. Wiedzia�a
jednak, �e napi�cie nie opadnie, dopóki stra�nicy nie pójd�.
Nas�uchiwa�a jeszcze przez kilka minut, a kiedy wyczu�a, �e rewizja zaraz
si� sko�czy, pospieszy�a z powrotem do salonu, gdzie siedzia�a Lutisza.
S�u��ca unios�a z trudem sw� imponuj�c� posta� i stan��a w pozie
oczekiwania.
Kiedy oficer wróci� do pokoju, Anna siedzia�a, opanowana, na krze�le.
Dwaj pozostali czekali na niego w przedpokoju, gotowi do odej�cia. Ju� prawie
po wszystkim, pomy�la�a. Zaraz sobie pójd�, a dom b�dzie wolny od ich
w�cibskich oczu.
- Zostawili�my podarki od króla w sypialni pani Gro�skiej - oznajmi�
oficer.
- Jak mi�o! - powiedzia�a z fa�szywym entuzjazmem. Oficer zmru�y� oczy i
przyjrza� si� jej.
- Prosz� mi powiedzie�, czy kuzynka pani ma jaki� inny pokój, gdzie
zwyk�a pisywa� listy lub wiersze?
163
RS
Anna ledwie mog�a w to uwierzy�. Oni naprawd� szukali pami�tnika.
- Nie s�dz�, by Zofia w ogóle pos�ugiwa�a si� piórem. Jest na to zbyt zaj�ta.
- O tak, z pewno�ci� - oficer u�miechn�� si� kpi�co.
- Co� jeszcze, oficerze? - spyta�a, powstrzymuj�c gniew.
- Nie, b�dziemy si� zbiera�.
Annie ul�y�o, gdy� obawia�a si�, �e mog� chcie� przeszuka� ca�y dom.
Lecz kiedy odwróci�a si� na krze�le, gotowa powiedzie� Lutiszy, �eby
odprowadzi�a �o�nierzy do drzwi, spostrzeg�a, �e z kieszeni s�u��cej wystaje
zdradziecko czerwona ksi��eczka. Bo�e, dopomó�! Pami�tnik musia� si� wysun��, kiedy Lutisza siada�a, i wygl�da�o na to, �e wypadnie, gdy tylko
korpulentna s�u��ca si� poruszy.
Anna modli�a si� w duchu, by strach nie odbi� si� na jej twarzy. Oficer
w�a�nie pochyla� g�ow� w uk�onie.
U�miechn��a si�, lecz dotychczasow� pewno�� siebie zast�pi�y z�e
przeczucia. Ba�a si�, �e by�y zgubione. Ju� sobie wyobra�a�a, jak intruz
ucieszy�by si�, gdyby znalaz� pami�tnik. Na razie jednak zbiera� si� do wyj�cia.
Wstrzyma�a oddech. By�a jeszcze nadzieja.
Lutisza zebra�a spódnice, gotowa odprowadzi� oficera do drzwi.
Serce Anny zabi�o mocniej, gdy zobaczy�a, �e pami�tnik wysuwa si�
jeszcze bardziej.
- Lutiszo! - zawo�a�a, zrywaj�c si� z krzes�a.
S�u��ca, przestraszona tonem jej g�osu, zatrzyma�a si� i odwróci�a podobnie jak oficer, najwidoczniej zaciekawiony.
Anna uda�a, �e w�a�nie co� przysz�o jej do g�owy.
- Sama odprowadz� mi�ego oficera, Lutiszo - zawo�a�a rado�nie, wpatruj�c
si� z uporem w zak�opotan� s�u��c�. - Prosz�, zaczekaj tu na mnie.
- To nie b�dzie konieczne, hrabino - powiedzia� zimno oficer. - Nie
powinna si� pani przem�cza�.
- Och, to �aden wysi�ek - upiera�a si� Anna. - Zw�aszcza kiedy chodzi o
królewsk� stra�!
Oficer wpatrywa� si� w ni�, szacuj�c spojrzeniem. Podejrzewa� co� albo
uwa�a� j� za zupe�nie szalon�. Czym pr�dzej uj��a go pod rami� i
wyprowadzi�a z salonu.
- Mam nadziej�, �e jeszcze si� spotkamy, Aleksy.
Je�li nawet on nie uwa�a jej za szalon�, pomy�la�a, spogl�daj�c na stoj�c� z
otwartymi ustami s�u��c�, to Lutisza z pewno�ci� tak.
164
RS
Kiedy �egna�a si� z �o�nierzami, twarz oficera nadal wyra�a�a
podejrzliwo��. Zamkn��a drzwi i z ulg� opar�a si� o nie, �ywi�c gor�c�
nadziej�, �e wi�cej nie spotka Aleksego.
Wesz�a do salonu akurat w chwili, kiedy s�u��ca pochyla�a sw� kr�p�
posta�, by podnie�� z pod�ogi pami�tnik.
165
Rozdzia� dwudziesty drugi.
RS
Gospoda Pod G�ow� Królowej, jak na pó�ne wtorkowe popo�udnie, by�a
wyj�tkowo zat�oczona. Jan siedzia� samotnie na swym zwyk�ym miejscu przy
oknie. Nie wygl�da� na zewn�trz ani te� nie �ledzi�, co dzieje si� wokó� niego.
Wypi� ju� dwie szklaneczki, by uspokoi� nerwy.
Mia� spotka� si� z królem Stanis�awem.
Tygodniami wspó�pracowa� �ci�le z przyjacielem ojca, Hugonem
Ko���tajem, który traktowa� go jak syna. W pe�ni zaanga�owa� si� w ruch
patriotyczny. Konstytucja, uchwalona w poprzednim roku, stanowi�a jedynie
podwaliny przysz�ych reform. Wiele pozostawa�o jeszcze do zrobienia.
Ko���taj podj�� si� próby przekonania króla, �e pa�szczyzna ch�opów
powinna zosta� zamieniona na czynsze. Jan mia� mu towarzyszy� i zosta�
królowi przedstawiony. Przekonanie monarchy o potrzebie tak rewolucyjnych
zmian by�o zadaniem nie lada, lecz Jan pok�ada� wielk� ufno�� w przyjacielu.
Widzia� ju� nieraz, jak werbowa� dla Sprawy ludzi dot�d beztroskich i
spragnionych jedynie zabawy i uciech. Ko���taj potrafi� przedstawia� swoje
racje, argumentowa�, dyskutowa�, odpiera� zarzuty, by w ko�cu przekona�
ka�dego, nawet króla.
Tego ranka Jana wezwano do domu Ko���taja. Gospodarz le�a� w �ó�ku,
os�abiony i �miertelnie blady. Powiedzia� Janowi, �e zapad� na influenc�, lecz
przezwyci��y chorob�.
- Jak wiesz - mówi� - jutro mamy spotka� si� z królem.
- Mam odwo�a� spotkanie? Prze�o�y� na przysz�y tydzie�?
- Nie - odpar� stanowczo Ko���taj. - Reformy nie mo�na d�u�ej odk�ada�.
- Co zatem zrobimy, prosz� pana?
- Spotkasz si� z królem, Janie.
- Ja? - serce zaci��y�o Janowi w piersi. Nie móg� uwierzy� w to, co
us�ysza�. - Sam?
Ko���taj skin�� g�ow�.
- Ale czy król mnie wys�ucha?
- Dlaczego nie? Jeste� m�dry jak na swoje dwadzie�cia pi�� lat. Szybko si�
uczysz. I nie brak ci wiary. Ufam, �e sobie poradzisz.
- Ale... z samym królem?
- Tak, z królem. To tylko cz�owiek, do tego o niezbyt stanowczym
charakterze. Wspó�pracowa�e� ze mn� bli�ej ni� ktokolwiek inny. Wiesz, na
166
RS
czym polega propozycja reformy, znasz przewidywane liczby, ewentualne
korzy�ci. Po prostu przedstaw to jasno królowi, Janie.
- Takie przeszukanie ze strony Gwardii Królewskiej to nic nadzwyczajnego
- zapewnia�a Zofia Ann�. - Król nie jest pewny lojalno�ci swych poddanych.
Chyba tak to ju� bywa z monarchami. Gdyby mieli powód s�dzi�, �e naprawd�
co� ukrywam, wierz mi, nie ograniczyliby si� do mojej sypialni.
Kuzynki sta�y w pokoju Zofii, która wróci�a w pó� godziny po tym, jak
odjecha�a stra�. Anna poleci�a Lutiszy, aby to ona zwróci�a pami�tnik. W ten
sposób Zofia nie mia�a powodu s�dzi�, �e Anna cho�by do niego zajrza�a.
- Post�pi�a� bardzo sprytnie, kuzynko - powiedzia�a teraz, wymachuj�c
pami�tnikiem. - To tylko taka niem�dra pisanina i par� gryzmo�ów. Wpad�am
na ten pomys�, gdy zobaczy�am, jak zapisujesz co� w swoim diariuszu. Z
drugiej strony, umar�abym, gdyby przeczytano to na dworze!
Rzuci�a pami�tnik na toaletk� i uj��a d�onie Anny. Jej czarne oczy cho� raz
spogl�da�y powa�nie.
- Jestem ci bardzo wdzi�czna, Anno. Ocali�a� mi dzi� �ycie. Nie zapomn� o
tym.
Anna zmusi�a si� do u�miechu. Cho� by�a dumna, �e tak doskonale
poradzi�a sobie w trudnej sytuacji, odczuwa�a te� wyrzuty sumienia z powodu
swego w�cibstwa.
- Spójrz tylko! - zawo�a�a Zofia, ci�gn�c j� w kierunku szafy. - Mam tutaj
skrytk�.
Nacisn��a ukryt� za przedni� nó�k� spr��yn� i z mebla wysun��a si�
szufladka. W�o�y�a do niej pami�tnik.
- Od tej chwili b�d� przechowywa�a go tutaj. Poczucie winy Anny jeszcze
wzros�o. Kuzynka mia�a do
niej zaufanie. Wola�aby, by Zofia nie pokaza�a jej ukrytej szuflady. Teraz,
wiedz�c, gdzie jest pami�tnik, nadal b�dzie nara�ona na pokus�.
- Czym tak si� martwisz, Anno? Niebezpiecze�stwo min��o, i to dzi�ki
tobie. - Zofia obj��a j�. - Chod�, zobaczymy, jakie podarki zostawili dla mnie
�o�nierze.
Anna u�miechn��a si�, próbuj�c rozproszy� ponury nastrój i przysi�gaj�c
sobie w duchu, �e wi�cej nie zajrzy do pami�tnika.
Przeszuka�y pokój i znalaz�y ukryte prezenty. W ka�dej szufladzie, s�oju i
wazonie znajdowa�y pier�cienie, kolczyki i brosze. W jedn� z peruk Zofii
wpi�to per�owe spinki. A na toalecie, pod szkatu�k� z bi�uteri�, le�a�a koperta
opatrzona królewskimi insygniami.
167
RS
- A to ci dopiero - oznajmi�a Zofia. - Zaproszenie do Zamku.
Jan z niepokojem wpatrywa� si� w twarz króla Stanis�awa Augusta.
Przedstawi� ju� to, z czym przyszed�, i teraz czeka�, niepewny reakcji
monarchy.
Pudrowana peruka okala�a zwyczajn� twarz. Ma�e, bezbarwne oczy
spogl�da�y spod ci��kich powiek. Nos króla by� w�ski, szcz�ka ledwie
zaznaczona. M�ska uroda, która przyci�gn��a kiedy� do niego Katarzyn�,
bezpowrotnie min��a. Jan pomy�la�, �e w czasach romansu z caryc� król
musia� mie� oko�o dwudziestu pi�ciu lat, czyli by� w tym samym wieku, co on.
Teraz dobiega� sze��dziesi�tki.
Có� takiego dostrzeg�a w nim Katarzyna, �e wys�a�a do Polski armi�,
zmuszaj�c magnatów, aby wybrali go na króla? Wydawa� si� ma�o
poci�gaj�cy.
Jan zaj�� ju� ponad godzin� królewskiego czasu. Przedstawi� królowi
spraw�, staraj�c si� mówi� mo�liwie jasno, przekonuj�co, a zarazem
taktownie. Cho� przed rozmow� dr�a� z niepokoju, to kiedy ju� spotka� si� z
królem i zacz�� przedstawia� swoje argumenty, obawy znikn��y i ogarn��o go
niespodziewane poczucie mocy i s�uszno�ci sprawy, nape�niaj�c energi�,
swad� i ufno�ci� we w�asne si�y.
Gdy król zacz�� zadawa� pytania, dyskusja doprowadzi�a w logiczny
sposób do rozwa�a� o konieczno�ci powo�ania banku pa�stwowego oraz emisji
papierowej waluty. W tych kwestiach Jan czu� si� nieco mniej pewnie, jednak
na szcz��cie król nie analizowa� sprawy zbyt szczegó�owo. Po jakim� czasie,
sko�czywszy dyskusj�, pogr��y� si� w rozmy�laniach. Minuty p�yn��y
niespiesznie.
Pospolity czy nie, z pewno�ci� nie podejmuje decyzji zbyt pochopnie,
pomy�la� Jan. Przed�u�aj�ca si� cisza wyda�a mu si� wymowna i niezbyt
obiecuj�ca. Nie mog�c ju� d�u�ej znie�� milczenia, zaskoczy� sam siebie,
przemawiaj�c pierwszy:
- Wszystko sprowadza si� do tego, panie, by ka�dy z naszych obywateli
mia� prawo otrzymywa� zap�at� w narodowej walucie i prowadzi� swobodny
handel.
- Drogi m�odzie�cze - powiedzia� król. - Wszystko sprowadza si� do tego,
�e uchwalili�my konstytucj� równie dobr� jak ta w Stanach Zjednoczonych i
pierwsz� w Europie.
Jan skin�� potakuj�co g�ow�.
Król mówi� dalej, kiwaj�c ostrzegawczo palcem.
168
RS
- Lecz kiedy zburzono Bastyli�, reformy, które podj�li�my, przestraszy�y
koronowane g�owy Prus, Austrii i Rosji. Nie chc� mie� obok swych granic
Polski, która przemawia g�osem ca�ego narodu, gdy� widz� w tym zagro�enie
dla swojej w�adzy. Te pa�stwa nie b�d� bezczynnie przypatrywa�y si�
reformom.
M�ody or�downik reform zastanawia� si�, do czego prowadzi ta przemowa.
Czy król zamierza odmówi�?
- Jednak�e - stwierdzi� monarcha, wzdychaj�c - w zesz�ym roku
wybrali�my drog� reform i teraz nie mo�emy si� wycofa�. Sprawa czynszów to
tylko ma�y krok na tej drodze. Czas zmusza ludzi, by szli z post�pem. Pami�taj
o tym, Janie. Mo�e by� tak, �e postawimy dwa kroki w przód, a jeden do ty�u,
ale i tak b�dziemy posuwa� si� do przodu. To nieuniknione.
Jan poczu�, jak ogarnia go podniecenie.
- Zatem mog� powiedzie� Ko���tajowi...
- Powiedz mu, �e ma wyzdrowie�. To królewski rozkaz. Och, i powiedz mu
te�, by zaj�� si� spraw�, o której tu dzi� rozmawiali�my.
Mia� ochot� krzykn�� z rado�ci. Serce bi�o mu jak szalone, stara� si� jednak
powstrzyma� entuzjazm. Na jego twarzy nie pojawi� si� nawet �lad u�miechu.
Nie chcia�, by król uzna� go za nowicjusza.
- Przeka�� mu to, panie - powiedzia� tylko, jednak w �rodku odczuwa�
g��bok� satysfakcj�. Jak�e dumny by�by z niego ojciec!
- Pochodzisz z Halicza, prawda, Janie?
- Tak, Wasza Wysoko��.
- Och, zaledwie wczoraj pozna�em innego m�odzie�ca z Halicza,
przekl�tego rosyjskiego najemnika. Towarzyszy� Rosjaninowi Fiodorowi
Kuprinowi, który przywióz� �mia�e gro�by ze strony Katarzyny. Cho� ledwie
mówi� po rosyjsku, polszczyzna Kuprina by�a jeszcze gorsza. Ten m�ody
cz�owiek s�u�y� wi�c za t�umacza.
- Jak brzmia�o jego nazwisko?
- Nazwisko? Oczywi�cie, nazwisko, chyba... Gro�ski.
- Walter Gro�ski?
- Tak, w�a�nie.
169
Rozdzia� dwudziesty trzeci.
RS
Anna nie potrafi�a opanowa� podniecenia. Mia�a by� go�ciem na Zamku, po
raz pierwszy w �yciu.
Clarice i Babette ca�y ranek przygotowywa�y j� i Zofi� do uczestnictwa w
królewskiej kolacji i koncercie. Zofia chcia�a kupi� Annie na t� okazj� now�
sukni�, lecz ta odmówi�a, zgadzaj�c si� jedynie po�yczy� jedn� z toalet
kuzynki. Wola�a nie mie� wobec niej d�ugu. Zofia upar�a si� natomiast co do
peruki, twierdz�c, �e bez niej kobieta czu�aby si� na dworze, jakby by�a
ca�kiem naga. Anna ust�pi�a wreszcie, daj�c si� przekona�.
Louis i ma�a Babette tak�e dali si� ponie�� emocjom. Kr�cili si� pod
nogami przez ca�y dzie�, kipi�c entuzjazmem.
- Mo�emy pój�� zobaczy� króla? - spyta�a Babette.
Francuskie pokojówki i Zofi� rozbawi�o to dzieci�ce pytanie i szczerze si�
u�mia�y. Louis jednak wydawa� si� tym bardzo dotkni�ty. Cho� nic nie
powiedzia�, Anna zdawa�a sobie spraw�, �e bardzo chcia�by pój��. Jednak
ca�kiem doros�a duma, która zd��y�a ju� w nim zakie�kowa�, nie pozwala�a si�
naprasza�. Po jakim� czasie, gdy pokojówki by�y zaj�te w pokoju Zofii, Anna
spróbowa�a wyt�umaczy� dzieciom, �e przyj�cie jest dla doros�ych. Pomy�la�a,
�e maj� jeszcze czas, by dowiedzie� si� wszystkiego o ró�nicach klasowych,
na razie opowiedzia�a im o swej pierwszej podró�y do Warszawy i o tym, w
jaki podziw wprawi� j� wówczas majestatyczny Zamek. Obieca�a tak�e, �e
pewnego dnia zabierze je na przeja�d�k�, by mog�y bli�ej przyjrze� si�
królewskiej rezydencji po drugiej stronie Wis�y.
Zofia wesz�a do pokoju Anny przygotowana ju� do wyj�cia. Mia�a na sobie
jedwabn� sukni� o podniesionej talii, ozdobion� przejrzystymi falbankami,
wst��kami i jedwabnymi kwiatami. Uderzaj�co pi�kny komplet bi�uterii, jak�
wybra�a na t� okazj�, sk�ada� si� z szafirowego wisiorka i pasuj�cych do niego
kolczyków.
Spostrzeg�szy strój, który Anna wybra�a dla siebie, przez chwil�
wpatrywa�a si� w niego z rozdziawionymi ustami.
- Nie mo�esz tego w�o�y�, kuzynko!
- Naprawd�? Nie chcesz mi po�yczy� tej sukni?
- Nie o to chodzi. Kochanie, wybieramy si� na królewski dwór, nie na targ
rybny. Ta suknia jest zbyt prosta, zbyt skromna i bezbarwna!
- Pi�kno polega na prostocie, Zofio, i dotyczy to tak�e sukni. Och, bardzo
chcia�abym za�o�y� w�a�nie t�! Poza tym suknia nie jest tak zupe�nie
170
RS
bezbarwna - przekonywa�a kuzynk� - wskazuj�c pastelowy kwietny wzór na
kremowym tle przejrzystego materia�u.
Tym razem podda�a si� Zofia.
Suknia wymaga�a niewielkich poprawek - dopasowania bufiastych
r�kawów i poszerzenia w talii. Bia�e skórzane pantofelki Anny dope�ni�y
stroju, podobnie jak zawi�zana wokó� szyi bia�o-niebieska kamea jej matki.
Ciekawe, co mama powiedzia�aby na to, �e znajd� si� dzi� na Zamku,
pomy�la�a.
Gdy by�a ju� ubrana, w�o�ono jej na g�ow� pudrowan� francusk� peruk�.
Spojrza�a w lustro i oniemia�a, zaskoczona tym, jak bardzo zmieni� si� jej
wygl�d.
- Anno! - zawo�a�a Zofia. - Wygl�dasz absolutnie bosko! I wcale nie wida�,
�e jeste� przy nadziei!
Rzeczywi�cie, na widok swego odbicia Anna poczu�a, �e jej pewno�� siebie
wzrasta. Cieszy�a si� te�, �e nie wida� by�o po niej ci��y. Oczywi�cie
wiedzia�a, �e niektórzy wzi�liby jej za z�e, i� b�d�c w odmiennym stanie, wa�y
si� cho�by wychyli� nos z domu.
- Podaj mi praw� r�k�, Anno. Przynios�am ci pier�cionek. Masz pe�ne
prawo skorzysta� z tego, co przys�a� mi król.
Zofia wsun��a kuzynce na trzeci palec srebrny pier�cie� w kszta�cie lwiej
�apy, �ciskaj�cej wielki kamie�. Anna westchn��a z zachwytu.
- Co to za kamie�, Zofio? Nie potrafi� okre�li�, jakiego jest koloru.
- Na tym polega jego urok, Anno. Zmienia barw� w zale�no�ci od otoczenia
i �wiat�a. Czasami wydaje si� niebieski albo zielony, czasami fioletowy czy
nawet krwistoczerwony -istna t�cza barw. To opal.
- Jest wspania�y.
- Ludzie, którzy potrafi� zmienia� si� w ten sposób, zawsze odnosz� sukces.
Nale�y przystosowywa� si� do otoczenia i sytuacji. Potraktuj to jako lekcj� ze
strony swej �wiatowej kuzynki. Zajrz� jeszcze do mamy i po�egnam si� z ni�.
Zofia nie zaprosi�a matki. Ciekawe dlaczego. Czy�by powodem by�a
depresja hrabiny?
Antoni zosta� zaproszony, lecz musia� jeszcze co� za�atwi�. Mia� przy��czy�
si� do nich pó�niej. Ich wzajemne stosunki nie uleg�y poprawie; Antoni nie
stara� si� ju� do niej zbli�y�. By�o to b�ogos�awie�stwo, cho� wiedzia�a, �e
wszystko ulegnie zmianie, kiedy urodzi si� dziecko. Na razie wygl�da�o na to,
�e si� stara. Sp�dza� ostatnio w domu znacznie wi�cej czasu i by� wobec niej
uprzedzaj�co grzeczny. Anna jednak wiedzia�a, �e co� knuje. Co� zwi�zanego
171
RS
z jej maj�tkiem. Ba�a si�, czym to si� sko�czy. Gdyby tylko mog�a uzyska�
uniewa�nienie! Czu�a si� jak zwierz� w pu�apce. Nie potrafi�a pój�� za rad�
Zofii i zmieni� barw.
Pokojówki skorzysta�y z okazji, �e Zofia wysz�a na chwil� z pokoju, i
zacz��y komplementowa� Ann�.
- Ach, vous �tes tr�s belle! - zawo�a�a Clarice. - B�dzie pani cr�me de la
cr�me wszystkich kobiet w pa�acu!
- Vous �tes magnifique! - zawtórowa�a jej Babette. A potem doda�a,
zni�aj�c konfidencjonalnie g�os: - Prosz� uwa�a�, gdy� pani rozkwit�a nagle
uroda mo�e sprawi�, �e inni wydadz� si� przy pani bezbarwni. Nie mo�e pani
dopu�ci�, by tak si� sta�o, gdy� wtedy pani kuzynka ka�e nam pakowa�
manatki.
Pokojówki zachichota�y nieprzyzwoicie.
Anna potraktowa�a to jak impertynencki �art, lecz jej pewno�� siebie
znacznie wzros�a.
Kiedy zajecha� po nie powóz, pada� lekki �nieg. Karze� pomóg� im wsi���
do powozu ksi��nej Charlotte Sic, któr� Anna mia�a w�a�nie pozna�.
Ksi��na uciek�a z Francji przed mot�ochem i gro�b� gilotyny. By�a kobiet�
w �rednim wieku, atrakcyjn�, cho� nieco zbyt pulchn�. Wysoka bia�a peruka,
zaczesana prosto nad czo�em i zakr�cona po bokach i z ty�u g�owy, nadawa�aby
ksi��nej wygl�d cherubina, gdyby nie wielka muszka, przyklejona na
pulchnym policzku. Mia�a na sobie peleryn� z czarnego jedwabiu, zdobion�
bia�ym futrem. Lecz to bi�uteria ksi��nej zrobi�a na Annie najwi�ksze
wra�enie. Ponad g��bokim dekoltem sukni ze z�otego brokatu l�ni�y trzy sznury
diamentowego naszyjnika, zapi�tego ciasno wokó� szyi i opadaj�cego kaskad�
ku obna�onej, jak�e bujnej piersi.
- Pani naszyjnik jest bardzo pi�kny.
- Dzi�kuj�, Anno Mario. Jest w naszej rodzinie od pokole�. Nale�a� kiedy�
do Eleonory Akwita�skiej. Ach! Te diamenty! S� wieczne, moja droga.
- W przeciwie�stwie do ciebie - powiedzia�a Zofia. Charlotte pokra�nia�a i
wyd��a policzki.
- Ale� Zofio, mam dopiero trzydzie�ci dwa lata. Zofia uda�a, �e bardzo j� to
roz�mieszy�o.
Ksi��na przygl�da�a si� jej przez chwil� nieprzyja�nie, a potem powiedzia�a
do Anny:
- Zofia potrafi by� czasami bardzo nieprzyjemna. Nie wiem, doprawdy,
dlaczego tak si� z ni� zaprzyja�ni�am.
172
RS
- Ale� wiesz doskonale - roze�mia�a si� Zofia. Charlotte zignorowa�a ten
komentarz.
- Twoja kuzynka nie powiedzia�a mi, �e jeste� taka �liczna. Nic dziwnego,
�e trzyma ci� w ukryciu. By�aby� dla niej nie lada konkurencj�.
�miech Zofii ucich� jak uci�ty no�em.
- Mówisz po francusku, moja droga? - spyta�a Charlotte.
- Tylko troch� - przyzna�a Anna. - Zwykle rozmowa toczy si� zbyt szybko,
bym mog�a wzi�� w niej udzia�.
- Powinna� nad tym popracowa�, skarbie. W Europie znajomo��
francuskiego jest absolutnie niezb�dna.
Pogaw�dziwszy jeszcze chwil� o b�ahostkach, przesz�y na francuski i
zacz��y chichota� po dziewcz�cemu, przekonane, i� Anna nie nad��y za
konwersacj�.
Ich towarzyszka siedzia�a zahipnotyzowana blaskiem wspania�ych
diamentów. Chocia� rodzice zaszczepili w niej przekonanie, �e pochodzi z
klasy uprzywilejowanej, zaczyna�a u�wiadamia� sobie, �e niektórzy spo�ród
szlachty s� od niej znacznie bogatsi. „Jest bogactwo i bogactwo", stwierdzi�a
pewnego razu Zofia. Nie mog�a oderwa� wzroku od diamentów, rzucaj�cych
b�yski w rytm ruchów powozu. To musi by� cudowne, rozmy�la�a, by� a� tak
bogat�.
Po jakim� czasie zacz��a przys�uchiwa� si� rozmowie, udaj�c zatopion� w
my�lach. Zofia i ksi��na plotkowa�y w�a�nie na temat os�awionego W�ocha,
który przed kilkoma dekadami wywo�a� na polskim dworze skandal. Mówi�y o
tym, �e ów Giacomo Casanova posiada� wdzi�k i urok, któremu nie potrafi�y
oprze� si� kobiety w �adnym wieku, a tak�e o tym, jak próbowa� zorganizowa�
loteri� i nie powiod�o mu si�; jak wyzwa� na pojedynek którego� z Branickich i
wygra�; jak zosta� wygnany z Polski, ale dopiero po tym, jak ogo�oci� ze z�ota
sakiewki bogatych hazardzistów, a szkatu�ki kobiet z klejnotów.
- Czy to prawda - spyta�a Zofia - �e zostawia� za sob� zast�py w�ciek�ych
m��ów i ura�onych niewiast? Jeste� chyba do�� stara, by go pami�ta�?
Charlotte zacisn��a wargi, udaj�c gniew.
- Ty ma�a dziwko!
- Powiadaj� - mówi�a tymczasem Zofia - �e by� cudownie wyposa�ony tam,
gdzie ma to najwi�ksze znaczenie.
- Jeste� niepoprawna - powiedzia�a Charlotte i roze�mia�a si�.
- Wiem, wiem.
173
RS
Chocia� do Zamku nie by�o daleko, zewn�trzny podwórzec i Wielki
Dziedziniec by�y tak zat�oczone pojazdami, �e nim dotar�y do bramy, min��a
godzina.
Karze� ksi��nej, odziany w si�gaj�ce kolan bryczesy i surdut ze z�otego
brokatu, pomóg� paniom wysi���, a potem poprowadzi� je obok wartowników
w czerwono-�ó�tych mundurach. Na parterze s�u�ba odebra�a od nich okrycia,
a potem posz�y za ma�ym cz�owieczkiem kr�conymi marmurowymi schodami i
znalaz�y si� w przedpokoju przed Wielk� Sal�.
Bogato zdobione pomieszczenie pe�ne by�o rozmawiaj�cych z o�ywieniem i
�miej�cych si� ludzi. Zofia i Charlotte zatrzymywa�y si� co chwila, by
wymieni� powitalne uk�ony i pogaw�dzi� ze znajomymi. Rozbrzmiewaj�ce
gwarem pomieszczenie oszo�omi�o Ann� sw� wspania�o�ci�: cho� bez okien,
o�wietlone by�o z�otymi kinkietami i wielkimi kryszta�owymi �yrandolami, z
których ka�dy mie�ci� tuziny �wiec.
Anna cieszy�a si�, i� tu przysz�a, �e nie wida� po niej ci��y i �e nie
towarzyszy im Antoni. Dzi� b�dzie po prostu dobrze si� bawi�a, jak wszystkie
samotne i niezale�ne kobiety, które si� tu znalaz�y. Chcia�a cho� przez jeden
wieczór poczu� si� tak, jakby nic nie przydarzy�o si� jej we wrze�niu.
Przez chwil� �a�owa�a, �e nie wybra�a bardziej wyrafinowanej sukni. Inne
kobiety wystrojone by�y w toalety z egzotycznych materia�ów i o jaskrawych
barwach. Kilka sukien, uszytych pod�ug francuskiej mody, mia�o co� w rodzaju
rusztowania, krytego materia�em. Wi�kszo�� kobiet nosi�a peruki, a wiele
mia�o twarze pokryte grub� warstw� pudru i mocno uró�owane policzki oraz
usta. Wydawa�o si�, �e im starsza kobieta, tym mocniejszy makija�. Otacza�a
je chmura perfum, a niemal zupe�nie obna�one biusty wygl�da�y niczym
wystawy sklepów jubilerskich.
M��czy�ni nie ust�powali kobietom barwno�ci� stroju. Wielu nadal nosi�o
tradycyjny polski strój, taki jak zwykli nosi� m��czy�ni z Sochaczewa: d�ugie
surduty ponad w�skimi spodniami, kolorowe pasy - cz�sto w turecki wzór - i
krawatka pod szyj�. Starsi po�ród szlachty przypinali �a�cuchy i medale,
przypominaj�ce o dawnych zas�ugach. Inni mieli na sobie orientalne stroje,
które wesz�y w mod� po zwyci�stwie Jana Sobieskiego pod Wiedniem. Da�o
si� jednak zauwa�y�, i� mimo przywi�zania Polaków do tradycji coraz wi�cej
zwolenników zyskuje sobie strój w stylu francuskim - buty zapinane na
sprz�czki, po�czochy i bryczesy, krezy oraz koronki przy koszulach. Cz���
szlachty uwa�a�a go jednak za zbyt kobiecy.
174
RS
Obiad zosta� zapowiedziany na trzeci�. Zofia wyja�ni�a Annie, �e to
dlatego, by wi�cej czasu pozosta�o na wieczorne rozrywki. Dzi� mia� si� odby�
koncert. Karze� wprowadzi� kobiety do znajduj�cego si� za Wielk� Sal�
Marmurowego Gabinetu, gdzie zasiad�y przy jednym z okr�g�ych sto�ów, przykrytych bia�ym jedwabiem.
- Mamy szcz��cie - szepn��a ksi��na. - To pokój, w którym król wydaje
czasami s�ynne obiady czwartkowe, na które zaprasza artystów, literatów i
innych przedstawicieli inteligencji. Okr�g�e sto�y maj� oznacza�, �e wszyscy
go�cie s� sobie równi.
- Jak u króla Artura - zauwa�y�a Anna.
- Równi czy nie, nie mamy a� tak znów wiele szcz��cia, Charlotte poprawi�a ksi��n� Zofia. - Kto� zd��y� mi ju� powiedzie�, �e król b�dzie dzi�
jad� w Wielkiej Sali.
- Ach! - wykrzykn��a ksi��na, umiarkowanie rozczarowana. - B�dziesz
zatem musia�a troch� poczeka�, Anno, zanim nadarzy si� okazja, by� mog�a
rzuci� na króla przelotne spojrzenie.
Nowina nie bardzo Ann� obesz�a. Nadal z zachwytem rozgl�da�a si� po
marmurowej sali z pod�og� w czarno-bia�� szachownic�, szaro-br�zowozielonymi �cianami, ozdobnymi framugami drzwi i si�gaj�cymi sufitu
pilastrami. Pomi�dzy nimi umieszczono portrety oko�o dwudziestu
monarchów, by�ych w�adców Polski.
Puste miejsce po prawej r�ce Anny zarezerwowane by�o dla Antoniego.
Anna przy�apa�a si� na tym, �e wola�aby, by m�� nie przyszed�. Tak dobrze si�
dzi� bawi�a.
Jedzenie by�o wyborne i pachnia�o niezwykle apetycznie. Nawet w
najskromniejszym polskim domostwie oznak� go�cinno�ci by�a dba�o�� o to,
co podaje si� na stó�, a król najwidoczniej za�yczy� sobie, by jego kuchmistrze
pokazali dzi�, na co ich sta�. Królewski kucharz, Pawe� Tremo, uwa�any by� za
najlepszego w Europie. Umiej�tnie ��czy� wykwintn� kuchni� francusk� z
tradycyjnymi polskimi specja�ami, które tak smakowa�y królowi.
Zofia ostrzeg�a Ann�, by jad�a z umiarem, i wkrótce okaza�o si� dlaczego.
Przez blisko trzy godziny nieustaj�ca procesja lokai wnosi�a coraz to nowe
dania: barszcz, przek�ski z zimnego mi�siwa, pikantne marynaty, ryby,
jarzyny, a tak�e pieczenie, w tym ulubion� przez króla piecze� barani�. Annie
najbardziej smakowa�a aromatyczna specjalno�� szefa kuchni - kuropatwa w
sosie z orzechów laskowych.
175
RS
Tak�e wybór win pozostawa� bez zarzutu - podawano napitki francuskie i
hiszpa�skie, odpowiednie do ka�dego dania. �ródlan� wod�, któr� król wola�
od wina, nalewano do kryszta�owych kielichów.
- Wszystko tutaj jest takie wystawne - szepn��a Anna do Charlotte, jednak
francuska ksi��na tylko wzruszy�a ramionami, jakby chcia�a powiedzie�, �e to
jeszcze nic.
Je�li o Polaku mawiano, �e jest sknerowaty, oznacza�o to jedynie, �e sk�pi
sobie, by móc zaoferowa� wi�cej go�ciom. Anna do�wiadcza�a oto królewskiej
go�cinno�ci - nie s�dzi�a jednak, by odbywa�o si� to kosztem króla.
Z ulg� przekona�a si�, �e przy królewskim stole panuj� inne obyczaje ni� na
wi�kszo�ci europejskich dworów: konwersacja odbywa�a si� tutaj po polsku,
nie po francusku. By�a za to wdzi�czna królowi. I dumna.
Podczas kolacji rozmawiano o szalonych dniach na wsi, polowaniach,
przeja�d�kach
�odziami
udekorowanymi
kwiatami,
kosztownych
miniaturowych portretach i porcelanowych figurynkach z Saksonii.
Opowiadano historyjki pe�ne pikantnych kalamburów i dwuznaczno�ci. Z
up�ywem wieczoru sta�o si� jasne, �e rozmowa traktowana jest tu jak sztuka. Ci
ludzie nie mówili co prawda niczego wa�nego, lecz przemawiali z wdzi�kiem,
dowcipem i swad�.
Na deser podano owoce z królewskiej oran�erii. Gdy Anna zachwyca�a si�
wybornymi morelami, pomara�czami i brzoskwiniami, Zofia zapewni�a j�, �e
niektórzy spo�ród magnatów prze�cigaj� króla, podaj�c figi i ananasy z
w�asnych cieplarni.
Po lewej stronie Anny siedzia� starszawy baron, który nie odzywa� si� przez
ca�y posi�ek. Dopiero potem przemówi�, zwracaj�c si� do wszystkich przy
stole.
- Czy s�yszeli�cie, co przydarzy�o si� hrabinie Kossakowskiej? - zapyta�.
Ci, których uwag� uda�o mu si� zwróci�, roze�miali si� i przytakn�li. Baron
wydawa� si� rozczarowany, lecz potem jego wzrok pad� na Ann�.
- Nie s�ysza�a pani o tym, prawda, pani Grawli�ska?
- Nie - odpar�a grzecznie Anna.
- Wi�c musi pani pos�ucha�. To bardzo zabawna historia!
Anna zauwa�y�a, �e Zofia przewraca oczami, mimo to skin��a g�ow�, daj�c
m��czy�nie przyzwolenie, by zacz�� opowiada�.
- Có�, jak pani zapewne wie, hrabina Kossakowska jest bardzo bogata. Jest
�on� magnata. Och, to doprawdy pyszna historia.
Anna skin��a ponownie.
176
RS
- Có�, ekscentryczna hrabina jecha�a pewnego razu powozem, gdy jej
uwag� przyci�gn��y nawo�ywania ulicznego sprzedawcy pomara�czy. Nabra�a
ochoty na owoce, lecz okaza�o si�, �e nie ma przy sobie ani grosza. Mo�e to
sobie pani wyobrazi�?
- I co zrobi�a? - spyta�a Anna, gdy� starszy cz�owiek zawiesi� g�os niczym
aktor, oczekuj�cy, �e jego sceniczny partner podejmie dialog.
- Powiem pani, co dok�adnie zrobi�a. To doprawdy nadzwyczajne! Otó�
wr�czy�a os�upia�emu handlarzowi per�owy naszyjnik, licz�c sobie po perle za
owoc.
- Co� takiego! - zawo�a�a Anna.
Baron �mia� si� tak szczerze, �e nie zauwa�y�, i� nie uwa�a ona opowie�ci
za szczególnie zabawn�.
Przypomnia�a sobie, jak swego czasu ojciec powiedzia�, �e niektórzy
spo�ród szlachty jedynie pró�niacze �ycie uwa�aj� za godne szlachcica. Kiedy
obserwowa�a otaczaj�cy j� przepych i ostentacyjne bogactwo, pomy�la�a, �e
zaczyna rozumie�, co sta�o si� we Francji.
Po kolacji karze� zaprowadzi� je do pokoju wypoczynkowego dla pa�, a
potem do Wielkiej Sali, najwi�kszego i najwspanialszego pomieszczenia w
ca�ym Zamku. Sto�y zd��ono ju� usun��, a po�rodku sali ustawiono podium,
otoczone przez co najmniej dwie setki krzese�. Jedn� ze �cian zajmowa�y okna
wychodz�ce na Wis�� i w�a�nie w ich pobli�u Zofia dostrzeg�a kilka ostatnich
wolnych miejsc.
- Spójrz! - zawo�a�a Anna, zerkaj�c na ciemniej�ce niebo. - Wida� twój
dom, Zofio, tam, na drugim brzegu, dok�adnie naprzeciw Zaniku!
Na Zofii ani na ksi��nej nie zrobi�o to jednak wra�enia. Anna usiad�a na
mi�kko wy�cie�anym krze�le, stoj�cym nieco z ty�u i na prawo w stosunku do
zajmowanych przez Zofi� i Charlotte. Cho� wi�kszo�� �wiec wygaszono, Anna
rozgl�da�a si� z zainteresowaniem po wielkiej sali z intarsjowan� drewnian�
pod�og�, bia�o-z�otymi �cianami i co najmniej dwoma tuzinami marmurowych
kolumn.
Jej uwag� przyci�gn��y stoj�ce po obu stronach g�ównego wej�cia pos�gi.
Poklepa�a dyskretnie Zofi� po ramieniu, szepcz�c:
- Czy to wizerunki Apolla i Minerwy, Zofio?
- To jest Apollo, Anno - odpar�a Zofia, nie staraj�c si� �ciszy� g�osu - lecz
je�li podejdziesz bli�ej, przekonasz si�, �e ma on twarz Stanis�awa Augusta.
Charlotte odwróci�a si�, chichocz�c.
177
RS
- A gdyby� ju� tam by�a, zobaczy�aby�, �e Minerwa zdradza dziwne
podobie�stwo do Katarzyny.
Anna cofn��a si�, nie wiedz�c, co o tym s�dzi�. Z pewno�ci� nadanie
Apollinowi rysów Stanis�awa Augusta nie by�o dla bóstwa zbyt pochlebne,
poza tym �wiadczy�o o pró�no�ci króla. Twarz Katarzyny, wie�cz�ca pos�g
Minerwy, zdawa�a si� do�� �adna, lecz aluzja do Rosji by�a co najmniej niestosowna.
Naczelnym motywem dekoracji sali by�o przedstawienie boskiego
porz�dku. Anna nie mog�a jednak przyjrze� si� dok�adniej sufitowi, na którym
namalowano wizj� Chaosu, poniewa� �wiat�o zosta�o przy�mione i w sali
pojawi� si� sam król.
Setki przedstawicieli szlachty wsta�o, a potem ukl�k�o, gdzie kto móg�.
Król powita� t�um u�miechem, szczerym i zwyczajnym, a potem
machni�ciem prawej d�oni da� obecnym znak, by powstali, i skierowa� si� do
tronu, umieszczonego w rogu sali. Skin�� g�ow� francuskiemu skrzypkowi,
który zaj�� miejsce na podium. Teraz jedynie �wiat�a otaczaj�ce podwy�szenie
rozja�nia�y mrok.
Po chwili Anna poczu�a, �e jest obserwowana. Czy�by karze�? Dok�d
poszed�? Gor�co uderzy�o jej do g�owy, a na ramionach pojawi�a si� g�sia
skórka. Obecno�� kar�a i uwaga, jak� jej po�wi�ca�, sprawia�y, �e czu�a si�
niepewnie. Zaczerpn��a tchu i odwróci�a si� gwa�townie, lecz z ty�u nie by�o
nikogo. Nic, tylko okna, a za nimi rzeka.
Uzna�a, �e skrzypek jest znakomity, dlatego dziwi�o j�, i� wi�kszo�� go�ci
nadal rozmawia, ledwie �ciszaj�c g�os. Niektórzy w�drowali nawet w
pó�mroku sali, odnajduj�c znajomych. Tak�e Zofia i Charlotte gaw�dzi�y
weso�o, rozgl�daj�c si� dooko�a.
W pewnej chwili Zofia odwróci�a g�ow� w prawo, najdalej jak tylko mog�a,
i zacz��a bez skr�powania przygl�da� si� uderzaj�co przystojnemu,
czarnow�osemu oficerowi, który nie móg� nie zauwa�y�, �e wzbudzi� jej
zainteresowanie. Oficerowi towarzyszy� olbrzymi, mocno zbudowany
m��czyzna o nordyckim typie urody, ubrany nie w mundur, lecz oficjalny
zielony surdut ze srebrnymi guzikami. Anna zauwa�y�a, �e kreza przy
mankietach i pod szyj� tak postawnego m��czyzny wygl�da po prostu
�miesznie.
- Och, Charlotte, spójrz na tego boskiego Rosjanina w czerwonym
mundurze - powiedzia�a Zofia, nie spuszczaj�c z m��czyzny wzroku.
- Podejrzewam, �e nie jest zbyt wysoki - zauwa�y�a Charlotte.
178
RS
- Có�, mnie si� podoba - stwierdzi�a Zofia, skin�wszy m��czy�nie g�ow�.
Odwróci�a si�, by sprawdzi�, czy kuzynka na ni� patrzy. Anna zd��y�a ju�
jednak odwróci� wzrok i teraz ze skupion� min� przygl�da�a si� skrzypkowi,
udaj�c, �e zupe�nie zatraci�a si� w muzyce.
- Mówi� ci, kiedy wstanie, przekonasz si�, �e jest niski -upiera�a si�
Charlotte.
- Dlaczego mia�oby ci to przeszkadza�, Charlotte? - spyta�a Zofia. - W
ko�cu trzymasz w domu kar�a i masz go na ka�de zawo�anie.
Za�mia�y si� figlarnie.
Co te� Zofia mog�a sugerowa�? Anna wola�a o tym nie my�le�.
Kuzynka tymczasem przygl�da�a si� zmru�onymi oczami Rosjaninowi.
Wida� by�o, �e jest ni� oczarowany.
- Poza tym - doda�a Zofia przez zaci�ni�te z�by - wielu ma�ych m��czyzn
jest w rzeczywisto�ci ca�kiem poka�nych rozmiarów, i na odwrót.
Przyjació�ki zacz��y gwa�townie si� wachlowa�, by ukry� rozbawienie.
Anna udawa�a, �e nie rozumie, o czym rozmawiaj�, lecz twarz jej p�on��a.
Po raz kolejny utwierdza�a si� w przekonaniu, �e to, co Zofia napisa�a w
pami�tniku, by�o prawd�. Epizod z baronem Driedruskim nie zosta�
wymy�lony. Zwabi�a go w sie�, wykorzysta�a dla w�asnej przyjemno�ci, a potem, zmontowawszy intryg�, w wyniku której zapewnia�a sobie comiesi�czny
dochód na utrzymanie wyimaginowanego dziecka, porzuci�a. Ilu ich jeszcze
by�o?
Przystojny Rosjanin wpatrywa� si� w Zofi�, jakby s�dzi�, �e tylko on jeden
zas�uguje na to, by si� do niego u�miechn��a. Zakochani m��czy�ni s� �lepi,
u�wiadomi�a sobie Anna. Rosjanin po�piesznie co� pisa�, najwidoczniej z
w�asnej woli zmierzaj�c prosto w sie� utkan� przez Zofi�.
Znowu poczu�a, �e jest obserwowana. Przyjrza�a si� ukradkiem zebranym,
sprawdzaj�c jeden rz�d krzese� po drugim, ale niczego nie odkry�a. A potem
spostrzeg�a m��czyzn�, stoj�cego w drzwiach prowadz�cych na balkon.
Ledwie majaczy� w cieniu, mimo to wiedzia�a, �e si� jej przygl�da. I chyba go
rozpozna�a.
Pochyli�a si� i tr�ci�a kuzynk�.
- Zofio, wydaje mi si�, �e jest tu Walter.
Lecz kiedy odwróci�a si�, by wskaza� go kuzynce, w drzwiach nie by�o ju�
nikogo. Zofia wydawa�a si� zirytowana:
- To niem�dre, Anno. Co mia�by tu robi�? Albo w ogóle w Warszawie, je�li
ju� o tym mowa?
179
RS
- Naprawd� sta� tam m��czyzna, który przygl�da� si� nam i wygl�da� jak
Walter.
- Có�, gdyby to by� on, z pewno�ci� podszed�by, �eby si� przywita�. - Zofia
odwróci�a si�, gotowa do flirtu.
Po chwili pos�aniec dor�czy� jej li�cik. Zofia zerkn��a na niego, po czym
wsta�a, szepn��a co� do Charlotte i zwróci�a si� do Anny:
- Kochanie, zaraz wracam. Musz� przywita� si� ze starym przyjacielem.
Siedzi tam, po drugiej stronie sali.
Gdyby nie fakt, �e Anna z ka�dym dniem dowiadywa�a si� o kuzynce
czego� nowego, z pewno�ci� zdumia�by j� bezczelny charakter tego k�amstwa.
Gdy Zofia odesz�a, Charlotte poklepa�a jej krzes�o, gestem i mimik�
zach�caj�c Ann�, by si� przesiad�a. Anna pos�ucha�a mimo obaw, �e ksi��na
zamierza gaw�dzi� podczas koncertu nieszcz�snego skrzypka, którego chyba
nikt nie s�ucha�.
Tymczasem ksi��na wyj��a z torebki srebrn� flaszk�.
- Najwy�sza pora na ma�� kropelk� - powiedzia�a, wr�czaj�c swojej
towarzyszce srebrn� zakr�tk�. - Musisz napi� si� ze mn�.
- Co to takiego? - szepn��a Anna.
- Po prostu porz�dnie sobie �yknij, dziecko.
Anna trzyma�a w d�oni srebrny kubek bez uszka. Jej uwag� przyci�gn��
widok Zofii, siadaj�cej obok Rosjanina, który wygl�da�, jakby wpad� w trans.
- No ju�, wypij! - nalega�a ksi��na.
Nie namy�laj�c si� d�u�ej, opró�ni�a naczynko. Trunek pop�yn�� do
�o��dka, pal�c niczym trucizna. �adne lekarstwo nie by�o a� tak mocne.
Zacz��a krztusi� si� i kaszle�.
Charlotte parskn��a �miechem.
- Przepraszam, kochanie. Na pocz�tek wystarczy�by raczej �yczek.
Ogie� pal�cy wn�trzno�ci Anny z wolna przygasa�.
- Czy jestem czerwona na twarzy?
- Nie bardziej ni� wi�kszo�� obecnych tu dam - odpowiedzia�a ze �miechem
Charlotte. - Poza tym jest tak ciemno, �e trudno to oceni�.
- Co to takiego?
- Wódka, ma chere.
- Smakuje jak ogie�.
- S�dzi�am, �e jeste� przyzwyczajona do tego rodzaju trunków, Anno.
- Dlaczegó� to?
Ksi��na opró�ni�a naczynko i otar�a chusteczk� czerwone wargi.
180
RS
- Zofia powiedzia�a mi, �e twój m�� posiada w swoim maj�tku gorzelni�.
To ko�o Opola, tak?
- Tak, ko�o Opola.
Anna ledwie mog�a uwierzy� w�asnym uszom. Nikt nigdy nie wspomnia�
jej o gorzelni.
- I - mówi�a dalej ksi��na - planuje otworzy� kolejn�, bardzo du��, gdzie�
blisko Warszawy. Chyba w Sochaczewie.
Serce Anny przesta�o na chwil� bi�. Czy dobrze us�ysza�a? Przygl�da�a si�,
jak Charlotte nalewa sobie kolejn� porcj� alkoholu.
Czy to mo�liwe? Czy to w�a�nie planowa� Antoni? Postawi� gorzelni� w
maj�tku jej rodziców? Och, wielu spo�ród szlachty posiada�o niewielkie
prywatne wytwórnie alkoholu, produkuj�ce na w�asny u�ytek. Ale robi� z tego
interes? Na ziemi jej przodków? Tej, któr� tak kocha� jej ojciec? Po�wi�ci�
niema�o potu i krwi, by j� utrzyma�. Twarz Anny p�on��a mocniej ni� po
wypiciu wódki. Co stanie si� z ogrodem? I kwiatami, które stanowi�y - w
pewnym sensie - spadek po matce?
Zaszokowana, nie odzywa�a si� przez d�ugi czas. D�wi�k skrzypiec
dobiega� teraz jakby z oddali, z innego �wiata. Oczywi�cie, to musi by�
prawda. Przypomnia�a sobie, co powiedzia� Jakub. Antoni i jego doradcy
interesowali si� zbiorami zbó�. Wszystko doskonale do siebie pasowa�o.
Jak ma�o wiem o swym m��u, pomy�la�a. Produkcja mocnych trunków nie
by�a zaj�ciem odpowiednim dla szlachty. Anna wiedzia�a, �e sprzedawanie
alkoholu ch�opom, którzy ledwie mogli sobie na niego pozwoli�, przyczyni si�
do pogorszenia ich i tak n�dznej egzystencji.
Ul�y�o jej, gdy Zofia wróci�a na miejsce obok ksi��nej. Szybko przesiad�a
si� na swoje krzes�o.
- Spodoba ci si� August, Charlotte - powiedzia�a kuzynka.
- August? - zdziwi�a si� ksi��na. - Kim jest August?
- To ten du�y facet towarzysz�cy mojemu Rosjaninowi. Charlotte poruszy�a
si� na krze�le, by lepiej widzie�.
- Zbyt pot��ny. Wygl�da jak nied�wied� odziany w wytworny strój, do tego
z szop� blond w�osów. Jest groteskowy!
- Nie zgadzam si� z tob�, Charlotte. To najwy�szy i najlepiej zbudowany
m��czyzna ze wszystkich tu obecnych.
- Zatem dlaczego wybra�a� dla siebie jego towarzysza?
- Kaprys. A mo�e przyci�gn�� mnie nieodparty zapach prawdziwego
bogactwa.
181
RS
Ksi��na chrz�kn��a.
- Ten August to pewnie tylko adiutant twojego Rosjanina - powiedzia�a
nad�sana. - Poza tym wygl�da jak Szwed.
- Bo on jest Szwedem! I co z tego? Czy kiedykolwiek sprawia�o ci to
ró�nic�? - powiedzia�a Zofia, u�miechaj�c si� ironicznie. - Szwed czy nie, to
�akomy k�sek.
Ksi��na jeszcze przez jaki� czas udawa�a, �e si� d�sa, ale po chwili
chichota�a ju� weso�o z przyjació�k�.
Nim Anna zd��y�a wypyta� Zofi� o gorzelni�, w koncercie nast�pi�a
przerwa, a kuzynka i jej towarzyszka skorzysta�y z okazji, by si� wymówi�.
Wybiera�y si� na spotkanie Rosjanina i Szweda.
Anna siedzia�a jak odr�twia�a. Skrzypek podj�� gr�.
Znowu poczu�a na sobie czyj� wzrok. Jednak�e miejsce, gdzie rzekomo
dostrzeg�a przedtem Waltera, by�o puste. Przebieg�a spojrzeniem po twarzach
go�ci. M��czyzna, siedz�cy z ty�u, na lewo od tronu, wpatrywa� si� w ni�,
wiedzia�a jednak instynktownie, �e nie jest podobny do Waltera.
Zanim zd��y�a mu si� przyjrze�, jej uwag� zwróci�o drobne zamieszanie w
szeregu krzese� przed ni�. Jaki� cz�owiek zajmowa� miejsce Zofii. Ju� mia�a
powiedzie� mu, �e krzes�o jest zaj�te, kiedy odwróci� si� i zobaczy�a jego
twarz. Serce w niej zamar�o. To by� Antoni, jej m��.
182
Rozdzia� dwudziesty czwarty.
RS
Jan zjawi� si� w Zamku powodowany kaprysem.
Pod koniec rozmowy król zaproponowa�, by m�odzieniec wzi�� udzia� w
obiedzie zamiast Ko���taja i usiad� blisko tronu. Jan nie mia� na to ochoty. Nie
u�miecha�o mu si� wys�uchiwanie przez ca�y wieczór czczej paplaniny,
w�a�ciwej tego rodzaju okazjom. Mimo to dyplomacja wymaga�a, by si�
pojawi�. Nie móg� przecie� odmówi� królowi.
Kolacja by�a nudna, lecz wyst�p skrzypka bardzo mu si� podoba�. Artysta
uchodzi� za jednego z najzdolniejszych muzyków w Europie. Jan by� ju� na
jego koncercie w Pary�u i uwa�a� skrzypka za geniusza. S�ucha� chciwie,
pozwalaj�c, by muzyka oplot�a go i wype�ni�a d�wi�kiem.
Jednak�e nie dane mu by�o s�ucha� w skupieniu, gdy�, jak si� wkrótce
przekona�, wokó� panowa� niezno�ny szum. Ludzie wstawali ze swoich miejsc,
chodzili i rozmawiali, nie zwa�aj�c na to, �e przeszkadzaj� innym. Jan zacz��
ju� �a�owa�, �e w ogóle tu przyszed�. Nawet bywalcy gospody Pod G�ow�
Królowej zachowywaliby si� bardziej stosownie.
Przesuwa� bezmy�lnie wzrokiem po rz�dach krzese�, ustawionych pod
wychodz�cymi na rzek� oknami, gdy nagle jego uwag� przyci�gn��y kobiety
siedz�ce na skraju rz�du. Ich d�onie, g�owy i usta znajdowa�y si� w ci�g�ym
ruchu. Od czasu do czasu dobiega�y go te� ich g�osy.
U�wiadomi� sobie, �e jedna z kobiet to Zofia.
No tak, ta znalaz�a si� w swoim �ywiole, pomy�la�. Có�, szkoda, �e koncert
spotka� si� z tak mizernym zainteresowaniem ze strony Zofii oraz jej
przesadnie ubranej i wymalowanej towarzyszki. Od czasu do czasu spogl�da�
na nie, gdy czyj� ruch lub g�o�niejszy d�wi�k odrywa� jego uwag� od wyst�pu.
Zastanawia� si� w�a�nie, czyby nie wymkn�� si� podczas pierwszej
przerwy, i po raz kolejny zerkn�� bezwiednie ku oknom. Obie przyjació�ki
znikn��y. I w�a�nie wtedy dostrzeg� kobiet�, któr� dot�d zas�ania�a Zofia.
Pochyli� si� w przód i mru��c oczy, spogl�da� w pó�mrok po drugiej stronie
podium. Czy to mo�liwe?
W przeciwie�stwie do pozosta�ych dam ta siedzia�a spokojna i milcz�ca.
Nie odrywa� od niej wzroku i w ko�cu kobieta spojrza�a ku miejscu, gdzie
siedzia�, jakby wyczuwaj�c na sobie jego wzrok.
Szybko cofn�� g�ow� i ukry� si� w cieniu za tronem. Peruka mog�a myli�,
lecz pe�gaj�ce �wiat�o rozja�ni�o na moment jej twarz i Jan si� upewni�.
183
RS
Pomy�le�, �e ca�ymi godzinami, ba, dniami, przesiadywa� w gospodzie,
czuwaj�c i �ywi�c nadziej�, �e uda mu si� cho� z daleka dostrzec Ann�. A
teraz, przez czysty przypadek, natkn�� si� na ni� w Zamku, i to odzian� jak
kurtyzana.
Znowu pochyli� si� na krze�le, zastanawiaj�c si�, gdzie te� mo�e by� jej
m��.
184
Rozdzia� dwudziesty pi�ty.
RS
- Kto ci powiedzia�? - dopytywa� si� Antoni.
- Co za ró�nica? Wiem.
Anna zaczeka�a do antraktu, by stawi� czo�o m��owi, który odwróci�
krzes�o Zofii, by usi��� twarz� do niej. Wiedzia�a, �e powinna odczeka�, a�
wróc� do domu, a nawet kilka nast�pnych dni, nie nara�aj�c si� na
konfrontacj�, dopóki nie och�onie i nie uspokoi si�. Jednak szok by� zbyt silny,
a poczucie zdrady i gniew zbyt wielkie. Prawd� mówi�c, ledwie zdo�a�a
wytrzyma� do przerwy.
- A zatem wiesz. I co z tego?
- To si� nie stanie.
- Tak s�dzisz?
- Tak. Nie pozwol� na to.
- Zaczekaj, a� podam ci szczegó�y. Powstrzymaj gniew przynajmniej na
chwil�, Anno Mario. B�dziemy bogatsi, ni� mog�aby� sobie wyobrazi�! Twój
maj�tek do doskona�e miejsce, by rozwin�� tego typu interes. Znajduje si� tak
blisko stolicy! Popyt na dobr� wódk� ro�nie, a transport Wis�� z gorzelni w
Sochaczewie to marzenie ka�dego przedsi�biorcy.
- Nie b�dzie gorzelni na ziemi mego ojca. Pr�dzej umr�.
- Pos�uchaj, Anno Mario, prosz�. Po��czyli�my nasze maj�tki. Mamy teraz
wi�cej �rodków i mo�liwo�ci, ni� mieliby�my, gospodarz�c w pojedynk�. Je�li
dodamy do tego zyski z przedsi�wzi�cia, o którym mówi�, mo�emy sta� si�
magnatami, przysi�gam!
- Nie interesuje mnie to.
- Zmienisz zdanie, kiedy przekonasz si�, jaki presti� i w�adza wi��� si� z
tym, �e jest si� �on� magnata.
- Powiedzia�am ci ju�, Antoni, �e to mnie nie obchodzi.
- Nie potrzebuj� twojej zgody, Anno Mario.
- Potrzebujesz mego podpisu, aby po�o�y� r�ce na kapitale, który Lubiccy
dla mnie trzymaj�.
- To prawda, jeste� bystra. Lecz twój sprzeciw tylko odwlecze moje plany.
Gdy umrze ojciec, b�d� mia� do�� �rodków, by samodzielnie za�o�y� interes.
B�d� potrzebowa� jedynie gruntu. W testamencie twego ojca nie ma natomiast
nic, co mog�oby powstrzyma� mnie przed wykorzystaniem go, jak zechc�.
- Wszystko jedno, nie dostaniesz tej ziemi! - Anna wsta�a, cho� nie
wiedzia�a, dok�d mog�aby uciec. Dr�a�a na ca�ym ciele.
185
RS
Antoni tak�e wsta�. Chwyci� j� za nadgarstek i obróci� ku sobie.
Spojrza�a z gniewem na jego d�o�, wi�c j� pu�ci�.
- Ust�pi�, je�li chodzi o dziecko - szepn��. - Ja... uznam je za swoje, nawet
je�li b�dzie to ch�opiec.
Zaskoczy� tym Ann�. Spojrza�a na m��a. Wyraz jego twarzy maskowa�
skutecznie w�s. Zastanawia�a si�, czy rzeczywi�cie gotów by� ust�pi�, czy
powiedzia� tak, by sk�oni� j� do ust�pstw. Zreszt� nie obchodzi�o jej to. Gdyby
tylko mog�a uwolni� si� od niego i �y� w�asnym �yciem.
- Nie rozumiesz, co ta ziemia znaczy�a dla mego ojca, co znaczy dla mnie.
Nie b�dzie w moim maj�tku gorzelni. B�d� walczy�a z tob� z�bami i pazurami,
panie Antoni Grawli�ski. Nie dopuszcz� do tego!
Antoni, w�ciek�y, uniós� d�o�. Co� w oczach Anny sprawi�o jednak, �e si�
powstrzyma�.
- No, dalej, Antoni. Uderz mnie. Narobi� takiego wrzasku, �e zadr��
kamienie w Zamku, a król og�uchnie! Niech wszyscy si� dowiedz�, w jaki
sposób zwyk�e� radzi� sobie z kobietami!
W�s Antoniego opad�, podobnie d�o�.
- Uderzy�e� mnie raz. Nie zrobisz tego wi�cej.
- A jak ci si� wydaje, jak� to masz nade mn� w�adz�? Nim zd��y�a
odpowiedzie�, pojawi�a si� Zofia i Charlotte.
Pozdrowi�y Antoniego, lecz wyraz ich twarzy �wiadczy�, �e co� s�ysza�y.
- Rozmawiali�my o gorzelni - powiedzia�a �mia�o Anna.
- Kto jej powiedzia�? - zapyta� Antoni, zwracaj�c si� do Zofii.
Zofia otworzy�a szerzej oczy.
- Nie ja, przysi�gam.
- Có�, kto� to jednak zrobi�.
Antoni przecisn�� si� pomi�dzy Charlotte a Zofi� i wyszed� z Wielkiej Sali.
Zofia ju� mia�a zapyta� o to Ann�, gdy nagle j� ol�ni�o. Prawda by�a
oczywista. Spojrza�a na Charlotte.
Ksi��na skurczy�a si� pod jej ostrym spojrzeniem.
- Powiedzia�am, �e nie wolno ci pisn�� nawet s�ówka!
- My�la�am tylko...
- Ty t�usta idiotko! Problem z tob� polega na tym, �e próbujesz my�le�!
Wyci�gn��a r�k�, zerwa�a Charlotte peruk� z g�owy i wyrzuci�a j� przez
okno, otwarte, by wpu�ci� nieco �wie�ego powietrza.
D�onie ksi��ny pow�drowa�y ku przerzedzonym, siwiej�cym w�osom.
Zacz��a krzycze� i nie przesta�a, dopóki Zofia nie wymierzy�a jej silnego
186
RS
policzka. Po czym odwróci�a si� i wysz�a, nie zwa�aj�c na zbieraj�cy si� wokó�
t�um w najwy�szym stopniu zaskoczonych go�ci.
- Na co si� gapisz? - zawo�a�a ksi��na do kar�a, który wy�oni� si� nie
wiadomo sk�d i sta� teraz, spogl�daj�c z niedowierzaniem na swoj� pani�. - Id�
po moje w�osy!
Spojrza�a z nienawi�ci� na Ann�, po czym schowa�a si� za najbli�sz�
kotar�, by tam zaczeka�, a� wróci jej s�u��cy.
Anna sta�a jak sparali�owana, nie mog�c doby� g�osu. Obrót spraw
zaskoczy� j� i przerazi�. Nie zrobi�aby niczego, by jeszcze bardziej upokorzy�
ksi��n�, lecz pó�niej, kiedy ju� znalaz�a si� w domu, dojrza�a w sytuacji z
peruk� odrobin� czarnego humoru i nawet si� roze�mia�a.
Siedzia�a przez jaki� czas sama, zatopiona w my�lach i pewna, �e Antoni
wróci. Je�liby to zrobi�, wysz�aby natychmiast, nawet gdyby to oznacza�o, �e
musi wróci� do domu na piechot�.
Nie zdawa�a sobie sprawy, �e kto� za ni� stoi, dopóki nie przemówi�.
- Anna?
Na d�wi�k tego melodyjnego g�osu a� zje�y�y si� jej w�oski na karku. Od
razu wiedzia�a, kto to. Zabrak�o jej tchu, kiedy podniós�szy wzrok, spojrza�a
prosto w kobaltowob��kitne oczy Jana.
Wyobra�a�a sobie t� chwil� wiele razy. Zastanawia�a si�, co wówczas
powie, jak si� zachowa. Teraz ledwie mog�a my�le�. W miar� zaawansowania
ci��y jej serce zaczyna�o �ywiej bi� z byle powodu. Teraz uderza�o tak mocno,
i� wydawa�o si� jej, �e zemdleje. Nie dr�a�aby tak, gdyby stan�� przed ni� sam
król. W jakiej� francuskiej powie�ci przeczyta�a, �e serce jest �ród�em
romantycznych uczu� i mi�o�ci. Teraz wiedzia�a, �e to prawda.
Jan u�miechn�� si� i sk�oni�.
Nie by� to ju� jednak ów wyra�aj�cy niezachwian� pewno�� siebie radosny
u�miech, jaki pozna�a latem, lecz raczej pe�en wahania, niepewny u�mieszek,
w którym da�o si� te� dostrzec cie� smutku.
Uj�� jej d�o� i uca�owa�, mówi�c cicho:
- Anno.
Nie mog�a si� odezwa�. Mog�a tylko my�le�: to wszystko, na co mog�abym
mie� nadziej�, wszystko, co mo�e si� jeszcze pomi�dzy nami wydarzy�. Jej
serce przepe�nia� taki bezmiar uczucia, �e nawet nie prosi�a losu o wi�cej.
- Jak dobrze ci� widzie�, Anno. Mog� usi���?
- Oczywi�cie.
187
RS
Usiad� na krze�le Zofii, jak przedtem Antoni. Przez chwil� wymieniali
jedynie uprzejmo�ci, których potem w ogóle nie pami�ta�a. W ko�cu
zdecydowa�a si� poruszy� starannie dot�d omijany temat.
- Wiesz, dlaczego wysz�am za m��, Janie?
- Chyba tak. Wypyta�em zarz�dc� Gro�skich...
- Walka?
- Tak, i w ten sposób dowiedzia�em si� o tym, co... co zasz�o tamtej nocy
przy stawie. Wa�ek uwa�a, �e wywarto na ciebie presj�.
- To prawda.
Oczy Jana nape�ni�y si� �zami.
- Och, Anno, gdybym tylko ci� tam nie zostawi�! Mog� wini� jedynie siebie
za to, co ci� spotka�o.
- Zachowa�am si� niem�drze.
- Zamierza�em wróci�, naprawd�.
- Czy Zofia dogoni�a ci� wtedy?
- Tak.
- I powiedzia�a, �e zwichn��am nog� w kostce i nie mog� dosi��� konia?
- Nie, o tym nawet nie wspomnia�a.
- Och.
- Nim dotar�em do domu, zd��y�em ju� och�on�� i zamierza�em wróci�,
lecz... nie otrzyma�a� listu, który wys�a�em nast�pnego dnia?
- Nie otrzyma�am �adnego listu, Janie. Jan zblad�.
- To mnie nie dziwi. Zofia ma wiele na sumieniu.
Opowiedzia� jej o wydarzeniach, które towarzyszy�y �mierci ojca, i o tym,
jak po powrocie do domu zasta� w nim pos�a�ca z wiadomo�ci�, �e powinien
natychmiast uda� si� do Krakowa.
- Próbowa�em wyja�ni� to w li�cie - zako�czy�. - Wiedzia�em, �e kiedy go
otrzymasz, zrozumiesz.
Anna stara�a si� powstrzyma� �zy cisn�ce si� do oczu na my�l o tym, jak�
krzywd� im wyrz�dzono. Jednak czar tej chwili sprawi�, �e potrafi�a
pow�ci�gn�� gniew i �al.
- Teraz rozumiem, Janie - powiedzia�a, wzdychaj�c g��boko. - Nie mo�esz
wiedzie�, �e... jestem przy nadziei.
- Ale� wiem.
- Sk�d?
- Zofia powiedzia�a mi o tym pewnego dnia na Rynku. Sprawi�o jej to nie
lada przyjemno��.
188
RS
- Och. - Zaczerpn��a tchu, przygotowuj�c si�, by dopowiedzie� reszt�. Janie, dziecko to rezultat tego, co wydarzy�o si� nad stawem.
- Mój Bo�e! - zawo�a�, zdumiony i pe�en wspó�czucia.
- Zofia próbowa�a oskar�y� ciebie.
- Wa�ek powiedzia� mi i o tym. - Jan zmru�y� oczy. - Zatem ty nie
s�dzi�a�...
- Nie.
Westchn�� z ulg�.
- Wiesz, kto to by�, Anno?
- Nie.
- Na pewno? Skin��a g�ow�. Jan uj�� jej d�o�.
Wiara Anny w to, �e ani gwa�t, ani dziecko, które mia�o przyj�� na �wiat w
jego efekcie, nie wp�yn��y na uczucia Jana do niej, nagle si� umocni�a.
Pragn��a opowiedzie� mu o swym pozbawionym mi�o�ci ma��e�stwie i o
planach m��a. Chcia�a powiedzie� to, czego obawia�a si� wyzna� nad stawem.
�e go kocha. Lecz nim zd��y�a si� odezwa�, zrzuci� ci��ar z serca,
u�wiadomi�a sobie, �e kto� stoi za krzes�em Jana. Podnios�a wzrok i zobaczy�a
Antoniego.
Tu� za nim sta�a Zofia, szepcz�c mu co� do ucha.
- Och? - zawo�a� Antoni. - Wi�c to jest Stelnicki? �mia�ek, który wa�y si�
romansowa� z czyj�� �on� tu� pod nosem jej m��a, i to w miejscu tak
prominentnym jak Zamek Królewski!
- Nic takiego nie mia�o tu miejsca! - odpar�a Anna. Teraz stali ju� oboje,
ona i Jan.
- Co za wzruszaj�ca scenka - mówi� dalej Antoni. - Nie s�dzisz, Zofio?
Zofia wygl�da�a na kompletnie zaskoczon� i chyba po raz pierwszy w �yciu
zabrak�o jej s�ów.
- Gdy tylko spostrzeg�em Ann� z drugiej strony sali, panie Grawli�ski powiedzia� Jan - podszed�em spiesznie, by si� przywita�.
- Ile� to razy mia� miejsce ten tak zwany zbieg okoliczno�ci, Anno? zapyta� kpi�co Antoni. - Ile razy widzia�a� si� z tym m��czyzn�?
- Dobrze wiesz, �e nie wychodz� z domu, Antoni.
- Nie wiedzia�em o tym, ale w przysz�o�ci z pewno�ci� oka�� si� bardziej
przewiduj�cy - rzek� Antoni, mierz�c Jana spojrzeniem. - Mia�bym pe�ne
prawo wyzwa� tego cz�owieka na pojedynek.
Spojrza� teraz na �on�.
189
RS
- Kim on dla ciebie jest, Anno? Zofia powiedzia�a mi, �e by� nad stawem,
gdy zdarzy� si� ten wypadek. Czy to on zrobi� ci brzuch?
Anna milcza�a, niezdolna skry� upokorzenie.
- Nie, prosz� pana, to nie ja dopu�ci�em si� tego czynu -odpar� Jan,
czerwieniej�c z gniewu. - Rzeczywi�cie, by�em tamtego dnia nad stawem. I
wini� si� za to, �e pozostawi�em Ann� pod opiek� jej beztroskiej kuzynki.
B�d� wini� si� do samej �mierci. Lecz je�li chcia�by pan ci�gn�� dalej ten drugi
w�tek, to ja, drogi panie, wyzywam ci�, by� wyszed� ze mn� na zewn�trz...
teraz.
Antoni sta� sztywny, milcz�c, i po raz pierwszy w jego bezbarwnych oczach
Anna dostrzeg�a l�k. Nikt nie odezwa� si� przez pe�n� minut�.
- Pójd� ju�, Anno - powiedzia� w ko�cu Jan - zanim przysporz� ci jeszcze
wi�cej k�opotów.
Sk�oni� si� przed ni� i odwróci� tak, �e sta� teraz plecami do Antoniego.
- Wiadomo��, wys�ana do gospody Pod G�ow� Królowej, zawsze do mnie
dotrze - wyszepta�.
Skin��a g�ow�, jakby zrozumia�a. Nie czas rozwi�zywa� zagadki. Mia�a
zaledwie kilka sekund, aby utrwali� w pami�ci jego obraz. Nie wiedzia�a, czy
jeszcze kiedy� go zobaczy.
Jan odwróci� si� i zmuszaj�c Zofi� i Antoniego, by odsun�li si� i przepu�cili
go, wyszed� z sali. Przez ca�y czas traktowa� Zofi� tak, jakby jej w ogóle nie
by�o.
- Anno, jak mog�a� - zacz��a kuzynka.
- Niewa�ne! - zawo�a� Antoni. - Zostaw nas, Zofio!
Anna zdawa�a sobie spraw�, �e Antoni zechce da� upust gniewowi. Poza
tym wstydzi� si�, �e zosta� zmuszony, by spu�ci� z tonu.
Zofia zacz��a co� mówi�, lecz rozmy�li�a si� i odesz�a. Antoni odwróci� si�
do �ony.
- Twoja kuzynka sk�oni�a mnie, bym wróci�, spróbowa� ci� przekona�. I
prosz�, oto co zasta�em!
- Szkoda twoich s�ów, Antoni.
- By� mo�e to nie by� wcale gwa�t. Mo�e wszystko odby�o si� za obopóln�
zgod�.
- Jeste� godny pogardy. Zapytaj Lutisz�, która piel�gnowa�a mnie po tym,
co si� wtedy wydarzy�o.
- Kim jest dla ciebie ten cz�owiek, Anno Mario?
Anna z trudem oddycha�a. Gard�o mia�a wyschni�te i ledwie mog�a mówi�.
190
RS
- To m��czyzna, na którym kiedy� mi zale�a�o. Wydaje si�, �e by�o to wieki
temu.
- A teraz?
Zastanawia�a si� przez chwil�. Oczywi�cie, kocha�a Jana, t�skni�a za nim.
Uczucie to by�o tak silne, �e mia�a wra�enie, jakby kochali si� ju� w
poprzednim �yciu. Teraz jednak nie by�o na to nadziei. Zwil�y�a wargi i
spojrza�a na m��a.
- Teraz, Antoni, jestem twoj� �on�. B�d� honorowa�a to zobowi�zanie.
Lecz nie my�l, �e mo�esz postawi� gorzelni� na ziemi, gdzie �y� i umar� mój
ojciec. Nie wyobra�aj sobie te�, �e mo�esz mnie uderzy�. Widz�, �e masz na to
wielk� ochot�. Je�li si� o�mielisz, po�a�ujesz.
- A co zrobisz, Anno Mario? Na�lesz na mnie Stelnickiego?
- Nie! Sama rozgrywam w�asne bitwy.
- Wi�c b�dziesz walczy� sama ze sob�! Ja wyje�d�am dzi� wieczorem do
Petersburga.
- Wyje�d�asz?
- Och, nie ciesz si� przedwcze�nie, Anno. Widz� to w twoich oczach. Nie
pozb�dziesz si� mnie tak �atwo.
U�miechn�� si�.
- Los po��czy� nasze �cie�ki, czy� nie?
Patrzy�a w milczeniu, jak m�� opuszcza sal�. Po chwili opad�a z wolna na
krzes�o.
Nagle u�wiadomi�a sobie, �e publiczno�� zd��y�a ju� wróci� na miejsca. Od
jak dawna siedz�cy w pobli�u go�cie tak si� jej przygl�dali?
Usiad�a, oszo�omiona, z p�on�c� twarz�. D�wi�ki skrzypiec znów wype�ni�y
sal�.
Có�, wreszcie przemówi�am w�asnym g�osem, pomy�la�a. Tylko za jak�
cen�?
191
Rozdzia� dwudziesty szósty.
RS
Powóz zaturkota� na drewnianym mo�cie, ��cz�cym Warszaw� z Prag�.
Zofia spojrza�a na zamy�lon� Ann�. Zdziwi�a j� si�a niech�ci, jak� odczuwa�a
wobec kuzynki. Zabra�a j� do Zamku w nagrod� za to, �e ocali�a pami�tnik
przed �o�nierzami króla. Co za okropny b��d pope�ni�a! Lecz kto móg� przypu�ci�, �e Anna spotka tam Stelnickiego?
Nie�atwo by�o jej przekona� Antoniego, by zosta� w Zamku i wróci� do
�ony. Zofia pragn��a, aby ma��e�stwo Anny przetrwa�o, nawet gdyby ambicje
Antoniego mia�y sprawi�, �e zostaliby magnatami, stoj�cymi na drabinie
spo�ecznej wy�ej ni� ona. Nie �yczy�a kuzynce �le, naprawd�. Przeciwnie,
lubi�a j�. Niech sobie �yj� szcz��liwie!
Sama te� mia�a nie lada ambicje. I do�� ufno�ci we w�asne si�y, by je
zrealizowa�. Lecz ca�a sztywnia�a na wspomnienie chwili, kiedy natkn��a si�
na Ann� i Jana w Zamku. Mdl�ce, ze wszech miar nieprzyjemne uczucie
nadchodzi�o falami. By�o zupe�nie tak jak wtedy, gdy zobaczy�a ich w lesie.
Obraz wywo�ywa� w jej duszy mroczne, nieznane emocje, które sprawia�y, �e
stawa�a si� zdolna do wszystkiego.
Siedzia�a w powozie, nie�wiadoma up�ywu czasu i przebytej drogi.
Próbowa�a uporz�dkowa� kot�uj�ce si� w niej uczucia. Cho� trudno jej by�o
przyzna� si� do tego samej przed sob�, z powodu ura�onej dumy nadal
obwinia�a kuzynk� za to, �e o�mieli�a si� pokrzy�owa� jej plany. Jaki� czas
temu dosz�a do wniosku, �e skoro Anna wysz�a za Grawli�skiego, ewentualny
zwi�zek kuzynki ze Stelnickim pozostanie w sferze marze�. Lecz teraz, gdy
zobaczy�a ich razem trzymaj�cych si� za r�ce, gwa�towne uczucia znowu
od�y�y. Czy by�a to zazdro��? Czy�by kocha�a Jana?
Pragn��a go, to pewne. Z jakiego� dziwnego powodu, gdy przekona�a si�,
�e jego zainteresowanie Ann� wcale nie wygas�o, zapragn��a go jeszcze
bardziej. A gdy zobaczy�a, jak stawia czo�o �a�osnemu tchórzowi,
Grawli�skiemu, rozpali�o to jej po��danie do bia�o�ci.
Gdybym mog�a go mie� chocia� raz, my�la�a, sprawi�, �eby mi uleg�,
wystarczy�oby to, by mnie zadowoli�. Sta�by si� wtedy niegodny Anny zarówno w jej oczach, jak i we w�asnych. Oboje ulepieni byli z tej samej
nudnej gliny honoru i godno�ci.
Dopóki kuzynka pozostawa�a w pobli�u, nie mog�o by� mowy o tym, by
uda�o jej si� uwie�� Jana. Co gorsza, Anna i Jan mogli nawi�za� romans. Zofia
192
RS
u�wiadomi�a sobie, �e nie doceni�a odwagi Anny ani si�y jej uczucia. Musi by�
jaki� sposób, by si� jej pozby�.
Uwa�a�a, �e jest do�� sprytna. Doskonale poradzi�a sobie z Walterem.
U�miechn��a si�, bardzo z siebie zadowolona. By�a zdumiona, odkrywszy, �e
Walter jest w Zamku. Obawia�a si�, �e którego� dnia pojawi si�, oburzony tym,
�e pozbawi�a go domu i maj�tku. Podejrzewa�a tak�e, i� b�dzie próbowa�
szanta�owa� j� tym, co zdarzy�o si� tamtej nocy na moczarach. Lecz czy nie
by� równie winny jak ona? Nie móg� jej oskar�y�, nie oskar�aj�c jednocze�nie
siebie. Odparowywa�a ka�dy jego cios, gdy�, cho� nie ��czy�y ich wi�zy krwi,
byli ulepieni z tej samej gliny - ani troch� nienudnej.
U�miechn��a si� szerzej. Oczywi�cie, okaza�a si� sprytniejsza. Kiedy
gro�ba szanta�u obróci�a si� przeciwko niemu, biedny Walter musia�
zadowoli� si� obietnic� u�amka warto�ci maj�tku. Tyle by�a gotowa zap�aci�,
by uratowa� jego dum� i sk�oni� go, by siedzia� cicho. I tak wy�wiadcza�a mu
�ask�. Pomimo sprzeciwu ze strony rodziców postanowi� zrealizowa� swoje
ambicje i pój�� w�asn� drog�. Dawa�a mu sposobno��, by móg� �y� tak, jak
chce.
W ko�cu dotarli do rezydencji Gro�skich.
Obserwowa�a w milczeniu, jak Anna, która siedzia�a naprzeciw
olbrzymiego Szweda, wysiada, korzystaj�c z pomocy kar�a, który odprowadzi�
j� do drzwi. Nie odpowiedzia�a na po�egnanie ze strony Zofii i obu m��czyzn.
Czy nie by�aby zdziwiona, gdyby dowiedzia�a si�, �e mia�a jednak racj� i
Walter by� tego dnia w Zamku? Lecz Zofia wiedzia�a, �e lepiej trzyma� ich z
daleka od siebie.
Siedzia�a naprzeciwko Szweda, maj�c u boku Rosjanina. Z jego drugiej
strony siedzia�a Charlotte. Skin��a g�ow� ksi��nej, która przesiad�a si� na
miejsce zajmowane przedtem przez Ann�.
Powóz zawróci� do miasta.
- Och, zatrzymajmy si� na chwil� przy fontannie na Rynku - powiedzia�a
Zofia, gdy powóz zjecha� z mostu i skierowa� si� ku murom miejskim.
- Ale jest ju� tak pó�no - zaprotestowa�a Charlotte. By�a zm�czona, nieco
wstawiona i bardzo chcia�a dosta� si� ju� do gospody, gdzie Rosjanin i jego
towarzysz wynajmowali pokoje.
- To nie zajmie du�o czasu, Charlotte - powiedzia�a Zofia. - Gdyby teraz
by�o lato, mog�yby�my zanurzy� stopy.
Dlaczego zawierzy�a Charlotte w kwestii gorzelni? Nie mog�a teraz odegra�
si� na Annie, lecz nic nie przeszkodzi jej zem�ci� si� na przyjació�ce.
193
RS
- Przy fontannie zrób tak, jak ci mówi�am! - zawo�a�a do wo�nicy.
- Och, zaplanowa�a� to? - zdziwi�a si� ksi��na.
- Cicho b�d�, szykuje si� niez�a zabawa.
Gdy powóz wjecha� na Rynek, zacz�li sposobi� si�, by wysi���.
Karze� pomóg� swojej pani zej�� po schodkach na ziemi�.
I wtedy Zofia, miast wyj�� z powozu, wychyli�a si�, chwyci�a drzwiczki i
zatrzasn��a je.
- Ruszaj! - krzykn��a do wo�nicy.
Wo�nica pop�dzi� konie. Powóz potoczy� si� przez Rynek, turkocz�c po
kamieniach i b�yskawicznie nabieraj�c szybko�ci.
- Zatrzymajcie si�! - zawo�a�a Charlotte. - Zatrzymajcie! Zofio, to nie jest
zabawne!
Zofia wychyli�a si� przez otwarte okno.
- Zaczekaj tam, skarbie, przy�lemy po ciebie twój powóz. Krzyki ksi��ny
nios�y si� echem po pustym placu. Ma�y cz�owieczek obok niej wykrzykiwa�
co� zadziwiaj�co g��bokim g�osem. Jednak�e Zofia musia�a przekupi� wo�nic�
na tyle skutecznie, �e og�uch� na pro�by swej pani. Zofia roze�mia�a si� i
zawo�a�a:
- Ucisz si�, bo obudzisz ca�� Warszaw�!
Odwróci�a si� i spojrza�a na zaskoczonych towarzyszy. Byli zbyt pijani,
�eby si� jej przeciwstawi�. Zachichota�a, widz�c ich g�upie miny.
- Charlotte ma rzeczywi�cie dono�ny g�os, prawda? Postuka�a palcami w
parapet.
- Nie rób takiej zmartwionej miny, Augu�cie. Potrafi� zadowoli� was obu.
Twarz m��czyzny poja�nia�a. Wymienili z oficerem spojrzenia, a potem
Rosjanin zapyta�:
- A co z pani kuzynk�? By� mo�e by�aby w nastroju na zabaw� we czworo?
Jest bardzo pi�kna.
Zofia zwróci�a si� do niego, tym razem nie z obietnic� nami�tno�ci, lecz z
przekle�stwem na ustach.
Anna niewiele spa�a tej nocy, a nast�pnego dnia snu�a si� po domu jak cie�.
Jedynie wspomnienie rozmowy z Janem pozwala�o jej jako tako funkcjonowa�.
Nadal go kocha�a - nie by�o sensu temu zaprzecza�. Prawd� mówi�c, rozstanie
jeszcze pog��bi�o jej uczucia. A on kocha� j� - wiedzia�a o tym. Wspomnienia
podnosi�y j� na duchu i pozwala�y przetrwa� dzie�.
Co jaki� czas nap�ywa�y jednak my�li, które �cina�y lodem jej serce.
194
RS
My�la�a o Zofii. Cho� nie zd��yli wczoraj o tym porozmawia�, Anna by�a
przekonana, �e kuzynka sk�ama�a przy stawie, oskar�aj�c Jana, �e j�
napastowa�. Czy mog�a te� przej�� list? Jedno by�o pewne: to Zofia
zaaran�owa�a jej ma��e�stwo z Antonim.
Los dwukrotnie okaza� si� �askawy dla kuzynki, niszcz�c zarazem �ycie
innych osób. Gdyby nie �mier� wujka Leo i gwa�t, sytuacja Zofii by�aby teraz
zupe�nie inna. By�aby �on� Antoniego, pozbawion� niezale�no�ci, w�adzy i
presti�u, którymi tak si� rozkoszowa�a. Cho� darzy�a chyba Ann� siostrzan�
mi�o�ci� i na ogó� dzia�a�a zgodnie z jej interesami, czasami jej post�powaniem
zdawa�y si� kierowa� mroczne, tajemne si�y. Anna dok�adnie zapami�ta�a
wyraz twarzy Zofii, kiedy patrzy�a w Zamku na ni� i Jana. Cho� raz maska,
jak� prezentowa�a �wiatu - osoby bystrej, zabawnej, pewnej siebie - opad�a,
odkrywaj�c zazdro�� i nienawi��.
Anna zastanawia�a si�, czy to mo�liwe, by kuzynka skrycie kocha�a Jana.
Je�li tak, dlaczego zach�ca�a j�, by si� z nim spotyka�a? Czy Zofia by�aby w
ogóle zdolna pokocha� jednego m��czyzn�? Przecie�, jak si� kiedy� wyrazi�a,
t�skni�a za tym, by móc zrywa� wszystkie kwiaty w ogrodzie. Od tych
rozmy�la� Annie zakr�ci�o si� w g�owie. Nie potrafi�a doszuka� si� w tym
sensu.
Wiedzia�a jedno: nale�a�o wynie�� si� z Warszawy, uciec od Zofii.
Dr�czy�a j� te� my�l o zbli�aj�cej si� nieuchronnie konfrontacji z Antonim.
Cho� wiadomo�� o wyje�dzie m��a sprawi�a jej ulg�, zdawa�a sobie spraw�, �e
walka dopiero si� zaczyna. By�a te� przekonana, �e Antoni nie zechce
uniewa�ni� ma��e�stwa. O ile, oczywi�cie, ona nie zgodzi si� odda� mu
wszystkiego.
Nie zamierza�a tego zrobi�. By�a, co prawda, szlachciank�, lecz niezbyt
zamo�n�. Cho� ojciec dobrze zarz�dza� maj�tkiem i m�drze lokowa� dochód u
Lubickich, posiada� tylko ten jeden maj�tek i �adnego domu w mie�cie. Dwór i
ziemia w Sochaczewie by�y dla niego wszystkim. �adna ofiara, któr�
musia�aby ponie��, by je utrzyma�, nie wydawa�a si� Annie zbyt wielka.
Na my�l o tym, i� jej �a�osne ma��e�stwo narazi�o na niebezpiecze�stwo
zarówno rodzinn� ziemi�, jak i finanse, co� �cisn��o j� w �o��dku. Nie dba�a
ani troch� o to, �e dzi�ki planom Antoniego rodzina mog�aby osi�gn��
magnacki status. Pr�dzej umrze, ni� dopu�ci, by na ziemi jej przodków wybudowano gorzelni�!
Sochaczew! - pomy�la�a nagle. - Tam powinnam si� uda�. Do domu!
195
RS
Antoniego nale�y zmusi�, by zrezygnowa� z pomys�u produkowania
alkoholu. Napisze do ksi�cia Józefa Lubickiego, by� mo�e znajdzie si� jaki�
prawny kruczek. Je�li nie, b�dzie na miejscu, by walczy� z nim do ko�ca.
Lecz jaki by�by ten koniec? Zastanawia�a si�. Jak� mia�a szans�, by pobi�
Antoniego na jego w�asnym polu, w grze dost�pnej jedynie dla m��czyzn?
Kobiety te� mia�y do odegrania pewne role: musia�y nosi� maski i ci��kie
suknie, �wiadcz�ce o ich pozycji spo�ecznej, zupe�nie jak aktorzy w greckich
dramatach. M��czy�ni, odziani w spodnie i obdarzeni z definicji w�adz�,
zawsze mieli nad nimi przewag�. Po raz pierwszy Anna nie potrafi�a wini� carycy Katarzyny za to, i� nie waha si� wykorzystywa� mo�liwo�ci
niedost�pnych na ogó� jej p�ci.
Roze�mia�a si� cichutko, u�wiadamiaj�c sobie gorzki paradoks: w
dramatach greckich nawet role kobiet zarezerwowane by�y dla m��czyzn.
196
Rozdzia� dwudziesty siódmy.
RS
- Gorzelnia? - hrabina Gro�ska spojrza�a na siostrzenic�, upuszczaj�c ze
zdumienia robótk�. Anna sta�a przed ciotk�.
- Tak, ciociu Stello, gorzelnia. To prawda. I gdyby nie ksi��na Charlotte,
dowiedzia�abym si� o tym dopiero po fakcie.
Hrabina stara�a si� pozbiera� po tym, co us�ysza�a.
- I ty o tym wiedzia�a�, Zofio? - spyta�a oskar�ycielskim tonem, chocia�
zdawa�a sobie spraw�, �e córka nie liczy si� ju� z jej zdaniem.
Zofia wzruszy�a ramionami. Sta�a, wygl�daj�c przez francuskie okno.
- Owszem.
- I nic nie powiedzia�a�?
- Uwa�a�am, �e to nie moja sprawa.
Hrabina wyczu�a, �e pomi�dzy córk� a siostrzenic� panuje dziwne napi�cie.
- Ale to dotyczy Anny.
- Je�li to, co zamy�la Antoni, mo�e przynie�� im obojgu niewyobra�alne
bogactwo, co mo�e by� w tym z�ego?
- Nie wychowa�am ci�, by� s�dzi�a, �e pieni�dze czyni� cz�owieka
szlachcicem.
- Lecz szlachcic, który ich nie ma, jest po prostu �a�osny - odpar�a Zofia,
odwracaj�c si�, by spojrze� na matk�. - Pieni�dze rz�dz� teraz �wiatem, mamo.
Maj�c takie bogactwo, jakie spodziewa si� uzyska� Antoni, Anna nie b�dzie
musia�a o nic si� martwi�. Szkoda, �e ja nie mam tyle szcz��cia.
- Nie chc� takich pieni�dzy - powiedzia�a Anna tonem niezwykle, jak na
siebie, ostrym.
- Tego, czego ty chcesz, Anno - powiedzia�a Zofia, spogl�daj�c na kuzynk�
- i tak nie mo�esz ju� dosta�.
Napi�cie w pokoju jeszcze si� wzmog�o.
- O co tu chodzi? - spyta�a hrabina.
- Planuj� wróci� do Sochaczewa - powiedzia�a Anna.
- Nie mo�esz tego zrobi� - odpar�a natychmiast Zofia.
- Mog�. Tam b�d� u siebie. I urodz� dziecko na w�asnej ziemi.
- Anno Mario, jestem zmuszona przeciwstawi� si� tym planom powiedzia�a hrabina. - Twój m�� wróci tutaj i w�a�nie tu powinien ci� znale��.
Umilk�a na chwil�.
197
RS
- Poza tym musisz my�le� o dziecku, kochanie. Tu w Warszawie mamy
po�o�ne i lekarzy. Có�, nawet ja mog�abym okaza� si� bardziej pomocna ni�
ktokolwiek mieszkaj�cy w twoim maj�tku.
Jak zwykle w chwili stresu serce hrabiny zacz��o bi� nieregularnie,
trzepocz�c szybko, by po chwili zwolni�, omijaj�c co drugie uderzenie.
Hrabina czu�a si� naprawd� rozdarta. M��czyzna, do po�lubienia którego
nak�oni�a siostrzenic�, zamierza� nie tylko zniszczy� maj�tek Berezowskich,
ale zha�bi� nazwisko i pami�� rodziców Anny. Co wi�cej, opu�ci� j�, by
pojecha� do matki do Petersburga. A teraz ona doradza Annie, by na niego
czeka�a. To by�a konwencjonalna rada, taka, jakiej mo�na by�o spodziewa� si�
po kobiecie z jej pozycj� spo�eczn� i wychowaniem. Jednak nie by�a pewna,
czy jest to dobra rada.
- No i jeszcze ten Paduch, Anno - mówi�a tymczasem Zofia. - Nie chc�, by�
przebywa�a sama w maj�tku, kiedy morderca grasuje na wolno�ci. To zbyt
niebezpieczne.
- Niebezpiecze�stwo - powiedzia�a Anna - niekoniecznie musi czai� si� na
zewn�trz domu.
I znowu hrabina poczu�a, jak pomi�dzy kuzynkami przep�ywa fala napi�cia.
Nie rozumia�a, co mog�o by� jej przyczyn�.
- Có�, pojecha�aby� tam na pró�no - powiedzia�a Zofia ostro. - I tak
musia�aby� zaraz wraca�.
- Dlaczego? - spyta�a Anna.
- Poniewa� twój dom w Sochaczewie ju� nie istnieje. Zosta� zburzony odpowiedzia�a i, nim którakolwiek z kobiet zd��y�a zareagowa� na t�
rewelacj�, otworzy�a francuskie okno i wysz�a przez nie do ogrodu.
Cho� Zofia ch�tnie pozby�aby si� Anny, nie mog�a jednak dopu�ci�, by
kuzynka pojecha�a sama do Sochaczewa. Na my�l o tym ciarki przebieg�y jej
po grzbiecie, i wcale nie chodzi�o tu o Feliksa Paducha.
Nie, raczej o Jana. Sochaczew znajdowa� si� blisko Warszawy, o wiele za
blisko dla opuszczonej przez m��a Anny i zdeterminowanego Stelnickiego.
Nie mo�na by�o dopu�ci�, by jeszcze kiedykolwiek si� spotkali.
Gdyby Antoni by� z Ann� w Sochaczewie, sprawy wygl�da�yby inaczej. A
by�oby jeszcze lepiej, gdyby to Anna do��czy�a do Antoniego w Petersburgu!
Wmawiaj�c Annie, �e jej dom zosta� zburzony, dzia�a�a pod wp�ywem
impulsu, da�o jej to jednak nieco czasu. Tylko ile? By�a pewna, �e Anna pisze
w�a�nie do Jakuba Szrabera, aby dowiedzie� si� prawdy.
198
RS
Zasiad�a wi�c, aby napisa� w�asny list. Mia�a nadziej�, �e nietrudno b�dzie
znale�� pos�a�ca, który, odpowiednio wynagrodzony, zgodzi si� wyruszy�
natychmiast do Petersburga. Anna mo�e otrzyma� odpowied� z Sochaczewa
mniej wi�cej za tydzie�. Zofia zdawa�a sobie spraw�, �e musi okaza� si�
szybsza, mimo i� jej korespondencja mia�a do przebycia znacznie d�u�sz�
drog�.
199
Rozdzia� dwudziesty ósmy.
RS
Ranek wsta� deszczowy i nad wodami Wis�y unosi�y si� ci��kie, szare
chmury. Jedynym klientem w gospodzie Pod G�ow� Królowej by� Jan
Stelriicki. Siedzia�, s�cz�c kaw� i po raz setny wspominaj�c spotkanie z Ann�.
Obraz jej twarzy, wyra�aj�cej zaskoczenie i rado��, nieustannie go nawiedza�.
Nadal go kocha�a, to by�o wida� na pierwszy rzut oka. Ju� nigdy nie b�dzie
próbowa� wyprze� z pami�ci tych szeroko otwartych, g��boko osadzonych
zielonych oczu. Wype�nia�a je mi�o��, przekraczaj�ca granice miejsca i czasu.
Jan wpatrywa� si� w dom po drugiej stronie rzeki. Brudne szyby ukazywa�y
odbicie jego twarzy. W�osy mia� zmierzwione, a pod oczami ciemne kr�gi rezultat braku snu. By� zm�czony. Znu�ony my�leniem o ró�nych „gdyby
tylko": gdyby
Anna nie wysz�a za m��; gdyby nie zosta�a zgwa�cona; gdyby nie
spodziewa�a si� dziecka. A przede wszystkim, gdyby by� wróci� tamtego dnia
nad staw. Musia� przyj�� odpowiedzialno�� za to, jak si� zachowa�, i �y� z
poczuciem winy. Wiedzia� jednak, �e to ona cierpia�a najbardziej.
To takie niesprawiedliwe, �e jedna pochopna decyzja, podj�ta pod
wp�ywem ura�onej ambicji i gniewu, mo�e zmieni� �ycie na zawsze. Ale tak
w�a�nie si� sta�o.
W dniach, kiedy poczucie winy stawa�o si� nie do zniesienia, rozmy�la� o
Feliksie Paduchu. Czy to on zaatakowa� Ann�? I zap�odni� j�? Jak znale��
cz�owieka, który ucieka� przed prawem? Wyobra�a� sobie, �e pewnego dnia
schwyta Paducha i pom�ci Ann�.
Na razie musia� przyzna�, �e j� kocha�. I �e ona kocha�a jego. Nie �mia�
jednak rozbudza� w sobie nadziei na przysz�o��. B�dzie musia� nauczy� si� �y�
bez niej.
Nie po�lubi nikogo innego. Po�wi�ci si� polityce. Zmusi� si�, by zwróci�
my�li ku tamtym sprawom.
Rozstrzygni�cie by�o ju� tylko kwesti� dni. Konstytucja musia�a zosta�
uznana przez ca�y naród. Zdawa� sobie jednak spraw�, �e Katarzyna nie �a�uje
grosza ani gró�b, by przekupi� b�d� zastraszy� jak najwi�cej zwolenników
ustawy. Je�li nawet nie uda jej si� doprowadzi� do obalenia konstytucji, zasieje
w umys�ach cz��ci Polaków ziarno w�tpliwo�ci. Jan wiedzia� tak�e, i�
najwa�niejszy umys� w królestwie nie odznacza� si� sta�o�ci�. Czy król wytrwa
przy Sprawie?
200
RS
W ostatnich tygodniach Janowi nie brakowa�o okazji, by nauczy� si�
publicznie przemawia�. Czyni� to codziennie, a nawet po kilka razy jednego
dnia. Przemawia� do wszystkich, którzy chcieli go s�ucha�. �adna grupka, na
któr� móg�by wywrze� polityczny nacisk, nie by�a zbyt ma�a, �aden obywatel
zbyt niewiele znacz�cy.
Cz�sto przemowa zamienia�a si� w debat� z lud�mi o przeciwstawnych
pogl�dach, twardo trzymaj�cymi si� swego punktu widzenia. Jan bardzo to
lubi�. B�yskawiczne wynajdywanie odpowiedzi na argumenty i oskar�enia
strony przeciwnej wyostrza�o umys� i pozwala�o bardziej umocni� jego demokratyczne przekonania, ni� mog�aby to uczyni� retoryka. Broni� za�arcie
swoich racji, daj�c si� ponie�� emocjom i ciesz�c si� b�yskotliwo�ci� swego
umys�u.
W takich chwilach my�li o Annie, z�amanym sercu i Grawli�skim z jego
cienkim w�sikiem pierzcha�y. Wystarczy�o jednak, by zosta� sam, a smutek
powraca�. Co bardziej dociekliwi spo�ród jego towarzyszy s�dzili, �e smutek
ów wynika z braku wiary w powodzenie Sprawy.
Zastanawia� si�, czy Anna zrozumia�a, co chcia� powiedzie�, wspominaj�c
o gospodzie Pod G�ow� Królowej. W�tpi�, by kiedykolwiek o niej s�ysza�a.
Czy odwa�y si� kogo� zapyta�? Czy napisze?
Wsta� szybko, odsun�� krzes�o i si�gn�� do kieszeni, by zap�aci� starej
w�a�cicielce o imieniu Hortenspa. Potrz�sn�� mimo woli g�ow�, rozmy�laj�c o
przysz�o�ci i oddaj�c si� marzeniom, które nie maj� szansy si� zi�ci�.
Anna przemierza�a pokój, zastanawiaj�c si�, kiedy nadejdzie list od Jakuba.
Podejrzewa�a, �e Zofia sk�ama�a, mówi�c o domu. Musia�a sk�ama�! W zimie
raczej nie budowano ani te� nie burzono niczego, je�li nie by�o to konieczne.
Jednak dlaczego mia�aby powiedzie� co� takiego?
Nie przebaczy�aby Antoniemu, gdyby okaza�o si�, �e kaza� zburzy� dwór.
Na sam� my�l o czym� takim kr�ci�o si� jej w g�owie. Co zrobi, je�li
wiadomo�� oka�e si� prawdziwa?
Co do Zofii, jej tak�e nie zamierza�a przebaczy�, bez wzgl�du na to, czy
powiedzia�a prawd� i trzyma�a fakt zburzenia domu w sekrecie przed ni�, czy
te� sk�ama�a z sobie tylko wiadomego, niew�tpliwie egoistycznego powodu.
Je�li Jakub potwierdzi, �e dom nadal stoi, ona wróci do Sochaczewa i nawet
nie spojrzy za siebie. Urodzi tam dziecko. Jako� poradzi sobie z Antonim,
oddaj�c mu to, z czego b�dzie w stanie zrezygnowa� - poza, oczywi�cie,
ziemi� i domem - by uwolni� si� od tego bezsensownego ma��e�stwa. Co za�
si� tyczy Jana...
201
RS
Z ulicy dobieg� j� d�wi�k ko�skich kopyt. Zdawa� si� cichn��, jakby kto�
zatrzymywa� si� przed domem. Anna podbieg�a do okna. M��czyzna z torb�
pocztow� na ramieniu w�a�nie zsiada� z wierzchowca.
Poruszaj�c si� najszybciej, jak na to pozwala� jej stan, wybieg�a na korytarz
i klatk� schodow�. W po�owie schodów u�wiadomi�a sobie, �e Zofia okaza�a
si� szybsza. Kuzynka zamyka�a w�a�nie drzwi, trzymaj�c w d�oni list.
Anna zesz�a ze schodów. Przysz�o jej do g�owy, �e Zofia zamierza ukry�
list, jak kiedy� ten od Jana.
- To chyba do mnie - powiedzia�a. Zofia obróci�a list w r�kach.
- Rzeczywi�cie - przyzna�a, obrzucaj�c Ann� szacuj�cym spojrzeniem
migda�owych oczu. - Spodziewa�a� si� listu?
- Tak, od Jakuba Szrabera.
- Och? - u�miechn��a si�, podaj�c jej list. - Ten jest chyba z Sankt
Petersburga. Czy�by napisa� do ciebie m��?
Podczas kolacji hrabina przesz�a od razu do rzeczy.
- Co pisze Antoni, Anno Mario?
Anna spojrza�a na Zofi�, która udawa�a brak zainteresowania. Musia�a
jednak odpowiedzie� hrabinie.
- Przeprasza za swoje zachowanie.
- Wspomnia� co� o domu?
- Nie.
- Czy wkrótce wraca?
- Nie, ciociu. Pisze, �e jego ojciec nadal jest chory i �yczy sobie, bym
przyjecha�a do Petersburga.
- Do Petersburga? - spyta�a hrabina.
- Jestem pewna, �e chce wszystko naprawi� - wtr�ci�a Zofia. - Mo�e
powinna� pojecha�.
- Nie chc� jecha� - powiedzia�a Anna. - Poza tym musz� bra� pod uwag�
dobro dziecka.
- W�a�nie, Anno Mario - zgodzi�a si� z ni� hrabina. - Jeste� przy nadziei ju�
od prawie pi�ciu miesi�cy, a podró�owanie na pewno okaza�oby si� m�cz�ce.
Z drugiej strony, istnieje szansa, �e uratujesz w ten sposób swoje ma��e�stwo.
Dlaczego nie chcesz jecha�?
- Fizycznie jako� bym to znios�a. Mam jednak z�e przeczucie...
- Wiesz o tym - przerwa�a jej ciotka - i� zwyk�am odnosi� si� z najwi�ksz�
podejrzliwo�ci� do wszystkiego, co rosyjskie. Nie potrafi� inaczej. Katarzyna i
jej poprzednicy nigdy nie traktowali nas uczciwie. Nie podoba mi si�, �e
202
RS
Walter s�u�y w carskim wojsku ani �e twój m�� posiada rezydencj� w
Petersburgu zamiast tu czy w Krakowie. Czasy s� niepewne, wi�c nie�atwo mi
pogodzi� si� z tym, �e mia�abym wys�a� ci� tam sam�. Mam jednak na
wzgl�dzie przede wszystkim wasze dobro. Rodzina jest wa�niejsza ni� kraj.
- S�dzisz, �e to mój obowi�zek? - spyta�a Anna, z�ymaj�c si� w duchu.
- Tak.
- Matka ma racj� - powiedzia�a Zofia, gdy hrabina odesz�a od sto�u. Antoni potrafi by� elastyczny. Jestem pewna, �e w ko�cu si� dogadacie. Jeste�
kobiet�, Anno. Do tego czaruj�c�. Nie bój si� pos�u�y� tym, co da� ci Bóg.
- Wola�abym raczej pos�u�y� si� g�ow�.
- Ach, zrób to! Kobieta, która pos�uguje si� zarówno wdzi�kami, jak i
rozumem, potrafi wiele osi�gn��. Antoni jest w ko�cu tylko m��czyzn�.
- Gdyby to ode mnie zale�a�o, wola�abym nigdy wi�cej go nie ogl�da�.
- Nonsens! Czy on spodziewa si� odpowiedzi?
- Nie. Wynaj�� ju� nawet powóz - odpar�a Anna z gniewem. - Ma przyby�
po mnie za trzy dni.
- Zatem postanowione. Je�li potrzebna ci pomoc przy pakowaniu, mo�esz
wzi�� Clarice albo Babette.
- Rozumiem wi�c, �e gdybym zosta�a, nie by�abym tu mile widziana.
Zofia u�miechn��a si� i spojrza�a na kuzynk� ciemnymi, roziskrzonymi
oczami.
- Och, Aniu, kochanie, to w ogóle nie wchodzi w rachub�.
Anna postanowi�a, �e jednak pojedzie. Nie dlatego, �e czu�a si� w
obowi�zku to zrobi�, ale w nadziei, �e losy jej ma��e�stwa wreszcie si�
rozstrzygn�. Zamierza�a doprowadzi� do ostatecznej konfrontacji z Antonim.
Chcia�a odzyska� ziemi� i dom, pragn��a dziecka, a tak�e - kiedy dziecko si�
urodzi i otrzyma nazwisko - anulowania ma��e�stwa, je�li pozwoli na to
Ko�ció�. W innym przypadku zostanie jej separacja. Nie by�a w stanie
wyobrazi� sobie, �e mog�aby �y� z Antonim, by� zmuszon� mu ulega�... pod
jakimkolwiek wzgl�dem. Na sam� my�l o tym, �e mia�aby dzieli� z nim �o�e,
ogarnia� j� wstr�t. Nie zrobi tego!
Przypomnia�a sobie jedn� ze swych ulubionych opowie�ci. Otó� pewna
�ona bywa�a regularnie bita za to, �e nie przygotowywa�a na czas posi�ku.
Pewnego dnia przywo�a�a na pomoc ducha opieku�czego, zwanego
Bukwiczynk�, od zio�a znanego jako le�na bukwica. Rada, jak� od niego
uzyska�a, by�a prosta:
Nie p�acz, nie przeklinaj Poniewa� to twoja wina.
203
RS
Gdy inne przygotowuj� �niadanie, ty tak�e je przygotowuj Gdy inne gotuj�
obiad, ty tak�e obiad gotuj Kolacja musi zosta� podana w porze kolacji, i Twój
m�� nie b�dzie ci� wi�cej bi�.
Jaki st�d mora�? Dla Anny rada Bukwiczynki nie by�a wiele warta. W
opowie�ci, któr� przerobi�a na w�asn� mod��, wrzeszcz�cy i pijany m��
wygania� �on� z kuchni, wymachuj�c ci��k� chochl�. P�acz�ca kobieta
przebiega�a ciemne podwórko, by ukry� si� za studni�. M��czyzna rzuca� si�
na ni�, lecz wpada� do studni, a jego pijackie krzyki szybko cich�y. Zdaniem
Anny tak w�a�nie zrodzi�o si� powiedzenie: „Milcz�cy jak studnia".
Za�mia�a si� sama do siebie. Nie, nie wrzuci Antoniego do studni, cho�
mia�a na to wielk� ochot�. Zamiast tego po�wi�ci cz��� swego maj�tku, by si�
od niego uwolni�. Zrezygnuje z funduszu powierniczego. By� ca�kiem spory, a
Antoni to cz�owiek chciwy. By� mo�e zadowoli si� tym, co ona zechce mu
odda�.
Jednak martwi�o j�, �e dochody z gorzelni mog� zosta� oszacowane wy�ej,
ni� wynosi�a warto�� funduszu. Antoni chcia� zosta� magnatem, a nic, co
mog�a zaoferowa� - poza ziemi� w Sochaczewie - nie mog�o mu tego
zapewni�.
Usiad�a przy biurku i napisa�a dwa listy.
Pierwszy, zaadresowany do barona Micha�a Kolbiego, informowa�, �e nie
b�dzie mog�a uczestniczy� w przyj�ciu z okazji g�osowania, poniewa�
wyje�d�a na jaki� czas do Petersburga. Zwierzy�a si� te� przyjacielowi ze
swoich obaw, dotycz�cych tej podró�y.
S�owa ciotki tycz�ce si� Katarzyny wróci�y do niej jak echo. Poczu�a si� jak
zdrajczyni. Jej ojciec te� nie mówi� nigdy o carycy nic dobrego. Na my�l o
tym, �e dziecko mog�oby urodzi� si� na obcej ziemi, zrobi�o jej si� zimno.
Przysi�g�a sobie, �e nie pozostanie w Rosji d�ugo.
Drugi list zaadresowa�a do hrabiego Jana Stelnickiego. D�onie dr�a�y jej,
gdy go pisa�a. Czy starczy jej odwagi, aby go wys�a�?
Zapytawszy Micha�a, dowiedzia�a si�, �e gospoda znajduje si� po drugiej
stronie rzeki, naprzeciw domu Gro�skich. Odwiedza�o j� zazwyczaj
pospólstwo oraz kilku politycznych dysydentów. Serce zabi�o jej mocniej na
my�l, �e Jan nieraz musia� by� tak blisko, oddzielony od niej zaledwie nurtem
rzeki.
Westchn��a. Nawet gdyby o tym wiedzia�a, rzeka - zwa�ywszy na
okoliczno�ci - znaczy�a tyle co ocean.
204
RS
Poprzedniego dnia wynaj��a powóz i kaza�a powie�� si� wzd�u� rzeki.
Wyjrza�a przez okno i zobaczy�a obskurn� gospod�. Znajdowa�a si� na parterze
dwukondygnacyjnego budynku z czerwonej ceg�y. Bez w�tpienia w lecie
klientela wyl�ga�a z ha�asem na w�sk� ulic�. Na wyblak�ym zielonym szyldzie
napisano czerwonymi literami nazw� przybytku. Pod tworz�cym �uk napisem
widnia� niezdarnie namalowany czarny profil kobiecej g�owy.
Serce Anny zacz��o mocniej bi� na sam� my�l o tym, �e Jan siedzi, by�
mo�e, za tymi brudnymi oknami. Przez drugie okno doro�ki widzia�a dom
Gro�skich, wzniesiony na skarpie po przeciwnej stronie rzeki. Czy Jan wybra�
to miejsce ze wzgl�du na jego po�o�enie? O�miela�a si� s�dzi�, �e tak w�a�nie
by�o.
�a�owa�a teraz, i� nie kaza�a wo�nicy si� zatrzyma� i nie wys�a�a go, by
zapyta�, czy Jan znajduje si� w gospodzie. Lecz ostro�no�� nie pozwoli�a jej
wykorzysta� szansy.
Sko�czy�a list i przeczyta�a go. Zmarszczy�a brwi. Oczywi�cie nie mo�e
napisa� o tym, co do niego czuje. Pisa�a wi�c o swoim zdrowiu i pyta�a o jego.
Wspomnia�a g�osowanie, które mia�o odby� si� ju� nast�pnego dnia, i jego
znaczenie dla Sprawy. W ko�cu doda�a tak�e, i� za trzy dni wybiera si� do
Petersburga, i opisa�a, czym b�dzie si� do tego czasu zajmowa�a, daj�c tym
samym Janowi wskazówk�, �e gdyby chcia� j� odwiedzi�, mo�e to uczyni�
nast�pnego ranka po g�osowaniu, mi�dzy dziesi�t� a dwunast�. Sko�czy�a
czyta�, lecz jej czo�o pozosta�o zmarszczone. List by� nieco md�y, w�tpi�a
jednak, czy zdoby�aby si� na to, aby wyrazi� w nim wi�cej emocji. Poza tym
nie mia�a ju� czasu, by próbowa�.
Co pomy�li sobie ciotka, kiedy Jan je odwiedzi, zastanawia�a si�. A Zofia?
Jednak�e, zwa�ywszy, i� opuszcza�a dom Gro�skich, postanowi�a da� sobie
spokój z ostro�no�ci� i poleci�a Babette, by list wys�ano w ci�gu godziny.
Nie mog� sp�dzi� �ycia, wybieraj�c zawsze najbezpieczniejsz� �cie�k�,
pomy�la�a, przygl�daj�c si� jednocze�nie, jak Babette oddala si� po�piesznie
chodnikiem. Wspomnia�a, co powiedzia� jej kiedy� ojciec: „Czasami trzeba po
prostu zda� si� na los".
205
Cz��� trzecia
Korzenie wiedzy s� gorzkie, za to owoc s�odki.
Przys�owie polskie
Rozdzia� dwudziesty dziewi�ty.
RS
Powóz, który mia� zabra� Ann� do Petersburga, przyjecha� rankiem, w dniu
g�osowania. O dwa dni za wcze�nie.
Anna nie zna�a rosyjskiego zbyt dobrze, by�a jednak w stanie zrozumie�
troch� z tego, co mówili przys�ani po ni� dwaj m��czy�ni. Tak, owszem, jest
spakowana, przyzna�a, wola�aby jednak zaczeka� jeszcze te dwa dni.
Wyjedzie dopiero po wizycie Jana.
To niemo�liwe, powiedzieli, okazuj�c jej zaledwie minimum szacunku.
Zap�acono im, by zabrali j� i zaraz wracali, bez zatrzymywania si� w
Warszawie czy gdziekolwiek indziej. Byli to gburowaci prostacy, niemaj�cy
poj�cia, jak si� zachowa�.
Zofia i hrabina nie okaza�y si� zbytnio pomocne. B�dzie musia�a jecha�.
Schroni�a si� w swoim pokoju.
Powstrzymuj�c �zy rozczarowania, spogl�da�a na kryszta�ow� go��bic� i
zastanawia�a si�, czy powinna zabra� j� w d�ug� i trudn� podró�. Intuicja
podpowiada�a jej, by zostawi�a ptaka. W�o�y�a go wi�c z powrotem do
inkrustowanej szkatu�ki i odda�a hrabinie na przechowanie. Post�pi�a podobnie
jak ze swoimi marzeniami, schowa�a je i od�o�y�a na pó�niej.
Spotkanie z Janem nie dojdzie zatem do skutku. By�a pewna, �e Jan
przyjdzie - tylko po to, aby dowiedzie� si�, �e jej ju� nie ma. A przecie�
wystarczy�aby dwudziestoczterogodzinna zw�oka.
Có�, sta�o si� inaczej. Usiad�a, aby napisa� do niego drugi list.
Podesz�a do bocznego wej�cia, gdzie sta� zdezelowany powóz. Z ciotk�
po�egna�a si� ju� wcze�niej, oddaj�c jej go��bic�.
Nie mia�a ochoty �egna� si� z Zofi�. Otrzyma�a rankiem list od Jakuba, w
którym zaprzecza� on, jakoby jej dom zosta� zburzony. Zofia zatem sk�ama�a.
Anna czu�a zarazem ulg� i pogard�. Nie chcia�a mie� wi�cej z kuzynk� nic
wspólnego. Kiedy za�atwi spraw� z Antonim, wróci do Sochaczewa. Najszybciej, jak tylko si� da.
Siedzia�a ju� w powozie, a Rosjanie mocowali na dachu jej baga�, kiedy
nadbieg�a Babette.
206
RS
- Prosz� zaczeka�, madame! - zawo�a�a. - Och, bardzo prosz�!
Anna wyjrza�a przez okno i zobaczy�a, �e pokojówka biegnie ku niej,
ci�gn�c za sob� dzieci.
- Och, madame, prosz� - powiedzia�a, zdyszana. - Gdyby by�a pani tak
dobra i zechcia�a zabra� ze sob� Louisa i ma�� Babette jako s�u��cych. Mo�e
pani zatrzyma� ich, jak d�ugo zechce, albo do czasu, a� dorosn�.
- Co takiego? - spyta�a Anna, w najwy�szym stopniu zdumiona.
- Wiem, �e pani� lubi�, pani Anno. Ma pani na nich taki dobry wp�yw!
Poza tym uwielbiaj� pani opowie�ci. Tu tylko pl�cz� si� pod nogami, a pani
Zofia nie ma do nich zbyt wiele cierpliwo�ci. Powiedzia�a, �e musz� je odes�a�
lub odej�� wraz z nimi.
Anna wpatrywa�a si� w m�od� matk� z niedowierzaniem. Czy wi�zy krwi
tak ma�o dla niej znaczy�y? Lecz wida� Babette, podobnie jak Zofia, my�la�a
tylko o sobie.
Wzdrygn��a si� na my�l o tym, jak� odpowiedzialno�� bra�a na swoje barki,
mimo to zgodzi�a si� bez wahania. Dzieci by�y zepsute, niewychowane i
pozbawione mi�o�ci. Mia�a nadziej�, �e zdo�a naprawi� przynajmniej cz���
wyrz�dzonej im krzywdy. Biedactwa. U�wiadomi�a sobie te�, i� Babette
najwidoczniej by�a pewna jej zgody, gdy� rzeczy dzieci by�y ju� spakowane.
Maluchy wdrapa�y si� do powozu i usiad�y naprzeciw Anny. Spojrza�a na
ich okr�g�e twarzyczki. Dopóki nie dorosn�? W co ona si� znów wpakowa�a?
Gdy powóz toczy� si� podjazdem, spojrza�a w okna pokoju Zofii. By�a
pewna, �e zas�ony poruszy�y si�. Czy kuzynka sta�a za nimi, dyskretnie
obserwuj�c jej odjazd? Czy uczucia Zofii wobec niej by�y równie
ambiwalentne, jak te, które wype�nia�y j� sam�.
Babette sta�a w drzwiach, machaj�c do dzieci i wykrzykuj�c s�owa
po�egnania. Anna odwróci�a si� i zobaczy�a, �e Louis i ma�a Babette siedz�
nieruchomo, a w ich oczach nie wida� �ez.
Zacz�� pada� �nieg. Powóz wjecha� na most, ��cz�cy Prag� z miastem, a
potem skr�ci� w lewo, w ulic� biegn�c� równolegle do rzeki.
Có�, pomy�la�a Anna, te dwa rosyjskie nied�wiedzie maj� przynajmniej
do�� inteligencji, by zrozumie�, �e proponuje im si� �apówk�.
Powóz zatrzyma� si� na kamiennym chodniku przed gospod� i jeden z
Rosjan niezdarnie pomóg� Annie wysi���.
Dzie� g�osowania by� dla Jana dniem gor�czkowej aktywno�ci. Wraz z
grup� podobnie my�l�cych entuzjastów je�dzi� od miasta do miasta, od sejmiku
do sejmiku, by przekonywa� do Sprawy i sk�ania� do udzia�u w g�osowaniu
207
RS
tych, którzy jeszcze tego nie uczynili. Gdy wróci� wreszcie do Warszawy, by�o
ju� bardzo pó�no.
Patrioci byli dobrej my�li. Wierzyli, �e konstytucja, zatwierdzona przez
sejm w zesz�ym roku, zostanie te� ratyfikowana przez sejmiki w ca�ej Polsce,
zapocz�tkowuj�c tym samym proces reform w królestwie.
Mimo entuzjazmu, z jakim podchodzi� do swej politycznej dzia�alno�ci, ów
wa�ny sk�din�d dzie� do�� mu si� d�u�y�. A to z powodu listu,
spoczywaj�cego w kieszeni na piersi. Jutro zobaczy si� z Ann�. Niewa�ne, �e
b�dzie to ostatni raz przed d�ug� przerw�. Zobaczy j�. Sam�, jak mia� nadziej�.
Nie si�ga� my�lami poza dzie� jutrzejszy. Jutro by�o jego przysz�o�ci�.
208
Rozdzia� trzydziesty.
RS
Nied�ugo po tym, jak powóz wyjecha� z miasta i zacz�� toczy� si� przez
�ci�t� mrozem wiejsk� okolic�, Anna poczu�a si� niedobrze. Z�e przeczucia
dr�czy�y j�, od kiedy otrzyma�a list Antoniego. Swe obecne samopoczucie
przypisywa�a jednak raczej ci��y i trudom podró�owania.
Je�li powóz i ludzie, których po ni� wys�a�, maj� by� dowodem na to, �e
Antoni potrafi� oszcz�dza� grosz, z pewno�ci� uda mu si� zosta� magnatem,
pomy�la�a. Musia� wynale�� najta�szy wehiku� w ca�ym Petersburgu. Powóz
by� zniszczony i najwidoczniej zbudowano go, zanim wynaleziono spr��yny.
Odczuwa�a ka�d� nierówno�� i kamie� na drodze. W oknach nie by�o szyb,
tylko okiennice. Zamkni�to je tak dok�adnie, jak tylko si� da�o, mimo to od
okien ci�gn��o ch�odem. Dwa typy, zmieniaj�ce si� co jaki� czas na ko�le,
przypomina�y natomiast postaci z tragikomedii.
Anna próbowa�a usadowi� si� jak najwygodniej. �nieg nadal pada�. Podró�
zim� mia�a swoje dobre strony: spod kó� nie unosi� si�, jak latem, kurz,
podró�nym nie grozi�o te�, �e utkn� w wiosennym b�ocku. Hrabina postara�a
si� o wypchane g�sim puchem ko�dry, które ochrania�y pasa�erów przed mro�nym powietrzem. Otulili si� nimi a� po czubki g�ów, a stopy wsparli na dwóch
krytych pojemnikach z gor�cymi w�glami.
Lutisza zawi�za�a Annie wokó� pasa garbowan� ko�l� skór�, która mia�a
dodatkowo ochroni� dziecko przed ch�odem. Przysz�a matka nie mog�a jeszcze
wtedy wiedzie�, jak bardzo przydatny oka�e si� ów kawa�ek skóry.
Nie zd��yli odjecha� daleko, a ju� zacz��a pow�tpiewa� w to, czy
zabieranie w tak d�ug� podró� dzieci to aby na pewno dobry pomys�. Maluchy
by�y niegrzeczne i bez przerwy papla�y w gminnej francuszczy�nie. Cho�
�adnie ubrane, by�y jednak brudne, gdy� nie nauczono ich regularnie si� my�.
Louis mia� osiem lat, a Babette sze�� i Anna martwi�a si�, �e przyuczenie do
s�u�by dwójki dzieciaków niewiedz�cych, co to dyscyplina, mo�e okaza� si�
zadaniem trudnym i mocno niewdzi�cznym.
W ci�gu dnia zatrzymali si� w gospodzie, aby odpocz�� i nakarmi� konie.
M��czy�ni zamówili jedzenie, lecz Anna przed�o�y�a zawarto�� swego
koszyka z prowiantem nad posi�ek w zaszczurzonej, cuchn�cej gospodzie, do
tego pod obstrza�em w�cibskich oczu. Skorzysta�a jednak z toalety, cho� by�a
brudna. Gdyby podró�owa�a samotnie, ch�tniej ul�y�aby sobie na �niegu.
Im bli�ej nocy, tym by�o zimniej, tote�, nim wsiedli do powozu, Anna
poleci�a Louisowi, by poszed� do gospody wymieni� w�gle w ogrzewaczach do
209
RS
stóp. T�pi Rosjanie oczywi�cie o tym nie pomy�leli, a ona wola�a ich o nic nie
prosi�.
Ch�opiec potrz�sn�� jednak g�ow�:
- Nie pójd�, chc� wej�� do powozu, gdzie jest ciep�o.
- Nie b�dzie tam ciep�o zbyt d�ugo, je�li nie przyniesiesz w�gli.
- Nie pójd�-upiera� si� malec.
Babette natychmiast zacz��a na�ladowa� brata.
- Nie pójd�! - powiedzia�a swym cienkim g�osikiem.
- Louis! - zawo�a�a Anna ostro.
Ch�opiec zatrzyma� si� i spojrza� na ni� spod grzywy br�zowych kr�conych
w�osów. Anna po raz pierwszy podnios�a dzi� na dzieci g�os, by� wi�c mocno
zaskoczony.
- Chod� tutaj! Zawaha� si�.
- Natychmiast, Louis!
Ch�opiec zbli�y� si� powoli, a w jego oczach wida� by�o zarówno bunt, jak i
strach. Babette o buzi cherubinka, wykrzywionej strachem, przywar�a do boku
brata.
Anna nie odzywa�a si� przez chwil�, zbieraj�c my�li. Jej milczenie
sprawi�o, �e ch�opiec poczu� si� jeszcze bardziej nieswojo.
- Jestem wasz� opiekunk� - powiedzia�a po francusku. - Zrozumia�e�?
Skin�� niepewnie g�ow�.
- Je�li mamy zosta� ze sob�, musimy dobrze si� zrozumie�. Dopóki
b�dziecie ze mn�, b�d� pe�ni�a rol� waszej matki. Je�li za�ycz� sobie czego�,
czego ona od was nie wymaga�a, lub zrobi� co� inaczej, ni� robi�a to ona, nic
wam do tego. Macie by� pos�uszni. Nie b�d� wymaga�a zbyt wiele, lecz je�li o
co� poprosz�, spodziewam si�, �e polecenie zostanie wype�nione. Bez
zb�dnych s�ów i komentarzy. Czy to jasne?
- Oui - odpar� Louis, lecz w jego g�osie oraz wyrazie zaci�ni�tych
buntowniczo ust nadal wyczuwa�a sprzeciw.
- Oui?
- Oui, madame.
- Dobrze. W zamian zaopiekuj� si� wami. Szybko zostaniemy przyjació�mi,
prawda, Louis?
U�miecha�a si� przyja�nie, by sk�oni� go do zarzucenia oporu.
- Oui, madame - powtórzy�, u�miechaj�c si� nie�mia�o.
- A teraz dopilnuj, by do ogrzewaczy w�o�ono �wie�e w�gle. Jestem
absolutnie pewna, �e nie zamarzniesz na �mier�, wykonuj�c to polecenie.
210
RS
Ch�opiec odszed�, by wyj�� z powozu piecyki. Anna zwróci�a si�
tymczasem do dziewczynki:
- Nigdy wi�cej nie zwracaj si� do mnie w ten sposób, zrozumia�a�, Babette?
Jasnow�osa dziewczynka spojrza�a na ni� szeroko otwartymi, pe�nymi �ez
niebieskimi oczami. Jej ma�e usteczka, ledwie widoczne pomi�dzy pulchnymi
policzkami, wygi��y si� w podkówk�.
- Oui, madame - powiedzia�a.
Anna mia�a wielk� ochot� przytuli� dzieci. Zamiast tego poleci�a:
- A teraz biegnij do gospody za swoim bratem.
Wiedzia�a, �e maluchy sprawdzaj�, na ile mog� sobie pozwoli�. Wiedzia�a
te�, �e pomy�lnie przesz�a test i tylko zyska�a w ich oczach. Czu�a, �e dzieci
posiadaj� swego rodzaju szósty zmys� i �e dopiero teraz zasady ich
wzajemnych stosunków zosta�y ustalone. Louis i Babette odpowiedz� uczuciem na mi�o��, jak� zamierza�a ich otoczy�. Wpierw jednak musia�a nauczy�
dzieci szacunku.
Wkrótce byli znów w drodze. Annie nadal dokucza�y nudno�ci. Z�e
przeczucia, dotycz�ce tej podró�y, jeszcze si� nasili�y. Wkrótce niebo
pociemnia�o i zacz�� pada� �nieg. Nieustannie zadawa�a sobie pytanie, jak to
by�o mo�liwe, �e Rosjanie przyjechali dwa dni wcze�niej, ni� zapowiada�
Antoni? Czy chcieli j� zaskoczy�? Czy jej m�� obawia� si�, �e ona mo�e
opu�ci� dom Gro�skich, nim przyb�dzie powóz?
Dosz�a do wniosku, �e wszystko to by�o bardzo dziwne.
Jan i jego patriotycznie nastawieni towarzysze, zarówno spo�ród szlachty
jak i pospólstwa, przybyli do gospody po pó�nocy. Mieli za sob� bardzo d�ugi
dzie�. Stelnicki wynaj�� karczm�, by mogli spokojnie �wi�towa�. Poniewa�
by�o to prywatne przyj�cie, gospoda mia�a pozosta� otwarta d�u�ej. Zazwyczaj
zamykano j� o pó�nocy.
Teraz w niewielkiej sali t�oczy�a si� ponad setka m��czyzn. Jan odczuwa�
wielk� satysfakcj�, gdy� uda�o mu si� zebra� w jednym miejscu zarówno
wa�ne postaci - takie jak jego mentor Hugo Ko���taj, Ignacy Potocki, Stanis�aw
Ma�achowski i Tadeusz Ko�ciuszko - jak i zwyk�ych obywateli. Franciszek
Karpi�ski, znany poeta i przyjaciel króla, uraczy� ich wierszem, napisanym
specjalnie na t� okazj�.
Stelnicki by� podekscytowany zatwierdzeniem konstytucji, jednak nie
przestawa� my�le� o jutrzejszym spotkaniu z Ann�. Przyrzek� sobie, �e nie
b�dzie dzi� pi� alkoholu, by nazajutrz mie� jasny umys�. Liczy� godziny
dziel�ce go od spotkania.
211
RS
Hortenspa, kobieta o kr�pej figurze i dzielnym sercu, przedar�a si� ku
niemu przez t�um i zawo�a�a bez tchu:
- Panie Stelnicki! Przez to zamieszanie niemal zapomnia�am...
- O co chodzi?
- Dzi� rano pewna dama przysz�a tu, �eby si� z panem zobaczy�.
- Dama? - zapyta� Jan. Chocia� zdarza�o si�, �e kobiety odwiedza�y
gospod�, raczej nie by�o w�ród nich dam. Jego serce zacz��o szybciej bi�.
- Tak - potwierdzi�a Hortenspa - dama o uderzaj�cym wygl�dzie, z
br�zowymi w�osami i g��boko osadzonymi oczami, bardzo powa�na.
Jana ogarn��o z�e przeczucie. Patrzy�, jak kobieta si�ga do kieszeni
fartucha.
- O zielonych oczach?
- Och, tak, prosz� pana. Bardzo pi�kna, ale z wyrazem takiego smutku na
twarzy, �e cz�owiekowi mog�oby p�kn�� serce od samego patrzenia na ni�.
Zostawi�a dla pana list.
Wzi�� list i przez chwil� obraca� go w d�oniach.
- Dzi�kuj�, Hortenspa.
- Mam nadziej�, �e to nie �adne z�e nowiny. Kobieta odwróci�a si� i znik�a
w t�umie.
Jan usiad�, czuj�c, �e jego puls przy�piesza. List od Anny! Koperta
pasowa�a do tej, któr� skrywa� w kieszeni na piersi. Co w nim jest, zastanawia�
si�. Czy chodzi o zmian� planów? Próbowa� st�umi� narastaj�c� panik�.
Szybko otworzy� list. Zawiera� jedynie krótk� wiadomo��, kilka zda�, które
przeczyta�, rzuciwszy na nie raz okiem.
Anna opu�ci�a ju� Warszaw�! Mia�a spotka� si� z m��em w Sankt
Petersburgu. W Rosji! Co� �cisn��o go w �o��dku. Wyjecha�a. Nie b�dzie
spotkania. Czu� si� tak, jakby wyrwano mu z piersi serce.
Przeczyta� wiadomo�� ponownie, lecz nie zmieni�o to jej sensu. Tekst
tchn�� smutkiem, cho� zawiera� zaledwie trzy zdania. Musia�a wyje�d�a� w
po�piechu, domy�li� si�.
Kiedy znów j� zobacz�? - zastanawia� si� w rozpaczy.
Zamówi� alkohol. Próbowa� skry� smutek, by nie zwraca� na siebie uwagi i
nie psu� radosnego nastroju.
Po kilku szklaneczkach, kiedy oswoi� si� ju� z my�l�, �e ich spotkanie nie
dojdzie do skutku, pomy�la� o tym, ile odwagi wykaza�a Anna, przychodz�c
osobi�cie do gospody. �atwo móg� wyobrazi� sobie w tej sytuacji Zofi�, lecz
Anna? U�miechn�� si� bezwiednie. Anna Maria powoli stawa�a si� kobiet�:
212
RS
�wiadom�, zrównowa�on� i pewn� siebie. By� z niej bardzo dumny, wzruszy�o
go te�, i� posun��a si� tak daleko, by zawiadomi� go, �e wyje�d�a.
Szcz��liwej podró�y, Aniu, pomodli� si� w duchu. Niech Bóg ci� prowadzi
i ustrze�e od wszelkiego z�a.
Nie pos�ugiwa� si� dot�d zdrobnieniem jej imienia, nawet w my�lach. Teraz
przysz�o mu to nader �atwo, gdy� nigdy nie by�a mu a� tak bliska - mimo i�
rozdzieli�a ich olbrzymia przestrze�, i to Bóg wie, na jak d�ugo.
213
Rozdzia� trzydziesty pierwszy.
RS
Nieust�pliwa �nie�yca, której towarzyszy� lodowaty wiatr, atakowa�a
powóz kilka dni z rz�du. Czwartego dnia siedzieli zoboj�tniali w rozko�ysanym
poje�dzie, ws�uchuj�c si� w przenikliwe po�wistywanie wichru.
Poruszali si� w i�cie �ó�wim tempie i Anna mia�a nadziej�, �e natrafi�
wkrótce na jak�� gospod�. Je�li Rosjanie maj� do spó�ki cho�by po�ow� mózgu
- a wydawa�o si� to w�tpliwe -poszukaj� schronienia najszybciej, jak tylko si�
da.
Louis by� tego dnia dziwnie spokojny, lecz Anna przypisywa�a to l�kowi
przed burz� i nudzie. Zacz�� mamrota� co� pod nosem, przerzucaj�c francusk�
ksi��eczk�, ale w jego g�osie nie by�o, jak zwykle, �ycia. Anna w�tpi�a te�, by
ch�opiec móg� rozró�ni� litery w pó�mroku, rozja�nionym tylko nik�ym
blaskiem pojedynczej lampy. Ma�a Babette le�a�a obok brata, ledwie widoczna
spod ko�dry. Nie poruszy�a si� od wielu godzin, od postoju rankiem w
gospodzie.
Anna pomy�la�a, jak wyczerpuj�ca musi by� dla nich ta podró�.
Dzi�kowa�a w duchu Bogu, �e dzieci nie boj� si� zawieruchy, tak jak ona.
Prawd� mówi�c, zazdro�ci�a im tego.
O zmierzchu powóz zatrzyma� si� gwa�townie.
Co te� mog�o si� sta�, zaniepokoi�a si�. Serce podskoczy�o jej w piersi na
my�l o ciep�ej gospodzie. Nie skar�y�aby si�, nawet gdyby lokal by� brudny,
cuchn�cy i pe�en gryzoni - zreszt� z pewno�ci� taki w�a�nie si� oka�e.
Nikt nie podszed�, aby otworzy� drzwi.
Spróbowa�a uchyli� okiennic�, lecz ta przymarz�a na dobre. Pchn��a wi�c
drzwi, lecz one tak�e nie ust�pi�y. Wygl�da�o na to, �e zostali uwi�zieni w
�rodku powozu pod grub� pokryw� �niegu i lodu. Ogarn��o j� uczucie
klaustrofobii. Stara�a si� us�ysze� co� poprzez wycie wichru. Co tam si�
dzia�o?
- Czego chcecie? - st�umiony g�os z zewn�trz musia� nale�e� do którego� z
Rosjan.
Oczywi�cie s�dzi�a, �e zwracaj� si� z tym pytaniem do niej. Ju� mia�a
krzykn�� co� w odpowiedzi, lecz d�wi�k innych g�osów, s�ów wypowiadanych
po polsku, sprawi�, �e si� rozmy�li�a. Kim mogli by� Polacy, zatrzymuj�cy ich
na odludnej drodze?
Wyt��y�a s�uch, lecz poprzez wycie wiatru i odg�os ko�skich kopyt
niewiele mog�a us�ysze�. Wyj��a z koszyka �y�k�, któr� zapakowa�a tam
214
RS
Lutisza, i podwa�y�a okiennic�, ta za� unios�a si� nieco i Anna mog�a zobaczy�
fragment rozgrywaj�cej si� na zewn�trz sceny.
By�o jasne, �e Polacy i Rosjanie nie bardzo mog� si� porozumie�. Polaków
by�o trzech, wszyscy na koniach. Za oszronionymi w�sami kry�y si� zaci�te,
gniewne twarze.
Ogarn�� j� l�k. Przypomnia�a sobie, �e ciotka przestrzega�a j�, co powinna
zrobi�, gdyby napadli ich rabusie. W tych czasach wcale nie zdarza�o si� to tak
rzadko. Ciotka radzi�a, by nie próbowa�a stawia� oporu, lecz trzyma�a w jednej
d�oni kosztowno�ci, a w drugiej ma�y krucyfiks, który jej podarowa�a. Powinna
ukry� jedynie �ywno��, gdy� mo�e to ocali� im �ycie, je�li zostan� ograbieni z
powozu.
Anna da�a sobie jednak spokój z szukaniem krucyfiksu. Zamiast tego
spojrza�a na dzieci. Babette pozostawa�a nieruchoma, mimo ha�asu na
zewn�trz. Louis siedzia� z otwart� na kolanach ksi��k�, ale nie czyta�. Jego
oczy, ciemne i puste, zdawa�y si� nale�e� do starca, nie do dziecka.
- Boisz si�, Louis?
Ch�opiec z wolna potrz�sn�� g�ow�. Co� z�ego dzieje si� z dzie�mi,
u�wiadomi�a sobie. Co� bardzo z�ego.
Jeden z Polaków domaga� si� od Rosjan, by powiedzieli, dok�d jad�.
S�ysza�a, jak Rosjanie naradzaj� si� pomi�dzy sob�. Ju� mia�a zawo�a�, �e
udaj� si� do Sankt Petersburga, gdy jeden z Rosjan powiedzia�:
- Do Opola.
Pomy�la�a, �e musia�a si� przes�ysze�. Pytanie powtórzono.
- Do Opola! - odpar� ponownie Rosjanin.
Annie �cisn��o si� serce. Nie jechali wi�c na wschód do Petersburga, ale na
po�udniowy zachód, do Opola, gdzie znajdowa�a si� wiejska posiad�o��
Grawli�skich.
Ale dlaczego? I po co te podst�py?
Jeszcze raz spróbowa�a otworzy� drzwi. Za��da od Rosjan wyja�nie�.
Jednak�e drzwi nie ust�pi�y. By�a zamkni�ta we wn�trzu powozu niczym w
grobowcu.
- Kogo wieziecie? - dobieg� j� g�os Polaka.
Po kilku chwilach, gdy sens pytania wreszcie dotar� do Rosjan, us�ysza�a
swoje nazwisko.
- Zsiadajcie. Otwórzcie drzwi. Porozmawiamy z ni�. Anna st�umi�a okrzyk
strachu. Louis tak�e wydawa� si� przera�ony.
215
RS
- Czy móg�by� usi��� ko�o mnie? - spyta�a, staraj�c si�, by zabrzmia�o to
mo�liwie zwyczajnie.
Ch�opiec zignorowa� j�.
- Prosz�, Louis!
Wsta� i opad� na siedzenie obok Anny. Jej cierpliwo�� zosta�a wystawiona
na prób� i przez chwil� odczuwa�a pokus�, aby uderzy� dziecko.
- �le si� czuj� - powiedzia� ch�opiec.
- No ju�, po prostu si� przestraszy�e� - powiedzia�a, otulaj�c go ko�dr�. Wszystko b�dzie dobrze.
Wcale nie by�a jednak tego pewna. Modli�a si�, by Bóg zechcia� ocali�
dwoje powierzonych jej malców, a tak�e jej w�asne, nienarodzone jeszcze
dziecko.
Mija�y minuty. Wygl�da�o na to, �e Rosjanie nie kwapi� si�, aby otworzy�
powóz. Crescendo gniewnych g�osów wyrwa�o Ann� z zamy�lenia,
przerywaj�c cich� modlitw�. Rozleg� si� wystrza� z pistoletu, a zaraz potem
krzyk.
Louis wygramoli� si� z ko�dry i osun�� na pod�og� w pobli�u drzwi.
Anna wyjrza�a przez szpar� w oknie i zobaczy�a konia bez je�d�ca. Nie
mia�a poj�cia, co tam si� dzieje. Dlaczego Rosjanie woleli kogo� zabi�,
ryzykuj�c g�ow�, ni� otworzy� powóz?
Jeszcze jeden wystrza�, a po nim brz�k bia�ej broni i odg�osy towarzysz�ce
walce.
- Bo�e, dopomó�! - zawo�a�a.
Kolejny strza�. Kula wpad�a do powozu i utkwi�a w �cianie tu� nad g�ow�
�pi�cej Babette.
Anna poczu�a dym. Spojrza�a na pod�og�. Louis przewróci� jeden z
ogrzewaczy i w�gle wysypa�y si�, a pod�oga zaj��a ogniem. Na razie drewno
tylko si� �arzy�o, mia�a wi�c nadziej�, �e zdo�a je ugasi�. Jednak Louis nie
pozwala� jej si� skupi�. Bez przerwy tr�ca� siostr�, powtarzaj�c:
- Babette, Babette.
Jak to mo�liwe, �e dziewczynka nie s�ysza�a zgie�ku ani odg�osu
wystrza�ów?
Na zewn�trz zapanowa� chaos.
Anna straci�a nad sob� kontrol�. Krzycza�a i p�aka�a jednocze�nie, nie
wiedz�c, co powinna uczyni�. Nagle kto� poci�gn�� za drzwi. Natychmiast
otrze�wia�a. Powóz zatrz�s� si�, lecz drzwi nie ust�pi�y.
- Prosz� popchn�� z drugiej strony! - zawo�a� kto� po polsku.
216
RS
Siedzia�a przera�ona, wpatruj�c si� w drzwi. Nie wiedzia�a, komu zaufa� Polakom czy Rosjanom.
Powóz przesta� si� trz���. Najwidoczniej Polacy odst�pili.
Postanowi�a, �e musi si� pozbiera�. Je�li chce ocali� siebie i dzieci, trzeba
dzia�a�. Si�gn��a ku nieruchomej postaci owini�tej w ko�dr�. Przeczucie
podpowiedzia�o jej, �e dziewczynka nie �yje, jeszcze zanim dotkn��a ma�ej jak
u lalki d�oni i przekona�a si�, �e jest lodowata.
Zaszokowana i niezdolna rozumowa� jasno pomy�la�a, �e je�li podniesie
Babette i przytuli j� do siebie, dziewczynka rozgrzeje si� i powróci do �ycia.
- Louis, pomó� mi podnie�� siostr�.
Ch�opiec mia� wzrok utkwiony w Annie, lecz nie poruszy� si�. Nawet w
gasn�cym �wietle latarni dostrzeg�a, �e pod oczami ma ciemnoniebieskie kr�gi.
Malec by� chory.
Tego dnia Rosjanie przynie�li z gospody potrawk� z grzybów i jajek. Dzieci
zjad�y j�, lecz Anna wola�a kie�bas�, jogurt i ciemny chleb z koszyka.
Zrozumia�a nagle, �e dzieci zosta�y otrute przez Rosjan, ci za� bez w�tpienia
s�dzili, �e ona tak�e zjad�a trucizn�.
Antoni wynaj�� ich, by mnie zabili! U�wiadomi�a to sobie z przera�aj�c�
jasno�ci�.
Unios�a Babette, spojrza�a jej w twarz i westchn��a, przera�ona.
Nieruchome oczy dziecka otacza�y granatowoczarne kr�gi, otwarte usta z
fioletowymi wargami wygl�da�y jak czarna dziura. Babette nie wróci ju� do
�ycia.
Przyci�gn��a do siebie Louisa i tuli�a go z ca�ych si�. Wiedzia�a jednak, �e
to si� na nic nie zda. On tak�e umiera�. Przywar� mocno do Anny, spogl�daj�c
na ni� szeroko otwartymi niebieskimi oczami. Wiedzia�.
Powóz zatrz�s� si� gwa�townie i zako�ysa�. Anna s�ysza�a r�enie koni,
staj�cych d�ba ze strachu.
Musz� si� st�d wydosta�, my�la�a gor�czkowo. Nawet je�li powóz si� nie
przewróci, zgin� od dymu i ognia. By�o ju� za pó�no, by ugasi� po�ar, który
rozprzestrzenia� si� nieub�aganie. Pozostawa�a jedynie ucieczka.
Zostawi�a Louisa i spróbowa�a otworzy� drzwi po stronie przeciwnej do tej,
gdzie toczy�a si� walka. Nie wiedzia�a, czy ktokolwiek pozosta� jeszcze przy
�yciu. Oboje zacz�li kaszle�. Czu�a, jak �ar przenika podeszwy jej butów.
Rzuci�a si� na drzwi. Ust�pi�y dopiero za trzecim razem i Anna w ostatniej
chwili uchroni�a si� przed upadkiem do przydro�nego rowu. Tylne ko�o
217
RS
powozu zacz��o si� ju� osuwa� i powóz przechyli� si� niebezpiecznie, jakby
mia� za chwil� stoczy� si� z drogi.
Nagle pojazd podskoczy�, a Anna opad�a bezwolnie na siedzenie.
Nap�ywaj�ce powietrze podsyci�o wida� ogie�, gdy� p�omienie rozgorza�y z
now� si��.
Louis przesta� kaszle�.
- Louis! Louis!
Chwyci�a r�k� ch�opca i poszuka�a pulsu. Nie znalaz�a.
Nie by�o czasu, by op�akiwa� dzieci, czy cho�by o nich my�le�. Anna
podesz�a do drzwi i zsun��a si� najni�ej, jak tylko si� da�o, a potem skoczy�a,
opadaj�c niczym bezskrzyd�y ptak prosto do zimnego, wilgotnego, lecz
wys�anego mi�kkim �niegiem rowu.
218
Rozdzia� trzydziesty drugi.
RS
Hrabina Stella Gro�ska czu�a si� tak, jakby przewleczono j� przez ucho
igielne, w wyniku czego znalaz�a si� w jakim� obcym miejscu, z którego
jednak uda�o jej si� wydosta�. Powoli zaczyna�a znów czu� si� jak kobieta,
któr� by�a, nim umar� jej m��.
Och, zdawa�a sobie spraw�, �e Anna i Zofia uwa�aj� j� za dziwaczk�. Jej
samej wydawa�o si�, �e otaczaj� co� w rodzaju chmury. Czasami czu�a si� tak,
jakby by�a wi��niem we w�asnym ciele, przygl�daj�cym si� bezwolnie, jak
mówi i robi rzeczy niezwyk�e i dziwaczne. Mówi�a sama do siebie, dzierga�a
na drutach bezkszta�tne formy, pru�a je i zaczyna�a od nowa. Pokrzykiwa�a te�
na s�u�b�, i to z byle powodu.
Mimo to próba, jak� musia�a przej��, pozwoli�a jej lepiej pozna� sam�
siebie. Z urodzenia i wychowania by�a szlachciank�. By�a te� �on� szlachcica.
Jej stosunki z Leo, a przedtem z ojcem, oparte by�y na tej samej zasadzie, jak
matki z m��em: obie s�ucha�y m��czyzn, nie podaj�c w w�tpliwo�� s�uszno�ci
ich decyzji. Nie mia�a okazji, aby nauczy� si� my�le� samodzielnie.
Wpojono jej, aby we wszystkim zdawa�a si� na m��czyzn�. Zamiana ojca
na m��a, po�lubionego zgodnie z wol� rodziców, którzy zaaran�owali to
ma��e�stwo, zosta�a starannie przygotowana i przeprowadzona. Nie do niej
nale�a�o kwestionowa� swe miejsce w rodzinie, a tak�e w �wiecie.
Na szcz��cie Leo okaza� si� dobrym m��em. Nigdy jej �le nie traktowa� i z
czasem po��czy�o ich uczucie. Oczywi�cie zdarza�y mu si� okresy
nadmiernego picia alkoholu lub te� incydenty, podczas których zbyt brutalnie
obchodzi� si� z ich przybranym synem, lecz nauczy�a si� wywiera� na niego
wp�yw, neutralizuj�c tego rodzaju zachowania.
Stella nie wiedzia�a, jak �y� bez m��czyzny. Nie by�a przygotowana na
nag�� �mier� m��a, na konieczno�� podejmowania decyzji w sprawach
tycz�cych si� Anny albo reagowania na zachowanie dwójki swoich dzieci.
Wszystko to sprawi�o, �e czu�a si� jak na opadaj�cej w dó� spirali. Co
spowodowa�o, �e w ko�cu otrz�sn��a si� i zawróci�a? Cz��ciowo by�a to troska
o Ann�. �a�owa�a teraz, �e pozwoli�a jej pojecha� do Rosji, do Antoniego
Grawli�skiego. Wreszcie zacz��o do niej dociera�, jak kiepskim by� m��em.
Ju� epizod z Mink� wystarczy�by za dowód. W jakie niebezpiecze�stwo
wpakowa�a swoj� siostrzenic� tym razem? Powracaj�ca wci�� my�l, �e
Annie naprawd� co� zagra�a, sprawia�a, �e ramiona hrabiny pokrywa�y si�
g�si� skórk�.
219
RS
Swoje ozdrowienie przypisywa�a tak�e modlitwie. Podczas miesi�cy próby
nie wyrzek�a si� wiary. Modlitwa pomaga�a jej znosi� cierpienie i trwa�.
Modlitwa - najlepszy przyjaciel ka�dego Polaka.
Siedzia�a teraz w szwalni, pogr��ona w czytaniu specjalnego wydania
swego ulubionego czasopisma. Wiadomo�ci by�y dobre. Okaza�o si�, i�
konstytucja zostanie utrzymana. G�osowanie, cho� wyników nie potwierdzono
dot�d oficjalnie, wykaza�o jednoznaczne poparcie dla reform.
Czytaj�c, nuci�a pod nosem, przys�uchuj�c si� odg�osom �wi�towania i
weso�ego zgie�ku, dobiegaj�cego z ulic Warszawy i Pragi. Co za szcz��liwy
dzie�! Polska by�a pierwszym krajem w Europie, który przyj�� tak post�pow�
ustaw�. Pomimo sprzeciwu niektórych spo�ród magnatów konstytucja zosta�a
obroniona. Hrabina czu�a si� dumna z postawy swego narodu.
By�a tak�e dumna z siebie. Przed �mierci� Leo przyjmowa�a jego pogl�dy
jako w�asne. Jednak�e w ci�gu ostatnich tygodni sta�a si� politycznie
rozbudzona i dociekliwa. Godziny, po�wi�cane dot�d na bezu�yteczne robótki,
sp�dza�a teraz, czytaj�c o Ko�ciuszce i o Sprawie. Zacz��a dostrzega�, jak
nies�uszne i potencjalnie gro�ne by�y dzia�ania, maj�ce na celu
niedopuszczenie do tego, by wszystkie klasy spo�eczne mog�y �y� na
przyzwoitym poziomie. Ludzie powinni mie� mo�liwo�� pe�nego rozwini�cia
swoich mo�liwo�ci i talentów. Pisa� o tym Thomas Paine w dziele Prawa
cz�owieka. Ta �wie�o odkryta, prosta filozofia bardzo si� jej spodoba�a.
My�la�a teraz samodzielnie i czu�a si� z tym o wiele lepiej. Zyska�a te� spokój i
pewno�� siebie.
Podczas uroczysto�ci nad Wis�� s�ycha� by�o strza�y na wiwat, co
sprowadzi�o my�li hrabiny na mniej radosne tory. Przypomnia�a sobie rozbiór
w roku 1772. Mia�a wtedy trzydzie�ci dziewi�� lat. D�ugotrwa�y marsz Polski
ku demokracji w�a�nie si� rozpocz��. M�ody król Stanis�aw popiera� ruch reformatorski, podobnie jak dzisiaj. Niestety, w trzech s�siaduj�cych z Polsk�
mocarstwach autokratyzm �wi�ci� akurat najwi�ksze triumfy w ca�ym
tysi�cleciu. Habsburgowie w Austrii, Hohenzollernowie w Prusach i
Romanowowie w Rosji tworzyli swoje imperia kosztem prostych obywateli i
ch�opów. Powiadano, �e dziewi��dziesi�t pi�� procent Rosjan to ch�opi
pa�szczy�niani, �yj�cy w skrajnej n�dzy. W miastach polskich
rozpowszechni�o si� wówczas powiedzonko, unaoczniaj�ce ró�nice w
traktowaniu obywateli w obu krajach. Brzmia�o ono: „Musi to na Rusi, w
Polsce jak kto chce".
220
RS
Wspomnia�a, jak w�adcy Austrii, Rosji i Prus, obawiaj�c si�, i�
demokratyczne przemiany w Polsce mog� zach�ci� ich obywateli, by tak�e
zacz�li domaga� si� reform, postanowili rozdzieli� pomi�dzy siebie cz���
kraju. Polskie ziemie i zamieszkuj�cy je ludzie zostali sprzedani jak byd�o, bez
prawa powrotu do macierzy.
Na Boga, pomy�la�a, konstytucja musi si� osta�! Dopiero teraz, po tym, jak
odzyska�a si�y i ch�� do �ycia, by�a w stanie zrozumie� w pe�ni znaczenie i
historyczn� wag� tego g�osowania. Lecz dostrzega�a te� niebezpiecze�stwo.
Trzy zdradzieckie imperia by�y dzi� silniejsze ni� dwadzie�cia lat wcze�niej.
Czy pozostan� bezczynne, przygl�daj�c si�, jak w granicz�cym z nimi kraju
rozkwita demokracja? Na pewno potrafi� dostrzec tylko jej ciernie.
Wzdrygn��a si�, jakby od ch�odu. Wiedzia�a, �e mocarstwa nie pozostan�
bezczynne. B�d� dzia�a�y.
Jak Polska mo�e odpowiedzie� na ich agresj�?
Nastawiona pokojowo Rzeczpospolita nie posiada�a sta�ej armii. Skarb
pa�stwa p�aci� za utrzymanie oddzia�ów, licz�cych oko�o osiemnastu tysi�cy
�o�nierzy - co stanowi�o niewielk� si��. Poza tym kr��y�y plotki, jakoby
skorumpowane w�adze polityczne i wojskowe zmniejszy�y t� liczb� dla w�asnych korzy�ci i teraz liczebno�� armii nie przekracza�a jedenastu tysi�cy.
Za oknem �wi�towano ha�a�liwie, ale hrabina pogr��y�a si� w nieweso�ych
rozmy�laniach. Có� znaczy�o jedena�cie tysi�cy �o�nierzy wobec armii, jak�
mog�y wystawi� trzy pot��ne mocarstwa?
Modli�a si�, aby nie dane jej by�o us�ysze�, jak na ulicach Warszawy
rozbrzmiewaj� wystrza�y z wra�ej broni.
221
Rozdzia� trzydziesty trzeci.
RS
Anna le�a�a oszo�omiona przez co najmniej kilka minut. �nieg pokrywa� jej
twarz i r�ce, z wolna przywracaj�c j� do �wiadomo�ci. Wpad�a do g��bokiego,
naturalnego rowu obok drogi. Spojrza�a w gór�. Ponad ni� powóz, wyra�nie
widoczny na tle ciemniej�cego nieba, przechyla� si� niebezpiecznie. Spód budy
p�on��, a przera�one konie t�uk�y kopytami i r�a�y rozpaczliwie.
Niebezpiecze�stwo przewrócenia si� powozu sprawi�o, �e do reszty odzyska�a
przytomno��.
Poczo�ga�a si� z trudem wzd�u� rowu, zapadaj�c w kopnym �niegu.
�nie�yca z ka�d� chwil� przybiera�a na sile. Deszcz ze �niegiem, niesiony
silnym wiatrem, ch�osta� twarz Anny i jej go�e d�onie.
Ledwo zd��y�a oddali� si� dwadzie�cia kroków od powozu, gdy us�ysza�a
trzask, a potem huk. Obejrza�a si� i zobaczy�a, �e konie zosta�y odci�te:
znaczy�o to, �e co najmniej jeden z m��czyzn prze�y�!
Powóz le�a� w rowie, obrócony ko�ami do góry, a p�omienie owija�y si�
wokó� niego niczym ogniste w��e. Anna patrzy�a na to przez d�u�sz� chwil�, a
potem przysz�o jej do g�owy, �e powinna wróci� po dzieci. Lecz Louis i
Babette nie �yli. Nic ju� nie mo�na by�o dla nich zrobi�. Niech Bóg zabierze
do siebie ich niewinne duszyczki!
Instynktownie dotkn��a brzucha. Musi chroni� w�asne dziecko, za wszelk�
cen�. Rozejrza�a si� dooko�a. Tutaj zbyt �atwo mo�na j� by�o dojrze�.
Potrzebowa�a bezpieczniejszego schronienia.
Wyj�cy nieustannie wiatr zag�usza� wszelkie odg�osy. Kto z dwójki Rosjan
i trójki Polaków prze�y�? Modl�c si� gor�co, by nie zosta�a dostrze�ona,
ruszy�a, czo�gaj�c si�, w gór� zbocza wznosz�cego si� przy drodze, gdzie
�wierki stanowi�y pewn� os�on�.
Ukrywszy si�, przykl�k�a i schowa�a twarz i r�ce w pelerynie, jak �ó�w
chowaj�cy si� w swojej skorupie. Straci�a poczucie czasu.
W ko�cu odwa�y�a si� zerkn�� spomi�dzy ga��zi. By�o ju� ca�kiem ciemno
i tylko dopalaj�cy si� powóz dawa� troch� �wiat�a. Wpatrywa�a si� w niego
przez d�u�sz� chwil�, lecz nie dostrzeg�a nikogo - ani koni, ani ludzi. Poprzez
bia�� zas�on� �niegu widzia�a spoczywaj�ce na ziemi cia�a. Komukolwiek
uda�o si� prze�y�, najwidoczniej dawno uciek�.
Powoli zsun��a si� do rowu i wyczo�ga�a na drog�. Wsta�a ostro�nie i
posz�a przyjrze� si� cia�om zabitych. By�o ich cztery i jedno konia.
222
RS
Wspomnia�a dzie�, kiedy do domu przyniesiono zw�oki ojca. Dlaczego
takie rzeczy musz� si� wydarza�, zastanawia�a si�, dr��c na zimnie. Otuli�a si�
we�nian� peleryn�, jedn� r�k� przyciskaj�c do twarzy ko�nierz, drug�
obejmuj�c brzuch.
Ogie� zapewnia� wystarczaj�co du�o �wiat�a, by da�o si� zidentyfikowa�
m��czyzn. Byli zakrwawieni i mieli surowe, ponure twarze, jakby �wiat, w
którym si� znale�li, nie by� im przyjazny. Najpierw natkn��a si� na cia�o
Polaka, potem Rosjanina, a potem jeszcze jednego Polaka. Ostatni spoczywa�
twarz� w dó� obok martwego konia.
Zacz��a si� zastanawia�. Przez szczelin� w okiennicach dostrzeg�a trzech
Polaków, cho� mog�o by� ich wi�cej. Czy to by� w�a�nie ten trzeci? A mo�e
drugi Rosjanin? Zaczerpn��a g��boko oddechu, po czym schyli�a si� i
poci�gn��a za powalany krwi� p�aszcz. Cho� kosztowa�o j� to wiele wysi�ku, w
ko�cu uda�o jej si� odwróci� cia�o.
Krzykn��a, zaszokowana. M��czyzna, do którego strzelono zapewne z
bliska, zosta� prawie ca�kowicie pozbawiony twarzy. Dolnej szcz�ki w ogóle
nie mia�. Mimo to pozna�a po ubraniu, �e nie by� Rosjaninem. A zatem drugi
Rosjanin uciek�. Na chwil� jej serce przesta�o bi�. Gdzie mo�e by� teraz?
Rozejrza�a si� po ciemniej�cej z ka�d� chwil� okolicy. Czy Rosjanin wróci?
A mo�e ju� tu jest i obserwuje j� z ukrycia? Zap�acono mu, by j� zabi�. Czy
zechce doko�czy� zadanie? Dosz�a do wniosku, �e jednak tego nie zrobi. Bez
w�tpienia uzna�, �e zmar�a w powozie, je�li nie od trucizny, to w wyniku
po�aru. Poza tym zabra� ocala�e konie. Sprzedaje i zarobi dodatkowo.
�wiadomo�� tego, co si� sta�o, omal nie doprowadzi�a jej do szale�stwa.
Lodowaty nocny wiatr przenika� przez peleryn� jak przez cienk� sukni�. Anna
by�a wyczerpana.
�ci�gn��a z zabitego konia derk� i rozpostar�a j� na jego boku i grzbiecie
tak, aby utworzy�o si� co� w rodzaju prymitywnego namiotu. Zdj�wszy
jednemu z martwych Polaków r�kawice, wczo�ga�a si� pod derk�. Dr��c z
zimna i z powodu niedawnych prze�y�, przywar�a do ciep�ego jeszcze ko�skiego boku. Le�a�a tak, dr��c, modl�c si� i wychwalaj�c w duchu Lutisz� za to, i�
wykaza�a do�� przezorno�ci, by owin�� jej brzuch ciep�� ko�l� skór�. Gdyby�
tylko ochrona okaza�a si� wystarczaj�ca, pomy�la�a, zmartwiona.
Po jakim� czasie poczu�a si� tak, jakby wci�gano j� w niebiesk�, lodowat�
pustk� - jakby by�a ma�ym stateczkiem, porwanym przez bystre nurty rzeki
zapomnienia, Lete.
223
RS
Gdy si� ockn��a, ko�skie truch�o zesztywnia�o ju� i przypomina�o lodow�
rze�b�, pozbawion� odrobiny ciep�a. Wyczo�ga�a si� spod derki. Pozostawanie
d�u�ej w tym prymitywnym schronieniu oznacza�o poddanie si� �mierci.
Doko�a by�a ju� noc. Anna przekl��a w�asn� g�upot�. Czy nie zdawa�a sobie
sprawy, �e martwy ko� nie b�dzie ogrzewa� jej w niesko�czono��? Zamiast
spa� powinna by�a podsyca� ogie� resztkami powozu. Zerkn��a do rowu.
Ogie� najwidoczniej dawno ju� zgas�.
By�a g�odna. Zapomnia�a o krucyfiksie i o koszyku z jedzeniem. Nie
uratowa�a ani jednego, ani drugiego. Rady ciotki Stelli nie przyda�y si� zatem
na nic.
Dosz�a do wniosku, �e musia�a spa� godzin� lub dwie. �nie�yca tymczasem
ucich�a i krajobraz wokó� niej wydawa� si� zadziwiaj�co spokojny. Nic si� nie
porusza�o. Anna zacz��a chodzi� tam i z powrotem, aby si� rozgrza�. Jak
przetrwa�? I gdzie si� w ogóle znajduje? Jak daleko st�d do ludzkich siedzib?
Czy �wiat�o dnia pomo�e jej w obraniu w�a�ciwego kierunku? I czy do�yje
�witu? Po chwili, zm�czona, przystan��a i ws�ucha�a si� w lodowat� cisz�.
Ju� mia�a si� poruszy�, gdy us�ysza�a co� jakby trzask. Nie wiedzia�a, co by
to mog�o by�, lecz z pewno�ci� co� s�ysza�a. Zdr�twia�e z zimna stopy ponios�y
j� znów w stron� rowu. Spojrza�a na zw�glone szcz�tki powozu. Znów
us�ysza�a jaki� odg�os. U�wiadomi�a sobie, �e by� to trzask pal�cego si�
drewna. Ma�y ogienek wybuchn�� z now� si��, po�eraj�c niespalony dot�d
fragment powozu.
Poczu�a przyp�yw nadziei. Wskoczy�a do rowu. Wiedzia�a, co musi zrobi�,
nim zajmie si� rozniecaniem na nowo ognia. Cia�o by�o siedliskiem
nie�miertelnej duszy i cho�by dlatego zas�ugiwa�o na godny pochówek.
Oczywi�cie, nie b�dzie w stanie pochowa� dzieci sama, lecz - je�li Bóg zechce
- kto� dopilnuje, by spocz��y na po�wi�conej ziemi.
Si�gn��a w g��b zw�glonego powozu i z trudem wyci�gn��a Babette, a
potem powlok�a zw�oki rowem.
Wróci�a po Louisa. Cia�o ch�opca by�o okropnie nadpalone; pozbawione
ga�ek oczodo�y �wieci�y pustk� w niemo�liwej do rozpoznania twarzy. Anna
przeci�gn��a cia�o o trzydzie�ci kroków, do miejsca, gdzie le�a�a jego siostra.
Wróci�a w pobli�e powozu i opad�a na kl�czki. Zacz��a wymiotowa�,
pozbywaj�c si� n�dznych resztek tego, co zjad�a wcze�niej.
Dlaczego musia�o zgin�� dwoje niewinnych dzieci? �ycie ledwie si� dla
nich zacz��o. Nie potrafi�a odsun�� od siebie my�li, �e dzieci zgin��y,
poniewa� jej m�� postanowi� pozby� si� �ony.
224
RS
Zdaj�c sobie spraw�, �e zimno zabije j� nawet bez dalszej pomocy
Antoniego, skupi�a si� na tym, co by�o teraz najwa�niejsze. Musi prze�y�.
Podbieg�a do powozu, modl�c si�, by p�omie� ca�kiem nie wygas�. Znalaz�a go
i podsyci�a kawa�kami drewna oraz innymi palnymi rzeczami, które dot�d nie
sp�on��y. Ogie� rozgorza� z umiarkowanym wigorem, posy�aj�c w niebo s�up
ciemnego dymu. Rzuci�a si� zbiera� w �niegu ga��zie i chrust. Po chwili od
ognia zacz��o p�yn�� b�ogos�awione ciep�o.
Rozpu�ci�a d�ugie w�osy, pozwalaj�c, by powiewa�y swobodnie nad
ogniskiem. Nie martwi�a si� tym, �e ich ko�cówki mog� si� przypali�, byle
tylko w�osy by�y znów suche. By�o jej zimno, przemok�a te� tu i ówdzie, lecz
ten niewielki ogie�, by� mo�e, pozwoli jej dotrwa� do �witu.
Mija�y godziny. Ciemno�� nocy nabra�a niebieskawego odcienia. Nied�ugo
wstanie dzie�, pomy�la�a.
Porusza�a si�, by si� rozgrza� i utrzyma� ogie�. Szukaj�c drewna, za
ka�dym razem musia�a zapuszcza� si� coraz dalej rowem albo w g��b
�wierkowego lasu. Przychodzi�o jej to z coraz wi�kszym trudem. S�ab�a z
ka�d� chwil�, podobnie jak ogie�. Na dodatek przemarzni�ty organizm coraz
trudniej radzi� sobie z ch�odem.
Gdy niebo na wschodzie przybra�o barw� zimnej czerwieni, Anna
przekona�a si�, �e droga naprawd� prowadzi na po�udniowy zachód.
Wschodz�ce s�o�ce zdawa�o si� podkre�la� nieska�on� biel �niegu. Z ty�u by�
las �wierkowy, przed ni� za� rozpo�ciera�a si� rozleg�a po�a� p�askich,
o�nie�onych pól. Dalej na po�udnie, w odleg�o�ci kilku kilometrów, wida� by�o
zagajnik dorodnych brzóz. Wysokie i smuk�e drzewa, pokryte cz��ciowo
�niegiem, wygl�da�y jak oddzia� �o�nierzy.
Anna zadr�a�a od ch�odu, który opanowa� j� od wewn�trz. Jak daleko st�d
do ludzkich osiedli? - zapytywa�a si� w duchu, próbuj�c opanowa� rodz�c� si�
panik�. Czy powinna zosta� tutaj w nadziei, �e natknie si� na ni� jaki�
podró�ny, czy lepiej pój�� drog�? Tam, sk�d przyjechali, nie by�o nic -ostatni�
gospod� min�li na wiele godzin przedtem, nim zostali zatrzymani. A mo�e
tylko tak si� jej wydawa�o? Czy wyruszy� przed siebie? Odrzuci�a t� my�l,
gdy� przysz�o jej do g�owy, �e mog�aby znale�� si� w Opolu, na �asce
Antoniego.
Modli�a si�, aby Bóg pomóg� jej podj�� w�a�ciw� decyzj�, doznaj�c
jednocze�nie tego samego uczucia, co wtedy przy stawie: jej duch zdawa� si�
unosi� nad cia�em. Spogl�da�a z góry na drzewa, �nieg i na siebie. By�a jednym
z niewielu ciemnych punkcików w olbrzymiej misie bielusie�kiego jogurtu.
225
RS
Wraz z t� �wiadomo�ci� nadesz�o uczucie znikomo�ci i bezradno�ci.
Ogarn��a j� g��boka rozpacz. Wydawa�o si�, �e przez ca�e minuty spogl�da z
góry na swoj� posta�, poruszaj�c� si� bez celu w otulonym biel� bezkresnym
krajobrazie.
Nagle duch Anny znowu po��czy� si� z cia�em, gdy� us�ysza�a jaki� odg�os!
Ws�ucha�a si� w �mierteln� cisz�. To co� brzmia�o jak szczekanie psa.
Znowu! A potem jeszcze raz, i jeszcze. Odleg�e szczekanie dobiega�o od
strony brzozowego lasu, daleko na po�udnie. Rozpozna�a ujadanie psów
my�liwskich, trzymanych na smyczy. Ludzie musieli by� zatem niedaleko!
Jakby na potwierdzenie tej my�li w powietrzu rozbrzmia� my�liwski okrzyk.
To musz� by� ch�opi, pomy�la�a, modl�c si�, by okazali si� bogobojni.
Czeka�a, lecz nikt si� nie ukazywa�. Cho� bardzo chcia�a zawo�a�, wpojone
jej przez lata zasady szlacheckiego wychowania nie pozwala�y na to.
Minuty bieg�y nieub�aganie. Ukl�k�a, poniewa� nie mog�a ju� sta�. Min��o
oko�o pó� godziny; nadal by�o cicho jak w grobowcu. Zrobi�o si� tak zimno, �e
musia�a oddycha� ustami. Gard�o mia�a �ci�ni�te i obola�e, bola�y j� te� p�uca.
W lesie ani w jego pobli�u nie da�o si� zauwa�y� �ladu �ycia. Pomoc by�a
blisko, lecz omin��a j�. Z zimna nie by�a w stanie nawet si� rozp�aka�. Jak
mog�a by� tak g�upia i nawet nie zawo�a�? Postanowi�a, �e nigdy ju� nie
przed�o�y pi�knoduchowskich zasad swej klasy nad w�asne �ycie. Ale czy nie
jest za pó�no?
Hrabina Anna Maria Grawli�ska wsta�a. A potem wrzasn��a bez namys�u:
- Jezu Chryste, dopomó�!
Jej zachrypni�ty g�os wydawa� si� bardzo cichy w porównaniu ze �wistem
wiatru. Nie dobiegnie daleko. Panika, tak d�ugo trzymana na wodzy, ogarn��a
j� z ca�� moc�. Ona i jej dziecko byli ju� w�a�ciwie martwi. Zawo�a�a jeszcze
raz, a potem kolejny.
Marz�a tak strasznie, �e przysz�o jej do g�owy, by wskoczy� w ogie�, lecz
kiedy spojrza�a w kierunku ogniska, przekona�a si�, �e wygas�o.
- Na pomoc! - zawo�a�a. - Pomocy! Niech kto� mnie us�yszy!
Kr��y�a w kó�ko, czuj�c, jak z ka�d� chwil� coraz bardziej dr�twieje.
Zacz��a klaska� w okryte r�kawicami d�onie, by pobudzi� kr��enie.
- Na mi�o�� bosk�, niech kto� mi pomo�e!
Potkn��a si� i upad�a. Je�li nie by�o jej dane prze�y�, modli�a si� cho� o to,
by �mier� nadesz�a mo�liwie szybko. Psy rozszczeka�y si� na nowo.
Anna unios�a g�ow� i odgarn��a z twarzy w�osy. Spojrza�a w kierunku
zagajnika. Szczekanie rozbrzmiewa�o teraz bli�ej. A potem spomi�dzy drzew
226
RS
wy�oni�o si� pó� tuzina psów, posuwaj�cych si� skokami wprost ku niej. Za
nimi pod��a�o oko�o dziesi�ciu ludzi, zapewne m��czyzn, z czego trzech na
koniach. Oni tak�e zacz�li si� zbli�a�.
Nie mog�a nawet cieszy� si� z tego, �e jej modlitwa zosta�a wys�uchana.
Ba�a si�, �e m��czy�ni nie oka�� jej szacunku, poniewa� wydziera�a si� jak
prostaczka.
Wsta�a i nim zdo�ali do niej dotrze�, ogarn��a si� na tyle, na ile by�o to
mo�liwe.
- Jestem szlachciank� - powiedzia�a, kiedy w ko�cu stan�li przed ni�,
zdumieni widokiem kobiety i le��cych wokó� cia�. Sta�a przed nimi
wyprostowana i przemawia�a g�osem, któremu stara�a si� nada� pewno�ci:
- Potrzebuj� waszej pomocy.
Nerwowo przyjrza�a si� grupie gapi�cych si� na ni�, skromnie odzianych
m��czyzn. Ich milczenie budzi�o niepokój.
- Mój powóz zosta� napadni�ty i dwoje dzieci zgin��o -powiedzia�a,
upokorzona tym, �e nie potrafi powstrzyma� si� od szcz�kania z�bami. - Ja...
potrzebuj� suchych ubra� i jedzenia. Potem chcia�abym... wróci� do
Warszawy.
Jeden z je�d�ców musia� by� przywódc�. Zeskoczy� z konia z niezwyk�� jak
na tak pot��nego m��czyzn� zwinno�ci� i podszed� do Anny. Jego ma�e
niebieskie oczy ponad czarn� brod� wydawa�y si� dziwnie m�tne i
nieprzejrzyste.
- Kim pani jest? - zapyta�.
- Jestem Anna Maria Berezowska, hrabina z maj�tku ko�o Sochaczewa.
Nie o�mieli�a si� u�y� nazwiska Grawli�ska z obawy, �e je�li znajduj� si�
w pobli�u Opola, ch�opi mog� je zna�.
- I dok�d to pani podró�owa�a?
- To teraz bez znaczenia. - Pytanie zaskoczy�o j�. - Chc� tylko wróci� do
Warszawy.
Przygl�da� si� jej przez chwil�, po czym odszed�.
Sta�a spokojna i wyprostowana, staraj�c si� ukry� dr�enie. M��czy�ni
tymczasem przygl�dali si� cia�om.
Przywódca wykrzycza� szybko rozkazy w dialekcie, którego nie rozumia�a.
Gdy do niej wróci�, mia� w d�oni nó� my�liwski z nagim ostrzem. Pozostali
m��czy�ni odwrócili si� do nich plecami, tworz�c kr�g os�aniaj�cy Ann� i
przywódc�. Zadr�a�a, zarówno z zimna, jak i ze strachu. Nie odezwa�a si�,
b�agaj�c w duchu Boga, by m��czyzna nie odwa�y� si� tkn�� szlachcianki.
227
RS
Wiedzia�a jednak, �e czasy si� zmieni�y. Ch�opi byli teraz znacznie �mielsi.
Przyk�adem by�o cho�by to, jak zgin�� jej ojciec.
Serce podesz�o jej do gard�a, gdy zobaczy�a, �e m��czyzna zbli�a si� i
wyci�ga r�ce. Zmusi� j�, by zdj��a przemoczon� peleryn�. Suknia pod spodem
by�a równie� mokra. Chwyci� Ann� wielkimi d�o�mi za ramiona i odwróci�
tak, �e teraz sta�a zwrócona do niego plecami.
Zacz��a protestowa�, lecz j� uciszy�. Przez ca�y czas co� mówi�, lecz
rozgor�czkowany umys� Anny nie by� w stanie tego poj��. Co on zamierza?
Poczu�a, �e uj�� w d�onie fa�d jej sukni w okolicy talii, a potem rozci��
materia� a� po szyj� jednym d�ugim ruchem.
Krzykn��a i odwróci�a si� gwa�townie.
- Przesta�, co robisz? Jestem szlachciank�, s�ysza�e�? Nie wa� si� dotyka�
mnie swymi brudnymi �apami!
M��czyzna chwyci� j� za ramiona i trzyma�, dopóki nie min�� atak histerii.
- Nie zrobimy pani krzywdy - przemawia� spokojnie, niespiesznie, po
ch�opsku rozs�dnie. - Us�yszeli�my, jak wo�a�a pani o pomoc i nie zamierzamy
odmawia�. Jest pani chora i przemarzni�ta. Mo�e pani umrze�, je�li mnie pani
teraz nie pos�ucha. Pomo�emy pani.
Anna i tak nie mia�a si� si� opiera�. M��czyzna mówi� prawd�: by�a bardzo
chora.
Zdj�� z niej wszystko, nawet ko�l� skór�, chroni�c� brzuch. Sta�a z
opuszczon� g�ow�, a wilgotne, spl�tane w�osy lito�ciwie skrywa�y
upokorzenie, przy którym zimno zdawa�o si� niewiele znacz�ce.
M��czy�ni w milczeniu owijali j� w ciep�e nied�wiedzie skóry.
- Zabierzemy pani� do naszego domu - rzek� przywódca.
- Nie mog� jecha� konno.
- Wiem, jest pani przy nadziei. Dwaj moi ludzie przygotowali dla pani
nosze.
Po chwili byli ju� gotowi do drogi.
Anna le�a�a na noszach, sporz�dzonych ze �wierkowych ga��zi i skór.
Twarz zakryto jej p�atem nied�wiedziej skóry, aby uchroni� przed
odmro�eniem.
Wyznaczono m��czyzn, którzy mieli nie�� nosze jako pierwsi, i rozpocz��a
si� wyprawa. Anna zastanawia�a si�, jak� odleg�o�� b�d� musieli przeby�.
Czas mija� powoli i w ko�cu zapad�a w sen. �ni�o jej si�, �e jest w
Warszawie i stoi na Rynku, pe�nym rozkrzyczanych, �miej�cych si� ludzi.
228
RS
T�um popycha� j� i omal nie po�lizn��a si� na wilgotnych kamieniach.
Spojrza�a w dó� i zobaczy�a, �e s� wilgotne od krwi.
Ludzie t�oczyli si� wokó� olbrzymiej platformy, na której ustawiono replik�
francuskiej gilotyny. Ca�a szlachta królestwa mia�a zosta� tu dzi� stracona.
Wst�powali kolejno na podwy�szenie i podchodzili do gilotyny, która obcina�a
im g�owy. Nie by�o koszyka, do którego mog�yby wpada�, toczy�y si� wi�c
przez plac, poszturchiwane przez wiwatuj�cy i rozst�puj�cy si� przed nimi
mot�och. Gdy mija�y miejsce, gdzie sta�a, wydawa�o si� jej, �e ich oczy i usta
nadal si� poruszaj�. Toczy�y si� kr�t� uliczk�, biegn�c� ku skarpie nad Wis��.
Opada�y w dó�, niczym od�upane bry�y kamienia, dopóki z pluskiem nie
wpad�y, jedna po drugiej, do wody.
Na schodach wiod�cych do gilotyny zobaczy�a znajomych swoich rodziców
i kilkoro przyjació� z dzieci�stwa, barona Micha�a Kolbiego, a za nim swoj�
ciotk�.
- Ciociu Stello! - zawo�a�a, lecz ciotka zdawa�a si� jej nie s�ysze�.
Tu� za ciotk� sta�a Zofia.
- Zofio! - krzykn��a Anna. - Zofio!
Zofia odwróci�a sw� w�adcz� g�ow�. Jej ciemne �renice rozszerzy�y si�.
U�miechn��a si�, poznaj�c kuzynk�, a potem unios�a rami�. Nie po to, by j�
pozdrowi�, ale by wskaza� t�umowi. Egzekucje zosta�y natychmiast
wstrzymane. T�um ucich�, kiedy ostatnia g�owa przetoczy�a si� obok Anny.
Wszyscy patrzyli teraz tylko na ni�. M��czy�ni w dziwacznych,
niekompletnych mundurach ruszyli ku swej ofierze. Chwycili j� brutalnie i
przy akompaniamencie wiwatuj�cego t�umu ponie�li wysoko nad g�owami, ku
podwy�szeniu. Chcia�a zawo�a�: Nie! Z obola�ego, wyschni�tego gard�a nie
doby� si� jednak �aden d�wi�k.
229
Rozdzia� trzydziesty czwarty.
RS
Ockn��a si�, kiedy ch�opi postawili nosze w pobli�u paleniska, w wielkiej,
zbudowanej z kamienia i belek izbie. Przywódca spojrza� na ni� niebieskimi
oczami, które nie wydawa�y si� ju� takie m�tne.
- Jest pani teraz bezpieczna. Zostawiam pani� z naszymi kobietami.
Anna próbowa�a si� odezwa�, ale nie by�a w stanie tego uczyni�.
M��czyzna przytkn�� palec do warg.
- Prosz� nic nie mówi�, tylko odpoczywa�.
Zamkn��a oczy. Zdawa�a sobie spraw�, �e mnóstwo ludzi przysz�o, by j�
zobaczy�. Pochylali si� nad ni�, mówi�c co� przyciszonymi g�osami. Nawet
nie próbowa�a zrozumie�, o czym tak szepcz�.
Wkrótce zapad�a w g��boki sen. W pewnej chwili poczu�a, �e jest
przenoszona, mimo to nie pozwoli�a sobie w pe�ni si� rozbudzi�.
Kiedy wreszcie si� obudzi�a, poza ni� w izbie by�a jeszcze tylko jedna
osoba, kobieta. Sta�a niedaleko, zaj�ta czym� przy palenisku. Gdy tylko Anna
otworzy�a oczy, tamta natychmiast do niej podesz�a. Mia�a jasne w�osy i chyba
nie sko�czy�a jeszcze czterdziestu lat. Anna pomy�la�a, �e jest nawet atrakcyjna. Przemówi�a w tym samym dziwnym dialekcie, jakim pos�ugiwali si�
m��czy�ni.
- Jestem Lucyna... czy pani hrabina zechcia�aby mo�e skorzysta� z
nocnika?
Gdyby Anna by�a cho� troch� silniejsza, z pewno�ci� rozbawi�oby j� to
powitanie. Na razie jednak mog�a tylko potrz�sn�� g�ow�. Jej gard�o, podobnie
jak g�owa, p�on��o �ywym ogniem. Kiedy podnios�a d�o�, by poprze� odmow�
gestem, spostrzeg�a, �e zosta�a ubrana w ch�opsk� koszul� nocn�.
Lucyna zdawa�a si� czyta� w jej my�lach.
- Ubra�y�my pani�, hrabino.
Wkrótce do wysokiego pomieszczenia wesz�y inne kobiety, odziane w
bezbarwne, workowate suknie, i zacz��y przygotowywa� posi�ek, krz�taj�c si�
wokó� wielkiego paleniska. By�y w ró�nym wieku. Rzadko odzywa�y si� do
siebie, a kiedy ju� to robi�y, mówi�y spokojnie, tonem pe�nym szacunku.
Zauwa�y�a, �e od czasu do czasu zerkaj� na ni� spod oka.
Kiedy posi�ek by� ju� gotowy, wszyscy zebrali si� w izbie, która s�u�y�a
jednocze�nie za kuchni� i jadalni�. Najwidoczniej kilka rodzin mieszka�o i
pracowa�o razem w du�ym budynku, tworz�c rodzinny klan. Raczej zgodny,
230
RS
jak szybko zd��y�a si� przekona�. S�dzi�a, �e takie klany nale�� ju� do
przesz�o�ci, lecz wida� si� myli�a.
- Czy hrabina chcia�aby mo�e troch� zupy?
- Czy hrabina b�dzie jad�a?
- Troch� mleka, prosz� pani?
Anna by�a zbyt chora, by odpowiedzie�. Przy�o�y�a g�ow� do poduszki i
zapad�a z powrotem w pe�en majaków sen.
Po jakim� czasie poczu�a, �e kto� delikatnie ni� potrz�sa. Cz�onkowie klanu
zjedli ju� posi�ek.
- Otwórz usta, dziecko. Otwórz usta.
Spojrza�a w gór� i zobaczy�a chudego staruszka, którego pozostali nazywali
Sowie Oczy. Szczypa� j� w policzki, zmuszaj�c, by go s�ucha�a. Zajrza� Annie
do ust, a potem znów �cisn�� jej policzki.
- Szerzej, dziecko.
Przekl��a go po cichu, pragn�c, by sobie poszed�.
Starzec podsun�� jej pod nos paskudnie woniej�ce ziele i natychmiast
kichn��a. Kichni�cie wstrz�sn��o ca�ym jej cia�em. Jaka� kobieta zakry�a nos i
usta Anny p�ótnem, a potem wytar�a to, co wydoby�o si� z jej gard�a i nosa.
Kichn��a ponownie i poczu�a w gardle krew.
Staruszek mamrota� co� pod nosem, bardzo z siebie zadowolony.
- Pos�uchaj, dziecko - powiedzia�. - �zy niemowl�cia przynios� ulg� twemu
obola�emu i krwawi�cemu gard�u.
Nie by�a w stanie wyobrazi� sobie, co te� mo�e mie� na my�li. Chcia�a
jedynie, aby pozostawi� j� w spokoju.
Tymczasem Sowie Oczy zawo�a� cienkim, a mimo to w�adczym g�osem:
- Sylwio, przynie� tu swoje dziecko.
Anna otwar�a oczy i zaskoczona ujrza�a, �e Sowie Oczy trzyma ponad ni�
nagie dziecko. Klepn�� je mocno w po�ladek. Czerwona, napi�ta twarzyczka
dziecka znajdowa�a si� tu� nad jej twarz�. Jedna z kobiet przytrzymywa�a j�,
nie pozwalaj�c zamkn�� ust.
Po chwili poczu�a, jak ciep�e, s�onawe �zy sp�ywaj� jej po j�zyku do gard�a.
Próbowa�a przeciwstawi� si� tej starej ludowej praktyce medycznej, lecz d�onie
przytrzymuj�ce jej usta i g�ow� by�y silne.
Sowie Oczy uderza� dziecko tak d�ugo, i� Annie wydawa�o si�, �e zwariuje,
je�li �a�osny, piskliwy p�acz zaraz nie ucichnie. Potem przyniesiono nast�pne
dziecko i potraktowano je w ten sam sposób.
231
RS
Kiedy zabieg dobieg� ko�ca, le�a�a wyczerpana zarówno fizycznie, jak i
emocjonalnie, a krzyki dzieci nadal d�wi�cza�y jej w uszach. Wkrótce
przekona�a si� jednak, �e krople s�onawych �ez przynios�y b�ogos�awion� ulg�
jej ustom i gard�u. Zasn��a po raz kolejny.
Odg�osy g�o�nego stukania, nieustaj�cego walenia metalem o drewno
rozbrzmiewa�y echem w przepastnym domu.
Anna skuli�a si� na swoim miejscu przy palenisku, zdj�ta natychmiastow�
obaw�, �e poczucie bezpiecze�stwa, jakie zapewnia� klan, mo�e zosta� jej
odebrane. Sta� przed ni� olbrzymi m��czyzna o kamiennej twarzy, a za nim
t�oczyli si� w ch�odnej izbie podekscytowani wie�niacy. M��czyzna by�
Rosjaninem.
- Przyjecha�em po pani�, pani Grawli�ska - powiedzia� kiepsk�
polszczyzn�.
- Kim pan jest?
- Przys�a� mnie pani m��, bym zabra� pani� do Opola.
- Jak tamci?
- Niestety, zostali napadni�ci przez rabusiów.
- To nie rabusie otruli Louisa i Babette!
- Musi pani jecha�. Rodzina Grawli�skich oczekuje pani.
- Nie pojad�. Zamierzacie mnie zabi�.
- Pójdzie pani ze mn� po dobroci, prawda?
- Z pewno�ci� nie pójd� po dobroci! - Anna zerwa�a si� z �ó�ka i podbieg�a
do przywódcy klanu. - Nie mo�ecie pozwoli�, by ten cz�owiek mnie zabra�.
Zosta� wynaj�ty przez mego m��a, aby mnie zabi�.
Przywódca wydawa� si� nie rozumie�, co do niego mówi�a.
Przebiega�a spojrzeniem od jednej twarzy do drugiej, lecz ch�opi spogl�dali
na ni� oboj�tnie. Zacz��a wi�c biega� od jednego do drugiego, b�agaj�c o
pomoc.
Stali nieporuszeni. Nie rozumieli. Nagle przysz�o jej do g�owy, i� by� mo�e
rozumieli bardzo dobrze. Mo�e po prostu rozkoszowali si� tym, �e hrabina,
przedstawicielka znienawidzonej powszechnie szlachty, otrzyma zas�u�on�
kar�. Ogarn��a j� rozpacz.
Paskudny Rosjanin ruszy� ku niej. Jego masywne ramiona opad�y w dó�
niczym skrzyd�a s�pa i zgarn��y j�.
Obudzi�a si� zlana potem. Kobiety zaczyna�y schodzi� si� do izby, by
przygotowa� �niadanie.
232
RS
Fizycznie Anna czu�a si� nieco lepiej. Mog�a prze�yka�. I po raz pierwszy
od d�u�szego czasu by�a te� w stanie my�le�.
Rozpacz, jaka ogarn��a j� we �nie, nie ust�pi�a jednak. Nie mog�a
zapomnie�, �e m�� kaza� j� zabi� i by� odpowiedzialny za �mier� dwojga
niewinnych dzieci. Przypomnia�a sobie, co kiedy� powiedzia�. Ostrzeg�, �e je�li
o�mieli si� stan�� mu na drodze, zabije j�. A mo�e tylko w�o�y�a mu te s�owa
w usta? Niewa�ne, jak by�o, teraz wiedzia�a, �e to prawda.
Antoni by� wystarczaj�co zdeterminowany, by to zrobi�. Pragn�� wy��cznie
jej maj�tku i ziemi. Nie chcia� Anny, a ju� na pewno nie chcia� dziecka obcego
m��czyzny. Jej �mier� by�aby dla niego nie lada gratk�. Móg�by zrobi�, co
tylko by zechcia� z jej dziedzictwem, by� mo�e nawet zrealizowa� swe
marzenie i zosta� magnatem.
Kim byli zabici Polacy? Wiedzia�a, �e to nie rabusie. Pytali o ni�. Kto�
wys�a� ich, by j� uratowali, ale kto to móg� by�? Jak daleko st�d do Opola i
maj�tku Grawli�skich? Na my�l o tym, �e jeden z Rosjan prze�y�, ciarki
przebieg�y jej po kr�gos�upie. Antoni prawdopodobnie szybko dowie si�, �e
jego �ona ocala�a. A wtedy zacznie jej szuka�.
Dopóki tu zostanie, jej to�samo�� musi pozosta� tajemnic�. �a�owa�a teraz,
�e lekkomy�lnie zdradzi�a swe panie�skie nazwisko.
Musi jak najszybciej wróci� do Warszawy. Z obawy, �e Antoni odkryje
miejsce jej pobytu, nie o�mieli�a si� napisa� do ciotki ani do Zofii z pro�b�, aby
przys�a�y po ni� powóz. Wiedzia�a tak�e, �e w li�cie nie mo�e otwarcie
oskar�y� m��a. Krewne z pewno�ci� okaza�yby si� wobec tego rodzaju
rewelacji nader sceptyczne.
Zatem musi dosta� si� do Warszawy na w�asn� r�k�. Ale co wtedy? Czy
zdo�a przekona� ciotk� i kuzynk�? W�adze? Czy dysponuje jakimkolwiek
dowodem na udzia� Antoniego w spisku? Kto jej uwierzy? Serce zamar�o w
niej na my�l o tym, �e m�� mo�e po prostu na ni� czeka�.
By� mo�e nale�a�oby uda� si� do Lubickich. Bankierzy byli zaprzyja�nieni
z jej rodzicami. Ale czy jej uwierz�? Czy Antoni i o tym pomy�la�? Móg�
przygotowa� sobie wiarygodn� historyjk�.
W Sochaczewie równie� nie czu�aby si� bezpiecznie. W maj�tku by�aby
samotna i sta�aby si� �atwym celem.
A co z Janem? Mo�na by�oby wys�a� wiadomo�� do gospody Pod G�ow�
Królowej. Lecz sk�d pewno��, �e Jan b�dzie akurat w Warszawie? Nie mog�a
siedzie� tu w niesko�czono��, licz�c, �e wiadomo�� w ko�cu do niego dotrze.
233
RS
Od tych rozmy�la� kr�ci�o jej si� w g�owie. Rozwa�a�a wszelkie
mo�liwo�ci, by po chwili ka�d� odrzuci�. Nie, sama dostanie si� do Warszawy.
Wiedzia�a, �e gdy ju� si� tam znajdzie, nie pozostanie jej nic innego, jak
zwróci� si� do Jana.
On b�dzie wiedzia�, co robi�. Na sam� my�l o nim zrobi�o jej si� ciep�o na
sercu.
Nagle u�wiadomi�a sobie, �e dziecko kopie. Po raz pierwszy poczu�a w
sobie rodz�ce si� �ycie. Uzna�a, �e to dobry znak. Ca�e jej cia�o zdawa�o si�
pulsowa� ciep�ym �yciem. U�miechn��a si� do siebie. Wyzdrowiej�. Zjad�a
�niadanie, z�o�one z mleka i posmarowanego mas�em chleba, po czym znowu
zapad�a w sen.
Obudzi�a si� pó�nym rankiem i zaskoczona spostrzeg�a, �e w izbie znajduje
si� jedynie m�ody m��czyzna w wieku osiemnastu czy dziewi�tnastu lat.
Siedzia�, trzymaj�c w d�oni paruj�cy kubek, i przygl�da� si� jej.
Usiad�a powoli, ostro�nie, wdychaj�c o�ywczy zapach zbo�owej kawy.
M��czyzna odstawi� kubek, wsta� i zbli�y� si� do Anny.
- Kim jeste�? - spyta�a. By� ogolony i dobrze ubrany. Z pewno�ci� nie
wygl�da� na ch�opa.
Ze strachu �cisn��o j� w �o��dku. Ba�a si�, �e jej sen w�a�nie si� zi�ci� i
m��czyzna zaraz odezwie si� po rosyjsku, ��daj�c, by z nim pojecha�a.
M�odzieniec u�miechn�� si�, lecz nie zatrzyma�. W ko�cu stan�� tu� przy
niej.
- Przepraszam, je�li pani� przestraszy�em - powiedzia�. Mówi� po polsku, i
to jak kto� pochodz�cy z wy�szej sfery.
- Tylko na chwil� - odpowiedzia�a Anna z ulg�.
- Przykro mi. Mam na imi� Antek.
- Jestem hrabina Anna Maria Berezowska - przedstawi�a si�.
- Witam pani� - sk�oni� si� i zapyta�: - Czy mog� usi���?
- Oczywi�cie.
Patrzy�a, jak przysuwa sobie sto�ek. By� przystojnym m�odzie�cem o
umi��nionym ciele, br�zowych w�osach, regularnych rysach.
- Przybywa pani z Warszawy?
- Tak.
- I dok�d si� pani udaje?
- Teraz chcia�abym ju� tylko wróci� do stolicy.
234
RS
- Rozumiem - powiedzia�. - Ja nigdy nie by�em w Warszawie.
Przypuszczam, i� �ycie wygl�da tam zupe�nie inaczej. Bardzo chcia�bym to
zobaczy�.
- Którego� dnia na pewno zobaczysz. Powiedz mi, jak daleko st�d do
Warszawy?
- Przy tej pogodzie b�dzie z pi��, sze�� dni jazdy.
Westchn��a, zaskoczona. Musieli zajecha� dalej, ni� s�dzi�a. Gdyby
podró�owali na wschód, byliby ju� w Rosji. Jak zdo�a wróci�?
- Wydaje si� pani nieco oszo�omiona.
- Co takiego? Och, przepraszam. Po prostu si� zamy�li�am. Powiedz mi,
Antku, sk�d pochodzisz?
- Có�, to mój dom.
- Co takiego?
- Pozna�a pani naszego patriarch�, Witka?
- Tak, cho� nie wiedzia�am, �e ma na imi� Witek.
- To mój ojciec.
- Twój ojciec? Ale� ty z pewno�ci� nie jeste�... - zabrak�o jej s�ów.
- Taki jak pozostali? - U�miechn�� si� po ch�opi�cemu. - Och, ale� jestem.
Zmyli�y pani� mój strój i mowa.
Skin��a g�ow�.
- Prosz� pozwoli�, �e wyja�ni�. Matka zmar�a, wydaj�c na �wiat mnie i
mojego brata. Och, mam brata bli�niaka, Stefana. Witek bardzo prze�y� �mier�
�ony i chyba przera�a�a go perspektywa wychowywania dwójki niemowl�t.
Zdarzy�o si� tak, �e pan Gaiki, w�a�ciciel starego, zrujnowanego zamku i
wszystkich ziem, które wida� z jego wie�y, zawar� z Witkiem ugod�. On i
baronowa, jego �ona, byli bezdzietni. Stefan i ja zostali�my im przekazani w
zamian za to, �e cz�onkowie klanu b�d� mogli osiedli� si� tutaj i �y� jako
ludzie wolni.
Anna nie s�ysza�a dot�d o czym� podobnym. Lecz m�odzieniec wydawa� si�
absolutnie szczery.
- Zatem nie mieszkasz tu na sta�e?
- Nie, mieszkam w rodzinnym dworze Galkich, po�o�onym nieco na
po�udnie st�d.
- Przyjecha�e� odwiedzi� Witka?
- Pos�a� po nas, aby�my mogli porozmawia� o tym, co zrobi� z pani�, kiedy
ju� stanie pani na nogi.
- Rozumiem, �e Stefan te� tu jest?
235
RS
- Przyb�dzie dzi� wieczorem.
Westchn��a cicho. Zatem sytuacja nie by�a a� tak beznadziejna, jak s�dzi�a.
- Jak daleko st�d do Opola? - spyta�a, staraj�c si�, by zabrzmia�o to
mo�liwie oboj�tnie.
- To najbli�sze miasto. Oddalone o dzie� drogi na zachód. Annie ul�y�o.
Wola�aby oczywi�cie, by Opole znajdowa�o
si� o sto dni od nich, lecz jeden dzie� wystarczy - przynajmniej tak� mia�a
nadziej�.
- Czy w pobli�u jest jakie� inne miasto lub miejscowo��? -spyta�a.
- Na po�udnie od nas. To Cz�stochowa.
- Och, Antku, widzia�e� j�? Czarn� Madonn�? - spyta�a zaskoczona.
- Oczywi�cie. Wiele razy.
- Powiadaj�, �e obraz ma cudown� moc.
- Rzeczywi�cie, s�ysza�em o tym... prosz� mi powiedzie�, pani Berezowska,
czy potrzebuje pani cudu?
- Co takiego? Có�, by� mo�e - odpowiedzia�a po chwili, u�miechaj�c si�.
- Prosz� si� nie martwi�. Stefan i ja znajdziemy sposób, by mog�a pani
wróci� do Warszawy. Czy tego w�a�nie cudu pani potrzebuje?
Gdyby to by�o takie proste, pomy�la�a.
- By� mo�e - powtórzy�a. - To zabawne, Antku. Ty widzia�e� Czarn�
Madonn� i chcia�by� pojecha� do Warszawy, a ja by�am w Warszawie i
chcia�abym zobaczy� Czarn� Madonn�.
Roze�mieli si� swobodnie niczym para przyjació�. Anna u�wiadomi�a sobie,
�e Antek stanowi zdrobnienie od Antoniego. Jakie to dziwne, pomy�la�a, �e
nigdy nie zwraca�am si� w ten sposób do m��a. I ju� raczej nie b�d�.
Gdy ch�opak wyszed�, zacz��a rozmy�la� o Czarnej Madonnie. Obraz
fascynowa� j� bardziej ni� legendy czy ulubione mity. Malowid�o, b�d�ce
bizantyjsk� ikon�, przyw�drowa�o do klasztoru ojców paulinów w czternastym
wieku. W nast�pnym stuleciu zniszczyli go husyci. Obraz zosta� odrestaurowany, ale na twarzy Madonny pozosta�y �lady po dwóch ci�ciach ostrzem, a samo
malowid�o mocno �ciemnia�o. W 1655 roku klasztor odegra� kluczow� rol�
podczas wojny ze Szwedami. Od tego czasu Czarna Madonna postrzegana by�a
jako Królowa Polski i �wi�ta patronka Polaków. Anna zapomnia�a na chwil� o
swoich troskach i odda�a si� marzeniom o tym, by zobaczy� Ciemn� Pani�.
Pó�niej w izbie zaroi�o si� od pracuj�cych kobiet. Jedne przygotowywa�y
kie�basy, inne czy�ci�y dopiero co upolowan� zwierzyn�. Trzy czy cztery
starsze niewiasty zasiad�y przy ogniu, szyj�c i rozmawiaj�c. Podczas gdy
236
RS
Lucyna i inne kobiety przygotowywa�y po�udniowy posi�ek, Sowie Oczy sta�
pochylony nad sto�em, przycinaj�c skóry.
Tylko jedna osoba przygl�da�a si� Annie: stara kobieta, siedz�ca samotnie i
zaj�ta prac� nad kawa�kiem skóry. Anna zauwa�y�a j� ju� wcze�niej. W
przeciwie�stwie do innych niewiast starucha nie okaza�a jej nawet �ladu
powa�ania czy uprzejmo�ci. Liczne zmarszczki, ��obi�ce jej zniszczon� twarz,
zdawa�y si� zbiega� u w�skich warg, zaci�ni�tych w grymasie wiecznego
niezadowolenia. Kiedy ju� raczy�a odezwa� si� do pozosta�ych, mówi�a
szybko, urywanie, tonem ostrym i nieprzyjemnym.
Anna odwzajemni�a spojrzenie. Nawet u�miech nie prze�ama� lodów. Po
chwili starucha odwróci�a wzrok. Mimo to co jaki� czas Anna czu�a, �e kobieta
spogl�da na ni� spod rzadkich, prostych jak druty kosmyków. Jest niczym stary
kot, pomy�la�a, przestraszony, a jednak gotów zaatakowa�.
Obiad i kolacja okaza�y si� bardzo po�ywne. Chora zjad�a, ile tylko mog�a.
Stan jej zdrowia z wolna si� poprawia�. Wieczorem przyjecha� Stefan.
Anna siedzia�a przy palenisku. Gdy Antek go wprowadzi�, spojrza�a na
nich, zdumiona. Stefan stanowi� lustrzane odbicie brata: te same br�zowe,
faluj�ce w�osy, rze�bione rysy, muskularna sylwetka.
- Jeden z was powinien natychmiast zapu�ci� brod� - powiedzia�a. - Inaczej
za nic nie zdo�am was odró�ni�.
Bracia roze�mieli si�. Stefan uca�owa� d�o� Anny.
- Nie widzi pani pomi�dzy nami �adnej ró�nicy? - zapyta�.
- Niech no si� przyjrz� - odpar�a, spogl�daj�c to na jednego, to na drugiego.
- Oczywi�cie! Ty, Antku, masz na policzku ma�e znami�. A gdzie jest twoje,
Stefanie?
- Zosta�em oszukany przez los, je�li ju� musi pani wiedzie� - odpar� Stefan.
Obj�� brata i doda�: - Widzi pani, dziewcz�ta uwielbiaj� to znami�, prawda,
braciszku?
Antek zarumieni� si� z za�enowania.
W milczeniu przyzna�a, �e znami� mo�e i zapewnia�o Antkowi przewag�
na starcie, jednak Stefan odznacza� si� niezwykle przyjacielskim
usposobieniem i emanowa� nieskrywan� zmys�owo�ci�, co równowa�y�o t�
przewag�. Obaj byli uderzaj�co przystojni. Wzrost, si�� i postur� odziedziczyli
najwidoczniej po Witku, lecz urod� mieli chyba po matce.
- Z przykro�ci� us�ysza�em o tym, co si� pani przydarzy�o - powiedzia�
Stefan.
Antek spojrza� na brata z nagan�, co zauwa�y�a tylko Anna.
237
RS
- Tragiczna sprawa - mówi� tymczasem Stefan. - Jak rozumiem, zgin��a
dwójka dzieci. Nie by�y pani, prawda?
- Nie, ale znajdowa�y si� pod moj� opiek�. To niewinne ofiary.
- To wszystko jest bardzo smutne, ale nale�y ju� do przesz�o�ci - wtr�ci�
Antek, próbuj�c zmieni� temat. - Hrabina oczekuje swego pierwszego dziecka i
powinna spogl�da� jedynie w przysz�o��.
- Oczywi�cie - powiedzia� Stefan. - Prosz� mi wybaczy�. Mam nadziej�, i�
czuje si� pani lepiej.
- Z ka�dym dniem - odpar�a. - Cho� na to nie wygl�dam.
- Nonsens - oburzy� si� Stefan. - Jest pani bardzo pi�kna. Prawda, Antku?
- Rzeczywi�cie.
- Dzi�kuj�. - Anna poczu�a si� niezr�cznie. Nie zamierza�a wymusza�
komplementów. - Je�li natychmiast nie usi�dziecie, od spogl�dania na was
zesztywnieje mi kark.
Bracia przyci�gn�li sobie sto�ki. Gdy to robili, Anna u�wiadomi�a sobie, �e
nie byli w izbie sami. Ruch w zacienionej cz��ci pomieszczenia, w pobli�u
odleg�ych drzwi, przyci�gn�� jej spojrzenie. Dostrzeg�a skulon� posta� i nie
wiadomo dlaczego od razu nabra�a pewno�ci, �e by�a to staruszka, która
okazywa�a jej tak� niech��.
Chocia� obecno�� staruchy sprawia�a, �e ciarki przechodzi�y jej po
kr�gos�upie, zignorowa�a l�k i przybrawszy powa�ny ton, zwróci�a si� do
braci:
- Co zrobiono z cia�ami tych, którzy zgin�li przy powozie?
- Ju� si� nimi zaj�to - odpowiedzia� Antek. - Zosta�y pogrzebane. Nie musi
pani si� martwi�.
- Jedno zmartwienie mniej - odpar�a. - Podzi�kujcie, prosz�, tym, którzy ich
pogrzebali.
- Jak rozumiem, chce pani wróci� do Warszawy? - zapyta� Stefan.
- Tak, najszybciej jak to mo�liwe.
- Czy jest tam m�� pani?
M��. Anna poczu�a, �e si� czerwieni.
- Nie, nie ma go teraz w mie�cie.
- A czy kto� stamt�d móg�by przys�a� po pani� powóz? - zapyta� Antek.
- Nie.
- Zawie�liby�my pani� osobi�cie - powiedzia� m�odzieniec - lecz ojciec
nigdy si� na to nie zgodzi. Obawia�by si�, �e miasto mog�oby okaza� si� zbyt
atrakcyjne dla dwóch wiejskich ch�opców.
238
RS
- M��czyzn! - poprawi� go Stefan. - Mamy po osiemna�cie lat.
- Ch�tnie zap�ac� za wypo�yczenie powozu wraz z wo�nic� - zapewni�a,
próbuj�c zapanowa� nad ogarniaj�c� j� rozpacz�. Im d�u�ej tu zostanie, tym
wi�ksze prawdopodobie�stwo, �e m��owi uda si� j� odnale��.
Antek zdawa� sobie spraw�, jak bardzo by�a zmartwiona.
- W Cz�stochowie jest przecie� klasztor. Maj� tam powozy, a opat
wyje�d�a od czasu do czasu do Warszawy.
Anna poczu�a przyp�yw nadziei.
- Ojciec Florian, ksi�dz z klasztoru, b�dzie tutaj w nast�pn� niedziel� —
powiedzia� Stefan. - Przyje�d�a co drugi tydzie�, by odprawi� msz� w starej
kaplicy i zapewni� religijn� pos�ug� klanowi.
- Opowiemy mu, w jakiej znalaz�a si� pani sytuacji - wyja�ni� Antek. - Na
pewno pomo�e pani dosta� si� do Warszawy.
Podzi�kowa�a w duchu Bogu.
Stara kobieta wy�oni�a si� z cienia. Wykrzykuj�c co� niezrozumiale pod
adresem Anny, zdawa�a si� strofowa� braci. Ostrym g�osem zada�a im pytanie,
wys�ucha�a odpowiedzi, skrzywi�a si� i znów o co� spyta�a.
Bli�niacy odpowiadali jej z szacunkiem w miejscowym dialekcie, zerkaj�c
nerwowo na Ann�. Zdawali si� bardzo za�enowani.
W ko�cu be�kot staruszki eksplodowa� stekiem wyzwisk, skierowanych na
braci.
Antek widocznie si� zdenerwowa�. Przemówi� ostro do staruszki, a ta
skuli�a si� nieco, oceniaj�c kocimi oczami sytuacj�. Odwróci�a si� ku Annie,
wskaza�a j� oskar�ycielsko palcem, po czym wyrzuci�a z siebie kolejny potok
niezrozumia�ych sylab. Nast�pnie obróci�a si� na pi�cie i wypad�a z izby.
Anna patrzy�a w �lad za ni�, zdumiona.
- Przepraszam za Nelk� - powiedzia� Antek. Wydawa� si� zdenerwowany i
upokorzony.
- Kim ona jest? - spyta�a.
- To matka Witka - wyja�ni�, spuszczaj�c wzrok. - Nasza babka.
- Wygl�da na to, �e bardzo mnie nie lubi.
- Prosz� si� ni� nie przejmowa� - powiedzia� Stefan. -Ona nie lubi nikogo,
kto nie nale�y do rodziny.
- Mój brat pomniejsza problem - wtr�ci� Antek. - Prawd� mówi�c, Nelka
nie pozostaje te� w dobrych stosunkach z wieloma spo�ród nas.
- I tylko to ma mi za z�e? �e nie jestem jedn� z was?
239
RS
- Chodzi o to, �e jest pani tu obca - powiedzia� Stefan. Anna nie bardzo mu
wierzy�a.
- A mo�e raczej o to, �e jestem szlachciank�? - spyta�a. Bracia wydawali si�
zawstydzeni.
- Owszem - przyzna� w ko�cu Antek. - Jej jedyne do�wiadczenie z
przedstawicielk� wy�szej klasy... có�, nie ma potrzeby teraz w to wnika�.
Mia�o tragiczne konsekwencje.
- Poza tym - doda� Stefan - nigdy nie pogodzi�a si� z tym, �e Witek odda�
nas baronowi.
- Rozumiem. Jestem jednak pewna, �e jej niech�� ma bardziej osobiste
pod�o�e.
Bracia najwidoczniej wahali si�, czy mówi�. Patrzy�a na nich uparcie,
wzrokiem domagaj�c si� wyja�nie�.
- Przys�uchiwa�a si� naszej rozmowie - powiedzia� w ko�cu Antek. - Gdy
dowiedzia�a si�, �e nie przyjedzie po pani� m��, i �e nie przebywa obecnie w
Warszawie... có�, ona ma nie lada wyobra�ni�.
- I có� takiego sobie wyobrazi�a? - spyta�a Anna.
- Podejrzewa, �e nie jest pani m��atk� - powiedzia� z zak�opotaniem Stefan
- i �e uciek�a pani od rodziny, poniewa� dziecko nie ma ojca.
- Och! - Anna by�a zdumiona. - Mo�ecie by� pewni, �e mam m��a.
To dziwne, pomy�la�a, zapewnia� ich o tym, �e jest m��atk�, cho�
wola�aby, by by�o inaczej. Czu�a te�, �e w zachowaniu staruszki kryje si� co�
wi�cej.
- Kiedy wasza babka wskaza�a na mnie palcem, co wtedy mówi�a?
Bli�niacy milczeli. Twarz Stefana wygl�da�a niczym maska, lecz drugi z
braci spogl�da� na ni� ze szczer� trosk� w piwnych oczach.
- Pani Berezowska - powiedzia� w ko�cu - b�agam, by pomin��a pani
milczeniem dziwactwa Nelki. Klan nadal trzyma si� starych, bezzasadnych
przes�dów. Jej s�owa mog�yby jedynie pani� zrani�. Lepiej...
- Chc� wiedzie� - nalega�a.
Antoni czu� si� pokonany. Westchn�wszy, powtórzy� s�owa babki:
- Powiedzia�a, �e dziecko zosta�o pocz�te przez diab�a i...
- Mów dalej.
- ...�e kto� taki jak pani powinien zosta� potraktowany tak, jak nasi
przodkowie traktowali wied�my - wygnany za pomoc� pal�cych si� �wiec i
pogrzebacza.
240
Rozdzia� trzydziesty pi�ty.
RS
Zofia by�a �miertelnie znudzona. Kr��y�a po pokojach, czekaj�c na
hrabiego Henryka Literskiego. Co te� mog�o go zatrzyma�?
Podesz�a do okna w salonie i odsun��a koronkowe zas�ony. Nad Wis��
zapada� fio�kowy zmierzch. Ani �ladu Henryka. Odwróci�a si� na pi�cie,
mocno zirytowana. W domu panowa� spokój nie do zniesienia.
Brakowa�o jej Anny. Zdumia�o j� to odkrycie. Bez niej i francuskich
dzieciaków dom by� jak krypta. Nie odezwa�a si� dot�d. Zofia u�miechn��a si�
na my�l o swej biednej kuzynce, obarczonej dwójk� niezno�nych maluchów.
By�a bardzo zadowolona ze swojego pomys�u.
Wyjazd Anny do Sankt Petersburga stanowi� najlepsze wyj�cie. W ko�cu
jako� dogada si� z m��em. B�dzie musia�a. Tak to ju� jest, pomy�la�a, �e
kobiety, które zbyt d�ugo wahaj� si�, nim dokonaj� wyboru, potem musz�
godzi� si� na to, co dla nich wybior� inni.
Us�ysza�a, �e gdzie� w pobli�u zamykaj� si� drzwi. To na pewno matka,
kr���ca po domu jak nieme widmo. Ku zaskoczeniu córki hrabina Stella
zdawa�a si� wraca� do normalnego stanu, lecz odzywa�a si� wy��cznie do
s�u�by. Nie mog�a pogodzi� si� z tym, jak �y�a Zofia. Teraz bez w�tpienia zamkn��a si� znów w szwalni. Nabra�a ostatnio zwyczaju przesiadywania tam po
kolacji. Rzadko jednak szy�a. Interesowa�a si� polityk�. Zofia nieraz s�ysza�a,
jak matka mówi�a do siebie, czy te�, jak si� jej wydawa�o, do swego
rozmówcy, rozwa�aj�c polityczne kwestie. Co zrobi Katarzyna? Czego spróbuj� teraz Austria i Prusy? Jak Polska mo�e si� przed nimi uchroni�? Czy król
Stanis�aw nadal b�dzie wspiera� konstytucj�? Kiedy widzia�a matk� zag��bion�
w lekturze politycznego czasopisma i zaj�t� rozwa�aniem tego czy tamtego posuni�cia, mia�a ochot� krzycze�. I nie tylko matka tak si� zachowywa�a. Ca�a
Warszawa politykowa�a z zapa�em, i to w�a�nie polityka sta�a si� g�ównym
tematem rozmów, a nawet plotek. Zofia nienawidzi�a tego.
Baron Micha� Kolbi, który odwiedzi� j� którego� dnia, pytaj�c o Ann�, te�
mówi� o polityce. Poza tym zadawa� jedno pytanie za drugim, wypytuj�c o
kuzynk�. Wydawa� si� szczerze zatroskany tym, �e nie otrzymali od niej
�adnej wiadomo�ci. Ale dlaczego on mia�by si� tym martwi�? Zofia nie mog�a
tego zrozumie�. Czy to mo�liwe, by Anna mia�a na m��czyzn a� taki wp�yw?
Zofia nie wybaczy�a Kolbiemu, �e nie zareagowa� na jej awanse podczas
przyj�cia, odpowiada�a wi�c na pytania w sposób rozmy�lnie niedba�y i
241
RS
powierzchowny, �a�uj�c, �e nie ma wie�ci, które mog�aby ukry� przed tym
nad�tym os�em.
Jednak ka�demu niepowodzeniu, takiemu jak z Kolbim, mog�a
przeciwstawi� rejestr sukcesów. Potrafi�a flirtowa� z trzema m��czyznami
jednego wieczoru, wzbudzaj�c w ka�dym z nich przekonanie, �e pozwoli si�
uwie��. I czasami rzeczywi�cie tak by�o. Wybiera�a przy tym zwierzyn�, któr�
najtrudniej by�o upolowa�. Je�li m��czyzna by� �onaty, doskonale. Je�li by�
�onaty i mia� sta�� kochank�, jeszcze lepiej. Zdarzy�o si� nawet tak, �e który� z
nich mia� �on�, kochank� i kochanka. Och, jak� czu�a rozkosz, wprowadzaj�c
nieco zam�tu w tak� ma�� mena�eri�! Przekona�a si�, �e stosuj�c w�a�ciwe
�rodki zapobiegaj�ce pocz�ciu, nie musi odmawia� sobie nikogo, kto jej si�
podoba�. Tylko �e ostatnio ma�o kto wydawa� si� dostatecznie atrakcyjny.
Seksualny aspekt tych przygód zaczyna� j� nudzi� i �aden m��czyzna nie
potrafi� zainteresowa� jej na d�u�ej.
By�o jednak wyzwanie, któremu nie potrafi�a dot�d sprosta�: Jan Stelnicki.
Dlaczego nie mog�a wybi� go sobie z g�owy? �aden inny m��czyzna nie
potrafi� a� tak zaj�� jej my�li. U�miechn��a si�. By� mo�e chodzi�o po prostu o
to, �e si� opar� jej wdzi�kom.
Jan mieszka� teraz w mie�cie. A skoro Anna wyjecha�a, musia� by� jaki�
sposób, by go zwabi�. Sta� si� dla niej tym, czym by�o z�ote runo dla
Argonautów.
Odpowied� na to, jak mog�aby sprosta� owemu wyzwaniu, pojawi�a si� pod
postaci� hrabiego Henryka Literskiego. Zofia uwa�a�a, �e jest odra�aj�cy:
brzydki, pozbawiony klasy, beznadziejnie naiwny i niewykszta�cony. Lecz by�
w niej zadurzony, czci� ziemi�, po której st�pa�a. Wr�cz prosi� si�, by go
wykorzysta�.
Henryk, szlachcic bez ziemi, nieposiadaj�cy �adnego zaj�cia ani
zainteresowa�, �y� z niewielkiego funduszu powierniczego. Ch�tnie
szpiegowa� dla Zofii, donosz�c jej o posuni�ciach Jana Stelnickiego. Zapisywa�
wszystko w ma�ym �ó�tym dzienniczku i regularnie zdawa� jej sprawozdania.
Je�li nawet przypuszcza�, �e to skrywana nami�tno�� sk�ania Zofi�, by ucieka�a
si� do takich posuni��, nie okazywa� tego. Od czasu do czasu wspomina�a
niejasno, �e szpieguje Jana z pobudek politycznych, a on nie zadawa� pyta�.
Gdy wydawa�a si� zainteresowana tym, co jej przynosi�, jego chuda,
naznaczona �ladami po ospie twarz promienia�a. Jej zadowolenie w zupe�no�ci
mu wystarcza�o. To oraz niewypowiedziana, mglista obietnica, �e pewnego
242
RS
razu b�dzie móg� spodziewa� si� czego� wi�cej ni� tylko delikatnego dotyku
jej ust na dziobatym policzku.
Od Henryka dowiedzia�a si�, �e �wiatek, w którym obraca si� Jan, jest
stosunkowo ma�y. Stelnickiego pasjonowa�a jedynie polityka, co dla Zofii by�o
czym� niepoj�tym. Wszyscy jego przyjaciele byli jako� powi�zani z rz�dem i
królem. Wielu wydawa�o si� na tyle starych, �e mogli by� w wieku jego ojca. I
nie by�o w�ród nich kobiet. Jan albo wyg�asza� polityczne przemówienia, albo
te� pisa� je w niewielkiej kamienicy, któr� wynaj��. Us�ugiwa�a mu tam
niewiasta w �rednim wieku o imieniu Wanda.
Cz�sto zachodzi� na nabrze�e i przesiadywa� w gospodzie zwanej Pod
G�ow� Królowej, miejscu, które Henryk nazywa� piekieln� dziur�. Domy�la�a
si�, �e obserwuje stamt�d bia�y dom Gro�skich po drugiej stronie rzeki.
Odwróci�a si� od okna, zaci�gaj�c na powrót zas�ony. Bez trudu potrafi�a
wyobrazi� sobie, jak przed wyjazdem Anny Jan przesiadywa� tygodniami w
gospodzie, wpatruj�c si� w dom na przeciwleg�ym brzegu z nadziej�, �e uda
mu si� dojrze� ukochan�.
Zofia poczu�a, �e czerwienieje z zazdro�ci. W jaki sposób Annie uda�o si�
wzbudzi� gor�ce uczucie m��czyzny takiego jak Stelnicki? I jak to si� sta�o, �e
ona je straci�a? Gdzie pope�ni�a b��d?
Jak mia�a odczyta� jego obecne sparta�skie �ycie? Czy oswaja� si� z my�l�
o �yciu bez Anny? Bez nadziei na to, �e kiedykolwiek mog� by� razem? Czy
postanowi� pogodzi� si� z rzeczywisto�ci�?
Je�li tak, w�a�nie w tym upatrywa�a swej szansy. Serce zabi�o jej mocniej
na my�l o takim wyzwaniu. Wyobra�a�a sobie, �e go uwodzi, a nawet po�lubia.
T�sknota za Ann� ust�pi�a zadawnionej urazie wobec kuzynki, która o�mieli�a
si� pokrzy�owa� jej plany. Rozkoszowa�a si� my�l� o tym, jak powie jej, �e
zdoby�a Jana. W ko�cu i tak to ona zatriumfuje.
Napisa�a do niego, wyra�aj�c umiarkowane przeprosiny i zawoalowane
zainteresowanie. Jednak�e nie chwyci� przyn�ty. Henryk znalaz� nadpalone
resztki listu w popielniczce w gospodzie.
Nie zaskoczy�o to Zofii. Uzna�a, �e duma powstrzymuje go przed tym, by
odpowiedzia� na list. Lecz ona nie da si� zniech�ci�. Jego opór jedynie
podsyca� to, co powoli stawa�o si� obsesj�.
Ucieknie si� do bardziej bezpo�rednich �rodków. Okazja pr�dzej czy
pó�niej si� nadarzy, i nawet je�li nie uda jej si� zdoby� Jana, przynajmniej
zem�ci si� na nim i na kuzynce, która zniweczy�aby wszystkie jej plany, gdyby
ona, Zofia, nie okaza�a si� tak sprytna. Zap�ac� za to oboje.
243
RS
W ko�cu pojawi� si� Henryk. Gdyby wiedzia�, �e wiadomo�ci, które
przyniós�, warte by�y sp�dzenia z nim popo�udnia w sypialni, zastanawia�a si�
pó�niej Zofia, pewnie stara�by si� lepiej je wykorzysta�. Jednak, ol�niony jej
urod�, nie potrafi� my�le� jasno.
Informacja ujawni�a si�, kiedy Henryk przedstawia� najnowsz� litani� zaj��
hrabiego Stelnickiego. Wyrzuci� z siebie nowin� ot tak, bez zastanowienia i
cho�by b�ysku w oku:
- Och, i jeszcze co�. Za dwa tygodnie pan Stelnicki pojawi si� na balu u
hrabiny Lubomirskiej.
- Co takiego? - zawo�a�a Zofia. To takie niepodobne do Jana, który unika�
imprez czysto towarzyskich. - Sk�d o tym wiesz?
- Siedzia�em przy s�siednim stoliku i wszystko s�ysza�em. Nie chcia� tam
i��, lecz przyjaciele namówili go, twierdz�c, �e to ostatnie wielkie przyj�cie i
nie wiadomo, kiedy odb�dzie si� nast�pne. Wiesz mo�e, dlaczego mia�oby tak
by�, Zofio? - spyta�, zaintrygowany.
- Nie, i nie obchodzi mnie to. Opowiedz mi o lepiej balu, Henryku, zanim
odwróc� ci� do góry nogami i wytrz�s� z ciebie wszystkie informacje. Nie
�pieszy�e� si�, by mi je przekaza�.
Henryk wydawa� si� zaskoczony i skonsternowany nag�ym przejawem
entuzjazmu Zofii.
- Odb�dzie si� za dwa tygodnie.
- Tak, tak, ju� to mówi�e�.
- To b�dzie bal maskowy.
- Co takiego?
- Bal maskowy - powtórzy�. - No wiesz, Zofio, wszyscy przychodz� wtedy
w...
- Wiem, co to bal maskowy, durniu! Dowiedzia�e� si� jeszcze czego�?
Henryk wydawa� si� ura�ony.
- Tylko tego, �e hrabia zamierza przebra� si� za cesarza Justyniana dorzuci�.
To zbyt pi�kne, by mog�o by� prawdziwe, pomy�la�a. Oto szansa. Nawet
je�li nie uda jej si� zdoby� zaproszenia, i tak pójdzie. Na bal maskowy
nietrudno by�o si� dosta�. Robi�a to co najmniej pó� tuzina razy. I zawsze
doskonale si� przy tym bawi�a.
Podczas gdy Henryk marudzi� co� o jakim� g�upim balu kostiumowym, w
którym kiedy� uczestniczy�, Zofia zacz��a ju� obmy�la� plan: zaproszenie,
suknia, rozkoszna pu�apka, która na zawsze rozdzieli Jana i Ann�.
244
RS
- Ale kim by� Justynian, Zofio? - zapyta� Henryk. - W�adc� jakiego�
europejskiego pa�stewka?
- Bo�e, Henryku, ale� z ciebie nieuk - za�mia�a si� Zofia. - Justynian rz�dzi�
w szóstym wieku imperium bizantyjskim!
- Och.
Biedny osio�, pomy�la�a, nie jest nawet w stanie u�wiadomi� sobie, �e z
niego kpi.
245
Rozdzia� trzydziesty szósty.
RS
Anna spa�a niespokojnie, a kiedy si� przebudzi�a, odkry�a, �e jest w izbie
sama. Ogie� na palenisku ledwie si� tli�. Musi by� bardzo pó�no, pomy�la�a.
Przez chwil� by�a niemal pewna, �e co� porusza si� w ciemno�ciach.
Przypomnia�a sobie o staruszce i serce �cisn��o si� jej ze strachu. Minuty
mija�y w ciszy, przerywane jedynie cichym trzaskaniem drew na palenisku.
Wpatrywa�a si� w niewyra�ne, rozko�ysane cienie na suficie, a� my�li zacz��y
m�ci� si� jej w g�owie. Z wolna odp�ywa�a w sen.
Nagle poczu�a dziwne gor�co u podstawy kr�gos�upa. Z ka�d� chwil� �ar
rozprzestrzenia� si� wzd�u� jej ud i �ydek, si�gaj�c ko�ci stóp i placów u nóg,
przemieszczaj�c si� wzd�u� kr�gos�upa a� do g�owy. Uczuciu gor�ca
towarzyszy� przyp�yw dziwnej energii, która zupe�nie ni� zaw�adn��a. Le�a�a
bezradna, niezdolna poruszy� si� ani przemówi�.
Si�a, która zapanowa�a nad jej cia�em, spowodowa�a, �e zacz��a dr�e�
nieopanowanie, jakby dotkni�ta parali�em. W jej g�owie eksplodowa�o bia�e
�wiat�o. Serce przy�pieszy�o bieg. Oddycha�a szybko, urywanie. Wydawa�o si�
jej, �e do�wiadcza naraz setek emocji. Niektóre by�y przyjemne, inne
przera�aj�ce. Zanurzy�a si� w wiruj�cym labiryncie mi�o�ci i nienawi�ci,
strachu i po��dania, si�y i s�abo�ci.
A potem pojawi�y si� wizje. T�um ludzi. Twarze: kochaj�ce, gniewne,
oboj�tne. Obce i znajome oblicza wirowa�y, opadaj�c ku niej, znikaj�c i
przemieniaj�c si� w inne. Anna wpatrywa�a si� w nie, jakby szuka�a tego
jednego jedynego. A mo�e wszystkich, które by�y jej bliskie, i �ycia, które min��o. Zobaczy�a ukochan� babci�. Przyjació� z dzieci�stwa. Ch�opów z maj�tku
w Sochaczewie. A potem rodziców - twarz ojca ja�nia�a niczym oblicze Boga,
a matka wygina�a wargi w u�miechu, który tylko na pozór by� u�miechem. Czy
przyszli, by si� z ni� po��czy�? Czy znów b�dzie mia�a rodzin�?
Twarze rodziców zacz��y nagle rozp�ywa� si� i blakn��, zlewaj�c si� w
jedno nierozpoznawalne, mroczne i gro�ne oblicz�. Oczy tej postaci nie by�y
ani niebieskie jak u ojca, ani fio�kowoszare, jak u matki. Nie, opuszczone brwi
skrywa�y p�omienie. A jednak by�y to oczy kogo�, kogo zna�a. Kogo�, kogo si�
ba�a i kogo nienawidzi�a. Serce �cisn��o si� jej bole�nie. Kto to by�? Czerwone
oczy �arzy�y si� i cho� rozum podpowiada�, �e oczy nie mog� si� �mia�,
wiedzia�a, i� owe �renice z�a na�miewaj� si� z niej. Mierzy�y Ann�, jakby
chcia�y obj�� j� w posiadanie. Nie! - krzykn��a, a mo�e tylko próbowa�a
krzykn��.
246
RS
Z wolna odnalaz�a w sobie si��, która ros�a i ros�a, dopóki nie wypchn��a z
jej cia�a obcej energii, sprowadzaj�cej okropne wizje. Cia�o Anny przesta�o
dr�e�, a oddech uspokoi� si�. Fakt, �e zdo�a�a w�asnymi si�ami odzyska�
kontrol� nad cia�em i umys�em, zadziwi� j�.
Przez d�u�szy czas odpoczywa�a wyczerpana, niezdolna si� poruszy�. By�a
pewna, �e to, co si� jej przydarzy�o, nie by�o snem. Le�a�a bezradnie, ulegaj�c
na jawie si�om, których istnienie przekracza�o jej wyobra�ni�. Dopiero gdy
przypomnia�a sobie �arz�ce si� oczy, pami�� nasun��a kolejne wspomnienie.
Tak, jarzy�y si� czerwonym blaskiem, lecz by�y br�zowe. I nagle wiedzia�a ju�,
do kogo nale�a�y. Cho� nie tak dawno jej cia�o trawi�a gor�czka, teraz ogarn��
j� lodowaty ch�ód. S�ysza�a, jak szcz�ka�y jej z�by. Oczy wygl�da�y doprawdy
diabolicznie. Zastanawia�a si�, czy to Nelka naprowadzi�a j� na t� my�l swoj�
gadanin� o diable. Anna wiedzia�a o istnieniu zakazanych ksi��ek, które
opisywa�y niesamowite przypadki zaw�adni�cia przez diab�a cia�ami dziewic i
zap�odnienia ich nasieniem zepsucia. I czy� nie uwa�ano powszechnie, �e oczy
diab�a s� czerwone? Wzdrygn��a si�.
Czy co� takiego by�o w ogóle mo�liwe? Próbowa�a nie my�le� o Nelce.
Nie, te oczy nie nale�a�y do diab�a, ale do kogo� z krwi i ko�ci. I by�y bardziej
br�zowe ni� czerwone. To by�y oczy napastnika, który zaatakowa� j� przy
stawie.
Bezwiednie przycisn��a d�o� do spierzchni�tych ust. Oczy w tym �nie,
który nie by� snem, stanowi�y klucz do ustalenia to�samo�ci gwa�ciciela - i ojca
jej dziecka.
Tylko czyje to by�y oczy?
Nie spotka�a nigdy Feliksa Paducha, ch�opa, który poprzysi�g�, �e zem�ci
si� na rodzinie ojca. Jakiego koloru mia� oczy? Czy to móg� by� on?
Znowu ogarn�� j� ch�ód. Podci�gn��a futra prawie pod brod�. Prawd�
mówi�c, wcale nie chcia�a zobaczy� tych oczu ponownie. Nawet gdyby
oznacza�o to, �e nigdy nie dowie si�, do kogo nale��.
Pog�adzi�a poruszaj�ce si� �ono. Jednego by�a pewna: dziecko, które nosi,
nie jest pomiotem szatana.
Odzyskiwa�a si�y, czekaj�c na przyjazd ojca Floriana i powrót do
Warszawy. �y�a po to, by znów zobaczy� Jana. T�skni�a za nim nieustannie,
nawet je�li t�sknota zabarwiona by�a poczuciem winy, które nie pozwala�o jej
w pe�ni rozkoszowa� si� wspomnieniami. Po�ywne jedzenie, zio�a i wywary
sporz�dzane przez Sowie Oczy - wszystko to sprawia�o, �e powraca�a do
zdrowia. Ból gard�a, uczucie ci��aru w piersi, kaszel i katar stopniowo s�ab�y.
247
RS
Przygl�da�a si� codziennemu �yciu klanu. Podczas gdy Sowie Oczy,
kobiety i m�odzie� zajmowali si� domem, m��czy�ni polowali. Kolacja
stanowi�a towarzysk� kulminacj� dnia, czas po�wi�cany rodzinie. Klan
utrzymywa� kilka koni, niezliczon� liczb� psów my�liwskich i kilka soko�ów.
Przetwory owocowe i warzywne pochodzi�y z w�asnego ogrodu, ten za� by�
poka�nej wielko�ci. Rodziny oddawa�y baronowi cz��� plonów i upolowanej
zwierzyny. Anna by�a zdumiona, �e tak feudalne stosunki mog�y utrzyma� si� i
funkcjonowa� a� do tych czasów. Jednak pomimo zacofania i niewyszukanego
stylu �ycia ludzie ci wydawali si� jej szcz��liwsi ni� ktokolwiek, kogo zna�a, i
to zarówno po�ród szlachty, jak i pospólstwa.
Nelka by�a wymownie nieobecna, cho� Anna czu�a, �e przebywa�a gdzie� w
pobli�u. Antek i Stefan mieli pozosta� z klanem do przyjazdu ojca Floriana.
Zostali ch�tnie, jak zapewnili Ann�, gdy� dawa�o im to okazj�, by mogli
sp�dzi� nieco czasu z ojcem i polowa� z m��czyznami. Dzie� po dniu
dotrzymywali jej kolejno towarzystwa i Anna dobrze ich pozna�a. Cho� byli
tak do siebie podobni fizycznie, ró�nili si� charakterem i usposobieniem.
Antek by� gadatliwy. Kiedy przebywa� w jej towarzystwie, rozmawiali bez
ustanku. Zafascynowany �yciem w stolicy i tamtejsz� szlacht�, wypytywa� j� o
wszystko. Wydawa� si� zainteresowany nawet tym, jak wygl�da�o �ycie Anny
w Sochaczewie, nim zmarli jej rodzice. Odkry�a, �e nie�le orientuje si� w
polityce i, podobnie jak ona, jest zwolennikiem konstytucji.
Stopniowo zbli�y�a si� do niego na tyle, �e zacz��a opowiada� mu o tym, co
przydarzy�o jej si� po �mierci rodziców. Opowiada�a o nieszcz��liwym
ma��e�stwie, mi�o�ci do innego m��czyzny, trosce o los dziecka. Nie mog�a
jednak zmusi� si�, by opowiedzie� o gwa�cie i o tym, i� m�� zleci� zamordowanie jej. Cho� nie powiedzia�a wszystkiego i tak poczu�a si� lepiej. Antek
okazywa� jej serdeczno�� i zrozumienie. By� jak brat, którego nigdy nie mia�a.
Stefan to zupe�nie inna historia. Nie min��o wiele czasu, a przesta�a czu� si�
w jego obecno�ci swobodnie. By� czaruj�cy i troskliwy, ale musieli bardzo si�
stara�, by znale�� temat do rozmowy. U�wiadomi�a sobie jednak, �e by�o co�
jeszcze. Ilekro� zdarzy�o jej si� spojrze� g��biej w jego powa�ne oczy, na nowo
uderza�o j�, jak bardzo jest poci�gaj�cy.
A to wyprowadza�o Ann� z równowagi.
Co dziwne, Stefan zdawa� si� postrzega� j� tak, jakby nie by�a m��atk�, do
tego w pi�tym miesi�cu ci��y. Zdarza�o mu si� czyni� uwagi - niestosowne i
nie na czasie - które nie mog�y by� niczym innym jak prób� flirtu. Z�o�y�a to
248
RS
na karb zmys�owo�ci, któr� wyczu�a w nim ju� pierwszego wieczoru. By�
m��czyzn�, którego bardzo interesowa�y kobiety.
T�umaczy�a sobie jednak, �e jego zachowanie, cho� nie na miejscu, jest
zupe�nie nieszkodliwe.
Przygotowania do przyjazdu ojca Floriana zacz��y si� na d�ugo przed
niedzielnym porankiem.
Podczas gdy kobiety skuba�y dzikie ptactwo i doprawia�y zupy oraz
gulasze, perkocz�ce potem godzinami nad paleniskiem, m��czy�ni, którzy
akurat nie polowali, wykonywali l�ejsze prace domowe. By�o w nich jakie�
spokojne podekscytowanie, które udziela�o si� dzieciom, zawsze ch�tnym, by
wyrazi� g�o�no sw� rado��. Przyjazd ksi�dza stanowi� nie lada atrakcj�,
wyczekiwan� niecierpliwie, gdy� pozwala�a oderwa� si� od codzienno�ci.
Magda, starsza córka Lucyny, zaplot�a Annie w�osy, a potem wraz z matk�
zaprowadzi�a j� do drewnianej wanny. M��czy�ni przynie�li gor�c� wod� i
Anna mia�a jako pierwsza skorzysta� z k�pieli. Odda�a si� tej niemal
zapomnianej przyjemno�ci w b�ogim przekonaniu, �e ju� nied�ugo znajdzie si�
znowu w Warszawie.
Rankiem cz�onkowie klanu zebrali si� w nieogrzewanej kaplicy, odziani
starannie w skromne, lecz nieskazitelnie czyste niedzielne ubrania. Tylko strój
bli�niaków by� o wiele bardziej wyrafinowany. Zw�aszcza ich pasy, ten symbol
polsko�ci, z daleka rzuca�y si� w oczy.
Ann� mierzi� w�asny wygl�d. Kobiety zrobi�y, co mog�y, by oczy�ci� i
pozszywa� jej sukni�, mimo to przedstawia�a �a�osny widok. Narzuci�a wi�c na
ni� utkany w domu szal, a g�ow� zakry�a koronkowym czepkiem.
To ci dopiero wra�enie wywr� na ojcu Florianie, pomy�la�a. Z pewno�ci�
we�mie mnie za pos�ugaczk�.
Bli�niacy ukl�kli po obu stronach Anny na wyszczerbionej kamiennej
pod�odze.
Godzina, kiedy ksi�dz zwykle zjawia� si� w kaplicy, nadesz�a, a potem
min��a.
- Jak si� czujesz? - spyta� Antek.
- Dobrze - odpar�a. Prawd� mówi�c, umiera�a z g�odu. Wszyscy po�cili od
poprzedniego dnia, by móc przyj�� komuni�.
W ko�cu wierni podnie�li si� z kl�czek i usiedli na twardych �awkach bez
opar�.
Antek przeprosi� Ann� i wyszed� rozejrze� si� za ksi�dzem.
249
RS
Martwi�a si�, �e ojciec Florian nie przyb�dzie. Je�li tak si� stanie, jak d�ugo
potrwa, nim uda im si� stworzy� nowy plan?
By zaj�� czym� my�li, przygl�da�a si� zniszczonej kaplicy. Wysoki sufit
zawali� si� miejscami, a �e go nie naprawiono, na d�oniach i uniesionej twarzy
czu�a pojedyncze p�atki �niegu. W poz�acanych niszach wzd�u� bocznych �cian
sta�y naturalnej wielko�ci pos�gi �wi�tych i aposto�ów, tak stare, �e nie sposób
by�o rozró�ni� rysów twarzy. Marmurowy o�tarz by� mocno zniszczony, lecz
tabernakulum po�yskiwa�o z�otem.
W �cianie powy�ej o�tarza znajdowa� si� okr�g�y otwór, w którym by�o
kiedy� witra�owe okno. Anna mog�a spogl�da� przez nie ku miejscu, gdzie
opustosza�e, pokryte biel� wzgórza zlewa�y si� z niesko�czon� p�aszczyzn�
szarego zimowego nieba.
Zadr�a�a i otuli�a si� cia�niej p�aszczem.
Nagle jej uwag� przyci�gn�� dobiegaj�cy spod sklepienia odg�os. Jaki� ptak
- go��b grzywacz - trzepota� rozpaczliwie skrzyd�ami, staraj�c si� znale��
drog� na wolno��. Zab��kane ptaki musia�y cz�sto trafia� do kaplicy, gdy� nikt
poza Ann� nie zwróci� uwagi na to, co dzieje si� pod sklepieniem. Pi�kny ptak,
schwytany w pu�apk�, z ka�d� chwil� stawa� si� bardziej przera�ony.
Przygl�da�a si� bezradnie, jak fruwa od jednej belki do drugiej, a potem
zatacza ko�a, staraj�c si� wydosta�. Kiedy na ziemi� opad�o bezg�o�nie kilka
piór, niektórzy spo�ród wiernych spojrzeli wreszcie w gór�.
L�k �cisn�� serce Anny. Obawia�a si�, �e ptak, ogarni�ty panik�, zginie, nim
zdo�a odnale�� drog� na wolno��. Lecz nagle go��b sfrun�� w dó�, poszybowa�
wzd�u� nawy i znikn�� w otworze okiennym za o�tarzem.
Przez chwil� czu�a, �e jej serce tak�e szybuje, unoszone nadziej�.
- Stefanie, czy zdarza�o si� ju�, by ksi�dz... - umilk�a, nim zd��y�a zapyta�
o mo�liw� przyczyn� nieobecno�ci ksi�dza. Nelka odwróci�a si� bowiem i
obrzuci�a j� spojrzeniem tak nienawistnym, �e dalsze s�owa uwi�z�y Annie w
gardle.
Mimo to nie spu�ci�a wzroku.
Nagle cisz� przerwa�o skrzypienie ci��kich drzwi. Wszyscy odwrócili si� i
zobaczyli Antka z ksi�dzem. Wysoki m��czyzna ruszy� wprost ku o�tarzowi,
nie spojrzawszy nawet na wiernych.
Antek powróci� na swoje miejsce u boku Anny.
Wszyscy wstali. Ksi�dz, odwrócony plecami do wiernych, natychmiast
zacz�� przygotowywa� o�tarz. Wygolon� tonsur� otacza� wianuszek
siwiej�cych w�osów, a naga czaszka na czubku g�owy b�yszcza�a niczym
250
RS
lustro. Pot��n� sylwetk� mnicha skrywa� ciemnobr�zowy habit, si�gaj�cy
przemoczonych butów.
Anna mia�a nadziej�, �e Antek zd��y� ju� wspomnie� ksi�dzu o
k�opotliwym po�o�eniu, w jakim si� znalaz�a. S�dzi�a, �e ksi�dz zechce pozna�
j�, nim zacznie odprawia� msz�. Nie zrobi� tego jednak. Zdawa� si� w ogóle
nie dostrzega� gromadki ch�opów, która tak d�ugo na niego czeka�a.
Serce Anny przesta�o na moment bi�. I ten cz�owiek mia�by pomóc jej
wróci� do domu?
Ksi�dz odwróci� si�, by spojrze� na wiernych. Msza zaraz mia�a si�
rozpocz��. Zapewne dobiega pi��dziesi�tki, oceni�a. Twarz mia� rumian� i
pospolit�. Ma�e oczy by�y tak g��boko osadzone, �e nie da�o si� okre�li� ich
koloru ani wyrazu. Anna pomy�la�a, �e ksi�dzu nie dopisuje dzi� humor. Swoje
obowi�zki wykonywa� do�� niedbale, a na jego twarzy malowa� si� grymas
uporu.
Nagle u�wiadomi�a sobie, �e kap�an wpatruje si� w ni�. W pierwszej chwili
mia�a ochot� odwróci� wzrok, lecz zapanowa�a nad sob� i odwzajemni�a
spojrzenie. Twarz ksi�dza poczerwienia�a jeszcze mocniej. Odwróci� si�, aby
doko�czy� przygotowa�.
Uzna� mnie za zuchwa��, pomy�la�a. Konflikt wisia� w powietrzu. A je�li
plan, który wspólnie wymy�lili, nie powiedzie si�? Martwi�a si�, gdy� ka�dy
dzie� zw�oki móg� sprawi�, �e Antoni w ko�cu j� odnajdzie. Zacz��a si�
modli�.
Ksi�dz zszed� po trzech stopniach, wiod�cych do o�tarza, i post�pi� w jej
kierunku.
Antek poci�gn�� j� ku nawie i przedstawi� kap�anowi.
- Niech Jezus oka�e si� dla ciebie �askawy, pani - powiedzia� ksi�dz - i dla
tych, co z tob� podró�owali.
Wyci�gn�� d�o�, by mog�a uca�owa� pier�cie�.
- Oczywi�cie, zrobi�, co w mojej mocy, by mog�a pani wróci� do
Warszawy.
Anna os�ab�a z powodu postu i d�ugiego czekania, nie ukl�k�a wi�c, lecz
nadal sta�a. Pomy�la�a, �e ch�opi z pewno�ci� uznaj� jej zachowanie za
szokuj�ce, lecz nic nie mog�a na to poradzi�.
- Czy chcia�aby pani wyspowiada� si� przed msz�?
- Tak, ojcze.
By� mo�e oceni�a ksi�dza zbyt surowo. W ko�cu ten cz�owiek przybywa z
kaplicy Czarnej Madonny. Mo�e to w�a�nie cud, na który czeka�a?
251
RS
Konfesjona�, ustawiony z przodu �wi�tyni, sk�ada� si� z krzes�a dla ksi�dza
i kl�cznika dla spowiadaj�cego si�. Anna opowiedzia�a szeptem o tym, co
wydarzy�o si� podczas podró�y i, na wyra�ne �yczenie ksi�dza, nie szcz�dzi�a
szczegó�ów. Stara�a si� mówi� krótko, wiedzia�a bowiem, �e wie�niacy s�
równie g�odni i zm�czeni jak ona.
Powiedzia�a ksi�dzu o Louisie i Babette i o tym, �e czuje si� winna, gdy�
nie okaza�a im do�� cierpliwo�ci. Ojciec Florian zapewni� j�, �e nie ma
powodu tym si� martwi�.
- Czasami zdarza si� tak, �e jednej osobie udaje si� prze�y�, a innym nie t�umaczy�. - Wtedy cz�sto ten, kto prze�y�, czuje si� winny. Nie obarczaj si�
win�, dziecko.
Anna nie odwa�y�a si� opowiedzie� o strasznych podejrzeniach wobec
Antoniego. Wydawa�y si� zbyt nierealne, by ubra� je w s�owa. Poza tym czu�a,
�e ksi�dz i tak by jej nie uwierzy�.
- Czy wysz�a� za m�� z mi�o�ci, córko? - zapyta�.
Pytanie by�o tak nieoczekiwane, �e Anna zamilk�a i przez chwil� jedynie
wpatrywa�a si� w zakonnika. Co, u licha, sk�oni�o go, by o to zapyta�?
- Nie - powiedzia�a w ko�cu. - Ma��e�stwo z Antonim zosta�o
zaaran�owane.
- Czy on ci� bije?
- Uderzy� mnie... raz.
- Rozumiem - odpar� ksi�dz, przygl�daj�c si� jej badawczo. - Jeste� m�oda westchn�� w ko�cu. - Ma��e�stwo nie wygl�da tak, jak w dziewcz�cych snach
czy romantycznych powie�ciach. Ma��e�stwo staje si� nim naprawd�, kiedy
oboje partnerzy w pe�ni z sob� wspó�pracuj�. To wspólnota dusz. �ona
powinna bardziej troszczy� si� o dobro m��a ni� o w�asne i czerpa� z tego
rado�� oraz szcz��cie.
- A czy m�� nie powinien troszczy� si� o to, by jego �ona by�a szcz��liwa?
- Tak, oczywi�cie - odpar� ksi�dz, spogl�daj�c Annie prosto w oczy. Jednak czasami to kobieta musi bardziej si� po�wi�ci�.
Odczuwa�a pokus�, by zapyta�, dlaczego tak ma by�, ale nie o�mieli�a si�
tego zrobi�. Nie �mia�a te� wspomnie� o tym, jak pozbawiony wszelkiej
nadziei by� jej zwi�zek z Antonim, i �e kocha innego.
- Jestem pewien, �e nie ma pani powodu si� skar�y�, pani Berezowska.
Powinna pani by� lojalna wobec m��a dusz� i cia�em.
Anna drgn��a na d�wi�k panie�skiego nazwiska, lecz nim zdo�a�a
powiedzie� mu, jak si� naprawd� nazywa, on ju� udziela� jej rozgrzeszenia.
252
RS
K�amstwo na temat tego, kim jest, b�dzie jedynym grzechem, który splami jej
dusz�.
- Odprawi� teraz msz�, a potem pójd� z m��czyznami do miejsca, gdzie
zgin��y dzieci i reszta. Trzeba wyprawi� im chrze�cija�ski pochówek.
Wsta� i natychmiast oznajmi�, �e nie b�dzie ju� móg� wys�ucha� dzi� ani
jednej spowiedzi.
Gdy ojciec Florian odprawia� po�piesznie msz�, Anna zastanawia�a si�, czy
wie�niacy nie obarcz� jej win� za to, �e ksi�dz nie mia� czasu wys�ucha�
nikogo spo�ród nich. Rozgrzeszenie mia�a otrzyma� dzi� jedynie
przedstawicielka uprzywilejowanej klasy.
Gdy ceremonia dobieg�a ko�ca, zagadkowy ojciec Florian opu�ci� wraz z
m��czyznami kaplic�.
- Hrabina nie czuje si� dobrze? S�owa dociera�y do �wiadomo�ci Anny,
jakby p�yn��y z drugiej strony d�ugiego tunelu. Poczu�a, �e kto� dotyka d�oni�
jej czo�a.
- Prosz� pani?
- Co? Tak?
Le�a�a w pobli�u paleniska.
- Jest pani chora?
Unios�a powieki i zobaczy�a, �e Sowie Oczy w�a�nie cofa ko�cist� d�o�.
- Nie... tylko troch� kr�ci mi si� w g�owie.
- Z g�odu?
Nie mog�a zaprzeczy�. By�a g�odna jak wilk. Staruszek odwróci� si� i
zawo�a� do Lucyny:
- Przynie� talerz gulaszu z jelenia.
Kobieta oderwa�a si� od tego, co robi�a przy palenisku, i wymamrota�a co�,
czego Anna nie zrozumia�a, lecz z jej tonu przebija�o niezadowolenie.
Sowie Oczy straci� cierpliwo��:
- To dla hrabiny, kobieto. Po�piesz si�.
Lucyna spojrza�a na Ann� i jej spojrzenie z�agodnia�o. Nie zwlekaj�c,
na�o�y�a gulaszu do drewnianej miski i przynios�a go�ciowi. Lecz nim Sowie
Oczy zd��y� podsun�� jej do ust pierwsz� �y�k�, pojawi�a si� Nelka.
- Ona zaczeka! - zaskrzecza�a. - B�dzie musia�a jeszcze zaczeka�!
Anna zrozumia�a pocz�tkow� niech�� Lucyny. Nikt nie powinien by�
przerwa� postu, dopóki ksi�dz i m��czy�ni nie wróc�, odprawiwszy ceremoni�
w miejscu pochówku zabitych.
253
RS
- Ona musi zaczeka�! - wysycza�a kobieta. - Nie b�dzie tu �adnych
przywilejów!
- Hrabina musi je��! - powiedzia� Sowie Oczy. Anna oswoi�a si� ju� z
miejscowym dialektem i sporo rozumia�a. -Hrabina Berezowska jest przy
nadziei. Oboje jeste�my ju� starzy, Nelka, lecz ty jeste� kobiet� i chyba
pami�tasz jeszcze, jak to jest, gdy nosi si� dziecko. Ona b�dzie jad�a - nie
dlatego, �e jest ze szlachty, ale dlatego, �e musi karmi� bezradn� istot�, któr�
nosi pod sercem. Czy zosta�em zrozumiany?
Starucha wykrzywi�a pomarszczon� twarz i wyd��a z pogard� usta.
- Ma w brzuchu diabelski pomiot, ot co! - wysycza�a i znik�a z izby.
- Jedz, dziecko - powiedzia� Sowie Oczy �agodnie.
Anna le�a�a na boku, spogl�daj�c na misk� pe�n� sosu, warzyw i jeleniego
mi�sa. Aromat gulaszu wype�nia� jej nozdrza. �lina nap�ywa�a do ust. Lecz
potem spojrza�a na obserwuj�ce j� twarze i kilka innych, udaj�cych oboj�tno��.
Ma�a córeczka Lucyny, Wera, wpatrywa�a si� g�odnym wzrokiem w misk�.
- Nie - powiedzia�a, odsuwaj�c naczynie. - Zaczekam na m��czyzn.
Sowie Oczy protestowa�, lecz Anna pozosta�a nieugi�ta.
Po chwili uniós� jej g�ow� i sk�oni�, aby wypi�a dziwny, ciemny napar.
Cho� do�� szczególny w smaku, nie by� jednak niesmaczny. Nie min��o wiele
czasu, a zaci��y�y jej powieki. Wyobra�nia, pobudzona wida� przez tajemniczy
napój, podsun��a jej obraz pi�knego, za�nie�onego krajobrazu, niezwykle
realistyczny. Czu�a ch�ód, uderzenia mro�nego powietrza na twarzy i rze�ki
zapach �wie�ego �niegu.
A potem co� si� w nim poruszy�o. Pojawi�y si� postacie ludzi, zaj�tych
jak�� prac�. Stopniowo sylwetki i twarze sta�y si� bardziej wyra�ne i oto
wiedzia�a ju�, kim s� i co robi�.
W �ci�tej mrozem ziemi znajdowa�y si� groby, wykopane przez ch�opów
kilka tygodni temu. Wizja pozosta�a niema i bezd�wi�czna, widzia�a jednak, �e
usta ksi�dza poruszaj� si� w modlitwie, a jego prawa d�o� wykonuje znak
krzy�a nad ka�dym z grobów. U�wiadomi�a sobie, �e to ojciec Florian. Potem
dostrzeg�a dwa ma�e pagórki, kryj�ce mogi�y Louisa i Babette. Ma�e,
zamarzni�te groby bez �adnych oznacze�.
Zmaga�a si� z sob�, by nie zasn��. Ksi�dz - jej po��czenie ze �wiatem
zewn�trznym, ogniwo ��cz�ce j� z domem - mia� wkrótce wróci�. Musz�
zachowa� �wiadomo��, my�la�a, osuwaj�c si� w g��boki, wywo�any
narkotykiem sen. Musz� zachowa� �wiadomo��...
254
RS
W kilka godzin pó�niej Stefan poinformowa� Ann�, �e ksi�dz odjecha� do
Cz�stochowy bez niej.
Usiad�a i spojrza�a na niego z niedowierzaniem.
- Ale... dlaczego?
- Uznano, �e jest pani zbyt s�aba, by podró�owa�.
- By�am po prostu g�odna... a potem podano mi ten napar... Och, Stefanie,
kiedy on znów tu zawita?
- Przyje�d�a co drug� niedziel�.
- Dwa tygodnie.
Poczu�a, �e ogarnia j� rozpacz. Nie mog�a pozwoli� sobie na strat�
kolejnych dwóch tygodni. Antoni pewnie i tak ju� jej szuka. Co robi�?
- Nie musi pani st�d wyje�d�a�, pani Berezowska - powiedzia� Stefan. - Nie
musi pani wyje�d�a� w ogóle.
- Ale� musz�, i to wkrótce.
Nagle u�wiadomi�a sobie, �e na twarzy Stefana maluje si� napi�cie.
Wygl�da�, jakby zbiera� si� na odwag�.
- Ja... nie ma dla mnie znaczenia, czy w ogóle mia�a pani m��a albo czy
ma��e�stwo pani nie jest szcz��liwe.
- Co chcesz przez to powiedzie�?
- Có�, ani razu nie wspomnia�a pani o mi�o�ci do m��a lub o tym, �e chce
pani do niego wróci� - do Warszawy, tak, lecz nie do m��a.
Anna zje�y�a si�, nie wiedz�c, do czego mia�aby prowadzi� ta rozmowa.
- To nie twoja sprawa, Stefanie.
- Chcia�bym, aby sta�a si� moja.
Spojrza�a na niego pytaj�co.
- Chc�, by pani z nami zosta�a. Oczywi�cie, nie w tym zrujnowanym, lecz
w naszym domu. Prosz� pozwoli�, bym zosta� ojcem dla pani dziecka... i
m��em dla pani.
- Nie mówisz powa�nie!
- Owszem, mówi�. Tak, teraz to widzia�a.
- To niemo�liwe, Stefanie - odpar�a, nie mog�c zdoby� si� na u�miech.
- Poniewa� nie nale�� do szlachty?
- Nie, nie o to chodzi...
- W�a�nie, �e o to! By� mo�e nie urodzi�em si� szlachcicem, lecz zosta�em
tak wychowany przez barona Galkiego, posiadam te� lepsze wykszta�cenie ni�
niejeden spo�ród szlachty...
- Nie w tym problem. Nie mog� nawet si� nad tym zastanawia�.
255
RS
- Zakocha�em si� w pani.
- Lecz ja nie mog� odwzajemni� twojej mi�o�ci. Musisz uwierzy�, �e
naprawd� mam m��a.
- Czy mo�e mi pani powiedzie� z r�k� na sercu, �e to szcz��liwy zwi�zek?
Mo�e pani?
Chwil� potrwa�o, nim mog�a mu odpowiedzie�. Pomy�la�a o swoich
nadziejach i o tym, jak obróci�y si� wniwecz. Seria zaz�biaj�cych si� zdarze�,
sk�adaj�cych si� od jakiego� czasu na �ycie Anny, przesun��a si� przed jej
oczami jak fabu�a greckiej sztuki o skomplikowanej intrydze. Mog�a
interpretowa� j� jako tragedi� lub komedi�, wi�c by si� nie rozp�aka�, wybra�a
�miech.
- Och, Stefanie, nie mog�abym nawet zastanawia� si�...
- Co w tym takiego �miesznego?
- Nic... tego po prostu nie da si� wyt�umaczy�. Teraz �mia�a si� ju�
otwarcie.
Twarz Stefana czerwienia�a z ka�d� chwil�.
- Przypuszczam, �e to bardzo zabawne, kiedy cymba� taki jak ja zrobi z
siebie g�upca?
- Och, nic podobnego, Stefanie. Nie o to chodzi.
Nagle u�wiadomi�a sobie, �e nie ma do czynienia z Antkiem, który potrafi�
odczyta� subtelno�ci wyrazu twarzy czy s�ów. On dostrzeg�by w jej s�owach
ironi�, zorientowa�by si�, �e Anna �miechem pokrywa ból. Lecz jego brat,
powodowany emocjami, których nie potrafi� opanowa�, nie by� w stanie
dostrzec niczego, poza brutalnie wyra�on� odmow�, która zrani�a jego uczucia.
Wisielczy humor opu�ci� Ann� równie nagle, jak si� pojawi�. Wiedzia�a, �e
musi z�agodzi� ból, jaki zada�a Stefanowi.
Tylko �e ju� go nie by�o.
256
Rozdzia� trzydziesty siódmy.
RS
Dwa tygodnie pó�niej siedzia�a znowu w kaplicy, oczekuj�c przyjazdu
ksi�dza. Czas mija� niezno�nie powoli. Stefan trzyma� si� z dala od klanu.
Anna zwierzy�a si� Antkowi z tego, co zasz�o podczas ostatniego,
niefortunnego spotkania, i ten próbowa� porozmawia� ze Stefanem, u�agodzi�
go, lecz na pró�no. Podczas gdy Antek potrafi� mówi� o uczuciach, jego brat
bli�niak - którego uczucia z pewno�ci� by�y równie �ywe i g��bokie - nie by�
do tego zdolny. Jak mia�a zado��uczyni� jego zranionej dumie?
Siedzia�a w zimnej kaplicy od rana, a by�o ju� wczesne popo�udnie. Jej
najgorsze obawy si� sprawdzi�y - ksi�dz nie przyjecha�.
- Nie b�dziemy d�u�ej czekali - zadecydowa� w ko�cu Witek. - Co�
powstrzyma�o ksi�dza i nie przyjedzie.
- To ona go powstrzyma�a - sykn��a Nelka na tyle g�o�no, �e wszyscy j�
us�yszeli.
Anna nie odwróci�a si�, by spojrze� na staruch�. Siedzia�a sztywno, czuj�c,
jak jej twarz oblewa si� rumie�cem. Zdawa�a sobie jednak spraw�, �e inni z
uwag� s�uchaj� Nelki.
- Ta kobieta to z�o - sycza�a dalej starucha. - To ona trzyma ksi�dza z dala
od nas! Nie wróci, dopóki ona tu b�dzie. Musimy si� jej pozby�!
- Do��, Nelka! - powiedzia� Witek nie tyle g�o�no, ile stanowczo.
- Niemo�liwe, by� tego nie widzia�, Witek. Ona jest narz�dziem szatana.
- Id� z innymi kobietami, Nelko, pomó� przy posi�ku. I przesta� mamrota�.
Kobieta skrzywi�a si� paskudnie, lecz pos�ucha�a.
Anna le�a�a bezsennie, cho� dawno min��a pó�noc. By�a sama. To prawda,
zastanawia�a si� ponuro. Ksi�dz nie przyjecha� z jej powodu. Nie wiedzia�a
jedynie, dlaczego tak si� sta�o. To by�a zagadka. I jak teraz dostanie si� do
Warszawy? Pomy�la�a o Janie i jej serce natychmiast zacz��o szybciej bi�.
Gdyby tylko wiedzia�, w jakim po�o�eniu si� znalaz�a... Lecz nie ma co o tym
my�le�.
Antek zapewni� j� jeszcze tego wieczoru, �e wymy�li nowy plan. Modli�a
si�, by by� w stanie jej pomóc, lecz przez ca�y czas w pod�wiadomo�ci czai�o
si� pytanie: Czy Antoni j� odnajdzie?
Jej my�li zak�óci� jaki� ha�as. Natychmiast usiad�a na �ó�ku. Nerwy mia�a
napi�te do ostatnich granic. Wbi�a wzrok w mroczn� przestrze� przed sob�,
czuj�c, jak serce t�ucze si� jej w piersi. To nic takiego, wmawia�a sobie, po
prostu Lucyna przysz�a sprawdzi�, jak si� czuj�, albo mysz buszuje pod sto�em
257
RS
w poszukiwaniu okruchów. Nagle zobaczy�a p�omie� �wiecy, który zdawa� si�
p�yn�� od strony odleg�ych drzwi. Za nim pojawi� si� nast�pny, i jeszcze jeden.
Wpatrywa�a si� w pe�gaj�ce �wiate�ka, niezdolna przemówi�.
Zakapturzone postacie nios�y ogarki. Ustawia�y si� z wolna w szeregu
niczym druidyjscy kap�ani.
Przera�ona, nie mog�a wykrztusi� s�owa i odezwa�a si� dopiero, kiedy
stan��y przed ni�.
- Kim jeste�cie? - spyta�a. - Po co przyszli�cie?
- Przysz�y�my po ciebie, hrabino.
Anna natychmiast rozpozna�a ten g�os.
- O co ci chodzi?
- Pora, �eby� nas opu�ci�a - powiedzia�a Nelka, zsuwaj�c z twarzy kaptur i
uwalniaj�c sko�tunione w�osy. Jej oczy, w których odbija� si� blask ognia, by�y
niczym dwa emanuj�ce gro�b� dyski.
Anna przygl�da�a si�, os�upia�a, jak starucha podchodzi do paleniska i
wtyka w nie pogrzebacz. Spojrza�a na inne postaci. Same staruchy, przyjació�ki
Nelki. Ich twarze wygl�da�y jak maski o nieub�aganym wyrazie.
- Dlaczego tak mnie nienawidzicie? - spyta�a, staraj�c si� ukry� ogarniaj�c�
j� panik�.
- Jeste� z�em! - plun��a Nelka. Poniewa� sta�a tu� przy niej, Anna poczu�a
na twarzy �lin�.
- Chodzi o to, �e jestem szlachciank�, tak? Kobieta roze�mia�a si�.
- Twoje �y�y b�d� krwawi�y równie �atwo, jak czyjekolwiek, a krew b�dzie
równie czerwona.
- Dlaczego, Nelka? Powiedz, dlaczego a� tak mnie nienawidzisz?
- Tacy jak ty deptali biednych, odk�d tylko pami�tam.
Jej oczy przybra�y dziwnie nieobecny wyraz, a g�os sta� si� monotonny:
- Post�pimy s�usznie, powstaj�c i wyrzynaj�c was wszystkich!
- Czy baron Ga�ki a� tak �le ci� traktowa�? Kobieta drgn��a, jakby
otrz�saj�c si� z transu.
- Wsta� i otul si� szalem. Na dworze jest zimno.
- Oni nigdy si� na to nie zgodz�, Nelka. Ani Witek, ani twoi wnukowie.
- Oni s� �lepi. Dosy� gadania! Wstawaj!
Nelka skin��a na kobiety i dwie z nich zmusi�y Ann�, by si� podnios�a.
Spróbowa�a krzykn��, lecz czyja� d�o� zakry�a jej usta. I kiedy szamota�a si� z
nimi, próbuj�c si� uwolni�, u�wiadomi�a sobie, �e w izbie jest jeszcze kto�,
pi�ta osoba, która wy�oni�a si� z cienia i podesz�a do paleniska.
258
RS
Rozpozna�a Stefana.
Dzi�ki ci, Bo�e, pomy�la�a. On poradzi sobie z t� szalon� staruch�, swoj�
babk�. Niezdolna si� odezwa�, gdy� czyja� d�o� nadal przes�ania�a jej usta,
wzrokiem b�aga�a m�odzie�ca o pomoc.
Stefan zbli�y� si� do kobiet z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Dlaczego
zwleka? - zastanawia�a si� Anna. Czemu nic nie mówi?
Nelka odwróci�a si� i spostrzeg�a wnuka. Jednak nie wydawa�a si�
zdziwiona.
- Ko� gotowy? - spyta�a. Skin�� g�ow�.
Anna zrozumia�a. Jej nadzieja trwa�a krócej ni� b�ysk komety. Stefan jej nie
pomo�e. Zjawi� si� tutaj, by pomóc babce j� wygna�.
Nelka podesz�a bli�ej paleniska i Anna skorzysta�a z okazji, by raz jeszcze
wzrokiem poprosi� Stefana o pomoc. Jego zimne, kamienne spojrzenie jakby
na chwil� z�agodnia�o, lecz kiedy babka wróci�a, nios�c pogrzebacz, i
do��czy�a do tworz�cych pó�okr�g postaci, twarz m�odzie�ca znowu przybra�a
zaci�ty wyraz.
Koniec rozpalonego pogrzebacza gorza� czerwieni�. Nelka trzyma�a go tu�
przy czole Anny, która czu�a, jak �ar opala jej brew.
- Je�li b�dziesz si� szarpa� lub krzykniesz - ostrzeg�a j� - nikt wi�cej nie
spojrzy na ciebie z przyjemno�ci�. Ucisz j�, Stefan.
Kobieta, która trzyma�a dot�d d�o� na ustach Anny, cofn��a r�k�, a ch�opak
wepchn�� Annie knebel w usta. Ale� musia�am go zrani�, pomy�la�a.
Poszturchiwana ko�cistymi palcami Nelki, wysz�a z izby i ruszy�a wzd�u�
opustosza�ych pomieszcze�, a potem po kamiennych stopniach, prowadz�cych
do stajen. Tam Stefan zwi�za� jej r�ce.
- Wsad� j� na konia - rozkaza�a Nelka. - Wyprowad� g��boko w las i
zostaw.
- A ko�? - zapyta� Stefan.
- Przyprowad� go z powrotem. Ona zna diabelskie sztuczki, a las jest
domem diab�a, wszyscy o tym wiedz�. Niech on jej pomo�e.
Anna chcia�a krzykn��. Nie mog�a jecha� teraz konno. Wiedzia�a, �e to
zabije dziecko. A i ona, pozostawiona sama zim� w lesie, tak�e nie zdo�a
przetrwa�.
Nie mog�a uwierzy�, �e to si� dzieje naprawd�. Przesun��a spojrzeniem po
twarzach kobiet. Wiedzia�y, �e ogarni�ta szale�stwem Nelka wysy�a j� na
pewn� �mier�, mimo to sta�y nieruchomo niczym pos�gi. Wydawa�o si� jej, �e
w twarzy jednej z kobiet dostrzega cie� �alu i wspó�czucia. T� kobiet� by�a
259
RS
Janka, która okaza�a jej sympati� w pierwszych dniach pobytu w�ród ludzi z
klanu. Jednak Anna zdawa�a sobie spraw�, �e wahanie Janki spotka�oby si� z
natychmiastow� reakcj� ze strony zgorzknia�ej Nelki, której uda�o si�
przekona� i zastraszy� reszt� kobiet.
Wiedzia�a te�, �e nie mo�e spodziewa� si� pomocy ze strony Stefana.
Ch�opak nie zmieni zdania. Nie�wiadome okrucie�stwo i bezmy�lny �miech
przypiecz�towa�y jej los. Mimo to, kiedy wsadza� j� na konia, spojrza�a mu w
oczy, szukaj�c w nich cho� �ladu wspó�czucia. Lecz jego oczy by�y zimne i
bez wyrazu. Nienawidzi�a go teraz i wiedzia�a - niech Bóg jej wybaczy - �e
pójdzie na �mier�, nienawidz�c go.
Gdy Stefan dosiad� swego konia, kobiety zebra�y si� wokó� Anny i unios�y
wy�ej �wiece. Nelka trzyma�a uniesiony pogrzebacz, jakby mia�a uderzy� nim
konia.
Jakich�e to starych przes�dów sta�am si� ofiar�, pomy�la�a.
- Otwórz drzwi, Janka! - rozkaza�a Nelka.
Kobieta pos�ucha�a. Do stajni wdar� si� podmuch zimnego powietrza. Janka
ruszy�a ku pozosta�ym, gdy nagle co� przyci�gn��o jej uwag�. Zatrzyma�a si�
w pó� kroku i zawaha�a. Kobiety pod��y�y wzrokiem za jej spojrzeniem. Na
drewnianym progu majaczy�a czyja� posta�. Jedna z kobiet westchn��a cicho.
Antek.
260
Rozdzia� trzydziesty ósmy.
RS
Wynaj�ty powóz zajecha� na podjazd pa�acu w Wilanowie, niegdysiejszej
letniej rezydencji króla Jana Sobieskiego. Zofia odsun��a okiennic�. Na chwil�
jej pewno�� siebie os�ab�a. Sta�a oto u wrót rezydencji dorównuj�cej
wspania�o�ci� samemu Zamkowi. Po�o�ona w�ród ogrodów w stylu w�oskim
�ó�ta budowla, chocia� zdobiona na sposób francuski, odzwierciedla�a w
pewien sposób prostot� polskiego dworu. Wo�nica do��czy� do szeregu wolno
posuwaj�cych si� ku g�ównemu wej�ciu pojazdów, gdzie wysiadali uczestnicy
balu. Czy zostanie wpuszczona? Po raz pierwszy ogarn��y j� w�tpliwo�ci.
Ostatnie dwa tygodnie sp�dzi�a, zdobywaj�c informacje, a potem pilnuj�c
krawcowej, której powierzono zadanie uszycia czerwonej sukni oraz bogato
zdobionej klejnotami tuniki. Opatrzona kapturem szata mia�a barw� szkar�atu.
Teodora, która zaczyna�a jako aktorka - co wówczas by�o synonimem
prostytutki - awansowa�a do godno�ci w�adczyni, nosz�cej królewsk� purpur�,
tote� Zofia znajdowa�a wielk� przyjemno�� w odgrywaniu tej roli. Toaleta,
uszyta z mi�sistego aksamitu, opada�a ku ziemi szeregiem majestatycznych
fa�d.
Wiedzia�a, i� niektórzy go�cie b�d� mieli maski zakrywaj�ce ca�� twarz,
inni takie, które zas�aniaj� tylko oczy, a cz��� nie za�o�y masek w ogóle. D�ugo
zastanawia�a si�, nim podj��a decyzj�. Wola�a, by Jan nie rozpozna� jej a� do
chwili, gdy sama tego zechce. Dlatego wybra�a mask� zakrywaj�c� ca�� twarz,
z wyj�tkiem ust i brody. Wyrazi�cie zarysowane usta stanowi�y mocny atut jej
urody, b�dzie wi�c mog�a wykorzysta� go, by czarowa� m��czyzn. Maseczka,
zrobiona ze szkar�atnego filcu, by�a zdobiona wzd�u� górnej kraw�dzi
klejnotami i bia�ymi piórami.
Zaledwie dzie� wcze�niej, po tym jak przywieziono jej sukni�, wybra�a si�
do ksi��nej Charlotte, aby po�yczy� od niej bi�uteri�. Przyjació�ka ch�tnie
po�yczy�aby jej swój trzycz��ciowy naszyjnik z brylantów i Zofia odczuwa�a
pokus�, by skorzysta� z oferty. Dosz�a jednak do wniosku, �e naszyjnik
sk�adaj�cy si� z dwudziestu sze�ciu rubinów i pasuj�ce do niego kolczyki b�d�
wygl�da�y bardziej bizantyjsko.
- Nie s�dz�, by� przejmowa�a si� tym, �e twój g��boki dekolt nie wygl�da
szczególnie bizantyjsko - strofowa�a j� Charlotte.
Zofia roze�mia�a si�.
- Masz racj�. By� mo�e obawiam si�, �e powód� diamentów odwróci�aby
uwag� od moich walorów.
261
RS
W ko�cu wysiad�a z powozu i zmiesza�a si� z t�umem innych go�ci. Po
chwili sta�a ju� w kolejce, czekaj�c, a� zapowiedz� j� przy wej�ciu do sali
balowej, i zastanawia�a si�, jakby tu unikn�� spotkania z hrabin� Lubomirsk�.
Kolejka posuwa�a si� jednak zadziwiaj�co szybko i nim si� zorientowa�a, sta�a
ju� przed hrabin�.
Gospodyni mia�a na sobie wyszukan� bia�� toalet�, która sprawia�a, �e
wydawa�a si� wr�cz kwadratowa. Wieniec z li�ci mirtu wie�czy� wysok�,
pudrowan� peruk�, wznosz�c� si� ponad okr�g��, pyzat� twarz�. Zofia oceni�a,
�e hrabina wygl�da po prostu �miesznie.
- Jest pani bez w�tpienia wielk� bogini� Her�! - zawo�a�a z entuzjazmem.
Pe�ne czerwone usta hrabiny rozci�gn��y si� w u�miechu zadowolenia.
- Jak pani to odgad�a?
- Z zapa�em studiuj� mitologi� - odpowiedzia�a, zapominaj�c doda�, i�
pods�ucha�a, jak hrabina zdradza swoj� to�samo�� parze, która sta�a przed ni�.
- A kim pani jest? Och, wygl�da pani prze�licznie.
- Cesarzowa Teodora.
- Rozumiem. Cudownie! Hrabina zmru�y�a ma�e oczka. -Ale kim pani
naprawd� jest? Przysi�gam, �e nie potrafi� pani rozpozna�.
Wyci�gn��a pulchn� d�o�, by zdj�� Zofii mask�. Ta jednak odsun��a si� z
u�miechem.
- Ale�, pani hrabino, czy� nie o to w�a�nie chodzi w tej zabawie?
Kobieta spojrza�a na ni�, zdumiona. Otworzy�a usta, by przemówi�, lecz
zaraz roze�mia�a si� i powiedzia�a tylko:
- Och, oczywi�cie, ma pani racj�. Lecz musz� si� dowiedzie� przed ko�cem
balu, s�ysza�a pani?
Zofia zosta�a wi�c zaanonsowana jako Teodora, cesarzowa Bizancjum, i
natychmiast tysi�c par oczu zwróci�o si� w jej stron�.
Nawet z zakryt� twarz� sta�a si� postaci�, o której najwi�cej mówiono tego
wieczoru. Zdawa�a sobie spraw�, �e wzbudza ciekawo�� zebranych. Nie by�o
jej zatem trudno wykorzysta� dla w�asnych celów starego barona, siedz�cego
przy stole Jana. Udaj�c francuski akcent, oczarowa�a go i sk�oni�a, by poprosi�
j� o przy��czenie si� do ich grupki. Przyniesiono dodatkowe krzes�o, a go�cie
uznali nag�e pojawienie si� �ony cesarza Justyniana za tak zabawne i
niespodziewane, i� posadzono j� obok niezamaskowanego Jana. Z pocz�tku
siedzia� sztywno i ledwie si� odzywa�, lecz z czasem, za spraw� serwowanego
obficie francuskiego wina, nieco si� rozlu�ni�.
262
RS
Siedz�cy przy stole m��czy�ni, a tak�e niektóre kobiety, �ywo interesowali
si� polityk� i rozmowa cz�sto wraca�a do tematu konstytucji. Zofia nie znosi�a
takich rozmów i robi�a, co tylko by�o w jej mocy, by sprowadzi� konwersacj�
na l�ejsze tory. Ju� samo udawanie, �e �le mówi po polsku, sprawia�o jej wiele
rado�ci.
Ta�czy�a z Janem kilkakrotnie. Stanowili pi�kn� par� i by�a pewna, �e
go�cie o nich plotkuj�. Przemawia�a do niego czaruj�cym, acz nieco
przesadnym szeptem, pilnuj�c si�, by nie rozpozna� jej g�osu.
- Jest pani pewna, �e ju� si� gdzie� nie spotkali�my? - zapyta� raz, kiedy
wracali na swoje miejsca, ledwie mog�c zaczerpn�� tchu po szczególnie
�wawym ta�cu.
- Jestem pa�sk� �on�.
- Nie, doprawdy. Czy my...?
- Kiedy� musi si� pan o�eni�.
- Sk�d pani wie, �e ju� nie jestem �onaty?
Zofia zapl�ta�a si� we w�asn� sie�, lecz zamiast strachu odczuwa�a jedynie
podniecenie.
- Kto� mi powiedzia� - odpar�a, u�miechaj�c si� z niezachwian� pewno�ci�
siebie.
- Kim pani jest?
Podeszli ju� do stolika i dalsze pytania zosta�y jej oszcz�dzone. Czy�by Jan
co� podejrzewa�?
By� wobec niej uprzejmy i serdeczny, mimo to czu�a si� rozczarowana. W
miar� jak mija� wieczór, sta�o si� oczywiste, i� mo�e mie� ka�dego obecnego
tu m��czyzn� poza Janem Stelnickim. Postanowi�a uciec si� do podst�pu, cho�
mia�a wcze�niej nadziej�, �e nie oka�e si� to konieczne.
Obowi�zek sk�oni� Jana, by zata�czy� ze star� baronow� o twarzy pokrytej
�ladami po ospie, zajmuj�c� miejsce po jego drugiej stronie. Gdy odszed�,
Zofia wyj��a z fa�dów szaty kobaltowoniebieski flakonik. Nie kryj�c si�,
wzi��a do r�ki na wpó� opró�niony kieliszek Jana, po czym opu�ci�a go na
kolana i przekonawszy si�, �e nikt na ni� nie patrzy, wsypa�a do wina
zawarto�� buteleczki.
Noc� na ulicach Warszawy panowa�y spokój i cisza, przerywana tylko od
czasu do czasu turkotaniem powozów, rozwo��cych do domów zm�czonych
zabaw� uczestników balu maskowego w Wilanowie. Zofia obawia�a si�, �e
rodzinny powóz Gro�skich, opatrzony herbem, móg�by zosta� rozpoznany,
263
RS
zatem nie szcz�dz�c kosztów, wypo�yczy�a pojazd o wiele bardziej wytworny i
wspania�y.
Jan spoczywa�, pó�przytomny, na siedzeniu obok. To by�o takie �atwe,
pomy�la�a, tak niewiarygodnie �atwe. W ko�cu, dlaczego nie mia�oby tak by�?
Teodora by�a przecie� aktork�, czy� nie?
Kiedy Jan �le si� poczu�, zaproponowa�a, �e go odwiezie. Sk�ama�a, �e i tak
mia�a zamiar wyj��, nie b�dzie to wi�c dla niej �adn� niedogodno�ci�. Dwaj
spo�ród siedz�cych z nimi przy stole m��czyzn pomogli jej zaprowadzi�
Stelnickiego do powozu.
Zapyta�a go, gdzie mieszka, cho� zna�a adres. Henryk by� bardzo dok�adny
w swoich raportach. Wiedzia�a tak�e, i� stara s�u��ca mieszka na ty�ach
kamienicy i jest przyg�ucha.
Gdy powóz dojecha� na miejsce, Jan nadal by� pó�przytomny. Wo�nica,
który najwidoczniej s�dzi�, �e jego pasa�er jest po prostu pijany, nie
powiedzia� nic, tylko pomóg� Zofii zaprowadzi� go do drzwi. Jan manipulowa�
chwil� przy zamku, lecz wreszcie drzwi stan��y otworem. Zofia wraz z wo�nic� zataszczyli go po schodach do sypialni.
Odprawi�a wo�nic�, daj�c mu suty napiwek, i wróci�a do sypialni. Jan le�a�
na �ó�ku i zdawa� si� spa�. Ale� w�skie to �ó�ko, pomy�la�a, staj�c w nogach
mebla. Typowe �ó�ko samotnego m��czyzny. Nieprzytomny, wyda� jej si�
jeszcze przystojniejszy ni� zwykle. Wygl�da� jak �pi�cy cherubin.
Zdj��a purpurow� sukni�. Oczywi�cie, teraz nie b�dzie z niego po�ytku.
Lecz rankiem, kiedy obudzi si� i znajdzie j� nag� w tym w�skim �ó�ku... Có�,
jest przecie� tylko m��czyzn�, czy� nie? Poka�e mu przyjemno�ci, jakich
nawet nie potrafi� sobie wyobrazi�. B�dzie mój, pomy�la�a. Nawet gdyby
jakim� cudem opar� si� pokusie, i tak szkoda ju� si� stanie. Sp�dz� razem noc.
Jan b�dzie o tym wiedzia�, a Anna dowie si� w swoim czasie i przezwyci��y
wreszcie uczucie, jakim go darzy�a. A ona, Zofia, by� mo�e, przy okazji
pozb�dzie si� swojej obsesji.
Zdj��a mask� i rzuci�a j� na pod�og�. Podnios�a wzrok i zaskoczona
spostrzeg�a, �e Jan, zamroczony narkotykiem, wpatruje si� w ni�.
- Zofia? - szepn��.
U�miechn��a si�. Czeka�a, by powiedzia� co� jeszcze; przenikn�� j� dreszcz
rozbudzonego nagle po��dania. Z rozkosz� rozbierze si� dla niego. Lecz Jan
rozczarowa� j�, zapadaj�c na powrót w sen.
264
RS
Podesz�a do serwantki i spojrza�a na swe odbicie w wisz�cym ponad ni�
lustrze. Nadal si� u�miecha�a. To by�o takie �atwe. Zbyt �atwe, pomy�la�a,
czuj�c, jak rodzi si� w niej z�e przeczucie. Odegna�a je natychmiast.
Si�gn��a do karku, by odpi�� rubinowy naszyjnik. Zdj��a go i po�o�y�a na
serwantce. Si�gn��a po kolczyki... i przekona�a si�, �e nie ma ich w uszach.
Serce Zofii zamar�o. Zakr�ci�o jej si� w g�owie i musia�a przytrzyma� si�
blatu mebla. Dobry Bo�e, pomy�la�a, gdzie te� mog� by� kolczyki? Pokój
zawirowa� jej przed oczami.
A potem sobie przypomnia�a.
Nim opu�cili przyj�cie, uda�a si� do pokoju dla pa�, gdzie zdj��a mask� i
kolczyki, aby od�wie�y� twarz. Co prawda nie mia�a zwyczaju zdejmowa�
przy tym kolczyków, lecz ich zapi�cie by�o zbyt ciasne i uszy bola�y j� tak
bardzo, �e chwilowa ulga okaza�a si� zbyt wielk� pokus�. S�odki Jezu! Zostawi�a bezcenne rubiny w toalecie dla pa�! Nie my�la�a logicznie, zaj�ta
roztrz�saniem problemu, jakby tu mo�liwie najszybciej wyprowadzi�
Stelnickiego z pa�acu.
Zaczerpn��a g��boko oddechu. Co powinna zrobi�? Czy inny go�� móg� je
zabra�? Modli�a si�, by tak si� nie sta�o. By�a jeszcze nadzieja: do pomocy
paniom przydzielono s�u��c�, a s�u�ba Lubomirskich s�yn��a z uczciwo�ci hrabia nie tolerowa�by �adnych niedoci�gni�� w tej dziedzinie. Je�li dopisze jej
szcz��cie, wystarczy, i� wróci do pa�acu i powie, �e klejnoty nale�� do niej.
Spojrza�a na Jana, czuj�c, jak znów budzi si� w niej po��danie. Czy rubiny
b�d� tam jeszcze rano? A je�li zaczeka, czy b�dzie w stanie spa� - i kocha� si�
swobodnie - martwi�c si� o klejnoty?
Za�o�y�a z powrotem naszyjnik. Przyda si� jako dowód, �e mia�a na sobie
tak�e kolczyki. Pomknie do pa�acu Lubomirskich i wróci tu jak na skrzyd�ach,
postanowi�a. Podnios�a z pod�ogi maseczk� i spojrza�a jeszcze raz na Jana.
Tak, �pi jak anio�.
Na dole z�o�y�a mask� na pó� i wepchn��a pomi�dzy drzwi a framug�, by
móc swobodnie dosta� si� do �rodka, gdy wróci.
265
Rozdzia� trzydziesty dziewi�ty.
RS
Twarz Antka, kiedy tak sta�, przygl�daj�c si� zebranej w stajni gromadce,
wyra�a�a oburzenie pomieszane ze zdziwieniem, lecz jego spojrzenie wyda�o
si� Annie nieco m�tne. Zerkn�� przelotnie na ni�, a potem spojrza� na babk�.
Nelka nie spu�ci�a wzroku, lecz przez d�u�sz� chwil� mierzy�a si� z nim
spojrzeniem. Potem jej g�os przerwa� pe�n� napi�cia cisz�.
- Nadszed� czas, by pozby� si� z�a, które zagnie�dzi�o si� po�ród nas powiedzia�a, wykrzywiaj�c lekko usta. Natychmiast zorientowa�a si�, �e
starannie obmy�lony plan mo�e si� nie powie��.
Anna spojrza�a na Antka, zastanawiaj�c si�, czy starczy mu odwagi, by
sprzeciwi� si� rodzinie. Zdawa�a sobie spraw�, �e ch�opak nie odczuwa wobec
niej fizycznego poci�gu, nie wiedzia�a natomiast, czy wi��, jaka zd��y�a si�
mi�dzy nimi wytworzy�, jest na tyle silna, by chcia� jej pomóc.
- Jeste� gotów to zrobi�? - zapyta� brata.
- Tak - odpar� Stefan, siedz�cy na swym ogierze.
- Dlaczego?
- Ona jest z�a. Nelka mówi...
- Od kiedy to wierzysz w przes�dy?
- Mo�e jest w nich co� z prawdy. Nie wyzby�em si� do ko�ca starej wiary
jak ty.
- Wiesz, �e Nelka nienawidzi arystokracji i ta nienawi�� j� za�lepia.
- A ty nie powiniene� zapomina� o swoim... naszym pochodzeniu, Antku.
Arystokracja nigdy nas nie zaakceptuje. Baron mo�e zapewni� nam byt, lecz
nie mo�emy dziedziczy� po nim tytu�u. Jego ród wyga�nie wraz z nim.
- Nie potrzebujemy tytu�ów, Stefanie. Rzeczpospolita jest republik�! Nie
dlatego to robisz i dobrze o tym wiesz!
Stefan siedzia� w siodle wyprostowany i milcz�cy.
- Czy nie jest aby prawd� - kontynuowa� Antek - �e kieruj� tob� powody
bardziej osobistej natury?
Anna niemal czu�a, jak Stefan sztywnieje z napi�cia u jej boku.
Brat by� nieub�agany.
- Na mi�o�� bosk�, Stefanie, hrabina jest zam��na i przy nadziei. Czego
mog�e� si� spodziewa�? A teraz chcesz po�wi�ci� jej �ycie, by ratowa� swoj�
dum�? Odpowiedz mi!
266
RS
- Do diab�a z ni�! - wrzasn��a nagle Nelka. Dziewczyna odwróci�a si� w
sam� por�, by zobaczy�, �e stara unosi pogrzebacz, jakby zamierza�a uderzy�
nim konia.
- Przesta�! - zawo�a� Antek.
Nelka unios�a wy�ej pogrzebacz, robi�c zamach. Dla Anny czas si�
zatrzyma�... zebra�a si�y, przygotowuj�c si� na to, �e ko� skoczy nagle przed
siebie. Jednak�e Antek rzuci� si� na babk� i wyrwawszy z jej szponiastej d�oni
pogrzebacz, odrzuci� go w drugi koniec stajni.
Stefan zeskoczy� z konia i rzuci� si� na brata. Upadli obaj na pod�og�. Przez
chwil� Antek le�a� oszo�omiony, twarz� w dó�, na pokrytym s�om� klepisku.
Napstnik siedzia� na nim, przytrzymuj�c jego d�onie z ty�u na plecach.
- Znajd� jaki� sznur, Nelka! - zawo�a�.
Lecz nim zd��y� doko�czy� polecenie, Antek oswobodzi� d�onie.
Podci�gn�� kolana, uniós� si� i zrzuci� z siebie brata.
Zacz�li kr��y� z wolna wokó� siebie, przygl�daj�c si� w napi�ciu jeden
drugiemu. Nagle zwarli si� ze sob�, wymierzaj�c szybkie ciosy. Ka�dy z nich
próbowa� uzyska� przewag� ju� w tym pierwszym natarciu. Anna
podejrzewa�a, �e si�owali si� tak ju� nieraz i �e by� to rodzaj rytualnej zabawy
pomi�dzy dwójk� dorastaj�cych razem ch�opców. Jednak zawzi�ty wyraz ich
twarzy zaprzecza�, �e chodzi tu o zabaw�.
Jakby na dany znak chwycili si� za nadgarstki, po czym, wygi�wszy plecy
w �uk, zacz�li obraca� si� coraz szybciej niczym w jakim� dziwacznym
rosyjskim ta�cu.
Nelka i pozosta�e kobiety cofn��y si�, by zrobi� im miejsce. Tylko Janka
przemkn��a ku otwartym drzwiom i, niezauwa�ona przez nikogo z wyj�tkiem
Anny, wy�lizn��a si� na zewn�trz, znikaj�c w ciemno�ci.
Bli�niacy obracali si� dooko�a, wci�� szybciej i szybciej, a� wreszcie pod
jednym z nich zacz��y ugina� si� nogi. Co zadziwiaj�ce, drugi z braci - tylko
który? - mia� jeszcze do�� si�, by wykorzysta� chwilow� przewag�. Zacz��
przy�piesza�, by potem, w odpowiednio wybranym momencie, pu�ci� brata,
który zatoczy� si� do ty�u, uderzaj�c plecami o drewnian� przegrod�. Rozleg�
si� g�o�ny trzask i pokonany osun�� si� na ziemi�. Cho� g�owa spoczywa�a mu
bezw�adnie na piersi, Anna dostrzeg�a znami� na policzku.
- Wstawaj! - powiedzia� Stefan rozkazuj�co. - Jeszcze z tob� nie
sko�czy�em.
Podszed� do miejsca, gdzie le�a� Antek, oszo�omiony, lecz przytomny, i
kopn�� go w �ebra.
267
RS
- Powiedzia�em, wstawaj!
Podniós� nog�, by kopn�� go po raz kolejny, lecz Antek chwyci� j� i zacz��
si� podnosi�. Stefan zamacha� rozpaczliwie ramionami, próbuj�c uderzy� brata
i nie straci� przy tym równowagi. Tymczasem Antek wsta� i jednym
szarpni�ciem pos�a� go na ziemi�. Stefan upad� z g�uchym st�kni�ciem. Antek
natychmiast rzuci� si� na niego i potoczyli si� razem po s�omie.
Stefanowi uda�o si� przycisn�� brata kolanami do pod�ogi. Natychmiast
zdzieli� go pi��ci� w twarz. Raz, potem drugi. Pola�a si� krew.
Anna zacz��a porusza� d�o�mi, by poluzowa� wi�zy. Uda�o jej si� to tylko
cz��ciowo, mog�a wi�c jedynie przygl�da� si� walce, niezdolna zrobi�
cokolwiek, czy cho�by oderwa� wzrok od walcz�cych.
Walka wci�� trwa�a. W ko�cu Antkowi uda�o si� jako� zepchn�� brata na
bok. Po chwili stali ju� obaj na nogach, znów okr��aj�c si� powoli, czujnie. W
stajni panowa�a grobowa cisza. Antek krwawi� mocno.
Tymczasem Annie uda�o si� jeszcze bardziej poluzowa� wi�zy.
Przypuszcza�a, �e do tej pory Antek unika� mocnych ciosów pi��ciami, wol�c
si�owa� si� tylko z bratem i jako� przywo�a� go do rozs�dku. Teraz jednak
wyprostowa� si�, a jego twarz zdradza�a determinacj�. Tak jakby wiedzia�, �e
je�li nie b�dzie walczy� w sposób narzucony przez Stefana, zostanie pokonany.
Stefan po raz kolejny wymierzy� mu cios w twarz. Jego pi��� trafi�a jednak
w powietrze, gdy� Antek zgrabnie si� uchyli�, zyskuj�c w ten sposób czas, by
wymierzy� bratu mocny cios w �o��dek. Stefan zgi�� si� wpó�. Antek
natychmiast wykorzysta� okazj� i waln�� go z ca�ej si�y pi��ci� w wykrzywion�
bólem twarz, sprawiaj�c, �e brat wyprostowa� si� mimo woli. Kolejny cios
pos�a� go o siedem czy osiem kroków w ty�.
Stefan wsta�, trzymaj�c w d�oni pogrzebacz. Jego oczy p�on��y ��dz�
mordu.
Anna zd��y�a ju� niemal oswobodzi� d�onie i teraz gor�czkowo szarpa�a
wi�zy. Nie dopu�ci do tego, by z jej powodu brat zabi� brata.
Nelka i pozosta�e kobiety nawet si� nie poruszy�y - gapi�y si� na
walcz�cych jak zahipnotyzowane scen� przemocy. Nie zauwa�y�y, �e Anna
zdo�a�a oswobodzi� d�onie.
Stefan zatoczy� si� w kierunku Antka, który czeka�, zachowuj�c czujno��,
by stawi� mu czo�o. Przeciwnik zbli�y� si� i zamachn�� z ca�ej si�y
pogrzebaczem.
Dziewczyna wyj��a z ust knebel i g�o�no krzykn��a.
Nikt nie zwróci� na ni� uwagi.
268
RS
Antek uskoczy� i pogrzebacz uderzy� w skraj koryta do pojenia koni,
roz�upuj�c drewno. Us�yszawszy towarzysz�cy temu �oskot, Anna zamilk�a.
Nim Stefan zd��y� ponownie si� zamachn��, Antek zada� cios stop�,
wytr�caj�c mu z r�k pogrzebacz, a potem chwyci� brata za kark i wepchn�� mu
g�ow� g��boko do pe�nego wody koryta.
Po kilku sekundach twarz Stefana ukaza�a si� nad powierzchni�. Zaczerpn��
gor�czkowo powietrza, lecz Antek znów wepchn�� mu g�ow� pod wod�.
Czuj�c, �e si� topi, ch�opak walczy� rozpaczliwie, próbuj�c si� uwolni�, lecz
brat sta� poza zasi�giem jego uderzaj�cych na o�lep r�k i nóg, coraz mocniej
wpychaj�c mu g�ow� pod wod�.
Wkrótce Stefan nie mia� ju� si�, by walczy�.
Anna u�wiadomi�a sobie nagle, �e nie powinna milcze�.
- Przesta�, Antek - zawo�a�a. - Przesta� natychmiast! Zabijesz go!
Nie przestawa�a krzycze�, nie przebieraj�c w s�owach. Nie by�a w stanie
samodzielnie zsi��� z konia, inaczej podbieg�aby do ch�opca, by go
powstrzyma�.
W ko�cu Antek otrz�sn�� si� z amoku i spojrza� na ni�.
- Prosz�, Antek - powiedzia�a spokojniej, lecz nie mniej nagl�co. - Prosz�!
Jego oczy rozszerzy�y si� i wida� by�o, �e wraca mu �wiadomo�� i
rozs�dek. Wyci�gn�� brata z wody i po�o�y� go na ziemi twarz� w dó�. Stefan
nie poruszy� si� i Anna by�a pewna, �e nie �yje. Jednak po chwili charkot,
któremu towarzyszy�o s�abe westchnienie, upewni� j�, �e si� myli. Podzi�kowa�a w duchu Bogu.
Kiedy do stajni wszed� Witek, Stefan oddycha� ju� prawie normalnie.
- Co tu si� dzieje?! - hukn��.
Janka kr�ci�a si� nerwowo w cieniu za nim. Anna pob�ogos�awi�a w duchu
kobiet� za to, �e przeciwstawi�a si� Nelce i sprowadzi�a przywódc� klanu.
Cisza.
- Czy �aden z mych synów nie przemówi? Stefan zbiera� si� z pod�ogi,
unikaj�c wzroku ojca.
- Chcieli wygna� hrabin� Berezowsk� - powiedzia� Antek. Kobiety cofn��y
si�. Wszystkie, poza Nelk�.
Gdy Witek wszed� g��biej do stajni, starucha wysz�a mu na spotkanie.
- Sprowadzi�a na nas nieszcz��cie. Trzeba j� wygna�. Widzisz, jak
nastawi�a brata przeciwko bratu? Pos�u�y�a si� diabelskimi sztuczkami, by
otumani� Antka...
Witek podniós� d�o�, uciszaj�c matk�.
269
RS
- Nie rozumiesz, kobieto? To ty nastawi�a� brata przeciwko bratu. Nie
hrabina. Czy by�aby� zadowolona, gdyby jeden z nich zabi� drugiego? Zejd�
mi z oczu, nim zapomn�, �e masz w tej rodzinie miejsce, i nim przyniesiesz mi
jeszcze wi�cej wstydu!
Nelka otworzy�a pomarszczone niczym suszona �liwka usta, lecz rozmy�li�a
si� i, rzuciwszy Annie ostatnie nienawistne spojrzenie, wy�lizn��a si� ze stajni,
a pozosta�e kobiety -z wyj�tkiem Janki - ruszy�y potulnie za ni�.
Antek pomóg� Annie zsi��� z konia.
- Pomaga�e� babce? - spyta� Witek Stefana. Ch�opak nie odpowiedzia�.
- Przygotuj si�, by natychmiast wróci� do pana Galkiego, Stefanie. Jak
widz�, jeste� bardziej jego synem ni� moim. Lecz zanim wyjedziesz,
porozmawiamy.
Stefan wyku�tyka� ze stajni ze spuszczon� g�ow�.
- Jest mi wstyd i bardzo pani� przepraszam - powiedzia� Witek. - Nie
uratowa�em pani z zimowego pustkowia tylko po to, by potem narazi� na co�
takiego. Prosz� mi wybaczy�.
- Z pewno�ci� nie ponosisz winy za to, co si� sta�o, Witku. Nic mi nie
b�dzie. Jestem ci wdzi�czna za interwencj�... i Antkowi tak�e.
Witek odwróci� si� do syna.
- Nic ci nie jest?
- Nic.
- Sta�e� si� m��czyzn�.
Prostota i szczero�� tego stwierdzenia czyni�y je tym bardziej znacz�cym.
- A pani dowiod�a swej warto�ci jako hrabina i jako kobieta - doda�,
zwracaj�c si� do Anny. - Jutro mój syn Antek odwiezie pani� do Cz�stochowy,
sk�d b�dzie pani mog�a wróci� do Warszawy.
Serce Anny zabi�o mocniej, gdy to us�ysza�a.
- Och, dzi�kuj�-powiedzia�a.
Potem b�dzie �a�owa�, �e nie powiedzia�a o wiele wi�cej, by wyrazi�, jak
bardzo docenia�a to, co dla niej zrobiono. Witek i jego klan uratowali j� od
pewnej �mierci w�ród za�nie�onych bezkresnych pól.
- Gdyby by�a pani zdrowa, post�pi�bym tak od razu. Wygl�da te� na to, �e
pok�ada�em zbyt wiele wiary w ksi�dzu. Zobaczymy si� zatem jutro rano.
- Witku - powiedzia�a, k�ad�c mu d�o� na ramieniu.
- Tak, pani Berezowska?
- Nie oceniaj Stefana zbyt surowo.
Przygl�da� si� jej przez chwil�, a potem si� u�miechn��.
270
RS
- Kiedy nas pani opu�ci, b�dzie to dla nas wielka strata. Odwróci� si�, by
odej��, a Janka podrepta�a nie�mia�o za
nim.
- Janka! - zawo�a�a Anna cicho.
Staruszka odwróci�a si� i spojrza�a na ni� z mieszanin� ciekawo�ci i
strachu.
- Dzi�kuj� - szepn��a Anna. Wiedzia�a, �e Nelka niepr�dko zapomni
przyjació�ce zdrad�.
Kobieta rozci�gn��a usta w bezz�bnym, bladym u�miechu. Dygn��a
niezdarnie i odesz�a, niemal nast�puj�c Witkowi na pi�ty.
271
Rozdzia� czterdziesty.
RS
Zofia siedzia�a bardzo z siebie zadowolona w powozie, który uda�o jej si�
wynaj�� na wypraw� do Wilanowa i z powrotem. Spojrza�a w dó� i
u�miechn��a si�. W zag��bieniu d�oni trzyma�a kolczyki. Pokojówka, która
mia�a troszczy� si� o wygod� pa�, posz�a jej szuka�, gdy tylko zauwa�y�a zgub� - a przynajmniej tak twierdzi�a. I nawet mog�a to by� prawda, pomy�la�a
Zofia, bo przecie� wysz�a z balu zaraz po wizycie w pokoju dla pa�.
To tylko drobne opó�nienie, pociesza�a si�, wracaj�c my�lami do Jana.
Czy� to nie zabawne, �e ta niewielka zw�oka sprawi, i� oprzytomnieje i b�dzie
w stanie reagowa� na jej zaloty? Jakim kochankiem si� oka�e? Zimne
powietrze i podniecenie, towarzysz�ce u�wiadomieniu sobie zguby, a potem
odnalezieniu jej tylko wzmog�y po��danie.
Po raz drugi tego wieczoru odprawi�a wo�nic� pod drzwiami domu Jana.
Ju� mia�a si�gn�� do klamki, kiedy u�wiadomi�a sobie, �e nie widzi maski,
któr� zabezpieczy�a wej�cie przed zamkni�ciem. Z bij�cym mocno sercem
pchn��a ci��kie drzwi.
Zamkni�te!
Odsun��a si� i spojrza�a w okna. W ani jednym nie pali�o si� �wiat�o.
Niedowierzaj�c swemu pechowi, wróci�a do drzwi i ponownie spróbowa�a je
otworzy�. Na pró�no. Zacz��a ogarnia� j� z�o��. Co si� sta�o? Czy�by staruszka
zerwa�a si� z �ó�ka w �rodku nocy i zasta�a drzwi uchylone? A mo�e Jan
odzyska� �wiadomo�� na tyle, �e zszed� po schodach?
Zastuka�a kilka razy ko�atk� i czeka�a. �adnej reakcji. Spróbowa�a jeszcze
raz. Dosz�a do wniosku, �e to jednak s�u��ca musia�a zamkn�� drzwi. Jan by�
zbyt oszo�omiony. A teraz stara kobieta wróci�a zapewne do swego pokoju na
ty�ach domu i posz�a spa�. Nawet, gdyby nie zd��y�a jeszcze usn��, i tak nic
nie us�yszy - Henryk powiedzia� przecie�, �e jest przyg�ucha. Do licha z ni�!
Na ziemi co� zab�ys�o w blasku ksi��yca. Schyli�a si� i podnios�a
zgniecion� mask�.
Wróci�a do drzwi i zapuka�a jeszcze raz, chocia� wiedzia�a ju�, �e jej ma�a
intryga sko�czy�a si� niepowodzeniem. W ko�cu unios�a gniewnie spódnic� i
pomaszerowa�a kr�t� brukowan� uliczk� ku mostowi ��cz�cemu Warszaw� z
Prag�. Skronie pulsowa�y jej bólem na my�l o tym, �e obiecuj�cy wieczór
zako�czy� si� tak� kl�sk�. Mog�a tylko mie� nadziej�, �e nikt znajomy nie
zobaczy jej wracaj�cej na piechot� do domu. By�oby to ostateczne
upokorzenie.
272
RS
Dwa dni pó�niej, kiedy odnios�a ksi��nej bi�uteri�, Charlotte wyzna�a jej
pomi�dzy wybuchami �miechu, i� rzekome klejnoty to tylko szkie�ka, pi�knie
barwione i oszlifowane, niemniej jednak szkie�ka.
273
Rozdzia� czterdziesty pierwszy.
RS
Anna i Antek zmierzali tymczasem bez przeszkód ku Cz�stochowie,
po�o�onej w�ród wapiennych wzgórz, rozci�gaj�cych si� od Krakowa do
Wielunia nad rzek� Wart�. Antek opowiedzia� jej wiele ciekawych rzeczy o
klasztorze jasnogórskim, po�o�onym na ziemi darowanej ojcom paulinom w
roku 1382. Czarna Madonna, ikona, któr� Anna tak bardzo chcia�a zobaczy�,
znalaz�a si� tam ju� w trzy lata pó�niej, a klasztor sta� si� miejscem, do którego
pielgrzymowa�y pokolenia Polaków.
- A oto i dzwonnica! - zawo�a�, gdy sanie pokona�y zakr�t na drodze.
Patrzy�a zdumiona i zachwycona. Byli jeszcze do�� daleko od klasztoru,
mimo to majestatyczna wie�a wznosi�a si� ponad okryt� �niegiem okolic�
niczym rze�biona ska�a.
- Je�li chce pani zobaczy� dzwon, to wiedzie do niego pi��set stopni.
- Nie mamy na to czasu. To Czarn� Madonn� chcia�abym zobaczy�.
- Powiadaj�, �e ikona wskazuje drog� tym, którzy j� zgubili.
- Tym ch�tniej zobacz� obraz.
Wróci�a my�lami do momentu, kiedy rano �egna�a si� z klanem. Rozstanie
mia�o s�odko-gorzki smak i zosta�o oblane obficie �zami.
W pasie zawi�zan� mia�a ko�l� skór�, t� sam�, któr� da�a jej Lutisza - jak
si� wydawa�o, wieki temu. Stara kobieta okaza�a si� równie bystra i
przewiduj�ca jak Sowie Oczy, gdy� skóra ocali�a Annie �ycie, gdy musia�a
samotnie stawi� czo�o szalej�cym �ywio�om wichru i �nie�ycy. Na podró�
ubra�a si� w br�zow� sukni�, któr� kobiety wyczy�ci�y i pozszywa�y.
Przysi�g�a sobie jednak, �e zniszczy j�, gdy tylko znajdzie si� w domu. Nie
�yczy�a sobie, by cokolwiek przypomina�o jej t� wypraw�. Magda i Wera
zaplot�y w�osy Anny tak, jak poleci�a im matka, owijaj�c zaplecione warkocze
wokó� uszu, aby ochroni� je przed mrozem.
Gdy j� czesano, do Anny zbli�y�a si� z ponur� min� Lucyna.
- O co chodzi? - spyta�a Anna. - Powiedz!
- Och, prosz� pani - j�kn��a kobieta. - Prosz� spojrze�, co sta�o si� z pani
pi�knymi bucikami.
Przyciska�a je do obfitego biustu. Buty by�y odbarwione, skurczone i
bezkszta�tne - zdecydowanie do niczego.
- Tak mi przykro - ubolewa�a dalej Lucyna, jakby to, co sta�o si� z butami,
by�o jej win� - próbowa�y�my je oczy�ci� i nat�u�ci� skór�, lecz... sama pani
widzi.
274
RS
Co powiedziawszy, rozp�aka�a si�.
- Ha! - zawo�a�a Anna ze �miechem. - To ci dopiero widok! Nie martw si�,
Lucyno. Nie zamierzam nosi� tych butów. Nigdy ich nie lubi�am - za�mia�a si�
konspiracyjnie. -Cisn��y mnie w palce! Je�li mo�na, zatrzymam te wspania�e
futrzane trzewiki, które dla mnie uszy�y�cie.
Lucyna zamruga�a, by pozby� si� �ez, a potem skin��a g�ow� i u�miechn��a
si� leciutko.
Hrabina wzi��a jeden but i pokaza�a go córkom Lucyny, �miej�c si�.
- Spójrzcie tylko, dziewczynki, jaka dziwaczna musia�aby by� stopa, na
któr� teraz by pasowa�y!
Roze�mia�y si� weso�o, a po chwili Lucyna odpr��y�a si� i przy��czy�a do
ogólnej weso�o�ci.
Anna �a�owa�a, �e nie jest w stanie z równ� �atwo�ci� prze�ama� niech�ci i
uporu Nelki, jednak staruszki nigdzie nie by�o wida�. Podobnie jak Stefana.
Oczywi�cie, po cz��ci nienawidzi�a Nelki za to, co próbowa�a zrobi� zesz�ej
nocy, lecz nie chcia�a opu�ci� klanu, który uratowa� jej �ycie, z sercem pe�nym
wrogich uczu�. Dzia�ania staruszki wynika�y z ignorancji, Stefan za� kierowa�
si� emocjami. Uwa�a�a, �e nie ma prawa ich os�dza�.
Po obfitym �niadaniu ca�y klan zebra� si� przed stajni�, by po�egna� Ann�.
Antek dogl�da� sa� i koni.
Rozerwa�a z�oty �a�cuch, na którym wisia�a kamea jej matki, dziel�c go na
sze�� kawa�ków, które zamierza�a rozda�.
Postanowi�a jednak nie narusza� skromnego zasobu monet, gdy� mog�y
okaza� si� niezb�dne podczas podró�y do Warszawy. Zdecydowa�a, �e
najlepiej b�dzie obdarowa� seniork� ka�dej rodziny.
Kobiety by�y zaskoczone i odmówi�y przyj�cia z�ota. Musia�a chwyta� ich
ukryte d�onie i wciska� im podarki w gar��. Janka tak�e odmówi�a przyj�cia
prezentu, lecz Annie uda�o si� jako� rozprostowa� jej palce. Kiedy kobieta
spojrza�a w dó�, zobaczy�a zaskoczona, �e na jej d�oni spoczywaj� dwa kawa�ki
z�ota. Spojrza�a na Ann�, która wzrokiem nakazywa�a jej milczenie.
- We� ten drugi - szepn��a - i kiedy wyjad�, daj go Nelce. Janka skin��a
g�ow�, spogl�daj�c na ni� oczami wielkimi jak dwa ksi��yce.
Stare umys�y i serca trudno jest odmieni�, pomy�la�a Anna, mimo to trzeba
próbowa�.
Kiedy podarki zosta�y rozdane, podesz�a do Sowich Oczu.
- �adna ilo�� z�ota nie by�aby dostateczna, by ci odp�aci�, przyjacielu.
Uratowa�e� mnie od �mierci.
275
RS
Starzec uniós� krzaczaste brwi.
- Jed� z Bogiem, pani. Oby twoje �ycie up�ywa�o w zdrowiu i szcz��ciu.
Przede wszystkim za� zawierz swemu sercu.
Obj��a go.
- Tobie zawdzi�czam nie mniej - powiedzia�a, zwracaj�c si� do Witka i
obejmuj�c go na oczach ca�ego klanu.
Twarz m��czyzny poczerwienia�a. Przest�powa� z nogi na nog� niczym
nerwowy ko�.
- Co prawda to prawda - mówi�a dalej. - Na pewno pami�tasz, �e omal nie
umar�am z za�enowania, gdy po raz pierwszy si� spotkali�my.
- Do widzenia, pani Berezowska.
To by�o wszystko, co zdo�a� powiedzie�.
Za chwil� to Anna mia�a prze�y� moment zaskoczenia. Gdy wesz�a do sa�,
Lucyna, Janka, Magda, ma�a Wera i dwie inne kobiety wcisn��y si� na
siedzenie obok niej. Nie wiedz�c, co zamierzaj�, przygl�da�a si� im, oniemia�a.
Widz�c jej zdumienie, kobiety zachichota�y. Wreszcie Lucyna wyja�ni�a:
- T�oczenie si� z podró�uj�cym w saniach czy powozie zapewnia
pomy�lno��, poza tym ciep�o naszych cia� ogrzeje sanie, a czeka ci� d�uga
podró� w zimnie.
Anna za�mia�a si� z uznaniem, podczas gdy rozgadane kobiety utyka�y
wokó� niej pledy i futra. Przez chwil� wydawa�o si�, �e wszystkie tworz�
jedno��, jakby podzia�y spo�eczne nie istnia�y.
- Pora wyrusza� - powiedzia� Antek, uko�czywszy przygotowania.
Hrabina da�a sobie spokój z przes�dami klasowymi i serdecznie uca�owa�a
kobiety w oba policzki. Gdy Antek pomaga� krewniaczkom wysi���, po ich
twarzach p�yn��y �zy.
Wdrapa� si� na kozio�.
Ma�a Wera spojrza�a na Ann� smutnymi, szeroko otwartymi oczami.
- Czy wróci pani tu kiedy�? - spyta�a g�osem dr��cym ze wzruszenia.
- Nie wiem, malutka - odpar�a.
Nagle otwarto wielkie wrota i m��czy�ni wypchn�li sanie na �nieg, gdzie
zacz��y sun�� g�adko, ci�gni�te ochoczo przez wypocz�te konie. Anna
odwróci�a si�, by pomacha�.
Lata pó�niej nadal pami�ta�a widok, jaki ukaza� si� wówczas jej oczom:
cz�onkowie klanu, tul�cy si� do siebie dla ochrony przed zimnem, m��czy�ni
machaj�cy na po�egnanie, kobiety przyciskaj�ce do oczu chusteczki.
- Z Bogiem! - wo�ali. - Niech Bóg pani� prowadzi, hrabino!
276
RS
- Nie zapomn� was! - zawo�a�a Anna. - Je�li kiedykolwiek znajdziecie si� w
Warszawie, przyjed�cie mnie odwiedzi�!
Odwróci�a si� na siedzeniu. Antek zaj�ty by� ko�mi i wyszukiwaniem dla
nich drogi. W duchu zgani�a si� za to, �e powiedzia�a co� tak g�upiego.
Wiedzia�a, �e to w�tpliwe, by ktokolwiek z nich odwiedzi� kiedy� stolic�.
Zw�aszcza dotyczy�o to kobiet, które prawdopodobnie rzadko zapuszcza�y si�
dalej ni� granica ogrodów otaczaj�cych zamek. Jak�e ma�y jest ich �wiat,
pomy�la�a. �yj� na ziemi, któr� uprawiaj�, dopóki w ko�cu nie stanie si� ich
grobem. Zazdro�ci�a im - cho� z drugiej strony zdawa�a sobie spraw�, �e
pragnie od �ycia czego� wi�cej - dla siebie i swego dziecka.
Teraz, kiedy zbli�ali si� do Cz�stochowy, zada�a wreszcie pytanie, które tak
j� dr�czy�o.
- Powiedz mi, Antku, dlaczego Nelka a� tak mnie nienawidzi?
Ch�opak westchn��.
- Tu nie chodzi o pani�, prosz� mi wierzy�. Naprawd� nie.
- Tak s�dzisz?
- Ona nienawidzi arystokracji w ogóle. Nienawi�� odbiera jej rozum. Widzi
pani, gdy by�a m�od� kobiet�, ksi��nej z s�siedniej parafii wpad� w oko m��
Nelki - mój dziadek. Ksi��na zmówi�a si� ze szlacheck� rodzin�, od której
zale�a� byt moich dziadków, i ci zmusili dziadka, by zosta� jej lokajem.
Spojrza� znacz�co na Ann�.
- Cho�, oczywi�cie, nie o to jej chodzi�o.
- I co si� sta�o?
- Pod nieobecno�� m��a Nelka urodzi�a Witka. Dziadek pragn�� wróci� do
swej rodziny, lecz ksi��na nie chcia�a o tym s�ysze�. Kiedy próbowa� uciec,
przydarzy� mu si� wypadek. Dziadek zmar�. Babka nigdy nie uwierzy�a, �e to
naprawd� by� wypadek.
Anna pomy�la�a, �e us�ysza�a w�a�nie wyj�tkowo paskudn� histori�, jakby
�ywcem przeniesion� z mroków �redniowiecza.
- �ycie Nelki leg�o w gruzach - powiedzia�a. - To wszystko wyja�nia.
- Spotka�a j� okropna rzecz, prosz� pani. Lecz Nelka by�a wówczas m�od�
kobiet� i mog�a stworzy� sobie nowe �ycie. Zamiast tego zgorzknia�a i
dopu�ci�a, by ta tragedia zmieni�a jej serce w kamie�. To, co si� wydarzy�o,
t�umaczy jej zachowanie, ale go nie usprawiedliwia.
- Pierwsza mi�o�� mo�e by� zarazem najsilniejsza, Antku. Nie sposób o niej
zapomnie� ani jej zast�pi�.
277
RS
Milczenie ch�opca jasno �wiadczy�o, �e dziwi go usprawiedliwianie babki
przez Ann�.
Przez chwil� podró�owali w ciszy. Pomy�la�a, �e historia ksi��ny, Nelki i
jej m��a mog�aby sta� si� kanw� wspania�ego mitu. Lecz jakie szcz��liwe
zako�czenie da�oby si� mu przypisa�?
Antek przerwa� cisz�.
- Babka, co prawda, nie potrafi zapomnie� o swoich krzywdach, lecz Stefan
bardzo �a�uje, �e jej pos�ucha�.
- Naprawd�?
- Bardzo si� wstydzi, prosz� pani. Czu� si� zbyt upokorzony, by przyj�� si�
po�egna�. Uwa�a, �e nie jest wart, by mu pani wybaczy�a.
- Rozumiem.
- Wiem, �e to wygl�da na tchórzostwo. Lecz Stefan nie jest tchórzem. Obaj
zamierzamy przy��czy� si� do patriotów i walczy�.
Anna otwar�a ze zdumienia usta.
- Och, niech Bóg ma ci� w opiece, Antku. Niech ma w opiece was obu! I
mo�esz powiedzie� bratu, �e mu wybaczam, s�yszysz?
U�miechn�� si� z prawdziw� ulg� i Anna pomy�la�a, �e musi bardzo kocha�
brata.
Rozmowa o Sprawie nieuchronnie doprowadzi�a do tego, �e zacz��a my�le�
o Janie. Zastanawia�a si�, czy z czasem stanie si� kobiet� tak� jak Nelka zgorzknia�� i nieszcz��liw�, poniewa� jej mi�o�� nie mia�a szansy si� spe�ni�.
Sanie min��y bram� prowadz�c� na dziedziniec przed kaplic�. Podró� nie
trwa�a nawet jednego dnia.
Nazajutrz po balu Jan Stelnicki zosta� oficerem - porucznikiem lekkiej
kawalerii. Mianowa� go sam Tadeusz Ko�ciuszko. Jan by� z tego dumny i czu�
si� wielce zaszczycony, lecz nie �wi�towa� zbyt intensywnie, poniewa� skutki
za�ycia narkotyku nadal dawa�y o sobie zna� - odczuwa� nudno�ci i
przenikliwy ból g�owy.
Zastanawia� si�, co te� dosypano mu do wina podczas balu. Sam alkohol nie
móg�by mu a� tak zaszkodzi�. Nie wiedzia�, jak dosta� si� do domu.
Oczywi�cie pami�ta� Teodor�, tajemnicz� Francuzk�, która siedzia�a obok
niego. Przyjaciele powiedzieli mu pó�niej, �e zaj��a si� nim, kiedy poczu� si�
�le przy stole. Kobieta zapewni�a wszystkich, �e dopilnuje, aby bezpiecznie
dotar� do domu. Nikt nie wiedzia�, kim by�a.
278
RS
Wida� jako� uda�o si� jej dowie�� mnie na miejsce, zastanawia� si� teraz
Jan, a tak�e wprowadzi� na gór� i po�o�y�. A potem tajemnicza dama znikn��a.
To by�o najbardziej zagadkowe ze wszystkiego.
Co dziwniejsze, przez ca�y dzie� - nawet podczas ceremonii prze�ladowa�o go wspomnienie kobiety w stroju Teodory, stoj�cej w nogach
�ó�ka. Najwi�kszy niepokój Jana budzi� fakt, �e nie mia�a na sobie maski, a jej
twarz by�a twarz� Zofii. Te roze�miane czarne oczy nie mog�y nale�e� do
nikogo innego. Lecz jak to mo�liwe? Nie, to nie mog�a by� ona. Widocznie
narkotyk spowodowa�, �e rysy tajemniczej kobiety zmieni�y si� w twarz Zofii.
Jednak�e to, �e w narkotycznej wizji pojawi�a si� akurat ona, mocno go
niepokoi�o.
- Witajcie, pielgrzymi!
U wej�cia do kaplicy powita� ich bardzo wysoki i szczup�y zakonnik.
- Przykro mi, lecz spó�nili�cie si� na msz�.
- Nic nie szkodzi, ojcze - powiedzia� Antek. - Hrabina chcia�aby zobaczy�
obraz Czarnej Madonny.
Ksi�dz wydawa� si� zdumiony, kiedy us�ysza�, �e Anna jest hrabin�.
Przyjrza� jej si� z min� wyra�aj�c� jawny sceptycyzm, a potem podobnym
spojrzeniem obdarzy� konia i proste ch�opskie sanie.
- Dopiero co zamkn��em. Nast�pna msza b�dzie o szóstej.
- Och, ale ja tak bardzo chcia�abym zobaczy� ikon� ju� teraz - poprosi�a. Nie móg�by ojciec otworzy� cho� na kilka minut?
- Widzi ojciec - powiedzia� Antek. - Hrabina jest... nieco s�abowita.
Spodziewa si� dziecka.
- Rozumiem - powiedzia� ksi�dz, spogl�daj�c na Ann�. -A jak brzmi
nazwisko hrabiny?
- Anna Maria Berezowska z Sochaczewa - odpar�a formalnie. Podejrzewa�a,
�e zakonnik próbuje doszuka� si� w jej mowie i sposobie zachowania dowodu
na to, i� rzeczywi�cie jest szlachciank�. Stara�a si� wygl�da� na zdecydowan� i
pewn� siebie. Mia�a te� nadziej�, �e ksi�dz nie uzna faktu, i� nie przedstawi�a
si� nazwiskiem m��a, za brak szczero�ci.
- Sochaczew le�y w pobli�u Warszawy, prawda, pani Berezowska?
U�miechn��a si�. Naprawd� j� sprawdza�.
- Kilka godzin jazdy przy dobrej pogodzie. Sp�dza�am zim� w Warszawie.
Wydawa�o si�, �e podejrzenia zakonnika zosta�y rozwiane i Antek
postanowi� ku� �elazo, póki gor�ce.
279
RS
- Czy hrabina mog�aby pomodli� si� kilka minut przed obrazem i zapali�
�wiec�?
Ksi�dz przygl�da� si� Annie jeszcze przez chwil�, a potem skin�� g�ow�.
- Tak, oczywi�cie. Odwróci� si� i otworzy� drzwi.
- Prosz� wej��, pani Berezowska, i prosz� si� nie �pieszy�. Nigdzie si� nie
wybieram. W kaplicy jest pi�� o�tarzy. Prosz� i�� g�ówn� naw�, a znajdzie si�
pani przed obrazem.
Podzi�kowa�a i wesz�a do zimnego, mrocznego wn�trza. St�pa�a cicho w
swych futrzanych trzewikach. Min��a krucht� i wesz�a do nawy g�ównej,
zatrzymuj�c si� na chwil�, aby jej oczy przywyk�y do mroku. Opalizuj�ce
�wiat�o, przenikaj�ce przez witra�e, w po��czeniu z pe�gaj�cymi p�omykami
wielu �wiec wotywnych tworzy�y magiczny nastrój.
S�ysza�a, jak Antek rozmawia� z ksi�dzem. Pad�o imi� ojca
Floriana. Wiedzia�a, �e ch�opak pyta� o niego, a tak�e o to, jak Anna
mog�aby dosta� si� do Warszawy. Mimo �e rozmowa dotyczy�a tak wa�nych
dla niej kwestii, nie próbowa�a d�u�ej si� jej przys�uchiwa�. Podda�a si�
nastrojowi kaplicy. Ruszy�a do przodu, pchana nieuchwytn�, tajemn� si��.
Sz�a z wolna wzd�u� nawy. Nie widzia�a dot�d niczego podobnego.
Oczywi�cie, w Warszawie by�a katedra, lecz tak olbrzymia i wspania�a, �e w
jej wn�trzu cz�owiek czu� si� zagubiony i nic nieznacz�cy. Nie emanowa�a
ciep�em, tak jak to miejsce. Nie wyczuwa�o si� tam bezpo�redniej blisko�ci
bóstwa. �ciany kaplicy pokrywa�y wota - ornaty, gobeliny, haftowane materie,
bro�, korony i cenne kamienie, z�o�one w podzi�ce za �ask� i cuda. By�o to
miejsce, gdzie wyczuwa�o si� mistyczn� obecno�� nadprzyrodzonej mocy.
Podesz�a do wielkiego miecza, spoczywaj�cego w specjalnej niszy.
Przeczytawszy podpis, dowiedzia�a si�, �e jest to miecz, którym walczy� król
Jan Sobieski, przep�dzaj�c Turków spod Wiednia. Serce mocniej zabi�o jej w
piersi. Przodek Anny - dziadek ojca - by� wtedy pod Wiedniem. Walczy� rami�
w rami� z królem Sobieskim i w nagrod� za m�stwo oraz po�wi�cenie hrabia
Waldstein, ambasador Austrii przy polskim dworze, zarekomendowa� go
swemu w�adcy. W ten oto sposób przodek Anny zdoby� szlachectwo. Na my�l
o tym zrobi�o jej si� s�abo. Jest tym, kim jest tylko dlatego, �e wiele lat temu
kto� zachowa� si� tak, a nie inaczej. Mimo �e pradziad �y� w tak odleg�ych
czasach, czu�a, �e ��czy ich wi��. Rozpiera�a j� duma. Jaki on by�? Czy
przypomina� mitycznego herosa? A mo�e by� po prostu jednym z milionów
Polaków, którzy na przestrzeni wieków ryzykowali wszystkim, co mieli, i
280
RS
cz�sto oddawali �ycie za ojczyzn�? Oni te� byli bohaterami. Tak czy inaczej
pomodli�a si� za swego przodka, b�agaj�c, by nad ni� czuwa�.
Ruszy�a powoli w kierunku obrazu i zbli�y�a si� do wysokiej kraty,
oddzielaj�cej wiernych od sanktuarium. Zobaczy�a ikon� - proste malowid�o na
drewnie, zawieszone ponad o�tarzem z hebanu i srebra. Jej spojrzenie
przyci�gn��y oczy
Maryi. Wydawa�y si� absolutnie realne, jakby obserwowa�y Ann�,
odczytywa�y jej my�li. W obrazie by�o co� tak dziwnego i nieziemskiego, �e a�
zabrak�o jej tchu.
Po chwili by�a ju� jednak w stanie dostrzec inne szczegó�y. Na obrazie
przedstawiono popiersie Madonny, odzianej w ciemn� szat� i opo�cz� z
materia�u w dese� z lilii. Okrycie g�owy ozdabia�a pojedyncza sze�cioramienna
gwiazda, umieszczona dok�adnie po�rodku czo�a. Na r�kach trzyma�a Dzieci�tko; wokó� g�ów obu postaci wida� by�o z�ote aureole, kontrastuj�ce z
ciemn� karnacj� twarzy. Jak te� mog�o wygl�da� malowid�o, zanim zniszczyli
je husyci, a pó�niejsza rekonstrukcja spowodowa�a �ciemnienie barw? I czy ma
to znaczenie, skoro dzi� obraz jest tak pi�kny? Nie sposób by�o oderwa�
wzroku od oczu Dziewicy. Zdawa�y si� zna� i opowiada� histori� �wiata - nie
t�, opart� na ideach czy s�owach, lecz na pot�dze emocji.
Anna przypomnia�a sobie, �e Czarna Madonna wskazuje pono� drog�
b��dz�cym. Ukl�k�a, modl�c si� o przewodnictwo. Mija�y minuty. Us�ysza�a
szelest i przypomnia�a sobie, �e Antek i ksi�dz nadal czekaj�. Zatopiona w
kontemplacji i modlitwie, straci�a poczucie czasu. Podesz�a do p�on�cej ju�
�wiecy i zapali�a od niej swoj�. Spojrza�a po raz ostatni na Czarn� Madonn�,
o�mielaj�c si� mie� nadziej�, �e jej modlitwy zosta�y wys�uchane, a potem
odwróci�a si� i ruszy�a z powrotem ku kruchcie.
Zamiast wysokiego chudego ksi�dza dostrzeg�a imponuj�c� sylwetk� ojca
Floriana. By� to dla niej nie lada szok. Nie ufa�a zakonnikowi od pocz�tku, a
potem, kiedy nie pojawi� si�, by odprawi� msz�, sta�a si� wobec niego
podwójnie nieufna. Natychmiast ogarn��o j� przeczucie, �e to spotkanie nie
wró�y niczego dobrego.
- Jak mi�o znów pani� widzie�! - zawo�a� tymczasem ksi�dz. - Prosz�
pozwoli�, bym najpierw wyrazi� �al, �e nie mog�em odprawi� mszy w
niedziel�. B�agam o wybaczenie!
Anna u�miechn��a si�.
- Nie ma potrzeby...
- Widzi pani, by�em chory. Przykuty do �ó�ka. Nie mog�em pojecha�.
281
RS
- Mam nadziej�, �e teraz czuje si� ojciec lepiej - powiedzia� Antek.
- O tak.
- To dobrze. Ojcze, zaistnia�y pewne okoliczno�ci i postanowili�my
przywie�� tu hrabin�, by mog�a jak najszybciej dosta� si� do Warszawy.
Pomo�e nam ojciec?
- Mog� zrobi� co� znacznie lepszego!
- Co masz na my�li, ojcze? Ojciec Florian spojrza� na Ann�.
- Moja choroba przyczyni�a si� do tego, �e pani Grawli�ska sama do nas
przyjecha�a. Ludzie ciemni i przes�dni mogliby powiedzie�, �e przywiod�o j�
tu Przeznaczenie. Ja uwa�am, �e takie przypadki to dzie�o Boga.
Zamar�a ze strachu. Ojciec Florian u�y� jej ma��e�skiego nazwiska!
Natychmiast domy�li�a si�, �e musia� kontaktowa� si� z Antonim. Kiedy? W
jaki sposób? Usi�owa�a przebi� spojrzeniem mrok kaplicy, zastanawiaj�c si�
gor�czkowo, czy Antoni ju� tu jest.
- Hrabina tak si� nie nazywa, ojcze - powiedzia� Antek.
- Och, ale� tak, nazywa si�, czy� nie, pani Grawli�ska? Skin��a g�ow�.
Czu�a, �e robi jej si� niedobrze.
- To moje nazwisko po m��u.
- Po co ta szarada, pani Grawli�ska? - zapyta� ojciec Florian.
Anna zacisn��a wargi. By�o tak, jakby zakonnik zrzuca� jedn� mask� po
drugiej, przeistaczaj�c si� z osoby zatroskanej o jej dobro we wroga.
- Nie chc� mie� z moim m��em wi�cej do czynienia.
- Lecz jest pani zam��na, moja droga - powiedzia� ksi�dz -do tego przy
nadziei. M�� bardzo si� o pani� martwi.
- O tak, z pewno�ci� - powiedzia�a, skrywaj�c gorycz. - Gdzie... gdzie jest
Antoni?
- Och, tu znowu zadzia�a� przypadek. Gdybym si� nie rozchorowa�, nie
by�oby mnie tutaj, kiedy przyjecha�, szukaj�c �ony. Z pocz�tku nie mogli�my
si� porozumie�, gdy� powsta�o pewne zamieszanie z powodu nazwiska, lecz w
ko�cu ta ma�a tajemnica zosta�a rozwik�ana. Zbieg�a �ona pos�u�y�a si�
panie�skim nazwiskiem.
- Zbieg�a �ona? - Antek spojrza� pytaj�co na Ann�. U�miechn��a si� s�abo.
Jak mia�a wyja�ni� mu to w kilku s�owach - do tego w obecno�ci ksi�dza?
Tymczasem ojciec Florian zacz�� wymienia� litani� �oninych powinno�ci,
ko�cz�c na tym, �e Anna ma równie� obowi�zki wobec swego dziecka.
Gdy zamilk�, Antek zada� wreszcie to najwa�niejsze w tej chwili pytanie:
282
RS
- Lecz gdzie jest pan Grawli�ski, prosz� ojca? Twarz ksi�dza
spochmurnia�a.
- Niestety, wys�a�em go dzi� rano do maj�tku Galkich, gdzie, oczywi�cie,
powiedz� mu, �e uda�a si� pani tutaj. Wtedy pan Grawli�ski albo zostanie tam
na noc, albo natychmiast wyruszy z powrotem. Podejrzewam, �e zostanie, i
szcz��liwe po��czenie ma��onków nast�pi dopiero jutro rano.
Z ulgi Annie a� zakr�ci�o si� w g�owie. By�a bezpieczna, cho� tylko na
chwil�.
- Có�, Antku - powiedzia� ksi�dz - zaprowad� konie do szopy i przeka� je
stajennemu. A potem przy��cz si� do nas. Zjemy gor�cy posi�ek w klasztorze.
Chod�my, pani Grawli�ska.
Anna wymieni�a spojrzenia z Antkiem. Nie móg� wiedzie�, jak bardzo jest
zdenerwowana, lecz jej brak entuzjazmu wobec perspektywy po��czenia si� z
m��em nie uszed� jego uwagi. Spojrza� na ni� pytaj�co, jakby oczekiwa�
wskazówek.
Skin��a g�ow�, daj�c mu do zrozumienia, by wykona� polecenia ksi�dza.
Gdy doszli do zewn�trznej bramy klasztoru, wiedzia�a ju�, co zrobi. Antoni
nie zostanie na noc w maj�tku Galkich, lecz wróci natychmiast do
Cz�stochowy, by�a o tym przekonana. Jej wewn�trzny zegar tyka� nagl�co,
ostrzegaj�c przed niebezpiecze�stwem.
- Przepraszam, ojcze! - zawo�a�a na pozór spontanicznie - lecz
przypomnia�am sobie, �e zostawi�am w saniach kame� mojej matki, a nigdzie
si� bez niej nie ruszam. To zajmie tylko chwil�.
- Nonsens! Po�lemy po ni� Antka, gdy do nas do��czy.
- Och, on nie ma poj�cia, gdzie szuka�! Zaraz b�d� z powrotem!
Pobieg�a ku kaplicy, nim zakonnik zd��y� jej to uniemo�liwi�.
Antek wychodzi� w�a�nie ze stajni.
- O co chodzi? - zapyta�. - Nie powinna pani biec.
- Musia�am! Zrozumia�.
- A wi�c pani naprawd� ucieka.
- Dopiero od tej chwili, Antku. Czy zaufasz mi, je�li przyrzekn�, �e
opowiem ci o wszystkim, gdy oddalimy si� od tego miejsca? Musimy
natychmiast st�d wyjecha�!
- Lecz konie potrzebuj� odpoczynku, a nam przyda�by si� posi�ek.
- Zw�oka mo�e mnie kosztowa� �ycie. Wiem, �e to brzmi absurdalnie. I
wiem, �e prosz� o wiele, gdy� oczekuj� ci� w domu... ale czy pomo�esz mi
dosta� si� do Warszawy?
283
RS
Antek nie waha� si� ani chwili.
- Oczywi�cie, prosz� pani.
- B�dziemy musieli jecha� bocznymi drogami, omijaj�c g�ówne trakty.
Skin�� g�ow�.
- Niech Bóg ci pob�ogos�awi, Antku. I, prosz�, mów mi Anno.
Znacznie pó�niej, na opustosza�ej, zdradliwej i wyboistej bocznej drodze,
gdy mia�a ju� pewno��, �e ucieczka si� powiod�a, pomy�la�a, �e Czarna
Madonna wida� uczyni�a dla niej cud.
284
Cz��� czwarta
Nie ponaglaj rzeki, i tak pop�ynie.
Przys�owie polskie.
Rozdzia� czterdziesty drugi.
RS
Pewnego ch�odnego dnia w po�owie marca Anna znowu ujrza�a Prag�.
Przyjechali wraz z Antkiem powozem, który wypo�yczyli poprzedniego dnia,
gdy topniej�cy �nieg uniemo�liwi� poruszanie si� saniami.
Podró�, trwaj�ca kilka dni, by�a d�uga i nu��ca, a drogi ledwie zas�ugiwa�y
na t� nazw�. Noc� zatrzymywali si� g�ównie w prywatnych domach z obawy,
�e Antoni mo�e szuka� ich po gospodach. Zarówno w zwyczajnych ch�opskich
zagrodach, jak w nieco bogatszych dworkach przyjmowano ich z typowo
polsk� go�cinno�ci�.
Drzwi otworzy�a im Lutisza. Gdy zobaczy�a Ann�, jej twarz poja�nia�a z
rado�ci.
- Och, pani Anna! - wykrzykn��a zdumiona, unosz�c ku twarzy wielkie
d�onie. A potem, zapominaj�c o tym, czego j� nauczono, zawo�a�a g�o�no po
polsku: - Hrabina wróci�a! Dzi�ki Bogu, hrabina wróci�a!
Przysadzista s�u��ca bez namys�u obj��a Ann� i przytuli�a, a potem
odsun��a si�, za�enowana w�asnym, nazbyt poufa�ym zachowaniem.
- Prosz� mi wybaczy�, madame - powiedzia�a, wracaj�c do wyuczonej
francuszczyzny - to z rado�ci.
- Nikt nie cieszy si� bardziej ode mnie - powiedzia�a Anna. Odwzajemni�a
u�cisk na dowód tego, i� mówi prawd�, a potem przedstawi�a Antka.
- Wejd�cie, wejd�cie, na dworze jest zimno. Bociany dopiero dzisiaj
wróci�y na dach. Marta powiedzia�a, �e to dobry znak - i rzeczywi�cie! Och,
prosz� wybaczy� mi t� paplanin�... Dobrze si� pani czuje? Co z dzieckiem?
- Wszystko w porz�dku, Lutiszo, oboje czujemy si� dobrze. Podró�
sprawi�a, �e dziecko sta�o si� bardzo ruchliwe, mo�esz mi wierzy�.
Anna by�a wi�cej ni� zadowolona, �e znów widzi bezz�bny u�miech starej
s�u��cej.
- S�yszeli�my... to znaczy, pan Grawli�ski powiedzia�, �e pani nie �yje, �e
powóz zosta� napadni�ty przez rozbójników.
- Uciek�am, Lutiszo - powiedzia�a, a potem zapyta�a szeptem: - Gdzie jest
mój m��?
285
RS
Serce bi�o jej jak oszala�e.
- Nie wiem, madame. Wyjecha� kilka tygodni temu.
- Rozumiem.
Nadal stali w holu przy drzwiach. Anna opanowa�a si� i zapyta�a:
- Jak ciotka?
- Dobrze.
- A Zofia? Jest w domu?
- Nie ma jej!
Odpowied� pad�a z ust ciotki Stelli, która zbiega�a w�a�nie po schodach z
werw� m�odej dziewczyny.
- Jest na jakiej� przekl�tej wycieczce statkiem! - doda�a. - S�odki Jezu,
Aniu, twój widok to prawdziwa rozkosz dla moich starych oczu!
Anna le�a�a, nie �pi�c, a �ycie i energia z wolna wraca�y do
przemarzni�tego i znu�onego podró�� cia�a. W pokoju by�o ciemno. Nie mia�a
poj�cia, która mo�e by� godzina. Wiedzia�a, �e spa�a wiele godzin, budz�c si�
od czasu do czasu, kiedy Lutisza przynosi�a jej co� do zjedzenia.
Próbowa�a nie my�le� o Antonim ani o tym, ile czasu minie, nim jej m�� si�
poka�e, co z pewno�ci� nieuchronnie nast�pi.
Modli�a si�, by Antek dotar� bezpiecznie do domu. Rozstanie z nim by�o
trudne, gdy� z�yli si� ze sob� podczas jej pobytu w osadzie, a zw�aszcza
podczas podró�y. Rozmowa przychodzi�a im niezwyk�e �atwo. Opowiedzia�a
mu o wszystkim: o napa�ci przy stawie, o dziecku, próbie zamachu na jej
�ycie, mi�o�ci do innego m��czyzny, podejrzeniach odno�nie Zofii. On za�
s�ucha� i wida� by�o, �e jej wierzy. Chcia� nawet zosta� i pomóc jej podczas
konfrontacji z Antonim, lecz Anna nie mog�a na to pozwoli�. Oczekiwa�a go
rodzina, poza tym mia� przecie� wst�pi� do armii patriotów. Z uporem powtarza�a, �e b�dzie jej mia� kto pomóc, prezentuj�c pewno�� siebie, której wcale
nie czu�a.
��czy�o ich pokrewie�stwo dusz - by� jak brat, którego mog�aby mie�.
Antek za�, je�li nawet uwa�a� j� za poci�gaj�c�, nigdy si� z tym nie zdradzi�.
Zachowywa� si� ze wszech miar stosownie. Gdy po�egnawszy si�, wraca� do
powozu, sta�a w drzwiach. Odwróci� si� tylko raz, by u�miechn�� si� smutno i
pomacha�. Pomacha�a mu tak�e, zastanawiaj�c si�, czy kiedykolwiek go
jeszcze zobaczy.
Si�gn��a po szklank� z wod�, któr� Lutisza postawi�a na stoliku obok �ó�ka.
Jakie to dziwne, pomy�la�a. Antek odegra� tak wa�n� rol� w jej �yciu. Chocia�
pochodzi� z plebsu, okaza� si� cz�owiekiem nies�ychanie szlachetnym. Nawet
286
RS
rycerz nie zrobi�by dla niej wi�cej. Uratowa� j�, i to dwukrotnie. Oto lekcja,
któr� po raz kolejny da�o jej �ycie: si�a charakteru nie przejawia si� w samym
tylko urodzeniu, ale wykuwa w ogniu �yciowych do�wiadcze�.
A teraz znik� z jej �ycia, niczym aktor opuszczaj�cy scen� po odegraniu roli
w sztuce. Oto nast�pna lekcja, rozmy�la�a. Tak to ju� jest, �e ludzie pojawiaj�
si� w twoim �yciu - a ty w ich - a potem znikaj�. Scena zapisana i odegrana.
Uwa�a�a, �e jest w tym co� niesko�czenie smutnego.
Czy tak te� b�dzie z Janem? Zniknie z jej �ycia?
Zastanawia�a si�, czy dosta� wiadomo��, któr� Antek obieca� zostawi� w
gospodzie, zanim opu�ci Warszaw�. Próbowa�a oceni�, ile te� mog�o min��
godzin, ale nie by�a w stanie my�le� jasno. Zreszt�, co za ró�nica? By�a pewna,
�e przyjdzie.
Dopi�a wod� i opad�a z powrotem na poduszki. Wygl�da�o na to, �e nadal
potrzeba jej snu, cho� od chwili, gdy ciotka zapakowa�a j� do �ó�ka, min��o
wiele godzin.
- Co to za wycieczka, na któr� wybra�a si� Zofia? - spyta�a wcze�niej.
- Rejs po Wi�le - odpar�a ciotka. - Na jakim� wielkim i wymy�lnym statku.
Wyobra�asz sobie? Lód jeszcze do ko�ca nie stopnia�. Przypuszczam, �e
w�a�cicielem statku jest jaki� magnat czy inny osobnik z nadmiarem gotówki w
sakiewce. Pomy�l, jak te pieni�dze przyda�yby si� Ko�ciuszce! Na sam� my�l o
tym krew gotuje mi si� w �y�ach!
- Ciotko Stello, gdzie jest Babette?
- Jest tam, niech Bóg ma j� w swej opiece, na tym statku grzeszników.
Us�uguje twojej kuzynce i jest �wiadkiem nie wiadomo jakich rozrywek!
- Och.
Wyraz zgorzknienia na twarzy ciotki ust�pi� miejsca wspó�czuciu.
- Ach, moja droga... dzieci. Czy one naprawd�...? Anna skin��a g�ow�.
- Niestety. Nie prze�y�y.
- Jakie to smutne. Tego si� obawiali�my. S�yszeli�my, �e znaleziono tam
dwa ma�e groby. Co to za �wiat! Có�, musisz si� wyspa�. Opowiesz nam o
wszystkim, kiedy wypoczniesz.
Hrabina wsta�a, szykuj�c si� do wyj�cia.
- By� mo�e nie znaczy to teraz zbyt wiele, ale Babette nie by�a dobr� matk�
- powiedzia�a.
- Ani ja dobr� opiekunk�.
287
RS
- Och, jestem pewna, �e zrobi�a�, co by�o w twojej mocy. Dzieci sprawiaj�
k�opoty. Spójrz tylko na moje, Anno Mario. Mo�e to nasza wina, moja i Leo.
By� mo�e rodzice najmniej ze wszystkich nadaj� si� do wychowywania dzieci.
Wysz�a z pokoju.
Anna po�o�y�a d�o� na brzuchu. Co za dziwne rzeczy opowiada hrabina,
pomy�la�a. D�ugo potrwa�o, nim wreszcie uda�o jej si� zasn��.
Us�ysza�a, �e kto� j� wo�a. M��czyzna. Wydawa�o jej si�, �e dopiero co
zasn��a.
By� to gniewny g�os, przemawiaj�cy z dobrze znan� niecierpliwo�ci�:
- Anno Mario! Anno Mario!
Usiad�a na �ó�ku, wyprostowana jak �wieca, z czo�em zroszonym potem i
sercem t�uk�cym si� w piersi. Dopiero co nasta� �wit i w sypialni cienie nocy
miesza�y si� z bladym �wiat�em poranka. Czu�a ulotn� cisz� budz�cego si�
dnia. I namacaln� obecno�� zagro�enia.
Nagle jej uszu dobieg� s�aby metaliczny d�wi�k. Odwróci�a si�, by spojrze�
ze strachem na drzwi. Klamka opuszcza�a si� z wolna, niemal niedostrzegalnie!
Serce zamar�o jej w piersi. Us�ysza�a klikni�cie, oznaczaj�ce, �e zamek ust�pi�
i drzwi powoli zacz��y si� otwiera�.
W cieniu pokoju zobaczy�a wysok� posta�. Nie s�ysza�a kroków, które
sygnalizowa�yby jej zbli�anie si�.
- Kto... kto tam jest? - ledwie mog�a rozpozna� swój g�os, tak by� piskliwy.
Posta� drgn��a i zacz��a bezszelestnie zbli�a� si� do �ó�ka. W mgnieniu oka
m��czyzna sta� ju� nad ni�, u�miechaj�c si� podst�pnie. Anna podnios�a wzrok
i spojrza�a prosto w twarz Antoniego. Zaczerpn��a gwa�townie oddechu.
A potem spostrzeg�a w jego d�oniach sznur. Wiedzia�a, do czego jest mu
potrzebny.
Spróbowa�a wsta�.
- Nie, Antoni! - zawo�a�a.
Natychmiast skoczy� ku niej, zaciskaj�c jej sznur na gardle.
Walczy�a, by oswobodzi� si� i krzykn��, lecz on ju� zd��y� zatka� jej usta
d�oni�. Wymachiwa�a bezradnie ramionami, a sznur coraz mocniej zaciska� si�
jej na gardle. Mija�y sekundy. �wiat wokó� pociemnia�. Czu�a, �e spada w
czarn� otch�a�. Nagle jego d�o� znikn��a, a strach Anny eksplodowa�
krzykiem, jaki mog�aby wyda� z siebie wiedziona na zatracenie dusza.
Powoli u�wiadomi�a sobie, �e kto� poklepuje j� lekko po policzkach.
- Obud� si� - us�ysza�a. - Obud� si�, moje dziecko. Uchyli�a powieki i
zobaczy�a Lutisz�, przygl�daj�c� si� jej z trosk� w oczach.
288
RS
- Mia�a pani z�y sen - powiedzia�a s�u��ca. - Nie s�ysza�am dot�d, by kto�
tak krzycza�. Zapomnia�a pani, �e jest ju� z nami, bezpieczna w domu?
Anna spróbowa�a si� u�miechn��. W domu, tak, ale czy bezpieczna?
- Nied�ugo po�udnie, pani Anno - mówi�a tymczasem Lutisza - trzeba wsta�
i si� ruszy�. Ma pani go�cia!
Nowina sprawi�a, �e Anna natychmiast oprzytomnia�a, otrz�saj�c si� z
resztek snu.
- Kto taki? - spyta�a bez tchu.
RS
289
290
Rozdzia� czterdziesty trzeci.
RS
Wesz�a do salonu i zasta�a tam Jana, rozmawiaj�cego przyciszonym g�osem
z ciotk�. Oboje wstali.
- Jan mówi - odezwa�a si� hrabina - �e do niego pisa�a�. Serce Anny
podskoczy�o z rado�ci na widok ukochanego, mimo i� wiedzia�a, �e musi
uzbroi� si� wewn�trznie, by stawi� czo�o ciotce.
- Rzeczywi�cie - odpar�a.
Oto nadesz�a chwila konfrontacji. Czy zako�czy si� okropn� scen�?
- Rozumiem. - Hrabina spojrza�a uwa�nie na siostrzenic�. - Nie martw si�,
dziecko. Nie zamierzam ci� �aja�. W ko�cu ten oto m��czyzna zaci�gn�� si�
pod sztandar Ko�ciuszki.
Anna nie mia�a czasu zareagowa� na t� zadziwiaj�c� zmian� pogl�dów
ciotki. Jan, odziany w mundur sk�adaj�cy si� z czarnych wysokich butów,
bia�ych spodni i ciemnoniebieskiej bluzy, podkre�laj�cej b��kit jego oczu, szed�
ju� przez pokój. Uca�owa� jej d�o� z nies�ychanie powa�nym wyrazem twarzy.
- Wiele przesz�a�.
U�miechn��a si� do tych oczu. W�tpi�a, czy kiedykolwiek go zobaczy, czy
spojrzy jeszcze cho� raz w te oczy. I oto sta� przed ni�.
- W tej historii kryje si� o wiele wi�cej, ni� powiedzia�a ci hrabina.
- Czy mam zostawi� was na chwil�? - zapyta�a ciotka.
- Nie, ciociu. Ty tak�e powinna� us�ysze�, co mam do powiedzenia. Chodzi
o Antoniego.
Usiad�a naprzeciw Jana i ciotki. Ciekawe, czy mi uwierz�, pomy�la�a. Nie
by�a pewna, czy sama tak do ko�ca wierzy w to, i� m�� próbowa� j� zabi�, i
zabi�, cho� po�rednio, dwójk� niewinnych dzieci. Mo�e by�o jakie�
wyt�umaczenie, mo�e znajdzie si� dowód na to, �e �le zinterpretowa�a fakty
lub wyci�gn��a z nich mylne wnioski.
Opowie�� zaj��a jej nieco ponad pó� godziny. Zamilk�a i spojrza�a na
zaskoczone twarze hrabiny i Jana. Opowiadaj�c i przywo�uj�c z pami�ci
okropne do�wiadczenia, jakie sta�y si� jej udzia�em, na nowo prze�ywa�a
miniony koszmar.
Kiedy sko�czy�a, na chwil� zapanowa�a cisza. Wspominanie i
relacjonowanie umocni�o podejrzenia Anny. Ale co z Janem i ciotk� Stell�?
Wpatrywa�a si� w zwrócone ku niej twarze. Czy uwierzyli?
- Zatem - westchn�� Stelnicki - Rosjanin, który zbieg�, bez w�tpienia
opowiedzia� o wszystkim Antoniemu. Twój m�� mia� pewnie nadziej�, �e
291
RS
zgin��a�, lecz kiedy wróci� na miejsce, gdzie zaatakowano powóz, nie znalaz�
potwierdzenia dla swoich przypuszcze�. Przeprowadzi� wi�c ma�e �ledztwo i
natkn�� si� na ksi�dza.
- Bo�e w niebiesiech - westchn��a ciotka. - Czy to mo�liwe, Anno? Twój
m��?
- A czy jest inne wyt�umaczenie?
Hrabina tylko potrz�sn��a g�ow�.
- Kto móg� wys�a� Polaków? - zapyta� Jan.
- W�a�nie - wtr�ci�a ciotka. Anna potrz�sn��a z wolna g�ow�.
- Nie wiem. Jestem pewna, �e przybyli, by mnie ratowa�. S�dzi�am, �e to ty
ich wys�a�e�... lub mo�e Zofia?
- Gdybym wiedzia�, �e jeste� w tarapatach - rzek� Jan -nie wysy�a�bym
nikogo, lecz sam wyruszy�bym ci na ratunek, Anno. Mam nadziej�, �e
pewnego dnia dane mi b�dzie u�cisn�� r�k� tego Antka.
- Ja te� nie mam poj�cia, kto by to móg� by�, kochanie. I chyba mog�
powiedzie� to samo o Zofii.
- Zatem to tajemnica - powiedzia�a Anna.
- I co my zrobimy? - zawo�a�a hrabina. - Co b�dzie, je�li Antoni si� tu
poka�e?
- Och, z pewno�ci� si� poka�e - odpowiedzia�a. - I s�dz�, �e nie b�dziemy
czeka�y zbyt d�ugo.
- Je�li to prawda, musimy go oskar�y� - powiedzia�a hrabina. - Nale�y
trzyma� go od ciebie z daleka, Anno. Powinien te� zap�aci� za to, �e odebra�
�ycie dwójce dzieci. Czy� nie tak, Janie?
- W doskona�ym �wiecie, owszem.
- Co chcesz przez to powiedzie�?
- Chc� powiedzie�, �e mamy tylko zbiegi okoliczno�ci, przypuszczenia, nic
poza tym. Anna jest jedynym �yj�cym �wiadkiem. A nie widzia�a niczego, co
bezpo�rednio wskazywa�oby na Antoniego.
Poczu�a, �e krew �cina si� jej w �y�ach. By�o tak, jak si� obawia�a. Jan mia�
racj�. Nie istnia� �aden dowód, �wiadcz�cy przeciwko jej m��owi. Nic
namacalnego. A teraz Antoni porusza� si� swobodnie, gotów uderzy�, gdy
b�dzie mu to na r�k�.
Hrabina, podekscytowana nowinami, poczerwienia�a na twarzy i
siostrzenica zacz��a j� uspokaja�.
- To nic takiego - upiera�a si� ciotka - tylko moje palpitacje. Zaraz mi
przejdzie.
292
RS
Mimo to wezwano Lutisz�. We trójk� odprowadzili hrabin� do drzwi jej
sypialni.
- Lepiej ju� pójd� - powiedzia� Stelnicki, gdy Anna wysz�a z pokoju ciotki.
Odprowadzaj�c go do drzwi, poczu�a znajom� pustk� w sercu. Jak�e gor�co
pragn��a, aby odwróci� si� i j� przytuli�! By� mo�e lepiej by�oby nigdy go nie
zobaczy� ni� widzie� przez krótk� chwil�, a potem si� rozstawa�. Nic, tylko
rozstania.
Odwróci� si� i uj�� jej d�o�.
- Wiedzia�a�, �e gdy tylko si� dowiem, przyjd�?
- Oczywi�cie.
- Musisz zrobi� to, o co ci� poprosz�, Anno. Bez wzgl�du na wszystko
pozostan� w mie�cie, dopóki Antoni si� nie poka�e. Musisz mie�
przygotowany list. I gdy tylko go zobaczysz, natychmiast po�lij kogo� z
wiadomo�ci� do gospody Pod G�ow� Królowej, s�yszysz?
- Tak.
- Nie przesiaduj� tam bez przerwy, lecz b�d� wiedzieli, gdzie mnie szuka�.
Je�li gospoda b�dzie zamkni�ta, niech twój pos�aniec obudzi w�a�cicielk�.
Mieszka na pi�trze i ma m�odego syna, który szybko dostarczy mi wiadomo��.
Skin��a g�ow�.
- Zapytasz Zofi� o Polaków, którzy przybyli, by ci pomóc?
- Zapytam.
- B�d� dzielna. - Uca�owa� jej d�o�. - Powinienem i��.
- Lecz...
Zatrzyma� si� w otwartych drzwiach, odwróci� i spojrza� na ni�.
- O co chodzi, Anno?
- Ale co b�dziesz móg� zrobi�... to znaczy, kiedy Antoni si� poka�e?
Jan u�miechn�� si� tajemniczo.
- Stawi� mu czo�o - powiedzia�, a potem odwróci� si� i zacz�� schodzi� po
stopniach, prowadz�cych na ulic�.
- Ale co to w�a�ciwie znaczy? - zawo�a�a. Uda�, �e nie dos�ysza� pytania.
Zofia wróci�a po po�udniu i zaraz wpad�a do pokoju Anny, okazuj�c
zaskoczenie i rado��.
- Och, Anno, moja droga, my�leli�my, �e nie �yjesz! - zawo�a�a,
wypuszczaj�c wreszcie kuzynk� z obj��. - To naprawd� ty?
Anna u�miechn��a si�.
- Tak, to ja.
- A dziecko?
293
RS
- Ma si� dobrze.
- Co za cudowne nowiny! Wróci�am w�a�nie ze wspania�ego rejsu, cho�
statek nawet nie opu�ci� doku. Na rzece jest jeszcze zbyt du�o lodu. Ale i tak
by�o cudownie. Och, Anno, tak bardzo si� ciesz�, �e zasta�am ci� w domu, bezpieczn�. Antoni nie mia� zbyt wiele nadziei, je�li o to chodzi. Lecz jednak ci�
odnalaz�! Jak cudownie! Czy on tu jest?
- Usi�d�, Zofio. Musz� opowiedzie� ci... o Antonim.
- O co chodzi? - spyta�a Zofia, sadowi�c si� naprzeciw kuzynki.
Anna opowiedzia�a ca�� histori�, po raz drugi tego dnia. Mówi�c,
przygl�da�a si� Zofii, lecz jej twarz nie zdradza�a, co s�dzi o tym, �e kuzynka o
w�os unikn��a nieszcz��cia, a tak�e o �mierci dzieci. Jednak�e nie kry�a
niedowierzania, je�li chodzi o rol�, jak� mia�by odegra� w tych szokuj�cych
wydarzeniach Antoni.
- Uwa�am to za nieprawdopodobne, Anno, wysoce nieprawdopodobne oznajmi�a, gdy dziewczyna umilk�a.
- Zatem to nie ty wys�a�a� Polaków, by odbili mnie Rosjanom?
- Ja? Oczywi�cie, �e nie. To mogli by� rozbójnicy. By� mo�e wyci�gn��a�
fa�szywe wnioski. Z pewno�ci� twój m�� potrafi wszystko wyja�ni�, gdy tylko
si� tu zjawi.
- Zofio, je�li Antoni zyska wst�p do tego domu, moje �ycie nie b�dzie warte
funta k�aków. By� mo�e nie zrobi nic od razu, lecz w ko�cu jednak znajdzie
sposób, by si� mnie pozby�.
- Nie uwa�asz, �e gdyby� bardziej zaanga�owa�a si� w to ma��e�stwo i...
- Nie! Nawet gdybym przekaza�a mu maj�tek w Sochaczewie, karty zosta�y
ju� odkryte. Antoni zdecydowa�, �e jestem dla niego ci��arem. Musisz to
zrozumie�, Zofio. Musz� ci� przekona�. Twoja matka dostrzega
niebezpiecze�stwo, i Jan tak�e.
- Jan? - Zofia gwa�townie poblad�a.
- Tak.
- By� tutaj?
Anna skin��a g�ow�.
- Na czyje zaproszenie?
- Moje.
Zofia zaczerpn��a oddechu.
- Ty ma�a spryciarko! Nic dziwnego, �e chcesz pozby� si� ma��onka! By�
mo�e to ty próbujesz go zabi�. Jeste� w domu dopiero jeden dzie�, a Jan ju� tu
294
RS
w�szy. Kiedy wreszcie wy-zb�dziesz si� pró�nego marzenia o tym, by dosta�
Stelnickiego?
- Nie �ywi� nadziei, by...
- Nawet nie próbuj zaprzecza� - twarz Zofii poczerwienia�a z gniewu. - I co
hrabia Stelnicki mo�e zrobi�, by poprawi� sytuacj�?
- Nie wiem, co on planuje.
- Przypuszczam, �e by�aby� zadowolona, gdyby wyzwa� Antoniego na
pojedynek i go zabi�. Czy to rozwi�za�oby twoje problemy, kuzynko?
- Nie �ycz�...
- Nie pozwalam ci wi�cej go tu zaprasza�, pami�taj o tym.
Ruszy�a do drzwi, mówi�c:
- Och, wieczorem b�dzie u mnie kilka osób. Gdyby przyj�cie okaza�o si�
zbyt ha�a�liwe, po�lij mi s�ówko.
Przy drzwiach odwróci�a si� i jakby nieco z�agodnia�a.
- A co si� tyczy Antoniego, przeprowadz� ma�e dochodzenie. Je�li oka�e
si� winny, zostaw to mnie.
- Zofio? - zawo�a�a Anna.
- Tak?
- Przy�lesz na gór� Babette?
- Przy�l� - powiedzia�a i wysz�a.
Ann� czeka�o ma�o przyjemne zadanie powiadomienia Babette o �mierci jej
dzieci. Jak to mo�liwe, zastanawia�a si�, �e Zofia nie zareagowa�a na tragiczn�
histori� francuskich malców? Czy ona nie ma serca? Je�li pokojówka mówi�a
prawd�, gdy powierza�a Annie swe dzieci, to znaczy, �e kuzynka pod gro�b�
utraty posady zmusi�a j�, by odes�a�a maluchy. Czy�by nie zdawa�a sobie
sprawy, i� to w�a�nie doprowadzi�o do ich �mierci?
Wróci�a my�lami do tego, jak Zofia zareagowa�a na wzmiank� o Janie. Nie
brakowa�o w tym emocji! Dlaczego ona a� tak pogardza Janem? Anna celowo
wspomnia�a o jego wizycie, gdy� chcia�a przekona� si�, jaka b�dzie jej reakcja.
Czy kuzynka naprawd� uwa�a, �e to Jan zaatakowa� Ann� przy stawie? A
mo�e sama si� w nim podkochuje? Ale jak to mo�liwe? Zaprzeczy�a przecie�,
�e Stelnicki j� poci�ga, i nawet zach�ca�a Ann�, by z nim flirtowa�a.
Dostrzega�a ironi� losu w tym, �e stara hrabina nie by�a ju� przeciwna jej
kontaktom z Janem, a przynajmniej na to wygl�da�o. Teraz to Zofia zabroni�a
mu wst�pu do swego domu. Anna zdawa�a sobie spraw�, �e bez wzgl�du na to,
jakimi motywami kieruje si� kuzynka, pewnego dnia dojdzie pomi�dzy nimi
do konfrontacji, cho� wola�aby tego unikn��.
295
RS
Babette nie pokaza�a si� od razu. Min��o sporo czasu, nim wreszcie otwar�a
drzwi i niepewnie wsun��a si� do pokoju.
- Jak mi�o pani� widzie�, madame.
- Och, Babette, ja te� ciesz� si�, �e ci� widz�. - Anna podesz�a do
pokojówki i uca�owa�a j� lekko w oba policzki. Nie dba�a o to, �e przekracza
granice stosunków pomi�dzy pa�stwem a s�u�b�. Nauczy�a si� ju�, �e
Marzanna nie uznaje klas.
- Dobrze by� znów w domu.
�liczna francuska pokojówka sta�a przed ni�. Jej b�yszcz�ce ciemne w�osy
opada�y na drobn� twarz w kszta�cie serca. Anna u�wiadomi�a sobie, �e nie
mo�e wiedzie�, co dziewczyna naprawd� czuje.
- Och, Babette, �a�uj� tylko, �e nie ma tu z nami Louisa ani twojej córki.
Tak mi przykro...
S�u��ca u�miechn��a si� lekko.
- Pogodzi�am si� z losem. Ju� kilka tygodni temu us�yszeli�my, �e pan
Grawli�ski znalaz� dwa ma�e groby. Madame nie mo�e si� obwinia�. W ko�cu
to ja odda�am je pani na s�u�b�. To, co si� sta�o, to by�a wola boska.
- By� mo�e. Chcia�aby� pozna� okoliczno�ci?
- A co by to da�o, madame?
- Uwa�am, �e powinna� wiedzie� - oznajmi�a z uporem Anna, sk�aniaj�c
Babette, by usiad�a.
Pokojówka zawaha�a si�, lecz pos�ucha�a.
Anna spokojnie opowiedzia�a o tym, �e dogada�a si� z dzie�mi, i o
nadziejach, zwi�zanych z ich przysz�o�ci�. To by�y dobre dzieci, potrzebowa�y
jedynie stanowczo�ci i uczucia. Gdyby tylko oczy rodziców b�yszcza�y za
ka�dym razem, kiedy spogl�daj� na swoje dzieci, wszystkie rodziny by�yby
szcz��liwe, pomy�la�a.
Pragn��a u�wiadomi� Babette g��bi� straty, poza tym by�oby jej l�ej, gdyby
s�u��ca dzieli�a jej ból i poczucie winy. Opowiedzia�a wi�c o intrydze,
truci�nie, walce, po�arze powozu. Kiedy sko�czy�a, dziewczyna siedzia�a
nieruchomo, oniemia�a.
Natychmiast po�a�owa�a, �e opowiedzia�a pokojówce wszystko ze
szczegó�ami. Co dobrego mog�o wynikn�� z tego, �e na powrót z�amie jej
serce? Opowiadanie o szczegó�ach by�o przejawem egoizmu i bezmy�lno�ci.
W ko�cu ona i jej dziecko prze�yli.
296
RS
Wsta�a i wesz�a do alkowy, gdzie sta�o jej biurko. Wyj��a z szuflady
przygotowane na t� okazj� banknoty, ca�kiem spor� sumk�, i wr�czy�a je
Babette. Pokojówka ch�tnie przyj��a pieni�dze.
- Chcia�abym, �eby� to wzi��a, Babette - powiedzia�a. S�u��ca skin��a
spokojnie g�ow� i wsta�a, by odej��.
- Jest pani bardzo szczodra, pani Grawli�ska.
Anna u�miechn��a si�, pewna, �e jej s�owa poruszy�y serce Babette.
- Nie powinna si� pani tak tym przejmowa� - powiedzia�a tymczasem
dziewczyna, podchodz�c do drzwi i odwracaj�c si�. - To nie by�y dobre dzieci.
Nie mia�y ojca. A ja nie jestem chyba dobr� matk�. One nie by�y ze mn�
szcz��liwe. Chyba wiedzia�y, �e nie zosta�y... zaplanowane. By� mo�e,
madame, sta�o si� najlepiej, jak mog�o si� sta�.
Anna z niedowierzaniem wpatrywa�a si� w zamkni�te teraz drzwi. S�owa
ciotki Stelli wróci�y do niej, przejmuj�c ch�odem: „By� mo�e rodzice najmniej
ze wszystkich nadaj� si� do tego, by wychowywa� dzieci".
297
Rozdzia� czterdziesty czwarty.
RS
Wiadomo�� nadesz�a o zmierzchu.
Jan siod�a� po�piesznie konia, bij�c si� z my�lami. To, �e wiadomo��
nadesz�a od hrabiny Stelli, a nie od Anny, by�o niepokoj�ce. Hrabina pisa�a:
„Antoni jest w domu, przyjd� natychmiast". Dlaczego to Anna nie napisa�a
osobi�cie? Czy co� ju� si� sta�o?
Poprawi� ukryty pod kamizelk� pistolet i wyprowadzi� konia ze stajni.
Anna powiedzia�a, �e Antoni wkrótce si� poka�e, i mia�a racj�. Czy nie
myli�a si� te� w innych sprawach? Uwierzy� jej, kiedy opowiada�a o swoich
podejrzeniach, lecz teraz wszystko to wydawa�o si� nierealne. Co za cz�owiek
knuje, by zabi� w�asn� �on�, nara�aj�c �ycie niewinnych dzieci? Oczywi�cie,
tacy ludzie stawiaj�cy siebie ponad wszystkich, istnieli.
Dosiad� konia, spi�� go ostrogami i ruszy� przez pe�ne b�ota ulice.
Na sam� my�l o tym, �e kto� móg�by skrzywdzi� Ann�, ogarnia� go gniew.
Od kiedy ponownie j� spotka�, móg� my�le� tylko o niej. Gdyby to, co mówi�a,
okaza�o si� prawd�, by�by zdolny zabi� Grawli�skiego. Na co komu formalny
pojedynek? Albo powolne i niepewne w skutkach dzia�anie prawa? Gdyby
tylko mia� pewno��, �e Antoni �ywi wobec �ony z�e zamiary, zrobi�by to. Bez
wahania. Lecz je�li Anna pozwoli�a, by na jej os�d wp�yn��a niech�� do tego
m��czyzny i zaaran�owanego ma��e�stwa lub mi�o�� do niego, Jana?
W doskona�ym �wiecie, powiedzia� pani Gro�skiej, Antoniemu
dowiedziono by winy. Lecz �wiat nie jest doskona�y, dobrze o tym wiedzia�.
„Je�li chcesz spotka� anio�a, musisz i�� do nieba", mawia�a jego matka.
Rzeczywisto�� wygl�da zupe�nie inaczej. Ilu� to winnych unika w dzisiejszych
czasach kary? Czy z Antonim te� by tak by�o?
�ci�gn�� wodze, gdy� dotar� do zat�oczonych ulic w pobli�u mostu
prowadz�cego na Prag�. U�wiadomi� sobie, �e ma spocone d�onie.
Denerwowa� si�.
Mia� dwie mo�liwo�ci, obie nadzwyczaj proste. Móg� zabi� Antoniego albo
pozwoli� mu �y�. Jakie konsekwencje poci�gn��aby za sob� ka�da z tych
opcji? Zabicie go rozwi�za�oby problem. M�� kobiety, któr� kocha, zosta�by
usuni�ty z drogi. Po jakim� czasie mog�aby po�lubi� innego m��czyzn� - jego.
Lecz jak wygl�da�oby to w �wietle prawa? A je�li Antoni jest jednak
niewinny? Lub jego winy nie da si� udowodni�? Czy móg�by �y� dalej ze
�wiadomo�ci�, �e odebra� innemu cz�owiekowi �ycie - i �on�? Nie, wyrzuty
sumienia nie da�yby mu spokoju.
298
RS
A je�li pozwoli mu �y�, czy istnieje sposób nak�onienia go, �eby wycofa�
si� z tego pseudoma��e�stwa? Czy da�oby si� zastraszy� go na tyle, by zgodzi�
si� zwróci� Annie wolno��? Albo go przekupi�? Nale�y te� wzi�� pod uwag�
religijne zasady Anny. Dopóki Grawli�ski �yje, zarówno ona, jak i jej Ko�ció�
b�d� uwa�ali ich zwi�zek za ma��e�stwo. Jan wiedzia�, �e Ko�ció� katolicki nie
uznaje rozwodów, lecz je�li ma��e�stwo nie jest tak naprawd� ma��e�stwem,
czy nie da�oby si� go anulowa�? Zasady, jakimi kierowa� si� taki czy inny
Ko�ció�, cz�sto bywa�y dla� nie do poj�cia.
Dudnienie kopyt na drewnianym mo�cie zdawa�o si� jeszcze powi�ksza�
zam�t panuj�cy w my�lach Stelnickiego. Mia� tylko kilka minut, by
zdecydowa�, jak post�pi.
W ko�cu dotar� do domu Gro�skich. Hrabina Stella przywita�a go u progu,
trzymaj�c lamp�. Najwidoczniej wyczekiwa�a jego przybycia, poniewa� nie
zd��y� nawet unie�� ko�atki, a ju� otworzy�a drzwi i wprowadzi�a go do �rodka.
Ruszyli bezszelestnie ku otwartym drzwiom salonu. S�ysza� dobiegaj�ce
stamt�d �ciszone g�osy.
Najpierw zobaczy� Ann�. Siedzia�a na krze�le i nie wydawa�a si� ani
przestraszona, ani rozgniewana, ale po prostu przygaszona i jakby zoboj�tnia�a.
Nakrapiane bursztynem zielone oczy by�y niczym pozbawione �ycia stawy.
Antoni przemierza� pokój szybkimi krokami, kr���c wokó� �ony. Wydawa� si�
wzburzony, cho� wida� by�o, �e stara si� przemawia� spokojnie.
Wyraz zaskoczenia i przestrachu na twarzy �ony powiedzia� mu, �e nie s�
ju� sami. Odwróci� si�, zaskoczony widokiem obcego m��czyzny, a potem
�wiadomo�ci�, kogo ma przed sob�. Lecz szybko ukry� niezadowolenie.
- Stelnicki, czy� nie? - zapyta�, u�miechaj�c si� z przymusem.
- Tak jest, prosz� pana - odpar� Jan, strzelaj�c obcasami i k�aniaj�c si� z
lekka.
- Có�, Anno Mario - zawo�a� Antoni - mamy go�cia! Skin��a w milczeniu
g�ow�.
Hrabina nie wesz�a za Janem do pokoju, lecz pozosta�a w progu. Stelnicki
spodziewa� si�, �e zastanie Ann� we �zach b�d� miotaj�c� oskar�enia. Có�
mia�a znaczy� ta oboj�tno��? Czy sprawy mia�y si� tak, jak przypuszcza�a, czy
co� sprawi�o, �e zmieni�a zdanie?
Antoni powiód� spojrzeniem od go�cia do �ony i z powrotem.
- Ach, z pewno�ci� nie zachowujecie si� tak, jakby�cie ostatni raz widzieli
si� na Zaniku. Je�li o mnie chodzi, móg�bym przysi�c, �e spotkali�cie si�
niedawno.
299
RS
Zachowywa� si� tak, jakby Anna i Jan byli dwójk� dzieci, przy�apan� na
tym, �e planowali zabroniony figiel.
- Mam racj�? Czy to prawda?
Jan spróbowa� grzecznie si� u�miechn��. Nie mo�na odmówi�
Grawli�skiemu bystro�ci, pomy�la�.
- Z�o�y�em wczoraj wizyt�, aby powita� Ann�, i dopiero wtedy
dowiedzia�em si�, przez co przesz�a.
- Zwyk�� wizyt� towarzysk�? - zapyta� Antoni. K�ciki jego ciemnych
w�sów unios�y si� w ironicznym u�miechu. - W kilka godzin po tym, jak
pojawi�a si� w Warszawie? Có� za zbieg okoliczno�ci!
- Prawda? - zauwa�y� Jan, nie trac�c pewno�ci siebie.
- Tymczasem sta� si� pan �o�nierzem.
- Owszem.
- Piechota?
Stelnicki zdawa� sobie spraw�, �e Antoni doskonale wie, do jakiej formacji
wst�pi�, lecz postanowi�, �e nie da si� sprowokowa�.
- Lekka kawaleria - powiedzia� z u�miechem.
- Wiesz, mój drogi Stelnicki, naprawd� powinienem si� na ciebie
pogniewa�. Kiedy ostatni raz ci� widzia�em, by�e� z moj� �on�. J� tak�e
widzia�em wówczas po raz ostami. Przemówili�my si� wtedy, ty i ja. A teraz,
kiedy szcz��liwie znów si� po��czyli�my - po przezwyci��eniu tylu niebezpiecze�stw - znowu tu jeste�. Czy to nie dziwne? Gdybym nie by� w tak
podnios�ym nastroju z racji tego, �e odnalaz�em Ann� Mari�, chocia� nie
spodziewa�em si� ju� jej zobaczy�, móg�bym nie znale�� w sercu do��
uprzejmo�ci dla takiego szelmy jak ty. Lecz z drugiej strony, moj� �on�
nietrudno polubi�, prawda?
Anna wpatrywa�a si� w m��a, jakby w�a�nie zacytowa� Pismo �wi�te, i nie
zaprotestowa�a. Po chwili zwróci�a wzrok na Jana, lecz nie odezwa�a si�.
- Tak - odpar�. - Z pewno�ci� nietrudno j� polubi�.
- I pokocha�?
Jan poczu�, �e ogarnia go gniew. Pó�niej u�wiadomi� sobie, �e to prawda
tak go rozgniewa�a. Oczywi�cie, ju� dawno otworzy� serce dla Anny, lecz fakt,
�e Grawli�ski o tym mówi�, jako� umniejsza� to uczucie. Zmusi� si�, by
zachowa� spokój.
- Nie móg�by pan mie� lepszej �ony, Grawli�ski.
- Tak, zgadzam si�. Anna Maria ma jednak sk�onno�� do fantazjowania. To
jej g�ówna wada. Przypuszczam, �e w dzieci�stwie zbyt du�o czyta�a.
300
RS
�adne z nich si� nie odezwa�o.
- To zadziwiaj�ce. �ona ubzdura�a sobie, �e to ja stoj� za tymi strasznymi
wydarzeniami, które j� spotka�y. Có�, mog� tylko zgadywa�, �e to jej brak
wiary we mnie odci�ga ci� w tej chwili od bohaterskich wyczynów, jakimi
zapewne ostatnio si� parasz.
Anna poruszy�a si� na krze�le. Jan nie wiedzia�, co s�dzi� o jej
przed�u�aj�cym si� milczeniu.
- A pan zapewni� j�...
- �e jestem niewinny? Przysi�g�em na grób mego ojca! Cho� zabola�o mnie
do �ywego, �e mog�a pomy�le� co� takiego, a co dopiero o tym mówi�. Lecz
pos�ucha�a g�osu rozs�dku i na powrót jeste�my rodzin�.
- Rozumiem.
- Nie dopuszcz�, by znów zagrozi�o jej niebezpiecze�stwo. Pozostanie pod
moj� opiek�. Widzisz, Stelnicki, b�dziemy szcz��liwi.
Po tych s�owach Anna wsta�a i obaj m��czy�ni natychmiast na ni� spojrzeli.
- To niemo�liwe, Antoni - powiedzia�a cicho, lecz stanowczo.
- Anno, najdro�sza, odzyska�a� mow� jedynie po to, by powiedzie� co�
takiego! Wypowiadasz te s�owa pod wp�ywem chwili i nikt obcy nie powinien
tego s�ucha�.
- Nie dopuszcz�, by� zosta� w tym domu.
- Jestem twoim m��em, a dom nale�y do Zofii.
- Wi�c ja tu nie zostan�!
- I co zrobisz? - zapyta� Antoni, trac�c cierpliwo��. - Uciekniesz z nim? Z
�o�nierzem? Zha�bisz nazwisko ciotki? I pami�� ojca?
Wzmianka o ojcu zaskoczy�a i zdenerwowa�a Ann�. Spojrza�a na m��a, a w
jej zielonych oczach p�on�� ogie�. Najwidoczniej jednak zabrak�o jej s�ów.
- Powiedzia�em ci! - mówi� dalej Antoni. - Wyja�ni�em!
- Co takiego? - dopytywa� si� Jan. - Co ci wyja�ni�, Anno? Antoni odwróci�
si� do Jana.
- Nie jeste� tu ju� mile widziany, Stelnicki. No dalej, Anno, powiedz mu. A
kiedy ci powie, spodziewam si�, �e znikniesz wreszcie z naszego �ycia. Id�
sobie bawi� si� w �o�nierza.
Wpatrywa�a si� w m��a z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jakie uczucia
skrywa�a pod pozorami oboj�tno�ci, zastanawia� si� Jan. Gniew? A potem
odwróci�a si� plecami do obu m��czyzn.
- Anno Mario? - nalega� Antoni, staraj�c si�, by jego g�os brzmia� czule. Powiedz Stelnickiemu.
301
RS
Odwrócona do nich plecami powiedzia�a tonem pozbawionym emocji:
- Antoni twierdzi, �e to on wys�a� Polaków.
Jan pozwoli� sobie na chwil� zastanowienia. Je�li Grawli�ski mówi prawd�,
oznacza to, �e naprawd� ocali� �onie �ycie. Niepokoj�ce przypuszczenie. Nic
dziwnego, �e Anna czuje si� rozdarta. Ona tak�e, podobnie jak on, nie marzy�a
o niczym innym jak tylko, by sko�czy� z Antonim raz na zawsze.
- Oczywi�cie, �e to ja wys�a�em Polaków - mówi� tymczasem Antoni. Rosjanie z pewno�ci� porwali Ann� dla okupu.
- Dla okupu? - zapyta� Jan. - Czy jest na to jaki� dowód?
- Dowód? Komu potrzebny dowód, Stelnicki? Najwidoczniej ja zosta�em
os�dzony bez �adnego dowodu.
- Wierzysz mu, Anno? - zapyta� Jan.
Nie odwróci�a si�. Po d�u�szej chwili szepn��a jednak:
- By� mo�e... nie wiem...
- Pos�uchaj, Anno Mario - powiedzia� Antoni. Ruszy� ku �onie i chwyci� j�
za rami�.
Pó�niej Jan uzna�, �e wida� dopatrzy� si� w tym ruchu zapowiedzi
przemocy i to sk�oni�o go do dzia�ania. W tym momencie nie traci� jednak
czasu na zastanawianie si�. Nadesz�a pora czynów.
Post�pi� w przód trzy starannie odmierzone kroki i wymierzy� Antoniemu
cios pi��ci� w twarz.
302
Rozdzia� czterdziesty pi�ty.
RS
Anna le�a�a, nie mog�c zasn��. Pod oknami jej sypialni panowa� gwar,
jakby t�oczy�a si� tam setka s�u��cych. W domu go�cie Zofii ta�czyli i weselili
si�. Orkiestra zarzuci�a powolne, stateczne polonezy i menuety na rzecz
skocznych mazurów i polek. �ywio�owy �miech przechodzi� w niesk�adny
harmider, przerywany wysokimi piskami i brz�kiem t�uk�cego si� szk�a.
Przypuszcza�a, �e to kryszta�owe kieliszki jej ciotki odchodz� w�a�nie w
niebyt.
Ha�asy dobiegaj�ce z parteru nie by�y jedyn� przyczyn� bezsenno�ci Anny.
Za trzydzie�ci sze�� godzin jej m�� mia� si� pojedynkowa� z Janem. Który� z
nich mo�e wkrótce umrze� i nie widzia�a sposobu, by temu zapobiec. Zdawa�a
sobie spraw�, �e kiedy m��czy�ni raz zdecyduj� si� na pojedynek, ani Bóg, ani
nikt inny nie jest w stanie ich od tego odwie��. Antoni zosta� zmuszony, by
wyzwa� Jana. Nie mia� innego wyj�cia. Odzyskawszy �wiadomo��, ujrza� nad
sob� twarz Anny, Jana, hrabiny Stelli i kilkorga spo�ród s�u�by. Obj��
spojrzeniem ich wszystkich, a potem zwróci� wzrok na Stelnickiego i zapyta�
chrapliwie:
- Kiedy?
Ustalono, �e strony spotkaj� si� rankiem we wtorek, w lasku tu� za Prag�.
Pojedynek odb�dzie si� na pistolety. Jan i Antoni mog� przyprowadzi� po
dwóch sekundantów. Nikt wi�cej nie móg� by� obecny, poniewa�
pojedynkowanie si� by�o zabronione, i to ju� od dziesi�cioleci. Jeden lub drugi
z nich mo�e zgin��. A nawet obaj.
Co sk�oni�o Jana, by uderzy� Antoniego? Przypomnia�a sobie, �e hrabia
Stelnicki potrafi dzia�a� pochopnie. Wtedy przy stawie pozwoli�, by
powodowa� nim gniew, poniewa� przypuszcza�, �e Anna uwierzy�a
oskar�eniom Zofii. O tak, rozgniewa� si� na tyle, by zostawi� j� sam�.
Gdzie te� przebywa teraz jej m��? Nie nalega�, by pozwolono mu pozosta�
u Gro�skich, nie po takiej scenie. Zastanawia�a si�, czy Antoni nie zdecyduje
si� uciec. Dosz�a jednak do wniosku, �e ch�� zostania magnatem zatrzyma go
w stolicy nawet, je�li nie dokona tego poczucie honoru.
O pó�nocy wsta�a z �ó�ka i otuli�a si� niebieskim szlafrokiem. Lutisza
ostrzeg�a j� co prawda, by pozosta�a w sypialni, lecz ponure my�li i odg�osy
zabawy sprawi�y, �e sta�a si� niespokojna. Ca�y dom zdawa� si� wibrowa�
muzyk� i �miechem. Chcia�a tylko zerkn�� na to z balkonu.
303
RS
Po tym, jak ustalono warunki pojedynku, widzia�a si� z Zofi� jedynie
bardzo krótko. Jej reakcji nie sposób by�o odczyta�. Anna przypuszcza�a, �e
kuzynka odwo�a przyj�cie, gdy� zabawa w tych okoliczno�ciach wydawa�a si�
czym� zdecydowanie niestosownym. Najwidoczniej jednak Zofia tak nie
uwa�a�a. Nie przysz�o jej te� do g�owy, aby zaprosi� kuzynk�. Anna z�o�y�a to
na karb faktu, �e by�a w szóstym miesi�cu ci��y, a kobiety w odmiennym
stanie nie pokazywa�y si� publicznie. Z drugiej strony Zofia nie przejmowa�a
si� przecie� konwenansami.
Otworzy�a drzwi na korytarz i natychmiast sta�o si� dla niej jasne, dlaczego
nie zosta�a zaproszona. Zd��y�a post�pi� zaledwie pó� kroku, gdy tu� obok
przebieg�a m�oda kobieta, a za ni� starszy m��czyzna o bujnych siwych
bokobrodach i w�osach czarnych jak heban. Biegn�ca zatrzyma�a si� na balkonie, pozwalaj�c, by m��czyzna j� dogoni�. Wtedy odskoczy�a z wdzi�kiem,
nie daj�c si� pochwyci�. Odwróci�a si� i pobieg�a z powrotem, lecz zatrzyma�a
si� jak wryta, kiedy spostrzeg�a Ann�.
- Och! - zawo�a�a. - Przepraszam, mam nadziej�, �e nie zak�ócili�my pani
spokoju.
Mocno upudrowana peruka przekrzywi�a si� jej na g�owie, a loki zwisa�y
swobodnie, nieupi�te. Spod rozche�stanej pomara�czowej sukni balowej,
przybranej obficie bladozielonymi falbankami, wy�ania�a si� obna�ona pier�.
- Mam ci�, psotnico! - zawo�a� zalotnik, obejmuj�c od ty�u jej tali�.
- Przesta�, g�upcze! - zawo�a�a. - Czy jeste� równie �lepy jak stary?
M��czyzna dostrzeg� Ann� i u�miechn�� si� niem�drze.
- Jest pani kuzynk� Zofii, prawda? - spyta�a kobieta, bez skr�powania
poprawiaj�c stanik sukni.
Anna wpatrywa�a si� w ni� bez s�owa, a ona nadal papla�a bez sensu.
Muszka, zbyt du�a, by dodawa� uroku, chwia�a si� niepewnie na bia�ym
policzku nieznajomej jak dorodna brodawka. Szminka na wargach rozmaza�a
si� i usta kobiety wygl�da�y, jakby za chwil� mia�y zsun�� si� jej z twarzy.
Starzec oprzytomnia�, staraj�c si� przywo�a� tyle pewno�ci siebie i czaru,
ile tylko móg�.
- Dobry wieczór pani - powiedzia�, najwidoczniej nie zdaj�c sobie sprawy,
jak komicznie wygl�da. - Co za udane przyj�cie! Przy��czy si� pani do nas?
Nim Anna zd��y�a wymy�li� jak�� wymówk�, kobieta wbi�a z rozmachem
�okcie w poka�ny brzuch m��czyzny. Ten za�, zaskoczony, pu�ci� j� i zaniós�
si� kaszlem.
304
RS
Wykorzysta�a okazj�, by uciec i zbieg�a po schodach, nuc�c g�upiutk�
francusk� piosenk�.
Pozostawiony zalotnik opanowa� kaszel i wyprostowa� si�, spogl�daj�c
niepewnie na Ann�. Przekrzywiony tupecik na jego g�owie wygl�da� jak
martwy kruk. U�miecha� si� dziwnie i hrabina z przera�eniem u�wiadomi�a
sobie, �e zamierza przenie�� na ni� swe zainteresowanie.
Natychmiast owin��a si� cia�niej szlafrokiem, by móg� dostrzec, �e jest w
odmiennym stanie. Podzia�a�o, pomimo �e m��czyzna musia� by� nie�le
pijany.
Jego oczy rozszerzy�y si� i nagle jakby zesztywnia�.
- Madame - wybe�kota�, jak mu si� zapewne zdawa�o, z godno�ci� - czy
b�dzie pani tak mi�a i wybaczy mi, �e si� oddal�? Chcia�bym wróci� do go�ci.
Po kilku sekundach czarna peruczka sun��a ju�, podskakuj�c z lekka, po
schodach.
Anna postanowi�a zobaczy�, co te� dzieje si� na dole. Wesz�a na balkon
wychodz�cy na hol, trzymaj�c si� z dala od balustrady, by nie zosta�
rozpoznan�. W olbrzymim �yrandolu zapalono tylko po�ow� �wiec, wi�c hol
domu Gro�skich ton�� w pó�mroku. O�mielona tym podesz�a bli�ej. To, co
zobaczy�a, przypomina�o powrót na ziemi� Szatana. Zdawa�o si�, �e wszelkie
m�ty Warszawy zgromadzi�y si� tej nocy w domu Zofii, zalegaj�c schody,
dywany i marmurowe posadzki. Ci, którzy nadal ta�czyli, potykali si� o
le��cych. Anna zorientowa�a si�, �e kilkoro spo�ród na wpó� rozebranych
biesiadników z pewno�ci� nale�y do szlachty. Có� za paradoks.
Ciekawe, gdzie te� podziewa si� ciotka, pomy�la�a. Jak mo�e dopu�ci�, by
tu� pod jej bokiem dzia�o si� co� tak obrzydliwego?
A potem spostrzeg�a pulchn� Charlotte Sic. Gdy pierwszy raz j� spotka�a,
ksi��na by�a przystrojona brylantami: wysok� z�ot� peruk� zdobi�a diamentowa
tiara, w uszach mia�a d�ugie, pasuj�ce do tiary kolczyki, a na piersi bajeczny,
trzycz��ciowy naszyjnik. Teraz powy�ej pasa nie mia�a na sobie nic.
Anna zamruga�a z niedowierzaniem. Musia�a przy tym cicho krzykn�� albo
te� ksi��na poczu�a utkwiony w niej wzrok, gdy� unios�a g�ow� i spojrza�a na
ni� zdziwiona.
Los zrz�dzi�, �e orkiestra sko�czy�a gra� mazura i kiedy Charlotte zawo�a�a,
by wszyscy spojrzeli w gór�, doskonale j� us�yszano.
- Zofio! - zawo�a�a, moduluj�c g�os niczym do�wiadczona aktorka. - Nie
powiedzia�a� mi, �e zainwestowa�a� w pos�g! -mówi�c to, wskazywa�a na
Ann�.
305
RS
Instynkt nakazywa� Annie natychmiastow� ucieczk�, mimo to nie mog�a
oderwa� stóp od pod�ogi.
- Ale� to nie jest pos�g! - zawo�a�a �piewnie jaka� kobieta, która wida�
potraktowa�a s�owa Charlotte dos�ownie.
- Có� zatem - powiedzia�a ksi��na - je�li to nie pos�g, zapewne mamy do
czynienia z objawieniem, do tego ca�ym w b��kicie. Zofio, chod� szybko! Do
licha, gdzie ona jest? Objawi�a si� nam Dziewica Maryja, i to przed porodem!
Anna nie czeka�a, by si� przekona�, czy Zofia znajduje si� w�ród osób,
które zacz��y wychodzi�, zaciekawione, z s�siednich pokojów. Krew uderzy�a
jej do g�owy, zabarwiaj�c ró�em policzki. Nagle szata�ski �miech zerwa�
zakl�cie, które zatrzymywa�o j� w miejscu. Odwróci�a si� i umkn��a do swojej
sypialni.
Co te� napad�o ksi��n�, �e odezwa�a si� do Anny w ten sposób? Przedtem
by�a dla niej ca�kiem mi�a. By� mo�e Zofia znalaz�a sposób, aby odp�aci�
przyjació�ce za to, �e powiedzia�a Annie o zamiarze Antoniego dotycz�cym
za�o�enia w Sochaczewie gorzelni.
Przyj�cie trwa�o do samego �witu.
Nast�pnego ranka do saloniku na pi�trze wprowadzono nieznanego Annie
dot�d hrabiego.
- Pani Grawli�ska, jestem Pawe� Potecki - przedstawi� si�. Skin��a g�ow�,
zastanawiaj�c si�, co te� go sprowadza.
Hrabia mia� mocn� sylwetk�, a twarz o szlachetnych rysach okolon�
czarnymi, wij�cymi si� w�osami.
- Zofia tak cz�sto o pani wspomina. Ciesz� si� zatem, �e wreszcie mog�
pani� pozna� - powiedzia�.
- Dzi�kuj�. - Nie wiedzia�a, co wi�cej mog�aby powiedzie�. Nigdy nie
s�ysza�a, by Zofia wspomina�a o nim. O co te� mo�e mu chodzi�?
M��czyzna spojrza� na Lutisz�, która wprowadzi�a go do saloniku, a teraz
udawa�a zaj�t� odkurzaniem mebli. Anna u�wiadomi�a sobie, �e hrabia waha
si�, czy mo�e mówi� w obecno�ci s�u��cej.
- Mog�aby� zostawi� nas na chwil�, Lutiszo? - poprosi�a. - Zadzwoni�, gdy
b�d� ci� potrzebowa�a.
Pot��na kobieta zje�y�a si� na t� pro�b� i spojrza�a pytaj�co na Ann�. Ta
jednak odpowiedzia�a �mia�ym spojrzeniem i w ko�cu s�u��ca wysz�a,
zostawiaj�c jednak drzwi szeroko otwarte. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e s�ysza�a
wiele z tego, co wydarzy�o si� ostatnio w domu. Anna podejrzewa�a, �e nie
odejdzie, lecz b�dzie czai�a si� w pobli�u, gotowa po�pieszy� jej z pomoc�.
306
RS
Spojrzeli na siebie z hrabi� i roze�mieli si�.
- To prawdziwy skarb - zauwa�y� pan Potecki.
- Bez w�tpienia s�dzi, �e powinnam pozosta� w bezpiecznym zamkni�ciu,
dopóki nie nadejdzie mój czas. Lecz nie wiem, jak mogliby�my si� bez niej
obej��. Jest nieoceniona.
Hrabia spowa�nia�.
- Pani Grawli�ska, ja...
- Pani Berezowska, je�li �aska - poprawi�a go Anna. - Prosz� nazywa� mnie
panie�skim nazwiskiem, nie tym po m��u. Nie uwa�am si� ju� za m��atk�.
Hrabia wytrzeszczy� oczy, lecz skin�� g�ow� na znak zgody.
- Jak sobie pani �yczy. Pani Berezowska, Zofia prosi�a mnie, bym
porozmawia� z pani� o ostatniej nocy.
- Ach tak?
- Jest zrozpaczona tym, �e sprawy wymkn��y si� jej spod kontroli.
- Rozumiem. Prosz� mi powiedzie�, czy i pan by� tu wówczas obecny?
- Nie, dopiero co przyjecha�em do miasta.
- Och!
Jako� nie wydawa�o jej si�, by hrabia móg� uczestniczy� w tego rodzaju
zabawie. Postrzega�a go jako m��czyzn� obdarzonego charakterem.
- Lecz, jak rozumiem, zabawa sta�a si� nieco zbyt o�ywiona.
- Zofia tak to okre�li�a? Có�, te s�owa nie oddaj� w pe�ni tego, co si� tu
dzia�o.
- Jest mocno zawstydzona. Przyby�em, aby przeprosi� w jej imieniu. Jak
rozumiem, poczyniono pewne komentarze, tycz�ce si� pani.
- Och, to tylko g�upstwa, wygadywane przez g�upi�, pijan� kobiet�.
- Zatem wybaczy pani kuzynce?
Anna zastanawia�a si� przez chwil�, a hrabia cierpliwie czeka�.
- Panie Potecki - powiedzia�a w ko�cu tonem pe�nym rezygnacji - nie mnie
s�dzi� kuzynk�. Zofia nie musi si� przede mn� t�umaczy�. Jestem w tym domu
tylko go�ciem.
- Zatem nie gniewa si� pani na ni�?
- Jak mog�abym? Zofia i jej rodzice tyle dla mnie zrobili. Poza tym... by�
mo�e jej ojciec nadal by �y� i móg�by przywo�a� j� do porz�dku, gdybym
pewnego dnia nie post�pi�a wbrew �yczeniom jego i ciotki. Nie, nie mam
prawa jej ocenia�. �a�uj� tylko...
- Wiem - przerwa� jej hrabia. - Zofia to nieposkromione stworzenie o
s�abym charakterze. Jest jak nieoswojony tropikalny ptak o barwnym
307
RS
upierzeniu. Lecz jej intencje s� dobre, pani Anno, i mocno pani� kocha.
Zrobi�aby dla pani wszystko. Czasami musimy przyjmowa� tych, których
kochamy, takimi, jacy s�, zamiast próbowa� ich zmieni�.
- Chcia� pan powiedzie�: poskromi�?
- Tak.
- By� mo�e ma pan racj�.
Instynktownie wiedzia�a, �e hrabia kocha si� w Zofii, ta za� nie szcz�dzi mu
okazji, by móg� jej wybacza�. Mi�o��, pomy�la�a, ma w sobie niezwyk�� moc.
Hrabia wsta�, sposobi�c si� do odej�cia.
- Zatem mog� powiedzie� Zofii, �e mi�dzy paniami nic si� nie zmieni�o?
Anna u�miechn��a si�.
- Tak.
Nie wiedzia�a, dlaczego ufa jednemu ze znajomych kuzynki, ale tak w�a�nie
by�o. Ufa�a mu.
Hrabia uca�owa� jej d�o�.
- �ycz� pani silnego dziecka, pani Anno. Silnego i zdrowego.
- A je�li urodzi si� dziewczynka? Roze�mia� si�.
- Czasami wydaje mi si�, �e dziewcz�ta potrzebuj� w �yciu wi�cej si�y ni�
ch�opcy.
Gdy wyszed�, Anna pogr��y�a si� w rozmy�laniach. Hrabia zamierza�
powiedzie� Zofii, �e mi�dzy nimi nic si� nie zmieni�o. Mia�a ochot� si�
roze�mia�. Nawet gdyby Bóg pozwoli� im do�y� pó�nego wieku, zawsze b�d�
obraca�y si� w dwóch ró�nych �wiatach. Poniewa� z pewno�ci� zmieni�o si�
wszystko.
308
Rozdzia� czterdziesty szósty.
RS
Jan wsta� na d�ugo przed �witem. By� oci��a�y i nie potrafi� my�le� jasno.
Prawie nie spa� tej nocy. A powinien wypocz��, aby by� szybkim. Tymczasem,
pomimo i� poprzedniego wieczoru zrezygnowa� z trunków, brak snu
spowodowa�, �e czu� si� znu�ony. Czy Grawli�skiemu uda�o si� lepiej
wypocz��?
Gol�c si�, spogl�da� na swe odbicie w lustrze. Nasz�a go my�l, i� by� mo�e
goli si� po raz ostatni. Natychmiast odsun�� j� od siebie.
By� pewny swoich umiej�tno�ci strzeleckich. Na wsi regularnie �wiczy�, a
podczas studiów doskonali� strzelanie z pistoletu oraz szermierk�. Nigdy nie
wiadomo, kiedy kto� z jego stanu zostanie powo�any, aby przewodzi� w bitwie.
Lecz co z Antonim? Czyjego przeciwnik potrafi dobrze strzela�?
Hrabia Stelnicki nie uczestniczy� dot�d w pojedynku. Czy Grawli�ski mia�
w tych sprawach wi�cej do�wiadczenia? Jak to jest kogo� zabi�? Czy b�dzie w
stanie to zrobi�? Od d�u�szego czasu zanosi�o si� na to, �e Polska b�dzie
musia�a walczy�, aby utrzyma� niepodleg�o��. Post�p demokracji nie podoba�
si� s�siadom: Prusom, Austrii i Rosji, które ju� raz podnios�y przeciwko Polsce
zbrojne rami�. Nast�pnym razem on sam znajdzie si� w ogniu walki i b�dzie
musia� zabija�. Nie wiedzia�, dlaczego jest tego taki pewien, lecz oczami wyobra�ni widzia� ju� siebie w bitwie, walcz�cego za swój kraj, swoje
dziedzictwo.
Lecz zabi� kogo� w pojedynku? Zabi� Grawli�skiego? To co� zupe�nie
innego. A jednak, czy mo�e pozwoli� mu �y�? Czy Antoni rzeczywi�cie
stanowi� a� takie zagro�enie, jak s�dzi�a Anna? Pami�ta� chwil�, gdy go
uderzy�, i musia� przyzna� przed sob�, �e nie uczyni� tego w jej obronie.
Post�pi� tak powodowany rozczarowaniem, �e Antoni mo�e by� jednak
niewinny.
I prosz�, do czego dosz�o. A je�li Antoni odda lepszy strza�? Gospodyni
zapuka�a do drzwi i powiedzia�a, �e przybyli jego przyjaciele: Artur i Józef.
Wybra� ich na sekundantów.
- Chleb i kawa dla wszystkich? - spyta�a gospodyni.
- Nie, Wando, podaj co� bardziej tre�ciwego. Mo�e omlet, tak, omlet z
kie�bas� lub szynk� - albo z jednym i drugim!
Kobieta po�pieszy�a do kuchni, zadowolona z odmiany. Nie wiedzia�a o
pojedynku.
309
RS
Hrabina Stella Gro�ska zasiad�a w salonie na parterze. Towarzyszy�a jej
córka oraz siostrzenica. Mia�y oczekiwa� tu na wiadomo��, jak zako�czy� si�
pojedynek pomi�dzy Antonim a Janem. Zarówno Anna, jak i Zofia unika�y
wzroku hrabiny. Napi�cie wydawa�o si� niemal namacalne. Co te� zasz�o
pomi�dzy kuzynkami, zastanawia�a si� pani Gro�ska. Oczywi�cie, by�o
przyj�cie. Skrzywi�a si� na samo wspomnienie. W domu nadal panowa� nie�ad.
No i tyle kryszta�owych kieliszków zosta�o rozbitych!
Nie czu�a si� dobrze tamtego wieczoru i wcze�nie uda�a si� na spoczynek.
Rankiem powiedziano jej, �e wszystko przespa�a. Lecz gdy zobaczy�a, w jakim
stanie by� dom, nie mog�a w to uwierzy�. Nie, nie przespa�a przyj�cia tak po
prostu. Podejrzewa�a, �e zosta�a u�piona. Nie by�o sensu porusza� tego tematu
teraz, kiedy w lesie rozgrywa� si� pojedynek, lecz obieca�a sobie, �e w
przysz�o�ci oka�e si� bardziej czujna. Pomy�le� tylko, musia�a mie� si� na
baczno�ci przed w�asn� córk�!
Nagle wróci�o do niej mgliste wspomnienie. �ni�a, �e obudziwszy si� z
g��bokiego snu, ujrza�a m��czyzn�, zagl�daj�cego do jej sypialni. M��czyzna
móg�by by� sobowtórem Waltera. Czy aby na pewno by� to sen?
- Zofio - spyta�a - czy Walter by� na twoim przyj�ciu?
- Walter? - powtórzy�a Zofia z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a potem,
spojrzawszy wpierw na matk�, a potem na Ann�, u�miechn��a si� szelmowsko
i powiedzia�a:
- Och, mamo, to by�o przyj�cie, na mi�o�� bosk�! Nikt nie zaprasza na
przyj�cie brata takiego jak Walter.
Nim Jan i jego towarzysze dotarli do lasu, nasta� ranek, ch�odny i rze�ki.
G�ste poranne mg�y unosi�y si� nad ziemi�. Jan obserwowa� dobywaj�ce si� z
ust ob�oczki pary, zadowolony, �e ch�ód go rozbudzi�. Jako� nie mia� nastroju
do rozmowy.
Józef prowadzi�. Wykonywa� ju� kiedy� podobn� misj�. Stelnicki nie
zapyta�, jak si� sko�czy�a.
Wkrótce dotarli do miejsca, gdzie zaro�la i nisko zwieszaj�ce si� ga��zie
uniemo�liwia�y dalsz� jazd�.
- Tu zostawimy konie - powiedzia� Józef. - Polanka jest o trzysta kroków
st�d. Wygl�da na to, �e jeste�my pierwsi.
Zsiedli i przywi�zali wierzchowce, a potem zacz�li przedziera� si� przez
g�stwin�: najpierw Józef, potem Jan, a na ko�cu Artur, nios�cy kasetk� z
pistoletami.
310
RS
W lesie panowa� spokój, a unosz�ce si� tu i ówdzie g�ste mg�y sprawia�y,
�e krajobraz by� jak malarska kompozycja. Przyjaciele umilkli. Jan rozmy�la� o
tym, do czego Grawli�ski posun�� si�, próbuj�c pozby� si� Anny i przej�� jej
ziemi�. Je�li to prawda, do czego jeszcze jest zdolny? Czy poka�e si� dzisiaj na
umówionym miejscu? A je�li tak, czy b�dzie walczy� honorowo? I czy
honorowa walka oznacza, �e trzeba strzela� tak, by zabi�?
Gdzie� w oddali kuku�ka zaintonowa�a swój ptasi lament. Jan wspomnia�
wycieczk� po lesie, kiedy s�uchali jej oboje, on i Anna. Zapyta� j� wtedy, czy
ma drobne monety, by nimi zabrz�cze� i tym samym odwróci� z�y omen.
�adne z nich nie mia�o wtedy monet. Jan nie by� przes�dny, lecz musia� przyzna�, �e ich �ycie zmieni�o si� od tego dnia. Teraz zorientowa� si�, �e mimo
woli si�ga do kieszeni. By�a równie pusta jak tamtego dnia. Opar� si� pokusie,
by zapyta� przyjació�, czy który� z nich ma przy sobie drobne pieni�dze.
Antoni i jego sekundanci powinni by� ju� na miejscu. Gdzie te� mogli si�
podziewa�?
Po chwili wyda�o mu si�, �e s�yszy jaki� ha�as, co� jakby trzask ga��zki,
nadepni�tej ko�skim kopytem. Inni tak�e to us�yszeli. Zatrzymali si�,
nas�uchuj�c.
Doko�a panowa� spokój.
Józef zapewni� Jana, �e do polanki nie prowadzi �cie�ka, któr� móg�by
pokona� je�dziec. Artur zasugerowa�, �e to jakie� le�ne stworzonko buszuje w
poszukiwaniu �niadania.
Ruszyli dalej. Lecz zmys�y Jana, i tak pobudzone, wyostrzy�y si�. A je�li
Antoni wola� nie ryzykowa� i przygotowa� zasadzk�? Móg� wynaj�� ludzi, by
go zabili, tak jak planowa� uczyni� to z Ann�. Serce �cisn��o mu si� na my�l,
�e oznacza�oby to, i� przyprowadzi� przyjació� na pewn� �mier�. Nikt nie
wyjdzie z lasu �ywy, by nie móg� opowiedzie�, co si� sta�o.
Kuku�ka zakuka�a znowu, tym razem bli�ej.
Jan wiedzia�, �e jego towarzysze wzmogli czujno��. Ca�a trójka zamilk�a. A
kiedy ruszyli dalej, us�ysza�, �e id�cy za nim Artur po cichu, prawie
nies�yszalnie, pobrz�kuje monetami.
Zofia siedzia�a na krze�le, postukuj�c wypiel�gnowanymi paznokciami o
por�cz i przygl�daj�c si�, jak matka robi na drutach, a Anna udaje, �e czyta.
Próbowa�y ukry� zdenerwowanie. Czym ona mog�aby si� denerwowa�? A
jednak czu�a si� nieswojo. Wsta�a i zacz��a przemierza� pokój.
Wiedzia�a, �e matka spogl�da na ni� od czasu do czasu z dezaprobat�.
Hrabina nadal z�o�ci�a si� z powodu przyj�cia i tego, jak wygl�da� potem dom.
311
RS
Có�, pomy�la�a Zofia, matka b�dzie musia�a przywykn�� do zmian wokó�
siebie. Jest teraz tylko wdow�. Dom z pewno�ci� nie zostanie na wieki okryty
krep�. A je�li to dla niej zbyt wiele, mo�e wróci� do Halicza. U�miechn��a si�
na my�l o tym, jak dobrze laudanum przys�u�y�o si� jej planom. Charlotte
mia�a racj�: par� kropli dodanych do wieczornej sherry matki i hrabina
szybciutko uda�a si� na swoje prywatne przyj�cie do sypialni!
Anna nie wspomnia�a o minionym wieczorze nawet s�owem. Zofia z�aja�a
Charlotte, lecz szkoda ju� si� sta�a. Nie chcia�a, by kuzynka cierpia�a
niepotrzebnie. Prawd� mówi�c, �yczy�a jej wszystkiego co najlepsze, z
wyj�tkiem jednego. Wydelegowanie Paw�a, by j� u�agodzi�, okaza�o si� s�usznym posuni�ciem. Zawsze mo�na znale�� kogo�, kto uporz�dkuje za nas
sprawy. Dzisiejsze zdarzenie stanowi�o najlepszy tego przyk�ad.
Do pokoju wtoczy�a si� Lutisza, nios�c tac� z kaw�.
- Kawa? - zawo�a�a Zofia. - My�l�, �e potrzebujemy czego� mocniejszego!
- Zofio! - krzykn��a hrabina karc�co. - Jak mo�esz pi� i okazywa� tak�
beztrosk�, kiedy w tej chwili kto� tam mo�e umiera!
Zofia spojrza�a na Ann�, która wygl�da�a tak, jakby mia�a za chwil� si�
u�miechn��, a zarazem rozp�aka�.
- Przepraszam - powiedzia�a. - Chodzi�o mi tylko o to, �e kawa dzia�a
pobudzaj�co, a wy jeste�cie ju� wystarczaj�co zdenerwowane.
- Ty za�, jak przypuszczam, nie? - spyta�a gniewnie matka.
- Nie - sk�ama�a Zofia.
Anna podnios�a wzrok znad ksi��ki.
- Czy s�dzisz, �e pojedynek cokolwiek rozstrzygnie? Zofia usiad�a. Dobre
pytanie, pomy�la�a. Obiektywne i szczere. Gdyby jeszcze tylko zna�a
odpowied�.
- Nie, Anno, przypuszczam, �e nie.
- Wszystko w r�kach Boga - powiedzia�a hrabina.
- Bez wzgl�du na to, jaki b�dzie rezultat - westchn��a Anna - nic dobrego z
tego nie wyniknie.
- Z pewno�ci� masz racj�, Anno - odpar�a Zofia.
Spojrza�a w jej zielone oczy i pomy�la�a co� zupe�nie innego: „Ach,
kuzynko, m�� albo ukochany, o to ci chodzi? I wiem, kogo by� wybra�a!".
W�tpliwo�ci Jana co do Grawli�skiego nie sprawdzi�y si�. Antoni przyby�
wraz z sekundantami zaledwie w kilka minut po tym, jak odnale�li polank�.
Najpierw odby�y si� wst�pne uprzejmo�ci: przedstawianie sekundantów,
u�ciski r�k, krótka, lecz uprzejma rozmowa.
312
RS
Jan nie potrafi� odgadn��, o czym my�li Antoni. Szare oczy Grawli�skiego
wydawa�y si� oboj�tne, lecz gdzie� pod pow�ok� oboj�tno�ci kry�o si� co�
jakby utajony ogie�. Rozpalony determinacj� czy raczej strachem?
Józef przypomnia� wszystkim zasady: sygna� do rozpocz�cia, pi�tna�cie
kroków, obrót i strza�.
Drugi z sekundantów sprawdzi� bro� przeciwnika.
Zaproponowano, aby z powodu mg�y skróci� odleg�o�� do dziesi�ciu
kroków, ale nie osi�gni�to ugody. Dystans nie zosta� zatem zmieniony.
Stelnicki chcia� powiedzie� przeciwnikowi, �e wola�by strzela� tylko do
pierwszej krwi. Nie dalej jak przed pó�godzin� doszed� do wniosku, i�
potrzebuje wi�cej dowodów na to, �e ten cz�owiek próbowa� zabi� Ann�. I nie
dlatego, �e jej nie wierzy�. Po prostu potrzebowa� dowodów, zanim odbierze
komu� �ycie. Uderzy�o go, �e w pewnych okoliczno�ciach cz�owiek mo�e
zw�tpi� w ukochan� osob�, tak jak Anna zw�tpi�a w niego nad stawem. A on
wtedy nie zrozumia�.
Nie potrafi� jednak zmusi� si�, by powiedzie� cokolwiek. By�oby to
sprzeczne z tradycj�. Dzi� przemówi� jedynie pistolety, a podejrzewa�, �e
Antoni b�dzie strzela� tak, �eby zabi�. Ale przede wszystkim to duma nie
pozwala mu si� odezwa�. Nie potrafi�by pogodzi� si� z czyim�
przypuszczeniem, i� stara si� ocali� skór�.
Przeciwników poproszono, aby zaj�li pozycje. Uczynili to, wybrawszy
uprzednio bro�. �aden nie spojrza� drugiemu w oczy. Zbli�yli si� i stan�li do
siebie plecami, gotowi rozej�� si� w przeciwnych kierunkach.
B�d� od siebie oddaleni o trzydzie�ci kroków, rozmy�la� Jan. Czy mg�a nie
utrudni dostrze�enia przeciwnika? I czy w takich warunkach b�dzie mia�o
znaczenie, który z nich lepiej strzela? Je�li jeden strza� nie za�atwi sprawy,
pojedynek zostanie uznany za nierozstrzygni�ty. Przeciwnicy si�gn� wówczas
po zapasowe pistolety i b�d� strzela� z odleg�o�ci dwudziestu kroków. A wtedy
trudno nie trafi�.
Najl�ejszy ha�as - szelest mysich �ap na suchych li�ciach czy uderzenia
skrzyde� nietoperza - rozchodzi� si� echem po lesie. Jan s�ysza� s�abe rytmiczne
uderzenia, dobiegaj�ce, zdawa�oby si�, z odleg�o�ci mil, i wprawiaj�ce w
wibracj� poszycie pod stopami i jego samego. Nim dano sygna�, zorientowa�
si�, �e s�yszy bicie swego serca.
„Nie mo�e by� odwa�nym ten - mawia� jego ojciec - kto nie zazna�
strachu".
313
RS
Sekundanci obu stron skin�li g�owami i przeciwnicy zacz�li oddala� si� od
siebie. Sekundant Antoniego liczy� kroki.
- Raz... dwa...
Jan stara� si� skoncentrowa�. Je�li mu si� nie uda, czeka go �mier�. Nie
b�dzie ju� pracowa� na rzecz demokracji...
- Pi��... sze��...
...i �y� w pobli�u Anny, wszystko jedno w jakim charakterze.
- Osiem... dziewi��...
Próbowa� si� skoncentrowa�. Zrani Antoniego i zmusi, by zrezygnowa� z
Anny. Tylko jak?
- Dwana�cie... trzyna�cie...
Us�ysza� jaki� odg�os. Trzask ga��zki? Gdzie? W pobli�u? Co to takiego?
- Czterna�cie...
Nie mia�o ju� znaczenia, co us�ysza�. Cokolwiek to by�o, wystarczy�o, by
go zdekoncentrowa�.
- Pi�tna�cie. Obrót i strza�!
Jan obróci� si� zaledwie o u�amek sekundy wolniej od przeciwnika. Lecz to
przes�dzi�o. Grawli�ski strzeli� pierwszy.
314
Rozdzia� czterdziesty siódmy.
RS
Kobiety tymczasem czeka�y. �adna nie odezwa�a si� chyba przez godzin�.
Anna pomy�la�a, �e zaraz zacznie krzycze�. Czemu nie sprzeciwi�a si� tradycji
i nie pojecha�a do lasu? Dlaczego kobiety mog�y jedynie siedzie� w salonie i
czeka�, podczas gdy m��czy�ni zajmowali si� czym� tak �miertelnie
niebezpiecznym?
Wpatrywa�a si� jak zaczarowana w malowany porcelanowy zegar, stoj�cy
na kominku. Do ustalonej godziny - dziesi�tej - brakowa�o trzydziestu minut.
Wskazówki posuwa�y si� tak wolno, i� Anna pomy�la�a, �e zegar z pewno�ci�
si� pó�ni.
Nagle u�wiadomi�a sobie, �e nie ona jedna z napi�ciem wpatruje si� w
minutow� wskazówk�. Oczy ciotki w�drowa�y do kominka w regularnych
odst�pach niczym �wiat�a sygnalizacyjne.
Co b�dzie, je�li Jan zabije Antoniego? Czy �mier� m��a nie stanie
pomi�dzy ni� a ukochanym? A je�li Antoni prze�yje? Co za�atwi ten
prymitywny rytua� obrony honoru?
A je�li to Jan zginie? Nie mog�a dopu�ci� do siebie takiej ewentualno�ci.
�ycie bez niego by�o nie do pomy�lenia. Nawet je�li si� nie pobior�, �ycie bez
Jana nie by�o �yciem w ogóle. U�wiadomi�a sobie, �e mimo woli wstrzymuje
oddech. Powinnam by�a tam pój��, powtarza�a sobie w duchu, powinnam by�a.
Za dziesi�� dziesi�ta kto� zapuka� do frontowych drzwi. Kobiety spojrza�y
na siebie, zdziwione. Jakich nowin mo�na by�o si� spodziewa� o tej porze?
Pojedynek mia� odby� si� za kilka minut, a potem min� pewnie ze dwie
godziny, nim czego� si� dowiedz�.
Po chwili Lutisza wprowadzi�a do salonu go�cia.
Anna podnios�a wzrok i zobaczy�a, �e zbli�a si� do niej baron Kolbi.
Próbowa�a pokry� zaskoczenie u�miechem. Od powrotu do Warszawy nie
po�wi�ci�a baronowi ani jego kr�gowi patriotów nawet jednej my�li. Nie by�o
na to czasu.
Wsta�a, by go powita� i przedstawi� ciotce. Zofii, oczywi�cie, nie trzeba
by�o Micha�a przedstawia�, a milcz�ce skinienie g�ow� w kierunku go�cia
jasno �wiadczy�o, �e nie zapomnia�a ch�odu, jakim odpowiedzia� na jej zaloty
podczas pami�tnego przyj�cia.
Micha�, rozpromieniony, zwróci� si� do Anny:
- Obawia�em si�, �e ju� nie �yjesz, i to pomimo moich wysi�ków. Chwa�a
Bogu! Tak si� ciesz�, �e widz� ci� ca�� i zdrow�!
315
RS
U�miechn��a si�.
- Wygl�da na to, �e mam twardszy �ywot ni� kot. Usi�dziesz?
Baron przysun�� sobie krzes�o i usiad� obok kobiet. Anna zerkn��a na zegar.
Wizyta barona cieszy�a j�, lecz pozbawia�a mo�liwo�ci nieustannego
sprawdzania czasu. Do chwili rozpocz�cia pojedynku pozosta�y ju� tylko
minuty.
- Jakich wysi�ków? - spyta�a Zofia.
Dopiero teraz s�owa barona w pe�ni do Anny dotar�y: „Pomimo moich
wysi�ków..."
- Anna nie myli�a si� co do Antoniego - powiedzia� Micha�. - Kiedy
wyruszy�a do Petersburga, przeprowadzi�em ma�e �ledztwo i szybko odkry�em
ca�� intryg�.
- Intryg�? - spyta�a hrabina. Baron spojrza� na hrabin�.
- Wypyta�em o ludzi, którzy mieli odwie�� pani siostrzenic� do
Petersburga. To, co napisa�a w li�cie, obudzi�o moje podejrzenia. Znalaz�em
cz�owieka, Rosjanina, który zrezygnowa� ze zleconego zaj�cia, poniewa�...
Anna podejrzewa�a, �e nowiny, jakie zamierza im przekaza� Micha�, s� na
tyle szokuj�ce, �e waha si� to zrobi� w obecno�ci schorowanej ciotki.
- Tak - powiedzia�a hrabina - prosz� mówi� dalej. Micha� skin�� g�ow� i
zaczerpn�� oddechu.
- ...poniewa� Grawli�ski nie zamierza� sprowadzi� �ony do Petersburga.
Powóz mia� dotrze� do Opola, do rodzinnego maj�tku Grawli�skich, lecz Anna
nie przyby�aby tam... �ywa.
Hrabina westchn��a, przera�ona.
- A wi�c to prawda. Na Boga, to prawda!
- Zatem Antoni - powiedzia�a Zofia dziwnie oboj�tnym tonem - naprawd�
planowa� j� zabi�.
Spojrza�y obie na Ann�, która nie wydawa�a si� zbyt przej�ta tym, co
us�ysza�a.
- To twoi ludzie próbowali odbi� mnie Rosjanom - powiedzia�a.
Baron przytakn��.
- Niech Bóg we�mie do siebie ich dzielne i dobre dusze.
- Ugania�em si� za Antonim od tygodni, ale to sprytny diabe�. Dotar�em a�
do Opola i Cz�stochowy, lecz zawsze wyprzedza� mnie o krok. Wiem, �e jest
teraz w Warszawie. Zamierzam wyzwa� go na pojedynek. Jak si� domy�lam,
jeszcze si� tu nie pokaza�?
316
RS
Kobiety wymieni�y spojrzenia i opowiedzia�y, gdzie w�a�nie przebywa
Antoni i co si� tam dzieje. Nim Anna zd��y�a spojrze� na zegar, ten wybi�
dziesi�t�.
Kula przemkn��a obok lewego ucha Jana. Antoni naprawd� strzela� tak,
�eby zabi�, przemkn��o mu przez my�l. Celowa� w g�ow�, lecz chybi�.
Jan zaczerpn�� g��boko oddechu i wycelowa�. By� pewny, �e móg�by zabi�
Antoniego - serce stanowi�o zdecydowanie lepszy cel ni� g�owa - jednak, bez
solidnego dowodu na to, �e Antoni by� winien próby zabójstwa...
Wycelowa� ponownie, tym razem nie w serce, i strzeli�.
Trafi� w prawe rami�. Antoni nawet nie upad�. Os�oni� lew� d�oni� ran�,
która nie krwawi�a zbyt mocno. Spojrza� na Jana i u�miechn�� si�, jakby chcia�
powiedzie�: By�e� dzi� lepszy, lecz niewiele.
Mia�em swoj� szans�, pomy�la� Jan, i by� mo�e po�a�uj�, �e jej nie
wykorzysta�em. Antoni, �ywy, nadal stanowi� dla Anny zagro�enie.
Nagle rozleg� si� strza� z innego pistoletu! Jan, zaskoczony, spostrzeg�, �e
pier� Antoniego eksploduje fontann� krwi. Spojrza� na Jana rozszerzonymi z
szoku i bólu oczami, a potem run�� na ziemi�.
- Tam! Tam! - zawo�a� Józef, wskazuj�c chmurk� dymu obok wielkiego
d�bu. - Stamt�d strzelano!
Jeden z przyjació� Antoniego pobieg� mu na pomoc. Stelnicki i pozostali
ruszyli ku miejscu, gdzie ukrywa� si� strzelec. Jan przypomnia� sobie, �e
w�a�nie stamt�d dobieg� trzask, który wytr�ci� go ze stanu koncentracji.
Biegn�c, wzi�� od Artura dodatkowy pistolet. Lecz nim zdo�ali cokolwiek
dostrzec, us�yszeli t�tent kopyt. Najwidoczniej musia�a tam by� �cie�ka, a
poniewa� ich konie zosta�y o kilkaset metrów z ty�u, nie mieli cienia szansy,
aby dogoni� strzelca.
Mimo to Jan wycelowa� i nacisn�� spust. Strza� rozleg� si� echem w cichym
lesie. Cel jednak zd��y� ju� oddali� si� poza zasi�g kul i bezpiecznie zbiec.
Wrócili do miejsca, gdzie le�a� bez �ycia Grawli�ski.
317
Rozdzia� czterdziesty ósmy.
RS
- On nie �yje i ju�! - powiedzia�a Zofia. - Kogo obchodzi, kto go zabi�,
Anno!
- Tego rodzaju cz�owiek - po�pieszy� jej z pomoc� Micha� - musia� mie�
wielu wrogów.
Baron zosta� u Gro�skich, gdzie czeka� na wynik pojedynku. Jan przyby� z
nowinami po nieca�ych dwóch godzinach.
Anna spojrza�a na drzwi, gdy si� w nich pojawi�. Jej dusza otwar�a si� na
ten widok, wype�niaj�c ciep�em i �wiat�em. Zd��y�a ju� przygotowa� si� na
najgorsze. W ko�cu je�li ojciec móg� opu�ci� j� i umrze�...
Jan by� mocno przygn�biony. Nie zdziwi�o to Anny. Zetkn�� si� przecie� ze
�mierci�, i to w bardzo niepokoj�cych okoliczno�ciach. Poznawszy barona,
wys�ucha� oskar�e� pod adresem Antoniego bez wi�kszego zainteresowania.
Podziela� zdanie Zofii: liczy�o si� tylko to, �e Anna b�dzie mog�a �y�
spokojnie, wolna od strachu przed m��em. Nie by�o okazji, by mogli
porozmawia� na osobno�ci.
W nast�pnych dniach Anna du�o rozmy�la�a o tym, jak Jan zareagowa� na
�mier� Antoniego. Stara�a si� te� rozezna� we w�asnych uczuciach i uczciwie
je oceni�. Nie �yczy�a nikomu �mierci, mia�a jednak �wiadomo��, �e teraz ona
i dziecko b�d� bezpieczni, a to dzi�ki tajemniczemu zabójcy. Kto móg� nim
by�? Feliks Paduch? Micha� rozwi�za� jedn� zagadk�, lecz zaraz pojawi�a si�
nast�pna, nie mniej dr�cz�ca.
Nie zorganizowa�a pochówku m��a, cho� czu�a si� w obowi�zku
przywdzia� �a�ob�. Odes�a�a cia�o Antoniego matce wraz z formalnym listem,
w którym zrzek�a si� wszelkich pretensji do maj�tku i tytu�u Grawli�skich.
Niech jego rodzice zatrzymaj� wszystko, pomy�la�a. Nie chcia�a mie� z nimi
nic wspólnego. Cho� baron by� stary i prawdopodobnie nieszkodliwy, Micha�
wydawa� si� przekonany, �e baronowa Grawli�ska doskonale wiedzia�a, co
zamierza Antoni. Kto wie, do czego mo�e by� zdolna matka, która wychowa�a
takiego syna? Anna wola�a, by wszelkie wi�zy, ��cz�ce j� z t� rodzin�, zosta�y
raz na zawsze zerwane.
W trzecim tygodniu kwietnia zima by�a ju� tylko wspomnieniem. Pierwsze
mg�y i deszcze, zwiastuj�ce wiosn�, zmy�y resztki ci��kiej zimy.
Przez kilka dni Anna nie mia�a od Jana �adnych wie�ci. Zacz��a si� nawet
zastanawia�, czy to nie sprzeciw Zofii stan�� na przeszkodzie ich kontaktom.
Kilkoro spo�ród zaprzyja�nionych patriotów odwiedzi�o j�, przynosz�c ulg� w
318
RS
trudnych chwilach spowodowanych zaawansowan� ci���. Poniewa� wielu z
nich by�o lud�mi z gminu, strzeg�a si�, aby utrzyma� te wizyty w tajemnicy
przed Zofi� i ciotk�.
W Haliczu, pozostaj�cym od rozbioru w 1772 roku pod jurysdykcj� Austrii,
a tak�e w ca�ej Polsce op�akiwano �mier� Leopolda II, cesarza Austrii i brata
Marii Antoniny. Sprzyja� on bowiem konstytucji w przekonaniu, i�
wprowadzone przez ni� reformy mog� zapobiec rewolucji w Europie
�rodkowej. Przyjaciele Anny �udzili si� nadziej� - cho� by�a ona nader w�t�a �e jego nast�pca, Franciszek II, b�dzie honorowa� sojusz z Polsk� zawarty
przez ojca.
Ciotka Stella czu�a si� lepiej i, podobnie jak Zofia, by�a dla Anny mi�a w
tygodniach, które nast�pi�y po �mierci Antoniego. Kuzynka nie zaprzesta�a
jednak ma�o wyszukanych rozrywek we w�asnym domu i Anna postanowi�a, �e
wyjedzie z miasta, gdy tylko dziecko si� urodzi.
Pewnego popo�udnia drzema�a w�a�nie w swoim pokoju, kiedy Lutisza
powiadomi�a j�, �e w salonie na dole czeka hrabia Stelnicki.
- Czy mam powiedzie�, �e jest pani niedysponowana, madame?
- Niedysponowana? Oczywi�cie, �e nie. Podaj mi lusterko.
- Ale, prosz� pani...
- Co takiego?
- Za sze�� czy siedem tygodni urodzi pani dziecko - powiedzia�a s�u��ca,
podaj�c jej lusterko. - A pani m�� dopiero co umar�. To niestosowne, by
widywa�a si� pani z panem Stelnickim.
Pokojówka umilk�a i poczerwienia�a, zawstydzona w�asn� �mia�o�ci�.
- Rozumiem, co chcesz powiedzie�, Lutiszo. Wiem, co mówi si� pomi�dzy
s�u�b� o panu Stelnickim. Pos�uchaj mnie: to nie jest prawda. Wuj Leo si�
pomyli�; Jan nie ponosi odpowiedzialno�ci za to, co zdarzy�o si� we wrze�niu
nad stawem. Rozumiesz?
- Tak, madame.
Jan wsta� i skomplementowa� Ann�, gdy si� do niego zbli�y�a.
- Ale� z ciebie k�amca, panie Stelnicki - odpar�a.
- Panie Stelnicki? Tak formalnie?
�artobliwa odpowied� zamar�a Annie na ustach, gdy zobaczy�a Zofi�
siedz�c� w fotelu hrabiny, ustawionym przy kominku. Kuzynka zaj�ta by�a
robótk�. Robótk�! Anna nie mog�a si� powstrzyma�, by nie westchn�� z cicha.
Nie widzia�a dot�d, by kuzynka kiedykolwiek robi�a na drutach. Zrozumia�a,
319
RS
�e to tylko przedstawienie i �e Zofia zamierza pozosta� w salonie podczas
wizyty Jana. Poczu�a, �e budzi si� w niej gniew.
Jan wypyta� Ann� o zdrowie, okazuj�c szczer� trosk� w zwi�zku ze
zbli�aj�cym si� terminem porodu.
- Co takiego? Tak, czuj� si� dobrze - odpar�a nieprzytomnie, odrywaj�c
wzrok od kuzynki, udaj�cej brak zainteresowania rozmow�.
- Nie potrwa to d�ugo, Anno, kochanie - powiedzia�a Zofia, wpatrzona w
robótk� - je�li nie b�dziesz o siebie dba�a. Powinna� by� w �ó�ku.
- Nic mi nie jest, Zofio - odpar�a. - A czy ty nie powinna� przygotowywa�
si� do wieczornego przyj�cia? - spyta�a na pozór lekko, wiedz�c jednak, �e
kuzynka pojmie aluzj�. O czym ci dwoje mogli rozmawia�, nim zesz�a do
salonu?
- Och, jest jeszcze mnóstwo czasu - odpar�a Zofia tym samym fa�szywie
lekkim tonem. - Mam na to ca�e popo�udnie.
Jan i Anna usiedli obok siebie na sofie. Go�� wyja�ni�, �e je�dzi� do
Krakowa z polityczn� misj� i �e za dzie� czy dwa b�dzie musia� tam wróci�.
Czu�a, �e tylko obecno�� Zofii powstrzymuje go od uca�owania jej d�oni, a
nawet przytrzymania jej w u�cisku. Spotkali si� oto po raz pierwszy po �mierci
Antoniego i wiedzia�a, i� �adne z nich nie o�mieli si� g�o�no powiedzie� tego,
co mówi�y ich spojrzenia.
Przez pó� godziny prowadzili grzeczn� i do�� sztywn� konwersacj�. Gniew
Anny rós� z ka�d� stracon� minut�. W ko�cu mia�a do��. Nie pozwoli, by Zofia
swoim wtr�caniem si� popsu�a jej szyki. Przemówi�a bezpo�rednio do Jana,
ignoruj�c jej obecno��.
- Janie, poród zawsze niesie ze sob� ryzyko. Gdyby mi si� co� sta�o...
- Ale� Anno, wygl�dasz wspaniale! Nic ci si� nie stanie.
- Mimo to chcia�abym, aby� to wzi��. - Wyj��a spomi�dzy fa�d spódnicy
zapiecz�towany dokument. - To mój testament i ostatnia wola. Spisa�am je na
wypadek, gdyby dziecko mnie prze�y�o.
Twarz Jana pociemnia�a. Si�gn�� po dokument.
Anna poczu�a, �e Zofia si� jej przygl�da. Zignorowa�a to.
- Zanim go we�miesz, musz� poprosi� ci�, by�, je�li umr�, zosta�
opiekunem mego dziecka.
Zofia zaczerpn��a g�o�no oddechu i poruszy�a si� na fotelu, lecz Anna nadal
nie zwraca�a na ni� uwagi.
- Oczywi�cie, Aniu - szepn�� Jan. Poda�a mu dokument.
320
RS
- Los mego dziecka i jego byt b�dzie zale�a� tylko od ciebie. Dopilnuj jego
edukacji. Chc�, aby pozna�o cztery czy pi�� j�zyków. Znajomo�� j�zyków to
klucz do przysz�o�ci. Dopilnujesz tego? Wiem, �e prosz� o wiele.
- Sk�d�e znowu, lecz nie musimy martwi� si� o takie rzeczy. Sama
nauczysz je polskiego, rosyjskiego i francuskiego!
- Nie martwi� si� o siebie, Janie. Chc�, by mój syn wyrós� na m��czyzn� o
silnym charakterze.
- Sk�d wiesz, �e to b�dzie ch�opiec? Wzruszy�a ramionami.
- Powiedzmy, �e mam przeczucie. Zdziwi�abym si�, gdyby urodzi�a si�
dziewczynka.
Nagle poczu�a, �e robi jej si� s�abo.
- Dobrze si� czujesz? - zapyta� Jan. - Poblad�a�.
- To nic, zakr�ci�o mi si� w g�owie. Zaraz przejdzie.
- Jest zbyt s�aba, by nie le�e� w �ó�ku - powiedzia�a Zofia. - Wiedzia�am, �e
ta wizyta oka�e si� dla ciebie zbyt m�cz�ca, Anno Mario. Bo�e, jeste� blada
jak Marzanna!
Jan zignorowa� Zofi�, jak przedtem Anna.
- Zostan� w Warszawie, dopóki nie urodzi si� dziecko - powiedzia�.
- Nie ma takiej potrzeby - odpar�a. - To jeszcze kilka tygodni, a masz na
g�owie wa�ne sprawy.
Skin�� z oci�ganiem g�ow�.
- Pewnie i tak na nic bym si� nie przyda�. Lecz zadbam o to, by� wiedzia�a,
gdzie jestem, i mog�a w ka�dej chwili zawiadomi� mnie o porodzie lub o tym,
�e jestem ci potrzebny.
- Dzi�kuj�, Janie.
U�miechn�� si� i przez chwil� Anna, otulona ciep�em tego u�miechu, czu�a
si� absolutnie szcz��liwa.
- Anno, kochanie - powiedzia�a Zofia z naciskiem - pora, by� wróci�a do
swego pokoju.
- Zofia ma racj� - przytakn�� Jan, nim Anna zd��y�a zaprotestowa�. Powinienem ju� i��.
Wsta� i sk�oni� si�.
Zofia zadzwoni�a po Lutisz�. A kiedy s�u��ca wesz�a do salonu, wsta�a
nagle i powiedzia�a:
- Odprowadz� pana Stelnickiego do drzwi, Lutiszo, a ty pomó� Annie
dosta� si� do sypialni.
321
RS
Anna zawrza�a z gniewu. Kuzynka znów si� wtr�ca�a. Ciekawe, co
powiedzia�by Jan, gdyby mogli cho� na chwil� zosta� sami, pomy�la�a.
Wychodz�c, spojrza� na ni� po raz ostatni kobaltowoniebieskimi oczami,
jakby chcia� doda� jej otuchy. Zapami�ta to spojrzenie i b�dzie czerpa�a z
niego si�� w trudnych chwilach porodu.
322
Rozdzia� czterdziesty dziewi�ty.
RS
Cho� Konstytucja 3 maja podzieli�a szlacht�, pierwsz� rocznic� jej
uchwalenia obchodzono w stolicy hucznie i ze szczer� rado�ci�.
Tego dnia Anna przyjmowa�a w salonie na parterze szwaczki i handlarki.
Pomimo i� stosunki pomi�dzy Zofi� a matk� pozostawa�y ch�odne, ku
zdumieniu Anny kuzynka uczestniczy�a w spotkaniu i wygl�da�o na to, �e z
przyjemno�ci� pomaga jej i hrabinie wybiera� dzieci�ce ubranka.
Hrabina Gro�ska wydzierga�a kilka ubranek, lecz trzeba by�o jeszcze sporo
dokupi�. Anna wola�a czyta� ni� szy�, wi�c tym bardziej docenia�a
mistrzostwo, jakiego wymaga�o uszycie jedwabnych czapeczek, koronkowych
i p�óciennych koszulek, malutkich, dzierganych buciczków i, oczywi�cie,
pieluch. Ka�da rzecz mia�a wpleciony we wzór ozdobny zakr�tas, stanowi�cy
podpis szwaczki, i Anna kupi�a od ka�dej po kilka sztuk.
- Och, Anno - zawo�a�a Zofia z zachwytem - pozwól, �e kupi� dla twego
dziecka t� bia�� jedwabn� koszulk�. Doprawdy, godna jest samego ksi�cia!
Anna nie odpowiedzia�a, gdy� trzyma�a si� za brzuch, dysz�c z bólu.
Przeszywaj�cy skurcz pojawi� si� nieoczekiwanie. Krew nap�yn��a jej do
twarzy, zalewaj�c nieprzyjemnym �arem, a potem odp�yn��a.
Po chwili paroksyzm ust�pi�, lecz zaraz pojawi� si� nast�pny. Anna
krzykn��a z bólu. Kobiety zakrz�tn��y si� wokó� niej niczym pszczo�y wokó�
swej królowej. Nak�oniono j�, by odchyli�a si� na krze�le. Oddycha�a z trudem,
podczas gdy ciotka i kuzynka, stoj�ce po obu stronach krzes�a, wypytywa�y j� i
dodawa�y otuchy. Lutisza i Marta krz�ta�y si� w pobli�u z wielce powa�nymi
minami. Annie brakowa�o powietrza. Zrobi�o jej si� s�abo.
Ból zaatakowa� po raz trzeci i ogarn��a j� panika. Czy to normalne? Czy�by
dotrwa�a do tego momentu, by teraz poroni�, jak jej matka?
Wskaza�a na le��ce na stole ubranka, które wybra�a. Po chwili mia�a je ju�
na kolanach i przyciska�a do piersi. Zamkn�wszy oczy, poczu�a przyp�yw
gor�ca i dziwne, obce ruchy wewn�trz swojego cia�a.
- Prosz� pochyli� si� do przodu i oddycha� - powiedzia�a Lutisza,
naciskaj�c r�k� na jej g�ow�. Drug� r�k� - jaka� ona wielka, pomy�la�a Anna po�o�y�a jej na brzuchu. Podczas nast�pnych kilku minut ból to pojawia� si�, to
znika�.
- Pani Anna - oznajmi�a w ko�cu Lutisza - wkrótce urodzi.
- To niemo�liwe! - powiedzia�a hrabina. - Termin przypada dopiero w
przysz�ym miesi�cu.
323
RS
- Musia�a� si� pomyli�, Lutiszo - popar�a matk� Zofia.
- Nied�ugo powie to pani dziecku sama, pani Zofio - odpar�a Lutisza �mia�o.
- Jest gotowe, by przyj�� na �wiat.
Szmer rozmów i odg�osy gor�czkowej krz�taniny dobiega�y jakby z oddali.
W pewnej chwili Anna poczu�a, �e po jej nogach rozlewa si� dziwne ciep�o.
Otwar�a oczy i przekona�a si�, �e dó� cia�a ma ca�y mokry. Lutisza mia�a racj�:
zaczyna� si� poród!
Chocia� dziwi�o j�, �e dziecko tak �pieszy si� na �wiat, przede wszystkim
odczuwa�a strach. Ba�a si� nie tyle bólu, który, jak wiedzia�a, musi przyj��,
lecz tego, czy male�stwo oka�e si� do�� silne. Wiedzia�a, �e dzieci, które rodz�
si� przedwcze�nie, rzadko prze�ywaj�.
Handlarki odprawiono. Za ka�dym razem, gdy otwiera�y si� drzwi na ulic�,
uszu Anny dobiega�y d�wi�ki muzyki i odg�osy zabawy. Pomy�la�a, �e to
dobry omen. Jej dziecko urodzi si� w rocznic� uchwalenia konstytucji. Ojciec
powiedzia� kiedy�, by doszukiwa�a si� znaczenia w ma�ych sprawach.
- Hrabina musi si� po�o�y� - powiedzia�a Lutisza.
- Nie zaryzykujemy wspinania si� po schodach - odpar�a ciotka Stella, która
w godzinie próby zachowa�a zdumiewaj�co jasny umys�. - Zabierzcie j� do
mojej sypialni.
Ruszy�a wraz z Mart� przodem, by przygotowa� �ó�ko, podczas gdy Zofia i
Lutisza podtrzymywa�y Ann�, prowadz�c j� do pokoju ciotki.
Mija�y godziny. Kiedy przy �ó�ku pojawi� si� ksi�dz, Anna by�a na wpó�
przytomna. Powiedzia�, jakie modlitwy powinna odmówi�, lecz ból nie
pozwala� jej si� skupi�. Przed odej�ciem ksi�dz w�o�y� w d�onie po�o�nicy
ró�aniec, lecz wkrótce go wypu�ci�a.
- S�yszysz mnie, Anno Mario? - spyta�a ciotka.
- Tak.
- Pos�a�y�my po lekarza, lecz mo�e nie zd��y� na czas. W razie
konieczno�ci poród odbierze Lutisza. Ma w tym do�wiadczenie. Zrozumia�a�?
Anna skin��a g�ow�.
Wydawa�o jej si�, �e w pokoju jest nieprawdopodobnie gor�co. Twarz
mia�a zlan� potem. Wyj�to jej z w�osów grzebyki i teraz wilgotne pasma
opada�y bez przeszkód na ramiona. Pos�usznie robi�a to, co jej kazano.
Lutisza przygotowywa�a si�, aby odegra� rol� po�o�nej. Hrabina i Marta
mia�y jej pomaga�. Zofia wymówi�a si� i wysz�a, szepn�wszy wpierw kuzynce
do ucha s�owa otuchy i zach�ty.
Ból jeszcze si� wzmóg�.
324
RS
Na zewn�trz �wi�towano coraz gorliwiej, a skoczne tony polki i mazura
tworzy�y niesamowite t�o dla tego, co dzia�o si� w pokoju. Anna zacz��a
porusza� si� w takt muzyki, nie dbaj�c, co pomy�l� sobie opiekuj�ce si� ni�
kobiety. Potem wydawa�o si� jej, �e to by�o we �nie.
Krzycza�a z bólu, lecz nikt nie móg� mie� jej tego za z�e. Nie zazna�a dot�d
takiego cierpienia. Przez jaki� czas by�a nawet pewna, �e nadesz�a jej ostatnia
chwila. Wiedzia�a, �e wiele kobiet umiera podczas porodu. Modli�a si� jednak
przede wszystkim o to, by dziecko urodzi�o si� zdrowe. Podczas najsilniejszego skurczu us�ysza�a, jak ciotka szepcze jej do ucha:
- Bóg nie daje niczego za darmo, lecz otwiera wszystko, by ka�dy móg�
czerpa� tyle, ile potrzebuje.
Czu�a, �e kobiety dotykaj� jej, pouczaj�, nalegaj�. Z�o�y�a ufno�� w Bogu i
w Lutiszy. �adne z nich dot�d jej nie zawiod�o.
- Przyj, Anno, przyj! Jeszcze. Mocniej, Anno! Wychodzi, Anno. Przyj!
Dziecko wychodzi!
Jeszcze jeden wysi�ek, tak niewyobra�alny, �e z wielkim trudem by�a w
stanie go podj��, a potem ulga. Powiedziano jej, �e ta faza porodu przebieg�a
szybko, lecz Annie ka�da chwila zdawa�a si� wieczno�ci�. Nagle jej uszu
dobieg� piskliwy krzyk. Natychmiast unios�a powieki. P�acz dziecka! Lutisza
trzyma�a noworodka wysoko w powietrzu. Przeci�to p�powin�.
Cia�ko krzycz�cego male�stwa pokrywa�a krew i w pierwszej chwili Anna
pomy�la�a, �e dziecko umiera. Unios�a g�ow� i próbowa�a zawo�a� na alarm.
- Pi�kny ch�opaczek - oznajmi�a ciotka.
- On krwawi...
- Nic podobnego, po prostu trzeba go umy� - uspokoi�a j� Lutisza. Cudowny dzieciak!
Anna opad�a na poduszki, próbuj�c si� u�miechn��. Mam syna!
Kobiety krz�ta�y si� wokó� niej w niesko�czono��, ona za� pragn��a tylko
zawo�a�, by dano jej dziecko. Nie mog�a jednak tego uczyni�, gdy� by�a zbyt
s�aba i za bardzo kr�ci�o jej si� w g�owie.
W ko�cu trzyma�a male�stwo w ramionach. Przez chwil� wydawa�o si� jej,
�e kobiety musia�y si� pomyli�. Noworodek by� tak male�ki i drobniutki, �e
musia� by� chyba dziewczynk�. Cho� córka by�aby równie mile widziana,
pragn��a si� przekona�, czy naprawd� urodzi�a syna.
- Wybra�a� ju� dla niego imiona, kochanie? - spyta�a ciotka Stella.
- Tak. Przedstawiam wam Jana Micha�a.
325
RS
Przytuli�a wierc�ce si� niemowl� do nagiej piersi, delikatnie g�adz�c
palcami g�ówk�, pokryt� pasmami pi�knych jasnych w�osów. Po jakim� czasie
dziecko usn��o. Anna, wyczerpana porodem, wkrótce posz�a w jego �lady.
Zapad�a w mocny, spokojny sen, z dzieckiem wtulonym w zag��bienie
ramienia.
Pó�niej zauwa�y�a, �e Lutisza zawi�za�a male�stwu na r�czce czerwon�
wst��k�, która, wed�ug ludowych wierze�, mia�a chroni� przed urokiem.
326
Rozdzia� pi��dziesi�ty.
RS
Opieka nad dzieckiem stanowi�a dla Anny �ród�o nieustaj�cego szcz��cia. Z
ka�dym tygodniem Jan Micha� wydawa� si� jej pi�kniejszy i bardziej kochany.
Zapewne tak wydaje si� ka�dej matce, my�la�a.
- Niech no popatrz� na twoje niebieskie oczka - zawodzi�a �piewnie, robi�c
miny. Ma oczy szeroko otwarte, patrz�ce bystro i szybkie niczym u soko�a,
my�la�a. Wpatrywa� si� w twarz matki, jakby próbowa� zrozumie�, co mówi.
Mia� zaledwie kilka tygodni, kiedy zareagowa� na jej b�aze�stwa bezz�bnym
u�miechem, a potem zacz�� chichota�, przygl�daj�c si�, jak stroi miny.
Anna u�wiadomi�a sobie, �e macierzy�stwo j� zmieni�o. Nieokre�lone l�ki,
ogarniaj�ce j� czasami niczym powiew pustynnego wiatru, ust�pi�y.
Oczywi�cie dr�czy� j� niepokój, maj�cy swe �ród�o w mrocznych
wydarzeniach, które rozpocz��y si� w dniu �mierci ojca i po�o�y�y cieniem na
nieszcz��liwym ma��e�stwie, lecz teraz o�miela�a si� �ywi� nadziej�, �e los
wreszcie si� odmieni.
Macierzy�stwo zdawa�o si� sprawia�, �e czu�a nieustaj�ce zadowolenie.
Sp�yn�� te� na ni� szczególny spokój, nieznany, by�a tego pewna, oddanym
wiecznej wojaczce m��czyznom. Homer z gruntu si� myli�. Tak, Odyseusz sta�
u steru majestatycznego statku i przedziera� si� przez fale, gnaj�c od jednej
przygody do drugiej, a po drodze wpadaj�c w rozkoszn� pu�apk� ramion Kirke
i Kalipso. I to jego historia nazwa�a dzielnym. Lecz Anna wiedzia�a, �e
Penelopa, która musia�a znie�� ból narodzin ich syna, by�a z nich dwojga
dzielniejsza. To ona musia�a czerpa� z wewn�trznych zasobów odwagi i
m�dro�ci, by przez dwadzie�cia lat zwodzi� zalotników i samotnie
wychowywa� dziecko. I to jej przysz�o czeka�. Homer nie wys�awia Penelopy
w wystarczaj�cym stopniu za to, �e zajmowa�a si� domem i dochowa�a
wierno�ci m��owi. By�a prawdziw� bohaterk�, rozmy�la�a teraz Anna, tak� jak
ka�da kobieta, która ryzykuje �ycie, by urodzi� dziecko.
Cz�sto zabiera�a ma�ego do kuchni - �ona domu, jak j� nazywa�a - i
sp�dza�a tam dzie� z Lutisza, Mart� oraz jej córkami, Katarzyn� i Marcelin�.
Olbrzymie pomieszczenie mia�o szerokie okna, dostarczaj�ce �wiat�a i ciep�a
zio�om w doniczkach, rozstawionych na parapetach. Anna uwielbia�a kusz�ce
aromaty piek�cego si� chleba i puddingów, perkocz�cych na wolnym ogniu
zup, piek�cego si� na ro�nie mi�sa, z którego t�uszcz skapywa� wprost do
ognia, sprawiaj�c, �e trzeszcza� i rzuca� iskrami. Tu zawsze wrza�o �ycie,
panowa�a ciep�a i zdrowa atmosfera, która przywraca�a jej ch�� do �ycia.
327
RS
Czasami, kiedy kobiety bawi�y si� z Janem Micha�em, uczestniczy�a w
prostych pracach i przygotowywaniu posi�ków. W domu pomaga�a Luizie
przyrz�dza� niektóre dania, lecz dopiero tutaj, pod fachowym przewodnictwem
Lutiszy i Marty, jej kulinarne umiej�tno�ci mog�y w pe�ni si� rozwin��. Cho�
bardzo lubi�a sp�dza� czas ze s�u�b�, stara�a si�, by ciotka ani Zofia nie
zorientowa�y si�, jak bardzo jest z ni� zaprzyja�niona.
Pewnego dnia Anna zagniata�a ciasto na ciemny chleb, a Katarzyna
trzyma�a na r�ku Jana Micha�a, pod�piewuj�c mu cichutko. M�odszy brat
Katarzyny, Tomasz, podszed� i zacz�� przekomarza� si� z dzieckiem. Patrz�c
na nich, Anna nie mog�a powstrzyma� u�miechu. Wygl�dali razem jak grupka
dzieci odgrywaj�cych scen� w szopce, z Janem Micha�em w roli Dzieci�tka.
- Czy móg�bym te� go potrzyma�? - zapyta� Tomasz, który nie by� ani
troch� nie�mia�y.
- Teraz ja go trzymam - powiedzia�a Katarzyna.
- Ale nie b�dziesz tego robi�a przez ca�y dzie�, prawda? Daj mi na niego
popatrze�... Jakiego koloru ma oczy, pani Grawli�ska?
- Niebieskie - odpar�a Anna. Nie widzia�a powodu, aby odmawia� ch�opcu.
- Za chwil� b�dziesz móg� go potrzyma�... Pami�taj jednak, aby od teraz
zwraca� si� do mnie: pani Berezowska.
- Tak, pani... Berezowska.
- Odejd�, Tomaszu - poprosi�a Katarzyna. - Widzisz, ma�y krzywi si� na
twój widok.
- Nieprawda! Poza tym my�l�, �e jego oczy s� br�zowe.
- S� niebieskie. Nie s�ysza�e�, co powiedzia�a hrabina?
Anna spojrza�a na ch�opca. Wygl�da�o na to, �e ma�y waha si�, czy
powiedzie� co� jeszcze, a kiedy podchwyci� jej spojrzenie, zacisn�� wargi.
Wiedzia�, �e nie powinien sprzeciwia� si� doros�ym. Hrabina pomy�la�a, �e
ca�kiem s�usznie ochrzczono go imieniem aposto�a, który by� niedowiarkiem.
Marta podesz�a do syna, jakby zamierza�a przegoni� go z kuchni, lecz
zatrzyma�a si� na chwil� zaskoczona, spojrzawszy na dziecko.
- Có�, prosz� pani, Tomasz mo�e mie� racj�. Oczy ma�ego chyba
rzeczywi�cie sta�y si� bardziej br�zowe... naprawd�! Czasami tak si� dzieje, �e
dziecko rodzi si� z niebieskimi oczami, które potem zmieniaj� kolor.
Br�zowe. Anna poczu�a, �e co� �ciska j� za serce. S�owo to by�o niczym
nó� i wbi�o si� bole�nie w jej pier�, zanim zd��y�a podej�� do dziecka.
Br�zowe oczy. Zakr�ci�o jej si� w g�owie. Ma oczy po ojcu! Wiedzia�a o tym.
Widzia�a, jak si� zmieniaj�, lecz udawa�a, �e tego nie dostrzega, modl�c si�,
328
RS
aby nie by�a to prawda. Lecz teraz, kiedy kto� inny potwierdzi� jej
spostrze�enie, nie mog�a ju� d�u�ej si� oszukiwa�.
Zdj�ta panik�, pragn�c jak najszybciej dotrze� do dziecka, odsun��a si� od
sto�u tak gwa�townie, �e misa z ciastem spad�a na pod�og� i si� rozbi�a.
Anna spojrza�a na Babette, która wesz�a do jej pokoju. Wygl�da�o na to, �e
s�u��ca co dzie� ma na sobie nowe ubranie b�d� bi�uteri�, co nasuwa�o
podejrzenie, �e pokojówka w�a�nie na to wydaje otrzymane od hrabiny
pieni�dze. Je�li odczuwa�a smutek po �mierci dzieci, nie by�o tego po niej wida�. Anna zamierza�a da� jej kolejn� sumk�, wystarczaj�c�, by mog�a
spokojnie �y� na staro��, lecz rozmy�li�a si�. Babette by�a kobiet� woln�,
s�u�y�a nie tylko u Zofii, lecz pomaga�a te� od czasu do czasu innym damom, a
�e doskonale radzi�a sobie z makija�em i czesaniem, z pewno�ci� by�aby w
stanie zgromadzi� fundusze, które zapewni�yby jej bezpieczn� staro��. Nic
jednak nie wskazywa�o na to, �e tak w�a�nie post�powa�a.
Babette trzyma�a w d�oniach paczk� starannie zapakowan� w bia�y papier i
obwi�zan� czerwon� wst��k�.
- Prezent dla pani - powiedzia�a - od pana hrabiego Stelnickiego.
Serce Anny natychmiast zacz��o szybciej bi�.
- Od Jana? - zawo�a�a, odruchowo pos�uguj�c si� imieniem ukochanego. Czy pan Stelnicki tu jest? Na dole?
- Nie, prosz� pani. Paczk� przyniós� pos�aniec.
- Ach tak. - U�miechn��a si�, by ukry� rozczarowanie.
Zaczeka�a z otwarciem przesy�ki, a� zostanie sama. W �rodku znalaz�a
przepi�kn� jedwabn� sukienk� do chrztu i pasuj�c� do niej czapeczk�. Od paru
ju� dni zwodzi�a ciotk�, odk�adaj�c uroczysto�� do czasu, a� Jan odpowie na
list, w którym prosi�a go, by zosta� ojcem chrzestnym jej syna.
Odpowied� nadesz�a wraz z sukienk�. Otwar�a j� i przez chwil� przygl�da�a
si� szerokim, starannym poci�gni�ciom pióra. Wspomnia�a list, który Zofia
musia�a przechwyci� tak dawno temu, list, który sprawi�by, �e z pewno�ci�
czeka�aby na Jana, miast wyj�� za Antoniego. Wspomnienie to nadal j�
nawiedza�o.
Wiadomo�� by�a krótka. Sukienka stanowi�a rodzinny strój do chrztu
Stelnickich i Jan wyra�a� nadziej�, �e Anna ubierze w ni� ma�ego Jana
Micha�a. Wzruszy�o j� to. Podnios�a sukieneczk� i przez chwil� podziwia�a
umiej�tno�ci niezb�dne, aby powsta�o - ile� to lat temu? - co� tak pi�knego.
Oczywi�cie bia�y jedwab zd��y� ju� nieco z�ó�kn��, ale to tylko podnosi�o
warto�� ubranka. Przytuli�a je na chwil� do policzka.
329
RS
Lecz kiedy spojrza�a znowu na list, jej serce �cisn��o si� z �alu i
rozczarowania. Jan nadal by� potrzebny w Krakowie. Zatrzyma�o go co�
zwi�zanego ze Spraw�. By�by zaszczycony, mog�c zosta� ojcem chrzestnym
ma�ego, pisa�, lecz nie jest przecie� katolikiem. Anna musia�a o tym
zapomnie�.
Zamy�li�a si�. Nie, nie zapomnia�a, po prostu nie dostrzeg�a zwi�zku.
Jedyne, co si� liczy�o, wtedy i teraz, to fakt, �e gdyby jej si� co� sta�o, synem
zaopiekowa�by si� Jan. Westchn��a. Oczywi�cie mia� racj�. Ko�ció� nie
pozwoli mu trzyma� dziecka do chrztu, a nawet uczestniczy� w uroczysto�ci!
Poczu�a si� g��boko rozczarowana. Z ulicy dobiega� turkot kó�, w pokoju obok
jej syn gaworzy� i �mia� si�, w kuchni tryskaj�ce rado�ci� s�u��ce
przygotowywa�y kolacj�. Ta chwila by�a niezwyk�a tylko dla niej. Wsz�dzie
dooko�a �ycie toczy�o si� swoim trybem.
Przycisn��a do ust mi�kki materia� ubranka.
Anna wybra�a drugie imi� dla syna, aby uhonorowa� barona Micha�a
Kolbiego, i to on zosta� w ko�cu ojcem chrzestnym ma�ego. Przyjació�ka
Anny, Helena Lubicka, zosta�a matk� chrzestn�. By�a córk� ksi�cia
Lubickiego, który zarz�dza� rodzinnym maj�tkiem Berezowskich.
Zanim udali si� do katedry, Zofia wymówi�a si� od pój�cia, przekonuj�c
Ann� ze �miechem:
- Katedra zawali si�, je�li tam wejd� - powiedzia�a. - Po prostu to wiem. I
kto zap�aci za te pi�kne witra�e?
Anna podejrzewa�a jednak, �e kuzynka d�sa si� o to, i� nie poproszono jej,
aby zosta�a matk� chrzestn�. Cho� Zofia zdawa�a si� szczerze przywi�zana do
dziecka, Anna od pocz�tku nie bra�a jej pod uwag�. I nie �a�owa�a tej decyzji.
Jan Micha� Grawli�ski zosta� ochrzczony i og�oszony wyzwolonym spod
w�adzy szatana. Nawet nie zakwili�, gdy woda sp�yn��a mu po g�ówce i twarzy.
Pomimo i� by� koniec maja, w katedrze panowa� dokuczliwy ch�ód. Jednak
migocz�ce �wiat�o, wpadaj�ce przez witra�e i oz�acaj�ce postaci �wi�tych, oraz
wielki krzy� nad o�tarzem mia�o w sobie dziwne ciep�o. Ciep�o, które
sprawia�o, �e Anna przesta�a odczuwa� ch�ód. Tak oto da�a o sobie zna�,
pomy�la�a pó�niej, obecno�� Boga.
Podczas chrztu poczu�a, �e co� budzi si� w jej duszy. Przypomnia�a sobie,
jak ojciec wzi�� j� pewnego razu na stron� i powiedzia�, �e przodek, który
zbudowa� ich dom - m��czyzna uszlachcony przez Jana Sobieskiego - mia� w
sobie krew �ydowsk�. By�o to co�, o czym jej matka, uosobienie oddanej
Ko�cio�owi katoliczki, nigdy nie wspomina�a. �wiadomo�� mieszanego
330
RS
pochodzenia niepokoi�a Ann�, zatruwaj�c jej serce w�tpliwo�ciami odno�nie
wiary. Jak mog�a nosi� w sobie histori� i dogmaty dwóch religii? Czasami
wola�aby, by ojciec nigdy jej o tym nie powiedzia�.
Jednak szczególny spokój, jaki sp�yn�� na ni� wraz z macierzy�stwem,
zdawa� si� koi� tak�e i te niepokoje. Wiara w istnienie Boga p�yn��a z
elizejskiego �ród�a w jej duszy z tak� si��, i� zdawa�o si� jej, �e mog�aby
stawi� czo�o armii szatana w pojedynk� i bez strachu. Jan mia� racj�. Czu�a to
podczas wesela Szraberów, i teraz tak�e. Boga mo�na znale�� w ka�dym
ko�ciele. Cz�onkowie innych religii wierzyli w to tak samo, jak �ydzi i
katolicy. A kimkolwiek jest Bóg, istnieje, poniewa� w niego wierzymy.
Wróci�a my�lami do chwil sp�dzonych na t�tni�cym �yciem polu w
Haliczu, gdzie Jan powiedzia�, �e jego Bóg jest tam: na ��ce, w polu i na
niebie. Teraz rozumia�a.
331
Rozdzia� pi��dziesi�ty pierwszy.
RS
Anna dosz�a do wniosku, �e pora zastanowi� si� nad przysz�o�ci�.
Zachowanie Zofii nie zmieni�o si� ani na jot�. Cz�sto pozostawa�a poza
domem przez ca�y wieczór, od czasu do czasu urz�dza�a te� szalone przyj�cia.
Ciotka Stella, ograniczona rol� hrabiny wdowy, nie mia�a nad córk� w�adzy, a
jej obiekcje bywa�y kwitowane jedynie obra�onym milczeniem. Przenios�a si�
wi�c na pi�tro, do dawnego pokoju Antoniego, jak najdalej od córki i jej
wybryków.
Cho� Anna stara�a si� nie ocenia� post�powania kuzynki, zdawa�a sobie
spraw�, �e b�dzie musia�a wkrótce opu�ci� jej dom. Ojciec powiedzia� kiedy�,
�e zwierz�, które urodzi�o si� w lesie i nie zosta�o na czas poskromione, mo�e
zabi�. I kto móg�by je za to wini�?
Tak samo by�o z Zofi�. Gdyby kto� w por� j� poskromi�, nie by�aby dzi�
taka, jaka jest - ani ona, ani jej przyjaciele. Rozbójnik nie napada�by i nie krad�,
a zabójca zabija�. Lecz z jakiego� powodu rodzice nie mogli da� sobie z ni�
rady.
Kiedy wiosenne deszcze i nast�puj�ce po nich powodzie wreszcie ust�pi�, a
letnie s�o�ce osuszy drogi, Anna zabierze Jana Micha�a do domu w
Sochaczewie, by dorasta� z dala od miejskiego �ycia.
Zastanawia�a si� te�, czy ciotka Stella nie zechce towarzyszy� jej do
Sochaczewa.
Tymczasem nadesz�o zaproszenie od ksi�cia Józefa Lubickiego, przyjaciela
rodziny, zawiaduj�cego finansami Berezowskich. Zbli�a�y si� osiemdziesi�te
urodziny matki ksi�cia i z tej okazji mia�a odby� si� msza, a po niej przyj�cie.
W dniu uroczysto�ci Anna wcisn��a si� w dopasowan� �a�obn� sukni� z
czarnej tafty i koronki, my�l�c o tym, �e suknia sama w sobie mog�aby s�u�y�
za trumn� ka�dej �ywej istocie. Clarice zebra�a jej w�osy i upi��a wysoko za
pomoc� bursztynowych spinek, lecz Anna zakry�a g�ow� czarnym welonem i
dzie�o pokojówki pozosta�o nieujawnione.
Do drzwi zapuka�a Lutisza z wiadomo�ci�, �e przyby�a pani Helena
Lubicka.
- Wprowad� j�, Lutiszo - rzek�a Anna. - Jan Micha� gotowy?
- Tak.
Helena z rado�ci� zgodzi�a si� zajecha� po przyjació�k� z dzieci�stwa.
Anna nie chcia�a prosi� Zofii o powóz, gdy� zaproszenie obj��oby wówczas
tak�e kuzynk�, a tego Anna pragn��a za wszelk� cen� unikn��.
332
RS
Prawdopodobnie Zofia odmówi�aby pój�cia na msz�, jednak czasami
zachowywa�a si� w sposób absolutnie nieprzewidywalny i tym razem mog�aby
przyj�� zaproszenie.
Helena wesz�a energicznie do pokoju.
Podczas chrztu syna Ann� zaskoczy�a zmiana w wygl�dzie przyjació�ki.
Nie widzia�a jej od Bo�ego Narodzenia przed dwoma laty i ró�nica okaza�a si�
uderzaj�ca. Cho� Helena by�a zbyt gruboko�cista, by mo�na by�o uzna� j� za
klasycznie pi�kn�, to b�yszcz�ce czarne loki wokó� porcelanowobia�ej twarzy o
ró�anych policzkach oraz rze�bione rysy sprawia�y, �e wydawa�a si� bardzo
atrakcyjna. Za Helen� post�powa�a s�u�ka, podtrzymuj�c tren z koronki o
barwie ko�ci s�oniowej.
- Wygl�dasz �licznie, Anno, nawet w czerni. Nieoczekiwany komplement
sprawi�, �e Anna zesztywnia�a lekko.
- Dzi�kuj�, ale Heleno, jaka� ty jeste� pi�kna!
Na dole inna pokojówka Lubickich trzyma�a ju� na r�kach Jana Micha�a,
odzianego w b��kitne ubranko. Postawna niewiasta ruszy�a ku drugiemu
powozowi, który mia� zabra� j� i dziecko prosto do rezydencji Lubickich, nie
do katedry, gdzie udawa�y si� obie panie.
Anna i Helena zasiad�y w dwuosobowym powoziku i skierowa�y si� do
ko�cio�a.
- Twoje dziecko jest pi�kne, Anno - powiedzia�a Helena. - I takie �wawe.
- Dzi�kuj�.
- Musia�o by� ci ostatnio ci��ko. Tyle rzeczy wydarzy�o si� w tak krótkim
czasie.
Helena zacz��a wypytywa� o nieoczekiwane ma��e�stwo przyjació�ki i
przedwczesn� �mier� jej m��a.
Anna odpowiada�a monosylabami, a wreszcie uda�o jej si� skierowa�
rozmow� na temat dwóch adoratorów Heleny, których trzyma�a w
niepewno�ci.
Nagle powóz zatrzyma� si� po�ród t�umu i zgie�ku.
- Pomocy! - dobieg� ich zduszony g�os. - Pomó�cie mi! Przyjació�ki
otworzy�y okno i wyjrza�y na ulic�. Ma�y mostek przed nimi pe�en by�
podekscytowanych ludzi.
- Co si� sta�o? - zawo�a�a Helena do wo�nicy.
- Kto� wpad� do �cieku i w�a�nie próbuj� go wy�owi�.
Wype�niony wod� z ostatnich powodzi oraz nieczysto�ciami rów niemal
wyst�powa� z brzegów, a nieszcz�sny pechowiec wpad� do niego w
333
RS
najg��bszym miejscu. Czarna od brudu twarz m��czyzny by�a ju� ledwie
widoczna ponad p�yn�c� szybko ohydn� ciecz�, i tylko pe�en przera�enia g�os
wskazywa� miejsce, gdzie nieszcz��nik si� znajduje.
Ton�cemu rzucono lin�, przytrzymywan� teraz przez kilku m��czyzn.
Powoli przyci�gn�li go do siebie, a potem pochwycili, unie�li i wywlekli na
most.
Stan�� na trz�s�cych si� nogach, z g�ow� pokryt� czarnymi k�dziorami,
wygl�daj�cymi jak owcza we�na, i próbowa� otrze� pi��ciami oczy z brudu.
Napi�cie w t�umie zel�a�o. Jaka� kobieta krzykn��a piskliwie:
- G�upiec ta�czy� na mo�cie! A� wta�cowa� si� prosto do �cieku!
T�um rykn�� �miechem.
- Teraz, �eby si� oczy�ci� - zawo�a� kto� - powinien chyba wta�cowa� si�
do Wis�y!
M��czyzna u�miechn�� si�. Bia�e z�by zab�ys�y na tle pociemnia�ej od
brudu twarzy.
Rozochocony t�um zacz�� rozchodzi� si� z wolna, jakby ludzie nie mieli
ochoty powraca� do codziennej harówki. Kiedy na mo�cie nie by�o ju� nikogo,
Anna pomy�la�a, �e mi�o by�o do�wiadczy� przejawów pogodnego
usposobienia Polaków. Czy te proste duszyczki mog�yby zaanga�owa� si� w
co� tak krwawego, jak rewolucja we Francji? Nie. Ten drobny epizod
przekona� j�, �e ludzie zamieszkuj�cy Prag� s� tacy sami jak ci w Sochaczewie
czy w Haliczu. Nastawienie ch�opów, nawet w trudnych czasach, by�o
niezwykle pokojowe.
Ju� mia�y zamkn�� okno, kiedy tu� obok przemkn�� powóz, którego
wo�nica za wszelk� cen� próbowa� wjecha� na most jako pierwszy. W �rodku,
po�ród barwnie zapakowanych paczuszek, siedzia�a odziana w pomara�czow�
sukni� Zofia. By�a z go�� g�ow�, a miejsce obok zajmowa� przystojny m�ody
d�entelmen, ani chybi najnowszy adorator i darczy�ca.
Jego towarzyszka trzyma�a g�ow� wysoko i patrzy�a prosto przed siebie,
mówi�c z o�ywieniem.
- Ciekawe, kim jest ta wulgarna kobieta - szepn��a Helena. Anna czym
pr�dzej odsun��a si� od okna.
- Co za ró�nica? - spyta�a. - Mam nadziej�, �e przez to zamieszanie nie
spó�nimy si� na msz�.
Usiad�a prosto, dotykaj�c plecami poduszek oparcia, które �agodzi�y
wstrz�sy, gdy powóz z turkotem wtoczy� si� na drewniany most.
334
RS
Przyby�y na msz� jako ostatnie. Dzwony, wzywaj�ce na Anio� Pa�ski,
wybija�y ostatni� nut�, gdy przyjació�ki wspina�y si� na stopnie katedry pod
wezwaniem �wi�tego Jana. Helena poprowadzi�a Ann� do przedniej cz��ci
nawy, gdzie siedzia�a jej rodzina.
W katedrze by�o gor�co i duszno, a msza ci�gn��a si� w niesko�czono��.
To, co zasz�o przy mo�cie, tym dobitniej uzmys�owi�o Annie, �e musi opu�ci�
Warszaw�. Wygl�d i zachowanie kuzynki sprawi�y, �e Anna wstydzi�a si� za
ni�. Jeszcze wi�kszym wstydem napawa� j� fakt, �e nie przyzna�a si� Helenie,
i� zna Zofi�. Ale co niby mia�a powiedzie�? Heleno, ta wulgarna kobieta to
moja kuzynka?
Zostawi Zofi� jej losowi. Pewnego dnia, by�a tego pewna, jej uroda
przeminie, a wtedy m��czy�ni i ich pieni�dze ulec� niczym jesienne li�cie.
B�dzie potrzebowa�a wówczas pomocy Anny. Tylko czy ona potrafi okaza� si�
na tyle wielkoduszna, by tej pomocy udzieli�? Mia�a tak� nadziej�.
Monotonny g�os ksi�dza przetacza� si� nad ni� niczym fala uderzaj�ca o
odleg�y brzeg, dopóki nie us�ysza�a swego panie�skiego nazwiska, a zaraz
potem nazwiska m��a. Wygl�da�o na to, �e Lubiccy poprosili ksi�dza, aby
pomodli� si� tak�e za Antoniego.
Ukl�k�a wyprostowana jak �wieca, doskonale �wiadoma, �e wszyscy na ni�
patrz�. Wola�aby by� w ka�dym innym miejscu, byle nie tutaj.
Gdy wysz�y z katedry, z rozkosz� wci�gn��a do p�uc ch�odniejsze
powietrze. Dzie� by� s�oneczny i wia� rze�ki wiosenny wiatr. Helena
poprowadzi�a Ann� do swoich rodziców, stoj�cych na stopniach ko�cio�a. Stara
dama, matka ksi�cia, nie by�a obecna, gdy� rzadko opuszcza�a domowe
zacisze.
Matka Heleny, ksi��na Ada Lubicka, w wieku lat pi��dziesi�ciu nadal
cieszy�a si� urod�, a wysoka br�zowa peruka jeszcze j� odm�adza�a. Kiedy si�
u�miechn��a, wiek przesta� mie� znaczenie. Zawsze bardzo uczuciowa, teraz
omal si� nie rozp�aka�a:
- Och, Anno Mario - szepn��a, obejmuj�c podopieczn�. -Drogie, drogie
dziecko.
Ksi��� Lubicki wydawa� si� o wiele starszy od �ony. By� mo�e sprawia�y
to bia�e jak mleko w�osy i pobru�d�ona twarz. Ojciec Anny zwyk� napomina�
go, �e za bardzo przejmuje si� interesami. Anna pomy�la�a, i� ksi���
rzeczywi�cie postarza� si� pod brzemieniem trosk. Z�o�y� jej kondolencje, a
ona podzi�kowa�a, próbuj�c si� u�miechn��. Nie znosi�a tego, �e musi udawa�,
i� op�akuje Antoniego. Podobnie jak wyparcie si� pokrewie�stwa z Zofi� by�a
335
RS
to kolejna maska, któr� zmuszona by�a nosi�, jeszcze bardziej niewygodna ni�
obcis�a czarna suknia.
- Gdy nasze rodziny ostatni raz sp�dza�y razem Bo�e Narodzenie - mówi�a
tymczasem ksi��na - któ� móg� przewidzie�, �e sprawy tak si� potocz�?
Wspó�czucie ksi��nej zirytowa�o Ann�. Cho� uwielbia�a Lubickich,
udawanie �a�oby i okropne uczucie dwulicowo�ci sprawi�o, i� zapyta�a, czy nie
mog�aby wymówi� si� od uczestnictwa w przyj�ciu i wróci� z ma�ym Janem
do domu. Jednak Lubiccy nie chcieli o tym s�ysze�.
Zacz�li wi�c schodzi� po stopniach katedry. Anna przygl�da�a si� potokowi
ubranych na czerwono, zielono, �ó�to i niebiesko ludzi, zd��aj�cych do swych
powozów, przy których czuwali wo�nice. Nie widzia�a tak du�ego
zgromadzenia od czasu kolacji na Zamku.
Nowa rezydencja Lubickich wyda�a si� Annie pa�acem. U bramy jej
spojrzenie przyci�gn�� geometryczny dese� na wyk�adanej ceg�� �cie�ce. Na
g�stej murawie trawnika baraszkowa�y rude wiewiórki, ganiaj�c si� od drzewa
do drzewa. Po obu stronach domu znajdowa�y si� cieniste ogrody z wielobarwnymi dywanami bujnych, wiosennych kwiatów, pe�ne gaw�dz�cych
weso�o go�ci.
Helena zaprowadzi�a Ann� na pi�tro, gdzie wyj��a z szafy wspania�� sukni�
z gazy w kolorze królewskiego b��kitu.
- Jaka pi�kna! - zawo�a�a Anna.
- Ciesz� si�, �e ci si� podoba. Za�ó� j�.
- Co takiego?
- Za�ó�. Ju� od samego patrzenia na t� czarn� krep� robi mi si� gor�co i
niewygodnie.
Anna u�miechn��a si�. Sk�d Helena wiedzia�a? Odrzucenie czerni mo�e by�
odpowiedzi� na par� pyta� dotycz�cych jej straty. Poza tym b��kitna suknia
by�a naprawd� pi�kna. Zgodzi�a si� wi�c j� za�o�y�.
Kiedy stan��a potem przed lustrem, przyjació�ka spojrza�a na jej odbicie i
zawo�a�a, promieniej�c z zadowolenia:
- Wygl�dasz cudownie, Anno!
- Merci - odpar�a Anna, obracaj�c si� i zginaj�c kolana w parodii uk�onu.
Panna Lubicka roze�mia�a si�, lecz szybko spowa�nia�a.
- Anno, twoi rodzice nie �yj� od ponad roku i cho� pewnie zaprzeczysz
temu, co powiem, lub nawet przestaniesz mnie lubi�, to wydaje mi si�, �e strata
m��a nieszczególnie ci� dotkn��a. Oczywi�cie nie powinnam w ogóle o tym
wspomina�...
336
RS
- Rzeczywi�cie, Heleno - odpar�a Anna. - Có�, powiedzia�a�, co my�lisz, a
ja obiecuj�, �e b�d� si� dzi� dobrze bawi�a!
Przyjació�ki zesz�y kr�tymi schodami, a potem ruszy�y przez wielki salon,
zamiataj�c spódnicami hebanow� pod�og�, g�adk� jak szk�o. Uwag� Anny
przyci�gn�� relief na lazurowym suficie, przedstawiaj�cy cherubiny.
Odwiedzi�a syna w kwaterach dla s�u�by i nakarmi�a go, nim podano do
sto�u.
Obiad móg�by �mia�o rywalizowa� z królewskim przyj�ciem. Anna zaj��a
honorowe miejsce przy stole Lubickich, ustawionym przed rz�dami wytwornie
nakrytych stolików, przy których mia�y zasi��� co najmniej dwie setki go�ci.
Przez otwarte wysokie, eleganckie francuskie okna do pokoju wlewa�y si�
potoki �wiat�a oraz zapach kwiatów i ziemi z ogrodu.
Stara ksi��na Lubicka u�miecha�a si� rado�nie bezz�bnymi ustami, ciesz�c
si� jak dziecko z nieko�cz�cej si� parady talerzy i pó�misków.
Pó�niej staruszka przywo�a�a do siebie Ann� i powiedzia�a
konfidencjonalnym tonem:
- Wszyscy my�l�, �e to ju� moje ostatnie urodziny, lecz ja ich zaskocz� i
do�yj� osiemdziesi�tych pi�tych!
Anna roze�mia�a si�.
- Nie w�tpi�, �e b�dzie pani �wi�towa� i dziewi��dziesi�te. Prosz� mi
powiedzie�, na czym polega sekret pani d�ugiego �ycia?
Kobieta u�miechn��a si�.
- Pob�a�aj sobie.
- Pob�a�a� sobie?
- Tak, Anno. Id� za g�osem serca. Pob�a�aj swoim zachciankom. To zwykle
s�uszna droga. A nawet je�li nie, nie przejmuj si� zbytnio opini� �wiata.
- To dobra filozofia - powiedzia�a Anna, patrz�c, jak staruszka osusza
kieliszeczek wódki. Lecz Zofia doprowadzi�a j� do skrajno�ci, pomy�la�a.
Po posi�ku, gdy wi�kszo�� go�ci uda�a si� do innych pokojów lub do
ogrodu, ksi��� Lubicki pokaza� Annie drewniane puzderko z herbem
Berezowskich na wieczku: pó�ksi��ycem wschodz�cym ponad �ab�dziem.
Patrzy�a zdumiona. Widzia�a puzderko po raz pierwszy w �yciu.
- Nale�a�o do twego ojca - wyja�ni� ksi��� - a teraz nale�y do ciebie.
Otwar�a szkatu�k� i zobaczy�a plik dokumentów, opatrzonych podpisem jej
ojca.
- Oto kompletny spis lokat twego ojca.
- Wydaje si�, �e jest ich tak du�o...
337
RS
- I s� sporo warte... jeste� bogat� m�od� kobiet�, Anno Mario.
- Cieszy mnie to. Ale dlaczego daje mi je pan akurat teraz?
- Do podpisu. Wiem, �e ty i twój zmar�y m�� mieli�cie pewne plany
odno�nie zysków, jakie mog�oby przynie�� zainwestowanie tych pieni�dzy.
Wnosz�, �e nadal chcia�aby� pozby� si�...
- Nie - zaprzeczy�a Anna. - Nie ma �adnych planów. Ju� nie. Chcia�abym,
by nadal zajmowa� si� pan moimi finansami. Mo�e pan sobie potr�ci� taki
procent, jakiego pan sobie za�yczy...
- Nie bior� za to pieni�dzy. Przyja�� twego ojca stanowi�a wystarczaj�c�
zap�at�.
Ksi��� u�miechn�� si�.
- A zatem, je�li takie jest twoje �yczenie, b�d� robi� to dalej.
- Dzi�kuj�.
- Ty i twój syn b�dziecie mogli �y� wygodnie z samych odsetek.
Nadesz�a Helena i zabra�a Ann� do ogrodu.
Na zewn�trz grupki rozmawiaj�cych z o�ywieniem go�ci gromadzi�y si� na
parkiecie z kwadratowych kamiennych p�yt, polakierowanych na czerwono.
Rosn�ce po obu stronach wdzi�czne brzozy tworzy�y nad nimi �ywe sklepienie
z li�ci. Go�cie zacz�li ustawia� si� do niemieckiego kotyliona. Ch�odny
wiaterek porusza� od czasu do czasu listowiem, sprawiaj�c, �e bi�uteria i
bogato zdobione stroje tancerzy po�yskiwa�y w promieniach s�o�ca.
Gdyby tylko przyj�cia Zofii wygl�da�y tak, jak ta uroczysto��, pomy�la�a
Anna.
Kotyliona prowadzi�a dama o uderzaj�cej powierzchowno�ci, odziana w
bia�y jedwab i koronki, a partnerowa� jej cudzoziemsko wygl�daj�cy
m��czyzna, poruszaj�cy si� z wdzi�kiem, acz nieco wynio�le. Kobieta ubrana
by�a bardzo stylowo, pocz�wszy od malutkich, wyszywanych klejnotami pantofelków po koron� wie�cz�c� wysok�, bia�� peruk�. Anna zauwa�y�a, �e
tancerka musia�a dawno przekroczy� trzydziestk�, mimo to nadal przyci�ga�a
spojrzenia m��czyzn. Jej u�miech, cho� pogodny niczym u Madonny,
�wiadczy�, �e zdaje sobie spraw� z zainteresowania, jakie wzbudza.
Gdy taniec si� sko�czy�, kobieta po�pieszy�a ku dziewcz�tom, a partner
pod��y� jej �ladem. Helena przedstawi�a j� jako markiz� Wielopolsk�. Jej
partnerem by� Guy Mornay, francuski hrabia.
- Ciesz� si�, �e pani� pozna�am - powiedzia�a Anna. -Jest pani dobrze znana
w warszawskim towarzystwie.
U�miech Madonny sta� si� nieco szerszy.
338
RS
- A ja s�ysza�am wiele o pani, pani Grawli�ska.
Z drobnych kocich rysów trudno by�o odczyta�, co markiza naprawd�
my�li. Anna by�a jednak pewna, �e w jej tonie kryje si� pewna dwuznaczno��.
Helena przedstawi�a przyjació�k�, u�ywaj�c nazwiska jej m��a. Anna nie
zamierza�a tego prostowa�. W ko�cu nadal je nosi�a, i jej syn tak�e.
Hrabia zbli�y� si� do niej.
- Czy pani Grawli�ska zechcia�aby zata�czy�? - spyta�. Spojrza�a na
�ci�gni�t� w lekkim grymasie twarz hrabiego.
Tak ubrana nie mog�a wymówi� si� �a�ob�.
- Ja... nie wiem, jak si� ta�czy te niemieckie ta�ce. Hrabia odwróci� si� do
markizy.
- Dobra hrabina mówi, �e nie potrafi ta�czy� tych „niemieckich ta�ców"! powiedzia� jakby przez nos. Anna zauwa�y�a, �e jego g�os brzmi afektowanie.
Kto� w pobli�u prychn�� rozbawiony. Zaczerwieni�a si� z za�enowania.
- Nonsens, moja droga - powiedzia�a markiza protekcjonalnie. - To jeden z
naj�atwiejszych ta�ców. Aby si� nauczy�, trzeba spróbowa�.
Uj��a d�o� Anny i poda�a Francuzowi, ten za� poprowadzi� j� na parkiet,
nim zd��y�a zaprotestowa�.
Z pocz�tku czu�a si� niepewnie. Wydawa�o si� jej, �e wszyscy tylko
czekaj�, a� pomyli kroki. �a�owa�a nawet, �e zdj��a �a�obny strój i �e zosta�a
na przyj�ciu. Wkrótce jednak z�apa�a rytm i od tej chwili sun��a ju� po
parkiecie g�adko, jakby ta�czy�a z hrabi� setki razy.
- Wspaniale sobie pani radzi - powiedzia�. - Ju� prawie pora na zmian�
partnerów.
- Co takiego? - Lecz nim zd��y�a na dobre si� przestraszy�, ta�czy�a ju� z
nast�pnym partnerem. A potem z kolejnym. Ku swemu zdziwieniu nie zmyli�a
kroku i nagle taniec zacz�� sprawia� jej przyjemno��.
Przep�yn��a obok miejsca, gdzie sta�y Helena z markiz�. Helena pomacha�a
jej. U�miech markizy wydawa� si� niezmieniony, lecz w oczach wida� by�o
zaskoczenie.
Nim taniec si� sko�czy�, znalaz�a si� znów w ramionach hrabiego. Obj�� j�
w talii i sprowadzi� z parkietu.
- Jest pani bardzo pi�kna. Czy mog� zwraca� si� do pani: Anno?
- Prosz� mnie pu�ci� - szepn��a. Hrabia nie cofn�� ramienia.
- Zofia nie jest tak �liczna jak pani. Dlaczego tak d�ugo trzyma�a si� pani z
dala od towarzystwa?
- Zna pan moj� kuzynk�? - spyta�a Anna, odwracaj�c si� do hrabiego.
339
RS
- Oczywi�cie - odpar�, u�miechaj�c si� dwuznacznie. Odepchn��a go i
podesz�a szybko do Heleny.
- Musz� zaraz wyj�� - oznajmi�a. - Dzi�kuj� ci za uprzejmo��. Pozdrów ode
mnie rodziców i babk�.
- Co si� sta�o, Anno?
- Nic takiego. Przepraszam, nie czuj� si� dobrze.
- To fatalnie - zmartwi�a si� Helena. - Nie chcia�aby� osobi�cie po�egna�
si� z moim ojcem? Mo�e mie� jeszcze jakie� pytania...
- Tak, powinnam mu podzi�kowa�. Gdzie on jest?
- Pan Lubicki - powiedzia�a markiza Wielopolska - ju� jaki� czas temu
schroni� si� w bibliotece z moim m��em i kilkoma innymi panami.
Anna poczu�a, �e nie znosi tej aroganckiej kobiety. Spostrzeg�a hrabiego.
W�a�nie si� do nich zbli�a�, nios�c dwa kieliszki z winem. Zignorowa�a go i
ruszy�a ku domowi.
Gdy ju� znalaz�a si� w �rodku, us�ysza�a za sob� szybkie, lekkie kroki.
- Anno - powiedzia�a nadchodz�ca Helena - chora czy nie, zachowa�a� si�
bardzo nieuprzejmie, opuszczaj�c tak nagle markiz� i hrabiego.
- Przepraszam - odpar�a, nie zwalniaj�c - lecz nie dbam zbytnio o markiz�
ani o francuskiego hrabiego bez manier.
- Co si� sta�o? Powiedzia� co�, a mo�e zrobi�?
- Niewa�ne. - Anna westchn��a i zatrzyma�a si� przed wielkimi
podwójnymi drzwiami. - Wybacz, Heleno. Mo�e jestem dzi� przewra�liwiona,
lecz musz� wraca� do domu. Czy to biblioteka?
- Tak.
Zapuka�a i nie czekaj�c na odpowied�, wesz�a, a za ni� Helena.
Dziesi�ciu czy dwunastu znajduj�cych si� w bibliotece m��czyzn umilk�o
nagle w samym �rodku gor�cej dyskusji. Anna zd��y�a jeszcze us�ysze�, jak
powtarzaj� z pogard� kilka nazwisk. Zaciekawiona, w sekund� zapomnia�a o
hrabim i markizie.
Kobiety zbli�y�y si� powoli, niepewnie, i m��czy�ni ucichli. Spogl�dali na
nie z jawnym zniecierpliwieniem i Anna poczu�a si� jak intruz.
Ksi��� Lubicki, zasiadaj�cy za wielkim biurkiem, spostrzeg� je dopiero
teraz.
- O co chodzi, Heleno? - zapyta� niecierpliwie.
- Przepraszam, ojcze. Nie wiedzia�y�my...
- To moja wina, wasza wysoko�� - wtr�ci�a Anna. - Chcia�am po prostu si�
po�egna�.
340
RS
Ksi��� u�miechn�� si�.
- W takim razie nie przeszkodzi�a� nam.
Anna pragn��a ju� tylko wydosta� si� z pokoju, lecz ksi��� upar� si�, by
przedstawi� obecnym zarówno j�, jak i córk�.
Ostatni z m��czyzn, którym j� przedstawiono, by� kruchym starcem,
siedz�cym w pobli�u biurka. Anna z trudem ukry�a zdziwienie, gdy okaza�o
si�, �e jest to markiz Wielopolski, m�� kobiety o u�miechu Madonny, starszy
od niej o par� dziesi�tków lat. Je�li Anna w jakikolwiek sposób zdradzi�a si� ze
swym zdumieniem, markiz nie okaza�, �e to dostrzega. Zachowa� powag� i
wida� by�o, �e my�li o czym� innym.
Zwróci�a si� do ksi�cia:
- Adieu - powiedzia�a, odwracaj�c si�, by wyj��. Nagle, pod wp�ywem
impulsu, zawróci�a. - Prosz� mi wybaczy�, panie Lubicki, lecz kiedy
wesz�y�my, us�ysza�am, �e wymieniaj� panowie nazwiska kilku magnatów.
Czy co� si� sta�o?
Stary markiz nagle si� o�ywi�.
- Nazwiska, które pani s�ysza�a, to: Feliks Potocki, Seweryn Rzewuski i
Ksawery Branicki. Jeszcze pani o nich us�yszy.
- Rozumiem - skin��a g�ow�. Starzec przemawia z powag� staro�ytnego
greckiego wieszcza Tiresiasa, pomy�la�a, i nagle przeszy� j� dreszcz.
- Nale�� do szlachty - mówi� dalej markiz - lecz brakuje im nawet szczypty
zwyk�ego ch�opskiego rozs�dku.
Anna zapami�ta�a sobie wymienione nazwiska. Co� wa�nego dzieje si� w
Rzeczpospolitej, pomy�la�a, a ci ludzie s� w to wpl�tani. Bez w�tpienia jej
przyjaciele z kr�gu patriotów b�d� wiedzieli, o co chodzi.
- Jak my�lisz, co mog�o si� sta�? - spyta�a Heleny, gdy wysz�y z biblioteki.
- Nie mam poj�cia - odpar�a przyjació�ka - ale na pewno nic dobrego.
Zamierzam szybko si� tego dowiedzie�. Nie zostaniesz, a� sko�czy si� narada?
Anna odmówi�a.
- Przyja�� jest jak wino - zawo�a�a Helena, gdy powóz, uwo��cy Ann� i
Jana Micha�a, toczy� si� podjazdem - im starsza, tym lepsza!
Anna pomacha�a na po�egnanie. W s�owach panny Lubickiej d�wi�cza�a
ironia. Spojrza�a na ma�ego Jana Micha�a, zasypiaj�cego w jej ramionach. Nie
zdradzi�a Helenie, w jakich okoliczno�ciach zosta� pocz�ty, ani �e zna Zofi�.
Nie czu�a si� ju� w obecno�ci przyjació�ki na tyle swobodnie, by bez namys�u
zdradza� jej sekrety. Czas i okoliczno�ci stan��y pomi�dzy nimi.
341
RS
U�wiadomi�a sobie nagle, �e muzyka umilk�a, a w g�osach dobiegaj�cych z
ogrodów wyczuwa si� podniecenie i jakby przestrach. Go�cie zacz�li nap�ywa�
na podjazd, kieruj�c si� ku swym powozom. Rozpozna�a w�ród nich kilku
m��czyzn obecnych na spotkaniu.
Co za tajemnice ujawniono dzi� w bibliotece Lubickich?
342
Rozdzia� pi��dziesi�ty drugi.
RS
Powiedziano jej, �e znajdzie Zofi� w salonie.
Kuzynka le�a�a na sofie, przykrytej futrem i ustawionej naprzeciw
francuskiego okna tak, by s�o�ce mog�o bez przeszkód ogrzewa� jej cia�o i
ró�owi� skór�. By�a naga.
- Wejd�, Anno! No, wejd�, nie wstyd� si�, skoro ja si� nie wstydz�.
Anna odwróci�a wzrok i spojrza�a na stó�. Zobaczy�a talerz z rostbefem i
lusterko. Znów przenios�a wzrok na kuzynk� i podesz�a z wolna do sofy.
Opad�a na poduszki, nie mog�c wykrztusi� s�owa.
- Ooch! - zawo�a�a �piewnie Zofia. - Czy to nie cudowne, �e mamy
wreszcie ciep�e popo�udnie? Opowiedz mi o uroczysto�ci, kochanie. Kto tam
by�? Czy by�o bardzo nudno?
- Nie, ca�kiem mi�o.
Cia�o Zofii by�o doprawdy doskona�e. Ale có� za kobieta wylegiwa�aby si�
bezwstydnie naga w s�o�cu, jedz�c w po�udnie mi�so i gapi�c si� na swe
odbicie w lustrze?
- Te� co�, wyprawia� imieniny kobiecie, która sko�czy�a osiemdziesi�t lat.
To jak po�egnalne przyj�cie!
- Zofio!
- Wiesz, jest takie powiedzenie: M�ody mo�e umrze�, stary musi.
Poniewa� Zofia nalega�a, Anna opisa�a jej msz� i przyj�cie, a tak�e dom
Lubickich i przyby�ych go�ci. Wspomnia�a o francuskim hrabim, pilnie �ledz�c
wyraz twarzy Zofii, lecz ta niczym nie zdradzi�a, �e go zna.
- Mnie to wszystko wydaje si� do�� nu��ce, Anno. Wielu spo�ród go�ci,
których wymieni�a�, to nudziarze i sztywniacy, kurczowo trzymaj�cy si�
minionej ery. Lecz ciesz� si�, �e ty dobrze si� bawi�a�.
- By�o bardzo mi�o, Zofio, ale sko�czy�o si� dziwnie.
- Co masz na my�li?
Anna zrelacjonowa�a szczegó�owo spotkanie w bibliotece i to, co zosta�o
tam powiedziane.
Kuzynka s�ucha�a jej z rosn�cym zainteresowaniem.
- Nazwiska, Anno, te trzy nazwiska. Pami�tasz je? Musisz pami�ta�!
- Tak, pami�tam.
- Nie znosz� polityki i dlatego obie z matk� uwa�acie mnie za idiotk�. Lecz
ja wiem swoje... A teraz zdrad� mi te nazwiska.
- Potocki, Branicki i Rzewuski.
343
RS
- Ach, zatem czas nadszed� - wymamrota�a cicho.
- Czas? Na co? Co si� dzieje?
- Och, Anno - powiedzia�a Zofia, wzdychaj�c. - Zachowujesz si� tak,
jakby� nie mia�a poj�cia, o czym mi w�a�nie powiedzia�a�. - Wsta�a i zacz��a
przemierza� pokój, stawiaj�c szybkie, krótkie kroki.
Anna nie by�a pewna, czy kuzynka jest zadowolona, czy tylko
podekscytowana.
- Ja naprawd� nie rozumiem!
- Ha! - Zofia roze�mia�a si�, szacuj�c j� spojrzeniem czarnych oczu. - To
takie podobne do ciebie, kuzynko, zda� dok�adne sprawozdanie z wydarze�,
których by�a� �wiadkiem, i nie zorientowa� si�, o co chodzi. By�aby� bezcenn�
wspó�pracownic� króla!
Anna wzruszy�a ramionami.
- Z tych niewielu faktów trudno by�oby doprawdy... Lecz Zofia nie
s�ucha�a.
- Lutisza! - wrzasn��a. - Lutisza!
S�u��ca zjawi�a si� niemal natychmiast. Otworzy�a podwójne drzwi. Na
widok nagiej pani oczy omal nie wysz�y jej z orbit.
- List, Lutiszo, ten, który przyszed� dzi� rano. Gdzie on jest?
- Zostawi�am w pani pokoju, mademoiselle.
- Przynie� go natychmiast! S�u��ca wycofa�a si� ku schodom.
Anna pomy�la�a, �e Zofia wydaje si� dziwnie rozradowana i podniesiona na
duchu.
Dobry nastrój kuzynki nie trwa� jednak d�ugo. Przez wej�cie do g�ównego
holu Anna dostrzeg�a Marcelin� otwieraj�c� drzwi frontowe, by wpu�ci� sze��
czy siedem kobiet, przyby�ych, by pomóc w przygotowaniach do kolacji, któr�
Zofia wydawa�a tego wieczoru.
- Bo�e �wi�ty! - wrzasn��a Zofia, ruszaj�c biegiem przez hol. - Czy �adna z
was nie ma odrobiny rozumu w tych nocnikach, które nosicie na ramionach
zamiast g�ów?
Kobiety �cisn��y si� w gromadk� niczym stado saren, przestraszone g�osem
i widokiem nagiej hrabiny.
- Nie stójcie tak, wij�c si� niczym robactwo! Je�li nie potraficie wej�� do
domu drzwiami dla s�u�by, mo�ecie wróci� do swoich pa�!
Wysz�y po�piesznie, t�ocz�c si� i przepychaj�c.
- Przynajmniej ty powinna� wiedzie� - z�aja�a Zofia Marcelin�. - Nigdy
wi�cej nie wpuszczaj s�u�by frontowymi drzwiami!
344
RS
Przera�ona dziewczyna skin��a g�ow� i uciek�a do kuchni, zas�aniaj�c twarz
czerwonym fartuchem.
Gdy Zofia wróci�a do salonu, spojrza�a na Ann�, potem na siebie, a potem
znowu na Ann�. U�miechn��a si�, gdy� nagle u�wiadomi�a sobie, �e zachowa�a
si� jak posta� z farsy, wybiegaj�c nago i wrzaskiem domagaj�c si�, by s�u��ce
zachowywa�y si� zgodnie z zasadami. Parskn��a g�o�nym �miechem.
Anna nie mog�a si� powstrzyma�, by jej nie zawtórowa�.
Kuzynka chwyci�a futro le��ce na sofie i okry�a si� nim, jak si� okaza�o, w
sam� por�, gdy� do salonu wesz�a hrabina.
- O co to zamieszanie? - spyta�a, spogl�daj�c na córk�.
- Nic takiego, mamo. Po prostu g�upie s�u��ce nie zachowa�y si� jak nale�y.
- Czy to jaka� nowa moda? - zapyta�a hrabina, zajmuj�c swe zwyk�e
miejsce.
Zofia pozostawi�a pytanie bez odpowiedzi. Anna spostrzeg�a, �e ukradkiem
wzi��a co� ze sto�u. Nie zauwa�y�a tego wcze�niej - by� to kawa�ek
niebieskiego aksamitu, spowijaj�cy jaki� drobny przedmiot. Odwrócona
plecami do matki, podesz�a do Anny, wcisn��a jej pakuneczek w d�onie, szepcz�c co� o przechowaniu w bezpiecznym miejscu.
Po chwili zjawi�a si� Lutisza z listem, zawstydzona tym, �e wnuczka
pope�ni�a tak� gaf�. Ju� mia�a przeprosi�, gdy Zofia rzuci�a si� na list i zacz��a
po�piesznie go otwiera�. Anna mrugn��a porozumiewawczo do Lutiszy i
odes�a�a j� gestem. Je�li chodzi�o o niedoci�gni�cia ze strony s�u�by, Zofia
by�a pr�dka w gniewie, lecz nie pami�tliwa.
Przeczyta�a chciwie list i zniecierpliwienie ust�pi�o miejsca zadowoleniu i
satysfakcji.
- Có�! Zrobione!
- Co takiego? - spyta�a Anna.
- Potocki i pozostali, których wymieni�a�, zawi�zali w Targowicy
konfederacj� - z caryc� Katarzyn�!
- Nie! - krzykn��a hrabina. - To nie mo�e by� prawda!
- Ale jest, mamo.
- Jaki jest cel tej konfederacji? - spyta�a Anna.
Zofia zadar�a arogancko brod�.
- Ujarzmienie mieszcza�stwa, obalenie konstytucji i przywrócenie
królestwa takim, jakie by�o niegdy�. W�a�nie tego nie potrafi�a� rozszyfrowa�,
kuzynko. I nad tym tak deliberowali ci s�abeusze u Lubickich!
345
RS
- Lecz my wspieramy konstytucj� - powiedzia�a hrabina - tak jak czyni� to
twój ojciec.
- Ojciec si� myli�, mamo. W tej sprawie racj� mia� Walter. Konstytucja nie
sprzyja interesom szlachty. Dopuszcza, by ludzie z gminu posiadali na
w�asno�� ziemi�!
- Czy to takie okropne?
- Tak, mamo. Gdyby�my im nie przeszkodzili, gromadziliby bogactwo i w
ko�cu nas zniszczyli. A tak maj�tek królestwa pozostanie we w�a�ciwych
r�kach. W naszych r�kach.
- I wszystko to stanie si� z jej pomoc�, jak sadz�?
- Katarzyny? Rzeczywi�cie. Niech �yje imperatorowa Rosji!
- Imperatorowa dziwka! - prychn��a hrabina z pogard�. - Czy to zbyt wiele,
da� pospólstwu ziemi�, co�, co pozwoli�oby im si� utrzyma�, jaki� powód do
dumy?
- Tak, matko, zbyt wiele. Powiedz, z jak� cz��ci� naszych posiad�o�ci
by�aby� gotowa si� rozsta�?
- Je�li zasz�aby taka potrzeba, poradziliby�my sobie z mniejsz� ilo�ci�
ziemi. Reformy konstytucyjne os�abi�yby napi�cia spo�eczne, prowadz�ce do
takich wybuchów gniewu, jakie mia�y miejsce we Francji.
- Có�, w takim razie ciesz� si�, �e to ja dzier�� piecz� nad maj�tkiem
Gro�skich. Konstytucja wywo�a�a niepokoje, mamo, nie u�mierzy�a je.
Hrabina skrzywi�a si� z dezaprobat�, gdy córka wspomnia�a o tym, kto
zawiaduje teraz maj�tkiem rodziny. Mimo to zaczerpn��a g��boko oddechu i
powiedzia�a:
- Niepokoje s� rozbudzane przez cz��� szlachty, niezadowolon� z tego, �e
mia�aby odda� cokolwiek ni�szym klasom. Poza tym, nawet je�li reforma
okaza�aby si� dla nas niekorzystna, jak zdajesz si� s�dzi�, nie usprawiedliwia
to zwracania si� o pomoc do Katarzyny. To tak, jakby schwytana w pu�apk�
mysz prosi�a o pomoc wielk�, g�odn� kotk�. By� mo�e kocica jej udzieli... lecz
co potem?
- Potem - zawo�a�a Zofia rado�nie - nie b�dzie ju� konstytucji ani obchodów
3 Maja, które o�mielaj� mot�och. Tylko �wi�ta i �wi�towanie dla prawdziwych
synów i córek królestwa!
- Staniemy si� kolacj� dla kotki - powiedzia�a hrabina - a ona wy ch�epce
nas jak �mietank�.
- Zapytaj Ann� - Zofia odwróci�a si� do kuzynki. - Jakie jest twoje zdanie,
Aniu?
346
RS
- Zgadzam si� z twoj� matk�, Zofio. �le jest obala� konstytucj� si��, a
jeszcze gorzej anga�owa� w to Katarzyn�.
- Cicha woda z ciebie, do tego niezbyt m�dra, wiesz, Anno? Có�, widz�, �e
zosta�am przeg�osowana we w�asnym domu.
- Gdyby twój ojciec tu by� - powiedzia�a hrabina - poparliby�my
konstytucj� uchwalon� przez sejm i podpisan� przez króla Stanis�awa.
- Ach, lecz go tu nie ma, prawda, mamo? A ja udziel� poparcia temu, kto
mo�e zapewni� mi korzy��.
Hrabina wygl�da�a, jakby kto� j� uderzy�. Twarz Zofii zastyg�a w mask�
uporu.
- Wybacz mi, mamo, lecz ja nie jestem zwierz�ciem politycznym jak ty, z
twoimi pamfletami, i ty, Anno, z twoj� grupk� patriotów. Jestem za to
realistk�, a realista popiera silniejszego... Có�, powinnam ju� chyba odpocz��,
nim zaczn� przygotowywa� si� do przyj�cia. Dzi�kuj�, kuzynko, za informacje, cho� nie by�y kompletne. Gdyby nie ty, nie otworzy�abym listu od
Paw�a i przy kolacji by�abym jedyn� osob�, która nie wie o zawi�zaniu si�
konfederacji. Dopiero bym si� czu�a!
Uca�owa�a matk�, a potem Ann�, po czym ruszy�a do drzwi, rzuciwszy
nonszalancko:
- My�la�am, �e wiadomo�� od Paw�a to nic innego jak kolejne
o�wiadczyny.
Anna i hrabina siedzia�y przez jaki� czas w milczeniu. W ko�cu siostrzenica
wymówi�a si�, poca�owa�a ciotk� w oba policzki i posz�a do siebie. W sypialni
rozwin��a niebieski aksamit i przez chwil� ze zdumieniem wpatrywa�a si� w
z�ot� szpilk� ze szmaragdow� g�ówk�.
Jan Micha� chichota� rado�nie, gdy matka zwija�a w pier�cionki jego z�ote
w�oski. Dopiero co ubra�a go w dziergane �piochy i koszulk�, lamowane
niebiesk� wst��k�.
Us�ysza�a pukanie i do pokoju zajrza�a Zofia.
- Mog� wej��?
- Tak, oczywi�cie.
- Ach, niech no si� przyjrz� temu ma�emu cz�owieczkowi! - Podesz�a do
�ó�ka, na którym oboje le�eli. - Och, czy nie jest kochany w tych malutkich
ubrankach? Jak ma�y ksi���. A te jego rozkoszne loki!
Anna usiad�a na skraju �ó�ka.
- Dlaczego da�a� mi t� szpilk�, Zofio?
- Och, to drobnostka.
347
RS
- Zatem nie jest prawdziwa?
- Ale� jest. Po prostu chcia�abym, by� przechowa�a j� dla mnie... Obawiam
si�, �e mog�abym j� zgubi�.
- Zgubi�?
- Albo przegra�, kto wie? Musisz zadawa� tyle pyta�? Czy to zbyt wiele,
prosi� ci�, by� j� przechowa�a?
- Nie, chyba nie.
Zofia po�askota�a Jana Micha�a palcem, a kiedy ju� mia� schwyta� palec z
wypolerowanym starannie paznokciem, cofn��a d�o� i roze�mia�a si� tak
zara�liwie, �e ma�y natychmiast zacz�� chichota�.
- Dlaczego nie wynajmiesz mamki i nie ode�lesz ich oboje na wie�? Jeste�
teraz kobiet� woln� i tu w mie�cie mog�aby� prowadzi� o wiele bardziej
swobodne �ycie. Mam co do ciebie plany.
Propozycja odes�ania dziecka podzia�a�a na Ann� niczym policzek.
- Zofio, dziecko w niczym mnie nie ogranicza.
- Nie chcia�am ci� urazi�. Chodzi po prostu o to, �e wcze�niej czy pó�niej
b�dziesz musia�a pomy�le� o kolejnym ma��e�stwie.
- W moich stronach tradycja ka�e, by odczeka� rok.
- Tradycja! Zwykle sprowadza si� do tego, �e par� starych osób mówi ci, co
masz robi�. Tradycja jest po to, by j� �ama�.
- Nie zamierzam szuka� m��a.
- Anno?
- Tak?
Zofia spojrza�a jej w oczy.
- Dlaczego da�a� ma�emu na imi� Jan? Anna zmusi�a si�, by odwzajemni�
spojrzenie.
- S�dz�, �e to tradycyjne imi� w naszej rodzinie.
- Nie nabierzesz mnie. Nikt w twojej rodzinie ani ze strony matki, ani ojca
nie nosi tego imienia.
- Och, mylisz si�. Twoja matka twierdzi, �e w�ród protoplastów rodziny
Gro�skich jest sam król Jan Sobieski.
- Ach tak, Jan Sobieski. Wielki patriota.
Zofia na powrót zaj��a si� zabaw� z Janem Micha�em. Anna czu�a, �e krew
pulsuje jej w skroniach. Wiedzia�a, �e kuzynka nie odst�pi tak �atwo od tematu.
- Anno, kiedy przestaniesz durzy� si� w Stelnickim?
- Nie jestem zadurzona.
348
RS
- Och, doskonale. Zatem wydaje ci si�, �e go kochasz, czy� nie? - spyta�a
Zofia, nadal wpatruj�c si� w dziecko. - I s�dzisz, �e Jan kocha ciebie?
M��czyzna taki jak on? Naprawd� my�lisz, �e b�dzie czeka� a� rok?
Anna nie odezwa�a si�.
- Ciekawi mnie, dlaczego nazwa�a� tak dziecko. Czasami o tym my�l�. Nie
s�dzisz chyba, �e to Stelnicki jest ojcem? Twierdzi�a� przecie�, �e kto inny
zaatakowa� ci� nad stawem.
- Twierdzi�am?
- Tak, a my przyj�li�my t� historyjk�.
- To nie by�a historyjka, Zofio.
- Có�, dlaczego mia�aby� nazwa� dziecko akurat tak, chyba �e...
- Chyba �e co?
Zofia podnios�a wzrok i spojrza�a kuzynce w oczy.
- Chyba �e pocz��a� je przed noc� przy stawie! Te wszystkie spotkania na
��ce... z pewno�ci� nie brakowa�o wam okazji. A ma�y Jan urodzi� si�
przedwcze�nie. Przynajmniej tak s�dzili�my.
Anna nie mog�a uwierzy� w�asnym uszom.
- I - mówi�a dalej Zofia - dlaczego ubra�a� dziecko do chrztu w rodzinny
strój Stelnickich?
- Jan nie jest jego ojcem - powiedzia�a Anna z naciskiem, staraj�c si�
opanowa� gniew.
- Och, rzeczywi�cie, chyba jednak nie. To by�o g�upie z mojej strony,
przyznaj�. By�a� wtedy zbyt niewinna, prawda, Anno? Pos�uchaj mnie. Wiem,
�e cierpia�a�, lecz ka�da dziewczyna prze�ywa cho� jeden romans, który �le si�
ko�czy. W twoim przypadku chodzi�o w�a�nie o Jana... Musisz o nim
zapomnie�. Dopilnuj�, by twoje nast�pne ma��e�stwo zako�czy�o si�
sukcesem.
- Takim jak ma��e�stwo z Antonim?
- Touche! Nie, tym razem pójdzie nam lepiej.
- Zofio, zamierzam wyjecha� do Sochaczewa.
- Tak? Kiedy?
- W ko�cu przysz�ego tygodnia.
- Rozumiem. - Zofia wsta�a. - To ko�czy spraw�, czy� nie? Podesz�a do
drzwi, lecz zatrzyma�a si�.
- Ale przyjedziesz do nas znowu na zim�, prawda?
- Nie wiem.
349
RS
- Musisz. - Odwróci�a si�, by spojrze� na kuzynk�. - Wiesz, �e ci� kocham,
prawda, Aniu?
Anna zmusi�a si� do u�miechu.
- By� mo�e Sochaczew okaza�by si� te� mi�ym schronieniem dla mojej
matki. Jak s�dzisz?
Nie odpowiedzia�a i Zofia wróci�a do swego pokoju, by przygotowa� si� do
pó�nowieczornej kolacji.
Hrabina Gro�ska i Anna zasiad�y razem do �niadania.
- Anno Mario, Zofia powiada, �e zamierzasz wyjecha� do Sochaczewa.
- Tak planowa�am, i nawet chcia�am cioci� zaprosi� do siebie, jednak�e...
- Tak?
- Có�, pomy�la�am, �e je�li ty, ciociu, wybierzesz si� na lato do Halicza,
by� mo�e to ja mog�abym przy��czy� si� do ciebie.
- Och, z pewno�ci�. B�dzie mi bardzo mi�o ci� go�ci�. - Hrabina
u�miechn��a si�. - Powiedz mi, kochanie, czy list, który otrzyma�a� dzi� rano,
wp�yn�� na twoj� decyzj�?
Anna poczu�a, �e robi jej si� zimno.
- Sk�d wiesz, ciociu?
- Przeczucie. List by� od niego, prawda? Od Jana? Skin��a g�ow�.
- Zamierza sp�dzi� lato w rodzinnym maj�tku pod Haliczem?
- Nie, ciociu. W polityce zbyt wiele si� dzieje, a on nierozerwalnie zwi�za�
si� ze Spraw�. B�dzie w Haliczu tylko przez krótki okres, zanim przy��czy si�
do Ko�ciuszki. Gdyby�my wyjecha�y w ko�cu tygodnia, nasz pobyt i jego
zaz�bia�by si� przez dzie� czy dwa...
- Pokona� tak wielk� odleg�o�� dla jednego czy dwóch dni... Swego czasu
udzieli�am ci bardzo z�ej rady, moje dziecko. Nie powinnam by�a zmusza� ci�,
by� wysz�a za Grawli�skiego. Hrabina omal si� nie rozp�aka�a. - Anno Mario,
czy kiedykolwiek mi wybaczysz?
- To ja podj��am wtedy decyzj�.
- Lecz ja i Zofia nak�oni�y�my ci� do tego.
- Nie ma potrzeby si� obwinia�. Antoni nie by� taki, jakim si� wydawa�.
- Powinnam by�a wiedzie�. Dostrzec to! By�y pewne oznaki... Tyje
dostrzeg�a�, prawda?
Anna wyci�gn��a nad sto�em d�o�.
- Wszyscy mieli�my nadziej�, �e sprawy si� u�o��.
- Modl� si� tylko o to, bym po�y�a wystarczaj�co d�ugo, �eby zobaczy� ci�
szcz��liw�, Aniu.
350
RS
Hrabina u�cisn��a d�o� siostrzenicy, a ta zatrzepota�a rz�sami, by pozby� si�
�ez.
- Mam Jana Micha�a. Na razie nie prosz� losu o wi�cej.
- Pojedziemy do domu Pod G�ogami razem - rzek�a hrabina,
rozpogodziwszy si�. - Zapomnimy o tym, co dzieje si� tu, na Pradze, i
b�dziemy mia�y cudowne lato.
Umilk�a, po czym zerwa�a si� z krzes�a.
- Och, Anno, po co czeka� do ko�ca tygodnia? Mo�emy spakowa� si�
dzisiaj i wyruszy� ju� rankiem!
Po po�udniu, gdy Zofia wysz�a, Anna w�lizn��a si� do jej pokoju. Pami�tnik
nadal spoczywa� w ukrytej szufladce. Nie mog�a si� powstrzyma�, by nie
przeczyta�, jakie te� plany ma wzgl�dem niej Zofia.
Cho� nie natkn��a si� na swoje nazwisko, uda�o jej si� odkry�, w jaki
sposób szmaragdowa szpilka znalaz�a si� w posiadaniu kuzynki i dlaczego
uwa�a�a ona, �e u Anny klejnot b�dzie bardziej bezpieczny.
A oto co zdarzy�o si� podczas spotkania z potworem z Hagi: barona
Vahnika przyprowadzi� na moje przyj�cie chudy Garbozki, a kiedy go
przedstawi�, ten natychmiast zacz�� wpatrywa� si� we mnie �mia�o ma�ymi,
ciemnymi oczkami. Baron ma wielki nos i grube wargi, które jednak wydaj�
si� zmys�owe. Odwzajemni�am spojrzenie, nie z podziwu dla jego umiej�tno�ci
jako skrzypka, ale z respektu dla wielkiego bogactwa oraz kr�g�ych i
zach�caj�cych do tego, by je uszczypn��, po�ladków, pod dosy� zgarbionym
grzbietem.
Wodzi� za mn� oczami, gdy przechadza�am si� pomi�dzy go��mi. A ilekro�
na niego spojrza�am, gapi� si� na mnie niczym g�odne ciel� na swoj� matk�.
Gdy wesz�am do s�abo o�wietlonego pokoju muzycznego, by przynie��
stamt�d czerwone wino specjalnego gatunku, pod��y� za mn� niczym t�usta
�ma za ta�cz�cym p�omieniem. Zaszed� mnie z ty�u i gwa�townie obj��.
Z miejsca, gdzie stali�my, mogli�my by� widziani przez go�ci w salonie,
odepchn��am wi�c barona i podesz�am do podwójnych drzwi, pytaj�c g�o�no:
„Prosz� mi powiedzie�, panie Vahnik, co te� sprawia, �e Haga jest tak wa�nym
miastem? ".
Klik! Drzwi zosta�y zamkni�te, a on natychmiast rzuci� si� na mnie.
�ciskaj�c w d�oniach karafk� z winem, umkn��am mu z wdzi�kiem, okr��aj�c
pianino i pó�ki z ksi��kami. Oczywi�cie, w ko�cu z�apa� mnie i przytrzyma� tak
mocno, �e z najwy�szym trudem powstrzyma�am okrzyk bólu, cho� cala sprawa wielce mnie bawi�a.
351
RS
„Musz� zanie�� go�ciom wino ", powiedzia�am.
„Ja jestem go�ciem", odpar�, przyciskaj�c mnie do �ciany pomi�dzy
pó�kami.
„ Wi�c prosz� spróbowa� wina ".
„ Wol� spróbowa� twoich ust".
„ To b�dzie pana kosztowa�o ".
„Zbyt lubisz si� bawi�!" Chwyci� mnie tak mocno, �e pu�ci�am karafk�,
która rozbi�a si� na pod�odze.
„Prosz� spojrze�, co pan narobi�!", zawo�a�am. „Karafka by�a kryszta�owa i
mia�a ponad sto lat, a wino to resztka ulubionego trunku z zapasów mego
ojca!".
„Musisz spotka� si� ze mn� pó�niej", powiedzia�.
„By� mo�e, je�li przyniesie pan co�, co zrekompensuje mi strat� ".
„Dobrze".
„ Wierz� panu, lecz by si� upewni�, zatrzymam na razie to ", powiedzia�am,
wyci�gaj�c z krawatki pod szyj� barona szmaragdow� szpilk�.
„Ale... ta szpilka nale�a�a do mego ojca ".
Wpi��am klejnot ostro�nie w stanik sukni. „Zatem stanowi doskona��
rekompensat� za star� karafk� mojego ojca i bezcenne wino, �e nie wspomn� o
przyjemno�ciach, jakie mam dla pana w zanadrzu ".
W ten sposób otrzyma�am wspania�� szmaragdow� szpilk� za wino co
najwy�ej �redniej jako�ci i karafk� z r�ni�tego szkl�. Kiedy rozstawali�my si�
nast�pnego dnia, poprosi� o zwrot szpilki, lecz powiedzia�am, �e j� zgubi�am.
Musz� si� upewni�, �e na jaki� czas zniknie z widoku.
W domu panowa�a gor�czkowa krz�tanina, zwi�zana z wyjazdem obu pa�
do Halicza.
Po po�udniu Anna nie mog�a znale�� nigdzie hrabiny, zesz�a wi�c do
kuchni. Pomimo panuj�cego tam zamieszania Jan Micha�, zm�czony k�piel�,
spa� s�odko w kolebce zawieszonej na belce w pobli�u otwartych drzwi.
- Gdzie pani Stella, Lutiszo?
Lutisza wyjmowa�a w�a�nie z pieca dwa olbrzymie bochenki s�odko
pachn�cego �ytniego chleba.
- Pojecha�a do apteki, prosz� pani.
- Och.
Wida� by�o, �e Lutisza p�aka�a. Serce Anny �cisn��o si� wspó�czuciem dla
s�u��cej, która mia�a zosta� w Warszawie, by szkoli� now� s�u�b� dla Zofii,
podczas gdy jej córka Marta i wnuki: Marcelina, Katarzyna i Tomasz udawali
352
RS
si� z paniami do Halicza. M�� Marty, Wa�ek, wyjecha� ju� przed kilkoma
miesi�cami, by dopatrzy� upraw.
- Chcia�aby pani pi�tk�?
- Wiesz, �e nie potrafi� odmówi� sobie twojego chleba... B�dzie nam ciebie
brakowa�o, Lutiszo.
- Pory roku nast�puj� jedna po drugiej i jesie� szybko nadejdzie - odpar�a
s�u��ca, u�miechaj�c si� dzielnie.
- Zapewne - zgodzi�a si� z ni� Anna, �uj�c chleb. Nie wspomnia�a, �e nie
zamierza wraca� do domu Zofii. - A czego mo�e potrzebowa� hrabina z
apteki?
- Musi zapewni� sobie zapas lekarstwa na ca�e lato.
- Jakiego lekarstwa?
- Nie wiem, prosz� pani.
- D�ugo ju� je przyjmuje?
- Zacz��a dopiero ostatnio. Prosz�, jeszcze jedna pi�tka.
Moje wnuki zawsze prosz� o mi�kk� o�ródk�. Nie wiedz�, co dobre.
Anna si�gn��a po chleb. Spostrzeg�a, �e szare oczy Lutiszy pe�ne s� �ez.
Nim wysz�a z kuchni, uca�owa�a wielce tym zaskoczon� Lutisz� najpierw w
jeden policzek, a potem w drugi.
353
Rozdzia� pi��dziesi�ty trzeci.
RS
Anna uda�a si� do sypialni, by zapakowa� swoje skarby. Do wyk�adanego
aksamitem pude�ka, w którym spoczywa�a kryszta�owa go��bica, w�o�y�a
mieni�cy si� barwami pier�cie� - dzi� opal wydawa� si� rubinowo czerwony - i
szmaragdow� szpilk�, zawijaj�c oba przedmioty w mi�kkie szmatki.
- Pani Zofia prosi, by zesz�a pani do jadalni - powiedzia�a Marcelina, staj�c
w otwartych drzwiach.
- Zofia? Chcesz powiedzie�, �e o tej porze jest ju� na nogach?
- Tak, prosz� pani. �yczy sobie pani, bym znios�a to pud�o do powozu? spyta�a dziewczyna, w widoczny sposób podekscytowana podró��.
- Nie, Marcelino, sama je zanios�. Powiedz hrabinie, �e zaraz zejd�.
Wysz�a najpierw z domu, aby bezpiecznie umie�ci� puzdro w powozie. Na
dworze dopiero zaczyna�o si� rozwidnia�. Katarzyna pomacha�a do niej z
powozu wynaj�tego dla s�u�by. Wszyscy zdawali si� by� gotowi do podró�y.
Wróci�a do domu. W jadalni ciotka, ubrana w ciemny podró�ny strój,
siedzia�a sztywno za sto�em, z którego uprz�tni�to ju� po �niadaniu.
Siostrzenica usiad�a po jej lewej stronie.
Naprzeciw, oddzielona od nich szeroko�ci� sto�u, sta�a Zofia. Mia�a na
sobie poranny szlafrok, w�osy w nie�adzie, a pod oczami ciemne kr�gi. Anna
zastanawia�a si�, czy kuzynka k�ad�a si� tej nocy cho� na chwil�.
- Przepraszam, �e trwa�o to tak d�ugo - powiedzia�a.
- O co chodzi, Zofio? - spyta�a hrabina. - Chcia�yby�my dojecha� jak
najdalej, nim zrobi si� gor�co.
- I dojedziecie, nie martw si�, mamo - wymuszony u�miech na twarzy Zofii,
podkre�laj�cy jej mroczn� urod�, sprawi�, �e wydawa�a si� niezwykle podobna
do matki Anny. - Modl� si�, by�cie obie, a tak�e male�stwo, mia�y bezpieczn�
podró� i sp�dzi�y w Haliczu wspania�e lato. Je�li tylko b�dziecie czego�
potrzebowa�y, dajcie mi zna�, a natychmiast wszystkim si� zajm�. Zamierzam
opiekowa� si� wami do czasu, a� znajdzie si� jaki� dobry m��czyzna, który by
mnie zast�pi� i zaj�� si� nami wszystkimi.
Anna przygl�da�a si� kuzynce z zainteresowaniem. Zofia zaciska�a d�onie
na oparciu krzes�a, a� pobiela�y jej knykcie. By�a zdenerwowana. Ta ma�a
przemowa z pewno�ci� mia�a do czego� prowadzi�, ale do czego? Anna nie
widzia�a dot�d, by kuzynka zachowywa�a si� tak formalnie.
- Wierz� - mówi�a dalej Zofia - �e zrobi�, co tylko si� da w najlepiej
poj�tym interesie osób, które tak kocham, to znaczy: was obu.
354
RS
Umilk�a. Anna i hrabina czeka�y.
- I w�a�nie dlatego, �e was kocham, umie�ci�am wasze podpisy obok
podpisów innych przedstawicieli szlachty, popieraj�cych konfederacj� z
Targowicy.
Hrabina zaczerpn��a gwa�townie powietrza.
- Co takiego zrobi�a�? Jak �mia�a� przypuszcza�, �e...
- Nalegam, by� pozwoli�a mi sko�czy�, matko - mówi�a z naciskiem Zofia.
- Gdyby�my nie podpisa�y, jak uczynili to wszyscy co bardziej rozs�dni
przedstawiciele szlachty z Warszawy i ca�ej Polski, caryca nie
zagwarantowa�aby nam nietykalno�ci ani osobistej, ani maj�tkowej.
- W imi� Jezusa Chrystusa, nie zgadzam si�! - zawo�a�a ciotka Stella,
wyprostowawszy si� na krze�le. Jej twarz p�on��a oburzeniem.
- Je�li zale�y ci na �yciu, w�asnym i cz�onków twojej rodziny, a tak�e na
tym, by zachowa� nazwisko oraz tytu�, musisz pogodzi� si� z tym, co
uczyni�am. Je�li nasze nazwiska nie znajd� si� obok innych, caryca uzna nas za
wywrotowców. Mo�emy zosta� wygnane lub straci� �ycie. Chyba �e uciekniemy do innego pa�stwa. A tego raczej by� nie chcia�a, prawda, matko?
- Nie ulegn� kaprysom rosyjskiej carycy. Jestem bogobojn� poddan�
polskiego króla!
- Tyle �e ten król to obawiaj�cy si� Katarzyny poddany Rosji! - zawo�a�a
Zofia z pe�n� gniewu pogard�. - Jest jak dojrza�a jagoda pod zdobionym
klejnotami pantoflem carycy.
Hrabina tak�e wpad�a w gniew i zacz��a krzycze�:
- Rosjanie to zwierz�ta, na wpó� ludzie, na wpó� wilki! Nawet Litwini czcili
drzewa i w��e, nim przynie�li�my im Boga i cywilizacj�. Rosjanie nie
mieszkaj� ju�, by� mo�e, w jaskiniach czy wilczych jamach - och, mog� sobie
nawet mieszka� w pa�acach i chodzi� odziani w jedwabie - lecz nie wyzbyli si�
wrodzonych sk�onno�ci! Teraz tocz� wojny, Zofio. Nauczyli si�, �e kordy i
pistolety s� skuteczniejsze od dzid. A tak�e tego, jak maszerowa�, tocz� wi�c
wojny.
- Tak - odpar�a szybko Zofia - teraz tocz� wojny. I jest bardziej ni�
prawdopodobne, �e u ich boku pomaszeruj� armie Prus i Austrii! Je�li oni
tocz� wojn�, a my nie, musimy zda� si� na ich opiek�. Kiedy konstytucja
zostanie obalona, a ch�opi i pospólstwo przywo�ani do porz�dku, wojna si�
sko�czy. Jeste�my szlacht� i przetrwamy. Tylko zbuntowane byd�o b�dzie
gin��, matko. Tylko ci, którzy stawi� opór, zostan� ukarani. Szlachta musi
zapanowa� nad ch�opstwem i tymi, którzy uzurpuj� sobie prawo do naszych
355
RS
ziem i maj�tku. Gdy konstytucja upadnie, zostaniemy pozostawieni w spokoju,
by�my mogli cieszy� si� naszym dziedzictwem.
- Wcale sobie tego nie �ycz�! - wysycza�a hrabina. - Nie stan� przeciw
konstytucji. Leo te� by tak nie post�pi�. I nie pozwol�, by ci, którzy dzielnie jej
broni�, umierali zamiast mnie! - Hrabina wsta�a. - Zaczekam na ciebie w
powozie, Anno Mario - powiedzia�a, wychodz�c po�piesznie z pokoju.
- Wi�c umrzesz! - krzykn��a za ni� Zofia, a potem doda�a ciszej, by matka
jej nie us�ysza�a. - Chyba �e oka�� si� wystarczaj�co sprytna, by ci� przed tym
uchroni�.
- Milcza�am dot�d, Zofio - powiedzia�a Anna - lecz teraz mówi� do ciebie
tak, jak przedtem matka. Wszyscy jeste�my dzie�mi Boga, bez wzgl�du na stan
i urodzenie. Nasi obywatele nie powinni umiera� w obronie praw,
ustanowionych przez Konstytucj� 3 maja. Nikt te� nie powinien umiera� za
nas.
- Anno, nasze nazwiska zosta�y ju� umieszczone po�ród nazwisk ludzi
popieraj�cych targowic�.
- Uczyni�a� �le, Zofio. Wiem, �e wielu ludzi nie zgadza si� z
postanowieniami konfederacji, wielu te� nie podpisze si� pod ni�, a w�ród nich
Lubiccy.
- I, jak przypuszczam, Stelnicki, w tym swoim �licznym mundurze!
Wszyscy oni to g�upcy, prowokuj�cy w�asn� zgub�.
Zofia okr��y�a stó� i podesz�a do kuzynki, przemawiaj�c tonem
jednocze�nie b�agalnym i w�adczym.
- Je�li uwa�asz, �e nie mam racji, powiedz mi, Anno Mario BerezowskaGrawli�ska, co nale�a�o uczyni�!
- Mog� ci tylko powiedzie�, �e nie powinni�my bra� w tym udzia�u. Musz�
ci� prosi�, by nazwisko twojej matki, moje i Jana Micha�a zosta�o usuni�te z
dokumentów popieraj�cych konfederacj�.
- Czy dla ciebie wszystko musi by� tak proste i czarno-bia�e, Anno? Nie
potrafisz zachowa� si� rozs�dnie?
- Twoja matka i ja musimy kierowa� si� tym, co nakazuje nam sumienie.
Nie b�dziemy szuka�y opieki Katarzyny:
- Lecz Polacy nie b�d� w stanie si� jej przeciwstawi�! -Zofia pochyli�a si�
nad Ann� i uj��a jej d�o�. - By� mo�e ty i matka macie racj�. By� mo�e Polacy
s� zbyt blisko Boga, by walczy� i wojowa�. A mo�e polska szlachta zbyt d�ugo
siedzia�a na jedwabiach i zapomnia�a ju�, jak si� walczy.
- Czy to, �e naród nie jest w stanie walczy�, �wiadczy o jego upadku?
356
RS
Zofia wzruszy�a ramionami.
- Nie potrafi� powiedzie�. Wspomnia�am kiedy� tobie i baronowi
Kolbiemu, �e moim zdaniem kobiety nie nadaj� si� do polityki. Nadal tak
twierdz�. Ani ty, ani ja nie jeste�my w stanie wp�yn�� na poczynania m��czyzn
w tej materii, ani tym bardziej ich kontrolowa�... Lecz wi�ksza cz��� Polski
przepadnie, Anno. Nie wiem, jak du�a, lecz tak si� stanie, a ja nie dopuszcz�,
by�my zgin��y wraz z ni�.
Ukl�k�a przed kuzynk�, spogl�daj�c na ni� b�agalnie czarnymi oczami.
- Ty i matka musicie pogodzi� si� z tym, co zrobi�am, inaczej b�dziecie
musia�y stawi� czo�o si�om konfederacji. A wtedy mo�esz zgin��, moja matka
równie�. Z powodu waszego uporu oraz ignorancji mo�emy zgin�� wszyscy.
Poza tym masz teraz dziecko. Musisz my�le� tak�e o nim.
U�cisn��a krótko d�o� Anny i wsta�a.
- Dobrze si� sk�ada, �e wyje�d�acie na lato na wie�. Mam tylko nadziej�, �e
b�dziecie tam bezpieczne, gdy zaczn� si� niepokoje, co niechybnie nast�pi.
- Nie powinnam kaza� im d�u�ej na siebie czeka� - powiedzia�a Anna.
Czu�a si� rozdarta. Nie by�o sensu nadal si� k�óci�. Kompromis i tak nie by�
mo�liwy. Cho� nie zgadza�a si� z Zofi�, czu�a, �e kuzynka szczerze troszczy
si� o matk�, a tak�e o ni� i o ma�ego Jana Micha�a.
- Có�, zatem w drog�! - Zofia u�cisn��a Ann� i doda�a: - Lecz je�li pojawi�
si� w Haliczu, a w�ciekli Rosjanie, Polacy lub jedni i drudzy b�d� deptali mi
po pi�tach, zatapiaj�c z�by w po�ladkach, prosz�, nie zamknij przed kuzynk�
drzwi jej w�asnego domu!
Anna wyobrazi�a sobie t� scen� i mimo woli parskn��a �miechem.
- Powa�nie, Anno, je�li b�dziesz musia�a stawi� czo�o Rosjanom, powiedz
im, �e chroni ci� konfederacja. Je�li pojawi� si� polscy patrioci, powiedz, �e
ponad wszystko przedk�adasz dobro Polski. Lecz sprzyjaj raczej Rosjanom,
kochanie, bo na koniec i tak dziwka zwyci��y.
Uca�owa�a kuzynk� w policzek.
- Z Bogiem, Aniu.
Anna wsta�a.
- Do widzenia.
- Jeszcze jedno.
- Tak? - spyta�a Anna, odwracaj�c si�.
- Zapomnisz o nim, prawda?
- Nie spodziewam si� zbyt wiele, je�li chodzi o Jana Stelnickiego. Lecz,
Zofio, dlaczego a� tak ci� to interesuje?
357
RS
- Interesuje?
- Dlaczego tak ci na tym zale�y? Powiedz mi: kochasz go? Jak d�ugo
czeka�a, by zada� to pytanie!
Zofia przez d�ug� chwil� wpatrywa�a si� w ni�, a potem wzruszy�a
ramionami.
- Mo�e i tak.
Oto najgorszy koszmar w�a�nie si� zi�ci�, pomy�la�a Anna. To dlatego tak
d�ugo zwleka�a. Ba�a si� tego, co mo�e us�ysze� w odpowiedzi. Nagle zrobi�o
jej si� s�abo.
- A kiedy przyjecha�am do Halicza...?
- Dlaczego zach�ca�am ci�, by� z nim flirtowa�a? Anna skin��a g�ow�.
- To by�o g�upie z mojej strony, przyznaj�. Pok�ócili�my si� i nie s�dzi�am,
�e twoje zainteresowanie nim mog�oby komukolwiek zaszkodzi�. Po raz
pierwszy posmakowa�a� wtedy romansu i...
- ...i s�dzi�a�, �e naiwna kuzyneczka z Sochaczewa wyda si� w porównaniu
z tob� nijaka i ma�o atrakcyjna, tak?
- Nie b�d� wobec siebie niesprawiedliwa, Anno.
- Masz tylu m��czyzn.
- Jan jest wyj�tkowo atrakcyjny.
- Zatem... nadal masz nadziej� go zdoby�?
Zofia rozci�gn��a wargi w rozmy�lnie z�o�liwym u�miechu.
- A ty nie?
Annie zabrak�o s�ów. Na zewn�trz konie przest�powa�y niespokojnie z nogi
na nog�, a powóz, który mia� zabra� j� daleko od Zofii, czeka�. Kusi�o j�, by
wybiec bez s�owa. Opanowa�a si� jednak, zaczerpn��a tchu i stawi�a czo�o
kuzynce:
- Nie my�l, �e ci� nie doceniam, Zofio. Jeste� pi�kna i pe�na powabu. Je�li
zdo�asz zdoby� Jana, niech i tak b�dzie. Lecz ju� raz mnie nie doceni�a�.
Sugeruj�, by� nie pope�ni�a tego b��du ponownie.
To powiedziawszy, odwróci�a si� i wysz�a z pokoju, a potem z domu,
pozostawiaj�c w jadalni os�upia�� Zofi�.
By� pierwszy czerwca. Ma�y orszak z�o�ony z dwóch powozów wyruszy�
na po�udnie Polski, uwo��c Ann�, jej syna i ciotk� Stell�.
358
Cz��� pi�ta
Gdy wiatr nie s�u�y, do wiose� trzeba.
Przys�owie polskie.
Rozdzia� pi��dziesi�ty czwarty.
RS
Niebo pozostawa�o b��kitne, a drogi szcz��liwie suche, powozy mog�y wi�c
toczy� si� szybko, bez przeszkód zd��aj�c ku odleg�ym po�udniowym kra�com
Rzeczpospolitej.
Anna zastanawia�a si�, o czym te� mo�e rozmy�la� jej milcz�ca stoicko
ciotka. Musia�a wiedzie�, tak jak wiedzia�a to ona sama, �e Zofia nie usunie ich
nazwisk z dokumentu. Jej arogancja w sprawie, która w�a�nie wysz�a na jaw,
jeszcze pog��bi�a przepa�� pomi�dzy matk� a córk�.
Hrabina Berezowska odci��a si� od kuzynki zarówno pod wzgl�dem
politycznym, jak i osobistym. Jakim prawem Zofia umie�ci�a nazwisko Anny i
Jana Micha�a na dokumencie popieraj�cym konfederacj�? I czy naprawd�
wierzy�a, �e jest w stanie zdoby� Jana? Czy by�a to tylko niem�dra fantazja,
czy przypuszczenie oparte na faktach? Jan nigdy nie wspomnia�, �e co� ��czy�o
go z Zofi�. Dlaczego? Czy by� jej kolejn� zdobycz�? A je�li zale�a�o mu na
niej kiedy�, czy mog�oby tak by� znowu?
Teraz zachowanie Zofii przy stawie nabra�o sensu. Anna opowiedzia�a
kuzynce o o�wiadczynach, a ona udawa�a przekonan�, i� Anna nie �yczy sobie
tak intensywnych zalotów. Podczas gdy naprawd� sama my�l o tym, �e Jan
móg�by potraktowa� Ann� powa�nie, napawa�a j� przera�eniem. Kiedy zostali
sami, musieli si� pok�óci� - by� mo�e Zofia próbowa�a uwie�� Jana, a kiedy
nie zareagowa�, w�ciek�a si� i porwa�a na sobie bluzk�, oskar�aj�c go o napa��.
I ta szarada sta�a si� pocz�tkiem szeregu zdarze�, które doprowadzi�y w
efekcie do gwa�tu, pocz�cia dziecka i skazanego na niepowodzenie ma��e�stwa
z Antonim. Oczywi�cie by� jeszcze list od Jana, który Zofia przechwyci�a i bez
cienia wyrzutów sumienia zniszczy�a. Teraz Anna wiedzia�a ju�, do czego
kuzynka jest w stanie si� posun��, aby postawi� na swoim.
W kilka dni pó�niej widok dworu z bia�ego wapienia z kolumnowym
portykiem ucieszy� oczy Anny i jej ciotki.
Pierwszego ranka po powrocie Marta przysz�a do pokoju Anny z
wiadomo�ci�, �e na dole w salonie czeka na ni� go��. Hrabina odgad�a, kim
mo�e by� ów go��, lecz nie zapyta�a o to s�u��cej.
359
RS
Spojrza�a t�sknie na jedn� z ulubionych letnich sukienek, niebiesk�,
zdobion� koronk� przy dekolcie oraz r�kawach, po czym przywdzia�a czarn�
�a�obn� szat�. Ale� si� ucieszy, gdy wreszcie b�dzie mog�a odrzuci�
niechcian� �a�ob�!
Przystan��a na chwil� na górnym pode�cie, gdzie na wysokim postumencie
sta� wielki kamienny orze�, symbol Polski. Zesz�ego lata mija�a rze�b� wiele
razy, nie po�wi�caj�c jej nawet chwili uwagi. Teraz przystan��a, my�l�c o
zagro�eniu czyhaj�cym na ojczyzn�. Dotkn��a szorstkiej powierzchni i w
my�lach poprosi�a or�a, by pozosta� czujny.
Wydawa�o jej si�, �e ptak mruga do niej szklanym okiem, potwierdzaj�c,
kim jest przyby�y. U�miechn��a si� leciutko na t� niem�dr� my�l i szybko
zesz�a po schodach.
Na dole zatrzyma�a si� gwa�townie, staj�c twarz� w twarz z Janem.
Ciemnoniebieskie oczy zdawa�y si� �mia� z jej zaskoczenia.
Natychmiast pochyli� si� i uca�owa� d�o� Anny. Unosz�c jasn� g�ow�,
powiedzia�:
- Kiedy ostatnio ci� widzia�em, nie porusza�a� si� tak szybko.
Roze�mia�a si�.
- Nosi�am wtedy pod sercem dziecko!
- Z dzieckiem czy nie i tak wygl�da�a� pi�knie. Poczu�a, �e si� rumieni.
Zaczerpn��a oddechu. S�odki ton jego g�osu sprawi� jej wi�ksz� przyjemno��
ni� komplement.
- Och, Janie, jak dobrze znowu ci� widzie�!
Przez chwil� milczeli. Nie puszcza� jej d�oni. Wreszcie wprowadzi� j� do
salonu, gdzie czeka�a hrabina Gro�ska.
Anna poczu�a si� rozczarowana. Nic nie mog�a na to poradzi�. Tak bardzo
t�skni�a za tym, by porozmawia� z nim na osobno�ci! Chcia�a rozkoszowa� si�
jego obecno�ci�. Poza tym o tyle rzeczy musia�a go zapyta�.
- Przyszed�em si� po�egna�, Anno - powiedzia� tymczasem Jan.
Nie zd��y�a zareagowa�, gdy� do salonu wesz�a Marta, nios�c tac� z trzema
kieliszkami wina.
�adne z nich nie przemówi�o, dopóki s�u��ca nie wysz�a. Zw�oka zdawa�a
si� trwa� bez ko�ca. Serce t�uk�o si� jej w piersi. Co on chcia� przez to
powiedzie�? Czy�by czeka�a tak d�ugo i przeby�a tak� odleg�o�� jedynie po to,
aby us�ysze� kolejne „do widzenia"? Czy �ycie ma im do zaoferowania jedynie
to? Seri� po�egna� i sp�dzanie wi�kszej cz��ci �ycia osobno?
360
RS
Gdy wszyscy trzymali ju� kieliszki w d�oni, a s�u��ca wysz�a, Anna
powiedzia�a:
- Wino rankiem - chyba zakr�ci mi si� w g�owie! Ciotka Stella u�miechn��a
si�, lecz zaraz spowa�nia�a.
- Jan musi pój�� walczy� z Rosjanami, Anno.
Jan spojrza� na Ann�, jakby chcia� potwierdzi� to, co powiedzia�a hrabina.
Uniós� kieliszek:
- Za Polsk�!
Hrabina Gro�ska powtórzy�a toast.
Anna ledwie go wyszepta�a. Podnios�a kieliszek i s�cz�c wino, wpatrywa�a
si� w Jana. Odchodzi�, by walczy� z Rosjanami. Wiedzia�a, �e powinna
martwi� si� o kraj, lecz mog�a my�le� jedynie o tym, �e Jan mo�e zosta� ranny
lub nawet zabity. Tylko Jan Micha� móg� rywalizowa� z nim o miejsce w jej
sercu, lecz mi�o�� do syna by�a uczuciem macierzy�skim, ró�ni�cym si� od
nami�tno�ci, jak� odczuwa�a wobec ukochanego m��czyzny. �wiadomo��
tego, �e Jan wkrótce znajdzie si� w niebezpiecze�stwie, sprawi�a, �e uczucia
Anny wybuch�y ze zdwojon� si��. Wszystko inne niewiele si� teraz liczy�o.
Wiedzia�a, �e nie potrafi pokocha� tak nikogo innego. Z ochot� umar�aby, aby
zapewni� mu bezpiecze�stwo. Jan tak�e patrzy� na Ann�.
- Caryca Katarzyna wys�a�a przeciwko nam wojska, by poprze� targowic� i
obali� konstytucj�. Musz� do��czy� do oddzia�ów Ko�ciuszki szybciej, ni� si�
spodziewa�em.
- Kiedy wyje�d�asz?
- Jutro w po�udnie. Nie! Tak ma�o czasu...
- O dziesi�tej, nim wyjedziemy, odb�dzie si� msza - mówi� dalej Jan.
- Msza? - spyta�a hrabina, niezdolna ukry� zdziwienie.
- Nie, prosz� pani - roze�mia� si� - nie nawróci�em si� z dnia na dzie�.
Mo�e kiedy� tak si� zdarzy, lecz jeszcze nie teraz. Wi�kszo�� m��czyzn z
maj�tku zamierza przy��czy� si� do oddzia�ów Ko�ciuszki, poprosi�em wi�c
ksi�dza, by przyjecha� do nas i odprawi� msz� w intencji ich szcz��liwego powrotu.
- Rozumiem - powiedzia�a hrabina Gro�ska.
- Lecz b�d� w niej uczestniczy� i mam nadziej�, �e obie panie tak�e.
Anny i jej ciotki nie trzeba by�o zach�ca�. Zgodzi�y si� natychmiast.
- Wiem, �e dopiero co przyjecha�y�cie, lecz musz� poradzi� wam, by�cie
jak najszybciej wróci�y do Warszawy. Tu szybko mo�e zrobi� si�
niebezpiecznie.
361
RS
- S�odki Jezu! - zawo�a�a ciotka Stella. Jej twarz, podobnie jak twarz Anny,
wyra�a�a l�k i rozczarowanie.
- Jak tam Jan Micha�? - zapyta� Jan, najwidoczniej próbuj�c zmieni� temat
na weselszy.
- Dobrze - odpar�a Anna. - Chcia�by� go zobaczy�? Twarz Jana poja�nia�a.
- Oczywi�cie.
- Zawo�am Mart�.
- Nie, Anno - powiedzia�a hrabina. - Pozwól, �e ja przynios� ma�ego.
Anna pob�ogos�awi�a w duszy ciotk�, podejrzewaj�c, �e rozmy�lnie
wychodzi, by zapewni� jej troch� czasu sam na sam z Janem.
Usiedli razem na sofie. Jej serce natychmiast zacz��o mocniej bi�. Nie by�a
ju� pewna, czy zdo�a opanowa� emocje.
Jan wzi�� na siebie ci��ar prowadzenia rozmowy, a mówi� g�ównie o
rosyjskiej inwazji. Ta niewielka ilo�� czasu, któr� mogli sp�dzi� sam na sam,
up�ywa�a im na omawianiu spraw wa�nych co prawda, lecz publicznych. Jak
mia�a zmieni� temat na bardziej odpowiadaj�cy potrzebom jej serca?
W ko�cu Jan zorientowa� si�, �e Anna s�ucha go niezbyt uwa�nie.
- O co chodzi? - zapyta�, bior�c jej d�o� w swoj�.
- Czy wiesz, co zamierza Zofia? - spyta�a Anna, zdumiona tym, �e porusza
dr�cz�c� j� kwesti� tak szybko i bez wahania.
- Zofia?
Anna skin��a g�ow�.
- Co ci takiego powiedzia�a?
- �e ci� kocha.
Jan roze�mia� si� nienaturalnie.
- Tak powiedzia�a? To nieprawda. Ona mnie nie kocha, jej duma zosta�a
zraniona, to wszystko.
- Zatem by� czas, kiedy... Po�o�y� palec na jej ustach.
- Kochasz mnie, Anno?
- Dopiero niedawno zosta�am wdow�. Musi min�� rok, nim b�d� mog�a
kogo� po�lubi�.
- Niektóre konwenanse nale�y po prostu zignorowa�. Czy my�la� tak samo
jak Zofia? �e Anna powinna odrzuci� tradycj� i wyj�� za m��, kiedy zechce?
- Co chcesz przez to powiedzie�?
- Mog�aby� przyjecha� do Krakowa. By�aby� tam bezpieczna, gdy� miasto
jest w r�kach patriotów.
- Do Krakowa?
362
RS
Annie zakr�ci�o si� w g�owie. O co mu chodzi? Prosi j� o r�k� czy o to, by
po prostu z nim �y�a?
- Pytam ci� jeszcze raz, Anno: kochasz mnie?
W tej chwili do salonu wesz�a hrabina, nios�c w ramionach ma�ego Jana
Micha�a. Anna nie odpowiedzia�a na zadane przez Jana pytanie.
Wstali i Jan zaj�� si� zabawianiem dziecka, w czym towarzyszy�a mu
ciotka. Wzi�� ma�ego na r�ce i robi� do niego �mieszne miny, jak czasem jego
matka. Gdyby tylko dziecko by�o jego, pomy�la�a.
- Musz� ju� wraca� - powiedzia� po jakim� czasie, oddaj�c malca Annie. Zatem mog� spodziewa� si� pa� jutro o dziesi�tej?
Anna skin��a g�ow�. Sposobno��, by powiedzie� Janowi, �e go kocha,
pojawi�a si� i odesz�a. Lecz jutro pojawi si� nast�pna.
- Och, poleci�am przygotowa� taki dobry posi�ek - zauwa�y�a z �alem
ciotka.
- Prosz� mi wybaczy�, pani Gro�ska, lecz tyle jest do zrobienia. Skoro inni
m��czy�ni jad� wraz ze mn�, b�d� musia� zamkn�� dom.
- Rozumiem - odpar�a hrabina, przyjmuj�c poca�unek w policzek jako
zado��uczynienie. - Do zobaczenia jutro rano, panie Stelnicki.
- Dobrze. A je�li szcz��cie dopisze, nigdy nie b�dzie pani musia�a mówi�
do mnie: obywatelu Stelnicki.
Jan odwróci� si� do Anny. Uca�owa� wpierw dziecko, a potem j� - w oba
policzki.
- Zatem do zobaczenia rano.
Gdy wyszed�, Anna zwróci�a si� do ciotki.
- Co Jan mia� na my�li, mówi�c, �e je�li szcz��cie dopisze, nigdy nie stanie
si� obywatelem Stelnickim?
- Nie przy��czy� si� do konfederacji, Anno. Je�li oddzia�y
Ko�ciuszki zostan� pokonane, Jan straci szlachectwo i maj�tek. Stanie si�
po prostu obywatelem Stelnickim.
- Tylko Bóg mo�e odebra� mu tytu�! - powiedzia�a Anna, p�on�c gniewem.
- By� mo�e, kochanie. Lecz zbieraj�ca si� od dawna burza wreszcie
nadesz�a i obawiam si�, �e od tej pory nic ju� nie b�dzie dla nas takie samo.
363
Rozdzia� pi��dziesi�ty pi�ty.
RS
Anna niewiele spa�a tej nocy. Wci�� na nowo analizowa�a spotkanie z
Janem. Nie odpowiedzia�, gdy zapyta�a o jego uczucia wobec Zofii. Lecz z
drugiej strony - nie zd��y�a zapyta� o to, co ich ��czy�o, gdy� po�o�y� jej palec
na wargach, pytaj�c, czy go kocha.
A ona nie odpowiedzia�a. Oczywi�cie, kocha go ponad �ycie. Lecz co, je�li
on i Zofia te� kiedy� si� kochali? I je�li to ona zerwa�a? Co dobrego mog�oby z
tego wynikn��? A je�li kuzynka nigdy nie wyzna�a Janowi mi�o�ci? Czy to, �e
teraz si� o tym dowiedzia�, czyni jak�� ró�nic�?
Do �witu mog�a ju� skupi� si� wy��cznie na jednym: musi powiedzie� mu,
�e go kocha. A je�li Zofia te� darzy go uczuciem, có�, b�dzie musia� wybra�.
�niadanie podano tego dnia wcze�nie. Nim Marta zabra�a si� do uprz�tania
sto�u, zwróci�a si� do hrabiny. Wida� by�o, �e jest bardzo przej�ta.
- Och, madame, Wa�ek upiera si�, �eby pój�� walczy�, a Bóg jeden wie, �e
potrzebuj� go tutaj, i pani tak�e! Nie jest �o�nierzem i nie jest ju� m�ody.
- Wiem, Marto. Rozmawia� ze mn� wcze�niej, on i kilku innych m��czyzn.
Ch�tnie zatrzyma�abym go, lecz zbyt wiele mamy do stracenia, gdyby rosyjska
wilczyca zwyci��y�a.
- Tak, madame - powiedzia�a Marta, nie kryj�c �ez, które sp�ywa�y jej po
policzkach. - Wiem.
- Nie tra� ducha, Marto. Powiadaj�, �e pokój nie mo�e trwa� bez konfliktu.
Chcia�aby� wybra� si� z nami na msz�?
- Och, tak! Dzi�kuj�, pani Gro�ska.
- Doskonale. Dopilnuj, by Stanis�aw przygotowa� wozy. Wszystkie kobiety,
które zechc� pojecha�, mog� to uczyni�.
Marta skin��a g�ow�, ocieraj�c �zy.
- Ciesz si� - mówi�a dalej hrabina - �e twój syn Tomasz jest zbyt m�ody, by
walczy�.
Marta skin��a g�ow�.
- Mimo to nie przestaje b�aga�, bym pozwoli�a mu przy��czy� si� do ojca.
Anna sta�a w holu na parterze, niecierpliwie wygl�daj�c ciotki, która zbyt
d�ugo si� zbiera�a. Opanowa�a pokus�, by pos�a� po ni� s�u��c�, gdy� przysz�o
jej do g�owy, �e hrabina, by� mo�e, nie czuje si� dobrze. Wa�ek i pozostali
m��czy�ni odjechali ju� do maj�tku Stelnickich. Obok domu czeka�a na nie
gromadka kobiet.
364
RS
W ko�cu hrabina Gro�ska wy�oni�a si� z pokoju, odziana w czarn� sukni� z
po�yskuj�cej satyny. Wysz�y z domu. Anna nios�a na r�kach Jana Micha�a,
którego twarzyczk� os�ania� przed porannym s�o�cem lekki kocyk. Kryty
dwukonny powóz czeka� ju� na podje�dzie, a stary Stanis�aw przytrzymywa�
otwarte drzwi. Za powozem sta�y dwie furmanki, ka�da ci�gni�ta przez
jednego konia. Na nich za� ulokowa�o si� kilka kobiet z maj�tku. Poszeptywa�y
mi�dzy sob� powa�nie, ale umilk�y na widok zbli�aj�cych si� ku powozowi.
Anna us�ysza�a jeszcze, jak jedna z kobiet op�akuje utrat� swego m��czyzny.
Dwór Stelnickich w miejscowo�ci U�cie Zielone nie le�a� zbyt daleko od
dworu Pod G�ogami, lecz prowadz�ca do niego droga by�a kr�ta. Stanis�aw nie
po�piesza� koni, gdy� kobiety, powo��ce furmankami, nie mia�y
do�wiadczenia z ko�mi. Anna niecierpliwi�a si�, �a�uj�c, �e nie dosiad�a wierzchowca i nie pojecha�a na skróty przez las, odgraniczaj�cy posiad�o�ci. Jak�e
pragn��a zazna� znów wolno�ci, jak� dawa�a jazda, poczu� we w�osach i na
twarzy wiatr, zobaczy� migaj�ce pod kopytami bruzdy! Lecz rankiem odda�a
Pegaz Wa�kowi, by mia� dobrego konia, kiedy przy��czy si� do Ko�ciuszki.
Nagle u�wiadomi�a sobie, �e nie je�dzi�a konno od pami�tnego dnia nad
stawem.
W powozie by�o duszno i gor�co. Anna rozebra�a dziecko i zacz��a
wachlowa� niespokojne, zaczerwienione z gor�ca niemowl�, w czym pomaga�a
jej ciotka.
Nie min��o nawet pó� godziny, a pod��aj�cy kr�t� drog� powóz nagle si�
zatrzyma�.
Okna pojazdu zamkni�to dla ochrony przed kurzem i skwarem. Anna
otwar�a je i, rozczarowana, przekona�a si�, �e nie dojechali jeszcze na miejsce.
Stanis�aw natychmiast otworzy� drzwi.
- Ojciec Janewicki pob�ogos�awi nas tutaj, pani Gro�ska. Serce Anny
�cisn��o si� przeczuciem. Domy�li�a si�, �e zasz�o co� nieprzewidzianego.
Wysiad�a z powozu. Ciotka zosta�a wewn�trz, trzymaj�c na r�kach Jana
Micha�a. Stary ksi�dz, który wieki temu udzieli� �lubu Annie i Antoniemu,
przywita� je serdecznie, cho� min� mia� powa�n�.
- Wys�ano mnie, bym z paniami pomówi� - oznajmi�. - Przykro mi, �e nie
zd��y�em, nim opu�ci�y panie maj�tek - doda� ze smutkiem. - Msza zosta�a ju�
odprawiona. Widzi pani, Rosjanie wkroczyli na polsk� ziemi�.
- A m��czy�ni? Pan Stelnicki?
- Odjechali. Wszyscy odjechali. Je�li pani pozwoli, pomodlimy si� za ich
bezpieczny powrót tu, na poboczu drogi.
365
RS
Odmówi�y z ksi�dzem ca�y ró�aniec. Hrabina pozosta�a z dzieckiem w
powozie, podczas gdy Anna, Stanis�aw i krzepkie ch�opskie niewiasty
wy�piewywa�y odpowiedzi po�ród polskiego krajobrazu, który zdawa� si�
obiecywa� lato jak ka�de inne. Lecz to lato nie b�dzie takie jak inne, pomy�la�a
Anna. Porusza�a ustami, mechanicznie wypowiadaj�c s�owa modlitwy, ale
my�la�a tylko: Nie powiedzia�am mu... Nie powiedzia�am mu... Nie
powiedzia�am...
- Jed�cie dalej prosto - rzek� ksi�dz po sko�czonej modlitwie - a potem
skr��cie w lewo, na podjazd Stelnickich. S�u��ce czekaj� na was z posi�kiem.
Musicie odpocz��, nim wyruszycie w drog� powrotn�. Poza tym jest tu zbyt
w�sko, by pojazdy mog�y zawróci�. Dzie� teraz d�ugi, zd��ycie wróci� do
domu przed zmrokiem. Pokój z wami.
Hrabina przywo�a�a go do powozu.
- Pokój niech b�dzie z nami wszystkimi - powiedzia�a, wsuwaj�c mu w
d�o� kilka monet.
Pojazdy skr�ci�y na podjazd maj�tku Stelnickich, mijaj�c bram� w wysokim
drewnianym p�ocie. Wygl�daj�cy go�cinnie dwupi�trowy dom, zbudowany z
niemalowanego drewna, mia� stromy, pokryty zielonkawym gontem dach, z
którego wystawa�y podobne do oczu, ukryte pod wyst�pami dachu okna
mansardy.
Wszyscy cz�onkowie m�skiej s�u�by Stelnickiego przy��czyli si� do
Sprawy. Pokojówki, czekaj�ce na obie hrabiny, zachowywa�y si� grzecznie,
lecz milcza�y ponuro. Anna czu�a si� tak, jakby dom, a w�a�ciwie ca�� Polsk�
spowi� niewidzialny ca�un, wprawiaj�c mieszka�ców w odr�twienie i smutek,
spowodowane wojn�. Ile� to kobiet, duma�a, szlachetnie urodzonych i
pochodz�cych z ludu, cierpia�o na przestrzeni wieków ten sam los, patrz�c, jak
ich m��czy�ni odchodz� na wojn�, a potem trzymaj�c nieustann� wart� w
nadziei, �e kiedy� powróc�? I ilu z nich nie wróci�o?
Panie zaprowadzono do sypialni na pi�trze, by mog�y od�wie�y� si� przed
posi�kiem. Pokój, tak jak reszta domu, by� czysty, lecz brakowa�o mu kobiecej
r�ki. Anna przypisa�a to faktowi, �e matka Jana umar�a wiele lat temu.
Hrabina Gro�ska przysiad�a na �ó�ku.
- Och, chyba zaraz zemdlej�, Anno Mario.
- Strasznie dzi� gor�co. Mo�e po�o�ysz si� na chwil�, ciociu?
Nie sposób by�o nie zauwa�y�, �e twarz hrabiny jest bia�a jak stoj�cy na
toaletce porcelanowy dzban na wod�.
366
RS
- Nie, to przejdzie. Czasami ogarnia mnie s�abo��, lecz zawsze mija. Nie
pomy�la�am, by zabra� ze sob� lekarstwo.
Hrabina z trudem podnios�a si� z �ó�ka.
- My�l�, �e pomog�oby mi, gdybym co� zjad�a.
Marcie pozwolono usi��� z paniami przy stole w jadalni, by mog�a trzyma�
dziecko, podczas gdy one si� posila�y. Pozosta�e kobiety mia�y zje�� w kuchni.
Przed Ann� i hrabin� ustawiono talerze esencjonalnej, bogato zaprawionej
�mietan� kartoflanki. G�ówne danie sk�ada�o si� z grubo pokrojonego
ciemnego chleba, pierogów z grzybami i duszonej dziczyzny. Ju� sam zapach
jedzenia zdawa� si� przywraca� hrabinie si�y.
Anna rozgl�da�a si� po pokoju, ze szczególn� uwag� przypatruj�c si� pó�ce,
biegn�cej wzd�u� wszystkich �cian, ponad drzwiami i oknami. Sta�y na niej
przeró�ne naczynia, garnki, ozdobne talerze i tace na chleb, ustawione bez �adu
i sk�adu, lecz stwarzaj�ce przytuln� atmosfer�.
Jedna my�l napawa�a j� rado�ci�: to by� dom Jana. O�miela�a si� mie�
nadziej�, �e ona i jej syn zjedz� w tej jadalni jeszcze wiele posi�ków.
Jednak zanim sko�czy�y, hrabin� znowu dopad�a s�abo��.
- Wracajcie - powiedzia�a. - Ja chyba powinnam zosta� tu na noc. Mo�esz
przys�a� po mnie rano Stanis�awa.
- Nawet nie chc� o tym s�ysze�. - Anna nie zamierza�a spuszcza� ciotki z
oczu. - Ja te� jestem zm�czona, cho� podró� nie trwa�a d�ugo. Zostaniemy
wszyscy.
Po kilku godzinach hrabina Gro�ska i Jan Micha�, zjad�szy lekki posi�ek,
udali si� do osobnych sypialni, a Anna ruszy�a zwiedza� dwór. Cho� dom
Stelnickich by� du�y, zdecydowanie nie by�a to wytworna rezydencja. Kryte
tynkiem �ciany, niegdy� bia�e, pociemnia�y z up�ywem lat. Prawie w ka�dym
pokoju wisia�y gobeliny, lecz umeblowanie by�o skromne i wy��cznie
u�yteczne. Dawa�o si� odczu�, �e od d�u�szego czasu mieszka tu samotny
m��czyzna.
Po zmierzchu schroni�a si� w ma�ej sypialni, gdzie by� ju� jej syn. Jedna ze
s�u��cych przynios�a prost� ko�ysk�, w której mo�na by�o go po�o�y�. Spa�
teraz zdrowym, mocnym snem.
Wieczór nie przyniós� och�ody, co by�o dziwne jak na czerwiec. Anna nie
mia�a nocnego stroju, po�o�y�a si� wi�c w ubraniu na nieroz�cielonym �ó�ku.
Lutisza z�aja�aby j�, gdyby wiedzia�a, �e zostawi�a otwarte okna, umo�liwiaj�c
tym samym przedostanie si� do pokoju kto wie jakim nocnym duchom. Lecz
Anna nie duchów si� ba�a.
367
RS
W ko�cu zapad�a w niespokojny ni to sen, ni drzemk�.
Nad ranem musia�a zasn�� g��biej, gdy� obudzi�y j� dopiero ha�asy,
dobiegaj�ce z boku domu. S�ycha� by�o r�enie koni i st�umione g�osy.
Jan Micha� obudzi� si� i zacz�� p�aka�. Anna wzi��a go do �ó�ka i zacz��a
karmi�, zastanawiaj�c si�, co te� oznacza ten harmider. Mimo i� zdawa�a sobie
spraw�, �e nie ma na to nadziei, modli�a si�, aby to Jan wróci� niespodziewanie
do domu.
Nie musia�a d�ugo docieka�, co te� dzieje si� na dole. Drzwi otworzy�y si�
raptownie i do pokoju wmaszerowa� m��czyzna w czerwonym rosyjskim
mundurze. Nie zmiesza� si� ani nie odwróci� wzroku, kiedy zobaczy� karmi�c�.
Gniew przezwyci��y� za�enowanie i Anna zapyta�a ostrym tonem:
- Kim jeste�, by zachowywa� si� w ten sposób?
- Z rozkazu carycy Katarzyny - burkn�� m��czyzna kiepsk� polszczyzn�pójdzie pani natychmiast ze mn�.
- Prosz� si� odwróci�! - za��da�a po rosyjsku. �o�nierz, zaskoczony, zacz��
si� jej przygl�da�. Anna nie spu�ci�a oczu i wreszcie intruz odwróci� wzrok.
Zapi��a sukni�, a potem wsta�a, i, tul�c do siebie Jana Micha�a, ruszy�a za
wysok� postaci� w d�ugim p�aszczu i wysokich czarnych butach. M��czyzna
nie wypuszcza� z d�oni pistoletu.
Weszli do pokoju hrabiny. Ciotka sta�a odwrócona do nich twarz�,
trzymaj�c w d�oni Bibli�. Marta i jej córki kuli�y si� za hrabin�, wyra�nie
przera�one.
- Która z was jest hrabin� Gro�sk�? - zapyta� Rosjanin. Ciotka Stella z
wolna unios�a wzrok i spojrza�a mu w oczy.
- Z kim rozmawiam?
- Kapitan armii carycy Katarzyny, cesarzowej Rosji - odpowiedzia�
m��czyzna butnie.
- Ja jestem hrabina Stella Gro�ska - odpar�a z godno�ci�. -S�siedni maj�tek
nale�y do mnie.
- A pani? - zwróci� si� do Anny.
- Hrabina Anna Maria Berezowska-Grawli�ska - wyrecytowa�a, maj�c
nadziej�, �e jej g�os brzmi równie spokojnie jak g�os ciotki.
- Czy nazwiska waszych m��ów znalaz�y si� na dokumencie popieraj�cym
konfederacj� z Targowicy?
- Jeste�my wdowami - odpar�a starsza hrabina.
Anna zdawa�a sobie spraw�, �e taka odpowied� nie wystarczy. Wiedzia�a
te�, �e, by oszcz�dzi� ciotk�, musi powiedzie� to, co nale�a�o:
368
RS
- Nasze nazwiska znajduj� si� na dokumencie popieraj�cym konfederacj�.
S�owa zdrady rani�y jej serce, lecz có� innego mog�a uczyni�?
- Ach, zatem wielce szanowne damy mog� opu�ci� ten dom. I musz�
poprosi� was, by�cie uczyni�y to jak najszybciej, poniewa� nale�y on do
zdrajcy i jako taki zostanie zniszczony.
Anna poczu�a, �e gniew barwi szkar�atem jej policzki. Nie by�a to jednak
odpowiednia chwila, by broni� Jana i jego domu. Inni znajdowali si� w
bezpo�rednim niebezpiecze�stwie. Nale�a�o ich ratowa�.
- To nasze s�u��ce. Pozosta�e s� na dole. Wróc� wraz z nami do domu.
Rosjanin przyjrza� si� bacznie Marcie, Marcelinie i Katarzynie, a potem
wzruszy� oboj�tnie ramionami.
Nagle od strony podwórka dobieg�y ich ha�asy, �wiadcz�ce o nie lada
zamieszaniu. Wkrótce na progu stan�� drugi Rosjanin. Powiedzia� kapitanowi,
�e przyby� inny oddzia�.
- Có�, doskonale - odpar� m��czyzna. - Zatem, mi�e panie, pozostaniecie
przez jaki� czas w tym pokoju.
Kapitan wyszed�, lecz nim to uczyni�, odwróci� si� i otaksowa� Ann�
spojrzeniem, od którego zje�y�y jej si� w�osy na karku.
Kobiety zosta�y same, tylko z modlitw� i ponurymi domys�ami.
Tymczasem upa� narasta�. Odg�osy strza�ów, pijackie pokrzykiwania i
wrzaski kobiet sprawia�y, �e omal nie oszala�y z niepokoju. Jan Micha� p�aka�.
Reszta by�a zbyt przera�ona, by robi� cho� to.
Co dzia�o si� na dole? Na zewn�trz domu? Dlaczego ich nie wypuszczono?
Sk�d ta zw�oka? Annie przychodzi�y na my�l najgorsze przypuszczenia.
- Ciotko Stello - szepn��a - je�li co� mi si� stanie, ufam, �e dopilnujesz, by
Jan Micha� by� bezpieczny.
- Dziecku nic si� nie stanie. Gwarantuj� ci to, Anno. Ani nam. Ci
barbarzy�cy nie o�miel� si� tkn�� nikogo z tytu�em.
Anna nie by�a tego ani troch� pewna. Martwi�a si� zw�aszcza o dwie m�ode
s�u��ce. Co przydarzy�o si� s�u��cym Stelnickiego? M��czy�ni na wojnie
zdolni s� do wszystkiego. Martwi�a si� tak�e o siebie. Gdyby który� z Rosjan
zgwa�ci� szlachciank�, niechybnie zamordowa�by j�, by ukry� sw� zbrodni�.
Nawet gdyby tego nie zrobi�, ona i tak nie chcia�aby d�u�ej �y�.
Na kilka godzin zapad�a cisza, dokuczliwa niczym lej�cy si� z nieba �ar.
Dziecko, wyczerpane p�aczem, zasn��o.
Wreszcie z korytarza dobieg� ich uszu odg�os ci��kich m�skich kroków.
Otwarto drzwi i do pokoju wszed� m�ody oficer.
369
RS
- Pani Gro�ska - powiedzia�, najwidoczniej orientuj�c si�, która to z nich pani i pani s�u��ce pójd� ze mn�. Mo�ecie wróci� do maj�tku.
Mówi� doskona�� polszczyzn�.
- A moja siostrzenica, hrabina Grawli�ska?
- Nie mam co do niej rozkazów.
- Zatem ja tak�e zostan�.
- Musisz jecha�, ciociu. Nie martw si� o mnie. Szybko, zabierz st�d Mart� i
jej córki. To jedyna szansa, by unikn�� nieszcz��cia.
- Porozmawiam z tym, kto tu dowodzi. Nie martw si�, Anno, pojedziesz z
nami.
Zosta�a sama. Czas p�yn�� powoli. Kiedy min��o pó� godziny i nadal nic si�
nie dzia�o, przy�o�y�a ucho do drzwi. Ciotka k�óci�a si� z kim� na dole.
- Ale dlaczego to robisz? - dopytywa�a si�. Brzmia�o to dziwnie, jakby
zna�a swego rozmówc�. Ale jak to mo�liwe?
Na chwil� wszystko ucich�o, a potem na bocznym podwórku zacz�� si�
ruch. Anna podesz�a do okna. Przygotowywano powóz Gro�skich i furmanki.
Na pewno zaraz po mnie przyjd�, pomy�la�a, spokojnie ubieraj�c synka.
Znów us�ysza�a kroki na schodach. Otwarto drzwi i do pokoju wesz�a
Katarzyna, zap�akana i dr��ca. Wartownik pozosta� za drzwiami. Dziewczyna
nios�a du�� p�ócienn� torb� w kszta�cie worka. Ciotka trzyma�a w niej robótk�.
Teraz worek by� pusty.
- O co chodzi, Katarzyno? - szepn��a Anna. - Powiedz mi!
- Przysz�am po dziecko. - Dziewczyna mówi�a jak w transie. - Pani Gro�ska
powiedzia�a, �e oni nie wiedz�, i� ma�y Jan Micha� tu jest.
Nagle s�u��ca, nie mog�c ju� d�u�ej znie�� napi�cia, zacz��a szlocha�.
- Tak bardzo si� boj�. Och, nie s�dz�, bym by�a w stanie to zrobi�, madame,
naprawd� nie s�dz�!
- Dlaczego przysz�a� po dziecko, Katarzyno? Dok�d je zabierzesz? Co
stanie si� ze mn�?
- Tak si� boj�, madame. Tak bardzo si� boj�.
Anna u�wiadomi�a sobie, �e niczego wi�cej si� nie dowie. Podesz�a do
okna. Zobaczy�a Mart� i Marcelin�. A potem w polu widzenia ukaza�a si�
hrabina. Wróci�a do Katarzyny.
- Masz wynie�� dziecko w torbie, tak, Katarzyno?
Dziewczyna skin��a g�ow�.
- �ycie mojego syna zale�y od tego, jak si� zachowasz, rozumiesz? Potrz�sn��a dziewczyn�. - Rozumiesz?
370
RS
- Tak, madame - odpar�a Katarzyna, poci�gaj�c nosem. Wygl�da�o na to, �e
zdo�a�a si� ju� nieco opanowa�.
Dziecko nadal spa�o. Anna u�o�y�a je ostro�nie w worku, musn�wszy
wpierw czo�o syna poca�unkiem.
- Doskonale, Katarzyno, bierz go i id�. Bóg da ci odwag�. Uwa�aj tylko, by
nie obudzi� ma�ego.
Dziewczyna wysz�a.
Anna us�ysza�a szcz�k zamka. Wstrzymuj�c oddech, przys�uchiwa�a si�
odg�osom kroków u stóp schodów. Czy dziewczyn� przepytywano? Czy
dziecko obudzi si� i, przestraszone, zap�acze?
Odruchowo unios�a r�ce, by przeczesa� nimi nerwowo w�osy, jak czyni�a to
w dzieci�stwie. Odg�osy umilk�y, opu�ci�a wi�c d�onie.
Podbieg�a do okna i wychyli�a si� mocno, staraj�c si� dostrzec powóz. Na
furmankach siedzia�y kobiety z maj�tku Gro�skich. Wygl�da�o na to, �e
hrabina zd��y�a wsi��� ju� do powozu.
Patrzy�a, boj�c si� nawet mrugn��, jak Katarzyna toruje sobie ostro�nie
drog�. Stanis�aw wychyli� si� z koz�a i wzi�� od dziewczyny worek. �pij,
malutki, �pij, b�aga�a w my�lach synka. Jeszcze troch�. Marta wyci�gn��a silne
d�onie i przej��a torb�. Drzwi powozu zamkn��y si� i Katarzyna ruszy�a ku
pierwszej furmance.
Powóz potoczy� si� pylistym podjazdem, zrazu powoli, potem coraz
szybciej. Anna patrzy�a, dopóki pojazd nie znikn�� jej z oczu... i dopóki da�o
si� go s�ysze�. A wtedy, do cna wyczerpana, osun��a si� na pod�og� przy
oknie.
Dopiero teraz, pewna bezpiecze�stwa innych, zacz��a obawia� si� o siebie.
Dlaczego oddzielono j� od pozosta�ych i pozostawiono w maj�tku Stelnickich?
Rosyjski kapitan powiedzia�, �e dom ma zosta� zniszczony. Co si� z ni� wtedy
stanie?
Mija�y godziny. Nim zapad�a noc, Anna by�a ju� g�odna i bardzo
potrzebowa�a skorzysta� z nocnika. W pokoju niczego takiego nie by�o.
Zapuka�a zatem w drzwi.
- Potrzebuj�, by mi us�u�ono! - zawo�a�a.
Us�ysza�a odg�os ci��kich kroków, st�paj�cych w t� i z powrotem, a potem
odleg�e g�osy. Zawo�a�a ponownie.
W ko�cu drzwi otworzy�y si�. Za nimi sta� nieznany jej wartownik, a za
jego plecami kuli�a si� jedna ze s�u��cych Jana Stelnickiego.
- Gdy pani sko�czy, pójdzie pani za mn� - powiedzia� wartownik.
371
RS
Kiedy znalaz�y si� w pokoju, który zajmowa�a w nocy, próbowa�a wypyta�
dziewczyn�, lecz ta stan��a twarz� do �ciany i nie odpowiada�a. Z pocz�tku
Anna s�dzi�a, �e s�u��ca musi by� niespe�na rozumu, lecz szybko u�wiadomi�a
sobie, �e jest po prostu �miertelnie przera�ona. Gdy wysz�y z pokoju,
dziewczyn� odprawiono, a ona ruszy�a za wartownikiem do salonu na parterze.
- Jestem bardzo g�odna - powiedzia�a. Rosjanin zignorowa� j�.
Sze�cioramienny kandelabr o�wietla� jedynie cz��� pokoju. Grupka
m��czyzn otacza�a sof� ze spoczywaj�cym na niej m��czyzn�, który wygl�da�,
jakby by� ci��ko ranny. Zajmowa� si� nim wojskowy chirurg.
Wartownik, który przyprowadzi� Ann�, popchn�� j� ku grupce m��czyzn.
Post�pi�a w przód, unikaj�c skupiania wzroku na kimkolwiek i czymkolwiek.
Kilku m��czyzn odst�pi�o na bok, ods�aniaj�c le��cego na sofie brodatego
m��czyzn� z okropn� czerwon� dziur� w piersi.
Popchni�to j� do samego skraju sofy, lecz nadal nie spojrza�a na pacjenta.
- Ona tu jest - powiedzia� kto� do rannego spoczywaj�cego na sofie.
M��czyzna odwróci� g�ow� i Anna poczu�a na sobie jego wzrok.
Nadal patrzy�a w pod�og�.
- Potrzymasz mnie za r�k�, kiedy chirurg b�dzie opatrywa� ran� powiedzia� m��czyzna rozkazuj�co. Wyci�gn�� szybko r�k�, pochwyci� d�o�
Anny i o ma�o nie zmia�d�y� jej w u�cisku. Z trudem powstrzyma�a si�, by nie
krzykn��. Dlaczego to j� spotyka?
W miar� jak chirurg zajmowa� si� pacjentem, ten coraz mocniej �ciska� d�o�
Anny. A gdy do rany przy�o�ono gor�ce �elazo, by j� odkazi�, ranny wrzasn��
z bólu i uniós� si� na pos�aniu.
Powodowana lito�ci� i wspó�czuciem, jakie �ywi�aby wobec ka�dego
cierpi�cego stworzenia, spojrza�a wreszcie na rannego m��czyzn�.
To, co zobaczy�a, sprawi�o, �e zapomnia�a o �elaznym u�cisku i paznokciu,
wbijaj�cym si� jej bole�nie w kciuk. Nie czu�a te� smrodu przypalanego cia�a.
Powieki m��czyzny rozwar�y si� na moment z bólu oraz pod wp�ywem szoku i
Anna zobaczy�a ukryte dot�d pod nimi czerwonawobr�zowe oczy.
Nie by� kim� obcym. To on by� tym, który... który zaatakowa� j� we
wrze�niu... nad stawem. Zabrak�o jej tchu. Zobaczy�a, jak m��czyzna u�miecha
si� mimo bólu, �wiadom, �e zosta� rozpoznany.
Straci�a przytomno��, ujrzawszy swego kuzyna Waltera.
372
Rozdzia� pi��dziesi�ty szósty.
RS
Powoli wraca�a jej �wiadomo��. S�ysza�a skrzypienie drzwi i przybli�aj�ce
si�, a potem oddalaj�ce kroki. Kiedy us�ysza�a, �e drzwi znowu si� zamykaj�,
odwa�y�a si� uchyli� powieki.
Znajdowa�a si� w tym samym, co przedtem, pokoju. Rzucono j� niedbale na
�ó�ko, tak �e g�owa zwisa�a jej nad pod�og�. Unios�a si� nieco i zobaczy�a, �e
na stoliku obok �ó�ka kto� postawi� tac� z jedzeniem.
Cho� by�a rozpaczliwie g�odna, nie mog�a zmusi� si�, by usi��� i zacz��
je��. Mog�a jedynie my�le� o Walterze. Zgwa�ci� j� w�asny kuzyn. Co prawda
wiedzia�a ju�, �e nie jest on rodzonym synem Gro�skich, lecz co za ró�nica?
Jak to mo�liwe, �e nie domy�li�a si�, kto jej to zrobi�? Nie odgad�a?
Wspomnienie wpatrzonych w ni� uparcie oczu powinno by�o u�wiadomi� jej,
�e te same oczy przygl�da�y si� jej bezczelnie ponad sto�em w domu wujostwa.
Najwidoczniej co�, jaka� cz��� jej umys�u powstrzymywa�a j� przed tym
skojarzeniem.
Có�, teraz prawda wysz�a na jaw. I �eby jeszcze bardziej skomplikowa�
sprawy, ojciec jej dziecka nadal s�u�y� Katarzynie, która próbowa�a zagarn��
Polsk�. Hrabina Gro�ska rzeczywi�cie zna�a m��czyzn�, z którym si� k�óci�a.
By� jej synem! Nic dziwnego, �e wpad�a w gniew. Walter musia� wyzna�, �e to
on jest ojcem dziecka i �e zamierza zatrzyma� przy sobie Ann�. Przekonawszy
si�, �e nie zdo�a go od tego odwie��, hrabina postara�a si� przynajmniej zabra�
dziecko, wykazuj�c przy tym nie byle jak� przytomno�� umys�u. Nigdy nie
b�dzie w stanie odwdzi�czy� si� ciotce za ten przejaw sprytu i rozs�dku.
Usiad�a z wysi�kiem na skraju �ó�ka, obok stolika z tac�. Ba�a si�, �e zwróci
przyniesiony jej pasztet, lecz jako� uda�o jej si� tego unikn��. Popi�a jedzenie
wod�, a potem kwa�nym mlekiem. Nie min��o jednak wiele czasu, gdy musia�a
znów wezwa� pomoc. Jedzenie nie pos�u�y�o jej i rozchorowa�a si�.
Rankiem obudzi� j� g�os Lilki, gospodyni Jana.
- Przynios�am co� na �niadanie, pani Grawli�ska.
- Dzi�kuj� - wyszepta�a z trudem Anna, zanim s�u��ca wymkn��a si� z
pokoju. Staruszka przypomina�a jej Lutisz�, tyle �e by�a od niej znacznie
szczuplejsza.
U�wiadomi�a sobie, �e czuje si� lepiej.
Po jakim� czasie zjawi� si� oficer, który przyszed� poprzedniego dnia po
hrabin� Gro�sk�. Mówi� po polsku zbyt dobrze, jak na Rosjanina. Anna
podejrzewa�a, �e musi by�, jak Walter, polskim najemnikiem.
373
RS
- Polecono mi zebra� razem wszystkie kobiety. Wysz�a za nim z pokoju.
Na dole rozkazano jej, by ustawi�a si� razem ze s�u��cymi, a potem
poprowadzono je do salonu, gdzie, wsparty na poduszkach, spoczywa� na sofie
Walter.
Anna nie mog�a znie�� my�li, �e musi sta� przed nim jak �ebraczka. Kusi�o
j�, by splun�� mu w twarz. Trzyma�a jednak gniew na wodzy.
Osiem czy dziewi�� kobiet sta�o sztywno w szeregu, pop�akuj�c ze strachu
przed m��czyzn� le��cym na sofie z rozpi�t� koszul�, ods�aniaj�c� poro�ni�t�
ciemnymi w�osami pier� i splamione krwi� banda�e.
Walter natychmiast zauwa�y� Ann�.
- Podejd� tutaj!
Kobiety wydawa�y si� zdziwione, �e traktuje j� w ten sposób.
Post�pi�a dwa kroki do przodu. Za wszelk� cen� stara�a si� sta� prosto, z
uniesion� g�ow�.
- Powiedzia�em, chod� tutaj! - Spróbowa� pochwyci� jej d�o�, lecz skrzywi�
si� z bólu i cofn�� r�k�.
Anna nie poruszy�a si�.
W�ciek�y, wyci�gn�� znów d�o�, chwyci� j� i poci�gn�� ku sobie.
Spróbowa�a si� uwolni�. Zapar�a si� nogami, a wtedy on nagle j� pu�ci�.
Upad�a ci��ko na pod�og�. Pomimo bólu Walter roze�mia� si� i znów z�apa�
Ann� za rami�. Poci�gn�� j� ku sobie, tr�caj�c jednocze�nie butem w bok.
- Zdepcz� j� - oznajmi� - tak jak zdepcz� ka�dego, kto oka�e si� do�� g�upi,
by mi si� sprzeciwi�.
W pokoju zapad�a cisza. Kobiety zamar�y ze strachu. Wszystkie, poza
Lilk�, która spogl�da�a na gro��cego im oficera z ledwie maskowan� pogard�
w niebieskich oczach. Anna u�wiadomi�a sobie, �e s�u��ca musia�a zna�
Waltera, który dorasta� przecie� w s�siednim maj�tku.
Powstrzyma�a �zy i st�umi�a cisn�cy si� na usta krzyk.
- Jestem kapitan Gro�ski - powiedzia�. - B�dziecie us�ugiwa� mi i
wykonywa� moje polecenia! Ten dom zostaje zaj�ty w imieniu Katarzyny,
carycy Rosji.
Kobiety wpatrywa�y si� w niego, ich twarze by�y niczym chór z greckiej
tragedii.
- Ty, stara... - warkn��.
- Lilka - o�mieli�a si� powiedzie� s�u��ca, wyst�puj�c przed szereg.
- Dopilnujesz, by moi ludzie mieli co je�� i wszystko, czego im trzeba. Jest
nas dwudziestu. Macie pracowa� od �witu do zmierzchu, s�yszysz? A w nocy
374
RS
nie wolno wam marnowa� �wiec ani latarni. Za ka�d�, która zbiegnie,
pozosta�e strac� po palcu. Zrozumiano? Nie b�dziecie przyjmowa� polece� od
tej tu hrabiny; ona jest w tym domu tylko wi��niem. Je�li ucieknie, wszystkie
umrzecie. A teraz do roboty! No ju�, rusza� si�!
Kiedy kobiety po�pieszy�y do kuchni, Walter pu�ci� Ann�. Odczo�ga�a si� o
kilka kroków i wsta�a.
- Jestem stronniczk� Katarzyny! - zawo�a�a. - Moje nazwisko widnieje na
dokumentach konfederacji. Nie masz prawa mnie tu wi�zi�!
- Ty stronniczk� Katarzyny? - zapyta� szyderczo. - To pomys� Zofii, bez
w�tpienia. A jak my�lisz, kto jej go podsun��?
- Ty?
- Tak.
- W Zamku, tamtej nocy. Naprawd� ci� wtedy widzia�am! Roze�mia� si�.
- Zapomnia�a� o naszym zwi�zku?
- To ty by�e�...
- Tak, Aniu, to by�em ja, na mi�o�� bosk�. A teraz, gdzie jest mój syn? Id�
na gór� i przynie� go.
- Dziecka tu nie ma.
- Jak to nie ma? ��esz. Natychmiast go przynie�!
- Mój syn jest w Warszawie.
- W Warszawie? Traktujesz go jak b�karta?
- A czy nie tym w�a�nie by by�, gdybym nie wysz�a za Antoniego? Twoim
b�kartem.
Walter wbi� w ni� gniewny wzrok, a potem nagle si� roze�mia�.
- Masz wi�cej hartu i odwagi, ni� podejrzewa�em, kuzynko.
- Mój syn nie jest traktowany jak b�kart. Wszyscy troskliwie si� nim
opiekujemy.
- Zatem dlaczego nie zabra�a� go ze sob� na wie�? - zapyta�, mru��c oczy.
- Chcia�am, lecz Zofia i ciotka upar�y si�, �e powinnam pojecha� sama i
odzyska� tu si�y. Dziecko jest chorowite i zbyt ma�e na tak� podró�. Zosta�o w
mie�cie z mamk�.
Czy jej uwierzy? I do czego by�by zdolny, gdyby dowiedzia� si�, �e dziecko
zosta�o wykradzione z maj�tku, i to przez jego w�asn� matk�? Anna modli�a si�
w duchu, by hrabina zabra�a ma�ego do Warszawy. W Haliczu nikt nie móg�
ju� czu� si� bezpiecznie.
Wypytawszy j� nieco dok�adniej, Walter niech�tnie porzuci� temat.
Przyniesiono krzes�o i poleci� jej, by usiad�a u jego boku, po czym zacz��
375
RS
rozwodzi� si� o tym, jak zosta� awansowany na kapitana. Przechwala� si�
swoj� w�adz� i tym, co robi dla carycy. Od czasu do czasu pyta� o co� Ann�, a
ona odpowiada�a najbardziej pow�ci�gliwie, jak umia�a. Nie czu�a si� ju�
fizycznie zagro�ona. Prawd� mówi�c, wygl�da�o na to, �e Walter próbuje
zbudowa� pomi�dzy nimi swego rodzaju wi��. O co mu chodzi? Ba�a si�
nawet o tym my�le�.
Co jaki� czas wydawa� podw�adnym rozkazy. Anna dowiedzia�a si�, �e
pierwszy kapitan wyjecha� wraz ze swymi lud�mi, zostawiaj�c Waltera i jego
oddzia�ek, w tym kilku rannych. Na wie�� o tym, �e rosyjskiego kapitana nie
ma ju� w maj�tku, odetchn��a z ulg�, nie tylko dlatego, i� po��dliwie si� jej
przygl�da�, ale �e widzia� dziecko.
W pewnej chwili do pokoju wszed� mówi�cy doskonale po polsku oficer.
Serce w niej zamar�o. Czy oficer zauwa�y� �pi�ce niemowl�, gdy przyszed� po
ciotk� i pozosta�e kobiety? B�aga�a Boga, by tak si� nie sta�o. A je�li ju�
zauwa�y� ma�ego, jaka mog�a by� szansa na to, �e wspomni o nim Walterowi?
I co ze s�u�b� Jana? Wszystkie kobiety widzia�y dziecko, zachwyca�y si� nim.
Na razie Walter zdawa� si� zbyt ow�adni�ty bólem. By� mo�e zm�czy�a go
rozmowa; tak czy inaczej Anna zosta�a odprawiona.
Przy pierwszej okazji poprosi�a Lilk�, by nie wspomina�a o Janie Michale i
nak�oni�a do milczenia pozosta�e kobiety. S�u��ca skin��a ze zrozumieniem
g�ow�.
- Pani ciotka ju� nam o tym mówi�a. Pozosta�e przysi�g�y, �e nie pisn� ani
s�ówka.
- Rozpozna�a� go? - spyta�a Anna. - Waltera?
- Tak, prosz� pani. Ju� kiedy by� ch�opcem, wiedzia�am, �e nie wyro�nie z
niego nic dobrego. Prosz� mi wybaczy�, ale to diabelskie nasienie.
Jak�e prawdziwe jest powiedzenie, pomy�la�a Anna, mówi�ce, �e nikt
lepiej nie orientuje si� w tym, co dzieje si� w domu, ni� s�u�ba.
Dnie mija�y i oficer nie wspomnia� Walterowi o dziecku. Zacz��a wierzy�,
�e go nie zauwa�y�.
Hrabina Berezowska pozosta�a uwi�ziona w pokoju na pi�trze. Lilka
ukradkiem poinformowa�a j�, �e ciotka Stella wyjecha�a z dzieckiem do
Warszawy. Anna odetchn��a z ulg�.
Z okna obserwowa�a, jak krajobraz wybucha feeri� kolorów, nim zamrze na
zim�. Kolejne tygodnie spada�y z kalendarza niczym li�cie z drzew, a ko�o pór
roku nieustannie si� obraca�o.
376
RS
Tylko Rosjanom wolno by�o je�� mi�so. Anna podejrzewa�a, �e by� to
rodzaj tortury, który Walter wymy�li�, by jej dokuczy�, lecz nie
zaprotestowa�a. Nie chcia�a dawa� mu satysfakcji. Zreszt� po jakim� czasie nie
by�o ju� o czym mówi�, poniewa� zwierz�ta, których nie zar�ni�to, zdech�y z
braku opieki.
Lilka robi�a, co w jej mocy, by hrabina nie g�odowa�a, lecz postne jedzenie
by�o bardzo monotonne. �niadanie sk�ada�o si� z kaszy na mleku i czasami
owocu, �wie�ego lub suszonego. Obiadu nie by�o w ogóle, na kolacj� za�
dostawa�a nieodmiennie czarny chleb, jarzyny i �ur, zazwyczaj podawany w
po�cie. W Sochaczewie Anna nieraz pomaga�a nastawia� �ur, przygotowywany
ze sfermentowanej �ytniej m�ki i podawany z gotowanymi ziemniakami.
Tradycyjnie pod koniec postu wielki garniec, u�ywany do przygotowywania
�uru, zostawa� uroczy�cie rozbity - tak bardzo wszyscy mieli ju� do�� tej
potrawy. W ci�gu tych wielu miesi�cy sp�dzonych w maj�tku Stelnickich
nawet t�uczenie garnka nie przerwa�o monotonii codziennego bytowania.
Od czasu do czasu pozwalano Annie czyta� ksi��ki z biblioteki na dole.
By�a to prawdziwa uczta, cho� jedynie dla ducha. Przeczyta�a wszystkie
zgromadzone tam dzie�a francuskiego pisarza Woltera. Podoba�o si� jej, �e
historie, które opisywa�, stanowi�y m�drze wymy�lone przypowie�ci, ujawniaj�ce s�abo�ci i niedostatki ludzkiego charakteru. Pisz�c o nietolerancji,
Wolter sugerowa�, �e niewiele da si� zrobi�, by os�abi� odwieczn� moc jej
dzia�ania. „Je�li tylko mo�esz, uciekaj", radzi�.
Ucieczka.
Codziennie musia�a siadywa� u boku Waltera. Stan jego zdrowia powoli si�
poprawia�. Anna przekona�a si�, �e przepe�nia go duma i ambicja. Bez przerwy
rozprawia� o swojej roli jako wa�nego ��cznika pomi�dzy caryc� a królem Stanis�awem. Podejrzewa�a, �e jest po prostu t�umaczem, lecz s�dz�c z tego, co
mówi�, mia� pos�uch u samej Katarzyny i pewnego dnia zostanie licz�c� si�
postaci� w polsko-rosyjskiej polityce.
Anna prawie si� nie odzywa�a, co nieodmiennie doprowadza�o go do
w�ciek�o�ci.
Pewnego dnia da� jej do zrozumienia, �e zna jaki� sekret. Udawa�a, �e nic j�
to nie obchodzi, cho� by�a ciekawa.
- By� mo�e zainteresuj� ci� ostatnie nowiny, Anno - powiedzia� w ko�cu. Si�y Ko�ciuszki zosta�y odparte przez armi� carycy.
377
RS
Nie uwierzy�a mu. Nie chcia�a uwierzy�. Czy bojowy duch patriotów móg�
zosta� z�amany przez ludzi pokroju Waltera? Gdzie jest Jan? Czy nic mu nie
grozi?
- Spodziewam si�, �e nied�ugo b�d� musia� wróci� do Rosji - doda� Walter,
gdy nie zareagowa�a na wcze�niejsze rewelacje.
Wiedzia�a, �e si� z ni� dra�ni. Stara�a si� ukry� rosn�c� nadziej�. Czy
pozwol� jej wróci� do Warszawy?
- Musisz pos�a� po dziecko - powiedzia�.
- Co takiego? - spyta�a bez tchu.
- Trzeba go tu natychmiast sprowadzi�.
- Walterze, dziecko jest zbyt ma�e... i chorowite.
- Moje dziecko nie mo�e by� chorowite. Spójrz tylko na nas, Anno. Jego
rodzice zostali stworzeni, by przetrwa�. On te� taki b�dzie.
Potem wyjawi� jej swoje plany. Ona i Jan Micha� mieli zamieszka� w
Petersburgu. Walter zamierza� da� dziecku swoje nazwisko, lecz nie planowa�
�eni� si� z Ann�. Zagrozi�oby to jego pozycji na dworze. Syn mia�by pozosta�
b�kartem.
Annie kr�ci�o si� w g�owie od tego, co powiedzia�, a zw�aszcza, �o pomin��.
Dzi�kowa�a w duszy Bogu, �e Walter nie zamierza si� z ni� �eni�. Lecz kim
mia�a dla niego by�? Oficjaln� kochank�? Czy s�dzi�, �e ona si� na to zgodzi?
- Wol�, by mój syn by� b�kartem - dowodzi� tymczasem. - Historia pe�na
jest przyk�adów na to, �e b�karty zdobywa�y wp�ywy i olbrzymi� w�adz�.
- Spodziewasz si�, �e pojad� do Rosji i b�d� go dla ciebie wychowywa�a?
- Rozczarowujesz mnie, Anno. Oczywi�cie, to b�dzie wy��cznie twój
wybór. Uzna�em za pewnik, �e nie pozwoli�aby�, by kto inny wychowywa�
twego syna. Lecz, s�dz�c po tym, �e zostawi�a� go w Warszawie, by� mo�e nie
jeste� typem macierzy�skim?
To dla niego tylko gra, u�wiadomi�a sobie. Zaszachowa� j�, a teraz bawi si�,
zaganiaj�c z jednego pola na inne. Rozgniewana, zerwa�a si� na równe nogi.
- Pr�dzej zabij� siebie i syna, ni� pozwol�, by� zabra� nas do Petersburga!
- Ty, Anno? - roze�mia� si� Walter. - W roli Medei? Nie wygl�dasz mi na
to.
Umkn��a do swego przypominaj�cego cel� pokoiku, rozmy�laj�c o tym, �e
brawura nic jej nie da�a, a jemu dostarczy�a kolejnej porcji rozrywki.
Zrozpaczona i w�ciek�a, rzuci�a si� na �ó�ko.
„Je�li tylko mo�esz, uciekaj".
378
RS
Po po�udniu, gdy odmówi�a zej�cia na dó�, sprowadzono j� tam si��. Na
stole le�a� ju� papier i pióro. Mia�a napisa� do ciotki i Zofii, ��daj�c, by
natychmiast przys�a�y dziecko.
Kiedy ostrze�enia ani miotane pod jej adresem gro�by nie poskutkowa�y,
Walter kaza� sprowadzi� Lilk�. A potem spokojnym, konwersacyjnym tonem
zagrozi�, �e za ka�dy dzie� zw�oki utnie Lilce jeden palec. Dopilnowa� te�, by
wojskowy chirurg znajdowa� si� w pobli�u.
- Prosz� si� mn� nie przejmowa� - powiedzia�a Lilka z zawzi�t� min�.
Jednak, pomimo jej brawury, Anna si�gn��a po pióro.
Z ka�dym mijaj�cym dniem coraz bardziej obawia�a si� chwili, gdy Jan
Micha� dostanie si� w r�ce Waltera.
Tymczasem jego nastrój pogarsza� si�, a cierpliwo�� by�a na wyczerpaniu.
Podw�adni, podobnie jak s�u�ebne, st�pali na palcach, obawiaj�c si� gniewu
dowódcy. Rana bardzo mu dokucza�a i zacz�� nawet przeb�kiwa�, �e chyba
powinien wybra� si� do Warszawy, zasi�gn�� rady innego lekarza.
W trzy tygodnie po tym, jak wys�ano list, Ann� obudzi� chrz�st �wiru na
podje�dzie. Czy w�a�nie tej chwili tak si� obawia�a? Czy Jan Micha� znajduje
si� w powozie?
Gdy zawo�a�a, wartownik otworzy� drzwi.
Zbieg�a po schodach, nie bacz�c na rozwian� fryzur� i to, �e ma na sobie
jedynie szlafrok.
Przed Walterem sta� samotny pos�aniec.
Ani �ladu Jana Micha�a.
- Mam list dla hrabiny Grawli�skiej-Berezowskiej - powiedzia�
m�odzieniec, wyjmuj�c kopert� ze skórzanej torby na dokumenty.
- Gdzie dziecko? - dopytywa� si� Walter.
- Mam tylko list - odpar� m��czyzna, zaciekawiony.
- Ja jestem hrabina Graw�i�ska-Berezowska - powiedzia�a Anna,
wyci�gaj�c dr��c� r�k�, by wzi�� list. Miast spodziewanej ulgi targn��o ni�
przeczucie czego� strasznego i nieodwracalnego.
Walter wyrwa� pos�a�cowi list i wszed� do salonu. Ruszy�a po�piesznie za
nim. Otworzy� list i przeczyta� go, a potem spojrza� na Ann�. Jego twarz ponad
czarn� brod� przybra�a barw� popio�u.
Pos�aniec wszed� za nimi do salonu.
- Zaczekaj w holu! I zamknij za sob� drzwi! - warkn�� na niego Walter.
M��czyzna wycofa� si� niezw�ocznie.
- Co si� sta�o? - spyta�a Anna, czuj�c, jak serce t�ucze si� jej w piersi.
379
RS
Spojrza� na ni� z twarz� wykrzywion� w�ciek�o�ci�. Zgniót� pergamin i
rzuci� go jej.
Szybko rozwin��a list i wyg�adzi�a go.
Najdro�sza kuzynko Anno,
Dobry Bóg zabra� do siebie twoje dziecko, Jana Micha�a. Malec po�kn��
przypadkiem moj� szmaragdow� szpilk�. Pochowano go w zesz�� niedziel� z
pe�nym b�ogos�awie�stwem Boga i Jego Ko�cio�a.
Wysy�am wiadomo�� powozem, by� mog�a wróci� do tych, którzy dziel� z
tob� ból straty.
Z wyrazami mi�o�ci i nadziei
Zofia
Jan Micha� nie �yje... Annie zasch�o w gardle. Bezmy�lnie wpatrywa�a si�
w list, nie widz�c s�ów. Jej syn nie �yje. Jak to mo�liwe? Bóg nie dopu�ci�by,
by sta�a si� taka tragedia.
- Jan Micha�! - krzykn��a, odzyskuj�c g�os. - Moje dziecko! To nie mo�e
by� prawda!
Zesztywnia�a z bólu patrzy�a, jak jej d�onie dr� pergamin, jakby zniszczenie
listu mog�o uniewa�ni� to, co by�o w nim napisane.
- Nie! Nie Jan Micha�!
Krzyk umilk� nagle, kiedy co� uderzy�o j� mocno w rami�. Przelecia�a
przez pokój i uderzy�a plecami o �cian�. Spojrza�a w gór� i zobaczy�a
stoj�cego nad ni� Waltera. W d�oni trzyma� bagnet. Twarz ponad brod� nie
by�a ju� bia�a, lecz czerwona z gniewu.
Ann� nie obchodzi�o, czy bagnet przeszyje za chwil� jej serce. Walter tylko
ul�y�by jej w ten sposób w bólu.
- Nie pozwoli�e� mi pojecha� do syna! - wrzeszcza�a. - A teraz on nie �yje!
Zabi�a go twoja siostra!
�zy, powstrzymywane od tak dawna, zak�u�y j� pod powiekami, lecz nie
pozwoli�a im pop�yn��.
Walter podniós� strz�py listu, �cisn�� je w d�oni i odrzuci�, wbijaj�c wzrok
w Ann�.
- Do diab�a z tob�! Z tob� i twoim synem, skoro okaza� si� tak g�upi!
Urodzisz mi innego.
- Nigdy! - krzykn��a, spluwaj�c.
Spojrza� na plwocin� na r�kawie swojej koszuli, a potem na Ann�.
- Kiedy nadejdzie czas, b�dziesz inaczej �piewa�. Odrzuci� bagnet i wyszed�
do holu porozmawia� z pos�a�cem.
380
RS
Próbuj�c zapanowa� nad rozpacz�, ukl�k�a. Spojrza�a na bagnet, �a�uj�c, �e
nie ma do�� si�, by u�y� go przeciwko Walterowi - lub sobie.
B�ysk ostrza sprawi�, �e pomy�la�a o szpilce. Jak bardzo musia� cierpie� jej
syn, nim �mier� zabra�a jego duszyczk�! Jak Zofia mog�a by� tak nieuwa�na? I
jakie to do niej podobne, by w tak dosadny sposób opisa�, co si� zdarzy�o.
Szmaragdowa szpilka. Anna zamar�a. Kuzynka nie mia�a szmaragdowej
szpilki. Klejnot spoczywa� w szkatu�ce z go��bic�. Szkatu�ka za� znajdowa�a
si� w jej ma�ym pokoiku, ukryta na dnie szafy.
Szpilka by�a na górze, a Jan Micha� �y�. Ju� samo to s�owo pulsowa�o
rado�ci� istnienia. List mia� jedynie oszuka� Waltera, przekona� go, �e syn nie
�yje. Sprytna Zofia nie zabi�a Jana Micha�a. Ona go uratowa�a!
Anna zala�a si� �zami, lecz by�y to �zy rado�ci i ulgi, poza tym nikt ich nie
widzia�. Jej syn �y�, a niczego nie podejrzewaj�cy Walter zosta�
wyprowadzony w pole.
Powoli do jej �wiadomo�ci zacz��y dociera� st�umione g�osy. W holu
Walter odprawia� pos�a�ca.
- Lecz powiedziano mi - nalega� m�odzieniec - �e hrabina Berezowska
b�dzie chcia�a wróci� do Warszawy. Dlatego wys�ano powóz.
- Hrabina nie wróci do Warszawy! - rykn�� Walter. - A teraz odejd�. Je�li
zostaniesz na ziemi tego zdrajcy jeszcze cho� dwie minuty, ka�� ci�
rozstrzela�!
Anna u�wiadomi�a sobie, �e perspektywa wolno�ci oddala si� nieub�aganie.
Wpad�a do holu, ocieraj�c �zy.
- Walterze! Pozwól mi wróci� do Warszawy. B�agam, pozwól mi jecha�!
Walter odwróci� si� i spojrza� na ni�.
- Popatrz tylko na siebie, kuzynko. Nie jeste� w stanie podró�owa�.
B�aga�a go nadal, lecz bezskutecznie, a po chwili us�ysza�a turkot kó�
oddalaj�cego si� powozu. Ruszy�a ku drzwiom, lecz Walter podstawi� jej nog�,
sprawiaj�c, �e pad�a jak d�uga na pod�og�.
381
Rozdzia� pi��dziesi�ty siódmy.
RS
Plany wyjazdu do Petersburga i zabrania tam Anny trzeba by�o od�o�y�.
Walter zosta� wezwany do Warszawy, gdzie mia� s�u�y� pomoc� podczas
formu�owania warunków traktatu pokojowego pomi�dzy Polsk� a Rosj�.
Zabra� jedynie po�ow� swych ludzi. Reszta mia�a pozosta� w maj�tku
Stelnickich.
Anna b�aga�a, by wzi�� j� ze sob�, lecz odmówi�. Pomimo przekonania, �e
jego syn nie �yje, nadal upiera� si�, by zabra� Ann� do Petersburga i tam
uczyni� z niej swoj� kochank�. Gdy nalega�a, spoliczkowa� j�, a potem bi�
niemal do utraty przytomno�ci.
Siniaki znikn��y dopiero po kilku tygodniach. Tymczasem nadesz�a zima i
zarówno dla ciemi��ycieli, jak i wi�zionych nadszed� rok 1793.
W pokoju by�o bardzo zimno. Drewno racjonowali �o�nierze, którzy
najwidoczniej nie mieli poj�cia o r�baniu szczap. Rano zjawia�a si� s�u��ca z
nar�czem drew, które mia�y wystarczy� na ca�y dzie�. Utrzymanie ciep�a za
pomoc� tak mizernej ilo�ci opa�u by�o niewykonalne. Nawet mityczny Syzyf
nie móg�by otrzyma� bardziej niemo�liwego do wype�nienia zadania,
rozmy�la�a, próbuj�c podsyci� ogie�. Zreszt� nawet gdy p�on��, w pokoju i tak
panowa� dokuczliwy zi�b.
Nie zezwolono jej na utrzymywanie korespondencji. Wiedzia�a, �e listy
przychodz� lecz przejmowano je, nim do niej dotar�y.
Czy Walter skontaktuje si� z matk� podczas pobytu w Warszawie? Czy
ciotce i kuzynce uda si� zachowa� w tajemnicy fakt, �e Jan Micha� �yje? Jak
miewa si� jej syn?
I Jan. Czy jest bezpieczny? Je�li �yje, nie mo�e wiedzie�, �e Anna jest
wi�ziona w jego domu. Czy ironia tej sytuacji nie �wiadczy o tym, �e bogowie
z nich zadrwili?
Porucznik Szymon Borawiecki, m�ody polski najemnik, którego Walter
mianowa� swoim zast�pc� i dowódc� pozosta�ych o�miu czy dziesi�ciu
�o�nierzy, sta� si� dla niej �ród�em informacji o tym, co dzia�o si� w Polsce i
Europie.
Dwudziestego pierwszego stycznia król Ludwik XVI wspi�� si� na stopnie
gilotyny. Cho� dla wielu nie by�o to zbytnim zaskoczeniem, wiadomo��
zaszokowa�a Ann�. Porucznik Borawiecki przepowiada�, �e królowa Maria
Antonina wkrótce pod��y na szafot za m��em.
382
RS
Oczy wszystkich monarchów w Europie musia�y by� w tym czasie
zwrócone na Pary�. Nie rokowa�o to dobrze polskiemu ruchowi
patriotycznemu. Anna zdawa�a sobie spraw�, i� stracenie francuskiego króla
sprawi, �e koronowane g�owy Europy poczuj� si� mniej pewnie, a ich obawa
przed Polsk� i wprowadzanymi w niej demokratycznymi reformami wzro�nie.
Z pewno�ci� monarchowie nie b�d� chcieli dopu�ci�, by tak�e ich lud zacz��
si�� domaga� si� praw i ziemi. A niepewni swej przysz�o�ci w�adcy u�yj�
wszelkich dost�pnych im �rodków i wp�ywów, by nowy porz�dek w Polsce
zosta� zgnieciony, jak kwiat pod �o�nierskim butem.
Polacy nie radzili sobie zbyt dobrze, lecz Walter przedwcze�nie og�osi�
zwyci�stwo Rosji. Pod przywództwem ksi�cia Józefa Poniatowskiego oraz
Tadeusza Ko�ciuszki bohaterskie oddzia�y, odnosz�ce przez krótki czas
sukcesy, teraz dzielnie si� broni�y. Lecz dwaj sojusznicy Polski, Austria i
Prusy, które w 1791 roku obieca�y jej broni� przed atakiem z zewn�trz,
zdradzili. Nowy cesarz Austrii, Franciszek II, zarzuci� polityk� ojca,
zak�adaj�c� wspieranie Polski. Fryderyk Wilhelm z Prus, jawnie pogwa�caj�c
poczynione przez siebie obietnice, odmówi� zaanga�owania si� w obron�
konstytucji, której rzekomo nigdy nie popiera�.
Anna wspomnia�a ostrze�enia Jana, wyg�aszane rok wcze�niej.
Przypominaj�c, �e Austria i Prusy skorzysta�y na pierwszym rozbiorze Polski
w roku 1772, kiedy to Halicz przeszed� we w�adanie Austrii, wskazywa�, �e
chciwo�� rzadko maleje, przeciwnie, z czasem zwykle ro�nie.
Opór Polski, dysponuj�cej dzielnymi, lecz niewielkimi i napr�dce
skleconymi oddzia�ami, zosta� w ko�cu st�umiony przez armi� carycy. Jak�
kar� - egzekwowan� przy pomocy Waltera - na�o�y ona na sejm i króla, mia�o
si� dopiero okaza�.
Ko�ciuszko i jego niewielkie, zdziesi�tkowane oddzia�y, sk�adaj�ce si� ze
szlachty i ch�opów, wycofali si� do Lipska, aby wyleczy� rany i dokona�
przegrupowania. Anna modli�a si�, by m��czy�ni z obu maj�tków prze�yli i
wrócili bezpiecznie do domów. No i, oczywi�cie, Jan, o powrót którego nieustannie zanosi�a do Boga b�agania i pro�by.
Annie zezwolono, aby pod stra�� korzysta�a przez godzin� dziennie z
biblioteki. Cz�sto siadywa� z ni� tam porucznik Borawiecki. By�a mu
wdzi�czna za towarzystwo i za to, �e mog�a z nim rozmawia�, przedstawiaj�c
swój punkt widzenia.
Pewnego dnia w po�owie grudnia dyskutowali w�a�nie o przysz�o�ci Polski.
Porucznik argumentowa�, �e zmiany nie b�d� znowu a� tak wielkie.
383
RS
- Dobra strona sytuacji polega na tym - t�umaczy� - �e interwencja
Katarzyny powstrzyma ch�opstwo, je�li mia�oby ochot� si� zbuntowa�. Nie
wolno dopu�ci�, by i u nas zdarzy�o si� to, co we Francji.
- Zatem s�dzi pan, �e nasi ch�opi te� by powstali?
- Dlaczego nie, skoro przekonali si�, �e lud mo�e zg�adzi� króla Francji?
- Sta�o si� tak z powodu ekscesów francuskiej arystokracji, poruczniku.
Cho� mia�am okazj� na w�asne oczy zobaczy�, co potrafi� nasi arystokraci.
Gdzie im tam do Francuzów. A demokratyczna reforma uspokoi�aby nastroje
w�ród pospólstwa.
- Ko�ci dla psów?
- Z ca�� pewno�ci� nie tylko. Prawdziwa reforma. Od dawna nale�ne im
prawa, w�asno�� ziemi, szacunek dla samych siebie.
- Nie�atwo by�oby to przeprowadzi�.
- Och nie, wcale nie! Ironia polega jednak na tym, �e najbardziej chciwi
spo�ród szlachty próbuj� ocali� dla siebie ka�dy skrawek, przekazuj�c Polsk�
Katarzynie, która przy��czy j� ca�� do Rosji, jak zdziecinnia�a ze staro�ci
kobieta, doszywaj�ca kolejny skrawek materia�u do ko�dry, która i tak jest ju�
zbyt niepor�czna.
Porucznik skin�� g�ow�.
- S�dz�, �e b�dzie oczekiwa�a czego� w zamian.
- B�dzie chcia�a Polski. Nie obchodzi to pana?
Porucznik wzruszy� ramionami.
Anna przygl�da�a si� przez chwil� jego zgrabnej ch�opi�cej sylwetce,
br�zowym faluj�cym w�osom, starannie ogolonej twarzy o nieco kanciastych
rysach.
- Nie interesuje si� pan polityk�, poruczniku? Czy wyrzek� si� pan
polskiego obywatelstwa, by s�u�y� Katarzynie?
- Nie, jestem Polakiem. Moi rodzice maj� ziemi�.
- A czy nietrudno pogodzi� jedno z drugim? Bycie Polakiem, a zarazem
rosyjskim �o�nierzem? Nie czuje pan, �e winien pozosta� wierny ojczy�nie?
- Interesy obu krajów nie musz� sta� ze sob� w sprzeczno�ci.
- Och, ale tak w�a�nie jest! To Sprawa, której przewodzi Ko�ciuszko, s�u�y
interesom prawdziwej Polski: dumnej, walecznej i niech�tnej obcym rz�dom.
Kilka tygodni temu powiedzia� mi pan, �e to ��dza przygód sprawi�a, i� zosta�
pan najemnikiem. Poruczniku, Ko�ciuszko stoi na czele przygody bliskiej
sercu ka�dego Polaka: walki o wolno��.
Wsta�a, podesz�a do pó�ki i zdj��a z niej ksi��k�.
384
RS
- Czyta� pan to?
- Republik� Platona? Tak, czyta�em.
- Napisano w niej, �e cz�owiek, który odmawia rz�dzenia, skazuje si� tym
samym na to, �e b�dzie rz�dzony przez kogo� gorszego od siebie.
- Ach, to niezwykle m�dra my�l.
- Zatem zgadza si� pan...?
- Pani Grawli�ska - westchn�� porucznik. - Jest pani kobiet�, podejrzewam,
o zbyt idealistycznym nastawieniu.
- Sugeruje pan, �e czego� nie ogarniam.
- Mo�na to wyja�ni� w prosty sposób.
- Wi�c prosz� mi powiedzie�, poruczniku. Niech pan nie traktuje mnie
protekcjonalnie.
- Jestem realist�. I jako taki zdaj� sobie spraw�, �e Ko�ciuszko i ci, co za
nim pójd�, cho�by nie wiem jak szlachetni i patriotycznie nastawieni, b�d�
skazani na pora�k�. Gdyby tylko wiedzia�a pani, jakimi si�ami dysponuje
Katarzyna...
- Ale to sprowadza dyskusj� do spraw podstawowych, czy� nie,
poruczniku? Pan opowiedzia� si� po stronie tych, którzy zwyci��aj�. Prawda?
Powinien pan poprosi� mego kuzyna Waltera, by pozna� pana ze swoj� siostr�.
Z pewno�ci� macie ze sob� wiele wspólnego.
- Ach, czy� nie powiadaj�, �e to przeciwie�stwa przyci�gaj� si�
najmocniej?
Anna spojrza�a na porucznika. Nietrudno by�o si� domy�li�, o co mu
chodzi. Och, nie powinna czu� si� zaskoczona. Zw�aszcza �e stara�a si�
podtrzyma� jego zainteresowanie na wiele subtelnych sposobów. A teraz on
wy�o�y� karty.
Roze�mia� si� na wpó� �wiadomie.
- Nie s�dzi�a pani chyba, �e zdo�a zrobi� ze mnie patriot�?
- Nie. Chcia�abym prosi� o co� innego. U�wiadomi�a sobie, �e pod
wp�ywem impulsu zacz��a rozgrywa� w�asne karty.
- O co chodzi? Je�li tylko nie wykroczy to poza zasi�g mojej w�adzy...
- W�adza. Znowu do tego wracamy.
- Rozmawia pani z cz�owiekiem, który nie ma jej zbyt wiele.
- Ma pan jej do��, by pozwoli� mi odej��. Powiedzia�a to. Tak po prostu.
Zaczerpn��a g��boko oddechu.
385
RS
- Pani Grawli�ska - powiedzia� porucznik, przeci�gaj�c g�oski w jej
nazwisku, jakby wypowiedzenie nast�pnych s�ów mia�o sprawi� mu ból - to po
prostu niemo�liwe.
- Musia�by pan tylko na chwil� odwróci� wzrok. Ja zaj��abym si� reszt�.
Poruczniku, chc� odzyska� wolno��.
- Nie mog�, prosz� pani.
- Zabawia�am pana miesi�cami, opowiadaj�c historyjki i mity. Teraz
chcia�abym opowiedzie� panu prawdziw� histori�... dotyczy ona Waltera.
Nie czekaj�c, czy si� zgodzi, zacz��a opowiada�, jak przyjecha�a do
Halicza, o gwa�cie nad stawem i o tym, jak to wydarzenie wp�yn��o na jej
�ycie.
Porucznik siedzia� spokojnie, oszo�omiony.
- Teraz rozumiem, dlaczego a� tak go pani nienawidzi.
- Tak, a po tym wszystkim on teraz knuje, by zabra� mnie do Petersburga i
tam zrobi� ze mnie swoj� kochank�.
- Lecz je�li pani si� nie zgodzi?
- A kto w tym zapomnianym przez Boga miejscu przyjdzie mi z pomoc�?
Kobiety, poza Katarzyn�, nie maj� tu w�adzy. Szymonie - powiedzia�a, po raz
pierwszy pos�uguj�c si� jego imieniem i patrz�c mu w oczy - prosz�... prosz�,
pomó� mi.
- Pani Grawli�ska, ju� pani pomog�em.
- Jak?
- Nie wspominaj�c Walterowi, �e dziecko tu by�o i �e jako� uda�o si� pani
przekaza� je ciotce i wywie��.
Westchn��a, zaskoczona.
- Pan wiedzia�? I milcza�? Porucznik skin�� g�ow�.
- Pani Anno, my�l�, �e nie musz� pani tego mówi�... sama pani wie, �e
zale�y mi na pani. I gdybym móg� spe�ni� pani pro�b�, zrobi�bym to. Westchn��. - Lecz jestem bezsilny.
Anna wsta�a.
- Dzi�kuj�, �e nie powiedzia� pan Walterowi o moim synu, ale nie
ryzykowa� pan niczego, zachowuj�c milczenie.
Gra dobieg�a ko�ca.
- A teraz, gdyby móg� pan odprowadzi� mnie do mego pokoju...
- Musi pani zrozumie�...
- Och, rozumiem. - Spróbowa�a si� u�miechn��. - Poruczniku Borawiecki,
je�li znajdzie si� pan kiedy� w Warszawie, proponuj�, by trzyma� si� pan z dala
386
RS
od sto�ów do gry w faraona. W tej grze, czego by pan nie zrobi�, i tak zwykle
wygrywa bankier.
Pó�niej, kiedy znalaz�a si� ju� w swym pokoju, po�a�owa�a, �e by�a wobec
niego tak uszczypliwa. Nie mia�a racji. Prosi�a o zbyt wiele. Wykorzysta�a fakt,
�e by� ni� zainteresowany, pos�u�y�a si� tym. Wiedzia�a, �e gdyby pomóg� jej
uciec, Walter odebra�by mu patent oficerski, je�li nie �ycie.
387
Rozdzia� pi��dziesi�ty ósmy.
RS
Walter pozosta� w Warszawie d�u�ej, ni� ktokolwiek móg� si� spodziewa�.
Lato roku 1793 by�o suche i gor�ce. Nawet z okien ma�ego, dusznego pokoiku
na pi�trze da�o si� zauwa�y�, jak bardzo sp�kana jest ziemia. Czasami o dom
uderza�y chmury py�u, jakby Polska sta�a si� pustyni�. Krzewy i drzewa
szybko z�ó�k�y, a wiosenne trawy usch�y. Wydawa�o si�, �e kraj, a wraz z nim
ca�a przyroda smuci si� z powodu rosyjskiej inwazji.
Od czasu, kiedy Anna przyby�a do U�cia, by znale�� tu wi�zienie, min��
ponad rok.
Serce Anny zadr�a�o, kiedy dwudziestego sierpnia nadesz�a wiadomo��, �e
siedemnastego zosta� podpisany traktat pokojowy. Dokument, opracowany w
roku 1792, zyska� moc prawn�: rosyjskie bagnety obali�y Konstytucj� 3 maja i
przywróci�y przywileje szlachcie. Pod pretekstem obaw o to, i� Polska mo�e
sta� si� zarzewiem rewolucji, Katarzyna za��da�a nowego rozbioru, tak
znacz�co pomniejszaj�cego obszar kraju, �e Polacy z nostalgi� mogli my�le� o
poprzednim.
Bezsilny i godny po�a�owania król Stanis�aw podpisa� traktat i poradzi�
sejmowi, aby uczyni� podobnie, gdy� opór nie ma sensu. Kr��y�y pog�oski, �e
król chcia� abdykowa�, lecz Katarzyna, jego niegdysiejsza kochanka, nalega�a,
aby zatrzyma� tytu�, nawet je�li nie wi�za�a si� ju� z nim �adna w�adza.
Zmuszony do tego sejm przyj�� traktat, który oddawa� we w�adanie Rosji
olbrzymi� cz��� polskich ziem: ca�e wschodnie dzielnice od Inflant po
Mo�dawi�. A kiedy sejm wielogodzinnym milczeniem zaprotestowa�
przeciwko temu, by Prusy zagarn��y Wielkopolsk�, Kujawy, Toru� i Gda�sk,
zaprzedany zaborcom marsza�ek Stanis�aw Bieli�ski, nak�oniony do tego przez
rosyjskiego ambasadora, o�wiadczy�, �e milczenie oznacza zgod�.
Anna mog�a si� jedynie domy�la�, i� jako t�umacz rosyjskiego ambasadora
Walter tak�e odegra� rol�, jakkolwiek minimaln�, w rozbiorze swojej ojczyzny.
By�a to gorzka my�l.
Polsce pozostawiono zaledwie jedn� trzeci� zajmowanych przez ni� kiedy�
ziem. Warszawa i to, co jeszcze nazywano Polsk� mia�o by� okupowane. W
ma�ych miastach rozmieszczono garnizony, wiele wsi zosta�o z�upionych.
Najl�ejszy opór oznacza� zes�anie na Syberi�, zapomnian� przez Boga i ludzi,
skut� wiecznym mrozem cz��� Rosji, rz�dzon� przez wojsko.
Porucznik Borawiecki wyzna� Annie, �e kiedy Walter wróci do U�cia,
oddzia� wyruszy do Petersburga.
388
RS
By�a bardziej ni� pewna, �e tak niegdy� go�cinny dom Stelnickich zostanie
zniszczony. Co stanie si� ze s�u�ebnymi, które przetrwa�y wraz z ni�? Anna nie
mia�a wiadomo�ci od nikogo z Warszawy, a zdawa�a sobie spraw�, �e je�li
Walterowi uda si� postawi� na swoim, wkrótce znajdzie si� w Petersburgu bez
nadziei na to, �e kiedykolwiek zobaczy swój dom, dziecko czy tych, których
kocha�a.
„Uciekaj", rada Woltera d�wi�cza�a wci�� echem w jej g�owie.
�o�nierze, a wraz z nimi Walter, przybyli w tydzie� pó�niej.
Sta�o si� to podczas codziennej wizyty Anny w bibliotece. Potem nieraz
zastanawia�a si�, jak drobne sprawy mog� odmieni� bieg czyjego� �ycia.
Gdyby m��czy�ni wrócili godzin� wcze�niej lub dziesi�� minut pó�niej,
by�aby zamkni�ta w swoim pokoju.
Tymczasem porucznik Borawiecki przebywa� z ni� akurat w bibliotece. W
ci�gu miesi�cy, jakie min��y od pami�tnej rozmowy, mieli sobie coraz mniej
do powiedzenia, tote� siedzieli w milczeniu, czytaj�c.
W pierwszej chwili Anna pomy�la�a, i� dobieg� j� odg�os dalekiego gromu,
i ucieszy�a si�, �e burza zaspokoi wreszcie pragnienie wysuszonej ziemi. Lecz
cho� d�wi�k si� przybli�a�, s�o�ce nadal �wieci�o. Wreszcie domy�li�a si�, �e
s�yszy t�tent wielu ko�skich kopyt na stwardnia�ej od suszy ziemi.
Nie min��o wiele czasu, a w domu zapanowa�o poruszenie. Potem da�o si�
s�ysze� krzyki i przekle�stwa. Oddzia� Waltera, znacznie powi�kszony,
powróci�. �o�nierze byli pijani i samowolni.
- Prosz� si� nie obawia� - uspokaja� Ann� porucznik. - Bez w�tpienia
�wi�towali podpisanie traktatu i rych�y powrót do Rosji.
Wsta� i podszed� do drzwi.
- Prosz� tu pozosta�. Zatrzymam ich z dala od domu.
Nie b�dzie w stanie tego dokona�, pomy�la�a Anna, odrzucaj�c ksi��k�,
gdy tylko za porucznikiem zamkn��y si� drzwi. Nic nie utrzyma Waltera z dala
od niej.
Podbieg�a do drzwi, odczeka�a, a� porucznik si� oddali, i si�gn��a do
klamki. Drzwi nie by�y zamkni�te na klucz. Otworzy�a je i zerkn��a do pokoju
muzycznego. Wymkn��a si� z biblioteki i pobieg�a niczym strza�a przez
kolejne pokoje, kieruj�c si� ku tylnej cz��ci domu i kuchni. Dwie podkuchenne
wstrzyma�y oddech, widz�c j�.
Sekundy pó�niej do kuchni wbieg�a poprzez wahad�owe drzwi, dziel�ce j�
od jadalni, inna s�u��ca. Tu� za ni� bieg� rosyjski �o�nierz. Chwyci�
dziewczyn� w pasie i zarzuciwszy j� sobie na rami�, ruszy� ku
389
RS
pomieszczeniom dla s�u�by. Anna wymieni�a pe�ne strachu spojrzenia z
dwiema s�u��cymi. Wszystkie trzy zdawa�y sobie spraw�, co im grozi.
Do kuchni wesz�a Lilka i zacz��a uspokaja� s�u��ce. Nie chcia�y jednak jej
s�ucha� i wybieg�y przez tylne drzwi.
- Wpadn� im prosto w �apy - powiedzia�a Lilka. - G�uptasy.
- To szansa tak�e dla mnie - powiedzia�a Anna. - Musz� j� wykorzysta�.
- Prosz� si� zatrzyma�! - zawo�a�a staruszka.
Co� w jej g�osie zaalarmowa�o Ann�. Odwróci�a si� i zobaczy�a, �e Lilka
�pieszy ku niej.
- Nie ma po co wychodzi� z domu. Jest tam z setka m��czyzn. Wszyscy
pijani i ogarni�ci szale�stwem.
- Ale ja musz� si� wydosta�!
Od strony jadalni dobieg� je tupot ci��kich kroków. S�u��ca wepchn��a
Ann� do spi�arni w rogu kuchni.
- Prosz� si� tam ukry� - szepn��a, wskazuj�c stos worków z ziarnem,
zgromadzonych pod �cian�. - Dopóki nie odjad�!
Anna nadal si� waha�a, lecz kobieta wepchn��a j� stwardnia�ymi od pracy
d�o�mi za worki, zmuszaj�c, by przykucn��a. Niemal w tej samej chwili drzwi
zosta�y otwarte na o�cie� i do kuchni wtoczy� si� �o�nierz, odpychaj�c Lilk�.
- Z drogi, starucho!
- Nic ci si� nie sta�o? - spyta�a Anna, gdy �o�dak wyszed� tylnymi
drzwiami.
- Prosz� tam zosta� - szepn��a s�u��ca, poruszaj�c g�ow� z lewa na prawo
niczym stary orze�. Przekonawszy si�, �e s� chwilowo bezpieczne, podesz�a
bli�ej.
- Dziewcz�ta mnie nie pos�ucha�y. Wybieg�y, a tam nie ma si� gdzie
schowa�. Pani musi mnie wys�ucha�. Jest tu kryjówka. Prosz� pomóc mi
przesun�� worek.
Anna pomog�a i spod ci��kiego worka wy�oni�a si� klapa, prowadz�ca do
piwnicy.
- To piwnica na w�dzonki - powiedzia�a Lilka, podnosz�c klap�. - Prosz�
usi��� na skraju i zeskoczy�. Szybko!
By�a to ostatnia rzecz, jak� mia�aby ochot� zrobi�. Ba�a si�, �e kiedy ju�
znajdzie si� w piwnicy, b�dzie bezbronna, pozbawiona mo�liwo�ci ucieczki.
Lecz silne, �ylaste d�onie ponagla�y j�.
- Musi pani przeczeka� tu, a� b�dzie bezpiecznie - mówi�a staruszka swym
piskliwym g�osem. - Inaczej pani� zabij�. Zgwa�c�, a potem zabij�.
390
RS
I nagle Anna siedzia�a ju� w kucki w piwnicy. Spojrza�a w gór� i
zobaczy�a, �e Lilka podaje jej zapalon� �wiec�. Potem zacz��a zamyka� klap�.
- Nie boisz si� o siebie?
Kobieta chrz�kn��a tylko i spyta�a:
- A czego oni mog� chcie� ode mnie? - po czym na dobre zamkn��a
piwnic�.
Anna us�ysza�a jeszcze, jak s�u��ca szepcze modlitwy, przesuwaj�c na
miejsce worek.
Piwnica mia�a nieca�y metr wysoko�ci. By�o to w�skie pomieszczenie,
si�gaj�ce od jadalni po fundament. W oddali pob�yskiwa�o �wiat�o. Wyj�cie?
P�omie� �wiecy rozja�nia� ciemno�� na tyle, �e mog�a obejrze� najbli�sze
otoczenie. Ponad jej g�ow� paj�czyny ko�ysa�y si� z wolna, unoszone ciep�em i
dymem. Kie�basy i szynki, spowite w bia�e p�ótno, zwisa�y z belek sufitu.
Pod�oga kuchni zatrzeszcza�a, a potem j�kn��a pod ci��arem wielu
m��czyzn. Przys�uchuj�c si� krzykom, odg�osom bieganiny, trzaskania
drzwiami i t�uczenia szk�a, mog�a jedynie wyobra�a� sobie, jaki chaos panuje
w tej chwili na górze. Rosyjskie przekle�stwa, które zdo�a�a zrozumie�, by�y
wyj�tkowo plugawe i ohydne. S�ysza�a tak�e krzyk mordowanych, jak jej si�
zdawa�o, kobiet.
- Bo�e, dopomó�! - zawo�a�a. Pad�a na klepisko, przyciskaj�c d�onie do
uszu, by st�umi� odg�osy tego, co dzia�o si� na górze.
Nie mia�a poj�cia, ile czasu min��o, nim odwa�y�a si� je ods�oni�. Od
strony podwórka dobiega�y ostro wykrzykiwane rozkazy i d�wi�ki tr�bki.
Konie r�a�y niespokojnie, uderzaj�c kopytami o ziemi�. Rosjanie zbierali si�
do odej�cia.
Gdyby zdo�a�a wytrzyma� jeszcze troch�...
- Anno Mario! - dobieg�o j� z góry.
Wstrzyma�a oddech. Walter! By� w jadalni, niemal tu� nad jej g�ow�.
- Anno! - zawo�a�. A potem kroki oddali�y si�, a g�os �cieli� w oddali.
Sprawdza� pokoje na pi�trze. I z pewno�ci� szala� z w�ciek�o�ci.
Anna spojrza�a na �wiate�ko na ko�cu piwnicy. Wzi��a �wiec� i poczo�ga�a
si� w tamt� stron�.
Suknia znacznie spowalnia�a ruchy, szybko te� otar�a sobie d�onie i �okcie.
A kiedy w ko�cu przeby�a te dwadzie�cia czy trzydzie�ci kroków, spotka�o j�
rozczarowanie. �wiat�o przedostawa�o si� przez ma�e okienko. Wybijanie
szyby nie mia�o sensu, gdy� w oknie znajdowa�y si� kraty, uniemo�liwiaj�ce
ucieczk�.
391
RS
Odwróci�a si� i poczo�ga�a z powrotem do wej�cia.
- Anno! Anno! - gniewne nawo�ywania Waltera rozbrzmiewa�y teraz
dok�adnie nad jej g�ow�.
Zatrzyma�a si�, zmro�ona d�wi�kiem tego g�osu. Musia�a zacisn�� z�by na
palcach, by st�umi� wzbieraj�c� w sercu rozpacz.
W domu uspokoi�o si� znacznie i nie s�ysza�a ju� tak wielu ha�asów. Za to
na podwórku harmider wzmaga� si� z minuty na minut�. M��czy�ni szykowali
si� do odjazdu.
On nie zna tej kryjówki, uspokaja�a sam� siebie. Móg� nawet doj�� do
wniosku, �e uciek�a ju� wcze�niej, przed jego powrotem. Wyjedzie i zabierze
swych �o�nierzy. No, dalej, odje�d�aj! Lecz nim wyjedzie, na pewno przepyta
porucznika Borawieckiego i Lilk�...
Co� jeszcze przyci�gn��o uwag� Anny. Jej nozdrzy dobieg� silny, gryz�cy
zapach. Unios�a �wiec� i spojrza�a na sufit. Spomi�dzy belek s�czy�y si�
smu�ki dymu.
Dom zosta� podpalony!
Waha�a si�, czy wej�� do kryjówki, poniewa� nie chcia�a zosta� w niej
uwi�ziona. Teraz jej obawy si� sprawdzi�y. Spróbowa�a opanowa� panik�.
Zostawi�a �wiec� i podczo�ga�a si� do miejsca tu� pod klap�. Si�gn��a do góry i
pchn��a klap�, lecz ta ani drgn��a. Worek, ustawiony przez Lilk�, dobrze j�
zabezpiecza�. Unios�a si� i napar�a na drzwi barkiem. Klapa poruszy�a si�
nieznacznie. Unosi�a j� stopniowo, centymetr po centymetrze, zbieraj�c za
ka�dym razem si�y. Wreszcie drzwi otworzy�y si� mniej wi�cej w po�owie.
Wyci�gn��a r�k�, by odsun�� worek i w tej samej chwili chwycono j� za
nadgarstek. Worek i klapa zosta�y odsuni�te jednym ruchem i Anna poczu�a, �e
kto� wci�ga j� do kuchni, jakby by�a szmacian� lalk�.
- Ach, powiadaj�, �e najlepsze ryby p�ywaj� przy samym dnie!
Nie od razu zorientowa�a si�, do kogo nale�y g�os i twarz, któr� mia�a przed
sob�. Porucznik Borawiecki.
- Bogu niech b�d� dzi�ki - westchn��a, uszcz��liwiona, �e zosta�a
wyci�gni�ta z pu�apki, i �e cz�owiekiem, który pomóg� jej si� wydosta�, nie by�
Walter.
- My�l�, �e on ju� zrezygnowa� - powiedzia� porucznik. -Jest na dworze.
- Czy pan mu mnie przeka�e?
- Nie, pani Anno.
- Co mam robi�, Szymonie?
392
RS
- Je�li uda nam si� przedosta� na wschodni� stron� domu, b�dzie pani
mog�a wymkn�� si� do ogrodu, a stamt�d dalej, na pola. B�dzie pani musia�a
biec, ile si� w nogach, gdy� wszystko tu sp�onie niczym wi�zka s�omy.
Chod�my. Odprowadz� pani� do drzwi.
Odwrócili si� i Anna omal nie potkn��a si� o cia�o Lilki. Zatrzyma�a si�
nagle i spojrza�a na oficera. Skin�� g�ow�.
- To sprawka Waltera. Nie chcia�a powiedzie�, gdzie si� pani podzia�a.
Lecz ja wyczu�em, �e staruszka co� wie. Dlatego wróci�em. Po�pieszmy si�!
Lecz kiedy zbli�yli si� do tylnego wyj�cia, na progu pojawi� si� Walter.
- Czy� to nie pi�kny widok? - zapyta�.
- Pozwól jej odej��, Walterze.
- Oszala�e�?
- Po prostu j� wypu��. Do�� si� ju� nacierpia�a. Walter roze�mia� si�.
- Tak po prostu? Nie s�dz�. Ruszy� ku nim przez kuchni�. Porucznik
wyci�gn�� pistolet. Jego dowódca stan��, zaskoczony.
- Wystrzela�e� swoje pistolety na zewn�trz, Walterze.
- Prawda, ale mam jeszcze szabl�.
- Rzeczywi�cie. - W niebieskich oczach porucznika wida� by�o
determinacj�. - Wyci�gnij j�, a zginiesz. Zrób jeszcze krok w nasz� stron�, a
zabij� ci�.
Walter nie poruszy� si�. Na jego twarzy wida� by�o niepewno��.
- A teraz - powiedzia� porucznik - odsu� si� trzy kroki w lewo, by hrabina
mog�a przej��.
- Dlaczego to robisz, Borawiecki? - zapyta� Walter, niech�tnie ust�puj�c. Czy uda�o jej si� znale�� drog� do twego serca? Rok w wi�zieniu z pewno�ci�
uczyni� j� bardzo pomys�ow�.
- Szymonie, jeste� gotów po�wi�ci� wszystko? - spyta�a Anna.
- Jestem, Anno. Zrób tak, jak ci mówi�em. Niech Bóg ci� prowadzi. Nie
ogl�daj si� za siebie.
- Ale...
- Zrób to, Anno! Jestem najlepszym strzelcem w ca�ym regimencie, cho� w
tej sytuacji na niewiele mi si� to przyda. Szanse s� po mojej stronie. Mo�esz
uzna�, �e twoje k�opoty z Walterem si� sko�czy�y. Szybko!
Anna przenios�a spojrzenie z Szymona na kuzyna, a potem spojrza�a znów
na Szymona.
- Zobaczymy si� przy stoliku do faraona - powiedzia� porucznik. - No ju�,
biegnij!
393
RS
- Najpierw musz� zabra� co� z mego pokoju.
- Co takiego? - zawo�a� Szymon.
- Szkatu�k�.
- To wa�ne?
- Tak.
- Chryste! Szkoda czasu na k�ótnie. U�yj tylnych schodów. Frontowe ju�
sp�on��y. Po�piesz si�!
Wymin��a ostro�nie Waltera i pobieg�a.
Pi�tro pe�ne by�o dymu, mimo to odnalaz�a pokój, szaf�, szkatu�k�. Po
chwili by�a ju� z powrotem w holu. Zbieg�a schodami dla s�u�by, przemkn��a
przez kuchni� i wybieg�a na zewn�trz, s�ysz�c, jak Szymon przynaglaj� do
po�piechu.
Wiedzia�a, podobnie jak wiedzia� to Walter, �e Szymon zamierza go zabi�.
Musi go zabi�.
Na dworze uderzy�a w ni� fala gor�ca. Wszystkie budynki p�on��y. Kilku
m��czyzn biega�o tam i sam, podczas gdy inni starali si� utrzyma�
przestraszone konie. Zaryzykowa�a i pogna�a ku wschodniej �cianie domu. Z
bij�cym mocno sercem i dudni�cym w g�owie pulsem wbieg�a do
wyschni�tego, zapuszczonego ogrodu i pomkn��a ku le��cym za nim polom.
Biegn�c, modli�a si�, by jej nie dostrze�ono. A je�li ju� to si� stanie, by nikomu
nie chcia�o si� jej �ciga�.
Zatem na pola. Bieg�a i bieg�a, ledwie mog�c oddycha� z gor�ca i krztusz�c
si� dymem. Raz potkn��a si� i upad�a. A kiedy wsta�a, zdecydowa�a si� zerkn��
za siebie. Dom p�on��, jakby ziemia otworzy�a si�, pozwalaj�c, by ognie
Tartaru poch�on��y rodzinn� siedzib� Jana.
A potem us�ysza�a strza�. Przez dobr� minut� wpatrywa�a si� w dom. Nic.
Wyzuty z dyscypliny i karno�ci regiment zbiera� si� do odej�cia.
Porucznik zaryzykowa� dla niej �ycie. Gdyby tylko mog�a wróci�,
przekona� si�, �e jest bezpieczny, a Walter zgin��. Wiedzia�a jednak, �e nie
wolno jej tego uczyni�. Odwróci�a si� niech�tnie i ruszy�a w kierunku maj�tku
Gro�skich.
Szymon Borawiecki jednak postawi� wszystko na jedn� kart�.
394
Rozdzia� pi��dziesi�ty dziewi�ty.
RS
Gor�cy wiatr porusza� �any pszenicy. Anna bieg�a. Z nieba la� si� �ar. Nim
dotar�a do zaro�li na poboczu drogi, by�a mokra od potu. Stanik ciemnej sukni
ciasno oblepia� jej cia�o.
Odstawi�a szkatu�k� i, wyczerpana, pozwoli�a sobie spocz�� na sp�achetku
mi�kkiej, wysokiej trawy, ocienionym drzewami.
Le�a�a, dysz�c ci��ko. Nikt jej nie goni�. Nie dobiega� tu �aden ludzki g�os,
nic tylko st�umiony ryk i trzask ognia, po�eraj�cego maj�tek Stelnickich,
budynki, zbiory. M��czy�ni odjechali.
Anna opar�a si� zm�czeniu. Nie powinna odpoczywa� zbyt d�ugo, gdy�
wysuszone zbo�e mog�o w ka�dej chwili zaj�� si� ogniem, który dotar�by a� do
niej. Gdy tylko by�a w stanie w miar� swobodnie oddycha�, wsta�a i wspi��a
si� na drzewo. Zobaczy�a, �e dom stoi w ogniu. P�omienie wystrzeliwa�y z
okien pokoju, w którym sp�dzi�a pi�tna�cie ostatnich miesi�cy. Wyci�gaj�ce
si� �ar�ocznie ku niej j�zory ognia zaczyna�y ju� liza� pola. Susza sprawi�a, �e
wszystko doskonale si� pali�o.
Zeskoczy�a z drzewa i zacz��a �ci�ga� halki, by móc szybciej si� porusza�.
Chwyci�a szkatu�k� i ruszy�a ku maj�tkowi Gro�skich, nie wiedz�c, co tam
zastanie. Je�li dom b�dzie zamkni�ty, nie mia�a klucza. A je�li oka�e si�
zniszczony?
Z pocz�tku próbowa�a i�� rowem, lecz by�o tam tyle chwastów i
kolczastych krzewów, �e dwa razy upad�a. Wspi��a si� zatem na wysokie
pobocze i maszerowa�a, ogl�daj�c si� od czasu do czasu z obawy, �e Rosjanie
mog� wybra� w�a�nie t� drog�. Nie widzia�a ju� ognia, tylko przes�aniaj�ce
niebo s�upy truj�cego dymu, niektóre czarne, niektóre bia�e.
Dotar�a do mostka nad ma�ym dop�ywem Dniestru, p�ytkim strumykiem,
odgraniczaj�cym w�o�ci Gro�skich i Stelnickich. Zesz�a ku wodzie,
obiecuj�cej ch�ód i odpoczynek.
Zdj��a buty i zostawi�a je wraz ze szkatu�k� w cieniu wierzby. Wesz�a do
wody i zacz��a brodzi� w w�skim strumieniu. Muliste dno by�o mi�kkie, woda
przyjemnie ch�odzi�a stopy. Pochyli�a si�, spryska�a twarz, a potem zacz��a
chciwie pi�.
Wyj��a z w�osów szpilki, a kiedy opad�y, nabra�a w d�onie wody i pola�a
ni� g�ow�.
Usiad�a na du�ym g�azie ze stopami zanurzonymi w strumieniu. Na krótk�
chwil� przenios�a si� znów w czasy dzieci�stwa, rozkoszuj�c si� prostymi
395
RS
przyjemno�ciami: s�o�cem, dotykiem kamienia, wod�. Te rzeczy by�y
prawdziwe, trwa�y, dawa�y �ycie. Na kilka minut koszmar tego, co przydarzy�o
si� Polsce i jej narodowi, znik�.
Jak to jest, rozmy�la�a, �e ludzie mog� zabija� tak bezlito�nie?
Zanim odesz�a, napi�a si� jeszcze wody ze strumienia.
Nim dotar�a do zabudowa� maj�tku Gro�skich, min��a godzina. Drzwi
opustosza�ych stodó� i stajen sta�y otworem. Dwór zdawa� si� nietkni�ty i
pozamykany. Okna zabezpieczono okiennicami.
Gdy Anna min��a naro�nik i znalaz�a si� przed frontem domu, zobaczy�a
otwarty wóz, zaprz��ony w jednego konia. Na nim za� meble, rze�by i inne
cenne przedmioty.
A potem us�ysza�a krzyk.
Po drugiej stronie wozu dwie kobiety walczy�y ze sob�, kopi�c si� i
wrzeszcz�c. Gdy podesz�a bli�ej, zobaczy�a, �e jedn� z nich jest s�u��ca, drug�
za� - starsza, t��sza, jaskrawo ubrana wie�niaczka o pospolitych rysach.
Dziewczyna nie by�a w stanie d�u�ej walczy� i upad�a. Ch�opka zacz��a bezlito�nie kopa� japo plecach, brzuchu i podbrzuszu.
- Przesta�! - zawo�a�a Anna. - Przesta�! Kobieta zdawa�a si� jej nie s�ysze�.
Nim Anna zd��y�a zadrze� spódnice i ruszy� na pomoc, z domu wybieg�a
inna s�u��ca. Niezauwa�ona przez walcz�ce kobiety, podbieg�a do wozu i
wyci�gn��a z niego z�oty kandelabr. Unios�a go wysoko i opu�ci�a na ch�opk�,
uderzaj�c j� w ty� g�owy.
T�ga kobieta pad�a jak k�oda. Anna podbieg�a i zobaczy�a, �e wokó� jej
g�owy tworzy si� ciemna ka�u�a.
- Co to ma znaczy�? - spyta�a stanowczo.
- Pani Berezowska!
Anna spojrza�a na jasnow�os�, ho�� kobiet�. W jej orzechowych oczach
zdumienie miesza�o si� z rado�ci�. S�u��c�, która nadal trzyma�a kandelabr,
by�a Marta.
- Co robisz? - spyta�a Anna. - I co si� tu, na mi�o�� bosk�, dzieje?
- Próbowa�a zabi� moj� Marcelin�.
Nagle ich uszu dobieg� m�ski g�os, nawo�uj�cy z domu. Marta natychmiast
spochmurnia�a. Spojrza�a na barwnie odzian�, le��c� niewiast�.
- Kto jest w domu, Marto?
- Jej m��. To szabrownicy. Paso�yty. Och, madame, co my zrobimy?
- Musimy j� ukry�. Dalej, po�piesz si�!
396
RS
Postawi�a szkatu�k� obok wozu. Powlok�y cia�o kobiety ku oddalonym o
trzydzie�ci kroków zaro�lom i ukry�y tak, by nie by�o go wida� od strony
domu.
- Nie rozumiem ich rosyjskiego, madame - opowiada�a tymczasem Marta. Wiem tylko, �e kobieta w�ciek�a si�, gdy jej m��czyzna zwróci� uwag� na
moj� Marcelin�. K�óci�a si� z nim w domu, a potem wysz�a, by zabi� moj�
córk�. Och, madame, zrobi�am to, co zrobi�aby na moim miejscu ka�da matka!
Anna nie odezwa�a si�. Wróci�y do Marceliny. Dziewczyna by�a
nieprzytomna i tak pokrwawiona, �e trudno by�oby j� rozpozna�.
Nagle z domu wy�oni� si� m��czyzna.
Anna wyprostowa�a si�, oceniaj�c sytuacj�. Serce t�uk�o si� jej w piersi,
podczas gdy nieznajomy szed� ku nim, potykaj�c si� od czasu do czasu. By�
pijany. Jego posiwia�e w�osy i broda by�y d�ugie i skudlone. Musia� mie� oko�o
czterdziestu pi�ciu lat. Kosztowne ubranie opina�o kr�p� sylwetk�. Anna
rozpozna�a kamizelk� ze z�otymi guzikami, nale��c� niegdy� do wuja Leo.
- Jestem hrabina Anna Maria Berezowska - powiedzia�a po rosyjsku, gdy
stan�� przed ni� na tyle blisko, �e czu�a jego kwa�ny oddech. - Podczas
nieobecno�ci mojej kuzynki, hrabiny Zofii Gro�skiej, maj�tek pozostaje pod
moj� opiek�.
M��czyzna gapi� si� na ni�, otumaniony alkoholem.
- A ja jestem carem Rosji - powiedzia� drwi�co gminnym rosyjskim. Sk�oni�
si�. - Caryca, moja �ona, te� tu gdzie� jest. Czy dobra hrabina mo�e j�
widzia�a?
U�miechn�� si�, ods�aniaj�c szpar� pomi�dzy zepsutymi z�bami.
- Nie widzia�am - odpar�a Anna, z niepokojem spogl�daj�c na widniej�c� na
ziemi ciemn� plam�. - Jestem zmuszona ��da�, by�cie natychmiast opu�cili t�
ziemi� - doda�a, zbli�aj�c si� nieco do wozu, jakby chcia�a zbada� jego zawarto��. Mia�a nadziej�, �e jej suknia, cho� nie tak obfita do�em z powodu braku
halek, zdo�a zakry� plam�. - Mo�ecie zabra� to, co tu macie, i wyno�cie si�.
- Mo�emy? - podszed� do Anny i uderzy� j� w twarz tak mocno, �e niemal
upad�a. Pier�cie�, który mia� na palcu, przeci�� jej policzek. - Och, hrabino, na
wozie jest jeszcze mnóstwo miejsca.
Zauwa�y� le��c� Marcelin�.
- Co jest tej ma�ej?
- Zachorowa�a - odpar�a Anna, ocieraj�c strumyczek krwi, ciekn�cy jej po
policzku.
- Szkoda. Wi�c ty wykonasz jej prac�. Zostawi� dla niej miejsce na wozie.
397
RS
U�wiadomiwszy sobie, �e szabrownik zamierza zabra� Marcelin�,
powtórzy�a, oburzona:
- Jestem hrabina Anna Berezowska... Szabrownik uderzy� j� znowu,
posy�aj�c na ziemi�.
- Mo�e i nie wygl�dasz w tych szmatach na hrabin�, lecz musz� przyzna�,
�e jeste� wystarczaj�co bezczelna, by ni� by�. Hrabina czy nie, zrobisz, co ci
ka��!
Marta pomog�a Annie wsta�.
- Nina! - zawo�a� m��czyzna, rozgl�daj�c si� badawczo dooko�a. - Nina!
Anna upewni�a si�, �e suknia znowu zakrywa plam�.
- Mo�e jest w domu. Ch�op chrz�kn��.
- Zatem do �rodka! Nagle zauwa�y� szkatu�k�.
- A co to znowu takiego?
- To moje! - powiedzia�a Anna.
Trzymaj�c j� na odleg�o�� wyci�gni�tego ramienia, otworzy� szkatu�k� i
wyj�� kryszta�ow� go��bic�.
- Dostan� za to �adn� cen� - powiedzia�.
Puzderko wypad�o mu z r�k i Anna schyli�a si�, by je podnie��.
- Go jeszcze tam jest?
- Nic - odpar�a, lecz w tej samej chwili pier�cionek z opalizuj�cym
kamieniem wysun�� si� z otulaj�cej go aksamitnej szmatki.
- Nic? - Ch�op natychmiast go podniós�. - �adne mi nic. Nie bez trudno�ci
wsun�� pier�cionek na ma�y palec
i zacz�� go podziwia�. Potem odebra� Annie puzderko, schowa� do niego
go��bic� i umie�ci� wszystko pod siedzeniem wozu, po czym pchn�� Ann� i
Mart� ku frontowym drzwiom.
Gdy Marta próbowa�a si� zatrzyma�, by zobaczy�, co z Marcelin�, kopn��
j�.
- Chod�, masz robot� do wykonania.
Cho� Marta nie zrozumia�a, co powiedzia�, sens jego s�ów by� jasny.
Musia�a zostawi� córk�.
Kiedy sz�y, potykaj�c si�, ku drzwiom, Anna niepostrze�enie wsun��a
owini�t� w aksamit szmaragdow� szpilk� za stanik sukni.
Ogarn��a spojrzeniem parter domu. By� ju� doszcz�tnie spl�drowany. Kiedy
sz�y, Marta szepn��a:
- Je�li ten �ajdak powie, �e daruje nam �ycie, prosz� mu nie wierzy�. Nie
b�dzie chcia� zostawi� �wiadków. Po��da Marceliny, lecz kiedy b�dzie mia� jej
398
RS
dosy�, j� tak�e zabije. Musi pani ucieka�, pani Anno. Jako� go zatrzymam, a
pani musi uciec.
M��czyzna odwróci� si� i spojrza� na nie z gniewem, jakby rozumia� po
polsku.
Anna nie odwa�y�a si� odpowiedzie�.
Posz�y za nim na pi�tro, a potem przez puste pokoje, pozbawione
wi�kszo�ci mebli. Szabrownik pokazywa� rzeczy, które chcia� zabra� do wozu.
Anna za ka�dym razem potakiwa�a.
Rozkaza� im, by roz�o�y�y na cz��ci mahoniowe �ó�ko, w którym sypia�a,
kiedy go�ci�a Pod G�ogami. Gdy to robi�y, zauwa�y�a, �e m��czyzna mija
pokój, nios�c nar�cze ksi��ek z niewielkiej, znajduj�cej si� na pi�trze
biblioteki. Po chwili us�ysza�y g�o�ny �oskot. Szabrownik zrzuca� najcenniejsze
skarby jej wuja przez balustrad� na marmurow� posadzk� w holu. Na my�l o
tym, �e �ajdak traktuje ukochane ksi��ki Gro�skich z tak� pogard�, skronie
Anny zacz��y pulsowa� gniewem. Ksi��ki stanowi�y symbol miejsca rodziny w
polskim spo�ecze�stwie i by�y równie cenne jak stara bro�, rozwieszona na
�cianach dworów jak Polska d�uga i szeroka. Na szcz��cie hrabina Gro�ska
zabra�a rodzinny or�� do Warszawy, kiedy dwa lata temu opuszcza�y maj�tek,
by zamieszka� w domu na Pradze. To zadziwiaj�ce, pomy�la�a, �e te dwa
symbole szlachecko�ci - bro� i ksi��ki - s� z sob� tak nierozerwalnie zwi�zane.
- Musi pani ucieka� - nalega�a Marta. - Ja go zatrzymam. Wynios�y z
pokoju puchowy materac, lecz nim zd��y�y znie�� go po schodach, m��czyzna
przeszed� obok nich z kolejnym nar�czem ksi��ek i zrzuci� je do holu. Podniós�
materac i pchn�� go przez balustrad� tak, �e upad� na stos ksi��ek.
- No i prosz�! - Zarechota�, rozbawiony swym b�aze�stwem, a potem
spostrzeg�, �e kobiety wpatruj� si� w niego, stoj�c bezczynnie.
- Do roboty! - zawo�a�.
- Czy on jest tu sam? - spyta�a Anna, kiedy znalaz�y si� na powrót w
sypialni.
- Wczoraj by�o ich wi�cej, ale odeszli, zabieraj�c, co si� da. Zostali tylko on
i jego kobieta.
- A co, na mi�o�� bosk�, wy tu robi�y�cie?
- Pani Zofia jako� dowiedzia�a si�, �e dom trzeba b�dzie spisa� na straty.
Przys�a�a nas, by�my zabrali, co tylko da si� przewie�� do Warszawy. Dwaj
m��czy�ni, których wynaj��a, by nam pomogli, zostali zabici przez tamtych.
Ale to on - sykn��a, skin�wszy g�ow� w kierunku holu - zabi� bezbronnego
Stanis�awa.
399
RS
- Stary Stanis�aw! Twój te��... mój Bo�e!
- Musi pani ucieka�, madame! Ja nie mog� zostawi� Marceliny. Nie
dostanie jej, póki �yj�. W ko�cu znajdzie cia�o �ony, to tylko kwestia czasu.
Zataszczy�y do wozu s�upki �ó�ka. Gdyby nie le��ca nadal bez �wiadomo�ci
Marcelina, obie mog�yby �mia�o uciec.
- Dalej, do roboty! - burkn�� m��czyzna, kiedy wróci�y do domu. Le�a� na
zrzuconym z pi�tra materacu. W jednej r�ce trzyma� ksi��k� otwart� na stronie,
gdzie znajdowa� si� jaki� sztych, w drugiej karafk�, z której co jaki� czas
popija�.
- Tylko nie zapomnijcie o orle - ostrzeg� je, wykonuj�c zamaszysty gest
karafk�.
Wchodzi�y na schody przy akompaniamencie pijackich nawo�ywa�.
- Nina! - wo�a� m��czyzna. - Ni-na, Ni-na - zawodzi�, zmieniaj�c ton, jakby
oczarowany tym, �e imi� �ony mo�na wypowiedzie� na tyle sposobów.
Na pode�cie Anna przyjrza�a si� metrowej wysoko�ci or�u, stoj�cemu na
postumencie. �ajdak na dole z pewno�ci� nie zawaha�by si� ukra�� symbolu.
Kobiety szybko przekona�y si�, �e pos�g jest zbyt ci��ki, by da�y rad� go
unie��. Anna zastanawia�a si� nawet, czy szabrownik aby nie �artowa�, ka��c
im go zabra�. Prawdopodobnie nie mia� poj�cia, jaki jest ci��ki. Zerkn��a przez
balustrad�. Mamrota� co� do siebie, przewracaj�c kartki w poszukiwaniu
dalszych sztychów.
I wtedy co� przysz�o jej do g�owy.
Wzrokiem nakaza�a Marcie, by pomog�a jej przesun�� or�a wzd�u�
balustrady. Gdy s�u��ca domy�li�a si�, co Anna zamierza, jej oczy zaokr�gli�y
si� jak spodki. Nie marnowa�a jednak czasu.
Zacz��y popycha� or�a. Przesuwa� si� powoli, centymetr po centymetrze. W
ko�cu, podskoczywszy lekko, zsun�� si� z postumentu na barierk� i zachwia�.
Przytrzyma�y pos��ek, a kiedy stan�� znów pewnie, zacz��y przesuwa� go
wzd�u� barierki, zwa�aj�c pilnie, by nie straci� równowagi. Czo�a zrosi� im pot,
otarte do krwi palce szczypa�y i piek�y. Mimo to nie ustawa�y w wysi�ku.
Wreszcie Anna stwierdzi�a, �e pos�g stoi we w�a�ciwym miejscu. Spojrza�a
w dó� i zobaczy�a, �e Rosjanin wydziera sztych z ksi��ki o poz�acanych
brzegach.
- Teraz! - szepn��a nagl�co.
Zepchn��y or�a. Z zadziwiaj�c� szybko�ci� i si�� kamienny ptak run�� w dó�
jakby w poszukiwaniu zdobyczy.
Materac st�umi� d�wi�k upadku i odg�os p�kaj�cych ko�ci.
400
RS
Szabrownik zd��y� wyda� z siebie tylko krótki okrzyk. Czy zauwa�y� or�a?
Marta zbieg�a na dó�.
- I kto powiedzia�, �e kobiety musz� by� bezradne? - zawo�a�a �piewnie,
kopi�c zawzi�cie le��c� bez �ycia posta�. W jej g�osie s�ycha� by�o histeri�. Kto powiedzia�?
- Tak - zgodzi�a si� z ni� Anna, schodz�c na parter. - Kobiety te� mog�
zabija�. Zostaw go, Marto. Trupowi i tak nie mo�na ju� nic zrobi�.
- A szkoda! - zawo�a�a Marta. - Zabi� biednego Stanis�awa! Ten �otr umar�
zbyt szybko!
Rosjanin le�a� twarz� do góry, oczy niemal wychodzi�y mu z orbit, z k�cika
ust s�czy�a si� krew. Pier� i szyja zosta�y zmia�d�one niczym gar��
czerwonych jagód.
Anna stan��a nad trupem i zdj��a mu z palca swój pier�cionek. Nie by�o to
�atwe zadanie.
Mia�a nadziej�, �e zabitemu starczy�o czasu, by pojedna� si� z Bogiem.
Cho� kamienny orze� rozp�aszczy� cia�o na materacu, sam pozosta� nietkni�ty.
Po�pieszy�y do Marceliny i wspólnym wysi�kiem jako� uda�o im si�
przywróci� dziewczyn� do przytomno�ci. Usun�wszy z wozu kilka wi�kszych
przedmiotów, po�o�y�y na nim m�od� s�u��c�, zapewniaj�c, �e szabrownicy
odeszli.
Zrobi�y jeszcze kilka kursów do domu, wynosz�c ksi��ki Gro�skich. Zanim
sko�czy�y, pola i budynki gospodarskie stan��y w ogniu.
- Jed�my - powiedzia�a Anna, sposobi�c si�, by wej�� na wóz.
- Prosz� zaczeka�, madame. - Marta odwróci�a si� i pobieg�a do domu.
Hrabina niecierpliwi�a si�, czekaj�c, jak jej si� wydawa�o, w
niesko�czono��.
- Wracaj, Marto, bo upieczemy si� jak prosiaki na ro�nie! Gor�ce
podmuchy nawiewa�y ku nim smugi dymu, zmieszanego z popio�em.
W ko�cu s�u��ca pojawi�a si� w drzwiach, tocz�c przed sob� or�a.
- Na mi�o�� bosk�, Marto, co ty wyprawiasz! - krzykn��a Anna, biegn�c ku
niej.
- Ty� domu p�onie!
- My te� sp�oniemy, je�li nie uda nam si� w por� ruszy� wozu!
- Musimy zabra� or�a. - Marta zatrzyma�a si� u szczytu niewielkich
schodów. Spojrza�a Annie w oczy. - To symbol Polski i tego wspania�ego
domu. Nie mo�emy go tu zostawi�.
- Musi zosta�, Marto! Chcesz po�wi�ci� nasze �ycie dla kamienia?
401
RS
- Nie mo�emy, madame. Je�li go nie zabierzemy, do ko�ca �ycia b�d�
prze�ladowa�y nas nieszcz��cia.
Z ty�u domu rozleg� si� trzask p�kaj�cych pod wp�ywem �aru szyb. Anna
spojrza�a na s�u��c�, ta jednak nie zamierza�a ust�pi�.
- No dobrze, pomog� ci. Znie�my go z ganku.
Gdy orze� znalaz� si� na ziemi, podtoczy�y go jak najbli�ej, a potem,
wyt��aj�c wszystkie si�y, podnios�y i u�o�y�y na wozie.
Dysz�c z wysi�ku, wdrapa�y si� na kozio�. Anna uj��a wodze i smagn��a
batem starego konia. Wóz zacz�� toczy� si� d�ugim podjazdem ku rzece.
- B�dziemy musia�y zeskroba� z or�a krew, nim poka�emy go hrabinie powiedzia�a Marta.
- W�tpi�, czy zejdzie, Marto.
Nim dojecha�y do drogi, Anna zatrzyma�a wóz i odwróci�a si�. Ogie�
po�era� dom, który wywar� na niej takie wra�enie... zaledwie dwa lata temu?
Dom Gro�skich wygl�da� przez chwil� jak wielka lampa, kontrastuj�ca z
ciemniej�cym od zmierzchu niebem. Zabudowania p�on��y niczym wi�zki
s�omy, wysuszone przez kilka gor�cych letnich miesi�cy. Anna wspomnia�a
stare przys�owie: „Z�odziej, zabrawszy wszystko, k�ty zostawi, a ogie�
wszystko zabierze".
Ko�czy�a si� pewna epoka. Paradoksalnie, cho� ogie� niós� ze sob� ból
utraty i �mierci, by�a w nim tak�e si�a i pi�kno. By� straszny, a zarazem
wspania�y.
Anna znów uderzy�a konia i ci��ko wy�adowany wóz ruszy� ku drodze,
biegn�cej równolegle do rzeki Dniestr.
Po godzinie ju� tylko s�aby pomara�czowy blask roz�wietla� bezksi��ycow�
noc. Anna nie widzia�a drogi, lecz ko� zdawa� si� dobrze sobie radzi�. Jecha�y
powoli. Poza dobiegaj�cym znad rzeki �a�obnym kumkaniem �ab noc by�a
cicha niczym �mier�.
Anna u�wiadomi�a sobie, �e ch�opki obawiaj� si� nocnych duchów, zacz��a
wi�c z nimi rozmawia�. Marta opowiedzia�a jej, �e Jan Micha� jest �ywym,
radosnym dzieckiem, wnosz�cym do domu Gro�skich wiele rado�ci i
przysparzaj�cym wszystkim zaj�cia. Annie trudno by�o sobie wyobrazi�, jak
wygl�da teraz jej syn. Nie widzia�a go dobrze ponad rok.
- Masz jakie� wie�ci od m��a, Marto?
- Nie, madame. Wa�ek jest z Ko�ciuszk�. Mamy nadziej�, �e wszystko
dobrze si� sko�czy. Oczywi�cie nie pisa�, przecie� nie umie pisa�.
- A by�y mo�e... czy by�y jakie� listy od hrabiego Stelnickiego?
402
RS
W innych czasach i okoliczno�ciach nie o�mieli�aby si� zapyta� o to nikogo
ze s�u�by.
- Nic o tym nie wiem, pani Anno.
- Nawet jednego s�owa?
- Nie, madame.
Marta i Marcelina, zm�czone wydarzeniami dnia, zapad�y w sen. W
ciemno�ci nocy Anna nie odwa�y�a si� po�piesza� konia.
403
Rozdzia� sze��dziesi�ty.
RS
O �wicie podró�niczki natkn��y si� na kilka ch�opskich chat. Mieszka�cy
przyj�li je go�cinnie, gdy� nazwisko Gro�skich by�o im dobrze znane.
- We� kandelabr - powiedzia�a Anna do Marty - i daj go tym ludziom.
B�dziemy potrzebowa�y jedzenia i wody na podró� do Warszawy. Spróbuj te�
wytargowa� �wie�ego konia.
Ca�� trójk� zaprowadzono do ma�ej chaty, gdzie kobiety umy�y si� i zjad�y
smakowite �niadanie, sk�adaj�ce si� z kaszy, placka i zbo�owej kawy. Anna i
Marta z rado�ci� zauwa�y�y, �e Marcelina nieco si� posili�a. Wygl�da�o na to,
�e dojdzie do siebie, i to ju� za kilka dni.
Kiedy dzi�kowa�y gospodarzom, Anna pomy�la�a o tym, jak bardzo ró�ni�
si� ci ludzie od ch�opów z Francji. Wiedzia�a, �e i w Polsce da�oby si� znale��
ciemi��onych i przez to zgorzknia�ych przedstawicieli tej klasy, lecz trudno jej
by�o wyobrazi� sobie, by ci ludzie, szczerze dzi� zasmuceni zniszczeniem
maj�tków Stelnickich i Gro�skich, mogli z�apa� za wid�y i kosy, by ruszy�
przeciwko polskiej szlachcie. Przeciwnie, to ludzie tacy jak oni chwycili, jak
Polska d�uga i szeroka, za bro� i stan�li do walki z obcym naje�d�c�, i to kolejny raz na przestrzeni wieków. Tacy w�a�nie byli Polacy.
Gdy tylko wsiad�y na wóz, Anna zorientowa�a si�, �e �wiecznik wróci� na
swoje miejsce za siedzeniem.
- Powiedzia�am, by� da�a im kandelabr, Marto.
- Nie przyj�liby go, madame.
Nim Anna zd��y�a zada� jeszcze jakie� pytanie albo zacz��a nalega�, by
ch�opi przyj�li zap�at�, na drodze ukaza�a si� karawana z�o�ona z setki
rosyjskich kawalerzystów, kilku dobrze wyekwipowanych powozów i podwód
z ró�nego rodzaju zaopatrzeniem.
S�o�ce ta�czy�o na z�otym szamerunku czerwonego kapita�skiego p�aszcza,
kiedy dowódca skierowa� wierzchowca prosto ku wozowi. Ani jego
zachowanie, ani zachowanie jego ludzi nie wskazywa�o na brak karno�ci.
Twarz mia� starannie ogolon�, o stanowczym wyrazie.
- Kim jeste�cie? - zapyta�. Zdj�� trój graniasty kapelusz, lecz nie przedstawi�
si�.
- Jestem hrabina Anna Maria Berezowska-Grawli�ska z Sochaczewa odpar�a, dbaj�c o to, by przedstawi� si� pe�nym imieniem i nazwiskiem, jakie
Zofia umieszcza�a na adresowanych do niej listach.
- Jest pani szlachciank�?
404
RS
- Chyba to w�a�nie powiedzia�am, czy� nie, kapitanie? Bo mówi� z
kapitanem, prawda?
- Tak, jestem kapitan Krestianow - odpowiedzia� oficer, spogl�daj�c na jej
zniszczon� sukni� i ch�opski wóz.
Anna opowiedzia�a mu o spaleniu maj�tków, unikaj�c wzmianki o
regimencie Waltera.
- Mia�a pani szcz��cie, �e uda�o si� pani uciec, hrabino. Skin��a g�ow�.
S�owa Rosjanina zabrzmia�y dziwnie obco.
Mówienie o szcz��ciu nie wydawa�o jej si� zbyt stosowne.
- Prosz� mi powiedzie�, hrabino, jest pani stronniczk� cesarzowej?
Anna z trudem prze�kn��a �lin�.
- Moje nazwisko zosta�o umieszczone na dokumencie wspieraj�cym
konfederacj� z Targowicy.
Kapitan demonstracyjnie wezwa� do siebie porucznika, ka��c mu przynie��
list�. Pomy�la�a, �e oficer nadal w�tpi, czy ma do czynienia ze szlachciank�.
- Prosz� powtórzy� nazwisko - za��da�.
Pos�ucha�a, a wtedy zacz�� przeszukiwa� licz�c� kilka stron list�.
- Jaki jest cel pani podró�y? - zapyta�, nie odrywaj�c wzroku od listy.
- Warszawa - lub raczej: Praga.
- Ach, jest, hrabina Anna Maria Berezowska-Grawli�ska. S�usznie si�
domy�la�a. Zofia umie�ci�a na dokumencie oba jej nazwiska.
- Dlaczego nie u�ywa pani wy��cznie nazwiska m��a?
- Jestem wdow�, kapitanie Krestianow - odpar�a, starannie wymawiaj�c
nazwisko oficera. - Zamierzam powróci� do panie�skiego nazwiska.
- To chyba do�� niezwyk�e?
- Moje ma��e�stwo by�o niezwyk�e. Czy b�dziemy mog�y kontynuowa�
podró�, kapitanie?
Kapitan wytrzyma� jej spojrzenie.
- Na li�cie umieszczono tak�e nazwisko pani syna, Jana Micha�a
Grawli�skiego.
- Tak. Jest zbyt ma�y, by podró�owa�. Zosta� w stolicy, pod opiek� mojej
ciotki, hrabiny Stelli Gro�skiej. Jej nazwisko tak�e znajduje si� na li�cie, je�li
by�by pan �askaw sprawdzi�.
Anna wiedzia�a, �e cho� to s�odycz zwykle przyci�ga muchy, odrobina
protekcjonalno�ci i rozdra�nienia mo�e skuteczniej przekona� oficera, jaki jest
jej spo�eczny status.
405
RS
- W porz�dku. - Kapitan nie zamierza� sprawdza� d�ugiej listy po raz
kolejny. - Jest pani pod opiek� Katarzyny, carycy Rosji. My te� udajemy si� do
Warszawy i b�dziemy zaszczyceni, mog�c pani towarzyszy�. Zapewnimy wam
ochron�. Dopilnuj� te�, by hrabina mog�a podró�owa� wygodniejszym
pojazdem. Kto� z moich ludzi zajmie si� wozem.
Anna spostrzeg�a, �e Marta zesztywnia�a. Próbowa�a odmówi�, lecz jej
obiekcje zosta�y odrzucone. Wkrótce te� przeniesiono j� do luksusowego
powozu.
W�a�cicielem pojazdu by� dobrze prosperuj�cy polski lekarz, p�katy
m��czyzna z bujn� brod� i rzedniej�cymi siwymi w�osami. Kiedy burkn�� co�
na powitanie, domy�li�a si�, �e nie pozostawiono mu wyboru co do tego, czy
chce dzieli� z kim� swój przestronny powóz.
Wkrótce byli znów w drodze.
Gdy przeje�d�ali przez ma�e wioski, towarzyszy�o im powolne, �a�obne
bicie ko�cielnych dzwonów.
- Czy nasz kraj op�akuje inwazj� Rosjan? - szepn��a.
- Bardziej prawdopodobne, �e odbywaj� si� pogrzeby -powiedzia� lekarz. Polscy patrioci, którzy byli na tyle niem�drzy, �e powstali przeciwko pot�dze
Rosji, zostali wyr�ni�ci w pie�.
Pó�niej Anna dostrzeg�a przez okno pogrzebowy orszak. Patrzy�a, jak
kobiety i m��czy�ni wznosz� �a�obn� pie�� w intencji tych, którzy zgin�li w
walce, oraz tych, którzy zostali i zmuszeni byli przygl�da� si� bezradnie, jak
ich kraj obraca si� w perzyn�. Grupa ch�opów sz�a za wozem, którym zwykle
przewozi si� gnój. Na wozie spoczywa�a prosta sosnowa trumna z
namalowanym na niej niewprawn� d�oni� portretem ukazuj�cym, jak m�ody
by� zmar�y. Ci, którzy przetrwali - pro�ci, lecz obdarzeni wielkim sercem
ch�opi - musieli s�dzi�, �e �wiat ich zdradzi�. Panowie, szlachta i król zawiedli.
Prusacy, Austriacy i Rosjanie b�d� siedzieli przy polskich sto�ach, pij�c polsk�
krew.
Anna czu�a jedno�� z tymi lud�mi. A przecie� nale�a�a do tej cz��ci
szlachty, któr� Katarzyna postanowi�a oszcz�dzi�. Tylko za jak� cen�? Czu�a
si� tak, jakby zdradzi�a bezimienne t�umy, gromadz�ce si� dzi� w ka�dej
polskiej wiosce, mie�cie i miasteczku.
U�wiadomi�a te� sobie, �e szlachectwo niewiele dla niej znaczy. Tak
naprawd� liczy�o si� jedynie to, by jej bliscy byli bezpieczni i dobrze im si�
wiod�o, podobnie jak ca�emu narodowi. Modli�a si� za ciotk� Stell� i ma�ego
Jana Micha�a. Modli�a si� za Jana - gdziekolwiek w tym morzu krwi si�
406
RS
znajdowa�. I, tak, modli�a si� za Zofi�. Jan Micha� wpad�by w �apy Waltera,
gdyby nie jej ciotka, kuzynka i szmaragdowa szpilka. Co za� si� tyczy jej
samej, to, cho� niech�tnie o tym my�la�a, gdzie by�aby teraz, gdyby Zofia nie
umie�ci�a jej nazwiska na dokumencie wspieraj�cym konfederacj�?
W pewnej chwili powóz zatrzymano, aby przepu�ci� kolejny kondukt.
- Dlaczego to nam ka�e si� czeka�? - wymamrota� lekarz. - W ko�cu ci
patrioci maj� mnóstwo czasu, by pochowa� swych zmar�ych!
- Zatem nie popiera pan Sprawy? - spyta�a Anna.
- Mam swoj� w�asn� spraw�. Nauczy�em si� tego od szlachty.
- Zbytnio pan uogólnia, doktorze. To samolubni arystokraci zaprosili tu
Katarzyn�. Ale w�ród szlachty jest wielu innych, godnych szacunku.
Lekarz tylko chrz�kn��.
- Sprawa zjednoczy�a Polaków, zarówno szlacht� i arystokracj�, jak i
mieszcza�stwo czy ch�opstwo - argumentowa�a.
Lekarz wzruszy� ramionami.
- Lecz Sprawa i tak upad�a.
- Zamierza pan pozosta� w Polsce?
- Och, tak. Zamierzam wykorzysta� szans�, pani Berezowska-Grawli�ska.
Je�li b�dzie trzeba, oddam si� na us�ugi Rosjan. Spodziewam si� nie�le na tym
wzbogaci�.
- Jak mo�e pan tak post�powa�? Nie dba pan o to, �e Polska zostanie
podarta na pasy niczym prze�cierad�o?
- Pozbieram te pasy, zrobi� z nich banda�e i ka�� Rosjanom za nie zap�aci�!
G�sta, czarna brew nad lewym okiem m��czyzny unios�a si�, a czo�o
zmarszczy�o. U�miechn�� si�, ods�aniaj�c ma�e, po�ó�k�e z�by.
- A co z pani�, hrabino? Okaza�a si� pani bardzo przezorna, sprzymierzaj�c
si� ze z�� cesarzow�. Czy nie dba pani o Polsk�?
Ale� tak, dbam! Ju� mia�a to powiedzie�, kiedy u�wiadomi�a sobie, �e
lekarz zniweczy� lini� jej obrony tak skutecznie, jakby usun�� jej serce.
407
Cz��� szósta
Odwaga wygrywa, odwaga przegrywa.
Przys�owie polskie
Rozdzia� sze��dziesi�ty pierwszy.
RS
Pierwszym znakiem tego, �e zbli�aj� si� do miasta, by�y g�osy bawi�cych
si� na ulicach dzieci. Wkrótce mia� zapa�� zmierzch. Powietrze by�o duszne.
Anna otworzy�a okno, gdy tylko powóz zaturkota� na brukowanych kocimi
�bami ulicach Pragi.
Poprosi�a lekarza, by kaza� wo�nicy zatrzyma� powóz, i przekaza�
kapitanowi, �e chcia�aby si� po�egna�.
Zanim wysiad�a, podzi�kowa�a w�a�cicielowi powozu za jego
udost�pnienie. Ten skin�� niedbale g�ow� ze s�owami:
- Do widzenia, pani Grawli�ska-Berezowska.
Anna mia�a nadziej�, �e nie ujrzy tego cz�owieka nigdy wi�cej.
Kapitan osobi�cie pomóg� jej wysi���.
- Rozka�� dwóm �o�nierzom, by eskortowali wóz do domu pani ciotki. Przy
jakiej ulicy mieszka hrabina?
- Dom stoi na skarpie, na lewo st�d. Lecz nie potrzebujemy eskorty,
kapitanie.
- Nie szkodzi, i tak j� pani dostanie. Na ulicach mo�e by� niebezpiecznie.
- Na ulicach Pragi? Od kiedy? - Nagle u�wiadomi�a sobie, �e dzieci nie
bawi� si�, lecz �ebrz�.
- Chleba! Chleba! - zawodzi�y. - Jeste�my g�odne!
- Tu, w bogatej dzielnicy miasta?
Maluchy otoczy�y Ann�, kiedy sz�a pod eskort� �o�nierzy do wozu, na
którym czeka�y ju� Marta i Marcelina. Najstarszy ch�opiec, ciemnow�osy i
wychudzony, bieg� przed ni�.
- Chleba, pani! Ja�mu�ny! - Nie móg� mie� wi�cej ni� siedem lat. Pozosta�e
sz�y za nim, powtarzaj�c: - Chleba, pani! - Na ko�cu wlok�a si� malutka
dziewczynka o sko�tunionych jasnych w�oskach, ubrana w podart�
sukienczyn�.
Anna zatrzyma�a si� i spojrza�a na gromadk� dzieciaków. Czu�a, i� �ebrz�
dopiero od niedawna. To nie byli zwykli ulicznicy.
- Dlaczego �ebrzecie? - spyta�a ch�opca.
408
RS
Spojrza� na ni� szeroko otwartymi oczami, zdumiony tym, �e si� do niego
zwróci�a. Dziewczynka chwyci�a go za r�k�.
- To twoja siostra? Ch�opiec skin�� g�ow�.
- �liczna z ciebie dziewuszka - powiedzia�a Anna, przykl�kaj�c. - Spójrzcie
tylko na te do�eczki! - Mimo woli pomy�la�a o Louisie i Babette, lecz szybko
si� opanowa�a. Musi zrobi� co� dla tych dzieciaków, t�ocz�cych si� wokó� niej.
- Chcia�by� dosta� troch� chleba dla siebie i siostry?
- Tak, pani - szepn�� ch�opiec grzecznie.
Czu�a, �e kapitan zaczyna si� niecierpliwi�, mimo to nie przerwa�a
rozmowy z dzie�mi.
- Wi�c powiedz mi, dlaczego �ebrzecie? Ch�opiec spojrza� ze strachem na
kapitana.
- Mo�esz mi powiedzie� - o�miela�a go Anna. - Jestem pewna, �e on
niewiele z tego zrozumie.
Wreszcie ch�opiec zdoby� si� na odwag�.
- Odk�d oni si� pojawili, nikomu nie wolno pracowa� w polu. Ojciec nie
mo�e nas wy�ywi�.
- Chod�my, hrabino - ponagli� j� Rosjanin. - Prosz� zignorowa� tych
uliczników. To tylko bezdomne b�karty.
Spojrza� na dzieci.
- Uciekajcie st�d! - zawo�a�, zaczerwieniony z gniewu. - No ju�!
Oczy siedmiorga czy o�miorga maluchów rozszerzy�y si� ze strachu przed
obcym �o�nierzem. Poj��y, co chce im powiedzie�, nawet je�li nie zrozumia�y
s�ów. Jednak nadzieja i g�ód nie pozwala�y im si� poruszy�.
- Kapitanie - powiedzia�a Anna, zmuszaj�c oficera, by spojrza� jej w oczy wasza znakomita cesarzowa mo�e pozbawi� nas ojczyzny, a rodziców tych
uliczników, jak by� pan �askaw si� wyrazi�, mo�liwo�ci zarobienia na jedzenie
dla nich, ale czy odmówi im tak�e skórki chleba, o któr� zmuszeni s� �ebra�?
Czy Katarzyna jest kobiet� bez serca?
�mia�e s�owa sprawi�y, �e m��czyzna zje�y� si� i jeszcze bardziej
poczerwienia�. Wola� jednak nie prowokowa� sceny.
Anna rozda�a resztki zapasów, wciskaj�c je w ma�e, wyci�gni�te d�onie.
- Zaczekajcie - powiedzia�a do tych, dla których jedzenia zabrak�o. - Nie
odchod�cie.
Podesz�a do wozu, mimo i� wiedzia�a, �e zmusza wszystkich, by na ni�
czekali.
409
RS
- Marto! Daj mi to, czego nie zjad�y�cie. Szybko! S�u��ca otwar�a szeroko
oczy, lecz pos�ucha�a.
Hrabina wzi��a jedzenie i wróci�a do dzieci, �wiadoma setek utkwionych w
niej spojrze� - patrzyli na ni� kawalerzy�ci, wo�nice, przedstawiciele polskiej
szlachty, a tak�e lekarz. Wyprostowa�a plecy, za�enowana tym, �e przyci�ga
uwag�, lecz zdecydowana stawi� czo�o Rosjanom, cho�by w tej drobnej
sprawie.
Maluchy krzykn��y rado�nie, kiedy wr�czy�a im niedojedzone bochenki
chleba, kie�bas� i ciasto z jab�kami. Niektórzy spo�ród t�umu, który zd��y� si�
ju� zgromadzi�, wo�ali:
- Niech Bóg pani� b�ogos�awi! Niech pani� Bóg b�ogos�awi!
- Przepraszam za k�opot, kapitanie - powiedzia�a, zwracaj�c si� do oficera. Teraz chcia�abym pojecha� do domu.
Gdy wóz zatrzyma� si� przed frontem rezydencji Gro�skich, na ulicy
panowa�a cisza i ciemno��. Anna odprawi�a Rosjan, gdy tylko pomogli im
zsi��� z wozu.
Odwróci�a si�, by spojrze� na drugi brzeg Wis�y, ku Warszawie. Wygl�da�o
na to, �e jej los by� jak przyp�yw, zawsze w ko�cu sprowadza� j� do stolicy.
Kolumna Zygmunta nadal wznosi�a si� wysoko nad placem Zamkowym, a
Zamek sta� na wysokiej wi�lanej skarpie tak samo jak od stuleci. Król
przemierza� rozleg�e komnaty, lecz ulicami miasta w�ada�a obca si�a. Pobieg�a
spojrzeniem w stron� mostu, gdzie nadal wida� by�o zmierzaj�cy ku miejskim
murom orszak, wiedziony przez Rosjan.
Us�ysza�a, �e drzwi domu otwieraj� si�. Odwróci�a si� i zobaczy�a pot��n�,
dobrze znajom� posta� z g�ow� pochylon� uni�enie, lecz z wyrazem rado�ci na
twarzy. Bia�y, zdobiony koronk� czepek po�yskiwa� w ciemno�ci jak ksi��yc.
- Lutiszo! - zawo�a�a.
Przysadzista s�u��ca zbieg�a po schodach i po chwili obejmowa�a ju� Ann�
nied�wiedzim u�ciskiem. Potem przysz�a kolej na córk� i wnuczk�.
- Bogu niech b�d� dzi�ki! - powtarza�a.
Anna poczu�a, jak wzbiera w niej fala wzruszenia. Je�li nawet nie mog�a
nazwa� rezydencji Gro�skich domem, by�o to przynajmniej miejsce, gdzie
czu�a si� bezpiecznie i gdzie zawsze mile j� witano. Z pewno�ci� te� powrót
tutaj stanowi� mi�� alternatyw� dla tego, co mog�oby spotka� j� w Sankt Petersburgu. W tym domu s� ludzie, których kocham i którzy kochaj� mnie,
pomy�la�a. Serce zacz��o szybciej bi� jej w piersi na my�l o tym, �e wkrótce
zobaczy jedn� z dwóch istot, bez których nie wyobra�a�a sobie �ycia.
410
RS
- Moje dziecko? - wykrztusi�a, przezwyci��aj�c wzruszenie. - Jan Micha�?
- Och, wszystko z nim w porz�dku! - zapewni�a j� czym pr�dzej Lutisza. Pi�kne dziecko, i tak bystre, jak tylko mo�na sobie wyobrazi�! - doda�a,
ocieraj�c wielkimi d�o�mi mokre od �ez policzki.
Anna u�miechn��a si�, wstrzymuj�c �zy. Musi by� bystry, je�li ma
przetrwa� w czasach takich jak te, pomy�la�a.
Unios�a fa�dy porwanej i osmalonej czarnej sukni, sposobi�c si�, by
pokona� kilka stopni, dziel�cych j� od domu.
Nagle spostrzeg�a Zofi�, stoj�c� w progu niczym szkar�atna zjawa. Suknia
kuzynki, toaleta z najczerwie�szego aksamitu, obszyta by�a setkami
ko�ysz�cych si� srebrnych paciorków, odbijaj�cych �wiat�o ksi��yca, gdy Zofia
zbiega�a szybko po schodach. Wysok�, bia��, pudrowan� peruk� zdobi�a
czerwona aksamitna wst��ka. Jej policzki i wargi by�y mocno uró�owane, a
oczy b�yszcza�y niczym polerowany heban.
- Anno! - zawo�a�a. - Och, Anno, kochanie! Wydawa�a si� szczerze
zadowolona, �e j� widzi. Wyci�gni�te szeroko ramiona Zofii wygl�da�y jak
skrzyd�a soko�a.
I jak tu nie cieszy� si� z takiego przyj�cia? Mimo to odwzajemni�a u�cisk
swej wyperfumowanej kuzynki z pewn� rezerw�.
- Ciesz� si�, �e wróci�am, Zofio.
- Cudownie jest mie� ci� tutaj, bezpieczn�. Nie wa� si� wi�cej wyje�d�a�,
zrozumia�a�? To jest twój dom!
Dom. Na chwil� zapomnia�a, w jakich okoliczno�ciach go opu�ci�a - kiedy
to wysz�o na jaw, �e Zofia umie�ci�a ich nazwiska pod dokumentem
konfederacji, a potem zasugerowa�a, �e kocha Jana, ostrzegaj�c Ann�, by z
niego zrezygnowa�a. Teraz odsun��a to wszystko od siebie, grzej�c si� w cieple
s�ów kuzynki, emanuj�cych mi�o�ci� i bezpiecze�stwem po tylu miesi�cach
pustki i odosobnienia. Wspomniawszy, �e to kuzynka uratowa�a Jana Micha�a,
chroni�c dziecko przed Walterem, obj��a j�, nie staraj�c si� powstrzyma�
gor�cych �ez szcz��cia, które nap�yn��y jej do oczu.
Zofia przybli�y�a usta do jej ucha.
- S� tu Rosjanie - wysycza�a przez zaci�ni�te z�by. - Albo powitamy ich
uroczy�cie, albo zginiemy. Nie pope�nij b��du, Aniu!
Kuzynka nie zd��y�a jeszcze umilkn��, a Anna spojrza�a na drzwi
wej�ciowe, gdzie w migocz�cym �ó�tym �wietle, wylewaj�cym si� z domu na
ganek, sta�a wysoka posta� w czerwonym mundurze rosyjskiego �o�nierza. Z
domu dobiega�y odg�osy weso�ej zabawy. Ca�a rado�� z powrotu znik�a. Serce
411
RS
zaci��y�o jej w piersi niczym kamie�, gdy� u�wiadomi�a sobie, �e ten próg
oferowa� jedynie nowy rodzaj rozpaczy.
Zofia odsun��a si�, trzymaj�c j� na odleg�o�� ramienia. Ze stanowczym
wyrazem twarzy w milczeniu b�aga�a j� ciemnymi oczami, by dostosowa�a si�
do sytuacji. Potem, kiedy spojrza�a na drzwi, chwyci�a Ann� pod rami� i
prowadz�c j�, przesz�a kolejn� metamorfoz�. Powa�na mina zosta�a bez wysi�ku zast�piona mask� promieniej�cej, cho� fa�szywej weso�o�ci. Papla�a
podekscytowanym tonem, wydaj�c okrzyki rado�ci, gdy mija�y spogl�daj�cego
na nie ch�odno Rosjanina i wchodzi�y do domu, kieruj�c si� ku schodom.
- Jaka szkoda, �e jeste� zm�czona, kuzynko, i nie mo�esz przy��czy� si� do
nas dzisiaj - powiedzia�a g�o�no, prezentuj�c pewno�� siebie i zimn� krew
do�wiadczonej aktorki. -Có�, w takim razie zobacz� si� z tob� jutro rano. Spij
dobrze, kochanie - doda�a, ca�uj�c Ann� w oba policzki.
A potem znikn��a niczym zmiennokszta�tna zjawa, któr� przecie� by�a.
Anna zacz��a wspina� si� po schodach. Us�ysza�a, �e Lutisza pod��a za ni�,
odwróci�a si� wi�c i zapyta�a szeptem:
- Gdzie jest mój syn?
- �pi w pokoju na poddaszu, madame, gdzie nie dochodz� ha�asy z do�u.
- Na poddaszu?
- Tak. Jest tam te� Katarzyna, na wypadek gdyby ma�y obudzi� si� i
przestraszy�.
Na pode�cie pierwszego pi�tra, gdzie znajdowa�y si� pokoje Anny, Lutisza
odwróci�a si� ku niej, blokuj�c drog� na poddasze.
- Ch�opczyk jest ca�kiem zdrowy - zapewni�a - lecz powinny�my pozwoli�
mu si� wyspa�, nim zabawa na dole nie stanie si� zbyt ha�a�liwa.
Pierwsz� reakcj� Anny by�a ch�� natychmiastowego z�ajania s�u��cej i
wymini�cia jej, lecz instynkt macierzy�ski sk�oni� j�, by uleg�a perswazji,
aczkolwiek niech�tnie. Poza tym by�a roztrz�siona i obola�a po d�ugiej je�dzie i
przej�ciach ostatnich dni. Bosko by�oby wyci�gn�� si� od razu na mi�kkim,
puchowym �o�u. W�tpi�a, czy nawet krzyki zagubionych dusz w Tartarze
mog�yby zak�óci� jej sen tej nocy.
- Pani Anno?
- Tak, Lutiszo?
- Jak tam stary Stanis�aw? Zosta� Pod G�ogami?
Anna si� odwróci�a. Nim b�dzie mog�a odpocz��, musi pocieszy� Lutisz�
po tym, jak powie jej o �mierci te�cia Marty. Zapewne na dole matka opowiada
412
RS
w�a�nie Katarzynie i Tomaszowi, �e ich dziadek zosta� zamordowany,
pomy�la�a.
S�o�ce sta�o ju� wysoko na niebie, gdy obudzi�y j� dobiegaj�ce od strony
wej�cia szepty. Poranek wsta� ciep�y i jasny. Usiad�a raptownie i spojrza�a na
otwarte drzwi, odgarniaj�c z oczu w�osy. A tam, tu� za progiem, sta�y ciotka
Stella i Lutisza. U�miecha�y si� leciutko. Anna spojrza�a w dó� i a� westchn��a
z wra�enia.
Pomi�dzy kobietami sta�, wyci�gaj�c ramionka dla zachowania równowagi,
jej syn. Pomy�la�a, �e wygl�da jak zjawisko w czerwonych spodenkach na
szelkach, nieskazitelnie bia�ej koszulce z r�kawami do �okci i bia�ych bucikach.
Jasne loki otacza�y kr�g�� buzi� o doskona�ych rysach i aksamitnie g�adkich,
rumianych policzkach.
- Chod�, mój ma�y - powiedzia�a ciotka, podprowadzaj�c dziecko bli�ej
matki.
Ch�opiec, zadowolony, �e sta� si� o�rodkiem uwagi, roze�mia� si�,
chichocz�c piskliwie.
Anna wpatrywa�a si� w niego z niedowierzaniem. Oczywi�cie, spodziewa�a
si�, �e Jan Micha� uro�nie, lecz fakt, �e z niemowl�cia, które swobodnie
mie�ci�o si� w torbie na robótki, wyrós� na stawiaj�cego pierwsze kroki
ch�opczyka o roze�mianej, uniesionej ku górze buzi, zadziwi� j�. Podczas ich
roz��ki zmieni� si� z berbecia o czerwonej buzi, niedaj�cego si� odró�ni� od
innych dzieci, w stawiaj�c� pierwsze, niepewne kroki ludzk� istot�, obdarzon�
jedyn� w swoim rodzaju �yw� osobowo�ci�.
I czy naprawd� mia�o znaczenie, �e te rzucaj�ce ciep�e b�yski br�zowe oczy
by�y oczami jego ojca, Waltera? Powróci�a my�lami do jak�e znacz�cej chwili,
kiedy to w kuchni Gro�skich ma�y Tomasz zauwa�y�, �e oczy dziecka z
niebieskich staj� si� br�zowe. Wówczas przera�eniem napawa�a j� nawet my�l
o tym, �e móg� odziedziczy� co� po swoim ojcu. Lecz Walter odszed� i nie
stanowi� ju� zagro�enia ani dla matki, ani dla dziecka. A je�li mo�e mie�
ma�ego Jana tylko za cen� tego, �e pocz�� go Walter, trudno. I tak jest
wdzi�czna Bogu, �e jej go da�.
Ze�lizn��a si� z �ó�ka i przykl�k�a na pod�odze, wyci�gaj�c ramiona i
przywo�uj�c do siebie syna.
- Chod� tutaj - szepn��a. - Chod� do mamy.
Hrabina i s�u��ca pu�ci�y ch�opca. Sta� teraz o w�asnych si�ach. S�owa
wypowiedziane przez Ann� sprawi�y, �e zwróci� na ni� uwag�. Ma�e stopki
zatrzyma�y si�, a czo�o zmarszczy�o z zaskoczenia, a potem l�ku. Odwróci� si�
413
RS
i spojrza� rozszerzonymi ze strachu oczami na Lutisz�, a potem wyci�gn��
r�czki, chwyci� j� za spódnice i uczepi� si� ich kurczowo.
Kiedy zmuszono j�, by si� z nim rozsta�a, ma�y mia� niespe�na dwa
miesi�ce i w ogóle jej nie pami�ta�.
- Chod�, Janie Michale - prosi�a mi�kko, cho� serce p�ka�o jej z bólu i
t�sknoty. - Chod� do mnie.
Malec zakwili�, wpychaj�c do ust ma�� pi�stk�, a jego oczy, wpatrzone w
Ann� z wyrazem niepewno�ci, wype�ni�y si� �zami.
Powstrzymuj�c �kanie i ze wszystkich si� staraj�c si� nie okaza�
rozczarowania, przemawia�a do niego uspokajaj�cym, cichym g�osem.
Przysuwa�a si� powoli, niemal niezauwa�alnie, nie wstaj�c z kolan.
Po chwili l�k i nie�mia�o�� zacz��y ust�powa�. Powoli, bardzo powoli
k�ciki ust dziecka unios�y si�, a� w ko�cu spokojny g�os Anny i zabawne miny
poskutkowa�y i ma�y roze�mia� si�, najpierw cichutko, a potem g�o�niej, z
ca�ego serca. Czy j� pami�ta�?
- Chod�, Janie Michale - nalega�a, przysuwaj�c si� coraz bli�ej i wyci�gaj�c
ku niemu ramiona. - Chod� do mamy.
Ma�y zawaha� si� w widoczny sposób, lecz trwa�o to krótko. Niemal
natychmiast u�miechn�� si�, po czym, szczebiocz�c niezrozumiale, acz
rado�nie, wykona� dziel�ce go od matki trzy czy cztery kroki i wreszcie znalaz�
si� w jej obj�ciach.
Przytuli�a go delikatnie, jakby by� piskl�ciem, które �atwo zgnie��.
- Wreszcie trzymam w ramionach mego syna - wymamrota�a, spogl�daj�c
na ciotk� i Lutisz�. - Bior� was na �wiadków: przysi�gam, �e nigdy wi�cej nie
pozwol�, by mnie z nim roz��czono.
Ciotka Stella i Lutisza da�y wreszcie upust 'wzruszeniu i rozp�aka�y si�.
Anna westchn��a. Nie chcia�a p�aka� w obecno�ci dziecka. Mog�oby nie
zrozumie�, �e to z rado�ci.
Po kilku minutach u�wiadomi�a sobie, �e nie przywita�a si� jak nale�y z
ciotk�. Wsta�a z pod�ogi i uca�owa�a ocieraj�c� oczy hrabin�.
Dopiero pó�niej, kiedy posz�a zobaczy� si� z ciotk� Stell� i zasta�a j� zaj�t�
szyciem, mog�a dobrze si� jej przyjrze�. Hrabina Gro�ska wygl�da�a jak
krucha drezde�ska figurynka, z ka�d� chwil� s�absza. Musia�a by� chora,
bardzo chora.
Paradoksalnie mimo utraty si� fizycznych wróci�a jej jasno�� umys�u.
Wszystko to, co mog�o wydawa� si� w niej dziwaczne, znik�o. Podobnie jak
czarny strój, który nosi�a ci�gle od �mierci m��a. Teraz Anna przy�apa�a si� na
414
RS
tym, �e ze zdumieniem przygl�da si� �licznej ciemnozielonej sukni, w której
ciotka wygl�da niezwykle elegancko. Zdj��a �a�ob�. Tradycja wymaga�a, by
m�ode wdowy op�akiwa�y m��a przez rok i jeden dzie�, lecz starsze kobiety,
które utraci�y ma��onka, z którym prze�y�y niemal ca�e �ycie, nosi�y czasem
�a�ob� do ko�ca swych dni.
- Wejd�. No, ju�, wchod�, dziecko! - powiedzia�a hrabina. - Sk�d to
wahanie?
- Twoja suknia, ciociu, jest taka pi�kna!
- Zbyt pi�kna dla starej wdowy?
- Nie, nie. Po prostu mnie zaskoczy�a�.
- U�wiadomi�am sobie pewne rzeczy, Anno Mario - powiedzia�a hrabina,
odk�adaj�c robótk�. - Na przyk�ad to, jak cenne jest �ycie. I jakie kruche.
Pozosta�a we mnie jeszcze odrobina si� �ywotnych i woli walki. Och, tak
bardzo skupi�am si� na �a�obie, �e zapomnia�am o cudownych dniach i latach
naszego ma��e�stwa. Pami�ta�am tylko dzie� �mierci Leo, a przecie�
sp�dzili�my ze sob� tyle pe�nych szcz��cia chwil. Post�powa�am
niesprawiedliwie wobec niego i wobec siebie. Gdy tylko zda�am sobie z tego
spraw�, od�o�y�am czarn� sukni�. Prawd� mówi�c, spali�am j�.
- Rozumiem.
- Nie pochwalasz tego?
- Ale� sk�d! Och, ciociu, wróci�a� wreszcie do �ycia! Ciotka Stella
u�miechn��a si�.
- Przypuszczam, �e to ma�y Jan Micha� mi w tym pomóg�. Gdy wrócili�my
do Warszawy bez ciebie, u�wiadomi�am sobie, �e przez jaki� czas b�d�
odpowiedzialna za to m�ode �ycie. Musia�am �y�, cho�by tylko dla niego.
- Dzi�kuj� ci za to, ciociu.
- No i jest jeszcze Polska, kolejny przedmiot mej troski.
- Czy sytuacja wygl�da tak �le, jak si� wydaje? To znaczy, Rosjanie w
Warszawie, Rosjanie w tym domu?
- Nie, Anno, Polska nie zgin��a. Jeszcze nie! Nasz opór nie zosta� poddany
najci��szej próbie.
- Zatem nadal �ywisz nadziej�?
- Dopóki Ko�ciuszko �yje i oddycha, zawsze jest nadzieja.
- A �yje?
- Na Boga, Anno, to symbol naszej niepodleg�o�ci. Od kilku miesi�cy
przebywa na dobrowolnym wygnaniu w Pary�u, lecz nawet tam nie ustaje w
dzia�aniu, gromadz�c wokó� siebie szlacht�, ziemia�stwo oraz ch�opów i
415
RS
wyczekuj�c stosownej chwili. Pewnego dnia udowodni Katarzynie, �e Polska
nie jest tak �atw� zdobycz�, jak jej si� zdawa�o.
Czy Jan jest z Ko�ciuszk�? - zastanawia�a si� Anna. Z pewno�ci� bra�
udzia� we wcze�niejszych walkach z Rosjanami. Czy prze�y�? Czy ktokolwiek
mia� od niego wiadomo��? Nie dopuszcza�a do siebie my�li, �e mog�o
wydarzy� si� najgorsze.
- Ciotko Stello, przysz�am pomówi� z tob� o Walterze. Kobieta osun��a si�
ni�ej na krze�le, a jej spojrzenie spochmurnia�o.
- Wiesz chyba - powiedzia�a Anna cicho - �e to Walter jest ojcem Jana
Micha�a.
- O tak, wiem - odpar�a hrabina g�osem wypranym z wszelkiej emocji.
Spojrzenie, utkwione teraz w siostrzenicy, wyostrzy�o si�. - Wiem. Niech Bóg
mu wybaczy. Powiedzia� mi to zesz�ego lata w domu Stelnickiego. Wyrzuca� z
siebie szczegó�y bez cienia wstydu.
- A ty nie straci�a� przytomno�ci umys�u i dzielnie wydosta�a� ma�ego spod
jego wp�ywu. Do �mierci b�d� ci za to wdzi�czna, ciociu.
- Och, uwierz mi, kochanie, stara�am si� przekona� Waltera, by pozwoli� ci
z nami odjecha�, lecz on mnie nie s�ucha�. Co sprawia, �e cz�owiek zachowuje
si� jak szaleniec? A to, co ci zrobi�... - g�os ciotki dr�a� z emocji. - Och, Anno,
ten ostatni rok musia� by� dla ciebie tortur�. Nie potrafi� sobie wyobrazi�, jak
uda�o ci si� go przetrwa�.
- Nie by�o tak �le - sk�ama�a. - Tak czy inaczej, co by�o, min��o i teraz
jestem z powrotem w domu.
- Anno, wiesz, �e Walter by� dzieckiem adoptowanym?
- Tak, Zofia mi powiedzia�a.
- Ach tak. Nie s�d�, �e temu przypisuj� jego post�pki. Spójrz tylko na
Zofi�. To moja córka, cho� nikt by tego nie powiedzia�.
Adoptowany czy nie, pomy�la�a Anna, jak te� matka przyjmie wiadomo��,
�e jej jedyny syn nie �yje? Przezwyci��aj�c ogarniaj�c� j� s�abo��, zacz��a
mówi�:
- Ciociu...
Hrabina umilk�a i spojrza�a na ni� z uwag�.
Anna wróci�a wspomnieniami do chwili, kiedy w p�on�cym domu
Stelnickich zostawi�a Waltera, który mia� do obrony jedynie szabl�, z
celuj�cym do niego z pistoletu porucznikiem Borawieckim. Po chwili, kiedy
znalaz�a si� ju� na polu, us�ysza�a strza�, a potem ogie� poch�on�� dom.
- O co chodzi, Anno? - spyta�a tymczasem ciotka. - Jeste� blada jak p�ótno.
416
RS
- Ciociu - powtórzy�a, wracaj�c do rzeczywisto�ci i ujmuj�c wychudzon�,
pokryt� b��kitnymi �y�kami d�o� ciotki -Walter nie �yje.
Wiadomo�� okry�a cieniem twarz starszej kobiety. Przez d�u�sz� chwil�
siedzia�a bez ruchu, zesztywnia�a, palcami drugiej r�ki �ciskaj�c por�cz
krzes�a, a� pobiela�y jej knykcie. A potem g�owa opad�a jej na pier�.
- Ciociu Stello! - zawo�a�a Anna z przestrachem. Czy�by hrabina dosta�a
ataku serca? Je�li tak, Anna nigdy sobie tego nie wybaczy.
Jednak d�o� ciotki pozostawa�a ciep�a, a kiedy podnios�a wreszcie g�ow�, w
jej oczach b�yszcza�y �zy, cho� �adna nie sp�yn��a na policzek. Spojrza�a na
siostrzenic� i powiedzia�a:
- Nie chc� zna� szczegó�ów. Nie teraz. - Odetchn��a g��boko, a potem
przemówi�a z gorzk� rezygnacj� w g�osie: -Och, pokaza� si� tu którego� dnia,
gdy by� w Warszawie, wykonuj�c brudn� robot� dla dziwki-cesarzowej.
Zwróci� si� przeciwko rodzinie, przeciwko ojczy�nie. Co mog�am zrobi�
innego, jak tylko pój�� za przyk�adem Leo i wyprze� si� go? Lecz wierz mi,
Anno, fakt, �e nie by� moim rodzonym synem, nie sprawi�, �e �atwiej mi by�o
to uczyni�. Có�, teraz nie przyniesie ju� wi�cej wstydu temu domowi i
dobremu imieniu swego ojca... ju� nie.
Anna nie mia�a poj�cia, jak pocieszy� ciotk�. Milcza�a wi�c, czuj�c si�
absolutnie bezradna. Ciotka Stella przemówi�a znowu:
- Nie wiem, jak to si� sta�o, ale oboje z Leo nie sprawdzili�my si� jako
rodzice. Wychowali�my m��czyzn� z dusz� barbarzy�cy i kobiet� o
mentalno�ci rozwi�z�ej suki.
Poszuka�a spojrzeniem oczu dziewczyny.
- Jak�e zazdroszcz� mej zmar�ej siostrze córki takiej jak ty. I pomy�le�, �e
swego czasu uwa�ali�my, i� pope�nia mezalians! Chcia�abym my�le� o tobie
jako o mojej córce, Anno Mario, poniewa� nie mam ju� dzieci.
D�ugo wstrzymywane �zy przerwa�y wreszcie tam� i pop�yn��y obficie po
przywi�d�ych policzkach.
- Jeste� teraz moj� matk�, ciociu - powiedzia�a Anna, �ciskaj�c jej d�o�.
Hrabina u�miechn��a si�, a jej twarz poja�nia�a.
- Tylko ty, moja Aniu, odziedziczy�a� wszystkie cechy pi�knej wodnej lilii i
rozkwit�a�.
Otar�a �zy.
- Jednak moczary zosta�y osuszone i hordy chwastów rozrzucaj� teraz
w�asne, krzepkie nasiona. Ty, kochanie, musisz nauczy� si�, jak by� lili�, która
417
RS
potrafi si� przystosowa�, przetrwa� w�ród chwastów. Cho� b�d� wschodzi�
wsz�dzie wokó� ciebie, gro��c zaduszeniem, musisz przetrwa�.
Anna wpatrywa�a si� w ciotk�, oniemia�a.
- Mówi� przeno�niami, Aniu, lecz ty rozumiesz, prawda?
- Tak... chyba tak.
- Jestem ju� stara. Wszystko to niewiele dla mnie znaczy. Lecz ty jeste�
m�oda i masz czas, by si� zmieni�. Musisz przystosowa� si� do �ycia w
chaosie, jaki zapanowa� teraz w Polsce.
Wpatrywa�a si� w twarz siostrzenicy, jakby czyta�a w niej niczym w
otwartej ksi�dze.
- Och, nie musisz sta� si� taka jak Zofia, Anno. Nie s�d�, �e chodzi mi o
co� takiego.
- Zatem jak mam si� zmieni�, ciociu? I co wa�niejsze, jak uchroni� Jana
Micha�a, by przetrwa� to, co si� dzieje, i co jeszcze mo�e nadej��?
- Musisz wyj�� za m��, dziecko. To jedyne wyj�cie dla ciebie i twego syna.
Bo�e, miej nas w opiece, lecz Zofia mog�aby si� tu okaza� pomocna. Tylko
tym razem upewnij si�, �e m��czyzna, za którego wyjdziesz, chce ci� po�lubi�
dla ciebie samej.
- Pragn� tylko jednego m��czyzny, ciociu.
- Jana?
- Tak.
- Pos�uchaj mnie, Anno. �ycie cz�sto ró�ni si� od marze�. Moje
ma��e�stwo zosta�o zaaran�owane. To nie by� mój wybór... Prawd� mówi�c,
by�am wtedy na zabój zakochana w pewnym m�odzie�cu. Lecz nie by� mi
przeznaczony. I nie �a�uj�, �e za niego nie wysz�am. Moje ma��e�stwo by�o
udane, nawet je�li dzieci nie spe�ni�y naszych oczekiwa�.
- Zamierzam czeka� na Jana.
- Nadal jest z Ko�ciuszk�?
- Nie wiem. My�la�am, �e przys�a� wiadomo�� tutaj.
- O ile wiem, nie. - Hrabina westchn��a. - Zatem nie wiemy nawet, czy
prze�y�. Zdajesz sobie jednak spraw�, �e je�li Rosjanie si� utrzymaj�, a Jan
wróci �ywy, b�dzie cz�owiekiem biednym i pozbawionym tytu�u. Nie zostanie
mu zbyt wiele do zaoferowania bogatej arystokratce, jak� jeste�, Anno.
To nie sugestia, �e powinna ponownie wyj�� za m��, ani przypomnienie, �e
Jan zostanie odarty z w�o�ci i tytu�u wbi�y si� w serce Anny jak nó�; uczyni� to
pe�en pow�tpiewania ton g�osu ciotki, mówi�cej: „Je�li Jan prze�yje".
418
RS
- Ma��e�stwo z m��czyzn� - mówi�a dalej hrabina - nie tak otwarcie
wspieraj�cym ruch patriotyczny zapewni ci nale�ne miejsce w�ród
arystokracji.
- Zmieni�a� si� w ci�gu tego roku, ciociu. Pami�tam twój wybuch gniewu,
gdy dowiedzia�a� si�, �e Zofia umie�ci�a nasze nazwiska na li�cie osób
popieraj�cych konfederacj�. A podczas ostatniego spotkania z Janem nie
kry�a�, �e podziwiasz go za to, i� ma odwag� czynnie broni� swoich przekona�.
- Pozosta�am wierna swoim przekonaniom. Nie b�d� wobec mnie
niesprawiedliwa, Anno Mario. Oczywi�cie, nadal popieram Ko�ciuszk� i jego
oddzia�y. Bóg wie, �e wspomog�am Spraw� nie tylko pieni�dzmi, ale i
bi�uteri�. Lecz martwi� si� o przysz�o�� twoj� i Jana Micha�a. Nie
o�mieli�abym si� namawia� ci� do ma��e�stwa...
- Nie, ciociu - przerwa�a jej Anna - nie namówisz mnie do tego. Nie
zapominajmy, do czego doprowadzi�o moje ma��e�stwo z Antonim. Jan �yje,
wiem, �e tak jest. A czy wróci jako szlachcic, czy jako zwyk�y obywatel,
zostan� przy obywatelu Stelnickim, tak jak zosta�abym przy hrabim.
Ciotka Stella siedzia�a oszo�omiona. Wygl�da�a, jakby kto� wymierzy� jej
policzek. W oczach starszej damy znowu wezbra�y �zy.
Anna natychmiast po�a�owa�a swych s�ów. Sprawia� przykro�� ciotce to jak
strzela� z armaty do wróbla.
- Och, ciociu, tak mi przykro. Ja...
- Nie, Anno - powiedzia�a hrabina, wykonuj�c lekki ruch d�oni� pokryt�
starczymi plamami - w twoich s�owach d�wi�czy prawda. Gdyby� tylko
wiedzia�a, jak bardzo �a�uj�, �e narzuci�am ci to ma��e�stwo z Antonim.
- Niczego mi nie narzuci�a�.
- Och, z pewno�ci� to w�a�nie zrobi�am! Po �mierci Leo miesi�cami
zachowywa�am si� jak szalona, lecz to mnie, oczywi�cie, nie usprawiedliwia.
Nie uchylam si� od odpowiedzialno�ci.
Anna zapewni�a hrabin�, �e nie ma do niej pretensji, lecz kiedy to mówi�a,
u�wiadomi�a sobie, �e jednak mia�a ciotce za z�e nak�onienie jej do
niechcianego ma��e�stwa. Ale wrogie uczucia, teraz uwolnione, rozwia�y si�
niczym kwa�ne wapory po otwarciu d�ugo zamkni�tego s�oika.
- Trzeba rozliczy� si� z przesz�o�ci� i zostawi� j� za sob�, ciociu.
Hrabina spojrza�a na ni� z mi�o�ci�.
- S�dzi�am - rzek�a - �e to ja powinnam udziela� m�odym rad. Chod�,
obejmij mnie. Jajko m�drzejsze od kury!
419
RS
Anna ukl�k�a obok krzes�a ciotki, obj��a j� i przytuli�a.
- Skoro ju� rozliczamy si� z przesz�o�ci�, czy mog� zapyta�, co sta�o si� z
moim domem w Haliczu? Czy dwór Pod G�ogami przepad�?
Spojrza�a na ciotk�. S�owa uwi�z�y jej w gardle. Mog�a jedynie skin��
g�ow�.
- Rozumiem - powiedzia�a hrabina z rezygnacj�.
- Zbudujemy nast�pny! - zawo�a�a Zofia. Zaskoczona Anna wsta�a
po�piesznie. Kuzynka nadal lubi�a pojawia� si� nieoczekiwanie.
- Zbudujemy co� znacznie lepszego ni� zwyk�y dwór - mówi�a dalej Zofia. Zbudujemy pa�ac! Jestem coraz bogatsza i wkrótce b�dzie mnie sta�, �eby
budowa� zarówno tu, w mie�cie, jak i na wsi. Gdy tylko rozwieje si� gro�ba
wojny.
- Zatem planujesz budowa�, nawet je�li Rosjanie zagarn� Polsk�? - spyta�a
Anna.
- Je�li Rosjanie zwyci���, b�d� budowa�a. Je�li Polacy odnios� sukces,
tak�e.
- Zofio - powiedzia�a hrabina, z trudem zachowuj�c spokój - je�li s�dzisz,
�e wznosz�c wspania�e budowle, tworzysz co� trwa�ego i warto�ciowego,
mylisz si�. Nasze rodziny nie mieszkaj� we wspania�ych pa�acach, jak wielu
magnatów. Nasi przodkowie, my, Jan Micha� i ci, co przyjd� po nim, mieszkaj� we w�asnych domach, niewa�ne jak skromnych. Liczne portrety, zdobi�ce
�ciany jadalni i korytarza prowadz�cego do biblioteki pe�nej starych ksi��ek
oddaj� cze�� tym, którzy odeszli. Kordy, szpady, szable i strzelby, zawieszone
wokó� naszej tarczy herbowej, mówi� o ich odwadze. A �wi�te obrazy, które
mo�na znale�� zarówno w pokojach pa�stwa, jak i s�u�by, odzwierciedlaj� nie
tylko wiar�, opart� na wpojonym g��boko przekonaniu, �e czeka nas
zbawienie, lecz tak�e ufno�� w to, �e Polska wyzwoli si� spod w�adzy
zaborców, cho�by przysz�o nam czeka� nie wiem jak d�ugo.
Na chwil� zapad�a cisza.
W ko�cu Zofia zacz��a wyg�asza� swoj� przemow�.
- Och, wiem, �e to milczenie �wiadczy o krytyce. Nie rozumiecie albo nie
chcecie zrozumie�. Mamo, nasz maj�tek w Haliczu zosta� zniszczony. I pytam
was obie, co takiego mia�oby zapewni� bezpiecze�stwo dachowi, który mamy
teraz nad g�ow�? Jeste�my otoczone przez rosyjskiego nied�wiedzia, który
mo�e zaci�gn�� kobiety podbitego narodu do swej jaskini, gdy tylko przyjdzie
mu na to ochota. Mo�emy jedynie ta�czy� przed nimi tak, by pluli na nas
420
RS
z�otem, nie jadem. Nie w�tpi� jednak, i� obie pot�piacie mnie za to, �e ta�cz�.
Wsta�a i spojrza�a uwa�nie na twarz matki, a potem Anny.
- Lecz je�li przestan� ta�czy�, wszyscy przestaniemy oddycha�. Ty, matko,
umrzesz pierwsza, gdy� jeste� uparta i nie potrafisz wyrzec si� swoich
nawyków. Je�li b�d� nadal ta�czy�a, zapewni� nam bezpiecze�stwo i b�dziemy
mog�y odbudowa� dom w Haliczu, czyni�c ze� wspania�e miejsce, w którym
b�dziecie mog�y umie�ci� wszystkie wasze portrety, szable, ksi��ki i ikony
Dziewicy. Miejsce spokojne i przyjemne, w którym mog�aby� sp�dzi� ostatnie
lata �ycia, mamo.
Hrabina nie odpowiedzia�a, wi�c Zofia spojrza�a b�agalnie na Ann�.
- Mo�e przynajmniej ty mnie zrozumiesz, kuzynko.
- Rozumiem, �e ten taniec to jedynie eufemizm.
- Och, przypuszczam, �e oceniasz mnie niemal jak ladacznic�, lecz ja
potrafi� dostrzec szans� i wol� da� si� porwa� tr�bie powietrznej, która
poniesie mnie prosto w burz�, ni� wie�� spokojne �ycie.
S�owa Zofii przypomnia�y Annie rozmow� z panem Kurowskim, lekarzem,
którego zmuszono, by zabra� j� do swego powozu. On tak�e traktowa� rosyjsk�
inwazj� jako szans� na wzbogacenie si�.
- Anno - powiedzia�a Zofia, staj�c przed kuzynk� - nadejdzie czas, �e
b�dziesz musia�a wspomóc mnie w ta�cu.
Anna gapi�a si� na ni�, jakby kuzynka nagle zacz��a mówi� po holendersku.
Na szcz��cie nie musia�a reagowa� na t� rewelacj�, gdy� hrabina, która
zdawa�a si� nie s�ysze� ostatnich s�ów córki, powiedzia�a szorstko:
- Zofio, twój brat nie �yje.
Zofia zamar�a. Powoli odwróci�a si� do matki, a potem do Anny. Twarz jej
poblad�a, a spojrzenie sta�o si� dziwnie nieobecne. Wida� by�o, �e jest szczerze
zaskoczona. Jednak nie trwa�o to d�ugo. Szybko odzyska�a kontenans.
Wyprostowa�a ramiona i wbi�a wzrok w Ann�.
- Jestem pewna, �e po tym, co ci zrobi�, nie b�dziesz go zbytnio �a�owa�.
Chocia�, by� mo�e, je�li przypomnisz sobie, �e da� ci ma�ego Jana Micha�a,
którego tak bardzo kochasz, twoja nienawi�� nie pójdzie za nim do grobu.
Nie czekaj�c na odpowied�, zwróci�a si� do hrabiny:
- Ty, mamo, b�dziesz musia�a op�akiwa� go za nas obie, gdy� nie
zamierzam traci� energii na rozpami�tywanie przesz�o�ci i op�akiwanie tych,
którzy nie �yj�. Musz� zatroszczy� si� o nasz� przysz�o��.
Obróciwszy si� na pi�cie, wypad�a z pokoju, nie zapytawszy o okoliczno�ci
�mierci brata.
421
RS
Przy pierwszej nadarzaj�cej si� okazji Anna zapyta�a Zofi�, czy nie
nadesz�a wiadomo�� od Jana. Kuzynka zesztywnia�a lekko, lecz pozosta�a
spokojna.
- Nie, kochanie, nie napisa� ani s�owa - odpar�a z twarz� jak maska.
422
Rozdzia� sze��dziesi�ty drugi.
RS
W pokoju muzycznym rezydencji Gro�skich Anna spotka�a si� ze swymi
patriotycznie nastawionymi przyjació�mi. Dla pozoru mia� to by� recital i Anna
rzeczywi�cie odegra�a kilka utworów, jednak uwaga wszystkich skupiona by�a
g�ównie na nowinach, które dotar�y ostatnio do Warszawy - zaskakuj�cych, a
nawet szokuj�cych.
Królowa Francji zosta�a pozbawiona �ycia i kr��y�y na jej temat ró�ne
opinie. Dla jednych bohaterka i m�czenniczka, dla innych megiera, by�a
postrzegana jako kobieta o wielu twarzach. Nikt nie móg� jednak zaprzeczy�,
�e sta�a si� ofiar�. Zaledwie przed dziesi�cioma dniami, 16 pa�dziernika, wst�pi�a w �lad za swym m��em na stopnie gilotyny. Wie�� nios�a, �e sz�a na
�mier� z godno�ci� oraz wysoko podniesion� g�ow� ku wielkiemu
rozczarowaniu jej oskar�ycieli, którzy mieli nadziej�, �e zobacz�, jak kuli si� i
dr�y ze strachu na widok okrwawionego szafotu.
To Anna zwo�a�a dzisiejsze zebranie. Kilkoro spo�ród przyjació� by�o
nieobecnych, jak baron Micha� Kolbi, który wst�pi� do oddzia�ów Ko�ciuszki.
Pojawili si� jednak nowi go�cie, do��czaj�c do towarzystwa z�o�onego z
przedstawicieli ziemia�stwa, bankierów, rzemie�lników, ludzi interesu, ich �on
i zwyk�ych mieszka�ców stolicy. Kiedy zabrak�o Micha�a, Anna by�a tu jedyn�
przedstawicielk� arystokracji. Swego czasu fakt ten sprawi�by, �e czu�aby si�
nieswojo, teraz liczy�a si� jedynie Sprawa.
Nie tylko losy Francji niepokoi�y dzi� zebranych. Nie min��o wiele czasu, a
tematem konwersacji sta�y si� ostatnie wydarzenia w Polsce. Pozornie w�adz�
nadal dzier�y� król, jednak de facto polityk� tworzono w rosyjskiej
ambasadzie. Rosyjskie garnizony sprawowa�y kontrol� nad ca�ym krajem, a
pi�tego tego miesi�ca, w wyniku nowego traktatu, nawet ta niewielka cz���
kraju, której król Stanis�aw i sejm nie oddali w sierpniu agresorom, dosta�a si�
w r�ce Rosji.
- Czy wiecie - spyta�a Anna go�ci - �e w rezultacie mo�e si� to obróci� na
nasz� korzy��?
- Korzy��, prosz� pani? - zapyta� jeden z kupców.
- Tak - odpar�a Anna. - By� mo�e dostarczy motywacji opiesza�ym
rodakom, którzy jeszcze nie przyst�pili do Sprawy, i przekona ich, �e uleg�o��
mo�e prowadzi� jedynie do niewolnictwa.
- Sprawi, �e popr� masowo Ko�ciuszk� - doda� kupiec.
- W�a�nie! - zgodzi�a si� z nim Anna.
423
RS
- Inna okoliczno��, dzia�aj�ca na nasz� korzy��, której Katarzyna z
pewno�ci� nie wzi��a pod uwag� - powiedzia� drugi mieszczanin - to
trzydzie�ci tysi�cy polskich �o�nierzy, zwolnionych przez ni� ze s�u�by. Te
niespokojne dusze ci�gn� na Kraków i Warszaw�, stanowi�c naturalne
zarzewie rewolucji. �aden Rosjanin nie �mie spacerowa� ulicami Warszawy w
pojedynk� z obawy, by nie zosta� ci��ko pobitym.
- Lecz je�li magnaci nie podejm� zdecydowanego dzia�ania i nie zaryzykuj�
utraty jedwabi, na których siedz� -przepowiada� z�owró�bnie inny - nasz los
b�dzie przes�dzony.
- Ci, którzy zdradzili, podpisuj�c si� pod konfederacj� targowick�, nie
kiwn� palcem - powiedzia� kolejny mieszczanin. - S� straceni dla Sprawy. �yj�
sobie, op�ywaj�c w dostatki, przekupywani przez Rosjan, podczas gdy drobna
szlachta i ch�opi, pozbawieni mo�liwo�ci zarobkowania, chodz� g�odni po
ulicach.
Jakkolwiek go�cie ró�nili si� w opiniach co do Marii Antoniny, to je�li
chodzi o caryc� Katarzyn�, przemawiali jednym g�osem, pe�nym nienawi�ci.
Za jej spraw� Polska zosta�a zredukowana do bochenka chleba, o który Rosja,
Austria i Prusy bi�y si� niczym g�odne zwierz�ta. Mimo to �ywiono nadziej�,
�e dzi�ki wysi�kom zjednoczonego polskiego spo�ecze�stwa, zarówno
szlachty, jak i mieszczan i pospólstwa, dojdzie do zwyci�skiej kampanii w
obronie niepodleg�o�ci.
Przyjaciele Anny zapewnili j�, �e ta ich gromadka to zaledwie drobny
skrawek wielobarwnej ko�dry, pokrywaj�cej oba brzegi Warszawy, i �e jest
wiele takich grup - zjednoczonych pragnieniem wolno�ci - które spotykaj� si�
w sekrecie. Modl�c si� i nie trac�c nadziei, czekali, bacznie obserwuj�c rozwój
sytuacji.
Mija�y tygodnie i kiedy nadesz�a zima, wi�� pomi�dzy dzieckiem a matk�
znów by�a silna. Jan Micha� zaakceptowa� fakt, �e matka jest najwa�niejsz�
osob� w jego ma�ym �wiatku. Anna cz�sto sama piel�gnowa�a go, co przedtem
powierzano s�u�bie, on za� nabra� zwyczaju nazywania jej matk�. By�
zdrowym i szcz��liwym dzieckiem, wszystkiego ciekawym, zawsze w ruchu,
ch�tnym do poznawania �wiata wszystkimi zmys�ami.
W Bo�e Narodzenie 1793 roku Jan Micha� powa�nie zachorowa�. Anna
poleci�a przenie�� �ó�eczko syna do swej sypialni, tak by mog�a czujnie
obserwowa� przebieg choroby. Malec nie jad� od czterdziestu o�miu godzin,
gdy� wszystko, co mu podawano, natychmiast zwraca�. Jego po�ciel by�a
ci�gle wilgotna od potu, a czo�o rozpalone. Prawie nie p�aka�, co martwi�o
424
RS
Ann� równie mocno, jak gdyby p�aka� bez przerwy. Walczy�a z senno�ci�, nie
odst�puj�c go ani na chwil�. Gor�czka nieznanego pochodzenia, takie jak ta,
nie by�a rzadko�ci� i cz�sto ko�czy�a si� �le. Czy dziecko odejdzie w ciszy,
gdy zmo�e j� zm�czenie? Czy obudzi si� i zastanie syna martwego? Czy
szcz��liwe po��czenie matki i dziecka zako�czy si� tragedi�?
Pierwszego dnia choroby Anna posz�a do ciotki, by poprosi� o
sprowadzenie lekarza. Jednak rodzinnego lekarza Gro�skich nie by�o w
Warszawie. Podobnie jak wielu porz�dnych ludzi tego zawodu przy��czy� si�
do Ko�ciuszki, by s�u�y� wiedz� i talentem rannym patriotom.
Stan dziecka stale si� pogarsza� i Anna, ca�a we �zach, znowu zwróci�a si�
do ciotki.
Hrabina przygotowywa�a si� do pój�cia na msz� w katedrze.
- Nic mu nie lepiej? Anna potrz�sn��a g�ow�.
- Och, ciociu, co mo�emy zrobi�?
- Nie wiem, Anno, cho� jedna osoba pewnie zna�aby odpowied� na to
pytanie.
- Kto taki?
Ciotka Stella zdawa�a si� waha�.
- Powiedz mi, ciociu! Kto móg�by nam pomóc? Hrabina westchn��a z
rezygnacj�.
- Zofia.
- Lekarz przyjecha� - zaanonsowa�a Marta szeptem.
- Dzi�ki Bogu! - zawo�a�a Anna, zrywaj�c si� na równe nogi. - Zosta� z
Janem Micha�em, Marto, póki go tu nie przyprowadz�.
Zbieg�a ze schodów. Najwidoczniej Zofii uda�o si� jako� �ci�gn�� medyka,
i to w Bo�e Narodzenie! Niech Bóg j� pob�ogos�awi, pomy�la�a. J� i lekarza.
Doktor sta� w holu, tak i� schodz�c, widzia�a jedynie jego szerokie plecy.
Zdejmowa� w�a�nie ci��ki p�aszcz, otrz�saj�c go z p�atków �niegu.
- Jak to dobrze, �e zgodzi� si� pan przyjecha� tu, na Prag�, doktorze powiedzia�a, czuj�c, �e wraca jej nadzieja. - I to podczas tak okropnej pogody.
Od razu zrobi�o mi si� l�ej na sercu...
Przyby�y odwróci� si� i Anna natychmiast umilk�a. Sta�a, wpatruj�c si� ze
zdziwieniem w Kurowskiego, lekarza, który wbrew swej woli dzieli� z ni�
powóz w czasie powrotu do stolicy.
Medyk dostrzeg� reakcj� Anny i przez chwil� przygl�da� si� jej uwa�nie
ma�ymi ciemnymi oczami, ledwie widocznymi spod opadaj�cych powiek i
krzaczastych brwi.
425
RS
- Ach! - wykrzykn�� zdziwiony, poznaj�c j�, a jego oczy zab�ys�y. Hrabina, która troszczy si� o dzieci ulicy.
- Teraz martwi� si� przede wszystkim o swoje dziecko - powiedzia�a.
Pogarda Anny wobec tego cz�owieka ani troch� nie zmala�a. Postanowi�a
jednak, �e b�dzie si� zachowywa� jak aktorka, która odgrywa powierzon� jej
rol�, mimo �e nie lubi swego partnera.
- Czy pan go zbada? Pot��ny m��czyzna chrz�kn��.
- W�a�nie w tym celu Zofia - pani Gro�ska - po mnie pos�a�a - oznajmi�,
podnosz�c br�zow� lekarsk� torb�. - Prosz� mnie do niego zaprowadzi�.
Wchodz�c za Ann� po schodach, zapyta� jedynie:
- W jakim wieku jest dziecko?
- Ma prawie dwadzie�cia miesi�cy - odpowiedzia�a Anna po krótkim
namy�le.
Gdy weszli do pokoju, zastali tam Mart� i Lutisz�.
Lekarz, zdyszany po wej�ciu na schody, podszed� do �ó�eczka i odsun��
przykrycie. Anna stan��a obok, czujnie wpatruj�c si� w twarz doktora. Jednak
zakrywaj�ca j� w du�ym stopniu posiwia�a broda nie pozwala�a niczego z niej
odczyta�.
- W pokoju nie jest wystarczaj�co ciep�o - oznajmi� lekarz szorstko.
Anna wys�a�a Mart�, by przynios�a wi�cej drewna do kaflowego pieca. W
pokoju by� tak�e kominek, pozosta�o�� z czasów, kiedy nie stawiano jeszcze
pieców, i lekarz nalega�, by w nim tak�e napalono.
Zdj�� ma�emu wilgotne od potu ubranko i zacz�� bada� go grubymi
paluchami, a� dziecko poczerwienia�o na buzi i zanios�o si� piskliwym
krzykiem, m�óc�c doko�a r�czkami i nó�kami. Matka mog�a jedynie bezradnie
si� temu przygl�da�.
- My�l�, �e b�dzie lepiej, je�li zaczeka pani na dole - powiedzia� do niej
doktor. - Niech pokojówka przyniesie mi troch� p�ynnego t�uszczu, miodu,
gor�cej wody i �wie�� po�ciel.
Anna wys�a�a Lutisz� po rzeczy, których sobie za�yczy�, sama jednak nie
mia�a ochoty wychodzi�. Spojrza� na ni� stanowczo.
- Prosz� nie kwestionowa� polece� - powiedzia�. - Za�yczy�a sobie pani
moich us�ug, wi�c prosz� robi�, co mówi�.
Nie pozosta�o jej nic innego, jak tylko pos�ucha�. Za drzwiami natkn��a si�
na Mart�, wracaj�c� z nar�czem drew.
- Marto, prosz�, zróbcie tak, by która� z was, ty albo twoja matka, by�a
przez ca�y czas w pokoju, chyba �e lekarz was wyprosi. Rozumiesz?
426
RS
- Tak, madame.
Po jakim� czasie Anna us�ysza�a, �e Lutisza schodzi po co� do kuchni.
Natychmiast po�pieszy�a j� wypyta�.
- Za�yczy� sobie gor�cych w�gli do ogrzewacza - powiedzia�a s�u��ca. Zamierza upiec to dziecko �ywcem. Nie widzia�am jeszcze, by jaki� malec tak
cierpia�.
Obróci�a ku Annie wilgotn� od potu twarz.
- Bo�e, madame - za�ka�a - nie s�dz�, by Jan Micha� doczeka� �witu.
Pozostawiona sama w kuchni, Anna opad�a bezw�adnie na krzes�o. Jak�e
bezmy�lna okaza�a si� s�u��ca, mówi�c co� takiego. Lecz szczery ból Lutiszy
�wiadczy� o tym, �e dostrzeg�a prawd�. Wkrótce drzwi do pokoju chorego
otwar�y si�, a potem zamkn��y. Krzyk Jana Micha�a przeszy� serce matki
niczym nó�. Z trudem powstrzymywa�a wybuch rozpaczy. Opar�a g�ow� na
blacie sto�u i zacz��a modli� si� do Czarnej Madonny.
W ko�cu Marta zesz�a na dó�, by zaj�� si� kuchni�. Nie mówi�a wiele, a
twarz mia�a ponur�. Gdy pojawi�y si� Marcelina i Katarzyna, by pomóc w
przygotowaniu �wi�tecznego posi�ku, Anna schroni�a si� w salonie, zajmuj�c
posterunek w pobli�u stoj�cego zegara.
Hrabina Gro�ska wróci�a ze �wi�tecznej mszy, a kiedy okaza�o si�, �e
siostrzenica nie ma do przekazania �adnych wie�ci, uda�a si� do swego pokoju.
Anna siedzia�a sama. Godziny mija�y niezwykle powoli i nawet kuranty
brzmia�y tego dnia dziwnie nieharmonijnie. Od czasu do czasu krzyk dziecka
przebija� si� przez �ciany, lecz podczas drugiej godziny czuwania nie s�ysza�a
go ju� ani razu. Nie o�miela�a si� domniemywa�, co mog�a oznacza� ta cisza.
Tykanie zegara doprowadza�o j� niemal do ob��du. Z trudem powstrzymywa�a
si�, by nie wbiec na gór�.
W ko�cu us�ysza�a, �e drzwi na pi�trze otwieraj� si�. Dobieg� j� g�os
lekarza, udzielaj�cego Lutiszy instrukcji.
Czeka�a na niego u stóp schodów.
Nieodgadniona twarz doktora nie wró�y�a nic dobrego.
- Czy on...?
Doktor Kurowski obrzuci� Ann� zniecierpliwionym spojrzeniem i przeszed�
obok, zd��aj�c do wieszaka, na którym wisia� jego p�aszcz.
- Gor�czka opada - powiedzia�, przechodz�c. - Dziecko wyzdrowieje.
- Dzi�ki Bogu! - Anna gwa�townie zaczerpn��a powietrza, a potem
wypu�ci�a je z ulg�, jakby s�owa doktora wróci�y jej �ycie.
427
RS
- Trzymajcie ma�ego w cieple, nawet je�li gor�co wyda si� wam nie do
wytrzymania. Smarujcie go oliw� cztery razy dziennie i trzymajcie pod
przykryciem. Uda�o mu si� zatrzyma� w �o��dku nieco wody z miodem.
Prosz� dopilnowa�, by podawano mu to regularnie, dopóki nie b�dzie w stanie
zje�� czego� bardziej konkretnego. Mo�ecie spróbowa� lekkiego roso�u z
kropl� absyntu.
Lekarz sta� ubrany w futrzan� czapk� i p�aszcz, gotów do wyj�cia.
- Dobrze, doktorze. - Z ulgi Annie a� zakr�ci�o si� w g�owie. - Dzi�kuj�
bardzo.
Lutisza zesz�a po schodach i ruszy�a w kierunku kuchni, ocieraj�c d�o�mi
spocon� twarz.
- Bogu niech b�d� dzi�ki - mamrota�a pod nosem. - Bogu i bia�emu or�owi.
- Tak, tak, or�owi - powtórzy� doktor Kurowski. - Prosz� mi powiedzie�,
czy teraz, kiedy ca�a Rzeczpospolita znalaz�a si� w obcych r�kach, nadal �udzi
si� pani, �e orze� przegna rosyjskiego nied�wiedzia?
Anna poczu�a, �e dr�twiej� jej wargi, mimo to spróbowa�a si� u�miechn��.
- Dopóki serca i umys�y Polaków przepe�nione s� marzeniami o
niepodleg�o�ci, b�d� dzieli�a je z innymi.
- Bo to rzeczywi�cie marzenia, drogie dziecko, i tylko one w ko�cu pani
zostan�.
Podniós� torb�.
- A teraz kwestia mojego honorarium.
- Honorarium? Ach, tak! Ile ono wynosi?
- Pi��dziesi�t dukatów.
S�dzi�a, �e si� przes�ysza�a albo �e lekarz z niej �artuje.
- Pi��dziesi�t dukatów - powtórzy�a, niczym Echo za Narcyzem.
- Tak w�a�nie powiedzia�em, droga pani. Mój czas jest cenny. Poza tym
mamy �wi�to.
- Tak, Bo�e Narodzenie - przytakn��a, pewna, �e lekarz nie zrozumie
kryj�cej si� w tym ironii. - Ale nie trzymam takich sum w domu. Moje
pieni�dze zosta�y zainwestowane. Czy nie mog�abym wys�a� ich panu w
poniedzia�ek?
- Obawiam si�, �e musz� nalega�, by da�a mi pani jakie� zabezpieczenie...
- Ja si� tym zajm�! - dobieg� ich nagle g�os Zofii. Nadesz�a z tylnej cz��ci
domu. Przesadnie ozdobna suknia, jak� mia�a na sobie, by�a nieco zmi�ta, co
�wiadczy�o, �e musia�a dopiero co wróci� z bo�onarodzeniowej zabawy.
- Ile wynosi pa�skie honorarium, doktorze?
428
RS
- Pi��dziesi�t dukatów.
Zofia zatrzyma�a si�, zdumiona wysoko�ci� sumy.
- Dziecko czuje si� dobrze?
- Nie mog� tego zagwarantowa�, lecz s�dz�, �e wyzdrowieje.
- Dobrze. Prosz� chwil� zaczeka�. Przynios� pieni�dze. Odwróci�a si� i
wesz�a do biblioteki, gdzie za portretem przodka znajdowa� si� �cienny sejf.
Anna nie odezwa�a si� ju� nawet s�owem, tylko pobieg�a do Jana Micha�a.
Wieczorem zapuka�a do pokoju Zofii. Kuzynka przespa�a wi�ksz� cz���
dnia, nie zesz�a nawet na �wi�teczny obiad. Teraz przygotowywa�a si�, by
przyj�� go�ci.
- Jak ch�opiec? - spyta�a.
- Gor�czka spad�a i teraz twardo �pi.
- Dobrze! Bardzo si� ciesz�, Anno. Naprawd�. Nie b�dzie tu dzi� zbyt wielu
go�ci, zaledwie pi�tna�cie czy dwadzie�cia osób, wi�c ha�as nie powinien mu
przeszkadza�.
- Przenios� go z powrotem na poddasze.
- Ty te� musisz troch� odpocz��, Anno. Wydajesz si� bardzo zm�czona.
- Jak pozna�a� doktora Kurowskiego, Zofio?
- Och, jest szeroko znany w kr�gu moich przyjació�. Rosyjski porucznik
bardzo go poleca�.
- Rozumiem.
- Chocia� nie wspomnia� ani s�owem, �e honoraria, jakich ��da, s� tak
horrendalnie wysokie. Pi��dziesi�t dukatów!
- My�l�, �e on uzale�nia honorarium od pacjenta.
- Co chcesz przez to powiedzie�?
- S�dz�, i� pan doktor mnie nie lubi.
- Ciebie, Anno? Bardzo w to w�tpi�.
- Jutro pojad� do Lubickich.
- Nie zrobisz tego! Pieni�dze, które masz u nich, to twoje zabezpieczenie na
przysz�o�� i nie powinno si� ich rusza�.
- Nie mog� pozwoli�, by� zap�aci�a tak wysoki rachunek.
- A co mi za ró�nica? - Zofia roze�mia�a si�, spogl�daj�c na odbicie Anny
w lustrze. - Nie by�abym wcale zdziwiona, gdyby te pieni�dze wróci�y do mnie
za tydzie� albo za miesi�c. Naprawd�, nie zaprz�taj sobie tym g�owy.
Najwa�niejsze, �e twoje dziecko otrzyma�o dobr� opiek�.
Gaw�dzi�y jeszcze przez chwil�. Anna siedzia�a za Zofi�, nak�adaj�c� przed
lustrem makija�. Po jakim� czasie podzi�kowa�a kuzynce po raz kolejny i
429
RS
wsta�a, zamierzaj�c wyj��. Zofia jednak�e obróci�a si� na sto�ku, wsta�a i
chwyci�a j� za rami�.
- Anno, kochanie - powiedzia�a, utkwiwszy w kuzynce spojrzenie czarnych
oczu - nie mog� si� rozdwoi�. Teraz masz chore dziecko, którym musisz si�
zajmowa�, lecz kiedy ma�y wyzdrowieje, poprosz� ci�, by� zacz��a pomaga�
mi w zabawianiu rosyjskich intruzów. Dzi�ki temu zachowamy bezpieczny
dach nad g�ow� w tym szybko gin�cym kraju. Musisz stawi� czo�o faktom:
Rzeczpospolita raczej nie d�wignie si� z upadku.
- Co... co mia�abym robi�?
- Jeste� pi�kn� kobiet�, Anno, godn� po��dania. Odwraca si� za tob� wi�cej
g�ów, ni� mog�aby� przypu�ci�. Widzia�am to. Znasz rosyjski lepiej ode mnie,
a przy twojej inteligencji i uroku wkrótce staniesz si� czaruj�ca i b�yskotliwie
dowcipna. Obie z Charlotte s�dzimy, �e by�aby� wspania�� gospodyni�.
W pierwszej chwili hrabinie Berezowskiej po prostu odj��o mow�.
Spróbowa�a delikatnie oswobodzi� rami�.
- Obawiam si� - powiedzia�a - �e nie mam talentu do tego rodzaju zaj�cia.
- Nonsens! Pozwól, �e to oceni�, gdy przyjdzie czas. - Zofia pu�ci�a
kuzynk�. - A teraz id� ju�. Musz� si� przygotowa�.
Anna pobieg�a do Jana Micha�a, wyrzucaj�c z my�li propozycj� Zofii.
Nast�pnego ranka wsta�a wcze�nie i od razu uda�a si� do Lubickich po
pieni�dze.
Nowy Rok 1794 zacz�� si� szcz��liwie. Ma�y Jan Micha� zdawa� si�
powraca� w pe�ni do zdrowia. Anna nie posiada�a si� z rado�ci, obserwuj�c,
jak na powrót staje si� beztroskim i ciekawym �wiata dzieckiem.
Zastanawia�a si�, kiedy Zofia znów przyjdzie do niej z propozycj�, by
pomog�a jej zabawia� Rosjan. I co dzie� �wiczy�a, w jaki sposób jej odmówi.
Czym kierowa�a si� kuzynka, proponuj�c jej co� tak nies�ychanego? Anna
nie by�a w stanie zg��bi� motywów Zofii. Czy naprawd� chodzi�o o to, by
zapewni� bezpiecze�stwo domowi i rodzinie, czy te� raczej o to, jak sk�onna
by�a przypuszcza�, �e takie zachowanie Anny zniweczy�oby jej marzenia o
szcz��liwym �yciu z Janem? Czy to mo�liwe, by Zofia nadal �ywi�a nadziej�,
�e którego� dnia Jan po�lubi w�a�nie j�?
Kolejna zagadka.
- Wreszcie nadchodzi! - zawo�a� �ydowski piekarz, wpadaj�c spó�niony do
pokoju muzycznego.
430
RS
Anna w�a�nie sko�czy�a gra� jeden z zapami�tanych z dzieci�stwa
utworów, lecz przybysz nie by� w stanie zaczeka�, a� wybrzmi ostatnia nuta, a
tym bardziej brawa.
- Nadchodzi! - powtórzy�.
- Kiedy? - zapyta� chór g�osów.
- W nast�pnym miesi�cu. W lutym.
- Sk�d wiesz? - zapyta� sklepikarz. - Ja s�ysza�em, �e w kwietniu.
- Czeka�, czeka�, nic tylko czeka� - poskar�y�a si� szwaczka. - Dlaczego
musimy ci�gle czeka�?
Piekarz u�miechn�� si�:
- Wiatr wieje tak szybko, jak chce.
- To dobra maksyma - odparowa�a szwaczka - lecz powiadam wam, je�li
Ko�ciuszko szybko czego� nie zrobi, Katarzyna wbije pazury w Rzeczpospolit�
tak mocno, �e wszelka walka b�dzie skazana na niepowodzenie.
Anna pozosta�a przy pianinie, z zainteresowaniem przys�uchuj�c si�
rozmowie. Jej patriotycznie nastawieni przyjaciele spotykali si� w domu
Gro�skich co tydzie� od czasu pami�tnego wieczorku we wrze�niu ubieg�ego
roku. Anna organizowa�a spotkania w dniu, który Zofia sp�dza�a zwykle u
krawcowej na Rynku, i niezbyt wcze�nie rano, kiedy hrabina pozostawa�a w
swoim pokoju, czytaj�c Bibli� i publikacje na tematy polityczne. Anna by�a
pewna, �e ani ciotka, ani kuzynka nie zaaprobowa�yby tych spotka�. Zofia
uzna�aby je za ryzykowne, gdy� mog�y zaszkodzi� jej opinii w�ród Rosjan, a
hrabina za skandaliczne, gdy� �aden z go�ci nie pochodzi� ze szlachty. Jako �e
dom Gro�skich znany by� z go�cinno�ci wobec Rosjan, stanowi� najmniej
podejrzane, a tym samym bezpieczne miejsce spotka�.
Po jakim� czasie tego rodzaju zebrania sta�y si� wyj�tkowo ryzykowne,
gdy� Katarzyna rozkaza�a, by aresztowano wszystkich wywrotowców. Mimo
to Anna nie ukrywa�a niczego przed s�u�b�. Ufa�a im bez zastrze�e�.
U�wiadomi�a te� sobie, �e cho� p�omie� patriotyzmu od czasu do czasu
ogarnia równie� szlacht�, zw�aszcza niektórych spo�ród magnatów, to w
sercach ch�opstwa p�onie stale, z niezawodno�ci� najlepszej woskowej �wiecy.
Podczas pierwszych spotka� przekazywano sobie niewiele nowin. Chodzi�o
raczej o to, by sp�dza� czas po�ród ludzi �ywi�cych nadziej�, i�
Rzeczpospolita jednak nie upadnie. Ostatnio wszak�e m�yn pog�osek pracowa�
pe�n� par�. Wydawa�o si� pewne, �e Ko�ciuszko zamierza wkrótce co� przedsi�wzi��.
431
RS
Grupka czterech czy pi�ciu osób, zgromadzona wokó� pianina, zas�ania�a
Annie widok, tote� gdy nagle otwar�y si� drzwi, nie mog�a dostrzec, kto
pojawi� si� na progu. S�dzi�a, �e to Lutisza lub Marta z przek�skami. Jednak po
chwili o�ywiona konwersacja przycich�a, a normalny ton g�osu zast�pi�y
szepty, które w ko�cu ust�pi�y miejsca pe�nej napi�cia ciszy. Jeden ze
stoj�cych przed pianinem m��czyzn odwróci� si� i sk�oni�.
Anna wsta�a, czuj�c, jak krew odp�ywa jej z twarzy.
Nieruchoma sylwetka w zielonej sukni to nie móg� by� nikt inny jak tylko
hrabina Stella Gro�ska. Ciotka u�miecha�a si�, lecz Anna, zdenerwowana, nie
potrafi�a odczyta�, co mia� wyra�a� ten u�miech. Jak ciotka zareaguje na to, �e
siostrzenica urz�dza w jej domu tajne spotkania, nara�aj�c mieszka�ców?
Oczy wszystkich obecnych, utkwione w hrabinie, zwróci�y si� z wolna ku
gospodyni, gdy ta ruszy�a powoli, by przywita� ciotk�. Mia�a uczucie, �e od
drzwi dzieli j� niewyobra�alna odleg�o��. Nie mog�a opanowa� dr�enia, a serce
t�uk�o si� jej w piersi niczym ptak w klatce.
- Witaj, ciotko Stello - us�ysza�a w�asny g�os. Powitanie zabrzmia�o jednak
g�ucho i bezbarwnie.
- Witaj, Anno Mario - odpar�a ciotka.
Anna spróbowa�a uj�� jej d�o� i poprowadzi� hrabin� w g��b salonu, lecz ta
nie zamierza�a na to pozwoli�.
- Przeszkadzamy ci? S�dzi�am, �e czytasz lub odpoczywasz.
- Naprawd�?
- Ja... podejmuj� w�a�nie kilkoro przyjació�. - Anna nadal nie potrafi�a
odczyta�, co oznacza u�miech ciotki.
- Rozumiem - powiedzia�a hrabina. A potem u�miech znikn��. - Anno, gdy
wesz�am, wszyscy tu rozprawiali z o�ywieniem. Co si� sta�o?
- To tylko plotki, ciociu.
- Jakie plotki? - naciska�a hrabina.
- Nic okre�lonego, lecz kr��� pog�oski, �e Ko�ciuszko zamierza rozpocz��
wkrótce kampani�.
- Bogu niech b�d� dzi�ki!
- Ciotko Stello - szepn��a Anna. - Nie chcia�am, by� wiedzia�a o tych
spotkaniach.
Hrabina przyjrza�a si� jej br�zowymi oczami, przenios�a spojrzenie na
ucich�e nagle towarzystwo, a potem znów na ni�. Nagle parskn��a krótkim
�mieszkiem.
432
RS
- Moja droga, by� mo�e teraz jest to bardziej dom Zofii ni� mój, ale nie
s�dzisz chyba, �e nie wiem, co si� w nim dzieje?
- Wiedzia�a�?
- Oczywi�cie! Spotkania odbywaj� si� tu co tydzie�. W czwartki, gdy Zofia
sp�dza czas na zakupach. Mam racj�, czy te� zawodzi mnie umys�?
- Masz racj�. To niewybaczalne z mojej strony, �e nadu�ywam twej
go�cinno�ci. Pozwoli�am sobie na zbyt wiele. W przysz�o�ci...
- Anno Mario!- przerwa�a jej stanowczo hrabina.
- Tak, ciociu?
- Czy mog� przy��czy� si� do grona twoich przyjació�? Anna zamilk�a i
przez chwil� wpatrywa�a si� w ciotk�, zaskoczona.
- Och, wiem - powiedzia�a hrabina, machaj�c lekcewa��co d�oni� - kiedy�
mia�am inne pogl�dy i mocno si� ich trzyma�am. Lecz czasy s� niebezpieczne,
a ja nie chc� pozosta� w tyle, uczepiona kurczowo przesz�o�ci.
- Ja... z przyjemno�ci� przedstawi� ci moich go�ci, ciociu.
- Spojrzyjmy na to w ten sposób - mówi�a dalej hrabina wystarczaj�co
g�o�no, by wszyscy mogli j� us�ysze�. - Dlaczego mam ogranicza� si� do
zwietrza�ych nowin na temat ruchu patriotycznego, które mog� znale�� w
nieaktualnych publikacjach, skoro mieszkam w stolicy, a ludzie doskonale
orientuj�cy si� w sytuacji spotykaj� si� w moim domu?
- Powiedzia�a, �e doskonale orientujemy si� w sytuacji -wypali� szewc, a
potem szybko zas�oni� d�oni� usta, za�enowany tym, �e wypowiedzia� na g�os
swe my�li. Pozostali go�cie roze�miali si� i napi�cie w pokoju zel�a�o.
Anna wzi��a ciotk� za r�k� i poprowadzi�a przez salon, przedstawiaj�c jej
ka�dego po kolei. Witaj�c si� z hrabin�, wszyscy sk�aniali grzecznie g�owy.
Kiedy formalno�ciom sta�o si� zado��, ciotka Stella wda�a si� w o�ywion�
rozmow� z bankierem, w�a�cicielem jednego z sze�ciu najwi�kszych banków
w stolicy, z których wszystkie og�osi�y w zesz�ym roku niewyp�acalno��.
Gdy go�cie wyszli, hrabina wygl�da�a na wyczerpan�, ale szcz��liw�.
- Anno - powiedzia�a - nie wa� si� zapomina�, �e jeste� dla mnie jak córka,
a mój dom jest twoim domem.
- Dzi�kuj�, ciociu, lecz Zofia nie mo�e si� o tym dowiedzie�.
- Ach, Zofia! - zawo�a�a hrabina, machaj�c niecierpliwie, acz z wdzi�kiem,
d�oni�. - Do licha z Zofi�!
433
Rozdzia� sze��dziesi�ty trzeci.
RS
Rynek w Krakowie by� porucznikowi Stelnickiemu dobrze znany. W ko�cu
to w�a�nie tutaj sta�a nale��ca do jego rodziny kamienica. Tu, a tak�e na
prowadz�cych do Rynku uliczkach bawi� si�, b�d�c dzieckiem. Jednak dopiero
teraz, po tym, jak towarzysz�c Ko�ciuszce, odwiedzi� tuziny miast i
miasteczek, u�wiadomi� sobie, �e krakowski Rynek jest wyj�tkowo du�y.
Nawet warszawski nie móg� si� z nim równa�.
Dobrze si� sk�ada, �e jest tu a� tyle miejsca, pomy�la� z wdzi�czno�ci�,
patrz�c na zgromadzone wokó� siebie t�umy. Dwu- i trzypi�trowe kamieniczki,
okalaj�ce plac, tak�e pe�ne by�y ludzi, spogl�daj�cych z dachów i okien.
Wsz�dzie dooko�a czu�o si� powiew historii. Dzisiejszy dzie� - dwudziesty
czwarty marca - przetrwa w pami�ci narodu na zawsze. Je�li Bóg da, b�dzie
bowiem oznacza� pocz�tek ko�ca obcych wp�ywów w Rzeczpospolitej. Tak jak
bia�e bociany powracaj� po d�ugiej zimie na polskie dachy, tak patrioci,
szlachta i lud powróc� wkrótce do domów, rozmy�la� z nadziej� Jan.
Podobnie jak reszta zgromadzonych sta� w ten ch�odny, cho� s�oneczny
poranek, oczekuj�c na pojawienie si� Ko�ciuszki. Towarzysz�c ma�emu
genera�owi, mia� okazj� zobaczy� co� wi�cej ni� tylko place miast. Widzia�
bitwy i krew, bohaterstwo i �mier�, ale równie�, daj�ce si� wyczu� tak�e
dzisiaj, umi�owanie wolno�ci, i to zarówno w�ród szlachty, jak i mieszczan,
ch�opów czy �ydów. Czy Sprawa, któr� popiera tak wielu, mog�aby upa��?
Czu�, �e emocje t�umu przep�ywaj� skro� niego niczym rzeka.
Przed rozbiorem w 1793 roku do�wiadczy� smaku zwyci�stwa i pora�ki.
Pod Dubienk� otrzyma� pchni�cie bagnetem w prawe rami�, lecz zwyci�stwo
by�o tak s�odkie, �e prawie nie poczu� bólu. Prawdziwe nieszcz��cie nadesz�o,
kiedy Fryderyk Wilhelm z Prus z�ama� obietnic� dan� Polakom i przesta�
popiera� ich d��enia do niepodleg�o�ci, a ksi��� Ludwig wycofa� podlegaj�ce
mu litewskie oddzia�y z pola bitwy.
Jednak prawdziwa kl�ska nadesz�a dopiero, kiedy niektórym spo�ród
magnatów uda�o si� przekona� króla, �e nie ma wyboru i musi przy��czy� si�
do konfederacji targowickiej. Kuzyn króla, genera� Józef Poniatowski,
zwyci�zca spod Zieleniec, z�o�y� w dowód protestu dymisj�, podobnie jak
genera� Ko�ciuszko. Jan by� zadowolony, �e rana zatrzyma�a go tego czarnego
dnia z dala od stolicy. Ko�ciuszko wróci� pokonany, ale nie za�amany. On
nigdy si� nie podda, rozmy�la� Jan.
434
RS
Wi�ksz� cz��� roku 1793 sp�dzi� z Ko�ciuszk� w Pary�u. Genera� �ywi�
nadziej�, �e uda mu si� przekona� Francj�, by popar�a d��enia
niepodleg�o�ciowe Polaków. Ma�y genera� by� cz�owiekiem wytrwa�ym i
obdarzonym zdolno�ci� przekonywania. Jednak z czasem dotar�y do nich
pog�oski, �e w kraju rodzi si� zarzewie buntu. Powrócili wi�c. Kraków by�
wolny, poniewa� dwunastego marca genera� Madali�ski odbi� miasto
Rosjanom.
Ko�ciuszko wszed� na plac i t�um powita� go okrzykami, pozdrowieniami i
pie�ni�. Wiwaty trwa�y i trwa�y. Madali�ski sta� obok Ko�ciuszki, i je�li nawet
by� zawiedziony, �e to Ko�ciuszko odbiera ho�dy zamiast niego, cho� pojawi�
si� w Krakowie zaledwie wczoraj, nie okaza� tego.
Ma�y genera� wyszed� na �rodek placu i zatrzyma� si� niedaleko miejsca,
gdzie sta� ze swym oddzia�em Jan Stelnicki. Wódz ubrany by� w d�ugi bia�y
p�aszcz, obszyty przy ko�nierzu czerwon� wst��k�, bia�e spodnie, bia�� koszul�
oraz czerwon� kamizelk�. Na szyi mia�, zawieszony na wst�dze, krzy� Virtuti
Militari, a na g�owie, podobnie jak teraz Jan, ch�opsk� rogatywk�, czerwon�,
obszyt� u do�u czarnym baranim ko�uszkiem.
Dlaczego nie mia�by nosi� ch�opskiej czapki, pomy�la� Jan, rozgl�daj�c si�
po otaczaj�cym go t�umie. Bez ch�opów Sprawa po prostu by nie istnia�a. Tu,
na Rynku, znajdowa�o si� ich tysi�ce. Przybyli z kosami, gotowi ruszy� za
swym genera�em.
W ko�cu okrzyki ucich�y i Ko�ciuszko wyg�osi� serdeczn� przemow�,
przysi�gaj�c walczy� o „wolno��, ca�o�� i niepodleg�o��" swego kraju.
Wystosowa� odezw� do wszystkich stanów - poniewa� ich przedstawiciele
znajdowali si� tu dzisiaj -by nie kierowali si� egoizmem i w pe�ni oddali
sprawie wyswobodzenia Rzeczpospolitej Polski i Litwy. Zamierza� „zjednoczy� serca, d�onie i wysi�ki w ca�ym kraju".
Nast�pnie proklamowa� akt insurekcji, przyjmuj�c w�adz� dyktatorsk� i
ustanawiaj�c tymczasow� konstytucj�, która dawa�a wolno�� ch�opom, a
ziemi� ka�demu, kto si�gnie po or�� w obronie Rzeczpospolitej.
- Poczujcie w ko�cu sw� moc! - zawo�a�, jakby s�ucha� go ca�y naród. Wyt��cie si�y. Skupcie si� na tym, by by� wolnymi i niezale�nymi. Dzi�ki
jedno�ci i odwadze mo�ecie osi�gn�� ten szlachetny cel. Przygotujcie si� na
zwyci�stwa i pora�ki. Zarówno w jednym, jak i w drugim duch prawdziwego
patriotyzmu powinien doda� wam si� i energii. A teraz pozosta�o mi ju� tylko
s�awi� wasze Powstanie i s�u�y� wam tak d�ugo, jak d�ugo Niebiosa pozwol�
mi �y�!
435
RS
Tu genera� podrzuci� w powietrze sw� ch�opsk� czapk�, a t�um, wrzeszcz�c
op�ta�czo, porwa� go na r�ce i uniós�.
Jan obraca� w d�oni w�asn� rogatywk�. Serce omal nie p�k�o mu z dumy.
Gdyby tylko Anna mog�a to zobaczy�, pomy�la�. Anna o oczach jak
szmaragdowe b�yskawice. �zy zak�u�y go pod powiekami.
436
Rozdzia� sze��dziesi�ty czwarty.
RS
Anna wesz�a do salonu i zdumia�a si�, ujrzawszy w nim Paw�a Poteckiego.
- Czekam na Zofi� - wyja�ni� hrabia, wstaj�c.
- Z ochot� dotrzymam panu towarzystwa - powiedzia�a Anna, siadaj�c.
Zorientowa�a si�, �e Potecki przyby� w �ci�le okre�lonym celu. By� ubrany
do�� nietypowo, w ciemny strój, a w jego zachowaniu dawa�o si� wyczu�
zdenerwowanie. Mimo to dalej by� przystojnym m��czyzn� o szlachetnej postawie. Anna nadal by�a mu wdzi�czna, �e zatroszczy� si� o ni� po pami�tnym
przyj�ciu Zofii, kiedy to pijana ksi��na Sic paskudnie sobie z niej zakpi�a.
- Gratulacje, pani Anno. Od czasu, kiedy ostatni raz si� widzieli�my, zosta�a
pani matk�.
- Dzi�kuj� panu.
- To ch�opiec?
- Tak, silny i zdrowy.
- Ha! - roze�mia� si� hrabia. - Pami�ta pani nasz� rozmow�. Gdyby urodzi�a
si� dziewczynka, z pewno�ci� tak�e by�aby silna.
- Bez w�tpienia - zawtórowa�a mu Anna.
Jakby na zamówienie do pokoju wbieg� Jan Micha�, �ciskaj�c w r�czce
kawa�ek �ytniego chleba.
- Matko, spójrz! - zawo�a�. - Chleb!
Zatrzyma� si� ko�o krzes�a i podniós� r�czk�, by pokaza�, co w niej ma.
- Ach, skórka! - zawo�a�a �piewnie Anna. - Smakuje ci, Janie Michale?
- O tak. Lutisza mówi, �e to najlepsze!
- Lutisza piecze dzi� chleb? - zapyta� hrabia ch�opca. Malec odwróci� si�,
spojrza� na obcego i skin�� niepewnie g�ow�.
- Ale� z ciebie prawdziwy ma�y m��czyzna - orzek� Potecki.
- O tak! - potwierdzi�o dziecko.
Hrabia za�mia� si� i posadzi� sobie malca na kolanach. W drzwiach
pojawi�a si� zdyszana Marta. Najwidoczniej przybieg�a tu za ch�opcem.
- Och, przepraszam, madame - wykrztusi�a. - Nie wiedzia�am, �e ma pani
go�cia.
- Pan Potecki czeka na pani� Zofi�. Marta pokra�nia�a.
- Odwróci�am si� tylko na chwil�, a ma�y natychmiast zsun�� si� z krzese�ka
i uciek�.
- Jeszcze kilka minut - za�artowa� hrabia - a chwyci�by za szabl� albo
porwa� ze �ciany inn� sztuk� broni i wyruszy�by do Krakowa!
437
RS
Marta, przera�ona, zas�oni�a d�oni� usta.
- Wszystko w porz�dku, Marto - zapewni�a Anna ze �miechem. - Troch�
potrwa, nim b�dzie w stanie unie�� któr�� z tych rzeczy. A je�li Bóg da, nie
b�dzie takiej potrzeby.
Malec zsun�� si� z kolan hrabiego i podbieg� do s�u��cej.
- Marto - powiedzia�a Anna - dopilnuj, by Jan Micha� nie jad� ju� nic przed
obiadem.
- Tak, madame - szepn��a s�u��ca, dygaj�c. Wysz�a i zamkn��a drzwi za
sob� i ma�ym Janem.
- To takie bystre dziecko - powiedzia� go��, wstaj�c. - Na pewno jest pani z
niego dumna.
- Jestem. Musi pan ju� i��? Kuzynka powinna wróci� lada chwila.
- Obawiam si�, �e nie mog� d�u�ej czeka�. Zofia jest tak nieprzewidywalna.
- Nieposkromiona, czy� nie tego okre�lenia wola�by pan u�y�?
Hrabia roze�mia� si�.
- Nieoswojony tropikalny ptak, o ile pami�tam. Có�, nie przeszkadza jej to
by� tak�e nieprzewidywaln�.
Anna nie mog�a si� powstrzyma�, by nie parskn�� �miechem.
- Po�egnaj� pani ode mnie?
Zauwa�y�a, �e na twarzy hrabiego znowu pojawi� si� wyraz napi�cia.
- Po�egna? - zapyta�a ze zdziwieniem.
- Tak. S�ysza�a pani zapewne, �e Ko�ciuszko wezwa� wszystkich do broni?
- Oczywi�cie. To dla nas wielka nadzieja. Nagle dotar�o do niej znaczenie
tego, co us�ysza�a.
- Jedzie pan do Krakowa?! Potecki przytakn��.
- Niech Bóg b�dzie z tob�, Pawle! - zawo�a�a Anna. Emocje sprawi�y, �e
zwróci�a si� do� po imieniu.
- Zbyt wielu spo�ród szlachty nie zareagowa�o na wezwanie - powiedzia�. Boj� si� reform, które genera� obieca� ch�opom. Jednak, na Boga, przede
wszystkim powinni�my si� martwi� o to, co zagra�a nam z zewn�trz!
- Jestem pewna, �e bardzo si� tam przydasz. - Anna dotkn��a �okcia
hrabiego. - Jestem z ciebie dumna.
- Pomy�la�bym raczej, �e nie b�dziesz chcia�a nawet s�ysze� o wojnie,
Anno.
- Bo wola�abym nie s�ysze�. Lecz w pe�ni popieram Spraw�, podobnie jak
moja ciotka.
- Czy kto� ci bliski walczy za ojczyzn�, Anno?
438
RS
- Tak, jest z Ko�ciuszk�... porucznik Jan Stelnicki.
- Rozejrz� si� za nim. Dzi�kuj� za zaufanie. W�tpi�, czy Zofia oka�e si� tak
wyrozumia�a. - U�miechn�� si� smutno.
- Tak, ja tak�e w to w�tpi�.
- B�dzie w�ciek�a.
- Kochasz j�, prawda, Pawle?
- Tak - powiedzia�, oblewaj�c si� rumie�cem.
- Wyzna�a mi, �e prosi�e� j� o r�k� - mówi�a dalej, zaszokowana w�asn�
�mia�o�ci�.
- Tak. Wiele razy. Nasza znajomo�� opiera si� jednak na tym, co wygodne,
nie na tym, co konwencjonalne. Wygodne dla Zofii, rzecz jasna. Jeste� jej
kuzynk�, Anno. Powiedz, czy ona kocha innego?
Pytanie zaskoczy�o Ann�.
- Ja... ja nie wiem.
Drzwi do salonu otworzy�y si�, co uchroni�o j� przed dalsz� indagacj�.
- Bo�e, co za powa�ne t�te-�-t�te! - zawo�a�a �piewnie Zofia. - Witaj,
Pawle. Witaj, Anno.
Anna czym pr�dzej wymówi�a si� od towarzystwa, �egnaj�c si� z hrabi� i
�ycz�c mu wszystkiego dobrego.
- Kto� móg�by pomy�le�, �e Anna wyprawia ci� na wojn�, Pawle powiedzia�a Zofia.
Wchodz�c po schodach, Anna zastanawia�a si�, dlaczego kuzynka odrzuca
tak przystojnego i przyzwoitego adoratora. Czy nie potrafi zadowoli� si�
jednym m��czyzn�? A mo�e nadal ma na oku innego?
Przez nast�pne pó� godziny z salonu dobiega� podniesiony g�os Zofii, bez
w�tpienia próbuj�cej wyperswadowa� hrabiemu jego zamiary. Jego tak�e da�o
si� s�ysze�, lecz mówi� ciszej i tak, jakby przemawia� komu� do rozs�dku.
W chwil� po tym, jak g�osy ucich�y, Anna us�ysza�a, �e zamykaj� si�
wej�ciowe drzwi. Zesz�a na dó�. Zofia nadal by�a w salonie.
- Oczywi�cie - powiedzia�a, spostrzeg�szy kuzynk� - dobrze wiesz, co on
planuje.
- Owszem.
- I, jak przypuszczam, popierasz to?
- Tak.
- Pawe� jest g�upcem - oznajmi�a Zofia drwi�co.
- Nie nam aprobowa� go lub gani�. Jest doros�y i musi post�powa� tak, jak
dyktuje mu sumienie. Wola�aby�, by zachowywa� si� inaczej?
439
RS
Zofia spojrza�a na ni�, jakby rozwa�a�a znaczenie tego, co przed chwil�
us�ysza�a. Zaczerpn��a g��boko oddechu, a potem wypu�ci�a z wolna powietrze
i powiedzia�a:
- Sumienie, te� mi co�!
- Zofio - rzek�a Anna, chwytaj�c j� za rami�. - Pawe� ci� kocha! Po�lij po
niego lub pozwól, �e ja to uczyni�!
- Och, Anno - odpar�a zniecierpliwiona kuzynka, wyrywaj�c si� jej, i
ruszy�a ku drzwiom.
- Zofio, nie pozwól, by uda� si� na wojn� przygn�biony, bo mo�e z niej nie
wróci�! - nalega�a Anna.
Zofia odwróci�a si� i utkwi�a w niej spojrzenie ciemnych, migda�owych
oczu.
- Jak te� brzmi to powiedzenie? Na miejsce ka�dego g�upca znajdzie si�
dwóch nast�pnych. Có�, kuzynko, prosz� ci�, nie w��czaj mnie do tego.
Nowina zasta�a Ann� w domu Lubickich. Ko�czy�a omawia� z ksi�ciem
sprawy finansowe, gdy Mundek, dwunastoletni brat Heleny, który dopiero co
przybieg� z placu przed Zamkiem, zawo�a�:
- Ko�ciuszko spotka� si� z wrogiem - wykrzykiwa� piskliwym ch�opi�cym
g�osem - i odnie�li�my zwyci�stwo! Niech �yje Republika!
W wielkim domu natychmiast zapanowa�o o�ywienie. Cz�onkowie rodziny,
przyjaciele, s�u�ba, wszyscy zacz�li wykrzykiwa� rado�nie:
- Niech �yje Republika! Niech �yje orze� bia�y! Niech �yje ma�y genera�!
W ci�gu nast�pnych kilku dni poznali wi�cej szczegó�ów. Odezwa
Ko�ciuszki nie pozosta�a bez echa. Setki i tysi�ce ch�opów uzbrojonych
jedynie w kosy i inne ostre narz�dzia ruszy�y, podobnie jak armia szlachty i
czeladzi, by przy��czy� si� do walcz�cych pod sztandarem z bia�ym or�em na
czerwonym tle.
Ko�ciuszko nie czeka�, a� Rosjanie pomaszeruj� na Kraków. Ruszy� na
pó�noc z czterema tysi�cami regularnego wojska i dwoma tysi�cami
kosynierów. Czwartego kwietnia, w pobli�u Rac�awic, rosyjscy genera�owie
Tormasow i Pustowa�ow zaatakowali oddzia�y Ko�ciuszki z dwu stron naraz.
Lecz zanim trzecia armia, dowodzona przez Denisowa, zd��y�a w��czy� si� do
walki, polscy �o�nierze, wspierani przez walcz�cych z szale�cz� determinacj�,
nieustraszonych kosynierów, przeprowadzili frontalny atak, zadaj�c Rosjanom
druzgoc�c� kl�sk�.
440
RS
Katarzyna straci�a tysi�c �o�nierzy, a Polska zyska�a nadziej�. Hrabina
Berezowska zastanawia�a si�, co te� musz� sobie my�le� Rosjanie okupuj�cy
Warszaw�. Z pewno�ci� mieli powód, by si� martwi�.
Anna bawi�a si� z Janem Micha�em w pokoiku na poddaszu, kiedy w
drzwiach stan��a Lutisza, wo�aj�c:
- Madame, hrabina Stella prosi, by zesz�a pani do pokoju muzycznego. S�
tam pani go�cie.
- Wielkie nieba, Lutiszo! Straci�am poczucie czasu! Zaraz schodz�. Przy�lij,
prosz�, Marcelin� lub Katarzyn�, by zaj��y si� Janem.
Od zwyci�stwa Ko�ciuszki min��o zaledwie kilka dni i Anna spodziewa�a
si� zasta� na dole radosne twarze. Lecz kiedy otworzy�a drzwi, zauwa�y�a, �e
przyjaciele maj� miny pow�ci�gliwe, a nawet powa�ne.
M��czy�ni wstali, gdy wesz�a.
- Dzie� dobry, pani Berezowska - powita� j� niejednolity chór.
- Dzie� dobry - odpar�a, przygl�daj�c si� grupie dwudziestu, dwudziestu
pi�ciu osób, zebranych w pokoju muzycznym. - Dlaczego nie �wi�tujemy?
Wkrótce mia�a si� dowiedzie�. Usiad�a obok ciotki, która wydawa�a si�
równie zaciekawiona. Podczas gdy reszta milcza�a, obywatel Donakevi,
bankier, wzi�� na siebie obowi�zek wyja�nienia Annie sytuacji, zaczynaj�c od
pytania:
- Zna pani szewca Kili�skiego? Anna potrz�sn��a g�ow�.
- S�ysza�am o nim - wtr�ci�a hrabina. - Jest dobrym patriot�, prawda?
- Owszem, jest patriot� - odpowiedzia� bankier - ale by� mo�e zbyt
radykalnym.
- Czy� patrioci cz�sto nie musz� ucieka� si� do radykalnych �rodków, je�li
zachodzi taka potrzeba? - spyta�a Anna.
- Tak, oczywi�cie, ma pani racj�. Lecz prosz� pozwoli�, �e wyja�ni�. Jan
Kili�ski i inni pod�egaj� mieszka�ców Warszawy, i robi� to niezwykle
skutecznie, by powstali i przej�li kontrol� nad stolic�, nie czekaj�c, a�
Ko�ciuszko dotrze tu z po�udnia.
- Lecz je�li da�oby si� to przeprowadzi�... - zacz��a hrabina.
- Och, niewykluczone, pani Gro�ska, ale potrzeba cz�owieka takiego jak
Ko�ciuszko, z jego opanowaniem i przywódczym talentem, by wzi�� miasto
bez niepotrzebnego rozlewu krwi i strat w ludziach.
- A ta gromada buntowników? - dopytywa�a si� Anna.
- To tylko pstra mieszanina rozgniewanych obywateli, �o�nierzy bez
przydzia�u i, co nieuniknione, miejskiej ha�astry.
441
RS
- Jednym s�owem, mot�och - podpowiedzia�a.
- W�a�nie. Warszawa mo�e si� okaza� drugim Pary�em.
- A Katarzyna... - zastanawia�a si� na g�os Anna. Hrabina Gro�ska
westchn��a przeci�gle i doko�czy�a za siostrzenic�:
- Rozw�cieczona do bia�o�ci spadnie na Prag� i stolic� niczym smoczy
ogie�.
- Bo�e, czy niczego nie da si� zrobi�? - Anna przesun��a spojrzeniem po
zaniepokojonych twarzach, u�wiadamiaj�c sobie, �e oprócz niepokoju maluje
si� na nich oczekiwanie. O co im chodzi? Czego ci ludzie ode mnie chc�?
Odwróci�a twarz ku bankierowi Donakeviemu.
- Pani Berezowska - zacz�� bankier niezdecydowanie - chcieli�my prosi�
pani�... to znaczy, mamy nadziej�, �e pani by�aby w stanie co� zrobi�.
- Ja? - spyta�a z najwy�szym zdumieniem. - A có� ja takiego mog�abym
zrobi�?
- Mog�aby pani dotrze� do króla - powiedzia� bankier, tym razem bez
wahania. - Spo�ród nas jedynie pani mia�aby szans� sprawi�, by jej wys�ucha�.
Przemawia�aby pani nie tylko w imieniu tej ma�ej gromadki, zebranej teraz w
pani salonie, ale w imieniu tysi�cy obywateli, którzy nie �ycz� sobie anarchii
na ulicach. Musimy zaczeka�, a� ma�y genera� oswobodzi stolic�.
- Król mnie nie zna - powiedzia�a Anna, potrz�saj�c g�ow�.
Bankier wydawa� si� zawiedziony. Roze�mia�a si� z przymusem.
- S�dzili�cie, �e skoro pochodz� ze szlachty, musz� zna� króla?
- Nie wiedzieli�my tego, prosz� pani, lecz...
- Tak?
- Pani Gro�ska go zna.
Anna wstrzyma�a oddech. Od razu wiedzia�a, �e bankier nie ma na my�li jej
ciotki, która siedzia�a tu� obok, milcz�ca niczym g�az.
- Moja kuzynka?
Bankier skin�� tylko g�ow�, gdy� by� cz�owiekiem dyskretnym. Anna mog�a
sobie jedynie wyobra�a�, jakie� to plotki pod��aj� �ladem modnych
pantofelków Zofii.
- Hrabina Zofia Gro�ska ma dost�p do króla, a pani, jako jej kuzynka i
arystokratka, z pewno�ci� uzyska pos�uchanie. Wierzymy, �e tak w�a�nie si�
stanie.
- To nie do pomy�lenia. - Na sam� my�l o czym� takim Ann� rozbola�a
g�owa. -1 co mia�abym powiedzie� królowi?
442
RS
- Mog�aby pani przekaza� mu nasze przes�anie - powiedzia�a b�agalnie �ona
bankiera. - Moja droga, trzeba co� przedsi�wzi��, i to natychmiast. Od tego
zale�y �ycie wielu ludzi!
Annie zakr�ci�o si� w g�owie. Spojrza�a na swoich go�ci, zastanawiaj�c si�,
jak to si� sta�o, �e stan��a przed tak powa�n� prób�. Co sobie my�leli ci ufni
ludzie? Jakie pok�adali w niej nadzieje? Nigdy dot�d nie czu�a si� tak niepewna
i ma�o znacz�ca. A potem przypomnia�a sobie, co odpowiedzia� jej dwa lata
temu Micha� Kolbi, gdy zapyta�a go, w jaki sposób mog�aby by� przydatna
grupce patriotów. Zapewni� j� wtedy, �e pewnego dnia, by� mo�e, b�dzie
mog�a odda� im nieocenione us�ugi. Niechybnie przypomnia�by jej o tym teraz,
gdyby nie by� z Ko�ciuszk�, oddaj�c nieocenione us�ugi genera�owi i
ojczy�nie.
- Pani Berezowska? - szepn�� bankier, przywo�uj�c j� do rzeczywisto�ci.
Spojrza�a na ciotk�. Hrabina wygl�da�a tak, jakby mia�a ochot� skin�� z
aprobat� g�ow�. Nie uczyni�a tego jednak. Anna czu�a, �e ciotka chce, by
samodzielnie podj��a decyzj�. Prze�kn��a zatem nerwowo i powiedzia�a:
- Pojad� do Zamku jeszcze dzi� po po�udniu.
Zofia wróci�a z zakupów o pierwszej. Anna nie traci�a czasu, lecz posz�a do
niej od razu, nim kuzynka zacz��a przygotowywa� si� do kolejnego
wieczornego przyj�cia. Bez tchu wyja�ni�a, co grozi miastu ze strony
Kili�skiego i gromady jego buntowników.
Zofia by�a zaskoczona.
- Sk�d ty o tym wiesz?
- Mam przyjació�, ludzi, którzy wiedz�, co mówi�.
- Nadal spotykasz si� z t� ho�ot�? Ufam, �e nie odbywa si� to w moim
domu.
- Musisz mi uwierzy�. Miasto jest zagro�one!
- Och, wierz� ci, moja droga. Chodzi jedynie o to, �e te sprawy s� tak
nu��ce. Dziwi mnie, �e si� tym interesujesz. B�dzie, co ma by�.
- I Mówisz tak, jakby� s�dzi�a, �e nie mo�esz mie� wp�ywu na swoje �ycie.
Có�, jest inaczej. Ludzie prowokuj� wydarzenia, mog� im te� zapobiec. Musz�
co� zrobi�.
- Tylko co? - rzuci�a Zofia gniewnie. - Jak ci si� wydaje, co mog�aby�
zrobi�?
Anna zamilk�a, a potem zebra�a si� na odwag� i zaczerpn�wszy oddechu,
powiedzia�a:
443
RS
- Zabierzesz mnie dzi� po po�udniu, bym mog�a zobaczy� si� z królem?
Poinformuj� go o spisku. Je�li kto� mo�e zrobi� cokolwiek, by zapobiec
przedwczesnemu powstaniu, to tylko on.
- Król? - Zofia roze�mia�a si�. - Zwariowa�a�?
- Zofio, ludzie na mnie licz�.
- Co ci� napad�o, Anno? Czy kiedykolwiek pozb�dziesz si� tej wiejskiej
naiwno�ci? Nie mo�esz nic zrobi�. Zostaw polityczne intrygi m��czyznom. Jak
sobie to wyobra�asz, kim ty jeste� - Joann� d'Arc?
- Nie, chodzi tylko o to, i� s�dz�...
- Do��! - przerwa�a jej Zofia. - Nie mog� pój�� tam z tob� dzisiaj. Mam
inne plany.
- Zofio, prosz�...
- Nie, Anno! Ca�y ten pomys� to absurd. Nie zamierzam bra� udzia�u w tak
bezsensownym przedsi�wzi�ciu i nie chc� wi�cej o tym s�ysze�.
Anna odwróci�a si� i ju� mia�a wyj��, gdy zobaczy�a le��cy na biurku Zofii
list. By� cz��ciowo ukryty w�ród innych papierów, lecz wystawa� fragment
czerwonej piecz�ci. Natychmiast pomy�la�a, i� mo�e to by� piecz��
Stelnickich.
Zatrzyma�a si� i odwróci�a.
- Mo�e przynajmniej napisa�aby� mi list polecaj�cy do króla? - spyta�a,
wskazuj�c gestem sekretarzyk.
- Nie, mam zbyt ma�o czasu, a musz� si� przygotowa�. Zofia podesz�a do
sekretarzyka i zamkn��a go.
- Do widzenia, Anno - powiedzia�a ze swym wystudiowanym u�miechem.
Nie pozwalaj�c sobie zbyt d�ugo si� namy�la�, by nie ogarn�� jej strach,
Anna ubra�a si� po�piesznie. W�o�y�a popo�udniow� sukni� z indyjskiej
bawe�ny i upi��a wysoko w�osy, przytrzymuj�c je bursztynowymi spinkami.
Nie umalowa�a si� ani nie za�o�y�a bi�uterii.
Dopiero w wynaj�tym powozie mia�a czas si� zastanowi�. Czy to mo�liwe,
by list, który zauwa�y�a, by� od Jana? Czy Zofia próbowa�a go ukry�? A mo�e
ona sobie tylko to wyobra�a? Je�li list by� od Jana, czy zosta� zaadresowany do
Anny? Czy�by kuzynka powróci�a do starych sztuczek z przejmowaniem
poczty? I czy to mo�liwe, by Jan pisywa� do niej?
Nie widzia�a go od tak dawna, �e nie mia�a pewno�ci, czy nadal mu na niej
zale�y i czy zapomnia� o Zofii. Zmusi�a si�, by o tym nie my�le�.
444
RS
Dlaczego nie potrafi�a w pe�ni nikomu zaufa�? Jan nadal j� kocha, musi.
Odegnawszy precz w�tpliwo�ci, zacz��a martwi� si�, czy jest bezpieczny.
Bo�e, chro� go i zachowaj w zdrowiu, modli�a si�.
Kiedy za oknem spostrzeg�a kolumn� Zygmunta, zorientowa�a si�, �e jest
na zewn�trznym dziedzi�cu Zamku. Nagle przypomnia�a sobie pierwsz�
wypraw� do stolicy w poszukiwaniu lalki. Wówczas, miast kupi� zabawk�,
zakocha�a si� w kryszta�owej go��bicy.
W polu widzenia ukaza� si� zegar na wie�y zamkowej. Czy tam naprawd�
mieszka król? - spyta�a wówczas ojca. Co by pomy�la� jej ojciec, gdyby
wiedzia�, �e w�a�nie wybiera si� na spotkanie z królem? Do tego w tak wa�nej
misji. W jaki� sposób wspomnienie ojca doda�o jej odwagi. Powóz wjecha� na
wewn�trzny dziedziniec i Anna wysiad�a.
Wsz�dzie kr�cili si� rosyjscy gwardzi�ci. Poczu�a ucisk w sercu. Czy to
mo�liwe, by uda�o jej si� porozmawia� z monarch� z dala od w�cibskich uszu
Rosjan?
Apartamenty królewskie znajdowa�y si� na pierwszym pi�trze. Ann�
poprowadzono wielkimi schodami, a potem do bia�ego Pokoju Oficerskiego.
Dwaj gwardzi�ci stali przy wej�ciu, dwaj inni zajmowali posterunek przy
drzwiach, znajduj�cych si� w odleg�ym ko�cu sali. Z ulg� przekona�a si�, �e
przynajmniej ci ostatni mieli na sobie czerwono-�ó�te mundury polskiej
Gwardii Królewskiej. Rozleg�a szachownica zielono-bia�ych marmurowych
kwadratów przesuwa�a si� pod jej stopami, kiedy zbli�a�a si� do bogato
zdobionego francuskiego biurka, za którym siedzia� genera� adiutant. Poza ni�
nikt inny nie oczekiwa� tu na audiencj�. Wysoki bia�o-z�oty zegar wybija�
akurat godzin� trzeci�. Prawdopodobnie król nie zacznie przyjmowa� przed
pi�t�. Mog�a si� tylko modli�, aby monarcha by� w Zamku.
- Jestem hrabina Anna Maria Berezowska - przedstawi�a si�. - Chcia�abym
uzyska� audiencj�.
Z bij�cym mocno sercem przygl�da�a si� adiutantowi. Wszystko w nim
by�o grube: brzuch, rysy twarzy, w�sy. Jednak�e gdy si� odezwa�, przekona�a
si�, �e serdeczno�ci ma w sobie tyle, co w�osów na g�owie. Czyli bardzo
niewiele.
- Czy król si� pani spodziewa? - zapyta� bez u�miechu.
- Nie - odpar�a, trac�c pewno�� siebie.
- Hmmm - wymamrota� urz�dnik, otwieraj�c skórzan� ok�adk�. Z oficjaln�
min� przesuwa� grubym paluchem po stronach, mamrocz�c pod nosem.
445
RS
Po chwili zarówno ruch palca, jak i mamrotanie usta�y. T�u�cioch spojrza�
na Ann� oskar�ycielsko m�tnymi oczami.
- Pani nazwisko nie figuruje na li�cie osób maj�cych sta�y dost�p do Jego
Wysoko�ci. Czy król pani� zna?
Urz�dnik patrzy� na ni�, mru��c z pow�tpiewaniem oczy, ukryte pod
ci��kimi powiekami.
- To nie jest moja pierwsza wizyta w Zamku.
- A ta pierwsza okazja? - zapyta� impertynencko, jakby wiedzia�, �e by�a tu
zaledwie raz.
Anna zje�y�a si� wewn�trznie. To, �e gburowaty urz�dnik mia� racj�,
dodatkowo j� zirytowa�o.
- Niedawno zosta�am zaproszona na koncert i kolacj�.
- A je�li podam pani nazwisko królowi, czy je rozpozna?
- Niekoniecznie - przyzna�a. - Prosz�, panie oficerze, to bardzo wa�ne, bym
mog�a niezw�ocznie zobaczy� si� z Jego Wysoko�ci�.
- Obawiam si�, �e to niemo�liwe, moja pani. Aby uzyska� audiencj�, trzeba
przedstawi� swoj� spraw� na pi�mie. A wtedy pro�ba zostanie uwzgl�dniona
b�d� nie. Zwykle trwa to oko�o tygodnia.
- Tydzie�! Nie mam tyle czasu. Sprawa jest pilna! Urz�dnik splót� pulchne
palce i pochyli� si� nad biurkiem.
- O czym chcia�a pani rozmawia� z królem?
- Nie b�d� rozmawia�a o tym z nikim poza królem Stanis�awem.
- Zatem nie mog� pani pomóc. Do widzenia.
Ten prostak mia� czelno�� j� odprawi�. Krew nap�yn��a
Annie do twarzy. Odwróci�a si� nie po to, by odej��, lecz by omin�� biurko
i wbiec do nast�pnej sali.
Us�ysza�a, �e urz�dnik co� krzyczy, ale stra�nicy przy drzwiach byli tak
zaskoczeni, �e nie zareagowali w por�. Min��a ich, lecz niemal natychmiast
spotka�o j� rozczarowanie. Znalaz�a si� bowiem w wielkiej antykamerze, z
wisz�cymi na �cianach ci��kimi obrazami, w której na francuskich kanapach,
wygl�daj�cych na niezbyt wygodne, siedzieli ludzie. M��czy�ni i kobiety
czekali, by spotka� si� z królem.
Urz�dnik i stra�nicy rzucili si� w po�cig. Anna nie mia�a teraz nic do
stracenia, pobieg�a wi�c ku drzwiom, które musia�y prowadzi� do sali, w której
odbywa�y si� audiencje.
- Zatrzyma� t� kobiet�! - zawo�a� urz�dnik.
446
RS
Stra�nicy, strzeg�cy tych drzwi, okazali si� szybsi ni� ich koledzy.
B�yskawicznie przysun�li si� do siebie, skutecznie blokuj�c wej�cie.
- Musz� zobaczy� si� z królem! - krzykn��a Anna. - Musz�!
Pozostali stra�nicy zaszli j� od ty�u. Cho� nadal p�on��a gniewem,
wiedzia�a, �e przegra�a. Odwróci�a si� i zobaczy�a napieraj�cego na ni�
urz�dnika. Poczerwienia�y na twarzy, rozci�ga� wargi w wymuszonym
u�miechu.
- Wy dwaj - powiedzia� do stra�ników, którym nie uda�o si� jej zatrzyma� odprowadzicie natychmiast hrabin� do jej powozu. I postarajcie si�
przynajmniej to zrobi� jak nale�y! By�oby najlepiej - doda�, zwracaj�c si� do
niej - gdyby pani wi�cej tu nie wraca�a.
- A pa�ski nos nie by�by taki czerwony, gdyby pa�skie upodobanie do
wódki nie by�o równie wielkie jak brak manier. - Po raz pierwszy w �yciu
Anna odezwa�a si�, nie miarkuj�c s�ów.
Urz�dnik os�upia�. Hrabina Berezowska odwróci�a si� i wymaszerowa�a z
sali tak szybko, �e gwardzi�ci musieli mocno wyd�u�y� krok, by za ni�
nad��y�.
W powozie roze�mia�a si� na wspomnienie twarzy urz�dnika. Nie
wiedzia�a, co j� napad�o.
Rado�� z tego niewielkiego zwyci�stwa szybko jednak stopnia�a. Co by tu
jeszcze zrobi�, zastanawia�a si�, gdy powóz turkota� po mo�cie. Nie mog�a
zawie�� przyjació�. Modli�a si� o jak�� wskazówk�, jaki� plan. I nim wysiad�a
przed domem Gro�skich, plan by� gotowy. Na jego realizacj� mia�a nieca�e
dwie godziny.
Z niedowierzaniem wpatrywa�a si� w lustro.
Zofia wysz�a, a hrabina zd��y�a ju� si� po�o�y�. Najwidoczniej nie czu�a si�
dzi� zbyt dobrze - ostatnio zdarza�o si� to coraz cz��ciej. Anna mog�a zatem
spokojnie porozmawia� z Babette i przekupiwszy j�, nak�oni�, by jej pomog�a.
Pokojówka ubra�a j� w zapieraj�c� dech w piersi czerwon� toalet� Zofii, t�
z szerok� spódnic� i bufiastymi r�kawami, obszyt� setkami ko�ysz�cych si�
srebrnych paciorków. Nast�pnie umocowa�a jej na g�owie nale��c� do kuzynki
wysok� peruk�, przyozdobion� czerwonymi kokardkami.
Pomalowa�a twarz Anny tak, jak maluje si� obraz: czerwone wargi
przybra�y kszta�t serduszka, uró�owane policzki kontrastowa�y z biel� cery, a
wysoko na prawym policzku widnia�a czarna muszka w kszta�cie pó�ksi��yca.
Renesansowy poeta zapewne dedykowa�by mi cykl sonetów, pomy�la�a,
unosz�c w u�miechu k�ciki warg.
447
RS
Zestaw bi�uterii te� by� imponuj�cy. Jednak to dekolt sprawi�, �e si�
zawaha�a. Suknia by�a wyci�ta tak skandalicznie g��boko, �e stanik ledwie
zakrywa� piersi. Przemkn��o jej przez my�l, by si� przebra�, ale nie by�o ju� na
to czasu.
- Och, madame! - zawo�a�a pokojówka. - Wygl�da pani cudownie!
- Naprawd�? Powiedz mi, Babette, jak my�lisz, czy przynajmniej dzisiaj
mog�abym równa� si� z Zofi�?
- Tak, madame. Dzisiaj przewy�sza pani urod� kuzynk�. Anna wiedzia�a, �e
odrobina pewno�ci siebie, zyskana dzi�ki komplementowi, bardzo jej si�
przyda.
- Czy to du�e przyj�cie, pani Anno?
- Raczej bal maskowy, Babette.
- Och, madame! Ale zabawa!
Gdy hrabina Berezowska zjawi�a si� z powrotem w Pokoju Oficerskim,
wskazówki bia�o-z�otego zegara wskazywa�y godzin� 4.45. Serce podskoczy�o
jej z rado�ci, gdy przekona�a si�, �e znanego jej oficera zast�pi� inny urz�dnik!
Ledwie mog�a uwierzy� swemu szcz��ciu. Podesz�a do biurka i pochylaj�c si�,
powiedzia�a konfidencjonalnie:
- Chcia�abym natychmiast zobaczy� si� z królem. Czo�o starszego
cz�owieka przeci��a zmarszczka, gdy spojrza� na stoj�ce przed nim zjawisko w
czerwieni.
- Tak, tak, prosz� pani - zaj�kn�� si�, opuszczaj�c krzaczaste siwe brwi, by
móc wpatrywa� si� w biust Anny. - A jest pani...?
Anna zesztywnia�a z za�enowania, lecz postara�a si�, by urz�dnik przypisa�
jej zachowanie innym uczuciom, nie wstydowi.
- Nie wie pan? - spyta�a z zabarwionym kpin� zdumieniem w g�osie. Naprawd�?
- Có�, có�, nie, prosz� pani, ja...
- Jestem - powiedzia�a, rozci�gaj�c wargi w cukierkowym u�miechu
podpatrzonym u swej matki - hrabina Zofia Gro�ska z Halicza.
W duchu modli�a si�, by urz�dnik nie zna� Zofii z widzenia.
- Och, tak, tak, hrabina Gro�ska, oczywi�cie! Prosz� mi wybaczy�.
Pochylaj�c si� tak, �e niemal dotyka� nosem skórzanej ok�adki, gorliwy
cz�owieczek szybko zlokalizowa� nazwisko Zofii. Wsta� natychmiast.
- Prosz� mi wybaczy�, to zajmie zaledwie minut�. Zobacz�, czy król mo�e
pani� przyj��. Zechce pani spocz��?
- Dzi�kuj�.
448
RS
Anna pozwoli�a, by m��czyzna j� posadzi�, a potem mog�a ju� tylko
przygl�da� si�, jak znika po�piesznie za drzwiami.
Minuty ci�gn��y si� w niesko�czono��. Anna a� za dobrze zdawa�a sobie
spraw�, �e czterej obecni w pokoju �o�nierze byli tymi samymi gwardzistami,
którzy pomogli wcze�niej usun�� j� z zamku. Pokrywaj�c niepokój
zniecierpliwieniem, stuka�a wypolerowanymi paznokciami w blat biurka.
Wiedzia�a ju�, dlaczego Zofia tak stanowczo odmówi�a jej pomocy.
Obawia�a si�, �e król mo�e powiedzie� co�, co zdradzi�oby, jak dobrze si�
znaj�. Lecz czy mia�o to teraz znaczenie? Zw�aszcza w porównaniu z tym, co
zamierza�a mu przekaza�? A je�li Zofia wiedzia�a, �e Anna przeczyta�a kiedy�
jej pami�tnik? Zachichota�a cichutko. Gdyby mog�a teraz zobaczy� sw� naiwn�
kuzyneczk� ze wsi!
W ko�cu staruszek wróci�.
- Król przyjmie pani� od razu - oznajmi�.
Anna u�miechn��a si� �askawie. Wsta�a, lecz nim zd��y�a wej��, z
przyleg�ego pokoju wyprowadzono grup� mieszczan. Ich ponure twarze
pozwala�y domniemywa�, �e wizyta Anny skróci�a czas ich audiencji. Niech i
tak b�dzie, pomy�la�a, w ko�cu przysz�am tu w interesie ogó�u.
Ruszy�a przed siebie z wysoko uniesion� g�ow�, w pe�ni �wiadoma
narastaj�cego wokó� poruszenia oraz utkwionych w sobie spojrze�. Czekaj�cy
przygl�dali si� jej z zaciekawieniem. Wszystko sz�o, jak zaplanowa�a.
Wesz�a do wielkiego przedpokoju, którego �ciany zdobi� szereg obrazów,
przedstawiaj�cych panoram� Warszawy. Malowid�a sprawia�y, �e czu�a si�
pomniejszona i nieco onie�mielona. Czy kto� tak ma�o znacz�cy móg�by
uratowa� stolic� i Rzeczpospolit�?
By�a ju� blisko wej�cia do sali przyj��, kiedy drzwi otworzy�y si� i stan�� w
nich gruby urz�dnik, którego mia�a nadziej� wi�cej nie spotka�. Odst�pi�, by
przepu�ci� Ann� i, pochylaj�c w uk�onie g�ow� - na tyle, na ile pozwala� mu na
to brzuch - u�miechn�� si�, mierz�c j� lubie�nym spojrzeniem.
Annie pulsowa�o w skroniach - nie tyle z oburzenia, ile ze strachu. Modl�c
si� w duchu, by wykonany przez Babette makija� zdo�a� zamaskowa� jej rysy,
zmusi�a si� do u�miechu, po czym skin��a g�ow� i wymin��a urz�dnika.
Natychmiast u�wiadomi�a sobie, �e okazanie uprzejmo�ci by�o b��dem. Zofia
nawet by na niego nie spojrza�a.
Gdy przechodzi�a, u�miech urz�dnika zgas�. Matowe niebieskie oczy
przypatrywa�y si� jej uwa�nie i Anna niemal widzia�a, jak mózg oficera wysila
si�, by j� sobie przypomnie�.
449
RS
Znalaz�a si� w Sali Audiencyjnej, zastanawiaj�c si�, czy zosta�a
rozpoznana. Domy�la�a si�, �e urz�dnik sprawdzi, pod jakim nazwiskiem
przedstawi�a si� staruszkowi przy wej�ciu. Je�li grubas zna Zofi� z widzenia,
Anna zostanie przy�apana.
Drgn��a, zaskoczona, kiedy stra�nik, którego w�a�nie min��a, zaanonsowa�
j�:
- Hrabina Zofia Gro�ska z Halicza!
Pokój ton�� w bieli, czerwieni i z�ocie. Król siedzia� na z�oconym krze�le
pod ozdobnym baldachimem. Uniós� lekko d�o� i skin�� na ni� palcem,
nakazuj�c, by podesz�a.
Pewno�� siebie Anny znik�a. Zakr�ci�o jej si� w g�owie. Je�li pomin��
stra�nika, by�a tu sama z królem Rzeczpospolitej Polski i Litwy. W�tpi�a, czy
zdo�a si� odezwa�. Co za akt szale�czej brawury sk�oni� j�, by tu przysz�a?
Zmusi�a si�, by podej��.
- Có�, Zofio - zawo�a� król - a to niespodzianka, ale ty zawsze jeste� pe�na
niespodzianek!
Anna zbli�a�a si� powoli. Nie trwa�o to d�ugo i król zacz�� przygl�da� si�
jej spod oka.
- Wygl�dasz jako� inaczej - powiedzia�.
Cho� siedz�c w olbrzymim, poz�acanym krze�le, wydawa� si� drobny,
pomy�la�a, �e wygl�da na m�odszego i mniej niedo���nego ni� podczas kolacji.
Wiedzia�a, �e d�wiga na barkach szósty krzy�yk. Siwe w�osy mia� �ci�gni�te
do ty�u i zwi�zane. Gdyby nie wiedzia�a, kim jest, pomy�la�aby, �e to krawiec
lub golibroda, nie monarcha.
Podesz�a do samego podwy�szenia.
- Ale� ty nie jeste� Zofi�! - zawo�a�.
- Nie, nie jestem, Wasza Wysoko��.
- Có�, kim zatem jeste�?
- Kuzynk� Zofii. Hrabina Anna Maria Berezowska z Sochaczewa. Prosz�
mi wybaczy�, Wasza Wysoko��, lecz tylko w ten sposób mog�am si� tu dosta�.
- Niech no ci si� przyjrz�. - Król pochyli� si� do przodu. - Ha, z pewno�ci�
nie jeste� mniej pi�kna ni� moja swawolna Zofia.
Anna si� zaczerwieni�a.
- Obawiam si�, �e wymaga�o to nieco stara� - odrzek�a. Król roze�mia� si�
g�o�no.
- Maskarada, co?
450
RS
- W�a�nie tak, panie. - Ledwie mog�a uwierzy�, �e uda�o jej si� rozbawi�
króla. - Prawd� mówi�c, uciek�am si� do podst�pu z bardzo wa�nego powodu.
Prosz� mi wierzy�, to sprawa �ycia i �mierci.
- Jeste� zbyt m�oda, by my�le� o �mierci - za�artowa� król. - Ja to co
innego...
Nagle z ty�u rozleg� si� dono�ny g�os.
- Wasza Wysoko�� - krzycza� gruby urz�dnik - ta kobieta nie jest hrabin�
Gro�sk�. To oszustka!
Wszed� do pokoju i maszerowa� ku nim, rozw�cieczony. Anna zamar�a.
Potrzebowa�a jeszcze kilku minut.
- My�lisz, �e tego nie wiem, g�upcze? - prychn�� król, co zatrzyma�o
urz�dnika w pó� kroku. - S�dzisz, �e straci�em wzrok i s�uch? Oczywi�cie, �e to
nie Zofia.
- Ale, Wasza Wysoko��...
- Nie ma �adnego ale! Zamierzam wys�ucha�, co ma mi do powiedzenia to
�liczne stworzenie.
Anna nie mog�a si� oprze�, by nie odwróci� si� i nie popatrze� w �lad za
urz�dnikiem, który wycofywa� si�, st�paj�c oci��ale niczym ranny nied�wied�.
- Absolutnie niemo�liwy cz�owiek - mrukn�� król.
- Obawiam si�, �e bardzo go zdenerwowa�am.
- A to dlaczego?
Opowiedzia�a o wcze�niejszym spotkaniu z urz�dnikiem i o tym, jak
skomentowa�a jego czerwony nos i upodobanie do wódki.
Król roze�mia� si� jeszcze serdeczniej i tak zara�liwie, �e musia�a si� do
niego przy��czy�.
- A teraz, moja droga, powiedz mi, co te� sk�oni�o ci� do tego ma�ego
przedsi�wzi�cia?
- To sprawa do�� poufna, Wasza Wysoko�� - szepn��a, gdy� stra�nik
znajdowa� si� w zasi�gu s�uchu.
- Ach, rozumiem. Sekret, tak? Có�, zabior� ci� do ma�ej Sali Portretowej.
Tam b�dziemy mogli porozmawia� w obecno�ci koronowanych g�ów ca�ej
Europy, a tak�e papie�a, lecz �adne z nich nie pi�nie nawet s�ówka, obiecuj�!
Król wsta� i zszed� z podwy�szenia. Nie by� wy�szy od Anny. Poprowadzi�
j� przez szereg pokoi do ma�ego pomieszczenia za now� Sal� Tronow�. Z�ota
komnata po�wi�cona by�a wspó�czesnym w�adcom. Anna zauwa�y�a portrety
siedmiu monarchów, przy czym portret, przedstawiaj�cy Katarzyn�, wisia� nad
kominkiem, jakby w miejscu honorowym.
451
RS
W niewielkiej sali panowa�a atmosfera intymno�ci i Anna domy�li�a si�, �e
król zabiera tu wybranych go�ci, by rozmawia� z nimi poufnie i podejmowa�
decyzje.
Gdy prowadzi� j� do krzes�a, nie mog�a nie zauwa�y� parkietu o
skomplikowanym wzorze.
- Trzyna�cie rodzajów drewna - powiedzia� król, zauwa�ywszy, czemu si�
przygl�da. -1 spójrz tylko na porcelanowe malowid�o na tym blacie - mówi� ze
wzrastaj�cym entuzjazmem, podprowadzaj�c j� do wspania�ego sto�u,
ustawionego po�rodku komnaty. - Przedstawia przygody Telemacha. Wiesz,
kim by� Telemach?
Anna si� u�miechn��a.
- Synem Odyseusza, prawda?
- Och, wspaniale - zawo�a� �piewnie król. - Wspaniale, moja droga!
Usiedli naprzeciw siebie. Nie mog�a si� oprze� wra�eniu, �e je�li mu na to
pozwoli, król b�dzie gaw�dzi� o Telemachu w niesko�czono��. Przesz�a wi�c
od razu do rzeczy.
- Czy Wasza Wysoko�� zna szewca, który nazywa si� Jan Kili�ski?
- Nie mog� powiedzie�, �ebym go zna�. Wiesz, wszystkie moje buty zosta�y
zrobione za granic�.
Nie wiedzia�a, czy król mówi powa�nie, czy te� nieco sobie z niej �artuje.
Zaryzykowa�a i opowiedzia�a wi�c wszystko, co wiedzia�a o planowanej
rebelii. Przyjaciele dostarczyli jej dok�adnych informacji. Szczególny nacisk
po�o�y�a na to, �e Katarzyna, rozw�cieczona takim obrotem spraw, urz�dzi�aby
warszawiakom krwaw� �a�ni�.
- Och, nie musisz mówi� mi, jakie ona ma usposobienie. Dobrze znam jej
temperament.
Paciorkowate oczy pow�drowa�y ku portretowi nad kominkiem, a
spojrzenie straci�o ostro��. Anna podejrzewa�a, �e król rozmy�la o dawno
przebrzmia�ym zwi�zku z kobiet�, która knowaniami zapewni�a mu tron.
- Lecz pani, hrabino Berezowska - powiedzia� król, wracaj�c do
rzeczywisto�ci - jest kobiet� bardzo odwa�n�. I wida�, �e kocha pani ojczyzn�.
- Co mo�na zrobi�? - naciska�a Anna. Monarcha z wolna potrz�sn�� g�ow�.
- To doprawdy niefortunna sytuacja. Gdyby tylko zaczekali na Ko�ciuszk�.
Och, genera� to wielki cz�owiek. Czy to nie smutne, gdy król nie mo�e zrobi�
nic dla swego ludu?
- Nic? Ale�, Wasza Wysoko��, z pewno�ci� da si� co� zrobi�, by za�egna�
to...
452
RS
- Droga Anno - przerwa� jej. - Czy mog� tak ci� nazywa�?
- Oczywi�cie, jeste� królem, Wasza Wysoko��!
- Och, a ty sprawi�a�, �e si� �mia�em. Jeden Bóg wie, jak bardzo mi tego
teraz potrzeba. Anno, kogo zobaczy�a�, kiedy wjecha�a� na dziedziniec?
- �o�nierzy.
- Rosyjskich �o�nierzy. Có�, nie mam pewno�ci, czy nawet moi gwardzi�ci
s� wobec mnie lojalni. Rosjanie s�yn� z umiej�tno�ci przekupywania ludzi.
Mog� sobie by� królem Rzeczpospolitej, lecz jestem tylko pionkiem rosyjskiej
cesarzowej. Tu ju� nie podejmuje si� decyzji. Kiedy opu�cisz sal� przyj��,
napotkasz jedynie ponure twarze. Ca�a w�adza jest teraz w rosyjskiej
ambasadzie.
- Je�li Wasz Wysoko�� przemówi, ludzie ci� pos�uchaj�.
- Obywatele tacy jak ty i twoja wspania�a grupka patriotów z pewno�ci�
tak, ale ci, którzy stanowi� sedno problemu - buntownicy i mot�och, któremu,
zwa�, pozosta�y jedynie troski - nie. Dawno straci�em ich szacunek. I zapewne
s�usznie. Zosta�em schwytany w zaciskaj�ce si� imad�o, uwi�ziony pomi�dzy
narodem, który kocham, i Katarzyn�, któr� niegdy� kocha�em.
- Rozumiem - odpar�a Anna, czuj�c, jak zalewa j� fala rozczarowania.
- Lecz nie s�d�, prosz�, �e kocham Polsk� mniej ni� ty. Móg�bym
powtórzy� Rosjanom, co mi tu powiedzia�a�, a oni bez w�tpienia zdusiliby
powstanie w zarodku. Lecz przelano by wówczas wiele polskiej krwi, a ja
straci�bym do siebie szacunek. Niestety, nasza historia obfituje w najazdy.
Szwedzi, Turcy, Tatarzy, lista ci�gnie si� w niesko�czono��; có�, jestem
pewien, �e znasz histori�. Czy na �cianie twojego domu wisi or�� z dawnych
czasów?
Anna skin��a g�ow�.
- Oczywi�cie. To prawo ka�dego Polaka, a w�a�ciwie jego dziedzictwo,
walczy� za ojczyzn�. Nie znam Jana Kili�skiego, lecz go szanuj�. - Król
u�miechn�� si� smutno. - Rozumiesz?
- Tak - wyszepta�a ze �zami w oczach.
Rozmawiali jeszcze przez chwil�. Anna odesz�a, unosz�c w sercu
wspó�czucie dla tego cz�owieka. To smutne, widzie� kogo� tak bezradnego i
s�abego. By�by o wiele szcz��liwszy, gdyby los zaprowadzi� go dok�dkolwiek
indziej, nie na tron.
- Poruszy�a� mnie do g��bi, Anno Berezowska - powiedzia�, zanim odesz�a.
- Jeste� równie dzielna, jak pi�kna i niepr�dko o tobie zapomn�.
453
Rozdzia� sze��dziesi�ty pi�ty.
RS
17 kwietnia Ann� obudzi�y dobiegaj�ce zza rzeki zgie�k i zamieszanie.
Po�pieszy�a do pokoju Jana Micha�a, sk�d roztacza� si� najlepszy widok na
stolic�. Jej syn wida� ju� si� obudzi� i zabrano go do kuchni, gdy� pokój by�
pusty.
Spojrza�a na Warszaw�. Powstanie wybuch�o. Szewc Jan Kili�ski i reszta
rebeliantów nie czekali na Ko�ciuszk�. Ulice i plac przed Zamkiem zdawa�y
si� pogr��one w chaosie. Odg�osy wystrza�ów miesza�y si� z wrzaskami bólu i
bitewnymi okrzykami. Z okna nie by�o wida� Rynku, lecz dobiegaj�cy stamt�d
i przybieraj�cy z ka�d� chwil� na sile harmider pozwala� domy�la� si�, �e
dzieje si� tam co� strasznego.
- Mój Bo�e! - zawo�a�a hrabina Gro�ska, podchodz�c zdyszana do okna dlaczego nie mogli zaczeka� na Ko�ciuszk�? Dlaczego?
Anna nie mia�a na to odpowiedzi. Czu�a si� wewn�trznie rozdarta. Widok
polskiej flagi, powiewaj�cej na murach miasta, wprawia� jej serce w radosne
dr�enie. By�a dumna z mieszka�ców stolicy, którzy zaryzykowali wszystko i
przy��czyli si� do powsta�ców. By�aby wdzi�czna, gdyby ich wysi�ek zaowocowa� odzyskaniem niepodleg�o�ci. W g��bi duszy wiedzia�a jednak, �e
powinni byli zaczeka�.
- Ta przemoc jest tak niepotrzebna - powiedzia�a ciotka.
Rewolta trwa�a przez ca�y dzie� i noc. Zamkni�to okiennice wychodz�ce na
rzek�, lecz od przenikliwych d�wi�ków i ha�asów nie sposób by�o si� odci��.
Pozostawa�o jedynie czeka�. W domu nie by�o m��czyzn, by pos�a� ich na
drug� stron� do pomocy powsta�com.
Hrabina uda�a si� w ko�cu na spoczynek. Od tygodni nie czu�a si� tak �le.
Anna przesiedzia�a przy niej ca�� noc.
Walki trwa�y a� do wczesnych godzin rannych, kiedy to Prusacy i Rosjanie
- ci, którym uda�o si� prze�y� - zacz�li wycofywa� si� z miasta. Przez reszt�
nocy i ca�y nast�pny dzie� na mo�cie s�ycha� by�o stukot butów i podków:
obcy opuszczali Warszaw�.
Ciotka Stella le�a�a zdenerwowana, nas�uchuj�c.
- Spróbuj troch� si� zdrzemn�� - nalega�a siostrzenica. - Zwyci��yli�my.
- Bogu niech b�d� dzi�ki, Anno. Lecz by� mo�e po�a�ujemy tego dnia, gdy
Katarzyna przy�le ich tu z powrotem.
Nazajutrz pod wieczór Anna sta�a znów przy oknie pokoju syna. Kto� z
grona przyjació� przyniós� nowiny. Jakie� siedem tysi�cy Rosjan i Prusaków
454
RS
wycofa�o si� z miasta. Rozszala�y t�um powiesi� wielu polskich zdrajców,
jednak�e król by� królem i ludzie przebaczyli mu jego s�abo��. Stanis�aw
pomóg� buntownikom, zapewniaj�c im �ywno��, opiek� medyczn� i
schronienie.
Gdy s�o�ce zacz��o opada� pomara�czow� kul� ku Wi�le, Anna spojrza�a
na Zamek, wznosz�cy si� na wysokiej skarpie. Cho� rynsztoki stolicy sp�ywa�y
obc� i polsk� krwi�, budowla, która od trzynastego wieku, kiedy to postawili j�
mazowieccy ksi���ta, przetrwa�a ju� gorsze ataki, sta�a nietkni�ta.
Gdzie� tam, za jednym z wielu okien, pomy�la�a, siedzi smutny cz�owiek,
który nie chcia� by� królem.
W pierwszych tygodniach po wyzwoleniu stolicy grupa patriotów spotyka�a
si� regularnie. Anna nie stara�a si� wi�cej tego ukrywa�. Je�li Zofia wiedzia�a,
co si� dzieje, nie okaza�a tego; jej rosyjscy przyjaciele odeszli.
Kiedy hrabina czu�a si� nieco lepiej, uczestniczy�a w spotkaniach i cz�sto
wyra�a�a opinie.
- My, szlachta, musimy wskazywa� drog� - powiedzia�a pewnego dnia, gdy
go�cie wyszli. - Lecz gdzie s� inni? Nadal jeste�my jedynymi cz�onkiniami
grupy, obdarzonymi tytu�em.
- Jest wi�cej takich grup, ciociu.
- Wiesz równie dobrze jak ja, �e wielu spo�ród szlachty, nie wspominaj�c o
tych, którzy jawnie poparli konfederacj�, trzyma si� z boku, s� ostro�ni i
obawiaj� si�, �e mog� straci� swoich ch�opów, którzy przy��czyli si� do
insurekcji, gdy� obiecano im wolno�� i kawa�ek ziemi.
Pewnego dnia rz�dca Jakub Szraber z�o�y� im nieoczekiwan� wizyt�.
Zapewni� Ann�, �e w Sochaczewie wszystko toczy si� swoim trybem, a potem,
przest�puj�c nerwowo z nogi na nog�, poinformowa�, �e zamierza wst�pi� do
�ydowskiego regimentu, utworzonego pod dowództwem pu�kownika Berka
Joselewicza.
- To pierwszy �ydowski oddzia� od czasów biblijnych - stwierdzi� z dum�.
Jak mia�a zareagowa�? Da�a mu swe b�ogos�awie�stwo, ca�uj�c na
po�egnanie w oba policzki.
Co za ironia, pomy�la�a ze smutkiem, gdy Jakub wyszed�. Wielu polskich
szlachciców wykazuje przesadn� ostro�no��, a mi�uj�ca pokój �ydowska
gmina z Pragi i Warszawy powsta�a, by walczy� za kraj, który j� przygarn��.
Niech Bóg ich b�ogos�awi!
Obchody rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja by�y w tym roku
wyj�tkowo huczne. Konstytucja nadal obowi�zywa�a. Mieszka�cy zgromadzili
455
RS
si� na placu Zamkowym i Rynku, by �wi�towa� i napawa� si� nadziej�, �e za
rok o tej porze ca�a Rzeczpospolita b�dzie ju� wolna. Wie�� nios�a, �e
powstanie rozprzestrzeni�o si� na ca�� Polsk�. Wilno pozby�o si� rosyjskich
okupantów. Gda�sk i Kurlandia próbowa�y uczyni� to samo.
Zofia wynaj��a odkryty powóz i zabra�a Ann� oraz Jana Micha�a na drug�
stron� rzeki, by mogli przyjrze� si� obchodom. Tego dnia przypada�y drugie
imieniny Jana.
- Nie by�oby bezpiecznie wysiada� z uwagi na to mrowie ch�opstwa powiedzia�a Zofia, gdy powóz wjecha� na plac Zamkowy. - Widok st�d b�dzie
musia� nam wystarczy�.
Anna trzyma�a syna na kolanach, pokazuj�c mu kolumn� Zygmunta, tak jak
uczyni� to kiedy� jej ojciec. Modli�a si� w duchu, by w nast�pnych stuleciach
inni rodzice mogli pokazywa� j� swoim dzieciom. Na granitowym
postumencie sta� odlany z br�zu pos�g króla z mieczem w jednej i wielkim
krzy�em w drugiej d�oni. Zestawienie tych symboli unaocznia�o oparte na
paradoksie przys�owie, które Anna zaczyna�a dopiero rozumie�: „Kto miecz
trzyma, pokój miewa".
Powóz z wolna torowa� sobie drog� przez w�skie zat�oczone uliczki,
zd��aj�c ku Rynkowi. Jan Micha� nie widzia� dot�d tylu ludzi, takiego
zamieszania. Zacz�� ko�ysa� si� w przód i w ty� na kolanach matki, a br�zowe
oczy b�yszcza�y mu z uciechy.
Zofia si� roze�mia�a.
- Anno, twój syn my�li, �e to wszystko z okazji jego �wi�ta!
- Bo tak jest, kuzynko!
Zofia spojrza�a na ni�, zaskoczona, lecz zaraz zrozumia�a, o co jej chodzi�o.
- Masz na my�li przysz�o�� i takie tam, prawda? Anna si� u�miechn��a.
Powóz wjecha� wreszcie na Rynek, lecz t�um by� tu tak g�sty, �e musieli si�
zatrzyma�.
- Mo�e powinny�my wysi��� - zaproponowa�a.
- Za nic w �wiecie - zaprotestowa�a Zofia. - Zostaniemy zadeptane na
proch. Poza tym niektórzy z tych ludzi nie k�pali si� od Bo�ego Narodzenia.
Sk�d oni wszyscy si� tu wzi�li? - Uda�a, �e wstrz�sa ni� dreszcz. - S� niczym
�winie w zagonie ziemniaków! Wygl�daj�, jakby na co� czekali.
- Ko�ciuszko b�dzie dzi� przemawia�.
- Co takiego? - krzykn��a Zofia, czerwieniej�c z niepokoju i podejrzliwo�ci.
- Wiedzia�a� o tym!
- Tak - przyzna�a Anna spokojnie.
456
RS
- I nic nie powiedzia�a�. Wiesz, �e ostatnim miejscem, gdzie chcia�abym si�
znale��, jest polityczna demonstracja.
- To obchody, Zofio.
- Nie w moim gu�cie. Gdyby tylko da�o si� st�d wydosta�...
Lecz w tej chwili us�ysza�y wiwaty, dobiegaj�ce od strony trybuny,
usytuowanej po�rodku placu. Genera� Ko�ciuszko wst�powa� na stopnie.
Niewysoki m��czyzna w d�ugim bia�ym p�aszczu próbowa� uspokoi� t�um,
k�aniaj�c si� na wszystkie strony i wymachuj�c rogatywk�. Wydaje si� taki
skromny i niepozorny, pomy�la�a Anna. Podobnie jak król.
Kiedy przemówi�, nie by�o w nim jednak �ladu s�abo�ci. Z wielkim
entuzjazmem zwróci� si� do mieszka�ców Warszawy, gratuluj�c im
zwyci�stwa. Zaapelowa�, by wystrzegali si� przemocy, gdy� przeciwko
niektórym magnatom, podejrzewanym o zdrad�, zrodzi�a si� nienawi��. I, tak
jak wcze�niej w Krakowie, proklamowa� wolno�� dla ch�opów, którzy porzucili swoich panów, by chwyci� za bro�.
S�ysz�c to, Zofia prychn��a z dezaprobat�. Jej reakcja nie zdziwi�a Anny.
�adnego szlachcica, który z w�asnej woli przy��czy� si� do targowicy, nie
ucieszy�aby taka nowina.
Kuzynka pozosta�a milcz�ca do ko�ca przemówienia, a tak�e potem, kiedy
ulice wyludni�y si� na tyle, �e da�o si� nimi przejecha�.
Jan Micha� zasn�� w ramionach matki, gdy� dawno min��a pora jego
codziennej drzemki.
Anna przygl�da�a si� uwa�nie twarzom polskich �o�nierzy. Przyby�a tu z
nadziej�, �e zobaczy Jana i �e nadal przebywa on w otoczeniu ma�ego
genera�a. Lecz Jana na Rynku nie by�o.
Gdy powóz wjecha� na most, ��cz�cy Prag� ze stolic�, spojrza�a na prawo,
gdzie sta�a zrujnowana gospoda, w której hrabia Stelnicki sp�dza� niegdy� tyle
czasu.
Nie, tam te� go nie by�o. Jana nie by�o w Warszawie, by�a tego pewna. W
przeciwnym razie sta�by u boku genera�a. I na pewno by si� z ni�
skontaktowa�.
Lecz gdzie w takim razie by�?
Zofia siedzia�a w powozie, p�on�c w duchu gniewem. Jej zdaniem kuzynka
stawa�a si� zbyt sprytna. Cho� to ona sama zaproponowa�a, by wynaj�� powóz
i sp�dzi� popo�udnie w stolicy, i tak uwa�a�a si� za oszukan�. Anna wiedzia�a
przez ca�y czas, �e b�dzie tam Ko�ciuszko. Jako� udawa�o jej si� trzyma� r�k�
na pulsie polityki. I cho� z pewno�ci� chcia�a pos�ucha� g�upiego ma�ego
457
RS
genera�a, lecz tak naprawd� pojecha�a tam, aby rozejrze� si� za Stelnickim.
Zofia mog�aby postawi� na to ka�dy ze swych klejnotów. Kuzynka nie przestawa�a si� rozgl�da�.
By�o a� nazbyt jasne, �e Stelnickiego tu nie ma. Anna przypuszcza�a
zapewne, �e zgin��. Tak wielu zgin��o. I lepiej niech dalej tak my�li.
Powóz zajecha� pod dom. Gdy tylko wesz�y do salonu, nadbieg�a Marta,
wo�aj�c:
- List!
- I co z tego? - nastrój Zofii nie poprawi� si� ani na jot�. Marta zatrzyma�a
si� gwa�townie.
- List jest od króla! - powiedzia�a z twarz� p�on�c� ciekawo�ci�.
- Daj mi go! - za��da�a Zofia.
- Och, mademoiselle - powiedzia�a kobieta cicho. - List jest do pani Anny.
- Co takiego? - Zofia poczu�a, �e �ciska j� w �o��dku.
To by�a prawda! Marta poda�a list Annie, która wydawa�a si� zaskoczona
nie mniej ni� inni.
- Có�, otwórz go! - westchn��a Zofia. - To wszystko, Marto.
Anna nie mog�a upora� si� z piecz�ci�. Wreszcie otworzy�a list. Przeczyta�a
zawartych w nim kilkana�cie s�ów, spojrza�a na Zofi�, a potem znów opu�ci�a
wzrok na list.
- Anno, na mi�o�� bosk�, powiedz wreszcie, co to takiego! Wygl�da jak
zaproszenie.
- Bo to jest zaproszenie. Do króla!
Zofia wyrwa�a jej z r�ki list, spogl�daj�c przede wszystkim na adresata.
By�a pewna, �e musia� nast�pi� b��d. Bez w�tpienia zaproszenie przeznaczone
by�o dla niej. Ale nie. Hrabina Anna Berezowska, Patriotka, przeczyta�a.
- Ty tak�e zosta�a� zaproszona, Zofio.
Zawsze to jaka� pociecha, pomy�la�a kuzynka, skonfundowana bardziej ni�
kiedykolwiek.
- I twoja mama.
- Co takiego? - Zofia przeczyta�a wreszcie ca�y tekst. Rzeczywi�cie,
wszystkie trzy zosta�y zaproszone do Zaniku.
- Mo�e królewski sekretarz pope�ni� b��d - powiedzia�a - i adresuj�c
zaproszenie, zast�pi� moje nazwisko twoim.
By�a ju� pewna, �e tajemnica zosta�a wyja�niona.
- Przecie� - doda�a - król nawet ci� nie zna.
Nie usz�o jej uwagi, �e zielone oczy Anny rozszerzy�y si� leciutko.
458
RS
- A mo�e jednak zna? Anno?
Hrabina Berezowska zaczerwieni�a si� mocno.
- Anno!
Z pocz�tku Zofia uzna�a histori�, któr� w ko�cu zacz��a opowiada�
kuzynka, za niewiarygodn�. Bo czy� mog�oby by� inaczej? Anna podszy�a si�
pod ni� i uda�o jej si� dosta� do króla. Musia�a mie� nerwy ze stali! Jak �mia�a?
A kiedy wreszcie dosz�a do wniosku, �e to wszystko prawda, wpad�a w gniew
na my�l o tym, �e pos�u�ono si� jej nazwiskiem.
Jednak w miar� jak Anna snu�a swoj� opowie��, gniew Zofii rozwia� si�.
Zna�a grubego urz�dnika i za�mia�a si� na my�l o tym, �e kuzynka pobi�a go
jego w�asn� broni�. Poza tym z jej relacji wynika�o, �e je�li Anna opowiedzia�a
wszystko dok�adnie, król nie wydawa� si� oburzony podst�pem. Je�eli
pozosta�o w niej jeszcze troch� gniewu, wy�aduje go potem na Babette za to, �e
pomog�a Annie w tym oszustwie.
- Musz� przyzna� - powiedzia�a - �e nie docenia�am twojej
przedsi�biorczo�ci, Anno.
Anna u�miechn��a si�, jakby wiedzia�a, �e kuzynka b�dzie pod wra�eniem.
Jednak fakt, �e by�a tak z siebie zadowolona, zirytowa� Zofi�.
- Zatem wywar�a� na królu wra�enie?
- O tak, jestem tego pewna.
- Có�, zatem mamy odpowied�.
- Odpowied� na co?
- Zaproszenie! Stary król uleg� twoim wdzi�kom. Gratulacje! Dokona�a�
podboju. Tym razem to nie jakie� tam zbytki na polu; uda�o ci si� wspi�� na
sam szczyt!
- Co chcesz przez to powiedzie�?
- Chc� powiedzie� - odpar�a Zofia g�osem tak g��bokim, �e niemal
gwa�townym - �e podczas audiencji król Polski bez w�tpienia poprosi ci� o
wyznaczenie czasu i miejsca.
Z rozbawieniem patrzy�a, jak Anna otwiera szeroko oczy ze zdumienia.
- Czasu i miejsca?
- Tak, skarbie - powtórzy�a Zofia z kpi�c� niecierpliwo�ci� w g�osie - czasu
i miejsca spotkania. Och, ca�a ta sprawa przypomina mi histori� o Zeusie i
jakiej� dziewczynie, któr� Kupidyn ugodzi� strza��, by si� w nim zadurzy�a.
Zeus zamieni� si� w byka, a potem j� porwa�. Jak te� mia�a na imi� ta
dziewczyna?
- Europa. A ja nie zamierzam da� si� porwa� �adnemu bykowi.
459
RS
- Nie, kochanie, twoje spotkanie z nim zostanie ustalone na oczach
wszystkich. Jak to sprytnie ze strony Stanis�awa.
- My�lisz, �e król...
- Oczywi�cie, g�sko! Có�, to wielki komplement. Powinnam by� zazdrosna,
lecz mia�am ju� swoj� schadzk� ze Stanis�awem. Przypuszczam, �e da� ci to
jasno do zrozumienia. Och, s�dz�c po twojej reakcji, widz�, �e si� nie myl�. To
dla ciebie szansa, kochanie. W ko�cu Europa da�a Zeusowi wspania�ych synów
i sama zyska�a s�aw�. Mog�aby� wyrobi� sobie mocn� pozycj� na dworze. Có�,
Stanis�aw nie jest mo�e zbyt gor�cym kochankiem, nie tak jak byk, w którego
zamieni� si� Zeus, lecz nie powinnam zdradza� ci wszystkiego. Och, Aniu,
chyba troch� zblad�a�.
Wieczorem Zofia siedzia�a przed toaletk�, zmywaj�c makija�, lecz w
lustrze wci�� widzia�a zaskoczon� twarz kuzynki. Roze�mia�a si� na g�os,
jednak po chwili, kiedy ju� usun��a puder i szmink�, z lustra spojrza�a na ni�
jej w�asna, powa�na twarz. Co te� król zobaczy� w Annie?
Hrabina Berezowska rozwa�a�a, czy nie wykr�ci� si� od wizyty na dworze
pod pretekstem choroby, lecz Zofia natychmiast pozna�aby, �e to wymówka.
Zastanawia�a si� te�, czy nie powiedzie� ciotce, jakie mog� by� prawdziwe
intencje króla, i nie poprosi� jej o rad�. Lecz jako� nie mog�a si� na to zdoby�.
Poza tym istnia�a szansa, �e Zofia jednak si� myli. By� mo�e królowi nie
chodzi�o o wyznaczenie terminu schadzki. Z drugiej strony wiedzia�a, �e
kuzynka doskonale orientuje si� w dworskich intrygach i dlatego mo�e mie�
racj�.
W noc przed tym wydarzeniem le�a�a bezsennie, przekonana, �e król
Stanis�aw wybra� j� na swoj� nast�pn� kochank�. Postanowi�a, �e pójdzie na
kolacj� ubrana jak najzwyczajniej i zrobi wszystko, by zniech�ci� króla do
ewentualnych zalotów.
Jednak�e nazajutrz Zofia przej��a pa�eczk�, dyryguj�c przygotowaniami jak
przesadnie wymagaj�ca matka, przygotowuj�ca córk� do towarzyskiego
debiutu. Zdawa�a si� przywi�zywa� do tego wydarzenia wielk� wag�, podczas
gdy dla Anny by�o to jak wyj�cie na spotkanie czego� nieznanego i
przera�aj�cego. A kiedy nie spodoba�y jej si� pewne szczegó�y stroju, zosta�a
przeg�osowana, gdy� nawet ciotka Stella popar�a córk�, mówi�c, �e
prawdopodobnie lepiej zna si� na tym, jakie zwyczaje s� przyj�te na dworze.
W ten oto sposób Ann� przygotowano niczym danie na tacy. Francuskie
pokojówki wt�oczy�y j� w bia�� jedwabn� sukni�, któr� Zofia kaza�a
po�piesznie uszy�. Stanik, bufiaste r�kawy i r�bek spódnicy obszyte by�y
460
RS
srebrnym materia�em, efektownie po�yskuj�cym. Suknia doskonale
nadawa�aby si� na �lub, pomy�la�a Anna, i nagle u�wiadomi�a sobie, �e Zofia
w swej przewrotno�ci mog�a tak to zaplanowa�. Czy mia�a zosta� podsuni�ta
królowi? Teraz ba�a si� ju� nie na �arty.
Mimo niech�ci Anny Clarice wepchn��a jej stopy w zapinane na sprz�czki
srebrne pantofelki, a Babette umie�ci�a na g�owie wielk� bia�� peruk�,
zdobion� kryszta�owymi szpilkami oraz srebrnymi kokardkami. Peruka by�a
jeszcze bardziej wymy�lna od tej, któr� mia�a na sobie, kiedy uda�a si� do króla, przebrana za Zofi�.
Wpatrywa�a si� w swoje odbicie, podczas gdy kuzynka obwiesza�a j�
diamentami, zapinaj�c na szyi dwurz�dowy naszyjnik, który przyci�ga�
spojrzenie, podkre�laj�c lini� biustu Anny.
- Có�, Anno - powiedzia�a - masz obfitszy biust, ni� ktokolwiek móg�by
przypuszcza�. Och, doprawdy, przesta� si� czerwieni�! Mi�o�� kobiecie
wchodzi przez uszy, a m��czy�nie przez oczy!
Wsun��a jej na praw� d�o� trzyrz�dow� bransoletk�, w uszy za� wpi��a
kolczyki w kszta�cie �ez.
Babette zaj��a si� jej makija�em, a kuzynka wysz�a, by tak�e si�
przygotowa�. Cho� na wyra�ne �yczenie Zofii pokojówka upar�a si� przyklei�
Annie na policzku muszk� w kszta�cie Kupidyna, Anna nie pozwoli�a, by
wymalowano j� w tak krzycz�cy sposób, jak wtedy, gdy udawa�a kuzynk�.
Czerwie� warg, ró� policzków i biel twarzy by�y teraz o wiele bardziej
dyskretne.
Ubrana i umalowana stan��a przed lustrem, dziwi�c si� dokonanej
metamorfozie. Zaczerpn��a oddechu. Tak, mo�na by pomy�le�, �e wybiera si�
na w�asny �lub. Bez wzgl�du na to, jak bardzo obawia�a si�, co te� mo�e jej
przynie�� ten dzie�, nie mog�a nie zauwa�y�, �e jest pi�kna. Musia�a to
przyzna�, patrz�c si� w lustro.
- Anno - wo�a�a Zofia z do�u - Powóz zajecha�. Po�piesz si�. Czekamy na
ciebie, a jest ju� prawie druga!
- Chwileczk�! - zawo�a�a Anna w odpowiedzi, nie przestaj�c si� sobie
przygl�da�. Co� tu jej si� nie podoba�o. Zerwa�a z policzka muszk� i lekko
przypudrowa�a odkryte przez ni� miejsce. Dopiero wtedy, usatysfakcjonowana,
chwyci�a bia�� jedwabn� peleryn� obszyt� srebrem i zbieg�a po schodach.
- Co ci� zatrzyma�o? - spyta�a Zofia.
- Och, przepraszam, �e kaza�am wam czeka�, ale ten ma�y Kupidyn po
prostu nie chcia� si� trzyma�.
461
RS
- I gdzie teraz jest?
- B�d� musia�a oby� si� bez niego.
Wiedzia�a doskonale, �e jest zbyt pó�no, by co� zmieni�. Mia�y by� w
Zamku za nieca�e pó� godziny.
- Jeste� �liczna, Anno - szepn��a ciotka.
- To ptak, który dopiero próbuje skrzyde� - powiedzia�a Zofia do matki.
Na t� okazj� hrabina wybra�a dla siebie pi�kn� ciemnoniebiesk� sukni�
przybran� paciorkami. Twarz ciotki okala�a niebieska mantyla. Zrezygnowa�a z
peruki, lecz Anna, zaskoczona, dostrzeg�a, �e musn��a wargi szmink�, a
policzki ró�em. Przygl�daj�c si�, z jak� rado�ci� i zainteresowaniem ciotka
odnosi si� do wizyty, poczu�a si� winna, l�kaj�c si� bowiem o to, jak mo�e
zako�czy� si� wieczór, mia�a nadziej�, �e hrabina nie b�dzie czu�a si� na tyle
dobrze, by z nimi pój��. Jednak ciocia Stella mia�a dzi� jeden ze swych
lepszych dni i bez wzgl�du na wszystko Anna bardzo si� z tego cieszy�a.
Gdy wsiad�y, okaza�o si�, i� z powodu obszernej bia�ej sukni Anna musia�a
usi��� sama naprzeciw ciotki i Zofii.
- Min��o wiele lat, od kiedy ostatni raz go�ci�am w Zamku - powiedzia�a
hrabina, gdy by�y ju� w drodze. - Ciesz� si�, �e b�d� mia�a okazj� jeszcze go
zobaczy�, nim... - Umilk�a, a po chwili jej wargi zacz��y porusza� si� w
bezg�o�nej modlitwie.
Anna zastanawia�a si�, jak te� starsza pani zareagowa�aby, gdyby
dowiedzia�a si�, �e król chce poprosi� jej siostrzenic� o schadzk�. Oczywi�cie,
nie zgodzi�aby si� na nic podobnego, cho�by mia�o to wp�yn�� na ich pozycj�
na dworze. A mo�e jednak?
Spojrza�a na Zofi�, promieniej�c� w zielono-bia�ej sukni, szmaragdowym
naszyjniku i kolczykach. By�a spokojna; zdawa�a si� rozkoszowa� chwil�
niczym w�� zwini�ty wygodnie na ciep�ym kamieniu. Anna podejrzewa�a, �e
postrzega ona dzisiejszy wieczór jako pocz�tek nowego �ycia swej kuzynki,
takiego, jakie sama lubi�a i w jakim z pewno�ci� nie zosta�oby ani troch�
miejsca dla Jana Stelnickiego.
Ko�a zaturkota�y w rytm my�li Anny: Gdzie mój ukochany? Gdzie mój
ukochany? Gdzie?
Wkrótce powóz zjecha� z mostu i potoczy� si� ku bramom miasta. Teraz
nawet Jan nie móg�by mnie ocali�, pomy�la�a ponuro Anna. Je�li zostanie
zmuszona, by spotka� si� z królem sam na sam, jej �ycie b�dzie sko�czone. A
je�li odmówi? Co wtedy? Do czego mo�e sk�oni� króla ura�ona ambicja? Czy
462
RS
nikt, kto mieszka pod dachem domu Gro�skich, nie b�dzie móg� czu� si�
bezpiecznie?
Zanim wysiad�a z powozu na Wielkim Dziedzi�cu, by�a ju� niemal chora z
niepokoju.
Rosjanie odeszli. Dobre przynajmniej za to.
Lokaje pomogli paniom przy wysiadaniu i skierowano je do skrzyd�a
Zamku znajduj�cego si� bli�ej wi�lanej skarpy. S�u�ba odebra�a od nich
okrycia, a dworski urz�dnik skierowa� je ku spiralnym marmurowym schodom.
Znalaz�y si� w przedpokoju przed Wielk� Sal�. Jednak najpierw mia�a odby�
si� ceremonia w Sali Tronowej, ruszy�y wi�c ca�� trójk� za innymi go��mi
przez Pokój Marmurowy, gdzie wisia�y portrety ponad dwudziestu polskich
królów. Wesz�y do Sali Rycerskiej, której �ciany obwieszone by�y olbrzymimi
p�ótnami, przedstawiaj�cymi sceny z historii Polski i Litwy. U szczytu �cian
przebiega� wers zapo�yczony z Eneidy, a s�awi�cy wybitnych obywateli. Ann�
uderzy�o, �e wszystkie te motywy i dekoracje pojawi�y si� w ostatnich latach
za spraw� króla Stanis�awa. �wiadczy�y o osobistej kulturze cz�owieka, który
okaza� si� tak nieudolnym w�adc�.
Sala Tronowa by�a mniejsza ni� Rycerska, dlatego zaproszeni go�cie, a by�o
ich oko�o dwustu, musieli sta�, czekaj�c na króla. Kobiety zaj��y miejsca z
ty�u, w pobli�u okien wychodz�cych na Wis��.
- Spójrzcie tylko! - szepn��a hrabina. - Gdyby sala by�a pusta, król móg�by
zobaczy� z tronu nasz dom!
- Pusta czy nie - zawo�a�a �piewnie Zofia - król i tak ma ju� na niego oko!
Anna, w przeciwie�stwie do ciotki, natychmiast poj��a, co kuzynka ma na
my�li.
Do komnaty wci�� nap�ywali go�cie. Z powodu t�oku oraz ci��kiego
zapachu pudru i perfum Annie zrobi�o si� duszno. Pragn��a czym pr�dzej si�
st�d wydosta�. Lecz nim zd��y�a si� poskar�y� i ewentualnie wyj��, podesz�a
do nich francuska ksi��na Charlotte Sic. Jak zwykle by�a przesadnie
wystrojona, umalowana i uperfumowana. Zofia u�cisn��a j� leciutko.
- Pami�tasz moj� kuzynk� Ann�, Charlotte?
- Oui. O mój Bo�e! - zapiszcza�a ksi��na. - To ta sama kuzynka? Ze wsi?
Och, czy wybaczy mi pani, �e tak si� zachowa�am wtedy, gdy sta�a pani na
schodach podczas przyj�cia Zofii? Nie wiem, co mnie wówczas napad�o. To
by�o niewybaczalne, jednak wybaczy mi pani, prawda?
- Tak, oczywi�cie.
463
RS
- Jakie to mi�e z pani strony. Wygl�da pani dzisiaj ol�niewaj�co.
Najwidoczniej wzrok króla nie jest wcale taki z�y...
- Charlotte - przerwa�a jej Zofia sztucznie serdecznym tonem - chcia�abym,
by� pozna�a moj� matk�.
Uj��a Charlotte pod rami� i obróci�a j� w stron� hrabiny. Anna zd��y�a
jeszcze zauwa�y�, jak ksi��na wykrzywia twarz w grymasie bólu. Domy�li�a
si�, �e Zofia musia�a uszczypn�� przyjació�k�, by zamkn�� jej usta.
Dla Anny sta�o si� jasne, �e obie kobiety omawia�y spraw� ewentualnej
schadzki. Kto jeszcze o tym wie? Jej niepokój rós� z minuty na minut�.
Spojrza�a na ciotk�, która z niedowierzaniem wpatrywa�a si� w stoj�ce
przed ni� dziwaczne, pulchne stworzenie, obwieszone bi�uteri� niczym
wystawa jubilera.
Gdy Zofia i Charlotte pogr��y�y si� w cichej rozmowie po francusku, ciotka
pochyli�a si� ku Annie i wyszepta�a:
- Je�li to jest typowa francuska ksi��na, to nie ubolewam nad losem
tamtejszej arystokracji.
Anna musia�a zas�oni� twarz wachlarzem i odwróci� si� do okna, by ukry�
rozbawienie. Nie trwa�o ono jednak d�ugo, gdy� wszyscy zacz�li k�ania� si� i
dyga� - w pomieszczeniu nie by�o do�� miejsca, by kl�kn�� - reaguj�c na
pojawienie si� Stanis�awa Augusta.
Król wszed� wej�ciem znajduj�cym si� w pobli�u Anny. Spu�ci�a nisko
g�ow�, by nie przyci�ga� jego uwagi.
- Moi dobrzy i lojalni poddani - zacz��, gdy tylko znalaz� si� na
podwy�szeniu - mam dzi� przyjemny obowi�zek wyró�ni� kilku spo�ród
naszych najbardziej zas�u�onych obywateli. To dzi�ki nim bia�y orze� nadal
unosi si� w przestworzach. Ludzie ci...
Jego osch�y g�os brzmia� monotonnie. W sali by�o tak duszno i t�oczno, i�
po godzinie wszystkim wydawa�o si�, jakby min��y co najmniej trzy. Anna
pomy�la�a, �e oficjalna cz��� spotkania chyba nigdy si� nie sko�czy, ale
poniewa� obawia�a si� tego, co mo�e nast�pi� pó�niej, niemal �yczy�a sobie,
by król przemawia� w niesko�czono��. Zerkn��a na Zofi�, zadowolon� i pe�n�
nadziei. Czy�by s�dzi�a, �e kariera kuzynki na dworze przyniesie korzy�� tak�e
jej?
Kiedy król do niej przemówi? - zastanawia�a si� Anna. Czy uczyni to na
osobno�ci? I co powie? A je�li Zofia ma racj� i król za��da schadzki, co ona
mu odpowie? Hrabina uj��a j� pod rami�, wyrywaj�c z zamy�lenia.
464
RS
- Anno - szepn��a - król wymieni� twoje nazwisko. Zapyta�, czy jeste�
obecna.
Annie wydawa�o si�, �e jej serce stan��o, a ca�a krew nap�yn��a do g�owy.
W sali panowa�a absolutna cisza. Z miejsca, gdzie sta�y, widzia�a, jak król
wodzi spojrzeniem swych ptasich oczu od jednej grupki elegancko ubranych
d�entelmenów i dam do drugiej, zatrzymuj�c na krótko wzrok i przenosz�c go
dalej.
- Odezwij si�! - sykn��a Zofia. - On ci� szuka!
Lecz Anna nie by�a w stanie si� odezwa�. Wstrzyma�a oddech do chwili, a�
król j� spostrze�e, a gdy to si� sta�o, zamar�a, przera�ona. Go�cie odwracali si�,
by na ni� popatrze�. Kilkoro o�mieli�o si� nawet szepta�.
Wola�aby teraz by� gdziekolwiek indziej byle nie w tej sali, gdzie stanowi�a
przedmiot zainteresowania wszystkich obecnych. Przemkn��o jej przez my�l,
by rzuci� si� do drzwi i uciec.
- Jest tu dzi� z nami kobieta - mówi� tymczasem król ze wzrokiem
utkwionym w Ann� - która poruszy�a moje serce. Ta kobieta jest patriotk� w
stopniu nie mniejszym ni� ka�dy z zas�u�onych m��czyzn.
W komnacie by�o teraz cicho jak w grobie; nikt si� nie porusza�, nie s�ycha�
by�o nawet najcichszego szelestu jedwabnych sukien.
Król skin�� na ni�, by podesz�a, tak jak uczyni� to wiele dni temu.
Anna nie mog�a si� poruszy�. Król skin�� g�ow�, ponownie przyzywaj�c j�
gestem. Us�ysza�a, �e ciotka i kuzynka szepcz� jej co� nagl�co do ucha.
Prze�kn��a mocno i unosz�c spódnice, ruszy�a z wolna, jak we �nie, ku
tronowi, gdzie czeka� na ni� niewysoki m��czyzna, a na czerwonym tle
baldachimu setki bia�ych or�ów wzlatywa�y w powietrze.
Milcz�cy go�cie rozst�pili si�, robi�c dla niej przej�cie, jak przedtem dla
króla. Cho� nie potrafi�a skupi� na niczym spojrzenia, mia�a �wiadomo��, �e
wszyscy na ni� patrz�. Sz�a przed siebie, dr��ca i przera�ona, a z ka�dym
krokiem zdawa�o si� jej, �e pokój si� wyd�u�a, a król oddala.
W ko�cu przykl�k�a przed podwy�szeniem. Bia�a suknia rozpostar�a si�
wokó� niej niczym kwiat. Wbi�a wzrok w pod�og�. G�os króla brzmia� teraz
dono�nie i bardziej stanowczo, niemal m�odzie�czo.
- Cho� to Katarzynie i sejmowi zawdzi�czam, �e zosta�em wybrany królem,
sta�o si� tak równie� z woli Boga. I w�a�nie z woli Boga, szafarza wszelkich
dóbr, i z woli Katarzyny, cesarzowej Rosji, nadaj� ci, Anno Mario
Berezowska, tytu� ksi��nej.
465
RS
Je�li nawet Annie uda�o si� powstrzyma� westchnienie, us�ysza�a, �e
wszyscy dooko�a wzdychaj�, zaskoczeni. Poczu�a ch�odny dotyk stali na
jednym ramieniu, potem na drugim.
- Ksi��no Anno Mario Berezowska z Sochaczewa - mówi� tymczasem król
- b�dziesz nosi�a ten tytu� do ko�ca swoich dni, a potem przeka�esz go
potomnym i tak w niesko�czono��... Mo�esz ju� wsta�.
Ceremonia zosta�a zako�czona i wszyscy ruszyli z wolna ku Wielkiej Sali,
gdzie mia� zosta� podany obiad.
Król zszed� z podwy�szenia i pomóg� Annie si� podnie��.
- Widzisz, dziecko, powiedzia�em ci, �e niepr�dko zapomn�, co uczyni�a�.
U�miechn��a si�, doceniaj�c zaszczyt.
- Id� teraz - ponagli� j�. - Jestem pewien, �e rodzina niecierpliwi si�, by ci
pogratulowa�.
Zbyt zdumiona, aby przemówi�, sk�oni�a jedynie g�ow� i wtopi�a si� w
t�um. Przez ponad sto lat republika�ski sejm odmawia� polskim w�adcom
prawa do nadawania tytu�ów, król Stanis�aw musia� wi�c uczyni� to pod
auspicjami obcego mocarstwa, takiego jak Rosja. To, �e chodzi�o akurat o
Katarzyn�, zakrawa�o na ironi�. Jednak ludzie, którzy zatrzymywali j�,
gratuluj�c i �ycz�c wszystkiego dobrego, zdawali si� tego nie dostrzega�. Anna
by�a oszo�omiona i szcz��liwa. Zainteresowanie króla mia�o charakter
wy��cznie ojcowski. Nie b�dzie �adnej schadzki!
Gdy dotar�a wreszcie do hrabiny, ciotka p�aka�a.
- Och, Aniu, gdyby tylko twoi rodzice do�yli tego dnia. Dzi�kuj� Bogu, �e
cho� mnie si� uda�o!
Siostrzenica u�ciska�a j�, obejmuj�c dr��c�, kruch� posta�.
- Patrzcie, patrzcie! - zawo�a�a Charlotte, zdumiona. - Teraz obie jeste�my
ksi��nymi! Kto by pomy�la�!
Anna spojrza�a na u�miechaj�c� si� enigmatycznie Zofi�.
- Cho� gdybym mia�a postawi� monet� na tytu� - papla�a dalej ksi��na powiedzia�abym, �e twój ma wi�ksz� warto�� nabywcz�. - Podwójny
podbródek zatrz�s� si� jej od �miechu. - W ko�cu, gdybym musia�a wróci�
teraz do Pary�a, prawdopodobnie u�yto by mojej g�owy jako podpórki pod
drzwi!
- Gratulacje, Anno - powiedzia�a w ko�cu Zofia. A potem odwróci�a si�
gwa�townie i wtopi�a w t�um, zmierzaj�cy ku Wielkiej Sali.
Kuzynka spojrza�a w �lad za ni�.
- Czy Zofia nie cieszy si� wraz ze mn�?
466
RS
- Hmmm - zanuci�a Charlotte, k�ad�c jej poufa�ym gestem d�o� na
ramieniu. - Zofia mia�a wobec ciebie wielkie plany, a ty chyba przeros�a� jej
oczekiwania. I na tym polega problem.
Och, ale �licznie dzisiaj wygl�da, nie s�dzisz? Zielona suknia, ziele�
szmaragdów, jakie to stosowne. Wybacz, moja droga - doda�a, cofaj�c d�o� i
odsuwaj�c si� od Anny. - Pójd� zobaczy�, co da si� zrobi�, by przyg�adzi�
wzburzone piórka.
- Podpórka, te� mi co� - wymamrota�a hrabina, przygl�daj�c si�, jak ksi��na
znika w t�umie. - Z podpórki ma si� przynajmniej jaki� po�ytek!
Podczas kolacji Zofia zachowywa�a si� z pow�ci�gliw� grzeczno�ci�, lecz
nie bra�a czynnego udzia�u w rozmowie, jak by�o jej zwyczajem. Opu�ci�a
Zamek wcze�nie, w towarzystwie Charlotte i jej powozem.
- To by�o jak w bajce, Anno - powiedzia�a ciotka Stella, gdy
przygotowywa�y si� do wyj�cia.
Anna nie mog�a si� nie zgodzi�. Ca�e wydarzenie by�o niczym sen.
W powozie przygl�da�a si� spokojnej twarzy hrabiny, podejrzewaj�c, �e
ciotka oswaja si� z my�l�, i� jej siostrzenica sta�a si� jedn� z najbardziej
po��danych partii w Polsce, kobiet�, która mo�e po�lubi� nawet magnata.
Status ksi��nej postawi jej synów niemal na równi z pochodz�cym z wyboru
monarch�. Jan Micha�, u�wiadomi�a sobie nagle, mo�e pewnego dnia zosta�
wybrany królem.
Lecz czy ciotce przysz�o w ogóle na my�l, �e ona mog�aby zapomnie�
Jana? U�miechn��a si� na t� my�l.
Nie zd��y�y jeszcze wysi��� z powozu, gdy do ich uszu dobieg�y d�wi�ki
muzyki i ha�as. Przed domem sta� d�ugi rz�d powozów, lokai i wo�niców.
- Obawiam si�, �e Zofia przyjmuje, ciociu.
- S�odki Jezu! - wykrzykn��a hrabina. - Teraz nie ma ju� potrzeby
zjednywa� sobie Rosjan. Uciekli albo nie �yj�. Mimo to ona upiera si� przy
tych hulankach.
Anna pomy�la�a, �e kuzynka wyprawia�aby przyj�cia bez wzgl�du na to,
kto rz�dzi�by Polsk�, ale wola�a nie mówi� tego ciotce.
Wesz�y do domu tylnymi drzwiami i dosta�y si�, niezauwa�one, do swoich
pokoi, u�ywaj�c klatki schodowej dla s�u�by. Anna uca�owa�a ciotk� na
dobranoc. Nastrój hrabiny wyra�nie si� pogorszy�.
Po godzinie kto� zapuka� do drzwi sypialni Anny.
By�a to Clarice.
- Pani Zofia prosi, by zesz�a pani na dó�, madame.
467
RS
- Powiedz kuzynce, �e uda�am si� ju� na spoczynek.
- Doskonale - powiedzia�a pokojówka, dygaj�c, a nie zdarza�o jej si� to
cz�sto. - Och, madame, pods�ucha�am, co si� wydarzy�o. Gratulacje!
- Dzi�kuj�, Clarice.
Po kilku minutach pokojówka pojawi�a si� znowu.
- Przepraszam, madame, lecz pani Zofia powiedzia�a, �e je�li nie zejdzie
pani na dó�, sprowadzi wszystkich go�ci tutaj, do pani. Prosz� pozwoli�, �e
pomog� pani przygotowa� si�, by ich powita�.
Nie mog�a uwierzy� w to, co s�yszy, ale wola�a nie ryzykowa�. Clarice
pomog�a jej ponownie za�o�y� sukni�, poprawi�a w�osy oraz peruk� i Anna
zesz�a na dó�.
Stan��a w progu salonu, gdzie zebra�a si� wi�kszo�� go�ci. W pierwszej
chwili nikt jej nie zauwa�y�. Oko�o trzydzie�cioro go�ci, przewa�nie Polaków,
pi�o, rozmawia�o i �mia�o si� weso�o. Z miejsca, w którym sta�a, mog�a zerkn��
do przyleg�ego pokoju muzycznego, gdzie pary ta�czy�y w rytm bu�garskiej
muzyki, granej przez wynaj�tych muzyków. Nikogo z tych ludzi nie by�o
dzisiaj w Zamku. Oto dwór Zofii, pomy�la�a Anna. A to jej poddani.
W k�cie pokoju, na bieli�niarce, sta�a Zofia, czyni�c gest, jakby wznosi�a
toast.
Nagle jej szkliste od alkoholu oczy dostrzeg�y Ann�.
- Ach, oto i go�� honorowy! - zawo�a�a pijackim g�osem. - Chod�cie,
wypijmy za moj� kuzynk�!
Po czym, uniós�szy wy�ej kieliszek, zawo�a�a jeszcze dono�niej:
- Chod�cie wznie�� toast za ksi��n� Ann� Mari� Berezowsk�! Za ksi��n�!
Go�cie przebywaj�cy w salonie zd��yli si� ju� uciszy�, pozostali nap�ywali
w�a�nie z pokoju muzycznego. Wi�kszo�� unios�a kieliszki.
- Za ksi��n�! - zawo�ali be�kotliwym chórem.
Niemal natychmiast przed Ann� pojawi� si� przystojny m��czyzna i
uca�owa� jej d�o�.
- Lecz ksi��na nie ma czym wznie�� toastu - powiedzia�, wr�czaj�c jej
kieliszek.
Przyj��a go i zmusi�a si� do u�miechu mimo odrazy z powodu wilgoci, jak�
poca�unek pozostawi� na grzbiecie jej d�oni. U�wiadomi�a sobie, �e przystojna
twarz kryje oblicze diab�a. Zadr�a�a, zdj�ta nag�ym ch�odem.
Przyjrza�a si� p�ynowi w kieliszku, zastanawiaj�c si�, czy to wódka. By�a
pewna, �e Charlotte gdzie� tu si� kr�ci, i przysz�o jej do g�owy, �e ksi��na
468
RS
postanowi�a zrobi� jej dowcip i sprawi�, by zach�ysn��a si� alkoholem, jak
wtedy, w Zamku. Spróbowa�a napitku i przekona�a si�, �e jest s�odki.
- Jestem Albin Brazow, ksi��no - o�wiadczy� m��czyzna, przysuwaj�c si�
bli�ej i owiewaj�c jej twarz kwa�nym oddechem.
Skin��a niepewnie g�ow� i odsun��a si� o krok, korzystaj�c z tego, �e
Rosjanin odwróci� si�, by si�gn�� po nast�pny kieliszek. By� nies�ychanie
przystojny, nies�ychanie pró�ny i bardzo pijany.
Brazow wzniós� nast�pny toast:
- Za pi�kn� ksi��n�!
Prawie wszyscy przy��czyli si� do niego. Wszyscy, poza Zofi�.
- Albinie Brazow! - zawo�a�a g�o�no. - Ty i twój rubinowy pier�cie�
odprowadzicie mnie dzi� wieczorem do sypialni, lecz tylko jeden z was j�
opu�ci!
Towarzystwo parskn��o g�o�nym �miechem. Albin sk�oni� si� przesadnie.
- Czego po��dasz bardziej, pani? - zawo�a�. - M��czyzn czy klejnotów?
- Zale�y, jaki to klejnot i jaki m��czyzna!
Za�mia�a si� z w�asnego dowcipu, przywo�uj�c gestem Br�zowa, by
pomóg� jej zej�� z bieli�niarki.
- Jednak klejnoty s� trwalsze, nie uwa�asz? - doda�a, po czym rzuci�a mu
si� w ramiona. Upadli i potoczyli si� po pod�odze, chichocz�c i mocuj�c si�.
Anna odstawi�a kieliszek i korzystaj�c z zamieszania, spróbowa�a si�
ulotni�.
G�os Zofii powstrzyma� j� jednak, nim dotar�a do schodów.
- Dlaczego wychodzisz, ksi��no?
Przy�pieszy�a kroku, lecz nim zd��y�a wspi�� si� do po�owy pierwszej
kondygnacji, Zofia sta�a ju� u podnó�a schodów, wo�aj�c:
- Anno!
Odwróci�a si�, by stawi� czo�o kuzynce. Tu� za ni� sta� Albin Brasów.
- Dlaczego wychodzisz? - spyta�a Zofia. W jej oczach czai�o si� szale�stwo.
- Albin jest tob� zainteresowany.
- Jestem zm�czona i zamierzam po�o�y� si� spa�.
- Ach, gdyby Albin by� Stelnickim, nie ucieka�aby� tak szybko! Nie �ud�
si�. Gdyby Stelnicki tu by�, nie wybra�by ciebie, i to bez wzgl�du na twój nowy
tytu�!
Anna wpatrywa�a si� w kuzynk�, oszo�omiona.
- Prosz� nie odchodzi� tak wcze�nie, ksi��no - prosi� Albin.
469
RS
- Albin jest tu dzi� najprzystojniejszym m��czyzn�, Anno - teraz Zofia ju�
po prostu krzycza�a. - Nawet je�li Stelnicki �yje, jeste� idiotk�, je�li
spodziewasz si�, �e m��czyzna taki jak on zechcia�by sp�dzi� reszt� swoich
nocy z tob�!
Anna odwróci�a si� i pobieg�a do sypialni. Tym razem nikt jej nie �ciga�.
470
Rozdzia� sze��dziesi�ty szósty.
RS
Dzie�, który powinien nale�e� do niezapomnianych w �yciu Anny, jako�
straci� blask. Zofia nie przeprosi�a i unika�a kuzynki przez ca�y tydzie�. Anna
stara�a si� nie popa�� w przygn�bienie, a w miar� up�ywaj�cych dni troski z
powodu wydarze� politycznych i militarnych wypar�y z jej pami�ci
nieprzyjemny incydent.
Katarzyna, rozw�cieczona oporem, zapewni�a sobie pomoc Austrii i Prus,
bez w�tpienia obiecuj�c im w zamian cz��� polskich ziem, co czyni�a ju�
wcze�niej. Anna zastanawia�a si�, jak d�ugo Rzeczpospolita zdo�a opiera� si�
po��czonym si�om trzech mocarstw. Zadawa�a sobie te� pytanie, jak król
Stanis�aw móg� powiesi� portret carycy na honorowym miejscu nad
kominkiem.
Prusacy nie czekali d�ugo, by przyj�� obietnic� Katarzyny. Ko�ciuszko
wyruszy� na spotkanie pruskiej armii, dowodzonej przez samego króla
Wilhelma, który kiedy� przyrzek� broni� niepodleg�o�ci Polski i którego portret
tak�e wisia� w komnacie królewskiego zamku. Polska armia mia�a wystarczaj�c� liczb� dzia� i rzesze ch�opów, uzbrojonych w kosy, lecz brakowa�o jej
broni palnej. �adna polska manufaktura nie by�a bowiem w stanie sprosta�
zapotrzebowaniu. Tak wi�c trzyna�cie tysi�cy �o�nierzy Ko�ciuszki stan��o
naprzeciw dobrze wyposa�onej czterdziestotysi�cznej armii Prus. Szóstego
maja pod Szczekocinami Polacy zostali pobici i zmuszeni do wycofania si�. Co
gorsza, pi�tnastego czerwca Prusacy ruszyli, by zaj�� Kraków.
Kiedy wie�ci dotar�y do stolicy, cz��� Polaków sprowokowa�a pogrom
tych, których podejrzewano o sympatie prorosyjskie. Kilka osób zosta�o
straconych. Anna s�ysza�a, �e pomi�dzy powieszonymi na Rynku by� tak�e
doktor Kurowski. Cho� Anna nie lubi�a tego cz�owieka, zdawa�a sobie spraw�,
�e prawdopodobnie uratowa� �ycie jej synowi, odmówi�a wi�c modlitw� za
spokój jego duszy. Wichry wojny mog� zmie�� ka�dego.
Ko�ciuszko wróci� do Warszawy i natychmiast ukara� tych, którzy wszcz�li
pogrom.
W lipcu po��czone si�y Rosji i Prus ruszy�y na Warszaw�. Ko�ciuszko
okopa� si�, rozmieszczaj�c sza�ce i artyleri� w taki sposób, by mimo
przewa�aj�cych si� wroga móc broni� miasta.
Pewnego dnia w po�udnie Anna siedzia�a w pokoju syna na poddaszu, z
roztargnieniem przygl�daj�c si�, jak ma�y bawi si� drewnianym �o�nierzykiem.
Rozmy�la�a o zbli�aj�cym si� obl��eniu stolicy. Ch�tnie chwyci�aby za bro�,
471
RS
by broni� i ocali� Rzeczpospolit�, a jednocze�nie zdawa�a sobie spraw�, �e
�wiat by�by lepszy, gdyby zniszczono wszystkie strzelby i dzia�a. Pragn��a tego
z pewno�ci� ka�da matka, Polka czy Rosjanka.
Lutisza wdrapa�a si� na gór�, nios�c po�udniowy posi�ek. Postawi�a przed
pani� fili�ank� kawy i zacz��a karmi� Jana Micha�a.
Anna spróbowa�a kawy.
- Co to za gatunek, Lutiszo? Ma jaki� dziwny posmak.
- Kawa to teraz rarytas, prosz� pani. Dodali�my troch� cykorii.
- Wyczuwam cykori� - powiedzia�a, poci�gaj�c nast�pny �yk. - Ale i tak
smakuje dziwnie.
Opró�ni�a fili�ank�, maj�c nadziej�, �e zdo�a jako� pozby� si� dr�cz�cego
j� niepokoju.
Co si� stanie, je�li miasto zostanie zdobyte? Czy �ycie mieszka�ców b�dzie
zagro�one?
Nie potrafi�a jednak skupi� my�li. Ogarn��a j� taka senno��, �e musia�a
po�o�y� si� na kozetce. Nie by�a w stanie unie�� cz�onków. Powieki ci��y�y jej,
mimo to stara�a si� ich nie zamyka�, przekonana, �e Lutisza poda�a jej
trucizn�. Tak w�a�nie musi czu� si� kto�, kto zanurzy� si� w wodach Lete, rzeki
zapomnienia, pomy�la�a.
Cho� bardzo si� stara�a, nie zdo�a�a utrzyma� otwartych oczu. Poczu�a, �e
uniesiono jej nogi i po�o�ono na kozetce. Potem us�ysza�a szepty, wskazuj�ce,
�e w pokoju znajduje si� kto� jeszcze. Ale kto to móg� by�? Zofia? Ciotka
Stella? Chcia�a zawo�a�, spyta�, dlaczego j� to spotyka, lecz s�owa wi�z�y jej w
gardle.
Us�ysza�a imi� syna i z trudem uchyli�a powieki. Po chwili zobaczy�a
zbli�aj�c� si� twarz synka. Poczu�a na policzku dotyk jego warg. Chcia�a
wyci�gn�� po niego ramiona, lecz nie s�ucha�y jej. Wbrew woli znowu
zamkn��a oczy.
Wkrótce dobieg� j� odg�os oddalaj�cych si� kroków, a potem g�os syna,
pytaj�cego;
- Na dwór? Na dwór?
Gdy Anna si� obudzi�a, zobaczy�a siedz�c� przy �ó�ku ciotk�.
- Musisz mi wybaczy�, Anno - szepn��a hrabina. - Nie by�o innego
sposobu. Dodali�my ci do kawy nieszkodliwego lekarstwa, by zabra� Jana
Micha�a bez zw�oki i bez oporu z twojej strony.
- Zabra�? - spyta�a Anna s�abo.
472
RS
- Pos�uchaj, Aniu. Warszawa to teraz bardzo niebezpieczne miejsce. By�
mo�e nikt z nas nie prze�yje. Kto wie?
- Ale dok�d?
- Wa�ek wróci�. Zabiera ca�� swoj� rodzin� do Sochaczewa. Wszystkich
poza Lutisza, która upiera si�, by zosta� z nami. Jan Micha�, podró�uj�cy z
gromad� ch�opów, zostanie wzi�ty za jedno z ich dzieci i dotrze na miejsce
bezpiecznie. Obecno�� nas wszystkich tylko utrudni�aby spraw�. Sytuacja z
godziny na godzin� staje si� bardziej niebezpieczna i cho� Zofia, niech Bóg jej
wybaczy, dopisa�a nasze nazwiska do aktu konfederacji... có�, z Rosjanami
nigdy nie wiadomo. No i musimy spojrze� prawdzie w oczy: nie jestem ju� w
stanie podró�owa�.
- Ciotko Stello, dlaczego po prostu nie powiedzia�a� mi, co planujesz?
Hrabina westchn��a, spogl�daj�c na ni� smutnymi, br�zowymi oczami.
- Nie zrobi�am tego, poniewa� przysi�g�a�, �e wi�cej nie rozstaniesz si� z
synem. Przysi�g�a� przede mn� i przed Lutisza, pami�tasz?
Annie zabrak�o s�ów. Wiedzia�a, �e ciotka ma racj�.
- Nie musisz si� martwi�, Anno Mario. Da�am im pieni�dze, które, jestem
tego pewna, m�drze spo�ytkuj�.
- Jan Micha� - szepn��a Anna. Jej dolna warga zadr�a�a, a w oczach
pojawi�y si� gor�ce �zy.
Ciotka uj��a jej d�o�.
- Musisz by� silna, Anno. Musisz my�le� o tym, jak go wychowa�,
zapewni� mu przysz�o��. Je�li Polska przetrwa ten napór, pewnego dnia twój
syn, jako jeden z jej ksi���t, mo�e zosta� wybrany królem.
Hrabina uca�owa�a siostrzenic� i wysz�a.
Anna le�a�a d�ugo, wpatruj�c si� w sufit. Post�pili s�usznie, powiedzia�a
sobie. Mia�a nadziej�, �e potrafi�aby podj�� tak� decyzj� sama. Lecz teraz by�o
ju� po wszystkim. Jan Micha� wyjecha�.
Ciotka Stella posz�a si� po�o�y�. Je�li nawet Zofia nie zdawa�a sobie
sprawy, jak bardzo chora jest jej matka, to Anna by�a tego w pe�ni �wiadoma.
Warszawa zosta�a na razie oszcz�dzona. Fala wojennej po�ogi odp�yn��a,
kiedy gromada dzielnych polskich ch�opów pod dowództwem patrioty
Minewskiego przej��a p�yn�cy w gór� Wis�y olbrzymi pruski konwój,
zawieraj�cy sprz�t artyleryjski i zaopatrzenie na d�ug� kampani� wojenn�.
Fryderyk Wilhelm, pozbawiony wsparcia, straci� tysi�ce ludzi i po dwóch
miesi�cach odst�pi�, wycofuj�c si� do Poznania. Wraz z nim odesz�a gro�ba
473
RS
bezpo�redniego ataku. Jednak�e ka�d� wie�� o zwyci�stwie równowa�y�a inna,
o pora�ce.
Kiedy nadesz�y dobre nowiny, hrabina odzyska�a nieco si�, ale nie na d�ugo.
Anna przenios�a si� do pokoju ciotki, by móc opiekowa� si� ni� przez ca��
dob�.
W po�owie sierpnia Rosjanie zdobyli Wilno. W tydzie� pó�niej polskie
oddzia�y, dowodzone przez genera�a D�browskiego, ruszy�y do Wielkopolski,
by wesprze� tamtejsze powstanie. D�browski, zach�cony sukcesem, zapu�ci�
si� w g��b Prus.
I taki by� bieg zdarze�. Nadzieja upad�a ostatecznie dopiero wtedy, gdy
Austria przy��czy�a si� do Rosji i Prus, aby dokona� kolejnego rozbioru Polski.
Anna �a�owa�a, �e nie urodzi�a si� m��czyzn�. Z jak�� ochot� zdj��aby ze
�ciany dworu w Sochaczewie rodzinny or�� i ruszy�a broni� Rzeczpospolitej!
Wspomnia�a, jak Zofia z sarkazmem w g�osie zapyta�a j�, czy wyobra�a sobie,
�e jest Joann� d'Arc. Ubolewa�a, �e nie ma takiego powo�ania.
Kiedy do stolicy dotar�y wie�ci, �e Katarzyna wys�a�a swego najbardziej
krwio�erczego dowódc�, genera�a Suworowa, by zaatakowa� Polsk� od
po�udniowego wschodu, tak jak wszyscy warszawianie mog�a jedynie si�
modli�. Ko�ciuszko ruszy� natychmiast na Rosjan i spotka� si� z nimi pod
Maciejowicami.
A potem nadesz�y wie�ci najgorsze z mo�liwych. Rosjanom uda�o si�
odseparowa� Ko�ciuszk� od wspieraj�cej go kolumny. Genera� zosta� ci��ko
ranny i wzi�ty do niewoli.
Co stanie si� z Polsk�, skoro zabrak�o ma�ego genera�a? Czy Jan nadal jest
przy nim? A mo�e jej ukochany tak�e wpad� w r�ce nieprzyjaciela?
Teraz ju� nic nie mog�o powstrzyma� Rosjan. Suworow ruszy�, niczym
g�odny tygrys, na stolic�. Nadchodzi� od po�udniowego wschodu, co
oznacza�o, �e Praga pierwsza wpadnie mu w r�ce. Anna, jej grupka patriotów i
wszyscy obywatele stolicy z przera�eniem czekali, a� dosi�gnie ich gniew
Katarzyny. By�a kochanka króla Stanis�awa przysi�g�a, �e obróci miasto w
perzyn�. Nikt nie w�tpi�, �e dotrzyma s�owa.
Resztki rozbitych polskich oddzia�ów gromadzi�y si� w stolicy, lecz
stanowili oni jedynie zbiorowisko weteranów kampanii z innych cz��ci kraju.
Anna czu�a w g��bi serca, �e ci dzielni ludzie, staj�cy bohatersko do bitwy, tak
jak czynili to ich przodkowie, s� jak postacie z piasku w obliczu armii
uzbrojonej w artyleri�, która jak niszcz�cy huragan zbli�a�a si� do miasta.
474
Rozdzia� sze��dziesi�ty siódmy.
RS
Pierwszego listopada, w dzie� Wszystkich �wi�tych, Anna u�wiadomi�a
sobie, �e tak jak Rosjanie zbli�aj� si� nieuchronnie do Warszawy, tak �mier�
zbli�a si� do ciotki Stelli. W zapad�ej, wymizerowanej twarzy hrabiny oczy
zdawa�y si� wielkie jak spodki, a cia�o skurczy�o si� i os�ab�o.
Anna mia�a w�a�nie wyj�� z sypialni, by uda� si� do kuchni. Lutisza nie
przynios�a jeszcze porannego posi�ku, wi�c zamierza�a sprawdzi�, co te�
mog�o j� zatrzyma�. Jednak gdy wysz�a z pokoju, zobaczy�a, �e po schodach
biegnie ku niej mocno poblad�a Zofia.
- Anno! - zawo�a�a - musimy natychmiast opu�ci� ten dom. Suworow rozbi�
obóz u stóp praskich pagórków. Musimy przej�� na drug� stron� Wis�y. Tam
b�dzie bezpieczniej.
Strach �cisn�� Ann� za serce. Nieludzkie okrucie�stwo rosyjskiego genera�a
nie by�o dla nikogo tajemnic�. �aden warszawianin, wszystko jedno, szlachcic
czy nie, nie b�dzie tu bezpieczny.
- Na drug� stron� Wis�y? Ale dok�d? Gdzie mog�yby�my si� tam
zatrzyma�?
- W rezydencji Poteckich. Nim Pawe� ruszy� na t� niem�dr� patriotyczn�
wypraw�, poinstruowa� s�u�b�, �e dom ma by� do mojej dyspozycji. Wys�a�am
ju� tam Lutisz� z wieloma cennymi rzeczami. Zosta�y�my tu tylko we trzy i nie
mo�emy d�u�ej zwleka�!
- Ale, Zofio... - odrzek�a Anna, przypomniawszy sobie o ciotce.
- Co takiego? O co chodzi?
- Twoja matka... nie prze�yje podró�y.
- Jest a� tak chora?
- Zofio, ona umiera.
Migda�owe oczy Zofii zaokr�gli�y si�, a �renice pociemnia�y.
- Och, Anno, to okropne! Je�li nie uciekniemy, czeka nas pewna �mier�. Te
drewniane domy b�d� si� pali�y jak chrust.
- Hrabiny nie mo�na rusza� - powiedzia�a Anna. W jej g�osie brzmia�y
stanowczo�� i determinacja. - Nie chcesz chyba, by�my j� tu zostawi�y?
- Nie, oczywi�cie, �e nie. Jak my�lisz, jest szansa, �e cho� troch� odzyska
si�y? Mo�e jutro da�oby si� j� przewie��.
Anna nie mog�a da� Zofii nadziei, �e tak si� stanie.
475
RS
Posz�y zajrze� do hrabiny, która le�a�a nieruchomo pod ko�dr�. Stan��y po
obu stronach wielkiego �o�a. Pier� chorej unosi�a si� lekko, lecz tak
nieregularnie, �e by�y chwile, gdy mo�na by�o s�dzi�, �e hrabina odesz�a.
Zofia nie odezwa�a si�. Patrzy�a na matk� z twarz� pozbawion� wyrazu. Po
jakim� czasie wyci�gn��a r�k� ku spoczywaj�cej na pos�aniu d�oni hrabiny,
lecz cofn��a j�, zanim ich d�onie si� zetkn��y.
W nocy czuwa�y na zmian� przy �o�u chorej. Przed �witem da�y si� s�ysze�
pierwsze wystrza�y.
Kiedy hrabina ockn��a si�, by�a przy niej Anna.
- Anno? To ty?
- Tak, ciociu. Jestem tutaj.
- Co to... za ha�asy? - spyta�a hrabina, dr��cym, urywanym szeptem.
Anna wstrzyma�a si� z odpowiedzi�, zaj�ta zapalaniem �wiecy. Wiedzia�a,
�e k�amstwo na nic si� nie zda. Ciotka by�a zbyt bystra.
- Huk dzia� - odpowiedzia�a, siadaj�c na krze�le przy �ó�ku.
- To... Rosjanie?
- Tak, ciociu.
- U wrót Pragi?
- Tak, ciociu.
- Dobry Bo�e - westchn��a hrabina. - Jakie to smutne... zosta� pokonanym.
Przynajmniej nie do�yj�... by zobaczy�... jak Polska korzy si� przed Katarzyn�.
- Wyzdrowiejesz, ciociu. Musisz! Nie powinna� mówi� takich rzeczy.
- Nie, Anno. Jestem zbyt stara... i nadto przywi�zana do swych nawyków,
by znie�� nadchodz�ce zmiany... Nie mog�abym �y�, kiedy nie b�dzie ju�
Polski... i nawet bym nie chcia�a. Prze�y�am swoje �ycie. Lecz ty jeste�
m�oda... masz w sobie si�� i pr��no��, jak sama Polska.
- Ciociu, nie wolno ci si� m�czy�. Musisz odpoczywa�.
- Pos�uchaj mnie, Aniu. Wyjd� za Stelnickiego, je�li go kochasz. Jako�
przetrwacie ten kataklizm... Nie pozwól, by cokolwiek stan��o ci na drodze...
Cokolwiek!
- Po�ó� si�, ciociu, i prze�pij.
- Anno - mówi�a dalej ciotka nagl�co, próbuj�c si� podnie��. - Dopilnuj, by
twoje dzieci, a potem ich dzieci zachowa�y polskie obyczaje... Spraw, by by�y
dumne ze swego dziedzictwa, a Polska nigdy nie zginie. - U�miechn��a si� z
wysi�kiem. - W ko�cu i tak przechytrzymy rosyjsk� wilczyc�.
Anna odwzajemni�a u�miech i �cisn��a d�o� ciotki.
476
RS
- Polska nie zginie, ciociu. Nigdy. Sama mi to powiedzia�a�. Nawet gdyby
Rosja zagarn��a j� na sto lat.
Hrabina, najwidoczniej usatysfakcjonowana, opad�a na poduszki i
pogr��y�a si� w lekkim �nie.
Nim nadszed� ranek, hrabina nie mog�a ju� podnie�� si� o w�asnych si�ach
ani mówi�.
Zofia i Anna, czuwaj�ce przy jej �o�u, zauwa�y�y, �e poruszy�a si� leciutko
i zacz��a stuka� palcem w krzy�yk swego ró�a�ca.
- O co chodzi, ciociu? Czego sobie �yczysz?
- Ona chce ksi�dza - powiedzia�a Zofia. - Prawda, mamo? Chcesz ksi�dza?
Hrabina nie odpowiedzia�a.
- Ciociu - powiedzia�a Anna, pochylaj�c si� nad kruch� postaci� w �ó�ku. Je�li �yczysz sobie, by wezwano ksi�dza, zamrugaj dwa razy powiekami.
Przez chwil� w milczeniu przypatrywa�y si� umieraj�cej. W sypialni
s�ycha� by�o jedynie dobiegaj�cy z oddali huk dzia�. Anna uj��a d�o� ciotki.
Szeroko osadzone br�zowe oczy wpatrywa�y si� nieruchomo w przestrze� i
pomy�la�a, �e hrabina straci�a ju� w�adz� nad umys�em i nie rozumie, co si� do
niej mówi. Lecz w�a�nie wtedy delikatne, pomarszczone powieki zadr�a�y,
otwar�y si� szerzej, a potem zamkn��y. Raz. I drugi.
- Pos�a�am po ksi�dza w nocy, mamo - powiedzia�a Zofia, ujmuj�c drug�
d�o� hrabiny. - Przyszed�, kiedy spa�a�, i udzieli� ci ostatniego namaszczenia.
Rozumiesz?
W oczach hrabiny pojawi�y si� �zy, �zy wdzi�czno�ci. Zamkn��a dwa razy
powieki i �zy, uwolnione, sp�yn��y po policzkach. Spojrza�a na córk�, potem na
siostrzenic�. I nagle jakby ogarn�� j� spokój. Mi��nie rozlu�ni�y si�. Anna
pomy�la�a, �e ciotka wygl�da jako� tak... nieziemsko.
A potem kruche cia�o zesztywnia�o i wygi��o si� w paroksyzmie, który
sprawi�, �e niegdy� tak �adne oczy hrabiny omal nie wyskoczy�y z oczodo�ów.
Opad�a na poduszki i le�a�a spokojnie, martwa, wpatruj�c si� w przestrze�.
Przez chwil� sta�y w milczeniu obok �ó�ka.
- „Rozbita z�ota czara" - powiedzia�a w ko�cu Zofia, wyci�gaj�c d�o�, by
zamkn�� matce oczy.
Ann� zdziwi�o, �e kuzynka odwo�uje si� do Biblii.
- „Wrócisz do ziemi - mówi�a dalej Zofia - z której zosta�e� wzi�ty; bo
prochem jeste� i w proch si� obrócisz". -W czarnych oczach zab�ys�y ci��kie
�zy. - By�a dobr� kobiet�, Anno. Zas�ugiwa�a na lepsze dzieci ni� Walter i ja.
477
RS
- Mia�a pi�kn� �mier�, Zofio. Je�li �mier� w ogóle mo�e by� pi�kna. By�a
taka szcz��liwa, �e umiera w stanie �aski. Ale musia�am spa� jak zabita, skoro
nie us�ysza�am ksi�dza.
- Nie by�o �adnego ksi�dza, Anno.
- Go takiego?
- Nie by�o ksi�dza. Och, pos�a�am po niego, lecz �adnego nie uda�o si�
znale��. Wszyscy s� przy rannych i zabitych lub sami walcz� i umieraj�.
- Lecz, Zofio...
- Jeste� zaszokowana tym, �e sk�ama�am? Odesz�a w spokoju dzi�ki temu
k�amstwu. Poza tym wiesz równie dobrze jak ja, �e matka by�a w stanie �aski.
To wola Boga i jego b�ogos�awie�stwo, �e zmar�a w�a�nie teraz.
- To tak�e jej wola - powiedzia�a Anna. - Nie �yczy�a sobie do�y� chwili,
kiedy Rosjanie zagarn� Polsk�.
O�wiadczenie kuzynki i zbli�aj�cy si� grzmot dzia� skierowa�y my�li Zofii
w inn� stron�.
- Lecz my musimy �y�, Anno - powiedzia�a nagl�co. Musimy. A je�li mamy prze�y�, musisz si� po�pieszy�. S�dz�c po tych
odg�osach, Rosjanie mog� by� ju� na Pradze. Id� i przygotuj si� do wyjazdu,
natychmiast. W�ó� najprostsz� sukni� i �adnych halek, które mog�yby zdradzi�,
kim jeste�.
- Lecz twoja matka, Zofio. Trzeba j� pochowa�.
- Nie ma czasu!
- Nie zostawi� jej.
Anna wzi��a koc, rozwin��a go i u�o�y�a równolegle do cia�a ciotki.
- Co robisz?
- Zabieram cia�o na dó�. Sama powiedzia�a�, �e te domy b�d� p�on��y jak
wi�zka chrustu. Poza tym z pewno�ci� zajrz� tu Rosjanie i szabrownicy.
- Anno, musimy odej�� - b�aga�a Zofia. - To nie jaki� grecki dramat o
chowaniu zmar�ych, a ty nie jeste� Antygon�. Wejd� na gór� i wyjrzyj na
wschód. �mier� zbli�a si� do nas wielkimi krokami. Matka nie chcia�aby,
�eby� ryzykowa�a �ycie...
- Mo�esz i��, Zofio - odpowiedzia�a Anna ostro, próbuj�c wcisn�� koc pod
cia�o. - Lecz ja zostan�!
Ich spojrzenia zwar�y si� w pojedynku woli.
- S�odki Jezu! - powiedzia�a w ko�cu Zofia, na�laduj�c wyraz twarzy matki.
- Ale� jeste� uparta. Wychodzi z ciebie Gro�ska. Dobrze, zniesiemy cia�o do
piwnicy, tak by pó�niej mo�na by�o je pochowa�. Czy to ci wystarczy?
478
RS
- Tak.
- Dobrze. Ale pami�taj, jak fatalnie sko�czy�o si� to dla Antygony. Bierzmy
si� do roboty.
Zofia przyci�gn��a ku sobie zw�oki matki, podczas gdy Anna wsun��a pod
nie koc. Gdy przetacza�y cia�o, poduszki przemie�ci�y si� i co� ci��kiego
upad�o z metalicznym brz�kiem na pod�og�.
Anna ze zdumieniem wpatrywa�a si� w le��cy obok �ó�ka przedmiot.
- Co to takiego? - Zofia okr��y�a �ó�ko, nim kuzynka zd��y�a
odpowiedzie�.
Przez chwil� wpatrywa�y si� t�po w le��cy u ich stóp pistolet.
- Chyba nie powinno nas to a� tak dziwi� - powiedzia�a w ko�cu Anna. Ciotka nie zamierza�a podda� si� spokojnie Rosjanom.
- Nawet po �mierci - za�mia�a si� Zofia - matka potrafi nas zadziwi�. We�
bro�, Anno, i ukryj j� przy sobie. Mo�e okaza� si� potrzebna w powozie.
- Ale ja...
- Do licha, po prostu zrób to! W ko�cu pos�ucha�a.
Zdj��y cia�o z �ó�ka i unios�y je. Zofia prowadzi�a w dó� po schodach,
potem do holu i wreszcie do piwnicy, gdzie z�o�y�y swój ci��ar.
- Biegnij teraz na gór� i przebierz si� tak, jak ci mówi�am. Tylko szybko!
- A co ty b�dziesz robi�? - spyta�a Anna.
- Zawin� j� w dodatkowy koc lub dwa i nas�cz� je wod�. Je�li dom sp�onie,
cia�o ocaleje i b�dzie je mo�na pochowa�.
- Chc� odmówi� modlitw�.
- Antygona do samego ko�ca! - prychn��a drwi�co Zofia. - Teraz nie ma na
to czasu. Id� i szybko si� przebierz. Kiedy tu sko�cz�, rozejrz� si� za
powozem. Biegnij !
Anna wdrapa�a si� na strome schody, prowadz�ce do kuchni. Szybko
min��a wahad�owe drzwi i wbieg�a do holu. Niemal wspi��a si� ju� na drugie
pi�tro, gdy us�ysza�a, �e otwieraj� si� drzwi wej�ciowe.
Instynkt kaza� jej si� zatrzyma�. Z sercem �ci�ni�tym strachem odwróci�a
si� i zobaczy�a, �e w progu staje kto� odziany w wysokie buty i spodnie od
munduru. Czerwonego, zatem rosyjskiego munduru.
Zofia mia�a racj�, pomy�la�a Anna w panice. Czasu by�o ma�o, i w�a�nie si�
sko�czy�. Zaczerpn��a g��boko oddechu, wyprostowa�a ramiona i zawróci�a.
Stara�a si� odzyska� spokój. Stawi�a ju� przecie� czo�o szabrownikom. A tak�e
Gwardii Królewskiej i samemu królowi. Jako� poradzi sobie i tym razem.
479
RS
W miar� jak schodzi�a, jej oczom ukazywa�a si� ca�a posta� Rosjanina:
najpierw pas, potem szabla, z�oty szamerunek na p�aszczu. U�wiadomi�a sobie,
�e ma przed sob� oficera. Czy zwi�ksza�o to ich szanse? By� mo�e oficer
potraktuje szlachcianki z szacunkiem. A potem przypomnia�a sobie, co
mówiono o generale Suworowie, i nadzieja znikn��a.
Gdy dosz�a do podestu w po�owie schodów, oficer znalaz� si� ca�kowicie w
polu jej widzenia. Post�pi� dwa kroki w g��b holu i zdawa� si� czeka�, a� Anna
zejdzie. Mia� ciemne w�osy i by� bez czapki. U�miecha� si� dziwnie pod
bujnym w�sem. Oczy mia� czerwonawobr�zowe.
- Witaj, Anno - powiedzia�.
Poczu�a, �e krew odp�ywa jej z twarzy, a serce zaraz wyskoczy z piersi.
�ciany holu jakby unios�y si� i zawirowa�y. Wyci�gn��a bezwiednie d�o� i
uchwyci�a si� balustrady. Czy to naprawd� si� dzieje? Czu�a si� tak, jakby
porwa� j� wir wody. Czy to mo�liwe?
M��czyzna zdawa� si� czeka� w pe�nym samozadowolenia milczeniu, a�
Anna otrz��nie si� z szoku. W ko�cu wirowanie usta�o i znów mog�a widzie�
wyra�nie. M��czyzna nadal si� u�miecha�.
- Walter? - o�mieli�a si� powiedzie� g�osem tak s�abym, jak g�os jej ciotki w
ostatniej godzinie �ycia.
- We w�asnej osobie, kuzynko.
- Wielki Bo�e - westchn��a. Roze�mia� si�.
- Czy to wszystko, co masz mi do powiedzenia? Anna nie by�a w stanie si�
odezwa�.
- S�dzi�a�, �e nie �yj�, prawda? A w�a�ciwie, �e zostawi�a� mnie na pewn�
�mier�. Pomy�la�a�, �e je�li podbijesz serce porucznika Borawieckiego,
rozwi��esz w ten sposób swoje problemy. Lecz to nie zadzia�a�o.
- Szymon?
- Nie �yje. Nie to, �eby nie próbowa� przedtem mnie zastrzeli�, zapewniam
ci�. Spud�owa� jednak, a nim zd��y� wystrzeli� drugi raz, ci��em go szabl�,
trafiaj�c prosto w serce.
Twarz Anny wykrzywi� ból. Ten cz�owiek zgin��, by ratowa� j� przed
Walterem. Ale nie pora my�le� o tym teraz.
- Czego chcesz?
- Ach, zmierzasz prosto do sedna. To mi si� podoba! Przyszed�em
dopilnowa�, by nie pozostawiono ci� na pewn� �mier� w p�on�cym domu, tak
jak pozostawiono mnie.
- Nie s�dzisz chyba, �e zechc� z tob� pój��?
480
RS
- Nie masz wyboru. Tylko ja mog� ocali� ci� przed rzezi�. Ja, rosyjski
oficer.
- I polski zdrajca! Twarz Waltera pociemnia�a.
- Jestem realist�, Anno. Polska nie jest dla Rosji przeciwnikiem, którego
musia�aby si� obawia�.
- Masz w tym swój udzia�!
Wzruszy� ramionami. Post�pi� krok ku Annie.
- Nie przywitasz mnie przynajmniej niewinnym, siostrzanym poca�unkiem?
Cofn��a si� na schody z sercem �ci�ni�tym ze strachu. Scena przy stawie
rozb�ys�a w jej pami�ci. Bezwiednie przesun��a praw� d�o� ku miejscu, gdzie
ukry�a pistolet. Zdarzy�o jej si� raz strzela� z pistoletu ojca. Ojciec uczy� j�, jak
celowa�, lecz matka szybko po�o�y�a kres nauce. Anna obawia�a si�, �e nie
pami�ta ju� nawet, jak prawid�owo chwyci� bro�. Poza tym zdawa�a sobie
spraw�, �e bez wzgl�du na to, co Walter zrobi�, nie by�aby w stanie go
zastrzeli�.
- Nie martw si� - powiedzia� z pogard�. - Nie przyszed�em po ciebie.
- Po co zatem?
- Przyszed�em po mego syna.
Anna nie mog�a si� poruszy�, nie mog�a my�le�. Co on wie?
- Twój syn nie �yje. Nie ma tu �adnego dziecka.
- Sam to sprawdz�. A je�li nie ma go tutaj, powiesz mi, gdzie jest.
Ruszy� przed siebie, a wtedy z mroków salonu wysz�a Zofia. Podesz�a do
brata. Anna podejrzewa�a, �e kuzynka by�a tam przez ca�y czas.
- Nie masz tu czego szuka�, Walterze. Anna ci powiedzia�a: twoje dziecko
nie �yje. Id� na cmentarz, je�li chcesz si� z nim zobaczy�, lecz zostaw nas w
spokoju. Musimy jako� si� st�d wydosta�.
- Ach, Zofia. Jestem pewien, �e ci si� uda. Lecz co do mego syna, mam na
ten temat inne wie�ci. W�a�nie zamierza�em powiedzie� tej tu naszej kuzynce,
�e dwa miesi�ce temu natkn��em si� na rz�dc�, Walka. Cho� si� zapiera�,
wiedzia�em, �e by� jednym z tych g�upców, którzy chwycili za kosy i ruszyli na
wojn�. Zapewni� mnie, �e dziecko nie po�kn��o szpilki, nie by�o �adnego
smutnego pogrzebu i mój syn nadal �yje! By�em mu tak wdzi�czny, �e nie
kaza�em go rozstrzela�!
- I co z tego? - krzykn��a Zofia. - Nie masz prawa do dziecka!
- Jestem jego ojcem! A je�li ma�ego tu nie ma, jedna z was powie mi, gdzie
go szuka�.
- Anno? - spojrza� pytaj�co na sw� kuzynk�.
481
RS
- On rzeczywi�cie �yje - odpowiedzia�a. - Odk�d wróci�am do Warszawy,
nie próbowa�am go ukrywa�. Lecz nie ujawni�am, �e to ty jeste� jego ojcem.
Dla wszystkich jest nim Antoni. Ch�opiec nosi jego nazwisko. Widzisz zatem,
�e nie masz do niego prawa. Jest tak, jak mówi Zofia.
- Ach, jak mówi Zofia - prychn�� z pogard�. - Sprytna Zofia. Co ze mnie za
szcz��ciarz, �e mam tak sprytn� siostr�, która pozbawi�a mnie dziedzictwa. Ty
te� powinna� by� z niej dumna, Anno. Za to, �e wpad�a na ten pomys� ze
szpilk�. Zadzia�a�o niczym czary, prawda? Och, moja siostra jest pe�na
pomys�ów. Czy to nie dziwne, �e nasz ojciec wpad� do trz�sawiska akurat w
tak dogodnym dla niej momencie? Ocali�o j� to przed zam��pój�ciem.
Przypomina mi si� te� inna intryga, która czyni ci� jej d�u�niczk�.
- Chc�, �eby� natychmiast opu�ci� ten dom, Walterze - przerwa�a mu Zofia.
- Nie wyjd� st�d, zanim nie dowiem si�, gdzie jest mój syn i nie
poinformuj� naszej s�odkiej kuzynki, w jaki sposób zosta�a wdow�.
- O czym wy mówicie? - spyta�a Anna.
- Walter plecie bzdury, Anno. Zamierzam go wyrzuci�. Anna nie mog�a
sobie wyobrazi�, jak ona chce to zrobi�, gdy� z pewno�ci� nie dorównywa�a
Walterowi si��.
Tymczasem Zofia popchn��a brata ku drzwiom. Lecz Walter nie by�
bezbronn� s�u��c�, któr� �atwo zastraszy�. Mia�a do czynienia z �o�nierzem,
który pozna� ju�, co to wojna. Pchn�� j� ramieniem i pos�a� na pod�og�.
- Ty podst�pna dziwko!
Anna sta�a, bezsilna, na schodach.
Zofia unios�a g�ow� i odrzuci�a z twarzy ciemne w�osy, które rozsypa�y si�
jej na ramiona.
- Jeste� sierot�, którego moi rodzice zabrali z rynsztoka tylko po to, by
doprowadzi� ich do zguby!
- To nie ja doprowadzi�em ich do zguby, tylko ty, krew z ich krwi. Kto
powstrzyma� mnie, gdy chcia�em wyci�gn�� twego ojca z trz�sawiska? No
kto?
Czerwona z gniewu, Zofia jako� pozbiera�a si� z pod�ogi i skoczy�a ku
bratu.
Anna patrzy�a, przera�ona, jak Walter wyci�ga szabl� i wbija wzrok w
siostr�. W u�amku sekundy dostrzeg�a ��dz� mordu w tych brutalnych oczach,
które nawiedza�y j� w snach, czerwonawych oczach diab�a. Zamierza� przeszy�
Zofi� szabl� jak przedtem Borawieckiego.
Niewiele my�l�c, doby�a pistolet z ukrycia i wypali�a.
482
RS
Walter zatoczy� si� do ty�u, chwytaj�c za pier�, na której wykwit�a
powi�kszaj�ca si� czerwona plama. Przez chwil� wpatrywa� si� w Ann�,
os�upia�y, a potem zamkn�� oczy i run�� jak k�oda na marmurow� pod�og�
holu.
- S�odki Jezu! - zawo�a�a Zofia, spogl�daj�c to na niego, to znów na ni�. Zabi�a� go. Anno, ty naprawd� go zabi�a�.
- My�la�am, �e on zamierza zabi� ciebie - Anna upu�ci�a pistolet. Chwyci�a
si� por�czy, by nie upa��. - By�am pewna...
- Och, bo zamierza�, bez w�tpienia.
Zofia podbieg�a do wychodz�cego na ulic� okna salonu.
- Modl� si� tylko, �eby nie by�o z nim innych �o�nierzy - zawo�a�a.
Anna zacz��a schodzi� po schodach, z ka�dym stopniem zbli�aj�c si� do
cz�owieka, którego zabi�a.
- Mamy szcz��cie, chyba by� sam - powiedzia�a Zofia, wracaj�c do holu. No, no, kuzynko - obj��a j�. - Nie miej takiej ponurej miny. Uratowa�a� mi
�ycie!
- O co chodzi�o Walterowi, gdy mówi�, �e pomog�a� mi zosta� wdow�?
- Nie mam bladego poj�cia.
- Ale� masz, widz� to. - Przytrzyma�a kuzynk� na odleg�o�� ramienia. - To
Walter zastrzeli� Antoniego, prawda? Tylko on móg� wiedzie� o pojedynku, a
dowiedzia� si� o nim od ciebie. Zaaran�owa�a� �mier� mego m��a, prawda?
Prawda, Zofio?
Zofia wyrwa�a si� z jej u�cisku.
- Zrobi�am to dla ciebie, kochanie. To ja wmanewrowa�am ci� w to
ma��e�stwo. Nie wiedzia�am, jaki naprawd� jest Antoni.
- Wykorzysta�a� wi�c to, �e Walter �ywi� wobec mnie... s�abo��, aby
uwolni� mnie od koszmarnego ma��e�stwa?
- Tak, dok�adnie. Powinna� mi dzi�kowa�.
- Za to, �e pope�ni�a� morderstwo? Czy nie chodzi�o ci te� o to, by przy
okazji zapewni� Janowi bezpiecze�stwo?
Zofia wzruszy�a ramionami.
- Wiesz, jest takie przys�owie o ustrzeleniu dwóch ptaków jednym
strza�em... Lecz Walter nie do ko�ca wywi�za� si� z zadania. Pozwoli�
Antoniemu wystrzeli�. Jan mia� szcz��cie, �e twój m�� by� tak marnym
strzelcem.
483
RS
- Zofio - powiedzia�a Anna, wpatruj�c si� w kuzynk� i nie pozwalaj�c jej
odwróci� wzroku - chcia�a� zachowa� Jana przy �yciu, ale dla kogo? Dla mnie
czy dla siebie?
Zofia u�miechn��a si�.
- Dla tej z nas, która oka�e si� do�� sprytna, by go zdoby�.
W swoim pokoju Anna szybko przebra�a si� w zwyczajn� br�zow� sukni�,
bez ozdobnych halek, jak poleci�a jej Zofia. Wpi��a mocniej grzebyki,
upewniaj�c si�, �e zdo�aj� przytrzyma� spi�te wysoko w�osy.
Nie musia�a wypytywa� Zofii o �mier� wujka Leo. Walter powiedzia�
dosy�, by potrafi�a sama odtworzy� szczegó�y. Zofia i Walter znale�li ojca tego
dnia, gdy uda� si� nad staw szuka� �ladów napa�ci na Ann�. Gdy si� na niego
natkn�li, walczy� o �ycie, ton�c w bagnie. Zofia, któr� w�a�nie miano wyda� za
m�� wbrew jej woli, powstrzyma�a brata przed udzieleniem mu pomocy.
Zreszt� Walter mia� w�asne powody, by �yczy� ojcu �mierci. Patrzyli, jak
umiera straszn� �mierci�. A przecie� mogli go uratowa�... Na my�l o tym
Annie zrobi�o si� niedobrze.
Nagle u�wiadomi�a sobie, �e z ulicy dobiega og�uszaj�ca kakofonia
d�wi�ków. Nie pora teraz my�le� o wuju i pozwoli� Zofii czeka�, pomy�la�a,
wbiegaj�c do pokoiku na poddaszu, by wyjrze� stamt�d na ulic�. Gdy tylko
pchn��a drzwi, natychmiast wróci�o wspomnienie synka.
- Bo�e, spraw, by Jan Micha� by� bezpieczny - modli�a si� g�o�no. - Ocal,
go, b�agam.
Nie by�a przygotowana na widok, jaki ukaza� si� jej oczom.
Miasto pogr��one by�o w chaosie. Ulicami przewala�y si� t�umy ludzi,
zarówno pospólstwa, jak i szlachty. Wielu d�wiga�o cenne meble lub inne
warto�ciowe przedmioty. Kilku bogaczy próbowa�o przekupi� innych, by
pomogli im ci�gn�� ob�adowane dobytkiem powozy, lecz tamci nie s�uchali.
Zbyt byli poch�oni�ci ucieczk� przed zbli�aj�c� si� rzezi�.
Ulice w polu widzenia Anny pe�ne by�y ludzi zmierzaj�cych - przynajmniej
na tyle, na ile by�o to mo�liwe - w kierunku mostu, ��cz�cego Prag� z centrum
stolicy. Wydawa�o si� jej, �e patrzy na gigantyczny pochód ludzkich mrówek,
uciekaj�cych przed jakim� drapie�nikiem do swego mrowiska i podziemnych
kryjówek. Nie potrafi�a oceni�, czy przej�cie na drug� stron� Wis�y zapewnia�o
jakiekolwiek bezpiecze�stwo. Wiedzia�a jednak, �e obie z Zofi� musz�
przy��czy� si� do uciekaj�cego t�umu, i to natychmiast.
Praga p�on��a. Dostrzeg�a dwa oddzielne s�upy czarnego dymu, niesione
wiatrem ku rzece. Jak na razie ani �ladu Rosjan.
484
RS
- Anno! - krzykn��a Zofia z do�u. - Co ci� zatrzymuje?
- Id�! - Zbieg�a po schodach i wpad�a raz jeszcze do swego pokoju po
ukryte tam skarby. Umie�ci�a szkatu�k� z go��bic� w pudle na kapelusze,
dorzucaj�c szmaragdow� szpilk� i pier�cionek z opalem - owini�te w aksamit.
Na koniec wsun��a do pud�a pami�tnik, zapis tego, co przydarzy�o si� jej od
�mierci rodziców.
- Anno!
Na dole Zofia targowa�a si� z pot��nym m��czyzn�, usi�uj�c nak�oni� go,
by poprowadzi� powóz. Cz�owiek burkn�� co� na powitanie, lecz nie
zaoferowa� si� Annie z pomoc�. Spostrzeg�a, �e ma tylko jedno zdrowe oko.
Wdrapa�y si� do otwartego powozu i wo�nica skierowa� dwa niespokojne
konie na ulic� prowadz�c� do mostu. Z ka�d� chwil� przybywa�o ludzi,
poruszaj�cych si� piechot� b�d� wszelkimi dost�pnymi �rodkami lokomocji.
Powietrze wype�nia� przesycony popio�em gryz�cy dym, a odg�os
artyleryjskiego ostrza�u z ka�d� sekund� si� przybli�a�.
- Przekl�te ruskie szumowiny! - zawo�a� wo�nica.
Nie by�o w�tpliwo�ci, co mia� znaczy� ten okrzyk. Praga pad�a. �mier�
mo�e nadej�� w ka�dej chwili. Wszyscy dooko�a wiedzieli, �e Suworow nie
zna lito�ci. Anna zacisn��a lew� d�o� na �ciance powozu, by nie wypa��. Zofia
ukl�k�a na poduszkach, sk�d mia�a lepszy widok.
- S�odki Jezu! - mamrota�a od czasu do czasu, obracaj�c g�ow� i strzelaj�c
na boki oczami.
Anna pomy�la�a o Walterze. Zaci�gn��y go do piwnicy i po�o�y�y obok
matki. Có� za ironia, nawet nie zd��y� si� dowiedzie�, �e matka zmar�a na pó�
godziny przed tym, nim si� pojawi�. A teraz le�a� martwy obok niej.
Dom Gro�skich sta� na skarpie, niezbyt daleko od mostu, lecz wygl�da�o na
to, �e ca�a Praga wyleg�a na ulice, tote� posuwali si� w �limaczym tempie.
Nagle od zachodu dobieg�y pe�ne przera�enia, oszala�e krzyki, nios�ce si�
ku wodzie niczym fala.
- Rosjanie! - krzyczeli przera�eni ludzie. - Rosjanie!
A potem �o�nierze run�li na t�um. Kuzynki widzia�y ich pocz�tkowo w
oddali. Anna patrzy�a, os�upia�a, jak bagnety, szable i kordy wznosz� si�,
opadaj�, a potem znów wznosz�, sk�pane we krwi niewinnych polskich
obywateli.
Ch�odny listopadowy dzie� sta� si� nagle gor�cy, gdy pomara�czowa �ciana
ognia ruszy�a, w �lad za Rosjanami, ku Wi�le.
485
RS
Powóz zdo�a� zbli�y� si� do mostu. Dotar� do miejsca, gdzie zbiega�y si�
ulice, po czym, zablokowany przez nacieraj�cy zewsz�d t�um, niemal stan��.
Krzycz�ce masy ko�ysa�y si� niczym �d�b�a trawy na g�stym trawniku.
- Dalej, idioto! - wrzasn��a Zofia. - Ci ludzie s� jak szczury biegn�ce do
m�yna! Pop�d� konie, s�yszysz!
Niektórzy ch�opi na ulicy odwracali si�, by spojrze� na rozgniewan�,
wrzeszcz�c� Zofi�. Gapili si�, nie bacz�c, �e ich �ycie jest w
niebezpiecze�stwie.
Powóz przy�pieszy�.
T�um natar� z now� si�� i powóz przetoczy� si� po nieszcz��nikach, którzy
upadli i nie zdo�ali w por� si� podnie��. Anna przycisn��a r�ce do uszu, by nie
s�ysze� j�ków umieraj�cych i przera�liwych krzyków tych, którzy ogarni�ci
panik�, �okciami i pi��ciami torowali sobie drog� do mostu. Nie zdo�a�a jednak
odci�� si� od tych odg�osów ani wmówi� sobie, �e nie widzi krwi na ko�ach
powozu. Po chwili nie by�a ju� w stanie tego znie��.
- Zwolnij! - wrzasn��a, próbuj�c wsta�. - Zofio, ka� mu zwolni�!
- Milcz, g�upia! - zawo�a�a Zofia, poci�gaj�c j� z powrotem na siedzenie. Chcesz zgin��?
- Nie, lecz nie chc� te� zabija�. Kuzynka wbi�a w ni� wzrok.
- Za pó�no na to, Anno!
Dotar�y ju� niemal do mostu, kiedy kilkoro spo�ród stale powi�kszaj�cego
si� t�umu kobiet i m��czyzn uchwyci�o si� powozu, próbuj�c wsi���.
- Wynocha, wy brudne �winie! - krzykn��a Zofia.
Brutalny wo�nica zakl�� i smagn�� intruzów batem. Osun�li si� z powrotem
w napieraj�cy t�um z zakrwawionymi twarzami i w�ciek�o�ci� w oczach.
W ko�cu powóz dotar� do mostu. Poniewa� zewsz�d wlewa� si� na� potok
ludzi, ruch ca�kiem usta�.
- Co teraz, prosz� pani? - zapyta� wo�nica. - Jest tu zbyt wiele pojazdów,
�eby wszyscy mogli przejecha�, poza tym wydaje mi si�, �e podpalono prz�s�a.
To by�a prawda. Anna zobaczy�a j�zyki p�omieni li��ce spód mostu.
W tej chwili Rosjan jakby przyby�o. Run�li na t�um, siek�c, kogo popadnie,
niczym pob�yskuj�ca z�otem czerwona szara�cza, niszcz�ca wszystko wokó�.
Ci, którzy nie zdo�ali zej�� im z drogi, byli bezlito�nie szlachtowani. Anna
zobaczy�a biegn�c� kobiet� z dzieckiem przyci�ni�tym do piersi. Rosjanin
run�� na ni�, wznosz�c rze�biony ozdobnie kord. Po chwili kobieta nie mia�a
ju� g�owy, a dziecko znik�o z widoku.
486
RS
Anna modli�a si�, jak nie robi�a tego nigdy dot�d. By�a przekonana, �e za
chwil� umrze. Modli�a si� g�ównie za syna i za Jana, maj�c nadziej�, �e jako�
uda im si� prze�y�.
Spojrza�a w lewo i przekona�a si�, �e patrzy prosto w roze�mian� twarz
Rosjanina. Spostrzeg�a go w chwili, kiedy wyci�ga� rami�, by wywlec j� z
powozu. Zacz��a si� wyrywa�, wo�aj�c na pomoc Zofi�. Im g�o�niej krzycza�a i
bardziej zapami�tale ok�ada�a �o�daka pi��ciami, tym g�o�niej Rosjanin si�
�mia�.
Zofia za��da�a, by wo�nica smagn�� napastnika batem, lecz ch�op nie
o�mieli� si� tego zrobi�.
�o�nierz zdo�a� ju� niemal wywlec Ann� z powozu, gdy kuzynka
poci�gn��a j� z powrotem na siedzenie.
- We� mnie, Iwanie! - zawo�a�a do Rosjanina. - We� mnie!
M��czyzna pu�ci� Ann�, która opad�a na siedzenie. Zofia zna�a tego
cz�owieka! Anna odwróci�a si� do niej i zobaczy�a, �e kuzynka rozdar�a sukni�,
obna�aj�c si� do pasa. �o�nierz chwyci� przyn�t� i teraz manewrowa� koniem,
by dosta� si� na drug� stron� powozu.
- We� to, Aniu - zawo�a�a Zofia, przekrzykuj�c zgie�k i wciskaj�c jej w
d�o� kopert�. - Jed� do domu Paw�a na Piwn�, obok ko�cio�a �wi�tego
Marcina! I nie oceniaj mnie zbyt surowo, kochanie!
Annie wydawa�o si�, �e znalaz�a si� po�rodku jakiego� koszmaru. Zofia
sta�a na siedzeniu, a jej wspania�e piersi, doskonale widoczne dla ka�dego,
ko�ysa�y si� w powietrzu. Czy kuzynka oszala�a?
- Iwanie! - krzycza�a tymczasem Zofia. - Wiesz, �e jeste�my stronnikami
Katarzyny. Musimy przeprowadzi� powóz przez most. Musisz nam pomóc!
Rosjanin spojrza� na ni� chciwie. Po chwili wyszczekiwa� ju� rozkazy
trzem �o�nierzom, którzy podjechali, by stworzy� im eskort�. Powóz zacz�� si�
toczy�. Ilu z tych, którzy znale�li si� na jego drodze, zosta�o przejechanych lub
zaszlachtowanych przez Rosjan? Anna nie by�a w stanie tego oceni�.
Zamkn��a oczy na rozgrywaj�ce si� dooko�a sceny, modl�c si�, by most
wytrzyma�.
Gdy je otwar�a, zobaczy�a, �e gruby Iwan unosi Zofi� i sadza j� przed sob�
na koniu. Wielkie nied�wiedziowate �apy Rosjanina natychmiast pow�drowa�y
ku nagim piersiom branki. Jej czerwona jak krew suknia roz�o�y�a si� na bia�ej
piersi i grzbiecie konia.
- Zofio! - krzykn��a Anna.
487
RS
Kuzynka odpowiedzia�a jedynie spojrzeniem ciemnych oczu. Tak musi by�,
zdawa�y si� mówi� te oczy.
Wkrótce ko�a powozu zaturkota�y na deskach mostu. Anna odwróci�a si� i
zobaczy�a z przera�eniem, �e Zofia i rosyjski �o�nierz zostaj� z ty�u.
- Zofio! - zawo�a�a znowu. Jej g�os uton�� jednak w ryku t�umu.
U�wiadomi�a sobie, �e kuzynka nie przekroczy Wis�y wraz z ni�. Mia�a
zosta� na Pradze, z Rosjanami.
Zofia krzykn��a co�, czego Anna nie us�ysza�a, i machni�ciem r�ki nakaza�a
jej, by jecha�a dalej.
Na mo�cie znajdowa�y si� setki ludzi, poruszali si� wi�c w �limaczym
tempie. T�um napiera� na powóz, popychaj�c go do przodu, gdy� z ty�u
ponaglali ich nast�pni.
Anna spojrza�a na list, który wcisn��a jej kuzynka. By� zaadresowany do
niej. Odwróci�a go i zobaczy�a czerwon� piecz�� Stelnickich. Piecz�� by�a
z�amana.
Nie zwa�aj�c na otaczaj�ce j� piek�o �mierci i zniszczenia, otwar�a kopert� i
przeczyta�a list, napisany przed z gór� dwoma tygodniami.
Najdro�sza Anno!
Sprawy na Wo�yniu nie posz�y dobrze. Obawy, o których ci pisa�em,
okaza�y si� uzasadnione. Jestem teraz niedaleko Warszawy, lecz obowi�zek nie
pozwala mi zobaczy� si� z Tob�, moja ukochana. Tyle jeszcze trzeba zrobi�,
zanim rosyjskie diab�y run� na stolic�.
Zadbaj o to, by� by�a bezpieczna, Anno. Mam nadziej�, �e wyjecha�a� z
Warszawy, lecz je�li ten list jeszcze ci� tam zastanie, poszukaj schronienia na
lewym brzegu Wis�y. Praga b�dzie najbardziej nara�ona, a rosyjski terror
nieposkromiony i bezlitosny. Schro� si� za miejskimi murami najszybciej, jak
to mo�liwe, najdro�sza. I wiedz, �e kocham ci� ponad �ycie. Je�li prze�yj� to,
co nadchodzi — a, z Bo�� pomoc�, prze�yj� — zostaniesz moj� �on�, a Jan
Micha� moim synem.
Z wyrazami najszczerszej mi�o�ci
Jan
Bo�e, chro� go, modli�a si�. Bo�e, chro� nas wszystkich. Zofia uciek�a si�
zatem do starych sztuczek i znowu zacz��a przejmowa� listy Jana. Jak d�ugo
trzyma�a u siebie akurat ten? I czemu nie pos�ucha�a zawartej w nim rady?
Mog�y uciec z Pragi dawno temu.
Lecz nie pora teraz na �ale czy pogard� dla Zofii. Umys� Anny wype�nia�o
jedno przekonanie, jeden cel: musi przetrwa�. �wiadomo�� tego, �e Jan j�
488
RS
kocha, co wyzna� w li�cie, uczyni�aby �mier� �atwiejsz�, lecz ona nie
zamierza�a umiera�. Nie teraz. Ojciec zwyk� jej powtarza�: „By wierzy� niez�omnie, trzeba wpierw zw�tpi�". Dni zw�tpienia min��y. W g��bi serca czu�a,
�e oboje przetrwaj� i b�d� razem.
Spojrza�a do ty�u na oddalaj�c� si� Prag�. Pochwyci�a spojrzeniem
czerwon� sukni� Zofii, b�ysk szkar�atu na tle rozleg�ej panoramy,
przedstawiaj�cej niewyobra�alny gwa�t.
- Pomocy! Och, na mi�o�� bosk�, niech kto� mi pomo�e! - Krzyk dobywa�
si� z piersi zrozpaczonej matki dwóch posiniaczonych i krwawi�cych
ch�opców. Kobieta próbowa�a nie�� jednego na r�kach, a drugiego ci�gn�� za
sob�, lecz ca�a trójka by�a nieustannie potr�cana i szarpana przez t�um oszala�ych, pr�cych przed siebie ludzi.
- Tutaj! - zawo�a�a Anna, gdy powóz zrówna� si� z kobiet�. - Szybko,
wsiadajcie! Prosz� poda� mi ma�ego!
Wzi��a z r�k kobiety m�odszego ch�opca, ta za�, uwolniona od ci��aru,
podsadzi�a starszego syna, a potem, uchwyciwszy si� pomocnej d�oni Anny,
wsiad�a do powozu.
Wo�nica odwróci� si�, unosz�c bat.
- Oni pojad�! - krzykn��a Anna, spogl�daj�c w jego zdrowe oko.
Przez chwil� przygl�da� si� jej, jakby mia� zamiar zaprotestowa�, w ko�cu
jednak wzruszy� ramionami, odwróci� si� i pogna� konie.
Wdzi�czna rodzina usadowi�a si� naprzeciw Anny.
Pozwoli�a wsi��� jeszcze dwóm starym ch�opkom. Jedna usiad�a obok niej,
lecz cho� Anna posun��a si�, by zrobi� miejsce tak�e dla drugiej, kobieta
odmówi�a, przysiadaj�c na pod�odze. Ciekawe, czy zrobi�a to z szacunku, czy
te� by nie widzie� tego, co dzieje si� dooko�a, pomy�la�a Anna. Po chwili
bezz�bne, pomarszczone usta ch�opek zacz��y porusza� si� w modlitwie.
Nagle krzyk przybra� na sile i powóz zosta� pchni�ty przez napieraj�cy z
ty�u t�um. Anna odwróci�a si� i zobaczy�a, �e most od strony Pragi ogarnia
wysoka �ciana pomara�czowych p�omieni. Cz��� ludzi, zagro�onych ogniem,
skaka�a z mostu wprost w wody Wis�y.
Poszuka�a spojrzeniem czerwonej sukni Zofii, lecz nic takiego nie
zobaczy�a. Czy rosyjski �o�dak zabra� j� w bezpieczne miejsce?
Wo�nica smagn�� konie batem i powóz potoczy� si� nieco szybciej. Ludzie
przed nimi odsuwali si� na boki lub dostawali pod ko�a. Ci, którzy próbowali
uczepi� si� powozu, obrywali batem.
Kiedy wo�nica ponownie uniós� bat, Anna wsta�a i wyrwa�a mu go z r�ki.
489
RS
- Nie zabijesz tych ludzi! - wrzasn��a. A potem, niewiele my�l�c, cisn��a
bat do rzeki.
Zdrowe oko m��czyzny rozszerzy�o si� z szoku i gniewu. Spogl�da� na ni�
niezdecydowany. Nie spodziewa� si� takiej stanowczo�ci. Wreszcie rzuci�
lejce.
- Dobrze, ja�nie pani! - zawo�a�, przekrzykuj�c zgie�k. - Skoro tak, niech
sobie pani sama powozi. - Po czym odwróci� si�, zeskoczy� z koz�a i znikn��.
Zamar�a z przera�enia. Powóz zupe�nie si� zatrzyma�. Ludzie obok
przesuwali si� powoli, mijaj�c go.
Ryk ogarni�tego panik� t�umu zag�uszy� nagle trzask p�kaj�cych desek.
Anna u�wiadomi�a sobie, �e ogie� i ci��ar zbyt wielu ludzi oraz pojazdów
wkrótce sprawi�, �e most si� za�amie. Nigdy nie dotr� na drugi brzeg.
Zdolno�� racjonalnego my�lenia zupe�nie j� opu�ci�a, pozostawiaj�c na pastw�
strachu.
Instynktownie unios�a d�onie ku g�owie. Stary dziecinny nawyk
przeczesywania wyprostowanymi palcami w�osów w momentach stresu
powróci�. Przed laty zrozumienie, okazywane przez ojca i jego delikatne
napomnienia pomog�y dziecku si� go pozby�.
Pó�niej by�aby gotowa przysi�c, �e us�ysza�a tam, na mo�cie, g�os ojca,
mówi�cego wyra�nie, tonem ciep�ym, a zarazem stanowczym: „Czasami trzeba
po prostu zda� si� na los".
Malcy zacz�li histerycznie p�aka�. Anna opanowa�a si�, wsta�a i
spróbowa�a uspokoi� dzieci, zapewniaj�c ich matk�, �e dowiezie wszystkich w
bezpieczne miejsce.
Odwróci�a si� i zmusi�a siedz�c� na pod�odze wie�niaczk�, by zaj��a jej
miejsce na �awce. Z trudem przedosta�a si� na lew� stron� powozu i trzymaj�c
si� go kurczowo, by nie zosta� str�con� w t�um, powoli ruszy�a do przodu.
Wreszcie, herkulesowym wysi�kiem, wdrapa�a si� na kozio�. Chwyci�a lejce i,
jak za dotkni�ciem czarodziejskiej ró�d�ki, przestraszone i bliskie paniki konie
zareagowa�y na sygna�. Powóz ruszy�. Anna nie mia�a jednak czasu, by si� tym
ucieszy�.
Nagle rozleg� si� okropny trzask, po czym most p�k� i zako�ysa� si� nie
dalej ni� o kilkadziesi�t kroków za nimi. Anna nie mog�a si� powstrzyma�, by
nie spojrze� za siebie. Most ko�ysa� si� z wolna z boku na bok, niczym leniwy
w��. W�a�nie w tej chwili cz��� konstrukcji od strony Pragi zawali�a si�,
posy�aj�c tych, którzy znajdowali si� najbli�ej, wprost w otch�a� naje�on�
stercz�cymi, ostrymi fragmentami desek i w m�tne nurty Wis�y.
490
RS
Anna odwróci�a si�. Wbi�a wzrok w miejskie mury i �ci�gn��a lejce,
ponaglaj�c konie.
Rozhisteryzowany t�um popchn�� powóz ku lewemu brzegowi rzeki. Kilka
osób skoczy�o z uszkodzonego mostu do wody, lecz wi�kszo�� nadal par�a jak
oszala�a w przód. Most chwia� si� niepewnie, gro��c zawaleniem.
Gdy w ko�cu os�abiona konstrukcja podda�a si� i most z g�o�nym trzaskiem
p�kaj�cego drewna zadr�a�, a potem ostatecznie si� za�ama�, powóz znajdowa�
si� o w�os od upragnionego brzegu.
T�um wezbra� niczym fala i ruszy� oszala��, pr�c� do przodu falang�,
niemal unosz�c pojazd i spychaj�c go na sta�y grunt.
- Jeste�my bezpieczni! - zawo�a�a Anna rado�nie do pasa�erów. - Jeste�my
bezpieczni!
Polscy �o�nierze i mieszka�cy Warszawy czekali ju�, by pomóc Annie i
pozosta�ym wydosta� si� z powozu.
- Prosz�, we�cie to - Anna wcisn��a zdumionej kobiecie w d�o� pier�cionek
z opalizuj�cym kamieniem. - Pomo�e tobie i dzieciom zacz�� od nowa.
Kobieta ju� mia�a odmówi�, lecz Anna szybko wyprawi�a j� w dalsz�
drog�. Szmaragdowa szpilka dosta�a si� wie�niaczkom, które tak�e nie chcia�y
przyj�� podarunku i trzeba je by�o do tego namawia�.
W pudle na kapelusze pozosta�y ju� tylko kryszta�owa go��bica i pami�tnik.
Rozdzieraj�cy uszy wrzask przeszy� nagle powietrze, a potem, na oczach
przera�onej Anny, most za�ama� si� na ca�ej d�ugo�ci, wpadaj�c z hukiem do
Wis�y i zabieraj�c ze sob� tych, którzy si� na nim znajdowali. Po chwili
crescendo rozdzieraj�cych serce krzyków ucich�o, a setki ludzi odp�yn��y,
uniesione nurtem rzeki.
Lecz dochodz�ce od strony Pragi krzyki i nawo�ywania nie milk�y.
Anna patrzy�a, niezdolna ogarn�� umys�em okropno�ci, jakie rozgrywa�y
si� na jej oczach. Cho� mostu ju� nie by�o, Rosjanie Suworowa nadal spychali
t�um przera�onych mieszka�ców Pragi prosto ku jego pozosta�o�ciom i zimnej
wodzie poni�ej. Ludzie spadali z resztek mostu jak strumienie wody z
wodospadu.
�adna opowie�� ani historyczne wydarzenie, o którym kiedykolwiek
czyta�a, nie przygotowa�y jej na ten widok.
I w�a�nie wtedy w t�umie w pobli�u mostu dostrzeg�a nagle Zofi�. Jej
czerwonej sukni na bia�ym koniu nie mo�na by�o z niczym pomyli�. Czy Zofia
godzi�a si� zosta� z Rosjaninem, który spycha� w�a�nie kobiety i m��czyzn
prosto w ramiona �mierci? Czy by�a a� tak z�a?
491
RS
Nie. U�wiadomi�a sobie nagle, �e Zofia i Iwan utkn�li w t�umie i nie s� w
stanie si� wycofa�. Bia�y ko�, ogarni�ty panik�, stan�� na tylnych nogach
po�ród ludzkiego mrowia, spychanego ku rzece przez napieraj�cych z ty�u
Rosjan.
- Niech Madonna im pomo�e - modli�a si� g�o�no Anna. Serce podskoczy�o
jej w piersi, gdy zobaczy�a, �e ko�, Rosjanin i Zofia zbli�aj� si� nieuchronnie
do brzegu, a potem staczaj� na �eb na szyj�, mieni�c si� biel� i czerwieni�,
wprost w nurty Wis�y. Niemal natychmiast wody rzeki zamkn��y si� nad nimi.
- Zofio! - krzykn��a. - Zofio!
Wo�a�a tak, póki nie zbrak�o jej g�osu. Jej krzyki uton��y jednak w ogólnym
pandemonium. Zofia powiedzia�a kiedy�, �e wola�aby da� si� porwa�
huraganowi ni� wie�� d�ugie �ycie. Có�, to w�a�nie zrobi�a. A Anna zdawa�a
sobie spraw�, �e zawdzi�cza kuzynce �ycie.
Od czasu dzieci�stwa, kiedy to matka zagrozi�a, �e odbierze jej kryszta�ow�
go��bic�, nie pozwoli�a sobie p�aka� w obecno�ci innych.
Teraz, gdy ca�a Polska zdawa�a si� rozpada� wprost na jej oczach, �zy
pop�yn��y powoli, jedna za drug�, po policzkach Anny, wsi�kaj�c w br�zowy
perkal jej sukni.
492
Epilog.
Ksi��yc i fortuna nie zawsze s� w pe�ni.
Przys�owie polskie.
RS
25 listopada 1794
W moim pami�tniku zosta�o ju� tylko kilka czystych stron. To b�dzie
ostatni wpis.
W dniu, gdy dokona�a si� masakra Pragi, znalaz�am schronienie w domu
hrabiego Poteckiego, gdzie powita�a mnie ze �zami w oczach Lutisza.
Niewielu polskim obywatelom, którzy pozostali na praskim brzegu Wis�y,
uda�o si� prze�y�. Spalenie mostu mia�o te� pozytywne skutki, gdy� Rosjanie,
nie mog�c przedosta� si� na drugi brzeg, zd��yli przez noc och�on�� z
morderczej furii. Rankiem ambasador Anglii w Polsce oraz nuncjusz papieski
przeprawili si� przez rzek� i uzyskali od Suworowa zapewnienie, �e stolica
zostanie wzi�ta pokojowo.
Zatem sta�o si� tak, �e Warszawa skapitulowa�a bez s�owa skargi i
zaborcom nie pozosta�o ju� nic do dzielenia.
Mieszka�cy nadal rozpaczaj� otwarcie na ulicach, op�akuj�c bliskich i
Polsk�, skutecznie wymazan� z mapy Europy. Ja nie zdoby�am si� na to, nie z
powodu niech�ci do publicznego przelewania �ez, ale dlatego, i� nie zgadzam
si�, by moja rozpacz zasila�a p�yn�c� ju� i tak rzek� �ez. Nie wierz�, �e mój
kraj mo�e przesta� istnie� ot tak, dlatego �e kto� tego sobie �yczy. Ciotka
Stella powiedzia�a kiedy�, �e cho�by Polska pozostawa�a we w�adaniu obcej
si�y przez sto lat, to naród, j�zyk, obyczaje i wiara pozwol� jej przetrwa� - i
pewnego dnia powróci do �ycia, jak rozkwita u�piony d�ugo kwiat.
Nadesz�y wie�ci, �e Jan Micha� jest bezpieczny w Sochaczewie.
Rezydencja Gro�skich na Pradze zosta�a zniszczona. Wyprawi�am pogrzeb
hrabinie i jej synowi, Walterowi. Ciotka nie chcia�a do�y� chwili, kiedy
Warszawa upadnie; jej modlitwy zosta�y wys�uchane.
Nie mamy wie�ci na temat Zofii. Mog� tylko przypuszcza�, �e poch�on��y
j� nurty Wis�y.
Hrabia Potecki wróci� do domu, przywo��c wiadomo�� od Jana
Stelnickiego. Mój ukochany prze�y�! Napisa�, �e zosta� ranny i �e mam si� nie
martwi�. Lecz ja, oczywi�cie, i tak si� martwi�. On i mój syn czekaj� w
Sochaczewie. Swój krótki list Jan podpisa�: Obywatel Stelnicki. Obywatel
Stelnicki? Tak jakby mo�na by�o odebra� mu tytu� i szlachectwo za to, �e jest
493
RS
patriot�. Szlachectwo, tak jak polsko�� ca�ego naszego narodu, mie�ci si� w
naszych duszach.
Ostatniej nocy przy�ni�a mi si� mityczna Jurata. Pami�tam, jak
podziwia�am t� bogini� za to, �e o�mieli�a si� przeciwstawi� tradycji,
po�lubiaj�c ziemsk� istot� - m��czyzn�. By� mo�e ��czy mnie z Jurat� wi�cej
ni� tylko zielona barwa oczu. Zamierzam po�lubi� m��czyzn�, któremu
odebrano szlachectwo. Lecz tak naprawd� nie uwa�am siebie za drug� Jurat�,
gdy� kocham Jana tak bardzo, �e pój�cie za g�osem serca wcale nie b�dzie
wymaga�o ode mnie odwagi.
Kryszta�owa go��bica spocz��a znowu w swej nieco ju� podniszczonej, lecz
mocnej szkatu�ce z Tatr. Tak wiele przetrwa�a. Zabior� j� do Sochaczewa,
gdzie b�d� cieszy�a si� �yciem u boku m��czyzny, którego pokocha�am.

Podobne dokumenty