Treść Rocznika - Instytut Europy Środkowo-Wschodniej
Transkrypt
Treść Rocznika - Instytut Europy Środkowo-Wschodniej
Rocznik Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej Rok 10 8 (2010) (2012) 2 Zeszyt 4 Rada Naukowa „Rocznika Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej” Rada Naukowa Stanisław Bieleń (Warszawa), Teresa Chynczewska-Hennel (Warszawa), „Rocznika Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej” Jarosław Isajewycz (Lwów), Adolf Juzwenko (Wrocław), Jūratė Kiaupienė (Wilno), Gerard Labuda (Poznań), Jan Malicki (Warszawa), Andrzej Nowak (Kraków), Marek Pietraś (Lublin), Stanisław Bieleń (Warszawa), TeresaJūratė Chynczewska-Hennel (Warszawa), NataliaDaniel Yakovenko, Adolf Juzwenko, Kiaupienė, Adam Rotfeld (Warszawa), Wojciech Sadurski (Sydney), Andreas Lawaty, Miller, Antony Polonsky, Jarosław IsajewyczAlexei (Lwów), Adolf Juzwenko (Wrocław), Jūratė Kiaupienė (Wilno), Henryk Samsonowicz (Warszawa), Adam Daniel Rotfeld, Henryk Samsonowicz, Gerard Labuda (Poznań), Jan Malicki (Warszawa), Andrzej Sulima Kamiński (Georgetown–Warszawa), Aleksander Smolar, Oleksiy Tolochko, Andrzej Nowak (Kraków), Marek Pietraś (Lublin), Henryk Szlajfer (Warszawa), Piotr S. Wandycz (New Haven), Piotr S.Daniel Wandycz, Jerzy Wyrozumski Adam Rotfeld (Warszawa), Wojciech Sadurski (Sydney), Stanisław Wójcik (Lublin), Jerzy Wyrozumski (Kraków), Jan Zielonka (Oxford) Henryk Samsonowicz (Warszawa), Andrzej Sulima Kamiński (Georgetown–Warszawa), Henryk Szlajfer (Warszawa), Piotr S. Wandycz (New Haven), Stanisław Wójcik (Lublin), Jerzy Wyrozumski (Kraków), Jan Zielonka (Oxford) Kolegium Redakcyjne Komitet Redakcyjny „Rocznika Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej” Środkowo-Wschodniej” Kolegium Redakcyjne Jerzy Kłoczowski (redaktor naczelny), (przewodniczący), „Rocznika Instytutu Europynaczelnego), Środkowo-Wschodniej” Mirosław Andrzej GilFilipowicz (zastępca(zastępca), redaktora Anna Paprocka (sekretarz), Mirosław Filipowicz, Andrzej Gil, Tomasz Kapuśniak, Jerzy Kłoczowski (redaktor naczelny), Hubert Łaszkiewicz, Hubert Łaszkiewicz, Andrzej Gil (zastępca redaktora naczelnego), Tomasz Stępniewski Grzegorz Głuch, Mirosław Filipowicz, Anna Paprocka (sekretarz redakcji) Tomasz Kapuśniak, Hubert Łaszkiewicz, Grzegorz Głuch, Anna Paprocka (sekretarz redakcji) Rocznik Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej Rok 10 (2012) Zeszyt 4 Tradycje polskiego federalizmu a proces jednoczenia Europy Redakcja Jerzy Kłoczowski Mirosław Filipowicz Lublin 2012 Czasopismo recenzowane Projekt okładki i opracowanie graficzne całości Skład Korekta Amadeusz Targoński www.targonski.pl Maria Juran Anna Paprocka Fotografie na okładce i stronach tytułowych © Comugnero Silvana | Fotolia.com © Sergey Kamshylin | Fotolia.com Wydanie publikacji zostało sfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Opinie wyrażone w publikacji prezentują wyłącznie poglądy autorów i nie mogą być utożsamiane ze stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych © Instytut Europy Środkowo-Wschodniej, Lublin 2012 ISSN 1732-1395 Wydawca Instytut Europy Środkowo-Wschodniej ul. Niecała 5, 20-080 Lublin tel. (48) 81 534 63 95 e-mail: [email protected] www.iesw.lublin.pl Drukarnia Akapit www.akapit.biz Spis treści Jerzy Kłoczowski Polskie tradycje jedności, unii, federacji 7 Artykuły Arkadiusz M. Stasiak Idee federalistyczne w pracach Stanisława Leszczyńskiego w kontekście pacyfistyczno-federacyjnej myśli oświeceniowej 15 Federalistic Ideas in Stanisław Leszczyński’s Works in the Context of Pacifist-Federal Enlightenment Thought Anna Barańska Sto osiemdziesiąt lat później. Kilka uwag na marginesie Rozważań o dyplomacji księcia Adama i Studium Marka Kornata 29 180 Years After. Some Remarks on the Essay on Diplomacy by Prince Adam and A Study by Marek Kornat Piotr Wandycz Piłsudski a federalizm 45 Piłsudski and Federalism Paweł Kłoczowski Adam Czartoryski, Jerzy Giedroyc i tradycje jagiellońskie 55 Adam Czartoryski, Jerzy Giedroyc and the Jagiellonian Traditions Sławomir Łukasiewicz Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli Polskiego Ruchu Wolnościowego „Niepodległość i Demokracja” 63 Designing Europe. A Study of the Activity and Thought of the Polish Freedom Movement “Independence and Democracy” in exile Hubert Łaszkiewicz 1413 – 1543 – 2013. Litwa i Korona, Anglia i Walia 87 1413 – 1543 – 2013. Lithuania and the Crown, England and Wales Jerzy Łukaszewski Francja – Niemcy – Europa France – Germany – Europe 99 Radosław Sikorski Polska a przyszłość Unii Europejskiej 137 Recenzje Tomasz Siewierski Western Europe, Eastern Europe and World Development, 13 th-18th Centuries. Collection of Essays of Marian Małowist, eds. J. Batou, H. Szlajfer, wyd. Brill, Leiden 2010, ss. 435 151 Sara Roda Minority Hungarian Communities in the Twentieth Century, ed. Nádor Bárdi, Csilla Fedinec, László Szarka, transl. Brian McLean, Social Science Monographs, Boulder, Atlantic Research and Publication, Highland Lakes, New Jersey; distributed by: Columbia University Press, New York 2011, pp. 859; East European Monographs no. 774, Atlantic Studies on Society in Change no. 138 157 Kronika 167 In Memoriam 181 Jerzy Kłoczowski Polskie tradycje jedności, unii, federacji Publikujemy w niniejszym zeszycie „Rocznika Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej” tekst wielkiej wagi i aktualności – berlińskie przemówienie ministra spraw zagranicznych RP, Radosława Sikorskiego, wygłoszone w listopadzie 2011 roku. Przekazując swe wystąpienie, autor dał mu wymowny tytuł – Polska a przyszłość Unii Europejskiej, podkreślając zarazem, że zawiera ono wnioski z polskiej Prezydencji w Unii Europejskiej. Szerokie echa tej wypowiedzi polskiego ministra w opinii światowej świadczą o aktualności i znaczeniu międzynarodowym całej problematyki. Mając na uwadze kryzys i groźbę rozpadu Unii – jako katastrofę „apokaliptycznych rozmiarów” – polski minister wzywa tę organizację do umocnienia integracji i stworzenia autentycznej federacji, która zapewni zjednoczonej Europie poczesne miejsce w dzisiejszym świecie, tak zupełnie innym od tego z lat 1945-1989. Jest rzeczą niezwykle ważną, by tematyka umacniania unii-federacji naszego kontynentu stała się bliska najszerszym kręgom tak polskiego, jak i europejskiego społeczeństwa. Dla obecnej sytuacji charakterystyczny jest dwugłos, prowadzący do różnorodnej oceny rzeczywistości. Minister Sikorski zbyt może optymistycznie zauważa: „mamy Europę – mamy Europejczyków”. Niestety, dużo racji miał Bronisław Geremek, który u schyłku życia pisał: „mamy Europę – nie mamy Europejczyków”. Należy jednak mieć nadzieję, że niedługo będziemy mieć do czynienia z sytuacją, w której każdy Polak, Niemiec czy Włoch powie o sobie z przekonaniem, że jest w pełni Europejczykiem, z pełnym poczuciem odpowiedzialności tak za „naszą Europę”, jak i za „naszą Unię”. Chcemy przypomnieć, jak głęboko zakotwiczona jest w polskiej tradycji idea jedności – unii-związku-federacji. Przywołujemy więc Jerzy Kłoczowski teksty czy poglądy kilku najbardziej reprezentatywnych postaci z XVIII-XX stulecia i sygnalizujemy zarazem całą swoistość dziejów Polski, osadzonej od początku w perspektywie jedności – związku różnie pojmowanego i realizowanego. Myślę, że nowoczesne rozumienie „długiego trwania” w historii może ułatwić podejście do wyzwań dzisiejszych, przy całej ich odmienności od sytuacji w stuleciach poprzednich. Nawiązując do postulatów ministra Sikorskiego w zakresie federacji, warto podkreślić z naciskiem, że w grę wchodzi integracja i sprawna centralizacja w odniesieniu do spraw największej wagi – decydujących o przyszłości nas wszystkich. Są to z całą pewnością kwestie bezpieczeństwa (wojsko, obronność) oraz polityki zagranicznej (realizowanej w poczuciu jedności i wspólnoty), finansów czy koordynacji gospodarki. Unia Europejska jest i pozostanie związkiem i federacją narodów z całą ich różnorodnością kulturowo-religijną, powodującą, że poszczególne państwa i regiony nie podlegają wprost unijnym władzom centralnym, w których gestii pozostaje tylko odpowiedzialność za realizację określonych zadań, najważniejszych dla całości silnego i znaczącego w świecie organizmu politycznego. Demokracja obywatelska wszystkich szczebli, od lokalnych samorządów po dobrze przemyślany, reprezentacyjny parlament europejski, pozostaje zawsze elementem fundamentalnym. Dobrze to ujmuje znana od dawna w Unii Europejskiej, ale różnie realizowana, zasada subsydiarności – pomocniczości. Szczególnie ważną dla „Unii subsydiarnej” tradycją są zasady ukształtowane w pierwszych stuleciach nowocześnie pojętej historii Europy. To przede wszystkim Rzeczpospolita Chrześcijańska, rozwijająca się od X-XII wieku, ze znaczącymi samorządami i wspólnotami społecznymi obywateli (societas civilis); silne społeczności lokalne z własnymi prawami, łączące się w różnych sytuacjach w związki (ligi, unie, federacje); państwa-królestwa ze swoimi władzami, zobowiązanymi do uszanowania tychże praw. Powstała w XIII wieku Szwajcaria stanowi doskonały przykład tych pierwszych stuleci rozwijającej się Europy. Kulturową jedność całego kręgu cywilizacyjnego zapewniło chrześcijaństwo, a także związana z nim kultura, co z czasem prowadziło niekiedy do przymusu religijnego (zob. tekst: J. Kłoczowski, Idea unijności jako zasada pokojowego współistnienia w dziejach Europy, w: Lex est Rex in Polonia et in Lithuania, red. A. Jankiewicz, Warszawa 2011, s. 35-50). Polskie tradycje jedności, unii, federacji Pożyteczne może być spojrzenie na historię Polski jako na dzieje związków różnego charakteru. Początki naszej państwowości doskonale ujmuje jej świetny znawca, Gerard Labuda, pisząc: „Wartością podstawową [...] pierwszej monarchii Bolesławów była integracja wieloplemiennej Polski przed-Mieszkowej w jednolitą wspólnotę terytorialną i ustrojowo-polityczną, wzmocnioną również jednolitą organizacją metropolitarną Kościoła polskiego […]” (G. Labuda, Zadania i cele poznawcze syntezy historii Polski od prawieku do współczesności, Poznań 2004, s. 22). W ciągnącej się przez pokolenia debacie polskiej wokół unii polsko-litewskiej dominowały dwa nurty: pesymistyczny i optymistyczny. Dziś, jak to ujął ostatnio brytyjski znawca naszej historii, Richard Butterwick, „nadeszła pora ma dokonanie porównawczej oceny monarchii polsko-litewskiej w kontekście europejskim” (Rozkwit i upadek Rzeczypospolitej, red. R. Butterwick, Warszawa 2010, s. 28). Łączy się to z innym niezwykle aktualnym nurtem, który określa tytuł książki: Unia lubelska – dziedzictwo wielu narodów (red. A. Gil, Lublin 2010). W opracowaniu tym obok dziedzictwa białoruskiego, litewskiego, polskiego i ukraińskiego w grę wchodzi wiele innych, jak niemieckie czy żydowskie, które również stają się ostatnio przedmiotem intensywnych badań. Obraz „federacyjnej Rzeczypospolitej” daje w swej wydanej pod tradycyjnym tytułem Historia Polski 15721795 Urszula Augustyniak (Warszawa 2008). Tak więc przyszła Polska – państwo i naród – rodziła się w ramach federacji plemiennej. W XIII wieku, gdy państwo osłabło, nie tylko wzmocniło się odnowione społeczeństwo, ale też własna dynastia i kościelna metropolia zapewniały jedność państwa jako swoistej federacji dzielnic. Odnowione w XIV wieku Królestwo Polskie stanowiło w wielkim stopniu federację dzielnic, z Małopolską i Wielkopolską na czele. Próby pogłębienia związków Polski z królestwem Czech i Węgier nie zakończyły się sukcesem. Dopiero unia Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, stanowiącego prawdziwy konglomerat księstw i ludów, zaowocowała powołaniem do życia bardziej trwałego tworu politycznego. Jak słusznie podkreślał przed laty świetny znawca tematu, Oskar Halecki, państwo polsko-litewskie było tak naprawdę związkiem dwóch federacji. Rzeczpospolita Obojga Narodów, ukształtowana ostatecznie w Lublinie w 1569 roku, stała się jednym z najbardziej trwałych i ważnych doświadczeń europejskiego 10 Jerzy Kłoczowski federalizmu. Wzmocniona przez Sejm Wielki w roku 1791, na krótko przed katastrofą rozbiorów, stanowiła przykład udanej realizacji idei współdziałania ludzi reprezentujących różne kultury i religie, zwłaszcza w porównaniu z resztą naszego kontynentu, przeżywającego czas napięć i konfliktów. Z tego też powodu zarówno Rzeczpospolita, jak i cała Europa Środkowo-Wschodnia powinny znaleźć swe miejsce w nowoczesnej, napisanej bez uprzedzeń syntezie dziejów Europy. Kilka tekstów, które publikujemy w niniejszym zeszycie, wprowadza ważną problematykę dziejów polskiej myśli federacyjno‑europejskiej od drugiej połowy XVIII wieku. Tekst króla Stanisława Leszczyńskiego, napisany we Francji u schyłku jego życia, nawiązuje do starej tradycji rozważań o pożądanej jedności Europy. Dla bogatej i różnorodnej myśli federacyjnej w dramatycznym dla Polski i byłej Rzeczypospolitej wieku XIX charakterystyczne są przemyślenia i refleksje księcia Adama Czartoryskiego, dziś mającego już swoje miejsce w szeregu wielkich praojców obecnej Unii Europejskiej. Bardzo żywa jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku pamięć Unii „Obojga Narodów”, odżyła jeszcze wyraźniej w 1863 roku. Chociaż niekiedy była ona idealizowana – jak w Mickiewiczowskiej wizji przyszłego braterstwa ludzi – zasługuje na pamięć i podkreślenie. Zwycięski w całej Europie od schyłku XIX wieku darwinizm społeczny ze swymi prądami – komunizmem leninowsko-stalinowskim i agresywnymi nacjonalizmami – doprowadził do katastrofy Europy w XX wieku (stulecie dwóch wojen światowych, trzeciej, na szczęście niewypowiedzianej „zimnej” oraz zbrodniczych ustrojów społeczno‑politycznych). Totalitaryzmy, zwłaszcza Hitlera i Stalina, postulowały jedność Europy, ale w pełnym im podporządkowaniu. Olbrzymim sukcesem dziejów europejskich stało się w tym dramatycznym stuleciu utworzenie po 1945 roku Unii Europejskiej, poszerzonej w 2004 roku między innymi o Polskę. Wnikliwy tekst Piotra Wandycza ukazuje, jak ważne dla historii Polski i dziedzictwa państwa polsko-litewskiego były polityczne dążenia Józefa Piłsudskiego, któremu tak bliska była tradycja Rzeczypospolitej jako federacji. Nie ma wątpliwości, że myśl federacyjna w polskim społeczeństwie i jego różnych kręgach polityczno‑kulturowych nabierała znaczenia po kolejnych klęskach od 1939 roku. Unia Polski Polskie tradycje jedności, unii, federacji i Czechosłowacji przygotowana w wolnym Londynie, a unicestwiona drogą intryg przez Stalina, dobrze to pokazuje. Teksty Pawła Kłoczowskiego o Jerzym Giedroyciu i Sławomira Łukasiewicza o ruchu „Niepodległość i Demokracja” ukazują na ważnych, wybranych przykładach ruch niezwykle znamienny dla pokolenia II wojny światowej i początków wojny „zimnej” z lat 1943-1989. Artykuł Jerzego Łukaszewskiego, świetnego znawcy spraw unijno‑europejskich, byłego wieloletniego rektora Kolegium Europejskiego w Brugii (stąd wyszło wielu ważnych polityków unijnych) i ambasadora wolnej Polski w Paryżu po 1989 roku, wprowadza w problematykę jakże istotnych dla nas relacji Francja–Niemcy, z uwzględnieniem aktualnego dzisiaj kryzysu, który prowadzi do daleko idących zmian w układzie sił. Autor, odwołując się do różnorakich miarodajnych opinii, postuluje wzmocnienie roli Polski w pogłębianiu unijnej integracji w oparciu o bliską współpracę Berlina i Warszawy. Pogląd ten, wyrażony w duchu wypowiedzi ministra Sikorskiego, wydaje się nie tylko możliwy do podjęcia, ale z całą pewnością bardzo potrzebny w dzisiejszej sytuacji Unii. Ważną rzeczą staje się zatem pełne zrozumienie i poparcie berlińskiej inicjatywy ministra spraw zagranicznych RP przez polską opinię publiczną i kręgi polityczne rozwijające nasze interesy we współczesnym świecie. Rzecz jasna, obok wagi tradycji federacyjnej dla konstruowania polskiej tożsamości oraz wynikających z nich historycznych doświadczeń, istotna jest dzisiaj pamięć o zdecydowanej postawie Polski – budującej po 1989 roku od nowa swą niepodległość i dążącej do szeroko pojętego pojednania ze wszystkimi sąsiadami, bez wyjątku, a także do wejścia do Unii Europejskiej. Mimo poważnych rezultatów osiągniętych na polu współpracy elit wiele pozostaje jeszcze do zrobienia, zwłaszcza gdy chodzi o dziedzictwo darwinizmu społecznego, charakterystycznego szczególnie dla szerokich kręgów społeczeństwa. Artykuł Huberta Łaszkiewicza dobrze pokazuje na przykładzie relacji polsko-litewskich, na płaszczyźnie porównawczej z unią angielsko-walijską, trudności w dzisiejszych stosunkach naszych narodów. Wolno wyrazić nadzieję, że tego rodzaju prace pozwolą na lepsze zrozumienie sytuacji i tym bardziej na ich rozwiązanie. Ale raz jeszcze z całym naciskiem wypada podkreślić – nasza Unia w ciągłych kryzysach stale się przemienia, przekształca, formuje niejako na nowo. Zaangażowanie i świadomość obywateli, także Polaków-Europejczyków (nie od dziś, ale od przeszło tysiąca lat) jest 11 12 Jerzy Kłoczowski sprawą niezwykle ważną, kluczową wręcz dla naszej przyszłości. Dużo większe i pełniejsze zaangażowanie, nowe, lepsze rozumienie problematyki unijnej są po prostu konieczne. Zarazem należy mieć świadomość, że bardzo wiele jest tu jeszcze do zrobienia. Kilka publikacji wprowadzających w tematykę polskich i europejskich tradycji federacyjnych: J. Kłoczowski, Nasza tysiącletnia Europa, Warszawa 2010 B. Geremek, Nasza Europa, Kraków 2012 O jedność Europy. Antologia polskiej XX-wiecznej myśli europejskiej, wybór i opracowanie tekstów S. Łukasiewicz, Warszawa 2007 T. Snyder, Rekonstrukcja narodów: Polska, Ukraina, Litwa i Białoruś 1569-1999, Sejny 2006 Pod wspólnym niebem – Rzeczpospolita wielu narodów, wyznań, kultur (XVI-XVII w.), red. E. Lewczuk, Warszawa 2012 Unia lubelska – dziedzictwo wielu narodów, red. A. Gil, Lublin 2010 T. Mazowiecki i J. Łukaszewski, wypowiedzi w dziale Polska odzyskuje niepodległość i drogę do wolnej Europy, „Rocznik Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej”, 8 (2010) Przeszłość dla przyszłości. Historycy o Polsce w Europie, red. J. Kłoczowski, Lublin 2010 L’héritage de la Res Publica des Deux Nation, red. J. Kłoczowski, I. Goral, Lublin–Paris 2009. Artykuły Arkadiusz M. Stasiak Idee federalistyczne w pracach Stanisława Leszczyńskiego w kontekście pacyfistyczno-federacyjnej myśli oświeceniowej Federalistic Ideas in Stanisław Leszczyński’s Works in the Context of Pacifist-Federal Enlightenment Thought At the end of 17th and the beginning of 18th century, several renown and much discussed projects were created. Stanisław Leszczyński criticized the idea of a “Christian Republic” which laid at the base of all those projects. According to Leszczyński, a federation formed in accordance with this idea was not viable as the relations between the states forming it would be dominated by hatred. What is more, Leszczyński doubted the possibility of forming of any kind of European federation. His federal idea was based on utterly different foundations than the Western European ideas. His federation would consist of republican states, England, Holland, Poland and Switzerland and would be united under the aegis of the French monarchy. Thanks to such a structure of the federation of European republics united under the reign of France, the fate of Europe would rest in the hands of Louis XV of France. Compared with contemporary federal ideas, Leszczyński’s simple eclecticism was anachronic and inconsistent. But we must bear in mind that the Polish federal thought of the 18th century was quite poor. The grand ideas of federal Europe did not find many supporters in Poland. Perhaps the decisive reason was the knowledge of practical implementation of multi-state federalism. Filozofia oświecenia zakładała stały postęp w rozwoju społecznym i moralnym. Postęp ten był możliwy tylko w warunkach powszechnego pokoju. Ta wizja świata bez wojen w naturalny sposób generowała poszukiwania przestrzeni współpracy państw europejskich. Nie może zatem zaskakiwać fakt, że to właśnie w XVIII stuleciu powstało 16 Arkadiusz M. Stasiak tak wiele projektów federalistycznych, a idea związku państw europejskich stała się jednym z najczęściej dyskutowanych wyobrażeń o świecie przyszłości. Kwestia teorii nowożytnego federalizmu polskiego wzbudzała i wzbudza zainteresowanie wśród polskich badaczy. Nadal zachowuje wartość naukową przedwojenna książka Adama Przybylskiego Utopie, idee i projekty związku narodów i wieczystego pokoju. Już ta praca wskazuje na komplementarność pomysłów pacyfistycznych i federalistycznych. Ale kluczowa dla poniższego tekstu jest analiza idei pacyfistycznych i federalistycznych Stanisława Leszczyńskiego autorstwa Andrzeja Zakrzewskiego, powstała w oparciu o kompleksową kwerendę przeprowadzoną w Bibliothèque Municipale de la Ville de Nancy. Dzięki rozległej bazie źródłowej autor opracowania mógł prześledzić rozwój idei w licznych pracach ekskróla. Powstał także zespół drobniejszych studiów poświęconych myśli federalistycznej i pacyfistycznej Leszczyńskiego. Szczególnie cenne są opracowania autorstwa: Emanuela Rostworowskiego, Ireny Stasiewicz‑Jasiukowej i Waldemara Voisé. Badania nad nowożytnym federalizmem bardzo często są osadzane w kontekście myśli europejskiej, tak jak w przypadku zbioru analiz autorstwa Jerzego Malca. Taką też ogólnoeuropejską perspektywę przyjąłem dla poniższej analizy idei federalistycznych Stanisława Leszczyńskiego. Odrębną grupę prac związanych z tematyką oświeceniowego federalizmu stanowią analizy idei pacyfistycznych. Syntetycznym ujęciem dziejów polskiej myśli pacyfistycznej jest praca Franciszki Ramotowskiej. Podobne rozległe wątki polskiej myśli pokojowej zostały podjęte w dziele Zbigniewa Kuderowicza Polska filozofia pokoju. A. Przybylski, Utopie, idee i projekty związku narodów i wieczystego pokoju, Warszawa 1932. A. J. Zakrzewski, Stanisława Leszczyńskiego „Idea wiecznego pokoju”, Kraków 2003. E. Rostworowski, Stanisław Leszczyński – republikanin pacyfista, „Kwartalnik Historyczny”, R. 74, 1967, nr 2, s. 271-287. I. Stasiewicz-Jasiukowa, Leszczyński contra Rousseau, w: Stanisław Leszczyński król, polityk, pisarz, mecenas. Materiały z europejskiej konferencji naukowej zorganizowanej w 300-lecie urodzin Stanisława Leszczyńskiego, red. A. Konior, Leszno 2001, s. 160-171. W. Voisé, Królewska droga do powszechnego pokoju, w: tamże, s. 138-143. J. Malec, Szkice z dziejów federalizmu i myśli federalistycznej w nowożytnej Europie, Kraków 2003. F. Ramotowska, Zarys dziejów myśli pacyfistycznej, w: W. B. Jastrzębowski, Traktat o wiecznym przymierzu między narodami ucywilizowanymi. Konstytucja dla Europy, Warszawa–Łódź 1985, s. 12-93. Idee federalistyczne w pracach Stanisława Leszczyńskiego … Historia idei pokoju w kulturze polskiej do 1939 roku. Syntetyzujący charakter ma także praca Jerzego Życkiego na temat polskich tradycji pacyfistycznych. Bardzo dużą wartość naukową przedstawia analityczny artykuł Mariana Skrzypka na temat pacyfizmu w pracach Stanisława Staszica10. Podstawę źródłową poniższego artykułu stanowią cztery prace Stanisława Leszczyńskiego: List pewnego Szwajcara do swojego korespondenta w Holandii, Przestudiowałem wielu autorów…, O ustanowieniu pokoju powszechnego oraz Rozmowa Europejczyka z wyspiarzem z Królestwa Dumocala. Prace te ujmują zagadnienie federalizmu europejskiego jedynie w sposób marginalny, z wyjątkiem traktatu O ustanowieniu pokoju powszechnego, w którym współpraca międzynarodowa znalazła się w centrum rozważań Leszczyńskiego. U progu europejskiego oświecenia powstało kilka głośnych i dyskutowanych projektów federacyjnych. Wyrastały one z krytyki władzy królewskiej. Począwszy od pomysłów Maksymiliana de Béthuna, idea federacji europejskiej stała się w łonie cywilizacji zachodnioeuropejskiej główną ideą prepacyfistyczną. Praktycznym gwarantem pokoju, w myśl tych założeń, miało być międzynarodowe ciało kolegialne. Taka rada byłaby złożona z przedstawicieli wszystkich państw sfederowanych. Rozbudowany dyskurs zwolenników założenia federacyjnego rozwijał się wokół dwóch wątków: sposobu zagwarantowania przestrzegania umów międzynarodowych i personalnego przywództwa w radzie federacyjnej. W tym drugim przypadku owo przywództwo powierzano władcom państw europejskich, najczęściej królowi francuskiemu. Działo się tak zapewne dlatego, że większość projektów powstała w absolutystycznej, żądnej ogólnoeuropejskiej dominacji Francji lub była trawestacją francuskich prac. Jedynie pomysły wyrastające z próby budowania federacji w oparciu o wartości chrześcijańskie poszukiwały przywództwa pozapolitycznego, zwykle Z. Kuderowicz, Polska filozofia pokoju. Historia idei pokoju w kulturze polskiej do 1939 roku, Warszawa 1992. J. Życki, Polskie tradycje pokojowe, „Sprawy Obce”, 1931, z. 8, s. 641-658. 10 M. Skrzypek, Pacyfizm Staszica na tle idei wiecznego pokoju w oświeceniu europejskim, „Zeszyty Staszicowskie”, 2004, nr 4, s. 7-23. Godne odnotowania jako prace podejmujące omawianą tematykę, ale jednocześnie niewiele wnoszące do badań nad tym zagadnieniem, są publikacje Jacka Ślusarczyka. Zob. J. Ślusarczyk, Idee pokojowe i pacyfistyczne w polskiej myśli i praktyce politycznej (do 1939 r.), „Archiwum Historii Myśli Politycznej”, t. 6, 1996, s. 75-87; tenże, Problemy wojny i pokoju w polskiej myśli politycznej, Białystok 2001. 17 18 Arkadiusz M. Stasiak w osobie papieża, jak czynił to w swoim projekcie federacyjnym Gottfierd Leibniz11. Teoria skonfederowanego państwa pokoju mogła, ale nie musiała, oznaczać wzmocnienie jednostkowego panowania i autorytetu indywidualnego. Monteskiusz, wydając w 1748 roku swą przełomową pracę O duchu praw, wykorzystał ideę pacyfistyczną w celu pohamowania władzy absolutnej, zatem uniwersalna koncepcja pozostawiała otwartą interpretację12. Monteskiusz nawiązywał swoim projektem do angielskiej myśli federalistycznej, „zawieszonej” pomiędzy republikańską i monarchistyczną formą ustrojową. Za twórcę tej angielskiej idei federalistycznej uważany jest William Penn. Jego koncepcja powołania parlamentu europejskiego złożonego z delegatów desygnowanych przez europejskich monarchów, dysponujących równym prawem głosu, zrodziła się już w roku 1693. Penn, opisując w pracy An Essay towards the Present and Future Peace of Europe zjazdy monarchów i ich wysłanników, ufał, że kompromisy osiągnięte w rezultacie tych spotkań zapewnią powszechny pokój na Starym Kontynencie13. Za syntezę dwóch powyższych idei (tj. pokoju osiągniętego dzięki scentralizowanej władzy króla i pokoju zaznanego za sprawą skonfederowania państw europejskich) można uznać pomysły pokojowego jednoczenia państw chrześcijańskiej Europy wokół zagrożenia ze strony najeźdźców innowierczych. W takim kierunku zmierzał François Fénelon w projekcie federacji budowanej na kanwie tureckiego niebezpieczeństwa dla chrześcijańskiej Europy14. Charakter kompromisowy wobec głównych idei europejskiej filozofii pokoju miały także pomysły najgłośniejszego „pacyfisty” XVIII-wiecznej Europy, jakim okazał się Charles Irenée Castel de Saint-Pierre. Jego teorie powstały zapewne pod przemożnym wpływem doświadczeń politycznych. De Saint-Pierre w roku 1713 uczestniczył w ustaleniach pokojowych w Utrechcie jako sekretarz przedstawiciela Francji w tych obradach, biskupa Melchiora de Polignaca. Traktat pokojowy z Utrechtu miał charakter kompleksowych umów międzynarodowych kończących wojnę o sukcesję hiszpańską. To do- 11 Z. Kuderowicz, Polska filozofia pokoju, s. 57-58. 12 Monteskiusz, O duchu praw, oprac. T. Boy-Żeleński, Warszawa 2002, s. 148. Zob. J. Malec, Szkice z dziejów federalizmu, s. 149. 13 M. Merle, Pacifisme et internationalisme XVII-XXe siècles, Paris 1966, s. 68-71. 14 A. Przybylski, Utopie, idee i projekty, s. 26-27. Idee federalistyczne w pracach Stanisława Leszczyńskiego … świadczenie międzynarodowego kompromisu wielokrotnie powracało w tekstach pacyfisty15. Ogłaszając swe prace między 1713 a 1738 rokiem16, de Saint-Pierre postulował zawiązanie przez wszystkie państwa europejskie federacji generalnej. Taka federacja mogłaby zapewnić nienaruszalność granic państwowych i niepodważalność traktatów między monarchami, a dzięki temu można by osiągnąć „wieczny pokój”17. Przy zachowaniu status quo, de Saint-Pierre chronił prawo dynastii europejskich wobec zagrożeń zewnętrznych, ale także „strzegł” tronów przed buntami poddanych. Doskonale zakonserwowana w ten sposób Europa mogłaby rozkwitać dzięki starym, nienaruszalnym formom ustrojowym i absolutnie nowym pokładom dobrobytu. Suwerenność oraz podmiotowość jednostkowego władcy w dążeniu do pokoju powszechnego i wieczystego łączyła wszystkie projekty pacyfistyczne pierwszej połowy XVIII wieku. Nawet jeżeli takie założenie nie zawsze odpowiadało programom teoretycznym twórców, to zdawało się ono promieniować wyjątkową skutecznością w praktyce polityki ogólnoeuropejskiej. Wydaje się, że nie mogło być inaczej, bowiem idee pacyfistyczne, w które nie była wpisana wola króla jako „siewcy pokoju”, były ideami odmowy podporządkowania się władzy. Przełom w tej kwestii przyszedł z wystąpieniem Jeana Jacques’a Rousseau. Pozornie Jean Jacques jedynie krytycznie opracował skrót pracy de Saint-Pierre’a. Ale ów tekst, A Project for Perpetual Peace, wydany w Londynie w roku 1761 i wznowiony sześć lat późnej, zawie rał oryginalne idee dołączone do traktatu przez jego „redaktora”18. Pomysły te jeszcze dobitniej wyeksponowane zostały w późniejszym uzupełnieniu skrótu projektu de Saint-Pierre’a pt. Jugement sur le projet de paix perpétuelle de l’abbé de Saint-Pierre, pracy opubliko- 15 Zob. A. Skwara, Kontekst historyczny powstania projektu wiecznego pokoju księdza de Saint‑Pierre’a, „Prace Naukowe Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie”, Filozofia, 2003, z. 4, s. 69-76. 16 Dla idei pacyfistyczno-federalistycznej szczególnie ważny jest dwutomowy Projet pour rendre la paix perpétuelle en Europe wydany w Utrechcie w 1713 roku, a także uzupełniający go, wydany także w Utrechcie, ale cztery lata później, Projet de traité pour rendre la paix perpétuelle entre les souverains chrétiens. 17 M. Merle, Pacifisme et internationalisme, s. 72-77. 18 Tekst ten znany jest także pod francuskim tytułem: Extrait du projet de paix perpétuelle de Monsieur l’abbé de Saint-Pierre. 19 20 Arkadiusz M. Stasiak wanej pośmiertnie, dopiero w roku 1782. Taki był ogólnoeuropejski kontekst filozoficzny dla powstania prac Stanisława Leszczyńskiego. Polska myśl federalistyczna miała rozległe tradycje, poparte realnym politycznym doświadczeniem unii polsko-litewskiej, choć nowy, oświeceniowy klimat intelektualny odbiegał od tych dawnych koncepcji i rozwiązań. Już pierwsze prace Leszczyńskiego ujawniały krąg zainteresowania ekskróla – było nim funkcjonowanie państw w skali całej Europy, a nie federacja międzypaństwowa, na przykład zbliżona do formy federacji polsko-litewskiej. Z takiego punktu widzenia europejskiej polityki Leszczyński skrytykował ideę „Republiki Chrześcijańskiej”, nazywając ją „czystą chimerą”. Ten kategoryczny pogląd Książę Lotaryngii i Baru rozlegle uzasadniał: „często słyszałem, jak mówiono o Republice Chrześcijańskiej, to znaczy o powszechnej unii państw chrześcijańskich, w założeniu połączonych ideą pokoju i wolnych od wszelkich przejawów nienawiści i żądzy sławy, które zazwyczaj stawiają je w roli wrogów, jedne przeciw drugim. Lecz z tą unią było zawsze tak, jak z ową republiką Platona czy Sewerambów”19, „które istniały jedynie w świecie idei”20. Powołana w zgodzie z tą ideą federacja była, według niego, nierealna, bowiem państwa wchodzące w jej skład kierowały się nienawiścią. Co więcej, Stanisław Leszczyński wątpił w możliwość powołania jakiejkolwiek federacji europejskiej. Ekskról odrzucił ideę de Saint-Pierre’a jako nieuzasadnioną rezygnację z suwerenności państwowej i podporządkowanie się instytucji ponadpaństwowej. Wątpił on przy tym w fundamentalne założenia federalistycznej myśli de Saint-Pierre’a, zgodnie z którą władcy europejscy mogą dobrowolnie zrezygnować z części swoich uprawnień. W pracy Przestudiowałem wielu autorów… pisał wprost, że nie wierzy, aby europejscy władcy „ograniczyli się do reprezentowania państwa przed ciałem złożonym z republikanów i do podporządkowania niezależności ich rządów arbitrażowi równych”21. Według Leszczyńskiego królowie w naturalny sposób dążą do powiększania terytorium swojego państwa, co ponadto jest ich obowiązkiem wynikającym z tradycyjnego 19 Jest to nawiązanie do utopii politycznej Denisa Vairasse opisanej w powieści L’Histoire des Severambes. 20 S. Leszczyński, O utrwaleniu pokoju powszechnego, w: A. J. Zakrzewski, Stanisława Leszczyńskiego „Idea wiecznego pokoju”, s. 213-214. 21 Tenże, Przestudiowałem wielu autorów..., w: tamże, s. 200. Idee federalistyczne w pracach Stanisława Leszczyńskiego … postrzegania celów władzy monarszej. Dlatego królowie albo toczą wojny, albo się do nich przygotowują. Federalistyczny pomysł Leszczyńskiego miał zupełnie inny wymiar niż idea de Saint-Pierre’a. Jego federacja miała składać się z państw o systemach republikańskich, Anglii, Holandii, Polski i Szwajcarii, zjednoczonych pod egidą monarchii francuskiej. Dzięki tak zbudowanej federacji republik europejskich pod hegemonią Francji losy Europy miały spocząć w jednym ręku, „najwyższego sędziego”, jak określał nową rolę króla francuskiego Leszczyński. Zatem w zgodzie z tą ideą gwarantem porządku powszechnego powinien zostać król Francji Ludwik XV. Zabezpieczeniem pokoju europejskiego, według tej koncepcji, miał być monarcha bezinteresowny i sprawiedliwy, którego celem najwyższym jest pokój. Takim władcą, zdaniem Leszczyńskiego, był król Francji22. Książę Lotaryngii i Baru konsekwentnie dowodził trafności swojej opinii o Ludwiku XV. Opisywał go jako króla, który godzi się na zawarcie pokoju bez aneksji terytorialnych, co według Leszczyńskiego było postępowaniem nadzwyczajnym, gwarantującym sukces hegemonicznej roli króla Francji w Europie23. W najobszerniejszy sposób do idei unii czy republiki państw chrześcijańskich odniósł się Leszczyński w cytowanej już pracy O utrwaleniu pokoju powszechnego. Jak to już zostało podkreślone, w piśmie tym ekskról po raz kolejny wyraził powątpiewanie w możliwość powstania europejskiej federacji. Uznał tę wizję, przywoływaną w licznych pismach powstałych w jego czasach, za utopię. Argumentacja Leszczyńskiego z czasem uległa rozbudowaniu w stosunku do wcześniejszych wywodów. Dowodził on, że unia nie może powstać, bowiem nie da się pogodzić sprzecznych celów europejskich mocarstw. A dodatkowo porozumienie o takim charakterze, według Leszczyńskiego, jest obce polityce państw i naturze ludzi: „Nie jest rzeczą możliwą narzucić światu nową formę rządów, pokonać przeciwności tylu mocarstw, pogodzić różnorodne interesy, zmienić i w tym samym czasie ujednolicić charakter ludzi, gatunku najbar- 22 F. Ramotowska, Zarys dziejów myśli pacyfistycznej, s. 38-39; E. Rostworowski, Stanisław Leszczyński – republikanin pacyfista, s. 279, 283; A. J. Zakrzewski, Stanisława Leszczyńskiego „Idea wiecznego pokoju”, s. 167-168, 174, 178. 23 S. Leszczyński, List pewnego Szwajcara do swojego korespondenta w Holandii, w: A. J. Zakrzewski, Stanisława Leszczyńskiego „Idea wiecznego pokoju”, s. 187. 21 22 Arkadiusz M. Stasiak dziej niestałego ze wszystkich stworzonych przez Boga i w swojej niestałości najtrudniejszego do wychowania”24. Zatem pomysł Stanisława Leszczyńskiego na jednoczenie Europy opierał się na kontynentalnej hegemonii Francji. Pod przewodem Ludwika XV, zgodnie z ideą ekskróla, miały jednoczyć się państwa republikańskie. Stanisław Leszczyński wykazał się archaicznością i naiwnością koncepcji w porównaniu z wyżej opisanymi ideami federacyjnymi i pacyfistycznymi. Wydaje się, że czynnikiem spajającym idee Leszczyńskiego była nadrzędność władzy monarszej, a zatem i decyzji jednostkowej nad decyzją kolegialną. Tak było przynajmniej w kwestii zapewnienia pokoju: „To, czego sobie życzymy, zależeć będzie tylko od woli jednego monarchy, który mając w rękach los całej Europy, stanie się jej sędzią najwyższym i utrzyma w niej jedność i pokój”25. Towarzyszy tym wywodom zachwyt nad pacyfizmem krajów republikańskich: Anglii, Holandii, Polski, Szwajcarii, co stwarza wrażenie niespójności wywodu i koniunkturalnego charakteru pro jektu. Bo skoro państwa republikańskie wykazują się nadzwyczajnym w Europie brakiem planów zaborczych, to oznacza, że takie plany snują europejskie monarchie, a wśród nich Francja, czyli w koncepcji Leszczyńskiego państwo gwarantujące pokój. Czy cały projekt można uznać jedynie za ukłon Leszczyńskiego w kierunku dobroczyńcy i zięcia zarazem, Ludwika XV? Kiedy Emanuel Rostworowski nazywał Leszczyńskiego republikaninem, miał z pewnością absolutną rację, ekskról szczycił się republikańskimi poglądami26. Ale jednocześnie Leszczyński dość często opowiadał się za jednostkową władzą jako czynnikiem stabilizacji państwa. To właśnie tym argumentem szermował w dyskusji z treścią głośnej rozprawy Rousseau, przesłanej na konkurs Akademii w Dijon. Kiedy Jean Jacques dowodził, że rozwój sztuk i nauk doprowadził do 24 Tenże, O utrwaleniu pokoju powszechnego, s. 214. 25 Tamże, s. 218. 26 E. Rostworowski, Stanisław Leszczyński – republikanin pacyfista, s. 275-276. Andrzej J. Zakrzewski krytycznie ocenił tezę Emanuela Rostworowskiego o republikańskich poglądach Leszczyńskiego. Autor książki Stanisława Leszczyńskiego „Idea wiecznego pokoju” nazywa ekskróla zdecydowanym zwolennikiem systemu monarchistycznego. A. J. Zakrzewski, Stanisława Leszczyńskiego „Idea wiecznego pokoju”, s. 173. W nauce dominuje jednak przypisywanie Leszczyńskiemu poglądów republikańskich. Zob. W. Bernacki, Wizje ładu międzynarodowego w polskiej myśli politycznej XV-XVIII wieku, w: Przeklęte miejsce Europy? Dylematy polskiej geopolityki, red. J. Kloczkowski, Kraków 2009, s. 63, 66. Idee federalistyczne w pracach Stanisława Leszczyńskiego … zepsucia obyczajów, polemista Stanisław Leszczyński sięgnął po argument z kategorii teorii władzy. W jego interpretacji zbawienność nauk i sztuk miała sprowadzać się do podtrzymywania władzy królewskiej, była podporą tronów27. Waldemar Voisé zastanawiając się nad źródłami myśli federalistycznej i pacyfistycznej Leszczyńskiego, przyznaje, że ich określenie jest niemożliwe. Czy była to jakaś swobodna interpretacja polskiej idei pacyfistycznej Stanisława ze Skarbimierza, Pawła Włodkowica i Andrzeja Frycza Modrzewskiego, a może Charles’a de Saint‑Pierre’a28? Sądzę, że był to prosty eklektyzm, w porównaniu ze współczesnymi mu ideami anachroniczny i niespójny. Nie można odmówić Leszczyńskiemu różnorodności ujęcia teorii władzy, kiedy w Rozmowie Europejczyka z wyspiarzem z królestwa Dumocala przerywa on wywód wyspiarzowi Braminowi, aby: „bronić chwały naszych monarchów [zaznacza] są, rzekłem między nami tacy, co lubo celując odwagą i męstwem, prowadzą jedynie wojnę dla przymuszenia nieprzyjaciół do pokoju, a stali w swoich przedsięwzięciach wśród najwspanialszych tryumfów, zawsze go ofiarują. Przyjaciele własnych poddanych, ich tylko szczęście mają na celu i bardziej uważają za podpory swojej władzy, aniżeli za podległych sobie ludzi”29. Można w tym wywodzie doszukiwać się teorii wojny sprawiedliwej, idealnego arbitrażu i władcy oświeconego. Ale czy rzeczywiście Leszczyński analizował i w sposób usystematyzowany wprowadzał te wątki do swoich koncepcji? Sądzę, że nie. Ocena dorobku federalistycznego Stanisława Leszczyńskiego byłaby niepełna bez odniesienia go do osiągnięć innych polskich twórców z epoki oświecenia. Kolejna, po pomysłach Leszczyńskiego, polska praca federalistyczna to głośna mowa Kajetana Skrzetuskiego, znana pod tytułem Projekt, czyli wyłożenie nieprzerwanego w Europie pokoju30. Tekst został zamieszczony w drugiej części Historii politycznej dla szlachetnej młodzi z 1775 roku. W rzeczywistości tekst ten jest 27 I. Stasiewicz-Jasiukowa, Leszczyński contra Rousseau, s. 163. 28 W. Voisé, Królewska droga, s. 141. 29 S. Leszczyński, Rozmowa Europejczyka z wyspiarzem z Królestwa Dumocala, w: tenże, Głos wolny wolność ubezpieczający, oprac. S. Jedynak, Lublin 1987, s. 53. 30 K. Skrzetuski, Projekt, czyli wyłożenie nieprzerwanego w Europie pokoju, w: tenże, Historia polityczna dla szlachetnej młodzi zawierająca zebranie krótkie przypadków znakomitych w dawnych monarchiach, cz. 2, Warszawa 1775, s. 290-335. 23 24 Arkadiusz M. Stasiak przekładem pracy Extrait du projet de paix perpétuelle de Monsieur l’abbé de Saint-Pierre31. Tę tezę w analitycznym wykładzie potwierdził Marian Skrzypek. Zauważył on, że praca Skrzetuskiego jest czasami tłumaczeniem dokładnym, ale w innych fragmentach swoistym skrótem oryginału. Tłumacz, zdaniem Skrzypka, nie zawsze rozumiał wykład tego trudnego tekstu (przede wszystkim o złożonej konstrukcji ze względu na specyfikę jego powstania). Wkładem Skrzetuskiego w treść dzieła Projekt, czyli wyłożenie nieprzerwanego w Europie pokoju jest dopasowywanie francuskiego oryginału do specyficznych polskich warunków i bieżącej sytuacji politycznej Rzeczypospolitej, zdeterminowanej pierwszym rozbiorem. Ingerencja w treść tekstu ze strony tłumacza, to jest Skrzetuskiego, była niewielka. I miała na celu złagodzenie skrajnie, jak na polskie warunki, republikańskiej (w znaczeniu republikanizmu oświeceniowego) wymowy traktatu32. Zatem praca Skrzetuskiego jest wypadkową poglądów de Saint-Pierre’a i Rousseau, poglądów dopasowanych do polskich, bieżących warunków politycznych33. Traktat Extrait du projet de paix perpétuelle de Monsieur l’abbé de Saint-Pierre w pierwotnym założeniu miał być dokonanym przez Jeana Jacques’a Rousseau krytycznym opracowa- 31 Zob. S. Hubert, Poglądy na prawo narodów w Polsce czasów Oświecenia, Wrocław 1960, s. 33; B. Wolska, W świecie żywiołów, Boga i człowieka. Studia o poezji Adama Naruszewicza, Łódź 1995, s. 226; B. Leśnodorski, Idee polityczne J. J. Rousseau w Polsce, w: Wiek XIX – prace ofiarowane Stefanowi Kieniewiczowi, red. B. Grochulska, B. Leśnodorski, A. Zahorski, Warszawa 1967, s. 32. 32 Tłumaczenie Kajetana Skrzetuskiego od lat wzbudza dyskusję. Pacyfistyczna myśl Rousseau, emanująca z przekładu dokonanego przez Skrzetuskiego, jest też wiernie wyłożona w traktacie Adama Wawrzyńca Rzewuskiego. Była to wizja pokojowej egzystencji państw republikańskich: „na miejscu trzydziestu rozległych monarchii, które teraz świat dzieląc kłucą go i szarpią, widzę trzysta drobnych Rzeczypospolitych; nie ma w nich wojen, bo nie ma królów”. A. W. Rzewuski, O formie rządu republikańskiego myśli, t. 1, cz. 1, Warszawa 1790, s. 100. 33 M. Skrzypek, Abbé de Saint-Pierre, Rousseau, Skrzetuski et leurs projets de paix perpétuelle, w: Le siècle de Rousseau et sa postérité. Mélanges offerts à Ewa Rzadkowska, red. I. Zatorska, A. Siemek, Warszawa 1998, s. 172-174. Długo tłumaczenie Extrait du projet de paix perpétuelle de Monsieur l’abbé de Saint-Pierre opisywano w polskiej nauce jako oryginalne osiągnięcie Skrzetuskiego i polskiej myśli pacyfistycznej. Sporadycznie taka interpretacja pojawia się także w pracach współczesnych. Bibliografia Polska, t. 28, oprac. K. Estreicher, Kraków 1930, s. 204; J. Życki, Polskie tradycje pokojowe, s. 655-656; Z. Kuderowicz, Polska filozofia pokoju, s. 72-78; J. Simonides, Problem wojny i pokoju w polskiej myśli politycznej, „Sprawy Międzynarodowe”, R. 32, 1979, nr 9, s. 15; J. Ślusarczyk, Idee pokojowe i pacyfistyczne w polskiej myśli i praktyce politycznej, s. 80; tenże, Problemy wojny i pokoju w polskiej myśli politycznej, s. 52-54. Natomiast Władysław Smoleński dopatrywał się w tekście Skrzetuskiego przekładu drugiego z pism Rousseau (Jugement sur le projet de paix perpétuelle de l’abbé de Saint-Pierre). Zob. W. Smoleński, Publicystyka polska wieku XVIII wobec projektów pokoju wiecznego, w: Księga pamiątkowa ku czci Oswalda Balcera, t. 2, Lwów 1925, s. 489-494. Idee federalistyczne w pracach Stanisława Leszczyńskiego … niem prac Charles’a de Saint-Pierre’a, w rzeczywistości zawierał idee obydwu myślicieli. Przekład Skrzetuskiego powtarzał naturalnie idee francuskich teoretyków federacji europejskiej. Znaleźć można w jego treści racjonalistyczne potępienie wojny34. Implikuje on także obwinianie myślicieli tej miary co Hobbes i Machiavelli o brak moralności wśród monarchów35 oraz wszechobecną w politycznej myśli oświeceniowej Europy teorię o zależności pokoju od woli panujących. Teoria ta była jednocześnie obwinianiem władców o wywoływanie wojen i argumentem na rzecz suwerenności wspólnoty w podejmowaniu decyzji o wojnie i pokoju36. Odtwórczemu charakterowi polskiej myśli pacyfistyczno-federalistycznej wymykał się wyraźnie tylko jeden autor. Był to teoretyk podejmujący tematykę pacyfistyczną w czasach stanisławowskich (w późniejszym okresie także federalistyczną) w sposób rozległy (choć nie kompletny) i w dużej mierze oryginalny. Tym autorem był Stanisław Staszic. Przywoływał on, czy raczej wspominał, pacyfistyczne idee Charles’a de Saint-Pierre’a: „wszakże nikt bez miłego wewnątrz uczucia myśli poczciwego l’abbé de St. Pierre nie czytał. I ten, kto ich słucha, raduje się; i ten, kto je drugim opowiada, chociaż są tylko myślami, z wesołością je powtarza; a wszyscy podobno w duchu mówiemy: bogdajby tak się stało”37. Jak zauważa Marian Skrzypek, brak jest w pracach Staszica rzeczywistego nawiązania do 34 K. Skrzetuski, Projekt, czyli wyłożenie nieprzerwanego w Europie pokoju, s. 191. 35 Tamże, s. 201. Hobbes zakładał, że wszelkie pakty międzynarodowe nie mają znaczenia dla utrzymania pokoju, bo i tak będą łamane. Jedynym rozwiązaniem jest użycie siły. Tylko tak, według Hobbesa, można było powstrzymać dzikie instynkty ludzi. Z tego powodu nieodzowne jest, aby „król dzierżył miecz wojny”. P. Hazard, Kryzys świadomości europejskiej 1680-1715, Warszawa 1974, s. 237. 36 K. Skrzetuski, Projekt, czyli wyłożenie nieprzerwanego w Europie pokoju, s. 333-334. Sama teoria przemożnej roli woli panującego dla zachowania pokoju i wywoływania wojny z filozoficznego punktu widzenia nie może być interpretowana jednoznacznie. Otóż wojny, choć okrutne i niegodne człowieka, pełnią dość racjonalną funkcję: pozwalają zachować siłą to, czego nie może zapewnić swym autorytetem prawo. Zatem świadczą także o słabości autorytetu, nie tylko o sile władzy króla czy przywódcy. Sama jednostkowa decyzja o wypowiedzeniu wojny i możliwość jej podjęcia nie muszą być równoznaczne z symbolem siły króla. Idea króla odpowiedzialnego za wywołanie konfliktu zbrojnego wielokrotnie powracała w kolejnych dekadach XVIII wieku. Zob. W. Turski, Odpowiedź na dzieło ks. Hugona Kołłątaja referendarza W.X.Lit.: Uwagi nad pismem „Myśli o królach”, Warszawa 1790, b.p. Idea przyjęła się szczególnie w środowisku tradycjonalistycznym. 37 S. Staszic, Uwagi nad życiem Jana Zamojskiego, oprac. S. Czarnowski, Wrocław–Warszawa 2005, s. 98. 25 26 Arkadiusz M. Stasiak koncepcji de Saint-Pierre’a. Zatem prawdopodobnie Staszic poznał pokojowe projekty francuskiego teoretyka jedynie w sposób ogólny i z „drugiej ręki”, a sam ich nigdy nie czytał38. Obecne w pismach Staszica idee handlu jako drogi do pokoju39 czy postępu naukowego prowadzącego do zaniechania wojen40 należy postrzegać w tym wypadku jako koncepcje zapożyczone z głównych nurtów myśli oświecenia. Były to przecież idee powszechnie znane i masowo rozpowszechniane, wręcz kluczowe dla oświeceniowej formacji kulturowej. W dużej mierze Staszic przyjął założenia stanowienia i charakteru władzy z prac Rousseau, dlatego bliski był mu także pacyfizm w wykładni filozofa z Genewy. Szczególnie koncepcja woli powszechnej jako podmiotu wszelkiej władzy politycznej zbliżała Staszica do krytyki despotyzmu i rozejmów narzuconych przez władzę jednostkową41. Staszic zdawał sobie sprawę (tak jak większość teoretyków federalizmu oświeceniowego) z siły władzy jednostkowej i możliwości tejże władzy w rozwiązywaniu międzypaństwowych konfliktów militarnych. A mimo to jego odważnie artykułowane konstatacje zbliżały go do myśli Rousseau, nie zaś de Saint-Pierre’a. W Przestrogach dla Polski Staszic pisał: „Królowie! przestańcie wojen! Zmęczony lud już was poznawać zaczyna [...]. Wszelka nieprawość ma swoją miarę. Narody w niewiadomości cierpią długo, lecz straszne w swoich krzywd zemście, kiedy się poznają”42. Zidentyfikowanie wiodącej roli władcy w wywoływaniu wojny prowadziło Staszica do przywołania zemsty ludu, a nie – jak chciałby tego de Saint-Pierre – do gloryfikacji zbawiennej dla pokoju roli traktatu międzynarodowego. Jan Ferdynand Nax w swoich Uwagach nad „Uwagami” odkrył źródła koncep- 38 M. Skrzypek, Pacyfizm Staszica, s. 9. 39 Pokojotwórcza rola handlu wiązała się bezpośrednio z koncepcją powszechnej federacji europejskiej. Naturalnie teorię tę można wiązać z pracami Charles’a de Saint-Pierre’a, ale też pamiętać należy, że w drugiej połowie XVIII wieku jest ona powszechnie znana. Marian Skrzypek dowodzi, że ideę pokojowej roli handlu Staszic zaczerpnął bezpośrednio z pracy Guillaume’a Thomasa Raynala Histoire philosophique et politique des établissements et du commerce des Européens dans les deux Indes, wydanej w Maastricht w roku 1774. M. Skrzypek, Pacyfizm Staszica, s. 14. Idea zależności wartości pokoju i handlu obecna była także w propagandowej ikonografii dworu królewskiego. Zob. J. Pokora, Obraz najjaśniejszego pana Stanisława Augusta (1764-1770). Studium z ikonografii władzy, Warszawa 1993, s. 57-58. 40 Władca postępowy w dziele cywilizowania państwa był powszechnie przeciwstawiany władcy‑zdobywcy. 41 S. Staszic, Przestrogi dla Polski, oprac. S. Czarnowski, Wrocław–Warszawa 2003, s. 23 i in. 42 Tamże, s. 33-34. Idee federalistyczne w pracach Stanisława Leszczyńskiego … cji pacyfistycznych Staszica w pracach de Saint-Pierre’a i Rousseau43. Jak się okazuje, nie do końca było to trafne spostrzeżenie. Jedyne, co łączyło teorię Staszica i de Saint-Pierre’a, to wyeksponowanie idei pacyfistycznej i przyznanie jej zbawiennej roli dla ludzkości. Ta prosta analogia mogła doprowadzić Naxa do fałszywych wniosków i dostrzeżenia podobieństw w różnych ideach pacyfistycznych. Upadek państwa polskiego i zmienna sytuacja polityczna zaowocowały nową interpretacją pacyfizmu federacyjnego w wykładni Staszica. W Rodzie ludzkim i późniejszych Myślach o równowadze politycznej w Europie dostrzegał on w Rosji głównego gwaranta pokoju europejskiego. Ta panslawistyczna teoria zdominowała idee federalistyczne i pacyfistyczne Staszica. Nowa wykładnia zakładała jednoczenie Europy pod przewodnictwem Rosji, przy czym imperium rosyjskie Staszic postrzegał jako kontynuatora polskiej misji ochrony Europy przed azjatycką nawałą44. Dla późnych poglądów autora Rodu ludzkiego interesujące jest ich porównanie z myślą Józefa Marii Hoene-Wrońskiego. Panslawistyczny okres pacyfizmu Staszica, który wyraził się najpełniej w ostatniej, 18 księdze Rodu ludzkiego, a zwłaszcza w uwagach do tej księgi, skłonił historyka filozofii i filozofa, jakim był Władysław Mieczysław Kozłowski, do wyrażenia poglądu, że Staszic w swych planach nie działał w odosobnieniu, gdyż w tym samym czasie podobną panslawistyczną i pacyfistyczną ideę sformułował mesjanista Hoene-Wroński. Obaj twórcy postrzegali Rosję jako inicjatora i filar zjednoczenia Słowian. A na dalszym etapie procesu integracji Rosja miała odgrywać tę rolę także dla innych ludów Europy45. Oryginalny dyskurs federalistyczny był możliwy w Europie schyłku XVIII wieku. Świadczy o tym przykład rozwoju niemieckiej idei federacyjnej. Przyczynkiem do niemieckiej dyskusji o federacji europejskiej było głośne dzieło Immanuela Kanta Zum ewigen Frieden z roku 1795. Bezpośrednim impulsem do powstania wywodu Kan- 43 J. F. Nax, Uwagi nad „Uwagami”, czyli obserwacje nad książką, która w roku 1785 wyszła pod tytułem Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego, kanclerza i hetmana wielkiego koronnego, Warszawa 1789, s. 120-121. 44 S. Staszic, Ród ludzki, w: tenże, Pisma filozoficzne i społeczne, oprac. B. Suchodolski, t. 2, Warszawa 1954, s. 223; S. Staszic, Myśli o równowadze politycznej w Europie, w: tamże, s. 319. 45 W. M. Kozłowski, Poglądy filozoficzne Stanisław Staszica, w: Stanisław Staszic 1755-1826. Księga zbiorowa, red. Z. Kukulski, Lublin 1928, s. 138-139. 27 28 Arkadiusz M. Stasiak ta było zawarcie traktatu pokojowego pomiędzy Prusami a Francją 5 kwietnia tegoż 1795 roku w Bazylei. Wydarzenie to miało nieprzeciętny charakter, bowiem po raz pierwszy na mocy tego traktatu państwo monarchistyczne uznało formę prawną rewolucyjnej Republiki Francuskiej. Akceptacja ta dokonała się w ramach prawa międzynarodowego, przez co stała się pierwszym aktem ugody pomiędzy oświeceniową monarchią a rewolucyjną republiką. Na kanwie tych politycznych wydarzeń Kant postulował zawiązanie związku wolnych państw europejskich, który mógł zabezpieczyć sprawiedliwość i pokój46. Polska myśl federalistyczna w XVIII wieku była dość uboga. Wielkie idee sfederowanej Europy nie znajdowały na polskim gruncie zwolenników. Być może decydował o tym fakt znajomości praktycznej realizacji formy federacji międzypaństwowej. Na tym tle idee federalistyczne Stanisława Leszczyńskiego jawią się jako teorie interesujące, choć nie zaskakujące ani oryginalnością, ani przenikliwością prowadzonego wywodu. Nadrzędnym celem tych pomysłów był pokój, a drogą do niego była jednocząca się Europa (precyzyjniej – jej pokojowa, republikańska część) pod francuską hegemonią. 46 V. Gerhardt, Immanuel Kants Entwurf »Zum ewigen Frieden«. Eine Theorie der Politik, Darmstadt 1995. Anna Barańska Sto osiemdziesiąt lat później. Kilka uwag na marginesie Rozważań o dyplomacji księcia Adama i Studium Marka Kornata Adam Czartoryski, Rozważania o dyplomacji, przeł. Jan Maria Kłoczowski – Marek Kornat, Studium. Reforma dyplomacji i legitymizm narodów, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, ss. 631 180 Years After. Some Remarks on the Essay on Diplomacy by Prince Adam and A Study by Marek Kornat. Adam Czartoryski, Essay on Diplomacy, translated by Jan Maria Kłoczowski – Marek Kornat, A Study. Reform of Diplomacy and Legitimacy of Nations, Wydawnictwo Literackie, Cracow 2011, p. 631 In 2011, Adam Jerzy Czartoryski’s Essay on Diplomacy, first published in French in 1830, was finally translated into Polish, 150 years after the author’s death. The translation by Jan Maria Kłoczowski was published enriched with a comprehensive study by Marek Kornat – a researcher of the history of international relations. This publication is an important academic event. Czartoryski’s treatise tackles the still relevant issues of international order, collective security, the right of sovereignty and the unity of Europe. Marek Kornat analyses the ideas of Prince Adam Czartoryski in a wide perspective of a European political thought and points to those which were novel and long-lasting. He pictures the author of Essay as an outstanding theoretician of diplomacy and puts him on a par with Benjamin Constant and Alexis de Tocqueville. Kornat also draws the reader’s attention to the fact that although many of Czartoryski’s ideas were unprecedented they are not currently attributed to his name, and his theoretical legacy has not been appreciated by either Polish or foreign historiography. The political biography of Prince Adam was discussed in A Study, out of the necessity, very briefly. Should one wish to follow this discussion, they 30 Anna Barańska could ask the question about the factual influence of Czartoryski on Alexander I and the policy of Russia until 1815. It seems that despite the undeniable role he played in the Polish affairs, his real ability to act was rather limited. Another interesting issue is the problem of the origin of the Holy Alliance and the connections between The Act of Holy Alliance (26 September 1815) and The Concert of Europe (the Quintuple Alliance). The Act of Holy Alliance referred to the idea of the European League of 1804, which was co-authored by Adam Czartoryski. However, it was simultaneously influenced by certain ideas of German religious Awakening, especially by works of Franz von Baader, appreciated by Alexander I. Rok 2011, bogaty w sympozja i publikacje zainspirowane 150. rocznicą śmierci Adama Jerzego Czartoryskiego, przyniósł także oczekiwany od dawna – można nawet powiedzieć, że od 1830 roku – polski przekład Essai sur la diplomatie. Traktat ten, jeden z najważniejszych, jakie wyszły spod pióra księcia Adama, został opublikowany przez Wydawnictwo Literackie. Autorem przekładu jest Jan Maria Kłoczowski, wytrawny tłumacz dzieł literackich i naukowych, a przy tym historyk z wykształcenia. Integralną część publikacji stanowi obszerne i wnikliwe studium Marka Kornata, badacza dziejów dyplomacji i stosunków międzynarodowych, poświęcone w całości Rozważaniom o dyplomacji. Książka została już uhonorowana prestiżowym wyróżnieniem – wydawnictwo otrzymało za nią Nagrodę im. Profesora Jerzego Skowronka za rok 2011, wręczoną podczas ubiegłorocznych Targów Książki Historycznej w Warszawie. Obie części dyptyku, bo tak chyba należałoby nazwać książkę, są lekturą pasjonującą. Traktat Czartoryskiego, choć ściśle związany z epoką, w której powstał, podejmuje – jak na klasykę myśli politycznej przystało – pytania i problemy, z którymi zmierzyć się muszą Essai sur la diplomatie, ukończony w 1827 roku lub wcześniej, został przez Czartoryskiego wydany we Francji w czerwcu 1830 roku (pod pseudonimem Filhellena). Drugie wydanie francuskie, już pod nazwiskiem autora, ukazało się w 1864 roku. Pierwszy polski przekład, o charakterze bardziej amatorskim niż naukowym, przygotowała Zofia Stefanowa z Żółtowskich Dąbrowska w latach 1943-1944. Czekał on na publikację aż 60 lat (Szkic o dyplomacji, Paryż: Casimir-Le ‑Grand – Toruń: Oficyna Wydawnicza Kucharski 2004, ss. 214). Jednak dopiero obecna edycja odpowiada wymogom krytycznego przekładu. W werdykcie jury podkreślono, że „uznanie należy się nie tylko za przekład Jana Marii Kłoczowskiego, ale i za stanowiący ważną część książki szkic Marka Kornata [...] będący obszernym erudycyjnym studium i wartością samą w sobie”. Sto osiemdziesiąt lat później. Kilka uwag na marginesie Rozważań o dyplomacji … „mężowie stanu i filozofowie” w każdym pokoleniu. Niektóre fragmenty, poświęcone miejscu Polski w systemie europejskim, jedności Europy, kwestii praw i obowiązków we wspólnocie międzynarodowej czy komplementarności cywilizacji materialnej i „moralnej” wydają się wręcz uderzająco aktualne. Zasługą Tłumacza jest, że czytelnik może również podziwiać piękno i elegancję stylu Rozważań, przypominające – jak zauważa Marek Kornat – prozę Monteskiusza. Jan Maria Kłoczowski przełożył dzieło księcia Adama na doskonałą polszczyznę, dbając przy tym o precyzyjne oddanie myśli Autora i poprawność terminologiczną. Subtelna archaizacja języka i składni stwarzają wrażenie obcowania z tekstem rzeczywiście dziewiętnastowiecznym, a nie z jego zmodernizowaną karykaturą. Z drugiej strony Tłumacz nie boi się używać pewnych terminów charakterystycznych dla obecnego języka politycznego, jak na przykład „społeczeństwo obywatelskie” (société civile) wtedy, gdy odzwierciedlają one istotę myśli Czartoryskiego. Miałoby się ochotę powiedzieć, że przekład Rozważań o dyplomacji pozwala odzyskać wiarę w ginącą na naszych oczach sztukę translatorską. Wydawnictwo Literackie stanęło ze swej strony na wysokości zadania, jeśli idzie o jakość edycji i jej stronę graficzną. Ze względu na strukturę książki, recenzentowi wypada odnieść się przede wszystkim do studium Marka Kornata. Autor postawił sobie trzy cele: usytuować idee zawarte w Rozważaniach w szerokiej perspektywie europejskiej myśli politycznej, wskazać, które z koncepcji Czartoryskiego miały charakter nowatorski i trwały, oraz przybliżyć „zapomnianą kartę życia polskiego męża stanu” (s. 355). Czyni to w dziewięciu rozdziałach, zamkniętych zwięzłą konkluzją. Wybór zagadnień wydaje się bardzo trafny. Traktat księcia Adama jako „rzecz o filozofii i zasadach” (s. 398) łączy problematykę filozoficzną i prawniczą, historyczną i polityczną (s. 427). Autor Studium porusza się w tych wszystkich obszarach z wielką swobodą i erudycją. Na szczególną uwagę zasługują znakomite rozdziały poświęcone historii idei, gdzie Kornat przedstawia myślicieli i dzieła, które stały się dla Czartoryskiego źródłem inspiracji, gdzie ukazuje, jak dalece Dobrze się stało, że Wydawca uszanował integralność dzieła i umieścił dopiero po tekście przypisy redakcyjne informujące, kim był Cyceron, Katon Starszy czy Immanuel Kant. Spotkało się to wprawdzie z krytyką internetowego recenzenta z młodszego pokolenia, ale czytelnicy Adama Jerzego Czartoryskiego powinni chyba pamiętać, że noblesse oblige. 31 32 Anna Barańska jego koncepcje były zakorzenione w tradycji i kulturze umysłowej Europy, gdzie wreszcie wydobywa oryginalność i nowatorstwo Rozważań. Czytelnik znajdzie tu całą plejadę filozofów, pisarzy i myślicieli politycznych, tych najsłynniejszych i tych zapomnianych, jak Niccolò Machiavelli, Jacques-Bénigne Bossuet, Hugon Grocjusz, John Locke, Thomas Hobbes, Samuel Puffendorf, Giambattista Vico, Jean-Jacques Bourlamaqui, Emerich de Vattel, David Hume, Edward Gibbon, Immanuel Kant, Jeremy Bentham, Johann Gottfried Herder, Jean-Jacques Rousseau, François-René de Chateaubriand, Wasilij Malinowski, czy bliżsi nam Stanisław Staszic, Kajetan Skrzetuski, Remigiusz Ładowski, Hieronim Stroynowski – żeby wymienić tylko niektórych. Wspomniane rozdziały zawierają również cenne wskazówki bibliograficzne, odsyłające do polskiej i zagranicznej (zwłaszcza francuskiej, niemieckiej, angielskiej i amerykańskiej) literatury przedmiotu. Kolejne osiągnięcie Marka Kornata to gruntowna i dogłębna analiza Rozważań, prowadząca do wydobycia konstytutywnych elementów teorii Czartoryskiego. Są nimi: program „uetycznienia” dyplomacji, stworzenie podstaw uniwersalnego ładu politycznego w oparciu o prawa narodów oraz idea regionalnych federacji (w szczególności – „Europy narodów”) jako gwarancji powszechnego bezpieczeństwa. Za fundament prawa międzynarodowego – jak zresztą każdego innego – Czartoryski uznawał „prawo natury”. Kornat zwraca uwagę, że kluczem do odczytania Rozważań jest wiara ich autora, że stopniowe rozpoznawanie tego prawa (a w konsekwencji – przyjmowanie jego wymogów) towarzyszy narodom w ich historii (s. 457). W stworzonej przez księcia Adama koncepcji „uetycznienia” stosunków międzynarodowych widzi „przedziwną syntezę oświecenia i romantyzmu” (s. 432). Ostatecznie rozwój prawa międzynarodowego poszedł jednak inną drogą – zostało ono zbudowane na gruncie prawa stanowionego. Dużo miejsca poświęca Kornat Czartoryskiemu jako teoretykowi narodu. Analizuje ideę „legitymizmu narodów”, przeciwstawioną legitymizmowi monarchów, oraz ideę „nieprzemienności narodowej”, z której książę Adam wyprowadzał tezę, iż naród może istnieć bez państwa, zaś pozbawienie jakiegokolwiek narodu suwerenności stanowi najcięższą zbrodnię w porządku moralnym i politycznym. Bardzo interesujący jest wątek poświęcony krytyce egoizmu narodowego w Rozważaniach. Czartoryski, chociaż był gorącym zwolennikiem reorganizacji politycznej Europy wedle Sto osiemdziesiąt lat później. Kilka uwag na marginesie Rozważań o dyplomacji … „zasady narodowościowej” – tak stanowczo odrzuconej przez kongres wiedeński, dostrzegał również niebezpieczeństwa związane z tą ideą. Upominając się bardzo stanowczo o prawa narodów, w szczególności o prawo do samodzielnego bytu politycznego, nie traktował jednak suwerenności jako wartości absolutnej i niepodlegającej żadnym ograniczeniom. Co więcej, postulował podporządkowanie jej – oczywiście w pewnych granicach – prawu międzynarodowemu, które zabezpieczałoby interesy poszczególnych członków wspólnoty narodów. Dodać w tym miejscu można, że rozwiązanie zaproponowane przez autora Rozważań stanowiło przeniesienie na płaszczyznę stosunków międzynarodowych liberalnej koncepcji wolności jednostki w granicach prawa. Postulat oparcia polityki europejskiej na fundamencie „legitymizmu narodów” wiązał Czartoryski z ideą federalizmu. Przybierała ona w jego pismach różne kształty. W memorandum Sur le système politique que devrait suivre la Russie (O systemie politycznym, który winna stosować Rosja) z 1803 roku, które Marek Kornat wielokrotnie porównuje z Rozważaniami, znalazła się propozycja utworzenia na kontynencie europejskim czterech federacji regionalnych: francuskiej, niemieckiej, włoskiej i słowiańskiej. W Rozważaniach książę Adam mówił już o „Zrzeszeniu Europejskim”, rozumianym jako związek nie rządów, ale narodów. Federacja ta miała posiadać wspólną Radę i wspólne siły zbrojne. Czartoryski wierzył, że jej powstanie nie tylko zapewniłoby poszczególnym narodom optymalne warunki do korzystania z wolności, ale również byłoby zgodne z naturalnym kierunkiem ewolucji ludzkości. Taką wizję zjednoczenia Europy, opartego na dobrowolności i poszanowaniu ukształtowanej przez historię „osobowości” każdego narodu, książę Adam przeciwstawiał zbudowanemu przemocą imperium napoleońskiemu, a także koncepcjom ponadnarodowego „superpaństwa”. Zdaniem Kornata, idea „Europy narodów” i podporządkowania suwerenności państw prawu narodów stanowiły najdonioślejsze myśli Rozważań (s. 527). Prawa narodów były dla Czartoryskiego niezbywalnym dopełnieniem praw człowieka. Perspektywa uniwersalistyczna i idea jedności Europy współistniały w jego myśli z przekonaniem, że „pod żadnym pretekstem obca interwencja nie może narzucać wspólnego ustroju, aby siłą – co jest przeciwstawne naturze i prawu – przemienić dwa narody w jedno społeczeństwo obywatelskie” (s. 487 i nn.). 33 34 Anna Barańska Kornat znakomicie wydobywa trudności z „zaszufladkowaniem” Adama Czartoryskiego jako myśliciela i przypisaniem go do określonego nurtu lub szkoły bądź też wtłoczenia w pewien stereotyp (np. utopisty, moralisty, czy polskiego patrioty poszukującego uzasadnienia swych pretensji do świata). W jego dziełach dostrzega przede wszystkim syntezę elementów traktowanych zazwyczaj jako przeciwstawne. W interpretacji Kornata autor Rozważań łączy „wielki uniwersalizm oświeceniowy” z chrześcijańską antropologią w taki sposób, że „obie filozofie współgrają w efektownej harmonii” (s. 430); myśląc kategoriami uniwersalistycznymi, pozostaje zawsze oddany sprawie polskiej; jest zarazem idealistą i realistą. Odnośnie do tej ostatniej kwestii, w Studium znaleźć można bardzo trafne uwagi o niejednoznaczności kategorii „idealizmu” i „realizmu” w dziewiętnastowiecznej polityce polskiej (s. 529-531). Autor zastanawia się również nad ewolucją poglądów Czartoryskiego, podejmując niełatwe w tym przypadku pytanie o elementy stałe i zmienne, problem ciągłości i zerwania. Jako najbardziej istotną cezurę wskazuje oczywiście rok 1831, kiedy to przedstawiciel orientacji prorosyjskiej stał się „rzecznikiem idei walki z Rosją o niepodległość” (s. 409). Jak można jednak zauważyć, przełom ten dotyczył w dużo większym stopniu sfery praktyki politycznej niż koncepcji teoretycznych. Wyróżniając trzy zasadnicze fazy rozwoju myśli politycznej Czartoryskiego: orientacji na Rosję (do 1815), uniwersalizmu związanego z „okresem przejściowym” (1815-1830) i orientacji antyrosyjskiej (od 1831), Kornat podkreśla jednocześnie – za Andrzejem Nowakiem – że w systemie księcia Adama niezmienna pozostaje „nić przewodnia”: apologia prawa narodu do samodzielnego bytu, koncepcja federacji jako narzędzia przebudowy politycznej Europy i etyki chrześcijańskiej jako fundamentu stosunków międzynarodowych (s. 594-595). Pytając o miejsce Czartoryskiego w historii idei i myśli politycznej, Marek Kornat nie poprzestaje na ukazaniu autorów i dzieł będących dla niego źródłem inspiracji. Poszukuje również świadomych i nieświadomych nawiązań do koncepcji księcia Adama w późniejszej literaturze oraz we współczesnych systemach politycznych. Efektem tych analiz są dwa znakomicie udokumentowane wnioski: pierwszy dotyczy prekursorskiego charakteru niektórych propozycji Czartoryskiego, drugi – niedocenienia jego teoretycznego dorobku przez historiografię polską i obcą. Nad każdym z nich warto się nieco zatrzymać. Sto osiemdziesiąt lat później. Kilka uwag na marginesie Rozważań o dyplomacji … W kwestii pierwszej Kornat przypomina, że Czartoryski był jednym z prekursorów „wielkiej sprawy umiędzynarodowienia praw człowieka” (s. 424), przyczynił się do rozwoju idei samostanowienia narodów, uznał prawo naturalne za podstawę dyplomacji, głosił prawo społeczeństw do bezpieczeństwa, stworzył zarys systemu gwarancyjnego i koncepcję federacji regionalnych, propagował zasadę jawności rozmów dyplomatycznych, arbitrażu i mediacji, był prekursorem jedności Europy (s. 562 i passim). W pewnych kwestiach „antycypował doświadczenia przyszłości” – na przykład wówczas, gdy ostrzegał przed zdegenerowanym nacjonalizmem, nietrwałością imperiów budowanych na przemocy, tragicznymi konsekwencjami szybkiego postępu technicznego, któremu nie towarzyszy rozwój „cywilizacji moralnej”. W ostatnim rozdziale Studium Kornat zestawia zdezaktualizowane i aktualne elementy teorii Czartoryskiego. Pierwszych wymienia siedem, drugich – trzydzieści. Sugestywna jest już sama proporcja liczbowa, tym bardziej że w grupie pierwszej znalazły się propozycje nie tyle anachroniczne, co dyskusyjne („granice naturalne”, możliwość reformy odgórnej, zasada nieingerencji) lub dotyczące problemów w gruncie rzeczy nierozwiązywalnych (jak sprzeczność między zasadą suwerenności państw a samostanowieniem narodów czy kwestia sankcji wobec agresorów we wspólnocie międzynarodowej). Grupa druga obejmuje obszerny i zróżnicowany zbiór koncepcji zogniskowanych wokół projektu reformy dyplomatycznej i idei „legitymizmu narodów”. O większości z nich była mowa już wyżej. Z pozostałych warto przytoczyć na przykład stałe przekonywanie polityków i opinii publicznej Zachodu, że Polska to „czynnik mający nieprzedawnione znaczenie geopolityczne i przez to potrzebny w Europie” (s. 568), myśl, że zniewalanie innych narodów prowadzi do samozniewolenia oraz że „honor i godność są równie potrzebne i cenne dla narodu, jak i dla jednostki” (s. 577), a także przekonanie o potrzebie i skuteczności „inicjatyw indywidualnych” na forum polityki międzynarodowej. Odnośnie do kwestii drugiej, Autor Studium stwierdza, że „wiele, bardzo wiele idei Czartoryskiego zostało wcielonych w stosunki Kornat przeciwstawia zasadę nieingerencji zasadzie obrony praw człowieka i interwencji humanitarnej. Trudno się z tym nie zgodzić, jednak z perspektywy współczesnych doświadczeń można niestety stwierdzić, że pojęcie „interwencji humanitarnej” stało się obecnie tak samo niejednoznaczne i tak samo nadużywane, jak pojęcie „granic naturalnych” w XIX i XX wieku. 35 36 Anna Barańska międzynarodowe już po jego śmierci, w świadomości powszechnej z jego nazwiskiem nie są one jednak wiązane” (s. 586). Konstatacja ta jest oparta na gruntownym i kompetentnym przeglądzie historiografii polskiej, zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej. Wynika z niego, że badacze polscy widzieli w księciu Adamie niemal wyłącznie polityka i męża stanu, nie dostrzegając, że był on również „myślicielem europejskiego formatu” (s. 558). Kornat zauważa z pewną goryczą, że „Polska zapomniała o Czartoryskim [...] jako wielkim teoretyku polityki międzynarodowej” (s. 556). Dlaczego się tak stało? Autor nie stawia wprost tego pytania – zapewne mogłoby ono stać się tematem odrębnego szkicu. Podobny brak zainteresowania Adamem Czartoryskim można dostrzec w literaturze zagranicznej. Występuje on tam jako współpracownik Aleksandra I, a potem jako emigrant i twórca „dyplomacji bez listów uwierzytelniających” – nie zaś jako patron i prekursor idei prawa narodów do samostanowienia (za którego uznaje się zazwyczaj Giuseppe Mazziniego), jeden z twórców „nacjonalizmu liberalnego”, rzecznik zjednoczenia Europy. Tylko nieliczni autorzy – jak włoski historyk dyplomacji Ennio di Nolfo – gotowi są przyznać, że „historiografia zachodnia ma wobec Czartoryskiego «stały dług» do spłacenia” (s. 559-560). W Studium wkomponowana została także polityczna biografia księcia Adama. Ponieważ jedną z form uznania dla publikacji jest nawiązanie dialogu z jej Autorem i podjęcie debaty, pozwolę sobie w tym miejscu odnieść się do kilku kwestii bliskich moim własnym zainteresowaniom badawczym. Pierwsza to realny wpływ Czartoryskiego na Aleksandra I i na politykę Rosji do 1815 roku. Wydaje się, że został on przez Autora wyolbrzymiony. Pozycja księcia Adama w Cesarstwie Rosyjskim była efektem młodzieńczej przyjaźni, która związała go z następcą tronu. Nawet w okresie swego apogeum, Zob. rozdz. II, częściowo rozdz. VII i kalendarium (Adam Jerzy Czartoryski – ważniejsze fakty biografii politycznej). To ostatnie jest jedynym elementem książki, do którego mam pewne zastrzeżenia ze względu na nieścisłości oraz formułowanie zbyt jednoznacznych tez w kwestiach co najmniej dyskusyjnych. Na przykład: Aleksander I gościł w Puławach nie w maju, lecz w październiku 1805 roku; „sto dni” Napoleona to rok 1815 (1 marca – 22 czerwca), nie 1814; rozmowy z politykami brytyjskimi w latach 1813-1815 Czartoryski prowadził niekiedy na własną rękę, a niekiedy z pełnomocnictwa Aleksandra I; jego rola w tym czasie polegała raczej na urabianiu opinii w sprawie polskiej oraz (podczas kongresu wiedeńskiego) na uzasadnianiu stanowiska cara w kwestii utworzenia Królestwa Polskiego niż na formułowaniu i przeprowadzaniu własnego programu politycznego; Sądowi Sejmowemu (1827-1828) przewodniczył nie Czartoryski, lecz Piotr Bieliński, etc. Sto osiemdziesiąt lat później. Kilka uwag na marginesie Rozważań o dyplomacji … to znaczy w latach 1801-1805, pozostawała całkowicie uzależniona od aktualnej linii politycznej Aleksandra I. Ten zaś zmieniał swą politykę, bywał nieprzewidywalny, a przede wszystkim nie dawał sobą kierować nawet najbliższym doradcom i faworytom. W rosyjskich kołach politycznych, poza nieliczną grupką młodych liberałów, Czartoryski nie miał prawie żadnego oparcia. Jako Polaka podejrzewano go o forsowanie polityki sprzecznej z interesami Rosji. „Rosyjski okres” w biografii księcia Adama był dużo bardziej burzliwy, niż wynikałoby to ze zwięzłego streszczenia w Studium. Klęska „planu puławskiego”, wielokrotnie opisywana w literaturze, oznaczała kres jego politycznej kariery w Cesarstwie. Ostatecznie przypieczętował go pogrom wojsk rosyjskich dokonany przez armię Napoleona pod Austerlitz, a potem kolejne porażki podczas kampanii w latach 18061807. Pytanie, czy w tej sytuacji Czartoryski mógł zachować kierownictwo rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, wydaje się bezprzedmiotowe. Co do możliwości działania księcia Adama na rzecz sprawy polskiej w 1806 roku, warto zacytować odpowiedź, jakiej udzielił mu wówczas Aleksander: „Pragnie Pan dyskusji, jestem gotów się na nią zgodzić, ale muszę Panu powiedzieć, że w moim przekonaniu będzie ona bezużyteczna, skoro nasze stanowiska są tak diametralnie przeciwne”10. W następnych latach szanse na podjęcie Obszernie i przekonująco pisze o tym P. K. Grimsted, The Foreign Ministers of Alexander I. Political Attitudes and the Conduct of Russian Diplomacy 1801-1825, Berkeley–Los Angeles 1969. Kornat wymienia w tym kontekście Sperańskiego, jest to jednak pewna nieścisłość. Kariera Michała Sperańskiego, autora całościowego projektu reformy wewnętrznej państwa, datowała się od czasu jego osobistego spotkania z Aleksandrem I w 1806 roku i trwała do 1812 roku. W tym okresie Czartoryski przebywał już na politycznym urlopie (od początku 1808 roku). Warto wspomnieć, że Sperański utracił swoją pozycję u boku cara w bardziej dramatycznych okolicznościach niż książę Adam. Wieczorem 17 marca 1812 roku Aleksander odbył z nim długą i bardzo emocjonalną rozmowę – zaś kilka godzin później Sperański został na jego rozkaz aresztowany i wywieziony do Niżnego Nowgorodu. Niełaska nie była ostateczna, w 1819 roku Sperański został generalnym gubernatorem Syberii, a w 1821 roku wrócił do Petersburga i uczestniczył w pracach nad kodyfikacją prawa cywilnego i karnego – nigdy jednak nie odzyskał dawnych wpływów. Zob. Speranskij Michail Michajlovič, w: Russkij biografičeskij slovar’, red. A. A. Polovcov, t. 19, Sankt-Peterburg 1909, s. 193-241. Autor Studium, choć początkowo uznaje je za otwarte (s. 387), sam kilka stronic dalej odpowiada na nie negatywnie, cytując opinię rosyjskiego historyka o Austerlitz jako „politycznym epitafium” polskiego księcia w roli ministra (s. 393). 10 Nikolaj Michajlovič [Romanov], Imperator Aleksandr I. Opyt istoričeskago issledovanija, t. 1, Sankt‑Peterburg 1912, s. 61-62; por. J. Skowronek Adam Jerzy Czartoryski 1770-1861, Warszawa 1994, s. 133-134. Przy okazji: memoriał O konieczności odbudowy Polski dla uprzedzenia Bonapartego (Mémorial sur la nécessité de rétablir la Pologne pour prévenir Bonaparte) Czartoryski przedłożył carowi w grudniu 1806 roku, a nie w roku 1812. 37 38 Anna Barańska planów odbudowy państwa polskiego przez Rosję zależały od losów sojuszu francusko-rosyjskiego. Po pokoju w Schönbrunn w 1809 roku, z inicjatywy cara, doszło do przygotowania rosyjsko-francuskiej konwencji stanowiącej, że Królestwo Polskie nigdy nie zostanie przywrócone, a imię Polski zniknie „na zawsze” z akt dyplomatycznych (Paryż ostatecznie odmówił jej ratyfikacji). Czartoryski po swej dymisji z funkcji ministra przebywał dużo za granicą, głównie na terenie monarchii austriackiej. Aleksander, rozważając różne warianty działania w sprawach polskich, niejednokrotnie zasięgał jego opinii, bądź podczas osobistych spotkań, bądź drogą korespondencyjną i przez posłańców. Okres inicjatywy księcia Adama był już jednak definitywnie zakończony, mógł on występować wobec cara jedynie w roli konsultanta, pośrednika w kontaktach z elitą polityczną Księstwa Warszawskiego, czy wreszcie w roli petenta – jak w grudniu 1812 roku, gdy dramatycznie zapytywał: „Czy wchodząc jako zwycięzca do Polski przypomnisz sobie N. Panie swe zamiary dla tego kraju? Czy podbijając go zechcesz zarazem podbić serca?”11. Kiedy w 1813 roku ważyły się losy napoleońskiej Europy i związanego z nią Księstwa Warszawskiego, Aleksander niemal zupełnie odsunął swego dawnego współpracownika od uczestnictwa w kluczowych negocjacjach. Traktaty rosyjsko-pruski w Kaliszu (28 lutego 1813) i rosyjsko-austriacko-pruski w Reichenbach (27 czerwca 1813), bardzo źle rokujące dla Polaków, skłoniły księcia Adama do podjęcia trudnej decyzji – nawiązania na własną rękę rozmów z politykami brytyjskimi celem pozyskania ich przychylności dla sprawy polskiej12. Był to pierwszy z jego strony akt nielojalności wobec Aleksandra, wyko rzystany później przez Mikołaja Nowosilcowa do próby skompromitowania Czartoryskiego13. Prawdą jest, że po definitywnym zwycięstwie koalicji nad Napoleonem książę Adam na nowo znalazł się u boku cara. Trudno jednak zgodzić się ze stwierdzeniem, że kongres 11 List A. Czartoryskiego do Aleksandra I z 6 grudnia 1812, cyt. za: K. Bartoszewicz, Utworzenie Królestwa Kongresowego, Kraków 1916, s. 20. 12 Rozmowy te kontynuował Czartoryski także podczas kongresu wiedeńskiego. Zob. M. Handelsman, Adam Czartoryski, t. 1, Warszawa 1948, s. 95-99; M. Kukiel, Czartoryski a jedność Europy 17701861, przeł. z ang. J. M. Kłoczowski, oprac. i wstęp M. Filipowicz, Lublin 2008, s. 128-132. Problem łączenia dwóch lojalności: wobec sprawy polskiej i wobec obcego władcy lub protektora analizuje J. Czubaty w znakomitej monografii: tenże, Zasada „dwóch sumień”. Normy postępowania i granice kompromisu politycznego Polaków w sytuacjach wyboru (1795-1815), Warszawa 2005. 13 M. Kukiel, Czartoryski a jedność Europy, s. 149; J. Skowronek, Adam Jerzy Czartoryski, s. 214. Sto osiemdziesiąt lat później. Kilka uwag na marginesie Rozważań o dyplomacji … wiedeński stanowił szczyt jego dyplomatycznej kariery (s. 395). Brał on wprawdzie aktywny udział w oficjalnych i nieoficjalnych negocjacjach dotyczących kwestii polskiej, ale – jak zauważa Jerzy Skowronek – Aleksander „przydzielał go jedynie do zwalczania skrajnych, negatywnych postulatów trzech mocarstw [Wielkiej Brytanii, Austrii i Francji] w tej sprawie”. Inne odpowiedzi i projekty car przygotowywał osobiście albo powierzał je Karlowi Nesselrodemu, sekretarzowi spraw zagranicznych14. Nie umniejszając ogromnej pracy i zaangażowania Czartoryskiego oraz jego sukcesów w konkretnych punktach, trzeba jednak stwierdzić, że w Wiedniu „sprawa polska została zadecydowana wyłącznie po myśli cesarza [Aleksandra]”15. Nie można także zapominać, że udział księcia Adama w kongresie był „łabędzim śpiewem” w jego karierze czynnego dyplomaty w służbie rosyjskiej. Wkrótce miał definitywnie utracić rolę cesarskiego doradcy, a co więcej – zostać odsunięty od udziału we władzach nowo powstałego Królestwa Polskiego. Wiele wskazuje na to, że „niełaska”, jaka dotknęła Czartoryskiego, nie była dziełem przypadku czy kaprysu Aleksandra, ale dobrze przemyślaną i zaplanowaną decyzją, zgodną zresztą z regułami pragmatyzmu politycznego. Kolejną sprawą jest problem genezy i ewolucji Świętego Przymierza. Już Władysław Zajewski zwracał uwagę na konieczność odróżnienia Aktu Świętego Przymierza (26 września 1815) od aktu Czwórprzymierza Austrii, Wielkiej Brytanii, Prus i Rosji (20 listopada 1815). Pierwszy miał charakter deklaracji ideowej, drugi stanowił formalną podstawę sojuszu politycznego i systemu tetrarchii – a wkrótce, po dołączeniu Francji, pentarchii mocarstw w Europie16. W literaturze historycznej przyjęło się określanie tego sojuszu mianem Świętego Przymierza, stąd Akt z 26 września 1815 traktuje się zazwyczaj jako jego „dokument fundacyjny”. Sprawa jest jednak bardziej złożona. Nie chodzi tylko o to, że w tzw. kongresach Świętego Przy- 14 J. Skowronek, Adam Jerzy Czartoryski, s. 197-198. 15 Tamże, s. 203. Więcej samodzielności posiadał Czartoryski jako członek nieoficjalnego zespołu przygotowującego podstawy ustroju i organizacji wewnętrznej przyszłego Królestwa Polskiego, współautor projektów konstytucji Królestwa oraz konstytucji Wolnego Miasta Krakowa – chociaż ostateczne decyzje należały wyłącznie do cara. 16 W. Zajewski, Kongres wiedeński i Święte Przymierze, w: Europa i świat w epoce restauracji, romantyzmu i rewolucji 1815-1849, t. 1, Warszawa 1991, s. 53-54; por. M. Kornat, Studium. Reforma dyplomacji i legitymizm narodów, w: A. Czartoryski, Rozważania o dyplomacji, przeł. J. M. Kłoczowski, Kraków 2011, s. 514-515. 39 40 Anna Barańska mierza, przynajmniej niektórych (Akwizgran 1818, Werona 1822), uczestniczyła również Wielka Brytania, która deklaracji z 26 września 1815 nie podpisała. Zasadniczym pytaniem jest, czy Akt Świętego Przymierza stanowił rzeczywiście manifest programowy koncertu mocarstw. Relacje współczesnych odnoszące się do jego ogłoszenia skłaniają raczej do zakwestionowania takiej interpretacji. Pomysłodawcą Świętego Przymierza i autorem projektu deklaracji był Aleksander I. Jego inicjatywa całkowicie zaskoczyła sojuszników, a ich reakcje, obficie cytowane w źródłach dyplomatycznych, nie pozostawiają wątpliwości, że ocenili ją zdecydowanie krytycznie. Akt Świętego Przymierza został nazwany przez Metternicha „szumnym nic” (un rien sonore), a przez Castlereagha tworem „wysublimowanego mistycyzmu i nonsensu” (a piece of sublime mysticism and nonsense). Friedrich Gentz, najbliższy współpracownik austriackiego kanclerza i „główny sekretarz” kongresu, napisał: „Kiedy [Aleksander] zaproponował ten szczególny pakt dwóm pozostałym monarchom, byli oni najpierw równie zakłopotani jak zdziwieni. Taki akt [...] wydawał im się anomalią trudną do zniesienia [...]. Jednak cesarz Aleksander wykazał tyle uporu i zapału, że nie mieli odwagi mu się sprzeciwić [...]. Nikt nie śmiał powiedzieć mu, że połowa Europy natrząsa się z jego religijnego fanatyzmu, podczas gdy druga połowa oskarża go o hipokryzję”17. Pomysł stworzenia Świętego Przymierza Aleksander powziął po dramatycznych wydarzeniach 1812, a potem 1813 roku, pod wpływem nastrojów religijno-mistycznych. Projekt Aktu zredagował sam w połowie września 1815 roku, na krótko przed wyjazdem z Paryża18. Jak wiadomo, tekst podpisany 26 września przez trzech monarchów różnił się w pewnych, ale dość istotnych szczegółach od pierwszej, autorskiej wersji zaproponowanej przez cara. Poprawki były dziełem Metternicha, który postarał się przede wszystkim o usunięcie akcentów zbyt liberalnych. Aby zobaczyć, jakie idee znajdowały się u podstaw koncepcji Świętego Przymierza – i dlaczego Adam Czartoryski mógł uważać się za jej współautora – warto odnieść się do tekstu 17 Cyt. za: F. Ley, Alexandre Ier et sa Sainte-Alliance (1811-1825) avec des documents inédits, Paris 1975, s. 180-181; por. M. Godlewski, Cesarz Aleksander I jako mistyk, Kraków 1923, s. 47-50; H. Kissinger, A World Restored. The Politics of Conservatism in a Revolutionary Era, London 1977, s. 187-190. 18 M. Godlewski, Cesarz Aleksander I, s. 45-46; A. Barańska, Między Warszawą, Petersburgiem a Rzymem. Kościół a państwo w dobie Królestwa Polskiego (1815-1830), Lublin 2008, s. 108-109. Sto osiemdziesiąt lat później. Kilka uwag na marginesie Rozważań o dyplomacji … pierwotnego. Znajdowały się w nim dwa bardzo charakterystyczne fragmenty: „stosownie do słów Pisma Świętego, nakazujących wszystkim ludziom uważać się za braci, poddani trzech umawiających się stron (les sujets des trois parties contractantes) będą złączeni więzami prawdziwego i nierozerwalnego braterstwa”19 oraz „Podobnie będzie w przypadku ich armii, które uznają, iż przynależą do jednej i tej samej armii powołanej do obrony religii, pokoju i sprawiedliwości (Il en sera de même des armées respectives qui ne s’envisageront pareillement que comme faisant partie de la même armée appelée à protéger la religion, la paix et la justice)”20. Z cytowanych sformułowań wynika, że – niezależnie od widocznej w całym tekście inspiracji religijnej – Aleksander nawiązał do pewnych koncepcji z pierwszego okresu swego panowania, kiedy to dyskutował z Czartoryskim o Lidze Europejskiej i o reorganizacji stosunków politycznych na kontynencie. W pierwszej wersji Aktu Świętego Przymierza „więzy braterstwa” miały połączyć przede wszystkim rządzonych, a nie rządzących, zary sowała się nawet idea wspólnych sił zbrojnych. Warto o tym pamiętać, chociaż ostateczna redakcja była wynikiem kompromisu między idealizmem Aleksandra a realizmem Metternicha21, i chociaż polityka koncertu mocarstw dogłębnie skompromitowała deklarację z 26 września 1815 i jej sygnatariuszy. Jeśli chodzi o ideę „uetycznienia” polityki międzynarodowej w duchu chrześcijańskim, zawartą w Akcie Świętego Przymierza, można zastanawiać się, na ile była ona bliska myśli księcia Adama, na ile zaś zainspirowały ją dzieła przedstawicieli niemieckiego odrodzenia 19 W wersji ostatecznej: „trzej umawiający się monarchowie”; kursywą wyróżniono fragmenty usunięte na żądanie strony austriackiej. Zob. F. Ley, Alexandre Ier, s. 150. 20 W wersji ostatecznej: „[trzej monarchowie] w stosunku do swych poddanych uważać się będą za ojców rodziny i przewodzić im w tym samym duchu braterstwa, jakim są przeniknięci, celem obrony religii, pokoju i sprawiedliwości”. Tamże, s. 151. 21 Metternich miał napisać później w swoich pamiętnikach o Akcie Świętego Przymierza: „Nawet w koncepcji swego twórcy Święte Przymierze miało być jedynie oświadczeniem woli moralnej, natomiast w oczach pozostałych sygnatariuszy nie miało nawet takiego znaczenia; w konsekwencji, nie zasługuje na żadną z tych interpretacji, jakie nadał mu później duch stronnictw. Dowodem tego, co piszę, jest fakt, że odkąd powstało, nie było już o nim mowy w rozmowach między gabinetami. Święte Przymierze nie zostało zawarte, aby ograniczyć prawa ludów, ani aby utrwalić absolutyzm w jakiejkolwiek formie: było wyłącznie wyrazem mistycznych uczuć cesarza Aleksandra i zastosowaniem zasad chrześcijaństwa w polityce. Koncepcja Świętego Przymierza zrodziła się z połączenia idei religijnych i idei liberalizmu politycznego”. http://www.histoire-empire.org/memoires_metternich/chapitre_9.htm [dostęp 27.10.2012]; por. M. Paléologue, Alexandre Ier: Un tsar énigmatique, Paris 1937, s. 235. 41 42 Anna Barańska religijnego, w szczególności Franza von Baadera. Jest to kwestia nie bez znaczenia, gdyż używając podobnego słownictwa, obie strony odwoływały się do różnych przesłanek i systemów myślowych. Czartoryski reprezentował myśl oświecenia w jej nurcie chrześcijańskim; Baader, choć kilka lat od niego starszy, całkowicie zerwał z tradycją oświeceniową i czerpał z dorobku średniowiecznych doktorów Kościoła oraz z różnych pism ezoterycznych i gnostyckich. Swoje idee dotyczące konieczności oparcia budowli społecznej i politycznej na fundamencie chrześcijańskiej miłości, wolności i braterstwa wyrażał w duchu całkowicie harmonizującym z „mistycznymi nastrojami” Aleksandra22. Dlatego też można przypuszczać, że w tym, co dotyczyło religijnego wymiaru Aktu Świętego Przymierza, carowi o wiele łatwiej było znaleźć wspólny język z ludźmi pokroju Baadera, Johanna Jung-Stillinga czy Julianny Krüdener niż z dalekim od mistycyzmu Czartoryskim23. Krytyka Świętego Przymierza w Rozważaniach o dyplomacji jest jak najbardziej zrozumiała. Kongres wiedeński zrealizował dwa wielkie projekty Czartoryskiego: utworzenia Królestwa Polskiego oraz sojuszu państw europejskich opartego na akcie odwołującym się do zasad chrześcijańskich i stawiającego sobie za cel „obronę pokoju, religii i sprawiedliwości”. W obu jednak przypadkach okazało się to raczej karykaturą niż urzeczywistnieniem koncepcji księcia Adama. Królestwo Polskie, „naczynie gliniane uwiązane przy żelaznym dzbanie”, miało stopniowo tracić swoją autonomię polityczną w ramach Cesarstwa Rosyjskiego. Święte Przymierze posiadało tylko pozory bytu politycznego, mimo iż Akt z 26 września 1815 podpisały niemal 22 Zob. A. M. Martin, Romantics, Reformers, Reactionaries. Russian Conservative Thought and Politics in the Reign of Alexander I, Dekalb 1997, s. 157 i nn. Zdaniem M. Geigera, nurt odrodzenia religijnego (Awakening) „stworzył specyficzną ideologię, w której idea chrześcijańskiej teokracji połączyła się z liberalizmem, idealizmem i romantyzmem” (tamże). 23 Bardzo interesujący problem religijności księcia Adama i ewolucji jego stosunku do katolicyzmu i Kościoła wciąż czeka na pogłębione opracowanie. Na ten temat mamy tylko krótki artykuł J. Skowronka (Adam Jerzy Czartoryski – od indyferentyzmu do etyczno-pragmatycznej religijności arystokraty w pierwszej połowie XIX wieku, w: Na przełomie stuleci. Naród – Kościół – Państwo w XIX i XX wieku, red. M. Piotrowski, Lublin 1997, s. 117-122). Przy okazji warto dotknąć jeszcze jednej kwestii. Jak słusznie zauważa Marek Kornat, pewne koncepcje można uznać za wspólne dla chrześcijaństwa i dla niektórych wersji oświeceniowego deizmu (s. 431). Tym trudniejsze wydaje się precyzyjne określenie źródeł konkretnych przekonań Czartoryskiego. Czy na przykład jego sceptyczny stosunek do teorii o przyrodzonej dobroci człowieka wynikał z przyjęcia katolickiej doktryny o grzechu pierworodnym – czy po prostu z obserwacji rzeczywistości? Sto osiemdziesiąt lat później. Kilka uwag na marginesie Rozważań o dyplomacji … wszystkie państwa Europy. De facto dało ono tylko swoją nazwę koncertowi mocarstw. O ile więc za twórcę idei i Aktu Świętego Przymierza należy uznać Aleksandra I (a w pewnym stopniu także Adama Czartoryskiego, jako współautora wielkich projektów politycznych z lat 1801-1805), o tyle Święte Przymierze w znaczeniu systemu tetrarchii, a potem pentarchii zbudował „woźnica Europy” – Klemens Metternich. W pierwszych latach po kongresie wiedeńskim między „projektantem” a „konstruktorem” istniał dość silny antagonizm, jednak od czasu kongresu w Opawie (1820) Metternichowi udało się ostatecznie podporządkować sobie rosyjskiego cesarza i skłonić go do przyjęcia austriackiej wizji polityki europejskiej. Z tą formą Świętego Przymierza Czartoryski nie miał oczywiście nic wspólnego24. *** Studium Marka Kornata można odczytać jako wielki apel o „przywrócenie pamięci” o Czartoryskim25. Czyni to nie publicysta szukający sposobów poprawienia wizerunku Polski w Europie, ale znakomity historyk i erudyta, badacz dziejów dyplomacji i teorii stosunków międzynarodowych. Lektura książki nie pozostawia wątpliwości, że Kornat ma rację, stawiając autora Rozważań obok takich klasyków 24 Jednym z punktów, w których Metternich i Czartoryski różnili się diametralnie, była „zasada narodowości”. Austriacki mąż stanu widział w niej śmiertelne zagrożenie dla równowagi sił, a tym samym dla pokoju w Europie. Jego poglądy w tej kwestii dobrze oddaje list do Paula Esterházy’ego, austriackiego ambasadora w Londynie, z 21 września 1829: „Co oznacza dla nas słowo Grecy? Lud, państwo czy religię? Jeśli któreś z dwóch pierwszych, gdzie są granice dynastyczne i geograficzne? Jeśli trzecie, w takim razie więcej niż 50 milionów ludzi jest Grekami: w samym Cesarstwie Austriackim jest ich 5 milionów... Nasz dostojny Cesarz, nigdy nie pozwoli aby jego greccy poddani uważali się jednocześnie za obywateli nowej Grecji. [...] Długie doświadczenie pozwoliło nam zrozumieć, że podziały narodowościowe mogą być źródłem niesnasek między mocarstwami i kością niezgody między ludem a rządami. A jak potężną i zawsze wrogą bronią stają się takie podziały w rękach tych, którzy obalają, albo dążą do obalenia istniejącego porządku!”. Cyt. za: G. de Bertier de Sauvigny, Metternich and His Times, London 1962, s. 35. 25 Sam Autor zaczął już to zadanie realizować. Równolegle do polskiej edycji Rozważań, ukazało się nowe wydanie francuskie: Adam Jerzy Czartoryski, Essai sur la diplomatie, Les Éditions Noir sur Blanc, Lausanne 2011, ss. 490, z przedmową ówczesnego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka. Zawiera ono skróconą wersję studium Marka Kornata (Une diplomatie des Lumières) przetłumaczoną przez emerytowanego dyplomatę francuskiego i autora przekładów literackich Érika Veaux oraz – jako aneks – memorandum Czartoryskiego Sur le système politique que devrait suivre la Russie z 1803 roku. 43 44 Anna Barańska myśli politycznej jak Jeremy Bentham, Benjamin Constant czy Alexis de Tocqueville. Ma rację przypominając, że Czartoryski, chociaż nie stworzył nowej, wielkiej nauki o polityce, wniósł do niej polski wkład, sformował nowatorską doktrynę „legitymizmu narodów” oraz dokonał oryginalnej syntezy elementów „chrześcijańskiego prowidencjonalizmu i filozofii oświecenia” (s. 592). Ma wreszcie rację, gdy stwierdza, że „w dziejach polskiej myśli politycznej ostatnich dwóch stuleci pisma Czartoryskiego o polityce międzynarodowej pozostają osiągnięciem niezwykłym i może największym” (s. 602). Wypadałoby życzyć sobie, aby publikacja Rozważań o dyplomacji i Studium stała się początkiem poważnej debaty w środowisku polskich historyków i politologów. Niech zachęcą do niej słowa Marka Kornata, którymi zamknął on swoje refleksje na temat zmieniających się koncepcji porządku międzynarodowego: „W naszych czasach, w obliczu sukcesów i niepowodzeń doktryny amerykańskiego unilateralizmu, nastał, jak się wydaje, sprzyjający klimat poszukiwania inspiracji w spuściźnie szkoły «idealistyczno-liberalnej». Jej wielkim przedstawicielem był Adam Czartoryski. I jest obowiązkiem Polaków o nim przypominać – uczyć o nim w kraju i pisać za granicą” (s. 590-591). Piotr Wandycz Piłsudski a federalizm Piłsudski and Federalism Was Piłsudski a federalist? He believed that a federalist approach would be desirable to resolve the relationship between Poland and the Lithuanian, Belorussian and possibly Ukrainian lands of the prepartition Commonwealth. But he did not treat the federalist solution as a dogma, and was willing to consider other possibilities if that approach proved impossible. Piłsudski’s overriding objective was to deprive Russia of these lands and push it farther east so that it would not endanger Poland. To that aim he subordinated all other considerations, and he tried to achieve it through faits accomplis and war with the Bolsheviks. In that he failed. Despite Polish victory at Warsaw, Piłsudski had to accept the compromise Treaty of Riga which put an end to a federalist solution. Czy Piłsudski był federalistą? Wiele napisano na ten temat, a odpowiedzi są różne: był, nie był, skłaniał się ku federalizmowi, był, ale sui generis. Traktował federalizm poważnie lub jako narządzie. W każdym wypadku można operować wybranymi cytatami z wypowiedzi Marszałka potwierdzającymi lub negującymi daną tezę. Dodatkowa trudność polega na tym, że Piłsudski miał skryte usposobienie i nie wyjawiał w pełni swych zamierzeń. Stąd jego pozornie niekonsekwentne wypowiedzi, często nierozumiane tak przez jego zwolen Podawanie rozbudowanej bibliografii przekraczałoby ramy tego artykułu. Możemy więc odesłać czytelnika do obszernych przypisów w arykule: J. Cisek, Kilka uwag o myśli federacyjnej Józefa Piłsudskiego, w: Międzymorze. Polska i kraje Europy Środkowo-Wschodniej XIX-XX wiek. Studia ofiarowane Piotrowi Łossowskiemu w siedemdziesiątą roczncę urodzin, Warszawa 1995, s. 91-99. Nowsze prace są uwzględnione w rozdziale: Józef Piłsudski: A Federalist or an Imperialist, w: A. Nowak, History and Geopolitics: A Contest for Eastern Europe, Warsaw 2008, s. 169-186. Najobszerniejsza bibliografia znajduje się w: K. Grygajtis, Polskie idee federacyjne i ich realizacja w XIX i XX wieku, Częstochowa 2001. Dzieło to jest szczególnie przydatne do tych rozważań. 46 Piotr Wandycz ników, jak i wrogów. Z kolei wywody bliskich Naczelnikowi Państwa federalistów na łamach czasopisma „Rząd i Wojsko” niekoniecznie odzwierciedlały myśli Piłsudskiego. Próbując ustosunkować się do tej trudnej tematyki, należy sprecyzować, co rozumiemy przez terminy „federacja”, „konfederacja” czy „imperium”. W największym skrócie: federacja zakłada podział władzy pomiędzy organami centralnymi a lokalnymi czy regionalnymi. Konfederacja to związek suwerennych państw, które przekazują pewne atrybuty władzy danej wspólnocie. Przez imperializm w różnych formach rozumiemy ustrój, w którym istnieje dominacja jednego państwa nad różnorodną całością. Związki państw, ligi czy sojusze istniały od najdawniejszych czasów. Na przełomie XVI I XVII wieku Johannes Althusius użył chyba jako pierwszy terminu „Pactum foederis”. Ludolph Hugo pisał, iż cechą federacji jest podwójny rząd. Inni myśliciele, jak Montesquieu, David Hume, abbé de Saint Pierre, Rousseau, Kant, Proudhon (autor Du Principe Fédératif), widzieli w federalizmie sposób na zapewnienie pokoju między państwami i korzyści gospodarcze płynące z otwartych granic. Inny charakter miały znów wychodzące w okresie rewolucji amerykańskiej Federalist Papers. Wcześnie zdano sobie sprawę z tego, że system federalny jest skomplikowany, na przykład gdy przychodzi do wytyczania granic, oraz że istnieją federacje sui generis, jak szwajcarska czy niedostatecznie uwzględniana Rzeczpospolita Obojga Narodów. Wśród polskich prekursorów federalizmu w wymiarze europejskim wymienić można Stanisława Leszczyńskiego, Skrzetuskiego i oczywiście ks. Adama Czartoryskiego. W okresie powstania listopadowego Wojciech Jastrzębowski szkicował konstytucję dla Stanów Zjednoczonych Europy, a pod koniec XIX stulecia zagadnieniem tym zajmował się Hoene-Wroński. Klęska powstania styczniowego, stanowiąca przełom w dziejach Polski, zmuszała do nowych przemyśleń odnośnie do odzyskania niepodległości i polskiej państwowości. Choć jeszcze do niedawna przez naród polski rozumiano wszystkich mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej, odrodzenie narodowe Litwinów, Ukraińców i w mniejszym stopniu Białorusinów wymagało nowego spojrzenia na kształt i charakter przyszłej niepodległej Polski. W myśli politycznej na emigracji pojawiła się koncepcja federalizmu mającego pogodzić odbudowę Polski przedrozbiorowej z aspiracjami narodowymi tych budzących Piłsudski a federalizm się do życia narodów. Jakkolwiek stale podkreślano ich dobrowolny udział w realizacji przyszłej federacji – na przykład w programie socjalistów polskich – jednocześnie milcząco zakładano, iż dominującą rolę katalizatora i organizatora sprawować będą Polacy. Ideę odrodzonej Polski w formie federacji propagował Bolesław Limanowski. Józef Piłsudski jako socjalista podzielał idee federacyjne. Jednak, tak jak twierdził, że „rolą historyczną socjalizmu w Polsce jest rola obrońcy Zachodu od zaborczego i reakcyjnego caratu”, tak federalizm był dla niego programem wyzwolenia narodowości kresowych od Rosji i związania ich z Polską. Piłsudski nie zajmował się teoretycznymi zagadnieniami w problematyce federalnej. Doktryn nie lubił – „grau ist die Theorie”, powtarzał za Goethem. Zresztą w ówczesnych wypowiedziach na temat federalizmu ograniczano się na ogół do zasad, nie wchodząc w kwestie ich zastosowania w praktyce. Z chwilą odradzania się Polski największe niebezpieczeństwo, jakie jej zagrażało, płynęło ze wschodu. W styczniu 1919 roku posuwająca się na zachód Armia Czerwona zajęła Wilno, którego słaba lokalna samoobrona nie była w stanie utrzymać. Nic więc dziwnego, iż Piłsudski unosił się, gdy jego najbliżsi dawali mu różne rady o charakterze politycznym. „Mam dość tych gadań, tych podpowiadań [...] potrzebuję żołnierza”, krzyczał. Baranowskiemu powiedział wręcz: „gdy będę miał wojsko, będę miał wszystko w ręku”. W rozmowach z Paderewskim, wyjeżdżającym 6 stycznia 1919 roku na konferencję pokojową do Paryża, Piłsudski ustosunkowywał się pozytywnie do jego zamierzeń uzyskania poparcia Wilsona co do idei sfederowania wschodniej Europy, choć przy tym uważał Paderewskiego za „wściekłego federalistę”. Nieco podobnie pisał do Wasilewskiego o potrzebie czuwania nad Paderewskim na konferencji pokojowej, aby „różne niecnoty imperialistyczne” nie sprowadziły go „z ciernistej ścieżki, prowadzącej do raju federalistycznego”. W podobnej tonacji utrzymane jest zdanie, iż „na bożym świecie zaczyna zdaje się zwyciężać gadanie o braterstwo ludzi i narodów i doktrynki amerykańskie, przechylam się z miłą chęcią na stronę federalistów”. Zarzut, że powyższe wypowiedzi świadczyły o cynizmie Piłsudskiego, nie jest słuszny. Primo, musimy raz jeszcze przypomnieć o niechęci Piłsudskiego do gołosłownych wypowiedzi i doktrynerstwa. Secundo, Piłsudski liczył się tu wyraźnie z poglądami mocarstw na konferencji pokojowej, a także chciał przeciwstawiać Paderewskiego Dmowskiemu. Ten drugi uważał pomysł sfederowania Polski z Litwą 47 48 Piotr Wandycz za „klęskę narodową” i instruował Grabskiego, by położył koniec „tej komedii federacyjnej”. W trakcie rozmów z Paderewskim, Naczelnik Państwa miał stwierdzić, że federacji sensu stricto nie da się zastosować na obszarach północno-wschodnich. Uprzedzając Paderewskiego o przygotowaniach do marszu na Wilno, Piłsudski miał powiedzieć: „Przychodzimy wszak z bronią, co jest sprzeczne z zasadami federacji. Zresztą nie widziałem tutaj tych, którzy by do tej federacji chcieli przystąpić [...]. Ja stałą swoją wytycznę miałem – stworzenie faktów dokonanych, aby później otrzymać uznanie de jure”. Powyższe sformułowania zostały użyte przez Piłsudskiego w wykładach o sprawie wileńskiej w 1923 roku. Z powodu braku stenogramu przemówienia musimy tu polegać na pamięci Marszałka. Jest ono zresztą zgodne z często cytowanym zdaniem Piłsudskiego, że nie zamierza być „ani imperialistą ani federalistą, dopóki nie mam możności mówienia w tych sprawach z jaką taką powagą – no i rewolwerem w kieszeni”. Podobnie Naczelnik Państwa mówił Wasilewskiemu, iż opcja federalistyczna jest mu bliższa, ale nie opowiada się za nią, nie mając dostatecznej siły zbrojnej, by ją zrealizować. Analizując wypowiedzi Piłsudskiego, należy stale pamiętać o kontekście jego działań: presji endecji odrzucającej federalizm, preferowaniu przez wielkie mocarstwa Rosji, a nie Polski jako głównej potęgi na Wschodzie, stanowisku Litwinów, gotowych pertraktować z Warszawą, jeśli Polacy – obywatele Litwy – uznają jej niepodległość ze stolicą w Wilnie. Wreszcie o inwazji Armii Czerwonej i ogłoszeniu przez Moskwę 27 lutego 1919 roku Zjednoczonej Socjalistycznej Republiki Rad Litwy i Białej Rusi. Piłsudski, zdając sobie sprawę z tych wszystkich czynników, mówił swym zaufanym, że można zgodzić się na linię Dmowskiego (obejmującą Litwę i Mińsk na północy, a Kamieniec Podolski na południu), ale „należy liberalnie traktować ziemie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego i Ukrainy”. Dodawał przy tym, że linia ta byłaby do przyjęcia, „jeśli nie wyłonią się inne możliwości”. Piłsudski mówił o tym w lutym 1919 roku Baranowskiemu i Wasilewskiemu, przygotowując jednocześnie „inne możliwości”, czyli swój wielki plan na Wschodzie. Jego pierwszym etapem była wyprawa wileńska w kwietniu 1919 roku. Kulisy wyprawy wileńskiej zostały już szeroko opracowane przez historyków. Ważną rolę odgrywała tu osoba Römera, byłego legio- Piłsudski a federalizm nisty, uznawanego przez Naczelnika Państwa za eksperta od spraw litewskich. Römer cieszył się szacunkiem tak wśród litewskich Polaków, jak i Litwinów. Jeszcze w czasie wojny Römer uważał, że uznanie „Litwy historycznej jako całości niepodzielnej” winno być naczelną zasadą polskiej myśli politycznej. Czy tak samo uważał Piłsudski? W grudniu 1918 roku zwrócił się on do delegacji Polaków z Litwy, że jest za powstaniem państwa litewskiego, ale sądzi, że będzie ono „państwowo związane z Polską”. Litwinom mówił z kolei, że powinni się ograniczać do terytoriów etnicznie litewskich. Dziennik Römera oraz jego artykuł o Piłsudskim z 1935 roku rzucają światło na skomplikowane poczynania Naczelnika Państwa i jego zaufanych. W pierwszych miesiącach 1919 roku Piłsudski, nie ujawniając w pełni swych planów, toczył szereg rozmów między innymi z: Grabskim i – poprzez swych zaufanych ludzi, Sławka i Prystora – z Römerem. Ten ostatni, wezwany do Warszawy, został poinformowany, że Piłsudski wkraczając do Wilna, chce nadać swej wyprawie charakter wielkiego dzieła wyzwolenia – doprowadzając najpierw do utworzenia zarządu cywilnego z ramienia Polski, a następnie samorządu wyłonionego przez ludność miejscową na zasadzie „wolni z wolnymi, równi z równymi”. Miał zapowiedzieć też związek Litwy z Polską, nie precyzując jednak jego charakteru. Piłsudski widział Römera jako jedynego, który może trafić do Litwinów. Römer odmówił, gdyż jako rodowity obywatel Litwy uważał, że nie może występować w roli polskiego agenta. Planowany zarząd cywilny miałby z konieczności charakter zarządu okupacyjnego. W następnych rozmowach, w których brał udział sam Piłsudski, Römer dowiedział się, że chciałby on go widzieć jako premiera rządu powołanego na miejscu. Naczelnik Państwa liczył, że zajęcie Wilna wpłynie na zmianę stanowiska Litwinów, a także postawi Warszawę przed faktem dokonanym. Pomimo wahań i wątpliwości co do jasności programu Piłsudskiego i jego interpretacji przez otoczenie Naczelnika Państwa, Römer udał się do Kowna. Niepowodzenie jego misji wobec negatywnej postawy polityków litewskich spowodowało, iż zrezygnował z dalszych działań. Odezwa Piłsudskiego po zajęciu Wilna 19 kwietnia zawierała akcenty, które można by uznać za otwierające możliwości do jakichś rozwiązań federacyjnych, bez przesądzania o ich charakterze. Według słów samego Piłsudskiego: „zatrzymałem się na rozwiązaniu kwestii takiem, które nie zamykało drogi w żadnym kierunku”. Adresowa- 49 50 Piotr Wandycz na do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego odezwa podkreślała, iż wojsko pod wodzą Piłsudskiego – „urodzonego na tej nieszczęsnej” ziemi – niesie wyzwolenie po stu kilkudziesięciu latach niewoli, a więc od rozbiorów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Obiecując danie możności wypowiadania się „synom tej ziemi” bez nacisków ze strony polskiej, Piłsudski zapowiedział ustanowienie zarządu cywilnego, do którego będą powoływani ludzie miejscowi. Były to raczej ogólniki. Piłsudskiemu zależało na tym, aby zajęcie Wilna nie było wykorzystane przez zwolenników aneksji oraz aby jego akcja zyskała uznanie mocarstw. Stąd w wywiadzie dla „Journal des Débats” z 5 maja znalazło się zdanie, iż „idealnym rozwiązaniem byłaby unia z całą Litwą historyczną”. Nieco później w długim liście do Paderewskiego jest mowa o: „popieranie chęci łączności wszystkich narodów i ludów, będących między nami a właściwą Rosją, nie z Rosją a z Polską, naturalnie na podstawie federacji”. Do jakiego stopnia wypowiedzi te oznaczały, iż Piłsudski pozostawał wierny koncepcji federacyjnej, i co przez nią w danym momencie rozumiał? Niewątpliwie wysiłki jego szły przede wszystkim w kierunku przełamania oporu Litwinów poprzez między innymi nieudaną próbę spisku w Kownie, mającego na celu zastąpienie rządu, stojącego na gruncie pełnej suwerenności w historycznych granicach, przez bardziej ugodowy. Późnym latem i jesienią wojska polskie przeszły do ofensywy na odcinku północnym – 8 sierpnia zdobyto Mińsk, który przyjął entuzjastycznie Piłsudskiego – i południowym na Wołyniu. Na przełomie 1919/1920 roku Naczelnik Państwa zdawał się rozważać różne posunięcia, między innymi włączenie do swych planów unii z krajami bałtyckimi, i rozmawiał na ten temat z delegacją łotewską. Piłsudski sądził, iż tą drogą wywrze też presję na Litwę. Interesował się nadal Białorusią, a jednemu z liderów białoruskich, Łuckiewiczowi, radził, by czekał na odpowiedni moment do postawienia tej sprawy, ograniczając się na razie do „małego Piemontu”. Prognozy nie były dobre i we wrześniu Piłsudski mówił Osmołowskiemu, że nawet te kwestie „się chwieją”. W grudniu Świtalski zanotował następujące zdanie Naczelnika Państwa: „Koncepcji aneksjonistycznej i federalistycznej nie należy sobie zasadniczo przeciwstawiać, jedna nie wyklucza drugiej, chodzi tylko o możliwość postawienia rozwiązania federalistycznego wprzód, tak by w razie niemożności jej przeprowadzenia pozostawało jednak wyjście drugie. W obecnej sytuacji nie ma jesz- Piłsudski a federalizm cze realnych warunków definitywnego rozwiązania spraw kresów wschodnich w jednym lub drugim kierunku. Dziś rozstrzygające dla tej sprawy jest stanowisko Litwy. Jeżeli będzie z nią można mówić na temat Wielkiego Księstwa Litewskiego, to uwzględniając właśnie jej dążności do odrębnego życia, możliwa będzie do postawienia tylko koncepcja federalistyczna. Jeżeli z Litwą nie będzie można dojść do porozumienia, to zostanie do ułożenia kwestia między polską częścią kresów wschodnich a Białorusią”. Realizacja wschodnich planów Piłsudskiego była uzależniona od sytuacji na froncie Warszawa–Moskwa. Dominowało pytanie: dalsza wojna czy pokój? Od lipca do połowy grudnia przedstawiciele Piłsudskiego prowadzili tajne rozmowy w Białowieży i Mikaszewiczach z przedstawicielami Lenina. Dyplomacja sowiecka, wykorzystująca nastawienie mocarstw zachodnich, deklarowała się jako zwolenniczka pokoju. Strona polska starała się wykazać, że jej również zależy na pokoju. Obie strony nie wierzyły, iż prawdziwy pokój był osiągalny. W istocie „rewolucyjny pokój” sowiecki był nie do pogodzenia ze „strategicznym pokojem” Piłsudskiego. Sowiety pragnęły ustabilizować linię frontu z Polską i grały na czas, licząc na zwycięstwo nad Białymi w wojnie domowej, nie rezygnując przy tym z celów rewolucyjnych. Piłsudski nie wierzył w pokój z bolszewikami, który nie usuwał niebezpieczeństwa na Wschodzie. Wysłanników Lenina ostrzegał, że Polacy pomogą Łotyszom, jeśli Armia Czerwona zagrozi Dynaburgowi, co w istocie się stało. Zapowiedziano, że na Ukrainie polskie wojska będą bronić atamana Petlury. Rozmowy polsko‑sowieckie o zawieszeniu broni rozbiły się formalnie o miejsce, gdzie miały się odbyć – Borysów. Przyczyny były oczywiście głębsze. W styczniu 1920 roku Piłsudski mówił: „Przed Polską leży i stoi wielkie pytanie: czy ma być państwem równorzędnym z wielkimi potęgami świata, czy ma być państwem małym, potrzebującym opieki możnych?”. Naczelnik Państwa odpowiadał na to pytanie, mówiąc, że Polskę czeka wielki wysiłek, „jeżeli chcemy obrócić tak daleko koło historii, aby wielka Rzeczpospolita polska była największą potęgą nie tylko wojenną, ale także kulturalną na całym Wschodzie”. Cele te oczywiście nie mogły być osiągnięte bez pokonania Armii Czerwonej i odrzucenia Rosji daleko na wschód. Pierwszym etapem akcji było uznanie Ukraińskiej Rady Ludowej pod przewodnictwem atamana Petlury, a następnie 22 kwietnia formalny sojusz. Często używana nazwa „układ Piłsudski-Petlura” do- 51 52 Piotr Wandycz brze oddaje jego charakter, gdyż był on dziełem właściwie tylko tych dwóch osób. Jego ceną było zrzeczenie się tzw. Galicji Wschodniej na rzecz Rzeczypospolitej. Dlatego też był atakowany przez Ukraińców i mimo wszystko postrzegany negatywnie w Polsce. Tak więc sojusz ten nawet w razie zwycięstwa nie rokował wielkich nadziei na przyszłość. Piłsudski zdając sobie zresztą z tego sprawę, określał swą politykę wobec Ukrainy jako „eksperyment”. Rozpoczęta 25 kwietnia ofensywa wojsk polskich, wspomaganych przez oddziały ukraińskie, doprowadziła 7 maja do zajęcia Kijowa. Ukraina w zamierzeniach Piłsudskiego miała być zaporą przeciw Rosji, co w danej chwili pozwoliłoby mu skoncentrować swe siły w północnej części frontu. W swej odezwie do ludności Marszałek podkreślał, że wojska polskie pozostaną na Ukrainie tylko do czasu, aż armia ukraińska będzie mogła skutecznie jej bronić. Brzmiało to dość ogólnikowo. Kiedy to miało nastąpić? Na razie zachowanie oddziałów polskich na Ukrainie nie pomagało w przezwyciężaniu dawnych urazów i niechęci. Czy Naczelnik Państwa widział Ukrainę jako członka przyszłej federacji z Polską? Nie wydaje się, aby w danym momencie poważnie rozważał taką alternatywę, choć z pewnością przewidywał jakiś związek z Polską. Odwrót spod Kijowa i marsz Armii Czerwonej na Warszawę, aby poprzez „trupa białej Polski” wzniecić rewolucję w Europie, zagroziły niepodległości kraju. Polskie zwycięstwo pod Warszawą, które ambasador D’Abernon nazwał osiemnastą decydującą bitwą światową, a następnie klęski wojsk sowieckich w kampanii niemeńskiej zniweczyły plany sowieckie. W nowej sytuacji Piłsudski starał się powrócić do swych planów przebudowy wschodniej Europy, choć warunki były wybitnie niesprzyjające. Społeczeństwo miało dosyć wojny, a opozycja oskarżała Naczelnika Państwa o doprowadzenie kraju w lecie 1920 roku niemalże do katastrofy. Konstelacja międzynarodowa utrudniała kontynuowanie polityki wschodniej Naczelnika Państwa. W trakcie swej ofensywy na Warszawę Moskwa przekazała Wilno Litwinom. Lipcowa decyzja Najwyższej Rady Sojuszniczej w Spa, do której apelował o pomoc premier Grabski, zobowiązała Polskę do podporządkowania się wielkim mocarstwom odnośnie do przyszłych granic polsko-litewskich. Piłsudski starał się ominąć te ograniczenia swobody działania. Pięć dni po podpisaniu w Rydze protokołu Dąbski-Joffe, który ustalał datę rozejmu i przyszłe granice, Naczelnik Państwa nakazał gen. Piłsudski a federalizm Żeligowskiemu „zbuntować się” i na czele dywizji nazwanej litewsko‑białoruską zająć zbrojnie Wilno 9 października i zmusić Kowno do kapitulacji. Wobec oporu tego ostatniego i krótkich starć – Piłsudski nie chciał wojny polsko-litewskiej – Żeligowski ogłosił powstanie niezależnej Litwy Środkowej, pomyślanej jako człon Wielkiej Litwy. Piłsudski nie tracił nadziei na połączenie jej z zachodnią, kowieńską częścią państwa. Białoruś miała stanowić trzeci segment. Tzw. „żeligowskiada” odniosła skutek odwrotny od zamierzonego. Doprowadziła do aneksji Wileńszczyzny przez Polskę i wykopała przepaść między Drugą Rzeczpospolitą a Republiką Litewską. Odnośnie do Ukrainy i Białorusi, Piłsudski poparł próbę wznowienia akcji zbrojnej w listopadzie przeciw bolszewikom przez Petlurę na południu i Bułak-Bałachowicza na północy. Rozbici przez Armię Czerwoną musieli schronić się na terytorium Polski, gdzie zostali internowani. Ustąpienie Sowietom Mińska przez polską delegację pokojową w Rydze niweczyło wariant białoruski. Przebywając 3 grudnia 1920 roku w dowództwie Drugiej Armii, Piłsudski zadał pytanie, co ma zrobić armia polska, stojąca w pełnej gotowości wzdłuż granicy sowieckiej – która nie jest jeszcze ustalona traktatem pokojowym – i mająca przed sobą pobitą nie tak dawno armię sowiecką oraz całkowicie wyniszczoną Rosję. I odpowiedział: „Powinniśmy obecnie ponownie zająć Kijów i Mińsk, aby móc połączyć federacją czy też unią z Polską całą Ukrainę, Białoruś i Litwę! Niestety zrobić tego obecnie nie jestem w stanie. Polska tego nie chce, obce są jej idee jagiellońskie, a ponadto Polska jest bardzo wyczerpana długą wojną”. Jak widać, Piłsudski nie zrezygnował ze swojego wielkiego planu wschodniego, ale rozumiał, że wykonanie go przez Polskę jest niemożliwe. Przyjrzyjmy się bliżej przyczynom niemożności realizacji tego planu nazywanego zwykle federacyjnym, choć jak widzieliśmy, nie był on dla Piłsudskiego dogmatem, ale preferowanym i luźno interpretowanym rozwiązaniem problematyki „Wielkiej Polski”. Oczywiście, jak słusznie zauważał Grabski, „nie mieliśmy dostatecznych sił dla odepchnięcia Rosji od granicy z 1772 roku, co było koniecznym warunkiem realizacji koncepcji Piłsudskiego”. Rataj, który początkowo był zwolennikiem koncepcji federacyjnej, stwierdzał, że koncepcja federacyjna „wykopała przepaść nieporozumienia między Piłsudskim a ogółem społeczeństwa”. Jego zdaniem, wina nie była tylko po stronie społeczeństwa, ale też „może nie tyle samego Piłsudskiego, 53 54 Piotr Wandycz ile jego małego otoczenia”, wykonawców, którzy z federacji robili nie środek, lecz cel, tworząc wielkim nakładem energii i pieniędzy Białorusinów i Ukraińców z elementu surowego, biernego. Inaczej widział te sprawy wymieniany już tu wielokrotnie Michał Römer. Dwa jego teksty zasługują na szczególną uwagę. Pierwszy to list do Naczelnika Państwa napisany w odpowiedzi na przemówienie Marszałka w Wilnie w 1922 roku, czyli po wcieleniu Wileńszczyzny do Polski. List Römera był przepojony goryczą i bardzo ostry. Traktuje jako ironię losu fakt, że to właśnie Piłsudski świętuje wydarcie Wilna Litwinom. Następnie pisze: „Twoja polityka wschodnia zbankrutować musiała i Twoje wielkie pomysły federacyjne są w wykonaniu nie lotem orła, lecz stąpaniem karła. Twoje czyny w tej sferze siłą rzeczy, wbrew może Twoim zamiarom nie tworzą tego co Ty pragniesz, lecz są narzędziem tego co chcą Polacy, pospolici nacjonaliści-etnograficzni”. W artykule napisanym po litewsku i wydanym na Litwie po śmierci Marszałka Römer oddaje hołd jego wielkości, ale jednocześnie wskazuje na zasadnicze błędy jego koncepcji federacyjnej. W osobie Piłsudskiego – pisał Römer – „skoncentrowały się właśnie podstawowe cechy charakteru litewskiego”. Piłsudski „swej najbliższej ojczyzny, z której się wywodził, którą kochał i której losem był zatroskany, niestety nie znał”. Zdaniem Römera, w świadomości Piłsudskiego żyła dawna Litwa, ta z 1863 roku. Jego podstawowa koncepcja – którą Römer nazywa „Wielkim Imperium Wschodu”, ogarniającym ziemie Polski, Litwy i Białorusi – była „oparta na fundamentach historycznych”. Wrogowie Piłsudskiego, czyli endecy, nazywali „niezbyt dokładnie” tę koncepcję federacyjną. Sam Piłsudski nie rozgłaszał swych planów i zamierzał postawić Polskę przed faktami dokonanymi. Wielkie plany Piłsudskiego, stwierdzał Römer, byłyby do przyjęcia, gdyby opierały się nie na „imperialnej” idei, ale „równej i swobodnej współpracy – umacniając, nie zaś podważając tworzenie samodzielności państwowej i niepodległości” młodych narodów. Taka „konfederacja” państw była dla Piłsudskiego nie do przyjęcia, gdyż „nie ufał on tym młodym narodom, uważając je za niedojrzałe, psychicznie i moralnie niezdolne do utrzymania swej niepodległości, wymagające kierownictwa, i zdyscyplinowania”. Jeśli przyjmiemy tę interpretację za słuszną, dotykamy tu może sedna dylematu życiowego Piłsudskiego. Dla Marszałka, jak sam to wielokrotnie stwierdzał, wolność stanowiła „największy skarb”, a jednocześnie przyznawał, iż „sprzeczności nakazu i swobody nigdy nie rozwiązałem”. Paweł Kłoczowski Adam Czartoryski, Jerzy Giedroyc i tradycje jagiellońskie Adam Czartoryski, Jerzy Giedroyc and the Jagiellonian Traditions The reference to Adam Czartoryski and Hotel Lambert was an inspiring example and an important element for the Jerzy Giedroyc’s programme in its early days. It also included the continuation of the Jagiellonian traditions. However, due to new conditions, these traditions required a thorough transformation. A text addressed not only to Poles but also to Lithuanians, Belarusians and Ukrainians could not be written in a language that would bring the recollections of national, religious and social oppression. W styczniu 1968 roku Jerzy Stempowski pisał do Jerzego Giedroycia: „Pan jest naszym księciem Czartoryskim, który też zapewne byłby zakłopotan, gdyby przyznano mu nagrodę literacką, czy inną”. Nie chodzi tu chyba tylko o zdawkowy zwrot grzecznościowy, wydaje się raczej, że Stempowski, wyrażając się w ten sposób, chciał uwydatnić uderzającą analogię między rolą Adama Czartoryskiego jako przywódcy obozu Hôtel Lambert a rolą Jerzego Giedroycia jako kierownika ośrodka w Maisons-Laffitte. Każda analogia kuleje. Zatem zanim spróbuję zaznaczyć parę podobieństw między Czartoryskim a Giedroyciem, chciałbym mocno podkreślić kilka z wielu oczywistych różnic: po pierwsze, Adam Czar J. Giedroyc, J. Stempowski, Listy 1946-1969, t. 2, Warszawa 1998, s. 422. 56 Paweł Kłoczowski toryski (1770-1861) był politykiem i mężem stanu, a Jerzy Giedroyc (1906-2000) wpływowym, co prawda, ale tylko redaktorem; po drugie, co innego kompletny brak państwowości, co innego szczątkowa państwowość PRL; po trzecie, struktura społeczna i gospodarcza Polski po latach 1939-1945 w niczym nie przypomina tej z czasów księcia Adama. Zanim jeszcze powstał Instytut Literacki (w Rzymie 11 lutego 1946 roku) i zanim redakcja przeniosła się do Maisons-Laffitte pod Paryżem (31 października 1947 roku) Giedroyc i Czapski często krążyli między Rzymem a Londynem, gdzie była siedziba władz rządowych. Po drodze, w Paryżu, zatrzymywali się właśnie w Hôtel Lambert na Wyspie Świętego Ludwika. Przez pewien czas Czapski prowadził tam nawet biuro Drugiego Korpusu. Pałacem zarządzał wtedy Stefan Zamoyski, przyjaciel Czapskiego i Giedroycia jeszcze sprzed wojny, i właśnie on stał się osobą, która symbolicznie niejako połączyła Hôtel Lambert z ośrodkiem w Maisons-Laffitte. Zamoyski pomagał w organizowaniu Instytutu we Francji, załatwiał wysokie bezprocentowe pożyczki, a także wyłożył pieniądze na jeden z numerów, w którym redakcja pisała: „Pierwszym Polakiem, który z własnych funduszów, nawet przez nas nie proszony złożył nam sumę potrzebną na wydanie jednego numeru, jest Stefan Zamoyski. Dlaczego on właśnie? Czy to trumny gadają? Ten major wojsk polskich, uczestnik walk ostatniej wojny w Narwiku, Francji, Belgii i Niemczech, potomek Czartoryskich i Zamoyskich, czuje widocznie na sobie ciężar tej wielkiej tradycji, jest wierny tym swoim przodkom, którzy całe swoje życie na emigracji dla sprawy polskiej sterali”. Tak więc emigranci z 1945 roku instynktownie wchodzili na szlaki swych dziadów i pradziadów, emigrantów z roku 1831. Giedroyc sięgał wysoko i wymagał wiele, bo oceniał siebie miarą Wielkiej Emigracji. Ośrodek Hotelu Lambert był dla niego punktem odniesienia, inspirującym wzorcem i miarą osiągnięć – tak jakby czuł się stale „egzaminowany” przez księcia Adama. Przykład Hôtel Lambert uczył, że emigracja nie musi być ani wynarodowieniem, ani jałowym narzekaniem; uczył dobrze rozumianej służby państwowej i tego, że w polityce nie ma sytuacji beznadziejnych, bo wszystko się nieustannie zmienia, oraz że z każdej klęski trzeba się podnieść, aby próbować dalej iść do przodu. Rzecz ciekawa, żadna inna emigracja z krajów bloku wschodniego nie utworzyła ośrodka o takiej trwałości, sile i zakresie oddziaływania, jak Maisons-Laffitte – być może Adam Czartoryski, Jerzy Giedroyc i tradycje jagiellońskie dlatego, że w tradycji tych narodów nie było tak wymownego przykładu pozytywnej pracy na emigracji. Nawiązanie do ideowego dziedzictwa Hotelu Lambert było bardzo widoczne w pierwszych latach istnienia Instytutu Literackiego. Ważna książka Mariana Kukiela Książę Adam ukazała się najpierw w dwóch zeszytach „Kultury”, a potem w formie książki jako jedna z pierwszych pozycji Instytutu Literackiego. Dwie cechy sylwetki politycznej Czartoryskiego wydają się istotne w tym kontekście – myśl państwowa i twórcza konfrontacja z tradycjami jagiellońskimi. Giedroyc, podobnie jak książę Adam, był przede wszystkim antydoktrynalnym państwowcem. Obaj traktowali niepodległość jako sprawę nadrzędną, której wszystkie inne winny być podporządkowane. Oznacza to między innymi, że kategorie partyjne (lewica–pra wica) i doktrynalne (konserwatyzm–liberalizm–potem socjalizm) stają się wtórne i mogą być traktowane instrumentalnie. „Polityka to nie sakrament” – lubił powtarzać Giedroyc. Inaczej mówiąc, domeną polityki jest relatywizm, oczywiście relatywizm środków, albowiem cel ostateczny (niepodległość) zawsze pozostawał niezmienny. W myśleniu i działaniu zarówno Czartoryskiego, jak i Giedroycia uderza ogromna elastyczność taktyki, zawsze zmiennej, dostosowanej do okoliczności. Zaskakujące wolty i wymiana sojuszników nieprzypadkowo sprawiają wrażenie braku konsekwencji. Punktem zwrotnym w życiu politycznym księcia Adama była zmiana orientacji od prorosyjskiej (aż do późnych lat Królestwa Kongresowego) do antyrosyjskej (po powstaniu listopadowym). Czy to niekonsekwencja? Nie – strategia była ta sama, taktyka zmienna. Co było możliwe za rządów Aleksandra, stało się niemożliwością za rządów Mikołaja. Podobnie Giedroyc – w czasach Bieruta popierał krucjatę antykomunistyczną Jamesa Burnhama, ale już w krótkim okresie odwilży 1956-1957 dał ograniczone, szybko cofnięte, poparcie Gomułce. Od 1958 roku „Kultura” lansowała ewolucjonizm, a po Marcu ‘68 i Grudniu ‘70 jednoznacznie poparła opozycję demokratyczną i so- M. Kukiel, Książę Adam (Cz. I), „Kultura”, 1949, nr 4-5, s. 7-51; tenże, Książę Adam (Cz. II), „Kultura”, 1949, nr 7, s. 13-66. M. Kukiel, Książę Adam, Paryż 1950. Nowe wydanie: Warszawa 1993, ze wstępem Jerzego Skowronka. Pełniejsza monografia Kukiela w języku angielskim: Czartoryski and European Unity, Princeton 1955. J. Burnham, Bierny opór czy wyzwolenie?, przeł. J. Ulatowski, Paryż 1953. 57 58 Paweł Kłoczowski jusz robotniczo-inteligencki. Czy to niekonsekwencja? Przeciwnie, raczej dowód na to, że Giedroyc nigdy nie stracił kontaktu z życiem w kraju i dopasowywał program do zmieniającej się sytuacji. Niewiele jest rodów w Polsce, które by równie dobitnie symbolizowały ciągłość Rzeczypospolitej – nazwisko Czartoryski jest niemal synonimem Rzeczypospolitej Obojga Narodów doby jagiellońskiej, czyli państwa wielonarodowego i wielowyznaniowego, w którym liberalizm narodowy i wyznaniowy to nakaz racji stanu. Książę Adam był dziedzicem tradycji tolerancyjnych tej Rzeczypospolitej, starał się je chronić i pielęgnować ze względów nie tylko moralnych, lecz także politycznych, chodziło bowiem o walkę z imperializmem rosyjskim i rusyfikacją. Szczególnie mocno lansował własną wersję panslawizmu. W uwagach wysłanych Mickiewiczowi do kursu o literaturach słowiańskich czytamy: „Myśl przyszłości słowiańskiej, których owoców wszyscy pobratymcy oczekują, którą we właściwym im kształcie objaśnić im można, jest niepodległość i równa godność podług szczególnych okoliczności i położenia wszystkich gałęzi wielkiego szczepu. Do tego zaś skutku Polska jest przeznaczoną i jedyną pomocą i środkiem”. Giedroyc niewątpliwie podjął dziedzictwo jagiellońskie. Podobnie jak książę Adam czuł się obywatelem Pierwszej Rzeczypospolitej, co oznacza w pierwszym rzędzie odpowiedzialność za wszystkie narody dawnej Res Publiki. „Pan i ja jesteśmy Jagiellończykami z urodzenia i powołania, mówimy i będziemy mówili, jesteśmy do tego uprawnieni” – pisał Stempowski do Giedroycia. Jednocześnie jednak Giedroyc głęboko przekształcał tradycje jagiellońskie. Naturę tej transformacji trafnie oddaje heglowskie pojęcie aufhebung, które Por. S. Swieżawski, Etos polityczny Polski Jagiellonów, w: tenże, Dobro i tajemnica, Warszawa 1995, s. 169-189. Swieżawski wywodzi ten etos między innymi z konieczności zabezpieczenia unii polsko-litewskiej przed ekspansją krzyżacką i obrony tej unii na terenie międzynarodowym przez Pawła Włodkowica na soborze w Konstancji. Charakterystyczny dla tego etosu wydaje się epizod z dziejów rodu Czartoryskich: „Jakże zdumiony był dominikanin hiszpański Damian Fonseca, odbywający w latach 1617-1619 wizytację klasztorów swego zakonu w Rzeczypospolitej, gdy na dworze księcia Jerzego Czartoryskiego w Sarnach na Wołyniu, dokąd przybył na Boże Narodzenie 1617 roku w celu ochrzczenia syna książęcego, zastał w najlepszej harmonii szlachtę katolicką, prawosławną i ariańską. Co więcej, w trakcie uczty książę zażądał od niego odbycia dysputy z innym gościem – arianinem, na temat bóstwa Chrystusa” (J. Kłoczowski, Dzieje chrześcijaństwa polskiego, Paryż 1987, s. 149). Por. M. Handelsman, Adam Czartoryski, t. 2, Warszawa 1949, s. 184. J. Giedroyc, J. Stempowski, Listy 1946-1969, s. 332. Adam Czartoryski, Jerzy Giedroyc i tradycje jagiellońskie oznacza jednocześnie: znieść, zachować, przenieść na wyższy plan, na nowy etap w spirali dziejów. Transformację tradycji jagiellońskich narzuciły okoliczności historyczne. Awans społeczny i wzrost świadomości narodowej w masach ludowych Ukrainy, Litwy i Białorusi sprawił, że samo używanie terminu „idea jagiellońska” stało się przeciwskuteczne, albowiem narodom tym jagiellońszczyzna kojarzy się często albo z polskim imperializmem, albo z pańszczyzną. Jeżeli zależy nam na przyjaźni z Ukrainą, Litwą i Białorusią i jeżeli w interesie Polski leży niepodległość tych krajów, to trzeba zaprzestać posługiwania się tym terminem. Giedroyc chciał zatem odrzucić skorupę (to znaczy rozumienie idei jagiellońskiej jako synonimu ucisku klasowego, narodowego lub wyznaniowego) i zachować jądro (to znaczy ideę jagiellońską jako synonim najlepszych tradycji polskiej tolerancji). Można by powiedzieć, że gdy Narodowa Demokracja atakowała ideę jagiellońską za nadmiar liberalizmu i federalizmu, to Giedroyc atakował ją za braki liberalizmu i federalizmu, bo Ruś-Ukraina nigdy nie stała się trzecim równorzędnym partnerem w ramach wspólnej Rzeczypospolitej. Odbierając doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego, Giedroyc mówił: „Sześćset lat temu kraj zagrożony przez potężnych sąsiadów, rozdarty walkami dzielnicowymi i wielkich rodów został nagle z inicjatywy Panów Krakowskich przemieniony w mocarstwo, które zaważyło w pewnym okresie na losach Europy. Zostało to spowodowane tym, że ci ludzie mieli wizję, czym może być Polska, wizję niezmiernie ryzykowną, ale opartą na realiach”. Otóż w połowie XVII wieku, gdy trzeba było wyzwolić Ruś z podległości, tej wizji zabrakło, a za ten błąd trzeba było potem zapłacić. Rzecz ciekawa, rozważania o przyczynach klęski ugody hadziackiej (1658) należały do stałych wątków obozu zarówno Hôtel Lambert, jak i Maisons-Laffitte10. Te same tezy w tej kwestii głosi zarówno przedwojenny, jak i powojenny porte-parole Giedroycia, czyli Adolf Bocheński i Juliusz Mieroszewski. Zob. A. Bocheński, Aktualność idei jagiellońskiej, w: tenże, Historia i polityka, Warszawa 1989; J. Mieroszewski, Rosyjski „kompleks Polski” i ULB, w: tenże, Materiały do refleksji i zadumy, Paryż 1976. Wystąpienie Giedroycia na uroczystości nadania mu doktoratu honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego, „Universitas”, 1992, nr 1, s. 56. 10 Zob. M. Handelsman, Adam Czartoryski, t. 1, s. 302 oraz S. Kot, Jerzy Niemirycz. W trzechsetlecie Ugody Hadziackiej, Paryż 1960. Książeczka wydana przez Giedroycia dla kontrastu z sowieckimi obchodami rocznicy ugody perejasławskiej. 59 60 Paweł Kłoczowski Przykładem różnicy między dwoma różnymi fazami rozwoju idei jagiellońskiej, a więc różnicy między księciem Adamem a Giedroyciem, może być drobny, lecz jakże znamienny epizod z życia siostrzeńca Czartoryskiego – Adama Sapiehy. Jak podaje historyk: „Adam Sapieha stykał się z Rusinami od dziecka w rodzinnym Krasiczynie, w kraju etnicznie mieszanym. Stosunki z ludem były na ogół dobre; Sapiehowie świadczyli bez różnicy Rusinom i Mazurom, jednym i drugim budowali kościoły, zakładali szkoły i ochronki, jednych i drugich ratowali od głodu, moru i powodzi. Trafiały się z wsią zatargi na tle ekonomicznym, sąsiedzkim, nie narodowościowym. Książę mówił płynnie po rusku, ruską służbą otaczał się chętnie, polonizacji nigdzie nie forsował”11. Otóż niezgoda między Rusinami i Polakami paraliżowała w Galicji wszelkie rozsądne inicjatywy i ustawiała Austriaków w niekorzystnej roli arbitra. Trzeba było wzmocnić elity strony słabszej, czyli ukraińskiej. W tej sytuacji Sapieha przesłał 18 maja 1861 roku na ręce sędziwego wuja, Adama Czartoryskiego, obszerny list, w którym złożył taką oto ciekawą propozycję: „Niech kilkunastu choćby panów polskich uroczyście u świętego Jura przejdzie na unię za pozwoleniem Rzymu; z pewnością ujmą w swe ręce marzycieli ruskich i zwrócą cały naród do zgody z Polską. On sam, jeśli znajdzie dziewięciu amatorów, gotów jest stanąć na dziesiątego, byle Watykan nie robił trudności”12. Na ten niezmiernie ciekawy projekt Czartoryski odpowiedział, że chociaż przeciągnięcie Ukrainy na stronę polską w pełni popiera, to jednak przejścia na obrządek greckokatolicki odradza stanowczo. Powstaje spekulatywne i ahistoryczne pytanie, co odpowiedziałby Giedroyc na miejscu księcia Adama. Otóż nie ulega wątpliwości, że poparłby w pełni projekt Sapiehy. Przecież to właśnie polonizacja elit była kolcem w sercu Rusinów! Przykład idzie z góry. Przeprowadzona w odpowiednim czasie masowa rekonwersja panów polskich mogłaby zapobiec wielu późniejszym katastrofom, a samych Rusinów wzmocniłaby mocną elitą. Myśl o przejściu na obrządek greckokatolicki musiała jednak krążyć w środowisku Adama Sapiehy, bo niespeł na trzy dekady później, w 1888 roku, na krok ten zdecydował się Andrzej Szeptycki, pochodzący z tych samych okolic (Przyłbice koło 11 S. Kieniewicz, Adam Sapieha 1828-1903, Warszawa 1993, s. 352. 12 Tamże, s. 354. Adam Czartoryski, Jerzy Giedroyc i tradycje jagiellońskie Lwowa) i z tej samej sfery. Aby zamknąć koło, trzeba wspomnieć, że sekretarzem metropolity Szeptyckiego był ksiądz Tadeusz Rzewuski, bazylianin, który miał duży wpływ właśnie na Jerzego Giedroycia! W prywatnym pokoju redaktora „Kultury”, na piętrze domu w Maisons-Laffitte, obok obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, wisiały dwa portrety – Józefa Piłsudskiego i Adama Czartoryskiego. Ten zestaw odsłania zarys pewnej wizji Rzeczypospolitej, jaką redaktor nosił w sobie przez całe życie. „Pan jest naszym księciem Czartoryskim”, 2003 61 Sławomir Łukasiewicz Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli Polskiego Ruchu Wolnościowego „Niepodległość i Demokracja” Designing Europe. A Study of the Activity and Thought of the Polish Freedom Movement “Independence and Democracy” in exile Integration of the Western Europe was among the most important processes which took place in the political arena of the end of the 1940’s and the 1950’s. For the Polish émigrés, it was an experience as fascinating as it was frustrating. The fascination came from the fact that many Poles had been working, already during the WWII, on various international solutions which could be implemented after the war. However, the outcome of the WWII made it impossible to realize even a semblance of such solutions in the territory of East‑Central Europe. Nonetheless, the politicians in exile agreed that they could at least continue the preparations for the integration of also this part of Europe and partake, to the best of their ability, in the changes which were taking place in Western Europe. Indeed, studying émigrés political life, we can talk about the coinciding of political programmes focusing on building a Central European federation (with the exception of National Party). Both the actions and programmes of nationalists as well as those of Christian democrats and socialists revealed many signs of such a focus. But the most interesting experiment of all seems to be the legacy of the Polish Freedom Movement “Independence and Democracy” (in Polish: Polski Ruch Wolnościowy “Niepodległość i Demokracja” – PRW “NiD”) – a movement created in 1945 as a sign of discontent with the existing parties and the political system of the Polish People’s Republic. As far as European integration is concerned, the legacy of the PRW “NiD” can be divided according to two criteria. The first criterion is the place where references to the European community appear. We find them mostly in the documents of the party, starting with the “Programme Principles” or the “Principles of the Central European Policy” drawn up in 1951 as a part of the works of Polish Federalists’ Association. Another area where these matters were clearly present was the work of renown leaders of the PRW “NiD”, i.e. Zbigniew Jordan, Piotr Wandycz and Aleksander Bergman. The party’s demands would also reach the programme documents of larger bodies, such as the Political Council and the Provisional Council of National Unity. 64 Sławomir Łukasiewicz The second criterion was the very ideas of the PRW “NiD”. More precisely, the deliberations about a new international order in Europe were divided into two parts: one referred to the entire Europe and the other only to the East-Central Europe. That is why it was vital for the polish émigrés to balance their activity between the Central European emigration circles and western societies. This article present an analysis of the activity of the PRW “NiD” in terms of European integration as well as the political thought focusing on these matters. Do najważniejszych procesów zachodzących na scenie międzynarodowej końca lat 40. i 50. należała integracja Europy Zachodniej. Dla emigrantów polskich było to z jednej strony doświadczenie fascynujące, z drugiej zaś frustrujące. Fascynacja brała się z faktu, że wielu Polaków już w czasie wojny pracowało nad różnymi formami rozwiązań integracyjnych, które mogłyby być wdrożone po zakończonej zwycięstwem wojnie. Jednak wynik wojny uniemożliwił wprowadzenie nawet namiastki tych rozwiązań na terenie Europy Środkowo‑Wschodniej. Niemniej politycy emigracyjni uznali, że mogą przynajmniej kontynuować przygotowania do integracji także tej części Europy, uczestnicząc w miarę możliwości w przemianach obejmujących Europę Zachodnią. Anonimowy autor opracowania na temat życia politycznego polskiej emigracji pisał w 1948 roku: „Jeśli chodzi o poglądy na przyszłą konfigurację polityczną narodów Europy Środkowo-Wschodniej, niemal wszystkie zjazdy [stronnictw – S.Ł.] stanęły na stanowisku międzymorza, z wyjątkiem SN, które wierne od dawna krytycznemu stanowisku wobec idei federalnej, stawia jedynie ogólną tezę o związaniu się z tymi narodami dla obrony swojej niepodległości i zapewnieniu sobie warunków lepszego rozwoju, nie przesądzając przy tym «formy, jaką związek narodów przybierze»”. Opracowanie to zachowało się w spuściźnie Tadeusza Żenczykowskiego, przed wojną odpowiedzialnego za propagandę OZON-u, w czasie wojny twórcy tzw. Akcji „N”, przygotowanej i prowadzonej przez struktury podziemnego państwa, po wojnie zaś członka między innymi Polskiego Ruchu Wolnościowego „Niepodległość i Demokra- Polska emigracja polityczna i jej programy na tle zjazdów 1948 roku, Dział Rękopisów Zakładu Narodowego im. Ossolinskich we Wrocławiu (dalej: ZNiO), sygn. 299/97 Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli … cja”, a także wieloletniego zastępcy dyrektora Rozgłośni Polskiej RWE, Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Żenczykowski interesował się całością życia emigracyjnego i podobnie jak koledzy z partii zastanawiał się nad przyszłością Polski i Europy. Należał do wąskiego grona tych nidowców, którzy utrzymywali kontakt z powojennym podziemiem w kraju. Mało znany jest fakt, że właśnie PRW „NiD” został uznany przez wysłanników Zrzeszenia WiN za najbliższy mu programowo. O podobieństwie programów mówiły już pierwsze raporty, jakie szły do kraju. W „Orle Białym”, z grudnia 1946 roku, wydawanym przez WiN, znalazło się między innymi następujące zdanie: „Program NiD bliźniaczo podobny do naszego. Twórcy nowej organizacji odcięci od ojczyzny, na dalekiej tułaczce i łaskawym chlebie, wyciągnęli z tragicznych dziejów Polski i biegu wydarzeń te same wnioski, co i my i na tej samej drodze co i my widzą prawdziwą wolność Polski i wewnętrzne odrodzenie”. Przytoczone powyżej fakty doskonale wprowadzają nas w dużo szersze rozważania o udziale Polaków, w tym byłych żołnierzy Armii Krajowej i Polskich Sił Zbrojnych, w projektach integracji europejskiej. Na emigracji rzeczywiście mieliśmy do czynienia ze zbieżnością programów politycznych w zakresie budowania federacji środkowoeuropejskiej (z wyjątkiem SN). W działaniach i programach zarówno ludowców, jak też chadeków czy socjalistów można było odnaleźć wiele świadectw takiego zaangażowania. Jednak najciekawszym eksperymentem wydaje się dorobek Polskiego Ruchu Wolnościowego „Niepodległość i Demokracja”, ruchu stworzonego w 1945 roku jako wyraz niezgody zarówno na istniejące wcześniej stronnictwa, jak i system polityczny w kraju. W zakresie integracji europejskiej dorobek PRW „NiD” można podzielić według dwóch kryteriów. Pierwszym kryterium jest miejsce, w którym pojawiają się odniesienia do europejskiej wspólnoty. Odnajdujemy je przede wszystkim w dokumentach programowych partii, z „Zasadami programowymi” na czele, czy „Zasadami polityki środkowoeuropejskiej” przygotowanymi w 1951 roku w ramach prac Związku Polskich Federalistów (dalej także: ZPF). Druga płaszczyzna, na której sprawy te były widoczne, Tamże. Szczęść Boże!, „Orzeł Biały”, grudzień 1946, nr 9. Cyt. w: Z. Woźniczka, Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość 1945-1952, Warszawa 1992, s. 169. 65 66 Sławomir Łukasiewicz to twórczość wybitnych przedstawicieli PRW „NiD” – Zbigniewa Jordana, Piotra Wandycza czy Aleksandra Bregmana. Postulaty partii trafiały także do dokumentów programowych większych ciał, jak Rada Polityczna czy Tymczasowa Rada Jedności Narodowej. Drugie kryterium dotyczy bezpośrednio samych koncepcji. Mianowicie rozważania na temat nowego porządku międzynarodowego w Europie wyraźnie dzielono na dwie części – tę odnoszącą się do całości Europy i tę dotyczącą tylko Europy Środkowo-Wschodniej. Dlatego bardzo ważne było podejmowanie przez polskich emigrantów działań na pograniczu emigracji środkowoeuropejskich i społeczności zachodnich. Najważniejszym forum, które miało służyć jednocześnie budowaniu wspólnego stanowiska wobec partnerów, był powstały 24 października 1949 roku Związek Polskich Federalistów. Siedziba ZPF najpierw znajdowała się w Paryżu, potem została przeniesiona do Londynu. Była to organizacja o tyle ważna, że koniec lat 40. przyniósł prawdziwy rozkwit organizacji stawiających sobie za cel zjednoczenie Europy. Jedną z takich organizacji była powołana 15 grudnia 1946 roku Europejska Unia Federalistów (UEF), zrzeszająca ruchy federalistyczne z poszczególnych krajów Europy. Nidowcy postrzegali ją jako inicjatywę zdolną do wdrożenia postulatu federacji europejskiej, a tym samym ważną z punktu widzenia realizacji programu PRW „NiD”. Imponująco wyglądało jej zaplecze społeczne – na początku lat 50. skupiała 150 tys. członków. Związek Polskich Federalistów powstał więc zarówno jako wynik programu politycznego PRW „NiD”, jak też jako element ówczesnego krajobrazu politycznego jednoczącej się Europy. Pomimo istnienia pokaźnej już literatury na temat XX-wiecznego polskiego federalizmu, jak dotąd nie została opracowana całościowa historia ZPF. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na fakt, że od przeło- Zwracał na to uwagę między innymi F. X. Rebattet, The „European Movement” 1945-1953: A Study in National and International Non-Governmental Organisations Working for the European Unity (praca doktorska), St. Antony’s College, Oxford 1962, Historical Archives of European Union (dalej: HAEU), ARCHIV THESIS REBATTET. F. X. Rebattet, The „European Movement” 1945-1953, s. 47. Jej przegląd można znaleźć w książce: S. Łukasiewicz, Trzecia Europa. Polska myśl federalistyczna w Stanach Zjednoczonych 1940-1971, Warszawa–Lublin 2010. Jak dotąd nie została jeszcze uporządkowana, ani należycie przebadana, podstawowa dla tematu spuścizna Jerzego Jankowskiego zdeponowana w Bibliotece Polskiej w Paryżu. Tym Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli … mu lat 40. i 50. pod tym szyldem funkcjonowały trzy główne ośrodki – w Paryżu, Londynie i Nowym Jorku, które miały dodatkowo swoje filie. Najprężniej działała filia w Paryżu, a sprawom federalizmu najwięcej energii poświęcał Jerzy Jankowski. On przede wszystkim prowadził rozmowy i korespondencję z federalistami francuskimi, brał udział w posiedzeniach UEF, zabiegał zarówno o uwzględnianie spraw emigracji środkowoeuropejskiej, jak też o interesy ZPF i PRW „NiD”, które reprezentował. W zabiegach tych, w różnych momentach, wspierali go Stanisław Grocholski i Zygmunt Michałowski. Jerzy Jankowski zaraz po powstaniu ZPF złożył wniosek o afiliację do UEF, który był rozpatrywany przez Komitet Centralny 13 i 14 grudnia 1949 roku. Komitet nie podjął jednak decyzji w sprawie przyjęcia ZPF, stwierdzając, że najpierw trzeba zbadać reprezentatywność tej polskiej organizacji10. Kiedy kilka miesięcy później, w lutym 1950 roku, powrócono do tematu, okazało się, że podobny wniosek o afiliację złożyła inna polska organizacja – Polska Unia Federalistów (PUF)11. Organizacja ta nie doczekała się jak dotąd osobnego opracowania, więc trzeba powiedzieć na jej temat kilka słów, które dodatkowo rzucają światło na konflikty polityczne w łonie polskiej emigracji i ich przenoszenie na forum międzynarodowe. Otóż PUF powstała z inspiracji polityków skupionych wokół Stanisława Mikołajczyka, którzy wiosną 1950 roku utworzyli Polski Narodowy Komitet Demokratyczny (PNKD)12. W Paryżu osobą bezpośrednio odpowiedzialną za te działania był Stanisław Kot, co zresztą było bardzo krytycznie oceniane między innymi przez Rowmunda Piłsudskiego. Na czele 10 11 12 bardziej wyrażam wdzięczność pracownikom Biblioteki, że umożliwili mi korzystanie z tych materiałów. Jak dotąd najwięcej na ten temat można znaleźć w pracach M. S. Wolańskiego (Europa Środkowo-Wschodnia w myśli politycznej emigracji polskiej 1945-1975, Wrocław 1996) i S. Łukasiewicza (Dzieje Związku Polskich Federalistów w Stanach Zjednoczonych, „Zeszyty Historyczne”, 2003, nr 143, s. 57-84). Więcej na ten temat, jak i o samej UEF, zob. S. Łukasiewicz, Polacy w europejskim ruchu federalnym po II wojnie światowej / Poles in European Federal Movement after WW II, Warszawa 2006 (w jęz. polskim i angielskim), także: http://www.natolin.edu.pl/pdf/zeszyty/Natolin_Zeszty_ 23.pdf Dla przykładu, Grocholski z Jankowskim reprezentowali ZPF podczas konferencji UEF 23 września 1952 roku. Compte rendu de la Première Conférence des Responsables de l’Organisation et de la Propagande, Strasbourg, AAN, w spuściźnie Stanisława Grocholskiego, sygn. 2299/694. Comité Central de l’UEF, 13-14 Décembre, Paris, HAEU, UEF 128, 2/4. Comité Central de l’UEF (réunion à Paris, les 4-5 Février 1950), HAEU, UEF 128, 2/4. Część z nich jesienią 1948 roku uczestniczyła w powołaniu do życia Porozumienia Stronnictw Demokratycznych. 67 68 Sławomir Łukasiewicz PUF miał stać Karol Popiel, ówczesny przywódca jednego z odłamów Stronnictwa Pracy na emigracji, który razem z K. Sieniewiczem latem 1950 roku doprowadził do powstania w USA Chrześcijańsko‑Demokratycznej Unii Europy Środkowej. Umożliwiało to budowanie zaplecza tej nowej inicjatywy w oparciu o partie ludowe, chadeckie, a także reprezentację młodzieży na emigracji. W rozmowach z UEF był to kluczowy argument. PUF starała się także reprezentować jak najszersze spektrum polityczne, dlatego wśród aktywnych jej członków odnajdujemy przedstawicieli PSL (Wacław Soroka), Stronnictwa Demokratycznego (Jerzy Langrod) czy wspomnianego Stronnictwa Pracy (Bolesław Biega). Jednak pikanterii całej tej sprawie dodaje fakt, że – zdaniem Tadeusza Parczewskiego (nidowca) – wszystkie te osoby działały poza Paryżem, w związku z czym w imieniu PUF występowali A. Bitoński i Z. Jędrycka13. Adam Bitoński – jak wiemy doskonale z archiwów aparatu bezpieczeństwa – był już wtedy agentem wywiadu PRL, umieszczonym właśnie w środowisku emigracyjnych ludowców14. Aplikacje złożone niemal równolegle przez dwie polskie organizacje wywołały konsternację we władzach UEF. Obniżało to również rangę obu kandydatur. Ostatecznie UEF podjęła decyzję, że w Komitecie Centralnym może zasiadać tylko jeden wspólny przedstawiciel obu ugrupowań polskich15. Wzbudziło to oczywiste niezadowolenie po obu stronach i było pretekstem do kolejnych sporów i dyskusji. Ostatecznie, po roku takich dyskusji, ustalono, że obie organizacje będą miały swoich obserwatorów w Komitecie Central13 Zbiory Biblioteki Polskiej w Paryżu – Towarzystwa Historyczno-Literackiego (dalej: PBwP), sygn. akc. 3231. 14 Bitoński tuż przed wojną był oficerem II Oddziału Sztabu Głównego WP, w czasie wojny członek między innymi POWN (Polskiej Organizacji Walki o Niepodległość), po wojnie pracował w Polskiej Wojskowej Misji Likwidacyjnej we Francji (październik 1945 – kwiecień 1948), kierowanej przez Szymańskiego. Według zachowanych dokumentów, po likwidacji misji Bitoński miał zgłosić się „do attaché wojskowego w Paryżu z prośbą o wysłanie rodziny do kraju”. Efektem odbytej rozmowy był werbunek, w wyniku którego Bitoński, jako agent Departamentu VII Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego o pseudonimie „Robert”, dostarczał informacji między innymi o PSL, organizacjach kombatanckich czy funduszach przechowywanych przez płk. Kamieńskiego. Na pewno ułatwiała mu to przynależność do Stowarzyszenia Polskich Kombatantów i Zjednoczenia Uczestników Polskiego Ruchu Oporu we Francji. Niestety, w 1990 roku zniszczono komisyjnie 15 tomów jego akt, przez co wiele pytań pozostanie bez odpowiedzi. Obszerne informacje na ten temat zawiera przypis w książce: Stanisław Mikołajczyk w dokumentach aparatu bezpieczeństwa, t. 2, red. W. Bagieński i in., Warszawa–Łódź 2010, s. 240-241. 15 List zastępcy sekretarza generalnego G. Uselliniego z 26 kwietnia 1950 roku do ZPF, HAEU, UEF 14, 2/3. Podobnie w liście do W. Soroki, zastępcy sekretarza generalnego PUF, z 5 lipca 1950 roku, HAEU, UEF 12, 3/4. Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli … nym UEF, ale ich głos będzie liczony jako jeden, a w przypadku rozbieżnych zdań będzie anulowany16. Forum europejskich federalistów było świadkiem nie tylko czysto polskich kłótni i nieporozumień. Częstym powodem sporu były na przykład sprawy niemieckie – silna pozycja niemieckich federalistów czy brak zrozumienia dla polskich postulatów granicznych. Jerzy Jankowski tak referował koledze z PRW „NiD” Janowi Nowakowi, ówczesnemu dyrektorowi Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, aktualny wiosną 1953 roku układ sił wśród federalistów francuskich, który miał wpływ także na sprawy polskie. Jankowski opisywał zasadniczy spór, jaki miał miejsce pomiędzy Henrym Frenayem, „byłym ministrem de Gaulle’a, a obecnie szefem germanofilów francuskich”, a André Voisinem, prezesem „La Fédération”. Henry Frenay, według słów Jankowskiego, doprowadził do odwołania kongresu, który miał zjednoczyć francuskich federalistów. Chciał między innymi „odsunąć od wpływów w UEF ludzi z «La Fédération», która reprezentuje 4/5 członków i 9/10 wpływów politycznych”. Dalej Jankowski instruował Nowaka: „jak wiecie my idziemy z «La Fédération» i jej prezesem André Voisin, który nam pomaga gdzie może, a przeciw Frenayowi, który nas zwalcza, za nasz stosunek do Niemców”17. Ów spór o stosunek do Niemców dał o sobie znać niewiele później, kiedy w kwietniu 1953 roku ZPF odmówił udziału w IV kongresie UEF, zwołanym w Akwizgranie. Jako powód podano niesprawiedliwy rozdział mandatów, który zdaniem przedstawicieli ZPF – R. Piłsudskiego i J. Jankowskiego – był dyskryminujący dla emigrantów środkowoeuropejskich, podczas gdy faworyzował federalistów niemieckich. Wystosowano list do UEF, w którym zwracano uwagę, że takie rozwiązanie jest niezgodne z głoszoną „ideą jedności europejskiej, która wymaga sprawiedliwego i równego traktowania wszystkich narodów Europy”18. Z perspektywy czasu chadecko-ludowa PUF nie zaangażowała się wystarczająco w działania na forum UEF i de facto oddała pole ZPF. Można przypuszczać, że dla Mikołajczyka, również jako przedstawiciela Międzynarodowej Unii Chłopskiej, ważniejsza była działalność w ramach Zgromadzenia Europejskich Narodów Ujarzmionych, 16 Szczegółowo omawiam to w broszurze: Polacy w europejskim ruchu federalnym, s. 16-17. 17 List J. Jankowskiego do J. Nowaka, Paryż, 13 marca 1953, ZNiO, sygn. 82/100/99/20. 18 Polacy wobec kongresu U.E.F., „Biuletyn Polityczny”, 19 kwietnia 1952, nr 29. 69 70 Sławomir Łukasiewicz powołanego w 1954 roku. Kiedy wiosną 1956 roku UEF zwróciła się do PUF z prośbą o opłacenie zaległych składek, był to jedynie pretekst, żeby stwierdzić ten stan rzeczy. Mówił o tym między innymi F. Wilk, którego zdaniem dużo większe korzyści z przynależności do UEF odniósł PRW „NiD”. Wilk miał argumentować, że PRW „NiD” czerpał korzyści finansowe z nagłaśniania w Radiu Wolna Europa istnienia ZPF. W przypadku PNKD taka operacja nie wchodziła w grę19. Osobną sprawą jest udział nidowców w Związku Polskich Federalistów w Ameryce, który w założeniu miał być filią europejskiego ZPF. Sprawę szczegółowo omawiałem w innym miejscu20, ale trzeba o niej przynajmniej wspomnieć. Sporą rolę na tym polu odgrywali Tadeusz Pawłowicz i Jerzy Lerski, a w miarę przybywania do USA kolejnych nidowców także Piotr Wandycz czy Adam Rudzki. Podejmując inicjatywy związane z przyszłą federacją, nidowcy często występowali również jako przedstawiciele na przykład Rady Politycznej, co automatycznie nadawało ich obecności wyższą rangę. Tak było w przypadku Lerskiego, który brał udział w konferencjach przedstawicieli krajów z Europy Środkowo-Wschodniej, które odbyły się 21 marca i 19 kwietnia 1951 roku w Waszyngtonie, jako pokłosie podpisanej w lutym tzw. deklaracji filadelfijskiej21. Jednym z ważniejszych dokumentów, opracowanych w tym czasie, były „Zasady polityki środkowoeuropejskiej”. Referował je podczas posiedzenia Rady Naczelnej ZPF, które odbyło się 5 lipca 1951 roku w Londynie, Rowmund Piłsudski. Wydaje się, że cały rok 1951 był poświęcony dyskusji nad tymi zasadami. Także w lipcu podczas sesji Rady Politycznej referował je Jerzy Zdziechowski, ówczesny przewodniczący Wydziału Wykonawczego. Pomimo że reprezentował inne stronnictwo, to jednak można zakładać, że na brzmienie jego sprawozdania mogli mieć wpływ również nidowcy. Zdziechowski wskazywał na konieczność kooperacji w zakresie polityki zagranicznej i gospodarczej narodów Europy Środkowo-Wschodniej oraz na rolę, jaką miałaby do odegrania Polska. Z tej perspektywy postrzegał 19 Wyciąg z informacji politycznej z dn. 2 III [19]56 r., Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie, 0192/774, opublikowany w: Stanisław Mikołajczyk w dokumentach aparatu bezpieczeństwa, s. 584. 20 S. Łukasiewicz, Trzecia Europa, s. 140 i n. 21 Konferencja Rad i Komitetów Narodowych, „Biuletyn Prasowy” [Rada Polityczna. Przedstawicielstwo w Stanach Zjednoczonych], 30 kwietnia 1951, nr 10. Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli … rozmowy, jakie prowadzono na emigracji, ale także brak podpisu pod deklaracją filadelfijską. W dyskusji wokół tego sprawozdania wziął udział między innymi nidowiec Zbigniew Jordan, skupiając się na zmianach w sytuacji międzynarodowej spowodowanych nową polityką mocarstw wobec Niemiec. Podczas tej samej sesji zgromadzeni mieli okazję wysłuchać osobnego referatu S. Korbońskiego, przedstawiciela PSL-OJN i przewodniczącego Przedstawicielstwa Rady Politycznej w Stanach Zjednoczonych. Mówił o polityce USA wobec Europy Środkowo-Wschodniej22. Korboński zaznaczył we wstępie, że referuje wyłącznie własne poglądy, jednak trudno uwierzyć, że w żaden sposób nie konsultował swojego wystąpienia chociażby ze swoim zastępcą, nidowcem, J. Lerskim, żywo zainteresowanym tą problematyką. Bez wątpienia wszystkie te okoliczności sprzyjały pogłębianiu projektów współpracy środkowoeuropejskiej. Ich efektem było przyjęcie przez ZPF w grudniu 1951 roku wspomnianych „Wytycznych polityki środkowoeuropejskiej”. Pod koniec lat 50. aktywnością na polu organizacji federalistów wykazywał się właściwie już tylko ośrodek paryski z Jerzym Jankowskim, wydawcą pisma „Wiadomości Związku Polskich Federalistów”. W jednym ze sprawozdań T. Parczewskiego znajdujemy informację, że akcja federalistyczna na terenie Francji najlepiej była przyjmowana na wschodzie kraju, w Lotaryngii, ze względu na dwa czynniki. Wraz z powstaniem EWWiS był to teren jednego z najważniejszych eksperymentów federalistycznych w Europie. Po drugie, ważną rolę, także ze względu na liczebność, odgrywali tam polscy górnicy. Drugim okręgiem23, gdzie sukcesy zaznaczały się równie wyraźne, było Lille. W 1958 roku Parczewski oceniał, że możliwości finansowe ZPF są rzędu 600 tys. franków rocznie, a potrzeby – 2 mln franków. Oceniał też, że ZPF – jako organizacja kadrowa – liczy około 500 członków oraz posiada organizacje afiliowane (na przykład Federacja Związków Polskich Obrońców Ojczyzny i Ruchu Oporu we Francji czy Stowarzyszenie Techników Polskich w Wielkiej Brytanii)24. 22 S. Korboński, Stosunek Stanów Zjednoczonych do zagadnień środkowoeuropejskich, „Biuletyn Polityczny”, 4 sierpnia 1951, nr 14. 23 Wytyczne polityki środkowoeuropejskiej ZPF, „Komunikat Związku Polskich Federalistów”, 1/1952, s. 2-3. 24 Na podstawie notatki na temat ZPF, sporządzonej dla Józefa Lipskiego i Romana Michałowskiego, Paryż, 18 marca 1958, w spuściźnie Jerzego Jankowskiego, BPwP, sygn. akc. 5610. Zob. także 71 72 Sławomir Łukasiewicz Rozejście się ZPF w Londynie i w Paryżu nastąpiło prawdopodobnie około 1957 roku, kiedy doszło także do rozłamu w europejskim ruchu federalnym. Okręg francuski ZPF postanowił wejść do powstałej wtedy Action Européenne Fédéraliste (dalej także: AEF), co zostało zresztą zaakceptowane przez Zarząd Główny ZPF w Londynie. Jednak całość ZPF powstrzymywała się od podjęcia ostatecznej decyzji. Miała ona zapaść na Radzie Naczelnej ZPF, zwołanej na początek kwietnia 1957 roku, w oparciu o materiały przywiezione do Londynu przez S. Grocholskiego (po rozmowach z J. Jankowskim i Z. Michałowskim) oraz na podstawie jego relacji z kongresu AEF, na który jechał ze statusem obserwatora25. Jednak brakuje świadectw, że sprawa ta w ogóle stanęła na porządku dziennym, a wydarzenia w Polsce musiały spowodować odsunięcie spraw federalistycznych na dalszy plan. Trzeba więc założyć, że – prawdopodobnie bez oficjalnego rozstania – był to moment przełomowy, który zadecydował o przejęciu właściwie całej akcji federalistycznej przez Jankowskiego i osoby skupione wokół niego we Francji. Na 1958 rok zaplanowano wielki kongres AEF, na którym w ekipie polskiej mieli pojawić się między innymi M. K. Dziewanowski i P. Wandycz. Jednak na początku czerwca 1958 roku kongres został odwołany i postanowiono zwołać go w październiku lub listopadzie tego roku, co oczywiście uniemożliwiłoby już udział profesorów z USA26. Dalsze zaangażowanie Jankowskiego miało raczej charakter indywidualny i przez dłuższy okres było w PRW „NiD” krytykowane27. Europejska aktywność nidowców nie ograniczała się wyłącznie do ZPF. Można odnotować między innymi udział Stanisława Grocholskiego w pracach Ruchu Europejskiego, na przykład w konfe- listy Jerzego Jankowskiego do Józefa Lipskiego i Romana Michałowskiego z wiosny 1958 roku w sprawie ZPF i starań o dofinansowanie, jakie Jankowski prowadził z American Committee on United Europe (dyrektorem Johnem Blumgartem i przedstawicielem na Europę, z siedzibą w Paryżu, Allanem Hoveyem). Michałowski obiecywał interwencję w tej sprawie. Wspomniane organizacje zostały afiliowane przy ZPF podczas posiedzenia Rady Naczelnej ZPF, która odbyła się 5 lipca 1951 roku w Londynie. Rada Naczelna ZPF, „Biuletyn Polityczny”, 14 lipca 1951, nr 13. 25 List R. Piłsudskiego z 12 marca 1957 roku, w spuściźnie Jerzego Jankowskiego, BPwP, sygn. akc. 5204. List ten został odczytany podczas zebrania Zarządu ZPF (we Francji) 30 kwietnia 1957 roku. 26 JJ do W. Zahorskiego, 9 czerwca 1958, w spuściźnie Jerzego Jankowskiego, BPwP, sygn. akc. 5205. 27 Jego korespondencja adresowana na przykład do Karlheinza Koppe, zdeponowana w HAEU we Florencji, czeka nadal na swojego historyka. Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli … rencji społecznej, która w lipcu 1950 roku odbyła się w Rzymie28. W pracach Sekcji Środkowej i Wschodniej Europy Ruchu Europejskiego, powołanej w 1949 roku z inicjatywy Józefa Retingera i kierowanej pierwotnie przez brytyjskiego posła Harolda Macmillana29, brali udział nidowcy Rowmund Piłsudski oraz Bolesław Wierzbiański (jako przedstawiciel Federacji Wolnych Dziennikarzy)30. W 1951 roku kilkakrotnie spotykano się, aby omówić planowaną konferencję w Londynie31. W posiedzeniach tych uczestniczył R. Piłsudski. Wynikiem tych przygotowań była Konferencja Ruchu Europejskiego w sprawach Europy Środkowej i Wschodniej, której obrady odbywały się w Londynie od 21 do 24 stycznia 1952 roku32. W 19-osobowym składzie polskiej delegacji, zdominowanej przez polityków Rady Politycznej (15), znalazło się trzech nidowców – Stanisław Grocholski, Zbigniew Jordan i Rowmund Piłsudski. Ten ostatni pracował w Komisji Gospodarczej, Jordan w Komisji Rolnej33, a Grocholski w Komisji Społecznej. Wśród sześciu przedstawicieli młodzieży polskiej znalazł się Janusz Cywiński, a wśród ośmiu polskich obserwatorów Tymon Terlecki. Ponadto Bolesław Wierzbiański reprezentował Federację Wolnych Dziennikarzy Środkowej i Wschodniej Europy i brał udział w pracach Komisji Kulturalnej. W dyskusjach Komisji Gospodarczej brał udział Zbigniew Rapacki. W sumie zarówno polska delegacja miała swoją siłę, jak i grupa nidowców mogła odegrać w niej pewną rolę. Szczególnie ważny wydaje się głos R. Piłsudskiego, który wspólnie z E. Raczyńskim definiował polskie stanowisko w sprawie tzw. poprawki arbitrażowej. Zgłoszona przez delegatów francuskich 28 Konferencja Społeczna Ruchu Europejskiego, „Biuletyn Prasowy” [Rada Polityczna. Przedstawicielstwo w Stanach Zjednoczonych], 15 września 1950, nr 5. 29 O genezie i działalności tej komisji pisał A. Pieczewski, Komisja do spraw Europy Środkowej i Wschodniej Ruchu Europejskiego (1949-1973) – głos emigracji w sprawie europejskiego zjednoczenia oraz Komisja do Spraw Europy Środkowej i Wschodniej Ruchu Europejskiego (1949-1973) – wołanie o jedność całego kontynentu, oba teksty na stronie http://kangur.uek.krakow.pl/biblioteka/retinger/pelne.php (dostęp 27.08.2012). 30 Przygotowania do zjazdu przedstawicieli środkowej Europy, „Biuletyn Polityczny”, 17 marca 1951, nr 5. 31 Przygotowania do zjazdu środkowoeuropejskiego w Londynie, „Biuletyn Polityczny”, 16 czerwca 1951, nr 11; Posiedzenie Komisji Środkowo-Europejskiej w Paryżu, „Biuletyn Polityczny”, 30 czerwca 1951, nr 1; Konferencja środkowoeuropejska, „Biuletyn Polityczny”, 5 stycznia 1952, nr 22. 32 W całości został jej poświęcony „Biuletyn Polityczny”, 2 lutego 1951, nr 23/24. 33 Miał między innymi odpowiadać za redakcję rezolucji w sprawach rolnych, w której forsował swoją tezę o konieczności uprzemysłowienia Europy Środkowo-Wschodniej. Solidarność europejska, „Trybuna”, luty 1952, nr 35. 73 74 Sławomir Łukasiewicz (Ernesta Pezeta i René Courtina), zakładała ona, że po odzyskaniu niepodległości przez kraje Europy Środkowej i Wschodniej powinno dojść do arbitrażu, przeprowadzonego przez „władzę neutralną”, którego celem byłoby wyeliminowanie wzajemnych nieporozumień. Wywołało to zrozumiały sprzeciw emigrantów, którzy wskazywali niestosowność takiego założenia, wobec braku wolności krajów Europy Środkowo-Wschodniej i niemożności zastosowania takiego mechanizmu wobec innych krajów europejskich. Ze świeżej jeszcze pamięci przywoływano inne arbitraże, których skutki dla Europy były katastrofalne. Rowmund Piłsudski uznał nawet, że wobec braku powszechnego stosowania tej metody (której był zwolennikiem jako federalista) byłby to przejaw dyskryminacji. Zwracał także uwagę, że zgłaszanie tej poprawki ad hoc, kiedy całość deklaracji politycznej została uzgodniona podczas obrad komisji, burzyło poczucie, że deklaracja ma charakter akceptowanego przez wszystkich kompromisu i jest wyrazem solidarności. W sumie postawa delegacji francuskiej, która ponadto wypowiadała się przeciwko stosowaniu metody regionalnej w procesie integracji, została źle odebrana przez przedstawicieli PRW „NiD”. W pomyśle arbitrażu dopatrywano się próby odebrania Polsce prawa głosu w sprawie granicy na Odrze i Nysie, a stanowisko francuskie postrzegano jako „doktrynerskie”34. Niemniej całość konferencji oceniano pozytywnie, a dodatkowo B. Wierzbiański zwracał uwagę, że konferencja została bardzo dobrze nagłośniona przez radiostacje nadające audycje do kraju, dzięki czemu efekty obrad mogły dotrzeć za żelazną kurtynę. Według jego informacji audycje takie nadawały BBC, RWE, Radio Madryt, Radio Watykańskie, „a częściowo także Voice of America”. To z kolei wywołało gwałtowne reakcje prasy krajowej, w której określano polityków emigracyjnych jako „zdrajców, agentów amerykańskiego imperializmu, sprzedawczyków i judaszy”35. W konferencji wzięło udział „około stu przedstawicieli krajów zza Żelaznej Kurtyny przebywających […] na emigracji oraz około 50 przedstawicieli krajów Europy Zachodniej”36. Na zakończenie 34 Tamże. 35 Sprawozdanie polityczne Przewodniczącego Wydziału Wykonawczego, „Biuletyn Polityczny”, 16 lutego 1951, nr 25. 36 Konferencja Ruchu Europejskiego w sprawach Europy Środkowej i Wschodniej, „Biuletyn Polityczny”, 2 lutego 1952, nr 23/24. Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli … podjęto kilka rezolucji – w sprawach politycznych, gospodarczych, społecznych, rolnych i kulturalnych. Podkreślano w nich, jak ważne są zasady wolności i demokracji, na jakich opiera się Europa, a także zapowiadano, że integracja, w imię tych zasad, powinna objąć całość Europy, a więc także jej część Środkowo-Wschodnią. Była to okazja do potępienia metod sprawowania rządów przez partie komunistyczne, a także ważna deklaracja ze strony polityków zachodnich zawierająca zapowiedź pomocy dla środkowoeuropejskich emigrantów37. I choć prace komisji napotykały na liczne przeszkody, to trwały do pierwszej połowy lat 70. Postulaty federalizmu, w dużej mierze właśnie pod wpływem PRW „NiD”, przedostawały się do dokumentów programowych takich przedstawicielstw emigracyjnych, jak Rada Polityczna, Tymczasowa Rada Jedności Narodowej czy Federacja Ruchów Demokratycznych. Federalizm w rozumieniu PRW „NID” nie tylko oznaczał formę refleksji politycznej, ale również wiązał się z konkretnymi działaniami, których celem było wdrożenie założeń programowych w życie. Temu miały służyć rozmowy i wspólne działania podejmowane wraz z przedstawicielami innych emigracji z Europy Środkowo-Wschodniej. Najwięcej takich działań można odnotować w przypadku wzajemnych kontaktów polsko-czechosłowackich. Szczególnie ważne było powstanie w USA najpierw Polish-Czechoslovak Research Committee, a później pisma „The Central European Federalist”38. Inną organizacją, gdzie taką działalność można było uprawiać, była Międzynarodowa Federacja Wolnych Dziennikarzy z Europy Środkowej i Wschodniej (pełna nazwa: International Federation of Free Journalists of Central and Eastern Europe and Baltic and Balkan Countries). Należeli do niej między innymi Bolesław Wierzbiański, Zygmunt Nagórski, Jerzy Jankowski. Federacja zajmowała się sprawami nie tylko samych dziennikarzy, starała się też wpływać na poprawę losu całej emigracji powojennej. Doskonale oddają to ustalenia z 3. Kongresu IFFJ, który odbył się w dniach 24-27 kwietnia 1952 roku w Berlinie. Zwracano tam uwagę przede wszystkim na potrzebę znalezienia dobrego rozwiązania, które zapewniałoby godne warunki bytowe i dawało możliwości pracy intelektualistom środkowoeuro- 37 Tamże. 38 S. Łukasiewicz, Trzecia Europa, s. 249 i n. 75 76 Sławomir Łukasiewicz pejskim, do których dziennikarze zaliczali także siebie. Praktyczny wniosek, jaki wynikał z obrad, był taki, że w pomoc dla tychże intelektualistów powinny zaangażować się bezpośrednio rządy zachodnie, powołując między innymi specjalny Central and East European Institute, według projektu dyskutowanego już wcześniej przez IFFJ39. Jednocześnie zwracano uwagę, że sytuacja zawodowa dziennikarzy jest dosyć trudna. Często ze względu na zaawansowany wiek (40-50 lat), byli dyskryminowani przy szukaniu zatrudnienia. Choć z drugiej strony miały na to wpływ nie tylko uprzedzenia potencjalnych pracodawców, ale także różne doświadczenia życiowe i często niedostateczna znajomość języków40. Istnienie federacji dawało okazję do przypominania o konieczności respektowania wolności słowa, w tym także w krajach za żelazną kurtyną. Jest więcej niż pewne, że podobne rozmowy prowadzono także, wykorzystując ramy stworzone przez Radio Wolna Europa. Świadczy o tym chociażby wspomnienie nidowca Jerzego Szyszko-Bohusza z lat 60.: „Jeśli chodzi o zadania dla Monachium to «prace federalne» podjęliśmy od razu na początku, ale wobec sporów pomiędzy Czechami i Węgrami, którzy słyszeć nie chcą o federacji – skończyły się one niepowodzeniem”41. Chociaż same rozmowy nie przyniosły rezultatu, to jednak RWE było doskonałym medium do promowania i dyskutowania spraw federalizmu. Szczególnie dużo miejsca poświęcano im w latach 1954-1955, kiedy rozpoczął się cykl audycji – niezwiązanego co prawda z PRW „NiD” Wiktora Sukiennickiego – o jedności Europy. Należał on jednak do ZPF, a cały cykl został poprzedzony audycją Rowmunda Piłsudskiego. RWE nagrywało także londyńskie obrady Rady Naczelnej ZPF, 16 stycznia 1955 roku42, z zamiarem transmitowania ich na antenie. Obradami kierował Edward Raczyński, niezwiązany bezpośrednio z PRW „NiD”, ale realizujący postulaty federalizmu jeszcze w okresie wojny. On też wygłosił pierwszy referat poświęcony aktualnemu etapowi jednoczenia Europy, 39 Chodzi zapewne o projekt, nad którym czuwał Zygmunt Nagórski jr. 40 Zob. materiał zatytułowany Third Congress and Public Conference of the International Federation of Free Journalists of Central and Eastern Europe and Baltic and Balkan Countries, zachowany między innymi w zbiorach BPwP, w spuściźnie Jerzego Jankowskiego, sygn. akc. 5609. 41 List Jerzego Szyszko-Bohusza do Rowmunda Piłsudskiego z 14 maja 1963 roku, BPwL, sygn. 1495/10. 42 Rada Naczelna ZPF, komunikat Zarządu Głównego ZPF, styczeń 1955, BPwL, sygn. 1495/13. Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli … szczególnie pomysłowi powołania Armii Europejskiej. Głos zabierali także członkowie „NiD”. Bolesław Wierzbiański po pobycie w USA referował działalność swoich kolegów na tym polu, a Rowmund Piłsudski dowodził, że najpoważniejsze są projekty ZPF – koncepcja regionalna oraz budowanie federacji w taki sposób, by neutralizować problem niemiecki. Aktem końcowym była rezolucja, w której polscy federaliści deklarowali przywiązanie „do idei federalnej i wiarę w powstanie ponadpaństwowej wspólnoty europejskiej”. Rezolucję tę, na kongresie Europejskiej Unii Federalistów, która odbyła się w dniach 21-23 stycznia 1955 roku, przedstawił Zygmunt Michałowski. Oprócz niego w delegacji polskiej znaleźli się jeszcze inni członkowie PRW „NiD”: Stanisław Grocholski, Jan Kamiński, Stanisław Srocki (prezes Koła ZPF w Lille, który wszedł w skład delegacji Jeunnesse Européenne Fédéraliste). W siedmioosobowej grupie polskiej, do której należeli także W. Sukiennicki, J. Kosowicz i J. Szumański (prezes sekcji młodzieżowej ZPF w Paryżu, jako reprezentant Union Fédéraliste Universitaire), stanowili większość43. PRW „NiD” próbował też prowadzić działalność wśród młodzieży, jednak nie udało się osiągnąć takiego poziomu jak w przypadku na przykład ugrupowań chadeckich. Niemniej Janusz Cywiński, jako przedstawiciel młodzieży, brał udział w Zgromadzeniu Europejskiej Młodzieży Politycznej (Assemblee Européenne des Jeunesses Politiques), jakie odbyło się w końcu października 1952 roku w Hadze44. Młodzież wysłała swoich przedstawicieli także na wspomnianą konferencję w Londynie w lutym 1952 roku, a ponadto miała okazję wypowiedzieć się w ramach osobnej deklaracji45. *** Ten przegląd podstawowej aktywności nidowców w latach 50. daje pojęcie, jak intensywnie starano się angażować w projekty euro- 43 Kongres Europejskiej Unii Federalistów, komunikat Zarządu Głównego ZPF, styczeń 1955, BPwL, sygn. 1495/13. 44 W protokołach z posiedzeń zachowały się także wypowiedzi Cywińskiego, na przykład Compte rendu. Troisième séance, Jeudi 30 octobre 1952, AAN, w spuściźnie Stanisława Grocholskiego, sygn. 2299/694. 45 Konferencja Ruchu Europejskiego w sprawach Europy Środkowej i Wschodniej, „Biuletyn Polityczny”, 2 lutego 1951, nr 23/24. 77 78 Sławomir Łukasiewicz pejskie. Pomimo tego, że najważniejszym celem politycznym było odzyskanie niepodległości przez Polskę, to jednak zdawano sobie sprawę, że samo odzyskanie wolności i wprowadzenie demokracji w kraju nie mogły dawać gwarancji utrzymania tego stanu rzeczy na dłuższą metę. Szczególnie – parafrazując słowa Zbigniewa Jordana – gdy świat wkroczył w epokę atomową. Myślenie o świecie, który gwałtownie skurczył się do tego stopnia, że nowa broń mogła dosięgnąć każdego, w każdym miejscu na ziemi, musiała spowodować zmianę w myśleniu. Oceniano, że w tej sytuacji autarkiczne istnienie pojedynczych państw jest niemożliwe. Dlatego jedną z recept na poszukiwanie wspólnych, ponadnarodowych rozwiązań był federalizm. W myśleniu nidowców było to hasło, które zdecydowanie i od samego początku odróżniało PRW „NiD” od innych ugrupowań politycznych na emigracji. PRW „NiD” jako jedyny umieścił postulat przyszłej federacji środkowoeuropejskiej w swoim programie i konsekwentnie dążył do jego realizacji w ramach także innych ciał politycznych. Korzeni myślenia o federacji regionu można upatrywać w kilku ważnych elementach, które złożyły się na profil ideowy partii. Pierwszym elementem była koncepcja federacji Polski ze wschodnimi sąsiadami, obecna w myśli ruchu zetowego46, z którym związanych było wielu nidowców (na przykład B. Wierzbiański czy B. Łaszewski). Rozważania te wzmacniała w tym przypadku tradycja piłsudczykowska – próby zbudowania takiej federacji po I wojnie światowej. Bada niu historii tego wątku poświęcił się Marian Kamil Dziewanowski, wydając w latach 60. książkę o federalizmie Piłsudskiego. Wyniknął z tego spór historiograficzny pomiędzy nim a Piotrem Wandyczem, warunkowany innym elementem tradycji federalistycznych w polskim myśleniu o Europie Środkowej. Otóż równie ważne jak próby Piłsudskiego były starania rządu gen. Sikorskiego z okresu wojny, zwrócone nie tyle na wschód, co na południe. Opis rozmów na temat konfederacji polsko-czechosłowackiej i generalnie stosunków polsko-czechosłowackich, począwszy od końca I wojny światowej, był jednym z ważniejszych przedmiotów badań prowadzonych przez P. Wandycza. Różne widzenie oraz różna ocena polskiej tradycji federalnej rzutowały także na dyskusje o możliwych rozwiązaniach politycznych. Stąd rozmowy o tym, co powinno być podmiotem fede46 P. Waingertner, Ruch zetowy w Drugiej Rzeczypospolitej. Studium myśli politycznej, Łódź 2006. Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli … racji – państwa czy narody, albo w jakiej konfiguracji geopolitycznej Polska powinna dążyć do stworzenia federacji. Wynik tych sporów stopniowo przechylał szalę na korzyść zwolenników federacji skierowanej na południe. Wpływ na to miał podział Europy, w wyniku którego potencjalni partnerzy wschodni stali się de facto częścią Związku Sowieckiego. Po drugie, przykład integracji zachodniej części Europy przemawiał bardzo silnie do wyobraźni emigrantów, którzy coraz głośniej proponowali powtórzenie tego eksperymentu w Europie Środkowej. Oczywiście oprócz zdeklarowanych zwolenników takich rozwiązań byli również sceptycy i równie zdeklarowani przeciwnicy. Jednak w łonie PRW „NiD” wszyscy zgadzali się, że federacja jest rozwiązaniem na przyszłość, a jedyny spór, jaki się toczył, dotyczył tradycji państw i inicjatyw federacyjnych, do których należałoby się odwoływać, oraz samego kształtu przyszłej federacji. Wypracowanie tej koncepcji było w jakimś sensie wspólnym dziełem całego ruchu. Jednak, jak to zwykle bywa, kilka osób miało tu szczególny wkład. Jednym z pierwszych naukowców, którzy problem definiowali, był Marian Kamil Dziewanowski. Zarówno sięgał do historii, przedstawiając jako prekursorów ks. Adama Jerzego Czartoryskiego i Józefa Piłsudskiego, jak i analizował przesłanki przemawiające za federacją w Europie Środkowej. Uczynił to między innymi w broszurze zatytułowanej symbolicznie Nie jesteśmy sami...47. Sporo miejsca poświęciłem jej w innej publikacji48, więc tutaj chciałbym jedynie przypomnieć, że Dziewanowski skłaniał się do propozycji federowania narodów (a nie państw) Europy Środkowej „na chrześcijańskich zasadach wolności, sprawiedliwości i demokracji”49. Samo użycie terminu „międzymorze” (łac. intermarium) zbliżało jego koncepcję do ówczesnych propozycji klubów federalnych. Dziewanowski zwracał też uwagę na wartość takiej federacji jako gwaranta geopolitycznego bezpieczeństwa w Europie Środkowej, który byłby w stanie zapobiec powtórzeniu się sojuszu niemiecko-rosyjskiego – takiego, jaki miał miejsce w 1939 roku. Widział także w federacji szansę na podniesienie stopy życiowej jej mieszkańców, a więc uwzględniał w niej czynnik ekonomiczny. Dla Polski przewidywał rolę inicjatora, 47 M. K. Dziewanowski, Nie jesteśmy sami. O krajach i narodach Międzymorza, Londyn 1947. 48 S. Łukasiewicz, Trzecia Europa, s. 353-358. 49 Tamże, s. 354. 79 80 Sławomir Łukasiewicz podkreślając jej szczególne, historyczne predyspozycje do przewodzenia narodom środkowej części Europy. W kolejnych latach Dziewanowski skupił się przede wszystkim na badaniu antecedencji rozwiązań federacyjnych w polskiej historii50. Do grupy teoretyków federalizmu w łonie PRW „NiD” na pewno należy zaliczyć filozofa Zbigniewa Jordana i młodego wtedy badacza myśli politycznej francuskiego liberalizmu Piotra Wandycza. Zacznijmy od scharakteryzowania poglądów Zbigniewa Jordana, niezwykle ważnego filozofa, którego twórczość wciąż nie doczekała się kompleksowego omówienia. W jego przypadku mamy do czynienia z dosyć ciekawym przykładem zbieżności poglądów samego ruchu i paryskiej „Kultury” wydawanej przez Jerzego Giedroycia. Swoje poglądy referował na łamach zarówno broszur „NiD”, jak i „Kultury”. Dla Jordana inspirujące musiały być zarówno rozmowy, które toczył z kolegami z „NiD”, jak i wymiana korespondencji z Jerzym Giedroyciem, uważnie śledzącym wszelkie propozycje dotyczące porządku międzynarodowego. Jordan, jako filozof spadkobierca szkoły lwowsko-warszawskiej, po 1945 roku stał się szybko jednym z ważniejszych teoretyków koncepcji federalnej rozwijanej przez Polski Ruch Wolnościowy „Niepodległość i Demokracja”. Był także członkiem powstałego w 1949 roku Związku Polskich Federalistów. Niedługo po powstaniu ZPF Jordan opublikował tekst O rządzie światowym51, otwierający 36 numer „Kultury”. Tekst zgodnie z sugestią zawartą w korespondencji z Redaktorem ukazał się w październiku 1950 roku, kiedy planowany był zjazd ZPF, choć ten de facto odbył się dopiero w styczniu 1951 roku. Giedroyc tak pisał do Jordana: „Bardzo jestem Panu wdzięczny za nadesłany artykuł, który jest nie tylko bardzo ciekawy ale który całkowicie nam odpowiada «programowo». Specjalnie po kongresie berlińskim doszliśmy z Czapskim do wniosku że jedynym wyjściem jest federacja światowa ta zaś jest możliwa jedynie via pax americana i że trzeba dziś skupić wszystkie wysiłki na oddziaływanie na teren amerykański”52. Artykuł wpisywał się zatem w ówczesną linię „Kultury”, która wyraźnie stawiała – przy wielu zastrzeżeniach – na Amerykę, co przejawiało się także udziałem w rodzącym się Kongresie Wolności 50 Szerzej zob. tamże, s. 358 i n. 51 Z. Jordan, O rządzie światowym, „Kultura”, 1950, nr 10/36, s. 3-20. 52 List J. Giedroycia do Z. Jordana z 29 sierpnia 1950 roku, Archiwum Instytutu Literackiego. Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli … Kultury. Giedroyc widział też konieczność kontynuowania tematu, co znalazło wyraz w dalszej korespondencji. Jednak Jordan wysuwał szereg zastrzeżeń, od tych natury technicznej – braku czasu, po argumenty natury merytorycznej. Warto przytoczyć, co pisał do Giedroycia w tej sprawie: „W essay’u «O Państwie Światowym» miałem na celu zwrócenie uwagi na trzy rzeczy: (1) okoliczności polityczne, ekonomiczne, techniczne wymagają oparcia struktury międzynarodowej na nowych zasadach, których polem zastosowania może być tylko cały świat. (2) Wydarzenia, których jesteśmy świadkami zdają się wskazywać, iż idziemy ku hegemonii jednego mocarstwa nad całym światem. (3) Należy pamiętać, iż (2) nie jest identyczne z (1), chociaż (2) jest, jak się zdaje warunkiem koniecznym (1). To wszystko jest niewątpliwie nie tylko ogólne, lecz nawet ogólnikowe. Nie mniej, w pewnym sensie «trzyma się ziemi». [...] Proponuje Pan obecnie, by od tych ogólników przejść do konkretów. Musimy jednak porozumieć się, co przez te konkrety będziemy rozumieć. Czy ma Pan na myśli konstytucję federalnego rządu światowego, chyba nie. Czy Konstytucję federalną Europy jako części składowej federalnego państwa światowego? Chyba także nie. Przypuszczam, że przez wspomniane przejście rozumie Pan analityczny przegląd tych wszystkich wydarzeń od mowy Churchilla w Zurichu, które miały na celu stworzenie Unii lub Federacji Europy Zachodniej. To jest niewątpliwie potrzebne, lecz gdy analizę tę przeprowadzimy okaże się, że daje nam ona nieoczekiwane rezultaty. Według mego przekonania, Federacja, a nawet Unia Europejska, jest obecnie już pogrzebana. Być może byłoby inaczej, gdyby Europa nie była podzielona. Wysiłki kilku Francuzów, przy całkowitej obojętności mas, budzą podziw, lecz sytuacji nie uratują. Od federacji odżegnują się wszystkie ugrupowania nacjonalistyczno-prawicowe, które federalizm traktowały jako mównicę bez wyrzeczenia się narodowych przesądów i snów o suwerenności i potędze. Przeciw federalizmowi są socjaliści, ponieważ praktyka socjalizmu prowadzi nieuniknienie do narodowego-socjalizmu. Eksperci ekonomiczni i eksperci wojskowi porzucili nadzieję, by federacja europejska stać się mogła samowystarczalna ekonomicznie i militarnie. Zachód, jak mnie się zdaje, obrał nowy kierunek – Wspólnotę Atlantycką, która dopuszcza politycznie większą nieokreśloność związków międzypaństwowych i obiecuje większe szanse powodzenia w sensie militarnym i ekonomicznym. Z tej tendencji wynikają dwie konsekwencje: (1) siła Zachodu – siła realna – wzrasta, co potęguje na- 81 82 Sławomir Łukasiewicz dzieje oparcia się ofensywie komunistycznej, (2) Europa może ulec podziałowi posiadającemu cechy trwałości. Co wówczas stanie się z nami? Europa Środkowo-Wschodnia staje się no man’s land, między Rosją i Niemcami, najpotężniejszym państwem europejskim, związanym z Wspólnotą Atlantycką, mającym swe porachunki z sąsiadami na Wschodzie, którzy co najmniej nominalnie byli w obozie wroga. Perspektywa w rzeczy samej niewesoła. Używając skrótu myślowego: jedyna nasza szansa przetrwania jest w ścisłym związku federalnym państw Europy Środkowo-Wschodniej, której potrzeba wzrasta proporcjonalnie do wzrostu spójności w łonie Wspólnoty Atlantyckiej”. W odpowiedzi Giedroyc zgadzał się z przesłankami proponowanymi przez Jordana, łącznie z tą, że „dotychczasowe próby są już pogrzebane”. Jednocześnie pisał: „Nie bardzo [...] rozumiem wniosku że jedyną szansą przetrwania jest ścisły związek federalny państw Europy Śr[odkowo] Wschodniej. Moje rozumowanie idzie trochę inaczej: wydaje mi się że wojna Stanów Zjednoczonych czy wspólnoty atlantyckiej jak Pan woli z sowietami jest nieunikniona i jest tylko kwestią czasu. Ta wojna zadecyduje czy będziemy mieli pax americana czy pax sovietica. Jaki będzie pax sovietica doskonale wiemy. Natomiast pax americana jest niesłychanie mgławicowy gdyż amerykanie idą do tego konfliktu wbrew swoim najlepszym chęciom. Jest to poważny minus ale jest i plus gdyż daje możność manewru. Wydaje mi się, że trzeba dziś wysunąć tezę że rząd czy federacja światowa może być zrealizowana jedynie przez Amerykanów. Jakkolwiek Amerykanie są wypruci ze zmysłu imperialistycznego grozi tu podwójne niebezpieczeństwo: utrzymanie Rosji jako imperium federacyjnego, a więc właściwie status quo tylko w innym kolorze oraz utrzymanie Niemiec jako najpotężniejszego państwa zachodnio europejskiego. I tu jedynym wyjściem dla nas jest lansowanie porozumień federalnych a przede wszystkim utworzenie federacji Europy środkowo‑wschodniej. Ze swoich nielicznych zresztą kontaktów amerykańskich wydaje mi się że ta koncepcja jest do zalansowania. Cały szereg ludzi jak [James] Burnham np. to chwyta. Trzeba to jednak postawić jasno z kropkami nad i tu wydaje mi się że artykuł Pana może mieć znaczenie dość przełomowe. Można go będzie zalansować w Stanach i da to krajowi i innym narodom zza żelaznej kurtyny realną podstawę do rozmów której dotąd brakło. Moją ambicją jest by jako trybunę do lansowania tej koncepcji wykorzystać kongres [Wolności] Kultury. Wyobrażam sobie więc, że artykuł Pana składał by się z dwóch części 1. krytycznej, Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli … ostrej, a nawet bezlitosnej i 2. pozytywnej tj. amerykańskiej. Nie mam wielkich złudzeń co do Ameryki ale my innego wyjścia nie mamy”. Zamiary Giedroycia wydają się w tej perspektywie zupełnie jasne, łącznie z całkowitym zawierzeniem spraw przyszłości federacji światowej Amerykanom. Jordan nie znalazł jednak czasu, aby taki artykuł napisać, i „Kultura” do realizacji swojego celu wykorzystała inne nazwisko – Jamesa Burnhama. Jordan nie napisał artykułu dla „Kultury” zapewne dlatego, że coraz intensywniej badał kwestie federalizmu i granicy polsko-niemieckiej, tyle że na potrzeby swojego ugrupowania politycznego. W maju 1951 roku opublikował tekst, w którym analizował potencjał gospodarczy krajów Europy Środkowo-Wschodniej, opierając się na przedwojennych danych statystycznych oraz analizując kierunki rozwoju, jakie dały się zaobserwować po wojnie. Dochodził do wniosku, że nawet w sytuacji, kiedy kraje Europy Środkowo-Wschodniej pozostają pod dominacją Moskwy, wyraźnie daje o sobie znać potrzeba koordynowania działań w sektorze surowcowo-przemysłowym. Dawało to powód do optymizmu w przypadku, gdyby doszło do wyzwolenia krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Jordan pokazywał również, że dopiero połączone siły są w stanie rywalizować z potęgą Niemiec, a co więcej – o sile regionu decyduje także nowa granica na Odrze i Nysie, ułatwiająca współpracę poprzez likwidację geopolitycznego klina pomiędzy Polską i Czechosłowacją53. Jordan wrócił do tematu w jednym z kolejnych numerów „Biuletynu Politycznego”54. Przedstawiał w nim argumenty przeciwko tezie, że uprzemysłowienie krajów Europy Środkowo-Wschodniej, tradycyjnie uważanej za region rolniczy, mogłoby zagrozić krajom wysoko uprzemysłowionym. Jordan analizował wskaźniki ekonomiczne i przekonywał, że taki proces może jedynie służyć dobru obu części Europy. Znajdował natomiast kolejne argumenty przemawiające za uprzemysłowieniem Europy Środkowo-Wschodniej, koniecznym wobec „odradzania się potęgi ekonomicznej Niemiec”. Przemiany te, wynikające przede wszystkim z działania planu Marshalla, Jordan oceniał jako bardzo niepokojące i porównywał je do „manewrów republiki weimarskiej, zakończonych 53 Z. Jordan, Perspektywy przemysłowego rozwoju Europy Środkowej, „Biuletyn Polityczny”, 5 maja 1951, nr 8. 54 Tenże, Zagadnienie uprzemysłowienia Europy Środkowej, „Biuletyn Polityczny”, 2 czerwca 1951, nr 10. 83 84 Sławomir Łukasiewicz pełnym sukcesem finansowym i przemożną potęgą militarną Niemiec Hitlera”55. Jednak przyglądając się postępom nadmiernej industrializacji oraz metodom towarzyszącym kolektywizacji rolnictwa, Jordan dochodził do wniosku, że przynoszą one katastrofalne skutki społeczne, chociażby w postaci braku żywności56. Ostatecznym efektem tych prac była świetnie udokumentowana, anglojęzyczna broszura przedstawiająca racje w obronie granicy na Odrze i Nysie57. Jordan wracał jeszcze do problemów federalizmu między innymi w broszurze Niepodległość i federalizm58, wydanej przez PRW „NiD”. Z problemem porządku światowego i różnych rozwiązań federalnych wiązała się także sprawa integracji europejskiej. Nidowcy częstokroć powracali do tego wątku, przede wszystkim referując przebieg posiedzeń Ruchu Europejskiego czy poświęconych tym problemom spotkań polityków zachodnich. Jednak obok tej warstwy opisowej wielokrotnie zdobywali się na własny komentarz do rozwoju sytuacji, a nawet proponowali własne scenariusze jej rozwoju. Do takich propozycji trzeba zaliczyć artykuł Rowmunda Piłsudskiego Najpierw wyzwolenie, potem zjednoczenie z czerwca 1951 roku59. W gruncie rzeczy zbierał w nim całość toczących się wtedy wśród federalistów wątków. Zagrożenie dla Europy ze strony Związku Sowieckiego, uzależnienie od pomocy amerykańskiej oraz trudności z przekonaniem państw europejskich do procesu integracji, zdaniem Piłsudskiego przesądzały o tym, że w kolejnych latach politycy europejscy powinni skupić się na budowaniu zaplecza społecznego oraz na „pracach odcinkowych o charakterze funkcjonalnym”. Z prawdziwą integracją należałoby zaś poczekać do wyzwolenia całości kontynentu spod dominacji sowieckiej i usunięcia zagrożenia ze wschodu. Jest to o tyle ciekawy artykuł, że Piłsudski diagnozował w ten sposób odej- 55 Tenże, Odradzanie się potęgi ekonomicznej Niemiec, „Biuletyn Polityczny”, 20 października 1951, nr 18. 56 Tenże, Planowanie a rzeczywistość za żelazną kurtyną, „Biuletyn Polityczny”, 5 stycznia 1952. 57 Broszura Jordana zaliczana jest do najważniejszych osiągnięć polskiej polityki emigracyjnej tego czasu. Z. Jordan, Oder-Neisse Line. A Study of the Political, Economic and European Significance of Poland’s Western Frontier, London 1952. 58 Jej tekst został przypomniany w wydawnictwie: O jedność Europy. Antologia polskiej XX-wiecznej myśli europejskiej, wybór i oprac. S. Łukasiewicz, Warszawa: Urząd Komitetu Integracji Europejskiej 2007; wersja angielska: Towards a United Europe: An Anthology of Twentieth Century Polish Thought on Europe, Warszawa: Ministerstwo Spraw Zagranicznych 2011. 59 R. Piłsudski, Najpierw wyzwolenie, potem zjednoczenie, „Biuletyn Polityczny”, 2 czerwca 1951, nr 10. Projektowanie Europy. Studium emigracyjnej działalności i myśli … ście od pomysłów natychmiastowej, głębokiej integracji europejskiej, jakie proponowali między innymi federaliści europejscy, do których sam się zaliczał! Jednak taki scenariusz, jego zdaniem, był bardziej korzystny dla narodów Europy Środkowo-Wschodniej, które po wyzwoleniu mogłyby zostać włączone w ten niezaawansowany jeszcze proces integracji. Patrząc z pewnej perspektywy, widać, że rzeczywiście koncepcja „integralna” została odsunięta w czasie i przez kolejne lata Europa nie była w stanie wypracować wspólnych instytucji i polityk chociażby w zakresie obrony czy spraw zagranicznych. Skupiano się natomiast na działaniach sektorowych, które pozwalały przede wszystkim pogłębiać integrację gospodarczą. Jednak nawet ten wąski, funkcjonalny wycinek integracji wzmacniał również pozycję polityczną Europy Zachodniej, czego Piłsudski nie mógł w tym czasie przewidywać. Niemniej odejście od metody integralnej na rzecz metody funkcjonalnej stawało się faktem i trzeba przyznać, że w tej diagnozie przywódca PRW „NiD” wykazał się przenikliwością. Do najważniejszych efektów tych działań i dyskusji prowadzonych w latach 50. należy szereg publikacji, które w nowatorski jak na owe czasy sposób przedstawiały zarówno niuanse europejskiej integracji, jak również polskie tradycje i zaangażowanie. Do najważniejszych książek na temat integracji europejskiej widzianej z polskiej perspektywy należą prace A. Bregmana Polska i Nowa Europa (Londyn 1963)60 oraz stanowiące w jakimś sensie jej kontynuację obszerne kompendium P. Wandycza (napisane wspólnie z Ludwikiem Frendlem) Zjednoczona Europa. Teoria i praktyka (Londyn 1965). Obie książki ukazały się w Londynie, nakładem wydawnictwa Polonia Book Fund, kierowanego przez Andrzeja Stypułkowskiego, który widział w nich ważną dla polskiego czytelnika serię. Książka Bregmana powstawała najpierw jako cykl artykułów dla „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” oraz cykl audycji dla RWE61. Kiedy książka była już gotowa, Bregman przesłał do RWE tzw. odbitki korektorskie, z sugestią, aby wykorzystać je na antenie. W posłowiu, zamy- 60 Fragmenty tej książki zostały ostatnio przypomniane w antologiach: Polskie wizje Europy w XIX i XX wieku, red. P. Loew, Wrocław 2004 oraz w przywoływanej już O jedność Europy. Antologia polskiej XX-wiecznej myśli europejskiej. 61 Wymiana korespondencji pomiędzy A. Bregmanem i J. Nowakiem w sprawie tytułów audycji (listy z 7 listopada, 9 listopada, 22 listopada i 28 listopada 1962 roku) zachowała się w Instytucie Polskim i Muzeum im. Generała Sikorskiego, kol. 265, t. 5. 85 86 Sławomir Łukasiewicz kającym książkę, autor, będący pod wrażeniem zerwanych rokowań z Wielką Brytanią, pisał o przystąpieniu do EWG: „Obecny kryzys nie jest ani pierwszym na drodze do realizacji idei europejskiej, ani też z pewnością ostatnim. [...] Nikt nie wie dziś na jak długo odwlekło się przystąpienie W. Brytanii do EWG. Tym bardziej nikt nie może przewidzieć kiedy Europa wschodnia będzie mogła razem z resztą rodziny europejskiej budować jedność całej Europy. Ale, poprzez kryzysy i opory, droga nieuchronnie wiedzie do celu”. Trudno dzisiaj odmówić trafności tym stwierdzeniom. *** Z kierunkiem wypracowanym w ramach PRW „NiD” jeszcze w latach 50. można też wiązać inne dzieło – Jana Kroka-Paszkowskiego, wieloletniego redaktora RWE, a później polskiej sekcji BBC, który w 1975 roku opublikował książkę Między Brukselą a Moskwą. Procesy integracyjne w Europie, podobnie jak książki Bregmana i Wandycza wydaną przez Polonia Book Fund. W 1976 roku J. Jankowski namawiał Radio Wolna Europa, a dokładnie Z. Michałowskiego (ówcześnie p.o. dyrektora RP RWE), do wprowadzenia na antenę audycji o federalizmie i Europie oraz powierzenia ich Ludwikowi Frendlowi. Michałowski, dziękując za sugestie, pisał jednocześnie, że sprawy europejskie w radiu komentowane są na bieżąco „w nawiązaniu do różnych wydarzeń, konferencji, decyzji, wizyt mężów stanu itp.”62. I choć obaj nie utrzymywali już związków z PRW „NiD”, to na pewno można to uznać za kontynuację wcześniejszych działań. Co ciekawe, jeszcze w końcu lat 80. pojawiły się postulaty wznowienia działalności ZPF. Widziano w tym szanse na pobudzenie myślenia europejskiego w kraju. Była to próba powrotu do dawnych idei i planów. Szczególnie aktywny był na tym polu Stanisław Grocholski, którego ogromne archiwa zawierają z całą pewnością wiele informacji również na ten temat. Ten krótki z konieczności przegląd pokazuje, że wiele aspektów polskiego zaangażowania w myśl i procesy integracyjne w Europie czeka jeszcze na swoje solidne opisanie. 62 List J. Jankowskiego do Z. Michałowskiego z 8 marca 1976 roku i odpowiedź z 25 marca, w spuściźnie Jerzego Jankowskiego, BPwP, sygn. akc. 5636. Hubert Łaszkiewicz 1413 – 1543 – 2013. Litwa i Korona, Anglia i Walia 1413 – 1543 – 2013. Lithuania and the Crown, England and Wales Shared history plays an important part in the Polish-Lithuanian relations. However, the Polish and Lithuanian interpretations of that history are different. Overcoming those differences is possible only to a certain extent. The purpose of this article is to show to what extent comparative studies can contribute to a better understanding of the differences in the knowledge of and the way in which the history is remembered in Poland and Lithuania. It also attempts to build a dialogue about the past and the future. Początek XXI wieku niesie ze sobą powódź kolejnych rocznic w skali ogólnoeuropejskiej i w skali poszczególnych regionów Europy. Zbliża się chociażby rocznica wybuchu I wojny światowej, która zakończyła wiek XIX i zburzyła porządek europejski ukształtowany po kongresie wiedeńskim w 1815 roku. Wiele z tych rocznic odnosi się do ważnych wydarzeń z historii Polski i (lub) krajów sąsiednich. W roku 2012 Federacja Rosyjska obchodzi 400-lecie przezwyciężenia Smuty. Święto to, ustanowione w 2004 roku i obchodzone odtąd 4 listopada, zastąpiło świętowanie 7 listopada kolejnych rocznic rewolucji październikowej. W świadomości Polaków to święto pojawiło się ze względu na apel o pojednanie podpisany w sierpniu 2012 roku przez patriarchę moskiewskiego i całej Rusi Cyryla oraz metropolitę arcybiskupa przemyskiego Józefa Michalika, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Rocznica bitwy pod Kłuszynem w 1610 roku, także związana z historią stosunków polsko-rosyjskich, została przysłonięta przez obchody 600-lecia bitwy pod Grunwaldem, organizowane wspólnie przez Polskę i Litwę. Stan stosunków polsko-litewskich w tym czasie wydawał się znakomity – zwiastował rozstrzygnięcie 88 Hubert Łaszkiewicz zagadnień spornych, które od wielu lat dzieliły obydwa kraje. Zapowiedzi i nadzieje nie zostały spełnione. Po krótkim okresie przerwy napięcia powróciły. Stosunki dyplomatyczne pomiędzy obydwoma krajami są złe i nie słychać o żadnych nowych propozycjach, które mogłyby je wyprowadzić z tego impasu. W związku z tym nic nie wskazuje na to, aby rocznica unii horodelskiej z 1413 roku wywołała po obu stronach granicy pozytywny impuls do otwarcia nowego etapu współpracy i budowania porozumienia w sprawach istotnych dla obydwu państw, ich obywateli i narodów. W każdym razie nie słychać, aby szykowano się do uroczystości podobnych do tych, które towarzyszyły 600-leciu zwycięstwa pod Grunwaldem. Tymczasem upłynęło już ponad dwadzieścia lat, od kiedy oba kraje odzyskały niepodległość i suwerenność, obydwa zrealizowały też swoje cele strategiczne, wchodząc w skład sojuszu NATO i Unii Europejskiej. Jeżeli stan stosunków politycznych jest nadal zły i nie ma pomysłów na jego poprawienie, należy sądzić, że przyczyny muszą być znacznie głębsze niż tylko te związane z bieżącymi konfiguracjami władzy w Wilnie i Warszawie. Dwie drogi mogą prowadzić do odpowiedzi na pytanie o przyczyny niemożności rozwiązania kwestii spornych i w związku z tym o blokadę w stosunkach polsko-litewskich i litewsko-polskich. Jedna to szczegółowe zestawienie różnic, konfliktów i wskazanie na odpowiedzialność każdej ze stron, albo tylko jednej, za zaniedbania, złą wolę, nieumiejętność, brak wrażliwości i wyobraźni, aby te problemy rozwiązać. Tą drogą obie strony postępują od dawna i trudno odnaleźć luki w literaturze poświęconej stosunkom pomiędzy Polską i Litwą, Polakami i Litwinami, i oczywiście na odwrót. Skoro dysponujemy szczegółowo i kompetentnie zestawionymi „zeszytami skarg i zażaleń”, a nie posuwa to debaty w stronę rozwiązań normalizujących stosunki, warto wobec tego spróbować innej drogi. Zakłada ona nie tyle odnoszenie się do stosunków wzajemnych wprost, co szukanie tła porównawczego, które przez kontrast lub zbieżności (nie przesądzamy ani o jednym, ani o drugim) pozwoli spojrzeć na zagadnienie z odmiennego punktu widzenia. Takim spojrzeniem może być porównanie unii Królestwa Polskiego z Wielkim Księstwem Litewskim, a unii Królestwa Anglii z Księstwem Walii. 1413 – 1543 – 2013. Litwa i Korona, Anglia i Walia Wielka Brytania – Rzeczpospolita – Commonwealth Porównania historyczne niosą ze sobą element pewnej dowolności. Wybór przedmiotu do porównań zawsze jest zakorzeniony w jakimś wyborze ideowym lub ideologicznym i uwarunkowany jakimś celem perswazyjnym, który jest z nimi związany. W kontekście związków państwowych pomiędzy Wielkim Księstwem Litewskim i Królestwem Polskim związki Walii z Anglią pojawiają się bardzo rzadko. Spośród unii, które kształtowały brytyjską historię, zwykle wymienia się unię pomiędzy Królestwem Szkocji i Królestwem Anglii z 1707 roku, jako wydarzenie porównywalne z uniami pomiędzy Polską i Litwą, a szczególnie unią lubelską z 1569 roku. Porównanie to umocowane jest na kilku zbieżnościach historycznych. Po pierwsze obydwa królestwa (Szkocja i Anglia) miały za sobą długi czas niepodległego i samodzielnego istnienia. Po drugie konflikty zbrojne pomiędzy nimi były przedzielone okresami współpracy, a raczej próbami podporządkowania Szkocji przez Anglię. Po trzecie zanim doszło do unii pomiędzy królestwami, zatwierdzonej przez obydwa parlamenty, Szkocja i Anglia zostały połączone unią dynastyczną, dzięki przejściu tronu Tudorów do rodziny Stuartów po śmierci królowej Elżbiety I w 1603 roku. Po czwarte akt unii lubelskiej miał według niektórych inspirować rozwiązania przyjęte w czasie stanowienia unii realnej pomiędzy Szkocją i Anglią w 1707 roku. I po piąte, unia pomiędzy obydwoma królestwami przetrwała mimo zmiennych kolei historycznych bardzo długo, wywierając przemożny wpływ na obydwa państwa i narody. W związku z tym, że ocena jakościowa zawsze może być podważona, trudno ocenić, na który z nich unia ta wywarła większy wpływ, ale zapewne Szkocja pod wpływem tej unii zmieniła się bardziej niż Anglia. Wszystko to sprawia, że porównania pomiędzy związkami Szkocji i Anglii a Litwy i Polski weszły do repertuaru studiów porównawczych, jakkolwiek osiągnięte w badaniach nad nimi rezultaty nie są raczej obecne w przestrzeni publicznej, pozostając własnością członków wspólnoty akademickiej. Walia a Litwa. Podobieństwa Związki Walii i Anglii mają odległą metrykę. Jednak nabrały szczególnego charakteru, odkąd Henryk Tudor (Henryk VII) został królem 89 90 Hubert Łaszkiewicz Anglii. Unia z Królestwem Anglii z 1536 i 1543 roku uczyniła z Walii kraj korony angielskiej, z takimi samymi prawami jak w Anglii i z prawem do posiadania reprezentacji parlamentarnej w Londynie. Unia ta właściwie zniosła odrębności Walii także w zakresie sądownictwa. Związki Litwy i Korony układały się odrębnie. Odnaleźć w nich można jednak pewne zbieżności. Zacząć należy od paraleli, które narzucają się swoją oczywistością. Otóż zarówno Walia, jak i Litwa dały swoim sąsiadom dynastię. Walia dała Anglii Tudorów, a Litwa Polsce Jagiellonów. W obydwu przypadkach wybór nowej dynastii stabilizował problem sukcesji na tronie i w opinii potomnych stał się błogosławieństwem. Obydwie dynastie podjęły też cały szereg decyzji, albo decyzje te podjęto w latach ich panowania, które w sposób znaczący zaważyły na losach ich królestw w następnych wiekach. Dla Anglii decyzje podjęte przez Tudorów w zakresie polityki wewnętrznej i zagranicznej, w zakresie spraw religijnych, gospodarczych miały doniosłe znaczenie – którego konsekwencje widoczne są do dzisiaj. Czas Tudorów, a właściwie ostatniej władczyni z tej rodziny, królowej Elżbiety I, jest też czasem szczególnym dla ukształtowania się literackiego języka angielskiego – zarówno w poezji, jak też w teatrze – teatr elżbietański jest przecież kategorią kultury angielskiej samą w sobie. Nie wydaje się jednak, aby wszystkie te wydarzenia łączone były z kategorią „walijskości” Tudorów. Niewątpliwe jest jedno, w pamięci historycznej Anglii połączono Tudorów z najważniejszymi, strategicznymi, przemianami w kraju, takimi jak: utworzenie Kościoła narodowego, rozpoczęcie zamorskiej ekspansji, wzrost roli Parlamentu, reformy agrarne. Z rodziną Jagiellonów, która objęła tron w Królestwie Polskim, także łączy się ważne wydarzenia, które zdeterminowały następne wieki historii Polski: przede wszystkim przesunięcie granic sfederowanego królestwa Polski i Litwy na wschód. Z Jagiellonami wiąże się także rozkwit kultury polskiej – dlatego też wiek XVI zwany jest „wiekiem złotym”. Podobnie jak w wypadku Tudorów, zarzuca się Jagiellonom, ale ze strony litewskiej, że osierocili swój kraj ojczysty. Czyli w wyniku unii dynastycznej i w jednym, i w drugim wypadku status języka kraju pochodzenia znacznie się zmienił. W Walii zaczęto wprowadzać angielski – jest już o tym mowa w akcie unii z 1536 roku i w następnych decyzjach królewskich podejmowanych później, na przykład w uzupełnieniu do aktu unii z 1543 roku. W Wielkim Księstwie Litewskim sprawa się komplikuje o tyle, że język którego status nie 1413 – 1543 – 2013. Litwa i Korona, Anglia i Walia został wzmocniony, a właściwie stworzony, to litewski. Ruski, łacina, niemiecki funkcjonowały równie dobrze przed zawarciem unii horodelskiej, jak też po niej. Unia lubelska i związane z nią decyzje wzmacniały niewątpliwie język ruski, jako język kancelarii wielkoksiążęcej, ale – podobnie jak w Walii – nie mówiły nic o języku litewskim. Z punktu widzenia ewolucji litewskiej świadomości narodowej, odkąd zaczęła się ona kształtować jako zjawisko nowoczesne (od drugiej połowy XIX wieku), fakt ten, a więc brak niejako miejsca dla litewskiego w szkole, w kościele, w sądzie, był podnoszony przez wszystkich. O ile imperium stworzone przez Tudorów przetrwało samą dynastię, o tyle Rzeczpospolita stworzona przez ostatniego Jagiellona, Zygmunta II Augusta, nie przetrwała politycznie końca XVIII wieku, a więc – utrata języka i jego słaby rozwój w ramach umiejętności czytania i pisania. W obu krajach ruch powrotu do języka ojczystego stał się szczególnie żywy od drugiej połowy XIX wieku i dokonywał się raczej jako odwrót od tych procesów asymilacji językowej, odpowiednio angielskiej i polskiej, które rozpoczęły unie pomiędzy Polską i Litwą a Anglią i Walią. Ważnym zagadnieniem jest też wpływ instytucji politycznych, sposobu organizacji państwa. W wypadku Walii i Anglii nie ma mowy o dwukierunkowych zapożyczeniach. To strona angielska jest stroną dominującą, i to z Anglii szły wzory polityczne, sądowe i administracyjne do Walii, a nie odwrotnie. Sam akt unii z 1536 roku włączył Walię do Królestwa Anglii między innymi przez to, że odtąd Walia miała wybierać i wysyłać posłów do Parlamentu w Londynie. W stosunkach Polski z Litwą w dobie unii lubelskiej przemiany agrarne, przemiany instytucji politycznych, organizacji administracyjnej terytorium także wędrowały z Korony. Sejm Wielkiego Księstwa został połączony z Sejmem Królestwa Polskiego i to według zasad przyjętych w tym ostatnim. Odszedł, a właściwie po 1569 roku stopniowo odchodził, Sejm litewski, choć nie całkowicie, a w jego miejsce pojawił się wspólny parlament: Sejm i Senat – obydwa ukształtowane według zasad istniejących i stosowanych w Koronie. Rzecz ciekawa, że w przeciwieństwie do Walii, która swe prawa recypowała z Anglii, począwszy od unii w 1536 roku i w latach następnych, Litwa ochroniła swój własny dorobek prawny. W przeciągu kilkudziesięciu lat wprowadzono trzy kodyfikacje praw litewskich: I Statut Litewski (1529), II Statut Litewski (1566), III Statut Litewski (1588). Korona na takie kodyfikacje prawa się nie zdobyła do końca swego istnienia. 91 92 Hubert Łaszkiewicz Wreszcie poczucie odrębności państwowej i regionalnej. A właściwie i jednej, i drugiej. Zarówno w Walii, jak i na Litwie było ono silne i stanowiło element wiążący społeczeństwa obydwu krajów przez bardzo długi czas. Nawet tam, gdzie walijski czy litewski przestały być używane, a w wypadku Litwy dodać by należało język staroi średniobiałoruski, nie oznaczało to odejścia od tożsamości walijskiej czy litewskiej. Mogła być ona wyrażana także w innym języku: odpowiednio angielskim i polskim. Paraleli i porównań pomiędzy Anglią i Walią a Królestwem Polskim i Wielkim Księstwem Litewskim można odnaleźć jeszcze wiele. Można też wskazać, że zarówno wśród świadków tych związków, jak też ich późniejszych interpretatorów kilka spraw wybija się na plan pierwszy, jako zjawiska wspólne. Niewątpliwie będzie to przekonanie (i po stronie Walii, i po stronie Litwy), że w czasie zawierania unii i w czasach, które nastąpiły po nich, zachodziła stopniowa asymilacja językowa i kulturowa przyciągająca Walię do Anglii i Litwę do Polski. Rzadziej są wskazywane kierunki oddziaływania Litwy na Polskę i Walii na Anglię. Nierównoprawne partnerstwo, być może określane nawet jako utracona szansa na własną modernizaję, czy to Walii, czy też Litwy, wskazuje, że ocena wspólnych wieków przeżytych w upodabniających się do siebie strukturach społecznych, politycznych i innych, w tym artystycznych, bywała i jest nadal wartościowana różnie i z różnymi konsekwencjami dla pracy nad wspólnym dziedzictwem kultury. Kłopot z wartościowaniem polega na tym, że nie jest łatwa do pokazania pełna paleta wspólnego dziedzictwa, i to z prostego powodu. Po obu stronach granicy występowała i występuje nadal bardzo silna dysproporcja w znajomości wzajemnych języków. O ile można powiedzieć, że zarówno Walijczycy, jak też Litwini posiadali znajomość języków silniejszej strony w ramach unii (angielskiego i polskiego), o tyle ani w Anglii, ani w Koronie nie znano języków Walii czy Litwy. Ta asymetryczność stała się podstawą budowania w obydwu krajach poczucia straty, wykorzystywania, niedoceniania i braku samodzielności. Równolegle do procesów budowania odrębności Walii i Litwy rosły także zjawiska i postawy łączące je ze współczłonkami unii: odpowiednio Anglią i Polską. Ostatecznie w Walii zwyciężyło poczucie łączności politycznej z Anglią, które nie wyklucza jednak starań o daleko nawet idącą autonomię. Litwa wybrała całkowicie samodzielną drogę rozwoju i po okresie przebudzenia narodowego w drugiej połowie XIX wieku zrealizowała postulat 1413 – 1543 – 2013. Litwa i Korona, Anglia i Walia niepodległości w 1918 roku. Przywiązanie do własnej państwowości wykształcone w okresie niepodległości na Litwie (1918-1940) okazało się bardzo silne: nie przysłoniły go doświadczenia kilkudziesięciu lat stanowienia części ZSRR. Perspektywa niepodległości dzieli wyraźnie historię Litwy i Walii. W tej ostatniej nigdy nie wyartykułowano i nie wcielono w życie postulatu pełnej niepodległości i samodzielności w stosunku do potężnego sąsiada, jakim jest Anglia. Obrazy unii w świadomości historycznej Spojrzenie paralelne na Walię i Anglię oraz na Polskę i Litwę wskazuje, że żadna ze stron unii ostatecznie nie czuła się z niej zadowolona, chodzi oczywiście o Walię i o Litwę. „Gniewy o unię” odpowiednio litewską i walijską zakończyły się powstaniem niepodległego państwa litewskiego w 1918 roku, a w Walii związane są z powracającymi postulatami większej autonomii. Postulaty te po niepowodzeniach z końca lat 1970. i początku lat 1980. są realizowane, ale nic nie wskazuje na to, żeby miały prowadzić do secesji Walii z unii z Królestwem Anglii. W nauczaniu historii po stronie polskiej i angielskiej unie z sąsiadami traktowane są w sposób odmienny. W większości opowieści historycznych unie te traktowane są jako sukces, a przynajmniej rozpowszechnianie zdobyczy cywilizacyjnych (prawnych, politycznych) na kraje sąsiednie. W związku Anglii z Walią podkreśla się wprowadzenie pokoju wewnętrznego, prawa, organizacji politycznej, reprezentacji parlamentarnej po uniach z lat 1536-1543. Odbiór tych samych unii po stronie walijskiej, oczywiście przy całej umowności tego pojęcia, ponieważ mieszkańcy Walii nie są jednorodni i większość z nich w sensie politycznym nie występuje przeciwko związkowi z Anglią, jest zróżnicowany. Dobrze to podsumował John Davies w Historii Walii, wydanej najpierw po walijsku, a potem w przekładzie na język angielski, który napisał, że chociaż wiele razy zapowiadano śmierć Walii mówiącej po walijsku, ona ciągle istnieje: „Książka ta została napisana z wiarą i przekonaniem, że naród jako taki ciągle istnieje”. To zdanie nie może jednak przesłaniać innego J. Davies, A History of Wales, Penguin Books, 1994, s. 686: „This book was written in the faiths and cofidence that the nation in its fullness is yet to be”. 93 94 Hubert Łaszkiewicz przekonania, a mianowicie tego, że historia Walii w jej walijskim, a nie angielskim kształcie, jest doświadczeniem „ciągłego umierania i odradzania się”. W tym miejscu perspektywa litewska jest zupełnie odmienna. Doświadczenie przeszłości, dziedzictwo unii pełnią inną rolę niż w Walii. Na Litwie w budowaniu historycznego obrazu unii z partnerem silniejszym dążono przede wszystkim od oczyszczenia pamięci historycznej z obrazów dotyczących jego obecności, właśnie po to, aby nie pisać tego, co dzisiaj piszą o swoim istnieniu Walijczycy (jakaś część z nich oczywiście). Jak by to dziwnie nie zabrzmiało, ale w wypadku i Walii, i Litwy dążono do rozplątania tkaniny dziejów i wskazania, który element mozaiki był własnością jednej i tylko jednej strony. Amputowano przez to, szczególnie po stronie litewskiej, wszystko to, co mogłoby wspierać niejasności w rozróżnieniu pomiędzy Litwą a Polską. Droga do osiągnięcia zamierzonego celu była i długa, i niełatwa. Jednak, mimo bolesności wielu zabiegów politycznych i kulturowych, okazała się zwycięska. Dowiodła tym samym, że tylko w ten sposób można zapewnić stabilność istnienia narodu i państwa. W związku z tym świętowanie kolejnych rocznic upamiętniających zbliżenie pomiędzy Polską i Litwą z perspektywy litewskiej wygląda zupełnie inaczej niż z perspektywy polskiej. Dla strony polskiej po latach braku możliwości swobodnego dialogu, w tym dialogu intelektualnego, ze stroną litewską kolejne rocznice wydają się świetną okazją do powrotu do przeszłości i, siłą rzeczy, jej przeżywania tak, jakby miała ona stanowić podstawę dla przyszłości. Dla strony litewskiej istotna jest dzisiaj granica pomiędzy przeszłością, która choć cenna i ważna, jest (być musi) rozdziałem zamkniętym, a to dlatego, że w sposób nieunikniony będzie, jako tradycja ożywiona, prowadziła do refleksji, które prowadzą Walijczycy. Pozornie dyskurs historyczny na temat kultury Wielkiego Księstwa Litewskiego prowadzony przez historyków polskich i litewskich jest bardzo zbliżony. Wystarczy porównać dwie bardzo ciekawe książki, które dokumentują różnorodność kulturalną tego kraju: Kultura Wielkiego Księstwa Litewskiego. Analizy i obrazy oraz Księga Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ku europejskim tradycjom wspólnotowości. Wspólna publikacja naukow- Tamże: „As Wales seems to experience recurrent death and rebirth [...]”. Opracowanie Vytautas Ališauskas [i in.], przekład Paweł Bukowiec, Beata Kalęba, Beata Piasecka, Kraków: Universitas, 2001. 1413 – 1543 – 2013. Litwa i Korona, Anglia i Walia ców i pisarzy z Białorusi, Litwy, Polski. W obu publikacjach Wielkie Księstwo Litewskie w związku z Koroną jest przedstawione jako fascynujące miejsce spotkania i przenikania się kultur, religii, tradycji historycznych, języków. Ważne jest jednak, jaką perspektywę dalszą, w tym polityczną, ma przypominanie przeszłości. W wypadu książki autorów litewskich zadanie intelektualne jest ograniczone do „przypomnienia” przeszłości, ale przy całej nostalgii przeszłość ta jest już rozdziałem zamkniętym. Tego charakteru zamkniętego przeszłości nie dostrzega strona polska (odwołując się do paraleli Walii i Anglii, można powiedzieć, że wielu Anglików nie bardzo wie, o co Walijczykom chodzi, kiedy martwią się „zamieraniem ich języka”), dla której intelektualna restytucja przeszłości ma walor istotny dla przyszłości. Jedna strona chce zamknąć przeszłość w przeszłości, a druga chce otworzyć przeszłość na przyszłość. Co ostatecznie wynika z tych, wydawałoby się, subtelnych różnic? Jedna rzecz zasadnicza i fundamentalna. Świętowanie jakichkolwiek rocznic i dat, które przypominają przebytą pomiędzy obydwoma krajami i narodami drogę, ma zupełnie inne znaczenie dla strony polskiej i litewskiej. Dla pierwszej będzie to przypomnienie o „szczęśliwym” okresie politycznym i kulturalnym, który współtworzył prawdziwą czy też mniemaną, ale jednak wielkość kraju, dla drugich zaś, nie zaprzeczając fascynacji tą przeszłością i szacunku dla tego dziedzictwa, jest to jednak przypomnienie drogi, która, gdyby nie została przerwana, prowadziłaby prosto do tego, co dzisiaj mogą o sobie powiedzieć Walijczycy mówiący po walijsku: jesteśmy, ale nasz los to ciągłe zamieranie i ciągłe odradzanie się. Podsumowanie Krystyn Donelajtis w Porach roku, klasycznym utworze literatury litewskiej, zachwyca się przemiennością i cyklicznością świata ludzi zanurzonego w świecie przyrody. Pewność zamierania przyrody i jej wiecznego odradzania się sprawia radość człowiekowi (rolnikowi), który z nią współpracuje. Ta cykliczność buduje poczucie bezpieczeństwa: życie nie jest łatwe (na wiosnę budzą się na przykład także Koncepcja Andrzej Strumiłło, Sejny: Fundacja Pogranicze, 2008. 95 96 Hubert Łaszkiewicz pchły, które gryzą ludzi), ale jest przewidywalne. Aby było w pełni przewidywalne, musi istnieć pewność, że powtarzalność rzeczy i spraw, pór roku dokonuje się tylko w ograniczonym i ściśle ustalonym zakresie. Inaczej grożą niespodzianki, a te budzą niepokój. Nie wszyscy bowiem chcą, żeby przeszłość się powtórzyła, bo inaczej wartościują jej rezultaty. Unia horodelska – razem czy osobno? Tak jak napisano wyżej, świętowanie unii horodelskiej w 2013 roku wspólnie przez Litwę i Polskę nie wydaje się możliwe w duchu wzajemnego zachwytu nad dawną przeszłością. Dla jednych jest to bowiem przeszłość, która uwięziła siły rozwojowe narodu i państwa litewskiego, a dla drugich jest to przeszłość przygotowująca, pomijając już kwestie polityczne, wspaniałość kultury polskiej, z której jesteśmy dumni. Pobyty dra Samuela Johnsona w Walii nie sprawiły, że zajął on się bogactwem języka walijskiego, ale pomogły mu napisać fundamentalny słownik języka angielskiego. Adam Mickiewicz stworzył co prawda pod wpływem języka litewskiego jeden neologizm, który wszedł na stałe do imiennictwa w języku polskim (imię Grażyna), ale nie wsparło to rozwoju języka literackiego litewskiego tak, jak Pory roku Donelajtisa. Dla jednych więc przeszłość powinna zostać bursztynem więżącym ciekawe okazy owadów, a dla drugich? W tym właśnie jest problem, że nie mówimy, kiedy rzecz idzie o przeszłość Litwy, o owadach, ale przede wszystkim o ludziach, którzy deklarują swoją tożsamość polską. Wspólne obchody unii horodelskiej, aby można je było wpisać w szerszy plan polityczny poprawy stosunków polsko-litewskich, muszą uwzględnić zasadnicze, choć nie zawsze widoczne na pierwszy rzut oka, różnice w stosunku do wspólnej historii. Punktem wyjścia nie może być jednak historia, ale prawo i konstytucja, które dają każdemu mieszkańcowi i Litwy, i Polski status obywatela, a wraz z nim zestaw określonych praw i obowiązków. Rozpoczynanie rozmowy od przeszłości zawsze zakończy się niepowodzeniem. Dla strony polskiej jest ona tym, co należałoby wznowić, dla strony litewskiej tym, co należałoby poprawić i zamknąć, ponieważ w pewnym momencie uznano, że dla zachowania i rozwoju narodu należy przeciąć ciągłość rozwoju historycznego. Los Walii, nawet jeżeli Walijczycy od dziecka mogą uczyć się w języku angielskim (piszę to 1413 – 1543 – 2013. Litwa i Korona, Anglia i Walia oczywiście z pewną ironią), nie jest w żaden sposób nęcący dla przeważającej części Litwinów i to niezależnie od ich poglądów politycznych. Uszanowanie przeszłości i zgoda na różnorodną teraźniejszość wynikać musi dla strony litewskiej ze współczesnych zobowiązań politycznych i prawnych. Argumentacja historyczna, tak przydatna w czasach rocznic (patrz przykład wspólnych uroczystości grunwaldzkich), działa krótko i w dłuższym czasie jest nieskuteczna. Jako jeszcze inny przykład inspiracji dotyczących roli pamięci i tradycji historycznych w stosunkach pomiędzy narodami może posłużyć skomplikowany węzeł stosunków pomiędzy Czechami i Niemcami. Rzecz w Polsce mało znana i mało dyskutowana. Świetnym wprowadzeniem w to zagadnienie (i nie tylko w to) jest wywiad z o. Dominikiem Duką OP, arcybiskupem Pragi i prymasem Czech, Tradycja jest wyzwaniem. Z prymasem Czech, arcybiskupem Pragi Dominikiem Duką OP rozmawiają Tomasz Dostatni OP i Jaroslav Šubrt, przełożył Andrzej Babuchowski, posłowiem opatrzył Jacek Baluch, Poznań: W Drodze, 2012. Dla stosunków polsko-litewskich wielce pomocne byłoby, aby taki wywiad z pasterzem Kościoła katolickiego na Litwie ukazał się po polsku. 97 Jerzy Łukaszewski Francja – Niemcy – Europa* France – Germany – Europe The multisecular relations between France and Germany have been more often a history of rivalry and conflict than of a peaceful neighbourhood. The wars between them in the 19th and 20th century brought the loss of millions of human lives, unprecedented material destructions, growth of mutual distrust and antipathy. Two French statesmen – Aristide Briand and Robert Schuman – tried to put an end to this vicious circle of confrontation and revenge. Both of them attempted to gradually build up a climate of confidence and reconciliation between the two countries and link them by as many ties of cooperation and interdependence as possible, in the framework of a united Europe. The former failed, mostly because of the destructive force of the great economic crisis of 1929. The latter, who believed that “Germany was never more dangerous than when she was isolated”, succeeded in bringing about a reconciliation and rapprochement between the two countries within the first European Community created thanks to his innovative ideas and his diplomatic skills. He was able to count on the understanding and cooperation of Konrad Adenauer, who became head of government of the Federal Republic of Germany, created in 1949. The chancellor, known in the inter-war years as a convinced anti-Nazi and follower of the European idea, was longing for an organic integration of Europe, as the best guarantee of peace and a frame within which the German people could assimilate the Western political culture to replace that of nationalism and militarism. Gradually, the Franco‑German duo has grown to be the leading force of the European Community/Union. However, in the last few years and months the concord and cooperation between France and Germany entered a period of crisis and continuously growing distance. The reasons of this change are manifold. First of all, there is a profound difference and incompatibility of political traditions and social cultures of the two nations: one still characterized by the Jacobin spirit and acute class conflict; the other based on a constant search of consensus and compromise for the sake of general interest. These factors largely determine the present * Tekst niniejszy jest rozbudowaną przez autora wersją bardziej zwięzłego i skoncentrowanego głównie na problemach dzisiejszych eseju, który we wrześniu br. przyjął do publikacji gdański „Przegląd Polityczny” (w numerze 115/2012). Autor dziękuje Redakcji „Przeglądu” za uprzejmą zgodę na powierzenie tej rozwiniętej wersji „Rocznikowi Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej” i cieszy się, że jego praca znajduje miejsce w ramach przedsięwzięcia intelektualnego, z którym czuje się związany od lat. 100 Jerzy Łukaszewski economic situation of France and Germany. The former is lacking in competitive capacity, besieged by massive unemployment, enormous public debt and public deficit. The latter is dynamic and prosperous, particularly against the background of the present world economic crisis. The “European” policies of the two countries have also been diverging. France, theoretically committed to the idea of integration, has been in fact reluctant to cede portions of her sovereignty to the EU institutions. On the contrary, Germany has been consistently favourable to a reinforcement of the competences of EU organs and to an evolution of the EU towards a real federal system. Of course, the estrangement between the two biggest EU member countries implies serious risks for Europe. But, if skilfully managed, it may also offer a possibility to bring about an internally better balanced Union and a significant progress of European integration. Francja i Niemcy, dwa największe kraje Unii Europejskiej, stoją dziś wobec nowych wyzwań i dokonują wyborów, które nie pozostaną bez wpływu na ich relacje wzajemne, na ich rolę w stosunkach międzynarodowych, na ich stanowisko wobec Unii i jej przyszłości. Europa, a ściślej mówiąc Europa polityczna, głęboko wstrząśnięta przez kryzys, znajduje się w punkcie zwrotnym swej historii. Już dziś można powiedzieć, że jeśli przetrwa kryzys, to przybierze kształt inny niż ten, do którego przywykliśmy w latach ostatnich. Zmiany, których jesteśmy świadkami, noszą niezatarte ślady historii. Przenika ona teraźniejszość i oddziałuje na nią w stopniu większym, niż się ogólnie przyjmuje. Wpływa na sposób widzenia świata. Przynosi wzory działań. Wywołuje instynktowne odruchy. Część jej spuścizny stanowi niezastąpioną podwalinę tożsamości narodów i cywilizacji. Inna część jest przeciwwskazaniem na dzisiaj, ale czasami bywa jak choroba, która przynosi nawroty. Mówimy o zjawisku powszechnym, ale wyjątkowo dobrze widocznym na polu stosunków francusko-niemieckich. Król jest cesarzem w swoim królestwie Długie wieki sąsiedztwa Francji i Niemiec to znacznie częściej historia rywalizacji i konfliktu niż pokojowego współżycia. Była oczywiście konfrontacja ambicji dynastycznych Kapetyngów, Walezjuszy i Burbonów z ambicjami Hohenstauffów, Luksemburgów i Habsbur- Francja – Niemcy – Europa gów. Ale w grę wchodził inny jeszcze czynnik. Książętom niemieckim przypadła opromieniona niezrównanym blaskiem korona „cesa rzy rzymskich”. W odnowionym przez Karola Wielkiego imperium zachodnim punkt ciężkości przesunął się z Italii ku północy Europy, a zwłaszcza ku krajom germańskim. Ale, aż do końca swego istnienia, tzn. do początków XIX wieku, imperium nie ograniczało się do tychże. W różnych okresach obejmowało również Włochy, Niderlandy, Czechy, Węgry, a przez pewien czas również Hiszpanię. W przeciwieństwie do scentralizowanego królestwa Francji, był to związek luźny. Władza cesarzy, często kontestowana przez książąt terytorialnych i komuny miejskie, a później przez protestantyzm, była raczej symboliczna niż realna. Znaczenie i wpływ dynastii cesarskich opierały się na bogactwie, sile i lojalności ich posiadłości „rodzinnych” albo, jak się dawniej mówiło, „domowych”. W przypadku Habsburgów były to prowincje alpejskie i naddunajskie. Cesarstwo trwało przez wieki siłą tradycji, siłą legendy, siłą inercji, siłą poparcia arystokracji i duchowieństwa, siłą magicznego oddziaływania korony. Do końca swego istnienia było żyjącym przypomnieniem jedności politycznej i prawnej, którą na prawie tysiąc lat zbudował starożytny Rzym. Mimo rażącego nieraz kontrastu między ideałem a rzeczywistością, nie przestawało reprezentować aspiracji do uniwersalizmu. Przypomnijmy, bo ma to znaczenie dla naszego tematu, że drugim oprócz Cesarstwa autorytetem o charakterze uniwersalnym był Kościół. „Uniwersalny” znaczył wtedy obejmujący swym horyzontem tę wspólnotę krajów, którą przez długie wieki określano mianem Christianitas, a którą w czasach nowożytnych, idąc za wzorem pisarzy antyku, zaczęto nazywać Europą. W najświetniejszym okresie średniowiecza (wieki XI-XII) rodzi się na dworze papieskim, i szerzy dzięki gęstej siatce organizacji kościelnej, koncepcja Respublica Christiana, w której każda władza – tak duchowna, jak świecka – winna nosić jakiś znak namaszczenia przez Stolicę Apostolską, aby uzyskać legitymację czy prawomocność. W konstrukcji tej cesarz stał ponad królami i książętami, ale poniżej Następcy Piotra, który odpowiadał jedynie przed Bogiem. Obie władze „uniwersalne” współpracowały ze sobą w pewnych epokach, a w innych toczyły konflikt. Ale nie zmienia to faktu, że jedna i druga utożsamiały się z apelem o to, aby królowie i książęta nie dysponowali wolnością (dziś powiedzielibyśmy suwerennością) absolutną, lecz uznawali zewnętrzny autorytet duchowy i polityczny. 101 102 Jerzy Łukaszewski Porządkowi respektującemu tę koncepcję, przynajmniej w teorii, jeśli nie w praktyce, rzucił wyzwanie król Francji Filip Piękny na początku XIV wieku. Zerwał zdecydowanie z jakąkolwiek formą zależności od cesarza; legiści na jego służbie opracowali doktrynę, według której „król jest cesarzem w swoim królestwie”. Co więcej – rozkazał porwać papieża i osadzić go w Awinionie. Zamiast legitymować się namaszczeniem papieskim, poddał głowę Kościoła rzymskiego swej upokarzającej kontroli. Ten epizod europejskiej historii odegrał ważną rolę w dalszych losach Starego Świata. Po pierwsze, we Francji zakorzeniła się idea, że państwo jest najwyższą i ostateczną formą organizacji społecznej, jedynym źródłem władzy, organizmem, nad którym nie może stać i na który nie może wpływać jakikolwiek autorytet moralny albo polityczny. Po drugie, idea ta wywołała głośne, szerokie i długotrwałe echo od Salamanki po Kraków i od Londynu po Neapol. Za akcją politycznego wyodrębnienia Francji z agregatu państw i narodów spiętych klamrą wspólnych odniesień do Rzymu i do chrześcijaństwa, poszła akcja wyodrębnienia kulturowego, niezmiernie ważnego dla kształtowania postaw i lojalności. W roku 1539 słynny edykt królewski z Villers-Cotterêts ogłosił zastąpienie łaciny jako języka prawa i administracji przez język francuski. Państwo Walezjuszy wybierało ścieżkę odmienną od tej, po której toczyło się wówczas życie publiczne reszty Europy. Z jednej strony powstawała dodatkowa bariera między Francją a jej otoczeniem. Z drugiej, władza centralna uzyskiwała ważny instrument wewnętrznego ujednolicenia królestwa, a więc umocnienia absolutyzmu i podniesienia efektywności państwa w stosunku do jego mieszkańców i jego sąsiadów. Warto tu może przypomnieć, że w XVI wieku większość ludności królestwa mówiła innymi językami niż francuski: flamandzkim, bretońskim, prowansalskim czy baskijskim. Nowi aktorzy polityki europejskiej Francja i Cesarstwo weszły w fazę nieprzerwanego konfliktu. Paryż nie wahał się zawrzeć przymierza z muzułmańskim Stambułem przeciw chrześcijańskim sąsiadom zza Renu. Pod koniec XVIII i na początku XIX wieku rywalizacja dwóch potęg przybrała nowe formy. Rewolucja zmiotła dawny porządek społeczny i polityczny nie tylko Francja – Niemcy – Europa we Francji, ale również w Niemczech zachodnich, w Niderlandach, we Włoszech i odrzuciła Habsburgów do Europy Centralnej. Armie Republiki, a później Napoleona, ustanawiały wszędzie nowe struktury wzorowane na tych, które powstały nad Sekwaną. To bezprzykładne wówczas zjawisko polityczne świetnie uchwycił Adam Jerzy Czartoryski, kiedy kierował polityką zagraniczną Rosji. W marcu 1803 roku pisał do Aleksandra I: „Bonaparte [wówczas I Konsul Republiki, przyp. autora] tworzy nowe państwa, otacza się murem krajów, które – jak sądzi – będą na jego łasce; chce być szefem swego rodzaju konfederacji republik [...]”. Istotnie, Bonaparte dąży do zjednoczenia Europy pod hegemonią Francji. Kiedy wskrzesza monarchię 2 grudnia 1804 roku, nie przyjmuje tytułu króla – na wzór monarchów sprzed Rewolucji – lecz cesarza. Ten gest jest bardzo wymowny. W liście z 7 stycznia 1806 roku Bonaparte interpretuje go w ten sposób: „Nie jestem spadkobiercą Ludwika XVI lecz Karola Wielkiego”. Jego horyzont polityczny ogarnia Europę, tak jak ogarniał ją dawniej horyzont „cesarstwa rzymskiego” i Stolicy Apostolskiej. Przyświeca mu cel odbudowania imperium zachodniego, z ośrodkiem centralnym w Paryżu, a nie – jak dawniej – w Rzymie, Akwizgranie czy Wiedniu. Sądzi, że w Starym Świecie nie ma miejsca na dwie potęgi o ambicjach „uniwersalnych”. Po zwycięstwie pod Austerlitz zmusza więc Franciszka II Habsburga do zrzeczenia się godności cesarza rzymskiego i przyjęcia o wiele skromniejszego tytułu cesarza Austrii (6 kwietnia 1806). Wiedeń traci definitywnie mniej lub bardziej realne zwierzchnictwo nad państwami niemieckimi. Okrojona i poniżona monarchia Habsburgów staje się jednym z wielu „zwykłych” państw europejskich. Mniej więcej w tym samym czasie pojawia się – obok cesarzy, królów, książąt, kanclerzy i ministrów – nowy ważny aktor na scenie politycznej: naród niemiecki. Przed Rewolucją Francuską i serią wywołanych przez nią wstrząsów i transformacji nie było jasne, czym są Niemcy jako kraj i jako zbiorowość ludzka. Na obszarze od Kolonii do Królewca i od Monachium do Hamburga istniały dziesiątki państw i państewek, różniących się między sobą strukturą ekonomiczną i socjalną, wyznaniem, formą władzy i znaczeniem politycznym. Lojalność dynastyczna i religijna odgrywała przez wieki podstawową rolę w świadomości ich mieszkańców. Ale myśliciele i poeci szkoły romantycznej – sławiący z przekonaniem i talentem kulturę i język ludu, przeciwstawiający autentyczność sztucznym naleciałościom 103 104 Jerzy Łukaszewski zagranicznym – przygotowali teren, na którym miało wyrosnąć poczucie przynależności do wspólnoty przekraczającej granice państw, bariery różnic wyznaniowych i społecznych. Huragan rewolucji, wojen, obcych okupacji i obcego ucisku sprawił, że poczucie to pojawiło się wcześniej, niż można się było spodziewać. Patriotyzm ogólnoniemiecki powstał jako reakcja na obecność i politykę Francuzów na ziemiach niemieckich. Kiedy pojawiły się tam armie Republiki, nie brakło ludzi, zwłaszcza wśród mieszczaństwa i w środowiskach uniwersyteckich, którzy witali je z entuzjazmem, jako siły wyzwolenia od archaicznego porządku monarchicznego i feudalnego. Nie trzeba było jednak długo czekać na radykalną zmianę nastrojów. Struktury polityczne, prawne i administracyjne wprowadzone przez Francję nie odpowiadały przekonaniom i oczekiwaniom ludności. Naruszały głęboko zakorzenione zwyczaje i wierzenia. Co więcej, obecność i ciągłe przemarsze wojsk Republiki, a później Napoleona, rabunki, kontyngenty narzucane ludności, zaciągi na niechciane kampanie wojenne, brutalne i sumaryczne represje każdej niesubordynacji, budziły rosnący sprzeciw. Kompleks wyższości francuskich funkcjonariuszy i wojskowych, niechęć i pogarda okazywane przez nich Niemcom raniły ich godność i prowokowały nienawiść. Niezliczone przekazy wskazują na to, że Niemcy rozkwitającego romantyzmu – z ich kultem średniowiecza, natury i odwiecznych obyczajów, z żywym chrześcijaństwem, z opozycją do promowanego przez Paryż klasycyzmu – jawiły się Francuzom, od Napoleona począwszy, jako zjawisko niezrozumiałe, mroczne, prymitywne i niezasługujące na zaufanie. Germaine de Staël, pełna podziwu dla Niemiec i entuzjazmu dla ich literatury, była we Francji, a przynajmniej we Francji oficjalnej, całkowitym wyjątkiem i musiała zapłacić za swe poglądy nie tylko konfiskatą swojego głównego dzieła De l’Allemagne, ale również bolesnym dla niej wygnaniem z Paryża. W ciągu dwu dziesięcioleci Niemcy zmieniły się nie do poznania. Zrodziło się dążenie do jedności politycznej oparte na wspólnej kulturze i wspólnym języku. Zmiana ta miała trudne do przecenienia znaczenie dla Francji i dla Europy. W roku 1812 i 1813 młodzi Niemcy masowo zaciągali się do armii pruskiej i austriackiej, aby walczyć z francuskim okupantem i opresorem. Niechęć, aby nie powiedzieć nienawiść, do Francji stała się na długie lata składnikiem niemieckiej świadomości. To ona sprawiła, że w roku 1870 większość państw niemieckich przyłączyła się do Prus w wojnie przeciwko Francji. To ona Francja – Niemcy – Europa rodziła entuzjazm, z jakim Niemcy szli na zdobycie Paryża w roku 1914. To ona pozwala zrozumieć, dlaczego rozgromienie Francji przez Hitlera w roku 1940 spotkało się z aprobatą nawet tych cywilnych i wojskowych Niemców, którzy skądinąd byli w opozycji do nazizmu i Führera. Rewindykacje, represje, pojednanie Francja, wsparta przez Anglię i Amerykę, „wygrała” I wojnę światową. W rzeczywistości konflikt ten był jedną z największych katastrof w jej historii. Kraj miał w roku 1914 nie więcej niż 40 milionów mieszkańców. Dokonał heroicznego, godnego podziwu wysiłku, aby powstrzymać Niemców prących na Paryż, wyczerpać ich i w końcu zadać im klęskę. Ale cena, którą zapłacił za ten sukces, była przerażająca. Blisko półtora miliona poległych, trzy i pół miliona rannych – w większości amputowanych, oślepionych, z płucami przeżartymi przez gazy bojowe, niezdolnych do pracy i normalnego życia. Miasta i wsie prowincji północnych leżały w gruzach. Inflacja podkopywała struktury ekonomiczne, polityczne i społeczne. Na tym tle nie można zbytnio się dziwić, że Francja wymogła na swych aliantach i narzuciła Niemcom warunki pokojowe, które już wtedy pewni politycy i komentatorzy uważali za nierozsądne i kontrproduktywne. Wiadomo było, że Niemcy nie będą w stanie zapłacić astronomicznych „reparacji”. Nietrudno było przewidzieć, że Socjaldemokracja i katolickie Zentrum – które przejęły władzę w Berlinie – nastawione na pojednanie z Francją, ale zmuszane do wypełnienia warunków pokojowych i płacenia za błędy i przestępstwa swych poprzedników, stracą poparcie społeczne i wcześniej czy później zostaną zmiecione albo przez szybko rosnący w siłę i zdecydowanie promoskiewski komunizm, albo przez jedno czy drugie ugrupowanie nacjonalistyczne, ziejące nienawiścią i żądzą odwetu. Prawica III Republiki, popierana przez niemałą część francuskiej opinii publicznej, popełniała błędy, które były wodą na młyn najbardziej wrogich jej sił politycznych za Renem. Była to między innymi okupacja Nadrenii i Ruhry, aby wymusić spłacenie reparacji. Operacja ta zjednoczyła całą opinię publiczną i wszystkie ugrupowania polityczne Niemiec we wspólnym froncie antyfrancuskim. Na początku lat 20. przepaść dzieląca oba kraje – pogrążone w żałobie, 105 106 Jerzy Łukaszewski zrujnowane i wytrącone z równowagi przez wojnę – wydawała się niemożliwa do przebycia. Już wtedy mówiło się, że nowa wojna jest nieunikniona W tej sytuacji inicjatywa, którą podjął Aristide Briand, wielokrotny szef rządu i minister spraw zagranicznych III Republiki, rysuje się jako jeden z najważniejszych epizodów politycznej historii XX wieku i jeden z wielkich słupów milowych na drodze do dzisiejszej Europy. Przedstawiciel umiarkowanej lewicy, polityk wielkiej kultury osobistej, szerokiej wizji i wyjątkowej zręczności dyplomatycznej, już na początku lat 20. doszedł do wniosku, że stosunki z Niemcami takie, jakie były wówczas, doprowadzą do kataklizmu jeszcze groźniejszego niż poprzedni, że polityka rewindykacji i sankcji wobec Niemiec może jedynie przyspieszyć ten kataklizm, że próby ich izolacji na scenie międzynarodowej pchają je w ramiona Rosji bolszewickiej (układ Rathenau-Cziczerin, podpisany 16 kwietnia 1922 roku w Rapallo, był złowrogim sygnałem, że taki scenariusz jest jak najbardziej mo żliwy). Briand wybrał więc drogę cierpliwej realizacji pojednania z Niemcami, rozładowania napięcia w stosunkach z nimi, zbliżenia ich do Zachodu, umożliwienia im pełnego udziału w życiu międzynarodowym, udzielenia zachęty i zaufania ich umiarkowanym i pragnącym pokoju ugrupowaniom politycznym. W Niemczech znalazł partnera do tej polityki w osobie Gustava Stresemanna, ministra spraw zagranicznych Republiki Weimarskiej w latach 1923-1929. Briand był przekonany, że cele, do których dążył, nie zostaną osiągnięte na trwałe, jeżeli będą realizowane na płaszczyźnie bilateralnej. Sądził, że trzeba do nich dążyć w ramach projektu angażującego większość – jeśli nie ogół – państw europejskich. Do próby przekucia swego projektu na rzeczywistość polityczną szedł długo, ostrożnie i z niezmiennym przeświadczeniem o jego słuszności. Ważnymi etapami na tej drodze była słynna konferencja w Locarno (1925), przyjęcie Niemiec do Ligi Narodów (1926) i pakt Briand-Kellog (1928). W roku następnym – sądząc, że teren został dyplomatycznie przygotowany, że sytuacja ekonomiczna Zachodu jest względnie pomyślna, że po zapaści powojennej nastroje klasy politycznej i opinii publicznej są względnie spokojne i optymistyczne – postanowił publicznie przedstawić swój projekt. 5 września 1929 roku w przemówieniu na forum dorocznego Zgromadzenia Ogólnego Ligi Narodów oświadczył: „Myślę, że między narodami, które są zespolone geogra- Francja – Niemcy – Europa ficznie, tak jak narody Europy, winien istnieć rodzaj związku federalnego (une sorte de lien fédéral); te narody winny mieć w każdym momencie możliwość nawiązania kontaktu, dyskutowania o swoich interesach, podejmowania wspólnych decyzji, ustanowienia między sobą więzów solidarności, które pozwoliłyby im we właściwym momencie stawić czoło niebezpiecznym sytuacjom, gdyby takowe powstały. Chciałbym podjąć wysiłek, aby zbudować taki właśnie związek”. Wielki, nowatorski projekt – przedstawiony przez szefa rządu i szefa dyplomacji jednego z najważniejszych państw europejskich – przechodził ze sfery marzeń i teorii w dziedzinę akcji politycznej. Zdawał się odpowiadać oczekiwaniom i nadziejom Europejczyków, pamiętających koszmar wojny i rozczarowanych jałową i niebezpieczną polityką „państw suwerennych”. Przyjęła go więc z zainteresowaniem i życzliwością większość rządów, mediów i obywateli państw europejskich. Gdyby został poddany gruntownej dyskusji, gdyby główne ośrodki decyzyjne Starego Świata zostały wciągnięte w jego realizację, gdyby choć część jego postulatów przybrała formę rzeczywistości politycznej, być może udałoby się uniknąć II wojny światowej. Został jednak zmieciony z porządku dziennego przez największy kryzys ekonomiczny czasów nowożytnych, który rozpętał się w październiku 1929 roku, a którego ani Briand, ani nikt inny w Europie i Ameryce się nie spodziewał. Rządy, parlamenty, partie i media stanęły wobec doraźnych, kolosalnych i bezprecedensowych problemów i wyzwań. Zaczęły działać na własną rękę, w sposób często kontrproduktywny, pogłębiając chaos. Kryzys ekonomiczny pociągnął za sobą bezprzykładny kryzys socjalny. Ugrupowania ekstremistyczne, żerujące na nędzy, ignorancji i najbardziej prymitywnych instynktach ludzkich, zaczęły się rozrastać z zastraszającą szybkością i sięgać po władzę. Europa weszła na drogę wiodącą do nowej wojny. W swojej historycznej deklaracji z 9 maja 1950 roku, kładącej fundamenty pod pierwszą Wspólnotę, Robert Schuman odniósł się do akcji Brianda: „Przyjmując od przeszło dwudziestu lat rolę pioniera zjednoczonej Europy, Francja zawsze miała na celu zapewnienie pokoju. Europa nie została zbudowana, więc mieliśmy wojnę”. Porów nując myśl i działanie obu szefów dyplomacji francuskiej i rzeczników jedności europejskiej, nie trudno odkryć wiele podobieństw, zwłaszcza jeśli idzie o ich spojrzenie na Niemcy, na odwieczny konflikt francusko-niemiecki i na sposób położenia mu kresu. 107 108 Jerzy Łukaszewski Francja została militarnie zdruzgotana przez nazistowską Rzeszę w roku 1940. Fakt ten jest często przedmiotem pochopnych sądów. Nie negując zawodu, jaki sprawiły przyjaciołom Francji siły zbrojne, dowództwo wojskowe i kierownictwo polityczne III Republiki, nie trzeba zapominać, że Francja była głęboko okaleczona przez I wojnę światową – w swej substancji ludzkiej, w swej sile ekonomicznej i swej odporności psychicznej. Na początku II wojny światowej robiła wrażenie kraju, który całkowicie wyczerpał swe zasoby materialne i duchowe w poprzedniej. Pamięć klęsk, strat i poniżeń doświadczonych w czasie konfliktu kształtowała stanowisko francuskiej opinii publicznej i klasy politycznej wobec Niemiec po roku 1945. W pierwszych latach powojennych polityka Paryża w stosunku do pokonanego sąsiada zza Renu miała charakter represyjny i rewindykacyjny: obezwładnić Niemcy raz na zawsze, nie pozwolić im na odzyskanie gospodarczego i politycznego znaczenia, utrzymać ich rozczłonkowanie, oderwać od nich, jeśli nie całą Nadrenię, to przynajmniej Zagłębie Saary, poddać je stałej kontroli międzynarodowej, sprawić, aby ich produkcja wydobywcza i przemysłowa służyła nie tylko im, ale również odbudowie i rozwojowi Francji. Po pewnym czasie pojawiła się jednak w paryskich kołach parlamentarnych i rządowych idea, że polityka ta może być równie kontrproduktywna jak polityka francuskiej prawicy w latach 20. Głosy o potrzebie przełomu w stosunkach francusko-niemieckich dochodziły również z zewnątrz. Wołał o ten przełom Winston Churchill, człowiek, którego prestiż i głos nie miały sobie równych podczas wojny i w pierwszych latach powojennych. Na otwarciu roku akademickiego Szkoły politechnicznej w Zurychu, 19 września 1946 roku, w jednym ze swych najświetniejszych wystąpień publicznych, przypomniał bezmiar zbrodni, które Niemcy popełniły w czasie wojny, i bezmiar nieszczęść, które ściągnęły na Europę, a następnie oświadczył: „Teraz powiem coś, co Was zdziwi. Pierwszym krokiem do odtworzenia rodziny europejskiej musi być partnerstwo między Francją i Niemcami. Tylko w ten sposób Francja może odzyskać moralne przywództwo w Europie. Nie będzie odrodzenia Europy bez duchowo wielkiej Francji i duchowo wielkich Niemiec [...]. Musimy odtworzyć rodzinę europejską w ramach struktury regionalnej pod nazwą, być może, Stanów Zjednoczonych Europy [...]. Nawet jeśli na początku wszystkie państwa Europy nie są skłonne albo nie są zdolne do przyłączenia się do unii, to i tak musimy przystąpić do zgroma- Francja – Niemcy – Europa dzenia i zespolenia tych, które chcą i które mogą [...]. W tym pilnym dziele Francja i Niemcy muszą przewodzić razem”. W związku z tą ewolucją poglądów, na stanowisko ministra spraw zagranicznych został powołany Robert Schuman, który wydawał się mieć kwalifikacje do zainaugurowania nowej polityki w kwestii niemieckiej: bardziej konstruktywnej, bardziej zwróconej ku przyszłości, bardziej zgodnej z duchem czasu, a zwłaszcza z ideą europejską, która po zakończeniu konfliktu uzyskała ważne miejsce w refleksji i działaniach polityków, dziennikarzy i uczonych. Nowy szef dyplomacji, poseł do Izby Deputowanych, a później do Zgromadzenia Narodowego, od roku 1919 do 1962 (z wyjątkiem okresu 1940-1945), zachował swą tekę od 27 lipca 1948 roku do 23 grudnia 1952 (co stanowi rekord długowieczności politycznej w dziejach III i IV Republiki) i zostawił po sobie dzieło, którego waga i trwałość mają niewiele sobie równych w powojennej historii Europy. Był człowiekiem wielkiej uczciwości i lojalności, cieszącym się wyjątkowym szacunkiem i zaufaniem w kraju, a jako szef Quai d’Orsay również za granicą. Pochodzący z Lotaryngii, kraju na skrzyżowaniu dwóch kultur, był przez pierwsze 32 lata swego życia, tzn. do roku 1918, obywatelem niemieckim. Adwokat w Metzu, wykształcony na uniwersytetach niemieckich, dobrze znał Niemców i żywił przekonanie, że nie wszyscy byli szowinistami, a później hitlerowcami. W roku 1950 użył całej siły swego charakteru i swej sprawności dyplomatycznej, aby zrealizować podsunięty mu przez Monneta projekt Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali (EWWS). Było to podejście sektorowe do sprawy integracji europejskiej, metoda stopniowego, etap po etapie, dochodzenia do celu ostatecznego, tzn. – aby użyć własnych słów Schumana – do zbudowania „Federacji Europejskiej niezbędnej do zachowania pokoju”. Pozwalało jednak przesunąć kwestię europejską ze sfery marzeń, debat i niezliczonych, a często sprzecznych, projektów w dziedzinę konkretnych dokonań politycznych. Nadto – co szczególnie ważne dla naszego tematu – tworzyło ramy dla rozwiązania „problemu niemieckiego” w sposób trwały, zapew niający pokój, możliwy do zaakceptowania przez sąsiadów Niemiec i przez same Niemcy. Szef Quai d’Orsay żywił głębokie przeświadczenie, że „Niemcy nigdy nie były bardziej niebezpieczne niż wtedy, kiedy były izolowane”. Pragnął, aby EWWS stała się płaszczyzną ich zbliżenia do Francji oraz innych państw europejskich i związała je z nimi jak najliczniejszymi nićmi współpracy i współzależności 109 110 Jerzy Łukaszewski Oto kilka charakterystycznych fragmentów jego deklaracji z 9 maja 1950 roku: „Zjednoczenie narodów europejskich wymaga, aby odwieczny konflikt między Francją i Niemcami został wykluczony: podjęta akcja powinna przede wszystkim objąć Francję i Niemcy [...]. Rząd francuski proponuje, aby podporządkować całość francuskiej i niemieckiej produkcji węgla i stali wspólnej Wysokiej Władzy, w ramach organizacji otwartej na udział innych krajów Europy [...]. Solidarność produkcji, która w ten sposób zostanie nawiązana, udowodni, że wojna między Francją a Niemcami staje się nie tylko niewyobrażalna, ale również materialnie niemożliwa [...]. Przez zespolenie podstawowych produkcji i utworzenie nowej Wysokiej Władzy, której decyzje będą wiążące dla Francji, Niemiec oraz krajów, które do niej przystąpią, ta propozycja zrealizuje pierwsze konkretne podstawy Federacji Europejskiej niezbędnej do zachowania pokoju”. Schuman mógł liczyć na zrozumienie i współpracę Konrada Adenauera, który stanął na czele rządu Republiki Federalnej Niemiec (RFN), powołanej do życia 23 maja 1949 roku. Kanclerz należał do bezkompromisowych przeciwników nazizmu oraz całej niemieckiej tradycji nacjonalistycznej i militarystycznej, za co on sam i jego bliscy zapłacili wysoką cenę po przejęciu władzy przez Hitlera i ponownie po zamachu Stauffenberga w roku 1944. Był przekonanym zwolennikiem zjednoczenia Europy i już w okresie międzywojennym wielokrotnie dawał temu wyraz (piastował urząd burmistrza Kolonii od roku 1917 do odwołania go przez władze III Rzeszy w roku 1933). Znał i podzielał poglądy intelektualnych pionierów zjednoczenia Europy, takich jak Richard Coudenhove-Kalergi. Przywiązywał największą wagę do zachowania pokoju. Na jego postawę wpływała w niemałej mierze traktowana z największą powagą przynależność do Kościoła powszechnego i do partii katolickiej Zentrum, która dążyła do zbliżenia i współpracy z demokracjami zachodnimi. Jako typowemu przedstawicielowi nadreńskiego mieszczaństwa zawsze było mu blisko do leżącej o miedzę i promieniującej swą kulturą Francji. Po II wojnie światowej nie żywił złudzeń co do natury komunizmu oraz polityki Moskwy i w organicznym zespoleniu RFN z Europą Zachodnią widział osłonę przeciwko temu zagrożeniu. Projekt Schumana trafiał mu szczególnie do przekonania. Po pierw sze, nie dyskryminował on Republiki Federalnej i w proponowanej Wspólnocie przewidywał dla niej taką samą pozycję jak dla Francji oraz innych państw członkowskich. Po drugie, stopniowa metoda Francja – Niemcy – Europa jednoczenia Europy – poczynając od gospodarki, a ściślej mówiąc od sektora przemysłu ciężkiego – zainaugurowana przez niewielką, ale otwartą na rozszerzenie grupę państw, kojarzyła mu się z utworzonym w pierwszej połowie XIX wieku Zollvereinem, który – obejmując krok po kroku coraz większą liczbę państw niemieckich – zjednoczył je pod względem gospodarczym i walnie przyczynił się do ich politycznego zjednoczenia w roku 1871. Ale była jeszcze jedna niezmiernie ważna, jeśli nie najważniejsza, przyczyna europejskich przekonań Adenauera. Kulturę polityczną narzuconą Niemcom przez Prusy, ugruntowaną przez nacjonalizm i hitleryzm, uważał za nieszczęście. Widział w niej źródło bezprzykładnych katastrof, które dotknęły jego kraj, Europę i świat. Wierzył, iż jej odrzucenie i przyjęcie tej, która ukształtowała się na Zachodzie, to fundamentalny warunek lepszej przyszłości. Nie widział bardziej skutecznego sposobu dokonania tej zmiany, niż wbudowanie RFN w struktury europejskie i poddanie jej normom obowiązującym w tych strukturach. Co więcej, nie widział żadnej możliwości zjednoczenia zachodnich i wschodnich Niemiec bez uprzedniego albo równoczesnego zjednoczenia zachodniej i wschodniej Europy. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, iż w latach 50. opozycyjna partia socjaldemokratyczna (SPD) stała na stanowisku, że najpierw trzeba zjednoczyć Niemcy, a potem myśleć o zjednoczeniu Europy. Socjal demokratyczni posłowie do Bundestagu głosowali jak jeden mąż przeciwko ratyfikacji kolejnych traktatów europejskich, aby „nie nadać podziałowi Niemiec charakteru nieodwracalnego”. Z biegiem lat jednak SPD „nawróciła się” na doktrynę Adenauera, której słuszność w pełni potwierdziły wydarzenia lat 1989/1990. Przekonanie, że sprawa Niemiec jest nieodłączna od sprawy Europy, że istnieje nierozerwalna więź między Niemcami a Wspólnotą/Unią, że rama tej ostatniej jest dla Niemiec niezbędna, aby zapobiec powrotowi do błędów przeszłości, stało się stopniowo dogmatem dla całej klasy politycznej RFN. Współpraca w ramach EWWS pozwoliła Niemcom wyjść z kwarantanny, do której wtrąciły je zbrodnie hitleryzmu, stworzyła nowy klimat polityczny i zainaugurowała dalsze wspólne działania na rzecz ściślejszego zjednoczenia Europy. Ale była również milowym krokiem w kierunku pojednania Francji i Niemiec. Ta historyczna zmiana, doniosła dla obu krajów i dla Europy, była wspólnym dziełem Roberta Schumana i Konrada Adenauera. Późniejszy Traktat Elizejski 111 112 Jerzy Łukaszewski nie był żadnym przełomem w stosunkach francusko-niemieckich, jak twierdzi politycznie motywowana historiografia francuska. Był co najwyżej ceremonialnym potwierdzeniem rzeczywistego przełomu, który dokonał się już w pierwszej połowie lat 50. Szef Quai d’Orsay wpisał tę doniosłą zmianę w szerszy kontekst integracji europejskiej. Jego legendarna skromność, kurtuazja i lojalność rzutowała na kraj, który reprezentował. Dlatego Francja w żadnym okresie swej powojennej historii nie była postrzegana tak życzliwie jak w latach, kiedy kierował jej dyplomacją. I mogła prowadzić swą pionierską akcję, nie prowokując oporu innych państw europejskich. Powrót do dawnych wzorów Polityka Schumana – niezrównany atut Francji na scenie międzynarodowej – natrafiała z biegiem czasu na coraz silniejszą opozycję i coraz gwałtowniejszą krytykę na scenie wewnętrznej. Lewica – niezwykle silna i oddana Moskwie partia komunistyczna (PCF) oraz wciąż odwołująca się do marksizmu część partii socjalistycznej – zarzucała ministrowi, iż działając na rzecz zjednoczenia Europy, faworyzuje „spisek monopoli”, zaprzedaje swój kraj Ameryce (w latach 50. rzeczywiście popierającej integrację Europy) i popycha go do konfliktu z „obozem pokoju”. Prawica – a zwłaszcza ugrupowanie gaullistowskie – również nie szczędziła ministrowi krytyki za rzekome przyjęcie roli wasala w stosunku do Waszyngtonu i za poświęcenie suwerenności Francji na ołtarzu projektów europejskich, w których widziała coś totalnie sprzecznego z istotą i specyfiką kraju, a nawet zagrożenie dla jego bytu. Powstawała sytuacja paradoksalna. Z jednej strony Francja była niezastąpioną matrycą idei i polityki europejskiej, a z drugiej wyrastała na siłę hamującą albo komplikującą proces integracji. Świat ujrzał wyraźnie to janusowe oblicze Francji, kiedy w roku 1954 Zgromadzenie Narodowe odrzuciło ratyfikację Traktatu o Europejskiej Wspólnocie Obronnej – EWO (369 głosami gaullistów, komunistów oraz części socjalistów i radykałów, przeciwko 264 głosom proeuropejskiego centrum skupionego wokół chadeckiego Mouvement Républicain Populaire). Urzeczywistnienie obronnej i politycznej integracji Europy było wówczas w zasięgu ręki. Francuskie weto spra- Francja – Niemcy – Europa wiło, że mimo kolejnych prób i wysiłków nie udało się jej osiągnąć do dziś. Odrzucony Traktat był wynikiem inicjatywy francuskiej („Plan Plevena”). Dlatego rację miał Robert Schuman, komentując głosowanie Zgromadzenia Narodowego: „Takie decyzje, które stawiały Francję w opozycji do jej poprzedniej polityki, odbierały jej niekwestionowany autorytet w dziedzinie inicjatywy europejskiej”. Istotnie, Francja, postrzegana poprzednio z sympatią i zaufaniem przez jej partnerów europejskich, ściągnęła na siebie ich niechęć oraz podejrzliwość i znalazła się w izolacji. Sytuacja ta pogłębiła się, kiedy do władzy wrócił generał de Gaulle (od 1 czerwca 1958 roku premier; od 8 stycznia 1959 roku prezydent Republiki). Generał był jedną z najwybitniejszych postaci XX wieku. Człowiek wielkiej inteligencji, wyobraźni i odwagi, wziął na siebie zadania, które przerastały współczesnych mu Francuzów: kontynuację walki z Niemcami w sytuacji na pozór beznadziejnej; niezbędne dzieło dekolonizacji; nadanie Francji konstytucji, która zerwała ze złymi tradycjami III i IV Republiki, zapewniła jej stabilność polityczną i stała się trwałym fundamentem jej systemu instytucjonalnego. Ale nie rozumiał, albo nie chciał rozumieć, powojennego procesu integracji (podobnie jak nie rozumiał istoty komunizmu i systemu sowieckiego). Zamiast widzieć we Wspólnotach nową płaszczyznę promieniowania oraz materialnego i kulturowego wzbogacenia Francji, oceniał je jako zagrożenie. Ich genezę upatrywał w knowaniach inspirowanych przez Amerykę i mających na celu degradację Francji do roli kraju takiego jak inne, podczas kiedy był głęboko przekonany (jak wielu Francuzów wczoraj i dziś), że „Francja nie jest takim krajem jak inne”, że ma jedyne w swoim rodzaju posłanie do świata i jest powołana do roli światowej potęgi. Oficer z pasją do polityki, był przed wojną zwolennikiem jak najtwardszej polityki wobec Niemiec, potępiał układy z Locarno i politykę Brianda. Po wojnie uważał Monneta za zaprzedanego Anglosasom; Schumana nie znosił i widział w nim Niemca. W latach 1950 partia gaullistowska, wierna ideom swego twórcy, głosowała jak jeden mąż, razem z komunistami, przeciwko ratyfikacji Traktatów o Europejskiej Wspólnocie Węgla i Stali, Europejskiej Wspólnocie Obronnej i powstałej w roku 1957 Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej – EWG (pierwszy i ostatni z tych Traktatów zostały jednak ratyfikowane dzięki głosom MRP i umiarkowanej lewicy). W związku z tą postawą, spodziewano się po obu stronach At- 113 114 Jerzy Łukaszewski lantyku, że po powrocie do władzy generał de Gaulle wycofa Francję ze Wspólnot. Ku ogólnemu zdziwieniu, Generał nie zdecydował się na ten krok. Rozumiał, że wspólny rynek dostarczy stymulującego bodźca konkurencji gospodarce francuskiej, opartej przez długie dziesięciolecia na etatyzmie, ochronie celnej i monopolu wymiany z koloniami. Pragnął, aby wspólna polityka rolna przyczyniła się do modernizacji oraz zwiększenia zdolności produkcyjnych francuskiego rolnictwa i zapewniła mu pozycję dominującą na rynku EWG („Trzeba, aby Europejczycy żywili się naszym produktami”), a polityka Wspólnoty wobec Trzeciego Świata służyła utrzymaniu francuskich wpływów kulturowych i politycznych w byłych koloniach Republiki. Sądził, że przynależność do EWG pozwoli mu kontrolować jej ewolucję „od środka” i powetować stratę imperium kolonialnego uzyskaniem roli hegemona i rzecznika zespołu sześciu rozwiniętych państw europejskich. Niemcy i Włochy przegrały wojnę i świadomie prowadziły politykę „niskiego profilu”, a kraje Beneluksu były mniejsze od Francji i mniej ważyły na scenie międzynarodowej. Aby jednak taki cel osiągnąć, albo zbliżyć się do niego, trzeba było innego stosunku do partnerów i innych metod działania niż te, które stosował Generał. Udzielenie organom Wspólnot ograniczonej, ale realnej władzy, a zatem możliwości podejmowania decyzji wiążących dla państw członkowskich, było dla niego absolutnie nie do przyjęcia. Nad państwem nie mogła stać jakakolwiek inna struktura. Pozostawał przekonany, że państwa są „jedynymi całościami, które mają prawo rozkazywać i posiadają władzę, aby wymagać posłuszeństwa”. Dążył więc uparcie do przekształcenia EWG w klasyczną, opartą na jednomyślności, organizację międzyrządową. Liczne dokumenty i świadectwa przypominają, że nie miał wielkiego szacunku dla większości państw tworzących Wspólnoty. Rzeczy wistymi partnerami dla Francji mogły być tylko mocarstwa takie jak Rosja, Stany Zjednoczone lub Chiny. Wobec innych można było darować sobie ceregiele i wymóc ich zgodę środkami – nazwijmy je – uproszczonymi. Wywołany przez Paryż słynny „kryzys pustego krzesła”, który sparaliżował na pół roku działalność EWG i postawił pod znakiem zapytania samo jej istnienie, oraz niekonsultowane z nikim, jednostronne zerwanie negocjacji EWG z Wielką Brytanią, zostały odebrane przez rządy państw członkowskich jako jaskrawe pogwałcenie „ducha wspólnotowego”. Partnerzy de Gaulle’a w EWG Francja – Niemcy – Europa poczuli się głęboko dotknięci w swej godności osobistej i narodowej i zajęli stanowisko totalnej opozycji w stosunku do jego projektów. Nie wahajmy się powiedzieć, że była to nieraz opozycja bardziej instynktowna i emocjonalna niż racjonalna. Ale aktorami polityki są ludzie, a zmysł psychologiczny i elementarny szacunek dla nich są niezbędne, aby pozyskać ich zrozumienie, zaufanie i współpracę. Tych warunków brakło, aby partnerzy Francji przyjęli wysunięty przez Generała projekt unii politycznej i obronnej sześciu państw EWG („Plan Foucheta”, od nazwiska ambasadora, któremu zostało powierzone szczegółowe opracowanie tego projektu). To prawda, nowa unia miała być oparta na zasadzie „międzyrządowej”, podczas kiedy większość Szóstki opowiadała się za zasadą „wspólnotową”. To prawda, miała być organizacją „obok” EWG, podczas kiedy większość Szóstki dążyła do tego, aby uzupełnić tę ostatnią o wymiar polityczny i obronny zamiast tworzyć nową organizację. Atmosfera była jednak wówczas taka, że nawet gdyby kraje Beneluksu i Włochy nie miały racjonalnych argumentów sprzeciwu, to i tak odrzuciłyby „Plan Foucheta” po prostu dlatego, że pochodził od Francji. Podobnie było ze sprawą ewentualnej przynależności Anglii do EWG. Pięć spośród sześciu krajów członkowskich zmierzało do Europy federalnej i miało wszelkie powody, aby nie życzyć sobie obecności Anglii w ich gronie. Niemniej, jednostronne i brutalne weto Generała uczyniło je rzecznikami przynależności Anglii do Wspólnoty. Z jednej strony chodziło o wprowadzenie do EWG silnej przeciwwagi dla Francji, a z drugiej o ostentacyjne zamanifestowanie stanowiska sprzecznego z pozycją Paryża. Skonfliktowany z większością państw EWG, Generał postawił na rozwój bilateralnych stosunków z Republiką Federalną Niemiec. Pragnął przy jej pomocy wyeliminować wpływy amerykańskie i angielskie z Europy i wzmocnić międzynarodowe znaczenie Francji w oparciu o sąsiada zza Renu. W duecie Paryż–Bonn ten pierwszy miał być oczywiście senior partner. Generałowi wydawało się, że jest to możliwe. RFN była tylko częścią Niemiec. Jej ludność nie była wówczas większa od ludności Francji. Jej kontur geograficzny pokrywał się z konturem Konfederacji Reńskiej, która za czasów Napoleona I była protektoratem Francji. Poza tym, na Niemczech ciążyła hipoteka nazizmu i – jak wspomnieliśmy wyżej – świadomie prowadziły politykę „niskiego profilu”. Konrad Adenauer pozostawał pod urokiem Francji i od czasów przedwojennych był zwolennikiem zbliżenia niemiecko- 115 116 Jerzy Łukaszewski ‑francuskiego. Nadto, na przełomie lat 1950 i 1960 obawa, że Stany Zjednoczone przestaną być gwarantem bezpieczeństwa RFN i mogą szukać zbliżenia z Rosją jej kosztem, popychała kanclerza w kierunku Francji. W Waszyngtonie słychać było wówczas głosy – a wśród nich szczególnie przyciągający uwagę głos George’a Kennana, autora polityki containment w latach 1940 – że „twarde” stanowisko wobec ZSRR nie jest już najlepszą metodą zapewnienia pokoju, a neutralizacja Niemiec – na wzór rozwiązania austriackiego z roku 1955 – może doprowadzić do trwałego odprężenia w stosunkach Wschód– Zachód. Adenuaer był zdecydowanym przeciwnikiem neutralizacji Niemiec, bo – słusznie czy niesłusznie – uważał ją za pierwszy krok do ich bolszewizacji. A poza tym był najgłębiej przekonany, że RFN powinna pozostać w orbicie Zachodu i przesiąknąć jego kulturą polityczną, a nie znaleźć się między Wschodem a Zachodem jak dawna Rzesza. W tych okolicznościach – z okazji oficjalnej wizyty Adenauera we Francji w dniach 21 i 22 stycznia 1963 roku – doszło do otoczonego wyjątkową pompą podpisania Traktatu Elizejskiego o ścisłej współpracy między Republiką Francuską (RF) i Republiką Federalną w dziedzinie spraw zagranicznych, obrony oraz edukacji. Dla Generała był to historyczny akt w stylu Richelieu, Talleyranda czy Metternicha. W rzeczywistości okazał się on wydarzeniem o pewnym znaczeniu symbolicznym, ale pozbawionym istotnych konsekwencji praktycznych. Niemiecka klasa polityczna, z CDU/CSU włącznie, nie podzielała już analiz i wyborów politycznych bardzo sędziwego kanclerza. Tak więc Bundestag, ratyfikując ten akt, całkowicie pozbawił go znaczenia, które pragnął nadać mu de Gaulle. Dodał doń preambułę stanowiącą, że Traktat nie może naruszyć umów wielostronnych zawartych przez RFN; zjednoczenia Europy drogą wytyczoną przez Traktaty Rzymskie; wzmocnienia istniejących Wspólnot; zasad wspólnej obrony w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego; ścisłej współpracy między Europą a Stanami Zjednoczonymi; obniżenia barier celnych między EWG a Wielką Brytanią i USA itd. Oznaczało to dotkliwą porażkę zarówno dla prezydenta Republiki Francuskiej, jak i dla kanclerza. W tymże roku 1963 Adenauer, politycznie izolowany we własnym kraju, złożył swój urząd. Jego następcą został Ludwig Erhard, główny budowniczy niemieckiego „cudu gospodarczego” lat powojennych. Nowy szef rządu RFN nie przepadał za Francją, jej etatyzmem i jej pretensjami do roli światowego Francja – Niemcy – Europa mocarstwa. Idee de Gaulle’a o wielkości i powołaniu Francji uważał za sprzeczne z duchem czasu i groteskowe urojenia. W związku z tymi dyspozycjami oś Paryż–Bonn zawisła w powietrzu. Generał poczuł się głęboko rozczarowany i dotknięty. Wielokrotnie dał temu wyraz publicznie i parę następnych lat poświęcił na realizację nowej koncepcji: Europy od Atlantyku do Uralu. Zbliżenie z Rosją sowiecką miało doprowadzić do rozluźnienia, a nawet stopniowego zaniku, istniejących „bloków” i uwolnić ich części składowe dla nowej syntezy europejskiej na osi Paryż–Moskwa. Francja, uprzywilejowany zachodni partner giganta sowieckiego, miała dzięki tej konfiguracji umocnić swą rolę światową. Inwazja państw paktu warszawskiego na Czechosłowację w roku 1968 brutalnie położyła kres nadziei na rozluźnienie „bloku” wschodniego. A kiedy za rządów kanclerza Brandta Republika Federalna zainaugurowała swą własną Ostpolitik, szybko okazało się, że zachodni „uprzywilejowani partnerzy” są dla Kremla jak najbardziej wymienni. Kierownictwo sowieckie dało do zrozumienia, że Bonn ma dla niego większe znaczenie niż Paryż. De Gaulle, który wyciągając rękę do Moskwy, spodziewał się wpłynąć na jej politykę, poczuł się wyprowadzony w pole i zmuszony do porzucenia koncepcji „od Atlantyku do Uralu”. Z początkiem roku 1969 wystąpił więc z projektem nowej organizacji Europy Zachodniej: ustanowienie rodzaju „dyrektoriatu europejskiego” we czwórkę (Francja, Niemcy, Anglia i Włochy); zastąpienie „wspólnego rynku” (nigdy nie nazywał EWG inaczej) przez nową organizację gospodarczą z udziałem Anglii; zorganizowanie europejskiego systemu obrony przy „prowizorycznym zachowaniu NATO”. Ale inne państwa nie miały już ochoty i nie widziały potrzeby, aby dyskutować z Francją, którą wybuch rewolucyjny roku 1968 pogrążył w głębokim kryzysie ekonomicznym, socjalnym i politycznym. I nie były skłonne usiąść z Generałem przy jednym stole po doświadczeniach, których dostarczyły im lata jego prezydentury. Rezygnując ze swego urzędu, 28 kwietnia 1969 roku, de Gaulle zostawiał Francję osłabioną, izolowaną, otoczoną atmosferą nieufności i niechęci. Jego projekty europejskie okazywały się chimerą jeden po drugim. Jego upór, aby w wieku XX stosować manewry polityczne inspirowane przez historię XVII i XVIII wieku, nie mógł służyć Staremu Światu, który po kataklizmie II wojny światowej potrzebował nowej organizacji, nowej kultury politycznej i nowych form współpracy. Polityka Generała sprawiła, że polityczny krajobraz Europy 117 118 Jerzy Łukaszewski stał się chaotyczny, zachwaszczony przez urazy, podejrzliwość i animozje. Nie znaczy to jednak, że stała się ona przeciwwskazaniem dla jego następców. De Gaulle był człowiekiem legendy, przerastał swych współczesnych, odmienił Francję pod wielu względami. Tradycja jego myśli i działania wciąż żyje, wciąż stanowi ważne odniesienie, wciąż zachęca do naśladowania. Odwołują się dziś do niej polityczni spadkobiercy zarówno tych, którzy go popierali, jak i tych, którzy go zwalczali. Po odejściu de Gaulle’a klimat na linii Paryż–Bonn pozostał chłodny. Następcy Adenauera na urzędzie kanclerskim okazali się pojętnymi uczniami Generała. Rozluźnili – jeśli tak można powiedzieć – gorset zobowiązań wspólnotowych, zredukowali do symbolicznego minimum znaczenie Traktatu Elizejskiego i zasmakowali w polityce bardziej niezależnej. Ludwig Erhard, zdeklarowany liberał, promował światową ekspansję odbudowanej i prężnej gospodarki niemieckiej, a najlepszą gwarancję bezpieczeństwa wciąż upatrywał w ścisłym związku ze Stanami Zjednoczonymi. Willy Brandt, socjaldemokrata i zwolennik nowej idei „konwergencji” między Wschodem i Zachodem, między komunizmem i kapitalizmem, zaangażował się głęboko w politykę odprężenia oraz zbliżenia do ZSRR i demokracji ludowych; brakło również zrozumienia, bliskości politycznej i sympatii osobistej w jego relacjach z prezydentem Republiki Francuskiej, którym – po odejściu Generała – został Georges Pompidou. (Konsekwencje „gaullizmu niemieckiego”, osłabienie EWG, geneza i rola nowych konfiguracji międzynarodowych w Europie w drugiej połowie lat 60. i pierwszej lat 70. to z pewnością temat do pasjonującej odrębnej rozprawy). Zastój na linii Paryż–Bonn, ciągły wzrost gospodarczej potęgi RFN, niepokój i nieufność, jakie wzbudzały jej samodzielnie podejmowane inicjatywy międzynarodowe, skłoniły prezydenta Pompidou do wycofania francuskiego weta przeciw przystąpieniu Anglii do EWG. Odbudowa Współpraca francusko-niemiecka nabrała rumieńców życia i zaowocowała pewnymi postępami w dziedzinie europejskiej, kiedy prezydentem RF był Valéry Giscard d’Estaing (1974-1981), a kanclerzem RFN Helmut Schmidt (1974-1982). Zbliżeni przez podobne doświad- Francja – Niemcy – Europa czenia i zainteresowania (obaj byli poprzednio ministrami finansów), rozwinęli stosunki osobiste i współpracę polityczną opartą na zaufaniu i wzajemnej sympatii. Dzięki nim duet francusko-niemiecki stał się na pewien czas motorem konsolidacji i pogłębienia EWG. Trzy osiągnięcia zasługują na specjalną uwagę. – Spotkania szefów państw i rządów, zainicjowane przez prezydenta Pompidou, ale mające za jego czasów charakter zebrań ad hoc, nabrały charakteru stałego, otrzymały nazwę Rady Europejskiej, stały się naczelnym organem decyzyjnym Wspólnoty i de facto częścią jej systemu instytucjonalnego, zanim Traktaty włączyły je do tego systemu w sposób formalny. – Utworzony został Europejski System Walutowy (ESW) i europejska jednostka rozliczeniowa (ECU); był to ważny etap na drodze do unii ekonomicznej i walutowej. – Powzięta została decyzja o wyborze Parlamentu Europejskiego w głosowaniu powszechnym, a więc zainicjowana – wciąż jeszcze daleka od pełnej realizacji – ewolucja Wspólnoty/Unii od formy technokratycznej do formy demokratycznej. Bliska współpraca charakteryzowała również tandem François Mitterrand–Helmut Kohl. Socjalistyczny prezydent Francji był postacią oschłą i wyrachowaną. Wydawało się, że jest niezdolny do odruchów i działań bezinteresownych i spontanicznych. W rzeczywistości był jednak szczerze oddany idei europejskiej i dał na to szereg dowodów. Wydaje się również, iż żywił szczerą sympatię do Kohla, ze względu na jego ujmującą prostotę, dobroduszność, lojalność, wytrwałość w działaniu i „niemieckość” w najlepszym znaczeniu tego słowa. Być może kanclerz odwzajemniał życzliwe dyspozycje francuskiego prezydenta, tym bardziej że były one czymś wyjątkowym. Ale liczne źródła, a zwłaszcza jego Wspomnienia, nie pozostawiają wątpliwości, że doskonale zdawał sobie sprawę, iż Mitterrand prowadził podwójną grę w stosunku do niego i do Republiki Federalnej. Prezydent obawiał się zjednoczenia Niemiec i nie szczędził energii oraz pomysłowości, aby uratować walące się państwo wschodnio niemieckie. Kanclerz natomiast wierzył – zgodnie z doktryną Adenauera, który był jego maître à penser – że upadek komunizmu, rozkład bloku sowieckiego i zjednoczenie Europy przynosiły możliwość zjednoczenia Niemiec. Mitterrand nie bez trudu doszedł w końcu do wniosku, że zjednoczenie jest nieuniknione. Ale cenę, którą RFN powinna za nie zapłacić, stanowiło dla niego definitywne uznanie granicy z Polską, a nadto 119 120 Jerzy Łukaszewski – a raczej przede wszystkim – takie wbudowanie Republiki Federalnej we Wspólnotę Europejską, aby nigdy nie mogła zagrozić swym sąsiadom. Kanclerz był gotów zapłacić tę cenę, a przytłaczająca większość niemieckiej klasy politycznej była gotowa udzielić mu poparcia. Rezultatem był Traktat z Maastricht. Republika Federalna zgodziła się między innymi na rezygnację ze szczególnie ważnego atrybutu swej suwerenności, a mianowicie z własnej waluty, która była przez dziesięciolecia fundamentem jej rozwoju i dobrobytu, z której była dumna i do której jej obywatele byli głęboko przywiązani. Zarówno Mitterrand, jak i Kohl, inicjatorzy i główni architekci Traktatu, zdawali sobie sprawę, że powstaniu unii ekonomicznej i walutowej winno towarzyszyć – jeśli je nie poprzedzać – powołanie do życia unii politycznej. Wskazywały na to zarówno doświadczenia historyczne, jak i prace teoretyczne prowadzone po obu stronach Atlantyku. Ale realizację tego celu udaremnił premier brytyjski John Major, w myśl tradycyjnej doktryny europejskiej Londynu. Unia ekonomiczna i walutowa powstała więc na niepewnym gruncie. Mogła wydawać się konstrukcją trwałą i solidną w epoce dobrej koniunktury. Ale ukazała swą kruchość w czasie kryzysu. Nowe tendencje, nowe wyzwania Ostatnie lata XX wieku i pierwsze XXI przyniosły, względnie ugruntowały szereg istotnych zmian. We Francji wielka centroprawicowa partia UMP przeszła na pozycje proeuropejskie, aczkolwiek nie wygasły w niej całkowicie pewne, odziedziczone po gaullizmie, zastrzeżenia wobec Unii. Ale zjawisku temu towarzyszyło – i towarzyszy do dziś – szeroko odczuwane „zmęczenie Europą” i niechęć, jeśli nie wrogość, do Europy. Dla lewicy komunistycznej i trockistowskiej, wciąż żywotnej we Francji, podobnie jak dla części partii socjalistycznej i ugrupowań „ekologicznych”, UE pozostaje zjawiskiem kapitalistycznym, manipulowanym przez wielkie ośrodki finansowe, niezdolnym do opanowania kryzysu i plagi bezrobocia. Dla skrajnej prawicy – wyrosłej w ostatnich latach na wielką siłę polityczną – jest tworem sztucznym i szkodliwym, podkopującym suwerenność narodową, rujnującym gospodarkę przez otwarcie na „nieuczciwą” konkurencję, faworyzującym masowy napływ imigrantów z innych kontynentów, a więc tworem, który trzeba zdecydowanie odrzucić Francja – Niemcy – Europa i zastąpić przez „Europę narodów”. Nadto, zarówno w formacjach skrajnych, jak i w partiach umiarkowanych krytykuje się Unię jako strukturę nieefektywną, niedemokratyczną, technokratyczną, rozrzutną, rezerwat osobistości miernych albo politycznie zużytych i nieprzydatnych na scenie państwowej. Paradoksem jest, że krytyki te często pochodzą od osób i ugrupowań, które czynią wszystko, aby Unia nie stała się bardziej efektywna, bardziej demokratyczna i bardziej atrakcyjna dla wybitnych i dynamicznych osobistości politycznych. Ważnym sygnałem zmęczenia Europą, czy niechęci do Europy, był wynik francuskiego referendum w sprawie Traktatu konstytucyjnego. Badania przeprowadzone po tym głosowaniu wykazały, że „nie” odnosiło się najczęściej nie do samego Traktatu (którego nie znała przytłaczająca większość głosujących), ale do Unii jako takiej. Charakterystyczny pod tym względem był również sondaż w sprawie Nagrody Nobla dla Unii Europejskiej, przeprowadzony w październiku 2012 roku, na próbce 25 672 osób: 63 proc. ankietowanych odpowiedziało, że ich zdaniem nagroda ta jest nieuzasadniona. Osłabienie społecznego poparcia dla integracji europejskiej daje o sobie znać nie tylko we Francji, ale również w innych krajach UE. Wskazują na to sondaże opinii publicznej oraz mały i wciąż malejący udział obywateli w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Inne zjawisko, które odzwierciedla aktualną orientację społeczeństw i klasy politycznej w zachodnich państwach UE, to zdecydowany opór przeciwko dalszemu rozszerzeniu Unii. Rządy i klasa polityczna odrzucają jakiekolwiek istotne zwiększenie obciążeń finansowych związanych z ewentualnym przyjęciem nowych członków. Nie chcą napływu nowych robotników, szczególnie tam, gdzie bezrobocie osiągnęło poziom krytyczny. Nie chcą również dalszego rozluźnienia czy „rozmycia” (dilution) Unii, ani dalszego skomplikowania procesów decyzyjnych, które przyniosły kolejne rozszerzenia. Nie należy ignorować ani lekceważyć tych zastrzeżeń i obaw, bo nie są one jedynie odbiciem nastrojów wywołanych przez obecny kryzys, a więc czymś z natury rzeczy przejściowym. W rzeczywistości sygnalizują one problem bardzo poważny, który nie zniknie nawet po poprawie koniunktury. Liczne doświadczenia historyczne oraz liczne studia zrealizowane w Europie i w Ameryce prowadzą do jednoznacznego wniosku, że agregaty wielokulturowe i wieloetniczne przekraczając pewien próg rozszerzenia (overstretching), tracą swą 121 122 Jerzy Łukaszewski spójność, sprawność organizacyjną, zdolność do działania i są skazane na upadek. Obecnie mnożą się głosy, że Unia ten próg już przekroczyła. Oto co piszą Valéry Giscard d’Estaing i Helmut Schmidt we wspólnym artykule opublikowanym jednocześnie przez kilka największych dzienników europejskich: „Oczywiście pełna integracja nie jest celem realistycznym dla 30 krajów bardzo różniących się tradycjami politycznymi, kulturą i poziomem rozwoju gospodarczego. Próba integracji takiej liczby państw może jedynie prowadzić do kompletnej porażki. Jest również oczywiste, że integracja nie może być narzucona krajowi, który jej nie chce. Jedyną zatem poważną opcją jest realizowanie integracji przez kraje, które skłania do tego wola polityczna i których warunki gospodarcze i społeczne są prawie identyczne”. Ten głos francusko-niemiecki jest charakterystyczny dla silnej i żywotnej tendencji do wewnętrznego zróżnicowania Unii, ograniczenia „prawdziwej integracji” do niewielkiej grupy państw chętnych i zdolnych do zbudowania europejskiego „rdzenia” nie tylko ekonomicznego i walutowego, ale również politycznego i obronnego. Projekty w tym sensie posypały się i sypią do dziś jak z rogu obfitości. Szefowie państw, obecni i byli szefowie rządów, parlamentarzyści, rzecznicy partii politycznych – tak sprawujących władzę, jak będących w opozycji – dziennikarze i osobistości ze świata nauki i kultury nawołują do utworzenia „awangardy”, „grupy współpracy wzmocnionej”, „unii kręgów koncentrycznych”, „unii różnych szybkości”, itp. Znaczna większość tych osobistości opowiada się również za tym, aby „rdzeń” unijny miał charakter federalny, jeśli nie w nazwie, to w swej strukturze instytucjonalnej i swym systemie decyzyjnym. Ważnym krokiem w kierunku zróżnicowania UE było przyjęcie Traktatu o stabilności, koordynacji i zarządzaniu w unii ekonomicznej i walutowej (tzn. w strefie euro). Akt ten, który wejdzie w życie po ratyfikacji przez 12 państw, nazywany jest w potrzebującym skrótów języku dziennikarzy „paktem fiskalnym”. W rzeczywistości jest to akt na wskroś polityczny, otwierający nowy rozdział w historii Europy. Stanowi reakcję na doświadczenia zgromadzone w ciągu pół wieku. Odpowiada na potrzebę zmian, która stawała się coraz pilniejsza i coraz szerzej odczuwana w ostatnich latach. Traktat powstał z inicjatywy i dzięki wysiłkom Paryża i Berlina. Współpraca prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego i kanclerz Angeli Merkel organizowała się nie bez trudu – ze względów osobistych i poli- Francja – Niemcy – Europa tycznych – rozwijała się pod ogniem krytyki, w warunkach wielkiego kryzysu, w odpowiedzi na bezprzykładne, coraz to nowe i coraz groźniejsze wyzwania. Ale jak dotąd przynosiła rezultaty, których znaczenie trudno przecenić. To głównie dzięki niej, dzięki kolosalnemu wysiłkowi finansowemu RF i RFN, nie doszło do ostatecznej zapaści południowych krajów członkowskich UE, do upadku jednolitej waluty, do pęknięcia strefy euro i rozpadu Unii. Ale duet Sarkozy–Merkel przestał funkcjonować. Od kilku miesięcy Francja ma nowego prezydenta i nowy rząd. To, że w Paryżu władzę objęli socjaliści, nie powinno w zasadzie osłabić współpracy między RF a RFN, ani specyficznej roli tych państw w ramach UE. Duety Giscard d’Estaing–Schmidt, Mitterrand–Kohl i Chirac–Schröder funkcjonowały najczęściej sprawnie i wzbogacały Unię o nowe wymiary. Czy trzeba sobie życzyć, aby prezydent Hollande i kanclerz Merkel współpracowali w tym samym duchu i nadal zapewniali swym państwom rolę „motoru integracji europejskiej”? Przypomnijmy, iż nie brak głosów, że polityka Francji i Niemiec jest egoistyczna, służy wyłącznie ich interesom i szkodzi innym państwom członkowskim. U niektórych polityków i komentatorów głosy tego rodzaju przybierają formę dogmatu: wszystko, co czynią Paryż i Berlin, musi być złe ex definitione i musi być zwalczane. W rzeczywistości współdziałanie Francji i Niemiec, ich wspólne propozycje, ich siła motoryczna okazywały się w wielu przypadkach pozytywne dla Unii jako całości. Przyczyniały się do konsolidacji i postępu dzieła integracyjnego. Trudność dyskusji w gronie 27 czy 17 partnerów czyni nieraz konkretną propozycję opracowaną w mniejszym zespole czymś pożądanym i przyspiesza decyzję. Uzasadnioną krytykę może więc budzić nie tyle istota, ile forma działania tandemu francusko-niemieckiego. Unia mogłaby jedynie zyskać, gdyby było mniej ostentacyjnej wyłączności, a więcej uwagi dla znaczenia i wrażliwości innych partnerów. Wypada jednak dodać, że irytujący dyskurs o niezastąpionej roli zespołu Francja–Niemcy, o historycznym i nieodwołalnym pojednaniu obu krajów, o ich powołaniu do sterowania Europą, płynął – jak dotychczas – głównie z Paryża. Bonn, a później Berlin były o wiele bardziej dyskretne, bardziej uczulone na doświadczenie i stanowisko krajów sąsiednich. Czasami można było nawet odnieść wrażenie, że wylewna i nagłaśniana przyjaźń francuska jest dla Niemiec czymś ambarasującym i uciążliwym. 123 124 Jerzy Łukaszewski Ten brak równowagi w ocenie i prezentacji wzajemnych stosunków wynikał z braku realnej równowagi między obu krajami. Francja jest od wielu lat osaczona przez kolosalne trudności, bardziej od Niemiec wrażliwa na obecny kryzys i pod wielu względami znacznie od nich słabsza. W tej sytuacji podkreślanie związków z sąsiadem zza Renu było środkiem do podtrzymania swego znaczenia międzynarodowego. Brak równowagi, brak spójności Na pierwszy rzut oka Francja i Niemcy są do siebie zbliżone, a w każdym razie wydają się porównywalne: ludność – 65 i 82 miliony; PKB – 2,81 i 3,62 biliona euro; oprocentowanie pożyczek na 10 lat (dane z sierpnia 2012 roku) wciąż niskie – 2,10 proc. i 1,42 proc.; wpłaty do budżetu UE – 17 proc. i 20 proc. (dla porównania: Anglia – 10,9 proc.); wpłaty i gwarancje na rzecz Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji (EMS) – 20,4 proc. i 27,1 proc. Przy bardziej wnikliwym spojrzeniu rzucają się jednak w oczy wielkie różnice między obu krajami i nasuwają się pytania o przyszłość ich współpracy, o ich stosunek do Unii Europejskiej oraz ich rolę w procesie dalszej integracji. Zacznijmy od sprawy fundamentalnej, leżącej u podłoża wielu innych: temperamentu obu narodów, ich tradycji politycznej i klimatu stosunków społecznych. We Francji od czasów Rewolucji i Komuny Paryskiej głęboko zakorzeniło się przekonanie, że realizację postulatów i rewindykacji najskuteczniej osiąga się, jeśli nie na barykadach, to w każdym razie dzięki pochodom, blokowaniu autostrad i lotnisk, strajkom okupacyjnym i sekwestracji „kapitalistów” albo ich reprezentantów. Zaślepiony egoizm korporacyjny jest posunięty dalej niż w jakimkolwiek innym kraju europejskim. Manifestuje się on w sektorze prywatnym, a w jeszcze większym stopniu w sektorze publicznym – zwłaszcza w edukacji i w transporcie – mimo że jego pracownicy są uprzywilejowani, bo posiadają gwarancję zatrudnienia na cały czas życia aktywnego. Sytuacja ta jest rezultatem nie tylko francuskiej historii XVIII i XIX wieku, ale również ogromnego wpływu rewolucji bolszewickiej. Francuska Partia Komunistyczna (PCF), najbardziej stalinowska ze wszystkich, zbierała w wyborach pierwszych lat powojennych blisko Francja – Niemcy – Europa 30 proc. głosów. W dziesięcioleciach późniejszych ilość jej wyborców ustabilizowała się na poziomie 20-25 proc., a po upadku ZSRR spadła stopniowo do wielkości znikomej. Nie oznacza to jednak masowego zerwania z ideologią i postawami kształtowanymi przez propagandę PCF i wpływ sowieckiej „ojczyzny proletariatu”. Mentalność komunistyczna doskonale przetrwała historyczne zmiany w Europie Wschodniej, wciąż charakteryzuje bardzo znaczną część społeczeństwa i wciąż dominuje w głównych organizacjach syndykalnych. Niedawny, przeprowadzony na szerokiej próbce społeczeństwa, sondaż opinii wykazał, że tylko 33 proc. Francuzów ma pozytywny stosunek do gospodarki rynkowej Dawni członkowie i sympatycy PCF zasilili szeregi partii socjalistycznej, ruchu ekologicznego oraz większych i mniejszych formacji lewicowych i lewackich. Stanowią oni dla tych ugrupowań niezbędną rezerwę głosów i odgrywają wielką – często niedocenianą – rolę w kształtowaniu ich profilu politycznego oraz ich dyskursu. W tej sytuacji istnieje oczywiście wielka pokusa, aby sięgać po władzę i zachowywać ją, odwołując się do haseł demagogicznych i unikać niezbędnych reform strukturalnych. We Francji nie brakuje ludzi gotowych na taką politykę. Po wyborze Mitterranda na prezydenta Republiki w roku 1981, mianowany przez niego rząd obniżył wiek emerytalny z 65 do 60 lat. Sarkozy przeforsował – i podpisał w ten sposób wyrok śmierci politycznej na siebie samego – podniesienie tego wieku do 62 lat. Ale po ostatnich wyborach prezydenckich i parlamentarnych jednym z pierwszych kroków nowego rządu było jego ponowne obniżenie do lat 60 (wprawdzie nie dla całości, ale dla bardzo znacznego odłamu pracujących). Decyzja ta szła w kierunku dokładnie odwrotnym do powziętej przez rząd Republiki Federalnej (która podniosła wiek emerytalny do 67 lat) i całkowicie pomijała fakt, że Francja – kraj o jednej z najwyższych długowieczności na świecie – liczy już 16 milionów emerytów. Socjalistyczny rząd Jospina (1997-2002) wprowadził 35-godzinny tydzień pracy i spowodował w ten sposób prawdziwą katastrofę dla konkurencyjności kraju, zapaść całych sektorów produkcji i usług (np. służby zdrowia), obniżenie poziomu inwestycji krajowych i zagranicznych. Ilość godzin przepracowanych na rok wynosi dzisiaj 1679 we Francji, ale 1904 w Niemczech. W okresie 2001-2011 wynagrodzenie za godzinę pracy wzrosło o 39,2 proc. we Francji, a tylko o 19,4 proc. w Niemczech. Koszt godziny pracy wynosi obecnie 125 126 Jerzy Łukaszewski 34,2 euro we Francji, a 30,1 euro w Niemczech. Nie trzeba przytaczać innych danych, aby zrozumieć, dlaczego produkty francuskie, nowa torskie i dobrej jakości w wielu dziedzinach, nie znajdują rynków zbytu. Francję dusi dzisiaj brak konkurencyjności. W roku 2012, jak mówią prognozy francuskiego stowarzyszenia pracodawców, 60 000 przedsiębiorstw zostanie dotkniętych bankructwem. Stąd zaostrzenie kryzysu i napięć społecznych. Według danych Eurostatu, w pierwszym kwartale roku 2012 bezrobocie w RF wynosiło 10,1 proc. i wykazywało tendencję zwyżkową, a w RFN ograniczało się do 5,4 proc. i wykazywało tendencję zniżkową. Sytuacja była szczególnie trudna w przedziale wiekowym 16-25 lat: 24 proc. bezrobotnych (5,6 proc. w Niemczech). Obecny rząd RF postanowił złagodzić tę dramatyczną sytuację przez zatrudnienie 150 000 młodych bezrobotnych w administracji i publicznych usługach społecznych. Krok ten wywołał zdumienie w wielu stolicach, bo po pierwsze oznacza nowe wielkie obciążenie budżetu państwowego, który w roku 2011 wykazał deficyt wynoszący 5,2 proc. PKB (w Niemczech 1 proc.), a po drugie zwiększa i tak ponad miarę rozbudowaną administrację publiczną. W roku 2011 na 1000 mieszkańców przypadało we Francji 90 funkcjonariuszy publicznych, a w Niemczech tylko 50. Dzisiejsza sytuacja Republiki Federalnej jest na antypodach tej, w której znajduje się Republika Francuska. W wielkiej mierze dzięki całkowicie odmiennej kulturze życia społecznego. W Niemczech można się odwołać do interesu ogólnego, do potrzeb społeczeństwa jako całości i liczyć na to, że sprawom tym zostanie podporządkowany interes korporacyjny. Dyskusje rządu z syndykatami i partiami opozycyjnymi bywają trudne i przewlekłe, ale polegają na wymianie argumentów racjonalnych i prowadzą do rozwiązań kompromisowych. Dzięki temu rząd Schrödera mógł przedstawić i wprowadzić w życie opracowany przez bezpartyjnych ekspertów ambitny program rozwoju gospodarki, czyli tzw. Agendę 2010. Program ten wymagał wielkiego skoordynowanego wysiłku całego społeczeństwa i rezygnacji z pewnych przywilejów socjalnych uzyskanych w przeszłości, ale przyniósł rezultaty godne podziwu. Agenda 2010 leży w podstaw dzisiejszej – pomyślnej na tle światowego kryzysu – sytuacji RFN. Doświadczenie totalitaryzmu i wojny, ogromny wysiłek wychowawczy podjęty po zakończeniu konfliktu, wiekowa kultura dyscypliny i dobrej roboty sprawiają, że siły uczestniczące w życiu publicz- Francja – Niemcy – Europa nym zajmują stanowisko umiarkowane, są gotowe do poszukiwania wspólnych rozwiązań, a nawet do wyrzeczeń w imię dobra ogólnego. Negocjacje między kierownictwem gigantów przemysłowych – takich jak Siemens, Daimler czy Volkswagen – a syndykatami przyniosły jako rezultat gwarancje zatrudnienia w zamian za obniżkę wynagrodzeń (nawet o 25 proc.). Takie rozwiązania są absolutnie nie do pomyślenia we Francji. Tymczasem dzięki nim Republika Federalna zachowuje swą fenomenalną zdolność konkurencyjną. Jej eksport w roku 2011 wzrósł o 12 proc. w stosunku do roku poprzedniego i miał wartość 1075 miliardów euro. Wartość francuskiego eksportu w roku 2011 wyniosła 429 miliardów euro, co uplasowało pod tym względem drugi co do wielkości kraj UE między Holandią i Belgią. Koszty produkcji są we Francji zbyt wysokie. Dodajmy, że francuski bilans handlowy jest ujemny i pogarsza się z roku na roku: 48,8 miliarda euro w roku 2009, 56,5 miliarda w roku 2010 i 71,2 miliarda w roku 2011. Sytuacja Niemiec jest pod tym względem całkowicie odmienna. W roku ubiegłym nadwyżka eksportu nad importem wyniosła 144 miliardy euro. Zdolności eksportowe Republiki Federalnej (drugie miejsce po Chinach, w skali światowej) są jednym z istotnych powodów jej stosunkowo pomyślnej sytuacji gospodarczej. Wzrost PKB w roku 2011 wyniósł 3 proc. (we Francji 1,7 proc.). Dzięki temu deficyt finansów publicznych w tymże roku udało się zredukować do -1 proc., a prognozy na rok bieżący przewidują, iż będzie się on sytuował w przedziale ‑0,5‑0 proc. We Francji deficyt finansów publicznych w roku ubiegłym wynosił -5,2 proc. i według prognozy Eurostatu ma być obniżony do poziomu -4,4 proc. w roku bieżącym. Dług publiczny w obu krajach wciąż przekraczał w roku 2011 dopuszczalny według Traktatu z Maastricht poziom 60 proc. PKB: Republika Federalna 81,2 proc., Republika Francuska 85,8 proc. W pierwszym przypadku towarzyszyła mu jednak tendencja zniżkowa, a w drugim wzrostowa. Siła i odporność gospodarki niemieckiej nie zostały osiągnięte środkami nadzwyczajnymi, nie przez odwołanie się do instrumentarium Keynesa, które wciąż fascynuje „postępowych” ekonomistów i polityków po obu stronach Atlantyku, ale metodami prostymi i najpewniejszymi w skutkach: zrównoważenie budżetu państwa, redukcja długu publicznego, reforma rynku pracy, związana z tym konsolidacja międzynarodowego zaufania, stałość wytyczonej przez Adenauera polityki związania Niemiec z Europą. Gwarantem tej linii 127 128 Jerzy Łukaszewski działania jest dzisiaj Angela Merkel, osobistość – jak pozwala sądzić doświadczenie lat ostatnich – niewątpliwie wybitna, o wielkiej sile woli i konsekwencji w działaniu, ciesząca się wyjątkowym uznaniem i poparciem swych rodaków. W świetle niedawnego sondażu opinii publicznej, 66 proc. ankietowanych Niemców udziela jej oceny pozytywnej. Z wyjątkiem prezydenta Joachima Gaucka (81 proc. ocen pozytywnych), pani kanclerz cieszy się najlepszą opinią wśród czołowych prawicowych i lewicowych polityków RFN. Niemcy pozostają motorem integracji europejskiej. Na konferencji prasowej po zakończeniu spotkania z prezydentem Francji oraz szefami rządów Włoch i Hiszpanii w Rzymie (23-24.06.2012), pani kanclerz mówiła: „Musimy przybliżyć powstanie unii politycznej w strefie euro. Lekcja kryzysu przekonuje nas, że trzeba nam nie mniej, ale więcej Europy [...]. Musimy utworzyć strukturę polityczną, która pójdzie w parze z naszą jednolitą walutą”. Angela Merkel mówi o dodaniu wymiaru politycznego do strefy euro, a nie do Unii jako całości, aby nie bujać w obłokach. Wiadomo, że UE nie uzyska charakteru politycznego tak długo, jak długo Anglia pozostanie jej członkiem. A na to, aby przestała nim być, nie zanosi się – przynajmniej na krótką metę. Niemcy prą do wzmocnienia instytucji powołanych do zarządzania strefą i do znacznego rozszerzenia zakresu wykonywanej przez nie władzy. Innymi słowy – prą do federalizacji unii ekonomicznej i walutowej, spodziewając się, że tą drogą uda się wprowadzić dyscyplinę budżetową w jej państwach członkowskich i zbliżyć, jeśli nie ujednolicić, ich polityki ekonomiczne, fiskalne i socjalne, bez czego – jak uczy obecny kryzys – unii tej stale będzie zagrażać pęknięcie z nieobliczalnymi konsekwencjami dla całej Europy. Zdaniem Angeli Merkel, nowy traktat jest niezbędny do osiągnięcia tych celów i data rozpoczęcia prac nad nim powinna być ustalona przez Szczyt europejski przewidziany na grudzień roku 2012. RFN jest natomiast przeciwna uwspólnotowieniu długów państw członkowskich strefy euro przez emisję euroobligacji (euro-bonds). Główny ciężar tej operacji spadłby na nią, podczas kiedy jej wysiłek finansowy dla ratowania strefy liczy się już w setkach miliardów. A rządowi RFN trudno ignorować własną opinię publiczną, która staje się coraz bardziej niechętna przelewaniu środków uzyskanych od podatnika niemieckiego do – jak sądzi wielu jej rzeczników prasowych i parlamentarnych – beczki bez dna. Berlin reprezentuje Francja – Niemcy – Europa również pogląd, że uwspólnotowienie długów mogłoby doprowadzić do osłabienia wysiłków na rzecz przywrócenia równowagi finansowej, do rozluźnienia dyscypliny i powrotu pewnych rządów do najgorszych obyczajów z przeszłości. Jest sceptyczny wobec sugestii, aby Europejski Bank Centralny (EBC) stanął w pierwszej linii walki z kryzysem, bo nie mogłoby się to obyć bez dodatkowego drukowania pieniędzy. Stoi na stanowisku, że zasadniczym, wyznaczonym przez Traktaty, zadaniem EBC jest przeciwdziałanie inflacji. Pamięć katastrofy politycznej spowodowanej przez inflację lat 1920 wciąż determinuje pozycję RFN. Rozbieżności Obecny prezydent Republiki Francuskiej, podobnie zresztą jak jego poprzednik, zgadza się z rządem niemieckim, iż zróżnicowanie wewnętrzne UE jest nieuniknione i wysiłek musi być skoncentrowany na zachowaniu, wzmocnieniu i „upolitycznieniu” strefy euro. Przypomnijmy charakterystyczną deklarację, którą złożył Nicolas Sarkozy na zakończenie Szczytu europejskiego w grudniu 2011 roku: „Jest obecnie całkiem jasne, że istnieją dwie Europy. Jedna, która zmierza przede wszystkim do solidarności między swymi członkami i która wymaga uporządkowania. I druga, która trzyma się wyłączenie logiki wspólnego rynku”. Ale tenże Nicolas Sarkozy przeciwstawiał „międzyrządową” metodę zarządzania strefą euro metodzie „wspólnotowej” reprezentowanej przez Angelę Merkel. Chodziło oczywiście o to, aby „suwerenność” Francji nie została naruszona w sposób istotny. Stąd też wielka powściągliwość w sprawie nowej reformy instytucji i nowego traktatu. Również pod tym względem François Hollande nie różni się od swego poprzednika. W czerwcu 2012 roku jego minister spraw europejskich oświadczył, że „reforma instytucjonalna nie może być warunkiem wstępnym (un préalable) do udzielenia pilnej odpowiedzi na wyzwania kryzysu”. O ile jednak Nicolas Sarkozy unikał czołowego zderzenia z tezami Angeli Merkel i zachowywał pewien umiar w forsowaniu tez francuskich, o tyle François Hollande bardzo wyraźnie opowiada się za uwspólnotowieniem długów i za „aktywną rolą” EBC w zwalczaniu kryzysu. To, iż prezydent RF (do którego, zgodnie z konstytucją, należy prowadzenie polityki zagranicznej) podkreśla stanowisko ja- 129 130 Jerzy Łukaszewski skrawie odmienne od pozycji niemieckiego partnera, wypływa albo z jego szczerej identyfikacji z szeroko dziś podzielaną postawą społeczeństwa francuskiego, albo z konieczności liczenia się z tą postawą, nawet jeśli nie utożsamia się z nią w całości. Potęga ekonomiczna Niemiec, zdumiewająca szybkość ich powojennej odbudowy, sukces ich modelu socjalnego, stały wzrost ich znaczenia w Europie i na świecie, fakt, że na osi Paryż–Berlin stały się siłą rzeczy senior partner, wywołują we Francji – nie wahajmy się nazwać rzeczy po imieniu – reakcje upokorzenia, zawiści i niechęci, potęgowane przez pamięć wojen z Niemcami i zbrodni hitleryzmu. Reakcje te są widoczne we wszystkich grupach politycznych i społecznych. Raczej mniejszościowe dzisiaj w kołach umiarkowanej prawicy i centrum, są one szeroko rozpowszechnione w środowisku lewicy socjalistycznej oraz ekologicznej i zdecydowanie dominują na skrajnej lewicy i skrajnej prawicy (te dwa ostatnie skrzydła francuskiego spektrum politycznego uzyskały w ostatnich wyborach prezydenckich odpowiednio: 12,8 proc. i 17,9 proc. głosów). Dodajmy, że jakakolwiek jest dzisiaj orientacja polityczna Francuzów, znaczna ich większość odziedziczyła i podtrzymuje obraz swego kraju jako wielkiej potęgi, kraju powszechnie podziwianego, kraju, którego językiem mówią setki milionów ludzi, kraju, który jest wciąż pełnoprawnym członkiem ekskluzywnego klubu czterech czy pięciu największych mocarstw planety. La grande nation z trudem dopuszcza myśl, że czasy się zmieniły, i nie rozstaje się z iluzją, że wciąż może znaczyć tyle, ile w XVIII i XIX wieku. „Der Spiegel” w ten sposób ujął to zjawisko: „Jest to kraj narcystyczny i czarujący. Kraj, który chciałby należeć do Północy, ale którego serce należy do Południa. Francja nie podda się niczyim życzeniom; ona oczekuje dnia, kiedy Europa podda się jej własnym. Jej media są przede wszystkim zajęte kwestią, czy nowemu prezydentowi uda się «ugiąć» niemiecką kanclerz. Nie ulega wątpliwości, że Francja cierpi na kompleks niższości wobec Niemiec”. Surowa puenta, która kończy ten cytat, nieźle oddaje ton dzisiejszych wypowiedzi niemieckich na temat zachodniego sąsiada. Obecny stosunek znacznego odłamu społeczeństwa i władz Republiki Francuskiej do Niemiec znajduje swoje odpowiedniki w innych krajach europejskich, a zwłaszcza w krajach południowej fasady kontynentu. Naleganie Berlina na dyscyplinę finansową, na naprawę błędów przeszłości, na długofalowy wysiłek celem odbudowania głę- Francja – Niemcy – Europa boko naruszonej równowagi, wywołuje tam prawdziwą falę nienawiści do Niemiec, tym szerszą i tym bardziej spontaniczną, że pamięć przestępstw hitlerowskich pozostaje wciąż żywa. François Hollande ocenił obecną sytuację w Europie jako dogodną do przywrócenia równorzędnej, jeśli nie wiodącej, roli Francji w duecie Paryż–Berlin. Nie jest również wykluczone – nieodległa przyszłość potwierdzi albo zdementuje tę wysuwaną dzisiaj hipotezę – iż bierze on pod uwagę odejście od dotychczasowej formy stosunków francusko-niemieckich i nadanie „uprzywilejowanego” charakteru współpracy z innymi partnerami, takimi jak Włochy, Hiszpania albo Rosja. Faktem jest, że nowy prezydent RF stał się wymownym rzecznikiem interesów południowych krajów UE, a zwłaszcza Włoch i Hiszpanii. Częstość wizyt i spotkań na najwyższym szczeblu w trójkącie Paryż–Rzym–Madryt zwróciła uwagę wszystkich obserwatorów sceny międzynarodowej. François Hollande podkreśla również – tak jakby chciał zerwać z tradycją ostatnich lat – że „o Europie nie decyduje się we dwójkę” (L’Europe ne se décide pas à deux). Przedstawia się także jako zwolennik „integracji solidarnej”, a nie „integracji fiskalnej”, będącej rzekomo główną, jeśli nie wyłączną, troską Republiki Federalnej. W ten sposób dotyka czułej struny u obywateli oraz przywódców niejednego państwa i zyskuje ich sympatię. Prezydent RF opowiedział się za „paktem na rzecz wzrostu” (koszt: 120 miliardów euro), podkreślając, że forsowana przez Niemcy metoda dyscypliny finansowej i reformy rynku pracy jest niewystarczająca do wydobycia Europy z kryzysu. Idea ta została życzliwie przyjęta w wielu krajach i wielu środowiskach politycznych, nie wyłączając socjaldemokracji niemieckiej. Ta ostatnia zajmuje w sprawach europejskich stanowisko w zasadzie podobne do stanowiska CDU i obecnego rządu RFN. Ale dąży oczywiście do przejęcia władzy, a więc musi odróżnić się od partii rządzącej i mieć preteksty do jej krytykowania. Na zaproszenie prezydenta RF trzy czołowe osobistości SPD spotkały się z nim w Paryżu i uzgodniły, że pakt na rzecz wzrostu będzie wspólnym orężem lewicy w walce z kryzysem oraz polityką rządów liberalnych i konserwatywnych. SPD nie straciła czasu, aby przeciwstawić pakt – zarówno na forum Bundestagu, jak i w mediach – jałowej i kontrpoduktywnej, jak głosi, polityce kanclerz Merkel. Uzależniła również swe poparcie dla ratyfikacji Traktatu nazywanego „paktem fiskalnym” oraz dla powołania do życia Europejskiego Me- 131 132 Jerzy Łukaszewski chanizmu Stabilizacji (EMS) od zgody rządu na pakt na rzecz wzrostu. Bez przekonania, ale pragnąc mieć pewność, że izby ustawodawcze poprą obie propozycje rządowe, kanclerz przyjęła żądanie SPD. Ponieważ jej niechęć do wszelkich form keynesianizmu była ogólnie znana, przeto ze strony polityków oraz mediów posypały się na nią zarzuty niekonsekwencji, oportunizmu i działania na krótką metę. Nie ulega wątpliwości, że sprawa ta osłabiła pozycję Angeli Merkel na scenie krajowej i międzynarodowej. Tego oczywiście oczekiwali niemieccy socjaldemokraci i nie tylko oni. Na czerwcowym Szczycie unijnym spotkała panią kanclerz druga porażka. Włochy i Hiszpania zażądały tam, aby została uproszczona – dotychczas obwarowana surowymi warunkami – procedura uzyskania pomocy od Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej – EFSM (który ma być wkrótce zastąpiony przez EMS). Wymagania obu krajów południowych zderzały się z filozofią polityczną i linią działania pani kanclerz. Była jednak zmuszona ustąpić ponownie, bo szefowie rządów Włoch i Hiszpanii oświadczyli, że jeśli nie uzyskają żądanych ułatwień w dostępie do funduszy EFSM/EMS, to odmówią zgody na pakt na rzecz wzrostu, który na forum niemieckich izb ustawodawczych stał się dla pani kanclerz instrumentem niezbędnym. Wielu polityków i dziennikarzy Republiki Federalnej zgodnie przypisało wystąpienie premierów Włoch i Hiszpanii zakulisowym działaniom prezydenta RF. Trzecią porażką pani kanclerz była ogłoszona 6 września 2012 roku decyzja Europejskiego Banku Centralnego (EBC) o nieograniczonym skupie obligacji najbardziej zadłużonych i najbardziej zagrożonych przez kryzys państw strefy euro. Część komentatorów powitała tę decyzję z zadowoleniem – bo jej realizacja jest obwarowana szeregiem warunków; bo przyniosła obniżenie oprocentowania długów i pozwoliła krajom zadłużonym na złapanie oddechu; bo pociągnęła za sobą pewne uspokojenie na giełdach i tchnęła pewien optymizm w środowisko decydentów finansowych i gospodarczych. Inna część przyjęła ją z niepokojem jako odchylenie od podstawowego zadania EBC; jako lekarstwo na objawy, a nie na źródła kryzysu; jako zachętę do rozluźnienia dyscypliny i odpowiedzialności; jako czynnik utrwalający błędne koło zaciągania pożyczek dla spłacenia poprzednich pożyczek; jako instrument nieuchronnie prowadzący do inflacji. W każdym razie decyzja EBC była całkowicie sprzeczna z doktryną rządu Republiki Federalnej oraz Bundesbanku, ze stanowiskiem Francja – Niemcy – Europa większości niemieckiej klasy politycznej i niemieckiego społeczeństwa, ale została gorąco poparta przez Francję. Szczyt unijny, 18 i 19 października 2012 roku, potwierdził, że drogi Francji i Niemiec się rozchodzą. Przez długie lata stanowiska Paryża i Berlina były uzgadniane we dwójkę przed każdym zebraniem szefów państw i rządów UE. Francja i Niemcy przemawiały jednym głosem do swych unijnych partnerów. W październiku okazało się jednak, że ich propozycje i priorytety nie zostały uprzednio zharmonizowane, a Szczyt stał się okazją do zderzenia ich polityk, szeroko nagłośnionego przez prasę. „Frankfurter Allgemeine”, w wydaniu z 19.10.2012, pisała: „Tym razem spór aktorów został zainscenizowany jako publiczna konfrontacja, zwłaszcza przez stronę francuską [...]. Francja dryfuje na Południe. Siłą rzeczy zwiększa to dystans do Berlina”. Prezydent Francji, popierany przez kraje południowe, pragnął uzyskać zgodę Szczytu na uruchomienie „unii bankowej” już 1 stycznia 2013 roku. Projekt ten, przewidujący między innymi rozciągnięcie nadzoru EBC nad sześciu tysiącami banków działających w strefie euro, budził od początku zastrzeżenia i obawy Berlina, bo – słusznie czy niesłusznie – kojarzył się tam z niebezpieczeństwem skierowania ku krajom zadłużonym zbyt szczodrego strumienia pomocy finansowej i rozkręcenia w ten sposób spirali inflacji. Dlatego pani kanclerz i jej doradcy opowiedzieli się za „jakością, a nie pośpiechem” decyzji w tej sprawie. Chodziło im o to, aby ramy prawne unii bankowej mogły być opracowane spokojnie, z precyzją i troską o to, aby nowa instytucja nie wymknęła się spod kontroli i nie przyniosła strefie euro więcej szkody niż pożytku. Niemcom udało się uzyskać aprobatę Szczytu na rozłożenie realizacji unii bankowej na etapy, tak aby stała się w pełni efektywna dopiero 1 stycznia 2014 roku. Zostało to ocenione jako sukces Angeli Merkel przez prasę międzynarodową. Podobnie jak zablokowanie dyskusji o uwspólnotowieniu długów. Nie udało się jednak stronie niemieckiej przedstawić szeregu projektów dotyczących tak wzmocnienia dyscypliny budżetowej w państwach strefy euro, jak nowej architektury instytucjonalnej strefy, o których Angela Merkel mówiła na sesji plenarnej Bundestagu przed południem 18 października. Prezydent Francji jeszcze przed rozpoczęciem Szczytu oświadczył z naciskiem, że przedmiotem obrad będzie „unia bankowa, a nie unia budżetowa”. Już dziś można przewidzieć, że Francja nie udzieli zgody na ingerencję jakich- 133 134 Jerzy Łukaszewski kolwiek czynników zewnętrznych w jej sprawy budżetowe i będzie bronić swej „suwerenności”, kiedy na stole obrad znajdzie się w końcu kwestia nowego traktatu i reformy instytucji. Wszystko wskazuje jednak na to, że wcześniej czy później poddane zostaną pod dyskusję Szczytów oraz innych organów unijnych sprawy takie jak odrębny budżet strefy euro, odrębny parlament czy zgromadzenie parlamentarne strefy, aby nadać jej charakter bardziej demokratyczny, i stopniowe przejmowanie przez strefę pewnych polityk unijnych oraz ich finansowania. Na marginesie tych spraw nasuwa się uwaga ogólna. Tak czy inaczej, w swym składzie obecnym, a może w składzie węższym, strefa euro przybierze postać mniejszej, bardziej zintegrowanej, bardziej efektywnej „unii europejskiej”. Drzwi do niej pozostają otwarte dla państw członkowskich UE. Ale w życiu międzynarodowym nie ma sytuacji statycznych. Różnice między strefą a resztą UE pogłębiają się z dnia na dzień. I przystąpienie do niej będzie z dnia na dzień stawać się coraz trudniejsze. Nowe konfiguracje w Unii? Polityka prowadzona w ostatnich miesiącach przez naczelne władze RF dotknęła do żywego sąsiada zza Renu. Naruszyła jego interesy, jego wizję Europy i jego pozycję w Europie. Powściągliwość i ostrożność w słowach i działaniach, praktykowane przez rządy niemieckie od chwili powstania RFN, nie pozwalają jeszcze przewidzieć, jaką alternatywę dla rozluźnienia, a może nawet zamrożenia, „uprzywilejowanej współpracy” francusko-niemieckiej szykują kanclerz Merkel i jej doradcy. Ale źródła pośrednie, takie jak treść i ton wypowiedzi polityków i komentatorów, upoważniają do wysunięcia hipotezy, że nadchodzą poważne zmiany. Wąskie ramy tego eseju pozwalają przywołać tylko jedną czy dwie próbki głosów, które słychać dziś w Niemczech. Komentarz „Die Welt”, pod szorstkim tytułem Z Hollande’em jesteśmy skazani na porażkę (Mit Hollande scheitern wir), głosi: „Francja wywołuje wrażenie, że jest stracona (verloren). Oś niemiecko-francuska nie ma już sensu [...]. Merkel musi ostrożnie rozejrzeć się za nowymi partnerami (Bündnispartner): Polakami, Brytyjczykami, Skandynawami, Bałtami i Holen drami”. Francja – Niemcy – Europa Autorka książki wydanej w czerwcu 2012 roku (Cora Stephan, Angela Merkel, Ein Irrtum), zadaje pani kanclerz retoryczne pytanie w sprawie integracji europejskiej: „Co dokładnie znaczy dla Pani Europa? Czarujące kraje południowe, które wzmiankę o zrównoważonym budżecie, uczciwości podatkowej i bezpieczeństwie prawnym poczytują za atak na ich kulturę życia? Co z Wielką Brytanią i krajami skandynawskimi [...]. Co z Polską, krajem sukcesu (Erfolgsland) w Europie Wschodniej, naszym pod wielu względami najbliższym sąsiadem? Przyjaźń niemiecko-francuska była może historycznym osiągnięciem. W międzyczasie jednak stała się czynnikiem blokującym o wiele ważniejsze związki z USA i światem anglosaskim z jego otwartością i jego pragmatyzmem”. Kryzys na osi Paryż–Berlin i jego możliwe konsekwencje dla Europy i świata przyciągają uwagę organów rządowych i mediów również po drugiej stronie Atlantyku. „Wall Street Journal” pisze: „Kanclerz Niemiec Angela Merkel nigdy nie znajdzie wspólnego języka z nowym prezydentem Francji François Hollande’em. Niemcy muszą szukać w Unii Europejskiej nowych sojuszników, a jedynym dużym krajem, który odpowiada tej potrzebie jest Polska”. Wielki dziennik amerykański uzasadnia następnie w sposób interesujący, dlaczego – jego zdaniem – Polska ma większe szanse stania się uprzywilejowanym partnerem Republiki Federalnej niż Wielka Brytania, Italia albo Hiszpania. Opinie jak powyższa, oraz inne, które cytowaliśmy, trzeba oczywiście czytać z ostrożnością i zmysłem krytycznym. Ale nie można przejść nad nimi do porządku dziennego. Są one sygnałem możliwych i ważnych transformacji w stosunkach międzynaro dowych. Scena europejska stała się już – i będzie jeszcze przez pewien czas – bardziej ruchoma. Niemcy będą szukać nowych partnerów i aliantów nie tylko – jak pisze „Wall Street Journal” – w UE, ale również w ściślejszym zespole strefy euro, a także na zewnątrz kręgu krajów wciągniętych w proces integracji. Dokładnie to samo będzie czynić Francja. Perspektywa ruchu i nowych konfiguracji dają Unii i jej krajom członkowskim szansę zbudowania nowej równowagi wewnętrznej, szerszego rozwinięcia współpracy, nadania nowej dynamiki wspólnym instytucjom, adaptacji Traktatów do nowych wyzwań, większej skuteczności w walce z kryzysem. Ale stawiają je również wobec niebezpieczeństwa rywalizacji państw w dawnym stylu, przedłużającego się zamieszania, rozluźnienia więzów unijnych i osłabie- 135 136 Jerzy Łukaszewski nia odporności na kryzys. Opanowanie zapowiadających się zmian i skierowanie ich ku celom służącym Unii oraz państwom i narodom, które ją tworzą, będzie wymagać od rządów i służb dyplomatycznych wzmożonej czujności, trafnego rozpoznania sytuacji, zdecydowanego działania i last but not least – ducha wspólnotowego. Październik 2012 Radosław Sikorski Minister Spraw Zagranicznych RP Polska a przyszłość Unii Europejskiej Berlin, 28 listopada 2011 Panowie Prezydenci, Ministrze – drogi Guido, Szanowni Państwo, pozwólcie, że zacznę od opowieści. Dwadzieścia lat temu, w 1991 roku, pojechałem jako dziennikarz do Federalnej Republiki Jugosławii. Gdy przeprowadzałem wywiad z prezesem Republikańskiego Banku Chorwacji, ktoś do niego zadzwonił z ezoteryczną wiadomością. Otóż przekazano mu, iż parlament innej republiki Jugosławii, Serbii, chwilę wcześniej przegłosował dodruk nieuprawnionej ilości wspólnej waluty – dinarów. Odkładając słuchawkę, bankier powiedział: „To jest koniec Jugosławii”. Miał rację. Jugosławia rozpadła się. Rozpadła się również „strefa dinara”. Wiemy, co nastąpiło potem. Sprawy dotyczące waluty mogą być sprawami wojny i pokoju, życia i śmierci federacji. Dzisiaj Chorwacja, Serbia i Macedonia mają własne waluty. Czarnogóra i Kosowo posługują się euro, mimo że nie są w strefie euro. Bośnia i Hercegowina ma nawet „wymienialną markę”, której kurs jest zależny od euro. Zaskakująca historia. Nie integracji, lecz dezintegracji europejskiej. Dezintegracji, która nastąpiła straszliwym kosztem życia ludzkiego. Region ten dopiero teraz powoli powraca do europejskiej rodziny. Los Jugosławii pokazuje nam, że pieniądz – pełniąc funkcję techniczną jako „środek wymiany” – symbolizuje jedność lub jej brak. 138 Radosław Sikorski Dlaczego tak jest? Pieniądze istnieją, ponieważ istnieją wspólnoty. Wspólnota, w której ludzie żyją i handlują – dokonują swobodnej wymiany – tworzy wartość. Ich pieniądze są wyrazicielem tej wartości. Moralne znaczenie pieniądza intrygowało Immanuela Kanta, który napisał, że cała praktyka pożyczania pieniędzy zakłada z góry uczciwą intencję spłaty. Gdyby warunek ten został powszechnie zignorowany, wówczas istota udzielania pożyczek i dzielenia się bogactwem zostałaby podważona. Dla Kanta, uczciwość i odpowiedzialność stanowiły imperatywy kategoryczne: podstawę wszelkiego ładu moralnego. Stanowią one również kamienie węgielne Unii Europejskiej. Wskazałbym na dwie podstawowe wartości: Odpowiedzialność i Solidarność. Nasza odpowiedzialność za decyzje i procesy. A solidarność, gdy przychodzi do ponoszenia ciężarów. Dzisiaj, gdy zbliża się koniec polskiej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, postawię następujące pytania: Jak doszło do tego kryzysu? Dokąd zmierzamy? Jak chcemy to osiągnąć? Jaki jest wkład Polski? O co prosimy Niemcy? *** Pierwsze pytanie: Jak to się stało, że strefa euro popadła w obecne tarapaty? Zacznę od tego, czego ten kryzys nie dotyczy. Nie został on wywołany – jak niektórzy sugerują – rozszerzeniem. Rozszerzenie stworzyło rozwój i bogactwo w całej Europie. Eksport krajów UE-15 do krajów UE-10 wzrósł prawie dwukrotnie w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Dane te są jeszcze bardziej wyraziste, jeżeli spojrzymy na poszczególne kraje. Eksport Wielkiej Brytanii do 10 krajów, które przystąpiły do UE po 2004 roku wzrósł z 2,2 miliarda euro w 1993 roku do 10 miliardów euro w zeszłym roku, Francji – z 2,7 miliarda euro do 16,0 miliardów euro, Niemiec – to może Państwa zaskoczyć – z 15 miliardów euro do 95 miliardów euro. W zeszłym roku łączny eksport z krajów UE-15 do krajów UE-10 wyniósł 222 miliardy euro, w porównaniu z 51 miliardami euro w 1995 Polska a przyszłość Unii Europejskiej roku. Okrągła suma. Podejrzewam, że zapewnia ona niejedno miejsce pracy w starej Europie. Zatem rozszerzenie nie tylko nie spowodowało kryzysu, ale przeciwnie, zapewne dałoby się wykazać, że pomogło odroczyć gospodarcze turbulencje. Dzięki korzyściom, jakie daje handel na rozszerzonym rynku, państwa opiekuńcze Europy Zachodniej dopiero teraz zostały zmuszone stawić czoło rzeczywistości. Jeżeli nie ma związku między obecnymi zawirowaniami a rozszerzeniem, to może mamy do czynienia z kryzysem walutowym? Nie do końca. Euro ma się dobrze w stosunku do dolara i innych walut. Naturalnie częściowo chodzi o zadłużenie, o konieczność zmniejszenia szaleńczo wysokich dźwigni finansowych, spowodowanych nadmiernymi wydatkami budżetowymi rządów posiłkujących się instrumentami szarlatanerii księgowej i nieodpowiedzialną inżynierią finansową. Zmniejszanie dźwigni finansowych następuje poza strefą euro: spójrzmy na Wielką Brytanię, której zadłużenie sięgnęło 80% PKB, i Stany Zjednoczone, gdzie osiągnęło ono poziom 100% PKB. Ale gdyby chodziło tylko o zadłużenie, to moglibyśmy oczekiwać, że rentowności obligacji państwowych zależałyby od stopnia ich zadłużenia. Lecz, co wielce znaczące, tak się nie dzieje. Niektóre kraje, jak Wielka Brytania i Japonia, które są bardzo zadłużone w stosunku do swojego PKB, płacą niskie stawki kosztów obsługi długu. Inne kraje o niższym zadłużeniu – jak Hiszpania, ponoszą wysokie koszty. Nieuchronny wniosek, jaki się nasuwa, to taki, że ten kryzys nie dotyczy tylko zadłużenia, ale przede wszystkim zaufania, a mówiąc ściślej, wiarygodności. Dotyczy tego, gdzie – zdaniem inwestorów – ich inwestycje będą bezpieczne. Bądźmy wobec siebie szczerzy i przyznajmy, że rynki mają pełne prawo wątpić w wiarygodność strefy euro. Przecież Pakt Stabilności i Rozwoju został naruszony 60 razy! I nie tylko przez mniejsze kraje, które mają kłopoty, ale również przez samych założycieli w jądrze strefy euro. Jeżeli problemem jest wiarygodność, to lekarstwem jest jej odbudowanie. Potrzebne są instytucje, procedury, sankcje, które przekonają inwestorów, że kraje będą potrafiły żyć w granicach swoich możliwości, a zatem, że obligacje, które kupią, zostaną spłacone, najlepiej z uczciwym procentem. 139 140 Radosław Sikorski Drugie pytanie: Dokąd zmierzamy? Mamy dwie zasadnicze możliwości. Zanim powiem, na czym one polegają, pozwólcie, że zwrócę uwagę na to, że słabości strefy euro nie są wyjątkiem, raczej są typowe dla sposobu, w jaki zbudowaliśmy Unię Europejską. Mamy w Europie dominującą walutę, na straży której nie stoi żadne europejskie ministerstwo finansów. Mamy wspólne granice bez wspólnej polityki migracyjnej. Mamy rzekomo wspólną politykę zagraniczną, lecz jest ona pozbawiona realnych instrumentów władzy i często osłabiana jest przez państwa członkowskie, które załatwiają własne interesy. Mógłbym jeszcze długo wymieniać. Większość naszych instytucji i procedur zależy od dobrej woli i poczucia przyzwoitości państw członkowskich. Mechanizm ten działa w miarę sprawnie w sprzyjających okolicznościach. Ale jeśli na granicy unijnej pojawiają się masowo imigranci, w naszym sąsiedztwie wybucha wojna domowa albo rynki finansowe reagują paniką, co wówczas zazwyczaj robimy? Szukamy schronienia w dobrze znanych ramach państwa narodowego. Kryzys strefy euro jest bardziej dramatycznym przejawem europejskiej niemocy, ponieważ jej założyciele stworzyli system, który może być doprowadzony do rozpadu przez każdego z jej członków, za co on i całe otoczenie zapłacą zatrważającą cenę. Rozpad spowodowałby kryzys apokaliptycznych rozmiarów, wykraczający poza nasz system finansowy. Czy możemy ufać, że z chwilą, gdy zacznie obowiązywać logika „ratuj się kto może”, rzeczywiście wszyscy będą działać w duchu wspólnotowym i odrzucą pokusę wyrównywania rachunków w innych dziedzinach, na przykład w handlu? Czy naprawdę założylibyście się o wszystko, że jeżeli dojdzie do rozpadu strefy euro, to wspólny rynek, kamień węgielny Unii Europejskiej, na pewno przetrwa? W końcu więcej małżeństw kończy się burzliwym, a nie polubownym rozwodem. Słyszałem o przypadku w Kalifornii, kiedy rozwodzące się małżeństwo wydało 100 000 dolarów na ustalenie, które z nich przejmie opiekę nad ich kotem. Jeżeli nie jesteśmy gotowi zaryzykować częściowego demontażu Unii Europejskiej, wówczas staniemy przed najtrudniejszym dla każdej federacji wyborem – głębsza integracja lub rozpad. Nie jesteśmy jedyną federacją, która stoi przed fundamentalnym pytaniem o swoją przyszłość z powodu zadłużenia. Przed nami drogę tę przeszły dwie do dziś istniejące federacje. Amerykanie przekro- Polska a przyszłość Unii Europejskiej czyli punkt, z którego nie ma powrotu, tworząc Stany Zjednoczone, z chwilą gdy rząd federalny przejął odpowiedzialność za długi zaciągnięte przez poszczególne stany podczas Wojny o Niepodległość. Wypłacalna Wirginia dobiła targu z bardziej zadłużonym Massachusetts i dlatego stolicę ustanowiono nad Potomakiem. Alexander Hamilton doprowadził do zawarcia umowy, w myśl której długi wszystkich uzyskały wspólne gwarancje i stworzono strumień dochodów do ich obsługi. Szwajcaria również przekształciła się w prawdziwą federację, gdy ustanowiła zasady zaciągania długów i dokonywana transferów między jej bogatszymi i biedniejszymi kantonami. My też stoimy przed wyborem, czy chcemy być prawdziwą federacją, czy też nie. Jeżeli ponowna nacjonalizacja lub rozpad są nie do zaakceptowania, pozostaje nam tylko jedna możliwość – sprawienie, by Europą w końcu można było rządzić, a co za tym idzie, doprowadzenie z czasem do Europy bardziej wiarygodnej. Polityka jest często sztuką osiągania równowagi między tym, co pilne, a tym, co ważne. Pilną sprawą jest ocalenie strefy euro. Podejmując ten wysiłek, ważne jest, abyśmy zachowali Europę jako demokrację, która szanuje autonomię jej państw członkowskich. Ten nowy europejski ład będzie musiał znaleźć równowagę między Odpowiedzialnością, Solidarnością i Demokracją, jako podwalinami naszej unii politycznej. Pytanie trzecie: Jak chcemy to osiągnąć? Dobrym początkiem jest tzw. sześciopak, czyli pakiet pięciu rozporządzeń i jednej dyrektywy, wynegocjowany z pomocą polskiej Prezydencji, który wniósł większą przejrzystość i dyscyplinę do finansów państw członkowskich. Teraz w procesie tworzenia budżetów krajowych, ministrowie finansów państw członkowskich będą zobowiązani przedstawić bardzo wcześnie, nawet zanim zostaną one przekazane do parlamentów krajowych, wyliczenia budżetowe swoim odpowiednikom oraz Komisji. Komisja zaproponuje działania korygujące, gdy państwo członkowskie znajdzie się w sytuacji nierównowagi makroekonomicznej. Członkowie strefy euro, którzy naruszą Pakt Stabilności i Wzrostu, będą poddawani sankcjom prawie niemożliwym do zablokowania przez zastosowanie presji politycznej. Ponadto „sześciopak” potwierdza, że zasady można wprowadzać nie w postaci dyrektyw – które wymagają wdrożenia do prawa kra- 141 142 Radosław Sikorski jowego – lecz rozporządzeń, które są aktami powszechnie i od razu obowiązującymi. Zostały zaproponowane bardziej ambitne działania. W celu wzmo cnienia konwergencji ekonomicznej, Komisja i Eurogrupa uzyskałyby prawo do szczegółowego badania z wyprzedzeniem wszystkich głównych planów reform gospodarczych, których skutki mogłyby być odczuwalne w strefie euro; nakładałyby sankcje na kraje niewdrażające zaleceń politycznych, a grupy krajów uzyskałyby zgodę na synchronizowanie swoich polityk rynku pracy, emerytalnych i społecznych. Dyscyplina finansowa uległaby wzmocnieniu dzięki temu, że dostęp do funduszy ratunkowych mieliby tylko ci członkowie, którzy przestrzegają reguł makrofiskalnych; sankcje stałyby się automatyczne, a Komisja, Rada i Trybunał Sprawiedliwości uzyskałyby uprawnienia do egzekwowania 3% pułapu deficytu i 60% pułapu zadłużenia. Kraje podlegające procedurze nadmiernego deficytu budżetowego musiałyby przedstawić swoje budżety krajowe Komisji do zaakceptowania. Komisja otrzymałaby uprawnienia do ingerowania w polityki krajów, które nie mogą spełnić swoich zobowiązań. Kraje uporczywie łamiące zasady byłyby zawieszone w swoich prawach głosu. Pod warunkiem, że Rada Europejska raz na zawsze ustanowi nowe, surowe zasady, Europejski Bank Centralny powinien stać się bankiem centralnym z prawdziwego zdarzenia, pożyczkodawcą ostatniej szansy, który podtrzymuje wiarygodność całej strefy euro. EBC musi działać szybko, wyprzedzając nieodwracalne procesy ustawodawcze. To pozwoliłoby nam uniknąć katastrofy, ale potrzeba czegoś więcej. Polska od samego początku wspierała pomysł nowego traktatu, który uczyniłby Unię bardziej skuteczną. Komisja Europejska powinna zostać wzmocniona. Jeżeli ma odgrywać rolę nadzorcy gospodarczego, to jej komisarze powinni być autentycznymi przywódcami z autorytetem, osobowością i co więcej – charyzmą, tak aby być prawdziwymi rzecznikami wspólnych europejskich interesów. Komisja powinna być mniejsza, aby być bardziej efektywna. Każdy z nas, kto przewodniczył jakiemuś spotkaniu, wie, że najbardziej wydajne są te, w których uczestniczy nie więcej niż dwanaście osób. Komisja Europejska składa się obecnie z 27 członków. Należy wprowadzić rotację przy obsadzie stanowisk komisarzy przez państwa członkowskie. Polska a przyszłość Unii Europejskiej Im więcej władzy przekażemy instytucjom europejskim, tym większą legitymizację demokratyczną powinny uzyskać. Drakońskie uprawienia do nadzorowania budżetów krajowych powinny być wykonywane tylko w porozumieniu z Parlamentem Europejskim. Parlament powinien bronić swojej roli i zadań. Eurosceptycy mają rację, gdy mówią, że Europa będzie dobrze funkcjonować, jeżeli przekształci się w ustrój, wspólnotę, z którą ludzie będą się utożsamiać i wobec której będą lojalni. „Włochy zostały stworzone, musimy jeszcze stworzyć Włochów”, powiedział Massimo d’Azeglio na pierwszym posiedzeniu parlamentu po zjednoczeniu Królestwa Włoch w XIX wieku. My w Unii mamy łatwiejsze zadanie – mamy zjednoczoną Europę, mamy Europejczyków. To, co musimy uczynić, to nadać wyraz polityczny europejskiej opinii publicznej. Aby to urzeczywistnić, niektórzy członkowie Parlamentu Europejskiego mogliby być wybierani z ogólnoeuropejskiej listy kandydatów. Istnieje potrzeba zwiększenia „politische Bildung” (edukacji politycznej) obywateli i elit politycznych. Parlament powinien mieć swoją siedzibę w jednym miejscu. Moglibyśmy również połączyć stanowiska Przewodniczących Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej. Kanclerz Angela Merkel sugeruje nawet, aby taka osoba była wybierana w bezpośrednich wyborach przez lud europejski. Ważne jest, abyśmy zachowali spójność między strefą euro a całą Unią. Instytucje wspólnotowe powinny zachować swój centralny charakter. Jako Prezydencja stoimy na straży naszej jedności. A jedność nie może być hipotetyczna. Chodzi o to, że stwierdzenie, iż kraje mogą uczestniczyć z chwilą przystąpienia do strefy euro, to za mało. Zamiast organizować odrębne szczyty grupy euro lub spotkania wyłącznie z udziałem ministrów finansów, moglibyśmy kontynuować praktykę stosowaną na innych forach unijnych, w których wszyscy mogą uczestniczyć, ale głosować mogą tylko członkowie. Im więcej władzy i legitymizacji przekażemy instytucjom federalnym, tym więcej prerogatyw, takich jak szeroko pojęte kwestie: tożsamości narodowej, religii, stylu życia, moralności publicznej oraz stawek podatku dochodowego i podatku VAT, powinno na zawsze pozostać w gestii państw członkowskich. Nasza jedność nie ucierpi na różnicach w godzinach pracy lub zapisach prawa rodzinnego. To nasuwa pytanie, czy tak ważne państwo członkowskie jak Wielka Brytania może poprzeć reformę. Daliście Unii wspólny język. 143 144 Radosław Sikorski Jednolity Rynek to, w dużej mierze, Wasz genialny pomysł. Brytyjska komisarz kieruje naszą dyplomacją. Moglibyście przewodzić Europie w sprawach obronności. Jesteście niezbędnym łącznikiem w stosunkach transatlantyckich. Z drugiej strony, rozpad strefy euro bardzo by zaszkodził Waszej gospodarce. Ponadto ogólne zadłużenie Wielkiej Brytanii, uwzględniając dług publiczny, dług przedsiębiorstw i gospodarstw domowych, przekroczył 400% PKB. Czy jesteście pewni, że rynki będą zawsze dla Was przychylne? Wolelibyśmy widzieć Was w strefie euro, ale jeżeli nie możecie do niej przystąpić, pozwólcie nam iść dalej. Proszę Was też o to, żebyście zaczęli tłumaczyć Brytyjczykom, że decyzje europejskie nie są dyktatami Brukseli, ale wynikają z porozumień, w których tworzeniu dobrowolnie bierzecie udział. Czwarte pytanie: Co Polska wnosi? Dzisiaj Polska nie jest źródłem problemów, lecz rozwiązań europejskich. Teraz zarówno możemy, jak i chcemy wnosić swój wkład. Wnosimy nasze niedawne doświadczenie pomyślnej transformacji z dyktatury do demokracji i z chorej gospodarki nakazoworozdzielczej do coraz lepiej rozwijającej się gospodarki rynkowej. Pomogli nam przyjaciele i sojusznicy: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i – przede wszystkim – Niemcy. Doceniamy duże i szczodre wsparcie – solidarność, jaką Niemcy nam okazały w ciągu ostatniego dwudziestolecia. Ich danke Ihnen als Politiker und als Pole. Mam nadzieję, że doceniacie to, iż była to dobra inwestycja. W 2010 roku eksport Niemiec do Polski przekroczył dziewięciokrotnie poziom z 1990 roku i – mimo kryzysu – rośnie. Wymiana handlowa Niemiec z Polską jest większa niż z Federacją Rosyjską, chociaż nie zawsze można się tego dowiedzieć z niemieckiego dyskursu politycznego. Od zeszłego roku Polska jest zaliczana do bardzo rozwiniętych krajów we Wskaźniku Rozwoju Społecznego. W latach 2007-2011 awansowaliśmy o dziesięć miejsc w rankingu Globalnego Wskaźnika Konkurencyjności. W tym okresie poprawiliśmy naszą pozycję o 20 miejsc we Wskaźniku Postrzegania Korupcji, wyprzedzając niektórych członków euro. Na przestrzeni ostatnich czterech lat, skumulowany wzrost PKB w Polsce wyniósł w sumie 15,4%. Jaki kraj ma drugi wynik w Unii Polska a przyszłość Unii Europejskiej Europejskiej ze wzrostem 8%? Otóż jest to członek strefy euro – Słowacja. Tymczasem średnia unijna to minus 0,4%. Dla tych, którzy chcieliby dzielić Europę, mam zatem następującą propozycję: a może przeprowadzimy naturalny podział na Europę cieszącą się wzrostem gospodarczym i Europę, gdzie wzrostu gospodarczego nie ma? Ale ostrzegam: kształty tych bloków nie odpowiadałyby panującym stereotypom. Nie stało się tak samoistnie. Kolejne rządy RP podejmowały bolesne decyzje, a Polacy ponosili wiele wyrzeczeń. Prywatyzacja, reforma emerytur, otwarcie Polski na globalizację – niektórzy wyszli z tego obronną ręką, podczas gdy inni ucierpieli. Byliśmy jednym z pierwszych krajów, który wprowadził konstytucyjną „kotwicę” długu publicznego już 14 lat temu. Nie spoczywamy przy tym na laurach. Gdy Premier Donald Tusk dwa tygodnie temu przedstawiał w Sejmie nowy rząd, powiedział: „Po to, aby zarówno bezpiecznie przejść przez rok 2012, ale również aby tworzyć reguły stabilnego wzrostu bezpieczeństwa finansowego, dyscypliny finansowej także na kolejne lata i dziesięciolecia, będziemy musieli podjąć działania, w tym działania niepopularne, działania, które będą wymagały wyrzeczenia i zrozumienia od wszystkich bez wyjątku”. Już w przyszłym roku zamierzamy osiągnąć pułap 3% deficytu sektora finansów publicznych oraz ograniczyć dług publiczny do 52% PKB. Na koniec 2015 roku chcemy doprowadzić do obniżenia deficytu do 1% PKB, a długu publicznego do 47%. Wiek przechodzenia na emeryturę, zarówno kobiet jak i mężczyzn, zostanie podwyższony do 67 roku życia. Zmniejszone zostaną przywileje emerytalne żołnierzy, policjantów i duchowieństwa. Składka rentowa będzie podniesiona o 2 punkty procentowe. Świadczenia rodzinne zostaną odebrane bogatszym i przekazane biedniejszym. Na koniec kadencji tego rządu, Polska będzie spełniała kryteria członkostwa w strefie euro. Zależy nam bowiem na przetrwaniu i rozkwicie strefy euro, do której planujemy przystąpić. Popierając Traktat Akcesyjny, Polacy upoważnili nas do wprowadzenia Polski do strefy euro – gdy tylko ona i my będziemy na to gotowi. Polska wnosi również do Europy gotowość do kompromisu – nawet w zakresie wspólnego podejścia do suwerenności – w zamian za uczciwą pozycję w silniejszej Europie. 145 146 Radosław Sikorski Pytanie piąte: O co prosimy Niemcy? Po pierwsze, prosimy Niemcy o to, aby otwarcie przyznały, że są największym beneficjentem obecnej sytuacji i tym samym, że to na nich ciąży największy obowiązek, aby ją utrwalać. Po drugie, doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jesteście niewinną ofiarą rozrzutności innych. Wy również łamaliście Pakt Stabilności i Wzrostu, a Wasze banki lekkomyślnie kupowały ryzykowne obligacje. Po trzecie, ponieważ inwestorzy sprzedają obligacje państw najbardziej zagrożonych i szukają bezpiecznych inwestycji, wasze koszty pożyczania pieniędzy są niższe niż w przypadku normalnej koniunktury, więc w krótkiej perspektywie na tym zyskujecie, ale… Po czwarte, jeśli gospodarki waszych sąsiadów zwolnią lub załamią się, wy także na tym ogromnie ucierpicie. Po piąte, mimo zrozumiałej awersji do inflacji, Niemcy powinny przyznać, że ryzyko rozpadu jest obecnie groźniejsze. Po szóste, z racji rozmiarów i historii Waszego kraju, ponosicie specjalną odpowiedzialność, aby chronić pokój i demokrację na naszym kontynencie. Jak mądrze stwierdził Jurgen Habermas: „Jeśli projekt europejski upadnie, pojawi się pytanie, jak wiele trzeba będzie czasu, aby odzyskać status quo. Przypomnijmy sobie rewolucję niemiecką z 1848 r.: po jej klęsce potrzeba było stu lat, aby doprowadzić do tego samego poziomu demokracji”. Co, jako minister spraw zagranicznych Polski, uważam za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa i dobrobytu Europy dziś, w dniu 28 listopada 2011 roku? Nie jest to terroryzm, nie są to Talibowie, i już na pewno nie są to niemieckie czołgi. Nie są to nawet rosyjskie rakiety, którymi groził Prezydent Miedwiediew, mówiąc, że rozmieści je na granicy Unii Europejskiej. Największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa i dobrobytu Polski byłby upadek strefy euro. I domagam się od Niemiec tego, abyście – dla dobra Waszego i naszego – pomogli tej strefie euro przetrwać i prosperować. Dobrze wiecie, że nikt inny nie jest w stanie tego zrobić. Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: mniej zaczynam się obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności. Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy. Nie możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa. Nie możecie dominować, lecz macie przewodzić reformom. Polska a przyszłość Unii Europejskiej Jeżeli włączycie nas w proces podejmowania decyzji, możecie liczyć na wsparcie ze strony Polski. Niebezpieczeństwa spóźnionej reformy Rozpocząłem to wystąpienie od opowieści o pewnym eksperymencie z unią polityczną w komunistycznej Jugosławii. Pozwólcie Państwo, że na zakończenie opowiem Wam jeszcze jedną historię. Chodzi o najmniej znaną w dziejach Europy federację, a konkretnie o wspólne państwo utworzone przez Polskę i Wielkie Księstwo Litewskie w 1385 roku. Przetrwało ono ponad cztery wieki, czyli – jak do tej pory – dłużej niż takie federacje jak Stany Zjednoczone, Zjednoczone Królestwo czy Republika Federalna Niemiec, nie wspominając już o Unii Europejskiej. Stworzona dzięki tej unii Rzeczpospolita Obojga Narodów wyprzedzała ówczesne standardy – podobnie jak dziś Unia Europejska. Posiadała bowiem wspólny parlament oraz obieralną głowę państwa. Grupa dysponująca prawami politycznymi, a więc obywatele uprawnieni do głosowania stanowili 10% ludności. Był to zatem ustrój, który jak na tamte czasy gwarantował największą partycypację polityczną. Co więcej, panująca w Rzeczypospolitej tolerancja religijna oszczędziła jej mieszkańcom okrucieństw wojny trzydziestoletniej. Miasta zakładane były według prawa magdeburskiego, a początki wielu spośród nich – na przykład mojej rodzinnej Bydgoszczy – wiążą się z niemieckimi osadnikami. Żydzi, Ormianie oraz wszelkiego rodzaju dysydenci przybywali tutaj licznie z całej Europy, aby spróbować swojego szczęścia. Swoboda i siła militarna szły ramię w ramię. W 1410 roku wojska tego państwa rozgromiły pod Grunwaldem rycerzy zakonu krzyżackiego, którego symbole heraldyczne do dziś funkcjonują w armii niemieckiej. W 1683 roku u bram Wiednia powstrzymaliśmy imperium osmańskie i jego plany zjednoczenia Europy pod sztandarami islamu. Ale na przełomie XVII i XVIII stulecia coś się zmieniło. Królo wie elekcyjni, niepowiązane ze sobą armie i niezależne waluty nie miały szans w świecie zunifikowanych, merkantylistycznych i autorytarnych państw narodowych. Największą słabością Rzeczypospolitej stał się jej najbardziej demokratyczny rys – możliwość zablokowania procesu legislacyjnego przez jednego posła. Zasada jednomyślności, której przyjęcie w państwie federalnym niewątpli- 147 148 Radosław Sikorski wie zasługuje na podziw, otworzyła furtkę dla korupcji i braku odpowiedzialności. Polska zdołała się w końcu zreformować. Uchwalona 3 maja 1791 roku konstytucja zniosła zasadę jednomyślności, zunifikowała państwo i stworzyła stały rząd. Ale reformy zostały wprowadzone zbyt późno. Przegraliśmy wojnę w obronie konstytucji i w wyniku rozbioru z 1795 roku Polska znikła z mapy świata na ponad sto lat. Jaki jest morał tej historii? Nie wolno stać w miejscu, gdy świat wokół się zmienia i rosną nowi konkurenci. Nie wystarczy polegać na instytucjach i procedurach, które sprawdziły się w przeszłości. Stopniowe zmiany to za mało. Nawet zachowanie dotychczasowej pozycji jest uzależnione od podejmowania odpowiednio szybkich reform. Uważam, że mamy obowiązek oszczędzić naszej wspaniałej unii losu, jaki spotkał Jugosławię oraz dawną Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Zakończenie Nasz schyłek nie jest wcale rzeczą przesądzoną. Jeżeli pokonamy bieżące trudności, wciąż mamy rezerwy siły i możliwości, których reszta świata nam zazdrości. Jesteśmy przecież nie tylko największą światową gospodarką, lecz również największą strefą pokoju, demokracji i praw człowieka. Stanowimy źródło inspiracji dla narodów żyjących w naszym sąsiedztwie – zarówno na Wschodzie, jak i na Południu. Jeżeli uporządkujemy nasze sprawy, możemy stać się prawdziwym supermocarstwem. W ramach równego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi będziemy mogli wówczas utrzymać siłę, dobrobyt i przywództwo Zachodu. Ale dziś stoimy na skraju przepaści. To najbardziej przerażająca chwila w mojej ministerialnej karierze, ale przez to jednocześnie najbardziej wzniosła. Przyszłe pokolenia osądzą nas według naszych czynów lub ich braku. Według tego, czy stworzymy podwaliny pod dziesięciolecia wielkości, czy też uchylimy się od odpowiedzialności i pogodzimy z naszym schyłkiem. Stojąc tu, w Berlinie, jako Polak i Europejczyk, mówię: trzeba działać teraz. Recenzje Tomasz Siewierski Western Europe, Eastern Europe and World Development, 13 th-18th Centuries. Collection of Essays of Marian Małowist, eds. J. Batou, H. Szlajfer, wyd. Brill, Leiden 2010, ss. 435 Setna rocznica urodzin Mariana Małowista (19 grudnia 1909 – 30 sierpnia 1988) niemal zbiegła się z edycją wyboru jego artykułów zatytułowanego: Western Europe, Eastern Europe and World Development, 13th-18th Centuries. Zawiera on osiemnaście tekstów pióra Mariana Małowista przetłumaczonych z języków oryginalnych (Małowist pisał nie tylko po polsku) na język angielski. Zestaw ten – opublikowany w wydawnictwie Brill – przygotowany został przez Jeana Batou i Henryka Szlajfera. Przedmowę do niego napisał Immanuel Wallerstein. Przeszło trzydzieści lat temu Wallerstein we wstępie do pierwszego tomu swojego dzieła Analiza Systemów-Światów przywołał dwa nazwiska swoich mistrzów, inspiratorów tej koncepcji: Fernanda Braudela i Mariana Małowista. Przedmowę do omawianego zbioru zatytułował: Marian Małowist: An Appreciation. Marian Małowist był historykiem gospodarczym. Ta dziedzina historiografii nie cieszy się dziś specjalnie dużym zainteresowaniem. Warto jednak pamiętać, że w połowie XX wieku stała się jednym z głównych nurtów zainteresowań badawczych nie tylko w Polsce, ale też w wielu krajach zachodniej Europy oraz w Stanach Zjednoczonych. Tak jak w każdej dziedzinie, także tu istniały różne osobne nurty, metody, perspektywy badawcze. Marian Małowist stał się partnerem dla środowiska Annales, a szczególnie dla tej generacji, której patronował Fernand Braudel. Warto jednak podkreślić owo partnerstwo, bo – tak jak wielu polskich badaczy po 1956 roku – inspirował się w swojej twórczości dokonaniami tego środowiska, ale też jego oryginalne pomysły i rozwiązania zawarte w poszczególnych pracach poruszały i wpływały na tamtejszych uczonych. Fakt wydania tej wyjątkowej kolekcji jego artykułów świadczy o tym, że spojrzenie Ma- 152 Recenzje łowista na problemy dziejów gospodarczych świata doby późnego średniowiecza i wczesnej nowożytności nie straciły nic ze swej świeżości, nadal są aktualne. Oczywiście w ostatnich dziesięcioleciach powstała w Polsce obszerna literatura poświęcona różnym aspektom dziejów Europy, by wspomnieć o pośmiertnie wydanej pracy Benedykta Zientary, kilku ważnych książkach Jerzego Kłoczowskiego, a także pracach Andrzeja Wyczańskiego czy znakomitym studium Karola Modzelewskiego. W tym kontekście studia Małowista wzbogacają ważną debatę o przeszłości Europy. Warto podkreślić, że artykuły, referaty pokonferencyjne, czyli drobniejsze teksty, były dla Mariana Małowista tą formą wyrażania swoich poglądów naukowych, w której chyba odnajdywał się najlepiej – nie odmawiając oczywiście ogromnej wartości obszernym monografiom jego autorstwa. Jednak większość tych obszernych prac wymaga od czytelnika niezwykle dużego skupienia, by wychwycić formułowane tam przez autora poważne zagadnienia. Natomiast mniejsze teksty cechuje na tym tle pewna ostrość, większa śmiałość w formułowaniu oryginalnych i – także z dzisiejszej perspektywy – ważnych tez. Wydawnictwo zawierające w przeważającej części te krótsze formy jest bardzo cenne. Nie jest to pierwsza publikacja tego typu. Pierwsza ukazała się w 1993 roku w Polsce. Wówczas Wydawnictwo Naukowe PWN opublikowało teksty Mariana Małowista wybrane przez Antoniego Mączka, a opracowane przez Hannę Zaremską: Europa i jej ekspansja XIV-XVII w. Teksty zgromadzone w omawianym tomie pochodzą z różnych okresów życia Mariana Małowista. Publikowane były na przestrzeni niemal pięćdziesięciu lat w różnych językach (przede wszystkim francuskim, angielskim, włoskim, niemieckim i polskim) w wydawnictwach naukowych, najczęściej czasopismach polskich i zagranicznych, a także w zbiorach artykułów. Część tego wyboru stanowią fragmenty prac monograficznych Małowista, co wydaje się szczególnie ważne i pozwala na udostępnienie ich czytelnikowi anglojęzycznemu. Najstarszy z tekstów, który włączony został do omawianego zbioru, po raz pierwszy był wydrukowany w 1947 roku po francusku i stanowił podsumowanie rozprawy habilitacyjnej Mariana Małowista: Kaffa – kolonia genueńska na Krymie i problem wschodni w latach 1453-1475. Praca ta powstała jednak kilka lat wcześniej – przygotowana była już przed II wojną światową. Przeprowadzenie habilitacji Recenzje i wydanie pracy uniemożliwił wybuch wojny. Marian Małowist stracił dom, Holocaust zabrał mu najbliższych, w tym żonę Marię i brata Witolda. Wojnę przetrwał tylko jeden egzemplarz przygotowanej pracy o dziejach Kaffy, przechowany przez Tadeusza Manteuffla. Tekst zawarty w omawianym wyborze studiów Mariana Małowista prezentuje główne tezy wspomnianej wyżej rozprawy. Jej przedmiotem są dzieje Kaffy w okresie, którego granice wyznaczają dwa wydarzenia – upadek Konstantynopola oraz zdobycie Krymu przez Tatarów. Obok charakterystycznego dla Małowista ujęcia problemu, jakim jest przedstawienie badanych zjawisk w szerokiej perspektywie czasowej i przestrzennej, dominuje w tej pracy tematyka gospodarcza, zagadnienie handlu. Jednak chyba w żadnym innym dziele Małowist nie poświęcił tak wiele uwagi historii politycznej. Chociaż przez kolejnych trzydzieści lat swojej kariery naukowej jego zainteresowania dotyczyły innych obszarów geograficznych, pod koniec życia wrócił do tych rejonów, którymi między innymi zajmował się, pracując nad Kaffą. W jednej z ostatnich swoich monografii, wydanej w 1985 roku, uwagę skupił na Tamerlanie i jego państwie. W wyborze Jeana Batou i Henryka Szlajfera znalazł się fragment tej pracy, poświęcony życiu społecznemu i gospodarczemu w imperium Tamerlana. Kolejnym tekstem związanym tematycznie z tym obszarem, zamieszczonym w omawianej pracy, jest opublikowany w 1978 roku w języku niemieckim artykuł dotyczący dziejów stolicy Złotej Ordy – Saraj Berke. Wspólnym mianownikiem twórczości Mariana Małowista jest problem nierównomierności rozwoju ekonomicznego Europy, a także poszukiwanie przyczyn tego zjawiska. Podział Europy na Wschód i Zachód oraz wskazanie na odmienność procesów rozwojowych na przestrzeni XIII-XVI wieku okazały się istotną próbą wyjaśnienia genezy zacofania jednej z dwóch części Starego Kontynentu. W omawianym wyborze artykułów znajdziemy tekst, który jest tłumaczeniem zakończenia pracy Wschód a Zachód Europy w XIII-XVI wieku. Konfrontacja struktur społeczno-gospodarczych, dzieła, które nie tylko przyniosło Marianowi Małowistowi światową sławę, ale też do dziś stanowi niezwykle istotny punkt odniesienia dla uczonych różnych dyscyplin naukowych próbujących wyjaśnić współczesny kształt gospodarczego krajobrazu Europy. Jak wiadomo, to właśnie do tej pracy w największym stopniu odwoływał się wspomniany już Immanuel Wallerstein. W tomie tekstów Mariana Małowista nie zabrakło też artykułu, w którym odnosi się do samego Wallersteina. 153 154 Recenzje Podziały gospodarcze i polityczne w Europie w średniowieczu i w dobie wczesnej nowożytności to referat wygłoszony przez Małowista w 1986 roku, a wydrukowany już pośmiertnie w 1991 roku w „Przeglądzie Historycznym”. Warto zwrócić uwagę na jeszcze dwa artykuły zamieszczone w niniejszym wyborze. Jeden dotyczy kontaktów handlowych regionu bałtyckiego z Europą Zachodnią w XV i XVI wieku. To właśnie w państwach bałtyckich Marian Małowist upatrywał swego rodzaju gospodarcze centrum Europy Wschodniej. Artykuł ten opublikowany został w 1958 roku w brytyjskim czasopiśmie „Past&Present”. Natomiast drugi artykuł stanowi zastawienie różnic i podobieństw między Wschodem Europy a krajami iberyjskimi, które na tle centrum – Zachodu, były obszarem wolniejszego rozwoju. Był to też region, który u schyłku średniowiecza i w okresie wczesnonowożytnym miał istotne dla swojego rozwoju gospodarczego kontakty handlowe ze strefą bałtycką. Warto też wspomnieć o włączonym do omawianego wyboru artykule, który dla wspomnianej tematyki może stanowić istotny punkt wyjścia. Marian Małowist omówił w nim problem nierówności rozwoju gospodarczego Europy w okresie późnego średniowiecza. Pierwotnie opublikowany był w 1966 roku w angielskim czasopiśmie „Economic History Review”. Niezupełnie osobnym, ale możliwym do wyróżnienia w zainteresowaniach Mariana Małowista zagadnieniem są dzieje Afryki Zachodniej w czasach przedkolonialnych i początkowym okresie ekspansji Europy w tym kierunku. Ten nurt jego badań wyrósł z zainteresowania regionami rozwijającymi się wolniej. Jak to zostało już podkreślone, Marian Małowist potrafił wyjaśniać genezę i istotę danego procesu gospodarczego przez ujęcie go w szerokim kontekście geograficznym i z zastosowaniem metod porównawczych. Doszedłszy do krajów iberyjskich, zestawiał je z krajami strefy bałtyckiej, ale też z krajami Afryki Zachodniej, które również stanowiły region wolniejszego rozwoju. Problematyka „afrykańska” jest w omawianym tomie reprezentowana przez pięć tekstów. Myślę, że na szczególną uwagę zasługuje – trudniej dostępna do tej pory polskim czytelnikom – polemika między Marianem Małowistem a brytyjskim historykiem Anthonym G. Hopkinsem, autorem między innymi wydanej w 1973 roku An Economic History of West Africa. Dyskusja dotyczy przyczyn zacofania gospodarczego Sudanu Zachodniego w późnym średniowieczu. W tej grupie tekstów znalazł się również artykuł na Recenzje temat ekspansji portugalskiej w Afryce i jej wpływu na gospodarkę europejską między XV a XVI wiekiem. Pierwotnie był wydrukowany w „Przeglądzie Historycznym” w 1968 roku. Kolejny tekst, pochodzący z tego samego roku, który znajdziemy w omawianym tomie, dotyczy podstaw europejskiej ekspansji na tereny Afryki Zachodniej i Północno-Zachodniej. Wcześniej opublikowany był w języku francuskim w „Acta Polonia Historica”, notabene czasopiśmie założonym i przez lata kierowanym przez Mariana Małowista. W omawianym wyborze artykułów znajdziemy również obszerny fragment rozdziału monografii Europa a Afryka Zachodnia w czasie ekspansji kolonialnej. Wybrany tekst dotyczy losów krajów położonych nad Zatoką Gwinejską w dobie opanowywania tych terenów przez Portugalczyków. Spośród osiemnastu tekstów zamieszczonych w omawianym tomie, chciałbym przywołać jeszcze jeden. Chodzi o przetłumaczony z języka francuskiego artykuł prezentujący wybrane problemy na temat handlu lewantyńskiego z Europą Wschodnią w XVI wieku. Tekst pierwotnie ukazał się w księdze jubileuszowej Fernanda Braudela w 1973 roku. Stanowi on pewne rozwinięcie i uzupełnienie artykułu, który również po francusku został opublikowany w roku 1970 roku, chociaż wygłoszony był na konferencji w Wenecji osiem lat wcześniej, a dotyczył kontaktów handlowych Lewantu z Polską okresu późnego średniowiecza i wczesnej nowożytności. Jest powszechnie dostępny, po polsku włączony został do zbioru rozpraw Mariana Małowista Europa i jej ekspansja XIV-XVII wieku. Omawiany tu wybór nie daje przekroju całej twórczości Mariana Małowista. Pewne wątki z jego bogatej bibliografii nie znalazły tu odzwierciedlenia. Mam na myśli zwłaszcza dzieje rzemiosła polskiego i europejskiego, którym zajmował się głównie w latach 50., kontakty handlowe Polski z Flandrią, którym poświęcił się na etapie pisania pracy magisterskiej, oraz zagadnienia związane z handlem zagranicznym Sztokholmu, nad czym pracował, przygotowując rozprawę doktorską; do zagadnień związanych ze Skandynawią powracał też w późniejszych okresach. To oczywiście nie jest wadą omówionej publikacji – tym się przecież różni wybór od zbioru. Czytając kolejne studia, można odnieść wrażenie, iż autorzy wyboru przyjęli kryterium aktualności tekstów, co wydaje się atrakcyjnym pomysłem. Western Europe, Eastern Europe and World Development, 13th-18th Centuries jest niezwykle znaczącą pozycją w najnowszej hi- 155 156 Recenzje storiografii. Wybór Jeana Batou i Henryka Szlajfera stanowi udaną próbę podsumowania dorobku naukowego Mariana Małowista. Studiując kolejne teksty, trudno nie zauważyć, że mamy do czynienia nie tylko z reprezentatywną klasyką z historii społeczno-gospodarczej, ale również, a może przede wszystkim, z całkiem aktualnymi pracami, których znaczenie we współczesnych badaniach historycznych jest nie mniejsze niż w czasach, gdy powstawały. Wpisują się one często w dyskusje toczone w różnych środowiskach naukowych świata, choćby te, które dotyczącą globalizacji. Dobrze, że anglojęzyczny czytelnik – w dzisiejszym świecie oznacza to naprawdę dużo – ma możliwość dotarcia do tekstów jednego z najwybitniejszych polskich historyków drugiej połowy XX wieku. Wydaje się, że niestety ostatnio prace Mariana Małowista są w Polsce nieco zapomniane. Warto uświadomić sobie, że jest to jeden z polskich badaczy, dla których zawsze będzie miejsce w syntezach dziejów historiografii, niezależnie od tego, gdzie i jak daleko od Polski owe syntezy powstaną. Sara Roda Minority Hungarian Communities in the Twentieth Century, ed. Nádor Bárdi, Csilla Fedinec, László Szarka, transl. Brian McLean, Social Science Monographs, Boulder, Atlantic Research and Publication, Highland Lakes, New Jersey; distributed by: Columbia University Press, New York 2011, pp. 859; East European Monographs no. 774, Atlantic Studies on Society in Change no. 138 Dzieje węgierskich mniejszości w XX wieku to temat z pogranicza historii i polityki, ze znaczną przewagą tej drugiej. Autorzy poszczególnych artykułów zawartych w omawianym tomie zmagają się z problemem aktualnym do dziś zarówno w dyskursie politycznym, jak i w życiu codziennym. Pisząc zatem o historii mniejszości węgierskich w państwach ościennych, trudno o obiektywizm czy też odejście od utartego, nostalgicznego i pełnego żalu sposobu pisania o trudnej przeszłości Węgrów. Redaktorzy jednak już we wstępie jasno określili, że celem prezentowanego zbioru ma być ukazanie procesu ciągłej adaptacji, opartego na budowie własnej tożsamości przez mniejszości węgierskie, oraz stosowania „strategii przetrwania”, które w konsekwencji doprowadziły do zadomowienia się Węgrów w nowej konfiguracji społeczno-politycznej (s. 4, 24). Temat węgierskich społeczności w państwach ościennych jest problemem dość młodym w ponadtysiącletniej historii Madziarów na terytorium Europy. Co prawda Węgrom nie obce było zagadnienie mniejszości narodowych, jednak do tej pory sytuacja kształtowała się zgoła inaczej, mianowicie to na terytorium Krajów Korony Świętego Stefana mieszkało wiele grup różniących się między sobą pod względem etnicznym czy językowym. Traktat podpisany 4 czerwca 1920 roku w Trianon doprowadził do sytuacji odwrotnej. Około 10 mln 158 Recenzje dotychczasowych mieszkańców Węgier znalazło się poza granicami zredukowanego z 280 tys. km2 do 93 tys. km2 kraju. Mniej więcej 2,7 mln z nich stanowili etniczni Węgrzy. Tym samym państwo to straciło 27,4% swojej rdzennej ludności oraz 43% wszystkich dotychczasowych mieszkańców. W krajach ościennych grupa ta uformowała mniejszości węgierskie. Co ciekawe, zalicza się do nich nie tylko etnicznie węgierską ludność, ale większość węgierskojęzycznych społeczności, na przykład najbardziej znanych Seklerów (Székely). Sytuację Węgrów po podpisaniu traktatu w Trianon najlepiej ilustrują słowa zacytowane przez Istvána Kovácsa: „Węgry to taki kraj, który ze wszystkich stron graniczy sam ze sobą”. Nie ulega zatem wątpliwości, że – wydawałoby się mało znaczący – temat mniejszości węgierskich jest kluczem do zrozumienia najnowszych dziejów Węgier. Praca zbiorowa Minority Hungarian Communities in the Twentieth Century, podejmująca temat historii mniejszości węgierskich od ich powstania, czyli od zakończenia I wojny światowej, do początku XXI wieku, wydana została w 2010 roku w ramach serii East European Monographs oraz Atlantic Studies on Society in Change. Książka ta jest tłumaczeniem publikacji, która w 2008 roku ukazała się na Węgrzech pod tytułem: Kisebbségi magyar közösségek a 20. században. Wersja anglojęzyczna poszerzona została o dodatkowe uwagi oraz wyjaśnienia, istotne dla czytelnika niezwiązanego bezpośrednio z Węgrami. Jak zaznaczyli we wstępie redaktorzy, publikacja ta pozbawiona została także niektórych dodatków, na przykład fotografii, dokumentów źródłowych czy też części bibliografii. Niekwestionowanym atutem zbioru jest jego wieloaspektowość oraz interdyscyplinarność poruszanych zagadnień. Można tu znaleźć zarówno artykuły prezentujące historię mniejszości węgierskich, jak i teksty skupiające się raczej na ujęciu: socjologicznym, demograficznym, politycznym, ekonomicznym, prawnym czy nawet językoznawczym. Autorzy poszczególnych artykułów pochodzą nie tylko z Węgier, ale Za: I. Romsics, Hungary in the Twentieth Century, transl. T. Wilkinson, Osiris Kiadó, Budapest 1999, s. 123. Za: Minority Hungarian Communities in the Twentieth Century, s. 14. Za: I. Romsics, Hungary in the Twentieth Century. I. Kovács, Węgry w XX wieku: kraj, „który za wszystkich stron graniczy sam ze sobą”, oraz naród na granicy bytu i niebytu, „Akcent”, 4 (86)/2001, s. 43-48. Kisebbségi magyar közösségek a 20. században, szerk. N. Bárdi, Cs. Fedinec, L. Szarka, Gondolat Kiadó – Magyar Tudományos Akadémia Kisebbségkutató Intézet, Budapest 2008. Recenzje także z państw sąsiednich, nierzadko należą do mniejszości węgierskich. Na 27 badaczy 13 z nich urodziło się na terytorium Węgier, 14 zaś w państwach ościennych (w dawnej Czechosłowacji, Rumunii, Jugosławii, Związku Radzieckim – na terenie dzisiejszej Ukrainy, w Austrii, Niemczech oraz we Włoszech). Poza zróżnicowanym pochodzeniem, twórcy tekstów posiadają także różnorodne zainteresowania, poczynając od historii, a na ekonomii i prawie kończąc. Dość przydatną częścią zbioru jest dodatek z krótkimi biogramami naukowymi autorów poszczególnych tekstów, gdzie podano również wybrane publikacje każdego z nich (s. 713-740). Zbiór podzielony został głównie według kryterium chronologicznego na sześć działów obejmujących okres od 1918 do 2005 roku i prezentujących kolejne etapy tworzenia się i istnienia mniejszości węgierskich w krajach ościennych na tle historii Europy Środkowo‑Wschodniej. Niejako na deser pozostawiono dodatkowy, siódmy rozdział, mający charakter problemowy. Dotyczy on różnych grup węgierskojęzycznych zamieszkujących tereny Basenu Karpackiego oraz emigracji tworzącej diasporę węgierską na Zachodzie, głównie w Ameryce Północnej (Stany Zjednoczone i Kanada), Europie Zachodniej i Australii, a w mniejszym stopniu także w innych rejonach świata. W ostatnim dziale poruszono również kwestie pominięte wcześniej, jak choćby dialekty języka węgierskiego, które wytworzyły się w poszczególnych krajach. Każdy z sześciu pierwszych działów prezentuje relację pomiędzy czterema elementami całej konfiguracji: mniejszością węgierską, większością dominującą w danym państwie, Węgrami – ojczyzną, a także społecznością międzynarodową. Taki układ wyrażony jest również w strukturze rozdziałów. Każdy z nich zawiera po kilka artykułów dotyczących różnych problemów związanych z mniejszościami węgierskimi w danym okresie, kończy się natomiast podrozdziałem Case Study, czyli tzw. „studium przypadku”, w którym prezentowana jest sytuacja tychże mniejszości w poszczególnych państwach, na tle wydarzeń danego kraju. Cały tom składa się z 42 artykułów, nie sposób zatem omówić każdy z nich osobno, dlatego też zostaną poruszone jedynie najważniejsze kwestie, kluczowe dla konkretnych okresów wyróżnionych przez redaktorów. Omawiany zbiór, pomimo wspomnianych już ominięć zastosowanych w wersji anglojęzycznej, posiada dość obszerną bibliografię, zajmującą ponad 60 stron (s. 741-805). W jej ramach nie zostały wymienione dokumenty źródłowe, a jedynie teksty drukowane, głównie 159 160 Recenzje opracowania naukowe oraz artykuły. W pewnym stopniu uzupełnieniem bibliografii są przypisy umieszczone osobno po każdym artykule, gdzie podana jest oczywiście podstawa źródłowa odnosząca się do poszczególnych danych. Bibliografia, z punktu widzenia czytelnika zagranicznego, niemającego możliwości dotarcia do bogatej literatury związanej z mniejszościami węgierskimi, posiada istotną zaletę – zostały w niej oznaczone publikacje dostępne w formie elektronicznej. Dla czytelnika polskiego niezwykle ważny może okazać się dość rozbudowany wstęp, zawierający omówienie nazewnictwa związanego z geografią Krajów Korony Świętego Stefana, które od 1867 roku weszły w skład Austro-Węgier. Nazwy regionów należących do tzw. Wielkich Węgier są o tyle problematyczne, że często w różnych krajach określane są zupełnie innymi terminami. Na przykład, węgierskie słowo Erdély odnosi się do terytorium, które znalazło się po 1920 roku w rękach rumuńskich i zaczęło być powszechnie nazywane Transylwanią (nazwa zapożyczona z łaciny), w języku polskim stosuje się zaś często termin Siedmiogród, będący tłumaczeniem niemieckiego określenia tego obszaru, czyli Siebenbürgen (s. 6). Ten przykład obrazuje skalę problemu wiążącego się z nazewnictwem i geografią krain węgierskich, natomiast przygotowany przez redaktorów wstęp rozwiewa wątpliwości, jakie mogłyby pojawić się w związku z tymi pojęciami czy też obszarami, do których się one odnoszą. Uzupełnieniem tych informacji są mapy, znajdujące się na końcu tomu (s. 809-829). Warto również zwrócić uwagę na dość przydatną tabelę, która w przejrzysty sposób podsumowuje zmiany przynależności państwowej regionów zamieszkałych przez mniejszości węgierskie (s. 806-807). Pierwsza część omawianego zbioru składa się z dwóch artykułów autorstwa László Szarka oraz Case Study na temat tworzenia się węgierskich mniejszości w Rumunii, Czechosłowacji, Królestwie Serbów, Chorwatów i Słoweńców oraz w Austrii. Część ta obejmuje okres 1918-1921, czyli de facto lata od zakończenia I wojny światowej do podpisania traktatu w Trianon, a także jego bezpośrednie konsekwencje. Szarka szczegółowo opisuje działania węgierskie przed podpisaniem traktatu, mające na celu przeciwdziałanie dokonaniu zmian terytorialnych. Analizuje on interesujące koncepcje federalistyczne opracowane przez Oszkára Jászi, ministra do spraw mniejszości narodowych w rządzie Mihálya Károlyego. Idee te nie zostały Recenzje jednak przyjęte przez państwa ościenne, głównym ich przeciwnikiem była Rumunia. Szarka zwraca również uwagę na fakt, iż po niepowodzeniu tych dyplomatycznych metod zmierzających do zapobiegania utracie jedności przez Węgrów największym oporem zbrojnym wykazali się Seklerzy, czyli de facto społeczność będąca na terytorium Wielkich Węgier, co prawda autonomiczną, ale jednak mniejszością. W przeciwieństwie do nich Węgrzy na terenie tzw. Górnych Węgier, czyli dzisiejszej południowej Słowacji, wykazali się jedynie niewielkim, lokalnym oporem (s. 37). W drugim artykule Szarka kontynuuje analizę działań węgierskich oraz ich stanowiska w czasie rozmów pokojowych z państwami Ententy. Autor artykułu stawia tezę, że wśród głównych przyczyn tzw. „traumy trianońskiej” znajdują się brak oporu ze strony samego narodu, dezercja lojalnych dotychczas mniejszości na Węgrzech (poza Seklerami) oraz bezczynność wobec bezlitosnej polityki asymilacji (s. 48). Jest to w pewnym sensie odejście od bardzo rozpowszechnionego postrzegania postanowień trianońskich jako głównych przyczyn klęski i rozpadu Krajów Korony Świętego Stefana. Kolejny rozdział dotyczy okresu międzywojennego, kiedy to mniejszości narodowe musiały odnaleźć swoje miejsce w strukturze i polityce nowych państw, w których przyszło im żyć. Również w tej części László Szarka jest autorem pierwszego artykułu, wprowadzającego czytelnika w zagadnienie mniejszości narodowych w dwudziestoleciu międzywojennym. Jego tekst, poparty dokładnymi danymi statystycznymi, pozwala dokładnie umiejscowić diaspory węgierskie na mapie mniejszości narodowych na obszarze Europy. Kolejne artykuły zajmują się kwestiami tworzenia pierwszych organizacji mających na celu ochronę praw mniejszości, zarówno na arenie międzynarodowej, w ramach Ligi Narodów, jak i na obszarze konkretnych państw. Starano się też opracować pewne ramy współpracy pomiędzy sąsiednimi krajami, jednakże – jak zaznacza Nádor Bárdi – od czasu, gdy okrojone Węgry opowiedziały się za polityką rewizji granic, dyplomatyczne rozwiązania oraz umowy polityczne miały coraz mniejszą rację bytu. Tym samym, nie tylko państwa ościenne utrudniały bezkonfliktowe współistnienie z mniejszościami węgierskimi, ale również sama ideologia państwa Horthiego uniemożliwiała proces asymilacji (s. 128). Polityka rewizjonistyczna popchnęła Węgry w kierunku sojuszu z Rzeszą Niemiecką, który doprowadził do pierwszego arbitrażu wiedeńskiego (1938). Kwestię tę szeroko 161 162 Recenzje omawia László Szarka. Drugim zagadnieniem, na które szczególnie zwrócono uwagę, to problem praw grup węgierskojęzycznych w państwach ościennych. Poruszono tu zagadnienia języka, szkolnictwa oraz kultury. Wszystkie państwa dążyły do asymilacji mniejszości węgierskich, nie pozwalając na używanie języka ojczystego w sytuacjach oficjalnych, na przykład w urzędach, oraz utrudniając dostęp do edukacji czy kultury węgierskiej. Według Bárdiego największej dyskryminacji mniejszości węgierskie doświadczyły w tym okresie w Jugosławii (s. 124). Tematem szkolnictwa i kultury w tym dziale zajmuje się Tamás Gusztév Filep, który szczegółowo omawia zagadnienia węgierskiej nauki, pierwszych organizacji oraz czasopism węgierskich na poszczególnych terenach. Trzeci dział obejmuje okres II wojny światowej. Poza tradycyjnym Case Study zaprezentowano tu dwa artykuły. Pierwszy, autorstwa Filepa, traktuje o zmianach terytorialnych wynikających z pierwszego oraz drugiego arbitrażu wiedeńskiego. Przedstawia on praktyczne aspekty przejęcia ziem przez Węgrów oraz problem Transylwanii, która została podzielona pomiędzy Rumunię a Węgry. Autor wspomina również pochodzący z roku 1944 pomysł stworzenia autonomicznego regionu Transylwanii. Csilla Fedinec, jedna z redaktorek całego tomu, w drugim artykule tego działu zajmuje się kwestią Zakarpacia, nad którym w okresie II wojny światowej kontrolę przejęli Węgrzy. Kolejne dwa rozdziały dotyczą przejęcia władzy przez komunistów na Węgrzech, czyli lat 1944-1948, oraz następującego po nim okresu państw komunistycznych w rejonie Europy Środkowo-Wschodniej. Po zakończeniu działań II wojny światowej Węgry znowu znalazły się w pozycji przegranych, wynikiem czego stał się powrót do granic ustanowionych w Trianon. Okres pierwszych kilku lat po zakończeniu wojny to dla węgierskich mniejszości czas ponownego budowania swojej tożsamości na gruncie innych państw, które również same przechodziły wewnętrzne transformacje. Obaj autorzy poruszają w tym dziale głównie tematy umów międzynarodowych pomiędzy Węgrami a państwami ościennymi oraz wymiany ludności, co miało miejsce, na przykład, w przypadku Czechosłowacji. Jak podkreślają autorzy artykułów, okres po 1944 roku przyniósł zmiany w strukturze mniejszości węgierskich, o ile przed wojną różniła się ona pod względem etnicznym, o tyle po 1944 roku stała się bardziej jednorodna, nie zawierała bowiem ludności żydowskiej ani niemieckiej. Recenzje Z większych grup o niewęgierskim pochodzeniu, posługujących się jednak językiem węgierskim, pozostali Seklerzy, mieszkający w Transylwanii. Jak zaznacza jeden z autorów piątego działu, w okresie gdy Europa Środkowo-Wschodnia znajdowała się pod rządami partii komunistycznych, zaprzeczona została historyczna czy też kulturalna racja bytu mniejszości węgierskich (s. 386). Sytuacja ta stopniowo zmieniała się od lat 60. Wyrazem tej zmiany była choćby uchwalona w 1960 roku konstytucja Czechosłowacji, w której umieszczono zdanie o prawie mniejszości narodowych do edukacji we własnym języku (s. 330). Stopniowe zmiany dotyczyły głównie sfery kultury i szkolnictwa, dlatego też niezwykle istotne są dwa artykuły zajmujące się tymi zagadnieniami. Mowa tu o tekście Csilli Fedinec dotyczącym edukacji oraz artykule Filepa na temat instytucji kulturalnych, naukowych oraz artystycznych. Podkreśla on, że mniejszość węgierska posiadała swoje własne organizacje kulturalne jedynie w Czechosłowacji, w innych krajach natomiast wydarzenia węgierskojęzyczne tworzone były w ramach istniejących już instytucji. Kwestie polityczne, w tym również rewolucja 1956 roku, przeanalizowane zostały dokładnie w artykułach Stefano Bottoniego i Zoltána Nováka oraz Nádora Bárdiego. Ostatni dział, zgodnie z podziałem chronologicznym, dotyczy okresu od upadku komunizmu do 2005 roku. W tym czasie kluczowe stało się ponowne zwrócenie międzynarodowej uwagi na kwestię węgierskich mniejszości. Już pierwszy po 1989 roku premier Węgier, József Antall, stworzył doktrynę dotyczącą tychże grup. Autor jednego z pierwszych artykułów szczególnie zwraca uwagę na fakt, iż Antall oficjalnie ogłosił zaniechanie jakichkolwiek roszczeń terytorialnych, o ile prawa mniejszości narodowych będą przestrzegane i stale kontrolowane. Od tego czasu polityka dotycząca mniejszości stała się jedną z głównych spraw w polityce zagranicznej oraz wewnętrznej Węgier (s. 451). Co ciekawe, kwestia mniejszości zawarta jest w obu tych kategoriach. Jak podkreśla Bárdi, od 1990 roku polityka dotycząca Węgrów, czy to mieszkających na terenie kraju, czy poza nim, mieści się w tzw. polityce narodowej: némzetpolitika – nation policy (s. 456). Ostatni, siódmy dział, jak już wspomniano, obejmuje różne zagadnienia pominięte we wcześniejszych częściach tomu, głównie historię etnicznie niewęgierskich grup, posługujących się językiem węgierskim, do których należą: Żydzi, Romowie oraz społeczność 163 164 Recenzje Csángó, zamieszkująca tereny Mołdawii. Tym tematom poświęcono cztery pierwsze artykuły. Poza nimi szczególnie godny polecenia jest tekst Miklósa Kontra na temat dialektów języka węgierskiego, powstałych w wyniku zmian terytorialnych po podpisaniu traktatu w Trianon. Wprowadza on pojęcie contact dialect, czyli dialektów kontaktowych, które powstają pod wpływem nałożenia się na siebie języka węgierskiego oraz języków z państw, w których znalazły się poszczególne mniejszości. Autor wyróżnił zmiany zarówno w sferze leksykalnej, jak i gramatycznej. Posłużył się głównie przykładami z języków rumuńskiego oraz słowackiego. Swój tekst uzupełnił niezwykle interesującymi wykresami, opartymi na badaniach przeprowadzonych wśród współczesnych mniejszości węgierskich. Autor podsumował swoje rozważania stwierdzeniem, że obecnie osoby należące do mniejszości węgierskich w krajach ościennych nie tylko są traktowane jak przybysze z zewnątrz w państwie, w którym mieszkają, ale też stały się w pewnym sensie obce samym Węgrom. Wynika to z faktu zmieniającego się języka. Według autora, ten dość szybki proces wytwarzania się dialektów spowodowany jest głównie złym systemem edukacji na przestrzeni ostatnich 90 lat (s. 676). W omawianej, siódmej części zbioru znalazły się także dwa artykuły dotyczące historii węgierskiej emigracji osiadłej na Zachodzie. Prezentują one głównie dane statystyczne na temat ruchów ludności węgierskiej oraz organizacji powołanych do życia przez diasporę węgierską w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Autorem jednego z tych artykułów jest Attila Papp Z., który analizuje zagadnienia demografii emigracji oraz życia społecznego tych grup. Stawia on tezę, że diaspora węgierska na Zachodzie w ciągu dekad wytworzyła bardzo rozwiniętą organizację, co – jego zdaniem – ostro kontrastuje ze statycznym nastawieniem Węgrów w Basenie Karpackim (s. 656). Z jednej strony, teza ta wydaje się trafna, jednak z drugiej strony, nie uwzględnia ona historycznych i socjologicznych uwarunkowań mniejszości węgierskich w rejonie Europy Środkowo-Wschodniej. O ile oba artykuły dotyczące emigracji węgierskiej prezentują ciekawy punkt widzenia oraz przywołują wiele istotnych danych, o tyle jednak czytelnik może mieć wrażenie, że zostały one niejako „wciśnięte na siłę” do książki. Historia emigracji węgierskiej, mimo iż mieści się w pojęciu mniejszości narodowej, wydaje się jednak, ze względu na swoją specyfikę, oddzielnym zagadnieniem. Istnieje bowiem wiele rodzajów mniejszości, których typologię przedstawili we wstę- Recenzje pie sami redaktorzy (s. 15-20). Jednym z głównych indykatorów ich klasyfikacji jest kryterium „historycznego powstania” danej grupy. W ramach tego kryterium redaktorzy wyróżnili takie podgrupy jak: mniejszości autochtoniczne, historyczne, mimowolne oraz wynikające z emigracji obywateli. Mniejszości węgierskie w państwach ościennych zaliczone zostały do mniejszości mimowolnych (s. 15), gdyż od ojczyzny oddzieliła je zmiana granic narzucona przez społeczność międzynarodową, a nie migracja na inne terytorium. Choć fizycznie nie zmieniły one swojego miejsca pobytu, stały się jednak częścią sąsiedniego państwa. Diaspora węgierska na Zachodzie, w Europie czy na innych kontynentach ma charakter emigracyjny, a więc jej członkowie fizycznie zmienili swoje miejsce pobytu. Pomi mo iż często nie była to emigracja w pełni dobrowolna, zazwyczaj miała bowiem podłoże polityczne lub ekonomiczne, to jednak wydaje się, iż mniejszości węgierskie na Zachodzie mają inny charakter. Węgierska diaspora w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie jest zagadnieniem istotnym dla historii Węgier XX wieku, dlatego też – pomimo bogatej literatury – cały czas pozostaje wiele do napisania na jej temat, szczególnie w językach dostępnych dla szerszego grona odbiorców. O ile można starać się zrozumieć motywy, jakimi kierowali się redaktorzy, poświęcając zagadnieniu emigracji jedynie dwa krótkie artykuły, o tyle czytelnik odczuwa pewien niedosyt, nasilający się jeszcze bardziej, gdy zestawi się to z dogłębnie i szeroko omówionymi wcześniej mniejszościami węgierskimi w państwach ościennych. Wydaje się zatem, że skoro zagadnienie emigracji w ogóle pojawia się w omawianym zbiorze, to zasługiwałoby na wydzielenie w osobnym dziale lub przynajmniej szerszym opracowaniu. Niestety w Polsce, mimo przysłowiowej przyjaźni polsko-węgierskiej, zagadnienie węgierskich mniejszości jest nieznane. Notabene, temat historii Madziarów traktowany jest w ogóle w pewnym sensie po macoszemu. Poza publikacjami dotyczącymi związków polsko- Zob. S. B. Várdy, Á. Huszár Várdy, Hungarian Americans in the Current of History, Columbia University Press, New York 2010 (East European Monographs no. 766); Gy. Borbándi, A magyar emigréció életrajza 1945-1985, Európa Kiadó, Budapest 1989 (wersja elektroniczna wydana przez Országos Széchényi Könyvtár Magyar Elektronikus Könyvtár oraz Mikes International: http:// mek.oszk.hu/03400/03472/html/). Publikacji dotyczących emigracji węgierskiej jest oczywiście o wiele więcej, podane powyżej tomy mogą jedynie służyć za punkt wyjścia do dalszego zgłębiania tematu. 165 166 Recenzje ‑węgierskich oraz rewolucji 1956 roku wydaje się u nas niewiele na ten temat. Dlatego też jedyną możliwością poszerzenia bazy kognitywnej w tej dziedzinie jest sięgnięcie po literaturę zagraniczną, w najlepszym przypadku węgierskojęzyczną lub również dość bogatą anglojęzyczną. Tom Minority Hungarian Communities jest pracą prezentującą niezwykle istotny temat węgierskich mniejszości. Nie ulega wątpliwości, że książka ta jest potrzebna i bardzo dobrze opracowana. Dzięki temu, że wydana została w języku angielskim trafić może do szerszego grona czytelników, dla których do tej pory temat mniejszości węgierskich pozostawał prawie niedostępny. Poza walorami naukowymi jest ona także po prostu ciekawa, dlatego też – pomimo niewielkiego zastrzeżenia dotyczącego emigracji węgierskiej na Zachodzie – tom Minority Hungarian Communities można jak najbardziej polecić i to nie tylko historykom czy hungarystom, ale również osobom związanym z takimi dziedzinami nauki jak: językoznawstwo, socjologia, politologia czy nawet ekonomia. Kronika Kronika Instytutu Europy Środkowo‑Wschodniej Styczeń 2012 W pierwszej połowie stycznia 2012 roku ukazała się nowa publikacja dra Tomasza Stępniewskiego pt. Geopolityka regionu Morza Czarnego w pozimnowojennym świecie, wydana przez Instytut Europy Środkowo‑Wschodniej. 11 stycznia – dr Zbigniew Piłat uczestniczył w obradach Rady Rozwoju Lublina. Podczas posiedzenia zaprezentowana została koncepcja zagospodarowania terenów miasta przyległych do rzeki Bystrzycy opracowana przez firmę Smit i Smit Consulting. Ponadto prof. Jan Pomorski przedstawił ustalenia z obrad Komisji Akademicki Lublin dotyczące relacji łączących lubelską naukę z biznesem. 25 stycznia – w Instytucie Europy Środkowo-Wschodniej odbyło się spotkanie poświęcone Osobie śp. Księdza Arcybiskupa Józefa Życińskiego. Otwarcia dokonał prof. Jerzy Kłoczowski – dyrektor IEŚW, oraz ks. abp Stanisław Budzik – metropolita lubelski. W części Wprowadzenie wystąpili: ks. prof. Andrzej Szostek (przewodniczący Rady Naukowej IEŚW), prof. Jan Woleński (Uniwersytet Jagielloński), o. prof. Celestyn Napiórkowski OFMConv (Instytut Ekumeniczny KUL), Grzegorz Polak (Katolicka Agencja Informacyjna), Zbigniew Nosowski (prezes Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów), ks. dr Marek Słomka (rektor Metropolitarnego Seminarium Duchownego). Uroczystość uświetnił występ Męskiego Zespołu Wokalnego KAIROS. W kolejnym punkcie programu Wspomnienia udział wzięli: ks. dr Tomasz Adamczyk (sekretarz Księdza Arcybiskupa), ks. Mieczysław Puzewicz (dyrektor Radia eR), Tomasz Pietrasiewicz (dyrektor Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”), Grzegorz Linkowski (reżyser i scenarzysta filmowy, członek Towarzystwa Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej), ks. prof. Alfred Wierzbicki (dyrektor Instytutu Jana Pawła II, KUL), Jacek Wnuk (prezes Stowarzyszenia Centrum Wolontariatu). 170 Kronika Luty 2012 W lutym ukazały się dwa wydawnictwa przygotowane przez pracowników Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej: w języku angielskim wydana została książka dra Tomasza Stępniewskiego oraz Małgorzaty Klatt: Normative Influence. The European Union, Eastern Europe and Russia, a w czterech wersjach językowych (angielskiej, francuskiej, niemieckiej i rosyjskiej) pozycja: Polska. Historia – publikacja przygotowana na zlecenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a wydana przez Instytut Europy Środkowo-Wschodniej oraz Towarzystwo Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej. 19 lutego – na zaproszenie Bronisława Komorowskiego, prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, prof. Jerzy Kłoczowski, dyrektor Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej, wziął udział w uroczystych obchodach 90. urodzin ministra Władysława Bartoszewskiego. Uroczystości odbyły się na Zamku Królewskim w Warszawie. Marzec 2012 5 marca – wieloletnia współpracowniczka Instytutu Europy Środkowo‑Wschodniej, ofiarodawczyni rodzinnych archiwów rodu Romerów, przechowywanych w zbiorach IEŚW, „kronikarz” rodu – Adelaida Romer-Wysocka została odznaczona przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdana Zdrojewskiego złotym medalem Zasłużony Kulturze – Gloria Artis, za zasługi na rzecz utrwalania dziedzictwa narodowego poza granicami kraju. Wręczenie nagrody odbyło się 5 marca 2012 roku w Ambasadzie Polskiej w Paryżu. Nagrodzony został również inny współpracownik IEŚW, polsko-francuski historyk i tłumacz Christophe Potocki. Rok wcześniej nagrodę tę otrzymał inny przedstawiciel rodu Romerów litewskich – Andrzej Romer, także od wielu lat współpracujący z IEŚW, ofiarodawca kolekcji obrazów pędzla jego matki, Zofii Romer z Dembowskich. 6 marca – w Zakładzie Europeistyki Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk w Warszawie odbyło się spotkanie autorskie połączone z prezentacją książki dra Tomasza Stępniewskiego Geopolityka regionu Morza Czarnego w pozimnowojennym świecie, wydanej przez Instytut Europy Środkowo-Wschodniej. 10 marca – w Auli Muzykologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II odbyła się uroczystość 90-lecia urodzin prof. Władysława Bartoszewskiego. Spotkanie otworzył Jego Magnificencja ks. prof. dr hab. Stanisław Wilk – rektor KUL. Następnie wystąpili: ks. bp Mieczysław Cisło – przewodniczący Komitetu Episkopatu ds. Dialogu z Judaizmem Rady ds. Dialogu Religijnego Konferencji Episkopatu Polski, prof. Jerzy Kłoczowski – dyrektor Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej, a także dr hab. Rafał Wnuk – reprezentujący Instytut Historii KUL. Kronika Po wystąpieniach głos zabrali uczniowie prof. Bartoszewskiego: Tade usz Bąk, Jan Maria Kłoczowski, Maciej Sobieraj i Krzysztof Stanowski. Głównym punktem spotkania było wystąpienie okolicznościowe Jubilata – prof. Władysława Bartoszewskiego. Spotkaniu przewodniczył dr hab. Mirosław Filipowicz – pełnomocnik dyrektora Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej. Organizatorami spotkania były: Instytut Europy Środkowo-Wschodniej oraz Instytut Historii KUL. 12 marca – ukazał się kolejny artykuł dra Tomasza Stępniewskiego, napisany dla Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce, pt. Europa Wschodnia w strategii Unii Europejskiej i Rosji. 14 marca – dr Tomasz Stępniewski reprezentował Instytut Europy Środkowo-Wschodniej w czasie posiedzenia Rady Programowej Forum Polsko‑Czeskiego, które jest ciałem doradczym przy Ministrze Spraw Zagranicznych RP. 16-18 marca – dyrektor Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej prof. Jerzy Kłoczowski uczestniczył w IX Zjeździe Gnieźnieńskim „Europa Obywatelska. Rola i miejsce chrześcijan”. Zjazd odbył się w Centrum Kongresowym Muzeum Początków Państwa Polskiego. Patronat honorowy nad zjazdem objął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski. Prof. Jerzy Kłoczowski wygłosił wykład wprowadzający pt. Nasza tysiącletnia Europa i jej przyszłość. Wziął także udział w panelu Chrześcijanin wobec wyzwań globalnych, w którym przedstawił rolę Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w sprawach wspólnego dziedzictwa Białorusi, Litwy, Polski i Ukrainy. 20 marca – dr Tomasz Stępniewski wziął udział w seminarium eksperckim pt. Wyniki prezydencji Polski w Unii Europejskiej: tendencje i prognozy rozwoju trójstronnej współpracy Polska–Ukraina–UE, zorganizowanym przez Centrum Europy Wschodniej UMCS pod patronatem Konsulatu Generalnego Ukrainy w Lublinie. 20 marca – prof. Kazimierz Piotr Zaleski, wieloletni współpracownik Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu, otrzymał z rąk prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Bronisława Komorowskiego Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W uroczystości, która miała miejsce w Belwederze, uczestniczył dyrektor IEŚW prof. Jerzy Kłoczowski. 31 marca – dyrektor Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej prof. Jerzy Kłoczowski otrzymał Medal Świętego Jacka. Medal został przyznany przez Polską Prowincję Dominikanów. Odznaczenie przyznawane jest osobom szczególnie zasłużonym dla zakonu. Uroczystość odbyła się w klasztorze oo. Dominikanów w Lublinie. Jednocześnie prof. Kłoczowski otrzymał Medal Świętego Wojciecha, przyznany przez kardynała Dominika Dukę OP, prymasa Czech, 171 172 Kronika „za szczególną historyczną pracę dla Czeskiej Republiki, za obronę korzeni chrześcijańskich Europy na wzór Świętego Wojciecha, tych korzeni, które spajają Polskę i Czechy”. Kwiecień 2012 16 kwietnia – zmarł prof. dr hab. Marian Biskup, historyk mediewista, wieloletni współpracownik Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej i członek Towarzystwa Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej. 20 kwietnia – prof. Jerzy Kłoczowski wziął udział w debacie pt. Europa: początek czy koniec kryzysu?, która odbyła się u oo. Dominikanów z okazji 85. urodzin Tadeusza Mazowieckiego. Organizatorem debaty była Fundacja „Ponad Granicami”. W panelu udział wzięli: Tadeusz Mazowiecki, ks. Tomasz Halik, o. Maciej Zięba OP, o. Ludwik Wiśniewski OP. 23-27 kwietnia – prof. Andrzej Gil przebywał w Kijowie i we Lwowie na kwerendzie archiwalnej i bibliotecznej w ramach prac nad realizacją projektu Kościoły wschodnie w państwie polsko-litewskim w procesie przemian i adaptacji: metropolia kijowska w latach 1458-1795. Projekt ten prowadzony jest we współpracy z Ukraińskim Uniwersytetem Katolickim we Lwowie jako grant Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego RP. Kwerendy dokonano m.in. w: Centralnym Państwowym Archiwum Historycznym Ukrainy, m. Kijów; Centralnej Naukowej Bibliotece Ukrainy im. Wernadskiego; Bibliotece Naukowej Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie. 26 kwietnia – w sali konferencyjnej Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie odbyło się seminarium Kijowska metropolia XV-XVIII wieku. „Podziały” w historiografiach narodowych a współczesne wyzwania konceptualizacji. Głównymi dyskutantami byli: prof. Ihor Skoczylas (Ukraiński Uniwersytet Katolicki, Lwów), prof. Andrzej Gil (Instytut Europy Środkowo-Wschodniej, Lublin), prof. Mychajło Dowbyszczenko (Narodowy Uniwersytet im. Tarasa Szewczenki, Kijów), dr Leonid Tymoszenko (Narodowy Pedagogiczny Uniwersytet im. Iwana Franki, Drohobycz). W ramach seminarium zostały zaprezentowane i przedyskutowane założenia projektu Kościoły wschodnie w państwie polsko‑litewskim w procesie przemian i adaptacji: metropolia kijowska w latach 1458-1795, reali zowanego jako grant Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego RP. 26 kwietnia – Instytut Europy Środkowo-Wschodniej oraz Instytut Politologii KUL we współpracy z Fundacją Rozwoju KUL, Fundacją Konrada Adenauera zorganizowały seminarium naukowe pt. Polsko-niemiecka współpraca na rzecz demokratyzacji i integracji Europy Wschodniej z Unią Europejską, które odbyło się w budynku Instytutu Politologii KUL. W czasie seminarium dr Tomasz Stępniewski wygłosił referat pt. Wkład Polski w eurointegrację Europy Wschodniej. Kronika Maj 2012 9-16 maja – prof. Mirosław Filipowicz przebywał w Moskwie na zaproszenie Rosyjskiego Państwowego Uniwersytetu Humanistycznego (RGGU). Prof. Filipowicz wziął udział w konferencji poświęconej dziejom polsko‑rosyjskich związków naukowych i kulturalnych. Odbył także szereg rozmów ze stroną rosyjską w związku z planowaną współpracą pomiędzy Instytutem Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie a Instytutem Historii Powszechnej Rosyjskiej Akademii Nauk w Moskwie. 18 maja – prof. Jerzy Kłoczowski wziął udział w 41. Ogólnopolskiej Konferencji Historyków Zakonnych „Między Wschodem a Zachodem. Pośród dwóch totalitaryzmów, czyli o potrzebie syntezy martyrologium żeńskich zgromadzeń zakonnych w Polsce w latach 1939-1947”, która odbyła się w Warszawie w dniach 18-19 maja 2012 roku. W czasie konferencji wygłosił referat pt. O konieczności syntezy martyrologium żeńskich zgromadzeń zakonnych w Polsce w latach 1939-1947. Organizatorami konferencji były: Ośrodek Badań nad Geografią Historyczną Kościoła w Polsce KUL oraz Biuro Historyczne przy Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce. 28 maja – prof. Andrzej Gil był moderatorem panelu dyskusyjnego podczas prezentacji publikacji Akcja burzenia cerkwi prawosławnych na Chełmszczyźnie i Południowym Podlasiu w 1938 roku – uwarunkowania, przebieg, konsekwencje. Prezentacja została zorganizowana m.in. przez Towarzystwo Ukraińskie oraz Prawosławną Diecezję Lubelsko-Chełmską w ramach Festiwalu „Wielokulturowy Lublin” i miała miejsce w Galerii Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie. 29 maja – prof. Jerzy Kłoczowski wziął udział w posiedzeniu Kapituły Nagrody Naukowej im. Jerzego Giedroycia, a także udzielił wywiadu Grzegorzowi Lipskiemu, koordynatorowi projektów z wydawnictwa ThinkTank, na temat dzisiejszej sytuacji Polski i Europy. Czerwiec 2012 1 czerwca – dr Zbigniew Piłat uczestniczył w obradach Rady Rozwoju Lublina. Podczas spotkania przedstawiona została ostateczna wersja programu Strategia Rozwoju Lublina. Lublin 2020. Główne jej założenia zaprezentował Mariusz Sagan, dyrektor Wydziału Strategii i Obsługi Inwestorów UM w Lublinie. Strategia została przyjęta jednogłośnie przez członków Rady. 5 czerwca – prof. Jerzy Kłoczowski wziął udział w dyskusji panelowej pt. Co wynika dla środowisk akademickich oraz dla całej społeczności Lublina z papieskiego przesłania z 1987 roku? 25. rocznica wizyty Jana Pawła II w Lublinie. Wypowiedź prof. Kłoczowskiego dotyczyła spotkania 173 174 Kronika pod auspicjami Ojca Świętego Jana Pawła II, wiosną 1990 roku w Watykanie, kilkudziesięciu historyków i wybitnych humanistów z Białorusi, Litwy, Polski i Ukrainy, poświęconego sprawie wspólnego dziedzictwa tych krajów. Powyższe spotkanie zaowocowało powstaniem Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie, który w swoich pracach stara się kontynuować ideę wspólnych korzeni i zbliżenia między naszymi narodami. 22 czerwca – w Ministerstwie Spraw Zagranicznych odbyło się posiedzenie Rady Naukowej Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej. 28 czerwca – prof. Jerzy Kłoczowski wziął udział w konferencji naukowej pt. Sandomierz – między Wschodem a Zachodem, zorganizowanej przez Urząd Miejski w Sandomierzu oraz Towarzystwo Naukowe Sandomierskie. Prof. Kłoczowski wystąpił z wykładem Kultura zachodnia w Sandomierzu w XIII wieku. Lipiec 2012 6 lipca – prof. Jerzy Kłoczowski wziął udział w obchodach Święta Narodowego Litwy w Ambasadzie Republiki Litewskiej w Warszawie. 12-30 lipca – dr Tomasz Stępniewski przebywał na kwerendzie naukowej/ wizycie studyjnej w Chinach (Uniwersytet Pekiński, Uniwersytet Szanghajski). Wizyta związana była z pracami nad książką odnoszącą się do rywalizacji mocarstw w regionie Azji Centralnej (w szczególności: interesy Chin). 24-28 lipca – prof. Jerzy Kłoczowski, dyrektor IEŚW, prof. Mirosław Filipowicz, pełnomocnik dyrektora IEŚW, oraz prof. Hubert Łaszkiewicz przebywali w Moskwie w związku z rozpoczęciem współpracy między Instytutem Europy Środkowo-Wschodniej a Instytutem Historii Powszechnej Rosyjskiej Akademii Nauk. W trakcie pobytu w Moskwie członkowie polskiej delegacji mieli też okazję odwiedzić klasztory Doński i Nowodiewiczy. Na Cmentarzu Dońskim złożyli kwiaty na symbolicznych grobach gen. Leopolda Okulickiego i Stanisława Jasiukowicza. 24 lipca – delegacja IEŚW podpisała w Ambasadzie RP trzyletnią umowę o współpracy naukowej pomiędzy Instytutem Europy Środkowo‑Wschodniej a Instytutem Historii Powszechnej Rosyjskiej Akademii Nauk. Sygnatariuszami umowy byli dyrektor IEŚW prof. Jerzy Kłoczowski i prof. Aleksandr Oganowicz Czubarjan, dyrektor Instytutu Historii Powszechnej RAN, członek rzeczywisty RAN. Podpisano też protokół dodatkowy poświęcony wspólnie realizowanemu projektowi Polska – Rosja: jak przełamać fatalizm wrogości? O nowe ujęcie historii. Na realizację tego projektu IEŚW uzyskał w 2012 roku grant z Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Kronika Sierpień 2012 1 sierpnia – w związku z 68. rocznicą Powstania Warszawskiego prof. Jerzy Kłoczowski wziął udział w uroczystościach pułku Baszta, które odbyły się na Mokotowie, w parku im. gen. Gustawa Orlicz-Dreszera. Profesor został odznaczony przez Jana Stanisława Ciechanowskiego, ministra do spraw kombatantów i osób represjonowanych, medalem Pro Patria. 17 sierpnia – prof. Jerzy Kłoczowski udzielił wywiadu dla KAI w sprawie dokumentu ze wspólnym orędziem rosyjskiej Cerkwi i polskiego Kościoła katolickiego do narodów Rosji i Polski, podpisanego przez patriarchę Moskwy i całej Rusi Cyryla I i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski ks. abpa Józefa Michalika. 21 sierpnia – prof. Jerzy Kłoczowski udzielił wywiadu redaktorowi naczelnemu kwartalnika „Pastores” ks. Mirosławowi Cholewie. Tematem rozmowy były Kryzysy i momenty zwrotne w życiu Kościoła. Wrzesień 2012 We wrześniu ukazała się publikacja pod redakcją dra Tomasza Stępniewskiego Nowa Wielka Gra w regionie Azji Centralnej, wydana przez Instytut Europy Środkowo-Wschodniej. Książka powstała dzięki wsparciu Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. 11-13 września – w Lublinie odbył się międzynarodowy Kongres Inicjatyw Europy Wschodniej. Dr Zbigniew Piłat uczestniczył w pracach Rady Programowej Kongresu. 12 września – prof. Andrzej Gil uczestniczył w Kongresie Inicjatyw Europy Wschodniej, organizowanym przez Centrum Kompetencji Wschodnich, biorąc udział w dwóch panelach: 1) Dziedzictwo Rzeczypospolitej Obojga Narodów źródłem inspiracji dla państw i społeczeństw Europy Środkowo‑Wschodniej, na którym wygłosił referat Rzeczpospolita Wielu Narodów a kontekst historyczny, 2) Partnerstwo Wschodnie i krajowe priorytety rozwojowe, na którym wygłosił referat Partnerstwo Wschodnie a sytuacja geopolityczna Europy Wschodniej. 12-13 września – prof. Jerzy Kłoczowski wziął udział w Kongresie Inicjatyw Europy Wschodniej, zorganizowanym przez Urząd Miasta Lublin, podczas którego był moderatorem paneli pt. Dziedzictwo Rzeczypospolitej Obojga Narodów źródłem inspiracji dla państw i społeczeństw Europy Środkowo-Wschodniej oraz Pojednanie ponad granicami – na przykładzie Francji, Niemiec i Polski. 18-27 września – prof. Mirosław Filipowicz przebywał w Moskwie na zaproszenie dyrektora Instytutu Historii Powszechnej Rosyjskiej Akademii Nauk, prof. Aleksandra O. Czubariana, przygotowując z partnerami 175 176 Kronika rosyjskimi przyjazd i prace delegacji z Polski (członków polskiej grupy roboczej oraz nauczycieli historii i wiedzy o społeczeństwie w Polsce), w związku z realizacją projektu Polska – Rosja: czy fatalizm wrogości? O nowe ujęcie historii. 21 września – w Lublinie odbyła się IX edycja Lubelskiego Festiwalu Nauki. Instytut Europy Środkowo-Wschodniej wraz z Towarzystwem Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej był jednym ze współorganizatorów tego wydarzenia. Dr Zbigniew Piłat został jednym z koordynatorów Festiwalu. W ramach Festiwalu Iwona Goral wygłosiła wykład pt. Piękna i nieokiełznana. Korsykańskie marzenie o niepodległości. 29 września – prof. Jerzy Kłoczowski uczestniczył w IV Kongresie Kultury Chrześcijańskiej „W poszukiwaniu człowieka w człowieku. Chrześcijańskie korzenie nadziei”, który odbył się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II. Wziął udział w dyskusji panelowej pt. Europa dwóch płuc – chrześcijańska dusza kultury europejskiej. Październik 2012 7-11 października – pracownicy Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej przebywali w Moskwie z wykładami i spotkaniami realizowanymi w ramach projektu Polska–Rosja: czy fatalizm wrogości? O nowe ujęcie historii. W skład delegacji weszli: prof. Mirosław Filipowicz – kierownik naukowy projektu, prof. Hubert Łaszkiewicz – członek polskiej grupy roboczej, Andrzej Deryło – kierownik ds. współpracy międzynarodowej w projekcie, a poza pracownikami IEŚW – członkowie polskiej grupy roboczej: prof. Rafał Wnuk (KUL) oraz prof. dr hab. Rafał Stobiecki (UŁ). Członkowie polskiej grupy roboczej wygłosili w Moskwie następujące referaty: Prof. Rafał Wnuk: – Образ Второй мировой войны в музеях Центральной и Вос точной Европы: Москва, Варшава, Киев, Минск, Вильнюс – Модели поведения граждан Второй Речи Посполитой в 19391945 годы Prof. Mirosław Filipowicz: – Н. Рязановский против О. Халецкого. Споры о прошлом Поль ши и России в США времен „холодной войны” – История одного любовного романа: Сливовские и Россия Prof. Hubert Łaszkiewicz: – Революция и преемственность в истории России и Польши – Иван Сусанин спрашивает дорогу. Россия и Речь Посполитая в XVII веке Prof. dr hab. Rafał Stobiecki: – Освещение истории Польши в советских учебниках периода сталинизма – Национальный и имперский нарративы: Польско-российский спор в исторической науке XIX-XX веков. Kronika Wykłady odbywały się w Wyższej Szkole Ekonomiki, Rosyjskim Państwowym Uniwersytecie Humanistycznym oraz Instytucie Historii Powszechnej Rosyjskiej Akademii Nauk. W Moskwie przebywali także uczestnicy projektu zaangażowani w jego realizację – nauczyciele historii z Lublina i woj. lubelskiego: Marek Chodowski (I LO im. S. Staszica w Lublinie), Krzysztof Styczyński (III LO im. Unii Lubelskiej w Lublinie), dr Grzegorz Gębka (dyrektor IV LO im. Stefanii Sempołowskiej w Lublinie), Zbigniew Jakuszko (dyrektor V LO im. Marii Skłodowskiej-Curie) oraz dr Arkadiusz Jastrzębski (LO im. Organizacji Narodów Zjednoczonych w Biłgoraju). Grupa nauczycieli uczestniczyła w wykładach prowadzonych przez członków polskiej grupy roboczej. Najważniejszym punktem pobytu w Moskwie było spotkanie z nauczycielami historii z Moskwy i Rosji, członkami rosyjskiej grupy roboczej oraz pracownikami Instytutu Historii Powszechnej Rosyjskiej Akademii Nauk. Spotkanie odbyło się w środę, 10 października, w Instytucie Historii RAN. Spotkanie otworzył prof. Aleksandr O. Czubarjan – członek rzeczywisty Rosyjskiej Akademii Nauk i dyrektor Instytutu Historii RAN. Podczas spotkania omówiono stan realizacji projektu: prof. Mirosław Filipowicz zaprezentował założenia antologii tekstów źródłowych i wypisów z literatury, jaka ma być przygotowana w kolejnych latach pracy nad projektem, zaś prof. Leonid Gorizontow przedstawił i poddał pod dyskusję projekt założeń rekomendacji metodycznych dla nauczycieli historii. Następnie rozpoczęła się dyskusja wokół problemów związanych z nauczaniem historii w obu krajach i przedstawianiem stosunków polsko-rosyjskich na przestrzeni wieków w szkołach w Polsce i w Rosji. Wskazano największe braki i problemy związane z nauczaniem historii w szkołach średnich i gimnazjach, problemy z dostępem do dobrej jakości pomocy naukowych dla nauczycieli. 15 października – prof. Jerzy Kłoczowski wziął udział w seminarium Archiwa Przełomu 1989-1991 w czasach Przełomu. Przegląd źródeł – ocena stanu zachowania i mapa rozmieszczenia, które odbyło się w Pałacu Prezydenckim w Warszawie. 18 października – prof. Jerzy Kłoczowski otworzył konferencję Fundamenty średniowiecznej Europy i wziął udział w dyskusji. Konferencja organizowana była przez Zakład Historii Kościoła i Instytut Historii i Archiwistyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. 18 października – Instytut Europy Środkowo-Wschodniej oraz Instytut Politologii KUL we współpracy z Fundacją Rozwoju KUL, Fundacją Konrada Adenauera zorganizowały seminarium naukowe pt. Europa Środkowo‑Wschodnia wobec kryzysu w strefie euro: implikacje polityczne, gospodarcze i społeczne, które odbyło się w budynku Instytutu Politologii KUL. Podczas seminarium dr Tomasz Stępniewski wygłosił referat pt. Ukraina wobec kryzysu w strefie euro. 177 178 Kronika 18-20 października – prof. Andrzej Gil uczestniczył w Międzynarodowej Naukowej Konferencji „Україна ранньомодерна: культура вибору versus вибір культури”, zorganizowanej w Akademii Kijowsko-Mohylańskiej z okazji jubileuszu prof. Natalii Jakowenko. Wygłosił tam referat Humań 1768, czyli wojna Rusi z Rusią. Rozważania o ukraińskiej tożsamości. 23 października – zmarła Jadwiga Lulek-Steć, współorganizatorka, wraz z prof. Jerzym Kłoczowskim, Towarzystwa Instytutu Europy Środkowo‑Wschodniej w Lublinie. Od 1991 do 1994 roku sprawowała funkcję dyrektora administracyjnego Towarzystwa, przyczyniając się do budowania jego silnej pozycji jako międzynarodowego ośrodka współpracy i spotkań pomiędzy państwami Europy Środkowo-Wschodniej. W 1993 roku została laureatką nagrody Fundacji POLCUL za pracę na rzecz współpracy narodów Europy Środkowo-Wschodniej. 28 października-12 listopada 2012 – dr Tomasz Stępniewski przebywał na kwerendzie naukowej/wizycie studyjnej w Japonii (Uniwersytet Tokijski). Wizyta związana była z pracami nad książką odnoszącą się do rywalizacji mocarstw w regionie Azji Centralnej (w szczególności: interesy Japonii). Listopad 2012 5 listopada – Andrzej Deryło (IEŚW) oraz Grzegorz Głuch (TIEŚW) wzięli udział w spotkaniu organizowanym przez Departament Dyplomacji Publicznej i Kulturalnej MSZ w Warszawie. Spotkanie poświęcone było pozyskiwaniu oraz rozliczaniu dotacji ministerialnych, realizowanych w latach 2012-2013. 5 listopada – dr Zbigniew Piłat uczestniczył w obradach Rady Rozwoju Lublina. Podczas spotkania wystąpił Radosław Kubaś, przedstawiciel firmy doradczej Deloitte. Przedstawił założenia projektu Uwarunkowania rozwoju gospodarczego województwa lubelskiego na przykładzie Gminy Lublin. 15 listopada – Instytut Ekonomii i Zarządzania KUL oraz Instytut Europy Środkowo-Wschodniej we współpracy z Fundacją Rozwoju KUL i Fundacją Konrada Adenauera zorganizowały seminarium naukowe pt. Euro pejska integracja gospodarcza i konwergencja, które odbyło się w Collegium Jana Pawła II KUL. W czasie seminarium dr Tomasz Stępniewski wygłosił referat pt. Czy Unia Europejska w dobie kryzysu myśli o Europie Wschodniej? 19-20 listopada – prof. Andrzej Gil wziął udział w międzynarodowej konferencji pt. Polska i rosyjska myśl polityczna XIX w. Związki, wpływy, antagonizmy, zorganizowanej w dwusetlecie urodzin Aleksandra Hercena oraz sto pięćdziesiąt lat po śmierci Joachima Lelewela przez Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia we współpracy z Zamkiem Kronika Królewskim w Warszawie. Prof. Gil był moderatorem sesji pt. Prawosławni i katolicy. 21-25 listopada – w ramach realizacji programu Polska – Rosja: czy fatalizm wrogości? O nowe ujęcie historii Instytut Europy Środkowo-Wschodniej gościł delegację z Rosji, w skład której weszli członkowie rosyjskiej grupy roboczej oraz nauczyciele historii i wiedzy o społeczeństwie z Rosji. Podczas czterech dni pobytu w Lublinie członkowie rosyjskiej grupy roboczej wygłosili następujące referaty: – prof. Leonid Gorizontow, Polacy w imperium rosyjskim: problem wyboru drogi – wykład w j. polskim; – prof. Aleksander Szubin, Rewolucja lutowa 1917 roku: graficzna metodyka prezentacji – wykład w j. rosyjskim, z tłumaczeniem; – prof. Aleksiej Riabinin, Rosja i Polska pomiędzy Wschodem i Zachodem: punkt widzenia badacza Wschodu – wykład w j. rosyjskim, z tłu maczeniem; – prof. Aleksander Szubin, Polska we współczesnych rosyjskich podręcznikach historii XX wieku – wykład w j. rosyjskim, z tłumaczeniem; – prof. Leonid Gorizontow, Kwestia polska wśród fatalnych kwestii imperium rosyjskiego – wykład w j. polskim. Wykłady odbyły się w Instytucie Historii KUL, w Instytucie Historii UMCS oraz w Instytucie Europy Środkowo-Wschodniej. Obok wymienionych wykładów odbyły się także dwa seminaria poświęcone metodom nauczania o relacjach polsko-rosyjskich na przestrzeni wieków w szkołach średnich i gimnazjach w Polsce i w Rosji. Podniesiono problemy związane z nauczaniem historii i przedstawianiem polsko-rosyjskich relacji. Nauczyciele z Rosji wzięli także udział w warsztatach prowadzonych przez nauczycieli z Polski w III LO im. Unii Lubelskiej w Lublinie oraz w LO im. ONZ w Biłgoraju. Podczas warsztatów mogli poznać podstawy programowe do nauczania historii w Polsce w szkołach średnich, zapoznać się z zasadami działalności i sposobami pracy w liceach w Polsce. 179 In Memoriam In Memoriam Marian Biskup (1922-2012) Marian Biskup zmarł w Toruniu 16 kwietnia 2012 roku. Był profesorem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Od 1954 roku pracował w Instytucie Historii UMK. Działał czynnie między innymi w Towarzystwie Naukowym w Toruniu oraz w Polskim Towarzystwie Historycznym, gdzie był prezesem w latach 1973-1978. Członek Polskiej Akademii Nauk od 1991 roku i Polskiej Akademii Umiejętności od 1990 roku. Poważny i wielostronny dorobek Mariana – mego kolegi ze studiów toruńskich, obaj uzyskaliśmy doktoraty w tym samym 1950 roku – dotyczy przed wszystkim dziejów Pomorza i zakonu krzyżackiego, zainteresowanie którymi przejął od swego nauczyciela, Karola Górskiego. Wraz z Gerardem Labudą opracował nową syntezę Dzieje zakonu krzyżackiego w Prusach: gospodarka, społeczeństwo, państwo, ideologia (Gdańsk 1988). Zajmował się wojną trzynastoletnią (1454-1466), hołdem pruskim (1525), bitwą grunwaldzką (1410). Szereg studiów poświęcił różnym miastom, pod jego redakcją ukazała się między innymi wielotomowa historia Torunia oraz Bydgoszczy. Wiele czasu poświęcił tematyce związanej z Mikołajem Kopernikiem. Nie zapomniał też w swych pracach o rodzinnych Kujawach. Podkreślić wypada rolę Mariana na bardzo ważnym polu nawiązującej się polsko-niemieckiej współpracy naukowej. Jak to słusznie zauważył Henryk Samsonowicz, Marian należał do małego grona uczonych, którzy „podjęli trud wzajemnego zbliżenia poglądów, a jednocześnie pełnego i wyrobionego osądu roli Krzyżaków w dziejach Europy” (Historia Europy Środkowo-Wschodniej, t. 2, Lublin 2000 s. 56). Marian Biskup był również członkiem Towarzystwa Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej, w pracach którego brał czynny udział, zawsze służył radą i pomocą. Cześć Twojej Pamięci, Drogi Przyjacielu Jerzy Kłoczowski 183 184 In Memoriam Jadwiga Lulek-Steć (1947-2012) Dnia 23 października 2012 roku odeszła pani Jadwiga Lulek-Steć, współorganizatorka – wraz z prof. Jerzym Kłoczowskim – Towarzystwa Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie. W latach 1991-1994 sprawowała w nim funkcję dyrektora administracyjnego, walnie przyczyniając się do budowania silnej pozycji Towarzystwa Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej jako międzynarodowego ośrodka współpracy i międzynarodowych spotkań wielokulturowych. W 1993 roku została laureatką nagrody Fundacji POLCUL za pracę na rzecz współpracy narodów Europy Środkowo-Wschodniej. In Memoriam Janusz Kazimierz Zawodny (1921-2012) W kwietniu 2012 roku zmarł w USA Janusz Kazimierz Zawodny, profesor wielu amerykańskich uniwersytetów, historyk znany w świecie zwłaszcza dzięki swym publikacjom poświęconym zbrodni w Katyniu i Powstaniu Warszawskiemu. Poznałem go w Stanach Zjednoczonych, później odwiedzał mnie w Lublinie, wygłaszając między innymi świetny odczyt na KUL-u, który bardzo zainteresował studentów i został przez nich niezwykle życzliwie przyjęty. Odwiedził nasz Instytut Europy Środkowo-Wschodniej z wielkim zrozumieniem jego celów. Otrzymywałem od niego listy, przed śmiercią przysłał mi zaś całą teczkę materiałów dotyczących zwłaszcza jego prac na temat Powstania. Zbliżyły nas oczywiście podobne drogi konspiracyjno‑powstańcze w Warszawie (1941-1944), chociaż byliśmy i w innych oddziałach AK, i w innych dzielnicach powstańczych (Janusz na Starówce i w Śródmieściu, ja na Mokotowie). Obaj jesteśmy kawalerami Orderu Virtuti Militari, odznaczonymi przez gen. Bora-Komorowskiego. Całość dorobku naukowego Zawodnego z racji jego znaczenia dla sprawy polskiej po 1945 roku zasługuje na gruntowne opracowanie. W tym miejscu wspomnę tylko o dwóch sprawach szczególnej wagi: Katyniu i Powstaniu 1944 roku, zwłaszcza wobec manipulacji czy milczenia na te tematy. Janusz znalazł się w USA w roku 1948, wcześnie też podejmując studia, zajął się sprawą katyńską. Publikacja wyników oskarżających ZSRR nawet ówcześnie w Stanach Zjednoczonych nie była sprawą prostą i samo wydanie książki ma swoją historię. Ostatecznie ukazała się ona w 1962 roku pt. Death in the Forest. The Story of the Katyn Forest Massacre. Doczekała się nie tylko wielu wydań w języku angielskim, ale też została przetłumaczona i wydana w kilkunastu językach. W Polsce oficjalne wydanie krajowe nastąpiło, rzecz jasna, dopiero w 1989 roku. Drugim zasadniczym tematem, który podjął Zawodny, było Powstanie Warszawskie. Janusz zajął się nim po Katyniu, poświęcając – jak pisał – jedenaście lat na systematyczne gromadzenie różnorodnych materiałów. Uzyskał między innymi dostęp do ważnych źródeł amerykańskich i brytyjskich, przeprowadził dziesiątki wywiadów ze świadkami, nie tylko polskimi. W 1978 roku na Stanford University wyszła książka pt. Nothing but Honour: The Story of the Warsaw Uprising, 1944. W roku 1994 nakładem PWN w Warszawie ukazała się edycja polska pt. Powstanie Warszawskie w walce i dyplomacji (tłum. 185 186 In Memoriam Halina Górska, oprac. Andrzej K. Kunert). Drugie wydanie pod tym samym tytułem ukazało się w 2005 roku (Warszawa, Instytut Pamięci Narodowej). Jednocześnie wydany został tom z tekstami wywiadów przeprowadzonymi przez Zawodnego: Uczestnicy i świadkowie Powstania Warszawskiego. Wywiady (wyd. I, Warszawa: PWN, 1994; wyd II, Warszawa: PWN, 2004). Synteza Janusza obejmuje w małym stopniu sam przebieg walk powstańczych, skupia się raczej na szerszym międzynarodowym kontekście politycznym i militarnym. Autor stara się ukazać cudzoziemcom postawy ochotniczej armii polskiej współpracującej blisko z ludnością cywilną. Dla lepszego zrozumienia dwumiesięcznej walki charakteryzuje niemiecką stronę wojskową czy cywilną, dalej Armię Czerwoną i politykę Stalina, polityczne i wojskowe działania „aliantów” – w nawiązaniu do faktycznych postaw i działań zbyt często wcześniej nieznanych. W zasadzie nie wchodzi on w szczegółową analizę przygotowań strony polskiej do Powstania – wymagających, jak przyjmuje, odrębnego opracowania. Wiadomo, że debata polska wobec Powstania będzie się ciągnęła w następnych pokoleniach. Zebrane przez Autora relacje, z opiniami i wspomnieniami osób kompetentnych w różnych dziedzinach, przybliżają różnice, braki zaufania i motywacje działań ze strony polskich władz politycznych i wojskowych przy rządzie londyńskim. Bardzo krytyczne, dobrze udokumentowane opinie dotyczące postawy strony amerykańsko‑angielskiej w jej rozmowach ze Stalinem są oczywiście zasadniczym elementem wydarzeń przedstawianych przez Zawodnego. Szczególnie ważną, kompetentną i krytyczną ocenę poglądów i postępowań Amerykanów z czasów prezydenta Roosevelta i jego ekipy daje wywiad z Georgem Kennanem, który w 1944 roku był radcą Ambasady Stanów Zjednoczonych Ameryki w Moskwie. Później był jednym z głównych twórców nowej postawy USA wobec Związku Radzieckiego. W 1947 roku Stany Zjednoczone powiedziały zdecydowanie „stop” wobec dalszej ekspansji Stalina w Europie, co zapoczątkowało ostatecznie „zimną wojnę”, faktycznie III wojnę światową (1943-1989/91). Rozpoznanie rzeczywistej postawy Stalina wobec Powstania w Warszawie doprowadziło do zrozumienia przez niego zasadniczych błędów w polityce USA i konieczności dokonania zmiany tej polityki (wywiad w: Uczestnicy i świadkowie, s. 367-380). W krótkich konkluzjach tomu z relacjami dotyczącymi Powstania Zawodny jako historyk daje swą realną ocenę Powstania, tak strony In Memoriam polskiej, jak i zagranicznej, wrogiej, jak i alianckiej, z jej układami i obietnicami, ale też z hańbiącymi zdradami. Chciałbym przytoczyć kilka generalnych wniosków Janusza, z którymi głęboko się zgadzam tak jako historyk, jak i uczestnik Powstania. „W sierpniu 1944 r. Polacy byliby potępieni za to, że walkę podjęli, byliby także potępieni, jeśliby jej nie podjęli [...]. Zgodnie z własnym wyobrażeniem honoru i obowiązku, wybrali walkę, a nie bierne oczekiwanie i zaskoczenie przez wydarzenia. Z dystansu 50 lat wydaje się, że w każdym innym wypadku koniec byłby taki sam [...]” (Powstanie Warszawskie, s. 279). W wywiadzie z 1972 roku z Georgem Kennanem znalazło się sformułowanie, z którym również się zgadzam: „gdyby to polscy komuniści kontrolowani przez Kreml wywołali powstanie przeciw Niemcom, Rosjanie nie czekaliby po drugiej stronie rzeki [...]”. Podobnie warto przytoczyć fragment: „[...] Próba oceny powstania za pomocą analizy racjonalnych statystyk, bez uwzględnienia wartości kulturowych, duchowych i moralnych, jakimi kierował się polski inteligent, chłop czy robotnik w 1944 roku, byłaby próbą wywołania dźwięku z dzwonu pozbawionego serca [...]” (Uczestnicy i świadkowie, s. 387388). Janusz Kazimierz Zawodny jako historyk zajmuje ważne miejsce w historiografii polskiej. Przedstawiał Polskę po 1939-1945 roku, jej dzieje i miejsce, wykorzystując możliwości, jakie dawał mu pobyt w wolnym świecie. Chodziło o prawdę w tym sensie, w jakim Katyń i Powstanie 1944 stawały się wielkimi problemami dla pamięci poprzez ich falsyfikację czy kompletne przemilczenie. Całość dorobku i dokonań Janusza, powtórzę to raz jeszcze, zasługuje na utrwalanie i opracowanie. Jego ogromne zasługi dla przypomnianych krótko dwóch wielkich problemów światowej pamięci zajmują oczywiście miejsce szczególne. Zapewniam Cię, Przyjacielu, i Twoich Bliskich, o naszej serdecznej pamięci Jerzy Kłoczowski 187 W zeszycie piszą: Anna BARAŃSKA – dr hab., prof. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II; specjalność: historia XIX wieku; zainteresowania badawcze: Królestwo Polskie, powstanie listopadowe, historia Kościoła, historia kobiet, historia Rosji, Stolica Apostolska a ziemie polskie pod zaborami, dyplomacja watykańska. Jerzy KŁOCZOWSKI – emerytowany profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego; dyrektor Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej; prezes Towarzystwa Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej; autor około 1000 publikacji. Paweł KŁOCZOWSKI – profesor Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, kierownik Katedry Filozofii Społecznej. Ostatnio opublikował: Bitwa książek. Konfrontacja Arystotelesa z nowożytną filozofią polityczną (wyd. Księgarnia Akademicka, 2007) oraz Prawidłowa kolejność rzeczy (wyd. Pracownia, 2012). Hubert ŁASZKIEWICZ – historyk epoki nowożytnej. Pracuje w Instytucie Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, kierownik Katedry Historii Europy Wschodniej. Sławomir ŁUKASIEWICZ – dr nauk humanistycznych; kierownik Referatu Badań Naukowych Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Lublinie; adiunkt w Katedrze Nauk o Polityce Instytutu Europeistyki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Od wielu lat prowadzi badania na temat roli Polaków w procesach integracji europejskiej. Autor m.in.: Trzecia Europa. Polska myśl federalistyczna w Stanach Zjednoczonych 1940-1971 (Warszawa–Lublin 2010). Jerzy ŁUKASZEWSKI – autor książek i artykułów z dziedziny historii współczesnej, stosunków międzynarodowych oraz integracji europejskiej; w latach 1972-1990 rektor Kolegium Europy w Brugii, w latach 19901996 ambasador RP we Francji, a w latach 1998-2002 członek Komitetu Integracji Europejskiej rządu RP. Wyraża opinie osobiste. Sara RODA – doktorantka w Instytucie Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II oraz studentka w Katedrze Hungarystyki Uniwersytetu Warszawskiego. Interesuje się historią Węgier XIX i XX wieku, w szczególności węgierską historiografią emigracyjną w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, a także związkami polsko-węgierskimi w XX wieku. Tomasz SIEWIERSKI – doktorant w Instytucie Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II; zajmuje się historią historiografii gospodarczej. Radosław SIKORSKI – polski polityk. Absolwent Oxford University. Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku był dziennikarzem, m.in. w Afganistanie. Analityk i ekspert polityczny. Autor kilku publikacji książkowych i wielu artykułów prasowych, również w „The Wall Street Journal”. Senator (2005-2007), poseł na Sejm RP (od 2007 roku), wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej, wiceminister (1992) oraz minister obrony narodowej (2005-2007), od 2007 roku minister spraw zagranicznych RP. Arkadiusz Michał STASIAK – dr; historyk idei i kulturoznawca. Pracuje jako adiunkt w Katedrze Historii XVI-XVIII wieku Instytutu Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Opublikował m.in.: Ideał monarchy w pismach Marcina Kromera (Olsztyn 2003), Patriotyzm w myśli konfederatów barskich (Lublin 2005) oraz Miejskość i szlacheckość. Kontrfaktyczna interpretacja nowożytnej historii Lublina (Lublin 2012). Interesuje się szczególnie: historią kultury szlacheckiej, historią polskiej myśli politycznej, filozofią polityczną nowożytnej Europy, teorią władzy oraz awangardą literacką w pierwszej połowie XX wieku. Piotr WANDYCZ – urodził się w Krakowie; emerytowany profesor historii Uniwersytetu Yale. W latach 1942-1945 służył w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Magister Uniwersytetu Cambridge, doktor London School of Economics. Autor kilkuset książek i artykułów z dziedziny historii Europy Środkowo-Wschodniej i dyplomacji XIX i XX wieku. Doktor honoris causa uniwersytetów Jagiellońskiego, Wrocławskiego, KUL i Sorbony.