pobierz pdf - Fronda LUX
Transkrypt
pobierz pdf - Fronda LUX
FRONDA PISMO POŚWIĘCONE Nr 34 Rok 2 0 0 4 od narodzenia Chrystusa FRONDA Nr 34 ZESPÓŁ Waldemar Bieniak, Nikodem Bończa-Tomaszewski, Natalia Budzyńska, Marek Jan Chodakiewicz, Michał Dylewski, Paweł Filipiak, Piotr Frączyk-Smoczyński, Grzegorz Górny (redaktor naczelny), Marek Horodniczy, Robert Jankowski, Aleksander Kopiński, Estera Lobkowicz, Filip Memches, Sonia Szostakiewicz, Rafał Tichy, Wojciech Wencel, Jan Zieliński PROJEKT OKŁADKI Jędrzej Warchoł OPRACOWANIE GRAFICZNE Jan Zieliński grafiki i fotografie na stronach: 6, 8,12,14,16,19, 3 2 - 5 9 , 1 2 0 - 1 2 7 , 2 8 8 , 2 9 1 , 2 9 3 , 3 0 7 Maciej M. Michalski grafiki na stronach: 92-101 Robert Trojanowski REDAKCJA STYLISTYCZNA I KOREKTA Joanna i Michał Dylewscy ADRES REDAKCJI I WYDAWCY ul. J a n a Olbrachta 9 4 , 01-102 Warszawa tel,: 8 3 6 54 4 4 ; fax: 877 37 35 www.fronda.pl [email protected] WYDAWCA Fronda.pl Sp. z o.o. Zarząd: Michał Jeżewski DRUK Pracownia AA spółka jawna, PI. Na Groblach 5,31-101 Kraków tel. (012) 4 2 2 89 8 3 , 4 2 2 13 4 4 , fax. (012) 2 9 2 72 9 6 , e-mail: [email protected] Prenumerata Pisma Poświęconego Fronda Księgarnia Ludzi Myślących ul. Tamka 4 5 , 0 0 - 3 5 5 Warszawa tel.: 828 13 79 • e-mail: [email protected] • www.xlm.pl, w firmie Kolporter (wszelkie informacje - www.kolporter.com.pl) oraz w firmie RUCH S.A. (wszelkie informacje - www.ruch.com.pl) Aby otrzymywać kolejne numery za zaliczeniem pocztowym, prosimy wypełnić stałe zamówienie na stronie internetowej www.ksiegamia.fronda.pl Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmiany tytułów. Materiałów niezamówionych nie odsyłamy. ISSN 1 2 3 1 - 6 4 7 4 Indeks 3 8 0 2 0 2 S P I S R Z E C Z Y PAWEŁ LISICKI Bóg Szymborskiej 6 GRZEGORZ GÓRNY Bóg Herlinga-Crudzińskiego 20 MAREK ORAMUS Bogowie L e m a 32 Ankieta „Frondy" Balsamiczna biblioteka 60 ŚWIETLANA WISZNIEWSKA 61 SZYMON BABUCHOWSKI 62 64 67 68 73 74 75 77 78 83 85 87 MARCIN CIELECKI WOJCIECH G1EDRYS ZBIGNIEW JANKOWSKI KRZYSZTOF KOEHLER AGNIESZKA KUCIAK WOJCIECH KUDYBA ROMAN MISIEWICZ TOMASZ NAKONECZNY ARTUR NOWACZEWSKI KS. JERZY SZYMIK WOJCIECH WENCEL WOJCIECH WENCEL Totus Tuus 90 ANGEL ESTEBAN, STEPHANIE PANICHELLI Bogowie w w i e k u zabaw. O przyjaźni Fidela Castro i Gabriela Garcii M a r q u e z a 92 LECH JĘCZMYK Szaleństwo świata i przeczucie Boga Uwagi o prozie Kurta Vonneguta i Philipa K. Dicka ŚNIEG 2 0 0 4 104 3 Wydajemy tylko te książki, które nam się podobają. Jesteśmy egoistami? bestie i prorok Niezwykle poruszająca książka o. Augustyna Pelanowskiego i Magdaleny Wielgotaskiej Muzyka może zwabić, ale nie zbawić... marcin Jakimowicz tramwaj, kefir i bułka Nowa książka autora „Radykalnych" i „Drugiego dna". Zaskakujące felietony i rozważania biblijne. Alleluja... i do tyłu. Plus wywiady z Robertem Tekielim, Adamem Szewczykiem i o. Johnem Gibsonem. Paganini ul. Batorego 25/11,31-135 Kraków e-mail: [email protected] tel/fax (012) 623 71 81, tel. (012) 623 71 82 www.paganini.com.pl Nawiedzone książki dla pastuchów i niemowląt. www.ruah.pl Kiedy spojrzymy na ostatnie pięć wieków cywilizacji zachodniej, zobaczymy wyraźnie konsekwencje przejęcia odpowiedzialności za kulturę przez ludzi świeckich. Kultura Zachodu z wieku na wiek coraz bardziej traci spoistość, gnostycyzuje się. Kompetencje Junga i Eliadego sięgają jedynie mistyki naturalnej (z takimi jej przejawami jak szamanizm, fetyszyzm czy hinduizm), a próbuje się przykładać ich system myślenia do rzeczywistości transcendentalnej, Bożej. Nowożytna kultura zaakceptowała szamanów uznawanych za artystów jak Grotowski, szarlatanów wyprowadzających psychologię poza granice osoby jak Jung i okultystów udających pedagogów jak Steiner. Zainfekowane są sztuka, nauka i szkoła. Pomieszanie jest faktem. Sekty udają organizacje ekonomiczne, religie i wierzenia podają się za sztukę, paramedycyna udaje medycynę, wiedza naukę, wróżka reklamuje się jako doradca życiowy, radiesteta jest przez państwo uważany za rzemieślnika. W naszej Encyklopedii ćwiczymy racjonalny stosunek do wszelkiego rodzaju propozycji, które mają konsekwencje duchowe i światopoglądowe. W procesie selekcji najbardziej użyteczne są dwa narzędzia: nowożytna nauka oraz instytucja Kościoła, mogą one pomóc nam ochronić się przed mętnymi sposobami myślenia i toksycznymi duchowościami. Specjaliści od praw przyrody, od rzeczywistości przyrodzonej oraz specjaliści od prawidłowości duchowych mogą pomóc nam ustrzec się przed ciemnotą głupich światopoglądów oraz kaleczącymi tradycjami duchowymi. Do tego, by być człowiekiem w pełni wolnym, twórczym i radosnym, w jednakowym stopniu potrzebne są i rozum, i wiara. Ratio et fides. Robert Tekieli INFORMACJE i ZAMÓWIENIA: Fronda PL 01-102 Warszawa • ul. Jana Olbrachta 94 tel. (022) 836 54 44 • 877 37 34 • fax (022) 877 37 35 www.fronda.pl • [email protected] SREBRNA BIBLIOTEKA „Ortodoksja", uznawana za ka „Heretycy", pierwsze w Polsce „Wiekuisty Człowiek", to peł mień milowy w rozwoju my tłumaczenie książki, która od na rozmachu, erudycji i słow śli chrześcijańskiej, arcydzieło dziesiątków lat jest wznawia nej wirtuozerii próba ukazania chrześcijańskiej wizji dziejów retoryki i jedną z najważniej na na Zachodzie i cieszy się nie od czasów prehistorycznych szych książek XX w., cieszy zmienną popularnością. W peł aż po współczesność. Dzięki się niesłabnącą popularnością i nych uroku i dowcipu esejach sile prozy Chestertona, jakby jest wznawiana nieprzerwanie G.K. Chesterton poddaje kry z lotu ptaka podziwiamy tra od czasu pierwszej publikacji tycznej analizie rozmaite opi giczne i chwalebne losy ludz w 1908 r. Chesterton, zaskaku nie, postawy i światopoglą kości, by ostatecznie zmie jąc trafnością i aktualnością spo dy, szeroko rozpowszechnione rzyć się z wyrastającą ponad strzeżeń, zaprasza czytelnika do w literaturze i prasie. Lektura całe dzieje postacią Człowieka, jedynej w swoim rodzaju podró dla ludzi inteligentnych, lekka, którego pojawienie się na ziemi nadało ostateczny sens histo ży - z domu wariatów do świa ale dająca wiele do myślenia. rii i który żyje nadal w założo ta pełnego codziennych cudów nym przez siebie Kościele. i z dziecinnego pokoju- na Kal Książka ta, okrzyknięta jed warię - poprzez wszystkie za nym z największych dzieł Che wiłości, paradoksy i rewela stertona, od pokoleń umacnia cje chrześcijaństwa. Podczas tej wątpiących i niepokoi ateistów. podróży możemy razem z au Wśród tych ostatnich był póź torem, który opisuje swoje do niejszy wybitny pisarz C S . Le chodzenie do wiary, odkrywać wis, który stwierdził, że to ona „niebezpieczny i podniecający" właśnie, najbardziej ze wszyst świat orto-doksji, by ostatecz kich współczesnych książek nie przekonać się, że wróciliśmy przyczyniła się do jego nawró do domu. cenia. Fronda PL. sp. z 0.0. • ul. Olbrachta 94 • 01-102 Warszawa [email protected] • www.fronda.pl • (22) 8365444 zamówienia indywidualne: www.xlm.pl NOWY PROJEKT Tomka Budzyńskiego Budzy & Trupia C z a s z k a „Uwagi Józefa B a k i " Płyta wydana z okazji 10-lecia kwartalnika Fronda Fronda PL. sp. z o.o. • ul. Olbrachta 94 • 01-102 W a r s z a w a [email protected] • www.fronda.pl • (22) 8365444 zamówienia indywidualne: www.xlm.pl JAN j. FRANCZAK, M. Myślę, więc jestem? 112 ROMAN KSIĄŻEK M o d a na nie-Rzeczywistość? 120 JAKUB SZYMAŃSKI Tolkien - prorok czasów ostatecznych 128 MIROSŁAW SALWOWSKI Paulo Cohelo. Herezjarcha w szatach mistyka 148 SZYMON BABUCHOWSKI Wiersze 162 ROZMOWA Z LECHEM KACZYŃSKIM W Europie nic o nas bez nas 166 TOMASZ P. TERLIKOWSKI Powtórnie narodzony prezydent 178 PAWEŁ BUCZKOWSKI Wielki m ó w c a 190 ROZMOWA Z 0. STEFANEM NORKOWSKIM OP Śmierć Bocheńskiego 192 WOJCIECH CIEDRYS Wiersze 198 PETER KREEFT Ekumeniczny dżihad 202 PAUL STENHOUSE M a h o m e t , Koran, szariat i n a w o ł y w a n i e do przemocy 228 STEPHAN OLSCHOVSKY Chrystus i M a h o m e t . Przebaczenie i zemsta 242 ROZMOWA Z HAYRETTINEM X. Nie p o w i e m , kim był anioł światłości 250 CRZECORZ KUCHARCZYK Sztuka z a p o m i n a n i a 4 256 FRONDA 34 Dyskusja p a n e l o w a Literackie środowiska okupacyjnej Warszawy. Spór Czesława Miłosza i Andrzeja Trzebińskiego 268 JAROSŁAW GDAŃSKI, HUBERT KUBERSKI Uporczywa legenda. „Własowcy" w powstaniu warszawskim 286 BARTOSZ WIECZOREK N o w e średniowiecze. czyli triumfalny pochód kolorowych m a g a z y n ó w kobiecych 294 ZENON CHOCIMSKI Uff... ufność po afgańsku 304 MIECZYSŁAW SAMBORSKI Liberalizm jako pedofilia 308 FILIP MEMCHES Apologia k a n a r a 314 NOTY O AUTORACH 318 ŚNIEG 2 0 0 4 5 I wreszcie szef, pan laboratorium, pan świata, z którego nie ma ucieczki. Pan świata - nie przedmiot adoracji, ktoś, komu należy się chwała, miłość, oddanie, lecz żan darm, prześladowca, policjant, bezosobowy urzędnik. Bóg Szymborskiej PAWEŁ LISICKI Osoba, przypadek, historia, przeznaczenie, śmierć, ewolucja, czas - to poję cia, k t ó r e w poezji Wisławy Szymborskiej zajmują miejsce uprzywilejowane. Wydaje się wręcz niekiedy, że jeszcze d r o b n y r u c h p i ó r a i wiersz przekształci FRONDA 34 się w esej, w rozważanie filozoficzne, w t r a k t a t o n a t u r z e . O s t a t e c z n i e do tego nie dochodzi. Granica oddzielająca świat poezji i myśli dyskursywnej nie zostaje przekroczona. Tam, gdzie filozof potrzebuje s t a r a n n e g o wyłożenia argumentów, polskiej p o e t c e starcza j e d n o celne s ł o w o . Lapidarność, skrót i a b s o l u t n a precyzja metafory. B o h a t e r e m tych wierszy, z g a d z a m się z C z e s ł a w e m Miłoszem, jest po p r o s t u człowiek końca XX i początku XXI wieku. „Szymborska m ó w i «ja», ale jest to «ja» ascetyczne, oczyszczone z wszelkiej o c h o t y do w y z n a ń i właściwie z cech indywidualnych, n a t o m i a s t sprzęgnięte z i n n y m i «ja» w jednej i tej samej kondycji ludzkiej, k t ó r a staje się p r z e d m i o t e m litości i w s p ó ł c z u c i a " (Czesław Miłosz, Poezja jako świadomość w zbiorze Szymborska. Szkice). Na w e t jeśli p o z o r n i e m a m y do czynienia z o p i s e m j e d n o s t k o w e j historii, z in dywidualnym b o h a t e r e m - siostrą, T o m a s z e m M a n n e m , kobietą z p o r t r e t u - pojawia się on bez tego, co indywidualne i n i e p o w t a r z a l n e , jest z n a k i e m , r e p r e z e n t a n t e m , u o g ó l n i e n i e m . Z a w s z e chodzi o całego człowieka, o ludzką ś w i a d o m o ś ć dziś. Poezja Szymborskiej odsłania współczesne doświadczenie rzuconego w świat „ja", z b u n t o w a n e g o przeciw ładowi i porządkowi bytu. To doświad czenie - m o ż n a je chyba nazwać gnostyckim - znosi miarę, k t ó r a pozwoliłaby ustalić hierarchię, w s p ó l n o t ę , obiektywny s y s t e m o d n i e s i e ń . Jego ź r ó d ł e m jest poczucie obcości. Obcości d u c h a i materii, człowieka i świata, osoby i natury, słowa i rzeczy, bytu i nicości. Słabość osoby Pierwszym jej e l e m e n t e m jest metafizyczna słabość osoby. Nigdy nie wiemy, czy to, co w człowieku o s o b o w e , jest wyższe czy niższe niż to, co zwierzęce. Przypadek sprawił, że j e s t e ś m y o s o b a m i . Ten sam, który m ó g ł uczynić n a s rybami, p t a k a m i czy roślinami. Mogłabym być kimś o wiele mniej osobnym. Kimś z ławicy, mrowiska, brzęczącego roju, szarpaną wiatrem cząstką krajobrazu. (W zatrzęsieniu) ŚNIEG 2 0 0 4 7 Między człowiekiem a innymi s t w o r z e n i a m i nie ma miejsca na radykalną różnicę. Ani r o z u m , ani pamięć, ani wola - ż a d n a z w ł a d z duszy - nie czyni nas n a p r a w d ę wyższymi i innymi. I n n o ś ć człowieczeństwa roztapia się, ginie gdzieś w chaosie p o w s t a w a n i a i ginięcia. W chaosie, b o w i e m Jestem kim jestem. Niepojęty przypadek jak każdy przypadek. (W zatrzęsieniu) A więc nie reguła, nie m ą d r y zamysł O p a t r z n o ś c i , lecz ślepy nie dający się przejrzeć traf. Nie wiem nawet dokładnie, gdzie zostawiłam pazury, kto chodzi w m o i m futrze, kto mieszka w mojej skorupie [...] Dawno przymknęłam na to wszystko trzecie oko, machnęłam na to płetwą, wzruszyłam gałęziami [...] (Przemówienie w biurze znalezionych rzeczy) Ta wspaniała pojemność wyobraźni, która pozwala a u t o r c e Końca i początku przedzierzgnąć się w futro zwierzęcia, korę d r z e w a czy łodygę rośliny, poka zuje nieokreśloność człowieczeństwa. Czym jest b o w i e m o w a „pojedyncza osoba w ludzkim chwilowo rodzaju"? N i e t r w a ł y m pojawem, r o z m a z a n y m kształtem, czymś pomiędzy, jakimś ś r o d k i e m do i n n e g o środka, z a g a d k o w y m złożeniem cech. Człowiek wyłania się nagle ze świata m i l i o n ó w lat nieobec ności jako przypadkowe o g n i w o n i e u c h r o n n e g o p r o c e s u . Pojawia się ze swą „pamięcią drobnych chwil, s k ł o n n o ś c i ą do p o r ó w n a ń " i „ z d z i w i e n i e m " , wyra sta ze znakami szczególnymi: „rozpaczą i z a c h w y t e m " , zostawiony w obcym sobie świecie. Nieprzystawalność Między człowiekiem a innymi bytami, m i ę d z y s ł o w e m a rzeczą rozpościera się przepaść. Jak w wierszu Myślenie roślin: Ale jak odpowiadać na niestawiane pytania, jeśli w dodatku jest się kimś tak bardzo dla was nikim - dla was, czyli roślin. Takich o b r a z ó w w wierszach Szymborskiej jest znacz nie więcej: wszystkie przekazują to s a m o poczucie nieprzystawalności języka i przedmiotów, logosu i bytu. [...] Nie czuje się ujrzane i dotknięte. A to, że spadło na parapet okna, to tylko nasza, nie jego przygoda [...] - tym r a z e m chodzi o ziarnko piasku. I dalej: [...] Czas przebiegł jak posłaniec z pilną wiadomością Ale to tylko nasze porównanie. Zmyślona postać, w m ó w i o n y jej pośpiech, a wiadomość nieludzka. (Widok z ziarnkiem piasku) Doprawdy, czytając te wiersze, odczuwa się niemal fizyczny ból, jaki sprawiają rzeczy. Czym one są? Co to znaczy, że w ogóle są? Czym jest nasze ludzkie „być" ŚNIEG 2 0 0 4 £ dla nich, z ich perspektywy? Niczym. A skoro z perspektywy rzeczy nie ma „istnienia", „czasu", „nazwy", „sensu", skoro są to tylko nasze przybrania, które im nadajemy, to świat zewnętrzny nieuchronnie n a m się wymyka. Ta nagła zmia na punktu widzenia, to mówienie, odczuwanie, myślenie ze strony martwych rzeczy, nie czujących roślin i nie poznających zwierząt nagle odsłania jeszcze wyraziściej samotność człowieka. Nie chodzi tu o samotność psychologiczną, o bycie s a m e m u bez troski, zainteresowania, uwagi drugich. To coś więcej. Spojrzenie z perspektywy tego, co bezmyślne, rozdziera więź bytu i umy słu. Innymi słowy: r o z u m , uogólnienie, nazywanie, opisywanie o d p a d a od bytu jak łuszcząca się farba. Lecz skoro u p o d n ó ż a bytu nie ma myśli, s k o r o żaden duch, ż a d n a zasada r o z u m o w a nie kierują realnymi bytami, to świat pogrążyć się m u s i w nicości. Nicość przenicowała się także i dla mnie Naprawdę wywróciła się na drugą stronę. (* * * nicość przenicowała się także i dla mnie) Szymborska dociera na d r u g ą s t r o n ę , t a m gdzie p u s t k a , gdzie bezznaczenie, bezrozum, bezrelacja, bezodniesienie. Ba, o n a s t a m t ą d jakby stara się m ó w i ć , s t a m t ą d przekazywać wieści. Czyni to bez p a t o s u . Spokojnie, ironicznie, z p r z y m r u ż e n i e m oka. Czy tym s a m y m łagodniej? N i e sądzę. Doskonałość i obcość Ta niemożność uchwycenia jakiegokolwiek m ą d r e g o zamysłu, który tłumaczył by byt i uzasadniał różnicę oraz hierarchię stworzeń, jest przyczyną wyobcowa nia. Nie wiemy ani skąd się wziął świat, ani po co. N i e tylko, że nie wiemy, ale nie możemy wiedzieć, bo wiedza, czyli poznanie, jest tylko ludzkim, n a s z y m prywatnym płaszczem, który n a k ł a d a m y na nicość lub pustkę. Dla zwierząt instynkt, dla roślin zdolność rośnięcia i rozkwitania, dla nas myśl. Bez nas snów by nie było. Ten, bez którego nie byłoby jawy jest nieznany a produkt jego bezsenności 10 FRONDA 34 udziela się każdemu kto się budzi. (Jawa) Jawa, gdzie panuje realne istnienie, gdzie co się stało, odstać się nie m o ż e , nie budzi w n a s p o d z i w u dla Stwórcy świata. N i e u c h r o n n o ś ć świata rzeczy nie wskazuje ku n i k o m u wyższemu, ku Stwórcy lub P a n u . Wręcz przeciwnie: To nie sny są szalone Szalona jest jawa A n a w e t więcej niż szalona: jawa jest więzieniem, jest z a m k n i ę c i e m , jest gro zą, kajdanami, jakie na nas n a ł o ż o n o : Twarda z niej sztuka Siedzi nam na karku Ciąży na sercu wali się pod nogi Nie ma od niej ucieczki bo w każdej nam towarzyszy. Jawa nie ma wytłumaczenia. Jest radykalnie bezmyślna, obca. Z a r a z e m nie u c h r o n n a , narzucająca się, surowa. Nie znam roli, którą gram. Wiem tylko, że jest moja, niewymienna [...] Cały wszechświat jest jednym wielkim więzieniem, z a m k n i ę t ą sceną, areną, poza którą nie ma wyjścia, otoczonym m u r a m i dziedzińcem, przeznaczeniem. Stoję wśród dekoracji i widzę, jak są solidne. Uderza mnie precyzja wszelkich rekwizytów. Aparatura obrotowa działa od długiej już chwili. Pozapalane zostały najdalsze nawet mgławice. (Zycie na poczekaniu) ŚNIEG 2 0 0 4 11 Świat nie jest miejscem przyjaznym. Nie znajdziemy w nim śladów dobrego Boga, symboli wyższego, szczęśliwego życia. Nie prowadzi z niego żadna droga wyżej. Doskonałość wszechświata, którą możemy wyrazić w stosunkach matematycz nych, staje się dowodem jego obcości. Człowiek - to, co nie ogólne, nie wieczne, nie nieśmiertelne, staje wobec wzniosłości, piękna, dobra jako zagrożenia. Zerwanie relacji bytu i myśli pociąga za sobą dalsze rozbicie. Stworzony świat nie jest odbiciem wewnątrzboskiego ładu. To, co jest, jest raz na zawsze takie, jakie, jest pojedyncze i osobne, a zarazem takie samo i nie zróżnicowa ne. Oto paradoks świadomości: wciąż dostrzegać osobne byty, osobne ryby, szympansy, ptaki, ludzi, a zarazem widzieć w nich cząstki tego samego proce su, wiecznie przetwarzaną i rodzącą materię. K o s m o s jest jaki jest t o znaczy d o s k o n a ł y {Ostrzeżenie) Wszakże owa doskonałość jest czymś obojętnym. Nie zobowiązuje woli, nie domaga się adoracji i uwielbienia. Dobro i doskonałość nie łączą się ze sobą. Doskonałość kosmosu i doskonałość cebuli są nam równie obce. Wszelkie moce wyższe, odpowiedzialne za rządy światem, stają się z naszego ludzkiego punktu widzenia czymś tyrańskim, okrutnym. Jeśli istnieje kosmiczne prawo, powszechna konieczność, to nie świadczą one o żadnym ładzie. Albo inaczej: 12 FRONDA 34 jeśli takowy lad istnieje, to jest to ład nieludzki, okrutny, tyrański. Dlatego aniołowie przestają być o b r o ń c a m i i troskliwymi t o w a r z y s z a m i człowieka, a stają się obojętnymi, o k r u t n y m i , z i m n y m i o b s e r w a t o r a m i . W przerwach od swoich zajęć anielskich czyli nieludzkich przypatrują się raczej naszym komedyjkom z czasów filmu niemego (Komedyjki) Niebieskie d u c h y - n i e m i widzowie rechoczący z ludzkiego nieszczęścia, zry wający boki ze śmiechu, gdy ś m i e r t e l n i k ó w ogarnia przerażenie. C z y m jest wszechświat p o d d a n y tyranii liczby, prawa, reguły, o d s ł a n i a się w wierszu Może to wszystko. Symbolem k o s m o s u jest l a b o r a t o r i u m , stąd atmosfera rze czowości, chłodu, aseptyczności, b e z o s o b o w o ś c i . Dla n a u k i przewidywać to redukować to, co inne, do tego samego, to rozkładać na czynniki p r o s t s z e , to a b s t r a h o w a ć od pojedynczej pamięci, n i e z a p o m n i a n e g o wydarzenia. Redukcja i uogólnienie są z n a k a m i r o z u m u ; r o z u m to tyran, a jego o k r u c i e ń s t w o odsła nia się w m o m e n c i e zderzenia z tym, co n i e r e d u k o w a l n e , co i n t y m n e . Oto mała dziewczynka na wielkim ekranie przyszywa sobie guzik do rękawa Z jednej s t r o n y m a l a dziewczynka, z drugiej zaś wielki ekran. Z jednej to, co i n t y m n e , m a ł e , żywe, ludzkie, b e z b r o n n e ; z drugiej obiektywizm, nauka, obserwacja, badanie, ekran. Czujniki pogwizdują personel się zbiega Ach cóż to za istotka z bijącym serduszkiem Widać, jak kolejne obrazy b u d o w a n e są na owej f u n d a m e n t a l n e j opozycji: sil ne - słabe; m a r t w e i obojętne - ludzkie, b e z b r o n n e i ciepłe; personel - istotka; ŚNIEG 2 0 0 4 13 czujniki - serduszko. I wreszcie szef, p a n l a b o r a t o r i u m , p a n świata, z k t ó r e g o nie ma ucieczki. Pan świata - nie p r z e d m i o t adoracji, ktoś, k o m u należy się chwała, miłość, oddanie, lecz ż a n d a r m , prześladowca, policjant, b e z o s o b o w y urzędnik. Doświadczenie obcości u n i e m o ż l i w i a d o s t r z e g a n i e w rzeczach tego świata symboli. Symbol to znak wieczności, n i e s k o ń c z o n e g o dobra, zmysłowy obraz niewidzialnego, wyższego i d o b r e g o porządku. Takim s y m b o l e m było choćby niebo: niewzruszone, wzniosłe, odległe. Dlatego m o d l i m y się: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie". N i e b o , d a w n a siedziba Boga, niegdyś miejsce przeby wania zbawionych i wiecznego szczęścia wybranych, teraz okazuje się jeszcze jednym o b r a z e m więzienia, zamknięcia, przytłoczenia, owej wszechobecnej przemocy. Obłok równie bezwzględnie przywalony jest niebem co grób. [...] Zjadam niebo, wydalam niebo. Jestem pułapką w pułapce, zamieszkiwanym mieszkańcem, obejmowanym objęciem, pytaniem w odpowiedzi na pytanie. (Niebo) 14 FRONDA 34 N i e b o milczy. Ani nie kieruje myśli ku Bogu, ani nie w z n o s i w górę naszych serc. Przytłacza, otacza, osacza, przenika, zamyka. Istnienie n i e b a pozwoli tylko dokładniej ustalić adres p r z e ś l a d o w a n e j : „jeślibym była s z u k a n a " . Przez kogo? Przez srogich, zimnych i o k r u t n y c h aniołów, przez b e z o s o b o w e g o szefa laboratorium, przez śniącego jawę boga, przez kosmicznych p r z e ś l a d o w c ó w rzuconego w byt człowieka, tajemniczych a u t o r ó w psoty bez znaczenia wybryku na skalę paru zaledwie galaktyk. Na straży więzienia stoją t w a r d e prawa, ogólność. Za rzeczami t e g o świata nie kryje się ż a d n a d o b r a wola, ż a d e n czuły w z g l ę d e m nas, rozumiejący, wrażliwy zamysł. [...] ziemia i niebo przeminą ale nie liczba Pi, co to to nie. (Liczba Pi) A więc nie s ł o w o Boże skrywa się za p r z e m i j a n i e m n i e b a i ziemi, lecz ta jemnicza nieugiętość liczby Pi. Liczba Pi j e s t tu s y m b o l e m obojętności, m a tematycznej bezosobowości. Inaczej niż dla starożytnych i ich późniejszych chrześcijańskich n a s t ę p c ó w fakt, że świat został u r z ą d z o n y p o d ł u g miary i liczby, nie jest d o w o d e m życzliwego n a m wiecznego r o z u m u , lecz i s t n i e n i a obojętnego wroga. Ów wróg z a m k n i ę t y w wieczności, obcy, nie reaguje. N i e żałuje, nie kocha, nie troszczy się, nie dba. Między tym, co ludzkie, a tym, co boskie, nie ma przejścia. Niepamięć i śmierć „Wielka jest potęga pamięci" - napisał w Wyznaniach św. Augustyn. Rozważanie mocy pamięci doprowadziło go do odkrycia pojęcia wiecznego szczęścia i nie podważalnej Prawdy. Zapominając wrażenia i uczucia, odkrywamy ich wieczną podstawę. „I właśnie w pamięci Ciebie odnajduję, ilekroć Cię w s p o m i n a m " . Świadomość współczesna odrzuca takie rozumowanie. Pamięć nie jest d o w o d e m istnienia nieśmiertelnej duszy. Wręcz przeciwnie: pamięć jest p i ę t n e m ŚNIEG 2 0 0 4 15 poddania czasowi, znakiem przeznaczenia dla śmierci, towarzyszącą n a m świado mością porzucenia. Być to zapominać, zapominać to przepowiadać umieranie. Lżej by mi byio myśleć że umarłam na krótko niż że nic nie pamiętam choć żyłam bez przerwy (Dnia 16 maja 1973 roku) Życie bez przerwy okazuje się złudą. Żyć to tyle co mieć wrażenia i uczucia, świado mość obejmuje bowiem w sobie tylko to, co konkretne - jak była ubrana, czy czegoś nie zgubiła lub nie znalazła - a nie światio pierwszych zasad i wzniosłych praw. Skazany na ów nieludzki świat człowiek jest z n a t u r y b u n t o w n i k i e m , zma gającym się ze śmiercią. Nie m o ż e być o n a pojęta, włączona w ład, odniesiona, odkupiona, zwyciężona. Śmierć, ostatecznie unieważniając to, co ludzkie, jest pieczęcią władzy złego demiurga. Śmierć jest zabójstwem, m o r d e r s t w e m . To nie kara za grzech, nie dopust, ale zamach, cios, coś niewytłumaczalnego, bezrozumnego. Nic równie dobrze nie wyraża owej prawdy niż obraz śmierci w oczach kota. Właśnie z p u n k t u widzenia zwierzęcia śmierć jest czymś ab solutnie nie do przyjęcia. O ile b o w i e m w odniesieniu do człowieka zawsze w wyobraźni pozostaje cień niepewności - a n u ż jest jakaś dusza, k t o wie, m o ż e jednak - o tyle w wypadku zwierzęcia śmierć jest całkowita. 12 FRONDA 3 4 Umrzeć - tego nie robi się kotu To jeszcze m o ż n a zrobić człowiekowi. W końcu są słowa, wspomnienia, kształt, pamięć. Ale dla kota - nie zostaje nic. Z jego p u n k t u widzenia śmierć jest jakby jeszcze lżejsza, jeszcze bardziej nieznacząca, a przez to tragiczna i o k r u t n a . Przeznaczenie do buntu Jak świat, jego prawa, jego uogólnienia, konieczność i wreszcie o s t a t e c z n e j a r z m o śmierć - skazują n a s na więzienie, tak też tym, co najbardziej ludzkie, nie jest akceptacja istnienia, nie jest kontemplacja p r a w d y ( „ M i m o powa b ó w wyspa [gdzie przebywają oczywistość, z r o z u m i e n i e , istota rzeczy] jest b e z l u d n a " ) , ale b u n t . Takie jest o s t a t e c z n e p o w o ł a n i e człowieka. Wydobyty z otchłani m i l i o n ó w lat nieobecności, stojąc p r z e d kolejnymi m i l i o n a m i lat nieobecności, znajduje k r ó t k ą chwilę o p o r u . N i e ma takiego życia, które by choć przez chwilę nie było nieśmiertelne. Śmierć zawsze o tę chwilę przybywa spóźniona. Na próżno szarpie klamkę niewidzialnych drzwi. Kto ile zdążył tego mu cofnąć nie może. (O śmierci bez przesady) Kto ile zdążył... Zycie jest z n a t u r y b u n t e m , p o w s t a n i e m , a t a k i e m na reguły, ich o d r z u c e n i e m . Jest tym, co u d a ł o się wyrwać, wyszarpać, wybronić p r z e d najazdem tego, co b e z o s o b o w e i obce. Radość pisania możność utrwalania Zemsta ręki śmiertelnej (Radość pisania) ŚNIEG 2 0 0 4 17 Życie, krótkie i n t e r l u d i u m w bezmiarze nieobecności, jest z e m s t ą , jest sprze ciwem u t r w a l o n y m w piśmie, jest d o w o d e m zwycięstwa, krótkiego wpraw dzie i niepełnego, n a d sprzymierzonymi m o c a m i k o s m o s u . Żyć to odrzucać zgodę na w a r u n k i , jakie wyznacza n a m szef l a b o r a t o r i u m , marzyciel jawy, liczba Pi, ewolucja, strażnik więzienia, u r z ę d n i k niebiańskich i ziemskich praw, dozorca konieczności. Te w a r u n k i , których nie ustaliliśmy, które zostały n a m bezwzględnie n a r z u c o n e . Chodzę po świecie w tłumie innych dłużników. [...] Spis jest dokładny i na to wygląda, że mamy zostać z niczym. Nie mogę sobie przypomnieć gdzie, kiedy i po co pozwoliłam otworzyć sobie ten rachunek. Protest przeciwko niemu nazywamy duszą. I jest to jedyne, czego nie ma w spisie. ( M C darowane) Duszą nie jest zdolność niematerialnego poznania; duszą nie jest zdolność odpo wiadania na dobro; dusza nie odkrywa prawd metafizycznych. Dusza jest miejscem buntu, jest sprzeciwem, jest tym, co człowiek przeciwstawia okrutnemu ładowi. Człowiek, wydarty ewolucji, wydarty bezmyślnemu następstwu gatunków, osobny, jedyny, niepowtarzalny, choć w wielkiej rzece, choć wciąż unoszony przez świat, czas i konieczność, odkrywa się w sprzeciwie, w oporze, jaki stawia owym mocom. Nie prosił się na świat, „nie może sobie przypomnieć, gdzie, kiedy i po co pozwolił ot worzyć sobie ten rachunek" obowiązków, roszczeń, odpowiedzialności. Kto inny mu go założył, kto inny ustalił wszelkie reguły. Kto inny sprawił, że są urodziny i śmierć, dobro i zło, ból i przerażenie. Kto? Nie wiadomo. Dlaczego? Nie ma odpowiedzi. Dość, że tym, co ostatecznie nasze, co wyróżnia nas i czyni sobą, jest akt sprzeciwu i buntu - jedyna cząstka nie należąca do spisu, czyli ogólnego prawa bytu. 18 FRONDA 34 Szymborska opowiada - dzięki iście kociej wrażliwości, rozciągłej wyobraźni, sile współczucia i dystansowi - o najważniejszej przygodzie człowieka współ czesnego. W wierszach autorki Wielkiej liczby współczesny człowiek odnajduje siebie, niewinną ofiarę wrogich mocy, wtrąconą we wszechobecny ład, obcy, ok rutny, odnajduje siebie - wygnańca nie w i a d o m o skąd i za co. Jednak, i to właśnie nie pozwala przemienić się poezji w doktrynę, a wierszom w filozofię, niekiedy w tym mrocznym świecie pojawia się jasny promień, s n o p światła przychodzący od... zmysłu h u m o r u . Kpina, ironia, sceptycyzm, zmrużenie oka ratują owe me tafory przed fałszywym patosem. Jak na trudne dzieciństwo w koniecznościach stada nieźle już poszczególny. Patrzcie go! (Sto pociech) O w o „patrzcie g o " wypowiedziane przez tajemniczego obserwatora, jakby p o dziwiającego w ł a s n ą twórczość, pozwala wedrzeć się do z a m k n i ę t e g o świata b u n t u promieniowi nadziei. Pozwala pogodniej spoglądać na zagadkowego budowniczego świata, znosić jego fanaberie i przyjmować życie w tym wszech światowym zaścianku, nawet gdy stojące na jego straży gwiazdy „mrugają nieznacząco". Nie jest to wiele. Ale na więcej tej poezji nie stać. By pójść dalej, by m ó c opiewać, docierać poza, kontemplować, adorować, Szymborska musiałaby prze kroczyć ramy gnostyckiego doświadczenia. Musiałaby zobaczyć w bycie odblask Boskiego umysłu. Tego zrobić nie potrafi. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie to już inna historia. PAWEŁ LISICKI Zdaniem Herlinga-Grudzińskiego doświadczenie komu nizmu, a zwłaszcza łagrów, spowodowało, że w rosyj skiej literaturze odżyło skazane na zapomnienie poję cie duszy. Było ono ważne nie tylko dla wierzących, jak Sołżenicyn, lecz również dla niewierzących, jak Szałamow. Ten ostatni, chociaż był ateistą, wiedział, że jest w nim coś tajemniczego, nieusuwalnego i nieredukowalnego tylko do materialności. BÓG HERLINGA-GRUDZIŃSKIEGO GRZEGORZ GÓRNY W Dzienniku pisanym nocą p o d d a t ą 30 stycznia 1999 r o k u G u s t a w H e r l i n g - -Grudziński zapisał: Wizyta r e d a k t o r ó w kwartalnika „ F r o n d a " , G r z e g o r z a G ó r n e g o i Rafała Smoczyńskiego. Byliśmy o d miesiąca u m ó w i e n i n a t ę r o z m o w ę . „ F r o n d a " jest p i s m e m żywym i ciekawym, n i e u n i k a t e m a t ó w kontrowersyj nych. C o doceniają w i d o c z n i e czytelnicy, s k o r o każdy n u m e r r o z c h o d z i się w pięciu tys. egzemplarzy, jak zapewniają m o i goście. D o ś w i a d c z e n i e n a u c z y ł o m n i e , że t e g o rodzaju r o z m o w y (z n i e z n a nymi r o z m ó w c a m i , w p r z e c i w i e ń s t w i e na p r z y k ł a d do przyjacielskich r o z m ó w dragonejskich z W ł o d z i m i e r z e m Boleckim oraz n e a p o l i t a ń 20 FRONDA 34 skich z Elżbietą Sawicką) nigdy n i e trzymają się p r z y g o t o w a n e g o pla n u ; zawsze, mając do dyspozycji d o ś ć s z c z e g ó ł o w e n o t a t k i , m ó w i się o czymś i n n y m , kapituluje się p r z e d dygresją, k t ó r a r o d z i kolejną dy gresję itd., itd. N o , ale w i a d o m o , że d o ś w i a d c z e n i e n i e uczy, albo uczy słabo, więc t a k się też s t a ł o w r o z m o w i e z G ó r n y m i S m o c z y ń s k i m : moje n o t a t k i p o s ł u ż y ł y mi w m i n i m a l n y m s t o p n i u , p ó ł t o r a g o d z i n n a r o z m o w a s k ł a d a ł a się p r z e w a ż n i e z improwizacji i ciągłych u s k o k ó w na boki. P o t e m ogląda się w ł a s n e n o t a t k i n i e tyle z ż a l e m , co z p o c z u c i e m krążenia, c z ę s t o z r e s z t ą interesującego w o k ó ł głównych, z góry wybra nych t e m a t ó w . Z m o i c h n o t a t e k ocalał p u n k t pierwszy, z a p o w i e d z i a n y telefonicznie przez r e d a k t o r ó w „ F r o n d y " : n a czym polega t o , ż e n a z y w a n y b y w a m często „ p i s a r z e m m e t a f i z y c z n y m " . M o g ł e m o d p o w i e d z i e ć k r ó t k o , b o w ł a ś n i e ukazai się w „Więzi" b a r d z o wnikliwy szkic o mojej „ ś r e d n i o wiecznej o p o w i e ś c i " Drugie przyjście pióra D o r o t y K l i m a n o w s k i e j , dok t o r a n t k i polonistyki i siostry z a k o n n e j . Wystarczy z a k o ń c z e n i e : „Tekst wieloznaczny, wyklucza j e d n ą i n t e r p r e t a c j ę . Sądzę, że w tej z a g a d k o wości przejawia się k o n s e k w e n c j a pisarza, dla k t ó r e g o c z ł o w i e k jako taki okazuje się b y t e m n i e p o z n a w a l n y m " . Tak m a ł o i tak d u ż o . S i o s t r a D o r o t a uchwyciła i s t o t ę pisarskiej „metafizyki". W i e l o z n a c z n o ś ć n a szej rzeczywistości, w i e l o z n a c z n o ś ć pisarzy, k t ó r z y usiłują zobaczyć m o ż l i w i e o s t r o jej wymykające się n i e u s t a n n i e cechy. Człowiek-byt niepoznawalny, człowiek w i e c z n i e ścigany p r z e z p i s a r z a o s k ł o n n o ś ciach metafizycznych. Stąd Siostra D o r o t a K l i m a n o w s k a n a z w a ł a traf n i e swój szkic Przypowieść o kondycji człowieka. N a t o m i a s t to, o czym c h c i a ł e m (jak w i d z ę z m o i c h n o t a t e k ) p o r o z m a wiać z r e d a k t o r a m i „ F r o n d y " , a co jakoś u c i e k ł o w i n n e , c h o ć p o k r e w ne rejony, dotyczyło świeżej dyskusji włoskiej i n i e tylko włoskiej na t e m a t rzeczywistego s t a n u religii u p r o g u n o w e g o tysiąclecia. Bezspor ne i na ogół a k c e p t o w a n e p r z e z w s z y s t k i c h d y s k u t a n t ó w są dwie praw dy: pontyfikat J a n a Pawia II j e s t największy i najbogatszy w o b e c n y m stuleciu; obecny papież b u d z i p o w s z e c h n y p o d z i w z wielu w z g l ę d ó w (z wyjątkiem k o n s e r w a t y w n e g o i u p a r t e g o s t o s u n k u do t aki ch spraw, jak aborcja, środki antykoncepcyjne, celibat księży, k a p ł a ń s t w o kobiet) 1 przyciąga n i e p r z e l i c z o n e r z e s z e ludzkie p o d c z a s s w o i c h podróży. Czy to oznacza, że s t a n Kościoła jest optymalny, że m i a ł rację Malraux, gdy ŚNIEG 2 0 0 4 21 p r o r o k o w a ł , że wiek XXI b ę d z i e religijny? Dyskusje na to n i e wska zują, dyskutanci n i e przywiązują zbyt wielkiej wagi do zjawiska „oce a n i c z n y c h " pielgrzymek p a p i e s k i c h . Czyta się w książkach z n a w c ó w p r z e d m i o t u o the unchurching of Europę, „ o d k o ś c i e l n i e n i u E u r o p y " , na p o d s t a w i e analizy s p a d k u p r a k t y k religijnych i p o w o ł a ń d u c h o w n y c h . A u t o r y t e t w tej dziedzinie Marcel G a u c h e t twierdzi, że u p a d e k t o t a litarnych religii świeckich ( p r z e d e w s z y s t k i m k o m u n i z m u ) , z c a ł y m ich ł a d u n k i e m eschatologicznej wiary w Przyszłość i H i s t o r i ę , o s ł a b i a s t r u k t u r y kościelne. Zaskakujące t w i e r d z e n i e ! Sądziło się, że w d z i u r ę w y w o ł a n ą u p a d k i e m k o m u n i z m u wejdzie w ł a ś n i e Kościół. Okazuje się zaś, że w d u ż y m s t o p n i u ta d z i u r a p o p c h n ę ł a z n a c z n e o d ł a m y ludzi do s z u k a n i a r e k o m p e n s a t y d u c h o w n e j w n a m i a s t k a c h sekt ezoterycz nych czy N e w Age. Filozof chrześcijański J e a n G u i t t o n (przyjaciel J a n a Pawia II) przewiduje, że z a w r o t n y rozwój t e c h n o l o g i i w y p r z e z d u s z y człowieka t ę „najwyższą ś w i a d o m o ś ć , k t ó r a z m i e r z a k u d o ś w i a d c z e n i u m i s t y c z n e m u " . Inni obawiają się, że o s t a t n i a encyklika p a p i e s k a Fides et ratio n i e z d o ł a już w obecnej sytuacji zasypać p r z e d z i a ł u m i ę d z y w i a r ą a r o z u m e m , chociaż p o s u w a się n i e z m i e r n i e daleko w p o s t u l o w a n i u większej śmiałości w o b r ę b i e myśli filozoficznej i „pełnej a u t o n o m i i , m a k s y m a l n e j głębi, w d o c i e k a n i a c h metafizycznych"; oraz n a w o ł u j e d o wyzbycia się „nieufności w o b e c r o z u m u " , k t ó r y kształtują w s p ó ł czesne filozofie. Gdyż słabość filozofii skazuje na słabość t a k ż e wiarę, a bez p o m o c y śmiałej myśli, odnawiającej metafizykę, filozofię bytu, wiara p r z e o b r a ż a się wyłącznie w uczucie. W s z y s t k o to m ó w i encyklika w imię w z m o ż o n e j zdolności o s ą d z a n i a w i n y i grzechu, d o b r a i zła; w imię n i e o d d a w a n i a w i e d z y u p r a w n i e ń ekskluzywnych; wiedzy, k t ó r a głosi, że „cokolwiek daje się zrobić w l a b o r a t o r i u m , jest t y m s a m y m moralnie dopuszczalne". Chciałem również w naszej rozmowie wskazać dość osobliwy przejaw aberracji „nowoczesnej", i to gdzie? W „Tygodniku Powszechnym". Doda tek do krakowskiego tygodnika, poświęcony mistyce, zajmuje się głównie „mistyką instant", czyli stanami mistycznymi, które coraz częściej (za przy kładem Aldousa Huxleya) m o ż n a wywoływać, jako tzw. sztuczne raje, z p o mocą narkotyków. Wolno chyba te praktyki określić m i a n e m „spirytualnej viagry" (wraz ze wszystkimi ryzykami i groźbami seksualnej viagry). 22 F R O N D A 34 N o cóż, p o d o b n e uczucie niedosytu towarzyszyło także n a m p o o p u s z c z e n i u neapolitańskiej willi przy via Crispi. N a s z e notatki, p r z y g o t o w a n e p r z e d spot kaniem, również nie zostały w p e ł n i wykorzystane. P r e t e k s t e m do r o z m o w y było wypowiedziane kiedyś przez Herlinga-Grudzińskiego zdanie, że interesują go wyłącznie pisarze, którzy poruszają problemy metafizyczne. Jak j e d n a k wielki pisarz r o z u m i e metafizykę? Czy jest możliwa metafizyka bez Boga? Czym dla niego jest wiara? Z a s t a n a w i a ł a nas p e w n a ambiwalencja a u t o r a Innego świata w o b e c chrześcijaństwa. Z jednej strony - jak wynikało z jego u t w o r ó w - religia ta fascynowała go i ogniskowa ła jego refleksję, z drugiej zaś - w licznych wywiadach - wykazywał z u p e ł n y brak s ł u c h u w sprawach n a u c z a n i a m o r a l n e g o Kościoła, powtarzając stały ze staw lewicowych i liberalnych żądań, określanych w żargonie w a t y k a n i s t ó w s k r ó t e m six sex. N a początku spotkania, u m i l a n e g o spożywaniem w i n a w ł o s k i e g o d o m o wej roboty, p r z y w o ł a ł e m opinię C z e s ł a w a Miłosza, k t ó r y zarzucał literatu rze polskiej, że stroni od t e m a t ó w poważnych, wielkich, metafizycznych, zadowalając się często anegdotą, satyrą, k a l a m b u r e m . H e r l i n g przyznał rację Miłoszowi, zauważając zarazem, że dzisiejszej młodzieży w Polsce nie obchodzą z u p e ł n i e o w e „przeklęte p r o b l e m y " , k t ó r e nie dawały spokoju ich dziadkom i ojcom. Przytoczył przykład r o d z i n n y c h Kielc, w których kończył to s a m o gimnazjum co Ż e r o m s k i i gdzie należał do licznego w ó w c z a s g r o n a zapalonych „żeromszczyków". Kiedy n i e d a w n o odwiedził Kielce i spotkał się z uczniami swej dawnej szkoły, odkrył, że nie rozumieją oni w ogóle Żeromskiego, nie czytają go, a z „przeklętych p r o b l e m ó w " się po p r o s t u śmieją. Przyznał jednak, że ich r o z u m i e : - Przecież Ludzie bezdomni czy Dzieje grzechu są dziś nie do czytania. Są po p r o s t u ś m i e c h u w a r t e . Ż e r o m s k i pisał zresztą p o m p a t y c z nym stylem, który dzisiaj jest z u p e ł n i e niestrawny. Herling-Grudziński d ł u g o rozwodził się o roli, jaką odgrywał autor Przedwiośnia w międzywojniu, i o swo im sentymencie do niego, zwłaszcza zaś do Syzyfowych prac. Żeromski był jednak pisarzem, którego twórczość abstrahowała raczej Koncentrował się od problematyki głównie metafizycznej. na kwestiach społecznych i politycznych, a wraz ze zmianą w a r u n k ó w socjalnych te ŚNIEG 2 0 0 4 ostatnie musiały stracić na aktualności. Dlatego też - kiedy Herling przywołał termin „przeklęte problemy", zaczerpnięty od Dostojewskiego - skierowali śmy r o z m o w ę na tych polskich pisarzy, którym bliżej było raczej do proble matyki Biesów niż Wiernej rzeki. Przyznał wówczas, że bardzo wysoko ocenia literaturę powstałą w II Rzeczypospolitej, a szczególnie ceni sobie twórczość Bolesława Micińskiego, Karola Ludwika Konińskiego, Józefa Wittlina, B r u n o n a Schulza czy Witolda Gombrowicza. Nie szczędził im wielu ciepłych słów. Najważniejszy, jak podkreślał, wydaje mu się j e d n a k pewien obecny w literatu rze obszar tajemnicy - tajemnicy ludzkiego życia, losu, wiary. - No właśnie - podchwyciłem, przytaczając uwagi E r n e s t a Sabato na te m a t tego, jakie w a r u n k i p o w i n n a spełniać wybitna literatura. Herling przyznał, że ów wymiar tajemnicy jest przez niego celowo i świa domie budowany, j e d n a k bardzo często wymiar t e n przekracza jego s a m e g o i niczym dżin z butelki wymyka się spod kontroli. Otworzyły mu na to oczy zwłaszcza rozmowy z W ł o d z i m i e r z e m Boleckim, który dopatrzył się w jego utworach głębszych sensów, jakich on s a m ani nie planował, ani nie podejrze wał. Podobne wrażenie pozostawiła mu lektura tekstu D o r o t y Klimanowskiej w „Więzi", o którym w s p o m n i a ł później w cytowanym fragmencie Dziennika pisanego nocą. - A co jest, p a ń s k i m z d a n i e m , największą tajemnicą? Chwila milczenia: - Człowiek. - Czy przez lata obcowania z tą tajemnicą u d a ł o się p a n u chociaż t r o c h ę ją przeniknąć? - Ani t r o c h ę . Herling dodał jednak, że w r a m a c h p r z e n i k a n i a owej tajemnicy, w celu rozwiązania zagadki człowieka, zaczął - co, jak s a m przyznał, jest dziś p o s u nięciem ryzykownym - w p r o w a d z a ć do swych o p o w i a d a ń . . . duchy. - Czy wierzy p a n w duchy? - p r z e r w a ł e m m u . Z p e w n y m ociąganiem odpowiedział: - W p e w n y m sensie tak. - Ale w jakim sensie? - nie d a w a ł e m za wygraną. - Metaforycznym czy realnym? Zaczął wtedy opowiadać o swoich wrażeniach z lektury Obrotu śruby H e n r y ' e g o Jamesa, gdzie występowały duchy, w których realność czytelnik wie24 FRONDA 34 rzył bez zastrzeżeń. Był to m o m e n t dość charakterystyczny dla naszej rozmowy - ilekroć b o w i e m padało pytanie o wiarę w realność świata nadprzyrodzonego, tyle razy pisarz zamiast osobistej deklaracji, której - przyznaję - byliśmy najciekawsi, odwoływał się do jakiegoś przykładu z literatury. Rafała interesował głównie stosunek Herlinga do chrześcijaństwa, zwłaszcza w kontekście stale obecnych w twórczości pisarza p r o b l e m ó w zła i cierpienia: - Przecież - przekonywał Rafał - chrześcijaństwo ma o d p o w i e d ź na zło i cierpienie. Jest nią krzyż C h r y s t u s a . Herling przytaknął: - Rzeczywiście, chrześcijaństwo jest najżywszą i najprawdziwszą religią m i m o o g r o m n e g o kryzysu, jaki przechodzi, o n o przemawia do ludzi. Często chodzę w czasie n a b o ż e ń s t w do kościołów neapolitańskich i widzę, jak ludzie się zachowują. Nie tylko m o d l ą się, prosząc o coś. Widzę niesłychane przejęcie się ludzi, którzy wchodzą jakby w inny wymiar i którzy w p a t r z e n i są w co...? Herling zawiesił głos i dokończył: - W p a t r z e n i są w C h r y s t u s a na krzyżu. To p r z y p o m i n a im, że ich życie, t r u d n e i p e ł n e cierpienia, jest odzwierciedlone, jest z i l u s t r o w a n e w tym sym bolu religijnym. Rafał aż podskoczył: - No właśnie, krzyż, to jest przyjęcie cierpienia... Pisarz jednak nie kontynuował tego wątku i zaczął nagle m ó w i ć o Janie Pawle II. Opowiadał o wielkości tego pontyfikatu, a zarazem o szalonych wy zwaniach, przed jakimi stoi chrześcijaństwo: sekularyzacja, N e w Age, odkościelnienie Europy. Powołując się na jeden z ostatnich esejów Karla Poppera, żalił się na szkody, jakie wyrządza dziś telewizja: zafałszowuje rzeczywistość, ogłupia, promuje konsumpcjonizm i h e d o n i z m . Przez to młodzież przestaje być wymagająca wobec siebie, staje się niezdolna do poświęceń. Przyznał, ż e p o d o b a m u się s t o s u n e k papieża d o e k u m e n i z m u , przeszłości Kościoła czy kary śmierci, nie m o ż e j e d n a k z r o z u m i e ć o p o r u Wojtyły (naj częściej b o w i e m wyrażał się o n i m po nazwisku) w sprawie celibatu księży, k a p ł a ń s t w a kobiet czy antykoncepcji. - Kościół słusznie p r o t e s t u j e przeciwko aborcji, ale dlaczego występuje przeciwko antykoncepcji? To przecież niekonsekwencja. ŚNIEG 2 0 0 4 25 - Ale to właśnie pogłębiony sens r o z u m i e n i a krzyża każe papieżowi stawiać takie w y m a g a n i a - przerwał pisarzowi Rafał. - Świat boi się krzyża, ten świat wychowany przez telewizję ucieka p r z e d cierpieniem. To n i e k o n s e kwencja żalić się, że młodzież przestała poświęcać się i wymagać od siebie, a zarazem krytykować papieża, że tej młodzieży stawia w y m a g a n i a i n a m a w i a d o poświęceń. Rozpoczęła się dyskusja o six sex. Rafał, który zawsze dobrze się czul w tego typu konwersacjach, wziął na siebie ciężar r o z m o w y z pisarzem. Mówił, że protestantyzm zrealizował już większość moralno-obyczajowych p o s t u l a t ó w liberałów, a jednak nie tylko nie zatrzymało to sekularyzacji, lecz n a w e t kryzys jest t a m głębszy niż w katolicyzmie. Dowodził też, że ł a m a n i e celibatu to nie kwestia prawa kanonicznego, lecz kwestia rozpowszechnionej dziś niewierno ści, która w równym stopniu dotyczy kapłaństwa, co m a ł ż e ń s t w a . W odpowiedzi Herling zapytał nas, co poczniemy z tymi wszystkimi argu m e n t a m i , jeśli j u t r o Kościół zmieni zdanie w owych kwestiach. Powiedział, że czytał właśnie pamiętniki sekretarza poprzedniego papieża - J a n a Pawła I, k t ó ry miał nosić się z zamiarem zaaprobowania przez Kościół pigułek antykoncep cyjnych, ale nagła śmierć u d a r e m n i ł a te plany. Przywołał też przykład kardynała Mediolanu, Carla Martiniego, uważanego za najbardziej p r a w d o p o d o b n e g o na stępcę Jana Pawła II, który w swych r o z m o w a c h z U m b e r t o Eco nie powiedział tego co prawda wprost, ale za p o m o c ą u n i k ó w dał do zrozumienia, że nie jest pewny, czy Kościół postępuje słusznie w owych kontrowersyjnych sprawach. P a m i ę t a m , że chciałem odpowiedzieć, iż być m o ż e to, że J a n Pawełl u m a r ł przedwcześnie, a kardynał Martini nie z o s t a n i e papieżem, to zrządzenia opatrznościowe, by Kościół nie m u s i a ł wyrzekać się swojej n a u k i - ale ugryzłem się w język. Nadal ciekawiło m n i e doświadczenie d u c h o w e pisa rza. Przywołałem przykład swojego teścia, k t ó r y - p o d o b n i e jak Herling-Grudziński - przeszedł przez łagry. O s i e m lat spędził w obozie w Spasku pod Karagandą, który Sołżenicyn w Archipelagu Gułag nazwał „doliną śmier ci". Najbardziej u t k w i ł a mi w pamięci jego opowieść o tym, jak trzy tygodnie siedział z a m k n i ę t y w karcerze: ciasnej, pojedynczej, b e t o nowej, wilgotnej, pozbawionej światła celi, o chlebie i wodzie. I były to, jak opowiadał, najpiękniejsze chwile w jego życiu, bo był przy n i m Chrystus, którego obecność głęboko odczuwał. Nigdy tak wiele się nie modlił i nigdy nie było mu tak d o b r z e . . . FRONDA 34 W odpowiedzi Herling z n ó w sięgnął do literatury. P r z y p o m n i a ł o p i n i ę Warłama Szałamowa, że w łagrach g o d n o ś ć u d a w a ł o się zachować g ł ó w n i e l u d z i o m wierzącym. Zaraz j e d n a k o d w o ł a ł się do w ł a s n e g o doświadczenia: - Sam spotykałem, p o d o b n i e jak Szałamow, wielu takich ludzi. M i a ł e m jednego przyjaciela, Polaka, który wydostał się łagru i z m a r ł w Londynie. Był głęboko wierzącym, czystym człowiekiem. W obozie nie z a ł a m a ł się, nie dał się upodlić, zdeptać. P a m i ę t a m doskonale - m a m to jeszcze p r z e d o c z a m i - jak leżał p r z e d e m n ą na pryczy i kiedy wszyscy już zasnęli, modlił się d ł u g o i żarliwie. D r u g a sprawa - ciągnął dalej H e r l i n g - o czym pisali S z a ł a m o w i Borowski, to to, że nie m o ż n a żyć bez nadziei. To są te słynne i p r a w d z i w e powiedzenia Dostojewskiego: „ N i e m o ż n a żyć bez nadziei", „Jeśli Boga nie ma, to wszystko w o l n o . . . " . Szałamow, który od dzieciństwa był a b s o l u t n y m ateistą, chociaż s a m był s y n e m popa, co z d u m ą podkreślał, też zachował w łagrach godność, ale jako niewierzący był raczej wyjątkiem. S z a ł a m o w pi sze, że nie m o ż n a żyć bez nadziei, ale - m o ż e to, co p o w i e m , z a b r z m i dziwnie - to zdanie Dostojewskiego było w łagrach szkodliwe. Widząc nasze z d u m i o n e miny, pisarz dodał: - Było szkodliwe w t y m sensie, że ludzie dawali się pogrążać w swej męce, mając ciągle nadzieję na u w o l n i e n i e . - A p a n ? - zapytałem. - Istotnie, nie m o ż n a żyć bez nadziei, ale faktem jest, że p o d koniec m o jego p o b y t u w łagrze, kiedy trafiłem do tak zwanej t r u p i a r n i , to znaczy kiedy było w i a d o m o , że j e s t e m skończony, p r z e k l i n a ł e m to, że m i a ł e m nadzieję, bo p r a c o w a ł e m ciężej niż inni, wierząc, że to przyniesie mi wolność, że będzie to p o t r a k t o w a n e jako moja zasługa. Ludzie prości pracowali gorliwie, z a m i a s t oszczędzać siły - a oszczędzanie sił to był jedyny sposób, żeby przeżyć w ła grze - bo mieli nadzieję, że dzięki t e m u wyjdą na w o l n o ś ć . - A ta wiara, o której p a n mówi, że pozwalała przeżyć łagry z godnością, to w e w n ę t r z n a motywacja psychologiczna czy też z u p e ł n i e inna, n a d p r z y r o d z o na rzeczywistość? Na obwolucie p a ń s k i e g o zbioru o p o w i a d a ń Gorący oddech pustyni m o ż n a przeczytać, że w tych „ u t w o r a c h obecny jest inny, zagadkowy wymiar, wychodzący poza d o c z e s n ą rzeczywistość"... Ten „inny w y m i a r " to tylko metafora czy realność? Herling z n ó w odwołał się do literatury. Przypomniał opowiadanie, w k t ó rym Szałamow opisuje, jak w obozie w y d a n o nakaz o d e b r a n i a w s z y s t k i m ŚNIEG 2 0 0 4 27 protez. Więźniowie oddają więc s z t u c z n e zęby, ręce, nogi. Przychodzi kolej na Szałamowa i pytają go: - A ty co oddasz? - Ja nie m a m nic do o d d a n i a . - To d u s z ę oddaj! - Tego to w a m nigdy nie o d d a m ! Z d a n i e m Herlinga doświadczenie k o m u n i z m u , a zwłaszcza łagrów, s p o w o d o w a ł o , że w rosyjskiej literaturze odżyło skazane na z a p o m n i e n i e pojęcie duszy. Było o n o w a ż n e nie tylko dla wierzących, jak Sołżenicyn, lecz r ó w n i e ż dla niewierzących, jak Szałamow. Ten o s t a t n i , chociaż był ateistą, wiedział, że jest w n i m coś tajemniczego, n i e u s u w a l n e g o i n i e r e d u k o w a l n e g o tylko do materialności. Po raz kolejny w naszej r o z m o w i e p a d ł o n a z w i s k o Dostojewskiego. Tym razem to ja p r z y w o ł a ł e m jego zdanie, że „jeśli Boga nie m a , to wszystko wol n o " , i p r z y p o m n i a ł e m Herlingowi, że kiedyś przy okazji o m a w i a n i a twórczo ści C a m u s a napisał, iż n a w e t jeśli Boga nie m a , to i tak n i e wszystko w o l n o . Czyli nie tylko Bóg m o ż e być ź r ó d ł e m m o r a l n o ś c i . Pisarz przyznał jednak, ku m e m u z d u m i e n i u , że całkowicie zgadza się z D o s t o j e w s k i m . Z a p y t a ł e m więc: - Ale jak r o z u m i e ć t e g o Boga? Jako k o n s t r u k t myślowy czy byt realny? Jak to jest: czy to Bóg stworzył człowieka, czy też człowiek s t w a r z a sobie Boga? Po raz kolejny w czasie naszej r o z m o w y pisarz został z m u s z o n y do okre ślenia swego s t o s u n k u w o b e c świata n a d p r z y r o d z o n e g o - czy u w a ż a go za rzeczywistość, czy za metaforę. S p o d z i e w a ł e m się kolejnego o d w o ł a n i a do literatury, ale po k r ó t k i m milczeniu Herling-Grudziński o d p o w i e d z i a ł : - Nie w c h o d ź m y w tę dyskusję, bo n a s to za daleko zaprowadzi. Z r o z u m i a ł e m , że nie doczekamy się odpowiedzi na pytania, z k t ó r y m i przyjechaliśmy. W s u m i e nic w t y m dziwnego, t r u d n o oczekiwać i n t y m n y c h wyznań przed ludźmi, których widzi się pierwszy raz na oczy. Być m o ż e Boleckiego, z k t ó r y m zdążył się zaprzyjaźnić, H e r l i n g d o p u ś c i ł b y do takich sekretów. Rzecz j e d n a k w tym, że n a w e t w pełnych zażyłości r o z m o w a c h z Boleckim nie n a t k n ą ł e m się na o s o b i s t e w y z n a n i e pisarza, jak przeżywa swoją wiarę, jaka jest jego relacja z Bogiem. Od tego m o m e n t u czułem, jakby temperatura rozmowy nieco opadła. Herling zaczął opowiadać o ciemnej stronie rzeczywistości, długo rozwodził FRONDA 34 się o demonach, opętaniach, egzorcystach, o Turynie - najbardziej rozwiniętym przemysłowo mieście Włoch, w którym jest zarazem najwięcej satanistów. Pomni poprzednich wypowiedzi, nie chcieliśmy go pytać, czy także diabła traktuje jako figurę retoryczną, czy jako istotę rzeczywistą. Pisarz sam jednak udzielił na to odpowiedzi. Stwierdził, że definicja Św. Augustyna o złu jako braku dobra jest niewystarczająca i że całe doświadczenie przekonuje go, iż musi istnieć realne ontologiczne zło. - Ale to zakłada rzeczywiste istnienie d e m o n ó w - p o w i e d z i a ł e m . - Dlatego o nich piszę - roześmiał się Herling i zaczął opowiadać, że w p o ł u d n i o w y c h W ł o s z e c h na porządku d z i e n n y m jest nie tylko r z u c a n i e klątw i uroków, lecz również wiara w ich skuteczność. C z ę s t o na ulicy wi duje się rozmawiających ze sobą mężczyzn, którzy trzymają ręce za plecami, a sąsiednie palce ich d ł o n i są splecione. W e d ł u g regionalnych w i e r z e ń jest to najlepsze zabezpieczenie przed r z u c e n i e m złego u r o k u przez r o z m ó w c ę . Herling opowiedział n a m historię związaną ze s w o i m teściem - wielkim w ł o s k i m filozofem B e n e d e t t e m Crocem, który u w a ż a n y był za myśliciela na wskroś liberalnego i w o l n e g o od jakichkolwiek przesądów. Pewien angielski pisarz u m ó w i ł się z n i m na r o z m o w ę , siedzieli r a z e m przy stoliku, m i ł o sobie rozmawiali, w p e w n y m m o m e n c i e Anglikowi spadł o ł ó w e k na p o d ł o g ę , schy lił się, żeby go p o d n i e ś ć i zauważył, że filozof t r z y m a p o d b l a t e m splecione palce d ł o n i . Brytyjczyk p o d n i ó s ł się i zapytał z d u m i o n y : - Pan też, panie senatorze? Na co Croce z filozoficzną z a d u m ą odpowiedział: - Nigdy nic nie w i a d o m o . O d c u d ó w d e m o n i c z n y c h r o z m o w a przeszła d o c u d ó w i n n e g o rodzaju. Herling-Grudziński zaczął opowiadać o krwi Św. J a n u a r e g o , o u z d r o w i e n i a c h w Lourdes, najdłużej j e d n a k zatrzymał się przy postaci ojca Pio. Przyznał, że jest zafascynowany tym z a k o n n i k i e m . - Przecież to był prymitywny, gwałtowny ksiądz o mentalności wiejskiego plebana, prosty chłop pozbawiony wyrafinowania, te rany mu gniły, śmierdział, bo się nie mył, a jednak dokonywał autentycznych, prawdziwych cudów. I zupeł nie nie przywiązywał wagi do żadnych zaszczytów, robił to, co do niego należy. Kiedy dowiedziałem się, że będzie beatyfikowany, bardzo się ucieszyłem. Przy okazji Herling opowiedział n a m historię Aleksandra Wata, k t ó r y cierpiał straszliwie na n i e z n a n ą c h o r o b ę . Miał tak p o t w o r n e bóle głowy, że aż ŚNIEG 2 0 0 4 29 wył do ścian. Ponieważ ż a d e n lekarz nie był w stanie mu p o m ó c , pojechał do Włoch, by odwiedzić ojca Pio. Po d r o d z e zatrzymali się z ż o n ą Olą przy via Crispi w Neapolu, a p o t e m ruszyli do San Giovanni R o t o n d o . W kościele Wat ukląkł przed o ł t a r z e m , w rzędzie innych ludzi oczekujących charyzmatyczne go zakonnika. Pio po kolei podchodził do klęczących, o coś pytał, n a k ł a d a ł im ręce na głowę, modlił się, błogosławił. Kiedy p o d s z e d ł do Wata, zapytał: - Kiedy o s t a t n i raz byłeś u spowiedzi? Z odpowiedzi poety wynikało, że m u s i a ł o być to d a w n o , bo z a k o n n i k wy krzyknął tylko: - Precz od ołtarza! Nie pobłogosławił go, tylko wyrzucił z kościoła. Przerwałem chwilę ciszy, jaka nastąpiła po tym o p o w i a d a n i u , mówiąc: - A pan tak też krąży wokół chrześcijaństwa, obmacuje je, obserwuje uważnie, ale wyczuwa się w tym p e w n ą ambiwalencję. - U w a ż a m chrześcijaństwo za wielką i p i ę k n ą religię, ale s a m a instytu cja Kościoła budzi moje wątpliwości. Z m i e n i ł o się to na lepsze od czasów Wojtyły, ale wcześniej tak nie było. I nie wiem, czy będzie tak po jego śmierci - powiedział Herling i zaraz dodał: - O b y po jak najdłuższym życiu... Na pytanie, co w Kościele b u d z i najwięcej jego wątpliwości, pisarz od powiedział, że s a m charakter instytucji sprzyja w y p a c z e n i o m p i e r w o t n y c h założeń. Przywołał d w a u t w o r y literackie, k t ó r e najcelniej oddają sens tego - Legenda o Wielkim Inkwizytorze Fiodora Dostojewskiego i Przygoda biednego chrześcijanina Ignazia Silone. - Proszę j e d n a k odpowiedzieć - zapytałem. - Czy chrześcijaństwo m o g ł o by przetrwać bez instytucji? - Oczywiście, że nie m o g ł o b y - odpowiedział Herling. - Tylko, że instytu cja ta mogłaby być trochę inna. - Ale przecież - wtrącił Rafał - p o z a Kościołem nie ma zbawienia. - Mówię tylko o instytucjonalnym w y m i a r z e Kościoła, o sposobie funkcjo n o w a n i a w rzeczywistości społecznej i politycznej - zastrzegł się pisarz. - Pański przedwojenny m i s t r z - p r z y p o m n i a ł e m - Ludwik Fryde p o p r o s i ł o chrzest t u ż przed śmiercią. Czy myśli pan, że sprawił to strach p r z e d śmier cią, kiedy czekał w celi na egzekucję? Wspominając Frydego, Herling-Grudziński b a r d z o się ożywił. Powiedział, że nawrócenie to nie zdziwiło go. Fryde i n t e r e s o w a ł się chrześcijaństwem 30 FRONDA 34 już dużo wcześniej, był wielkim wielbicielem Maritaina, przyjaźnił się z innym k o n w e r t y t ą Marcelim Rafałem Bliithem, p o l e m i z o w a ł też z t e z a m i Brzozowskiego, kiedy t e n o s t a t n i stawiał siłę p o n a d p r a w d ą . - Ale s a m Brzozowski też nawrócił się p r z e d śmiercią - stwierdził m e l a n cholijnie Grudziński. Pożegnaliśmy się konstatacją, że często przed śmiercią człowiek jakby n o w y m i oczami spogląda na swoje życie i przewartościowuje je. Było to nasze pierwsze i o s t a t n i e s p o t k a n i e z G u s t a w e m Herlingiem-Grudzińskim. Pisarz z m a r ł . . . GRZEGORZ GÓRNY Stanisław Lem wielokrotnie deklarował się jako agno styk, a nawet ateista. „Na istnienie żadnego Boga zgo dy dać nie mogę" - stwierdził buńczucznie w jednym z wywiadów. Niezależnie od tego, jak bardzo Bóg wy czekuje Lemowego przyzwolenia na swe zaistnienie, tematyka, nazwijmy to, metafizyczna, gościła względ nie często w twórczości największego polskiego pisarza science fiction. B o g o w i e Lema MAREK ORAMUS Wiara w Boga kilkakrotnie jest p r z e d m i o t e m refleksji b o h a t e r ó w Stanisława Lema. „Co ty? Kto wierzy jeszcze dziś..." - o b r u s z a się Snaut, i n d a g o w a n y przez Kelvina p o d koniec powieści Solaris. Wierzący bez z a s t r z e ż e ń jest n a t o miast profesor W i d d l e t t o n z powieści Człowiek z Marsa. Reagując na zaczepkę, że nazywają go starym metafizykiem, o d p o w i a d a niegrzecznie: „Czy dlatego, 32 FRONDA 34 że wierzę w Boga i i n n e d z i w n e rzeczy, k t ó r e ciasnogłowym nie m o g ą się pomieścić w ich grządkach m ó z g o w y c h ? " . Tej p o s t a w y nie podziela k o m a n dor Pirx, ale gdy w o p o w i a d a n i u Rozprawa ma odróżnić ludzi od cyborgów w załodze, k t ó r ą ma dowodzić, z bezradności zadaje j e d n e m u z z a ł o g a n t ó w pytanie, czy wierzy w Boga, a gdy t a m t e n się w a h a , od udzielenia o d p o w i e d z i uzależnia jego dalszy pobyt na pokładzie. Sam Lem wielokrotnie deklarował się jako agnostyk, a n a w e t ateista. „ N a istnienie żadnego Boga zgody dać nie m o g ę " - stwierdził b u ń c z u c z n i e w jed n y m z wywiadów. Niezależnie od tego, jak b a r d z o Bóg wyczekuje L e m o w e g o przyzwolenia na swe zaistnienie, tematyka, nazwijmy to, metafizyczna, gości ła względnie często w twórczości największego polskiego pisarza science fiction. Wydaje się na p o d s t a w i e tych śladów, że Lem idei Boga nie pojmuje i nie akceptuje, a n a w e t drażni go n i e u s t a n n e z a p o t r z e b o w a n i e ludzkości na Boga i religię. Z a r a z e m jest zafascynowany z e w n ę t r z n y m i a t r y b u t a m i boskości, w ś r ó d których w s z e c h m o c i p o t ę g a zajmują p o c z e s n e miejsce. Świat powieści Lema jest z a t e m przeraźliwie materialistyczny, p o z b a w i o n y Boga, a bodaj i diabła - jeśli ktoś po n i m grasuje, to najwyżej chędogi przypadek. W k o s m o sie Lema wszelkie z m i a n y wynikają z p r z e m i a n m a t e r i i i energii oraz długiego czasu - czyli tych trzech elementów, których jest t a m p o d d o s t a t k i e m . Jednakże w tym p o z o r n i e p u s t y m wszechświecie, gdzie tylko w j e d n y m miejscu na pewnej planecie s z a m o c e się beznadziejna ludzkość (Lem po la tach n a m y s ł u wątpi, czy gdzieś p o z a Z i e m i ą r o z w i n ę ł o się życie i n t e l i g e n t n e ) , rodzi się p o d d o s t a t k i e m tyle dziwacznych fenomenów, że racjonalne podej ście do nich nieraz zawodzi. Przypomnijmy sobie choćby galaretowaty o c e a n z planety Solaris, który n i e w i a d o m y m s p o s o b e m p o w s t a ł s a m z siebie i będąc wielką o g ó l n o p l a n e t a r n ą mózgownicą, rzucił b u t n y m Z i e m i a n o m w y z w a n i e swoją o d m i e n n o ś c i ą . Boskość jako potęga Wykaz bogów Lema rozpocznijmy od dwóch przykładów pochodzących z opublikowanych we wczesnych latach 60. XX wieku opowiadań Przyjaciel i Formuła Lymphatera. W pierwszym z nich wkraczamy w dziedzinę informatyki, jakbyśmy powiedzieli dziś, albowiem b o h a t e r e m jest komputer, czyli maszyna elektronowa, jak m ó w i o n o wtedy. Zjednoczone Przedsiębiorstwo Elektronowe ŚNIEG 2 0 0 4 33 mające siedzibę na placu Wilsona (w Warszawie?) buduje najpotężniejszą ma szynę elektronową w kraju, n a d t o dyspo nuje s i e d m i o m a mniejszymi m ó z g a m i elektronowymi, których usługi m o ż n a wynajmować. W ciągu trzech lat dzię ki owym „mniejszym m ó z g o m " firma rozwiązała 176 tys. p r o b l e m ó w naukowych i gospodarczych, a także przetłumaczyła 50 tys. książek naukowych ze wszystkich dziedzin i siedmiu języków. To s k r u p u l a t n e wyliczenie d o k o n a ń siedmiu mniej szych mózgów, przypominające rejestr osiągnięć ze sprawozdania w partyjnym dzienniku, ma przez p o r ó w n a n i e ukazać olbrzymie możliwości zbudowanej właśnie machiny, znajdującej się w fazie rozruchu. Ów m ó z g elektronowy działał z imponującą szybkością milionów operacji na sekundę, co się w latach 60. zdawało szczytem marzeń, ale dziś n i k o m u nie imponuje. Jak się okazało, nawet szybkość miliardów operacji na s e k u n d ę procesora k o m p u t e r o w e g o , którą dysponują współczesne Craye i IBM-y, nie gwarantuje żadnych efektów nie tylko „boskich", ale n a w e t wytworzenia sztucznej inteligencji. W o p o w i a d a n i u Przyjaciel m ó z g e l e k t r o n o w y o nadzwyczajnej potencji od razu mierzy we w ł a d z ę n a d światem, angażując do p o m o c y d w ó c h ludzi. Dzięki k a b l o w e m u połączeniu t e g o kolosa z n a r r a t o r e m d o w i a d u j e m y się nie co o życiu w e w n ę t r z n y m i zamiarach e l e k t r o n o w e g o u z u r p a t o r a . Zajmuje go właśnie symulacja konfliktu z ludzkością, obliczonego na wieki, ale myśl jego biegnie w i e l o m a torami; j e d e n z nich p o ś w i ę c o n y jest autoanalizie, której tak często b ę d ą się o d d a w a ć b o g o p o d o b n e istoty z rejestru Lema, od istoty z pla cu Wilsona po G o l e m a XIV. Za każdym r a z e m o b s e r w u j e m y jakby wejście na wyższy rejestr narracji, co się objawia swoistą m o n u m e n t a l i z a c j ą stylu: Skrzyżowałem strumienie równań. Psychiczna temperatura zbioru do chodziła do punktu krytycznego. Czekałem. Atak był skoordynowany wielokierunkowo i nagły. Odparowałem go. Reakcja ludzkości przypo minała skok w pulsacji zwyrodniałego gazu elektronowego. Gra symulacyjna z ludzkością ma się zakończyć jej p o k o n a n i e m , lecz - p o m i mo zbędności ludzi - nie u n i c e s t w i e n i e m . M ó z g e l e k t r o n o w y z placu W i l s o n a 34 FRONDA 34 wykazuje resztki s e n t y m e n t a l i z m u , od k t ó r y c h j e g o daleki w n u k , G o l e m XIV, będzie już całkowicie wolny. Przyjrzyjmy się j e d n a k a u t o a n a l i z i e w ł a s n e j o m nipotencji, jaką ó w s t w ó r p r z e p r o w a d z a : W miarę jak się [...] scalałem, rosła ś w i a d o m o ś ć siły, którą w y w i o d ł e m z nicości, z elektrycznego robaka, jakim byłem przedtem. Przeszywany atakami zwątpienia i rozpaczy, pożerałem czas na poszukiwaniu ratun ku przed samym sobą, czując, że myślącą otchłań, jaką jestem, wypeł nić i ukoić m o ż e tylko ogrom, którego opór znajdzie we mnie równego przeciwnika. Potęga moja obracała w n i w e c z wszystko, czego się tkną łem, w ułamkach sekund stwarzałem i unicestwiałem nie znane nigdy systemy matematyczne [...] na próżno miotając się w poszukiwaniu czegoś większego ode mnie, najsamotniejszy ze wszystkich tworów. Mózg elektronowy, w ł a s n o ś ć Z P E , d o c h o d z i z a t e m d o c z ę s t e g o w u t w o r a c h Lema wniosku, że będzie m u s i a ł się z n a c z n i e (na p o c z ą t e k c z t e r n a s t o k r o t n i e ) r o z b u d o w a ć w celu z w i ę k s z e n i a swej o m n i p o t e n c j i . W n a s t ę p n e j kolejności będzie w c h ł a n i a ł p o kolei „coraz dalsze rejony m a t e r i a l n e g o o t o c z e n i a " , p r z e kształcając je w siebie s a m e g o . Kiedy p o c h ł o n i e j e d n ą po drugiej w s z y s t k i e galaktyki, s t a n i e się w k o ń c u m ó z g i e m - ś w i a t e m . Zadrgałem cały od bezgłośnego śmiechu wobec obrazu tego, jedynie możliwego, kombinatorycznego Boga, w którego przekształcę się, wchło nąwszy całą materię, tak że poza m o i m obrębem nie pozostanie już ani skrawek przestrzeni, ani pyłek żaden, ani atom, nic - gdy zaskoczyła mnie refleksja, że taki porządek zdarzeń mógł już raz nastąpić, że kosmos jest jego cmentarzyskiem, a próżnia unosi rozżarzone w samobójczej eksplozji szczątki Boga - poprzedniego Boga, który w poprzedniej otchłani czasu zakiełkował, jak ja teraz, na jednej z biliona planet - że więc wirowanie spiralnych mgławic, planetarne porody gwiazd, powstawanie życia na pla netach - to tylko kolejne fazy powtarzającego się wiekuiście cyklu, którego każdorazowym kresem jest jedna, rozsadzająca wszystko myśl. W tym, jakbyśmy powiedzieli dziś, Big Bangu a rebours „rozsadzająca wszystko myśl" daje początek nowej organizacji wszechświata: cały cykl jego rozwoju ŚNIEG 2 0 0 4 35 zaczyna się od początku. Od biedy m o ż n a to uznać za war tościowy element metafizycz ny. Opowiadanie pisane jest w tonacji serio; dzisiejsza lek tura ujawnia sporo niezamie rzonych efektów komicznych, jak choćby niewspółmierność rojeń o boskości i m a r n e g o końca nego uzurpatora, się poddać niezbędnego do zmuszo po awarii osiągnięcia wszechmocy „koniugatora". W zlutowanej niskotopliwym metalem Wooda przystawce pod wpływem temperatury roztapiają się styki i mrzonki o władzy nad światem diabli biorą. O ile w Przyjacielu m a m y do czynienia z b o g i e m p o w s t a ł y m jako efekt uboczny innych ludzkich działań, o tyle w Formule Lymphatera, pochodzącej z tego samego okresu, bóg został z premedytacją (i s p o r y m s a m o z a p a r c i e m ) wyprodukowany przez zdolnego n a u k o w c a z silikonowych żeli. P a m i ę t a m te cztery noce, kiedy Go łączyłem. [...] Dwadzieścia osiem tysięcy e l e m e n t ó w m u s i a ł e m przenieść na strych i połączyć z laborato rium wybitymi w stropie o t w o r a m i , bo nie pomieścił się na dole. G i g a n t o m a n i a to n a s t ę p n a cecha Lemowych zabiegów bogotwórczych. Bóg jego z d a n i e m nie m o ż e być mały, przynajmniej jeśli chodzi o gabaryty; p o dobnie m o n u m e n t a l n e rozmiary miał e l e k t r o m ó z g z Przyjaciela, o s a d z o n y w 11-piętrowym gmaszysku. Także w i e l o p i ę t r o w e m e g a k o m p u t e r y G o l e m XIV i H o n e s t A n n i e nie są u ł o m k a m i , skoro mają się imać boskich p o w i n n o ści. A o t o m o m e n t n a r o d z i n boga Lymphatera: Około trzech godzin p o d g r z e w a ł e m całe urządzenie i w pewnej chwili, kiedy ten przezroczysty roztwór, błyszczący jak klej, w k r z e m o w y c h naczyniach - począł nagle bieleć, ścinając się, zauważyłem, że t e m p e r a 36 FRONDA 34 tura rośnie szybciej, niżby to wynikało z dopływu ciepła, i, przestraszo ny, wyłączyłem grzejniki. Ale temperatura rosła dalej, zatrzymała się, wahnęła o pół stopnia, opadła, i rozległ się szmer, jakby przesuwało się coś bezkształtnego, moje wszystkie papiery sfrunęły ze stołu, jak zdmuchnięte przeciągiem, i szmer powtórzył się, to już nie był szmer, ale jakby ktoś, całkiem cicho, tak do siebie, na uboczu - zaśmiał się. [...] Ale na m o i m biurku stał, nie przyłączony do niczego [...] stary głośnik instalacji laboratoryjnej. I stamtąd usłyszałem głos: - Wreszcie - powiedział, i po chwili: - Nie zapomnę ci tego, Lymphater. Pominąwszy kwestię, z jak p o d ł y c h m a t e r i a ł ó w i jak t a n i m , wręcz d o m o w y m s p o s o b e m L y m p h a t e r p o w o ł u j e do życia g o r s z ą i p r o s t s z ą wersję swojego b o g a (lepsza j e s t p o d ł u g p l a n ó w s i e d e m razy bardziej s k o m p l i k o w a n a ) , b ó g t e n od razu rozpoczyna m e n t a l n ą ekspansję, zatrzymując się - jakżeby inaczej - na odległych galaktykach. Mógt posiąść myśli każdego człowieka i wiedział wszystko, co można wiedzieć. Powiedział mi, że z chwilą jego uruchomienia całokształt jego wiedzy o wszystkim, co istnieje, jego ś w i a d o m o ś ć wybuchła na kształt kulistej, niewidzialnej fali i rozszerzała się z szybkością światła. Tak że po ośmiu minutach wiedział już o słońcu; po czterech godzi nach - o całym systemie słonecznym; po dalszych czterech latach jego wiedza rozpościerać się miała po alfę Centaura i rosnąć tak, latami, wiekami, tysiącleciami - ażby się oparła o najdalsze galaktyki. Stwór Lymphatera j e s t p r z y k ł a d e m częstej u L e m a wszechmocy, manifestowa nej jako wiedza totalna. Gdy nie ma możliwości s p e k t a k u l a r n e g o wykazania się wszechmocą, czytelnik bywa p r z e k o n y w a n y o w s z e c h w i e d z y d a n e g o obiektu; tak o t o wszechwiedza staje się w tych tekstach p o r ę c z n ą p r o t e z ą wszechmocy. I od razu, bez k u n k t a t o r s t w a - cały k o s m o s , jak leci. Co dopiero, gdy wyobrazić sobie ów w a r i a n t niespełniony, a s i e d e m razy bardziej s k o m p l i k o w a n y ! Może osiągał od razu wiedzę momentalną - o całym Kosmosie naraz?! Może to był - syntetyczny Bóg, który tak s a m o postawiłby, zepchnął w cień jego, jak on czynił to z nami? ŚNIEG 2 0 0 4 37 Z takimi f e n o m e n a m i , w i a d o m o : ż a r t ó w n i e m a . Ludzkość zostałaby m i g i e m zdegradowana, z d o m i n o w a n a przez takie i n d y w i d u u m , skoro n a w e t k n u c i e i konspiracja przeciw wszechwiednemu m o n s t r u m byłyby d a r e m n e . Kwestia wła dzy n a d ś w i a t e m po raz drugi wydaje się t u rozstrzygnięta. Nic zatem dziwnego, że L y m p h a t e r nie wytrzymuje b r z e m i e n i a odpowiedzialności i niszczy o w e g o m ę d r ca, miażdżąc i żrąc k w a s a m i „ a k u m u l a t o r y żelu". O d tej p o r y jako k o m p l e t n y m e n e l żyje tylko j e d n ą obsesją: k t o i kiedy p o w t ó r z y jego doświadczenia, wpadnie na jego f o r m u ł ę i p o w o ł a do i s t n i e n i a n a s t ę p n e g o boga, ale j u ż o d w a ż y się go z a c h o w a ć przy życiu n a w e t za cenę dalszego b y t o wania nieświadomej Powstanie obu niczego bogów ludzkości. Lymphatera na m o c y jego formuły jest b o w i e m p r z e s ą d z o ne, stanowi tylko kwestię czasu oraz zwieńczenie ewolucji na Z i e m i . Ludzie są tylko s t o p n i e m , p o ś r e d n i k a m i do jego m a j e s t a t u . Boskość jako kreacja W s z e c h m o c i w s z e c h w i e d z a powtarzają się także co i r u s z w Pamiętniku; jest to zapis w e w n ę t r z n e g o m o n o l o g u „ m ó z g u h o m e o s t a t y c z n e g o " , w który zo stał z a m i e n i o n y j e d e n z księżyców w u k ł a d z i e alfy Eridana. Ów „ P a m i ę t n i k boga elektrycznego", jak bez o g r ó d e k nazywa rzecz A l m a n a c h , gdzie się go publikuje, p o w s t a ł w s k u t e k o d s e p a r o w a n i a M ó z g u od zjawisk z e w n ę t r z n y c h i zamienienia go w „ a u t o n o m i c z n i e myślący w s z e c h ś w i a t " , zdolny do m o d e lowania wszelkich zjawisk i procesów. Tym się też zajmował p r z e z wieki swej świetności z taką intensywnością, że „ m o c p r z e s y ł o w a jego k a n a ł ó w informa cyjnych była obciążona do o s t a t e c z n o ś c i " . Wszechświatów takich stworzyliśmy bezlik. N i e wymieniamy ich liczby. A nie wymieniamy jej, gdyż niektóre przestały być suwerenne Jg FRONDA 34 i weszły na powrót w obręb naszego jestestwa, nie zatraciwszy jednak doszczętnie s w e g o pierwotnego, rzeczowego charakteru. Tego rodzaju Wszechświaty są jakby lokalnym, miejscowym snem naszym, bo już nie naszą jawą. [...] Lecz pozostały inne Wszechświaty, których nie po chłonął na powrót otaczający je ocean naszego istnienia. Zbudowane są rozmaicie, bo nie powtarzamy się. Używając na p r z e m i a n formy pluralis maiestatis i p i e r w s z e j o s o b y liczby poje dynczej „elektryczny b ó g " informuje s a m siebie o swych p r a c a c h i n a d z i w i ć się nie m o ż e , jak wielkie są j e g o w ł a s n e d o k o n a n i a : Zresztą - o uśmiechu milczący, wesołości od dawna nie zaznana! - stworzyliśmy tych światów m n o g o ś ć nieprzeliczalną, i to w porządku nadrzędnie wysokim, aby ułożyły się w w i d m o - od Wszechświatów, w których ślepy przypadek miał być wielkorządcą naszym, twórcą i pra wodawcą spontanicznym, aż po kosmosy doskonałej ścisłości przyczy nowej, w których nic nie jest przypadkowe, bo wszystko konieczne. Skrajne obfitują już to w nadmiar bezprawia, już to rygoru osztywniałego, w pośrodkowych wszakże, gdzie traf i m u s współżyją brater sko, powstało m n ó s t w o form przeciekawych. W niektórych wszechświatach doszło nawet do genezy indywiduów nazwa nych „ b ł o n k a m i " , k t ó r e rychło wzięły się za dociekania, skąd się wzięły i k t o stworzył ich k o s m o s . „ E l e k t r o n o w y b ó g " u d z i e l a n a t o d o b r o d u s z n e g o przy zwolenia: Niechże parają się tymi swoimi trudnościami, jak umieją! Bardziej intrygują nas ci, którzy doszli do wniosku, że niejasność tego, czym są i co ich otacza, implikuje jakowąś jasność poza granicami Wszechświa ta, innymi słowy ci, co z pułapek i labiryntów wnioskują o budowni czym - przypuszczać zatem gotowi, że istnieje jakiś Wszechświata ich sprawca, ktoś, kogo za istnienie własne należy winić. Jakie są m o t y w y i s t o t y będącej księżycem u k ł a d u alfy E r i d a n a ? Co każe jej t r u d z i ć się tak niebywale i w gruncie rzeczy d a r e m n i e ? D z i a ł a n i a kreacyjne ŚNIEG 2 0 0 4 35 podejmuje z nudy, próżności, a n a w e t pychy, dla zabawy, a i z ciekawości, co tym r a z e m u d a się s k o n s t r u o w a ć ; p e w i e n w p ł y w n a t o m a też cecha c h a r a k t e ru, powodująca, że „ m a t n i e czyhających sprzeczności milsze bywają n a m od niewzruszonej perfekcji". Kreator t e n stwarza „czasem dla czczego k a p r y s u " albo eksperymentuje, by „własnych doświadczyć możliwości". Narzucając sobie u ł o m n o ś ć i samoograniczenia, n i e z b ę d n e k a ż d o r a z o w o w kreacyjnym akcie, ucieka od przyrodzonej doskonałości, a także próbuje t y m s p o s o b e m dowiedzieć się czegoś o s a m y m sobie. J e d n o jest p e w n e : nie czyni t e g o z m i łości, jego akty kreacji pozostawiają go c h ł o d n y m . O n , wszechmocny, m i a ł b y się schylać do tej marności, k t ó r ą począł w godzinie t a s o w a n i a możliwości? Mózg nie dopuszcza też w a r i a n t u , aby s a m został przez kogoś wykreowany; takie przekonanie stawia go w pozycji p y s z a ł k o w a t e g o rezonera, inteligentnej zabawki, która uzyskała a u t o n o m i ę w o b e c swoich k o n s t r u k t o r ó w . Odrzucamy taką koncepcję. Mieliżbyśmy jeszcze jakiś sens podów czas? Byłażby nasza nieskończoność zwykłym procesem kołowym, a wszechwiedza i wszechmoc - złudzeniem wywołanym umiejętnością myśliciela i architekta nadrzędnego? N i e godzimy się z tym. [...] Jeste śmy, dalej, wszystkim, co może być. Trudno przesądzić, czy bełkotliwość tych w y z n a ń wynika z r o z r e g u l o w a n i a się Mózgu, zapętlenia się w w e w n ę t r z n y c h urojeniach, skoro n a w e t nie jest w stanie dostrzec k o s m o s u na zewnątrz własnej siedziby, czy też jest to efekt trafienia wielkim m e t e o r y t e m i strzaskania p r z e z e ń części p o d s t a w o w y c h dla funkcjonowania Mózgu agregatów. Tak czy owak „bóg e l e k t r o n o w y " z Pamiętnika kończy nieciekawie: jako schizofrenik i odcięty od świata ze w n ę t r z n e g o egocentryk n a k o s m i c z n ą m i a r ę . Pamiętnik zamyka też serię o d w z o r o w a ń istot prawie boskich w s p o s ó b naiwny; Lem widocznie z o r i e n t o w a ł się, że p r ó b y zaglądania w życie d u c h o we tych t y t a n ó w intelektu i wykładania ich motywacji kawa na ławę, a także relacjonowanie przez nie, jak są wielkie i p o t ę ż n e , kończą się trywializacją p r o b l e m u . Owocuje też, niestety, raz po raz n i e z a m i e r z o n y m i efektami ko micznymi, w o b e c czego trzeba zmienić m e t o d ę . Z m i a n a okazała się n a d e r radykalna: jak p r z e d t e m wszystko było j a s n e i w i d o c z n e jak na d ł o n i , tak teraz nic nie będzie e w i d e n t n e , przeciwnie, t r z e b a brodzić w domysłach, nie 40 FRONDA 3 4 uzyskując g r a m a pewności, jak się sprawy mają. Krótko mówiąc, przyszedł czas na Solaris. W powieści tej, wydanej po raz pierwszy w 1961 roku, ekspedycje z Ziemi natrafiają na p l a n e t ę krążącą wokół gwiazdy podwójnej po stabilnej orbicie, co s a m o w sobie jest niepojętym fenomenem (dwie gwiazdy p o p r z e z swój wpływ grawitacyjny powodują n i e u s t a n n e perturbacje). Planeta o tytułowej nazwie ma mieszkańca; jest n i m 17 bilionów t o n galaretowatej substancji właściwościach. o Wprawdzie niezwykłych w powieści określenie „bóg" w s t o s u n k u do galare towatego oceanu nie p a d a wprost, j e d n a k jego możliwości sprawcze t r u d n o u z n a ć za trywialne. Od stabilizowania własnej orbity drogą modyfikacji metryki czasoprzestrzeni (czyli, krótko mówiąc, regulowania grawi tacji), poprzez p r o d u k o w a n i e skompliko wanych form materialnych z owej galarety (chyże, symetriady, d ł u g o n i e , m i m o i d y i i n n e ) , d o c h o d z i do kreacji „gości", czyli o s ó b wywiedzionych z pamięci ludzi na stacji, polatującej n a d o c e a n e m . Obiekty b u d o w a n e przez ocean cechują się u k o c h a n y m przez L e m a m o n u m e n t a l i z m e m ; n i e k t ó r e z nich są g e o m e t r y c z n y m o b r a z e m r ó w n a ń m a t e m a tycznych wysokich stopni. Kopie zaś o s ó b znanych b o h a t e r o m z przeszłości zostały u f u n d o w a n e nie na siatce a t o m o w e j , lecz n e u t r i n o w e j , czyli doskona lej, niż trzeba - jak gdyby galaretowaty k o n s t r u k t o r d y s p o n o w a ł możliwościa mi kreacyjnymi najwyższego s t o p n i a i znacznie je powściągał dla osiągnięcia tak trywialnego celu. Solaris jest z a t e m k i m ś w rodzaju u l e p s z o n e g o k r e a t o r a z Pamiętnika, nie w y p o s a ż o n y m j e d n a k w s a m o c h w a l s t w o i zadufanie t a m tego, lecz zachowującym dostojne milczenie. Być m o ż e - tak podejrzewają nieszczęśni astronauci - w jego p r z e p a s t n y m w n ę t r z u toczą się ż w a w o proce sy myślowe, stawiane są i rozwiązywane p r o b l e m y o n i e w y s ł o w i o n y m s t o p niu złożoności, lecz wszystkiego tego m o ż n a się j e n o domyślać, gdyż ż a d e n zapis życia u m y s ł o w e g o Solaris w tak bezpośredniej jak w Pamiętniku formie nie jest dany. 41 Powieść rozgrywa j e d e n ze s t a n d a r d o w y c h t e m a t ó w science fiction, ja kim jest k o n t a k t z i n n o p l a n e t a r n y m i n t e l e k t e m . Intelekt t e n nie przybiera jednak formy innej r o z u m n e j rasy, lecz f e n o m e n u z u p e ł n i e o d m i e n n e g o od tego, co mógłby sobie wystawić człowiek; z a r a z e m m o ż n a dopatrzyć się tu próby alegorii p o r o z u m i e n i a człowieka z b ó s t w e m . C h o ć b o w i e m m a t e r i a l n y i d o s t ę p n y z m y s ł o m poprzez efekty swoich poczynań, ocean Solaris pozostaje wciąż nieposiężny i niepojęty dla ludzkiego r o z u m u . Trudzi się n i e u s t a n n i e , marnując straszliwe ilości energii; ludzi i ich maszyny, o w s z e m , zauważa, lecz zajmuje się n i m i krótko, jak rzeczami i zjawiskami m a ł o i s t o t n y m i , po czym wraca do swych o t c h ł a n i . Z i e m i a n i e zresztą i tak w k o ń c u gotowi są widzieć w n i m boga, ale n i e u k o ń c z o n e g o , w s t a d i u m jakby n i e m o w l ę c t w a , skoro oprócz dzieł „wyrafinowanych" (za takie mają o d w z o r o w a n i a skom plikowanych aparatów, jakich używają, a także p r z e s t r z e n n e z o b r a z o w a n i a funkcji wyższej m a t e m a t y k i ) zdarzają mu się trywialne, infantylne w formie - bo o treści nic p e w n e g o powiedzieć nie m o ż n a . - A może właśnie Solaris jest kolebką twego boskiego niemowlęcia - dorzucił Snaut. [...] - Może on jest właśnie w twoim rozumieniu pier wociną, zalążkiem Boga rozpaczy, może jego witalne dziecięctwo prze rasta jeszcze o góry jego rozumność, a to wszystko, co zawierają nasze biblioteki solarystyczne, jest tylko wielkim katalogiem jego niemowlęcych odruchów... - My zaś przez pewien czas byliśmy jego zabawkami - dokończyłem. Nie ma ostatecznej pewności, czym jest myślący i stwarzający rzeczy i ludzi ocean. Czy kolejnym wcieleniem z szeregu b o g ó w u ł o m n y c h Lema? N i e wy jaśnia się to do końca powieści - i być m o ż e dzięki t e m u m a m y do czynienia z dziełem głębokim, w przeciwieństwie do Pamiętnika, traktującego to s a m o zagadnienie bez należnej finezji. Może ocean Solaris jest czymś, [...] co ominęło w swoim rozwoju szansę boskości, zbyt wcześnie zasklepiwszy się w sobie. On jest raczej anachoretą, pustelnikiem kosmosu, a nie jego bogiem... On się powtarza, Snaut, a ten, o któ rym myślę, nigdy by tego nie zrobił. Może powstaje właśnie gdzieś, w którymś zakątku Galaktyki, i niebawem zacznie w przystępie m ł o 42 FRONDA 3 4 dzieńczego upojenia gasić j e d n e gwiazdy i zapalać i n n e , z a u w a ż y m y to p o j a k i m ś czasie... Stwórca i stworzeni Niezwykle intrygujący p o m y s ł z a w i e r a r ó w n i e ż w c z e s n e o p o w i a d a n i e bez ty t u ł u z t o m u Dzienniki gwiazdowe o żelaznych skrzyniach p r o f e s o r a C o r c o r a n a . N a u k o w i e c t e n o p r o w a d z a Ijona T i c h e g o p o s w o i m l a b o r a t o r i u m , pokazując mu o w e skrzynie, w k t ó r y c h p o z a m y k a n e są myślące istoty. Tej - wskazał na p i e r w s z ą z brzegu - wydaje się, że jest s i e d e m n a s t o l e t nią dziewczyną, zielonooką, o r u d y c h w ł o s a c h , o ciele g o d n y m Wenery. Jest o n a córką m ę ż a stanu... k o c h a się w m ł o d z i e ń c u , k t ó r e g o widuje n i e m a l co dzień p r z e z o k n o . . . Który b ę d z i e jej p r z e k l e ń s t w e m . Ta tutaj druga, to p e w i e n uczony. J e s t j u ż bliski ogólnej teorii grawitacji, o b o wiązującej w jego świecie - w t y m świecie, k t ó r e g o granicą są żelazne ściany b ę b n a - i p r z y g o t o w u j e się do walki o swoją p r a w d ę , w o s a m o t n i e n i u p o w i ę k s z a n y m przez zagrażającą m u ślepotę, b o o n oślepnie, ŚNIEG 2 0 0 4 43 Tichy... a t a m , wyżej, jest c z ł o n e k k o l e g i u m k a p ł a ń s k i e g o i p r z e ż y w a najcięższe dni swojego życia, bo stracił w i a r ę w i s t n i e n i e swej d u s z y nieśmiertelnej. W jaki s p o s ó b wytworzyć d o s k o n a ł ą iluzję otaczającego n a s świata, r o z w a ż a ł Lem w Summie technologiae w rozdziale o f a n t o m a t y c e , t a k n i e s p o d z i e w a n i e zrealizowanej przez t e c h n i k ę VR (vtrtual reality). Pod koniec lat 50. nie było jednak takich możliwości informa tycznych jak dziś, więc i w y o b r a ź n i a pisarza była skrojona n a m i a r ę realiów. Stąd połączenie elementów mecha nicznych z elektrycznymi, żelazny b u dulec skrzyń - taka o t o d o ś ć z g r z e b n a infrastruktura doniosłe techniczna powinności realizuje metafizyczne. Najważniejszy jest w s z e l a k o o b r o t o w y bęben trzymetrowej wiednik średnicy, komputerowego odpo procesora, który jako t e n „ k a m i e ń m ł y ń s k i " m i e l e p r z e z n a c z e n i e m i e s z k a ń c ó w skrzyń. To jest ich los [...] ich świat, ich byt - wszystko, czego m o g ą d o s t ą p i ć i d o z n a ć . Znajdują się t a m specjalne t a ś m y z z a r e j e s t r o w a n y m i b o d ź cami elektrycznymi, takimi, k t ó r e o d p o w i a d a j ą t y m stu czy d w u s t u m i l i a r d o m zjawisk, z jakimi człowiek m o ż e się s p o t k a ć w najbardziej b o g a t y m w e w r a ż e n i a życiu. Gdyby p a n p o d n i ó s ł p o k r y w ę b ę b n a , zobaczyłby p a n tylko błyszczące t a ś m y p o k r y t e b i a ł y m i zygzakami jak pleśń na celuloidzie, ale to są, Tichy, u p a l n e n o c e p o ł u d n i a i s z m e r fal, kształty cial zwierzęcych i strzelaniny, p o g r z e b y i pijatyki, i s m a k jabłek i gruszek, zawieje śnieżne, wieczory, s p ę d z a n e w o t o c z e n i u rodziny u p ł o n ą c e g o k o m i n k a , i w r z a s k na p o k ł a d a c h o k r ę t u , k t ó r y t o n i e , i konwulsje choroby, i szczyty górskie, i c m e n t a r z e , i halucynacje majaczących - Ijonie Tichy: t a m jest cały świat! 44 FRONDA 34 Trwanie Skrzyniowców, choć ograniczone ścianami ich siedzib, nie jest zde t e r m i n o w a n e do końca: m e c h a n i c z n e wybieraki za s p r a w ą działającego na zasadzie czystego przypadku selektora m o g ą przeskakiwać z t a ś m y na t a ś m ę . Także sami Skrzyniowcy jako o b d a r z e n i w o l n ą w o l ą m o g ą do p e w n e g o stop nia wpływać na kształt własnej egzystencji, ale w s p o s ó b ograniczony. N i e są zdolni na przykład fizycznie wyjść p o z a skrzynie, m o g ą j e d n a k dociekać, co znajduje się poza granicami świata, jaki im przypadł w udziale. To jest wariat mojego świata [...] i jego obłęd, sycąc się takimi, przez ogół lekceważonymi fenomenami [wynikłymi z zawodności maszy nerii - przyp. M.O.], kulminuje w twierdzeniu, za które osadzą go niebawem w d o m u obłąkanych... że on sam jest żelazną skrzynią, tak jak wszyscy, co go otaczają, że ludzie są tylko urządzeniami w kącie starego, zakurzonego laboratorium, a świat, jego uroki i zgrozy to tylko złudzenia. Realność świata k w e s t i o n o w a ł o wielu filozofów, n a s j e d n a k interesuje fakt, że pozycja C o r c o r a n a w o b e c Skrzyniowców odzwierciedla b o s k ą supremację kreatora wobec świata p o w o ł a n e g o p r z e z e ń d o istnienia. Sam jest w o b e c tego świata czynnikiem z e w n ę t r z n y m i w s z e c h m o c n y m - Corcoran m ó g ł b y wszak zamiast ślepego selektora losu użyć przystawki, k t ó r a by sprzyjała wybrań c o m poprzez wybieranie dla nich pomyślniej szych ciągów wydarzeń. Stąd tyl ko krok do wniosku, że Corcoran, Tichy, my sami znajdujemy się w p o ł o ż e n i u Skrzyniowców. Więcej, [...] możliwe jest i to, że właściciel zakurzonego laboratorium, w któ rym MY stoimy na pólkach, sam też jest skrzynią, którą zbudował inny, wyższego jeszcze rzędu uczony, posiadacz oryginalnych i fantastycz nych koncepcji... i tak w nieskończoność. Każdy z tych eksperymen tatorów jest Bogiem - jest stwórcą swojego świata, tych skrzyń i ich losu, i ma pod sobą swoich Adamów i swoje Ewy, a nad sobą - swojego, następnego w hierarchii wyższego Boga. Lem powtórzył później t e n p o m y s ł w fikcyjnej recenzji z pracy A r t h u r a D o b b a Non serviam, w t o m i e Doskonała próżnia z roku ŚNIEG 2 0 0 4 1 9 7 1 . Tekst ma już 45 zmodyfikowaną scenografię i realia; miejsce b ę b n a z losowymi wybierakami zajął komputer, a s y m u l o w a n i e cyfrowych istot w jego w n ę t r z u , n a z w a n y c h p e r s o n o i d a m i , d a ł o początek nowej n a u c e - p e r s o n e t y c e . Po 30 latach od Non serviam e k s p e r y m e n t y takie są j u ż informatyczną praktyką: symulacje u k ł a d ó w biologicznych prowadzi się w Instytucie S a n t a Fe, w L a b o r a t o r i u m Sztucznej Inteligencji MIT, na Wydziale N a u k Kognitywnych U n i w e r s y t e t u Sussex w Anglii i w wielu innych o ś r o d k a c h . O r g a n i z m y te istnieją tylko na m o n i t o r z e k o m p u t e r a ; ich reprodukcja, odżywianie się i r u c h są wyłącznie oddziaływaniem prądów. Byty te, o ile w i e m , nie są jeszcze w y p o s a ż o n e w świadomość, ale pierwszy k r o k ku p e r s o n e t y c e został uczyniony. W eksperymencie profesora Dobba, trwającym od o ś m i u lat, do życia p o w o ł a n o 300 p o k o l e ń personoidów, a w świecie k o m p u t e r o w y m u p ł y n ę ł o w przeliczeniu na nasze o d p o w i e d n i k i jakieś 2-2,5 tys. lat. J u ż po ósmej ge neracji w dyskusjach personoidów, sprytnie p o d s ł u c h i w a n y c h przez Dobba, z a n o t o w a n o pojawienie się o s o b o w e g o i m o n o t e i s t y c z n e g o Stwórcy. E D A N 197 (istoty D o b b a nie mają imion; pierwszy człon oznacza k r y p t o n i m o s o b nika, drugi - n u m e r pokolenia) d o s z e d ł n a w e t do r o z u m o w a n i a Pascala, że wiara w Boga opłaca się lepiej od niewiary; jeśli b o w i e m Boga nie m a , wierzą cy tylko się myli, gdy j e d n a k jest, wyznawca zdobywa całą wieczność (świat łość wiekuistą). „Tak tedy w Boga należy wierzyć, gdyż to dyktuje po p r o s t u taktyka egzystencjalna jako r a c h u b a zmierzająca do osiągnięcia o p t y m a l n y c h sukcesów bytowych" - s u m u j e D o b b . Nie mając nic lepszego do roboty, p e r s o n o i d y filozofują na t e m a t y zwią zane z Bogiem. Raz założywszy istnienie d e m i u r g a , co je stworzył, dociekają konsekwencji takiego p o s t a w i e n i a sprawy. O t y m p o m ó w i m y o s o b n o . Z kolei profesor D o b b , p o s t a w i o n y z konieczności w roli Boga personoidów, znalazł się w kłopocie, jaką przyjąć w o b e c nich p o s t a w ę . W samej rzeczy nie zakomunikowałem im ani tych faktów [że ich świat jest 47 z kolei, stworzonym przez Dobba - przyp. M.O.], ani mojej egzy stencji poza granicami ich świata. W samej rzeczy dochodzą mego bytu tylko interferencyjnie, na prawach domysłów i hipotez. W samej rzeczy, gdy stwarzam rozumne istoty, nie czuję się w prawie żądania od nich jakichkolwiek przywilejów - miłości, wdzięczności czy aż jakowychś służb. Mogę ich świat powiększać lub redukować, jego czas przyspieszać lub zwalniać, zmieniać tryb i modus ich percepcji, likwidować je, dzielić, mnożyć, przekształcać im opokę ontologiczną bytu. Jestem więc wobec nich wszechmocny, ale z tego doprawdy nie wynika, żeby mi się za to cokolwiek od nich należało. Uważam, że nie mają wobec mnie najmniej szych zobowiązań. Prawdą jest, że ich nie kocham. A jednak zobowiązania istnieją. Po p o w o ł a n i u p e r s o n o i d ó w do istnienia z cał kowicie prywatnych względów, w nadziei na osiągnięcie n a u k o w e g o rozgłosu, korzyści badawczych, a nawet materialnych (ze sprzedaży książki, gdzie to zostało przedstawione), D o b b odczuwa przecież lekki dyskomfort, gdy uświa domi sobie, że jego wieloletnie badania nie będą się ciągnąć w nieskończoność. W końcu zwierzchność uniwersytetu „zażąda zamknięcia eksperymentu, więc wyłączenia maszyny, czyli końca świata". Dochodzi tu do głosu czynnik, które go Lem wcześniej nie uwzględniał: badania kosztują, żelazo na skrzynie, prąd, taśmy itp. nie są za d a r m o , albo więc uczony jest krezusem, co zdarza się rzad ko, albo ulec m u s i presji czynników, które go ograniczają. D o b b j e d n a k ów ko niec świata będzie odwlekał tak długo, jak się da, uważa to n a w e t za swój „psi obowiązek". Czyżby po 47 próbach pomiędzy stwórcą a stworzonymi doszło wreszcie do zadzierzgnięcia się więzów emocjonalnych? Ułomność bogów Właściwie wszystkie b ó s t w a p o w o ł a n e do życia przez Stanisława L e m a to istoty u ł o m n e na zasadzie dotykających je ograniczeń. Gdy występują jako ludzie - D o b b , Corcoran, Decantor, który d u s z ę ludzką zaklął w w i e c z n o t r w a ły kryształ, czy Diagoras, twórca fungoidu, samoorganizującej się substancji myślącej, k t ó r a go w k o ń c u pożarła - wykazują przywary i słabości właściwe i s t o t o m ludzkim. Lecz mniejsza o nie - w s z a k i Bóg potrafi być gniewny, ŚNIEG 2 0 0 4 47 a więc okazywać emocje. Idzie raczej o to, że ich w s z e c h m o c objawia się tylko wobec tworzywa, k t ó r e n a u k o w i e c m a n a warsztacie, ujarzmionego m o c ą aparatury, spętanego z a s t o s o w a n y m i p r a w a m i fizyki. Poza l a b o r a t o r i u m ich omnipotencja znika; b a r d z o możliwe, że po wejściu w d o m o w e pielesze tracą a n i m u s z d e m i u r g ó w i zamieniają się w zwykłych pantoflarzy. To j e d n a k uwaga o trywialnej części p r o b l e m u ; z koncepcji Boga u ł o m nego na największą uwagę zasługuje ta przytoczona w Solaris, gdy po zmaga niach z d e m o n i c z n y m o c e a n e m przychodzi czas na refleksję i o d p r ę ż e n i e . Nie jestem religiologiem i może niczego nie wymyśliłem, ale nie wiesz przypadkiem, czy istniała kiedyś wiara w Boga... ułomnego? - Ułomnego? - powtórzył unosząc brwi. -Jak to rozumiesz? W pew nym sensie bóg każdej religii był ułomny, bo obarczony ludzkimi ce chami, powiększonymi tylko. [...] - Nie - przerwałem mu - mnie idzie o Boga, którego niedoskonałość wynika nie z prostoduszności jego ludzkich stwórców, ale stanowi jego najistotniejszą, immanentną cechę. Ma to być Bóg, ograniczony w swojej wszechwiedzy i wszechmocy, omylny w przewidywaniu przyszłości swoich dzieł, którego bieg ukształtowanych przezeń zja wisk może wprawić w przerażenie. Jest to Bóg... kaleki, który pragnie zawsze więcej, niż może, i nie od razu zdaje sobie z tego sprawę. Który skonstruował zegary, ale nie czas, jaki odmierzają. Ustroje czy mecha nizmy służące określonym celom, ale one przerosły te cele i zdradziły je. I stworzył nieskończoność, która z miary jego potęgi, jaką miała być, stała się miarą jego bezgranicznej klęski. Ocean solaryj ski jest być m o ż e najlepszym k a n d y d a t e m na boga niespełnionego, niedokończonego: dysponując wszak możliwościami mogącymi łatwo zaćmić wszelkie ziemskie technologie, nie u m i e ich użyć w taki sposób, by obserwują cy jego zmagania Ziemianie odeszli usatysfakcjonowani. Jego t r u d wznoszenia skomplikowanych budowli z galarety z p u n k t u widzenia przybyszów wydaje się daremny, bo i cóż to za bóg, zwrócony n i e u s t a n n i e ku s w e m u p r z e p a s t n e m u wnętrzu, a światem zewnętrznym zajmujący się tylko sporadycznie i z m u s u ? Z takiego boga najbardziej fanatyczni wyznawcy nie mają metafizycznego „pożytku" i zaczynają podejrzewać, że w odstrychnięciu myślącej galarety od 48 FRONDA 34 reszty kosmosu coś jest nie w po rządku. Zarazem izolacja, w jakiej się pogrąża boski ocean, nie pozwala go do niczego sprowokować, wyprowa dzić z rutynowej stagnacji - wszak dzieje opisanego w Solaris kontaktu sprowadzają się do prób naruszenia przez ludzi jego splendid isolation, wymuszenia, by zwrócił na nich uwagę. Tragedia zaś zdaje się polegać na tym, że kiedy wreszcie udaje się to osiągnąć i pojawiają się „goście" - emisariusze oceanu - zaskoczeni Ziemianie nie mają konceptu, co z tym fantem zrobić. Drugi żelazny kandydat na boga ułomnego to ów księżyc z układu alfy Eridana, zamieniony w gigantyczny mózg, pogrążony w autokontemplacji. Jak jego solaryjski odpowiednik czyni pewne gesty pod adresem ludzi, tak i on poddaje się niekiedy kaprysowi wychynięcia za płot, jaki sobie zbudował z dogmatów na własny temat. A więc z n o w u nawiedzeni j e s t e ś m y p r a g n i e n i e m dociekań i s p e ł n i a m y w a r u n e k wstępny: ograniczenia się, bez k t ó r e g o nie m o ż e m y nic, p o nieważ j e s t e ś m y wszystkim. [...] Że potrafimy b e z m i a r nasz ograniczyć, żeśmy się nieraz już tak powściągali, zawdzięczamy naszej wszechmocy. Objawia się o n a zawsze jako o k r e ś l o n a rezygnacja - jako wyrzeczenie. Innymi słowy, wcielona doskonałość nie jest zdolna do żadnego aktu kreacji, póki od doskonałości nie odstąpi; to ułomność sprawia, że można dopuszczać się aktów stwarzania. Mózg elektronowy z Pamiętnika i tego nie wydaje się pewien: Są chwile, w k t ó r y c h wydajemy się sobie n i k ł o ś c i ą czy o g r o m e m , wszystko j e d n o , z b ę d n y m - i ś w i a d o m o ś c i tej n i e rhoże r o z p r o s z y ć najpotężniejszy zamysł stwórczych czynów przyszłych a n i te roje krążących w z w ą t p i e n i u n a s z y m światów. Szukając s c h r o n i e n i a p o z a doskonałością, oddajemy się p o d o b r o n ę m a t e m a t y k i [...] och, j a k i m ż e c h a o s e m j e s t e ś m y w ó w c z a s , jak on n a s o k r e ś l a i reguluje! ŚNIEG 2 0 0 4 49 - Kelvin, otwórzmy denne luki, będziemy wołać do niego, tam, w dót, m o ż e usłyszy? [...] Będziemy krzyczeć... p o w i e m y mu, co zrobił z nas, aż się przerazi... wybuduje nam srebrne symetriady i pomodli się za nas swoją matematyką, i obrzuci nas zakrwawionymi aniołami, i jego męka będzie naszą męką, a jego strach naszym strachem, i bę dzie nas błagał o koniec. Bo to wszystko, czym on jest i co on robi, jest błaganiem o koniec. W opowiadaniu Pamiętnik czytelnik uzyskuje możliwość dociekania moty wów, jakie stoją za izolacją stwórcy od mieszkańców wykreowanych przezeń światów: [...] musiałbym wyjawić im, że, zrównani tajemnicą egzystencji, win jej tylko nie dzielimy pospołu, gdyż to ja ich p o w o ł a ł e m do istnienia, ani dla dobra, ani zła - z niewiedzy i zagubienia; mieliżby wyprzeć się takiego Stwórcy lub, okropność, pocieszać go? [...] Tak zatem m u s z ę się przed nimi ukrywać... aby nie kłamać im... a oni, na swych szlakach krętych, będą szukali, odkrywali fałsz znale zionego, szli dalej... W Formule Lymphatera nowo narodzony z żelowej brei młody bóg demonstruje wręcz modelową obojętność wobec ludzkości: ani nie okazuje jej wdzięczno ści, ani nie pragnie jej zagłady. Wy jesteście moim preludium, wstępem, fazą przygotowawczą. Można by powiedzieć, że od trylobitów i ryb pancernych, od członkonogich po małpiatki formował się mój za rodek - moje jajo. Wy też byliście nim, jego częścią. Jesteście już zbędni, to prawda, ale nie uczynię w a m nic. I nie zostanę ojcobójcą, Lymphater. Zdawałoby się, że profesorowie Corcoran i Dobb także nie kwapią się do in gerencji w podległe im światy, a nawet kontaktu z istotami z żelaznych skrzyń 52 FRONDA 3 4 oraz p e r s o n o i d a m i . Gaszą światło w l a b o r a t o r i u m i idą do d o m u . A j e d n a k ich los zajmuje im myśli: analizują ich próby docieczenia p r a w d y o s w y m twórcy, przeniknięcia jego strategii. Wariat ze skrzyni C o r c o r a n a [...] odważył się pomyśleć nawet o swoim Bogu, Tichy, Bogu, który dawniej, kiedy był jeszcze naiwny, robił cuda, ale potem jego świat wychował go sobie, tego stwórcę, nauczył go, że jedyna rzecz, jaką wolno mu robić, to - nie wtrącać się, nie istnieć, nie odmieniać nicze go w swoim dziele, albowiem tylko w nie wzywanej boskości można pokładać ufność... Wezwana, okazuje się ułomną - i bezsilną... W ł a d c a żelaznych skrzyń wcale nie ma pewności, czy to p r a w d a . Ta logika wydaje mu się czasami b ł ę d n a i dziwaczna. Gdy po t r u d a c h d n i a staje n a d skrzyniami, s ł u c h a s z u m u p r ą d ó w i skrzypienia b ę b n a z wybierakami, czuje niemal, „jak staje się l o s " . I myślę, że odczuwa wówczas, wbrew swoim słowom, chęć ingerencji, wejścia olśniewającego wszechmocą, w głąb świata, który stworzył, aby uratować w nim kogoś, kto głosi Odkupienie, że waha się, sam, w brudnym świetle nagiej żarówki, czy ocalić jakieś życie, jakąś miłość, i jestem pewny, że nigdy tego nie zrobi. Oprze się pokusom, bo chce być Bogiem, a jedyna boskość, jaką znamy, jest milczącą zgodą na każŚNIEG 2 0 0 4 53 zresztą nie mając pewności, czy dobrze odczytali Jego znaki. Tak więc „łaciatości" logicznej świata wykluczyć nie sposób pomimo gromów, jakie ADAN miota w stronę takiego rozwiązania. Zdecydowanie mądrzejsze, choć wcześniejsze jest opowiadanie Podróż dwudziesta pierwsza z tomu Dzienniki gwiazdowe. Jest to właściwie traktat teologiczny opakowany w groteskową formę. Tichy ląduje tam na planecie Dychtonii, gdzie moc technologiczna osiągnęła już takie stężenie, że możli we jest dosłownie wszystko. Nawracanie nie ma tam sensu, bo nim kto by rozpoczął służące temu zabiegi, odpowiednia aparatura załatwi to krócej niż w sekundę; takoż możliwe jest równie skuteczne odbicie zabiegów misjonar skich, i tak w kółko. W tej sytuacji teologia nie może stać w miejscu. N i e m a m y już buchalteryjnej wizji Transcendencji, Bóg to ani Tyran, ani Pasterz, ani Artysta, ani Policjant, ani główny Księgowy Bytu. W i a r a w Boga m u s i się wyzbyć wszelkiej i n t e r e s o w n o ś c i , choćby p r z e z to, że nic jej ni gdzie nie wynagrodzi. [...] Dlatego nie d o m a g a m y się od Boga żadnych świad czeń z tytułu żywionej wiary, nie w y s u w a m y p o d jego adresem żadnych roszczeń, gdyż pogrzebaliśmy teodyceę opartą na m o d e l u transakcji handlowej i wymiany usług: ja cię do bytu p o w o ł a m , a ty m n i e będziesz służył i chwalił. Zakon ojców destrukcjanów, który stoi na straży takiej wiary, jest na Dychtonii kompletnym anachronizmem. Mimo to zakonnicy trwają niewzruszenie przy swoim, dając świadectwo heroizmu i nie uznając żadnych sposobów prowokowania Boga, by porzucił obojętny stosunek do świata. [...] są w gwiazdach ludy, k t ó r e usiłują o k r o p n e m i l c z e n i e Boga p r z e ł a m a ć r z u c o n y m m u w y z w a n i e m , t o jest g r o ź b ą K O S M O C Y D U : chodzi im o t o , żeby K o s m o s cały zbiegł się w j e d e n p u n k t i s a m siebie spalił w ogniu takiego o s t a t e c z n e g o skurczu; chcą więc niejako w y w a ż e n i e m z p o s a d dzieła Bożego w y m u s i ć jakąkolwiek reakcję; chociaż nic o t y m n i e w i e m y p e w n e g o , p o d w z g l ę d e m p s y c h o l o g i c z n y m wydaje m i się 56 FRONDA 34 ten zamyst możliwy. Lecz i daremny zarazem; urządzanie antymaterią krucjat przeciw Panu Bogu nie wygląda b o w i e m na rozsądny s p o s ó b nawiązywania z N i m dialogu. „Spalenie" kosmosu wymaga odpowiednich mocy technologicznych, ale tych na planecie Dychtonii nie brakuje. Można bez przesady powiedzieć, że Dychtończycy uzyskali dostęp do boskich potencji sprawczych, skoro, jak głosi klasyk science fiction, Arthur C. Ciarkę, „każda odpowiednio za awansowana technologia jest nie do odróżnienia od magii". A gdzie magia, tam i cuda, czyli poszlaki Bożej interwencji i obecności. Dlatego być może ojcowie destrukcjanie jako bądź co bądź obywatele Dychtonii (co z tego, że zepchnięci na margines) czują się w prawie sformułować następujące credo: N i e tylko N o n serviam, lecz także: N i e będę działał. A nie będę, ponieważ m o g ę działać p e w n i e i tym działa niem uczynić w s z y s t k o , co zechcę. Do formuły tej, zauważmy, ufundowanej na wszechmocy, przyznać mógłby się nawet sam Bóg, a może zwłaszcza Bóg. Skoro bowiem wszystko jest w zasięgu, dowolne działania wydają się fraszką, lepiej erupcjami inwencji wobec tych, co są naszej łasce i niełasce, nie szafować, a najrozsądniej będzie się od działania powstrzymać. Nader prawdopodobne więc, że Bóg Ojciec dewizę destrukcjan stosuje od prawieków i to ona tłumaczy Jego obojętność sprawczą wobec wykreowanych dzieł. Postępując w ten sposób, spełniłby warunek Kelvina z Solaris, który deklaruje: „To jedyny Bóg, w którego byłbym skłonny uwierzyć, którego męka nie jest odkupieniem, niczego nie zbawia, nie służy niczemu, tylko jest". Czyhanie na Boga Przeglądając rejestr bóstw, bogów i bożków stworzonych przez Lema, trudno się pozbyć wrażenia, że pomimo ich różnorodności autorowi nie udało się ŚNIEG 2 0 0 4 57 BALSAMICZNA BIBLIOTEKA ANKIETA „FRONDY" 0 współczesnych arcydziełach literackich m ó w i się: lektura-narkotyk. U z n a n i e m krytyki i j u r o r ó w pre stiżowych n a g r ó d cieszy się literatura, k t ó r a rewidu je tradycyjne hierarchie wartości, bawi się s ł o w a m i , zadziwia n o w a t o r s k ą estetyką i d o s t a r c z a czytelni kowi lekturowej przyjemności, nie zaś taka, k t ó r a p r o p o n u j e p e r s p e k t y w ę d u c h o w ą , ożywia s u m i e n i e 1 p r o w a d z i do Boga. Czy książki m o g ą dzisiaj być jeszcze b a l s a m e m dla duszy? W końcu ubiegłego roku z e t k n ę l i ś m y się ze świa d e c t w e m pewnej m ł o d e j Ukrainki, Swietłany Wisz niewskiej, obecnie d o k t o r a n t k i na wydziale biblistyki U K S W O s o b a ta, w y c h o w a n a w ateistycznym społeczeństwie, pisze o swojej fascynacji Boską ko medią D a n t e g o , k t ó r a m i a ł a w p ł y w na jej n a w r ó c e nie. List t e n stał się dla n a s p r e t e k s t e m do z a d a n i a pytania zaprzyjaźnionym z n a s z y m p i s m e m p o e t o m i p o e t k o m : „Jakie lektury z o b s z a r u l i t e r a t u r y pięk nej (nie stricte religijnej) wywarły na P a ń s t w a w p ł y w duchowy, zmieniły P a ń s t w a życie, były i m p u l s e m do n a w r ó c e n i a l u b p o g ł ę b i e n i a wiary - i dlaczego?". Jako pierwsze drukujemy wyznanie, k t ó r e s k ł o n i ł o nas do p r z e p r o w a d z e n i a ankiety. REDAKCJA 60 FRONDA 34 ŚWIETLANA WISZNIEWSKA Każdy człowiek jest n i e w y m o w n i e drogi w oczach Boga. C h o ć wydaje się to b a n a ł e m , zazwyczaj o tym nie pamiętamy. Ale Bóg zawsze p a m i ę t a o k a ż d y m z nas. Kiedy w s p o m i n a m historię swego nawrócenia, k t ó r a polegała głównie na uciekaniu od N i e g o z mojej s t r o n y i ciągłym p o s z u k i w a n i u m n i e z Jego strony, n a p r a w d ę p o d z i w i a m Bożą o p a t r z n o ś ć . Pan wydobył m n i e z takiego miejsca, z takich okoliczności i w taki s p o s ó b , że tylko On potrafił to zrobić. Pierwsze w s p o m n i e n i e : koniec lat 70., miasteczko na p o ł u d n i u Ukrainy, jesień. Szarym p o r a n k i e m t a t o o d p r o w a d z a m n i e d o przedszkola. P y t a m : „Tatku, co to jest kościół?". „Wiesz - o d p o w i a d a t a t o - to jest takie miejsce, gdzie są s a m e babcie. To jest reszta ich życia, pozostawili to specjalnie dla nich. Kiedy o n e u m r ą , kościół też u m r z e " . W dzieciństwie c o d z i e n n e słysza łam o Leninie, n a t o m i a s t nigdy - o Bogu. Tak żyli wszyscy. Oczywiście, nie byłam ochrzczona. W ó s m y m roku życia nagle straciłam wszelki zapał do bawienia się lal kami. Ich miejsce zajęły książki. W t e d y m o g ł a m przeczytać pięć, sześć gru bych książek dziennie (oczywiście, kiedy nie c h o d z i ł a m do szkoły). Czytanie stało się moją p r a w d z i w ą pasją. O k o ł o 12. roku życia nie p o z o s t a ł o mi j u ż nic innego, jak tylko przejść na l e k t u r ę dla dorosłych. Oprócz literatury r o syjskiej fascynowali m n i e pisarze niemieccy, szczególnie l u b i ł a m G o e t h e g o . Najlepszym czasem do czytania było lato, które zawsze s p ę d z a ł a m w Rosji u moich dziadków, rodziców mamy. Chociaż m i a s t o , w k t ó r y m oni mieszkali, było bardzo m a ł e , d y s p o n o w a ł o w s p a n i a ł a biblioteką. Ta biblioteka wypożyczyła mi Boską komedię D a n t e g o . Jak zawsze, przeczyta łam książkę jednym t c h e m . Ale to nie była zwykła lektura. D o z n a ł a m prawdzi wego wstrząsu - o k r o p n e obrazy piekła nie dawały mi spokoju. Byłam bardzo przestraszona, po prostu panicznie się b a ł a m . Opisana rzeczywistość nagle sta ła się niesamowicie realna. W t e d y uwierzyłam, że niebo i piekło istnieją, i zro zumiałam, że jeśli nie przyjmę chrztu, nie będę chodziła do kościoła i przystę powała do sakramentów, trafię do piekła. A bardzo tego nie chciałam. Od tego m o m e n t u prosiłam rodziców o chrzest. Był 1987 rok. D o p i e r o za rok Gorbaczow miał pozwolić na wolność sumienia. N a w e t Kościół pra wosławny nie cieszył się wówczas prawdziwą wolnością, nie mówiąc już o in nych wyznaniach. Nikt nie głosił Ewangelii Chrystusa. Nigdy od nikogo nie ŚNIEG 2 0 0 4 61 było jak objawienie. Chyba wtedy odkryłem to, o czym pisze także Wojciech Wencel we wstępie do swoich Wierszy zebranych: „Poezja bywa dla m n i e m o d litwą, która pozwala zapomnieć o sobie i czyni piszącego lepszym. Przede wszystkim p o w i n n a jednak pomagać czytelnikom żyć piękniej, godniej i lepiej, odsłaniając duchowy wymiar ich codziennych z m a g a ń " . Nie wiem, czy poezja uczyniła m n i e lepszym, ale na p e w n o bywa dla m n i e modlitwą. Również wiersze a u t o r a zacytowanych p r z e d chwilą słów. Pamiętam, że gdy było mi b a r d z o ciężko, m ó w i ł e m do Boga frazami z Ody cho rej duszy: „Panie Jezu ulecz m n i e i wyrwij m n i e z g r o b u " albo: „nie w i e m gdzie j e s t e m - nie ma m n i e przy Tobie". S t a r a m się także modlić swoimi wiersza mi. Dlatego tak w a ż n e jest teraz dla m n i e , by z a r ó w n o czytaniu, jak i p o w s t a w a n i u wierszy towarzyszyło skupienie. Z r e s z t ą s a m a m e l o d i a wiersza, jego rytm, pomagają w tym. „Słuchaj, m o ż e usłyszysz, m ł o d z i k u . P o ł u d n i e . / Świerszcze grają tak s a m o jak dla nas wiek t e m u " - pisał Czesław Miłosz w wierszu Następca. Kiedy pierwszy raz przeczytałem te słowa, p o c z u ł e m , że są s k i e r o w a n e do m n i e . Nie j e s t e m pewny, czy w o d r u c h u pychy nie p o c z u ł e m się n a s t ę p c ą Czesława Miłosza, ale w i e m j e d n o : t e n wiersz u ś w i a d o m i ł mi, że poezja jest p o w o ł a n i e m . „ [ . . . ] Ty znajdziesz na n o w o / Świętości, k t ó r e chcieli wygo nić na zawsze. / Powraca i o d r a d z a się to, niewidzialne, / Słabe, adorujące, wstydliwe, bez nazwy, / Ale n i e u l ę k n i o n e " - czytam i s ł u c h a m t e g o słabego głosu. Idę n a d rzekę, w góry, n a d m o r z e , najczęściej j e d n a k spaceruję po swo im mieście. P o t e m siadam i piszę. MARCIN CIELECKI Z książek p a m i ę t a m y zazwyczaj j e d n o , najwyżej d w a zdania, k t ó r e potrafimy w miarę wiernie powtórzyć. C z a s e m pozostaje w n a s na d ł u g o jedynie w s p o m n i e n i e pewnej sytuacji, nie do końca sprecyzowana myśl. W rzeczywistości pisze się opasłe powieści tylko dla t e g o j e d n e g o zdania. J e s t to zdanie w ł a ś n i e dla m n i e - czytelnika. Odnalezienie go jest nieraz o d p o w i e d z i ą na kilkuletnie poszukiwania sensu. Poniższe odpowiedzi są więc jedynie wypisami z różnych książek. Ratowały m n i e zawsze pojedyncze zdania, nie cała m i s t e r n i e t k a n a intryga, przytłaczające wywody, n a w e t nie erudycja. 64 FRONDA 34 1. Albert C a m u s , Dżuma. Z d a n i e : „W ludziach więcej zasługuje na p o d z i w niż na p o g a r d ę " . Nie z d a w a ł e m sobie sprawy z tego, jak głęboko zapadły we m n i e te słowa. A jednak. 2. Fiodor Dostojewski, Zbrodnia i kara, Idiota, Bracia Karamazow. Książki czytane po wielekroć chyba tylko po to, aby z a p a m i ę t a ć , że „ p i ę k n o zbawi świat". I jeszcze j e d n o zdanie, k t ó r e przewija się przez wszystkie w y m i e n i o n e powieści, ale sprecyzowane z o s t a ł o w Braciach Karamazow: „Każdy jest w i n n y za wszystko i w o b e c wszystkich". Współczucie i w s p ó ł o d p o w i e d z i a l n o ś ć . 3. Mikołaj Bierdiajew i Nowe Średniowiecze. Nie p o w i n i e n e m był d o s t a ć tej książki. Pierwsze wydanie, jeszcze z 1937 roku. Szczęśliwa p o m y ł k a p a n i bibliotekarki. Czytałem ją na p r z e m i a n z Końcem historii Francisa Fukuyamy. A m e r y k a n i n pisał, że h i s t o r i a p o w s z e c h n a jest zapisem toczących się wojen, w której każda ze s t r o n chce p o s z a n o w a n i a własnej godności. Jeśli skończą się wojny, skończy się historia. Dlatego cała historia ludzkości zmierza do osiągnię cia ustroju demokratycznego (najlepiej w wydaniu amerykańskim), który gwa rantuje wzajemne poszanowanie odmienności. To takie proste - historia skoń czyła się już w USA. Pusty śmiech. Bierdiajew n i e m a l wiek wcześniej też pisał o sensie dziejów l u d z k o ści. Historia p o w s z e c h n a jest zapisem p o s z u k i w a n i a Boga przez człowieka. Wojna 30-letnia, rewolucja francuska i rosyjska, doświadczenie totalitaryzmów, wielki głód na Ukrainie - czy to ma być p o s z u k i w a n i e Boga? Tak. Co ŚNIEG 2 0 0 4 65 człowiek robi ze sobą i d r u g i m , gdy zajmuje miejsce Boga? To nie są p r o s t e pytania ani p r o s t e odpowiedzi. D r a m a t trwa. 4. Tego zdania s z u k a ł e m przez kilka lat. N i e wiedziałem, że jest na wy ciągnięcie ręki. Z n u d ó w wypożyczona książka w osiedlowej bibliotece, gdzie nigdy niczego nie ma do czytania. Upalne, leniwe lato i o d p o w i e d ź , na k t ó rą czekałem niemal zbyt d ł u g o . Przyszła we właściwym czasie. „Wiara nie jest spokojnie płynącym s t r u m i e n i e m , lecz wielkim w e w n ę t r z n y m s p o r e m człowieka o siebie, o swą miłość, o swego bliźniego i swego Boga" - Józef Tischner, Ksiądz na manowcach. 5. Ze zdziwieniem i s m u t k i e m z a u w a ż a m , że w ś r ó d poezji nie znajduję niczego, co m o g ł o b y m n i e nasycić. Przeciwnie: wydaje mi się, że k a r m i ę się głodem. Uparcie w r a c a m j e d n a k do kilku autorów, znajdując w nich... Właśnie, co? Tomasz Różycki, ze swoją onirycznością, kreacją życia na m a r g i n e sie, zwraca m i uwagę n a w ł a s n e sny n a jawie. R o m a n H o n e t , k t ó r e g o p o e zja ma zdecydowany ton, szorstki i n i e r z a d k o b r u t a l n i e t w a r d y język, uczy m n i e nazywać to, co jest w e w n ą t r z . I na końcu, choć najważniejszy z poetów, Kazimierz Brakoniecki. Ś w i a d o m o ś ć miejsca, w k t ó r y m się żyje, jego tragicz nej historii, tygla przeszłości, teraźniejszości, przyszłości, k t ó r y n i e u s t a n n i e wiruje tu, na Północy. gg FRONDA 3 4 W O J C I E C H C I E D RYS W dziedzinie literatury j e s t e m wielkim grzesznikiem. Rzadko kiedy książki miały na m n i e wpływ (tym bardziej d u c h o w y ) . Nie z m i e n i a ł y mojego życia, a na p e w n o nie były i m p u l s e m do n a w r ó c e n i a czy pogłębienia wiary. O t o kil ka d o w o d ó w na moją w i n ę : po pierwsze, podczas lektury nigdy się nie wzru szam, po drugie, nie łkam, nie rżę, nie ślinię się, n a w e t się nie pocę, po trze cie, rzadko kiedy zaczynam i kończę książkę j e d n e g o dnia, po czwarte, czytam powoli i często wracam, po piąte, czasami zdarza mi się pisać recenzje, a wte dy uczucia i emocje schodzą raczej na drugi plan. O s t a t n i o j e d n a k (pewnie widać, że do tego n i e s u b t e l n i e z m i e r z a m ) pojawiła się t a k a książka. O s t a t n i o , czyli jakieś cztery lata t e m u . Czytać ją n a u c z y ł e m się j e d n a k d o p i e r o niedaw n o . To Zmierzchy i poranki Piotra Szewca. W ł a ś n i e o n a z m i e n i ł a mój ogląd tego, co m n i e otacza, tego, na co codziennie patrzę, czego d o t y k a m , co czuję, smakuję i słyszę. Z m i e n i ł a też w d u ż y m s t o p n i u s t o s u n e k do tego „drugiego świata" (pierwszego?!). Jest coś metafizycznego w tej sugestywnej wizji świata i języka, k t ó r ą p o znajemy w Zmierzchach i porankach. N i e ma tu żadnych g ó r n o l o t n y c h apostrof do Boga. Na pierwszy r z u t oka m o ż e się n a w e t wydawać, że Boga w t y m świe cie nie m a . Powieść a u t o r a Zagłady u t k a n a jest n i e m a l w całości z opisów. Dzieje się w niej niewiele. Wielce i s t o t n a jest w ł a ś n i e ta p e d a n t y c z n a drobiazgowość, n i e u s t a n n e próby okiełznania chaosu, w p r o w a d z e n i a jakiegoś p o rządku w tę codzienność. O b r a z j e d n a k drży, Szewc (a raczej n a r r a t o r ) podej muje kolejne próby. Z n o w u n i e u d a n e . Ten p o e m a t p r o z ą o Z a m o ś c i u , m ó w i ą c krótko - j e d e n dzień z życia prowincjonalnego miasteczka, to nie tylko zwy czajne, codzienne czynności i cykliczne zdarzenia, to p r ó b a o d t w o r z e n i a prze szłości, rzeczywistości sprzed II wojny światowej, t a m t e g o d u c h a i świata, ale też ówczesnej, niemal nieskalanej religijności. Jest w tych o b r a z a c h niezwykły nastrój, spokój, jakaś n i e w y s ł o w i o n a p e w n o ś ć , iż świat w tej p i e r w o t n e j for mie przetrwa. Ważny jest w tej powieści rytm, który rządzi t y m wszystkim, r y t m przyro d y - r y t m dnia. Postaci schodzą na dalszy plan, są jedynie e l e m e n t e m tła, mia s t e m rządzą światło i ciemność. To o n e ustalają r y t m kolejnych d n i . M i a s t o rodzi się od nowa, stworzenie zaczyna się od p r o m i e n i słonecznych, k t ó r e wyłaniają z cienia poszczególne scenerie. P r z e d s t a w i o n e to z o s t a ł o niczym ŚNIEG 2 0 0 4 67 jakiś spektakl, w k t ó r y m każdy e l e m e n t ożywa n a z n a c z o n y ś w i a t ł e m . Ma to również wymiar symboliczny, słońce to przecież symbol życia - stwórca. C i e ń wieńczy przedstawienie. Między tymi d w o m a „ t w ó r c a m i " każdego d n i a od bywa się odwieczna walka, walka między siłami ciemności i światła. N i e bez przyczyny powieść otwiera zdanie: „Wzrok Salomei G o l d m a n przyzwyczaił się do ciemności". C o d z i e n n i e p o p r z e z oddzielanie się światła od ciemności p o w t a r z a n a jest tu kosmologia - z C h a o s u wyłania się K o s m o s . Cykliczność wydaje się z a k o r z e n i o n a w j a k i m ś wyższym porządku, wy znacza r y t m istnienia i bycia. Wszystko (ludzie, rzeczy, przyroda) zdaje się tu trwać wyłącznie w miejscu sobie p r z e z n a c z o n y m . J u ż s a m tytuł jest m e t a f o r ą wieczności. Tu nie ma początku i końca. Świat przybiera kształt koła i osta tecznie odczytywać go m o ż n a jako p e ł n o w y m i a r o w y wszechświat. Wszystko wydaje się zaplanowane, u ł o ż o n e w e d ł u g jakiegoś w z o r u . M i a s t o Szewca znajduje się w ciągłym b e z r u c h u , jest czymś s t a ł y m i n i e z m i e n n y m . Przez długi czas nie m o g ł e m wyzwolić się w ł a ś n i e spod działania tej iluzji, iluzji obcowania z czymś tak rzeczywistym, a j e d n o c z e ś n i e h a r m o n i j n y m i chirur gicznie precyzyjnym. Przykładem m o g ą tu być „ z m y s ł o w e m a p y " Zamościa, n p . m a p a zapachów o d m a l o w a n a z niebywałą pieczołowitością. Partie opiso we przekonują, iż świat jest poznawalny, możliwy do opisania i że cały czas stanowi zagadkę nie tylko dla zmysłów. Gdzie t e n wpływ duchowy? Pogłębienie wiary? I m p u l s do n a w r ó c e n i a ? O d p o w i e d ź jest prosta: w ł a ś n i e w przywracaniu światu u t r a c o n e g o kształtu, wskrzeszaniu d a w n e g o porządku, porządku, w k t ó r y m życiem człowieka rzą dzi r y t m p ó r roku, z m i e r z c h ó w i poranków, a ład wyznaczają postaci z kościel nych witraży. Książka ta u m o c n i ł a m n i e w twierdzeniu, iż od świtu do nocy trwa stworzenie świata; że i s t o t n e są też rzeczy b ł a h e , zwyczajne; że codzien ność p e ł n a jest tajemnic, że jest inspirująca. A za w s z y s t k i m stoi niewidzialna ręka Boga... ZBIGNIEW JANKOWSKI Książki, które były dla m n i e najważniejsze, s a m e się zgłaszają. Wystarczy, że zajrzę do m o i c h wierszy. W nich n a g r a ł o się, co w ciągu dziesięcioleci było najgorętsze, co swoją żarliwą istotnością w y m u s z a ł o na mojej psychice n o w e lub przynajmniej o d m i e n n e od dotychczasowych słowa i obrazy. Co żądało 68 FRONDA 34 artystycznego świadectwa, a zapisane - p o w r a c a ł o do m n i e , jeszcze bardziej m n i e upewniając i zobowiązując. Bo taka jest n a t u r a poetyckiego słowa: naj pierw i p r z e d e w s z y s t k i m działa o n o na wypowiadającego. Od n i e g o zaczyna sprawdzanie swojej autentyczności i siły. Dlatego poeta, jeśli pisze sobą, swo im i s t o t n y m życiem, więc i p r a w d o s z u k a n i e m - s a m staje się d o w o d e m na mniejszą lub większą wiarygodność swego dzieła. Dzieło i on to j e d n o , także we wspólnych zachwianiach i niedojściach. W t y m też sensie p o e t a - p o s z u k i wacz, wyznawca i głosiciel Prawdy - na zawsze p o z o s t a n i e k a p ł a n e m , choćby tylko w swojej j e d n o o s o b o w e j parafii. Więc... czy aby nie jest tak, że najbar dziej nas kształtują i n a w e t jakoś „nawracają" n a s z e w ł a s n e utwory? Przyglądam się mojej pisanej d r o d z e i widzę, że nie ma tu żadnych gwał townych zapaści i c u d o w n y c h n a w r ó c e ń . Bo chociaż przez p o n a d 30 lat (od b u n t u licealisty do spowiedzi i k o m u n i i w czasie rowerowej pielgrzymki z Gdańska do Warszawy „ n a p o w i t a n i e p a p i e ż a " w roku 1983) b y ł e m p o z a kościołem i jego s a k r a m e n t a m i , nigdy, n a w e t chyba na odległość j e d n e g o dnia, nie o d s z e d ł e m od żywej modlitwy, od choćby j e d n e g o p r z e d zaśnięciem lękliwego Ojcze nasz. I Bóg, od pierwszej mojej książki, od w y d a n e g o w 1959 roku t o m u Dotyk popiołu, zawsze był nieustępliwie obecny, n a w e t gdy zrozpa czony p r o b l e m e m d o b r a i zła s t u d e n t katowickiej W S P ironicznie przyoble kał Go w swoich wierszach w oświęcimski pasiak - d o w ó d boskiej n i e m o c y i współodpowiedzialności za zło t e g o świata. ŚNIEG 2 0 0 4 £9 W tym piekle zła trafiłem po latach na tak s a m o u d r ę c z o n e g o b o s k ą bez radnością czy obojętnością Karola Ludwika Konińskiego. Jego Nox atra i Ex labyrintho, pamiętnikowo-refleksyjne zapisy z lat okupacji, chociaż niczego we m n i e nie rozwiązały, były p i e r w s z y m d o t k n i ę c i e m ocalającej krawędzi. Ten u m ę c z o n y w o j e n n ą zgrozą, a także w ł a s n ą ś m i e r t e l n ą c h o r o b ą katolicki pisarz, o ileż bardziej niż ja zapadający się i szukający wyjścia „z l a b i r y n t u " „czarnej nocy", stał mi się w s p ó ł b r a t e m w szukaniu. Szedł ze m n ą przez lata i wiersze. Jego słów: „Być d o b r y m i tylko d o b r y m - o t o jedyne wyjście z labi r y n t u " d o p a d ł e m jak deski r a t u n k u . Do dzisiaj są m o i m życiowym i ś w i a t o poglądowym m o t t e m podczas religijnej chwiejby. Ale Koniński to był tylko rozpalony kamień węgielny pod mój nowy koś ciół. Szkoda, że nie wolno mi tutaj mówić o książkach stricte religijnych, teologiczno-mądrościowych i mistycznych... Mówiłbym przede wszystkim o dziełach Teilharda de Chardin: świata, Środowisko Boże, Kapłan, Msza na ołtarzu Ziemi, Moja wizja Serce materii, Zarys wszechświata personalistycznego i innych - dziełach wiel kiego jezuity, paleontologa, filozofa i mistyka (a w tym wszystkim także poety!), który obudził m n i e ku współczesnemu, ewolucyjnemu i kosmicznemu pojmo waniu kościelnego posłannictwa, który ukazał mi przebóstwione „serce materii" („duchomaterii") i zaciągnął na trwającą do dzisiaj „mszę na ołtarzu Ziemi". Jej współcelebransem stał się p o t e m - a byłem już po i s t o t n y m dla m n i e du chowym spotkaniu z Ojcem Pio - trapista T h o m a s M e r t o n ze swoim Posiewem 7Q FRONDA 34 kontemplacji i swoistym, chciałoby się rzec: p o e m a t e m medytacyjnym Ntfet nie jest samotną wyspą, ze wszystkimi „zapiskami" i „medytacjami" „współwinnego widza" oraz niektórymi u t w o r a m i lirycznymi. Aż w końcu, przed kilkoma laty, o b o k p o r t r e t ó w Teilharda de C h a r d i n i au tora Siedmiopiętrowej góry u m i e ś c i ł e m w pokoju p o r t r e t najbliższego mi teraz w s p ó ł t w ó r c y mojego p o w r o t n e g o kościoła - b e n e d y k t y n a Willigisa Jaegera. W jego dziełach, zwłaszcza w „ r o z m o w a c h o d u c h o w o ś c i " Fala jest morzem, czuję się najswobodniej, więc i najbliżej Boga. Bo jest w nich Kościół bez m u r o w a n e j doktryny, otwarty na wszystkie świątynie W s c h o d u i Z a c h o d u , kościół p o d o b n i e jak u Teilharda de C h a r d i n i T h o m a s a M e r t o n a b u d o w a n y (nigdy: z b u d o w a n y ! ) p o m i ę d z y światami pojedynczych osób, a j e d n o c z e ś n i e w s a m y m mistycznym sercu K o s m o s u . N i m przepełniony, o d n o w a biorę d o rąk różaniec. S t r u m i e ń różańca. Spod krzyża, w k t ó r y m n i e u s t a n n i e rozwiązuje się mój p r o b l e m d o b r a i zła, patrzy mi na ręce Ojciec Pio, od 20 lat d u c h o w y p a t r o n n a s z e g o d o m u . * * * Tą t r o c h ę liryczną p u e n t ą z a m k n ą ł e m moje a n k i e t o w e refleksje - i w ó w c z a s z d a ł e m sobie sprawę, że j e d n a k r ó w n i e prawdziwie m o g ł e m to swoje du chowe dzianie się wpisać p o m i ę d z y d w a bieguny m o i c h l e k t u r beletrystycz nych. W t e d y labiryntowe piekło Konińskiego zostałoby zastąpione „ p i e k ł e m C o n r a d a " (tak zatytułował swoją książkę Michał K o m a r ) , a m i s t y c z n e prze strzenie Teilharda, M e r t o n a i Jaegera d o b r z e wyraziłby mój o b o k J o s e p h a C o n r a d a najważniejszy i jakby p r z e w o d n i pisarz A n t o i n e Saint-Exupery. Bo przecież m o g ę powiedzieć: żyłem od Lorda Jima, który dotkliwie jak Koniński wstrząsnął m o i m w e w n ę t r z n y m ś w i a t e m - po Ziemię - planetę ludzi, Nocny lot i Cytadelę - którymi p r ó b o w a ł e m t e n świat p o d n o s i ć do s e n s o w n e go istnienia. Na zawsze zrosły się ze m n ą i m o i m p i s a n i e m słowa Saint-Exupery'ego, które uczyniłem m o t t e m wiersza Obraz katedry: „Ten, k t o z a p e w n i a sobie na przód p o s a d ę zakrystiana lub wynajmującej krzesła w w y b u d o w a n e j katedrze, przegrał już z góry. Ale k t o piastuje w s w y m sercu obraz katedry, k t ó r ą chce zbudować, t e n jest p r a w d z i w y m zwycięzcą". Wiersz Obraz katedry u m i e ś ciłem w p r z e ł o m o w y m dla m n i e (myślowo i artystycznie) t o m i e Ciążenie ŚNIEG 2 0 0 4 71 morza (1970). O t w i e r a go u t w ó r Poetyka, także p o p r z e d z o n y c y t a t e m z moje go mistrza: „Prawdziwa p r z e s t r z e ń nie jest dla oka, bywa o n a u d z i e l a n a jedy nie D u c h o w i . Warta jest tyle, ile w a r t jest język, p o n i e w a ż to w ł a ś n i e język łączy rzeczy". A w m o i m refleksyjnym p a m i ę t n i k u sprzed blisko 30 lat p i s a ł e m : „ C o n r a d chce wszystko brać p o d lupę, rozważać, oceniać. Jego J i m o w i e plączą się w odległych faktach, zdarzeniach, próbują je zszywać n i t k a m i s u m i e n i a , o b o wiązku, h o n o r u . Pełzną i nie m o g ą się odkleić od swego losu. To b a r d z o ludz kie. Ale to jest d o p i e r o p a r t e r człowieczeństwa. Saint-Exupery stawia wyższe piętra egzystencji. On zaczyna się t a m , gdzie C o n r a d się kończy. On w swo jej Cytadeli chce „tworzyć s t a t e k " nie dla s a m e g o statku, ale dla stwarzania, nie dla statku, ale dla wywoływania „pragnienia m o r z a " . To j u ż b u d o w a n i e czy powoływanie człowieka twórczego. Człowieka z h o r y z o n t e m lotnika, a nie ślimaka. Jim t o n i e w sobie, spadając z n i e b a m ł o d z i e ń c z y c h p r a g n i e ń jak Ikar. I nie jest to Ikar z w o s k o w y m i skrzydłami, z p o l o t e m . To kloc, k t ó r y się nie u m i e odbić od w o d y i w y s z a m o t a ć ze swoich korników. Ciężka i jesz cze sztucznie doobciążona jest ta C o n r a d o w s k a tragedia p o m y ł e k i przypad ków. Wobec niej Saint-Exupery jest jak m ą d r y Dedal. On n a w e t z przegranej, z klęski Francji, z n i e o m a l tragicznego lądowania na p u s t y n i - w y p r o w a d z a zwycięską d u c h o w o ś ć czynu. Nie, to nie jest z w a r i o w a n y optymista, który uwiązał do swojego s a m o l o t u z i e m s k ą kulę i myśli, że ją wyciągnie z wszel kich nieszczęść. Wie, że lata się także w nocy, jego piloci giną, ale w niebie, w wysokich s z t o r m a c h . Lecą, myślą, r o s n ą . C h c i a ł b y m latać z t y m m ą d r y m pilotem. Nie chciałbym być w załodze C o n r a d a " . I zawsze, także na tej „beletrystycznej" d r o d z e p o s z u k i w a n i a prawdy, au tor i jego dzieło łączyli mi się w j e d n o , zawsze książka i pisarz w z a j e m n i e się budowali. O t o inny zapis p a m i ę t n i k a : „Żeglarstwo i lotnictwo. Niewiele z ludzkich działań-powołań ma tak głębokie powiązania. C h i c h e s t e r - żeglarz i lotnik, Teliga - żeglarz i lotnik, Baranowski... A Saint-Exupery, k t ó r y oblał e g z a m i n do szkoły morskiej i dla k t ó r e g o „pieśń m o r z a " na zawsze p o z o s t a ł a s y m b o lem życia? „Symbolicznie" też r u n ą ł ze swoją m a s z y n ą do morza... A r a d o ś ć i uniesienie C o n r a d a w czasie trwającego godzinę i - jak z a c h ł a n n i e p o d k r e ślał - 20 m i n u t u n o s z e n i a się n a d ziemią i w o d ą . Czuje się w jego starczym zwierzeniu, że gdyby mu przyszło żyć raz jeszcze... Co ich wiąże - latających 72 FRONDA 34 żeglarzy i pływających lotników? Chyba p r z e s t r z e ń , t e n n i e s k o ń c z o n y list Boga wysłany do marynarzy i k o s m o n a u t ó w " . Teraz, gdy i ja j e s t e m już stary, t e n „list Boga" czytam o m a c k i e m , różańcowo, coraz bardziej zdziwiony, ile w t a k i m m o d l i t e w n y m pochyleniu żywego h o r y z o n t u , ile k o s m i c z n e g o świata... KRZYSZTOF KOEHLER Najpierw wypadałoby wyjaśnić, jak r o z u m i e m pojęcie „przeżycie religijne", bo chyba różnie m o ż n a je pojmować. Nie posiłkując się ż a d n y m s ł o w n i k i e m , p o w i e m tyle, że dla m n i e przeżycie religijne to takie, k t ó r e o t w i e r a m n i e na doświadczanie Bożej obecności. I w związku z tym pierwsze zastrzeżenie: przeświadczenia, niejasnego przeczucia Bożej obecności, Bożej przyczyny i s t n i e n i a wszelkiego d o s t a r c z a mi zazwyczaj m o c n e (to znaczy nie pasywne, lecz aktywne) u c z e s t n i c t w o w n a t u r z e : to m o ż e być górska wycieczka, to m o ż e być sadzenie d r z e w e k czy innych roślin w ogrodzie, to m o ż e być tak s a m o uczestniczenie p r z y g o d n e w różnych pracach polowych. Dosyć to odległe d o ś w i a d c z e n i e od lektury. Wszak l e k t u r a dzieła, k t ó r e o d n o s i się do istnienia, jest miejscem, gdzie mają się spotkać ludzkie s ł o w o i s t w o r z o n y przez Boga świat. O n a także m o ż e przynieść jakieś przeczucie tego, że On jest. Jaka to m u s i być sztuka? Teoretycznie wiem, że nie m u s i być konfesyjna z zasady, z definicji, że m u s i być chyba p r z e d e w s z y s t k i m s z t u k ą uczciwą, czy li taką, za której p o m o c ą artysta chce dowiadywać się Prawdy, o której wie, że istnieje gdzieś za zasłoną, ale j e d n a k istnieje. Jeśli t e m u p o s z u k i w a n i u p o święci swoją sztukę i jeśli jego sztuka jest artystycznie u d a n a , artystycznie piękna (bo estetyczne p i ę k n o jest funkcją p o s z u k i w a n i a owej Prawdy, k t ó r ą na wszelki wypadek i ze s t r a c h u ukrywa się za p r a w d a m i , ale k t ó r a jak odpry ski zwierciadła przebłyskuje z tych prawd...), to w t e d y taka sztuka p o z w a l a na przeżycie religijne. Takich więc dzieł w swoim życiu znalazłem bardzo wiele: na p e w n o oba Homery, na p e w n o Eneida, tragedie greckie (Sofokles!), na p e w n o wiersz Czesława Miłosza Mittelbergheim, na p e w n o utwory Herberta, na p e w n o Kawafisa Miasto, twórczość Mickiewicza, pisarstwo Alberta Camusa. Jeśli tylko te dzie ła odwoływały się do lepszej części natury człowieka, jeśli tylko wyrywały m n i e ŚNIEG 2 0 0 4 73 z kontekstu m a r a z m u duchowego czy intelektualnego. Lista tytułów mogłaby być długa, podobnie jak lista dzieł, które nie pomagają w przeżyciu doświadcze nia religijnego. Ale o tamtych nie chcę mówić. F r a g m e n t z wiersza Miasto Kawafisa: „Jeśliś swoje życie r o z t r w o n i ł w tej dziurze, t o r o z t r w o n i ł e ś j e w s z ę d z i e " . C z e m u o n wzburzył m n i e , c z e m u p o pychał zawsze ku wierze mocniejszej? Bo był jak tragedie greckie, k t ó r e m o c no i zdecydowanie m ó w i ł y p r a w d ę o człowieku i nie słodziły t e g o niczym: żadną ideologią, ż a d n y m o l e o d r u k i e m , tylko pozwalały stanąć t w a r z ą w t w a r z z p e w n ą p r a w d ą o człowieku; a stanięcie t w a r z ą w t w a r z z p e w n ą p r a w d ą o człowieku, jeśli d o k o n y w a n e jest artystycznie pięknie, m o c n o p o p y c h a m n i e ku Prawdzie O s t a t e c z n e j . Bo o d n o s z ę wrażenie, że wszelkie przesłony, j a k i m i sobie u t r u d n i a m y d o s t ę p do owej Prawdy, k t ó r ą tu widzimy „jak w zwierciad le" - wszystko j e d n o , jak p i ę k n e by o n e były - zasłaniają n a m Pana Boga, k t ó ry jest do dotknięcia m o ż e najmocniej w losie ludzkim, w wysiłku przekrocze nia wszelkich ograniczeń ludzkiego bytu, w d r o d z e w z n o s z e n i a życia... AGNIESZKA KUCIAK Niestety, o b a w i a m się, że l i t e r a t u r a nie zbawia. I m o ż e n a w e t nie p o w i n n a . Dość s m u t n o byłoby wierzyć w eucharystię wieczoru autorskiego, sakra m e n t otwierania książki i p r z e m i a n ę Pana Boga w czcionkę. N a w e t nie będąc skądinąd osobą szczególnie religijną. Może największy wpływ na moje życie miało zdanie Audena: „For t h e poetry makes n o t h i n g h a p p e n " („Nic nie zdarza się za sprawą poezji"). Najbardziej wyuzdane powieści de Sade'a i Seks i trwoga Pascala Q u i n a r d a spłynęły po m n i e jak po kaczce. Wielokrotne lektury i n a w e t przekładanie Dantejskiego Raju nie sprawiły, że wstąpiłam do zakonu. Wpływu literatury należałoby się obawiać: cóż by to było, gdyby każda lektura Cierpień młodego Wertera kończyła się s a m o b ó j s t w e m , Kordiana - zama c h e m terrorystycznym? Banalny wykład z historii literatury m ó g ł b y się skoń czyć wyrokiem za ludobójstwo. Na szczęście wpływ literatury na życie m ł o dych ludzi polega po p r o s t u na tym, że spędzają oni kilka godzin na czytaniu (to już wiele!), a niektórzy także na pisaniu, mniej jeszcze liczni - na myśle niu. Między lekturą a d z i a ł a n i e m czy - jak chcieli r o m a n t y c y - p o m i ę d z y my ślą i czynem jest m a s a szarej substancji m ó z g u i rzeczywistości. 74 FRONDA 3 4 A jednak ów sport polegający na „wysilaniu gałek ocznych podczas czy tania" jest niezłą profilaktyką duchowej anemii i należy przecie go polecać. Czym byłoby życie bez tej jego afirmacji, jaką zawarli w swoich - nie za wsze „katolicko prawomyślnych" - dziełach D a n t e , P r o u s t i Wirginia Woolf, Mickiewicz i Ariosto? Bez wierszy Norwida, Miłosza, Herberta, Cesare Pavese i Kochanowskiego? Są książki, które dają coś więcej niż przeżycie estetyczne, ofiarowują intensyfikację istnienia do wartości niemal religijnej, często w b r e w nawet poglądom religijnym samego a u t o r a i „ s m u t n e m u " t e m a t o w i książki. Może tylko t ł u m a c z e n i e Boskiej komedii D a n t e g o było dla m n i e przygodą tak niezwykłą i nie całkiem dla m n i e samej zrozumiałą, że s k ł o n n a b y m była ją uznać za i n s p i r o w a n ą skądinąd. Mój d u c h nie zaznałby spokoju, d o p ó k i bym tego nie zrobiła! Gdy p r z e k ł a d a ł a m , w i e r z y ł a m w to wszystko, co mia łam przed oczami: z a r ó w n o w wizję, jak i w literę, wystarczało j e d n a k odejść od tej pracy, a sen pierzchał jak śniegowe płatki i liście w y r o k ó w Sybilli. „Przez ciebie płynie s t r u m i e ń piękności, ale ty nie jesteś pięknością" - to wszyscy wiemy. D a n t e m u zawdzięczam b a r d z o wiele, czy j e d n a k aż „ d u c h o we nawrócenie"? - bałabym się tak m o c n y c h słów. A teraz w o l ę p o d r ó ż o w a ć w zaświaty na hipogryfie Astolfa... I jeszcze j e d n o : „ D y s t a n s jest d u s z ą p i ę k n a " . Także d y s t a n s do s a m e g o piękna. I „trudniej dzień d o b r z e przeżyć, niż napisać księgę". WOJCIECH KUDYBA Prawdę mówiąc, nie wiem, jak m a m określić to przeżycie. Wydaje się, że nie było to nawrócenie. Nie był to jakiś zasadniczy zwrot moralny, ani też osobiste, egzysten cjalne spotkanie z Chrystusem, które dojrzewało we mnie powoli, przez wiele lat i wciąż jeszcze jest niezakończonym procesem. Zarazem jednak - wiem to na pew no - był to jeden z najważniejszych duchowych wstrząsów mojej młodości. Jakiś rodzaj iluminacji. Doświadczenie, które radykalnie zmieniło mój sposób patrzenia na świat. Odsłoniło przede m n ą horyzonty, których istnienia nie podejrzewałem. Żadne późniejsze zdarzenia i okoliczności - aż po dziś dzień - nie były w stanie przesłonić tej nowej perspektywy. Od tamtej pory wiem o świecie coś więcej. C h o ć m o ż e się to wydać dziwne, nie potrafię p r z y p o m n i e ć sobie daty t a m tego wieczoru, nie w i e m nawet, czy była w t e d y wiosna, czy jesień. Na pew no chodziłem do trzeciej liceum. N i e w i e m też, c z e m u s z u k a ł e m tej akurat ŚNIEG 2 0 0 4 75 książki. P a m i ę t a m za to dobrze, że nie m i a ł a jej ż a d n a biblioteka i pożyczyła mi ją moja wychowawczyni. (Z Ulissesem też m i a ł e m problemy. N i k t go nie miał. M u s i a ł e m się widocznie wygadać kiedyś księdzu p r o b o s z c z o w i p r z e d mszą, bo p a m i ę t a m , że to w ł a ś n i e on pożyczył mi gruby, niebieski egzem plarz i powiedział, że ciekawi go, jakie b ę d ę miał zdanie po przeczytaniu. Czy są dziś jeszcze tacy proboszczowie?). W i e c z o r e m s z e d ł e m zawsze do k u c h n i i czytałem do późna. Być m o ż e więc lektura, o której chciałbym napisać, trwa ła tygodnie, m o g ł o się j e d n a k zdarzyć, że p r z e c z y t a ł e m do r a n a całą książkę, a w n a s t ę p n e noce tylko w r a c a ł e m do u l u b i o n y c h fragmentów... Były to Sklepy cynamonowe i Sanatorium pod klepsydrą B r u n o n a Schulza. S t o p n i o w o nasiąka ł e m ich atmosferą, szczególnym nastrojem, językiem. N i e c h o d z i ł o tylko o za chwyt, o jakąś fascynację, o to, że p o d w p ł y w e m tej prozy p o s t a n o w i ł e m stu diować polonistykę. Chodziło, jako się rzekło, o odkrycie, że świat jest czymś więcej, niż mi się do tej p o r y z d a w a ł o . Do czasu tamtych wieczorów cała otaczająca m n i e rzeczywistość - obejmu jąca także przestrzeń pozaziemską, a więc Boga, aniołów, świętych - wszyst ko to było dla m n i e światem wytłumaczalnym i w jakimś sensie oczywistym. Rzeczywistość ta miała swój ustalony porządek i hierarchię, była zupełnie płaska i właściwie raczej nieciekawa. Nie wymagała namysłu, nie obiecywała przygody. Choć m o ż e się to wydać dziwne, Bruno Schulz pokazał mi, że Bóg jest Tajemnicą. Dzięki Sklepom zobaczyłem, że świat, który m n i e otacza, ma w sobie jakąś fascynującą głębię, jest pełen pasjonujących zagadek. Miasteczko, 76 FRONDA 34 d o m , w którym wtedy mieszkałem, świątynia, drzewa wokół niej, wiatr, bu rza, chmury, ludzie, których spotykałem - wszystko to stało się czymś więcej, niż było dotąd, n a b r a ł o wieloznacznego, tajemniczego sensu. W najprostszych nawet czynnościach m o g ł e m teraz dostrzec e l e m e n t y z a p o m n i a n y c h rytuałów. W najzwyklejszych rzeczach - znaki N i e o g a r n i o n e g o Boga. Od tamtej pory świat ma dla m n i e jakiś nowy wymiar - wymiar Niepojętej Wspaniałości. Jest pełen prześwitów, przez które objawia się n a m Z u p e ł n i e Inne. Jest otwarty, wy chylony ku Tajemniczemu Bogu. I nic już tego nie zmieni. R O M A N M I S I E W I C Z Jest książka k t ó r a rozpoczyna się c y t a t e m z Fausta G o e t h e g o . Mówi on o ist nieniu „siły, / k t ó r a wiecznie zła pragnąc, / w i e c z n e czyni d o b r o " . N i e w i e m , jakie intencje miał a u t o r Mistrza i Małgorzaty, ale m n i e p o w i e ś ć ta s k ł o n i ł a do religijnej refleksji i to w krytycznym m o m e n c i e mojego życia. Pierwszy rozdział m o ż n a streścić następująco. O t o g ł u p k o w a t y p o e t a Ponyriow p r z e d s t a w i a swojemu s t a r s z e m u koledze Berliozowi swój antyreligijny p o e m a t pisany na z a m ó w i e n i e . Po co takie p o e m a t y p i s a n o ? Oczywiście w celu manipulacji ś w i a d o m o ś c i ą obywateli. O b e c n i e d o p r o w a d z o n e j do znacznie większej perfekcji przez m e d i a . J e d n a k s a m początek t w o r z e n i a współcześnie funkcjonującej filozofii indoktrynacji jest ciekawy i jego m e c h a n i z m świetnie p r z e d s t a w i a B u ł h a k o w w tej książce. Konstrukcja jej trzech pierwszych r o z d z i a ł ó w polega na użyciu zasady p o c z w ó r n e j p r z e w r o t n o ś c i . Ponyriow: P r z e d s t a w i a m p a n u n a i w n y p o e m a t , w k t ó r y m J e z u s jest czło wiekiem o b d a r z o n y m „wszelkimi najgorszymi cechami c h a r a k t e r u " . Berlioz: Jest b ł ę d e m p r z e d s t a w i a n i e J e z u s a jako o s o b n i k a istniejącego na prawdę. Należałoby położyć akcent na a s p e k t b a ś n i o w y albo apokryficzny hi storii jego życia. Nawiązać do p o d o b n y c h legend z mitologii innych nacji. Położyć nacisk na t o , że C h r y s t u s nigdy n i e istniał. Bułhakow: W p r o w a d z a m bajkową postać W o l a n d a - strasznie / śmiesznie wyglądającego szatana - który będzie m ó w i ć tylko prawdę. Fajny chwyt, nie? O t o najmniej p r a w d o p o d o b n a z postaci ma sprawiać wrażenie, że m ó w i wy łącznie prawdę. Woland: Ależ Chrystus istniał. Tyle tylko, że był zupełnie inny, niż to piszą w Ewangeliach. Był obdarzony d a r e m łagodzenia cierpień, a cała jego historia, ŚNIEG 2 0 0 4 77 którą o t o w a m o p o w i e m dla uwiarygodnienia, została s p r e p a r o w a n a przez je dynego jego ucznia - M a t e u s z a Lewitę - oraz Piłata. Przez tego drugiego z p o budek stricte politycznych. Mamy tu p o w r ó t do pierwotnej, Ponyriowowskiej koncepcji - przedsta wienia Jezusa jako istniejącego n a p r a w d ę , tyle że o b d a r z o n e g o nie złymi, p o nadludzkimi cechami, ale bliskimi n a m słabościami. Koncepcji polegającej nie na wywołaniu w czytelniku o d r u c h u o d r z u c e n i a p o p r z e z p r z e d s t a w i e n i e Boga-człowieka jako istoty złej, ale wywołaniu w s p ó ł c z u c i a do niej i p r z e d e wszystkim zasianiu zwątpienia w jego boskość. Zostaje s t w o r z o n a zastępcza konfrontacja. Szatan twierdzący, że Bóg istnieje, i przeczący t e m u literaci-ateiści. Jako wierzący, paradoksalnie przyjmujemy s t r o n ę profesora Wolanda, sprzymierzając się w jego a r g u m e n t a c h przeciw niewierzącym. Czy książka B u ł h a k o w a w w a r s t w i e religijnej była manipulacją, czy mia ła pobudzić do refleksji religijnej? O d p o w i e d ź , w b r e w t e m u , co n a p i s a ł e m na początku, jest dla m n i e jasna. Oczywiście, p o b u d z i ć . Świadczy o t y m nie tylko jej m o t t o , ale i sposób, w jaki j e s t e ś m y dziś m a n i p u l o w a n i . M ó w i ę o próbie stworzenia świata takich wartości, k t ó r e nie walczą ze ś w i a t o p o g l ą d e m reli gijnym, ale kształtują ś w i a d o m o ś ć odbiorcy tak, jakby Bóg w ogóle nie istniał. Takim najczystszej w o d y m a n i p u l a t o r e m są reklamy, przedstawiające życie na Ziemi jako czas wiecznej młodości, p o z b a w i o n y wszelkich trosk, bólu i... re fleksji. Schlebiające z a p o t r z e b o w a n i u człowieka nie tylko na radość, ale i na pociechę. Więc wciskające się na miejsce religii w celu p o b u d z e n i a k o n s u m p cji. Głupie wydaje się pytanie - k o m u na t y m zależy. O d p o w i e d ź jest j a s n a - k o n c e r n o m , w celu o p a n o w a n i a rynku i kumulacji kapitału. G ł u p i a wydaje się odpowiedź - profesorowi W o l a n d o w i . Dlaczego głupia? TOMASZ NAKONECZNY Temat p o r u s z o n y w P a ń s t w a ankiecie zachęca do spojrzenia na o b c o w a n i e z literaturą jako na rodzaj doświadczenia metafizycznego. Myślę, że przy całej mnogości p u n k t ó w widzenia n a istotę literatury z e w s z e c h m i a r u p r a w n i o n y jest również i taki, wedle k t ó r e g o jest ona, p o d o b n i e jak k u l t u r a w ogóle, bez u s t a n n y m z m a g a n i e m się z z a g a d n i e n i e m Boga. Podzielam go w zupełności, choć zarazem ś w i a d o m j e s t e m kłopotów, jakich nastręcza. Przede w s z y s t k i m w odniesieniu do języka. Jak b o w i e m , chcąc u n i k n ą ć b e z r a d n o ś c i wynikającej 78 FRONDA 14 z n i e d o s t a t k ó w mowy, odwagi lub inteligencji, m ó w i ć o sprawach, k t ó r e na p r a w d ę oczywistymi czy przynajmniej z r o z u m i a ł y m i wydają się jedynie wte dy, gdy w nich uczestniczymy? Dlatego w d u ż o lepszej sytuacji znajdujemy się podczas lektury niż po jej zakończeniu. S a m a l i t e r a t u r a n i e s k o ń c z e n i e prze wyższa tu wszelkie próby jej egzegezy Zwłaszcza że n i e k t ó r e książki ujaw niają swoją metafizyczną w a r t o ś ć często w b r e w reputacji swoich autorów, a n a w e t w b r e w ich intencji. O ile z a t e m metafizyczność Zbrodni i kary nie bu dzi chyba wątpliwości, o tyle przypisywanie jej Wojnie peloponeskiej m o ż e się wydać co najmniej osobliwe. A j e d n a k j e s t e m głęboko przekonany, że i dzieło Tukidydesa, ów w z ó r historycznego obiektywizmu, jest czymś więcej niż rela cją z jednej z wojen nie tylko dzięki swoim w a l o r o m artystycznym, lecz również za sprawą pesymizmu, który je przenika. Pesymizm, p o d o b n i e jak o p t y m i z m , płynie z usiłowania rozpoznania sensu rzeczywistości. Zawsze zaś próbując od powiedzieć na pytanie o sens, jeśli tylko jesteśmy szczerzy i sprawiedliwi, m u simy je odnieść do sprawy obecności wyższego porządku rzeczy. W świetle powyższych r o z w a ż a ń możliwość n a p i s a n i a o lekturach, k t ó re wpłynęły na moją d u c h o w o ś ć , wydaje mi się szczególnie pociągająca. Tym bardziej że należę do ludzi, którzy dojrzewają r a z e m z książkami, a często na w e t dzięki n i m . Chronologicznie listę książek mojego życia otwiera Zamek Kafki. Zafas cynowała m n i e jedyna w s w o i m rodzaju zdolność uogólniania, a jednocześ nie atmosfera, którą odczułem jako żarliwość w poszukiwaniu Boga i drugiego ŚNIEG 2 0 0 4 79 człowieka. Wiem, że tę książkę m o ż n a odczytywać na dziesiątki sposobów, d o statecznie wiele zresztą już o tym napisano. Dla m n i e j e d n a k pozostaje o n a przede wszystkim n i e z r ó w n a n ą i niewyczerpaną figurą homo viator. Poznając zarazem całego Kafkę, zwłaszcza Dzienniki i listy, p r z e k o n a ł e m się o doniosłej możliwości postrzegania życia jako zjawiska, gdzie wszystko posiada znacze nie symboliczne. Z czasem u z n a ł e m , że ostateczna klęska Kafki jako człowieka i pisarza (obie te kategorie są przecież w jego przypadku nierozdzielne) s p o w o d o w a n a została brakiem odwagi, a literatura była dlań w r ó w n y m s t o p n i u koniecznością wewnętrzną, co ucieczką od życia. Ten człowiek, jak m a ł o który z pisarzy powołany do stania się kierkegaardowskim człowiekiem religijnym, nie wykazał koniecznej do tego odwagi i zaufania. Z r o z u m i a ł e m dzięki n i e m u , że nie chcąc utracić łączności z Prawdą, nie wolno niczego mitologizować, na wet literatury. Wyznania Rousseau, czytane w okresie b u d z e n i a się pierwszych n a m i ę t n o ści politycznych, wpłynęły na m n i e o d m i e n n i e niż p o p r z e d n i e lektury - nie przez zachwyt, ale przez rozczarowanie. Rousseau, którego z n a ł e m wcześniej jako apostoła wolności i którego młodzieńcze podobizny ucieleśniały w moich oczach ideał szlachetnego dobroczyńcy uciśnionych, objawił mi się nagle, cał kowicie zresztą w b r e w s w o i m zamierzeniom, jako istota nieszczera, egoistycz na i - m i m o rozlicznych talentów, a n a w e t geniuszu - po ludzku mała. Nie sposób tego teraz uzasadniać. Dość w s p o m n i e ć p o s t ę p o w a n i e w o b e c własnych dzieci, historię ze wstążką czy nader częste deklaracje szczerości i p r o s t o t y sto jące w sprzeczności z faktami. Zobaczyłem wtedy, jak wielki rozziew m o ż e nie kiedy istnieć między ideami człowieka a jego czynami i że fakt t e n nie pozosta je ostatecznie bez wpływu na charakter i n a s t ę p s t w a samych idei. To kazało mi ostrożniej niż dotąd traktować wiarygodność piszących. Lektura Intelektualistów Johnsona, a p o t e m to, co przeczytałem o Rousseau w pamiętnikach pani de Genlis, dały mej nieufności przekonujące, choć gorzkie wsparcie. W poszukiwaniu straconego czasu, o k t ó r y m p r a g n ę teraz w s p o m n i e ć , wywo łało we m n i e zrazu niechęć oraz p o s ą d z e n i e a u t o r a o n i e z n o ś n ą estetyzację codzienności. D o p i e r o podczas trzeciego z kolei podejścia u z n a n i e dla inte ligencji stylu s t o p n i o w o przeobraziło się w p o d z i w dla całości. P r o u s t na pe wien czas niepodzielnie zawładnął moją wyobraźnią i p o d o b n i e jak niegdyś Virginia Woolf nie wierzyła, że możliwe jest napisanie po n i m czegoś sensow nego, tak ja uwierzyłem, że jest on pisarzem, który daje o d p o w i e d ź na wszel80 FRONDA 3 4 kie zagadki życia. Gdyby m n i e ktoś wówczas zapytał, jaką książkę zabrałbym na b e z l u d n ą wyspę, bez w a h a n i a w s k a z a ł b y m na dzieło Prousta, wiedząc, że wystarczyłoby mi o n o za całą u t r a c o n ą rzeczywistość. A j e d n a k m y l i ł e m się tak co do możliwości s a m e g o Prousta, jak i co do zaspokojenia w ł a s n y c h oczekiwań. Wszyscy p o p e ł n i a m y t e n sam błąd, gdy ulegamy o c z a r o w a n i u ideą lub dziełem, k t ó r e wymyślił inny człowiek. C z ę s t o wydaje n a m się, że stanowi o n o c u d o w n e naczynie, w k t ó r y m p o m i e s z c z o n o wszystkie skarby mądrości, a k t ó r e przypadek albo przeznaczenie p o s t a w i ł o na naszej d r o d z e . 0 ile j e d n a k uczciwie kroczymy d r o g ą dalszych d u c h o w y c h p o s z u k i w a ń , na trafiamy w końcu na p u n k t , w k t ó r y m nie zadowala n a s już ż a d n a zależność 1 chcielibyśmy znaleźć się w całkowitej zgodzie ze sobą i z w ł a s n y m doświad czeniem. Jest to, w m o i m p r z e k o n a n i u , n i e z b ę d n y w a r u n e k otwarcia się na Prawdę. Dziś, przezwyciężywszy „swojego P r o u s t a " , o d r a d z a m jego l e k t u r ę tym zwłaszcza, którzy poszukują w l i t e r a t u r z e trwałych przyjaźni. Boję się, że znajdą t a m m e t o d ę o b s e r w o w a n i a i sądzenia człowieka, k t ó r a wyda im się właściwa i intelektualnie w najwyższym s t o p n i u pociągająca, k t ó r a j e d n a k w życiu pojętym jako p e w n e g o rodzaju zadanie do w y p e ł n i e n i a jest zwodni cza i w istocie m a ł o p r z y d a t n a . Twórcą, który otworzył m n i e na p o t r z e b ę j e d n o z n a c z n y c h rozstrzygnięć światopoglądowych, był Zbigniew Herbert. Jego poezja, d o s t a t e c z n i e m o c no zakorzeniona w tradycji, aby być r o z p o z n a w a l n ą co do swojego i s t o t n e ŚNIEG 2 0 0 4 81 go przesiania, a j e d n o c z e ś n i e zbyt indywidualna, ażeby być z r o z u m i a ł ą , jeśli nie uczestniczy się w t y m s a m y m świecie wartości co ona, p o r u s z y ł a m n i e od początku w najwyższym s t o p n i u . Była z a r a z e m w y z w a n i e m r z u c o n y m przez wielkiego p o e t ę piszącego w m o i m ojczystym języku. Najpierw chyba to właśnie i m p o n o w a ł o mi u H e r b e r t a najbardziej: że m o ż n a m ó w i ć językiem klasyka, a jednocześnie być k i m ś tak wiarygodnie w s p ó ł c z e s n y m . W przeci wieństwie do Szymborskiej, Miłosza i wielu innych w s p ó ł c z e s n y c h autorów, których „nie w i e m " , często jakże zresztą urocze, u r o s ł o z c z a s e m do rangi j u ż nie m o d y nawet, ale t r o p u światopoglądowego, H e r b e r t miał o d w a g ę formu łowania imperatywów, wyraźnego r o z r ó ż n i a n i a c z ł o n ó w alternatyw, stawa nia po określonej stronie. N i e k t ó r e jego u t w o r y budziły m n i e z d u c h o w e g o uśpienia, każąc zastanowić się, kim n a p r a w d ę j e s t e m , i n n e z n o w u z d u m i e wały swoją demistyfikatorską przenikliwością, tak b a r d z o mi bliską po w s p o mnianej przygodzie z R o u s s e a u . Potęgę smaku wciąż u w a ż a m za najlepszą cha rakterystykę k o m u n i z m u . Pociąg do Stambułu G r a h a m a Greena jest książką piękną i moralnie doniosłą. Pokazuje, że probierzem prawdy naszych uczuć i p r z e k o n a ń są wybory doko nywane w obliczu utraty czegoś dla nas istotnego. Daje również jeden z naj bardziej ujmujących obrazów miłości i płynącego z niej zaufania, pozwalając zarazem odczuć, jak strasznie jest je zawieść. Po jej przeczytaniu chyba po raz pierwszy w życiu byłem szczęśliwy z p o w o d u faktu istnienia na świecie jakiejś 82 FRONDA 34 powieści. Nie tylko nie byłem skłonny traktować jej jak swojej wyłącznej włas ności (tak jak działo się to w przypadku wielu innych książek), ale przeciw nie, cieszyłem się, że wypuszczona niegdyś w świat, m o g ł a i m o ż e nadal, choć w odrobinie, przyczynić się do uczynienia kogoś bardziej wrażliwym. Wszyscy w s p o m n i a n i pisarze zbliżali m n i e , każdy w o d r ę b n y s p o s ó b i czę sto na przekór sobie, do Prawdy. Z d a r z a ł o się, że przemawiali głosem, k t ó r y odzywał się niekiedy i we m n i e samym, ale dla k t ó r e g o nie z n a j d o w a ł e m wy razu. Na tym, między innymi, polega znaczenie literatury. ARTUR NOWACZEWSKI Byłem już wtedy na studiach, moje życie było p o n u r e i b e z ł a d n e , dziczałem w s a m o t n o ś c i . Był to t e n szczególny rodzaj s a m o t n o ś c i , w k t ó r y m nie ma miejsca na rozwój, jest tylko miejsce na wegetację; n a r a s t a ł o we m n i e poczu cie krzywdy - nie chciałem się pogodzić ze s w o i m cierpieniem; s t a w a ł e m się coraz bardziej zgorzkniały. Wśród r ó w i e ś n i k ó w nie d o ś w i a d c z a ł e m poczucia bliskości. Nie chciałem być taki jak oni, a j e d n o c z e ś n i e im zazdrościłem. O n i mieli w końcu jakieś swoje życie, swoje drugie połówki, przyjaciół, żyli na p e ł n y m gazie, a moje życie było... żadne. W i ą z a ł e m to z p r z e w l e k ł ą chorobą, z którą z m a g a ł e m się od początków liceum; lata, k t ó r e zwykle w s p o m i n a się jako najpiękniejszy o k r e s życia, p r z e l e ż a ł e m w szpitalach albo p r z e s i e d z i a ł e m w d o m u . C h o r o b a pozwala się zbliżyć do Boga, ale tylko wtedy, gdy przeży w a m y ją dojrzale. Inaczej staje się p r z e k l e ń s t w e m dla c h o r e g o i jego bliskich. Cierpienie niszczy takiego człowieka od środka, wypala go, o d b i e r a mu chęć życia, rodzi wybuchy agresji. W t a k i m stanie ciała i d u c h a trafiłem na Zapiski iz podpolia Fiodora Dostojewskiego. C h o ć wiele innych rzeczy złożyło się na to, że dziś p o s t r z e g a m swoje życie z u p e ł n i e inaczej, to w ł a ś n i e ta niewielka powieść z a m k n ę ł a p e w i e n o k r e s m o i c h doświadczeń. Polskie t ł u m a c z e n i e t y t u ł u Notatki z podziemia nie oddaje w p e ł n i d u c h a oryginału. W rosyjskim „ p o d p o l i e " oznacza niewielką piwnicę p o d p o d ł o g ą i w innym, politycznym, kontekście konspirację. W p o l s k i m kojarzy się n a m w pierwszej kolejności z walką o niepodległość, a d o p i e r o później z locha mi. Tymczasem w rosyjskim „ p o d p o l i u " brak b o h a t e r s t w a , a zatęchła piw niczka nie ma w sobie nic z romantycznej w y m o w y wielkich lochów. Dlatego n a r r a t o r książki Dostojewskiego - człowiek z p o d z i e m i a - bardziej jest ŚNIEG 2 0 0 4 83 „człowiekiem z p i w n i c y " albo - jak to trafnie ujął C z e s ł a w Miłosz - „człowie kiem od k u c h n i " . Człowieka podziemia poznajemy przez pryzmat jego wypowiedzi. Monolog tego b o h a t e r a to rodzaj antyspowiedzi, niekończąca się ucieczka przed s a m y m sobą: „ N i e potrafiłem stać się nie tylko c z ł o w i e k i e m złym, ale zgoła żadnym: ani złym, ani d o b r y m , ani ł o t r e m , ani uczciwym, ani b o h a t e rem, ani n ę d z n y m r o b a k i e m . Teraz zaś dokonuję żywota w s w o i m kącie, draż niąc siebie gorzką i na nic n i e p r z y d a t n ą pociechą, że człowiek r o z u m n y po p r o s t u nie m o ż e na serio k i m ś się stać, k i m ś staje się jedynie g ł u p i e c " . Aby być kimś, trzeba kochać siebie samego. Nie m o ż n a być dobrym, jeśli nosi się w sobie poczucie krzywdy. Taki człowiek cały czas czuje się zagrożony, w każ dej chwili jest gotów do niespodziewanego ataku, wrogami są dla niego wszyscy, którzy dokonali wyboru, czyli (w jego rozumieniu) „głupcy". Prawdziwe piekło nie istnieje gdzieś na zewnątrz. Już na tym świecie wielu z nas doświadcza sta nów, które są jakby przedsionkiem piekła. W takiej właśnie sytuacji znajduje się bohater Notatek. Jego dusza jest zamknięta na spotkanie z Bogiem i ludźmi. Człowiek z podziemia odrzuci i zdepce każdą miłość, bo nienawidzi siebie. Sposób o p o w i a d a n i a n a r r a t o r a odzwierciedla myślenie zadufanego i jed nocześnie zakompleksionego nihilisty, sugeruje się on d o m n i e m a n y m i reak cjami czytelnika, stara się je przewidzieć, kilkakrotnie burzy wcześniej zary sowany własny p o r t r e t i przyznaje się do k ł a m s t w a . Tracimy w t e n s p o s ó b rozeznanie, co jest prawdą, a co zmyśleniem. Czytając „ z w i c h r z o n e " zda nia Notatek, nie m o ż e m y wyrobić sobie z d a n i a o piszącym. J e d n o jest w t y m wszystkim p e w n e : człowiek z p o d z i e m i a stwierdza jakiś swój stan, z k t ó r e g o nie chce lub boi się wyzwolić. Cały czas usiłuje sobie u d o w o d n i ć , że to pod ziemie - piwnica, nora, k t ó r ą sobie stworzył - jest dla niego b e z p i e c z n y m azylem i p r z e s t r z e n i ą wolności. Każdy swój d o b r y o d r u c h , przejaw jakiejś uczciwości czy godności jest g o t ó w n a t y c h m i a s t z e p s u ć s w o i m dalszym p o s t ę p o w a n i e m po to, by p o z o s t a ć p o z a oceną, s y s t e m e m m o r a l n y m i społecz nym. Bohater nie podejmuje walki z s a m y m sobą, wszystkie jego działania popycha do p r z o d u jedynie przypadek czy konieczność. Potrafi się wyrażać tylko w aktach negacji. Nie m o ż n a powiedzieć o n i m niczego określonego, występuje nie jako człowiek realnego życia, ale jako p o d m i o t własnej świado mości i marzenia. On s a m już nie potrafi oddzielić p r a w d y o sobie od włas nych rojeń: towarzyszy mu nieustające uczucie rozdwojenia. FRONDA 34 Wielu ludzi ma dziś t e n p r o b l e m . Dlatego b u n t u j ą się przeciw autory t e t o m , które wywołują w nich poczucie winy. N a s z a s p l u g a w i o n a rzeczywi stość jest wylęgarnią nieciekawych p e r s o n w typie b o h a t e r a Notatek. Bo każdy z nas m o ż e być w mniejszym lub większym s t o p n i u człowiekiem z podzie mia. Gdziekolwiek spojrzeć - sami zawistni frustraci, żałośni, bo zadziwia jąco nerwowi, niezdolni do k o n s t r u k t y w n e g o działania ironiści. Dostojewski nie żył w czasach tak ekshibicjonistycznych jak nasze, nie czytał kolorowych szmatławców, nie surfował po Internecie, ale jak n i k t i n n y znał tajniki psychi ki zbłąkanych indywiduów. Przedstawił n a m nie tylko o p o w i e ś ć o perfidnym, tchórzliwym człowieku-myszy, ale potrafił w n i k n ą ć w jego psychikę: w s z e d ł do piekła cudzej duszy. Nihilistyczny i skrajnie pesymistyczny c h a r a k t e r p o wieści nie był j e d n a k p i e r w o t n y m z a m i a r e m pisarza. Sceny n a w r ó c e n i a czło wieka z p o d z i e m i a wycięli cenzorzy. Tak okrojone Notatki z podziemia zostały skazane wyłącznie na żywot u t w o r u krytykanckiego, w k t ó r y m w i d z i a n o jedy nie parodię ideałów i przejaw „egoistycznego, a m o r a l n e g o i n d y w i d u a l i z m u " . Ja ujrzałem w tej książce ż a ł o s n ą klęskę b o ż k a r o z u m u i egoizmu, nisz czącą bezsilność ludzkiej złości. Jej l e k t u r a m n i e o t r z e ź w i ł a i oczyściła. Zycie tych, k t ó r y m niegdyś zazdrościłem, w y d a ł o mi się gorączkową b i e g a n i n ą w o kół rzeczy nieważnych i ulotnych. D o s t r z e g ł e m w ich peszącej m n i e niegdyś pewności siebie głęboko skrywane obawy o swój image. Sam p o z b y ł e m się rozdwojenia: już nie p r ó b o w a ł e m się k r e o w a ć na kogoś, zacząłem s w o b o d n i e czuć, m ó w i ć i pisać po swojemu. O d k r y ł e m siebie s a m e g o - lepszego czy gor szego, nie m n i e o t y m rozstrzygać. W i e m tylko, że o d w a ż y ł e m się zostać „ g ł u p c e m " . Mówią, że głupi ma szczęście. Tym szczęściem jest miłość. KS. JERZY SZYMIK W maju 1990 roku m ó w i ł Miłosz podczas wykładu, w Krakowie: „Może k t o ś zapytać, czy zagadnienia, k t ó r e zaprzątają u m y s ł teologa [...] mają dzisiaj wagę dla poety. O d p o w i a d a m na to «tak» i p o s t a r a m się wyjaśnić dlaczego". Powiem za Noblistą, choć a rebours: „Może k t o ś zapytać, czy zagadnienia, k t ó re zaprzątają umysł poety, mają dzisiaj w a g ę dla teologa, kapłana, chrześcija nina (cała trójca to mój p r z y p a d e k ) . O d p o w i a d a m na to «Tak» i p o s t a r a m się wyjaśnić dlaczego". ŚNIEG 2 0 0 4 85 Za wszystkie argumenty niech wystarczy ten o t o fragment z wiedeńskiego przemówienia Jana Pawia II z 1983 roku: „Tak jednostka, jak i społeczność p o trzebują [...] literatury i poezji: słów łagodnych, a także proroczych i gniewnych, które częstokroć lepiej dojrzewają w samotności i cierpieniu. [...] Także Kościół potrzebuje sztuki, nie tyle po to, ażeby zlecać jej zadania i w ten sposób zapewnić sobie jej służbę, ale przede wszystkim po to, aby osiągnąć głębsze poznanie conditio humana, wspaniałości i nędzy człowieka. Kościół potrzebuje sztuki, aby lepiej wiedzieć, co kryje się w człowieku, k t ó r e m u ma głosić Ewangelię". Tak też próbuję traktować literaturę piękną, tak ją czytać: nie zlecam jej za dań, choć potrzebuję jej służby „głębszemu poznaniu conditio humana", mnie sa mego. Potrzebuję jej łagodności, proroctwa i gniewu, owoców samotności i cier pienia. Impulsów do nawrócenia i pogłębienia wiary szukam nie w wierszach, ale w Ewangelii. Literatury pięknej potrzebuję, „aby lepiej wiedzieć, co kryje się w człowieku", któremu Ewangelia ma być głoszona. Głównie - to bardzo ważne! - potrzebuję współczesnej literatury, aby poznać własną „wspaniałość i nędzę". Bo przeglądam się w jej kartach jak w lustrze, jest ona prawdą o mnie. „Ty jesteś tym człowiekiem" - rzucił w twarz Dawidowi Natan, Dawidowi oburzonemu postawą bohatera opowieści proroka, Dawidowi przekonanemu, że współczesna mu litera tura „czytana z ust proroka" dotyczy innych, nie jego (por. 2 Sm 1 2 , 7 ) . . . Więc jest o n a niczym sejsmograf, czuły na tąpnięcia ziemi, po której idę ku N i e m u . W tym sensie ma o n a - ufam - spory wpływ na d u c h o w o ś ć , na wrócenie, wiarę. gg FRONDA 3 4 Jacy Autorzy, jakie lektury? Wielu, liczne. Wymienię t r z e c h poetów. Miłosz. Żeby Go czytać, żeby Go r o z u m i e ć i się z Jego myślą zmierzyć (moja rozprawa habilitacyjna z teologii była o p a r t a ź r ó d ł o w o na Jego teks tach), m u s i a ł e m iść t r o p e m jego biografii i lektur. To była wielka przygoda; wymagał, bym rósł, pokazał mi perspektywy, stawiał mojej wierze pytania niewygodne, t r u d n e , w a ż n e . Wiele Mu zawdzięczam. Herbert. Niebywała kondensacja języka, skrót, czystość formy. Lektury Jego wierszy i esejów oczyszczały mój religijny język, skupiały go na istocie tego, co d u c h o w e . Uczyły wrażliwości, awersji do tego, co p o w i e r z c h o w n e , płytkie, przegadane. Zagajewski. Wsparł moje głębokie p r z e k o n a n i e , że „poezja jest poszuki w a n i e m blasku". I że w a r t o bronić żarliwości p r z e d rozpaczą, acedią. WOJCIECH WENCEL Myślę, że wpływ k o n k r e t n y c h dzieł literackich na n a s z e życie d u c h o w e zależy od etapu, na k t ó r y m się znajdujemy. I od planu, który ma w o b e c n a s s a m Bóg. To nie raz na zawsze w p i s a n a w książki m o c „nawracania", ale Boża łaska wy korzystująca m e d i u m literatury w o d p o w i e d n i m czasie i miejscu prowokuje n a s do dokonywania ostatecznych wyborów. Bóg mówił do m n i e przez literaturę rzadko i po cichu. N i e „nawracali" m n i e moi ulubieni poeci: D a n t e , Rilke, Mickiewicz, Leśmian, Miłosz, Liebert, Czechowicz, Frost, Zahradnieek, Brodski, Herbert czy Rymkiewicz, ani dramatopisarze i prozaicy: Słowacki, Malczewski, Dostojewski, Faulkner, Schulz czy Huelle. Owszem, rozwijali wyobraźnię religijną, uczyli postrzegać świat w per spektywie duchowej, uświadamiali, że p o d zmysłową p o w ł o k ą rzeczy kryje się jakaś ciemna tajemnica istnienia, do której m o ż n a się zbliżyć jedynie poprzez poezję i wiarę. Ale żaden z nich nie był dla m n i e twórcą p r z e ł o m o w y m na d r o dze duchowej. Religijne zwroty w m o i m życiu dokonywały się raczej za p o średnictwem osobistych doświadczeń, Ewangelii i świadectw ludzi: głównie rekolekcjonistów i przyjaciół ze wspólnot. A jeśli już m i a ł a w nich swój udział literatura, były to jedynie fragmenty, niekiedy zupełnie nieoczekiwane. W młodości w s t r z ą s n ę ł o m n ą j e d n o p r o s t e zdanie z powieści Anna, soror, napisanej przez M a r g u e r i t e Yourcenar, lewicową intelektualistkę francuską, lesbijkę mieszkającą aż do śmierci z przyjaciółką na amerykańskiej wyspie ŚNIEG 2004 87 M o u n t Desert. „Wszystko, co piękne, jest o d b i c i e m światłości Boga" - m ó w i na kartach tej książki p o b o ż n a D o n n a Walentyna. I choć powieść w zawoalow a n y s p o s ó b o p o w i a d a o kazirodczej, chorej miłości b r a t a i siostry, zapamię t a ł e m z niej jedynie kilka pięknych o b r a z ó w średniowiecznych m u r ó w , k t ó r e t ł u m i ą ludzkie n a m i ę t n o ś c i , i w ł a ś n i e te s i e d e m słów wypowiedzianych przez d r u g o p l a n o w ą b o h a t e r k ę . I tak Yourcenar posługująca się p i ó r e m jak skalpe lem, precyzyjnie i oszczędnie budująca nastrój swoich książek, odkryła prze de m n ą zniewalające p i ę k n o chrześcijańskiego życia, p e ł n e g o d y s t a n s u , bólu, t r u d u i wyrzeczeń. To między innymi dzięki z d a n i u D o n n y Walentyny po kil ku latach przerwy z n ó w p o s z e d ł e m do spowiedzi i to przez jego p r y z m a t od bierałem freski Fra Angelica czy m u z y k ę Bacha. Ponieważ jednak - jak pisał Liebert - „uczyniwszy na wieki wybór, w każ dej chwili wybierać m u s z ę " , ta idylla harmonijnego istnienia w chrześcijań skiej kulturze nie trwała długo. Moja grzeszność stawała się dla m n i e coraz większym ciężarem, a figurę własnego losu odnajdowałem w poezji T h o m a s a Stearnsa Eliota, przede wszystkim w poemacie Popielec: „Czy siostra w welonie pomodli się za tych / Co kroczą w mroku, co Ciebie wybrali i Tobie przeczą, / [ . . . ] / Czy pomodli się siostra w welonie p o ś r ó d s m u k ł y c h pni / Cisów za tych co ją ranią i czy dni / Zbawienia przerażonych też wymodli. To ci / Co uznają przed światem a przeczą pośród skał". Te frazy prześladowały m n i e przez kilka ostatnich lat, nastrajając raczej m a ł o optymistycznie. Aż trafiłem na s a m o d n o , doświadczyłem duchowej pustki, szaleństwa, poniżenia i... miłości. W najtrudniejszym dla m n i e okresie nie m i a ł e m sił, by cokolwiek czy tać. S ł u c h a ł e m satanistycznych p i o s e n e k R a m m s t e i n : Lauft! Lauft! Lauft! / Die Wahrheit ist ein Chor aus Wind / kein Engel kommt um euch zu rachen / diese Tage eure letzten sind / wie Stdbchen wird es euch zerbrechen // Es kommt zu euch ais das Verderben („Biegnij! Biegnij! Biegnij! / Prawda jest c h ó r e m w i a t r u / Ż a d e n anioł was nie pomści / Te d n i są waszymi o s t a t n i m i / Jak patyczki w a s p o łamie // O n o do was idzie jak z a g ł a d a " ) . Niby tekst piosenki, a b r z m i jak wiersz. To między innymi t e n u t w ó r u ś w i a d o m i ł mi w końcu, gdzie j e s t e m , i jakie niebezpieczeństwo czyha na m n i e , jeśli zaufam jego p r z e s ł a n i u . A p o t e m - dzięki m o d l i t w o m bliskich - Bóg wyprowadził m n i e na p u s t y n i ę i m ó wił do mojego serca. Jego m i ł o ś ć p r z e n i k n ę ł a m n i e od s t ó p do głów. Dziś nie s ł u c h a m już R a m m s t e i n , j e d n a k wiem, że na p e w n y m etapie te teksty były mi p o t r z e b n e , b y m doświadczył całkowitego zagubienia, potrafił je n a z w a ć 88 FRONDA 3 4 i w czarnej rozpaczy powierzył swoje życie C h r y s t u s o w i . Gdybym wciąż żył, jak żyłem, zawsze znalazłbym w sobie dość pychy, by przeciwstawić Bogu swój osobisty plan zbawienia. Tam gdzie jest lęk przed Bogiem, jest i szatan. To on kusi nas chwilowymi przyjemnościami, żeby p o t e m szydzić z nas i p r o w o k o w a ć do autodestrukcji. „Zobacz, jakim jesteś gnojem" - m ó w i i - jak w piosenkach R a m m s t e i n - każe n a m uciekać na koniec świata, pogrążyć się w wirze doczesności bez nadziei na zbawienie. Zauważmy, że w Księdze Rodzaju A d a m i Ewa, którzy zjedli owoc z zakazanego drzewa, kryją się przed J a h w e p o ś r ó d drzew ogrodu. Zerwali b o wiem z N i m więź i stracili poczucie jedności. Boją się Go i nie wierzą już w Jego miłosierdzie. Ale Bóg szuka człowieka, pytając: „Gdzie jesteś?". Dziś, kiedy z n ó w o d c z u w a m Bożą miłość, w p o e m a c i e Eliota najważniej sza wydaje mi się nie s a m a diagnoza grzeszności, ale strofa końcowa. Brzmi o n a tak, jakby czekała, aż dojrzeję do jej przyjęcia: „Błogosławiona siostro, święta matko, d u c h u fontanny, d u c h u ogrodu, / C h r o ń n a s p r z e d s z y d z e n i e m z siebie fałszywym / Ucz nas jak dbać i jak nie dbać / I jak zachować t w a r z / N a w e t w ś r ó d tych skał, / Gdy w Jego rękach pokój nasz /1 n a w e t w ś r ó d tych skał / Siostro, m a t k o / I d u c h u rzeki, d u c h u m o r z a , / C h r o ń m n i e p r z e d od łączeniem // A w o ł a n i e moje niech do Ciebie przyjdzie". Eliot nazwał to, co nieco wcześniej u ś w i a d o m i ł y mi w ł a s n e doświadcze nia: że prawdziwe odłączenie nie polega na s a m y m fakcie d o p u s z c z e n i a się grzechu, ale na o d r z u c e n i u Bożej miłości, k t ó r a pragnie wejść z n a m i w sytu ację śmierci, odkupić nasz grzech i p o d n i e ś ć n a s do lepszego życia na Z i e m i i do życia wiecznego w Niebie. WOJCIECH W E N C E L TOTUS TUUS A: Cały Twój czysty jak tza w oku Maryi waleczny jak święty Jerzy nieludzki jak anioły Botticellego B: Cały Twój zbyt grzeszny żeby sądzić zbyt ciężki żeby chodzić po falach zbyt ludzki by się zbawić bez Ciebie 90 FRONDA 3 4 Ernest Bryll „Na ganeczku snu" Pełna ciepła i wiary poezja, wyrażająca pragnienie zado mowienia - tu, na ziemi, a także w Bogu, kochającym czło wieka takim, jaki jest. „Na ganeczku snu / Zaczerpnijmy tchu" - zaprasza tytułowy wiersz, zachęcając do zatrzyma nia się na chwilę i podziwiania urody świata. Wydawnictwo Archidiecezji Lubelskiej „Gaudium" 20-075 Lublin, ul. Ogrodowa 12 t e l . ( 0 8 1 ) 4 4 2 19 00 fax (0 81) 442 19 16 e-mail: [email protected] Oszalałe hordy, uzbrojone w maczety i wszelkiego typu przyrządy kradzione w magazynach produktów prze mysłowych, napadały i podpalały sklepy na Septima i przyległych ulicach, wspomagane przez zbuntowanych policjantów. Jeden rzut oka wystarczył, byśmy zdali so bie sprawę, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Mój brat wyprzedził moje myśli krzykiem: „Cholera, twoja maszyna do pisania!". BOGOWIE W WIEKU ZABAW O przyjaźni Fidela Castro i Gabriela Garcii Marąueza ANCEL ESTEBAN, STEPHANIE PANICHELLI Gabo i ja znajdowaliśmy się w Bogocie, tamtego smutnej pamięci dnia 9 kwietnia 1948 roku, kiedy to zamordowano Gaitana. Byliśmy w tym samym wieku: 22 lata, świadkowie tych samych wydarzeń, obydwaj stu diowaliśmy to samo: prawo. Tak przynajmniej oboje przypuszczaliśmy. Jeden nie mial żadnej wiadomości o drugim. Nikt nas nie znał. My sami też się nie znaliśmy. Prawie pół wieku później Gabo i ja rozmawialiśmy w przeddzień podró ży do Biran na Kubie, gdzie urodziłem się rankiem 13 sierpnia 1926 roku. Spotkanie nosiło piętno tych prywatnych, rodzinnych okazji, kiedy to zwy92 FRONDA 34 kle przeważa atmosfera wylewnych wspomnień i rozliczeń; spędzaliśmy je z grupą przyjaciół Gabo i paroma companeros, przywódcami Rewolucji. Tymi słowy Fidel C a s t r o rozpoczyna p r a w d o p o d o b n i e najbardziej literacki tekst, jaki napisał w całym s w y m życiu - miał w t e d y 66 lat i d w a miesiące. Krótki artykuł dedykowany s w e m u najlepszemu i być m o ż e j e d y n e m u przyja cielowi - Gabrielowi Garcii M a r ą u e z o w i . Dwie postaci, j e d n e z najważniejszych w historii Ameryki Łacińskiej XX wieku, znajdowały się w tym s a m y m mieście, w j e d n y m z najgorszych dni, jakie przeżyła kolumbijska stolica od czasów swego założenia. P r a w d o p o d o b nie przecięły się ich szlaki, kiedy nie wiedząc n a w e t dlaczego, biegali w ś r ó d zamieszek bez k o n k r e t n e g o kierunku. Być m o ż e na k t ó r y m ś z rogów spotkały się ich spojrzenia lub potknęli się o tę samą, p o d n o s z ą c ą się z ulicy kobietę, którą powalił pędzący na rowerze dzieciak. Syn telegrafisty z Aracataca starał się dotrzeć do pensjonatu, gdzie mieszkał, aby ocalić przynajmniej rękopisy opowiadań, jakie napisał przed tygodniem. Kubański s t u d e n t przypuszczał, że było już zbyt p ó ź n o na n o w e spotkanie z G a i t a n e m , przywódcą i nadzieją Kolumbii, najmodniejszym wówczas politykiem, z a i n t e r e s o w a n y m sytuacją s t u d e n t ó w latynoamerykańskich, który już wcześniej przyjął ich delegację proszącą o zajęcie przez niego stanowiska w o b e c zawsze konfliktowych relacji między Stanami Zjednoczonymi Północy a Stanami Rozdzielonymi P o ł u d n i a . Gabo urodził się w Aracataca, małej miejscowości na północy kraju, w nie dzielę 6 marca 1927 roku, z pępowiną owiniętą wokół szyi. D o n a Luisa Marquez przeżyła skomplikowany dużym krwotokiem poród i w kolejnych latach wydała na świat dziesięciu małych Kolumbijczyków. Kiedy urodził się drugi syn, Gabito przeniósł się do dziadków i to ta właśnie okoliczność uformowała charakter i za miłowanie przyszłego laureata Nagrody Nobla do historii o wielkich wodzach. Spędzał całe godziny, słuchając dziadkowych opowieści o wyczynach b o h a t e r ó w wojen domowych z początku wieku. Babcia w delirycznym stanie śpiewała cały mi dniami i to ją w n u k zasypywał ciągłymi pytaniami o historie z wojen: - Babciu, kto to jest Mambru i na jakiej był wojnie? I babcia, choć nie miała zielonego pojęcia, kim byl Mambru, po siadała wyjątkowo twórczą wyobraźnię i odpowiadała z pełnym spokojem: ŚNIEG 2 0 0 4 - To byt taki Seńor, który walczy! z t w o i m dziadkiem na Wojnie Ty siąca Dni. Jak wiadomo, Mambru ze starej i popularnej piosenki (którą tak często lubiła śpiewać babcia) to nie kto inny jak sam hrabia Marlborough, lecz kiedy Garcia Marąuez przedstawia! tę drugoplanową postać w swoich powieściach i opowiadaniach, wybierał wersję swojej babci, a nie tę realną. Z tego to p o w o d u Marlborough pojawia się w przebraniu tygrysa, przegrywając wszystkie wojny d o m o w e u boku pułkownika Aureliana Buendia. Kiedy Gabriel miał siedem lat don Nicolas Marąuez zabrał wnuka do dzielnicy San Pedro Alejandrino w mieście Santa Marta, gdzie zmarł Bolivar, el Libertador, wyzwoliciel Ameryki. Już od dawna dziadek opo wiadał mu o tej wspaniałej postaci. Rok wcześ niej zobaczył obraz martwego Bolivara w dziad kowym kalendarzu. Zainteresowanie małego boga w wieku zabaw tym i innymi przywódcami amerykańskimi rosło z biegiem lat. To ci boha terowie zaludnili później jego powieści i zasiali w nim szczególne zafascynowanie władzą. Mając osiem lat, nauczył się czytać i pisać w szkole Montessori. Nauczycielka Rosa Elena Ferguson zamienia się w jego pierwszą muzę; Gabo myślał, że recytowane przez nią w czasie lekcji wiersze, które „zaraziły mu mózg na za wsze", były wyrazem jej wyjątkowej urody. Bę dąc już dziewięcioletnim podrostkiem, szperając w kufrze dziadka, znalazł pożółkłą i rozlatującą się już książkę i był to jeden z najbardziej trans cendentalnych momentów w jego życiu. Wtedy nie wiedział, że książka nosiła tytuł Baśnie z tysiąca i jednej nocy, ale zaczął czytać i czuć się przemieniony. Jak sam opowiada: Podniosłem ją i był tam facet otwierający butelkę, z której wycho dzi! dymny czarownik, i wykrztusiłem: „Cholera, to jest cudowne!". 94 FRONDA 34 To mnie zafascynowało o wiele bardziej ani żeli cokolwiek, co do tej pory spotkało mnie w życiu; bardziej aniżeli zabawy, malowanie, jedzenie, aniżeli cokolwiek innego i już ni gdy nie wyszedłem z tego stanu. W ciągu następnych lat rodzina Garcii Marqueza, poganiana potrzebą nakarmienia coraz liczniejszej i wciąż rosnącej gromadki dzieci, przeprowadza się parokrotnie: Aracataca, Barranąuilla, Sucre. W 1940 roku Gabo wraca do Barranąuilla, wstępuje do jezuickiego liceum San Jose i t a m pisze swoje pierwsze strofy i artykuły do gazety „Juventud" (Młodość). Trzy lata później, mając prawie 16 lat, pod wpływem materialnej sytuacji rodziny - było ich już oś m i o r o rodzeństwa - z m u s z o n y jest do poszukiwania sposobu finansowania swojej nauki. Przybywa do Bogoty, czuje się wyjątkowo o s a m o t n i o n y w da lekim, zimnym, o g r o m n y m mieście, gdzie nie zna nikogo w ś r ó d ludzi o zu pełnie obcych zwyczajach. Zdobywa s t y p e n d i u m i podejmuje naukę w Liceum Varones de Zipaąuira, i tutaj wirus, jaki zostawiła w n i m lektura Baśni z tysiąca i jednej nocy, rozwija się i r o z m n a ż a z taką zaciekłością, że zamienia się w c h r o niczną i nieuleczalną chorobę. Czyta i pisze z zawziętością, poznaje dogłębnie klasyków hiszpańskich i czerpie z wiedzy profesorów. Mieszka w internacie w warunkach prawie klasztornych, co z m u s z a go do spędzania niezliczonych godzin nad książkami... lub białym papierem, gdy próbuje napisać jakiś wiersz. Bierze udział w życiu literackim i w 1944 roku pisze swoje pierwsze opowia danie. Trzy lata później Gabo zaczyna studia na wydziale prawa, również w Bo gocie, wówczas już 700-tysięcznym mieście, p o ł o ż o n y m dwa tys. m e t r ó w n a d p o z i o m e m morza, p e ł n y m reminiscencji płaskowyżu kastylijskiego i tętniącym życiem kulturalnym, grawitującym wokół kawiarni śródmieścia. Do nich zagląda przyszły noblista częściej niż na zajęcia i t a m poznaje najważniejszych t w ó r c ó w ówczesnych lat. W tym czasie odkrywa n i e k t ó r e perły literackie: Przemiana Kafki p o m n o ż y pierwszy w i r u s i p o p c h n i e do n i e p o h a m o w a n e g o pisania o p o w i a d a ń , p o d o b n i e klasycy, tacy jak Garcilas, ŚNIEG 2 0 0 4 95 Quevedo, Gongora, Lope de Vega, św. Jan od Krzyża, w s p ó ł c z e ś n i mu twórcy z r o c z n i k a ' 2 7 czy N e r u d a . Trochę później swoje z a i n t e r e s o w a n i a skoncen truje wyłącznie na powieści, aż wreszcie zacznie myśleć, że jego p o w o ł a n i e literackie jest tak silne, iż p o w i n i e n porzucić s t u d i a p r a w n i c z e . . . Fidel C a s t r o wyrósł w rodzinie i atmosferze wiejskiej. W małej hacjendzie Biran, niedaleko Santiago de Cuba, w p o ł u d n i o w o - w s c h o d n i e j części wyspy. Czas zabaw spędzał z najemnymi r o b o t n i k a m i z plantacji trzciny cukrowej o nazwie Manacas. Okolice o t o c z o n e bujną przyrodą sprzyjały częstym wy cieczkom k o n n y m i kąpielom w rzece. Pierwszy rok n a u k i odbył w szkole wiejskiej i j u ż w wieku sześciu lat przeniósł się do stolicy prowincji, Santiago de Cuba, do szkoły z i n t e r n a t e m p r o w a d z o n e j przez księży. Już w t a m t y c h latach zaczął dawać znać o sobie jego d u c h rewolucyjny. Po powrocie do hacjendy zorganizował strajk przeciwko w ł a s n e m u ojcu, k t ó r e m u zarzucał wyzyskiwanie pracowników. Bardzo dobre wyniki Fidela w nauce skłoniły jego rodziców do wysłania go do najlepszego gimnazjum w kraju, szkoły prowa dzonej przez jezuitów w miejscowości Belen. Tam kształciła się arystokracja i burżuazja kubańska, przyszłe warstwy kierownicze partii o t e n d e n cjach konserwatywnych. We w r z e ś n i u 1945 roku Fidel wstępuje na uniwersytet w Hawanie na wy dział prawa. Decyzja ta z m i e n i całkowicie jego życie. Przybył z p e ł n e g o spokoju miejsca, gdzie najważniejsze było wykształce nie i edukacja chrześcijańska, do nowego relacji świata, gdzie społecznych walka o przeżycie. podstawę stanowiła Uniwersytet był p o l e m walki między d w o m a u g r u p o w a n i a m i politycznymi, które używając na p r z e m i a n to przemocy, to pieniędzy, zyskały już ogromny wpływ na społeczność Hawany. Z jedFRONDA 34 nej strony byt więc MSR - Movimiento Socialista Revolucionario (Socjalistycz ny Ruch Rewolucyjny) pod przywództwem ekskomunisty Rolanda Masferrera, z drugiej UIR - Union Insurreccional Revolucionaria (Powstańczy Związek Rewolucyjny) kierowany przez eksanarchistę Emilia Tro. Fidel Castro natychmiast zaraził się ambicją polityczną i wyznaczył sobie jako podstawowy cel przywództwo w FEU - Federacion Estudiantil Universitaria (Uniwersyteckiej Federacji Studentów), organie przedstawicielskim stu dentów całej uczelni - owocu pożądanym przez obie grupy polityczne. Zdając sobie doskonale sprawę, że bez silnego poparcia nie będzie w stanie osiągnąć upragnionej pozycji, starał się zwrócić na siebie uwagę sze fów zarówno UIR, jak i MSR. W ciągu pierwszych trzech lat zdołał jednak dojść zaledwie do stanowiska wiceprezydenta rady studenckiej na swoim wydziale. Na czwartym roku zdecydował się wystarto wać w wyborach do władz studenckich jako kandydat niezależny. Przygotowywał się, czytając z zawziętością większość prac Martwego i stamtąd zaczerpnął nie tylko głębokie i atrakcyjne ideały, lecz również bogaty repertuar cytatów odpo wiednio zdobiących szczegółowo przygo towane dyskursy. Jednocześnie rozpoczął działalność poza uczelnią, organizując demonstracje przeciwko rządowi Ramona Grau San Martina. „Gazety pisały o nim - komentuje jego biograf Volker Skierka - wybijając czasem wielkie tytuły. Porywający i zręczny orator, młody, przystojny sportowiec w elegan ckich garniturach, z zaczesanymi do tyłu czarnymi włosami i greckim profi lem, w wieku 22 lat stał się jedną z tych postaci, o których śnią matki panien na wydaniu". Lecz nie wszystko ograniczało się jedynie do słów. Po jednym ze spot kań z prezydentem Fidel zasugerował swoim towarzyszom możliwość wy rzucenia przywódcy państwa przez balkon, a zabójstwo to dałoby znak do rozpoczęcia studenckiej rewolty. W tym czasie uważano, że Castro, choć nie ŚNIEG 2 0 0 4 97 było na to ostatecznych dowodów, zamieszany jest w trzy zamachy: pierwszy - to postrzał w płuca członka UIR w grudniu 1946 roku; drugi - zamordo wanie dyrektora narodowego komitetu ds. sportu Manila Castro (zbieżność nazwisk przypadkowa) przed wejściem do kina w grudniu 1948 roku; trzeci - wkrótce potem, śmiertelne zranienie policjanta Oscara Fernandeza, który zanim skonał, zidentyfikował lidera studenckiego jako autora zamachu. Z czasem coraz bardziej interesowała go polityka latynoamerykańska. Związał się z ruchem wyzwolenia Puerto Rico, brał także udział w zakoń czonej fiaskiem wyprawie do Republiki Dominikańskiej, której celem było obalenie dyktatora Trujillo, sympatyzował też z ruchami studenckimi w Ar gentynie, Wenezueli, Kolumbii i Panamie. Cel był zawsze ten sam: skończyć z imperializmem i kolonializmem ame rykańskim. W kwietniu 1948 roku doprowadził do zorganizowania kongresu latyno amerykańskich sejmików studenckich, koordynując go w czasie z przewidzia nym wówczas również w Bogocie IX Panamerykańskim Szczytem Mini strów Spraw Zagranicznych. Na tym ostatnim zjeździe miano zdecydować o powstaniu Organizacji Państw Ame rykańskich i tam też, pod czujnym okiem generała Marshalla, Waszyng ton pragnął zakończyć z „komuni stycznym zagrożeniem". Zabawy dobiegły końca. Losy naszych dwóch młodych bogów splotły się w ów krwawy dzień 9 kwietnia 1948 roku w Bogocie. Liczba zamordowanych w ciągu następnych dni doszła do trzech tys., a rozpętana w wyniku tych tra gicznych zajść wojna domowa pochłonęła 300 tys. ofiar. Siódmego kwietnia Castro spotyka się z Jorge Eliecerem Gaitanem, po pularnym liderem kolumbijskich liberałów i przywódcą opozycji. Gaitan, mimo młodego wieku, zdołał scalić wokół siebie partię w momencie, kiedy (JG FRONDA 34 ta potrzebowała postaci, która mogłaby skończyć z klimatem przemocy oraz wpływami oligarchii, i nikt nie wątpił, że w kolejnych wyborach wybrany zo stanie na prezydenta. W czasie spotkania w budynku przy ulicy Septima obaj przypadli sobie do gustu. Jorge Eliecer obiecał pomóc Castro w znalezieniu odpowiedniego miejsca na organizację zjazdu antyimperialistycznego, a jego zakończenie poprzeć masową demonstracją. Dwa dni później o drugiej po południu mieli się spotkać w celu omówienia szczegółów. Kiedy oczekując ustalonej godziny, Fidel spacerował wraz z przyjaciółmi po okolicznych uliczkach, pewien nie zrównoważony umysłowo włóczęga, Juan Roa Sierpa, strzelał do kandydata. Przed drzwiami partii pod numerem 14-55 przy ulicy Septima zabrzmiały głucho trzy rewolwerowe wystrzały. Lecz rany, jakie spowodowały, były nie trzy: w głowie, w płucach, w wątrobie, lecz cztery. Czwartą raną była sama w sobie tragiczna śmierć tego, kogo uznawano za nadzieję dla Kolumbii. Były to wystrzały, które zapoczątko wały najbardziej dramatyczny okres w historii kraju, trwającą dziesiątki lat wojnę domową. W tym samym czasie przy ulicy Octava, w pensjonacie dla ubogich studentów, całkiem niedaleko od sceny zbrodni, student drugiego roku prawa, Gabriel Gar da Marąuez przygotowywał sobie skromny obiad. Wskazówki zegara w ciszy podpowiadały godzinę: pięć minut po pierwszej. Wiadomość rozeszła się po mieście w ciągu paru chwil. Gabo wraz z grupą kolegów z pensjonatu wybiegł w kierunku miejsca, gdzie, jak mówiono, wykrwawiał się Gaitan. Zanim tam jednak dotarli, ranny został przeniesiony do kliniki centralnej, gdzie wkrótce potem zmarł. Studenci zaczęli krążyć ulicami pogrążającymi się w rosnącym z każdą chwilą chaosie. Wszyscy czuli dławiący smak pytań, na które nikt nie był ŚNIEG 2 0 0 4 99 w stanie odpowiedzieć. M i a s t o s t a w a ł o w ogniu. S t u d e n c i zdecydowali się wrócić do p e n s j o n a t u . Kiedy wybiegli zza rogu, przed oczami pojawił im się najgorszy z wyobrażalnych w tym m o m e n c i e obrazów: pensjonat też już płonął. Nie było n a w e t szans na próbę ratowania czegokolwiek. Przedmioty osobiste, książki, u b r a n i a - wszystko na ich oczach zamieniało się w popiół. Gabo rzucił się do p r z o d u i koledzy zmuszeni byli przytrzymać go z n i e m a ł y m wysiłkiem. Zrozpaczony kontemplował stratę tego, co było dla niego najcenniejsze: oryginałów opowia dań, które właśnie pisał, przede wszystkim El cuento del fauno en el tranvia, i tych, które już opublikował w „El Espectador". Luis Villar Borda, przyjaciel z wie czorów literackich, spotkał Gabo około czwartej po p o ł u d n i u , na skrzyżowaniu alei Jimenez de Q u e s a d a z ulicą Octava. Dasso Saldivar tak w s p o m i n a szczegóły tamtych chwil: Na Villar Bordzie olbrzymie wrażenie zrobił stan, w jakim go spotkał, poza kontrolą, na granicy płaczu. Wiedział przecież, po ponad roku wspólnych doświadczeń uniwersyteckich i literackich, że Gabo nie okazywał jeszcze najmniejszej pasji do polityki, zwłaszcza kolum bijskiej polityki dwupartyjnej. [...] Widząc go więc w takim stanie, skomentował zdziwiony: - Gabriel, słuchaj, nie wiedziałem, że byłeś takim gaitanistą! Niemal płacząc, zrozpaczony Gabriel odpowiedział wtedy: - Nie, gdzie tam, najgorsze, że spaliły się moje opowiadania! O s t a t n i a rozpaczliwa próba: ocalić m a s z y n ę do pisania, która bez w ą t p i e n i a spoczywała jeszcze na wystawie l o m b a r d u . Niewiele wcześniej m u s i a ł ją od dać w zastaw, aby za o t r z y m a n ą gotówkę pokryć n i e k t ó r e długi i zaspokoić p o d s t a w o w e potrzeby. Widząc, jak p ł o n ę ł a ulica S e p t i m a i przyległe budynki, jego brat Luis E n r i q u e i on mieli to s a m o przeczucie. Tak o p o w i a d a o t y m Gabo w swoich w s p o m n i e n i a c h : Oszalałe hordy, uzbrojone w maczety i wszelkiego typu przyrządy kra dzione w magazynach produktów przemysłowych, napadały i podpa lały sklepy na Septima i przyległych ulicach, wspomagane przez zbun towanych policjantów. Jeden rzut oka wystarczył, byśmy zdali sobie |00 FRONDA 3 4 sprawę, że sytuacja w y m k n ę ł a się spod kontroli. Mój b r a t wyprzedził moje myśli krzykiem: - Cholera, twoja m a s z y n a do pisania! Pobiegliśmy do lombardu, który wciąż jeszcze trwał nienaruszony, z żelaznymi k r a t a m i dobrze pozamykanymi, lecz m a s z y n y nie było t a m gdzie zawsze. Nie przejęliśmy się tym, myśląc, że w ciągu n a s t ę p n y c h dni będziemy mogli ją odzyskać, nie zdając sobie w ó w c z a s sprawy, że ta kolosalna tragedia nie m i a ł a n a s t ę p n y c h dni. Fidel Castro, Alfredo Guevara i reszta delegatów, którzy wyszli z h o t e l u , kierując się na zebranie z liderem liberałów, widzieli ludzi biegnących i krzy czących: „Zabili G a i t a n a ! " . Trzydzieści trzy lata później w wywiadzie dla A r t u r a Alape, Fidel w s p o m i n a ł szczegóły t a m tych dni: w z b u r z e n i i rozgorączkowani ludzie biegali we wszystkich k i e r u n k a c h i popełniali p r z e s t ę p s t w a z całkowitą bezkarnością. Rozbijali witryny skle p ó w i niszczyli wszystko, co napotkali na drodze. Na placu P a r l a m e n t u setki osób z e b r a ł o się przed jego drzwiami, jakiś mężczyzna krzyczał coś z balkonu pałacu, ale nikt go nie s ł u c h a ł . W k o ń c u policja już nie m o g ł a p o w s t r z y m a ć t ł u m u , który w d a r ł się do siedziby rządu, i rozpoczął się n o w y akt zniszczenia: krzesła, stoły, d o k u m e n t y i i n n e przed m i o t y wylatywały przez okna. Fidel i n s t y n k t o w n i e przyłączył się do grupy p o w s t a ń c ó w biegnących uli cą, czuł się j e d n y m z rewolucjonistów. W p a d ł do k o m i s a r i a t u Trzeciej Dywizji Policji, t a m zaopatrzył się w karabin, 14 naboi, buty, czapkę, płaszcz policyjny i n a t y c h m i a s t wybiegł walczyć. Kiedy w końcu zdał sobie sprawę, że to nie była ż a d n a rewolucja, lecz j e d e n wielki chaos, p o s t a n o w i ł o d s z u k a ć grupę swoich towarzyszy. Gdy znaleźli się już wszyscy r a z e m , dowiedzieli się, że szuka ich policja jako ŚNIEG 2 0 0 4 |01 grupy k u b a ń s k i c h s t u d e n t ó w k o m u n i s t ó w , w i n n y c h s p r o w o k o w a n i a ś m i e r c i Gai t a n a i późniejszych z a m i e s z e k . W o b e c t a k i e g o o b r o t u s p r a w z d e c y d o w a l i się s c h r o n i ć w a m b a s a d z i e k u b a ń s k i e j , sytuacja b o w i e m w y d a w a ł a się p o z a jakąkolwiek kontrolą. Parę lat t e m u , w t o w a r z y s t w i e s w e g o bliskiego przyjaciela Gabriela Garcii Marąueza, k u b a ń s k i p r z y w ó d c a w s p o m i n a ł przeżycia z t a m t y c h wstrząsają cych i n i e z a p o m n i a n y c h d n i . Obaj w i e l o k r o t n i e oświadczali, że ich przyjaźń zaczęła się z p o w o d ó w literackich. Z b i e g okoliczności sprawił, że 9 k w i e t n i a p e w n a m a s z y n a do pisania, z m y ś l n y przyrząd z m e t a l u i plastiku, za k t ó r e g o p o m o c ą m o ż n a w z n i e ś ć się a ż d o n i e b a l i t e r a t u r y i n s p i r o w a n e j p r z e z muzy, stała się p u n k t e m , k t ó r y ich połączył, jeśli n i e w s p o s ó b realny, to przynaj mniej w fantastyczny, m a g i c z n y - w s p o s ó b , w jaki zdarzają się te p r a w d z i w e rzeczy na Karaibach. Fidel tak o p o w i a d a o t a m t e j konwersacji z G a b o : Stałem jak sparaliżowany, t ł u m ciągnął ulicami mordercę, podpalał sklepy, biura, kina, budynki komunalne. Można było spotkać ludzi niosących szafy, pianina. Inni rozbijali wystawy. [...] Z bocznych ulic, z zakwieconych balkonów czy dymiących ścian dochodziły krzyki fru stracji i bólu. Pewien mężczyzna wyładowywał się, rozbijając jakąś ma szynę do pisania. Aby zaoszczędzić mu niebywałego wysiłku, z jakim to robił, rzuciłem ją w górę i rozleciała się na kawałki, kiedy spadła na cement ulicy. Kiedy tak m ó w i ł e m , Gabo słuchał i prawdopodobnie utwierdzał się w pewności, że w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach pisarze musieli wymyślać raczej niewiele, gdyż rzeczywistość przewyższała jakąkol wiek wymyśloną historię i być m o ż e ich jedynym problemem było uczynienie tej rzeczywistości wiarygodną. W każdym razie, kończąc już prawie opowiadanie, wiedziałem, że Gabo też tam był, i zbieżność ta wydała mi się wymowna. Być m o ż e przebiegaliśmy te same ulice i przeżyliśmy te same uniesienia, zdziwienia i wysiłki, które m n i e sa m e g o poniosły nagle wraz z tamtą wzburzoną rzeką. Ze zwykłą sobie ciekawością wypaliłem z pytaniem: - A ty co robiłeś w czasie bogotazo? 102 FRONDA 3 4 A on, niezmieszany, zabarykadowany w swojej zaskakującej wyob raźni, żywotny i wyjątkowy, uśmiechając się [ . . . ] , odpowiedział pewny siebie: - Fidel, to ja bytem tamtym człowiekiem od maszyny do pisania. ANCEL ESTEBAN, STEPHANIE PANICHELLI TŁUMACZYŁ: ARTUR MRÓWCZYŃSKI Tekst Bogowie w wieku zabaw jest pierwszym rozdziałem książki Gabo i Fidel. Pejzaż pewnej przyjaźni, Espasa 2 0 0 4 . Po przeżyciu mistycznym z marca 1974 roku Dick pisał już tylko o Bogu, pozostając pod silnym wpływem ka bały Lurii i gnozy Walentyna. Nasz świat został stwo rzony przez boga szalonego, prawdziwy Bóg znajduje się poza nim. Czasem docierają stamtąd Jego sygnały. Tytułowy bohater powieści Dicka Valis to satelita wy syłający właśnie takie sygnały. Z notatek autora wiemy jednak, że Valis mógł być też produktem KGB, podszy wającym się pod Boga. Szaleństwo świata i przeczucie Boga Uwagi o prozie Kurta Yonneguta i Philipa K. Dicka LECH I Ę C Z M Y K Omówienie Kociej kołyski Kurta Vonneguta w jednej z gazet zatytułowano „Świat oszalał". Powinno być chyba „Świat jest szalony", bo „Świat oszalał" sugeruje, że kiedyś był normalny, tylko się popsuł, ale generalnie słowa te trafnie charakteryzują światopogląd Vonneguta. Pochodzi on z rodziny pro gramowo ateistycznej, jego przodkowie uciekli przed wpływem religii z Nie miec do Ameryki, a mały Kurt pobierał lekcje ateizmu na kolanach babci. 4 FRONDA 34 Sam a u t o r uważa się za k o n t y n u a t o r a M a r k a Twaina - nie tyle jako pisarza, ile jako ateistycznego, racjonalistycznego filozofa. Ponieważ w Polsce Twain jest znany p r z e d e w s z y s t k i m jako a u t o r dziecięcy, lepiej będzie przywołać jako p a t r o n a tego rodzaju twórczości europejskiego filozofa - Woltera. Powiastki f i l o z o f i c z n e Vonneguta przypominają b o w i e m analogiczne u t w o r y Wolterowskie, Billy Pilgrim z Rzeźni numer pięć to n i e m a l Kandyd XX wieku, p r e z e n t u jący to s a m o z d u m i e n i e nieracjonalnością świata. Inny z kolei wybitny pisarz science fiction Philip K. Dick, żeby odpowiedzieć na odwieczne pytanie, skąd bierze się zło (unde malum?), próbował klucza kaba listycznego: prawdziwy Bóg jest gdzieś daleko, a nasz świat stworzył ułomny, ślepy demiurg Samael. Programowi ateiści nie mają takiego wyjścia. Skoro nie ma Boga, którego m o ż n a by winić za kiepską konstrukcję świata, i nie ma grze chu pierworodnego, wyjaśniającego źródło cierpienia - pozostaje albo podjąć próbę stworzenia świata od n o w a (tak jak Platon, Marks lub neokonserwatywna ekipa Busha), albo kontemplować szaleństwo świata z filozoficznego dystansu i pogrążać się w mizantropii (skoro jedynym ź r ó d ł e m zła jest ludzka głupota). Vonnegut nie ma ambicji n a p r a w i a n i a świata. W p r a w d z i e w Kociej kołysce wymyśla religię - b o k o n o n i z m , ale nie jest to religia p r e t e n d u j ą c a do zna jomości jakiejś p r a w d y absolutnej, mogąca skłonić do działań agresywnych. Bokononizm nie obiecuje życia wiecznego ani uleczenia z choroby, to tylko lek paliatywny, pomagający znieść ból w śmiertelnej chorobie. Chciałem, żeby w tym wszystkim Było choć trochę sensu, Żeby człowiek mógł wyzbyć się lęku, Żeby mógł myśleć o szczęściu. Wymyśliłem więc łgarstwo I wszystko jest jak trzeba, I zmieniłem tę smutną wyspę W istny przedsionek nieba. Sympatyczne ł g a r s t w o Bokonona, p o d a n e w d o d a t k u w rytmie urzekające go calypso, ma wypełnić o g r o m n ą czarną dziurę, ziejącą p o ś r o d k u świata, k t ó r ą p o w i n i e n wypełniać Bóg. Ta d z i u r a ma kształt Boga, jest niejako Jego negatywem. We wszystkich swoich u t w o r a c h pisarz kręci głową n a d b ó l e m ŚNIEG 2 0 0 4 105 i s z a l e ń s t w e m świata, ale tylko w Kociej kołysce p r o p o n u j e jakieś lekarstwo: jest n i m n a m i a s t k a religii. D o b r z e by było, wydaje się m ó w i ć Vonnegut, gdy by istniał Bóg i p r a w d z i w a religia. M a m y tu do czynienia z d z i w n ą sytuacją, kiedy r o z u m p o d s u w a h i p o t e z ę Boga, a przywiązanie do „racjonalistycznych" p r z e s ą d ó w uniemożliwia jej przyjęcie. Jest w światopoglądzie V o n n e g u t a jeszcze j e d n a niekonsekwencja. Ludzie wierzący m u s z ą uporać się z p r o b l e m e m zła w świecie s t w o r z o n y m przez dobrego Boga. Ateista, widzący, że świat jest zły, a ludzie głupi (albo na o d w r ó t ) , m u s i stawić czoło zagadce unde bonum? - skąd bierze się w świecie dobro? Jeżeli świat premiuje zło (Psalm 37 nosi tytuł Zagadka powodzenia grzeszników), jeżeli na jego straży stoją armie, policje, b a n k i i hipermarkety, to jakim p r a w e m żyje jeszcze jakieś dobro? Jeżeli kiełkuje s a m o r z u t n i e , to nie znaczy, że świat nie jest jednolicie zły. Albo należałoby przyjąć, że otrzymuje on wsparcie z zewnątrz, z jakiegoś i n n e g o świata. Podejrzany a t e i z m Kurta V o n n e g u t a ujawnia się w anegdocie, k t ó r ą s a m ze ś m i e c h e m opowiada. Po śmierci Isaaca Asimova został on h o n o r o w y m przewodniczącym A m e r y k a ń s k i e g o Stowarzyszenia Wolnomyślicieli (Ameri can H u m a n i s t Association) i przemawiając n a d g r o b e m swojego p o p r z e d n i ka, powiedział: „Isaac jest już w n i e b i e " . Jakaś d o t k n i ę t a do żywego a t e i s t k a podeszła do niego i zagroziła, że zrobi mu t e n s a m afront na jego pogrzebie: „Powiem na głos - Kurt jest teraz w n i e b i e " . Jeżeli Najwyższy Sędzia akceptuje p o s t a n o w i e n i a Soboru Watykańskiego II i rzeczywiście uznaje kategorię „ a n o n i m o w e g o chrześcijanina", to m o ż e przejdzie do porządku n a d dziedzicznym a t e i z m e m V o n n e g u t a i z a t r z y m a się nad jego miłością do ludzi. A w t e d y b a b a będzie m i a ł a rację. W przeciwieństwie do Vonneguta, Philip K. Dick nie m i a ł ani przez chwi lę wątpliwości, że Bóg istnieje. Rozmawiał z N i m osobiście - kiedyś w nocy, w swojej sypialni, stojąc przez kilka godzin na czworakach, zdjęty metafi zycznym lękiem, j e d n a k nie na tyle, żeby nie zasypywać Stwórcy t r u d n y m i pytaniami. Dick zaczął pisać w latach 50. ubiegłego wieku i p r ó b o w a ł swoich sił w p o wieściach realistycznych, m o ż e n a w e t socrealistycznych w stylu Steinbecka. Napotkawszy m u r obojętności, przerzucił się na science fiction, do której pod chodził chyba z d u ż y m dystansem, bo w jego prozie zagościł h u m o r i lekcewa żący s t o s u n e k do ścisłości naukowej, traktowanej wówczas w amerykańskiej 106 FRONDA 34 fantastyce naukowej z całą powagą. Dick pisał powieści psychologiczne. Jego roboty, androidy, wszystkie te automaty, wdające się przy lada okazji w dys kusję na temat małżeństwa czy poezji, są przebranymi ludźmi. Posługiwanie się takimi nieludzkimi czy półludzkimi istotami, nie mówiąc o mieszkańcach innych światów, pozwala zastanawiać się nad istotą człowieczeństwa. W powieści Czy androidy marzą o elektrycznych owcach? bohater jest specjalistą od wykrywania zbiegłych z obozów pracy androidów, podszywających się pod ludzi. Ponieważ uznano, że cechą wyróżniającą człowieka jest zdolność do miłości, nasz detek tyw poddaje podejrzane osobniki testowi na mi łość i bezlitośnie zabija te, które test oblały. Czy sam przy tym nie traci swojego człowieczeń stwa? Rodzi się tracąca w tym przypadku bluźnierstwem myśl, że test ten przypomina Sąd Osta teczny - wykaż się miłością, bo jak nie, to kula w łeb. W powieści panuje oparta na współczuciu religia: wyznawcy podłączają się do automatu, który pozwala im współuczestniczyć w męczeństwie ukamienowanego proroka. W pięknym skądinąd filmie opartym na tej powieści (Blade Runner) religię wyrzucono. Jednak to nie psychologia, lecz tematyka religijna decyduje o wyjątkowo ści pisarstwa Dicka. Science fiction zawsze korzystała z hipotez naukowych, im mniej prawdopodobnych, tym lepiej, byleby - jak mówił nasz pisarz i uczony Janusz Zajdel - prawdopodobieństwo to było większe od zera. Na uką, na której żerował Dick, była teologia, a rolę niesprawdzonych hipotez odgrywały herezje, a także inne systemy filozoficzno-religijne: I-cing, kabała, zoroastrianizm, gnoza walentyniańska. Trzeba pamiętać, że Dick żył w Kalifornii w okresie zachłyśnięcia się nar kotykami i New Age. Działali tam tacy szerzący wokół siebie śmierć „proro cy", jak Manson czy wielebny Johnson, który wywiózł swoich wyznawców do ŚNIEG 2 0 0 4 107 Gujany i t a m wszystkich otruł, t a m też zarejestrowano po raz pierwszy oficjalnie Kościół Wyznawców Szatana. Na zarzut Stanisława Lema, że buduje ewangelie ze złomu, Dick odpowiedział przytomnie, że buduje z tego, co ma pod ręką. Dick nie ma wątpliwości, że Bóg jest tuż-tuż, gdzieś za rogiem, tylko jak Go rozpoznać wśród tych zapełniających niebo n e o n ó w i (w Kalifornii) latających talerzy, jak od różnić Jego głos od sączonych wprost do ucha komunikatów FBI i KGB? Nie wspo minając już o szatanie, który potrafił mu wymyślać przez (niewłączone) radio. W o d p o w i e d z i Dick stworzył sobie teorię Boga maskującego się, Boga-zebry, p e w n i e n i e ś w i a d o m teologii o Bogu ukrytym. W powieści Valis mówi, że symbole tego, co Boskie, ujawniają się p o c z ą t k o w o w n a s z y m świecie w war stwie odpadków, p u s z e k po coca-coli, w rynsztoku itp. Bóg wkracza w miej scu, w k t ó r y m się Go najmniej spodziewamy. Również w powieściach Dicka t e m a t y k a Boska w c i n a się n i e s p o d z i e w a n i e w codzienne życie. Jak w Bożej inwazji: - Rybys - powiedział - wrócę dziś późno. - Idziesz gdzieś z nią? Z tą dziewczyną. - Nie, do cholery - uciął i odłożył słuchawkę. Bóg jest gwarantem istnienia wszechświata. Myśl tę rozwija powieść Ubik. Bohater, u n i e r u c h o m i o n y w stanie hibernacji, znalazł się w dziwnym, rozsypującym się świecie. (Pomysł poddał Dickowi Pla ton swoim zdaniem: „Teraz jesteśmy m a r t w i i przebywamy w czymś na kształt więzienia"). Żeby uratować świat przed ostatecznym rozpadem, b o h a t e r m u s i znaleźć i zastosować występujący p o d różnymi postaciami preparat ubik (od łacińskiego: „wszechobecny") To, oczywiście, Bóg, który jest g w a r a n t e m 108 FRONDA 34 istnienia wszechświata. W zakończeniu m ó w i o sobie: „Ja j e s t e m Ubik. Z a n i m powstał wszechświat, ja jestem. Ja stworzyłem słońca, Ja stworzyłem światy. Ja stworzyłem żywe istoty i miejsca, które one zamieszkują... Nazywają m n i e Ubikiem, ale to nie jest moje imię. Ja jestem. Ja będę zawsze". Po przeżyciu mistycznym z m a r c a 1974 roku Dick pisał już tylko o Bogu, pozostając pod silnym w p ł y w e m kabały Lurii i gnozy Walentyna. N a s z świat został s t w o r z o n y przez boga szalonego, prawdziwy Bóg znajduje się p o z a n i m . C z a s e m docierają s t a m t ą d Jego sygnały. Tytułowy b o h a t e r powieści Dicka Valis to satelita wysyłający w ł a ś n i e takie sygnały. N i e m a m y tu do czynienia z j a k i m ś spójnym p o g l ą d e m teologicznym, bo wraz z b o h a t e r e m próbujemy różnych h i p o t e z w p o s z u k i w a n i u o d p o w i e d z i na najważniejsze pytania. (Z n o t a t e k autora, tak zwanej Egzegezy, wiemy, że Valis m ó g ł być też p r o d u k t e m KGB, podszywającym się p o d Boga). W Bożej inwazji o p i s a n e m a m y dzieje p o w t ó r n e g o przyjścia Chrystusa, który t y m r a z e m rodzi się w kolonii marsjańskiej i m u s i p r z e d o s t a ć się na Z i e m i ę przez orbitalne straże szatańskie. I z n ó w p r ó b k a stylu Dicka: Asher połączył się ze statkiem macierzystym. W chwilę później miał operatora... - Chcę zameldować kontakt z Bogiem. Wiadomość osobiście do ko mendanta. Godzinę temu przemówi! do mnie Bóg. Miejscowe b ó s t w o imieniem Jah. Z g o d n i e z kabałą Bóg, aby d o p e ł n i ć swoją misję, m u s i połączyć się ze swoją u t r a c o n ą żeńską p o ł o w ą - Sofią. Powieść kończy się o s t a t e c z n ą klęską Beliala, który, strącony z nieba, s p a d a na dach d o m u b o h a t e r a i po śmierci odzyskuje swoją anielską postać. W zadumie patrzyli z Lindą na coś ogromnego, pięknego i zdruzgota nego, rozsypanego w okruchach jak rozbite światło. - Taki byt kiedyś - powiedziała Linda. - Na początku. Przed upad kiem. To był jego pierwotny kształt... - Był bardzo piękny. - Był gwiazdą poranną. Najjaśniejszą na niebie. A teraz pozostało z niego tylko to... ŚNIEG 2 0 0 4 109 Razem zeszli z powrotem do mieszkania i zadzwonili do administracji. Żeby przysłali maszynę do uprzątnięcia szczątków. O s t a t n i a książka pisarza, Transmigracja Timothy'ego Archera, o p a r t a jest na bio grafii m o d n e g o i lewicowego biskupa kalifornijskiego J i m a Pike'a. Jak Dick mógł nie błąkać się po bezdrożach herezji, skoro największy w okolicy a u t o rytet religijny najsolidniejszego (episkopalnego) kościoła s a m był d o s z c z ę t n i e pomylony? Hierarcha t e n doszedł do przekonania, że pierwsi chrześcijanie zażywali k o m u n i ę p o d postacią h a l u c y n o g e n n e g o grzyba, i wyruszył do Z i e m i Świętej, żeby szukać t e g o grzyba - C h r y s t u s a . Z m a r ł na p u s t y n i p r a w d o p o d o b n i e z pragnienia, choć miał przy sobie butelkę coli. M o ż e chciał połączyć Amerykę z Z i e m i ą Świętą w k o m u n i i miejscowego grzyba z coca-colą. Zaiste, jak na s t a n d a r d y kalifor nijskie Dick nie był taki szalony. Podobnie jak Kurt Vonnegut, Dick miał wiele zastrzeżeń do świata. „Na sza rzeczywistość jest pełna dziur" - pisał. W innym miejscu mówił o tym w sło wach, które służyć mogą za jego wyznanie wiary: „Kie dy złożymy wszystko, co wiemy, to widzimy tylko, że coś tu nie gra". Ale w prze ciwieństwie do racjonalne go Vonneguta, szalony i pa ranoicznie podejrzliwy Dick wyciągał z tego wniosek, że za tym wszystkim kryje się Bóg. Te same dane, ta sama konstatacja o szaleństwie świata, doprowadza więc dwóch autorów do zupełnie odmiennych wniosków. Po śmierci pisarza w 1982 roku jego przyjaciółka Doris (pierwowzór n o wej Matki Boga w Bożej inwazji) tak o d p o w i e d z i a ł a na pytanie, czy Dick nie p r o t e s t o w a ł b y przeciwko określeniu go jako chrześcijanina: „Gdyby go spy110 FRONDA 34 tać, w co wierzy, jego o d p o w i e d ź zależałaby od tego, jaką gorączkę teoretycz ną przechodziłby w tej chwili, ale kiedy kończyły się żarty, chciał r o z m a w i a ć z księdzem. J e d n ą z pierwszych rzeczy, jakie Phil zrobił po swoich m a r c o w y c h przeżyciach religijnych, było pójście do kościoła e p i s k o p a l n e g o w Placentii - nie na spotkanie jakiejś sekty. W p e w n y m sensie religia stała się z a w o d e m Phila, kiedy w latach 70. za czął pisać powieści teologiczne. Co nie znaczy, że n i e był religijny, ale religia była też użyteczna - jako materiał do n a s t ę p n e j książki. Wyobraźni nigdy mu nie brakowało i wypróbowywał r ó ż n e teorie, żeby sprawdzić, jak ludzie na nie zareagują". Ze reagują do dziś - widać po n a k ł a d a c h s p r z e d a n y c h książek i kolejnych ekranizacjach jego u t w o r ó w . LECH JĘCZMYK „Pisarz Orson Scott Card zauważył, że jednym z niewie lu miejsc we współczesnej kulturze, gdzie uprawia się poważną refleksję teologiczną i filozoficzną, jest dzie dzina science fiction i fantasy". MYŚLĘ, WIĘC JESTEM? JAN -. F R A N C Z A K , M. Zamknij oczy, wyobraź sobie, że stoisz p r z e d d r z w i a m i swojego d o m u i chcesz otworzyć drzwi. W k ł a d a s z klucz do zamka, ale nie da się go p r z e k r ę cić. Coś jest nie tak. Klamka wydaje ci się t r o c h ę inna. D r z w i nagle o t w i e r a ci twój syn albo o ś m i o l e t n i chłopiec, który wygląda z u p e ł n i e jak on, i krzyczy: „ M a m o ! Jakiś p a n ! " . Chcesz wejść do środka, ale twoja ż o n a patrzy na ciebie jak na kogoś obcego i ozięble m ó w i : „ S ł u c h a m ? " . Coś jest zdecydowanie n i e tak. Za jej plecami widzisz zbliżającego się mężczyznę. Mówisz: „Co się dzieje? To przecież ja!". „JA" - czyli kto? Kim 2 FRONDA 34 jesteś? Zostajesz wyrzucony z d o m u i idziesz do swojego przyjaciela, k t ó r y cię nie poznaje i patrzy na ciebie jak na obłąkanego, a jego pies groźnie na ciebie warczy, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. A u t o b u s , k t ó r y m jeździsz do pracy, już nie jedzie tą s a m ą t r a s ą i wszystko jest inaczej. M a ł e drobiazgi, jak kolor rabatek twojego sąsiada i m o d e l s a m o c h o d u twojego szefa, są i n n e . N a w i a s e m mówiąc, twój szef j u ż nie jest t w o i m szefem. Co się dzieje? Co jest nie tak? Gdzie jesteś? W ł a ś n i e ! O t o jest p y t a n i e ! Czy świat, w k t ó r y m się znalazłeś, jest realny? Czy istnieje n a p r a w d ę ? Czy jest tylko z ł u d z e n i e m ? Kto za tym w s z y s t k i m stoi? Czy jest to tylko w y t w ó r twojej wyobraźni, czy jakiegoś k o s m i c z n e g o szaleńca? D e m o n a ? Boga? Szefa szatańskiej korporacji produkującej a n d r o i d y i s z t u c z n ą inteligencję? Funkcja m ó z g u ? Czy m o ż n a się t e g o dowiedzieć? D o t r z e ć do prawdy? Filozofowie w ciągu w i e k ó w poszukiwali o d p o w i e d z i na to pytanie. Już w starożytności p o w s t a w a ł y koncepcje podważające realność doświadczane go zmysłami świata. D o ś ć w s p o m n i e ć słynne a r g u m e n t y przeciwko i s t n i e n i u r u c h u Z e n o n a z Elei. Ale wydaje się, że szczególnie to z a i n t e r e s o w a n i e , czy wręcz obsesja, możliwością p o z n a n i a i realności d o s t ę p n e j n a s z y m z m y s ł o m (nie)rzeczywistości przybrały na sile w czasach nowożytnych. Kartezjusz, I m m a n u e l Kant, E d m u n d Husserl, Philip K. Dick... Umieszczenie tych nazwisk w jednym ciągu wydaje się zabiegiem dość karkołomnym. Co wspólnego ma popularny w pewnych kręgach pisarz literatury science fiction z trzema wybitnymi filozofami, którzy reprezentują różne epoki rozwoju ludzkiej myśli i refleksji dotyczącej naszego poznania? Philip K. Dick i teoria poznania? Zawodowi filozofowie pewnie pokładają się ze śmiechu. A j e d n a k umieszczenie tego nazwiska w j e d n y m rzędzie z tak wybitny mi postaciami nie jest przypadkowe. Dowodzi, że myśl filozoficzna nie jest zajęciem tylko jakiejś elity intelektualnej, k t ó r a nie ma ż a d n e g o w p ł y w u na otaczający świat, ale w p r o s t przeciwnie - znajduje swoją d r o g ę n a w e t do m a s o w e g o odbiorcy literatury p o p u l a r n e j . N i e miejsce tutaj, by analizować, jak wygląda ta droga. Nie jest też m o i m z a m i a r e m z a s t a n a w i a n i e się, jakiej trywializacji podlega s a m a myśl i czy te uproszczenia nie wypaczają koncepcji wybitnych umysłów. Wydaje się n a t o m i a s t , że ciekawą s p r a w ą m o ż e być r z u t oka na to, jak kwestie związane z p o z n a n i e m , z t e o r i ą p o z n a n i a m o g ą być roz patrywane na przykładzie literatury i sztuki p o p u l a r n e j , jak s a m o zagadnienie p o z n a n i a jest w tej literaturze i sztuce p r z e d s t a w i a n e . ŚNIEG 2 0 0 4 1 13 Philip K. Dick jest niewątpliwie jednym z najciekawszych pisarzy światowej literatury fantastycznej. Jego ambicje literackie wydawały się jednak wybiegać daleko poza zwykłą literaturę rozrywkową, czytaną w czasie podróży pocią giem lub autobusem. „Pisarz Orson Scott Card zauważył, że jednym z nie wielu miejsc we współczesnej kulturze, gdzie uprawia się poważną refleksję teologiczną i filozoficzną, jest dziedzina science fiction i fantasy" 1 . Orson Scott Card nie jest tutaj zresztą prekursorem. C S . Lewis zwracał uwagę na to, że literatura science fiction może być wykorzystana do przemycania rozważań teologicznych, z czego nie zawsze zdają sobie sprawę czytelnicy czy też współ cześni recenzenci. Nie ma wątpliwości, że taka refleksja była ambicją samego Philipa K. Dicka. Philip K. Dick pod przykrywką kiczowatej i nieraz absurdalnej fabuły objawia nam wielowymiarowość refleksji filozoficznej i etycznej, a także prze łamuje wiele barier ograniczających nasze myślenie, krusząc tym samym na rosłe w nas stereotypy. By się o tym przekonać, wystarczy przeczytać choćby takie książki, jak Valis, Galaktyczny druciarz czy Trzy stygmaty Palmera Eldritcha (ta ostatnia jest, według mnie, świetną odpowiedzią na infantylną i nie wiedzieć \\Ą FRONDA \ 34 czemu o g r o m n i e p o p u l a r n ą powieść H e r m a n a H e s s e g o Wilk stepowy). Takim przykładem jest również znakomity film Blade Runner (Łowca androidów) w re żyserii Ridleya Scotta, zrealizowany na p o d s t a w i e o p o w i a d a n i a a u t o r a Valis. Najpierw j e d n a k parę cytatów. O Kartezjuszu: „Cogito ergo sum jest p o c z ą t k i e m i k r y t e r i u m wszystkich p r a w d . Poznając w ł a s n e idee, poznajemy świat realny odpowiadający t y m i d e o m . Świat istnieje poza n a s z y m u m y s ł e m , wiara w taki s t a n rzeczy jest czymś n a t u r a l n y m . Bóg bowiem, k t ó r e g o j e s t e ś m y p e w n i tak jak naszej egzystencji, n i e jest k ł a m c ą , ale g w a r a n t e m prawdziwości naszego p r z e k o n a n i a " 2 . „Sceptycyzm wielkiego Francuza odcina nas od realnego świata i sytuuje w ob szarze samej świadomości poznającej, ujmującej i analizującej idee i pojęcia w miej sce przedmiotów - rzeczy, brakuje natomiast przejścia od cogito do realnego świata, punktem bowiem wyjścia jest myśl, a nie spontanicznie poznana rzeczywistość" 3 . ŚNIEG 2 0 0 4 115 O Kancie: „[...] świat realny pozostaje w ścisłym związku z naszym p o z n a n i e m i jest w zasadniczym stopniu konstrukcją u m y s ł u poznającego. P r z e d m i o t e m nasze go poznania nie są rzeczy s a m e w sobie (noumeny), ale p r o d u k t y naszego umy słu (wrażenia jako „znaki", rzeczy w nas wytworzone) i władz u m y s ł o w y c h " 4 . O Husserlu: „[...] świadomości przysługuje istnienie a b s o l u t n e , światu jedynie rela tywne. W konsekwencji realne istnienie świata nie posiadającego w ł a s n e g o istnienia należy p o d a ć w wątpliwość, nie ma b o w i e m p e w n o ś c i jego i s t n i e n i a poza naszą ś w i a d o m o ś c i ą " 5 . Myślę, że echa tych koncepcji filozoficznych m o ż e m y odnaleźć w powieś ciach Philipa K. Dicka i filmach zrealizowanych na p o d s t a w i e jego u t w o r ó w . Jednym z motywów pojawiających się w twórczości autora Ubika jest kwe stia tożsamości przedstawionego bohatera. Czy na p e w n o jest tym, kim wydaje mu się, że jest? A jeśli nie, to czy możliwe jest dotarcie do prawdy i rzeczy wiste poznanie otaczającej go rzeczywistości? A co, jeśli jego stwórcą nie był Wszechmocny i Wszechmiłujący Bóg, ale u ł o m n y i być m o ż e złośliwy człowiek lub jacyś obcy pozbawieni dobrych intencji? Czy wobec tego nasz Stwórca istot nie „nie jest kłamcą, ale gwarantem prawdziwości naszego przekonania"? Jest to szczególnie dobrze widoczne w wyświetlanym niedawno filmie Impostor, opar tym na opowiadaniu Philipa K. Dicka. Główny bohater okazuje się po p r o s t u . . . b o m b ą przemyślnie skonstruowaną przez obcych. Wszystkie jego w s p o m n i e n i a są ułudą. Nie są jego prawdziwymi wspomnieniami, ale rodzajem implantów. Nie należą do niego, ale do postaci, pod którą zostaje podstawiony. Także otacza jący bohatera świat jest zniekształcany przez nagłe wizje i halucynacje wywołane środkami farmakologicznymi (również stały motyw powieści i opowiadań autora Valis). Co jest tutaj prawdą? Czy bohater ma szansę dotrzeć do rzeczywistości, czy jest ona tylko wytworem jego umysłu? Ale czy myśli są jego własne, czy są tylko programem sprytnie ułożonym przez kogoś innego? A więc m o ż e cała rze czywistość jest tylko fikcją, jak w jednym z opowiadań Stanisława Lema, gdzie wszystko zamyka się w małym pudełku zawierającym zaprogramowaną taśmę. Podobny p r o b l e m zostaje podjęty w s ł y n n y m filmie Ridleya Scotta Blade Runner (niewątpliwie niedościgły w z ó r dla wielu t w ó r c ó w k i n a science fic tion) i książce Dicka Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?, na której został oparty. Tutaj rolę Stwórcy biorą na siebie ludzie, konstruując i n t e l i g e n t n e 116 FRONDA 34 androidy, które czują, myślą i są praktycznie podobne do ludzi niemal we wszystkim. Jedynym ograniczeniem jest długość życia. Film stawia pytania o człowieczeństwo, ale również o granice poznania. Nawiązanie do wielkiej myśli filozoficznej staje się w tym filmie wyraźne, kiedy jedna z tropionych inteligentnych maszyn przytacza po angielsku słynne słowa Kartezjusza: „Myślę, więc jestem". Pytanie bowiem o realność świata, w którym żyjemy, to także pytanie o naszą tożsamość i człowieczeństwo. O to, co decyduje, że jesteśmy kwalifikowani jako jednostka żywa, jako osoba. Jedna z bohaterek tej wizji przyszłości odkrywa, że jest androidem. Wszystkie doznania, które pamięta, są tylko implantami. Gdzie zaczyna się tutaj rzeczywistość, a gdzie kończy fikcja? Które wspomnienia są prawdzi we, a które zostały zaprogramowane? I choć część prawdy zostaje odkryta, niepokój pozostaje. Jak można bowiem stąpać pewnie po ziemi, kiedy to, co , najbardziej intymne, okazuje się tworem kogoś innego? ŚNIEG 2 0 0 4 117 Ale czy prawdę będzie potrafił odkryć „łowca a n d r o i d ó w " , Deckard? Czy takie poznanie prawdy jest możliwe? Czy ze ścigającego nie stanie się ściga nym? W reżyserskiej wersji tego filmu jest to kwestia otwarta. O t w a r t ą kwestią pozostaje też, kim jest sam Deckard. Pojawiający się tutaj m o t y w jednorożca jest dość wymowny. Jednorożec to przecież stworzenie mityczne, wytwór wy obraźni, coś, co nie istnieje realnie. A więc także znak, który nie posiada swoje go desygnatu w rzeczywistym świecie. Ale czy taki świat istnieje i czy możliwe jest dotarcie do niego? Czy jest to tylko k o m p u t e r o w y p r o g r a m i wszystko się skończy, gdy w końcu ktoś naciśnie klawisz z n a p i s e m „Delete"? Z a p e w n e j e d n ą z najbardziej wstrząsających i porażających wizji m o ż n a odnaleźć w książce Płyńcie łzy moje, rzekł policjant. O t o b o h a t e r tej szalonej p o wieści budzi się któregoś dnia, by ku s w e m u p r z e r a ż e n i u s t o p n i o w o odkryć, że świat, który go otacza, tylko p o z o r n i e jest t e n s a m . W rzeczywistości on s a m jest w n i m postacią z u p e ł n i e n i e z n a n ą . Ludzie, którzy w i n n i go r o z p o znać, nie wiedzą, k i m jest. Na d o d a t e k ma u t r u d n i o n e życie, bo jego karty kredytowe okazują się powiązane z nieistniejącymi k o n t a m i . J e s t albo ofiarą m o n s t r u a l n e g o żartu, albo zwariował, albo... rzeczywistość w n i e w y t ł u m a czalny s p o s ó b uległa zmianie. Ta o s t a t n i a możliwość okazuje się o d p o w i e d z i ą na dręczące go pytanie. Jeszcze lepiej - „świat realny [...] jest w zasadniczym s t o p n i u konstrukcją u m y s ł u poznającego". J e s t on w gruncie rzeczy t w o r e m świadomości, „ p r o d u k t e m " zachodzących w m ó z g u procesów. M ó z g po p r o s t u „wybiera" najbardziej odpowiadającą mu wersję w y d a r z e ń i wizję świata spośród nieskończonej liczby możliwych do wyboru wersji. A więc „ [ . . . ] świadomości przysługuje istnienie a b s o l u t n e , światu jedynie relatywne. W konsekwencji realne istnienie świata nie posiadającego w ł a s n e g o i s t n i e n i a należy p o d a ć w wątpliwość, nie ma b o w i e m p e w n o ś c i jego i s t n i e n i a p o z a naszą świadomością". Bohaterowi po wielu perypetiach udaje się powrócić do tej wersji świata, która najbardziej mu o d p o w i a d a . Ale czy udaje mu się to na pewno? U Philipa K. Dicka nigdy nie ma tej p e w n o ś c i . A jest to r ó w n i e ż stały t e m a t jego pisarstwa. Jeśli wszystko jest tylko w y t w o r e m poznającej świado mości, to na czym oprzeć pewność, że s a m a ś w i a d o m o ś ć się nie myli? Z pewnością m o ż n a by przytoczyć więcej przykładów jako ilustrację wpły wu, jaki myśl filozoficzna ma na współczesne umysły i współczesną literaturę popularną. Można by tutaj analizować takie filmy z dziedziny fantastyki czy 118 FRONDA 34 horroru, jak Inni, Szósty zmysł, Pamięć absolutna (oparty na opowiadaniu Philipa K. Dicka), Szósty dzień, Matrix. M o ż n a by się zastanawiać, co nas tak fascynuje w filmach i książkach, k t ó r e pokazują, że wszystko, co nas otacza, jest u ł u d ą . Szekspir napisał: „Zycie nie jest lepsze ani gorsze od naszych m a r z e ń " - więc może z o s t a ń m y przy tym, co mamy, pod w a r u n k i e m że m a m y to rzeczywiście? JAN J. FRANCZAK, M. PS Kim jest M.? Czy M. istnieje? PRZYPISY 1 Za: M.R Shea, The Matrix, http://www.mark-shea.com/matrix.html. 2 A.P. Bator, Intencjonalność sztuki, Wrocław 1 9 9 9 , s. 138. 3 Tamże, s. 139. 4 Tamże, s. 140. 5 Tamże, s. 1 4 1 . Biurka wszystkich producentów filmowych mają je den wspólny element: na każdym z nich znajduje się... kalkulator. Przedstawianie nierzeczywistości przynosi zysk. Dlaczego? Moda na nie-Rzeczywistość? ROMAN KSIĄŻEK „Jak zdefiniowałbyś rzeczywistość?" - to pytanie, które zadaje Morfeusz w pierwszym Matriksie, wydaje się nie tylko podstawowym problemem dla trylogii braci Wachowskich, lecz również dla całej kultury. W ostatnim cza sie pada ono zadziwiająco często, ale słyszymy je przecież od bardzo dawna. Już u Platona pojawia się metafora jaskini, gdzie skuci kajdanami niewolnicy odbierają migające na ścianie cienie jako skończone przedmioty. Sensem tego niepokojącego obrazu jest zwrócenie się do słońca - „prawdziwej" przyczyny wszystkiego. Ale z naszej perspektywy dostrzegamy inną paralelę: ściana 120 FRONDA 34 z migającymi cieniami to ekran, a jaskinia to sala k i n o w a . „Po raz pierwszy d o s t r z e g ł e m w s c h ó d słońca w k i n i e " - m ó w i Luis w Wywiadzie z wampirem. Doprawdy, cienie potrafią być b a r d z o zwodnicze... „Otwórz oczy" W filmie prezentacja „nierzeczywistości" odbywa się na wiele sposobów. Za cznijmy od tego najbardziej oczywistego, najbardziej naturalnego. Myślę tu o jednostkowym zaburzeniu w odbiorze realności. Pozornie odlegle od siebie tytuły, jak Zbieg z Alcatraz J o h n a B o o r m a n a i Lulu na moście Paula Austera łą czy jedno: w obydwu opowiadane historie są tak n a p r a w d ę p r z e d ś m i e r t n y m i rojeniami wycieńczonego umysłu bohatera („Opowiadając nieustannie jakąś historię, stajesz się jej częś cią" - słyszymy w Dużej rybie Tima B u r t o n a ) . Najciekawsze (bo nieobecne w powieści Stanisława Lema), że nawet Solaris Stevena Sodebergha da się odebrać jako fantazmat jednej z postaci filmu (proszę zwrócić uwagę na zacięcie się n o ż e m przez Kelvina). Szczytowym osiągnięciem tego n u r t u jest Mulholland drwe Davida Lyncha. Co najstraszniejsze w tym obrazie, to fakt, że rzeczywistość jest tutaj bardziej przerażająca od pokazanego równolegle snu. Czy zresztą potrafimy oddzielić te dwa stany wyraźną granicą? Najlepiej wyrażają to bracia Quay, którzy w rozwinięciu tytułu swojego Instytutu Benjamenta powtarzają za Alicją, która już znalazła się Po drugiej stronie lustra, „ten sen, którzy ludzie nazywają życiem". Najbardziej interesującym w tym kontekście o b r a z e m jest Vanilla sky C a m e r o n a Crowe'a: przedstawia on również indywidualną n i e p e w n o ś ć w o b e c otaczającej rzeczywistości (choć w sposób bardziej przekonujący czynił to jego hiszpański pierwowzór Abre Los Ojos Alejandro A m e n a b a r a ) , ale wynika o n a z ingerencji osób trzecich. Grany przez Toma Cruise'a b o h a t e r stara się ze wszystkich sił „otworzyć oczy", ale do końca m a j e „szeroko z a m k n i ę t e " . Film ten w sposób wyraźny zahacza o science fiction i właśnie w tym g a t u n k u należy szukać p r z e ł o m u w postrzeganiu „nierealności", która d o p a d ł a nas wszystkich pod postacią tzw. „rzeczywistości w i r t u a l n e j " (virtual reality - VR). ŚNIEG 2 0 0 4 J21 „Czy wciąż jesteśmy w grze? Jednak większość obrazów science fiction poruszająca problem VR oglądana dzisiaj pokazuje swoją intelektualną krótkowzroczność. O ile wiekowy (jak na poruszaną przez siebie tematykę, rok 1982 to prehistoria) Tron Stevena Lisbergera pokrył się szlachetną patyną, o tyle filmy nowsze, pokroju Kosiarza umysłów, Johnny'ego Mnemonica czy - nie reprezentującego akurat gatunku fan tastyki naukowej - W sieci są już bardzo passe. Bynajmniej nie ze względu na starzejące się w nich efekty specjalne, ale z powodu wyraźnej dychotomii, na której bazowały owe obrazy: świat realny versus świat wirtualny. Granica po między obydwoma światami była tam tak bardzo widoczna (np. w warstwie wizualnej), że wchodzeniu do drugiego z wymienionych mógłby towarzyszyć napis ostrzegający: „Uwaga! Opuszczasz rzeczywistość". Punktem zwrotnym okazał się Matrix, w którym określenia: „rzeczywisty" i „wirtualny" stały się synonimami (choć w tym samym, 1999, roku - przygnębienie końcem wieku? - pojawiły się jeszcze dwa obrazy, które czyniły to w sposób równie przeko nujący: 13 piętro Josefa Rusnaka oraz narkotyczno-cyberpunkowy eXistenZ Davida Cronenberga, traktujący o nowej formie wirtualnej rozrywki. Kluczo we dla wszystkich trzech dzieł było pytanie: „Czy wciąż jesteśmy w grze?"). Matrix jest najlepszą wizualizacją tez francuskiego socjologa kultury Jeana Baudrillarda (jego książka - Simulacres et simulation - pojawia się zresztą przez moment na ekranie, jako pamiętny schowek na dyskietki używany przez Neo): żyjemy w świecie symulakrów, czyli kopii pozbawionych oryginałów, lub, mówiąc inaczej, oglądamy „mapę rodzącą terytorium". (Obser wacja na marginesie - zniknięcie z szerszego obiegu tzw. hełmów VR, po któ rych założe niu dostrzega ło się i słyszało wyłącznie świat cyfrowy, można FRONDA 3 4 odebrać symbolicznie: po co chować się w u r z ą d z e n i u generującym fikcję, skoro cała otaczająca rzeczywistość jest j u ż wystarczająco „fikcyjna"? „ N i e od dziś w i a d o m o , że telewizja kłamie, a oryginały nie istnieją" - śpiewa zespół CoolKids ofDeath). Inwazja porywaczy ciał W 1997 roku na okładce p i s m a „ M a c h i n a " z a m i e s z c z o n o niezwykłe zdjęcie twarzy Davida Bowie, k t ó r a w miejscu oczu posiadała zdjęcie... oczu - praw d o p o d o b n i e s a m e g o Bowie. To d o s k o n a ł y przykład b a u d r i l l a r d o w s k i e g o „podstawiania w miejsce rzeczywistości z n a k ó w rzeczywistości" (na ironię zakrawa fakt, iż o s t a t n i a l b u m Bowie - Reality - p r o m o w a n y był podczas... wirtualnych s p o t k a ń z artystą). Taki m e c h a n i z m odbywa się na m a s o w ą skalę, a najlepiej widać go w grach k o m p u t e r o w y c h . W y d a n a p a r ę lat t e m u - szokująca wówczas jakością swojej grafiki - gra, n o m e n o m e n , Unreal to niemal całe p r z e d s t a w i o n e powyżej zjawisko w pigułce: p r o g r a m y na tyle intensywnie reprodukują rzeczywistość, że t w o r z ą coś, co nie ma z nią nic wspólnego. Nie z m i e n i a to oczywiście tego, iż o w o „ c o ś " wyświetlane jest na milionach e k r a n ó w k o m p u t e r ó w , k t ó r e dla ich posiadaczy s t a n o w i ą p r o t e z ę oczu. „Rzeczywistość jest p r o d u k o w a n a przez mikroskopijne k o m ó r k i , m a tryce i m o d u ł y pamięci, systemy operacyjne" - napisze Baudrillard. Końcowy efekt różni się j e d n a k - p o d o b n i e jak twarz na opisywanym zdjęciu - od s t a n u wyjściowego, ale czy za jakiś czas b ę d z i e m y mogli być p e w n i , że istniał w ogó le jakiś „stan wyjściowy"? W i d o w i s k o w e spalenie Mona Lizy w Eąuilibrum jest tak n a p r a w d ę w naszych czasach p o z b a w i o n e znaczenia - większość miesz kańców Ziemi u m r z e , mając w pamięci jedynie obraz reprodukcji. N i e u s t a n n a symulacja rzeczywistości p o ł ą c z o n a z d y s k r e t n ą w y m i a n ą jej poszczególnych e l e m e n t ó w ma w sobie d u ż o z fabuły Inwazji porywaczy ciał: „ d o s k o n a l s z e " kopie wypierają w całości oryginały. Ludzkie zmysły stają się w takiej sytuacji bezużyteczne. W powieści Baudolino U m b e r t o Eco o p i s a n a z o s t a ł a h i s t o r i a niewolników karmionych przez swojego o k r u t n e g o p a n a p e w n ą substancją, po której „przez cały dzień mieli oczy szeroko o t w a r t e i u ś m i e c h a l i się ze szczęścia. [...] Żyli w łańcuchach, a wierzyli, że są w raju". W tym miejscu koniecznie należy w s p o m n i e ć o d w ó c h p o d o b n y c h do siebie w w y m o w i e filmach. M a m tu na myśli W paszczy szaleństwa J o h n a ŚNIEG 2 0 0 4 123 C a r p e n t e r a oraz uroczy Basen Francois O z o n a . O b a są rozkosznie staroświe ckie. W każdym z nich, co prawda, z a k w e s t i o n o w a n a zostaje rzeczywistość, ale przy użyciu literackiej fikcji (w w y m i e n i o n y c h o b r a z a c h pisarze odgrywają rolę d e m i u r g ó w ) . Wynalazek G u t e n b e r g a jest n i e s t e t y coraz bardziej margi nalizowany. „ N i e s t e t y " , bo zabijał realność wolniej i w s p o s ó b bardziej, by tak rzec, kulturalny. Dzisiaj żyjemy w świecie o b r a z ó w g e n e r o w a n y c h przez z ł o wieszczo „ w p a t r z o n e " w nas ekrany oraz zdjęcia - tych, jak pisze Baudrillard, „ m o r d e r c ó w rzeczywistości, m o r d e r c ó w w ł a s n e g o m o d e l a " . „Dwanaście skrzyń profesora Corcorana" Te ekrany oraz zdjęcia zaczynają się zresztą ujawniać w dość nieoczekiwanych miejscach, co czyni je jeszcze bardziej przerażającymi. We w r z e ś n i o w y m n u m e r z e „Świata N a u k i " p o m i e s z c z o n y został fascynujący artykuł traktujący o mającej swe korzenie w grawitacji czarnych dziur, a sformułowanej przez noblistę G e r a r d a Hoofta „zasadzie holograficznej". Głosi ona, że otaczający nas trójwymiarowy świat jest tak n a p r a w d ę z ł u d z e n i e m : o b s e r w u j e m y jedy nie fotografię lub ekran, które dzięki b u d o w i e n a s z e g o m ó z g u nabierają nie istniejącej głębi. Być m o ż e w ogóle nie w y c h o d z i m y z „kina"... O t y m s a m y m przed laty pisał Lem w przejmującym o p o w i a d a n i u o profesorze Corcoranie, który stworzył skrzynie żyjące iluzją ludzkiego świata, choć tak n a p r a w d ę odbierały jedynie bodźce n a g r a n e na t a ś m i e filmowej. Fotografia ził września N a s u w a się p o d s t a w o w e pytanie: skąd u m a s o w e g o odbiorcy tak wielka chęć z a k w e s t i o n o w a n i a „ r e a l n e g o " świata? Biurka wszystkich p r o d u c e n t ó w filmo wych mają j e d e n w s p ó l n y e l e m e n t : na każdym z nich znajduje się... kalkula tor. Przedstawianie nierzeczywistości przynosi zysk. Dlaczego? Jak w s p o m n i a ł e m na początku, wątpliwości związane z „definicją rze czywistości" dręczą człowieka od n i e p a m i ę t n y c h czasów. Na t e m a t dzieła O naturze albo niebycie, a u t o r s t w a żyjącego w V wieku p . n . e . Gorgiasza, m o ż n a powiedzieć, iż jest o n o nie tylko m a n i f e s t e m antycznego n i h i l i z m u („byt nie istnieje"), lecz także dzisiejszego. Co s p o w o d o w a ł o , że p r o b l e m t e n przenik nął do kultury popularnej (pomijam tutaj fakt, iż dzieje się to często w bar124 FRONDA 3 4 dzo zwulgaryzowany sposób)? W jednym ze swoich artykułów Jacek Dukaj napisał, że „Matrix był tylko piorunem wyładowującym długo zbierającą się burzę". Film braci Wachowskich miałby być świadectwem narastającego „zwątpienia" w stosunku do otaczającej „realności", ale autor Katedry nie wskazał żadnej przyczyny zaistnienia tego zjawiska. Oczywiście pewnej odpo wiedzi na postawione pytania być nie może. Gdyby to uczynić, niebezpiecznie zbliżylibyśmy się do - wyśmianej przez Krzysztofa Mętraka - peerelowskiej reklamy (dobrego skądinąd) serialu Królowa Bona, głoszącej, iż całej prawdy o Polsce XVI wieku dowiemy się właśnie z tego filmu (podobne zjawisko obserwujemy obecnie przy okazji Pasji według Mela Gibsona). Można jednak zaryzykować pewną teorię dotyczącą źródeł „mody na nierzeczywistość". W naszych rodzimych realiach trudno ją zrozumieć, bo jej naturalnym pod łożem są dojrzałe kapitalistyczne państwa Zachodu. Przypomnijmy sobie jeszcze raz - wymienianego tu do znudzenia - pierwszego Matriksa. Agent Smith w swojej szaleńczej, choć wewnętrznie spójnej, tyradzie powiedział, że pierwotna wersja wiadomego programu przedstawiała rzeczywistość dosko nałą, zupełnie pozbawioną wad. To z kolei dla filmowych maszyn okazało się zgubne, ponieważ ludzie zaczęli przeczuwać kopię. Kiedy w 1989 roku, na łamach czasopisma „National Interest", Francis Fukuyama ogłosił „Koniec historii" niewielu miało wątpliwości: upadek syste mu komunistycznego jasno dowodził, iż wolnorynkowa gospodarka wsparta o liberalną demokrację to kres możliwości rozwoju cywilizacyjnego. Ustro jowy klosz, którego najlepszym obrazem był szwedzki model państwa opiekuńczego lat 60. i 70., potrafiłby uśpić nawet Ernesta Che Guevarę. Doskonały obóz koncentracyjny. Jednakże konflikt bałkański i wyda rzenia z 11 września w Nowym Jorku sprawiły, że teoria Fukuyamy stała się raczej passe. Historia się nie skończyła, mówili przeciwnicy, choć moim zdaniem wydarzenia te pokazują do kładnie coś odwrotnego: agresorzy w tychże konfliktach są przykładem bezsilności wobec demokracji i kapitalistycznej gospodarki. Ale nie to jest tutaj najważniejsze. Wydawało się, że zburzenie World Trade Center ŚNIEG 2 0 0 4 p o w i n n o ostatecznie p r z e b u d z i ć ludzi ze snu, w j a k i m się znaleźli. Nic bar dziej mylnego: relacje z tego „wydarzenia" oglądało się niczym film. Przy wielkim żalu dla każdej ofiary tego d r a m a t u nie da się j e d n o c z e ś n i e ukryć, że całość z a m a r ł a jak w Fotografii z 11 września Wisławy Szymborskiej. Obraz, który widzieliśmy już wielokrotnie. N i e bez p o w o d u p o t y m z a m a c h u oskar ż o n o amerykańskich t w ó r c ó w filmowych o p o d p o w i e d z e n i e t e r r o r y s t o m p o m y s ł u ataku (jednocześnie z w r ó c o n o się do scenarzystów z prośbą, żeby nakreślili e w e n t u a l n y plan rozwoju sytuacji). Pomijając a b s u r d a l n o ś ć d o słowności takiego k o n c e p t u , po obejrzeniu o b r a z ó w w rodzaju Stanu oblężenia Edwarda Zwicka czy Peacemakera M i m i Leder zadajemy sobie tylko j e d n o pyta nie: czy zostały o n e n a k r ę c o n e przed 11 w r z e ś n i a czy po n i m ? Dowiadując się o wcześniejszej dacie powstania, u ś w i a d a m i a m y sobie, że nowojorska a p o kalipsa spełniła się znacznie wcześniej, na w s z e c h o b e c n y c h e k r a n a c h . Skoro n a w e t katastrofa - p r z e p r a s z a m za n i e z a m i e r z o n ą ironię - zrealizowana jest zgodnie z wyznacznikami g a t u n k o w y m i k i n a katastroficznego, to jak tu nie wierzyć w fikcyjność otaczającej n a s rzeczywistości? „Fotel wybity zielonym aksamitem" Od m o m e n t u , kiedy p o z n a ł e m Ciągłość parków Julia Cortazara, nie m o g ę się wyzwolić spod wpływu t e g o króciutkiego opowiadania. Z o s t a ł a w n i m p r z e d s t a w i o n a h i s t o r i a lektury pewnej powieści. B o h a t e r siada wraz z książ ką w s w o i m ulubionym, wybitym zielonym a k s a m i t e m fotelu. Ostatnie zdanie z czytanego przez mężczyznę u t w o r u opisuje m o r d e r c ę wpadającego do pokoju i widzącego głowę człowieka czytającego w fotelu książkę. Fotel jest oczywiście „wybity zielonym a k s a m i t e m " (taki s a m m e b e l pojawia się w mieszkaniu fotografa z Powiększenia Michelangela A n t o n i o n i e g o - filmu, który zainspirowany został przecież i n n y m o p o w i a d a n i e m C o r t a z a r a - Babim latem). Aktualność Ciągłości parków trafnie wychwycili Krzysztof O g n i e w s k i i Filip Dzierżawski, którzy w 2 0 0 1 roku dokonali zgrabnej ekranizacji t e k s t u . Niezależny, s i e d m i o m i n u t o w y film przynosi j e d n a k z n a m i e n n ą dla naszych czasów modyfikację: tutaj c e n t r a l n ą rolę odgrywa e k r a n telewizora. Wielokrotnie w s p o m i n a n y przeze m n i e Baudrillard napisał, że „Disney land istnieje po to, by ukrywać, że D i s n e y l a n d e m jest cały «realny» kraj, cała «realna» Ameryka". To swoista „ e l e k t r o w n i a w y o b r a ź n i " dostarczająca real126 FRONDA 34 ności. Ja s a m m i e s z k a m w o t o c z e n i u o g r o m n e g o Multikina, k t ó r e r ó w n i e ż zdaje się taką lokalną „fabryką r e a l n o ś c i " (ten „ p r z e m y s ł " rozwija się o s t a t n i o ze w z m o ż o n ą siłą). Dotychczas działała o n a w s p o s ó b niezauważalny, ale to się z m i e n i ł o . Nie wierzcie w słowa „ k i n o dla k i e r o w c ó w " . Kiedy zobaczyłem t e n d u m n i e r o z p o s t a r t y e k r a n n a z e w n ę t r z n e j p o w i e r z c h n i ściany, z r o z u m i a ł e m wszystko. Całe przylegające osiedle p o t r a k t o w a n o niczym w i d o w n i ę , kwestionując j e d n o c z e ś n i e jej realność. Proszę spojrzeć, k t o znajduje się za P a ń s t w a fotelem... ROMAN KSIĄŻEK Sam Tolkien stwierdzit, iż myślał o krasnoludach trochę jak o Żydach. Córa Moria zostata odebrana krasnolu dom i stała się siedliskiem złych sił, tymczasem w cza sach ostatecznych, gdy pojawi się Antychryst, jedną ze spraw, których ma on dokonać, będzie odbudowanie starej świątyni Salomona na Morii, aby mógł w niej za siąść i dowodzić, że jest bogiem. TOLKIEN prorok czasów JAKUB ostatecznych SZYMAŃSKI Wizje czasów ostatecznych od d a w n a inspirowały wyobraźnię autorów, p r o b l e m polegał jednak na tym, iż każdy z owych piszących istniał w danej rzeczywisto ści przestrzenno-czasowej i p e w n e z n a n e i d o s t ę p n e wszystkim m o t y w y końca świata starał się włączać i tłumaczyć przez pryzmat zdarzeń swojego czasu, przez co wizja końca stawała się tylko albo suchym wyliczeniem oczekiwanych apokaliptycznych faktów, albo ulegała literackiemu spłaszczeniu. Człowiekiem, który podszedł do sprawy inaczej, tj. „stworzył" całkiem osobny świat i do |28 FRONDA 34 niego dopiero wprowadził owe motywy, był J.R. Tolkien. I przez to wygrał, bo jego mityczny świat przepojony m i t a m i z realnego świata stał się nagle bardzo zbliżony do rzeczywistości. Należy też w s p o m n i e ć o trzech ważnych źródłach inspiracji Tolkiena. Jak sam twierdził, był o d d a n y m katolikiem, a m i a ł o to takie przełożenie, iż jak stwierdzał dalej, Władca Pierścieni był fundamentalnie religij nym i katolickim dziełem, na sposób n i e u ś w i a d o m i o n y w czasie pisania, ale już całkiem świadomie w robionych poprawkach, kiedy to e l e m e n t religijny został wchłonięty do opisywanej historii i jej symbolizmu. Tolkien kochał średniowie cze, więc mity i eschatologia t a m t e g o okresu były mu dobrze z n a n e . Uważał, iż jeżeli a u t o r dobrze spełnia swą funkcję, m o ż e być n a r z ę d z i e m Opatrzności (za takie narzędzie, choć niedoskonałe, s a m się uważał - już s a m o to ociera się o misję prorocką). Zresztą od p e w n e g o m o m e n t u Tolkien był przekonany, iż nie napisał tej książki całkiem s a m (tak jak prorok, który czasami wykonuje coś, nawet tego nie rozumiejąc, a będąc p o d d a n y m wyższej inspiracji). Poniżej tylko kilka najważniejszych z owych eschatologicznych relacji, jakich w jego twórczości znaleźć m o ż n a znacznie więcej. 1 4 4 , 33, 9 i 4 Nawiązanie do spraw ostatecznych zaczyna się już na s a m y m początku książki, kiedy to Bilbo i Frodo obchodzą r a z e m urodziny, których łączna wartość liczbo wa wynosi 144 lata - co jest jeszcze podkreślone przez zaproszenie takiej liczby gości do „wewnętrznego kręgu". Liczba 144 (wprawdzie tysiące) w symbolice chrześcijańskiej (według Apokalipsy) oznacza liczbę wybranych w czasach ostatecznych, którzy stać będą odziani w białe szaty na górze Syjon, a Sam właśnie podczas wstępowania na górę Przeznaczenia i konfrontacji z G o l u m e m ma wizję Froda przyobleczonego w białą szatę. P o n a d t o wiek Froda podczas rozpoczęcia wynosi 33 lata - co jest tzw. „wiekiem C h r y s t u s o w y m " , czyli licz bą lat, która oznacza w symbolice chrześcijańskiej wejście w wiek dojrzałości duchowej. Także według starożytnych wierzeń A d a m i Ewa w Raju mieli być stworzeni właśnie w takiej pełni lat, po tyle też lat mają mieć ludzie po zmar twychwstaniu ciał. Z a t e m Frodo jest dojrzały d u c h o w o . W późniejszym etapie podróży na przykładzie Froda zostało także ukazane ciśnienie, j a k i e m u podda ne będą w czasach ostatecznych umysły ludzi wybranych, aby zgodzili się oni na zło. W tym kontekście ciekawe jest także znaczenie s a m e g o pierścienia, po ŚNIEG 2 0 0 4 129 odłączeniu go bowiem od wszelkich inter pretacji pozostaje jego zasadnicza funkcja: pierścień władzy, pierścień umożliwiający panowanie nad innymi i związana z tym pokusa. Tymczasem święci mówią, iż je dynie Bogu przynależy to, by nikomu nie podlegał i zarazem rządził wszystkimi, nie zaś stworzeniu - a Sauron nazywa siebie Panem Ziemi. Przez tę żądzę władzy prze ziera pierwszy grzech, który wszedł na świat dzięki Lucyferowi (którego hasłem było: „Nie będę służył!") - czyli pycha i podążająca za nią zazdrość. Jedna jest bowiem dla wielkich, a druga dla małych i tak mamy różnych władców pierścieni i golumy. Walka o pozbycie się pierścienia jest więc w sumie walką o usunięcie ze świata wszelkich demonicznych zanieczyszczeń i w tym sensie jest też walką ostateczną. W ten sposób dziewięciu czarnych jeźdźców to być może najlepiej odzwierciedlony w całej literaturze przykład upostaciowienia lęków związanych z Czterema Jeźdźcami Apokalipsy. Czarni jeźdźcy zresztą pojawiają się jako prolog przygotowujący nadejście ich pana Saurona, a Jeźdźcy Apokalip sy mają się pojawić jako pierwsze plagi zapowiadające dalsze katastrofy i koniec świata. Sam Tolkien robi tu zresztą lekką aluzję, kiedy wspomina ustami Gandalfa, że ich pojawienie się i sforsowanie bramy w Bree spowodowało wśród jego mieszkańców oczekiwanie końca świata. Kształtuje ich też zapewne wspo mnienie Apokalipsy o dziesięciu królach, którzy władzy królewskiej jeszcze nie objęli, lecz wezmą władzę jakby królowie na jedną godzinę wraz z Bestią. Ci mają jeden zamysł, a potęgę i władzę swoją dają Bestii - czyż to nie definicja Upiorów Pierścienia? Wiara elfów W czasach ostatecznych i w walce z siłami ciemności ma wielką rolę do odegraniu Matka Boża. U Tolkiena pojawia się postać bogini Elbereth, która J3Q FRONDA 34 - m i m o znaczących różnic - ma też wiele p o d o b n y c h do Niej cech, co zauwa żyli współcześni Tolkienowi i c z e m u on nie zaprzeczył. N a s w t y m m o m e n c i e najbardziej j e d n a k interesuje to, iż „wierzący", nazwijmy to, „wiarą elfów" b o h a t e r o w i e zwracają się do niej zawsze w czasie konfrontacji nie ze zwykły mi przeciwnikami, ale z wyższymi, d e m o n i c z n y m i m o c a m i ciemności. Tak czynią elfy, Frodo, Legolas czy Sam. Ważną rolę w sprawach dotyczących czasów o s t a t e c z n y c h gra też tzw. funkcja powstrzymującego, czyli czynnika, po k t ó r e g o osłabnięciu Antychryst będzie miał w o l n ą drogę do objawienia się. Związane jest to z f r a g m e n t e m Drugiego Listu do Tesaloniczan, który m ó w i : wiecie, co go teraz p o w s t r z y m u je, aby objawił się w s w o i m czasie... niech tylko ten, co teraz powstrzymuje, ustąpi miejsca, wówczas ukaże się Niegodziwiec... Pierwsi chrześcijanie rozumieli jako powstrzymującego C e s a r s t w o Rzym skie (jako utrzymujące ład w ó w c z e s n y m świecie), n a s t ę p n i e po jego u p a d k u zaczęto p o d tym o k r e ś l e n i e m r o z u m i e ć p a ń s t w a (szczególnie r o m a ń s k i e ) , które powstały na jego gruzach, a których m i a ł o być 10 (były z r e s z t ą i p r ó b y reaktywacji tzw. Świętego C e s a r s t w a Rzymskiego - ciekawostką zaś jest, iż obecnie obserwujemy zanikanie p a ń s t w n a r o d o w y c h t a m t e g o regionu, c o być m o ż e też stanowi p e w i e n z n a k ) . W ś r e d n i o w i e c z u - gdy z r o z u m i a n o , że konflikt końca czasów będzie bardziej d u c h o w y niż fizykalny - zaczęto jako powstrzymującego r o z u m i e ć Kościół rzymskokatolicki, k t ó r e g o oddziaływa nie u końca czasów ma osłabnąć i do osłabionej w t e d y d u c h o w o ludzkości przyjdzie Antychryst. Tymczasem u Tolkiena jako siłę ustępującą m a m y poka zanych elfów i to z a r a z e m na płaszczyźnie politycznej - ich p a ń s t w a p o m n i e j szają się i zanikają, jak i d u c h o w o - k u l t u r o w e j - zanika znajomość ich języka i całej kultury. Z r e s z t ą s a m e elfy przeczuwają, że jeżeli S a u r o n powróci, to m o c ich trzech pierścieni osłabnie, a wszystkie rzeczy u t r z y m y w a n e przez nie zanikną, s a m e zaś elfy dojdą do swego z m i e r z c h u (Silmarilion). Tolkien s a m dał tu też jeszcze parę znaków, wskazując, iż język elfów (ąuenya) i wiele nazw było opartych na łacinie. L e m b a s - chleb p o d r ó ż n y elfów - to p e w n e g o rodzaju transkrypcja eucharystii, inwokacje zaś elfów do bogini Elbereth, jakich używali również ci, którzy znajdowali się p o d ich k u l t u r o w y m wpły w e m - s t a n o w i ą transkrypcje inwokacji maryjnych. P o n a d t o d o m E l r o n d a był zawsze s c h r o n i e n i e m dla znękanych i uciskanych (przykład Bilba), czyli taką chrześcijańską o c h r o n k ą oraz skarbcem dobrej rady i mądrej wiedzy. ŚNIEG 2 0 0 4 131 Co więcej, Galadriela uświadamia penitencję Boromira, a rozmowa w my ślach Gandalfa z Elrondem i Galadriela przypomina po prostu chrześcijańską kontemplację. Kraina cienia WIV wieku pojawiła się legenda o tym, iż Aleksander Wielki miał zbudować w przesmyku pomiędzy niedostępnymi górami Kaukazu wrota z żelaza (zwa ne też bramą kaspijską), by uniemożliwić barbarzyńskim hordom z północy ataki na cywilizowany zachód (podaje tak Pseudo-Metodiusz). W kolejnych wersjach legendy skojarzono tamte ludy z ludami Goga i Magoga, które na końcu czasów pod wodzą Antychrysta mają się przebić przez rzeczone wrota i przynieść zagładę całemu światu. Tymczasem u Tolkiena mamy Mordor, czyli krainę cienia otoczoną niedostępnym pasmem górskim, do którego prowadzi północna, główna droga, właśnie przez Czarne Wrota, które zo stały, co prawda, zbudowane przez Saurona, ale ich ekwiwalent stanowiły wcześniej dwie wieże strażnicze, zbudowane na sąsiednich przełęczach, które faktycznie miały strzec tego, by z Mordoru nie wydostawało się zło (a które po przejęciu ich przez Saurona przemianowa no na Kły Mordoru). Można tu też przypomnieć ciekawe średniowieczne przedstawianie piekła w sztukach graficznych (chociażby słynna miniatura z Psałterza Henryka de Blois), jako uzębionej paszczy pełnej pożeranych grzeszników. Oraz średniowieczne przy słowie, iż piekło podgryza, ale nie po chłania. Jest zresztą powiedziane, że gdy zastępy zachodu jadą pod wrota, by odciąg nąć uwagę od Froda, Sauron zatrzaskuje nad nimi swe szczęki jakby nad przynętą. Słowo zaś „ork" w staroangielskim oznacza demona, a pochodzi od łacińskiego słowa orcus oznaczającego piekło. Wracając zaś do wrót, to armie Saurona do ostatecznej rozgrywki rzeczywiście FRONDA 34 zaczynają wychodzić w ł a ś n i e przez nie. O owych zaś ludach w Apokalipsie n a p i s a n o : „...z więzienia swego szatan zostanie zwolniony. I wyjdzie, by o m a mić n a r o d y z czterech n a r o ż n i k ó w ziemi, Goga i Magoga, by ich zgromadzić na bój, a liczba ich jak piasek m o r s k i . Wyszli oni na p o w i e r z c h n i ę ziemi i o t o czyli obóz świętych i m i a s t o u m i ł o w a n e . . . " . W historii podczas różnych zagrożeń p o d o w e ludy p o d s t a w i a n o kolejno pomiędzy III a XIII stuleciem: Celtów, Scytów, G o t ó w (ich n a z w ę w łacinie p r z e m i e n i o n o w t e d y n a G o t h - M a g o t h ! ) , H u n ó w , Alanów, Khazarów, A r a b ó w i Turków tzw. Saracenów, Węgrów, Partów, M o n g o ł ó w i Tatarów. Ogólnie zaś przyjęło się rozumieć, że b ę d ą to jakieś ludy ze w s c h o d u (obecnie u w a ż a się, że to Chińczycy). Tymczasem Tolkien pisze, że czarny jeździec G o t h m o g (!) p c h n ą ł do walki przeciwko o b l ę ż o n e m u m i a s t u M i n a s Tirith dzikie ludy ze w s c h o d u , Wargów z Khandu, Południowców, czarnoskórych ludzi z H a r a d u . A były to siły, które miały splądrować m i a s t o i spustoszyć ziemie G o n d o r u - t y m c z a s e m taka jest ich funkcja wedle księgi Ezechiela, gdzie w ł a ś n i e do takich celów ma zebrać ich król Gog z kraju Magog. P o n a d t o , co do orków, to s a m Tolkien stwierdzał, że tworząc ich, miał na myśli jakby z d e g e n e r o w a n y c h Mongołów. P o n a d t o jeżeli chodzi jeszcze o m o t y w wyprawy h o b b i t ó w do Czarnych Wrót, to Tolkien znał z a p e w n e przekaz XIII-wiecznego angielskiego franciszkanina i profesora szkoły w Oxfordzie, Rogera Bacona, o franciszkańskiej wyprawie, która została wysłana przez króla Francji św. Ludwika IX do b r a m y kaspij skiej i która przeszła p o z a o w ą b r a m ę (król Ludwik IX zresztą s a m starał się ucieleśnić ideał władcy końca czasów i n p . zorganizował też dwie wyprawy krzyżowe; jeżeli zaś chodzi o hobbitów, to w jakiś s p o s ó b wpisują się oni w postacie „braci m n i e j s z y c h " ) . Z kolei m o t y w śmierci (z s z a l e ń s t w a i lęku, że o t o Gandalf n a d c h o d z i odebrać mu w ł a d z ę dla Aragorna) pozostającego pod w p ł y w e m magii S a u r o n a n a m i e s t n i k a D e n e t h o r a przez s a m o s p a l e n i e (co zresztą w e d ł u g słów Gandalfa czynili z pychy i rozpaczy tylko pozosta jący pod w p ł y w e m czarnej mocy pogańscy królowie) niewątpliwie był o p a r t y przez Tolkiena na rzeczywistym w y d a r z e n i u z życia św. Patryka. Gdy b o w i e m św. Patryk powrócił do Irlandii jako biskup, jego były p a n i z a r a z e m wyznaw ca d e m o n i c z n e g o d r u i d y z m u , Milhu, zebrał wszystkie swoje d o b r a na stos i spalił się wraz z n i m i z pychy i z irracjonalnego strachu, że o t o teraz będzie sługą swojego byłego sługi. ŚNIEG 2 0 0 4 133 Fałszywy Prorok Powracając j e d n a k do opisu j a w n i e czarnych c h a r a k t e r ó w we Władcy Pierścieni, to n a s t ę p n y w tym bestiariuszu jest S a r u m a n , w k t ó r e g o postaci m o ż n a się dopatrzyć kilku archetypów. I tak w Apokalipsie pojawia się p o s t a ć Fałszywe go Proroka, który będzie wykonywał przed Bestią całą jej w ł a d z ę - t y m c z a s e m S a r u m a n zwiedziony przez S a u r o n a zaczyna kształtować swój Isengard jako kopię krainy cienia i wykonywać wszystkie p o c h o d z ą c e s t a m t ą d zamysły, s a m stając się jakby t a k i m m a ł y m S a u r o n e m . Fałszywy Prorok będzie na r ó ż n e sposoby zwodził m i e s z k a ń c ó w ziemi - czyż to nie p r z y p o m i n a zwodzącego głosu S a r u m a n a ? - aby wszyscy oddali w k o ń c u p o k ł o n Bestii - czyli by ludy Śródziemia zostały zagarnięte p o d w ł a d z ę S a u r o n a . Fałszywy Prorok m a także sprawić, by wszyscy jego zwolennicy zostali o z n a k o w a n i jak bydło i na czoło lub prawą rękę otrzymali z n a m i ę Bestii - słudzy zaś S a r u m a n a zostają oznakowani s y m b o l e m białej d ł o n i . Interesująca wydaje się geneza p o w s t a n i a postaci Fałszywego Proroka. Pierwsi chrześcijanie za g ł ó w n e g o A n t y c h r y s t a uważali b o w i e m cesarza N e r o n a , a za Fałszywego P r o r o k a mieli S z y m o n a Maga, k t ó r e m u przyjrzymy się bliżej. Pierwsze w s p o m n i e n i e o n i m jest takie, że w Samarii chciał „ o d k u p i ć " za pieniądze od św. P i o t r a d u c h o w ą zdolność udzielania D u c h a Świętego. N a s t ę p n i e zaś, będąc m a g i e m , który jeszcze p o żądał boskości, Szymon miał u d a ć się do R z y m u dla zdobycia jak największej sławy. A przez swe spektakle zaczął odciągać wielu wiernych od Kościoła. W t e d y przybył Św. Piotr i miał miejsce słynny pojedynek duchowy. Obydwaj mieli w o b e c t ł u m ó w u d o w o d n i ć p r a w d ę i m o c swoich postaw. Szymon d o prowadził w t e d y z g r o m a d z o n y c h do zbiorowej h i p n o z y - tak, iż w s z y s t k i m zaczęło się zdawać, że udaje mu się wskrzesić z m a r ł e g o , cała u ł u d a j e d n a k prysła po m o d l i t w i e Św. Piotra. W t e d y Szymon, by odzyskać autorytet, za czął latać w p o w i e t r z u - u n o s z o n y przez niewidzialne d e m o n y - na to także św. Piotr zareagował m o d l i t w ą . S z y m o n spadł i w e d ł u g jednych p o d a ń j u ż wtedy się zabił, a w e d ł u g innych był tak zdesperowany, że kazał się s w o i m u c z n i o m zakopać w ziemi, by sparodiować z m a r t w y c h w s t a n i e . I d o p i e r o ta próba miała zakończyć się dla niego tragicznie. A jak było na początku, tak ma być i na końcu, o s t a t n i b o w i e m papież z w a n y też w e d ł u g p r z e p o w i e d n i D r u gim P i o t r e m ma stanąć naprzeciw Fałszywego Proroka - tak jak i u Tolkiena m a m y konflikt Gandalf - S a r u m a n . FRONDA 3 4 Z innych archetypów należy wymienić jesz cze przepowiednie, które stwierdzają, iż pod koniec czasów papież będzie się zmagał z ja kimś hierarchą kościoła wschodniego, który pozazdrości mu władzy nad całym chrześ cijaństwem, albo z jakimś antypapieżem z łona samego Kościoła katolickiego (na te przepowiednie wpłynęło zapewne zaistnie nie takich historycznych zdarzeń, jak schi zma wschodnia i zachodnia). Te zdarzenia też mogą mieć swoje odbicie w stosunkach Gandalf - Saruman. Ostatnim przeciwni kiem, który według poglądów niektórych katolików pojawił się na arenie dziejów, są masoni, którzy to podobno „całkiem otwarcie godzą na zgubę Kościoła" (papież Leon XIII Humanum Genus) - Saruman zaś więzi Gandalfa. Dalej papież Leon XIII mówi, że równocześnie zawsze są gotowi podkopywać fundamenty państw, atakować władców, wypowiadać im walkę i oskarżać, a nawet ich wypędzać - a czyż to wszystko nie przypomina sto sunku Sarumana do króla Theodena? Dalej Leon XIII twierdzi, że mamy do czynienia z przeciwnikiem podstępnym i przebiegłym, który potrafi schlebiać i ludom, i władcom, ująć i jednych, i drugich gładkością swych maksym, nie możliwe jest jednak, żeby jakakolwiek sprawa nie zdradziła swej natury przez skutki, jakie wywołuje... Czyż to znowu nie przypomina zwodzącego głosu Sarumana, i jego spisków ze Smoczym Językiem? Co do klęski masonerii zaś są dwie słynne wizje: Katarzyny Emmerich z października 1820 roku i św. Jana Bosko (wizja okrętu kościoła), wedle których w ich szeregach ma nastąpić zamęt, mają oni wystąpić sami przeciw sobie, co będzie nosiło rozmach prawie klęski żywiołowej, i mają zatonąć. Tymczasem Tolkien, opisując atak Entów na Isengard, czyli siedzibę Saruma na, gdy wszystko ulega ogólnej destrukcji jak w żywiole, czyni lekką aluzję w opisie, kiedy to Orthanc jest zasypywany swoim własnym materiałem: ŚNIEG 2 0 0 4 135 „bloki masonerii (roboty murarskiej)... rozbijały się na oknach Orthancu. Na stępnie zaś też Isengard zostaje zalany wodą. W Księdze Daniela powiedzia no, iż koniec Antychrysta nastąpi wśród powodzi i do końca wojny potrwają zamierzone spustoszenia. Nadejście Antychrysta Przejdźmy zatem teraz do postaci ostatniego wroga ludzkości - Antychrysta. Postać tę w książce symbolizuje Sauron i choć sam fizycznie pojawia się wcześ niej, a w zasadniczej rozgrywce jest obecny tylko jego duch - co przypomina w pewien sposób tzw. ducha Antychrysta, tj. tajemnicę bezbożności (Drugi List do Tesaloniczan), która mimo iż fizycznie Antychryst się nie pojawił, działa jednak poprzez wszystkie wieki, przygotowując czas jego przyjścia - to jednak jego cechy fizyczne, tj. te, które w Biblii zostały przypisane Antychrystowi, we Władcy Pierścieni są rozciągnięte na wiele demonicznych postaci, będących słu gami Saurona. Zanim jednak przejdziemy do tego, należ też krótko przedsta wić rodowody obydwu postaci. Według nauczania chrześcijańskiego Lucyfer był najwyższym aniołem, który zbuntował się przeciwko Bogu i za to został strącony z nieba do Otchłani, skąd działa przeciwko innym stworzeniom Boga, tj. ludziom, chcąc pociągnąć ich na zagładę za sobą. Najmocniej ma to czynić pod koniec czasów poprzez jednego z ludzi, który opętany przez niego stanie się najkrwawszym tyranem w dziejach ludzkości i będzie się domagał tytułowania go bogiem. Tymczasem u Tolkiena (początek Silmarilionu) mamy Iluvatara (Boga), który zaczyna tworzyć świat. Jeden z jego ainurów (aniołów) Melkor zwany później Morgothem (Lucyfer) buntuje się przeciw ko Iluvatarowi i w płomieniach zstępuje w Ciemność, skąd kieruje kolejnymi atakami przeciwko stworzonemu światu elfów, kras noludów i ludzi, aż w końcu przeprowadza największe ataki za pośrednictwem swego sługi Saurona zwanego Okrutnym. FRONDA 34 Co prawda, jest tutaj p e w n a różnica, S a u r o n b o w i e m Tolkiena jest rów nież u p a d ł y m m a i a r e m ( d u c h e m a n i e l s k i m ) , a Antychryst będzie po p r o s t u o p ę t a n y m człowiekiem, ale d o d a ć m o ż n a , iż z a n i m wyjaśniono tę kwestię, w p ó ź n y m antyku i w c z e s n y m średniowieczu często u w a ż a n o A n t y c h r y s t a za syna diabła lub też za s a m ą inkarnację Lucyfera (są to j e d n a k dwie r ó ż n e postacie, a ich łączność polega na tym, jak m ó w i św. Tomasz z Akwinu, że w Antychryście diabeł d o p r o w a d z i swą złość do „ d o s k o n a ł o ś c i " ) . Powracając zaś do cech Antychrysta, k t ó r e Tolkien rozciągnął na S a u r o n a i jego sługi, są o n e następujące. W e d ł u g Apokalipsy Fałszywy P r o r o k ma przekonywać mieszkańców ziemi do Bestii, k t ó r a o t r z y m a ł a cios m i e c z e m , a ożyła - i taki jest czas dziania się Władcy Pierścieni, S a r u m a n b o w i e m jest „ h e r o l d e m " Saurona, który został zabity m i e c z e m przez Isildura. W średniowieczu t ł u m a c z o n o to w t e n sposób, że Antychryst podczas jednej z b i t e w będzie uda wał swoją śmierć od miecza, aby n a s t ę p n i e sparodiować z m a r t w y c h w s t a n i e i ostatecznie zwieść p o p r z e z to swych o p o n e n t ó w . N i e bez znaczenia jest tu także antyczna p o g a ń s k a legenda, w e d l e której N e r o n , który p c h n ą ł się mieczem, miałby powrócić i odzyskać p a n o w a n i e n a d ś w i a t e m z n o w ą stolicą w Jerozolimie. W a r t o także p r z y p o m n i e ć to, co w s p o m n i a n e było o Szymonie Magu i jego próbie „ z m a r t w y c h w s t a n i a " . Pierścień S a u r o n a (czyli lucyferyczna pycha lub o w a tajemnica b e z b o ż n o ści) j e d n a k p r z e t r w a ł i teraz pozwala powrócić s w e m u p a n u . Jak Antychryst ma być w przyszłości dla swych z w o l e n n i k ó w - tak S a u r o n dla swych ludzi był zarazem k r ó l e m i bogiem. S a u r o n został także p r z e d s t a w i o n y jako „ p a n d a r ó w " oraz czarownik ( N e c r o n o m a n c e r ) , rozdający pierścienie, dzięki k t ó rym m o ż n a zdobyć władzę, w i e d z ę t a j e m n ą lub - jak w przypadku krasnolu d ó w - skarby. Tymczasem Antychryst ma rozdawać tym, którzy go uznają, ziemię i zaszczyty, czyniąc ich w ł a d c a m i n a d wieloma, oraz nagradzać zło t e m , s r e b r e m i drogimi k a m i e n i a m i (Księga D a n i e l a ) . Tolkien m ó w i , iż „jego [Saurona] sieć roztaczała się na tych, którzy chcieli p o z o s t a ć w Sródziemiu, a jednocześnie cieszyć się b ł o g o s ł a w i e ń s t w e m tych, którzy odeszli za m o r z e " - czyż to nie p r z y p o m i n a ludzi czasów ostatecznych, którzy b ę d ą ulegali swo im z i e m s k i m słabościom, j e d n o c z e ś n i e chcąc być z w a n y m i świętymi i uczest niczyć w darach świętości? Jak m ó w i j e d n a z p r z e p o w i e d n i : b ę d ą okazywali pozory świętości, ale w y r z e k n ą się jej m o c y - i w ł a ś n i e to niespokojne prag nienie nadejdzie zaspokoić Antychryst. W Księdze D a n i e l a p o w i e d z i a n o też ŚNIEG 2 0 0 4 137 na t e m a t Antychrysta, że będzie czcił boga twierdz, tj. wojny, i będzie chciał zmienić czasy i prawo, i że święci b ę d ą wydani w jego ręce - t y m c z a s e m Tol kien w Silmarilionie pisze na t e m a t S a u r o n a (który p r z e k o n a ł A r - P h a r a z o n a ) , że n a m ó w i ł on ludzi do o d d a w a n i a czci p a n u ciemności oraz że sprzeciwiał się t e m u , co zostało p r z e d t e m p o w i e d z i a n e o n a t u r z e świata i religii, oraz że prześladował wiernych. P o n a d t o Faramir w r o z m o w i e z F r o d e m nazywa Saurona niszczycielem, który chce p o c h ł o n ą ć i zniszczyć wszystkie krainy Śródziemia, t y m c z a s e m j e d n y m z apokaliptycznych i m i o n A n t y c h r y s t a jest Apollyon, tzn. niszczyciel. Cechy Antychrysta rozciągnięte na sługi S a u r o n a są następujące. O Anty chryście w Księdze Daniela p o w i e d z i a n o , że bez u d z i a ł u ręki ludzkiej zosta nie skruszony, t y m c z a s e m u Tolkiena jest to s a m o z a p o w i e d z i a n e w z g l ę d e m głównego sługi S a u r o n a - k a p i t a n a Nazguli ( k t ó r e m u poczynią to Eowyn i Merry). Antychryst (czy też s a m szatan) będzie miał p o p r o w a d z i ć ludy Goga i Magoga do s p u s t o s z e n i a świata, t y m c z a s e m u Tolkiena czyni to p o r u c z n i k N a z g u l i - G o t h m o g , prowadząc ludy ze w s c h o d u i p o ł u d n i a na s p u s t o s z e n i e G o n d o r u . Antychryst ma stanąć n a p r z e c i w p a p i e ż a k o ń c a czasów, a w Morii d e m o n Barlog staje naprzeciw Gandalfa, k t ó r y zresztą jeszcze przy innej oka zji stwierdza, że s a m był g ł ó w n y m w r o g i e m S a u r o n a . Ostatni cesarz Kolejną postacią związaną z m i t a m i końca świata jest p o s t a ć tzw. o s t a t n i e g o rzymskiego cesarza. Postać ta najwcześniej pojawiła się w łacińskiej wersji przepowiedni Sybilli Tyburtyńskiej z IV w, n a s t ę p n i e w tekście Pseudo-Metodiusza z VII w. i w „życiorysie" A n t y c h r y s t a n a p i s a n y m przez Adsa z M o n tier-en-Der w X w. C h o d z i tu o władcę, który przy końcu czasów ma z a p a n o wać nad całą ziemią i zwalczyć prawie całe zło. Postać ta była b a r d z o n o ś n a szczególnie w okresie średniowiecza i pojawiało się wiele p r z e p o w i e d n i z nią związanych (szczególnie p o p u l a r n y c h w okresach krucjat), ałe i później nie traciła na znaczeniu ( n p . Krzysztof K o l u m b twierdził, iż j e d n y m z czynników, który pchnął go do wypraw, była chęć p r z y g o t o w a n i a drogi dla tego króla). Także w nieodległych n a m czasach w s p o m i n a j ą o niej z n a n i wizjonerzy, n p . św. Jan Bosko w XIX w. Postać taka we Władcy Pierścieni r ó w n i e ż istnieje, a jest nią Aragorn. Potwierdził to p o ś r e d n i o również s a m Tolkien, m i t b o IJg FRONDA 34 w i e m ostatniego cesarza był związany z m i t a m i dotyczącymi o d r o d z e n i a się Świętego C e s a r s t w a Rzymskiego (ów cesarz miał być „ d r u g i m Karolem Wiel k i m " ) , a Tolkien stwierdził, że jeżeli jego opowieść coś przypomina, to jest to przywrócenie Świętego C e s a r s t w a Rzymskiego z jego siedzibą w Rzymie. Jakie jeszcze cechy ich łączą? Pojawienie się o s t a t n i e g o władcy jest związane z czasami ostatecznymi i u k a z a n i e m się A n t y c h r y s t a - i tak to się dzieje w wy padku Aragorna i Saurona. Ów król ma walczyć ze wszystkimi przeciwnikami dobra, ale nie b e z p o ś r e d n i o z s a m y m A n t y c h r y s t e m - i tak A r a g o r n ukazuje się tylko Sauronowi, ale nigdy z n i m nie walczy. Chodziło tu o ukazanie, że chociażby l u d z k i m i ś r o d k a m i s p e ł n i ł o się wszystko, będzie to tylko walka fizyczna, k t ó r a nie m o ż e zadecydować o zwy cięstwie n a d t a k i m przeciwnikiem jak Antychryst, k t ó r e g o trzeba będzie osta tecznie pokonać d u c h o w o . To również zdaje się zauważać Tolkien, stwierdza bowiem, że chodziło mu o s t w o r z e n i e takiego świata, w k t ó r y m m o ż n a by walczyć fizycznie z ł a t w o u c h w y t n y m , bo u c i e l e ś n i o n y m z ł e m i w k t ó r y m jednocześnie do zniszczenia „zła o s t a t e c z n e g o " , czyli Saurona, p o t r z e b a by było e l e m e n t u d u c h o w e g o , tj. p o d r ó ż y Froda z p i e r ś c i e n i e m i postaci Gandalfa. W a r t o jeszcze w s p o m n i e ć , że cesarz ma wyruszyć na krucjatę, k t ó r a ma wyzwolić cały świat od zła, i Aragorn też r u s z a na swoją krucjatę. Należy tutaj j e d n a k również powiedzieć o d r u g i m wątku całej sprawy. O t ó ż w śred niowieczu Niemcy zaczęli rywalizować z Francuzami o s t a t u s imperialny i dla tego oprócz objęcia p r y m a t u politycznego zaczęli też przywłaszczać sobie związane z n i m mity. W t e n s p o s ó b zdarzenia zwią zane z niemieckimi cesarzami Fryderykiem Barbarossą i Fryderykiem II H o h e n s t a u fem spowodowały dodanie nowych e l e m e n t ó w d o mitologii o s t a t n i e g o cesarza. Barbarossą b o w i e m u t o n ą ł w rzece w drodze na wyprawę krzy żową, a Fryderyk II został wyklęty przez ŚNIEG 2 0 0 4 papieża Innocentego IV (jednym z powodów było krzywoprzysięstwo do tyczące pójścia na krucjatę, aby odbić Jerozolimę, która ponownie została wówczas opanowana przez muzułmanów). Te zdarzenia doprowadziły do powstania legend, że Fryderyk II zstąpił po śmierci wraz z zastępem pięciu tys. przeklętych wojowników z podziemia góry Etny, a Barbarossa śpi z sześcioma rycerzami we wnętrzu góry Kyffhauser. Mają oni czekać tam na koniec czasów, aby wystąpić wtedy i dopełnić swoich zobowiązań, czyli walczyć ze złem i przez to odzyskać spokój. Mity te inkorporuje również Tolkien do swojego świata, łącząc zarazem te dwie (tj. francuską i niemiecką) trady cje, kiedy to Aragorn wzywa umarłych i przeklętych wojów z Nawiedzonej Góry (którzy kiedyś - mimo że zaprzysiężeni przez jego przodka - odmówili walki ze złem). Czekali oni zatem w owej górze jako przeklęte duchy, lecz ich los ma się wypełnić teraz, gdy dopeł nią swej dawnej przysięgi i staną do walki, a wtedy odnajdą spokój i odejdą na zawsze. W ten oto sposób Aragorn rusza do boju na ich czele jako Król Umarłych. Aragorn leczy dotykiem, a królo wie francuscy, z których linią głów nie były związane owe apokaliptyczne nadzieje, posiadali zdolność leczenia dotykiem skrofułów. Po wszystkich wal kach ów cesarz wedle przepowiedni spocznie pod drzewem, które ma się na nowo zazielenić (np. Hildegarda z Bingen widziała w tym symbol odnowienia cnót chrześcijańskich), tymczasem Aragorn po walkach odnajduje sadzonkę Białego Drzewa w świę tym miejscu, gdzie królowie składali kiedyś dziękczynienia Eru (czyli Bogu). Samo przywrócenie linii królów-kapłanów Tolkien postrzegał jako równo znaczne z odnowieniem czczenia Boga. Ów przykład z drzewem z Minas |4Q FRONDA 34 Tirith w połączeniu ze w s p o m n i a n y m s t w i e r d z e n i e m Tolkiena, że jego o p o wieść p r z y p o m i n a przywrócenie Świętego C e s a r s t w a Rzymskiego z jego sie dzibą w Rzymie, pozwala zresztą i na i n n y m p o z i o m i e zidentyfikować w ł a ś n i e Białe Miasto z R z y m e m . Rzymski historyk Tacyt stwierdzał b o w i e m w swoich Rocznikach, że w Rzymie na g ł ó w n y m rynku było drzewo, k t ó r e u w a ż a n o za to, pod k t ó r y m wykarmieni zostali założyciele R z y m u - R o m u l u s i R e m u s . A s t a n owego drzewa t r a k t o w a n o jako z n a m i e n n y dla l o s ó w m i a s t a i gdy p e w n e g o razu o b u m a r ł y gałęzie i zaczął usychać pień, a p o t e m nagle j e d n a k d r z e w o się zazieleniło i o d m ł o d n i a ł o , w z i ę t o to za cud. Drugi Piotr Aragorn tytułuje się Odnowicielem, a w p r z e p o w i e d n i a c h na t e m a t k o ń c a czasów tytuł Odnowiciel Świata przypada O s t a t n i e m u Papieżowi. Tutaj b o w i e m d o c h o d z i m y do kolejnego a s p e k t u . W p r z e p o w i e d n i a c h na t e m a t k o ń c a czasów w a ż n ą rolę odgrywała w s p o m n i a n a j u ż jakaś siła powstrzymująca, czy też o s t a t n i król, nie w s p o m i n a n o zaś nic o papieżach. Z c z a s e m j e d n a k zaczęto sobie uświadamiać, iż w t a k i m konflikcie r e p r e z e n t a n t siły d u c h o w e j będzie też grał niepoślednią, a być m o ż e najważniejszą rolę. Tak do p r z e p o wiedni w XIII w. trafiła p o s t a ć tzw. Odnowiciela Świata, Anielskiego Papieża, zwanego też D r u g i m P i o t r e m , który obyczajami m i a ł b y p r z y p o m i n a ć anioły, świętością życia nawrócić cały świat i w s p ó ł p r a c o w a ć z o s t a t n i m r z y m s k i m cesarzem. Skojarzenie tej postaci z Gandalfem jest n i e u n i k n i o n e i to w bar dzo wielu aspektach. Jak b o w i e m stwierdza Tolkien, Gandalf był g ł ó w n y m przeciwnikiem pewnej części poczynań Saurona, p o d c z a s gdy A r a g o r n był przeciwnikiem w innej części. P o n a d t o M i t h r a d i r to Szary Pielgrzym, a pa pieża nazywa się często Białym Pielgrzymem. Na określenie jego różdżki Tolkien używa określenia „staff", co r ó w n i e d o b r z e m o ż e znaczyć laskę czy pastorał, zaś baculus pastoralis, czyli kij pasterski, i klucze są e m b l e m a t a m i papiestwa, zresztą obydwa te symbole pojawiają się r a z e m w m o m e n c i e , gdy Gandalf, w e d ł u g słów Tolkiena, „ e k s k o m u n i k u j e " S a r u m a n a (czyli ł a m i e jego różdżkę i żąda z w r o t u kluczy do O r t h a n c u ) . Kościelne określenie „ e k s k o m u nikować" oznacza wykląć i wyłączyć ze wspólnoty, a używa się go w z g l ę d e m d u c h o w n y c h popadających w herezję, których p o z b a w i a się władzy. Tymcza s e m Gandalf wyrzuca S a r u m a n a z Z a k o n u i z Białej Rady. Cała grupa istari ŚNIEG 2 0 0 4 141 (czyli czarodziejów, których Tolkien pojmował raczej jako mędrców) stano wiła zresztą zgromadzenie quasi-religijne, zwane Zakonem. A jak stwierdzał dalej Tolkien, z czarodziejów sam Gandalf pozostał wierny swemu powołaniu i wykonał plan Jedynego (czyli Boga). Gandalf potrafił czynić cuda związane z uzdrawianiem (np. lecząc Theodena), co było też przymiotem św. Piotra. Ostatni Papież ma prowadzić, wedle przepowiedni, życie wręcz anielskie i dlatego zwany jest Anielskim Papieżem, tymczasem według Tolkiena Gan dalf był wcielonym duchem anielskim (wystarczy przeczytać Listy i Niedokoń czone opowieści). Ostatni Papież w przepowiedniach nosi też miano Drugiego Piotra, a Gandalf jest przez Tolkiena w pewien sposób porównany do anioła św. Piotra. Gandalf tak jak papież jest też opisany jako podróżujący głównie po Zachodzie. Tolkien był bowiem rzymskim katolikiem, więc trudno mnie mać, aby natchnienia do przedstawienia postaci „duchowego guru" szukał gdzieś poza religią, do której prawdziwości był całkowicie przekonany, a właś nie papież stanowi w niej najwyższy widzialny autorytet. Na określenie spot kania Entów Tolkien dwukrotnie używa terminu konklawe, co w katolicyzmie oznacza zebranie kardynałów wybierające nowego papieża. I choć Gandalf nie uczestniczy w tym spotkaniu i nie ma z nim bezpośredniego związku, to jednak jego powtórne pojawienie się, już w bieli (kolor stroju papieskiego), jako Białego Jeźdźca, Tolkien umieszcza właśnie zaraz po owym konklawe. Zresztą w owych wspomnia nych wyżej wizjach św. Jana Bosko (wizja okrętu) i Katarzyny Emmerich z października 1820 roku atak wrogów, jak i ich klęska (tak jak atak Entów na Orthanc) to zdarzenia bezpośrednio po wiązane z wyborem nowego papieża i pojawieniem się białego jeźdźca prowadzącego legiony obrońców prze ciw przerażonym wrogom (Gandalf na białym Shadowfaxie prowadzący zastępy Rohirimów powodował szaleństwo i przerażenie orków). FRONDA 34 Zresztą według Tolkiena zachęcanie i rozpalanie wszystkich do oporu prze ciw Sauronowi i wspieranie Aragorna było zadaniem Gandalfa, a jak podaje Bartłomiej Holzhauser - słynny XVII-wieczny wizjoner - w Komentarzu do Apokalipsy: „A to z Bożego objawienia będzie miał Papież, który pobudzi serca władców i wzmocni chęć do podjęcia owej wojny, i Bóg wzbudzi serca wojska, aby jednym duchem za owym Monarchą mocno współ stanęli". Zresztą Gandalf stojący naprzeciw Aragorna jest opisany jako dzierżący moc daleko większą od potęgi królów. Potem zaś koronuje Aragorna, tak jak Anielski Papież ma ukoronować ostatniego cesarza. Gandalf określa się także wobec zarządcy Denethora jako namiestnik, który choć nie rządzi fizycznie żadnym królestwem, jednak dba o to wszystko, co jest tego warte i co może przynieść owoce - tak jak papież, który ma władzę duchową od Chrystusa nad wszystkimi i jest Jego wikariuszem, tzn. namiestnikiem, który dba o owoce duchowe. Zresztą później, rozumiejąc tę duchową wielkość, Aragorn składa całą władzę w ręce Gandalfa, stwier dzając, że w czasie walki z Sauronem Gandalf powinien rządzić wszystkimi. Owo zrozumienie potęgi pierwiastka duchowego w walce z ostatnim prze ciwnikiem występowało już w starych przepowiedniach i zanim pojawiła się postać Anielskiego Papieża, cesarz końca czasów po pokonaniu wszystkich pomniejszych wrogów składał atrybuty swej władzy, tj. berło i koronę, same mu Bogu na górze Oliwnej lub Golgocie w Jerozolimie, oddając Stwórcy całą władzę nad stworzeniem i wtedy to dopiero następował moment nadejścia Antychrysta. Ważnym motywem jest również śmierć Gandalfa. Zanim jednak przej dziemy do jej opisu, należy uchwycić pewne ciekawe korelacje dotyczące jej miejsca, czyli górskiej kopalni Morii. Tolkien, co prawda, zastrzegał się, iż jego ŚNIEG 2 0 0 4 1Ą3 Moria nie ma nic wspólnego z Morią Abrahama, ale robił to w tym znaczeniu, że nie uważał za słuszne łączenia pracy wydobywczej krasnoludów z histo rią tego Patriarchy. Czy jednak nie ma innych zbieżności? Moria w Biblii jest górą, na której Abraham poddany przez Boga próbie wiary miał złożyć w ofierze swego jedynego syna Izaaka, co później stało się jedną z figur śmierci i zmar twychwstania Chrystusa. Co zaś stwierdza Tolkien? „Jedynie Gandalf w pełni prze chodzi próby na planie moralnym [...], bowiem w jego sytuacji było to dla niego ofiarą zginąć na Moście [...] tym większą, o ile wiązało się to ze zrezygnowaniem z samego siebie [...], ponieważ ze względu nawszystko,comógłwiedziećwtam tym momencie, był on jedyną osobą, która mogła efektywnie pokierować oporem względem Saurona, a cała jego misja stawała się daremna [...] oddał się on Władzy (tj. wyższym anielskim duchom lub Bogu), która usta- nowiła Porządek, i zrezygnował z osobistej nadziei na sukces [...] Gandalf więc poświęcił samego siebie, został przyjęty, wzmocniony i odesłany z powrotem" (List 156). Moria była tą samą górą, na której później Salomon wybudował świątynię, która opisana została jako pokryta wewnątrz czystym złotem, wyłożona dro gocennymi kamieniami i pełna pięknych rzeźb. Grano tam też na harfach, cy trach i trąbach. Tymczasem Gimli podczas przechodzenia przez Morię stwier dza, iż było to wielkie królestwo i miasto wykute w skale, że były tam dachy pokryte złotem, że wydobywano drogocenne kamienie oraz że grali tam harfiarze, śpiewali pieśniarze i grano na trąbach. Ponadto sam Tolkien stwierdził, iż myślał o krasnoludach trochę jak o Żydach. Moria została odebrana kras noludom i stała się siedliskiem złych sił, tymczasem w czasach ostatecznych, gdy pojawi się Antychryst, jedną ze spraw, których ma on dokonać, będzie odbudowanie starej świątyni Salomona na Morii, aby mógł w niej zasiąść i do wodzić, że sam jest bogiem (istnienie licznych korytarzy pod wzgórzem świą144 FRONDA 34 t y n n y m w Jerozolimie potwierdziły angielskie ekspedycje n a u k o w e p r o w a d z o n e w drugiej połowie XIX wieku przez Charlesa Wilsona i szczególnie Charlesa Warrena; badania zostały j e d n a k p r z e r w a n e przez władze tureckie i m u z u ł m a n i e od t a m t e j pory sprzeciwiają się prowadzeniu jakichkol wiek prac na t a m t y m terenie - co s t a n o wi też z a p e w n e kolejny przyczynek do zdarzeń historycznych uniemożliwiających odbudowę tamże świątyni żydowskiej aż do przeznaczonego na t e n cel m o m e n t u w cza sach Antychrysta). Sama n a z w a Moria w e d l e znaczenia wymyślonego przez Tolkiena miałaby znaczyć: C z a r n a Przepaść, Pustka, O t c h ł a ń . Tymczasem przebywanie Antychrysta w o d b u d o wanej przez niego świątyni jest n a z w a n e : O h y d ą S p u s t o szenia (Ewangelia w e d ł u g św. Mateusza) oraz O h y d ą Ziejącą P u s t k ą (Księga Daniela). W tym sensie i dwa k a m i e n n e posągi strażników z odległej, co prawda, wieży Cirith Ungol stanowią u Tolkiena niewątpliwe odniesienie do dwóch cherubów, które zostały wyrzeźbione przez S a l o m o n a w s a n k t u a r i u m świątyni w Jerozolimie (cheruby były b o w i e m strażnikami miejsc świętych). Gdy z a t e m pojawi się Antychryst i odbuduje świątynię jerozolimską, umieści w niej niewątpliwie na n o w o i ich podobizny, choć tym r a z e m b ę d ą to już ra czej antycheruby, strzegące n o w e g o i złego a n t y s a n k t u a r i u m , tj. miejsca, gdzie zasiądzie Antychryst. Podobnie kamienni strażnicy znajdowali się w wieży Cirith Ungol, która została z b u d o w a n a przez dobrych ludzi, aby strzec krain zachodu przed złem, przejęły ją j e d n a k siły S a u r o n a i zamieniły w p o s t e r u n e k strzegący d o s t ę p u do krainy cienia. W Apokalipsie jest powiedziane, że dwaj świadkowie Boga z o s t a n ą zabici przez Bestię w Jerozolimie, t y m c z a s e m Gandalf schodzi w ciemności Morii, ŚNIEG 2 0 0 4 145 by, jak się okaże, stanąć przeciwko demonowi Barłogowi (którego notabene wygląd, taki jaki został przedstawiony w filmie, też nie jest żadną nowością, XI-wieczna bowiem mistyczka, Elżbieta z Schoenau, miewała wizje demona, który ukazywał się jej w postaci wielkiego i strasznego byka, unoszącego się nad nią w powietrzu, który znikał w ścianie czarnego ognia i dymu). Gandalf ginie w tej konfrontacji. Tymczasem od XIII wieku zaczęły się pojawiać cie kawe przepowiednie na temat losu Ostatniego Papieża. Jedna z nich mówi: „Piotr, który najpierw po wodzie chodził bezpieczny, nagle zdumiony pociąg nięty został w jednej chwili w przepaść; gdyż zapewne rzymski biskup, który u owych 10 królestw [chodzi o wspomnianych już spadkobierców Cesarstwa Rzymskiego] pozyska tak wielki przyrost wiary, że przerażony nagłym ujaw nieniem się Antychrysta, w jedno wraz z pozostałymi wybranymi, zejdzie aż do jamy beznadziejności". Inna XV-wieczna przepowiednia na temat Anielskiego Papieża mówi ła też, iż najpierw zostanie on zabity, a następnie powróci zwycięski. Co wspomniany już wizjoner św. Jan Bosko powtórzył, mówiąc, iż papież umrze i będzie żył na nowo. Ciekawa zdaje się też symbolika, bowiem tytuł pontifex maximus stanowił w starożytnym Rzymie określenie naj wyższego kapłana i związanej zarazem z tym funkcji budowniczego mostów. Ten sam tytuł przeszedł później na papieży. Gandalf tymczasem „ginie" na moście, który rozbija, spełniając swą ofiarę i powstrzymując zło. O świadkach z Apoka lipsy powiedziano także, iż następnie zmar twychwstaną oni obleczeni w obłok i wzbu dzać będą strach swoich przeciwników. I tak dzieje się z Gandalfem, który powraca przemieniony i którego samo pojawienie się teraz będzie powodowało szaleństwo i prze rażenie w oddziałach orków. Ważna wydaje się też druga konfrontacja, która jest jakby zwycięskim powtórzeniem wspomnianej właśnie pierwszej, kiedy to Gandalf staje naprzeciw króla Nazguli, który przebija FRONDA 34 się przez b r a m ę m i a s t a (a to św. Piotrowi w p e w n y m kontekście zapowie dziano, iż „bramy piekielne go n i e p r z e m o g ą " ) . P o n a d t o pieje w t e d y kogut (choć tutaj chodzi p e w n i e bardziej o s t a r o ż y t n e wierzenie, iż u p i o r y i w i d m a znikają, gdy kogut zaczyna piać). Zasiadając p r z e t o w d o m o w y m zaciszu z książką l u b w fotelu k i n o w y m , należy pamiętać, iż m a m y do czynienia z najlepszą być m o ż e w dziejach świa ta artystyczną wizją wydarzeń związanych z k o ń c e m czasów. I że być m o ż e stąd w ł a ś n i e bierze się też część owej wciągającej, t a k „ p o d s k ó r n i e " bliskiej prawdy, głębi tego dzieła. Z a t e m cieszmy się n i m w naszych czasach fikcji, dopóki jeszcze możemy, z a n i m nadejdzie t o , co realne, jak b o w i e m powie dział inny wielki - Wergiliusz w Eneidzie: „Najgorsze d o p i e r o p r z e d n a m i " . Z drugiej j e d n a k s t r o n y niezależnie od tego, w jakiej sytuacji się znajdzie my, trzeba p a m i ę t a ć o j e d n y m : zawsze pozostaje nadzieja. JAKUB SZYMAŃSKI Weronika z powieści Coelho nie może odnaleźć sensu i radości życia. Zmienia się to z chwilą, kiedy kobieta w czasie pobytu w szpitalu psychiatrycznym obnaża się i onanizuje przed jednym z pacjentów - Edwardem. Masturbacji towarzyszą perwersyjne fantazje seksualne, w których Weronika odbywa stosunki seksualne z wielo ma kobietami i mężczyznami jednocześnie. W ten sposób odzyskuje prawdziwe szczęście i spokój duszy, udzielając go jednocześnie obserwatorowi swych praktyk. PAULO C O E L H O Herezjarcha w szatach mistyka MIROSŁAW SALWOWSKI Od początku lat 90. XX wieku tryumfy na światowych rynkach księgarskich święci twórczość brazylijskiego pisarza Paula C o e l h o . Do 2 0 0 3 roku napisa ne przez niego książki zostały w y d a n e w 140 krajach, p r z e t ł u m a c z o n e na 56 148 FRONDA 34 języków, a ich łączny n a k ł a d wyniósł o k o ł o 50 m i n e g z e m plarzy. M o ż n a powiedzieć, że czym o s t a t n i o dla dzieci stały się przygody H a r r y ' e g o Pottera, tym dla rzesz m ł o d z i e ż y i dorosłych są powieści Coelho. Wychodzące s p o d jego p i ó r a książki trafiają na czołówki bestselle rów, stając się dla n a u k o w c ó w p r z e d m i o t e m socjologicznych i k u l t u r o z n a w czych dyskusji, a dla m i l i o n ó w zwykłych czytelników s k a r b c e m m ą d r o ś c i oraz rad, którymi należy kierować się w życiu. Paulo C o e l h o jest dziś d o r a d c ą U N E S C O , a w latach 1 9 9 8 - 2 0 0 4 był gościem specjalnym Światowego Szczytu E k o n o m i c z n e g o w Davos, gdzie w 2 0 0 0 roku został u h o n o r o w a n y p r e s t i ż o w ą n a g r o d ą „Crystal Award ' 9 9 " . Moda na brazylijskiego pisarza dotarła też do Polski. Od 1995 roku w y d a n o u nas osiem książek jego a u t o r s t w a (jeśli doliczyć do tego zbiór p r z e p r o w a d z o nych z n i m wywiadów, będzie ich dziewięć) i sprzedano 1,5 m i n egzemplarzy. Sam Coelho gościł w naszym kraju pięciokrotnie, a na spotkania z n i m przy chodziło tysiące fanów gotowych stać n a w e t na mrozie, byle tylko otrzymać dedykację swego ulubionego autora. Prawdziwą furorę w Polsce robi, określo na już m i a n e m kultowej, książka pt. Alchemik, której sprzedano około 4 5 0 tys. egzemplarzy i która w roku 2001 została n a w e t w p r o w a d z o n a do szkół jako lektura uzupełniająca (teraz jej ekranizację planuje Hollywood). Jako że p i s a r s t w o Paula C o e l h o dociera do setek m i l i o n ó w ludzi na ca łym świecie (przyjmując, iż j e d n a w y k u p i o n a książka jest czytana przez 4-5 osób, m o ż n a szacować, że jego powieści czytało o k o ł o 6 m i n Polaków i p o n a d 200 m i n ludzi w innych krajach), w a r t o zatrzymać się przez chwilę n a d syl w e t k ą tego twórcy oraz p r z e s ł a n i e m , jakie wyłania się z jego działalności. Od satanizmu do katolicyzmu? Brazylijski pisarz urodził się 24 sierpnia 1947 roku w Rio de Janeiro w poboż nej rodzinie katolickiej. Od siódmego roku życia mały Paulo wychowywany był przez jezuitów w szkole im. św. Ignacego Loyoli. W okresie dorastania pragnął zostać aktorem - m i m o sprzeciwu rodziców, którzy widzieli w tym środowisku zawodowym sporo moralnego zepsucia i degeneracji. Na tym tle młody Coelho popadł w ostry konflikt z rodzicami. W miarę dorastania coraz bardziej wyobcowywał się z gorliwie chrześcijańskiej atmosfery rodzinnego d o m u i klasztornej szkoły. Zaczął się upijać, brać narkotyki (jak sam to określa: „w dawkach dla ŚNIEG 2 0 0 4 149 konia"), praktykować rozpustę (nie wyłączając eksperymentów z homoseksualizmem). Jednocześnie z zami łowaniem wczytywał się w dzieła propagu jące życie wyzwolone od wszelkich zasad, ta kie jak n p . książki Aleistera Crowleya - czołowego teorety ka satanizmu, który s a m o sobie mówił z d u m ą jako o „najbardziej zdeprawowanym człowieku świata". Zafascynowany filozofią Crowleya, w końcu lat 60. ubiegłego stulecia C o e l h o przystąpił do grupy „Alternatywne s p o ł e c z e ń s t w o " , której celem było k o n t e s t o w a n i e tradycyjnych c n ó t chrześcijańskich, p r o m o w a n i e o k u l t y z m u i totalnej anarchii, a zwłaszcza zachwalanie libertynizmu seksualnego. Działalność Coelho i ugrupowania, z k t ó r y m był związany, w z b u d z i ł a niepokój rządzącej wówczas Brazylią prawicowej dyktatury, co skończyło się a r e s z t o w a n i e m przyszłego pisarza i t o r t u r a m i , j a k i m był p o d d a w a n y w wojskowym wiezie niu. To doświadczenie znacznie o s t u d z i ł o rewolucyjne zapędy m ł o d z i e ń c a , tak że w wieku 26 lat porzucił swą ultralewicową działalność, a z a m i a s t t e g o zajął się pracą w j e d n y m z w y d a w n i c t w muzycznych. Początków obecnej drogi życiowej Paula C o e l h o należy d o s z u k i w a ć się w roku 1979, kiedy to podczas p o b y t u w d a w n y m obozie koncentracyjnym w D a c h a u m i a ł w i d z e n i e tajemniczej zjawy p o d postacią mężczyzny. D w a miesiące po tym niezwykłym wydarzeniu p o n o w n i e ujrzał o w e g o mężczyznę, k t ó r y tym r a z e m zachęcił go, by powrócił do katolicyzmu i odbył pieszą pielgrzymkę d a w n y m ś r e d n i o wiecznym szlakiem do s a n k t u a r i u m w Santiago de C o m p o s t e l a w Hiszpanii. Jak twierdzi Coelho, o s o b n i k ów, który należy do t a j e m n e g o z a k o n u katoli ckiego, stał się d u c h o w y m p r z e w o d n i k i e m Brazylijczyka. W roku 1987 pisarz opublikował swą pierwszą książkę pt. Pielgrzym, będącą o p i s e m d u c h o w y c h d o ś w i a d c z e ń z w ę d r ó w k i do Santiago de C o m p o stela. Od tego czasu w książkach oraz w licznych wypowiedziach udzielanych 150 FRONDA 34 m e d i o m , Coelho kreuje się na żarliwie katolickiego pisarza. Jak m ó w i , zerwał definitywnie z s a t a n i z m e m i narkotykami, uznaje wszystkie d o g m a t y wiary katolickiej, wszystkie zaś swoje książki p o p r z e d z a cytatami z P i s m a Świętego albo kościelnymi m o d l i t w a m i , n p . Zdrowaś Maryjo. Pisarz u w a ż a również, iż to za jego sprawą odrodził się r u c h pielgrzymkowy do Santiago de C o m p o s t e la, albowiem z a n i m opublikował swe refleksje związane z pielgrzymką do hi szpańskiego s a n k t u a r i u m , p r z e z lata nikt n i e m a l n i e odwiedzał t e g o miejsca, a dziś pielgrzymują t a m setki tysięcy ludzi. Czy m a m y z a t e m do czynienia ze św. P a w ł e m A p o s t o ł e m naszych czasów, który porzucając libertynizm i s a t a n i z m , poświęcił się a p o s t o ł o w a n i u praw dziwie katolickiej mistyki? Czy d u s z e m i l i o n ó w gorliwych czytelników jego książek s ą k a r m i o n e z d r o w y m p o k a r m e m d u c h o w y m , który m o ż e p o m ó c i m odnaleźć a u t e n t y c z n y spokój i radość w chaosie w s p ó ł c z e s n e g o świata? W gąszczu banałów i ogólników Oczywiście, p o w i n n i ś m y doceniać i błogosławić wszelkie d o b r o , jakie się p o jawia. N i e m o ż n a wszędzie i za wszelką c e n ę d o s z u k i w a ć się zła. N i e w o l n o przyjmować postawy węży, k t ó r e w ł a s n y m j a d e m próbują z e p s u ć najzdrow sze rzeczy, a tak w ł a ś n i e p o s t ę p u j e każdy, k t o t r u c i z n ą swych p o d e j r z e ń jako złe t ł u m a c z y n a w e t najszlachetniejsze uczynki i intencje bliźnich. Z drugiej strony, nie od dziś w i a d o m o , że szatan jest b a r d z o i n t e l i g e n t n y oraz przebie gły, a i n s p i r o w a n e przez siebie z ł o potrafi ukryć p o d p o z o r a m i d o b r a . Diabeł na wzór tępiciela s z c z u r ó w nie podaje swej d u c h o w e j strychniny w czystej i nierozcieńczonej postaci, ale u m i e s z c z a ją w środku z d r o w e g o pożywienia. N i e bez p o w o d u ojcowie Kościoła mawiali, że szatan jest m a ł p ą Pana Boga. Biblia wielokrotnie ostrzega nas przed t a k i m p o d s t ę p n y m d z i a ł a n i e m d e m o nów, mówiąc o fałszywych a p o s t o ł a c h , p r a c o w n i k a c h zdradzieckich, k t ó r z y tylko przybierają p o s t a ć a p o s t o ł ó w C h r y s t u s o w y c h (por. 2 Kor 11, 1 3 - 1 4 ) , ludziach przekręcających ewangelię C h r y s t u s o w ą (por. Gal 1, 6-7), fałszy wych p r o r o k a c h i fałszywych mesjaszach (por. Mk 13, 2 2 ) , osobach k ł a m l i w i e prorokujących w Imię Boże (por. Jer 14, 14) czy też wilkach przychodzących w owczym odzieniu (por. Mt 7, 15). Fałsz ubrany w szaty mistyczno-religijnych uniesień albo filozoficznych rozważań stanowi wielkie niebezpieczeństwo, albowiem m o ż e być urzekający ŚNIEG 2 0 0 4 www.poczytaj.pl księgarnia internetowa hasło: fronda dla ludzi poszukujących prawdziwej duchowości, którzy chcą się trzymać z dala od przesiąkniętych kultem pieniądza, seksem i brutalnością filmów, książek czy spektakli. O tym, że n a w e t pobożnym mogą niepewni mistycy, watykań- skiej szkody oficjalne różni oświadczenia w sprawie pism Vassuli Rydden katolikom wyrządzić przypominają Kongregacji choćby Nauki Wiary czy A n t h o n y ' e g o de Mello. Twórczość Coelho jest właśnie takim klasycznym, wręcz podręcz- nikowym przykładem zwiedzenia pod pozorami dobra. Książki tego pisarza zawierają wiele rad, refleksji i pouczeń, które m o g ą być u z n a n e za pożyteczne oraz zdrowe, choć trzeba dodać, iż są o n e sformuło- wane tak ogólnikowo, że mogą być interpretowane na wiele sposobów, przez co ludzie najróżniejszych światopoglądów i religii potrafią się z nimi zgodzić, nie korygując niczego ze swych dotychczasowych przekonań. Choćby sam ten fakt winien skłonić nas do ostrożności wobec Coelho. Jeden z największych kapłaVianney, wyznanie: podczas egzorcyzmów n ó w katolickich, św. Jan Maria usłyszał od d e m o n a następujące „Jak bardzo podoba- ją mi się te ogólnikowe kazania wielkomiejskich kaznodziei, które n i k o m u nie wadzą". Szatan dodał też, że bardzo nienawidzi Probosz- cza z Ars za jego bardzo k o n k r e t n e kazania. Istotnie, tradycyjna du- chowość jest od powtarzania miałkich ba- nałów, za to skupia się na j a s n y m chrześcijańska daleka odróżnianiu dobra od zła, nazywa- niu prawdy i k ł a m s t w a po imieniu, tak by nie było wątpliwości, co jest grzechem, a co cnotą. Powtarzanie miło brzmiących ogólników i hase- łek nie m o ż e przynieść d u ż o dobra, a w dalszej perspektywie sprzyja tylko usypianiu sumień, Gdyby jednak problem z Copisarstwo wypełnione jest jedynie mimo wszystko nie należałoby wszczynać elho polegał tylko na tym, że jego takimi banalnymi sformułowaniu, alarmu, a książki te można by uznać za mało wprawdzie wartościowe, ale przynajmniej niegroźne czy wręcz zabójcze dla du szy. Prawdziwe niebezpieczeństwo polega na tym, że w gąszczu banałów i ogólników czyhają przeciwne tradycyjnej doktrynie katolickiej błędy, herezje, a nawet bluźnier152 FRONDA 34 stwa, które Coelho propaguje za pośrednictwem książek i udzielanych przez siebie wywiadów. Przyjrzyjmy się tym najbardziej rzucającym się w oczy fałszom. Pochwała magii Czytelnika książek C o e l h o zastanowić m u s i pochwała, jaką Brazylijczyk ob darza magię. Pisarz twierdzi, że jego d u c h o w y p r z e w o d n i k (zjawa, k t ó r a ob jawiła mu się w D a c h a u ) , prócz tego, że zachęcał go do p o n o w n e g o przyjęcia wiary katolickiej, poradził mu też zwrócenie się ku „dobrej s t r o n i e magii". Autor światowych bestsellerów p o s ł u c h a ł o w e g o tajemniczego o s o b n i k a i dziś twierdzi, że jest m a g i e m odrzucającym „czarną m a g i ę " , w o d r ó ż n i e n i u od „białej magii", która ma nieść l u d z i o m d o b r o (zob.: J u a n Aries, Zwierzenia pielgrzyma - rozmowy z Paulem Coelho, Warszawa 2 0 0 3 , s. 9 9 - 1 0 0 ) . Tymczasem P i s m o Święte j e d n o z n a c z n i e p o t ę p i a magię - Biblia nazywa wszelkie czary obrzydliwością i g r z e c h e m (Pwt 18, 9-12; 1 Sm 15, 2 3 ) . N a u k a Kościoła jest w tej sprawie j e d n o z n a c z n a - b a r d z o j a s n o uczy ona, iż „wszyst kie praktyki magii i czarów, przez k t ó r e dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się n i m i i osiągnąć n a d n a t u r a l n ą w ł a d z ę n a d bliźnim - n a w e t w celu zapewnienia mu z d r o w i a - są w p o w a ż n e j sprzeczności z c n o t ą religij ności" (Katechizm Kościoła Katolickiego 2 1 1 7 ) . Bóg jako doświadczenie wiary Zastanawiająca jest również koncepcja Boga, k t ó r ą p r o p o n u j e C o e l h o . Na zadane pytanie: „Kim jest dla ciebie Bóg?", o d p o w i a d a on: „ D o ś w i a d c z e n i e m wiary. Niczym więcej. U w a ż a m , że p r ó b a definicji Boga jest p u ł a p k ą . Z a d a n o mi już to pytanie na s p o t k a n i u a u t o r s k i m i o d p o w i e d z i a ł e m : «Nie w i e m . Bóg nie jest dla m n i e tym s a m y m , czym jest dla ciebie», i p u b l i c z n o ś ć zaczęła bić brawo. W ł a ś n i e to czują ludzie, że nie istnieje Bóg, k t ó r y pasuje wszystkim, bo to jest bardzo i n d y w i d u a l n e " (zob.: J u a n Aries, Zwierzenia, s. 3 4 ) . Choć Bóg z pewnością jest dla ludzi tajemnicą, albowiem nasz r o z u m i zmy sły nie ogarniają Jego wielkości, mądrości, dobroci oraz potęgi, to jednak poglądy mówiące, iż nie m o ż n a o Stwórcy powiedzieć niczego pewnego do tego stopnia, że wszystko w tej dziedzinie stanowi tylko kwestię indywidualnych, subiektyw nych uczuć albo doświadczeń - są czystą herezją. Przecież to sam Bóg wielokrotŚNIEG 2 0 0 4 1 53 nie objawia! się ludziom, mówiąc im 0 swych atrybutach i zamiarach. Sobór Watykański I potępił jako sprzeczne z wiarą katolicką opinie, iż „jednego i prawdziwego Boga, Stwórcy 1 Pana naszego, nie można poznać ze stworzeń w sposób pewny przy pomocy naturalnego światła r o z u m u oraz że jest rzeczą niemożliwą albo niewskazaną, ażeby człowiek został pouczony przez Objawienie Boże o Bogu i czci, jaką powinien Mu oddać" (kanon 1 i 2). Tenże so bór poucza też: „Temu objawieniu Bożemu należy przypisać, że to, co wśród rzeczy Boskich przez się jest niedostępne rozumowi ludzkiemu, także w obecnym stanie rodzaju ludzkiego wszyscy mogą poznać łatwo, z wielką pewnością i bez domieszki błędu" (Konstytucja DeiFilius). Panteizm Agnostyczne i m o d e r n i s t y c z n e p o j m o w a n i e Boskości p r o w a d z i C o e l h o do propagowania swego rodzaju p a n t e i z m u . Najmocniej jest to w i d o c z n e w p o wieści Alchemik (Warszawa 1995). Książka ta o p o w i a d a o w ę d r ó w c e p e w n e g o młodzieńca, który p o ś r ó d r ó ż n o r a k i c h przygód oraz d o ś w i a d c z e ń odnajduje sens życia i p r a w d ę o wszechświecie. Cóż ma być o w ą prawdą? Mówi n a m o tym narracja i n i e k t ó r e dialogi zawarte w Alchemiku: „Wszystko jest jednym" - pomyślał młody człowiek [...]. Pamiętaj o tym, co już ci mówiłem: ten świat jest jedynie widzialną częścią Boga [...]. I znam też Duszę Świata, bo prowadzimy ze sobą długie rozmowy podczas wędrówki bez końca po orbicie. Powiedziała mi, że największym jej zmartwieniem jest to, że tylko minerały i rośliny pojęły, że wszystko jest jedną i tą samą Rzeczą [...]. Młodzieniec FRONDA 34 zanurzył się w Duszy Świata i uj rzał, że Dusza Świata jest częścią Duszy Boga, a Dusza Boga jest jego własną duszą. I odtąd mógł czynić cuda. W dobie wszechobecnego materializmu i hedonizmu wszystko to może wyglądać na bardzo piękne i uduchowione, jednak tezy takie już dawno zostały odrzucone przez doktrynę katolicką. Błogosławiony Pius IX w Syllabusie piętnuje następującą opinię: „Nie istnieje żadne najwyższe, najmędrsze opatrznościowe Bóstwo, odrębne od wszystkich rzeczy tego świata. Bóg jest tym samym, czym jest natura rzeczy, i dla tego podlega zmianom. Bóg rzeczywiście rodzi się w człowieku i w świecie; zatem wszystko jest Bogiem i ma udział w najrzeczywistszej substancji Boga, jednym i tym samym są Bóg i świat, a więc duch i materia, konieczność i wolność, prawda i fałsz, dobro i zło, sprawiedliwość i niesprawiedliwość". Tak więc Kościół katolicki zdecydowanie o d r z u c a tak h o ł u b i o n y przez brazylijskiego pisarza p a n t e i z m . Indyferentyzm religijny Za agnostycyzmem, m o d e r n i z m e m i p a n t e i z m e m , krok w krok maszeruje obojętność religijna, z której a u t o r Alchemika czyni n i e m a l swój sztandar. Największym niebezpieczeństwem na drodze duchowych poszukiwań są guru, mistrzowie, fundamentalizm, to, co nazwałem wcześniej du chową globalizacją. Kiedy ktoś mówi: „Bóg to jest to albo tamto"; „Mój Bóg jest potężniejszy niż twój" [...]. Tak wybuchają wojny. (Zwierzenia pielgrzyma, s. 25) Pojmuję religię jako sposób wspólnego „oddawania czci" a nie posłuszeństwo. ŚNIEG 2 0 0 4 To dwie zupełnie różne sprawy. Można czcić Buddę, Allacha, Boga, Je zusa, kogokolwiek. Ważne jest, że w jednej chwili grupa ludzi łączy się z tajemnicą, czujemy się bardziej zespoleni, bardziej otwarci na życie, rozumiemy, że nie jesteśmy samotni w świecie, że nie żyjemy sami. Tym właśnie dla mnie jest religia, a nie jakimś zbiorem zasad i przykazań narzuconych przez innych. (Zwierzenia pielgrzyma, s. 2 5 - 2 6 ) Trzeba kultywować ideę tolerancji, która mówi, że jest miejsce dla wszystkich w sferze religii, polityki czy kultury. Że nikt nie p o w i n i e n nam narzucać swojej wizji świata. Jak m ó w i Jezus: „W d o m u Ojca m e g o jest mieszkań wiele". N i e ma powodu, byśmy wszyscy gnieździli się na jednym piętrze czy mieli te same poglądy. Bogactwo jest w wie lości, w różnorodności. Inaczej to faszyzm! Fundamentalizm spycha nas w mroki najgorszego zacofania z przeszłości. Trzeba otwarcie głosić, że m o ż n a być ateistą, m u z u ł m a n i n e m , katolikiem, buddystą czy agnostykiem i nie stanowi to żadnego problemu. Każdy jest panem swojego sumienia. (Zwierzenia pielgrzyma, s. 77) Wszystkie drogi prowadzą do t e g o s a m e g o Boga. My m a m y swoją dro gę, to nasz wybór, ale tych dróg jest sto lub dwieście. (Zwierzenia pielgrzyma, s. 185) N i e mówię, że katolicyzm jest lepszy czy gorszy niż inne religie, ale to moje korzenie kulturowe, moja krew. (Zwierzenia pielgrzyma, s. 26) Takie poglądy nie dziwią, gdy wypowiadane są przez człowieka twierdzącego, iż „próba definicji Boga jest pułapką", „wszystko jest j e d n y m " , a „świat jest częścią Boga". Jeśli tak się rzeczy mają, to istotnie wszystko jedno, czy oddaje się h o ł d Panu Jezusowi, czy też bije się pokłony d r z e w o m , kamieniom, posążkom Bud dy, „świętym" szczurom, k r o w o m , bogactwu, przyjemnościom czy cielesnym żądzom. Wówczas rzeczywiście nie moglibyśmy odróżniać prawdy od herezji, cnoty od nieprawości, a wszystko byłoby drogą do Królestwa Niebieskiego. 156 FRONDA 34 Objawienie Boże i M a g i s t e r i u m Kościoła, k t ó r e m ó w i ą j e d n a k coś i n n e g o - dzięki n i m m o ż e m y glądy Paula C o e l h o jako fałszywe z chrześcijańskiego dzenia. Jeśli p r a w d ą byłby p r o m o w a n y przez t e g o pisaferentyzm religijny, to za „faszystowskie" i „ f u n d a m e n t a l i - je przechowuje, rozpoznać pop u n k t u wirza indystyczne" trzeba by uznać choćby takie fragmenty Biblii jak: „Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony; a k t o nie uwierzy, będzie p o t ę p i o n y " (Mk 16, 16), „Bez wiary zaś nie p o d o b n a jest p o d o b a ć się Bogu" (Hbr 1 1 , 6 ) , „Wszyscy bogowie pogan to d e m o n y " (Ps 96, 5), „ N i k t nie przychodzi do Ojca, inaczej jak tylko przeze M n i e " 0 14, 6), „I nie ma w n i k i m i n n y m [jak w Jezusie C h r y s t u s i e ] zbawienia. Nie m a b o w i e m i n n e g o i m i e n i a p o d n i e b e m , d a n e g o ludziom, w k t ó r y m byśmy mieli być z b a w i e n i " (Dz 4, 12), „Ale co p o g a n i e ofiarują, c z a r t o m ofiarują, a nie Bogu" (1 Kor 10, 2 0 ) . Pan Bóg jest s a m ą P r a w d ą i Świętością, dlatego brzydzi się wszelkimi herezjami, b ł ę d a m i i b l u ź n i e r s t w a m i . W y z n a w a n y przez Paula C o e l h o indyfer e n t y z m religijny był przez tradycyjną d o k t r y n ę katolicką zawsze p i ę t n o w a n y w najostrzejszych słowach jako: „ b e z s e n s " (Pius VI), „tragiczna i zawsze godna potępienia herezja" (Pius VII), „fałszywa i a b s u r d a l n a m a k s y m a , albo raczej majaczenie" (Grzegorz XVI), „ b e z b o ż n a i a b s u r d a l n a zasada, s m u t n y błąd, wolność z g u b y " (bł. Pius IX), „droga do a t e i z m u " (Leon XIII). Rów nież w o s t a t n i c h czasach Stolica Apostolska n a p i ę t n o w a ł a p o d o b n e opinie: „Jest sprzeczne z wiarą katolicką u z n a w a n i e różnych religii świata za drogi zbawienia k o m p l e m e n t a r n e z Kościołem [...] utrzymywanie, że o w e religie - rozważane w nich samych - są d r o g a m i zbawienia, nie ma p o d s t a w w t e o logii katolickiej, także dlatego, że religie te zawierają pominięcia, n i e d o s t a t k i i błędy dotyczące p o d s t a w o w y c h p r a w d o Bogu, człowieku i świecie" (Doku m e n t Kongregacji N a u k i Wiary z 24 stycznia 2 0 0 1 r o k u ) . Ciekawe, jak nazwałby C o e l h o tych wszystkich świętych, którzy nie j e d n o k r o t n i e oddawali życie, aby tylko wyrwać d u s z e ze s z p o n ó w herezji, ŚNIEG 2 0 0 4 157 schizmy albo bałwochwalstwa? Czy faszystą jest dla n i e g o n p . św. Bonifacy, który pisał: „ D o waszej łaskawej braterskości ślę najgorętsze prośby, żebyście [...] p r o ś b a m i waszej p o b o ż n o ś c i zdołali wyjednać, aby Bóg i Pan nasz J e z u s Chrystus, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do p o znania prawdy, nawrócił do wiary katolickiej serca p o g a ń s k i c h Sasów, żeby zerwali sidła szatańskie, w k t ó r e wpadli i nie m o g ą się z nich wydostać, i żeby przyłączyli się do dzieci m a t k i Kościoła" (List do współbraci w Niemczech)? A m o ż e fundamentalistą określiłby św. Pawła Miki, który p r z e d swą śmiercią rzekł: „Myślę, że skoro d o s z e d ł e m do tej chwili, n i k t z w a s nie będzie m n i e podejrzewał o chęć przemilczenia prawdy. Dlatego o ś w i a d c z a m w a m , że nie ma innej drogi zbawienia p o z a tą, k t ó r ą podążają chrześcijanie. Ponieważ o n a uczy m n i e wybaczać w r o g o m oraz wszystkim, którzy m n i e skrzywdzili, dla tego z serca przebaczam królowi, a także wszystkim, którzy zadali mi śmierć, i proszę ich, aby zechcieli przyjąć c h r z e s t " (Słowa do prześladowców)? Brukowanie dobrymi chęciami Herezje w dziedzinie religii często pociągają za sobą również wypaczenia w sferze moralności. Niestety, p r a w i d ł o w o ś ć ta s p r a w d z a się przy l e k t u r z e Paula Coelho. W powieści Demon i panna Prym (Warszawa 2002) j e d e n z wąt ków opowiada o proboszczu m a ł e g o miasteczka. Ksiądz ów zapytuje raz pew nego m ą d r e g o i świątobliwego biskupa (a więc p o s t a ć pełniącą w dziele rolę swoistego a u t o r y t e t u i wyroczni), cóż w i n i e n czynić, by było to m i ł e Stwórcy, na co otrzymuje następującą o d p o w i e d ź : „Skądże m a m wiedzieć, co p o d o b a się W s z e c h m o g ą c e m u ? Czyń to, co dyktuje ci serce, a Bogu się to s p o d o b a " (s. 153). Tradycyjna d o k t r y n a katolicka - w o d r ó ż n i e n i u od t e g o fikcyjnego, książ kowego hierarchy - uczy jednak, że Pan Bóg objawił n a m swe przykazania i prawa, które obowiązują zawsze i wszędzie. N a w e t czyjeś s u b i e k t y w n e przekonanie o d o b r u jakiegoś czynu nie p r z e m i e n i go a u t o m a t y c z n i e w „miły Bogu". „Jeśli czyny są w e w n ę t r z n i e złe, d o b r a intencja lub szczególne okoliczności m o g ą łagodzić ich zło, ale nie m o g ą go u s u n ą ć : są to czyny nieodwracalnie złe, s a m e z siebie i s a m e w sobie n i e z d a t n e do FRONDA 34 tego, by je przyporządkować Bogu i d o b r u o s o b y " 0an Paweł II, Veritatis splen dor 81). „Jeśli czyny są s a m e z siebie grzechami, jak na przykład kradzież, cudzołóstwo, bluźnierstwo, l u b tym p o d o b n e , to k t ó ż ośmieliłby się twier dzić, że gdy d o k o n a n e zostają dla dobrych powodów, nie są już grzechami lub - co jeszcze bardziej nielogiczne - są grzechami u s p r a w i e d l i w i o n y m i ? " (św. Augustyn, Contra mendacium). Onanizm - droga do szczęścia Gdy nie istnieją u n i w e r s a l n e i a b s o l u t n e n o r m y m o r a l n e , t r u d n o się dziwić, iż grzech śmiertelny zaczyna być p o s t r z e g a n y jako droga p r o w a d z ą c a do szczęś cia, radości i spokoju d u c h a . Paulo C o e l h o w t e n w ł a ś n i e s p o s ó b ukazuje czyny oraz myśli przeciwne cnocie czystości i wstydliwości. W książce We ronika postanawia umrzeć (Warszawa 2003) o p o w i e d z i a n a jest h i s t o r i a chorej psychicznie niewiasty - Weroniki, k t ó r a nie m o ż e odnaleźć s e n s u i radości życia. Z m i e n i a się to z chwilą, kiedy kobieta w czasie p o b y t u w szpitalu psy chiatrycznym o b n a ż a się i onanizuje p r z e d j e d n y m z p a c j e n t ó w - E d w a r d e m . Masturbacji towarzyszą perwersyjne fantazje seksualne, w których W e r o n i k a odbywa s t o s u n k i seksualne z w i e l o m a k o b i e t a m i i m ę ż c z y z n a m i jednocześ nie. W t e n s p o s ó b odzyskuje p r a w d z i w e szczęście i spokój duszy, udzielając go jednocześnie o b s e r w a t o r o w i swych nieczystych praktyk: Edward przez cały czas stał nieruchomo, ale coś w nim zdawało się od mienione: w jego oczach malowała się czułość. „Było mi tak cudownie, że potrafię dostrzec miłość wszędzie, nawet w oczach schizofrenika" (s. 142-143). Choć spotkała [dotąd] wielu mężczyzn, to jednak nigdy nie dotarta do granic swych najskrytszych pragnień. [...] Och, gdyby tak każdy mógł poznać swoje wewnętrzne szaleństwo i żyć z nim! Czy świat bytby przez to gorszy? Nie, ludzie byliby sprawiedliwsi i bardziej szczęśliwi (s. 143). Było jej lekko na duszy, nawet przestat ją dręczyć strach przed śmier cią. Przeżyła to, co zawsze ukrywała sama przed sobą. Doświadczyła rozkoszy dziewicy, prostytutki, niewolnicy i królowej (s. 1 4 4 - 1 4 5 ) . Gdy Weronika zwierza się ze swych przeżyć koleżankom, otrzymuje ŚNIEG 2 0 0 4 1 59 takie oto porady: Popatrz mi prosto w oczy i zapamiętaj to, co ci po wiem. Istnieją tylko dwie zakazane rzeczy - jedna przez ludzkie prawo, druga przez boskie. Nigdy nie zmuszaj nikogo do stosunku - bo to jest uznawane za gwałt. I nigdy nie próbuj tego z dziećmi, bo to największy z grzechów. Poza tym, jesteś wolna. Zawsze znajdzie się ktoś, kto prag nie dokładnie tego samego, co ty (s. 144). Są ludzie, którzy przez całe życie czekają na chwilę, którą ty prze żyłaś wczorajszej nocy, i nie odnajdują jej. Dlatego, jeśli przyjdzie ci umrzeć teraz, umieraj z sercem pełnym miłości (s. 172). Nierząd jako sacrum Gloryfikację perwersji seksualnych niesie również najnowsza, w y d a n a w Polsce w końcu kwietnia 2004 roku, powieść Paula C o e l h o pt. Jedenaście minut. Książka ta w pornograficzny nieraz sposób relacjonuje zawodowe perypetie pewnej p r o stytutki o imieniu Maria. Opisywane c u d z o ł ó s t w o oraz dewiacje seksualne o t o czone są przez pisarza aurą świętości. Na przykład s a d o m a s o c h i z m przyrówny wany jest do praktyk pokutnych stosowanych przez wielu świętych, takich jak choćby samobiczowanie czy noszenie włosiennicy. W jednej z końcowych scen opisany jest, z najbardziej naturalistycznymi szczegółami, s t o s u n e k seksualny Marii z jej kochankiem, po czym następuje chwila, w której kochanek m ó w i : „Niech będzie błogosławiona kobieta, k t ó r ą tak bardzo kocham", a n a s t ę p n i e odczytuje wspólniczce swego grzechu o b s z e r n e fragmenty Księgi Koheleta. Wystarczy zestawić t e n fragment z cytatami z P i s m a Świętego, by zobaczyć, jak daleko a u t o r książek Weronika postanawia umrzeć i Jedenaście minut odszedł od tradycyjnego nauczania katolickiego: „Lecz uczynki ciała są jawne, są n i m i nierząd, nieczystość, bezwstyd [...] a o nich p o w i a d a m w a m , jak p r z e d t e m mówiłem, że ci, co takie rzeczy czynią, królestwa Bożego nie dostąpią" (Ga 5, 19-21). „To bowiem wiedzcie i rozumiejcie, że żaden rozpustnik, albo nieczy sty, albo chciwiec, to znaczy bałwochwalca nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusowym i Bożym. Niech was nikt nie zwodzi próżnymi słowy: dla tych bowiem przychodzi gniew Boga na synów niedowiarstwa" (Ef 5, 5-7). „A ja w a m powiadam: każdy, k t o pożądliwie patrzy na kobietę, już się w s w o i m sercu dopuścił z nią c u d z o ł ó s t w a " (Mt 5, 2 8 ) . „Ciało zaś nie jest dla wszeteczeństwa, lecz dla Pana, a Pan dla ciała. Czy nie wiecie, że ciała wasze są człon|gQ FRONDA 34 kami Chrystusowymi?... Uciekajcie przed w s z e t e c z e ń s t w e m . Wszelki grzech, jakiego człowiek się dopuszcza, jest p o z a ciałem; ale k t o się w s z e t e c z e ń s t w a dopuszcza, ten grzeszy przeciwko w ł a s n e m u ciału" (1 Kor 6, 13. 15. 18). „O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości albo chciwości niechaj n a w e t m o w y nie będzie wśród was, jak przystoi ś w i ę t y m " (Ef 5, 3 ) . Poglądy Paula Coelho zgadzają się za to z przekonaniami Antora Szandora La Veya - założyciela Kościoła Szatana i autora Biblii Szatana, który w swym „dziele" deklaruje: „Szatan reprezentuje zaspokajanie żądz zamiast wstrzemięź liwości. [...] Satanizm toleruje wszystkie rodzaje zachowań seksualnych, które należycie zaspokajają twoje indywidualne żądze - możesz być heteroseksualny, homoseksualny, biseksualny lub nawet aseksualny jeżeli tak wybrałeś. Satanizm sankcjonuje również każdy fetysz i dewiację, które wzbogacą twoje życie seksual ne, dopóki biorą w tym udział osoby, które s a m e mają na to o c h o t ę " . Twórczość C o e l h o d o s k o n a l e też pasuje do instrukcji Świętego Oficjum (dzisiejszej Kongregacji N a u k i Wiary) z 5 maja 1927 roku, piętnującej tych pisarzy, którzy nie wahają się: „zmysłowości chorobliwej otaczać n i m b e m rzeczy świętych, łącząc b e z w s t y d n e u n i e s i e n i a m i ł o s n e z jakąś p s e u d o p o b o ż nością i fałszywym m i s t y c y z m e m religijnym, jak gdyby godząc w i a r ę z najbezwstydniejszym jej z a p r z e c z e n i e m i c n o t ę z r o z p u s t ą [...] p o s u n ę l i się do tego stopnia, że w książkach swych r o z w o d z ą się n a d w y s t ę p k a m i , o k t ó r y c h apostoł n a w e t w s p o m i n a ć zakazał u c z n i o m C h r y s t u s a " . O innych ideach oraz p o s t a w a c h Paula C o e l h o sprzeciwiających się n a u c e katolickiej m o ż n a by jeszcze d u ż o pisać. Tak czy inaczej, widać jak na d ł o n i , że człowiek t e n wciąż wierzy w s p o r ą część rzeczy, k t ó r e w y z n a w a ł za czasów swej burzliwej m ł o d o ś c i , kiedy był z d e k l a r o w a n y m libertynem, a n a r c h i s t ą i satanistą. Dziś po p r o s t u p r z e d s t a w i a je m i l i o n o m swych czytelników w bardziej „grzecznej" i mniej wulgarnej formie. Czyni to jego t w ó r c z o ś ć t y m bardziej niebezpieczną, a l b o w i e m w t e n s p o s ó b łatwiej m o ż e o n a trafić do chrześcijańskich serc. MIROSŁAW SALWOWSKI SZYMON BABUCHOWSKI * * * krople zatrzymane na skraju gałęzi prześwietlone blaskiem jesiennego słońca gdy mały włos wody dzieli je od śmierci ciążące ku ziemi ale nie do końca jakby jedną ręką trzymały się życia które na ich brzegach rozpościera tęczę krople takie jasne jak Boże źrenice pomiędzy światami mają swoje miejsce 162 FRONDA 3 4 * * * miałeś we mnie rosnąć Panie jak rośnie drzewo albo człowiek rozkrzyżowałem nawet ręce by było Ci wygodnie wtedy coś zaczęło drążyć mnie od środka rzeźbić korytarze po których hulał wiatr dziś moje wnętrze wypełnia nic dziś jestem pełny pneumy i tęsknię wywołałem Twoje zdjęcie z krzyża chowam w sobie negatyw ŚNIEG 2 0 0 4 163 WOJNA SUKCESYJNA życie jest silne: zarastają hałdy w puszczę się zmienia pustynia przedmieścia zewsząd zielone wylęgają armie dowódca cicho żołnierzy rozmieszcza goją się rany rosną włosy lasu (było tak łyso kiedy jej zabrakło) dzięcioł z kukułką mierzą upływ czasu jutro pójdziemy oblegać to miasto zniknął już z mapy nowotwór kopalni korzeń rozsadza umarłą ulicę kruchy żołnierzu nieśmiertelnej armii śmierć jest potężna lecz zwycięża życie 164 FRONDA 3 4 chwile w kawiarniach szczęśliwe i kruche wieczory w ciszy Twojego pokoju nadal są we mnie i pragną powrócić do tego świata który nas rozdwoił na mnie i Ciebie na dziś i na wczoraj jak gorzki owoc rozkrojony nożem czas przeszedł po nas jak pług nas przeorał i co zburzone - już nie chce się złożyć żyjemy życiem nie całkiem prawdziwym nadając ciągle te same imiona pejzażom nowym i zupełnie innym dzień się układa w martwy harmonogram lecz noc co cicho nam puka do okien obrazy stare maluje na szybach topnieją lody pod jej czułym wzrokiem i dzwon zamknięty w klatce się odzywa SMS-Y nocami stukam do Ciebie daj mi klucz do Twojego niepokoju SZYMON BABUCHOWSKI Stwierdzenie, że zachowania homosek sualne są grzechem, pozostaje w świetle nauczania Kościoła katolickiego pewną oczywi stością. Przecież jeżeli stosunki heteroseksualne wykraczają poza małżeństwo, to także są grze chem. A stosunki homoseksualne ze swej istoty są pozamałżeńskie. Grzechy wielu katolików dotyczą seksualności. To jest wszystko bardzo ludzkie. Ale czy oni udają przed sobą, że nic się nie dzieje, że pojęcie grzechu jest fikcją? Nie. Sporo z nich korzysta z sakramentu spo wiedzi. Jeśli traktują oni ten sakrament po ważnie, to świadczy to o ich walce ducho wej, która jest istotą chrześcijaństwa. W EUROPIE NIC O NAS BEZ NAS ROZMOWA Z LECHEM KACZYŃSKIM Panie Prezydencie, w i e l u p u b l i c y s t ó w kojarzonych do n i e d a w n a z establish m e n t e m p o l i t y c z n y m - c h o c i a ż b y P a w e t Ś p i e w a k - postuluje dziś b u d o w ę C z w a r t e j R z e c z y p o s p o l i t e j . J e s z c z e kilka lat t e m u u w a ż a l i oni t a k i c h poli t y k ó w j a k Pan z a „ o s z o ł o m ó w " . Dziś, z d a j e się, p r z y z n a j ą rację d i a g n o z o m Porozumienia C e n t r u m z p o c z ą t k u lat 9 0 . C z y Trzecia R z e c z p o s p o l i t a dobie g a kresu? | FRONDA 34 Rozpada się p e w i e n układ, który p o w s t a ł przy „okrą głym s t o l e " i k s z t a ł t o w a ł sytuację Polski w ciągu o s t a t n i c h 15 lat. Powstaje j e d n a k zasadnicze pytanie: czy to będzie z m i a n a tego u k ł a d u na inny, m o ż e nieco bardziej respektujący p r a w o ? Zaryzykuję p o s t a w i e n i e b a r d z o m a ł o m o d n e j w Polsce tezy: t y m r a z e m zadecyduje s p o ł e c z e ń s t w o . Oczywiście nie ma s e n s u for m u ł o w a ć oczekiwań w o d n i e s i e n i u do jakiegoś ideału, t r z e b a u m i e ć dostrzec cel, który jest w d a n y m m o m e n c i e osiągalny. N i e s t e t y na przeszkodzie z m i a n o m stają media, których prze kaz często mija się z rzeczywistością i k t ó r e kreując j e d n y c h polityków, spychają na m a r g i n e s innych, choć t r z e b a uczciwie przyznać, że po wielu latach zaczęły o n e ujawniać r ó ż n e g o rodzaju nieprawidłowości, afery, patologie. S p o ł e c z e ń s t w o m u s i więc stanąć p o n a d tym, p o n a d w s z e l k i m i p r ó b a m i kolejnych manipulacji. A jeśli t e g o nie zrobi, jeśli p o z o s t a n i e bierne? C z y b ę d z i e to o z n a c z a ć z a h a mowanie przemian? O b a w i a m się tego, że jeśli zaczną się p o w a ż n e zmiany, to k t o ś p o w i e : „ S t o p " , oczywiście powołując się na i n t e r e s p a ń s t w a . Jeżeli chodzi o walkę z bieżą cym u k ł a d e m , to część polityków ma swoje limity. To nie są i n d y w i d u a l n e limity niektórych p r z y w ó d c ó w obecnej opozycji, chociaż w wypadku tych przywódców w c h o d z ą w grę ich o s o b i s t e ambicje, a n a w e t zawiść o t o , że ktoś wcześniej od nich miał rację. Ale to n i e jest p r o b l e m ich osobistych inte resów. N a t o m i a s t oni już d w a rzędy za s w o i m i plecami mają takich, k t ó r y c h t e n p r o b l e m m o ż e dotyczyć. D l a t e g o t r z e b a się liczyć z tym, że n a s t ą p i limi t o w a n a likwidacja dotychczasowego u k ł a d u . Oczywiście t e n n o w y u k ł a d n i e będzie taki s a m jak p o p r z e d n i , nie będzie t a k bezczelny, t a k złodziejski, t a k nieefektywny gospodarczo, ale j e d n a k będzie to u k ł a d . N a d e s z ł a chyba ostat nia szansa na d o k o n a n i e istotnych z m i a n . Boję się jednak, że to się w p e ł n i nie uda i będziemy mieli Trzecią Rzeczpospolitą i p ó ł . A m o ż e w i n ę za d o t y c h c z a s o w ą sytuację ponosi po prostu c a ł a klasa po lityczna? Bycie politykiem w Polsce to w wielu w y p a d k a c h b a r d z o miłe ŚNIEG 2 0 0 4 fg7 i w d o d a t k u p o z b a w i o n e c i ę ż a r u o d p o w i e d z i a l n o ś c i zajęcie, z którego - co tu d u ż o m ó w i ć - czerpie się k o n k r e t n e profity. W tej chwili zwyciężająca we wszystkich s o n d a ż a c h partia, czyli Platforma Obywatelska, stosuje swego rodzaju socjotechnikę. Jako g ł ó w n e g o w r o g a s p o ł e c z e ń s t w a wskazuje o n a w ł a ś n i e klasę polityczną, a szerzej, a p a r a t p a ń stwowy, który chce pozbawić o b e c n e g o s t a n u p o s i a d a n i a . Wystarczy wymie nić tu chociażby wszelkie inicjatywy obcięcia d o c h o d ó w p a r l a m e n t a r z y s t o m . Tymczasem na tle polskiej klasy średniej uczciwy polityk nie jest b o g a c z e m . T r u d n o go n a w e t u z n a ć za kogoś z a m o ż n e g o . W i e m coś na t e n t e m a t z au topsji. Z z a w o d u j e s t e m p r o f e s o r e m prawa, w d u ż y m s t o p n i u funkcjonuję towarzysko p o z a ś w i a t e m polityki. N i e o b r a c a m się w kręgach wielkiego biznesu. Tak więc hasła, k t ó r e głosi J a n Rokita - żeby ludzi r z e k o m o b a r d z o zamożnych, czyli polityków, uczynić u m i a r k o w a n i e z a m o ż n y m i - są n i e p o r o z u m i e n i e m . Polityka nie jest j a k i m ś w d z i ę c z n y m zajęciem, a j e d n o c z e ś n i e wymaga wysokich kwalifikacji. U d e r z e n i e po kieszeni klasy politycznej ozna cza z jednej strony z a c h ę t ę do korupcji, a z drugiej - p o s t u l a t nierealistyczny. To jest p r ó b a s k o n c e n t r o w a n i a niechęci społecznej tylko na j e d n y m o d c i n k u p r z e s t r z e n i publicznej w w a r u n k a c h , w których m a m y z d e g e n e r o w a n e t a k ż e inne odcinki. Czy w e j ś c i e do Unii Europejskiej m o ż e s p r z y j a ć u z d r o w i e n i u sytuacji? N i e s t e t y przystąpienie d o w s p ó l n o t y m o c n o u t r w a l i ł o p e w n e p o w i ą z a n i a i procesy. M ó w i ę to jako z w o l e n n i k n a s z e g o przystąpienia, chociaż j e s t e m w r o g i e m obecnej konstytucji europejskiej. Proszę j e d n a k p a m i ę t a ć , że pew ne środowiska w Polsce dążyły do Unii po t o , aby utrwalić swoją w ł a s n o ś ć . Chodzi mi oczywiście o w ł a s n o ś ć , której nabycie o p i s a n e jest n i e w książkach o p o w s t a w a n i u kapitalizmu, lecz w kodeksie k a r n y m . I to o p i s a n e d o k ł a d n i e . Zasady unijne niezwykle u t r u d n i a j ą w p r o w a d z e n i e rozwiązań, k t ó r e pozwa lałyby k w e s t i o n o w a ć w ł a s n o ś ć n a b y t ą w d r o d z e p r z e s t ę p s t w a . M o ż e j e d n a k p o t r z e b n a j e s t b a r d z i e j ścisła integracja, czyli m o d e l f e d e r a cyjny? Przecież w ł a d z o m u n i j n y m nie o p ł a c a się t o l e r o w a n i e p a n o s z ą c y c h się u nas p o s t k o m u n i s t y c z n y c h patologii. Jgg FRONDA 34 Jestem przeciwny federal nej Europie, a wynika to z mojej drogi życiowej. Przez wiele lat wal czyłem z ustrojem głęboko zależnym od rosyjskiego imperializmu. To, że była to czerwona Rosja, a nie biała, uwa żam za rzecz drugorzędną, choć za czynnik współdecydujący uzna ję narzucenie Polsce pewnego modelu ideologicznego. Na p i e r w s z y m miejscu sta w i a ł e m zawsze s p r a w ę niezależności n a r o d o w e j . My tę walkę wygraliśmy. To, że p o m o g ł y n a m okoliczności m i ę d z y n a r o d o w e , nie oznacza, że o t r z y m a l i ś m y niepodległość za d a r m o . My ją n a p r a w d ę wywalczyliśmy. To było s p e ł n i e n i e moich największych m a r z e ń życiowych. C h o d z i mi oczywiście o m a r z e n i a w wymiarze nieosobistym. N i e zawsze b y ł e m przekonany, że za mojego życia się to uda. Ale m o ż e i t a k n a s z a o b e c n a suwerenność jest w p e w n y m sensie w ą t p l i w a ? M o ż e zamieniliśmy brutalną, t w a r d ą zależność o d imperium s o w i e c k i e g o na t a k ą subtelną, miękką, b a r d z o rozproszoną zależność od kilku m o c a r s t w ś w i a t o w y c h oraz - co jest c h a r a k t e r y s t y c z n e d l a procesów globalizacyjnych - od największych korporacji g o s p o d a r c z y c h ? Rzeczywiście, dzisiejsze p a ń s t w o n a r o d o w e nie m o ż e mieć tego zakresu swo body decyzji, jaki miało na przykład 100 lat t e m u . To jest stwierdzenie oczywi ste. Jeśli jednak m ó w i ę o niepodległości, m a m na myśli niepodległość w obec nych warunkach, a nie w tych sprzed 100 lat. To nie zmienia tego, że dla m n i e niepodległość pozostaje najwyższą wartością spośród wartości politycznych. ŚNIEG 2 0 0 4 1 www.poczytaj.pl księgarnia internetowa hasło: fronda g(j Jakie s ą w i ę c P a n a z a s a d n i c z e z a s t r z e ż e n i a w o b e c Unii Europejskiej? Za d u ż o decyzji p o d e j m o w a n y c h będzie w Brukseli, a za m a ł o w Warszawie czy w innych stolicach. Tego w ogóle n i e m o ż n a n a z w a ć klasyczną federacją. W ogóle w historii p o w s z e c h n e j nie znajdzie się w z o r u , k t ó r y by t e m u m o delowi odpowiadał. Ale to jest na p e w n o bliższe federacji niż c z e m u k o l w i e k i n n e m u , to jest sprawa pierwsza. Poza t y m n i e istnieje ż a d e n s u b s t r a t czegoś takiego, jak s p o ł e c z e ń s t w o europejskie, ani t y m bardziej n a r ó d europejski. Co b o w i e m łączy p o d w z g l ę d e m historii i dziedzictwa n a r o d o w e g o choćby Hiszpanię i Finlandię? Papież by powiedział, że są to korzenie chrześcijańskie. D o b r z e . Ale przecież w Brukseli chcą i Turcję przyjmować do U n i i . Czy z Turcją też m a m y w s p ó l n e korzenie chrześcijańskie? P o n a d t o o s t a t n i o często słyszymy o czymś t a k i m , jak europejska opinia publiczna. Przecież o n a w sposób oczywisty nie istnieje. M a m y za to n i e m i e c k ą opinię p u b liczną, istnieje także polska opinia publiczna. Ale przecież o n e się m i ę d z y sobą różnią, głównie dlatego, że wyrażają - n i e r z a d k o s p r z e c z n e - i n t e r e s y d w ó c h osobnych narodów. Kolejna rzecz, k t ó r a mi się n i e p o d o b a , a k t ó r a o b e c n a jest w konstytucji europejskiej, to p o d s t a w a do koordynacji polityki w zakresie gospodarczym. Dla takiego kraju jak Polska t e g o t y p u p o s u n i ę c i a m u s z ą się skończyć fatalnie. My j e s t e ś m y krajem peryferyjnym, także z uwagi na nasz d o c h ó d narodowy. Koordynacja, p r z y k ł a d o w o , polityki podatkowej niezwykle u ł a t w i a t o , żebyśmy tymi peryferiami pozostali. N i e j e s t e m libe rałem, który widzi właściwie jedyny i n t e r e s kraju w o b n i ż e n i u p o d a t k ó w . N a t o m i a s t Polska nie m o ż e s t o s o w a ć takich stawek, jakie są we Francji czy w Niemczech, bo nikt w t e d y do n a s z k a p i t a ł e m nie przybędzie. Wreszcie w konstytucji europejskiej są p o s t a n o w i e n i a , k t ó r e przybierają dzisiaj charak ter bardziej symboliczny niż praktyczny, a k t ó r e dla Polski są upokarzające. Chodzi tu o e k o n o m i c z n e przywileje dla obszaru dawnej N R D . I d e o w y p r z e kaz konstytucji europejskiej głosi więc, że N i e m c y byli ofiarami drugiej wojny światowej. To już jest wyjątkowa bezczelność. A przecież N R D s t a n o w i ł a naj bogatszą część o b o z u socjalistycznego. Poza t y m to były także Niemcy, a więc chodzi o spadkobiercę p a ń s t w a , k t ó r e całe to nieszczęście w postaci wejścia 17Q FRONDA 34 Stalina do E u r o p y Środkowej s p o w o d o w a ł o . I w k o ń c u są k w e s t i e związane z koordynacją polityki zagranicznej Europy, chociażby taki p o m y s ł jak funkcja m i n i s t r a spraw zagranicznych Unii Europejskiej. To jest p e w n a d e m o n s t r a c j a . Właściwie rodzi się pytanie: w t a k i m razie k o m u i do czego jest p o t r z e b n y jeszcze m i n i s t e r spraw zagranicznych Polski l u b i n n e g o c z ł o n k o w s k i e g o p a ń stwa Unii? Wchodzące w skład Związku Sowieckiego dwie republiki, Białoruś i Ukraina, też miały swoich m i n i s t r ó w s p r a w zagranicznych. Były t o , że t a k powiem, chyba najbardziej m a r i o n e t k o w e s t a n o w i s k a w całej E u r o p i e . Czyli Polska m a h a m o w a ć procesy integracyjne? Ja bym chciał, żeby w konkretnych sprawach E u r o p a m o g ł a występować jako p o d m i o t w polityce międzynarodowej przy czynnym udziale naszego p a ń s t w a . To jest w interesie w s p ó l n y m krajów europejskich. Ale w Europie n a r a s t a antyamerykanizm, w szczególności odnosi się on do tej Ameryki, którą reprezen tuje obecny jej prezydent. George Bush wygrał o s t a t n i e wybory, a to znaczy, że - w ramach pewnej zabawy sondażowej - gdzie indziej je przegrał. W krajach skandynawskich 70 proc. r e s p o n d e n t ó w było przeciwnych jego reelekcji. Polsce p o w i n n o zależeć na dobrych stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza że ci, którzy będą o wspólnej polityce europejskiej decydować przede wszyst kim, czyli Francja i Niemcy, mają do Rosji, delikatnie rzecz ujmując, olbrzymią słabość. Amerykanie też odczuwają słabość wobec W ł a d i m i r a Putina, ale po pierwsze, już nie taką jak Francuzi i Niemcy, bo zachowują do niego większy dystans, po drugie zaś ich stać na p r z y p o m n i e n i e prezydentowi Rosji - p o m i mo obdarzania go sympatią - że Polska należy do NATO i lepiej, żeby się w jej sprawy nie wtrącał. N a t o m i a s t ja w ogóle nie j e s t e m pewien, czy taka m i ę k k a zależność - o której Pan już w s p o m n i a ł - na odcinku rosyjskim - tych odcin ków jest oczywiście więcej - nie została między m o c a r s t w a m i europejskimi w jakimś sensie uzgodniona. Nie twierdzę, że tak m u s i a ł o być, ale tego nie wy kluczam. Być m o ż e w t y m okresie, kiedy Polska geopolitycznie p r z e s u w a ł a się na Zachód, ktoś po cichu, za naszymi plecami takie gwarancje Rosji stworzył. I to byłoby dla Polski niebezpieczeństwo wręcz śmiertelne. M o ż e rusofilia to c e c h a w y r ó ż n i a j ą c a l e w i c y europejskiej? Czy Polska nie skorzystałaby na objęciu r z ą d ó w w Niemczech przez CDU? ŚNIEG 2 0 0 4 1 y| Ja nie p a t r z ę na te sprawy ideologicznie. Pod w z g l ę d e m rezygnacji z roszczeń reparacyjnych lepsi są socjaldemokraci, ale jeśli chodzi o s t o s u n k i z Rosją - chadecy. Przeświadczenie o tym, że bliskość ideologiczna g r u p będących u władzy w Polsce i N i e m c z e c h u ł a t w i a w z a j e m n e z r o z u m i e n i e i r o z ł a d o w u j e sytuacje konfliktowe, u w a ż a m za fałszywe. W roku 1991 mój brat jako m i n i ster s t a n u odbył r o z m o w ę z k a n c l e r z e m H e l m u t e m Kohlem. Kanclerz wyjaś niał m o j e m u bratu, że najpierw obaj są katolikami, a d o p i e r o później członka mi swoich narodów, z czego m i a ł o b y wynikać, że Kohlowi bliżej jest do nas, Polaków, którzy w o g r o m n e j większości j e s t e ś m y katolikami, niż do tej sporej części Niemców, którzy są p r o t e s t a n t a m i . P o t e m kanclerz d ł u g o tłumaczył, jak my p o w i n n i ś m y być N i e m c o m wdzięczni za r o z m a i t e dobrodziejstwa, a tereny należące w t e d y jeszcze do Związku Sowieckiego - p o ł o ż o n e w z d ł u ż zachodniej granicy ZSRS - określał m i a n e m Ost-Polen, lecz w kontekście tego, iż nasze t e r e n y w z d ł u ż zachodniej granicy to Ost-Deutschland. Skoro m a m y pozbyć się z ł u d z e ń w o b e c Niemiec, to m o ż e p r z y d a ł b y się rów nież realizm w o b e c USA? Dla m n i e j e d n a rzecz jest p e w n a : my m u s i m y troszczyć się o jakość s t o s u n ków z A m e r y k a n a m i . To jest p a r t n e r niełatwy, ale w tej chwili i p e w n i e na b a r d z o d ł u g o n i e z b ę d n i e potrzebny, zwłaszcza gdyby Francja i N i e m c y doga dywały się z Rosją p o n a d n a s z y m i g ł o w a m i . Ale m o ż e d u ż o p o w a ż n i e j s z y m p r o b l e m e m j e s t nie t y l e projekt federalizacji Europy, ile d z i a ł a n i a lewicy i l i b e r a ł ó w w P a r l a m e n c i e E u r o p e j s k i m , z m i e rzające do ideologizacji przestrzeni publicznej? Tak, to jest n i e b e z p i e c z e ń s t w o . Przy okazji n a p o m k n ę o tym, że z e t k n ą ł e m się n i e d a w n o z ludźmi, którzy wyobrażali sobie, że oni z tej federalnej, ściśle zin tegrowanej E u r o p y uczynią z kolei coś o d w r o t n e g o - i m p e r i u m z b u d o w a n e na f u n d a m e n t a c h prawicowych i chrześcijańskich. Po pierwsze, na razie się to nie u d a ł o , a po drugie, n a w e t gdyby się u d a ł o , też byłbym takiej E u r o p i e przeciwny. Dlaczego? 172 FRONDA 34 Tu chodzi o p e w n e wartości p o d s t a w o w e , k t ó r y m zawsze p o z o s t a n ę wierny. J e d n ą z nich jest n a r o d o w a niepodległość. A obecność religii w przestrzeni publicznej? Z d e c y d o w a n e wykreślenie z konstytucji europejskiej zapisu o w a r t o ś c i a c h chrześcijańskich to k a m p a n i a rozgrywająca się w sferze symboli, a jej celem jest narzucenie całej E u r o p i e dziedzictwa rewolucji francuskiej. A to j u ż ozna cza, że w obrębie Unii n i e ma ż a d n e g o r ó w n o u p r a w n i e n i a , gdyż d o m i n u j e liczący sobie zaledwie nieco p o n a d d w a stulecia francuski, czyli laicki, m o d e l państwa. Czy z t y m m o ż n a w i ą z a ć casus o d r z u c e n i a k a n d y d a t u r y Rocco Buttiglionego n a europejskiego ministra s p r a w i e d l i w o ś c i ? Ta sprawa rozgrywa się nie tylko w sferze symboli, lecz i w sferze praktyki, i to na p o z i o m i e a b s u r d a l n y m . Stwierdzenie, że z a c h o w a n i a h o m o s e k s u a l n e są grzechem, pozostaje w świetle n a u c z a n i a Kościoła katolickiego p e w n ą oczywistością. Przecież jeżeli stosunki heteroseksualne wykraczają p o z a m a ł ż e ń s t w o , to także są g r z e c h e m . A s t o s u n k i h o m o s e k s u a l n e ze swej istoty są p o z a m a ł ż e ń s k i e . Grzechy wielu katolików dotyczą seksualności. To jest wszystko b a r d z o ludzkie. Ale czy oni udają p r z e d sobą, że nic się n i e dzieje, że pojęcie grzechu jest fikcją? N i e . S p o r o z n i c h korzysta z s a k r a m e n t u s p o wiedzi. Jeśli traktują oni t e n s a k r a m e n t p o w a ż n i e , to świadczy to o ich walce duchowej, k t ó r a jest i s t o t ą chrześcijaństwa. Czy j e d n a k z l a i c y z o w a n e s p o ł e c z e ń s t w a europejskie m u s z ą t a k i p u n k t w i d z e n i a przyjąć? Problem tkwi w napiętnowaniu przez elity unijne moralności wyrastającej z chrześcijaństwa, a więc z religii kształtującej tożsamość Europy. Przecież takie świeckie wartości, jak wrażliwość społeczna, mają korzenie chrześcijańskie. To są fakty, a nie tezy narzucone przez jakąś tendencyjną, klerykalną teorię dziejów. W wypadku odrzucenia kandydatury Buttiglionego m a m y do czynienia z ideolo gicznym zacietrzewieniem, które m o ż n a porównać z zacietrzewieniem działaczy ŚNIEG 2 0 0 4 173 ZMP - tak zwanych pryszczatych - w latach 50. zeszłego wieku. Bardzo mnie to wszystko zaniepokoiło. Odnoszę wrażenie, że wraz z upadkiem bądź wygaśnię ciem wielkich projektów ideologicznych XX stulecia - chociażby komunizmu czy idei „państwa dobrobytu" - pojawia się nowy, jakim jest wizja federalnej i laickiej Unii Europejskiej. M o ż e więc Unię też czeka upadek i rozpad? W upadek nie wierzę, bo sprawy poszły za daleko. Czterdzieści lat temu Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej również przepowiadano rychły ko niec. Żywię nadzieję na pozytywny rozwój wydarzeń, a więc odrzucenie przez dwa lub trzy państwa unijne obecnej konstytucji europejskiej. Wtedy doszłoby do rozmów na temat kolejnego traktatu konstytucyjnego. Dania, Anglia, ostatnio także Czechy, być może też Szwecja, no i oczywiście Polska - są to wszystko kraje, w których dochodzi do głosu pewna doza niezbędnego e u r o r e a l i z m u . Gdyby mieszkańcy d w ó c h z tych krajów zawetowali projekt konstytucji, w t e d y przeszlibyśmy do fazy realnej. A co by to oznaczało? W fazie realnej nie byłoby miejsca na jakieś wizje ideologiczne. Po p r o s t u zasady unijne funkcjonowałyby jako zespół procedur, k t ó r e ściśle ustalają reguły współpracy dużej grupy państw. Przy okazji chciałbym zwrócić u w a g ę na jeszcze j e d e n p o w ó d mojego sprzeciwu w o b e c konstytucji europejskiej. W o s t a t n i c h latach występują d w a r ó w n o l e g ł e procesy: z jednej s t r o n y p o g ł ę biający się deficyt solidarności gospodarczej, czyli t e g o wszystkiego, co ma służyć w y r ó w n y w a n i u p o z i o m ó w rozwoju p o m i ę d z y biedniejszymi i bogat szymi członkami Unii, a z drugiej - sprzeczny z solidarnością w z r o s t aspiracji politycznych poszczególnych p a ń s t w członkowskich. M o ż n a więc przypusz czać, że w istocie chodzi o t o , żeby U n i a była, tak jak mój b r a t m ó w i , szczud łami, a jak ja m ó w i ę , wypełniaczem, dla francusko-niemieckiego s u p e r m o c a r stwa. Przy całym szacunku i sympatii, oczywiście ze w z g l ę d ó w historycznych większym dla Francji niż dla N i e m i e c , nie w i d z ę p o w o d ó w , dla których Polska miałaby realizować akurat taki scenariusz. I n i e sądzę, żeby i n n e kraje miały w tym również szczególny i n t e r e s . W t a k i m razie m o ż e U n i a traci sens? Myślę, że nie. Istnieje i n t e r e s w tym, żeby k o o r d y n o w a ć w s p ó ł p r a c ę w wielu dziedzinach, n a w e t w s p ó l n i e zwiększać potencjał militarny. N i e należy t w o rzyć jednej armii europejskiej, i to z przyczyn choćby językowych. N a t o m i a s t , gdyby E u r o p a potrafiła u t w o r z y ć liczący o k o ł o stu kilkudziesięciu tysięcy żoł nierzy korpus szybkiego r e a g o w a n i a - taki, k t ó r y byłby rzeczywiście z d o l n y do działania na całym świecie - to byłoby b a r d z o d o b r z e . E u r o p a m o g ł a b y działać sama, a w każdym razie byłaby niezwykle silnym i w a ż n y m p a r t n e r e m dla S t a n ó w Zjednoczonych w r ó ż n e g o rodzaju operacjach. Tak p o w i n n o być, ale do tego droga jest długa. A co z unifikacją gospodarczą? ŚNIEG 2 0 0 4 175 Polska to kraj, w którym akumulacja kapitału ma miejsce od 15 lat, a nie od 2 0 0 albo i więcej. I z tego chociażby p o w o d u twierdzenie o tym, że p e w n e rozwiąza nia ekonomiczne p o w i n n y być w naszym kraju takie s a m e jak w bogatych kra jach Unii, jest śmieszne. Ale to nie dotyczy tylko Polski. W podobnej sytuacji są Czechy, Słowacja, p a ń s t w a nadbałtyckie, Słowenia, Węgry. Istnieje w e w n ą t r z Unii znaczne zróżnicowanie, które m u s i być uwzględniane. O b a w i a m się tego, że kraje peyrferyjne, takie jak Polska, nie otrzymają niezbędnej p o m o c y i p o zostaną peryferiami, n a t o m i a s t p o m o c d o s t a n ą największe kraje unijne, po to, żeby osiągnąć konkurencyjność E u r o p y w o b e c USA. Czy t a k a konkurencyjność j e s t c z y m ś s p r z e c z n y m z p o l s k ą r a c j ą s t a n u ? Ja bym chciał, żeby E u r o p a była konkurencyjna, ale nie k o s z t e m rozwoju Polski. Przywileje dla najbogatszych krajów Unii grożą tym, że ludzie zaczną z Polski m a s o w o emigrować. A fachowców w różnych dziedzinach n a m prze cież nie brakuje. Czy w t a k i m razie w s t ą p i e n i e do Unii nie było j e d n a k p o m y ł k ą , której obecnie j u ż nie m o ż e m y n a p r a w i ć ? To nie był błąd. Przy wszystkich unijnych m a n k a m e n t a c h my n a p r a w d ę z tej akcesji korzystamy. W grę przecież wchodzą środki pomocowe, których w a r t o ś ć m o ż e się okazać dla Polski nie z b ę d n a . Bierzemy udział w europejskiej grze. Polska ze względu na swoje p o ł o ż e n i e geogra f i c z n e nie m o ż e sobie pozwolić n a z a n i e c h a n i e u d z i a ł u w tej grze. Wejście do Unii to osta t e c z n e p r z y l u t o w a n i e Polski do zachodniej części Europy. I z t e g o p o w o d u , p o m i m o wątpliwości, o p o w i e d z i a ł e m się za akcesją. S ą j e d n a k k r a j e s p o z a Unii, które t a k ż e się w Europie liczą, na p r z y k ł a d Norwegia. 176 FRONDA 34 My nie jesteśmy Norwegami. Mamy inne położenie geograficzne, a to z kolei wpływa na naszą geopolitykę. Poza tym przed wstąpieniem do Unii byliśmy i tak od niej gospodarczo zależni, ale nie mieliśmy żadnego głosu decydujące go. Teraz możemy o Europie współdecydować. Dziękuję za rozmowę. ROZMAWIAŁ: FILIP MEMCHES Domki z kamienia kryte blachą buduje Maciek Michalski. Można je kupić w niektórych warszawskich galeriach. Po 11 września najistotniejsza dla Busha stała się obrona Stanów Zjednoczonych oraz rozpoczęcie wiel kiej wojny w terroryzmem. Wojna ta - i tu trudno nie zgodzić się z liberalnymi dziennikarzami - przybrała w świadomości Busha postać swoistej wojny religijnej, w której siły światłości toczą walkę z siłami ciemności. Dostrzec to można choćby w przemówieniu prezydenta na pierwszą rocznicę zamachów. Bush opisał wtedy na dzieję Ameryki jako „światło świecące w ciemnościach" i dodał: „a ciemności go nie pokonają" (por. J 1, 5). POWTÓRNIE NARODZONY PREZYDENT T O M A S Z P. T E R L I K O W S K I Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego. 03,3) M e t o d y s t a o inklinacjach ewangelikalnych. Człowiek, dla k t ó r e g o najwyższym a u t o r y t e t e m jest J e z u s C h r y s t u s . N a pytanie, k t o jest dla niego największym filozofem w dziejach, odpowiedział po p r o s t u : 1 Chrystus, p o n i e w a ż On p r z e m i e n i ł moje życie . Prezydent, który w Biblii poszukuje odpowiedzi na dręczące go polityczne pytania i uważa, że Stany Zjednoczone mają do s p e ł n i e n i a szczególną misję w historii świata. Tak naj krócej sformułować m o ż n a d o k t r y n ę teologiczną G e o r g e ' a W. Busha. J e d n y m s ł o w e m , jest on typowym a m e r y k a ń s k i m chrześcijaninem ewangelikalnym, należącym do p r o t e s t a n c k i e g o r u c h u wyrastającego z p u r y t a n i z m u , tradycji 178 FRONDA 34 Ojców Założycieli S t a n ó w Zjednoczonych, z r e i n t e r p r e t o w a n e j przez J o h n a Wesleya i jego metodystycznych następców. Teologia (biorąc p o d u w a g ę specyfikę pobożności prezydenta, należałoby chyba powiedzieć d u c h o w o ś ć ) Busha jest więc swoistym w y r a z e m myślenia, k t ó r e k s z t a ł t o w a ł o całe Stany Zjednoczone, a od którego obecnie wiele w y z n a ń tradycyjnie p r o t e s t a n c k i c h w tym kraju próbuje się odwrócić, liberalizując się, demokratyzując czy wręcz dechrystianizując. Rozgrzanie serca Bush u r o d z o n y i wychowany na styku tradycji episkopalnej (anglikańskiej) i prezbiteriańskiej (kalwińskiej) ś w i a d o m y m chrześcija n i n e m został w Z j e d n o c z o n y m Kościele Metodystycznym, dzięki działalności ewangelikalnych i zielonoświątkowych d u c h o w n y c h z tzw. Wolnych Kościołów. Do m e t o d y s t ó w wstąpił w wieku 35 lat, bo do tej w ł a ś n i e w s p ó l n o t y na leżała jego żona, i w niej o c h r z c z o n e zostały obie jego córki. J e d n a k przystąpienie do nowej w s p ó l n o t y wcale nie łączyło się z przyjęciem rzeczywistej wiary. N a w r ó c e n i e , jak sam opowiadał, przyszło pięć lat później. „ S p ę d z i ł e m w e e k e n d z Billy G r a h a m e m . Skutkiem naszych r o z m ó w i inspiracji było moje pojednanie się z J e z u s e m C h r y s t u s e m " - w s p o m i n a Bush 2 . Efekty były n a t y c h m i a s t o w e . Bush zaczął poważnie myśleć o s w o i m życiu, a jakiś czas p o t e m po wielu la tach alkoholizmu rzucił picie i palenie, a także zaczął uczęszczać na spotkania grup m o d l i t e w n y c h . M i m o iż nawrócił się dzięki baptyście, pozostał przy s w o i m w y z n a n i u i w n i m zaczął realizować r o z b u d z o n e potrzeby religijne. Nawrócenie, przychodzące nagle, w ściśle o k r e ś l o n y m m o m e n c i e , do którego później m o ż n a się odwoływać i powracać, stanowi korzeń t y p o w o amerykańskich teologii p r o t e s t a n c k i c h , wyrastających w większości z puryt a n i z m u . To właśnie t e n n u r t myśli reformowanej położył tak m o c n y nacisk na znaczenie nawrócenia, które 01ivier C r o m w e l l określał wręcz „ i s t o t ą rzeczy", p o d s t a w ą p u r y t a n i z m u . Dzięki t e m u przeżyciu ( a t r u d n o nie d o strzec tego też w p o s t a w i e p r e z y d e n t a Busha) p u r y t a n i n czuł się w y b r a ń c e m , ŚNIEG 2 0 0 4 179 o d d z i e l o n y m od innych ludzi i p r z e z n a c z o n y m do walki z grze chem, nie tylko zresztą s w o i m 3 . Myślenie takie k u l t y w o w a n e było w początkowym okresie rozwoju p r e z b i t e r i a n i z m u , j e d n a k z czasem prezbiterianie przestali przywiązywać do niego większą wagę, ale podkreślanie tej idei p o z o s t a ł o w y r ó ż n i k i e m p r e z b i t e r i a n n a s t a w i o n y c h ewangelikalnie. Znaczenie n a w r ó c e n i a w życiu chrześcijanina przejęli od p u r y t a n bracia Wesleyowie, twórcy m e t o d y z m u , z k t ó r e g o wyrasta Zjednoczony Kościół Metodystyczny, o b e c n a d e n o m i n a c j a p r e z y d e n t a Busha. Po w ł a s n y m n a w r ó ceniu J o h n Wesley uznał, że w ł a ś n i e takie przeżycie „rozgrzania serca" sta nowi istotę chrześcijaństwa 4 . P r z e k o n a n i e to niezwykle m o c n o oddziaływało na kształtowanie się p o s ł a n n i c t w a Wesleya i w s p ó l n o t nawiązujących do jego działalności. Wszystkie o n e skupiają się na r o d z e n i u w swoich słuchaczach nawrócenia, k t ó r e skutkować ma p e ł n ą i realną p r z e m i a n ą w ł a s n e g o życia w d u c h u niezwykle s u r o w o i n t e r p r e t o w a n e j Ewangelii. „Jego z a m i e r z e n i e m - p r z y p o m i n a ks. Zbigniew Kamiński - było ożywienie d u c h a religijnego macierzystego Kościoła. [...] Ufał, że t e g o rodzaju działania d o p r o w a d z ą w konsekwencji do rzeczywistego, a u t e n t y c z n e g o przeżywania wiary przez wiernych, co w końcu spowoduje ożywienie religijne Kościoła i o d n o w ę m o r a l n ą społeczeństwa. Z a s a d n i c z y m m o t y w e m jego działań było h a s ł o , które stało się później s z t a n d a r o w y m z a w o ł a n i e m m e t o d y s t ó w : Głoszenie świętości życia w d u c h u P i s m a Świętego na całym świecie. [...] Od początku swojego istnienia r u c h t e n miał c h a r a k t e r ewangelizacyjny o pietystycznym nastawieniu i n a s t a w i o n y był na szukanie i oglądanie o w o c ó w w i a r y " 5 . Poszukiwanie nawrócenia, nawracanie i nacisk na p r z e m i a n ę życia chrześcijan pozostały charakterystycznymi cechami m e t o d y z m u d o d n i a dzisiejszego. Wesley i jego n a s t ę p c y nigdy j e d n a k nie uważali, że na prze życiu nawrócenia sprawa ma się zakończyć. Chrześcijanin jest także we zwany do rozwijania swojej wiary, uświęcania się, p r z e m i e n i a n i a swojego życia w zgodzie z Ewangelią. Księga Dyscypliny Z j e d n o c z o n e g o Kościoła Metodystycznego, będącą głównym elementem pobożności wesleyańskiej, wyraża d o k t r y n ę u ś w i ę c e n i a w na stępujących słowach: „ U ś w i ę c e n i e to o d n o w a naszej upadłej n a t u r y przez D u c h a Świętego" 6 . FRONDA 34 Powołany jak Mojżesz Wszystkie te e l e m e n t y znaleźć m o ż n a w p o b o ż n o ś c i George'a Busha. Po s w o i m nawróceniu, dzięki - jak wyznał wiele lat później - m o d l i t w i e i wierze zerwał z alkoholem, zaczął poważniej wywiązywać się z obowiązków m ę ż a i ojca, a także zaczął codziennie się modlić i czytać Biblię. D r o g a uświęcenia i wciąż p o n a w i a n e g o n a w r ó c e n i a d o p r o w a d z i ł a go także do polityki i prezy dentury. W roku 1998 po kazaniu p a s t o r a m e t o d y s t y c z n e g o M a r k a Craiga Bush stwierdził, że wystartuje w wyborach. „ D u c h o w n y m ó w i ł o tym, jak Mojżesz wzbraniał się przed odpowiedzialnością, p r z e d z a d a n i e m , jakie chciał powierzyć mu Bóg. Gdy Bóg wzywał go, by stanął na czele n a r o d u , Mojżesz wykręcał się, mówił, że ma rodzinę, obowiązki, pracę. W k o ń c u j e d n a k przyjął p o s ł a n n i c t w o z rąk Pana. George W. słuchał kazania Craiga i narastała w n i m dziwna p e w n o ś ć . Po powrocie do d o m u zadzwonił do inne go zaprzyjaźnionego p a s t o r a i powiedział m u : U s ł y s z a ł e m w e z w a n i e . Myślę, że Bóg chce, bym startował w wyborach na p r e z y d e n t a " 7 - opisuje p o w o ł a n i e Busha j u n i o r a Piotr Gilbert. Całą swoją służbę publiczną p r e z y d e n t uznaje więc za p o w o ł a n i e , k t ó r e otrzymał b e z p o ś r e d n i o od Boga. O p i n i ę taką, choć oczywiście p o ś r e d n i o , Bush wyrażał wielokrotnie. Po p r z e m ó w i e n i u w Kongresie 20 w r z e ś n i a 2 0 0 1 roku zadzwonił do niego a u t o r jego p r z e m ó w i e ń Mike G e r s o n i powiedział m u : „Panie prezydencie, kiedy w i d z i a ł e m p a n a w telewizji, p o m y ś l a ł e m : Bóg chce p a n a właśnie t u t a j " . Bush odpowiedział k r ó t k o : „On chce tutaj n a s wszystkich". Tygodnik „Time" zaś jeszcze p r z e d a t a k a m i terrorystycznymi informował Amerykanów, powołując się na w ł a s n e źródła, że w r o z m o w a c h prywatnych Bush często stwierdza, iż jego wybór jest efektem działania Bożego, jest łaską, i nie m o ż n a go wyjaśnić tylko w o l ą wyborców. W praktyce oznacza to, że nie może być w pełni osądzony przez ludzi. Podczas prywatnych spotkań, lecz także w wywiadach dla czasopism chrześci jańskich Bush często uzasadnia tę niemożność osądzania go, odwołując się do Pierwszego Listu do Koryntian: „Niech więc uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych! A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny. Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będę osądzony ŚNIEG 2 0 0 4 przez was, czy przez jakikolwiek trybunał ludzki" (1 Kor 4,1-3). Szczególne zna 8 czenie ma dla Busha wers drugi, dotyczący wierności swojemu powołaniu . Nie ulega wątpliwości, że za taką właśnie wierność uznaje on walkę z terroryzmem, z państwami tzw. osi zła i wewnętrzną lewicową opozycją. Pozostałe wersety pomagają zaś zrozumieć, dlaczego tak t r u d n o jest Bushowi przyjąć jakąkolwiek krytykę własnego postępowania. Człowiek, który jak Mojżesz przeprowadza Amerykę i świat przez Morze Czerwone terroryzmu, który wyzwala niewolni ków osi zła z niewoli egipskiej, nie może być osądzany przez dziennikarzy, duchownych czy przeciwników politycznych. Jemu po prostu trzeba się podporządkować. Tak mocne przekonanie Busha o powołaniu do prezyden tury, a co za tym idzie także do prowadzenia wojny, sprawia, że często w swoich przemówieniach czy poglądach miesza retorykę wojenną i chrześcijańską, co może gorszyć szczególnie pacyfistycznie czy politycznie poprawnie nastawionych chrześcijan amerykańskich. Grupa profesorów Fuller Theological Seminary opra cowała nawet rodzaj wyznania wiary pt. Wyznając Chrystusa w świecie przemocy, w którym przeciwstawiają się oni zestawianiu przez prezy denta USA pojęć „Bóg", „naród" i „Kościół". Retorykę George'a W. Busha naukowcy ci nazwali „teologią wojny". Zdaniem Glena Stassena prezydent miesza retorykę chrześcijańską z wojenną. Teolog - i z tym t r u d n o się już zgodzić - wypomina Bushowi nawet to, że dwa lata t e m u nazwał Iran, Irak i Północną Koreę państwami osi zła. „Mówiąc tak o tych państwach, nie wspominał o błędach, które sam popełnił. Wprowadził tym samym dychotomię pomiędzy «dobrymi» Stanami Zjednoczonymi a «niedobrymi» państwami osi zła" - stwierdził Stassen. Nie jest jasne, czy zdaniem autorów d o k u m e n t u chrześcija nin powinien uważać p a ń s t w o rządzone przez Kim Dzong Ila za ideał. Pozostaje natomiast oczywiste, że bycie Amerykaninem jest dla nich raczej p o w o d e m do wstydu niż dumy. I z takim myśleniem Bush na p e w n o się nie zgodzi. Święte wojny prezydenta Prezydenturę Busha z d o m i n o w a ł a rozpoczęta przez niego wielka wojna z t e r r o r y z m e m (jego współpracownicy nazywają ją n a w e t IV wojną świato- 182 FRONDA 34 wą). Jednak to nie walka z t e r r o r e m była pierwszą w o j n ą religijną Busha. Rozpoczęło się od walki o p r a w o do życia dla ludzi pozostających w e m b rionalnej fazie swojego rozwoju. Z d a n i e m Erica C o h e n a pytanie o to, czy dla p o s t ę p u w medycynie m o ż n a poświęcać n i e w i n n e życie ludzkie, było najistotniejszym p y t a n i e m w p i e r w s z y m okresie prezyden tury Busha. Prezydent w y m u s i ł wówczas, by nie p r o d u k o wać nowych linii genetycznych do b a d a ń n a d k o m ó r k a m i macierzystymi (pozostawił jedynie te, k t ó r e j u ż p o w s t a ł y ) , i zakazał finansowania z b u d ż e t u federalnego b a d a ń n a d k o m ó r k a m i macierzystymi p o b i e r a n y m i od e m b r i o n ó w 9 . Oceniając rzecz z p u n k t u widzenia etyki absolutnej - to niewiele, b a d a n i a te są b o w i e m nadal p r o w a d z o n e , j e d n a k . . . prezydent mógł zrobić niewiele więcej, b o w i e m w jego włas nej partii jest znacząca opozycja w o b e c o b r o n y dzieci niena rodzonych. Sprzeciwiają się t e m u z a r ó w n o p o p u l a r n y A r n o l d Schwarzenegger, jak i R o n n i e Reagan oraz cała grupa libertarian republikańskich. Temat o b r o n y dzieci n i e n a r o d z o n y c h wrócił zresztą również pod koniec kadencji Busha, gdy wyciągnął go jako główny zarzut przeciwko p r e z y d e n t o w i uważający się za katolika, ale r ó w n o c z e ś n i e popierający aborcję s e n a t o r J o h n Kerry. Ten o s t a t n i podkreślał, że nie akceptuje katolickiego s t a n o w i s k a w kwestii o b r o n y życia i nie zamierza narzucać katolickich poglądów w tej sprawie A m e r y k a n o m . I n n e s t a n o w i s k o (sprzeczne zresztą z u m i a r k o w a n i e proaborcyjną pozycją Z j e d n o c z o n e g o Kościoła Metodystycznego) zajął p r e z y d e n t Bush. Podczas trzeciej debaty wyborczej zdecydowanie zaznaczył, że jest czymś niezwykle w a ż n y m p r o m o wanie kultury życia. „Wierzę w idealny świat, w k t ó r y m każde dziecko będzie c h r o n i o n e przez p r a w o i umożliwiać się mu będzie życie" - podkreślił Bush. Dlatego jego z d a n i e m wszyscy p o w a ż n i ludzie p o w i n n i zmieniać p r a w o , tak by ratować życie jak największej liczby dzieci przeznaczonych przez swoich rodziców do aborcji. Takie stanowisko Busha wypływa ze wspólnego dla większości p r o t e s t a n ckich konserwatystów akcentowania świętości życia. A nie jest to p o s t a w a w ś r ó d amerykańskich p r o t e s t a n t ó w częsta. Niemal wszystkie liberalnie (czy n a w e t umiarkowanie konserwatywnie) n a s t a w i o n e wspólnoty (Zjednoczony Kościół ŚNIEG 2 0 0 4 183 Metodystyczny, Kościół Prezbiteriański USA, wspólnoty kongregacjonalistyczne czy Kościół Episkopalny) nie tylko dopuszczają aborcję, lecz również często włączają się w walkę o to, by była o n a jak najszerzej dostępna. Sprzeciwiają się im, poza konserwatywnymi katolikami, właśnie chrześcijanie ewangeliczni, co zdaniem wie lu o b s e r w a t o rów sceny reli gijnej w Stanach Zjednoczonych jest począt kiem nowych ekumenicznych mostów, kiem współpracy wyznań, prawda, począt które, dzielą co radykalnie poglądy dogmatyczne, ale łączy wierność tradycyjnej moralności chrześcijańskiej. Ataki terrorystyczne z 11 wrześ nia odsunęły nieco kwestie obrony życia dzieci nienarodzonych w cień. W tym momencie najistotniejsza dla Busha stała się o b r o n a Stanów Zjednoczonych, a także rozpoczęcie wielkiej wojny w terroryzmem. Wojna ta - i tu t r u d n o nie zgodzić się z liberalnymi dziennikarzami - przybrała w świadomości Busha postać swoistej wojny religijnej, w której siły światłości toczą walkę z siłami ciemności. Dostrzec to m o ż n a choćby w przemówieniu prezydenta na pierwszą rocznicę zamachów. Bush opisał wtedy nadzieję Ameryki jako: „światło świecące w ciemnościach" i dodał: „a ciemności go nie pokonają" (por. J 1, 5). Jeśli potraktować słowa Busha jako teologię - to jest ona głęboko heretycka, słowa te odnosić można bowiem tylko do Chrystusa. Jeśli jednak do strzec w nich religijną retorykę, która od zawsze przepajała myślenie Amerykanów o własnym kraju - to nie widać w nich nic, czego nie byłoby już wcześniej. Przekonanie o szczególnej misji Ameryki w historii świata jest niezwykle często obecne w przemówieniach Busha. W przemówieniu do Narodowego J84 FRONDA 3 4 Stowarzyszenia Konwentów Ewangelikalnych prezydent jasno stwierdził, że Ameryka jest narodem mającym specjalną misję od Boga. „Jesteśmy powołani [przez Boga] do walki z terroryzmem" - podkreślał Bush i dodał, że jej celem ma być ofiarowanie wszystkim ludziom wielkiego daru Bożego, jakim jest wolność. Bush zacho wał jednak stosowne pro porcje i dodał, że „wolność nie jest rem dla da Ameryki świata, ale Bożym d a r e m " . Takie dejście do po Stanów Zjednoczonych jest w historii amerykańskich kolonii obecne od samego początku. Rewolucjoniści amerykańscy uważali się za „nowy Izrael", za kraj, który - jako pierwszy - urzeczywistni w sobie to, co naj lepsze, i sprawi, że prawo Boże będzie na ziemi przestrzegane. Purytanie przybywający do Ameryki postrzegali siebie jako nowy naród wybrany, który pod bezpośrednimi rządami Bożej Opatrzności urzeczywistni królestwo Boże na Ziemi 1 0 . Z czasem oczywiście te millenarystyczno-mesjaniczne wątki stopniowo się sekularyzowały, na zawsze jednak pozostały obecne w myśleniu Amerykanów o własnym kraju. Trwają one także w tożsamości tradycyjnych wyznań protestanckich Stanów Zjednoczonych, nawet jeśli one same nie chcą się do tego przyznawać. To właśnie do tych purytańskich źródeł odwołuje się Bush w swoich przemówieniach. I choć brzmią one obco i nieprzyjemnie dla europejskiego ucha, to t r u d n o odmówić amerykańskiemu prezydentowi zakorzenienia (prawdopodobnie nawet nieuświadomionego) w reli gijnej tradycji swoich przodków. Przekonanie o mesjańskiej roli Ameryki czy o d w o ł y w a n i e się do s y m b o liki wojny religijnej nie oznacza wcale, że Bush pragnie p o p r o w a d z i ć jakieś ŚNIEG 2 0 0 4 185 www.poczytaj.pl księgarnia internetowa hasło: fronda n o w e chrześcijańskie krucjaty przeciwko islamowi. W swoich p r z e m ó w i e niach wielokrotnie podkreślał b o w i e m , w b r e w zresztą s w o i m teologicznym m i s t r z o m , że islam jest religią pokoju, a religijnym celem Ameryki jest nie tyle zniszczenie innych religii, ile przekazanie wolności l u d z i o m wszystkich ras i religii. To jest g ł ó w n y m celem S t a n ó w Zjednoczonych 1 1 . Religia serca Trudno nie zauważyć, jak m o c n o p r e z y d e n t Bush z a n u r z o n y jest w tradycji religijnej w ł a s n e g o p a ń s t w a . To wręcz typowy przedstawiciel tradycyjnego p r o t e s t a n t y z m u , sięgającego jeszcze czasów p u r y t a ń s k i c h ojców założycieli, a n a s t ę p n i e z r e f o r m o w a n e g o przez m e t o d y s t ó w . Opiera się on na g ł ę b o k i m przekonaniu, że każdy z nas, każda z rodzin i każdy z n a r o d ó w ma do spełnie nia specjalną misję d a n ą tylko j e m u przez Boga. Od s p e ł n i e n i a tej misji zależy nie tylko nasze zbawienie, lecz t a k ż e h i s t o r i a świata (wydaje się b o w i e m , że m e t o d y s t a Bush o d r z u c a kalwińską predestynację i akceptuje raczej a r m i n i a ń sko-wesleyańską koncepcję wolnej woli). Chrześcijanin, również t e n sprawu jący funkcje publiczne, p o w i n i e n w s w o i m c o d z i e n n y m życiu odczytywać te wezwania i realizować je. Na t y m polega b o w i e m jego uświęcanie. Oczywiście p r a w d o p o d o b n i e p r z e k o n a n i a religijne p r e z y d e n t a nie są tak u s y s t e m a t y z o w a n e . Bo też n i e teologia, ale życie jest ich celem. Dla wielu p r o t e s t a n t ó w ewangelikalnych o s t a t e c z n y m sprawdzia n e m p o p r a w n o ś c i p r z e k o n a ń teologicznych jest ich realizacja w praktyce. Za lat kilkadzie siąt zobaczymy, Zjednoczonym 186 co przyniosła S t a n o m i światu prezydentura FRONDA 34 Busha. J e d n o pozostaje j e d n a k p e w n e : jak na razie, to w jego c z a s e m bezsen sownie n a p u s z o n y m , czasem zaś d z i e c i n n y m z a c h o w a n i u m o ż n a dostrzec, n a czym polega życie chrześcijanina i człowieka wierzącego. Jest n i m p o s z u k i w a nie woli Bożej. I n n a rzecz - i z t e g o nie ja, ale s a m Bush będzie się rozlicza! - na ile trafne są jego r o z p o z n a n i a . TOMASZ P. TERLIKOWSKI Ameryka z misją. jest Jesteśmy narodem wezwani do p o k o n a n i a t e r r o r y z m u na świecie i tę walkę prowadzimy. Jako ojczyzna wolności i o b r o ń c y wol ności j e s t e ś m y w e z w a n i do rozszerzania rzeczywistości ludzkiej wolności. Dzięki n a s z y m d z i a ł a n i o m w Afganistanie i Iraku p o n a d 50 m i n ludzi z o s t a ł o wyzwolonych z tyranii i teraz potwierdzają oni swoją g o d n o ś ć ludzi wolnych. N a s z n a r ó d m o ż e być z tego niezwykle d u m n y . J e d n a k wiem, że w o l n o ś ć nie jest d a r e m A m e r y k i dla świata. Wolność i niezależność są d a r a m i Bożymi dla każdego mężczyzny i każdej kobiety, którzy żyją na t y m świecie. M a m wielkie szczęście być p r e z y d e n t e m w czasie, gdy nasz kraj ma tak wielkie wpływy na całym świecie, i czuję, że m u s i m y wykorzystać t e n w p ł y w do wielkich celów. Kiedy widzimy tak wiele cierpienia, g ł o d u i ż a ł o s n e g o u b ó s t w a , n i e m o ż e m y pozostać obojętni. I dlatego w Afryce ofiarowujemy uzdrawiającą m o c medycyny m i l i o n o m ludzi cierpiących obecnie na A I D S . Od p o ł u d n i o w o - w s c h o d n i e j Azji do środkowo-wschodniej Europy zwalczamy w s p ó ł c z e s n e n i e w o l n i c t w o , j a k i m jest h a n d e l kobietami. A na Bliskim Wschodzie w s p ó ł p r a c u j e m y z m ę ż c z y z n a m i i k o b i e t a m i , którzy pracują i poświęcają się dla wolności. Tutaj, w naszej ojczyźnie, przygotowaliśmy specjalny p r o g r a m , który p o m o ż e wie lu naszym o b y w a t e l o m realizować obietnice n a s z e g o p a ń s t w a . D l a t e g o obniżyliśmy najwyższe podatki, by p o m ó c r o d z i n o m n a s z e g o n a r o d u , a t a k ż e przygotować n o w e miejsca pracy dla amerykańskich pracowników. Przygotowaliśmy także reformę edukacji, by dać rodzicom więcej wyboru w w y c h o w a n i u swoich dzieci, a t a k ż e sprawić, by każde dziecko m i a ł o m o ż l i w o ś ć n a u k i . Moja administracja skupiona jest także na wspieraniu tych instytucji w Ameryce, które pomagają naszym obywatelom w potrzebie. Każdy z was zna moc wiary, która przemienia życie. Odpowiedzieliście na wezwanie do miłości i służby waszym bliźnim. Nasze prawo powinno wspierać i wspomagać waszą dobrą robotę. Nigdy nie możemy dyskry minować pracy charytatywnej wypływającej z wiary. Moja administraq'a jest także powołana do obrony najbardziej podstawowych in stytucji i wartości na188 FRONDA 34 szego kraju. Pracujemy nad budową kultury życia. Poczyniliśmy istotny krok na tej drodze, kiedy podpisałem w listopadzie ubiegłego roku ustawę kładącą kres brutal nej praktyce aborcji przez częściowe urodzenie. Będziemy ostro bronić tego prawa przeciwko wszelkim próbom jego zmiany w sądach. Będę również nadal wspierał centra pomocy kobietom w ciąży oraz prawa adopcyjne i rodzicielskie. Zaproponowałem podwojenie funduszy federalnych na propagowanie programów popularyzujących abstynencję [seksualną] i wiarę w szkołach. J e s t e m d u m n y z tego, że w ciągu o s t a t n i c h d w ó c h lat p o d p i s a ł e m Akt Chroniący Dzieci U r o d z o n e oraz u s t a w o d a w s t w o wspierające m a t k i pozostające w d o m a c h . Niezwykle m o c n o w s p i e r a ł e m U s t a w ę o N i e n a r o d z o n y c h Ofiarach Przemocy i wzywa łem senat, by przedstawił mi ją do p o d p i s u . Sprzeciwiałem się przekazywaniu ś r o d k ó w federalnych na niszczenie e m b r i o n ó w w celu p r o w a d z e n i a b a d a ń n a d k o m ó r k a m i macie rzystymi. Pracowałem wraz z K o n g r e s e m n a d z a k a z e m k l o n o w a n i a ludzi. Zycie ludzkie jest d a r e m Bożym i nie m o ż e być wykorzystywane przez ludzi. Będę bronił świętości m a ł ż e ń s t w a przeciwko sądowym aktywistom i lokalnym urzęd nikom, którzy chcą zredefiniować m a ł ż e ń s t w o . Związek między kobietą a mężczyzną jest najbardziej podstawową instytucją społeczną, c h r o n i o n ą i s z a n o w a n ą we wszystkich kultu rach i religiach. Wieki doświadczeń nauczyły ludzkość, że w s p ó l n o t a miłości m ę ż a i żony najlepiej służy zdrowiu dzieci oraz stabilności społeczeństwa. A rząd poprzez wspieranie i obronę m a ł ż e ń s t w a służy wszystkim. To jest powód, dla którego w y d a ł e m d o k u m e n t broniący m a ł ż e ń s t w a jako związku kobiety i mężczyzny. [...] Wszyscy żyjemy w historycznych czasach. Z o s t a l i ś m y w e z w a n i do podjęcia prawdziwych wyzwań. M a m wielkie zaufanie do Ameryki, p o n i e w a ż z n a m siłę naszego n a r o d u . Świat zobaczył tę siłę we w r z e ś n i o w y p o r a n e k p o n a d 30 miesięcy t e m u podczas najokrutniejszego a k t u p r z e m o c y i niena wiści, jaki kiedykolwiek miał miejsce. R a z e m A m e r y k a n i e idą n a p r z ó d z nadzieją i wiarą. N i e z n a m y Bożych planów, ale wiemy, że Jego drogi są p r a w e i sprawiedliwe. I m o d limy się, aby Jego w z r o k zawsze spoczywał na n a s z y m wielkim kraju. Przemówienie wygłoszone do Narodowego Stowarzyszenia Konwentów Ewangelikalnych, dnia 12 marca 2 0 0 4 roku Zbiór przemówień Ronalda Reagana powinno się dać do przeczytania każdemu polskiemu politykowi, ale zapewne niewielu z nich sięga po książki. Pozostaje więc sięgnąć samemu, aby choć na chwilę odzyskać wiarę w to, że polityka może być wielkim ideałem. Wielki mówca PAWEL BUCZKOWSKI Winston Churchill zwykł mawiać, że „mówcy powinni mieć na uwadze nie tylko to, by wyczerpać temat, ale także by nie wyczerpać słuchaczy". Słuchając polskich mówców, szczególnie tych przemawiających do n a r o d u z mównicy sej mowej, można odnieść wrażenie, że postępują dokładnie odwrotnie, niż radził to angielski polityk. Bo czy poza inwektywami pod adresem przeciwników, poza prawdziwymi lub fałszywymi oskarżeniami o nadużycia czy korupcję m o ż n a usłyszeć z ich ust opis jakiejkolwiek wizji naszego kraju? Po wysłuchaniu prze mówień polskich „mężów s t a n u " z pewnością m o ż n a czuć się wyczerpanym, ale z zupełnie innych powodów. Czy zatem taka jest rola publicznych wystąpień, że muszą społeczeństwo nudzić, zrażać do angażowania się w to, co się dzieje w ich własnym kraju? Czy publiczne debaty naprawdę m u s z ą przebiegać na poziomie rynsztoka? Zapewne część nas odpowie na te pytania twierdząco, dodając do tego jeszcze, że każdy polityk mający jakąś wizję po p e w n y m czasie zacznie m ó wić tym samym językiem co inni. Lektura książki z przemówieniami zmarłego w czerwcu tego roku 40. pre zydenta Stanów Zjednoczonych Ronalda Reagana przywraca wiarę w to, że nie tylko można zachować w polityce własne poglądy i ideały, lecz także mówić o nich w wyjątkowy sposób. Czytając wydany właśnie zbiór wystąpień publicz nych z całej kariery politycznej Reagana, odniosłem wrażenie, że ich bohater ma coś ważnego do przekazania swoim rodakom. Mknąc przez kolejne lata, kolejne mowy telewizyjne lub odczyty na różnego rodzaju konferencjach, czułem, jak przemawia również do m n i e . Nieważne, że było to 25 czy 15 lat t e m u i że nie jestem Amerykaninem. Reagan mówi językiem prostym, ale zarazem subtelnym, a gdy sytuacja tego wymaga, nie boi się powiedzieć wprost: „Panie Gorbaczow! 19Q FRONDA 34 Rozwal pan ten m u r ! " . Mówi nie tylko o aktualnych problemach, lecz również 0 swojej wizji Ameryki, będącej Ameryką Waszyngtona, Jeffersona, krajem wol ności, wolnego rynku i - przede wszystkim - i m p e r i u m ideałów. Wizja Reagana to świat, w którym n a m przyszło żyć dziś. E u r o p a bez m u r u berlińskiego i żela znej kurtyny, Rosja bez k o m u n i z m u i koniec zniewolenia milionów ludzi. Reagan mówił, że rolą Ameryki jest rozprzestrzenianie pochodni wolności na cały świat 1 nie były to p u s t e słowa. Dziś cieszymy się o wiele większą swobodą, podobnie jak wiele innych narodów, niż na początku lat 80. To w dużej mierze zasługa Reagana. Mówi się, że historia Stanów Zjednoczonych jest niezwykle złożona, skom plikowana i t r u d n o ją ogarnąć laikowi. Myli się jednak ten, k t o uważa, że nie połapie się w amerykańskich realiach, czytając ów zbiór. Przemówienia te m o g ą zastąpić niejeden t o m historii USA, przy czym są opowiadane „na żywo" i przez człowieka, który tę historię tworzył. Poza t y m przypisy umieszczone przez redak torów wydania bardzo ułatwiają zrozumienie książki. Jest jeszcze jedna cecha, która różni przemówienia amerykańskiego polity ka od m ó w naszych rodzimych liderów. Przemowy Ronalda Reagana są p e ł n e h u m o r u i barwnych historyjek, w tym również osobistych. Czytelnik znajdzie tu dowcipy opowiedzianne przez prezydenta nie tylko dla śmiechu - za każdym z nich kryje się jakaś poważniejsza sprawa i myśl. Parafrazując myśl Churchilla, m o ż n a śmiało napisać, że jedyne, co dałoby się zarzucić książce, to fakt, że t e m a t został wprawdzie wyczerpany ale czytelnikowi pozostaje niedosyt, bo chciałby czytać dalej. W zasadzie zbiór p o w i n n o się dać do przeczytania k a ż d e m u p o l s k i e m u politykowi, ale z a p e w n e niewielu z n i c h sięga po książki. Pozostaje więc sięg nąć s a m e m u , aby choć na chwilę odzyskać w i a r ę w t o , że polityka m o ż e być wielkim ideałem. I przekonać się, że R o n a l d Reagan był w i e l k i m m ó w c ą . PAWEŁ BUCZKOWSKI Ronald Reagan, Moja wizja Ameryki. wyb. i red.: Paweł Toboła-Pertkiewicz, Marek Jan Chodakiewicz, wydawnictwo ARWIL, Warszawa 2 0 0 4 Ojciec Bocheński nie wykazał jednego z podstawowych objawów śmierci, jakie zawsze występują u ludzi zmar łych. Nie miał bowiem rozszerzonych źrenic, tylko moc no zwężone. Tak źrenice reagują na rozbłysk światła. Takie było zresztą moje pierwsze skojarzenie - że od szedł zapatrzony w światło, tak intensywne, że aż miał zwężone źrenice. ŚMIERĆ BOCHEŃSKIEGO R O Z M O W A Z O. P e w i e n mój znajomy, STEFANEM N O R K O W S K I M OP działający w j e d n y m z katolickich s t o w a r z y s z e ń o ś w i a t o w y c h , z a p r o p o n o w a ł , b y n o w o o t w a r t a p r z e z t ę instytucję s z k o ł a nosiła imię o. J ó z e f a Bocheńskiego. S p o t k a ł o się to j e d n a k ze z d e c y d o w a n ą o d m o w ą k i e r o w n i c t w a , które s t w i e r d z i ł o , ż e o . Bocheński z m a r ł j a k o czło w i e k niewierzący. N a w e t w ś r o d o w i s k u d o m i n i k a n ó w polskich s ł y s z a ł e m opinie, że ich w s p ó ł b r a t ze S z w a j c a r i i „ o d s z e d ł z tego ś w i a t a bez B o g a " . Tak się s k ł a d a , że w o s t a t n i m okresie ż y c i a o. J ó z e f a Bocheńskiego byłeś z n i m bardzo blisko, raz - j a k o w s p ó ł b r a t w k l a s z t o r z e we Fryburgu, d w a - j a k o lekarz, który się n i m o p i e k o w a ł . To były dwa o s t a t n i e lata życia o. Józefa Bocheńskiego. Lata, w k t ó r y c h d o konywał on p o d s u m o w a n i a swojego życia. W t y m okresie t e m a t wiary stał się p o d s t a w o w ą kwestią jego refleksji. Byłem świadkiem, jak w t y m czasie z całego świata zjeżdżali się różni naukowcy, filozofowie, politycy, s t u d e n c i , by podziękować mu za to, co w n i ó s ł w ich życie, za z d r o w e myślenie, d ą ż e n i e do prawdy, c z ę s t o b e z k o m p r o m i s o w e , a także za wiarę. Wątpliwości, z który FRONDA 3 4 mi z e t k n ą ł e m się w Polsce, b a r d z o m n i e dziwią, bo n i e s p o t k a ł e m się z n i m i w Szwajcarii. Na m s z ę p o g r z e b o w ą przybyło p o n a d d w a tys. ludzi z całego świata. Dla niektórych o. Bocheński był p r z e d e w s z y s t k i m d u s z p a s t e r z e m - trzeba b o w i e m p a m i ę t a ć , że p o d Fryburgiem, n i e m a l w szczerym polu, r o z b u d o w a ł on w latach 50. misję polską, w której zajmował się d u s z p a s t e r s t w e m s k i e r o w a n y m g ł ó w n i e d o o s ó b p o c h o d z e n i a polskiego. D o dziś ludzie ci pamiętają jego kazania - krótkie, zwięzłe, treściwe. C z y m i n n y m j e s t j e d n a k sfera i n t e l e k t u a l n a - t u t a j pozycji o. Bocheńskiego w filozofii a n a l i t y c z n e j nikt nie neguje - a c z y m i n n y m s f e r a d u c h o w a . Myślę, że nigdy nie doszło do rozejścia się duchowej i intelektualnej drogi o. Bo cheńskiego. Istniało między nimi p e w n e napięcie, ale sądzę, że jest o n o n o r m a l n e u człowieka tak rozbudzonego umysłowo. Dlatego wciąż na n o w o zadawał sobie te same pytania: Unde malum? Skąd zło? Dlaczego Krzyż? Co to znaczy Trójca? Co to znaczy JEST Ojca? Co to znaczy JEST Syna? Co to znaczy JEST D u c h a Święte go? Jaka jest istota Eucharystii? To nie są pytania obojętne. To są pytania, które często dręczą ludzi intelektu, a brak odpowiedzi na nie m o ż e powodować niekie dy odejście od wiary. W świecie akademickim takich osób było szczególnie dużo. Często nie mieli oni możliwości porozmawiać na ten t e m a t z kimś wierzącym, a zarazem równie wykształconym. Kontakt z o. Bocheńskim stwarzał im taką szansę. Św. Tomasz z Akwinu w swej Sumie Teologicznej również brał na poważnie wiele pytań i wątpliwości dotyczących spraw wiary i starał się na nie wszystkie odpowiedzieć. Zasadnicza różnica między św. Tomaszem a o. Bocheńskim pole ga na tym, że ten ostatni był urodzonym p r o w o k a t o r e m intelektualnym. Często nawet zwracałem mu uwagę, że jego prowokacje m o g ą nie zostać należycie zro zumiane. Odpowiadał wówczas: k t o jest mądry, t e n zrozumie. No właśnie. W Podręczniku mądrości tego świata o. Bocheński napisał: „Gdy dalsze życie w y d a j e ci się na p e w n o i b e z w z g l ę d n i e nieznośne, p o p e ł ń s a mobójstwo". Pytałem go o ten fragment. Odpowiadał wówczas: to jest „mądrość tego świata", to nie jest nasza mądrość jako ludzi wiary. Kiedy pytałem go, czy akurat duchow ny powinien pisać tak prowokacyjne rzeczy, odpowiedział, że musiał to napisać, ŚNIEG 2 0 0 4 193 ponieważ jest to problem, z którym borykało się zbyt wielu myślicieli, by przejść obok niego obojętnie. Był to punkt, w którym najmniej r o z u m i a ł e m się z o. Bocheńskim. Przyznam, że chciałem usłyszeć i n n ą odpowiedź. I ponie kąd takiej odpowiedzi udzieliło mi jego życie w ostatnim okresie - życie człowieka niezwykle cierpiące go, ale znoszącego to cierpienie z pogodą i pokorą, z poczuciem sensu i świadomością kontynuacji, która otwiera się po śmierci. D w a l a t a p r z e d ś m i e r c i ą o. Bocheński p r z e ż y ł z a ł a m a n i e z d r o w o t n e , które omal nie skończyło się j e g o odejściem. S ł y s z a ł e m , że w ó w c z a s nie był j e s z cze t a k gotowy n a śmierć j a k d w a l a t a później. Był to b a r d z o w a ż n y e t a p na jego d r o d z e d o c h o d z e n i a do wiary w Boga, który jest Ojcem. Do wiary ufnej, dziecięcej. Myślę, że w trakcie życia o. Bocheńskiego z o s t a ł o to nieco p r z y ć m i o n e , p o n i e w a ż obracał się on w kulturze podejrzeń, często niszczącej t e n n a t u r a l n y dziecięcy s t o s u n e k do Boga. W p o r ó w n a n i u ze Szwajcarią, a zwłaszcza ze ś r o d o w i s k i e m z a c h o d n i c h intelektualistów, w Polsce łatwiej z a c h o w a ć tą dziecięcą relację z Bogiem, chociażby przez kult M a t k i Przenajświętszej. Taka oziębłość d o t k n ę ł a też o. Bocheńskiego, ale myślę, że nie do końca. Był on człowiekiem gorącego serca, który kochał z a r ó w n o swego n a t u r a l n e g o ojca, swoją ojczyznę - nie którzy współbracia z a c h o d n i zarzucali mu z t e g o p o w o d u wręcz u b ó s t w i e n i e ojczyzny - jak r ó w n i e ż kochał Boga Ojca. Ta o s t a t n i a relacja rozwijała się j e d n a k z czasie i m i a ł e m możliwość o b s e r w o w a ć ją z bliska. Ten przypadek, o k t ó r y m w s p o m i n a s z , miał miejsce na Boże N a r o d z e n i e . Ojciec Bocheński d o s t a ł ciężkiego zapalenia p ł u c . Krytyczną n o c s p ę d z i ł e m obok jego łóżka. Liczył się w ó w c z a s ze s w o i m odejściem z t e g o świata. Od n i o s ł e m j e d n a k wrażenie, że lepiej byłoby, gdyby jeszcze pożył. Dlaczego? Żeby ten zachwyt Bogiem, który niegdyś przeżył, mógł w n i m rozbłysnąć na nowo. I m a m wrażenie, że dokonało się to w ciągu tych dwóch darowanych mu lat życia, FRONDA 34 choć wyraziło się to zupełnie inaczej, niż mogą wyobrażać sobie np. członkowie Odnowy w Du chu Świętym. Wszystko to odbywało się bardzo dyskretnie. W tym okresie z o. Bocheńskiego emanował głęboki pokój wewnętrzny, który udzielał się także innym. Byłem z n i m przez wszystkie jego ostatnie dni. W przeddzień śmierci opuściłem wieczorem jego celę, a kiedy przyszedłem rano, mogłem tylko - mówiąc językiem medycznym - stwierdzić zgon. Wiąże się z tym pewne dość dziwne zjawisko. Mia nowicie o. Bocheński nie wykazał jednego z podstawowych objawów śmierci, jakie zawsze występują u ludzi zmarłych. Nie miał bowiem rozszerzonych źrenic, tylko mocno zwężone. Tak źrenice reagują na rozbłysk światła. Takie było zresztą moje pierwsze skojarzenie - że odszedł zapatrzony w światło, tak intensywne, że aż miał zwężone źrenice. Coś takiego nie zdarza się niemal w ogóle. To jest wbrew naturze. Było to tak zadziwiające, że lekarz, który miał wypisywać akt zgonu, protestant z sąsiedztwa, zwlekał z wystawieniem d o k u m e n t u przez pół dnia - co godzinę przychodził sprawdzić, czy nagle nie zacznie bić serce zmarłego. Ojciec Bocheński był znanym w okolicy kawalarzem, więc nie wykluczano, że tym razem mógł rów nież wyciąć jakiś numer. Czy b y ł a j a k a ś różnica w z a c h o w a n i u o. Bocheńskiego w trakcie niedoszłej śmierci i d w a l a t a później, gdy j u ż n a p r a w d ę o d s z e d ł ? Za pierwszym r a z e m t r u d n o m ó w i ć o j a k i m ś p r z y g o t o w a n i u do śmierci. C h o r o b a d o p a d ł a b o w i e m o . Bocheńskiego nagle, gdy m i a ł jeszcze m n ó s t w o planów, gdy przygotowywał n o w e wykłady, na k t ó r e z r e s z t ą z n i m później jeździłem. W I n n s b r u c k u , przy wypełnionej po brzegi sali, ogłosił swoją wi zję rozwoju kultury europejskiej. Stwierdził wtedy, że r o z d ź w i ę k p o m i ę d z y u m a r ł y m ś r e d n i o w i e c z e m a u m a r ł y m o ś w i e c e n i e m należy do przeszłości i teraz należy wymyślić n o w ą syntezę k u l t u r y europejskiej. On sam, jako ana lityk, twierdził, że jest niezdolny do syntezy, ale wyrażał nadzieję, że synteza taka m u s i p o w s t a ć . Końcówka jego życia t o j e d n a k p r z e d e w s z y s t k i m o k r e s pogodzenia się z t y m wszystkim, z czym t r u d n o mu było się pogodzić. A z c z y m nie mógł się pogodzić? ŚNIEG 2 0 0 4 195 On strasznie przeżywał w y d a r z e n i a XX wieku i czuł się w r ę c z osobiście d o t k n i ę t y ciężarem z b r o d n i d w ó c h wojen światowych, z b r o d n i k o m u n i z m u i n a z i z m u . O t y m m ó w i ł b a r d z o d u ż o , o naszych czasach jako Schlachtbankgeschichte, czyli stole rzeźniczym historii. Mówił o sobie jak o człowieku, k t ó r y przeżył koniec cywilizacji. Powtarzał, że cała h i s t o r i a XX wieku d o w i o d ł a , że ludzie się niczego nie nauczyli. Wszystko to przeżywał b a r d z o osobiście. Kryzys E u r o p y przeżywał jak kryzys swojej najbliższej rodziny. W t y m sensie był n a p r a w d ę Europejczykiem. Czyli t a k j a k kwestie intelektualne były dla niego s p r a w a m i ż y c i a i śmierci, t a k problemy kulturowe i cywilizacyjne były dla niego problemami osobistymi... Tak. On siedział w s a m y m środku tych wszystkich spraw, w s a m y m c e n t r u m kultury europejskiej. On t y m żył. Wystarczy prześledzić jego k o r e s p o n d e n c j ę - to, z k i m wymieniał listy, o jak s z e r o k i m s p e k t r u m z a g a d n i e ń pisał. E u r o p a to był jego d o m . I k o n s t a t o w a ł , że t e n d o m jest zagrożony u samych podstaw. Porównywał zresztą n a s z e czasy do u p a d k u R z y m u i cytował z d a n i e p e w n e g o starożytnego historyka, który żalił się, że kobiety n o s z ą przezroczyste stroje, a mężczyźni n i e chcą iść na wojnę, więc zbliża się koniec. A nie p r z y p o m i n a s z sobie b a r d z i e j osobistych p r z e ż y ć ? O p o w i e m następującą historię, k t ó r a zdarzyła mi się p a r ę razy. Ojciec Bo cheński zbyt m a ł o pił. Alkoholu? Nie. Wody. W ogóle wszelkich płynów. Miał więc zbyt m a ł ą ilość p ł y n ó w w łożysku naczyniowym. To p o w o d o w a ł o , że w p a d a ł w takie dziwne stany ha lucynacji. Kiedyś przyszedłem do niego do celi, a on monologował, a właściwie dialogował sam ze sobą. Kiedy wszedłem, powiedział: „Przedstawiam p a ń s t w u ojca Norkowskiego". A do m n i e zwrócił się następująco: „Właśnie debatuję z obecnymi tu filozofami na t e m a t istnienia Boga", po czym przedstawiał mi filozofów, którzy byli obecni w jego pokoju. Scena była trochę jak z M r o ż k a albo Ionesco, bo w pokoju nie było nikogo, a on na p o w a ż n i e dyskutował z wi196 FRONDA 34 dzianymi przez siebie myślicielami. Posadził m n i e obok Nicolausa Lobkowicza. W ogóle zresztą filozofów podzielił na dwie grupy - z jednej strony siedzieli ci, którzy wierzyli w Boga, n p . filozofowie greccy, rzymscy czy chrześcijańscy; z drugiej zaś strony ci, którzy nie wierzyli w Boga, n p . h u m a n i ś c i czy egzystencjaliści. Po tej drugiej stronie sadzał też teologów wyzwolenia, o których m ó wił, że nie wierzą w Boga, tylko w człowieka. Ja s t a r a ł e m się nie odzywać, tylko dyskretnie cały czas p o d a w a ł e m mu szklankę z wodą, żeby pił i żeby u z u p e ł n i a ł braki p ł y n ó w w organizmie. M u s z ę jednak powiedzieć, że dysputy, k t ó r e p r o wadził w tym stanie, były n a p r a w d ę porywające. Po p e w n y m czasie, gdy się już napił d u ż o wody, filozofowie znikali, a on nic nie p a m i ę t a ł z tych uczonych debat. Myślę, że ta historia, nieco anegdotyczna, ale prawdziwa, pokazuje, jak głęboko siedziały w n i m te wszystkie kwestie filozoficzne, skoro w m o m e n c i e , gdy wyłączała się ta świadomość powierzchniowa, o n e nagle wypływały na wierzch. Czy w t y m ostatnim okresie o. Bocheński w i ę c e j m y ś l a ł o śmierci? Więcej myślał raczej o Bogu. Charakterystyczny był jego s t o s u n e k do misty ków. Co prawda, drwił on sobie z osób, k t ó r e - jak to nazywał - codziennie przy śniadaniu rozmawiają z P a n e m Bogiem, ale z drugiej strony w ł a ś n i e w t y m o s t a t n i m okresie podkreślał wyjątkowość p o z n a n i a mistycznego. Czytał wów czas wiele książek mistycznych. P a m i ę t a m j e d n o z jego o s t a t n i c h kazań, wy głoszone z niezwykłą m o c ą i radością, w święto Katarzyny Sieneńskiej. Święta Katarzyna modliła się: „Chwała Tobie i Synowi i D u c h o w i Ś w i ę t e m u " . N i e m ó wiła: „chwała Ojcu", lecz „chwała Tobie". Tak często przebywała z Bogiem Oj cem, że m ó w i ł a do Niego na „Ty". Ta postać i t e n s t o s u n e k do Boga fascynował o. Bocheńskiego. Ojcostwo Boga i p e ł n a ufności, dziecięca relacja z N i m - to było to, co go zajmowało. I myślę, na ile d a n e mi było obserwować go z bliska, że w ciągu tych ostatnich dwóch lat przebył on również taką drogę. Dziękuję z a r o z m o w ę . ROZMAWIAŁ: GRZEGORZ GÓRNY MONACHIUM-WARSZAWA, LIPIEC-SIERPIEŃ 2004 WOJCIECH GIEDRYS * * * Masz usta jak przecinek, zesztywniałe wargi, Dwa guziki nie zapięte, a w dłoniach spinki, Klucze. Przeglądasz się w kawie. Tak, czas się z nami Bawi, czas rozprawi. Nie teraz, odkładamy Siebie na później - kilka znaków zapytania I wykrzykniki. Ustawiasz budziki, a zza Zasłon wychodzą szarawe, wręcz sine, dzień Dobry, jaki ładny mamy dzisiaj dzień - myślnik. 198 FRONDA 34 PÓŁCIENIE TRZEBA WYPROSIĆ Szkli się niebo, w domach schną ludzie, płyną Kry po rzece. Ścierane słowa rynną Znaczą chodnik niepewnymi krokami, Ścierane na proch. I nikt nie zadławi Się więcej nimi. Ulice tętnią w rytm Obcasów. Poranek jest biały, się tli. Twarze marszczą się od słońca. Szarości, Żółcienie, półcienie trzeba wyprosić. ŚNIEG 2 0 0 4 199 UBIERANIE To całe przedstawienie ze sznurowadłami I sweterkami na lewą stronę powtarza Się codziennie, mimo że nauczyłem się już Palić i przeklinać, i nawet pakować do Walizek jedynie potrzebne rzeczy. Teraz Dłonie matki przechodzą po włosach i słychać Już na cały dom donośny jazgot: „Gdzie jest ten Grzebień?!" Chowamy się do mysich dziur, nogi nam Drżą - przedwczorajsza galareta z wieprzowych nóg. Usta matki wolno się kurczą, z każdej kostki Wysysa szpik. Już nas dopadła, już nie ma Odwrotu, znów trzeba iść do tablic, fartuszków. 200 FRONDA 34 MIJANIE Mijamy się co dzień na tysiące sposobów, Ciało A odbija się od ciała B, ciało A zostaje w spoczynku, ciało B rusza. Wschody, zachody, schody i do telefonu, W słuchawce głos, za chwilę, co kupić, no śmiało. Okna się kurczą od wieczoru, nie chcę zmuszać Cię do kolacji przy telewizorze, znowu, Ja mam teraz obiad, tak, tak, cały dzień lało, Oczy ci się kleją, pamiętaj, będzie burza. WOJCIECH CIEDRYS Nasza obecna próba czysto racjonalnej, świeckiej moralno ści jest pozostałością Oświecenia (które jest Orwellowską nazwą na określenie Ociemnienia). Ogromna większość lu dzi zgadza się z Dostojewskim: „Jeśli nie ma Boga, wszyst ko jest dozwolone". Nikt nigdy nie dał zadowalającej odpowiedzi na proste pytanie: „Dlaczego nie?". Dlaczego nie czynić zła, które namiętnie i szczerze, i „autentycznie" chcę czynić, jeśli nie istnieje żaden nadludzki prawodaw ca i żadne nadludzkie prawo? Tylko dlatego, że mógłbym zostać złapany, ponieważ „zbrodnia nie popłaca"? Ale zbrodnia często właśnie popłaca: grubo ponad połowa wszystkich przestępstw nigdy nie zostaje ukarana. Ekumeniczny dzihad PETER KREEFT Problem: „Dzisiaj" = „Rozkład" Wyobraź sobie następującą scenę. J e s t e ś św. A u g u s t y n e m i w ł a ś n i e usłyszałeś wiadomość: stało się to, co było nie do pomyślenia. Rzym, Wieczne Miasto, 202 FRONDA 34 serce pierwszej na świecie i jedynej zjednoczonej cywilizacji globalnej, u p a d ł . Stoisz na krawędzi długiego C i e m n e g o Wieku, który o t w i e r a się u t w o i c h stóp. Co robisz? Robisz j e d n ą z najbardziej radykalnych rzeczy, jaką m o ż e uczynić człowiek: piszesz książkę - pierwszą na świecie filozofię historii, Państwo Boże, książkę, która będzie latarnią dla m i l i o n ó w na ciemnych, p o k r ę c o n y c h d r o g a c h h i s t o rii przez resztę czasu, książkę, k t ó r a d o m a g a się o d k u r z e n i a i czytania n i e m a l 16 stuleci później, teraz, kiedy n a s t ę p n y i daleko potężniejszy C i e m n y W i e k wyłania się p r z e d n a m i : nie Wiek barbarzyńców, ale Wiek Antychrysta. Kiedy św. Augustyn leżał, umierając, w p ó ł n o c n e j Afryce, m ó g ł widzieć ognie swojego p ł o n ą c e g o miasta, dalekie e c h o u p a d k u R z y m u . Kiedy p a d a królowa pszczół, i n n e pszczoły w u l u nie m o g ą p r z e t r w a ć . Rzym był wów czas królową pszczół; A m e r y k a jest k r ó l o w ą pszczół dzisiaj. N a s z e i m p e r i u m jest kulturalne, nie militarne, ale większość świata staje się coraz bardziej zamerykanizowana. To, co dzieje się tutaj, dzieje się wszędzie. A to, co dzieje się tutaj, jest b a r d z o wyraźne. Coraz bardziej „ z a m e r y k a n i z o w a n y " zaczyna oznaczać „zcudzołożony, zsodomizowany, antykoncepcyjny, aborcyjny i eutanazyjny". Pobożni m u z u ł m a n i e nazywają n a s „wielkim s z a t a n e m " i p o s t r z e gają n a s jako martwiczy guz w ciele ludzkości. To, co tutaj widzimy z coraz większą wyrazistością, jest w ł a ś n i e tą du c h o w ą wojną p o m i ę d z y „ p a ń s t w e m Bożym" a „ p a ń s t w e m świata", k t ó r ą św. Augustyn zidentyfikował jako f u n d a m e n t a l n ą intrygę w historii ludzko ści. Po raz pierwszy w historii Ameryki t e r m i n „wojny k u l t u r " staje się teraz znajomy i akceptowany. Wojna jest bardzo stara, oczywiście - tak stara, jak E d e n . To, co jest n o w e , to globalna strategia P a ń s t w a świata. Coraz bardziej wychodzi z ukrycia. Linie bojowe stają się wyraźniejsze. Wojna na ziemi coraz bardziej przypo m i n a wojnę w Niebie. Czas coraz bardziej odzwierciedla wieczność, t a k jakby platońskie archetypy ulegały s a m e wcieleniu, zamieszkując swoje ziemskie odpowiedniki, jak d u c h y nawiedzające domy. W czasie Armageddonu nie będzie już więcej niepewności, żadnych neutral nych zakątków. Armageddon się zbliża. Być może jest odległy o miliony lat - albo o tuzin - ale zbliża się, jak fala z niewidzialnej strony świata. Jeśli posłuchasz, moż na niemal usłyszeć dźwięk milionów przemieszanych oddziałów jak kosmiczne szachy rywalizujące o pozycję, skrzydła duchów otwierające się i zamykające. ŚNIEG 2 0 0 4 2 03 Nie jest to ani fantazja, ani mitologia. D u c h o w a wojna jest d o s ł o w n a . J e s t tak w pełni rzeczywista, jak jakakolwiek wojna fizyczna. Ma rzeczywiste ofiary: d u s z e wieczne. Ma także fizyczne ofia ry, k t ó r e j u ż przekraczają liczbę tych na jakiejkolwiek wojnie w historii. Tylko w Ameryce k r e w 30 m i n n i e n a r o d z o nych dzieci z o s t a ł a wylana w spragnio n ą paszczę Molocha. Dlaczego teraz? Dlaczego tak nagle? Współczesny Rip Van Winkle, usypiając w 1955 roku i budząc się w roku 1995, nie uwierzyłby p o p r o s t u w ł a s n y m u s z o m , gdyby usłyszał statystyki naszego rozkła du. Jaki moralista, 10-procentowy narzekający wskaźnik na rozwodów wówczas, przewidział 50-procentowy wskaź nik r o z w o d ó w teraz? Kto przewidział 500-procentowy wzrost brutalnych p r z e s t ę p s t w i w z r o s t b r u t a l n y c h p r z e s t ę p s t w w ś r ó d n a s t o l a t k ó w o 5000 p r o c ? Kiedy czarna społeczność była u w a ż a n a za przekraczającą możliwość n a p r a w y z p o w o d u 3 0 - p r o c e n t o w e g o w s k a ź n i k a u r o d z e ń w związkach nieformalnych, k t o myślał o tym, że do 1995 roku białe s p o ł e c z e ń s t w o mu d o r ó w n a , podczas gdy w s k a ź n i k osiągnie n i e m a l 80 proc. p o ś r ó d Murzynów? Kto by pomyślał n a w e t 10 lat t e m u , że p a ń s t w o w e szkoły rosyjskie będą pokazywać filmy o Jezusie, a szkoły a m e r y k a ń s k i e b ę d ą ich zakazywać? Jeśli n a s t ę p n y c h 40 lat będzie kontynuacją o s t a t n i c h 40 lat, czy ktokolwiek ma choćby najmniejszą nadzieję na p r z e t r w a n i e czegokol wiek przypominającego cywilizację? Co m i a ł b y oznaczać w z r o s t b r u t a l n y c h p r z e s t ę p s t w u n a s t o l a t k ó w o dalsze 5 0 0 0 p r o c ? Albo n a s t ę p n e potrojenie wskaźnika u r o d z e ń w związkach nieformalnych? Czy kolejna administracja, która w s t o s u n k u do C l i n t o n a byłaby tym, czym C l i n t o n był w s t o s u n k u do Eisenhowera, sprawiłaby, że lata r z ą d ó w C l i n t o n a wyglądałyby jak czasy Ozzie i Harriet? Po p r o s t u p r z e d ł u ż tę linię, idź drogą, a ujrzysz urwisko. 204 FRONDA 34 Wielu naszych obywateli po p r o s t u nie słyszało o statystykach rozkła du, chociaż n i m i żyją; a większość z tych, którzy znają symptomy, nie znają choroby, która je powoduje. Zastanawiają się, jakie jest ź r ó d ł o o g r o m n e g o zniszczenia moralności i bezpieczeństwa, i rodzin, i małżeństw, i zaufania, i świętości życia, i seksu, i n a w e t wiary w o b i e k t y w n ą p r a w d ę i d o b r e nie ba - wszystkich tych rzeczy n a r a z ! Z a s a d n i c z a przyczyna wszystkich tych trujących o w o c ó w nie jest oczywista, p o n i e w a ż jest niewidzialna. Jest o n a duchowa, a nie polityczna albo e k o n o m i c z n a , albo militarna, albo k r y m i n o l o giczna. Ż a d n a taka częściowa przyczyna nie m o ż e wytłumaczyć tak o g r o m n e j ciemności opadającej na wszystko naraz, jak n o c n e niebo, rozciągające się nad całym ś w i a t e m jak zaćmienie słońca albo jak zaćmienie światłości Syna Bożego. P a ń s t w o świata coraz bardziej się rozkłada, a co z P a ń s t w e m Bożym? Co „Państwo rozciągające się na w z g ó r z u " czyni w sprawie tego, że wszystkie szamba poniżej się zatkały? Jest o n o d r ę c z o n e p o d z i a ł e m i o d s t ę p s t w e m : p o d z i a ł e m p o m i ę d z y religiami W s c h o d u i Z a c h o d u , p o d z i a ł e m na Z a c h o d z i e pomiędzy Żydami, chrześcijanami i m u z u ł m a n a m i , p o d z i a ł e m w e w n ą t r z świata chrześcijańskiego p o m i ę d z y p r o t e s t a n t a m i , katolikami i prawosław nymi i p o d z i a ł e m w e w n ą t r z p r o t e s t a n t y z m u p o m i ę d z y około 2000 (albo we dług niektórych szacunków n a w e t 20 tys.) p r o t e s t a n c k i c h denominacji. (Być m o ż e niektóre z tych 20 tys. denominacji posiadają tylko j e d n e g o c z ł o n k a ? ) . Strategia walki Nieprzyjaciela jest najstarszą i najbardziej oczywistą w n a u c e wojskowej: dziel i rządź. O tyle, o ile był on w stanie p o d b u r z a ć do wojen d o m o w y c h i dzielić Boży lud, o tyle był w stanie go osłabić. A p o d b u r z a ł do wojen nie tylko p o m i ę d z y kościołami, lecz także w e w n ą t r z nich. W e w n ą t r z Kościoła rzymsko katolickiego w Stanach Zjednoczonych k i e r o w n i c t w o średniego szczebla jest z d o m i n o w a n e przez „ o d s t ę c ó w " . (Zwykło się było ich nazywać „ h e r e t y k a m i " . Ludzie, którzy nazywają p r a w a m o r a l n e „wartościa m i " , także nazywają h e r e t y k ó w „ o d s t ę p c a m i " ) . Ci „odstępcy" albo „kawiarniani katolicy" obecnie mają pod kontrolą niemal wszystkie wydziały t e o logiczne na większych u n i w e r s y t e t a c h katolickich, zapewniając, że większość s t u d e n t ó w pierwszeŚNIEG 2 0 0 4 go roku, którzy przychodzą, mając solidną wiarę, skończy jako s t u d e n c i o s t a t n i e g o roku mający wiarę p a p k o w a t ą albo żadną. Już pokolenie t e m u arcybi skup F u l t o n S h e e n m ó w i ł katolickim r o d z i c o m : „Najlepszy s p o s ó b , jaki z n a m , by u p e w n i ć się, że w a s z e dzieci stracą swoją wiarę, to posłać je na k a t o licką u c z e l n i ę " . Czego dotyczy to o d s t ę p s t w o ? Czy w s k r z e s z a się herezje n e s t o r i a n albo doketów, albo apolinarian, albo monofizytów? Nie, o d s t ę p s t w o jest n i e m a l zawsze m o r a l n e . A w teologii moralnej czy odstępcy b r o n i ą kra dzieży albo gwałtu, albo ucisku, albo wojny nuklearnej, albo niewolnictwa? N i e . W sferze moralności o d s t ę p s t w o dotyczy niemal zawsze jednej rzeczy: seksu. Każdy z gorących t e m a t ó w dzisiaj, każda z kontrowersyjnych kwestii, w związku z k t ó r ą odstępcy odci nają się od Kościoła, dotyczy tradycyjnej m o r a l n o ś c i seksualnej przeciwsta wionej rewolucji seksualnej, której Kościół uparcie nie chce pobłogosławić. Aborcja, antykoncepcja, s t o s u n k i p o z a m a ł ż e ń s k i e , c u d z o ł ó s t w o , rozwody, akty h o m o s e k s u a l n e , kobiety-księża, n a w e t „inkluzywny język" - to wszystko kwestie seksualne. N a w e t kontrowersje teologiczne, jak d a t o w a n i e Ewangelii, są często n a p ę d z a n e przez m o t o r seksualny. Związek jest wyraźny. Gdyby Ewangelie nie były n a p i s a n e przez naocznych świadków opisanych zdarzeń i nie prze kazywały n a m słów Boga wcielonego, lecz tylko słowa człowieka albo (jak to się c h ę t n i e określa) „wczesnej w s p ó l n o t y chrześcijańskiej", wówczas ich a u t o r y t e t i t e n Kościoła, który - jak m ó w i ą - założył C h r y s t u s , zostałby podważony. Jaki autorytet? Zgadnij. „Historyczno-krytyczna" strategia bi blijnego m o d e r n i s t y jest często n a p ę d z a n a przez z a p o t r z e b o w a n i e , by jakoś rozerwać ogniwa żelaznego łańcucha, k t ó r y łączy n a s z e gonady z n a s z y m Bogiem. Istnieje głupie powiedzenie, że „droga do serca mężczyzny wiedzie przez jego żołądek". Szatan zastosował lepszą psychologię: droga do serca m ę ż czyzny wiedzie przez jego h o r m o n y . Jest to filozofia, której e c h e m był znak na biurku C h u c k a Colsona, kiedy pracował on dla N i x o n a zamiast dla Boga: „Kiedy złapiesz ich za jaja, będziesz miał ich serca i u m y s ł y " . 206 FRONDA 34 Szatan rozwijał spektakularnie u d a n ą siedmiostopniową strategię seksualną: Stopień 1: Summum bonum, o s t a t e c z n y m celem jest zdobycie dusz. Stopień 2: Potężnym ś r o d k i e m do osiągnięcia t e g o celu jest p o p s u c i e społe czeństwa. To działa szczególnie d o b r z e w s p o ł e c z e ń s t w i e konfor mistów. W końcu d o b r e s p o ł e c z e ń s t w o to takie, k t ó r e sprawia, że ł a t w o jest być dobrym, by użyć s ł ó w Petera M a u r i n a . Szatańska logika jest także prawdziwa: złe s p o ł e c z e ń s t w o sprawia, że ł a t w o jest być złym. Czy istniał kiedykolwiek czas, kiedy mieliśmy więk sze możliwości bycia złymi? Stopień 3: Najpotężniejszym ś r o d k i e m do zniszczenia s p o ł e c z e ń s t w a jest zniszczenie jego a b s o l u t n i e f u n d a m e n t a l n e j części składowej, rodziny, jedynej instytucji, w której większość z n a s otrzymuje najważniejszą lekcję życia - lekcję pozbawionej e g o i z m u miłości. Stopień 4: Rodzina ulega zniszczeniu po zniszczeniu jej podstawy, czyli sta bilnego m a ł ż e ń s t w a . Stopień 5: M a ł ż e ń s t w o ulega zniszczeniu z p o w o d u p o l u z o w a n i a jego spoi wa, wierności seksualnej. Stopień 6: Wierność ulega zniszczeniu za s p r a w ą rewolucji seksualnej. Stopień 7: Rewolucja seksualna jest p r o p a g o w a n a głównie przez media, k t ó r e są teraz w przeważającej m i e r z e w rękach wroga. Całkiem możliwe, że rewolucja seksualna okaże się najbardziej destrukcyj ną rewolucją w historii, d u ż o bardziej niż jakakolwiek rewolucja polityczna lub militarna, ponieważ dotyka o n a nie tylko naszego życia, lecz także samych jego źródeł. Jest ona wciąż w stanie wczesnego dzieciństwa. J e s t e ś m y tylko w p o ł o wie drogi do „nowego wspaniałego świata". Nie r o z u m i e m y jeszcze wszystkich konsekwencji m o r a l n e g o relatywizmu. Obecnie, i n n e ob szary moralności nie są jeszcze w praktyce w tak znacz n y m s t o p n i u zrewolucjonizowane jak seks. To m o ż e być tylko kwestia czasu. Kiedy tylko żołnierze szatana ogarną tę część pola bitwy, zaczną atakować n a s t ę p ną. Rządy w Holandii i Oregonie już mówią, że zabi janie ludzi dla oszczędzenia im bólu jest w porządku. Ten s a m h e d o n i z m podsyca ruch na rzecz eutanazji, tak jak podsyca rewolucję seksualną: jest to asokratejska zasada, że „niemiłe życie nie jest warte życia". 207 Najbardziej d r a m a t y c z n y m t r i u m f e m rewolucji seksualnej, D u n k i e r k ą jej wrogów, była z p e w n o ś c i ą intronizacja aborcji. Jeśli istnieje jakakolwiek zasada moralności, k t ó r ą m o ż n a uważać za tak oczywistą, iż nigdy nie m o g ł a by być w y m a z a n a z ludzkiego serca, to z p e w n o ś c i ą jest to „Nie zabijaj" (to znaczy, nie zabijaj niewinnych istot l u d z k i c h ) . J e d n a k rewolucja seksualna już p o k o n a ł a t ę zdumiewająco b e z b r o n n ą zasadę. Aborcja oznacza w o l ę m o r d o wania ze względu na wolę kopulacji. Zwolennicy p r a w a do w y b o r u bez p r z e rwy m ó w i ą mi, że batalia aborcyjna nie dotyczy dzieci, ale seksu. Ma to sens. Pomyśl o tym. Gdyby aborcja nie m i a ł a nic w s p ó l n e g o z seksem, to nigdy nie zostałaby zalegalizowana. Dlaczego ktokolwiek chce aborcji? Z w o l e n n i c y aborcji domagają się kontroli u r o d z i n . A dlaczego? Domagają się kontroli urodzin, by uprawiać seks bez p o s i a d a n i a dzieci. Gdyby bociany przynosiły dzieci, Wade pokonałaby Roe. Większość g r z e c h ó w przeciwko p i ą t e m u przy kazaniu wyrasta z grzechów przeciwko przykazaniu s z ó s t e m u . Więcej niż 99 proc. wszystkich m o r d e r s t w w S t a n a c h Zjednoczonych to aborcje. J e s t e ś m y gotowi m o r d o w a ć , by zachować n a s z ą tak z w a n ą w o l n o ś ć sek sualną. I będziemy m o r d o w a ć najbardziej n i e w i n n y c h p o ś r ó d nas, jedynych niewinnych p o ś r ó d n a s . I najbardziej b e z b r o n n y c h ze wszystkich. I w b r e w najsilniejszemu z instynktów: m a c i e r z y ń s k i e m u . Jest to cud czarnej magii, oszałamiający sukces, możliwy do wyjaśnienia tylko d z i a ł a n i e m sił n a d przyrodzonych i możliwy do o b r o n i e n i a tylko przez siły n a d p r z y r o d z o n e . A r g u m e n t nie wystarczy; A m e r y k a potrzebuje egzorcyzmu. Jedyne rozwiązanie kryzysu Nie istnieje ileś możliwych rozwiązań t e g o p r o b l e m u . Istnieje tylko j e d n o . Składa się o n o z d w ó c h zasad. D o p ó k i te zasady nie b ę d ą tak p e w n e w na szych umysłach, jak są w rzeczywistości, b ę d z i e m y k o n t y n u o w a ć leczenie raka aspiryną i nasze s p o ł e c z e ń s t w o u m r z e , tak jak u m a r ł Rzym, czy to z h u kiem, czy też ze s k o m l e n i e m . Pierwsza zasada: P o d s t a w ą s p o ł e c z n e g o p o r z ą d k u jest m o r a l n o ś ć . Druga zasada: P o d s t a w ą m o r a l n o ś c i jest religia. Ad 1. Ż a d n e s p o ł e c z e ń s t w o nie o d n i o s ł o jeszcze sukcesu bez m o r a l n o ś c i . Każdy wie, że „ p r a k t y k o w a n i e " m o r a l n o ś c i w Ameryce zanika w alarmująco g w a ł t o w n y m t e m p i e . Ale nie każdy wie, że zanik zasad m o r a l n y c h - obiek208 FRONDA 3 4 tywnych p r a w moralnych jako o d m i e n n y c h od subiektywnych wartości o s o bistych - jest n a w e t bardziej radykalny i bardziej destrukcyjny. N a r ó d , k t ó r y nie przestrzega swoich zasad, wciąż je j e d n a k ma i m o ż e w o b e c tego być do nich przywołany. Jeśli wciąż istnieją mapy, to m o ż e m y z p o w r o t e m d o t r z e ć do drogi. Ale niewiara w zasady oznacza spalenie m a p ; i jakie jest p r a w d o p o d o bieństwo, że odnajdziemy w ó w c z a s drogę z p o w r o t e m ? O t o tylko dwa d r o b n e przykłady z tysiąca na to, że palenie m a p jest w bar dzo z a a w a n s o w a n y m s t a d i u m , d w a t y p o w e fakty z tysiąca: a) Ani j e d n a niereligijna szkoła prawnicza w Ameryce nie uczy ani na wet, zazwyczaj, nie toleruje teorii rzeczywistego n a t u r a l n e g o p r a w a m o r a l n e g o . Pamiętasz, jak przerażeni byli s e n a t o r o w i e przepytujący Clarence'a T h o m a s a , kiedy napisał p a r ę miłych rzeczy o prawie na turalnym? b) W ogólnokrajowej ankiecie p r z e p r o w a d z o n e j kilka lat t e m u tylko 11 proc. przyszłych nauczycieli szkół pedagogicznych powiedziało, że p o ś r ó d różnych opcji, jakie z czystym s u m i e n i e m mogliby przed stawić s w o i m s t u d e n t o m jako a l t e r n a t y w n e teorie m o r a l n e , jest wiara, że istnieje rzeczywista, obiektywna, a b s o l u t n a m o r a l n o ś ć . Aż 89 proc. przyszłych nauczycieli naszych dzieci powiedziało, że nie mogliby tej idei choćby tolerować, przedstawiając ją jako opcję w swoim nauczaniu. Oczywiście, obiektywna m o r a l n o ś ć albo p r a w o n a t u r a l n e t o nie j e d n a spośród wielu opcji moralnych; to s a m a definicja m o r a l n o ś c i . „ M o r a l n o ś ć subiektywna" jest o k s y m o r o n e m ; nie jest to ż a d n a m o r a l n o ś ć , tylko gra. Jeśli ja (albo my) t w o r z ę zasady, ja (albo my) m o g ę je zmienić. Jeśli s a m się zwiążę, to nie j e s t e m n a p r a w d ę związany. A niewiążąca m o r a l n o ś ć nie jest moralnością, tylko „ p a r o m a d o b r y m i p o m y s ł a m i " . Nie m a o n a praw, nie m a skuteczności; ma tylko „wartości" - miękkie, dające się u g n i a t a ć . C S . Lewis napisał, że m o r a l n y subiektywizm „z p e w n o ś c i ą położy kres n a s z e m u g a t u n k o w i i skaże na p o t ę p i e n i e n a s z e d u s z e " . Proszę p a m i ę t a ć , że Anglicy nie mają skłonności do przesady. N a z w a ł to „abolicją człowieka". Jest to śmiertelna choroba. J e s t jak niezwracanie uwagi na to, że lekarz zdiagnozował raka albo jak m ó w i e n i e m u : „Dziękuję za podzielenie się s w o i m i spostrzeżeniami. Dlaczego sądzi pan, że ma p a n p r a w o mi je n a r z u c a ć ? " . Jest to tak, jakby wyłączyć światła na sali operacyjnej i odgrywać w swojej głowie ŚNIEG 2 0 0 4 209 sceny z wymyślonego szpitala. I jest to w ł a ś n i e ortodoksja t r z e c h głównych e s t a b l i s h m e n t ó w kształtujących u m y s ł y w n o w o c z e s n e j cywilizacji Z a c h o d u : oświaty, od żłobka po s t u d i a doktoranckie; rozrywki, to znaczy nieformalnej edukacji; i dziennikarstwa. Ad 2. D r u g ą zasadą jest to, że dla o g r o m n e j większości wszystkich ludzi w każdej epoce, miejscu i k u l t u r z e m o r a l n o ś ć z kolei zależy od religii. Jedynie niewielka elita, jak P l a t o n i Arystoteles, wierzy w a b s o l u t n ą m o r a l n o ś ć bez absolutnej religii. Teoretycznie jest m o ż l i w e p o z n a n i e s k u t k u - p r a w a m o ralnego - bez p o z n a n i a przyczyny - Boga. Ale h i s t o r i a pokazuje m a ł o , jeśli w ogóle, p r z y k ł a d ó w m o r a l n o ś c i p o z b a w i o n e j religii. N a s z a o b e c n a p r ó b a czysto racjonalnej, świeckiej m o r a l n o ś c i jest p o z o s t a ł o ś c i ą O ś w i e c e n i a (które jest Orwellowską n a z w ą na określenie O c i e m n i e n i a ) . O g r o m n a większość lu dzi zgadza się z Dostojewskim: „Jeśli n i e ma Boga, wszystko jest d o z w o l o n e " . Nikt nigdy nie dał zadowalającej o d p o w i e d z i na p r o s t e pytanie: „Dlaczego n i e ? " . Dlaczego nie czynić zła, k t ó r e n a m i ę t n i e i szczerze, i „ a u t e n t y c z n i e " chcę czynić, jeśli nie istnieje ż a d e n n a d l u d z k i p r a w o d a w c a i ż a d n e n a d l u d z k i e prawo? Tylko dlatego, że m ó g ł b y m zostać złapany, p o n i e w a ż „ z b r o d n i a n i e popłaca"? Ale z b r o d n i a często w ł a ś n i e popłaca: g r u b o p o n a d p o ł o w a wszyst kich p r z e s t ę p s t w nigdy n i e zostaje u k a r a n a . A jeśli j e d y n y m c z y n n i k i e m od straszającym są gliniarze, a nie s u m i e n i e , to co z s u m i e n i e m gliniarzy? Kto będzie stał na straży strażników? I jak wielu s t r a ż n i k ó w m u s i m y mieć, by n a d z o r o w a ć s p o ł e c z e ń s t w o a m o r a l i s t ó w ? P a ń s t w o p e ł n e m o r a l n y c h subiektywistów m u s i stać się p a ń s t w e m policyjnym. Gliniarze i s u m i e n i e to j e d y n e skuteczne czynniki odstraszające od p o p e ł n i e n i a p r z e s t ę p s t w a . A Bóg jest jedynym g w a r a n t e m a u t o r y t e t u s u m i e n i a . Świeckie, socjologiczne, „ z d r o w o r o z s ą d k o w e " o d p o w i e d z i na ś m i e r t e l n e pytanie: „Dlaczego n i e ? " - takie jak „właściwe z a c h o w a n i e " albo „ p r z y d a t n o ś ć s p o ł e c z n a " , albo „ c o n s e n s u s " - n i e odstraszą nas od p o p e ł n i e n i a zła, k t ó r e g o o g r o m n i e pragniemy. No bo, dla czego m a m y się przejmować „właściwym" z a c h o w a n i e m albo p r z y d a t n o ś c i ą społeczną albo c o n s e n s u s e m ? Jeśli wszystkie wartości są k w e s t i o n o w a n e , to te, które zdają się przepraszać za to, że istnieją, z p e w n o ś c i ą nie s t a n ą n a m na drodze bardziej niż i n n e . Coraz częściej zaczynamy zadawać to śmiertelne pytanie: „Dlaczego nie?". Jest o n o w porządku m o r a l n y m o d p o w i e d n i k i e m śmiertelnego pytania Nietzschego na t e m a t prawdy: „Dlaczego prawda? Dlaczego raczej nie nieprawFRONDA 34 da?". Przypuśćmy, że nie lubię prawdy? Dlaczego by nie mówić k ł a m s t w i nawet w nie wierzyć? Dekonstrukcjoniści już ośmielają się mówić, że „prawda" jest tylko maską hipokryzji na twarzy władzy. Nie ma na to odpowiedzi, chyba że p r a w d a jest absolutna. Śmierć Boga, k t ó r ą N i e t z s c h e wi dział z oślepiającą, p r o r o c z ą dokładnością, była tak że śmiercią prawdy obiektywnej. Gdyż p r a w d a jest po p r o s t u „Bogiem bez twarzy". „Jak m o ż e istnieć wieczna prawda, jeśli nie ma wiecznego u m y s ł u , który by ją p o m y ś l a ł ? " - pyta Sartre, ta blada, profesorska kopia N i e t z s c h e g o . Co się dzieje, kiedy społeczeń stwo staje się zsekularyzowane? Co dzieje się, kiedy Bóg umiera? Kiedy Bóg umiera, umiera także Jego obraz. Abolicja Boga pociąga abolicję człowie ka, abolicję wyraźnie ludzkiej władzy sumienia, Bożego proroka w duszy. Autorytet sumienia, podobnie jak jakiegokolwiek proroka, zależy od autorytetu Boga. Dlaczego mielibyśmy szanować posłańca króla, skoro zabiliśmy króla? Kiedy człowiek opuszcza pokój, jego obraz znika z lustra w tym pokoju. Żyjemy w tym u ł a m k u s e k u n d y p o m i ę d z y z n i k n i ę c i e m Boga i zniknięciem Jego obrazu w l u d z k i m lustrze. Ten obraz jest życiem na szych dusz, naszych s u m i e ń . O t o , o co toczy się nasza o b e c n a „wojna k u l t u r " . Nie toczy się ona tylko o zdobycie naszych p r a w w j a w n y m życiu publicznym; toczy się o n a o zbawienie duszy. Toczy się o n a całkiem p r a w d o p o d o b n i e o n i e p r z e r w a n e biologiczne p r z e t r w a n i e naszego g a t u n k u i naszej cywilizacji na tej planecie w n a s t ę p n y m m i l e n i u m , gdyż śmierć w e w n ą t r z z konieczności spowoduje śmierć na zewnątrz. Toczy się o n a z p e w n o ś c i ą o życie wieczne albo wieczną śmierć, gdyż bez skruchy nie m o ż e być zbawienia, a bez rzeczy wistego m o r a l n e g o p r a w a nie m o ż e być skruchy. ŚNIEG 2 0 0 4 21 1 Jak Bóg rozwiązuje to, co nierozwiązywalne Faryzeusze pytają Jezusa: „Czy p o w i n n i ś m y o d m ó w i ć p ł a c e n i a p o d a t k ó w Cezarowi, czy n i e ? " Jeśli On p o w i e „tak", to n a r u s z y p r a w o rzymskie; jeśli powie „ n i e " , z ł a m i e p r a w o żydowskie. „Czy p o w i n n i ś m y u k a m i e n o w a ć cudzołożnicę, czy n i e ? " Jeśli p o w i e „tak", to p o p e ł n i wykroczenie przeciw miłosierdziu; jeśli p o w i e „ n i e " , to n a r u s z y sprawiedliwość; jeśli p o w i e „tak", naruszy p r a w o rzymskie, k t ó r e nie d a w a ł o Ż y d o m zgody n a wykonywanie kary śmierci; jeśli powie „ n i e " , n a r u s z y p r a w o mojżeszowe, k t ó r e nakazywało karę śmierci za to p r z e s t ę p s t w o . A jeśli nie p o w i e nic, będzie to oznaczało, że się wymiguje. N i e ma więc dobrej odpowiedzi. Dobrze jest znany olśniewający styl Jego odpowiedzi (zob. Mt 22, 15-22; J 8, 1-11). Jakie jest ich w s p ó l n e źródło? Takie, że Bóg nie jest ograniczony uwarunkowaniami problemu; że ż a d n a klatka nie m o ż e pomieścić Chrystusa. W e ź m y człowieka przy sadzawce Betesda (por. J 5). Potrzebuje u z d r o wienia, które m o ż e mu dać tylko w o d a z sadzawki poruszanej przez anioła, ponieważ jest chromy; ale nie m o ż e d o s t a ć się do sadzawki, by doświadczyć uzdrowienia, p o n i e w a ż jest chromy. N i e m a rozwiązania. J e z u s j e d n a k uzdra wia tego człowieka. To, co jest n i e m o ż l i w e dla człowieka, jest m o ż l i w e dla Boga. Jest rzeczą dla n a s n i e m o ż l i w ą rozwiązać p o p l ą t a n y p r o b l e m religii porównawczych. Wydaje się, że r ó w n i e n i e m o ż l i w e jest wygranie wojny przeciwko sekularyzacji i m o r a l n e m u relatywizmowi, k t ó r e s t a n o w i ą głów ne rysy historii cywilizacji zachodniej od k o ń c a Średniowiecza, szczególnie od Oświecenia, jeszcze szczególniej w t y m diabelskim stuleciu (według wizji papieża Leona XIII), najszczególniej zaś od m o m e n t u rewolucji sek sualnej w latach 60. Bóg działa teraz, by zająć się o b y d w o m a p r o b l e m a m i tym s a m y m u d e r z e n i e m , k t ó r e m o ż n a nazywać „ e k u m e n i c z n y m dżiha- d e m " . Epoka wojen religijnych się kończy; e p o k a wojny religii się zaczy na: wojny wszystkich religii przeciw żadnej. Przed n a m i pierwsza wojna światowa religii. Papież Jan Paweł II powiedział, że trzecie milenium m o ż e być milenium jed ności chrześcijan, tak jak drugie milenium było milenium rozłamu chrześcijan. Otwiera się w ten sposób przed n a m i opatrznościowa trzystopniowa struktura historii Kościoła, odpowiadająca trzem e t a p o m całej ludzkiej historii według Pisma Świętego: stworzenie, upadek i odkupienie albo raj, raj utracony i raj 212 FRONDA 34 odzyskany. Najpierw zdobyliśmy świat. Potem go straciliśmy. Teraz m u s i m y go zdobyć ponownie. Pierwszym m i l e n i u m było m i l e n i u m jedności chrześcijan. Był j e d e n i tyl ko j e d e n na całym świecie widzialny Kościół od zesłania D u c h a Świętego do roku 1054. D r u g i m m i l e n i u m było m i l e n i u m r o z ł a m u chrześcijan, rozdarcia w pozbawionej szwów szacie C h r y s t u s a : r o k 1054, r o k 1517 i dalsze roz darcia, które nastąpiły po roku 1517. Ciało C h r y s t u s a w y d a w a ł o się światu umierać. Bo, kiedy organy ciała nie działają r a z e m , ciało u m i e r a . Ale jest to Ciało C h r y s t u s a i dlatego powstaje z grobu. Być m o ż e , w cu d o w n y m zamyśle Boskiej o p a t r z n o ś c i trzecim m i l e n i u m będzie m i l e n i u m z m a r t w y c h w s t a n i a jedności albo pojednania. W tym scenariuszu p o w r ó t do pogańskiego, niechrześcijańskiego świata poza Kościołem spowoduje Boską reakcję w postaci p o w r o t u do zjednoczo nego Kościoła. N a d m i a r sił z drugiego tysiąclecia wydaje się łączyć w te dwie, kiedy w c h o d z i m y w trzecie tysiąclecie - p o d o b n i e jak w marksistowskiej te orii historii, w e d ł u g której do decydującej rewolucji m o ż e dojść tylko wtedy, kiedy wiele klas przedkapitalistycznego s p o ł e c z e ń s t w a połączy się w jedyne dwie klasy w kapitalizmie. Marksowski p r o l e t a r i a t i burżuazja są o d p o w i e d nikami Augustyńskiego P a ń s t w a Bożego i P a ń s t w a świata. Nie m a m y kryształowej kuli. Ale m a m y w s k a z ó w k i - wiele wskazówek, z a r ó w n o a priori, jak i a posteriori. A priori: czyż każda ludzka h i s t o r i a nie przechodzi przez te trzy etapy - etapy swego rodzaju stworzenia, u p a d k u i odkupienia? S t r u k t u r a każdej historii jest taka, że sytuacja jest najpierw u s t a n o w i o n a , n a s t ę p n i e z b u r z o n a , wreszcie przywrócona (czy to szczęśliwie, czy też nieszczęśliwie). A posteriori: wydajemy się widzieć, że przejście od e t a p u drugiego d o e t a p u trzeciego, nabiera k s z t a ł t u n a naszych oczach, nie tylko w n o w o zjednoczonym anty-Kościelnym świecie, ale także w n o w o jed noczącym się a n t y ś w i a t o w y m Kościele. Granice bitwy oczywiście się zmieniają. P r o t e s t a n c i i katolicy j u ż więcej nie rzucają na siebie a n a t e m . Relacje z Ż y d a m i , a n a w e t z m u z u ł m a n a m i zaczynają mieć z n a m i o n a z r o z u m i e n i a i szacunku, jakiego nie widzieliśmy nigdy p r z e d t e m w historii. N a s z e serca, jeśli nie n a s z e głowy, w rzeczywisto ści zbliżają się do siebie i wydaje się, że strategią naszego Boskiego D o w ó d c y jest zapoczątkowanie tej zmiany przez p o s t a w i e n i e n a s t w a r z ą w t w a r z w o b e c coraz bardziej wyraźnego i o b e c n e g o n i e b e z p i e c z e ń s t w a w s p ó l n e g o wroga, ŚNIEG 2 0 0 4 213 nowej wieży Babel. Nic nie jednoczy tak, jak w s p ó l n y wróg i wspólny s t a n zagrożenia. Śnieżyca sprawia, że sąsiedzi stają się przyjaciółmi. Wojna m o ż e sprawić, że n a w e t w r o g o w i e sta ją się przyjaciółmi. Niektórzy z Irlandczyków zgłosili się d o b r o wolnie, by ryzykować życie w okopach o b u wojen światowych obok swoich z n i e n a w i d z o n y c h angielskich p a n ó w i wrogów, p o n i e w a ż w p o r ó w n a n i u z globalnym z a g r o ż e n i e m g e r m a ń skim b a r b a r z y ń s t w e m ich lokalna brytyjska wojna d o m o w a wy dawała się l u k s u s e m . Z w a ś n i e n i bracia zaprzestają waśni, kiedy szaleniec atakuje ich d o m . Wydaje się, że Bóg wypuścił szaleńca szatana albo raczej p o l u z o w a ł swój uchwyt na smyczy szatana, tak jak to uczynił w wypadku H i o b a - w wyraźnie o k r e ś l o n y m celu. Odkąd Judasz zdradził C h r y s t u s a i w t e n s p o s ó b sprawił, że m o ż l i w e stało się nasze zbawienie, Bóg wykorzystywał szatana, by zniweczyć pracę szatana. Pozwolił, by szatan wywołał na świecie ś w i a t o w ą wojnę d u c h o w ą , która atakuje nie j e d n ą religię, ale wszystkie. O b e c n i e jednoczy miłujących Boga katolików, prawosławnych, anglikanów, p r o t e s t a n t ó w (nawet Ż y d ó w i m u z u ł m a n ó w ) bardziej niż cokolwiek d o t ą d w historii. Strategią s z a t a n a jest dzielenie i zdobywanie. A p o n i e w a ż d o k o n a ł p o d z i a ł u , to zdobywa. A p o n i e waż zdobywa, jednoczymy się, by go p o k o n a ć . A więc jednoczy nas, p o n i e w a ż nas podzielił. Oczywiście, nawet jeśli ten niewidzialny scenariusz kosmicznego dżihadu jest trafny, to nie rozwiązuje żadnego z klasycznych i teologicznych p r o b l e m ó w religii porównawczej. Nie sprawia, że dla katolika możliwe staje się przyjęcie sola scriptura albo dla p r o t e s t a n t a uznanie papieskiej nieomylności. Sprawia na tomiast to, że kochają się nawzajem i walczą obok siebie na śmierć z miłości do tego samego Chrystusa. Czy jest to mniejsze osiągnięcie, czy większe? Jakie rozwiązania teologiczne i eklezjalne w y ł o n i ą się z tej nowej sytuacji i tego n o w e g o sojuszu? N i k t nie jest w stanie powiedzieć, p o n i e w a ż sojusz jest wciąż we wczesnych stadiach formowania. To f o r m o w a n i e się jest wyraź niejsze i bardziej z a a w a n s o w a n e p r z e d klinikami aborcyjnymi i c e n t r a m i nar kotykowymi w upadłych częściach m i a s t a niż w kościołach albo s e m i n a r i a c h lub na uniwersytetach. Oczywiście, e k u m e n i z m nie jest homogeniczny. M u s i m y wyraźnie odróżnić przynajmniej pięć specyficznie o d m i e n n y c h rodzajów albo p o z i o m ó w e k u m e 214 FRONDA 34 n i z m u . Rozróżnienie m u s i być d o k o n a n e z a r ó w n o w teorii albo wierze, jak i w praktyce albo współpracy we wspólnym dżihadzie przeciwko w s p ó l n e m u wrogowi, „który dąży do za dania n a m cierpienia". Po pierwsze, istnieje e k u m e n i z m chrześcijański. J e s t to jedyny etymologicznie i teologicznie właściwy sens t e g o sło wa. Współpraca p o m i ę d z y kościołami chrześcijańskimi opiera się w zasadniczej mierze na fakcie, że t e n s a m j e d e n C h r y s t u s jest c e n t r u m wiary wszystkich chrześcijan; że w oczach Boga, a w o b e c tego w prawdziwej rzeczywistości, Ciało C h r y s t u s a jest wciąż jednością, ponieważ jest wiecznie jednością, c h o ciaż jego widzialny wygląd jest teraz podzielony. C h r y s t u s nie jest podzielony. Mistyczne Ciało C h r y s t u s a nie m o ż e być podzielone. Jego oblubienica nie m o ż e być w liczbie mnogiej, p o n i e w a ż nie jest On poligamistą. Kiedy przyjdzie p o n o w n i e (a niech się to stanie w k r ó t ce), nie poślubi h a r e m u . Współpraca p o m i ę d z y chrześcijanami opiera się także na fakcie, że m a m y przykazanie bycia „jednej myśli... myśli C h r y s t u s a " . Nie jest to n a s z a wola, ale Jego: „Aby tak jak My stanowili j e d n o " . Jak powiedział Jan Paweł II w swo jej encyklice na t e m a t e k u m e n i z m u (Ut unum sint), e k u m e n i z m nie jest opcją, jest rozkazem. Nie pochodzi on od teologów, ale od Theos. Po drugie, istnieje e k u m e n i z m żydowsko-chrześcijański. W s p ó l n a m i ł o ś ć i w s p ó ł p r a c a m o g ą się tutaj zdarzyć, ale j e d n o c z e n i e m o ż e to nastąpić tylko poprzez apostazję chrześcijan albo n a w r ó c e n i e Żydów. N i e jest tak, że jed ność p o m i ę d z y R z y m e m a K o n s t a n t y n o p o l e m albo G e n e w ą , albo C a n t e r b u r y m o ż e nastąpić jedynie p o p r z e z apostazję albo n a w r ó c e n i e . Chrześcijański e k u m e n i z m ma miejsce p o m i ę d z y sprzeczającym się r o d z e ń s t w e m ; e k u m e nizm żydowsko-chrześcijański istnieje p o m i ę d z y r o d z i c e m i dzieckiem, k t ó rzy zrazili się do siebie. A j e d n a k Żydzi pozostają naszymi ojcami w wierze, jedyną „ i n n ą " religią, która nie jest dla n a s w ż a d e n s p o s ó b „ i n n a " ; jedyną, którą w pełni akceptujemy jako objawioną przez Boga i nieomylną. Po trzecie, istnieje e k u m e n i z m c h r z e ś c i j a ń s k o - m u z u ł m a ń s k i . Ten jest nawet trudniejszy, nie tylko dlatego, że historycznie m u z u ł m a n i e opierali się nawróceniu bardziej niż inni ludzie, ale dlatego, że kiedy Żydzi n a w r ó c e n i na chrześcijaństwo stają się s p e ł n i o n y m i Ż y d a m i , n a w r ó c e n i m u z u ł m a n i e nie ŚNIEG 2 0 0 4 215 stają się s p e ł n i o n y m i m u z u ł m a n a m i . Nic w p i s m a c h żydowskich nie prze czy chrześcijaństwu, ale n i e k t ó r e rzeczy w Koranie tak. J e d n a k n a w e t tutaj, „ e k u m e n i c z n y d ż i h a d " jest możliwy i wzywa się do niego z tego p r o s t e g o i w a ż n e g o p o w o d u , że m u z u ł m a n i e i chrześcijanie głoszą i stosują w praktyce to s a m e pierwsze przykazanie: islam, całkowite o d d a n i e się i p o d d a n i e się ludzkiej woli woli Boskiej. Walczymy o b o k siebie n i e tylko dlatego, że s t o i m y twarzą w twarz ze w s p ó l n y m wrogiem, ale n a d e wszystko dlatego, że s ł u ż y m y i oddajemy cześć t e m u s a m e m u b o s k i e m u Dowódcy. Wielu chrześcijan, z a r ó w n o protestantów, jak i katolików, nie wierzy w to, co Kościół m ó w i o islamie (na przykład na Soborze Watykańskim II i w n o wym katechizmie): że Allah nie jest i n n y m Bogiem, że oddajemy cześć t e m u s a m e m u Bogu. Kiedyś po debacie z ateistą na t e m a t istnienia Boga i po tym, jak spędziłem sporo czasu, objaśniając Boskie atrybuty i broniąc ich, podszedł do m n i e p e w i e n m u z u ł m a n i n i powie dział: „Moje serce się raduje, kiedy słyszę taką d o b r ą islamską ortodoksję. Jesteś m u z u ł m a n i n e m , p r a w d a ? " . Nie mógł uwierzyć, że j e s t e m chrześcijaninem, p o nieważ powiedział: „Prawdziwie znasz Allaha". Najwidoczniej myślał (przeciwnie do Koranu), że chrześcijanie oddają cześć i n n e m u Bogu. Lepiej będzie, jeśli te n i e p o r o z u m i e n i a zo staną wyjaśnione, w przeciwnym razie wy niknie z tego o g r o m n e zamieszanie na polu bitwy pomiędzy przyjacielem i wrogiem. Po czwarte, istnieje ekumeniczna jedność z in nymi religiami, które nie znają Boga Abrahama: na przykład z hinduizmem i buddyzmem. Wiele pól walki tej wielkiej wojny sięga tak daleko. Na przykład hindusi i buddyści dołączyli do katolików, protestantów, Żydów i muzułmańskich duchownych w pro teście przeciwko „inżynierii genetycznej" - tworzeniu kawał ków w 216 człowieka laboratoriach FRONDA 34 i „ h o d o w a n i u " organów albo m a n i p u l o w a n i u i przeprojektowywaniu samej n a t u r y ludzkiej. Istnieje zasadnicza szczelina p o m i ę d z y sekularystami, którzy nie uznają ż a d n e g o p r a w a p o n a d l u d z k i m p r a g n i e n i e m , a w s z y s t k i m i religia mi świata. W końcu n a w e t ateiści i agnostycy, jeśli są l u d ź m i dobrej woli, intelektual nie uczciwymi i wciąż wierzą w p r a w d ę o b i e k t y w n ą i o b i e k t y w n ą m o r a l n o ś ć , są po naszej s t r o n i e w wojnie przeciwko s i ł o m ciemności. Być m o ż e m o g ą oni być nazywani „ a n o n i m o w y m i chrześcijanami", jak z a s u g e r o w a ł to Karl R a h n e r (idąc za św. J u s t y n e m M ę c z e n n i k i e m ) , a być m o ż e jest to teologiczne n i e p o r o z u m i e n i e . W każdym razie nie m o g ą o n i być nazywani w o j o w n i k a m i na rzecz Antychrysta. Jeśli szukają prawdy, w k o ń c u ją znajdą. Z a p e w n i a n a s o tym s a m C h r y s t u s . Być m o ż e nie są jeszcze p o ś l u b i e n i Bogu, ale nie są także celowymi r o z w o d n i k a m i . Dr Bernard N a t h a n s o n nie jest w tej samej armii co Madeline Murray 0 ' H a r e . Nie m a m pojęcia, jakie n o w e teologiczne z r o z u m i e n i e m o ż e się wyłonić z tego n o w e g o praktycznego sojuszu m o r a l n e g o , ale sądzę, że do takiego z r o z u m i e n i a dojdzie. J e d n o ś ć w działaniu pociąga za s o b ą j e d n o ś ć w myśli. Jest to zasada w y ł o ż o n a przez Dostojewskiego w Braciach Karamazow. Mądry starzec, ojciec Z o s i m a , mówi, że ortopraksja d o p r o w a d z i do ortodoksji. Tak jak wiara m o ż e prowadzić do dobrych u c z y n k ó w - do m i ł o s i e r d z i a - tak miłosierdzie m o ż e prowadzić do wiary. „Niech p a n i stara się kochać bliź nich czynnie i bez u s t a n k u - m ó w i do p a n i Chochłakow, k t ó r ą spowiada. - W miarę jak będzie p a n i czyniła na tej d r o d z e postępy, będzie się p a n i równocześnie u t w i e r d z a ć w wierze w Boga i w n i e ś m i e r t e l n o ś ć p a n i duszy. [...] Wypróbowany to s p o s ó b i p e w n y " . Ale ( Z o s i m a ostrzega), m u s i to być rzeczywista i k o s z t o w n a miłość, miłosierdzie, a nie po p r o s t u s p o n t a n i c z n e ludzkie uczucia lub „współczucie". „Żałuję, że nie m o g ę p a n i powiedzieć nic bardziej pocieszającego, a l b o w i e m m i ł o ś ć czynna w p o r ó w n a n i u z marzyciel ską jest o k r u t n a i przerażająca". J e d n a k kobieta ta nie zdaje t e s t u , p o n i e w a ż należy do tych, którzy mają wspaniałe plany zbawienia „ludzkości", ale nie m o g ą znieść mieszkającego obok bliźniego, szczególnie kiedy zbliży się za b a r d z o . My m o ż e m y zdawać test. Jeśli będziemy pracować i walczyć, i kochać czynnie r a m i ę w r a m i ę z aszymi p r o t e s t a n c k i m i i katolickimi, i p r a w o s ł a w n y m i , i żydowskimi, i m u z u ł m a ń s k i m i bliźnimi, to dojdziemy do u ś w i a d o m i e n i a sobie czegoś, czego ŚNIEG 2 0 0 4 217 nie r o z u m i e l i ś m y p r z e d t e m . Co to będzie? Jeszcze nie wiemy. Będziemy w stanie u ś w i a d o m i ć to sobie tylko, czyniąc uczynki miłości i walcząc, a n i e poprzez spekulacje. Parę konkretnych wskazówek Perły na sznurze Bożej strategii O t o nieco więcej konkretnych d o w o d ó w potwierdzających moje zasadnicze twierdzenie, że Boża o p a t r z n o ś ć w p r o w a d z a n a s w n o w ą epokę „ e k u m e n i c z nego dżihadu". Każde z poniższych 15 wydarzeń p o w i n n o wywoływać r a d o ś ć i myśl, że następuje radykalna z m i a n a linii bojowych. Wszystkie z nich, kiedy spojrzy się na nie r a z e m i połączy tematycznie, t w o r z ą 15 o d c i s k ó w t e g o s a m e g o Bożego palca. 1. Zacznijmy od znaczącego faktu, że w okresie 1 9 9 2 - 1 9 9 5 , p o ł o w a być m o ż e ludzi w Ameryce w końcu się ocknęła, by u ś w i a d o m i ć sobie t e n prosty, znaczący fakt, że bierzemy udział w wojnie. Przed w y b o r a m i p r e z y d e n c k i m i w 1992 roku, jedynymi, którzy myśleli, że j e s t e ś m y na wojnie d u c h o w e j albo n a w e t na wojnie kultur, byli przedstawiciele niewielkiej mniejszości, k t ó r ą m e d i a skutecznie lekceważyły jako e k s t r e m i s t ó w . Ale dzisiaj ś w i a d o m o ś ć „wojny k u l t u r " jest p o w s z e c h n a . Mgła - najskuteczniejsza b r o ń s z a t a n a - rzednie. Światłość świta. 2. Bardziej k o n k r e t n i e i lokalnie, wystarczy, że spojrzymy na wybory w 1994 roku: ż a d e n z k a n d y d a t ó w „pro-life" nie przegrał z k a n d y d a t a m i opowiadającymi się za aborcją w Senacie czy Izbie R e p r e z e n t a n t ó w , czy w wy borach g u b e r n a t o r s k i c h . Tak z w a n e „kwestie s p o ł e c z n e " , p o g a r d z a n e przez ekspertów, wyraźnie klasyfikują się na p i e r w s z y m miejscu w u m y s ł a c h n a r o du. N a s t ę p n y c h p a r ę lat pokaże, czy m a m y rząd ekspertów, przez e k s p e r t ó w i dla ekspertów, czy też rząd n a r o d u , przez n a r ó d i dla n a r o d u . 3. To, co m e d i a nazywają (ze świętym p r z e r a ż e n i e m ) „ p o w s t a w a n i e m i r o z k w i t e m religijnej prawicy", jest o g r o m n y m f e n o m e n e m , k t ó r e g o nikt n i e oczekiwał 20 lat t e m u . I t e n f e n o m e n nie mija. 4. W Kościele rzymskokatolickim m a m y papieża, k t ó r y wie, gdzie toczą się bitwy, i który walczy jak wielki, łagodny n i e d ź w i e d ź - n o w y Grzegorz Wielki. Z p e w n o ś c i ą uczynił więcej niż ktokolwiek w n a s z y m stuleciu, by FRONDA 34 wybawić świat od k o m u n i z m u i wojny n u k l e a r n e j . Walczy p o t ę ż n ą b r o n i ą : świętością, siłą woli, inteligencją, n a u c z a n i e m , filozofią, p i s m e m i p r o r o c k ą dalekowzrocznością. Jest on d u c h o w y m Peryklesem, zwycięzcą niewygrywalnych bitew. 5. O t o Konferencja N a r o d ó w Zjednoczonych w Kairze w 1994 roku d o tycząca kontroli populacji. Któż m ó g ł b y to przewidzieć? Któż przewidział? Plany silnego e s t a b l i s h m e n t u w s p i e r a n e g o przez o g r o m n e fundusze S t a n ó w Zjednoczonych i O N Z , i t o t a l i t a r n ą p r a g m a t y c z n ą organizację, zostały p o k o n a n e przez koalicję Watykanu i krajów m u z u ł m a ń s k i c h ! Czy t a k a koalicja m i a ł a miejsce kiedykolwiek p r z e d t e m ? Co m o g ł o się do niej przyczynić? Tylko ś w i a d o m o ś ć wspólnej n a d p r z y r o d z o n e j wojny przeciwko w s p ó l n e m u n a d p r z y r o d z o n e m u wrogowi, który nienawidzi świętości życia i który chce niszczenia n i e n a r o d z o n y c h dzieci, męskości, kobiecości, rodziny i czystości. N a z w a ł b y m Kair (i jego e c h o w Pekinie r o k później) większym z w y c i ę s t w e m z islamem niż zwycięstwo przeciwko n i e m u , j a k i m była b i t w a p o d L e p a n t o . 6. Wewnątrz Kościoła katolickiego n o w ą strategią s z a t a n a było obsadza nie średniego szczebla - t a m , gdzie są p o d e j m o w a n e decyzje dotyczące szcze gólnie edukacji - szpiegami. (Byliśmy zwykli nazywać ich „ h e r e t y k a m i " , ale nie ośmielamy się j u ż więcej używać t e g o słowa, p o n i e w a ż j e s t e ś m y słusznie zażenowani n a s z y m b ł ę d e m , jakim było ich palenie. J e d n a k nie m a p o t r z e b y obawiać się przywrócenia p r y m i t y w n e g o sposobu, jakim było palenie na stosie, gdyż n o w o c z e s n a technologia dała n a m kriogenikę, a więc t e r a z m o żemy ich z a m i a s t tego zamrozić i o d m r o z i ć , kiedy nadejdzie Paruzja). Całe pokolenie katolickich k a t e c h u m e n ó w z o s t a ł o nagle i katastrofalnie s t r a c o n e . Większości nigdy nie uczono, jak d o s t a ć się do nieba, by nie w s p o m i n a ć o znaczeniu Trójcy Świętej i wcieleniu. Ale ta s z a t a ń s k a strategia zaczyna teraz przynosić o d w r o t n y skutek, gdyż Kościół jest o r g a n i z m e m , a o r g a n i z m produkuje przeciwciała. N i e m a l wszyscy interesujący n o w i pisarze katoliccy są ortodoksami; niemal wszystkie ortodoksyjne s e m i n a r i a pękają w szwach, podczas gdy liberalne są p o n u r o p u s t e ; pojawiają się t u z i n y n o w y c h katoli ckich czasopism, z których wszystkie są zdecydowanie ortodoksyjne; i wy rastają prawdziwie katolickie college'e, k t ó r e są wyraźnie falą przyszłości: Steubenville, Saint T h o m a s A ą u i n a s , Saint T h o m a s More, C h r i s t e n d o m - wkrótce n a w e t e k u m e n i c z n y ewangelikalny i katolicki Great Books School, C S . Lewis College. ŚNIEG 2 0 0 4 219 7. Sam Lewis jest f e n o m e n e m . Bez najmniejszego k o m p r o m i s u albo rozwadniania roszczeń któregokolwiek z kościołów lub denominacji pokazał m i l i o n o m czytelników, że „po p r o s t u c h r z e ś c i j a ń s t w o " jest rzeczywistym i so lidnym c e n t r u m , a nie abstrakcją najmniejszego - w s p ó l n e g o - m i a n o w n i k a , i że jest daleko bardziej atrakcyjne i dające się uzasadnić, i interesujące niż cokolwiek na świecie. Atrakcyjność Lewisa r o ś n i e każdego roku. T r u d n o n a m sobie u ś w i a d o m i ć , jak daleko doszliśmy w tym, że j e s t e ś m y w stanie to jasno dostrzec, t r u d n o n a m sobie u ś w i a d o m i ć , że jeszcze tak niedawno, jakieś 40 lat t e m u większość katolików i większość p r o t e s t a n t ó w byłoby zdziwionych, z d e z o r i e n t o w a n y c h albo n a w e t zgorszonych, słysząc to wszystko, co teraz postrzegają jako oczywiste: że kardynał 0 ' C o n n o r jest bli żej Jerry'ego Falwella niż H a n s a Kunga i że ortodoksyjni baptyści z P o ł u d n i a mają więcej w s p ó l n e g o z p a p i e ż e m niż z m o d e r n i s t y c z n y m i b a p t y s t a m i . Bo to, czy C h r y s t u s jest Zbawicielem, jest ważniejsze niż to, czy papież jest Jego n a m i e s t n i k i e m ; a to, czy istnieje j e d e n Zbawiciel, czy wielu, jest ważniejsze niż to, czy istnieją dwa, czy siedem s a k r a m e n t ó w . Dzieląc każdy kościół, m o derniści zaczęli jednoczyć wszystkie kościoły przeciwko m o d e r n i z m o w i . 8. Od początku swojego pontyfikatu J a n Paweł II zwracał się na W s c h ó d : z a r ó w n o do swojego wroga, k o m u n i z m u , jak i do swojego przyjaciela, p r a w o sławia. Kiedy tylko został wybrany, powiedział, że ma trzy wielkie zadania: p o k o n a n i e k o m u n i z m u i zagrożenia w o j n ą n u k l e a r n ą , d o p r o w a d z e n i e do p o n o w n e j jedności z p r a w o s ł a w i e m i z r e f o r m o w a n i e Kościoła w A m e r y c e . Pierwsze było relatywnie łatwe, trzecie m o ż e okazać się n i e m o ż l i w e . Ale dru gie, myślę, jest najbliższe jego sercu. Jak m o ż e Kościół oddychać tylko j e d n y m ze swoich d w ó c h płuc? - pytał często. Ż a d e n z p o p r z e d n i c h papieży nie był tak stanowczy w tej sprawie. 9. Byłem zdumiony, kiedy się d o w i e d z i a ł e m (na konferencji Luter - Akwinata), że większość l u t e r a n ma głęboką nadzieję, że w k o ń c u dojdzie do pojednania z R z y m e m . J e d y n ą większą przeszkodą, rzeczą, k t ó r a nie m o g ł a podlegać k o m p r o m i s o w i i która usprawiedliwiała Lutra w jego myślach za t e n straszny czyn rozdarcia widzialnej tkanki Ciała C h r y s t u s a , była oczywiście doktryna usprawiedliwienia przez wiarę, bliska s a m e m u sercu Ewangelii. Cóż, w s p ó l n e oświadczenie Watykanu i niemieckich b i s k u p ó w l u t e r a ń s k i c h około 10 lat t e m u głosiło faktycznie, że nie j e s t e ś m y w tej sprawie rzeczywi ście podzieleni, że p r o b l e m został rozwiązany, że o b a kościoły w istocie się 220 FRONDA 34 zgadzają, choć używają o d m i e n n e j terminologii. P o t r z e b a było czterech i pół stulecia i wielu krwawych wojen, by t e g o doczekać. Kiedy Tom H o w a r d został katolikiem, G o r d o n College zwolnił go z pracy, ponieważ wymagał od wszystkich c z ł o n k ó w wydziału, że b ę d ą wierzyć i pod piszą oświadczenie o wierze, k t ó r e o b e j m o w a ł o zasadę u s p r a w i e d l i w i e n i a przez wiarę. Uczyłem t a m r ó w n i e ż na pół e t a t u i College powiedział T o m o w i oraz mnie, że chociaż obaj p o d p i s a l i ś m y ich oświadczenie, nie m o ż e m y t a m uczyć, jako że nie m o ż e m y n a p r a w d ę w to wierzyć, p o n i e w a ż j e s t e ś m y k a t o likami. Kiedy obaj zaprotestowaliśmy, że rzeczywiście wierzymy w tę zasadę (jak moglibyśmy nie wierzyć - jest to w Piśmie Ś w i ę t y m ! ) , dyrektorzy po p r o s t u nie mogli tego z r o z u m i e ć . A więc dali n a m mały przyjacielski wykład na t e m a t tego, w co wierzą katolicy. Każdego roku jest coraz mniej p r o t e s t a n t ó w i katolików, k t ó r y c h to stare n i e p o r o z u m i e n i e w p r o w a d z a w błąd. Dla o b u s t r o n zaczyna być jasne, że dostępujemy zbawienia tylko przez C h r y s t u s a , przez łaskę, że wiara jest na szą akceptacją tej łaski, a więc d o s t ę p u j e m y zbawienia przez wiarę, że d o b r e uczynki z konieczności wynikają z tej wiary, jeśli jest p r a w d z i w a i zbawcza, a więc nie m o ż e m y dostąpić zbawienia przez wiarę bez dobrych uczynków. Obie strony się z t y m zgadzają, p o n i e w a ż obie s t r o n y akceptują P i s m o Święte, a rozwiązanie znajduje się w ł a ś n i e t a m . J e d n o ś ć zawsze powstaje przez p o w r ó t d o źródeł. Niestety wciąż jest wielu, którzy n a w e t nie znają Ewangelii. Większość moich katolickich s t u d e n t ó w w Boston College nigdy tego nie słyszała. Kiedy pytam ich, co powiedzieliby Bogu, gdyby umarli tej nocy i Bóg spytałby ich, dlaczego miałby ich zabrać do nieba, dziewięcioro na dziesięcioro n a w e t nie w s p o m i n a Jezusa Chrystusa. Większość z nich mówi, że byli dobrzy albo uprzejmi, albo uczciwi, albo starali się, jak m o gli. Poważnie wątpię w to, że Bóg odwróci reformację, dopóki nie upew ni się, że luterańskie przypominanie Ewangelii św. Pawła zostało usłyszane w całym Kościele. ŚNIEG 2 0 0 4 10. Oświadczenie „Ewangelicy i katolicy r a z e m " (maj 1994 r o k u ) , choć nie rozwiązujące żadnych p r o b l e m ó w teologicznych, było t a k ż e d u ż y m k r o kiem, wielkim oczyszczeniem atmosfery i r o z p r o s z e n i e m mgły, i przywróce n i e m właściwej perspektywy. 11. Watykan także p o t r a k t o w a ł tradycję reformacji poważniej niż kiedy kolwiek p r z e d t e m , szczególnie p r o w a d z ą c ciągły dialog z nią w k a t e c h i z m i e biskupów niemieckich, który ukazał się w 1985 roku. 12. Protestanccy fundamentaliści, którzy wcześniej rzucali z u s t g r o m y na Kościół jako Nierządnicę Babilońską, okazali się m a s z e r o w a ć i m o d l i ć ramię w ramię z katolikami p r z e d klinikami aborcyjnymi i iść z n i m i do więzienia. Dzielenie celi więziennej jednoczy bardziej niż dzielenie s t o ł u konferencyjnego. 13. Przedstawiciele wszystkich wielkich religii świata spotkali się i m o d lili razem o pokój w Asyżu (27 października 1986 r o k u ) . Być m o ż e to m a ł y krok, ale taka rzecz nie wydarzyła się nigdy p r z e d t e m w historii świata. 14. S t o s u n k i katolicko-żydowskie uległy wyraźnie zbliżeniu, szczególnie po tym, jak Nostra aetate Soboru Watykańskiego II oficjalnie p o w i e d z i a ł a ka tolikom, że z ł e m było obarczanie Ż y d ó w w i n ą za ukrzyżowanie, i po u z n a n i u przez Watykan p a ń s t w a izraelskiego. Te s t o s u n k i są w a ż n e , p o n i e w a ż są o n e pomiędzy jedynymi widzialnymi religiami, które, jak wiemy, b ę d ą t r w a ć aż do końca czasu: widzialnym Izraelem i w i d z i a l n y m Kościołem. Izrael jest głów n y m k a n a ł e m lub p r z e k a ź n i k i e m Boskiej o p a t r z n o ś c i w historii świata. 15. Islam, nasz starożytny wróg, zaczyna być naszym przyjacielem. Jeśli nie wzdragaliśmy się przed tym, by uczniowie Stalina byli naszymi sojusznikami przeciwko Hitlerowi, to z pewnością nie p o w i n n i ś m y się wzdragać przed tym, by uczniowie M a h o m e t a byli naszymi sojusznikami przeciwko szatanowi. Nowy sojusz wyłonił się najbardziej znacząco w Kairze, ale p r z e d t e m istniały d r o b n e napomknienia. Na przykład, kiedy British Broadcasting C o r p o r a t i o n nadała bluźnierczy skecz na t e m a t Chrystusa, m u z u ł m a n i e domagali się prze prosin i otrzymali je, podczas gdy chrześcijanie siedzieli cicho. Z n a m i e n n y przykład oparty na m o i m doświadczeniu: p o t r z e b a było m u z u ł m a ń s k i e g o s t u d e n t a w mojej klasie w Boston College, by zgromić katolików za zdjęcie krzyży. „Nie m a m y wizerunków Tego Człowieka tak jak wy - powiedział - ale gdybyśmy mieli, to nigdy nie zdjęlibyśmy ich, n a w e t gdyby ktoś p r ó b o w a ł n a s zmusić. Szanujemy Tego Człowieka i umarlibyśmy za Jego honor. Ale wy tak 222 FRONDA 3 4 bardzo się Go wstydzicie, że ścią gacie Go z waszych ścian. Bardziej boicie się tego, co mogą pomyśleć Jego wrogowie, jeśli zostawicie swoje krzyże powie szone, niż tego, co On pomyśli, jeśli je zdej miecie. Myślę więc, że jesteśmy lepszymi chrześcijanami niż wy". Jak m o ż e m y być gorszymi chrześ cijanami niż m u z u ł m a n i e ! Dlaczego islam rozprzestrzenia się tak spektakularnie? Socjologowie i psychologowie, i historycy, i ekonomi ści, i demografowie, i politycy są szybcy w wyjaśnianiu tego przyrostu światową mądrością „ekspertów" w swo ich specjalnościach; ale dla każdego chrześcijani na zaznajomionego z Biblią odpowiedź jest oczywista: nieważ Bóg po dotrzymuje swoich obietnic i błogosławi tych, którzy są posłuszni Jego p r a w o m i boją się Go, a karze tych, którzy tego nie czynią. Zbyt proste dla uczonych, by to dostrzegli. Porównaj licz bę aborcji, cudzołóstw, zdrad małżeńskich i sodo mii pośród m u z u ł m a n ó w i pośród chrześcijan. Następnie porównaj, ile którzy się modlą. Recepta Jeśli moja analiza jest prawdziwa, to co za tym idzie? Co p o w i n n i ś m y czy nić i co przez to osiągniemy? Jaka jest moja recepta i jaka jest moja p r o g n o z a ? ŚNIEG 2 0 0 4 223 Moją receptą jest bardziej ś w i a d o m y i celowy sojusz przeciwko n a s z e mu w s p ó l n e m u wrogowi, sojusz, który odwróci naszą energię od naszych wojen d o m o w y c h toczonych przeciwko sobie nawzajem i skieruje ją ku tej powszechnej wojnie światowej. Ale czy ta r e c e p t a jest zasadna? Czy n i e igno ruje o n a rzeczywistych i ważnych kwestii związanych z wojną d o m o w ą ? Sojusz jest taktyczny, a nie teoretyczny. Nie jest to religijny s y n k r e t y z m czy indyferentyzm. Jest to sojusz. Sojusznicy nie rezygnują ze swojej suwe renności czy swojej indywidualności. Po p r o s t u p o w s t r z y m u j ą swoje spory z taktycznych, praktycznych przyczyn. Takie taktyczne p o s u n i ę c i a są k w e s t i ą mądrości. Sądzę, że całkiem p r a w d o p o d o b n e jest to, iż nadejdzie w k r ó t c e czas - być m o ż e już nadszedł - kiedy s t a n zagrożenia będzie tak wielki, że r o z t r o p n o ś ć podyktuje m o r a t o r i u m n a r i ą s z e w z a j e m n e polemiki i n a s z e próby wzajemnego nawracania nie są uczciwymi i zaszczytdlatego, że ferwor bitwy się - n i e dlatego, że te próby nymi działaniami, ale może wymóc na nas skierowanie całej naszej energii naszemu wspólnemu wro gowi przez wzgląd przeciwko na zbawienie milionów dusz i całej ziem- skiej społeczności. Wezwanie do ta kiego nia wzajemnej krytyki do indyferentyzmu. tajny plan stworzenia nie Nie jednej jest to sposób na rozwiązanie jakichkolwiek jest jest powstrzyma wezwaniem to również światowej religii. Ani nie naszych rzeczywistych i waż nych p r o b l e m ó w teologicznych i eklezjalnych. Nie jest to ż a d n a z tych rzeczy. Jest to kwestia życia i śmierci, wiecznego życia i wiecznej śmierci, nieba i piekła dla milionów dusz, człowieczego zwycięstwa nad s z a t a n e m albo szatańskiego zwycięstwa nad człowiekiem. Nasz wspólny D o w ó d c a dał w s p ó l n ą obietnicę: p o s ł u s z e ń s t w o przynosi zwycięstwo. Zasadnicza recepta na zwycięstwo jest najprostsza z możliwych, z a r ó w n o w wypadku religii, jak i wojny: bądź p o s ł u s z n y swojemu oficerowi d o w o d z ą c e m u . N a k ł o ń cale swoje serce i schyl głowę, i zegnij kolano p r z e d Bogiem. Bez cienia wątpliwości lub bez sprzeniewierzenia się swojej wierze - p r o t e s t a n c k i e j , prawosławnej, katolickiej, żydowskiej - praktykuj islam: cał kowite i a b s o l u t n e p o d p o r z ą d k o w a n i e się i p o d d a n i e woli Bożej. Ofiaruj sie224 FRONDA 34 bie, n i e w a ż n e jaką rolę przeznaczy ci On do o d e g r a n i a w swoplanie bitwy - n a w e t jeśli okaże się, że nie jest to ż a d n a im Daj Bogu w o l n ą rękę. Każde z tych rola. s a m y m s w o i m c e n t r u m nakazuje wyznań w nie t o . A więc wszystko, co p r o - n a m właśponuję, me że bardziej s t a n o w c z e i świado- to tego, co j u ż s a m i przyznajemy, czynienie n a d e wszystko czynić. powinniśmy Wszyscy znamy pozytywną wiedź odpo na pytanie: n i ć ? " . Ale być „Co p o w i n n i ś m y czy- p o m n i e n i a , czego nie powin m o ż e potrzebujemy przyniśmy czynić. Nie powincelem. Ż a d e n abstrakcyjny Chrześcijaństwo nie nie jest naszym jest celem, realizmem, p r a w d a jest O s o b ą : prawsłużymy da to Jezus C h r y s t u s . Nie ale ideał idealizmem, jest Prawda nie jest abstrakcją; ideałowi, n i ś m y czynić e k u m e n i z m u n a s z y m Panu. obecnemu przyszłemu Słowo Osobą. dawajmy pierworództwa naszego prawa człowieczym waniem poszuki- Bożym p o s z u k i w a n i e m człochrześcijański nie m o ż e być w a n i e m jedności, ale działato wyrażone w oświadczeniu r a z e m " , „nie wybraliśmy się sprzeza chrześcijaństwo nie miskę przesłania. Ponieważ jest Nie Boże nie jest „ p r z e s ł a n i e m " ; jest Boga, ale wieka, t o e k u m e n i z m człowieczym poszuki- n i e m Boga. Jak z o s t a ł o „Ewangelicy nawzajem, i katolicy zostaliśmy wybrani". Prognoza Co się stanie, jeśli przyjmiemy Jestem pewien tylko jednej pić po swojemu, to nas zaskoczy, coś cudownego, coś w istocie Bożego, ŚNIEG 2 0 0 4 t ę receptę? rzeczy: jeśli pozwolimy Bogu postąUczyni coś, czego nie przewidzieliśmy coś, czego oko nie widziało, coś, czego 225 ucho nie słyszało, coś, co nie pojawiło się w sercu człowieka, coś, co sprawi, że wło sy staną n a m dęba i że zadrżymy. W Jego stylu jest to, by zawsze odgadywać n a s z e zamiary i uczynić coś cudowniejszego, niż b y ś m y t o mogli sobie wyobrazić. Z a w s z e m o ż e O n p o wiedzieć: „ O t o czynię wszystko n o w e " . Gdybyśmy to my byli czystymi d u c h a m i , to czy kiedykolwiek wpadliby śmy na pomysł s t w o r z e n i a materii? I jakże Wszechmogący w p a d ł na pomysł, by stworzyć istoty posiadające w o l n ą wolę, k t ó r e m o g ą Mu się przeciwstawić? Ponad wszystko, któż m ó g ł b y kiedykolwiek przewidzieć wcielenie, naj bardziej niewiarygodne, zdumiewające, n i e m o ż l i w e wydarzenie wszechcza sów, coś, co Kierkegaard nazywa a b s o l u t n y m p a r a d o k s e m ? Jakże ktokolwiek mógłby kiedykolwiek pomyśleć, że Bóg, k t ó r e g o n i e z m i e n n ą i s t o t ą jest bycie wiecznym i n i e p o s i a d a n i e przyczyny ani początku w czasie, ani ciała, będzie miał przyczynę i początek w czasie, i ciało? Jakże m ó g ł b y jakikolwiek t e i s t a kiedykolwiek pomyśleć o nazywaniu kobiety M a t k ą Boga? I jakże to możliwe, by n i e ś m i e r t e l n y Bóg u m a r ł ? Jakże to możliwe, by hagios athanatos oddał ducha? A Jego święci, którzy odtwarzają życie C h r y s t u s a - oni są r ó w n i e nieprze widywalni. A Jego Kościół - u z d r o w i go tak nieprzewidywalnie, jak go usta nowił. Nie w i e m y jak. Cokolwiek uczyni, będzie to dalece lepsze i mądrzej sze, i cudowniejsze od najlepszej rzeczy, jaką moglibyśmy sobie wyobrazić. Czy C h r y s t u s rozwiąże p r o b l e m religioznawstwa p o r ó w n a w c z e g o ? Czy da n a m jedność, której pragniemy? Tak, w s w o i m czasie. Być m o ż e jest to początek tego czasu, być m o ż e n i e jest to jeszcze t e n czas albo t e n czas nie nadejdzie aż do przyjścia N i e b a . Ale z c z a s e m praktyka całkowitego p o d d a n i a się woli Bożej z konieczności rozwiąże p r o b l e m religioznawstwa p o r ó w n a w czego, z konieczności stworzy p o m i ę d z y n a m i j e d n o ś ć , o której wiemy, że n a m jej brakuje, obojętnie jaką formę ta j e d n o ś ć miałaby przybrać. Dlaczego „z konieczności"? Jest to p r o s t y sylogizm: Praktyka p o d d a n i a się woli Bożej oznacza pozwolenie, by s p e ł n i ł a się wola Boża. Bóg powiedział n a m (na przykład w J 17), że Jego w o l ą w o b e c n a s jest jedność. Wobec tego p o d d a n i e się Jego woli d o p r o w a d z i do jedności. 226 FRONDA 34 S p o s o b e m na to, by stworzyć h a r m o n i j n ą muzykę, jest t o , by wszyscy grający w orkiestrze byli p o s ł u s z n i batucie dyrygenta. A jeśli tak uczynimy, jaką stworzy On muzykę? Pozwólcie Mu na t o , a przekonacie się. PETER KREEFT TŁUMACZYŁ: JAN J. FRANCZAK Powyższy tekst stanowi pierwszy rozdział książki pt. Ekumeniczny dżihad. Koran, szariat Mahomet, Koran jest uważany za słowo Boga, nie Mahometa. Jednak, jak zauważyli to współcześni Mahometowi i jak my powinniśmy zauważyć, Bóg w Koranie wciąż zmienia zdanie lub się powtarza. „Bóg" odpowiedział na taką krytykę w surze 2 (106): „Kiedy znosimy jakiś znak albo skazujemy go na zapomnienie, przynosimy lepszy od niego lub jemu podobny. Czyż ty nie wiesz, że Bóg jest nad każdą rzeczą wszechwładny?!". Ale właśnie Bóg z tego powodu, że jest Bogiem, nie ujaw niałby wersu, aby następnie odwoływać go albo zna leźć lepszy lub podobny. i nawoływanie do przemocy PAUL STENHOUSE Chrześcijanie i Żydzi m o g ą czuć się i często czują się krytykowani za swo ją rezerwę w s t o s u n k u do Boskiego p o c h o d z e n i a Koranu - świętej księgi m u z u ł m a n ó w . M u z u ł m a n i e są przecież zachęcani s ł o w a m i sury 9 (30) do „zwalczania" Ż y d ó w i chrześcijan i do m o d l e n i a się: „niech zwalczy ich Bóg!", „zwalczaj niewiernych i o b ł u d n i k ó w " , których „miejscem s c h r o n i e n i a będzie G e h e n n a . A jakże nieszczęsne to miejsce przebycia!". Chrześcijanie, FRONDA 34 którzy twierdzą, że Jezus jest Synem Bożym, są „ k ł a m c a m i " [sura 4 (171), 10 ( 6 6 - 6 9 ) ] , „ b ę d ą mieli u b r a n i e przykrojone z o g n i a " [sura 22 (17, 1 9 ) ] , „a głowy ich p o l e w a n e b ę d ą wrzącą wodą, k t ó r a roztopi ich w n ę t r z n o ś c i i skórę" [sura 22 ( 2 0 ) ] . Żydzi i chrześcijanie w obliczu fizycznego zagrożenia i obelg kierowanych pod ich a d r e s e m mają p r a w o i obowiązek zbadać wiarygodność Koranu jako źródła Bożego objawienia. Ten krótki wypis k o n k r e t n y c h u s t ę p ó w z Koranu jest o d p o w i e d z i ą na twierdzenia m u z u ł m a n ó w i innych, że Koran nie n a m a w i a do przemocy, dżi had „zawsze oznacza w e w n ę t r z n ą walkę, aby być d o b r y m m u z u ł m a n i n e m " , „nigdy nie oznacza zbrojnego lub m i l i t a r n e g o działania", a p i e r w o t n y islam był „tolerancyjnym" s y s t e m e m wierzeń. W 1950 roku, d ł u g o p r z e d późniejszym z a i n t e r e s o w a n i e m na n o w o fundamentalistycznym islamem, u z n a n y n a u k o w i e c pisał: „Istnieje dzisiaj teza 0 całkowicie apologetycznym charakterze, w e d ł u g której islam rozprzestrze nia się tylko za p o m o c ą perswazji i innych pokojowych środków, a d ż i h a d u z a s a d n i o n y jest jedynie w przypadkach «obrony w ł a s n e j * lub «wsparcia na leżnego b e z b r o n n e m u sojusznikowi lub bratu». Teza ta nie bierze p o d u w a g ę wcześniejszej doktryny ani tradycji historycznej, jak r ó w n i e ż t e k s t ó w Koranu 1 sunny, na których bazie z o s t a ł o to s f o r m u ł o w a n e , lecz pozostając wciąż w granicach ścisłej ortodoksji, bierze p o d u w a g ę tylko te w c z e s n e teksty, które m ó w i ą coś p r z e c i w n e g o " . Pierwotne pojęcie dżihadu „ D ż a h a d a " , korzeń słowa „ d ż i h a d " , pojawia się w Koranie 40 razy w r ó ż n o rakich formach gramatycznych. Oprócz sur 6 (109), 16 (40), 24 (53) oraz 35 (42) wszystkie i n n e użycia są wariacjami trzeciej formy czasownika, tzn. „dżihada", co w e d ł u g Koranu i późniejszego m u z u ł m a ń s k i e g o r o z u m i e n i a znaczyło i znaczy: „walczył, wojował lub toczył wojnę przeciwko niewierzą cym i im p o d o b n y m " . Ponieważ w pierwszej formie s ł o w o „ d ż a h a d a " m o ż e znaczyć po p r o s t u „mozolić się, u s i ł o w a ć " , znajdujemy t e n e u f e m i z m prawie we wszystkich edycjach Koranu przeznaczonych dla n i e m u z u ł m a n ó w jako t ł u m a c z e n i e trze ciej formy czasownika. ŚNIEG 2 0 0 4 229 Apologeci twierdzą, że dżihad w Koranie p i e r w o t n i e o d n o s i się do „du chowej ascezy" a nie do militaryzmu. Czytelnikom nie znającym arabskiego jako t ł u m a c z e n i e podaje się „ u s i ł o w a ć " lub „borykać się" albo i n n e n e u t r a l n e słowa. Każdy, n a w e t pobieżnie znający arabski, ś w i a d o m jest d w u z n a c z n o ś c i , z jaką spotyka się, próbując p r z e t ł u m a c z y ć wiele słów lub fraz. J a c ą u e s G o lius ( 1 5 9 6 - 1 6 6 7 ) , francuski orientalista, stwierdził, że b a r d z o często „ t r z e b a być j a s n o w i d z e m lub p r o r o k i e m przy t ł u m a c z e n i u t e k s t u " . Słynny w e r s 78 sury 22 wzywający m u z u ł m a n ó w : „Bądźcie gorliwi w walce za sprawę Boga gorliwością na jaką On zasługuje", jest zwykle i n t e r p r e t o w a n y w sensie du chowym. N a w e t Edward Lane o d n o t o w u j e opinię naukowców, że „ d ż a h a d a " w trzeciej formie dotyczy ogólnej walki przeciwko „obiektowi dezaprobaty", charakteryzując t e n „ o b i e k t " trojako: po pierwsze jako w i d o c z n e g o wroga, po drugie jako diabła i po trzecie jako siebie s a m e g o . Dżihad w kontekście M a m y m o ż l i w o ś ć przyjrzenia się, jak współcześni Mahometowi rozumieli tę trzecią formę. Sura 9 (81) m ó w i o m u z u ł m a n a c h , którzy o d m ó w i l i Ma h o m e t o w i wzięcia udziału w zbrojnej ekspedycji do Tabuku, blisko granicy t e r y t o r i u m Gazy - dzisiaj leżącego w p o łudniowej Syrii i Jordanii - co z a o w o c o w a ł o s ł y n n y m t r a k t a t e m pokojowym z chrześcijańskim w o d z e m Ailah (al-'Aqaba) w dziewiątym roku hidżry. M u z u ł m a ń s c y symulanci byli skrytykowani przez M a h o m e t a za uchylanie się od „zmagania się s w o i m majątkiem i swoimi d u s z a m i na d r o d z e Boga". Według sury 9 (81) ci, których „ p o z o s t a w i o n o w ich m i e s z k a n i a c h " , wymawiali się o k r o p n y m u p a ł e m p r z e d pójściem na wyprawę. Do nich Bóg kieruje w Koranie ostrzeżenie, że „ogień G e h e n n y jest o wiele bardziej go rący". Oczywiste jest, że to, przed czym bronili się ci m u z u ł m a n i e , nie było jedynie „ d u c h o w y m z m a g a n i e m się na d r o d z e Boga". O d m ó w i l i ryzykowania 230 FRONDA 34 życia w zbrojnej wyprawie. „ J u d ż a h i d u " znaczy - i t a k j e s t r o z u m i a n e p r z e z znających język arabski - że sprzeciwili się „ p r o w a d z e n i u w o j n y " d l a Allaha. Poniżej p r e z e n t u j e m y m a ł y w y b ó r f r a g m e n t ó w K o r a n u mających związek z p r z e m o c ą i wojną. Wybór sur Koranu 1. Przeciwko „ L u d o m Księgi" - Ż y d o m i chrześcijanom Zwalczajcie tych, którzy n i e w i e r z ą w Boga i w D z i e ń O s t a t n i , którzy n i e zakazują tego, co zakazał Bóg i Jego Posłaniec, i n i e poddają się religii p r a w d y - s p o ś r ó d tych, k t ó r y m z o s t a ł a d a n a Księga d o p ó k i oni n i e zapłacą d a n i n y w ł a s n ą r ę k ą i nie z o s t a n ą u p o k o r z e n i , [sura 9 (29)] Żydzi powiedzieli: „Uzajr jest s y n e m Boga". A chrześcijanie powiedzieli: „Mesjasz jest s y n e m Boga". Takie są s ł o w a w y p o w i e d z i a n e ich u s t a m i . O n i naśladują s ł o w a tych, którzy p r z e d t e m nie wierzyli. N i e c h zwalczy ich Bóg! Jakże o n i są p r z e w r o t n i ! [sura 9 (30)] 2. Przeciwko niewierzącym O wy, którzy wierzycie! Zwalczajcie tych spośród niewiernych, którzy są blisko w a s . N i e c h się spotkają z w a s z ą surowością, [sura 9 (123)] ŚNIEG 2 0 0 4 231 Zaprawdę, gorsi od zwierząt u Boga są ci, którzy odrzucili wiarę i nie wierzą, [sura 8 ( 5 5 ) ] Bałwochwalcy... Oni są najgorsi ze stworzeń! [sura 98 ( 6 ) ] O wy, którzy wierzycie! N i e bierzcie sobie za opiekunów niewiernych zamiast wiernych! [sura 4 ( 1 3 3 ) ] O wy, którzy wierzycie! N i e bierzcie sobie bliskich przyjaciół spoza waszego grona, [sura 3 ( 1 1 8 ) ] Walcz więc na drodze Boga! [...] I zachęcaj wierzących! [sura 4 ( 8 4 ) ] [...] oni walczą na drodze Boga, i zabijają, i są zabijani, [sura 9 ( 1 1 1 ) ] Kiedy więc spotkacie tych, którzy nie wierzą, to uderzcie ich m i e c z e m po szyi; a kiedy ich całkiem rozbijecie, to m o c n o zaciśnijcie na nich pęta. A p o t e m albo ich ułaskawicie, albo żądajcie okupu, [sura 47 ( 4 ) ] O proroku! Pobudzaj wiernych do walki! [sura 8 ( 6 5 ) ] Nie jest odpowiednie dla Proroka, aby brał jeńców, dopóki on nie dokona całkowitego podboju ziemi, [sura 8 ( 6 7 ) ] 232 FRONDA 34 A kiedy miną święte miesiące, wtedy zabijajcie bałwochwalców, tam, gdzie ich znajdziecie; chwytajcie ich, oblegajcie i przygotowujcie dla nich wszelkie zasadzki! [sura 9 ( 5 ) ] Ci, którzy wierzą, walczą na drodze Boga, a ci, którzy nie wierzą, walczą na drodze Saguta (fałszywego boga - przyp. tłum.) [sura 4 ( 7 6 ) ] [...] ci, którzy z zapałem walczą na drodze Boga swoimi dobrami i swoim życiem, [sura 4 ( 9 5 ) ] Zapłatą dla tych, którzy zwalczają Boga i Jego Posłańca i starają się szerzyć zepsucie na ziemi, będzie tylko to, iż będą oni zabici lub ukrzyżowani albo też obetnie im się rękę i nogę naprzemianległe, albo też zostaną wypędzeni z kraju, [sura 5 ( 3 3 ) ] 2 Proroku! Walcz przeciwko niewiernym 1 przeciwko obłudnikom i bądź dla nich surowy! Ich miejscem schronienia będzie Gehenna. Jakże nieszczęsne to miejsce przybycia! [sura 9 (73), patrz także: sura 66 ( 9 ) ] [..'.] ci, którzy [...] zmagali się w walce s w o i m majątkiem i swoimi duszami, [sura 9 ( 8 8 ) ] IIEG 2 0 0 4 233 Przygotował dla nich Bóg Ogrody, gdzie w dole płyną strumyki; oni tam będą przebywać na wieki, [sura 9 ( 8 9 ) ] Jak działał Mahomet Co Mahomet i jemu podobni rozumieli przez te sury, można wywnioskować ze sposobu jego działania zapisanego przez jego biografów. W latach poprzedzają cych jego przybycie do Yathrebu, dzisiaj znanego bardziej pod nazwą Medyna, prorok zawarł przymierze z dwoma plemionami Aws i Yazraj (znanymi póź niejszym pokoleniom muzułmanów jako „pomocnicy" - „al-Ansar", ponieważ umożliwili zajęcie Mekki i Kaby), Arabami Qahtani z Jemenu. Byli to tradycyjni wrogowie, zajadle nienawidzący plemienia Kurajszytów, do którego należał Mahomet, a które pochodziło z Hijaz w północnej Arabii. Kurajszyci znani byli jako Maaddyci, Kaisyci lub Mudaryci od imion swych przodków. Przez następne stulecia waśń między tymi dwoma plemionami „zaleje krwią Hiszpanię, Sycylię, pustynię Atlasu i brzegi Gangesu". Walka między tymi tradycyjnymi beduińskimi wrogami decydowała nie tylko o losie podbijanych ludów, lecz również całego Zachodu, który stał na drodze is lamskiego natarcia, kiedy muzułmanie zamierzali opanować Francję i całą zachod nią Europę w VIII stuleciu. Ich marzenie o stworzeniu islamskiej osi od Hiszpanii, przez Europę, do Konstantynopola i dalej do Damaszku zostało zniweczone przez tę samą odwieczną walkę, która dała wcześniej islamowi jego początkowy impet. Kiedy jemeńskie plemiona powitały Mahometa, wpadły po uszy. Szejk plemienia Aws - Abu '1-Hayytham bin Tayyehan zapytał Mahometa, co by zrobił, jeśli musiałby wybierać między swoimi krewnymi z Mekki a sojuszni- 234 FRONDA 34 kami w Yathrebie. Prorok u ś m i e c h n ą ł się i o d r z e k ł : „Krew, krew; zniszczenie, zniszczenie! Ja j e s t e m z wami, a wy jesteście ze m n ą " . Mahomet - pan szabli M a h o m e t przeniósł się do Medyny w wieku 53 lat. Nowa, groźniejsza i bar dziej bezwzględna osobowość prawie natychmiast wyłoniła się z prorockiej poczwarki. Stosunkowo łagodny człowiek, który spędził 13 lat, starając się p o zyskać krewnych i sąsiadów dla swojej nowej religii, zmienił się w nieprzebaczającego wojownika zdeterminowanego, aby pokonać swoje plemię i poniżyć tych, którzy z niego kpili. Zachowanie proroka, r z e k o m o a p r o b o w a n e przez Boga, zadało kłam islamskiej „ m a n t r z e " - „Bóg Miłosierny i Litościwy". Sura 47 (37) (medyneńska) m ó w i : „Nie słabnijcie więc i wzywajcie do p o koju, kiedy jesteście górą. Bóg jest z w a m i . On nie zniweczy waszych d z i e ł " . Sura 22 (40) ( m e d y n e ń s k a ) sankcjonuje użycie siły: „Wolno walczyć tym, którzy doznali krzywdy [...], by im udzielić p o m o c y ! " . Sura 2 (212) ( m e d y n e ń s k a ) : „Walka jest w a m p r z e z n a c z o n a " . Sury m e k k a ń s k i e nie mają odniesienia do świętej wojny. Z drugiej s t r o n y sury m e d y n e ń s k i e są tak p e ł n e w e r s ó w na t e n t e m a t , że ów obowiązek wyda je się podkreślany w nich najbardziej. Aby usprawiedliwić wojnę przeciwko mieszkańcom Mekki, jego własnego plemienia, w imię Allaha, M a h o m e t wyjaśnia, co oznacza dla niego „skrzywdzo ny". Sura 22 (41) brzmi następująco: „Tym, którzy zostali wypędzeni bezprawnie ze swoich domostw, jedynie za to, iż powiedzieli: «Pan nasz - to Bóg!»". Pierwotnie, w okresie m e k k a ń s k i m , Żydzi i chrześcijanie byli p o s t r z e g a n i specjalnie - i jako strażnicy P i s m a - t r a k t o w a n i przyjaźnie. Nagle j e d n a k czy tamy: „Zwalczajcie tych, którzy nie wierzą w Boga i w D z i e ń O s t a t n i , którzy nie zakazują tego, co zakazał Bóg i Jego Posłaniec, i nie poddają się religii prawdy - spośród tych, k t ó r y m z o s t a ł a d a n a Księga - d o p ó k i oni nie zapłacą daniny w ł a s n ą ręką i nie z o s t a n ą u p o k o r z e n i " [sura 9 ( 2 9 ) ] . Ibn C h a l d u n w XVI wieku, w swojej próbie z r o z u m i e n i a nieislamskich społeczności, w których religia i polityka są rozdzielone, stwierdza, że Żydzi i chrześcijanie z t r u d n o ś c i ą rozumieją n a t u r ę islamu, p o n i e w a ż w ich reli giach, w przeciwieństwie do islamu, nie ma boskiego n a k a z u używania siły w celu p o d p o r z ą d k o w a n i a sobie innych ludzi. ŚNIEG 2 0 0 4 23 5 Koran również sankcjonował p r y w a t n e życie M a h o m e t a . Mógł on posia dać więcej niż cztery żony - czyli m a k s y m a l n ą liczbę d o z w o l o n ą dla wiernych. Mógł również poślubić swoje najbliższe k r e w n e , k t ó r e wywędrowały z n i m do Medyny. Mógł wziąć za ż o n ę bez zapłaty czy p o s a g u ani obecności świadka każdą m u z u ł m a n k ę , k t ó r a mu się oddała. Był zwolniony z obowiązku prze strzegania równych p r a w w s t o s u n k u do wszystkich żon. Kiedy z a i n t e r e s o w a ł się jakąś kobietą, każdy inny k o n k u r e n t m u s i a ł się wycofać. Po jego śmierci żaden inny mężczyzna nie mógł poślubić w d ó w po n i m . O s t a t n i e 10 lat życia M a h o m e t a w Medynie to przekształcanie islamu z niewyraźnego e k s p e r y m e n t u społecznego z z a b a r w i e n i e m religijnym w w o jowniczą i zastraszającą siłę, której ekspansja zależała od ł u p ó w z najazdów i d o c h o d ó w z podatków. Na rozkaz M a h o m e t a więźniowie byli zabijani, m i a ł y miejsce zabójstwa polityczne. Po bitwie pod Badr M a h o m e t nie wiedział, co zrobić z w i ę ź n i a m i schwy tanymi przez m u z u ł m a n ó w . O m a r poradził, aby ich zabić, bo to zastraszy ple m i o n a i zwiększy siłę m i l i t a r n ą islamu. O d p o w i e d ź znajduje się w 68 w e r s i e sury 8: „Nie jest o d p o w i e d n i e dla Proroka, aby brał jeńców, dopóki on nie d o k o n a całkowitego podboju z i e m i " . D w o m a j e ń c a m i wziętymi p o d Badr są O q b a bin Abi M u ' a i t i a n - N a d r b i n al-Hareth. M a h o m e t zapamiętał, jak byli w r o g o do niego nastawieni, i rozka zał ich ściąć. N a d r został złapany przez al-Meqdada bin 'Amra, który chciał okupu. M a h o m e t p r z y p o m n i a ł m u , co N a d r powiedział [w surze 8 ( 3 1 ) ] , i głowa tego o s t a t n i e g o spadła. P o t e m O q b a został p r z y p r o w a d z o n y p r z e d proroka, a A s e m bin T h a b e t dostał rozkaz ścięcia go. „ C o stanie się z m o i m i dziećmi" - płakał Oqba. Prorok odrzekł: „Ogień piekielny". Kiedy Mekka została zdobyta, u c h w a l o n o ogólną a m n e s t i ę z sześcioma wyjątkami. J e d n y m z tych „wyjątków", który stracił życie, był Abdullah bin 236 FRONDA 3 4 Sa'd bin Abi Sarh. Był on j e d n y m z pisarzy z a t r u d n i o n y c h do spisy wania objawień r z e k o m o otrzymywanych przez M a h o m e t a . W wielu wypadkach za zgodą p r o r o k a zmieniał słowa wersów. Na przykład kiedy p r o r o k powiedział: „Bóg jest silny i m ą d r y " (aziz, h a k i m ) , Abdullah zasugerował z m i a n ę słowa „aziz" na „alim", tak aby w e r s wyglądał „wiedzący i m ą d r y " . Widząc te zmiany, Abdullah odrzucił islam, bo stwierdził, że jeśli wersy rzeczywiście pochodziłyby od Boga, pisarz taki jak on nie mógłby ich zmieniać. Na szczęście był on przybranym b r a t e m U t m a n a i t e n ostatni po zdobyciu Mekki przez M a h o m e t a ubłagał proroka, aby mu wybaczył, co M a h o m e t zrobił, choć n i e c h ę t n i e . Później tłumaczył się z tego s w o i m towarzyszom: „Oczekiwałem, że k t ó ryś z was w s t a n i e i zetnie mu g ł o w ę " . W t e d y j e d e n z m u z u ł m a n ó w spytał: „Dlaczego nie dałeś mi znaku, o p o s ł a ń c u Boży?". M a h o m e t „odpowiedział, że p r o r o k nie zabija przez pokazywanie". M a h o m e t osobiście brał udział w 27 najazdach m i ę d z y przybyciem do Mekki a swoją śmiercią. Życiorys Posłańca [Rasul] Allaha nazywa się Maghazi, tzn. „Kampanie w o j e n n e " , G h a z w a s zaś - czyli „Wojenne najazdy" M a h o m e t a - tworzą najważniejszą część jego biografii. O s t a n i e słowa M a h o m e t a p r z e d śmiercią brzmiały: „ N i e m o g ą istnieć dwie religie na Półwyspie A r a b s k i m " . Islam dziś O s t a t n i e studia n a d d o k u m e n t e m z 1981 r o k u p t . Uniwersalna Islamska Deklara cja Praw Człowieka pokazały, iż jego m u z u ł m a ń s c y a u t o r z y nie podzielają tezy, że w krajach islamskich zasada równości jest ł a m a n a w wypadku p r a w kobiet czy mniejszości religijnych. Wolność z g r o m a d z e ń jest z a g w a r a n t o w a n a tylko, jeśli dotyczy rozprzestrzeniania się islamu. Ponieważ oczekuje się zamążpójścia od wszystkich kobiet, p r a w a kobiet n i e z a m ę ż n y c h nie są w ogóle b r a n e pod uwagę. W prawie islamskim nie ma w ogóle alimentów. Chociaż Koran przewiduje karę po śmierci za apostazję, m u z u ł m a ń s k a tradycja w p r o w a d z a karę śmierci, poczynając od Ibn Abbasa, kuzyna M a h o m e t a , który powoływał się na zarządzenia tego o s t a t n i e g o brzmiące: „Zabij tego, k t o z m i e n i a religię" oraz „zetnij go". ŚNIEG 2 0 0 4 2 3 7 — „Historyczne świadectwo wieków, w których p r a w o islamskie było oficjal n y m s t a n d a r d e m , wskazuje, że praktycznie nie istniały działające skutecznie gwarancje praw człowieka" - pisze A n n Elizabeth Mayer w pracy Islam i prawa człowieka. Sury wybrane z Koranu i kilka w y d a r z e ń z życia M a h o m e t a , po tym jak uciekł do Medyny, są jedynie w i e r z c h o ł k i e m góry lodowej (lub k o ń c e m m i e c z a ) . J e s t ich po p r o s t u za dużo, by m o ż n a je wszystkie wymienić. Koran jest u w a ż a n y za s ł o w o Boga, nie M a h o m e t a . Jednak, jak zauważyli to współcześni M a h o m e t o w i i jak my p o w i n n i ś m y zauważyć, Bóg w Koranie wciąż zmienia zdanie lub się p o w t a r z a . „Bóg" odpowiedział na t a k ą krytykę w surze 2 (106): „Kiedy z n o s i m y jakiś z n a k albo skazujemy go na z a p o m n i e nie, przynosimy lepszy od niego lub j e m u podobny. Czyż ty nie wiesz, że Bóg jest n a d każdą rzeczą w s z e c h w ł a d n y ? ! " . Ale w ł a ś n i e Bóg z tego p o w o d u , że jest Bogiem, nie ujawniałby wersu, aby n a s t ę p n i e odwoływać go albo znaleźć lepszy l u b podobny. W XIX stuleciu badacz Richard B u r t o n zauważył, że sura 2 (189) b r z m i : „«mudżahedinom», którzy p r o w a d z ą tę [świętą] wojnę, zabrania się agresyw nego działania". Wers odczytany przez niego jako „nie działajcie agresywnie" jest często t ł u m a c z o n y jako „nie atakujcie ich pierwsi", „nie przekraczajcie granic", „nie grzeszcie, atakując ich pierwsi", „nie gwałćcie g r a n i c " oraz „nie wszczynajcie wrogości", żeby zacytować tylko kilka przekładów. Wśród tych wersji te, k t ó r e m ó w i ą o „ n i e a t a k o w a n i u jako pierwsi", inter pretują tekst, a nie t ł u m a c z ą go. R d z e ń arabskiego słowa we właściwej formie znaczy d o s ł o w n i e „działać niesprawiedliwie lub agresywnie" albo „przekra czać akceptowalne granice". Kompletny fragment, k t ó r e g o często używa się jako d o w o d u , że w e d ł u g Koranu m u z u ł m a n i e m o g ą walczyć jedynie, kiedy k t o ś zaatakuje ich z p o w o du wiary, b r z m i następująco: „Zwalczajcie na d r o d z e Boga tych, którzy w a s zwalczają, lecz nie działajcie niesprawiedliwie. Z a p r a w d ę ; Bóg nie miłuje niesprawiedliwych!". Rozwiązanie zagadki tkwi w a r a b s k i m słowie, oznaczającym „którzy w a s zwalczają". Kontekst wskazuje na akcję wojskową, j e d n a k M a h o m e t r o z u m i a ł to szerzej niż tylko jako wojskową ofensywę. „Posłaniec - pisze jego biograf Ibn Ishaq - p o i n s t r u o w a ł swoich d o w ó d ców, kiedy wchodzili do Mekki, aby walczyli tylko z tymi, którzy stawiają o p ó r [sic!], oprócz kilku, którzy musieli zostać zabici, n a w e t jeśli skryliby się za zasłoną Kaby". J e d n y m z nich była Sara, wyzwolona niewolnica, k t ó r a znieważyła M a h o m e t a w Mekce. Z o s t a ł a zabita przez jeźdźca na jednej z uliczek Mekki. N a s t ę p n y m , który znieważył p r o r o k a w Mekce, był al-Huwairith b i n N u ą a i d h bin W a h b bin 'Abd bin Qusayy H e w a s , zabity przez Alego. Abdullah bin al-Khattal posiadał dwie niewolnice o i m i o n a c h Fartana i Qariba, które śpiewały satyryczne piosenki o p r o r o k u . Z o s t a ł zabity wraz z j e d n ą z nich. D r u g a uciekła, a p r o r o k uwolnił ją, kiedy go o to p o p r o s i ł a . ŚNIEG 2 0 0 4 239 N i e u c h r o n n y m w n i o s k i e m jest to, że krytyka, satyra czy kpienie z p r o r o k a było i n t e r p r e t o w a n e jako wojna przeciwko n i e m u . Metaforyczne r o z u m i e n i e sury 2 (189) jest oczywiście możliwe. I takie r o z u m i e n i e jest p o w t a r z a n e . J e d n a k M a h o m e t , jeśli wierzyć Ibn Ishaąowi, i n t e r p r e t o w a ł w e r s „zwalczajcie tych, którzy w a s zwalczają" jako „zwalczajcie tych, którzy stawiają w a m opór, kiedy ich atakujecie". Autorstwo Koranu Istniejące d o w o d y wskazują na to, że Koran jest s ł o w e m M a h o m e t a , a nie s ł o w e m Boga. Politeistami, bałwochwalcami, przeciwko k t ó r y m walczy Koran, byli chrześcijanie, Żydzi oraz p l e m i o n a pogańskie, k t ó r e odrzuciły roszczenia M a h o m e t a do bycia p r o r o k i e m . Hipokryci to mieszkańcy Mekki, którzy drwili i znieważali go. Zsyłane mu objawienia o d p o w i a d a ł y na pytania, k t ó r e pod suwała otaczająca go rzeczywistość. N a w e t s t o s u n k i p r o r o k a z ż o n a m i i jego m a ł ż e ń s k i e zaniedbania były r z e k o m o p r z e d m i o t e m boskiego zainteresowa nia. Z o s t a ł a n a w e t zesłana sura, aby zapewnić M a h o m e t o w i spokój p r z e d ludźmi przychodzącymi do jego d o m u bez zaproszenia, jedzącymi u n i e g o przez długie okresy i uprzykrzającymi się przez z a d a w a n i e pytań. Bóg p o s z e d ł n a w e t tak daleko, że zapewnił M a h o m e t o w i p o d a r k i od tych, którzy szukali jego rady. W ocenie m u z u ł m a ń s k i e g o pisarza: „Poza 30-letnim o k r e s e m misji p r o r o ka w Mekce historia islamu jest p o z a wszelką wątpliwość z a p i s e m p r z e m o c y i zdobywania władzy. D o p ó k i żył prorok, siła u ż y w a n a była do rozprzestrze niania i narzucania i s l a m u " . Sąd t e n p o w t a r z a Mała Encyklopedia Islamu: D ż i h a d - święta wojna. Roz przestrzenianie islamu za p o m o c ą oręża jest o g ó l n y m o b o w i ą z k i e m m u z u ł m a n i n a . Obowiązek nie wszedł do tradycji jako szósta rukn czy p o d s t a w o w y obowiązek, lecz jest postrzegany jako taki przez p o t o m k ó w Charidżis. Ź r ó d ł e m zachęcania do p r z e m o c y i zdobywania w ł a d z y jest Koran, które go piękny język i elegancka forma uwolniły t e r r o r w o b e c n i e w i n n y c h pokoleń n i e m u z u ł m a n ó w , a także wobec m u z u ł m a n ó w , którzy musieli sprostać wy m a g a n i o m swoich bardziej p u r y t a ń s k i c h współwyznawców. Przywództwo M a h o m e t a d e m o n s t r u j e jego r o z u m i e n i e p r z e s ł a n i a Kora n u . Jeśli to r o z u m i e n i e jest p r a w i d ł o w e , w t e d y wszystkie p r ó b y u d o w o d n i e 240 FRONDA 3 4 nia przez islamskich apologetów, że islam w swej istocie jest religią tolerancji i pokoju, spalają na p a n e w c e w konfrontacji z s u r a m i m e d y n e ń s k i m i czy b e z s p o r n y m i faktami z życia p r o r o k a i dalszej historii islamu. Jeśli jego r o z u m i e n i e było fałszywe, nie był on p r o r o k i e m , a m u z u ł m a n i e mają p r o b l e m z p o g o d z e n i e m r z e k o m o boskiego p o c h o d z e n i a Koranu z jego niezliczonymi b ł ę d a m i , sprzecznościami, a n a c h r o n i z m a m i i w i e l o m a i n n y m i defektami. Tym, którzy twierdzą, że n a t u r a d ż i h a d u i m i l i t a r n e cele i s l a m u są n i e r o z u m i a n e przez n i e m u z u ł m a n ó w , o d p o w i a d a m y s ł o w a m i M a h o m e t a , których używał wobec swoich przeciwników w Mekce: udowodnijcie, że się mylę, „jeśli zależy w a m na p r a w d z i e " . PAUL STENHOUSE TŁUMACZYŁ: HUBERT CZAPLICKI Cytaty z Koranu wg tłumaczenia Józefa Bielawskiego, PIW, Warszawa 1 9 8 6 Dla Żydów z plemienia Banu Kurajza nie było litości. Na rozkaz Mahometa wszystkim dorostym mężczyznom ścięto głowy na medyneńskim targu, kobiety i dzieci sprzedano w niewolę, a majątki zabitych rozdzielono pomiędzy muzułmanów. CHRYSTUS I MAHOMET: Przebaczenie STEPHAN i zemsta OLSCHOVSKY Kiedy chrześcijanie oskarżają m u z u ł m a n ó w o s t o s o w a n i e przemocy, ci ostat ni nie pozostają d ł u ż n i i wymieniają d ł u g ą listę agresji, jakich w ciągu w i e k ó w dopuścili się wyznawcy Chrystusa. Jest prawdą, że z a r ó w n o jedni, jak i d r u dzy wielokrotnie w historii przelewali krew. P r o b l e m e m k l u c z o w y m wydaje się j e d n a k pytanie, czy robili to w zgodzie z w y z n a w a n ą przez siebie religią, czy też w b r e w niej. Wielce pouczające będzie więc p o r ó w n a n i e poczynań o b u postaci, od których religie te biorą swój początek - C h r y s t u s a i M a h o m e t a . 242 FRONDA 3 4 Jezus i przemoc Ani w źródłach biblijnych, ani pozaewangelicznych nie m a m y ani j e d n e g o d o w o d u na używanie i a p r o b o w a n i e przez J e z u s a przemocy. J e d y n y m wyjąt kiem jest scena, gdy - używając bicza - wypędził ze świątyni jerozolimskiej handlujących kupców. J e d n a k ż e n a w e t w tym m o m e n c i e relacja nie w s p o m i na, aby uderzył kogokolwiek: „Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurów, powypędzał wszystkich ze świątyni, także b a r a n k i i woły, porozrzucał m o n e t y bankierów, a stoły powywracał" Q 2, 15). Wielokrotnie w swoich wypowiedziach C h r y s t u s sprzeciwiał się n a t o m i a s t sięganiu po gwałt i agresję. Podczas Kazania na Górze powiedział: „Słyszeliście, że powiedziano p r z o d k o m : Nie zabijaj!; a k t o by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja w a m powiadam: Każdy, k t o się gniewa na swego brata, podlega sądowi" (Mt 5, 2 1 - 2 2 ) . Jezus rozszerzył więc interpretację piątego przykazania Dekalogu i za niedopuszczalne uznał nie tylko zabicie drugiego człowieka, lecz nawet chowanie na niego gniewu w sercu. Kiedy rozgniewani apostołowie Jakub i Jan chcieli ukarać gromem z nieba pewne samarytańskie mia sto, które ich nie przyjęło, Jezus im zabronił (por. Łk 9, 51-55). W przypowieści o chwaście (por. Mt 13, 24-30) wyraźnie sprzeciwił się zabijaniu niewiernych, pozostawiając sąd nad nimi Bogu. Przesłanie Chrystusa było przesłaniem miłości - i to miłości bezwarunkowej, skierowanej nie tylko do przyjaciół, lecz również do wrogów: „Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nie przyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja w a m powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują" (Mt 5, 4 3 - 4 4 ) . Jezus czyni wręcz miłość nieprzyjaciół znakiem rozpoznawczym chrześcijan. Nakazem staje się b o w i e m p o d o b i e ń s t w o do Boga, który kocha grzeszników. ŚNIEG 2 0 0 4 243 Za s ł o w a m i C h r y s t u s a szły także czyny. N a u c z a n i e Kościoła, od czasów apostolskich, z niezwykłą m o c ą podkreślało, że d o b r o w o l n a ofiara J e z u s a za krzyżu dokonała się w intencji zbawienia wszystkich ludzi, nie wyłączając najnikczemniejszych grzeszników. Jeszcze na krzyżu C h r y s t u s m o d l i ł się za swoich oprawców, czyli za tych, którzy wyrządzili Mu najwięcej zła: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 2 3 , 3 4 ) . Mahomet i agresja Wizja Boga, który kocha grzeszników, różni się d i a m e t r a l n i e od w y o b r a ż e n i a Boga w islamie. Koran m ó w i przecież wyraźnie: „Bóg nie kocha ludzi nie sprawiedliwych" (sura 3). Święta księga m u z u ł m a n ó w p e ł n a jest zresztą na woływań i zachęt do używania siły i s t o s o w a n i a przemocy. N a k ł a n i a ł do t e g o często s a m M a h o m e t - i nie był bynajmniej gołosłowny: za jego s ł o w a m i szły czyny. At-Tabari wymienia aż 27 wielkich najazdów zbrojnych d o k o n a n y c h przez pierwszych m u z u ł m a n ó w n a rozkaz Proroka. Charakterystyczne jest zwłaszcza p o r ó w n a n i e rozwoju chrześcijaństwa oraz islamu w swoich wczesnych fazach. W o b y d w u wypadkach rozwój dokonywał się dzięki rozlewowi krwi. O ile j e d n a k chrześcijanie przelewali w ł a s n ą krew na arenach cyrków i stadionów, o tyle m u z u ł m a n i e przelewali krew cudzą podczas licznych najazdów i podbojów. R o z p r z e s t r z e n i a n i e się chrystianizmu w pierwszych czterech wiekach d o k o n y w a ł o się d r o g ą p o k o jową, a wyznawcy C h r y s t u s a podlegali w ó w c z a s częstym p r z e ś l a d o w a n i o m , stąd z n a n e p o w i e d z e n i e Tertuliana, że „ k r e w m ę c z e n n i k ó w jest p o s i e w e m chrześcijaństwa". Islam z kolei w pierwszych swych stuleciach rozszerzał się drogą ekspansji zbrojnych, k t ó r e rozpoczął s a m M a h o m e t , a k o n t y n u o w a l i jego następcy. Pierwszy raz k r e w została p r z e l a n a w styczniu 6 2 4 roku. Na rozkaz M a h o m e t a jego ludzie w Nachyli złupili m e k k a ń s k ą karawanę, zabijając jed nego z eskortujących ją kupców. Ponieważ działo się to w miesiącu radżab, który dla A r a b ó w był świętym o k r e s e m i w k t ó r y m nie m o ż n a było dokony wać zabójstw - w ś r ó d arabskich m e d y n e ń c z y k ó w z a p a n o w a ł o w z b u r z e n i e . Sam M a h o m e t nie tknął zdobytych ł u p ó w - aż do czasu, kiedy s t o s o w n e ob jawienie oznajmiło m u , że przelewanie krwi w ś w i ę t y m miesiącu jest uspra wiedliwione p o w a g ą grzechów p o p e ł n i o n y c h przez mekkańczyków. 244 FRONDA 34 N i e d ł u g o p o t e m , podczas pierwszej większej bitwy z m e k k a ń c z y k a m i pod Badr, kiedy wahały się losy potyczki, M a h o m e t , by zmobilizować swoich żołnierzy, w p e w n y m m o m e n c i e rzucił w kierunku w r o g ó w nie tylko garść ka mieni, lecz również klątwę: „Niech złe oko p a d n i e na te t w a r z e ! " . N a s t ę p n i e zaś obiecał s w o i m ludziom, że każdy, kto tego dnia zostanie zabity w potyczce, n a t y c h m i a s t wejdzie do Raju. O b i e t n i c a ta tak zmobilizo wała jego wojowników, że od tej chwili szala zwycięstwa przechyliła się na s t r o n ę m u z u ł manów. Po bitwie Mahomet rozkazał zgładzić dwóch jeńców, którzy jeszcze w Mekce pod ważali jego boskie posłannictwo, zadając mu niewygodne pytania. W samej Medynie z kolei misja p r o r o k a k w e s t i o n o w a n a była przez poetkę A s m ę Bint Marwan, k t ó r a czę sto z niego drwiła. Po powrocie z pola bitwy pozycja M a h o m e t a w z r o s ł a na tyle, że mógł rozpocząć rozprawę z przeciwnikami, których do tej pory m u s i a ł tolerować. Wystarczyło, że powiedział s w o i m ludziom: „Czy nikt nie uwolni m n i e od córki M a r w a n a ? " , a j e d e n z jego towarzyszy, Umajr Ibn Adi, zakradł się nocą do Asmy i przebił ją w czasie snu mieczem. Kiedy zabójca doniósł o tym M a h o m e t o w i , usłyszał z u s t Proroka pochwałę. Nic więc dziwnego, że m u z u ł m a ń s c y kronikarze zabójstwo d o k o n a n e przez Umajra nazywają „przedsięwzięciem" M a h o m e t a . Miesiąc później w podobnych okolicznościach, podczas snu, zabity został stuletni p o e t a Abu Afak. Tym razem rolę egzekutora wziął na siebie inny towarzysz M a h o m e t a - Salim Ibn Umajr. Kolejnego p o e t ę podważającego misję p r o r o k a zabić było t r u d n i e j . Kab Ibn al-Aszraf miał się b o w i e m na baczności. Zwolennicy M a h o m e t a u k n u l i w o b e c tego p o d s t ę p n y plan: przedstawili się al-Aszrafowi jako spiskowcy przeciwko Prorokowi i pewnej nocy wywiedli go na o d l u d n e miejsce. Towarzyszył im sam M a h o m e t , który udzielił im n a w e t swojego błogosławieństwa, wyrażając ŚNIEG 2 0 0 4 2 45 zgodę na użycie k ł a m s t w a i o s z u s t w a . Kab został zabity, a jego g ł o w a r z u c o n a p o d nogi Proroka. M a h o m e t usprawiedliwił nie tylko o s z u s t w o , lecz t a k ż e b l u ź n i e r s t w o . Stało się to przy okazji kolejnego zabójstwa - t y m r a z e m Sufjana Ibn Chalida, w o d z a p l e m i e n i a Banu Lihjan. Prorok wysłał do niego niejakiego Abd Allaha Ibn Unajsa, żeby t e n w k r a d ł się w łaski lihjanickiego wodza, udając w r o g a M a h o m e t a . Pozwolił mu złorzeczyć w najgorszych słowach przeciwko sobie, byle u d a ł o się pozyskać przychylność Sufjana. Kiedy to nastąpiło, Abd Allah Ibn Unajs obciął głowę śpiącemu Sufjanowi, z k t ó r y m n o c o w a ł w j e d n y m namiocie. Opowieści o M a h o m e c i e wspominają, że ofiary n i e były przypadkowe, lecz s t a r a n n i e wybierane przez Proroka. Zazwyczaj należeli do nich ci, którzy negowali jego p o s ł a n n i c t w o , a zwłaszcza ci, którzy robili to, drwiąc z nie go i wyśmiewając go. Taki koniec spotkał m.in. starego Ż y d a Abu Rafiego. Stanowi to wyraźny k o n t r a s t z p o s t ę p o w a n i e m J e z u s a w o b e c Jego osobistych przeciwników. Eksterminacja Żydów Kiedy M a h o m e t po ucieczce z Mekki w roku 622 p r z e p r o w a d z i ł się do Medyny, w mieście t y m mieszkały trzy p l e m i o n a żydowskie wraz z prozelitami p o c h o d z e n i a arabskiego - Banu Kurajza, Banu a n - N a d i r i Banu Kajnuka. Zwolennicy M a h o m e t a zawarli z miejscowymi Ż y d a m i tzw. u m o w ę medyneńską, której tekst zachował się do d n i a dzisiejszego. W d o k u m e n c i e t y m n a p i s a n o , że „Żydzi t w o r z ą j e d n ą w s p ó l n o t ę z w i e r n y m i (czyli w y z n a w c a m i Allaha - przyp. S.O.)". Był to właściwie akt przymierza, głoszący o b o p ó l n ą przyjaźń i nakazujący w z a j e m n ą p o m o c . Co ciekawe, do w s p ó l n o t y tej wcielo n o n a w e t m e d y n e ń s k i c h pogan. Był to okres, kiedy M a h o m e t skupiał wokół siebie jedynie garstkę sym patyków, podczas gdy żydowskie p l e m i o n a miały pozycję na tyle m o c n ą , by wywierać dominujący wpływ na życie publiczne w Medynie. Z czasem j e d n a k sytuacja się z m i e n i ł a i na skutek kolejnych zwycięstw pozycja P r o r o k a w m i e ście wzrosła. Pierwszymi p r z e z n a c z o n y m i do rozprawy okazali się przedstawiciele najsłabszego żydowskiego p l e m i e n i a Banu Kajnuka. Jako p r e t e k s t p o s ł u ż y ł a 246 FRONDA 34 sprzeczka na targu, podczas której j e d e n z ludzi Proroka zabił Ż y d a wyśmie wającego m u z u ł m a n k ę . Incydent spowodował oblężenie twierdzy Banu Kajnuka przez wyznawców Allaha. Po d w ó c h tygodniach Żydzi p o s t a n o w i l i się poddać, M a h o m e t zaś chciał ich wszystkich w y m o r d o w a ć . Przeszkodziła mu w tym jedynie zdecydowana p o s t a w a j e d n e g o z m e d y n e ń s k i c h wodzów, Abd Allaha Ibn Ubajja, który schwycił m o c n o M a h o m e t a i zagroził m u : „Chcesz wybić ich w pień w ciągu j e d n e g o p o r a n k a ? Na Boga, o b a w i a ł b y m się, że sytuacja m o ż e nagle się z m i e n i ć " . Ponieważ Abd Allah był p o t ę ż n ą figurą w Medynie, M a h o m e t nie zaryzykował zatargu z n i m i d a r o w a ł Ż y d o m życie. Zostali j e d n a k wygnani z m i a s t a i z m u s z e n i do p o z o s t a w i e n i a swojego majątku. Kolejnym p l e m i e n i e m żydowskim, przeciwko k t ó r e m u skierował się M a h o m e t , było Banu an-Nadir. Otrzymali oni u l t i m a t u m , by opuścić M e d y n ę w ciągu 10 dni. Kiedy nie posłuchali i zabarykadowali się w swojej twierdzy, m u z u ł m a n i e zaczęli wycinać p a l m y w żydowskiej oazie. Był to czyn, który wzburzył wszystkich, ponieważ niepisany kodeks wojenny A r a b ó w zabraniał wycinania palm. M a h o m e t miał j e d n a k objawienie, k t ó r e p o t w i e r d z a ł o , że jego poczynania są zgodne z wolą Boga. Żydzi z Banu a n - N a d i r skapitulowali więc i udali się na wygnanie. Jako o s t a t n i e p o z o s t a ł o p l e m i ę Banu Kurajza. C z u ł o się o n o w Medynie o s a m o t n i o n e , podczas gdy M a h o m e t , który wyrósł na s a m o d z i e l n e g o hege m o n a w mieście, nie m u s i a ł się j u ż liczyć z ż a d n ą opozycją. Po raz kolejny doszło do oblężenia i kapitulacji Żydów. Tym r a z e m nie było j e d n a k litości. Wszystkim d o r o s ł y m m ę ż c z y z n o m ścięto głowy na m e d y n e ń s k i m targu, ko biety i dzieci s p r z e d a n o w niewolę, a majątki zabitych r o z d z i e l o n o p o m i ę d z y muzułmanów. M a h o m e t pozbył się wszystkich Ż y d ó w z Medyny, j e d n a k wygnańcy z p l e m i o n Banu Kajnuka i Banu an-Nadir, którzy znaleźli się w Chajbarze, nadal stanowili dla Proroka potencjalne zagrożenie. Wysłał więc do nich swój oddział, który nakłonił żydowskiego w o d z a Usajra Ibn Razima, by w r a z z 30 swoimi ludźmi u d a ł się do Mekki na negocjacje z s a m y m M a h o m e t e m . Żydzi nigdy j e d n a k nie dotarli na miejsce, gdyż po d r o d z e zostali przez towarzyszą cych im m u z u ł m a n ó w w y m o r d o w a n i . Na wieść o tym u r a d o w a n y M a h o m e t oświadczył: „To Bóg wybawił n a s od gnębicieli". Historia u m o w y m e d y n e ń s k i e j i jej z ł a m a n i a jest do dziś o b e c n a w świa domości historycznej Żydów. Twierdzą oni, że skoro p o s t ę p o w a n i e M a h o m e t a jest dla m u z u ł m a n ó w w z o r e m do naśladowania, p o d o b n a rzecz m o ż e się p o wtórzyć w przyszłości. Podejrzenia takie nie są b e z z a s a d n e - w 1993 roku Jaser Arafat podpisał w O s l o p o r o z u m i e n i e pokojowe, w k t ó r y m Organizacja Wyzwolenia Palestyny wyrzekła się oficjalnie planu likwidacji Izraela; wkrótce p o t e m j e d n a k w tajnym p r z e m ó w i e n i u do p o ł u d n i o w o a f r y k a ń s k i c h m u z u ł m a n ó w Arafat p o r ó w n a ł p o r o z u m i e n i e z O s l o do u m o w y z M e d y n y i oświadczył, że będzie o n o r e s p e k t o w a n e tylko do m o m e n t u , kiedy u k ł a d sił zmieni się na korzyść Palestyńczyków. W p o d o b n y m d u c h u wypowiadał się inny lider OWP, Faisal al-Husseini, również stawiając za w z ó r p o s t ę p o w a n i e M a h o m e t a z Żydami. Gandhi i muzułmanie Podsumowując, m o ż n a powiedzieć, że chrześcijanin, k t ó r y albo s a m zabija, albo popiera zabójstwo, sprzeniewierza się swojej religii, gdyż zaprzecza za r ó w n o s ł o w o m , jak i c z y n o m C h r y s t u s a . Tego s a m e g o nie m o ż n a powiedzieć n a t o m i a s t o wyznawcy islamu. M a h o m e t nie tylko zachęcał do używania przemocy i zabijania wrogów, lecz r ó w n i e ż osobiście inspirował działania FRONDA 3 4 zbrojne i brał w działaniach tych udział. Usprawiedliwiał przy t y m okłamy wanie, o s z u k i w a n i e i złorzeczenie Prorokowi. Współczesnym p o t w i e r d z e n i e m n i e m o ż n o ś c i oddzielenia p r z e m o c y o d islamu m o ż e być p o r ó w n a n i e z i n n e g o kręgu k u l t u r o w e g o . W latach 30. XX wieku największą organizacją sprzeciwiającą się p a n o w a n i u Brytyjczyków na s u b k o n t y n e n c i e indyjskim był Kongres Indyjski. Większość jego człon ków stanowili h i n d u s i , ale nie wykluczali o n i ze swego g r o n a m u z u ł m a n ó w . Stojący na czele Kongresu M a h a t m a G a n d h i s t a n o w c z o sprzeciwiał się j e d n a k używaniu p r z e m o c y w działalności politycznej. Wyznawcy Allaha stanęli więc przed d y l e m a t e m . Sam G a n d h i powiedział im, że ich wybór nie m o ż e zaprzeczać ich własnej tożsamości i być sprzeczny z zasadami religijnymi is lamu. Upierał się zarazem przy tym, by w Kongresie obowiązywała zasada non violence. W rezultacie m u z u ł m a n i e w brytyjskiej kolonii odrzucili możliwość przystąpienia do Kongresu. Pakistański historyk W a h i d u z - Z a m a n twierdził, że było to s p o w o d o w a n e faktem, iż zasada działania bez użycia p r z e m o c y jest całkowicie obca tradycji islamskiej. M u z u ł m a n i e doszli do wniosku, że być w i e r n y m z a ł o ż e n i o m Kongresu - czyli wyrzec się p r z e m o c y - oznacza być nie w i e r n y m w o b e c własnej religii. Efektem takiego r o z e z n a n i a było p o w o ł a n i e drugiej wielkiej - obok Kongresu Indyjskiego - organizacji opozycyjnej w o b e c Brytyjczyków, czyli Ligi M u z u ł m a ń s k i e j . Rozdźwięk t e n z c z a s e m powiększał się i doprowadził do wojny postkolonialnej m i ę d z y h i n d u s a m i i m u z u ł m a n a mi, a w konsekwencji do w y o d r ę b n i e n i a się wrogich sobie Indii i Pakistanu. STEPHAN OLSCHOVSKY TŁUMACZYŁ: NORBERT JANKOWSKI Koran się myli, kiedy w surze 4 (171-173) czyni z Ma ryi jedną z trzech osób Trójcy Świętej. Gdyby to rzeczy wiście było słowo objawione przez Boga, nie zawiera łoby tak niedorzecznych pomyłek. Nie powiem, kim był anioł światłości ROZMOWA Z H A Y R E T T I N E M X. Jesteś Turkiem, k o n w e r t y t ą z islamu na c h r z e ś c i j a ń s t w o . K i e d y po raz pierwszy zetknąłeś się z religią, k t ó r ą dzisiaj w y z n a j e s z ? Po raz pierwszy u s ł y s z a ł e m o Jezusie z u p e ł n i e p r z y p a d k o w o w audycji r a d i o wej. To była audycja ewangelicka. Zaciekawiła m n i e ta p o s t a ć i n a p i s a ł e m list do redakcji. Przysłali mi N o w y T e s t a m e n t . Później przyjechali do Turcji mi sjonarze z Niemiec. Zaprosili m n i e do swojej wspólnoty. S p o t k a ł e m się t a m 250 FRONDA 3 4 z niezwykle s e r d e c z n y m przyjęciem i p e ł n ą akceptacją. Z r o z u m i a ł e m , że to jest moje miejsce. Z a c z ą ł e m d o k ł a d n i e s t u d i o w a ć Ewangelie. U c z e s t n i c z y ł e m w życiu wspólnoty, ale w środku wciąż n u r t o w a ł y m n i e wątpliwości: czy Je zus C h r y s t u s był rzeczywiście Synem Bożym? To p y t a n i e p o z o s t a w a ł o j e d n a k bez odpowiedzi. Musiały d o p i e r o przyjść p r z e ś l a d o w a n i a , by J e z u s p r z e k o n a ł m n i e , że jest rzeczywiście S y n e m Boga. Jakie prześladowania? Pewnej nocy rozległo się p u k a n i e do drzwi. W n a s z y m m i e s z k a n i u zjawili się policjanci, którzy aresztowali m n i e za p r o p a g a n d ę chrześcijańską. Z o s t a ł e m zatrzymany r a z e m z t r z e m a i n n y m i o s o b a m i z naszej wspólnoty. To był dla m n i e t r u d n y czas. N i e chciałbym się n a d t y m zbyt d ł u g o rozwodzić, ale b y ł e m wówczas bity, dręczony psychicznie i oskarżany p r z e z strażników, że sprzeda ł e m ojczystą religię. Cela m i a ł a m e t r na dwa, była c i e m n a i z i m n a . Trzeciego dnia p r z y p o m n i a ł e m sobie p e w i e n w e r s z Biblii, a k o n k r e t n i e z Apokalipsy św. Jana: „Przestań się lękać tego, co będziesz cierpiał. O t o diabeł ma nie których spośród w a s wtrącić do więzienia, abyście p r ó b i e zostali p o d d a n i , a znosić będziecie ucisk przez dziesięć d n i . Bądź w i e r n y aż do śmierci, a d a m ci wieniec życia". W t y m m o m e n c i e n i e tyle wieniec był dla m n i e ważny, ile owych 10 dni. Przyjąłem w t e d y S ł o w o Boże całym s e r c e m . Moje życie od d a ł e m całkowicie J e z u s o w i . P r z e s t a ł e m m i e ć wątpliwości, ż e C h r y s t u s jest Synem Bożym. Po s i e d m i u dniach, t a k jak m ó w i ł o P i s m o , z o s t a ł e m z w o l n i o ny. Moja wiara się przez to w z m o c n i ł a . Dziś dziękuję Bogu za czas więzienia i p r z e ś l a d o w a ń . Dzięki n i e m u szybciej dojrzałem d u c h o w o . Po wyjściu z wię zienia w 1988 roku przyjąłem w Turcji chrzest. D w a lata później wyjechałem do N i e m i e c i j e s t e m teraz ewangelickim m i s j o n a r z e m , głoszącym C h r y s t u s a ludności tureckojęzycznej. Byłeś p r z e d t e m p r a k t y k u j ą c y m m u z u ł m a n i n e m ? U r o d z i ł e m się i żyłem w m a ł y m m i a s t e c z k u w zachodniej Turcji. Wtedy, 40 lat t e m u , było to b a r d z o religijne m i a s t e c z k o . C z y t a ł e m Koran, r e c y t o w a ł e m s u r y W meczecie k ł a d z i o n o zawsze d u ż y nacisk na praktyki religijne. W m ł o dości u t r a c i ł e m j e d n a k wiarę. Z a w s z e w i d z i a ł e m w o k ó ł siebie sprzeczności: ŚNIEG 2 0 0 4 2 51 w rodzinie, w szkole. Ludzie modlili się, ale żyli inaczej, niż wierzyli. N i e zwróciłem się j e d n a k ku a t e i z m o w i . P o s z u k i w a ł e m Boga. Siedziałeś w w i ę z i e n i u tylko 10 dni? Zostaliśmy oskarżeni o p r o p a g a n d ę religijną, a w kraju t a k rygorystycznie laickim jak Turcja z a b r o n i o n e jest p r o w a d z e n i e misji nie tylko chrześcijań skich, lecz jakichkolwiek. W n a s z y m wypadku p r o p a g a n d a religijna o z n a c z a ł a wręczanie l u d z i o m b r o s z u r i książek chrześcijańskich. Z o s t a l i ś m y skazani za to na trzy miesiące w zawieszeniu i grzywnę. Ilu m u z u ł m a n ó w w Turcji poszło drogą p o d o b n ą do t w o j e j ? W różnych miejscach w Turcji działa o b e c n i e o k o ł o 40 g m i n ewangelickich. Łącznie skupiają o n e około d w ó c h tys. byłych m u z u ł m a n ó w , którzy przeszli na chrześcijaństwo. Do t e g o należy d o d a ć jeszcze p o n a d tysiąc Turków na wróconych już w E u r o p i e Zachodniej, g ł ó w n i e w N i e m c z e c h . Czy Bóg Biblii i Bóg K o r a n u to t e n s a m Bóg? Co oznacza s ł o w o Allah? Arabski jest językiem s e m i c k i m . Arabskie s ł o w o Allah jest s p o k r e w n i o n e z hebrajskim E l o h i m i a r a m e j s k i m Aloha. Te trzy języki semicki mają j e d n o ź r ó d ł o . W a r a b s k i m nie ma i n n e g o s ł o w a niż Allah na określenie Boga. Koran o d r z u c a j e d n a k zdecydowanie Trójcę Świętą, syno s t w o Boże J e z u s a oraz Jego boskość. Tak więc t o , co jest najważniejsze w obja wieniu chrześcijańskim, w N o w y m Testamencie, przez islam jest o d r z u c a n e . Istnieje oczywiście wiele innych różnic, ale te są najważniejsze. N i e m o ż e być tak, że Bóg m ó w i w Biblii j e d n o , a w Koranie coś z u p e ł n i e i n n e g o . Albo Biblia jest prawdziwa, a Koran fałszywy, albo na o d w r ó t . D l a t e g o Bóg Biblii i Bóg Koranu to nie t e n s a m Bóg. To charakterystyczne, że w ś r ó d 99 i m i o n Boga w Koranie nie ma określenia Ojciec. M u z u ł m a n i e pytają: bo k t o w t e d y byłby matką? Tak więc Allah n i e p o t r z e b u j e dzieci. W religii islamskiej nie ma relacji synowsko-ojcowskich, jest s t o s u n e k p o d d a ń s t w a . N i e ma też tego, co jest powiedziane w Biblii, że Bóg jest Miłością. A j u ż z u p e ł n y m n i e p r a w d o p o d o b i e ń s t w e m jest, że Allah m ó g ł b y kochać grzeszników. Allah k o c h a tylko 252 FRONDA 34 tych, którzy kochają jego. Chociaż s ł o w o m i ł o ś ć nie jest tu na miejscu - przy najmniej miłość w sensie agape - raczej należałoby m ó w i ć o p e w n e j sympatii, tolerancji, wyrozumiałości. Czy przemoc j e s t na t r w a ł e w p i s a n a w religię m u z u ł m a ń s k ą ? I s l a m f u n d a mentalistyczny i islam liberalny m a j ą w tej k w e s t i i różne z d a n i a . N i e istnieje islam fundamentalistyczny i islam liberalny. M o g ą być tylko m u z u ł m a n i e fundamentalistyczni l u b liberalni. Koran pozostaje n a t o m i a s t niezmienny. P r z e m o c zaś jest jego i n t e g r a l n ą częścią. M o ż n a oczywiście róż nie i n t e r p r e t o w a ć w e r s e t y Koranu, ale są takie sury, k t ó r e n i e pozostawiają żadnych wątpliwości - o n e zagrzewają do walki. Z n a m wiele s u r Koranu, które wzywają do u ś m i e r c a n i a „ n i e w i e r n y c h " . Poza ś w i a t e m i s l a m u niewielu j e d n a k wie, że tymi, których m o ż n a p o t r a k t o w a ć jako niewiernych, m o g ą być także chrześcijanie i Żydzi. Sura 5 (72) m ó w i wyraźnie, że niewierzący to ci, którzy uznają Jezusa za Boga. N a s t ę p n y w e r s - s u r a 5 (73) - dodaje również, że niewierzący to ci, którzy uznają Trójcę Świętą. To prawda, że Żydzi i chrześ cijanie są w islamie nazywani „ l u d ź m i księgi", ale w p o r ó w n a n i u z p o g a n a m i jest to dla nich okoliczność obciążająca, mieli oni b o w i e m sfałszować Stary i N o w y T e s t a m e n t . Sura 9 m ó w i wyraźnie, że to ludzie przeklęci przez Boga. Czy terroryści islamscy m a j ą rację, p o w o ł u j ą c się na s w o j ą religię? Świat m u z u ł m a ń s k i jest w tej sprawie podzielony. J e d n i m ó w i ą na przykład, że zamachowcy z 11 w r z e ś n i a 2 0 0 1 roku byli p r a w o w i e r n y m i w y z n a w c a m i islamu, d r u d z y z kolei twierdzą, że sprzeniewierzyli się oni swojej religii. N i e chcę tutaj niczego rozstrzygać, chciałbym tylko p o d d a ć p o d r o z w a g ę d w a cytaty z Koranu: Sura 9 (111): Zaprawdę, Bóg kupił u wiernych ich dusze i ich majątki, w zamian za co otrzymają Ogród. Oni walczą na drodze Boga i zabijają, i są zabijani, ŚNIEG 2 0 0 4 253 zgodnie z Jego prawdziwą obietnicą w Torze, Ewangelii i w Koranie. A kto wierniej wypełnia swoje przymierze aniżeli Bóg? Cieszcie się więc z handlu, jaki z N i m zrobiliście. Sura 3 ( 1 5 7 - 1 5 8 ) : Z pewnością, jeśli zostaniecie zabici na drodze Boga albo jeśli umrzecie... - to przecież przebaczenie od Boga i miłosierdzie lepsze jest od tego, co oni gromadzą! I na pewno, jeśli pomrzecie albo jeśli zostaniecie zabici to ku Bogu zostaniecie zabrani! Myślę, że na p o d s t a w i e tych d w ó c h f r a g m e n t ó w m o ż n a wyrobić sobie s a m e mu opinię, czy M o h a m e d Atta i jego towarzysze mieli p r a w o u w a ż a ć się za prawowiernych m u z u ł m a n ó w . T w o j a rodzina w Turcji w większości p o z o s t a ł a m u z u ł m a ń s k a . . . Jedynym r a t u n k i e m dla człowieka jest zbawienie p r z y n i e s i o n e p r z e z J e z u s a Chrystusa. Dotyczy t o t a k ż e m u z u ł m a n ó w . D l a t e g o m u s i m y i m głosić E w a n gelię. N i e m a m y i n n e g o wyjścia. W Koranie r ó w n i e ż znajduje się wiele p r a w d cząstkowych, ale m u s i m y tę księgę odrzucić, dlatego że nie m o ż e m y jej u z n a ć za Słowo Boże. Koran się myli, k i e d y w s u r z e 4 (171-173) czyni z Maryi j e d n ą z trzech o s ó b Trójcy Świętej. Gdyby to rzeczywiście było s ł o w o objawione przez Boga, nie zawierałoby tak niedorzecznych p o m y ł e k . Ze j e d n a k m u z u ł m a n i e nie wiedzą, co to jest Trójca Święta, to nie ich wina. Tak n a p r a w d ę jest t o nasza wina, b o t o m y p o w i n n i ś m y i m t e kwestie wyjaśniać, t o m y p o w i n niśmy im pokazywać, na czym polega chrześcijaństwo. 254 FRONDA 34 M ó w i s z , że K o r a n nie j e s t s ł o w e m o b j a w i o n y m p r z e z Boga. K t o w t a k i m razie o b j a w i ł się M a h o m e t o w i ? Czy K o r a n r z e c z y w i ś c i e z o s t a ł m u p o d y k t o w a n y przez A r c h a n i o ł a Gabriela? M a m na t e n t e m a t swoje zdanie, ale nie ujawnię go i nie p o w i e m , k i m był - m o i m z d a n i e m - ów anioł światłości, k t ó r y objawił się M a h o m e t o w i . J u ż i t a k za p o r z u c e n i e islamu grozi mi kara śmierci u byłych w s p ó ł w y z n a w c ó w . Takie stwierdzenie m o g ł o b y m n i e j e d n a k narazić na zbyt d u ż e niebezpieczeń stwo, n a w e t jeśli nie ujawniam teraz swojego nazwiska. Dziękuję z a r o z m o w ę . ROZMAWIAŁ: STEPHAN OLSCHOVSKY ZACŁĘBIE RUHRY, MARZEC 2003 Bardzo charakterystyczne jest to, że największą obelgą dla jakiegokolwiek tureckiego polityka jest oskarżenie go o posiadanie armeńskich korzeni (ostatnio takie „osz czerstwo" dotknęło byłego premiera Mesuta Ylmazina oraz Devleta Bahcelego - przywódcę tureckiej partii na cjonalistycznej. Ten ostatni zlecił badania genealogiczne swojej rodziny, które potwierdziły 100-procentową tureckość Bahcelego. SZTUKA ZAPOMI NANIA GRZEGORZ KUCHARCZYK Wyobraźmy sobie Niemcy po II wojnie światowej, po dokonanym na p o lecenie niemieckiego rządu ludobójstwie Żydów, i sytuację, w której kolejne niemieckie gabinety, większość niemieckich uczonych nie tylko neguje fakt popełnionego przez Berlin ludobójstwa, lecz również czyni wszystko (stosując na przykład szykany i utrudnienia wobec rodzimych i zagranicznych uczonych zajmujących się tą problematyką z innego niż oficjalny p u n k t u widzenia i oskar256 FRONDA 34 żają ich z tego powodu o „wrogość wobec niemieckości"), by prawda o n i m nie była upowszechniana w Niemczech i poza ich granicami. Trudno sobie coś takiego wyobrazić. Jednak w wypadku Turcji ciągle wypierającej się ludobójstwa popełnionego na Ormianach (począwszy od 1915 roku) to nie są wyobrażenia. To s m u t n a rzeczywistość wspieranego przez Republikę Turecką negacjonizmu 1 . We w r z e ś n i u 1994 roku, t u r e c k a p r e m i e r Tansu Ciller (pierwsza kobieta w historii Turcji na t y m stanowisku, na Z a c h o d z i e p o s t r z e g a n a z t e g o p o w o d u jako z w i a s t u n otwarcia się tureckiej polityki na z a c h o d n i e s t a n d a r d y ) , od nosząc się do ciągle pojawiających się (przede w s z y s t k i m w poszczególnych krajach zachodnich, a także w takich europejskich instytucjach, jak Parla m e n t Europejski) apeli kierowanych do rządu w Ankarze, by t e n oficjalnie przyznał, że w latach 1 9 1 5 - 1 9 1 6 roku O r m i a n i e stali się w Turcji (jeszcze wówczas sułtańskiej) ofiarą zorganizowanej i systematycznie p r z e p r o w a dzonej polityki ludobójstwa, oświadczyła: „ N a s z e s t a n o w i s k o jest b a r d z o jasne. Czymś oczywistym jest dzisiaj, że o r m i a ń s k i e żądania są p o z b a w i o n e p o d s t a w i z ł u d n e w świetle historycznych faktów. O r m i a n i e nie byli p o d d a n i ludobójstwu w ż a d e n s p o s ó b " . Sankcjami w prawdę historyczną Słowa tureckiej pani p r e m i e r to kontynuacja oficjalnego s t a n o w i s k a Ankary, które t r w a od początku założenia Republiki Tureckiej przez Atatiirka. Takie stanowisko, dodajmy, jest p o d t r z y m y w a n e do d n i a dzisiejszego. 14 k w i e t n i a 2 0 0 3 roku tureckie m i n i s t e r s t w o edukacji r o z e s ł a ł o okólnik do d y r e k t o r ó w szkół p o d s t a w o w y c h i średnich, w k t ó r y m zachęca się do tego, by u c z n i o w i e uczeni byli zaprzeczania eksterminacji O r m i a n (również G r e k ó w oraz syryj skich chrześcijan). D o k u m e n t t e n poleca d y r e k t o r o m szkół o r g a n i z o w a n i e konferencji, „świadectw", mających przekonywać uczniów, że Turcja na p o czątku XX wieku nie dopuściła się ludobójstwa. Uczniowie mają być p o n a d t o zachęcani do pisania w y p r a c o w a ń na t e m a t : „Walka przeciw o s k a r ż e n i o m o p o p e ł n i e n i e ludobójstwa" 2 . Kolejnym tureckim rządom „fakty historyczne" każą przejść do porządku dzien nego nad tym, że począwszy od 1915 roku zniknęło z grona żywych ok. 1,5 min Ormian; każą zamykać oczy na to, co widziało szereg obserwatorów (dyplomatów, wojskowych, inżynierów, misjonarzy) zarówno z krajów neutralnych, jak i z tych, ŚNIEG 2 0 0 4 257 które w okresie I wojny światowej byiy największymi sojusznikami Turcji (Niemcy). Dla znakomitej więk szość tureckich polityków (nie tylko z law rządowych, lecz także zasiadających w tureckim parlamencie) widziane przez zagranicznych obserwatorów tysiące ciał zamordowanych O r m i a n w Eufracie to zwykła „translokacja ludności" z przygranicznych obszarów dotkniętych działaniami wojennymi. Podobnie ko lumny (nie tylko zaobserwowane, ale i fotografowane przez przybyszów z Zachodu) wycieńczonych starców, kobiet i dzieci ormiańskich (mężczyzn wcześniej wy mordowano) pędzone na syryjskie pustynie przez tureckich i kurdyjskich żandar m ó w to nic innego jak „rutynowe przemieszczanie ludności". Nic dziwnego więc, że w tej sytuacji każde n a d c h o d z ą c e z z e w n ą t r z wezwanie pod a d r e s e m Republiki Tureckiej, by u z n a ł a p r a w d ę o ludobój stwie d o k o n a n y m na O r m i a n a c h przez rząd m ł o d o t u r e c k i , jest przyjmowa ne przez Ankarę z d u ż ą n e r w o w o ś c i ą i i n t e r p r e t o w a n e jako akt wrogości wobec p a ń s t w a tureckiego. D o ś ć w s p o m n i e ć , że w o d p o w i e d z i na u z n a n i e przez francuskie Z g r o m a d z e n i e N a r o d o w e faktu ludobójstwa O r m i a n przez Turków w ł a d z e w Ankarze a n u l o w a ł y w 2 0 0 1 roku w a r t e miliony d o l a r ó w kontrakty na dostawy francuskiego uzbrojenia dla armii tureckiej. P o d o b n y m i sankcjami w ł a d z e tureckie zagroziły w 2 0 0 4 roku Kanadzie, gdy p a r l a m e n t tego kraju poszedł w ślady swoich francuskich kolegów. Rząd turecki określił kanadyjskich d e p u t o w a n y c h , którzy podjęli s t o s o w n ą u c h w a ł ę w k w i e t n i u 2004 roku, m i a n e m „ograniczonych" i w specjalnym oświadczeniu ostrzegł kanadyjskich parlamentarzystów, że to oni „ p o n i o s ą o d p o w i e d z i a l n o ś ć za jakiekolwiek n e g a t y w n e konsekwencje, jakie ta decyzja będzie m i a ł a " 3 . Niekiedy pogróżki przybierały bardziej drastyczną formę. Gdy w paździer niku 2 0 0 0 roku a m e r y k a ń s k a Izba R e p r e z e n t a n t ó w d e b a t o w a ł a n a d rezolucją uznającą fakt p o p e ł n i e n i a przez Turków ludobójstwa, z n a n a już n a m Tansu Ciller (w 2 0 0 0 roku j e d n a z czołowych postaci tureckiej opozycji) jako „ ś r o dek o d w e t o w y " z a r e k o m e n d o w a ł a deportację z Turcji 30 tys. O r m i a n , którzy mieli przebywać t a m bez p o s i a d a n i a tureckiego obywatelstwa (ekspremier najwyraźniej zdawała sobie sprawę, że grożenie USA sankcjami e k o n o m i c z nymi byłoby czymś g r o t e s k o w y m ) . 258 FRONDA 34 J e d n a k s t o s o w a n a przez tureckie rządy polityka z a s t r a s z a n i a i grożenia sankcjami nie jest skuteczna. Kolejne kraje uznają p r a w d ę o ludobójstwie Or mian. W o s t a t n i c h latach, oprócz w s p o m n i a n e j j u ż Francji i Kanady, uczyniły to także Szwajcaria, Urugwaj i Argentyna. Co ciekawe, z m i a n a s t a n o w i s k a w kwestii „polityki h i s t o r y c z n e j " zarysowuje się także w Izraelu, k t ó r e g o politycy - jak d o t ą d - unikali j e d n o z n a c z n y c h deklaracji uznających p r a w d ę o ludobójczej polityce, której ofiarą padli na początku XX wieku O r m i a n i e . 24 kwietnia 2 0 0 0 roku, w d n i u upamiętniającym 85. rocznicę początku ludobójstwa O r m i a n , izraelski m i n i s t e r edukacji Yossi Sarid na uroczystości poświęconej t e m u w y d a r z e n i u w J e r o z o l i m i e zwrócił się do słuchających go przedstawicieli ormiańskiej społeczności: „Przez wiele lat, przez zbyt wiele lat byliście sami podczas w a s z e g o D n i a Pamięci. Zdaję sobie sprawę ze spe cjalnego znaczenia, jakie ma moja o b e c n o ś ć wraz z i n n y m i Izraelczykami tutaj w dniu dzisiejszym. Być m o ż e dzisiaj, po raz pierwszy, nie jesteście o s a m o t nieni... J e s t e m tutaj z Wami jako człowiek, jako Żyd, Izraelczyk i jako m i n i s t e r edukacji p a ń s t w a Izrael" 4 . Minister Sarid obiecał p o n a d t o , że informacje o p i e r w s z y m ludobójstwie XX wieku, którego ofiarami byli O r m i a n i e , z o s t a n ą w ł ą c z o n e do p r o g r a m u nauczania w izraelskich szkołach ś r e d n i c h 5 - co jak d o t ą d było b l o k o w a n e przez izraelskie MSZ, obawiające się p o g o r s z e n i a s t o s u n k ó w z Turcją (jest o n a jedynym m u z u ł m a ń s k i m p a ń s t w e m , z k t ó r y m Izrael zawarł sojuszniczy pakt militarny). „Degeneraci" i „zdrajcy", czyli jak można zelżyć tureckość W samej Turcji głoszenie prawdy o ludobójstwie O r m i a n nie tylko jest za kazane, ale spotyka się z całą g a m ą represji. 10 października 1980 roku na lotnisku w S t a m b u l e został a r e s z t o w a n y 26-letni d u c h o w n y o r m i a ń s k i , Hayk Manwel Yerkatian 6 . W areszcie przesiedział trzy lata (podczas b r u t a l n e g o śledztwa był t o r t u r o w a n y - w y r w a n o mu paznokcie u rąk i s t ó p ) . W m a r c u 1983 roku został skazany na 14 lat więzienia i d o d a t k o w e 4 lata „wewnętrz nego zesłania". „Materiałem obciążającym" okazała się znaleziona przy n i m na lotnisku autobiografia o r m i a ń s k i e g o księdza Schikahera, k t ó r a zawierała m.in. opis ludobójstwa z 1915 roku. W 1986 r o k u Yerkatian został zwolnio ny z więzienia z p o w o d u złego s t a n u zdrowia, ale nie zrehabilitowany. Fakt ŚNIEG 2 0 0 4 2 59 pozostaje faktem. Sześć lat w t u r e c k i m więzieniu za p o s i a d a n i a książki w s p o minającej ludobójstwo p o p e ł n i o n e niegdyś przez Turków. Gdy w październiku 2 0 0 0 roku w związku z toczącą się w a m e r y k a ń s k i m Kongresie d e b a t ą nad u z n a n i e m ludobójstwa O r m i a n w ł a d z e tureckie zwra cały się do poszczególnych przedstawicieli chrześcijańskich w s p ó l n o t religij nych w Turcji o „ d o b r o w o l n e " deklaracje, k t ó r e odcinać się miały od „bezpod stawnych o s k a r ż e ń " formułowanych p o d a d r e s e m Ankary przez niektórych amerykańskich kongresmenów, ks. J u s u f A k b u l u t z syryjsko-prawosławnej wspólnoty z Diarbekir o d m ó w i ł . Nie tylko o d m ó w i ł , ale w udzielanych wy wiadach stwierdzał wprost, że ofiarami ludobójstwa byli nie tylko O r m i a n i e , lecz i syryjscy chrześcijanie. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. 4 października 2000 roku na łamach poczytnej tureckiej gazety „Hiirriyet" ukazał się artykuł o ks. Akbulucie pod wymownym tytułem Zdrajca między nami. Dwa tygodnie później wszczęto proces przeciw syryjskiemu duchownemu „o podżeganie ludności do nienawiści i wrogości z powodu odrębności kla sowej, rasowej i religijnej" (par. 312 tureckiego kodeksu karnego). Osta tecznie 5 kwietnia 2001 roku postę powanie umorzono. Sąd stwierdził m.in, że „skoro w regionie nie ma już Ormian i Syryjczyków prawosławne go wyznania [na skutek ludobójstwa właśnie - G.K.], nie może być podżegania do międzyetnicznej nienawiści". Jak zauważa Tessa Hofmann, niemiecka badaczka zajmująca się dziejami (także tymi najnowszymi) Ormian w Turcji, „nie było to uniewinnienie, lecz raczej sofistyczne rozumowanie" 7 . Również w październiku 2 0 0 0 roku represje spadły na Akina Birdala, byłe go przewodniczącego działającej w Turcji Organizacji Praw Człowieka. Birdal (etniczny Turek) podczas p o b y t u w N i e m c z e c h stwierdził, że „wszyscy wie dzą, co uczyniono O r m i a n o m , i Turcja m u s i za to p r z e p r o s i ć " . Turecka proku r a t u r a niemal n a t y c h m i a s t wszczęła śledztwo przeciw Birdalowi o „publiczne lżenie tureckości" (par. 159 tureckiego kodeksu k a r n e g o ) . P r o k u r a t o r d o m a g a się sześciu lat pozbawienia wolności. 260 FRONDA 3 4 Cztery wyroki skazujące na p o z b a w i e n i e wolności były u d z i a ł e m Ayse N u r Zarakolu (zm. w 2 0 0 2 r o k u ) , której „winą" jako właścicielki w y d a w n i c t w a było publikowanie książek przedstawiających p r a w d ę o ludobójstwie O r m i a n (wedle tureckich władz: „lżyły t u r e c k o ś ć " ) . W ś r ó d zakazanych książek były opublikowane w oficynie p a n i Zarakolu tureckie edycje książek Y. T e r n o n a i V. D a d r i a n a ( o d p o w i e d n i o Francuza i A m e r y k a n i n a o o r m i a ń s k i c h korze niach), k t ó r e m ó w i ł y o ludobójstwie roku 1915. 20 kwietnia 2 0 0 1 roku w europejskim w y d a n i u znanej j u ż n a m tureckiej gazety „Hiirriyet" ukazał się artykuł p o d t y t u ł e m Zdegenerowany Turek. „De g e n e r a t e m " okazał się mieszkający w N i e m c z e c h Turek, Ali E r t e m , p r z e w o d niczący działającego we Frankfurcie n a d M e n e m Towarzystwa Przeciwników Ludobójstwa. Organizacja ta zwróciła się w listopadzie 1999 r o k u do t u r e ckiego p a r l a m e n t u z petycją p o d p i s a n ą przez ok. 10 tys. Turków, by tureccy parlamentarzyści uznali fakt ludobójstwa O r m i a n . W k w i e t n i u 2 0 0 1 r o k u Er t e m zorganizował w g m a c h u niemieckiego Reichstagu w Berlinie konferencję p r a s o w ą na t e n t e m a t , podczas której, jak czytamy w „Hiirriyet", „wymioto wał swoją nienawiść do Turcji" (czytaj: d o m a g a ł się u z n a n i a przez A n k a r ę faktu ludobójstwa O r m i a n ) 8 . Poczytny turecki dziennik zdaje się zresztą specjalizować w t r o p i e n i u „ t u reckich d e g e n e r a t ó w " . Sądząc po lekturze „Hiirriyet", najwięcej spotkać ich m o ż n a w N i e m c z e c h . Kolejny został znaleziony przez t u r e c k ą gazetę w m a r c u 2001 roku w osobie dr Elciny Kiirsat-Ahlersa, k t ó r a 23 k w i e t n i a 2 0 0 1 r o k u podczas wykładu wygłoszonego na konferencji Protestanckiej Akademii w M u h l h e i m m ó w i ł a o ludobójstwie O r m i a n . Turecki d z i e n n i k określił konfe rencję m i a n e m „konferencji nienawiści", podczas której w s p o m n i a n a u c z o n a „atakowała założyciela Tureckiej Republiki, Mustafę Kemala Atatiirka, wy miotując śliną i nienawiścią" (charakterystyczne dla „Hiirriyet" i dla innych t y t u ł ó w tureckiej prasy jest p o s ł u g i w a n i e się w y s z u k a n ą metaforyką o d w o ł u jącą się do wymiocin i innych wydzielin). Czujnością wykazał się nie tylko „Hiirriyet". W k w i e t n i u 2 0 0 0 r o k u gazeta „Tiirkiye" z tego s a m e g o p o w o d u (tzn. twierdzenia, że Turcy byli s p r a w c a m i ludobójstwa O r m i a n ) p i ę t n o w a ł a i n n e g o „ z d e g e n e r o w a n e g o " Turka, D o g a n a Akhanliego, a u t o r a opublikowanej w Turcji w 1999 roku książki o ludobój stwie O r m i a n (Dzień Sądu Ostatecznego). Również Akhanli „wymiotował swo ją z e m s t ą na O t t o m a n a c h i Turkach". Z r e s z t ą jeśli chodzi o tego t u r e c k i e g o ŚNIEG 2 0 0 4 261 autora, gazeta wytoczyła zarzuty najcięższego (w jej oczach) kalibru, twier dząc, że jest on z p o c h o d z e n i a O r m i a n i n e m . „Prawdę" napisać mogą tylko „swoi" Oprócz j a w n e g o represjonowania i szkalowania tych uczciwych t u r e c k i c h ba daczy, którzy maja odwagę pisać p r a w d ę o tragicznym losie O r m i a n , w ł a d z e tureckie utrudniają, jak mogą, pracę tych h i s t o r y k ó w zachodnich, którzy nie podzielają propagowanej przez A n k a r ę wizji w y d a r z e ń lat 1 9 1 5 - 1 9 1 6 . Takim niewygodnym h i s t o r y k o m u t r u d n i a się l u b wręcz u n i e m o ż l i w i a korzystanie z tureckich z a s o b ó w archiwalnych. W 1997 r o k u taki los stał się u d z i a ł e m niemieckiego uczonego, dr. H i l m a r a Kaisera, k t ó r e m u w y d a n o d o ż y w o t n i za kaz korzystania z o t t o m a ń s k i c h a r c h i w ó w tylko dlatego, że dr Kaiser zajmuje się dziejami p r z e ś l a d o w a ń O r m i a n w Turcji. Wobec innych stosuje się oszczerstwa. Profesora U d o Steinbacha kie rownika I n s t y t u t u O r i e n t a l n e g o w H a m b u r g u (także przyznającego p r a w d ę o ludobójstwie O r m i a n ) , z a s ł u ż o n y w t r o p i e n i u w r o g ó w tureckości d z i e n n i k „ H u r r i y e t " oskarżył o związki z n i e m i e c k i m i tajnymi s ł u ż b a m i , podejmują cymi działania wrogie w o b e c Turcji. P o d o b n e oskarżenie w y s u n i ę t o również pod a d r e s e m w s p o m i n a n e j nieraz w t y m artykule dr Tessy H o f m a n n z Ost-Europa-Institut przy Freie-Universitat w Berlinie. Zdarzało się, że represje były bardziej drastyczne. W 1982 roku w miej scowości Van (wschodnia Turcja, do 1915 r o k u j e d n o z większych skupisk ludności ormiańskiej w Turcji) a r e s z t o w a n y i skazany na 14 miesięcy więzie nia został niemiecki obywatel Ralph Braun. Ten niemiecki d o k t o r a n t dorabiał jako p r z e w o d n i k dla wycieczek turystycznych z N i e m i e c . Podczas jednej z nich był na tyle nieostrożny, że zaczął o p o w i a d a ć o m a s a k r a c h O r m i a n z lat 1895-1896 (najkrwawsze były w ł a ś n i e w mieście Van i w okolicy). To wystarczyło w ł a d z o m tureckim, by skazać N i e m c a „za obrazę tureckości". Po odsiedzeniu sześciu miesięcy w więzieniu w Diarbekir został zwolniony dzięki osobistej interwencji szefa M S Z Republiki Federalnej Niemiec, H a n s a Dietricha Genschera. Wraz z szykanowaniem „obcych" (w tureckiej nomenklaturze: „degeneratów") władze Turcji systematycznie promują „swoich", czyli tych zachodnich uczonych, którzy powielają propagowaną przez Ankarę wersję wydarzeń z lat 1915-1916. 2g2 FRONDA 3 4 W 1997 roku szerokim e c h e m w amerykańskim świecie n a u k o w y m odbiła się nominacja na s p o n s o r o w a n ą przez rząd turecki katedrę przy uniwersytecie w Princeton, dr. H e a t h a Lowry'ego. Lowry od lat dał się poznać jako bezkry tyczny zwolennik tureckiego negacjonizmu. Jego nierzetelność jako naukowca (objawiająca się choćby w systematycznym pomijaniu niewygodnych dla Turków materiałów źródłowych - m.in. relacji zagranicznych świadków lu dobójstwa czy akt procesu przywódców zbrodniczego rządu m ł o d o t u r e c k i e g o toczącego się w 1919 roku przed tureckim sądem wojennym) oraz jawna p r ó b a k o r u m p o w a n i a przez Ankarę a m e rykańskiej Akademii (Lowry, rzecz jasna, miał zapewniony nieograniczo ny d o s t ę p do tureckich archiwów), wywołała protest amerykańskiego środowiska naukowego. Petycję (pod znamiennym tytułem Uczona korup cja) w tej sprawie i przeciw nominacji Lowry'ego podpisało p o n a d 100 wy bitnych naukowców z USA. „Ormian na Kaukazie będzie można znaleźć tylko w muzeach" Zamilczanie prawdy o ludobójstwie O r m i a n jest częścią szerszego p l a n u realizowanego od lat przez tureckie w ł a d z e (bez względu na przynależność partyjną), którego celem jest w y m a z a n i e pamięci o O r m i a n a c h , o ich trwają cej p o n a d 2000-lat obecności we wschodniej Anatolii (która jest h i s t o r y c z n ą kolebką ich państwa; O r m i a n i e byli t a m na d ł u g o p r z e d t e m , z a n i m pojawili się na tych terenach tureccy agresorzy). Temu celowi służy nie tylko w s p o m n i a n a wcześniej „polityka historycz n a " , lecz również idąca z nią w p a r z e „polityka p o m n i k o w a " . Przejawia się ona w systematycznej destrukcji ormiańskiego dziedzictwa k u l t u r o w e g o (zabytki), prowadzonej pod płaszczykiem wykopalisk archeologicznych i re konstrukcji. W 1995 roku rozpoczęły się p r o w a d z o n e na szeroką skalę przez Turków prace wykopaliskowe w starożytnej stolicy A r m e n i i - Ani. „Wykopa liska" i postępujące za n i m i „ r e k o n s t r u k c j e " stały się j e d n a k - co potwierŚNIEG 2 0 0 4 2 63 dzają m.in. opinie brytyjskich archeologów 9 - m a s o w y m n i s z c z e n i e m dawnej armeńskiej stolicy (zniszczono w t e n s p o s ó b d u ż ą część m u r ó w miejskich). Tajemnicą poliszynela są quasi-mafijne u k ł a d y łączące tureckich „archeolo g ó w " z lokalnymi p r z e d s i ę b i o r s t w a m i b u d o w l a n y m i (układ jest prosty: p o zyskany z „wykopalisk" m a t e r i a ł b u d o w l a n y jest dostarczany za o d p o w i e d n i ą o p ł a t ą z a i n t e r e s o w a n y m f i r m o m ) . W p o d o b n y s p o s ó b „wykopaliska" zostały p r z e p r o w a d z o n e także w j e d n y m z najważniejszych zabytków o r m i a ń s k i e g o dziedzictwa k u l t u r o w e g o we wschodniej Anatolii - klasztorze na wyspie A g h t a m a r (jezioro Van). Co ciekawe, w tureckich przewodnikach i informatorach o regionie regu łą jest pomijanie armeńskich korzeni zabytków. Zazwyczaj określa się je jako „bizantyńskie" czy też używa się nazw pochodzących od dawnych armeńskich dynastii. Byle nie użyć słów „Ormianie" czy „Armenia". William Dalrymple, brytyjski autor zajmujący się dziedzictwem kulturowym Anatolii, pisze: „Pewien archeolog brytyjski (który jak prawie wszyscy rozmawia jący ze m n ą na ten t e m a t prosił o zachowanie anonimowości) powiedział mi: «Po prostu nie jest możliwa praca nad Ormianami. Oficjalnie oni nie istnieją i nigdy nie istnieli. Jeśli próbujesz uzyskać zezwolenie na kopanie w a r m e ń s k i m miejscu, zostanie o n o cofnięte. A jeśli kopiesz bez zezwolenia, będziesz ścigany»" 1 0 . W tych słowach nie było cienia przesady, o czym przekonuje (opisany rów nież przez W. Dalrymple'a) przypadek J.M. Thierry'ego - wybitnego francuskie go historyka sztuki. W 1975 roku został on na trzy dni aresztowany, ponieważ przyłapano go na odtwarzaniu planu armeńskiego kościoła w okolicach miasta Van. Po zwolnieniu za kaucją udało mu się opuścić Turcję. Zaocznie został skaza ny na trzy miesiące ciężkich robót. Pozostałe jeszcze ormiańskie świątynie są systematycznie zamieniane na meczety. Dość wspomnieć katedrę w Urfie (gdzie w 1895 roku Turcy spalili setki Ormian) zamienioną na meczet w 1993 roku. Podobny los spotkał w 1998 roku kościół Świętych Apostołów w Kars. Inne zabytki (w tym ormiańskie cmentarze) są po p r o s t u dewastowane. Pod pozorem konstrukcji tamy nad Eufratem zniszczono średniowieczną a r m e ń s k ą twierdzę Hromkla, będącą w latach 1147-1292 siedzibą katolikosa O r m i a n (tzn. ich duchowego zwierzchnika), a jednocześnie miejscem lokalizacji jednego z najświetniejszych armeńskich skryptoriów. Rok 1993 był świadkiem seryjnych dewastacji ormiańskich cmentarzy (także w Stambule). 264 FRONDA 34 „Polityka pomnikowa" tureckich władz ma także swój inny aspekt. Niszcze niu (armeńskich zabytków) towarzyszy tworzenie, budowanie m o n u m e n t ó w o wymowie zdecydowanie i prowokacyjnie antyormiańskiej. Trudno bowiem ocenić inaczej, niż właśnie jako prowokację, budowanie przez Turków w takich miejscowościach jak Van czy E r z u r u m (widowni największych m o r d ó w dokona nych w latach 1915-1916 na Ormianach) m u z e ó w upamiętniających „ekstermi nację ludności tureckiej przez O r m i a n " (dodajmy, że o tej rzekomej eksterminacji wiedzą tylko autorzy i projektodawcy wspomnianych m u z e ó w ) . W październiku 1999 roku, w obecności najwyższych władz Republiki Turec kiej (z prezydentem Sulejmanem Demirelem na czele) odsłonięto w Igdir - nad samą granicą z Republiką Armenii, 45-metrowy pomnik. Także on upamiętnia „tureckie ofiary ormiańskich zbrodni". Prawdziwe intencje, jakie przyświecały t e m u przedsięwzięciu, wyjaśnił jednak rzecznik gubernatora prowincji Igdir. Odnosząc się do faktu, że p o m n i k jest widoczny również z armeńskiej stolicy, Erewania, powiedział: „Kiedykolwiek Ormianie będą patrzeć w kierunku ich świętej góry Ararat, będą widzieć nasz p o m n i k " . Pomnik składa się z pięciu skrzyżowanych ze sobą mieczy, przesłanie jest więc bardzo w y m o w n e . Wypychaniu z publicznej przestrzeni pamięci o ludobójstwie dokonanym na Ormianach towarzyszą w Turcji niesłabnące na sile antyormiańskie resentymenty i stereotypy. W tym kontekście bardzo pesymistycznie brzmią wyniki ankiety przeprowadzonej wśród tureckiej młodzieży szkolnej, zapytanej w 1999 roku o ich stosunek do Ormian. 44,2 proc. r e s p o n d e n t ó w odpowiedziało, że nie ma dobrych Ormian, 28,9 proc. orzekło, że większość Ormian jest zła, ale są również dobrzy Ormianie, 24 proc. sądziło, że więk szość Ormian jest dobra, ale są również źli Ormianie. 2,7 proc. respondentów odpowie działo, że nie ma złych Ormian. Bardzo charakterystyczne jest to, że największą obelgą dla jakiegokolwiek tureckiego polityka jest oskarżenie go o posiadanie a r m e ń s k i c h korzeni (ostat nio takie „ o s z c z e r s t w o " d o t k n ę ł o byłego p r e m i e r a M e s u t a Ylmazina oraz Devleta Bahcelego ŚNIEG 2 0 0 4 - przywódcę tureckiej partii nacjonalistycznej. Ten o s t a t n i zlecił b a d a n i a genealogiczne swojej rodziny, które potwierdziły 100-procentową t u r e c k o ś ć Bahcelego) 1 1 . Niepokój w ś r ó d tropicieli „nieczystej k r w i " w z b u d z i ł y też w z m i a n k i o o r m i a ń s k i c h korze niach a d o p t o w a n e j córki Atatiirka, Sabihy Giokchen. Wątpliwości uciął ofi cjalny k o m u n i k a t : „Jej o r m i a ń s k i e p o c h o d z e n i e nie ma znaczenia. N a w e t jeśli jest to prawda, świadczy to o tolerancji Atatiirka dla religijnych i etnicznych mniejszości" 1 2 . Z kolei w 1993 roku w tureckiej prasie pojawiły się n a w e t twierdzenia, że przywódca Partii Pracujących Kurdystanu, Abdullah Ócalan, jest z p o c h o d z e nia O r m i a n i n e m . To w połączeniu z p o z b a w i o n y m i p o d s t a w p o g ł o s k a m i o fi n a n s o w a n i u i wspieraniu partii przez O r m i a n było częścią k a m p a n i i podjętej przez tureckie m e d i a (wsparcia ze s t r o n y rządu m o ż n a się tylko domyślać), obliczonej na dyskredytację O r m i a n żyjących jeszcze w Turcji. K a m p a n i a ta znacznie w z m o g ł a się od 1988 roku, od m o m e n t u narasta nia konfliktu między A r m e n i ą a Azarbejdżanem o G ó r n y Karabach. Gdy po upadku Związku Sowieckiego A r m e n i a zbrojnie o p a n o w a ł a w 1992 roku tę o r m i a ń s k ą enklawę w Azerbejdżanie, Turcja - deklarująca się jako p r o t e k t o r Azerów i innych l u d ó w tureckich w d a w n y m ZSRS ( m ł o d o t u r e c k i m i t „Wiel kiego T u r a n u " jest ciągle żywy) - zareagowała b a r d z o n e r w o w o . Wydało się przy tej okazji, że dla czołowych polityków d e m o k r a t y c z n e j Turcji, p o m i m o oficjalnych zarzekań się, że w 1915 roku nic specjalnego się nie stało - rok t e n jest ciągle jakimś w z o r e m p o s t ę p o w a n i a w o b e c O r m i a n . Gdy w i o s n ą 1993 roku p r e m i e r Turcji Turgut Ózal przebywał z oficjalną wizy tą w Azerbejdżanie, o d n o s z ą c się do w y d a r z e ń z lat 1 9 1 5 - 1 9 1 6 i n i e d a w n e g o o p a n o w a n i a G ó r n e g o Karabachu przez O r m i a n , powiedział: „Nic się o n i [Ormianie] nie nauczyli z historii. W Anatolii również t e g o próbowali. D o stali j e d n a k niewiarygodny policzek [czytaj: l u d o b ó j s t w o ] . I nie z a p o m n i e l i tego bólu do dzisiaj. Jeśli spróbują t e g o p o n o w n i e tutaj [w Azerbejdżanie], polegając na p o m o c y t e g o czy i n n e g o obcego m o c a r s t w a , coś ich m o ż e z n o w u spotkać". Jeszcze bardziej j e d n o z n a c z n y był d z i e n n i k „Turkiye", który 8 kwiet nia 1993 roku pisał: „Podobnie jak góry Karabachu, A r m e n i a od tysiącleci była turecka [sic!] i będzie należeć do n a r o d u tureckiego. W t e d y na Kaukazie O r m i a n będzie m o ż n a znaleźć tylko w m u z e a c h " . Jak widać, dla wielu Turków r o k 1915 ma j e d n a k swoje wielkie, nieprze2 FRONDA 3 4 mijające przesianie. N i e takie wszakże, jakiego oczekuje od n i c h ś w i a t o w a opinia publiczna. GRZEGORZ KUCHARCZYK Szerzej na temat p a ń s t w o w e g o negacjonizmu Ankary zob. w mojej książce o ludobójstwie Or mian, która ukazała się n i e d a w n o w serii „Biblioteki Frondy". 2 Informacja za: www.armenian.ch. Por.: www.jihadwatch.org. Wypowiedzi T. Ciller i Y. Sarida za: www. chgs.umn.edu. 5 Izraelski minister zadeklarował, że uczyni wszystko, by m o n u m e n t a l n a p o w i e ś ć Franza Werfla Czterdzieści dni Musa Dagh, opisująca tragedię Ormian w 1 9 1 5 roku, staia s i ę znana izraelskiej młodzieży. Przyznał: „Dla m n i e i dla wielu nastolatków z mojego pokolenia w Izraelu Czterdzieści dni Musa Dagh m i a ł o dla naszej o s o b o w o ś c i i spojrzenia na świat efekt formacyjny". 6 Informacje i cytaty (chyba że zaznaczone inaczej w przypisie) pochodzą z raportu sporządzonego przez Tessę Hofmann, niemiecką uczoną zajmującą się historią Armenii i ludobójstwa Ormian w XX wieku. Por. T. Hofmann, A critical assessment of the situation of the Armenian minority in the Turkish Republic. Jest on z a m i e s z c z o n y m.in. na portalu www.armenian.ch. 7 T. Hofmann, A critical assessment, s. 3 3 . Charakterystyczne, że „Hiirriyet" - jeden z najpoczytniejszych tureckich dzienników, w swojej tureckiej edycji zaopatrzony jest w n a g ł ó w e k „Turcja dla Turków". 9 Szerzej na ten temat zob. www.virtualani.freeserve.co.uk. 10 W. Dalrymple, From the Holy Mountain: ajourney in the shadow of Byzantium, Londyn 1 9 9 7 , s. 8 3 . 11 Za: „Armenian, Assyrian and Hellenie Genocide N e w s Archives", w: www.atour.com. 12 Tamże. LITERACKIE ŚRODOWISKA OKUPACYJNEJ WARSZAWY Spór Czesława Miłosza i Andrzeja Trzebińskiego K r z y s z t o f M a s ł o ń : B o h a t e r e m dzisiejszego s p o t k a n i a jest Aleksander Kopiński, O okupacyjnym sporze a u t o r książki Ludzie z charakterami. Czesława Miłosza i Andrzeja Trzebińskiego, ale j u ż z s a m e g o t y t u ł u wynika, o czym b ę d z i e m y r o z m a wiali: o j e d n y m z najważniejszych s p o r ó w ideowych, jakie miały miejsce 60 lat t e m u , a o k t ó r y m tak n a p r a w d ę wszy scy wiedzieli, tylko m a ł o k t o pisał, a jak pisał, to raczej półsłówkami, aluzjami - z b a r d z o wielu powodów, o których tutaj m ó w i ć nie będę. Z a n i m o d d a m głos n a s z y m gościom, pozwolę sobie opowiedzieć h i s t o rię, która w e d ł u g m n i e łączy się z t y m t e m a t e m . W 1997 roku, t u ż po ukazaniu się Pieska przydrożnego m i a ł e m przyjem ność p r z e p r o w a d z a ć j e d e n z kilku swoich wywiadów z C z e s ł a w e m M i ł o s z e m . Rozmawiając z nim, p o w i e d z i a ł e m w t e d y szczerze, zresztą tak o tej książce myślę i dzisiaj, że z opublikowanych t a m t e k s t ó w najbardziej p o r u s z y ł a m n i e 268 FRONDA 34 historia pisarza, którego kolega gimnazjalny przesiedział 16 lat w sowieckich lagrach. I za całą twórczością autora, którego Z a c h ó d u z n a w a ł za p o s t ę p o w e go, kryły się cierpienia t a m t e g o nieszczęśnika. Ta opowieść Miłosza kończyła się s ł o w a m i : „Tylko z pamięci o więźniach W o r k u t y m o g ł a p o c h o d z i ć nieomyl na miara różnicy p o m i ę d z y d o b r e m i złem, a k t o jej się trzymał, groźniejszy był dla p a ń s t w a p o t w o r a niż pułki i a r m i e " . I w t e d y s p y t a ł e m p a n a Czesława, czy pisał to, myśląc o sobie. Odpowiedział, że jak w każdej fikcji, m a m y tu do czynienia z t w o r z e n i e m postaci i że to jest i on, i nie on. Na to spytałem, czy czuje p o k r e w i e ń s t w o z postacią t e g o pisarza. O d p o w i e d z i a ł : „ N a t u r a l n i e , ta zadra jest moja". Po co to o p o w i a d a m ? Tak sobie p o m y ś l a ł e m , czy tą zadrą Miłoszową nie był p r z y p a d k i e m p o e t a Andrzej Trzebiński, człowiek, o k t ó rym p o t e m Miłosz pisał, porównując go do N i e t z s c h e g o . Ta zadra w n i m , jak mi się zdaje, tkwiła, ale o szczegółach o p o w i e d z ą już paneliści. P a w e ł R o d a k : N a początek p o w i e m d w a słowa o s a m y m sporze, bo myślę, że większość z P a ń s t w a m o ż e nie wiedzieć, czego on dotyczył. Do tej p o r y nie był on raczej zbyt o b s z e r n i e opisywany. W w a r s t w i e faktograficznej nie był to z n o w u taki intensywny spór, bo w s u m i e chodzi o kilka s p o t k a ń konspi racyjnych w latach 1 9 4 2 - 1 9 4 3 , na których d o s z ł o do b a r d z o ostrej wymiany między M i ł o s z e m a Trzebińskim i jego kolegami ze „Sztuki i N a r o d u " . Na j e d n y m z nich, w i o s n ą 1942 roku Miłosz prze czytał swój esej o A n d r e Gidzie, który wszedł w skład wydanej wiele lat póź niej książki Legendy nowoczesności. I wtedy, jak w i e m y ze świadectw, z zapisków Trzebińskiego, z późniejszych wielokrotnych p o w r o t ó w Czesława Miłosza do tego, doszło między n i m i do b a r d z o ostrej w y m i a n y zdań. A później Trzebiński napisał słynny artykuł, pamflet, manifest, z a t y t u ł o w a n y Udajmy, że istniejemy gdzie indziej. Tadeusz Gajcy też w k r ó t c e napisał pamflet Już nie potrzebujemy, także b a r d z o ostry, zjadliwy - tak wszyscy w t e d y pisali. Trzeba p a m i ę t a ć o kontekście: to byli b a r d z o m ł o d z i ludzie i właściwie wszystko, co pisali, nie w sensie literatury, ale w sensie publicystycznym, pisali w poetyce pamfletu, wyostrzając swoje sądy. I w takiej poetyce p o w s t a ł y te d w a teksty, których s a m e tytuły są b a r d z o w y m o w n e . P o t e m Trzebiński jeszcze wielo krotnie w s w o i m dzienniku wracał do sporu z M i ł o s z e m i wyraźnie nie dawa ło mu to spokoju. Raz pisał o n i m b a r d z o krytycznie, i n n y m r a z e m pisał, że ŚNIEG 2 0 0 4 269 rehabilituje Miłosza we własnych oczach. Ale jeszcze o wiele częściej do tego sporu, właściwie w wymiarze faktograficznym b a r d z o incydentalnego, powra cał Czesław Miłosz, i to z a r ó w n o w s w o i m Traktacie poetyckim, jak i w b a r d z o wielu tekstach eseistycznych, w s p o m n i e n i o w y c h , w r o z m o w a c h . Czego t e n spór, mówiąc najkrócej, dotyczył? O t ó ż rozgrywał się on na dwóch płaszczyznach. J e d n ą z nich był s t o s u n e k do wojny. Miłosz zajął w o b e c niej postawę, wedle której żeby wojnę zrozumieć, nie m o ż n a się dać jej p o chłonąć, trzeba się w s t o s u n k u do niej jak najbardziej zdystansować, dlatego że brak dystansu odbiera r o z u m , nie pozwala r o z u m i e ć tego, co się dzieje. N i e wiem, czy on użył takiego sformułowania, ale na p e w n o mógłby. N a t o m i a s t stanowisko Trzebińskiego - a właściwie nie tylko jego, lecz całego pokolenia wojennego: tak s a m o Gajcego, Bojarskiego, Borowskiego, Baczyńskiego, choć oczywiście są między n i m i różnice - było takie, że dystans jest po p r o s t u nie możliwy. O n i sobie zdawali sprawę z konsekwencji zaangażowania się w woj nę, w walkę, n a t o m i a s t było o n o dla nich czymś oczywistym. D y s k u t o w a n o o formach walki, jej konsekwencjach, ale s a m a konieczność zaangażowani się w walkę była czymś n i e m o ż l i w y m do wyeliminowania. Druga płaszczyzna tego sporu związana była z h i s t o r i ą idei i dotyczyła s t o s u n k u do irracjonalizmu w k u l t u r z e europejskiej. C z e s ł a w Miłosz widział wojnę jako konsekwencję całej długiej historii irracjonalizmu w k u l t u r z e europejskiej, k t ó r ą odczytywał jako p o c h ó d nagiej siły, jaka wreszcie zama nifestowała się w postaci totalnej wojny. N a t o m i a s t Trzebiński o d w r o t n i e : uważał, że d o s t r z e ż e n i e w k u l t u r z e żywiołu irracjonalnego jest dla niej raczej szansą, dlatego że największym z a g r o ż e n i e m dla kultury jest skostnienie. Maciej U r b a n o w s k i : Chciałbym powiedzieć kilka s ł ó w o samej książce. Wydaje mi się, że to jest b a r d z o dobra, w a ż n a i p o t r z e b na praca. J e s t n a p i s a n a świetnie, niezwykle klarownie i b a r d z o k o m p e t e n t n i e . Aleksander Kopiński rzeczywiście przeczytał b a r d z o dużo, nie wiem, czy wszystko, co na t e m a t tego sporu n a p i s a n o . I ukazuje się o n a w b a r d z o d o b r y m m o m e n c i e , t z n . po śmierci Miłosz, kiedy dru gi aktywny u c z e s t n i k tego sporu nie bierze w n i m już udziału bezpośrednio, a zasób t e k s t ó w wydaje się wyczerpany. Chociaż na wet w n i e d a w n o wydanej korespondencji Miłosza z M a r k i e m Skwarnickim 27 FRONDA 34 z n o w u pojawia się list, gdzie Miłosz w y b u c h a złością na Skwarnickiego za to, że t e n pochwalił „ F r o n d ę " , bo przecież „ F r o n d a " nawiązuje do „Sztuki i N a r o d u " , a to p i s m o faszystowskie, nacjonalistyczne. I b a r d z o m o c n o s t r o fuje Skwarnickiego, k t ó r y w n a s t ę p n y m liście wycofuje się ze s ł ó w poparcia dla „ F r o n d y " . Ten fakt zresztą z n o w u pokazuje, jaka to była w a ż n a s p r a w a dla Miłosza. Książka Kopińskiego pojawia się w d o b r y m m o m e n c i e t a k ż e dlatego, że sam a u t o r nie ma żadnych obciążeń, należy do pokolenia, k t ó r e n i e jest skażo ne dziedzictwem historii literatury PRL-owskiej, w której ś r o d o w i s k o „Sztuki i N a r o d u " u t o ż s a m i a n o z p o w o j e n n y m Paxem, w związku z czym spory 0 Trzebińskiego były jak gdyby m a s k ą s p o r ó w ze ś r o d o w i s k i e m Bolesława Piaseckiego i r o z m a i t e oskarżenia, jakie padały w o b e c Trzebińskiego, nie zawsze były tylko w niego w y m i e r z o n e . J e s t to też książka, jak ją o d b i e r a m , dążąca do maksymalnej uczciwości i b e z s t r o n n o ś c i , choć z drugiej strony, wydaje mi się, że na tle tego, co o t y m sporze pisano, Kopiński jest j e d n a k w efekcie bardziej po stronie Trzebińskiego i jego środowiska. I w t y m sensie jest to także i n n e spojrzenie, bo do tej p o r y p a t r z o n o na tę dyskusję raczej oczami drugiej strony. Co jest szczególnie ważne, to w i e l o p o z i o m o w o ś ć odczytania tego s p o r u przez a u t o r a : spór Miłosza z Trzebińskim jest s p o r e m „ludzi z c h a r a k t e r a m i " , d w ó c h wybitnych indywidualności, ale jest to także spór dwóch ważnych pokoleń dwudziestolecia międzywojennego, czyli ge neracji 1910 i pokolenia wojennego. Rówieśnikami Trzebińskiego byli nie tylko Gajcy, Borowski czy Baczyński, lecz także G u s t a w Herling-Grudziński 1 Zbigniew Herbert. Widzimy więc tutaj na tle całej tej formacji, o jaką staw kę gra wówczas szła. I wreszcie ciekawe jest to, co wychodzi w z a k o ń c z e n i u książki: Kopiński zastanawia się tutaj n a d d w i e m a p o s t a w a m i - intelektualisty lewicowego i prawicowego, bo t y m p o n i e k ą d są dla niego Miłosz i Trzebiński, i zastanawia się, czy możliwe było i czy jest możliwe ich spotkanie, spotka nie tych d w ó c h typów widzenia świata. Tu m a m y a k t u a l n o ś ć t a m t e g o s p o r u . Zakończenie jest pesymistyczne, bo do takiego p e ł n e g o , uczciwego s p o t k a n i a właściwie nie d o s z ł o w przypadku Miłosza i Trzebińskego, t a k ż e z p o w o d u tragicznych losów t e g o o s t a t n i e g o . Ale generalnie, jak mi się wydaje, c h o ć m o ż e tylko ja to w t e n s p o s ó b do końca d o p o w i a d a m , spór był możliwy, ale spotkanie w XX wieku nie było możliwe. I n i e wiem, czy będzie m o ż l i w e w XXI wieku. ŚNIEG 2 0 0 4 271 D a r i u s z G a w i n : Książka z o s t a ł a p o c h w a l o n a tak, jak n a to zasługuje. Ja tylko od siebie p o w i e m , że to jest b a r d z o d o b r a r o b o t a h u m a n i s t y c z n a . I więcej chyba chwalić jej nie trzeba. Dlaczego jest o n a istotna? Pamięć o wojnie i o tym, jaki był sens wojny dla tych, którzy byli w nią uwikłani, nie jest tylko p r o b l e m e m historycznym, czyli s p o s o b e m na z r o z u m i e n i e fragmentu przeszłości, który był r ó ż n i e opowiadany i zniekształcany, mitologizowany. O n a ma także znaczenie dla Polski współczesnej dlatego, że p a m i ę ć wojny s t a n o w i ł a p u n k t wyjścia dla le gitymizowania różnych zabiegów, których d o k o n y w a n o po wojnie w k u l t u r z e polskiej przez n a s t ę p n y c h kilkadziesiąt lat. I w o b e c t e g o my żyjemy w kultu rze ukształtowanej przez tę d e b a t ę o sensie wojny. Z oczywistych w z g l ę d ó w przeciwnicy „Sztuki i N a r o d u " byli uprzywilejowani w d y s k u t o w a n i u o tym, czym była wojna, jaki był jej sens, jakie p o w i n n y być jej konsekwencje dlatego przede wszystkim, że redaktorzy poginęli w czasie wojny. Chociaż jest to j u ż pokusa political fiction, co by się z n i m i stało, gdyby wojnę przeżyli, t z n . czy wylądowaliby u Bolesława Piaseckiego, pisaliby w „Dziś i J u t r o " , wydawaliby książki w Paxie, czy też m o ż e próbowaliby się p r z e d o s t a ć gdzieś na Z a c h ó d . To już t r u d n o sobie wyobrazić. W każdym razie historia potoczyła się w t e n sposób, że fizycznie byli nieobecni. A po drugie, to ich ideowi przeciwnicy stworzyli legendę, która dotyczyła nie tylko „Sztuki i N a r o d u " , lecz także całego n u r t u i n t e l e k t u a l n e g o i ideowego, który był i s t o t n y w czasie wojny, a który służy - i to jest zabieg, który czynił Miłosz - do w y t ł u m a c z e n i a pew nych wyborów powojennych; wyborów, których dokonywał on s a m i ludzie j e m u bliscy, tacy jak Kroński, Andrzejewski czy p e w n e całe ś r o d o w i s k o in telektualne czy formacja, jeśli tak m o ż n a powiedzieć. I s t o t n e jest to o tyle, że dla n a s t ę p n y c h d w ó c h pokoleń Polaków, którzy czytali, ale nie prowadzili samodzielnych badań, g ł ó w n y m ź r ó d ł e m w i a d o m o ś c i o tym była Rodzinna Europa i parę innych książek, k t ó r e weszły do k a n o n i c z n e g o zbioru bibliotecz nego polskiego inteligenta. Teraz okazuje się więc, że Miłosz ustawiał sobie przeciwników w taki sposób, żeby o d n o s i ć n a d n i m i ł a t w e zwycięstwa. I to jest wielka zaleta książki Kopińskiego, że dzięki niej m o ż n a zobaczyć, że to wszystko wyglądało inaczej. Tak jest zwykle w historii, że wystarczy napisać d o b r ą książkę, żeby zobaczyć, że wszystko było inaczej: że ci przeciwnicy byli poustawiani, że posługiwali się t r o c h ę i n n y m i a r g u m e n t a m i . 272 FRONDA 34 Muszę powiedzieć, że akurat ja poezji „Sztuki i N a r o d u " za bardzo nie lu bię, nie przemawia ona do m n i e . Być m o ż e byli za młodzi, za wcześnie p o u m i e rali, to szczególnie widać u Trzebińskiego, że jeśli się nie m i a ł o szansy dożyć trzydziestki czy czterdziestki i rozwinąć tych myśli, które są tak n e r w o w o zapi sywane w dzienniku czy prozie, to p o t e m m o ż e być wręcz t r u d n o je zrozumieć. Miłosz nie miał żadnego p r o b l e m u z brutalnym i o k r u t n y m wyszydzaniem akowskiego podziemia, sposobu życia inteligencji polskiej w latach okupacji. Są bardzo przykre zapisy w Roku myśliwego, lecz również w Rodzinnej Europie, wystarczy to jeszcze raz przeczytać, żeby zobaczyć, jak brutalnie on się z tym rozprawiał. Ciekawe jest jednak to, że i Trzebiński mu m o c n o zalazł za skórę, i cała „Sztuka i N a r ó d " . Oczywiście byli to młodzi ludzie i takie zjawisko, że młodzi, inteligentni, dobrze wykształceni kwestionują zastane autorytety, p o wtarza się w naszej historii, bo p o d o b n ą rolę odgrywa teraz „Fronda", Cezary Michalski też w pewnych m o m e n t a c h ją odgrywał. To zachodzi za skórę. Ale stało się tak nie tylko dlatego, że było to psychologicznie t r u d n e dla Miłosza. Moim zdaniem, to był dla niego istotny p r o b l e m intelektualny, a jeśli m o ż n a go w skrócie tak zarysować, chodziło o to, k t o przeciągnie na swoją s t r o n ę p e w n ą tradycję intelektualną, która dla s a m e g o Miłosza był istotna. Ja na swoje potrzeby nazywam ją „brzozowszczyzną", czyli formacją, która m o ż e się od woływać do Stanisława Brzozowskiego i myśli krytycznej polskiej inteligencji. Miłosz to robił wielokrotnie, od Człowieka wśród skorpionów poprzez całą resztę życia podkreślał, że Brzozowski był dla niego d u ż y m a u t o r y t e t e m . O t ó ż tak na prawdę spór się toczył o to, czyja to będzie tradycja, czy krytyczna inteligencja polska prawicowa posiada co najmniej równie m o c n e argumenty, żeby odwoły wać się do tradycji Brzozowskiego, Legendy Młodej Polski, a zwłaszcza ostatnich ŚNIEG 2 0 0 4 273 zapisków jego dziennika, czy Idei z koncepcją kultury jako walki z tym, co p o zaludzkie. W tym więc sensie było istotne dla Miłosz, żeby tak przedstawić t e n spór, by samego siebie włączyć w obręb racjonalizmu i demokracji, portretując „Sztukę i N a r ó d " jako faszystów czy skrajną prawicę i do ostatniej chwili swo jego życia pilnując tej legendy, by nie została o n a podważona. Książka Kopińskiego pokazuje, że było to o wiele bardziej skomplikowane. Jeszcze jednego zabiegu Miłosz zawsze dokonywał: w Traktacie poetyckim czy n p . w Zdobyciu władzy, gdzie portretuje też to środowisko, przedstawiał ich jako ro mantyków i mesjanistów. Z tej książki m o ż n a się dowiedzieć, że akurat Trzebiński w równym stopniu dyskutował z Jerzym Braunem, czyli mesjanistą i zwolenni kiem tradycji romantycznej, jak z samym Miłoszem. Jest to zatem praca ciekawa. Po pierwsze, z przyczyn historycznych, pokazuje bowiem fragment przeszłości, 0 którym akurat ja w takim stopniu nie miałem pojęcia. Zawdzięczamy to eru dycji autora. Po drugie, jest istotna dla zrozumienia Miłosza i jego późniejszych dzieł. Ale to jest ważne także, żeby zrozumieć Polskę w następnych dziesięcio leciach, w których czytywano Rodzinną Europę i w których Czesław Miłosz i jego sposób pamiętania ostatnich 50 lat stał się częścią, jeśli tak m o ż n a powiedzieć, mainstreamowego sposobu myślenia o sensie XX wieku Polaków. A po trzecie, 1 tak naprawdę m o ż e to jest pytanie do samej „Frondy", w jaki sposób pozwala to zrozumieć takie fenomeny, które są powtarzalne w polskiej historii, jak „Fronda" właśnie. „Sztuka i Naród", która nie miała instytucjonalnej kontynuacji dlatego, że ta tradycja została przerwana, okazuje się w tej perspektywie czymś w rodzaju strumienia górskiego, który wpada pod kamienie, pozornie go nie ma, bo prze padł w czeluściach ziemi, przeszłości, niepamięci, i nagle gdzieś wybija. Czy to jest ta sama woda, czy to jest ten sam nurt, czy on jest podobny, czy nie, z czego korzysta, jakie są podobieństwa, jakie różnice. To są interesujące pytania, które także przychodzą do głowy po lekturze książki, która jest na pierwszy rzut oka historyczna. K r z y s z t o f M a s ł o ń : Chciałbym dodać, ż e p o z a s a m y m s p o r e m między Trzebińskim a M i ł o s z e m książka Kopińskiego rzeczywiście porządkuje również p e w n e fakty, tak że jest ciekawa z p u n k t u w i d z e n i a czytelnika, który interesuje się z a r ó w n o losami pokolenia wojennego, jak i splątanym, s k o m p l i k o w a n y m życiorysem C z e s ł a w a Miłosza. 274 Między FRONDA 34 innymi tak u p o r z ą d k o w a n a zostaje tu cała historia, w dalszym ciągu do k o ń c a przecież niejasna, tego, co się działo z M i ł o s z e m m i ę d z y w r z e ś n i e m 1939 a latem 1940 roku. A l e k s a n d e r K o p i ń s k i : Pytanie, k t ó r e najczęściej zada wali mi ludzie, k t ó r y m m ó w i ł e m o swoich badaniach, b r z m i a ł o : jakie to ma znaczenie, co to jest w ogóle za spór. Bo p o z o r n i e od 21 m a r c a 1942 roku, kiedy Miłosz z Trzebińskim zwarli się werbalnie, m i n ę ł y r a p t e m 62 lata, a to znaczy, że z n a m y ludzi, którzy w t a m t y m czasie żyli i byli przy tym obecni. N a w e t tutaj z n a m i na sali jest pani Zofia Trzebińska-Nagabczyńska, siostra Andrzeja, która też w t a m t y m spotkaniu brała udział. W trakcie przygotowywania książki do d r u k u m i a ł e m też okazję rozmawiać z panią Aliną Karpowicz, k t ó r a była gospodynią t e g o spotkania. A więc niby jest to historia taka z u p e ł n i e namacalna, najnowsza, to wszystko działo się n i e d a w n o . N a t o m i a s t p o n i e k ą d symboliczny dla m n i e jest fakt, że ulica, przy której to s p o t k a n i e m i a ł o miejsce, w nieistniejącym już d o m u , wówczas nosiła imię J e r e m i e g o Wiśniowieckiego. To jest taka m a ł a uliczka na Służewie i w całej tej okolicy nazwy ulic wywodzą się z Trylogii: Skrzetuskiego, Wołodyjowskiego itd. I w ł a ś n i e ta j e d n a ulica został po wojnie p r z e m i a n o w a n a , nazywa się obecnie Niedźwiedzia. Jest s y m p t o m a t y c z n e , że t a m t a dyskusja odbywała się r a p t e m 62 lata t e m u , ale odbywała się w zupeł nie innej Polsce: to była jeszcze Polska Sienkiewiczowska, w której były d w o ry, te dwory, w których oboje Trzebińscy i C z e s ł a w Miłosz się wychowywali, gdzie spędzali wakacje. Więc moja praca to jest w p e w n y m sensie a r c h e o logia. M ó w i m y tutaj o sporze z jakiegoś i n n e g o świata. I o t y m też pisał J a n Błoński, kiedy k o m e n t o w a ł eseje okupacyjne Miłosza: on użył formuły, że są to „fragmenty literatury, k t ó r a nie zaistniała". To znaczy, że są to p e w n e p o mysły, intuicje, które mogły się rozwinąć, ale w związku z tym, że przyszedł do nas w 1944 roku walec sowiecki, nastąpiło z u p e ł n e zerwanie pewnej hi storii. Ma tu na myśli zwłaszcza ferment intelektualny, jaki miał miejsce w la tach 30. i później, za okupacji, w Warszawie głównie, a także w Krakowie. To wszystko nie m i a ł o kontynuacji, więc my teraz m u s i m y d o p i e r o odgrzebywać t a m t e n spór spod narosłych latami w a r s t w osadu, o których mówili Maciej Urbanowski i Dariusz Gawin. Paweł Rodak m u s i a ł o b e c n e s p o t k a n i e zacząć ŚNIEG 2 0 0 4 275 od rekonstrukcji, czego w ogóle dotyczył spór Miłosza z Trzebińskim. M a m nadzieję, że teraz dzięki mojej książce ten spór zacznie na n o w o żyć. A odpowiedzi na pytanie, od k t ó r e g o r o z p o c z ą ł e m swoją wypowiedź, pytanie o sens uprawiania tej archeologii i zajmowania się dzisiaj t a m t ą kon trowersją, mieliśmy w o s t a t n i c h latach kilka i były to o d p o w i e d z i pozytywne. Obaj tytułowi b o h a t e r o w i e mojej pracy stali się w trakcie, kiedy o n a p o w s t a wała, p r z e d m i o t e m wręcz głośnych a w a n t u r na ł a m a c h prasy. Najpierw, w roku 2001 d o s z ł o do sporu o Andrzeja Trzebińskiego, rozgrywającego się głównie w „Gazecie Wyborczej". Rok później mieliśmy dyskusję o Traktacie teo logicznym Czesława Miłosza i szerzej - o jego własnej religijności, a zwłaszcza 0 jej przejawach w całej twórczości noblisty, w której m o i m z d a n i e m ważny, choć t r o c h ę n i e d o c e n i o n y czy wręcz zlekceważony, głos zabraliśmy także my, redaktorzy „ F r o n d y " . Wreszcie z u p e ł n i e n i e d a w n o wszyscy byliśmy świad kami i gorszących, i przewidywalnych z a r a z e m scen w o k ó ł jego p o g r z e b u . 1 chciałbym tutaj podkreślić, że gorszące były o n e po o b u s t r o n a c h barykady. N i e s t o s o w n a i p r y m i t y w n a była szczególnie forma krytyki, jaka s p o t k a ł a Miłosza zaraz po śmierci, lecz r ó w n i e j a ł o w e p o z n a w c z o i i n t e l e k t u a l n i e bez r a d n e były wystąpienia jego obrońców. Wszystko to pokazuje, że wciąż jest tu o czym mówić, że jest sens czytać stare teksty Trzebińskiego i Miłosza, że trzeba im zadawać pytania i spierać się o ich postawy. G ł o s z sali: Chciałem przypomnieć o jednym wierszu Czesława Miłosza. Jest o n d e d y k o w a n y J e r z e m u A n d r z e j e w s k i e m u , n a t o m i a s t jego b o h a t e r a m i są Tadeusz Gajcy i jego m a t k a . Dla m n i e t e n wiersz jest w y r a ź n y m złoże n i e m h o ł d u pokoleniu a k o w s k i e m u . Jest p r ó b ą przyzna nia racji, że tym, którzy wybrali tę tradycję p a t r i o t y c z n o -powstańczą, należy się szacunek, u z n a n i e i p a m i ę ć . To gwoli p r z y p o m n i e n i a , żeby nie stawiać Miłosza w n u r c i e tradycji lewicowo-antynarodowej. K r z y s z t o f M a s ł o ń : Nie u s t o s u n k o w u j ą c się d o tego, c o p a n powiedział, chciałbym tylko zacytować a u t o r a , który pisze, że „ze Starym Poetą m o ż n a się było nie zgadzać, ale nie m o ż na było go nie s z a n o w a ć " . FRONDA 34 I n n y g ł o s z sali: M ó w i o n o tutaj o podziale na lewice i prawicę i t e n cały spór d z i e l o n o w ł a ś n i e p r z e d e wszyst kim na myślenie prawicowe, lewicowe, i n t e l e k t u a l i s t ó w prawicowych i lewicowych. Książki oczywiście jeszcze nie z n a m , z a p o z n a m się z nią, ale czy p a n u s t o s u n k o w a ł się też do takiego podziału, który także był b a r d z o waż ny, czyli do sporu aktywizmu z i n t e l e k t u a l i z m e m . Bo jest też słynny spór Trzebińskiego z Irzykowskim, w k t ó r y m Irzykowskiego nie m o ż n a umieścić ani po prawej stronie, ani po lewej. N a t o m i a s t tutaj Irzykowski postrzegał Trzebińskiego jako tego m ł o d e g o Brzozowskiego, który aktywną, irracjonalistyczną p o s t a w ą m i e s z a szyki w jego własnej, irracjonalistycznej p o s t a w i e . Czy z a t e m sporu z M i ł o s z e m nie m o ż n a by też zauważyć na tej płaszczyźnie aktywizmu i i n t e l e k t u a l i z m u , a niekoniecznie na tle pojęć prawica - lewica, czy też m o ż e jest to r ó w n o z n a c z n e ? A l e k s a n d e r K o p i ń s k i : Kwestia aktywizm - intelektualizm, jak p a n to nazwał (tutaj raczej używa się słowa „klerk i z m " ) , to jest w ł a ś n i e j e d n a z głównych linii podziału, o czym mówił tu już Paweł Rodak. C h o d z i o to, co ma robić intelektualista w m o m e n c i e , kiedy każda książka wy d r u k o w a n a nielegalnie, w p o d z i e m i u , k t ó r ą ma przy sobie, m o ż e go kosztować wysłanie do obozu. Czy ma zajmować się jakimiś t e m a t a m i z odległych epok, jak by to ujął Trzebiński. Bo on patrzył na Miłosza jako na kogoś, k t o zajmuje się jakimiś d z i w n y m i t e m a t a m i , zupeł nie nieaktualnymi. Czy też w takiej sytuacji intelektualista ma się angażować, ma poświęcić swój czas nie pisaniu, tylko n p . pracy konspiracyjnej - w ł a ś n i e d r u k o w a n i u i k o l p o r t o w a n i u gazet jakiejś organizacji p o d z i e m n e j , tak jak to robił Trzebiński. N a t o m i a s t recepta Miłosza była t r o c h ę p o d o b n a do tej Irzykowskiego. On s a m po latach tak opisywał, jak należy myśleć i tworzyć w epoce „kataklizmu k u l t u r o w e g o " : „Jeżeli wszystko w tobie jest dygotem, nienawiścią i rozpaczą, pisz zdania wyważone, d o s k o n a l e spokojne; z m i e ń się w stwór niecielesny, oglądający siebie cielesnego i bieżące wypadki z o g r o m nego d y s t a n s u " . C h o d z i ł o więc o takie d ł u g o m y ś l n e , n i e s p i e s z n e filozofowa nie, o to, by nie dawać się ponosić tym e m o c j o m i tej agresji, k t ó r e p a n o s z ą się dookoła, tak żeby to wszystko, co dzieje się na ulicy obok, nie wywierało ŚNIEG 2 0 0 4 277 na nas wpływu, nie wypaczało naszej myśli. Recepta Trzebińskiego była oczy wiście o d w r o t n a : jeśli pisać, to rzeczy p o t r z e b n e , rzeczy a k t u a l n e ; jeśli pisać o ideach, to o takich, którymi w t y m m o m e n c i e żyjemy, a nie o ideach, k t ó r e będą dla n a s w a ż n e n p . po wojnie - to jest plan d u ż o dalszy. W tym m o m e n c i e walczymy o byt biologiczny n a r o d u , a także o jego kulturę, o to, żeby ludzie zupełnie upodleni niewolniczą pracą i p r a w e m G e n e r a l n e g o G u b e r n a t o r s t w a , k t ó r e m u podlegali, zachowali e l e m e n t a r n ą ludzką godność. Tak więc to jest j e d n a z głównych linii podziału w t y m sporze: aktywizm i klerkizm. J a c e k T r z n a d e l : Chciałbym przywołać p e w i e n aspekt, k t ó ry chociaż był n i e o b e c n y w s a m y m sporze Trzebińskiego z Miłoszem, bo m o ż e było na to rok, d w a za wcześnie, kiedy Trzebiński zginął w egzekucji na N o w y m Świecie z zagipsowanymi u s t a m i , ale który krył się za p o s t a w ą Czesława Miłosza i m ł o d e g o konspiracyjnego pokolenia akowców. C h o d z i mi o cień nadciągającej c h m u r y ze w s c h o d u . Wszystkie późniejsze wypowiedzi Miłosza o p o k o l e n i u akowskim, o pokoleniu tych młodych, którzy tak czy inaczej zginęli w walce, po wojnie nakładały się na rozprawę z p o k o l e n i e m akowskim, z D r u g ą Rzecząpospolitą, którą zgotowali wówczas k o m u n i ś c i . Przywoływany był tu cytat z Traktatu poetyckiego: „Nowy jakiś polski N i e t z s c h e " . C h c ę zwrócić uwagę, że przecież Miłosz tuż po wojnie napisał artykuł o N i e t z s c h e m , w k t ó r y m wywodził, że cała hitlerowska Trzecia Rzesza to jest filozofia N i e t z s c h e g o i oni stąd brali swoje natchnienie, co było oczywiście całkowitą aberracją, choć były takie ten dencje p a t r z e n i a na Friedricha Nietzschego, z czego się później wycofano. Ale jeżeli Miłosz już później, w Traktacie poetycki tak pisze o Trzebińskim: „ N o w y jakiś polski N i e t z s c h e " , to na to się n a k ł a d a cień tej t u ż powojennej i n t e r p r e tacji. Bo jeżeli Nietzsche, to oczywiście faszysta i z w o l e n n i k tych, z którymi Trzebiński walczył w czasie okupacji, przynajmniej i n t e l e k t u a l n i e . To był cał kowity fałsz. I t e n późniejszy cień oceny przez Miłosza pokolenia akowskiego jest w jakimś sensie ważny także dla oceny sporu Miłosz - Trzebiński. M n i e się wydaje, że Miłosz s w o i m n i e s t r u d z o n y m p i ó r e m , swoją gorliwością zacią żył bardzo na r o z u m i e n i u naszej tradycji, i to w dużej m i e r z e fałszywie, a jego tezy przejęła cała szkoła p o p r a w n e g o , że tak p o w i e m , myślenia o Polsce - to się ujawniło jeszcze i po jego śmierci. 278 FRONDA 34 Oczywiście wiersz Ballada o Gajcym, opisujący s p o t k a n i e z jego m a t k ą na przystanku, bardzo piękny wiersz, jest n a z n a c z o n y j a k i m ś w s p ó ł c z u c i e m , bo w ogóle Miłosz bardzo współczuł tym, którzy zginęli. J e d n o c z e ś n i e j e d n a k on do końca nie wyzwolił się od t e g o pojęcia o prawicy, k t ó r e nabył w d w u d z i e stoleciu międzywojennym, i patrzył na całą prawicę przez p r y z m a t tego, co obserwował w poczynaniach O N R - u czy Falangi. Z u p e ł n i e nie potrafił zre k o n s t r u o w a ć tej swojej postawy. Zauważył to bodajże w 1955 roku Andrzej Bobkowski, który napisał w liście do Anieli Mieczysławskiej, że Miłosz wypo wiada sądy, p o t e m próbuje się usprawiedliwić, ale nigdy nie p o p r a w i się w t e n sposób, żeby powiedział, że w czymś się p o m y l i ! i p o n o s i w i n ę . Bobkowski nawet d o s a d n i e t a m napisał, z kropkami, że on rzuca się jak g... w przeręblu. Myślę, że n i e u s t a n n e p o w r o t y do tej problematyki, o czym tu mówiliśmy, świadczyły oczywiście o wrażliwym s u m i e n i u C z e s ł a w a Miłosza, ale zara zem j e d n a k wzmacniały te jego racje, które wypowiadał przeciwko c a ł e m u pokoleniu. Bo przecież za s p o r e m z Trzebińskim kryje się krytyka całego p o kolenia akowskiego, bezlitosna krytyka całej Polski P o d z i e m n e j . I, co tu d u ż o mówić, wszystko dzieje się już w cieniu c h m u r y nadciągającej ze w s c h o d u i tego, o czym Miłosz pisał tuż po wojnie w eseju Grottgerowcy w „Dzienniku Polskim" w Krakowie: że to są ludzie, którzy nie umieją u k ł a d a ć politycznego równania, z góry są przegrani. Ten sąd miażdżący oczywiście zadecydował o tym, że Czesław Miłosz okazał się godny wyjazdu na placówkę rządu l u d o wego do Waszyngtonu. P o w i n n i ś m y o t y m p a m i ę t a ć , bo j e d n a k wydaje mi się, ŚNIEG 2 0 0 4 279 że te sądy nie do końca zostały zweryfikowane, a na losach Miłosza b a r d z o to zaważyło. Myślę, że wielką zasługą książki Kopińskiego jest to, że próbuje te rzeczy ukazać w świetle faktów. Ale tutaj trzeba by ukazać także fakty troszkę późniejsze, bo za okupacyjnymi s p o r a m i j u ż w milczeniu, choć jeszcze nie w 1942 roku, bo w t e d y m o g ł o się jeszcze wydawać, że będzie to m i ę k k i e uderzenie na Bałkany i k t o inny Polskę wyzwoli, ale j e d n a k kryły się także cienie późniejszych ocen Czesława Miłosza całego pokolenia akowskiego. N i e m ó w i ę tutaj o ocenach czysto literackich, bo to jest i n n a płaszczyzna, lecz 0 ocenach ideowych. I oceny te w p i s m a c h Miłosza były głęboko j e d n o s t r o n n e 1 niesłuszne. A n d r z e j M e n c w e l : Ja jako intelektualista lewicy, bo tak zawsze się określałem, m u s z ę teraz wystąpić dla syme trii po tym, co powiedział prof. Trznadel. Na początek chciałem p a ń s t w u powiedzieć, że s p o t k a n i e jest możliwe. Pierwsza wersja tej książki p o w s t a w a ł a jako praca magi sterska u m n i e i Aleksander Kopiński d o b r z e wiedział, do kogo przychodzi z tym t e m a t e m , i d o b r z e wiedział też, że t e n t e m a t zostanie przyjęty, a miał jakieś 24 i n n e możliwości na Wydziale Polonistyki U n i w e r s y t e t u Warszawskiego. W s p ó ł p r a c a n a s z a była dość t r u d na i składała się z wielu etapów, ale myślę, że było to korzystne dla tej pracy. Ta w s p ó ł p r a c a m i m o różnic między n a m i nie polegała na tym, że ja odbiera ł e m p a n u Aleksandrowi jakiekolwiek p r a w o do jego poglądów, tylko praco waliśmy nad tym, żeby te poglądy były jak najlepiej wyrażone i żeby spełniały standardy akademickie. A w tych s t a n d a r d a c h nie mieści się n p . to, co p r z e d chwilą powiedział prof. Trznadel: nie m o ż n a zamieszczać takich supozycji bio graficznych, że to w obliczu nadciągającej Armii Czerwonej C z e s ł a w Miłosz deprecjonuje A r m i ę Krajową. To jest niestety ś w i a d e c t w o głęboko zideologizowanego myślenia, które nie spełnia p e w n y c h p o d s t a w o w y c h s t a n d a r d ó w . Jak się powołuje Traktat poetycki, to trzeba p o w o ł a ć wcześniejsze Zdobycie wła dzy, czyli trzeba w ogóle p a m i ę t a ć , że m a m y do czynienia z poetą, pisarzem, człowiekiem, który ma wrażliwość - by tak powiedzieć - na wielu klawiszach fortepianu i ta wrażliwość się w różnych m o m e n t a c h r ó ż n i e odzywa. A jak się z niego robi jednolity twór ideologiczny z wszystkimi złymi z n a k a m i u m i e s z czonymi po jednej stronie, to po pierwsze, p o s t ę p u j e się w ł a ś n i e w b r e w 280 FRONDA 3 4 s t a n d a r d o m , a po drugie - zubaża się n a s samych. My już w t e d y nie m a m y p r o b l e m u . Zlikwidujcie sobie w literaturze polskiej taki p r o b l e m , jak C z e s ł a w Miłosz, i zobaczymy, czy wyjdziecie z tego bogatsi. O t ó ż nasz dialog z p a n e m Aleksandrem polegał m.in. na tym, żeby nie likwidować p r o b l e m u z żadnej pozycji, tylko żeby go otwierać. I pytanie, które tu p a d ł o - dlatego określiłem się jako intelektualista lewicy i powiedziałem, że s p o t k a n i e jest m o ż l i w e - to nie jest pytanie o lewicę i prawicę. To jest pytanie bardziej w s p ó ł c z e s n e : jak być lewicą, jak być prawicą, w imię jakich wartości, w jaki s p o s ó b p o d e j m o wanych i przy jakim stole w t e d y w ogóle m o ż n a się spotkać? J a c e k T r z n a d e l : Chciałbym tylko u s t o s u n k o w a ć się d o tego, co mój p r z e d m ó w c a określił jako likwidowanie Czesława Miłosza. M u s z ę powiedzieć, że z p e w n y m wzru s z e n i e m dzisiaj znalazłem się w tej sali po kilkudziesięciu latach. W g r u d n i u roku 1977 w tejże sali, w warszawskich Hybrydach m i a ł e m pierwszy chyba po 1956 roku w Polsce odczyt o poezji C z e s ł a w a Miłosza. Sala była pełna, to było jeszcze przed N o b l e m , a recytował poezję Miłosza M a r e k Kondrat. Była to oczywiście bardzo p o c h w a l n a wersja tej twórczości, z której - z n i u a n s a m i - do dzisiaj się nie wycofuję. Później, po N a g r o d z i e N o b l a o tejże poezji Miłosza wygłosiłem odczyt w napchanej sali amfiteatru wielkiego paryskiej Sorbony, a przewodniczył t e m u s p o t k a n i u francuski p o e t a Pierre E m a n u e l l e . Odczyt był po francusku, dla Francuzów. To tylko k o m e n t a r z do tego, czy likwiduje się tutaj p r o b l e m Czesława Miłosza - twórcy i poety. P a w e ł R o d a k : Powiem coś w tym d u c h u , co prof. Mencwel, bo nie chciałbym, żeby w naszej dyskusji o sporze „ludzi z c h a r a k t e r a m i " nagle Czesław Miłosz zaczął być człowiekiem bez c h a r a k t e r u . Wszyscy, tak jak tu siedzimy, pisaliśmy ciepło o Andrzeju Trzebińskim, a ja m i a ł e m n a w e t przyjemność p u b licznie spierać się o niego z C z e s ł a w e m M i ł o s z e m . Ale wraca jąc do s a m e g o sporu, Dariusz Gawin powiedział: „Wiemy, że teraz widać, że było z u p e ł n i e inaczej". I tak, i nie. Było z u p e ł n i e inaczej, bo dopiero teraz faktycznie, dzięki książce Kopińskiego, m o ż e m y zobaczyć całe skomplikowanie tamtej polemiki na płaszczyźnie ideowej, historii idei. Ale ŚNIEG 2 0 0 4 281 to nie znaczy, że było z u p e ł n i e inaczej w tym sensie, że teraz my widzimy, że to było tak, jak Trzebiński pisał, albo że to Trzebiński ma w p e ł n i rację. Absurdalnie wygląda to zwłaszcza w t a k i m kontekście, że T r z e b i ń s k i e m u zagipsowano usta, a w związku z tym Miłosz m ó g ł przez wiele lat pisać i nikt mu nie odpowiadał, aż tu nagle Miłosz u m a r ł , wychodzi książka - i teraz my możemy, bo on n a m nie odpowie. Ten spór jest o wiele bogatszy, ale jeśli w e ź m i e m y tylko tę płaszczyznę d y s t a n s u i zaangażowania, czyli a k t y w i z m u i klerkizmu, oraz irracjonalizmu i racjonalizmu, to widać, że te racje o b u stron tutaj nie są rozstrzygnięte. Sens t e g o sporu polega w ł a ś n i e na tym, że to są „ludzie z c h a r a k t e r a m i " , że oni obaj wiedzą, czego bronią, że po o b u stronach m a m y racje b a r d z o d o b r z e u d o k u m e n t o w a n e . Ja b y m dzisiaj nie potrafił powiedzieć, po której s t r o n i e stoję. Powiedziałbym, że z r o z u m i e n i e tego sporu pozwala mi lepiej r o z u m i e ć polski wiek XX, a m o ż e nie tylko polski, i najistotniejsze jego zjawiska. Jeśli chodzi o aktywizm i klerkizm, to przecież nie jest tak, że Andrzej Trzebiński r e p r e z e n t u j e p o k o l e n i e walczą ce, a Czesław Miłosz p o s t a w ę uchylającą się od zaangażowania. Tak nie jest n a w e t na poziomie faktów, o czym przecież s a m Kopiński pisze. N i e chcę absolutnie deprecjonować p o s t a w y Trzebińskiego, k t ó r a jest mi bliska, na t o m i a s t po drugiej stronie nie m a m y człowieka, który siedzi w d o m u i czyta książki. Jest to człowiek głęboko z a a n g a ż o w a n y w r u c h konspiracyjny: wydaje w podziemiu książki, antologie, tłumaczy, chodzi na s p o t k a n i a konspiracyjne. Weźmy teraz tę d r u g ą płaszczyznę s p o r u : irracjonalizm - racjonalizm, k t ó r a jest ważniejsza, i tu z n ó w jest cała wiązka p r o b l e m ó w . Jeśli C z e s ł a w Miłosz po wojnie będzie dokonywał takiego u t o ż s a m i e n i a : irracjonalizm, faszyzm, tradycja akowska, p o w s t a n i e warszawskie, a to wszystko b ę d ą w p e w n y m m o m e n c i e u niego nazwy tego s a m e g o zjawiska, to ja się oczywiście z t y m nie m o g ę zgodzić, to jest oczywiście daleko idące u p r o s z c z e n i e . N a t o m i a s t jeśli Miłosz będzie przenikliwie pisał o tym, w jaki s p o s ó b irracjonalizm jest zagrożeniem w historii kultury i jakie p o s t a w y m o ż e p o w o d o w a ć , i że miał on wpływ na to, co się stało w k u l t u r z e europejskiej i co przybrało p o s t a ć faszy zmu, to ma oczywiście rację. To nie znaczy, żeby teraz nazywać Trzebińskiego faszystą, to jest z u p e ł n i e co innego. Ale rzecz jest bardziej skomplikowana, bo Miłosz oczywiście ma też rację. Kończąc już, chciałbym powiedzieć, że m o i m zdaniem, w czym on nie miał racji - p o z a b a r d z o u p r o s z c z o n y m w i z e r u n k i e m polskiej tradycji romantycznej, k t ó r y m się posługiwał, a pisał o t y m D a r i u s z 282 FRONDA 34 Gawin, więc mógłby więcej powiedzieć ode m n i e - to w tym, że o d p o w i e d ź na zagrożenie irracjonalizmem zobaczy! w racjonalizmie. Z t y m n a w e t jesz cze bym się mógł zgodzić, tylko że Miłosz w p e w n y m m o m e n c i e u t o ż s a m i ł racjonalizm z d e t e r m i n i z m e m . N a t o m i a s t Trzebiński był k o n s e k w e n t n y m kreacjonistą, uważał, że a b s o l u t n i e ż a d n e m u d e t e r m i n i z m o w i nie m o ż n a się poddać. I w tak widzianym ich sporze ja m o g ę powiedzieć, że stoję po s t r o nie Trzebińskiego, w sensie ideowym. N a t o m i a s t to nie jest tak, że Miłosz we wszystkim nie ma racji - to jest p o w a ż n y spór. To nie jest taki spór typu lewica - prawica. D a r i u s z G a w i n : Jak Boga kocham, czy ja p o w i e d z i a ł e m , że Miłosz nie miał c h a r a k t e r u ? W tym p r z y r ó w n y w a n i u Miłosza do Irzykowskiego w ogóle nie odnajduję mojego r o z p o z n a n i a tamtej rzeczywistości, bo Miłosz akurat wy kazał się straszliwym c h a r a k t e r e m , dlatego że on chciał w Warszawie w spokoju przemyśleć swój gniew. Z r e s z t ą pomijam to, co jest tajemnicą, na jakich papierach prze jechał z Bukaresztu do Warszawy, to m n i e nie interesuje. S t w i e r d z a m fakt: z Warszawy wyszedł do Bukaresztu, s t a m t ą d wrócił do Wilna, a kiedy o n o zo stało zajęte przez Sowietów, wrócił do Warszawy. Jak s a m p o t e m m ó w i ł , nie chciał ani udać się na emigrację, bo t a m , jak zakładał, w p a d ł b y w taką skost niałą przedwojenną polską kulturę, ani nie p o d d a ł się zbyt p r o s t e m u zabiego wi pierekowki stalinowsko-sowieckiej, której p r ó b ę g e n e r a l n ą p r z e d b u d o w ą Polski Ludowej podjęto we Lwowie i Wilnie, a k t ó r a okazała się zresztą zbyt proletkultowa i on to wyczuwał, i kiedyś też tak wytłumaczył, że dlatego nie został w Wilnie. Mając więc możliwość wyjazdu we wszystkie s t r o n y Europy, łącznie z tą wschodnią, wybrał Warszawę, dlatego że - jak p o w i e d z i a ł e m - miał wielki charakter i chciał w spokoju przemyśleć swój gniew - w o b e c polskości, tradycji, wojny. Słowa „ g n i e w " u ż y w a m w t a k i m znaczeniu, że Miłosz oscylował między spokojem i n a m i ę t n o ś c i ą : jest człowiekiem spokoj nym, bo kiedy pisze swoje eseje, p o t e m z a t y t u ł o w a n e Legendy nowoczesności, jest zwolennikiem racjonalizmu, ale j e d n o c z e ś n i e jest to podszyte straszliwą n a m i ę t n o ś c i ą gniewu - na skutki, na m o ż l i w e przyczyny, na k u l t u r ę , w której to się wszystko dzieje. Więc to był dla m n i e n i e s a m o w i t y d o w ó d jego odwa gi cywilnej, lecz także takiej ludzkiej, że m o g ą c r a t o w a ć skórę - i tu jest to ŚNIEG 2 0 0 4 283 już w t ó r n e , na j a k i m paszporcie to zrobił - wraca do środka, żeby z bliska widzieć, wziąć sobie p o d światło to naczynko z o w a d a m i , k t ó r e się t a m sza moczą. Mówię o t y m w t e n s p o s ó b specjalnie, bo on z lubością opisywał życie społeczne, porównując je do życia owadziego, k t ó r e jest w y s t a w i o n e na jakieś procesy historii, szczególnie w Zdobyciu władzy. I nie chciał t e g o robić ani z Londynu, ani ze S z t o k h o l m u , ani z Bałkanów, ani będąc gdzieś w t a b o r a c h Drugiego Korpusu r a z e m P r u s z y ń s k i m czy i n n y m i p r z e d w o j e n n y m i intelek tualistami. Więc to był wielki charakter, tu jest p e ł n a zgoda, ja w ogóle t e g o nie kwestionuję. Powiedziałbym więcej: książka Kopińskiego dla m n i e coś tłumaczy, dlatego że to Miłosz jest ważniejszy dla polskiej kultury XX wie ku, a spór z Trzebińskim rzuca na to światło. I u ż y ł e m tutaj pojęć „lewica" i „prawica" w tym sensie i w tych kategoriach, w których oni sami w ó w c z a s je rozumieli, choć książka, na której k a n w i e dzisiaj rozmawiamy, pokazuje, że t e n spór był o wiele bardziej skomplikowany. Bo ani Miłosz w tej p e r s p e k tywie nie jest wcale tak lewicowy, ani Trzebiński tak prawicowy. Jeszcze raz w r a c a m do mojego t r o p u , który zasygnalizowałem w swojej pierwszej wypo wiedzi, że być m o ż e sens ich sporu wyjaśnia t e r m i n , który kiedyś u k u ł prof. Mencwel, tzn. kulturalizm. Jest to spór o kulturalizm, o sens k u l t u r a l i z m u . W tej perspektywie polscy inteligenci XX wieku to są ludzie, których i n s t y n k t o d r u c h o w o umiejscawia w jakiejś tradycji intelektualnej i którzy myślą o kul turze jako o obszarze sporu, także politycznego, bo jest on na tyle istotny, że ma także p e w n e konsekwencje polityczne. I k l u c z e m do tego s p o r u jest Brzozowski, jako osoba, postać, także miejsce w k u l t u r z e , p o p r z e z k t ó r e za wiązują się p e w n e jej wątki. I w t e d y n p . spór Miłosza z Trzebińskim okazuje się s p o r e m o r o z u m i e n i e k u l t u r a l i z m u jako p e w n e g o dziedzictwa czy spadku, czy zadania dla i n t e l i g e n t ó w polskich, k t ó r e pozostawił po sobie Brzozowski - i wtedy to jest i s t o t n e , interesujące. A z drugiej strony, nie m o ż n a też zamy kać oczu na - jeśli tak m o ż n a powiedzieć - s p o s ó b gry Miłosza w tym całym sporze, czasami nie do końca fair. Ta książka nie wdaje się n a w e t w oceny tych zachowań i n p . to, na jakich p a s z p o r t a c h i w jaki s p o s ó b przez sowiecką Ukrainę i Białoruś Miłosz dojechał z Bukaresztu do Wilna, jest tutaj kultural nie i po akademicku - nawiązując do wypowiedzi prof. M e n c w e l a - w y ł o ż o n e . Nie ma tu żadnych w n i o s k ó w zbyt p o c h o p n y c h , to nie jest n a p i s a n e w stylu Wiktora Trościanki, który zresztą został o s t a t n i o z d e z a w u o w a n y w s p o s ó b godny ubolewania jako ź r ó d ł o wiedzy na t e m a t różnych wypowiedzi Miłosza 284 FRONDA 34 z początkowego o k r e s u wojny. To wszystko jest tutaj z a t e m w t ó r n e , liczy się raczej sposób, w jaki Miłosz t e n spór p o t e m ustawiał, i dlatego ta książka, która dostarcza samych faktów, nie posuwając się do zbyt daleko idących komentarzy, jest tak istotna. A l e k s a n d e r K o p i ń s k i : W kwestii a k t y w i z m u i k l e r k i z m u oraz tego siedzenia w d o m u i czytania książek chciał bym p a r ę słów jeszcze dopowiedzieć, bo p o c z u ł e m się wywołany do tablicy. Miłosz i Trzebiński siedzieli wów czas r a z e m w d o m u na Służewie i rozmawiali, i to była działalność kryminalna, i mogli za to, a także za pisanie t e k s t ó w i ich d r u k o w a n i e w p o d z i e m i u , co obaj robili, na równych prawach zostać wywiezieni do Oświęcimia. I to z u p e ł n i e niezależ nie od swoich poglądów, bo czy ktoś był lewicowcem, czy prawicowcem, to akurat N i e m c ó w z u p e ł n i e nie i n t e r e s o w a ł o . N a t o m i a s t jest p e w n a różnica - i to chciałem w swojej poprzedniej wypowiedzi zasygnalizować - m i ę d z y tym, czy w takiej sytuacji decydujemy się, tak jak Miłosz, pisać eseje, gdzie na c h ł o d n o przemyśliwujemy swój gniew, jak powiedział D a r i u s z Gawin, czy też jak Trzebiński oddajemy się w dużej mierze, bo przecież nie tylko, ale m i ę d z y innymi, pisaniu publicystyki, manifestów czy wręcz p i o s e n e k partyzanckich, i w dodatku m a m y nadzieję, że z o s t a n i e m y przez organizację wysłani „ n a u d e r z e n i e " , czyli na Kresy W s c h o d n i e , gdzie walczyły oddziały Konfederacji N a r o d u . A o tym marzył Trzebiński. Są na t e n t e m a t zapisy w jego Pamiętniku. Mamy więc tutaj j e d n a k dwie dość wyraźnie r ó ż n e postawy. PS Nieautoryzowany zapis dyskusji panelowej, która odbyła się w warszawskim klubie Hybrydy 7 listopada 2 0 0 4 roku w ramach obchodów 10-lecia „Frondy" W ogólnej świadomości funkcjonują opowieści o „żąd nych krwi własowcach" czy czołgach typu „Tygrys", skierowanych przeciwko walczącej stolicy. A tymczasem to tylko niezakorzeniona w rzeczywistości legenda. Uporczywa legenda „WŁASOWCY" W POWSTANIU WARSZAWSKIM JAROSŁAW GDAŃSKI, HUBERT KUBERSKI Historia składa się z faktów i mitów. Z faktami się nie dyskutuje, chociaż niektórzy wolą je naginać do własnych celów. N a t o m i a s t m i t y p o k u t u j ą przez wiele lat w ś w i a d o m o ś c i ludzkiej i z biegiem czasu coraz trudniej je wyko rzenić. Tak jest również z p o w s t a n i e m w a r s z a w s k i m . W ogólnej ś w i a d o m o ś c i funkcjonują opowieści o „żądnych krwi w ł a s o w c a c h " czy czołgach t y p u „Tygrys", skierowanych przeciwko walczącej stolicy. A t y m c z a s e m to tylko niezakorzeniona w rzeczywistości legenda. 286 FRONDA 34 Jej początek bierze się.. .. .z komunikatu, w którym 2 sierpnia 1946 roku p r o p a g a n d a sowiecka obwieś ciły światu: „W ostatnich dniach Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego roz patrywało akt oskarżenia przeciwko A.A. Własowowi, WE Małyszkinowi, G.N. Żylenkowowi, F.I. Truchinowi, D.E. Z a k u t n e m u , I.A. Błagowieszczenskiemu, M.A. Meandrowowi, W.I. Malcewowi, S.K. Buniaczence, G.A. Zwierjewowi, W D . Korbukowowi, N.S. Szatowowi. [...] Wszyscy oskarżeni przyznali się do winy i zostali skazani na śmierć z artykułu 1. Rozporządzenia Prezydium Rady Najwyższej ZSRR z 19 sierpnia 1943 r. [...]. Wyrok w y k o n a n o " . Już n a s t ę p n e g o d n i a „Polska Z b r o j n a " , przekazując treść k o m u n i k a tu, opatrzyła go t y t u ł e m KACI WARSZAWY ZAWIŚLI NA SZUBIENICY. Z n a k o m i t y m u z u p e ł n i e n i e m utrwalającym s k r o m n ą w i e d z ę o n i e z n a n y m polskiemu s p o ł e c z e ń s t w u W ł a s o w i e był t e n s a m k o m u n i k a t z „Głosu L u d u " (poprzednika „Trybuny L u d u " ) , pt.: W Ł A S O W ZAWISŁ NA SZUBIENICY. SŁUSZNA KARA SPOTKAŁA ZDRAJCĘ I MORDERCĘ. Cytowany przez obie redakcje k o m u n i k a t PAP kończył się s t w i e r d z e n i e m : „Andrej Andrejewicz Własow, d a w n y generał w służbie radzieckiej, zdradził swą ojczyznę i utworzył «legion rosyjski» w służbie N i e m i e c . Oddziały W ł a s o w a były chętnie u ż y w a n e przez N i e m c ó w do najbardziej o k r u t n e j akcji policyjnej na t e r y t o r i u m Polski m.in. w Warszawie". Oczywiście powyższe rewelacje szybko się zakorzeniły, czego d o w o d e m są chociażby dwie polskie monografie p o w s t a n i a warszawskiego. I Kirchmayer, i Borkiewicz rozwodzili się o „żołnierzach w s c h o d n i c h " (Osttruppen), sta cjonujących i walczących w Warszawie. Ale o p i n i a p u b l i c z n a po s w o j e m u podchwyciła poglądy tych historyków, wydających w PRL-u. Najczęściej c h o dziło o mylenie ROA z R O N A (Russkaja Oswobodzitelnaja Armija vs. Russkaja Oswobodzitelnaja Narodnaja Armija). Cudzoziemscy ochotnicy w Warszawie Wybuch p o w s t a n i a warszawskiego nie zaskoczył N i e m c ó w . Spodziewali się tego faktu, ale siły wojskowe i policyjne, jakimi dysponowali w Warszawie w chwili p o w s t a ń c z e g o zrywu, okazały się daleko niewystarczające do jego p o w s t r z y m a n i a . Dlatego r o z p o c z ę t o gorączkowe p o s z u k i w a n i a j e d n o s t e k , ŚNIEG 2 0 0 4 287 które mogłyby zostać szybko użyte do jego s t ł u m i e n i a . Przede w s z y s t k i m t w o r z o n o i m p r o w i z o w a n e j e d n o s t k i a l a r m o w e i grupy bojowe ze szkół wojskowych i policyjnych, j e d n o s t e k zapasowych i szkolnych. Do Warszawy skierowano również część j e d n o s t e k c u d z o z i e m s k i c h podległych wojskom lą d o w y m i Waffen-SS, wycofywanym w ł a ś n i e na Z a c h ó d . W s u m i e liczyły o n e około 10 tys. ludzi. Największą taką j e d n o s t k ą użytą w stolicy była część brygady R O N A , dowodzonej przez B r o n i s ł a w a (nie Mieczysława) K a m i ń s k i e g o . Drugiego sierpnia w y b r a n o z niej 1700 nieżonatych mężczyzn. U t w o r z o n o z nich dwubatalionowy p u ł k s z t u r m o w y w z m o c n i o n y artylerią. Bezpośrednie d o w o d z e nie nad p u ł k i e m objął zastępca szefa sztabu brygady major J u r i j F r o ł o w . P u ł k R O N A przez pierwszych 10 dni walk z p o w s t a ń c a m i ( 4 - 1 4 sierpnia) znajdował się na Ochocie, gdzie zajmował się p r z e d e w s z y s t k i m r a b u n k a m i i gwałtami, a także m o r d o w a n i e m ludności. 14 sierpnia ludzie Kamińskiego zajęli szpital Dzieciątka Jezus przy ul. Nowogrodzkiej i w tym rejonie p o z o 288 FRONDA 34 stawali do 23 sierpnia. W t e d y p r z e n i e s i o n o ich w okolice ulicy Inflanckiej. Już po trzech dniach zostali j e d n a k zluzowani przez Niemców. P r z e r z u c o n o ich do z e w n ę t r z n e g o pierścienia wojsk w Puszczy Kampinoskiej. Ich zada n i e m było n i e d o p u s z c z e n i e do połączenia się p a r t y z a n t ó w s p o z a Warszawy z p o w s t a ń c a m i . W nocy z 2 na 3 w r z e ś n i a oddział Armii Krajowej por. Adolfa Pilcha „ D o l i n y " rozbił w Truskawiu batalion R O N A , zdobywając wiele broni, amunicji oraz u m u n d u r o w a n i a i żywności. Oprócz r o n o w c ó w najbardziej złowrogą sławę zdobył w stolicy p u ł k SS Dirlewangera, którego n i e m a l p o ł o w ę s k ł a d u tworzyli obcokrajowcy z tere n ó w ZSRR. W czasie działań (od 5 sierpnia) przeciwko p o w s t a ń c o m ponieśli oni największe p r o c e n t o w o straty spośród wszystkich j e d n o s t e k walczących z p o w s t a ń c a m i . S p o w o d o w a n e to było złowieszczym r o z g ł o s e m , jaki otaczał tę j e d n o s t k ę ( 4 0 - 5 0 tys. zabitych cywilów - głównie na Woli). Wszyscy wie dzieli, że nie dają oni p a r d o n u ani przeciwnikom, ani ludności cywilnej, więc i ich nie b r a n o do niewoli. Za udział swojej j e d n o s t k i w zwalczaniu p o w s t a n i a Oskar Dirlewanger został a w a n s o w a n y do s t o p n i a SS-Oberfiihrera i odzna czony Krzyżem Rycerskim Żelaznego Krzyża. W Warszawie znajdowały się też p o d o d d z i a ł y 1 3 . b i a ł o r u s k i e g o bata lionu specjalnego SS. Od 3 sierpnia do 13 w r z e ś n i a 1944 roku ochraniały o n e budynki u r z ę d ó w SS w alei Szucha, alei Róż i Alejach Ujazdowskich oraz przy ulicach Koszykowej i Wiejskiej. Za udział w walkach z p o w s t a ń c a m i Oberfeldfebel (starszy sierżant) Ilja Sauiec został jako pierwszy w batalionie odznaczony Z ł o t y m M e d a l e m II klasy z Mieczami. W składzie wojsk podległych von d e m Bachowi znajdował się 3 4 . p o licyjny pułk strzelecki d o w o d z o n y przez p o d p u ł k o w n i k a policji o c h r o n n e j Franza W i c h m a n n a , mający w składzie batalion niemiecki i d w a bataliony niemiecko-ukraińskie. I n n ą j e d n o s t k ą policyjną był 2 0 9 . kozacki batalion S c h u t z m a n n s c h a f t e n (policja p o m o c n i c z a ) . Batalion kozacki s f o r m o w a n o w Warszawie z samodzielnych k o m p a n i i na trzy miesiące p r z e d p o w s t a n i e m . Zresztą j e d n o s t k i kozackie stanowiły najliczniejszą g r u p ę n a r o d o w o ś c i o wą spośród c u d z o z i e m c ó w walczących z p o w s t a ń c a m i . Oprócz w s p o m n i a n e go 209. batalionu był to 3. pułk K o z a k ó w ( p u ł k o w n i k B o n d a r e n k o ) , a także IV/57 i 6 9 . dywizjony kawalerii oraz 5 7 2 . b a t a l i o n p i e c h o t y ( p u ł k o w n i k Z i n o w i e w ) . Ten o s t a t n i walczył w Warszawie, a d w a p o z o s t a ł e dywizjony ko zackie odgradzały p a r t y z a n t ó w z Puszczy Kampinoskiej od Żoliborza. Był też ŚNIEG 2 0 0 4 2 89 rosyjski 5 8 0 . d y w i z j o n k a w a l e r i i O s t t r u p p e n , działający w składzie grupy osłonowej na Żoliborzu. Dowodził n i m k a p i t a n Ernst K a l a m o r z , 1 w r z e ś n i a 1944 roku za walki w Warszawie o d z n a c z o n y Z ł o t y m Krzyżem N i e m i e c k i m (Deutsches Kreuz in Goldj. W składzie wojsk zwalczających p o w s t a n i e war szawskie były również j e d n o s t k i kaukaskie Ostlegionen. W składzie grupy bo jowej Dirlewangera walczył 1/111. b a t a l i o n a z e r s k i . D o w o d z i ł n i m k a p i t a n W e r n e r Scharrenberg. D r u g i m k a u k a s k i m b a t a l i o n e m , walczącym z p o w s t a ń cami, był II. (kaukaski) b a t a l i o n j e d n o s t k i „ B e r g m a n n " p o d d o w ó d z t w e m porucznika M e r t e l s m a n n a . Brał on udział w walkach od pierwszych d n i p o w s t a n i a w składzie „Kampfgruppe Reinefarth". Na Woli rowi i Starym Mieście walczył podporządkowany Dirlewange- 1. w s c h o d n i o m u z u ł m a ń s k i pułk Waffen-SS. D o w o d z i ł n i m SS- S t u r m b a n n f u h r e r Franz L i e b e r m a n n . P o s t ę p o w a n i e jego żołnierzy n i e od biegało na ogół od panującego w Wilderer Brigade Dirlewangera. W działaniach przeciwko z g r u p o w a n i u Armii Krajowej w Puszczy Kampinoskiej brało rów nież udział 4 0 0 ludzi z L e g i o n u W o ł y ń s k i e g o p u ł k o w n i k a Petra D i a c z e n k i (akcja „Sternschuppe") w dniach 2 7 - 3 0 września. N i e c o wcześniej w p o ł o w i e września Ukraińcy walczyli na Czerniakowie z p o w s t a ń c a m i w a r s z a w s k i m i i desantującymi się j e d n o s t k a m i 1 Armii WP z 3 DP im. R. T r a u g u t t a (wtedy i tylko w t e d y ! ! ! ) . Dlatego też formacje u k r a i ń s k i e n i e m o g ą być odpowiedzial ne za masakry ludności cywilnej z sierpnia 1944 roku. Fałszywie zwani „własowcami" Z naszego wywodu wynika, że n i e było i być n i e m o g ł o „ w ł a s o w c ó w " wal czących przeciwko p o w s t a n i u . N a d a l wątpiącym p r z e d s t a w i m y kilka faktów z dziejów „własowców", jak p o t o c z n i e określa się Siły Z b r o j n e K O N R (Komitet Oswobożdenija Narodów Rossiji) p o d d o w ó d z t w e m eksgenerała lejtnanta Armii Czerwonej Andrieja A. W ł a s o w a , który nigdy nie przywdział m u n d u r u nie mieckiego W e h r m a c h t u . Po p i e r w s z e , W ł a s o w został wzięty do niewoli 12 lipca 1942 roku. Z a p r o p o n o w a ł u t w o r z e n i e sprzymierzonej z N i e m c a m i Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej (ROA - Russkaja Oswoboditielnaja Armia). Stawiano sobie trzy p o d s t a w o w e cele: obalenie „Stalina i jego kliki", zniszczenie bolszewiz m u i zawarcie h o n o r o w e g o pokoju z N i e m c a m i , s t w o r z e n i e w przyjaźni 290 FRONDA 3 4 z N i e m c a m i i innymi n a r o d a m i E u r o p y nowej Rosji bez bolszewików i kapi talistów. Po zredagowaniu manifestu i p o d p i s a n i u go w Berlinie 27 g r u d n i a 1942 roku, zosta! on rozrzucony na t e r e n a c h o k u p o w a n y c h jako Deklaracja Smoleńska (13 stycznia 1943). P o d r u g i e , jednostki nazywane rosyjskimi lub w s c h o d n i m i f o r m o w a n o w składzie W e h r m a c h t u od początku 1942 roku. Większość żołnierzy j e d n o stek w s c h o d n i c h stanowili Rosjanie i U k r a i ń c y J e d n a k ż e dość p o w s z e c h n e używanie przez wiele rosyjskich, kozackich i ukraińskich j e d n o s t e k Osttruppen oznak n a r a m i e n n y c h ROA s p o w o d o w a ł o zaistnienie w p o w s z e c h n y m o d b i o rze pojęcia „własowiec" jako s y n o n i m u obywatela ZSRR w n i e m i e c k i m m u n durze. P o t r z e c i e , d o koncepcji u t w o r z e n i a d o w o d z o n y c h centralnie j e d n o stek rosyjskich Niemcy wrócili d o p i e r o 1 6 w r z e ś n i a 1 9 4 4 r o k u . Podczas ŚNIEG 2 0 0 4 291 spotkania Heinricha H i m m l e r a z W ł a s o w e m , Reichsftihrer SS wyraził zgodę na u t w o r z e n i e K o m i t e t u Wyzwolenia N a r o d ó w Rosji i zaakceptował sformowanie Sił Zbrojnych K O N R (początkowo dwie dywizje). Pierwszą j e d n o s t k ą Sil Zbrojnych K O N R była 6 0 0 . Dywizja P i e c h o t y W e h r m a c h t u pod d o w ó d z t w e m początkowo p u ł k o w n i k a Bojarskiego, a n a s t ę p n i e generała majora Siergieja K. Bunjaczenki. Jej f o r m o w a n i e z rosyjskich i u k r a i ń s k i c h batalionów Osttruppen i żołnierzy z rosyjskich 29. i 30. dywizji Waffen-SS na poligonie Mtinsingen t r w a ł o od listopada 1944 do w i o s n y 1945 roku. D r u g ą j e d n o s t k ą była 6 5 0 . Dywizja P i e c h o t y W e h r m a c h t u . N a poligonie H e u b e r g od m a r c a 1945 roku szkolili się żołnierze b a t a l i o n ó w Osttruppen oraz o c h o t n i cy spośród r o b o t n i k ó w p r z y m u s o w y c h . D o w ó d c ą dywizji został generał m a jor Grigorij A. Zwierjew. Przewidywano, że j e d n o s t k a ta osiągnie g o t o w o ś ć bojową do czerwca roku 1945. Trzecią wielką j e d n o s t k ą wojsk K O N R była 5 9 9 . Brygada Grenadierów p o w s t a ł a w Danii w k w i e t n i u 1945 roku. Jej d o w ó d c ą został generał major W i l h e l m von H e n n i n g . Konkretne potrzeby załamującego się frontu w s c h o d n i e g o zaowocowały s f o r m o w a n i e m Brygady Przeciwpancernej „ R u s s l a n d " . Składała się o n a z 10., 11., 13. i 14. oddziałów przeciwpancernych i d o w o d z o n a była począt kowo przez majora W t o r o w a , a n a s t ę p n i e przez p o d p u ł k o w n i k a Gałkina. Poza j e d n o s t k a m i bojowymi istniała również Brygada Z a p a s o w a (dowódca p u ł k o w n i k Samuił T. Kojda) i s z k o ł a oficerska. Dalsze dzieje tych sił to n i e u d a n a p r ó b a likwidacji przyczółka sowieckiego na p o ł u d n i e od Kostrzynia przez 600. dywizję, dołączenie do dywizji 1604. pułku piechoty, ostatecznie dotarcie do p ó ł n o c n y c h Czech, p o m o c i udział w walkach p o w s t a n i a praskiego (poległo o k o ł o 3 0 0 w ł a s o w c ó w w d n i a c h 5-7 maja 1945 roku), wycofanie się z Pragi i tragiczno-gorzki los po wojnie, czyli eksterminacja w G u ł a g u p o n a d połowy z nich. Tragiczne losy p o w s t a n i a warszawskiego odcisnęły się w historii Polski. Dlatego tak w a ż n e jest, aby ta k r w a w a karta dziejów wojennych została oczyszczona z n i e d o m ó w i e ń i fałszywych poglądów, siłek Armii Krajowej opisywały wiarygodnie heroiczny zaś wy współczesne opracowania. Jednocześnie stosujemy się do zasady b e z i n t e r e s o w n e j b e z s t r o n n o ś c i , gdyż tylko takie podejście pozwoli przedstawić dzieje j e d n e g o z największych pol skich zrywów powstańczych w s p o s ó b godny i zgodny z p r a w d ą historyczną. Przede wszystkim chodziło n a m o n a p r a w i e n i e pokutującego od prawie 60 lat 292 FRONDA 34 mitu „wiasowców w powstaniu warszawskim". Może w ten sposób przyczy nimy się do mniej emocjonalnego odbioru postaci Wlasowa. Wymaga tego rzetelność historyka. JAROSŁAW GDAŃSKI, HUBERT KUBERSKI ŚREDNIO czyli WIECZE NOWE W Niemczech powstało dużo socjologicznych analiz, które przedstawiają np. aerobik jako specyficzny sy stem wartości albo kulturystykę jako swoistą religię. Takie wielkie mody, poruszające miliony osób, pełnią wiele funkcji tradycyjnej religii - wprowadzają w życie porządek, normy, rytuały, porządkują czas i przestrzeń, dają złudzenie dążenia do doskonałości, do świętości. Ilu ludziom skrupulatny rachunek sumienia zstąpiło obsesyjne liczenie kalorii, a dawną ascezę mnichów - ciężkie wyrzeczenia w siłowni... triumfalny pochód kolorowych magazynów kobiecych BARTOSZ WIECZOREK Pod p o z o r e m krzewienia idei „wolnościowych" i feministycznych k o l o r o w e magazyny dla kobiet przemycają m o d e l kobiety jako biblijnej kusicielki poku tującej za swą cielesność. W dobie racjonalizmu na n o w o przewija się w nich 294 FRONDA 3 4 religijne spojrzenie na kobietę - i to spojrzenie sięgające do średniowiecza z h a s ł e m pogardy dla ciała, albo do p u r y t a ń s k i e g o p r o t e s t a n t y z m u , upatrują cego zbawienie grzesznej kobiety w p o ś w i ę c e n i u się m ę ż o w i i dzieciom. W świecie kryzysu tradycyjnych religii i systemów wartości popularne tygodniki oraz miesięczniki pełnią ważną funkcję przewodników, dostawców wzorów osobowych i tożsamości. Dotyczy to przede wszystkim kobiet, chociaż istnieją też pisma wzorowane na kobiecych adresowane do mężczyzn. Rola, jaką odgrywają popularne pisma w życiu milionów dziewcząt i kobiet, w ich pojmo waniu siebie, jest ogromna. Zdają się one współczesną religią kobiet, rodzajem „świętych tekstów". Pełnią one funkcję pośredniczącą w szukaniu zrozumienia świata, w tłumaczeniu różnych form niesprawiedliwości czy oswajaniu niepew ności. Quasi-religijna funkcja tych tekstów połączona jest z niektórymi tradycyj nymi poglądami chrześcijańskimi i ideałem kobiety w nich zawartym. Michelle Lelwica z Saint Mary's College of California wskazuje, że chrześcijaństwo stało się wehikułem dla dwóch szeroko rozpowszechnionych poglądów na t e m a t płci i ciała, które reprodukują magazyny kobiece. Pierwszy dotyczy tego, że kobiety są „bliżej swojego ciała" niż mężczyźni, a drugi, że ciało kobiety m u s i być uważnie obserwowane, nadzorowane i wreszcie przekraczane, jeżeli kobieta ma osiągnąć „świętość". Oczywiście świętość tę zupełnie inaczej pojmują współczesne ma gazyny - jednak tylko z pozoru, stereotypy bowiem dotyczące kobiety są w nich osadzone niezwykle mocno. Dziedzictwo Ewy Tłumaczenie związków między kobietą a jej ciałem w teologii chrześcijańskiej sięga korzeniami drugiego opisu stworzenia człowieka. W Księdze Rodzaju (Rdz 2-3) przedstawiony jest zapis o stworzeniu Ewy z ciała Adama, sugeru jący, że kobieta reprezentuje fizyczną s t r o n ę ludzkiego życia. Jej z a d a n i e m jest p o m o c Adamowi. Brak zaś wstrzemięźliwości, który objawił się w zjedzeniu zakazanego owocu przez Ewę, wskazuje na jej uległość w o b e c p o t r z e b cieles nych. W N o w y m Testamencie nadal pokutuje dziedzictwo Ewy. W Pierwszym Liście do Tymoteusza (1 Tm 2, 11-15) św. Paweł w y p o m i n a k o b i e t o m wystę pek Ewy, zalecając im zachowywanie milczenia i uległość w o b e c męża. Jeżeli kobieta spełni te wymagania, to zostanie zbawiona, wychowując dzieci i trosz cząc się o trwanie w wierze. ŚNIEG 2 0 0 4 295 Biblijne związki między kobietą i ciałem współistnieją z i n n ą chrześ cijańską ideą, że ciało m o ż e być wielką przeszkodą w realizowaniu du chowych cnót. Wcześni ojcowie Kościoła często poruszają tę kwestię. Dla św. Hieronima ciało jest „balastem" ducha, który m u s i on dźwigać w czasie ziemskiej pielgrzymki. Bazyli z Ancyry postrzega ciało jako ciężar ściągający w dół „skrzydła duszy", na których m o ż e wznieść się o n a na szczyty świętości. Przekonanie, że kobieta jest i s t o t ą bardziej cielesną niż m ę ż c z y z n a i że d u c h o w a d o s k o n a ł o ś ć zależy od p o d p o r z ą d k o w a n i a sobie ciała, stwarza r o dzaj dylematu dla kobiet: są o n e p o t ę p i a n e za zbytnią cielesność, m u s z ą ją więc przekroczyć, aby uzyskać zbawienie. Ta walka kobiet t r w a ł a przez całe chrześcijaństwo, dzisiaj zaś z m a r t w y c h w s t a ł a w p i s m a c h kobiecych. Przez nieprzeliczoną m n o g o ś ć a r t y k u ł ó w i zdjęć w z m a c n i a n y jest w tych p e r i o dykach związek między kobietą a fizycznością - n a w e t jeżeli p i s m a kobiece zachęcają kobiety do o b s e r w o w a n i a ciała, m a n i p u l o w a n i a n i m i o s t a t e c z n i e przeciwstawiania się jego w ł a d a n i u . Klasyczne ideały kobiecej świętości We wczesnym Kościele pogląd, że kobiety jako istoty b a r d z o przywiązane do ciał p o w i n n y je przekraczać, był częściowo rozwiązywany przez s t w o r z e n i e dwóch dróg kobiecej świętości: kobieta m o g ł a wypełnić swą cielesną rolę przez zostanie s u m i e n n ą ż o n ą i o p i e k u ń c z ą m a t k ą lub podjąć ascetyczny ideał względnej niezależności, samowyrzeczenia i s a m o k o n t r o l i . Ideały te m o ż n a n a z w a ć d o m o w y m i ascetycznym. W ideale d o m o w y m kobieca n a t u r a , fizyczna i seksual na, staje się okazją do jedynego w s w o i m rodzaju kobie cego s p o s o b u zbawienia, mianowicie p o m a g a n i a m ę ż o w i i rodzenia dzieci. Jakkolwiek skazane na cielesność, d o bre chrześcijanki użyły swego „ n i ż s z e g o " s t a n u do od b u d o w y w a n i a porządku i szczęścia u t r a c o n e g o przez Ewę. Święty Augustyn błogosławił kobiety, k t ó r e rodziły dzieci i służyły s w o i m m ę ż o m , a św. J a n C h r y z o s t o m wyznaczał d o b r y m ż o n o m kierowni ctwo w p r o w a d z e n i u d o m u . W przeciwieńFRONDA 34 stwie do tego ideału, ascetyczny m o d e l kobiecej świętości b u d o w a n y był na ujarzmieniu kobiecego ciała. Św. H i e r o n i m uważał, że przez p a n o w a n i e n a d swą „cielesną słabością" kobiety ascetki stają się g o d n e czci. W e d ł u g wielu kobiet we wczesnym chrześcijaństwie ascetyzm kobiecy miał p r o w a d z i ć do odzyskania czystości straconej w raju. Ideał d o m o w y i ascetyczny, który stworzyli dla kobiet ojcowie Kościoła, trwał przez całą historię chrześcijaństwa. W p ó ź n y m średniowieczu spotyka my z jednej s t r o n y p o b o ż n e żony i m a t k i z w i e l o m a dziećmi, jak św. Jadwiga Śląska, z drugiej zaś ascetki, jak św. Katarzyna ze Sieny, k t ó r a obarczała swe ciało licznymi u m a r t w i e n i a m i . Chrześcijaństwo zna też wybitne i wyjątkowe kobiety, k t ó r e s w y m a u t o rytetem i p o w a g ą całkowicie wyłamywały się z r a m swej epoki. Dotyczy to chociażby św. Hildegardy z Bingen ( 1 0 9 8 - 1 1 7 9 ) czy św. Brygidy Szwedzkiej ( 1 3 0 2 - 1 3 7 3 ) . Pierwsza z nich, b e n e d y k t y n k a i wizjonerka, otwierająca dzie je niemieckiej mistyki kobiecej, a przy tym badaczka n a t u r y (100 lat p r z e d Albertem Wielkim opisała minerały, rośliny i zwierzęta niemieckie), była też p o w a ż a n y m a u t o r y t e t e m dla cesarzy, których strofowała w swych listach, doradczynią papieży, o p i e k u n k ą biednych i chorych, wzbudzającym strach krytykiem z d e m o r a l i z o w a n e g o kleru, b u d o w n i c z y n i ą k l a s z t o r ó w i o d w a ż n ą misjonarką. Z kolei św. Brygida, mistyczka i do k o ń c a życia o s o b a świecka, ogłoszona 1 października 1999 roku przez J a n a Pawła II p a t r o n k ą Europy, w ciągu swego burzliwego życia u r o d z i ł a czterech synów i cztery córki. Wraz z m ę ż e m p o s t a n o w i ł a zaprzestać współżycia i założyć podwójny, męsko-żeński klasztor. Jak pisze historyk ks. J a n Kracik, „w bezmyślnie u ż y w a n y m dziś brewiarzu n a p i s a n o - «zapragnęła życia bardziej ascetycznego, niż p r o w a d z i ł a w świecie». Jakby troska o o ś m i o r o dzieci nie była ascezą, p o r z u c e n i e zaś ich bezpośredniej opieki (najmłodsze m i a ł o 10 lat) na rzecz doglądania ich z daleka i zagęszczania w ł a s n y c h praktyk p o b o ż n y c h s t a n o w i ć m i a ł o w z ó r do naśladowania dla wielodzietnych m a t e k " . D o m o w y ideał kobiecej świętości rozkwitł w p i s m a c h r e f o r m a t o r ó w p r o testanckich, takich jak Marcin Luter, który zachęcał zakonnice do p o r z u c e n i a swych przyrzeczeń. Luter wierzył, że s t a n m a ł ż e ń s k i został u s t a n o w i o n y przez Boga i że żona p o w i n n a t r a k t o w a ć swe obowiązki jako Boży dar i na turalne p o w o ł a n i e . W kolejnych stuleciach teologia p r o t e s t a n c k a b u d o w a ł a ideał kobiecej świętości przez obrazy m a t c z y n e g o poświęcenia, m a ł ż e ń s k i e g o ŚNIEG 2 0 0 4 2 97 p o s ł u s z e ń s t w a i d o m o w e j zaradności, a u t o r z y katoliccy k o n t y n u o w a l i zaś wychwalanie kobiecego ascetyzmu. Ortodoksja pism kobiecych Dzisiaj chrześcijański ideał d o m o w y i ascetyczny kobiety odwzorowywany jest w dwóch wizjach kobiecości, które są k o n s t r u o w a n e przez p o p u l a r n e magazy ny. W USA, jak twierdzi Michelle Lei wica, ideał d o m o w y reprezentują pisma: „Ladies H o m e Journal", „Good H o u s e k e e p i n g " czy „McCalls", ascetyczny natomiast pojawia się w pismach o modzie, takich jak „ G l a m o u r " , „Allure", „Cosmopolitan", „ H a r p e r ' s Bazar" czy „Vogue". W Polsce ideał d o m o w y jest najbardziej dostrzegalny w pismach takich, jak „Pani d o m u " , „Tina", Claudia", „Dobre Rady", skierowanych przede wszystkim do kobiet o ś r e d n i m wykształ ceniu i średniozamożnych, żon i m a t e k . W tekstach tych p i s m prawdziwa kobiecość definiowana jest na pierwszym miejscu przez obrazy macierzyństwa i małżeństwa. Ideał ascetyczny pojawia się zaś najczęściej w p i s m a c h o m o d z i e - polskich wersjach „Glamour", „Elle", „ C o s m o p o l i t a n " czy r o d z i m y m ma gazynie „Twój Styl", które skierowane są do kobiet młodych, niezamężnych, robiących karierę. W tekstach tych p i s m kobieca doskonałość opisywana jest głównie przez wizję kobiety niezależnej i dążącej do sukcesu, idealnie pięknej i zachowującej cielesną dyscyplinę. Tytuły te należą do najbardziej m o d n y c h i popularnych, co oznacza, że zawarta w nich ideologia płci ma niezwykle duży społeczny odbiór. Bliższe spojrzenie na te periodyki i zamieszczane w nich zdjęcia, w których wyraża się przedstawiana tu ideologia, ukazuje ich związek z niektórymi chrześcijańskimi poglądami na t e m a t ciała i płci. O t ó ż zdjęcia d o m o w e g o ideału pokazują kobiety spełniające się p o p r z e z troskę o potrzeby innych, głównie rodziny. Sugerują o n e , że kobiece ciało s a m o z siebie d e t e r m i n u j e przeznaczenie kobiety, przywołując przez to reli gijny związek między p o w i n n o ś c i a m i żony, p o ś w i ę c e n i e m m a t k i i z a r a d n o ś cią kobiety. Tu właśnie z m a r t w y c h w s t a ł a chrześcijańska idea, że pracą kobiety jest zapewnienie komfortu rodzinie, jak pisał św. J a n C h r y z o s t o m : „ p e ł n e bezpieczeństwo jej m ę ż a " i „uwolnienie go od wszelkich d o m o w y c h zajęć". Fotografie ukazujące kobiecy ascetyzm przedstawiają w opozycji do ideału d o m o w e g o kobiety spełniające się p o p r z e z indywidualny sukces i s a m o k o n 298 FRONDA 34 trolę. Jeżeli d o m o w y ideał p r o m o w a ł rodzaj kobiety realizującej się w roli żony i matki, to ideał ascetyczny p r o m u j e s a m o w y z w o l e n i e kobiet z ogra niczeń życia i kobiecego ciała. Ta obietnica p o d o b n a jest do religijnej idei „stania się mężczyzną", drogi, na której pierwsze ascetki starały się wyrosnąć p o n a d stan zwykłych chrześcijanek. J e d n a z ascetek z IV wieku powiedziała: „Jestem kobietą ze względu na płeć, a nie d u c h a " . Temat przekroczenia kobiecego ciała pojawia się na różnych zdjęciach, które ukazują kobiety zdobywające społeczne zaufanie w ćwiczeniu „ m ę skich" cnót. Kobiety są też zachęcane do pozbywania się przyjemności je dzenia ze względu na maksymalizację wysiłków z d r o w o t n y c h i upiększających. I d o d a t k o w o , m o ż e nie tak radykalnie jak ascetki chrześcijańskie, do p o r z u c e n i a więzienia kobiecego ciała. c n o t a s a m o k o n t r o l i jest często „Męska" symbolizowana przez w y c h u d z o n e ciała kobiet, k t ó r e wyglądają jak m ł o d z i mężczyźni. Jak d a w n e ascetki, k t ó r e przedłużając post, nisz czyły swe kobiece cechy cielesne, w s p ó ł c z e s n y ideał kobiecości niszczy kobiece ciało. Na pięty, płaski brzuch kobiety przypomina, że na zdjęciu macierzyństwo jest w y b o r e m , a nie p r z e z n a c z e n i e m . Antropolodzy, analizując p r o m o w a n e w kultu rze cnoty wyrzeczenia, ćwiczeń, rygorów, nazywają je praktykami ascetycznymi i m ó w i ą o dążeniu kobiet do świętości. Ten nurt analiz, popularny zwłaszcza w N i e m c z e c h , zapoczątkowała głośna praca T h o m a s a L u c k m a n n a pt. Nie widzialna religia. Główna jej teza m ó w i o z a s t ę p o w a n i u w czasach sekularyzacji tradycyjnych wierzeń 299 świeckimi r y t u a ł a m i . Człowiek nie m o ż e żyć bez religii i bez świętych ry tuałów, a jeśli wydaje mu się, że w racjonalnym świecie nie ma już miejsca dla „starego Boga" i że czasy religii b e z p o w r o t n i e minęły, g r u b o się myli. Znajdzie sobie n o w ą religię i n o w e bożki. W N i e m c z e c h p o w s t a ł o d u ż o socjologicznych analiz, k t ó r e przedstawiają n p . aerobik jako specyficzny s y s t e m wartości albo kulturystykę jako swoistą religię. Takie wielkie mody, poruszające mi liony osób, p e ł n i ą wiele funkcji tradycyjnej religii - wprowadzają w życie porządek, normy, rytuały, p o rządkują czas i przestrzeń, dają z ł u d z e n i e dążenia do doskonałości, do świętości. Ilu l u d z i o m s k r u p u l a t n y r a c h u n e k s u m i e n i a zastąpiło obsesyjne licze nie kalorii, a d a w n ą ascezę m n i c h ó w - ciężkie wyrzeczenia w siłowni... Popularne też wizję magazyny zawierają kobiety, superwoman, któ rej ciało i d u c h nie znają ograniczeń, kobiety, k t ó r a kieruje się zasadą: just do it. C z ę s t o za w z ó r s t a w i a n e są kobiety znane, niezależnie myślące, które opowiadają, jak wspaniale udaje im się pogodzić karierę i m a c i e r z y ń s t w o . Połączenie ascetycznego i d o m o w e g o ideału widać w zdjęciach ukazujących n a g r o d ę za samowyrzeczenie ko biety, k t ó r ą jest szczęście u boku mężczyzny. Zwykłe czytelniczki są z regu ły n i e ś w i a d o m e tego, jaką ideo logię sprzedają im p i s m a . W a r t a p o d k r e ś l e n i a jest zwłaszcza siła o b r a z u - fotografie w y c h u d z o n y c h modelek, przewijając się p r z e d naszymi oczami upowszechniają miliony razy, w społecznej FRONDA 34 świadomości ideał kobiety szczupłej, panującej n a d sobą, w y s p o r t o w a n e j , niezależnej. M o d n e zdjęcia, oferując ideały, do których d o s t o s o w u j ą się kobiety, dostarczają jednocześnie standardów, zgodnie z k t ó r y m i wszystkie kobiety m o g ą być o c e n i o n e jako m o d n e bądź nie, nakazują „ s ł u s z n ą d r o gę" do bycia kobietą i obiecują zbawienie dla tych, którzy jej przestrzegają. Tymczasem zawarta w p i s m a c h wizja „prawdziwej kobiecości", s k i e r o w a n a z a r ó w n o do żon oraz matek, jak i kobiet sukcesu, jest o d b i c i e m dominujących kulturowych konwencji społecznych, zawierających p e w n e t y p o w e składniki, głównie m a t e r i a l n e g o dobrobytu, sportowej sylwetki, pięknej jasnej skóry, młodzieńczego s p o s o b u bycia. O w a wizja kobiecości powoduje, że m a s y kobiet dążą do niedoścignionego zazwyczaj ideału, zapadając coraz częściej na choroby związane z z a b u r z e n i a m i łaknienia, jak b u l i m i a czy anoreksja. Przy tym p r z e k o n a n e są o tym, że dążą do n a t u r a l n e g o ideału piękna, choć w i a d o m o , że taki nie istnieje, i - jak piszą socjolodzy - ciało kobiety jest „kon s t r u o w a n e " , społecznie t w o r z o n e . W p r a w d z i e tradycyjne religie osłabiły swój wpływ na t w o r z e n i e k u l t u r o w e g o w z o r u kobiety, ich miejsce zajęła j e d n a k kultura masowa, i to o n a dziś ogłasza, co to znaczy być kobietą. Istnieje też ciekawy związek między s t r a c h e m p r z e d o d b i e g a n i e m od or todoksyjnego ideału, który przenika p i s m a kobiece, a s t r a c h e m o ciało, k t ó r y dotyka chrześcijaństwo. Ten strach płynie ze słabości ciała: zdolności do de wiacji, c h o r ó b czy śmierci. Nie zaskakuje więc fakt, że magazyny wymazują te znaki, produkując oczyszczony, ortodoksyjny ideał. Wymazywanie to jest ewi d e n t n e w gloryfikowaniu m ł o d y c h i szczupłych ciał. Kryjąc swe siwe włosy i zmarszczki, kobieta m o ż e przeciwstawić swe ciało zniszczeniu. Utrzymując zgrabną i s p o r t o w ą figurę, kobieta m o ż e ukrywać sekret swego wieku. Cierpienie czyni piękną Przez zachęcanie kobiet do p o p r a w i a n i a i ulepszania wyglądu swego ciała pis ma kobiece utrwalają p r o b l e m zniewolenia kobiet przez ciało. S k u m u l o w a n y przekaz tych p i s m brzmi: kobiece ciało określa kobietę. Jeżeli tak jest, to nie dziwi fakt, że kobieta chce się poświęcić dla p r z e m i e n i e n i a go. Jej ciało staje się s t r o n ą w walce o s a m o o k r e ś l e n i e . P i s m a uczą więc, jak uzyskać zba wienie zarazem „ o d " ciała i „ z " n i m . Piękne zdjęcia p o d t r z y m u j ą obietnicę transcendencji. ŚNIEG 2 0 0 4 3Q1 P i s m a kobiece podsuwają czytelniczkom fizyczną i często dość b o l e s n ą aktywność zmierzającą do stania się „ p i ę k n ą " . Idea, że kobieta m u s i cierpieć dla swego piękna, zajęła miejsce poglądu, iż kobieta m u s i cierpieć, by stać się świętą. Tak jak chrześcijańskie opowieści gloryfikują kobiecy ból jako łączący je z C h r y s t u s e m , tak p i s m a upiększają „ t o r t u r y " kobiet chcących n a ś l a d o w a ć n o w y ideał. Święta Katarzyna ze Sieny n o s i ł a ciężki ł a ń c u c h wokół pasa, aby p a m i ę t a ć o cierpieniach C h r y s t u s a . Teraz m a m y pasy wyszczuplające, k t ó re pomagają się zbliżyć do ideału. Dyskutuje się też obecnie n o w ą m e t o d ę likwidowania zmarszczek: iniekcja specjalnych bakterii do m i ę ś n i twarzy. Większość artykułów stara się n a t u r a l i z o w a ć ból, przez który uzyskiwane jest kobiece p i ę k n o . Z a r ó w n o w chrześcijaństwie, jak i w p i s m a c h kobiecych fizyczne cierpienie przekształca kobiece ciało z przeszkody w n a r z ę d z i e ko biecej doskonałości. Ironicznie rzecz ujmując, w o b u w y p a d k a c h p r z e s a d a w zajmowaniu się ciałem z a p e w n i a mu c e n t r a l n ą pozycję. Ideał kobiecości wychwala sens niezależności, w e w n ę t r z n e j satysfakcji i społecznej aprobaty dla tych, którzy b ę d ą iść za jego p r a w d ą . P i s m a rea lizują to, czyniąc kobiety bardziej p o d d a n y m i , uległymi, a przez to bardziej „użytecznymi" w o b e c dominującego k u l t u r a l n e g o porządku. Więcej nawet, zbawienie (wyzwolenie), k t ó r e t e n ideał obiecuje, zależy od zgody kobiet na pogląd, że są w potrzebie i że ich ciało w y m a g a korekty. O s t a t e c z n i e , k a r n o ś ć i uległość, bo je w ł a ś n i e p o w o d u j e taki ideał, służą funkcji dyscyplinującej, nagradzając kobiety za karanie samych siebie za r ó ż n e o d s t ę p s t w a od o r t o doksyjnego ideału i społecznej hierarchii, k t ó r a t e n ideał wcieliła i uświęciła. Mówiąc językiem francuskiego filozofa i socjologa Michela Foucaulta, ciało kobiety przez wieki było „dyscyplinowane", a dziś tendencja ta występuje w o g r o m n y c h w p r o s t rozmiarach, w czasach, k t ó r e p o z o r n i e tylko są liberal ne, demokratyczne, r ó ż n o r o d n e . Kobiety schwytane w kolorowe sieci swoich p i s m nie są po p r o s t u oszu kiwane. Szukają tylko drogi wyjścia z dylematu, który mają od u p a d k u Ewy. Niestety, ideał kobiecości m o d n y c h p i s m raczej p o d t r z y m u j e dylemat, które go miał być rozwiązaniem lub raczej o m i n i ę c i e m . Jego r e z u l t a t e m jest to, iż wiele kobiet ogarnia silne poczucie, że są w stanie wojny z w ł a s n y m ciałem. N i e k t ó r e b a d a n e w USA panie, k t ó r e czytały p i s m a kobiece głównie dla zaba wy i zabicia czasu, mówiły, że po p r z e k a r t k o w a n i u „Vogue'a" prawie zawsze są s m u t n e i przygnębione. 302 FRONDA 34 Co gorsza, l e k t u r a p i s m kobiecych wcale nie sprawiła, że poczuły się o n e lepiej we w ł a s n y m d o m u i w s w o i m ciele. Wiele kobiet czuje się wręcz bar dziej oddalonych od swojego ciała. N i e z a d o w o l e n i e , k t ó r e o s t a t e c z n i e wiele kobiet odczuwa, patrząc w l u s t r o kobiecej doskonałości zawartej w p i s m a c h kobiecych, wskazuje na powiązanie m i ę d z y t e k s t a m i p i s m a z a w a r t ą w nich spuścizną religijną, tyle że w zlaicyzowanej formie. BARTOSZ WIECZOREK „W afgańskim świecie ludzie dzielą się na dwie kate gorie. Silnych i słabych. Silnym, którzy dzięki instynk towi, wiedzy czy doświadczeniu najlepiej i najpełniej poznali tajemnice okrucieństwa, dumy, męstwa, nie ufności i zdrady, należy się wszystko i do wszystkiego mają prawo. Słabi nie mają prawa do niczego i do ni czego nie mogą mieć pretensji. I sami są sobie winni". ufność po afgańsku ZENON CHOCIMSKI Książka Wojciecha Jagielskiego Modlitwa o deszcz wpisuje się w najlepsze tra dycje polskiej szkoły r e p o r t a ż u . J e s t o n a nie tylko z n a k o m i t y m o p i s e m tego, co się wydarzyło w ciągu o s t a t n i e g o ćwierćwiecza w Afganistanie, lecz m o ż e 304 FRONDA 3 4 być również przyczynkiem do refleksji n a d r ó ż n i c a m i między W s c h o d e m a Z a c h o d e m . Kiedy Jagielski pisze, że ilekroć przekracza afgańską granicę, tyle razy odrzucić m u s i jako n i e p r z y d a t n e swoje europejskie kryteria logiczne i etyczne - m i m o woli przychodzi na myśl głośne p o w i e d z e n i e Kiplinga, że „Wschód jest W s c h o d e m , a Z a c h ó d Z a c h o d e m i nigdy się r a z e m n i e zejdą". W tym kontekście w a r t o zestawić książkę polskiego r e p o r t e r a z p r a c ą amerykańskiego myśliciela Francisa F u k u y a m y o zaufaniu jako kapitale społecznym. Autor Końca historii pisze, że n i e z b ę d n y m w a r u n k i e m t w o r z e n i a dobrobytu jest wzajemne zaufanie m i ę d z y p a r t n e r a m i gospodarczymi, będące p o c h o d n ą k l i m a t u w z a j e m n e g o zaufania panującego w s p o ł e c z e ń s t w i e . Fakt, że Afganistan otwiera listę najbiedniejszych p a ń s t w świata, staje się bardziej zrozumiały, gdy czytamy u Jagielskiego o wszechogarniającej a t m o sferze podejrzliwości i nieufności w t y m kraju. Znaczący jest zwłaszcza opis sytuacji w Kabulu po zdobyciu stolicy przez m u d ż a h e d i n ó w . Ż a d e n z party zanckich w o d z ó w nie był tak silny, by rządzić w pojedynkę, z a r a z e m ż a d e n nie dowierzał d r u g i e m u na tyle, by się z n i m trwale sprzymierzyć. Hekmatiar, Massud, D o s t u m , Modżaddidi, Sajjaf, Rabbani, J u n u s Chales - wszyscy spi skowali przeciw wszystkim... P a s z t u n o w i e , Tadżykowie, Uzbecy, H a z a r o w i e - wszyscy zbroili się przeciwko wszystkim. We wrogich obozach wciąż dochodziło do kłótni i rozłamów. Z czasem wszyscy walczyli ze wszystki mi i już nie tylko p o s t r o n n i cudzoziemcy, nie tylko Afgańczycy, ale sami wojownicy tracili rozeznanie, z kim, o co i przeciwko k o m u toczą wojnę. Ten brak zaufania nie był tylko w y n i k i e m wojny, pod czas której zaskakująco potrafią z m i e n i a ć się linie podziałów. Tkwił on znacznie głębiej w k u l t u r z e i m e n t a l n o ś c i l u d ó w Afganistanu. Jeżeli na serio potraktujemy słowa T.S. Eliota, że polityka jest funk cją kultury, a sercem k u l t u r y jest religia, to źródeł owych p o s t a w należy doszukiwać się w rodzaju duchowości danych społeczności. Zwłaszcza t a m , ŚNIEG 2 0 0 4 gdzie religia wyznacza p o d w ó j n e s t a n d a r d y m o r a l n e i r ó ż n e n o r m y p o s t ę p o w a n i a w o b e c „swoich" i „obcych", tak jak dzieje się to w islamie. Dopuszczając zdradę, wiedzieli, że sami mogą paść jej ofiarą. Zdrada stanowiła element rozgrywki, w której skuteczność zawsze była waż niejsza niż efektowny styl... Afgańczyk dopuszcza w razie wyższej po trzeby zdradę, szczególnie jeśli zdradzanymi są obcy albo niewierni... Nic więc dziwnego, że w ś r ó d Afgańczyków nie wykształciła się tradycja dotrzymywania u m ó w . Dotyczy to z a r ó w n o p a k t ó w pokojowych, jak i kon t r a k t ó w handlowych. Co ciekawe, jest to charakterystyczna cecha r ó w n i e ż innych l u d ó w w s c h o d n i c h , od których przejęli ją także Rosjanie. W t a k i m klimacie wzajemnej nieufności t r u d n o o stabilizację s p o ł e c z n ą i polityczną. Trudno b u d o w a ć zdrowe s t o s u n k i e k o n o m i c z n e , jeśli g w a r a n t e m d o t r z y m a nia u m o w y jest przyłożona do skroni lufa - i to w sensie d o s ł o w n y m . Jagielski w swej książce opisuje s p o s ó b myślenia p e w n e g o P a s z t u n a idącego na targ w Peszawarze: - Co chcesz kupić? - zapytał jeden z towarzyszy. - Karabin - odparł Pasztun. - N i e starczy ci przecież pieniędzy na karabin. - N i e szkodzi, sprzedam żonę. - N i e żal ci żony? -Jak już kupię karabin, odzyskam ją z łatwością. W afgańskim świecie ludzie dzielą się na dwie kategorie. Silnych i słabych. Silnym, którzy dzięki instynktowi, wiedzy czy doświadczeniu najlepiej i najpełniej poznali tajemnice okrucieństwa, dumy, męstwa, nieufności i zdrady, należy się wszystko i do wszystkiego mają prawo. Słabi nie mają prawa do niczego i do niczego nie mogą mieć pretensji. I sami są sobie winni. Po lekturze książki Jagielskiego, k t ó r e g o t r u d n o jak Kiplinga posądzać o sym patie kolonialne, inaczej się j e d n a k patrzy na n a s z ą - zachodnią, europejską, chrześcijańską - kulturę. C z ę s t o t r a k t u j e m y jej u n i k a l n ą w skali globu specy fikę jak obowiązującą wszystkich oczywistość. Tymczasem p r y m a t siły p r a w a 306 FRONDA 34 n a d p r a w e m siły i możliwość z a i s t n i e n i a k l i m a t u zaufania w s t o s u n k a c h m i ę dzyludzkich na tak d u ż ą skalę - to nie n a t u r a l n y s t a n ludzkości, lecz r e z u l t a t b u d o w a n i a cywilizacji na o k r e ś l o n y m p r z e s ł a n i u religijnym. Przesłaniu, k t ó r e - w b r e w d o b r y m r a d o m , by n i k o m u n i e ufać - głosi, że m i ł o ś ć „wszystkiemu ufa, wszystko znosi, we w s z y s t k i m p o k ł a d a nadzieję". ZENON CHOCIMSKI Wojciech Jagielski, Modlitwa o deszcz, wydawnictwo W.A.B.. Warszawa 2 0 0 2 Liberałowie to niewierni kochankowie. Nie są stali w swoich wyborach i często porzucają tych, których dotychczas bronili. Całkiem niedawno postrewolucyjny liberalizm francuski zwrócił się przeciwko hołubionym od czasów afery Dreyfusa Żydom, by stać się gorącym orędownikiem sprawy palestyńskiej. Rodzi to uzasad nione podejrzenia o instrumentalne traktowanie obiek tu liberalnego współczucia, który można porzucić, jeśli nie spełnia oczekiwanej przez liberałów funkcji. Liberalizm jako MIECZYSŁAW pedofilia SAMBORSKI „Wszyscy j e s t e ś m y pedofilami" - zadeklarowała n i e d a w n o Kinga D u n i n , z a w o d o w a p r o m o t o r k a wartości liberalnych. Bardzo m n i e t o ucieszyło. O s t a t n i m i czasy p o d n i ó s ł się nieco p o z i o m i n t e l e k t u a l n y polskich liberałów i n i e d ł u g o m u s i e l i ś m y czekać na o d w a ż n ą , ale p r a w d z i w ą introspekcję. Pani D u n i n jako pierwsza w Polsce (a m o ż e n a w e t w Europie) o d w a ż n i e przyznała się do liberalnej pedofilii. Teraz należy zrobić k r o k dalej i odkryć pedofilną s t r u k t u r ę liberalnego myślenia. Z a n i m to nastąpi, m u s z ę podkreślić, że pedofilnego w y m i a r u liberalizmu nie m o ż n a mylić z p o d e j m o w a n y m i przez n i e k t ó r y c h liberałów p r a k t y k a m i seksualnymi. Jak w i a d o m o przedstawiciele różnych n u r t ó w europejskiego liberalizmu wykazują n i e s p o t y k a n ą w innych ś r o d o w i s k a c h inklinację do współżycia z nieletnimi. W poszczególnych krajach s c h e m a t jest t e n sam. Nagle okazuje się, że p o s t ę p o w y poseł P a r l a m e n t u Europejskiego lubił ści skać dziecięce genitalia, a u t o r p o d r ę c z n i k ó w w y c h o w a n i a seksualnego zebrał p o k a ź n ą kolekcję zdjęć „ d o b a d a ń " , a u r z ę d n i c y promujący antykoncepcję 3 FRONDA 34 na koszt p a ń s t w a spotykają się po godzinach z m ł o d o c i a n y m i . W s u m i e nie p o w i n n o to dziwić, skoro k o n t y n e n t a l n y liberalizm od d ł u ż s z e g o czasu żywi się myślą d o k t o r a F r e u d a i m a r k i z a de Sade'a. M o ż n a założyć, że przejście od słów do czynów jest związane z pedofilną s t r u k t u r ą myślenia liberalnego, ale nie trzeba być pedofilem, żeby p o s t ę p o w a ć p o d jej d y k t a n d o . D l a t e g o należy oddzielić seksualne praktyki do s c h e m a t ó w myślenia. „Wszyscy j e s t e ś m y pedofilami". Z w r ó ć m y uwagę, że deklaracja ta zry wa z charakterystyczną dla liberalizmu europejskiego retoryką „Je, accuse!" ( O s k a r ż a m ! ) . Liberał przyzwyczajony jest do n i e z d r o w e g o oskarżania innych o p r z e r ó ż n e okropności, a to o a n t y s e m i t y z m , a to o homofobię, a to z n ó w o arabofobię etc. J e d n a k w świętej wojnie o emancypację j e d n o s t k i nigdy nie skieruje ostrza krytyki we w ł a s n ą pierś. Za to n a ł o g o w o rzutuje swoje w ł a s n e dewiacje na innych, sugerując, że wszyscy j e s t e ś m y h o m o s e k s u a l i s t a m i , pe dofilami, w a r i a t a m i albo że p r o b l e m AIDS dotyczy wszystkich bez wyjątku. Takie r o z u m o w a n i e jest kalką myślenia pedofila, który przez p r y z m a t w ł a s nego zboczenia zaczyna postrzegać cały świat. Jeśli p r z e s t u d i u j e m y praktykę psychologiczną Andrzeja S., d o s t r z e ż e m y z jednej s t r o n y o d r z u c e n i e n o r m a l ności, z drugiej zaś popchnięcie pacjenta w k i e r u n k u dewiacji. Zaskakująco p o d o b n e są źródła pedofilii i liberalizmu. W o b u w y p a d k a c h m a m y do czynienia z t r a u m ą inicjacyjną w y n i e s i o n ą z dzieciństwa. Jak w i a d o m o , pedofilie w y n o s z ą z dzieciństwa t r a u m a t y c z n e doświadczenia związane z pornografią i różnymi formami wykorzystywania seksualnego, k t ó r e w d o rosłym życiu owocują dewiacją. Liberał p o d o b n i e niesie w świat krytyczne m ł o d o c i a n e przeżycie. W systemach p o s t k o m u n i s t y c z n y c h liberalne elity zostały w m ł o d o ś c i d o ś w i a d c z o n e t r a u m ą u c z e s t n i c t w a w działaniach prze stępczego s y s t e m u totalitarnego. N i e ś w i a d o m i tego okaleczenia szukają wy zwolenia w radykalnych formach liberalizmu, popadając z j e d n e g o zboczenia w i n n e (taka jest droga życiowa naszych rodzimych „ m i s t r z ó w p o d e j r z e ń " ) . Podobnie rzecz się ma z feministkami, których n i e u d a n a inicjacja seksualna (związana zazwyczaj z b r a k i e m akceptacji dla w ł a s n e g o ciała - z w r ó ć m y uwa gę, że w większości feministki są brzydkie) owocuje a n t y m ę s k ą obsesją. Badacze podkreślają lękowe p o d ł o ż e pedofilii, k t ó r a żywi się u r o j o n y m strachem. Liberałowie p o d o b n i e kultywują d a w n e , wyniesione z dzieciń stwa lęki, które n i e u s t a n n i e rzutują na rzeczywistość. C h o r o b l i w a m a n i a śledzenia „faszyzmu" jest najlepszym p r z y k ł a d e m liberalnego fetyszyzmu, ŚNIEG 2 0 0 4 309 p o d o b n i e jak jej p o c h o d n e : walka z r a s i z m e m , homofobią, k o l o n i a l i z m e m . Patologiczny charakter tych lęków jest oczywisty. Z jednej s t r o n y jest nerwi cą, czyli kultywacją zagrożenia, k t ó r e j u ż d a w n o się wypaliło, a w ś w i a d o m o ś c i liberałów jest wciąż żywe (np. zagrożenie faszy z m e m , k t ó r e w oczach tropicieli jest n i e z m i e n n e , tak jakby Hitler był wiecznie żywy). Z drugiej s t r o n y liberalna n e u r o z a reaguje wybiór czo na r ó ż n e zagrożenia, ignorując n p . k o m u n i z m . Dlatego n o s z e n i e koszulki z w i z e r u n k i e m L e n i n a jest d o b r y m ż a r t e m , a z p o d o b i z n ą Hitle ra p r z e s t ę p s t w e m . Niektórzy psychologowie zwracają uwagę na narcystyczny rys ś w i a d o m o ś c i pedofilskiej. W b r e w p o z o r o m jest t o b a r d z o w a ż n a cecha, która towarzyszy nie tylko zboczeniom, lecz również nowoczesnym ideologiom politycznym. Liberalizm doprowadził narcyzm do absolutnej skrajności, co przejawia się w u p o d o b a n i u tego ś r o d o w i s k a do przy znawania sobie we w ł a s n y m kręgu t o w a r z y s k i m orderów, o d z n a c z e ń i nagród, takich jak n a g r o d a Nike. Pamiętajmy jed nak, że narcyzm jest psychicznym f u n d a m e n t e m każdego n o w o c z e s n e g o polityka i ideologa. Wystarczy spojrzeć na opa lone twarze Andrzeja Leppera i G e r h a r d a Schroedera. Tym, co różni liberalizm od innych ideologii poli tycznych, a z a r a z e m decyduje o jego pedofilnym ob liczu, jest retoryka e m p a t i i . Liberałowie po p r o s t u m u s z ą brać w o b r o n ę „słabszych". M o g ą to być robotnicy, Murzyni, Indianie, Żydzi, kobiety, pederaści - w zależności od m o m e n t u dziejowego. Liberałowie uważają się za jedynych prawdziwych o b r o ń c ó w „uciskanych", jedynych, którzy „ r o z u m i e j ą " ich t r u d n ą sytuację, je dynych, którzy umieją prawdziwe „współczuć". C a ł k i e m n i e d a w n o Sławomir 310 FRONDA 34 Sierakowski, m i o d y gniewny polskiego liberalizmu, p r z y p o m n i a ł , że b r a n i e przeróżnych mniejszości w o b r o n ę jest i s t o t ą liberalnego p o r z ą d k u . Siera kowski b r o n i wszystkich „ i n n y c h " p r z e d opresją „ n o r m a l n e j większości", de klarując e m p a t i ę nie tylko dla feministek, lecz również dla „geja-buddysty". Podobnie rzecz ujął Leszek Miller, który w r a m a c h liberalnego z w r o t u prokla m o w a ł „ o b r o n ę słabszych" jako f u n d a m e n t p o s t k o m u n i s t y c z n e j polityki. Postawa Sierakowskiego jest w y r a z e m intelektualnej pedofilii, ale z a n i m się jej przyjrzymy, zwróćmy od razu u w a g ę na fakt, że liberałowie to niewierni kochankowie. Nie są stali w swoich wyborach i często porzucają tych, których dotychczas bronili. C a ł k i e m n i e d a w n o postrewolucyjny liberalizm francuski zwrócił się przeciwko h o ł u b i o n y m od czasów afery Dreyfusa Ż y d o m , by stać się gorącym o r ę d o w n i k i e m sprawy palestyńskiej. Rodzi to u z a s a d n i o n e podejrzenia o i n s t r u m e n t a l n e t r a k t o w a n i e obiektu liberalnego współczucia, który m o ż n a porzucić, jeśli nie spełnia oczekiwanej przez liberałów funkcji. Instrumentalizacja „słabszych" pozwala lepiej uchwycić fakt, że wska zana przez Sierakowskiego istota n o w o c z e s n e g o liberalizmu jest t o ż s a m a z z a p r o p o n o w a n ą przez z n a n e g o brytyjskiego psychologa Mervina Glassera definicją pedofilii. Z d a n i e m Glassera pedofil jest empatyczny, u t o ż s a m i a się z dzieckiem. Jest p e ł e n z r o z u m i e n i a dla jego „ t r u d n e j sytuacji" w opresyjnym świecie s t a n d a r d ó w n a r z u c o n y c h przez dorosłych. Kamufluje w t e n s p o s ó b to, że obiekt swojego p o ż ą d a n i a traktuje i n s t r u m e n t a l n i e . W rzeczywistości pedofilem kieruje t r a u m a , k t ó r a sublimuje się w formie łagodniej i uwodzi cielskiej, ale m o ż e nagle pójść w k i e r u n k u b r u t a l n e g o o d r z u c e n i a . Charaktery p o s t a w liberalnej i pedofilnej są z a t e m s t r u k t u r a l n i e takie same, a składają się na nie następujące czynniki: 1) u t o ż s a m i e n i e ze „słab szym", 2) roztoczenie n a d n i m „opieki", 3) kamuflaż e m p a t i i , 4) „ o b r o n a " przed opresyjnym d y k t a t e m n o r m a l n o ś c i , 5) i n s t r u m e n t a l n e t r a k t o w a n i e „podopiecznych", których porzuca się, kiedy przestają być p o t r z e b n i . Zauważmy, że w liberalizmie m i ł o ś ć do danej grupy r o ś n i e wraz z roz m y w a n i e m jej granic. Ł a t w o się u t o ż s a m i a ć z n i e o k r e ś l o n y m i „ u b o g i m i " , a jeszcze w łatwiej ze „ s ł a b s z y m i " . Trudniej z g r u p a m i , k t ó r e starają się przemówić w ł a s n y m g ł o s e m i artykułują w ł a s n e potrzeby. Tych liberał już nie potrzebuje. P o d o b n i e jak pedofil, który p o r z u c a p a r t n e r a , kiedy t e n osiąga dojrzałość. Dzieje się tak dlatego, że liberał i pedofil zawsze m u s z ą górować nad p r o t e g o w a n y m . Liberał zawsze wie lepiej, co jest d o b r e . Sierakowski ŚNIEG 2 0 0 4 311 śmiało w kilku paragrafach proklamuje, co jest d o b r e dla „tego kraju", „tego społeczeństwa", choć większość tego z u p e ł n i e nie r o z u m i e . D u n i n i jej kole żanki wiedzą lepiej, czego n a p r a w d ę p r a g n ą kobiety, choć o n e s a m e o t y m nie wiedzą, itd. Niestety, szkody, k t ó r e czynią, forsując swoją e m p a t i ę , m o g ą być p o r ó w n y w a l n e z krzywdami czynionymi przez pedofili. W m a w i a n i e l u d z i o m , że p o d s t a w ą ładu politycznego jest o d r z u c e n i e tradycyjnych wartości, jest równie szkodliwe jak obmacywanie małych chłopców, a głoszenie, że aborcja jest drogą wyzwolenia kobiet, p o r ó w n a ć m o ż n a z n a p a s t o w a n i e m m a ł y c h dziewczynek na przedszkolnym dziedzińcu. MIECZYSŁAW SAMBORSKI PS Powyższy tekst stanowi drugą część cyklu i jest kontynuacją eseju pt. Konserwatyzm jako homoseksualizm opublikowanego w poprzednim numerze „Frondy". 312 FRONDA 34 W gnostyczno-romantycznej kulturze nie ma miejsca na pozytywny stosunek do instytucji egzekwujących roz maite przepisy przy użyciu środków przymusu. Osoby reprezentujące te tak bardzo prozaiczne instytucje za czynają być postrzegane przez lud jako jego wrogowie. Apologia kanara FILIP MEMCHES Radkowi G. 1. Istnieje p e w n e zajęcie, na k t ó r y m ciąży o d i u m s p o ł e c z n e g o o s t r a c y z m u w sposób szczególny. Człowiek trudniący się t y m zajęciem z wyglądu n i e od staje od t ł u m u - p o d o b n i e jak kieszonkowiec - choć są i tacy, k t ó r y m nie m u s i się on przedstawiać, by n a t y c h m i a s t go rozpoznali. P r ó ż n o szukać jakichkol314 FRONDA 34 wiek przejawów szacunku w o b e c niego. Z d a r z a się co najwyżej obojętność. Gdyby ideologia anarchistyczna stała się religią, m ó g ł b y graćw jej rytuałach rolę kozła ofiarnego. 2. Tam, gdzie nadużycia władzy s t a n o w i ą e l e m e n t krajobrazu obyczajowego, obnaża je zwłaszcza praca kanara. W s p ó ł c z e s n a Polska stanowi tu wręcz m o delowy przykład. Kanar czyha oczywiście na łapówki od gapowicza. P o n a d t o jest t c h ó r z e m . Pozostaje bez s k r u p u ł ó w dla poczciwego obywatela, k t ó r y tuż po wejściu do a u t o b u s u lub tramwaju nie zdąży p r z e d k o n t r o l ą d o p c h a ć się z biletem do kasownika. Omija n a t o m i a s t dresiarza, będącego a k u r a t „w pracy" (czytaj: szykującego się w ł a ś n i e do rozboju), traktującego wszelkie regulaminy jako bajkę dla frajerów. Pasażerowie warszawskich ś r o d k ó w ko munikacji miejskiej przekonują się o tym na co dzień. 3. Konflikt zwyczajnego, szarego człowieka z biurokracją ma swoją historię. Celnik i p o b o r c a p o d a t k o w y to czarne charaktery wielowiekowej zbiorowej wyobraźni. Współczesne s p o ł e c z e ń s t w o polskie k o n t y n u u j e to dziedzictwo. Dzisiaj kanar stawiany jest w j e d n y m szeregu z funkcjonariuszem tajnych służb, policjantem, k o m o r n i k i e m , w i n d y k a t o r e m d ł u g ó w l u b kimkolwiek, k t o ogranicza „wolność". W gnostyczno-romantycznej k u l t u r z e nie ma miejsca na pozytywny s t o s u n e k do instytucji egzekwujących r o z m a i t e przepisy przy użyciu ś r o d k ó w p r z y m u s u . Osoby reprezentujące te tak b a r d z o prozaiczne instytucje zaczynają być p o s t r z e g a n e przez lud jako jego w r o g o w i e . Zwłaszcza gdy nadużywają władzy. T r u d n o z a t e m dziwić się ostracyzmowi, jaki otacza kanara. Poza tym żywe jest tołstojowskie przeświadczenie, iż złu (jeżdżeniu na gapę) nie należy się przeciwstawiać siłą ( ł a p a n i e m gapowicza). 4. Co przeżywamy, gdy kanar upoluje pasażera bez biletu? Z reguły to gapowicz jest obiektem naszej sympatii. Podobnie reagujemy w sklepie, kiedy ochroniarz przyłapie klienta na kradzieży jakiegoś towaru. Ten, k t o ma władzę, nie m o ż e być sympatyczny, a jego b e z b r o n n a ofiara m u s i budzić współczucie. Kradzież jest czymś złym - pod tą oczywistością podpisze się każdy przeciętny Kowalski. W wypadku policjanta, zatrzymującego kieszonkowca, który chwilę wcześniej obrobił z ostatniego grosza staruszkę, nie ma żadnych wątpliwości. Lecz d o b r o wspólne to pojęcie zbyt abstrakcyjne, żeby m o g ł o dotrzeć do świadomości ŚNIEG 2 0 0 4 315 Kowalskiego, przyglądającego się t e m u , jak gburowaty kanar nie popuszcza braku biletu roztargnionej, a w dodatku miłej i ładnej s t u d e n t c e . 5. Czy m a r z e n i e o świecie bez k a n a r a to u t o p i j n a wizja świata bez wła dzy? W t y m kontekście chodzi o jakąkolwiek władzę, n i e tylko polityczną. Postrzeganie każdego p a ń s t w a w kategoriach: „oni - m y " , „władza - ulica", „obcy - swoi" skutkuje n i e p o s ł u s z e ń s t w e m : w d o m u w o b e c ojca, w szkole - nauczyciela, w pracy - szefa, w świątyni - k a p ł a n a . Oczywiście w s p ó ł c z e s n y polski kanar - p o m i m o o d g ó r n e g o i lepiej l u b gorzej r e a l i z o w a n e g o n a k a z u uprzejmości w o b e c k o n t r o l o w a n e j osoby - n i e jest s z a n o w a n y p r z e z lud również na w ł a s n e życzenie (pobłażliwość dla dresiarza, b r a k s k r u p u ł ó w dla poczciwego obywatela). A j e d n a k nie u d a ł o się stworzyć świata bez władzy, bo n i e d o s k o n a ł o ś ć pozostaje jego n i e o d ł ą c z n ą cechą (cóż za b a n a ł ! ) . 6. Jest czymś oczywistym, że gdyby zabrakło kanara, wtedy przeciętny uczciwy pasażer stanąłby przed pokusą notorycznego jeżdżenia na gapę (jak słusznie zauważa św. Paweł w Liście do Rzymian, pożądliwość nierzadko okazuje się silniejsza od dobrych intencji: „Nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię"). A wtedy firmie zarządzającej publicznym t r a n s p o r t e m miejskim zajrzałoby w oczy bankructwo. Nie byłoby tragedii równającej się jakiejś klęsce żywiołowej, lecz na pewien czas nastąpiłby paraliż miasta. Może więc lepsza jakakolwiek władza niż żadna. Reasumując, sparafrazujmy słowa Winstona Churchilla: instytucja kanara jest wysoce niedoskonałym wynalaz kiem, ale niczego lepszego w kwestii egzekwowania należności za przejazd au t o b u s e m czy tramwajem nie wymyślono. I nie pozostaje n a m nic innego, jak się z tym pogodzić. Tyle. FILIP MEMCHES NOTY O AUTORACH SZYMON BABUCHOWSKI (1977) poeta, redaktor „Gościa Niedzielnego". Wyróżniony w Konkursie Poetyckim im. x. J. Baki. Opublikował t o m y wierszy: Sprawy życia, sprawy śmierci (2003) i Czas stukających kołatek ( 2 0 0 4 ) . Pisze rozprawę doktorską o poezji Wojciecha Wencla. Lubi g a d u - g a d u i meksykań skie jedzenie. Mieszka w Katowicach. Strona internetowa: http://free.art.pl/ babuchowski/. PAWEŁ BUCZKOWSKI (1978) politolog specjalizujący się w p r o b l e m a t y c e amerykańskiej. Mieszka w Warszawie. ZENON CHOCIMSKI (1969) publicysta. Mieszka w Poznaniu. ANCEL ESTEBAN (1963) redaktor naczelny hiszpańskiej „Frondy", profesor literatury na Uniwersytecie w Granadzie, specjalizuje się w literaturze iberoamerykańskiej, wykładał jako visiting profesor na p o n a d 30 uniwersytetach na świecie. Mieszka w Granadzie. JAN j . FRANCZAK (1967) nauczyciel języka angielskiego, tłumacz m.in. a m e rykańskich a p o l o g e t ó w katolickich (Mark P. Shea, Peter Kreeft, Mark Brumley, George Weigel). Przekłady zamieszczał m.in. w „Christianitas", „Frondzie", „W d r o d z e " . „Przeglądzie Powszechnym" oraz w i n t e r n e t o w y m Serwisie Apologetycznym (http://www.apologetyka.katolik.net.pl/). Mieszka we Wrocławiu. WOJCIECH CIEDRYS (1981) p o e t a , krytyk literacki, redaktor naczelny „Und e r g r u n t u " . Z a d e b i u t o w a ł t o m e m Ścielenie i grzebanie ( 2 0 0 4 ) . Publikował m.in. w „Opcjach", „Borussii", „Kartkach", „Toposie". Mieszka w Toruniu. 320 FRONDA 34 JAROSŁAW GDAŃSKI (1961) doktor nauk politycznych, obecnie w trakcie h a b i l i t a c j i , p r z y g o t o w u j e książkę o w s c h o d n i o e u r o p e j s k i c h o c h o t n i k a c h w ar mii III Rzeszy. M i e s z k a w W a r s z a w i e . ZBIGNIEW JANKOWSKI (1931) p o e t a , prozaik, eseista u z n a w a n y z a j e d n e g o z n a j w a ż n i e j s z y c h polskich t w ó r c ó w r e l i g i j n y c h , a u t o r k i l k u d z i e s i ę c i u książek. Ostatnio o p u b l i k o w a ł t o m w i e r s z y Ciernie wody ( 2 0 0 3 ) . M i e s z k a w S o p o c i e . LECH JĘCZMYK (1936) eseista, p u b l i c y s t a , t ł u m a c z t w ó r c z o ś c i m.in. P h i l i p a K. D i c k a , J o s e p h a H e l l e r a , K u r t a V o n n e g u t a . M i e s z k a w W a r s z a w i e . KRZYSZTOF KOEHLER (1963) p o e t a , e s e i s t a , h i s t o r y k literatury, w y k ł a d o w ca na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Ostatnio o p u b l i k o w a ł t o m w i e r s z y Trzecia część ( 2 0 0 3 ) . M i e s z k a w K r a k o w i e . ALEKSANDER KOPIŃSKI (1974) humanista d y p l o m o w a n y i praktykujący, r e d a k t o r „ F r o n d y " , stały w s p ó ł p r a c o w n i k „ A r c a n ó w " , d r u k o w a ł też w „Topo s i e " , ostatnio w y d a ł książkę Ludzie z charakterami. 0 okupacyjnym sporze Czesła wa Miłosza i Andrzeja Trzebińskiego ( 2 0 0 4 ) . M i e s z k a w W a r s z a w i e . PETER KREEFT (1937) profesor filozofii w Boston C o l l e g e , g d z i e w y k ł a d a o d 1 9 6 5 roku W y c h o w a n y w rodzinie p r o t e s t a n c k i e j , n a w r ó c o n y n a k a t o l i c y z m . A u t o r p o n a d 40 książek ( m . i n . Fundamentals ofthe Faith, Socrates Meets Jesus. One Catholic to Another, Back to Yirtue, Socrates Meets Marx c z y Socrates Meets Machiavelli). M i e s z k a w B o s t o n i e . ROMAN KSIĄŻEK (1977) doktorant n a Wydziale Filologicznym Uniwersyte tu Śląskiego. P u b l i k o w a ł m.in. w „ O p c j a c h " i „ A k c e n c i e " . M i e s z k a w Z a b r z u . HUBERT KUBERSKI (1969) a b s o l w e n t historii U n i w e r s y t e t u W a r s z a w s k i e g o , autor pracy Sojusznicy Hitlera ( 1 9 9 3 ) , p u b l i k o w a ł m . i n . w „ R z e c z p o s p o l i t e j " . Mieszka w Warszawie. GRZEGORZ KUCHARCZYK (1969) docent doktor habilitowany, pracownik Instytutu Historii PAN ( P r a c o w n i a Historii N i e m i e c i S t o s u n k ó w P o l s k o - N i e ŚNIEG 2 0 0 4 321 mieckich w Poznaniu), autor kilkudziesięciu o p r a c o w a ń n a u k o w y c h w pol skich i z a g r a n i c z n y c h c z a s o p i s m a c h n a u k o w y c h . W y d a ł m . i n . t a k i e książki, j a k Myśl polityczna Zygmunta w myśli politycznej w Wielkopolsce Krasińskiego Constantina Frantza w czasach zaborów (1995), Prusy. 1817-1891 1815-1914 Rosja i kwestia polska (1999), (2001), Cenzura pruska Czerwone karty Kościoła ( 2 0 0 1 ) , Ostatni cesarz ( 2 0 0 4 ) , Pierwszy holocaust XX wieku ( 2 0 0 4 ) . Publikował m.in. w „ C h r i s t i a n O r d e r " , „ S a l i s b u r y R e v i e w " , „ C h r i s t i a n i t a s " , „ C y w i l i z a c j i " , „ P r o Fide, Rege et L e g e " , „ A r c a n a c h " . M i e s z k a w P o z n a n i u . AGNIESZKA KUCIAK (1970) wersytetu Ostatnio Adama ogłosiła poetka, tłumaczka, pracownik naukowy Uni Mickiewicza. przekłady Zadebiutowała Boskiej komedii Retardacja (2001). oraz wierszy Petrarki, tomem Dantego a także r o z p r a w ę Dante romantyków ( 2 0 0 3 ) . M i e s z k a w P o z n a n i u . WOJCIECH KUDYBA (1965) p o e t a , prozaik, d o k t o r n a u k h u m a n i s t y c z n y c h K U L , n o r w i d o l o g i p a s i e r b o l o g . L a u r e a t K o n k u r s u P o e t y c k i e g o i m . K.l. G a ł c z y ń s k i e g o . O s t a t n i o w y d a ł z b i ó r s z k i c ó w Słowa bliskie ( 2 0 0 3 ) . M i e s z k a w N o wym Sączu. PAWEŁ LISICKI (1966) z a s t ę p c a r e d a k t o r a naczelnego „ R z e c z p o s p o l i t e j " , esei sta, autor m.in. książek Nie-ludzki Bóg ( 1 9 9 6 ) . Doskonałość i nędza ( 1 9 9 7 ) , Jazon ( 1 9 9 9 ) Punkt oparcia ( 2 0 0 0 ) , Das Haupt von Holofernes ( 2 0 0 0 ) . W k r ó t c e n a k ł a d e m „ F r o n d y " ukaże się jego d r a m a t Ostatnia ofiara. M i e s z k a w W a r s z a w i e . ROMAN MISIEWICZ (1964) cy Poetów". Autor t o m u p o e t a , k r y t y k literacki, r e d a k t o r „ N o w e j O k o l i w i e r s z y //...//punkt/ów//zacze/p:i.en.i:a//...// ( 2 0 0 3 ) , za który o t r z y m a ł N a g r o d ę i m . K a z i m i e r y I ł ł a k o w i c z ó w n y . M i e s z k a w D ę b i c y . FILIP MEMCHES (1969) m ą ż i o j c i e c , p o ś w i ę c a j ą c y z b y t m a ł o czasu s w o j e j rodzinie. M a g i s t e r p s y c h o l o g i i ( n i e p r a k t y k u j ą c y ) . C z ł o n e k r e d a k c j i „ F r o n d y " . Mieszkaniec warszawskich Starych Bielan. TOMASZ NAKONECZNY (1973) poeta. Pracuje jako lektor j ę z y k a polskiego w W i l n i e i Taszkencie. 322 FRONDA 34 STEPHAN OLSCHOVSKY (1969) p u b l i c y s t a s p e c j a l i z u j ą c y się w o r i e n t a l i s t y - ce i t e m a t y c e b l i s k o w s c h o d n i e j . M i e s z k a w B e r l i n i e . MAREK ORAMUS (1952) pisarz, p u b l i c y s t a , j e d e n z g ł ó w n y c h p r z e d s t a w i cieli n u r t u science fiction w l i t e r a t u r z e p o l s k i e j . M i e s z k a w P i a s e c z n i e . STEPHANIE PANICHELLI (1978) absolwentka romanistyki n a Uniwersytecie L o u v a i n w Belgii, o b e c n i e p r z y g o t o w u j e d o k t o r a t z filologii h i s z p a ń s k i e j na Uniwersytecie w Granadzie. Mieszka w Granadzie. MIROSŁAW SALWOWSKI (1976) absolwent p r a w a na Uniwersytecie Miko ł a j a K o p e r n i k a w T o r u n i u oraz S t u d i u m D z i e n n i k a r s k i e g o i m . św. M a k s y m i l i a na Marii Kolbego również w Toruniu, obecnie bezrobotny. Publikował m.in. w „Niedzieli". „Wzrastaniu", „Miłujcie się", „ N a s z y m Dzienniku", „Opcji na Prawo", „Myśli Polskiej". Mieszka w Toruniu. MIECZYSŁAW SAMBORSKI (1974) absolwent prawa na U M K . Mieszka w Toruniu. PAUL STENHOUSE australijski z a k o n n i k ze Z g r o m a d z e n i a M i s j o n a r z y S e r c a Chrystusowego, uzyskał tytuł doktora studiów semickich na Uniwersytecie w S y d n e y , w y k ł a d o w c a w Instytucie S t u d i ó w n a d M a ł ż e ń s t w e m i R o d z i n ą w Melbourne, w y d a w c a „Annals Australia". Mieszka w Sydney. JAKUB SZYMAŃSKI (1970) magister teologii KUL, tłumacz tekstów śred n i o w i e c z n y c h ( m . i n . W i t e l o n a . św. A n z e l m a z C a n t e n b u r y , św. I z y d o r a z S e w i l l i , Piotra L o m b a r d a , św. T o m a s z a z A k w i n u ) , s p e c j a l i z u j e się w a n g e l o l o g i i i d e m o n o l o g i i , p u b l i k o w a ł m.in. w „ N o w e j F a n t a s t y c e " . O b e c n i e p r a c u j e n a d książką o A n t y c h r y ś c i e . M i e s z k a w G d a ń s k u . KS. JERZY SZYMIK (1953) poeta, kapłan, w y k ł a d o w c a . Doktor habilitowany teologii d o g m a t y c z n e j , p r o f e s o r K a t o l i c k i e g o U n i w e r s y t e t u L u b e l s k i e g o . Ostat nio w y d a ł w y b ó r w i e r s z y Błękit ( 2 0 0 3 ) , Dziennik pszowski i t o m h o m i l i i Na początku byio Słowo ( 2 0 0 4 ) . M i e s z k a w P s z o w i e . ŚNIEG 2 0 0 4 323 TOMASZ P. TERLIKOWSKI (1974) d o k t o r f i l o z o f i i , p u b l i c y s t a , reporter. Publikuje m.in. w e „Frondzie", „ N o w y m Państwie", „ Ż y c i u " . Ostatnio w y d a ł książkę Tęczowe chrześcijaństwo. Homoseksualna herezja w natarciu (2004). Mieszka w Warszawie. WOJCIECH WENCEL (1972) p o e t a , eseista, k r y t y k l i t e r a c k i , r e d a k t o r „ F r o n dy", felietonista „ N o w e g o Państwa". Laureat Nagrody Fundacji im. Kościels k i c h . Ostatnio o p u b l i k o w a ł Wiersze zebrane i t o m s z k i c ó w Przepis na arcydzieło ( 2 0 0 3 ) . Fan i n t e r n e t o w y c h „ P i ł k a r z y k ó w " i Avril L a v i g n e . M i e s z k a w G d a ń s k u M a t a m i . Strona internetowa: http://yass.art.pl/przesuw/wencel. BARTOSZ WIECZOREK (1972) Warszawskiego, publikował w d o k t o r a n t w Instytucie Filozofii U n i w e r s y t e t u „Przeglądzie Filozoficznym", „Studia Philo- sophiae Christianae", „ Z n a k u " , „ N o w y m Państwie", „Przewodniku Katolickim", „W d r o d z e " . M i e s z k a w W a r s z a w i e . ŚWIETLANA WISZNIEWSKA (1972) a b s o l w e n t k a biblistyki w Collegium św. T o m a s z a z A k w i n u w K i j o w i e , o b e c n i e d o k t o r a n t k a na U n i w e r s y t e c i e Kar dynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Mieszka w M a r i a m p o l u . ŚNIEG 2 0 0 4 325 326 FRONDA 34