Wiadomosci Polonijne nr.617

Transkrypt

Wiadomosci Polonijne nr.617
NR 617
WRZESIEŃ / PAŹDZIERNIK 2013
ROK ZAŁ. 1948
ZJEDNOCZENIE POLSKIE W JOHANNESBURGU
Szanowni Państwo!
CENA: R 35,Zamyśliłam się nad pojęciami, które obecnie wydają się pustymi frazesami: wolność, ojczyzna...
A jednak!? Co to jest wolność? Pojęcie to było od wieków przedmiotem dysput filozoficznych.
Definicja wolności wg. Wikipedii: „Wolność – brak przymusu, sytuacja, w której można dokonywać
wyborów spośród wszystkich dostępnych opcji”.
Tak sformułowane zagadnienie nie wyjaśnia sedna sprawy.
Politycznie pojmowaną wolność dzieli się często na wolność od i wolność do. Wolność od (wolność negatywna) oznacza
brak przymusu (wolność od prześladowań, wolność od strachu, wolność od głodu), wolność do (czy też prawo do; wolność
pozytywna) rzeczywistą możliwość podejmowania wyborów. I tu okazuje się, że owszem, możemy dokonywać wyborów,
gdyż mamy wolną wolę, ale jesteśmy zniewoleni i przymuszeni do uczestniczenia w wydarzeniach na które nie mamy
wpływu.
My Polacy dotkliwie odczuwający skutki II wojny światowej, wręcz instynktownie bronimy się przed wybuchem
następnej wojny. Wojny, która z zarzewia w Syrii może roznieść się na cały świat. A skutki mogą być katastrofalne dla całej
ludzkości, jeśli w szerokim zakresie uruchomiona będzie broń chemiczna. Jak to odnieść do przemożnego pragnienia
wolności? Śpiewał o wolności Marek Grechuta: „Wolność to także i odporność serc, by na złą drogę nie próbować zejść. Bo
są i tacy, którzy w wolności cud, potrafią wmieszać swoich sprawek bród. A wolność - to królestwo dobrych słów, mądrych
myśli, pięknych snów, to wiara w ludzi. Bo wolność - to nie cel, lecz szansa by spełnić najpiękniejsze sny, marzenia.
Wolność - to ta najjaśniejsza z gwiazd, promyk słońca w gęsty las, nadzieja.”
A więc nie pozostaje nam nic innego, tylko mieć nadzieję, że politycy okażą rozwagę i rozsądek, a broń chemiczna, która
spowodowała śmierć ludności cywilnej w Syrii nie zostanie masowo użyta.
Brzmi jeszcze echo wybuchu II wojny światowej, gdyż żyją wśród nas naoczni świadkowie tamtych wydarzeń. Z głębi
serca wołamy: NIGDY WIĘCEJ WOJNY! Na poparcie swoich racji przywołujemy fakty, które są porażające.
II wojna światowa była największym konfliktem zbrojnym w dziejach świata. Rozpoczęła się atakiem hitlerowskich
Niemiec na Polskę 1 września 1939. Zakończyła się 2 września 1945 roku (w Europie 8 maja 1945). Objęła zasięgiem
działań wojennych prawie całą Europę, wschodnią i południowo-wschodnią Azję, północną Afrykę, część Bliskiego
Wschodu i wszystkie oceany. Niektóre epizody wojny rozgrywały się nawet w Arktyce i Ameryce Północnej. Poza
większością państw europejskich i ich koloniami, brały w niej udział państwa Ameryki Północnej i Ameryki Południowej
oraz Azji. Głównymi stronami konfliktu były państwa Osi i państwa koalicji antyhitlerowskiej (alianci). W wojnie
uczestniczyło 1,7 mld ludzi, w tym 110 mln z bronią. Według różnych szacunków zginęło w niej od 50 do 78 mln ludzi.
Obecnie trwają wzajemne podjudzania liderów państw, oraz zbieranie koalicjantów. W tym niewytłumaczonym pędzie
do działań zbrojnych, brzmi zdecydowany przekaz papieża Franciszka: „Nigdy więcej wojny! Chcemy świata pokojowego,
chcemy być ludźmi pokoju” Jak wskazuje bp Mario Toso, sekretarz Papieskiej Rady „Iustitia et Pax”, apel Ojca Świętego
zawiera w sobie wszystkie obawy ludzkości związane ze spodziewanym rozwojem sytuacji na Bliskim Wschodzie.
„Problemów Syrii nie da się rozwiązać na drodze interwencji zbrojnej. Nie zmniejszyłoby to przemocy, a wręcz
przeciwnie, istnieje niebezpieczeństwo, że się ona jeszcze nasili, rozlewając się na inne kraje. Konflikt syryjski spełnia
wszelkie warunki przerodzenia się w wojnę o rozmiarach światowych, a w każdym razie o takiej skali, że nikt nie wyszedłby
z niej bez szkody. Jedyną alternatywą jest rozsądek oraz inicjatywy oparte na dialogu i negocjacjach. A zatem trzeba zmiany
kierunku. Należy podjąć drogę spotkania i dialogu, co jest możliwe w oparciu o zasadę wzajemnego poszanowania i miłości.
Ideologiczną władzę przemocy, która unicestwia, trzeba zastąpić mocą miłości, która domaga się troski o to, co wspólne” –
powiedział bp Toso.
A czym jest Ojczyzna?
Ojczyzna – termin o dwojakim znaczeniu, odnoszącym się do przestrzeni istotnej dla pojedynczego człowieka (jednostki)
bądź zbiorowości (narodu), wyznaczone zwłaszcza miejscem urodzenia tych osób, ich zamieszkiwaniem przez istotną część
życia, czy miejscem pochodzenia ich przodków bądź rodziny.
Karol Wojtyła napisał poemat Ojczyzna. „Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam, mówi mi o
tym serce, jakby ukryta granica, która ze mnie przebiega ku innym, aby wszystkich ogarniać w przeszłość dawniejszą niż
każdy z nas: z niej się wyłaniam... gdy myślę Ojczyzna – by zamknąć ją w sobie jak skarb. Pytam wciąż, jak ją pomnożyć,
jak poszerzyć tę przestrzeń, którą wypełnia. (...) Ojczyzna: wyzwanie tej ziemi rzucone przodkom i nam, by stanowić o
wspólnym dobru i mową własną jak sztandar wyśpiewać dzieje”.
Ojczyzna to nie tylko kraj dzieciństwa, miejsce urodzin, to również kraj osiedlenia, kraj który żywi i stwarza warunki do
godnego życia. Mała ojczyzna to tożsamość kim jesteśmy i droga którą podążamy.
„Promień światła niechaj pada w serca i prześwietla mroki pokoleń. Strumień mocy niech przenika słabości” (K.Wojtyła) .
Niech strumień mocy mądrości przeniknie polityków, aby nie dopuścić do konfliktu światowego!
Barbara M. J. Kukulska
Adres:
ZJEDNOCZENIE POLSKIE W JOHANNESBURGU
P.O.BOX 2474
PARKLANDS 2121
POLISH ASSOCIATION IN JOHANNESBURG
Republic of South Africa
☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼
WIADOMOŚCI POLONIJNE
Redaktor naczelna:
Barbara M.J.Kukulska
tel./fax.+27 11 793 3851(dom)
mobile: +27 82 4011 793
email: [email protected]
Współpraca:
Janek Kopeć
tel: 011 616 1005 (dom)
Marek Kukulski
Korektor tekstów
tel.011 793 3851 dom)
Magdalena Liberda
tel. 011 795 4252(dom)
ZARZĄD ZJEDNOCZENIA:
Prezes
Barbara M.J.Kukulska
tel/fax. + 27 11 793 3851
mobile: + 27 82 4011 793
email: [email protected]
Wiceprezes
Tomasz Kühn
tel. 011-615 4860(dom)
mobile: 083 6444 706
Wiceprezes/ Skarbnik
Andrzej Tlaga
tel. 011-849 0385(praca)
fax: 011 849 3343
tel. 011-849 2572(dom)
Sekretarz
Marek Kukulski
tel. 011-793 3851 (dom)
Fotoreporter
Jan Kopeć
tel. 011-616 1005(dom)
Zbigniew Skrzypczak
tel. 011- 462 6943
082 891 5986
KOMISJA REWIZYJNA:
Przewodniczący:
Tomasz Kurek
tel.011-616 1987 (dom)
Członkowie Komisji:
Jadwiga Kopeć
tel. 011 – 616 1005
Krzysztof Jabrzemski
tel. 011 -615 6700
POLISH ASSOCIATION ACC. NO.: 10 351 60 805
Bank: ABSA
Branch: 630-805
SKŁADKI CZŁONKOWSKIE :
H.Komar
R200,E.Godlewska
R200,R.A.Kudlińscy
R250,U.R.Kisiela
R250,U.P.Michalczyk
R250,W. Kucharski
R200,-
FUNDUSZ PRASOWY:
H.Komar
R300,E.Godlewska
R 50,Anonimowo
R200,U.P.Michalczyk
R150,W. Kucharski
R 50,REKLAMA:
AERO TRAVEL
SAFPOL SAFARIS
R1400,R 750,-
Nowi Członkowie:
Bożena Lubasińska
Łukasz Lubasiński
Tomasz Lubasiński
Joanna Walków (de Jager)
Maria i Krzysztof Kaczor
R200,R250,R250,R250,R250,-
WITAMY SERDECZNIE!
☺
GUGUŚ
Hello, hello! Składki członkowskie: rodzina R250, samotni R200, renciści
R170, oraz dowolne dotacje na Fundusz Prasowy i Fundusz Pomocy „SOS”.
PROŚBA: Przy wpłacie na konto, prosimy o podanie nazwiska!
ZAPISUJCIE SIĘ DO ZJEDNOCZENIA POLSKIEGO
W JEDNOŚCI SIŁA!
v
h
„Największą mądrością jest umieć jednoczyć, a nie rozbijać.”
Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński
Moi Mili!
Zima właśnie mija i wkraczamy w najpiękniejszą porę roku jaką jest wiosna.
Tu w Afryce jest z dnia na dzień żywiołowy wybuch zieleni, pomimo tego, że
nie padał deszcz od kilku miesięcy. Zawsze zastanawia mnie, w jaki sposób
drzewa w tym wyschniętym gruncie potrafią znaleźć życiodajne soki?
Drzewo morwy nie tylko ma piękne soczyste zielone liście, ale owoce morwy
rosną na poczekaniu i zmieniają kolory na coraz ciemniejsze. Cytryny powoli
znikają z drzewa. Przez całą zimę ratowały nas przed przeziębieniem, a drzewo
avocado z tyłu domu ugina się pod - w tym roku - obfitym plonem owoców.
Na klombie kwiatowym przyciaga wzrok pierwszy pąk róży, a stokrotki po
raz kolejny wabią swymi śmiejącymi się różowymi buźkami.
W przyrodzie radość i nowe życie.
Ptaki zapamiętują się w amorach, tkacze budują gniazdka i demontują w
szaleńczym zapale, a słońce rozświetla wszystko dookoła.
Ponad połowa osób zapomniała o zapłaceniu składek.
Wysyłamy na kredyt Wiadomości, prowadzimy działalność polonijną i...
prosimy, nie zapominajcie o wpłacie na konto!
Wiosennie pozdrawiam - Basia
Z życia Polonii ~ w telegraficznym skrócie
* Ambasada RP w Pretorii witryna: http://www.pretoria.msz.gov.pl strona w jęz.polskim i jęz.angielskim.
* Konsulat RP e-mail: [email protected]
NOWA PROCEDURA WIZOWA Od 1 czerwca 2013 r. wszyscy
ubiegający się o wizę do Polski, muszą złożyć wniosek osobiście. Procedura składania wniosków o wizę: - rejestracja w
systemie e-konsulat. Wnioskodawca powinien otworzyć: http://www.e-konsulat.gov.pl, a następnie z menu "VISA" wybrać
Schengen lub wizy krajowej - formularz rejestracji i postępować zgodnie ze wskazówkami. Aplikacja umożliwia rejestrację wniosku i
drukowania formularzy wizowych. Info: http://www.pretoria.msz.gov.pl/en/consular_information/visa_requirements/
* Wydział Promocji Handlu i Inwestycji w Johannesburgu, 56 Sixth St., Houghton: www.johannesburg.trade.gov.pl
Przypominamy o spotkaniach biznesowych Polonii w RPA w siedzibie WPHI w Johannesburgu.
Info e-mail: [email protected] lub telefon: 011 788 6597
* Z żałobnej karty:
- Henryk M. Mietliński lat 80, zmarł w domu w otoczeniu rodziny w dniu 17 sierpnia 2013.
Żonie Jadwidze, córce Joasi i wnuczce Nataszy, oraz siostrzeńcowi dr Krzysztofowi Kożuchowskiemu oraz rodzinie zmarłego
składamy serdeczne wyrazy współczucia.
Zarząd Zjednoczenia.
* Msza Św. w każdą niedzielę o godz. 9:30, w kościele polskim św. Józefa przy Wolfgang & Ivy w Norwood,
Proboszcz parafii - Ks. Faustyn Jankowski tel./fax.: 011 882 6644. Spowiedź św. przed i po Mszy świętej.
* Biblioteka Polska czynna w niedzielę od 8:30 do godz.11:45 (z przerwą na Mszę św. od 9:30 do 10:30).
KOMITET OBCHODU LOTÓW NAD WARSZAWĘ
Sobota 7 września 2013
obchodzić będziemy rocznicę bohaterskich lotów południowo-afrykańskich
lotników niosących pomoc walczącej Warszawie
Program uroczystości:
Godz. 11:00 - Nabożeństwo ekumeniczne, pod Pomnikiem Katyńskim (James & Ethel
Grey Park – róg Athol Oaklands i Melrose Road, Melrose; z udziałem Pastora Jonesauczestnika lotów, Pastora Robina Petersena i ks. Bogdana Wilkańca. Okolicznościowe
przemówienia oraz składanie wieńców. Wstęp wolny. Przebieg nabożeństwa będzie
dostępny w internecie na stronie: http://www.polonia.co.za / Warsaw Flights/
Godz. 12:45 – Akademia i przyjęcie w South African Museum of Military History,
22 Earswold Way, Saxonwold (graniczy z ogrodem zoologicznym).
Dorośli opłata za przyjęcie R 70.- od osoby. Dzieci do lat 15 - wstęp wolny. Bar płatny.
Rezerwacja miejsc na przyjęcie u członków Komitetu:
Jurka Sadowskiego – (012) 998 9030 – Pretoria
Jean Urry – (011) 440 4184 – Johannesburg
lub Andrzej Romanowicz e-mail: [email protected]
UUUUU
W NUMERZE:
Artykuł wstępny - B.M.J.Kukulska
Zarząd Zjednoczenia Polskiego
Składki członkowskie; Słowo - Basia
Z życia Polonii – skrót. (bmj)
Prof.Jan Czochralski–ojciec
elektroniki; - B.M.J.Kukulska
Myśląc Ojczyzna; poemat K.Wojtyła
PROSIMY O LICZNY UDZIAŁ !
69.roczn. Powstania Warszawskiego –
* KAPLICA MIŁOSIERDZIA BOŻEGO w Walkerville-Msza św. w jęz. polskim tekst B.M.J.Kukulska,
w pierwszą niedzielę miesiąca godz.12 Ks. Stanisław Jagodziński 083 4686 985 zdjęcia: J.Kopeć, M.Kukulski
Wpłaty na budowę kościoła miło widziane, za darczyńców odprawiana jest Msza św. dziękczynna.
Standard Bank-Meyerton, Divine Mercy Church Building Fund Acc No. 02 801 73 82.
Uczestniczka Powst. Warszawskiego
Irena Twardowska – Kühn
* Ściana pamięci. Prochy zmarłych można wmurować w szkatułce na terenie Sanktuarium
Miłosierdzia Bożego (Divine Mercy Church) w Walkerville. Jest możliwość rezerwacji Pamiętnik Sybiraczki H.Cieślakównyoprac. B.M.J.Kukulska
miejsca. Ofiara R1 000.- lub więcej na budowę kościoła. Info B.Kukulska
* Zespół Tańca „Orzeł Biały” pod kierunkiem Tomka Kühn’a zaprasza chętnych na lekcje
tańca. Zgłoszenia do Kierownika Zespołu Tomka Kühn’a.
* Brydż Towarzyski w każdy piątek o godz. 18.30 w Sali Parafialnej przy kościele w
Norwood na rogu ulic: Wolfgang & Ivy dzielnica Norwood.
Szczegóły: Andrzej Bona-Wysocki 082 857 6746 lub Andrzej Marek 082 576 9854.
Święto Wojska Polskiegotekst B.M.J.Kukulska,
zdjęcia: J.Kopeć, M.Kukulski
Polak przewodzi Świat.Radzie Unii
* Polskie Smaki: serniki, makowce, pączki, pasztety, biały ser, zimne nóżki, Kredytowych – J.J.Wojciewski
sałatki jarzynowe, pierogi z owocami itd., kapusta kiszona i... wiele atrakcji smakowych Polska jest wszędzie tam...M.Mirecka
wyrobów delikatesowych! Zamówienia: Maria tel. 011 482 2138, cell. 082 263 6989 Loryś; rozmawia M.Kamieniecki
* Polskie Wędzonki według tradycyjnych receptur: krakowska, kabanosy, kiełbasa
Czerwony pędzelek -opowiadanie
wiejska, kaszanka, salceson, flaki itp. Zamówienia:
Grażyna: 082 536 23 94;
Sławek 082 964 3530, tel: 011 316 4966
Sprzedaż po Mszy św. w Norwood, róg ulic: Wolfgang & Ivy; godz. 10.30-12
UNIA STOWARZYSZEŃ POLONIJNYCH W PRETORII
ZAPRASZA NA
KABARET TADEUSZA DROZDA WRAZ Z KOLACJĄ
„Imieniny u Tadka”
26 października 2013 w sobotę godz.16:00
Blue Valley Golf & Country Estate; 54 Beauly Ave, Midrand
cena R375,- od osoby
zamówienia elektroniczne biletów: [email protected]
i wpłaty na konto: Standard Bank, Centurion -012645 Acc. No. 420987061
Krystyna Lech
Władek Kamiński
Jurek Sadowski
Jarek Jakuszko
Tad Wasilewski
082 262 9608
083 457 7075
082 457 2681
082 558 5007
083 226 4378
Prosimy wybrać danie kolacyjne:
(1) Beef Fillet, (2) Chicken, (3) Vegetarian
kupując bilet proszę
podać numer głównego dania!
A.Buda-Rodriguez
Bogdan Krutowicz-żołnierz wyklęty –
A.Tlaga
Podróż do Hruszówki - Z.J.Dąbek
Zarobki polityków w Polsce –
oprac. B.M.J.Kukulska
Candida albicansoprac. B.M.J.Kukulska
REKLAMY:
- Krisco Travel,
- Safpol Safaris.
- VICTOR i A,
- Aero Travel Tours,
(bmj)
PROF. JAN CZOCHRALSKI – OJCIEC ŚWIATOWEJ ELEKTRONIKI
Nawet nie przypuszczaliśmy, że żyje wśród nas w Johannesburgu stryjeczna wnuczka prof. Jana
Czochralskiego. Pani mgr inż. Maria Malus znana jest Polonii w Johannesburgu z wypieków
wyśmienitych pączków i całego wachlarza wyrobów polskich potraw delikatesowych: Polskie Smaki.
Nazwisko polskiego profesora nie było znane w Polsce, gdyż
na skutek poszlak został posądzony o współpracę
szpiegowską z Niemcami. Po II wojnie światowej prawo do
pracy na Politechnice Warszawskiej zostało mu odebrane.
Mimo braku dowodów został oskarżony w 1945 roku o
współpracę z okupantem i wydalony z uczelni. Uznawany i
podziwiany w świecie, w Polsce został zniszczony.
Po dokonaniu w ostatnich latach szczegółowej kwerendy w
Instytucie Pamięci Narodowej i w Archiwum Akt Nowych,
po zebraniu wielu dokumentów, wśród których znaleziono
dowody współpracy Jana Czochralskiego nie z okupantem,
ale z Armią Krajową, Senat Politechniki Warszawskiej 29
czerwca 2011 r. podjął Uchwałę Nr 338/XLVII/2011 w
sprawie przywrócenia dobrego imienia prof. Jana
Czochralskiego. Zakończono tym samym trwające
kilkadziesiąt lat kontrowersje wokół postaci tego światowej
sławy naukowca. W Uchwale czytamy m.in.: ... „Ta uchwała
jest dla nas szansą naprawienia krzywd, jakie zostały
wyrządzone temu wybitnemu uczonemu, a także jego
rodzinie, uczniom i współpracownikom”.
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 7 grudnia 2012 r.
wydał Uchwałę ustanawiającą rok 2013 Rokiem Jana
Czochralskiego. Podpis Marszałek Sejmu: Ewa Kopacz.
„W sześćdziesiątą rocznicę śmierci Jana Czochralskiego Sejm
Rzeczypospolitej Polskiej postanawia oddać hołd jednemu z
najwybitniejszych naukowców współczesnej techniki, którego
przełomowe odkrycia przyczyniły się do światowego rozwoju
nauki. Odkryta przez niego metoda otrzymywania
monokryształów, nazwana od jego nazwiska metodą
Czochralskiego, wyprzedziła o kilkadziesiąt lat swoją epokę i
umożliwiła rozwój elektroniki. Dziś wszelkie urządzenia
elektroniczne zawierają układy scalone, diody i inne elementy z
monokrystalicznego krzemu, otrzymywanego właśnie metodą
Czochralskiego. Wkład polskiego uczonego prof. Jana
Czochralskiego w dziedzinę światowej nauki oraz techniki został
doceniony przez uczonych świata, którzy zaczęli korzystać z jego
najważniejszego wynalazku. Wynalazku bez którego trudno
byłoby funkcjonować w XXI wieku. Sejm Rzeczypospolitej
Polskiej ogłasza rok 2013 Rokiem Jana Czochralskiego”.
Jan Czochralski urodził się 23 października 1885 roku w
małym miasteczku Kcynia w zachodniej Polsce, w zaborze
pruskim. Był ósmym z dziesięciorga dzieci Franciszka
Czochralskiego i jego żony Marty z Suchomskich. Do 16
roku życia uczył się w Seminarium Nauczycielskim.
Następnie opuścił Kcynię i podjął pracę w aptece w
Krotoszynie.
Mając 19 lat w 1904 r. przeniósł się do Berlina. Od 1906 r.
pracował w laboratoriach niemieckich fabryk, wcześniej zaś
pobierał nauki teorii i praktyki chemicznej w berlińskich
aptekach. W koncernie Allgemeine Elektrizitas –
Gesellschaft (AEG) otrzymał stanowisko nadinżyniera.
Wtedy zdobywał też dalsze wykształcenie chemiczne i
metalurgiczne na Politechnice w Charlottenburgu oraz
studiował sztuki piękne na Uniwersytecie Berlińskim. W
1910 roku ożenił się z Margarethe Friederike Elze Haase,
bogatą berlińską pianistką holenderskiego pochodzenia.
W latach 1911-1914 był asystentem Wicharda von
Moellendorffa, z którym opublikował swoją pierwszą pracę
poświęconą krystalografii metali, a dokładniej podwalinom
późniejszej teorii dyslokacji.
Największy rozgłos przyniosła mu metoda pomiaru
szybkości krystalizacji metali, wykorzystywana obecnie do
produkcji monokryształów krzemu. Według popularnej
anegdoty metodę tę odkrył przypadkowo, zanurzając przez
roztargnienie pióro w tyglu z gorącą cyną zamiast w
kałamarzu.
Za datę oficjalnych narodzin metody Czochralskiego uznaje
się 19 sierpnia 1916 r., kiedy to do redakcji czasopisma
„Zeitschrift für physikalische Chemie” w Berlinie wpłynął
artykuł pt. „Nowa metoda pomiaru szybkości krystalizacji
metali”. W efekcie zastosowania metody Czochralskiego
otrzymuje się tzw. monokryształ, a więc materiał o
szczególnie cennych własnościach fizycznych. Cechą
charakterystyczną takiego materiału jest tak dobrze
uporządkowane ułożenie atomów, że oba końce kryształu
mają dokładnie taką samą orientację swojej struktury
wewnętrznej i to niezależnie od wielkości otrzymanego
kryształu.
Jan Czochralski nazywany jest ojcem rewolucji
elektronicznej. Metoda Czochralskiego polegająca na
technice
otrzymywania
monokryształów
znalazła
zastosowanie do fizyki półprzewodników i przemysłu
elektronicznego, dając ogromne możliwości rozwoju wielu
dziedzin przemysłu. Odkrycie wybitnego Polaka z Kcyny
wyprzedziło o kilkadziesiąt lat swoją epokę, ale jego
rewolucja dokonała się dopiero po II wojnie światowej.
W 1924 r. zespół Jana Czochralskiego opatentował stop
zwany metalem B, charakteryzujący się dobrymi
własnościami ślizgowymi. Był to stop na osnowie ołowiu,
bez drogiej i deficytowej cyny. Znalazł on praktyczne
zastosowanie w kolejnictwie.
Jan Czochralski był jednym ze współzałożycieli
Niemieckiego Towarzystwa Metaloznawczego, a w 1925 r.
został jego prezesem. Był również konsultantem
największych ówczesnych koncernów m.in. SchneiderCreusot (Francja), Bofors (Szwecja) oraz angielskiego
Instytutu Metali. Zajmował się badaniami własności
fizycznych stopów i kryształów metali, w szczególności
aluminium. Opracował m.in. odczynniki do trawienia metali
oraz nierentgenowską – optyczną metodę określania
orientacji kryształów metali.
Jednym z ciekawszych wydarzeń z okresu frankfurckiego
była wyprawa do Ameryki na zaproszenie Henry’ego Forda,
twórcy
przemysłu
samochodowego
w
Stanach
Zjednoczonych. Ford był jednym z pierwszych, którzy
zainteresowali się praktyczną stroną prac Czochralskiego.
Mimo powiązań rodzinnych i pracy w Niemczech
Czochralski zawsze podkreślał, że jest Polakiem. Na
zaproszenie prezydenta Polski prof. Ignacego Mościckiego w
1928 r., Jan Czochralski wraz z rodziną wrócił do Polski i
osiadł w Warszawie, rezygnując z funkcji Przewodniczącego
Niemieckiego Towarzystwa Metaloznawczego oraz innych
intratnych propozycji (m.in. w USA).
Specjalnie dla niego została utworzona Katedra Metalurgii i
Materiałoznawstwa, która bezpośrednio współpracowała z
Ministerstwem Spraw Wewnętrznych prowadząc badania
metaloznawcze na zlecenie przemysłu i wojska. Katedrę
wyposażono w najnowocześniejszy sprzęt. W 1929 r. Jan
Czochralski uzyskał najwyższą godność akademicką –
honorowy tytuł naukowy doctora honoris causa, a potem
tytuł profesora.
Profesor miał prawo zatrudniać tylu ludzi ilu potrzebował.
To wywołało niezadowolenie u kolegów profesorów,
szczególnie u prof. Witolda Broniewskiego, które w
przyszłości obróciło się przeciwko profesorowi.
W 1934 popadł w dalszy konflikt z prof. Witoldem
Broniewskim, który zarzucał mu czerpanie korzyści
majątkowych z „nieudolnego wynalazku”, z działalności
społecznej oraz sprzedanie polskiemu wojsku i kolejom
złego stopu w celu sabotażu na rzecz Niemiec. Zarzucał też,
że stop B ma gorsze właściwości niż inne stopy i nie nadaje
się do stosowania w komunikacji. Broniewski konkludował,
że Czochralski działał na szkodę polskiego przemysłu
zbrojeniowego, a tym samym państwa polskiego.
Szczególnie drażliwa okazała się sprawa niemieckiego
obywatelstwa Czochralskiego. Po powrocie do Polski
profesor podpisał deklarację, że z chwilą objęcia katedry
zrzeka się obywatelstwa niemieckiego i złożył dokumenty.
Sprawa okazała się bardziej złożona.
Czochralski był słynnym naukowcem, związanym
kontraktami i patentami. Ze względu na sprawy finansowe,
kapitały w Niemczech i nieruchomości, jemu samemu nie
zależało na przyspieszaniu procedury. Niemcy odwlekali ze
zwolnieniem z obywatelstwa. Procedury z Niemcami w
tych sprawach w tamtym czasie trwały od 10 do 15 lat.
Utrata obywatelstwa niemieckiego oznaczała problemy
dewizowe i uszczuplenie dochodów.
W procesach zeznawali prezydent Mościcki i minister
oświaty Świętochowski. Ostatecznie spór zakończył się w
połowie lat 30. procesami o zniesławienie, które wygrał
Czochralski; na jego rzecz zeznawali oficerowie wywiadu.
Sąd skazał Broniewskiego na dwa miesiące aresztu w
zawieszeniu i 500 zł grzywny. Czochralski wygrał, lecz
część środowiska akademickiego nigdy mu tego zwycięstwa
nie wybaczyła.
Czochralski był bogatym człowiekiem. Jak twierdził, do
Polski przywiózł ok. 1,5 mln. złotych. Patenty przynosiły
mu dalsze dochody. Brał ogromne sumy za konsultacje w
Polsce i poza granicami. Kupił piękną willę w Warszawie
przy ul. Nabielaka (koło Belwederu), w Kcyni budował
willę Margowo, nazwaną na cześć żony, pełniącą funkcję
letniej rezydencji. Fundował stypendia dla studentów. W
willi na Nabielaka Czochralscy prowadzili salon literacki,
profesor pisał poezję, kolekcjonował dzieła sztuki i udzielał
się
społecznie.
Profesor
wspomagał
finansowo
rekonstrukcję dworku Chopina w Żelazowej Woli,
współfinansował wykopaliska w Biskupinie oraz prace
odkrywkowe ropy w rejonie Kcyni.
Prof. Jan Czochralski
Zdjęcie z archiwów
rodzinnych, udostępnione
przez Marię Malus
(prof. Czochralski był jej
stryjecznym dziadkiem,
ze strony matki Janiny
Kropielnickiej z domu
Czochralskiej).
Po wejściu Niemców podjął decyzje, które przez
dziesięciolecia będą atrybutem jego przeciwników. Pod
koniec 1939 roku uzyskał od Niemców pozwolenie i
uruchomił w Warszawie na bazie przedwojennego instytutu
Politechniki Zakład Badań Materiałów. Nastąpiło to za
zgodą władz konspiracyjnych Politechniki i miało na celu
ochronę pracowników uczelni i wyposażenia.
W następnym okresie okupacji powstały kolejne zakłady
wzorowane na zakładzie Czochralskiego. Zakład
wykonywał zadania na rzecz instytucji cywilnych, a także
dla Wehrmachtu. Zatrudniał wielu żołnierzy Armii
Krajowej. Wykonywał też prace dla podziemia: odlewano w
nim granaty żeliwne z części zbadanych fragmentów V-1
oraz części do maszyn drukarskich i pistoletów, a sam
Czochralski sabotował produkcję dla Wehrmachtu oraz
składał meldunki wywiadowi AK. W zakładzie niszczono
także przez przetopienie części elektryczne rakiet V-1 i V-2
po zbadaniu ich przez prof. Janusza Groszkowskiego.
Jan Czochralski wykorzystywał też swoje osobiste kontakty
z Niemcami do wydobywania ludzi z więzień i ratowania
zbiorów muzealnych. Dzięki jego interwencji zwolniono z
obozów koncentracyjnych profesorów Mariana Świderka i
Stanisława Porejko. Pośrednikiem była jego córka Leonia,
która przyjaźniła się z córką szefa Urzędu Bezpieczeństwa
Rzeszy. Czochralski wyciągnął z Gestapo ok. 30-50 osób.
Pomógł wnukowi Ludwika Solskiego, doktorowi
Marianowi Świderkowi – ojcu prof. Anny Świderkówny.
Profesor dalej mieszkał na ulicy Nabielaka – w tym czasie
dzielnicy niemieckiej. Spotykał się z Niemcami, jednak w
jego domu odbywały się nadal spotkania tzw. czwartków
literackich, w których brali udział; Wacław Berent, Ludwik
Solski, Leopold Staff, Alfons Karny, Juliusz KadenBandrowski, Adolf Nowaczyński, Kornel Makuszyński.
Podczas okupacji Czochralski używał imienia Johann i był
przez Niemców traktowany jako obywatel III Rzeszy. Po
Powstaniu Warszawskim uzyskał zezwolenie na wyjazd do
Warszawy, skąd wywoził mienie wypędzonych, a z
Politechniki aparaturę.
Koniec wojny oznaczał dla profesora nowe kłopoty.
Ówczesny prokurator apelacyjny w Warszawie wydał
decyzję. 7 kwietnia 1945 roku został aresztowany jako
„niejaki Jan vel Johan Czochralski, obywatel Rzeszy, dawny
honorowy profesor Politechniki Warszawskiej”, pod zarzutem
„współpracy z niemieckimi władzami okupacyjnymi na szkodę
osób spośród ludności cywilnej, względnie Państwa Polskiego”.
Spędził cztery miesiące w więzieniu w Piotrkowie
Trybunalskim. Jednak Specjalny Sąd Karny w Łodzi na
rozprawie w dniu 13 sierpnia 1945 r. uniewinnił go od
stawianych zarzutów i cały proces został utajniony. W
procesie zeznawał Ludwik Solski. Podejrzenia o
utrzymywanie kontaktów z Niemcami w czasie okupacji
stały się jednak podstawą do podjęcia przez Senat (10
profesorów) Politechniki Warszawskiej Uchwały z 19
grudnia 1945 roku zabraniającej mu powrotu na
uczelnię. W ten sposób wykluczono go ze środowiska i
skazano na zapomnienie. Czochralski nie mógł się bronić,
nie mógł też ujawnić współpracy z AK, za którą groziło
kilkuletnie więzienie UB.
W 1945 r. Jan Czochralski powrócił do Kcyni. Nie przyjął
propozycji wyjazdu do Austrii. Tak zamknęło się koło życia
tego wybitnego naukowca: Kcynia-Berlin-Frankfurt nad
Menem-Warszawa-Kcynia. Czochralski zamieszkał w willi
przy ul. Poznańskiej 20, zwanej od imienia żony Margowem.
1 kwietnia 1946 r. w Kcyni Czochralski uruchomił firmę
Zakłady Chemiczne BION – Wojciechowski S-ka, prof.
Czochralski użył nazwiska swojego zięcia dr inż.
Mieczysława Wojciechowskiego.
Zakłady produkowały różnego rodzaju wyroby kosmetyczne
i drogeryjne. Wśród nich były m.in. lak butelkowy, lak
stemplowy, świece, sól szybkopeklująca w papierkowych
workach. Podobno szlagierem był słynny „proszek od kataru
z Gołąbkiem”. W 1956 r. firmę przeniesiono do Poznania i
pod nową nazwą Wytwórnia Artykułów Chemicznych CeWu Czochralski produkowała przede wszystkim płyn do
trwałej ondulacji na zimno i na gorąco.
Małgorzata i Jan Czochralscy byli wielkimi znawcami i
miłośnikami sztuki. Posiadali bogatą kolekcję dzieł sztuki,
poza tym Czochralski organizował wieczory literackie,
fundował stypendia artystyczne. Pod pseudonimem Jan
Pałucki pisał swe wiersze i poematy. Zbiór liryków pt. Maja.
Powieść miłosna jest najstarszym ze znanych utworów
literackich Jana Czochralskiego.
Zmarł w Poznaniu 22 kwietnia 1953 roku po rewizji Urzędu
Bezpieczeństwa w jego willi w Kcyni. Przyczyną śmierci
był atak serca. Został pochowany na starym cmentarzu w
rodzinnej Kcyni, ale dopiero w 1998 roku na anonimowym
grobie umieszczono tablicę z nazwiskiem.
Lata 50. XX wieku były okresem, kiedy uczeni świata
zaczęli korzystać z jego najważniejszego wynalazku –
metody krystalizacji. To przynosiło sławę twórcy i
zainteresowanie jego osobą. Pierwsze próby rehabilitacji
profesora na PW w 1984 r. zakończyły się awanturą. Przy
drugim rozpatrywaniu w 1993 r., Senat Politechniki
Warszawskiej stwierdził, że dokonania Czochralskiego są
olbrzymie, ale nie widzi potrzeby i możliwości uchylenia
uchwały z 19 grudnia 1945 r.
W lutym 2011 r. rektor Uczelni prof. Włodzimierz Kurnik
postanowił sięgnąć do dokumentów i definitywnie
rozstrzygnąć spór o profesora. Pod kierownictwem prof.
Mirosława
Nadera
wyruszono
na
poszukiwanie
dokumentów w archiwach. Politechnika Warszawska
otrzymała od prokuratur okręgowych w Warszawie, Łodzi i
Wrocławiu oraz Głównej Komisji Badania Zbrodni
Hitlerowskich informację, że nie istnieją żadne dowody na
kolaborację Czochralskiego. Potwierdziły to także archiwa
sądu podziemnego Armii Krajowej. W Archiwum Akt
Nowych odnaleziono meldunek Czochralskiego do
komendy Głównej AK. Dokument składa się z dwóch
kartek i nosi datę z czerwca 1944 r. Na stronie pierwszej
jest napis „przesyłam informację od prof. Czochralskiego”.
Druga to spisany raport do Oddziału II KG AK.
29 czerwca 2011 roku Senat Politechniki Warszawskiej
ogłosił rehabilitację Czochralskiego.
Zachodzi pytanie, jak Czochralskiemu udawało się
przekazywać meldunki do KG AK? Odnaleziony dokument
potwierdza współpracę z wywiadem AK (Oddział II).
Przypuszcza się, że bezpośrednim odbiorcą meldunków był
prof. Stanisław Ostoja-Chrostowski, rzeźbiarz, grafik i
malarz. To on kierował referatem Korweta, do którego trafił
znaleziony meldunek. Ostoja-Chrzanowski i Czochralski
spotykali się w salonie prowadzonym w czasie wojny przez
Czochralskiego.
Współcześnie metodą Czochralskiego hoduje się
monokryształy krzemu dla przemysłu półprzewodników. Ale
ta metodyka znalazła swoje rewelacyjne zastosowanie
dopiero w 50-tych latach, po skonstruowaniu tranzystora
przez Waltera Brittaina, Johna Bardeena i Williama
Shockleya. Za wynalazek tranzystora cała trójka otrzymała
nagrodę Nobla z Fizyki w 1956 roku. Dzisiaj bez metody
Czochralskiego nie da się wyobrazić rozwoju elektroniki i
produkcji przedmiotów sprzętu gospodarstwa domowego,
informatyki, w "sercu" których znajdują się krzemowe chipy.
Jan Czochralski zajmował się wieloma zagadnieniami
hutnictwa i metaloznawstwa, ale w historii został zapisany
jak wynalazca metody hodowli monokryształów.
Istota metody jest prosta: mały kryształ krzemu, zarodek,
opada w stopioną masę, następnie powoli wirując wyciągany
jest ze stopionej masy. Powolne wyciąganie ze stopu kapilary
z zarodkiem krystalicznym (czyli małym kryształkiem)
umożliwia uporządkowane narastanie kolejnych warstw
kryształu. W efekcie otrzymuje się tzw. monokryształ, a więc
materiał o szczególnie cennych własnościach fizycznych.
Przy tym odbywa się tzw. rekrystalizacja - stopiona masa
polikrystalicznego krzemu przekształca się w bardzo czysty
krystaliczny krzem, posiadający strukturę, nadającą się do
tworzenia układów mikroelektronicznych.
Współcześnie kryształy krzemu, mające długość 2 metrów i
wagę ponad 100 kg przy średnicy 300 mm stanowią
podstawowy (i na razie niezastąpiony) materiał do produkcji
różnego typu układów scalonych. A z czasem procesy
hodowli monokryształów krzemu ulepszano i postępowała
ich automatyzacja, tak że teraz udaje się otrzymywać
kryształy o średnicy nawet 450 mm i o masie ponad 250 kg.
Zautomatyzowane
i
skomputeryzowane
urządzenia
Czochralskiego ze względu na zaawansowanie procesu
wykorzystują obecnie najwyższe możliwości współczesnej
techniki. Czipy układów scalonych produkuje się na
„płytkach ” krzemowych w pomieszczeniach „clean room”,
które są tysiące razy czystsze niż sale w blokach
operacyjnych szpitali.
Użycie metody opracowanej przez Czochralskiego nie tylko
do hodowania półprzewodników, ale także innych
materiałów, i to na skalę przemysłową, zmieniło naszą
cywilizację. Wprowadzenie nazwiska Czochralskiego do
nazwy metody stało się także hołdem kolejnych pokoleń za
jego wielkie odkrycie. Dzięki jego odkryciu mogła dokonać
się najważniejsza rewolucja XX wieku.
W 1999 roku nadano Szkole Podstawowej w Kcyni imię
prof. J. Czochralskiego, a w 2000 roku Fundacja Rozwoju
Nauk Materiałowych ustanowiła Złoty Medal im. prof. J.
Czochralskiego za zasługi dla rozwoju nauk materiałowych.
Poczta Polska chcąc uczcić dokonania Polaków na świecie
wprowadziła w roku 2009 do obiegu cztery znaczki. Na
znaczku o nominale 1,55 zł. przedstawiono podobiznę Jana
Czochralskiego.
Rektor Politechniki Warszawskiej prof. Włodzimierz
Kurnik w dniu 30 października 2011 roku, podczas
inauguracji roku akademickiego 2011/2012 mówił:
„W Międzynarodowym Roku Chemii nie sposób nie
wspomnieć o polskim uczonym, obok Marii SkłodowskiejCurie najbardziej rozpoznawalnym w świecie - o chemiku,
profesorze
Politechniki
Warszawskiej
w
latach
międzywojennych, Janie Czochralskim”.
10 sierpnia 2013 r., odwiedziła Kcynię ponad 80-osobowa
grupa uczestników zakończonej tego dnia międzynarodowej
Szkoły Wzrostu Kryształów, która odbywała się na
Politechnice Gdańskiej. Śladami Jana Czochralskiego
zwiedzali miasto młodzi naukowcy niemal z całego świata m.in. z USA, Kanady, Australii, Indii i prawie całej Europy.
Na zakończenie rysu biograficznego prof. Jana
Czochralskiego nasuwa się pytanie: - czy słynny polski
metalurg
i
chemik,
twórca
metody
wzrostu
monokryształów, umożliwiającej rozwój współczesnej
elektroniki, był także asem przedwojennego wywiadu?
To się wkrótce okaże, gdyż trwają intesywne poszukiwania
archiwalnych dokumentów związane z badaniami okresu II
wojny światowej. Prof. Mirosław Nader, który z pomocą
zawodowych archiwistów znalazł meldunek przesądzający
o rehabilitacji Czochralskiego, zapowiada dalsze
poszukiwania.
Oprac. Barbara M.J. Kukulska z materiałów źródłowych
przesłanych przez Marię Malus.
Wyrażam podziękowanie rodzinie prof. Czochralskiego. BMJ Kukulska
Myśląc Ojczyzna...
poemat Karola Wojtyły napisany w 1974 roku (późniejszy papież Jan Paweł II)
Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam,
mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica, która ze mnie przebiega ku innym,
aby wszystkich ogarniać w przeszłość dawniejszą niż każdy z nas:
z niej się wyłaniam... gdy myślę Ojczyzna – by zamknąć ją w sobie jak skarb.
Pytam wciąż, jak ją pomnożyć, jak poszerzyć tę przestrzeń, którą wypełnia.
Gdy dookoła mówią językami...
1. Gdy dookoła mówią językami, jak narastały pokolenia, wnosząc do skarbca swej ziemi rzeczy stare i nowe –
Ziemia stała się łożyskiem świateł zapalonych głęboko w ludziach,
płynęły wciąż jednakowo te same rzeki i wciąż na nowo opływał ziemię strumień mowy wzbierający historią.
Wody rzek zbiegały ku dołowi, strumień mowy dążył w stronę szczytu.
Szczytem był każdy człowiek wyrastający z tej ziemi i każdy nim jest –
równocześnie szczyt wznosi się ponad każdym i ponad wszystkimi,
wznosi się coraz stromiej i coraz głębiej zapada w sumienia.
2. Gdy dokoła mówią językami, dźwięczy pośród nich jeden: nasz własny.
Zagłębia się w myśli pokoleń i ziemię naszą opływa i staje się dachem domu,
w którym jesteśmy razem – poza nim dźwięczy rzadko –
(w grupach ludzi, którzy mówią wokoło, jakby wyspy opłynięte oceanem powszechnej ludzkiej mowy,
nie znajduję własnej fali) –
nie rozszerzyły się zasoby mej ziemi, jeśli nawet odpłynęła mowa,
to żeby zanikać powoli w wysychających łożyskach –
nie podjęły mowy moich ojców języki narodów, tłumacząc „za trudno” lub „zbędna” –
na wielkim zgromadzeniu ludów mówimy nie swoim językiem.
Język własny zamyka nas w sobie: zawiera a nie otwiera.
3. Tak zwarci wśród siebie jedną mową, istniejemy w głąb własnych korzeni,
czekają na owoc dojrzewań i przesileń.
Ogarnięci na co dzień pięknem własnej mowy, nie czujemy goryczy,
chociaż na rynkach świata nie kupują naszej myśli z powodu drożyzny słów.
Czyż nie żywimy pragnienia głębszej jeszcze wymiany?
Lud żyjący w sercu własnej mowy
pozostaje poprzez pokolenia tajemnicą myśli nie przejrzanej do końca.
Słyszę jeszcze dźwięk kosy...
Ojczyzna – kiedy myślę – słyszę jeszcze dźwięk kosy, gdy uderza o ścianę pszenicy,
łącząc się w jeden profil z jasnością nieboskłonu.
Lecz oto nadciągają kosiarki, zapuszczając do wnętrza tej ściany i dźwięków monotonię
i ruchów gwałtowne pętle, i tną...
Docieram do serca dramatu...
1. Poza mową otwiera się przepaść. Czy jest to niewiadoma słabości,
jakiej doświadczyliśmy w ojcach naszych i dziedziczymy w sobie?
Wolność stale trzeba zdobywać, nie można jej tylko posiadać.
Przychodzi jako dar, utrzymuje się poprzez zmaganie.
Dar i zmaganie wpisują się w karty ukryte, a przecież jawne.
Całym sobą płacisz za wolność – więc to wolnością nazywaj,
że możesz płacąc ciągle na nowo siebie posiadać.
Tą zapłatą wchodzimy w historię i dotykamy jej epok:
Którędy przebiega dział pokoleń między tymi, co nie dopłacili, a tymi co musieli nadpłacać?
Po której jesteśmy stronie?
Nadmiar tylu samostanowień czyż nie przerósł sił naszych w przeszłości?
Czyż ciężarów historii nie dźwigamy jak filar, którego pęknięcie nie zabliźniło się dotąd?
2. Ojczyzna: wyzwanie tej ziemi rzucone przodkom i nam,
by stanowić o wspólnym dobru i mową własną jak sztandar wyśpiewać dzieje.
Śpiew dziejów spełniają czyny zbudowane na opokach woli.
Dojrzałością samostanowienia osądzamy młodość naszą,
czasy rozbicia i złoty wiek – osądziła złotą wolność niewola.
Nasilili w sobie ów wyrok bohaterowie stuleci: w wyzwanie ziemi wchodzili jak w ciemną noc,
wołając „wolność jest droższa niż życie!”.
Osądziliśmy wolność naszą sprawiedliwiej niż inni (podnosiła swój głos tajemnica
dziejów): na ołtarzu samostanowienia płonęły ofiary pokoleń –
przejmujące wołanie wolności silniejszej niż śmierć.
3. Czyż możemy odrzucić wołanie, które rośnie w nas,
jakby nurt w za wysokich i zbyt stromych brzegach?
Czyż możemy mierzyć naszą wolność wolnością innych?
- zmaganie i dar –
Wy, co wolność waszą związaliście z naszą, przebaczcie!
I patrzcie! – że wolność naszą i waszą odkrywamy ciągle na nowo jako dar,
który przychodzi, i zmaganie, którego wciąż nie dosyć.
Refren:
Kiedy myślę: Ojczyzna, szukam drogi, która zbocza przecina jakby prąd wysokiego napięcia,
biegnąc górą – tak ona biegnie stromo w każdym z nas i nie pozwala ustać.
Droga biegnie po tych samych zboczach, powraca na miejsca te same, staje się wielkim milczeniem,
które nawiedza co wieczór zmęczone płuca mej ziemi.
Myśląc Ojczyzna, powracam w stronę drzewa...
1. Drzewo wiadomości dobrego i złego wyrastało nad brzegami rzek naszej ziemi,
wyrastało wraz z nami przez wieki, wrastało w Kościół korzeniami sumień.
Nieśliśmy owoce, które ciążą i które wzbogacają.
Czuliśmy, jak głęboko rozszczepia się pień, choć korzenie wrastają w jeden grunt...
Historia warstwą wydarzeń powleka zmagania sumień. W warstwie tej drgają zwycięstwa i upadki.
Historia ich nie pokrywa, lecz uwydatnia...
Czyż może historia popłynąć przeciw prądowi sumień?
2. W którą stronę rozgałęził się pień? W którą stronę podążają sumienia?
W którą stronę narasta historia naszej ziemi? Drzewo wiadomości nie zna granic.
Granicą jest tylko Przyjście, które zmagania sumień i tajemnice dziejów połączy w jednym Ciele –
i drzewo wiadomości zamieni w Źródło Życia wciąż wzbierające.
Lecz dotąd dzień każdy przynosi to samo rozszczepienie w każdej myśli i czynie,
z którego Kościół sumień rośnie w korzeniach historii.
3. Obyśmy nie stracili sprzed oczu tej przejrzystości, z jaką przychodzą ku nam wydarzenia
zabłąkane w niewymiernej wieży, w której człowiek jednakże wie dokąd idzie.
Miłość sama równoważy los. Obyśmy nie rozszerzali wymiarów cienia.
Promień światła niechaj pada w serca i prześwietla mroki pokoleń.
Strumień mocy niech przenika słabości.
Nie możemy godzić się na słabość.
4. Słaby jest lud, jeśli godzi się ze swoją klęską, gdy zapomina,
że został posłany, by czuwać aż przyjdzie jego godzina.
Godziny wciąż powracają na wielkiej tarczy historii.
Oto liturgia dziejów.
Czuwanie jest słowem Pana i słowem Ludu, które będziemy przyjmować ciągle na nowo.
Godziny przechodzą w psalm nieustających nawróceń:
Idziemy uczestniczyć w Eucharystii światów.
5. Więc schodzimy ku tobie, ziemio, by poszerzyć cię we wszystkich ludziach –
ziemio naszych upadków i zwycięstw,
która wznosisz się we wszystkich sercach tajemnicą paschalną.
– Ziemio, która nie przestajesz być cząstką naszego czasu.
Ucząc się nowej nadziei, idziemy poprzez ten czas ku ziemi nowej.
I wznosimy ciebie, ziemio dawna,
jak owoc miłości pokoleń, która przerosła nienawiść.
tekst: Barbara M. J. Kukulska
zdjęcia: Janek Kopeć, Marek Kukulski
69. ROCZNICA WYBUCHU POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
Pocztą elektroniczną rozesłaliśmy poniższy komunikat:
Szanowni Państwo, Drodzy Rodacy,
Dzisiaj 1 sierpnia 2013 roku, obchodzimy 69. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, rocznicę wielkiego
bohaterskiego zrywu wolnościowego Warszawiaków. Z dala od Polski, od naszej Ojczyzny, w godzinie „W”,
gdziekolwiek jesteśmy porozrzucani po całej kuli ziemskiej, na wszystkich kontynentach, na chwilę przystańmy
w zadumie i wspomnijmy bohaterską armię ochotniczą, która z determinacją i odwagą walczyła o wolność i
niepodległość kraju. Okupili to swoim młodym życiem, tylko część przeżyła. Jeśli są wśród nas bohaterowie
tamtych tragicznych dni, to proszę, uhonorujmy Ich, jako osoby nadzwyczaj ważne w naszym życiu.
Cześć bohaterskim żołnierzom!
W dniu 4 sierpnia 2013 roku (niedziela)
zbiórka pod Pomnikiem Katyńskim
w Johannesburgu godz. 12.00
Odczytamy apel i złożymy kwiaty na płycie:
WARSZAWA 1 VIII – 2 X 1944
Ku pamięci bohaterów Powstania Warszawskiego
i polskich lotników, którzy wspierali Armię Krajową.
Do zobaczenia!
Barbara M.J. Kukulska
Prezes Zjednoczenia Polskiego w Johannesburgu
„Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,
Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew!
Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,
Gdy padnie rozkaz Twój,
poniesiem wrogom gniew!
zdjęcie:
Marek
Kukulski
Nie złamie wolnych żadna klęska,
Nie strwoży śmiałych żaden trud –
Pójdziemy razem do zwycięstwa,
Gdy ramię w ramię stanie lud...”
autor: Stanisław R.Dobrowolski ps. Goliard
Spotkaliśmy się punktualnie pod Pomnikiem Katyńskim przy tablicy bohaterów Powstania Warszawskiego
Prezes Zjednoczenia Barbara Kukulska powitała
przybyłych na spotkanie:
1 sierpnia 1944 roku, ludność Warszawy poderwała się
do bohaterskiej walki z okupantem niemieckim. Był to
początek wielotygodniowej bitwy na ulicach Warszawy,
którą prowadziła nieuzbrojona armia. Prowadziła ją z
wielkimi sukcesami.
Walczyli nie tylko żołnierze Armii Krajowej, włączyła się
ludność cywilna Warszawy: starzy i młodzi, chłopcy i
dziewczęta, kobiety i dzieci.
Sztandar i na
murze
namalowana
kotwica.
Kotwica – znak
Polski
Walczącej.
Polski, która się
nie poddała.
zdjęcie:
Marek Kukulski
Po drugiej stronie stała, mimo przegrywanej wojny,
największa potęga militarna świata – hitlerowskie
Niemcy.
Ta bitwa na ulicach Warszawy pokazała, co znaczy
determinacja i odwaga Polaków, co znaczy wola
zwycięstwa, co w końcu znaczy wola wolności,
niepodległości.
Ta zawzięta walka była też wynikiem rozpaczy i rewanżu
za wieloletnie krzywdy, za straszliwą okupację lat 19391944. Polacy połączeni jednym celem, ożywieni
heroicznym bohaterstwem, bili się o wolność nie tylko dla
siebie, ale i przyszłych pokoleń.
Walczyli 63 dni o niepodległość Ojczyzny.
Powstanie Warszawskie było największą akcją zbrojną
podziemia w okupowanej przez Niemców Europie.
1 sierpnia 1944 roku do walki w stolicy przystąpiło około
50 tysięcy powstańców. Planowane na kilka dni, trwało
ponad dwa miesiące.
W czasie walk w Warszawie zginęło około 18 tysięcy
powstańców, a 25 tysięcy zostało rannych.
Straty wśród ludności cywilnej były ogromne, trudne do
oszacowania i wynosiły około 200 tysięcy zabitych.
Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy, około
500 tysięcy, wypędzono z miasta, które po Powstaniu
Warszawskim zostało niemal całkowicie spalone i
zburzone.
Tomasz Kühn i Barbara Kukulska złożyli białoczerwone kwiaty od Zjednoczenia.
Jerzy Sadowski w imieniu rodziny i Unii
Stowarzyszeń Polonijnych oddał hołd Powstańcom
składając bukiet protei.
Stefan Mathews prezes Stowarzyszenia Polskich
Kombatantów położył wieniec.
zdjęcie: Madzia Liberda. Od lewej: Marek Kukulski, Elżbieta
Kiepas, Ewa Kurek, Tomasz Kurek, Barbara Kukulska, Tomasz
Kühn, Krzysztof Jabrzemski, Jerzy Sadowski.
Zaśpiewaliśmy
„Pałacyk
Michla”,
piosenkę
bohaterskiego batalionu harcerskiego „Parasol”.
Słowa napisał pchor. „Ziutek” – Józef Szczepański.
Zwracam się do Was:
Mirosławo Sobczyk, Stefanie Olszewski, Andrzeju Mańko,
Władysławie Celiński, - Wy, którzy walczyliście w Powstaniu
Warszawskim przeżyliście i jesteście żywą historią tamtych
dramatycznych dni
STAŃCIE DO APELU!
... CHWAŁA BOHATEROM!
Do Was się zwracam przybyłych na tę uroczystość.
Do Was - potomni - synowie i córki powstańców - nie
zapomnijcie o bohaterach. Niech ich postacie i heroiczne czyny,
których dokonali, będą zachowane jako nasze dziedzictwo
narodowe.
CHWAŁA BOHATEROM!
... CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!
Niech dzisiaj z tego miejsca i z tego apelu idzie w świat nasze
wołanie:
- NIGDY WIĘCEJ PRZEMOCY!
- NIGDY WIĘCEJ NIENAWIŚCI!
- NIGDY WIĘCEJ WOJNY !
Płyta Powstania
Warszawskiego
udekorowana
białoczerwoną flagą,
chorągiewkami i
bukietami kwiatów
złożonych w hołdzie
Powstańcom.
zdjęcie:
Janek Kopeć
zdjęcie: Janek Kopeć.
Zgromadzeni aktywnie uczestniczyli w Apelu Powstańców.
Marek Kukulski poprowadził Apel.
Stajemy dziś pod Pomnikiem Katyńskim - z pochyloną głową,
pełni zadumy, do uroczystego apelu Powstania Warszawskiego,
aby przywołać pamięć walczących o wolną i niepodległą
Polskę.
Do Was wołam!
Żołnierze Armii Krajowej, bohaterscy obrońcy Warszawy,
którzy nie bacząc na swoje młode życie stawiliście opór
okupantowi niemieckiemu.
STAŃCIE DO APELU!
(wszyscy)... CHWAŁA BOHATEROM!
Wzywam żołnierzy Armii Krajowej, oddziałów partyzanckich
oraz żołnierzy –druhów „Szarych Szeregów”. Wołam
powstańców warszawskich i cywilnych mieszkańców walczącej
stolicy oraz bohaterów operacji „Burza”.
STAŃCIE DO APELU!
... CHWAŁA BOHATEROM!
Wzywam wojskowych i cywilnych konspiratorów tworzących
struktury rządu Państwa Polskiego, nauczycieli tajnego
nauczania, oraz funkcjonariuszy polskich w policji, poczcie,
kolei, służących tak, aby bronić Polaków.
STAŃCIE DO APELU!
... CHWAŁA BOHATEROM!
Wzywam wszystkich walczących z niemieckim okupantem w
stolicy, którzy zginęli na posterunku i nie doczekali
niepodległości.
WZYWAM WAS DO APELU!
... POLEGLI NA POLU CHWAŁY!
Wołam ofiary zbrodniczej przemocy, wszystkich rodaków
wywiezionych i zamordowanych w niemieckich obozach, za to,
że byli Polakami i nie wyrzekli się swojej Ojczyzny,
przypłacając to swoim życiem.
STAŃCIE DO APELU!
... ZGINĘLI ŚMIERCIĄ MĘCZEŃSKĄ!
Minutą ciszy uczciliśmy bohaterów Powstania
Warszawskiego. Zaśpiewaliśmy hymn „Jeszcze
Polska nie zginęła...”
Wśród
uczestników
spotkania
były
dzieci
Powstańców. Tomasz Kühn jest synem Ireny
Twardowskiej ps. Irka (życiorys I.Twardowskiej
poniżej), Krzysztofa Jabrzemskiego ojciec i matka
byli powstańcami. Jerzy Jabrzemski ps. Wojtek,
harcmistrz przeżył 94 lat, odszedł 8 marca 2013 roku
w
Warszawie.
Dziennikarz,
współautor
monumentalnej książki historycznej „Harcerze
Szarych Szeregów”. Należał do Stowarzyszenia
Szarych
Szeregów,
pełnił
obowiązki
Przewodniczącego Zarządu Głównego. Przez 20 lat
był redaktorem naczelnym kwartalnika „Materiały
Historyczne Stowarzyszenia Szarych Szeregów”.
Website:
http://www.1944.pl/o_muzeum/wirtualne_muzeum/
W wielu rodzinach byli Powstańcy Warszawscy.
Wspominali swoich najbliższych: Dr Ewa StępieńKurek, Mirka Sadowska, Zbigniew Skrzypczak,
Stanisław Hajduk, Barbara Kukulska.
zdjęcie: Janek Kopeć. Uczestnicy uroczystości przy płycie:
Warszawa 1 VIII – 2 X 1944.
UCZESTNICZKA POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
Irena Twardowska ps. Irka, uczestniczka Powstania Warszawskiego, matka Tomasza Kühn’a.
Tomek z pietyzmem przechowuje dokumenty i wspomnienia matki z II wojny światowej.
Życiorys i kopie dokumentów Ireny Twardowskiej ps. IRKA
Urodziłam się dnia 10 sierpnia 1921 roku w Warszawie
przy ul. Wilczej 14A m.1 z matki Stanisławy z
Szymborskich i ojca Edmunda Twardowskiego. Nauki
pobierałam: I i II
klasa w prywatnym gimnazjum
Antoniny Walickiej w Warszawie przy ul Kruczej 44,
III i VIII klasa w Państwowym Gimnazjum im. Królowej
Jadwigi przy ul. Wiejskiej 23. Gimnazjum to ukończyłam
zdając maturę w maju 1938 roku. We wrześniu 1938 roku
zdawałam na wydział medyczny uniwersytetu w
Warszawie. Z braku miejsc nie zostałam przyjęta i
wstąpiłam na wydział matematyczno przyrodniczy.
Pierwszy rok na tym wydziale ukończyłam, zdając
wszystkie egzaminy. W maju 1939 roku zapisałam się na
kurs sanitarny patrolowy, organizowany przez MSW, a
prowadzony przez Ubezpieczalnię Społeczną. Kurs ten
ukończyłam i 30 sierpnia 1939 roku zostałam powołana
kartą mobilizacyjną na placówkę w Punkcie RatowniczoSanitarnym przy ul. Kopernika 30.
Dnia 21 sierpnia 1944 roku brałam udział w natarciu na
„Pastę”. Następnie przeniesiona zostałam do kompanii
szturmowej, porucznika „Jastrzębca”, stacjonującej
najpierw przy Alejach Jerozolimskich i Brackiej (kawiarnia
Kuczyńskich). Ponieważ w tym ostatnim natarciu jeden z
naszych poruczników został ciężko ranny (na skutek
wybuchu granatu w ręku, został oparzony i stracił
przedramię), zostałam przydzielona do pielęgnowania go
w szpitalu polowym przy ul. Mokotowskiej 53/55. Funkcję
tę pełniłam do czasu kapitulacji Warszawy. W tym czasie
kompania nasza została zlikwidowana, a żołnierze
pomieszczani na placówkach baonu „Ostocji”.
Dnia 5 października 1944 roku opuściłam Warszawę wraz
z 72 p.p.(pułkiem piechoty) udając się do obozu
przejściowego w Ożarowie, skąd nas wysłano do Stalagu
XB w Sandbostel. W Sandbostel zostałam wraz z całą
grupą kobiet awansowana na kaprala. Awans podpisał
ppłk. Topor z datą 3 X 1944. Z Sandbostel zostałam
przesłana w lutym 1945 roku (dwa miesiące leżałam w
szpitalu na szkarlatynę i dyfteryt) do Stalagu VIC do
Oberlangen.
Irena Twardowska ps.Irka,
Dnia
12 kwietnia 1945 roku około godziny piątej po
dnia 19 grudnia 1941 roku.
południu, obóz nasz został uwolniony przez oddział I
Polskiej Dywizji Pancernej. W maju przewieziono nas do
obozu w Niederlangen, gdzie przebywałam do
Z archiwów rodzinnych syna
października 1945 roku, t.j. do chwili mego wyjazdu do
Tomasza Kühn’a.
Belgii na studia. Studiowałam w Brukseli, początkowo były
to studia medyczne, a następnie przeniosłam się do szkoły
kosmetycznej, którą ukończyłam w sierpniu 1946 roku.
Wyszłam za mąż w Brukseli w dniu 10 kwietnia 1946 roku
W okresie okupacji, z powodu śmierci ojca, zarabiałam na za plutonowego Edmunda Kühn’a.
utrzymanie matki i swoje, pracując w Towarzystwie Po czym wyjechałam z Belgii z powrotem do Niemiec do
Inżynieryjno-Budowlanym „Trawers” przy ul. Szopena 17 10 PSK, gdzie przebywał mój mąż.
m. 3. W biurze, oprócz normalnej pracy, przepisywałam
często różne biuletyny informacyjne, gazetki i broszury.
Dnia 15 stycznia 1942 roku do naszego biura wtargnęło
Gestapo i po przeprowadzeniu rewizji i znalezieniu
materiału obciążającego, zaaresztowało cały personel.
Zostałam przewieziona najpierw do Gestapo, a następnie
na Pawiak, gdzie siedziałam sześć tygodni, będąc
dwukrotnie badana. Dnia 23 kwietnia 1942 roku zostałam
zwolniona, na skutek kaucji zapłaconej przez prokuratora
naszej firmy. Po tym wypadku matka wymogła na mnie
przyrzeczenie, że nie zapiszę się do żadnej podziemnej
organizacji. Ponieważ matka była chora na serce,
niezdolna do pracy i nie miałam jej komu powierzyć –
przyrzeczenie to dałam. Pracowałam tylko dorywczo dla
„Podziemia” przepisując gazetki, biuletyny itp., m.in. Do Anglii przybyłam w kwietniu 1947 roku wraz z
podręcznik minerski dla jednego z członków organizacji transportem rodzin wojskowych.
„Parasola”.
Zostałam przyjęta do Armii Krajowej w dniu 12 lipca 1944
roku i złożyłam przysięgę żołnierską na ręce komendantki
„Anieli”. Otrzymałam legitymację Armii Krajowej Nr.
828/Rg. W.S.K. -1201, podpisaną przez Komendanta
Obwodu Radwana.
Z chwilą wybuchu Powstania, zgłosiłam się wieczorem
1 sierpnia do punktu sanitarnego przy ul. Kruczej 7.
W ciągu paru dni zostałam odesłana wraz z patrolem
sanitarnym na róg Marszałkowskiej i Koszykowej do
podchorążego „Blizny”, który trzymał placówkę na tyłach
„Pasty” przy ul. Piusa XI.
dalszy ciąg z numeru 614 (marzec/kwiecień 2013 r.): ) ) )
Oprac.: Barbara M.J.Kukulska
Pamiętnik Sybiraczki - Heleny Cieślakówny
Ze wzruszeniem przerzucam kartki zeszytu spisane 70. lat temu. Pożółkły papier, gdzieniegdzie zniszczony,
zapis w zeszytach. W niniejszym opracowaniu, zachowany został oryginalny styl.
Odtworzone wspomnienia koszmarnych wydarzeń wysiedlenia z domu rodzinnego w roku 1940.
Spisała to Helena Cieślakówna (mama Krysi Jaworskiej), która w grupie 500. Dzieci Polskich
wraz z nauczycielami dotarła do raju (kwiecień 1943r.), jakim określano wówczas Południową Afrykę.
W Oudtshoorn dzieci znalazły opiekę i godziwe warunki życia.
.......
Był to ostatni postój na ziemi polskiej.
Pociąg ruszył. Jedziemy dalej. Niezadługo mamy mijać
granicę i żegnać naszą matkę Polskę, która nas karmiła. O
godzinie w pół do drugiej pożegnaliśmy na długo, a może
na zawsze naszą Ojczyznę.
Ufamy mocno, że kiedyś wrócimy.
Małżeństwo
Cieślaków z
czwórką dzieci,
rok 1933.
Ojciec Roman
Cieśla, matka
Julia Cieśla z
d.Olbracht,
syn Józef
i trzy córki:
Zofia, Helena,
Romana.
Zdjęcie
z archiwów
rodzinnych.
Przed naszymi oczyma rozciągnął się straszny obraz,
zaraz za rzeką Zbrucz. Mała wieś, domy zawalone, ludzie
obdarci i nędzni, przed domem kołchoźnik, wokół kilkoro
dzieci. Pod małą oborą stała krowa, bardzo chuda i
nędzna, kury na podwórku i nic więcej. Teraz dopiero
poznałam całą prawdę jaka jest ta Rosja: głód i nędza.
Długo stałam w oknie i ze łzą w oku żegnałam Ojczyznę,
która powoli znikała nam z horyzontu. Wreszcie zginęła.
Widok, który rozpościerał się przed nami to była nędza.
Patrzyłam na to ubóstwo i domyślałam się co nas czeka.
Mijaliśmy ubogie kołchozy i puste pola, bieda straszna.
Uboga ludność prosiła nas wysiedleńców o chleb. Nieraz,
gdy rzucił kto kawałek białego chleba, to oni cieszyli się,
jakby to był jakiś specjał.
Pociąg mknął w nieznaną dal. Wagon podczas postojów,
ciągle był zamknięty. Rzadko kiedy wypuszczali kogoś po
wodę, pod obstawą żołnierza z karabinem. Na pytania
dokąd jedziemy, nie odpowiadano. Po drodze dawali nam
zupę i chleb, ale my nie byliśmy wówczas głodni, gdyż
mieliśmy zapasy z Polski.
Dojechaliśmy do małego miasteczka, Zmyrynka.
Przypomniałam sobie, że tatuś kiedyś opowiadał, że był
właśnie w tym mieście. Z tego miasteczka napisaliśmy do
tatusia list, ażeby wiedział, co się z nami stało.
Niezadługo mamy jechać przez rzekę Wołgę. Bardzo
byłam ciekawa jak wygląda ta rzeka. Z opowiadań
słyszałam, że bardzo duża. Przejechaliśmy przez wielki
most, widzieliśmy na rzece małe statki. Pomału krajobraz
zmienił się, zniknęły drzewa, domy inne, całe z gliny,
zarówno dach jak i ściany. Ludność o ciemniejszej skórze,
inna rasa od nas, gdyż to była już Azja.
Na stepie pasły się owce i krowy, czasami w dali widać
karawanę wielbłądów.
Pierwszy raz w życiu zobaczyłam żywe wielbłądy.
Ludność budziła w nas zgrozę. Kobiety były ubrane w
długie spódnice, na wierzchu miały sukienki i
zaplecionych kilka warkoczów na głowie. Mężczyźni zaś
w watowanych spodniach i dużych czapkach na głowach z
lisim futerkiem. Bardzo dziwny naród, twarze ich budziły
lęk, oczy skośne i nos zupełnie płaski. Widzieliśmy też
Ukraińców, którzy dobrowolnie przyjechali, a drugich tak
samo przywieźli jak i nas.
Jechaliśmy przez te stepy i martwiliśmy się, co będzie z
nami, jak można żyć na takim pustkowiu, czym będziemy
palić i co będziemy jeść.
Jednego dnia pociąg nad ranem zatrzymał się. Żołnierz
przyszedł otworzyć drzwi. Wyjrzeliśmy przez okno, aby
zobaczyć jaka to stacja. Napis był na ścianie: stacja
Dżurun. Zdziwił nas ruch koło wagonów. Ludzie zaczęli
wysiadać, widocznie tu będziemy mieszkać.
Na nas też przyszedł czas. Wysiadamy. Zajechało auto,
załadowaliśmy rzeczy. Zawieźli nas do baraku w którym
było już więcej ludzi. Tu czekaliśmy dwa dni. Na drugi
dzień wieczorem podjechały auta. Kazali nam ładować
się. Wieźli nas do kołchozu. Jechaliśmy całą noc.
Strasznie było zimno. Z wytęsknieniem, czekaliśmy kiedy
dojedziemy na miejsce.
Podczas jazdy wpadł wół pod nasze auto, jakoś
szczęśliwie, że auto się nie przewróciło. Po jakimś czasie
zatrzymaliśmy się przed barakiem, gdzie nas wysadzili.
Wpychali po kilka rodzin do jednego mieszkania. Nam
przydzielili jeszcze jedną rodzinę.
Gdy weszliśmy do mieszkania to ogarnęła nas rozpacz,
same gołe ściany i nic więcej. Na środku była dziura,
gdzie znajdowała się piwnica. Byliśmy tak zmęczeni, że
od razu rozścieliliśmy dywan, a na to poduszki i pierzyny,
poszliśmy spać.
Jednak nie spaliśmy długo. Przybiegł Kazach jak “diabeł”
i zaczął nas budzić. Narobił wrzasku i kazał nam iść do
pracy, szkołę bielić. Nikt nie chciał iść, bo to była
niedziela, ale co robić? Zmuszono nas.
Wyszłam na dwór zobaczyć, gdzie się znajdujemy.
Widać kilka domów dużych, jakieś stajnie, obok rzeka a
nasz barak obok z jednej strony góry, a w dali kołchoz, po
drugiej stronie pagórek. Jest to dość duża kotlina.
Przynamniej nie będzie takich wiatrów.
tekst: Barbara M.J.Kukulska
zdjęcia: Janek Kopeć, Marek Kukulski
ŚWIĘTO WOJSKA POLSKIEGO
Obchody w kaplicy w Walkerville w dniu 18 sierpnia 2013 roku
Kombatantów weteranów ubywa z roku na rok z naszej
Polonii w Johannesburgu, a jednak ciągle obchodzimy
uroczyście Święto Wojska Polskiego ustanowione w
Polsce w dniu 30 lipca 1992 roku. Nawiązuje ono do
tradycji jego celebrowania w II Rzeczypospolitej,
upamiętniającego rocznicę słynnego manewru Wojsk
Polskich znad Wieprza w 1920 r.
Święto Żołnierza w II Rzeczypospolitej ustanowił
Minister Spraw Wojskowych gen. broni Stanisław
Szeptycki rozkazem z 4 sierpnia 1923 roku. Podano w
nim: „W dniu tym wojsko i społeczeństwo czci chwałę oręża
polskiego, której uosobieniem i wyrazem jest żołnierz. W
rocznicę wiekopomnego rozgromienia nawały bolszewickiej
pod Warszawą święci się pamięć poległych w walkach z
wiekowym wrogiem o całość i niepodległość Polski”.
Spotkaliśmy się w dzielnicy Johannesburga w Walkerville
w kaplicy Miłosierdzia Bożego, gdzie proboszczem jest
ks. Stanisław Jagodziński salezjanin, Polak, który w pełni
rozumie dziedzictwo kulturowe, religijne i celebruje
tradycje polskie.
Uroczystość rozpoczęliśmy procesją ze sztandarem i
flagami, oraz śpiewem pieśni kościelnej „Nie rzucim
Chryste świątyń Twych...”. W procesji uczestniczył
poczet sztandarowy, kombatant płk. Stefan Mathews,
ksiądz Stanisław, brat Jean, siostra Rose i siostra
Anunciata oraz liczne grono przybyłych Polaków.
foto: Janek Kopeć. Poczet sztandarowy, ks. Stanisław, brat Jean.
Z okazji Święta Wojska Polskiego kaplica została
udekorowana na zewnątrz, przez parafian Divine Mercy
Church, flagami kościelnymi i polskimi.
foto: Janek Kopeć. Procesja ze sztandarem i flagami, za pocztem
sztandarowym i Kombatantem Stefanem Mathews, ks. Stanisław,
brat Jean, oraz wierni przybyli na Mszę św.
foto: Janek Kopeć.
Poczet sztandarowy. Od lewej: Stefan Herok, Andrzej Tlaga,
Stanisław Hajduk, Barbara Kukulska, Tomasz Kühn.
Msza św. odbyła się w intencji polskich Żołnierzy
Kombatantów i Sybiraków - Junaków; za żyjących o
zdrowie i długie lata życia i tych co odeszli na wieczną
służbę do Pana, a jeszcze niedawno byli z nami.
Ks. Jagodziński zaprosił prezes Barbarę Kukulską do
oficjalnego powitania przybyłych gości.
Witam Szanownych Państwa w Dniu Święta Wojska Polskiego,
szczególnie pragnę powitać:
- Księdza Stanisława Jagodzińskiego –proboszcza Divine Mercy
Church,
- Siostry Miłosierdzia Bożego: S. Rose i S. Anunciatę;
- Brata Jean Mandroe.
-Pułkownika honorowego Stefana Mathews -Prezesa
Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Johannesburgu,
- Stanisławę Doncer Sybiraczkę,
-Naszych Drogich Kombatantów i Sybiraków, którzy ze względu
na stan zdrowia, usprawiedliwili swoją nieobecność,
Serdecznie witam Szanownych Państwa!
Witam wszystkich obecnych Polaków, Członków Zjednoczenia
Polskiego w Johannesburgu i Miłych Gości przybyłych tu do
Walkerville na tę szczególną uroczystość.
Homilię
wygłosił
ks.Stanisław
Jagodziński.
foto:
Janek Kopeć
Liturgię czytali Tomek Kühn i Staszek Hajduk.
Wielebny Ojcze Stanisławie,
Drogie Siostry, Szanowni Państwo,
Przez długi okres naszej historii, mieliśmy lepszych lub
gorszych królów, prezydentów, ministrów, czy polityków
różnych partii. Nigdy jednak nie ocenialiśmy negatywnie
naszego żołnierza. Od zarania naszych czasów, był on
zawsze najlepszym synem Ojczyzny. Jeśli czasami uległ
potężniejszemu wrogowi (jak we wrześniu 1939 roku), to
nigdy za tę klęskę nie był winiony. Na taką krytykę, nawet
komuniści się nie zdobyli.
Właśnie na przykładzie II wojny światowej, w pełni
widzimy męstwo i odwagę polskiego żołnierza. Pokonany
przez wojska niemieckie i rosyjskie, nie uległ, mimo
całkowitego braku sojuszników. Przez długie lata
okupacji, potrafił dzielnie walczyć z wrogiem w kraju i za
granicą. Umiał też dla celów wyższych rezygnować ze
foto: Janek Kopeć. Od lewej Tomasz Kühn, Stanisław Hajduk.
swoich
politycznych
poglądów,
dla
wspólnego
zjednoczenia się, by pokazać Polskę jako jeden kraj, jeden
Siostry Rose i Anunciata wraz z wolontariuszką naród i jedne siły zbrojne.
salezjańską –Magdą odśpiewały psalm responsoryjny.
foto: Janek Kopeć. Z prywatnej kolekcji Andrzeja Tlagi; szabla z
napisem Honor i Ojczyzna oraz pistolet VIS.
foto: Marek Kukulski. Od lewej: s.Rose, Magda, s.Anunciata
Modlitwę Powszechną poprowadził Dr Tomasz Kurek.
Słuchaliśmy z zapartym tchem przejmującej w swojej
wymowie modlitwy, będącej też przekazem historycznym
i patriotycznym uniesieniem.
Śpiewaliśmy pieśni: My chcemy Boga.., O Panie, któryś
jest na niebie.., Jest zakątek na tej ziemi i Jak długo w
sercach naszych...
Okolicznościowy referat
wiceprezes Zjednoczenia.
wygłosił
Andrzej
Tlaga
foto: Janek Kopeć. Od lewej Andrzej Tlaga, Barbara Kukulska.
Udziału w tej deklaracji jedności nie brała grupa
komunistów. Również część żołnierzy Stronnictwa
Narodowego nie podporządkowała się temu zaleceniu, ale
powodem tego był sosunek Armii Krajowej do „sojusznika
naszych sojuszników”.
Kiedy w maju 1945 roku cały świat celebrował pokonanie
niemieckiej potęgi, to Polska znalazła się pod nową
okupacją sowiecką i jak w 1939 roku, bez sojuszników.
Jednak i w tych najczarniejszych latach polskiej historii
potrafił ten osamotniony żołnierz chwycić za broń i
walczyć o kraj w pełni wolny.
Aż do roku 1947 w podziemiu były duże oddziały
wojskowe. Między latami 1947 a 1953 w lasach pozostały
małe grupy żołnierzy; kilku do kilkunastu ludzi. Później
tylko pojedynczy żołnierze ukrywali się samotnie.
Na jesieni 1956 roku nastąpiło pewne złagodzenie
systemu, część tych najlepszych z najlepszych ujawniła się.
pozostało wówczas w konspiracji sześciu żołnierzy.
Ostatni z nich - sierżant Józef Franczak pseudonim
„Lalek”, zginął w październiku 1963 roku podczas
obławy Służby Bezpieczeństwa i Z.O.M.O.
W roku 1945 przebywało w lasach trzynaście do
siedemnastu tysięcy żołnierzy. W roku 1946 sześć tysięcy
sześćset do osiem tysięcy sześćset, zaś po amnestii w
latach 1949 do 1950 około tysiąca ośmiuset ludzi. Po roku
1950 jeszcze dwieście pięćdziesiąt do czterystu osób
kontynuowało walkę z bronią w ręku.
W sumie przez oddziały leśne przewinęło się około
dwudziestu tysięcy żołnierzy. Przeszło siedem tysięcy z
nich poległo. Z przyczyn politycznych w latach 1944 –
1954 skazano na karę śmierci około pięciu tysięcy osób.
Ponad połowę wyroków wykonano.
Dziś na palcach ręki można policzyć bohaterów naszych
czasów, którzy mają odwagę czynnie podjąć pracę
poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru
komunistycznego. Jest to symboliczny gest podzięki dla
tych, którzy życie swe na ołtarzu ojczyzny złożyli.
A czy nas stać by tym nielicznym pomóc?
A przede wszystkim, czy możemy zdobyć się na
bohaterstwo samodzielnego myślenia po polsku?
Pozytywnym wyrazem patriotycznej postawy, będzie
powszechne głosowanie we wszystkich wyborach na
Polaka, a nie na Moskala, czy innego przybysza.
W miłej atmosferze zawierane były znajomości.
Okazało się, że Helen z Rady Parafialnej przy Divine
Mercy Church jest Greczynką i także Żona Krzysztofa
Płaskocińskiego. Obie panie przypadły sobie do gustu
rozmawiając po grecku i tylko Krzysiek rozumiał o czym
mówiły!
Recytowali wiersze Marek Kukulski:
"Ziemia rodzinna" autor Władysław Bełza
Całym mym sercem, duszą niewinną,
Kocham tę świętą ziemię rodzinną,
Na której moja kołyska stała,
I której dawna karmi mnie chwała.
Kocham te barwne kwiaty na łące,
Kocham te łany kłosem szumiące,
Które mnie żywią, które mnie stroją,
I które zdobią Ojczyznę moją.
Kocham te góry, lasy i gaje,
Potężne rzeki, ciche ruczaje;
Bo w tych potokach, w wodzie u zdroja,
Ty się przeglądasz Ojczyzno moja,
Krwią użyźniona, we łzach skąpana,
Tak dla nas droga i tak kochana!
foto Marek Kukulski. Od lewej Krzysztof i Foula Płaskociński,
Helen Gonsalves z Divine Mercy Church.
Na uroczystość przybył w mundurze z odznaczeniami
prezes Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w
Johannesburgu pułkownik honorowy Stefan Mathews.
i Barbara M.J. Kukulska:
Fragment wiersza Jana Lechonia „Piłsudski”, poeta
próbuje w tekście uchwycić nastroje i postawy polskiego
społeczeństwa u progu niepodległości.
Otworzyć wszystkie okna! Niech ludzie zobaczą!!
Wielkimi ulicami morze głów urasta
I czujesz, że rozpękną ulice się miasta,
Że Bogu się jak groźba położą pod tronem
I krzykną wielką ciszą... lub głosów milionem.
A teraz tylko czasem kobieta zapłacze.
Aż nagle na katedrze zagrali trębacze!!
Mariackim zrazu cicho śpiewają kurantem,
A później, później bielą, później amarantem,
Później dzielą się bielą i krwią, i szaleństwem,
Wyrzucają z trąb radość i miłość z przekleństwem,
I dławią się wzruszeniem, i płakać nie mogą,
I nie chrypią, lecz sypią w tłum radosną trwogą...
A ranek, mroźny ranek sypie w oczy świtem.
A konie? Konie walą o ziemię kopytem
Konnica ma rabaty pełne galanterii
Lansjery - bohatery! Czołem kawalerii!
Hej, kwiaty na armaty! Żołnierzom do dłoni!
Katedra oszalała! Ze wszystkich sił dzwoni.
Księża idą z katedry w czerwieni i złocie.
Białe kwiaty padają pod stopy piechocie.
Szeregi za szeregiem, Sztandary, Sztandary...
Na zakończenie Mszy św. ksiądz Stanisław Jagodziński
udzielił błogosławieństwa. Następnie udaliśmy się do
specjalnie przygotowanego namiotu, gdzie miejscowe
panie serwowały obfity obiad.
foto: Janek Kopeć. Płk honor. Stefan Mathews
Po uroczystości brzmiała nam w uszach pieśń:
Jak długo w sercach naszych choć kropla polskiej krwi,
Jak długo w sercach naszych Ojczysta miłość tkwi.
Stać będzie kraj nasz cały, stać będzie Piastów gród,
zwycięży Orzeł Biały, zwycięży polski lud.
Jerzy J. Wojciewski
Prezes Klubu Publicystów
Polonijnych - Warszawa
Polak przewodzi Światowej Radzie Unii Kredytowych
Polak stanął na czele organizacji zrzeszającej 200 milionów ludzi ze 101 krajów świata!
Wyjątkowe osiągnięcie Polski – nasz rodak,
przewodniczący Rady Nadzorczej Krajowej SKOK,
senator Grzegorz Bierecki stanął na czele największej
światowej organizacji zrzeszającej unie kredytowe.
Podczas międzynarodowej konferencji, która w połowie
lipca br. obradowała w stolicy Kanady – Ottawie,
powołana przez Walne Zgromadzenie, na dwuletnią
kadencję, Rada Dyrektorów WOCCU (Światowej Rady
Unii Kredytowych)
jednogłośnie wybrała Grzegorza
Biereckiego na stanowisko przewodniczącego tej wielkiej
międzynarodowej organizacji.
Grzegorz Bierecki – twórca
spółdzielczych kas
oszczędnościowo-kredytowych w Polsce, skrótowo
nazywanych
SKOK,
posiada
ponad
20-letnie
doświadczenie
związane
działalnością
rynków
finansowych w Polsce. Kasy SKOK to wielka instytucja
finansowa zrzeszająca więcej niż 2,6 mln gospodarstw
domowych z aktywami 18 miliardów zł. Rozwijająca się
od drugiej połowy XIX wieku spółdzielczość finansowa
wymierzona była w nieuczciwe pożyczki lichwiarzy i
chroniła wielu ludzi przed wykluczeniem finansowym.
Dzisiaj tę misję społeczną kontynuują
m.in. unie
kredytowe stanowiące
alternatywę dla instytucji
bankowych i parabankowych. Strukturą skupiającą unie
kredytowe jest właśnie Światowa Rada Unii
Kredytowych, WOCCU -World Council of Credit
Unions.
Na zdjęciu: Grzegorz Bierecki
Grzegorz Bierecki urodził się 28 września 1963 roku w
Gdyni. Podczas studiów należał do Niezależnego
Związku Studentów i był współorganizatorem strajków
przeciw władzy
komunistycznej w Gdańsku.
Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu. Był też
działaczem i pracownikiem NSZZ „Solidarność”.
Ale popularność i wpływy przyniosła mu działalność
związana z utworzeniem i prowadzeniem SKOK. W
latach 1990 – 2011 prezesował Fundacji na rzecz
Polskich Związków Kredytowych.
Był autorem programu
rozwojowego spółdzielczych kas oszczędnościowokredytowych w Polsce, dla którego uzyskał wsparcie
rządu
amerykańskiego,
Wspólnoty
Europejskiej,
Organizacji Narodów Zjednoczonych, a także licznych
narodowych organizacji związków kredytowych, m.in. z
USA, Kanady oraz Irlandii.
Grzegorz Bierecki współtworzył i promował przepisy
prawne stanowiące podstawę działania spółdzielczych
kas oszczędnościowo-kredytowych. W latach 1992 – 2012
był prezesem Zarządu Krajowej Spółdzielczej Kasy
Oszczędnościowo-Kredytowej. Od października 2012
roku pełni funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej
Krajowej Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo –
Kredytowej.
Bierecki uważa swój wybór na funkcję przewodniczącego
jednego z największych zrzeszeń spółdzielczych instytucji
finansowych świata za zwieńczenie swojej kariery w
branży. A jest to najbardziej prestiżowe stanowisko w
sektorze unii kredytowych. Ten wybór jest również
konsekwencją jego zaangażowania w rozwój ruchu unii
kredytowych w Europie Środkowo- Wschodniej, a przede
wszystkim za doprowadzenie do dynamicznego rozwoju
SKOK-ów w Polsce
W jednej ze swych wypowiedzi Grzegorz Bierecki
podkreślił, że Światowa Rada Unii Kredytowych jest
strukturą, której nadrzędną rolą jest reprezentowanie unii
kredytowych wobec instytucji o charakterze globalnym.
Przykładem tu jest choćby współpraca z grupą G8, czyli
organizacją, która decyduje
o najważniejszych
kierunkach rozwoju świata. Spotkania grupy G8 i G20
przekładają
się
na
działania
organizacji
międzynarodowych i międzyrządowych, które z kolei
mają wpływ regulacyjny.
Najważniejsza walka
Grzegorza Biereckiego o własne życie z prześladującym
go nowotworem, usytuowanym... na czole, po ciężkich
zmaganiach zakończyła się sukcesem !
Przeglądając różne materiały do napisania tego artykułu
natknąłem się na wywiad, jaki z Biereckim
przeprowadziła w ub. roku dla „Dziennika Bałtyckiego”
red. Jolanta Gromadzka – Anzelewicz. Dowiedziałem się
z tego wywiadu, że Grzegorz Bierecki po długich
wygranych, zmaganiach z tym nowotworem wzniósł
nietypowe, ale jakże wspaniałe wotum dziękczynne z
odzyskanie zdrowia.
A brzmi to jak piękna bajka... Bogaty i wpływowy
człowiek zapada na bardzo złośliwego raka. W żadnym
polskim szpitalu nikt nie jest w stanie go wyleczyć.
Wreszcie – po długich poszukiwaniach w różnych
klinikach i szpitalach europejskich, w czym pomagali
Biereckiemu przyjaciele, trafia do kliniki w Tubingen w
Niemczech. Tam przeprowadził udaną operację prof.
Helmut Breuninger, szef Kliniki Dermato-Chirurgii.
Obydwaj się cieszyli szczęśliwym osiągnięciem.
Po wyzdrowieniu, Grzegorz Bierecki wrócił do kraju i z
wdzięczności założył Fundację Sanitas, a następnie w
Gdańsku na Zaspie wybudował Klinikę, aby udostępnić tę
skuteczną metodę leczenia nowotworów swoim rodakom.
To było najwspanialsze zakończenie walki o życie tego
wielkiego spółdzielcy.
„Nie dla zysku, nie z filantropii, ale po to, żeby służyć”
- taki napis zobaczył 24 lata temu na ścianie budynku w
Kansas Grzegorz Bierecki.
I
właśnie
obejmując
w
Ottawie
stanowisko
przewodniczącego WOCCU przytoczył zgromadzonym te
słowa.
Powiedział, że priorytetem dla niego będzie służba
społeczeństwom, gdyż misją unii kredytowych jest
zapewnienie ludziom łatwego dostępu do usług
finansowych.
Unie kredytowe stanowią alternatywę dla podmiotów
typowo komercyjnych nastawionych wyłącznie na
maksymalizację zysków. Swoją ofertę kierujemy do osób,
które bywają pomijane przez banki komercyjne.
W trakcie uroczystej nominacji na stanowisko
przewodniczącego Grzegorz Bierecki podkreślił: różnimy
się bardzo od innych instytucji finansowych, bo
przyciągamy szczególnych ludzi, ludzi wrażliwych, którzy
włączają się w działalność nie tylko swoich lokalnych
społeczności, ale nie pozostają głusi także na wołanie o
pomoc z bardzo odległych części świata...
Ta pomoc nas nobilituje – jeśli ktoś prosi nas o pomoc, to
znaczy, że jesteśmy coś warci.
W 2010 roku unie kredytowe pomagały mieszkańcom
Haiti poszkodowanym przez trzęsienie ziemi.
Światowa Rada Związków Kredytowych (WOCCU) z
siedzibą w Madison, stolicy stanu Wisconsin (USA)
istnieje od 1 stycznia 1971 r. i do dziś jest najważniejszą
instytucją działającą w imieniu zrzeszonych w niej
spółdzielni finansowych.
Światowa Rada opiniuje projekty zmian przepisów dla
najważniejszych na świecie organizacji, takich jak:
Komitet Bazylejski, Grupa Specjalna do Przeciwdziałania
Praniu Pieniędzy, G20, czy Bank Rozrachunków
Międzynarodowych.
Obecnie unie kredytowe funkcjonują w 101 krajach
świata. Należy do nich ponad 200 milionów ludzi
skupionych w ponad 56 tys. kas z aktywami 1 bilion, 600
mld dolarów.
Polska jest wszędzie tam, gdzie są Polacy
Z Marią Mirecką-Loryś, byłą dyrektor Kongresu Polonii Amerykańskiej w Chicago, prezes Koła
Lwowian, siostrą jednego z nielicznych ocalałych w bitwie pod Zadwórzem polskich żołnierzy
Bronisława Mireckiego, rozmawia dziennikarz Mariusz Kamieniecki
Kolejny raz weźmie Pani udział w niedzielnych
uroczystościach upamiętniających rocznicę jednej z
największych bitew w wojnie polsko-bolszewickiej
bitwy pod Zadwórzem. Co Panią przyciąga do tego
miejsca?
– Jeszcze jako dziecko słyszałam, że jest takie miejsce,
gdzie za Ojczyznę ginęli młodzi ludzie. Wśród
uczestników tych walk był także mój brat Bronisław
Mirecki, który miał wówczas 16 lat.
Zgłosił się na ochotnika do armii, o czym powiedziała
nam mama. Przez długi czas nie wiedzieliśmy, co się z
nim dzieje, a przypomnę, że toczyły się wówczas ciężkie
boje. Wreszcie przyszła wiadomość, że brat jest w szpitalu
we Lwowie.
Pod Zadwórzem poległo 318 żołnierzy, a pozostali
zaginęli bez wieści lub zesłano ich do niewoli.
Wśród 12 ocalałych był mój brat, który uciekł z obozu
jenieckiego pod Kijowem. Zachorował na tyfus, trafił do
szpitala, a potem został przewieziony do Lwowa.
O Zadwórzu nie mówiło się w szkole.
Dopiero kiedy wyjechałam za granicę, bo polskie władze
nas prześladowały, i po 26 latach po raz pierwszy
przyjechałam do Polski, udałam się zaraz do Zadwórza.
Była to moja pierwsza wizyta w tym historycznym
miejscu. W 1980 r. było tam jeszcze bardzo skromnie,
było też mało ludzi – dosłownie garstka, inaczej niż
dzisiaj, kiedy są harcerze, którzy trzymają wartę, kapłani,
którzy się modlą za poległych i przedstawiciele władz.
Niestety, wciąż nie ma tam dobrej drogi dojazdowej.
Autobusy muszą parkować z dala od tego miejsca i żeby
dotrzeć pod pomnik, trzeba iść łąkami.
Czym jest dla Pani Zadwórze?
– Zadwórze jest najwspanialszą lekcją naszej, polskiej,
historii. Jest to miejsce niezwykłe, które przypomina
jeden z najbardziej znaczących, choć także bardzo
bolesnych momentów naszej historii, w którym nieliczna
grupa – bądź co bądź jeszcze dzieci – tak jak Lwowskie
Orlęta, składając ofiarę z własnej krwi, przesądziła o
biegu historii.
To byli prawdziwi polscy patrioci, prości ludzie z Galicji,
którzy utworzyli armię, o których przez długi czas nie
wolno było nawet mówić. Owszem, u nas w rodzinie się
mówiło, bo byliśmy w tę sprawę przez brata bezpośrednio
zaangażowani, ale na ogół było cicho.
Polska była jeszcze bardzo młoda po odrodzeniu, miała
przecież zaledwie dwa lata, a mimo to ci młodzi ludzie,
którzy zgłaszali się na ochotnika, mieli w sobie tak dużo
ofiarności i bohaterstwa.
W tym roku również udaje się Pani, by oddać hołd
bohaterom…
– Mimo 97 lat, dopóki tylko sił starcza, staram się
uczestniczyć w dorocznych uroczystościach. Jestem jedną
z niewielu żyjących jeszcze osób uczuciowo i rodzinnie
związanych z Zadwórzem.
Brała Pani udział w wielu uroczystościach na Ukrainie
upamiętniających bohaterstwo Polaków. Co Panią
najbardziej wzruszyło?
– Rzeczywiście wiele było takich wzruszających
uroczystości na przestrzeni lat. Były też momenty
denerwujące np. w Żytomierzu, w jedną z rocznic
przystąpienia do Armii Kościuszki, kiedy przedstawiciele
ukraińskich władz mówili w swoim ojczystym języku, a
konsul polski zamiast mówić po polsku, przemawiał w
języku ukraińskim.
To były bardzo niesmaczne i niepotrzebne gesty, bo czy
widział ktoś Ukraińca przemawiającego podczas
uroczystości w języku polskim, bo ja nie widziałam.
Natomiast w Chicago można spotkać transparenty
Ukraińców, gdzie widnieją napisy „Ukraina po Kraków i
po Lublin”. Tymczasem my nie bronimy swoich własnych
interesów narodowych, a powinniśmy.
Dodajmy do tego, że na Ukrainie wciąż wiele jest
miejsc, które czekają na upamiętnienie…
– Wiele jest takich miejsc, mało tego, w wielu
miejscowościach tablice w języku polskim zostały
zastąpione tablicami w języku ukraińskim. Np. w
Berdyczowie, gdzie w kościele pw. św. Barbary była
tablica w języku polskim upamiętniająca ślub Eweliny
Hańskiej i Honoriusza Balzaka, dzisiaj niestety jest już
tylko w języku ukraińskim. To bardzo smutne i przykre.
Pamiętam tamtejszą bibliotekę, książki, obrazy autorstwa
wybitnych malarzy – to wszystko zostało usunięte,
zniszczone i śladu po tym nie ma.
Podobnie jest w wielu innych miejscach, które przechodzą
w ręce ukraińskie, a polskość nie jest kultywowana i
powoli zanika.
Powróćmy może jeszcze do Zadwórza. Pani brat,
Bronisław Mirecki, po pobycie w wojsku wybrał
kapłaństwo i jako ksiądz katolicki przez wiele lat
posługiwał wiernym na Ukrainie…
– Kiedy wielu ludzi, w tym kapłanów, wyjeżdżało do
Polski, brat miał dylemat, co robić. Wraz ze swoim
przyjacielem, też księdzem, napisali list do Ojca Pio, co
mają robić: wyjechać czy może zostać.
Ojciec Pio odpowiedział im jednym słowem: „Trwać”, i
zostali. Brat trafił do miejscowości Podwołoczyska w
obwodzie tarnopolskim nad Zbruczem. Żeby utrudnić mu
posługę, bolszewicy wysadzili w powietrze kościół, a brat
jako jedyny kapłan na terenie Ukrainy otrzymał zakaz
prowadzenia działalności duszpasterskiej.
Zamieszkał na stacji kolejowej, w dawnym pożydowskim
magazynie. On sam nigdy się nie skarżył, ale ludzie
opowiadali mi, że warunki, w jakich żył i pracował, były
okropne.
Summa summarum było to potrzebne, bo mógł tam
prowadzić podziemne duszpasterstwo. Mimo nadzoru ze
strony KGB i zagrożenia zsyłkami w ukryciu odprawiał
Msze św., przyjmował ludzi, którzy do niego
przychodzili, błogosławił małżeństwa, chrzcił dzieci,
poświęcał ziemię na pochówki, w których jako kapłan nie
mógł uczestniczyć.
Potem pracował m.in. w Kamieńcu Podolskim, Gródku
Podolskim, Połonnem, wreszcie trafił do miejscowości
Hałuszczyńce – miejsce w zasadzie niedostępne, gdzie nie
było żadnej komunikacji i gdzie był jedynym kapłanem w
całym obwodzie tarnopolskim.
O tym, że był dobrym kapłanem, świadczy fakt, że na 50.
rocznicę święceń kapłańskich w 1983 r. Ojciec Święty Jan
Paweł II nadesłał telegram z życzeniami, w którym
zapewniał brata o swoim duchowym uczestnictwie w tej
uroczystości i o modlitwie.
Brat nigdy nie opuścił Kresów i żyjących tam Polaków.
Trzy lata później zmarł.
Proszę powiedzieć, skąd wziął się przydomek
„Przemytniczka Boża”, jaki przylgnął do Pani?
– Wraz z moją siostrą Heleną, która mieszkała w Nowym
Jorku, wiedziałyśmy dobrze, w jakich warunkach żyje
brat i ludzie, którym służy. Brakowało wszystkiego:
jedzenia, ubrań, ale także dewocjonaliów.
Nie było różańców, świętych obrazków, a ludzie tego
łaknęli jak chleba. Stąd zabierałyśmy ze sobą różańce i
przewoziłyśmy przez granicę. Polakom nie wolno było
jeździć, ale my z siostrą miałyśmy paszporty
amerykańskie, co otwierało nam drogę i nie ukrywam, że
bardzo nam pomagało.
Oficjalnie nasze podróże miały charakter turystyczny,
odwiedzałyśmy także groby zmarłych krewnych,
rzeczywistość była jednak inna.
Pewnego razu przewiozłam np. sto obrazków, które
poświęcił Papież Jan Paweł II. Udało mi się je szczęśliwie
przewieźć mimo rewizji i to rewizji osobistej.
Sama nie wiem, jak to się stało, że nikt ich nie znalazł,
choć były w niemałej kopercie. O tym niezwykłym
zdarzeniu pisałam do kard. Rubina, który z kolei
powiedział o tym Ojcu Świętemu.
Pomoc dla Polaków na dawnych Kresach nie
ograniczała się jedynie do przewożenia różańców i
dewocjonaliów…
– Przez długi czas w Chicago, gdzie mieszkałam, tylko
kilka osób wiedziało o tym, że na wschodnie rubieże
dostarczam również pieniądze.
Kiedy brat żył, nie mogłam o tym mówić głośno, np. w
radio, czy pisać o tym w prasie, bo mogłoby to zaszkodzić
i tak trudnej sytuacji, w jakiej się znajdował.
Po jego śmierci ukazał się artykuł i ludzie zaczęli się do
mnie zgłaszać z prośbą o dostarczanie pieniędzy ich
krewnym na Ukrainie. Jednak przede wszystkim były to
pieniądze na odbudowę zniszczonych i zaniedbanych
świątyń, bo ludzie nie mieli gdzie się modlić. Potem były
paczki z pomocą, bo ludzie też tego potrzebowali.
Dziękuję za rozmowę.
Od Barbary M.J. Kukulskiej: Poznałam Panią Marię w
2005 roku na Międzynarodowym Forum Mediów
Polonijnych w Tarnowie. Niezrównanej energii i
żywotności, wydała książkę: „Odszukane w pamięci. Zapiski o rodzinie, pracy, przyjaźni”.
Żyje już tylko Maria z ośmiorga rodzeństwa. Była
siódmym dzieckiem Dominika i Pauliny ze Ścisłowskich
Mireckich.
W książce znajduje się rozdział poświęcony
ks. Bronisławowi Mireckiemu napisany przez jego
brata, mec. Leona Mireckiego w 1984 roku.
„Kiedy po ostatniej wojnie ludność wraz z biskupami i
księżmi opuszczała tę ziemię (Kresy koło Zbrucza) - on
pozostał. Matka mówiła mi z pewnym odcieniem dumy:
‘A jednak Bronek pozostał’, wyrażając przy tym owiane
smutkiem przypuszczenie, że już więcej go nie zobaczy.
I już go nie zobaczyła.
Był to czas wielkiego głodu tam na posługi kapłańskie
oraz potrzeba ratowania zamykanych i likwidowanych
kościołów. Bywało, że jednocześnie obsługiwał 16
kościołów na Podolu wraz z pograniczem Wołynia.
Jeździło się dniem i nocą, nie samochodami, ale furą lub
saniami, i pieszo. Wisiała nad nim groźba wydanego przez
banderowców wyroku śmierci, który tylko dzięki
szczęśliwym zbiegom okoliczności nie został wykonany.
Sądzone mu było trwać, a trwanie to było ciężkim
bojowaniem. (...) Ksiądz Bronisław los swój znosił z
pełnym poddaniem się woli Bożej...
Na pomniku księdza Bronisława Mireckiego wykute są
słowa: „W trudnych czasach poświęcił się, nie opuścił nas
jako dobry pasterz i został z nami na zawsze”.
Agnieszka Buda-Rodriguez
Czerwony pędzelek
Przeszłość jest niedokładna. Kto żyje długo, wie, jak bardzo to, co widział na własne oczy, obrosło plotką,
legendą, powiększającą albo pomniejszającą wieścią. “To było wcale nie tak!” – chciałby zawołać, ale nie
zawoła, bo widzieliby tylko poruszające się usta, nie słysząc głosu.
Czesław Miłosz
Jestem z mamą w jakimś dziwnym miejscu. Boję się.
Tulę się do jej ciepłego, pachnącego swojsko ciała szukając
schronienia. Jestem głodna, węchem szukam rozkosznej
woni maminego mleka, ale nie czuję nic podobnego,
wyławiam tylko jakieś inne nieznane zapachy i słyszę
straszny harmider: Jakieś krzyki, świsty, dźwięki
niepodobne do żadnych, jakie znam. Niesamowite i
straszne. Otwieram oczy, ale nic prócz kirowej ciemności
nie widzę. Z nieopisanym lękiem wpatruję się w tę wrogą i
niezbadaną ciemność, ale mój wzrok nie może przebić się
przez czerń, nie odbiera żadnych obrazów. Ani twarzy
mamy, ani zbitych w gromadkę osób. Słyszę tylko ich
urywane oddechy.
A więc są tu, ale ciemności nie pozwalają mi widzieć
nikogo. Chcę powiedzić mamie, żebyśmy uciekały z tego
mrocznego lochu, lecz nie mogę wydobyć głosu. Czuję
ogarniającą mnie panikę. Próbuję wydostać się stamtąd za
wszelką cenę, bo wiem, że zaraz zdarzy się coś strasznego,
ale moje nogi są skrępowane… Naraz z tej otchłani mroku
wyłaniają się błyszczące ślepia. Są czerwone, zachłanne,
krwiożercze…
Zbliżają się, już nawet widać poruszający się, węszący,
szary pysk. Właściciel tych oczu i tego pyska jest wstrętny,
a jeszcze wstrętniejszy jest jego długi, łysy ogon!
Obrzydliwy zwierz jest tuż, tuż. Czuję jego odrażający
zapach. Za chwilę rzuci się na mnie. Nieeeee! Próbuję
krzyczeć, w ostatniej chwili zasłaniam się trzymanym w
rączce pędzelkiem, ale szczur wydziera mi go i zaciska na
nim zęby! Na czerwonym pędzelku! Moim pędzelku!
Nieeeeeeeeee! Ogromne przerażenie wreszcie znajduje ulgę
w wyzwalającym krzyku. Krzyk trwa i trwa…
***
Znowu miałam ten straszny sen. Ten sam co zawsze.
Prześladuje mnie co jakiś czas odkąd sięgam pamięcią.
Gdziekolwiek jestem, nie ważne w jakim mieście, kraju,
czy kontynencie. Czy śpię sama, czy z kimś. Kiedy byłam
dzieckiem i spałam sama w pokoju z koszmaru sennego
budził mnie mój własny krzyk i obezwładniający strach.
Krzyk, nieustający jeszcze kilka chwil po przebudzeniu
ogarniał całą moją istotę, był moim lękiem, moją wolą,
moim wyzwoleniem…
Leżałam potem długo jak sparaliżowana nie mogąc
poruszyć ani ręką, ani nogą, ani wykonać żadnego ruchu.
Oczy rozwarte przerażeniem próbowały przebić ciemność
nocy i uwolnić się od lęku. Bez skutku. Dopiero kiedy
przezwyciężając strach sięgałam do kontaktu lampki nocnej
i w jej świetle widziałam wyłaniające się z ciemności znane
sprzęty, nocne zmory opuszczały pokój. Póżniej te sny
zburzyły niejeden mój związek. Bo czyż można dziwić się
mężczyznie, że nie ma ochoty wiązać się z kobietą, która
wrzeszczy po nocach jak opętana i trzeba ją budzić, a
potem długo tulić spoconą i trzęsącą się ze strachu, aby się
uspokoiła? Fakt, że w większości przypadków te
zakończone z powodu nocnych koszmarów romanse nie
rokowały żadnych nadziei na przyszłość, ale przynajmniej
pozwalały pokonać strach przed samotnymi nocami. Bo
koszmary były gorsze w samotne noce i wolałam mieć
kogoś, kto by je przerwał, aniżeli śnić do końca i umierać z
trwogi.
Może dlatego przeżyłam tyle rozczarowań?
- Dlaczego męczą mnie jakieś straszne majaki dla których
nie ma wytłumaczenia? – zastanawiałam się.
- Czy naprawdę nie ma? - A te rozmowy dorosłych, które
podsłuchiwałaś bo nie były dozwolone dla twoich
sześcioletnich uszu? Dlaczego tak cię ciekawiło kiedy
mama opowiadała tamtą historię? – roztrząsałam.
Dowiedziałam się później, że tym małym dzieckiem z
opowiadania mamy byłam ja. A czerwony pędzelek do
golenia z bobrowego włosia nie był wymysłem wyobraźni
bo odkąd pamiętam stał w szafce za szkłem. Taki sam jak
we śnie. A więc czy napewno znałam tę historię tylko z
opowiadań? A może zapamiętałam ją, lecz podświadomość
głęboko ukryła przeżyty koszmar w zakamarkach mózgu, by
później sprowokowany opowiadaniami wypełzał, aby mnie
prześladować?
- Wydaje mi się, że ona czuła to samo co ja. Musiał się jej
udzielić mój ogromny strach i niepewność. Tak mocno ją
do siebie przyciskałam, tak bałam się o nią! Modliłam się,
aby jeśli mamy zginąć, zginęły razem od kuli, a nie
zjedzone przez głodne szczury! Musiało biedactwo to czuć!
– mówiła mama.
- Brednie: sześciomiesięczne maleństwo nie może jeszcze
nic pamiętać! – mówiły ciocie i kuzynki.
Kto miał rację? Chciałoby się zacytować słowa naszego
wieszcza: “Czucie i wiara więcej mówią do mnie, niż
mędrca szkiełko i oko”. Czyż wiemy bowiem co półroczne
dziecko jest w stanie z tego co widzi przyjąć do
wiadomości i zapamiętać? Na ile opowiadającym dzieciom
można wierzyć, że mówią nam o osobistych przeżyciach, a
nie fantazjują na temat rzekomych wydarzeń z przeszłości i
własnego w nich udziału? Czy konfabulują? Można jedynie
dywagować, bo przecież nie znamy jeszcze dokładnie
ludzkiej podświadomości. Tej cechy umysłu, która nie
poddaje się kontroli świadomości, istniejącej jakby
mimowolnie, instynktownie i o której nie wiemy w jakim
momencie zaczyna działać. Kiedy świadomie zdajemy
sobie sprawę ze swoich przeżyć, możemy odzwierciedlać
obiektywną
rzeczywistość,
wtedy
podświadomość
“usypia”. Ale budzi się jak tylko ma okazję, najczęściej w
snach. Albo daje znać o sobie fobiami.
A więc moje fobie skądś się wzięły! Nie mogły być li
tylko echem rozmów! Mogły za to być obłędnym,
panicznym lękiem osób schronionych w ciemnej, wilgotnej
piwnicy skumulowanym w rozwijającym się umyśle
dziecka i zakorzenionym w nim tak mocno, że nawet po
latach daje o sobie znać w przerażających snach. Snach
przypominających, że moje zapoczątkowane szczęśliwie
dzieciństwo omal natychmiast nie skończyło się tragicznie.
W tych snach zawsze ujawniają się dręczące mnie fobie.
Ciemność, w której nie mogę rozróżnić twarzy,
przedmiotów ani rzeczy wywołuje u mnie “siódme poty”
połączone z drżeniem serca i obezwładniającym
przerażeniem. A widok szczurów na rycinie, ekranie
telewizora, a nie daj Boże w rzeczywistości wprawia mnie
w ogromny, aż do bólu strach i obrzydzenie.
Najgorsze koszmary, z których budzę się krzycząc cała
zlana potem dotyczą tych zwierząt napadających mnie w
ciemnościach! Brrr… Kiedy czytałam “Malowanego ptaka”
Kosińskiego i dotarłam do wiadomej sceny rozgrywającej
się w stodole oczywiście nie doczytałam do końca, bo
dostałam mdłości. Na zasadzie podobieństwa unikam
wiewiórek, bo patrząc na szare lub czarne widzę je z
ogolonymi ogonami. I tak było od najmłodszuych lat. Nie
mogę zrozumieć osób, które hodują gryzonie: te mniejsze, te
większe, a nawet te bez ogonów. Dla mnie one kojarzą się z
jednym. Kiedyś doznałam szoku łącznie z utratą głosu i
duszeniem się, kiedy synek znajomej przyniósł mi klatkę z
jednym takim nerwowym osobnikiem, próbującym
przedostać się przez kraty.
Moje sny oscylujące wokół tych tematów są nieziemsko
twórcze. Wymykają się spod kontroli i tworzą obrazy jak z
literatuty science fiction. Zawsze jednak straszą tym samym
na różne sposoby. Chociażby takie: Na wskutek różnych
prób genetycznych świat owadów i zwierząt zaczął osiągać
niespotykane rozmiary. Tylko rośliny i ludzie pozostali
normalni.
Po niebie krążyły ważki wielkości helikopterów, ptaki
były jak samoloty, a wielkie jak samochody gąsiennice
pięły się po drzewach, które padały pod ich ciężarem.
Natomiast mrówki, ach te odbijały sobie na nas ludziach za
wszystkie krzywdy jakie im wyrządzamy! Szły zwartym
szeregiem jak czołgi i taranowały co spotkały na swojej
drodze od czasu do czasu fundując sobie rozrywkę w
postaci unoszenia czułkami wielkimi jak ramiona dźwigu
oszalałych przedstawicieli naszego gatunku. Długie jak
rzeki węże nie robiły sobie ceregieli z połykaniem nas na
surowo. O tym co robiły z nami ogromne jak helikoptery
muchy, albo jeszcze straszniejsze pająki, wolę przemilczeć.
Ale to wszystko było niczym w porównaniu z pożerającymi
wszystko hordami opasłych wielkich jak słonie szczurów!
Od dawna z moich nocnych koszmarów budzi mnie
jeden i ten sam mężczyzna. To on uzmysłowił mi skąd się
biorą moje fobie i nocne lęki. Pomógł mi wyrzucić cały ten
balast z siebie słuchając mojego opowiadania o zdarzeniu,
które stało się ich kanwą.
Długo trwało, zanim moja podświadomość zrozumiała, że
jestem bezpieczna, że tamten czas minął bardzo dawno i
bezpowrotnie, że nie powtórzy się nigdy.
***
Okupacja niemiecka na ziemiach polskich w czasie II
wojny światowej jest tematycznym “worem bez dna”.
Każda osoba, której udało się przeżyć wojnę, znalazłaby
godny opowiedzenia, czy opisania epizod. Powojenne lata
nasycone były opowieściami o przeżyciach tych, którzy
przeżyli. Ja znam ten okres “pogardy” z wielu źródeł: z
książek, filmów, audycji radiowych, rozmów w gronie
rodzinnym. Chociaż byłam i ja naocznym świadkiem
pewnego zdarzenia, (jeśli można nazwać świadkiem
sześciomiesięczne dziecko, jakim wówczas byłam), które
mocno utkwiło we mnie i stało się przyczyną moich lęków.
Dziś do końca nie jestewm pewna, ile w nim jest moich
własnych przeżyć, a ile jest wynikiem zasłyszanych
opowieści. Trudno mi jest oddzielić w pamięci to, co
widziałam, od tego co usłyszałam w krążących w rodzinie,
często powtarzanych wspomnieniach tamtych dni, a przede
wszystkim od sugestywnych opowiadań mamy. Być może
one spowodowały, że z czasem wyrobiłam sobie
świadomość uczestniczenia w tym piekle.
***
Od dziesięciu dni, odkąd oddziały AK utworzyły
Rzeczpospolitą Partyzancką spokojne, ciche miasteczko w
dolinie rzeki Nidzicy przeżywało euforię wolności, ale w
rzeczywistości czaił się tu strach i groza. Większość
nielicznych pozostałych w mieście to byli ludzie starsi,
kobiety i dzieci. Młodzi i w sile wieku mężczyźni działali
przeważnie w Armii Krajowej lub Batalionach Chłopskich
Rzeczpospolitej Pińczowskiej, na terenie której powstała
wyżej wspomniana RP. Wszyscy czuli, że okupanci, zanim
wycofają się z tych okolic pomszczą śmierć swoich, którzy
zginęli od partyzanckich kul. Przezorniejsi uciekali
wcześniej do pobliskich wiosek. Partyzanci zaś szykowali
się do ostatecznej potyczki.
Najbardziej tragicznym epizodem w tych stronach była
bitwa rozegrana między partyzantami a hitlerowcami w dniu
5 sierpnia 1944 roku o nasz prastary gród pięknie położony
w kotlinie rzeki Nidzicy, w tzw. Niecce Nidziańskiej
otoczony wzgórzami i pogórkami.
Obok pięknego, z XII wieku kościoła, dawnej kolegiaty,
stał dom, w stylu dworków szlacheckich pobudowany, w
którym przyszłam na świat. W tym dużym domu,
otoczonym ogrodem z kawałkiem sadu moja mama została
ze mną, starą ciotką i służącą. Tato parę dni wcześniej
zmobilizowany był w swoim oddziale. W obejściu kręcili
się mieszkający w oficynach robotnicy rolni sprowadzeni z
Podkarpacia do żniw.
Bo i czas był ku temu. W pamiętną sobotę 5 sierpnia
miasteczko pogrążone było we śnie po pracowitym dniu. Po
krótkiej letniej nocy zapowiadał się upalny dzień, ale
wczesny świt był jeszcze chłodny i rzeźki. Zaczynało się już
przejaśniać. Nad wydzielającymi odurzającą woń pobliskimi
łąkami unosiły się srebrzyste mgły i powoli osiadały w
postaci rosy na trawie. Lekki wiatr kołysał koronami
wielkich kasztanowców rosnących wokół kościoła. Za nimi
na polach złociły się kłosami łany pszenicy, srebrzyło żyto,
a gdzieniegdzie stały zgrabne kopki ustawione ze snopków
zbóż.
Miasteczko powoli budziło się ze snu. Wypędzano
krowy z zagród, zaprzęgano konie, aby dowieźć wory ziarna
do młyna, a rytmiczne uderzenia cepów o klepisko
świadczyły o młocce. Typowe odgłosy wczesnego poranka.
Mamusia wstała wcześnie, aby przygotować śniadanie
udającym się do koszenia Góralom. Jeden z nich wdrapał się
na dach, aby zmienić zmurszałe gonty na nowe, specjalnie
wyciosane z drzew rosnących w tatrzańskich lasach.
Ogarnął wzrokiem okolicę. Widok z dachu miał piękny, bo
dom stał na wzgórzu. Chwilę kontemplował piękno
przyrody, ogarniał rozległą przestrzeń łąk ciągnących się po
horyzont.
Wtem usłyszał zbliżający się złowrogi pomruk.
Skierował wzrok w jego kierunku. Niebo wibrowało, jakby
drżała ogromna szyba, na tle której uwagę przykuwał
dziwny, jaśniejący w dali kształt. Kształt przybliżał się
iskrząc w słońcu jakby od zachodu płynęła złota rzeka.
Zdumiony zatoczył wzrokiem półkole i znowu zobaczył
podobne zjawisko. Wpatrywał się wytężając wzrok, aż
wreszcie zrozumiał, że to hełmy i karabiny lśniły w słońcu i
że to co uznał za rzekę jest kolumną samochodów
wojskowych w rynsztunku bojowym.
Z nieba dolatywał coraz mocniej przeciągły huk.
Zrozumiał czego jest zwiastunem. Zbiegł z dachu i
przekazał zgrozą przejmującą wieść: pacyfikacja! Mama
kazała mu zawiadomić najbliższych sąsiadów. Kiedy
zebrała się grupka ludzi, zdecydowali, że nie ma czasu na
ucieczkę, bo kordon Niemców opasał już miasteczko, że
jedynym ratunkiem będzie kryjówka w piwnicy. Piwnica
była murowana, głęboka, schodziło się do niej po schodach.
Ciemno w niej było jak w lochu. Mamusia obudziła starą
ciocię, zawołała służącą, zawinęła mnie w becik i czym
prędzej pobiegły do piwnicy. Był najwyższy czas, bo już
było słychać pojedyncze strzały, a zaraz po nich jak na
komendę zaterkotały karabiny maszynowe, a świst kul
“zgrał się” w przerażającą muzykę z wybuchami granatów.
W piwnicy już siedziała spora grupka strwożonych ludzi.
Tymczasem odgłosy walki poderwały na równe nogi całą
ludność miasteczka i wywołały popłoch. Ludzie masowo
uciekali przez podwórka i ogrody szukając bezpiecznych
miejsc. Ale tych już nie było. Więc kryli się w piwnicach, w
zagonach warzyw, na drzewach. Niektórzy zdołali
przedostać się na cmentarz i przycupnęli między grobami.
Na obrzeżach miasteczka legły już pierwsze trupy
uciekających, którzy nie zdąrzyli ani się ukryć, ani uciec do
pobliskich zagajników.
Rozochoceni łatwym łupem SS-mani rozpoczęli jatkę.
Szli zostawiając za sobą śmierć i pożogę. W jednym z
domów dziewczynki schowały się pod łóżko. Leżały z
zapartym tchem, słyszały jak z kryjówki żandarmi
wyciągnęli ojca i matkę i zabili ich strzałami w głowę.
Konający małżonkowie padli na łóżko. Długo jeszcze
sparaliżowane strachem dziewczynki widziały, jak kapała
krew ich rodziców na podłogę obok nich.
Wokół
gestapowcy
mordowali
całe
rodziny.
Masakrowali kobiety z dziećmi na rękach, starców. Jakby
im było mało bestialsko bijąc spędzili znalezionych w
domach otępiałych z przerażenia ludzi na rynek. Tam kazali
im klęczeć i zaczęli dziesiątkowanie. Wokół płonęły
budynki, bydło bez celu biegało ulicami, psy wyły. Na
pogodnym niebie pojawiły się samoloty. Ich złowrogi gwizd
i potworny hałas zagłuszał krzyki rozpaczy mordowanych.
Zaczęło się piekło. Kilka godzin zmieniło radosny
poranek w południowy czas apokalipsy. Niebo zasnuły
dymy pożarów, a pachnące ziołami, skoszonymi zbożami i
trawą powietrze wypełnił nieprzyjemny, duszący swąd
spalenizny.
Sielskie oblicze miasteczka poszło z dymem,
przedstawiając makabryczny widok. Kościelnemu udało się
dostać do dzwonnicy i z desperacją bił w dzwony. Ich
spiżowe tony grały larum i mieszały się z płaczem i
lamentami rannych. Któryś z napastników celnym strzałem
położył kościelnego. Dźwięki dzwonu powoli milkły.
Hitlerowcy zadawali ból, siali śmierć i wzniecali pożary
czując się bezkarni. Wiedzieli, że wybiją wszystkich. Bo
chociaż partyzanci próbowali się bohatersko bronić, byli źle
uzbrojeni i nie mogli równać się z przeważającą siłą wroga.
Niemcy szli na pewniaka wykonując zemstę za partyzanckie
bojówki. Celnie ostrzeliwali namierzone wcześniej miejsca
posterunków partyzanckich oraz ich zamaskowane
kryjówki.
Niebawem nie mieli już przeciwnika. Ulice zasłały
zmasakrowane trupy partyzantów. Niektóre zwłoki w
zastygłych pozach przedstawiały straszny widok
przedśmiertelnych konwulsji. Zaś śmiertelnie ranni błagali o
ostatnią kulę. Na rynku działy się dantejskie sceny.
Czekających na śmierć oprawcy bili i torturowali. Szaleli,
jakby ogień i śmiercionośna muzyka bomb i granatów
dodawały im pomysłów na bestialstwo.
Idący szeroką kolumną hitlerowcy zostawiali za sobą
rannych, zabitych, i zgliszcza. Miasteczko przedstawiało
straszny widok.
W naszej piwnicy panowała mroczna ciemność.
Stłoczeni ludzie słyszeli coraz głośniejsze wybuchy bomb,
odgłosy strzałów. To znak, że oprawcy byli coraz bliżej.
Przez szpary wdzierał sie dym, drapał w gardle i dusił, ale
bali się kaszleć, modlili się tylko o szybką śmierć.
Do piwnicy sobie znanymi drogami przedostały się
szczury i niespokojne węszyły pożywienie. Mama widziała
je; drżała z obrzydzenia i płakała ze strachu kiedy
przemykały pomiędzy skulonymi ludźmi. Jeszcze nie
atakowały, ale już popiskiwały oczekując w ogarniającej je
euforii na pierwsze ofiary. Jak długo miało trwać ich bierne
czekanie na trupy? Czy wcześniej nie rzucą się na żyjących?
Ogromne napięcie udzielało się i mnie, zaczęłam płakać.
Mama próbowała mnie uspokoić, ale bez skutku. Płakałam
żałośnie, a do mnie dołączali inni.
W pewnym momencie ktoś zaczął walić w drzwi
piwnicy i krzyczyć po niemiecku: “otwierać, bo inaczej
poczestuję was granatem!” Ludzi ogarnęła panika. Moja
mama trzymała mnie w beciku przyciskając mocno do
piersi. Na zewnątrz krzyki były coraz bardziej niecierpliwe.
Mama podjęła decyzję: wyrwała się ze ściśniętej ludzkiej
gromadki z zamiarem wyjścia. Jeden z mężczyzn chwycił ją
za nogę błagając: “niech pani nie wychodzi, zabiją nas
wszystkich”. - Jak nie wyjdę tym bardziej skończą z nami! –
odpowiedziała. Wolała zginąć na zewnątrz, niż w tej
piwnicy, która zdawała się już być zbiorowym grobem.
Wyrwała się z mocnego uchwytu i wyszła po schodkach,
odsunęła rygiel.
W otwartych drzwiach zobaczyła spoconą twarz Niemca,
na którego czapce i na pierścieniu palca trzymającego
cyngiel wymierzonego w nią karabinu były przejmujące
grozą symbole SS: dwa skrzyżowane piszczele na trupiej
czaszce. Za nim było ich jeszcze kilku.
Mamie zakręciło się w głowie ze strachu i od
zachłyśnięcia się powietrzem przesyconym spalenizną.
Zobaczyła czarne chmury dymu wzbijające się w niebo,
łuny pożarów. Ogień był wszędzie wzmagając sierpniowy
upał. Iskry z palących się domów unoszone z wiatrem
zataczały świetliste kręgi. Za koronami drzew rosnących w
sadzie widziała kominy zburzonych domów, jeszcze w
kłębach pyłów z walących się murów. Dach stodoły stał w
płomieniach.
Niemiec rozkazał mamie otworzyć dom i zrobić coś do
jedzenia. Nie rozstając się ze mną weszła do kuchni. Cały
czas czuła zimną lufę karabinu uwierającą ją przez
jedwabną bluzkę w plecy.
Przez cały czas przygotowywania posiłku SS-man
trzymał broń w pogotowiu. Mama podała im kromki chleba
z masłem, rozlała herbatę. Jedli szybko mówiąc coś do
siebie. Po posiłku ten, który pilotował mamę pierwszy wstał
od stołu, podszedł do niej, a ja wyciągnęłam do niego rączki
i pokazałam w uśmiechu bezzębne dziąsła. Niemiec dał
znak pozostałym, że czas na odpoczynek zakończony, więc
wyszli, a on palcem połaskotał mnie w policzek i…
uśmiechnął się do mnie!
Mamusia oczom nie mogła uwierzyć. Myślała, że ma
przywidzenia. A kiedy Niemiec zwrócił się do niej mówiąc:
“Mamy rozkaz zrównać z ziemią tę mieścinę - i spojrzawszy
na nas dodał: Życzę wam, żebyście przetrwali, tutaj zaraz
będzie piekło” - nie mogła uwierzyć w to ostatnie co
usłyszała: bo czyż można przetrwać piekło?
Powiedziawszy to SS-man schował parabellum do
kabury zawieszaonej na pasie i sięgnął do kieszeni
munduru, skąd wyciągnął… czerwony pędzelek do golenia.
Podał go znieruchomiałej jeszcze ze strachu mamie i
powiedział, że to dla mnie na pamiątkę. Mama nie mogła
zrobić kroku, stała jak wryta w ziemię z pędzelkiem w ręku
patrząc za odchodzącym…
Długo u nas w domu był przechowywany tamten
czerwony pędzelek z bobrowego włosia, który wraz z
życiem podarował mi niemiecki oficer w zamian za
uśmiech.
Agnieszka Buda - Rodriguez nauczycielka, dziennikarka,
tłumaczka. Studiowała Filologię Polską w Kielcach. Po roku
pracy wyjechała z mężem Kubańczykiem na Kubę. Zamieszkała w
Hawanie, gdzie studiowała nauki humanistyczne i literaturę
hiszpańską. Pracowała jako tłumacz techniczny polsko-hiszpański
w Ministerstwie Przemysłu Cukrowniczego w Hawanie.
Wykładała język polski i historię literatury w Szkole Polskiej w
Hawanie. Po wyjeździe z Kuby osiedliła się w Toronto, gdzie
rozpoczęła pracę dziennikarską. W 2003 roku wydała w Toronto
książkę będącą zbiorem wspomnień z lat spędzonych na Kubie:
„Kuba. Daleka piękna wyspa.” Laureatka konkursów literackich.
„Czerwony Pędzelek” jest to wspomnienie Agnieszki o
sierpniowych wypadkach w Skalbmierzu, który należał w
1944 roku do Republiki Pinczowskiej, utworzonej przez
żołnierzy Armii Krajowej.
OD REDAKCJI WP: Jagusiu, dziękujemy Ci za
poruszający tekst związany z II wś. Czekamy na następne
opowiadania!
BOGDAN KRUTOWICZ - ŻOŁNIERZ WYKLĘTY
jeden z tych, którzy chcieli bój do końca toczyć
tekst: Andrzej Tlaga
Otrzymaliśmy bardzo wartościowy przekaz dotyczący losów żołnierza Armii Krajowej Bogdana Krutowicza,
kuzyna Andrzeja Tlagi.
Bogdan Krutowicz urodzony w dniu 28 maja 1928 roku w
Warszawie, należał od dwunastego roku życia do Armii
Krajowej. W wieku czternastu lat w roku 1942 wzywany był
na przesłuchanie przez Gestapo na ulicę Szucha w Warszawie.
Po zakończeniu wojny i wkroczeniu Rosjan do Polski ujawnił
się.
Natychmiast został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa i
bez sądu został wysłany na Sybir. Jeszcze na terenie Polski
uciekł z pociągu w roku 1945, a nie mając możliwości
legalnego życia, dołączył do Armii Krajowej oddziału
„Podkowa”.
Ponownie aresztowany w obławie leśnej, został skazany na
karę śmierci za:
WALKĘ Z WŁADZĄ LUDOWĄ I USIŁOWANIE
OBALENIA RZĄDU PRZEMOCĄ”.
Prezydent Bolesław Bierut zamienił ten wyrok na dożywotnie
więzienie. Władze więzienne nie powiadomiły skazanego o
zmianie wyroku i w więzieniu we Wronkach koło Poznania
torturowali go psychicznie. Wielokrotnie zabierali więźnia na
wykonanie wyroku i dopiero w celi śmierci przy sprawdzeniu
tożsamości stwierdzali pomyłkę.
Trwało to jakiś czas, jednak później został poinformowany o
zmianie wyroku, a zastępca komendanta więzienia
zaproponował mu współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa, w
zamian za wcześniejsze zwolnienie z więzienia po roku czy
dwóch latach. Bogdan Krutowicz nie wahał się ani chwili.
Wybrał jedyną słuszną opcję: nieskazitelności wobec
Ojczyzny. Odrzucił nikczemną propozycję! Przebywał w
więzieniu do roku 1956. Na pożegnanie otrzymał pouczenie, że
ma uważać, bo może tu szybko wrócić.
Zmarł w Warszawie w wieku 84 lat w 2012 roku.
Zygmunt J. Dąbek
PODRÓŻ DO HRUSZÓWKI
Przebywając na Polskich Kresach odnosi się wrażenie,
jakbyśmy odbywali podróż do szczęśliwych miejsc
minionej bezpowrotnie naszej młodości, czasu beztroski,
radości i szczęścia. Podróż ta stanowiła jakby namiastkę
powrotu do utraconego „Raju”.
Odwiedzenie Hruszówki planowałem już wiele lat
temu, ale dopiero w tym roku zdarzyła się okazja. Z
Mińska, stolicy Białorusi, w cztery osoby, wyjechaliśmy
samochodem terenowym do byłej posiadłości Rejtanów.
Jadąc najpierw
autostradą w kierunku Grodna,
skręciliśmy po drodze do Rakowa. W okresie
międzywojennym
Raków
był
przygranicznym
miasteczkiem- siedzibą gminy w II Rzeczpospolitej.
Stąd Sergiusz Piasecki wybitny polski pisarz, najpierw
jako oficer polskiego wywiadu, a następnie jako
przemytnik, chodził piechotą do Mińska 35 km w celach
wywiadowczych lub przemytniczych.
Przed wojną to przygraniczne miasteczko tętniło
życiem dając młodym ludziom możliwość zarabiania na
życie przemytem dóbr poszukiwanych w Sowietach. Z
tamtych czasów pozostała jeszcze drewniana zabudowa,
typowa polska architektura, oraz okazały, ale bardzo
biednie wyglądający kościół katolicki, który przez 45 lat
był zamieniony na warsztaty naprawcze ciężkich
pojazdów mechanicznych.
Następnie przez Iwieniec, objeżdżając Stołpce i
Nieśwież ze wspaniałą rezydencją Radziwiłłów,
dojechaliśmy do Lachowicz. Stamtąd udając się do byłej
posiadłości Rejtanów, kierowaliśmy się bardziej intuicją i
wyczuciem, albowiem nie było żadnej informacji jak tam
dojechać. Gdy dotarliśmy do wsi Koniuchy, miejscowi
ludzie wskazali nam dalszą drogę. Następna wieś to
Nacza, skąd było już widać duże zarośla wokół dworu.
Jak nam powiedziano, była to posiadłość ostatniego
polskiego pana. Jadąc bardzo wolno zobaczyliśmy
zdziczały i zarośnięty duży ogród, który dalej przechodził
w opuszczony i zaniedbany ogromny sad z jabłoniami,
gruszami i śliwami. Z dawnego ogrodzenia zachowały się
jedynie betonowe słupy.
Długą aleją obrośniętą figowcami dojechaliśmy do
samego dworu. Ogarnęło nas ogromne wzruszenie. Oto
znaleźliśmy się na terenie dworskim, miejscu związanym
z życiem i śmiercią wielkiego polskiego patrioty
Tadeusza Rejtana, który wbrew wszystkim do końca
sprzeciwiał się rozbiorom Polski.
Budynki, które oglądaliśmy zostały wzniesione w XVII i
XVIII wieku. To co pozostało z kwitnącej posiadłości
Rejtanów, to okazały zniszczony drewniany dwór, pokryty
zardzewiałą blachą, z oknami i drzwiami zabitymi deskami.
W bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się tzw.
„Murowanka”, ceglany dość solidny budynek, z małymi
otworami okiennymi i załamanym dachem, na którym
wyrastają już młode brzozy.
W pewnym oddaleniu znajdują się: stodoła, stajnie i
obory, które są wykorzystywane przez lokalny kołchoz do
celów gospodarczych. W pobliżu stawów i rzeczki widać
czerwone, pozbawione dachów budynki spichlerzy. W
stawach przez rybaków łowione są ryby. Celem naszej
wyprawy była „Murowanka”. To właśnie w tym domu
Tadeusz Rejtan spędził swoje ostatnie pięć lat życia.
Weszliśmy do środka, gdzie znajduje się jedna izba z
resztkami pieca, z sienią i spiżarką. Pomimo dużej
dziury w dachu, na łukowym sklepieniu nie widać
zacieków. Solidna budowa.
Wysoko w murze pozostały zakratowane otwory po
trzech małych okienkach. Przetrzymywany był tu
Tadeusz Rejtan pod strażą żyjąc w zupełnej samotności
jako więzień. Zmarł 8 sierpnia 1780 roku, w wieku 38 lat.
Został pochowany w murowanym cegłą grobie w miejscu
określanym potocznie "Pod Grabem" w pobliżu dworu.
W 1930 r. polscy naukowcy potwierdzili autentyczność
miejsca pochówku i ciało Tadeusza Rejtana zostało
przeniesione do rodzinnej kaplicy. W dworskim parku
postawiono popiersie narodowemu bohaterowi.
Po wkroczeniu Armii Czerwonej w dniu 17 września
1939 r. trumna z jego zwłokami została zbezczeszczona,
a ciało zniknęło. Dopiero po rozpadzie Związku
Sowieckiego odsłonięto tablicę pamiątkową ku czci
Tadeusza Rejtana w 1994r., ufundowaną przez Radę
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
Zdjęcie wykonane w sierpniu 2013. W kontemplacyjnej zadumie
na tle „Murowanki” zrujnowanego zespołu dworskiego rodziny
Rejtanów. Na zdjęciu w środku dr Elżbieta Dąbek i po prawej
autor artykułu Zygmunt Dąbek.
Dworska posiadłość pozostała w rekach rodziny
Rejtanów do 17 września 1939 r. Henryk Grabowski,
ostatni szlachcic na Hruszówce, był nie tylko
ziemianinem, ale również politykiem. Jako poseł do
Sejmu
wyraził
publicznie
protest
przeciwko
ratyfikowaniu traktatu ryskiego przez Polskę z dnia 14
kwietnia 1921 r., na mocy którego setki tysięcy (a nawet
milion) Polaków zostało
pozostawianych na pastwę
władzy sowieckiej.
Rejtanowie mieli w swoim majątku stadninę koni,
browar, zbudowali stację kolejową na trasie Wilno-Lwów,
aby przewozić drewno. Prowadzili także przytułek dla
inwalidów wojennych różnych narodowości. Dla potrzeb
domowych i gospodarczych wybudowali
magazyn
chłodzony lodem. Charytatywnie wspierali kształcenie
utalentowanych dzieci z Hruszówki.
Już pierwszego dnia sowieckiej agresji na Polskę 17
września 1939 r., czołg rosyjski wjechał na teren
posiadłości Henryka Grabowskiego i tego dnia został on
zamordowany, a żonę wywieziono na Sybir, gdzie zmarła.
Na koniec naszego pobytu przy Murowance wspólnie
pomodliliśmy się za duszę ś.p. Tadeusza Rejtana. To
wyjątkowe i jakże drogie każdemu Polakowi miejsce jest
mało znane i prawie zapomniane.
Z rodziny Rejtanów, z linii z Hruszówki, już nikt nie
żyje.
W spokoju i zadumie wracając do Mińska dzieliliśmy się naszymi przeżyciami, nawiązując do słynnego obrazu Jana
Matejki „Upadek Polski”.
Obraz Jana Matejki
„Upadek Polski”
(namalowany w 1866 r.),
przedstawia alegorycznorealistyczną scenę z obrad
sejmu rozbiorowego,
która rozegrała się w dniu
21 kwietnia, 1773 roku.
W 1772 r. Rosja, Prusy i Austria dokonały I rozbioru
Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Rosja chcąc jeszcze
bardziej upokorzyć Polskę, żądała sejmowego
zatwierdzenia tej grabieży. Wielki Artysta Jan Matejko
ukazał rozpaczliwy protest posła ziemi nowogrodzkiej
Tadeusza Rejtana.
Między kwietniem 1773 r. a marcem 1775 r. Tadeusz
Rejtan mieszkał w Warszawie. Jest on najważniejszą
postacią obrazu, wyraziście odcinającą się od pozostałych,
jakże biernie zachowujących się posłów. Na sali panuje
nieporządek, który wskazuje na gwałtowny przebieg
historycznych wydarzeń.
W środkowej części obrazu widać przewrócony fotel,
pokruszone drzwi, podarte kotary, rozbite szkło ze
zniszczonych kinkietów oraz porozrzucane po podłodze
różne papiery. Leżący na podłodze w dramatycznym,
pełnym rozpaczy geście Tadeusz Rejtan rozdziera szaty
na własnych piersiach. Swoim ciałem chce zablokować
drzwi i zagrodzić posłom przejście do sali senatu, gdzie
mają podpisać zatwierdzenie rozbioru Polski.
Leżąc na podłodze, chrapliwym głosem rozpaczliwie
woła; „Zdepczcie to ciało, które za was chce się
nastawić i ofiarować. Zabijcie mnie, zdepczcie, ale nie
zabijajcie Ojczyzny”. Za plecami Rejtana przez
uchylone drzwi, widać sylwetki rosyjskich żołnierzy.
Drugą kluczową postacią jest zdrajca i agent rosyjski,
marszałek sejmu rozbiorowego Adam Poniński (17321798), który będąc zaprzedanym agentem Katarzyny II
pobierał dożywotnią pensję, płaconą przez rosyjskich
ambasadorów, w wysokości 2400 złotych dukatów
rocznie. Posępny i podpierający się laską, wskazującym
palcem lewej reki, w brutalnym geście nakazuje
Rejtanowi wynieść się z sali, a uzbrojonym rosyjskim
sołdatom rozkazuje usunąć go.
W centrum obrazu, znajdują sie zdrajcy narodu
Polskiego i przywódcy targowicy: Stanisław Szczęsny
Potocki ze spuszczonymi oczami i Franciszek Ksawery
Branicki.
Potocki jeden z najpotężniejszych magnatów wygląda
na zrezygnowanego. Jego osoba symbolizuje grupę
zaprzańców,
która
poprzez
swój
egoizm
i
krótkowzroczność, doprowadziła do upadku wielkie i
wspaniałe państwo Polskie.
Zaś stary Branicki zasłaniając twarz rękami nasuwa
skojarzenie ze ślepcem. Bowiem do ślepców należeli ci,
którzy swoją polityką doprowadzili do upadku i
rozbiorów Polski. Przekupieni i posłuszni posłowie
bezwolnie kierują się w stronę sali senatu, by swoimi
podpisami zatwierdzić haniebny rozbiór Polski. Wszyscy
okazali się późniejszymi przeciwnikami Konstytucji 3
maja.
W części górnej obrazu, widać rosyjskiego
ambasadora Mikołaja Repnina, dumnie patrzącego z loży
na Rejtana. Duży portret carycy Katarzyny II, zawieszony
na ścianie,
jednoznacznie wskazuje na
związki
targowiczan z Rosją. Caryca
z ironiczną powagą
spogląda na upadek Polski.
O zdradzie przypomina
sakiewka z pieniędzmi leżąca na ziemi.
Pod lożą Repnina widoczna jest drugorzędna w
rozgrywanych wydarzeniach sylwetka króla Stanisława
Augusta Poniatowskiego, który ukradkiem spogląda na
zegarek widoczny na jego ręce.
Na koniec refleksji warto podzielić się informacjami na
temat dalszego życia Ponińskiego. Na zdradzie narodowej
od carycy i króla pruskiego dorobił się wielkiego majątku.
Miał siedem pałaców i dworków w
najbardziej
atrakcyjnych miejscach w Warszawie: przy Krakowskim
Przedmieściu i ul. Miodowej. Miał również rezydencje w
Petersburgu, Wiedniu i Berlinie. Tereny dzisiejszej
dzielnicy Warszawa - Wola należały do niego.
Cały majątek przegrał w karty i roztrwonił w
burdelach. Jak pisze Jarosław Rymkiewicz rozpacz
uczyniła go pijakiem. Po upadku Polski obdarty chodził
po ulicach Warszawy, wstępował do każdej szynkowni i
pił prostą gorzałkę. Z przepicia umarł pod murem w
wieku 66 lat.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na lody w
miejscowym sklepie w Koniuchach. Spotkana tam
przypadkowo
Białorusinka,
pracownica
gminy,
poinformowała nas, że kilka lat temu pewna rodzina z
Polski chciała odkupić posiadłość Rejtanów od kołchozu,
aby ją odrestaurować. Władze miejscowe nie wydały na
to zgody.
Zarobki polityków w Polsce
Zarobki i przywileje polskich polityków zwykłego
obywatela mogą przyprawić o zawrót głowy. Nie należą
do najwyższych w Europie, ale w większości zachodnich
państw nie odbiegają one wiele od średniej pensji.
Kilkanaście tysięcy złotych netto pensji miesięcznie,
darmowe
mieszkanie,
limuzyny,
podróże,
niekontrolowany czas pracy, a nawet... dozwolony alkohol
w pracy to codzienność dla polityka. Jeśli dodać do tego
ochronę zapewnioną przez immunitet, zawód polityka jawi
się jako łakomy kąsek na rynku pracy.
Prezydent najwyższy przedstawiciel Rzeczpospolitej
Polskiej, który stoi na straży bezpieczeństwa i
suwerenności państwa, zarabia około 20 tysięcy złotych
brutto, czyli 14 tysięcy złotych na rękę, stoi na pierwszym
miejscu urzędniczej listy płac. Ma do dyspozycji Pałac
Prezydencki i Belweder oraz kilka rezydencji. Zasadnicze
wynagrodzenie prezydenta wynosi 12 tysięcy 365 złotych
brutto. Otrzymuje on także dodatek funkcyjny w
wysokości 5 tysięcy 299 złotych oraz dodatek za wysługę
lat – w sumie 20 tysięcy 138 złotych brutto. Od
wynagrodzenia prezydenta odprowadzana jest zaliczka na
podatek dochodowy, składki na ubezpieczenie społeczne i
zdrowotne oraz składka na Fundusz Pracy. Głowa państwa
nie musi się martwić o mieszkanie i rachunki, gdyż do
dyspozycji ma swój Pałac, a gości może podejmować w
Belwederze. Ma do dyspozycji Kancelarię Prezydencką,
której budżet sięgał około 200 milionów złotych. To z tych
pieniędzy opłacane są podróże prezydenta i jego doradcy
czy utrzymanie rezydencji w Wiśle i na Helu. Uposażenie
otrzymują także byli prezydenci. Dożywotnio otrzymują 6
tysięcy 183 złotych brutto, czyli 4 tysiące 374 złotych na
rękę. Byłym prezydentom na terytorium Polski
przysługuje również ochrona Biura Ochrony Rządu.
Marszałek Sejmu Nieco mniej zarabia marszałek Sejmu.
Za kierowanie pracami 459 posłów oraz administracją
przy ulicy Wiejskiej dostaje co miesiąc 16.675 tysięcy
złotych brutto miesięcznie i 2500 złotych miesięcznie
poselskiej diety. Wicemarszałkowie niewiele mniej –
14.909 tysięcy złotych. Mają do dyspozycji luksusowe
gabinety, służbowe telefony i służbowe auta z oficerami
Biura Ochrony Rządu lub sejmowymi kierowcami. Jako
posłowie otrzymują zwrot kosztów zakwaterowania w
Warszawie, nie płacą za paliwo, za darmo podróżują
samolotami, komunikacją publiczną i koleją. Dostają też
12 tysięcy złotych miesięcznie na prowadzenie biura.
Marszałek Senatu miesięcznie otrzymuje wynagrodzenie
w wysokości 19,5 tysiąca złotych. Także jeździ
luksusowym autem z oficerami BOR. Nawet podróżując
prywatnie, nie muszą się oni martwić o mandaty - posłów i
senatorów chroni przed nimi immunitet. Kiedy stracą
pracę, będzie na nich czekała trzymiesięczna odprawa,
czyli kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Poseł i senator Na pensję posła składają się uposażenie,
dieta i dodatki za udział w komisji. Jeśli parlamentarzysta
zrezygnował z wcześniejszego zatrudnienia i zawodowo
jest tylko posłem, otrzymuje 9 tys. 892 zł uposażenia.
Do tego dieta, zwolniona od podatku dochodowego i
wynosi 2 tys. 473 zł. Pełniący funkcję przewodniczącego
komisji pobierają dodatek w wysokości 20 procent
uposażenia (1978 zł.). Ich zastępcy otrzymują 1483 zł, a
przewodniczący stałych podkomisji 10 proc. – 989 zł.
Pieniądze
są
uzależnione
od
pracowitości
parlamentarzysty. Poseł, który nie wywiązuje się ze swoich
obowiązków, nie otrzymuje pełnej pensji. Marszałek Sejmu
zarządza obniżenie uposażenia i diety parlamentarnej o 1/30
za każdy dzień nieusprawiedliwionej nieobecności na
posiedzeniu Sejmu lub za niewzięcie w danym dniu udziału
w więcej niż 1/5 głosowań.
Poza uposażeniem posłowie otrzymują co miesiąc prawie 10
tysięcy złotych na utrzymanie biura poselskiego. Za te
pieniądze opłacają m.in. koszty podróży służbowych i
rachunków
telefonicznych.
Oprócz
pieniędzy
parlamentarzyście przysługuje wiele przywilejów. Za darmo
może podróżować publiczną komunikacją, nie płacą też za
bilety lotnicze krajowych linii. W razie zakończenia kadencji
otrzymują odprawę w wysokości trzech uposażeń. Nie
przysługuje ona, jeżeli poseł lub senator zostanie wybrany na
następną kadencję.
Premier miesięcznie dostaje około 20 tysięcy złotych
brutto, na co składa się pensja i dieta poselska oraz
wynagrodzenie za sprawowanie funkcji szefa rządu.
Premier korzysta też z bardzo wielu przywilejów. Na
przykład dowolnie może korzystać z licznych rządowych
posiadłości, na przykład w Bułgarii. Przysługuje mu
całodobowa ochrona Biura Ochrony Rządu, samolot i
darmowe mieszkanie w Warszawie.
Ministrowie zarabiają miesięcznie od około 10 tysięcy do
niespełna 20 tysięcy złotych brutto. Ministerialna pensja
składa się z płacy zasadniczej, dodatku funkcyjnego, oraz
dodatku za wysługę lat. Zależy także od sum
przewidzianych na administrację państwową w budżecie.
Średnie wynagrodzenie polskiego ministra to kwota około
14 tysięcy złotych brutto.
Piastowanie urzędu ministra to bardzo intratne zajęcie,
zwłaszcza, że do ministerialnych pensji można na różne
sposoby dorobić, a to wynajmując mieszkania, pisząc
książki czy dzierżawiąc grunty. Średnio za pełnienie
funkcji szefów resortu politycy inkasują 170 tys. zł
rocznie, a z dodatkowymi zarobkami, wyciągają nawet
grubo ponad 200 tys. zł.
Kto jest krezusem wśród ministrów? Uwzględniono
zarobki szefów resortu. Z rankingu wykluczeni są: Janusz
Piechociński, Michał Boni, Marcin Korolec, Mikołaj
Budzanowski i Jacek Cichocki. Ministrowie: gospodarki,
administracji i cyfryzacji, środowiska oraz były minister
skarbu państwa i były minister spraw wewnętrznych nie
pochwalili się swoimi zarobkami, powołując się na
ustawę, zgodnie z którą, jeśli nie pełnią funkcji posła,
senatora czy pracownika samorządowego, o wysokości
otrzymywanej pensji informować nie muszą.
Jan Vincent Rostowski Minister Finansów
Łączny dochód: 429 965,37 zł
Niekwestionowanym liderem rankingu jest Jan Vincent
Rostowski. W roku ubiegłym zarobił najwięcej spośród
wszystkich ministrów. Z tytułu piastowania urzędu
Ministra Finansów otrzymał w 2012 roku 172 909,08 zł. Z
tytułu mandatu poselskiego – 2316,96 zł (dieta
opodatkowana) i 27 316 zł (dieta nieopodatkowana). Do
tego dochodzą zyski z lokat bankowych, które wyniosły w
2012 roku 2685 zł i to, co udało się zarobić w funtach
brytyjskich, a co minister określa mianem „inne dochody”.
Ich wartość wynosi 45 210 GBP, po aktualnym kursie: ok.
224 693 zł. W oświadczeniu majątkowym minister
finansów
pochwalił
się
posiadaniem
licznych
nieruchomości: trzech domów (w tym dwóch w Anglii i
jeden we Francji) oraz pięciu mieszkań.
Barbara Kudrycka Minister Nauki i Szkolnictwa
Wyższego Łączny dochód: 254 050,44 zł
Więcej niż premier, zarobiła Minister Nauki i Szkolnictwa
Wyższego. Łączny dochód, jaki osiągnęła Barbara
Kudrycka w 2012 roku wynosi ponad 254 tys. zł.
Większość tej kwoty to pensja z ministerstwa - 174 244,08
zł brutto. Prawie 50 tys. zł minister nauki zarobiła dzięki
współpracy z Wyższą Szkołą Administracji Publicznej w
Białymstoku, na której do 2007 roku piastowała urząd
rektora. Obecnie Barbara Kudrycka otacza opieką
merytoryczną doktorantów tej uczelni. Oprócz tego
minister zarobiła 31 226 zł z diet poselskich. W
oświadczeniu majątkowym Barbara Kudrycka pochwaliła
się też, że jest właścicielką m.in. trzech mieszkań, lokalu
usługowego i miejsca parkingowego.
Donald Tusk Prezes Rady Ministrów
Łączny dochód: 243 965,16 zł
Premier Donald Tusk zgromadził w roku ubiegłym na
swoim koncie grubo ponad 243 tys. zł. Z tytułu pełnienia
funkcji Prezesa Rady Ministrów otrzymał łączne
wynagrodzenie w kwocie 198 771,24 zł. Ten dochód
uzupełniła dieta poselska w wysokości ponad 29 tys. zł.
Premier zarobił też na wynajmowaniu nieruchomości. Z
tego tytułu w roku ubiegłym na jego konto wpłynęło
13 200 zł.
Bogdan Zdrojewski Minister Kultury i Dziedzictwa
Narodowego Łączny dochód: 225 tys. zł
Bogdan Zdrojewski z tytułu pracy w Ministerstwie
Kultury i Dziedzictwa Narodowego, osiągnął dochód w
wysokości ok. 195 tys. zł. Zarobki uzupełnił dietą
parlamentarną w wysokości ok. 30 tys. zł. Warto
podkreślić, że spośród umieszczonych w rankingu
ministrów, Bogdan Zdrojewski plasuje się na drugim
miejscu pod względem wysokości ministerialnych
zarobków. Wyprzedza go tylko premier.
Krystyna Szumilas Minister Edukacji Narodowej
Łączny dochód: 217 106,38 zł
Z tytułu pełnienia funkcji Ministra Edukacji Narodowej
Krystyna Szumilas osiągnęła w 2012 roku dochód w
wysokości 187 429,42 zł. Minister otrzymywała też diety
poselskie w łącznej kwocie 29 676 zł. Całkowity dochód,
jaki zaksięgowała na swoim koncie Krystyna Szumilas w
roku ubiegłym to ponad 217 tys. zł.
Tomasz Siemoniak Minister Obrony Narodowej
Łączny dochód: 213 007,98 zł
Minister Obrony Narodowej zarobił w roku ubiegłym
nieco ponad 213 tys. zł. Na ten dochód składa się pensja z
ministerstwa, która wyniosła 183 007,98 zł i dochód z
najmu mieszkań, który Siemoniak oszacował na równo 30
tys. zł.
Elżbieta Bieńkowska Minister Rozwoju Regionalnego
Łączny dochód: 199 328,47 zł
Elżbieta Bieńkowska w 2012 roku zarobiła nieco ponad
199 tys. zł. Pełnienie stanowiska Minister Rozwoju
Regionalnego zapewniło jej dochód w wysokości
169 651,51 zł. Pracę w ministerstwie Bieńkowska łączy z
działalnością w Senacie RP. Z pełnienia funkcji senatora
RP otrzymała w 2012 roku łącznie 29 676 zł.
Bartosz Arłukowicz Minister Zdrowia
Łączny dochód: 197 590,04 zł
Bartosz Arłukowicz swoją ministerialną pensję uzupełnia
dietą parlamentarną. Z obu źródeł otrzymał łączny dochód
w wysokości ponad 197 tys. zł. W ministerstwie
Arłukowicz zarobił 167 913,08 zł, w Sejmie RP - 29 676
zł.
Radosław Sikorski Minister Spraw Zagranicznych
Łączny dochód: 196 673,79 zł
Radosław Sikorski zarabia nie tylko, stojąc na czele
polskiej dyplomacji, ale i pisząc książki oraz dzierżawiąc
grunty. Łącznie w roku ubiegłym osiągnął z tego tytułu
dochód w wysokości ponad 196 tys. zł. W ministerstwie
Sikorski zarobił 160 444,92 zł. Do tego doszła dieta
parlamentarna w wysokości ponad 29 tys. zł, tantiemy za
książkę „Prochy świętych” w kwocie 799 zł i równo 6 tys.
zł z dzierżawy gruntów.
Sławomir Nowak Minister Transportu, Budownictwa i
Gospodarki Morskiej Łączny dochód: 189 432,32 zł
Sławomir Nowak osiągnął w ubiegłym roku dochód w
wysokości ponad 191 tys. zł. Na tę kwotę składają się
zarobki z tytułu pełnienia funkcji ministra – 162 126,56 zł
oraz dochód z kancelarii Sejmu RP w kwocie ponad 27
tys. zł.
Joanna Mucha Minister Sportu i Turystyki
Łączny dochód: 188 693,58 zł
Ponad 188 tys. zarobiła w roku ubiegłym Joanna Mucha. Z
tytułu pełnienia stanowiska Minister Sportu i Turystyki
zainkasowała w roku ubiegłym równo 159 016,62 zł.
Dochód z ministerstwa uzupełniła dietą poselską, która za
cały 2012 rok wyniosła łącznie ponad 29 tys. zł.
Władysław Kosiniak-Kamysz Minister Pracy i Polityki
Społecznej Łączny dochód: 182 964,43 zł
Nieco więcej zarobił w 2012 roku Władysław KosiniakKamysz. Jego dochód wyniósł niewiele ponad 172 tys. zł.
Większość tej kwoty stanowią zarobki z tytułu pełnienia
funkcji ministra. Kosiniak-Kamysz w MPiPS zarobił w
2012 roku 149 167,80 zł – to najmniejsze zarobki spośród
wszystkich szefów resortu. Uzupełnił to dochodem z
wynajmu mieszkania i garażu. Miesięcznie na konto
ministra wpływa z tego tytułu 1680 zł brutto. W ubiegłym
roku Kosiniak-Kamysz otrzymał też ponad 2700 zł
dodatkowego
wynagrodzenia
rocznego
–
tzw.
„trzynastkę”. W tej kwocie policzono mu także godziny
ponadwymiarowe. Dodatkowo szef resortu pracy zarobił
ponad 10 tys. zł na akcjach firmy Paster, działającej na
rynku usług budowlanych.
Stanisław Kalemba Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi
Łączny dochód: 174 318,12 zł
Najmniej spośród wszystkich ministrów zarobił w roku
ubiegłym Stanisław Kalemba. Trzeba mieć jednak na
uwadze, że Kalemba urząd ministra piastuje dopiero od
lipca 2012 roku, jego ministerialna pensja jest więc
okrojona. Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi zgromadził
na swoim koncie sumę 174 tys. zł. Na tę kwotę składa się
uposażenie poselskie w wysokości nieco ponad 86 tys. zł,
pensja z ministerstwa – 73 261,72 zł, dieta poselska 2446
zł i emerytura w wysokości łącznie ponad 12 tys. zł.
Oprac. Barbara M.J. Kukulska na podst. oficjalnego
raportu.
Candida albicans
Lista objawów, jakie przypisuje się Candida albicans, czy
raczej jej nadmiernemu rozmnożeniu się w ciele ludzkim,
jest długa. Właściwie jest na niej wszystko: alergie pokarmowe, bóle brzucha i głowy, nadwaga lub niedowaga, utrata
włosów, biały język, gazy i wzdęcia, częste infekcje, ponadto
impotencja, depresja, zaburzenia wzrokowe, kłopoty z prostatą, nadmierne pocenie się, ciągłe odchrząkiwanie.
Więcej: o przeroście Candida w narządach wewnętrznych
może też świadczyć krótka pamięć, alkoholizm, niecierpliwość, stronienie od towarzystwa, ospałość, kłopoty decyzyjne, złe mniemanie o sobie...
Wielu z nas teraz pewnie uśmiecha się ironicznie, ale może
nie ma racji? W końcu jak mieć dobry nastrój, gdy ciągle coś
w ciele uwiera i boli, zauważają znawcy tematu. A jest on
ostatnio głośny, bo w natłoku różnych informacji daje nie
tylko czytelną diagnozę wszystkich naszych kłopotów ze
zdrowiem, ale też proponuje receptę na ich zażegnanie. To
wszystko wcale nie jest takie proste – oponują lekarze. Kto
ma rację?
"Nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele dolegliwości ciała i
duszy wynika z zatrucia organizmu wywołanego przez grzyby" - lek. med. Jacek Giovanoli-Jakubczak Instytut Medycyny Holistycznej Vega Medica w Warszawie.
Większość chorób wynika właśnie z tego, że hodujemy w
sobie grzyba – Candida albicans, ale też tropicalis, krusei,
pseudotropicalis, parapsilosis. Ich wydzieliny tak zanieczyszczają organizm, że prowadzi to do przeciążenia systemu obronnego. A osłabione ciało reaguje szeregiem najróżniejszych dolegliwości. Nie tylko fizycznych, ale też psychicznych, bo obolały człowiek staje się zmęczony, gderliwy, łatwo wybucha itp.
Pierwsze problemy z Candida zaobserwowano pod koniec
XX w., gdy coraz liczniejsza grupa pacjentów zaczęła się
uskarżać na pozornie niezwiązane ze sobą objawy, które jednak dawały poczucie choroby totalnej. Okazało się, że miało
to związek z nadużywaniem antybiotyków, którymi jeszcze
do niedawna leczono wszystko. Efektem ubocznym tegoż
było wybicie pożytecznych bakterii i pozostawienie układu
pokarmowego we władaniu rozrastającego się grzyba.
Dziś wiemy, że „karmią” go też: picie wody z kranu, stres,
nadużywanie kawy, alkoholu, nikotyny, przebywanie w pomieszczeniach wilgotnych i klimatyzowanych. A najbardziej
niewłaściwa dieta: nadużywanie cukru, spożywanie prostych
węglowodanów, mięsa i mleka zawierających hormony i sterydy, jedzenie konserwowanych i gotowych posiłków, picie
słodzonych i gazowanych napojów. Ciągle aktualna zasada:
"Nie jadać byle czego, byle jak, i z byle kim!".
Główna kwatera Candida mieści się w układzie pokarmowym, w jelicie grubym. Dopóki jesteśmy młodzi i silni, równowaga między grzybem a dobrymi bakteriami, które żyją
obok, jest zachowana. Ale przez złe nawyki grzyb zaczyna
niekontrolowanie się namnażać i np. perforować ścianki jelita, co prowadzi do jego przeciekania, a wtedy niestrawione
części pokarmowe dostają się do krwiobiegu, powodując
alergie pokarmowe.
W przewodzie pokarmowym zaczynają namnażać się też pasożyty… To wszystko nie dzieje się nagle: przerost Candida
może trwać dziesiątki lat i objawiać stopniowym pogorszeniem zdrowia. Grzyba można się pozbyć dietą i lekami.
Potem dobrze jest oczyścić organizm z obumarłych trucizn.
Krańcowo różne opinie specjalistów dotyczące grzybicy:
- "Poza rzadkimi przypadkami (np. dziecięce pleśniawki)
Candida jest nieszkodliwa" - lek. med. Arkadiusz Miller specjalista chorób wewnętrznych.
Przypisywanie grzybom Candida roli chorobotwórczej jest
jakimś nieporozumieniem. Ten grzybek naprawdę nie jest
niebezpieczny. To naturalny składnik naszej flory, większości towarzyszy stale, innym okresowo. Zasiedla układ pokarmowy, śluzówki, skórę. Owszem, może być groźny, ale w
dwóch opisanych medycznie sytuacjach: dla osób z upośledzoną odpornością, czyli np. dla chorych na niekontrolowaną
cukrzycę, dla będących w schyłkowym stadium choroby nowotworowej, AIDS, po wypadkach (czyli gdy układ immunologiczny jest wyjątkowo obciążony). Wtedy rzeczywiście
drożdżyca (inaczej kandydoza) może mieć dramatyczny
przebieg. A to dlatego, że przy takim spadku odporności ten
poczciwy saprofit Candida zamienia się w pasożyta. Zajmuje
rurę przewodu pokarmowego (przełyk, żołądek, jelita) i
uszkadza narządy wewnętrzne, co zwykle kończy się śmiercią. Ale takie sytuacje występują rzadko, są poważne i wymagają hospitalizacji.
- Jest jeszcze drugi rodzaj infekcji: zewnętrzna. Jej pojawienie się zwykle wiąże się z nasileniem stresu albo z niezachowaniem higieny. Przejawia się widocznymi, swędzącymi białymi plamkami w drogach rodnych, na skórze, w ustach (u
małych dzieci to popularne zapalenie pleśniawkowe). U dorosłych łatwo się je leczy – kilka dni stosowania preparatów
przeciwgrzybiczych, i znikają, zresztą infekcję zwalcza też
sam organizm. Na pojawienie się jej faktycznie może mieć
też wpływ przyjmowanie antybiotyków, które wybijają bakterie, a nie ruszają grzybów. I te się rozprzestrzeniają – bo
mają więcej miejsca! Nie widzę sensu w pozbywaniu się jej
poprzez modne "oczyszczanie jelit". Ale jeśli ktoś lubi, proszę bardzo.
- "Naturoterapeuci w jednym mają rację: warto zdrowo się
odżywiać, wysypiać i wzmacniać organizm" - dr Marek Bardadyn ekspert w dziedzinie odżywiania i odchudzania.Temat
grzybów zasiedlających nasze organizmy rzeczywiście ostatnio stał się modny, zwłaszcza wśród osób, które mają przewlekłe problemy ze zdrowiem. Nie uważam jednak, żeby to
był główny powód ich chorób, choć część objawów, które
może wywoływać Candida, może wiązać się z jej obecnością. Są to jednak głównie miejscowe zakażenia – między
palcami, na błonach śluzowych. Jest oczywiście i kandydoza
narządowa, rozprzestrzeniająca się wraz z krwią, i ona może
wpływać np. na wzrok, ale to już jest sprawa poważna i wymaga hospitalizacji. A czy inne symptomy naprawdę są wywołane przez kandydozę, trudno stwierdzić – zakażenia grzybicze zawsze były niełatwe do zdiagnowania.
Trudno też stwierdzić, co jest przyczyną, a co objawem zakażenia kandydozą.
Różne są opinie specjalistów, ale to nie zmienia faktu:
grzybica jest uciążliwa i trudna do wyleczenia. Czy obniżenie odporności to sprawa grzyba, czy odwrotnie: wskutek
złej pracy układu immunologicznego zaczynają nas dopadać
różne infekcje, w tym drożdżakowe?
Oczywiście można je wyleczyć (u dermatologa, ginekologa,
gastrologa – specjalisty danego narządu). Czasem nawet wystarczy jedna dawka leku, by zlikwidować nieprzyjemny
objaw.
Z drugiej jednak strony kandydoza rzeczywiście często powraca…
Na pewno rację mają naturoterapeuci w podkreślaniu wagi
właściwego stylu życia i pozytywnego nastawienia do świata. Warto zacząć dobrze, zdrowo się odżywiać (jeść pokarmy
bogate w witaminy, zwłaszcza z grupy B), wysypiać się.
I wzmocnić układ odpornościowy.
Oprac. na podst.internetu: Barbara M.J. Kukulska
rok założenia 1991
OFERUJE BILETY LOTNICZE
każdymi liniami lotniczymi.
NOWOŚĆ: SANATORIA W POLSCE
wycieczki zagraniczne i lokalne,
ubezpieczenia podczas podróży,
wypożyczanie samochodów,
zakwaterowanie.
Szybko, tanio i solidnie.
Wszystko załatwiamy telefonicznie albo emailem
Halina Bojara
[email protected]
Skype: halusia595
tel: 012-329 1526
fax: 086210 6439
Cell 082 324 8808
Safpol Safaris
185 Perth Rd, Westdene 2092
PO Box 441, Melville 2109
Johannesburg, South Africa
cell: +27 82 788 2717
tel. +27 11 726 58 97
fax. +27 11 482 66 66
www.kriscotravel.co.za
www.limohire.co.za
www.krisco.pl (polska strona)
VICTOR i A
Wiktor i Ala oferują wyroby wędzone:
kabanosy, szynki, kiełbasy, pstrągi, oscypki!
℡
072 701 8558
e-mail:[email protected]
www.safpol.pl
e-mail: [email protected]
AERO TRAVEL TOURS
DLA WAS OD PONAD 20 LAT!
9
9
9
9
9
9
9
BILETY LOTNICZE KRAJOWE I ZAGRANICZNE
ZWIEDZANIE AFRYKI DLA OSÓB INDYWIDUALNYCH I GRUP
WYCIECZKI POBYTOWE I OBJAZDOWE W KAŻDY ZAKĄTEK ŚWIATA
REZERWACJE HOTELOWE I W PARKACH NARODOWYCH
WYNAJEM SAMOCHODÓW
UBEZPIECZENIA TURYSTYCZNE
TRANSFERY LOTNISKOWO-HOTELOWE
INFORMACJI UDZIELAJĄ: VIOLA, BEATA I KASIA
E-MAIL: [email protected]
Tel: 011 791-1771/3
Fax: 011 791-1775
Cell: 082 9010 896
Unit D13.
Lifestyle Riverfront Office Park
Bosbok Rd. Randpark Ridge 2156
ODWIEDŹ NAS NA:
WWW.AEROTRAVELTOURS.COM

Podobne dokumenty

Wiadomości Polonijne - piotrjaroszynski.pl

Wiadomości Polonijne - piotrjaroszynski.pl Okiem reportera-tekst i zdj. M.Liberda Miód dobry na wszystko!- B.Kukulska

Bardziej szczegółowo