Wiadomosci Polonijne nr.617
Transkrypt
Wiadomosci Polonijne nr.617
NR 617 WRZESIEŃ / PAŹDZIERNIK 2013 ROK ZAŁ. 1948 ZJEDNOCZENIE POLSKIE W JOHANNESBURGU Szanowni Państwo! CENA: R 35,Zamyśliłam się nad pojęciami, które obecnie wydają się pustymi frazesami: wolność, ojczyzna... A jednak!? Co to jest wolność? Pojęcie to było od wieków przedmiotem dysput filozoficznych. Definicja wolności wg. Wikipedii: „Wolność – brak przymusu, sytuacja, w której można dokonywać wyborów spośród wszystkich dostępnych opcji”. Tak sformułowane zagadnienie nie wyjaśnia sedna sprawy. Politycznie pojmowaną wolność dzieli się często na wolność od i wolność do. Wolność od (wolność negatywna) oznacza brak przymusu (wolność od prześladowań, wolność od strachu, wolność od głodu), wolność do (czy też prawo do; wolność pozytywna) rzeczywistą możliwość podejmowania wyborów. I tu okazuje się, że owszem, możemy dokonywać wyborów, gdyż mamy wolną wolę, ale jesteśmy zniewoleni i przymuszeni do uczestniczenia w wydarzeniach na które nie mamy wpływu. My Polacy dotkliwie odczuwający skutki II wojny światowej, wręcz instynktownie bronimy się przed wybuchem następnej wojny. Wojny, która z zarzewia w Syrii może roznieść się na cały świat. A skutki mogą być katastrofalne dla całej ludzkości, jeśli w szerokim zakresie uruchomiona będzie broń chemiczna. Jak to odnieść do przemożnego pragnienia wolności? Śpiewał o wolności Marek Grechuta: „Wolność to także i odporność serc, by na złą drogę nie próbować zejść. Bo są i tacy, którzy w wolności cud, potrafią wmieszać swoich sprawek bród. A wolność - to królestwo dobrych słów, mądrych myśli, pięknych snów, to wiara w ludzi. Bo wolność - to nie cel, lecz szansa by spełnić najpiękniejsze sny, marzenia. Wolność - to ta najjaśniejsza z gwiazd, promyk słońca w gęsty las, nadzieja.” A więc nie pozostaje nam nic innego, tylko mieć nadzieję, że politycy okażą rozwagę i rozsądek, a broń chemiczna, która spowodowała śmierć ludności cywilnej w Syrii nie zostanie masowo użyta. Brzmi jeszcze echo wybuchu II wojny światowej, gdyż żyją wśród nas naoczni świadkowie tamtych wydarzeń. Z głębi serca wołamy: NIGDY WIĘCEJ WOJNY! Na poparcie swoich racji przywołujemy fakty, które są porażające. II wojna światowa była największym konfliktem zbrojnym w dziejach świata. Rozpoczęła się atakiem hitlerowskich Niemiec na Polskę 1 września 1939. Zakończyła się 2 września 1945 roku (w Europie 8 maja 1945). Objęła zasięgiem działań wojennych prawie całą Europę, wschodnią i południowo-wschodnią Azję, północną Afrykę, część Bliskiego Wschodu i wszystkie oceany. Niektóre epizody wojny rozgrywały się nawet w Arktyce i Ameryce Północnej. Poza większością państw europejskich i ich koloniami, brały w niej udział państwa Ameryki Północnej i Ameryki Południowej oraz Azji. Głównymi stronami konfliktu były państwa Osi i państwa koalicji antyhitlerowskiej (alianci). W wojnie uczestniczyło 1,7 mld ludzi, w tym 110 mln z bronią. Według różnych szacunków zginęło w niej od 50 do 78 mln ludzi. Obecnie trwają wzajemne podjudzania liderów państw, oraz zbieranie koalicjantów. W tym niewytłumaczonym pędzie do działań zbrojnych, brzmi zdecydowany przekaz papieża Franciszka: „Nigdy więcej wojny! Chcemy świata pokojowego, chcemy być ludźmi pokoju” Jak wskazuje bp Mario Toso, sekretarz Papieskiej Rady „Iustitia et Pax”, apel Ojca Świętego zawiera w sobie wszystkie obawy ludzkości związane ze spodziewanym rozwojem sytuacji na Bliskim Wschodzie. „Problemów Syrii nie da się rozwiązać na drodze interwencji zbrojnej. Nie zmniejszyłoby to przemocy, a wręcz przeciwnie, istnieje niebezpieczeństwo, że się ona jeszcze nasili, rozlewając się na inne kraje. Konflikt syryjski spełnia wszelkie warunki przerodzenia się w wojnę o rozmiarach światowych, a w każdym razie o takiej skali, że nikt nie wyszedłby z niej bez szkody. Jedyną alternatywą jest rozsądek oraz inicjatywy oparte na dialogu i negocjacjach. A zatem trzeba zmiany kierunku. Należy podjąć drogę spotkania i dialogu, co jest możliwe w oparciu o zasadę wzajemnego poszanowania i miłości. Ideologiczną władzę przemocy, która unicestwia, trzeba zastąpić mocą miłości, która domaga się troski o to, co wspólne” – powiedział bp Toso. A czym jest Ojczyzna? Ojczyzna – termin o dwojakim znaczeniu, odnoszącym się do przestrzeni istotnej dla pojedynczego człowieka (jednostki) bądź zbiorowości (narodu), wyznaczone zwłaszcza miejscem urodzenia tych osób, ich zamieszkiwaniem przez istotną część życia, czy miejscem pochodzenia ich przodków bądź rodziny. Karol Wojtyła napisał poemat Ojczyzna. „Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam, mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica, która ze mnie przebiega ku innym, aby wszystkich ogarniać w przeszłość dawniejszą niż każdy z nas: z niej się wyłaniam... gdy myślę Ojczyzna – by zamknąć ją w sobie jak skarb. Pytam wciąż, jak ją pomnożyć, jak poszerzyć tę przestrzeń, którą wypełnia. (...) Ojczyzna: wyzwanie tej ziemi rzucone przodkom i nam, by stanowić o wspólnym dobru i mową własną jak sztandar wyśpiewać dzieje”. Ojczyzna to nie tylko kraj dzieciństwa, miejsce urodzin, to również kraj osiedlenia, kraj który żywi i stwarza warunki do godnego życia. Mała ojczyzna to tożsamość kim jesteśmy i droga którą podążamy. „Promień światła niechaj pada w serca i prześwietla mroki pokoleń. Strumień mocy niech przenika słabości” (K.Wojtyła) . Niech strumień mocy mądrości przeniknie polityków, aby nie dopuścić do konfliktu światowego! Barbara M. J. Kukulska Adres: ZJEDNOCZENIE POLSKIE W JOHANNESBURGU P.O.BOX 2474 PARKLANDS 2121 POLISH ASSOCIATION IN JOHANNESBURG Republic of South Africa ☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼ WIADOMOŚCI POLONIJNE Redaktor naczelna: Barbara M.J.Kukulska tel./fax.+27 11 793 3851(dom) mobile: +27 82 4011 793 email: [email protected] Współpraca: Janek Kopeć tel: 011 616 1005 (dom) Marek Kukulski Korektor tekstów tel.011 793 3851 dom) Magdalena Liberda tel. 011 795 4252(dom) ZARZĄD ZJEDNOCZENIA: Prezes Barbara M.J.Kukulska tel/fax. + 27 11 793 3851 mobile: + 27 82 4011 793 email: [email protected] Wiceprezes Tomasz Kühn tel. 011-615 4860(dom) mobile: 083 6444 706 Wiceprezes/ Skarbnik Andrzej Tlaga tel. 011-849 0385(praca) fax: 011 849 3343 tel. 011-849 2572(dom) Sekretarz Marek Kukulski tel. 011-793 3851 (dom) Fotoreporter Jan Kopeć tel. 011-616 1005(dom) Zbigniew Skrzypczak tel. 011- 462 6943 082 891 5986 KOMISJA REWIZYJNA: Przewodniczący: Tomasz Kurek tel.011-616 1987 (dom) Członkowie Komisji: Jadwiga Kopeć tel. 011 – 616 1005 Krzysztof Jabrzemski tel. 011 -615 6700 POLISH ASSOCIATION ACC. NO.: 10 351 60 805 Bank: ABSA Branch: 630-805 SKŁADKI CZŁONKOWSKIE : H.Komar R200,E.Godlewska R200,R.A.Kudlińscy R250,U.R.Kisiela R250,U.P.Michalczyk R250,W. Kucharski R200,- FUNDUSZ PRASOWY: H.Komar R300,E.Godlewska R 50,Anonimowo R200,U.P.Michalczyk R150,W. Kucharski R 50,REKLAMA: AERO TRAVEL SAFPOL SAFARIS R1400,R 750,- Nowi Członkowie: Bożena Lubasińska Łukasz Lubasiński Tomasz Lubasiński Joanna Walków (de Jager) Maria i Krzysztof Kaczor R200,R250,R250,R250,R250,- WITAMY SERDECZNIE! ☺ GUGUŚ Hello, hello! Składki członkowskie: rodzina R250, samotni R200, renciści R170, oraz dowolne dotacje na Fundusz Prasowy i Fundusz Pomocy „SOS”. PROŚBA: Przy wpłacie na konto, prosimy o podanie nazwiska! ZAPISUJCIE SIĘ DO ZJEDNOCZENIA POLSKIEGO W JEDNOŚCI SIŁA! v h „Największą mądrością jest umieć jednoczyć, a nie rozbijać.” Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński Moi Mili! Zima właśnie mija i wkraczamy w najpiękniejszą porę roku jaką jest wiosna. Tu w Afryce jest z dnia na dzień żywiołowy wybuch zieleni, pomimo tego, że nie padał deszcz od kilku miesięcy. Zawsze zastanawia mnie, w jaki sposób drzewa w tym wyschniętym gruncie potrafią znaleźć życiodajne soki? Drzewo morwy nie tylko ma piękne soczyste zielone liście, ale owoce morwy rosną na poczekaniu i zmieniają kolory na coraz ciemniejsze. Cytryny powoli znikają z drzewa. Przez całą zimę ratowały nas przed przeziębieniem, a drzewo avocado z tyłu domu ugina się pod - w tym roku - obfitym plonem owoców. Na klombie kwiatowym przyciaga wzrok pierwszy pąk róży, a stokrotki po raz kolejny wabią swymi śmiejącymi się różowymi buźkami. W przyrodzie radość i nowe życie. Ptaki zapamiętują się w amorach, tkacze budują gniazdka i demontują w szaleńczym zapale, a słońce rozświetla wszystko dookoła. Ponad połowa osób zapomniała o zapłaceniu składek. Wysyłamy na kredyt Wiadomości, prowadzimy działalność polonijną i... prosimy, nie zapominajcie o wpłacie na konto! Wiosennie pozdrawiam - Basia Z życia Polonii ~ w telegraficznym skrócie * Ambasada RP w Pretorii witryna: http://www.pretoria.msz.gov.pl strona w jęz.polskim i jęz.angielskim. * Konsulat RP e-mail: [email protected] NOWA PROCEDURA WIZOWA Od 1 czerwca 2013 r. wszyscy ubiegający się o wizę do Polski, muszą złożyć wniosek osobiście. Procedura składania wniosków o wizę: - rejestracja w systemie e-konsulat. Wnioskodawca powinien otworzyć: http://www.e-konsulat.gov.pl, a następnie z menu "VISA" wybrać Schengen lub wizy krajowej - formularz rejestracji i postępować zgodnie ze wskazówkami. Aplikacja umożliwia rejestrację wniosku i drukowania formularzy wizowych. Info: http://www.pretoria.msz.gov.pl/en/consular_information/visa_requirements/ * Wydział Promocji Handlu i Inwestycji w Johannesburgu, 56 Sixth St., Houghton: www.johannesburg.trade.gov.pl Przypominamy o spotkaniach biznesowych Polonii w RPA w siedzibie WPHI w Johannesburgu. Info e-mail: [email protected] lub telefon: 011 788 6597 * Z żałobnej karty: - Henryk M. Mietliński lat 80, zmarł w domu w otoczeniu rodziny w dniu 17 sierpnia 2013. Żonie Jadwidze, córce Joasi i wnuczce Nataszy, oraz siostrzeńcowi dr Krzysztofowi Kożuchowskiemu oraz rodzinie zmarłego składamy serdeczne wyrazy współczucia. Zarząd Zjednoczenia. * Msza Św. w każdą niedzielę o godz. 9:30, w kościele polskim św. Józefa przy Wolfgang & Ivy w Norwood, Proboszcz parafii - Ks. Faustyn Jankowski tel./fax.: 011 882 6644. Spowiedź św. przed i po Mszy świętej. * Biblioteka Polska czynna w niedzielę od 8:30 do godz.11:45 (z przerwą na Mszę św. od 9:30 do 10:30). KOMITET OBCHODU LOTÓW NAD WARSZAWĘ Sobota 7 września 2013 obchodzić będziemy rocznicę bohaterskich lotów południowo-afrykańskich lotników niosących pomoc walczącej Warszawie Program uroczystości: Godz. 11:00 - Nabożeństwo ekumeniczne, pod Pomnikiem Katyńskim (James & Ethel Grey Park – róg Athol Oaklands i Melrose Road, Melrose; z udziałem Pastora Jonesauczestnika lotów, Pastora Robina Petersena i ks. Bogdana Wilkańca. Okolicznościowe przemówienia oraz składanie wieńców. Wstęp wolny. Przebieg nabożeństwa będzie dostępny w internecie na stronie: http://www.polonia.co.za / Warsaw Flights/ Godz. 12:45 – Akademia i przyjęcie w South African Museum of Military History, 22 Earswold Way, Saxonwold (graniczy z ogrodem zoologicznym). Dorośli opłata za przyjęcie R 70.- od osoby. Dzieci do lat 15 - wstęp wolny. Bar płatny. Rezerwacja miejsc na przyjęcie u członków Komitetu: Jurka Sadowskiego – (012) 998 9030 – Pretoria Jean Urry – (011) 440 4184 – Johannesburg lub Andrzej Romanowicz e-mail: [email protected] UUUUU W NUMERZE: Artykuł wstępny - B.M.J.Kukulska Zarząd Zjednoczenia Polskiego Składki członkowskie; Słowo - Basia Z życia Polonii – skrót. (bmj) Prof.Jan Czochralski–ojciec elektroniki; - B.M.J.Kukulska Myśląc Ojczyzna; poemat K.Wojtyła PROSIMY O LICZNY UDZIAŁ ! 69.roczn. Powstania Warszawskiego – * KAPLICA MIŁOSIERDZIA BOŻEGO w Walkerville-Msza św. w jęz. polskim tekst B.M.J.Kukulska, w pierwszą niedzielę miesiąca godz.12 Ks. Stanisław Jagodziński 083 4686 985 zdjęcia: J.Kopeć, M.Kukulski Wpłaty na budowę kościoła miło widziane, za darczyńców odprawiana jest Msza św. dziękczynna. Standard Bank-Meyerton, Divine Mercy Church Building Fund Acc No. 02 801 73 82. Uczestniczka Powst. Warszawskiego Irena Twardowska – Kühn * Ściana pamięci. Prochy zmarłych można wmurować w szkatułce na terenie Sanktuarium Miłosierdzia Bożego (Divine Mercy Church) w Walkerville. Jest możliwość rezerwacji Pamiętnik Sybiraczki H.Cieślakównyoprac. B.M.J.Kukulska miejsca. Ofiara R1 000.- lub więcej na budowę kościoła. Info B.Kukulska * Zespół Tańca „Orzeł Biały” pod kierunkiem Tomka Kühn’a zaprasza chętnych na lekcje tańca. Zgłoszenia do Kierownika Zespołu Tomka Kühn’a. * Brydż Towarzyski w każdy piątek o godz. 18.30 w Sali Parafialnej przy kościele w Norwood na rogu ulic: Wolfgang & Ivy dzielnica Norwood. Szczegóły: Andrzej Bona-Wysocki 082 857 6746 lub Andrzej Marek 082 576 9854. Święto Wojska Polskiegotekst B.M.J.Kukulska, zdjęcia: J.Kopeć, M.Kukulski Polak przewodzi Świat.Radzie Unii * Polskie Smaki: serniki, makowce, pączki, pasztety, biały ser, zimne nóżki, Kredytowych – J.J.Wojciewski sałatki jarzynowe, pierogi z owocami itd., kapusta kiszona i... wiele atrakcji smakowych Polska jest wszędzie tam...M.Mirecka wyrobów delikatesowych! Zamówienia: Maria tel. 011 482 2138, cell. 082 263 6989 Loryś; rozmawia M.Kamieniecki * Polskie Wędzonki według tradycyjnych receptur: krakowska, kabanosy, kiełbasa Czerwony pędzelek -opowiadanie wiejska, kaszanka, salceson, flaki itp. Zamówienia: Grażyna: 082 536 23 94; Sławek 082 964 3530, tel: 011 316 4966 Sprzedaż po Mszy św. w Norwood, róg ulic: Wolfgang & Ivy; godz. 10.30-12 UNIA STOWARZYSZEŃ POLONIJNYCH W PRETORII ZAPRASZA NA KABARET TADEUSZA DROZDA WRAZ Z KOLACJĄ „Imieniny u Tadka” 26 października 2013 w sobotę godz.16:00 Blue Valley Golf & Country Estate; 54 Beauly Ave, Midrand cena R375,- od osoby zamówienia elektroniczne biletów: [email protected] i wpłaty na konto: Standard Bank, Centurion -012645 Acc. No. 420987061 Krystyna Lech Władek Kamiński Jurek Sadowski Jarek Jakuszko Tad Wasilewski 082 262 9608 083 457 7075 082 457 2681 082 558 5007 083 226 4378 Prosimy wybrać danie kolacyjne: (1) Beef Fillet, (2) Chicken, (3) Vegetarian kupując bilet proszę podać numer głównego dania! A.Buda-Rodriguez Bogdan Krutowicz-żołnierz wyklęty – A.Tlaga Podróż do Hruszówki - Z.J.Dąbek Zarobki polityków w Polsce – oprac. B.M.J.Kukulska Candida albicansoprac. B.M.J.Kukulska REKLAMY: - Krisco Travel, - Safpol Safaris. - VICTOR i A, - Aero Travel Tours, (bmj) PROF. JAN CZOCHRALSKI – OJCIEC ŚWIATOWEJ ELEKTRONIKI Nawet nie przypuszczaliśmy, że żyje wśród nas w Johannesburgu stryjeczna wnuczka prof. Jana Czochralskiego. Pani mgr inż. Maria Malus znana jest Polonii w Johannesburgu z wypieków wyśmienitych pączków i całego wachlarza wyrobów polskich potraw delikatesowych: Polskie Smaki. Nazwisko polskiego profesora nie było znane w Polsce, gdyż na skutek poszlak został posądzony o współpracę szpiegowską z Niemcami. Po II wojnie światowej prawo do pracy na Politechnice Warszawskiej zostało mu odebrane. Mimo braku dowodów został oskarżony w 1945 roku o współpracę z okupantem i wydalony z uczelni. Uznawany i podziwiany w świecie, w Polsce został zniszczony. Po dokonaniu w ostatnich latach szczegółowej kwerendy w Instytucie Pamięci Narodowej i w Archiwum Akt Nowych, po zebraniu wielu dokumentów, wśród których znaleziono dowody współpracy Jana Czochralskiego nie z okupantem, ale z Armią Krajową, Senat Politechniki Warszawskiej 29 czerwca 2011 r. podjął Uchwałę Nr 338/XLVII/2011 w sprawie przywrócenia dobrego imienia prof. Jana Czochralskiego. Zakończono tym samym trwające kilkadziesiąt lat kontrowersje wokół postaci tego światowej sławy naukowca. W Uchwale czytamy m.in.: ... „Ta uchwała jest dla nas szansą naprawienia krzywd, jakie zostały wyrządzone temu wybitnemu uczonemu, a także jego rodzinie, uczniom i współpracownikom”. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 7 grudnia 2012 r. wydał Uchwałę ustanawiającą rok 2013 Rokiem Jana Czochralskiego. Podpis Marszałek Sejmu: Ewa Kopacz. „W sześćdziesiątą rocznicę śmierci Jana Czochralskiego Sejm Rzeczypospolitej Polskiej postanawia oddać hołd jednemu z najwybitniejszych naukowców współczesnej techniki, którego przełomowe odkrycia przyczyniły się do światowego rozwoju nauki. Odkryta przez niego metoda otrzymywania monokryształów, nazwana od jego nazwiska metodą Czochralskiego, wyprzedziła o kilkadziesiąt lat swoją epokę i umożliwiła rozwój elektroniki. Dziś wszelkie urządzenia elektroniczne zawierają układy scalone, diody i inne elementy z monokrystalicznego krzemu, otrzymywanego właśnie metodą Czochralskiego. Wkład polskiego uczonego prof. Jana Czochralskiego w dziedzinę światowej nauki oraz techniki został doceniony przez uczonych świata, którzy zaczęli korzystać z jego najważniejszego wynalazku. Wynalazku bez którego trudno byłoby funkcjonować w XXI wieku. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ogłasza rok 2013 Rokiem Jana Czochralskiego”. Jan Czochralski urodził się 23 października 1885 roku w małym miasteczku Kcynia w zachodniej Polsce, w zaborze pruskim. Był ósmym z dziesięciorga dzieci Franciszka Czochralskiego i jego żony Marty z Suchomskich. Do 16 roku życia uczył się w Seminarium Nauczycielskim. Następnie opuścił Kcynię i podjął pracę w aptece w Krotoszynie. Mając 19 lat w 1904 r. przeniósł się do Berlina. Od 1906 r. pracował w laboratoriach niemieckich fabryk, wcześniej zaś pobierał nauki teorii i praktyki chemicznej w berlińskich aptekach. W koncernie Allgemeine Elektrizitas – Gesellschaft (AEG) otrzymał stanowisko nadinżyniera. Wtedy zdobywał też dalsze wykształcenie chemiczne i metalurgiczne na Politechnice w Charlottenburgu oraz studiował sztuki piękne na Uniwersytecie Berlińskim. W 1910 roku ożenił się z Margarethe Friederike Elze Haase, bogatą berlińską pianistką holenderskiego pochodzenia. W latach 1911-1914 był asystentem Wicharda von Moellendorffa, z którym opublikował swoją pierwszą pracę poświęconą krystalografii metali, a dokładniej podwalinom późniejszej teorii dyslokacji. Największy rozgłos przyniosła mu metoda pomiaru szybkości krystalizacji metali, wykorzystywana obecnie do produkcji monokryształów krzemu. Według popularnej anegdoty metodę tę odkrył przypadkowo, zanurzając przez roztargnienie pióro w tyglu z gorącą cyną zamiast w kałamarzu. Za datę oficjalnych narodzin metody Czochralskiego uznaje się 19 sierpnia 1916 r., kiedy to do redakcji czasopisma „Zeitschrift für physikalische Chemie” w Berlinie wpłynął artykuł pt. „Nowa metoda pomiaru szybkości krystalizacji metali”. W efekcie zastosowania metody Czochralskiego otrzymuje się tzw. monokryształ, a więc materiał o szczególnie cennych własnościach fizycznych. Cechą charakterystyczną takiego materiału jest tak dobrze uporządkowane ułożenie atomów, że oba końce kryształu mają dokładnie taką samą orientację swojej struktury wewnętrznej i to niezależnie od wielkości otrzymanego kryształu. Jan Czochralski nazywany jest ojcem rewolucji elektronicznej. Metoda Czochralskiego polegająca na technice otrzymywania monokryształów znalazła zastosowanie do fizyki półprzewodników i przemysłu elektronicznego, dając ogromne możliwości rozwoju wielu dziedzin przemysłu. Odkrycie wybitnego Polaka z Kcyny wyprzedziło o kilkadziesiąt lat swoją epokę, ale jego rewolucja dokonała się dopiero po II wojnie światowej. W 1924 r. zespół Jana Czochralskiego opatentował stop zwany metalem B, charakteryzujący się dobrymi własnościami ślizgowymi. Był to stop na osnowie ołowiu, bez drogiej i deficytowej cyny. Znalazł on praktyczne zastosowanie w kolejnictwie. Jan Czochralski był jednym ze współzałożycieli Niemieckiego Towarzystwa Metaloznawczego, a w 1925 r. został jego prezesem. Był również konsultantem największych ówczesnych koncernów m.in. SchneiderCreusot (Francja), Bofors (Szwecja) oraz angielskiego Instytutu Metali. Zajmował się badaniami własności fizycznych stopów i kryształów metali, w szczególności aluminium. Opracował m.in. odczynniki do trawienia metali oraz nierentgenowską – optyczną metodę określania orientacji kryształów metali. Jednym z ciekawszych wydarzeń z okresu frankfurckiego była wyprawa do Ameryki na zaproszenie Henry’ego Forda, twórcy przemysłu samochodowego w Stanach Zjednoczonych. Ford był jednym z pierwszych, którzy zainteresowali się praktyczną stroną prac Czochralskiego. Mimo powiązań rodzinnych i pracy w Niemczech Czochralski zawsze podkreślał, że jest Polakiem. Na zaproszenie prezydenta Polski prof. Ignacego Mościckiego w 1928 r., Jan Czochralski wraz z rodziną wrócił do Polski i osiadł w Warszawie, rezygnując z funkcji Przewodniczącego Niemieckiego Towarzystwa Metaloznawczego oraz innych intratnych propozycji (m.in. w USA). Specjalnie dla niego została utworzona Katedra Metalurgii i Materiałoznawstwa, która bezpośrednio współpracowała z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych prowadząc badania metaloznawcze na zlecenie przemysłu i wojska. Katedrę wyposażono w najnowocześniejszy sprzęt. W 1929 r. Jan Czochralski uzyskał najwyższą godność akademicką – honorowy tytuł naukowy doctora honoris causa, a potem tytuł profesora. Profesor miał prawo zatrudniać tylu ludzi ilu potrzebował. To wywołało niezadowolenie u kolegów profesorów, szczególnie u prof. Witolda Broniewskiego, które w przyszłości obróciło się przeciwko profesorowi. W 1934 popadł w dalszy konflikt z prof. Witoldem Broniewskim, który zarzucał mu czerpanie korzyści majątkowych z „nieudolnego wynalazku”, z działalności społecznej oraz sprzedanie polskiemu wojsku i kolejom złego stopu w celu sabotażu na rzecz Niemiec. Zarzucał też, że stop B ma gorsze właściwości niż inne stopy i nie nadaje się do stosowania w komunikacji. Broniewski konkludował, że Czochralski działał na szkodę polskiego przemysłu zbrojeniowego, a tym samym państwa polskiego. Szczególnie drażliwa okazała się sprawa niemieckiego obywatelstwa Czochralskiego. Po powrocie do Polski profesor podpisał deklarację, że z chwilą objęcia katedry zrzeka się obywatelstwa niemieckiego i złożył dokumenty. Sprawa okazała się bardziej złożona. Czochralski był słynnym naukowcem, związanym kontraktami i patentami. Ze względu na sprawy finansowe, kapitały w Niemczech i nieruchomości, jemu samemu nie zależało na przyspieszaniu procedury. Niemcy odwlekali ze zwolnieniem z obywatelstwa. Procedury z Niemcami w tych sprawach w tamtym czasie trwały od 10 do 15 lat. Utrata obywatelstwa niemieckiego oznaczała problemy dewizowe i uszczuplenie dochodów. W procesach zeznawali prezydent Mościcki i minister oświaty Świętochowski. Ostatecznie spór zakończył się w połowie lat 30. procesami o zniesławienie, które wygrał Czochralski; na jego rzecz zeznawali oficerowie wywiadu. Sąd skazał Broniewskiego na dwa miesiące aresztu w zawieszeniu i 500 zł grzywny. Czochralski wygrał, lecz część środowiska akademickiego nigdy mu tego zwycięstwa nie wybaczyła. Czochralski był bogatym człowiekiem. Jak twierdził, do Polski przywiózł ok. 1,5 mln. złotych. Patenty przynosiły mu dalsze dochody. Brał ogromne sumy za konsultacje w Polsce i poza granicami. Kupił piękną willę w Warszawie przy ul. Nabielaka (koło Belwederu), w Kcyni budował willę Margowo, nazwaną na cześć żony, pełniącą funkcję letniej rezydencji. Fundował stypendia dla studentów. W willi na Nabielaka Czochralscy prowadzili salon literacki, profesor pisał poezję, kolekcjonował dzieła sztuki i udzielał się społecznie. Profesor wspomagał finansowo rekonstrukcję dworku Chopina w Żelazowej Woli, współfinansował wykopaliska w Biskupinie oraz prace odkrywkowe ropy w rejonie Kcyni. Prof. Jan Czochralski Zdjęcie z archiwów rodzinnych, udostępnione przez Marię Malus (prof. Czochralski był jej stryjecznym dziadkiem, ze strony matki Janiny Kropielnickiej z domu Czochralskiej). Po wejściu Niemców podjął decyzje, które przez dziesięciolecia będą atrybutem jego przeciwników. Pod koniec 1939 roku uzyskał od Niemców pozwolenie i uruchomił w Warszawie na bazie przedwojennego instytutu Politechniki Zakład Badań Materiałów. Nastąpiło to za zgodą władz konspiracyjnych Politechniki i miało na celu ochronę pracowników uczelni i wyposażenia. W następnym okresie okupacji powstały kolejne zakłady wzorowane na zakładzie Czochralskiego. Zakład wykonywał zadania na rzecz instytucji cywilnych, a także dla Wehrmachtu. Zatrudniał wielu żołnierzy Armii Krajowej. Wykonywał też prace dla podziemia: odlewano w nim granaty żeliwne z części zbadanych fragmentów V-1 oraz części do maszyn drukarskich i pistoletów, a sam Czochralski sabotował produkcję dla Wehrmachtu oraz składał meldunki wywiadowi AK. W zakładzie niszczono także przez przetopienie części elektryczne rakiet V-1 i V-2 po zbadaniu ich przez prof. Janusza Groszkowskiego. Jan Czochralski wykorzystywał też swoje osobiste kontakty z Niemcami do wydobywania ludzi z więzień i ratowania zbiorów muzealnych. Dzięki jego interwencji zwolniono z obozów koncentracyjnych profesorów Mariana Świderka i Stanisława Porejko. Pośrednikiem była jego córka Leonia, która przyjaźniła się z córką szefa Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Czochralski wyciągnął z Gestapo ok. 30-50 osób. Pomógł wnukowi Ludwika Solskiego, doktorowi Marianowi Świderkowi – ojcu prof. Anny Świderkówny. Profesor dalej mieszkał na ulicy Nabielaka – w tym czasie dzielnicy niemieckiej. Spotykał się z Niemcami, jednak w jego domu odbywały się nadal spotkania tzw. czwartków literackich, w których brali udział; Wacław Berent, Ludwik Solski, Leopold Staff, Alfons Karny, Juliusz KadenBandrowski, Adolf Nowaczyński, Kornel Makuszyński. Podczas okupacji Czochralski używał imienia Johann i był przez Niemców traktowany jako obywatel III Rzeszy. Po Powstaniu Warszawskim uzyskał zezwolenie na wyjazd do Warszawy, skąd wywoził mienie wypędzonych, a z Politechniki aparaturę. Koniec wojny oznaczał dla profesora nowe kłopoty. Ówczesny prokurator apelacyjny w Warszawie wydał decyzję. 7 kwietnia 1945 roku został aresztowany jako „niejaki Jan vel Johan Czochralski, obywatel Rzeszy, dawny honorowy profesor Politechniki Warszawskiej”, pod zarzutem „współpracy z niemieckimi władzami okupacyjnymi na szkodę osób spośród ludności cywilnej, względnie Państwa Polskiego”. Spędził cztery miesiące w więzieniu w Piotrkowie Trybunalskim. Jednak Specjalny Sąd Karny w Łodzi na rozprawie w dniu 13 sierpnia 1945 r. uniewinnił go od stawianych zarzutów i cały proces został utajniony. W procesie zeznawał Ludwik Solski. Podejrzenia o utrzymywanie kontaktów z Niemcami w czasie okupacji stały się jednak podstawą do podjęcia przez Senat (10 profesorów) Politechniki Warszawskiej Uchwały z 19 grudnia 1945 roku zabraniającej mu powrotu na uczelnię. W ten sposób wykluczono go ze środowiska i skazano na zapomnienie. Czochralski nie mógł się bronić, nie mógł też ujawnić współpracy z AK, za którą groziło kilkuletnie więzienie UB. W 1945 r. Jan Czochralski powrócił do Kcyni. Nie przyjął propozycji wyjazdu do Austrii. Tak zamknęło się koło życia tego wybitnego naukowca: Kcynia-Berlin-Frankfurt nad Menem-Warszawa-Kcynia. Czochralski zamieszkał w willi przy ul. Poznańskiej 20, zwanej od imienia żony Margowem. 1 kwietnia 1946 r. w Kcyni Czochralski uruchomił firmę Zakłady Chemiczne BION – Wojciechowski S-ka, prof. Czochralski użył nazwiska swojego zięcia dr inż. Mieczysława Wojciechowskiego. Zakłady produkowały różnego rodzaju wyroby kosmetyczne i drogeryjne. Wśród nich były m.in. lak butelkowy, lak stemplowy, świece, sól szybkopeklująca w papierkowych workach. Podobno szlagierem był słynny „proszek od kataru z Gołąbkiem”. W 1956 r. firmę przeniesiono do Poznania i pod nową nazwą Wytwórnia Artykułów Chemicznych CeWu Czochralski produkowała przede wszystkim płyn do trwałej ondulacji na zimno i na gorąco. Małgorzata i Jan Czochralscy byli wielkimi znawcami i miłośnikami sztuki. Posiadali bogatą kolekcję dzieł sztuki, poza tym Czochralski organizował wieczory literackie, fundował stypendia artystyczne. Pod pseudonimem Jan Pałucki pisał swe wiersze i poematy. Zbiór liryków pt. Maja. Powieść miłosna jest najstarszym ze znanych utworów literackich Jana Czochralskiego. Zmarł w Poznaniu 22 kwietnia 1953 roku po rewizji Urzędu Bezpieczeństwa w jego willi w Kcyni. Przyczyną śmierci był atak serca. Został pochowany na starym cmentarzu w rodzinnej Kcyni, ale dopiero w 1998 roku na anonimowym grobie umieszczono tablicę z nazwiskiem. Lata 50. XX wieku były okresem, kiedy uczeni świata zaczęli korzystać z jego najważniejszego wynalazku – metody krystalizacji. To przynosiło sławę twórcy i zainteresowanie jego osobą. Pierwsze próby rehabilitacji profesora na PW w 1984 r. zakończyły się awanturą. Przy drugim rozpatrywaniu w 1993 r., Senat Politechniki Warszawskiej stwierdził, że dokonania Czochralskiego są olbrzymie, ale nie widzi potrzeby i możliwości uchylenia uchwały z 19 grudnia 1945 r. W lutym 2011 r. rektor Uczelni prof. Włodzimierz Kurnik postanowił sięgnąć do dokumentów i definitywnie rozstrzygnąć spór o profesora. Pod kierownictwem prof. Mirosława Nadera wyruszono na poszukiwanie dokumentów w archiwach. Politechnika Warszawska otrzymała od prokuratur okręgowych w Warszawie, Łodzi i Wrocławiu oraz Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich informację, że nie istnieją żadne dowody na kolaborację Czochralskiego. Potwierdziły to także archiwa sądu podziemnego Armii Krajowej. W Archiwum Akt Nowych odnaleziono meldunek Czochralskiego do komendy Głównej AK. Dokument składa się z dwóch kartek i nosi datę z czerwca 1944 r. Na stronie pierwszej jest napis „przesyłam informację od prof. Czochralskiego”. Druga to spisany raport do Oddziału II KG AK. 29 czerwca 2011 roku Senat Politechniki Warszawskiej ogłosił rehabilitację Czochralskiego. Zachodzi pytanie, jak Czochralskiemu udawało się przekazywać meldunki do KG AK? Odnaleziony dokument potwierdza współpracę z wywiadem AK (Oddział II). Przypuszcza się, że bezpośrednim odbiorcą meldunków był prof. Stanisław Ostoja-Chrostowski, rzeźbiarz, grafik i malarz. To on kierował referatem Korweta, do którego trafił znaleziony meldunek. Ostoja-Chrzanowski i Czochralski spotykali się w salonie prowadzonym w czasie wojny przez Czochralskiego. Współcześnie metodą Czochralskiego hoduje się monokryształy krzemu dla przemysłu półprzewodników. Ale ta metodyka znalazła swoje rewelacyjne zastosowanie dopiero w 50-tych latach, po skonstruowaniu tranzystora przez Waltera Brittaina, Johna Bardeena i Williama Shockleya. Za wynalazek tranzystora cała trójka otrzymała nagrodę Nobla z Fizyki w 1956 roku. Dzisiaj bez metody Czochralskiego nie da się wyobrazić rozwoju elektroniki i produkcji przedmiotów sprzętu gospodarstwa domowego, informatyki, w "sercu" których znajdują się krzemowe chipy. Jan Czochralski zajmował się wieloma zagadnieniami hutnictwa i metaloznawstwa, ale w historii został zapisany jak wynalazca metody hodowli monokryształów. Istota metody jest prosta: mały kryształ krzemu, zarodek, opada w stopioną masę, następnie powoli wirując wyciągany jest ze stopionej masy. Powolne wyciąganie ze stopu kapilary z zarodkiem krystalicznym (czyli małym kryształkiem) umożliwia uporządkowane narastanie kolejnych warstw kryształu. W efekcie otrzymuje się tzw. monokryształ, a więc materiał o szczególnie cennych własnościach fizycznych. Przy tym odbywa się tzw. rekrystalizacja - stopiona masa polikrystalicznego krzemu przekształca się w bardzo czysty krystaliczny krzem, posiadający strukturę, nadającą się do tworzenia układów mikroelektronicznych. Współcześnie kryształy krzemu, mające długość 2 metrów i wagę ponad 100 kg przy średnicy 300 mm stanowią podstawowy (i na razie niezastąpiony) materiał do produkcji różnego typu układów scalonych. A z czasem procesy hodowli monokryształów krzemu ulepszano i postępowała ich automatyzacja, tak że teraz udaje się otrzymywać kryształy o średnicy nawet 450 mm i o masie ponad 250 kg. Zautomatyzowane i skomputeryzowane urządzenia Czochralskiego ze względu na zaawansowanie procesu wykorzystują obecnie najwyższe możliwości współczesnej techniki. Czipy układów scalonych produkuje się na „płytkach ” krzemowych w pomieszczeniach „clean room”, które są tysiące razy czystsze niż sale w blokach operacyjnych szpitali. Użycie metody opracowanej przez Czochralskiego nie tylko do hodowania półprzewodników, ale także innych materiałów, i to na skalę przemysłową, zmieniło naszą cywilizację. Wprowadzenie nazwiska Czochralskiego do nazwy metody stało się także hołdem kolejnych pokoleń za jego wielkie odkrycie. Dzięki jego odkryciu mogła dokonać się najważniejsza rewolucja XX wieku. W 1999 roku nadano Szkole Podstawowej w Kcyni imię prof. J. Czochralskiego, a w 2000 roku Fundacja Rozwoju Nauk Materiałowych ustanowiła Złoty Medal im. prof. J. Czochralskiego za zasługi dla rozwoju nauk materiałowych. Poczta Polska chcąc uczcić dokonania Polaków na świecie wprowadziła w roku 2009 do obiegu cztery znaczki. Na znaczku o nominale 1,55 zł. przedstawiono podobiznę Jana Czochralskiego. Rektor Politechniki Warszawskiej prof. Włodzimierz Kurnik w dniu 30 października 2011 roku, podczas inauguracji roku akademickiego 2011/2012 mówił: „W Międzynarodowym Roku Chemii nie sposób nie wspomnieć o polskim uczonym, obok Marii SkłodowskiejCurie najbardziej rozpoznawalnym w świecie - o chemiku, profesorze Politechniki Warszawskiej w latach międzywojennych, Janie Czochralskim”. 10 sierpnia 2013 r., odwiedziła Kcynię ponad 80-osobowa grupa uczestników zakończonej tego dnia międzynarodowej Szkoły Wzrostu Kryształów, która odbywała się na Politechnice Gdańskiej. Śladami Jana Czochralskiego zwiedzali miasto młodzi naukowcy niemal z całego świata m.in. z USA, Kanady, Australii, Indii i prawie całej Europy. Na zakończenie rysu biograficznego prof. Jana Czochralskiego nasuwa się pytanie: - czy słynny polski metalurg i chemik, twórca metody wzrostu monokryształów, umożliwiającej rozwój współczesnej elektroniki, był także asem przedwojennego wywiadu? To się wkrótce okaże, gdyż trwają intesywne poszukiwania archiwalnych dokumentów związane z badaniami okresu II wojny światowej. Prof. Mirosław Nader, który z pomocą zawodowych archiwistów znalazł meldunek przesądzający o rehabilitacji Czochralskiego, zapowiada dalsze poszukiwania. Oprac. Barbara M.J. Kukulska z materiałów źródłowych przesłanych przez Marię Malus. Wyrażam podziękowanie rodzinie prof. Czochralskiego. BMJ Kukulska Myśląc Ojczyzna... poemat Karola Wojtyły napisany w 1974 roku (późniejszy papież Jan Paweł II) Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam, mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica, która ze mnie przebiega ku innym, aby wszystkich ogarniać w przeszłość dawniejszą niż każdy z nas: z niej się wyłaniam... gdy myślę Ojczyzna – by zamknąć ją w sobie jak skarb. Pytam wciąż, jak ją pomnożyć, jak poszerzyć tę przestrzeń, którą wypełnia. Gdy dookoła mówią językami... 1. Gdy dookoła mówią językami, jak narastały pokolenia, wnosząc do skarbca swej ziemi rzeczy stare i nowe – Ziemia stała się łożyskiem świateł zapalonych głęboko w ludziach, płynęły wciąż jednakowo te same rzeki i wciąż na nowo opływał ziemię strumień mowy wzbierający historią. Wody rzek zbiegały ku dołowi, strumień mowy dążył w stronę szczytu. Szczytem był każdy człowiek wyrastający z tej ziemi i każdy nim jest – równocześnie szczyt wznosi się ponad każdym i ponad wszystkimi, wznosi się coraz stromiej i coraz głębiej zapada w sumienia. 2. Gdy dokoła mówią językami, dźwięczy pośród nich jeden: nasz własny. Zagłębia się w myśli pokoleń i ziemię naszą opływa i staje się dachem domu, w którym jesteśmy razem – poza nim dźwięczy rzadko – (w grupach ludzi, którzy mówią wokoło, jakby wyspy opłynięte oceanem powszechnej ludzkiej mowy, nie znajduję własnej fali) – nie rozszerzyły się zasoby mej ziemi, jeśli nawet odpłynęła mowa, to żeby zanikać powoli w wysychających łożyskach – nie podjęły mowy moich ojców języki narodów, tłumacząc „za trudno” lub „zbędna” – na wielkim zgromadzeniu ludów mówimy nie swoim językiem. Język własny zamyka nas w sobie: zawiera a nie otwiera. 3. Tak zwarci wśród siebie jedną mową, istniejemy w głąb własnych korzeni, czekają na owoc dojrzewań i przesileń. Ogarnięci na co dzień pięknem własnej mowy, nie czujemy goryczy, chociaż na rynkach świata nie kupują naszej myśli z powodu drożyzny słów. Czyż nie żywimy pragnienia głębszej jeszcze wymiany? Lud żyjący w sercu własnej mowy pozostaje poprzez pokolenia tajemnicą myśli nie przejrzanej do końca. Słyszę jeszcze dźwięk kosy... Ojczyzna – kiedy myślę – słyszę jeszcze dźwięk kosy, gdy uderza o ścianę pszenicy, łącząc się w jeden profil z jasnością nieboskłonu. Lecz oto nadciągają kosiarki, zapuszczając do wnętrza tej ściany i dźwięków monotonię i ruchów gwałtowne pętle, i tną... Docieram do serca dramatu... 1. Poza mową otwiera się przepaść. Czy jest to niewiadoma słabości, jakiej doświadczyliśmy w ojcach naszych i dziedziczymy w sobie? Wolność stale trzeba zdobywać, nie można jej tylko posiadać. Przychodzi jako dar, utrzymuje się poprzez zmaganie. Dar i zmaganie wpisują się w karty ukryte, a przecież jawne. Całym sobą płacisz za wolność – więc to wolnością nazywaj, że możesz płacąc ciągle na nowo siebie posiadać. Tą zapłatą wchodzimy w historię i dotykamy jej epok: Którędy przebiega dział pokoleń między tymi, co nie dopłacili, a tymi co musieli nadpłacać? Po której jesteśmy stronie? Nadmiar tylu samostanowień czyż nie przerósł sił naszych w przeszłości? Czyż ciężarów historii nie dźwigamy jak filar, którego pęknięcie nie zabliźniło się dotąd? 2. Ojczyzna: wyzwanie tej ziemi rzucone przodkom i nam, by stanowić o wspólnym dobru i mową własną jak sztandar wyśpiewać dzieje. Śpiew dziejów spełniają czyny zbudowane na opokach woli. Dojrzałością samostanowienia osądzamy młodość naszą, czasy rozbicia i złoty wiek – osądziła złotą wolność niewola. Nasilili w sobie ów wyrok bohaterowie stuleci: w wyzwanie ziemi wchodzili jak w ciemną noc, wołając „wolność jest droższa niż życie!”. Osądziliśmy wolność naszą sprawiedliwiej niż inni (podnosiła swój głos tajemnica dziejów): na ołtarzu samostanowienia płonęły ofiary pokoleń – przejmujące wołanie wolności silniejszej niż śmierć. 3. Czyż możemy odrzucić wołanie, które rośnie w nas, jakby nurt w za wysokich i zbyt stromych brzegach? Czyż możemy mierzyć naszą wolność wolnością innych? - zmaganie i dar – Wy, co wolność waszą związaliście z naszą, przebaczcie! I patrzcie! – że wolność naszą i waszą odkrywamy ciągle na nowo jako dar, który przychodzi, i zmaganie, którego wciąż nie dosyć. Refren: Kiedy myślę: Ojczyzna, szukam drogi, która zbocza przecina jakby prąd wysokiego napięcia, biegnąc górą – tak ona biegnie stromo w każdym z nas i nie pozwala ustać. Droga biegnie po tych samych zboczach, powraca na miejsca te same, staje się wielkim milczeniem, które nawiedza co wieczór zmęczone płuca mej ziemi. Myśląc Ojczyzna, powracam w stronę drzewa... 1. Drzewo wiadomości dobrego i złego wyrastało nad brzegami rzek naszej ziemi, wyrastało wraz z nami przez wieki, wrastało w Kościół korzeniami sumień. Nieśliśmy owoce, które ciążą i które wzbogacają. Czuliśmy, jak głęboko rozszczepia się pień, choć korzenie wrastają w jeden grunt... Historia warstwą wydarzeń powleka zmagania sumień. W warstwie tej drgają zwycięstwa i upadki. Historia ich nie pokrywa, lecz uwydatnia... Czyż może historia popłynąć przeciw prądowi sumień? 2. W którą stronę rozgałęził się pień? W którą stronę podążają sumienia? W którą stronę narasta historia naszej ziemi? Drzewo wiadomości nie zna granic. Granicą jest tylko Przyjście, które zmagania sumień i tajemnice dziejów połączy w jednym Ciele – i drzewo wiadomości zamieni w Źródło Życia wciąż wzbierające. Lecz dotąd dzień każdy przynosi to samo rozszczepienie w każdej myśli i czynie, z którego Kościół sumień rośnie w korzeniach historii. 3. Obyśmy nie stracili sprzed oczu tej przejrzystości, z jaką przychodzą ku nam wydarzenia zabłąkane w niewymiernej wieży, w której człowiek jednakże wie dokąd idzie. Miłość sama równoważy los. Obyśmy nie rozszerzali wymiarów cienia. Promień światła niechaj pada w serca i prześwietla mroki pokoleń. Strumień mocy niech przenika słabości. Nie możemy godzić się na słabość. 4. Słaby jest lud, jeśli godzi się ze swoją klęską, gdy zapomina, że został posłany, by czuwać aż przyjdzie jego godzina. Godziny wciąż powracają na wielkiej tarczy historii. Oto liturgia dziejów. Czuwanie jest słowem Pana i słowem Ludu, które będziemy przyjmować ciągle na nowo. Godziny przechodzą w psalm nieustających nawróceń: Idziemy uczestniczyć w Eucharystii światów. 5. Więc schodzimy ku tobie, ziemio, by poszerzyć cię we wszystkich ludziach – ziemio naszych upadków i zwycięstw, która wznosisz się we wszystkich sercach tajemnicą paschalną. – Ziemio, która nie przestajesz być cząstką naszego czasu. Ucząc się nowej nadziei, idziemy poprzez ten czas ku ziemi nowej. I wznosimy ciebie, ziemio dawna, jak owoc miłości pokoleń, która przerosła nienawiść. tekst: Barbara M. J. Kukulska zdjęcia: Janek Kopeć, Marek Kukulski 69. ROCZNICA WYBUCHU POWSTANIA WARSZAWSKIEGO Pocztą elektroniczną rozesłaliśmy poniższy komunikat: Szanowni Państwo, Drodzy Rodacy, Dzisiaj 1 sierpnia 2013 roku, obchodzimy 69. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, rocznicę wielkiego bohaterskiego zrywu wolnościowego Warszawiaków. Z dala od Polski, od naszej Ojczyzny, w godzinie „W”, gdziekolwiek jesteśmy porozrzucani po całej kuli ziemskiej, na wszystkich kontynentach, na chwilę przystańmy w zadumie i wspomnijmy bohaterską armię ochotniczą, która z determinacją i odwagą walczyła o wolność i niepodległość kraju. Okupili to swoim młodym życiem, tylko część przeżyła. Jeśli są wśród nas bohaterowie tamtych tragicznych dni, to proszę, uhonorujmy Ich, jako osoby nadzwyczaj ważne w naszym życiu. Cześć bohaterskim żołnierzom! W dniu 4 sierpnia 2013 roku (niedziela) zbiórka pod Pomnikiem Katyńskim w Johannesburgu godz. 12.00 Odczytamy apel i złożymy kwiaty na płycie: WARSZAWA 1 VIII – 2 X 1944 Ku pamięci bohaterów Powstania Warszawskiego i polskich lotników, którzy wspierali Armię Krajową. Do zobaczenia! Barbara M.J. Kukulska Prezes Zjednoczenia Polskiego w Johannesburgu „Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój, Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew! Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój, Gdy padnie rozkaz Twój, poniesiem wrogom gniew! zdjęcie: Marek Kukulski Nie złamie wolnych żadna klęska, Nie strwoży śmiałych żaden trud – Pójdziemy razem do zwycięstwa, Gdy ramię w ramię stanie lud...” autor: Stanisław R.Dobrowolski ps. Goliard Spotkaliśmy się punktualnie pod Pomnikiem Katyńskim przy tablicy bohaterów Powstania Warszawskiego Prezes Zjednoczenia Barbara Kukulska powitała przybyłych na spotkanie: 1 sierpnia 1944 roku, ludność Warszawy poderwała się do bohaterskiej walki z okupantem niemieckim. Był to początek wielotygodniowej bitwy na ulicach Warszawy, którą prowadziła nieuzbrojona armia. Prowadziła ją z wielkimi sukcesami. Walczyli nie tylko żołnierze Armii Krajowej, włączyła się ludność cywilna Warszawy: starzy i młodzi, chłopcy i dziewczęta, kobiety i dzieci. Sztandar i na murze namalowana kotwica. Kotwica – znak Polski Walczącej. Polski, która się nie poddała. zdjęcie: Marek Kukulski Po drugiej stronie stała, mimo przegrywanej wojny, największa potęga militarna świata – hitlerowskie Niemcy. Ta bitwa na ulicach Warszawy pokazała, co znaczy determinacja i odwaga Polaków, co znaczy wola zwycięstwa, co w końcu znaczy wola wolności, niepodległości. Ta zawzięta walka była też wynikiem rozpaczy i rewanżu za wieloletnie krzywdy, za straszliwą okupację lat 19391944. Polacy połączeni jednym celem, ożywieni heroicznym bohaterstwem, bili się o wolność nie tylko dla siebie, ale i przyszłych pokoleń. Walczyli 63 dni o niepodległość Ojczyzny. Powstanie Warszawskie było największą akcją zbrojną podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. 1 sierpnia 1944 roku do walki w stolicy przystąpiło około 50 tysięcy powstańców. Planowane na kilka dni, trwało ponad dwa miesiące. W czasie walk w Warszawie zginęło około 18 tysięcy powstańców, a 25 tysięcy zostało rannych. Straty wśród ludności cywilnej były ogromne, trudne do oszacowania i wynosiły około 200 tysięcy zabitych. Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy, około 500 tysięcy, wypędzono z miasta, które po Powstaniu Warszawskim zostało niemal całkowicie spalone i zburzone. Tomasz Kühn i Barbara Kukulska złożyli białoczerwone kwiaty od Zjednoczenia. Jerzy Sadowski w imieniu rodziny i Unii Stowarzyszeń Polonijnych oddał hołd Powstańcom składając bukiet protei. Stefan Mathews prezes Stowarzyszenia Polskich Kombatantów położył wieniec. zdjęcie: Madzia Liberda. Od lewej: Marek Kukulski, Elżbieta Kiepas, Ewa Kurek, Tomasz Kurek, Barbara Kukulska, Tomasz Kühn, Krzysztof Jabrzemski, Jerzy Sadowski. Zaśpiewaliśmy „Pałacyk Michla”, piosenkę bohaterskiego batalionu harcerskiego „Parasol”. Słowa napisał pchor. „Ziutek” – Józef Szczepański. Zwracam się do Was: Mirosławo Sobczyk, Stefanie Olszewski, Andrzeju Mańko, Władysławie Celiński, - Wy, którzy walczyliście w Powstaniu Warszawskim przeżyliście i jesteście żywą historią tamtych dramatycznych dni STAŃCIE DO APELU! ... CHWAŁA BOHATEROM! Do Was się zwracam przybyłych na tę uroczystość. Do Was - potomni - synowie i córki powstańców - nie zapomnijcie o bohaterach. Niech ich postacie i heroiczne czyny, których dokonali, będą zachowane jako nasze dziedzictwo narodowe. CHWAŁA BOHATEROM! ... CZEŚĆ ICH PAMIĘCI! Niech dzisiaj z tego miejsca i z tego apelu idzie w świat nasze wołanie: - NIGDY WIĘCEJ PRZEMOCY! - NIGDY WIĘCEJ NIENAWIŚCI! - NIGDY WIĘCEJ WOJNY ! Płyta Powstania Warszawskiego udekorowana białoczerwoną flagą, chorągiewkami i bukietami kwiatów złożonych w hołdzie Powstańcom. zdjęcie: Janek Kopeć zdjęcie: Janek Kopeć. Zgromadzeni aktywnie uczestniczyli w Apelu Powstańców. Marek Kukulski poprowadził Apel. Stajemy dziś pod Pomnikiem Katyńskim - z pochyloną głową, pełni zadumy, do uroczystego apelu Powstania Warszawskiego, aby przywołać pamięć walczących o wolną i niepodległą Polskę. Do Was wołam! Żołnierze Armii Krajowej, bohaterscy obrońcy Warszawy, którzy nie bacząc na swoje młode życie stawiliście opór okupantowi niemieckiemu. STAŃCIE DO APELU! (wszyscy)... CHWAŁA BOHATEROM! Wzywam żołnierzy Armii Krajowej, oddziałów partyzanckich oraz żołnierzy –druhów „Szarych Szeregów”. Wołam powstańców warszawskich i cywilnych mieszkańców walczącej stolicy oraz bohaterów operacji „Burza”. STAŃCIE DO APELU! ... CHWAŁA BOHATEROM! Wzywam wojskowych i cywilnych konspiratorów tworzących struktury rządu Państwa Polskiego, nauczycieli tajnego nauczania, oraz funkcjonariuszy polskich w policji, poczcie, kolei, służących tak, aby bronić Polaków. STAŃCIE DO APELU! ... CHWAŁA BOHATEROM! Wzywam wszystkich walczących z niemieckim okupantem w stolicy, którzy zginęli na posterunku i nie doczekali niepodległości. WZYWAM WAS DO APELU! ... POLEGLI NA POLU CHWAŁY! Wołam ofiary zbrodniczej przemocy, wszystkich rodaków wywiezionych i zamordowanych w niemieckich obozach, za to, że byli Polakami i nie wyrzekli się swojej Ojczyzny, przypłacając to swoim życiem. STAŃCIE DO APELU! ... ZGINĘLI ŚMIERCIĄ MĘCZEŃSKĄ! Minutą ciszy uczciliśmy bohaterów Powstania Warszawskiego. Zaśpiewaliśmy hymn „Jeszcze Polska nie zginęła...” Wśród uczestników spotkania były dzieci Powstańców. Tomasz Kühn jest synem Ireny Twardowskiej ps. Irka (życiorys I.Twardowskiej poniżej), Krzysztofa Jabrzemskiego ojciec i matka byli powstańcami. Jerzy Jabrzemski ps. Wojtek, harcmistrz przeżył 94 lat, odszedł 8 marca 2013 roku w Warszawie. Dziennikarz, współautor monumentalnej książki historycznej „Harcerze Szarych Szeregów”. Należał do Stowarzyszenia Szarych Szeregów, pełnił obowiązki Przewodniczącego Zarządu Głównego. Przez 20 lat był redaktorem naczelnym kwartalnika „Materiały Historyczne Stowarzyszenia Szarych Szeregów”. Website: http://www.1944.pl/o_muzeum/wirtualne_muzeum/ W wielu rodzinach byli Powstańcy Warszawscy. Wspominali swoich najbliższych: Dr Ewa StępieńKurek, Mirka Sadowska, Zbigniew Skrzypczak, Stanisław Hajduk, Barbara Kukulska. zdjęcie: Janek Kopeć. Uczestnicy uroczystości przy płycie: Warszawa 1 VIII – 2 X 1944. UCZESTNICZKA POWSTANIA WARSZAWSKIEGO Irena Twardowska ps. Irka, uczestniczka Powstania Warszawskiego, matka Tomasza Kühn’a. Tomek z pietyzmem przechowuje dokumenty i wspomnienia matki z II wojny światowej. Życiorys i kopie dokumentów Ireny Twardowskiej ps. IRKA Urodziłam się dnia 10 sierpnia 1921 roku w Warszawie przy ul. Wilczej 14A m.1 z matki Stanisławy z Szymborskich i ojca Edmunda Twardowskiego. Nauki pobierałam: I i II klasa w prywatnym gimnazjum Antoniny Walickiej w Warszawie przy ul Kruczej 44, III i VIII klasa w Państwowym Gimnazjum im. Królowej Jadwigi przy ul. Wiejskiej 23. Gimnazjum to ukończyłam zdając maturę w maju 1938 roku. We wrześniu 1938 roku zdawałam na wydział medyczny uniwersytetu w Warszawie. Z braku miejsc nie zostałam przyjęta i wstąpiłam na wydział matematyczno przyrodniczy. Pierwszy rok na tym wydziale ukończyłam, zdając wszystkie egzaminy. W maju 1939 roku zapisałam się na kurs sanitarny patrolowy, organizowany przez MSW, a prowadzony przez Ubezpieczalnię Społeczną. Kurs ten ukończyłam i 30 sierpnia 1939 roku zostałam powołana kartą mobilizacyjną na placówkę w Punkcie RatowniczoSanitarnym przy ul. Kopernika 30. Dnia 21 sierpnia 1944 roku brałam udział w natarciu na „Pastę”. Następnie przeniesiona zostałam do kompanii szturmowej, porucznika „Jastrzębca”, stacjonującej najpierw przy Alejach Jerozolimskich i Brackiej (kawiarnia Kuczyńskich). Ponieważ w tym ostatnim natarciu jeden z naszych poruczników został ciężko ranny (na skutek wybuchu granatu w ręku, został oparzony i stracił przedramię), zostałam przydzielona do pielęgnowania go w szpitalu polowym przy ul. Mokotowskiej 53/55. Funkcję tę pełniłam do czasu kapitulacji Warszawy. W tym czasie kompania nasza została zlikwidowana, a żołnierze pomieszczani na placówkach baonu „Ostocji”. Dnia 5 października 1944 roku opuściłam Warszawę wraz z 72 p.p.(pułkiem piechoty) udając się do obozu przejściowego w Ożarowie, skąd nas wysłano do Stalagu XB w Sandbostel. W Sandbostel zostałam wraz z całą grupą kobiet awansowana na kaprala. Awans podpisał ppłk. Topor z datą 3 X 1944. Z Sandbostel zostałam przesłana w lutym 1945 roku (dwa miesiące leżałam w szpitalu na szkarlatynę i dyfteryt) do Stalagu VIC do Oberlangen. Irena Twardowska ps.Irka, Dnia 12 kwietnia 1945 roku około godziny piątej po dnia 19 grudnia 1941 roku. południu, obóz nasz został uwolniony przez oddział I Polskiej Dywizji Pancernej. W maju przewieziono nas do obozu w Niederlangen, gdzie przebywałam do Z archiwów rodzinnych syna października 1945 roku, t.j. do chwili mego wyjazdu do Tomasza Kühn’a. Belgii na studia. Studiowałam w Brukseli, początkowo były to studia medyczne, a następnie przeniosłam się do szkoły kosmetycznej, którą ukończyłam w sierpniu 1946 roku. Wyszłam za mąż w Brukseli w dniu 10 kwietnia 1946 roku W okresie okupacji, z powodu śmierci ojca, zarabiałam na za plutonowego Edmunda Kühn’a. utrzymanie matki i swoje, pracując w Towarzystwie Po czym wyjechałam z Belgii z powrotem do Niemiec do Inżynieryjno-Budowlanym „Trawers” przy ul. Szopena 17 10 PSK, gdzie przebywał mój mąż. m. 3. W biurze, oprócz normalnej pracy, przepisywałam często różne biuletyny informacyjne, gazetki i broszury. Dnia 15 stycznia 1942 roku do naszego biura wtargnęło Gestapo i po przeprowadzeniu rewizji i znalezieniu materiału obciążającego, zaaresztowało cały personel. Zostałam przewieziona najpierw do Gestapo, a następnie na Pawiak, gdzie siedziałam sześć tygodni, będąc dwukrotnie badana. Dnia 23 kwietnia 1942 roku zostałam zwolniona, na skutek kaucji zapłaconej przez prokuratora naszej firmy. Po tym wypadku matka wymogła na mnie przyrzeczenie, że nie zapiszę się do żadnej podziemnej organizacji. Ponieważ matka była chora na serce, niezdolna do pracy i nie miałam jej komu powierzyć – przyrzeczenie to dałam. Pracowałam tylko dorywczo dla „Podziemia” przepisując gazetki, biuletyny itp., m.in. Do Anglii przybyłam w kwietniu 1947 roku wraz z podręcznik minerski dla jednego z członków organizacji transportem rodzin wojskowych. „Parasola”. Zostałam przyjęta do Armii Krajowej w dniu 12 lipca 1944 roku i złożyłam przysięgę żołnierską na ręce komendantki „Anieli”. Otrzymałam legitymację Armii Krajowej Nr. 828/Rg. W.S.K. -1201, podpisaną przez Komendanta Obwodu Radwana. Z chwilą wybuchu Powstania, zgłosiłam się wieczorem 1 sierpnia do punktu sanitarnego przy ul. Kruczej 7. W ciągu paru dni zostałam odesłana wraz z patrolem sanitarnym na róg Marszałkowskiej i Koszykowej do podchorążego „Blizny”, który trzymał placówkę na tyłach „Pasty” przy ul. Piusa XI. dalszy ciąg z numeru 614 (marzec/kwiecień 2013 r.): ) ) ) Oprac.: Barbara M.J.Kukulska Pamiętnik Sybiraczki - Heleny Cieślakówny Ze wzruszeniem przerzucam kartki zeszytu spisane 70. lat temu. Pożółkły papier, gdzieniegdzie zniszczony, zapis w zeszytach. W niniejszym opracowaniu, zachowany został oryginalny styl. Odtworzone wspomnienia koszmarnych wydarzeń wysiedlenia z domu rodzinnego w roku 1940. Spisała to Helena Cieślakówna (mama Krysi Jaworskiej), która w grupie 500. Dzieci Polskich wraz z nauczycielami dotarła do raju (kwiecień 1943r.), jakim określano wówczas Południową Afrykę. W Oudtshoorn dzieci znalazły opiekę i godziwe warunki życia. ....... Był to ostatni postój na ziemi polskiej. Pociąg ruszył. Jedziemy dalej. Niezadługo mamy mijać granicę i żegnać naszą matkę Polskę, która nas karmiła. O godzinie w pół do drugiej pożegnaliśmy na długo, a może na zawsze naszą Ojczyznę. Ufamy mocno, że kiedyś wrócimy. Małżeństwo Cieślaków z czwórką dzieci, rok 1933. Ojciec Roman Cieśla, matka Julia Cieśla z d.Olbracht, syn Józef i trzy córki: Zofia, Helena, Romana. Zdjęcie z archiwów rodzinnych. Przed naszymi oczyma rozciągnął się straszny obraz, zaraz za rzeką Zbrucz. Mała wieś, domy zawalone, ludzie obdarci i nędzni, przed domem kołchoźnik, wokół kilkoro dzieci. Pod małą oborą stała krowa, bardzo chuda i nędzna, kury na podwórku i nic więcej. Teraz dopiero poznałam całą prawdę jaka jest ta Rosja: głód i nędza. Długo stałam w oknie i ze łzą w oku żegnałam Ojczyznę, która powoli znikała nam z horyzontu. Wreszcie zginęła. Widok, który rozpościerał się przed nami to była nędza. Patrzyłam na to ubóstwo i domyślałam się co nas czeka. Mijaliśmy ubogie kołchozy i puste pola, bieda straszna. Uboga ludność prosiła nas wysiedleńców o chleb. Nieraz, gdy rzucił kto kawałek białego chleba, to oni cieszyli się, jakby to był jakiś specjał. Pociąg mknął w nieznaną dal. Wagon podczas postojów, ciągle był zamknięty. Rzadko kiedy wypuszczali kogoś po wodę, pod obstawą żołnierza z karabinem. Na pytania dokąd jedziemy, nie odpowiadano. Po drodze dawali nam zupę i chleb, ale my nie byliśmy wówczas głodni, gdyż mieliśmy zapasy z Polski. Dojechaliśmy do małego miasteczka, Zmyrynka. Przypomniałam sobie, że tatuś kiedyś opowiadał, że był właśnie w tym mieście. Z tego miasteczka napisaliśmy do tatusia list, ażeby wiedział, co się z nami stało. Niezadługo mamy jechać przez rzekę Wołgę. Bardzo byłam ciekawa jak wygląda ta rzeka. Z opowiadań słyszałam, że bardzo duża. Przejechaliśmy przez wielki most, widzieliśmy na rzece małe statki. Pomału krajobraz zmienił się, zniknęły drzewa, domy inne, całe z gliny, zarówno dach jak i ściany. Ludność o ciemniejszej skórze, inna rasa od nas, gdyż to była już Azja. Na stepie pasły się owce i krowy, czasami w dali widać karawanę wielbłądów. Pierwszy raz w życiu zobaczyłam żywe wielbłądy. Ludność budziła w nas zgrozę. Kobiety były ubrane w długie spódnice, na wierzchu miały sukienki i zaplecionych kilka warkoczów na głowie. Mężczyźni zaś w watowanych spodniach i dużych czapkach na głowach z lisim futerkiem. Bardzo dziwny naród, twarze ich budziły lęk, oczy skośne i nos zupełnie płaski. Widzieliśmy też Ukraińców, którzy dobrowolnie przyjechali, a drugich tak samo przywieźli jak i nas. Jechaliśmy przez te stepy i martwiliśmy się, co będzie z nami, jak można żyć na takim pustkowiu, czym będziemy palić i co będziemy jeść. Jednego dnia pociąg nad ranem zatrzymał się. Żołnierz przyszedł otworzyć drzwi. Wyjrzeliśmy przez okno, aby zobaczyć jaka to stacja. Napis był na ścianie: stacja Dżurun. Zdziwił nas ruch koło wagonów. Ludzie zaczęli wysiadać, widocznie tu będziemy mieszkać. Na nas też przyszedł czas. Wysiadamy. Zajechało auto, załadowaliśmy rzeczy. Zawieźli nas do baraku w którym było już więcej ludzi. Tu czekaliśmy dwa dni. Na drugi dzień wieczorem podjechały auta. Kazali nam ładować się. Wieźli nas do kołchozu. Jechaliśmy całą noc. Strasznie było zimno. Z wytęsknieniem, czekaliśmy kiedy dojedziemy na miejsce. Podczas jazdy wpadł wół pod nasze auto, jakoś szczęśliwie, że auto się nie przewróciło. Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się przed barakiem, gdzie nas wysadzili. Wpychali po kilka rodzin do jednego mieszkania. Nam przydzielili jeszcze jedną rodzinę. Gdy weszliśmy do mieszkania to ogarnęła nas rozpacz, same gołe ściany i nic więcej. Na środku była dziura, gdzie znajdowała się piwnica. Byliśmy tak zmęczeni, że od razu rozścieliliśmy dywan, a na to poduszki i pierzyny, poszliśmy spać. Jednak nie spaliśmy długo. Przybiegł Kazach jak “diabeł” i zaczął nas budzić. Narobił wrzasku i kazał nam iść do pracy, szkołę bielić. Nikt nie chciał iść, bo to była niedziela, ale co robić? Zmuszono nas. Wyszłam na dwór zobaczyć, gdzie się znajdujemy. Widać kilka domów dużych, jakieś stajnie, obok rzeka a nasz barak obok z jednej strony góry, a w dali kołchoz, po drugiej stronie pagórek. Jest to dość duża kotlina. Przynamniej nie będzie takich wiatrów. tekst: Barbara M.J.Kukulska zdjęcia: Janek Kopeć, Marek Kukulski ŚWIĘTO WOJSKA POLSKIEGO Obchody w kaplicy w Walkerville w dniu 18 sierpnia 2013 roku Kombatantów weteranów ubywa z roku na rok z naszej Polonii w Johannesburgu, a jednak ciągle obchodzimy uroczyście Święto Wojska Polskiego ustanowione w Polsce w dniu 30 lipca 1992 roku. Nawiązuje ono do tradycji jego celebrowania w II Rzeczypospolitej, upamiętniającego rocznicę słynnego manewru Wojsk Polskich znad Wieprza w 1920 r. Święto Żołnierza w II Rzeczypospolitej ustanowił Minister Spraw Wojskowych gen. broni Stanisław Szeptycki rozkazem z 4 sierpnia 1923 roku. Podano w nim: „W dniu tym wojsko i społeczeństwo czci chwałę oręża polskiego, której uosobieniem i wyrazem jest żołnierz. W rocznicę wiekopomnego rozgromienia nawały bolszewickiej pod Warszawą święci się pamięć poległych w walkach z wiekowym wrogiem o całość i niepodległość Polski”. Spotkaliśmy się w dzielnicy Johannesburga w Walkerville w kaplicy Miłosierdzia Bożego, gdzie proboszczem jest ks. Stanisław Jagodziński salezjanin, Polak, który w pełni rozumie dziedzictwo kulturowe, religijne i celebruje tradycje polskie. Uroczystość rozpoczęliśmy procesją ze sztandarem i flagami, oraz śpiewem pieśni kościelnej „Nie rzucim Chryste świątyń Twych...”. W procesji uczestniczył poczet sztandarowy, kombatant płk. Stefan Mathews, ksiądz Stanisław, brat Jean, siostra Rose i siostra Anunciata oraz liczne grono przybyłych Polaków. foto: Janek Kopeć. Poczet sztandarowy, ks. Stanisław, brat Jean. Z okazji Święta Wojska Polskiego kaplica została udekorowana na zewnątrz, przez parafian Divine Mercy Church, flagami kościelnymi i polskimi. foto: Janek Kopeć. Procesja ze sztandarem i flagami, za pocztem sztandarowym i Kombatantem Stefanem Mathews, ks. Stanisław, brat Jean, oraz wierni przybyli na Mszę św. foto: Janek Kopeć. Poczet sztandarowy. Od lewej: Stefan Herok, Andrzej Tlaga, Stanisław Hajduk, Barbara Kukulska, Tomasz Kühn. Msza św. odbyła się w intencji polskich Żołnierzy Kombatantów i Sybiraków - Junaków; za żyjących o zdrowie i długie lata życia i tych co odeszli na wieczną służbę do Pana, a jeszcze niedawno byli z nami. Ks. Jagodziński zaprosił prezes Barbarę Kukulską do oficjalnego powitania przybyłych gości. Witam Szanownych Państwa w Dniu Święta Wojska Polskiego, szczególnie pragnę powitać: - Księdza Stanisława Jagodzińskiego –proboszcza Divine Mercy Church, - Siostry Miłosierdzia Bożego: S. Rose i S. Anunciatę; - Brata Jean Mandroe. -Pułkownika honorowego Stefana Mathews -Prezesa Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Johannesburgu, - Stanisławę Doncer Sybiraczkę, -Naszych Drogich Kombatantów i Sybiraków, którzy ze względu na stan zdrowia, usprawiedliwili swoją nieobecność, Serdecznie witam Szanownych Państwa! Witam wszystkich obecnych Polaków, Członków Zjednoczenia Polskiego w Johannesburgu i Miłych Gości przybyłych tu do Walkerville na tę szczególną uroczystość. Homilię wygłosił ks.Stanisław Jagodziński. foto: Janek Kopeć Liturgię czytali Tomek Kühn i Staszek Hajduk. Wielebny Ojcze Stanisławie, Drogie Siostry, Szanowni Państwo, Przez długi okres naszej historii, mieliśmy lepszych lub gorszych królów, prezydentów, ministrów, czy polityków różnych partii. Nigdy jednak nie ocenialiśmy negatywnie naszego żołnierza. Od zarania naszych czasów, był on zawsze najlepszym synem Ojczyzny. Jeśli czasami uległ potężniejszemu wrogowi (jak we wrześniu 1939 roku), to nigdy za tę klęskę nie był winiony. Na taką krytykę, nawet komuniści się nie zdobyli. Właśnie na przykładzie II wojny światowej, w pełni widzimy męstwo i odwagę polskiego żołnierza. Pokonany przez wojska niemieckie i rosyjskie, nie uległ, mimo całkowitego braku sojuszników. Przez długie lata okupacji, potrafił dzielnie walczyć z wrogiem w kraju i za granicą. Umiał też dla celów wyższych rezygnować ze foto: Janek Kopeć. Od lewej Tomasz Kühn, Stanisław Hajduk. swoich politycznych poglądów, dla wspólnego zjednoczenia się, by pokazać Polskę jako jeden kraj, jeden Siostry Rose i Anunciata wraz z wolontariuszką naród i jedne siły zbrojne. salezjańską –Magdą odśpiewały psalm responsoryjny. foto: Janek Kopeć. Z prywatnej kolekcji Andrzeja Tlagi; szabla z napisem Honor i Ojczyzna oraz pistolet VIS. foto: Marek Kukulski. Od lewej: s.Rose, Magda, s.Anunciata Modlitwę Powszechną poprowadził Dr Tomasz Kurek. Słuchaliśmy z zapartym tchem przejmującej w swojej wymowie modlitwy, będącej też przekazem historycznym i patriotycznym uniesieniem. Śpiewaliśmy pieśni: My chcemy Boga.., O Panie, któryś jest na niebie.., Jest zakątek na tej ziemi i Jak długo w sercach naszych... Okolicznościowy referat wiceprezes Zjednoczenia. wygłosił Andrzej Tlaga foto: Janek Kopeć. Od lewej Andrzej Tlaga, Barbara Kukulska. Udziału w tej deklaracji jedności nie brała grupa komunistów. Również część żołnierzy Stronnictwa Narodowego nie podporządkowała się temu zaleceniu, ale powodem tego był sosunek Armii Krajowej do „sojusznika naszych sojuszników”. Kiedy w maju 1945 roku cały świat celebrował pokonanie niemieckiej potęgi, to Polska znalazła się pod nową okupacją sowiecką i jak w 1939 roku, bez sojuszników. Jednak i w tych najczarniejszych latach polskiej historii potrafił ten osamotniony żołnierz chwycić za broń i walczyć o kraj w pełni wolny. Aż do roku 1947 w podziemiu były duże oddziały wojskowe. Między latami 1947 a 1953 w lasach pozostały małe grupy żołnierzy; kilku do kilkunastu ludzi. Później tylko pojedynczy żołnierze ukrywali się samotnie. Na jesieni 1956 roku nastąpiło pewne złagodzenie systemu, część tych najlepszych z najlepszych ujawniła się. pozostało wówczas w konspiracji sześciu żołnierzy. Ostatni z nich - sierżant Józef Franczak pseudonim „Lalek”, zginął w październiku 1963 roku podczas obławy Służby Bezpieczeństwa i Z.O.M.O. W roku 1945 przebywało w lasach trzynaście do siedemnastu tysięcy żołnierzy. W roku 1946 sześć tysięcy sześćset do osiem tysięcy sześćset, zaś po amnestii w latach 1949 do 1950 około tysiąca ośmiuset ludzi. Po roku 1950 jeszcze dwieście pięćdziesiąt do czterystu osób kontynuowało walkę z bronią w ręku. W sumie przez oddziały leśne przewinęło się około dwudziestu tysięcy żołnierzy. Przeszło siedem tysięcy z nich poległo. Z przyczyn politycznych w latach 1944 – 1954 skazano na karę śmierci około pięciu tysięcy osób. Ponad połowę wyroków wykonano. Dziś na palcach ręki można policzyć bohaterów naszych czasów, którzy mają odwagę czynnie podjąć pracę poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego. Jest to symboliczny gest podzięki dla tych, którzy życie swe na ołtarzu ojczyzny złożyli. A czy nas stać by tym nielicznym pomóc? A przede wszystkim, czy możemy zdobyć się na bohaterstwo samodzielnego myślenia po polsku? Pozytywnym wyrazem patriotycznej postawy, będzie powszechne głosowanie we wszystkich wyborach na Polaka, a nie na Moskala, czy innego przybysza. W miłej atmosferze zawierane były znajomości. Okazało się, że Helen z Rady Parafialnej przy Divine Mercy Church jest Greczynką i także Żona Krzysztofa Płaskocińskiego. Obie panie przypadły sobie do gustu rozmawiając po grecku i tylko Krzysiek rozumiał o czym mówiły! Recytowali wiersze Marek Kukulski: "Ziemia rodzinna" autor Władysław Bełza Całym mym sercem, duszą niewinną, Kocham tę świętą ziemię rodzinną, Na której moja kołyska stała, I której dawna karmi mnie chwała. Kocham te barwne kwiaty na łące, Kocham te łany kłosem szumiące, Które mnie żywią, które mnie stroją, I które zdobią Ojczyznę moją. Kocham te góry, lasy i gaje, Potężne rzeki, ciche ruczaje; Bo w tych potokach, w wodzie u zdroja, Ty się przeglądasz Ojczyzno moja, Krwią użyźniona, we łzach skąpana, Tak dla nas droga i tak kochana! foto Marek Kukulski. Od lewej Krzysztof i Foula Płaskociński, Helen Gonsalves z Divine Mercy Church. Na uroczystość przybył w mundurze z odznaczeniami prezes Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Johannesburgu pułkownik honorowy Stefan Mathews. i Barbara M.J. Kukulska: Fragment wiersza Jana Lechonia „Piłsudski”, poeta próbuje w tekście uchwycić nastroje i postawy polskiego społeczeństwa u progu niepodległości. Otworzyć wszystkie okna! Niech ludzie zobaczą!! Wielkimi ulicami morze głów urasta I czujesz, że rozpękną ulice się miasta, Że Bogu się jak groźba położą pod tronem I krzykną wielką ciszą... lub głosów milionem. A teraz tylko czasem kobieta zapłacze. Aż nagle na katedrze zagrali trębacze!! Mariackim zrazu cicho śpiewają kurantem, A później, później bielą, później amarantem, Później dzielą się bielą i krwią, i szaleństwem, Wyrzucają z trąb radość i miłość z przekleństwem, I dławią się wzruszeniem, i płakać nie mogą, I nie chrypią, lecz sypią w tłum radosną trwogą... A ranek, mroźny ranek sypie w oczy świtem. A konie? Konie walą o ziemię kopytem Konnica ma rabaty pełne galanterii Lansjery - bohatery! Czołem kawalerii! Hej, kwiaty na armaty! Żołnierzom do dłoni! Katedra oszalała! Ze wszystkich sił dzwoni. Księża idą z katedry w czerwieni i złocie. Białe kwiaty padają pod stopy piechocie. Szeregi za szeregiem, Sztandary, Sztandary... Na zakończenie Mszy św. ksiądz Stanisław Jagodziński udzielił błogosławieństwa. Następnie udaliśmy się do specjalnie przygotowanego namiotu, gdzie miejscowe panie serwowały obfity obiad. foto: Janek Kopeć. Płk honor. Stefan Mathews Po uroczystości brzmiała nam w uszach pieśń: Jak długo w sercach naszych choć kropla polskiej krwi, Jak długo w sercach naszych Ojczysta miłość tkwi. Stać będzie kraj nasz cały, stać będzie Piastów gród, zwycięży Orzeł Biały, zwycięży polski lud. Jerzy J. Wojciewski Prezes Klubu Publicystów Polonijnych - Warszawa Polak przewodzi Światowej Radzie Unii Kredytowych Polak stanął na czele organizacji zrzeszającej 200 milionów ludzi ze 101 krajów świata! Wyjątkowe osiągnięcie Polski – nasz rodak, przewodniczący Rady Nadzorczej Krajowej SKOK, senator Grzegorz Bierecki stanął na czele największej światowej organizacji zrzeszającej unie kredytowe. Podczas międzynarodowej konferencji, która w połowie lipca br. obradowała w stolicy Kanady – Ottawie, powołana przez Walne Zgromadzenie, na dwuletnią kadencję, Rada Dyrektorów WOCCU (Światowej Rady Unii Kredytowych) jednogłośnie wybrała Grzegorza Biereckiego na stanowisko przewodniczącego tej wielkiej międzynarodowej organizacji. Grzegorz Bierecki – twórca spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych w Polsce, skrótowo nazywanych SKOK, posiada ponad 20-letnie doświadczenie związane działalnością rynków finansowych w Polsce. Kasy SKOK to wielka instytucja finansowa zrzeszająca więcej niż 2,6 mln gospodarstw domowych z aktywami 18 miliardów zł. Rozwijająca się od drugiej połowy XIX wieku spółdzielczość finansowa wymierzona była w nieuczciwe pożyczki lichwiarzy i chroniła wielu ludzi przed wykluczeniem finansowym. Dzisiaj tę misję społeczną kontynuują m.in. unie kredytowe stanowiące alternatywę dla instytucji bankowych i parabankowych. Strukturą skupiającą unie kredytowe jest właśnie Światowa Rada Unii Kredytowych, WOCCU -World Council of Credit Unions. Na zdjęciu: Grzegorz Bierecki Grzegorz Bierecki urodził się 28 września 1963 roku w Gdyni. Podczas studiów należał do Niezależnego Związku Studentów i był współorganizatorem strajków przeciw władzy komunistycznej w Gdańsku. Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu. Był też działaczem i pracownikiem NSZZ „Solidarność”. Ale popularność i wpływy przyniosła mu działalność związana z utworzeniem i prowadzeniem SKOK. W latach 1990 – 2011 prezesował Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych. Był autorem programu rozwojowego spółdzielczych kas oszczędnościowokredytowych w Polsce, dla którego uzyskał wsparcie rządu amerykańskiego, Wspólnoty Europejskiej, Organizacji Narodów Zjednoczonych, a także licznych narodowych organizacji związków kredytowych, m.in. z USA, Kanady oraz Irlandii. Grzegorz Bierecki współtworzył i promował przepisy prawne stanowiące podstawę działania spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. W latach 1992 – 2012 był prezesem Zarządu Krajowej Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej. Od października 2012 roku pełni funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej Krajowej Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo – Kredytowej. Bierecki uważa swój wybór na funkcję przewodniczącego jednego z największych zrzeszeń spółdzielczych instytucji finansowych świata za zwieńczenie swojej kariery w branży. A jest to najbardziej prestiżowe stanowisko w sektorze unii kredytowych. Ten wybór jest również konsekwencją jego zaangażowania w rozwój ruchu unii kredytowych w Europie Środkowo- Wschodniej, a przede wszystkim za doprowadzenie do dynamicznego rozwoju SKOK-ów w Polsce W jednej ze swych wypowiedzi Grzegorz Bierecki podkreślił, że Światowa Rada Unii Kredytowych jest strukturą, której nadrzędną rolą jest reprezentowanie unii kredytowych wobec instytucji o charakterze globalnym. Przykładem tu jest choćby współpraca z grupą G8, czyli organizacją, która decyduje o najważniejszych kierunkach rozwoju świata. Spotkania grupy G8 i G20 przekładają się na działania organizacji międzynarodowych i międzyrządowych, które z kolei mają wpływ regulacyjny. Najważniejsza walka Grzegorza Biereckiego o własne życie z prześladującym go nowotworem, usytuowanym... na czole, po ciężkich zmaganiach zakończyła się sukcesem ! Przeglądając różne materiały do napisania tego artykułu natknąłem się na wywiad, jaki z Biereckim przeprowadziła w ub. roku dla „Dziennika Bałtyckiego” red. Jolanta Gromadzka – Anzelewicz. Dowiedziałem się z tego wywiadu, że Grzegorz Bierecki po długich wygranych, zmaganiach z tym nowotworem wzniósł nietypowe, ale jakże wspaniałe wotum dziękczynne z odzyskanie zdrowia. A brzmi to jak piękna bajka... Bogaty i wpływowy człowiek zapada na bardzo złośliwego raka. W żadnym polskim szpitalu nikt nie jest w stanie go wyleczyć. Wreszcie – po długich poszukiwaniach w różnych klinikach i szpitalach europejskich, w czym pomagali Biereckiemu przyjaciele, trafia do kliniki w Tubingen w Niemczech. Tam przeprowadził udaną operację prof. Helmut Breuninger, szef Kliniki Dermato-Chirurgii. Obydwaj się cieszyli szczęśliwym osiągnięciem. Po wyzdrowieniu, Grzegorz Bierecki wrócił do kraju i z wdzięczności założył Fundację Sanitas, a następnie w Gdańsku na Zaspie wybudował Klinikę, aby udostępnić tę skuteczną metodę leczenia nowotworów swoim rodakom. To było najwspanialsze zakończenie walki o życie tego wielkiego spółdzielcy. „Nie dla zysku, nie z filantropii, ale po to, żeby służyć” - taki napis zobaczył 24 lata temu na ścianie budynku w Kansas Grzegorz Bierecki. I właśnie obejmując w Ottawie stanowisko przewodniczącego WOCCU przytoczył zgromadzonym te słowa. Powiedział, że priorytetem dla niego będzie służba społeczeństwom, gdyż misją unii kredytowych jest zapewnienie ludziom łatwego dostępu do usług finansowych. Unie kredytowe stanowią alternatywę dla podmiotów typowo komercyjnych nastawionych wyłącznie na maksymalizację zysków. Swoją ofertę kierujemy do osób, które bywają pomijane przez banki komercyjne. W trakcie uroczystej nominacji na stanowisko przewodniczącego Grzegorz Bierecki podkreślił: różnimy się bardzo od innych instytucji finansowych, bo przyciągamy szczególnych ludzi, ludzi wrażliwych, którzy włączają się w działalność nie tylko swoich lokalnych społeczności, ale nie pozostają głusi także na wołanie o pomoc z bardzo odległych części świata... Ta pomoc nas nobilituje – jeśli ktoś prosi nas o pomoc, to znaczy, że jesteśmy coś warci. W 2010 roku unie kredytowe pomagały mieszkańcom Haiti poszkodowanym przez trzęsienie ziemi. Światowa Rada Związków Kredytowych (WOCCU) z siedzibą w Madison, stolicy stanu Wisconsin (USA) istnieje od 1 stycznia 1971 r. i do dziś jest najważniejszą instytucją działającą w imieniu zrzeszonych w niej spółdzielni finansowych. Światowa Rada opiniuje projekty zmian przepisów dla najważniejszych na świecie organizacji, takich jak: Komitet Bazylejski, Grupa Specjalna do Przeciwdziałania Praniu Pieniędzy, G20, czy Bank Rozrachunków Międzynarodowych. Obecnie unie kredytowe funkcjonują w 101 krajach świata. Należy do nich ponad 200 milionów ludzi skupionych w ponad 56 tys. kas z aktywami 1 bilion, 600 mld dolarów. Polska jest wszędzie tam, gdzie są Polacy Z Marią Mirecką-Loryś, byłą dyrektor Kongresu Polonii Amerykańskiej w Chicago, prezes Koła Lwowian, siostrą jednego z nielicznych ocalałych w bitwie pod Zadwórzem polskich żołnierzy Bronisława Mireckiego, rozmawia dziennikarz Mariusz Kamieniecki Kolejny raz weźmie Pani udział w niedzielnych uroczystościach upamiętniających rocznicę jednej z największych bitew w wojnie polsko-bolszewickiej bitwy pod Zadwórzem. Co Panią przyciąga do tego miejsca? – Jeszcze jako dziecko słyszałam, że jest takie miejsce, gdzie za Ojczyznę ginęli młodzi ludzie. Wśród uczestników tych walk był także mój brat Bronisław Mirecki, który miał wówczas 16 lat. Zgłosił się na ochotnika do armii, o czym powiedziała nam mama. Przez długi czas nie wiedzieliśmy, co się z nim dzieje, a przypomnę, że toczyły się wówczas ciężkie boje. Wreszcie przyszła wiadomość, że brat jest w szpitalu we Lwowie. Pod Zadwórzem poległo 318 żołnierzy, a pozostali zaginęli bez wieści lub zesłano ich do niewoli. Wśród 12 ocalałych był mój brat, który uciekł z obozu jenieckiego pod Kijowem. Zachorował na tyfus, trafił do szpitala, a potem został przewieziony do Lwowa. O Zadwórzu nie mówiło się w szkole. Dopiero kiedy wyjechałam za granicę, bo polskie władze nas prześladowały, i po 26 latach po raz pierwszy przyjechałam do Polski, udałam się zaraz do Zadwórza. Była to moja pierwsza wizyta w tym historycznym miejscu. W 1980 r. było tam jeszcze bardzo skromnie, było też mało ludzi – dosłownie garstka, inaczej niż dzisiaj, kiedy są harcerze, którzy trzymają wartę, kapłani, którzy się modlą za poległych i przedstawiciele władz. Niestety, wciąż nie ma tam dobrej drogi dojazdowej. Autobusy muszą parkować z dala od tego miejsca i żeby dotrzeć pod pomnik, trzeba iść łąkami. Czym jest dla Pani Zadwórze? – Zadwórze jest najwspanialszą lekcją naszej, polskiej, historii. Jest to miejsce niezwykłe, które przypomina jeden z najbardziej znaczących, choć także bardzo bolesnych momentów naszej historii, w którym nieliczna grupa – bądź co bądź jeszcze dzieci – tak jak Lwowskie Orlęta, składając ofiarę z własnej krwi, przesądziła o biegu historii. To byli prawdziwi polscy patrioci, prości ludzie z Galicji, którzy utworzyli armię, o których przez długi czas nie wolno było nawet mówić. Owszem, u nas w rodzinie się mówiło, bo byliśmy w tę sprawę przez brata bezpośrednio zaangażowani, ale na ogół było cicho. Polska była jeszcze bardzo młoda po odrodzeniu, miała przecież zaledwie dwa lata, a mimo to ci młodzi ludzie, którzy zgłaszali się na ochotnika, mieli w sobie tak dużo ofiarności i bohaterstwa. W tym roku również udaje się Pani, by oddać hołd bohaterom… – Mimo 97 lat, dopóki tylko sił starcza, staram się uczestniczyć w dorocznych uroczystościach. Jestem jedną z niewielu żyjących jeszcze osób uczuciowo i rodzinnie związanych z Zadwórzem. Brała Pani udział w wielu uroczystościach na Ukrainie upamiętniających bohaterstwo Polaków. Co Panią najbardziej wzruszyło? – Rzeczywiście wiele było takich wzruszających uroczystości na przestrzeni lat. Były też momenty denerwujące np. w Żytomierzu, w jedną z rocznic przystąpienia do Armii Kościuszki, kiedy przedstawiciele ukraińskich władz mówili w swoim ojczystym języku, a konsul polski zamiast mówić po polsku, przemawiał w języku ukraińskim. To były bardzo niesmaczne i niepotrzebne gesty, bo czy widział ktoś Ukraińca przemawiającego podczas uroczystości w języku polskim, bo ja nie widziałam. Natomiast w Chicago można spotkać transparenty Ukraińców, gdzie widnieją napisy „Ukraina po Kraków i po Lublin”. Tymczasem my nie bronimy swoich własnych interesów narodowych, a powinniśmy. Dodajmy do tego, że na Ukrainie wciąż wiele jest miejsc, które czekają na upamiętnienie… – Wiele jest takich miejsc, mało tego, w wielu miejscowościach tablice w języku polskim zostały zastąpione tablicami w języku ukraińskim. Np. w Berdyczowie, gdzie w kościele pw. św. Barbary była tablica w języku polskim upamiętniająca ślub Eweliny Hańskiej i Honoriusza Balzaka, dzisiaj niestety jest już tylko w języku ukraińskim. To bardzo smutne i przykre. Pamiętam tamtejszą bibliotekę, książki, obrazy autorstwa wybitnych malarzy – to wszystko zostało usunięte, zniszczone i śladu po tym nie ma. Podobnie jest w wielu innych miejscach, które przechodzą w ręce ukraińskie, a polskość nie jest kultywowana i powoli zanika. Powróćmy może jeszcze do Zadwórza. Pani brat, Bronisław Mirecki, po pobycie w wojsku wybrał kapłaństwo i jako ksiądz katolicki przez wiele lat posługiwał wiernym na Ukrainie… – Kiedy wielu ludzi, w tym kapłanów, wyjeżdżało do Polski, brat miał dylemat, co robić. Wraz ze swoim przyjacielem, też księdzem, napisali list do Ojca Pio, co mają robić: wyjechać czy może zostać. Ojciec Pio odpowiedział im jednym słowem: „Trwać”, i zostali. Brat trafił do miejscowości Podwołoczyska w obwodzie tarnopolskim nad Zbruczem. Żeby utrudnić mu posługę, bolszewicy wysadzili w powietrze kościół, a brat jako jedyny kapłan na terenie Ukrainy otrzymał zakaz prowadzenia działalności duszpasterskiej. Zamieszkał na stacji kolejowej, w dawnym pożydowskim magazynie. On sam nigdy się nie skarżył, ale ludzie opowiadali mi, że warunki, w jakich żył i pracował, były okropne. Summa summarum było to potrzebne, bo mógł tam prowadzić podziemne duszpasterstwo. Mimo nadzoru ze strony KGB i zagrożenia zsyłkami w ukryciu odprawiał Msze św., przyjmował ludzi, którzy do niego przychodzili, błogosławił małżeństwa, chrzcił dzieci, poświęcał ziemię na pochówki, w których jako kapłan nie mógł uczestniczyć. Potem pracował m.in. w Kamieńcu Podolskim, Gródku Podolskim, Połonnem, wreszcie trafił do miejscowości Hałuszczyńce – miejsce w zasadzie niedostępne, gdzie nie było żadnej komunikacji i gdzie był jedynym kapłanem w całym obwodzie tarnopolskim. O tym, że był dobrym kapłanem, świadczy fakt, że na 50. rocznicę święceń kapłańskich w 1983 r. Ojciec Święty Jan Paweł II nadesłał telegram z życzeniami, w którym zapewniał brata o swoim duchowym uczestnictwie w tej uroczystości i o modlitwie. Brat nigdy nie opuścił Kresów i żyjących tam Polaków. Trzy lata później zmarł. Proszę powiedzieć, skąd wziął się przydomek „Przemytniczka Boża”, jaki przylgnął do Pani? – Wraz z moją siostrą Heleną, która mieszkała w Nowym Jorku, wiedziałyśmy dobrze, w jakich warunkach żyje brat i ludzie, którym służy. Brakowało wszystkiego: jedzenia, ubrań, ale także dewocjonaliów. Nie było różańców, świętych obrazków, a ludzie tego łaknęli jak chleba. Stąd zabierałyśmy ze sobą różańce i przewoziłyśmy przez granicę. Polakom nie wolno było jeździć, ale my z siostrą miałyśmy paszporty amerykańskie, co otwierało nam drogę i nie ukrywam, że bardzo nam pomagało. Oficjalnie nasze podróże miały charakter turystyczny, odwiedzałyśmy także groby zmarłych krewnych, rzeczywistość była jednak inna. Pewnego razu przewiozłam np. sto obrazków, które poświęcił Papież Jan Paweł II. Udało mi się je szczęśliwie przewieźć mimo rewizji i to rewizji osobistej. Sama nie wiem, jak to się stało, że nikt ich nie znalazł, choć były w niemałej kopercie. O tym niezwykłym zdarzeniu pisałam do kard. Rubina, który z kolei powiedział o tym Ojcu Świętemu. Pomoc dla Polaków na dawnych Kresach nie ograniczała się jedynie do przewożenia różańców i dewocjonaliów… – Przez długi czas w Chicago, gdzie mieszkałam, tylko kilka osób wiedziało o tym, że na wschodnie rubieże dostarczam również pieniądze. Kiedy brat żył, nie mogłam o tym mówić głośno, np. w radio, czy pisać o tym w prasie, bo mogłoby to zaszkodzić i tak trudnej sytuacji, w jakiej się znajdował. Po jego śmierci ukazał się artykuł i ludzie zaczęli się do mnie zgłaszać z prośbą o dostarczanie pieniędzy ich krewnym na Ukrainie. Jednak przede wszystkim były to pieniądze na odbudowę zniszczonych i zaniedbanych świątyń, bo ludzie nie mieli gdzie się modlić. Potem były paczki z pomocą, bo ludzie też tego potrzebowali. Dziękuję za rozmowę. Od Barbary M.J. Kukulskiej: Poznałam Panią Marię w 2005 roku na Międzynarodowym Forum Mediów Polonijnych w Tarnowie. Niezrównanej energii i żywotności, wydała książkę: „Odszukane w pamięci. Zapiski o rodzinie, pracy, przyjaźni”. Żyje już tylko Maria z ośmiorga rodzeństwa. Była siódmym dzieckiem Dominika i Pauliny ze Ścisłowskich Mireckich. W książce znajduje się rozdział poświęcony ks. Bronisławowi Mireckiemu napisany przez jego brata, mec. Leona Mireckiego w 1984 roku. „Kiedy po ostatniej wojnie ludność wraz z biskupami i księżmi opuszczała tę ziemię (Kresy koło Zbrucza) - on pozostał. Matka mówiła mi z pewnym odcieniem dumy: ‘A jednak Bronek pozostał’, wyrażając przy tym owiane smutkiem przypuszczenie, że już więcej go nie zobaczy. I już go nie zobaczyła. Był to czas wielkiego głodu tam na posługi kapłańskie oraz potrzeba ratowania zamykanych i likwidowanych kościołów. Bywało, że jednocześnie obsługiwał 16 kościołów na Podolu wraz z pograniczem Wołynia. Jeździło się dniem i nocą, nie samochodami, ale furą lub saniami, i pieszo. Wisiała nad nim groźba wydanego przez banderowców wyroku śmierci, który tylko dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności nie został wykonany. Sądzone mu było trwać, a trwanie to było ciężkim bojowaniem. (...) Ksiądz Bronisław los swój znosił z pełnym poddaniem się woli Bożej... Na pomniku księdza Bronisława Mireckiego wykute są słowa: „W trudnych czasach poświęcił się, nie opuścił nas jako dobry pasterz i został z nami na zawsze”. Agnieszka Buda-Rodriguez Czerwony pędzelek Przeszłość jest niedokładna. Kto żyje długo, wie, jak bardzo to, co widział na własne oczy, obrosło plotką, legendą, powiększającą albo pomniejszającą wieścią. “To było wcale nie tak!” – chciałby zawołać, ale nie zawoła, bo widzieliby tylko poruszające się usta, nie słysząc głosu. Czesław Miłosz Jestem z mamą w jakimś dziwnym miejscu. Boję się. Tulę się do jej ciepłego, pachnącego swojsko ciała szukając schronienia. Jestem głodna, węchem szukam rozkosznej woni maminego mleka, ale nie czuję nic podobnego, wyławiam tylko jakieś inne nieznane zapachy i słyszę straszny harmider: Jakieś krzyki, świsty, dźwięki niepodobne do żadnych, jakie znam. Niesamowite i straszne. Otwieram oczy, ale nic prócz kirowej ciemności nie widzę. Z nieopisanym lękiem wpatruję się w tę wrogą i niezbadaną ciemność, ale mój wzrok nie może przebić się przez czerń, nie odbiera żadnych obrazów. Ani twarzy mamy, ani zbitych w gromadkę osób. Słyszę tylko ich urywane oddechy. A więc są tu, ale ciemności nie pozwalają mi widzieć nikogo. Chcę powiedzić mamie, żebyśmy uciekały z tego mrocznego lochu, lecz nie mogę wydobyć głosu. Czuję ogarniającą mnie panikę. Próbuję wydostać się stamtąd za wszelką cenę, bo wiem, że zaraz zdarzy się coś strasznego, ale moje nogi są skrępowane… Naraz z tej otchłani mroku wyłaniają się błyszczące ślepia. Są czerwone, zachłanne, krwiożercze… Zbliżają się, już nawet widać poruszający się, węszący, szary pysk. Właściciel tych oczu i tego pyska jest wstrętny, a jeszcze wstrętniejszy jest jego długi, łysy ogon! Obrzydliwy zwierz jest tuż, tuż. Czuję jego odrażający zapach. Za chwilę rzuci się na mnie. Nieeeee! Próbuję krzyczeć, w ostatniej chwili zasłaniam się trzymanym w rączce pędzelkiem, ale szczur wydziera mi go i zaciska na nim zęby! Na czerwonym pędzelku! Moim pędzelku! Nieeeeeeeeee! Ogromne przerażenie wreszcie znajduje ulgę w wyzwalającym krzyku. Krzyk trwa i trwa… *** Znowu miałam ten straszny sen. Ten sam co zawsze. Prześladuje mnie co jakiś czas odkąd sięgam pamięcią. Gdziekolwiek jestem, nie ważne w jakim mieście, kraju, czy kontynencie. Czy śpię sama, czy z kimś. Kiedy byłam dzieckiem i spałam sama w pokoju z koszmaru sennego budził mnie mój własny krzyk i obezwładniający strach. Krzyk, nieustający jeszcze kilka chwil po przebudzeniu ogarniał całą moją istotę, był moim lękiem, moją wolą, moim wyzwoleniem… Leżałam potem długo jak sparaliżowana nie mogąc poruszyć ani ręką, ani nogą, ani wykonać żadnego ruchu. Oczy rozwarte przerażeniem próbowały przebić ciemność nocy i uwolnić się od lęku. Bez skutku. Dopiero kiedy przezwyciężając strach sięgałam do kontaktu lampki nocnej i w jej świetle widziałam wyłaniające się z ciemności znane sprzęty, nocne zmory opuszczały pokój. Póżniej te sny zburzyły niejeden mój związek. Bo czyż można dziwić się mężczyznie, że nie ma ochoty wiązać się z kobietą, która wrzeszczy po nocach jak opętana i trzeba ją budzić, a potem długo tulić spoconą i trzęsącą się ze strachu, aby się uspokoiła? Fakt, że w większości przypadków te zakończone z powodu nocnych koszmarów romanse nie rokowały żadnych nadziei na przyszłość, ale przynajmniej pozwalały pokonać strach przed samotnymi nocami. Bo koszmary były gorsze w samotne noce i wolałam mieć kogoś, kto by je przerwał, aniżeli śnić do końca i umierać z trwogi. Może dlatego przeżyłam tyle rozczarowań? - Dlaczego męczą mnie jakieś straszne majaki dla których nie ma wytłumaczenia? – zastanawiałam się. - Czy naprawdę nie ma? - A te rozmowy dorosłych, które podsłuchiwałaś bo nie były dozwolone dla twoich sześcioletnich uszu? Dlaczego tak cię ciekawiło kiedy mama opowiadała tamtą historię? – roztrząsałam. Dowiedziałam się później, że tym małym dzieckiem z opowiadania mamy byłam ja. A czerwony pędzelek do golenia z bobrowego włosia nie był wymysłem wyobraźni bo odkąd pamiętam stał w szafce za szkłem. Taki sam jak we śnie. A więc czy napewno znałam tę historię tylko z opowiadań? A może zapamiętałam ją, lecz podświadomość głęboko ukryła przeżyty koszmar w zakamarkach mózgu, by później sprowokowany opowiadaniami wypełzał, aby mnie prześladować? - Wydaje mi się, że ona czuła to samo co ja. Musiał się jej udzielić mój ogromny strach i niepewność. Tak mocno ją do siebie przyciskałam, tak bałam się o nią! Modliłam się, aby jeśli mamy zginąć, zginęły razem od kuli, a nie zjedzone przez głodne szczury! Musiało biedactwo to czuć! – mówiła mama. - Brednie: sześciomiesięczne maleństwo nie może jeszcze nic pamiętać! – mówiły ciocie i kuzynki. Kto miał rację? Chciałoby się zacytować słowa naszego wieszcza: “Czucie i wiara więcej mówią do mnie, niż mędrca szkiełko i oko”. Czyż wiemy bowiem co półroczne dziecko jest w stanie z tego co widzi przyjąć do wiadomości i zapamiętać? Na ile opowiadającym dzieciom można wierzyć, że mówią nam o osobistych przeżyciach, a nie fantazjują na temat rzekomych wydarzeń z przeszłości i własnego w nich udziału? Czy konfabulują? Można jedynie dywagować, bo przecież nie znamy jeszcze dokładnie ludzkiej podświadomości. Tej cechy umysłu, która nie poddaje się kontroli świadomości, istniejącej jakby mimowolnie, instynktownie i o której nie wiemy w jakim momencie zaczyna działać. Kiedy świadomie zdajemy sobie sprawę ze swoich przeżyć, możemy odzwierciedlać obiektywną rzeczywistość, wtedy podświadomość “usypia”. Ale budzi się jak tylko ma okazję, najczęściej w snach. Albo daje znać o sobie fobiami. A więc moje fobie skądś się wzięły! Nie mogły być li tylko echem rozmów! Mogły za to być obłędnym, panicznym lękiem osób schronionych w ciemnej, wilgotnej piwnicy skumulowanym w rozwijającym się umyśle dziecka i zakorzenionym w nim tak mocno, że nawet po latach daje o sobie znać w przerażających snach. Snach przypominających, że moje zapoczątkowane szczęśliwie dzieciństwo omal natychmiast nie skończyło się tragicznie. W tych snach zawsze ujawniają się dręczące mnie fobie. Ciemność, w której nie mogę rozróżnić twarzy, przedmiotów ani rzeczy wywołuje u mnie “siódme poty” połączone z drżeniem serca i obezwładniającym przerażeniem. A widok szczurów na rycinie, ekranie telewizora, a nie daj Boże w rzeczywistości wprawia mnie w ogromny, aż do bólu strach i obrzydzenie. Najgorsze koszmary, z których budzę się krzycząc cała zlana potem dotyczą tych zwierząt napadających mnie w ciemnościach! Brrr… Kiedy czytałam “Malowanego ptaka” Kosińskiego i dotarłam do wiadomej sceny rozgrywającej się w stodole oczywiście nie doczytałam do końca, bo dostałam mdłości. Na zasadzie podobieństwa unikam wiewiórek, bo patrząc na szare lub czarne widzę je z ogolonymi ogonami. I tak było od najmłodszuych lat. Nie mogę zrozumieć osób, które hodują gryzonie: te mniejsze, te większe, a nawet te bez ogonów. Dla mnie one kojarzą się z jednym. Kiedyś doznałam szoku łącznie z utratą głosu i duszeniem się, kiedy synek znajomej przyniósł mi klatkę z jednym takim nerwowym osobnikiem, próbującym przedostać się przez kraty. Moje sny oscylujące wokół tych tematów są nieziemsko twórcze. Wymykają się spod kontroli i tworzą obrazy jak z literatuty science fiction. Zawsze jednak straszą tym samym na różne sposoby. Chociażby takie: Na wskutek różnych prób genetycznych świat owadów i zwierząt zaczął osiągać niespotykane rozmiary. Tylko rośliny i ludzie pozostali normalni. Po niebie krążyły ważki wielkości helikopterów, ptaki były jak samoloty, a wielkie jak samochody gąsiennice pięły się po drzewach, które padały pod ich ciężarem. Natomiast mrówki, ach te odbijały sobie na nas ludziach za wszystkie krzywdy jakie im wyrządzamy! Szły zwartym szeregiem jak czołgi i taranowały co spotkały na swojej drodze od czasu do czasu fundując sobie rozrywkę w postaci unoszenia czułkami wielkimi jak ramiona dźwigu oszalałych przedstawicieli naszego gatunku. Długie jak rzeki węże nie robiły sobie ceregieli z połykaniem nas na surowo. O tym co robiły z nami ogromne jak helikoptery muchy, albo jeszcze straszniejsze pająki, wolę przemilczeć. Ale to wszystko było niczym w porównaniu z pożerającymi wszystko hordami opasłych wielkich jak słonie szczurów! Od dawna z moich nocnych koszmarów budzi mnie jeden i ten sam mężczyzna. To on uzmysłowił mi skąd się biorą moje fobie i nocne lęki. Pomógł mi wyrzucić cały ten balast z siebie słuchając mojego opowiadania o zdarzeniu, które stało się ich kanwą. Długo trwało, zanim moja podświadomość zrozumiała, że jestem bezpieczna, że tamten czas minął bardzo dawno i bezpowrotnie, że nie powtórzy się nigdy. *** Okupacja niemiecka na ziemiach polskich w czasie II wojny światowej jest tematycznym “worem bez dna”. Każda osoba, której udało się przeżyć wojnę, znalazłaby godny opowiedzenia, czy opisania epizod. Powojenne lata nasycone były opowieściami o przeżyciach tych, którzy przeżyli. Ja znam ten okres “pogardy” z wielu źródeł: z książek, filmów, audycji radiowych, rozmów w gronie rodzinnym. Chociaż byłam i ja naocznym świadkiem pewnego zdarzenia, (jeśli można nazwać świadkiem sześciomiesięczne dziecko, jakim wówczas byłam), które mocno utkwiło we mnie i stało się przyczyną moich lęków. Dziś do końca nie jestewm pewna, ile w nim jest moich własnych przeżyć, a ile jest wynikiem zasłyszanych opowieści. Trudno mi jest oddzielić w pamięci to, co widziałam, od tego co usłyszałam w krążących w rodzinie, często powtarzanych wspomnieniach tamtych dni, a przede wszystkim od sugestywnych opowiadań mamy. Być może one spowodowały, że z czasem wyrobiłam sobie świadomość uczestniczenia w tym piekle. *** Od dziesięciu dni, odkąd oddziały AK utworzyły Rzeczpospolitą Partyzancką spokojne, ciche miasteczko w dolinie rzeki Nidzicy przeżywało euforię wolności, ale w rzeczywistości czaił się tu strach i groza. Większość nielicznych pozostałych w mieście to byli ludzie starsi, kobiety i dzieci. Młodzi i w sile wieku mężczyźni działali przeważnie w Armii Krajowej lub Batalionach Chłopskich Rzeczpospolitej Pińczowskiej, na terenie której powstała wyżej wspomniana RP. Wszyscy czuli, że okupanci, zanim wycofają się z tych okolic pomszczą śmierć swoich, którzy zginęli od partyzanckich kul. Przezorniejsi uciekali wcześniej do pobliskich wiosek. Partyzanci zaś szykowali się do ostatecznej potyczki. Najbardziej tragicznym epizodem w tych stronach była bitwa rozegrana między partyzantami a hitlerowcami w dniu 5 sierpnia 1944 roku o nasz prastary gród pięknie położony w kotlinie rzeki Nidzicy, w tzw. Niecce Nidziańskiej otoczony wzgórzami i pogórkami. Obok pięknego, z XII wieku kościoła, dawnej kolegiaty, stał dom, w stylu dworków szlacheckich pobudowany, w którym przyszłam na świat. W tym dużym domu, otoczonym ogrodem z kawałkiem sadu moja mama została ze mną, starą ciotką i służącą. Tato parę dni wcześniej zmobilizowany był w swoim oddziale. W obejściu kręcili się mieszkający w oficynach robotnicy rolni sprowadzeni z Podkarpacia do żniw. Bo i czas był ku temu. W pamiętną sobotę 5 sierpnia miasteczko pogrążone było we śnie po pracowitym dniu. Po krótkiej letniej nocy zapowiadał się upalny dzień, ale wczesny świt był jeszcze chłodny i rzeźki. Zaczynało się już przejaśniać. Nad wydzielającymi odurzającą woń pobliskimi łąkami unosiły się srebrzyste mgły i powoli osiadały w postaci rosy na trawie. Lekki wiatr kołysał koronami wielkich kasztanowców rosnących wokół kościoła. Za nimi na polach złociły się kłosami łany pszenicy, srebrzyło żyto, a gdzieniegdzie stały zgrabne kopki ustawione ze snopków zbóż. Miasteczko powoli budziło się ze snu. Wypędzano krowy z zagród, zaprzęgano konie, aby dowieźć wory ziarna do młyna, a rytmiczne uderzenia cepów o klepisko świadczyły o młocce. Typowe odgłosy wczesnego poranka. Mamusia wstała wcześnie, aby przygotować śniadanie udającym się do koszenia Góralom. Jeden z nich wdrapał się na dach, aby zmienić zmurszałe gonty na nowe, specjalnie wyciosane z drzew rosnących w tatrzańskich lasach. Ogarnął wzrokiem okolicę. Widok z dachu miał piękny, bo dom stał na wzgórzu. Chwilę kontemplował piękno przyrody, ogarniał rozległą przestrzeń łąk ciągnących się po horyzont. Wtem usłyszał zbliżający się złowrogi pomruk. Skierował wzrok w jego kierunku. Niebo wibrowało, jakby drżała ogromna szyba, na tle której uwagę przykuwał dziwny, jaśniejący w dali kształt. Kształt przybliżał się iskrząc w słońcu jakby od zachodu płynęła złota rzeka. Zdumiony zatoczył wzrokiem półkole i znowu zobaczył podobne zjawisko. Wpatrywał się wytężając wzrok, aż wreszcie zrozumiał, że to hełmy i karabiny lśniły w słońcu i że to co uznał za rzekę jest kolumną samochodów wojskowych w rynsztunku bojowym. Z nieba dolatywał coraz mocniej przeciągły huk. Zrozumiał czego jest zwiastunem. Zbiegł z dachu i przekazał zgrozą przejmującą wieść: pacyfikacja! Mama kazała mu zawiadomić najbliższych sąsiadów. Kiedy zebrała się grupka ludzi, zdecydowali, że nie ma czasu na ucieczkę, bo kordon Niemców opasał już miasteczko, że jedynym ratunkiem będzie kryjówka w piwnicy. Piwnica była murowana, głęboka, schodziło się do niej po schodach. Ciemno w niej było jak w lochu. Mamusia obudziła starą ciocię, zawołała służącą, zawinęła mnie w becik i czym prędzej pobiegły do piwnicy. Był najwyższy czas, bo już było słychać pojedyncze strzały, a zaraz po nich jak na komendę zaterkotały karabiny maszynowe, a świst kul “zgrał się” w przerażającą muzykę z wybuchami granatów. W piwnicy już siedziała spora grupka strwożonych ludzi. Tymczasem odgłosy walki poderwały na równe nogi całą ludność miasteczka i wywołały popłoch. Ludzie masowo uciekali przez podwórka i ogrody szukając bezpiecznych miejsc. Ale tych już nie było. Więc kryli się w piwnicach, w zagonach warzyw, na drzewach. Niektórzy zdołali przedostać się na cmentarz i przycupnęli między grobami. Na obrzeżach miasteczka legły już pierwsze trupy uciekających, którzy nie zdąrzyli ani się ukryć, ani uciec do pobliskich zagajników. Rozochoceni łatwym łupem SS-mani rozpoczęli jatkę. Szli zostawiając za sobą śmierć i pożogę. W jednym z domów dziewczynki schowały się pod łóżko. Leżały z zapartym tchem, słyszały jak z kryjówki żandarmi wyciągnęli ojca i matkę i zabili ich strzałami w głowę. Konający małżonkowie padli na łóżko. Długo jeszcze sparaliżowane strachem dziewczynki widziały, jak kapała krew ich rodziców na podłogę obok nich. Wokół gestapowcy mordowali całe rodziny. Masakrowali kobiety z dziećmi na rękach, starców. Jakby im było mało bestialsko bijąc spędzili znalezionych w domach otępiałych z przerażenia ludzi na rynek. Tam kazali im klęczeć i zaczęli dziesiątkowanie. Wokół płonęły budynki, bydło bez celu biegało ulicami, psy wyły. Na pogodnym niebie pojawiły się samoloty. Ich złowrogi gwizd i potworny hałas zagłuszał krzyki rozpaczy mordowanych. Zaczęło się piekło. Kilka godzin zmieniło radosny poranek w południowy czas apokalipsy. Niebo zasnuły dymy pożarów, a pachnące ziołami, skoszonymi zbożami i trawą powietrze wypełnił nieprzyjemny, duszący swąd spalenizny. Sielskie oblicze miasteczka poszło z dymem, przedstawiając makabryczny widok. Kościelnemu udało się dostać do dzwonnicy i z desperacją bił w dzwony. Ich spiżowe tony grały larum i mieszały się z płaczem i lamentami rannych. Któryś z napastników celnym strzałem położył kościelnego. Dźwięki dzwonu powoli milkły. Hitlerowcy zadawali ból, siali śmierć i wzniecali pożary czując się bezkarni. Wiedzieli, że wybiją wszystkich. Bo chociaż partyzanci próbowali się bohatersko bronić, byli źle uzbrojeni i nie mogli równać się z przeważającą siłą wroga. Niemcy szli na pewniaka wykonując zemstę za partyzanckie bojówki. Celnie ostrzeliwali namierzone wcześniej miejsca posterunków partyzanckich oraz ich zamaskowane kryjówki. Niebawem nie mieli już przeciwnika. Ulice zasłały zmasakrowane trupy partyzantów. Niektóre zwłoki w zastygłych pozach przedstawiały straszny widok przedśmiertelnych konwulsji. Zaś śmiertelnie ranni błagali o ostatnią kulę. Na rynku działy się dantejskie sceny. Czekających na śmierć oprawcy bili i torturowali. Szaleli, jakby ogień i śmiercionośna muzyka bomb i granatów dodawały im pomysłów na bestialstwo. Idący szeroką kolumną hitlerowcy zostawiali za sobą rannych, zabitych, i zgliszcza. Miasteczko przedstawiało straszny widok. W naszej piwnicy panowała mroczna ciemność. Stłoczeni ludzie słyszeli coraz głośniejsze wybuchy bomb, odgłosy strzałów. To znak, że oprawcy byli coraz bliżej. Przez szpary wdzierał sie dym, drapał w gardle i dusił, ale bali się kaszleć, modlili się tylko o szybką śmierć. Do piwnicy sobie znanymi drogami przedostały się szczury i niespokojne węszyły pożywienie. Mama widziała je; drżała z obrzydzenia i płakała ze strachu kiedy przemykały pomiędzy skulonymi ludźmi. Jeszcze nie atakowały, ale już popiskiwały oczekując w ogarniającej je euforii na pierwsze ofiary. Jak długo miało trwać ich bierne czekanie na trupy? Czy wcześniej nie rzucą się na żyjących? Ogromne napięcie udzielało się i mnie, zaczęłam płakać. Mama próbowała mnie uspokoić, ale bez skutku. Płakałam żałośnie, a do mnie dołączali inni. W pewnym momencie ktoś zaczął walić w drzwi piwnicy i krzyczyć po niemiecku: “otwierać, bo inaczej poczestuję was granatem!” Ludzi ogarnęła panika. Moja mama trzymała mnie w beciku przyciskając mocno do piersi. Na zewnątrz krzyki były coraz bardziej niecierpliwe. Mama podjęła decyzję: wyrwała się ze ściśniętej ludzkiej gromadki z zamiarem wyjścia. Jeden z mężczyzn chwycił ją za nogę błagając: “niech pani nie wychodzi, zabiją nas wszystkich”. - Jak nie wyjdę tym bardziej skończą z nami! – odpowiedziała. Wolała zginąć na zewnątrz, niż w tej piwnicy, która zdawała się już być zbiorowym grobem. Wyrwała się z mocnego uchwytu i wyszła po schodkach, odsunęła rygiel. W otwartych drzwiach zobaczyła spoconą twarz Niemca, na którego czapce i na pierścieniu palca trzymającego cyngiel wymierzonego w nią karabinu były przejmujące grozą symbole SS: dwa skrzyżowane piszczele na trupiej czaszce. Za nim było ich jeszcze kilku. Mamie zakręciło się w głowie ze strachu i od zachłyśnięcia się powietrzem przesyconym spalenizną. Zobaczyła czarne chmury dymu wzbijające się w niebo, łuny pożarów. Ogień był wszędzie wzmagając sierpniowy upał. Iskry z palących się domów unoszone z wiatrem zataczały świetliste kręgi. Za koronami drzew rosnących w sadzie widziała kominy zburzonych domów, jeszcze w kłębach pyłów z walących się murów. Dach stodoły stał w płomieniach. Niemiec rozkazał mamie otworzyć dom i zrobić coś do jedzenia. Nie rozstając się ze mną weszła do kuchni. Cały czas czuła zimną lufę karabinu uwierającą ją przez jedwabną bluzkę w plecy. Przez cały czas przygotowywania posiłku SS-man trzymał broń w pogotowiu. Mama podała im kromki chleba z masłem, rozlała herbatę. Jedli szybko mówiąc coś do siebie. Po posiłku ten, który pilotował mamę pierwszy wstał od stołu, podszedł do niej, a ja wyciągnęłam do niego rączki i pokazałam w uśmiechu bezzębne dziąsła. Niemiec dał znak pozostałym, że czas na odpoczynek zakończony, więc wyszli, a on palcem połaskotał mnie w policzek i… uśmiechnął się do mnie! Mamusia oczom nie mogła uwierzyć. Myślała, że ma przywidzenia. A kiedy Niemiec zwrócił się do niej mówiąc: “Mamy rozkaz zrównać z ziemią tę mieścinę - i spojrzawszy na nas dodał: Życzę wam, żebyście przetrwali, tutaj zaraz będzie piekło” - nie mogła uwierzyć w to ostatnie co usłyszała: bo czyż można przetrwać piekło? Powiedziawszy to SS-man schował parabellum do kabury zawieszaonej na pasie i sięgnął do kieszeni munduru, skąd wyciągnął… czerwony pędzelek do golenia. Podał go znieruchomiałej jeszcze ze strachu mamie i powiedział, że to dla mnie na pamiątkę. Mama nie mogła zrobić kroku, stała jak wryta w ziemię z pędzelkiem w ręku patrząc za odchodzącym… Długo u nas w domu był przechowywany tamten czerwony pędzelek z bobrowego włosia, który wraz z życiem podarował mi niemiecki oficer w zamian za uśmiech. Agnieszka Buda - Rodriguez nauczycielka, dziennikarka, tłumaczka. Studiowała Filologię Polską w Kielcach. Po roku pracy wyjechała z mężem Kubańczykiem na Kubę. Zamieszkała w Hawanie, gdzie studiowała nauki humanistyczne i literaturę hiszpańską. Pracowała jako tłumacz techniczny polsko-hiszpański w Ministerstwie Przemysłu Cukrowniczego w Hawanie. Wykładała język polski i historię literatury w Szkole Polskiej w Hawanie. Po wyjeździe z Kuby osiedliła się w Toronto, gdzie rozpoczęła pracę dziennikarską. W 2003 roku wydała w Toronto książkę będącą zbiorem wspomnień z lat spędzonych na Kubie: „Kuba. Daleka piękna wyspa.” Laureatka konkursów literackich. „Czerwony Pędzelek” jest to wspomnienie Agnieszki o sierpniowych wypadkach w Skalbmierzu, który należał w 1944 roku do Republiki Pinczowskiej, utworzonej przez żołnierzy Armii Krajowej. OD REDAKCJI WP: Jagusiu, dziękujemy Ci za poruszający tekst związany z II wś. Czekamy na następne opowiadania! BOGDAN KRUTOWICZ - ŻOŁNIERZ WYKLĘTY jeden z tych, którzy chcieli bój do końca toczyć tekst: Andrzej Tlaga Otrzymaliśmy bardzo wartościowy przekaz dotyczący losów żołnierza Armii Krajowej Bogdana Krutowicza, kuzyna Andrzeja Tlagi. Bogdan Krutowicz urodzony w dniu 28 maja 1928 roku w Warszawie, należał od dwunastego roku życia do Armii Krajowej. W wieku czternastu lat w roku 1942 wzywany był na przesłuchanie przez Gestapo na ulicę Szucha w Warszawie. Po zakończeniu wojny i wkroczeniu Rosjan do Polski ujawnił się. Natychmiast został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa i bez sądu został wysłany na Sybir. Jeszcze na terenie Polski uciekł z pociągu w roku 1945, a nie mając możliwości legalnego życia, dołączył do Armii Krajowej oddziału „Podkowa”. Ponownie aresztowany w obławie leśnej, został skazany na karę śmierci za: WALKĘ Z WŁADZĄ LUDOWĄ I USIŁOWANIE OBALENIA RZĄDU PRZEMOCĄ”. Prezydent Bolesław Bierut zamienił ten wyrok na dożywotnie więzienie. Władze więzienne nie powiadomiły skazanego o zmianie wyroku i w więzieniu we Wronkach koło Poznania torturowali go psychicznie. Wielokrotnie zabierali więźnia na wykonanie wyroku i dopiero w celi śmierci przy sprawdzeniu tożsamości stwierdzali pomyłkę. Trwało to jakiś czas, jednak później został poinformowany o zmianie wyroku, a zastępca komendanta więzienia zaproponował mu współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa, w zamian za wcześniejsze zwolnienie z więzienia po roku czy dwóch latach. Bogdan Krutowicz nie wahał się ani chwili. Wybrał jedyną słuszną opcję: nieskazitelności wobec Ojczyzny. Odrzucił nikczemną propozycję! Przebywał w więzieniu do roku 1956. Na pożegnanie otrzymał pouczenie, że ma uważać, bo może tu szybko wrócić. Zmarł w Warszawie w wieku 84 lat w 2012 roku. Zygmunt J. Dąbek PODRÓŻ DO HRUSZÓWKI Przebywając na Polskich Kresach odnosi się wrażenie, jakbyśmy odbywali podróż do szczęśliwych miejsc minionej bezpowrotnie naszej młodości, czasu beztroski, radości i szczęścia. Podróż ta stanowiła jakby namiastkę powrotu do utraconego „Raju”. Odwiedzenie Hruszówki planowałem już wiele lat temu, ale dopiero w tym roku zdarzyła się okazja. Z Mińska, stolicy Białorusi, w cztery osoby, wyjechaliśmy samochodem terenowym do byłej posiadłości Rejtanów. Jadąc najpierw autostradą w kierunku Grodna, skręciliśmy po drodze do Rakowa. W okresie międzywojennym Raków był przygranicznym miasteczkiem- siedzibą gminy w II Rzeczpospolitej. Stąd Sergiusz Piasecki wybitny polski pisarz, najpierw jako oficer polskiego wywiadu, a następnie jako przemytnik, chodził piechotą do Mińska 35 km w celach wywiadowczych lub przemytniczych. Przed wojną to przygraniczne miasteczko tętniło życiem dając młodym ludziom możliwość zarabiania na życie przemytem dóbr poszukiwanych w Sowietach. Z tamtych czasów pozostała jeszcze drewniana zabudowa, typowa polska architektura, oraz okazały, ale bardzo biednie wyglądający kościół katolicki, który przez 45 lat był zamieniony na warsztaty naprawcze ciężkich pojazdów mechanicznych. Następnie przez Iwieniec, objeżdżając Stołpce i Nieśwież ze wspaniałą rezydencją Radziwiłłów, dojechaliśmy do Lachowicz. Stamtąd udając się do byłej posiadłości Rejtanów, kierowaliśmy się bardziej intuicją i wyczuciem, albowiem nie było żadnej informacji jak tam dojechać. Gdy dotarliśmy do wsi Koniuchy, miejscowi ludzie wskazali nam dalszą drogę. Następna wieś to Nacza, skąd było już widać duże zarośla wokół dworu. Jak nam powiedziano, była to posiadłość ostatniego polskiego pana. Jadąc bardzo wolno zobaczyliśmy zdziczały i zarośnięty duży ogród, który dalej przechodził w opuszczony i zaniedbany ogromny sad z jabłoniami, gruszami i śliwami. Z dawnego ogrodzenia zachowały się jedynie betonowe słupy. Długą aleją obrośniętą figowcami dojechaliśmy do samego dworu. Ogarnęło nas ogromne wzruszenie. Oto znaleźliśmy się na terenie dworskim, miejscu związanym z życiem i śmiercią wielkiego polskiego patrioty Tadeusza Rejtana, który wbrew wszystkim do końca sprzeciwiał się rozbiorom Polski. Budynki, które oglądaliśmy zostały wzniesione w XVII i XVIII wieku. To co pozostało z kwitnącej posiadłości Rejtanów, to okazały zniszczony drewniany dwór, pokryty zardzewiałą blachą, z oknami i drzwiami zabitymi deskami. W bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się tzw. „Murowanka”, ceglany dość solidny budynek, z małymi otworami okiennymi i załamanym dachem, na którym wyrastają już młode brzozy. W pewnym oddaleniu znajdują się: stodoła, stajnie i obory, które są wykorzystywane przez lokalny kołchoz do celów gospodarczych. W pobliżu stawów i rzeczki widać czerwone, pozbawione dachów budynki spichlerzy. W stawach przez rybaków łowione są ryby. Celem naszej wyprawy była „Murowanka”. To właśnie w tym domu Tadeusz Rejtan spędził swoje ostatnie pięć lat życia. Weszliśmy do środka, gdzie znajduje się jedna izba z resztkami pieca, z sienią i spiżarką. Pomimo dużej dziury w dachu, na łukowym sklepieniu nie widać zacieków. Solidna budowa. Wysoko w murze pozostały zakratowane otwory po trzech małych okienkach. Przetrzymywany był tu Tadeusz Rejtan pod strażą żyjąc w zupełnej samotności jako więzień. Zmarł 8 sierpnia 1780 roku, w wieku 38 lat. Został pochowany w murowanym cegłą grobie w miejscu określanym potocznie "Pod Grabem" w pobliżu dworu. W 1930 r. polscy naukowcy potwierdzili autentyczność miejsca pochówku i ciało Tadeusza Rejtana zostało przeniesione do rodzinnej kaplicy. W dworskim parku postawiono popiersie narodowemu bohaterowi. Po wkroczeniu Armii Czerwonej w dniu 17 września 1939 r. trumna z jego zwłokami została zbezczeszczona, a ciało zniknęło. Dopiero po rozpadzie Związku Sowieckiego odsłonięto tablicę pamiątkową ku czci Tadeusza Rejtana w 1994r., ufundowaną przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Zdjęcie wykonane w sierpniu 2013. W kontemplacyjnej zadumie na tle „Murowanki” zrujnowanego zespołu dworskiego rodziny Rejtanów. Na zdjęciu w środku dr Elżbieta Dąbek i po prawej autor artykułu Zygmunt Dąbek. Dworska posiadłość pozostała w rekach rodziny Rejtanów do 17 września 1939 r. Henryk Grabowski, ostatni szlachcic na Hruszówce, był nie tylko ziemianinem, ale również politykiem. Jako poseł do Sejmu wyraził publicznie protest przeciwko ratyfikowaniu traktatu ryskiego przez Polskę z dnia 14 kwietnia 1921 r., na mocy którego setki tysięcy (a nawet milion) Polaków zostało pozostawianych na pastwę władzy sowieckiej. Rejtanowie mieli w swoim majątku stadninę koni, browar, zbudowali stację kolejową na trasie Wilno-Lwów, aby przewozić drewno. Prowadzili także przytułek dla inwalidów wojennych różnych narodowości. Dla potrzeb domowych i gospodarczych wybudowali magazyn chłodzony lodem. Charytatywnie wspierali kształcenie utalentowanych dzieci z Hruszówki. Już pierwszego dnia sowieckiej agresji na Polskę 17 września 1939 r., czołg rosyjski wjechał na teren posiadłości Henryka Grabowskiego i tego dnia został on zamordowany, a żonę wywieziono na Sybir, gdzie zmarła. Na koniec naszego pobytu przy Murowance wspólnie pomodliliśmy się za duszę ś.p. Tadeusza Rejtana. To wyjątkowe i jakże drogie każdemu Polakowi miejsce jest mało znane i prawie zapomniane. Z rodziny Rejtanów, z linii z Hruszówki, już nikt nie żyje. W spokoju i zadumie wracając do Mińska dzieliliśmy się naszymi przeżyciami, nawiązując do słynnego obrazu Jana Matejki „Upadek Polski”. Obraz Jana Matejki „Upadek Polski” (namalowany w 1866 r.), przedstawia alegorycznorealistyczną scenę z obrad sejmu rozbiorowego, która rozegrała się w dniu 21 kwietnia, 1773 roku. W 1772 r. Rosja, Prusy i Austria dokonały I rozbioru Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Rosja chcąc jeszcze bardziej upokorzyć Polskę, żądała sejmowego zatwierdzenia tej grabieży. Wielki Artysta Jan Matejko ukazał rozpaczliwy protest posła ziemi nowogrodzkiej Tadeusza Rejtana. Między kwietniem 1773 r. a marcem 1775 r. Tadeusz Rejtan mieszkał w Warszawie. Jest on najważniejszą postacią obrazu, wyraziście odcinającą się od pozostałych, jakże biernie zachowujących się posłów. Na sali panuje nieporządek, który wskazuje na gwałtowny przebieg historycznych wydarzeń. W środkowej części obrazu widać przewrócony fotel, pokruszone drzwi, podarte kotary, rozbite szkło ze zniszczonych kinkietów oraz porozrzucane po podłodze różne papiery. Leżący na podłodze w dramatycznym, pełnym rozpaczy geście Tadeusz Rejtan rozdziera szaty na własnych piersiach. Swoim ciałem chce zablokować drzwi i zagrodzić posłom przejście do sali senatu, gdzie mają podpisać zatwierdzenie rozbioru Polski. Leżąc na podłodze, chrapliwym głosem rozpaczliwie woła; „Zdepczcie to ciało, które za was chce się nastawić i ofiarować. Zabijcie mnie, zdepczcie, ale nie zabijajcie Ojczyzny”. Za plecami Rejtana przez uchylone drzwi, widać sylwetki rosyjskich żołnierzy. Drugą kluczową postacią jest zdrajca i agent rosyjski, marszałek sejmu rozbiorowego Adam Poniński (17321798), który będąc zaprzedanym agentem Katarzyny II pobierał dożywotnią pensję, płaconą przez rosyjskich ambasadorów, w wysokości 2400 złotych dukatów rocznie. Posępny i podpierający się laską, wskazującym palcem lewej reki, w brutalnym geście nakazuje Rejtanowi wynieść się z sali, a uzbrojonym rosyjskim sołdatom rozkazuje usunąć go. W centrum obrazu, znajdują sie zdrajcy narodu Polskiego i przywódcy targowicy: Stanisław Szczęsny Potocki ze spuszczonymi oczami i Franciszek Ksawery Branicki. Potocki jeden z najpotężniejszych magnatów wygląda na zrezygnowanego. Jego osoba symbolizuje grupę zaprzańców, która poprzez swój egoizm i krótkowzroczność, doprowadziła do upadku wielkie i wspaniałe państwo Polskie. Zaś stary Branicki zasłaniając twarz rękami nasuwa skojarzenie ze ślepcem. Bowiem do ślepców należeli ci, którzy swoją polityką doprowadzili do upadku i rozbiorów Polski. Przekupieni i posłuszni posłowie bezwolnie kierują się w stronę sali senatu, by swoimi podpisami zatwierdzić haniebny rozbiór Polski. Wszyscy okazali się późniejszymi przeciwnikami Konstytucji 3 maja. W części górnej obrazu, widać rosyjskiego ambasadora Mikołaja Repnina, dumnie patrzącego z loży na Rejtana. Duży portret carycy Katarzyny II, zawieszony na ścianie, jednoznacznie wskazuje na związki targowiczan z Rosją. Caryca z ironiczną powagą spogląda na upadek Polski. O zdradzie przypomina sakiewka z pieniędzmi leżąca na ziemi. Pod lożą Repnina widoczna jest drugorzędna w rozgrywanych wydarzeniach sylwetka króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który ukradkiem spogląda na zegarek widoczny na jego ręce. Na koniec refleksji warto podzielić się informacjami na temat dalszego życia Ponińskiego. Na zdradzie narodowej od carycy i króla pruskiego dorobił się wielkiego majątku. Miał siedem pałaców i dworków w najbardziej atrakcyjnych miejscach w Warszawie: przy Krakowskim Przedmieściu i ul. Miodowej. Miał również rezydencje w Petersburgu, Wiedniu i Berlinie. Tereny dzisiejszej dzielnicy Warszawa - Wola należały do niego. Cały majątek przegrał w karty i roztrwonił w burdelach. Jak pisze Jarosław Rymkiewicz rozpacz uczyniła go pijakiem. Po upadku Polski obdarty chodził po ulicach Warszawy, wstępował do każdej szynkowni i pił prostą gorzałkę. Z przepicia umarł pod murem w wieku 66 lat. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na lody w miejscowym sklepie w Koniuchach. Spotkana tam przypadkowo Białorusinka, pracownica gminy, poinformowała nas, że kilka lat temu pewna rodzina z Polski chciała odkupić posiadłość Rejtanów od kołchozu, aby ją odrestaurować. Władze miejscowe nie wydały na to zgody. Zarobki polityków w Polsce Zarobki i przywileje polskich polityków zwykłego obywatela mogą przyprawić o zawrót głowy. Nie należą do najwyższych w Europie, ale w większości zachodnich państw nie odbiegają one wiele od średniej pensji. Kilkanaście tysięcy złotych netto pensji miesięcznie, darmowe mieszkanie, limuzyny, podróże, niekontrolowany czas pracy, a nawet... dozwolony alkohol w pracy to codzienność dla polityka. Jeśli dodać do tego ochronę zapewnioną przez immunitet, zawód polityka jawi się jako łakomy kąsek na rynku pracy. Prezydent najwyższy przedstawiciel Rzeczpospolitej Polskiej, który stoi na straży bezpieczeństwa i suwerenności państwa, zarabia około 20 tysięcy złotych brutto, czyli 14 tysięcy złotych na rękę, stoi na pierwszym miejscu urzędniczej listy płac. Ma do dyspozycji Pałac Prezydencki i Belweder oraz kilka rezydencji. Zasadnicze wynagrodzenie prezydenta wynosi 12 tysięcy 365 złotych brutto. Otrzymuje on także dodatek funkcyjny w wysokości 5 tysięcy 299 złotych oraz dodatek za wysługę lat – w sumie 20 tysięcy 138 złotych brutto. Od wynagrodzenia prezydenta odprowadzana jest zaliczka na podatek dochodowy, składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne oraz składka na Fundusz Pracy. Głowa państwa nie musi się martwić o mieszkanie i rachunki, gdyż do dyspozycji ma swój Pałac, a gości może podejmować w Belwederze. Ma do dyspozycji Kancelarię Prezydencką, której budżet sięgał około 200 milionów złotych. To z tych pieniędzy opłacane są podróże prezydenta i jego doradcy czy utrzymanie rezydencji w Wiśle i na Helu. Uposażenie otrzymują także byli prezydenci. Dożywotnio otrzymują 6 tysięcy 183 złotych brutto, czyli 4 tysiące 374 złotych na rękę. Byłym prezydentom na terytorium Polski przysługuje również ochrona Biura Ochrony Rządu. Marszałek Sejmu Nieco mniej zarabia marszałek Sejmu. Za kierowanie pracami 459 posłów oraz administracją przy ulicy Wiejskiej dostaje co miesiąc 16.675 tysięcy złotych brutto miesięcznie i 2500 złotych miesięcznie poselskiej diety. Wicemarszałkowie niewiele mniej – 14.909 tysięcy złotych. Mają do dyspozycji luksusowe gabinety, służbowe telefony i służbowe auta z oficerami Biura Ochrony Rządu lub sejmowymi kierowcami. Jako posłowie otrzymują zwrot kosztów zakwaterowania w Warszawie, nie płacą za paliwo, za darmo podróżują samolotami, komunikacją publiczną i koleją. Dostają też 12 tysięcy złotych miesięcznie na prowadzenie biura. Marszałek Senatu miesięcznie otrzymuje wynagrodzenie w wysokości 19,5 tysiąca złotych. Także jeździ luksusowym autem z oficerami BOR. Nawet podróżując prywatnie, nie muszą się oni martwić o mandaty - posłów i senatorów chroni przed nimi immunitet. Kiedy stracą pracę, będzie na nich czekała trzymiesięczna odprawa, czyli kilkadziesiąt tysięcy złotych. Poseł i senator Na pensję posła składają się uposażenie, dieta i dodatki za udział w komisji. Jeśli parlamentarzysta zrezygnował z wcześniejszego zatrudnienia i zawodowo jest tylko posłem, otrzymuje 9 tys. 892 zł uposażenia. Do tego dieta, zwolniona od podatku dochodowego i wynosi 2 tys. 473 zł. Pełniący funkcję przewodniczącego komisji pobierają dodatek w wysokości 20 procent uposażenia (1978 zł.). Ich zastępcy otrzymują 1483 zł, a przewodniczący stałych podkomisji 10 proc. – 989 zł. Pieniądze są uzależnione od pracowitości parlamentarzysty. Poseł, który nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, nie otrzymuje pełnej pensji. Marszałek Sejmu zarządza obniżenie uposażenia i diety parlamentarnej o 1/30 za każdy dzień nieusprawiedliwionej nieobecności na posiedzeniu Sejmu lub za niewzięcie w danym dniu udziału w więcej niż 1/5 głosowań. Poza uposażeniem posłowie otrzymują co miesiąc prawie 10 tysięcy złotych na utrzymanie biura poselskiego. Za te pieniądze opłacają m.in. koszty podróży służbowych i rachunków telefonicznych. Oprócz pieniędzy parlamentarzyście przysługuje wiele przywilejów. Za darmo może podróżować publiczną komunikacją, nie płacą też za bilety lotnicze krajowych linii. W razie zakończenia kadencji otrzymują odprawę w wysokości trzech uposażeń. Nie przysługuje ona, jeżeli poseł lub senator zostanie wybrany na następną kadencję. Premier miesięcznie dostaje około 20 tysięcy złotych brutto, na co składa się pensja i dieta poselska oraz wynagrodzenie za sprawowanie funkcji szefa rządu. Premier korzysta też z bardzo wielu przywilejów. Na przykład dowolnie może korzystać z licznych rządowych posiadłości, na przykład w Bułgarii. Przysługuje mu całodobowa ochrona Biura Ochrony Rządu, samolot i darmowe mieszkanie w Warszawie. Ministrowie zarabiają miesięcznie od około 10 tysięcy do niespełna 20 tysięcy złotych brutto. Ministerialna pensja składa się z płacy zasadniczej, dodatku funkcyjnego, oraz dodatku za wysługę lat. Zależy także od sum przewidzianych na administrację państwową w budżecie. Średnie wynagrodzenie polskiego ministra to kwota około 14 tysięcy złotych brutto. Piastowanie urzędu ministra to bardzo intratne zajęcie, zwłaszcza, że do ministerialnych pensji można na różne sposoby dorobić, a to wynajmując mieszkania, pisząc książki czy dzierżawiąc grunty. Średnio za pełnienie funkcji szefów resortu politycy inkasują 170 tys. zł rocznie, a z dodatkowymi zarobkami, wyciągają nawet grubo ponad 200 tys. zł. Kto jest krezusem wśród ministrów? Uwzględniono zarobki szefów resortu. Z rankingu wykluczeni są: Janusz Piechociński, Michał Boni, Marcin Korolec, Mikołaj Budzanowski i Jacek Cichocki. Ministrowie: gospodarki, administracji i cyfryzacji, środowiska oraz były minister skarbu państwa i były minister spraw wewnętrznych nie pochwalili się swoimi zarobkami, powołując się na ustawę, zgodnie z którą, jeśli nie pełnią funkcji posła, senatora czy pracownika samorządowego, o wysokości otrzymywanej pensji informować nie muszą. Jan Vincent Rostowski Minister Finansów Łączny dochód: 429 965,37 zł Niekwestionowanym liderem rankingu jest Jan Vincent Rostowski. W roku ubiegłym zarobił najwięcej spośród wszystkich ministrów. Z tytułu piastowania urzędu Ministra Finansów otrzymał w 2012 roku 172 909,08 zł. Z tytułu mandatu poselskiego – 2316,96 zł (dieta opodatkowana) i 27 316 zł (dieta nieopodatkowana). Do tego dochodzą zyski z lokat bankowych, które wyniosły w 2012 roku 2685 zł i to, co udało się zarobić w funtach brytyjskich, a co minister określa mianem „inne dochody”. Ich wartość wynosi 45 210 GBP, po aktualnym kursie: ok. 224 693 zł. W oświadczeniu majątkowym minister finansów pochwalił się posiadaniem licznych nieruchomości: trzech domów (w tym dwóch w Anglii i jeden we Francji) oraz pięciu mieszkań. Barbara Kudrycka Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Łączny dochód: 254 050,44 zł Więcej niż premier, zarobiła Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Łączny dochód, jaki osiągnęła Barbara Kudrycka w 2012 roku wynosi ponad 254 tys. zł. Większość tej kwoty to pensja z ministerstwa - 174 244,08 zł brutto. Prawie 50 tys. zł minister nauki zarobiła dzięki współpracy z Wyższą Szkołą Administracji Publicznej w Białymstoku, na której do 2007 roku piastowała urząd rektora. Obecnie Barbara Kudrycka otacza opieką merytoryczną doktorantów tej uczelni. Oprócz tego minister zarobiła 31 226 zł z diet poselskich. W oświadczeniu majątkowym Barbara Kudrycka pochwaliła się też, że jest właścicielką m.in. trzech mieszkań, lokalu usługowego i miejsca parkingowego. Donald Tusk Prezes Rady Ministrów Łączny dochód: 243 965,16 zł Premier Donald Tusk zgromadził w roku ubiegłym na swoim koncie grubo ponad 243 tys. zł. Z tytułu pełnienia funkcji Prezesa Rady Ministrów otrzymał łączne wynagrodzenie w kwocie 198 771,24 zł. Ten dochód uzupełniła dieta poselska w wysokości ponad 29 tys. zł. Premier zarobił też na wynajmowaniu nieruchomości. Z tego tytułu w roku ubiegłym na jego konto wpłynęło 13 200 zł. Bogdan Zdrojewski Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Łączny dochód: 225 tys. zł Bogdan Zdrojewski z tytułu pracy w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, osiągnął dochód w wysokości ok. 195 tys. zł. Zarobki uzupełnił dietą parlamentarną w wysokości ok. 30 tys. zł. Warto podkreślić, że spośród umieszczonych w rankingu ministrów, Bogdan Zdrojewski plasuje się na drugim miejscu pod względem wysokości ministerialnych zarobków. Wyprzedza go tylko premier. Krystyna Szumilas Minister Edukacji Narodowej Łączny dochód: 217 106,38 zł Z tytułu pełnienia funkcji Ministra Edukacji Narodowej Krystyna Szumilas osiągnęła w 2012 roku dochód w wysokości 187 429,42 zł. Minister otrzymywała też diety poselskie w łącznej kwocie 29 676 zł. Całkowity dochód, jaki zaksięgowała na swoim koncie Krystyna Szumilas w roku ubiegłym to ponad 217 tys. zł. Tomasz Siemoniak Minister Obrony Narodowej Łączny dochód: 213 007,98 zł Minister Obrony Narodowej zarobił w roku ubiegłym nieco ponad 213 tys. zł. Na ten dochód składa się pensja z ministerstwa, która wyniosła 183 007,98 zł i dochód z najmu mieszkań, który Siemoniak oszacował na równo 30 tys. zł. Elżbieta Bieńkowska Minister Rozwoju Regionalnego Łączny dochód: 199 328,47 zł Elżbieta Bieńkowska w 2012 roku zarobiła nieco ponad 199 tys. zł. Pełnienie stanowiska Minister Rozwoju Regionalnego zapewniło jej dochód w wysokości 169 651,51 zł. Pracę w ministerstwie Bieńkowska łączy z działalnością w Senacie RP. Z pełnienia funkcji senatora RP otrzymała w 2012 roku łącznie 29 676 zł. Bartosz Arłukowicz Minister Zdrowia Łączny dochód: 197 590,04 zł Bartosz Arłukowicz swoją ministerialną pensję uzupełnia dietą parlamentarną. Z obu źródeł otrzymał łączny dochód w wysokości ponad 197 tys. zł. W ministerstwie Arłukowicz zarobił 167 913,08 zł, w Sejmie RP - 29 676 zł. Radosław Sikorski Minister Spraw Zagranicznych Łączny dochód: 196 673,79 zł Radosław Sikorski zarabia nie tylko, stojąc na czele polskiej dyplomacji, ale i pisząc książki oraz dzierżawiąc grunty. Łącznie w roku ubiegłym osiągnął z tego tytułu dochód w wysokości ponad 196 tys. zł. W ministerstwie Sikorski zarobił 160 444,92 zł. Do tego doszła dieta parlamentarna w wysokości ponad 29 tys. zł, tantiemy za książkę „Prochy świętych” w kwocie 799 zł i równo 6 tys. zł z dzierżawy gruntów. Sławomir Nowak Minister Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej Łączny dochód: 189 432,32 zł Sławomir Nowak osiągnął w ubiegłym roku dochód w wysokości ponad 191 tys. zł. Na tę kwotę składają się zarobki z tytułu pełnienia funkcji ministra – 162 126,56 zł oraz dochód z kancelarii Sejmu RP w kwocie ponad 27 tys. zł. Joanna Mucha Minister Sportu i Turystyki Łączny dochód: 188 693,58 zł Ponad 188 tys. zarobiła w roku ubiegłym Joanna Mucha. Z tytułu pełnienia stanowiska Minister Sportu i Turystyki zainkasowała w roku ubiegłym równo 159 016,62 zł. Dochód z ministerstwa uzupełniła dietą poselską, która za cały 2012 rok wyniosła łącznie ponad 29 tys. zł. Władysław Kosiniak-Kamysz Minister Pracy i Polityki Społecznej Łączny dochód: 182 964,43 zł Nieco więcej zarobił w 2012 roku Władysław KosiniakKamysz. Jego dochód wyniósł niewiele ponad 172 tys. zł. Większość tej kwoty stanowią zarobki z tytułu pełnienia funkcji ministra. Kosiniak-Kamysz w MPiPS zarobił w 2012 roku 149 167,80 zł – to najmniejsze zarobki spośród wszystkich szefów resortu. Uzupełnił to dochodem z wynajmu mieszkania i garażu. Miesięcznie na konto ministra wpływa z tego tytułu 1680 zł brutto. W ubiegłym roku Kosiniak-Kamysz otrzymał też ponad 2700 zł dodatkowego wynagrodzenia rocznego – tzw. „trzynastkę”. W tej kwocie policzono mu także godziny ponadwymiarowe. Dodatkowo szef resortu pracy zarobił ponad 10 tys. zł na akcjach firmy Paster, działającej na rynku usług budowlanych. Stanisław Kalemba Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi Łączny dochód: 174 318,12 zł Najmniej spośród wszystkich ministrów zarobił w roku ubiegłym Stanisław Kalemba. Trzeba mieć jednak na uwadze, że Kalemba urząd ministra piastuje dopiero od lipca 2012 roku, jego ministerialna pensja jest więc okrojona. Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi zgromadził na swoim koncie sumę 174 tys. zł. Na tę kwotę składa się uposażenie poselskie w wysokości nieco ponad 86 tys. zł, pensja z ministerstwa – 73 261,72 zł, dieta poselska 2446 zł i emerytura w wysokości łącznie ponad 12 tys. zł. Oprac. Barbara M.J. Kukulska na podst. oficjalnego raportu. Candida albicans Lista objawów, jakie przypisuje się Candida albicans, czy raczej jej nadmiernemu rozmnożeniu się w ciele ludzkim, jest długa. Właściwie jest na niej wszystko: alergie pokarmowe, bóle brzucha i głowy, nadwaga lub niedowaga, utrata włosów, biały język, gazy i wzdęcia, częste infekcje, ponadto impotencja, depresja, zaburzenia wzrokowe, kłopoty z prostatą, nadmierne pocenie się, ciągłe odchrząkiwanie. Więcej: o przeroście Candida w narządach wewnętrznych może też świadczyć krótka pamięć, alkoholizm, niecierpliwość, stronienie od towarzystwa, ospałość, kłopoty decyzyjne, złe mniemanie o sobie... Wielu z nas teraz pewnie uśmiecha się ironicznie, ale może nie ma racji? W końcu jak mieć dobry nastrój, gdy ciągle coś w ciele uwiera i boli, zauważają znawcy tematu. A jest on ostatnio głośny, bo w natłoku różnych informacji daje nie tylko czytelną diagnozę wszystkich naszych kłopotów ze zdrowiem, ale też proponuje receptę na ich zażegnanie. To wszystko wcale nie jest takie proste – oponują lekarze. Kto ma rację? "Nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele dolegliwości ciała i duszy wynika z zatrucia organizmu wywołanego przez grzyby" - lek. med. Jacek Giovanoli-Jakubczak Instytut Medycyny Holistycznej Vega Medica w Warszawie. Większość chorób wynika właśnie z tego, że hodujemy w sobie grzyba – Candida albicans, ale też tropicalis, krusei, pseudotropicalis, parapsilosis. Ich wydzieliny tak zanieczyszczają organizm, że prowadzi to do przeciążenia systemu obronnego. A osłabione ciało reaguje szeregiem najróżniejszych dolegliwości. Nie tylko fizycznych, ale też psychicznych, bo obolały człowiek staje się zmęczony, gderliwy, łatwo wybucha itp. Pierwsze problemy z Candida zaobserwowano pod koniec XX w., gdy coraz liczniejsza grupa pacjentów zaczęła się uskarżać na pozornie niezwiązane ze sobą objawy, które jednak dawały poczucie choroby totalnej. Okazało się, że miało to związek z nadużywaniem antybiotyków, którymi jeszcze do niedawna leczono wszystko. Efektem ubocznym tegoż było wybicie pożytecznych bakterii i pozostawienie układu pokarmowego we władaniu rozrastającego się grzyba. Dziś wiemy, że „karmią” go też: picie wody z kranu, stres, nadużywanie kawy, alkoholu, nikotyny, przebywanie w pomieszczeniach wilgotnych i klimatyzowanych. A najbardziej niewłaściwa dieta: nadużywanie cukru, spożywanie prostych węglowodanów, mięsa i mleka zawierających hormony i sterydy, jedzenie konserwowanych i gotowych posiłków, picie słodzonych i gazowanych napojów. Ciągle aktualna zasada: "Nie jadać byle czego, byle jak, i z byle kim!". Główna kwatera Candida mieści się w układzie pokarmowym, w jelicie grubym. Dopóki jesteśmy młodzi i silni, równowaga między grzybem a dobrymi bakteriami, które żyją obok, jest zachowana. Ale przez złe nawyki grzyb zaczyna niekontrolowanie się namnażać i np. perforować ścianki jelita, co prowadzi do jego przeciekania, a wtedy niestrawione części pokarmowe dostają się do krwiobiegu, powodując alergie pokarmowe. W przewodzie pokarmowym zaczynają namnażać się też pasożyty… To wszystko nie dzieje się nagle: przerost Candida może trwać dziesiątki lat i objawiać stopniowym pogorszeniem zdrowia. Grzyba można się pozbyć dietą i lekami. Potem dobrze jest oczyścić organizm z obumarłych trucizn. Krańcowo różne opinie specjalistów dotyczące grzybicy: - "Poza rzadkimi przypadkami (np. dziecięce pleśniawki) Candida jest nieszkodliwa" - lek. med. Arkadiusz Miller specjalista chorób wewnętrznych. Przypisywanie grzybom Candida roli chorobotwórczej jest jakimś nieporozumieniem. Ten grzybek naprawdę nie jest niebezpieczny. To naturalny składnik naszej flory, większości towarzyszy stale, innym okresowo. Zasiedla układ pokarmowy, śluzówki, skórę. Owszem, może być groźny, ale w dwóch opisanych medycznie sytuacjach: dla osób z upośledzoną odpornością, czyli np. dla chorych na niekontrolowaną cukrzycę, dla będących w schyłkowym stadium choroby nowotworowej, AIDS, po wypadkach (czyli gdy układ immunologiczny jest wyjątkowo obciążony). Wtedy rzeczywiście drożdżyca (inaczej kandydoza) może mieć dramatyczny przebieg. A to dlatego, że przy takim spadku odporności ten poczciwy saprofit Candida zamienia się w pasożyta. Zajmuje rurę przewodu pokarmowego (przełyk, żołądek, jelita) i uszkadza narządy wewnętrzne, co zwykle kończy się śmiercią. Ale takie sytuacje występują rzadko, są poważne i wymagają hospitalizacji. - Jest jeszcze drugi rodzaj infekcji: zewnętrzna. Jej pojawienie się zwykle wiąże się z nasileniem stresu albo z niezachowaniem higieny. Przejawia się widocznymi, swędzącymi białymi plamkami w drogach rodnych, na skórze, w ustach (u małych dzieci to popularne zapalenie pleśniawkowe). U dorosłych łatwo się je leczy – kilka dni stosowania preparatów przeciwgrzybiczych, i znikają, zresztą infekcję zwalcza też sam organizm. Na pojawienie się jej faktycznie może mieć też wpływ przyjmowanie antybiotyków, które wybijają bakterie, a nie ruszają grzybów. I te się rozprzestrzeniają – bo mają więcej miejsca! Nie widzę sensu w pozbywaniu się jej poprzez modne "oczyszczanie jelit". Ale jeśli ktoś lubi, proszę bardzo. - "Naturoterapeuci w jednym mają rację: warto zdrowo się odżywiać, wysypiać i wzmacniać organizm" - dr Marek Bardadyn ekspert w dziedzinie odżywiania i odchudzania.Temat grzybów zasiedlających nasze organizmy rzeczywiście ostatnio stał się modny, zwłaszcza wśród osób, które mają przewlekłe problemy ze zdrowiem. Nie uważam jednak, żeby to był główny powód ich chorób, choć część objawów, które może wywoływać Candida, może wiązać się z jej obecnością. Są to jednak głównie miejscowe zakażenia – między palcami, na błonach śluzowych. Jest oczywiście i kandydoza narządowa, rozprzestrzeniająca się wraz z krwią, i ona może wpływać np. na wzrok, ale to już jest sprawa poważna i wymaga hospitalizacji. A czy inne symptomy naprawdę są wywołane przez kandydozę, trudno stwierdzić – zakażenia grzybicze zawsze były niełatwe do zdiagnowania. Trudno też stwierdzić, co jest przyczyną, a co objawem zakażenia kandydozą. Różne są opinie specjalistów, ale to nie zmienia faktu: grzybica jest uciążliwa i trudna do wyleczenia. Czy obniżenie odporności to sprawa grzyba, czy odwrotnie: wskutek złej pracy układu immunologicznego zaczynają nas dopadać różne infekcje, w tym drożdżakowe? Oczywiście można je wyleczyć (u dermatologa, ginekologa, gastrologa – specjalisty danego narządu). Czasem nawet wystarczy jedna dawka leku, by zlikwidować nieprzyjemny objaw. Z drugiej jednak strony kandydoza rzeczywiście często powraca… Na pewno rację mają naturoterapeuci w podkreślaniu wagi właściwego stylu życia i pozytywnego nastawienia do świata. Warto zacząć dobrze, zdrowo się odżywiać (jeść pokarmy bogate w witaminy, zwłaszcza z grupy B), wysypiać się. I wzmocnić układ odpornościowy. Oprac. na podst.internetu: Barbara M.J. Kukulska rok założenia 1991 OFERUJE BILETY LOTNICZE każdymi liniami lotniczymi. NOWOŚĆ: SANATORIA W POLSCE wycieczki zagraniczne i lokalne, ubezpieczenia podczas podróży, wypożyczanie samochodów, zakwaterowanie. Szybko, tanio i solidnie. Wszystko załatwiamy telefonicznie albo emailem Halina Bojara [email protected] Skype: halusia595 tel: 012-329 1526 fax: 086210 6439 Cell 082 324 8808 Safpol Safaris 185 Perth Rd, Westdene 2092 PO Box 441, Melville 2109 Johannesburg, South Africa cell: +27 82 788 2717 tel. +27 11 726 58 97 fax. +27 11 482 66 66 www.kriscotravel.co.za www.limohire.co.za www.krisco.pl (polska strona) VICTOR i A Wiktor i Ala oferują wyroby wędzone: kabanosy, szynki, kiełbasy, pstrągi, oscypki! ℡ 072 701 8558 e-mail:[email protected] www.safpol.pl e-mail: [email protected] AERO TRAVEL TOURS DLA WAS OD PONAD 20 LAT! 9 9 9 9 9 9 9 BILETY LOTNICZE KRAJOWE I ZAGRANICZNE ZWIEDZANIE AFRYKI DLA OSÓB INDYWIDUALNYCH I GRUP WYCIECZKI POBYTOWE I OBJAZDOWE W KAŻDY ZAKĄTEK ŚWIATA REZERWACJE HOTELOWE I W PARKACH NARODOWYCH WYNAJEM SAMOCHODÓW UBEZPIECZENIA TURYSTYCZNE TRANSFERY LOTNISKOWO-HOTELOWE INFORMACJI UDZIELAJĄ: VIOLA, BEATA I KASIA E-MAIL: [email protected] Tel: 011 791-1771/3 Fax: 011 791-1775 Cell: 082 9010 896 Unit D13. Lifestyle Riverfront Office Park Bosbok Rd. Randpark Ridge 2156 ODWIEDŹ NAS NA: WWW.AEROTRAVELTOURS.COM
Podobne dokumenty
Wiadomości Polonijne - piotrjaroszynski.pl
Okiem reportera-tekst i zdj. M.Liberda Miód dobry na wszystko!- B.Kukulska
Bardziej szczegółowo